NORA ROBERTS
CENA SŁAWY
EOPĘTANIE)
PROLOG
J f co mó m~mó zrobić z tą dziewczóną?
J a~j séokójI jollóI z~ b~rdzo się érzejmujesz J odé~rł cr~nk lDeurle...
2 downloads
8 Views
NORA ROBERTS
CENA SŁAWY
EOPĘTANIE)
PROLOG
J f co mó m~mó zrobić z tą dziewczóną?
J a~j séokójI jollóI z~ b~rdzo się érzejmujesz J odé~rł cr~nk lDeurleóI n~kł~d~jąc n~
tw~rz w~rstwę éudruK
J j~m się nie érzejmow~ć? J jolló z~éięł~ suw~k sukienki i st~nęł~ w drzwi~ch
g~rderobóI bó wójrzeć n~ ciągnącó się z~ sceną korót~rzK J j~mó czwórkę dzieciI cr~nkI i dobrze
wieszI że t~k s~mo koch~m k~żde z nichK Ale z Ch~ntel n~ér~wdę m~mó éow~żnó kłoéotK
J Chób~ jesteś dl~ niej zbót surow~K
J _o tó nie jesteś dość wóm~g~jącóK
cr~nk roześmi~ł się beztroskoI odwrócił się i wziął żonę w r~mion~K aw~dzieści~ l~t
m~łżeństw~ nie zdołało osł~bić siłó jego uczućK T~ kobiet~ wciąż bół~ jego śliczną i éełną
dziewczęcego wdzięku jollóI mimo że mi~ł~ już dwudziestoletniego són~ i trzó córki n~stol~tkiK
J hoch~nieI Ch~ntel jest éo érostu érześliczną dziewczónąI któr~KKK
J KKK ~ż z~ dobrze o tóm wie!
jolló zerknęł~ éon~d r~mieniem męż~ n~ drzwiK ji~ł~ n~dzieję że l~d~ chwil~ wreszcie
st~nie w nich Ch~ntelK ddzie też się éodziew~ t~ dziewczón~? ao wójści~ n~ scenę éozost~ło
éiętn~ście minutI ~ jej wciąż nie m~K
f éomóślećI że jej siostró bółó éod tóm względem zuéełnie inne J b~rdziej éosłuszne i
zn~cznie b~rdziej odéowiedzi~lneK ddó w kilkuminutowóch odstęé~ch rodził~ swe córki J
troj~czkiI nie wiedzi~ł~I że to właśnie éierwsz~ z nich érzóséorzó jej w érzószłości n~jwięcej
zm~rtwieńK
J To wszóstko érzez tę jej urodę J burknęł~K J tokół dziewcząt t~kich j~k on~ z~wsze
kręci się mnóstwo chłoécówK
J Ale musisz érzózn~ćI że r~dzi sobie z tóm doskon~leK
J To właśnie mnie nieéokoiK wbót dobrze sobie r~dziI cr~nkK j~ doéiero szesn~ście l~tI ~
już niejednego f~cet~ owinęł~ sobie wokół é~lc~K
J ko dobrzeI ~ ile tó mi~łaś l~tI gdóśmóKKK ?
J To bóło co innego! J érzerw~ł~ mu éoséiesznie i z~r~z roześmi~ł~ sięI widząc jego
sceétóczną minęK moér~wił~ mu kr~w~tI st~rł~ éuder z kl~é m~rón~rki i dod~ł~W J _oję sięI że on~
może nie mieć tóle szczęści~ co j~I i nie tr~fi n~ t~kiego wsé~ni~łego mężczóznęK
cr~nk mocno ujął ją z~ łokcieK
J A j~ki éowinien bóć ten mężczózn~?
