„Incubus Dreams” ANITA BLAKE: VAMPIRE HUNTER NOVEL 12 Laurell Kaye Hamilton Nieoficjalne tłumaczenie wykonane przez Scarlett, Fallen oraz Strzałkę14 T...
9 downloads
12 Views
2MB Size
„Incubus Dreams” ANITA BLAKE: VAMPIRE HUNTER NOVEL 12 Laurell Kaye Hamilton Nieoficjalne tłumaczenie wykonane przez Scarlett, Fallen oraz Strzałkę14
Tłumaczenie Fallen Rozdział 1 To był prawdziwie październikowy ślub. Panna młoda była wiedźmą rozwiązującą nadnaturalne sprawy. Pan młody wskrzeszał zmarłych oraz zabijał wampiry by zarobić na życie. To brzmiało prawie jak Halloweenowy żart, ale takie były fakty. Gości pana młodego ubrano w tradycyjne czarne smokingi z pomarańczową muszką i białą koszulą. Gości panny młodej ubrano w pomarańczowe stroje. Nie spotykasz pomarańczowych, balowych sukni na Halloween zbyt często. Byłabym przerażona, że muszę wydać trzysta dolarów na jedną z tych potworności, ale ponieważ byłam gościem pana młodego, mogłam założyć smoking. Larry Kirkland, pan młody, mój współpracownik i przyjaciel, potrafił postawić na swoim. Odmówił zmuszania mnie do tego bym ubrała sukienkę, skoro nie chciałam jej nosić. Hmm, niech pomyślę. Trzysta dolarów albo i więcej za jaskrawo pomarańczowy kostium, który prędzej spalę niż ubiorę ponownie, albo mniej niż sto dolców za wypożyczenie smokingu, który mogę zwrócić. Czekajcie, niech się namyślę. Wybrałam smoking. Musiałam jeszcze kupić parę czarnych wiązanych butów. Sklep z garniturami nie miał żadnej siódemki w dziale dla kobiet. No cóż. Nawet z butami za siedemdziesiąt dolarów, których prawdopodobnie nigdy więcej nie ubiorę, wciąż mogłam uważać siebie za szczęściarę. Obserwowałam jak cztery druhny w napompowanych pomarańczowych sukienkach schodzą w dół zapchanego kościoła, z włosami zaczesanymi w kok i z nałożoną większą ilością makijażu niż ja kiedykolwiek miała na sobie. Czułam się naprawdę jak szczęściara. Trzymały one małe, kuliste bukiety pomarańczowych i białych kwiatów, z czarną koronką i pomarańczowymi wstążkami spływającymi w dół. Musiałam tylko stać na środku kościoła, jedną ręką trzymając nadgarstek drugiej. Koordynatorka ślubu wydawała się uważać, że wszyscy drużbowie będą dłubać w nosie, albo robić coś równie zawstydzającego, jeżeli nie będą mieli zajętych rąk. Tak więc poinformowała ich, że mają stać z rękami zaciśniętymi na przeciwnych nadgarstkach. Żadnych rąk w kieszeniach, żadnych skrzyżowanych ramion, żadnych rąk splecionych przy pachwinach. Spóźniłam się na próbę – wielka niespodzianka – a koordynatorka ślubu wydawała się wierzyć, że będę miała pozytywny wpływ na mężczyzn, tylko dlatego że jestem dziewczyną. Nie zajęło jej zbyt wiele czasu, by zrozumieć że byłam równie nieokrzesana jak mężczyźni. Szczerze, myślałam że wszyscy zachowywaliśmy się naprawdę dobrze. To tylko ona wydawała się czuć niezbyt komfortowo przy mnie i mężczyznach. Może dlatego że miałam przy sobie broń.
Ale żaden z drużbów, łącznie ze mną, na nic nie narzekał. To był dzień Larrego i żadne z nas nie chciało go spieprzyć. Och, to był też dzień Tammy. Panna młoda weszła do kościoła prowadzona przez ojca. Jej matka była już na przedzie ław ubrana w blady pomarańczowy kostium, który w zasadzie wyglądał na niej dobrze. Uśmiechała się i płakała, wydawała się jednocześnie przygnębiona jak i ekstatycznie szczęśliwa. To z powodu Pani Reynolds zorganizowano wielki kościelny ślub. Zarówno Larry jak i Tammy byliby zadowoleni z czegoś na mniejszą skalę, ale Tammy wydawała się niezdolna powiedzieć nie swojej matce, a Larry próbował nawiązać dobre relację z przyszłą teściową. Detektyw Tammy Reynolds szła spowita całkowicie w bieli, łącznie z welonem, który przykrywał jej twarz jak mglisty sen. Ona także miała zrobiony makijaż, w jakim nigdy jej nie widziałam, ale jego dramatyczność pasowała do wyszywanego perełkami dekoltu i obszernej sukni w kształcie dzwonu. Suknia wyglądała jakby zeszła z wieszaka samodzielnie, albo przynajmniej stała samodzielnie. Zrobili coś z jej włosami, tak że były gładkie i całkowicie zebrane z twarzy, tak że można było dostrzec jak oszałamiająco była urodziwa. Nigdy wcześniej nie zauważyłam jak naprawdę piękna była Detektyw Tammy. Stałam na końcu drużbów, ja i trzej bracia Larrego, tak że musiałam odchylić się odrobinę by zobaczyć jego twarz. A była ona warta spojrzenia. Był tak blady, że jego piegi wyróżniały się na skórze jak cętki. Jego niebieskie oczy były szeroko otwarte. Zrobili coś z jego krótkimi rudymi lokami, tak że leżały prawie gładko. Wyglądał dobrze, o ile nie zemdleje. Patrzył na Tammy jakby został uderzony młotkiem pomiędzy oczy. Oczywiście jeżeli zafundowałoby się Larremu dwie godziny u wizażysty, on także mógł wyglądać zjawiskowo. Ale mężczyźni nie muszą się o to martwić. Podwójne standardy trzymają się dobrze. Po kobiecie oczekuje się że będzie piękna w dzień ślubu, pan młody po prostu ma stać tam i nie narobić wstydu ani sobie, ani jej. Odchyliłam się do tyłu i próbowałam nie narobić nikomu wstydu. Związałam włosy z tyłu, kiedy były wciąż wilgotne, tak że układały się prawie gładko na głowie. Nie obcięłam włosów, tak więc to było najlepsze co mogłam zrobić, by wyglądać jak chłopak. Były inne części mojej anatomii, które nie pomagały mi wyglądać chłopięco. Jestem krągła, i nawet w smokingu uszytym dla mężczyzny wciąż miałam krągłości. Nikt nie narzekał, ale koordynatorka ślubu przewróciła oczami, gdy mnie zobaczyła. Na głos powiedziała, – Potrzebujesz więcej makijażu. – Żaden z drużbów nie ma makijażu. – Nie zależy ci by wyglądać ślicznie? Ponieważ myślałam że już wyglądam całkiem dobrze, była tylko jedna odpowiedź. – Nieszczególnie.
To była ostatnia rozmowa jaką koordynatorka ślubu i ja odbyłyśmy. Skutecznie mnie po tym unikała. Myślę że była celowo złośliwa, ponieważ nie pomagałam jej utrzymać drużbów w ryzach. Wydawała się wierzyć, że skoro obie miałyśmy jajniki zamiast jąder, to połączymy siły. Poza tym, dlaczego miałabym się przejmować byciem śliczną. To był dzień Tammy i Larrego, nie mój. Jeżeli, i to wielkie jeżeli, kiedykolwiek wyjdę za mąż, wtedy się będę o to martwić. Do tego czasu, pieprzyć to. Poza tym, miałam już na sobie więcej makijażu niż normalnie. Co dla mnie oznaczało nic. Moja macocha, Judith, powtarzała mi że kiedy skończę trzydziestkę, zmienię zdanie co do dziewczęcych akcesoriów. Byłam trzy lata przed wielkim 3–0 i jak dotąd nie panikowałam. Ojciec Tammy włożył jej rękę w dłoń Larrego. Tammy była trzy cale wyższa niż Larry, a w obcasach jeszcze więcej. Stałam dość blisko pana młodego by zobaczyć spojrzenie jakie ojciec Tammy rzucił Larremu. To nie było przyjacielskie spojrzenie. Tammy była od trzech miesięcy, prawie czterech w ciąży i to była wina Larrego. Czy też raczej wina Tammy i Larrego, ale nie sądziłam aby tak to widział jej ojciec. Nie, pan Nathan Reynolds najwyraźniej wydawał się winić Larrego, jakby Tammy została porwana jako dziewica z domu i zwrócona zbrukana i w ciąży. Pan Reynolds podniósł welon Tammy, by ukazać ten ostrożnie wykonany makijaż. Pocałował ją uroczyście w policzki, rzucił ostatnie mroczne spojrzenie na Larrego i obrócił się uśmiechając, po czym uprzejmie dołączył do swojej żony na przedzie ław. Fakt że przeszedł od tego mrocznego spojrzenia do uprzejmego uśmiechu, gdy wiedział że kościół zobaczy jego twarz, zmartwił mnie. Nie podobało mi się że nowy teść Larrego potrafił kłamać tak dobrze. Zmusiło mnie do zastanowienia się jak zarabiał na życie. Byłam z natury podejrzliwa, a dodaj do tego pracę z policją przez te długie lata. Cynizm jest zaraźliwy. Wszyscy odwróciliśmy się do ołtarza, i rodzinna ceremonia rozpoczęła się. Byłam na tuzinie ślubów przez ostatnie lata, prawie wszystkie były chrześcijańskie, prawie wszystkie standardowego wyznania, więc słowa były dziwnie znajome. Zabawne, jak nie zdajesz sobie sprawy, że coś zapamiętałeś dopóki nie usłyszysz tego i nagle to dostrzegasz. – Moi drodzy, zebraliśmy się tu by połączyć tego mężczyznę i tę kobietę świętym węzłem małżeństwa. To nie był ani katolicki, ani episkopalny ślub, tak więc nie musieliśmy klękać ani robić nic innego. Nawet nie otrzymaliśmy komunii podczas ceremonii. Muszę przyznać sama sobie, że zaczęłam się odrobinę zastanawiać. Nigdy nie byłam wielką fanką ślubów. Rozumiem dlaczego są konieczne, ale nigdy nie byłam jedną z tych dziewczyn, które fantazjowała o tym jaki ich ślub będzie kiedyś. Nie przypominam sobie nawet abym o tym myślała, do czasu aż zaręczyłam się w college’u, a kiedy to przeminęło, wróciłam do niemyślenia o tym. Byłam krótko zaręczona z Richardem Zeemanem, młodym nauczycielem fizyki i miejscowym Ulfrikiem, Wilczym Królem, ale on rzucił mnie ponieważ czułam się bardziej komfortowo z
potworami niż on. Teraz przyzwyczaiłam się do pomysłu że nigdy nie wyjdę za mąż. Nigdy nie wypowiem tych słów przed sobą i moim ukochanym. Mała część mnie nigdy nie przyzna tego na głos, ale była smutna z tego powodu. Nie z powodu ślubu, myślę że nienawidziłabym swojego tak samo jak i cudzych, ale tego że nie mam pojedynczej osoby do nazwania jej moją własną. Zostałam wychowana w średniej klasie społecznej w środkowej Ameryce, w małym mieście i to oznaczało, że fakt iż nagle spotykałam się z co najmniej trójką mężczyzn, może czwórką, zależnie jak na to spojrzysz, wciąż wywoływał we mnie zakłopotanie. Pracowałam nad tym, by czuć się z tym komfortowo, ale takie sprawy wymagały czasu. Na przykład kogo przyprowadzisz na ślub jako partnera? Ślub był w kościele pełnym świętych przedmiotów, tak więc dwóch mężczyzn odpadało. Wampiry nie czuły się dobrze wokół świętych obiektów. Patrzenie jak Jean-Claude i Asher stają w płomieniach, kiedy wchodzą przez drzwi, położyłoby prawdopodobnie cień na uroczystość. To pozostawiało mnie z jednym oficjalnym chłopakiem, Micahem Callahanem, i jednym przyjacielem, który był też płci męskiej, Nathanielem Graisonem. Doszli do części, w której obrączki zostały wymienione, co oznaczało, że druhna i drużba mieli coś do roboty. Kobieta przejęła wielki bukiet kwiatów od Tammy, a mężczyzna miał wręczyć pierścionek. To wszystko wydawało się strasznie seksistowskie. Kiedyś przyjaciel powiedział mi, że byłam bardziej wyzwolona niż wyszłoby mi to na dobre. Możliwe. Wszystko co wiedziałam, to że jeżeli zaręczę się znów, to oboje otrzymamy zaręczynowe pierścionki, albo żadne z nas. Oczywiście, znów, kwestia nie brania ślubu oznaczała że zaręczyny też były poza planem. No cóż. W końcu, zostali mężem i żoną. Wszyscy odwróciliśmy się i ksiądz ogłosił ich przed zebranymi jako pana i panią Kirkland, choć wiedziałam na pewno, że Tammy zatrzyma nazwisko panieńskie, tak więc powinno to być pan Lawrence Kirkland i pani Tammy Reynolds. Wszyscy podzieliliśmy się na dwa rzędy. Miałam zaoferować swoje ramię detektyw Jessice Arnet. Wzięła ramię i przy niej w szpilkach, byłam około pięciu cali niższa. Uśmiechnęła się do mnie. Zauważyłam że była ładna już miesiąc temu, ponieważ flirtowała z Nathanielem, ale dopiero w tej chwili zauważyłam że była naprawdę piękna. Jej ciemne włosy zostały całkowicie zebrane z twarzy, tak że delikatny trójkąt jej policzków i podbródka był wszystkim co widziałeś. Makijaż powiększył jej oczy, dodał koloru policzkom, i podkreślił wydęte usta. Zdałam sobie sprawę, że pomarańcz sprawiał że większość druhen wyglądała dziwnie, ale jej pomógł wydobyć blask skóry i włosów, sprawił że jej oczy lśniły. Tak niewiele osób wyglądało dobrze w pomarańczy, to jedna z przyczyn dlaczego używają go w wielu więzieniach, jako dodatkową karę. Ale detektyw Arnet wyglądała cudownie. To prawie sprawiło, że pozwoliłabym aby koordynatorka ślubów namówiła mnie na makijaż. Prawie. Musiałam się gapić, ponieważ skrzywiła się, i dopiero wtedy zaczęłam iść na przód i zajęłam nasze miejsce w rzędzie.
Zachowywaliśmy się jak zwykli weselni goście. Już zaliczyliśmy fotografa i grupowe zdjęcie, który będzie teraz polował na pana i pannę młodą i te słodkie momenty; krojenie tortu, rzucanie bukietu, zdejmowanie podwiązki. Kiedy przeszliśmy przez linię gości, mogłam wtopić się w tło i nikt by się mną nie przejmował. Wszyscy staliśmy w linii, jakbyśmy byli wypchani. Pan młody i panna młoda na przedzie rzędu, ponieważ, spójrzmy prawdzie w oczy, to oni mieli być tam widoczni. Reszta z nas wybijała się za nimi wzdłuż muru, czekając na uścisk dłoni z większością nieznajomych. Rodzina Tammy była tutejsza, ale nigdy nie spotkałam nikogo z nich. Rodzina Larrego była spoza miasta. Wiedziałam że policjanci zostali zaproszeni; poza tym, to było kiwanie głową i uśmiechanie się, kiwanie głową i uśmiech, uściśnięcie ręki, czy dwóch, kiwnięcie dłonią i uśmiech. Musiałam koncentrować się zbyt mocno na ludziach, których spotykałam, ponieważ byłam zaskoczona kiedy Micah Callahan, mój oficjalny partner nagle pojawił się przede mną. Był prawie mojego wzrostu. Niski jak na mężczyznę czy kobietę. Jego gęste, brązowe włosy były prawie tak kręcone jak moje, i dziś te włosy opadały luźno na jego ramiona. Zrobił to dla mnie. Nie lubił mieć rozpuszczonych włosów i rozumiałam czemu. Wyglądał już delikatnie jak na mężczyznę i z tymi włosami otaczającymi go, jego twarz była prawie tak delikatnym trójkątem jak detektyw Arnet. Jego dolna warga była pełniejsza niż górna, co dawało mu urocze wygięcie, lecz posiadanie większych ust niż większość kobiet wcale nie pomagało. Ale ciało pod dopasowanym garniturem z pewnością wyjaśniało że był mężczyzną. Szerokie ramiona, szczupła talia i biodra, ciało jak u pływaka, choć to nie był jego sport. Od szyi w dół nigdy nie pomyliłbyś go z dziewczyną. To była tylko twarz i włosy. Pozostawił rozpiętą koszulę przy szyi, tak że otaczała dołek w jego gardle. Mogłam sama zobaczyć ciemne odbicie w jego okularach słonecznych. Było odrobinę ciemno w holu, więc czemu okulary? Jego oczy były kocie, lamparcie, by być dokładnym. Były żółte i zielone w tej samej chwili. To jaki kolor dominował pomiędzy tymi dwoma zależał od tego jaki kolor nosił, jaki miał nastrój, jakie było oświetlenie. Dziś z powodu koszuli, będą one bardzo zielone, ale z odrobiną żółtego, jak migocące światło w lesie. Był lampartołakiem, Nimir-Raj lokalnego pardu. Powinien móc uchodzić za człowieka. Ale jeżeli spędzisz za wiele czasu w zwierzęcej postaci, czasami nie możesz wrócić całkowicie do ludzkiej. Nie chciał przestraszyć zwykłych śmiertelników, tak więc nosił dziś okulary. Jego ręka była bardzo ciepła w mojej, a ten jeden mały dotyk był wystarczający, by rozbić ostrożnie wzniesione osłony. Osłony, które powstrzymywały mnie przed wyczuwaniem go przez całą ceremonię jak drugiego serca. Był Nimir-Raj dla mojej Nimir-Ra. Lamparci Król i Królowa. Choć mój sposób działania był bliższy królowej i jej małżonkowi, coś jak partnerzy,
ale rezerwowałam sobie prezydenckie veto. Mam świra na punkcie kontroli, co mogę powiedzieć. Byłam pierwszą ludzką Nimir-Ra w długiej historii lampartołaków. Choć odkąd wskrzeszałam zmarłych by zarobić na życie i byłam legalną egzekutorką wampirów, byli ludzie którzy kłóciliby się z ludzką częścią. Byli po prostu zazdrośni. Zaczęłam przyciągać go do siebie by przytulić, ale drobno potrząsnął głową. Miał rację. Jeżeli tylko trzymanie się za ręce przyśpieszało mój puls jak cukierek na języku, to przytulenie byłoby złe. Przez serię metafizycznych wypadków, czułam coś bliskiego do bestii, która żyła w Micahu. Ta bestia i bestia Micaha znały się nawzajem, znały się wzajemnie tak jak dawni kochankowie. Ta część nas, która nie była ludzka znała się nawzajem lepiej niż nasze ludzkie połowy. Wciąż nie wiedziałam prawie nic o nim, mimo że żyliśmy razem. Na poziomie metafizycznym byliśmy związani ściślej niż jakakolwiek ceremonia czy kawałek papieru mógł nas związać; w codziennym życiu, zastanawiałam się co z nim zrobić. Był idealnym partnerem. Moją drugą połową, brakującym kawałkiem. Dopełniał mnie w każdy możliwy sposób. I kiedy stał tak blisko, wszystko wydawało się w porządku. Dajcie mi więcej czasu a zaczęłabym się zastanawiać kiedy coś pęknie i przestanie być cudowny. Nigdy nie miałam mężczyzny w swoim życiu, który nie popsułby czegoś. Dlaczego Micah miał być inny? Nie tyle mnie pocałował co poczułam oddech na moim policzku. Westchnął, – Do później. Ten jeden lekki dotyk sprawiłby że zadrżałabym tak gwałtownie, że musiał mnie upewnić dotykiem na moim ramieniu. Uśmiechnął się do mnie, tym wiedzącym uśmiechem, jaki mężczyzna daje kiedy rozumie jak bardzo jego dotyk wpływa na kobietę. Nie lubiłam tego uśmiechu. To sprawiało że czułam się jakby on brał swoją obecność przy mnie za pewniak. W momencie w którym o tym pomyślałam, wiedziałam że to nie była prawda. To nie było nawet w porządku. Więc dlaczego tak pomyślałam? Ponieważ byłam mistrzynią w spieprzeniu swojego życia miłosnego. Jeżeli coś było zbyt dobre, musiałam rozgrzebywać to i się czegoś czepiać, dopóki to się nie skończyło, lub odgryzło się na mnie. Próbowałam nie robić tego więcej, ale stare nawyki, zwłaszcza te złe ciężko się zmienia. Micah wyszedł z rzędu, i detektyw Arnet rzuciła mi pytające spojrzenie spod ciemno pomalowanych acz ślicznych oczu. Otworzyła usta jakby chciała zapytać czy wszystko w porządku, ale następna osoba w rzędzie odciągnęła jej uwagę. Nathaniel bez wątpienia potrafił rozkojarzyć. Jessica Arnet była kilka cali wyższa niż pięć stóp i sześć cali Nathaniela, tak więc musiała spojrzeć w dół by spotkać to lawendowe spojrzenie. Żadnej przesady z kolorem. Jego oczy nie były niebieskie, ale naprawdę blado purpurowe, lawendowe, jak wiosenny bez. Miał na
sobie koszulę z haftowanym kołnierzem, która była prawie tego samego koloru co jego oczu, tak że lawenda była bardziej żywa; te oczy były tak piękne, że można w nich zatonąć. Zaoferował rękę, ale ona go przytuliła. Przytuliła go, ponieważ po raz pierwszy była w publicznym miejscu, gdzie nikt nie uznałby tego za dziwne. Tak więc przytuliła go, bo mogła. Był tam ułamek sekundy zawahania, po czym on odwzajemnił uścisk, ale odwrócił głowę, by spojrzeć na mnie. Jego oczy mówiły wyraźnie „Pomóż mi”. Nie zrobiła jeszcze za wiele, tylko go przytuliła, choć uścisk dłoni załatwiłby sprawę, ale wyraz oczu Nathaniela był bardziej poważny niż to co ona zrobiła. Jakby kłopotało go to bardziej niż powinno. Ponieważ jego codzienną pracą było bycie striptizerem, pomyślałbyś że przywykł do kobiet napastujących go. Oczywiście, mogło chodzić właśnie o to. On nie był w pracy. Pozostała wtopiona w jego ciało, a on obejmował ją, tylko z tym niemym wyrazem w oczach mówiącym, że był niezadowolony. Jego ciało wyglądało na szczęśliwe i zrelaksowane w uścisku. Nigdy nie pokazał Jessice Arnet zmieszanych oczu. Przytulenie trwało dłużej niż to grzeczne i w końcu zdałam sobie sprawę co było częścią problemu. Nathaniel był najmniej dominującą osobą jaką spotkałam. Chciał uwolnić się od uścisku, ale nie mógł być pierwszym, który się wycofa. Jessica musiałaby pozwolić mu się odsunąć, a ona prawdopodobnie czekała aż on to zrobi; odbierając złe sygnały z faktu że on się nie odsuwał. Kurwa. Jak skończyłam z mężczyznami w moim życiu, którzy mają tak interesujące problemy. Szczęście jak sądzę. Wyciągnęłam rękę do niego i ulga na jego twarzy była widoczna wystarczająco jasno, że każdy w dole holu zobaczyłby to i zrozumiał. Trzymał twarz odwróconą, tak że Jessica nigdy nie zobaczyłaby tego wyrazu. To mogło by zranić jej uczucia, a Nathaniel nie chciał zranić niczyich uczuć. Co oznaczało, że nie widział jej lśniącej twarzy, cały blask, o jakim sądziła że to wzajemne przyciąganie. Prawdę mówiąc, myślałam że Nathaniel lubił ją, przynajmniej trochę, ale jego twarz mówiła co innego. W każdym razie mi. Nathaniel trafił w moje ręce jako przerażone dziecko, które dopiero co zostało ocalone od dręczycieli z sąsiedztwa. Przyciągnęłam go w uścisk, a on przywarł do mnie, ściślej niż wolałabym w miejscu publicznym, ale nie mogłam go winić, nie naprawdę. Chciał komfortu i fizycznego kontaktu, i myślę że domyślił się że Jessica Arnet wyciągnęła zły wniosek. Trzymałam go tak blisko jak tylko mogłam, tak blisko jak chciałabym tulić Micaha. Z Micahem to mogło prowadzić do zawstydzających rzeczy, ale nie z Nathanielem. Z Nathanielem mogłam się kontrolować. Nie byłam w nim zakochana. Pieściłam długi warkocz jego kasztanowych włosów, który opadał prawie do jego kostek. Bawiłam się warkoczem, jakby to było bardziej intymną rzeczą, mając nadzieję że Jessica zrozumie wskazówkę. Powinnam wiedzieć że odrobina przytulania nie załatwi sprawy.
