2. Rynkowe i medialne uwarunkowania literatury TEKSTY: Zmierzch paradygmatu – Maria Janion, (1990–1992) Autorka przytacza opowiedzianą przez Miłosza h...
12 downloads
16 Views
165KB Size
2. Rynkowe i medialne uwarunkowania literatury TEKSTY:
Zmierzch paradygmatu – Maria Janion, (1990–1992) Autorka przytacza opowiedzianą przez Miłosza historię pominięcia fragmentu wiersza Przedmowa z Ocalenia w wydaniu londyńskim (Wiersze, 1967). Pominięta strofa mogła być odczytywana jako manifestacyjna odpowiedź na stawiane literaturze podczas wojny i okupacji żądania (w skrócie – poezja, która nie ocala, nie ma najmniejszej wartości). Miłosz nie pamiętał już, czy był to błąd drukarski, czy skreślił tę strofę, bo obawiał się, że ta „niewątpliwie romantyczna deklaracja prowadzi do nieporozumień”. Janion opisuje antyromantyzm Miłosza, który do ostateczności doprowadził przeciwstawienie „człowieka” i „Polaka”, M. opowiedział się po stronie tego pierwszego i tępił wszystko, co trąciłoby romantyczną retoryką (romantyczne pojęcie misji i narodowej służby literatury). Miłosz szydził z chlubienia się cierpieniem narodowym – „Wy [Zachód] macie wspaniałą architekturę, sztukę, technikę, bogactwo – tak, ale ile my mamy trupów!”. Opisywał egzemplarz książki (o romantyzmie Krzyżanowskiego) z biblioteki w Berkeley, na którego marginesach po angielsku dopisywano szydzące uwagi. Miłosz stwierdził, że wzniosły opis cierpień nie pobudza współczucia dla ofiary, ale raczej wyzwala „popędy sadystyczne”. Odciął się od romantyzmu, chociaż wg Janion na nie wiele się to zdało – podróż po kraju po odebraniu Nobla zrytualizowana przez Polaków jako pielgrzymka wieszcza romantycznego itp. – Miłosz został więc „wkręcony w romantyczny system”. Od epoki porozbiorowej do stanu wojennego w Polsce przeważał jednolity styl kulturowy symboliczno-romantyczny. Wszechogarniający romantyzm budował poczucie tożsamości narodowej i bronił jej symboliki. Kanon romantyczny przechodził z pokolenia na pokolenie. Mimo odstępstw ta dość jednolita kultura organizowała się wokół wartości duchowych zbiorowości – ojczyzny, niepodległości, wolności, solidarności narodowej. Interpretowano te wartości w kategoriach tyrtejskich lub martyrologiczno-mesjanistycznych. Dominująca rola literatury z jej patriotycznym posłannictwem, znaczenie lit. dramatycznej (sens nadawany jej interpretacjom teatralnym). Kultura ta skupiała się głównie na lekturze, deklamacji, słuchaniu, pamięci, mniej istotny przekaz wizualny. Była jednocześnie wysoka i popularna („piosenkowa”) – dlatego miała wielką siłę oddziaływania na rozmaite warstwy społeczne. W Polsce romantyzm rozciągnął się na cały XX wiek i miał trzy kulminacje: 1. Pocz. wieku XX – to okres poprzedzający I w.ś. i sama wojna; wyraźne w 50 rocznicę powstania styczniowego, romantyczne tony w Wiernej rzece Żeromskiego, literackie inspiracje czynu Piłsudskiego (początkowo za Mickiewiczem bezkompromisowa walka ludu z niewolą, po klęsce 1905 nowa idea – doborowej kadry wojskowej – i wtedy patronem Słowacki jako wielbiciel życia heroicznego…), z powodu upodobań literackich dla Dąbrowskiej Piłsudski nie był mężem stanu, ale poetą, romantykiem i aktorem. Chociaż po wojnie wielu demonstracyjnie zrywało z romantyzmem („zrzucam z ramion płaszcz Konrada” itp.) to był on stale obecny w świadomości pokoleń II RP. 1
2. II wojna światowa – pokolenie romantycznie wychowane w II RP, symbolem Baczyńskich, niebywały rozkwit stereotypów romantycznych, niewielu twórców poza nimi. 3. Etos „Solidarności” 1980/81 – odwołanie do silnie zakorzenionych wartości heroiczno-romantycznych, polski idealizm poświęcający wszystko dla walki o wolność, ostatnie, bezkrwawe powstanie polskie, „Solidarność” przejęła i rozbudowała romantyczną kulturę emocjonalną, patetyczny patriotyzm, wierność niepodległościowym ideom. Stan wojenny jeszcze to pogłębił – manifestacje tożsamości narodowej wykorzystywały symbole, gesty, rytuały romantyczne, zwłaszcza martyrologiczny mesjanizm. Dziś [tekst z 1990–1992] bolesny i dramatyczny proces wygasania pewnego cyklu dziejowego, pamiątki stanu wojennego traktowane jak te z powstania styczniowego – odległa epoka historyczna, kryzys teatru (romantyczny przestał budzić emocje), romantyzm w szkole nuży uczniów. Janion odnosi się do propozycji zmienienia w szkołach listy lektur, wyrzucenia Kochanowskiego i Mickiewicza (wg dyrektora WSiP-u szkoła ma uczyć obcowania z literaturą, nie wiedzy historyczno-literackiej). Stwierdza, że przed wojną uczniowie też pod ławką woleli czytać coś innego niż klasykę, ale nikomu nie przyszło do głowy robić z tego normę literacką. Ponadto manipulowanie kanonem lektur szkolnych uważa za dość niebezpieczne – mimo że jest czasem