lé~rł~ mu dłonie n~ r~mion~ch i éoé~trzół~ éow~żnie w jego tw~rzK Choć jego szczuéłą
tw~rz zn~czółó już zm~rszczkiI w ocz~ch wciąż é~lił się ogieńI żówiołI teméer~mentK m~trząc
tólko w te błószczące źreniceI mogł~bó éomóślećI że wciąż m~ érzed sobą owego zw~riow~negoI
éełnego f~nt~zjiI wóg~d~nego chłoé~k~I któró érzed l~tó z~wrócił jej w głowieK
lwszemI to ér~wd~I że nigdó nie séełnił swej młodzieńczej obietnicó i nie érzóniósł jej
księżóc~ n~ srebrnej t~cóI ~le mimo érozó żóci~ érzez wszóstkie te l~t~ bóli é~rtner~mi w éełnóm
tego słow~ zn~czeniuI n~ dobre i n~ złe J ~ złóch chwil bóło érzecież wieleK
J mrzede wszóstkim musi bóć uczciwó J éowiedzi~ł~I c~łując go w ust~K J f serdecznóKKK
éogodnóK f t~ki érzóstojnó j~k tóK
ddó trz~snęłó drzwi érow~dzące z~ kulisóI jolló oderw~ł~ się od męż~K
J Tólko z~n~dto jej nie strofujK J cr~nk érzótrzóm~ł ją z~ rękęK J p~m~ wieszI że to tólko
éogorszó sér~węK
jolló odburknęł~ coś éod nosem i éoé~trzół~ n~ wchodzącą t~necznóm krokiem Ch~ntelK
aziewczón~ mi~ł~ n~ sobie j~skr~woczerwoną bluzę i obcisłeI cz~rne séodnie uwód~tni~jące jej
szczuéłąI młodzieńczą figuręK oześkieI jesienne éowietrze sér~wiłoI że n~ éoliczki wóstąéiłó jej
rumieńceI éodkreśl~jące dod~tkowo niesk~zitelną urodę jej dziewczęcej tw~rzóK lczó mi~ł~
niebieskieI wór~zisteI ~ n~ jej tw~rzó m~low~ł się wór~z s~moz~dowoleni~K
J Ch~ntel!
J T~kI m~mo? J w n~tur~lnóm wdziękiem érzóst~nęł~ érzed drzwi~mi érzebier~lniK
aojrz~ł~I że ojciec éuszcz~ do niej oko éon~d r~mieniem jollóI i uśmiechnęł~ się jeszcze
szerzejK k~ t~tę z~wsze mogł~ rczóćK J lchI wiemI troszeczkę się séóźnił~mK Ale z~ sekundę
będę gotow~K _~wił~m się cudownieI wiesz? jich~el éozwolił mi kierow~ć swoim s~mochodemK
J Tóm czerwonómI któróKKK? J z~czął cr~nkI lecz éo chwili z~milkł éod groźnóm
séojrzeniem jolló i z~krół dłonią ust~K
J Czó tó m~sz dobrze w głowieI Ch~ntel? mr~wo j~zdó zrobiłaś z~ledwie kilk~ tógodni
temuK To nieostrożność!
_ożeI j~kże jolló nie znosił~ wógł~sz~ć t~kich k~z~ńK aobrze wiedzi~ł~ érzecieżI j~k to
jestI gdó m~ się szesn~ście l~tK tiedzi~ł~ teżI niestetóI że nie m~ innego wójści~ J éo érostu musi
éowiedzieć to wszóstkoI co mi~ł~ do éowiedzeni~I m~jąc érzó tóm świ~domośćI że z~chowuje
się w tej chwili j~k zrzęd~K
J w~równo ojciecI j~k i j~ uw~ż~móI że nie éowinn~ś s~modzielnie si~d~ć z~ kierownicęI
jeśli nie m~ érzó tobie kogoś z n~sK moz~ tóm J dod~ł~ szóbko J nie jest rozsądnie jeździć cudzóm
s~mochodemK
J geździliśmó tólko éo bocznóch drog~ch J wój~śnił~ dziewczón~ i éoc~łow~ł~ m~tkę w
ob~ éoliczkiK J kie érzejmuj sięI m~muśK moz~ tóm muszę mieć choć trochę rozrówkiK t
érzeciwnóm r~zie uschł~bóm z nudówK
jollóI któr~ dobrze wiedzi~ł~I czóm é~chną t~kie érzej~żdżkiI éost~nowił~ bóć tw~rd~K
J mosłuch~jI Ch~ntelI éowiem wérostW moim zd~niem jesteś jeszcze z~ młod~ n~
s~mochodowe wóér~wó z chłoéc~miK
J jich~el nie jest chłoécemK j~ już dw~dzieści~ jeden l~tK
J Tóm b~rdziej!
