Nalini Singh
Szept Grzechu w:
Antologii Spalam się Tłumaczenie nieoficjalne: zapiski_mola_ksiazkowego
Gazeta San Fran...
10 downloads
1 Views
332KB Size
Nalini Singh
Szept Grzechu w:
Antologii Spalam się Tłumaczenie nieoficjalne: zapiski_mola_ksiazkowego
Gazeta San Francisco 2 sierpnia 2072 r. RYTM MIASTA Kłopoty w Chinatown? Wymuszający odmawiają zarówno potwierdzania, jak i zaprzeczenia plotek o nowej zorganizowanej rodzinie mafijnej w mieście. Plotka na mieście mówi, że ten gang – znany z czarnych „V”, które bazgrają w lokalizacjach ich przestępstw – zamierza przejąć wszystkie nielegalne operacje na terenie San Francisco. Jak do tej pory, V skoncentrowało swoje działania w Chinatown, ale nasze źródła donoszą, że planują oni rozszerzyć swoje działania wzdłuż całego regionu Zatoki. Smith Jenson, telepata który zajmuje stanowisko kierownika PR lokalnych władz oświadczył publicznie, że V nie stanowią istotnego zagrożenia. Błagamy by zajęto odmienne stanowisko. Podczas gdy Psy jak Pan Jenson i jego koledzy pozostają bezpieczni w wysoko wznoszących się mieszkaniach, ludzie i zmiennokształtni na ziemi zaczynają odczuwać efekty nowego zagrożenia. Jak na razie nie było jeszcze ofiar śmiertelnych, jednakże jest to jedynie kwestią czasu. Autor niniejszego artykułu wierzy, iż lokalne władze muszą stanąć na wysokości zadania. W przeciwnym razie, San Francisco może po prostu wymknąć się z ich uchwytu. Jeden. Jej pończochy były podarte, Ria pomyślała, wpatrując się pusto na oczka u jej stóp. Gdzie były jej buty? Zgubione gdzieś w alejce, gdzie ten drań próbował ją zgwałcić jako „zaliczkę” na poczet pieniędzy za ochronę, których zapłacenia jej rodzina odmawiała. Coś zadrżało nad jej ramieniem i zostało owinięte wokoło niej, ciepłe i grube. Koc. Złapała go mocno, a potem skrzywiła się, gdy jej okrwawione dłonie dotknęły wełny. Jej ręce natychmiast się otworzyły. Uwolniony, koc zaczął zsuwać się na podłogę dużego vana karetki. „Mam Cię.” Powiedział głęboki głos, mrugnęła patrząc się na twarz, której nie znała. Zmiennokształtny, który rzucił jej napastnika o ścianę był niebieskookim blondynem,
przypominającym jej zarozumiałą młodość jej młodszego brata, Ken'a. Ten mężczyzna … był wyciosany z twardszego materiału, jego szczęka była pokryta świeżym zarostem, jego oczy miały bogaty bursztynowy kolor starej whiskey, jego włosy gęste i ciemne, w stu odcieniach przeplatającego się brązu i złota. „Dalej, kochanie, porozmawiaj ze mną.” Przełknęła, spróbowała znaleźć odpowiednie słowa, ale zgubiły swoją drogę w chaosie jej mózgu pozostawiając ją niemą. Zamiast tego jej umysł wypełnił się terrorem długich chwil jakie spędziła w tej alejce zaledwie kilka minut drogi od jej domu rodzinnego, w jednej z ulic otaczających krzątaninę Chinatown. Wystarczyło zaledwie kilka sekund by wszystko się zmieniło. W jednej chwili uśmiechała się, a w następnej jej podekscytowanie z zakończenia jej ostatnich wieczornych zajęć ustąpiło bólowi i szokowi, gdy on uderzył ją i kopnął Gładki wybuch Mandaryńskiego, tak nieoczekiwany, tak mile widziany, że przedarł się przez mgłę bólu i strachu. Ponownie spojrzała w górę zdziwiona. Ten mężczyzna, ten obcy mówił do niej w języku jej babci, pytając ją czy nic się jej nie stało. Przytaknęła, znalazła słowa by powiedzieć, „Mówię po angielsku.” Rzadko musiała to mówić. W przeciwieństwie do jej matki będącej w połowie Kaukaskiego pochodzenia, Ria odziedziczyła niewiele po babci poza jej kośćmi. Jej włosy były gładkie jak pręty, ale były w kolorze ciemnego brązu, a nie czerni. Jej oczy były lekko w kształcie migdała, ale widać to było tylko, jeżeli ktoś się naprawdę przyglądał. Odziedziczyła większość swojego wyglądu po jej brązowowłosym, brązowookim całkowicie amerykańskim ojcu. „Jak masz na imię, kochanie?” Dłoń ujęła jej policzek Wzdrygnęła się, ale ta dłoń, chociaż duża, była delikatna. I cierpliwa. Po długich minutach zrelaksowała się pod wpływem jej ciepła, otuchy dodały jej zgrubienia które oznaczały, że był to mężczyzna zaznajomiony z pracą własnymi rękami. „Ria. A kim ty jesteś?” „Emmett,” powiedział, jego głos nie zdradzał nic prócz śmiechu. „I odpowiadam za ciebie.” Zmarszczyła brwi, prawdziwa Ria walczyła by przedostać się przez mgłę szoku. „Kim ty jesteś by być za mnie odpowiedzialnym?” „Jestem duży, jestem silny, i jestem wściekły jak jasna cholera, że ktoś ośmielił się tknąć kobietę na mojej warcie.” Mrugnęła. „Na twojej warcie?” „Dorian jest częścią mojego zespołu,” powiedział, kiwając na blondyna, który zamienił jej napastnika w worek połamanych kości. „Szkoda, że wykonał taką dobrą robotę – sam chętnie pokiereszowałbym tego gnojka.” Ria nie była przyzwyczajona do przemocy, ale wiedziała bez wątpienia, że ten mężczyzna był zmiennokształtnym, że mógł się z mienić w panterę za pomocą jednej myśli – i że ta pantera nie miała najmniejszego problemu z najbrutalniejszą odmianą sprawiedliwości. Kiedy spojrzała w jego oczy, zobaczyła wściekłość … i przebłyski czegoś, co nie było do końca ludzkie. „On nie może już mnie skrzywdzić.” Jakoś, odnalazła się próbując go pocieszyć. „Ale zrobił to.” Nieubłaganie stwierdził. „I mam zamiar wywąchać gniazdo, z którego ta mała żmija wypełzła bez względu na wszystko.” spojrzała na nieprzytomne ciało jej napastnika. Był żywy, ledwo. Ale przez dłuższą chwilę nie będzie rozmawiał. „Pracował sam?” „Są ślady, które wskazują, że pracował dla nowego gangu.” Emmett przycisnął koc delikatnie wokół jej stóp, gdy zrobił się luźny. „CiemnaRzeka odwaliła kawał dobrej roboty, by oczyścić miasto z tego rodzaju szumowin, ale czasem pojawiają się z powrotem.” Ria wiedziała o CiemnejRzece. Kto nie wiedział? Stado panter, mieszczące się w lasach Yosemite ogłosiło San Francisco częścią swojego terytorium kiedy Ria była jeszcze dzieckiem – żaden inny
drapieżny zmiennokształtny nie mógł wejść do miasta bez ich zgody. Ale kilka lat temu wstecz, poszli o krok dalej i zaczęli wymiatać również ludzkich drapieżników. „Nie mogę ci za dużo powiedzieć na jego temat,” powiedziała, jej głos zyskał na sile na wznoszącej się fali gniewu. „Przyszedł do sklepu mojej matki, zostawił numer konta, gdzie miała przelewać pieniądze za „ochronę”. Pomyśleliśmy, że jest kolejnym zbirem.” „Jutro wezmę od ciebie ten numer. Teraz powinnaś zostać obejrzana.” Wsuwając jedne muskularne ramie pod jej nogi, okręcił drugie wokół jej pleców, zaraz pod jej ramionami, i podniósł ją zanim zorientowała się co się dzieje. Wydała z siebie zaskoczony okrzyk. „Nie opuszczę cię.” Wyszeptał uspokajająco, gdy przeniósł ją w dalszą część wana. „Zabieram cię tylko z przeciągu.” Powinna zaprotestować, ale była zmęczona i obolała, a on był taki ciepły. Opierając swoją głowę o jego serce kiedy usiadł z nią w swoich ramionach, wzięła głęboki wdech. Jej ciało westchnęło. Ładnie pachniał. Gorąco, męsko i prawdziwie, jego woda po goleniu pachniała czymś czystym i świeżym. Chociaż wyraźnie potrzebował golić się częściej niż raz dziennie. Jego szczęka otarła się o jej włosy gdy sadowił ją bardziej pewnie na swoich kolanach. Nie żeby miała coś przeciwko temu, myślała, gdy oczy jej się zamykały. Emmett pogłaskał dłonią włosy norki, którą miał w ramionach. Była małym stworzeniem, i w tej chwili, była na granicy swojej wytrzymałości. Rozwścieczony na myśl, że ktoś ośmielił się ją skrzywdzić, trzymał ją z świadomą delikatnością, aż poczuł że zaczyna schodzić z niej napięcie. Kiedy westchnęła i przycisnęła się bliżej, pantera w nim wydała z siebie zadowolony pomruk – dokładnie w chwili, gdy Dorian zajrzał do vana. Blond żołnierz skinął na Ri'ę. „Nic jej nie jest?” „Gdzie do cholery są sanitariusze?” warknął Emmett. „Z tą kupą gnoju.” Dorian wzruszył ramionami. „Powinienem go zabić.” Dzika część Emmett'a chciała mu powiedzieć by wrócił tam i dokończył to zadanie, ale zmusił się do myślenia mimo potrzeby pantery by szarpać i rozdzierać. „Potrzebujemy każdej informacji jaką może nam dać na temat tej grupy, więc miejmy nadzieję, że później będzie mógł mówić.” „W tym momencie było by dobrze mieć Psy,” wymruczał Dorian, odnosząc się do psychicznej rasy, która była trzecią częścią triumwiratu jakim był ich świat. „Jeden z telepatów mógłby wyrwać te informacje prosto z głowy tego drania.” „Jesteście okropni,” powiedział senny kobiecy głos. Emmett spojrzał w dół by zobaczyć, że Ria miała zamknięte oczy. „Tak, jesteśmy.” Ale miał wrażenie, że ona już zdążyła zasnąć, jej rzęsy ciemne łuki księżyca na tle skóry tak kremowej, że chciał jej spróbować. Zwracając swoją uwagę na Doriana ostatnią siłą woli, powiedział „Znalazłeś jakiś kontakt na wypadek wypadku w jej portfelu?” Zostawił młodego żołnierza by się w tym zajął, kiedy on opiekował się Ri'ą. „Tak – rodzice są już w drodze.” Uśmiech Doriana był ostry. „Jej tata brzmiał tak, jakby świerzbiło go do walki, więc może nie powinieneś patrzeć na nią w ten sposób. „Pilnuj swojego cholernego interesu.” Ścisnął swój uścisk. Podnosząc ręce, Dorian śmiejąc się wycofał. „Hej, twój pogrzeb.” „Idź sprowadź tutaj sanitariuszy.”
„Wydaje mi się, że Tammy właśnie tu dotarła – może pozszywać twoją dziewczynę.” Uzdrowicielka CiemnejRzeki wpadła do vana gdy tylko Dorian skończył wypowiadać to zdanie. „Pozwól mi na nią spojrzeć,” powiedziała miękkim głosem kładąc swoją apteczkę na podłodze. Oczy Ri'i stanęły otworem gdy tylko druga kobieta ją dotknęła. Emmett przejechał dłonią po jej plecach by dodać jej otuchy. „Ria, to jest Tamsyn, nasza uzdrowicielka. Możesz jej zaufać.” Ku uciesze jego panterę, poczuł jak jej ciało się rozluźnia niemal natychmiast. „Mów mi Tammy.” Tamsyn uśmiechała się. „Wszyscy tak robią.” „Ja ciebie znam,” powiedziała Ria chwilę później. „Kupiłaś kawałek jadeitu ze sklepu mojej mamy.” „Alex jest twoją mamą?” Tammy uśmiechnęła się na potaknięcie Ri'i. „Powiedziałam jej, że potrzebuję czegoś czym mogłabym grodzić mojemu wybrankowi, gdy robi się twardogłowy, a ona powiedział, dlaczego nie skałę skałą?” „To bardziej przypomina moją babcię.” Tammy uśmiechnęła się. „Wszystkie kobiety brzmią jak ich matki po pewnym wieku.” Mrógnęła do niej. Ria uświadomiła sobie, że wbrew sobie i ona się uśmiechała. „W takim razie jestem przeklęta.” Wyciągnęła swoje ręce, by Tammy mogła je wyczyścić. „Właściwie nawet już nie bolą.” „Hmm, zobaczmy. Zrobiłaś to sobie upadając na ręce?” Tammy czyściła brud i odłamki z ran, gdy mówiła. Ria przytaknęła, krzywiąc się na szczypanie wody utlenionej. „Tak.” Uzdrowicielka spojrzała na jej teraz już czyste dłonie. „Nie masz rozcięć, które wymagały by szwów,” wymruczała piękna brunetka. „Pozwól mi zobaczyć twoją twarz, kochanie.” Jej ręce były niewiarygodnie kompetentne i delikatne, chociaż wyglądała jak modelka, ze swoim wzrostem i eleganckimi kośćmi. Ria zawsze chciała być wysoka. To była jedyna rzecz, której nie odziedziczyła po swoim ojcu. Zamiast tego utknęła z miniaturowym wzrostem swojej matki – ale nie z jej naturalnie szczupłym ciałem. Nie, Ria utknęła z byciem niską i „krągłą”. Ha, bardziej hojnie obdarzonym. Jej mama jadła sześć pierogów z rzędu i miała jeszcze miejsce na dokładkę. Ria jadła trzy i przybierała na wadze pięć funtów. „Śpisz?” Był to pomruk koło jej ucha. Potrząsnęła głową. „Nie śpię.” Tak jakby. „Będziesz miała trochę sińców na twarzy,” powiedziała jej Tamsyn, „ale nie masz żadnych permanentnych szkód.” Rozsmarowała coś na jej skórze. „To pomorze zmniejszyć opuchliznę.” „Xie xie.” Powiedziała w automatycznej odpowiedzi na dotyk uzdrowicielki. Tamsyn miała ręce jak jej babcia. Troskliwe ręce. Ręce godne zaufania. „Proszę.” Powiedziała z uśmiechem, który mogła usłyszeć choć jej oczy były zamknięte. „Emmett, musisz zostawić nas same na kilka minut.” Poczuła jak wielkie ciało spina się wokół niej. Zmuszając swoje powieki by się otworzyły, poklepała go po piersi, nie do końca pewna skąd znalazła do tego odwagę. Samce pantery były groźne kiedy byli poruszeni. Ale, wbrew groźnej miny na jego twarzy, miała wrażenie, że ten kot nigdy by jej nie skrzywdził. „Nic mi nie będzie.” „Tammy,” Emmet sprzeciwiał się dalej, a jego mina jeszcze bardziej po ciemniała, „ona jest na wpół żywa.” „Muszę zapytać się jej kilka osobistych pytań,” powiedziała Tamsyn spojkojnym kompetentnym
głosem, „żebym wiedziała, czy potrzebuje jeszcze jakiś innych leków.” Zamglony umysł Ri'i przejaśnił się. „Nie dotarł tak daleko. Tylko trochę mnie sponiewierał.” Warknięcie wypełniło powietrze. Wzdrygnęła się cała, jej serce uderzało z prędkością stu mil na godzinę. „Co to było?” „Emmett.” Mrugając na ton Tammy, spojrzała na mężczyznę, który ją trzymał. „To ty?” „Jestem panterą,” powiedział, jakby zaskoczony jej zdumieniem. „Zapomnij o nim,” powiedziała Tamsyn chwytając spojrzenia Ri'i, gdy dezynfekowała odrapania na jej kolanach. „Jesteś pewna co do tego co zaszło, kotku? Nikt nie będzie ciebie osądzał.” Nie możliwym było nie ufać tej kobiecie. „Rzuciłam w niego torebką i kopnęłam go poniżej pasa. Po tym, był bardziej zainteresowany w tym żeby mnie zranić, niż … no wiesz.” Tamsyn przytaknęła. „Dobrze więc. Ale jeżeli kiedykolwiek będziesz potrzebowała porozmawiać, zadzwoń do mnie.” Włożyła swoją wizytówkę do gigantycznej torebki, którą ktoś przyniósł i położył w karetce, kiedy Ria nie patrzyła. „To -” zaczęła Ria, kiedy na zewnątrz zrobiło się poruszenie. „Gdzie jest moja córka? Ty! Gdzie ona jest? Powiedz mi natychmiast, albo ja -” „Mamo.” Ria poczuła, że łzy napływają jej do oczu po raz pierwszy, gdy jej mama weszła do karetki, odpychając Tammy ze swojej drogi, tak jakby druga kobieta nie była silniejsza i wyższa. „Moje dziecko.” Alex wyściskała ją całą całując ją w czoło z czułym matczynym ciepłem. „Ten kawał gnoju.” „Mamo!” Jej matka nigdy nie przeklinała. Kiedy babcia Ri'i miała złośliwy nastrój, nazywała mamę Alex „sztywną” tylko po to by zobaczyć jak ona wybucha – jej babcia była jak fajerwerki. „Ty!” Alex przyszpiliła oczami Emmett'a. „Dlaczego masz swoje ręce na mojej córce?” Te ręce przycisnęły się jeszcze bliżej. „Opiekuję się nią.” Alex zezłościła się. „Nie najlepiej się nią opiekowałeś, nieprawdaż? Została zaatakowana właśnie tutaj, prawie na głównej drodze.” „Mamo,” powiedział Ria zamierzając powstrzymać jego namiętny protest, kiedy Emmett spokojnie przytaknął i powiedział, „To moja wina. Naprawię to.” „To nie była twoja wina,” powiedziała Ria, ale nikt jej nie słuchał. „Dobrze.” Alex odwróciła się z powrotem do Ri'i. „Twoja babcia na ciebie czeka.” „Jak zdołałaś ją przekonać by zaczekała w domu?” „Powiedziałam jej, że będziesz chciała napić się jej specjalnej jaśminowej herbaty kiedy wrócisz.” Emmett dorastał w silnym i żywiołowym stadzie. Uznał, że jest w stanie poradzić sobie z rodziną Ri'i. To było zanim poznał jej babcię. Pięć stóp niczego więcej poza czystą furią i ściśle wstrzymywaną wściekłością, która była jeszcze bardziej imponująca z powodu jej samokontroli. Oczywiście, Ria była ważniejsza. Emmett nie zgodziłby się na nic innego, nawet gdyby jej babcia nie rozkazała mu zanieść Ri'i – która protestowała, że może „chodzić, na litość boską ” - do czegoś, co wyglądało na sypialnię jej babci, aby mogła się wykąpać i przebrać. Jak tylko wypełnił to zadanie, został wygoniony zaczekać do kuchni. Ojciec Ri'i nadal był na miejscu zdarzenia, powstrzymywany przed spuszczeniem jeszcze większego łomotu niemal martwemu napastnikowi. Podobnie jak jej starszy brat. Co pozostawiło
go w kuchni z mamom i szwagierką Ri'i. Alex i Amber wyglądały bardziej jak siostry niż jak cokolwiek innego. Mama Ri'i była ładną kobietą, drobną i powabną. Amber była wyciosana z tej samej gliny – nawet w późnym stadium ciąży, w którym się właśnie znajdowała, jej kształty były delikatne, jej ramiona szczupłe i delikatne. Emmet pozostawał bardzo ostrożnie na krześle, gdzie rozkazano mu usiąść. Bał się, że złamałby jedną z nich, gdyby je przez przypadek dotknął. Ale Ria, Ri'ę chciał dotykać. „Pij!” Coś go uderzyło przed nim. Spojrzał na dół na kałużę herbaty jaśminowej wokół jego małej filiżanki i zdecydował się nie wspominać humoru Alex. „Dzięki.” „Myślisz, że tego nie widzę?” Szturchnęła go palcem w ramię. „Ciebie, sposobu w jaki patrzysz się na moje dziecko?” Nikt nie ważył się zaatakować Emmett'a. Nie był jednym z najszybciej zmieniających się w pantere w CiemnejRzece, ale był więcej niż niebezpieczny gdy go do tego sprowokować. I wszyscy jego podopieczni byliby bardziej niż zachwyceni zobaczyć go teraz nie ośmielającego się podnieść jednego palca w obawie, że mógłby posiniaczyć Alex. „A jak na nią patrzę?” Alex zmrużyła oczy. „Jak wielki kot na swoje jedzenie.” Wygięła swoje ręce w kształt pazurów i wykonała ruch jakby odpychała wszystkich na bok. „W ten sposób.” „Masz z tym jakiś problem?” „Mam problem ze wszystkimi mężczyznami, którzy chcą umawiać się z moją córką.” I z tym, Alex obróciła się i odeszła z powrotem do blatu. „A jej ojciec, on ma dwa razy taki problem.” Emmett zastanawiał się, czy Alex spodziewała się, że go odstraszy. „Dorastałem w stadzie.” Był przyzwyczajony do wścibskich członków stada, warczących ojców i śmiertelnie opiekuńczych matek. Amber uśmiechnęła się, kiedy Alex prychnęła i obróciła się. „Z kobietami też mają problem,” powiedziała scenicznym szeptem. „Kiedy zaczęłam umawiać się z Jet'em, Alex powiedziała mi, że jeżeli złamię jego serce to pobije mnie wałkiem.” Alex pomachała dokładnie tym przyrządem kuchennym w kierunku Amber. „I nie zapominaj o tym.” Śmiejąc się Amber przytuliła Alex. „Nic jej nie jest, Mamo. Ria się z tego otrząśnie – lepiej niż ty i ja byśmy kiedykolwiek to zrobiły.” W tym momencie wrócili męscy krewni Ri'i. Pierwszym pytaniem jej ojca było, „Kim on jest do cholery?” Dwa. Ria siedziała w kąpieli z bąbelkami, którą przygotowała jej babcia i westchnęła. Lekkie pukanie nastąpiło chwilę później. „Wporządku, Popo.” Jej babcia weszła do środka. Chociaż malutka, z twarzą, która nosiła milion śladów dobrze przeżytego życia, jej chód był stabilny, a jej oczy jasne. Miaoling Olivier miała w sobie jeszcze całe naręcze dekad do przeżycia jak lubiła powtarzać. Teraz weszła i usiadła na zamkniętej klapie od toalety, gdy ojciec Ri'i zaczął krzyczeć w kuchni. „No i znowu to samo,” powiedziała Miaoling przewracając oczami. „Czasami myślę, że przez przypadek otworzyliśmy nasz dom mieszkańcom szpitala psychiatrycznego.”