Wycofałam się z przytulenia pierwsza, a on utrzymał spojrzenie na mojej twarzy. Mogłam przeanalizować jego twarz i zrozumiałam, co tam zobaczyłam, tak przystojne, tak niesamowicie piękne. Jego ramiona rozszerzyły się w ciągu ostatnich kilku miesięcy od podnoszenia ciężarów, albo z faktu że miał dwadzieścia lat i wciąż rósł. Był taki uroczy do podziwiania, i byłam pewna że równie pociągający w łóżku. Ale choć mieszkał ze mną, sprzątał moje mieszkanie, robił zakupy, regulował rachunki, wciąż nie odbyłam z nim stosunku. Naprawdę próbowałam uniknąć tego, ponieważ nie planowałam go zatrzymać. Kiedyś Nathaniel będzie musiał znaleźć nowe miejsce do życia, nowe życie, ponieważ nie będę zawsze potrzebowała go w sposób taki jak teraz. Byłam człowiekiem, ale jak byłam pierwszą ludzką Nimir-Ra lampartów, jaką ci mieli, byłam też pierwszą ludzką służebnicą mistrza wampirów, która nabyła pewne… zdolności. Z tymi zdolnościami przyszły pewne skutki uboczne. Jednym z nich była konieczność żywienia ardeur co dwanaście godzin. Ardeur to francuskie określenie płomienia, tłumaczone pobieżnie jako bycie konsumowanym, bycie konsumowanym przez miłość. Ale to nie jest dokładnie miłość. Patrzyłam w wielkie liliowe oczy Nathaniela, obejmując dłońmi jego twarz. Zrobiłam tylko jedną rzecz, o której myślałam że powstrzyma Jessicę Arnet od zakłopotania ich obojga na przyjęciu. Pocałowałam go. Pocałowałam go, ponieważ on tego potrzebował. Pocałowałam go ponieważ to była dziwnie właściwa rzecz do zrobienia. Pocałowałam go bo był moim pomme de sang, jabłkiem krwi. Pocałowałam go ponieważ był moim pożywieniem i nienawidziłam tego, że ktokolwiek był moim pożywieniem. Żywiłam się także na Micahu, ale on był moim partnerem, moim chłopakiem, i był wystarczająco dominujący, by powiedzieć „nie” jeżeli chciał. Nathaniel pragnął bym go wzięła, pragnął należeć do mnie, a ja nie wiedziałam co z tym zrobić. Za kilka miesięcy ardeur będzie pod kontrolą i nie będę potrzebowała pomme de sang. Co zrobi Nathaniel kiedy nie będę go już potrzebować? Odsunęłam się od pocałunku i obserwowałam jak twarz Nathaniela błyszczy tak jak błyszczała twarz Jessici Arnet przy nim. Nie byłam zakochana w Nathanielu, ale patrząc się w tę przystojną, szczęśliwą twarz, obawiałam się, czy mogę powiedzieć to samo za niego. Wykorzystywałam go. Nie do seksu, ale do pożywiania się. Był pożywieniem, tylko pożywieniem, ale nawet jak o tym myślałam, wiedziałam że to było częściowo kłamstwo. Nie zakochujesz się w swoim steku, ponieważ on nie może cię przytulić, nie może przycisnąć gorących ust do zgięcia w twojej szyi, i wyszeptać, – Dziękuję. – jak schodzi w dół holu w grafitowych spodniach, które opinają jego tyłek jak druga skóra i wypełniają przestrzeń nad jego udami, która zdarza ci się wiedzieć że jest jeszcze śliczniejsza bez spodni. Kiedy odwróciłam się do następnej uśmiechającej się osoby w rzędzie, dostrzegłam jak detektyw Jessica Arnet rzuca mi spojrzenie. To nie było całkowicie przyjazne spojrzenie. Cudownie, po prostu cudownie. Rozdział 2
Tłumaczenie Fallen22 Motyw Halloween panował także na sali, w której odbywało się przyjęcie. Pomarańczowe i czarne kręcone papierowe wstążki wisiały wszędzie; tekturowe szkielety, gumowe nietoperze i papierowe duchy unosiły się nad nami. Była tam sztuczna pajęczyna przy jednej ze ścian, dość duża by kogoś złapać. Blaty stołów wyglądały prawie jak trujące grzyby mrugające elektrycznymi uśmiechami. Sztuczne szkielety były na tyle długie, by stanowić zagrożenie dla kogokolwiek wyższego ode mnie. To oznaczało że czubki głów większości gości były muskane przez stopy tekturowych szkieletów. Niestety, Tammy miała 5.8 stóp wzrostu bez obcasów i w obcasach jej welon zahaczył o dekoracje. Druhny w końcu wyplątały welon Tammy z palców stóp szkieletów, ale to zrujnowało wejście pary młodej. Jeżeli Tammy chciała mieć dekoracje bezpieczne dla wysokich osób, nie powinna pozostawiać tego Larremu i jego braciom. Żaden z nich nie miał więcej niż 5.6 stóp wzrostu. Nie wińcie mnie. Drużba czy nie, nie pomagałam dekorować sali. To nie moja wina. Były inne rzeczy za które będą mnie winić, ale one też nie wynikały z mojej winy. No cóż, większość nie była z mojej winy. Wprowadziłam Jessicę Arnet do pokoju. Nie uśmiechnęła się do mnie jak prowadziłam ją do pokoju. Wyglądała zbyt poważnie. Kiedy welon Tammy był ponownie zabezpieczony, Jessica podeszła do stołu gdzie siedzieli Micah i Nathaniel. Pochyliła się ku Nathanielowi i mówiąc pochyliła się, mam dosłownie to na myśli. Nachyliła się na niego, tak że linia jej ciała dotknęła jego ramion i barków. Było to śmiałe i dyskretne jednocześnie. Jeżeli nie obserwowałabym sytuacji nie zdałabym sobie sprawy co ona zrobiła. Powiedziała coś cicho do niego. On w końcu potrząsnął głową, a ona odwróciła się i poszła do małego stołu pełnego gości. Zajęła ostatnie wolne miejsce przy długim stole, gdzie odbywało się przyjęcie. Ostatnie puste krzesło było obok mnie. Mieliśmy siedzieć w kolejności w jakiej przyszliśmy. O Boże! W środku toastów, po tym jak brat Larrego sprawił że pan młody się zarumienił, ale przed tym jak nadeszła kolej rodziców, Jessica pochyliła się dość blisko, tak że było czuć jej odrobinę za słodkie perfumy. – Czy Nathaniel naprawdę mieszka z tobą? – Wyszeptała. Obawiałam się że to może być trudne pytanie. To było łatwe. – Tak, – odpowiedziałam. – Zapytałam go czy jest twoim chłopakiem a on odpowiedział że śpi w twoim łóżku. Sądziłam że to dziwny sposób powiedzenia tego. – Odwróciła głowę tak, że nagle byłam zbyt blisko jej twarzy, tych szeroko otwartych orzechowych oczu. Znów uderzyło mnie jaka była śliczna, i
poczułam się głupio, że nie zauważyłam tego wcześniej. Ale ja nie zwracałam uwagi na dziewczyny, zwracałam uwagę na chłopaków. Więc wińcie mnie za to że jestem heteroseksualna. To nie jej piękno mnie uderzyło, ale żądanie, ta inteligencja w jej oczach. Przeszukiwała moją twarz i zdałam sobie sprawę że bez względu na to jak była piękna, wciąż była gliniarzem, i próbowała wyczuć kłamstwo. Bo już wyczuła jedno. Nie zadała mi pytania, więc nie odpowiedziałam. Rzadko wpadam w kłopoty trzymając zamkniętą gębę. Lekko się skrzywiła. – Czy on jest twoim chłopakiem? Jeżeli jest to go sobie odpuszczę. Ale mogłaś powiedzieć mi wcześniej, nie wygłupiłabym się. Chciałam powiedzieć: „nie wygłupiłaś się, ja to zrobiłam”. Byłam zbyt zajęta próbując wymyśleć odpowiedź, która byłaby szczera i nie wpakowałaby mnie i Nathaniela w jeszcze większe kłopoty. Zdecydowałam się na wyjście, którego on użył. – Tak, on śpi w moim łóżku. Potrząsnęła lekko głową, uparte spojrzenie wróciło na jej twarz. – Nie o to pytałam, Anita. Kłamiesz. Oboje kłamiecie. Potrafię to wyczuć. – Skrzywiła się. – Po prostu powiedz mi prawdę. Jeżeli byłaś pierwsza, powiedz to, teraz. Westchnęłam. – Tak, byłam pierwsza, najwyraźniej. Skrzywienie pogłębiło się, tworząc zmarszczkę pomiędzy ślicznymi oczami. – Najwyraźniej? Co to oznacza? Albo on jest twoim chłopakiem, albo nie. – „Mój chłopak” to nie jest właściwe słowo, – powiedziałam, i próbowałam wymyśleć wyjaśnienie, które nie obejmowało słowa pomme de sang. Policja naprawdę nie wiedziała jak bardzo byłam zaangażowana w relacje z potworami. Podejrzewali, ale nie wiedzieli. Wiedzieć to co innego niż podejrzewać. Wiedzieć znaczyłoby coś w sądzie; podejrzewać nie da ci nawet nakazu przeszukania. – Więc jakie jest właściwe słowo? – wyszeptała, ale wyczułam cień warknięcia, jakby walczyła by nie krzyknąć. – Jesteście kochankami? Co miałam odpowiedzieć? Jeżeli powiem tak, Nathaniel byłby wolny od niechcianych zalotów, ale to by też oznaczało że każdy w policji St. Louis będzie wiedział że Nathaniel jest moim kochankiem. Nie martwiłam się o swoją reputację, która już była mocno nadszarpana. Dziewczyna nie może być ludzką służebnicą dla Mistrza Miasta i pozostać porządną dziewczyną. Większość osób uważała, że jeżeli kobieta sypia z wampirem, to prześpi się z
każdym. Nieprawda, ale tak ludzie myślą. Nie, to nie o moją reputację chodziło, ale o Nathaniela. Jeżeli rozejdzie się że jest moim kochankiem, to żadna inna kobieta nie będzie robić dla niego przedstawienia. Jeżeli nie chciał umawiać się z Jessicą, to w porządku, ale powinien umawiać się z kimś. Kimś poza mną. Jeżeli nie zamierzałam zatrzymać Nathaniela na zawsze, coś w rodzaju „dopóki śmierć nas nie rozłączy”, to potrzebował większego kręgu towarzyskiego. Potrzebował prawdziwej dziewczyny. Więc zawahałam się, ważąc tuzin słów, i nie znajdując jednego które naprawiłoby sytuację. Moja komórka zadzwoniła, złapałam ją, by powstrzymać to delikatne, nieprzerwane dzwonienie. Czułam zbyt wielką ulgę by być poirytowaną. To mogła być pomyłka w tej chwili i wciąż czułabym, że jestem komuś winna kwiaty. To nie była pomyłka. To był porucznik Rudolph Storr, dowódca Regionalnego Zespołu Badawczego Nadnaturalnych Dochodzeń. Zgłosił się do pełnienia służby podczas wesela, by inni ludzie mogli na nim być. Zapytał Tammy, czy zaprosiła jakichkolwiek nieludzi, kiedy powiedziała że nie podoba jej się ten termin, ale jeżeli ma na myśli likantropów, to odpowiedź brzmi tak. Dolph nagle zdecydował, że będzie na służbie i nie przyjdzie na ślub. Miał osobisty problem z potworami. Jego syn miał niedługo poślubić wampirzyce i ta wampirzyca próbowała namówić go, by dołączył do niej w wiecznym życiu. 0,2Powiedzieć że Dolph nie przyjął tego dobrze, to było niedopowiedzenie. Zdemolował pokój przesłuchań, sponiewierał mnie, i prawie sprawił że wniesiono przeciwko niemu zarzuty. Zaaranżowałam obiad z Dolphem, jego żoną, Lucille i ich synem Darrinem i przyszłą synową. Namówiłam Darrina by odłożył na później decyzję o dołączeniu do nieumarłych. Ślub wciąż był w planie, ale to już był jakiś początek. Jego syn wciąż będzie wśród żywych i to pomagało Dolphowi radzić sobie z kryzysem wiary. Radzić sobie na tyle, że znów ze mną rozmawia. Na tyle dobrze, że znów wzywa mnie do spraw. – Anita? – Jego głos był żywy, prawie normalny. – Tak – wyszeptałam obejmując telefon rękami. Najprawdopodobniej każdy gliniarz w tym miejscu, a stanowili oni większość, zastanawiał się z kim rozmawiałam i dlaczego. – Mam dla ciebie ciało do obejrzenia. – Teraz? – zapytałam. – Już po ceremonii prawda? Nie zadzwoniłem w jej środku. – Już po. Jestem na przyjęciu. – Więc jesteś potrzebna tutaj. – Gdzie jest to tutaj?
Powiedział mi. – Znam ten klub ze striptizem naprzeciw rzeki, ale nie pamiętam jak się on nazywa. – Nie przeoczysz go, to będzie jedyny klub z własną policyjną eskortą. Zajęło mi chwilę by zdać sobie sprawę, że on zażartował. Dolph nie żartował na miejscach zbrodni, nigdy. Otworzyłam usta by to zaznaczyć, ale telefon zamilkł w moich rękach. Dolph nigdy się nie żegnał. Detektyw Arnet nachyliła się i zapytała. – Czy to Porucznik Storr? – Tak – wyszeptałam – miejsce zbrodni, muszę uciekać. Otworzyła usta, jakby zamierzała powiedzieć coś jeszcze, ale ja już wstawałam od stołu. Zamierzałam przeprosić Larrego i Tammy, potem spojrzeć na ciało. Żałowałam, że ominie mnie reszta przyjęcia, ale musiałam być na miejscu zbrodni. Nie tylko znajdę się z dala od pytań Arnet, ale też nie będę musiała tańczyć z Micahem ani Nathanielem, ani z kimkolwiek innym. Noc czekała na mnie. Czułam się trochę winna, ale cieszyłam się, że ktoś był martwy. Rozdział 3 Spoglądając w dół na martwą kobietę, było niemożliwym bym czuła się zadowolona. Winna, być może, ale nie zadowolona. Winna, że choć przez chwilę uznałam czyjąś śmierć za wybawienie z niewygodnej sytuacji towarzyskiej. Nie byłam dzieckiem. Z pewnością mogłam dać sobie radę z Jessicą Arnet i jej pytaniami, nie musząc kryć się za morderstwem. W rzeczywistości czułam się bardziej komfortowo gapiąc się na zwłoki niż na główny stół weselny i opowiadając o sobie i swoim życiu. Nie byłam pewna co to o mnie mówiło, albo świadczyło. Coś, czemu prawdopodobnie nie chciałam przyjrzeć się dokładniej. Ale, czekaj, mieliśmy ciało do zbadania, sprawę do rozwiązania, więc wszystkie te niewygodne osobiste zahamowania mogły poczekać. Musiały poczekać. Tak, jasne. Zwłoki były widoczne jako jasny błysk ciała pomiędzy dwoma śmietnikami na parkingu. Było coś z ducha w tym lekko połyskującym ciele, tak jakby, gdybym mrugnęła to zniknęłoby ono w mroku październikowej nocy. Może to była pora roku, albo weselne dekoracje z wesela, z którego właśnie wyszłam, ale było coś denerwującego w sposobie w jaki ciało zostało porzucone. Wepchnęli je za śmietniki by je ukryć, jednak czarny wełniany płaszcz jaki ta kobieta miała na sobie nie okrywał całego nagiego ciała i widać było błysk bladego ciała w świetle halogenowych świateł na parkingu.
Dlaczego ukryli ją, ale zrobili coś co przyciągnęło do niej uwagę? To nie miało sensu. Oczywiście to mogło być całkowicie jasne i zrozumiałe dla osób, które ją zabiły. Być może. Stałam tam, przyciskając skórzaną kurtkę do siebie. Nie było tak zimno. Dość zimno na kurtkę, ale nie dość zimno, by założyć coś cieplejszego. Wcisnęłam ręce do kieszeni, zapięłam zamek, skuliłam ramiona. Ale skóra nie pomogła mi z zimnem z którym walczyłam. Gapiłam się na blady skrawek śmierci i nic nie czułam. Nic. Ani żalu. Ani obrzydzenia. Nic. Niepokoiło mnie to bardziej niż martwa kobieta. Zmusiłam się, by ruszyć naprzód. Zmusiłam się do zobaczenia tego, co było do zobaczenia i pozostawiłam swoje zmartwienia o moralny rozkład na inny czas. Najpierw obowiązki. Musiałam dojść do odległego końca śmietnika po prawej stronie by zobaczyć jej blond włosy lśniące jak błyszczący wykrzyknik na czarnym chodniku. Gapiąc się na nią mogłam zobaczyć jaka była drobna. Mojego wzrostu, albo niższa. Leżała na plecach, płaszcz rozłożony pod nią, wciąż bezpiecznie na jej ramionach. Ubranie zostało rozsunięte szerzej, zebrane od strony najbliżej zaparkowanych aut, tak że mogła zostać zauważona przez klienta wracającego do auta. Także jej włosy zostały odciągnięte w tył, zaczesane. Jeżeli byłaby wyższa, to też byłaby widoczna z parkingu – tylko odrobina blond włosów dookoła śmietnika. Spojrzałam na linię jej ciała i zrozumiałam dlaczego ktoś myślał że była wyższa – przezroczyste plastikowe obcasy, przynajmniej na pięć cali. Leżąc na ziemi straciła wzrost. Jej głowa była odchylona na prawo, eksponując ślad po ugryzieniu na długiej szyi. Ślad po ugryzieniu wampira. Przy jej małych piersiach znajdowała się kolejna para wampirzych ugryzień, z dwoma cienkimi liniami krwi spływającymi z niej. Nie było krwi przy ranie na szyi. Musiałam przesunąć śmietnik by tam się dostać. Zamierzałam też przesunąć ciało by poszukać więcej śladów po ugryzieniu, więcej śladów przemocy. Był czas kiedy policja wzywała mnie po wszystkim, gdy inni eksperci już skończyli pracę na miejscu zbrodni, ale to było jakiś czas temu. Musiałam upewnić się, że nie zniszczę niczego na miejscu zbrodni. Co oznaczało że potrzebowałam kogoś kto dowodził. Rudolph Storr nie był trudny do odnalezienia. Miał 6.8 stóp wzrostu i wyglądał jak wszyscy zapaśnicy zanim zaczęli przypominać Schwarzenegera. Dolph był w formie, ale nie podnosił ciężarów. Nie miał na to czasu. Zbyt wiele spraw do rozwiązania. Jego czarne włosy były obcięte tak krótko, że pozostawiały wyeksponowane uszy, które jakoś odstawały po obu stronach. To zawsze oznaczało, że był niedawno u fryzjera. Zawsze przycinał włosy krócej niż lubił, aby rzadziej odwiedzać fryzjera. Jego ciemny płaszcz był idealnie wyprasowany. Jego buty lśniły w świetle lamp na parkingu. Nie dbał o wygląd, tak długo jak był czysty i schludny. Dolph był przewrażliwiony na punkcie bycia czystym i schludnym. Myślę że to jedna z przyczyn dlaczego mordercy go wkurzali, oni zawsze robili tyle bałaganu.
Skinęłam na policjanta w mundurze, którego jedynym zajęciem wydawało się obserwowanie ciała i zapewnienie, że nie dotknie go nikt bez uprawnień. Skinął na mnie i wrócił do gapienia się na zwłoki. Coś w tym jak rozszerzone były jego oczy sprawiło, że zastanawiałam się czy to jego pierwsze wampirze zabójstwo. Obawiał się, że ofiara powstanie i rzuci się na niego? Mogłam rozwiać jego obawy, bo wiedziałam że ta jedna nigdy nie powstanie. Osuszona na śmierć przez grupę wampirów. To nie uczyni cię jednym z nich. W rzeczywistości, akt ma gwarancję dać zabawę wampirom i nie uczynić ich ofiary jedną z nich. Widziałam to raz wcześniej. Miałam nadzieję jak diabli, że to nie był kolejny szalony mistrz wampirów. Ostatni celowo zostawiał ofiary tak byśmy mogli je znaleźć, próbując sprawić by anulowano nowe ustawy dające wampirom prawa obywatelskie. Pan Oliver wierzył, że wampiry były potworami i jeżeli da się im prawa obywatelskie rozprzestrzenią się za bardzo, by w końcu zmienić całą ludzką rasę w wampiry. Więc kim by się wtedy pożywiali? Jasne, to zajęłoby setki lat dla wampiryzmu by rozprzestrzenić się do tego stopnia, ale naprawdę stare wampiry patrzyły z długodystansowej perspektywy. Mogły sobie na to pozwolić, miały czas. Wiedziałam że nie był to pan Oliver, bo go zabiłam. Zmiażdżyłam mu serce i nie ważne ile razy Drakula mógł powstać w dawnych filmach, Oliver był całkowicie martwy. Mogłam to zagwarantować. Co oznaczało że mieliśmy nową grupę świrów do złapania, a oni mogli mieć całkowicie inny motyw zabijania. Cholera, może to było osobiste. Wampiry to teraz legalni obywatele, a to oznaczało że mogli chować urazy jak ludzie. Ale jakoś nie czułam że to było osobiste. Nie proście mnie o wyjaśnienie, ale tak było. Dolph dostrzegł jak idę do niego. Nie uśmiechnął się, ani nie powiedział cześć, ponieważ po pierwsze, to był Dolph, a po drugie nie był zbyt szczęśliwy widząc mnie. Nie miał dobrych stosunków z potworami ostatnio, wiec denerwowało go, że ja byłam zbyt blisko z potworami. Mimo to, przekonując jego syna by nie został wampirem zrobiłam kilka punktów. Fakt też, że Dolph właśnie wrócił z bezpłatnego urlopu, z nieoficjalnym ostrzeżeniem, że jeżeli nie uspokoi się, zostanie zawieszony, jakoś go złagodził. Szczerze, wzięłabym co tylko mi dano. Dolph i ja byliśmy przyjaciółmi, albo myślałam że byliśmy. Oboje byliśmy odrobinę niepewni gdzie znajdowaliśmy się teraz. – Muszę przesunąć śmietnik aby spojrzeć na ciało. Muszę też odwrócić ciało by poszukać większej ilości ugryzień czy czegokolwiek innego. Mogę to zrobić nie niszcząc miejsca zbrodni? Spojrzał na mnie i było coś w jego twarzy co powiedziało wyraźnie, że nie był zadowolony że tu jestem. Zamierzał coś powiedzieć, spojrzał na pozostałych detektywów, mundurowych,
technicznych i czekający za nimi ambulans, potrząsnął głową i zawołał mnie na bok. Mogłam poczuć spojrzenia ludzi podążające za nami jak odchodziliśmy. Wszyscy detektywi wiedzieli, że Dolph wciągnął mnie kiedyś po schodach na innym miejscu zbrodni. Kiedy powiedziałam zmaltretował, nie przesadziłam. Bóg wie jakie historie opowiadają teraz, prawdopodobnie że mnie uderzył (czego nie zrobił), ale to co zrobił było wystarczająco złe. Wystarczająco złe że mogłam go oskarżyć i wygrać. Nachylił się i powiedział cicho. – Nie podoba mi się że tu jesteś. – Wezwałeś mnie – powiedziałam. Boże nie chciałam kłócić się dziś z nim. Przytaknął. – Wezwałem, ale muszę wiedzieć że nie masz tu konfliktu interesów. Skrzywiłam się. – Co masz na myśli? Jaki konflikt interesów? – Jeżeli zabójca to wampir, to jest to ktoś kto należy do twojego chłopaka. – Miło że powiedziałeś: jeżeli zabójca to wampir, ale jeśli masz na myśli Jean-Claude’a, to może to nie być żaden z jego ludzi. – Och, racja, masz teraz dwóch wampirzych chłopaków. – Jego głos był nieprzyjemny.– Chcesz się kłócić, czy chcesz rozwiązać sprawę? Twój wybór. Włożył widoczny wysiłek, by się opanować. Ręce zaciśnięte w pięści po obu bokach, oczy zamknięte, głębokie wdechy. Został zmuszony by przejść szkolenie radzenia sobie z gniewem. Obserwowałam go jak używa nowo nabyte umiejętności. Wtedy otworzył oczy – zimne oczy gliniarza – i powiedział. – Już bronisz wampiry. – Nie mówię że zabójca to nie wampir. Powiedziałam, że to może nie być człowiek Jean-Claude’a. To wszystko. – Ale bronisz już swojego chłopaka i jego ludzi. Nawet nie przyjrzałaś się dokładnie ofierze, a już mówisz że to nie może być twój kochanek. Poczułam jak moje oczy stają się zimne. – Nie mówię, że to nie mógł być wampir Jean-Claude’a. Mówię, że to mało prawdopodobne. Dzięki Kościołowi Wiecznego Życia St. Louis ma wielu krwiopijców, którzy nie są winni posłuszeństwa Mistrzowi Miasta. – Członkowie kościoła są porządniejsi niż konserwatywni chrześcijanie. Wzruszyłam ramionami.
