Cathy Williams Karaibskie noce ROZDZIAŁ PIERWSZY Jamie była spóźniona. Wskutek niefortunnej serii zdarzeń spóźniała się po raz pierwszy, odkąd podjęła...
9 downloads
28 Views
547KB Size
Cathy Williams
Karaibskie noce
ROZDZIAŁ PIERWSZY Jamie była spóźniona. Wskutek niefortunnej serii zdarzeń spóźniała się po raz pierwszy, odkąd podjęła pracę u Ryana Shepparda. Czekała na przyjazd metra, wraz z sześcioma tysiącami innych zdenerwowanych pasażerów. Lodowate podmuchy wiatru wzdłuż peronu targały jej starannie ułożone włosy, przypominały, że elegancki szary kostium i czarne czółenka może i nadają się do biura, ale w środku londyńskiej zimy są zupełnie nieodpowiednie. Otulając się płaszczem, co dziesięć sekund spoglądała bezradnie na zegarek. Ryan Sheppard nie znosił spóźniania się. Nigdy nie dała mu powodu do narzekań, bo w ciągu ostatnich osiemnastu miesięcy codziennie przychodziła do pracy na czas - co nie znaczyło, że tym razem łaskawie jej wybaczy. Zanim pociąg z hukiem wjechał na peron, porzuciła nadzieję, że uda jej się dotrzeć
R
do biura przed dziewiątą trzydzieści. A ponieważ nic by nie osiągnęła, dzwoniąc do sze-
L T
fa, kategorycznie zabroniła sobie choćby zerknąć na leżący w czeluściach torby telefon. Zamiast tego skoncentrowała się na przyczynie, dla której wyszła z domu godzinę później niż zwykle. Myśl o siostrze skutecznie wyparła z jej głowy wszystkie pozostałe. Poczuła, jak w jej ciało wkrada się napięcie, a gdy wreszcie dotarła do okazałego, nowoczesnego szklanego budynku, w którym mieściło się biuro RS Enterprises, głowa pękała jej z bólu. RS Enterprises było centralą olbrzymiego koncernu należącego do jej szefa i zarządzanego przez niego. W ścianach majestatycznego biurowca biło serce organizmu, z którego jak macki wyrastały liczne firmy. Nad wszystkim czuwała armia wysoko wykwalifikowanych, wysoko zmotywowanych i wysoko opłacanych pracowników. Za kwadrans dziesiąta większość z nich siedziała przy biurkach, dokładając starań, by trybiki machiny Ryana kręciły się płynnie. Zwykle za kwadrans dziesiąta także i ona siedziała przy biurku, zajęta pracą. Ale dziś... Jamie policzyła do dziesięciu, starając się wymazać twarz siostry ze swojej głowy, i wjechała windą na piętro dyrektora.
Otwierając drzwi gabinetu, nie musiała zgadywać, w jakim jest nastroju. Zwykle o tej porze albo znajdował się poza biurem - uprzednio wysławszy jej mejla z instrukcją, czym się powinna zająć pod jego nieobecność - albo siedział przy biurku, pochłonięty pracą. Teraz jednak rozparł się w fotelu, z rękami za głową i nogami na biurku. Nawet po osiemnastu miesiącach Jamie z trudem udawało się powiązać potężnego biznesmena, jakim był Ryan Sheppard, z seksownym, nonszalanckim mężczyzną, który nie odpowiadał żadnemu wyobrażeniu potentata finansowego. Czy to dlatego, że w branży oprogramowania komputerowego liczyły się jedynie inteligencja i kreatywność, a nie garnitur i wypolerowane na wysoki połysk skórzane buty? A może dlatego, że Ryan Sheppard tak dobrze się czuł we własnej skórze, że było mu obojętne, co ma na sobie albo co o nim pomyśli reszta świata? Rzadko można było go ujrzeć w garniturze. Zdarzało się to jedynie wtedy, gdy
R
spotykał się z inwestorami - choć Jamie bardzo szybko doszła do wniosku, że mógłby
L T
zjawić się na spotkaniu w samych kąpielówkach, a cały świat i tak kłaniałby mu się do stóp.
Ryan wymownie spojrzał na zegarek i zmarszczył brwi, a następnie przeniósł świdrujący wzrok na jej opanowaną twarz. - Spóźniłaś się.
- Wiem. Bardzo przepraszam. - Nigdy się nie spóźniasz. - Tak. No cóż, winę ponosi nieobliczalna komunikacja miejska w Londynie. - Bardzo chętnie przyjąłbym to wyjaśnienie, gdyby nie to, że nie tylko ty z niej korzystasz. Nikt inny się nie spóźnił. Jamie zawahała się. Przed wejściem do gabinetu wpadła do luksusowej marmurowej łazienki w końcu korytarza, wiedziała więc, że już nie przypomina zaniepokojonej, rozczochranej dziewczyny, która dwadzieścia minut wcześniej wyłoniła się ze stacji metra. Czuła jednak, jak narasta w niej zdenerwowanie. - Zabierzmy się do pracy, a ja odrobię stracony czas. Mogę sobie odpuścić przerwę na lunch.
- Jeśli nie nieobliczalny system komunikacji miejskiej to co cię zatrzymało? - Przez ostatnie półtora roku Ryan chciał zajrzeć za nieprzeniknioną zasłonę spokoju swej niesłychanie sprawnej sekretarki, dojrzeć w niej człowieka. Ale Jamie Powell, lat dwadzieścia osiem, o zadbanych krótko obciętych włosach i chłodnych brązowych oczach, pozostawała dla niego tajemnicą. Zdjął nogi z biurka i przyjrzał jej się z zaciekawieniem. Ciężki weekend? Niewyspanie? Kac? - Oczywiście, że nie! - Nie ma absolutnie nic złego w pobłażaniu sobie od czasu do czasu. - Nie upijam się. - Jamie postanowiła zdusić te insynuacje w zarodku. Plotki rozchodziły się w RS Enterprises z prędkością światła, a ona nie zamierzała dopuścić, by ktokolwiek pomyślał, że weekendy mijają jej na obserwowaniu przez dno kieliszka, jak życie przemyka obok niej. Tak naprawdę nie chciała dopuścić, by współpracownicy pomyśleli o niej cokolwiek. Już to przerabiała: zaprzyjaźniasz się z kolegami
R
z pracy, rozluźniasz się, spoufalasz się z szefem i - hokus-pokus! - nagle zaczynają dziać
L T
się nieoczekiwane, nieprzyjemne rzeczy. Nie zamierzała drugi raz popełnić tego błędu. - Jesteś wzorem cnót - stwierdził Ryan tonem, który sprawił, że zacisnęła zęby ze złości. - Więc może budzik nie zadzwonił? A może... Posłał jej uśmiech, który przypomniał, dlaczego właściwie cieszył się tak ogromnym powodzeniem u płci przeciwnej. U kobiety, która nie miała się na baczności, uśmiech ten mógł wywołać gęsią skórkę. - Może - ciągnął, unosząc pytająco brwi - był z tobą ktoś, kto uczynił wstanie z łóżka w zimny grudniowy poranek odrobinę zbyt wielkim wyzwaniem? - Wolałabym nie rozmawiać z tobą o moim życiu osobistym. - Nie mam nic przeciwko temu, o ile nie wpływa ono negatywnie na twoje życie zawodowe. Ale pojawienie się w biurze o dziesiątej wymaga wyjaśnienia. I nie wystarczą mi zapewnienia, że będziesz pracować w czasie lunchu. Jestem wyjątkowo wyrozumiałym człowiekiem. - Zmierzył wzrokiem jej poważną twarz. - Gdy tylko miał miejsce jakiś nagły wypadek, bez wahania dawałem ci wolne. Pamiętasz, jak musiałaś wezwać hydraulika? - To był tylko jeden raz!
- A ostatnie Boże Narodzenie? Czyżbym nie dał ci wspaniałomyślnie pół dnia wolnego, żebyś mogła zrobić świąteczne zakupy? - Dałeś pół dnia wolnego wszystkim. - Otóż to! Jestem racjonalnym człowiekiem. Dlatego uważam, że należy mi się racjonalne wyjaśnienie twojego spóźnienia. Jamie wzięła głęboki oddech i przygotowała się na ujawnienie skrawka swojego życia osobistego. Nawet takie niewielkie, nieznaczące zwierzenie - coś, co właściwie trudno byłoby uznać za zwierzenie - było wbrew jej naturze. Niczym tykająca bomba zegarowa groziło, że rozsadzi całe jej starannie wypracowane opanowanie. A na to nie mogła pozwolić. Rzuci mu jedynie strzępek informacji, bo inaczej Ryan nie da jej spokoju. Taki właśnie był - piekielnie zawzięty. Być może dzięki temu udało mu się zmienić niewielką, upadającą firmę komputerową ojca w międzynarodowy koncern. Nigdy się
R
nie poddawał i nie odpuszczał. W ciele tego nonszalanckiego mężczyzny krył się potężny
L T
instynkt biznesowy, który ustalał zasady i obserwował, jak cały świat się im podporządkowuje.
Otworzyła usta, by zdać mu okrojoną relację z wydarzeń, gdy drzwi jego gabinetu otworzyły się na oścież. A właściwie zostały otwarte z impetem, który sprawił, że oboje z zaskoczeniem obrócili głowy w stronę długonogiej blondynki o niebieskich oczach, która wpadła do pokoju. Przez ramię miała przerzucony gruby czerwony płaszcz z kaszmiru. Rzuciła go na najbliższe krzesło. Był to gest tak teatralny, że Jamie musiała wlepić wzrok w podłogę, by nie wybuchnąć śmiechem. Ryan nie miał skrupułów, by po skończonej pracy przyprowadzać do biura kobiety. Jamie uważała to za arogancję mężczyzny, któremu wystarczyło tylko skinąć głową, by mieć każdą kobietę na zawołanie. Po co miałby się wlec do domu jakiejś kobiety o dziewiątej wieczorem, skoro to ona mogła się udać do jego biura i zaoszczędzić mu wyprawy? W wyjątkowo gorączkowych okresach, gdy jego podwładni, napędzani czystą adrenaliną, pracowali do późna, Jamie bywała świadkiem, jak odsyłał ich do domu, by razem z towarzyszką zjeść w gabinecie chińszczyznę na wynos.
Nie słyszała ani słowa skargi z ust żadnej z tych kobiet. Uśmiechały się, kokietowały go, wodziły za nim pełnym uwielbienia wzrokiem, a gdy Ryan zaczynał się nudzić, zostawały taktownie - i z hojną odprawą - odsyłane. Urok tego mężczyzny był tak ogromny, że wciąż utrzymywał przyjazne stosunki z większością swoich byłych. Ale coś takiego nigdy dotąd się nie zdarzyło. Jamie prychnęła ze śmiechu, widząc, jak sprawiedliwości staje się zadość. Choć dla zachowania pozorów zaczęła kasłać, zauważyła, że Ryan patrzy na nią groźnie. Po chwili ponownie skupił uwagę na rozzłoszczonej piękności stojącej przy jego biurku. - Leanne... - Nie próbuj mnie udobruchać! Nie chce mi się wierzyć, że zerwałeś ze mną przez telefon! - Nie miałem możliwości przylecieć do Tokio, by oznajmić ci to osobiście. - Zerknął na Jamie, która zaczęła zbierać się do wyjścia.
L T
R
Skinieniem głowy dał jej znak, by z powrotem usiadła. - Mogłeś poczekać, aż wrócę!
Ryan westchnął i przetarł oczy, po czym wstał, okrążył biurko i przysiadł na blacie. - Uspokój się - powiedział opanowanym głosem, w którym jednak pobrzmiewał lodowaty ton groźby. Leanne wyczuła go i wzięła kilka głębokich oddechów. - Przypomnij sobie nasze dwa ostatnie spotkania. Ostrzegałem cię, że nasz związek dobiega końca. - Nie mówiłeś tego serio! - Nie mam w zwyczaju mówić czegoś innego, niż myślę. Zignorowałaś moje sygnały, więc byłem zmuszony powiedzieć ci to jasno i wyraźnie. - Myślałam, że dokądś zmierzamy. Miałam plany! A co właściwie... - Leanne wlepiła wzrok w Jamie, która wpatrywała się w swoje czółenka - robi tutaj ona? Chcę się z tobą rozmówić na osobności! A nie przy twojej nudnej sekretarce, która zanotuje każde słowo, żeby zdać relację wszystkim w tym biurze! Jak wszystkie kobiety, które pojawiały się w życiu Ryana i szybko z niego znikały, Leanne była pięknością o figurze topmodelki, która gardziła każdą kobietą mniej efek-
towną od siebie. Jamie uniosła wzrok i spojrzała z chłodnym lekceważeniem na górującą nad nią blondynkę. - Jamie jest tutaj - oznajmił Ryan - ponieważ, jeśli jeszcze nie zauważyłaś, znajdujemy się w moim biurze i jesteśmy zajęci pracą. Na pewno uprzedzałem cię, że nie toleruję, kiedy ktoś przeszkadza mi w pracy. Bez wyjątku. - Tak, ale... Podszedł do fotela, na który wcześniej rzuciła płaszcz, i wręczył go Leanne. - Jesteś zdenerwowana, za co bardzo cię przepraszam. Ale teraz radzę, żebyś opuściła moje biuro i przyjęła koniec naszego związku z dumą i godnością. Jesteś piękną kobietą. Bez trudu mnie kimś zastąpisz. Jamie przyglądała się - mimowolnie zafascynować na - emocjom na twarzy Leanne. Duma i złość walczyły w niej z żalem nad sobą i pokusą, by spróbować go przebłagać. W końcu jednak pozwoliła, by pomógł jej włożyć płaszcz. Drzwi zamknęły się za nią nie z trzaskiem, lecz z cichym pstryknięciem.
L T
Jamie czekała, aż Ryan odezwie się pierwszy.
R
- Wiedziałaś, że przyjdzie? - zapytał nagle. - Czyżbyś dlatego wybrała dzisiejszy dzień na dwugodzinne spóźnienie?
- Oczywiście, że nie! Ani mi się śni wtrącać się w twoje prywatne sprawy - powiedziała, choć wielokrotnie była w nie zaangażowana: kupowała biżuterię, wybierała i zamawiała kwiaty, rezerwowała bilety do teatru. Pewnego pamiętnego razu zabrał ją do salonu luksusowych samochodów sportowych i zapytał, jakiego koloru porsche powinien kupić pewnej kobiecie, z którą spędził zaledwie kilka tygodni. Był niesłychanie hojnym kochankiem, choć jego definicja związku nigdy nie obejmowała trwałości. - I wypraszam sobie oskarżenia o to, że jestem w zmowie z którąś z twoich panien... dziewczyn! - Pytam dlatego, że wydawałaś się czerpać nie lada satysfakcję z przedstawienia Leanne. Przysiągłbym, że słyszałem, jak się śmiejesz. Jamie spojrzała na niego. Znów opierał się o biurko. Jego długie, obleczone w dżinsy nogi były wyprostowane i skrzyżowane w kostkach. Leanne w szpilkach musiała mieć przynajmniej metr osiemdziesiąt wzrostu, a on i tak nad nią górował.
- Przepraszam. To była niestosowna reakcja. - Tyle że znów czuła, że zbiera jej się na śmiech. Utkwiła wzrok w swoich dłoniach. Gdy ponownie uniosła głowę, Ryan stał nad nią. Zanim zdążyła odsunąć fotel, pochylił się, kładąc muskularne ręce na oparciu. Jego twarz była tak blisko, że Jamie wyraźnie widziała długie rzęsy i złocisty blask w ciemnych oczach. Gdyby trochę uniosła dłoń, mogłaby pogładzić go po policzku, dotknąć delikatnego zarostu, poczuć, jak kłuje ją w palce. Opanowała się z trudem i dalej wpatrywała się prosto w jego oczy, choć serce waliło jej jak szalone. - Chciałbym wiedzieć - powiedział cicho - co tak bardzo cię rozbawiło. Podziel się, skoro to takie śmieszne. - Czasami śmieję się w nerwowych sytuacjach. Przepraszam. - Nie rób ze mnie idioty. Nieraz znajdywałaś się ze mną w nerwowych sytuacjach,
R
gdy zawieraliśmy ważne transakcje, i ani razu nie wybuchłaś śmiechem. - To co innego. - Wyjaśnij.
L T
- Po co? Jakie to ma znaczenie, co sobie myślę? - Chcę wiedzieć, co się dzieje w głowie mojej sekretarki. Może uznasz, że zwariowałem, ale uważam, że znacznie poprawia to stosunki zawodowe. Tak naprawdę Ryan nie mógł sobie wyobrazić nikogo, z kim pracowałoby mu się lepiej. Jamie Powell zdawała się posiadać niesamowitą zdolność przewidywania jego ruchów, a jej spokój stanowił przeciwwagę dla jego zapalczywości. Zanim ją zatrudnił, przecierpiał trzy lata z olśniewającymi, ale niezbyt kompetentnymi sekretarkami, które bez wyjątku zadurzały się w nim. Jego dawna sekretarka, kobieta w średnim wieku, która pracowała z nim niemal dziesięć lat, przeprowadziła się do Australii, a jej miejsce zajmowały kolejne marne zastępczynie. Z Jamie pracowało mu się świetnie i nie miało to nic wspólnego ze sposobem jej myślenia ani jej opinią o nim. Ale nagle ogarnęło go nieodparte pragnienie, by zburzyć jej chłodny dystans. Tak jakby cień rozbawienia, który przemknął wcześniej przez jej twarz, rozbudził w nim ciekawość.
Wyprostował się i podszedł do niskiej kanapy, która służyła mu także jako łóżko, gdy pracował tak długo, że potem najrozsądniej było spędzić noc w biurze. Jamie zastanawiała się, ilu szefów miliarderów kładzie się u siebie w gabinecie na kanapie w dżinsach i spranej bluzie, z rękami założonymi za głowę, wstrzymując chwilowo pracę, by wypytać o rzeczy, w które naprawdę nie powinni się wtrącać. - Nie płacisz mi za przemyślenia o twoim życiu prywatnym - zaczęła, starając się zmienić temat. - Nie przejmuj się tym. Daję ci pełne przyzwolenie na wypowiedzenie na głos tego, co sobie pomyślałaś. Jamie zwilżyła nerwowo usta. Po raz pierwszy przyparł ją do muru; po raz pierwszy nie wycofał się, widząc, że jego ciekawość nie trafia na podatny grunt. - W porządku. - Spojrzała na niego ze spokojem. - Byłam zaskoczona, że to pierwszy raz, gdy któraś z twoich dziewczyn postanowiła wpaść do twojego gabinetu i zmyć ci
R
głowę. Uznałam to za zabawne, więc się zaśmiałam. Ale po cichu. I nie roześmiałabym
L T
się, gdybym wyszła z gabinetu, tak jak chciałam to zrobić. Zostałam, bo mi kazałeś, więc nie możesz mieć do mnie pretensji.
Ryan usiadł prosto i spojrzał na nią uważnie. - Widzisz? Czy to nie przyjemne: powiedzieć, co się myśli? - Widzę, że uważasz wprawianie mnie w zakłopotanie za zabawne. - A wprawiam? Jamie oblała się rumieńcem. - Sprawiasz wrażenie, jakbyś nie miał żadnych zasad moralnych w stosunkach z kobietami! Pracuję u ciebie od półtora roku, a ty w tym czasie miałeś z tuzin kobiet. Więcej! Bawisz się uczuciami innych i najwyraźniej w ogóle ci to nie przeszkadza! - Więc za tą spokojną twarzą czai się tygrys - wymamrotał. - Zapytałeś mnie o zdanie, więc odpowiedziałam. To wszystko. - Sądzisz, że wykorzystuję kobiety? Źle je traktuję? - Jestem pewna, że traktujesz je bardzo dobrze, ale większość kobiet pragnie czegoś więcej niż drogich prezentów i paru tygodni dobrej zabawy. - Skąd wiesz? Rozmawiałaś z którąś z moich partnerek? A może mówisz o sobie?
- Nie rozmawiałam z nimi i nie mówimy o mnie - odparła ostro Jamie. Zarumieniła się, a on po raz pierwszy dostrzegł, jak zmysłowa jest głębia jej oczu i jak pełne są jej wargi. Albo była zupełnie nieświadoma swojego wyglądu, albo dokładała starań, by go zlekceważyć, przynajmniej w czasie pracy. Zastanawiał się, jak to się stało, że nigdy nie zwracał uwagi na te szczegóły. Zdał sobie sprawę, że rzadko - jeżeli w ogóle - prowadzili ze sobą długie rozmowy, które wymagały kontaktu wzrokowego. Każda znana mu kobieta chciała go nawiązać, lecz Jamie starannie tego unikała. - Kobiety, z którymi się spotykam, traktuję nadzwyczaj dobrze i, co najważniejsze, nigdy nie pozostawiam im złudzeń co do ich miejsca w moim życiu. Od początku wiedzą, że nie jestem zainteresowany budowaniem związku i nie pociąga mnie wizja szczęśliwej rodziny. - Dlaczego? - Słucham?
R
- Dlaczego nie chcesz stałego związku ani rodziny?
L T
Ryan zawsze cenił bezpośredniość, zarówno w miejscu pracy, jak i poza nim. Ale czy ktoś kiedykolwiek zadał mu tak osobiste pytanie?
- Nie każdy o tym marzy. - Chciał zakończyć tę rozmowę. - Skoro widowisko dobiegło już końca, czas wracać do pracy.
Jamie wzruszyła ramionami. Powrócił jej profesjonalizm. - W porządku. Nie miałam jeszcze czasu spojrzeć na raporty o tej firmie, w którą chcesz zainwestować. Czy mam się tym teraz zająć? Wszystko będzie gotowe po południu. I tak, ku niejasnemu niezadowoleniu Ryana, zaczął się kolejny zwyczajny dzień. Jamie cudownie rozciągała czas, siedząc w osobnym boksie poza jego gabinetem. Robiła wszystko to, za co ją sowicie wynagradzano, tak efektywnie, że Ryan zastanawiał się, jak sobie radził bez niej. Jego telefon dzwonił bez końca - Jamie odbierała. Informatycy, którzy pracowali nad grami komputerowymi trzy piętra niżej, wpadali do gabinetu z tym czy innym wspaniałym pomysłem, tryskając entuzjazmem - Jamie wypraszała ich jak dyrektorka szkoły, której zadaniem jest zaprowadzić porządek w klasie. Gdy Ryan uczynił to porównanie,
zarumieniła się i uśmiechnęła. Sam uśmiechnął się szeroko, gdy odparła, że nie musiałaby się bawić w dyrektorkę, gdyby on choć trochę lepiej grał tę rolę. O trzeciej sięgnął po płaszcz; spóźniał się na spotkanie z trzema bankowcami. Zasugerowała, by zdjął bluzę, i podała mu coś bardziej eleganckiego z doskonale zaopatrzonej garderoby. Wszystko wracało do normalności - a to mu się nie podobało. Gdy o wpół do szóstej wrócił do biura po udanym spotkaniu, Jamie właśnie wyłączała komputer. Ogarnął ją niepokój. Nie spodziewała się, że Ryan wróci przed jej wyjściem. - Idziesz już? - Ryan przerzucił płaszcz przez biurko i ściągnął nieopisanie nudny szary sweter, który bez słowa protestu włożył dla bankowców. Biały T-shirt, który miał pod spodem, ledwo ukrywał jego twarde mięśnie. Jamie odwróciła wzrok, karcąc się w duchu, bo powinna się już była przyzwyczaić do tego widoku i nie miała pojęcia, dlaczego nagle reaguje jak zupełna idiotka. Może miało to jakiś
R
związek z pojawieniem się jej siostry? Pewnie by go znalazła, gdyby zaczęła się nad tym zastanawiać.
L T
- Zostałabym dłużej, ale coś mi wypadło, więc muszę lecieć. - Coś ci wypadło? Co takiego?
Podszedł bliżej i oparł się o framugę. Jamie wciąż stała przed komputerem. - Nic - wymamrotała. - To w końcu coś czy nic? - Daj mi spokój! - wypaliła i, ku swemu przerażeniu, poczuła, jak do oczu napływają jej łzy. Gwałtownie odwróciła wzrok i zajęła się papierami na biurku, po czym spojrzała na komputer w rozpaczliwej nadziei, że Ryan zrozumie aluzję i zniknie. Ale nie zrobił tego. Co gorsza, powoli zbliżał się do niej. Poczuła pod brodą jego palec, którym uniósł jej głowę ku sobie. - Co się z tobą, do diabła, dzieje? - Nic. Jestem trochę zmęczona, to wszystko. Może coś mnie bierze. Odtrąciła jego dłoń, ale od dotyku Ryana wciąż paliła ją skóra. Szybko wciągnęła gruby czarny płaszcz i przygotowała się na czekający ją chłód.
- Czy to ma związek z pracą? - Słucham? - Czy tutaj, w pracy, stało się coś, o czym mi nie powiedziałaś? Może któryś z naszych chłopaków coś ci powiedział, zrobił niestosowną uwagę? Oni potrafią być dosadni. Jamie spojrzała na niego obojętnie i pokręciła głową. - Oczywiście, że nie. W pracy wszystko jest w porządku. - Jakiś facet sprawił ci przykrość? - Starał się, by jego ton brzmiał współczująco, ale nieposłuszna wyobraźnia podsuwała mu najróżniejsze obrazy, które niewątpliwie zaliczały się do kategorii „niestosownych". - Jaką przykrość? - Czy ktoś cię zaczepiał? - zapytał bez ogródek. - Możesz mi powiedzieć, a ja zagwarantuję, że nigdy więcej się to nie stanie. - Uważasz, że jestem na tyle nieporadna, że nie wiedziałabym, co zrobić w takiej sytuacji?
L T
- Czy ja coś takiego powiedziałem? - Dałeś to do zrozumienia.
R
- Inne kobiety są prawdopodobnie nieco bardziej doświadczone, jeśli chodzi o mężczyzn. Ty... Może się mylę... sprawiasz wrażenie niewiniątka. Jamie wpatrywała się w niego. Zastanawiała się, jakim cudem ich rozmowa zeszła na te tory. Ile niewłaściwych zakrętów trzeba było wybrać, by przejść od raportów o oprogramowaniu do tematu jej życia seksualnego - lub jego braku? - Najwyższy czas, żebym poszła do domu. Jutro przyjadę punktualnie. Skierowała się do drzwi, lecz nagle poczuła, że palce Ryana zaciskają się na jej nadgarstku. - Byłaś zdenerwowana. Masz mi za złe, że chciałem wiedzieć dlaczego? - Tak, mam! - Zaschło jej w ustach i czuła, że się rumieni. - Jestem twoim szefem. Pracujesz ze mną i z tego powodu jestem za ciebie odpowiedzialny. - Jego wzrok powędrował w stronę jej pełnych ust, a następnie niżej, na wykrochmaloną białą bluzkę, schludny, dopasowany żakiet.
- Sama jestem za siebie odpowiedzialna. Przepraszam, że zabrałam swoje zmartwienia do biura. To się nie powtórzy i, jeśli chcesz wiedzieć, nie ma to nic wspólnego z czymkolwiek lub kimkolwiek w tym biurze. Nikt mi nic nie powiedział, nikt nie zalecał się do mnie. Ale nawet gdyby tak było, nie musiałbyś interweniować i stawać w mojej obronie. - Większość kobiet lubi, kiedy mężczyzna to robi - zauważył. Rozluźnił uścisk na jej nadgarstku, ale zamiast wyrwać dłoń, Jamie wpatrywała się w niego z fascynacją. Wreszcie zamrugała gwałtownie i, na szczęście, wróciła na ziemię. - Nie jestem większością kobiet - odparła. - I byłabym wdzięczna, gdybyś mnie wypuścił. Zrobił to. Odsunął się i patrzył, jak zapina płaszcz i otula się czarnym szalem. Nie potrafiła na niego spojrzeć. Nie rozumiała, co się stało przed chwilą, ale była cała roztrzęsiona. Nawet myśl o Jessice nie pozwoliła jej o tym zapomnieć.
R
Jako jej szef uznał za swój obowiązek chronić ją przed ewentualnymi nieprzyjem-
L T
nościami w miejscu pracy - i jak mu za to odpłaciła? Zachowała się jak oburzona stara panna w towarzystwie lubieżnika. Ze wstydu chciała zapaść się pod ziemię. A potem to ona wpatrywała się w niego. Czy to zauważył? Gdy chodziło o kobiety, nic nie umykało jego uwadze. Tylko tego brakowało, żeby pomyślał, że widzi w nim kogoś więcej niż tylko szefa, czyli mężczyznę, którego szanuje, ale zawsze trzyma na dystans. - Zostawiłam raporty, o które prosiłeś, na twoim biurku, ułożone od najbardziej do najmniej pilnego - oznajmiła. - Jutrzejsze spotkanie o dziesiątej zostało odwołane. Przełożyłam je. Nowa data powinna ci się wyświetlić w komórce. Wobec tego... - Wobec tego możesz lecieć i rozwiązywać swoje problemy w samotności. - Tak właśnie zrobię. Ale przez całą drogę do domu rozmyślała nad tonem jego głosu, gdy wypowiadał te słowa. Mimo woli zastanawiała się, co o niej pomyślał. Bariera, którą postawiła, a która jasno wyznaczała role ich obojga, zdawała się rozpadać jak domek z kart, a wszystko dlatego, że przyłapał ją na chwili słabości. Przez Jessicę.
Gdy wracała ze stacji metra do domu, było ciemno i przeraźliwie zimno. Londyn zaatakowała najsroższa zima od dwunastu lat. Zapowiadano białe święta, ale śnieg jeszcze nie spadł. Dla odmiany w jej domu świeciły się wszystkie światła. Jamie westchnęła i pomyślała, że to przynajmniej dobrze, że Jessica znalazła klucz ukryty pod doniczką. Dobrze, że przyjechała z Edynburga do Londynu cała i zdrowa - nawet jeżeli jej przyjazd zapowiadał kolejne kłopoty.