Ria poczuła jak unoszą jej się usta w uśmiechu, a jej oczy zachodzą mgłą. „Są po prostu zdenerwowani i boją się o mnie.” „Mądra dziewczyna.” Jej babcia sięgnęła, wzięła jedną z pokiereszowanych dłoni Ri'i i pocałowała ją. Pocałunek był lekki, kochający. Leczył Ri'ę od wewnątrz. „Kocham cię, Popo.” „Wiesz,” powiedziała Maoling, „że tylko ty mnie tak nazywasz. Ken i Jet obaj nazywają mnie nana.” „I dlatego oni nie są twoimi ulubieńcami, a ja jestem.” „Shh.” W oczach Miaoling pojawiły się iskierki, gdy położyła rękę Ri'i z powrotem na krawęć wanny. „Podziękowałaś już młodemu mężczyźnie, który cię znalazł? Może powinnaś upiec mu ciasto.” To sprawiło, że Ria się uśmiechała. „Nie jestem zainteresowana,” powiedziała swojej wiecznie pełnej nadziei babci. „Jest nieco zbyt piękny jak dla mnie.” Blondyn CiemnejRzeki był wyraźnie dobrze wytrenowanym członkiem stada, ale będąc takim szczupłym, bardziej wyglądał jak nastoletni surfer niż dorosły mężczyzna. Emmett z drugiej strony … Jej babcia westchnęła. „Jeżeli tak dalej pójdzie, twoje kobiece części się wysuszą.” Ria prychnęła ze śmiechem. „Popo!” „No co? Mówię tylko prawdę.” Sposób mówienia Miaolng zmienił się z perfekcyjnie Harvardzkiej angielszczyzny do rytmu, który tylko używała przy tych, przy których czuła się swobodnie. „W twoim wieku byłam już w ciąży z twoją mamą.” „Czasy się zmieniły – a ja mam dwadzieścia dwa lata, niezbyt można by powiedzieć o mnie, że jestem wyschnięta.” Oparła swoją głowę o ścianę. „Powiedz mi jak poznałaś dziadka.” „Po co? Przecież już to wiesz.” „Proszę.” Ta historia sprawiała, że czuła się lepiej, i teraz, właśnie tego potrzebowała. „Dobrze, dla mojej Ri-ri.” Głęboki wdech. „Mieszkałam na gospodarstwie rolnym w prowincji Henan i moja rodzina próbowała zaaranżować mi małżeństwo. Ale, ai, byłam okropna. Nie chciałam wyjść za mąż, za żadnego z chłopców, których mi przyprowadzali – zbyt kościsty, zbyt gruby, zbyt głupi, zbyt przywiązany do spódnicy swojej matki.” „I pozwalali ci z tym ujść na sucho?” „Byłam jedyną dziewczyną po trzech chłopcach. Byłam rozpieszczona.” Powiedziała z pełnym zadowolenia uśmiechem. „Pewnego dnia, przychodzi do mnie mój ojciec i mówi, Miaoling, dzisiaj ubierz się ładnie, amerykański lekarz przyjeżdża do wioski sprawdzić oczy starych ludzi.” „Zbadać czy nie ma katarakty.” „Tak. Mój tata mówi, może szalony Amerykanin zechce za żonę szaloną Chinkę, która nie słucha nikogo. Oczywiście, to sprawia, że wcale nie chcę Amerykanina.” Ria zachichotała, tak wciągnięta w tą historię, jak gdy była dzieckiem. „Dziadek przyszedł do naszego domu na kolację.” „A ja założyłam brązową sukienkę, brzydką brązową sukienkę, z brzydkimi brązowymi butami.” Ręka babci głaskała włosy Ri'i, włosy o których Miaoling raz powiedziała, że miały w sobie jedwab Chin, ale bogaty czekoladowy kolor całkowicie innej kultury. „Ale on był taki przystojny. Ładne zielone oczy, żółte włosy. I był miły. Śmiał się ze mnie po cichu przez całą noc siedząc naprzeciwko mnie przy stole. Wiedział co mi chodziło po głowie.” „Ale i tak poprosił cię byś za niego wyszła.” „Po tygodniu. I szalona Miaoling powiedziała tak, i przyjechaliśmy do Ameryki.”
„Tak szybko,” powiedziała Ria kręcąc głową. „Nie bałaś się?” „Phi, dlaczego miałabym się bać? Kiedy jesteś zakochany, nie boisz się. Tylko niecierpliwisz.” „Nie mów tego, Popo!” Ale było już za późno. „Niecierpliwisz się by używać kobiecych części!” Emmett ukrył swój uśmiech w jaśminowej herbacie. Jego słuch był dokładny, jak u pantery. Mógł słyszeć wszystko co babcia Ri'i mówiła – i cholera, już był w niej w połowie zakochany. Nic dziwnego, że dziadek Ri'i się z nią ożenił. Spoglądając w górę złapał wyrażenie twarzy Alex, gdy jej mąż przyciągnął ją do swoich ramion. Odkładając na bok całe jej rzucanie się, Alex naprawdę martwiła się o Ri'ę. „Nikt więcej nie skrzywdzi twojej córki,” powiedział po cichu podnosząc się na nogi. Wszyscy wpatrywali się w niego przez długie minuty, aż w końcu, Simon, ojciec Ri'i, przytaknął. Ale kiedy się odezwał, było to by powiedzieć, „Ona nie jest dla ciebie. Jest już zajęta.” Emmett uniósł brew. „Nie nosi pierścionka.” A jeżeli jakiś kretyn był wystarczająco głupi by nie rościć sobie do niej praw, kiedy miał szansę, to nie był to problem Emmett'a. „Ale będzie,” powiedział Simon. „Jesteśmy przyjaciółmi z rodziną Tom'a, Clark'ami, od lat. Oświadczyny są formalnością.” Emmett mógł słyszeć Ri'e i jej babcię nawet teraz, chichoczące w łazience. Żadna z nich nie wspomniała o tym Tom'ie w ich dyskusji o stosowaniu „kobiecych części.” Pantera kocio uśmiechnęła się z satysfakcją, choć mężczyzna nie dał po sobie tego poznać. „Odnoszę wrażenie, że z waszą córką nic nie jest pewne – ona sama podejmie własne decyzje.” Oczywiście, on miał szczery zamiar upewnienia się by wybrała właśnie jego, ale nie było potrzeby by informować o tym jej rodziców. Jeszcze nie. Dwie godziny później, po krótkim spotkaniu z alfą CiemnejRzeki i kilkoma innymi żołnierzami, Emmett potarł swoje zaspane oczy akceptując piwo, które rzucił mu Nathan. „Muszę iść do domu, złapać trochę snu.” „Zrelaksuj się na kilka minut,” powiedział mu strażnik, jeden z najwyższych rangą żołnierzy stada. „Byłeś napięty jak łuk całą noc. Wszystko poszło dobrze z tą dziewczyną, którą zaatakowano?” „Tak.” Emmett nie miał zamiaru dyskutować więcej na temat Ri'i z kimkolwiek. Nie dzisiaj. „Co to Luc mówił na temat Psy?” Zmartwienia zmiennokształtnych rzadko dotyczyły tych z nieemocjonalnej rasy psychicznej, ale z tego co dotarło do niego dzisiaj, może to mieć miejsce w tym przypadku. Nate wziął łyka swojego piwa. „Wiesz jak oni zdominowali politykę. Słyszeliśmy, że mogą chcieć zneutralizować tą grupę sami.” „Dlaczego? Ofiary w ludziach i zmiennokształtnych gówno ich obchodzą.” Jedynym powodem dla którego ta rasa pozostawała przy władzy – poza faktem, że ich przeciwnicy mają zwyczaj wycofywania się z wyścigu po publikacji jednego ze skandali lub kilku z nich – była ich zdolność do robienia pieniędzy, pieniędzy, które okazjonalnie sączyły się w dół do głosujących. „Zaczynamy deptać im po piętach,” powiedział Nate. „Psy lubią być na szczycie w każdej sytuacji.” „W takim razie będziemy musieli działać szybko.” „Mamy jeszcze trochę czasu.” Drugi mężczyzna odłożył swoje piwo. „Najwyraźniej, nie wszyscy w wysoko postawieni rangą Psy uważają nas za prawdziwe zagrożenie.” Emmett prychnął. „Oni naprawdę nie widzą nic poza ich wierze z kości słoniowej, co?” „Ludzie i zmiennokształtni nie pojawiają się zbyt często na ich radarze.” Uśmiech Nate'a ociekał
samozadowoleniem. „A w czasie kiedy oni będą zajęci decydowaniem się tym, czy należy zadać sobie trud by zwrócić na nas uwagę, my przejmiemy to miasto.” Emmett wzniósł butelkę w toaście. „Za udaną kampanię.” Jednakowoż, w tej chwili, mniej myślał o przejęciu miasta przez CiemnąRzekę, a więcej o jego bardziej prywatnej kampanii. No dalej, fretko, pobaw się ze mną. Ria leżała tej nocy w łóżku i wzdychała. Była rozpieszczana, głaskana i tłamszona prawie do śmierci przez jej rodzinę wiele godzin po tym jak wróciła do domu. W większość dni, doprowadziłoby to ją do szału. Dzisiaj, potrzebowała tego ciepłego koca miłości. Ciepło. Gorąco. Jej ciało zmiękczało, pamiętając co czuło leżąc skulone na kolanach Emmett'a. Nigdy wcześniej nie była na kolanach mężczyzny. Większość mężczyzn którzy ośmielili się podnieść rękawicę rzuconą przez opiekuńczość jej rodziny i odważyli się zaprosić ją na randkę byli miłymi chłopcami z sąsiedztwa. Nie miała nic przeciwko nim. Ale chodziło o to, że dorastała z ojcem, który był gwałtowny w swojej trosce o rodzinę, i starszym bratem, który nie spadł daleko od jabłoni, kiedy przychodziło do dbania o tych, których uważał za swoich. Oni zjadali tych miłych chłopców na śniadanie. Ri'i marzył się mężczyzna, który okazjonalnie zjadł by zamiast tego ich! Tuląc się do poduszki, uśmiechnęła się do swoich myśli. Można by pomyśleć, że nie lubiła swojej rodziny. Było to dalekie od prawdy. Ale, no cóż, byli przytłaczający. Oni, tak jakby, przejmowali wszystko. Jak ona miała szanować mężczyznę, który pozwalał się im zdominować? Wrócę jutro by sprawdzić co u ciebie. Emmett powiedział to prosto przed jej ojcem. Gęsia skórka wystąpiła jej na całym ciele. Zastanawiała się jak te jego duże, silne ręce sprawiałyby że by się poczuła, gdy głaskałby ją po całym ciele, gorące i Zadzwonił jej telefon. Jęknęła, kiedy zobaczyła kto dzwonił. Tom. Wzdychając, wstała by odebrać, ale dobrze zakamuflowany diabeł w niej zamiast tego odrzucił połączenie. W Tom'ie nie było nic złego poza tym, że chciał się z nią ożenić. Jej ojciec lubił Tom'a. Nawet Alex lubiła Tom'a. Ria nie miała nic przeciwko Tom'owi. Ona po prostu nie chciała wychodzić za niego za mąż. Nie, ona śniła o historii miłosnej takiej jak jej babci – i Miaoling była jedyną w całej rodzinie, która wspierała opór Ri'i w stosunku do „Świetnej Partii.” Z punktu widzenia Alex i Simona, to naprawdę była świetna partia. Podobnie jak ona, Tom był częściowo pochodzenia Chińskiego. Jak ona, dorastał w Stanach, i miał bardzo zachodni sposób patrzenia na życie, bez zapominania o drugiej części jego dziedzictwa. A co najważniejsze, Clark'owie i Wembley'owie byli przyjaciółmi od czasów zanim Ria i Tom w ogóle przyszli na świat. Wszystko było doskonałe. Tylko, że Tom nigdy nie śmiał by się z nią z sekretnego żartu tak jak zrobił to jej dziadek z jej babcią. Nigdy by nie trzymał jej z pełną pasji czułością z jaką Simon trzymał Alex, kiedy myślał że nikt nie patrzył. Nigdy nie zacząłby się z nią kłócić tylko po to, by móc się z nią pogodzić jak Jet robił to z Amber. Dlaczego oni nie mogli zrozumieć, że i ona chciała tego samego? Całe swoje życie nie miała nic przeciwko temu, by Jet i jej młodszy brat, Ken, byli w świetle fleszy. Bycie środkowym dzieckiem w rzeczy samej było całkiem miłe – dostawało jej się to co najlepsze z obu światów, a jej relacje z rodzeństwem były bardzo silne. Ale ze swoim mężczyzną, ze swoim mężem, chciała być numerem jeden.
„Idź spać Ria,” wymruczała do siebie, wiedząc że miała obsesyjne myśli ponieważ bała się zasnąć i mieć koszmary. Ale kiedy w końcu zasnęła, nie było to by wpaść w szpony koszmarów … ale w silne ręce mężczyzny, który patrzył na nią oczami, które zmieniły się w zielono-kocie. Emmett patrzył z uwagą na swoją twarz w lusterku łazienkowym następnego ranka i skrzywił się. To był cud, że Ria nie uciekła z krzykiem od niego kiedy wziął ją w swoje ramiona. Była taka miękka i jedwabista, smakowity kąsek. On, dla porównania, wyglądał jakby miał kilka bliskich spotkań zarówno z pięścią, jak i ze ścianą. Pięści były prawdą, ale jak wszyscy zmiennokształtni, szybko leczył wszystkie uszkodzenia. Nie, tak po prostu wyglądała jego twarz, z taką się urodził. Nigdy wcześniej mu to nie przeszkadzało, ale teraz potarł ręką o jego oprószoną zarostem szczękę i zdecydował, że lepiej jeżeli się dobrze ogoli zanim pójdzie sprawdzić co z Ri'ą. Ogolenie się i prysznic sprawiły, że czuł się czysto, ale był świadomy, że nadal wyglądał jak zbir kiedy zapukał w drzwi do jej domu rodzinnego. Na pewno w niczym nie przypominał ładnego chłopca idącego wzdłuż podjazdu z ogromnym bukietem róż. Cholera. Dlaczego do cholery on nie wpadł na pomysł, by przynieść kwiaty? „Cześć,” powiedział drugi mężczyzna w uniwersyteckim głosem. „Jestem Tom.” Emmett wyciągnął rękę. „Emmett.” „Simon wspomniał o tobie przez telefon,” powiedział Tom z przyjacielskim uśmiechem, który zawiódł w ukryciu kalkulacji, którą odzwierciedliły jego oczy. „Pomogłeś Ri'i zeszłej nocy.” „Jesteś przyjacielem rodziny?” Emmett zapytał by zobaczyć co odpowie Tom w momencie, gdy otworzyły się drzwi. „Nie, on jest narzeczonym mojej córki,” powiedziała Alex przyciągając Tom'a na przyjacielski pocałunek w policzek. Emmett spojrzał na Tom'a. „Nie wierzysz w pierścionki?” „To jeszcze nie jest oficjalne.” Powiedział drugi mężczyzna spokojnym, pewnym siebie tonem osoby całkowicie przekonanej o tym, że dostanie to czego chce. Emmett nie uśmiechnął się, ale pantera wyszczerzyła swoje zęby w jego wnętrzu. Ten ludzki szczeniak niedługo nauczy się, że mężczyzna pantery nie uznaje żadnego oświadczenia o posiadaniu, które nie zostało zaakceptowane przez kobietę. A Ria nie uważała się za związaną z tym mężczyzną. Nawet gdyby nie podsłuchał jej rozmowy z babcią, nic w niej nie mówiło o związku z innym mężczyzną. Nie nosiła na swojej skórze zapachu Tom'a … i nie odepchnęła Emmett'a zeszłej nocy. Nie wypowiadając nic z tego głośno, obrócił swoją twarz w stronę Alex. „Czy mógłbym porozmawiać z Ri'ą?” „Dlaczego?” Alex zmrużyła swoje oczy, nawet kiedy wciągnęła Tom'a do środka i położyła swoją rękę na framudze drzwi by zagrodzić przejście Emmett'owi. „Muszę zobaczyć, czy pamięta cokolwiek innego na temat jej napastnika.” Pantera Emmett'a wiedziała kiedy miała naprzeciwko siebie godnego przeciwnika. Alex była doskonałym przykładem opiekuńczej mamy-misia. Ale Emmett często zderzał się z takimi jak ona w stadzie. „To pomoże nam uczynić ulice bezpieczniejsze dla innych córek.” Nie, nie było poniżej jego godności użycie emocjonalnego szantażu by dostać się do środka. Alex opuściła swoje ramię. „Hmm. Możesz wejść – ale jeżeli zasmucisz Ri'ę, to sama cie pobiję.” „Nie jestem krucha mamo.” Znajomy głos, znajomy zapach – delikatny, świeży, ale z widoczną nutą przypraw. Wciągnął jej pełen przeciwieństw zapach głęboko w swoje płuca, jego pantera dokładnie
obserwował jak Ria uściskała swoją mamę i potem wzięła kwiaty od Tom'a. Brak pocałunku. Dobrze. Jego pazury rozprostowały się wewnątrz jego skóry, chcąc na zewnątrz, chcąc wyrządzić szkodę. Ładny Tom ze swoimi gładkimi włosami i nieskazitelną skórą drażnił go. „Emmett.” Ria spojrzała na niego z tymi swoimi brązowymi oczami i brązowymi włosami. „Możemy porozmawiać w salonie.” Gdy przytaknął, Alex wzięła od niej róże. „Włożę je do wody. Tom może z tobą posiedzieć dla wsparcia moralnego.” „Z drugiej strony,” powiedziała Ria sprawiając, że Alex zamarła, „myślę, że lepiej będzie jeżeli wyjdziemy się przejść – mogę pokazać Emmett'owi gdzie zostałam zaskoczona. Babcia chce porozmawiać z Tom'em.” Uśmiechając się wewnętrznie na to jak sprawnie odcięła wszystkie opcje, oprócz tej którą chciała, Emmett wyszedł na podjazd i zaczekał aż do niego dołączy. „Robiłaś już to wcześniej,” powiedział, kiedy dotarła do niego i wyszli. „Musisz wyrobić w sobie silną osobowość w mojej rodzinie,” powiedziała, uśmiech flirtował na jej ustach. „To mechanizm obronny.” Sięgając do kieszeni swojego płaszcza podała mu zgięty kawałek papieru. „Numer konta.” „Dzięki.” Spojrzał na jej postać, marszcząc twarz na widok siniaka, który próbowała ukryć za pomocą makijażu. „Pokarz mi swoje ręce.” Obróciła je dłońmi do góry. „Leczą się dobrze.” „Ten drań jest w śpiączce,” wymruczał, chwytając jej ręce, żeby mógł zbadać bardziej dokładnie wyrządzone jej szkody. Pantera nienawidziła widzieć jej tak zranionej. Mężczyzna również. „Znacz jakiegoś Psy, z którym moglibyśmy uciąć sobie pogawędkę?” „No cóż,” powiedziała, kiedy zmusił się by puścić jej ręce, „księgowy mojej mamy jest Psy, ale nie sądzę by pan Bhaskar pisał się na przesłuchanie.” „Szkoda.” „Więc, zeszłej nocy … „ „Możesz o tym rozmawiać?” Zatrzymał się by spojrzeć w jej twarz. „Jeżeli jest to za bardzo trudne, możemy to odłożyć na kilka dni.” Ślad otwartej irytacji przewinął się przez jej oczy. „A co z czynieniem ulic bezpieczniejszych dla innych córek?” „To ważne,” przyznał. „Ten gang, grupa Vincent'a, bawią się z nami. Jeżeli nie wygonimy ich szybko z miasta, stracimy prawo do tego by trzymać je jako część naszego terytorium.” „Naprawdę?” Zmarszczki pojawiły się na jej czole. „Dlaczego?” „Chodzi o władzę,” powiedział jej. „Stado drapieżnych zmiennokształtnych może legalnie posiadać jedynie takie terytorium, które może utrzymać – a to oznacza oczyszczenie go z wszystkich innych drapieżników. Ta grupa kwestionuje naszą władzę. Inna grupa zmiennokształtnych mogłaby zdecydować, że oznacza to że nie mamy prawa do tego obszaru.” „A wtedy polała by się krew,” powiedziała poważnym tonem. „Wilki ŚnieżniTancerze?” „Niebezpieczni,” powiedział jej. „Ale oni już utrzymują duże ilości terytorium. Nasz wywiad mówi, że nie mają wystarczającej ilości ludzi by nas wyprzeć.” „Ale oni nie są jedyni, prawda?” Wkładając ręce do kieszeni swojego płaszcza w żywym kolorze czerwieni, Ria wskazała głową na lewo. „To alejka, w której mnie złapał. Wracałam do domu po nocnych zajęciach na uczelni. Moich ostatnich zajęciach.” „Dlaczego byłaś sama?” zapytał, lekkie warknięcie w jego głosie. „Było już po zmroku.”
„Była ledwie ósma.” Irytacja, znowu przebiła się przez jej głos – Emmett zaczynał pokazywać takie same tendencje do nadopiekuńczości jak jej rodzice. „I jestem osobą dorosłą, gdybyś nie zauważył.” Powolne mrugnięcie. „Oh, zauważyłem.” Trzy. Gorąco wyszło z jej żołądka, rozprzestrzeniło się z jej bioder, i zagroziło, że pokryje kolorem jej twarzy. „Nie traktuj mnie protekcjonalnie.” Usztywniając swój kręgosłup na wybuch, spojrzała w te jego cudowne oczy. „Moja decyzja była solidna. Dookoła było dużo ludzi, wchodzących do restauracji albo wracających do domu z pracy. Ta wyjątek dla istnienia istot ludzkich wciągnął mnie w zaułek w ciągu chwilowego wytchnienia w ruchu pieszych.” „Co oznacza, że ciebie śledził, tylko czekając na odpowiednią okazję.” Emmett wpatrywał się w ciemne zakamarki alejki, jego oczy zmrużyły się. Zastanawiała się czy w ogóle słyszał jej dwa pierwsze zdania. „Też tak pomyślałam. Zawsze jestem uważna gdy wysiadam z kolejki powietrznej, ale ciężko jest zauważyć coś takiego, gdy tylu ludzi wysiada na stacji.” Ostatniej nocy, masy ludzi rozprzestrzeniły się jak tylko dotarli do ziemi, ale było dość tłumu idącego w jej stronę, żeby nie zwracała zbytnio uwagi do kogokolwiek w szczególności. „Dopóki nie unieszkodliwimy tej grupy,” wymruczał Emmett nadal wpatrując się w alejkę, „nie będziesz nigdzie chodzić sama.” Opadły jej usta. „Co?” „Aż do śmierci,” obrócił się, by na nią spojrzeć, „to ich motto. Podążają za ich zdobyczą aż do śmierci. Będą zasadzać się na ciebie raz po raz. To dla nich kwestia „honoru”” Prawie splunął na ulicę z dezaprobatą. „Co to do cholery za honor skrzywdzić tak kobietę?” Jego niezachwiane przekonanie do tych słów sięgnęło aż do ciepła jej kobiecego wnętrza. Ale „Nie mogę siedzieć w domu. Muszę choćby zacząć rozmowy kwalifikacyjne w sprawie pracy.” Praca była jej biletem do wolności, wolności na którą ciężko pracowała, by móc ją zyskać. „I zabieram moją babcię na jej spotkania -” „Kto powiedział, że musisz siedzieć w domu?” Znaczące spojrzenie. Ria nie reagowała zbyt dobrze na żadne próby onieśmielenia. „Skoro nie mogę chodzić nigdzie sama – a nie zamierzam narażać mojej babci na niebezpieczeństwo – to co innego powinnam zrobić, zatrudnić ochroniarza?” W ciągu minuty, sekundy nawet, w której jej tata dowiedziałby się o tym, użyłby tego jako wymówki by powstrzymać ją przed znalezieniem pracy. Simon i Alex Wembley kochali swoją jedyną córkę. Kochali ją tak bardzo, że nie mogli znieść myśli o tym że świat mógłby spowodować choć jeden siniec na jej duszy. W rezultacie, Ria wyrosła będąc chroniona i rozpieszczana. Gdyby nie jej babcia, mogłaby się zamienić w rozpieszczonego bachora. Zamiast tego dorastała ceniąc miłość jej rodziców … jednocześnie rozumiejąc smutek, który leżał u podłoża ich opiekuńczego ferworu. Było to przyczyną, z powodu której nie wyjechała na studia I stopnia jak Ken – nie była w stanie wlać takiej ilości zmartwienia w serca jej rodziców. Ale nie mogła żyć w tym kokonie wiecznie, nawet dla jej mamy i taty. To nigdy by do niej nie pasowało – tak właściwie, to by ją zniszczyło. Jednakowoż, jej rodzice jeszcze na to nie wpadli. W umysłach Smion'a i Alex małżeństwo z Tom'em zapewniłoby jej ostateczną ochronę – jako żona Clark'a, oczekiwano by od niej by nie robiła nic bardziej wyczerpującego niż wyglądanie ładnie i może zaaranżowanie kilku kwiatów. „Emmett?” naciskała, kiedy on pozostawał cicho.