– Przychodzą jako świętoszki, gwarantuję ci to. Większość to prawdziwie wierzący, ale to nie dlatego mówię że to oni, albo obcy, a nie wampiry które znam najlepiej. – Dlaczego więc? Moją jedyną wymówką od powiedzenia prawdy było to, że byłam wkurzona i zmęczona Dolphem wściekającym się na mnie. – Ponieważ jeżeli to jakikolwiek z ludzi Jean-Claude’a, to jest on martwy. Albo odda ich sam organom ścigania, albo każe mi to zrobić, albo oni będą martwi. – Przyznajesz że twój chłopak to morderca? Wzięłam głęboki oddech i powoli go wypuściłam. – Wiesz, Dolph, to staje się nudne. Tak, pieprze się z wampirem czy dwoma, przywyknij do tego. Odwrócił wzrok. – Nie wiem jak. – Więc naucz się. Ale przestań pozwalać by osobiste problem wpływały na sprawy. Marnujemy czas kłócąc się kiedy mogłam przyglądać się ciału. Chcę by złapano tych ludzi. – Ludzi, liczba mnoga? – Widziałam dwa ślady po ugryzieniu, ale oba mają odrobinę inny kształt. Jeden na piersiach jest mniejszy, mniejsza przestrzeń pomiędzy kłami. Więc tak, przynajmniej dwóch, ale założę się że więcej. – Dlaczego? – Ponieważ ją wykrwawili. Tu prawie nie ma krwi. Dwa wampiry nie mogły osuszyć dorosłego człowieka nie zostawiając bałaganu. Potrzebowali więcej ust by pobrać tak wiele krwi. – Może została zabita gdzieś indziej. Skrzywiłam się. – Jest październik, jest na zewnątrz mając na sobie pięciocalowe plastikowe szpilki, niedrogi wełniany płaszcz i niewiele więcej. – Wskazałam za budynek za nami. – Jesteśmy na parkingu klubu ze striptizem. Hmm, niech spojrzę. Pięciocalowe szpilki, naga kobieta… czy to może być wskazówka że tu pracowała, wyszła na papierosa albo coś w tym rodzaju? Dolph sięgnął do kieszeni i wyjął jego zawsze obecny notes.
– Została zidentyfikowana jako Charlene Morresey, dwadzieścia dwa lata, pracuje jako striptizerka pracowała jako striptizerka. Tak, paliła, ale powiedziała jednej z dziewcząt że wyszła na zewnątrz zaczerpnąć świeżego powietrza. – Wiemy że prawdopodobnie nie znała wampirów. – Jak to? – Wyszła zaczerpnąć powietrza, nie spotkać się z kimś. Skinął i coś zanotował. – Nie ma oznak walki. To jakby wyszła zaczerpnąć powietrza i odeszła z nimi. Nie zrobiłaby tego z nieznajomymi. – Jeżeli była pod wpływem kontroli umysłu, to by zrobiła. – Więc jeden z naszych wampirów jest stary. – Dolph wciąż notował. – Niekoniecznie stary, ale potężny, a to zazwyczaj oznacza stary. – Pomyślałam nad tym. – Ktoś z dobrze rozwiniętymi mocami kontroli umysłu, tego jestem pewna. Wiek, tego nie wiem jeszcze. Wciąż pisał w notatniku. – Teraz mogę przesunąć śmietnik i odwrócić ciało, czy wciąż będziesz potrzebował by przybyli najpierw techniczni i wykonali swoją robotę? – Każę im poczekać na ciebie. – Powiedział nie podnosząc wzroku znad notatek. Spojrzałam na niego, próbując wyczytać coś z jego twarzy, ale był całkowicie skoncentrowany na sprawie. To był krok naprzód, że kazał technicznym zaczekać na mnie. I to że w ogóle mnie wezwał. Zanim odszedł, próbował wywalić mnie z miejsca zbrodni. To był krok naprzód, więc czemu wciąż zastanawiałam się czy Dolph był zdolny pozwolić swojemu życiu osobistemu odejść na dość długo by rozwiązać tę sprawę? Ponieważ kiedy widzisz kogoś komu ufałeś jak zawodzi, to nigdy naprawdę mu znów nie zaufasz, nie całkowicie. Rozdział 4 Tłumaczenie Fallen22 Po drugiej stronie szyi znajdował się pasujący ślad po ugryzieniu. Był prawie takiego samego rozmiaru jak ten po lewej. Na tyle podobny że zastanawiałam się czy to ten sam wampir ugryzł dwukrotnie. Nie miałam ze sobą linijki. Cholera, nie miałam większości sprzętu przy sobie. Planowałam na ten wieczór wesele, a nie wizytę na miejscu zbrodni.
Zapytałam czy ktoś ma coś do zmierzenia kąta ugryzienia. Jeden z techników zaoferował że zmierzy go dla mnie. W porządku. Miała przy sobie suwmiarkę – nigdy nie używałam jej wcześniej. Narzędzie pomiaru nie kłamie. To nie był ten sam wampir. Jeszcze inne wampiry ugryzły ją po wewnętrznej stronie ud i na nadgarstkach. Licząc ugryzienie na piersiach, to było już siedem. Siedem wampirów. Wystarczająco by osuszyć dorosłego człowieka i pozostawić za sobą niewiele krwi. Zdaniem technicznego CSU nie było widocznego dowodu wykorzystania seksualnego. Dobrze to słyszeć. Nie kłopotałam się tłumaczeniem, że samo ugryzienie może być orgazmiczne zarówno dla ofiary jak i zabójcy. Nie zawsze, ale często tak jest, zwłaszcza jeżeli wampir jest dobry w kontroli umysłu. Wampir z wystarczającą ilością mocy może sprawić, że ktoś będzie, szczęśliwy gdy się go zabija. Przerażające, ale prawdziwe. Po tym jak obejrzałam każdy cal ciała martwej kobiety, kiedy wiedziałam że jej blade ciało mogło tańczyć w moich snach w plastikowych butach, Dolph zechciał porozmawiać. – Powiedz mi. Wiedziałam czego chciał. – Siedem wampirów. Jeden musiał być dobry w kontroli umysłu, skoro sprawił że ofiara cieszyła się z tego co się działo, albo przynajmniej nie miała nic przeciwko temu. Inaczej ktoś usłyszałby jej krzyki. – Byłaś w klubie? – Nie. – Muzyka jest głośna, wiele osób w środku. – Więc mogli jej nie usłyszeć, nawet jeżeli krzyczała? Przytaknął. Westchnęłam. – Nie ma żadnych oznak oporu. Sprawdzą jej paznokcie, ale tam nie będzie śladu walki. Ofiara nawet nie wiedziała co się działo, albo przynajmniej nie wiedziała dopóki nie było za późno. – Jesteś tego pewna? Zastanowiłam się przez chwilę albo dwie.
– Nie, nie jestem pewna. Tak podpowiada mi moja wiedza, ale może była jedną z tych osób, które nie walczą. Może kiedy siedem wampirów otoczyło ją, to po prostu poddała się. Nie wiem. Jakim typem osoby była Charlen Morresey? Czy była odważna? – Jeszcze nie wiem. – Jeżeli była odważna, to użyto wampirzych sztuczek. W przeciwnym razie, jeżeli była naprawdę uległa, to być może nie. Być może szukamy grupy młodych wampirów. – Potrząsnęłam głową. – Ale zakładam że nie. Zakładam że przynajmniej jeden, a być może więcej, jest stary, stary i dobry w tym. – Ukryli ciało. Skończyłam myśl za niego. – A potem je wyeksponowali, tak aby ktoś by je znalazł. Przytaknął. – To mnie też zastanawia. Jeżeli zapięliby jej płaszcz wokół ciała, nie rozrzucali włosów, nikt by jej nie znalazł tej nocy. – Szukaliby jej w klubie, czy też była już po pracy? – Nie była, taa, szukaliby jej. Spojrzałam na ciało. – Ale nie znaleźliby jej? – Może by znaleźli, ale nie tak szybko. – Tak, ciało wciąż jest świeże, chłodne w dotyku, ale odeszła niedawno. Sprawdził notatki. – Mniej niż dwie godziny temu była na scenie. Rozejrzałam się dookoła nas dostrzegając jaskrawe halogenowe światła. To nie było dobre miejsce na parkingu do ukrycia się, nic użytecznego poza śmietnikiem. – Czy zabili ją za śmietnikiem? – Albo w samochodzie. – Albo w wanie. – powiedziałam. – Najlepszy przyjaciel seryjnego mordercy. Spojrzałam na niego, próbując odczytać coś z oczu gliniarza. – Seryjny morderca, o czym ty mówisz? To jest pierwsze morderstwo, według mojej wiedzy.
Przytaknął. – Taa. – Zaczął się odwracać. Złapałam go za rękaw, lekko. Ostatnio musiałam być bardzo ostrożna kiedy go dotykałam. Odbierał tak wiele rzeczy jako agresję. – Gliniarze nie używają słów seryjny morderca, jeżeli nie mają podstaw. Po pierwsze, nie chcesz by to było prawdą. Po drugie, reporterzy przyczepią się do tego i uznają to za prawdę. Spojrzał na mnie w dół, puściłam jego rękaw. – Nie ma tu żadnych reporterów, Anita. To kolejna martwa striptizerka w Sauget. – Więc czemu to powiedziałeś? – Może mam nadnaturalne zdolności. – Dolph… – Mam złe przeczucie, to wszystko. To albo ich pierwsze zabójstwo, albo pierwsze ciało nie zostało odnalezione. To poszło cholernie zbyt gładko jak na pierwsze zabójstwo. – Ktoś chciał byśmy ją znaleźli Dolph i to znaleźli ją tej nocy. –Tak, ale kto? To był zabójca czy zabójcy? Albo ktoś inny? – Na przykład kto? – Inny klient, który nie mógł pozwolić sobie by jego żona dowiedziała się gdzie był. –Więc rozpiął jej płaszcz, wyciągnął włosy, próbując uczynić ją bardziej widoczną? Dolph lekko przytaknął. – Nie kupuję tego. Normalna osoba nie dotknęłaby martwego ciała, a tym bardziej nie rozpięła płaszcza i dotykała włosów. Poza tym, ten blady odcień ciała został wybrany przez kogoś, kto wiedział że będzie ono bardzo widoczne. Normalna osoba mogłaby wyciągnąć ją zza śmietnika, być może, ale nie potraktowałaby jej w ten sposób. – Powtarzasz „normalna osoba”. Anita, nie wiesz tego, nie ma tu nikogo normalnego. Są tylko ofiary i drapieżniki. – Odwrócił wzrok mówiąc ostatnie zdanie, jakby nie chciał bym zobaczyła to co było na jego twarzy. Pozwoliłam mu odwrócić się, pozwoliłam mu zachować ten moment dla siebie. Dolph i ja próbowaliśmy odbudować naszą przyjaźń. Czasami potrzebujesz przyjaciół by cię wspierali, a czasami musisz kazać im zostawić cię do jasnej cholery samego. Rozdział 5
Tłumaczenie Fallen22 Nie chciałam wracać na przyjęcie. Po pierwsze, nie byłam w nastroju do świętowania. Po drugie, wciąż nie wiedziałam jak odpowiedzieć na pytanie Arnet. Po trzecie, Micah zmusił mnie bym obiecała że z nim zatańczę. Nienawidziłam tańczyć. Nie sądziłam abym byłam w tym dobra. Prywatnie, w domu, Micah, Nathaniel, i cholera, nawet Jason powiedzieli mi, że nie mam racji. Że tak naprawdę tańczę bardzo dobrze. Nie uwierzyłam im. Myślę, że to z powodu koszmarnego balu w gimnazjum. Oczywiście że to było w gimnazjum, bo czy w ciągu tych kilku lat są jakieś doświadczenia, które nie są koszmarne? W piekle, jeśli byłeś naprawdę niegrzeczny, z pewnością będziesz przez wieczność pokutował jako czternastolatek. Będziesz uwięziony w szkole, nigdy nie mogąc wrócić do domu. Tak więc wróciłam na przyjęcie, mając nadzieję, że będę mogła powiedzieć, że jestem zmęczona i wychodzimy, ale wiedziałam ,że będzie inaczej. Micah wypomniał mi obietnicę, że zatańczę z nim i zmusił mnie bym obiecała, że zatańczę także z Nathanielem. Cholera. Rzadko coś obiecuję, ponieważ kiedy obiecam, to dotrzymuję słowa. Cholera po dwakroć. Tłum sporo się przerzedził. Praca na miejscu zbrodni pochłonęła sporą część naszej nocy. Ale wiedziałam, że chłopcy tutaj zostaną, bo to ja miałam samochód. Nathaniel siedział przy stole, gdzie go zostawiłam, ale był z nim Jason, nie Micah. Jason i Nathaniel nachylali się tak blisko siebie, że ich głowy prawie się dotykały. Krótkie blond włosy Jasona wydawały się bardzo żółte na tle ciemnego kasztanu Nathaniela. Jason miał na sobie niebieską koszulę tylko o odcień jaśniejszą niż jego oczy. Jego garnitur był czarny i wiedziałam nie widząc go na stojąco, że był dopasowany do jego ciała, i prawdopodobnie uszyty we Włoszech. Jean-Claude zapłacił za garnitur, a on lubił jak jego pracownicy nosili stroje od włoskich projektantów. W każdym razie wtedy gdy nie ubierał ich jak gwiazdy porno z wysokiej półki. Jak na przeciętne wesele, garnitur pasował. Jason pracował w Grzesznych Rozkoszach jako striptizer i choć Jean-Claude posiadał klub, to nie ta praca pozwalała Jasonowi nosić ubrania drogich projektantów dopasowane do jego ciała. Jason był pomme de sang. Jean-Claude nie sądził abym traktowała Nathaniela z wystarczającym szacunkiem dla jego pozycji jako moje pomme de sang. Pozwoliłam więc Micahowi i Nathanielowi pójść na zakupy z Jasonem po garnitur i zapłaciłam rachunek za moich obu chłopców. Był skandalicznie wysoki, ale nie mogłam pozwolić, by Jean-Claude był milszy dla swoich utrzymanków niż ja dla moich. Prawda? Uściślając, Micah nie był utrzymankiem, ale pensja jaką pobierał od Koalicji dla Lepszego Zrozumienia Pomiędzy Społecznością Likantropów i Ludzi nie starczyłaby na garnitur od projektantów. A skoro ja zarabiałam dość by zapłacić za garnitury, to zrobiłam to. Miałam czas, by zastanowić się do czego zmierzają Jason i Nathaniel, rozmawiając tak cicho jak konspiratorzy.
Wtedy bardziej poczułam niż zobaczyłam Micaha. Stał w drugim końcu pokoju rozmawiając z grupą mężczyzn, w większości gliniarzami. Potrząsnął głową, zaśmiał się i ruszył przez pokój w moim kierunku. Nie miałam możliwości zobaczyć Micaha z tej odległości. Zawsze byliśmy blisko siebie, fizycznie. Teraz byłam zdolna obserwować jak podchodzi do mnie, zdolna podziwiać jak ubranie opina się na jego ciele, jak prostuje szerokie ramiona, mogłam podziwiać jego wąską talię, biodra i mięśnie ud. Garnitur leżał na nim jak dopasowana rękawiczka. Obserwując jak idzie do mnie zdałam sobie sprawę, że był wart każdego pensa. Muzyka skończyła się zanim doszedł do mnie, jakaś piosenka, której nie rozpoznałam. Miałam chwilę nadziei, że może po prostu usiądziemy i dowiemy się co tak zafascynowało dwóch pozostałych mężczyzn. Ale to była próżna nadzieja, ponieważ zaczęła się kolejna piosenka. Wolny taniec. Wciąż nie chciałam tańczyć, ale gdy Micah znalazł się na odległość dotyku, musiałam przyznać, że wymówka by móc go dotknąć w miejscu publicznym nie była złą rzeczą. Uśmiechnął się i nawet z okularami na twarzy, wiedziałam jak jego oczy wyglądałyby z tym uśmiechem. – Gotowa? Westchnęłam i wyciągnęłam ręce. – Bardziej już nie będę. – Zdejmij najpierw kurtkę. Rozpięłam ją, ale powiedziałam. – Zostaw. Jest mi trochę zimno. Jego ręce ześlizgnęły się do mojej talii. – Robi się chłodniej na zewnątrz? Potrząsnęłam głową. – Nie ten rodzaj zimna. – Och, – powiedział i przesunął ręce, które ślizgały się w górę moich pleców pod skórzaną kurtką. Wrócił do mojej talii i wślizgnął dłonie pod marynarkę, tak że tylko cienka warstwa koszuli oddzielała moją skórę od jego. Zadrżałam pod tym dotykiem. Nachylił swoje usta ku mojemu uchu, zanim skończył długie, powolne prześlizgnięcie dłonią, które przyparło nasze ciała ku sobie. – Rozgrzeję cię. – Jego ramiona wcisnęły mnie w krągłości i mięśnie jego ciała, ale nie dość ciasno bym czuła się niekomfortowo w miejscu publicznym. Blisko, ale nie jakbyśmy byli sklejeni. Ale nawet tak blisko, mogłam poczuć jego twardość pod spodniami. Najlżejsze muśnięcie, które pozwoliło mi wiedzieć, że był więcej niż jeden powód z jakiego nie trzymał mnie tak mocno jak by mógł. Był uprzejmy. Nie byłam na sto procent pewna czy ta grzeczność była naprawdę pomysłem Micaha, czy wyczuł mój dyskomfort. Zawsze był bardzo, bardzo ostrożny przy mnie. W rzeczywistości odzwierciedlał dokładnie to czego pragnęłam, czego potrzebowałam, co sprawiało że zastanawiałam się czy znałam go tak naprawdę i czy wszystko co widziałam było tym, co chciał bym zobaczyła.
– Krzywisz się, co jest nie tak? – Był na tyle blisko że samo odwrócenie głowy ku mojej twarzy pozwoliło mu szepnąć. Co miałam odpowiedzieć? Że podejrzewałam że mnie okłamuje. Nie w sprawie czegoś szczególnego, ale o prawie wszystkim. Był zbyt idealny. Zbyt idealny. To było to, czym potrzebowałam, by się stał. To była gra, prawda? Nikt nie jest dokładnie taki jak pragniesz by był, każdy rozczarowuje cię w jakiś sposób, prawda? Wyszeptał w moje ucho, – Krzywisz się jeszcze bardziej. Co się stało? Nie wiedziałam co powiedzieć. Dlaczego pozostawałam tej nocy z tuzinem rzeczy do wypowiedzenia i niczym co chciałam powiedzieć na głos? Zdecydowałam się na częściową prawdę, lepszą niż kłamstwo, jak sądzę. – Zastanawiam się kiedy zamierzasz to wszystko zepsuć. Odsunął się dość by zobaczyć wyraźnie moją twarz. Pozwolił sobie pokazać to zdziwienie. – Co zrobiłem teraz? Potrząsnęłam głową. – To właśnie jest problem, nie zrobiłeś niczego, niczego złego w każdym razie. Spojrzałam na niego i pragnęłam zobaczyć jego oczy. W końcu sięgnęłam i ściągnęłam te ciemne okulary na tyle bym ujrzała jego zielonożółte oczy. Ale oczywiście, to był błąd, ponieważ uświadomiłam sobie że gapię się w te oczy, zachwycając się jak zielone były tej nocy. Potrząsnęłam ponownie głową. – Cholera. – Co się stało? – Nic, to właśnie się stało. – Nawet dla mnie to nie miało sensu, ale to wciąż była prawda. Uśmiechnął się po części z zadziwieniem, po części z ironią, po części z samozaprzeczeniem i po części z czymś jeszcze. Nic w tym uśmiechu nie było radosne. Przybył do mnie z tym uśmiechem, i wciąż nie rozumiałam go, ale wiedziałam że używał go coraz rzadziej i zazwyczaj tylko wtedy, kiedy byłam niemądra. Nawet ja wiedziałam, że byłam niemądra, ale nie mogłam nic na to poradzić. Był zbyt idealny, więc musiałam go sprawdzać. Nasz związek funkcjonował za dobrze, więc musiałam sprawdzić czy mogę go zepsuć. Nie naprawdę zepsuć, ale zobaczyć jak bardzo się nagnie. Musiałam to sprawdzić, ponieważ jak dobre jest coś czego nie można sprawdzić? Och, cholera, to nie to. Prawdą było, że jeżeli pozwolę sobie to będę szczęśliwa z Micahem i to zaczynało działać mi na nerwy. Oparłam czoło o jego pierś. – Przepraszam Micah, po prostu jestem zmęczona i czuję się przybita. Odprowadził mnie odrobinę na bok, za parkiet, bo nie tańczyliśmy. – Co się stało?
Próbowałam zastanowić się nad tym. Miałam coś przeciw niemu, ale co? Wtedy częściowo to we mnie uderzyło. – Nie zmartwiło mnie, że widziałam martwą kobietę. Nic nie poczułam. – Musisz oddzielić się od emocji, albo nie będziesz w stanie wykonywać swojej pracy. Przytaknęłam. – Taa, ale kiedyś musiałam nad tym popracować. Teraz nie muszę. Spojrzał na mnie, jego oczy wciąż spoglądały znad częściowo obniżonych szkieł. – I to cię martwi, dlaczego? – Tylko socjopaci i szaleńcy mogą patrzeć na brutalną śmierć i nie czuć absolutnie nic Micah. Przytulił mnie do siebie, nagle, gwałtownie, ale był tak ostrożny by utrzymać część ciała z dala. To był ten rodzaj przytulenia jaki daje się przyjacielowi w potrzebie. Być może odrobinę ściślejszy, odrobinę intymniejszy, ale niewiele. Zawsze wydawał się wiedzieć czego potrzebowałam, i kiedy potrzebowałam. Jeżeli nie byliśmy zakochani to jak to robił? Cholera, byłam zakochana w ludziach, którzy nawet nie doszli tak blisko do wielu moich potrzeb. – Nie jesteś socjopatką Anita. Oddałaś część siebie abyś mogła wykonywać swoją pracę. Powiedziałaś mi kiedyś, że to cena jaką płacisz. Owinęłam ramiona wokół niego, trzymając go blisko, opierając czoło we wgłębieniu jego szyi, pocierając twarzą o niewiarygodną gładkość jego skóry. – Próbuję nie stracić kolejnych kawałków siebie, ale wydaje się że nie jestem w stanie. Nie czułam dziś niczego, poza winą, że nie czuję niczego. Jak bardzo jest to szalone? Dalej mnie przytulał. – To jest szalone, tylko jeżeli uważasz to za szalone, Anita. To sprawiło że odsunęłam się dość by zobaczyć jego twarz. – Co to oznacza? Dotknął mojej twarzy, delikatnie. – To oznacza że jeżeli w twoim życiu wszystko gra, i ty pasujesz do tego, to w porządku, cokolwiek stało się dzisiaj. Skrzywiłam się, po czym zaśmiałam, potem znów skrzywiłam. – Nie jestem pewna czy terapeuta zgodziłby się z tym. – Wszystko co wiem to, że odkąd spotkałem ciebie, czuję się bezpieczniejszy, szczęśliwszy i lepszy od lat. – Powiedziałeś bezpieczniejszy; zabawne, myślę że w takiej właśnie kolejności określiłby to Nathaniel, najpierw bezpieczny, potem szczęśliwy. – Mogę być twoim Nimir-Raj i dominantem, ale Anita, spędziłem lata na łasce Chimery. On był szaleńcem i socjopatą. Widziałem to z bliska, Anita, ty nie jesteś ani jednym ani drugim. – Uśmiechnął się gdy to powiedział i skinął odrobinę głową, jak stary gest, z którego prawie wyrosłeś. Przez chwilę widoczny był jego profil, a ponieważ byłam w nastroju do rozmowy, zapytałam o coś nad czym zastanawiałam się przez tygodnie.