L T
R
ROZDZIAŁ DRUGI - Ale ty nic nie rozumiesz... Jamie przerwała wkładanie naczyń do zmywarki, by spojrzeć na siostrę. Naburmuszona Jessica przechadzała się po kuchni, od czasu do czasu zatrzymując się, by wziąć jakiś przedmiot do ręki i przyjrzeć mu się na wpół znudzonym, na wpół pogardliwym wzrokiem. Nic jej się w tym domu nie podobało: dała to jasno do zrozumienia w ciągu kilku pierwszych minut po powrocie Jamie. Mieszkanie, jak oznajmiła siostra, było za ciasne. - Nie mogłaś znaleźć czegoś wygodniejszego? Zdaję sobie sprawę, że mama nie zostawiła nam wiele, ale są granice! Meble były brzydkie. W lodówce nie było nic zdrowego do jedzenia. A poza tym... - A gdzie w tym domu jest alkohol? Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że spędzasz wieczory z książką przy filiżance kakao!
L T
R
Jamie nie widziała siostry od tak dawna, że zdążyła już zapomnieć, jak kąśliwe potrafiły być jej uwagi.
Ich ojciec zmarł, gdy Jamie miała sześć lat, a Jessica trzy. Wychowała je matka. Jamie była molem książkowym; cały czas uczyła się, bo chciała pójść na studia. Z ich dwójki to Jessica była tą, która kręciła włosy, malowała paznokcie i już w wieku trzynastu lat cieszyła się powodzeniem u płci przeciwnej. Jamie nigdy nie poszła na studia. Gdy miała zaledwie dziewiętnaście lat, musiała zaopiekować się mamą, która podczas rutynowego zabiegu zakaziła się gronkowcem i nigdy nie wyzdrowiała. Z kolei po śmierci mamy musiała wejść w rolę opiekunki Jessiki, która niepostrzeżenie zmieniła się z nad wiek rozwiniętej dziewczynki w nastolatkę z piekła rodem. Czy mogła postąpić inaczej? Gloria, jej mama, błagała ją, by miała oko na Jessicę. - Bo wiesz - mówiła - jaka ona potrafi być. Potrzebuje twardej ręki... Jamie dziwiła się, że nie posiwiała przedwcześnie ze zmartwienia. Wciąż niechętnie wracała myślami do tamtych chwil. Teraz Jessica znów była przy niej, jak zwykle olśniewająca, a Jamie znów zgrzytała przez nią zębami ze złości.
- Jak rozumiem, Jess, masz zobowiązania. Może masz ich dość, ale od nich nie uciekniesz. - Jamie zatrzasnęła drzwiczki zmywarki i wytarła dłonie w kuchenny ręcznik. Na kolację był domowej roboty makaron z kurczakiem i grzybami. Jessica skrzywiła się i kategorycznie odmówiła spróbowania go, bo unikała węglowodanów. - Łatwo ci mówić! - warknęła, zbierając swoje proste blond włosy w kucyk, po czym wypuściła je z dłoni, tak by opadły jej na plecy jak ciężka jedwabna zasłona. - Ty nie musisz użerać się z mężem, który pracuje na okrągło i liczy na to, że będę siedzieć i czekać na niego z uśmiechem, a po powrocie podam mu ciepłą kolację i zrobię masaż! - Mogłabyś poszukać pracy. - Miałam już pracę. Miałam osiem! Nie moja wina, że żadna mi nie pasowała. Zresztą po co miałabym harować za grosze, skoro Greg dobrze zarabia? Jamie nie odpowiedziała. Nie chciała myśleć o Gregu. Dawno, dawno temu mąż Jessiki był jej szefem. I dawno, dawno temu była w nim zakochana. To skrywane uczucie
R
rozjaśniało jej dni i czyniło obowiązek zajmowania się siostrą nieco bardziej znośnym.
L T
Naiwnie wierzyła, że pewnego dnia Greg przebudzi się i stwierdzi, że darzy ją takim samym uczuciem, jakie ona żywiła wobec niego. Niestety, poznał Jessicę. I była to miłość od pierwszego wejrzenia.
- Myślałaś o wolontariacie? - zapytała znużona. - Wyobrażasz sobie, że nalewałabym zupę w jadłodajni dla bezdomnych w Edynburgu? Albo układałabym kwiaty w kościele i zbierała fundusze ze staruszkami? Oparła długie nogi na stojącym przed nią krześle, by przyjrzeć się paznokciom u stóp pomalowanym intensywnie różowym lakierem. - Nudzę się - oznajmiła. - Jestem znudzona i mam dość. Jestem za młoda, żeby gnić na przedmieściach Edynburga, gdzie bez przerwy pada deszcz, kiedy, oczywiście, nie sypie śnieg, u boku Grega, który i tak troszczy się tylko o chore zwierzęta. Wiesz, że ma fanklub? Najprzystojniejszy weterynarz w mieście. To żałosne! Jamie obróciła się i na chwilę mocno zacisnęła powieki. Minęły lata od jej ostatniego spotkania z Gregiem, ale pamiętała go tak dobrze, jak gdyby to było wczoraj. Jego sympatyczną twarz, fałdki wokół szarych oczu, gdy się uśmiechał, puszyste blond włosy, które bez przerwy przeczesywał palcami.
Myśl, że jej siostra nudzi się przy tym mężczyźnie, napawała ją przerażeniem. Bo przecież Greg był dla niej wybawieniem. Przejął obowiązek martwienia się o Jessicę. Jessica może i go nie potrzebowała, ale ona, Jamie - jak najbardziej! - On za tobą szaleje, Jess. - Wielu facetów mogłoby za mną szaleć. Jamie przeszył zimny dreszcz. - Co chcesz powiedzieć? Chyba nie robisz nic głupiego? - Nie, nie robię nic głupiego, jeśli pytasz, czy mam romans. Ale czuję się tak, jakbym... Jamie uznała, że najlepiej nie poruszać więcej tego tematu w nadziei, że sam zniknie. Zastanawiała się właśnie, o czym najbezpieczniej będzie porozmawiać, gdy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. - Pewnie jakiś akwizytor - powiedziała. - Jess, proszę cię, zadzwoń do Grega. Pewnie umiera z niepokoju o ciebie.
L T
R
Zanim wyszła z kuchni, niezadowolona Jessica poinformowała ją, że nie zamierza dzwonić do męża. Jej zdaniem doskonale wiedział, gdzie jest, tak samo jak doskonale wiedział, że Jessica potrzebuje trochę wytchnienia. Zastanawiając się, jak długo Greg będzie czekał na szukającą tak zwanego wytchnienia Jessicę, Jamie otworzyła drzwi.
Widok Ryana stojącego w jej progu był tak szokujący, że przez kilka sekund miała w głowie zupełną pustkę. Nigdy dotąd nie był u niej w domu. Nawet gdy wyjeżdżali z Londynu na jakieś spotkanie, nie odbierał jej stąd ani tu nie podrzucał. Nie przyszło jej nawet do głowy, że wie, gdzie mieszka. Wreszcie przestała wpatrywać się w niego z otwartymi ustami i zapytała: - Co ty tutaj robisz? - Byłaś taka zdenerwowana. Pomyślałem, że wpadnę zobaczyć, czy wszystko w porządku.
- Wszystko jest w porządku, więc zobaczymy się jutro w pracy. - Z opóźnieniem przypomniała sobie o naburmuszonej siostrze. Wyszła przed drzwi i przymknęła je, uważając, by ich nie zatrzasnąć. - Skąd wiesz, gdzie mieszkam? Jego oczy lśniły w półmroku. Wciąż miał na sobie ubranie, w którym był w pracy dżinsy, sprany sweter, trampki i płaszcz, który, jak dobrze wiedziała, kosztował fortunę, choć nosił go tak swobodnie, jak gdyby pochodził ze sklepu z używaną odzieżą. - Z akt osobowych. To nie było zbyt trudne. Zimno tu, wpuść mnie na chwilę do środka. - Nie! - Zauważywszy, że jego brwi uniosły się o milimetr, wyjąkała: - Chodzi mi o to, że jest już późno. - Jest za piętnaście dziewiąta. - Jestem zajęta. - Jesteś roztrzęsiona. Powiedz mi, co się dzieje. - Zaśmiał się. - Nie mogę pozwo-
R
lić, żeby moja niezastąpiona sekretarka tłumiła w sobie mroczne tajemnice, a potem na-
L T
gle postanowiła mnie opuścić. Co bym bez ciebie zrobił?
- Mam obowiązek zachowania miesięcznego terminu wypowiedzenia - wybąkała. - Więc jednak myślisz o opuszczeniu mnie. W takim razie dobrze, że przyjechałem tu, żeby wyciągnąć z ciebie całą prawdę, nie sądzisz? Przynajmniej mam możliwość się bronić. - Zasmuciła go myśl, że Jamie bez ostrzeżenia rzuciłaby mu wypowiedzenie na biurko i odeszła do konkurencji. - Więc zaproś mnie do środka i porozmawiajmy jak dorośli. Jeśli zależy ci na pieniądzach, wymień tylko kwotę, a dostaniesz ją. - To wariactwo! Wyciągnął rękę i popchnął drzwi. W tej samej chwili z kuchni dobiegł nadąsany głos Jessiki pytającej, gdzie się podziewa Jamie, bo zrobiła się naprawdę głodna, i czy gdzieś w pobliżu podają zjadliwą sałatkę? Nie zamierzała spędzić całego wieczoru w zamknięciu. I oto się pojawiła - wysoka, efektowna blondynka, dokładnie taka, w jakich gustował Ryan. Jamie odwróciła się i westchnęła zrezygnowana. Jessica była olśniewająco piękna i niebezpiecznie znudzona swoim mężem.
Gdyby Jamie mogła wypchnąć Ryana z powrotem przez drzwi wejściowe, zrobiłaby to, ale on już stał w maleńkim korytarzyku i zdejmował ciepły płaszcz, nie odrywając wzroku od Jessiki. - A kto to taki? - zapytał. - To moja siostra - wymamrotała Jamie. W oczach Jessiki pojawił się błysk, a Jamie poczuła na plecach lodowaty dreszcz. Siostra już zbliżała się, kołysząc biodrami, z wyciągniętą dłonią. Lewą rękę, na której tkwiła obrączka, schowała za plecami. - Nigdy nie mówiłaś, że masz siostrę - powiedział Ryan. - Jessica nie mieszka w Londynie - odparła sztywno. - Ale zastanawiam się, czyby tego nie zmienić. Jamie spojrzała z przerażeniem na siostrę. - Nie możesz!
R
- Dlaczego? Nudzę się w Szkocji. A z tego co widzę, Londyn ma o wiele więcej do
L T
zaoferowania. Dlaczego nigdy nie wspominałaś, że masz takiego uroczego szefa? Bałaś się, że przylecę i ci go ukradnę?
Jamie zrobiło się słabo. Ryan, który stał kilka kroków dalej, dostrzegł iskrzące napięcie między siostrami. Niezapowiedziana wizyta u sekretarki była spontaniczną decyzją, której zaczął żałować po drodze tutaj, ale teraz był zadowolony, że się pofatygował. - Jak długo zabawi pani w Londynie? - Ryan patrzył na Jessicę, ale wciąż rozmyślał o Jamie i o murze, który postawiła wokół siebie. Powód był mu nieznany. - Jessica będzie tu dosłownie dzień lub dwa, zanim wróci do Szkocji. Mąż na nią czeka. - Musiałaś o nim wspominać? - Taka jest prawda, Jess. On nie zasługuje na takie traktowanie. - A ty nie zasługujesz na niego, pomyślała. - Moje małżeństwo przechodzi kryzys - wyjaśniła Jessica Ryanowi. - Przyjechałam tu, licząc na wsparcie siostry, ale, jak widać, przeliczyłam się. - To nie fair, Jess! Poza tym Ryan nie ma ochoty wysłuchiwać twoich zwierzeń. - Ależ proszę mówić. Zamieniam się w słuch!
- Idź już. - Jamie obróciła się w jego stronę. Każdy mięsień w jej ciele był napięty do ostatnich granic. Czuła, że traci grunt pod stopami. - A ty, Jess, marsz do łóżka. - Nie jestem dzieckiem! - Ale zachowujesz się jak dziecko. Zapadła cisza. Jessica zacisnęła usta i spojrzała urażona na siostrę. - Nie możesz mnie odesłać do Szkocji. - Porozmawiamy o tym rano, Jess - powiedziała Jamie zmęczonym głosem. - Mam dość emocji na dziś. - Pani siostra jest bardzo zestresowana - wtrącił Ryan, a Jessica przysunęła się bliżej. Język jej ciała wyrażał zainteresowanie lepiej niż tysiące słów. - Spóźniła się dziś do pracy. Jessica zachichotała. - Gdybyś mi powiedziała, że jesteś spóźniona, rozłączyłabym się wcześniej. Wiem,
R
że masz obsesję punktualności. Będę już bardzo grzeczna, a ty możesz z powrotem stać
L T
się idealną sekretarką i zawsze przychodzić na czas. Właściwie... - spojrzała nieśmiało na Ryana - gdybym ja miała takiego szefa, przychodziłabym do pracy o szóstej i wychodziła o północy. Albo w ogóle bym nie wychodziła...
Jamie obróciła się na pięcie i ruszyła do kuchni. Wiedziała, do czego prowadzą dyskusje z siostrą. Na najlżejszą krytykę Jessica reagowała ciosami poniżej pasa obliczonymi na to, by ranić. Jamie szybko przekonała się, że w tej sytuacji najlepiej jest odejść. Spodziewała się, że Jessica zostanie w korytarzu, obdarzy Ryana szerokim uśmiechem i użyje wszystkich swoich kobiecych sztuczek, by go oczarować. Ale ledwo usiadła przy kuchennym stole, gdy w drzwiach pojawił się Ryan. Przyglądał jej się w milczeniu. By przerwać nieprzyjemną ciszę, zaproponowała mu filiżankę kawy. - Gdzie jest Jessica? - zapytała, wstając. Ruszyła w stronę kuchenki. - Wysłałem ją na górę. - I posłuchała cię?
- Umiem rozmawiać z kobietami. Jamie prychnęła, nie dbając już o dobre maniery. - Teraz wiesz, dlaczego się spóźniłam. Jessica trzymała mnie na telefonie prawie przez godzinę. Była cała roztrzęsiona. Zanim zadzwoniła z pociągu, wiedziałam tylko tyle, że postanowiła przyjechać tutaj, żeby doprowadzić się do porządku. - Nic się nie stało. - Ryan wziął kubek, który mu podała, i usiadł. - Kryzysy rodzinne się zdarzają. Ale dlaczego rano nie powiedziałaś mi prawdy? Gdy zmierzała w stronę stołu z kubkiem kawy, zwrócił uwagę na jej swobodny strój, w jakim nigdy nie pokazywała się w pracy. Dżinsy opinały jej krągłe biodra, a koszulka z długim rękawem podkreślała płaski brzuch i pełne piersi. Nawet jej włosy wyglądały inaczej - nie były tak uładzone i nieskazitelne, tylko zmierzwione, jak gdyby przeczesywała je palcami. - Ponieważ uważam, że to, co się dzieje w moim życiu prywatnym, nie jest twoją sprawą - odpowiedziała.
L T
R
- Na litość boską, nie wiedziałem nawet, że masz siostrę! To tajemnica państwowa?
Jamie oblała się rumieńcem i, pobawiwszy się chwilę kubkiem, upiła łyk kawy. - Nie należę do osób, które lubią się zwierzać. - Doprawdy? W życiu bym się nie domyślił. - Nie wspominałam ci o Jessice, bo prawdopodobieństwo, że ją kiedykolwiek spotkasz, było zerowe. Ja mieszkam w Londynie, ona pod Edynburgiem. Rzadko się widujemy. - I chciałaś, żeby tak właśnie zostało, dopóki nie okazało się, że potrzebuje twojej pomocy. - Proszę, nie myśl, że masz jakiekolwiek pojęcie o moim życiu rodzinnym! - Jeśli nie chcesz, żebym snuł domysły, musisz być bardziej otwarta. - Po co? Czy to robi jakąś różnicę? Dobrze sobie radzę w pracy, a tylko to się liczy. - Dlaczego tak cię stresuje ta rozmowa? Mógł jej odpuścić. Miała rację - w pracy świetnie robiła wszystko, co do niej należało, a to, co działo się poza biurem, nie było jego sprawą. Ale Ryan postanowił nie od-
puszczać. Miał wrażenie, że drzwi zostały uchylone, a to, co kryło się za nimi, było na tyle intrygujące, że chciał je otworzyć odrobinę szerzej. - Nic nie rozumiesz. Po pierwsze, jesteś moim szefem, a poza tym, jak wspomniałam, nie lubię zwierzeń. Wolę trzymać język za zębami. Może to przez Jess. Zawsze robiła tyle hałasu, że prościej było milczeć i pozwolić jej się wykrzyczeć. - Prościej, ale na pewno nie lepiej. Zapomnij na chwilę, że jestem twoim szefem. Wyobraź sobie, że jestem kimś innym - twoim sąsiadem, który przyszedł pożyczyć szklankę cukru, i to akurat w momencie, gdy potrzebujesz wypłakać się komuś w rękaw... - Mam udawać, że jesteś sąsiadem, który próbuje wydębić szklankę cukru? - zapytała z rozbawieniem. - Co byś zrobił ze szklanką cukru? - Upiekł ciasto, bo jestem miłym i troskliwym sąsiadem, który uwielbia pieczenie. Na równi z komponowaniem bukietów i haftem krzyżykowym.
R
Jamie uśmiechnęła się, a Ryan poczuł satysfakcję z tego, że rozchmurzyła się dzięki niemu.
L T
Z doświadczenia wiedział, że kobiety tylko czekały, by się otworzyć i zwierzyć pierwszej osobie, która będzie chciała je wysłuchać. Był najmłodszym z czwórki rodzeństwa i jedynym chłopcem w rodzinie. Nieraz przysłuchiwał się absurdalnie długim rozmowom telefonicznym którejś z sióstr, czekając niecierpliwie, aż zwolni się telefon. Powściągliwość Jamie była dla niego czymś zupełnie nowym. - Więc...? - podpowiedział, starając się ją ośmielić. - Nie wiem, jak to powiedzieć, ale... - Jamie westchnęła i przyjęła nieco inną strategię. - Skoro już poznałeś moją siostrę, co o niej sądzisz? - Po pięciu sekundach znajomości jestem w stanie powiedzieć tylko tyle, że jest niezwykle atrakcyjna. Jamie pokiwała głową. - Zawsze była tą ładniejszą. - Tego nie powiedziałem!
- Daruj sobie komplementy. Stwierdzam tylko fakt, a zresztą nigdy się tym szczególnie nie przejmowałam. Jessica jest piękna i dobrze o tym wie. Poza tym ma męża. Przechodzi mały kryzys, który minie, o ile... - O ile ktoś taki jak ja nie zapewni jej rozrywek? - Wiem, jakie dziewczyny ci się podobają: wysokie blondynki, piękne i żądne luksusu. Pewnie uważasz, że to, co mówię, jest nie na miejscu, ale to był twój pomysł, by tu przyjechać, więc mam chyba prawo powiedzieć dokładnie to, co myślę. - Zwilżyła nerwowo usta. - Mam nadzieję, że mówiąc ci to, nie narażam się na utratę pracy. - Za kogo ty mnie masz? - Uraziła go sugestia, że mógłby ją ukarać za wygłoszenie swojej opinii. Czy jego opanowana, obowiązkowa sekretarka uważała go za potwora? Nie martw się, twojej posadzie nic nie grozi, a jeśli masz aż tak wielką obsesję na punkcie prywatności, bez słowa wyjdę i pozwolę ci się dalej chować za murami. A co się tyczy twojej siostry, może i spotykam się z kobietami w jej typie, ale nie z mężatkami, na-
R
wet takimi, które twierdzą, że są nieszczęśliwe w swoim związku.
L T
- Przepraszam. Wiem, jak to zabrzmiało, ale muszę dbać o siostrę. Widzisz... Wahała się przez ułamek sekundy. - Nasz tata umarł, gdy miałam sześć lat, a gdy Jess była szesnastolatką, zmarła mama w wyniku powikłań po operacji. Miałam iść na studia, ale w tej sytuacji musiałam znaleźć pracę i zająć się Jess. - To ogromna odpowiedzialność dla kogoś tak młodego. - Nie było łatwo - przyznała Jamie. - Jess szalała za chłopakami, a ja rwałam sobie włosy z głowy, pilnując, by codziennie pojawiała się w szkole i zdobyła jakieś wykształcenie. - Gdzie pracowałaś? - zapytał z zaciekawieniem, tym większym, że Jamie oblała się rumieńcem i spuściła wzrok. - W przychodni weterynaryjnej. Nie tym się chciałam zajmować w wieku dziewiętnastu lat, ale podobało mi się. - A czym chciałaś się zajmować? - Słucham? - Jakie miałaś plany? Marzenia? Ambicje?
- No cóż... Chciałam pójść na uniwersytet i studiować prawo. To było wieki temu! Ale teraz to się już nie liczy. - Musiało być ciężko zrezygnować z marzeń. Jakaś cząstka ciebie na pewno nienawidzi Jess. - Oczywiście, że nie! Nic nie można poradzić na to, co przynosi życie. - To bardzo szlachetne. Niestety, niewiele jest wśród nas równie szlachetnych istot... - W każdym razie chciałam cię przed nią przestrzec. - Ponieważ wróci do męża i będą żyli długo i szczęśliwie? - Tak! - Wezmę sobie to ostrzeżenie do serca. - Jakie ostrzeżenie? Jessica stała w drzwiach kuchni, a Jamie zdała sobie sprawę, że siostra nie ulotniła
R
się dlatego, że tak jej kazano. Zniknęła, by wziąć prysznic i pojawić się w najbardziej
L T
skąpym z możliwych strojów. Weszła powoli do kuchni, zadowolona, że jest w centrum uwagi.
- Więc? - Jessica zatrzymała się i nachyliła nad blatem kuchennym. Lekko skrzyżowała nogi w kostkach, a plecy wygięła w łuk, tak by wyzywająco wypchnąć biust do przodu. - Jakie ostrzeżenie?
- Takie, że mam się nie wtrącać i postarać się przekonać panią do powrotu do męża. Jessica spojrzała na siostrę spod zmrużonych powiek. - To prawda, Jamie? - Po co Ryan miałby kłamać? - Nie miałabyś nic przeciwko temu, żebym została tu przez jakiś czas? Na przykład dopóki nie miną święta? To tylko parę tygodni. Pomogę ci ubrać choinkę i takie tam, a do tego czasu wezmę się w garść. Mogłybyśmy urządzić przyjęcie! - Rzuciła spojrzenie Ryanowi i uśmiechnęła się. - Jestem w tym świetna. A co pan robi w święta? - Jessica! - Nie bądź taka nudna, Jamie.
- Nigdzie nie wyjeżdżam - odpowiedział Ryan. Dostał już tyle zaproszeń na bożonarodzeniowy obiad, że poważnie się zastanawiał, czy nie przeczekać świąt w swoim mieszkaniu. - Mógłby pan przyjść do nas. Dostrzegł przerażoną minę Jamie i o mało nie wybuchł śmiechem. Udało mu się jednak zachować powagę, udając, że rozważa tę propozycję. - No cóż... - zastanawiał się. - Wyjątkowo spędzam święta z dala od rodziny. - A gdzie jest rodzina? - Jessica podeszła do niego z kciukami zatkniętymi za elastyczny pas krótkich spodenek, tak by ściągnąć je nieco w dół, eksponując płaski brązowy brzuszek i przekłuty pępek. Nic dziwnego, że Jamie się o nią martwi, pomyślał Ryan. Ta kobieta każdemu może zmącić spokój ducha. - Na Karaibach.
R
Z wrażenia oczy Jessiki zrobiły się okrągłe jak spodki.
L T
- Mam tam dom, a w tym roku wszyscy postanowili spędzić tam Boże Narodzenie i sylwestra.
- Nie wiem, po co w ogóle ciągniemy tę głupią rozmowę - przerwała Jamie. - Ryan ma już plany na święta. - Wstała i otworzyła zmywarkę, chcąc dać do zrozumienia, że niezapowiedziana wizyta powinna dobiegać końca. Ale Jessica była w swoim żywiole. Wypytywała Ryana o dom na Karaibach, a on odpowiadał z pobłażliwym rozbawieniem, do którego była przyzwyczajona. Nieważne, ile granic przekroczyła - świat zawsze uśmiechał się do niej i pozwalał, by uszło jej to na sucho. - Jestem otwarty na propozycje - dokończył Ryan. Oparł się na krześle, obserwując, jak Jamie z hukiem układa garnki na półkach. - A jakie są twoje plany, Jamie? Byłoby nudno, gdybyś miała spędzić święta w samotności. - Ja powiedziałabym raczej, że byłoby spokojnie - burknęła. - Planuję wyjść na drinka ze znajomymi w świąteczny poranek, a potem pewnie zostanę z nimi na alternatywnym obiedzie bożonarodzeniowym. - Ja wolę tradycyjne przyjęcia - oznajmiła Jessica.
- A co robi Greg? - zapytała Jamie. - Czy wie, że zamierzasz zostawić go samego na święta? - Nie będzie mu to przeszkadzało. Dyżuruje, a poza tym jego rodzice nie mogą się doczekać, aż zostaną z nim sami i będą mogli mówić mu, jaką jestem okropną żoną. Wobec tego... - Jessica ponownie zwróciła się do Ryana, który sprawiał wrażenie, że czuje się w kuchni tak swobodnie, jak gdyby był tu już milion razy. - Przyjdzie pan? Jamie nigdy nie lubiła świąt, ale ja zadbam o to, żeby załatwiła choinkę. Będzie indyk ze wszystkimi dodatkami! - Ryan na pewno się zastanowi. Zostaw go w spokoju, Jess. - Jamie była przekonana, że Ryan puści paplanie jej siostry mimo uszu. Był bardzo rozchwytywanym mężczyzną i ostatnią rzeczą, na jaką miałby ochotę, było siedzenie przy kuchennym stole i wcinanie indyka, którego bez entuzjazmu przyrządziła jego sekretarka.
R
- Doskonale potrafisz odpowiadać w moim imieniu. - Ryan uśmiechnął się do Ja-
L T
mie, która rzuciła mu groźne spojrzenie. - Pewnie dlatego tak dobrze nam się razem pracuje. Umiesz czytać mi w myślach. - Bardzo śmieszne.
- Ale Jamie ma rację. - Wstał i spojrzał na Jessicę. - Przemyślę to i dam jej znać. - Albo mnie. Dam panu mój numer. Może pan dzwonić do mnie o każdej porze. Pięć minut później Ryan wyszedł, a Jamie opadła z sił. Spokój, który ogarnął ją na myśl, że siostra leży już na górze w łóżku, zmąciła gonitwa myśli. W ciągu godziny Ryan dowiedział się o niej więcej niż w ciągu osiemnastu miesięcy. Na domiar złego musiała liczyć się z tym, że skoro już włożył stopę między drzwi, nie uda jej się go pozbyć. A co, jeśli postanowi pojawić się u nich w Boże Narodzenie? Ogarnął ją lęk - a obok tego zupełnie naturalnego lęku coś jeszcze, coś nawet bardziej niepokojącego, coś, co bardzo przypominało... oczekiwanie.
ROZDZIAŁ TRZECI Zbliżające się Boże Narodzenie przyniosło chwilowe spowolnienie w pracy. Ryan był idealnym szefem na święta. Wczuł się w świąteczny nastrój, osobiście nadzorując wieszanie dekoracji i codziennie o osiemnastej - w ramach odliczania do Bożego Narodzenia - otwierając szampana dla pracowników, którzy wciąż byli w biurze. Przymykał oczy na przedłużające się świąteczne zakupy w porze lunchu. W wigilię praca zakończyła się o dwunastej, a resztę dnia wypełniła wymiana prezentów i wystawny obiad przygotowany przez firmę cateringową. Na froncie domowym Jamie wciąż ze stoickim spokojem znosiła siostrę, która beztrosko rzuciła się w wir świątecznych przyjęć. Towarzyszyła Jamie na każdej imprezie, na którą ta była zaproszona, wyzywająco flirtowała z każdym w miarę przystojnym kawalerem, a w ciągu półtora tygodnia zebrała więcej numerów telefonów, niż Jamie
R
miała w swojej książce adresowej. Ani słowem nie wspominała o Gregu. Jamie przestała
L T
o niego wypytywać, bo gniewna reakcja siostry przyprawiła ją o ból głowy. W mieszkaniu stanęło drzewko. Jessica z zapałem zaczęła pomagać przy wieszaniu lampek, ale, jak dziecko, znudziła się po piętnastu minutach, pozostawiając to zadanie Jamie. W całym domu leżały rozrzucone ubrania, które Jessica zbierała z miną męczennicy za każdym razem, gdy Jamie robiła uwagi na temat bałaganu. Uporządkowane dotąd życie Jamie wypełniło nieustanne sprzątanie po siostrze. Oczywiście nie zapominała, że będzie musiała wreszcie zapytać ją, kiedy zamierza wrócić do Szkocji. Postanowiła jednak odczekać, aż miną święta. Najpierw trzeba było uporać się z bożonarodzeniowym przyjęciem. Ryan zupełnie niespodziewanie przyjął głupie zaproszenie Jessiki. Wyobraziwszy sobie, jak ich trójka rozkrawa stanowczo za dużego indyka, Jamie postanowiła doprosić gości. Zaproszenie przyjęło trzech informatyków z pracy, a także kilka koleżanek poznanych na siłowni wkrótce po jej przyjeździe do Londynu. Jamie spodziewała się sztywnej atmosfery przy obiedzie, ale gdy wspomniała o tym siostrze, Jessica uśmiechnęła się szeroko i zapewniła, że nie ma się czego obawiać.