„Ja będę ciebie chronił.” Jej serce łomotało głucho. „Jak długo?” „Tak długo jak będzie trzeba.” Niemal wzięła krok w tył z uwagi na jego czystą nie pohamowaną siłę. „Nie możesz być ze mną dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Chociaż nie powiedziałabym nie eskorcie ze stacji kolejki powietrznej do domu.” Była osobą niezależną, ale nie głupią. „Ta grupa jest znana z porywania ludzi z ulic w środku dnia.” Jego skóra stała się napięta na policzkach. „Zastraszają wszystkich świadków by byli cicho, więc wydaje się że ich ofiary rozpływają się w powietrzu.” Potrzeba wolności stanęła naprzeciwko logiki, tego co do niej mówił. „A co z moją rodziną?” „Mamy już rozstawionych żołnierzy w sklepie twojej mamy i koło twojego domu. Schematem postępowania tej grupy jest by uderzyć w kobiety w danej rodzinie, więc twoja mama, szwagierka i babcia są narażone na największe ryzyko.” „Amber przekroczyła już ósmy miesiąc ciąży,” zaczęła Ria. „Naprawdę?” Droczący się uśmiech. „Tak mi się wydawało, że wygląda nieco inaczej.” Poczuła jak czerwień koloruje jej policzki. „Ostatnio i tak niewiele wychodziła – jeżeli powiemy jej o taktyce tej grypy, prawdopodobnie nie będzie miała nic przeciwko zostaniu w domu przez pewien czas.” „To zdecydowanie ułatwiłoby naszą pracę. A co z twoją mamą?” „Nie ma mowy. Ona będzie chodzić do pracy – odmawia by poddać się jakiejkolwiek formie zastraszania.” „Nie powiem, żebym był tym zaskoczony.” Pokręcił głową. „Nawet nie będę pytał o twoją babcię. Po prostu upewnij się, żeby wiedziała, że ktoś będzie ją śledził za każdym razem kiedy wyjdzie gdzieś sama.” „Znając ją, pewnie zmusi ich by dźwigali jej zakupy.” Oczy Emmett'a zaświeciły się. „A ty?” „Ja będę ciebie ignorować,” powiedziała, czując dziwny rodzaj podekscytowania. Żadnego uśmiechu, żadnego zmiękczenia się rysów jego twarzy. „Możesz spróbować.” Emmett skończył naprawiać oprogramowanie komputerowe w samochodzie swojej matki i poniósł komórkę by do niej zadzwonić. „Podrzucę ci go jutro rano. To lekkie przepięcie, nic wielkiego.” „Dzięki, dziecino.” Jego mama była jedyną osobą, której Emmett pozwalał ujść na sucho z nazywaniem go „dzieciną.” Jedyny raz kiedy próbował zakwestionować jej prawo by nazywać go w ten sposób po prostu wpatrywała się w niego, aż westchnął i się poddał. „Tata już wrócił?” „Nie,” powiedziała mu, jej głos zawierał w sobie rzadki rodzaj przejrzystości. „Prowadzi dodatkową sesję treningową dla kilku z nowych żołnierzy. Jeżeli rzeczy nadal będą biegły w kierunku, w którym zmierzają, sądzę, że przyjdzie czas, kiedy będziemy musieli stanąć przeciwko Psy – musimy być przygotowani.” Z uwagi na fakt, że jego mama była historykiem stada, jej słowa miały dużą wagę. „Co widzisz?” „Śledziłam działania Rady Psy odkąd byłam nastolatką,” powiedziała mu, „i rok za rokiem, widzę, że coraz więcej ciemności wkrada się do ich świata. Pomału zmierzają do punktu, gdzie będą więcej niż zimni, do miejsca, które sprawia, że obawiam się o całą rasę Psy.”
Emmett nie odczuwał litości dla Psy – nie biorąc pod uwagę to, co widział w ich taktyce, ale jego mama zawsze miała miękkie serce. „Lucas najwyraźniej ciebie słucha – przydzielono mi również uczenie większej ilości sesji.” Ku jego wielkiemu zdziwieniu, odziedziczył po swoim ojcu zdolność do pracy z młodszymi członkami stada. Jego mama zakrztusiła się ze śmiechu. „Słyszałam, że przydzielił ci tłum w wieku od dziesięciu do czternastu lat.” „Uczą mnie cierpliwości.” Był to śmiertelnie poważny komentarz. „Oh, Emmett.” Kolejny śmiech. „Dlaczego jesteś kawalerem? Jesteś cudowny, dobrze radzisz sobie z dziećmi i uwielbiasz swoją matkę.” Uśmiechając się ustawił licznik czasu na tablicy rozdzielczej komputera. „Nie żebyś była stronnicza.” „Mogę być stronnicza na temat mojego dziecka. „Jest ktoś,” uświadomił sobie, że powiedział, „ale jest uparta.” „Już ją lubię.” Ria naprawdę próbowała ignorować Emmett'a tak jak zapowiedziała. Ale ignorowanie sześciu stóp i kilku dodatkowych cali drapieżnego zmiennokształtnego, zwłaszcza tak cicho niebezpiecznego jak Emmett, nie było łatwym zadaniem. Czuła na sobie jego oczy nawet kiedy stał na zewnątrz, gdy weszła ze swoją babcią do sklepu. „Herbata zajmie nam trochę czasu.” Miaoling poklepała ją po ręce. „Idź i porozmawiaj z tą panterą, która patrzy na ciebie, jakbyś była jedzeniem.” Gorąco zalało jej policzki. „Wcale tak nie patrzy.” Chociaż musiała walczyć ze sobą by powstrzymać szaloną chęć by go pogłaskać … tylko po to, by zobaczyć co by zrobił. Czy by jej na to pozwolił? Ta myśl spowodowała, że skręciły jej się mięśnie żołądka. Miaoling zrobiła minę na odpowiedź Ri'i. Ria nadal nie przestawała mówić, wiedząc że zbyt dużo protestuje. „On broni nas tylko dlatego, że ta grupa stanowi zagrożenie dla kontroli CiemnejRzeki nad miastem.” „Phi!” Miaoling pomachała ręką. „Wiem kiedy mężczyzna jest głodny. I gdybyś używała swoich kobiecych części częściej, to też byś wiedziała!” Na szczęście, w tej chwili pojawił się Pan Wong, chętny by zaprowadzić Miaoling na górę do jego mieszkania na ich cotygodniową konferencję przy herbacie, jak ją nazywali. Tych dwoje było ze sobą blisko jak dwaj złodzieje. Ria nie miała pojęcia, co oni omawiali na tych konferencjach, ale jej babcia zawsze miała koci uśmiech na jej twarzy kiedy wychodziła od Pana Wong'a. Na początku, Ria myślała, że tych dwoje … no, cóż … ale jej babcia wyprostowała ją z nieoczekiwanie poważną odpowiedzią. „Nie, Ri-ri. Kochałam tylko jednego mężczyznę przez całe moje życie. I nadal w ciąż kocham tego samego mężczyznę.” To głębokie oddanie w tym jednym zdaniu sprawiło, że oczy Ri'i zaszły mgłą. Jej dziadek był dwadzieścia lat starszy od jej babci, i wziął swój ostatni oddech, gdy Ria miała piętnaście lat. Jego śmierć wstrząsnęła Miaoling, ale ona nigdy nie załamała się w miejscu, w którym Ria mogła ją widzieć. Zamiast tego, użyła pamięci o swojej miłości jak tarczy. Miaoling nadal mówiła o swoim mężu, tak jakby mógł ją słyszeć. Chociaż nigdy nie robiła tego, gdy pragmatyczna Alex była w pobliżu, była otwarta z tym przy Ri'i. Ponieważ Ria naprawdę rozumiała. Szczerze powiedziawszy, kiedy była ze swoją babcią, czasem miała wrażenie, że jej dziadek jest z nimi w pokoju, czuwając nad żoną, na którą często narzekał, że musi na nią czekać.
Będziesz również wolna w przychodzeniu do nieba, prawda moje kochanie? Były to słowa, które jej dziadek powiedział na swoim łożu śmierci z ręką owiniętą w dłoń jego żony. Miaoling uśmiechnęła się i pocałowała go, drocząc się z nim do samego końca. Teraz Ria obserwowała jak Miaoling wspina się na drugie piętro sklepu i poczuła jak jej serce się ściska. „Babciu?” „Tak?” Miaoling spojrzała nad ramieniem, jej oczy ciepłe, pełne cichej zachęty. „Jak długo ci zejdzie?” „Może trzy godziny. Dzisiaj jemy razem również obiad.” „To może wybiorę się na przechadzkę.” Jej babcia uśmiechnęła się i kontynuowała swoją drogę. Wychodząc od pana Wong'a Ria znalazła Emmett'a stojącego po jej lewej stronie i obserwującego ulicę. „Masz kogoś, kto mógłby zostać tutaj z moją babcią?” Zapytała. „Jest już w środku,” powiedział Emmett. „Pan Wong planuje powiedzieć twojej babci, że jest jego nową sklepową.” „Ta piękna brunetka zamiatająca sklep?” Jej oczy się rozszerzyły. „Nie wygląda na wystarczająco niebezpieczną by zabić muchę.” „Nie tylko potrafi zabijać muchy, może również zabić większość mężczyzn jednym ciosem.” Ria poczuła się nagle gorsza. „Chciałabym móc to zrobić.” „Jeżeli mówisz poważnie,” powiedział mierząc ją wzrokiem z góry na dół w sposób, który był zdecydowanie profesjonalny, „to mogę cię nauczyć wystarczająco dużo samoobrony, żebyś już nigdy nie czuła się bezbronna. Jesteś wysportowana i dobrze się poruszasz. Powinnaś załapać to szybko.” Wpatrywała się w niego zdumiona. „Zrobiłbyś to?” Kilka delikatnych zwojów nadziei owinęło się wokół jej serca – a już zaczęła wierzyć, że Emmett był tak dusząco nadopiekuńczy jak jej ojciec, ale to przeczyło temu kompletnie. „Jak dużo czasu teraz mamy?” „Trzy godziny.” Oderwał się od ściany. „Możemy poćwiczyć w małej piwnicznej siłowni, której używają członkowie stada, kiedy nie mogą wyrwać się z miasta na dobrą ciężką przebieżkę. Będziesz potrzebowała sportowe ubranie.” Ria pomyślała o tym chwilę. „Kupię jakieś. Dwie przecznice stąd jest sklep.” W ten sposób nikt z jej rodziny nigdy się nie dowie o treningu. Nie żeby ich obiekcje mogły ją powstrzymać – ale nie miała teraz czasu na kłótnie. Emmett wsunął swoją dłoń wzdłuż ręki Ri'i ustawiając ją w odpowiedniej postawie, i zapytał siebie – po raz setny – dlaczego torturował siebie w ten sposób. Nawet w tych luźnych spodniach dresowych i T-shirt'cie, w które się przebrała, kobieta, która obecnie stała plecami do jego klatki piersiowej sprawiała, że jego ciało płonęło. Ale mała fretka nie wydawała się skłonna do zabawy – zachowywała się czysto profesjonalnie od momentu gdy dotarli do siłowni. Pantera nie była zadowolona. Mężczyzna również nie był. Ale nie było nawet mowy o tym by przycisnął ją za mocno i wymusił na niej coś czego nie chciała, sprawiając że poczułaby się niekomfortowo. Nie po tym co to okrwawione marnotrawstwo przestrzeni z gangu zrobiło jej. „Właśnie tak.” Puścił ją. „Idealnie. A teraz kop.”
Ria podniosła swoją nogę w silnym, szybkim kopniaku. Nie było to ani powabne, ani poetyckie. Było za to ciężkie, szorstkie i brudne. W tym wypadku Emmett'a nie interesowało piękno. Zależało mu na upewnieniu się, by mogła się sama bronić. „Chcę, żebyś poćwiczyła przez dziesięć minut, kiedy ja pójdę wykonać kilka telefonów.” Odpowiadając potaknięciem, Ria zaczęła przechodzić przez kolejne figury układu dla początkujących, który dla niej skomponował. Szybko się uczyła, ale z uwagi na to, że była człowiekiem, jej siła była dużo mniejsza niż zmiennokształtnego. Dodatkowo, była też mała i była kobietą – więc następnego razu kiedy będą ćwiczyć planował nauczyć ją walczyć używając wszystkiego co miała pod ręką, tak jak dwa wieczory temu użyła swojej torebki. To znaczy, jeżeli nie będzie miała możliwości obrócić się i uciec. Walka w ręcz nigdy nie będzie z jej strony mądrym pierwszym posunięciem. Odchodząc na niewielką odległość od miejsca, gdzie ruszała swoim słodkim małym ciałem z taką pełną skupienia determinacją, wyciągnął swój telefon i wprowadził numer do swojego alfy, Lucas'a. „Byliście w stanie namierzyć źródło głuchych telefonów na komórkę Amber?” Ria powiedziała mu o tych telefonach dzisiaj rano. „Telefon na kartę.” Gniew Lucas'a był wyraźny. „Ale mamy kolejnego z tych drani. Podjął złą decyzję by spróbować zastraszyć pewną parę kiedy Clay miał patrol.” Pantera Emmett'a uśmiechnął się, jego zęby ostre jak brzytwa. „Nie żyje?” Clay nie widział potrzeby trzymaniu żywego robactwa. „Clay pomyślał, że moglibyśmy chcieć go przesłuchać, więc złamał mu tylko kilka żeber. Facet odmawia by mówić, ale Clay krąży wokół niego w formie pantery – pęknie, kiedy te zęby znajdą się zbyt blisko niego.” „Co mówi ci twoje przeczucie – mała płotka czy wielka ryba?” „Bardzo mała płotka. Najprawdopodobniej nie będzie wiedział niczego ważnego.” Westchnienie pełne frustracji. „Uważaj na dziewczynę. Zrobią wszystko by się do niej dostać, ponieważ im dłużej pozostaje przy życiu, tym więcej obszaru Vincent traci.” Emmett śledził ruchy Ri'i, gdy wykonywała poszczególne figury jej układu. Krągłość jej tyłka była idealnego kształtu, by zmieścić się w jego dłoniach. „Nie spuszczę jej z wzroku.” Cztery. Zrobiwszy dwa powtórzenia układu, który Emmett jej pokazał, Ria obróciła się by zobaczyć, że idzie w jej stronę. Odbicie dzikości w jego oczach sprawiało, że każdy włosek na jej ciele się podnosił. Facet wyglądał na głodnego. Nikt nigdy nie patrzył na Ri'ę w ten sposób. Było to niemal przerażające. Ale ona stała w miejscu, czekając, zastanawiając się. „Gotowa na następny krok?” Jego głos był głęboki, nosił w sobie początki czegoś co brzmiało jak warknięcie … ledwo okiełznana pantera. Przełknęła. „Jasne.” Podszedł do miejsca naprzeciwko niej, nadal ubrany w dżinsy i T-shirt, który miał na sobie wcześniej. Było oczywiste, dlaczego nie zawracał sobie głowy przebieraniem się – ona nawet nie spocił się odrobinkę w wyniku tego, co do tej pory zrobili, podczas gdy jej mięśnie zaczynały protestować. Teraz, wskazał palcem by do niego przyszła. „Dalej fretko, pokaż czego cię nauczyłem.” Była tak zaskoczona, że nazwał ją w ten sposób, że całkowicie zapomniała o swoim skupieniu. Był
tuż przed jej twarzą sekundę później. „Co to do cholery było?” wywarczał. „Jeżeli zamarzniesz w ten sposób podczas walki, będziesz martwa.” „Nazwałeś mnie fretką!” Odmówiła by mu ustąpić. „Naprawdę?” Poruszając się z nieludzką prędkością zamknął rękę wokół jej gardła zanim zorientowała się, co się dzieje. „Upewnijmy się, że nie będziesz martwą fretką.” Ze zmrożonymi oczami sięgnęła do góry i spróbowała złamać mu nos używając płaskiej dłoni. Złapał ją używając jego wolnej ręki. Jej kolano już celowało w jego krocze, a kiedy i to zablokował, pochyliła się i wpiła swoje zęby mocno w jego przedramię. „Cholera!” Ręka wokół jej karku pozostała na swoim miejscu, ale wypuścił jej drugą rękę. Natychmiast ruszyła do jego oczu i ponownie do jego krocza. Jej kolano otarło się o coś bardzo twardego, zanim wygiął się by jej uciec i przeklął. Nie przestawała, kopiąc, próbując drapać, nawet podejmując próbę by złamać mu najmniejszy palec dłoni, którą miał wokół jego gardła. W końcu ją wypuścił. „Rozejm.” Miała serce w gardle, wyczerpanie płynęło przez jej żyły. Wiedziała, że się z nią bawił – z jego siłą i treningiem, mógł mieć ją na ziemi w ciągu jednej sekundy. „Jak mi poszło?” Spojrzał na swoje przedramię. „Nie nauczyłem cię gryzienia.” To było prychnięcie. Albo może nie bawił się z nią przez cały czas. „Zdecydowałam się dodać to od siebie,” powiedziała, choć prawdę powiedziawszy, była to instynktowna odpowiedź na jego arogancką prowokację. Jej oczy podążyły do śladów, które stworzyła. Głębokich i czerwonych i perfekcyjnie uformowanych. Naszła ją wina. „Nie chciałam ugryźć ciebie tak mocno. Ale … nie jest mi przykro.” „Naprawdę?” Zaczął iść do niej, powoli, tak strasznie powoli. Tym razem, wycofała się przed nim. Jedną rzeczą było bawić się z drapieżnikiem, który trzymał swoje pazury schowane, a zupełnie inną wiedzieć, że jest się zdobyczą. On nadal szedł w jej kierunku. Wiedziała, że drzwi prowadzące z piwnicy, były oddalone od niej zaledwie o stopę. Wykonując szybki ruch, rzuciła się na lewo. Za późno. Był tam, zanim ona to zrobiła, i jakimś cudem znalazła się przyszpilona do zamkniętych drzwi, i bardzo świadoma faktu, że była sama z wielką, niebezpieczną panterą w ludzkiej skórze. Tylko, że zamiast strachu, w jej żyłach płynęło żywe podekscytowanie gdy położył swoje ręce dłońmi do dołu po każdej stronie jej głowy i pochylił się, aż do momentu gdy jej piersi zahaczały o niego. „Boo.” Podskoczyła, a potem chciała się sama uderzyć za to, że to zrobiła. „Przestań zachowywać się jak wielki zły kot.” Mrugnięcie, i kiedy podniósł swoje rzęsy, oczy które odwzajemniły jej spojrzenie w żadnej mierze nie były ludzkie. „Mmm, wyczuwam ładnego małego człowieka na moim terytorium.” Lekki szept wypowiedziany o jej usta, świecące złoto-zielone oczy wyzywające ją by odpowiedziała. Jej piersi ocierały się o jego klatkę piersiową, gdy przysunął się jeszcze bliżej, jej oddech wychodził w rwanych odstępach. „Zachowujesz się bardzo źle.” Był to ochrypnięty wyrzut. „Ugryzłaś mnie.” Przekrzywił swoją głowę trochę w lewą stronę, i chociaż nie mogła widzieć tych niesamowitych oczu oprócz małej szparki między rzęsami, wiedziała, że patrzył na jej usta. „Powiedz przepraszam.” Nie wiedziała, co skłoniło ją do tego by to zrobić. Otwierając swoje usta, powiedziała, „Nie.” Jego usta zakrywały jej, zanim ta sylaba dobiegła końca. Uświadomiła sobie, że była całowana w sposób, w który nikt nie całował jej przez całe jej życie. Przejął jej usta, wślizgując do środka język, próbując ją tak, jakby była najlepszym cukierkiem a on głodowałby.