Przesunęłam palcem po krawędzi jego nosa. – Kiedy pierwszy raz cię spotkałam, twój nos wyglądał jakby był mocno złamany. Założyłam, że to stało się kiedy byłeś człowiekiem, ale twój nos prostuje się, prawda? – Tak – i jego głos był miękki gdy to powiedział. Nie było tam teraz uśmiechu, nawet tego udawanego. Jego twarz zamknęła się. Zaczęłam zdawać sobie sprawę, że tak wyglądał gdy był smutny. Spotkałam Chimerę, cholera, zabiłam go. Był jednym z najbardziej szalonych osób jakie kiedykolwiek spotkałam. I to na liście zawierającej zaślepionego sobą niedoszłego boga, liczącego kilka tysiącleci mistrza wampirów, nie wspominając o łakach, które były zarówno seksualnymi sadystami jak i seksualnymi drapieżnikami, w najprawdziwszym tych słów sensie. Więc to, że ustawiłam Chimerę na szczycie moich szalonych-złych-gości mówiło dość o tym jak straszny on był. Nie potrafiłam sobie wyobrazić bycia na jego łasce przez jakikolwiek okres czasu. Ja nie spędziłam tak nawet kilku godzin. Micah i jego pard byli z Chimerą przez lata. Unikałam tego tematu, ponieważ był bolesny dla nich wszystkich, zwłaszcza dla Micaha. Ale tej nocy o wielu powodach musiałam wiedzieć. Musiałam, nawet jeśli sprawię mu ból. Nieładne, ale prawdziwe. Czasami walczysz z tym czym jesteś, a czasami poddajesz się temu. I w pewne noce, po prostu nie chcesz już z sobą walczyć, więc wybierasz do walki kogoś innego. Rozdział 6 Tłumaczenie Fallen22. Znaleźliśmy się w odległym zakątku parkingu, gdzie drzewa wyrastały tworząc wysoką, wąską linię. Szybko rosnące klony, z żółtymi liśćmi, tańczącymi na październikowym wietrze. Moje włosy były tak ściśle związane we francuski warkocz, że wiatr niewiele mógł z nimi zrobić, ale włosy Micaha były rozwiane wokół jego twarzy, jak gęsta, ciemna chmura. Zdjął okulary i światło ulicznych lamp sprawiło, że jego oczy wydawały się intensywnie żółte, nawet przy zielonej koszuli, jakby odzwierciedlały światło inaczej niż powinny, bądź jakby to czyniły będąc ludzkimi oczami. Wiatr był chłodny i niósł ostry zapach jesieni. To czego pragnęłam, to wziąć go za rękę i zaprowadzić w tę ciemną noc, aż dotrzemy do lasu. Chciałam iść, aż wejdę w ciemność i pozwolę by wiatr zabrał nas dokąd pragnie. Mój zły nastrój wydawał się blednąć w chłodnym nocnym wietrze, a może sprawił to widok jego twarzy prawie zagubionej w chmurze włosów. Cokolwiek to było, nie chciałam już się kłócić. – Masz rację, mój nos się uzdrawia. – Jego głos niósł odrobinę gorzkiego śmiechu. I jego tonu pasował do tego zagadkowego uśmiechu. Dotknęłam jego ramienia. – Jeżeli to dla ciebie trudne, to nie musisz o tym mówić.
Potrząsnął głową i przeczesał włosy dłonią, niecierpliwie, ze złością, jakby był zły na włosy opadające mu na twarz. Myślałam że prawdopodobnie był zły na mnie, ale nie zapytałam. Naprawdę nie chciałam wiedzieć jeżeli odpowiedź brzmiałaby „tak”. – Nie, zapytałaś, więc odpowiem. Zabrałam rękę i pozwoliłam mu mówić, pozwoliłam mu otworzyć ten zakamarek, który tak bardzo chciałam by został otwarty jeszcze parę minut temu. Teraz musiałam pozwolić mu odejść, by zmazać ten wyraz z jego twarzy. – Wiesz dlaczego mam tak długie włosy? To było takie dziwne pytanie, że odpowiedziałam. – Nie, myślałam że takie lubisz. Potrząsnął głową, jedna rękę trzymał we włosach w pobliżu twarzy, tak ze mógł powstrzymać wiatr przez wianiem mu w twarz. – Kiedy Chimera przejął grupę zmiennokształtnych, zwykł torturować lub grozić torturami by ich kontrolować. Jeżeli przywódca grupy był w stanie znieść tortury, wtedy torturował słabszych członków. Używał ich krzywd jako sposobu na kontrolę alfy w grupie. Był cicho tak długo, że musiałam coś powiedzieć. – Wiem że był sadystycznym draniem. Pamiętam co zrobił Ginie i Violet, by mieć kontrolę nad tobą i Merle. – Wiesz tylko o części, – powiedział, i jego oczy miały odległy wyraz, tak bardzo odległy. Przypominał sobie coś co nie było przyjemne. Nie chciałam wracać do tego. Nie zamierzałam, – Micah, ja nie chciałam… – Nie, chciałaś wiedzieć. Więc możesz się dowiedzieć. – Wziął tak głęboki oddech że zadrżał. – Jedną z jego ulubionych tortur był grupowy gwałt. Tych z nas, którzy nie brali w tym udziału zmusił do zapuszczenia włosów. Powiedział, że jeżeli chcemy zachowywać się jak kobiety, to powinniśmy wyglądać jak kobiety. Myślałam nad tym przez chwilę. – Tylko ty i Merle macie długie włosy w waszym pardzie. Przytaknął. – Myślę że Caleb to lubił, a Noah, no cóż – zadrżał. – Wszyscy robimy rzeczy, których nie pochwalamy, by przeżyć. By jakoś przetrwać. Nie byłam w stanie mieć gorszej opinii o Calebie, ale to sprawiło że Noah stracił w moich oczach. Nie powiedziałam tego na głos. Ale Micah nie potrzebował bym cokolwiek mówiła. Opowieść się rozpoczęła i dokończy ją teraz, czy chciałam ją usłyszeć czy nie. To była moja cholerna wina, więc słuchałam i dałam mu jedyną rzecz jaką mogłam w tej chwili – moją uwagę. Nie przerażenie, nie litość, tylko moją uwagę. Przerażenie byłoby zbędne, a litość – nikt nie lubi litości.
– Rozmawiałaś z Chimerą, z jego kilkoma osobowościami. Wiesz jak skonfliktowany był ze sobą. Przytaknęłam i powiedziałam. – Tak. – Część jego była całkowitym brutalem, i ta część gwałciła kobiety. Inna jego część była gejem i te dwie osobowości nienawidziły się nawzajem. Chimera sprawił, że idea podzielonej osobowości nabrała całkiem nowego znaczenia, ponieważ każda z jego osobowości miała inną fizyczną postać. Dopóki go nie spotkałam i nie zobaczyłam tego na własne oczy, powiedziałabym że to niemożliwe. – Pamiętam, że ta jego część pragnęła bym została jego partnerką, a inna część jego nie wydawała się zbyt zainteresowana dziewczynami. Micah przytaknął. – Dokładnie. Prawie się bałam dokąd to zmierza, ale zainicjowałam to. Jeżeli jest w stanie to opowiedzieć, to ja mogę tego wysłuchać. Wszystkiego. – On nie gwałcił tylko kobiet – Micah powiedział, – ale co dziwne, zgwałciłby mężczyznę tylko wtedy gdy ten był już gejem. To było tak jakby pragnął seksu tylko z osobą wobec której mógłby tego użyć jako kary. – Wzruszył ramionami, ale to przeszło w drżenie. – Nie rozumiałem tego. Byłem po prostu wdzięczny że nie jestem na jego liście ofiar. – Znów zadrżał. – Chcesz moją kurtkę? Uśmiechnął się odrobinę. – Nie sądzę że to ten rodzaj chłodu. Sięgnęłam by go dotknąć, ale on odsunął się poza mój zasięg. – Nie, Anita, pozwól mi skończyć. Jeżeli mnie dotkniesz, rozkojarzę się. Chciałam powiedzieć, pozwól mi ciebie dotknąć, pozwól mi rozkojarzyć ciebie, ale nie zrobiłam tego. Zrobiłam to o co poprosił. Nikogo nie mogę winić poza sobą. Jeżeli bym trzymała gębę na kłódkę, bylibyśmy wewnątrz tańcząc, zamiast tego… kiedy nauczę się zostawić coś w spokoju gdy jest dobrze. Prawdopodobnie nigdy. – Ale gdzieś w tym bałaganie, Chimera odzyskał rozum i był wściekły na mnie. Nie pomagałem mu w torturach, nie pomagałem w gwałtach. I nie przespałbym się z nim z własnej nieprzymuszonej woli, choć zapytał. Myślę że mnie lubił, pragnął mnie, a ponieważ jego własne pokręcone zasady nie pozwalały mu mnie tknąć, znalazł inny sposób, by się zabawić moim kosztem. Dotknął twarzy, jakby poszukiwał jej opuszkami palców, prawie zaskoczony tym co znalazł.
Jakby to nie była twarz, którą spodziewał się odnaleźć. – Nie pamiętam nawet czego to Gina nie zrobiła. Chyba chciał aby uwiodła alfę innego stada, które chciał posiąść. Ona odmówiła, a zamiast wyładować się na niej, zrobił to na mnie. Pobił mnie tak, że złamał mi nos, ale on szybko się uleczył. – Wszyscy lykantropi leczą się szybko. – Wydaje się że ja uzdrawiam się szybciej niż inni, nie tak szybko jak Chimera, ale niewiele wolniej. Myślał, że to miało coś wspólnego z tym jak łatwo oboje przechodziliśmy z jednej formy do innej. Prawdopodobnie miał rację. – To ma sens. – Mój głos był całkowicie spokojny jakbyśmy rozmawiali o pogodzie. Sztuczka pozwalająca by wysłuchać przerażających wspomnień i nie być przerażoną. Jedynym, który ma prawo do emocji jest ten kto opowiada. Słuchacz musi być spokojny i opanowany. – Następnym razem, gdy odmówiłem mu pomocy w gwałcie na kimś, ponownie mi złamał nos. Znów się uleczyłem. Wtedy zamienił to w grę. Za każdym razem gdy odmawiałem wykonania rozkazu, bił mnie mocniej, zawsze w twarz. Jednego dnia w końcu powiedział: „ Zamierzam zniszczyć tą śliczną buzię. Jeżeli ja jej nie mogę mieć, a ty nie użyjesz jej na nikim innym, to ją zniszczę.” Ale ja wciąż się uzdrawiałem. Rozpuścił włosy i wiatr rozwiał je wokół twarzy, ale zignorował je teraz. Objął się mocno. Chciałam podejść do niego, pragnęłam przytulić go, ale on powiedział nie. Musiałam to uszanować, musiałam, ale do diabła, do diabła… – Nie pobił mnie następnym razem, ale wyjął nóż. Pociął mi twarz, odciął nos i zjadł go. – Wydał dźwięk jaki w połowie był śmiechem a w połowie jękiem. – Jezu, to bolało i krwawiłem. Boże jak ja krwawiłem. Dotknęłam jego ramienia, delikatnie, leciutko. Nie kazał mi się odsunąć. Rozluźniłam ramiona wokół niego i odkryłam że drżał, drobne drżenie rozchodziło się od góry w dół jego ciała. Trzymałam go w ramionach i miałam nadzieję wiedzieć co powinnam powiedzieć. Wyszeptał w moje włosy. – Potem nos mi odrósł, ale nie tak samo. Wtedy pobił mnie znów. Świeże ciało jest wrażliwsze niż stare, a kiedy złamiesz je dość razy, pozostaje złamane. Nie uleczyło się idealnie, a kiedy w końcu zrobił mi krzywdę, wydawał się usatysfakcjonowany. Teraz gdy Chimery nie ma tutaj by dalej mnie krzywdził, mój nos się leczy. Prostuje się za każdym razem gdy wracam z lamparciej postaci. – Oparł się o mnie, powoli, jakby walczył, by odeszło napięcie. Pozostał w ten sposób, relaksując się cal po calu, gdy ja tuliłam go rysując na jego plecach drobne okręgi. Normalna osoba powiedziałaby mu jakąś bzdurę, że jest dobrze. Byłam tutaj, ale zasługiwał na coś lepszego niż kłamstwo. – On nie żyje Micah. On nie żyje i nie może już ciebie skrzywdzić. Nie może skrzywdzić już nikogo.
Wydał kolejny dźwięk, w połowie zdławiony śmiech, w połowie szloch. – Nie, nie może, ponieważ zabiłaś go. Zabiłaś go, Anita. Ja nie potrafiłem go zabić. Nie potrafiłem ochronić moich ludzi. Nie potrafiłem ich ochronić. – Zaczął opadać na kolana i jeżeli nie złapałabym go, upadłby. Ale chwyciłam go i osunęłam nas oboje na krawędź trawnika w pobliżu drzew. Siedziałam na trawie i tuliłam go, kołysałam go, gdy on płakał, nie za siebie, ale za wszystkie osoby, których nie mógł ocalić. Tuliłam go dopóki płacz nie ucichł, po czym zatrzymał się, a ja tuliłam go w ciszy przerywanej łkaniem wiatru. Tuliłam go i pozwoliłam by październikowy wiatr oczyścił nas oboje. Oczyścił smutek, oczyścił to straszne uczucie, które kazało mi rozerwać coś. Zmusiłam się do siedzenia tam w trawie z jego ciałem owiniętym dookoła mojego. Obiecałam sobie nie rozgrzebywać już nic więcej. Obiecałam sobie nie psuć tego co się sprawdza. Obiecałam sobie nie rozgrzebywać gówna, jeżeli nie chciałam doświadczyć kolejnego wstrząsu . Zmówiłam krótką modlitwę by pomogła mi dotrzymać tych obietnic. Ponieważ, Bóg sam wie, że szanse bym dotrzymała tych obietnic bez boskiej interwencji były niewielkie. Rozdział 7 Zanim Nathaniel i Jason zaczęli nas szukać, Micah wrócił do normy. A to w przypadku Micaha oznaczało, że gdybym nie widziała go wcześniej załamanego, to nawet ja bym nie odgadła w jakim znajdował się stanie. To sprawiło, iż zaczęłam się zastanawiać, ile innych załamań mnie ominęło. Czy to ja spowodowałam to dzisiejsze? Czy był w stanie zachować absolutną kontrolę tak długo jak nikt nie kazał mu się na tym skupić? Oczywiście nawet jeżeli było to prawdą, nie brzmiało to zbyt zdrowo. Och, cholera, może my wszyscy potrzebujemy terapii. Jeżeli zabrałabym całe stado, być może dostalibyśmy zniżkę grupową. Nathaniel usiadł po obok mnie tak, że w efekcie znalazłam się pośrodku nich. Usiadł tak, że jego ciało dotykało mnie na tyle na ile się dało. Był czas kiedy zmusiłabym go, by dał mi przestrzeń do życia, ale teraz rozumiałam że zmiennokształtni potrzebowali fizycznego kontaktu. Poza tym, zmuszanie Nathaniela by odsuwał się o cal gdy spaliśmy prawie nadzy w moim łóżku każdej nocy byłoby głupie. Jason stał i patrzył na nas z góry. Wyglądał nienaturalnie uroczyście, przynajmniej jak na niego, po czym nagle się uśmiechnął. Teraz wyglądał jak on. – Już po północy, myśleliśmy że będziesz na zewnątrz karmiąc ardeur. – Jego uśmiech był zbyt diaboliczny by pasował do obojętnych słów. – Jestem w stanie obejść się dłużej pomiędzy pożywianiem się, czasami wytrzymam czternaście, a nawet szesnaście godzin. – Och, szkoda – powiedział i przestąpił na drugą nogę, dąsając się. To była cudowna wersja dziecięcego grymasu, za wyjątkiem diabelskiego błysku w jego oku. – Miałem nadzieję, że dobierzesz kogoś do zespołu.
Skrzywiłam się na niego, ale nie udało mi się sprawić, by niezadowolenie dotarło do oczu. Jason rozweselał mnie. Nie wiem dlaczego, ale tak było. – Nie sądzę abyśmy potrzebowali twoich usług tej nocy, choć dziękuję za ofertę. Westchnął donośnie. – Nigdy nie będę miał szansy, by znów uprawiać z tobą seks, prawda? – Nie zrozum mnie źle, Jason, ale mam nadzieję że nie. Seks był świetny, ale znalazłeś się w moim łóżku dlatego, że to był nagły wypadek. Jeżeli nie nauczę się lepiej kontrolować ardeur, to nie będzie bezpieczne bym sama przebywała w miejscu publicznym. – To moja wina, – Nathaniel powiedział miękkim głosem. Odwróciłam głowę i znalazłam się dość blisko jego twarzy by pocałować go w policzek. Pragnęłam by się poruszył, by dał mi więcej przestrzeni, ale zwalczyłam to. Znów zaczynałam marudzić. – To była moja wina, jeżeli już czyjaś, Nathaniel. Bardzo opanowany głos Micaha doszedł zza mojego drugiego ramienia. – To była wina Belle Morte, pokręconego, seksownego wampira z zachodu. Jeżeli nie bawiłaby się Anitą, próbując użyć ardeur do jej kontroli, ono nie obudziłoby się tyle godzin przed spodziewanym czasem. – Belle Morte, Piękna Śmierć, była stwórczynią linii krwi Jean-Claude’a. Nigdy nie spotkałam jej w osobiście, ale spotkałam ją metafizycznie i to było wystarczająco przerażające. Micah położył rękę na moim ramieniu i zdołał położyć drugą na Nathanielu. Dając komfort nam obojgu. – Nie osłabłeś odkąd Anita jest zdolna rozciągać czasy pożywiania. Nathaniel westchnął tak ciężko, że poczułam ruch przy moim ciele. – To nie ja stałem się silniejszy, lecz ona. – Brzmiał tak smutno, był tak rozczarowany sobą. Oparłam się o jego ramie na tyle, by Micah mógł dosłownie przytulić nas oboje naraz. – Jestem twoim Nimir-Ra, więc powinienem być silniejszy, prawda? Uśmiechnął się lekko. Położyłam głowę na jego ramieniu, wtulając ją w zagłębienie w jego szyi i czując zapach wanilii. Zawsze pachniał dla mnie wanilią. Myślałam kiedyś, że to był szampon albo mydło, ale tak nie było. To był jego zapach dla mnie. Nie miałam jeszcze odwagi by zapytać Micaha czy skóra Nathaniela pachniała dla niego też wanilią. Ponieważ nie byłam pewna czy to by oznaczało, że tylko ja uważam zapach Nathaniela za taki słodki. – Chcesz o coś zapytać Anitę, prawda? – powiedział Jason. Nathaniel spiął się przy mnie, po czym delikatnym głosem zapytał. – Czy dalej dostanę mój taniec?
To była moja kolej na spięcie się. Nie potrafiłam nad tym zapanować, to było niekontrolowane. Nathaniel zesztywniał obok mnie, ponieważ też to poczuł. Nie chciałam tańczyć, taka była prawda, ale także pamiętałam jak kilka minut temu będąc z Micahem, myślałam że wolałabym tańczyć. Namieszałam już raz tego wieczora, nie chciałam robić tego drugi raz. – Jasne, taniec brzmi świetnie. To sprawiło, że Micah i Nathaniel odsunęli się na tyle by na mnie spojrzeć. Jason po prostu gapił się na mnie. – Co powiedziałaś? – Nathaniel zapytał. – Powiedziałam, że taniec to świetny pomysł. – Ich zdziwienie prawie było tego warte. – Gdzie jest Anita, i co z nią zrobiłaś? – Jason zapytał, udając powagę. Nie próbowałam wyjaśniać. Nie byłam w stanie wpaść na lepszy pomysł wyjaśnienia Micahowi, że wolałabym tańczyć i że z mojej winy nas to ominęło, nie wyjawiając sekretów przed Nathanielem i Jasonem. Więc stałam oferując rękę Nathanielowi. Po chwili gapienia się na nią i na mnie, niepewnie, jakby się bojąc, przyjął ją. Myślę że był przygotowany na sprzeczkę o taniec, i moje zachowanie zaskoczyło go. Uśmiechnęłam się do zaskoczonej twarzy. – Chodźmy do środka. Podarował mi ten rzadko przeze mnie widziany, pełny uśmiech, ten który sprawiał, że jego cała twarz rozświetlała się. Za ten uśmiech, podarowałabym mu dużo więcej niż taniec. Rozdział 8 Oczywiście, moje dobre intencje przetrwały tylko tyle, ile zajęło odeskortowanie mnie na parkiet. I wtedy oto oczekiwano, że zatańczę. Przed ludźmi. W większości przed gliniarzami. Gliniarzami, którzy regularnie ze mną współpracowali. Nikt nie jest tak bezlitosny jeżeli dasz mu broń do ręki, bez żadnych podtekstów, jak grupa gliniarzy. Jeżeli zatańczyłabym kiepsko, droczyliby się ze mną potem. Jeżeli zatańczyłabym dobrze, droczyliby się ze mną jeszcze bardziej. Jeżeli zdaliby sobie sprawę że świetnie tańczyłam ze striptizerem, droczyliby się w nieskończoność. Jeżeli zdaliby sobie sprawę, że zatańczyłabym kiepsko ze striptizerem, żarty byłyby naprawdę kiepskie. Jakkolwiek by wyszło, miałam przerąbane. Czułam się znów jak czternastolatka, cholernie niezręcznie. Jest prawie niemożliwym, by czuć się niezręcznie mając Nathaniela jako partnera. Może to z powodu jego codziennej pracy, ale wiedział jak dobrze prowadzić na parkiecie. Wszystko co musiałam zrobić, to pozwolić odejść moim zahamowaniom i podążać za jego ciałem. Łatwe, być może, ale nie dla mnie. Lubię tę odrobinę zahamowań jaka mi pozostała, i dziękuję, ale zamierzam trzymać się ich tak długo jak się da.