- Jestem duszą towarzystwa! - oznajmiła. - Rozkręcę każdą imprezę. Będzie super! O wiele lepiej niż w ubiegłym roku na obiedzie u teściów. Nie mogę się doczekać, aż wszystko opowiem Gregowi! - Jestem zaskoczona, że w ogóle o nim pamiętasz - powiedziała Jamie. Dodało jej nieco otuchy to, że siostra zrobiła się pąsowa. Nie zastanawiała się nad tym jednak zbyt długo. Przez cały ostatni tydzień głowę miała zaprzątniętą perspektywą wizyty Ryana w Boże Narodzenie. A teraz ten dzień wreszcie nadszedł. Przyniósł ze sobą ciężkie, ołowiane niebo i ogólne poczucie rozczarowania. Choć zapowiadano śnieg, zdawał się on padać wszędzie, tylko nie w Londynie. Z parteru dudniła muzyka - kompilacja piosenek, którą ułożyła w wolnej chwili Jessica. O spokoju można było jedynie pomarzyć. O wpół do dziewiątej Jamie dokładnie wyszorowała łazienkę, w której z każdym dniem pojawiało się coraz więcej rzeczy siostry.
L T
R
Teraz, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze, Jamie zastanawiała się, jak długo jeszcze wytrzyma nadpobudliwą Jessicę.
Następnie pomyślała o swoim stroju - czarnej sukience z długimi rękawami, która, jak przeczuwała, wypadnie blado przy błękitnej minispódniczce Jessiki i jej butach na koturnach, w których miała metr osiemdziesiąt wzrostu. Zanim pojawił się pierwszy gość, Jamie już przyzwyczajała się do roli asystentki swojej siostry - duszy towarzystwa. Gdy zjawił się Ryan, była zajęta przygotowywaniem posiłku w kuchni. Za drzwiami w stałym tempie pito alkohol, a Jessica flirtowała, tańczyła i świetnie się bawiła, będąc w centrum uwagi, choć na informatyków - niesłychanie inteligentnych ekscentryków - w innej sytuacji nawet by nie spojrzała. Dźwięk głosu Ryana przeszył Jamie jak elektryczny impuls. Zerwała się na równe nogi i obróciła się. - No, no - powiedział, zaglądając do stojących na blacie półmisków - wygląda na to, że przyjęcie się rozkręca. - A więc jesteś.
- Sądziłaś, że się nie pojawię? Od poprzedniej wizyty u Jamie myślał o niej dosyć dużo. Jak można było się spodziewać, w pracy nie wspominała nic o siostrze, co nie znaczyło, że ich relacje w biurze pozostały takie same. Coś się zmieniło, choć Jamie pozostawała tak samo efektywna, powściągliwa i uprzejma jak zwykle. - Można na mnie polegać w stu procentach. - Wyciągnął przed siebie reklamówkę. - Szampan. Jamie nie odrywała wzroku od jego twarzy. Starała się nie patrzeć na obleczone w czarne spodnie umięśnione nogi Ryana i dwa rozpięte guziki jego koszuli. - Dziękuję. - Sięgnęła po reklamówkę i nie kryła zaskoczenia, gdy wyciągnął zza pleców małe opakowane pudełko. - Co to jest? - Prezent. - Wciąż mam perfumy, które dałeś mi rok temu. - Wytarła ręce i zaczęła odpakowywać podarunek.
L T
R
Zaschło jej w ustach. Widziała już niejeden ekskluzywny prezent dla kobiety - od okazałych bukietów, poprzez biżuterię, do wycieczek do spa. Ale to było zupełnie co innego. W pudełeczku leżała antyczna broszka w kształcie motyla. Jamie uniosła ją do światła i odłożyła z powrotem do wyściełanego papierem pudełka, po czym spojrzała na Ryana.
- Kupiłeś mi motyla - wyszeptała. - Zauważyłem, że masz ich dużo na kominku w salonie i domyśliłem się, że je kolekcjonujesz. Tego znalazłem na targu antyków w Spitalfields. - Jest piękny, ale nie mogę go przyjąć. - Oddała mu pudełko i obróciła się. Jej twarz płonęła. - Dlaczego. - Bo... bo... - Bo ich nie zbierasz? - Zbieram, ale...
- Nieuprzejmie jest nie przyjąć prezentu. Jestem w twoim domu. Uznaj to za dowód wdzięczności za ocalenie samotnej duszyczki od błąkania się po ulicach Londynu w Boże Narodzenie. - Daj spokój. Pomyślała, że gdyby dalej wzbraniała się przed przyjęciem broszki, niepotrzebnie rozdmuchałaby sprawę. Dałaby Ryanowi do zrozumienia, że z jakiegoś powodu jego gest ją niepokoi. - Nie mam nic dla ciebie - powiedziała. - Przeżyję to. Skąd się wzięły motyle? - Mój tata bardzo je lubił. Mama wiele nam o nim opowiadała. Uwielbiał podróżować, zwłaszcza po to, by badać owady. A spośród wszystkich owadów najbardziej interesowały go motyle. Podobało mu się to, że jest tak wiele gatunków o najróżniejszych kształtach i kolorach. Mama twierdziła, że uważał je za o wiele ciekawsze niż ludzi.
R
Jej głos i wyraz twarzy złagodniały, gdy pogrążyła się we wspomnieniach, do których nie wracała od lat.
L T
- Zaczęłam je zbierać, gdy byłam mała. Na wierzchu trzymam tylko lepsze okazy, a na górze mam schowane całe pudełko plastikowych. Uderzył ją nagły ryk muzyki. Kuchenne drzwi otworzyły się, a wspomnienia ulotniły się wraz z pojawieniem się Jessiki. Na głowie miała błyszczącą czapeczkę, a u boku jednego z programistów, najwyraźniej zachwyconego tym, że obejmuje go długonoga blondynka. - Baw się dobrze, stary. - Ryan uśmiechnął się do swojego znakomitego informatyka. - Ale pamiętaj, że ta pani ma męża. Grupka za drzwiami powiększyła się z sześciu do dziesięciu osób, Jessica zaprosiła kilka dodatkowych, by „ożywić atmosferę". Na szafce w salonie stał rządek butelek wina. Krzesła odsunięto pod ściany, by zrobić miejsce do tańca. Wchodząc do pokoju, można było odnieść wrażenie, że to dyskoteka, ale taka, której wystrój ograniczał się do drzewka w rogu i świątecznych dekoracji rozwieszonych na ścianach. W samym środku Jessica broniła tytułu duszy towarzystwa.
Kołysząc się w rytm muzyki z drinkiem w dłoni i przymkniętymi oczami, przyćmiewała królowe siłowni, skupiając na sobie wszystkie męskie spojrzenia. Gdy zagrała wolna muzyka, przytuliła się do Ryana, a Jamie odwróciła wzrok. Czego się spodziewała? Że Ryan oprze się pokusie? Poczuła w głowie tępy ból. Przyłączyła się do reszty towarzystwa i wdała w pogawędkę, a nawet zatańczyła z Robbie'em, kolegą z pracy, który zabawiał ją entuzjastyczną opowieścią o czymś, nad czym aktualnie pracował, a co miało bić na głowę konkurencję. A Ryan tańczył z Jessicą. Zjawiło się kilkoro sąsiadów, których przyciągnęła muzyka. Segmenty po jednej i drugiej stronie zajmowały pary, które Jamie znała jedynie z widzenia. Teraz zdała sobie sprawę, że łatwo mogłaby się z nimi zaprzyjaźnić. Wyszła z salonu, by posłuchać, jak sąsiedzi dzielą się spostrzeżeniami na temat okolicy. Nie była pewna, jak rozwiązać kwestię posiłku. Tak jak przewidywała, ciężar
R
przygotowań spadł na nią. Siostra błąkała się tylko po kuchni z kieliszkiem wina w dłoni,
L T
wzdychając i dając Jamie nieprzydatne rady, jak przyspieszyć ten proces. „Rzuć to wszystko i zamów chińszczyznę" - brzmiała jedna z bardziej absurdalnych, zważywszy na to, że to Jessice zależało na okazałym indyku.
Pełna goryczy i czerwona od panującego w kuchni gorąca, Jamie wyjmowała nieszczęsnego ptaka z piekarnika, gdy nagle głos Ryana o mało nie sprawił, że upuściła potrawę. - Potrzebujesz pomocy. Jamie ostrożnie postawiła brytfannę na blacie. - Poradzę sobie. Dziękuję. - Tylko stwierdzam fakt. Męczennicy nie należą do najszczęśliwszych ludzi na świecie. - Nie jestem męczennicą! - Obróciła się i spojrzała na niego, zirytowana. - Zmuszono mnie do... tego. - Szerokim gestem wskazała na kuchnię, która wyglądała, jak gdyby doszło w niej do kataklizmu. - No właśnie, jesteś męczennicą. Skoro nie chciałaś... tego - zrobił taki sam gest nie trzeba było tego robić.
- Czy zdajesz sobie sprawę, jak się zachowuje moja siostra, kiedy czegoś jej się odmawia? - zapytała Jamie z nutką histerii w głosie. - Nie, oczywiście że nie. Prawie jej nie znasz! Widzisz tylko jej uśmiechnięte, seksowne oblicze, które zapiera mężczyznom dech! - Ja oddycham zupełnie normalnie. - Wyjął z piekarnika ziemniaki i zaczął szukać naczyń, do których mógłby je przełożyć. - Może zawołasz siostrę, żeby ci pomogła? Jamie otworzyła usta, chcąc mu powiedzieć, jaka niedorzeczna jest ta propozycja, bo Jessica nigdy, przenigdy nie robiła nic, na co nie miała ochoty, ale zamiast tego westchnęła. - To by podpadało pod określenie mission impossible. - W takim razie ja ci pomogę, czy tego chcesz, czy nie. - Jesteś moim szefem! - Racja. Jestem twoim szefem, więc masz obowiązek robić wszystko, o co cię poproszę.
L T
R
Jamie mimowolnie oblała się rumieńcem, a Ryan roześmiał się. - Oczywiście w granicach rozsądku. - Uniósł brwi z rozbawieniem. - Choć z tego, co mówiła twoja siostra, żaden oburzony chłopak nie połamałby mi nóg, gdybym był bardziej natrętny.
Wciąż uśmiechał się szeroko. Śmiał się z niej. Obróciła się gwałtownie i trzęsącymi się dłońmi przelała sos do sosjerki. - Jessica nie powinna roztrząsać moich osobistych spraw! - Była bliska łez. - Powiedziała, że nie masz chłopaka. No i co z tego? - To z tego, że to nie twój interes! - Wiesz, niebezpiecznie jest być taką tajemniczą. To tylko rozpala ciekawość innych. - W moim prywatnym życiu nie ma nic ciekawego - burknęła. - Nie jest tak ekscytujące i pełne przygód jak twoje. - Gdybyś naprawdę uważała, że moje życie jest ekscytujące, nie mówiłabyś tego z taką dezaprobatą. I nie zaprzeczaj, że nie pochwalasz mojego stylu życia. Sama przyznałaś, że uważasz mnie za kobieciarza bez skrupułów i zasad moralnych.
- Tego nigdy nie powiedziałam! - Mimo woli odwzajemniła jego uśmiech. - No dobrze, może zasugerowałam, że... - Cóż za szokujące oskarżenie, Jamie - powiedział Ryan tonem świętoszka. - Nikt nie lubi być oskarżany o bycie ekscytującym i żądnym przygód. - Przekręcasz moje słowa. - Wiesz, może nie rzucasz się w oczy tak jak twoja siostra, ale jeśli chodzi o zdobywanie mężczyzn, i wierz mi, wiem, co mówię, masz... - Przestań! Nie chcę tego słyszeć. - Wygląda na to, że siostra zdołała zniszczyć twoją pewność siebie. - Jestem bardzo pewna siebie. Pracuję z tobą, więc powinieneś coś o tym wiedzieć. - W pracy na pewno, ale jeśli chodzi o emocje, mam wrażenie, że widzę cię po raz pierwszy. - Miałeś mi pomóc, przynajmniej tak twierdziłeś. Nie wspomniałeś, że zamierzasz
R
bawić się w psychologa. Więc proszę, wyjmij plastikowe kubeczki z tamtej szafki i prze-
L T
stań dawać mi dobre rady. Poza tym - wypaliła, nie mogąc się powstrzymać - nie mam chłopaka, bo nie rzucam się na pierwszego lepszego, wychodząc z założenia, że lepszy taki niż żaden!
Uświadomiła sobie, że wpatrują się w siebie. Za drzwiami huczała muzyka, a w parnej kuchni unosiły się aromatyczne, odurzające zapachy. - Dobra taktyka - wyszeptał Ryan, patrząc na jej zaróżowione policzki i roziskrzone oczy. Nie przypominała opanowanej kobiety, z którą pracował. - A gdybym nawet miała chłopaka - ciągnęła - na pewno nie byłby z gatunku tych, którzy łamią innym nogi! - Bo sama potrafisz o siebie zadbać. - Właśnie tak. - I nie pociągają cię jaskiniowcy. - Nie. - Wobec tego kto by cię pociągał?
- Ktoś troskliwy. Wrażliwy. Opiekuńczy. - Z przerażeniem zdała sobie sprawę, że gdzieś po drodze przełamała własne bariery obronne i pozwoliła, by emocje wzięły górę nad powściągliwością. Była jednak wściekła. Po koszmarze, jakim było zajmowanie się siostrą, która zjawiła się w jej domu nieproszona, z bagażem emocjonalnym, po chaosie świątecznych przygotowań, do których ją zmusiła, myśl o pijanej Jessice opowiadającej Ryanowi o jej życiu osobistym przepełniła czarę goryczy. - Przepraszam - powiedziała sztywno, odwracając się do niego plecami. - Za co? - W kuchni, tak jak w biurze, doskonale im się razem pracowało. Jamie zajmowała się jedzeniem, a Ryan sprawnie wkładał brudne naczynia do zlewu. - Za to, że masz uczucia? Tak jak powiedziałem, szef powinien wiedzieć, co się dzieje w życiu jego sekretarki. - Wcale nie. - Ale Ryan oczywiście droczył się z nią, a ona uśmiechnęła się, zadowolona, że wszystko wróciło do normalności.
L T
R
Delikatnie położył dłonie na jej ramionach, by obrócić ją ku sobie. - Mówią mi, że świetnie potrafię słuchać - oznajmił. - Szczycę się tym, że umiem odczytywać emocje innych ludzi.
Jamie chciała rzucić jakąś sarkastyczną uwagę, ale odkryła, że zaschło jej w ustach. On naprawdę jest piekielnie przystojny, pomyślała, oszołomiona. - Nie chciałem cię urazić, mówiąc, że twoja towarzyska, wyzywająca siostra odebrała ci pewność siebie. Domyślam się po prostu, że w przeszłości doznałaś jakiejś krzywdy. - O czym ty mówisz? - Ktoś złamał ci serce i od tej pory nie możesz się pozbierać. Jamie wzięła głęboki oddech i gwałtownie odsunęła się od niego, strącając czar, który na nią rzucił. Oparła się o blat kuchenny, trzymając dłonie za plecami. - Co ci powiedziała moja siostra? Ryan strzelał na ślepo. W jego świecie kobiety były otwartymi książkami. Jamie była miłą odmianą - i wyzwaniem. Czuł się jak wędkarz, któremu na przekór wszystkiemu udało się złowić rybę.
Więc kim był człowiek, który złamał jej serce? - To jakiś absurd! - Jamie gwałtownie obróciła się i zaczęła układać stos talerzy. Papierowych, bo nie zamierzała po wyjściu ostatniego gościa sterczeć przy zlewie, podczas gdy jej siostra smacznie spała po suto zakrapianej nocy. - Wierz mi, on nie był tego wart - zapewnił Ryan. - Naprawdę nie chcę o tym mówić. - Czasem ci troskliwi, wrażliwi goście okazują się najgorszymi draniami. - A ty skąd wiesz? - Przeszyła go spojrzeniem. - Jeśli chcesz wiedzieć, ten troskliwy, wrażliwy gość był najmilszym człowiekiem, jakiego znałam. - Nie mógł być aż tak miły, skoro zdeptał twoje uczucia. O co chodziło? Był żonaty? Udawał, że jest wolny i nie ma zobowiązań? A może obiecywał, że zostawi żonę, która go nie rozumie? Albo miał inne kobiety na boku? Coś ci powiem: mężczyźni, którym kręci się łezka w oku na smutnych filmach i którzy gotują dla ciebie obiad, bo wra-
R
cają wcześniej do domu, nie zawsze są wzorami moralnymi. Musisz dać sobie spokój, Jamie. - Dać sobie spokój i co dalej?
L T
- Zacznij się spotykać z innymi. - Po to, żebym...?
- Dokończ, co chciałaś powiedzieć. Tak jak mówiłem, nie musisz się przy mnie hamować. Nie jesteśmy w pracy. Mów, co tylko chcesz. - W porządku. Oto, co chciałam powiedzieć. Nie ma mowy, żebym się zaczęła spotykać z mężczyznami, jeśli istnieje możliwość, że trafię na takiego jak ty! Zacisnął usta. Jamie stąpała się po bardzo cienkim lodzie, ale czy sam nie namawiał jej do szczerości i otwartości? Czy nie nalegał? Z drugiej strony nie spodziewał się, że Jamie w ten sposób odwzajemni jego życzliwość. Dzielił się z nią doświadczeniami, ostrzegając przed mężczyznami, w których najwyraźniej gustowała. Służył ramieniem, na którym mogła się wypłakać. - Takiego jak ja? - zapytał lodowatym tonem. - Wybacz, ale sam chciałeś, żebym była z tobą szczera. Ryan zmusił się do uśmiechu.
- Ja nie wywodzę kobiet w pole i nie łamię im serc. - Nikt mnie nie wywiódł w pole! Już jednak powiedziała za dużo. Było jej gorąco, była zdenerwowana i żałowała każdego słowa. - Trzeba podać jedzenie, zanim zrobi się zimne - stwierdziła. - Przepraszam, jeżeli poczułeś się urażony. Byłabym wdzięczna, gdybyśmy zostawili ten temat i więcej nie wracali do tej rozmowy. - A jeśli się nie zgodzę? - W tej sytuacji nie potrafiłabym dłużej z tobą pracować. Cenię swoją prywatność i nie mogłabym wykonywać swoich zadań, bojąc się, że zaczniesz... snuć domysły o moim życiu. Dostrzegł, że jej oczy nie są jednolicie brązowe, tylko nakrapiane zielonymi i złocistymi plamkami, których wcześniej nie zauważył. Nic dziwnego, skoro przez większość czasu unikała kontaktu wzrokowego.
L T
R
Odsunął się i otworzył przed Jamie drzwi. Natychmiast ogłuszyły ich krzyki i śmiech. Gdy byli w kuchni, Jessica przesunęła na środek pokoju jeden ze stołów i teraz stała na nim, starając się powiesić pęk jemioły na lampie. Zgromadzonym wokół gościom najwyraźniej podobał się ten widok.
Posiłek przywitano owacjami. Sąsiedzi zaczęli się żegnać, ale bez trudu dali się przekonać, by zostali na obiad. Jamie obserwowała z boku, jak goście przystępują do jedzenia, a na stole pojawiają się kolejne butelki. Ryan kątem oka obserwował Jamie. Jej uśmiech stawał się wymuszony za każdym razem, gdy spoglądała na siostrę. A otoczona wianuszkiem wielbicieli Jessica wyglądała jak lśniąca choinkowa bombka. O piątej trzydzieści indyk był już spałaszowany. Jamie zabrała się do sprzątania. Zmęczenie ciążyło jej jak ołowiane kule u nóg. Wiedziała, że to nie świąteczne przygotowania tak ją wyczerpały. Rozmowa z Ryanem w kuchni wyzuła ją z sił. Po raz pierwszy w życiu pozwoliła sobie wyluzować się. Efekt był fatalny i gdyby mogła to wszystko cofnąć, nie wahałaby się ani chwili.
Zerknęła na niego ukradkiem. Wcześniej pomógł jej posprzątać, wraz ze wszystkimi gośćmi poza Jessicą, a teraz śmiał się i żartował z chłopakami z biura. Z pewnością zdążył już zapomnieć o ich rozmowie, a ona... Obserwowała, jak Jessica - rozchichotana i kołysząca biodrami w takt muzyki zaczyna przywoływać go, stojąc pod pękiem jemioły. Ryan nie wydawał się zachwycony tą sytuacją, a Jamie postanowiła, że nie ruszy siostrze na ratunek i nie będzie próbowała chronić Jessiki przed nią samą. Jeśli Jessica w ramach szukania wytchnienia chce zrobić skok w bok, to trudno. Skierowała się w stronę kuchni i od niechcenia wyjrzała przez okno. Nikt nie zaciągnął zasłon i wyraźnie zobaczyła, jak z samochodu - tego samego zdezelowanego land rovera, którego pamiętała z czasów, gdy pracowała w przychodni weterynaryjnej - wysiada jej szwagier. Przez kilka sekund Jamie nie wierzyła własnym oczom. Nie widziała Grega od lat.
R
Umknęła przed nim z nienaruszoną dumą i godnością, zdecydowana zachować swoje
L T
uczucia w tajemnicy, podczas gdy on dawał Jessice kolejne dowody swego oddania. Od tamtej pory nie ufała sobie na tyle, by znaleźć się w pobliżu Grega. Wolałaby umrzeć, niż pozwolić swej tajemnicy wyjść na jaw.
W ogóle się nie zmienił z upływem lat. Jasne włosy wciąż opadały mu miękko na oczy i wciąż poruszał się z pewną niezdarnością, która niegdyś tak bardzo jej się podobała. Na moment oderwała od niego wzrok i dostrzegła, że Jessica wyciąga ręce, by objąć Ryana. W przypływie paniki Jamie zdała sobie sprawę, że za chwilę wydarzą się dwie rzeczy: Greg obróci się i zajrzy prosto przez okno, a Jessica zamknie oczy i pocałuje Ryana. Zelektryzowana, ruszyła przez pokój, kierując się wyłącznie instynktem. Musiała powstrzymać siostrę przed zmarnowaniem jedynej szansy na szczęście, bo Jessica nie znalazłaby nikogo lepszego niż Greg. Pociągnęła Ryana w swoją stronę i ujrzała na jego twarzy mieszaninę zdziwienia i ulgi, że wybawiła go z kłopotliwej sytuacji. Objęła go za szyję. - Co...?
- Jemioła - oznajmiła Jamie. - Stoimy pod nią. Zróbmy więc to, czego wymaga tradycja. Ryan zaśmiał się cicho i otoczył ramieniem jej talię. Ten dzień pełen był niespodziewanych zwrotów akcji; sam nie pamiętał, kiedy ostatnio tak dobrze się bawił. Nie miał pojęcia, co spowodowało tę nagłą zmianę u Jamie, ale bardzo mu się to podobało. Pachniała czymś świeżym i lekko kwiatowym. Jej pełne usta rozchyliły się, a oczy były przymknięte. Jak mógłby się oprzeć? Przyciągnął ją do siebie i pocałował. Był to długi, namiętny pocałunek, który powoli nabierał tempa, aż wreszcie Ryan całkowicie zatracił się w nim, nie dbając o to, czy są obserwowani. Ocknął się, gdy Jamie wyślizgnęła mu się z ramion i obróciła się. Mimo woli podążył za jej spojrzeniem, podobnie jak pozostali goście, aż wreszcie ujrzał jasnowłosego
R
mężczyznę, który stał w drzwiach z podróżną torbą w jednej dłoni i bukietem kwiatów w drugiej.
L T
ROZDZIAŁ CZWARTY Ryan spojrzał na zegarek i skrzywił się. Biuro było opustoszałe, do pracy przyszło jedynie kilku programistów, którzy lepiej się czuli przy komputerach niż we własnych domach. Ale nie w tym rzecz. Rzecz w tym, że była już dziesiąta piętnaście, a Jamie powinna była zjawić się w pracy godzinę i piętnaście minut temu. Pierwszy dzień świąt minął, drugi też. Jamie nie zaplanowała dodatkowych wolnych dni. Zamaszystym ruchem zdjął nogi z biurka, zrzucając przy tym stertę dokumentów na ziemię, i podszedł do ciągnącego się od podłogi do sufitu okna, przez które mógł wyglądać na szare, ponure londyńskie ulice. Wciąż był pod wrażeniem wydarzeń w dniu Bożego Narodzenia. Wybrał się na
R
przyjęcie, by zaspokoić męską i w stu procentach zrozumiałą ciekawość, a otrzymał coś,
L T
co mogłoby się równać z pełną rundą na ringu bokserskim - począwszy od pogawędki w kuchni z Jamie, poprzez jej pocałunek, aż do pojawienia się mężczyzny w drzwiach. Była to komedia w trzech aktach, ale Ryanowi wcale nie było do śmiechu. Wciąż czuł na wargach ciepło jej ust. To wspomnienie, które nie opuszczało go drugiego dnia świąt, zmieniło go w rozdrażnionego gościa na przyjęciu wyprawionym przez rodziców jego chrześniaka - przyjęcia, które w ciągu ostatnich lat stało się tradycją i na które zawsze chętnie przychodził. Zerknąwszy po raz kolejny na zegarek, zaczął się zastanawiać, czy nie zadzwonić do Jamie, gdy wtem drzwi gabinetu otworzyły się. I oto się pojawiła. Zaczęła rozpinać czarny płaszcz i ściągać owinięty wokół szyi szal. - Spóźnianie się wchodzi ci w nawyk - zauważył, podchodząc do biurka. Rozparł się na krześle z wyciągniętymi nogami. - Tylko nie racz mnie opowieściami o opóźnieniach w metrze. - Dobrze, nie będę.
Trudno jej było spojrzeć mu w oczy. Zdjęła płaszcz, rękawiczki i szal i położyła na jego biurku stertę korespondencji, a także swój laptop, który włączyła w coraz bardziej napiętej ciszy. - Przepraszam za spóźnienie - powiedziała wreszcie. - To nie stanie się nawykiem, a poza tym dobrze wiesz, że jestem gotowa zostać dłużej, żeby nadrobić stracony czas. - Nie będę tolerować niesumienności u swoich pracowników. I nie ma znaczenia, czy jesteś gotowa pracować do późna, czy nie. - Miałam nadzieję, że okażesz trochę zrozumienia, zważywszy na to, że połowa kraju wciąż świętuje. Do jej głosu wkradł się buntowniczy ton. Ostatnie dni były nieznośne i nie zapowiadało się, że coś się zmieni. Gdy Greg pojawił się w jej drzwiach, bożonarodzeniowe przyjęcie dobiegło końca. Kto chciałby wysłuchiwać Jessiki, która nie miała żadnych skrupułów przed informowaniem całego świata o swoich problemach? Najwyraźniej
R
nikt. W ciągu czterdziestu pięciu minut goście rozpierzchli się, łącznie z Ryanem, choć w
L T
jego przypadku Jamie musiała wyrzucić go za drzwi. Umierał z ciekawości i miał wielką ochotę zostać, jednak Jamie nie chciała o tym słyszeć.
Od tej pory jej dom, bastion spokoju ducha, stał się polem walki. A Jamie dowiedziała się o wiele więcej o małżeństwie siostry, niż pragnęła usłyszeć. Greg, który nie miał się gdzie zatrzymać i był zdecydowany naprawić stosunki z żoną, rozgościł się w salonie ku niezadowoleniu Jessiki. Choć Jamie delikatnie dała im do zrozumienia, że problemy małżeńskie lepiej będzie rozwiązać we własnym domu, na horyzoncie nie migało żadne światełko nadziei. Jessica twardo obstawała przy tym, że potrzebuje przestrzeni dla siebie, a Greg wytrwale przekonywał, że nie przestanie walczyć o ten związek tylko dlatego, że Jessica ma chwilowy kryzys. A teraz siedział przed nią Ryan z surową miną. Jamie nie wiedziała, ile jeszcze potrafi znieść. - Czy moglibyśmy zająć się pracą? - zapytała na wpół błagalnie. - Przesłałam ci mejlem parę umów, na które musisz zerknąć. A Bob Dill chyba już skończył ten pakiet oprogramowania, którym się zajmował.
Ryan ułożył dłonie w piramidkę pod brodą i spojrzał na Jamie. - Oczywiście, moglibyśmy się przyjrzeć tym umowom, ale to nie jest konieczne. Tak jak powiedziałaś, połowa kraju wciąż dochodzi do siebie po świętach. A skoro już poruszyliśmy temat świąt... - Wolałabym o tym nie rozmawiać. - Dlaczego? - Bo... - Czujesz się z tym niekomfortowo? - Bo... - Jamie uniosła wzrok i wyraźnie przypomniała sobie ich pocałunek. Grega nigdy nawet nie pocałowała. W ciągu całego okresu, kiedy o nim marzyła, cały ich kontakt fizyczny sprowadzał się do przypadkowych muśnięć dłoni i przyjacielskich cmoknięć w policzek. Dlaczego teraz myślała tylko o Ryanie, skoro dotąd zawsze utrzymywała między
R
nimi zdrowy dystans? Czyżby miała jakąś dziwną skłonność do zauroczeń mężczyznami,
L T
z którymi pracowała? Nie, tego nie chciała przed sobą przyznać. - Bo świetnie nam się razem pracuje i nie chcę, żeby moje życie prywatne miało jakiś wpływ na sprawy zawodowe. - Już ma.
Pochylił się gwałtownie, a Jamie automatycznie wcisnęła się w krzesło. - Ten facet, który pojawił się u ciebie... - Greg. Mąż Jessiki. - Właśnie. Greg. Zatrzymał się u ciebie, prawda? Jamie pokiwała głową i spojrzała tęsknie na swój komputer. - I nie masz nic przeciwko temu, że twój dom zamienił się w poradnię małżeńską? - Oczywiście, że mam. To koszmar. - Ale wciąż są pod twoim dachem. - Nie widzę sensu w roztrząsaniu tej kwestii. - Chodzi o to, że wpływa to na twoje życie. A nie da się rozdzielić życia prywatnego od zawodowego. Wyglądasz na wykończoną. - Dziękuję.