słusznie traktowany lekceważąco, groteskowo i satyrycznie, to wyznacza on narodową przestrzeń kultury, która nie może być zapełniona niestarannymi tłumaczeniami angielskiej masowej kultury. Porozumiewanie się w obrębie społeczności narodowej jest uwarunkowane i przez język potoczny, i przez „głębokie” istnienie języka literackiego. Wg prof. Antoniny Kłoskowskiej – to, co wypadnie z kanonu szkolnego, wypadnie ze świadomości narodu i naród w ten sposób stanie się inny. Paradoks: niepodległość, do której zdobycia przyczynił się romantyzm, teraz niszczy podstawę jego oddziaływania. Mamy w kulturze do czynienia z sytuacją odmienną niż ta w międzywojniu – spowodowaną rozwojem kultury masowej oraz jej technicznych środków przekazu. Wraz z przemianami ustrojowymi, styl romantyczno-symboliczny musiał się zachwiać, ideały romantyczne straciły siłę perswazyjną, nastąpił proces dezutopizacji społeczeństwa, nastała era trzeźwości i deziluzji. „Wielość” zaczęła się kłócić z „jednolitością”, „konkurencja” i „zdrowy egoizm” z „solidarnością”, a „interes” z wartością. Jednolita kultura nie może tak samo funkcjonować w zdecentralizowanym społeczeństwie demokratycznym. Dawne schematy piękna nie mają już szans przetrwania, mimo że wciąż jesteśmy słabi. Straciliśmy nasz ideał bohaterstwa – może to nasze główne nieszczęście. Nie możemy sami siebie kochać w swym ideale, i nikt nas już nie będzie kochał... Do tej pory kultura polska wyposażona była w wielką siłę przyciągania (dla Europy Środkowo-Wschodniej), czy nadal zachowa swoją kondycję ugodzona w swym wnętrzu? Rozpad mitologii romantycznej opisywała też Małgorzata Szpakowska w Bankructwie Wallenroda.
2
Koniec wieku zbiegł się z końcem historii (Koniec historii, Fukuyama 1989r.). Zwycięstwo na świecie idei liberalno-demokratycznej – śmierć wszelkich ideologii, „u-wspólno-rynkowienie” stosunków międzynarodowych, zmniejszenie prawdopodobieństwa konfliktu na dużą skale między państwami. „Najsłynniejszy artykuł świata” Fukuyama wywołał dyskusje w Ameryce i Europie – zakwestionowano wszystkie jego twierdzenia, lekceważące zagrożenie ze strony nacjonalizmów, które właśnie teraz zaczęły ostro się ujawniać; odrzucono też przeświadczenie, że historia może mieć koniec. Spór dotyczył też istoty człowieka, pisano, że wiara w koniec historii, wiarą w koniec natury ludzkiej, jej złych skłonności; póki istnieją ludzie, nie ma wyjścia z udręk historii. Janion stwierdza, że jest to mimo wszystko pocieszające stwierdzenie... Kres historii = kresowi kultury, demitologizacji społeczeństw, które zajęte tworzeniem dobrobytu, nie będą doświadczały pokus wyobraźni, zabraknie motywacji do twórczości. Przepowiednia ta sprawdziła się w pewnym sensie w postmodernizmie (forma dekadentyzmu). Ale ani „koniec historii”, ani taki postmodernizm nie są lekarstwem na nasze kłopoty. Nie jest jednak tak, że pozostaje nam tylko naśladownictwo, Dahrendorf pisał, że społeczeństwo otwarte, które nie daje się traktować dogmatycznie czy doktrynalnie, będąc dawną ideą, jest jednocześnie główną zdobyczą Europy Środka. Nie po to pozbyliśmy się jednego systemu, by wpadać w inny. Wg Dahrendorfa – jeśli kapitalizm jest systemem, trzeba z nim walczyć jak z komunizmem. W reżimach totalitarnych kultura jest substytutem innych wartości, a kiedy nacisk słabnie, ludzie rzucają się na hamburgery itp... [znowu za Dahrendorfem]. Kultura wysoka i popularna ustępuje zamerykanizowanej kulturze masowej, ale nadzieja w tym, że społeczeństwo otwarte nie musi naśladować w szczegółach innych otwartych społeczeństw – ma być otwarte w rozmaitych kierunkach; w różnych miejscach Europy słychać już głosy krytyczne przeciw amerykanizacji. Problem tożsamości narodowej i europejskiej – trzeba tworzyć kulturę polską, w której dobrze czuć się będą i tradycjonaliści, i postępowcy. Może poprzez skupianie kultury wokół wartości duchowych (charakterystyczne dla Europy Środkowo-Wschodniej)? V. Havel pisze o koniecznej rewolucji egzystencjalnej, opamiętaniu się ludzkości – wg niego przetrwanie współczesnej cywilizacji jest ściśle uzależnione od ludzkiego ducha. Havel może być pomocny, gdy zaczniemy myśleć o nowym paradygmacie kultury polskiej (jego zarysy zaczynają się uwidaczniać, wolność jednostki i napięcie tragiczno-ironiczne w jego centrum, filozofia egzystencji z inaczej odczytanego romantyzmu nieodzownym składnikiem nowego myślenia, które powinno zrównoważyć inspiracje kultury wysokiej, masowej, ogólnonarodowej i kultur alternatywnych. Wartości przeszłości nie muszą być zaniechane, ale, gdy obecnie wartości łatwo obracają się w antywartości, patriotyzm w nacjonalizm; ich obronie musi towarzyszyć ich uzasadniona krytyka, by nie stały się absolutami.