Tym czego się teraz trzymałam był Nathaniel. Niewiele rzeczy mnie przeraża tak naprawdę, ale lot samolotem i taniec w miejscu publicznym znajdują się na szczycie tej krótkiej listy. Moje serce podeszło do gardła i zwalczałam pragnienie by nie gapić się na swoje stopy. Moi mężczyźni spędzili całe popołudnie udowadniając, że potrafię tańczyć, to było w domu, gdzie obserwowali mnie tylko moi przyjaciele. Ale nagle, w miejscu publicznym, przed mniej przyjazną widownią, wszystkie moje lekcje wydawały się przepaść. Zostałam ograniczona do uczepienia się ramion Nathaniela, obracając się w tych nikomu nie potrzebnych piruetach, które nie miały nic wspólnego z piosenką i wszystko ze strachem i niemożliwością tańca. – Anita, – powiedział Nathaniel. Gapiłam się na stopy, próbując nie zwracać uwagi na to, że obserwowano nas w pokoju. – Anita, proszę spójrz na mnie. Podniosłam głowę i cokolwiek zobaczył w moich oczach sprawiło, że się uśmiechnął i wypełnił swoje oczy pewnym lekkim zadziwieniem. – Naprawdę się boisz. – Powiedział jakby wcześniej w to nie wierzył. – Czy kiedykolwiek przyznałabym się że się boję, gdyby tak nie było? Uśmiechnął się. – Słuszna uwaga. – Jego głos był delikatny. – Po prostu spójrz mi w oczy, nic więcej się nie liczy, tylko osoba z którą tańczysz. Po prostu nie patrz na nikogo innego. – Brzmisz jakbyś już dawał wcześniej taką radę. Wzruszył ramionami. – Wiele kobiet czuje się niekomfortowo na scenie, na początku. Uniosłam brwi. – Zwykłem wykonywać pokaz w oficjalnym stroju i wybierałem kogoś z widowni, by tańczyć z nim. Bardzo oficjalnie, jak Fred Astaire. Jakoś Fred Astaire nie był nazwiskiem jakie przychodziło mi do głowy, gdy myślałam o Grzesznych Rozkoszach. I tak powiedziałam. Jego uśmiech był mniej delikatny i bardziej jego. – Jeżeli kiedykolwiek przyszłabyś do klubu, by poobserwować jak ktoś pracuje zamiast tylko nas podwozić, wiedziałabyś co robimy. Spojrzałam na niego. – Tańczysz. Oczywiście, kiedy zaznaczył że tańczyłam, przestałam. To było jak spacer po wodzie, jeżeli nie myślałeś o tym, mogłeś to robić. Nathaniel odsunął delikatnie moją rękę i popchnął mnie delikatnie w ramię, i znów się poruszaliśmy. W końcu zdecydowałam się gapić na jego klatkę piersiową, obserwując ruchy
jego ciała jakby był złym gościem, a ja szykowałabym się do walki. Obserwowałam środkową część jego ciała wyczekując pierwszego ruchu. – W domu poruszałaś się w rytm piosenki, nie tam gdzie ja cię przesuwałem. – To było w domu – powiedziałam, gapiąc się na jego tors, i pozwalając mu zakręcić mną na parkiecie. To było cholernie pasywne jak na mnie, ale nie mogłam prowadzić, ponieważ nie potrafiłam tańczyć. Aby prowadzić musisz wiedzieć co robisz. Piosenka się skończyła. Dałam sobie radę z jednym tańcem w miejscu publicznym. Super! Spojrzałam w górę i dostrzegłam spojrzenie Nathaniela. Spodziewałam się, że będzie wyglądał na zadowolonego albo jakiegokolwiek innego, ale nie to było na jego twarzy. W rzeczywistości, nie mogłam odczytać wyrazu jego twarzy. Był znów poważny, ale inny… staliśmy tam, gapiąc się na siebie, kiedy próbowałam wyobrazić sobie co się stało domyśliłam się, że próbował nabrać odwagi by coś powiedzieć. Ale co? Co sprawiło że stał się taki poważny? Miałam czas zapytać się. – Co się stało? – ale wtedy zaczęła się kolejna piosenka. Była szybka, z rytmem, i znów byłam nie na miejscu. Puściłam Nathaniela, odsunęłam się i odwróciłam robiąc krok w tył, zanim on złapał moją rękę. Złapał rękę i przyciągnął mnie do siebie na tyle mocno i szybko, że się zachwiałam. Jeżeli nie złapałabym się jego ramienia, upadłabym. Byłam nagle niezwykle świadoma twardości jego pleców pod moją ręką, mięśni zebranych pod moją dłonią. 0do klatki piersiowej jest przyciśnięty do siebie. Jego twarz była boleśnie blisko mojej. Jego usta tak blisko, że wydawało się wstydem nie położyć na nich pocałunku. Jego oczy były w połowie rozwarte jakbym go chwyciła, co zrobiłam, ale nie taki miałam zamiar. Po czym przesunął się na bok i zabrał mnie ze sobą. I tak po prostu znów tańczyliśmy, ale to było zupełnie inne od tańca, jakiego kiedykolwiek doświadczyłam. Nie podążałam za jego ruchami oczami, podążałam za nim moim ciałem. Poruszał się a ja poruszałam się z nim, nie dlatego że powinnam, ale z tej samej przyczyny z jakiej drzewo wygina się na wietrze – ponieważ musi. Poruszałam się bo on się poruszał. Poruszałam się, bo w końcu zrozumiałam o czym oni mówili: rytm, uderzenia, ale to nie był rytm muzyki, tym co słyszałam, to był rytm ciała Nathaniela, przyciśnięty tak blisko, że wszystko co mogłam poczuć to on. Jego ciało, jego ręce, jego twarz. Jego usta były kusząco blisko, ale nie zmniejszyłam tego dystansu. Oddałam się jego ciału, ciepłej sile jego rąk, ale nie wzięłam pocałunku jaki oferował. Oferował go w taki sposób, jak Nathaniel oferował siebie, bez żądań, tylko zachęta by wziąć jego ciało. Zignorowałam ten pocałunek tak jak wiele innych rzeczy. Nachylił się nade mną i była chwila, tylko chwila, zanim jego usta dotknęły moich, bym powiedziała „nie, przestań”.
Ale nie powiedziałam tego. Chciałam tego pocałunku. Na tyle na ile mogłam się przyznać przed samą sobą. Jego usta otarły się o moje, delikatnie, po czym pocałunek stał się częścią naszych kołyszących się ciał, tak że jak nasze ciała tańczyły, pocałunek tańczył wraz z nimi. Całował mnie jak jego ciało się poruszało i odwróciłam moją twarz do niego i oddałam się ruchom jego ust, tak jak oddałam się ruchom jego ciała. Muśnięcie warg stało się namiętnym pocałunkiem i jego język rozwierał moje wargi, wypełniał moje usta, jego usta wypełniały moje. Ale to moja ręka opuściła jego plecy i przesuwała się po jego twarzy, chwytając policzek, przyciskając moje ciało mocniej do niego, tak że poczułam go naprężonego sztywno pod ubraniami. To uczucie jego przyciśniętego mocno do moich ubrań i mojego ciała wyrwało drobny odgłos z moich ust, i wiedziałam że ardeur powstało wcześniej. Godziny wcześniej. Odległa część mnie pomyślała „Kurwa”, a reszta mnie zgodziła się, ale nie w taki sposób jaki chciałam. Odsunęłam się od jego ust, próbowałam oddychać, próbowałam myśleć. Jego ręka wróciła by chwycić tył mojej głowy, przycisnąć go z powrotem do jego ust, tak że utonęłam w pocałunku. Utonęłam w rytmie jego ciała. Utonęłam w rytmie jego pożądania. Ardeur pozwalało czasami uchwycić przebłysk czyjegoś serca, albo przynajmniej czyjegoś libido. Nauczyłam się kontrolować tą część, ale tej nocy było tak jakby moja wątła kontrola została rozerwana, i stałam wciśnięta w umięśnione ciało Nathaniela, nie mając nic co mnie przed nim ochroni. Wcześniej zawsze był bezpieczny. Nigdy nie wykorzystał sytuacji, nigdy nie przekroczył tej linii jaką mu wytyczyłam, ani słowem ani czynem; teraz nagle ignorował wszystkie moje sygnały, wszystkie moje milczące mury. Nie, on ich nie ignorował, on je roztrzaskiwał. Roztrzaskiwał je rękami na moim ciele, ustami na moich, ciałem napierającym na mnie. Nie mogłam walczyć z ardeur i Nathanielem, nie jednocześnie. Zobaczyłam czego chciał. Poczułam to. Poczułam jego frustrację. Miesiące bycia grzecznym. Zachowywania się, nie przekraczania granic. Poczułam te wszystkie miesiące dobrego zachowania rozpadają się wokół nas i pozostawiają nas duszących się w pożądaniu, jakie wydawało się wypełniać świat. Do tej chwili nie rozumiałam jak dobrze się zachowywał wcześniej. Nie rozumiałam co odrzucałam. Nie rozumiałam co oferował. Nie rozumiałam 35 niczego. Odsunęłam się od niego, położyłam dłoń na piersi by powstrzymać go przed ponownym zmniejszeniem tego dystansu. – Proszę, Anita, proszę, proszę – jego głos był niski i napastliwy, jakby nie mógł zmusić się do ujęcia tego w słowa. Ale ardeur nie potrzebowało słów. Nagle poczułam znów jego ciało, mimo że staliśmy kilka stóp od siebie. Był tak twardy i sztywny i obolały. Obolały ponieważ odmawiałam mu dojścia. Odmawiałam mu dojścia przez miesiące. Nigdy nie uprawiałam
pełnego seksu z Nathanielem; ponieważ mogłam się pożywić i bez tego. Nigdy nie przyszło mi do głowy co to mogło oznaczać dla niego. Ale teraz mogłam poczuć jego ciało, ciężkie. Obolałe od rozkoszy, jaka budowała się przez miesiące. Kiedy ostatnio dotknęłam potrzeb Nathaniela tak silnie, on po prostu chciał do mnie należeć. To wciąż tam było, ale teraz było w nim żądanie, prawie krzycząca potrzeba. Potrzeba, którą zaniedbałam. Cholera, potrzeba, co do której udawałam że nie istnieje. Teraz, nagle Nathaniel nie pozwalał mi ponownie zignorować tej potrzeby. Miałam moment by trzeźwo pomyśleć, ponieważ poczułam winę. Winę, że pozostawiłam go pragnącego przez tak długo gdy ja zaspokajałam swoje potrzeby. Myślałam, że prawdziwy seks z nim to byłoby wykorzystanie go; teraz nagle to ulotne zerknięcie w jego serce, pozwoliło mi zrozumieć, że to co robiłam z nim, było wykorzystaniem go w większym stopniu niż stosunek. Wykorzystałam Nathaniela jak jakiś rodzaj erotycznej zabawki, coś co miało mi przynieść przyjemność, a potem mogło zostać wyczyszczone i odłożone do szuflady. Byłam nagle zawstydzona, zawstydzona, że traktowałam go jak przedmiot, kiedy on nie chciał być tak traktowany. Wina uderzyła mnie jak zimny prysznic, niewerbalne uderzenie w twarz, i użyłam jej by odsunąć ardeur, przynajmniej na godzinę albo dwie. Nathaniel jakby poczuł ciepło odpływające ode mnie. Rozszerzył swoje lawendowe oczy, olbrzymie i błyszczące, błyszczące łzami. Pozwolił swoim ramionom puścić moje, a ponieważ ja już odsunęłam swoje ręce, staliśmy na parkiecie w pewnej odległości. Odległości, jakiej żadne z nas nie próbowało zamknąć. Pierwsze lśniące łzy spłynęły po jego policzku w dół. Sięgnęłam po niego i powiedziałam, – Nathaniel. Potrząsnął głową i odsunął się o krok, kolejny i obrócił się by uciec. Jason i Micah próbowali go złapać jak ich mijał, ale uniknął ich rąk pełnym gracji ruchem tułowia, tak że złapali powietrze. Wybiegł przez drzwi i obaj za nim podążyli. Ale żaden z nich nie pobiegł za nim. To byłam ja. To ja byłam winna mu przeprosiny. Problem w tym, że nie wiedziałam dokładnie za co powinnam go przeprosić. Za wykorzystywanie go, czy za wykorzystywanie go w niewystarczającym stopniu. Rozdział 9 Pierwszą osobą, jaką zobaczyłam po dotarciu na parking była Ronnie, a nie żaden z mężczyzn. Veronica Simms, prywatny detektyw, dawniej moja najlepsza przyjaciółka, stała z boku drzwi. Obejmowała się tak mocno, że uścisk prawdopodobnie sprawiał jej ból. Ronnie miała 5.8 stóp wzrostu oraz długie nogi, które wyeksponowała za pomocą wysokich obcasów i krótkiej, czerwonej sukienki. Kiedyś mi powiedziała, że gdyby miała moje piersi, to do końca życia nie założyłaby żadnej koszuli z wysokim kołnierzem. Żartowała, ale kiedy się wystroiła,
popisywała się smukłymi nogami. Jej długie do ramion blond włosy zostały tego wieczoru tak podkręcone, że same poruszały się ponad cienkimi ramiączkami na jej nagich ramionach. Poruszały się znacznie, bo gestykulowała, gdy rozmawiała ściszonym i wściekłym głosem z kimś, kogo nie mogłam wyraźnie dostrzec. Zrobiłam kolejny krok w stronę parkingu, cienie się rozjaśniły i zobaczyłam Louisa Fane. Louie uczył biologii na Uniwersytecie Waszyngtońskim. Robił doktorat i był szczurołakiem. Uniwersytet wiedział o doktoracie, ale nic o tym, co Louie robił w czasie pełni. Był o cal czy dwa niższy od Ronnie, miał smukłą ale silną sylwetkę. Noszony z gracją garnitur wypełniały szerokie ramiona. Przyciął ciemne włosy od czasu naszego ostatniego spotkania. Jego ciemne oczy były prawie czarne, a ogolona twarz miała tak wściekły wyraz, jakiego nigdy dotąd widziałam. Nie mogłam usłyszeć, o czym rozmawiają, ale ton rozmowy wskazywał, że byli wkurzeni. Zdałam sobie sprawę, że się gapię, a to nie była moja sprawa. Gdybyśmy nawet ćwiczyły z Ronnie trzy razy w tygodniu, co nie miało miejsca, to wciąż nie byłaby moja sprawa. Ronnie miała problem z tym, że umawiam się z wampirem, dokładnie z Jean–Claude’m, choć jej główne obiekcje wydawały się tyczyć samego istnienia wampirów. W chwili, gdy potrzebowałam babskiej rady i odrobiny sympatii, zaoferowała mi jedynie własny gniew i wściekłość. Przez ostatnie kilka miesięcy widywałyśmy się coraz rzadziej, aż dotarłyśmy do punktu, w którym nie rozmawiałyśmy już od kilku miesięcy. Wiedziałam, że ona i Louie wciąż się umawiają, ponieważ on i ja mieliśmy wspólnych przyjaciół. Zastanawiałam się, o co się sprzeczali, choć to wciąż nie była moja kłótnia. Moja czekała na mnie na parkingu, opierając się o Jeepa. Cała trójka opierała się o Jeepa. To wyglądało jak zgrupowanie albo zasadzka. Zawahałam się w połowie drogi, rozważając powrót i zaoferowanie sędziowania w kłótni Ronnie i Louiego. To nie grzeczność sprawiła, że chciałam wrócić; to było tchórzostwo. Wolałabym zostać wciągnięta w cudzą awanturę, niż stawić czoła tej czekającej na mnie. Emocjonalny ból innych ludzi, bez względu na to jak wielki, jest wciąż mniej dotkliwy, niż twój własny. Ale Ronnie nie podziękowałaby mi za wtrącanie się, bo to rzeczywiście nie była moja sprawa. Być może zadzwonię do niej jutro, może coś powie, zobaczę, czy zostało dość przyjaźni do ocalenia. Tęskniłam za nią. Stałam tam w ciemności na parkingu, złapana pomiędzy ich awanturę i kłótnię oczekującą na mnie. Dziwne, nie chciałam się z nikim kłócić. Poczułam się nagle zmęczona, tak strasznie zmęczona i nie miało to nic wspólnego z późną porą czy pracowitym dniem. Podeszłam do czekających mężczyzn. Żaden się nie uśmiechnął i ja też nie powitałam ich uśmiechem. No cóż, to nie będzie radosna rozmowa.
– Nathaniel mówi, że nie chcesz z nim zatańczyć – powiedział Micah. – Nieprawda, tańczyłam, dwa razy. To czego nie chciałam, to migdalić się w obecności policjantów. Micah spojrzał na Nathaniela. Nathaniel spojrzał na ziemię. – Pocałowałaś mnie wcześniej, przy detektyw Arnet. Dlaczego teraz miałoby być inaczej? – Potrzebowałeś wtedy ochrony, więc pocałowałam cię, by Jessica zrozumiała, że ma ciebie nie podrywać. Podniósł wypełnione bólem oczy. – Więc pocałowałaś mnie tylko po to, by mnie ratować, a nie dlatego, że chciałaś? Do diabła. Chciałam się wytłumaczyć, choć to ssące uczucie żalu w moim brzuchu mówiło mi, że przegram tą kłótnię. Ostatnio przy Nathanielu zawsze czułam, że robię coś źle, albo przynajmniej nie tak, jak powinnam. – Nie to miałam na myśli. – Ale to właśnie powiedziałaś. – Odezwał się Micah. – Nie zaczynaj – powiedziałam i usłyszałam gniew w moim głosie, zanim zdołałam go powstrzymać. Gniew już tam był, tylko nie byłam tego świadoma. Bywam naprawdę zła, zwłaszcza, gdy czuję się niekomfortowo. Wolę gniew niż zakłopotanie. Marianne, która pomagała mi uczyć się kontroli nad wciąż powiększającą się listą metafizycznych mocy, powiedziała, że używam gniewu po to, by chronić się przed niechcianymi emocjami. Zaakceptowałam fakt, że miała rację, ale nie znalazłam na to rozwiązania. Co ma zrobić dziewczyna, jeżeli nie może się wściekać i jednocześnie nie może uciec przed problemem? Do diabła, nie wiem. Marianne zachęciła mnie, bym była szczera, szczera emocjonalnie z sobą i wobec tych mnie najbliższych. Emocjonalna szczerość. To brzmiało tak niewinnie, tak rozsądnie i ani trochę takie nie było. – Nie chcę się kłócić, – powiedziałam i to było szczere. – Ani żadne z nas, – odpowiedział Micah. Sam jego spokój sprawił, że mój gniew złagodniał. – Nathaniel zrobił to na parkiecie i ardeur powstało wcześniej. – Poczułem to – powiedział Micah. – Ja też – dodał Jason.
– Ale nie czujesz tego teraz, prawda? – zapytał Nathaniel. Jego oczy patrzyły oskarżycielsko, a w głosie czułam cień gniewu. Nie byłam pewna, czy kiedykolwiek słyszałam go tak bliskiego wybuchu. – Anita zyskuje lepszą kontrolę nad ardeur. – odpowiedział Micah. Nathaniel potrząsnął głową, obejmując się mocniej. Przypomniało mi to sposób, w jaki obejmowała się Ronnie. – Jeżeli byłbym nim, wyszłabyś na parking i się pożywiła. – Nie dobrowolnie – odpowiedziałam. – Tak, zrobiłabyś to – odpowiedział, a jego oczy były równie gniewne, jak głos. Nigdy nie widziałam tych lawendowych oczu tak zagniewanych. Nie tak jak teraz. To było dziwnie denerwujące. – Nie uprawiałabym seksu na parkingu na przyjęciu Larrego i Tammy, jeżeli tylko miałabym jakiś wybór. Jego gniewne spojrzenie obrzuciło badawczo moją twarz. – Dlaczego byś się tutaj nie pożywiła? – Ponieważ to tandetne. A gdyby dotarło to do uszu Zerbrowskiego, nigdy, przenigdy nie pozwoliłby mi o tym zapomnieć. Jason poklepał go po ramieniu. – Widzisz, to nie ciebie odrzuciła, chodzi o to, że ona nie chce się zabawiać na weselu Larrego. To nie w jej stylu. Nahaniel spojrzał na Jasona, potem na mnie. Wydawało się, że trzymające go napięcie, którego nie rozumiałam, zmniejszyło się. Gniew zaczął znikać z jego oczu. – Sądzę, że masz rację. – No cóż, jeżeli nie chcemy się zabawić na parkingu, to powinniśmy wracać – powiedział Micah. – Ardeur nie lubi, gdy mu się odmawia. Kiedy ponownie wróci tej nocy, nie będzie łagodne. Westchnęłam. Miał rację. Ta odrobina metafizycznej brawury na parkiecie przyniesie później w nocy różnego rodzaju konsekwencje. Kiedy ardeur znów powstanie, zmusi mnie do pożywienia się. Nie da się tego zamknąć w pudełku. Wydawało mi się, że prawie jestem w
stanie utrzymać ardeur w ryzach, kompletnie wyciszyć je, gdy mnie wypełni, ale i tak miałam wrażenie, że to tylko wkurzy ardeur. Wiedziałam, że to metafizyczny dar. Choć metafizyczne dary nie mają uczuć i nie chowają uraz, to czasami wydawało się, że ten akurat to potrafi. – Przepraszam Anita. Nie pomyślałem. – Nathaniel wyglądał na tak zniechęconego, że musiałam go przytulić, więc zrobiłam to szybko, bardziej siostrzanie niż w jakikolwiek inny sposób, a on odpowiednio zareagował na mój język ciała i nie próbował przysunąć się bliżej. – Wracajmy do domu. – I to sygnał dla mnie, by się pożegnać – powiedział Jason. – Możesz spać z nami, jeśli chcesz. Potrząsnął głową. – Nie, ponieważ w tej kłótni nie muszę być sędzią, nie muszę też dawać rad, więc też pójdę do domu. Poza tym nie będąc zaproszonym do zabawy, nie zniosę słuchania, jak wasza trójka się nakręca. – Zaśmiał się i dodał. – Nie wściekaj się, ale już raz tego skosztowałem, więc ciężko jest czuć się teraz wykluczonym. Usiłowałam zwalczyć rumieniec palący moją twarz, co zawsze sprawiało, że rumieniłam się jeszcze bardziej. Jason i ja uprawialiśmy kiedyś seks. Zanim zdałam sobie sprawę, że ardeur powoduje, że kocha się aż do upadłego. Ardeur powstało, gdy Micaha nie było w domu. Godziny przed jego powrotem. Wznieciła je interwencja Belle Morte, założycielki linii krwi Jean-Claude’a i według mojej wiedzy pierwszej posiadaczki ardeur. Istniało ono tylko w jej linii wampirów, w żadnej innej. Fakt, że ja je nosiłam, wywoływał bardzo ciekawe metafizyczne pytania. Belle chciała zrozumieć, czym jestem i myślała, że ardeur wywoła nieprzewidziane piekło. Belle dobrze znała się na interesach, ale bardzo ją cieszyło, gdy mogła zadbać o interesy i jednocześnie sprawić problemy. Więc to nie moja wina, że mój wybór został ograniczony do dwóch możliwości: wzięcia tylko Nathaniela, co prawdopodobnie skończyłoby się jego śmiercią, albo pozwolenia Jasonowi na dołączenie do grupy. Był z tego powodu szczęśliwy. Bardzo szczęśliwy. I co dziwne, nasza przyjaźń to przetrwała, choć nie bardzo potrafię udawać, że nic się nie stało i czasami to sprawia, iż czuję się niekomfortowo. – Uwielbiam, to że mogę wywołać u ciebie rumieńce, tak jak teraz. – A ja nie. Zaśmiał się, ale coś pojawiło się w jego oczach, coś poważniejszego niż śmiech.
– Muszę ci o czymś powiedzieć na osobności, zanim mi uciekniesz. Nie podobało mi się, że nagle stał się tak poważny. Nauczyłam się w ciągu kilku ostatnich miesięcy, że Jason używał droczenia się i śmiechu jako tarczy skrywającej przenikliwą inteligencję, której przejawy bywały niepokojąco bolesne. Nie podobała mi się także prośba o prywatność. Czego nie mógł powiedzieć przy Micahu i Nathanielu? I dlaczego? Na głos powiedziałam. – Dobrze. – Ruszyłam ku odległej stronie parkingu z dala od Jeepa i jeszcze dalej od Ronnie i Louiego, którzy, jak zauważyłam, nadal kłócili się po cichu. Kiedy cienie drzew otaczających kościelny parking znalazły się za nami, zatrzymałam się i odwróciłam do Jasona. – Co się stało? – To na parkiecie, to była po części moja wina. – Dlaczego twoja wina? Wyglądał na zakłopotanego, co u Jasona rzadko się zdarzało. – On chciał wiedzieć, jak udało mi się po raz pierwszy uprawiać z tobą seks, prawdziwy seks. Wtedy, kiedy pomogłem ci nakarmić ardeur. – Uściślając, to był drugi raz. Skrzywił się do mnie. – Tak, ale wtedy ardeur było czymś nowym, a my nie mieliśmy stosunku i była wtedy z tobą w łóżku trójka innych mężczyzn. Odwróciłam się, tak by ciemność ukryła moje rumieńce, choć szczerze mówiąc, on mógł wyczuć podwyższone ciepło mojej skóry. – Przepraszam że to poruszyłam; co chciałeś powiedzieć? – Od dawna on sypia w twoim łóżku? Cztery miesiące? – Coś w tym stylu. – I jeszcze nie miałaś z nim stosunku, cholera, on nawet nie miał orgazmu, takiego prawdziwego, podczas gdy ty dochodzisz i jest jeszcze cała ich reszta. Nie mogłam się zarumienić mocniej, bo moja twarz by eksplodowała. – Słucham. – Anita, nie możesz udawać, że Nathaniel nie jest prawdziwy. – To nie w porządku.