- Więc co zamierzasz z tym zrobić? Jamie westchnęła z bezradności i rzuciła mu pełne złości spojrzenie spod długich rzęs. Ryan miał wnikliwy, dociekliwy umysł. Widział różne rzeczy z wielu perspektyw, co nieodmiennie przynosiło mu korzyści. Temu, co ktoś inny uznałby za niewartą zainteresowania podupadającą firmę, on przyglądał się coraz uważniej, aż wpadł na pomysł, jak sprawić, by zaczęła przynosić mu zysk. Teraz był zaciekawiony i choć Jamie wcale mu się nie dziwiła, nie miała ochoty stać się jego kolejnym projektem. Musiała jednak przyznać, że miał rację - nitki jej życia prywatnego i zawodowego były splecione. Spóźniła się do pracy, bo zaspała, a zaspała dlatego, że Greg i Jessica kłócili się do białego rana. Ich głosy nie dawały jej spać. - A co mogę zrobić? - Od razu przychodzi mi do głowy jedno wyjście: wyrzucić ich. - To nie wchodzi w grę. Nie wyrzucę za drzwi siostry, która przyjechała do mnie
R
po pomoc. Wierz mi, jestem w pełni świadoma wad Jessiki. Bywa dziecinna, niewycho-
L T
wana i nieodpowiedzialna, ale musi wiedzieć, że w trudnej chwili może się do mnie zwrócić.
- Jest dorosła i w pełni zdolna do tego, by sama sobie pomóc - powiedział, choć zdawał sobie sprawę, że wali głową w mur.
- Poznałeś moją siostrę. Chyba sam nie wierzysz w to, co mówisz. - Jamie uśmiechnęła się dla rozładowania atmosfery, ale Ryan wciąż patrzył na nią śmiertelnie poważnie. - To, że wzięłaś na siebie odpowiedzialność za nią, kiedy była dzieckiem, nie oznacza, że musisz opiekować się nią do końca życia. - Mama kazała mi obiecać, że zawsze będę ją wspierać. Nie mogłabym jej zawieść. Ani Grega. Ryan dostrzegł, że odwróciła wzrok i poczerwieniała. Przypomniał sobie pocałunek; to, jak przyciągnęła go do swojego drobnego, gibkiego ciała i oddała mu swoje usta. A następnie pojawienie się Grega, zjawy wyłaniającej się z lodowatych czeluści. Kawałki układanki zaczęły do siebie pasować. - A to dlaczego? - zapytał obojętnie.
Podszedł do ekspresu do kawy - jednego z wielu sprzętów w jego gabinecie, które ułatwiały mu życie, gdy pracował po nocach, po czym podał jej kubek kawy, a Jamie wzięła go bez zastanowienia. Była to jej pierwsza kawa tego dnia i smakowała wspaniale. - To nie jest dla niego łatwe - wyznała, patrząc, jak Ryan podjeżdża do niej na krześle i zatrzymuje się niebezpiecznie blisko. Ich kolana niemal się stykały. - Wyjaśnij. - Dba o moją siostrę najlepiej, jak może. Bywa nieznośna, a on jest bardzo spokojny i delikatny. - Spokojny i delikatny - powtórzył Ryan w zamyśleniu. - Jest weterynarzem. Musi taki być. - Pracowałaś u niego, prawda? Jamie wzruszyła ramionami.
R
- Tak. Przed milionem lat. Rzecz w tym, że lubi ze mną rozmawiać. Sądzę, że to mu pomaga.
L T
- Lubi z tobą rozmawiać, bo jesteś wykwalifikowanym mediatorem małżeńskim? Ryan już nie lubił tego mężczyzny. Znał takich jak on: miłych, troskliwych, delikatnych typów, którzy nie mieli skrupułów przed wykorzystaniem kobiety o opiekuńczych skłonnościach.
- Nie, nie jestem, ale słucham tego, co mówi i staram się konstruktywnie pomóc. - Ale dotąd konstruktywnie nie powiedziałaś tej parce, żeby się wyniosła, bo rujnuje ci życie. Domyślam się, że twoja mama nie chciałaby, żebyś poświęciła własne dobro dla siostry. - Nie wszyscy są egoistami! - Ja bym to nazwał realistycznym podejściem do życia. Dlaczego rzuciłaś pracę u delikatnego weterynarza? Jamie oblała się rumieńcem, szukając jak najlepszej odpowiedzi. - Czyżby chodziło o klimat?
- No cóż, klimat z pewnością wpłynął na moją decyzję. A poza tym... Jessica była już na tyle duża, by stanąć na własnych nogach, a ja uznałam, że czas rozejrzeć się za czymś nowym. - Domyślam się, że nie bez znaczenia był ślub twojej siostry z troskliwym weterynarzem. - Tak. Miała kogoś, kto się nią opiekował. - Ale domyślam się również, że i ty zbudowałaś jakąś relację z rycerzem w lśniącej zbroi, który uratował cię od siostry - dociekał. - Przestań wyrażać się lekceważąco o Gregu. Ryan nie musiał pytać dlaczego. Czyżby była zakochana w tym facecie? Oczywiście, że tak. Miała to wypisane na twarzy. I to pewnie dlatego uciekła z - można tak to ująć - miejsca zbrodni. Czy spali ze sobą?
R
Ryan odkrył, że nie podoba mu się ta myśl. Nie podobały mu się również wnioski,
L T
do których nieubłaganie prowadziły jego rozważania.
Ten pocałunek, którym go obdarzyła, a który nie dawał mu spokoju przez ostatnie dwa dni, miał swoje źródło w czymś o wiele poważniejszym niż kilka nadprogramowych łyków wina wypitych przez kobietę, która po raz pierwszy w życiu zachowuje się w nietypowy dla siebie sposób.
Zobaczyła Grega, Greg zobaczył ją, i wtedy uległa najstarszej potrzebie świata: potrzebie, by wzbudzić zazdrość w mężczyźnie. Czyżby przypominała panu weterynarzowi, co stracił? Ryan poczuł w ustach gorzki smak na myśl, że został wykorzystany. - Nie ma nikogo innego, z kim mógłby porozmawiać - oznajmiła Jamie. - Jest jedynakiem i nie wydaje mi się, żeby jego rodzice pochwalali jego małżeństwo. Nie może zatem udać się do nich po radę, a wybór pada na mnie, bo jestem siostrą Jessiki i ją znam. - I jakimi perłami mądrości go uraczyłaś? - Ryan nie mógł się powstrzymać od sarkazmu, ale Jamie zdawała się tego nie zauważać. Jak sądził, była zatopiona w myślach o dawnym kochanku.
Może i narzekała na inwazję na swój dom, ale niewykluczone, że ta sytuacja bardzo jej się podobała. - Powiedziałam mu, że musi wytrwać. Kto inny uwolni mnie od Jessiki? - Więc nie widać końca ich wizyty? - W tej chwili nie. Chyba że zmienię zamki. Wszystko wróci do normy, kiedy minie okres świąteczny i Greg będzie musiał wrócić do pracy. W tej chwili ma zastępstwo, ale myślę, że zwierzęta za nim zatęsknią! - A jeżeli po świętach sprawy nie dojdą do ładu? - Wolę myśleć pozytywnie. - Może potrzebują po prostu zostać sam na sam. - Myślisz, że tego nie proponowałam? Jessica zaparła się. Nie chce wracać do Szkocji, a Greg nie chce wracać bez niej. - Może potrzebują czasu dla siebie z dala od Szkocji. Pozostawanie w domu tylko pogorszyłoby sprawę.
L T
R
W głowie rodził mu się plan działania. Plan, na którym oboje skorzystają. - Dokąd pójdą? - zapytała. - Greg chyba nie ma tyle pieniędzy, żeby wynająć pokój w hotelu na czas nieograniczony. Poza tym przebywanie w jednym pokoju dwadzieścia cztery godziny na dobę mogłoby się skończyć podwójnym zabójstwem. Jessica nie zgodziłaby się na takie rozwiązanie.
- Założę się, że twoja siostra nie jest zbyt powściągliwa w wyrażaniu swoich opinii. - Dlatego też się spóźniłam - wyznała Jamie. - Kłócili się głośno do późna, a ja nie mogłam spać. Rano byłam tak zmęczona, że nie usłyszałam budzika. - Pojutrze wybieram się do rodziny na Karaiby. Mam wspaniały dom na Bahamach. Jamie skinęła głową. - Sama rezerwowałam bilety. Szczęściarz z ciebie. Wiem, czym mam się zająć pod twoją nieobecność, ale zostało jeszcze kilka rzeczy, na które powinieneś rzucić okiem przed wyjazdem. Wszystko ci dzisiaj przyniosę. Jeszcze jedno: jeśli twój wyjazd się przedłuży, czy walnemu zgromadzeniu ma przewodniczyć Graham?
Ryan nie miał ochoty na omawianie szczegółów. Zmarszczył brwi i w zamyśleniu spojrzał w sufit z rękami za głową. Po chwili jednak gwałtownie wyprostował się i położył dłonie na biurku. - To tylko luźny pomysł, ale uważam, że powinnaś pojechać ze mną. Przez kilka sekund Jamie nie była pewna, czy dobrze go usłyszała. Wciąż miała głowę zaprzątniętą ustalaniem zmian w jego harmonogramie, na wypadek gdyby został za granicą dłużej, niż się spodziewał. Niektórzy klienci nie chcieli rozmawiać z nikim poza Ryanem - mózgiem całej firmy. Trzeba będzie ich namówić na spotkanie z zastępcą. - Jamie! - Ryan pstryknął palcami niczym iluzjonista, który wybudza kogoś z transu. - Pojechać z tobą? - powtórzyła, zdezorientowana. - Dlaczego nie? Moim zdaniem to lepsze niż unikanie pocisków słownych we
R
własnym domu. - Wstał i zaczął się przechadzać po gabinecie.
L T
Zerknął na stertę papierów, które wcześniej nieopatrznie zrzucił na ziemię, postanowił pozbierać je później i podszedł do ekspresu, by zrobić sobie jeszcze jedną kawę. - Poza tym twoja siostra i weterynarz mogliby skorzystać na twojej nieobecności. Pewnie czujesz się zobowiązana do udzielania im bezpłatnych rad, ale nierzadko ostatnią rzeczą, jakiej potrzebują ludzie w chwilach kryzysu, jest dobroczyńca starający się naprawić za nich sytuację. - Nie jestem żadnym dobroczyńcą! - Może lepiej będzie, jeśli weterynarz zacznie toczyć swoje walki bez wsparcia byłej asystentki. A skoro chcą prać swoje brudy na neutralnym terenie, a pokój hotelowy nie wchodzi w grę, twoje mieszkanie nadaje się świetnie, ale bez twojej obecności. Tak będzie lepiej i dla nich, i dla ciebie. Koniec z nieprzespanymi nocami, koniec z omijaniem pola bitwy, koniec z wplątywaniem cię w ich kłótnie. Prawdopodobnie zanim wrócisz, rozwiążą swoje problemy i zmyją się, a twoje życie wróci do normy. Obietnica normalności była dla Jamie kusząca jak garniec złota na końcu tęczy. Już zapomniała, jak wyglądało dawniej jej życie.
- Nie mogę przeszkadzać ci w czasie wakacji z rodziną. Ale - zaczęła powoli - wyjazd to faktycznie dobry pomysł. Wiem, że pytam o to w ostatniej chwili, ale czy mogłabym wziąć kilka dni urlopu? - Wykluczone. - Ryan przełknął łyk kawy i spojrzał na nią znad kubka. - Ale skoro mogę jechać na Karaiby, to dlaczego nie gdzie indziej? - Możesz jechać na Karaiby, bo przydasz mi się tam. Jak wiesz, łączę urlop z podróżą służbową na Florydę, gdzie wygłoszę serię prezentacji o zastosowaniu naszej technologii w samochodach ekologicznych. Spojrzał na papiery rozsypane na podłodze. Zebrał je, po czym rzucił na biurko. - Prezentacje są wciąż, niestety, w przygotowaniu. - Zamaszystym ruchem wskazał na plik papierów, a Jamie popatrzyła na niego bez przekonania. Ryan rzadko wygłaszał referaty, które byłyby całkowicie dopracowane. Był na tyle inteligentny i pewny siebie, by zbierać owacje na stojąco za improwizację. Jego znajo-
R
mość najdrobniejszych szczegółów dotyczących nowoczesnych technologii była legendarna.
L T
- Pomyśl o tym jako o pracujących wakacjach. Mógłbym dopracować te prezentacje przed wyjazdem na Florydę. Przecież to nie byłby nasz pierwszy wspólny wyjazd służbowy.
Praca była bardzo przekonującym powodem, by zabrać ją ze sobą. Ale nie jedynym. Ryan autentycznie uważał, że nie służy jej obecność skłóconych ze sobą nieproszonych gości. Kolejną przyczyną była ciekawość, którą rozbudziły w nim ostatnie wydarzenia. Dlaczego nie miałby połączyć troski o jej dobro z potrzebą dokończenia prezentacji i zaproponować jednego wygodnego rozwiązania? Mimo woli przyznał, że istniał też trzeci powód. Jego matka i siostry bez przerwy wyrażały niepokój o jego styl życia. Siostry miały irytujący nawyk krzątania się wokół niego, próbując narzucić mu swoje zdanie, a specjalnością jego matki były wymowne pogawędki o ludziach, którzy za dużo pracują. Jamie przydałaby mu się jako bufor. Jej obecność zmniejszałaby ryzyko, że zostanie przyparty do muru. Gdyby pojechał na Karaiby sam, każda próba oddalenia się pod
pretekstem pracy zostałaby całkowicie zlekceważona. Za to przy Jamie jego siostry będą musiały dać mu trochę spokoju w imię zwykłej uprzejmości. - To nie to samo. - Jak to? - Jedziesz do rodziny - wyjaśniła Jamie. - Będziecie zajęci swoimi rodzinnymi sprawami. Nie była pewna, co to właściwie oznaczało. Dla niej „sprawy rodzinne" od lat znaczyły długie okresy napięcia i buzujące tuż pod powierzchnią konflikty. - Och, oni już załatwili te sprawy nad świątecznym indykiem. Z chęcią zobaczą jakąś nową twarz, a moja matka nie przestanie ci dziękować, że przyjechałaś. Kiedy moje siostry spotykają się ze sobą, wracają do dzieciństwa. Chichoczą, wymieniają się ubraniami i godzinami robią makijaż, podczas gdy ich mężowie zajmują się dziećmi i odliczają godziny do chwili, kiedy się będą mogli napić koktajlu z rumem. Mama mówi,
R
że ciężko wycisnąć z nich choć jedno poważne słowo, kiedy są razem. Spodobasz jej się.
L T
- Bo jestem poważna i nudna?
- Poważna? Nudna? - Utkwił w niej ciemne oczy, a Jamie oblała się rumieńcem i odwróciła wzrok. - Absolutnie nie. Widząc cię w trakcie... - A kto mnie zastąpi pod moją nieobecność? - przerwała, na wypadek gdyby Ryan zechciał wspomnieć coś Bożym Narodzeniu.
Ryan machnął ręką i uśmiechnął się z zadowoleniem. - Jeszcze na nic się nie zgodziłam - oznajmiła Jamie. - Jeśli naprawdę sądzisz, że będę ci potrzebna przy przygotowywaniu prezentacji... - Absolutnie. Będziesz niezbędna. Wiesz, że nie radzę sobie bez ciebie. - Nie chcę, żebyś myślał, że trzeba mnie ratować. Może i znalazłam się w nieprzyjemnej sytuacji, ale to nie jest nic, z czym nie potrafiłabym sama sobie poradzić. - Ani przez sekundę w to nie wątpiłem - przyznał Ryan. - To ty wyświadczyłabyś mi przysługę. - Czy twoja rodzina nie uzna, że to nieco dziwne, że zabierasz ze sobą zupełnie obcą osobę?
- Mojej rodziny nic nie peszy, wierz mi. Zresztą jedna osoba w tę czy w tamtą nie robi różnicy. Nie masz żadnej wymówki. Chyba że nie chcesz porzucić roli osobistego doradcy weterynarza. - On ma na imię Greg. Zdziwiło ją to, że Greg nie oddziaływał na nią już tak jak dawniej. Zawsze sobie wyobrażała, że ponowne spotkanie przeniesie ją do okresu, gdy była nim zauroczona i snuła niewinne fantazje na jego temat. Sądziła, że będzie się rumienić, jąkać i zrobi z siebie idiotkę, ale nic takiego nie miało miejsca. W ciągu tych kilku lat jego urok zniknął. Teraz jedynie współczuła mu sytuacji, w jakiej postawiła go jej siostra. Ryana zirytowało to, że Jamie zignorowała większą część jego wypowiedzi. - Będziemy na Karaibach około pięciu dni. Moje siostry, ich mężowie i dzieci wyjadą po Nowym Roku. My zostaniemy jeszcze trzy dni, do rozpoczęcia konferencji. Wrócisz do Londynu, kiedy ja polecę na Florydę. Boisz się, że weterynarz nie przetrwa kryzysu bez ciebie? - Oczywiście, że nie! - Więc skąd to wahanie?
L T
R
- Już ci powiedziałam: nie chcę przeszkadzać. - A ja ci wyjaśniłem, że nie będziesz.
- A poza tym - zauważyła z opóźnieniem - jestem potrzebna Gregowi. Tak, jak mówiłam: jestem jedyną osobą, z którą może o tym wszystkim porozmawiać. Ale masz rację: jesteś moim szefem. Jeśli jestem ci potrzebna w sprawach zawodowych, dostosuję się. - Nie jestem tyranem, Jamie. Nie będę stał nad tobą z batem, by mieć pewność, że dostaję tyle, za ile płacę. To prawda, będziemy trochę pracować, ale będziesz miała też dość czasu, by się odprężyć i odstresować. Gdy w styczniu wrócimy do biura, będziesz zmobilizowana. Jamie energicznie pokiwała głową. Rozumiała, że nie podoba mu się, że ostatnio jest rozkojarzona. Chciał, by na powrót stała się efektywną, energiczną sekretarką. W końcu za to tak dobrze jej płacił. Z łatwością poradziłby sobie bez niej, ale uznał, że jej życie prywatne ma negatywny wpływ na sprawy zawodowe i, ponieważ jej życie zawo-
dowe było jedyną rzeczą, która się dla niego liczyła, był gotów zabrać ją ze sobą - daleko od chaosu, w którym się znalazła. - W takim razie zarezerwuję bilet. - W pierwszej klasie, razem ze mną. I zorganizuj sobie zastępstwo. To spokojny okres; nie powinno się pojawić nic, czym nie potrafiłby się zająć ktoś inny. - Chcesz, żebym poczytała coś przed wyjazdem? Nie chciałabym być nieprzygotowana. - Nie. Nie ma nic do czytania. Ale zapakuj kilka kostiumów kąpielowych. Jako dobry szef zadbam, żebyś miło spędziła ten czas, a koło domu jest fantastyczny basen. Nie patrz na mnie z takim oburzeniem. Kiedy będzie po wszystkim, podziękujesz mi.
L T
R
ROZDZIAŁ PIĄTY Faktycznie, podziękowała mu. Dziękowała mu już przynajmniej cztery razy. Podziękowała za możliwość wyjazdu do „tak wspaniałego miejsca", za to, że pozwolił jej wypocząć w „tak pięknym otoczeniu". Podziękowała mu poprzedniego dnia, gdy wysłał ją na zwiedzanie pobliskiego miasteczka z jego siostrami. Podziękowała, gdy powiedział, że nie ma potrzeby, by zrywała się o świcie i włączała laptop tylko dlatego, że on potrzebuje niewiele snu i lubi z samego rana siadać do pracy. Jej wylewna wdzięczność zaczynała go irytować. Miał nadzieję, że Jamie ponownie ukaże mu swoje nowe, intrygujące oblicze, które dostrzegł pod maską uprzejmości i profesjonalizmu, ale jak dotąd nic się nie działo. Plany wykorzystania jej jako bufora chroniącego go przed niezręcznymi rozmowami z rodziną powiodły się, ale o ile nie pracowali, rzadko zostawali sam na sam, bez towarzystwa któregoś z członków gromadki.
L T
R
Urządzili sobie prowizoryczne biuro w jednym z pokojów na dole, ale klimatyzowane pomieszczenie, choć funkcjonalne, wydawało się nieciekawe w porównaniu z rozciągającym się za oknem ogrodem, pachnącym i kolorowym od tropikalnych kwiatów rosnących pod palmami. Przenieśli się więc do zacienionego kącika na szerokiej werandzie, która otaczała dom. Oznaczało to, że w każdej chwili ktoś mógł im przeszkodzić albo jedno z czworga bawiących się w ogrodzie dzieci należących do dwóch z jego sióstr, albo któraś z sióstr, albo - i wtedy wznosił bezradnie ręce i dawał za wygraną wszystkie trzy. Czasami zjawiała się także jego matka. Przynosiła tacę pełną zimnych napojów i wdawała się w pogawędkę z Jamie, którą najwyraźniej bardzo polubiła: po części dlatego, że Jamie świetnie potrafiła słuchać, a po części dlatego, że matka Ryana była z natury towarzyską osobą. Ale gdy wreszcie zostawali sami, nie sposób było odciągnąć uwagi Jamie od tego, co uważała za zasadniczy cel wyjazdu. Ich rozmowy kręciły się wyłącznie wokół pracy i tworzenia serii skomplikowanych plansz, którymi Ryan zupełnie się nie interesował i z których i tak, jak sądziła Jamie, nie skorzysta. Zadawała mu niezliczoną ilość pytań o szczegóły związane z produkcją samochodów, demonstrując szeroką wiedzę, ale gdy
tylko próbował skierować rozmowę na nieco ciekawsze i bardziej osobiste tory, uśmiechała się i milkła, a on musiał wracać do tematu. Teraz było już po kolacji. Dwie z sióstr Ryana kładły do łóżek dzieci. Susie - starsza od Ryana o dwa lata, aktualnie w siódmym miesiącu ciąży - wyjechała już z mężem do Anglii. Dom stał się po tym spokojniejszy. Uspokoi się całkowicie, kiedy dwie pozostałe rozjadą się do domów. Rozkoszujący się ciszą ogrodu, zatopiony w myślach Ryan zdał sobie sprawę z obecności Jamie dopiero wtedy, gdy dosłyszał jej cichy głos. Sądził, że udała się do oranżerii z filiżanką kawy. Wytężył słuch. Zdawał sobie sprawę, że nieuprzejmie byłoby nie zasygnalizować swojej obecności jakimś dźwiękiem - szelestem liści albo kaszlnięciem. Mimo to starał się robić jak najmniej hałasu. Oczywiście gdyby Jamie się rozejrzała, byłaby w stanie go dostrzec, choć było już ciemno, a tę część ogrodu porastały drzewa. Ciągnęły się do basenu, który zda-
R
wał się zlewać z morzem, znajdującym się pod klifem. Na klifie stał dom.
L T
Ciepła, słona bryza wichrzyła liście palm i kwiaty. W oddali ciągnęło się morze spokojne i ciemne aż po horyzont.
Ryan dostrzegł Jamie z wysokości kilku kamiennych schodków. Siedziała w ciemności przy basenie, rozmawiając cicho przez telefon komórkowy. Już na samym początku zapewnił ją, że jeśli potrzebuje zadzwonić, może skorzystać z telefonu stacjonarnego. Ona jednak wymknęła się nad basen, żeby... no właśnie, po co? Uciąć sobie potajemną pogawędkę? Z kim? Z weterynarzem, to oczywiste. Zacisnął wargi i zbiegł po schodkach. Zjawił się przed nią tak niespodziewanie, że aż krzyknęła i upuściła telefon. - Ojej. Przestraszyłem cię? - Schylił się, by podnieść telefon, który leżał w częściach na ziemi. Złożył go z powrotem, przyłożył sobie do ucha, potrząsnął nim i wzruszył ramionami. - Przepraszam. Chyba się uszkodził. - Co ty tu robisz? W ciągu ostatnich trzech dni starała się nie zostawać z nim sam na sam. Czuła się bezbronna i zagrożona z dala od bezpiecznego biura, na rajskiej wyspie. Było tu za dużo Ryana jak na jej gust - za dużo Ryana w szortach, przechadzającego się boso, bez koszu-
li. Za dużo Ryana leniuchującego, droczącego się z siostrami, pozwalającego im rządzić sobą, a potem wznoszącego oczy do nieba, aż któraś wybuchała śmiechem. Za dużo Ryana wygłupiającego się przy dzieciach, które najwyraźniej go uwielbiały. Za dużo Ryana, który był mężczyzną, a nie jej szefem. Wprawiało ją to w zakłopotanie. - A co ty tutaj robisz? - odbił jej pytanie, usiadł na drewnianym leżaku i poklepał sąsiedni na znak, by do niego dołączyła. - Jeśli chciałaś zadzwonić, trzeba było skorzystać z telefonu stacjonarnego. Mówiłem ci o tym. - No cóż... Ledwo była w stanie go dostrzec. Zdawał się składać z samych cieni. Miał na sobie szorty i stary T-shirt. Widząc go, nikt by się nie domyślił, że jest multimilionerem. - Prywatna rozmowa, jak mniemam? - drążył, niezrażony jej skrytością. - Jak się mają? Żyją jeszcze, czy może twoja siostra skróciła cierpienie weterynarza? Przypuszczam, że gdyby już wyjaśnili swoje sprawy i wrócili do Szkocji pełni rozpalonych na nowo uczuć, powiedziałabyś mi o tym.
L T
R
Otulająca ich ciemność tworzyła atmosferę bliskości, która zaniepokoiła Jamie. Jej serce waliło jak szalone, a w ustach czuła straszliwą, zdradziecką suchość. Tęskniła za światłem dnia, za kręcącymi się nieopodal Claire, Hannah i Susie oraz za planszą, za którą mogła się schować.
- Nic się jeszcze nie wyjaśniło - przyznała niechętnie. Czuła, że jej szorty i obcisła bluzka w pasy odsłaniają za wiele ciała, ale akurat to miała pod ręką po prysznicu pół godziny wcześniej. Nie spodziewała się, że wpadnie na czającego się w ciemnościach Ryana. - Ojej - powiedział współczująco. - Rozmawiałaś z weterynarzem? - Czy mógłbyś przestać go tak nazywać? - Wybacz, ale myślałem, że tym się zajmuje: opieką nad chorymi zwierzętami, które tęsknią za nim pod jego nieobecność. Był obrazkiem niewinności. Leciutka bryza zmierzwiła mu włosy. Wyglądał jak człowiek, który dobrze się czuje u siebie. - Jeśli musisz wiedzieć, tak, to był Greg. - Rozmawiał potajemnie za plecami żony?
- To nie był żaden potajemny telefon! - W takim razie co? Bo najwyraźniej nie rozmowa, którą chciałabyś przeprowadzić w obecności rodziny. - Jesteś niemożliwy! - Więc co mówił weterynarz? Jamie zazgrzytała zębami. Ryan był z natury przekorny; nie powinna brać tego do siebie. Zresztą tak bardzo odeszli od swoich ról, że dzieląca ich granica zaczęła się zacierać. Poznała jego rodzinę, zobaczyła go zrelaksowanego we własnym środowisku. Sama, z kolei, zwierzyła mu się ze spraw, którymi ani jej się śniło dzielić. Ryan przywykł do łamania barier i oburzanie się na jego naturalną ciekawość byłoby dziwne. Zresztą nic się nie stanie, jeśli opowie mu o Gregu i Jessice. I tak był uwikłany w tę sprawę. - Jessica wyznała mi, że czuje się znudzona i odizolowana tam, gdzie mieszkają.
R
Do Edynburga jest prawie czterdzieści minut, a ona lubi być w centrum wydarzeń. - Chyba się nie dobrali. - Co masz na myśli?
L T
- Weterynarz nie sprawia wrażenia kogoś, kto prowadzi bujne życie towarzyskie. Nie wyobrażam go sobie w roli duszy towarzystwa na jakimkolwiek przyjęciu. - Widziałeś go przez pięć minut! Nie znasz go. - Ach tak, zapomniałem, że łączyła was szczególna więź. - Nie łączyła nas żadna więź! - Jamie zarumieniła się, wspominając swe dawne marzenia. - Więc co takiego ujrzała w nim twoja wystrzałowa siostra? - Jest jej w stu procentach oddany. - Ale czy z wzajemnością? Jednostronne oddanie po jakimś czasie staje się męczące. - Czy twoja rodzina nie zacznie się zastanawiać, dokąd poszliśmy? - Jesteśmy dorośli. Raczej nie będą zaniepokojeni, jeżeli stracimy równowagę i wpadniemy do basenu. Zresztą Claire i Hannah jak co wieczór walczą z dziećmi, a mama
była zmęczona i poszła do łóżka z książką i filiżanką gorącej czekolady. Nie martw się nimi. - Masz wspaniałą rodzinę - westchnęła smutno Jamie. - Nigdy o niej nie opowiadałeś. - A ty dopiero ostatnio zaczęłaś opowiadać o swojej. - U mnie to co innego. Kiedy myślę o Jessice, zaczynam się denerwować. Ale twoje siostry... są takie spokojne. Ryan uśmiechnął się szeroko. - Pamiętam, jak ta trójka chciała mnie umalować, kiedy byłem młodszy. Nie oszczędzały mnie. Jamie roześmiała się mimo woli. - A ty wychowywałaś nastolatkę, kiedy sama nie skończyłaś jeszcze dwudziestu lat.
R
Jamie zatopiła się w myślach. Urzekło ją troskliwe zainteresowanie w jego głosie,
L T
ciepła bryza i łagodne, rytmiczne uderzanie fal o skałę. Była w nastroju do zwierzeń, zwłaszcza po rozmowie z Gregiem.