Życie na wyspach – Czesław Miłosz, (1997) Miłosz zaczyna od zdefiniowania pojęcia „bohema” – powstało w XIX wieku, dziś wciąż ma znaczenie; powstało w Paryżu, od cygan z Czech, równoznaczne z polską „cyganerią”. Za zewnętrznymi oznakami niezgody z otoczeniem kryje się w bohemie poważniejsza postawa wy3
cofania – jaskrawość bohemy jest tłem, na którym występują te osoby o artystycznych skłonnościach, które na zewnątrz nie manifestują szczególnego sposobu życia, przeciwnie – starają się upodobnić do współobywateli. Ale nawet ukrywający kim jest artysta, ma poczucie, że jest obcy, pochodzi z zewnątrz. Po wieku społecznych zaangażowań może (nie musi) przyjść wiek wyobcowania poetów i artystów. Przemiany we Francji skłaniają do uznania bohemy za zjawisko historyczne, ale wykazuje ona dużą zdolność do odradzania się, niekoniecznie pod tymi samymi postaciami. Miłosz twierdzi, że w Polsce nie poświęcano zagadnieniu bohemy wystarczająco dużo uwagi – warto zastanowić się nad różnymi wariantami wycofania na margines (jak na wyspę), gdzie prawa rynku działają słabiej. Autor wspomina W.H. Audena – który ukrywał swoją tożsamość, w pociągu współpasażerowi powiedział, że jest „historykiem-mediewistą”; tymczasem wygłaszał wykłady na uniwersytecie, co Miłosz nazywa właściwą ostatniej dekadzie nową postacią bohemy. Wędrówka bohemy na uniwersytety – przebranie za profesora zapewnia stałe dochody. Bohema określa grupę niechętną przyjętej hierarchii, przyjmującej własną, godzącej się na swoje marginalne miejsce w danym kraju. Przedstawicielem bohemy – Flaubert. Opisywana przez niego odraza do osiadłego obywatela – bourgeois – była zasadniczym konfliktem, o którym milczy polska literatura ze względu na jej polityczne i społeczne powołanie (wyjątkiem Przybyszewski). Może tu zasadnicza różnica między literatura polską a zachodnimi. Za to mit poety niezrozumianego – Norwida – należy do bohemy. Chociaż Norwid zamiast walczyć z bourgeois, walczył ze szlachtą. Do bohemy należy też przeświadczenie, że mała liczba wybranych, otoczonych obojętnością, tworzy dzieła dla kolejnych pokoleń (przykład typowego cygana – Whitman). Niestety, zbanalizowane założenia bohemy stały się częścią kultury masowej, co utrudnia zastosowanie tej kategorii do badań literackich. Jednak kategoria wybranych, niezrozumianych istnieje niezależnie od kultury masowej – dostojne tradycje, już od Odi profanum vulgus Horacego, w którym wyraża on swój wstręt do niewtajemniczonego tłumu. Topos wycofania się połączony z marzeniem o lepszym życiu na wsi, poza ciężarem cywilizacji. Dla rzymskich poetów to marzenie o ucieczce z miasta, u chińskich poetów dynastii Tang o schronieniu się w górach. Topos wycofania się spokrewniony z toposem bukolicznym. Pociechą dla bohemy jest lektura poetów dawnych, u których tysiąc lat wcześniej można znaleźć to samo poczucie solidarności przeciw (np. u Tu Fu, Po Chu I). W dwudziestoleciu międzywojennym – sprzeczne wzory zachowań – z jednej strony wzory elitarne z Zachodu (dzięki Modernie sprzed I wojny), z drugiej romantyczne dziedzictwo zaangażowania. (Całe prawie nowoczesne poezja i malarstwo wywodzą się z bohemy.) Zwyczajna i codzienna Polska w międzywojniu nie potrzebowała malutkiej bohemy zwanej awangardą, do której należał Miłosz. Awangarda była życiem na prowincjonalnych wyspach. Tylko Gałczyńskiemu udawało się zarabiać piórem, reszta raczej zostawała urzędnikami, jak Miłosz. Podobnie jak międzywojnie i PRL można interpretować jako zderzenie dwóch wzorów – zaangażowania i wycofania się. Bohema poddawana była pokusom, m.in. 4
ideologicznej służby – trudno było pozostać obojętnym moralnie na pasje i nieszczęścia współczesnych + jedynie masa śmiertelników, aprobując, mogła dać poczucie, że poeta jest potrzebny. Żeby trafić do śmiertelników, najpierw trzeba odrzucić wysokie wymagania kręgu przyjaciół i uznać za swoje to, co poruszało ogół. W różnych okresach następowała szczególna konwergencja środowisk literackich z ruchami politycznymi (np. Wyspiański i teatr polityczny). Niezależnie od losów zaangażowania konflikt z bourgeois’em – biurokratą – filistrem wciąż istnieje, nie chodzi o aprobatę postaw obrzydzenia do tłumu, ale o zdanie sobie sprawy z ich trwałości i próbę zrozumienia przygód bohemy oraz grożących jej niebezpieczeństw. Wzór romantyczny nakazywał oddziaływać na społeczeństwo, Przybyszewski w Confiteorze pozostaje odosobniony, jego