– Być może nie, ale nie miałem pojęcia, że nie zaspokajasz go przynajmniej oralnie albo ręką, czy chociaż patrzysz, jak on to robi. Cokolwiek, cokolwiek. Potrząsnęłam głową i rozejrzałam się dookoła. Nie przychodziło mi do głowy nic odpowiedniego do powiedzenia. Gdyby moja metafizyczna wizja nie trafiła do wnętrza umysłu Nathaniela, prawdopodobnie byłabym zła, albo nieuprzejma. Ale zajrzałam zbyt głęboko w umysł Nathaniela, poczułam jego ból i nie mogłam już udawać. Nie mogłam tego zignorować. – Myślałam, że gdy już będę miała ardeur pod kontrolą i nie będę potrzebowała pomme de sang, będzie mu łatwiej, jeżeli nie zrobię ostatecznego kroku. – Wciąż myślisz o tym, by go porzucić, gdy już zdobędziesz wystarczającą kontrolę nad pożywianiem się? – A co mam z nim zrobić? Zatrzymać go jak maskotkę albo bardzo duże dziecko? – On nie jest ani dzieckiem ani maskotką, – odpowiedział Jason i w jego głosie pojawiła się pierwsza oznaka gniewu. – Wiem i w tym właśnie problem, Jason. Jeżeli ardeur by się nie pojawiło, byłabym przyjaciółką i NimirRa dla Nathaniela i tak by to funkcjonowało. Teraz on nagle znalazł się w kategorii, na którą nawet nie mam nazwy. – Jest twoim pomme de sang, tak jak ja Jean-Claude’a. – Ty i Jean-Claude nie pieprzycie się i nikt nie jest z tego powodu zły. – Nie, ponieważ on pozwala mi chodzić na randki. I mam kochanki, jeżeli ich chcę. – Zachęcałam Nathaniela, by chodził na randki. Chcę, by miał dziewczynę. – I twoje niezbyt subtelne zachęty, by rozejrzał się za innymi kobietami sprawiły, że zwrócił się do mnie po radę. – Co chcesz powiedzieć? – On nie chce umawiać się z innymi. Chce być z tobą i Micahem i wampirami. Nie chce innej kobiety w swoim życiu. – Ale ja nie jestem kobietą jego życia. – Tak, według niego jesteś, choć ty po prostu nie chcesz nią być. Nachyliłam się przy niskim drzewie. – Och, Jason, co ja mam zrobić? – Skończ to, co zaczęłaś z Nathanielem, bądź jego kochanką.
Potrząsnęłam głową. – Nie chcę. – Taa, nie chcesz jak diabli. Widzę w jaki sposób reagujesz na niego. – Pożądanie to za mało, Jason. Nie kocham go. – Nie zgodziłbym się z tym. – Nie kocham go w taki sposób, w jaki powinnam. – W jakim celu powinnaś, Anita? Powinnaś dla swojego sumienia? Czy swojej moralności? Po prostu daj mu to, czego on potrzebuje. Nagnij się odrobinę, to cię nie złamie. O to tylko proszę. – Powiedziałeś, że to, co zdarzyło się na parkiecie, było po części z twojej winy. Nie wyjaśniłeś mi, dlaczego tak sądzisz. – Powiedziałem Nathanielowi, że nie lubisz biernych mężczyzn. Lubisz odrobinę dominacji, odrobinę nacisku. Niewiele, ale na tyle, byś nie musiała mówić „Tak, będziemy uprawiać seks”. Potrzebujesz kogoś, kto weźmie odrobinę odpowiedzialności na swoje barki. Gapiłam się na niego, analizując wyraz jego twarzy. – To wszystko czego mi potrzeba, Jason? Po prostu potrzebuję jeszcze kogoś, kto pomoże mi rozproszyć winę na tyle, bym mogła się pieprzyć? Uśmiechnął się. – Nie tak to powiedziałem. – Ale na to samo wychodzi. – Wściekaj się, jeżeli chcesz, choć nie to powiedziałem i nie to miałem na myśli. Wściekaj się na mnie, ale nie wyładowuj się na Nathanielu. – Wychowano mnie tak, że seks to zobowiązanie. Wciąż w to wierzę. – Nie czujesz się przywiązana do mnie. – Powiedział to tak, jakby to był tylko suchy fakt, nic osobistego. – Nie, my jesteśmy przyjaciółmi, a ja byłam czymś w rodzaju przyjaciela w potrzebie. Ale ty jesteś dorosły i wiesz, co to było. Nie jestem pewna, czy Nathaniel jest dość dorosły, by to zrozumieć. Cholera, on nawet nie potrafi powiedzieć „nie” obcej kobiecie. – Odrzucił przynajmniej trzy oferty tańca, gdy my rozmawialiśmy i wiem na pewno, że jedną z tych ofert była randka z piękną Jessicą Arnet. – Zrobił to, naprawdę? Jason przytaknął. – Tak.
– Nie myślałam, że potrafi powiedzieć „nie”. – Ćwiczył. – Ćwiczył? – Mówi ci czasami „nie”, prawda? Pomyślałam nad tym. – Czasami nie powtarza mi rozmów, albo nie mówi mi o wszystkim. Mówi, że wścieknę się na niego i że powinnam zapytać kogoś innego. – Chciałaś „nie”, wymagałaś by Nathaniel był bardziej odpowiedzialny za siebie. Zmusiłaś go, by zrobił prawo jazdy. Zmusiłaś go, by był mniej zależny, prawda? – Tak. – Ale nie pomyślałaś, co to będzie znaczyć, prawda? – Co chcesz powiedzieć? – Chciałaś, by był niezależny, by myślał samodzielnie, by decydował, czego chce od życia, prawda? – Tak, w zasadzie powiedziałam mu dokładnie to samo. Chciałam, by zdecydował co chce zrobić ze swoim życiem. Mam na myśli to, że on ma dopiero dwadzieścia lat, na litość boską. – A on zdecydował, że chce być z tobą, – powiedział Jason i jego głos ponownie stał się bardziej miękki, delikatny. – To nie jest życiowa decyzja. Miałam na myśli pracę, może powrót do college’u. – Anita, on ma pracę i jako striptizer zarabia lepiej od większości absolwentów. – Nie może się wiecznie rozbierać. – Większość małżeństw też nie trwa wiecznie. Moje oczy musiały się rozszerzyć, ponieważ pośpiesznie dodał. – Mam na myśli to, że traktujesz wszystko tak, jakby było na zawsze. Jakbyś nie mogła później zmienić zdania. Nie mam na myśli tego, że Nathaniel chce, byś zrobiła z niego uczciwego mężczyznę. To nigdy nie przyszło mu do głowy, szczerze. – No cóż, to ulga, dzięki choć za to. – Będziesz potrzebowała pomme de sang przez lata, Anita. Lata.
– Jean-Claude powiedział, że być może za kilka miesięcy będę w stanie pożywiać się na odległość i nie będę potrzebowała do tego czyjegoś ciała. – Robisz postępy w wydłużaniu czasu między pożywianiem się, Anita. Ale nie zrobiłaś większego postępu w kontroli nad ardeur. – Zapanowałam nad nim na parkiecie. Westchnął. – Wyciszyłaś je na parkiecie. To nie była prawdziwa kontrola. To jakbyś miała pistolet i potrafiła go zabezpieczyć, co jednak nie znaczy, że umiesz z niego strzelać. – Analogia z bronią? Myślałeś nad tym sporo, co? – Odkąd Nathaniel powiedział mi, że nie pozwalasz mu dojść w trakcie pożywiania się. – Pozwalać? Nie zapytał, więc skąd miałam wiedzieć, że musiał robić sobie dobrze na osobności. Mam na myśli, że mu nie tego nie broniłam. – Możesz zabawiać się sam ze sobą i to jest przyjemne, ale to nie oznacza, że to zaspokaja prawdziwą potrzebę. Oparłam się mocniej o drzewo, chyba mając nadzieję, że solidne drewno mnie podtrzyma, bo poczułam się tak, jakbym spadała. Spadała w otchłań tak głęboką, że niemożliwe byłoby wydobycie się z jej dna. – Nie wiem, czy mogłabym przespać się z Nathanielem i wciąż móc patrzeć na swoje odbicie w lustrze. – Dlaczego możliwe konsekwencje bycia z Nathanielem tak bardzo cię niepokoją? – Ponieważ on tego nie pojmuje. Mam przyjaciół. Mam chłopaków. Mam ludzi, którzy są zależni ode mnie, ludzi o których dbam. Nie pieprzę się z ludźmi, którymi się opiekuję. To byłoby wykorzystywanie twojej pozycji. – I Nathaniel podpada pod kategorię opiekowania się? – Tak. – Myślisz, że wykorzystasz go, uprawiając z nim seks? – Tak. – Nathaniel tak tego nie widzi. – Teraz wiem to, Jason. – Zamknęłam oczy i oparłam głowę o twardy pień. – Do diabła, chcę kontroli nad ardeur, by nie musieć podejmować tego rodzaju decyzji.
– A jeżeli mogłabyś okiełzać swa moc i nagle miałabyś kontrolę nad ardeur, to co wtedy? Co byś zrobiła z Nathanielem? – Pomogłabym mu znaleźć własne miejsce. – Wykonuje większość prac domowych u ciebie. Robi ci zakupy. Głównie gotują on i Micah. Nathaniel dba o porządek w domu, co pozwala tobie i Micahowi pracować. Bez Nathaniela jak byś to zorganizowała? – Nie chcę zatrzymać Nathaniela tylko po to, by mi ułatwiał życie. To złe. Jason głośno westchnął. – Naprawdę tak powoli myślisz, czy doprowadzasz mnie do szału celowo? – Co? Potrząsnął głową. – Anita, próbuję powiedzieć, że Nathaniel nie czuje się wykorzystywany. Czuje się bezużyteczny. On nie potrzebuje dziewczyny, ponieważ uważa, że jedną już ma. Nie chce się umawiać, bo już z kimś mieszka. Nie szuka miejsca dla siebie, bo już je ma. Micah to wie. Nathaniel wie, że jedyną osobą, która zdaje się o tym nie wiedzieć jesteś ty. – Jason… Powstrzymał mnie unosząc rękę. – Anita, masz dwóch mężczyzn, którzy mieszkają z tobą. Obaj cię kochają. Obaj cię pragną. Obaj wspierają twoją karierę. We dwóch są jak twoje żony. Są ludzie na świecie, którzy zabiliby, by mieć to, co masz ty. A ty to tak po prostu odrzucasz. Spojrzałam na niego, nie wiedząc, co odpowiedzieć. – Jedyną rzeczą, która nie pozwala temu wspaniałemu domowemu układowi stać się idealnym, jest twoja obawa, że Nathaniel nie dostaje tego, co potrzebuje. Podszedł do mnie bliżej, z tak poważnym wyrazem twarzy, że nie miałam najmniejszej wątpliwości, że nie po to, by mnie pocałować. – Anito, w waszym układzie tak rozłożyłaś siły, że ty nosisz spodnie w tym trójkącie, co jest w porządku, ponieważ to się sprawdza dla Micaha i Nathaniela. Ale trudną sprawą u noszących spodnie jest fakt, że to oni muszą podejmować decyzje. Twoje życie funkcjonuje o wiele lepiej, niż wtedy gdy cię spotkałem. Jesteś szczęśliwsza, niż kiedykolwiek widziałem. Micaha nie znam go tak dobrze, ale Nathaniel nigdy nie był taki szczęśliwy od kiedy go znam. Wszystko działa, Anita. Każdy stara się, by to działało. Każdy poza… – Mną. – Tobą. – Wiesz Jason, nie mogę powiedzieć, że nie masz racji, ale w tej chwili cię nienawidzę.
– Nienawidź mnie, jeżeli chcesz, ale męczy mnie już patrzenie na ludzi, którzy mają wszystko, czego ich serca pragną i odrzucają to. – Ale moje serce tego nie pragnęło. – Być może nie pragnęło, ale właśnie tego potrzebowało. Potrzebowałaś żony z lat pięćdziesiątych. – Chyba każdy potrzebuje. Uśmiechnął się do mnie. – Nie, niektórzy ludzie woleliby sami być takimi żonami. Ja zaś nie potrafię znaleźć kobiety, która byłaby dość męska, by mnie zdominować i zatrzymać. To sprawiło, że się uśmiechnęłam. – Jesteś jedynym potrafiącym powiedzieć mi coś takiego i nie wkurzyć mnie na wiele dni albo i dłużej. Jak ci się to udaje? Pocałował mnie szybko, po bratersku. – Nie wiem, jak mi się to udaje, ale Jean-Claude zapłaciłby fortunę, gdybym potrafił to zapakować do butelki. – Być może nie tylko Jean-Claude. – Być może. – Odsunął się, uśmiechając, choć jego oczy znów miały poważny wyraz. – Anita, proszę, idź do domu i się nie denerwuj. Po prostu idź do domu i bądź szczęśliwa. Bądź szczęśliwa i pozwól każdemu wokół być szczęśliwym. Czy to takie trudne? Nie wydawało się to trudne, gdy słyszało się Jasona mówiącego w ten sposób. W rzeczywistości miało to nawet dużo sensu i logiki, ale dla mojej psychiki to nie było takie proste. Dla mnie było to najtrudniejszą rzeczą na świecie. Po prostu odpuścić i nie walczyć ze wszystkim do upadłego. By po prostu odpuścić i cieszyć się tym, co się ma. By po prostu odpuścić i nie czynić wszystkich wokół nieszczęśliwymi z powodu moich wewnętrznych dyskusji. By po prostu odpuścić i być szczęśliwą. Takie proste. Takie trudne. Takie przerażające.
Rozdział 10 – tłumaczenie Fallen22
Gdy Jason odprowadzał mnie do Jeepa, samochód wyjechał z piskiem opon z parkingu. Miałam tylko moment, by go dostrzec zanim znikł z ulicy, ale rozpoznałam auto. Najwyraźniej Louie i Ronnie wracali do domu, choć ich kłótnia jeszcze się nie zakończyła. Nie mój problem. Bóg jeden wie, że mam dość kłopotów ze związkami bez wtykania nosa w cudze sprawy. Oczywiście czasami bez względu na to jak bardzo starasz się trzymać z dala od czegoś, nie udaje ci się to. – Załapię się na podwiezienie do domu? – To był Louie Fane, doktor Louis Fane, choć jego doktorat nie dotyczył biologii człowieka, ale biologii nietoperzy. Jego teza doktorancka dotyczyła adaptacji Małego Brązowego Nietoperza do ludzkich środowisk. Właściwie to jego praca z nietoperzami innego gatunku doprowadziła go do jaskini ze szczurołakami, które go zaatakowały. I tak oto zmieniał się w futrzaka raz na miesiąc. – Jasne, – Jason i ja odpowiedzieliśmy jednocześnie. Louie uśmiechnął się. – Potrzebuję jednej jazdy, ale dzięki. – Jego oczy były naprawdę czarne, nie ciemnobrązowe jak moje i nie pasowały do uśmiechu. Wciąż były pełne wściekłości. – Mieszka po drodze do Cyrku, – powiedział Jason.
Przytaknęłam. – Dobrze. – Spojrzałam na Louiego, chciałam zapytać o co się pokłócili i jednocześnie nie miałam na to ochoty. Zdecydowałam się na – Wszystko w porządku? Potrząsnął głową. – Ronnie prawdopodobnie zadzwoni do ciebie jutro. Sądzę, że mogę ci powiedzieć i może przemówisz jej do rozsądku. Lekko wzruszyłam ramionami. – Nie wiem. Ronnie potrafi być całkiem uparta. Jason zaśmiał się. – Ty nazywasz kogoś innego upartym. Bezcenne. Skrzywiłam się do niego. – Jesteś pewien, że nie chcesz pojechać z nami do domu zamiast z Panem Zabawnym? Potrząsnął głową. – Jason ma po drodze. – Wciąż nie powiedział, o co się pokłócili. Miałam przypomnieć mu czy odpuścić? – Chcecie odrobiny prywatności? – zapytał Jason. Louie westchnął. – Tak, jeżeli nie masz nic przeciw. – Pożegnam się z Micahem i Nathanielem i będę czekał w samochodzie. – Pomachał mi i odszedł. Po raz drugi, nie, trzeci raz tej nocy stałam w chłodnym cieniu drzew odbywając rozmowę o uczuciach z innym mężczyzną. Ten nie był nawet moim chłopakiem, czy okazjonalnym pożywieniem. – Co się stało Louie? – Poprosiłem Ronnie o rękę tej nocy. Byłam przygotowana na wiele, ale to nawet nie przyszło mi do głowy. Małżeństwo? Po prostu otworzyłam buzię. Kiedy zdołałam zamknąć usta i udawać inteligentną, powiedziałam, – Więc skąd ta kłótnia? – Odmówiła. – Mówiąc to, nie spojrzał na mnie. Patrzył się w ciemność, jego ręce włożone w kieszenie marynarki, rujnując jej linię, ale umożliwiając mu zrobienie czegoś z rękoma. – Odmówiła, – powtórzyłam jakbym nie usłyszała dobrze. Spojrzał na mnie. – Brzmisz na zaskoczoną. – No cóż, z tego co słyszałam to ostatnio układało się wam naprawdę dobrze. – Właściwie ostatnim razem, gdy Ronnie zwierzyła mi się, nasza rozmowa doprowadziła do chichotów, ponieważ dotyczyła głównie seksu. Obie podzieliłyśmy się nadmiarem wiedzy, co zdarza się częściej kobietom niż mężczyznom, a seks układał się tak dobrze pomiędzy nią i Louiem jak pomiędzy mną a Micahem. Co oznaczało cholernie dobrze. Ronnie pomyliła się sądząc, że umawianie się z Micahem oznacza, iż rzuciłam Jean–Claude’a. Kiedy dowiedziała się, że tak nie jest, nie przyjęła tego dobrze. Po prostu nie mogła się pogodzić, iż umawiam się z nieumarłymi. Czepialska. Mogłam żartować, ale jej ostatnie przekonania na temat Jean– Claude były na tyle nieugięte, że nie rozmawiałyśmy za wiele w późniejszym czasie.. – Wszystko jest cudowne, Anita. To dlatego to takie… – wydawał się poszukiwać słowa i zdecydował się na, –… frustrujące. – Więc układa wam się doskonale? – Zadałam pytanie. – Tak sądzę, a może się pomyliłem? – Zrobił dwa kroki naprzód, potem w tył. – Nie, do diabła, nie myliłem się. To najlepsze dwa lata mojego życia. Nie ma lepszego początku dnia niż obudzenie się obok niej. Chcę tak zaczynać każdy dzień. To źle? – Nie Louie, nie ma w tym nic złego. – Więc dlaczego mieliśmy właśnie najpoważniejszą kłótnię? – Jego ciemna twarz była wymagająca, jakbym znała odpowiedź i nie chciała mu jej wyjawić. – Zadzwonię do Ronnie jutro, jeżeli nie zadzwoni do mnie pierwsza. Porozmawiam z nią. – Mówi, że nie chce nikogo poślubić. Mówi, że jeżeli wyszłaby za mąż, to byłbym ja, ale nie chce tego. Nie chce. – Ból w jego głosie był tak surowy, aż bolało to słyszeć. – Przepraszam. – Chciałam dotknąć jego ramienia i powiedzieć. – Może moglibyście tylko mieszkać razem? – Zaproponowałem to. Zaproponowałem, byśmy zamieszkali razem, aż nie będzie gotowa na
więcej. – Spoglądał znów w ciemność, znów, jakby nie chciał bym zobaczyła, co wyrażały jego oczy. – Też odmówiła? – zapytałem. – Nie chce zrezygnować z niezależności. Jej niezależność to jedna z rzeczy jakie najbardziej w niej kocham. – Wiem to, – powiedziałam a mój głos był miękki, ponieważ tylko to mogłam mu dać. Spojrzał na mnie. – Wiesz to, więc mogłabyś jej o tym powiedzieć? – Zrobię wszystko co w mojej mocy, by zapewnić ją, że nie próbujesz podciąć jej skrzydeł. – O to chodzi? Tylko obawia się, że odbiorę jej wolność? – Nie wiem, Louie. Szczerze mówiąc, jeżeli zapytałbyś mnie wcześniej, byłabym pewna, że się zgodzi. – Naprawdę, – powiedział i przyglądał się teraz mojej twarzy. Przyglądał się jakby tajemnice wszechświata jakoś zostały ukryte w moich oczach. Wolałam, gdy gapił się w ciemność szukając odpowiedzi zamiast na moją twarz. Nie byłam pewna co ciemność miała mu do zaoferowania, ale wiedziałam, że ja nie znam żadnych odpowiedzi. – Tak, Louie, naprawdę. Z tego co widziałam ostatnio była najszczęśliwsza odkąd ją znam. – Więc nie oszukiwałem siebie? – zapytał i wiąż kierował ku mnie te surowe, wymagające oczy. – Nie, Louie, nie oszukiwałeś siebie. – Więc dlaczego? – zapytał. – Dlaczego? Wzruszyłam ramionami i musiałam coś powiedzieć, ponieważ wciąż gapił się na mnie. – Nie wiem. Przykro mi. – Brzmiało to tak nieadekwatnie, przykro mi. Ale to wszystko, co mogłam dać tej nocy Przytaknął, odrobinę zbyt gwałtownie, gdy odwracał się spoglądając ponownie w ciemność. Wiedziałam, że nie widział naprawdę ogrodu obok kościoła. Wiedziałam, że gapił się by się gapić, by nie napotkać przez chwilę niczyich oczu, ale to było odrobinę denerwujące. Denerwujące, by myśleć, że cokolwiek czuł, było tak silne, że musiał ukryć oczy bym nie mogła tego zobaczyć. Przypomniało mi to sposób w jaki odwrócił się Dolph na miejscu zbrodni. I w jakiś sposób oboje ukrywali to samo – ból. Odwrócił się od mroku i spojrzał na mnie. Jego oczy były surowe, musiałam zwalczyć chęć odwrócenia się. Moją zasadą było to, iż jeżeli ktoś mógł poczuć emocje, przynajmniej mogłam się nie odwracać. – Wygląda na to, że twoje skarby wracają. Spojrzałam w tył i zobaczyłam Micaha idącego wolno w naszą stronę. Normalnie nie przerywałby, ale byliśmy spóźnieni tego wieczoru. Czas i ardeur nie czekają na człowieka. Chciałam wyjaśnić, że Micah nie był niegrzeczny, że musieliśmy iść, ale nie byłam pewna czy Louie wiedział o ardeur, a nienawidziłam wyjaśniać tego ludziom, którzy nie wiedzieli nic o tym. To zawsze brzmiało tak… dziwnie. – Jak długo mieszkasz z Micahem? – zapytał. – Około czterech miesięcy. – Ronnie i ty nie spędzałyście za dużo czasu ze sobą odkąd wprowadził się do ciebie? Pomyślałam nad tym i odpowiedziałem, – Wygląda na to że nie. Nie podoba jej się to, że wciąż umawiam się z Jean– Claude’m. Louie obserwował jak Micah podchodzi do nas. Jego twarz wyglądała na zamyśloną. – Może to nie o to chodzi. – Co masz na myśli? – Może chodzi o to, że masz kogoś z kim mieszkasz. Może z tym nie mogła sobie poradzić. – Powiedziała, że chodzi o to iż umawiam się z wampirami. – Ronnie powiedziała wiele rzeczy, – przerwał miękkim głosem, mniej złym, bardziej zmieszanym. Zadrżał jak pies wychodzący z wody i zdołał uśmiechnąć się do mnie. Smutek opuścił jego oczy, ale to był dopiero początek. – Może nie mogła znieść patrzenia jak się do kogoś tak bardzo przywiązujesz. Wzruszyłam ramionami, ponieważ nie sądziłam aby o to chodziło, ale nie mogłam go winić za to, że tak myślał. – Nie wiem. Znów uśmiechnął się do mnie, jego oczy jak studnie pozbawione nadziei. – Wracaj do domu, Anita i baw się dobrze. –
Uchwyciłam błysk łez zanim odwrócił się i znów spojrzał w mrok. Nie wiedziałam co zrobić. Miałam go przytulić? Jeżeli byłaby to moja przyjaciółka, prawdopodobnie tak bym zrobiła. Ale tak nie było, on nie był przyjaciółką, a ja nie potrzebowałam kolejnych komplikacji tej nocy. Zrobiłam to co robią faceci, poklepałam go po plecach. Czy zdecydowałabym się na pełny uścisk, nie wiem, bo Micah pojawił się obok nas. – Przepraszam, że przerywam, ale minęła już prawie godzina odkąd wyszliśmy na parking. – To był jego subtelny sposób przypomnienia mi, że czasami godzina to jedyne na ile zdołamy uciszyć ardeur zanim powróci. Zrozumiałam wskazówkę. Z Micahem obok czułam się bezpieczniej. Jeżeli ardeur powstanie, będzie musiał być tam by nie nastąpiła katastrofa. Prześlizgnęłam ręką po ramieniu Louiego i uderzyłam głową w jego ramię. – No dalej, Louie, odprowadzimy cię do auta Jasona. Przytaknął, jakby nie ufał głosowi i starał się nie spojrzeć na żadne z nas gdy odprowadzaliśmy go ku światłom na parking. Micah udawał, że nic się nie stało. Udawałam, że nie widzę żadnych łez. Trzymałam swój uścisk na jego ramieniu cały czas, aż doszliśmy do Jasona czekającego na nas obok samochodu. Jason otworzył drzwi dla pasażera dla Louiego, rzucając mi pytające spojrzenie nad ramieniem Louiego. Miałam potrząsnąć głową, ale Louie przytulił mnie. Przytulił mnie nagle i gwałtownie, tak mocno, że zaparło mi dech. Pomyślałam, że coś powiedział, ale tak nie było. Po prostu tulił mnie, a ja owinęłam ramiona wokół jego pleców, przytuliłam go ponieważ nie mogłam postąpić inaczej. Płakał gdy mnie tulił, ale nie poczułam ani jednego szlochu, nic, tylko gwałtowność jego ramion, jego ręce i nieme łzy. Mrugnął i rzucił Micahowi dziwny uśmiech, który prawie był szlochem. – Jak namówiłeś ją, by z tobą zamieszkała. – Ja z nią zamieszkałem, – powiedział cicho, bardzo równym, ostrożnym głosem zarezerwowanym dla przerażonych dzieci i rozemocjowanych dorosłych. Słyszałam ten głos dość często skierowany do mnie. – A ona poprosiła mnie o to. – Szczęściarz, – powiedział Louie i to jedno słowo zabrzmiało jakby nie oznaczało nic poza tym. – Wiem, – powiedział Micah, gdy objął mnie ramieniem i odsunął mnie od Louiego, tak, że było tam miejsce by mógł wsiąść przez otwarte drzwi do auta. Louie ponownie skinął głową, zbyt gwałtownie, zbyt wiele razy. – Szczęściarz. – Wślizgnął się do auta i Jason zamknął za nim drzwi. Jason nachylił się do mnie. – Co się właśnie stało? To nie była moja tajemnica, ale czułam się odrobinę źle każąc Jasonowi odwieźć Louiego bez ostrzeżenia. –To jego tajemnica, nie moja. Przepraszam. Powiedzmy, że miał ciężką noc. Louie zapukał w okno. Dźwięk sprawił, że Jason i ja podskoczyliśmy. Micah albo to widział, albo miał mniej zszargane nerwy niż my. Jason cofnął się na tyle, by móc otworzyć drzwi. – Nie kłopocz się szeptaniem tak blisko auta. Mogę cię usłyszeć. – Przepraszam, – powiedziałam. – Nie musisz, on widział naszą kłótnię. Powiedz mu, wtedy ja nie będę musiał. – Louie zamknął ponownie drzwi. Odchylił się w siedzeniu i pociekło więcej tych niemych łez. Oboje odwróciliśmy wzrok, jakby to było coś wstydliwego. Myślę, że bylibyśmy mniej zakłopotani, gdyby był nagi. – Co się stało? – powiedział Jason. – Oświadczył się Ronnie, a ona odmówiła. Usta Jasona opadły tak jak moje. – Żartujesz sobie. Potrząsnęłam głową. – Chciałabym. – Ale oni są jedną z najszczęśliwszych par jakie znam. Wzruszyłam ramionami. – Nie wyjaśniam tych wieści, po prostu je donoszę. – Cholera, – powiedział Jason. Spojrzał na samochód i Louie. – Zawiozę go do domu. – Dzięki. Jason rzucił mi cień