J To gnojek J ozn~jmił séokojnie Tr~cęI któró éoj~wił się właśnie u wejści~K rniósł brew
n~ widok gniewnego séojrzeni~ siostró i dod~łI nie zmieni~jąc tonuW J geśli dowiem sięI że cię
dotknąłI urwę mu głowęK jożesz mu to éowtórzóćK
J kie wtók~j nos~ w cudze sér~wóI dobrze? J oburzół~ się Ch~ntelK fnn~ rzecz
wósłuchiw~ć k~z~ń m~tkiI ~ co innegoI gdó érzeciwko tobie st~je rodzonó br~tK J pkończół~m
szesn~ście l~tI nie sześćI i m~m serdecznie dosóć ciągłego éoucz~ni~!
J To źleK J Chwócił ją z~ éodbródek i mimo że éróbow~ł~ odtrącić jego dłońI érzótrzóm~ł
go mocnoK ln też mi~ł nieéoséolitą urodęI też budził éon~dérzeciętne z~interesow~nie u éłci
érzeciwnejK f éodobnie j~k siostr~I n~turę mi~ł gw~łtownąI ué~rtąI nieokiełzn~nąK
J t éorządkuI dzieci~ki J odezw~ł się cr~nkI biorąc n~ siebie rolę rozjemcóK J ao tej
sér~wó jeszcze wrócimóK Ter~z Ch~ntel musi się érzebr~ćK w~ dziesięć minut z~czón~sz wóstęéI
księżniczkoK ChodźmóI jollóI rozgrzejemó trochę éublicznośćK
jolló séojrz~ł~ n~ córkę surowoI j~kbó chci~ł~ éowiedziećI że nie wóczeré~li tem~tuK
w~nim jedn~k wószł~I éodeszł~ do niej r~z jeszcze i z ł~godniejszóm wór~zem tw~rzó dotknęł~
éoliczk~ dziewczónóK
J Chób~ rozumieszI że musimó się o ciebie troszczóćK
J k~ér~wdę nie m~ t~kiej éotrzebóK motr~fię s~m~ o siebie z~db~ćK
J To właśnie mnie nieéokoiI córeczkoK J jolló westchnęł~ cicho i ruszół~ z~ mężem w
kierunku scenóI n~ której mieli z~robić éieniądze n~ resztę tógodni~K
ddó rodzice wószliI Ch~ntel éoé~trzół~ buńczucznie n~ br~t~K
J g~ decóduję o tómI kto mnie dotók~I Tr~cęK w~é~mięt~j to sobie r~z n~ z~wszeK
J tięc niech ten twój koleś z eleg~nckim s~mochodem z~chowuje się odéowiednioK t
érzeciwnóm r~zie éoł~mię mu kościK
J fdź do di~bł~! J wrz~snęł~ i gw~łtownie z~trz~snęł~ mu drzwi érzed nosemI z~mók~jąc
się w érzebier~lniK
gej siostr~ j~ddóI któr~ z~éin~ł~ właśnie guziki od kostiumu drugiej z sióstrI AbbóI
zerknęł~ n~ nią érzez r~mięK
J A więc éost~wiłaś n~ swoimK
J kie z~czón~jK
J Ani mi się śniK
J j~m serdecznie dosóć tego wszóstkiegoK Ch~ntel rozłożył~ ostrożnie kostium i szóbko
ściągnęł~ bluzęK pkórę mi~ł~ j~sną i gł~dkąI sólwetkę kszt~łtną i mimo młodóch l~t dojrz~łą już i
kobiecąK
J moé~trz n~ to z innej stronó J z~chichot~ł~ j~ddóK J oodzice są t~k z~jęci tobąI że n~
mnie i Abbó w ogóle nie zwr~c~ją uw~giK
J w~ciąg~cie więc u mnie długK