Naprzeciwko niej, jego ciało było gorącą, twardą, niczego nie przepuszczającą ścianą. Jej ręce w jakiś sposób znalazły się pod jego T-shirt'em i na jego plecach, dotykając jego skóry, która paliła dziką gorączką, która sprawiała, że jęknęła w tyle swojego gardła. Dźwięk podobny do pomruku powędrował z jego piersi i prosto w jej usta. Zanim mogła to przetworzyć w swoim mózgu, jego ręce były na jej pasie i unosił ją wpierając jej plecy o drzwi. Oplatając swoje nogi wokół niego, oddała się zaborczemu żądaniu pocałunku. Przepuszczał on ogień przez jej ciało, gorącą, pulsującą burzę. Potem jedna z tych dużych dłoni pogłaskała ją po plecach i ścisnęła za pośladek. Westchnęła, przerywając pocałunek. A on podążył za nią, ponownie przejmując jej usta zanim mogła zrobić więcej niż tylko wziąć oddech. O, Boże. Głaskał jej pośladki, łapiąc i pieszcząc nawet gdy rozkoszował się jej ustami. Było to dzikie, ostre, pierwotne. Gorąco w jej brzuchu dorównywało jedynie wilgotności między jej udami. Część jej była oburzona na jej odpowiedź, ale ta część została utopiona przez dziki grzmot jej pulsu, gdy przyjemność wędrowała przez jej żyły, czystym płynnym ogniem. Emmett przerwał pocałunek, gdy tylko zaczęło jej się kręcić w głowie. Sekundę później, poczuła te smakowite męskie usta wzdłuż swojej szczęki, w dół jej gardła. I ta ręka na jej pośladku … przełknęła, spróbowała myśleć, straciła wątek, kiedy Emmet zmienił sposób w jaki ją trzymał, żeby jego palce mogły potrzeć ciepło między jej nogami. Wydusiła z siebie. „Stop.” Delikatne głaśnięcie, które spowodowało przejście prądu przez jej ciało. „Proszę, powiedz mi, że nie mówisz serio.” Jego zarost otarł się o jej gardło gdy pochylił się by uszczypnąć ją w jej ucho. „No dalej, fretko. Jeszcze trochę.” Boże, ten facet był diabłem wcielonym. I pachniał tak pięknie. Mglisty ślad potu, smakowite ciepło męskiego nagrzanego ciała, i wyjątkowy zapach, typowy jedynie dla Emmett'a. Uświadomiła sobie, że całowała jego szczękę, zafascynowana przez kontrast pomiędzy zarostem i jego skórą. „Przypadkowy seks nie jest w moim stylu.” „Kto mówi cokolwiek na temat przypadkowego seksu?” Kolejne droczące się potarcie palcem, kolejny wybuch wyjątkowej przyjemności. „Planuje uprawiać z tobą seks regularnie.” Arogancja tego komentarza powinna otrząsnąć ją ze wszystkiego. Zamiast tego, jej umysł bombardował ją obrazami splątanych razem nagich nóg, jego ciężkich męskich bioder popychających między jej własnymi. On nie byłby delikatnym, łatwym kochankiem. On by żądał i brał. Mógłby nawet ugryźć. „To bardzo dużo zakłada,” znalazła jakoś siłę woli by powiedzieć. Tym razem przyciśnięcie palców, nie lekkie przesunięcie. Wessała oddech, jej oczy zamknęły się, gdy czekała aż to minie. Ale on nie przestawał. Zamiast tego, podniósł ją aż była usytuowana w odpowiednim miejscu, by … i zaczął ocierać się o nią w wolnych trących kręgach. Niemal krzyknęła. A wtedy jego palce znowu były na niej i naprawdę krzyknęła. Emmett złapał krzyk Ri'i swoimi ustami, gdy kontynuował drażnienie jej swoim ciałem – torturując siebie jednocześnie. Ale zapach jej wilgotnego gorąca był czystą ambrozją. Chciał ją posadzić – nie, położyć – na rozciągającym się placu zabaw, którym było łóżko, rozszerzyć szeroko jej uda, i spróbować. Jego kutas, aż pulsował, głód pantery grodził przewyższeniem kontroli mężczyzny. Walcząc z pragnieniem, by rozedrzeć jej spodnie dresowe, skoncentrował się nad doprowadzeniem jej ponad krawędź w przyjemności. Nie potrzebował by mu powiedziała – wiedział instynktownie, że Ria nie była kobietą, która traktowała seks swobodnie. Będzie musiał nakłonić ją do jego łóżka. Branie jej opartej o drzwi piwnicznej siłowni nie przyczyniłoby się do przekonania jej, że jej przyjemność była dla niego ważna. Wystarczająco ważna, że gdy jej ciało spięło się, zacisnął zęby i ugłaskał ją prosto przez orgazm. Jej paznokcie wbiły się w jego ramiona przez T-shirt – żałował jak jasna cholera, że nie zdjął tej
pieruńskiej rzeczy. Chciał tych znaków na swojej skórze, chciał wiedzieć, że to ona je tam spowodowała. Następnym razem, obiecał kotu. Następnym razem. „Piękna,” wymruczał, ocierając się o jej kark gdy wzdrygnęła się opierając się o jego ciało, jej zaś stało się całkowicie luźne. „Ładna, i miękka, i piękna.” I moja. Pantera w nim wyszczerzyła swoje zęby na tą myśl, nawet gdy mężczyzna musiał powstrzymać się od krańcowo zaborczego uśmiechu. W końcu zmieniając sposób w który ją trzymał, zabierając ręce z cudownych krągłości jej pośladek zaczął wodzić rękami w górę jej boków podczas gdy całował i pieścił ją przez późniejszy szok przyjemności. Jej oczy nadal były nieco rozkojarzone, gdy powiedziała, „Postaw mnie.” Był to rozkaz. Pantera prychnęła, ale on zrobił jak powiedziała. Przycisnęła swoje dłonie do drzwi i spojrzała na niego. „Jesteś ...” Kolor rozlał jej się po policzkach. Posłał jej uśmiech, o którym wiedział że nosił w sobie znaczący odcień dzikości. „Myślę, że chcę bardzo dużo czasu, gdy będę się w ciebie wślizgiwać.” „Czy wszystkie koty są tak aroganckie jak ty?” Wzruszył ramionami i pochylił się do niej blisko. „Jestem jedynym kotem, którym musisz zaprzątać sobie głowę. Ria nie mogła nie myśleć o Emme'cie. Tej nocy, gdy siedziała naprzeciwko swoich rodziców przy kolacji przy stole, musiała walczyć ze sobą by nie odpływać w środku rozmowy. Zapach Emmett'a wydawał się zaprogramowany w jej mózgu. Fantazjowała o tym by ukryć swoją twarz w jego karku, jego silne twarde i napięte ciało opierające się o nią, kiedy przeniknął do niej głos Alex. „Ria!” Podskakując w miejscu, Ria spojrzała w oczy matce, mając nadzieję, że nie było w nich widać winy. „Przepraszam, co mówiłaś?” „Tom wpadnie dzisiaj na kawę. Może przebrałabyś się w sukienkę?” Palce Ri'i ściskające pałeczki zamieniły się w stal. Dosyć tego, pomyślała. I najdziwniejsze było to, że nie miało to nic wspólnego z Emmett'em. Może popchnął ją do tego punktu nieco szybciej, ale zawsze zmierzała w jego kierunku. „Mamo,” powiedziała odkładając sfatygowane pałeczki, „Tom nie interesuje mnie w najmniejszym nawet stopniu.” Niczym nie przenikniona cisza. Simon był pierwszym, który ją przerwał. „Co w ciebie wstąpiło, Ria? Ty i Tom dorastaliście razem – on ciebie zna. Będzie dobrym mężem.” Ton jego głosu świadczył o tym, że ta sprawa była już przesądzona. Ria spojrzała swojemu ojcu w twarz. „Kocham cię tato, ale nawet dla ciebie nie wyjdę za mąż za człowieka, który uważa, że raz na jakiś czas powinnam być poklepana w głowę, a następnie odstawiona na bok jak dobra mała dziewczynka przez jego resztę.” Białe linie otoczyły usta Simona. „Ten chłopak traktował cię tylko i wyłącznie z szacunkiem. „On traktuje mnie jak głupka,” powiedziała Ria, jej skóra poczerwieniała z nerwów. „W zeszłym tygodniu powiedział mi, że kiedy weźmiemy ślub nie będę musiała się już martwić finansami, że on wie, że matematyka sprawia kobietom trudność.” Alex wydała z siebie zduszony lekki dźwięk, któremu udało się odciągnąć uwagę Ri'i od pełnej dezaprobaty twarzy jej ojca. Wyrażenie twarzy Alex było mieszanką oburzenia i niedowierzania. „Nie powiedział tak. Zmyśliłaś to.” „Popo?” Ria obróciła się w swoją prawą stronę. Miaoling potaknęła jedząc smażoną krewetkę. „Powiedział. A potem uśmiechnął się tak, jakby
oczekiwał nagrody.” Ręce Alex zacisnęły się na obrusie. „A kto mu się wydaje prowadzi księgi dla sklepu, co?” „Alex.” Simon położył swoją rękę na dłoni jego żony. „Odbiegamy od tematu.” Alex przytaknęła biorąc głęboki oddech. „Masz rację. Kochanie, Tom jest dla ciebie bardzo dobraną partią. Nigdy wcześniej nie miałaś z nim problemu zanim spotkałaś tego wątpliwej reputacji pantery.” Ria przypuszczała, że Emmett miał złą reputację – ten zarost, te ręce które ściskały i pieściły, te oczy, które mówiły jej, że pragnął zrobić z nią wiele różnych niegodziwych rzeczy. Ale … „On jest honorowym człowiekiem.” To poczucie honoru było do tego stopnia jego częścią, że zastanawiała się czy on jest w ogóle jego świadomy. To dlatego było jej tak łatwo stracić kontrolę w dzisiaj siłowni – ufała, Emmett'owi, że się nią zaopiekuje. A to, pomyślała, było niebezpieczną rzeczą … do tego stopnia, że mogło doprowadzić do złamanego serca, jeżeli nie będzie ostrożna. „On broni naszej rodziny.” „Dokładnie,” powiedział Jet wtrącając się do rozmowy. „Może spędza z tobą miło czas podczas gdy wykonuje swoje obowiązki, ale on się z tobą nie ożeni Ria. Te koty trzymają się razem.” Żołądek Ri'i cały się skręcił, ponieważ wiedziała, że jej brat miał rację. „Tu nie chodzi o Emmett'a. Tu chodzi o mnie. Nie wyjdę, pod żadnym warunkiem, za mąż za Toma.” „Dlaczego nie?” zapytała Alex z błyskawicami w oczach. „Jest inteligentny, przystojny, ma dobrą pracę, i przynosi ci kwiaty.” Sfrustrowana, Ria rzuciła swoją serwetką i wstała. „Jeżeli jest taki wspaniały, to ty za niego wyjdź. Ja nie wyjdę za mąż za mężczyznę, który nawet nie spróbował pocałować mnie z języczkiem przez cały rok, gdy „chodziliśmy ze sobą na randki”.” Jej rodzice wykrzyknęli jej imię, ale to niedowierzający głos Jet'a zagłuszył ich. „Poważnie? Nawet odrobinki języczka? Masz rację – koleś jest kulawy.” „JET!” To była Alex, która przeskoczyła na gwałtowny strumień Mandaryńskiego. Miaoling spojrzała na Ri'ę i mrugnęła. „Siadaj. Jedz.” I zadziwiająco, Ria posłuchała się. Rodzina walczyła przez cały posiłek, ale teraz jej rodzice byli źli na Jet'a ponieważ doszedł do wniosku, że Tom musi być gejem. Alex piorunowała syna wzrokiem. „Może po prostu okazuje szacunek twojej siostrze.” „Niemożliwe.” Sceptyczne prychnięcie. „Mężczyźni nie są aż tacy szlachetni, kiedy przychodzi do kobiet których pragną.” Jet obrócił się do swojej żony, gdy jego głos opadł o kilka oktaw. „Kiedy ja zobaczyłem Amber, jedyne co chciałem zrobić, to -” „Dokończ to zdanie,” zagroziła Alex, „a będziesz wydychał ogień, bo włożę ci aż tyle chili do jedzenia.” Amber uśmiechnęła się i posłała Jet'owi całusa. „Wiecie, jak dla mnie wygląda na to, że Tom planuje ożenić się z Rią i sprawić sobie miłą, godną szacunku żonę, podczas gdy on będzie sobie robił skoki w bok.” Simon'owi opadły usta z wrażenia na ten skandaliczny wykład, który padł z ust jego nieskazitelnej eleganckiej synowej. Miaoling zjadła kolejną krewetkę. „Ona ma rację. Jaki ojciec, taki syn.” Cisza. I to głęboka. Jeszcze większy szok.
Pięć. Simon odchrząknął. „Mamo,” powiedział tonem mężczyzny który wiedział, że jest skończony, „czy to prawda?” „Sądzisz, że kłamię?” „Sądzę, że zrobiłabyś wszystko dla swojej ulubionej wnuczki.” Pochylając się do tyłu, Miaoling dosłownie zarechotała. „Tym razem nie muszę. Zaczekajcie.” Wstała, i poszła do swojego pokoju. Ria wzruszyła ramionami, kiedy wszystkie oczy zwróciły się w jej kierunku. „Na mnie nie patrzcie.” „Zjedzcie trochę tofu,” powiedziała Alex, kiedy wszyscy tylko siedzieli. „Zepsuje się, jeżeli nie skończymy go dzisiaj.” Wszyscy zjedli. Ale w chwili, gdy Miaoling weszła z powrotem do pokoju, wszystkie narzędzia stołowe zostały porzucone, jedzenie zapomniane. Mając na sobie ten sam uśmiech, który zawsze pokazywała wychodząc od pana Wong'a, Miaoling usiadła i otworzyła kopertę. Oczy Ri'i rozszerzyły się kiedy zobaczyła fotografię w ręku jej babci – ojciec Toma, który wsadzał język do gardła kobiecie, o której wszyscy wiedzieli, że była jego sekretarką. „O, mój, Boże.” „Nie pokazujcie mi,” powiedziała Alex zakrywając rękami swoje oczy. „Nie mogę tego znieść. Essie jest jedną z moich najlepszych koleżanek!” Miaoling pomachała ręką na te sprzeciwy. „Ona wie. Nie obchodzi jej to – to powstrzymuje ojca Toma od przeszkadzaniu jej w oddawaniu się swoim hobby. W tym roku robi latarnie.” „Popo,” Ria powiedziała krztusząc się, „skąd ty -” „A o czym twoim zdaniem ja i Pan Wong rozmawiamy?” Obróciła swoje spojrzenie na rodziców Ri'i. „Chcecie wiedzieć o mieszkaniu, które Tom kupił swojej kochance?” Alex wyglądała, jakby miała zaraz się wywrócić. „Kochance?” Był to bardzo cichy dźwięk. Poczucie sprawiedliwości skłoniło Ri'ę by spróbowała obronić Tom'a. W końcu, ona teraz była zaangażowana z Emmett'em. „Babciu, nikt już teraz nie ma kochanek. Tom pewnie po prostu czekał na odpowiedni moment by mi powiedzieć, że zakochał się w kimś innym.” Tak, to prawda, że powinien zachować się jak mężczyzna i skończyć szaradę ich nie-zaręczyn jak tylko spotkał swoją dziewczynę, ale Ria nie zamierzała go za to krzyżować. Możliwe, że potrzebował czasu by zbudować w sobie wystarczająco dużo siły by stanąć pewnie przeciwko rodzinnej presji. „Rozmawiałam z nią.” Jet zagwizdał na słowa Miaoling, podczas gdy Amber uciszyła go i powiedziała, „Jak, Nana?” „Jestem słabą starszą panią, zawsze potrzebuję tak dużo pomocy.” Oczy Miaoling zaświeciły się. „Miła dziewczyna, zbyt miła dla Tom'a. Tak jej smutno z jego względu, ponieważ musi ożenić się z jakąś prostą grubą dziewczyną -” „A to żmija!” Ręka Alex zacisnęła się na ostrym nożu, gdy sympatia Ri'i dla Tom'a umarła szybką i trwałą śmiercią. „- ale nic nie ulegnie zmianie pomiędzy nimi po ślubie. Tom ustawił wszystko tak, że będzie mógł odwiedzać ją w swojej drodze do domu każdego wieczora. Obiecał nawet, że zabierze ją do Paryża po tym jak wyjaśni swojej żonie jak sprawy się mają.” Simon spojrzał na Ri'ę jego szczęka drgała w tiku. „Jeżeli nawet pomyślisz o możliwości wyjścia za mąż za Tom'a, całą cię zwiążę i wyślę cię, żebyś mieszkała z moimi rodzicami w Idaho.” „Tak tato.” Uśmiechając się Ria obeszła stół by uściskać jej rodziców. Ale zaczekała, aż była sama z
babcią by zapytać jej, „Czy to było na wypadek, gdybym nie znalazła w sobie odwagi by się z tego wykaraskać?” „Nie, to było tylko wsparcie.” Pomarszczona ręka Miaoling była jak dotyk czystej miłości o jej policzek. „Zawsze wiedziałam, że odnajdziesz swój głos. Nie pozwól nikomu go ci odebrać.” Zadowolony i sfrustrowany w równej mierze przez swoje wcześniejsze spotkanie z Ri'ą, Emmett zmusił się do skupienia, gdy prowadził swoje w popołudniowe zajęcia przez niektóre ruchy walki wręcz. W jego grupie było tylko czworo uczniów – wolał spędzać więcej czasu na praktykowanie walki jeden na jednego w starszej grupie, z uczniami na wyższym poziomie. „Jazz,” powiedział, gdy jedyna dziewczyna w grupie uśmiechnęła się powoli do jednego z chłopców, zanim puściła mu pełen kokieterii buziaczek – biedny dzieciak całkowicie stracił rytm. Kot Emmett'a uważał jej małe sztuczki za zabawne, ale przybrał poważną minę, wiedząc, że jeżeli tego nie zrobi nadal będzie wyprawiała to co przyjdzie jej do głowy. Kobiety pantery były psotnicami – dorzuć do tej mieszanki nastoletnie hormony, i nic dziwnego, że połowa stada przesłała mu kartki z wyrazami sympatii, gdy Lucas przydzielił mu tą grupę. Druga połowa zaoferowała, że zabierze go na coś głębszego. „Tak, proszę pana?” Wygląd niewiniątka. „Jeżeli nie planujesz pobić swoich przeciwników niczym poza uśmiechem i kołysaniem bioder,” powiedział „sugeruję byś popracowała nad swoją koordynacją wzrokowo-ruchową. Jest zła.” „Nie prawda.” Jej plecy sztywne jakby połknęła kij od miotły. „Potrafię ruszać się bardziej gładko niż ktokolwiek na tych zajęciach.” Spojrzał prosto w wojownicze spojrzenie. „Dziesięć okrążeń. Teraz.” Przełykając na jego nietypowo cierpki ton, dziewczyna o hebanowej skórze wystartowała by zrobić wymagane okrążenia. Emmett obrócił się do trzech chłopców, którzy pozostali na miejscu. „Panowie, macie coś do powiedzenia?” Jeden z nich, szczupły dzieciak o imieniu Aaron, wystąpił na przód. „Ona ma rację – jest lepsza niż wszyscy z nas w kwestii ruchowo-wzrokowej.” „Nie dzisiaj – jest zbyt zajęta bawieniem się w swoje gierki.” Odsyłając ich z powrotem do ich treningu, zaczekał na powrót Jazz. „Weź coś do picia i usiądź,” powiedział kiedy wróciła czerwona na twarzy po zrobieniu okrążeń w pełniej prędkości zmiennokształtnego tak jak jej kazano. Po upewnieniu się, że chłopcy mają jeszcze dość do zrobienia by kontynuowali, podszedł by przykucnąć przed nią. „Jak myślisz, dlaczego kazałem ci to zrobić?” Wzruszenie ramion. „Pyskowałam.” „Tak.” A ponieważ wiedział co nieco o młodej kobiecej dumie sięgnął by pociągnąć za jeden z jej warkoczyków. „Jesteś najlepsza z klasy.” Wynurzył się mały uśmiech. „Ale, kotku,” powiedział spoglądając jej prosto w oczy, „to cię daleko nie zaprowadzi, jeżeli nie będziesz potrafiła utrzymać swojego temperamentu na wodzy. Nadal możesz być Jazz, nadal też być mądralą, jeśli chcesz” - to sprawiło, że zasłużył na kolejny nieśmiały uśmiech - „ale musisz nauczyć się pracować w granicach hierarchii.” Ponieważ właśnie w ten sposób stada zmiennokształtnych pozostawały silne, chociaż niejednokrotnie było ich o wiele mniej liczbowo, niż którejkolwiek z pozostałych dwóch ras. A jeżeli jego mama nie myliła się w swoich przewidywaniach, ta wewnętrzna siła stanie się jeszcze ważniejsza w nadchodzących latach. Wszystkie te dzieciaki były bardzo niezależnymi drapieżnymi zmiennokształtnymi – jego pracą
było rozpocząć uczyć ich pracować jako jednostka. „Myślę, że rozumiem,” powiedziała Jazz po pełnej zamyślenia chwili. „W ten sposób pracują strażnicy i żołnierze broniąc alfy – wiedzą, że mogą polegać na sobie nawzajem.” „Dokładnie.” Wstając, pociągnął ją na nogi, „Idź, dokończ swój układ treningowy, a potem porobimy trochę walki jeden na jednego.” Szczery uśmiech. „Zamierzam dzisiaj skopać chłopcom tyłki.” Krztusząc się ze śmiechu gdy patrzył jak łatwo wślizguje się w pełen wdzięku rytm walki, zastanawiał się co Ria by sobie pomyślała o środkach ostrożności, jakie CiemnaRzeka podejmowała by ochronić swoją przyszłość. Zrozumiałaby, czy była by odrzucona przez groźbę przemocy, przez agresywność, która była dziedziczną częścią natury drapieżnych zmiennokształtnych? Nie, żeby miał jakiegokolwiek zamiar dyskutować z nią o tych rzeczach – przynajmniej nie tak długo jak będzie mógł tego uniknąć. Wyraźnie widać było, że została wychowana w bezpiecznym środowisku – dlaczego mówić jej by się martwiła rzeczami, którymi martwić się nie musiała. Obrona była jego zajęciem. Jego wszystkie plany odnośnie Ri'i Wembley dotyczyły przyjemności … i to tej najbardziej dekadenckiego, smakowitego rodzaju. Całe jego ciało zadrżało w niecierpliwości. Ria została w domu przez dwa dni po wybuchowych wydarzeniach w siłowni, widząc Emmett'a wystarczająco długo jedynie by zdążyć powiedzieć cześć. Skrzywił się do niej, gdy wyjrzała przez okno drugiego dnia. Miała silne przeczucie, że wiedziała co on sobie myślał – że uciekała przerażona po tym jak rozpadła się w jego ramionach – ale choć wyjście na dwór i naprostowanie go było bardzo kuszące, została w środku. Oczywiście, to nie była jedyna pokusa, która dotyczyła Emmett'a – jej ciało nie pozwalało jej zaznać zbyt wiele snu. Teraz, gdy zasmakowało prawdziwej przyjemności, chciało więcej. Bezsenne noce pozostawiały ją sfrustrowaną na więcej niż jeden sposób, i zamierzała ukarać za to tego cholernego kota. Ale najpierw, musiała coś zrobić. Trzeciego dnia po tym jak przycisnął ją do drzwi piwnicy i całował ją, aż straciła odeszła od zmysłów, wyszła ubrana w garsonkę z spódnicą koloru ciemnej brzoskwini dobraną z białą jedwabną koszulę. Emmett obejrzał ją od stóp do głów, a potem zrobił to jeszcze raz … powoli. Zanim skończył miała wrażenie, że jej policzki pasują do jej garsonki. „Podoba mi się.” Powolny, koci pomruk. Rzuciła mu listę. „Lokalizacje rozmów kwalifikacyjnych.” Uniósł brew, gdy przeglądał listę, ale wszystko co powiedział, to, „Zaczekaj, załatwię kogoś, kto może pokryć wartę przed twoim domem, a potem możemy iść.” „Nadal brak szczęścia w wytropieniu Vincent'a?” Wślizgując telefon do swojej kieszeni, po poprzestawianiu swoich ludzi, potrząsnął przecząco głową. „Larwa mocno się ukrywa. Myśli, że się poddamy.” To, wiedziała, nie było możliwe. „Nie siedziałeś w miejscu.” Wpadał koło ich domu jedynie rano lub w nocy. W pozostałym czasie, mieli rotację zarówno męskich jak i żeńskich żołnierzy CiemnejRzeki. „Mamy pogłoskę na temat jego bazy operacyjnej.” Uśmiech, który był otwarcie niebezpieczny. „Dorwiemy go.” Przytaknęła, ale miała silne wrażenie, że nie mówił jej wszystkiego. I niby dlaczego miałby, wytknęła część jej. Była jedynie kimś, kogo bronił. Może również jej pragnął, ale Jet miał rację, koty trzymały się razem. Nie wiedziała, o żadnym z ludzi z CiemnejRzeki, który byłby w
długoterminowym związku z ludźmi – seksualnym, biznesowym lub jakimkolwiek innym. „Emmett,” zaczęła, zamierzając zapytać się go to pytanie, a potem zdała sobie sprawę, że on mógłby to odebrać jako jej oczekiwanie. „Tak?” „Nic.” Potrząsnęła głową. „Myślę, że pierwsze spotkanie jest w odległości dziesięciominutowego spaceru.” Przez chwilę wyglądało na to, że Emmett będzie naciskał ją na temat przerwanego zdania, ale ku jej uldze, poszedł za jej przykładem, i wyruszyli – z Ri'ą wciśniętą między bezpieczeństwo ścian sklepowych i wielką ramę Emmett'a. Jego ciągła czujność sprawiała, że czuła się bezpiecznie na najniższym poziomie jej świadomości. „Do jakiego rodzaju pracy starasz się o przyjęcie?” zapytał przecznicę od pierwszej lokalizacji na jej liście. „Biurowej,” powiedziała, a potem zrobiła minę. „Na prawdę bardzo bym chciała prowadzić samodzielnie całe biuro – wiesz, być odpowiedzialna za organizowanie wszystkiego dla szefa, ale to plany na daleką przyszłość. Najpierw, potrzebuję doświadczenia – więc pewnie skończę jako czyjś goniec na posyłki.” Emmett zaśmiał się na jej ton. „Nie sądzę, żebyś była gońcem na posyłki przez długi czas.” „Nie, nie będę,” powiedziała i wzięła kilka głębokich wdechów. „Dobrze, oto jesteśmy. Życz mi szczęścia.” „Złożę ci życzenia szczęścia w środku.” Otworzył przed nią drzwi. „Emmett, nie mogę iść na rozmowę w sprawie pracy z ochroniarzem.” Jego oczy stały się twarde jak kamień. „Vincent wiedział kiedy będziesz wracać do domu ze swojego kursu. Jest wysokie prawdopodobieństwo, że domyślił się, że teraz będziesz starać się o pracę.” Zgrzytnęła zębami. „To jest szanowana firma. Nie wydaje mi się, żebym była w niebezpieczeństwie ze strony sześćdziesięcioletniego kierownika.” „Nie będziesz z nikim za zamkniętymi drzwiami.” Ria kłóciła się, aż do momentu gdy znalazła się blisko granicy krzyku, ale nie ustąpił. Przewidywalnie jej rozmowy kwalifikacyjne nie poszły najlepiej. Pierwszy kierownik był tak obrażony z powodu pomysłu, że został posądzony o bycie zagrożeniem, że wykopał ją bez rozmowy. Następnych dwoje było kobietami i nie mogło przestać gapić się na Emmett'a wystarczająco długo, by posłuchać co mówiła Ria. Kiedy jedna w końcu poświęciła jej okruch uwagi, było to, by posłać jej łagodzący uśmiech i powiedzieć, że może nie była predysponowana do pracy w biurze. Niańka nie zupełnie mówiła o pewności siebie. Ria była bliska łez przy czwartej rozmowie, i to wcale nie z powodu niepokoju. Tylko niepohamowanej wściekłości. „Dziękuję za zniszczenie moich szans na znalezienie zatrudnienia,” powiedziała, gdy wysiedli z pociągu powietrznego niedaleko Chinatown, okrążywszy miasto z powodu jej spotkań. „Ria,” zaczął. Pokazała mu otwartą dłoń w geście, by zamilknął. „Jestem stworzona do pracy w biurze. Prowadzę księgi mojej mamy. I nie tylko to, prowadzę księgi całej rodziny. Upewniam się by mój ojciec chodził na swoje spotkania, a Amber widziała swoją położną na czas, żeby babcia brała swoje leki, i Jet nie zapomniał napisać kartek noworocznych do naszych ciotek w Albuquerque. Jestem, jak cholera, stworzona do pracy w biurze!”