swojego zwykłego uśmiechu. – No cóż, nie mogę go wysłać do domu z tobą. Czyż nie skomplikowałoby to jak diabli spraw? – Co? – zapytałam. Micah pocałował bok mojej twarzy. – Ardeur powstające z Louiem w samochodzie. A skoro o tym mówimy… – Jedźcie, – powiedział Jason, – damy sobie radę. Pocałowałam go w policzek, szybko i siostrzanie. – Jesteś odważniejszy niż ja, Gunga Din. Zaśmiał się. – To nie jest oryginalny cytat, prawda? – Niezupełnie, ale wciąż prawdziwy. Nagle znów wyglądał poważnie. Zabawnie w stylu Jasona. – Nie wiem, czy jestem odważny czy nie, ale zajmę się nim. – Musimy jechać, – powiedział Micah. Prowadził nas do Jeepa. Patrzyłam jak Jason idzie do auta i wsiada. Louie siedział nieruchomo, głowa odchylona w tył. Z odległości, nie mogłeś stwierdzić czy płacze. Micah przyciągnął mnie do swojego ciała, przytulając lekko do swojego boku. Odchyliłam się w jego twardość i owinęłam ramię wokół talii, tak że skończyliśmy spacer dotykają się od piersi do ud. Cieszyłam się, że był ze mną. Cieszyłam się, że wracaliśmy razem do domu. Cieszyłam się, że dom oznaczał nas oboje. Nathaniel opierał się o bok Jeepa obserwując jak do niego idziemy. Trzymał ręce za sobą, tak że jego ciężar więził je tam, przyszpilone między biodrami a Jeepem. Nathaniel nie otrzymał ode mnie nie tylko stosunku. Nathaniel miał inne „potrzeby”, z którymi, o ile to możliwe, czułam się jeszcze mniej komfortowo. Będąc związanym czuł ukojenie. Czuł ukojenie, będąc wykorzystywanym. Ukojenie. Zapytałam go kiedyś dlaczego to mu sprawia przyjemność, a on odpowiedział, że daje mu to ukojenie. To sprawiało, że czuł się bezpiecznie. Jak wiązanie mogło sprawiać, że czujesz się bezpiecznie? Jak możesz pozwalać komuś cię krzywdzić, nawet odrobinę , by poczuć się dobrze? Nie rozumiałam tego. Po prostu nie rozumiałam. Być może jeżeli zrozumiem to lepiej, będę mniej obawiać się przekroczenie tej ostatniej granicy. Co jeżeli odbędziemy stosunek, a to nie wystarczy? Co jeżeli będzie dalej naciskać, bym robiła rzeczy, które uważam za przerażające? Miał być uległy, a ja dominująca. Czy to nie miało oznaczać, że to ja miałam władzę? Czy to nie oznaczało, że zrobi co mu każę? Nie. Musiałam nauczyć się dość, by zrozumieć Nathaniela i inne lampartołaki, ponieważ nie tylko on miał interesujące zainteresowania. Ulegli posiadali bezpieczne słowo i gdy wypowiedzieli to słowo, cała zabawa kończyła się. Tak więc w końcu, dominujący miał iluzję władzy, a tak naprawdę ulegli decydowali jak daleko zajdą sprawy i kiedy nadejdzie koniec. Myślałam, że mogłam kontrolować Nathaniela, ponieważ był tak uległy, ale dziś zrozumiałam prawdę. Nie miałam już kontroli. Nie wiedziałam co się stanie z Nathanielem, mną czy Micahem. Ta myśl przerażała mnie, tak więc zastanowiłam się nad tym, naprawdę zastanowiłam się nad tym. Co jeżeli znajdę Nathanielowi nowe miejsce do życia? Co jeżeli znajdę mu nowe miejsce, gdzie będzie przynależał? Nowe życie? Obrazy przepłynęły przez moje myśli, gdy szliśmy chodnikiem. Pomyślałam o wysłaniu go do domu z kimś innym, pozwoleniu mu płakać na obcym ramieniu. Ale co więcej, pomyślałam o pójściu do łóżka tylko z Micahem u boku i nikim innym po drugiej stronie. Nathaniel miał teraz swoją stronę łóżka. Nie zdawałam sobie z tego sprawy, aż do tej chwili, nie pozwoliłam sobie tego uświadomić. Nasza trójka bawiła się czytając „Wyspę Skarbów”. Dla mnie i Micaha to był powrót do ulubieńców z dzieciństw, ale dla Nathaniela ta książka była nowa. Nigdy nie miał nikogo, kto by mu czytał przed snem. Nigdy nikt nie dzielił się z nim książkami. Jakie dzieciństwo można mieć bez książek, bez historii do podzielenia się? Wiedziałam, że miał
starszego brata, który zmarł, ojca który zmarł i matkę, która zmarła. Wiedziałam, że nie żyli, ale nie wiedziałam jak umarli i kiedy, poza tym, że był mały, gdy to się stało. Nie lubił o tym rozmawiać, a ja nie lubiłam patrzeć w jego oczy kiedy to robił, tak więc nie naciskałam. Nie miałam prawa by naciskać, jeżeli nie byłam jego dziewczyną. Nie miałam prawa naciskać, jeżeli nie byłam jego kochanką. Byłam tylko jego Nimir–Ra i nie był mi winny historii swojego życia. Pomyślałam o braku Nathaniela w łóżku, nie dla pożywiania się ale dla posiadania go tam, by wysłuchać resztę tej historii. By usłyszeć co się stanie, gdy Jim zda sobie sprawę jak miękkie serce ma naprawdę mroczny charakter Długi Srebrny John. Myśl o nim nie będącym z nami, gdy nastąpi koniec tej przygody była przeszywającym rodzajem bólu, jakby mój brzuch i serce oba bolały w tej samej chwili. Otworzył drzwi i przytrzymał je dla mnie, ponieważ gdy ardeur było tak blisko, nie powinnam prowadzić. Przytrzymał drzwi i był tak neutralny jak mógł, gdy przeszłam obok niego. Nie wiedziałam co zrobić, więc pozwoliłam mu pozostać neutralnym i ja byłam też neutralna. Nie tęskniłabym za nim, ponieważ moje życie biegło przyjemniej z nim niż bez niego, ale po prostu tęskniłabym za nim. Tęskniłabym za waniliowym zapachem na poduszce, ciepłem jego ciała w łóżku, za miękkością jego włosów, niczym jakimś poplątany, żywy koc. Jeżeli mogłam tutaj zakończyć swoją listę, wysłałabym Nathaniela do jego pokoju na tę noc; wciąż miał pokój, gdzie były wszystkie jego przedmioty, wszystko za wyjątkiem jego. Ale nie mogłam na tym zakończyć listy i być ze sobą szczerą. Płakał gdy zmarła Charlotte z Pajęczyny Szarlotty. Za nic w świecie nie przegapiłabym widoku go płaczącego za zmarłym pająkiem. To był pomysł Nathaniela, by zrobić maraton filmowy o dawnych potwornych filmach. Nie żyłeś dopóki nie obejrzałeś Człowieka-Wilka z 1941 roku, Klątwy Wilkołaka z 1961 i Wilkołaka z 1956 z gromadą zmiennokształtnych. Gwizdali na ekran i rzucali popcornem, wyli czasami dosłownie, na filmową wersję tego co znali zbyt dobrze. Lampartołaki narzekały, że wilkołaki przynajmniej miały jakieś filmy o sobie, bo poza Ludźmi-Kotami, lamparty nie posiadały innych filmów. Większość wilkołaków znała wersję z 1980 roku, ale prawie nikt nie znał pierwowzorów z 1950. Mieliśmy zaplanowaną inną filmową noc, kiedy to obejrzymy obie wersje. Byłam pewna, że spędzimy całą noc narzekając radośnie jak odległe są obie wersje i będziemy dziwnie milczący gdy napomkną o czymś prawdziwym. W porządku, będą dziwnie milczący, a ja będę ich wtedy obserwowała. Nie mogłam się tego doczekać. Próbowałam wyobrazić sobie tę noc bez Nathaniela. Żadnego Nathaniela wchodzącego do kuchni i wnoszącego popcorn z oranżadą, zmuszającego innych do używania podkłądek. Żadnego Nathaniela siedzącego na podłodze obok moich nóg, przez pół nocy na moich kolanach, a drugą połowę przesuwającego ręką w górę i w dół mojej łydki. To nie było seksualne, po prostu czuł się lepiej dotykając mnie. Wszyscy w pardzie i stadzie czuli się lepiej dotykając. Potrafili przebywać tak blisko innych, nie czyniąc tego seksualnym. To naprawdę było dla mnie niezwykłe. Co sprawiło, że wróciłam do problemu od którego to się zaczęło. Zabawne jak myślenie do tego powracało. Tej nocy gdy ardeur wreszcie nadejdzie, co zamierzam uczynić? Mogłam legalnie odesłać Nathaniela do jego pokoju, ponieważ będę musiała pożywić się też jutro. Mogłam oszczędzić go na deser siebie, nie byłam pewna przed czym dokładnie, ale zdecydowanie to dotyczyło ocalenia mnie i nie miało
nic wspólnego z ocaleniem Nathaniela. Nie chciał by go ocalić. Nie, to nie była prawda. Nathaniel sądził, że już go ocalono. Ja go ocaliłam. Traktowałam go jak księcia, który musi znaleźć swoją księżniczkę, ale tak nie było. To Nathaniel był księżniczką i został uratowany przeze mnie. Na tyle na ile obchodziło to Nathaniela, ja byłam księciem w lśniącej zbroi, musiałam tylko wyjść mu naprzeciw i moglibyśmy żyć długo i szczęśliwie. Problem w tym, nie byłam niczyim księciem i niczyją księżniczką. Byłam tylko sobą i nie miałam żadnej zbroi, lśniącej ani jakiejkolwiek innej. Po prostu nie byłam postacią z baśni. I nie wierzyłam w szczęśliwe zakończenie. Pytanie, czy wierzyłam w szczęście na teraz? Jeżeli odpowiedziałabym na to pytanie, to wszystkie zmartwienia by się skończyły, ale nie potrafiłam odpowiedzieć. Tak więc Micah wiózł nas do domu w październikową noc, wciąż nie wiedziałam, co zrobię, gdy ardeur wreszcie powstanie tej nocy. Nie wiedziałam nawet co było teraz właściwe. Czy nie było słuszne pomagać ludziom, a niesłuszne krzywdzić ich? Czy nie podejmujesz właściwego wyboru, ponieważ to właściwa rzecz do zrobienia? Zawsze czułam się przewrażliwiona, co do modlenia się do Boga w sprawie seksu, w jakimkolwiek kontekście, ale modliłam się teraz, gdy jechaliśmy, ponieważ nie miałam wyboru. Prosiłam o przewodnictwo. Prosiłam o wskazówkę, co będzie najlepsze dla każdego. Nie otrzymałam odpowiedzi i nie oczekiwałam też żadnej. Miałam wiele nadnaturalnych darów, ale rozmawianie bezpośrednio z Bogiem, nie było jednym z nich, dzięki ci o bogini. Przeczytaj Stary Testament, jeżeli myślisz że nie jest to coś przerażającego. Ale gorsze niż brak odpowiedzi było to, że nie poczułam spokoju, który zazwyczaj otrzymywałam modląc się. Moja komórka zadzwoniła. Podskoczyłam, mój puls dudnił silnie w gardle, tak że nie mogłam odpowiedzieć od razu. Kobiecy głos zapytał, – Anita, Anita, jesteś tam? To była Marianne. Mieszkała w Tennessee i była vargamor dla Klanu Trzech Dębów. To bardzo starodawny tytuł i pozycja, pierwotnie była wiedźmą, która pomagała im radzić sobie z metafizycznymi problemami. Większość stad nie miała już takich członków, to było zbyt przestarzałe jak dla nich. Być może nurty New Age sprawią, że czarodzieje wrócą do łaski. Marianne także pomagała mi radzić sobie z moimi zdolnościami. Była jedynym medium, jakie znałam i jakiemu ufałam. Znała zmiennokształtnych prawie tak dobrze jak ja, nawet lepiej pod niektórymi względami, a pod innymi nie. Ale była kimś najbardziej zbliżonym do mentora, a ja potrzebowałam kogoś takiego. – Marianne, cudownie usłyszeć twój głos. Co się stało? – Mój głos zabrzmiał zdyszanie nawet jak dla mnie. – Poczułam tę przytłaczającą chęć, by do ciebie zadzwonić. Co się stało? Widzicie, była medium. Chciałam jej wszystko wyjaśnić, ale Nathaniel siedział za mną w samochodzie. Co miałam zrobić, kazać mu zatkać uszy, gdy będę rozmawiać. – To po prostu dość dziwne w tej chwili. – Mam zgadywać? – Jeżeli chcesz. Milczała przez chwilę i nie zgadywała. Albo używała swojej utalentowanej intuicji, albo wyciągała karty do tarota. – Patrzę na Rycerza Kielichów, a to zwykle karta Nathaniela. – Byłam sceptyczna, gdy Marianne po raz pierwszy wyjęła karty na stół by je „odczytać”, ale były dziwnie właściwe, przynajmniej w jej rękach. Kiedy zaczynała, kartą Nathaniela był Paź Kielichów, dziecięca karta, albo przynajmniej należąca do bardzo młodej osoby, ale ostatnio awansował. Na Rycerza Kielichów. – Tak. Zapadła cisza i wiedziałam, że rozłożyła karty. Właściwie próbowała nauczy mnie używać tych kart, by zobaczyć czy mam jakieś zdolności
do wróżenia, ale były one dla mnie tylko ładnymi obrazkami. Moje dary dotyczyły czego innego. – Król Różdżki, Micah jest też z tobą. – To nie było pytanie. – Tak. – Mogłam sobie wyobrazić jej długie, szare włosy związane w ścisły ogon, prawdopodobnie w jednej z jej swobodnych, zwiewnych koszul nocnych, siedzącą ze skrzyżowanymi nogami na łóżku, gdzie siedziała o tak późnej porze. Była szczupła i silna, a jej ciało nie pasowało do włosów, czy też tego że bliżej jej do sześćdziesiątki niż pięćdziesiątki. – Diabeł, pokusa. Nie nakarmiłaś jeszcze ardeur, prawda? Zwykło mnie przerażać, że mogła to zrobić, ale przywykłam do tego. To było coś co potrafiła Marianne. Nie używała przeciw mnie tego, że wskrzeszałam zombie a ja nie używałam przeciw niej tego, że mogła powiedzieć co się dzieje setki mil stąd. W rzeczywistości, czasami, tak jak teraz, to było wygodne. – Jeszcze nie. – Kapłanka, masz do mnie kilka pytań. – Tak. – Nie robisz czegoś głupiego jak próba wyboru między Micahem a Nathanielem, prawda? – Wielkie dzięki. – Nie możesz mnie winić, Anita, masz zdolność do komplikowania sobie życia. Westchnęłam. – Dobra, racja, coś w tym rodzaju, ale niezupełnie to. – Jasne, bądź skryta. – Nie w sposób w jaki to masz na myśli, – powiedziałam w końcu. – Więc nie rzucasz jednego dla drugiego, – powiedziała. – Nie. – No cóż, to dobrze. – Milczała przez dłuższy czas. – Przestanę zgadywać. Skończyłam czytanie kart. – Preferowała czytać karty nie wiedząc nic o problemie. Marianne czuła, że jeśli rozmawiałaś zbyt dużo, wpływałaś na osobę dokonującą czytania. – Położyłam cię w centrum, Królowa Mieczy. Przeszłość to pięć pentagramów, pozostawiona w chłodzie, nie zaspokajając swoich potrzeb. Boskość to sześć kielichów, co może oznaczać kogoś z twojej przeszłości wracającego do życia, kogoś z kim czułaś silne połączenie. Przyszłość to Rycerz Kielichów, karta Nathaniela. Doczesność jest czwórką pentagramów, Skąpiec trzymający się rzeczy, które już nie pomogą układać się gładko w życiu. Teraz stworzymy powiązania pomiędzy kartami. – Milczała przez chwilę, gdy myślała, modliła się czy też robiła cokolwiek by karty przemówiły do niej. Rozumiałam wszystko poza szóstką Kielichów jak dotąd. – Powiązanie pomiędzy doczesnością a przeszłością to karta Kochanków. Coś zdarzyło się w twoim życiu miłosnym co sprawia, że boisz się iż cię zranią, albo odpuszczasz sobie coś lub kogoś. Powiązanie przeszłości z boskością to Król Różdżki, zazwyczaj karta Micaha, ale to może być też energia, męska obecność w twoim życiu. Połączenie boskości z przyszłością to dwa miecze; masz przed sobą wybór i myślisz, że jest trudny, ale jeżeli zdejmiesz opaskę z oczu, zobaczysz wszystko i będziesz wiedziała co masz zrobić. Połączenie przyszłości z doczesnością to Rycerz Różdżki, kolejny mężczyzna w twoim życiu. Naprawdę przyciągasz do siebie wiele męskiej energii. – Nie celowo, – powiedziałam. – Szzz, nie skończyłam. – Przekładając Skąpca dostajemy sześć mieczy, niewidoczna pomoc, pomoc z duchowego źródła. Przekładając Kochanka mamy cztery pałeczki, karta małżeństwa. Przekładając w kolorze mamy dziesięć pentagramów, szczęśliwy dom. Hmm. Król Pałeczek i sześć kielichów stoi samotnie, ale dwa miecze krzyżują się z Królową Różdżki. Karta Nathaniela jest skrzyżowana z dziesiątką kielichów, szczęśliwy dom, prawdziwa miłość. Rycerz Różdżki krzyżuje się z Diabłem, pokusą. – Dobrze, zrozumiałam większość, ale kim jest Rycerz Różdżki i dlaczego jest przykryty pokusą. I kim jest Królowa Różdżki? – Myślę, że
Królowa Różdżki to ty. – Zawsze jestem Królową Mieczy. – Być może to się zmieniło. Być może odnajdujesz swoje moce, siebie. – Jestem już sobą. – Niech ci będzie. – Próbuję. – Powiedziałabym, że Kochankowie i cztery pałeczki to dawny narzeczony z collegu, który cię porzucił. To doświadczenie doprowadziło cię do Skąpca z emocjami. Musisz sobie odpuścić. Twój dom to pięć pentagrmów, chłód, ale teraz jest szczęśliwy, zadbany dom. Zostanie ci zaofiarowany trudny wybór; to ma coś wspólnego z kimś z twojej przeszłości. Myślę, że karta Miacaha jest wiadomością, że pomoże uleczyć ci niektóre z dawnych ran, ponieważ przecina przeszłość z boskością. – On jest darem od boskości? – Nie bądź bezczelna. Kiedy wszechświat, czy Bóg, czy Bogini, czy cokolwiek wybierzesz, daje ci kogoś w życiu, co nadchodzi i sprawia, że poczujesz się dobrze, tak szybko, bądź wdzięczna. Bądź wdzięczna zamiast przyglądać się temu. – Marianne znała mnie zbyt dobrze. – A kim jest Rycerz Różdżki? – Kimś nowym, albo starym, ale zobaczysz go w nowym świetle. To będzie pokusa, ale różdżka reprezentuje moc, tak więc to może być pokusa, by użyć znów mocy, albo zdobyć moc, raczej niż coś dotyczącego związków. – Nie potrzebuję więcej pokus w życiu, Marianne. – Zaczynasz sprawę tej nocy? – Bo co? – zapytałam. – Ponieważ czułam potrzebę by wyciągnąć inną kartę. To ósemka mieczy, kobieta związana i oślepiona, otoczona przez miecze. Kobieta zmarła tej nocy. Próbowałam uniknąć dzwonienia do Marianne w środku sprawy o morderstwo, z wielu przyczyn, to była jedna z nich. To przerażało mnie i dawało jej koszmary. – Pięć pałeczek, będzie wiele konfliktów co do tego i więcej śmierci. Ale karta Sprawiedliwości mówi że winny zostanie ukarany i się wszystko wyjaśni, ale nie bez strat. Osiem pentagramów? To dziwne. Ktoś wmiesza się, kto był kiedyś twoim nauczycielem. Ktoś starszy. Wiesz kto to może być? Pomyślałam o Dolphie, ale to nie pasowało. – Nie wiem. – Nie pojawili się jeszcze, ale to zrobią. Pomogą ci. – Skąd wiesz, że będzie więcej zabójstw? – Nie jesteś tego pewna? – zapytała, i miała ten ton głosu, który mówił, że słuchała głosów, których ja nie mogłam usłyszeć. – Tak, mam takie przeczucie. – Ufaj swoim uczuciom, Anita. – Spróbuję, – powiedziałam. – Musisz już być prawie w domu. Nie zapytałam skąd wiedziała, że skręcaliśmy na podjazd. Nie byłaby naprawdę zdolna mi wyjaśnić. Działanie medium nie miało zbyt wiele wspólnego z logiką przejścia z punktu A do B i do C. To były raczej przeskoki z A do G, bez mapy drogowej, jak dotrzeć do punktu G. – Tak, jesteśmy w domu. Micah przesłał mi pocałunek i wysiadł z Jeepa. Słyszałam jak Nathaniel wysiada z tyłu. Obaj zamknęli drzwi i pozostawili mnie w nagle mrocznym samochodzie, samą z telefonem. Marianne przemówiła w nagłej ciszy. – Och, jeszcze jedna sprawa, wiadomość jaką dostałam „Wiesz co powinnaś zrobić. Dlaczego mnie pytasz?” To nie jest moja wiadomość do ciebie, wiesz że nigdy nie mam nic przeciw proszeniu o moją radę. W zasadzie to lubię. Kogo innego pytałaś się o radę? Otworzyłam usta i zamknęłam je. – Modliłam się. – Z tego co zauważyłam, to modlisz się gdy nie masz możliwości takiego wyboru, jaki lubisz. Byłoby miło gdybyś modliła się z czymś innym niż ostatnie koło ratunkowe. – Powiedziała to tak profesjonalnie. Nic wielkiego, modliłaś się, Bóg ci nie odpowiedział, więc zostawił wiadomość na twojej automatycznej sekretarce. Cudownie. Oblizałam moje nagle suche usta i powiedziałam, – Nie przeszkadza ci, że właśnie odebrałaś wiadomość od Boga dla mnie? – No cóż, to nie było
bezpośrednio od niego. Po prostu wysłał to. – Znów, profesjonalny ton, nic wielkiego. – Marianne. – Tak. – Czasami mnie przerażasz. Zaśmiała się. – Wskrzeszasz zmarłych i zabijasz nieumarłych, a ja cię przerażam. Ujmując to w ten sposób, zabrzmiało to niemądrze. – Powiedzmy, że cieszę się iż masz swoje moce medium a ja moje. Czuję się dość winna nie znając przyszłości. – Nie czuj się winna, Anita, podążaj za swoim sercem. Nie, to była Królowa Pałeczek, nie Kielichów. Więc podążaj za swoją mocą, pozwól aby zaprowadziła cię tam gdzie potrzebujesz. Zaufaj sobie i tym obok. – Wiesz, że nikomu nie ufam. – Ufasz mi. – Tak, ale… – Przestań to rozgrzebywać, Anita. Twoje serce to nie rana do rozdrapywania by zobaczyć czy strup naprawdę się zasklepił. Możesz uleczyć sporo z tego bólu, jeśli tylko na to pozwolisz. – Tak jak każdy mi powtarza. – Jeżeli wszyscy twoi przyjaciele mówią jedno, a twoje serce powtarza to samo, a tylko twój strach się sprzecza, to przestań walczyć. – Nie jestem dobra w odpuszczaniu. – Nie, powiedziałabym że to coś w czym jesteś najgorsza. Odpuszczanie czemuś, co już nie spełnia swojego zadania, ani nie ochrania cię, ani nie pomaga ci, to wcale nie odpuszczenie, to dorastanie. Westchnęłam. – Nienawidzę, gdy masz tyle racji. – Nienawidzisz tego, a liczysz na to. – Tak. – Wejdź do środka Anita, wejdź do środka i dokonaj wyboru. Powiedziałam wszystko co miałam do powiedzenia, teraz wszystko należy do ciebie. – I tego nienawidzę najbardziej. – Czego? – zapytała. – Że nie próbujesz na mnie wpływać, nie tak naprawdę, tylko informujesz mnie o moich wyborach i pozwalasz mi ich dokonać. – Oferuję radę, nic więcej. – Wiem. – Rozłączam się, a ty wejdź do środka. Ponieważ nie możesz spać w samochodzie. – Telefon rozłączył się zanim mogłam znów o czymś zamarudzić. Marianne miała rację, jak zwykle. Nienawidziłam tego, że podawała mi informacje i pomagała myśleć, ale nie mówiła co robić. Oczywiście jeżeli spróbowałaby rozkazywać mi, nie tolerowałabym tego. Dokonywałam własnych wyborów, a kiedy ktoś naciskał na mnie, to czyniło mnie jeszcze bardziej zdeterminowaną by zignorować ich, więc Marianne nigdy nie naciskała. Tutaj są twoje informacje, tutaj są twoje wybory, teraz bądź dorosła i dokonaj ich. Wysiadłam z Jeepa i miałam nadzieję, że dorosłam dość by dokonać tego szczególnego wyboru.