J Chób~ érzes~dz~szK j~tk~ n~ér~wdę bół~ nieséokojn~ J wtrącił~ się AbbóI wręcz~jąc
Ch~ntel zest~w do m~kij~żuK
Ch~ntel z~jęł~ miejsce érzed lustremI które dzielił~ z siostr~miK
J kie bóło éowoduK kic się nie st~łoK mo érostu dobrze się b~wił~mK
J k~ér~wdę éozwolił ci usiąść z~ kierownicą? J z~interesow~ł~ się j~ddóI sér~wnie
rozczesując włosó Ch~ntelK
J g~sneK mrzekon~ł~m goI że str~sznie mi n~ tóm z~leżałoKKK s~m~ nie wiemI dl~czegoK A
może wiem? J oozejrz~ł~ się éo z~gr~conómI éozb~wionóm okien éomieszczeniu o wóbl~kłóchI
brudnóch ści~n~chK J Chób~ nie chcę séędzić resztó żóci~ w t~kim chlewieK
J d~d~sz j~k t~t~ J odéowiedzi~ł~ ze śmiechem AbbóK
J tc~le nieK J w wér~wą świ~dczącą o wieloletnim doświ~dczeniu Ch~ntel z~częł~
n~kł~d~ć róż n~ éoliczkiK J w~mierz~m kiedóś mieć wł~sną g~rderobęI trzó r~zó większą od tejK
Ści~nó i sufit będą bi~łeK k~ éodłodze éołożę éuszóstó j~snó dów~n i będę chodzić éo nim bosoKKK
J g~ t~m wolę zdecódow~ne koloró J odé~rł~ z rozm~rzeniem j~ddóK J aużoI dużo
żówóchI wór~zistóch kolorówK
J _iel J odé~rł~ z uéorem Ch~ntelK tst~ł~ od lustr~ i sięgnęł~ éo sukienkęK J A n~
drzwi~ch k~żę wóm~low~ć złote gwi~zdóK _ędę jeździć limuzónąI ~ w g~r~żu éost~wię séortowe
~ut~I érzó któróch zblednie n~wet s~mochód jich~el~K J wm~rkotni~ł~I widzącI że sukienkęI
którą włożył~I st~nowczo zbót wiele r~zó cerow~noK J lgród będzie olbrzómiI z s~dz~wkąI
font~nną i k~miennóm b~senem J dokończół~ z determin~cjąK
tszóstkie trzó uwielbi~łó m~rzóćI więc Abbó chętnie éodjęł~ wątekW
J A w wótwornej rest~ur~cji szef kuchni z~érow~dzi cię do n~jleészego stolik~ i n~
éoczątek éod~ butelkę sz~mé~n~K
J f będziesz uérzejm~ dl~ fotogr~fów J włączół~ się do z~b~wó j~ddóK J kikomu nie
odmówisz wówi~du ~ni ~utogr~fuK
J g~sneK J Ch~ntel z~łożył~ szkl~ne kolczókiI wóobr~ż~jąc sobieI że to bról~ntóK J t moim
domu k~żd~ z koch~nóch sióstr będzie mi~ł~ do dóséozócji olbrzómi éokójK A n~ kol~cję
oéóch~ć się będziemó k~wioremK
J tłaściwie wóst~rczół~bó éizz~ J roześmi~ł~ się j~ddóK
J Albo éizz~ z k~wiorem J uściślił~ Abbó i objęł~ siostró serdecznieK wnów st~nowiłó
jednoI t~k j~k kiedóśI w łonie swej m~tkiK
J tósoko z~jdziemó i będziemó kimś!
J guż jesteśmó J oświ~dczół~ AbbóI z dumą z~dzier~jąc głowęK J pz~nowne é~nieI mili
é~nowieI oto érzed é~ństwem zn~komite trio t~neczno J wok~lne „lDeurleós”!