patos zaważył na niechęci do „sztuki dla sztuki” Może przed 1939 pojawiły się podobne tendencje, ale wojna je przerwała. Miłosz zadaje pytanie, czy teraz, gdy skończyła się ostatnia konwergencja sojuszu literacko-artystycznego z „Solidarnością”, nie pojawią się znaki wskazujące, że wchodzimy na długo w okres, kiedy będziemy zmuszeni uznać brak wspólnych miar i wspólnych upodobań jeszcze jednej bohemy i bourgeois. Najbardziej charakterystycznym rysem obecnego okresu – chronienie się bohemy na uniwersytety – możliwe dzięki większej tolerancji wobec literatury współczesnej, dawniej na uniwersytetach wykładano o pisarzach przeszłości; wydziały creative writing w Ameryce zinstytucjonalizowaną bohemą, okazją do spotkania adeptów z mistrzami. Czy przyjmie się to w Europie? Wg Miłosza przyszłość ma inny model – poeta w todze polonisty, hispanisty, rusycysty… Jednak wyspiarski tryb życia amerykańskiej bohemy (do której Miłosz się zalicza) w miasteczku uniwersyteckim zostawia skazy w jej wierszach, których badanie jest utrudnione – bohema nie lubi przyznawać się do dolegliwości. Wielka debata o mass culture i niechętnym do niej stosunku intelektualistów w Ameryce przypada na lata 50. Miłosz wziął w niej udział wydając w 1959 książkę amerykańskich esejów w swoim przekładzie i wprowadzając na grunt polski nowe terminy. M. nie ukrywa swojego obecnego wstrętu do cywilizacji filmu, telewizji…, do zniewolenia umysłu przez pieniądz; który okazuje, nie chodząc do kina i mieszkając na uniwersyteckiej wyspie. Równolegle z amerykańską debatą o kulturze masowej, powstała w Ameryce bohema beatników i ich obecne rozproszenie po gajach akademii wiele zmienia (coraz to nowe propozycje badawcze). Teoretycy coraz częściej uczą się sztuki pisarskiej i łączą obie dziedziny (jak U. Eco). Jednak w tej sytuacji poezja, czytana przez kilkaset czy tysiąc osób, podczas gdy telewizję oglądają miliony, nie może nie dostosować się do swoich snobistycznych odbiorców przez nadmiar aluzji do artefaktów wyższej kultury i elitarne słownictwo. Na koniec Miłosz stwierdza, że pozostaje wierny swojej młodości i swoim literackim początkom, a także latom na emigracji, kiedy to pisał bez czytelników.
5
Po zatoczeniu dużego koła zobowiązań i złudzeń powróciliśmy do samotności piszącego, który ściga cele najzupełniej dla ogółu obojętne. Na koniec cytat z Bachtina: „Poeta powinien wiedzieć, że jego poezja jest odpowiedzialna za trywialność właściwą prozie życia, a przeciętny człowiek powinien wiedzieć, że błahe i nie dość wymagające pytania, jakie stawia życiu, wyjaławiają sztukę”.
Normalka – Kinga Dunin, (pierwodruk 2000 r.) Sytuację najnowszej literatury ukształtowały z jednej strony wielka zmiana ustrojowa (przyniosła wolność), z drugiej rynek i media (zaburzyły obiektywną hierarchię wartości). Przez lata spór czy literatura od lat 90. jest dzieckiem wolności czy bękartem rynku i tv? W końcu sytuacja się unormowała – w wolnym kraju literatura się swobodnie rozwija, jej marginalizacja wynikiem normalnych procesów cywilizacyjnych. Nie można tego zmienić, ale można „wsadzić paluch niewiernego Tomasza w tę glątwę, która nas otacza”. IMIĘ GLĄTWY – dominujący dyskurs medialny, czyli opiniotwórcza prasa, telewizja… Dyskurs ten utożsamiany z całością życia publicznego, ponieważ ustala wzór dla całej społecznej komunikacji, decyduje, co wolno powiedzieć publicznie, co jest prawomocną treścią. Rości sobie prawo do uniwersalności – nie ma innego świata i innych jego opisów niż te, które on zawiera. Świat zawłaszczony przez elity symboliczne, tworzące swój autorytet w dużej mierze przez popisy medialne. Istniejące na marginesie inne dyskursywne sposoby publicznego komunikowania się nie mają siły przebicia. Politycznie cenzurowana publiczna komunikacja za czasów „realsocu” była pod pewnymi względami mniej zakłamana. Dziś główny metaprzekaz dyskursu to: możemy o wszystkim dyskutować; ale niesie on pewne ograniczenia, strukturyzuje, hierarchizuje treści, wypracowuje idiomy i rytuały. WOLNOŚĆ CZY ZALEŻNOŚĆ? – Czapliński i Śliwiński [w Literaturze polskiej 1976– 1998] uważają sferę komunikacji publicznej za sferę wolności, w której języki podpowiadane przez dzieła literackie są równoprawnymi partnerami i mogą wchodzić w relacje z innymi językami lub przedstawiać swoje propozycje, autorka zaś uważa, że pojawiają się one w kontekście reguł komunikacji zbiorowej, które