Tłumaczenie: marika1311 Strona 1 Rozdział jedenasty JULIAN Szczerze mówiąc, wiedziałem już, że moje uczucia do Josephine nie są w stu procentach plato...
4 downloads
14 Views
1MB Size
Rozdział jedenasty JULIAN Szczerze mówiąc, wiedziałem już, że moje uczucia do Josephine nie są w stu procentach platoniczne; jej wspomnienie, ubranej w tę czerwoną suknię na gali tylko to potwierdzało. Miała ładne kształty i poruszała się z gracją. Miała też klasycznie piękną twarz, którą starałem zapamiętać się przez ostatni tydzień w każdym szczególe. Mimo wszystko stąpała też twardo po ziemi i była skromna – sprzeczność, przez którą zastanawiałem się, czy wiedziała, jaki ma wpływ na mężczyzn, czy w jakiś sposób udało się jej przechodzić przez życie, jeszcze tego nie zauważając. Powiedziałem sobie, że zauważyłem te szczegóły i myślałem o jej pięknie nie dlatego, że chciałem się z nią przespać, ale dlatego, że ona i ja staliśmy się przyjaciółmi. Poza Loreną i Deanem, Josephine była moją jedyną znajomą w Nowym Jorku. Poza tym, po zaledwie tygodniu pracowania z nią, byłem dość pewny, że to jej towarzystwo podobało mi się najbardziej. Była inteligentna i dowcipna, inna niż kobiety, którymi otaczałem się w Bostonie. Moje życie było zimną, nudną rutyną, a ja starałem się myśleć o nim jako o czymś więcej. Wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy, ale w moim życiu zdecydowanie była pustka. Tak, osiągnąłem sporo: miałem portfolio inwestycyjne, które gwarantowało, że do końca życia nie musiałem już pracować, trzy samochody i dom w najdroższej części miasta, ale potem myślałem o uśmiechu Josephine i wszystko, na co zapracowałem, wydawało się być… bezwartościowe. Jak? Jak udało jej się tak szybko to sprawić? - Jezu! Tam przy barze jest tak, jakby obległa go apokalipsa zombiaków. – odezwała się Josephine zza mnie, kiedy okrążała nasz stolik, trzymając w dłoniach cztery drinki. – Lepiej pij tego drinka jak najdłużej się da, bo szanse na otrzymanie kolejnych są bliskie zera. Po tym, jak przybyliśmy do Provisions, Josephine i ja zdecydowaliśmy się rozdzielić. Ja znalazłem stolik, który obiecał nam Dean, a ona ruszyła do baru po nasze drinki. Spojrzałem na szoty tequili, które postawiła obok naszej sangrii1. - Szoty? – zapytałem z ironicznym uśmieszkiem.
1
Tradycyjny, hiszpański napój alkoholowy.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 1
Josephine posłała mi uśmiech, a ja poczułem się tak, jakby ktoś mnie walnął w brzuch. Była cholernie piękna. Jej sukienka była krótka i czarna, jej ramiączka prawie nie istniały, a dekolt zbliżał się do terytorium, które było dla mnie niebezpieczne. Kiedy wcześniej wsiadła do samochodu, musiałem zwalczyć potrzebę, by się na nią rzucić. Na szczęście był tam kierowca, więc musiałem się uspokoić. - I sangria! Pomyślałam, że skoro w twoich żyłach płynie hiszpańska krew, to będzie ci się podobało. – powiedziała, puszczając mi oczko. Uśmiechnąłem się. - Mój dziadek był z Hiszpanii. Jej oczy rozbłysły. - Więc stąd się wziął ten twój cały wygląd „latynoskiego przystojniaka”. Zastanawiałam się nad tym. – stwierdziła, machając dłonią w kierunku mojego ciała. – Zdecydowanie mógłbyś grać w operach mydlanych. Roześmiałem się. - Ee, dzięki? - To komplement! Serio, każdej dziewczynie podoba się taki wygląd. Zastanawiałem się, czy „każdą dziewczyną” jest również ona. Zamiast pytania, polizałem skrawek skóry między swoim palcem wskazującym i kciukiem, po czym posypałem go solą. Josephine zrobiła to samo, ale zanim miała szansę sięgnąć po swojego szota, złapałem jej dłoń i przyciągnąłem przed swoje usta. Otworzyła szerzej oczy i wbiła we mnie spojrzenie. - Tak robią to Hiszpanie? – zapytała, a powolny uśmiech wkraczał na jej usta. Czułem, jak jej ręka drży pod moją dłonią i zamiast odpowiadać, pochyliłem się i zlizałem sól z jej skóry. Rozchyliła nozdrza, obserwując mnie, a chwilę później zdała sobie sprawę, że powinna zrobić to samo. Pochyliła się i polizała skrawek skóry na wierzchu mojej dłoni. Równie dobrze mogłaby mi robić loda, biorąc pod uwagę sposób, w jaki mój fiut drgnął w spodniach. Jej wargi były tak miękkie, jak to sobie wyobrażałem i musiałem oprzeć się pokusie, żeby przyciągnąć jej usta do swoich. Puściłem jej dłoń i sięgnęliśmy po nasze szoty, wypijając je za jednym zamachem. Następnie chwyciliśmy za plasterki limonki, a ja roześmiałem się, kiedy Josephine wykrzywiła się, gdy palący alkohol spłynął po jej gardle. - Jezu, to było mocne! – powiedziała, sięgając po swoją sangrię. Patrzyłem, jak jej usta dotykają krawędzi szklanki, zanim usłyszałem, jak ktoś woła moje imię. - Julian! – rozległ się głos za mną. – Człowieku, wszędzie cię szukałem.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 2