- Nawet przed śmiercią mamy Jessica była niezłym ziółkiem. Była piękna i potrafiła okręcić sobie mamę wokół palca. Gdy patrzę na twoje siostry i widzę, jak się wszystkim dzielą... Nieważne. Zawsze mówię, że nie ma sensu płakać nad tym, czego nie da się zmienić. - Racja. Ale opowiadałaś o rozmowie z weterynarzem. Sądzisz, że twoja siostra się nudzi, bo jest zwierzęciem imprezowym, a on dobrze się czuje tylko w towarzystwie chorych zwierząt. - Nic takiego nie powiedziałam! - Czytam między wierszami. Masz jakieś wieści o tym, jak rozwija się sytuacja? To naturalne, pomyślała Jamie, że Ryan chce się dowiedzieć, jak sprawy się potoczyły. Potrzebna mu asystentka w pełni sił, a im szybciej Greg i Jessica pogodzą się i wyjadą, tym lepiej dla niego. Nie może zapominać, że jego troska wynika z niepokoju o własne interesy. Nie może też dopuścić do zbytniej poufałości tylko dlatego, że wiedział teraz więcej o jej życiu prywatnym niż dotychczas. Nie było szans, że kiedykolwiek za-
interesuje się nim tak jak Gregiem, bo to Greg należał do czułych, troskliwych mężczyzn, którzy ją pociągali. Ale i tak... - Zdaje się, że znamy już prawdziwy powód tego, co się dzieje między Gregiem i moją siostrą. Wygląda na to, że Greg chce mieć dzieci i uważa, że teraz jest najlepszy czas, by się o nie postarać. I to wywołało katastrofę. - Twoja siostra nie ma ochoty? - Nie wspomniała mi o tym ani słowem. Wydaje mi się, że była odrobinę znudzona, ale gdy tylko Greg poruszył temat dzieci, wystraszyła się i poczuła, że jest w pułapce. Jedyne, co przyszło jej do głowy, to ucieczka. Dlatego przyjechała do mnie. Teraz przynajmniej dotarli do sedna problemu, więc możesz być spokojny. Jestem pewna, że zanim wrócę do Anglii, wszystko wróci do normy. Przestanę się spóźniać i nie będę już rozkojarzona. Wstała i otrzepała się z piasku, starając się nie myśleć o tym, że Ryan bacznie się jej przygląda swymi ciemnymi oczami.
L T
R
- Więc jaki mamy plan na jutro? Wiem, że twoje siostry, Tom, Patrick i dzieci wyjeżdżają. Nie mam nic przeciwko temu, żeby popracować wieczorem. To niesłychanie uprzejme z twojej strony, że dałeś mi tak wiele czasu wolnego. - Skończmy już z tą wdzięcznością - powiedział poirytowany Ryan. Przebiegł wzrokiem jej szczupłe nogi, wąską talię i jędrne piersi, które ledwo ukrywała bluzka. Ubrania, które wkładała do pracy, w ogóle nie podkreślały jej figury. - Nie zauważyłem cię przy basenie - ciągnął, wstając. - Siedziałam tu chwilę z książką. - Ale nie weszłaś do wody. Nie pływasz? - Pływam. Któregoś dnia włożyła czarne bikini, ale przeraziła ją wizja paradowania w skąpym kostiumie przed szefem, który pluskał się w basenie z rodziną. Szybko je zdjęła i zastąpiła o wiele bezpieczniejszą letnią sukienką. - Więc co cię powstrzymuje? Wstydzisz się kąpać z moją hałaśliwą rodziną? - Nie, oczywiście, że nie!
- Jutro po południu wyjadą. Będziesz się mogła nacieszyć basenem w ciszy i spokoju. - Może. Ale teraz powinnam już wracać. - Może mam bujną wyobraźnię, ale odnoszę wrażenie, że nie lubisz zostawać ze mną sam na sam. - O ile się nie mylę, spędziłam dziś trzy godziny tylko z tobą. - W towarzystwie dwóch komputerów. - Wykonuję swoją pracę! Za to mi płacisz. Teraz wracam. Weszli po kamiennych schodkach na ścieżkę, która okrążała dom i prowadziła do ogrodu okolonego palmami. Bogactwo kwiatów i krzewów, które go porastało, tworzyło wrażenie nieujarzmionej dzikości. Jamie zdawała się lecieć jak na skrzydłach. Dotkliwie zdawała sobie sprawę z tego, że Ryan podąża za nią. Od dziecka miała kompleksy na punkcie swojego wyglądu. Była
R
niższa niż Jessica i nie miała tak olśniewającej figury. A teraz miała na sobie szorty!
L T
Pomyślała o szeregu modelek, które pojawiały się w życiu Ryana: długonogich blondynkach z włosami do pasa. Mimo woli zaczęła się z nimi porównywać i być może dlatego potknęła się o wystający korzeń drzewa, idąc szybko, wyprostowana jak struna, z rękami skrzyżowanymi na piersi. W ciemną noc, w nieznanym terenie mogło to prowadzić jedynie do katastrofy.
Krzyknęła cicho. Zanim zdążyła wstać, Ryan podniósł ją, jak gdyby nic nie ważyła. - Puść mnie! - Uspokój się. Uścisk jego umięśnionych ramion i dotyk twardego torsu sprawiły, że przeszył ją dreszcz. Zaczęła się wiercić, ale po chwili stwierdziła, że wiercenie przynosi efekt przeciwny do zamierzonego: Ryan trzymał ją coraz mocniej, przyciskając do siebie. Rozluźniła mięśnie i pozwoliła, by zaniósł ją na werandę i delikatnie opuścił na jedno z rattanowych krzeseł, które stały wokół domu. - Nic mi nie jest - wycedziła przez zaciśnięte zęby. Ale Ryan pochylił się i zdjął jej espadryle.
Długimi palcami ostrożnie pomacał stopę i kostkę. Kazał jej poruszyć stopą. - Nic sobie nie skręciłam! - zawołała, starając się wyrwać stopę z jego uścisku, choć jej zdradzieckie ciało wolałoby się poddać dotykowi jego zręcznych dłoni. - Gdybyś skręciła, nie mogłabyś ruszać nogą. Potłukłaś się. Obejrzał jej kolano i ponownie wziął ją na ręce, informując, że trzeba będzie oczyścić zadrapanie. - Mogę to zrobić sama. Każda część jej ciała reagowała na jego dotyk i ani trochę jej się to nie podobało. Była przerażona. Pragnęła, by postawił ją na ziemi i pozwolił jej się wymknąć do bezpiecznej sypialni, ale Ryan niósł ją przez cały dom, po schodach prowadzących do skrzydła, w którym się zatrzymał, a następnie - kiedy już sądziła, że gorzej być nie może - do swojej sypialni. Jamie zamknęła oczy i stłumiła cichy jęk rozpaczy.
R
Nie była tu wcześniej. Jego pokój był ogromny, a centralne miejsce zajmowało duże bambusowe łóżko.
L T
Ryan posadził ją na kanapie pod oknem.
- Nie ruszaj się. Mam apteczkę w łazience. Przyzwyczajenie z czasów, kiedy byłem skautem.
- To niedorzeczne. Poza tym nie byłeś nigdy skautem! - Oczywiście, że byłem! - Zniknął w przyległej do sypialni łazience. Przez otwarte drzwi Jamie zobaczyła, jak szpera w szafkach, szukając apteczki. - Zdobyłem nawet kilka odznak. - Wrócił z niewielką puszką i uklęknął przed nią. - Jeśli będziesz kiedyś potrzebowała rozbić namiot albo rozpalić ogień przy pomocy dwóch kawałków drewna, zgłoś się do mnie. Widzisz te siniaki? Gdybyś nie pędziła na złamanie karku, nic by się nie stało. Jamie zacisnęła zęby i powstrzymała się od powiedzenia mu, że gdyby się przy niej nie pojawił, nie uszkodził jej telefonu i nie zmusił do długiej, osobistej rozmowy, nie czułaby potrzeby ucieczki. Ryan przemył zadrapania chusteczkami z alkoholem, a następnie delikatnie posmarował jej kolano maścią antyseptyczną.
- Nie ma sensu przyklejać plastrów - oznajmił. - Zagoi się na słońcu. - Dobrze. Dziękuję. Pójdę już, jeśli nie masz nic przeciwko. - Zanieść cię? - Daj spokój. - A wracając do naszej rozmowy... - Rozmowy o czym? - O jutrze, oczywiście. Opowiadałaś mi, co chcesz robić. W pracy. Czyżby? Nie była w stanie jasno myśleć. Wszystkie jej zakończenia nerwowe płonęły. Drżała na całym ciele. Wydało jej się to absurdalne. Jej szalone zauroczenie Gregiem było fatalne, ale przynajmniej potrafiła je zrozumieć. Ale Ryan? Nie miała nawet szacunku dla mężczyzn, którzy spotykali się wyłącznie z modelkami i nie widzieli w kobietach nic poza długimi nogami i doskonałą figurą. A zatem nie mogła być nim zauroczona. Po prostu tropikalny upał namieszał jej w głowie.
R
- Tak. Jest jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia, a ja mam sporo pomysłów zwią-
L T
zanych z twoimi prezentacjami. Naprawdę potrzebujesz mocnych argumentów przemawiających za wdrożeniem twojego systemu w tych samochodach. Nowe technologie mogą wiele zrobić dla środowiska.
Doszła do drzwi, sama nie wiedząc kiedy. Teraz opierała się o framugę, a Ryan patrzył na nią z przechyloną głową, słuchając jej ze stuprocentowym zainteresowaniem. Więc dlaczego była tak zdenerwowana? - Na pewno nic ci nie jest? - zapytał. - Pobladłaś. Nic sobie nie złamałaś, ale wciąż możesz być w szoku po upadku. To się zdarza. Masz drobny wypadek i sądzisz, że czujesz się dobrze, ale tak naprawdę... - Ja nie sądzę, że czuję się dobrze. Naprawdę się dobrze czuję. - Myślę, że jutro możemy sobie odpuścić pracę. Te wiedźmy znane jako moje siostry wyjeżdżają, a kiedy pojadą, w domu będzie straszliwie pusto. Dobrze byłoby spędzić trochę czasu z moją mamą, zająć ją czymś. - Oczywiście. Przyda wam się czas tylko dla siebie. Od kiedy przyjechaliśmy, nie miałeś okazji pobyć z nią sam.
- Och, nie ma takiej potrzeby. Spotkania sam na sam z moją mamą bywają niebezpieczne. - O czym ty mówisz? - zapytała, nie mogąc oderwać wzroku od jego ciemnych, hipnotyzujących oczu. - Ma irytujący zwyczaj wypytywania mnie o życie prywatne. Prawdę mówiąc, Ryan w ogóle nie zamierzał o tym wspominać. Pod maską pewnego siebie, czarującego mężczyzny był o wiele bardziej czujny i powściągliwy, niż mogło się wydawać. Ale chciał ją sprowokować. Frustrowało go, że Jamie zamyka się przed nim, i był zły na siebie za ciekawość, której nie potrafił zrozumieć. Teoretycznie zdawał sobie sprawę, że tajemnice, którymi się z nim podzieliła - a które mało kto uznałby za szokujące - były dla niej niezmiernie ważne. Być może żałowała swoich zwierzeń. A nawet na pewno ich żałowała, ale teraz nie było już odwrotu. To wszystko nie oznaczało jednak, że ich znajomość przeniosła się na nowy po-
R
ziom. A tego właśnie chciał. Chciał, by dzieliła się z nim swoimi myślami, ale by to
L T
osiągnąć, najpierw sam będzie się musiał z czegoś zwierzyć. Więc gdy spojrzała na niego z milczącym zainteresowaniem, usłyszał swój głos, mówiący z pełną powagą:
- Obawiam się, że mama nie pochwala używania życia. Wiedźmy zresztą też nie. - Chyba żadna matka nie byłaby zachwycona, gdyby jej syn wycofywał się w momencie, gdy pojawia się zagrożenie głębszego zaangażowania w związek. - Twoim zdaniem to właśnie robię? - A nie? Zresztą to nie moja sprawa. Tyle że nie podoba mi się, że sądzisz, że masz prawo zadać mi dowolne pytanie dotyczące mojego życia osobistego, choć wiesz, że ich nie znoszę, a sam nie odpowiadasz mi na żadne. Nie żeby mnie to wiele obchodziło. - Przykro mi - wyszeptał Ryan. - Jesteś moją niezastąpioną sekretarką. Powinienem cię obchodzić. Jeśli chodzi o kobiety, Ryan miał instynkty prawdziwego drapieżnika. Czuł, kiedy na niego reagowały - a Jamie reagowała właśnie teraz. Widział to po jej lekko rozdętych nozdrzach, delikatnym rumieńcu rozlanym po policzkach i rozszerzonych źrenicach.
Miała na wpół otwarte usta, jak gdyby chciała coś powiedzieć, a za rozchylonymi wargami dostrzegł perłowe zęby. Poczuł obezwładniające pragnienie, by przycisnąć ją do framugi i całować do nieprzytomności. Posmakować ją - tutaj, teraz, na własnym łóżku. Jednak choć Jamie nagle wydała mu się niebezpiecznie intrygująca, szaleństwem byłoby ulec fantazjom tylko po to, by zobaczyć, dokąd prowadzą. Przede wszystkim była najlepszą sekretarką, jaką kiedykolwiek miał. A poza tym nie była gotowa na igraszki bez zobowiązań. - Mój ojciec stracił czujność - powiedział. - Wziął ślub, miał dzieci... Przestał się mieć na baczności. Podczas gdy on dawał się oswoić, jego dyrektor finansowy częstował się majątkiem spółki. Zanim ojciec się zorientował, firma była na skraju bankructwa. Zapracował się na śmierć, starając się ją odbudować, ale było już za późno. Odziedziczyłem firmę pogrążoną w chaosie i doprowadziłem ją do porządku. I nie zamierzam stracić
R
czujności. Dzięki moim wysiłkom mama prowadzi życie, na jakie zasługuje, a siostry
L T
mają zapewnioną stabilizację finansową. Nie mam czasu na wymagający, długotrwały związek. Nie chcę, żeby coś mnie rozpraszało.
- Więc nigdy się nie ożenisz? Nie będziesz miał dzieci? Nie zostaniesz dziadkiem? - Jeśli tak, stanie się to na moich warunkach. Moja żona musi zdawać sobie sprawę, że najważniejsze jest dla mnie stuprocentowe zaangażowanie w sprawy firmy. W RS Enterprises nie dzieje się nic, o czym nie wiem. Nie pozwalam, by coś odciągało moją uwagę. - Szczęściara z tej, która cię dorwie - burknęła sarkastycznie Jamie, a Ryan wypuścił ją z uścisku i roześmiał się. - Spotykam się z kobietami, które rozumieją moje priorytety. - Leanne była wyjątkiem? - Leanne od pierwszej chwili wiedziała, jak sprawy się mają. Jestem szczery do bólu. Nie składam obietnic, których nie jestem w stanie dotrzymać i nie daję kobietom powodów do tego, by myślały, że wepchnęły stopę między drzwi. Nie proszę ich, by ze mną zamieszkały. Nie lubię, kiedy zostawiają u mnie swoje rzeczy. Ostrzegam je, że jeśli chodzi o czas, jestem nieprzewidywalny.
Jamie nie mogła się nadziwić, że Ryan sądzi, że wystarczy jasno ustalić zasady, by uniknąć złamanych serc. - Powinieneś powiedzieć to mamie. - Jamie ocknęła się z transu i przerwała kontakt wzrokowy. - Może przestanie cię nękać niewygodnymi pytaniami. Ryan zmarszczył brwi i obrócił się. - Może tak zrobię. W końcu szczerość popłaca.
L T
R
ROZDZIAŁ SZÓSTY Claire i Hannah z mężami i dziećmi wyjeżdżały w wielkim rozgardiaszu, szukając zagubionych zabawek, odhaczając na liście kolejne sprawy do załatwienia, ściskając wszystkich, całując i obiecując jak najszybsze ponowne spotkanie. A potem już ich nie było i dom nagle stał się niezwykle cichy i opustoszały. Za dwa dni Ryan miał wsiąść w samolot na Florydę, a ona - do Anglii. Vivian, mama Ryana, miała zostać na Karaibach jeszcze przez tydzień, wraz ze znajomymi, którzy co roku spędzali tu wakacje. Gdy Vivian udała się na popołudniową drzemkę, a Ryan oznajmił, że chce trochę popracować w samotności, Jamie odkryła, że nie ma nic do roboty. Po raz pierwszy zdała sobie, jak wielką ulgę przyniósł jej brak telefonu komórkowego. W zwykłych okolicznościach ze zdenerwowaniem śledziłaby rozwój wydarzeń między Gregiem i siostrą, ale
R
pozbawiona środka komunikacji z nimi - nie miała bowiem zamiaru korzystać z telefonu
L T
stacjonarnego - poczuła, że uwolniła się od zmartwienia, przynajmniej tymczasowo. Po raz pierwszy od przyjazdu postanowiła odpocząć nad basenem. Przebrała się w bikini i ruszyła nad pusty basen z ręcznikiem, kremem do opalania i książką. Czuła się jak na wakacjach. Znad otoczonego palmami basenu rozciągał się wspaniały widok na morze. Śpiewały ptaki i latały kolorowe motyle. Jamie położyła się na leżaku i zatopiła w myślach, a wszystkie myśli nieuchronnie wędrowały w kierunku Ryana. Czyżby niezauważalnie omamiły ją jego urok, inteligencja, dowcip? A może to wszystko zaczęło działać na nią dopiero w chwili, gdy Ryan odkrył kilka jej pilnie strzeżonych sekretów? Była zdecydowana nie popełniać drugi raz tego samego błędu i nie zakochać się we własnym szefie. Z perspektywy czasu zadurzenie w Gregu wydało jej się niegroźną odskocznią od problemów, które czekały na nią w domu. Greg był miły, troskliwy i delikatny i osładzał gorycz rezygnacji z marzeń o studiach. Za to Ryan... Tak, on też był miły, troskliwy i delikatny. Widziała to w jego stosunkach z matką, siostrami i ich dziećmi. Ale w obecności Ryana drżała z podniecenia, które jednocześnie
intrygowało ją i przerażało. Kiedy patrzył na nią swoimi ciemnymi oczami, zamiast przyjemnego drżenia czuła szalony przypływ adrenaliny, który pozostawiał ją bezbronną i bez tchu. Powrót do Anglii będzie dla niej ulgą. Miała nadzieję, że do tego czasu Greg i Jessica pogodzą się, ale nawet jeśli nie, to i tak wróci do bezpiecznego biura, kolegów z pracy i narzuconego przez siebie dystansu między szefem i sekretarką. Tutaj, tysiące kilometrów od domu, dzielące ich granice mogły łatwo zniknąć. Obróciła się na brzuch. Choć nie minęło pół godziny, a Jamie nałożyła grubą warstwę kremu do opalania, poczuła, że pali ją słońce. Jego promienie były gorące i bezwzględne, zwłaszcza o tej porze dnia. Kiedy próbowała czytać książkę, oczy męczyły się od refleksów. Przeciągnęła leżak do cienia pod rozłożystym drzewem. Wreszcie, gdy zaczęło jej być za gorąco nawet w cieniu, wskoczyła do basenu. Czysta rozkosz: woda była przyjemna jak chłodny jedwab. W Londynie Jamie pływała
R
rzadko - pracowała do późna i nigdy nie miała czasu.
L T
Zanurzyła się pod powierzchnię wody, starając się przepłynąć całą długość basenu bez nabierania powietrza.
Gdy tak pływała od brzegu do brzegu, w jej głowie zaczęły się pojawiać nieprzyjemne myśli.
Zrezygnowała z basenu ze względu na pracę. Z tego samego powodu porzuciła chodzenie na siłownię trzy razy w tygodniu. Umawiała się na wieczór z przyjaciółmi, ale często odwoływała spotkanie w ostatniej chwili, bo Ryan kazał jej zostać dłużej. Sądziła, że daje z siebie wszystko, bo jest ambitna i warta każdego pensa trzech podwyżek, które Ryan dał jej w ciągu osiemnastu miesięcy. Nigdy nie przyszło jej do głowy, że robi to, bo lubi być z Ryanem. Chwaliła siebie w duchu za to, że wyciągnęła nauczkę z pracy z Gregiem, ale czy jednocześnie nie popełniała nieświadomie tego samego błędu? Ta myśl była tak niepokojąca, że nie zauważyła, że zbliża się do krańca basenu. Uderzyła się w głowę i gwałtownie wypłynęła, łapiąc powietrze. Gdy otworzyła oczy, ujrzała na brzegu Ryana.
Miał na sobie kąpielówki - luźne szorty w kolorze khaki ze sznurkiem - i rozpiętą koszulę z krótkim rękawem. Widok jego umięśnionego, opalonego torsu wprawił ją w zakłopotanie jeszcze bardziej niż guz na czole. - Co ty tutaj robisz? - Po raz kolejny spieszę ci na ratunek. Nie sądziłem, że tak łatwo ulegasz wypadkom. Wyciągnął ręce, by pomóc jej wyjść z wody. Zignorowała go i podpłynęła do schodków w płytszej części. Usadowiła się na nich, na wpół zanurzona w wodzie. - Co ci przyszło do głowy, żeby pływać jak błyskawica, nie patrząc przed siebie? Ryan zrzucił koszulę i usiadł obok niej. - Pokaż ten guz. - Tylko nie to - warknęła Jamie. Dotknęła głowy i skrzywiła się z bólu. - Nic mi się nie stało, tak samo jak wczoraj.
R
- Uderzenie w głowę to poważniejsza sprawa. Ile widzisz palców?
L T
- Podobno miałeś pracować? - odparła oskarżycielskim tonem, obserwując kątem oka, jak Ryan, podpierając się na łokciach, odchyla głowę do tyłu z zamkniętymi oczami. Gdy gwałtownie otworzył oczy i spojrzał na nią, zarumieniła się i odwróciła wzrok.
- Pracowałem, ale nie mogłem oprzeć się pokusie zanurzenia się w wodzie. Nie sądziłem, że tak świetnie pływasz. - Obserwowałeś mnie? - Przyznaję się do winy. Ale nie zdradził, jak długo. Ani że po raz pierwszy w życiu nie był w stanie skoncentrować się na pracy. Przez okno obserwował, jak pływa w basenie, zahipnotyzowany tym widokiem. Jej bikini nie należało do najseksowniejszych kostiumów, jakie kiedykolwiek widział na kobiecie, ale na jej ciele stało się erotycznym dziełem sztuki. Przesunął wzrok na jej głęboki dekolt i pełne piersi. Zdawał sobie sprawę, że patrząc na nią w ten sposób, igra z ogniem. Ale niebezpiecznie zbliżał się do punktu, w którym już nie obchodziło go, czy Jamie jest jego niezastąpioną sekretarką i czy pójście z nią do łóżka byłoby szaleństwem, czy nie.
- Dzwoniłaś do siostry? - Zapomniałeś, że zepsułeś mi telefon? - Wynagrodzę ci to, jak tylko wrócę do Anglii. W zasadzie masz prawo zaraz po powrocie kupić sobie na koszt firmy najlepszy model na rynku. Nie ma ograniczeń! - To bardzo uprzejme z twojej strony. - Przeze mnie upuściłaś telefon. Choć właściwie powinnaś była mnie posłuchać i zadzwonić z telefonu domowego. - Zabawne: przez ciebie uszkodziłam telefon, ale to wszystko moja wina! Ryan zaśmiał się. - Mama mówi, że jesteś jedyną kobietą, jaką zna, która potrafi utrzymać mnie w ryzach. Chyba doszła do tego wniosku wczoraj, kiedy oskarżyłaś mnie o oszukiwanie w scrabble i kazałaś zdjąć z planszy moje słowo. Kiedy słyszę ten twój zgryźliwy ton, jestem skłonny się z nią zgodzić. Nigdy nie sądziłem, że spodoba mi się towarzystwo do-
R
minującej kobiety, ale ten pobyt z tobą jest bez wątpienia...
L T
- Pożyteczny! - wtrąciła Jamie. - Mam nadzieję, że udaje ci się zrobić to wszystko, co sobie zaplanowałeś. - Nie znoszę, kiedy to robisz. - Co robię?
- Nie udawaj niewiniątka! Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Kiedy tylko rozmowa zbacza z tematu pracy, za wszelką cenę chcesz do niego wrócić. - To nieprawda. Rozmawiałam o wielu różnych rzeczach z twoimi krewnymi. - Ale nie ze mną. - Nie płacisz mi za pogawędki. - Boisz się mnie? Stresuję cię? - Nie, nie stresujesz. Ale wiem, co się tutaj święci. Leniuchowanie całymi dniami nie jest w twoim stylu. Od kiedy z tobą pracuję, nie wziąłeś więcej niż weekend wolnego. - Zwróciłaś na to uwagę? - Przestań się tak uśmiechać! Przyjechałeś tu, być może trochę się nudzisz, więc umilasz sobie czas... wprawiając mnie w zakłopotanie!
- Czyżby? Zdawało mi się, że próbuję cię poznać. - Już mnie znasz. - Masz rację. Znam cię trochę. To prawda. Pracując tak blisko, zdążył poznać jej osobowość. Znał jej reakcje na różne rzeczy, jej nawyki, jej opinie na wiele tematów. Wszystko to składało się na obraz, w którym brakowało jedynie szczegółów. Z rozdrażnieniem pomyślał, że wszystkie te szczegóły dane było poznać weterynarzowi. - Tak samo jak ty znasz mnie. Na pewno wiesz, że nie chcę, żebyś się powstrzymała od kontaktów z siostrą tylko dlatego, że krępujesz się korzystać z telefonu. No chyba że boisz się, że ktoś usłyszy twoją rozmowę z weterynarzem. A może nie chcesz, by cię przyłapano na udzielaniu porad małżeńskich żonatemu mężczyźnie. - To było nie na miejscu! - Za każdym razem, kiedy wspominam o tym człowieku, wydajesz się zawstydzo-
R
na. Dlaczego? Czy coś było między wami? A może w dalszym ciągu jest?
L T
Jamie odepchnęła się od schodków i popłynęła na przeciwległy kraniec basenu. Gdy tam dotarła, usłyszała, że Ryan płynie za nią, ale nie obróciła się. - Greg jest mężem mojej siostry! - Zmierzyła go gniewnym wzrokiem, gdy znalazł się przy niej. - Nic między nami nie ma.
- Ale nie zawsze był jej mężem. Znasz go dłużej od niej. Widziałem, jak patrzysz na niego, kiedy pojawił się u ciebie w święta...
- Absurd. Wcale na niego nie patrzyłam! Ależ oczywiście, że tak. Ujrzała go wtedy pierwszy raz od długiego czasu i nie była jeszcze pewna, czy jej głupie zadurzenie minęło. Na jej policzki wkradł się rumieniec. - Czy to przez niego przeprowadziłaś się do Londynu? - W Londynie łatwiej było o pracę. Poza tym gdy Jessica wyszła za mąż, sprzedałam dom, w którym się wychowałyśmy, i podzieliłam się z nią pieniędzmi. Dzięki temu odłożyłam trochę na własne mieszkanie i wystarczyło mi oszczędności, żeby coś wynająć na czas szukania pracy. - Dlaczego w to nie wierzę? - Bo masz podejrzliwą naturę.
- Spałaś z nim? - Chyba żartujesz! A więc nie. Uśmiechnął się z zadowoleniem. - To dobrze. Choć mam wrażenie, że nie musiałbym się przejmować, że mu nie dorównam. - O czym ty mówisz? - A jak myślisz? Ryan sam nie wiedział, co go skłoniło do przekroczenia granicy. Wiedział tylko, że jej pragnie. Choć w obecności kobiet zawsze potrafił zachować zimną krew, tym razem opanowanie opuściło go pod naporem niespodziewanego pożądania, które niweczyło resztki zdrowego rozsądku. Nie dał sobie czasu na zastanowienie. Jej także nie. Jednym zgrabnym ruchem okrążył ją i uwięził między swoimi ramionami, opierając dłonie o ścianę basenu. Pochy-
R
lił się nad nią i poczuł na twarzy jej oddech, dojrzał w jej oczach panikę, która nie zdoła-
L T
ła zgasić jego pożądania. Trafnie wyczuł jej zakazane zainteresowanie nim - i ta świadomość rozpaliła go, jeszcze zanim dotknął ustami jej warg. Krótki publiczny pocałunek w czasie świątecznego przyjęcia był jedynie przedsmakiem tego, co nastąpiło. Jamie rozchyliła usta i choć starała się odepchnąć go od siebie, jej wargi miały inne zdanie. Próbowała coś powiedzieć, ale on zdusił jej słowa, pogłębiając pocałunek. Gdy oderwała się od niego i odchyliła głowę do tyłu, przesunął językiem po linii jej szyi, a ciało Jamie przeszyły gwałtowne dreszcze. Gdy zsunął ramiączka jej bikini, była zakłopotana, ale tylko przez chwilę. Dopiero gdy szarpnął za dół jej kostiumu, otworzyła oczy i zdała sobie sprawę z tego, co robi. Jak do tego doszło? Oczywiście, wiedziała doskonale. Po co się oszukiwać? Pragnęła go od wielu miesięcy - miała wrażenie, że od zawsze. Ryan rozpalił w niej coś, czego nie rozniecił jeszcze nikt, i nie chodziło wyłącznie o fizyczne przyciąganie. Zawrócił jej w głowie cały on, mężczyzna z krwi i kości. Nie uświadamiała sobie tego aż do tej pory. Zaczęła się wiercić i odepchnęła go od siebie, po czym zanurkowała i z szybkością błyskawicy popłynęła na drugi koniec basenu.
Ryan bez trudu ją dogonił. - Co się dzieje? - Nie wiem, co się stało - wyszeptała. - Chętnie ci to wytłumaczę. Przyciągamy się. Dotknąłem cię, a ty zapłonęłaś. - Nieprawda! - Nie udawaj, Jamie. Dlaczego się wyrwałaś? - To... niewłaściwe. - Jesteśmy dorośli. Mamy prawo się sobie podobać. - Jesteś moim szefem! Pracuję z tobą! - Pragnę czegoś więcej niż tylko twojej sumienności. Chcę cię mieć w swoim łóżku, dotykać cię tam, gdzie mi się podoba. Założę się, że chcesz tego samego, nawet jeśli uważasz, że to niewłaściwe. Mogę się nawet założyć, że jeśli dotknę cię tutaj... - Ryan przesunął palcem po jej dekolcie i obserwował, jak Jamie z trudem łapie oddech - ...nie
R
będziesz mogła spojrzeć mi w oczy i powiedzieć, że mnie nie pragniesz. - Nie pragnę cię. - Kłamczucha!