„Nigdy nie mówiłem, że nie jesteś.” Łagodzący ton w jego głosie sprawił, że Ria chciała go ugryźć. „Nie, ty po prostu stałeś tam, tak jakby nie można było nawet polegać na mnie, bym dała sobie radę sama, jeśli ktoś próbowałby mnie skrzywdzić. Tamtego dnia, na siłowni, to było wszystko gówno warte!” Jego warknięcie było jak grzmot. „Odwołaj to.” „Nie mówię o tym, idioto. Mówię o lekcjach samoobrony. To było tylko po to by mnie ugłaskać. Nie ufasz mi nawet, że potrafiłabym krzyczeć.” To była pierwsza lekcja, jakiej jej nauczył – by krzyczeć tak głośno jak tylko zdoła i uciekać. „Wiesz co, myślę że to sprawia, że to co się tam jeszcze stało również było ściemą.” „Zaczekaj cholerną minutę.” Sześć. Ignorując go, weszła przez automatyczne drzwi do średniej wielkości budynku biurowego, który był lokalizacją jej następnego spotkania i ruszyła do lady. „Cześć,” powiedziała do zadbanej kobiety po drugiej stronie, która miała skórę w odcieniu bogatego nieskazitelnego mahoniu. „Jestem umówiona z Lucas'em Hunter'em.” Oczy kobiety podążyły za ramię Ri'i, i przeszyło je coś na kształt zaskoczenia, ale jej głos, gdy zwróciła się do Ri'i był całkowicie profesjonalny. „Nazwisko?” „Ria Wembley.” Serdeczny uśmiech. „Jest pani piętnaście minut wcześniej, Panno Wembley. Jeżeli zechce pani tu zaczekać, to dam pani znać, gdy Lucas skończy rozmowę z obecnym kandydatem.” „Dzięki.” Szła w stronę miejsc siedzących, gdy uświadomiła sobie po niewczasie, że nie zna nazwy tej firmy. Ogłoszenie mówiło po prostu, że mała, ale rozwijająca się firma budowlana poszukiwała personelu biurowego. Ponieważ to ogłoszenie było sprawdzone przez uniwersytet, gdzie kończyła swój kurs, ten brak nie martwił jej zbytnio. Ale ignorancja najprawdopodobniej nie będzie zbyt dobrze wyglądała … jeżeli w ogóle ten Hynter zada sobie trud by z nią porozmawiać po tym jak dowie się o Emme'cie. Obracając się na swoim obcasie, obeszła Emmett'a by ponownie pomówić z recepcjonistką. „Przepraszam. Zauważyłam, że wasze drzwi nie mają na sobie nazwy firmy.” Wzrok kobiety znowu powędrował do Emmett'a. Ria zawrzała. Ale piękna brunetka nie wydawała się pożerać go wzrokiem. „Szczerze powiedziawszy,” powiedziała po krótkiej przerwie, „nazwa nadal jest dyskutowana … to znaczy, partnerzy nie zdecydowali jeszcze o porządku.” „O.” To było dziwne, ale nie wystarczająco dziwne by sprawić, żeby uciekła. Żebracy, mówiono, nie mogą przebierać. Potakując, podeszła do wygodnie zaaranżowanych foteli po lewej stronie blatu recepcji, wybierając miejsce skąpane w słońcu. Emmett rozciągnął się obok niej. „To, co dzieliliśmy nie było nic nie warte. A ja nawet nie wiedziałem, że wiesz jak się przeklina.” Żart tylko zirytował ją bardziej. „Jeżeli możesz kłamać co do jednej rzeczy, dlaczego nie co do drugiej?” „Chwileczkę. Nigdy cię nie okłamałem.” „Czyżby? A jak nazwiesz uczenie mnie samoobrony, a potem traktowanie mnie jak bezmózgiej beksy?” „Przepraszam.”
Ria wstała na dźwięk głosu recepcjonistki. „Lucas jest teraz wolny,” powiedziała. „Rozmowy kwalifikacyjne mają miejsce jedno piętro wyżej.” Gdy wstała i przeszła przez hol do wind, ktoś zawołał cześć. Ponieważ nie znała mężczyzny wychodzącego przez drzwi frontowe, założyła że było to skierowane do Emmett'a. „Znajomy?” Dźgnęła panel dotykowy obok windy. Nie chciał spojrzeć jej w oczy. „Tak.” Drzwi windy otworzyły się by ujawnić, że była pusta w środku, mogła przysiąść, że słyszała jak Emmett wydaje z siebie westchnienie ulgi. „Strach przed przeludnionymi windami?” „Coś w tym stylu.” Miała wrażenie, że znaleźli się na następnym piętrze w czasie, który wydawał się zaledwie chwilą. Pokój, w którym prowadzono spotkania był oczywisty, z uwagi na jego otwarte drzwi. Mężczyzna, który przez nie wyszedł był więcej niż przystojny – jasne zielone oczy, ciemne włosy, które ocierały się o jego ramiona i dzikie znaki po prawej stronie twarzy, które wyglądały jak ślady po pazurach. Był młody … ale jednocześnie, nie. Doświadczenie przebijało przez to przeszywające zielone spojrzenie, i Ria wiedziała, że ocenił ją w ciągu jednej ulatującej chwili. „Ria” - wyciągnął rękę - „Jestem Lucas. Wejdź proszę.” Uścisnęła jego dłoń i już miała wyjaśnić obecność Emmett'a … tylko, że jej samozwańczy ochroniarz już usiadł na pluszowym fotelu na zewnątrz sali spotkań. Na moment opadła jej szczęka, zanim ją zatrzasnęła. Co do … ? Ten Lucas, ze swoją aurą poskromionej siły, był bez wątpienia dużo bardziej niebezpieczny niż ktokolwiek inny z kim się dzisiaj spotkała i Emmett nie miał nic przeciwko temu by była z nim sama? Decydując się nie zaglądać darowanemu koniowi w zęby, weszła, świadoma Lucas'a zamykającego za nią drzwi gdy usiadła po jednej stronie małego stołu. W sposobie w jaki szedł, kiedy podszedł by zająć swoje miejsce było coś … przypominał jej kogoś. „Wody?” Po jej potaknięciu, nalał jej szklankę i popchnął ją w jej kierunku. „Przeczytałem twoje podanie. Właśnie skończyłaś studia z zakresu zaawansowanej administracji biurowej?” Wzięła łyka zanim odpowiedziała. „Tak, jako najlepsza z mojej grupy. Miałam również nieco doświadczenia związanego z pracą podczas kursu.” Lucas potaknął. „Nie mam wątpliwości, że twoje umiejętności techniczne są doskonałe. Sprawdziliśmy to z uczelnią i z osobami, które wskazałaś jako twoje referencje.” Fakt, że było to wystarczające zaskoczył i ucieszył ją jednocześnie. „Wasze ogłoszenie mówiło, że szukacie pewnej liczby pracowników,” powiedziała, uświadamiając sobie, że rozluźnia się pomimo szerokiej świadomości jego władzy. Kobieta, która weźmie Lucas'a Hunter'a, pomyślała, będzie miała soją pracę jak dla niej stworzoną. „Mógłby mi pan podać więcej informacji na temat tych stanowisk – może mogłabym powiedzieć, które mogłoby być najbardziej odpowiednie dla mnie.” „Szczerze powiedziawszy, już jesteś na krótkiej liście kandydatów na pewne stanowisko. To właśnie chciałem omówić – nie jest to w żadnej mierze normalna administracyjna praca.” To zaintrygowało Ri'ę. „Nie?” „Nie.” Uśmiech, który zmienił go z cudownego na pięknego na bardzo męski sposób. Doceniała ten widok, ale bez chęci by się na niego rzucić. Nie tak jak na Emmett'a. A ta myśl nie powinna mieć teraz miejsca i przeszkadzać jej w rozmowie kwalifikacyjnej. Uspokajając jej rozbiegane hormony, zwróciła pewnie swoją uwagę do Lucas'a. „Co myślisz na temat chaosu?” zapytał. „Uwielbiam go.” Jej odpowiedź była instynktowna. „Daje mi więcej do organizowania.”
Lucas zaśmiał się. „A co z nieustannym przeszkadzaniem, koniecznością przestawiania spotkań na moment przed ich dokonaniem, i szefem, który momentami może być niemożliwy do namierzenia?” „Jeżeli będzie musiało to być zrobione, to będzie to zrobione,” powiedziała spoglądając w te genialne zielone oczy. „Ale będę szczera – chociaż zapewne nie powinnam. Najprawdopodobniej może to skutkować, tym że stanę się nieco wybuchowa od czasu do czasu.” „Temperament może się przydać na tym stanowisku.” Jego usta wygięły się w kącikach. „To jest ... rodzinny interes. I ta rodzina będzie tu wpadać i wypadać. Jesteś w stanie poradzić sobie z byciem obiektem ich ciekawości?” Było to dziwne pytanie, ale i tak na nie odpowiedziała. „Zobaczmy – każdej niedzieli bez wyjątku moja ciocia Eadie dzwoni by mnie przesłuchać na temat mojego życia i ofiarować „niezbędną radę na temat mody”. Moi dziadkowie ze strony ojca mieszkają w Idaho, ale w zeszłym tygodniu, przysłali mi akta na temat wszystkich miłych chłopców w mieście – tak na wszelki wypadek. A, i moi normalnie myślący z dużym wyprzedzeniem rodzice ostatnio próbowali zaaranżować mi małżeństwo. Wiem, jak dać sobie radę z rodziną.” Jego oczy tańczyły. „A aranżowane małżeństwo?” Ponieważ sama wyciągnęła ten temat, nie mogła zbytnio uniknąć tego osobistego pytania. „Nie dojdzie do skutku.” „Tak myślałem.” Wstał, jego usta były wykrzywione z rozbawienia. „Sądzę, że to wszystko, czego od ciebie potrzebuję Ria.” Wstając podniosła swoją torebkę. „To ty, prawda? Osoba, dla której będę pracować, jeżeli dostanę tą pracę?” Lekkie potaknięcie. „Zazwyczaj to kadry prowadzą rozmowy kwalifikacyjne.” „Jestem wybredny.” Otworzył jej drzwi. „Muszę ufać osobie, którą zatrudniam.” Wyszła uśmiechając się nawet gdy jej żołądek opadł na samo dno. Emmett już stał czekając na nią. Weszli do windy w ciszy i wyszli na ulicę. „Jak ci poszło?” zapytał Emmett. „Dobrze.” Potarł tył swojego karku. „Nadal zła?” „Myślisz, że powinnam dać ci kredyt za to że pozwoliłeś mi tam wejść samej?” Uniosła brew zastanawiając się co zrobi. „E.” Jego policzki zaczerwieniły się. „Nieważne.” Poczuła jak jej usta drgają. „Wiem, że on był kotem Emmett. Sposób w jaki wy pantery się poruszacie, sprawia że od razu można was rozpoznać.” „Cholera.” Uśmiechnął się. „A już liczyłem na to że uda mi się zarobić punkcika.” „Więc to Firma Budowlana CiemnaRzeka?” „Jej część. Budynek będzie również funkcjonował jako miastowa kwatera główna stada – przerośliśmy ze starej siedziby.” A to wszystko, Ria wiedziała, oznaczało, że nigdy nie dostanie tej pracy. Stada zmiennokształtnych dbały o swoich, trzymając się siebie jak klej. Pewnie, pomogli oczyścić miasto, czyniąc je bezpieczniejszym dla każdego, ale jak wyjaśnił Emmett, to miało więcej wspólnego z utrzymaniem terytorium niż z czymkolwiek innym.
Zmęczona, zniechęcona i głodna, weszła do sąsiedniej restauracji prowadzonej przez rodzinę, którą widziała na spotkaniach społeczności, i zajęła miejsce. Emmett zajął krzesło naprzeciwko niej. „Zamów coś,” powiedział skanując pomieszczenie. Właśnie mówiła kelnerce – która tak się składało, że była również córką właściciela – że chciała drobnego kurczaka, gdy Emmett ruszył z drugiej strony stołu, by przygnieść zarówno ją, jak i kelnerkę, do ziemi. Dosłownie sekundę później usłyszała głośne stuknięcie, po którym nastąpił krzyk. Emmett już był na nogach i rozmawiał przez komórkę. „Oddala się, minął sklep z cukierkami -” Podbiegł do drzwi. Wstając, Ria pomogła podnieść się roztrzęsionej kelnerce. Emmett był już z powrotem zanim skończyła to robić. „Jesteś ranna?” Jego ręce przesunęły się po jej ciele. Świadoma kilku zainteresowanych spojrzeń, strzepnęła je. „Nic mi nie jest.” Obróciła się by sprawdzić co z kelnerką i dostać taką samą odpowiedź. „Co się stało?” zapytała Emmett'a. Wskazał za nią. Duża dziura znaczyła wcześniej nieskazitelną ścianę. „Kula.” Jego szczęka była zaciśnięta w brutalnej linii, jego oczy … jego oczy. Instynktownie stając bliżej, położyła swoją dłoń na jego piersi. „Emmett.” Spojrzał w dół, te niesamowite zielono-złote oczy, oczy pantery, spojrzały na nią z ludzkiej twarzy. Jego ręka ujęła jej policzek. „Masz tutaj zadrapanie.” Kciuk delikatnie głaszczący zranienie, którego nawet nie czuła, jego wzrok był zimny jak u drapieżcy. Nie miała pojęcia skąd wiedziała co zrobić. Po prostu wiedziała. Zamiast odtrącić jego rękę tak jak zrobiła to wcześniej, pochyliła się ku jego dłoni, wtulając swoje ręce wokół jego talii. Jego własne otuliły ją w niemal tym samym momencie, przyciągnął ją do siebie tak blisko, że ledwie mogła oddychać. Ale nadal się jego trzymała, trzymała się mocno. Nie wiedziała jak długo stali tak opleceni ze sobą, ale kiedy w końcu ją wypuścił, strach w restauracji zmienił się w spekulację. Najprawdopodobniej, jej babcia i mama usłyszą wszystko na ten temat w czasie, który jest potrzebny by napisać wiadomość. Nie obchodziło jej to. Ponieważ pantera zniknęła z oczu Emmett'a, jego wściekłość była pod kontrolą. Poklepał ją w policzek. „Złap swoją torebkę. To miejsce musi być sprawdzone przez techników, a ja chcę byś była bezpieczna w domu.” Zdając sobie sprawę, że chciał zacząć śledzić snajpera tak szybko jak to tylko możliwe, Ria nie kłóciła się z nim. Oczy Emmet'a stały się super-czujne, gdy zaczęli wychodzić z restauracji, jego wielkie ciało, aż wibrowało z opiekuńczości. „Proszę!” Zdumiona, obejrzała się przez ramię. To była kelnerka, którą Emmett położył na ziemi – kobieta podbiegła z torbą jedzenia na wynos w ręce. Jej uśmiech był nieco ostrożny, gdy spojrzała na Emmett'a, ale jej wdzięczność była jasna. „Dziękuję.” Potrząsnęła przecząco głową, gdy Emmett, większość jego uwagi była mocno skupiona na zapewnieniu by nie było już więcej paskudnych niespodzianek, zaczął wyciągać portfel. „To prezent. Mój tata był w wojsku. Mówi, że ta kula uderzyłaby najpierw we mnie.” Wcisnęła torbę Ri'i do rąk. „Proszę weź to.” Ria przyjęła podarunek, rozumiejąc potrzebę rodziny, by dać coś w zamian człowiekowi który uratował życie ich dziecka. „Dziękuję.” Kobieta uśmiechnęła się i spojrzała na Emmett'a. „Będziesz zawsze mile widziany przy naszym stole.” Emmett przytaknął lekko. Ria zastanawiała się czy rozumiał wartość tego zaproszenia. Mogła to tak zostawić, ale to byłoby niezgodne z jej charakterem – zapytała go o to, gdy szli do domu szybkim przejściem.