Spojrzałem w prawo i zobaczyłem Deana zbliżającego się do naszego stolika i patrzącego z ciekawością na Josephine. Był z nim jakiś inny facet, którego nie rozpoznawałem. - Co tam, Dean? Właśnie ominęła cię kolejka szotów. – powiedziałem, unosząc swój pusty kieliszek. Uśmiechnął się. - Jestem pewny, że będzie ich jeszcze dużo. – odpowiedział, przenosząc spojrzenie na Josephine, a potem wracając nim do mnie. W jego oczach widniało pytanie. – Ty musisz być nową pracownicą Juliana. – dodał, dając krok do przodu i wyciągając dłoń w jej kierunku. – Jestem Dean, a to mój przyjaciel, Lucas. Kiwnąłem głową do nowego przybysza, a następnie zerknąłem na Josephine. Jej jasnozielone oczy roziskrzyły się, a ja poczułem nieznane mi ukłucie zazdrości, kiedy ich dłonie się dotknęły. - Dean? Dean Harper? – zapytała. – To twoja restauracja? Dean uśmiechnął się, najwyraźniej zadowolony, że piękna kobieta go znała. Oparłem się potrzebie, by przebić jego bańkę. W drodze tutaj wyjaśniłem jej, kim jesteś. - Więc jak na razie podoba mi się miejsce? – zapytał, podchodząc jeszcze bliżej. Zacisnąłem pod stołem dłoń w pięść. - Jest niesamowite. – stwierdziła, machając dłonią ponad swoją głową. – Dziedziniec jest piękny. Dean na mnie zerknął i uniósł brew. Ja wzruszyłem ramionami. W przeciągu sekundy przekazaliśmy sobie treści godne eseju. - Pozwól, że cię oprowadzę. Z przodu jest jeszcze inny dziedziniec i założę się, że ci się spodoba. – powiedział, wyciągając do niej łokieć, by go ujęła i poszła za nim. – Chociaż nie; chyba teraz nie pracujesz, co? Otworzyłem usta, ale nie przeszły przez nie żadne słowa. Co chciałem powiedzieć? Zabronić jej z nim pójść? Zerknęła w moim kierunku spod rzęs, a cicha prośba zaległa między nami. Uniosłem brwi i wziąłem łyk napoju. Jak najbardziej, pozwól Deanowi zwalić cię z nóg. Odeszli razem, a ja oparłem się pokusie, by obserwować, jak odchodzi w tej malutkiej, czarnej sukience. Już i tak miałem ten obraz wypalony w pamięci. Jej talia była malutka, a jej krągłości niemożliwe do zapomnienia. Kurwa. - Więc to twoja przyjaciółka? – zapytał Lucas, zajmując miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą siedziała Josephine. Nie za bardzo miałem ochotę tłumaczyć się obcej osobie, ale i tak było to lepsze niż siedzenie w samotności. Tłumaczenie: marika1311
Strona 3
Kiwnąłem potwierdzająco głową i wziąłem kolejny łyk alkoholu. Josephine poradziła mi, bym nie wypił go za szybko, ale teraz nie było to możliwe. - Jest wspaniała. – powiedział, czekając, aż zaprzeczę. Zmrużyłem powieki i spojrzałem na Lucasa. - Jest moją asystentką. Roześmiał się i kiwnął głową. - Oczywiście. Oczywiście. Zignorowałem go i dopiłem resztę drinka. - Myślisz, że mógłbyś jej szepnąć o mnie dobre słówko? – zapytał z krzywym uśmiechem. – No wiesz, jakby Deanowi się nie udało? Odsunąłem swoje krzesło od stołu i go zignorowałem. Już wolałem poczekać na Josephine przy barze, niż radzić sobie z resztą tej rozmowy. Znalazłem ją i Deana na dziedzińcu, rozmawiających pod sklepieniem z drzew. On wskazywał na różne części restauracji, machając dłonią dookoła nich. Na jej ustach pojawiał się uśmiech, kiedy go słuchała, a ja przez chwilę trzymałem się na dystans, obserwując ich razem. Josephine związała włosy przy podstawie szyi, odsłaniając skrawek pleców w tej sukience. Teraz ich nie widziałem, ale wiedziałem, że na obu ramionach ma piegi. Były słabe, ledwie widoczne, chyba że się dobrze przyjrzało. Były prawie niemożliwe do dojrzenia w słabym świetle na dziedzińcu, ale wiedziałem, że będę w stanie je odnaleźć, kiedy się zbliżę. Nie byłem pewny, jak zaszufladkować te pragnienie. To nie było tak, że nigdy wcześniej nie pracowałem z piękną kobietą. Miałem mnóstwo doświadczenia z kuszącymi kobietami przez studia i wczesne lata pracy w przedsiębiorstwach inwestycyjnych. Więc dlaczego opierałem się o łuk na dziedzińcu, obserwując Josephine z dystansu, zamiast wędrować po przyjęciu i szukać pięknej kobiety, którą mógłbym zabrać ze sobą do hotelu? Josephine zerknęła ponad swoim ramieniem, skanując wzrokiem tłum, aż jej spojrzenie zatrzymało się na mnie. Moje wnętrzności się zacisnęły, kiedy jej uśmiech stał się jeszcze szerszy. Przywołała mnie do siebie dłonią i na początku się opierałem. Moje ciało ostrzegało mnie, żeby trzymać się od niej z daleka. To pragnienie w mojej piersi? Ścisk w żołądku, kiedy na mnie patrzyła? Te symptomy miały wszelkie zadatki na to, by spowodować mój koniec, jeśli nie będę ostrożny.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 4
Rozdział dwunasty
CO NOSI JO
Post #1253: Odsłona mieszkania! Komentarze: 66
Polubienia: 789
Witajcie, kochani! Wielu z was prosiło mnie o pokazanie mojego mieszkania, od momentu, gdy przeprowadziłam się do Nowego Jorku kilka tygodni temu. Rozmyślałam nad tym, czy chcę to zrobić, czy też nie, bo.. będę szczera. Moje nowojorskie życie nie jest tak wspaniałe, jak większość z was pewnie uważa. Nawet nie wpuszczam do mieszkania faceta, który przywozi jedzenie. Czynsz jest tutaj astronomicznie wysoki (poważnie, mogłabym sprzedać wszystkie swoje organy, a i tak nie byłabym bliska zebrania raty na kolejny miesiąc), ale myślę, że ważne jest, byście zobaczyli szczerą część mojego życia. Przez dziewięćdziesiąt osiem procent swojego czasu wcale nie stoję przed jakimś uroczym muralem, mając na sobie ładny strój i pozując do aparatu. Moje życie jest pełne robaków, malutkich szaf, zupek chińskich na obiad i świrniętych sąsiadów. Więc, starając się to jakoś zobrazować, załączam kilka zdjęć mojego mieszkania. Tak, kuchnia, łazienka i salon są właściwie ze sobą połączone, ale jak widzicie, starałam się je udekorować, jak tylko to było możliwe. Dajcie znać, co myślicie!