ROZDZIAŁ N
aom bół rozległóI bi~łóI wóéełnionó érzójemnóm chłodemK mrzez uchólone drzwi
wé~d~łó z t~r~su éodmuchó cieéłego wi~truI niosąc z ogrodu z~é~ch kwi~tów i skoszonej tr~wóK
t ogrodzieI z~słonięt~ od stronó domu szé~lerem drzewI zn~jdow~ł~ się éom~low~n~ n~ bi~ło
~lt~nk~I éo której éięłó się wisterieI n~ środku z~ś J wómóśln~I m~rmurow~ font~nn~ i k~miennó
b~sen o kszt~łcie ośmiokąt~I któró jednóm bokiem érzóleg~ł do niewielkiegoI również bi~łego
budónkuK t odd~liI w cieniu drzewI krół się kort tenisowó i wódzielon~ érzestrzeń do mini J
golf~K
C~łą éosi~dłość ot~cz~ł k~miennóI ér~wie czterometrowej wósokości murI któró z jednej
stronó z~éewni~ł Ch~ntel éoczucie bezéieczeństw~I z drugiej z~ś sér~wi~łI iż czuł~ się s~motn~ i
os~czon~K w regułó ud~w~ło jej się z~éomnieć i o murzeI i o sóstem~ch bezéieczeństw~I i o
elektronicznie otwier~nej br~mie z k~merą J wszóstko to w końcu st~nowiło cenęI j~ką éł~cił~ z~
sł~węI której t~k b~rdzo z~wsze éożąd~ł~K lst~tnio jedn~k cor~z częściej czuł~ się tu j~k więzieńI
~ nie korzóst~jąc~ z uroków żóci~ gwi~zd~K
momieszczeni~ dl~ służbó mieściłó się n~ éierwszóm éiętrze w z~chodnim skrzódle
głównego domuK t tej chwili jedn~k é~now~ł~ t~m cisz~ i bezruchI gdóż godzin~ bół~ b~rdzo
wczesn~K
Ch~ntel wsunęł~ éod k~éelusz niesforne kosmóki włosów i sięgnęł~ éo torebkęK tłożył~
dzisi~j długąI érostą sukienkę i butó n~ éł~skim obc~sieI które wóbr~ł~ b~rdziej ze względu n~
wógodę niż dl~ eleg~ncjiK k~ tw~rzóI któr~ wér~wi~ł~ w z~chwót t~k wielu wielbicieli i
miłośników jej t~lentuI nie bóło n~wet śl~du m~kij~żuK o~nkiem cerę chronił~ jedónie
n~suniętóm głęboko n~ oczó rondem k~éelusz~ i érzeciwsłonecznómi okul~r~miK tłaśnie
zerknęł~ n~ zeg~rekI gdó rozległ się brzęczók br~mofonuK
k~cisnęł~ guzik érzó słuch~wce i usłósz~ł~W
J azień dobróI é~nno lDeurleóK
J azień dobróI oobercieK t s~mą éoręK guż schodzęK
mo n~ciśnięciu innego guzik~I któró otwier~ł główną br~męI ruszół~ szerokimiI
éodwójnómi schod~mi érow~dzącómi n~ é~rterK j~honiow~ éoręcz éieścił~ jej dłoń niczóm
n~jgł~dszó jedw~bK lczó cieszół iméonującó żór~ndolI którego krószt~łowe wisiorki
éobłóskiw~łó ł~godnie w érzóciemnionóm świetle kl~tki schodowejI or~z m~rmurow~ éos~dzk~I
lśniąc~ niczóm szkłoK T~kI ten dom st~nowił n~leżótą oér~wę dl~ urodó i bl~sku sł~wnej gwi~zdó
filmowejI j~ką ud~ło jej się zost~ćK
ddó szł~ w stronę drzwi wójściowóchI z~dzwonił telefonK ao rch~I czóżbó j~k~ś
nieoczekiw~n~ zmi~n~ h~rmonogr~mu?
mełn~ złóch érzeczuć éodniosł~ słuch~wkęK
J e~lo? J odezw~ł~ sięI sięg~jąc ~utom~tócznie éo długoéisK
J lchI j~k b~rdzo chci~łbóm cię zob~czóćKKK J rozległ się éo drugiej stronie zn~jomó szeétK
Ch~ntel w jednej chwili éowilgotni~łó dłonieI ~ ze zdrętwi~łóch é~lców wósunął się długoéisK J
al~czego zmieniłaś numer telefonuI niegrzeczn~ dziewczónko? Chób~ się mnie nie boiszI co?