L T
Pocałował ją ponownie i kłamstwo wyszło na jaw. Całowała go, nie mogąc mu się oprzeć, i tęskniła za jego ustami, gdy odchylił głowę i spojrzał na nią. - Teraz spróbuj mi powiedzieć, że nie wiesz, jak to się stało! - W porządku. Może i mnie pociągasz, ale nie jestem z tego dumna. Dobrze, miałeś rację. Czułam coś do Grega. To dlatego chciałam wyjechać, przeprowadzić się gdzieś daleko. Miała wrażenie, że wyjawia mu swoją ostateczną tajemnicę. Na zawsze żegnała się z prywatnością, ale jaki miała wybór? Musiała znaleźć w sobie siłę i użyć dobrej wymówki, bo w przeciwnym razie zostanie przez niego pożarta. Ryan stał bez ruchu. A więc nie spała z weterynarzem, ale coś do niego czuła, być może nawet go kochała. Był wstrząśnięty siłą własnej reakcji na tę wiadomość. - Popełniłam błąd, jeśli chodzi o Grega, i wyciągnęłam z niego nauczkę. Nie popełnię go po raz drugi. Nie pójdę z tobą do łóżka, ot, tak sobie. Idę już. Obiecaj mi, że nigdy o tym nie wspomnisz.
- Wydłuża się lista rzeczy, o których mam nie wspominać. A kto powiedział, że seks między nami miałby być błędem? - Ja. Nie jestem taka jak ty. Nie pójdę z kimś do łóżka tylko dlatego, że mi się podoba. Jeśli nie możesz przejść nad tym do porządku dziennego, uprzedzam, że po powrocie z Florydy na twoim biurku będzie czekało moje wypowiedzenie. To nie była czcza groźba; Jamie mówiła serio. Ryan przywykł do zdobywania kobiet z łatwością. Jamie była pierwsza, której naprawdę pragnął, i to właśnie ona go odtrąciła. Zacisnął pięści, ale nie mógł nic powiedzieć. W milczeniu skinął głową. - Dobrze. - Jej ciało wciąż płonęło, ale ocaliła resztki honoru. - Pójdę już. - Wyszła z wody, starając się nie wspominać dotyku jego ust i warg. Na odchodnym rzuciła mu spojrzenie sponad ramienia. - Czy jest coś, czym mam się zająć? - Mogłabyś się wykazać inicjatywą. Proponuję coś na tyle absorbującego, by po-
R
zwoliło ci zapomnieć o tym wstrętnym cielesnym przyciąganiu.
L T
Korciło go, by jej powiedzieć, że być może weterynarz wylądował u boku niewłaściwej siostry. Jamie nie chciała prawdziwego mężczyzny. Nic dziwnego, że zakochała się w facecie, dla którego liczyły się przede wszystkim chore zwierzęta. Czy związek z kimś takim byłby wymagający? Raczej nie. Jego pruderyjnej sekretarce na pewno by się to podobało.
Ale ta myśl wcale nie sprawiła, że poczuł się lepiej. Przeciwnie, miał wielką ochotę coś roztrzaskać. Zamiast tego wskoczył do basenu. Pływał, nie rozglądając się, aż poczuł ból w mięśniach. Choć był niezwykle wytrzymałym pływakiem, dwie godziny bez wytchnienia dały mu się we znaki. Mimo to pływałby dalej, gdyby nie usłyszał, że ktoś biegnie. W tropikach zmierzch zapadał szybko. Pomarańczowy kolor nieba miała niedługo zastąpić aksamitna czerń, ale w gasnącym świetle Ryan dostrzegł drobną sylwetkę Jamie, która zatrzymała się u szczytu schodków, po czym zbiegła po nich. Nic dziwnego, że tak często robiła sobie krzywdę! Ryan wynurzył się z wody i bez wycierania się wciągnął na plecy zrzuconą wcześniej koszulę.
- Pilny problem w pracy? - zapytał sarkastycznym tonem. Zamilkł jednak, widząc jej minę. Na jej twarzy malowała się panika - i ta panika była zaraźliwa. Przeszył go zimny dreszcz. - Co się stało? - Twoja mama... Źle z nią. - O czym ty mówisz? - Ruszył w stronę domu. - Po kąpieli nie mogłam jej nigdzie znaleźć, więc postanowiłam zajrzeć do jej sypialni i zapytać, czy nie ma ochoty na herbatę. Gdy weszłam, leżała na łóżku, biała jak prześcieradło. Powiedziała, że czuje mrowienie w ramionach, miała nierówny oddech. Przybiegłam tu najszybciej, jak mogłam... Dotarli do domu. Ryan przeskakiwał po dwa stopnie, a zadyszana Jamie starała się dotrzymać mu kroku. Vivian Sheppard nie spała, ale najwyraźniej nie czuła się dobrze i była przerażona. Kilka sekund później Ryan dzwonił już do szpitala. Poprosił o konkretnego specjalistę i skinął głową, zadowolony z odpowiedzi.
L T
- Karetka przyjedzie za pięć minut.
R
Uklęknął przy łóżku i wziął mamę za rękę. Vivian, zwykle energiczna i roześmiana, była wyczerpana, ale zdołała uśmiechnąć się słabo do syna. - Na pewno nie ma się czym martwić - powiedziała. Nie ukrywała zniecierpliwienia, gdy Ryan zabronił jej mówić. Gdy tylko Jamie usłyszała sygnał karetki, zbiegła na dół i pokierowała ratowników do sypialni Vivian. Nie chcąc stawiać bladego ze zdenerwowania Ryana w niezręcznej sytuacji, szeptem oznajmiła mu, że zostanie w domu, ale nie położy się przed jego powrotem. - Nie wiem, kiedy to się stanie - powiedział Ryan. Prawie nie patrzył na nią, wciągając T-shirt i wsuwając stopy w mokasyny. - Nie szkodzi. - Bogu dzięki, że do niej zajrzałaś. Jamie położyła dłoń na jego ramieniu i przez suchą koszulkę poczuła żar jego ciała. O mało nie odciągnęła ręki jak po oparzeniu.
- Wiem, jak bardzo się martwisz, ale postaraj się tak nie denerwować. To zaraźliwe. Nie chcesz chyba, żeby twoja mama się wystraszyła. - Masz rację - przyznał. - Muszę iść. Zadzwonię na domowy, jak tylko będzie okazja. Albo lepiej... - wyjął telefon komórkowy i podał jej - ...weź to. Zadzwonię z telefonu mamy. Wyszedł. Chwilę później sygnał oddalającego się ambulansu przycichł i znów słychać było tylko cykanie świerszczy i szum wiatru w koronach drzew.
Przez trzy kolejne godziny siedziała na kanapie w salonie. Okna były otwarte, a bryza wichrzyła muślinowe zasłony. Komórka Ryana leżała na rattanowym stoliku tuż przy niej, ale nie dzwoniła. Jamie zdrzemnęła się; obudził ją trzask frontowych drzwi. Usłyszała kroki, a po chwili w drzwiach pokoju stanął Ryan. - Myślałam, że zadzwonisz - powiedziała zaspana, siadając na kanapie. - Niepokoiłam się. Jak się czuje mama? Usiadł obok niej.
L T
R
- Miała łagodny udar. Lekarz mówi, że nie ma się czym martwić. Zrobili jej mnóstwo badań i zatrzymali ją na parę dni, by zrobić kolejne, ale uspokoili mnie. - Powiedzieli ci, co spowodowało udar? - Coś.
Dokładnie to mu powiedziano. Osobiście uważał, że zawinił stres - i tu zaczynały się trudności. Bo czym się mogła stresować jego mama? Prowadziła spokojne, wygodne życie. Martwiła się jedynie o dzieci, ale Claire, Hannah i Susie ustatkowały się już i były szczęśliwe. A zatem mama mogła się niepokoić jedynie o niego. Gdy siedział przez kilka godzin na twardym krześle, czekając na wyniki badań, miał trochę czasu, by się nad tym zastanowić. Czy podczas gdy on podróżował po świecie, pracował na okrągło i wdawał się w kolejne romanse bez zobowiązań, mama zamartwiała się do tego stopnia, że ucierpiało jej zdrowie? Ogarnęło go poczucie winy. - Rozmawiałeś z siostrami?
Nie miał ochoty na rozmowę. Jamie widziała, że myślami jest daleko stąd. Gdy jednak stwierdziła, że powinna już pójść do łóżka, bo Ryan najwyraźniej chce zostać sam, uniósł wzrok. - Zadzwoniłem do Hannah i wyjaśniłem, co się stało. Oczywiście chciała natychmiast wsiąść w samolot, ale przekonałem ją, że to nie ma sensu. Zostanę tu, aż mama będzie w stanie podróżować, i wrócę z nią do Anglii. Będziesz musiała odwołać mój wyjazd na Florydę. Skontaktuj się z biurem. Może mnie zastąpić Evans albo George Law. Wyślij im wszystkie niezbędne informacje mejlem. Jamie skinęła głową. Ryan patrzył na nią tak, jak gdyby miał coś więcej do powiedzenia, ale nie był pewien, jak to ubrać w słowa. Może był zakłopotany jej obecnością w chwili, gdy w rodzinie nastąpił kryzys. Może chciał, by jak najszybciej wyjechała, ale nie wiedział, jak ją o to poprosić, zwłaszcza że sam nalegał, by przyjechała tu z nim. - Oczywiście - wyjąkała, przygryzając dolną wargę. - Chciałam tylko powiedzieć,
R
żebyś się nie krępował, jeśli chcesz, żebym wyjechała. Doskonale to rozumiem. To, co
L T
się stało, spadło jak grom z jasnego nieba i obecność sekretarki jest ostatnią rzeczą, której potrzebujesz. Uśmiechnął się kwaśno.
- To nie tak, jak myślisz. Nie wiem, jak ci to powiedzieć... - Co takiego?
Jamie ogarnął autentyczny lęk. Przypomniała sobie incydent w basenie i wzdrygnęła się: oto był prawdziwy powód jego wahania. Miał czas zastanowić się nad ich niewłaściwym postępowaniem, a teraz nadszedł czas rozliczeń. Do oczu napłynęły jej łzy żalu, gdy wyobraziła sobie, jak jej satysfakcjonująca, dobrze płatna, wspaniała praca pryska jak bańka.
ROZDZIAŁ SIÓDMY Ryan wciąż na nią patrzył. Nie ulegało wątpliwości, że zasnęła na kanapie; miała czerwone policzki i zmierzwione włosy. Wyglądała bardzo młodo i niewinnie. W niczym nie przypominała profesjonalnej, energicznej sekretarki, do której przywykł. - Naprawdę nie wiem, jak to powiedzieć... - Trudno mi uwierzyć, że zabrakło ci słów. - Moja mama widziała nas. W basenie. - O, nie. - Jamie zakryła usta ręką. Po jej twarzy rozlał się gorący rumieniec. - Skąd wiesz? Powiedziała ci? - Oczywiście, że tak. Nie wymyśliłem sobie tego. Postanowiła przejść się po ogrodzie, by zaczerpnąć świeżego powietrza, i usłyszała nas. Ruszyła w kierunku, z którego dobiegały głosy... i zastała coś, czego się nie spodziewała. - Przepraszam. To wszystko moja wina!
L T
R
Jamie nie była w stanie usiedzieć spokojnie i zaczęła chodzić nerwowo po pokoju. Musiała zacisnąć dłonie, by powstrzymać ich drżenie. Ogarnęła ją fala wstydu. Czuła się, jak gdyby pod skórą miała tysiące kłujących igieł. - Wyjeżdżam natychmiast - oznajmiła, stając przed nim. - Spakuję się w pół godziny. - Nie bądź niedorzeczna! - Nie mogę tu zostać. Nie będę potrafiła spojrzeć w oczy twojej mamie. To, co zrobiliśmy, było okropne. Popełniliśmy błąd. Musiała być wstrząśnięta. Czy to dlatego...? Czy spowodowaliśmy...? - Nie! A teraz usiądź! - Odczekał, aż Jamie z powrotem usiadła, choć wciąż sprawiała wrażenie, jak gdyby chciała uciec przez otwarte drzwi. - To, co zobaczyła, nie zszokowało jej. Przeciwnie, była przeszczęśliwa. Na pewno wróciła do domu z uśmiechem na ustach. - Nic z tego nie rozumiem.
- Jak już wspomniałem, moja mama od dłuższego czasu przejmuje się moim stylem życia. Wiedźmy twierdzą, że to dlatego, że jestem synem i najmłodszym dzieckiem. W każdym razie gdy nas zobaczyła, wyciągnęła pewne wnioski. - Jakie? - Że coś nas łączy. - Bo łączy. Pracujemy razem. - Dziwnym trafem, widząc nas splecionych w basenie, nie doszła akurat do tego wniosku. Mama sądzi, że nic wcześniej nie powiedziałem, bo zawsze wyznawałem zasadę oddzielania życia prywatnego od zawodowego. Uważa, że w obecności sióstr i ich potomstwa zdołaliśmy nie skakać sobie w ramiona, ale gdy tylko wyjechali, nie mogliśmy już wytrzymać. Jamie przycisnęła dłonie do rozpalonych policzków. - Powiedziałeś jej prawdę? - No cóż, tu zaczynają się schody...
L T
R
Ryan zamilkł na kilka chwil. Miał nadzieję, że Jamie sama skojarzy fakty i domyśli się, co ma jej do powiedzenia. Ale jej bystry umysł po raz pierwszy zawiódł. - Nie mogłem - powiedział wreszcie. - Jak to?
- Mama cię polubiła. Wcześniej poznała kilka moich partnerek i żadna z nich nie spełniała jej oczekiwań. Wydaje jej się, że jesteśmy w poważnym związku. Nie mogłem pozbawić jej złudzeń, by jej nie narażać na dodatkowy stres po udarze. Zanim odwieźli ją na badania, zdążyła mi powiedzieć, że cieszy się, że poszedłem wreszcie po rozum do głowy i znalazłem sobie kobietę, która dotrzymuje mi kroku. - To okropne! Rozumiem, że twoja mama powinna unikać stresu, ale zdenerwuje się jeszcze bardziej, jeżeli będziesz ją oszukiwał, a potem wyjawisz jej prawdę, gdy wróci do zdrowia. Nigdy więcej ci nie zaufa! - Więc swoją szczerością powinienem narazić jej zdrowie na szwank? Nie myśl, że jesteś jedyną osobą, która czuje się odpowiedzialna za rodzinę. Gdy zmarł mój ojciec, mama stała się podporą rodziny. Przeszła bardzo wiele. Przeżyła szok, gdy sobie uświadomiła, że finanse rodziny są w fatalnym stanie. Rzekomi przyjaciele ją opuścili, bo nie
mieszkała już w dużym domu i nie miała dużego samochodu. To mnie przypadło w udziale doprowadzenie spraw do porządku. Teraz, gdy w grę wchodzi jej zdrowie i spokój ducha, też jej nie zawiodę. Wstrząsnął ją wyraz bólu i zmartwienia na jego twarzy. W potężnym, dominującym mężczyźnie udało jej się dostrzec zagubionego chłopca, który musiał prędko dorosnąć. Tak samo jak ona. - Pozwoliłem więc mamie uwierzyć w to, w co chce wierzyć. - Ja... - Wiesz co, Jamie? Może masz rację. Może będzie lepiej, jeśli pojedziesz. Jakoś wytłumaczę mamie twoją nieobecność. Choć sądziła, że właśnie tego chce, teraz odkryła, że wcale nie ma ochoty wracać. Wiedziała, że Ryan nie spróbuje jej powstrzymać, jeżeli zgodzi się wyjechać, ale ich relacje nieodwracalnie się zmienią. Czy w ogóle będzie mogła dalej dla niego pracować?
R
A zresztą dlaczego tak ją rozwścieczyła wizja podtrzymywania iluzji? Jego matka
L T
była chora, a jeśli nieszkodliwe kłamstewko pozwoli jej szybciej wrócić do zdrowia, to co w tym złego? Niedługo wrócą do Londynu, a Ryan w swoim czasie oznajmi jej delikatnie, że zerwali ze sobą - oczywiście w zgodzie. Mamie z pewnością będzie przykro, ale jej zdrowie na tym nie ucierpi.
Jamie zrobiło się słabo, gdy sobie uświadomiła, dlaczego właściwie się zdenerwowała. Jej gniew wynikał z lęku, a lęk - z tego, że Ryan stał się dla niej kimś więcej niż tylko szefem. Nie chciała udawać, że są w związku, bo bała się zatarcia granicy między prawdą i fikcją. Bała się, że kłamstewko nie okaże się wcale takie nieszkodliwe - przynajmniej nie dla niej. Zawieszona między młotem a kowadłem, rozważyła serię ponurych scenariuszy i jak tonący człowiek, który wreszcie wypływa na powierzchnię, znalazła jedyny możliwy sposób, w jaki mogłaby uzasadnić przystanie na jego szalony pomysł. Uzna to za zadanie służbowe. - Na czym dokładnie miałaby polegać ta gra?
- Chcesz powiedzieć, że jesteś gotowa udawać razem ze mną? Wierz mi, byłbym ci bardzo wdzięczny. Ale kiedy się zdecydujesz, nie będziesz mogła zmienić zdania w trakcie. - Jak rozumiem, odgrywalibyśmy tę farsę tylko tutaj, w obecności twojej mamy? - Naturalnie. - Jak długo by to trwało? - Przynajmniej tydzień. Jestem pewien, że będzie zdolna do podróży do Anglii już wcześniej, ale gdy chodzi o rodzinę, nie ryzykuję. Ryzyko jest zarezerwowane dla sfery zawodowej. - Tydzień... - Jamie patrzyła w dal. Siedem dni, w tym długie godziny, podczas których nie trzeba będzie udawać, bo mama Ryana będzie spała lub odpoczywała. - W porządku. Zgadzam się, ale pod warunkiem, że postawimy jedną sprawę jasno. - Jaką?
R
- To, co stało się w basenie, było straszliwym błędem. Słońce, żar tropików... No
L T
cóż, była to chwila zapomnienia w egzotycznej scenerii. Ale musisz mi obiecać, że jeśli mamy udawać coś ze względu na twoją matkę, nie może dojść między nami do kontaktu fizycznego. Musimy wyznaczyć wyraźne granice. - Nie jestem jakimś uwodzicielem, który czai się na niewinną ofiarę. Doświadczenie uczy, że namiętność rządzi się swoimi prawami. Nie słucha głosu rozsądku. - Może u ciebie, ale na pewno nie u mnie. - Może gdybyś dała sobie spokój z tą cnotliwością i rzuciła się w objęcia weterynarza, poślubiłby inną siostrę. Jamie płonęła ze wstydu. To, co powiedział Ryan, nasunęło jej niewygodne pytanie. Dlaczego bez trudu potrafiła opanować swoje pragnienie przy Gregu, a przy Ryanie, który był zdecydowanie mniej odpowiednim obiektem jej uczuć, wprost stanęła w płomieniach, nie mogąc pohamować gwałtownego pragnienia, by pieścić go i być pieszczoną...? Czy on zastanawiał się nad tym samym? Czy już na zawsze stanie się dla niego kobietą, która nie mogła mu się oprzeć? Kiedy wrócą do Anglii, a on znów zacznie się
spotykać z królowymi wybiegów, czy będzie się uśmiechał pod nosem na myśl, że schowana za ekranem komputera sekretareczka potajemnie go pożąda? - Może i dałam się ponieść namiętności, ale cały czas myślałam o Gregu! Może to przypadek jakiegoś dziwnego przeniesienia uczuć. - Chcesz powiedzieć, że byłem dla ciebie substytutem? - Chcę powiedzieć, że nie ma sensu nic analizować. To się nie powtórzy. Musisz mi to obiecać, bo inaczej nie zgodzę się na twoje przedstawienie. A więc, pomyślał Ryan z narastającą wściekłością, kiedy odchyliła głowę i oddała się pieszczotom jego języka, oczyma wyobraźni widziała twarz weterynarza? Ryan nie znał się na psychologii, ale czuł, że nagłe pojawienie się weterynarza mogło uruchomić w niej jakiś proces, który zakończył się odrzuceniem przez nią zahamowań. - Masz moje słowo. - Uśmiechnął się ponuro i wstał. - Chodźmy spać. Jest późno. Z samego rana jadę do szpitala.
R
- Czy mogłabym pojechać z tobą? Bardzo polubiłam twoją mamę. Chciałabym na
L T
własne oczy zobaczyć, jak się czuje.
Ryan ruszył do drzwi i zgasił światło. Pokój momentalnie pogrążył się w ciemności, ale on wciąż widział błysk w jej pełnych niepokoju oczach. Może i znaleźli się w niezręcznej sytuacji, ale nie ulegało wątpliwości, że Jamie troszczyła się o jego mamę. - To nie ma sensu, naprawdę. Za dzień lub dwa wróci do domu, a ty lepiej spożytkujesz swój czas na załatwianiu zastępstwa na konferencję na Florydzie. Trzeba będzie wysłać wszystkie informacje George'owi. Moim zdaniem będzie lepszy niż Evans. Może nawet przydadzą mu się twoje wykresy i plansze. Jamie poczuła piekące łzy w kącikach oczu i musiała odwrócić wzrok. To właśnie był Ryan, któremu nie mogła się oprzeć - wyluzowany, zadziorny Ryan. - Nie zamierzałeś ich wykorzystać, prawda? - Zabrałbym je ze sobą. A jeśli chodzi o wykorzystanie ich, no cóż, moje referaty opierają się na improwizacji. Choć muszę przyznać, że ten kolorowy wykres jest bardzo ładny. - Zatroszczę się o wszystko - obiecała. Wyszła na korytarz.
- Nie mam co do tego wątpliwości. Nie było już potrzeby rozważać wszystkich za i przeciw dziwnej gry, w której zgodziła się wziąć udział. Zresztą Jamie nie miała na to czasu. Jak się okazało, następnego dnia Vivian wróciła do domu. Było po piątej po południu. Jamie, która właśnie zakończyła ostatnią rozmowę telefoniczną z organizatorami konferencji na Florydzie, wychodziła z gabinetu, gdy usłyszała, jak przed domem zatrzymuje się samochód Ryana. Nie było go od ósmej trzydzieści. Zadzwonił, by jej powiedzieć, że zostaje w miasteczku. Chciał się spotkać z przewodniczącym rady turystyki i podzielić się z nim pomysłem otwarcia luksusowego hotelu na wyspie. Jamie wiedziała, że w ostatnich miesiącach rozważał poszerzenie granic swojego imperium i nie zdziwiło jej, że wybrał wyspę, którą tak dobrze znał. Nie miała pojęcia, co ją czeka. Ze ściśniętym żołądkiem skierowała się w stronę drzwi. Gdy otworzyły się na oścież, ujrzała Vivian - bladą, ale wyglądającą zdrowiej niż ostatnio.
L T
- Moja droga, jak dobrze cię widzieć!
R
Jamie uścisnęła ją serdecznie. Spojrzała na Ryana sponad ramienia jego matki. - Jak się czujesz, Vivian?
- Jak staruszka. - Uśmiechnęła się, wzięła Jamie pod rękę i ruszyła do salonu. Było to jedno z najchłodniejszych pomieszczeń w domu, dzięki temu, że było tam mnóstwo przeszklonych drzwi, które można było otworzyć i wpuścić do środka kojącą bryzę. Poza tym na suficie wisiał wentylator. - Myślałam, że mam końskie zdrowie - wyznała, siadając na sofie w paski. Nagle wydała się o wiele bardziej wątła. - Wszyscy tak sądzimy, aż coś nam uświadamia, że się myliliśmy. Na szczęście to był bardzo łagodny udar. Ostrzeżenie, jak powiedział mi lekarz. Powinnam trochę zwolnić. Na chwilę zamknęła oczy, po czym otworzyła je i uśmiechnęła się do syna, który zajął miejsce za Jamie. Położył dłoń na jej karku. Delikatnie muskał kciukiem jej skórę. A więc na tym polegała gra - na naturalnej bliskości, której jego mama spodziewała się po dwojgu pozostających w związku osobach... i która miała zgubny wpływ na jej zmysły.
Vivian była drobniejszą, pulchniejszą wersją syna. Miała te same ciemne włosy, takie same oczy. Oczy, z których biła radość, gdy na nich patrzyła. - Moja droga - zaczęła ciepło - nawet nie wiesz, jak się ucieszyłam, kiedy Ryan mi wszystko opowiedział. Jamie odsunęła się i usiadła na krześle, zostawiając Ryana na sofie z mamą. Delikatnie dotknęła miejsca na szyi, gdzie wciąż czuła mrowienie, i przykleiła uśmiech do twarzy. - Niegrzeczny z niego chłopak - ciągnęła Vivian. - Po co ta cała tajemniczość? Oczywiście wiadomo, jak bardzo zależy mu na oddzielaniu życia uczuciowego... - Mamo, jestem tutaj! - Wiem, dlatego nie powiedziałam „życia seksualnego". Ryan jęknął i spąsowiał. - ...od pracy. Ale sprawiło mi to ogromną radość. Pewnie mówił ci, że od dłuższe-
R
go czasu mu powtarzam, by znalazł sobie odpowiednią kobietę i się ustatkował.
L T
- Coś o tym wspominał - bąknęła Jamie.
- Wiadomość, że mnie posłuchał, podniosła mnie na duchu. Jestem taka szczęśliwa, że dojdę do siebie w mgnieniu oka!
Przez następne półtorej godziny Vivian zbywała pytania o dietę, rehabilitację i plany po powrocie do Anglii. Żywiołowo rozprawiała natomiast o tym, że jej syna spotkało wielkie szczęście, bo znalazł Jamie. Zadawała pytania, na dźwięk których Jamie oblewała się rumieńcem i milkła, a na które Ryan - aktor godny Oscara - odpowiadał z niezłomną pewnością siebie. Vivian utrzymywała, że od początku domyślała się, co jest na rzeczy. Zaczerwieniła się lekko, opowiadając o chwili, gdy jej przypuszczenia się potwierdziły. Zapewniła, że nie zatrzymała się długo nad basenem; nie widziała nic poza „pocałunkiem, który mówił wszystko". Jamie marzyła o tym, by ziemia się rozstąpiła i ją pochłonęła, a następnie wypluła gdzieś, gdzie wydarzenia ostatnich tygodni nie miały miejsca. - To koszmar - oznajmiła, gdy Vivian udała się do sypialni z talerzem tostów i filiżanką herbaty.
- Porozmawiajmy w ogrodzie. Mama może się niespodziewanie pojawić, a nie chcę, żebyś zniweczyła jej nadzieje paroma nieuważnymi słowami. Obrócił się na pięcie i wyszedł na werandę. Zeszli ze zbocza krętymi drewnianymi schodkami i znaleźli się na położonej w dole białej, piaszczystej plaży. Było ciemno, ale morze lśniło w świetle księżyca. Jamie znalazła się na tej plaży dopiero trzeci raz, a po raz pierwszy - w nocy. Dom stał ponad naturalną zatoczką, do której można było dotrzeć jedynie łodzią lub od strony ogrodu. Stąd też panował w niej idealny spokój. Po plaży rozsiane były kawałki drewna wyrzuconego z morza na brzeg, a łupiny kokosa były źródłem niekończącej się radości i zabawy dla dzieci, gdy odwiedzały wyspę. Ryan schylił się, by podnieść jedną z nich, i wrzucił ją do morza. Usiadł na piasku, poza zasięgiem fal łagodnie uderzających o brzeg. - Nie sądziłam, że twojej mamie tak bardzo... - Spodobało się, że jesteśmy razem?
R
- Zależy na tym, żebyś się ustatkował. Co zrobimy? - Już to przerabialiśmy.
L T
- Nie przemyślałam tego. Nie przewidziałam, że będziemy musieli wymyślić szczegółową historię o tym, jak... jak...
- Padliśmy sobie w objęcia? Poczuliśmy wzajemne przyciąganie pomiędzy ekspresem do kawy i szafą na dokumenty?
- Śmieszy cię to? Twoja mama naprawdę wierzy, że lada chwila ogłosimy zaręczyny. - Teraz rozumiesz, w jakiej sytuacji się znalazłem, kiedy musiałem ją pocieszyć. Zważywszy na jej stan, nie mógłbym oznajmić, że wdaliśmy się w przelotny romans. Mama uważa cię za bardzo przyzwoitą osobę, która nie dałaby się ponieść uczuciom. Uznałaby, że uwiodłem cię dla chwilowej przyjemności i porzucę, gdy tylko się tobą znudzę. - Tak jak postępujesz z innymi kobietami? - Nie zamierzam wdawać się w kłótnie. Wyjaśniłem ci, jak sprawy się mają, a ty przystałaś na moją propozycję. - Tak, ale nie zgodziłam się na kontakt fizyczny. Wiesz o tym.
Patrzył w niebo. Jamie nabrała piasku w garść i sypnęła w jego tors. Ryan błyskawicznie zacisnął dłoń na jej nadgarstku. - Moja mama może i ma swoje lata, ale doskonale kojarzy fakty. Jeśli będziesz się trzymać na dystans i uśmiechać uprzejmie, zacznie coś podejrzewać. - Tak, ale... - Ale co? Przez trzy sekundy trzymałem palce na twoim karku. Nie wkładałem ci rąk pod bluzkę! Jeśli chcesz, możesz wyobrażać sobie weterynarza. Wtedy nie będzie ci to przeszkadzało! Jamie zacisnęła powieki. Nie powinna była kłamać, że to myśl o Gregu rozpaliła ją w basenie. Czuła się jak tchórz, który woli zrzucić winę na kogoś innego, niż wziąć odpowiedzialność za własne niemądre postępowanie. - To nie pomoże - wyznała. - Puść mnie. Ryan wypuścił z uścisku jej nadgarstek. Sam nie wiedział, co go podkusiło, by
R
wspomnieć o weterynarzu. Chciał zapomnieć o wcześniejszej nieprzyjemnej rozmowie,
L T
ale najwyraźniej nie dawała mu ona spokoju.