je ograniczają. Taką mamy literaturę, w jakim uniwersum symbolicznym żyjemy. LITERATURA W GLĄTWIE – dyskurs dominujący wywiera ogromną presję na kulturę. Dziś nie potrzebny jest zakaz publikacji, wystarczy coś przemilczeć. Obok dyskursu literackiego tworzonego przez literaturę, czasopisma literackie i krytykę akademicką istnieje dyskurs literat. uprawiany w ramach dyskursu dominującego przez dziennikarzy, recenzentów oraz dyskurs w mediach. Dyskurs dominujący poprzez lansowanie autorów oraz poświęcanie książkom określonej ilości czasu orzeka, co jest literaturą i dokonuje preselekcji dzieł, formuje porządek literacki. WE WŁASNYM DOMU – moc uwodzenia mediów jest silniejsza niż dawnego politycznego dyskursu. Dawniej pisarz mógł porozumieć się z czytelnikiem za plecami władz. Dzisiaj w obręb literatury omawianej w dyskursie publicznym można wejść posługując się taranem masowej publiczności (np. Wharton, Coelho, Musierowicz, Sapkowski) + na dalszą recepcję 6
dodatkowe czynniki, np. lepiej przyjmowani Polacy [dziś chyba nieaktualne…]. Literatura popularna, oddana w pacht rynkowi, może istnieć bez medialnego wsparcia. Gorzej z literaturą z wyższej półki – ma szansę dotrzeć do społeczeństwa często jedynie za pośrednictwem mediów. Literatura, która pojawia się w mediach, w żadnej sprawie sama nie zabrała głosu. Narzekamy na brak arcydzieł, może doskwiera nam to, że nie ma dzieł, z którymi moglibyśmy się zażarcie spierać? Książką, która wywołała debatę, mógłby być Krfotok Redlińskiego (o stanie wojennym, po stronie Jaruzelskiego), jednak zbyt dobrze wpisywał się w oficjalne podziały i nie wnosił nic nowego poza tym, co już w publicystyce, miał za to dużo recenzji streszczających jego tezy. Mało prób przedstawienia w literaturze treści, które nie pasują do dyskursu dominującego. Wina literatury czy trybu publicznej lektury? Czy wszystko może być przedmiotem negocjacji? Jeśli literatura jest w stanie „podpowiedzieć język opisu świata” to czy można go użyć w publicznych sytuacjach? Przełom w literaturze mamy już za sobą. Nic nowego i ciekawego się nie objawiło. Młoda literatura pokazała nam swój bunt, odmowę uczestnictwa w zastanym świecie, przekorę, dowartościowała indywidualizm, feminizm i zupełnie niekatolicką metafizykę, wyśmiała kilka mitów – i setnie nas znudziła. Czy w literaturze nowej nie było nic istotnego poza nihilistycznym indywidualizmem i wołaniem o abstrakcyjną autentyczność? Czy zamiast pytania, co ta literatura proponuje, nie można zastanowić się, co krytykuje i dlaczego? Dlaczego nie lubi kapitalizmu, władzy, tradycyjnej rodziny i religijności? Gdyby wysłuchać, co ma do powiedzenia, okazałoby się, że poza autoteliczną literackością, mówi o świecie coś, co zupełnie nie pasuje do oficjalnych salonów. Gdy próbuje się o tym mówić, słyszy się: literatura jest literaturą, nie ideologią, publicystyką; jednak w literaturze nie można uciec od tej warstwy. Literatura ma zawsze coś wspólnego z prawdą – przy nominacjach do nagród liczy się temat, nie tylko artyzm. Nie istnieje język opisu świata, który nie niesie w sobie aksjologii. Skończyła się koniunktura „młodej”, „nowej” literatury, pora na rozrywkę, odchuchane autorytety i tradycyjne powieści. Odkąd można pochylić się nad słuszną prozą Libery czy Chwina, powoływać się na prawdy w poezji Zagajewskiego itp. nareszcie naprawdę znaleźliśmy się we własnym domu. Po demokratycznym przesileniu, kiedy to każdy mógł założyć gazetę, wydać książkę, sytuacja się normalizuje. Oficjalny kształt kultury został zalegalizowany, głosy, które nie potrafią się dostosować zmarginalizowane. Nic się już nie wydarzy, a jeśli nawet, to i tak się o tym nie dowiemy – znikną niskonakładowe pisma literackie. W demokracji można próbować powiedzieć wszystko, ale tylko nieliczni będą wysłuchani. OPRACOWANIA: Opowieść o potrójnym wybuchu – Przemysław Czapliński Mitem założycielskim dla pierwszej połowy lat 90. była opowieść o zaniku centrali – termin Janusza Sławińskiego, który inni krytycy przenieśli na pozostałe obszary literatury, mimo że 7