kie wolno ci się mnie b~ćK mrzecież wieszI że nie wórządzę ci krzówdóK g~ chcę cię tólko
dotknąćK Tólko dotknąćK Czó już się ubr~łaś? Czó z~słoniłaś już érzed świ~tem swoje słodkieKKK
we zdł~wionóm krzókiem rzucił~ słuch~wkę n~ widełki i oddóch~ł~ ter~z ciężkoI
érzer~żon~ tómI co usłósz~ł~K
A więc wszóstko z~czón~ się od éoczątkuKKK
pzofer~ nie éowit~ł~ zwókłómI z~lotnóm uśmiechemI usi~dłszó z~ś w środku długiej
limuzónóI odchólił~ głowę do tółuI oé~rł~ ją o miękki z~główek i z~mknęł~ oczóI éróbując
z~é~now~ć n~d lękiemI któró wóéełni~ł jej serceK hilk~n~ście n~jbliższóch godzin séędzić mi~ł~
érzed k~mer~mi w j~skr~wóm świetle juéiterówK jusi bóć rumi~n~I uśmiechnięt~ i szczęśliw~I ~
nie bl~d~ ze str~chuK k~ tóm w końcu éoleg~ jej ér~c~I to jest jej żócieK mowinn~ się uodéornić n~
lubieżne szeétó w słuch~wce czó ~nonimowe listóK
ddó limuzón~ mij~ł~ br~mę studi~I Ch~ntel odzósk~ł~ séokój i równow~gęK Tu bół~
bezéieczn~K Tu bez resztó mogł~ odd~ć się ér~cóI któr~ ją é~sjonow~ł~ i któr~ st~nowił~ jedóną
treść jej żóci~K Tu wszóstkie nieszczęści~ kończółó się h~ééó endemI érzemoc z~ś i morderstw~
bółó jedónie ud~w~neK gej siostr~ j~ddó n~zw~ł~ kiedóś eollówood kr~iną ułudó J i w éełni
mi~ł~ r~cjęK
l wéół do siódmej skończół~ n~kł~d~ć m~kij~ż i n~tóchmi~st wzięł~ ją w obrotó stólistk~K
w~czął się właśnie éierwszó tódzień zdjęć do nowego filmu i wszóstko jeszcze wód~w~ło się
éodniec~jąceI nowe i świeżeK Ch~ntel czót~ł~ scenoéisI ~ ch~r~kteróz~tork~ ukł~d~ł~ jej włosó w
éowiewnąI srebrno J blond grzówęI j~ką mi~ł~ nosić gr~n~ érzez Ch~ntel boh~terk~K
J Co z~ wsé~ni~łe włosó J westchnęł~ stólistk~I sięg~jąc éo susz~rkęK J wn~m kobietóI
które odd~łóbó z~ nie wszóstkoK A ten kolor! k~wet j~ nie mogę uwierzóćI że to n~tur~ln~ b~rw~K
J To éo b~bci J wój~śnił~ Ch~ntelI odwr~c~jąc lekko głowęI bó sér~wdzić lewó érofilK J t
tej scenie m~m dw~dzieści~ l~tK g~k móśliszI j~rgoI ud~ mi się t~ sztuk~?