Do jutra, XO JO
Tłumaczenie: marika1311
Strona 5
*** JOSEPHINE Raz lub dwa razy na miesiąc, wewnętrzny głos w mojej głowie przekonuje mnie, że muszę podnieść swój leniwy tyłek i trochę poćwiczyć. Okazuje się, że spodenki z Nike oraz legginsy były pierwotnie przeznaczone do treningu cardio, a nie do biegania do sklepu po ciastka. To właśnie podczas jednego z takich niedorobionych treningów natknęłam się na miejsce do wynajęcia, które byłoby idealną nową siedzibą firmy Loreny Lefray. Przechodziłam obok niego, kiedy próbowałam zadecydować, czy spaliłam już wystarczająco dużo kalorii, żeby zjeść pączka, kiedy je zobaczyłam. W witrynie był skrawek niezaklejonej szyby, a kiedy przycisnęłam do niej twarz, wyglądało to tak, jakby przestrzeń w środku ciągnęła się kilometrami. Mielibyśmy dużo miejsca, żeby z przodu założyć sklep odzieżowy dla projektów Loreny, a z tyłu stworzyć biura dla pracowników. Ciągle miałam twarz wciśniętą w witrynę, kiedy wybierałam numer Juliana. - Halo? – wymamrotał zaspany. Zerknęłam na ekran, by sprawdzić godzinę. Ups. Była za piętnaście siódma w niedzielę, a my wczoraj do późna byliśmy na otwarciu Deana. - O Boże, przepraszam, że cię obudziłam. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo jest wcześnie. Jęknął w odpowiedzi. - Ale skoro już nie śpisz, to ubierz się i spotkaj się ze mną pod adresem, który za chwilę ci prześlę. Znowu jęknął, tym razem głośniej, a potem usłyszałam dźwięk, jakby coś uderzyło w drewno. - Za piętnaście siódma? Zdajesz sobie sprawę, że poszedłem spać dopiero cztery godziny temu? - Cztery? – zapytałam powątpiewająco. Oby dwoje zostaliśmy w Provisions aż do zamknięcia, a potem Julian zatrzymał dla mnie taksówkę. Zakładałam, że po tym wrócił do swojego hotelu, ale najwyraźniej nie zakończył wieczoru wtedy, kiedy ja. - Co właściwie robiłeś po tym, jak wsiadłam do taksówki? Już i tak było dość późno. Och, Boże. Tłumaczenie: marika1311
Strona 6
Znałam odpowiedź na to pytanie. Głupia, głupia, głupia. Obok niego w łóżku na pewno leżała teraz jakaś dziewczyna, prawdopodobnie przesuwała się w dół po jego ciele właśnie w tym momencie. Och, ohyda. - Chwila. Nie odpowiadaj. To naruszenie prywatności. Po prostu obudź tę dziewczynę, daj jej trochę kawy i przywlecz tu swój tyłek. Znalazłam dobre miejsce i chcę, żebyś je obejrzał. Słyszałam przez telefon, jak porusza się po swoim pokoju hotelowym. Szuflada otworzyła się i zamknęła, a potem usłyszałam odległy dźwięk uruchamianego kranu w łazience. - Nie ma żadnej dziewczyny. Po tym, jak pojechałaś, Dean chciał iść na jakieś jedzenie. Zmarszczyłam brwi. - Przecież jedliśmy w Provisions. Zjadłeś gigantycznego burgera i połowę moich frytek. - Tak, ale do czasu, kiedy kuchnia była zamknięta, ja i Dean znowu zgłodnieliśmy. Nie masz znajomych facetów? Powinnaś wiedzieć, że potrzebujemy ciągłego karmienia. Zastanowiłam się nad tym pytaniem. Miałam Lily, która czasami klęła jak szewc. I to by było właściwie na tyle. - Nie. Tylko ciebie. – odpowiedziałam. Cisza zaległa między nami na trochę zbyt długą chwilę, a ja zastanawiałam się, czy zrobiłam coś złego, nazywając go swoim przyjacielem. A nie byliśmy nimi? Może widział mnie tylko jako swoją pracownicę? No wiecie, wczoraj zlizywał sól z mojej ręki. Raczej nie byliśmy zwykłymi znajomymi. - Daj mi chwilę na szybki prysznic i wtedy się tam spotkamy. - Dobrze. – odpowiedziałam z uśmiechem. - Chociaż i tak wisisz mi śniadanie. – dodał zrzędliwie. Zaśmiałam się. - Nie ma sprawy. Rozłączyłam się, przesłałam mu w wiadomości adres, a potem uświadomiłam sobie, że stoję w miejscu, uśmiechając się do swojego telefonu. Dziwaczka. Dostanie się tutaj nie zajmie mu dużo czasu, ale i tak miałam jeszcze trochę czasu do zabicia, zanim się tu pojawi. Chodziłam po przecznicy, szukając ulicznego sprzedawcy mającego gorące precle, ale nie miałam szczęścia. Ludzie dookoła spali i
Tłumaczenie: marika1311
Strona 7
cieszyli się niedzielnym porankiem. Tymczasem ja wędrowałam z burczącym brzuchem i tęsknotą za ciepłym ciastkiem. Wróciłam do budynku i opadłam na chodnik, opierając się o ceglaną ścianę. W mieście było cicho, co pozostawiło mi zbyt dużo wolności do myślenia. Zazwyczaj uwielbiałam spać do późna w weekendy, ale dzisiaj obudziłam się wcześnie, z podekscytowaniem kłębiącym się w moim żołądku. Myśli o Julianie osiadły w mojej głowie, kiedy kładłam się spać. Spędzenie wieczoru z nim i jego znajomymi sprawiło mi przyjemność. Nie miałam pojęcia, co myślał o mnie Dean, ale ja pomyślałam, że był naprawdę miły. No i cholernie wspaniały. On i Julian to była nieźle dobrana parka. Dean był nieco zastraszający, z własnym wyglądem, z którym musiałam sobie radzić. Włosy w kolorze ciemnego blondu miał krótko przycięte, rysy twarzy ostre, a oczy brązowe. Odnosił sukcesy i był zdeterminowany. Oprowadził mnie po swojej restauracji, a ja chłonęłam jego każde słowo. Zastanawiałam się, czy on i Julian byli najlepszymi przyjaciółmi dlatego, że oboje byli druzgocąco przystojni, czy to był po prostu szczęśliwy przypadek. A skoro moja o najlepszych przyjaciołach… spojrzałam na swoją komórkę i włączyłam rozmowę z Lily.
Josephine: Śpisz?
Nie rozmawiałam z nią od dwóch dni i pewnie już odchodziła od zmysłów w Teksasie. A może to ja odchodziłam od zmysłów bez niej?
Josephine: Wstawaj. Wstawaj.
Nie odpisywała mi, ta zdzira. A potem, w końcu, telefon zawibrował mi w dłoni.
Lily: Jaja sobie robisz?! JAJA. SOBIE. ROBISZ?! Jesteś godzinę przede mną, a i tak jest bezbożnie wcześnie, nawet jak na NYC!! Josephine: Właśnie obserwowałam wschód słońca nad rzeką Hudson i przypomniało mi to o tym, jaka jesteś piękna. Lily: Skończ z tym fałszywym pochlebstwem, wywłoko. Jeśli będziesz do mnie pisać, to cię zamorduję. DAJ MI SPAĆ.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 8
Josephine: Ostatnia noc była ciekawa. Lily: Ostatnia noc? Ona WCIĄŻ trwa. Nie obchodzi mnie to. Nie obchodzi mnie to. ZZZZzzzzz…
Przewróciłam oczami.
Lily: Dobra… przeleciałaś swojego szefa, czy nadal udajecie, że jesteście przyjaciółmi?
Zmrużyłam powieki, patrząc na jej wiadomość. Nie opowiadałam jej za wiele o Julianie. To znaczy, powiedziałam, żeby go wygooglowała, żeby wiedziała, z czym muszę sobie codziennie radzić, ale nie mówiłam jej o tym, że leciuteńko się w nim zadurzyłam. Serio, to było tylko małe, głupiutkie zauroczenie. Nie miałam zamiaru nic z tym robić.
Josephine: Nie udajemy. JESTEŚMY przyjaciółmi. Lily: No peewnie, w takim razie ja wracam do spania.