miał dotyczyć wąskiego wycinka. Poza tekstem Sławińskiego o zjawisku tym pisało wielu innych – on jednak ujął to precyzyjnie. Układ literacki (stan literatury) to współistnienie zasobu poetyk, mitów towarzyszących literaturze oraz infrastruktury (ogół ścieżek, po których literatura krąży w społeczeństwie, np. od pisarza do czasopisma). Infrastruktura w latach 80. była podzielona na obieg państwowy i niezależny. Zmiany przewidział Jarzębski w Po eksplozji w 1988. W 1976 r. pojawiło się pierwsze wydawnictwo podziemne – znieruchomienie komunikacji literackiej – każdy obieg miał swój własny zestaw pism literackich, swoje preferencje, przewidywalne języki krytycznoliterackie. Wśród czytelników zamiast strony opozycyjnej i oficjalnej, pojawiło się kilka grup czytelniczych, które różnie definiowały swoje „my” i w różnych obszarach literatury szukały zaspokojenia. Pomniejsze ośrodki wydawnicze poza cenzurą uwolniły pisarzy od wyboru pomiędzy obiegiem oficjalnym, a opozycyjnym, do którego nie wszyscy pasowali. U schyłku lat 80. zwiększyła się liczba nagród literackich. Po 1989 zaczęło w literaturze być „więcej i różniej”. Mitologie dotyczące literatury to motywacje towarzyszące pisaniu i czytaniu. Dopóki większość społeczeństwa czyta wg jednej idei – system porozumienia nie ulega zmianie. Autor nawiązuje to Janion i duuużo opowiada o Zmierzchu paradygmatu (puste kina na Lawie Konwickiego, nowe nastawienie do romantyzmu w „bruLionie” i innych czasopismach). Romantyzm ustąpił miejsca mnogości zróżnicowanych gustów. Na początku lat 90. mnogości stylów odbioru, rozbieżności sposobów obcowania z liter. odpowiadała wielość poetyk i strategii pisarskich. Jak pisał Sławiński w Zaniku centrali, rozpadła się Całość, która w powojennym okresie pozwalała wyznaczyć miejsce nowej propozycji poetyckiej, zapewniała stabilność, sprzyjała wiarygodności ocen, wyznaczała lektury, które powinien każdy znać, itp... Utrata centrum polegała nie tyle na pojawienia się niepoliczalnej mnogości poetyk, co na zaniku więzi między nimi. Zamiast Całości układ policentryczny. Trzy diagnozy obejmujące infrastrukturę, estetyczne preferencje i zasób poetyk mają kilka miejsc wspólnych. 1. W każdej katastroficzne obrazowanie końca metaforą: militarna „eksplozja”, solarny „zmierzch”, ontologiczny „zanik” – nieuniknioność zjawiska i nieodwracalność skutków. 2. Wszystkie miały odwrócone wektory czasowe – opowiadały o tym, co się skończyło, nie zaczęło; dalszy ciąg nieprzewidywalny. 3. Ujmują dzieje przemiany w fabułę od jedności do wielości: Jarzębski – od systemu monocentrycznego do policentrycznego, Janion – od monoidei do pluralizmu motywacji, Sławiński – od stabilnego systemu aksjologicznego do wielości hierarchii. Zbieżność obrazowania z figurami stosowanymi w innych dziedzinach humanistyki wzmacniała poczucie, że opisywany proces stanowi idealny twór dziejowy – historię kształtowaną przez ludzi, a jednocześnie samoczynną. Teksty mówiły o przejściu od jedności do wielości – dowodząc, że nie ma innej drogi. Po upadku systemu powinien pojawić się pluralistyczny rynek, mnogość motywacji oraz odpowiadający temu nieskończenie zróżnicowany ruch poetyk. Wg artykułów jest to nie tylko koniec historii, lecz także „wielki wybuch”. Historia potoczyła się jednak inaczej. 8
Nieruchomienie centrum – Przemysław Czapliński Od 1996 obserwujemy powrót centrum, a potem jego nieruchomienie, prawdopodobnie proces ten zaczął się już w 1989, ale początkowo nie był widoczny. Lista przejawów obszerna: m.in. dominacja jednej nagrody, stagnacja czytelnictwa, zamiast dyskusji o literaturze informacja o książkach, znikanie literatury z wysokonakładowych gazet (wkładki > dodatki > nic), dominacja niewielkiej grupy wydawnictw promujących literat. konwencjonalną; kluczowe – rozbudzanie monoideowej mentalności przez politykę i media. Znieruchomienie objawem kłopotów w komunikacji społecznej. Zbiorowość redukuje kapitał komunikacyjny (zbiór technik przetwarzania istniejących form > gotowe formuły). Zwężenie i stężenie centrum powoduje, że społeczeństwo bardziej zależne od środków masowej komunikacji i łatwiej podlega manipulacjom politycznym. Powrót centrali powoduje społeczny konserwatyzm, dezaprobatę innowacji. Wydawcy, konkursy, media wspierają to, co mieści się w medialnej potoczności. Polska kultura na przełomie 80. i 90. lat: pisma jak „bruLion” usiłowały wypisać się z dychotomicznego podziału na kulturę oficjalną i niezależną; zwiększony popyt na literaturę popularną (Nurowska, Szczypiorski); pojawienie się wyraźnej grupy czytelników science-fiction. Jednak żadne przejawy kultury masowej nie znaczą, że pokonała kult. popularną czy wysoką. Zwycięstwo niemożliwe, masowość wesprze każdą kulturę i nie może być kryterium