- Nie powinnam była sugerować, że jesteś namiastką Grega. On już dawno przestał się dla mnie liczyć. Przepraszam.
- Wyjaśnijmy to sobie. - Ryan dopiero teraz zdał sobie sprawę, w jakim był podłym nastroju, i że ten nastrój zaczyna znikać. - Nie podnieca cię myśl o weterynarzu? - Wygląda na to, że nie.
- Więc w basenie zareagowałaś wyłącznie na mnie? - Ale to nie znaczy, że postąpiliśmy właściwie! To, co się stało... - I nie chcesz żadnego dotyku, bo cię podniecam, a tobie się to nie podoba. - Można tak to ująć - wybąkała Jamie, boleśnie świadoma, że Ryan wpatruje się w nią lśniącymi oczami. - Lepiej powiem ci, co mi się udało dziś załatwić. Nie mieliśmy okazji o tym porozmawiać. Ryana rozpierała radość. Pomyślał, że jego poczucie własnej wartości musi być wyjątkowo kruche, skoro wystarczyło kilka sugestii i źle dobranych słów kobiety, która nie była nawet jego kochanką, by go rozdrażnić. I należało tylko cofnąć te słowa, by wszystko wróciło do normy.
- Rozmawiałaś z George'em? - Tak, i wszystko mu wysłałam. I... eee... - Jamie zawahała się. - Skontaktowałam się z odpowiednimi osobami na... Florydzie. - I... eee... - Nie przedrzeźniaj mnie! - Po prostu zaintrygowało mnie twoje nagłe zdenerwowanie. - Dziwisz się? Nie udawał, że jej nie rozumie. - Nie. Przyznałaś się do czegoś, co nie jest dla ciebie łatwe. Doceniam to i ograniczę dotyk do minimum, jeśli tego właśnie chcesz. - Tak jest. - Jamie usłyszała wahanie w swoim głosie. - Ale jeśli tylko masz ochotę, możesz mnie dotykać. Kiedy zechcesz. Nie ucieknę, bo otwarcie przyznaję, że czuję się przy tobie jak napalony nastolatek. Więc jeśli mnie pragniesz, wystarczy, że wyciągniesz dłoń...
L T
R
- Tylko dopóki jesteśmy tutaj - powiedziała. Jej dłoń sama powędrowała w stronę jego koszuli i wsunęła się między dwa guziki. - Tylko przez ten tydzień. Skoro gramy przed twoją mamą, równie dobrze możemy udawać kogoś innego przed sobą nawzajem. Nie będę twoją sekretarką, a ty nie będziesz moim szefem. Przez kilka dni możemy być po prostu dwojgiem ludzi: nieznajomych, którzy poznali się na pięknej karaibskiej wyspie. - Możemy udawać, co tylko zechcesz - wyszeptał Ryan. - A teraz zdejmij koszulkę. Bardzo, bardzo powoli. I stanik. Chcę się przyjrzeć każdemu skrawkowi twojego boskiego ciała, zanim zacznę je pieścić... Przeszył ją dreszcz ekscytacji. To miejsce istniało poza czasem. Dlaczego nie miałaby po prostu ulec emocjom? Zawsze była niesłychanie odpowiedzialna. Przestrzegała zasad, podczas gdy jej siostra używała życia. Tak wiele czasu spędziła na sprzątaniu po Jessice, że o mało nie zapomniała, na czym polega młodość i beztroska. Najwyższy czas, by sobie przypomniała. Zaśmiała się, ujęła w palce rąbek koszulki i zrobiła to, o co prosił. Delikatnie popchnęła go na piasek.
W jego oczach dostrzegła zachwyt i pragnienie. - Co jeszcze - zapytała szelmowsko - mogę dla ciebie zrobić?
ROZDZIAŁ ÓSMY Oczy Jamie rozbłysły z zadowolenia. Nie mogła temu nic zaradzić, a po kilku dniach szaleństwa nie starała się już mieć się ciągle na baczności. Bo i po co? Ryan rozpalał się przy niej. W chwilach nieposkromionej namiętności szeptał jej do ucha, jak bardzo go podnieca. Każda sylaba była kolejnym pociskiem wymierzonym w jej barierę obronną. Ale nie tylko seks się liczył. Spędzali wspólnie wiele czasu poza domem, przepędzani przez Vivian, która twierdziła, że potrzebuje spokoju i osiągnie go dopiero wtedy, gdy nie będą robili tyle hałasu. Co prawda nigdy nie hałasowali, ale Ryan nie protes-
R
tował. Wyspa była niesamowicie piękna, a on nie miał okazji dokładnie jej zwiedzić.
L T
Nigdy dotąd nie zdawał sobie sprawy, jak wiele pracy zabiera ze sobą wszędzie tam, gdzie podróżuje. Teraz po raz pierwszy odłożył pracę na bok i zajął się zwiedzaniem z Jamie.
Pływali w krystalicznej wodzie. Wyprawiali się łódkami na różne wysepki. Jamie zmusiła go do przedzierania się przez gęstwinę, by mogli się nacieszyć dziką przyrodą, i śmiała się, gdy wyjawił jej swój strach przed wszystkim, co pełza. - Szybko się przekonasz, że prawdziwi mężczyźni, tacy jak ja, nie wstydzą się do tego przyznać - poinformował ją, trzymając się w bezpiecznej odległości, gdy pozwoliła modliszce wdrapać się sobie na głowę. Jako dziecko nigdy nie spędzała wakacji nad morzem. Po śmierci ojca jej rodzina znalazła się w trudnej sytuacji finansowej. Teraz, podczas spokojnych wieczorów, wsłuchana w szum fal na plaży w dole, Jamie z łatwością odrzuciła wrodzoną powściągliwość i opowiedziała o swoim dzieciństwie Ryanowi, który uważnie jej słuchał. Poza tym wciąż pracowali razem. Poranki spędzali w gabinecie, ale praca nabrała zupełnie nowego wymiaru. Czasami Ryan nachylał się nad nią, czytając coś na monito-
rze przez jej ramię, a jego bliskość kusiła ją i elektryzowała. W ich oczach płonęło przemożne pragnienie, choć rozmawiali o czymś przyziemnym i zwyczajnym. Jamie wyłączała właśnie komputer, a Ryan rozmawiał przez telefon, rozparty w skórzanym fotelu obrotowym. Bacznie śledził jej ruchy, gdy wstała, wygładziła spódnicę i rzuciła mu wyzywające, ponętne spojrzenie. - Podpisujemy umowę - oznajmił. - George jest ci dozgonnie wdzięczny za skrupulatność w raportach, które przesłałaś mu przed konferencją. - Świetnie. - Jamie uśmiechnęła się z zadowoleniem. - Czy to całe twoje gratulacje? - Co jeszcze chciałbyś, żebym powiedziała? - Uważam, że czyny mówią więcej niż słowa. - W takim razie co mam uczynić? - Jamie zarumieniła się, gdy uniósł brwi i omiótł spojrzeniem całe jej ciało. - Nie możemy. Twoja mama będzie czekać na nas na werandzie, żebyśmy zjedli z nią obiad.
L T
R
- Zapomniałem ci powiedzieć. Kierowca zawozi ją do lekarza. Powiedziała, że zostanie w mieście i zje coś z koleżanką. Nigdy nie widziałem, żeby ktoś wyzdrowiał tak szybko. Dawno też nie widziałem jej tak odprężonej. Ryan nie pozwolił sobie wybiec myślami w niezbadaną przyszłość. Zamiast tego skupił się na seksownej kobiecie w spódnicy, która odsłaniała szczupłe, opalone nogi, i w topie, który aż chciało się zerwać. - Dlatego masz mnóstwo czasu, żeby mi pokazać, jak cieszysz się z tego nowego, intratnego kontraktu. Z drugiej strony, może to ja powinienem pokazać tobie, jak bardzo jestem wdzięczny za twój bezcenny wkład w jego zawarcie. Przesunął dłońmi po jej udach, pieszcząc miękką, jedwabistą skórę, aż poczuł, że w Jamie narasta podniecenie. Przesunął palce wyżej, zaczepił je o górę koronkowych majteczek i pociągnął. Mimo włączonej klimatyzacji, która wypełniała pokój chłodnym powietrzem, Jamie płonęła... Zwykle kochali się w nocy, po tym, jak jego mama poszła do łóżka. Gwiazdy i księżyc wielokrotnie były świadkami, jak leżeli na dużym kocu na plaży, zatopieni w objęciach. Dwukrotnie poszli ochłodzić się w morzu tylko po to, by zaraz po wyjściu
ponownie paść sobie w ramiona. Kochali się w jego sypialni, w jej sypialni, i pewnego pamiętnego razu - w kuchni, gdzie, przy zamkniętych na wszelki wypadek drzwiach, Ryan zlizywał z jej ciała różne smakołyki... Ale gabinet był przeznaczony na pracę, więc w przebywaniu tu w półnegliżu było coś pikantnego. - Chodźmy na górę - wyszeptała, przeczesując palcami jego gęste, ciemne włosy. - No nie wiem... Uważam, że swoją głęboką, serdeczną wdzięczność za twą ciężką pracę powinienem wyrazić właśnie w miejscu pracy... - A jeśli ogrodnicy dostrzegą nas przez okno? - Słuszna uwaga. Zasunę żaluzje, a ty zostań tam, gdzie jesteś, i nie ruszaj się z miejsca... Było błogo leżeć tak przy nim na kanapie, powoli wracając na ziemię. Dobrze, że jego mamy nie ma, pomyślała Jamie, bo nie potrafiłaby wyjść na werandę, nie zdradzając żadnych oznak tego, co właśnie się stało.
L T
Mogłaby tak leżeć całą wieczność.
R
- Skoro sprawa jest już zakończona - powiedziała, niechętnie podejmując ten temat - a twoja mama doszła już do siebie...
Ryan zamarł w bezruchu. Wiedział, że będą musieli odbyć tę rozmowę. Potrzebowano go w Londynie. Musiał podjąć decyzje dotyczące kluczowych transakcji i nie mógł zrobić tego tutaj, gdzie tropikalne słońce, odprężający seks na zawołanie i długie spacery nie służyły głębokiej koncentracji. Jamie czekała, aż Ryan coś odpowie. Wreszcie westchnęła. - Powinniśmy zacząć myśleć o powrocie - powiedziała. - To prawda. Do tej pory nie myślał o powrocie w praktycznych kategoriach. Dopiero teraz zaczął się nad tym zastanawiać. Prawda była taka, że nie mógł uciec od tego, co zaczęli. Nie przewidział takich następstw, angażując Jamie w swój zmyślny plan ukojenia nerwów mamy. - Muszę zarezerwować bilety. - Ty to potrafisz zepsuć nastrój, Jamie.
- Po prostu myślę realistycznie. - Wyjedziemy w weekend. Czyli pojutrze. Obrócił się na plecy i spojrzał w sufit. Promienie słońca sączące się przez na wpół zasunięte żaluzje bawiły się na nim niczym nieustannie zmieniające się obrazy z kalejdoskopu. - I na powrót staniemy się ludźmi, którymi byliśmy przed przyjazdem tutaj. - Myślisz, że to będzie takie łatwe? - Spojrzał na nią, ale jej twarz nie zdradzała żadnych uczuć. - Naprawdę sądzisz, że uda nam się wrócić do bezdusznej relacji zawodowej? - To nie była bezduszna relacja! - Dobrze wiesz, o czym mówię. Nie możemy odpędzić przeszłości tylko dlatego, że jest niewygodna. - O czym ty mówisz?
R
- Gra skończyła się w momencie, gdy poszliśmy do łóżka, a jeśli uważasz, że mo-
L T
żemy udawać, że nic się nie stało, to żyjesz w świecie złudzeń. - Nie powinniśmy byli tego zaczynać.
Za wszystko trzeba było zapłacić, a cena za taki ogrom przyjemności musiała być wysoka. Jamie zaczęła zdawać sobie sprawę, że spadło na nią więcej, niż się spodziewała. Odrzuciwszy dawną rozwagę i czujność, pozwoliła rozkwitnąć uczuciu, które - jak zdążyła się zorientować - od dawna się czaiło, by ją wreszcie pożreć. Zakochała się w Ryanie, a teraz tonęła... - Tylko nie mów, że czeka mnie kazanie o tym, jak bardzo żałujesz tego, co zrobiliśmy. Naprawdę sądziłem, że mamy to już za sobą. - A co mamy przed sobą? Masz rację. To niemożliwe, żebyśmy patrzyli na siebie i udawali, że nic się nie wydarzyło. - Mamy więc tylko jedno logiczne wyjście. - Uśmiechnął się i rozluźnił. - To znaczy? - Po powrocie do Londynu będziemy się dalej spotykali. Nie zmusimy tego, co jest między nami, żeby sobie poszło, więc po co próbować? Gdyby dwa miesiące temu ktoś mi powiedział, że wylądujemy razem w łóżku, ciesząc się każdą sekundą, uznałbym go
za wariata. Ale wylądowaliśmy i nie zamierzam tego kończyć. Jeszcze nie, bo wciąż cię pragnę i całymi dniami myślę tylko o tobie. Jeszcze nie. Te dwa słowa odbijały się echem w głowie Jamie. Świadomość nieuchronnego końca zatruła fantazję o dalszym ciągu tego romansu. - Sam nie wierzę, że to mówię - wyznał - ale jesteś najseksowniejszą kobietą, z którą kiedykolwiek dzieliłem łóżko. - Objął ją. - A do tego rozweselasz mnie. Jamie oddałaby wszystko, by móc zamknąć oczy i cieszyć się chwilą - tak jak w ostatnich kilku dniach. Ale zbliżał się powrót do Londynu i nie mogła dłużej udawać, że potrafi wyłącznie żyć chwilą i nie zaprzątać sobie głowy myślami o przyszłości. - Gdy cię dotykam - powiedział - zapominam, co to takiego stres. Do tej pory nigdy nie wagarowałem. Wycieczki, w ciągu których zapominam o pracy, były dla mnie nie do pomyślenia. Moja mama jest zachwycona. Zgodziliśmy się odegrać przedstawienie, ale, jak się okazało, wcale nie musieliśmy grać. Zobaczmy, dokąd nas to zaprowadzi. A
R
gdy będzie już po wszystkim, nie będę musiał okłamywać mamy.
L T
Gdy będzie już po wszystkim. Najwyraźniej Ryan tak bardzo przywykł do krótkotrwałych związków, że nie potrafił wyobrazić sobie niczego innego. Każde jego słowo przypominało jej, że był to satysfakcjonujący, ale przelotny romans. Ile czasu upłynie, zanim najseksowniejsza kobieta, z którą dzielił łóżko, odejdzie w zapomnienie? Tutaj, na wyspie, nie miała konkurencji. Za to w Londynie kobiety będą czaić się na niego za każdym rogiem, atakować go zza każdych drzwi, dzwonić, pisać esemesy i mejle. Co wtedy stanie się z nią? Usiadła prosto. Poczuła się bardzo bezbronna. - Musimy wstać. Ubrać się. Jestem głodna, a twoja mama niedługo wróci. Nie będzie chciała zostać zbyt długo na słońcu. - Nie zdziwiłaby się, gdyby odkryła, że nie zajmowaliśmy się wyłącznie segregowaniem dokumentów. - Nie o to mi chodzi. Jamie chciała zejść z kanapy, ale Ryan przyciągnął ją do siebie. - Jeszcze nie skończyliśmy - powiedział ostro. - Ty zaczęłaś tę rozmowę i nie ruszymy się stąd, dopóki jej nie skończymy.
- Nie wiem, co jeszcze miałabym powiedzieć. - Dobrze wiesz, Jamie. - W porządku. Chcesz, żebym cię zapewniła, że będę z tobą spać, aż będziesz miał mnie dosyć i zamienisz mnie na którąś z twoich ulubionych blondynek z nogami po pachy! Pod jego najeżonymi brwiami dostrzegła dezorientację. Nie miał pojęcia, co spowodowało ten krzywdzący go wybuch. - Naprawdę dobrze się bawiłam, ale gdy wrócimy do Londynu, między nami będzie tak jak dawniej. Ciebie czekają kolejne transakcje, a mnie przeprawa z siostrą, która wciąż u mnie mieszka. Twoja mama pewnie będzie się chciała częściej z tobą widywać. Już niedługo ta przygoda wyda nam się snem, czymś, co nigdy nie miało miejsca. Ryan nie wierzył własnym uszom. Jamie dała mu kosza! Myśl o tym, że - widując ją codziennie - nie będzie jej mógł dotknąć, zmroziła go. Ale nie zamierzał błagać.
R
- Poza tym byłoby to niezręczne. Prędzej czy później ludzie dowiedzieliby się. Sam
L T
wiesz, że w biurze huczy od plotek. Stracilibyśmy szacunek. - O mnie się nie martw. Nigdy nie przejmowałem się plotkami. - Ale ja nie lubię, gdy ludzie mówią o mnie za plecami. Poza tym bądźmy szczerzy: ten związek do niczego nie prowadzi.
Była zła na siebie, że wciąż żyła w niej nadzieja. Nadzieja, że zaprzeczy lub przynajmniej uda, że poważnie zastanawia się nad jej słowami. Lecz on wzruszył tylko ramionami. - Czy związek musi do czegoś prowadzić? Jesteśmy zadowoleni. Tylko to się liczy. - Nie dla mnie! - Chcesz, żebym ci się oświadczył? - Nie! Oczywiście, że nie! - Jamie zaśmiała się niepewnie. Wyobrażała sobie, jak absurdalna wydałaby się Ryanowi ta myśl: sekretarka po kilku dniach łóżkowych harców ośmiela się sugerować małżeństwo. - Ale nie chcę tracić czasu na związek, który zmierza donikąd. Greg dał mi nauczkę. Ryan wstał i podszedł do sterty ubrań na podłodze. - A więc wracamy do tego, co było dawniej - powiedział, ubierając się.
- Możemy dalej korzystać z czasu, który nam pozostał... - Jeszcze kilka łóżkowych sesji na odchodne? - zapytał sarkastycznie, a Jamie wzdrygnęła się. - Jak sądzisz, z iloma zdążymy, zanim pod dom podjedzie samochód i zabierze nas na lotnisko? Ryan pokręcił głową. Czy ten romans był błędem? Jamie nie przypominała kobiet, z którymi sypiał w przeszłości. Nie interesowały jej kluby, imprezy i droga biżuteria. Urzekła go jej odmienność, inteligencja, poczucie humoru i łatwość, z jaką nawiązała kontakty z grymaśnymi członkami jego rodziny. Nie wziął pod uwagę, że nie usatysfakcjonuje jej romans z gatunku tych, do których przywykł. - Ubierz się. - Ryan nie mógł kontynuować rozmowy, gdy jej odsłonięte ciało wciąż go kusiło. - Dopóki tu jesteśmy, musimy ciągnąć tę grę. Jamie pokiwała głową i spojrzała mu w oczy. - Oczywiście.
R
Jej spokojny uśmiech zdenerwował go. Zacisnął zęby i wsunął pięści w kieszenie.
L T
- Naprawdę bardzo cię przepraszam - powiedziała.
- Za co? - Wzruszył ramionami i otworzył drzwi, by przepuścić ją na werandę. Parne powietrze sprawiło, że poczuł się, jak gdyby był uwięziony w szklarni. - To ja poprosiłem cię, żebyś tu przyjechała. Ty chętnie zostałabyś w Londynie i bawiła się w nianię swojej siostry.
Jamie przygryzła wargę, by nie wdać się z nim w dyskusję. Ryan na powrót stał się szefem, a ona miała wrażenie, że straciła prawo do wyrażania własnego zdania. Ryan usiadł i wyprostował nogi. - W dodatku namówiłem cię na odgrywanie jakiejś roli, bo tak było mi wygodniej. Więc nie wiem, za co przepraszasz. Chyba że za to, że poszłaś ze mną do łóżka. Ale jesteśmy przecież dorośli. Oboje wiemy, na co się pisaliśmy. Czy mogłabyś się zająć rezerwacją biletów? Resztę dnia możesz spędzić na pakowaniu. Jamie zostawiła wpatrzonego w dal Ryana samego. Została odprawiona i musiała wypełnić polecenie.
Odetchnęła z ulgą, gdy udało jej się zarezerwować bilety na kolejny dzień. Wieczorem, w obecności jego matki, nic nie dali po sobie poznać. Jamie udała się do łóżka wcześniej.
Przylot do Londynu był jak powrót do miejsca, którego już nie poznawała. Po intensywnych kolorach wyspy i niespiesznym tempie życia ruchliwe, szare ulice i jeszcze bardziej szare niebo przypominały jej, co straciła. Czuła się inną osobą. Kobieta, która zawsze postępowała rozważnie i była przekonana, że wciąż tęskni za Gregiem, zniknęła. Ryan przebudził ją i za to była mu wdzięczna. Ale poza tym uśmiech, który przykleiła sobie do twarzy, nie miał nic wspólnego z jej prawdziwymi uczuciami. Zwłaszcza wtedy, gdy Ryan odebrał telefon po tym, jak zostawili Vivian z Claire i Hannah. Dobrze go znała, więc gdy odwrócił się, zniżył głos i zaśmiał gardłowym śmie-
R
chem, zdała sobie sprawę, że rozmawia z jakąś kobietą.
L T
- Tylko mi nie mów, że od jutra będę zamawiać kwiaty dla twojej nowej kochanki powiedziała, gdy skończył.
Była dumna, że udało jej się opanować drżenie w głosie. - Nie wiem, o co ci chodzi. Ale przeszkadzałoby ci, gdybym cię o to poprosił? - Szczerze? Tak. Ale zrobiłabym to, więc nie myśl, że będziesz musiał na mnie uważać. Nasze relacje zawodowe są dla mnie ważniejsze niż jakaś przygoda. Tak naprawdę... Urwała i obróciła się w stronę kierowcy Ryana, który czekał na niego cierpliwie. Odwiezie go prosto do biura, a ona wróci do domu, by zbadać zniszczenia, jakich dokonała pod jej nieobecność siostra... - Tak naprawdę co? - zapytał Ryan. - W ostatecznym rozrachunku wyświadczyłeś mi wielką przysługę. - O czym ty mówisz? - Wybudziłeś mnie z letargu. Zbyt długo oszukiwałam się, że żywię jeszcze uczucia do Grega. Dzięki tobie zrozumiałam, jakim błędem było życie przeszłością. Teraz jestem inną osobą. Zacznę wreszcie korzystać z atrakcji Londynu. Zbyt długo pozostawa-
łam w stanie hibernacji... Tyle chciałam powiedzieć. I jeszcze jedno: twoja mama wciąż jest przekonana, że lada dzień weźmiemy ślub. Kiedy zamierzasz powiedzieć jej prawdę? - Jakie to ma znaczenie? Ty już nie bierzesz w tym udziału. - Ale co jej powiesz? Bardzo polubiłam Vivian i im lepiej ją poznawałam, tym mniej podobało mi się to, co zrobiliśmy. - Nie oczernię cię, Jamie. Gdy tylko przywyknie z powrotem do Anglii, oznajmię jej, że się rozeszliśmy, w zgodzie, która pozwala nam ze sobą pracować. Jeśli moja mama uzna kogoś za winnego rozstania, to na pewno nie ciebie. - Będzie jej przykro. - Jamie zdawała sobie sprawę, jak to jest żyć złudzeniami i jaki ból sprawia rozwianie tych złudzeń. - Zatem znajdę dla niej coś innego, o czym może myśleć i na co może czekać wyszeptał, pochylając się, tak by Jamie poczuła jego ciepły oddech przy uchu. - To znaczy?
R
- No cóż... - Wyprostował się i uśmiechnął się diabolicznie. - Może oboje wycią-
L T
gnęliśmy jakieś lekcje. Podczas gdy ty będziesz zajęta odkrywaniem Londynu, ja być może wreszcie poszukam idealnej partnerki. Mama chce, żebym się ustatkował. Wiedźmy nie dają mi spokoju. Tak, może czas, bym pomyślał o małżeństwie!
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY Ryan popatrzył na blondynkę przycupniętą na sofie w jego gabinecie, a ona odpowiedziała mu spojrzeniem pełnym oczekiwania. Liczyła na wieczór pełen atrakcji - takich jak bardzo droga kolacja, wyjście do bardzo drogiego klubu i, być może, bardzo droga ozdoba na jej długą białą szyję: coś, co pasowałoby do burzy jasnych loków, które opadały aż do pasa w artystycznym nieładzie. Był piątkowy wieczór, a Ryanowi nie przychodził do głowy ani jeden powód, dla którego nie miałby odłożyć pracy na bok i nie przyjąć jej propozycji. Jednak zamiast tego szukał wymówki, by wykręcić się od wieczoru pełnego atrakcji, i był zły na siebie za własną głupotę. Gdzie była Jamie? Od powrotu do Londynu przed dwoma tygodniami codziennie odliczała minuty do końca pracy. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że przyzwyczaił się,
R
że jest gotowa do pracy po godzinach na każde jego zawołanie. Uświadomił sobie też, ile
L T
czasu spędzał w jej towarzystwie. Piątkowe wieczory nierzadko zastawały ich podczas burzy mózgów, czasem z którymś z młodych geniuszy komputerowych, którzy poświęcali całe weekendy na ulepszanie programów, a najczęściej we dwoje, z posiłkiem na telefon i stertami dokumentów.
Ale to należało już do przeszłości. Jamie wciąż była sumienną sekretarką, zawsze uprzejmą i profesjonalną, ale teraz przychodziła i wychodziła punktualnie. Z pewnością używała życia, tak jak zapowiedziała, gdy żegnali się na lotnisku. Nie wspominała o tym jednak ani słowem, a on nie zamierzał okazać zainteresowania. Abigail, z którą spotkał się kilka razy i która już zaczynała go nudzić, uśmiechnęła się i wstała. - Kiedy w końcu wyjdziemy, Ryan? Proszę, nie mów mi, że spędzimy cały piątkowy wieczór w tym biurze! - Spędziłem tu wiele miłych piątkowych wieczorów - odparł. Wstał jednak i przytrzymał jej płaszcz. - Co kto lubi. - Abigail zrobiła kwaśną minę, po czym cmoknęła go w usta. - Ale trudno byłoby znaleźć kobietę, której by się to podobało!
Natychmiast pomyślał o Jamie. Ostatnio niemal wszystko kierowało jego myśli w jej stronę. Po raz pierwszy trudno mu było zdystansować się od zakończonego romansu. Sądził, że to dlatego, że zakończył się przed czasem. W dodatku to nie on zerwał. Rozumiał, że po prostu urażono jego męską dumę, ale nic nie mógł na to poradzić. Byłoby łatwiej, gdyby potrafił wykrzesać z siebie odrobinę więcej zainteresowania jej następczynią. Było po dziesiątej, gdy weszli do ekskluzywnego klubu w Knightsbridge. Zjedli kolację w jednej z najdroższych londyńskich restauracji, gdzie Abigail czyniła delikatne przytyki do jego stroju. Zamówił więcej wina, by poskromić irytację. Abigail zanudzała go anegdotami ze świata filmu i plotkami o znajomych, których nie znał i którzy nic go nie obchodzili. Chichotała nerwowo, szczebiotała, wydymała wargi i obnosiła się z figurą, którą Ryan uważał za stanowczo zbyt szczupłą. Czuł, że w klubie wybije ostatnia godzina tego związku - jeśli oczywiście można to
R
nazwać związkiem. I tylko z tego powodu wszedł do lokalu sprężystym krokiem.
L T
Minęło kilka sekund, zanim jego oczy przywykły do półmroku. Był to kameralny klub. Przy stolikach można było coś zjeść lub po prostu posiedzieć, obserwując parkiet pełen tancerzy. Przy nowoczesnym barze panował ścisk, a kelnerzy uwijali się, przyjmując zamówienia i hojne napiwki.
Ryan był tu już kilka razy, ale po raz pierwszy zniesmaczyły go przyciemnione światła i widok efektownych kobiet. Może był już na to za stary. Miał ponad trzydzieści lat i czuł, że między byciem modnym i żałosnym przebiega cienka granica. Wbrew temu, co dwa tygodnie wcześniej nonszalancko oznajmił Jamie, wcale nie zamierzał rozpocząć polowania na żonę; teraz jednak zastanawiał się, czy faktycznie nie nadszedł czas, by się ustatkować. Nie mógł znieść myśli, że za pięć lat wciąż będzie przychodził do tego klubu z kolejną Abigail. Już miał powiedzieć swej towarzyszce, że może tu zostać, ale bez niego - gdy nagle ujrzał Jamie. Widząc swoją sekretarkę w klubie, doznał takiego szoku, że przez chwilę podejrzewał u siebie halucynacje. Od kiedy Jamie chodziła do klubów? Czy to tam kierowała kroki, opuściwszy biuro - wraz z tłumem pozostałych pracowników - punktualnie o wpół do szóstej?
Abigail dostrzegła znajomych, a on skinął obojętnie głową, gdy zniknęła w tłumie przy barze. Chciał się dowiedzieć, z kim przyszła Jamie. Może z siostrą? Nie poinformowała go, jak zakończył się incydent z Jessicą, duma nie pozwoliła mu o to zapytać. Jednak Jessica musiała wciąż być w Londynie. Być może porzuciła troskliwego weterynarza, a teraz pokazywała Jamie, co straciła: marny klub nocny z zawyżonymi cenami w sercu Knightsbridge. Ryan o mało nie roześmiał się na głos. Gdyby to jego zapytała, dokąd warto się udać, z chęcią doradziłby jej i kazał się trzymać z daleka od podejrzanych lokali, w których mężczyźni w średnim wieku starali się poderwać młode kobiety. Posłał trzy butelki najlepszego szampana Abigail i jej rozchichotanemu towarzystwu, za co został obdarzony promiennym uśmiechem. Zamówił whisky i czekał na Jamie, która udała się w kierunku toalety - sama. Kilku mężczyzn obróciło głowy, gdy przechodziła przez zatłoczoną salę, a on dobrze wiedział, dlaczego. Zniknęły buty na
R
płaskim obcasie, ciasno związane włosy, surowy kostium. Na ich miejscu pojawiły się
L T
wysokie szpilki, obcisła, wyjątkowo krótka czerwona sukienka, proste włosy zaczesane na jedną stronę.