- Budzisz całe miasto? – Rozbrzmiał głos obok mnie. – Wiesz, niektórzy ludzie naprawdę lubią pospać. Podniosłam wzrok i zobaczyłam Juliana zmierzającego do mnie z dwoma kubkami kawy, po jednym w każdej dłoni. Przyjaciele. Tak, właśnie tak. Miał ubrane spodenki, starą koszulkę z logo uczelni i buty Nike. Uśmiechnęłam się na ten widok: właśnie wygrałam zakład sama ze sobą (ten, w którym postawiłam milion dolarów na to, że Julian wyglądałby seksownie we wszystkim). Spojrzałam na jego nogi. Były umięśnione, długie i opalone, a ich włoski były w takim samym odcieniu, jak te na jego piersi. Tylko przyjaciele. - Josephine? - Och. – Odwróciłam wzrok. – Tak. Pomyślałam, że to będzie sprawiedliwe, jeśli obudzę też moją jedyną przyjaciółkę w Teksasie. Dotarł do mojego miejsca na chodniku, a ja wstałam, żeby się z nim przywitać. - Kawa? – zapytałam z nadzieją. Tłumaczenie: marika1311
Strona 9
Kiwnął głową i wręczył mi jeden kubek. Od razu rozgrzał moje dłonie, a para, która się z niego unosiła, pachniała niesamowicie. - W pierwszym sklepie, do którego poszedłem, nie mieli migdałowego mleka. – powiedział. Poranne światło odbijało się w jego piwnych oczach i przez chwilę złapałam się na jego urok. Ciemne brwi, ciemne włosy, opalona cera. Słabsza kobieta rzuciłaby się na niego już dawno temu. Ale ja? Ja miałam cele. Cele, których jednym z nich nie było uwiedzenie Juliana Lefray, mojego jedynego przyjaciela w Nowym Jorku. - Nie szkodzi, czasami piję też czarną. – odpowiedziałam, po czym wzięłam pierwszy łyk. Przygotowywałam się na gorzki smak, ale z zaskoczeniem stwierdziłam, że wyczuwam słodki posmak. - Znalazłem je gdzieś indziej. – dodał z lekkim uśmiechem. Ciepło rozprzestrzeniło się po moim brzuchu, w górę, po klatce piersiowej i złapało moje serce w mocny uścisk. Tak się dla mnie kłopotał? - To ten budynek? – zapytał, zerkając ponad moim ramieniem. - Tak! Popatrz na niego! – zawołałam, machając ręką na szybę. Podszedł bliżej, zerkając przez witrynę dokładnie tak, jak ja robiłam to kilka minut temu. Chodnik, przy którym rosły drzewa, stawał się już coraz bardziej zatłoczony, kiedy budziła się reszta miasta. Ludzie wychodzili ze swoich mieszkań, zmierzając na śniadanie. Wiedziałam, że przed południem ta ulica będzie tętniła życiem. Idealne miejsce na sklep. - Lokalizacja jest świetna. – przyznał Julian, odsuwając twarz od okna. Kiwnęłam głową. - Z przodu może być sklep, a cały tył można wykorzystać na sekcje biurowe. – powiedziałam, wskazując palcem w głąb budynku. Bez światła w środku ciężko było stwierdzić, jak daleko się ciągnął, ale wydawało się, że było w nim mnóstwo miejsca. - Bardzo mi się podoba. – stwierdził. – Jak to znalazłaś? - Wyszłam na poranny jogging i akurat przechodziłam obok. Julian uniósł brew. - Nie wspominałaś, że jesteś biegasz. Uśmiechnęłam się. - „Bieganie” to mocne słowo. Okazyjnie poruszam się nieco szybciej niż zwykły chód, ale nie za często. Uniósł kącik ust. - Zazwyczaj biegam do Central Parku. Biegałaś kiedyś szlakiem? Tłumaczenie: marika1311
Strona 10
Zaśmiałam się. - Przez większość drogi musiałbyś mnie nieść. Uśmiechnął się. - Nie, dałabyś radę. Przez jakąś część moglibyśmy iść. Pomyśl o tym jako budowaniu więzi w zespole. Byłam skłonna biegać tylko po to, żeby spędzić z nim więcej czasu? Wolałam się w to zbytnio nie zagłębiać. Kiwnął głową w kierunku metra znajdującego się kawałek dalej. - Chodź, zrobimy to przed śniadaniem. Mina mi zrzedła. - A co z budynkiem? - Dam znać agentowi i umówi nas na oglądanie. – obiecał, patrząc na mnie i idąc tyłem w stronę metra. Kiedy nie ruszyłam za nim od razu, zatrzymał się. - I to tyle? Teraz źle się czuję z tym, że cię obudziłam. – powiedziałam, ruszając się, by do niego dołączyć. – Twoja odpowiedź nie była tak niesamowita, na jaką liczyłam. - Podoba mi się. – stwierdził, kiwając uspokajająco głową. - To nie brzmi zbyt przekonująco. Zaśmiał się i przede mną stanął. - Jo, naprawdę mi się podoba. Dzięki, że obudziłaś mnie o nieludzkiej godzinie, żebym mógł to zobaczyć. Nie wiem, co bym zrobił bez tak zaangażowanego pracownika. Drań był dla mnie protekcjonalny. - Nienawidzę cię. – mruknęłam, uderzając go żartobliwie w ramię. - Nieprawda. – Uśmiechnął się, udając, że masuje miejsce, w które przed chwilą go walnęłam. – Nie możesz nienawidzić swojego jedynego znajomego w Nowym Jorku. Zmrużyłam powieki. - Pff. Mam więcej znajomych. Uniósł brew; wyraźnie mi nie uwierzył. - Na przykład Deana. – powiedziałam z triumfującym uśmiechem. Poznałam go dopiero wczoraj, ale to nie oznaczało, że nie mogliśmy zostać przyjaciółmi. Przewrócił oczami. - Pewnie. Tłumaczenie: marika1311
Strona 11
- Jest całkiem słodki. Powiedziałam to żartem – po części – ale najwyraźniej Juliana to nie śmieszyło. Jego śmiech zamarł, a on wbił we mnie spojrzenie. - Dean ma co tydzień nową dziewczynę. Nie jest zbyt stałym typem. Uniosłam swoją wolną dłoń. - Chwila. Nie jest tak, że chcę się z nim spotykać. Nie wydawał się być przekonany, więc kontynuowałam. - Poza tym nie chodzę na randki. Nigdy. Proszę. Julian znał prawdę i mógł z nią zrobić, co chciał. Wyminęłam go i ruszyłam w stronę wejścia do metra, ignorując moje płonące policzki. Ruszył biegiem, żeby mnie dogonić i mogłam wyczuć, że mi się przygląda, wyraźnie walcząc z tym, co chce powiedzieć. Zeszliśmy po schodach w milczeniu. Przyłożyłam do czytnika moją kartę, przeszłam przez barierki i ruszyłam w stronę pociągu, cały czas bardzo świadoma obecności Juliana obok mnie. - Dlaczego nie? – zapytał w końcu, kiedy zajęliśmy w metrze miejsca obok siebie. - Dlaczego nie co? - Dlaczego nie chodzisz na randki? Ton jego głosu był łagodny i chociaż przyjęłam, że usłyszę w nim cień oceniania, była w nim tylko ciekawość. - A potrzebuję powodu? – Zaśmiałam się. On też parsknął śmiechem. - Mówisz tak, jakby to było gorsze od wyrywania zębów. Dla mnie tak było. - Kiedy ostatni raz poszłam na randkę, byłam w siódmej klasie, a Hunter Buchanan zaprosił mnie, żeby przez trzy godziny grać w Mario Kart. Julian roześmiał się. - Żartujesz sobie. Wzruszyłam ramionami. - Chciałabym. - Jesteś dziewicą? – zapytał. Tak po prostu. Bez ogródek. Otworzyłam usta tak szeroko, że moja szczęka praktycznie wypadła z zawiasów. Jezu. Dobrze, że w metrze było dość pusto.