oceny. Ważniejsze od obiegów kultur – reguły komunikacji, a najskuteczniejsze zaproponowała komunikacja masowa – ona wyznacza nowe miejsce literaturze. Proza 90. lat zamiast „lęku przed wpływem” prezentuje „lęk przed niepodobieństwem” – autorzy nie uciekają od tradycji, lecz ostentacyjnie z niej czerpią. Przymus oryginalności (zakaz plagiatu) ustąpił świadomości, że nie ma porozumienia poza zbiorem społecznych opowieści. Intertekstualność warunkiem skutecznej komunikacji. Młodzi pisarze zamiast „zabijać” poprzedników zaczęli ich zawłaszczać. Podczas poszukiwań reguł porozumiewania intuicja nakazała sięgać po poetyki przeszłości, kontekstem okazała się komunikacja masowa (podsuwa tłumność zamiast wspólnoty, emocjonalne skoki zamiast zaangażowania; odbiorca jako masa, co upoważnia do uogólnień; błyskawiczny przekaz pozwala na natychmiastowe reagowanie na rzeczywistość. Do tej pory w literat. spory pokoleniowe, estetyczne. Dzieło zyskiwało aprobatę społeczną, pisarz uznanie, propozycja estetyczna nie przekładała się na pieniądze, ani władzę. Przemiany estetyczne dokonywały się ze względu na konflikt między posiadającymi uznanie, a tymi, którzy tylko tak mogli zaznaczyć swoją obecność. W kulturze masowej pisarz nie może być wyłącznym posiadaczem społecznej uwagi. Grupa, pokolenie artystów nie jest już podmiotem komunikacji, lecz uczestnikami, podlegającymi jej uwarunkowaniom. Dlatego lit. polska włączona w komunikację masową stała się królestwem pastiszu. W prozie symbiotyczny związek między niskimi gatunkami i wysokimi ambicjami. Pastiszowanie gatunków popularnych gwarantuje zrozumiałość, wciągnięcie w grę tekstową, szansę przekazania treści wykraczającej poza potrzeby gatunku, np. Bieńczyk w Terminalu skorzystał z romansu, by zapytać o związek języka ze światem, szanse reaktywacji opowieści
9
miłosnej, o odniesienia między wzniosłością a przeciętnością. Pastisz nakłania do aktywnego odbioru, ale jest też niemym wyznaniem niemocy innowacyjnej Po zmierzchu paradygmatu romantycznego (nowoczesnego) > świt paradygmatu masowego. Tłum zyskuje złudzenie kontaktu ze światem dzięki komunikacji masowej, która wprowadza porozumienie zestandaryzowane, „centralizm rozproszony”, zróżnicowaną identyczność. Romantyzm każdego wpisywał w historię zbiorową, a nowy paradygmat pozwala na wypisanie się z historii powszechnej (powszechna nieagresywna odmienność); izolacja, nie tolerancja. Rośnie liczba uczestników komunikacji świadomych własnej odrębności, lecz większą szansę na bycie czytanym ma tekst, reprodukujący reguły komunikacji mass mediów. Rozprzestrzenienie asymilacji kontynuacją długiego procesu. Kolejne progi umasowienia: 1. w międzywojniu – umasowienie edukacji i komercjalizacja kultury popularnej; 2. w PRLu – podporządkowanie masowej komunikacji zideologizowanemu programowi upowszechniania kultury wysokiej; 3. – czas demokracji i wolnego rynku – stworzenie przemysłu kulturowego, jego prawdziwym produktem integracja konformistyczna. Masowość nie osiągnęłaby tego pułapu bez przychylności społeczeństwa. Romantyzm odbierał masie prawo do upodmiotowienia codzienności. Stan literatury jest jej codziennością i wszystkim, co mogła osiągnąć w ramach porozumienia masowego. Zapleczem kom. masowej jest normalność – wąska reprezentacja potoczności. Pisarze tworzą, mając w świadomości pojemność normalnej komunikacji, ocenianej wg obrazu z gazet i tv. Relacje interpasywne: odbiorcę określają złudne statystyki, literaturę miejsce recenzji w mediach. Pisarze rozpoznali reguły masowej komunikacji i całkiem nieźle sobie radzą. Problem dotychczasowych opowiadań o centrali (m.in. Uniłowski, Sowa, Burek; wyjątkiem Dunin) polega na tym, że większość sugeruje trzy rzeczy: centrala jest jednolita, ma umowny środek, możliwe jest wprowadzenie w istniejącym układzie zmian od zewnątrz. Suma koncepcji powoduje, że zaczynamy tworzyć mit przegranych. Tworzymy scentralizowaną kontropowieść – narrację bezsilnych: podział świata na dwie części, jedna, obejmująca nas – wartościowe inicjatywy, bezinteresowne działania, teksty pełne znaczeń; druga – siła tłumiąca, interesowna, zideologizowana i redukcyjna. Jedność osiągnięta dzięki przeciwnikowi zaciera różnice pomiędzy nami. Wynika to z powtarzalności opowieści pozostawiających posmak goryczy, z jałowości naszych propozycji. Powinien wyłonić się zbiór języków krytycznych, a narodził się konsensus frustracyjny. Jednak