„Rozumiem,” powiedział, jego głos był spięty podczas gdy skanował przestrzeń dookoła nich. „Pracowaliśmy nad budowaniem relacji z miejscowymi ludźmi, ale to bardzo powolny proces. Bardzo się izolujecie.” „I kto to mówi.” Wzruszył ramionami bez brania sobie tego do siebie, bez uśmiechu. „Nie powiedziałem, że tego nie rozumiem.” „Ludzie tacy jak koty CiemnejRzeki,” powiedziała, zastanawiając się dlaczego ta cholerna arogancja była seksowna w jego wykonaniu. „wyczyściliście wiele spraw, tak by sklepikarze czuli się bezpieczni.” „Zaczynamy otrzymywać bardziej przyjazne uśmiechy,” powiedział jej, „ale to wszystko szlag trafii jeżeli Vincent i jego gang zbirów zacznie robić dziury w bezbronnych ludziach.” „Mam wrażenie, że oni nie wiedzą przeciwko komu wystąpili.” Ostre spojrzenie. „I tu masz rację, fretko.” Już otworzyła swoje usta by mu odpowiedzieć, ale właśnie dotarli do je domu rodzinnego z Amber czekającą na nich w drzwiach, z komórką w ręce. „Jest w domu!” powiedziała jej szwagierka do wąskiego białego urządzenia jak tylko wypatrzyła Ri'ę. „Nie, jest bezpieczna. Emmett jest z nią.” Prawie wnosząc Ri'ę do środka, Emmett rozkazał Amber zamknąć drzwi. „I zostańcie w środku.” Zanim Ria zdąrzyła powiedzieć cokolwiek, już go nie było. Wypuszczając powoli powietrze, wzięła telefon, który Amber wyciągała w jej stronę. „Mamo nic mi nie jest.” powtarzała to przez następne dziesięć minut, aż Alex w końcu się uspokoiła. Do tego czasu jej babcia zdążyła już przygotować herbatę, wyciągnąć dwa gigantyczne kawałki słynnego Boskiego Chińskiego Ciasta pana Wong'a, i zaczęła robić swój wyjątkową słodką zupę z czarnego sezamu, jedną z Ri'i ulubionych. „Siadaj!” powiedział, kiedy Amber zaczęła wstawać chcąc pomóc. Amber usiadła z pełnym wdzięczności westchnieniem. „Dziecko bardzo mocno kopie. Chcesz dotknąć?” „Tak!” Ria pomknęła do niej. Amber była świetną szwagierką, ale była również bardzo prywatna. Tego rodzaju zaproszenie nie było dawane często. Położyła swoją rękę na brzuchu Amber i czekała w bezruchu. Przyszły pra-wnuczątko (płeć nieznana) nie kazało na siebie długo czekać Ri'i. Poczuła dwa bardzo wyróżniające się szturchnięcia. „Wow, wydaje mi się, że poczułam kształt stópki.” Amber zaśmiała się. „Prawdopodobnie. Dzieciątko Wembley ma przyszłość jako gracz piłki nożnej. Bardzo pasuje, biorąc pod uwagę rodzinne nazwisko.” „Nie mów Jet'owi,” Ria drażniła się wgryzając się jednocześnie w swoje ciasto. Znajomy smak był tak mile widziany jak przytulenie, miękki i dający poczucie komfortu. „Ma nadzieję na kolejnego do golfa.” „A co z tobą Ria?” Amber ułamała kawałek jej własnej porcji i włożyła ją sobie do ust. „Myślisz o wydaniu na świat jakiś kumpli do golfa w najbliższej przyszłości?” „Amber!” Ria opadła na krzesło śmiejąc się. „A jak myślisz, skąd mam wziąć drugą połówkę równania teraz kiedy Świetna Partia zniknęła?” „O, nie wiem.” Oczy Amber zmieniły się w naprawdę chytre. „Ale znam pewnego kota, który patrzy na ciebie tak, jakby chciał cię zjeść, a potem wrócić po dokładkę.” Ria nadal była w szoku na skandaliczny komentarz, który padł z ust jej – zazwyczaj – nieśmiałej szwagierki, kiedy Miaoling zaczęła się śmiać. Śmiała się tak mocno, uderzając się w biodra, że Ria nie mogła zrobić nic innego, jak tylko się dołączyć. „Słyszałaś” - wykrztusiła między atakami
śmiechu, które sprawiły że aż bolał ją brzuch - „co Jet powiedział. Oni nie wdają się w nic poważnego z ludźmi.” „A kto tak twierdzi?” Oczy Amber, aż się świeciły od dobrego humoru. „Tylko dlatego, że my nie wiemy o żadnym ...” To odcięło śmiech Ri'i. Usiadła prosto. Pomyślała o tym. Potrząsnęła przecząco głową. „Słyszelibyśmy o tym. Słyszałabym coś na uniwersytecie.” „Nie koniecznie,” sprzeczała się Amber. „Oni niezbyt się afiszują. Powiałabym, że nigdy nie spotkałam bardziej skrytej grupy, ale ...” Pomachała ręką. Ria wypuściła powoli powietrze. „Nie mogę go o to zapytać. Wiesz o tym.” „Dlaczego?” zapytała Miaoling. „Ponieważ wtedy sobie pomyśli, że coś sugeruję!” Jej babcia posłała jej zabójcze spojrzenie. „Jeżeli nie zasugerujesz, to skąd on ma o tym wiedzieć?” Umysł Ri'i utonął w wspomnieniach jej przyciśniętej do niego i opierającej się plecami o drzwi siłowni, jego ręki pieszczącej jej, jego języka w jej ustach. „Wie.” „Tak,” Amber powiedziała. „Zmiennokształtni mają lepszy zmysł węchu niż ludzie. On najprawdopodobniej może wyczuć twoje sama-wiesz-co.” Ria wpatrzyła się w nią. „Amber co w ciebie wstąpiło?” Jej szwagierka wzięła kolejny kawałek ciasta. „Zamierzam zrzucić za to winę na ciążę.” Powolny uśmiech. Siedem. Krew Emmett'a była na granicy wrzenia. Wracając do restauracji złapał zapach strzelca i zaczął śledzić. Dorian i Clay obaj podjęli trop kiedy odprowadzał Ri'ę do domu, ale to było jego polowanie. Jego palce pamiętały miękkie uczucie skóry Ri'i, delikatną szorstkość zadrapanie, które nie powinno znaleźć się na jej twarzy. Pantera krążyła wewnątrz jego czaszki, chcąc na zewnątrz, chcąc kogoś uszkodzić, ale Emmett trzymał się swojej ludzkości. Przynajmniej na razie. Kilka minut później znalazł Dorian'a i Clay'a stojących sfrustrowanych na ruchliwym skrzyżowaniu. „Kurwa,” powiedział Emmett, wyczuwając to co oni. Zapach strzelca po prostu zniknął. „Prawdopodobnie ktoś czekał by go odebrać,” wymruczał Dorian rozglądając się na zewnątrz. „N asza stacja nie ma kamer w tym rejonie. Musimy to zmienić.” Emmett zmrużył oczy, wykonując wolne okrążenie wszystkich czterech punktów skrzyżowania. Było zatkane ludźmi. „To nie mogła być podwózka. Było by zbyt trudno wykonać szybki odwrót,” wymruczał niemal do siebie … i spojrzał w górę. Staroświecka drabinka przeciwpożarowa wisiała kilka stóp nad ziemią, wystarczająco wysoko, by zmylić trop zapachowy z taką ilością ludzi dookoła. Lądując na drabince za pomocą jednego wysokiego skoku, zaczął śledzić blaknący ślad z płynną gracją pantery, którą był. Żaden człowiek nie mógł nawet marzyć by dorównać drapieżnemu zmiennokształtnemu ruszającemu się z pełną prędkością. Docierając na szczyt budynku w przeciągu kilku sekund, podążył za zapachem na jego drugą stronę. Kolejna drabinka, tym razem wyglądająca na mały podobny do parku obszar zatłoczony starszymi ludźmi grającymi w coś co wyglądało jak kombinacja mahjong'a i szachów. Ignorując drabinkę skoczył prosto na ziemię przyprawiając kilkoro ludzi o krzyk zaskoczenia. Jego kot
upewnił się by wylądował na swoich stopach, jego ciało perfekcyjnie zachowało swój balans. Ponownie, zapach był stłumiony przez dużą ilość ludzi w parku. Ale gorzej, że kilka metrów dalej był przytłumiony całkowicie przez silny detergent używany do sanitaryzacji pobliskich automatycznych toalet publicznych. Przeklinając pod nosem, okrążył park i skończył z niczym. Frustracja wbiła w niego swoje szpony. Był pewny, że to tutaj strzelec został odebrany – na jednej z tych kanciastych uliczek. Przeczesując włosy ręką, zaczął iść skąd przyszedł, kiedy jakiś starzec zamachał na niego. „Trzymaj – zostawił swój motocykl zaparkowany na przejściu dla pieszych. Bardzo niegrzeczny.” Kawałek papieru został włożony w jego rękę. Otwierając go, znalazł numer tablic rejestracyjnych. Jasna cholera. „Dzięki.” Komórka była w jego dłoni sekundę później. Starszy człowiek pomachał na jego podziękowania i wrócił do swojej gry, w czasie gdy Emmett przekazywał swój cynk technikom CiemnejRzeki. Zmiennokształtni postawili sobie za punkt honoru bycie na bieżąco z całą technologią znaną człowiekowi – ponieważ, jeżeli zimni władczy Psy mieli jakąś słabość, był to fakt, że w zbyt dużej mierze polegali oni na swoich maszynach. Ale wiedza techniczna przydawała się również, gdy CiemnaRzeka potrzebowała włamać się do baz danych Wymuszających. Dzięki numerom tablic rejestracyjnych kilku minut później Emmett miał już adres, pod który mógł pójść. Zebranie zespołu zabrało mu tylko kolejne trzy minuty – Lucas, Vaughn, i Clay, z Dorian'em na pozycji obserwatora kamer ochrony. Młody żołnierz zmieniał się w kawał dobrego snajpera. „Jak to robimy?” zapytał Lucas, gdy wysiedli z pojazdu w niewielkiej odległości od domu strzelca, jego oczy zimne. „Chcę mieć drania żywego,” Emmett wykrztusił przez zaciśnięte zęby. „Musimy mieć lokalizację Vincent'a.” Spojrzał na Lucas'a. „Dryfujemy dobrze poza krawędź prawa tutaj.” Zmiennokształtni mieli jurysdykcję nad przestępstwami, które dotyczyły ich gatunku, ale strzelec był najprawdopodobniej człowiekiem. „Jest dzień – będziemy widziani.” Jego alfa wzruszył ramionami. „Pozwól, że ja się tym zajmę.” Ufając mu na słowo, Emmett dał sygnał i rozeszli się w różnych kierunkach, podchodząc do brudnej przyczepy podejrzanego ze wszystkich stron. Motor był postawiony blisko z tyłu – i aż się lepił od zapachu, który Emmett wykrył w restauracji. Nawet tak blisko, nikt nie strzelił do nich, i kilka sekund później, pantera Emmett'a pochwyciła nowy zapach. Krew. Świerza i oleista. „Cholera,” wymruczał pod nosem, wiedząc co znajdą. Miał rację. Strzelec leżał w pozycji, w której upadł na rozkładany stół, tył jego głowy był postrzelony w stylu egzekucji. „Vincent wiedział, że podejmiemy jego zapach,” powiedział Lucas, spoglądając na scenę z przejścia obok Emmett'a. „Założę się, że ta krew jest nadal ciepła.” Obaj wyszli na zewnątrz, frustracja Emmett'a sprawiała, że miał ochotę w coś kopnąć. „Myślisz, że w środku mogą być ślady, które doprowadziłyby nas do Vincent'a?” Lukas kiwnął na sąsiadów w otaczających ich przyczepach, kilku z nich otwarcie się im przyglądało. „Nie możemy ryzykować wejścia do środka i dać glinom powód by nas dręczyć. Tak jak jest teraz, ci ludzie widzieli jak otwieramy drzwi, stajemy w przejściu. Nie ma szkody, nie ma problemu.” „Nie przejmowałbym się tym,” powiedział Clay, łamiąc swoja zwyczajową ciszę. „Ten gość był do zastąpienia. Nic by mu nie powiedzieli.” Emmett starał się w to wierzyć, gdy okrążył przyczepę. Lekki ruch na skraju jego widzenia peryferyjnego, ofiara zaczynająca uciekać. Nawet o tym nie myślał, w ciągu jednej sekundy ruszając w ciężką pogoń. Kościsty koleś przed nim
nie oglądał się za siebie, gdy kluczył przez park przyczep. Nie zrobił tego, aż do momentu gdy mijał grupę dzieci kopiących dookoła zakurzoną piłkę do nogi. Wnętrzności Emmett'a zmroziły się gdy ręka mężczyzny poszybowała w górę. „Na ziemię!” krzyknął, rzucając się w niewiarygodnym przypływie prędkości. Uderzając w rękę strzelca, popchnął ją do góry, gdy mężczyzna wystrzelił. Strzał był cichy, kula zgubiła się w powietrzu. Strzelec już był w ruchu, używając swojego ciała z płynną gracją osoby doświadczonej w walkach ulicznych. Jego pięść uderzyła w policzek Emmett'a z wystarczającą siłą by odskoczył do tyłu, ale Emmett nie puścił nadgarstka mężczyzny, trzymając broń wycelowaną w niebo, nawet, gdy używał swojego wolnego łokcia by uderzyć w szczękę zabójcy. Drań nie chciał się poddać. Pieprzyć to. Emmett ścisnął nadgarstek mężczyzny, miażdżąc jego kruche ludzkie kości. Strzelec upadł na kolana z krzykiem, broń wypadła mu z ręki. „Miej na to oko,” Emmett rozkazał Vaughn'owi. Jaguar przytaknął i upewnił się, żeby dzieci które jeszcze nie rozpierzchły się, zrobiły to w bardzo szybkim tempie. Emmett nadal trzymał swoją rękę wokół nadgarstka strzelca, gdy skomlący mężczyzna klęczał w kurzu. Ten, Emmett pomyślał, będzie wiedział coś na temat Vincent'a. Zniżając się do kucnięcia, spojrzał w błyszczące od łez oczy mężczyzny. „Powiedz mi co chcę wiedzieć,” powiedział bardzo cicho, „albo tak zmiażdżę ci nadgarstek, że nigdy nie będą w stanie go z powrotem poskładać.” Mężczyzna opluł go. „Sprawię sobie sklonowany zamiennik.” Emmett usłyszał słaby dźwięk syren Wymuszających i wiedział, że ma w najlepszym przypadku kilka minut. Pochylając się bliżej, celowo pozwolił swoim oczom zmienić się w kocie, jego pazury wystrzeliły. A potem uśmiechnął się. „Wiesz co, nadal nie są zbyt dobrzy w klonowaniu oczu.” Dotknął pazurem do samego brzegu prawego oka mężczyzny. „Zabawne jak pazur może przypadkowo oślepić człowieka podczas walki.” Strach strzelca aż palił, kwasowy i gęsty. „Nie możesz tego zrobić. Są świadkowie.” „Naprawdę?” Obserwował, jak mężczyzna się obraca … by zobaczyć tylko zamknięte drzwi i zatrzaśnięte okna. „Groziłeś ich dzieciom,” wyszeptał Emmett. „Jak myślisz kto z nich wyjdzie by ciebie uratować?” Przycisnął pazur bardziej, aż jego krawędź rzeczywiście dotykała delikatnej powierzchni. Strach zmienił się w czyste przerażenie. „Odpowiem na twoje pytania!” Emmett zadał je mocnym głosem i szybko. Zanim przyjechali Wymuszający, mężczyzna był tak wdzięczny, że ich widział, że przyznał się do strzelaniny, tylko po to by znaleźć się jak najdalej od Emmett'a. Gliny wyglądały jakby chciały zgarnąć również Emmett'a, ale nagle znalazło się dwudziestu świadków, którzy wszystko widzieli – i którzy przysięgali, że Emmett był bohaterem. Stawiając czoła tak wielu entuzjastycznie nastawionych poplecznikom, policja poddała się. Jedna ze starszych kobiet spojrzała w oczy Emmett'a. „Nie musiałeś miażdżyć mu nadgarstka.” Nie była to reprymenda, raczej pytanie. Emmett uniósł brew. Ona zaś uśmiechnęła się i odeszła. Prosto do Dorian'a. Blond żołnierz uśmiechnął się. „A może pozwoliłabyś mi postawić sobie kolację?” Policjantka roześmiała się. „Jesteś słodki. Ale przestałam rabować kołysanki już kilka lat temu.” Dorian nie był zbity z tropu. Podchodząc do Emmett'a po tym jak kobieta odeszła, opuścił ręce. „Więęęęęęęc … co się stanie, jeżeli będę flirtować z Ri'ą?” „Użyję twoich żeber do zrobienia wiatrołapu.” „Tak właśnie myślałem.”
Emmett powiedział pozostałym co wyjawił mu zabójca. „Vincent trzyma się w ukryciu poprzez życie w domu na kółkach – to unosząca-się-ciężarówka, czarna, z niezmiennie zmieniającymi się tablicami rejestracyjnymi. Bale jest błyszcząca, podrasowana. Drań lubi żyć w dobrym stylu.” „To sprawi, że będzie łatwiejszy do namierzenia,” powiedział Lucas. „Zaczniemy rozpowszechniać ten opis. Ktoś zacznie gadać.” „Powiedział też, że Vincent niezły składzik broni, więc musimy być gotowi na to co może zrobić, jeżeli poczuje się przyciśnięty do muru.” Ten drań nie będzie się przejmował kogo trafił. „Ma powiązania z jedną z dużych rodzin mafijnych z północy – to operacja testowa. Jeżeli go nie wykopiemy, będziemy mieli jeszcze więcej problemów.” Lucas przytaknął. „To nie o ludzkie gangi musimy się martwić – nie załatwimy tego jak na zmiennokształtnych przystało, to inne grupy zmiennokształtnych zaczną zaglądać na nasze terytorium.” „Więc upewnijmy się że zajmiemy się tym odpowiednio.” Emmett spędził resztę dnia dopilnowując, że jego bardziej skryci informatorzy wiedzieli, by rozglądać się za ciężarówką. Zanim zapadł zmrok, była tylko jedna rzecz którą chciał zrobić … i tylko jedna osoba, z którą chciał to zrobić. Niestety, chociaż jego rozcięta warga zagoiła się z prędkością zmiennokształtnego, nadal miał dość imponującego siniaka pod okiem. Nawet nie było mowy o tym, że rodzina Ri'i wpuściłaby go przez frontowe drzwi, zwłaszcza o tej porze nocy. Gdyby tu chodziło o jego córkę, Emmett pomyślał z uciskiem w sercu, zrobiłby tak samo. Ale to nie znaczyło, że będzie trzymał się z daleka od Ri'i. Znajdując drogę na tyły dwupiętrowego domu, który był domem rodzinnym Wembley'ów, skłonił się Nate'owi, który był na swojej warcie, i spojrzał w okno, które jak wiedział, wychodziło z sypialni Ri'i. Nate spojrzał na niego z zainteresowaniem. „Na ścianie nie ma się gdzie chwycić rękami.” „Jeżeli podciągnę się do tego okna,” powiedział Emmett rozpracowując mechanikę, „będę mógł wejść.” Drugi mężczyzna ocenił przerwę. „Wykonalne.” Podejmując decyzję, Emmett wycofał się do momentu, aż miał wystarczający dystans, ruszył pełną parą i skoczył. Pantera upewniła się, że złapał krawędź w którą mierzył, a wspiąć się stamtąd było już dość prosto. Trzymając się jedną ręką o niższą krawędź zaciemnionego okna Ri'i, podczas gdy jego stopa znalazła cenne oparcie na cienkiej krawędzi kuchennego okna poniżej, zapukał o jej szybę. Cisza. Potem dźwięk szurania, tak jakby podnosiła coś, co upadło na podłogę. Jego umysł wypełnił się tysiącem erotycznych obrazów, ale okno nie podniosło się. Zamiast tego usłyszał dźwięk telefonu Nate'a. Ria była ostrożna. Uśmiechając się słysząc odpowiedź strażnika, czekał. Okno poszło w górę kilka sekund później. „Czyś ty oszalał?” Ria wysyczała, wystawiając głowę przez okno. „Jak ty się w ogóle utrzymujesz w górze?” „Nie łatwo,” powiedział z uśmiechem, stres całego dnia starty przez widok jej całej rozczochranej z powodu snu i aż proszącej się by ją całować. „Wpuścisz mnie?” Wycofując się pomachała mu by wszedł. „Dobry Boże, Emmett,” powiedziała w momencie w którym znalazł się w środku. „Mogłeś spaść i złamać sobie kark.” „Jestem panterą, fretko. Wspinanie się to moja działka.” „Nie sądzę by pantery wyewoluowały by wspinać się na dwupiętrowe -” Westchnienie, przesunęła jego twarz w stronę światła wpadającego przez okno. „Co się stało?” „Nie uchyliłem się wystarczająco szybko.” Zamknął okno, wiedząc, że Nate nie będzie w stanie usłyszeć teraz cokolwiek jeżeli utrzymają swoje głosy cicho. „Moja wina.”
Ria uderzyła dłonią o jego pierś. „Chcę pełnej odpowiedzi. Mów.” Wziął między swoje palce kawałek jej długiej do kostek satynowej piżamy. Materiał wyglądał na miękki i całkowicie jedwabny. Chciał zebrać go w ręce i obnażyć coś jeszcze miększego i bardziej jedwabistego. „Emmett!” Wolny szept, ale jej oczy strzelały ogniem. Zsuwając dłońmi po jej rękach, przysunął ją bliżej. „A kto chce rozmawiać?” Spuścił swoją głowę, wziął wdech jej zapachu w swoje płuca. Kobiece ciepło i delikatne, egzotyczne perfumy. Oblizanie jej by go spróbować było instynktowne. Chciał wiedzieć wszystko na temat swojej wybranki. Pantera uśmiechnęła się na to proste, absolutne olśnienie. Oczywiście, że była jego wybranką. Z jakiego innego powodu do cholery wspinałby się po tej cholernej ścianie? Tylko dla Ri'i. „Podobają mi się twoje perfumy.” Wzruszyła ramionami. „Znowu jesteś niedobry.” „Kupiłaś je dla mnie?” Przesuwał swoimi dłońmi po jej plecach, przyciskając jej miękkość do pulsującego gorąca jego kutasa. „Miałam je z zestawu podarunkowego.” Wplątała swoje ręce w jego włosy. „Pisało, że są sformułowane dla zmiennokształtnych. „Mmm.” Podgryzając ją całą drogę od jej karku do ust, wziął je w wolnym, leniwym pocałunku. „Nasze poczucie zapachu jest tak silne, że normalne perfumy są za bardzo intensywne.” „Nawet nie mogę powąchać tych,” wymruczała do jego ust. „Chyba będziesz musiał kupować moje perfumy dla mnie.” Jego kot zamruczał, zastanawiając się czy w ogóle zdawała sobie sprawę z tego co właśnie zdradziła. „Zamierzam kupić ci też płyn do kąpieli.” „Emmett.” Jęknięcie. Zagłuszył je pocałunkiem. „Czy twoje drzwi mają zamek?” „Tak.” Przycisnęła swoje usta do pulsu na jego karku. „Ale nie jest zamknięty.” Jęknął, podniósł ją na swoich ramionach i poniósł ją do drzwi. „Zamknij go.” „Powiedz proszę.” Spojrzał w dół na tą droczącą się twarz i poddał się pragnieniu by gryźć, zatapiając swoje zęby – bardzo ostrożnie – we wrażliwe miejsce między ramieniem i karkiem. Zadrżała, a on poczuł jak zamek się przekręcił. „Jak cicho?” zapytał, liżąc powstały znak, gdy niósł ją do łóżka. „Moja mama ma uszy jak nietoperz.” Uśmiechając się, położył ją lekko na materacu, kładąc się na niej, w momencie gdy kończyła to zdanie. Była cała miękka i krągła pod nim, satyna jej koszuli nocnej była pyszną torturą. Przesunął ręką po jej boku. Rozdarła się. „Cholera.” Jego ręce były szorstkie, zgrubiałe, w niczym nie przypominały jej kremowego ciała. „Kocham twoje ręce Emmett.” To był intymny szept w pokoju ciemnym z powodu nocy. Spojrzał w dół w te inteligentne oczy, i wiedział, że przepadł. Podnosząc się z niej i przesuwając na bok powiedział, „Nie chcę popsuć twojej ładnej koszuli nocnej. Podciągnij ją dla mnie.” Przełknęła, ale jej ręce przesunęły się po satynie, podciągając ją wolnymi, zmysłowymi pociągnięciami. „Powinnam być na ciebie zła.” „Hmm.” Złapał ją za kolano, gdy je odkryła, czekając na więcej, na wszystko. „Następnym razem też zamierzasz popsuć moje rozmowy kwalifikacyjne?”
Słodkie nachylenie jej ud. „Prawdopodobnie.” Przesunął swoją dłoń w górę, wiedząc, że musi spróbować. Lekkie jęknięcie, jej noga uniosła się lekko, a kolano pochyliło się gdy ocierała stopą o prześcieradło. „Jak ty mi to robisz?” Całkowicie zmieniając pozycję swoich dłoni między jej nogami, pochwycił ją. Osiem. Jej westchnienie było niemal ciche tym razem, jej ciało podnosiło się w grzesznej krągłości. Skuszony bardziej niż można to zmierzyć, pochylił się by ukraść kolejny pocałunek. „W ten sam sposób w jaki ty robisz to mi.” Była taka mokra i gorąca pod jego dłonią, że było to wszystko co mógł zrobić by nie rozedrzeć jej majtek i nie wśliznąć swoich palców w jej mokre i miękkie ciało. Jej ręce pociągnęły za jego T-shirt. „Zdejmuj.” Zastanowił się nad tym. „Musiałbym zabrać moją rękę.” A nie chciał. Usta Ri'i otworzyły się ze zdziwienia. „Twoje oczy zmieniły się w oczy pantery.” „Mogę cię wyczuć, taką gładką, i smakowitą, i gotową.” Przycisnął spód swojej dłoni do jej wejścia drażniąc, bawiąc, pieszcząc. Jej powieki zamknęły się trzepocząc. „Emmett” - zachrypnięty rozkaz - „jeżeli nie ściągniesz tego T-shirt'a, nie będę odpowiedzialna za moje czyny.” Zabierając swoją rękę z oporem, podciągnął w górę T-shirt, a potem pozbył się reszty swoich ubrań – nie chciał by mu po raz kolejny przeszkadzano. Oczy Ri'i rozszerzyły się, gdy położył się obok niej, jego ręka zamknęła się wokół jej ud. „Chcę rozedrzeć twoje majtki.” Te cudowne oczy otworzyły się jeszcze szerzej. „Tylko jeżeli obiecasz, że kupisz mi zamienną parę.” Zamarł, tak podniecony, że ledwo mógł cokolwiek widzieć. Chowając swoją głowę w jej karku, wziął głęboki wdech. To tylko ścisnęło jeszcze mocniej zwoje wokół niego. Te zwoje były miękkie, kobiece, erotyczne ponad wszelką wątpliwość. Jego palce spięły się, rozdarł kawałek tkaniny, który go tak dręczył. Ria podniosła się, a on ponownie wziął jej usta, uzależniony od słodyczy i pikanterii jej smaku. Była czystym kobiecym uwodzeniem pod jego palcami, gorąca i gładka z powodu pragnienia. Ale on nie był jeszcze gotowy, by już to skończyć. Kontynuując bawić się palcami między jej nogami, lizał i całował sobie drogę w dół jej gardła, i nad satynową przerwą między jej piersiami. Jej piersi unosiły się i opadały w rwanym oddechu, jej ręka przeczesywała jego włosy. „Emmett.” Jej głos był ochrypły z powodu nieukrywanej pasji. Jeszcze nie, powiedział sobie, odmawiając by udać się do góry. Zamiast tego, zamknął swoje usta na jej sutku, ssąc mocno przez delikatną satynę jej koszuli. Jej palce spięły się i rozluźniły konwulsyjnie, jej całe ciało zwijało się jakby chcąc uciec … i przybliżyć się za jednym zamachem. Wyczuwając, że znajdowała się na samej krawędzi przyjemności, Emmett wśliznął dwa palce w otwór między jej udami, pieszcząc ją aż do drżącego uwolnienia. Ugryzła go w ramię by zagłuszyć swój krzyk, podżegając panterę do oddania się podstawowym żądzom. Pieszcząc ją przez orgazm, poruszał swoim ciałem w rytm jej, jedna jego ręka znajdowała się na poduszce obok jej głowy, druga była splątana w jej włosy gdy przyciągnął ją z powrotem w niemal dzikim pocałunku. Otworzyła się dla niego niemal natychmiast, jej ramiona otuliły się wokół niego. Uszczypnął jej usta i rozdał ramionka jej koszuli, spychając w dół materiał tak by mógł zamknąć soją dłoń nad słodką krągłością jej piersi. Kiedy uwolnił jej usta, przyciągnęła go z powrotem do siebie. Mrucząc nisko w gardle, dał jej to czego pragnęła, kształtując jej pierś pod swoją ręką. Była taka bujna, że
chciał ją ugryźć. Następnym razem, obiecał sobie. Tym razem, jego cierpliwość dobiegła kresu. Rozsuwając jej uda, uszczypnął ją w dolną wargę. „Połóż te ładne nogi wokół mojego pasa, fretko.” Nadzwyczajne zsunięcie się miękkiego kobiecego ciała, gdy dała mu to czego pragnął. A potem dała mu jeszcze więcej, przyciskając swoje usta do jego gardła, skubiąc go delikatnym w geście posiadania, musiał ze sobą walczyć by nie wbić się w nią jednym twardym pchnięciem. Wzdrygajac się, przesunął ręką wzdłuż jej kręgosłupa by ustawić ją pod odpowiednim kątem. A potem wślizgiwał się w nią, jej ciekłe gorąco niemal paliło. Zaciskając zęby, ścisnął swoją dłoń w pięść na poduszce i pchnął, powoli i delikatnie. „Następnym razem,” wykrztusił z siebie, „wezmę cię szybko.” Ściskając jego biceps, Ria wzięła głęboki wdech. „Tylko o ile nie zrobisz się jeszcze większy … Emmett.” To ostatnie było jęknięciem, gdy zakopał się w niej aż do nasady. Nie ruszał się przez kilka sekund, wiedząc, że był dużym mężczyzną. Ale kiedy Ria zaczęła się przesuwać pod nim w powolnych kolistych ruchach, doprowadziło go to do stanu szaleństwa. Pantera przejęła nad nim kontrolę, a on miał jedynie dość świadomości umysłu by wziąć jej usta w pocałunku zanim poddał się drążącemu go głodowi by brać, by znaczyć. Moja, pomyślał, moja. Moment później, nawet ta myśl gdzieś znikła. Ria wpatrywała się w sufit nad muskularnym wzniesieniem ramienia Emmett'a. Był ciężki, ale ona nie miała nic przeciwko byciu zgniecioną. Nie w tej chwili. Nie, kiedy jej ciało było takie luźne i zadowolone, sama czuła się jak wielki leniwy kot. A właśnie dokładnie tak, myślała, zachowywał się Emmett. Rozłożył się na niej … i wewnątrz niej. Jej policzki zaczerwieniły się. Jak ona nadal mogła być nieśmiała po tym co zrobili? Ale no cóż, nie spodziewała się, że on zacznie tak szybko ożywać na następny raz. „Szybka zdolność regeneracji?” zapytała, nie całkiem pewna skąd znalazła tupet. „Coś w tym stylu.” Był to pomruk wydany o jej gardło. Przebrała palcami przez jego włosy, uśmiechając się. „Ria?” „Hmm?” „Byłaś dziewicą?” To pytanie sprawiło, że policzki zaczęły ją palić. „Technicznie.” Sam brzmiał nieco przyduszony gdy powiedział, „Technicznie?” „Mam dwadzieścia dwa lata, Emmett. Tylko dlatego, że wybrałam by zaczekać na odpowiedniego mężczyznę nie znaczy, że nie byłam ciekawa.” Myślała, że mogła go zszokować kiedy pozostał milczący przez kilka długich minut. Powinna wiedzieć lepiej. „Gdzie trzymasz rzeczy, których użyłaś by zadowolić swoją ciekawość?” Wyschło jej gardło. „Nie twój interes.” Ściśnięcie jej biodra. „Proszę?” Jej serce zabiło szybciej. Ten mężczyzna, pomyślała, mógł ją zniewolić. „Nie.” „Następnym razem?” „Nie.” Nie wiedziała czy przetrwałaby ten erotyzm.