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 12
- Nie! – zawołałam, zerkając na niego. – Nie jestem cholerną dziewicą. Za kogo ty mnie masz? Uniósł dłonie w obronnym geście. - No co? Przez to, co mówiłaś, miałem wrażenie, że tak jest. Myślałem, że będę musiał wyświadczyć ci przysługę. Moje policzki płonęły. Wiedziałam, że tak było, bo astronauci z przestrzeni kosmicznej byliby w stanie je dostrzec. - Rozdziewiczając mnie?! O mój Boże, Julian, wkraczasz na terytorium dupka. - Nie! Nie. – krzyknął, łapiąc mnie za ramię, żebym nie mogła się od niego odsunąć. – Nie o to mi chodziło. Próbował spojrzeć mi w oczy, ale wbiłam spojrzenie w dach metra. Na suficie było jakieś ogłoszenie; skupiłam się na nim, jakby zależało do tego moje życie. Wiedziałam, że żartował, ale ta cała rozmowa stała się zbyt żenująca. Moja pewność siebie leżała w kałuży na ziemi, a moje ego mieszało się razem z nią. Nie potrzebowałam tego, by Julian to pogarszał. - Jo… Potrząsnęłam głową. Ta rozmowa musiała się skończyć. Teraz. - Wiesz co? Nic z tego nawet nie jest już ważne, bo jestem umówiona. – Zmusiłam się do tego, by na niego spojrzeć, kiedy kontynuowałam: - Jutro wieczorem. Rozluźnił uścisk na mojej ręce, pozwalając mi ją całkowicie od niego odsunąć. - Naprawdę? Zmarszczył brwi, ale ja nie zrobiłam nic, by złagodzić jego zmieszanie. - Naprawdę. – zapewniłam, kiedy skomplikowane kłamstwo zaczęło już się tworzyć w mojej głowie. – Znajomy Deana zapytał, czy wyskoczę z nim na drinka, a ja mu powiedziałam, że się zastanowię. Hm, to wydawało się być całkiem logiczne. Nawet jeśli byłam z Julianem przez większość nocy, to nie znaczy, że nie miałam chwili dla siebie, kilku minut, w ciągu których ktoś hipotetycznie mógłby mnie gdzieś zaprosić. - I masz zamiar iść? – zapytał ostrym tonem. Kiwnęłam głową, zadowolona z siebie i jednocześnie zdenerwowana jego przesłuchiwaniem. - Tak. Myślę, że nadszedł w końcu czas, żebym wyszła ze swojej strefy komfortu i zawarła jakieś inne znajomości w Nowym Jorku poza tobą.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 13
Rozdział trzynasty JOSEPHINE Czy miałam randkę następnego wieczoru? Pewnie. Czy była to randka z prawdziwą osobą? Technicznie rzecz biorąc, nie. (Chyba że liczą się duchy poprzednich relacji.) Czy wystroję się, pójdę do baru i będę siedzieć sama? Tak. Dlaczego? Bo głupi Julian z jego głupim, przystojnym wyglądem może się wypchać. Prawdę mówiąc, w ciągu ostatnich kilku lat nie myślałam za wiele o swoim życiu miłosnym. Kiedy chodzisz do liceum, w którym są same dziewczyny, a potem zapisujesz się na program modowy na studiach, twoje szanse, żeby wpaść na uroczego, wolnego i interesującego mężczyznę są niemal zerowe. Chodziłam na randki w Teksasie, ale to nie było nic poważnego i wartego zapamiętania. Miałam cichą nadzieję, że przeprowadzka do Nowego Jorku to zmieni, ale nie jest tak, żebym miała dużo czasu na rozłożenie swoich skrzydeł (lub nóg). Jak dotąd praktycznie cały czas spędzałam z Julianem, pracując z nim, spotykając się i pisząc wiadomości i właśnie dlatego potrzebuję nocy z dala od niego, a przynajmniej kilku godzin. Szukałam jakiś dobrych barów w pobliżu mojego mieszkania. Wiedziałam, że mogłam założyć sobie konto na serwisie randkowym lub coś takiego, ale chciałam zrobić to w stary sposób. Z pewnością była jeszcze nadzieja dla ludzi takich jak ja. Zdecydowałam się iść do kameralnego baru w pobliżu mojego dziesięciopiętrowego budynku bez windy. (Kolejny powód, dla którego nie muszę ćwiczyć. Dziesięć zestawów schodów to dzieło szatana.) Nazywał się The Merchant i spełniał oczekiwania młodego tłumu. Była za piętnaście szósta, a już były w nim tłumy i musiałam przepychać się przez grupy przyjaciół, by dojść do baru na tyle. Czułam na skórze gęsią skórkę z nerwów, kiedy szłam przez tłum. Wydawało się, że każdy był tutaj przynajmniej z jakąś jedną osobą, ale miałam nadzieję, że nie będę tu pasować jak wół do karety, kiedy będę siedziała sama. Muzyka była głośna, a dookoła rozbrzmiewały różne rozmowy. Wciąż czekałam, aż ktoś mnie zauważy, ale nikt nawet nie zaszczycił mnie spojrzeniem, kiedy usiadłam na jednym ze stolików barowych i sięgnęłam po menu. W pewnym sensie czułam się tak, jakby Nowy Jork był miastem dla samotnych. - Co mogę podać? – zapytał barman. Miał krótko obcięte blond włosy, a na szczęce miał cień zarostu. Uśmiechnęłam się i wskazałam na menu. Tłumaczenie: marika1311
Strona 14