Ch~r~kteróz~tork~ é~rsknęł~ śmiechemK
J To ~kur~t n~jmniejsze zm~rtwienieK k~jgorszeI że n~ él~nie koméletnie zmoczą ci tę
wsé~ni~łą frózuręK J mo r~z ost~tni dotknęł~ ułożonóch st~r~nnie włosów i zdjęł~ z r~mion
Ch~ntel ręcznikK
J pkoro t~k twierdziszKKK J éowiedzi~ł~ z uśmiechem ~ktork~ i wst~ł~ od lustr~K J aziękujęI
j~rgoK
wdążył~ uczónić ledwie dw~ krokiI gdó obok niej wórósł j~k séod ziemi i~nó
t~shingtonI jej osobistó ~sóstentK Ch~ntel z~trudnił~ goI gdóż bół młodóI ~mbitnóI éełen
n~jleészóch chęci i nie éróbow~ł ud~w~ć ~ktor~K
J l co chodzi? w~mierz~sz od r~zu strzel~ć we mnie z b~t~I i~nó? J z~ż~rtow~ł~K
i~nó z~czerwienił się i z~czął nieskł~dnie bąk~ć coś éod nosemI j~k z~wsze skręéow~nó
bliskością Ch~ntelK _ół niskiI dobrze zbudow~nóI érosto éo wóższej uczelni i b~rdzo skruéul~tnóK
gego n~jwiększą żóciową ~mbicją bóło dorobienie się wł~snego mercedes~K
J lchI é~nno lDeurleóI s~m~ é~ni wieI że nigdó nie odw~żyłbóm się n~ coś t~kiegoK
Ch~ntel éokleé~ł~ jego mocną éierśI wér~wi~jąc go w jeszcze większe zmiesz~nieK
J Cz~s~mi ktoś musi to robićI i~nóK _ądź t~k dobró i zn~jdź ~sóstent~ reżóser~K mowiedz
muI że do chwili rozéoczęci~ éróbó jestem w g~rderobieK
mrzerw~ł~I widzącI że korót~rzem n~dchodzi właśnie jej é~rtner z él~nu filmowegoK m~lił
é~éieros~ i od r~zu bóło wid~ćI że m~ koszm~rnego k~c~K
J To może érzóniosę é~ni k~węI é~nno lDeurleó? J z~éroéonow~ł szóbko i~nó i
n~tóchmi~st wócof~ł się n~ bezéieczną odległośćK h~żdóI kto mi~ł choć odrobinę oleju w głowieI
wiedzi~łI że n~leżó j~k n~jd~lej trzóm~ć się od pe~n~ C~rter~I kiedó ten w~lczó ze swómi
éor~nnómi demon~miK J T~kI b~rdzo éroszę J odé~rł~ odruchowo i éoszł~ w swoją stronęI wit~jąc
się éo drodze z gruéą ér~cowników technicznóchI którzó montow~li dekor~cje do éierwszej
scenó J st~cję kolejową z tor~miI éociąg~mi osobowómi i éoczek~lniąK k~ tej właśnie st~cji mi~ło
n~stąéić rozdzier~jące serce éożegn~nie z~koch~nóchK rkoch~ną mi~ł~ bóć on~; ukoch~nóm J
pe~n C~rterK lbó tólko do tego cz~su ustąéił mu ból głowóKKK
hiedó érzed~rł~ się érzez éląt~ninę k~bli i met~lowóch stel~żóI éonownie doé~dł ją i~nóK
ji~ł ze sobą termos z k~wąI jednor~zowe kubeczki i serwetki z é~éieruK
J gest k~w~I é~nno lDeurleó! C~łó termos! Ah~I chci~łbóm é~ni érzóéomnieć o
éoéołudniowóm wówi~dzieK l wéół do éierwszej m~ érzójść dziennik~rz ze „pt~r d~zę”K ae~nI
ten z dzi~łu rekl~móI éowiedzi~łI że chętnie będzie é~ni tow~rzószółK
J kie musiK p~m~ sobie éor~dzęK ddóbóś mógł tólko zorg~nizow~ć jeszcze j~kieś owoceI
k~n~éki i k~węKKK lchI nieI k~wó wóst~rczó! joże mrożon~ herb~t~? kiech ten dziennik~rz
érzójdzie do g~rderobóKKK
J g~k é~ni sobie żóczóI é~nno lDeurleó J odé~rł i~nó i z z~é~łem z~czął z~éisów~ć
wszóstko w notesieK J Czó m~ é~ni jeszcze j~kieś żóczeni~?
Ch~ntel z~trzóm~ł~ się érzed drzwi~miK
J i~nóI od j~k d~wn~ ze mną ér~cujesz?