Emmett potarł jej gardło zębami. „Kupię ci jakieś. I zmuszę cię, być otworzyła je przede mną.” Jej umysł eksplodował. Poczuła jak jej ciało przygotowuje się na następną rundę, dobry Boże, jak ona tego chciała. „Mniej gadania, więcej działania, kiciusiu.” Tym zasłużyła sobie na uszczypnięcie w pośladki, niskie męskie warknięcie, i tyle akcji ile tylko mogła sobie zamarzyć. Ria nie mogła spojrzeć w oczy swojej mamie następnego ranka. Nie dlatego, że było jej wstyd – jak w ogóle mogłaby się wstydzić chwały tego co zrobiła z Emmett'em? Seks to jedno, ale on był taki czuły po fakcie, nie opuszczając jej prawie do samego świtu. Czuła się dopieszczona i uwielbiana. I to był powód, dla którego nie mogła spojrzeć Alex w oczy. Była pewna, że jej mama zaraz wypatrzyłaby pulsującą w niej radość, pewność, że zakochała się w mężczyźnie, który był niemal idealny. I to niemal, pomyślała z zmarszczoną miną może być dużym problemem. W tym tygodniu miała umówionych więcej rozmów kwalifikacyjnych, i chociaż Emmett wspomniał, że byli blisko złapania Vincent'a, to nadal pozostawiało ją z ochroniarzem. Telefon zadzwonił, gdy Alex mruczała na temat tego, że już jest dziewiąta. Ponieważ sklep był otwierany o dziesiątej, miała mnóstwo czasu by się tam dostać, ale Alex nie lubiła się spóźniać. „Ja odbiorę,” powiedziała Amber wchodząc do pokoju. „Hallo? Tak, jest tutaj. Jedną chwilę.” Wyciągnęła telefon w kierunku Ri'i, wymawiając bezgłośnie Firma Budowlana CiemnaRzeka. Gotowa na to by usłyszeć złe wieści, Ria wzięła słuchawkę, nie zadając sobie trudu by wyjść z kuchnio - jadalni – Alex, Amber i Miaoling i tak po prostu poszły by za nią. „Ria przy telefonie.” „Tu Lucas Hunter.” „Dzień dobry.” Jej oczy zmrużyły się. „Mogę coś się zapytać?” Zakrztusił się od powstrzymywanego śmiechu. „Nie. Zapytaj Emmett'a.” Na tym polegał problem, pomyślała Ria. Emmett nie odpowie na jej pytania. Jego opiekuńczość zaczynała grać jej na nerwach – nawet na tych nerwach, które kochały go nad życie. „To co w takim razie mogę dla ciebie zrobić?” „Co powiesz na rozwiązanie problemu mojego systemu rejestracji?” Podekscytowanie wybuchło w niej … zanim roztrzaskało się na całego. „Nie, dziękuję.” Pauza. „Ria, to nie ma nic wspólnego z czymkolwiek innym. Jestem zimnym draniem kiedy przychodzi do interesów – potrzebuję asystentki, która zna się na swojej pracy.” „A fakt, że będę chroniona w głównej siedzibie CiemnejRzeki jest przypadkiem?” „Tak. Jeżeli będziesz kiepska w pracy, wykopię cię zaraz po okresie próbnym.” Usłyszenie tego sprawiło jej ogromną przyjemność. „Ja,” powiedziała zaczynając się uśmiechać, „jestem bardzo dobra w tym co robię.” „To kiedy możesz zacząć?” Ria mrógnęła. „Dzisiaj, jeżeli jest taka potrzeba.” „W takim razie, zobaczymy się kiedy się pojawisz.” Rozłączając się, Ria spojrzała w trzy pary oczu palących się z zainteresowania. Ich symetria, głęboko ukłuła ją w serce. Miaoling, z jej mądrym, śmiejącym się spojrzeniem. Alex, taka energiczna i niecierpliwa. Amber, posiadająca zarówno poczucie spokoju Miaoling i lekką psotliwość, której dostrzeżenie zajmowało dużo czasu nawet przyjaciołom i rodzinie. Z uśmiechem rozpościerającym się na twarzy, Ria wyciągnęła do góry pięść w salucie zwycięstwa zanim podskoczyła by wykonać mały taniec wokół trzech najważniejszych kobiet w jej życiu. Alex otworzyła butelkę szampana, którą miała schowaną w sekrecie – chociaż Amber musiała się
zadowolić sokiem grejpfrutowym – i wzniosła toast. „Za moją córkę. Dużo za mądrą dla tego imbecyla Tom'a.” Emmett wszedł do przestrzeni biurowej Lucas'a i mrugnął do asystentki siedzącej sztywno za biurkiem. „Szef w środku?” „Wyglądasz jak jakiś chuligan,” powiedziano mu, zanim Ria wstała i podeszła do niego. „Przeczesałeś chociaż swoje włosy po tym jak wziąłeś prysznic?” Właśnie przeczesywała palcami przez dokładnie te włosy, gdy to powiedziała. Emmett delektował się uczuciem jej tak blisko siebie. Słysząc otwieranie się drzwi Lucas'a, podniósł Ri'ę do góry, i obdarował rozpuszczający kości pocałunek na jej usta. Była zdyszana zanim skończył ją całować, jej policzki cudownie czerwone. „Emmett! Jestem w pracy.” Wzruszając ramionami, spojrzał w oczy Lucas'a nad jej głową. Jego alfa wzniósł do góry swoje ręce, jego rozbawienie było widoczne. „Jesteśmy gotowi do ruszenia?” Emmett przytaknął. „Zaparkował pół godziny drogi z miasta.” Ria patrzyła to na jednego, to na drugiego mężczyznę. „Vincent?” „Tak,” powiedział Emmett, gdy Lucas dał sygnał, że będzie gotowy za jedną minutę i wszedł do swojego biura. „Tyłek tego drania jest upieczony.” Ria położyła rękę na jego piersi. „Będziecie mieć dużo wsparcia?” „Nie martw się tym fretko. Wiem co robię.” „Emmett!” Jej głos był jak uderzenie bicza. Spojrzał na nią zaskoczony. „Co?” „Nie mów mi, żebym się nie martwiła! Nie klep mnie po głowie mówiąc, że wszystko będzie dobrze, jakbym była bezmózgą lalą.” Dźgnęła go palcem. „Jeżeli mamy być w razem-” Zatrzaskując usta, założyła ręce na siebie i wróciła za swoje biurko. Oszołomiony, podkradł się do niej. „Jeżeli mamy być w razem, to co?” „Nic.” Zaczęła porządkować papiery na swoim biurku. „Po prostu nie daj się zabić. To sprawiłoby, że byłabym naprawdę zła.” Wiedział, że nie o to chodziło. Chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie. „Nie wyjdę dopóki nie powiesz mi o co chodzi.” Ria spojrzała na otwarte drzwi gabinetu Lucas'a. „To nie jest ani czas, ani miejsce.” Nadal czekał. Wypuściła powoli oddech. „Jesteśmy w razem?” „A myślałaś, że ostatnia noc to co to było?” To był jeden z tych przypadków, kiedy nie rozumiał kobiet. Wróć. Kiedy nie rozumiał swojej kobiety. „Cóż, mężczyźni nie zawsze zrównują seks z byciem razem.” Był to szept, jej oczy znowu podążyły do drzwi Lucas'a. Emmett zdecydował się nie przypominać jej, że Luc i tak najprawdopodobniej mógł wszystko słyszeć. „To nie był seks, Ria. To był kurewsko – niesamowity – seks.” Uśmiechnął się na jej rumieniec. „A ja zrównuje wszystko co robię z tobą z byciem w związku. Spróbuj umówić się z innym mężczyzną i zobaczyć dokąd to cię zaprowadzi.” Próbowała posłać mu ostre spojrzenie, ale przebił się przez nie uśmiech. „Idź. I bądź ostrożny.” Mocny uścisk. „Inne sprawy przedyskutujemy, jak już wrócisz cały i bezpieczny. Będę na ciebie czekać.”
Wyszedł z jej zapachem związanym z jego skórą, jej obietnicą w jego uszach. Tego dnia Ria została odeskortowana do domu przez starszego mężczyznę o imieniu Cian. „Jakieś wieści?” zapytała go, gdy dotarli do jej frontowych drzwi. Potrząsnął przecząco głową. „Nie sądzę by ruszyli szybciej niż kilka godzin po zmroku.” Coś na temat Cian'a sprawiało Ri'i wrażenie dziwnie znajomego, ale była pewna, że nigdy wcześniej nie był na warcie obronnej. „Dasz mi znać, jeżeli czegoś się dowiesz?” Jego oczy były ciepłe kiedy na nią spojrzał. „Oczywiście, Ria.” Potakując, podziękowała mu i weszła do środka. Jej tata był jedynym, którego zastała w domu i stał przy zlewie, przygotowując swój (nie) sławny sos do spaghetti. „Cześć tato.” Pocałowała go w policzek. „Gdzie jest Amber?” zapytała, zgadując, że jej babcia drzemała, tak jak to robiła czasami. „Pomyślała, że może mieć skurcze – Jet przyjechał do domu i zabrał ją do szpitala.” Ria zamarła w trakcie zdejmowania płaszcza. „Rodzi?” „Doktor myśli, że to fałszywy alarm, ale zatrzymał ją tam na kilka godzin, by się upewnić.” Dotknął swojej tylnej kieszeni. „Jet zadzwoni do mnie, jeżeli będzie wyglądało na to, że mój wnuczek będzie wcześniej.” Uśmiechając się, odwiesiła swój płaszcz i podeszła, by stanąć koło niego, wślizgując jedną rękę wokół jego pasa. „Ładnie pachnie.” Położył swoją wolną rękę wokół jej ramion. „Więc, związałaś się z tym kotem?” „Tak.” Nigdy nie okłamałaby swojego taty. Może krążyłaby wokół prawdy, ale nigdy nie okłamałaby go. „Szaleję za nim.” Westchnięcie. „Zaproś go na kolację.” „Żebyś mógł go przesłuchać?” „To jest to, co robią ojcowie.” Ścisnął jej ramiona. „Chcę dla ciebie tylko tego co najlepsze. Zastanawiałaś się jak ten mężczyzna cię utrzyma?” Ria nie wytknęła, że sama może się utrzymać. To nie o to teraz chodziło. „Więc, kiedy nie działa jako żołnierz CiemnejRzeki, ma również inną pracę.” Odkryła to w międzyczasie wczoraj w nocy – nawet teraz, wspomnienie leniwego głosu Emmett'a mruczącego odpowiedzi na wszystkie drobne pytania jakie do niego miała była wystarczająca, by sprawić by jej ciało się rozpaliło. „O?” Dziewięć. „Tak.” Przeciągała, wiedząc że to doprowadzi jej tatę do szaleństwa. „Ria.” Śmiejąc się spojrzała w te jego skrzywione z niezadowolenia oczy. „Jest inżynierem.” Brwi jej ojca zrównały się z jego włosami. „A dla kogo pracuje?” „Firma Budowlana CiemnaRzeka. Specjalizuje się w upewnieniu, żeby budynki były tak zbudowane by przetrwać wstrząsy sejsmiczne.” Tak właśnie to ujął, brzmiąc dużo bardziej akademicko, niż się spodziewała. Po tym jednym zdaniu było oczywiste, że nie tylko wiedział co robił, ale kochał swoją pracę. „Trenował u Angus'a Wittier'a” Wittier był uważany za najlepszego
specjalistę od budownictwa odpornego na wstrząsy sejsmiczne w kraju. Simon przytaknął z zamyśloną twarzą. „Podaj mi oregano i idź się przebrać.” „Spaghetti będzie gotowe niedługo?” Nie była gotowa, jej żołądek był cały w węzłach, gdy czekała by usłyszeć wynik ostatecznej rozgrywki między CiemnąRzeką i grupą mafijną, ale chciała utrzymać temperaturę emocjonalną na łagodnym poziomie. Simon gotował spaghetti tylko kiedy był zdenerwowany – sytuacja z Amber najwyraźniej martwiła go bardziej niż chciał to przyznać. „Dziesięć minut.” „Na kryję do stołu jak się przebiorę.” Odchodząc do swojej sypialni, zamknęła drzwi zanim zadzwoniła do Jet'a. „Co u Amber?” zapytała, gdy odebrał jej brat. „W tej chwili wszystko w porządku, odpoczywa.” Jego głos był miękki. „Powiedz mamie i tacie, żeby się nie martwili – doktor mówi, że z dzieckiem wszystko jest w najlepszym porządku.” „Ha,” powiedziała z uśmiechem. „Wiesz jacy oni są.” „Sprawisz, że będą spokojni Ri-ri.” Powiedział z absolutną pewnością. „Zadzwonię do ciebie, jak tylko cokolwiek się zmieni.” Po rozłączeniu się, Ria się przebrała, a później zrobiła to, czego oczekiwał od niej Jet – upewniła się, żeby każdy pozostał opanowany – choć jej własne emocje sprawiały wrażenie niewiarygodnie kruchych pod płaszczykiem pozorów. Co jeżeli coś się stanie Emmett'owi? Nie, powiedziała sobie, jakoś dając radę utrzymać swoją opanowaną fasadę nawet kiedy Amber nagle zaczęła rodzić i cała rodzina pospieszyła do szpitala, eskortowana przez trójkę żołnierzy CiemnejRzeki. Przechodzili właśnie przez pomieszczenie pogotowia, gdy kilka ambulansów przyjechało na sygnale. Ria rozpoznała chmarę biało-bląd włosów na noszach, które wyciągnięto z tyłów jednego z samochodów. „Dorian,” wyszeptała, szukając wielkiej formy Emmett'a. Nie było go tam. Ale Dorian krwawił, czerwona plama barwiła jego jasno złotą skórę. „Popo -” „Idź.” Miaoling uścisnęła jej dłoń. „Zajmę się twoją mamą.” Z Cian'em u boku, Ria podbiegła do leżącego żołnierza CiemnejRzeki, wślizgując swoją rękę w jego, podczas gdy zespół medyczny pracował wokoło niej. „Trzymaj się Dorian.” Był nieprzytomny, ale czuła tak, jakby wiedział że ona tam jest. Odwróciła się do Cian'a. „Tamsyn?” Siostra odepchnęła Ri'ę z drogi, gdy w wozili Doriana na obszar operacyjny. Odwracając się zauważyła, że Cian rozmawiał przez telefon. „Już prawie tu jest,” odpowiedział jej wkładając telefon do kieszeni. Małe linie zmartwienia promieniowały od brzegów jego jasno niebieskich oczu. Tamsyn wbiegła zaledwie kilka minut później, szczupła blondynka obok niej. Podczas gdy uzdrowicielka wbiegła przez pokój przygotowawczy do sali operacyjnej, kobieta zatrzymała się obok Cian'a. Żołnierz natychmiast położył swoją rękę wokół jej ramion. „Co ty tu robisz?” „Byłam u Tammy kiedy do mnie zadzwonili,” powiedziała kobieta, odpychając do tyłu jej czarne włosy. W tej chwili Ria zobaczyła jej oczy, i wszystkie kawałki ułożyły się w jedną całość. Sposób w jaki Cian się poruszał, sposób w jaki mówił, nic dziwnego, że wydawał jej się znajomy. „Jesteście rodzicami Emmett'a.” „A ty musisz być Ria. Mam na imię Keelie.” Uśmiech mamy Emmett'a był szeroki, te oczy koloru whisky, które odziedziczył jej syn były tak świecące jak diamenty. Ria nawet nie zastanawiała się nad ściskaniem dłoni. Podeszła prosto do niej i rozłożyła swoje ramiona. Uścisk był mocny. „Miałaś jakieś wieści od Emmett'a?” zapytała Keelie. Zaskoczona tym, że Keelie spodziewała się, że Emmett zadzwoni najpierw do niej, Ria potrząsnęła przecząco głową. „Jeszcze nie.” Jej telefon zadzwonił dokładnie w tym momencie. Wyciągnęła go i przyłożyła do ucha.” „Jestem w drodze do szpitala fretko. Nie mdlej.”
Poczuła jak jej żołądek opadł. „Co się stało? Emmett, jeżeli zostałeś postrzelony -” „To tylko rana powierzchniowa. Będziesz mogła ją pocałować, żeby nie bolała.” Jego ton był ciepły, pieszczota na jej skórze. „Wpadnę po tym jak zrobię przystanek w szpitalu -” „Ja już tu jestem,” przerwała mu. „Amber rodzi.” „Problemy?” Ostre zmartwienie. Jej serce ścisnęło się. „Jest jeszcze kilka tygodni za wcześnie, ale doktor powiedział, że nie przewiduje żadnych trudności.” Wzięła rwący się oddech, próbując przekonać o tym sama siebie. „Jestem na pogotowiu. Widziałam jak przywieźli Dorian'a.” „Wszystko wporządku z Blondaskiem?” „Tamsyn jest z nim.” „Oberwał kulą przez żebra – nie sądzę, żeby trafiła w coś ważnego. Trzymaj się. Będę tam za minutę.” Zamykając telefon odwróciła się, by przekazać co mówił Keelie i Cian'owi, ale para potrząsnęła głowami. „Słyszeliśmy.” „A, tak.” „Emmett sprawi ci słuchawkę bezprzewodową,” powiedziała Keelie. „Inni ludzcy członkowie stada jej używają, gdy chcą prowadzić prywatne rozmowy.” Ciekawość Ri'i w tym momencie przewyższyła jej zmartwienie. „Macie ludzkich członków stada?” „Oczywiście!” uśmiechnęła się Keelie. „Wydaje mi się, że ludzie muszą z góry zakładać, że są kotami.” Ria otworzyła usta by odpowiedzieć, ale coś sprawiło że obróciła się do drzwi. Biegła w stronę Emmett'a zanim zdała sobie sprawę z tego, że się poruszyła. Złapał ją jedną ręką, druga była na temblaku. „Rana powierzchniowa?” Podniosła do góry jego koszulę by odkryć bandaż. „To strasznie duży bandaż jak na ranę powierzchniową.” Duża ręka głaskała ją po włosach. „Będzie wporządku, jak tylko Tammy znajdzie trochę wolnego czasu. Pocałuj mnie fretko.” „Emmett! Twoi rodzice tam stoją.” Ale on już ja całował, i co ona mogła zrobić, poza całowaniem jego? Trzymała się go mocno, taka szczęśliwa, że był bezpieczny. „Kiedy zmieniłeś się w takiego ekshibicjonistę?” wyszeptała po tym jak się wycofał, jej policzki paliły czerwienią. Mały, niegodziwy uśmiech. „Daję tylko innym do zrozumienia, że należysz do mnie.” Jej oczy rozszerzyły się w horrorze, spojrzała nad jego ramieniem … by zobaczyć uśmiechające się twarze więcej niż dziesięciu żołnierzy CiemnejRzeki. Wliczając w to jej szefa. I wysoką rudą kobietę, która pokazywała jej uniesione kciuki. „O. Mój. Boże.” Schowała swoją twarz w piersi Emmett'a i poczuła jak całe jego ciało drży ze śmiechu. „Zabiję cię.” Ale po prawdzie, to wszystkim czego chciała było zostać z nim na zawsze. Stan Doriana uznano za stabilny pół godziny później, a Tmasyn miała w sobie jeszcze dość energii by wykonać trochę dodatkowego leczenia. „Jak to działa?” zapytała Ria, gdy uzdrowicielka położyła swoją dłoń na ramieniu Emmett'a i zamknęła swoje oczy.