- Mogę jeszcze przejrzeć? Kiwnął głową. - Nie śpiesz się. Było tu wiele różnych, fantazyjnych drinków ze składnikami, których nie umiałam wypowiedzieć, ale nie chciałam zbyt wiele wydawać, nie, kiedy musiałam pozostać w ścisłym budżecie, który dla siebie ustaliłam. - Macie sauvignonblanc? – zapytałam barmana, posyłając mu przyjazny uśmiech. Kieliszek wina nie mógł kosztować tak dużo. Ten zmarszczył brwi. - Sprawdzę. Przeszedł na drugi koniec baru, a ja odwróciłam się, by sprawdzić klientów dookoła mnie. Byłam ściśnięta między dwoma parami. Dwójka po mojej lewej miała mocne akcenty i rozmawiali głośno, używając gestów. Nawet nie zauważyli, że im się przyglądam, kiedy kontynuowali rozmawianie z prędkością światła. Nawet gdybym mogła zrozumieć ich język i tak nie wyobrażałam sobie, jak mogłabym za nimi nadążyć. - Proszę. – powiedział barman, przesuwając w moją stronę kieliszek z winem. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się z wdzięcznością. - Chociaż tam między nami, nie powinnaś przychodzić do baru, żeby zamówić wino. – powiedział z zalotnym uśmiechem. - Naprawdę? – zapytałam, unosząc brew i biorąc łyka. – Jak dla mnie smakuje dobrze. Zaśmiał się i przetarł ścierką ladę pomiędzy nami. Może naprawdę ją czyścił, a może chciał zyskać trochę czasu, żeby ze mną porozmawiać. - To strata mojego talentu jako barmana. O ile nie używam shakera, jestem właściwie gloryfikowanym otwieraczem do butelek. – stwierdził, puszczając mi oczko. Parsknęłam śmiechem. - Och, naprawdę? Więc jaki jest twój ulubiony drink? Uniósł prawą brew, jakbym właśnie rzuciła mu wyzwanie. - A może go dla ciebie zrobię? – zapytał, już sięgając po shaker i butelkę Tito’sVodka. – Na koszt firmy, oczywiście. Uśmiechnęłam się. Flirtowaliśmy. To zdecydowanie było flirtowanie i szło mi całkiem nieźle. A przynajmniej tak mi się wydawało.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 15
Otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, ale przerwał mi jakiś głos zza mnie. - Owen, nigdy nie uzyskamy żadnych zysków, jeśli będziesz stawał drinki każdej pięknej kobiecie. Pomyślałam, że rozpoznałam ten głos. Głęboki i pewny siebie. Okręciłam się na stołku i uśmiechnęłam szeroko, kiedy zobaczyłam Deana, z dłońmi wetkniętymi w dopasowaną marynarkę i niegodziwy uśmiech na ustach, który dodawał mu diabelskiego blasku. - Dean! Co ty tu robisz? – zapytałam, pochylając się i pozwalając mu, by pocałował mnie w policzek na powitanie. Jego zarost otarł się o mój policzek, kiedy się odsuwał i zdałam sobie sprawę, że wcześniej, z Julianem, nie byłam w stu procentach szczera. Dean zdecydowanie był dobrą partią i gdyby nie był przyjacielem Juliana, ciężko byłoby mi trzymać się od niego z daleka. - Tak właściwie to mój bar. – przyznał, trochę nieśmiało. – Co cię tutaj sprowadza? Wyszłaś z przyjaciółmi? Dean pomachał na Owena, barmana, kiedy hostessa podeszła do pary obok mnie. Ich stolik był gotowy, co oznaczało, że kiedy oni wstali, Dean mógł zająć miejsce obok mnie, zanim ktoś by się na nie wepchnął. Usiadł i zwrócił swoją cała uwagę na mnie. - Nie. Jestem tutaj sama. – Uniosłam kieliszek. – Dziewczyna musi od czasu do czasu napić się wina. Zaśmiał się. - To właściwie pierwszy bar w Nowym Jorku, do którego weszłam. – przyznałam. Otworzył szerzej oczy i złapał się za serce, jakby go zabolało. - W takim razie nie miałaś właściwego przewodnika po tym mieście. To prawda? Wróciłam myślami do wczorajszego dnia, kiedy Julian i ja chodziliśmy po Central Parku, a potem zjedliśmy śniadanie o krok od Muzeum Historii Naturalnej. Po tym, jak już się wystarczająco najedliśmy, zmusiłam go, żeby pomógł mi zrobić zakupy spożywcze, a w piekarni Whole Foods ukradliśmy darmowe próbki ciastek, dopóki obsługa grzecznie nas nie poprosiła, żebyśmy coś kupili lub wyszli. W sumie to był całkiem fajny dzień. - Julian przetrzymuje cię w pracy cały dzień? To dlatego za często nie wychodzisz? Pokręciłam głową. - Nie. Ani trochę. Po prostu jestem domatorką. To miasto może być nieco przytłaczające. Odwrócił się do baru, kiedy Owen podał mu drinka. Uśmiechnęłam się do barmana, ale ten flirtujący facet, który był tu kilka minut temu, zniknął, prawdopodobnie zbyt onieśmielony przez to, że jego szef go obserwował. Tłumaczenie: marika1311
Strona 16
- Za przyjaciół. – powiedział Dean, unosząc swoją szklankę. - Za przyjaciół. – powtórzyłam, stukając o nią swoim kieliszkiem. - A teraz powiedz, jak podoba ci się praca z Julianem. Julian, Julian, Julian. Nawet kiedy nie byłam z nim, wydawał się znajdywać sposoby, by stać się głównym tematem moich myśli i rozmowy. - Jest fajnie. – odpowiedziałam. Wiedziałam, że to było mało precyzyjne, ale nie byłam pewna, jak wiele chciałam ujawnić. - Znaleźliście już jakieś miejsce? Potrząsnęłam głową. - Więc po prostu pracujecie w kawiarniach czy takich miejscach? Spuściłam wzrok na kieliszek w swojej dłoni. - Uh, nie. Zwykle pracujemy w jego pokoju w hotelu. Mruknął z niedowierzeniem. - To chyba wyjaśnia waszą relację. - Naszą relację? Kiwnął głową. - Jest ściśle profesjonalna. – Zaczęłam wyjaśniać. – Cóż, to znaczy, spędzamy ze sobą czas i rozmawiamy poza pracą, ale to jest ściśle… - Profesjonalne? – zapytał Dean, a błysk w jego brązowych oczach namawiał mnie do szczerości. Kiwnęłam potwierdzająco głową. - Cóż, skoro jesteście dla siebie tacy przyjacielscy, to może wybierzesz się z nami na łódź w tej weekend. Uniosłam brwi, zdziwiona. - Masz łódź? Skinął głową i pokręcił szklanką w dłoni, wprawiając alkohol w ruch. - To będzie pierwszy, ciepły weekend w tym roku, więc mam zamiar z kilkoma znajomymi świętować to na wodzie. Musiał wyczuć moje podekscytowanie. - Jestem pewny, że Julian może po ciebie wstąpić w drodze na przystań. Dlaczego miałam wrażenie, że Dean próbuje być swatką?