niemożliwe jest zburzenie układu z zewnątrz i iluzoryczne są krytyki przeprowadzane spoza niego. Wszyscy: pisarze, krytycy, odbiorcy – jesteśmy zawsze wewnątrz systemu komunikacyjnego. Środowiskiem literatury nie jest relacja wyłączna – gazetowa, telewizyjna; iluzją przekonanie, że aktualny stan literatury to rezultat umowy między mediami i demokratyczno-liberalną częścią establishmentu. Bycie w środku oznacza, że style odbioru literat. nie odsyłają do instancji zewnętrznych względem kultury, lecz do instytucji kształtujących czytanie, np. szkoły, domu. Czytamy wedle tego, jak wychowano nas do komunikacji. Instytucje społeczne budujące nasze style komunikacji wypracowują strategie odbioru oparte na posłuchu lub konsumpcji. 10
Literatura – cząstką społecznej komunikacji; może osiągnąć tyle, na ile pozwala jej wspólnota, jeśli uzna ona, że literatura „ocala”, będzie „ocalać” itd. Krytyka może pracować nad poszerzaniem możliwości jej przypisywanych w społecznym konsensusie. Literat. potrafi ukazywać stan, w jakim znajdują się wszystkie literackie i pozaliterackie środki zbiorowego porozumienia, np. uprzedzenia, języki, frazesy, stereotypy funkcjonujące też w codzienności Liter. nakłania nas do refleksji nad własnym zasobem komunikacyjnym – byśmy zdawali sobie sprawę z ograniczoności języków, nie uważali ich za ostateczne i kompletne, potrafili zrozumieć cudze wypowiedzi, wiedzieli z jakich źródeł pochodzą nasze poglądy. Literat. powinna utrudniać uznawanie, że tylko nasze poglądy są słuszne i pokazywać, że pomiędzy agresją a obojętnością istnieje mnogość stanów porozumienia. Konformizm i dywersja – to bieguny komunikacyjnych postaw. W porównaniu z wcześniejszym okresem więcej jest w literat. uległości wobec komun. masowej – mówić łatwiej, nie utrudniać zadania odbiorcom. Im gorsza literat., tym poważniejsze zadanie krytyki w różnicowaniu czytania. Społeczeństwo czytające na wiele sposobów, pożywi się jedną, kiepską książką, społeczeństwo czytające w jeden sposób, pozostanie głodne w bibliotece Babel. Wszyscy jesteśmy współtwórcami nowego układu, w którym komunikacja zmierza w stronę znieruchomiałego centrum – nikt z nas nie jest całkiem bezsilny.
Na podstawie Dwanaście groszy. Wokół prozy polskiej lat dziewięćdziesiątych Dariusza Nowackiego: Rynek: Pisząc o prozie lat 90., nie da się pominąć spraw związanych z rynkiem. Po 1989 r. zmieniło się w tej kwestii wszystko, ale najważniejsza chwila szczerości po zerwaniu z peerelowską nierzeczywistością. Dopiero w latach 90. pisarz mógł się zorientować, jak w wymiarze społecznym i ekonomicznym istnieje jego dzieło i on sam. Pokolenie wchodzące w obieg literacki w latach 90. jako pierwsze mogło tego doświadczyć. Nastał czas „normalności”. Od tego momentu literatura istnieje w przestrzeni specjalistyczno-hobbystycznej. Początkowo teza o zawierusze, czymś przejściowym, ale po czasie eksmisja na margines okazała się faktem. W latach 90. nakłady książek odpowiadają realnym potrzebom rynku, a kondycja literatury jest kondycją czytelników. Trzy powroty: 1. powrót na margines, 2. powrót prawa popytu i podaży, 3. powrót prawa Kopernika – gorszy produkt wypiera lepszy. „Lepiej obecne” znaczy „gorsze” – ambitna literatura musi ustąpić. Próba oddzielenia tego, co zostało napisane „pod rynek”, od tego, co „obok rynku” lub „ponad rynkiem”. Rynek lat 90. spychały na margines prozę W. Bawołka, Marka Kędzierskiego, Piotra Grzesika... W pierwszym wydaniu podręcznika historii literatury lat 90. znajdą się pisarze zweryfikowani przez rynek. Dekada ta należy do tych, którym udało się zainteresować książkami szerszą publiczność. Konformizm – trzeba pisać tak, jak chcą czytać. W ręce historyków literatury dostanie się materiał, który przeszedł przez czyściec rynkowy – lista obecności pokrywa się z rejestrem popularności.
11
Lata 90. to era pewnego szantażu – pozaartystyczne kryteria wyszły z cienia i to one w duże mierze „ustawiają sprawę”. Media: Pokolenie „bruLionu” pierwsze chwyciło za narzędzia będące produktem rynku. Poeci i prozaicy tej formacji stali się bohaterami mass mediów. Było krzykliwie, ale to tylko epizod pozbawiony ciągu dalszego. Nim doszło do zerwania z peerelowską utopią masowości – szerokiego udziału w elitarnej kulturze literackiej, mieliśmy do czynienia z festiwalem nowej literatury, z dziwacznym spięciem zapowiadającym rychłą agonię, zmierzch koniunktury.
12