„Jedni uzdrowiciele mówią, że to pochodzi z ich wnętrza, ale ja myślę, że działam jak odbiornik dla energii stada.” Czoło Tamsyn zmarszczyło się w koncentracji. „Moje ciało może utrzymać w sobie jedynie jej ograniczoną ilość, więc jeśli Dorian byłby zbyt mocno ranny, byłabym wyeksploatowana. Ale on jest bardzo silny.” „Ona zbyt tanio się sprzedaje,” powiedział Emmett. „Tammy ukierunkowuje i przekazuje swoją energię tak by wykonała jak najwięcej dobrego – prawdopodobnie wie na temat ludzkiego ciała więcej niż większość lekarzy. Choć jest też jednym z nich.” Dziesięć minut później, temblak był tylko wspomnieniem, a Rana Emmett'a była lekko różowa. Ria z największą delikatnością przesunęła po niej palcami. „Boli?” „Nie, jestem twardy. Ale jeżeli chcesz ją pocałować, żeby było lepiej, nie będę protestować.” Śmiejąc się Tamsyn wycofała się z pokoju. „Pamiętajcie dzieci, że to szpital.” Zamknęła za sobą drzwi wychodząc. Ria uderzyła delikatnie pięścią w w ogóle nieskruszonego Emmett'a w jego niezranione ramię. „Jak dałeś się postrzelić?” „Oh, daj spokój fretko, nie chcesz, żebym o tym mówił.” Kładąc ręce na biodrach stanęła prosto przed nim. „Emmett, pamiętasz tą rozmowę, którą mieliśmy przeprowadzić później?” Wyglądał na nieco ostrożnego. „Taaak?” „Więc -” zaczęła, gdy jej telefon zaczął pikać w szalonym rytmie, który był zarezerwowany tylko dla rodziny. „Amber!” Przyłożyła telefon do ucha. „Mamo?” Odpowiedź kruchym tonem. „Amber ma kłopoty.” Ria zaczęła się przemieszczać, świadoma obecności Emmett'a za jej plecami. Położnictwo było w całkowicie innej części szpitala więc zajęło im kilka cennych minut by tam dotrzeć. Gdy przyszła, zobaczyła Miaoling siedzącą, jej ręce były bardzo mocno splecione razem z palcami Alex i całe białe z tego powodu. Simon siedział po drugiej stronie Alex. Nikt nie powiedział ani słowa. Serce Ri'i stanęło. „Co? Co się stało?” To jej ojciec odpowiedział. „Było krwawienie. Komplikacje. Nie wiedzą czy …” „Nikt nie chce z nami porozmawiać,” powiedziała Alex na granicy łez. „Tylko wbiegają do środka i z powrotem.” „Czekajcie.” Ria wzięła głęboki wdech i pochwyciła pierwszą siostrę, którą zobaczyła. Kucając obok Miaoling, Emmett ujął jej małą, pomarszczoną rękę w swoją i obserwował, jak Ria po cichu i efektywnie onieśmielała pielęgniarkę do przekazania jej informacji, których potrzebowała jej rodzina. Wróciła kilka minut później, mały twardy wojownik. „Mają bicie serca płodu. Amber jest przytomna i rozmawia.” „Krwawienie?” zapytała Alex z głosem łamiącym się na tym słowie. „Pracują by wziąć je pod kontrolę.” Ria spojrzała w górę, gdy kolejna grupa wpadła do poczekalni. Rodzice Amber, Emmett zdał sobie z tego sprawę, gdy Ria powitała ich w płynnym wybuchu Mandaryńskiego, najwyraźniej starając się zapobiec panice. Para usiadła po drugiej stronie Simona, zadając Ri'i więcej pytań. Posłała Emmett'owi wdzięczne spojrzenie, gdy on kontynuował rozmowę z Miaoling i Alex na temat życia w stadzie, wszystko tylko po to, by odsunąć ich umysły od tego co działo się w pokoju odległego jedynie o kilka stóp. Zadawały mu pytania na temat różnych kwestii, ale wiedział, że najprawdopodobniej nic z tego nie
będą pamiętać następnego ranka. Ale i tak nadal mówił, dając im odskocznię, której potrzebowały, podczas gdy Ria robiła to samo dla rodziców Amber. Simon mówił na zmianę zarówno do swojej żony, teściowej, jak i rodziców Amber, najwyraźniej starając się pozostać silnym dla swojej rodziny. Ale to Ria była klejem, cichą siłą, która trzymała wszystkich razem. Jego pantera zamruczała z dumy. Czterdzieści minut później, były łzy szczęścia, nie smutku. Stan Amber ogłoszono jako stabilny – chociaż musiała zostać w szpitalu nieco dłużej niż zazwyczaj – dziecko było szalejącą kulą gniewu, i Jet szczerzył się w uśmiechu jak głupiec. „Jak dacie jej na imię?” zapytała Ria po tym jak wszyscy wpadli do pokoju i upewnili się, że oboje matka i dziecko byli cali i zdrowi. „Joy,” powiedział Jet, dotykając delikatnie jednym palcem policzka dziecka. „Bo tym właśnie jest – naszą radością.” „To piękne imię” „Taaak. Amber chce użyć imienia Nan'y jako drugiego imienia.” Podszedł do drugiego boku swojej żony jakby tam przyciągnięty, opatulając swoją dłoń wokół jej. Choć jej twarz była ściągnięta z powodu zmęczenia, Amber uśmiechnęła się. „Cześć.” Ria zaczęła wypychać wszystkich z pokoju. Pół godziny później, Emmett używając samochodu Simona podrzucił do domu rodziców Amber, razem z Alex i Miaoling, zanim wrócił by odebrać Ri'ę i jej ojca, ponieważ żadne z nich nie nadawało się do tego by prowadzić samochód. Simon usiadł na miejscu dla pasażera, gdy Ria wślizgnęła się do tyłu. Emmett czół na sobie skupienie starszego mężczyzny gdy prowadził, i nie zaskoczyło go gdy usłyszał jak Simon mówi, „Ri, idź do środka. My zaraz do was dołączymy.” Ria spoglądała od jednego do drugiego mężczyzny. Emmett potrząsnął głową w delikatnym zaprzeczeniu, gdy chciała otworzyć swoją buzię. Zaciskając usta wysiadła i poszła do domu. Emmett spojrzał na Simona. „Zaopiekuję się nią.” „Jest wyjątkowa,” powiedział Simon patrząc mu prosto w oczy. „Straciliśmy córeczkę na skutek poronienia w późnym etapie ciąży rok po tym jak urodził się Jet. Później nie byliśmy już tacy sami … ale Ria się urodziła. Ona nas uleczyła. Jest naszym sercem.” Emmett przytaknął, rozumiejąc w pełni wielkość dzisiejszego terroru u wszystkich w szpitalu. „Rozumiem.” I naprawdę rozumiał. Ponieważ dla niego ona również była biciem serca. Pauza. Potem Simon otworzył drzwi i wysiadł. „Powiem Ri'i żeby do ciebie przyszła. Oszczędzi ci to wkradania się po ścianie.” Emmett skrzywił się. „Um ...” Usta Simona wygięły się w uśmiechu. „Zapytaj mnie kiedyś jak wchodziłem do pokoju Alex kiedy byliśmy licealistami.” Emmett nadal się uśmiechał kiedy Ria wślizgnęła się na siedzenie pasażera. Zanim mogła cokolwiek powiedzieć włączył ponownie silnik. „Myślisz, że twój tata miałby coś przeciwko, gdybyśmy wzięli samochód pokręcić się trochę?” „Nie, ale gdzie jedziemy?” „Na małą przejażdżkę.” Ustawiając samochód na podwozie powietrzne, zabrał ich z miasta, i przez czerwone łuki mostu, który był tu tak długo, że świat nie potrafił wyobrazić sobie San Francisco bez niego. Ria rozsiadła się w fotelu wypuszczając westchnienie. „Jestem taka szczęśliwa, że nic nikomu się nie stało.”
„Nawet mi?” „Nawet idiocie, który dał się postrzelić kiedy dokładnie tego mu zabroniłam.” Pantera odbijała się z radości zabawy na jej ostrą odpowiedź, zachwycona nią. „Tylko sprawdzam.” Mijając główny punkt widokowy po drugiej stronie mostu, pojechał w górę „sekretnej” drogi, którą znali wszyscy licealiści. „Hej, a gdzie ona prowadzi?” Obróciła się do tyłu. „Nigdy tu nie byłam.” „Fretko, musiałaś być cholernie grzecznym dzieckiem.” „Z dumą przyznaję się do bycia kujonem.” Wydała z siebie przytłumiony dźwięk zaskoczenia, kiedy zobaczyła cztery inne samochody zaparkowane na wzgórzu, wszystkie w dobrej odległości jeden od drugiego. „Przywiozłeś nas na miejsce schadzek?” „A w jaki inny sposób mam się do ciebie dobrać?” Parkując samochód na końcu placu gołej ziemi, wsunął ręczne kontrole trakcji, a potem sięgnął i otworzył pas bezpieczeństwa Ri'i. „Choć tutaj.” Śmiech zamigotał w jej oczach, gdy zmieniła pozycję by usiąść na nim okrakiem, z kolanami na siedzeniu po obu stronach jego ud. „Nie będziemy się kochać w aucie moich rodziców.” „Będziemy. To jest reguła. Myślisz, że te dzieciaki są właścicielami tych aut?” Skinął głową za okno. „Dokładnie.” Uśmiech Ri'i zmiękczył się, stał poważny. „Tak się o ciebie bałam, Emmett.” „Hej.” Przycisnął swoje usta do jej. „Nie mogę ci obiecać, że nigdy nie będę ranny, ale mogę ci obiecać, że zrobię wszystko co w mojej mocy by wrócić do ciebie każdego dnia.” Usta jej zadrżały. „Jeżeli tego nie zrobisz, to ja pójdę po ciebie.” „Wiem.” Po tym jak zobaczył ją w szpitalu, w końcu zrozumiał to, co próbowała mu powiedzieć przez cały ten czas – Ria może i była małym i bezbronnym człowiekiem, ale jednocześnie była wystarczająco silna, by stawić czoła wszystkiemu, co świat na nią rzucił, na swój własny sposób była wojownikiem. I to był najwyższy czas, by zaczął ją w ten sposób traktować. „Chcesz posłuchać jak nam poszło?” Natychmiastowe przytaknięcie. „Dobrze, mieliśmy ciężarówkę otoczoną, i zablokowaliśmy ulice, których mógł użyć by odjechać, więc był jak szczur w klatce. Czekaliśmy aż do zapadnięcia zmroku.” Odpiął pierwsze trzy guziki jej koszuli. „Emmett!” „To po to by odpędzić złe wspomnienia.” Wybuchając stłumionym śmiechem, przeczesała palcami przez jego włosy, gdy on pocałował delikatną skórę między jej piersiami. „Boże, ale ty jesteś ładna fretko. Tym razem całą cię wycałuję.” „Podoba mi się ta śpiewka.” „Mi też.” Kolejny pocałunek, zanim wyprostował się. „Więc wszystko idzie zgodnie z planem. Problem polega na tym, że Vincent jest mądry. Miał całą przestrzeń bezpośrednio przylegającą do jego ciężarówki otoczoną czujnikami. Nie było mowy by dostać się do ciężarówki bez zaalarmowania go.” „Ale czy byliście pewni, że on tam jest?” „Widzieliśmy jak wychodził z niej wcześniej tego dnia -” „Skąd wiedzieliście jak wygląda?”
Mądre pytanie. Niczego innego nie spodziewał się od swojej wybranki. „Nie było takiej potrzeby. Było oczywiste, że to on jest psem alfa.” „Kontynuuj.” Przetarł palcem w dół po jej obnażonej skórze, odpinając kilka kolejnych guzików w dół wzdłuż swojej drogi. Jego pantera powstała na powierzchnię, zaborcza i tak-bardzo-wygłodniała. Dziesięć. Oddychając przez pragnienie by po prostu ją wziąć, kontynuował. „Było jasne, że nie będziemy w stanie dostać się do ciężarówki nawet, jeżeli jakoś przedostaniemy się przez alarmy – to cholerstwo było opancerzone jak czołg. Bez okien, bez widocznych otworów wentylacyjnych. Więc rzuciliśmy coś pod jego tylne drzwi.” Ria mrugnęła. „Zaawansowanego technologicznie.” „Wszystko czego potrzebowaliśmy, to by jeden z jego pistoletów otworzył drzwi. I nie długo po tym, jak to zrobił, wstrzeliliśmy tyle puszek z gazem łzawiącym, nie byli w stanie ich wszystkich wyrzucić.” Skończył odpinanie guzików jej koszuli, ale była zbyt zaangażowana w opowieść by to zauważyć. Kot wyszczerzył się w uśmiechu. „Dranie musieli w końcu wypaść stamtąd. Ale ci kretyni wyszli strzelając, choć nie mogli zobaczyć celu.” „Zostałeś postrzelony przez przypadek?” zapytała, tak jakby to była jego wina. „Zostałem postrzelony przez kretynów.” Pochylił się by złożyć pocałunek wzdłuż jej kremowych górnych wzgórzy jej piersi. „Poza dwoma szczęśliwymi trafami, byli zupełnie bezużyteczni. Mieliśmy ich na kolanach w ciągu kilku sekund.” „Co z nimi zrobiliście?” Podnosząc wzrok, spojrzał jej w oczy. „Jestem panterą Ria. Bronię tego co moje.” „Wiem.” Całkowita akceptacja w jej oczach, w jej twarzy. „Ja byłem tym, który położył Vincenta – i może został trochę poturbowany w trakcie tego procesu, ale przekazaliśmy ich całą grupę Wymuszającym.” „Naprawdę?” „Słowo honoru.” Uśmiechnął się, wypuszczając panterę by mogła się pobawić. „Okazało się, że ta banda zabiła dwoje policjantów z zimną krwią kilka godzin przed naszym atakiem. Wymuszający byli naprawdę bardzo szczęśliwi by ich przyjąć.” „Dwie pieczenie na jednym ogniu,” wymruczała. „Vincent nigdy więcej nie zobaczy dziennego światła, a wy zaprzyjaźniliście się z Wymuszającymi.” „I,” powiedział wiedząc, że ona musiała wiedzieć wszystko, „przez zdjęcie tej grupy w tak definitywny sposób, daliśmy znać Radzie Psy, że my tutaj pozostaniemy.” Oczy Ri'i pociemniały. „Oni sprawią wam kłopoty, jeżeli uznają was za zagrożenie.” „Taaak.” „Dobra rzecz, że koty są twarde.” Delikatny szept, który powiedział mu, że ona będzie stała przy nim bez względu na wszystko. Dumny z jej odwagi powiedział, „Jednego zbira puściliśmy wolno.” „Dlaczego?”
„Żeby mógł zanieść wiadomość rodzinie na północy. Jeżeli ktokolwiek jeszcze tu się pojawi, będziemy odsyłać go w bardzo małych fragmentach. A potem przyjdziemy do nich i zrobimy to samo tym, którzy wydali rozkazy.” „Naprawdę byście to zrobili?” „A jak myślisz?” „Myślę, że rodzina jest najważniejsza.” Uśmiechnęła się. „Zrobiliście coś jeszcze. Widzę to.” Zaczął zsuwać koszulę z jej ramion. „Mamy kilku ekspertów w hakerstwie. Możliwe, że wielcy szefowie znajdą swoje dane zniszczone i zdjęcia panter, jako wygaszacze ekranów.” Ciało Ri'i zaczęło się trząść a jej koszula upadła na podłogę. Jej śmiech był zaraźliwy – pantera w nim zamruczała do jej ust, gdy wziął ją w wolnym, głębokim pocałunku. Ona całowała go z intensywnością, która była istotą Ri'i, a potem przesunęła swoje usta po jego szczęce, by uszczypnąć go zębami w ucho. On głaskał dłonią jej pełną pierś, gdy zaczęła krzyczeć i odskoczyła do tyłu. Wiedział, że coś mówiła, ale nie mógł jej słyszeć, jego całe ciało było w agonii. Jej usta zamknęły się gdy jej oczy padły na jego twarz, Ria dotknęła palcami punktu tuż pod prawym uchem Emmett'a. „O Boże.” Zdała sobie sprawę że jego uszy krwawiły. Jej serce niemal zatrzymało się. „Emmett?” Jego oczy były zamglone – wyraźnie cierpiał. I mimo to, zobaczyła jak obraca się by poszukać tego, co sprawiło, że zaczęła krzyczeć. Ale mały pająk, który był na zagłówku już dawno zniknął, wystraszony przez jej głupią reakcję. „Dobrze,” powiedziała. „Dobrze.” Kilka wykręceń ciała później i dała radę ponownie włożyć swoją koszulę. Zapinając jeden guzik pomiędzy jej piersiami, przesunęła na tył drzwi Emmett'a i na wpół wygramoliła się, na wpół wypadła z pojazdu. Gdy była na zewnątrz, pchnęła w jego ramiona, próbując przesunąć go na siedzenie pasażera. W końcu zrozumiał o co jej chodziło i przesiadł się, jego ruchy nie były nawet przybliżone do jego zazwyczaj pełnych gracji ruchów. Zamiast tego, osunął się ciężko na siedzenie i gestem pokazał pisanie. Łapiąc torebkę, którą zostawiła na tablicy rozdzielczej, wyciągnęła mały notes i ołówek, który zawsze miała przy sobie. Emmett wziął je i napisał adres z imieniem Tammy u góry. „Tamsyn.” Przytakując, Ria włączyła samochód. Uzdrowicielka mieszkała nieco za miastem, ale nie zamierzała się kłócić. Była to najgorsza droga, którą kiedykolwiek przyszło jej pokonać. Emmett dotknął knykciami boku jej policzka dziesięć minut po tym jak wyruszyli, ale jego czułość tylko sprawiła, że poczuła się jeszcze gorzej. Walcząc ze łzami, prowadziła tak szybko jak tylko śmiała i dotarła do Tamsyn zaraz po pierwszej w nocy. Emmett przesunął na tył swoje drzwi i był na zewnątrz zanim zdążyła do niego dotrzeć. Zachwiał się, tak jakby stracił poczucie równowagi. Zaciągając jego ramię na swoich ramionach, zaczęła prowadzić go w stronę drzwi. Które strzeliły otworem zanim dotarli do pierwszego stopnia. Wyszedł przez nie Nathan, którego Ria poznała podczas jego warty przy domu jej rodziców, i Tamsyn, która była zaraz za nim. Uzdrowicielka miała na sobie szlafrok w stylu kimono w żywym błękicie, ale to jej oczy przyciągały całą uwagę, świeciły w ciemności. „Co się stało?” zapytała, zatrzymując się przed Emmett'em. Łzy popłynęły po twarzy Ri'i. „Krzyknęłam zaraz przy jego uchu.” „To wszystko?” Podnosząc jej ręce, uzdrowicielka ujęła w nie delikatnie uszy Emmett'a. „Wyleczenie tego nie zajmie dużo czasu. Będą nieco bardziej wrażliwe przez tydzień, ale po tym, jego słuch wróci do normy.” Ria poczuła, jak Emmett ścisnął jej ramiona, jego oczy już wyglądały na bardziej wyraźne. Ale nie odetchnęła z ulgą do momentu, do puki Tamsyn nie odjęła swoich rąk i powiedziała, „Już.”
Emmett obrócił się w stronę Ri'i. „Co to było?” „Pająk,” przyznała ze wstydem wymalowanym na twarzy. „Mały, malutki.” „Boisz się pająków fretko?” Przyciągnął ją w swoje ramiona. „Bardzo.” Jej oczy złapały spojrzenie Tamsyn. „Dziękuję.” „Nie ma sprawy.” Dotykając palcami delikatnie policzka Ri'i, wzięła mokry ręcznik który Nathan wyciągnął w jej stronę. „Na krew.” Ria przyjęła miękką tkaninę mrucząc podziękowanie, Nathan zaprosił ich głową do domu. „Zostawię drzwi otwarte, gdybyście chcieli wejść.” „Nie.” Emmett potrząsnął w zaprzeczeniu głową. „Muszę odwieźć Ri'ę do domu.” Para weszła do środka machając im na dowidzenia. Sięgając w górę, Ria starła krew delikatnymi rękami. Emmett pochylił głowę i pozwolił jej zrobić to, czego potrzebowała. Dopiero kiedy jego twarz była czysta wziął od niej ręcznik i położył ją do kabiny samochodu. „Spojrzysz na mnie jakoś w niedługim czasie?” Potrząsnęła głową. „Tak mi przykro Emmett.” „Hej, nie było tak źle.” Podniósł jej policzek, zmuszając ją by spojrzała mu w oczy. „Przenikliwy, ale poza tym nie taki zły.” Wina groziła, że ją przygniecie. A potem dojrzała iskierkę w jego oku. „Emmett, gdybym nie kochała ciebie tak mocno, zabiłabym cie w tej chwili.” Jego oczy zaczęły świecić w ciemności w przeciągu jednej sekundy. „Co powiedziałaś?” Wtedy zdała sobie sprawę, że zdradziła się ze wszystkim. Z sercem w gardle przełknęła. „Powiedziałam, że cię kocham.” Emmett ujął jej policzek ręką, te niesamowite, dzikie oczy stały się jeszcze większe. „Powiedz to jeszcze raz.” Zrobiła to. Uśmiech Emmett'a był powolny, zaborczy, genialny. „Ja ciebie też kocham fretko.” Jej usta zadrżały. Zarzucając ręce wokół niego, pozwoliła by ją podniósł i całował ją aż do momentu, dopóki nie straciła oddechu. Jakiś czas później powiedział, „Jesteś moją wybranką. Myślisz, że poradzisz sobie z tym?” Ciężko było jej mówić z sercem stającym otworem. „Myślisz, że jesteś w stanie poradzić sobie ze mną?” „Jeżeli będziesz się ze mną obchodzić delikatnie.” I wiedziała, że będzie się z nią o to droczył przez resztę ich życia. Jej uśmiech niemal wyłamał twarz, była tak zachwycona tym pomysłem. Epilog. Dorian oczywiście flirtował bezwstydnie z Ri'ą na ceremonii uświęcenia więzi jej i Emmett'a. Ale Emmett nie spełnił swojej groźby by wypatroszyć młodszego mężczyznę. Ponieważ Ria teraz była jego, i Dorian, jak każdy inny mężczyzna w CiemnejRzece wolałby umrzeć, niż przekroczyć tą granicę. Jego pantera uśmiechnęła się pobłażliwie, gdy blond żołnierz okręcał do koła wybrankę Emmett'a, a potem złapał ją śmiejąc się. Jej oczy złapały wzrok Emmett'a nad ramieniem Dorian'a i posłała mu
buziaka. Uśmiechając się, zdecydował, że już wystarczająco dużo dzielił się swoją wybranką. „Znajdź sobie inną partnerkę Blondasku.” Dorian wypuścił Ri'ę z ponurym uśmiechem. „Ale ja lubię twoją fretkę.” Unikając zamachu Emmett'a, odszedł z uśmiechem cwaniaka. „Twoje stado zawsze jest takie?” zapytała Ria, patrząc na niego, jej ramiona owinięte wokół jego talii. „Szalone?” „To też. Ale takie … jak rodzina.” „Tak. Stado to rodzina.” Zmarszczka utworzyła się między jej brwiami. „A co z moimi rodzicami, babcią, moimi braćmi, Amber, i Joy – czy oni teraz będą odcięci?” „Oni też są rodziną.” trzymał ją. „Choć, czasami, mogą żałować, że nie jest inaczej.” Szczerząc się w uśmiechu, ukierunkował jej spojrzenie na miejsce, gdzie „opiekowano się” biedną Amber i Joy. Zmiennokształtni nie dotykali zarówno matki, jak i dziecka, choć było oczywiste, że tego chcieli. Potem Ria zauważyła, że dano Amber piękny ręcznie robiony koc. Jej szwagierkę zamurowało … zanim wolny uśmiech wypłynął na jej twarz. „Lubimy dzieci,” Emmett wyszeptał jej do ucha. Przyciskając się do niego stanęła na palcach i wyszeptała do niego. „Ja też.” Przycisnął ją mocno. „Dlaczego zajęło ci tak długo by mnie znaleźć?” zapytała. „Głupota.” Uszczypnął zębami jej ucho. „Ale teraz, kiedy już cię mam, nigdy cię nie puszczę.” Ria uśmiechnęła się i pocałowała go w krawędź szczęki. „A kto powiedział, że pozwoliłabym ci na to?” Śmiejąc się Emmett podniósł ją i okręcił dookoła, tak że aż kręciło jej się w głowie. Ria spojrzała w oczy swojej babci w połowie pierwszego obrotu. Miaoling trzymała wartę przy młodych, ale jej uśmiech był przeznaczony tylko dla Ri'i. I Ria wiedział, że jej babcia rozumiała. Emmett był dla niej. Na zawsze. Bez względu na wszystko. A to było – pomyślała patrząc w dół w oczy, które zmieniły się w kocie – idealne.
Gazeta San Francisco 1 stycznia 2073 r. RYTM MIASTA Powiew świeżości. Wydaje się, że niektóre stwierdzenia postawione na łamach tej kolumny w zeszłym roku były prorocze w swojej ekstremalności. Zgodnie z opinią każdej osoby, z którą rozmawialiśmy podczas naszych badań do dzisiejszej kolumny, rzeczywista władza w San Francisco nie leży już w rękach naszych wybranych przedstawicieli, ale w rękach grupy zmiennokształtnych-panter. Może to właśnie koty powinny siedzieć w lokalnym rządzie? Lucas Hunter, alfa CiemnejRzeki, tak mi odpowiedział, kiedy przedstawiłem mu ten punkt widzenia: „Nie mamy aspiracji by startować do wyścigu o to stanowisko. Ale uważamy San Francisco za nasz dom – i bierzemy groźby pod adresem tego domu, i ludzi, którzy tam mieszkają,
bardzo poważnie.” Brawo, Panie Hunter. Jeżeli chodzi o tego reportera, CiemnaRzeka udowodniła zarówno swoją determinację, jak i prawo, do tego by posiadać to miasto. San Franscisco jest jednoznacznie miastem panter.