Tłumaczenie: marika1311
Strona 17
Czy Julian chciałby, żebym była na łodzi, czy tylko bym mu przeszkadzała? Byłam pewna, że na łodzi będą dziewczyny, takie, z którymi Julian chciałby porozmawiać. - Ziemia do Josephine? Co o tym sądzisz? – zapytał, rzucając mi uśmiech. Cóż, skoro tak to przedstawiasz… - Wchodzę w to. – Odwzajemniłam uśmiech.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 18
Rozdział czternasty JULIAN Padłem plecami na trawę i rozciągnąłem przed sobą nogi, potrząsając nimi. Moje nogi zaprotestowały rozciąganiu, ale wiedziałem, że po początkowym szoku mi za to podziękują. Dean i ja właśnie skończyliśmy dwudziestopięciomilowe okrążenie, kończąc w małym parku na Brooklynie. Słońce świeciło nad naszymi głowami, a ja słyszałem bawiące się dzieci na drabinkach kilka metrów dalej. Rzuciłem na bok swój kask rowerowy i oparłem się na dłoniach, żebym mógł zacząć łapać oddech. - Wczoraj miałem ciekawą rozmowę z Josephine. – powiedział Dean, rzucając mi butelkę z wodą. Złapałem ją szybko, zanim ta zderzyła się z moją piersią, po czym odkręciłem i zacząłem pić. Woda była zimna i prawie połowę wypiłem za jednym haustem. Kiedy ją połknąłem, dotarło do mnie to, co powiedział Dean. - Z kim? – zapytałem, mrużąc oczy, by na niego spojrzeć przez promienie słoneczne. - Josephine. – odparł po prostu. - Kiedy to było? – zapytałem, zdenerwowany tym, że nie zabrzmiało to zwyczajnie. Pewnie, moje płuca nadal płonęły po jeździe rowerem, ale myśl o Deanie razem z Josephine bolała o wiele bardziej. Zerknął na mnie i wiedziałem, że wyłapał to w moim głosie. - Wczoraj. Była w moim barze. – powiedział, wzruszając ramionami. Przesłanie było jasne: nie zabijaj posłańca, dupku. - Provisions? Pokręcił głową, kiedy obracał swoim kołem, sprawdzając, czy doznało jakiegoś uszkodzenia w czasie jazdy. - Nie. W Merch. Josephine miała być wczoraj na randce; czy Dean widział faceta, z którym się spotkała? - Co… - I zanim zapytasz. – przerwał mi. – Była sama. Zmarszczyłem brwi. - Jak to? Przecież miała mieć randkę. Tłumaczenie: marika1311
Strona 19
Dean złapał z tyłu swoją stopę, rozciągając mięsień czworogłowy. - Nie wiem, stary. Kiedy ją zobaczyłem, siedziała sama przy barze. Dotrzymałem jej towarzystwa przez kilka minut, a potem musiałem wracać do pracy. Ciekawe. - I zaprosiłem ją na łódź w weekend. Gwałtownie przeniosłem na niego wzrok. Co za dupek. - W sobotę miałem sprawdzić kilka miejsc z moim agentem nieruchomości. Uśmiechnął się jak kot, który złapał kanarka. - Więc lepiej to przełóż. Chyba że nie masz nic przeciwko, bym zabrał tam Josephine bez ciebie? Wiedziałem, co robi. On też wiedział, do czego zmierza. Dean nie był zainteresowany Jo. Był zainteresowany moim pieprzonym blefowaniem. - Zobaczę, co da się zrobić. – powiedziałem, sięgając już po swój telefon, żeby napisać do agenta. – Ale muszę lecieć. - Idziesz odwiedzić siostrę? – zapytał. Kiwnąłem głową. - Tak, jest tam kilka tygodni i nudzi jej się jak diabli. Staram się wpadać tak często, jak mogę. Opuścił nogę i zaczął rozciągać drugą. - Tabloidy jej nie nękają, prawda? - Na szczęście nie. Pokręcił głową. - Jestem pewien, że twoja mama ma to wszystko pod kontrolą. Dean i ja przyjaźniliśmy się od lat, więc wiedział, jak działa nasza rodzina. Uniosłem brew. - Lucy Lefray? Oczywiście, że ma, a w razie gdyby media się dowiedziały, ma już gotowy plan awaryjny. - Poważnie? – zapytał. - Mamy mówić, że musiała odpocząć. – W niejasnym kłamstwie wyczuwało się Lucy Lefray. – Ale Lorenę nie obchodzi, czy ktoś dowie się, że musiała odpocząć, czy miała problemy z narkotykami. Jeśli już, to bardziej wstydziłaby się powiedzieć, że była wyczerpana, niż przyznać, że je zażywała. Niestety, moja mama się z nią nie zgadza. - Domyślam się, że to cena, jaką się płaci, kiedy pochodzisz z arystokracji. Tłumaczenie: marika1311
Strona 20
*** Następnego dnia pracowaliśmy razem z Josephine w moim pokoju hotelowym, w ciszy pisząc na klawiaturze i robiąc nasze odrębne zadania. Siedziała na kanapie naprzeciwko mnie, a ja ciągle ukradkiem próbowałem jej się przyglądać. Nasz poranek wyglądał tak samo, jak przez ostatnie trzy tygodnie: zamawiałem śniadanie, ona słodziła naszą kawę, podczas gdy ja smarowałem masłem nasze tosty, a następnie – kiedy tylko byliśmy gotowi do pracy – ona zsuwała z nóg obcasy i siadała na kanapie, zakładając pod siebie stopy. To nie była najlepsza sytuacja w pracy, ale ona nie narzekała. - Obiecuję, że w końcu znajdę nam normalne biuro. – powiedziałem, kiedy po raz setny tego poranka poprawiła pozycję na kanapie. Spojrzała na mnie znad laptopa i uśmiechnęła się. - Jest dobrze, przysięgam. – Przez sekundę wyglądała, jakby chciała wrócić do pracy, ale wtedy dostrzegłem w jej oczach figlarny błysk. – Poza tamtym dniem, kiedy natknęłam się na ciebie w bieliźnie, wcale nie było tak dziwnie. Zaśmiałem się. - Tak, wciąż spodziewam się otrzymać za to pozew. Od pierwszego poranka postawiłem sobie za punkt honoru, żeby zawsze mieć na sobie spodnie, koszulę i krawat na długo przed tym, zanim przyjedzie. Raz mogło być uznane za pomyłkę. Dwa – i weźmie mnie za dziwnego. - Nie martw się, nie zgłosiłam cię do działu HR. – zażartowała. Uśmiechnąłem się. - Powinniśmy zatrudnić osobę od HR? Zmarszczyła nos z niesmakiem i pokręciła głową. - A może osobistego szefa kuchni? - Podoba mi się twoja determinacja. Masz tę pracę. A teraz idź nam zrobić manicotti. Żartobliwym gestem otarła paznokcie o bluzkę i na nie dmuchnęła. - Nie stać cię na mnie. Roześmiałem się, a ona pochyliła się, by podnieść swoją filiżankę kawy ze stolika. Kilka kolejnych centymetrów jej bluzki pojawiło się nad ekranem laptopa. To była jedwabna, kremowa bluzka, przez którą zyskała opaleniznę. Pozwoliłem sobie przez Tłumaczenie: marika1311
Strona 21