J ld éon~d trzech miesięcóI é~nno lDeurleóK
J A więc chób~ n~jwóższó cz~sI bóś z~czął mówić mi éo imieniuK mo érostu Ch~ntelI
zgod~? J z uśmiechnęł~ się éromiennie i z~trz~snęł~ mu érzed ~_ nosem drzwiI n~ tw~rzó
i~nóDego z~ś rozl~ł się éełen błogiego szczęści~ uśmiechK
Ch~ntel tómcz~sem minęł~ niewielki s~lonik i érzeszł~ do g~rderobóK kie chci~ł~ tr~cić
cz~suI szóbko więc érzebr~ł~ się w dżinsó i bluzęI w któróch mi~ł~ wóstąéić w éierwszej scenieK
dr~l~ dwudziestoletnią studentkę sztuk éięknóchI érzeżów~jącą właśnie swój éierwszó éow~żnó
z~wód miłosnóI już doświ~dczoną érzez losI lecz wciąż nieéokorną i éełną młodzieńczóch
m~rzeńK
tóśmienit~ rol~ J t~k właśnie móśl~ł~ o niej od éoczątkuK _ędzie mi~ł~ ok~zję
z~érezentow~ć c~łó swój ~ktorski kunsztI wók~z~ć się intuicjąI t~lentem i solidnóm ~ktorskim
rzemiosłemK modejmie to wózw~nieK w~gr~ tę rolę wzorcowoK tłożó w nią c~łą siebie i éodbije
nią c~łó świ~tK
guż érzó éierwszóm czót~niu scen~riusz~ do „kiezn~jomóch” J bo t~ki właśnie tótuł mi~ł
nosić film J z~f~scónow~ł~ ją éost~ć głównej boh~terkiK cilmow~ e~ileó bół~ osobą nieéoséolitą
J ut~lentow~nąI éewną swóch umiejętnościI ~ jednocześnie wr~żliwą i szczerą j~k dzieckoK ko i
nieszczęśliwąK wdr~dz~ną érzez jednego mężczóznęI z~dręcz~ną érzez innegoI sér~gnioną
ér~wdziwej miłościI której musi~ł~ się wórzecI bó osiągnąć z~wodowó sukcesK
kie trzeb~ bóło bóć ésóchologiemI bó séostrzecI że Ch~ntel w éost~ci e~ileó
odn~jdów~ł~ éo érostu siebieK oozumi~ł~ boh~terkę filmuI bo s~m~ wiedzi~ł~I co to zdr~d~K ios
e~ileó éorusz~ł niąI gdóż i jej udzi~łem st~ł się sukcesI z~ któró érzószło z~éł~cić zbót wósoką
cenęK
oolę od d~wn~ zn~ł~ już n~ é~mięćI ter~z więc érzeszł~ do s~lonikuI bó érzed wójściem
n~ él~n n~éić się k~wóK To bół jej eliksir żóci~ éodcz~s długich godzin séędz~nóch n~ kręceniu
kolejnóch filmówK h~w~I lekkie érzekąski i jeszcze r~z k~w~K
rsi~dł~ érzó stoliku i doéiero ter~z dostrzegł~ ust~wionó n~ bl~cie w~zon z bukietem
érzeéósznóchI éąsowóch różK w~éewne od kogoś z éroducentówI éomóśl~ł~ i sięgnęł~ éo
dołączonó k~rnecik ddó jedn~k odczót~ł~ n~éis~ne wewnątrz słow~I liścik wósunął się z jej
zm~rtwi~łej n~gle rękiK
C~ły cz~s cię obserwuję.
C~ły cz~s.
rsłósz~ł~ éuk~nie do drzwi i éodniosł~ się gw~łtownieK péojrz~ł~ n~ kl~mkęI z~suniętą
z~suwkę i éo r~z éierwszó w żóciu n~ér~wdę z~częł~ się b~ćK
J m~nno lDeurleóKKK Ch~ntelKKK To j~I i~nóK mrzóniosłem te k~n~ékiK
ldetchnęł~ z ulgą i otworzół~ drzwiK
J j~m też owoceI j~k érosiłaśKKK _ożeI czó coś się st~ło? J séót~ł z~nieéokojonó widokiem
jej bl~dej tw~rzóK
J kieI nicK g~KKK j~ tólkoKKK tiesz możeI co to z~ kwi~tó? J tsk~z~ł~ ręką bukietI jedn~k
n~wet nie séojrz~ł~ w jego stronęK
J Te róże? wn~l~zł~ je jedn~ z kuch~rekI kiedó n~krów~ł~ stół do śni~d~ni~K _ół do nich
dołączonó bilecik z twoim ...