Zbliżył się do drzwi, przez które miała wrócić Jamie. Gdy wyszła, pił drugą whisky. Stał w doskonałym miejscu, by chwycić ją za ramię. Przeraziła się na śmierć.
Jamie gorzko żałowała impulsu, który kazał jej udać się do klubu z Richardem, znajomym Grega, któremu przedstawił ją trzy dni wcześniej. Nie przepadała za klubami. Głośna muzyka uniemożliwiała rozmowę, a poza tym było zbyt ciemno - jeden fałszywy krok i runęłaby na ziemię w tych butach na wysokim obcasie. Przez ostatnie dwie godziny stąpała bardzo ostrożnie; niechętnie dała się wyciągnąć na parkiet przy kilku energicznych piosenkach, które znała. A Richard... No cóż, był miłym facetem, ulepionym z tej samej gliny co Greg. Studiowali razem weterynarię, ale gdy Greg przeniósł się na północ, Richard postanowił podjąć pracę w Londynie. Jamie była pewna, że gdyby poznała go rok wcześniej, ująłby ją łagodny charakter Richarda i być może wynikłby z tego związek, który do czegoś by doprowadził.
Ale Ryan zepsuł ją. Ideałem mężczyzny już nie był dla niej ktoś uprzejmy i spokojny. Szybko wyjaśnili sobie, że nie jest nim zainteresowana, co uczyniło wypad do klubu bardziej znośnym - przynajmniej nie musiała się opędzać od niechcianych umizgów. Zrobiła się jednak na bóstwo i widziała, że patrzą na nią inni mężczyźni. Spodziewała się, że jeden z nich poprosi ją do tańca, gdy nagle ktoś chwycił ją za ramię. Widok Ryana tak ją zaskoczył, że rozdziawiła usta ze zdumienia. - Co ty tutaj robisz? - O to samo chciałem zapytać ciebie. Przyszłaś z siostrą? Dobrze się bawicie? - Muszę wracać do stolika. Chłopak, z którym się umówiłam, zacznie się o mnie martwić. - Chcesz powiedzieć, że jesteś tu z mężczyzną? Jamie zjeżyła się, słysząc jego ton. Czy Ryan uważał, że poza pracą nie ma nic
R
ciekawego do roboty? Przez ostatnie dwa tygodnie starała się nie pozostawiać wątpliwo-
L T
ści co do tego, że jest inaczej. Przychodziła do pracy punktualnie i wychodziła o czasie. - Przyprowadziłaś go ze sobą, czy poznałaś go tutaj? Bo jeżeli tutaj, to powinnaś obniżyć wymagania. Większość z tych facetów przychodzi tu zobaczyć, co też uda im się upolować.
Jamie zaczęła się odsuwać, a Ryan poszedł za nią. Więc przyszła tu z mężczyzną! Nagle poczuł, że musi poznać tego człowieka. Jak udało jej się poznać kogoś w ciągu dwóch tygodni? Oczywiście, znał odpowiedź - miała ciało bogini i najwyraźniej chętnie je eksponowała. Zdenerwował się jeszcze bardziej, widząc, że mężczyzna przy stoliku wygląda na porządnego faceta: miał krótkie brązowe włosy, miły uśmiech, okulary. Był typem mężczyzny, który, jak niegdyś wyznała, podobał się Jamie. - Czy nie będzie mi pan miał za złe - zaczął Ryan, gdy Jamie przedstawiła mężczyzn sobie nawzajem jeżeli poproszę pana towarzyszkę do tańca? Wyszła dziś z pracy wyjątkowo wcześnie. - Wyszłam o czasie! - Zostało nam do omówienia kilka spraw. Zwykle nie zabieram pracy ze sobą, ale...
- Nie przyszedłeś tu chyba sam? - zapytała Jamie i syknęła mu do ucha: - A może jesteś jednym z tych, którzy przyszli zobaczyć, co też uda im się upolować? - To nie w moim stylu. Objął ją w talii, uznawszy, że jej partner zgodzi się odstąpić ją na kilka minut. Nie wyglądał na skorego do awantur. Ruszyli na parkiet, choć Jamie próbowała wykręcić się zmęczeniem. - Zmęczona? - wyszeptał Ryan aksamitnym tonem, który wywołał u niej gęsią skórkę. - Jak zamierzasz bawić się na całego, skoro ziewasz o jedenastej w piątkowy wieczór? Zaczęła grać wolna muzyka, a Jamie usztywniła się, gdy Ryan przyciągnął ją do siebie w daleko zbyt poufałym uścisku. - Jestem pewna, że twoja towarzyszka nie byłaby zachwycona naszym tańcem zauważyła. - Gdzie ona właściwie jest?
R
- Za tobą. Niebieska sukienka, niebieskie buty. - Obrócił ją tak, by mogła się do-
L T
kładnie przyjrzeć wysokiej blondynce z burzą długich zmierzwionych włosów i smukłymi nogami.
Ukłucie zazdrości było tak silne, że na chwilę zakręciło jej się w głowie. Ryan trzymał tę znajomość w tajemnicy. Obyło się bez mejli wyskakujących w jego komputerze, do którego miała hasło; bez telefonów; bez przekładania spotkań, by mógł się zobaczyć z najnowszą kochanką. Czyżby tym razem było to coś poważnego? - Bardzo ładna - stwierdziła Jamie. - Przedstawiłeś ją mamie? - Mama nie wie jeszcze, że zerwaliśmy ze sobą. - Nie powiedziałeś jej? - Nie było okazji. Więc kim jest ten facet? Ty już wypytałaś mnie, z kim tu przyszedłem. - Wcale cię nie wypytywałam! - Martwię się o ciebie. Mam chyba prawo powiedzieć ci, że ten świat jest duży i groźny, a ty nie jesteś z nim obyta. Udało ci się znaleźć mężczyznę w ciągu dwóch tygodni. To może być ktokolwiek. - Jak śmiesz? - wycedziła. - Co ja w ogóle słyszę?
- Może i ma staranną fryzurę i używa dezodorantu, ale to nie czyni z niego porządnego faceta! Jamie niemal prychnęła. Kusiło ją, by zapytać, czy jego partnerka - ta, którą zostawił samą i pobiegł do swojej sekretarki tylko dlatego, że był niesłychanie wścibski uznałaby jego za porządnego faceta. Chciała go również zapytać, na ile poważny był ich związek, ale o tym nie było mowy. Ostatnie dwa tygodnie były udręką. Starała się nie patrzeć na niego, nie pozwalać swojemu ciału na żadną reakcję, udawać, że zdystansowała się od ich przelotnego romansu. Dlatego nie zamierzała teraz wdawać się w osobistą rozmowę. - Czytasz gazety, oglądasz wiadomości. Wykolejeńcy są wszędzie, a niektórym udaje się uchodzić za zupełnie normalnych. - Dziękuję za troskę i mądre słowa, ale możesz być spokojny. Richard ma dobre referencje. - Zamieniam się w słuch.
L T
R
- Jeśli musisz wiedzieć, przedstawił nas sobie Greg. Studiowali razem, a Richard pracuje w Londynie.
- Kolejny weterynarz? Nie masz już dość facetów, którzy tęsknią za chorymi zwierzątkami, gdy długo ich nie widzą?
- Nie będę tu stać i słuchać tych bzdur.
- Nie stoisz. Tańczysz. - Zakręcił ją. - A czy weterynarz numer jeden jest tu ze swą niegdysiejszą żoną? Muzyka ucichła. Jamie chciała odejść, ale Ryan mocno trzymał ją za nadgarstek. Kątem oka dostrzegł Abigail, która przyglądała im się ze skwaszoną miną. Nie puszczając Jamie, przywołał kelnera i szepnął mu coś do ucha. Poprosił o dostarczenie jeszcze kilku butelek szampana blondynce w niebieskiej sukience i przekazanie jej najszczerszych przeprosin: miał do omówienia ważną sprawę ze swoją sekretarką. - Jestem pewien, że twój chłopak się nie obrazi, jeśli potańczymy jeszcze trochę. Zresztą nie opowiedziałaś mi o weterynarzu numer jeden i jego żonie. Jamie westchnęła ciężko. - Pogodzili się.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej? - Nie sądziłam, że aż tak cię to interesuje. - Jestem dotknięty do żywego, Jamie. - Rzucił to lekkim tonem, ale nie podobało mu się, że Jamie nie podzieliła się z nim tą wiadomością. Wróciła do swojej fortecy nie do zdobycia i zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. - Co się stało? - To długa historia. - Będę tańczył z tobą tak długo, aż mi opowiesz. - Po powrocie wzięłam Jessice na szczerą rozmowę. Nie zauważyła, kiedy Ryan przyciągnął ją bliżej. Myślami wracała do pamiętnej rozmowy z siostrą. Gdy wróciła do domu, odkryła, że Jessica nie zmieniła stanowiska w sprawie małżeństwa. Greg dalej starał się ją przekonać do swoich racji, a kłótnie najwyraźniej nie ustały. Po raz pierwszy w życiu Jamie posadziła Jessice naprzeciwko siebie i wszystko jej wygarnęła.
L T
R
- Oznajmiłam jej, że to niedopuszczalne, by zjawiała się u mnie, nie bacząc na to, że zakłóca mi życie. Powiedziałam, że jest bezmyślna i nierozważna, a w jej wieku powinna sama rozwiązywać własne problemy. Dodałam, że Greg za nią szaleje, że jest prawdziwym skarbem, a jeśli ona zamierza zakończyć ten związek, powinna zrobić to raz a dobrze. I przede wszystkim kazałam jej zabrać swoje problemy gdzie indziej, bo mam serdecznie dość ich obecności w swoim domu. - To był dla ciebie wielki dzień - stwierdził Ryan. Jamie obdarzyła go szerokim, szczerym uśmiechem, pierwszym, który u niej widział od powrotu do Londynu. - Wtedy wszystko się wydało. Jessica wyznała, że boi się ciąży i utraty figury. Myślę, że chyba zawsze jej zazdrościłam. Robiła, co jej się podobało, i wszystko uchodziło jej na sucho, bo była taka piękna. Ja byłam odpowiedzialną siostrą, która zawsze po niej sprzątała. - A gdzie był mężulek w trakcie tej rozmowy? - Na drinku z Richardem. - To miłe z jego strony, że was sobie przedstawił.
- Tak. Od razu przypadliśmy sobie do gustu. - Czyżby? - Może mam bzika na punkcie weterynarzy! - zaszczebiotała. - Tak jak ty na punkcie modelek i aktorek. Te słowa same wyrwały jej się z ust. Była niepocieszona, gdy Ryan nie zaprzeczył. - Może i masz. W każdym razie uprzedź mnie zawczasu, jeśli postanowisz wyjść za mąż i urodzić gromadkę dzieci. - Uważam, że nie należy zbytnio się spieszyć z małżeństwem. Zresztą widziałam się z Richardem dopiero... raz!... kilka razy. - Uśmiechnęła się i odsunęła się od niego, gdy piosenka dobiegła końca. - Tak, powiem ci z wyprzedzeniem, jeśli postanowię wyjść za mąż. - Jamie, słyszałaś kiedyś o tym, że można się spotykać z wieloma osobami? - Ryan przeczesał włosy palcami.
R
Po zaledwie kilku randkach nie wykluczała możliwości, że to może być to! Chciał
L T
ją zatrzymać, zatańczyć jeszcze raz, powiedzieć jej, że nie powinna się tak bardzo angażować w pierwszy związek, jaki nadarzył się tuż po ich zerwaniu. Ale Jamie już odchodziła.
- Wiesz, że nie jestem taka! - rzuciła przez ramię. - Proszę, nie idź za mną do stolika, bo zacznę się martwić o twoją biedną dziewczynę, która musi się bawić sama. - Abigail nie ma nic przeciwko. - Naprawdę? Bo wygląda, jakby była wściekła. - Mam pytanie. Jamie zatrzymała się i popatrzyła na niego. Nawet w zatłoczonym lokalu dominował nad otoczeniem. Przyćmiewał wszystkich mężczyzn na sali i przyciągał spojrzenia licznych długonogich blondynek. - Tak? - Spałaś z nim już? Jamie poczerwieniała ze złości, słysząc jego prześmiewczy ton. Czy on się z niej nabija? Czy uważa, że wygląda śmiesznie wystrojona jak papuga, ale bez długich włosów i niebotycznych nóg?
Zacisnęła dłonie w pięści i zmrużyła oczy. - Czas skończyć tę rozmowę, Ryan. Zobaczymy się w poniedziałek. Miłego weekendu. Obróciła się gwałtownie i szybkim krokiem udała się w stronę stolika, gdzie czekał na nią Richard. Dlaczego nie mogła się zakochać w kimś takim jak Richard Dent? Był przystojny, towarzyski, miły i troskliwy. Przyniósł jej kwiaty na spotkanie i nie bez żalu, za to z godnością przyjął do wiadomości, że choć Jamie lubi go, to nie jest zainteresowana związkiem. Długo rozmawiali, a zamiast ulotnić się pod byle pretekstem, Richard zaproponował wyjście do klubu - w końcu znajomi powinni się ze sobą dobrze bawić. Teraz bardzo się starała skupić na tym, co mówił, ale jej wzrok błądził w kierunku Ryana. Gdy Richard namówił ją na ostatni taniec, dostrzegła, że Ryan i jego partnerka wychodzą. Kobieta gestykulowała żywiołowo, a on zdawał się ją ignorować. Zanim Ja-
R
mie zdążyła odwrócić wzrok, Ryan zauważył ją, spojrzał jej w oczy i skinął lekko głową.
L T
W odpowiedzi na pożegnanie, które wydało jej się pełne kpiny, Jamie nieświadomie rozluźniła się w ramionach Richarda.
Oczywiście był to głupi, pusty gest. Gdy Ryan wróci do siebie, by znaleźć się w łóżku z kolejną nadąsaną blondynką, ona lekko obejmie Richarda oraz wymieni się z nim numerami telefonu i obietnicami spotkania przy drinku, gdy tylko pozwoli na to ich napięty grafik. Dom, do którego wróciła godzinę później, wydał jej się niepokojąco pusty. Jessica zabrała wszystkie swoje rzeczy, a gdy Jamie posprzątała, można było odnieść wrażenie, że siostry nigdy tu nie było. Pożegnały się w zgodzie, a teraz po raz pierwszy Jamie żałowała, że nie ma przy niej Jessiki: przynajmniej mogłaby z kimś porozmawiać, zamiast siedzieć samotnie w kuchni. Zaparzyła kawę i usiadła, by się zastanowić nad tym, co powinna teraz zrobić. Widok Ryana z inną kobietą był dla niej szokiem. A przyszłość miała przynieść więcej kobiet czekających, aż Ryan zakocha się w jednej z nich. Z pewnością znajdzie się jakaś długonoga blondynka, która go usidli. Czy wtedy będzie potrafiła przykleić do
twarzy uprzejmy uśmiech i udawać, że wszystko jest w porządku? Nie, to niemożliwe. W tej sytuacji jedynym wyjściem było złożenie wypowiedzenia. Gryzmoliła na kartce, zastanawiając się, jak uzasadnić odejście z dobrze płatnej pracy, którą zawsze kochała, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Była pierwsza trzydzieści. Jamie pomyślała, że za drzwiami może stać jedynie Richard. Wciąż ubrana w krótką czerwoną sukienkę, ale w puszystych kapciach zamiast szpilek, otworzyła drzwi i ujrzała Ryana. - Zawsze otwierasz o tej porze każdemu, kto zadzwoni? To niebezpieczne. - Ponad jej ramieniem zajrzał do środka, szukając śladów obecności jej towarzysza z klubu. Przycisnął dłoń do drzwi. - Zaraz zapytasz mnie, co tu robię, i każesz mi sobie pójść. Nie pójdę. Chcę z tobą porozmawiać. Nie: muszę to zrobić. Gdzie twój chłopak? - Odwiózł mnie i pojechał do domu. Dobrze się składa, bo ja też muszę z tobą porozmawiać.
R
W tym momencie podjęła decyzję. Złoży wypowiedzenie. Nie mogła znieść myśli,
L T
że Ryan będzie odrywał się na chwilę od swojego bujnego życia miłosnego, by dać jej kilka niechcianych rad. Nie chciała, by sądził, że miał prawo zjawiać się w jej domu o dowolnej porze i prawić kazania tylko dlatego, że niegdyś byli kochankami i czuł, że jest jej coś winien.
Zaprowadziła go do kuchni i zaparzyła kubek czarnej kawy. Następnie popchnęła w jego stronę wymówienie. Ryan wpatrywał się w nie przez kilka sekund. Mózg odmówił mu posłuszeństwa. Uniósł kartkę i ponownie przeczytał kilka zdań, ale zdawało się, że nic nie rozumie. - Co to jest? - A jak to wygląda, Ryan? To moje wypowiedzenie. - Serce waliło jej jak szalone. Dopiero brudnopis. Przepiszę je na komputerze i w poniedziałek rano będzie leżeć na twoim biurku. - Po moim trupie! - Zgniótł kartkę i rzucił na stół. - Nie przyjmuję wypowiedzenia! - Podszedł do niej i obrzucił ją spojrzeniem pełnym dzikiej furii. - Nie odejdziesz z pracy. A już na pewno nie będziesz tracić czasu z tym frajerem!
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY - Nie mów mi, co mam robić, Ryan! - Jamie wcisnęła się w oparcie krzesła. - Ktoś musi, dla twojego dobra! - Po to tu przyjechałeś? Żeby dać mi długi wykład o tym, jaka jestem naiwna? - Chyba nie myślisz poważnie o tym facecie po zaledwie kilku randkach. - Odsunął się od niej i zaczął chodzić nerwowo po małej kuchni. - Powiedziałaś mu o nas? Kazał ci rzucić pracę z tego powodu? Bo jeśli tak, ostrzegam, że nie spotka cię przy nim nic dobrego. Naprawdę chcesz być mu uległa przez całe życie? Jamie popatrzyła na niego, całkowicie zdezorientowana. - Piłeś? - zapytała w końcu. Odpowiedział jej groźnym spojrzeniem. - Wpędziłabyś każdego faceta w alkoholizm. Mówiłaś, że nie masz w planach małżeństwa! - Czyżbyś był zazdrosny?
L T
R
- A powinienem? Zrobiłaś coś, o co mógłbym być zazdrosny? - Pokręcił głową i rzucił jej pełne oskarżenia spojrzenie. - Zazdrość nie jest w moim stylu. Nigdy nie była. Nagle słowa, które tak często powtarzał, wydały mu się kłamstwem. Był piekielnie zazdrosny. Myśl o tym, że dotykał jej ktoś inny, przygnała go tutaj w środku nocy. - Nie możesz odejść - powiedział wreszcie. - Nie pozwolę ci. - Dlatego że jestem niezastąpiona? Nikt nie jest niezastąpiony; chyba sam to powiedziałeś. Przepracuję miesięczny okres wypowiedzenia i znajdę na swoje miejsce kogoś równie zaangażowanego. - Jesteś niezastąpiona. - Daj spokój - odparła kąśliwym tonem. - Nie podobało mi się, kiedy zobaczyłem cię z tamtym facetem. Jamie była tak zajęta wzniecaniem w sobie gniewu na Ryana, że musiało minąć kilka sekund, zanim dotarły do niej te słowa. - O czym ty mówisz?
- Najwyraźniej bywam jednak zazdrosny - wyszeptał Ryan tak cicho, że Jamie musiała wytężyć słuch. Usiadł, przetarł oczy i spojrzał na nią. - Odkąd wróciliśmy do Londynu, codziennie znikasz punkt piąta trzydzieści. Dziś odkryłem, dlaczego. Chodzisz do klubów i spotykasz się z innymi za moimi plecami. - Wcale nie, a zresztą ty sam spotykasz się z innymi kobietami. - Abigail była pomyłką. Nie wiem, co mi strzeliło do głowy. - A czy... spałeś z nią? Nie żeby mnie to coś obchodziło. Po prostu jestem ciekawa. - Powinno cię obchodzić wszystko, co mówię, robię i myślę, bo ty mnie obchodzisz w taki sposób. Nie, nie spałem z nią. Nawet nie miałem ochoty. Jamie zrobiła gwałtowny wdech, niemal obawiając się, że gdy wypuści powietrze, czar pryśnie. Czy on naprawdę to powiedział, czy może jej się to przyśniło? - Nawet nie opowiedziałaś mi o siostrze.
R
- Bałam się dłużej ci się zwierzać, Ryan. Czułam, że jeśli chcemy dalej pracować
L T
razem, wszystko powinno być takie jak dawniej. Że muszę na nowo nauczyć się nie mówić o swoim życiu prywatnym.
- Nie podobało mi się, że odcinasz mnie od swojego życia. Jamie zrobiło się słabo, gdy spojrzał jej w oczy. Zaschło jej w ustach i poczuła, że kuchnia nie jest najlepszym miejscem na tę rozmowę. Miała mętlik w głowie, a od twardego krzesła wszystko ją bolało. - Chodźmy do salonu - zaproponowała drżącym głosem. - Jeśli wypiłeś kawę, zrobię ci następną. - Żebym wytrzeźwiał? Trochę wypiłem, ale nie jestem pijany. Jamie bez słowa skierowała się do salonu. Nie była pewna, jak ma rozumieć to, co powiedział. Choć korciło ją, by przyjąć wszystko za dobrą monetę, oparła się tej pokusie. Być może zależało mu na jeszcze kilku wspólnych tygodniach lub miesiącach, bo długonogie blondynki chwilowo przestały mu się podobać. A może próbował odwlec moment, gdy będzie musiał powiedzieć mamie prawdę.
- Nie rozumiem, po co mi o tym wszystkim mówisz - powiedziała, usadowiwszy się na kanapie. - Skoro tak bardzo przeszkadzało ci, że o niczym cię nie informuję, dziwne, że nie okazałeś żadnego zainteresowania. - Dałaś mi kosza, Jamie. - Musiałam. Nie szukam przelotnych romansów. Powiedziałam ci to już wcześniej i mówiłam serio. - Czy twój chłopak składał ci jakieś obietnice? Sądzisz, że ich dotrzyma? Jamie westchnęła i pokręciła głową. - To nie było nic poważnego. Richard jest bardzo miły, ale... - Ale nie jest tobą. Ale chyba jednak wcale tak bardzo nie lubię weterynarzy. - A ja wcale tak bardzo nie lubię długonogich blondynek, skoro przyszedł czas na zwierzenia. Nieważne, z jakiego kolorowego magazynu wyskoczyły. - Jak to?
R
Ryan podszedł bliżej i po chwili wahania usiadł obok niej.
L T
- Kiedyś mi się podobały. Sto lat temu. Sądziłem, że tego właśnie chcę, satysfakcjonującego życia zawodowego i przyjemności z kobietami, które nie stawiają wymagań. Nie wiem, kiedy to się zaczęło zmieniać. Gdy przyszłaś do pracy, podważyłaś wszystko, co do tej pory brałem za pewnik. Pogłaskał ją po nadgarstku.
- Przywykłem do towarzystwa kobiety innej niż te, z którymi się spotykałem. Były płytkie i nudziły mnie. A potem wyjechaliśmy. I nie tylko spaliśmy ze sobą, ale rozmawialiśmy. Po powrocie miałem wrażenie, jak gdyby coś, co ceniłem, zniknęło z mojego życia, i nie wiedziałem, jak to odzyskać. Tęskniłem za tobą. Wciąż tęsknię. - Tęsknisz za mną? - Jamie przeciągnęła te słowa najdłużej jak mogła, smakując każdą sylabę. - Gdy pocałowałaś mnie w Boże Narodzenie, wydawało mi się, że w ciemności rozbłysło światełko. Ale uznałem, że chciałaś wzbudzić zazdrość w weterynarzu, bo wciąż jesteś w nim zadurzona. - Już od dawna nie jestem. Gdy zaczął się spotykać z moją siostrą, nie było mi aż tak przykro. Pocałowałam cię, bo zamierzała to zrobić moja siostra. Za dużo wypiła. Nie
mogłam pozwolić, by Greg ujrzał swoją żonę całującą się z kimś obcym pod jemiołą. To byłby koniec ich małżeństwa. - To jedyny powód? Jamie zaczerwieniła się po uszy. - Pocałowałam cię, bo tego chciałam. Wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy, ale pociągałeś mnie od chwili, gdy cię zobaczyłam. - Mówiłaś kiedyś, że namiętność to nie wszystko. - Pamiętam. - Miałaś rację. Zakochałem się w tobie i sam nie wiem, kiedy to się stało. Gdy po raz pierwszy kochaliśmy się, nie zastanawiałem się nad tym, dlaczego jest mi tak dobrze. - Zakochałeś się we mnie? - Wyglądasz na wstrząśniętą. Dziwię się, że jeszcze się nie domyśliłaś. Pożegnałem Abigail i popędziłem tutaj. O mało nie oszalałem, myśląc o tym, co robisz z tym facetem.
R
Wyglądał na wrażliwca, który nie zawaha się wyznać swoich uczuć po pięciu sekundach
L T
znajomości. Bałem się, że przybędę za późno.
- Nie mogę w to uwierzyć. - Jamie pogładziła go po policzku drżącą dłonią. - Ja też cię kocham. Mam wrażenie, że czekałam na ciebie całe życie. Po tym, jak poszliśmy do łóżka i zaczęliśmy grać przed twoją mamą, stwierdziłam, że po powrocie nie będę w stanie tego ciągnąć, bo pragnę więcej. Czułam, że jeśli mnie rzucisz, nie pozbieram się. Ryan przyciągnął ją do siebie. Opadli na sofę, a Jamie wdrapała się na niego. Było jej niesamowicie dobrze. Gdy pocałował ją, rozpłynęła się w przyjemności. Później nie mogła sobie przypomnieć, jak dotarli do sypialni. Jak przez mgłę pamiętała zrzucane po drodze ubrania. Potem, trzymając ją w objęciach, wyszeptał jej do ucha: - Już nigdy nie chcę przeżywać takich katuszy, jak w ciągu ostatnich tygodni. Obawiam się, że to koniec twojej przygody z klubami, chyba że ciągle będę miał na ciebie oko. Przychodzi mi do głowy tylko jeden sposób jak to osiągnąć: poślubić cię. Więc... wyjdziesz za mnie, Jamie? - Tak! - Najszybciej, jak się da?
- Oczywiście! - Jestem szczęśliwym człowiekiem. Położył się na łóżku i uśmiechnął z zadowoleniem, gdy Jamie zaczęła obsypywać go pocałunkami.
Ryan najchętniej poślubiłby Jamie w ciągu tygodnia. Jednak jego mama w ogóle nie chciała o tym słyszeć. Pragnęła wesela z wielką pompą i mimo narzekań Ryana, który nie mógł się nadziwić, że po trzech okazałych ślubach jego sióstr mama nie ma jeszcze dość, Jamie z entuzjazmem zgodziła się na nie. Jeszcze bardziej ucieszyła się, gdy Jessica zaproponowała, że przyjedzie do Londynu, by pójść z nią na ślubne zakupy. - Ale żadnych klubów i picia - ostrzegła Jamie, a siostra wybuchła śmiechem. - Masz moje słowo. Jestem w ciąży! Chciałam cię zaskoczyć i przywieźć zdjęcie
R
USG, ale równie dobrze mogę powiedzieć ci przez telefon. Więc gdy akurat nie będzie-
L T
my szukać dla ciebie idealnej sukni, pooglądamy wózki i łóżeczka. W Jessice zaszło wiele zmian. Po tym, jak wyznała Jamie swój głęboki lęk o utratę sylwetki, wreszcie zdała sobie sprawę, że Greg kocha ją całą, a nie tylko ze względu na doskonałą figurę zapisaną w jej genach.
Teraz całkowicie pochłonęła ją ciąża. Przywiozła ze sobą książki o macierzyństwie i nalegała, by Jamie także je poczytała. - Ty będziesz następna...
Słowa Jessiki okazały się prorocze. Rok i dwa miesiące później Jamie siedziała w mieszkaniu Ryana z ciemnowłosą, pucołowatą Isobellą. Oglądała rozłożone na stole katalogi z wiejskimi posiadłościami. - Londyn - oznajmił Ryan - nie jest dobrym miejscem na wychowywanie dziecka. A już na pewno nie centrum Londynu. Postanowili przeprowadzić się do Richmond. Nie zanadto daleko, ale z dala od korków i chaosu. Swoim zwyczajem, Ryan zaczął działać, gdy tylko zapadła decyzja. Rzucił się w wir poszukiwań odpowiedniego domu.
Twierdził, że miłość do Jamie odmieniła go. A narodziny pierwszego dziecka odmieniły go jeszcze bardziej. Miejsce pracoholika zajął mężczyzna, który doceniał drobne przyjemności życia. Jamie weszła do kuchni, w której nalewał wino do kieliszków, i pomachała przed nim broszurą. - Nie za duży, nie za mały i w doskonałym miejscu... - Wiedziałem, że właśnie ten ci się spodoba. - Ucałował ją w czoło i uśmiechnął się. - Pnące róże, drewniane belki, widok na park... Ale będziemy musieli się jeszcze zastanowić. Musi pomieścić wszystkie nasze, że tak powiem, przyszłe dodatki... Pocałował ją czule w usta i przytulił mocniej. - A im szybciej postaramy się o te dodatki, tym lepiej...
L T
R