chwilę spuścić wzrok do eleganckiej krzywej jej szyi, w dół po obojczyku, a potem jeszcze niżej. Górny guzik miała odpięty i odsłaniało wystarczająco dużo skóry, by stało się jasne, dlaczego Josephine szybko stała się moją nową, ulubioną fantazją. Oderwałem od niej wzrok, kiedy jej telefon zawibrował na stoliku obok mnie. Spojrzałem w dół i przeczytałem nazwę dzwoniącego numeru, zanim zgarnęła komórkę: Forest Financial. - Możesz odebrać. – zaproponowałem. Pokręciła głową i rzuciła telefon na kanapę, poza swoim zasięgiem. - Nie trzeba. Jestem w środku zakładania strony na Facebooku i chcę to skończyć przed lunchem. - Myślałem, że Lorena już to zrobiła. – zaprotestowałem. Josephine odwróciła swojego laptopa, żebym mógł spojrzeć na ekran. - Zrobiła, tyle że nigdy nie dokończyła jej tworzenia i rzadko kiedy na niej pisała. Nikt nawet nie wiedział, że ta strona istnieje. Chcę ją zreorganizować, a potem dodać trochę treści promocyjnych, żebyśmy mogli zacząć budować tam swoją markę. Przerobiłam górny baner i dodałam profesjonalne ujęcia jej ostatniej linii ubrań. Powinniśmy pisać coś codziennie, żeby wszyscy byli na bieżąco z marką. Mentalnie przybiłem piątkę ze swoim przeszłym ja za to, że zatrudniłem Jo. Pewnie, była zabawna, bystra i wspaniała, ale również w ciągu trzech tygodni udało jej się całkowicie odnowić wizerunek Loreny w Internecie. Znałem biznesową stronę, ale jeśli chodziło o tworzenie, to było poza moim zakresem. Musieliśmy zatrudnić cały zespół do spraw marketingu, ale na razie praca Jo wystarczy. Poza tym trochę podoba mi się to, że jesteśmy tylko my dwoje. - Co o tym myślisz? – zapytała z nadzieją wypełniającą jej oczy. - Wygląda świetnie. – stwierdziłem i naprawdę tak sądziłem. Stara wersja w porównaniu do nowej była jak dzień do nocy. – Grafikę do twojego bloga też sama robiłaś? Uśmiechnęła się szeroko i zerknęła na swojego laptopa. - Tak. Na studiach wzięłam z tego kilka lekcji. Nie jestem grafikiem ani nic w tym rodzaju, ale wiem wystarczająco. Kiwnąłem głową. - Widzę. Twój blog wygląda bardzo profesjonalnie. Przeniosła na mnie spojrzenie i rzuciła mi krzywy uśmiech. To był ten rodzaj uśmiechu, który ja rzucałem mamie, kiedy miałem zamiar o coś prosić. - Co jest? – zapytałem. Tłumaczenie: marika1311
Strona 22
- Mam do ciebie prośbę. Przechyliłem głowę, ciekawy, o co chce poprosić. Kiedy ostatni raz wspomniałem w jej towarzystwie o „przysłudze”, to się nie skończyło zbyt dobrze. Tym razem zamierzałem poczekać, aż sama zacznie mówić. - Mógłbyś mi pomóc zrobić kilka zdjęć do mojego bloga? Chcę zrobić kilka ujęć w Central Parku. Och. I to tyle? Otworzyłem usta, żeby się zgodzić, ale ona odezwała się szybciej. - Obiecuję, że jeśli mi pomożesz, przyniosę ci kolejną gałkę lodów w wafelku z tego miejsca obok stacji metra. W jej jasnozielonych oczach błyszczała szczerość. Byłbym głupcem, gdybym się nie zgodził. - Oczywiście. Uśmiechnęła się. - Naprawdę? To byłoby bardzo pomocne… Ledwie wypowiedziała te słowa, a telefon na kanapie znowu zaczął wibrować. Zastanawiałem się, czy to znowu Forest Financial, ale siedziałem zbyt daleko, by móc to dostrzec. Zaklęła pod nosem, postawiła laptopa na bok i wstała, podnosząc komórkę. - Chyba powinnam to odebrać. – powiedziała, kręcąc głową i ruszyła w stronę mojego pokoju. Drzwi się za mną zamknęły, a ja przebiegłem w duchu przez pozycję na liście żenujących rzeczy, które mogłaby tam zobaczyć. Zastanawiałem się, czy pozbierałem rano swoje brudne rzeczy, ale nie mogłem sobie przypomnieć. Nie wspominając już o tym, że było pięćdziesiąt procent szans, że na mojej nocnej szafce leżało pudełko nieużywanych prezerwatyw. Tak, właśnie tak. Nieużywanych. Kurwa. Nie mogłem sobie przypomnieć, kiedy ostatnio miałem tak długą posuchę. W Bostonie to nigdy nie miałoby miejsca. Moja „mała, czarna książeczka” – aka mój iPhone – był wypchany numerami telefonów kobiet na jedną noc. A teraz? Teraz miałem Josephine, która pojawiała się w mojej każdej myśli tak, że nie było już miejsca dla innych kobiet. Usłyszałem głos Josephine przez drzwi i starałem się jak mogłem to ignorować. Zasłużyła na pozorną prywatność. - Witam, pani Buchanan… tak, otrzymałam pani wiadomość. Tłumaczenie: marika1311
Strona 23
La la la, nie słucham. - Nie. Nie. Dostanę wypłatę za dwa dni i wtedy przeleję całość za ratę czynszu za ten miesiąc. Tyle mogę na razie zrobić… Przestałem pisać na klawiaturze, zbyt ciekawy, by udawać, że nie słucham. Josephine miała kłopoty finansowe? Starałem się usłyszeć resztę jej rozmowy, żeby stwierdzić, czy rozmawia ze swoim wynajemcą czy kimś innym, ale musiała odsunąć się od drzwi. To nie miało znaczenia. I tak już wystarczająco usłyszałem. Kiedy kilka minut później wyszła z pokoju, jej wypłata znajdowała się w kopercie leżącej obok jej torebki. Znajdzie ją, kiedy będzie się zbierać do wyjścia, a ja wymyślę jakąś wymówkę, dlaczego daję ją jej wcześniej. Zamknęła za sobą drzwi i wypuściła z płuc powietrze, jakby starała się uspokoić. Mimo to wyglądała na wymęczoną. Odgarnęła swoje włosy z twarzy, a potem wetknęła telefon do tylnej kieszeni z trochę większym wysiłkiem, niż było to konieczne. - Wszystko gra? – zapytałem, starając się być bezstronnym w obliczu tego, co przed chwilą usłyszałem. Część mnie chciała zapytać ją wprost, czy miała problemy finansowe. Chciałem jej pomóc, jeśli tego potrzebowała, ale nie chciałem jej urazić. - Tak. – odpowiedziała z lekkim, fałszywym uśmiechem. – Gra. Miałem zamiar zakwestionować jej odpowiedź, kiedy uniosła wzrok i spojrzała mi w oczy. Emocje, które w nich krążyły, ostrzegały, żeby nie naciskać na temat. - A co do weekendu.. – zaczęła mówić. - Co z nim? – zapytałem. Okrążyła tył kanapy, a uśmiech wkradł się na jej usta. - Czy Dean ma na tej swojej łódce maszynę do margarity, czy musimy się gdzieś zatrzymać i wynająć jakąś na jeden dzień? Parsknąłem śmiechem. Nawet w środku stresującego poranka Jo potrafiła mnie zaskoczyć. - Alkoholu ma w bród. – Uśmiechnąłem się szeroko. – Obiecuję.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 24