Rozdział 11 – Tłumaczenie Fallen 22
Po wejściu do domu zobaczyłam pogrążony w mroku pokój gościnny. Jedyne światło dochodziło z kuchni. Nie wiedziałam, czy tylko jeden z nich, czy obaj mężczyźni przeszli przez zaciemniony pokój gościnny, ani kto wchodząc do kuchni włączył światło, by sprawdzić wiadomości na automatycznej sekretarce stojącej na kuchennej ladzie. W mroku lamparcie oczy radzą sobie lepiej niż ludzkie, a oczy Micaha są stale nastawione na koci tryb. Micah często chodzi po całym domu bez włączania świateł, przechadza się z pokoju do pokoju, unikając przy tym każdej ostrej krawędzi; spaceruje wśród ciemności z tą samą pewnością, z jaką ja poruszam sie w jasnym świetle. W kuchni było dość światła, więc ja także opuściłam pogrążony w mroku pokój gościnny. Biała kanapa wydawała się lśnić własnym blaskiem, choć wiedziałam, że to iluzja, wywołana przez zdolność bieli do odbijania światła. Byłam całkiem pewna, że panowie poszli przebrać się na nadchodzącą noc. Większość likantropów, wszystko jedno jakiego rodzaju, woli mniejszą ilość ubrań, a ani Micah, ani Nathaniel nie lubili się stroić. Weszłam do pustej kuchni nie dlatego, że musiałam, ale ponieważ nie byłam gotowa iść do sypialni. Wciąż nie wiedziałam, co zamierzam zrobić. Kuchnia mieściła teraz wielki stół przyniesiony z jadalni. Śniadaniowy kącik, zlokalizowany na niewielkiej platformie z oknem wychodzącym na lasy, wciąż mieścił mniejszy stół dla czterech osób. Cztery krzesła to było więcej, niż potrzebowałam, wprowadzając się do tego domu. Teraz mieliśmy przynajmniej kilka lampartołaków zatrzymujących się tu z powodu różnych nagłych
wypadków, albo dlatego, że po prostu pragnęli być w większej grupie, razem ze swoim pardem. Z tego powodu potrzebowaliśmy jeszcze stołu z sześcioma miejscami. Prawdę mówiąc, potrzebowaliśmy jeszcze więcej, ale moja kuchnia więcej nie zdołała pomieścić. Wazon stał na środku stołu. Jean-Claude po tym jak zaczęliśmy się spotykać, przysyłał mi po tuzinie białych róż. Po nocy, podczas której uprawialiśmy seks, dodał jedną czerwoną różę, tak więc teraz było ich trzynaście. Jedna czerwona róża, jak plama krwi w morzu białych róż. To zdecydowanie mówiło samo za siebie. Powąchałam róże i oczywiście czerwona miała najsilniejszy zapach. Trudno znaleźć białe róże, które pachną równie intensywnie. Wszystko, co musiałam zrobić, to zadzwonić do Jean-Claude’a. Był dość szybki, by przylecieć tu przed świtem. Pożywiłabym się na nim, mogłam zrobić to ponownie. Oczywiście to byłoby tylko odwlekaniem decyzji. Nie, to byłoby uciekaniem. Nienawidziłam tchórzostwa bardziej niż czegokolwiek innego, a w tym przypadku wezwanie mojego wampirzego kochanka byłoby tchórzostwem. Zadzwonił telefon. Podskoczyłam tak wysoko, że róże zakołysały się w wazonie. Można by pomyśleć, że byłam zdenerwowana, lub czułam się winna, albo coś w tym rodzaju. Dotarłam do telefonu przy drugim dzwonku. Głos na drugim końcu słuchawki wydawał się należeć do kulturalnego profesora, ale to nie był profesor. Teddy miał ponad sześć stóp wzrostu i zajmował się zawodowo podnoszeniem ciężarów. To, że był także inteligentny i elokwentny, zaskoczyło mnie, gdy go spotkałam po raz pierwszy. Wyglądał jak tępy mięśniak, a przemawiał jak filozof. Był także wilkołakiem. Richard pozwolił wilkom pomagać przy tworzeniu i utrzymaniu koalicji, jeżeli tego chciały. – Anita, tu Teddy. – Cześć Teddy, co słychać? – U mnie w porządku, ale gorzej u Gila. Będzie z nim dobrze, choć w tej chwili jesteśmy w izbie przyjęć w Szpitalu Świętego Antoniego. Gil był jedynym lisołakiem w mieście. Tak więc zawdzięczał bardzo wiele „Futrzanej Koalicji” – jak lokalni zmiennokształtni, a nawet miejscowa policja, zaczęła nas nazywać. Koalicja pierwotnie powstała po to, by promować głębsze zrozumienie i zwiększyć współpracę pomiędzy różnymi grupami łaków, ale teraz zaczęliśmy także integrować się ze światem ludzi i próbowaliśmy porozumieć się i lepiej współżyć także i z nimi. Jedna wielka kochająca się rodzina. – Co się stało? – zapytałam. – Wypadek samochodowy. Mężczyzna przejechał na czerwonym świetle. W izbie przyjęć są także inni ranni, wciąż wrzeszczący na tego faceta. Jeżeli Gil byłby człowiekiem, zginąłby. – Dobra, więc zadzwonił do biura i uzyskał twój numer i… – Policjant na miejscu zbrodni zauważył, że Gil leczył się szybciej, niż powinien. – Dobra, dlaczego mam przeczucie, że to zmierza w złym kierunku? – Gil był nieprzytomny, więc ktoś zadzwonił pod numer znaleziony w jego portfelu, oznaczony jako alarmowy w razie nagłego wypadku. Nie miał rodziny, więc to był numer do biura zgłoszeń. Zanim dotarłem do szpitala, Gil był już przykuty do poręczy łóżka. – Dlaczego? – Obecny przy tym policjant obawiał się, że Gil może być niebezpieczny, gdy się obudzi. – Kurwa. To nielegalne, – powiedziałam. – Technicznie rzecz biorąc tak, choć policjant może dyskretnie unieszkodliwić kogoś stanowiącego zagrożenie dla obywateli. – Ale gliniarz powiedział coś innego, tak? – Właściwie to powiedział „Dopóki nie będę wiedział, czym on kurwa jest, zachowam środki ostrożności.” Przytaknęłam, mimo że nie mógł tego zobaczyć.
– To brzmi bardziej prawdopodobnie. Więc jesteś tam, by upewnić się, że nie umieszczą Gila w schronisku. Schroniska tak naprawdę były więzieniami dla likantropów. Pierwotnie stworzono je dla nowych likantropów jako bezpieczne miejsce, do którego mogli się udać przeżyć kilka pierwszych pełni. To był dobry pomysł, ponieważ w ciągu kilku pierwszych pełni przemiana mogła zmienić się w szał zabijania. Nie pamiętało się nic, co zrobiło się, będąc w zwierzęcej postaci. W teorii schroniska były dobrym pomysłem, ale w praktyce, gdy już tam zamieszkałeś, nigdy nie pozwalano ci odejść. Nigdy nie miałeś dość kontroli nad sobą, by zdać ich testy i odejść. Byłeś niebezpieczny i zawsze takim pozostawałeś. Koalicja zaczęła prawną ofensywę przeciw nielegalnemu uwięzieniu bez procesu, bo jak dotąd, schroniska były miejscem zbyt koszmarnym, by odsyłać tam ludzi. – Personel szpitala obawia się, że Gil jest niebezpieczny i ktoś nam o tym napomknął. – Potrzebujesz tam prawnika? – Pozwoliłem sobie skontaktować się z firmą prawniczą, z którą koalicja ma podpisaną umowę. – Jestem zaskoczona, że tak szybko zabrnęło to tak daleko. Zazwyczaj ktoś musi zaatakować, żeby skuć go i zabrać do schroniska. Jest coś, o czym mi nie mówisz? Zawahał się. – Teddy? – Wymówiłam jego imię w sposób, w jaki mój ojciec zwykł wymawiać moje, gdy podejrzewał, że robiłam coś, czego nie powinnam. – Personel izby przyjęć jest wyposażony w sprzęt ochronny przed skażeniem biologicznym. – Żartujesz. – Chciałbym. – Czy wszyscy wokół tylko panikują? – Tak sądzę. – Czy Gil jest nadal nieprzytomny? – Na przemian odzyskuje przytomność i ją traci. – Dobra, zostań z nim, zaczekaj na prawnika. Nie mogę przyjść tej nocy, Teddy. Przykro mi. – Nie dlatego zadzwoniłem. To był jeden z tych momentów: „To o co chodzi?” – Dobra, więc czemu dzwonisz? – Jest jeszcze jeden wypadek, do którego musi ktoś natychmiast pojechać. – Kurwa, co? – Ktoś ze sfory zadzwonił. Jest w barze. Wypił za dużo, a jest łakiem od niedawna. – Chcesz powiedzieć, że straci nad sobą kontrolę w barze? – Obawiam się tego. – Kurwa. – Wciąż używasz tego słowa. – Wiem, wiem, profanacją niczego nie rozwiążę. Teddy zaczął komentować, że tak dużo przeklinam. Jeszcze jego brakowało, jakby nie wystarczyła moja macocha. – Nie mogę tam przyjechać, Teddy. – Ktoś musi. Nie ma tu prawnika, a sama wiesz, że istnieje taki drobny akt prawny, który pozwala wysłać nieprzytomnego zmiennokształtnego do schroniska, jeżeli uznają go za zagrożenie. Nie rozumiem, dlaczego wszyscy tak strasznie panikują, ale sądzę, że jeżeli zostawię Gila samego, to spróbują wysłać go do miejsca, gdzie nie ma klamek. – Wiem, wiem. Naprawdę cieszyłam się, że Richard pozwolił wilkołakom dołączyć do koalicji. Byli największą populacją zmiennokształtnych w mieście, a wilki były przydatne, gdy trzeba było pomóc w nagłych wypadkach. Wadą było to, że Richard uważał, iż skoro stado pomaga innym, to ma prawo w nagłych wypadkach korzystać z usług tych innych. Brzmiało to uczciwie, ale jednocześnie zwiększyło czterokrotnie ilość nagłych wypadków, ponieważ w okolicy żyło prawie sześćset wilkołaków. Wilki dały nam jednak dość siły roboczej, by sprostać wymaganiom. To było jednocześnie błogosławieństwem, jak i problemem. – Czy wilk zadzwonił do brata? Wszystkie nowe wilki jako opiekuna posiadały starszego, bardziej doświadczonego wilkołaka, określanego ksywką „brat”. To na numery ich telefonów dzwoniono w razie wypadku.
– Mówi, że nie otrzymał odpowiedzi. Brzmiał bardzo niepewnie, Anita. Obawiam się, że jeżeli zmieni się w barze, to oni wezwą policję… – I go zastrzelą, – skończyłam za niego. – Tak. Westchnęłam dość głośno do telefonu. – Zgaduje, że ty też nie dasz rady tym się zająć, – powiedział Teddy. – Nie będę mogła, ale wyślę Micaha. W tym momencie do kuchni wszedł Micah. Spojrzał na mnie pytająco. Już zdjął garnitur i na tyle na ile go znałam, wiedziałam, że odwiesił go do szafy. Miał na sobie parę spodni dresowych i nic poza tym. Sam jego widok jak spaceruje bez koszulki i boso po podłodze wystarczył, by serce mi podskoczyło. Związał włosy w luźny kucyk, co było do wybaczenia, gdyż pozwalało podziwiać mięśnie klatki piersiowej i brzucha. Jego ramiona wyglądały tak, jakby trenował podnoszenie ciężarów, ale szczerze mówiąc większość z tego była wrodzona. Nie wszystko, ale większość. Miał po prostu dobre geny. – Anita, jesteś tam jeszcze? Zdałam sobie sprawę, że Teddy coś mówił, choć go nie słuchałam. – Przepraszam Teddy, możesz powtórzyć? – Czy chcesz, bym podał ci adres baru, albo zaczekał, by porozmawiać z Micahem? – Micah tu jest. Wręczyłam mu słuchawkę, a on odebrał ją z uniesionymi brwiami. Wyjaśniłam sprawę tak zwięźle, jak umiałam. Micah położył rękę na słuchawce. – Jesteś pewna, że to dobry pomysł? – spytał. Potrząsnęłam głową. – Prawie na pewno to zły pomysł, ale nie mogę pojechać. Nie teraz, gdy ardeur może się pojawić w każdej chwili, może za minutę, ale równie dobrze za dwie godziny. Jestem tu uziemiona, dopóki się nie pożywię. – Wiem, ale może Nathaniel mógłby pojechać? – Co takiego? Pójść do baru, prawdopodobnie w niewłaściwej dzielnicy, siłować się z wilkołakiem tak młodym, że nie potrafi bezpiecznie się upić? – Potrząsnęłam głową. – Nathaniel ma wiele przydatnych umiejętności, ale żadnej z powyższych. – Ty też nie jesteś w tym całkiem dobra, – powiedział z uśmiechem łagodzącym szorstką prawdę. Odwzajemniłam uśmiech, ponieważ miał rację. – Nie, ale pojechałabym do szpitala i powstrzymała ich przed zabraniem Gila do schroniska, choć nie pojechałabym uspokajać wilkołaka. Mogłabym go zastrzelić, ale nie rozmawiać z nim. Nie, jeżeli go nie znam. Micah dość długo rozmawiał przez telefon, zanim uzyskał adres i nazwę baru, po czym rozłączył się. Spojrzał na mnie z miną wyrażającą ostrożność i lekką obawę. – Nie mam nic przeciw temu, byście zostali tu sami z Nathanielem, gdy nadejdzie ardeur. Pytanie tylko, czy ty nie masz nic przeciwko temu? Wzruszyłam ramionami. Micah otrząsnął głową. – Nie, Anita, potrzebuję odpowiedzi, zanim wyjdę. Westchnęłam. – Musisz tam dotrzeć, zanim wilk straci panowanie nad sobą. Idź, ze mną będzie w porządku. Spojrzał tak, jakby mi nie uwierzył. – Idź, – powiedziałam. – Nie tylko o ciebie się martwię, Anita. – Zrobię dla Nathaniela, co tylko będę mogła, Micah. Skrzywił się. – Co to oznacza? – Oznacza to, co powiedziałam. Nie wyglądał na zadowolonego z odpowiedzi. – Jeżeli czekasz, aż powiem „Och jasne, to super, że zamierzam nakarmić ardeur, pieprząc Nathaniela”, to nasz wilk zdąży się przemienić, zostanie zastrzelony przez gliniarzy, być może wraz z kilkoma cywilami, a ty nie zdążysz nawet wyjść z domu. – Oboje jesteście dla mnie ważni, Anita. Nasz pard jest dla mnie ważny. To, co się stanie tej nocy… zmieni wszystko. Przełknęłam mocno, ponieważ nagle odkryłam, że nie chcę patrzeć w jego oczy. Dotknął mojej brody, podniósł moją twarz tak, bym spojrzała mu w oczy. – Anita. – Będę grzeczna, – odpowiedziałam. – Co to ma znaczyć? – Nie jestem pewna, choć zrobię, co w mojej mocy, a to najwięcej, co mogę
zaproponować. Naprawdę nie wiem, co zrobię, gdy powstanie ardeur. Przepraszam, ale to prawda. Skłamałabym, mówiąc coś innego. Wziął głęboki wdech, co spowodowało, że jego pierś poruszyła się z gracją. – To chyba musi mnie zadowolić. – Co tak naprawdę chcesz, bym powiedziała? Nachylił się i złożył delikatny pocałunek na moich ustach. Rzadko całowaliśmy się tak przelotnie, ale z powodu zbliżającego się ardeur był ostrożny. – Chcę, abyś powiedziała, że się tym zajmiesz. – Zdefiniuj, co znaczy „zajmiesz się”. Znów westchnął, potrząsnął głową i zrobił krok do tyłu. – Muszę się ubrać. – Bierzesz swój samochód czy Jeepa? – Wezmę swoje auto. Możesz dostać telefon z policji, dotyczący jakiegoś innego ciała, a twój zestaw leży na tyle Jeepa. Uśmiechnął się do mnie, prawie smutno, i wyszedł, by się ubrać. Jęknął delikatnie, gdy zniknął za rogiem. Powiedział coś cicho do drugiego mężczyzny. Głos odpowiadającego nie należał do Nathaniela. Zza rogu wyszedł Damian. – Musisz być bardzo rozkojarzona, skoro nie wyczułaś mnie wcześniej. Miał rację, byłam dobra w wyczuwaniu nieumarłych. Żaden wampir bez mojej wiedzy nie powinien dostać się tak blisko mnie, a zwłaszcza Damian. Damian był moim wampirzym sługą, tak jak ja byłam ludzką służebnicą Jean- Claude’a. Ardeur otrzymałam z winy JeanClaude’a i Belle Morte, to coś z ich linii spłynęło na mnie. Ale Damian jako mój sługa – to moja wina. Byłam nekromantką i najwyraźniej mieszanka nekromancji oraz bycia ludzką służebnicą dała nieprzewidziane skutki uboczne. Jeden z nich stał po drugiej stronie kuchni, patrząc na mnie oczami koloru zielonej trawy. Ludzie nie miewali oczu tego koloru, choć Damian najwyraźniej takie posiadał, ponieważ stanie się wampirem nie zmieniało twojego pierwotnego wyglądu. Możesz stać się bledszy, wydłużą ci się kły, ale kolor oczu, włosów i skóry pozostawał taki sam. Jedynie jego włosy mogły być intensywniejszej barwy. Czerwone włosy, które nie widziały słońca przez setki lat, miały kolor świeżej krwi, barwy jasnej, intensywnej purpury. Wszystkie wampiry były blade, ale Damian rozpoczął życie z cerą barwy mleka z miodem, charakterystycznej dla rudowłosych, tak więc był jeszcze bledszy niż większość wampirów. Był to rodzaj bladości sugerujący, że jego postać została wyrzeźbiona z białego marmuru, i tylko jakiś demon albo bóg tchnął życie w tę bladość. Och, czekaj, to ja byłam tym demonem. Technicznie rzecz biorąc, moja moc, moja nekromancja sprawiła, że serce Damiana ponownie zabiło. Mimo tego, że miał już ponad tysiąc lat, nigdy nie stanie się mistrzem wampirów. Jeżeli nim nie jesteś, to potrzebujesz innego mistrza, by dał ci dość mocy, byś powstał z grobu, nie tylko pierwszej nocy, ale każdej następnej. Czasami wampiry powstawały przez przypadek, a gdy nie było w pobliżu żadnego mistrza, otrzymywałeś upiory. Było to chodzące trupy, odrobinę tylko lepsze niż zombie, o ciałach, które nie gniły, pożywiające się krwią zamiast mięsa. Drobnym problemem było to, że istnieją wampirze prawa decydujące o tym, jak wolno atakować ludzi, a jak nie. Złam prawa, a wampiry cię za to zabiją. I tak jest w krajach, w których wampiry są nadal nielegalne. W Stanach Zjednoczonych, gdzie wampiry są bardziej cywilizowane, jeśli tylko policja dowie się o popełnionej zbrodni, podlegają ludzkiemu prawu. Jeżeli mogą utrzymać sprawę w sekrecie, same się nią zajmą. Nawet jeśli oznacza to zabicie jednego spośród nich. Damian musiał
wrócić prosto z pracy, ponieważ, jak większość wampirów niedawno przybyłych z Europy, prawie nigdy nie nosił dżinsów i tenisówek, choć nie lubił także stroić się tak, jak nalegał Jean-Claude. Miał na sobie płaszcz, który widziałam wcześniej. Był w kolorze intensywnej zieleni sosnowej igły, a surdut, nowy, choć o kroju jakby z osiemnastego wieku, zaprojektowany tak, by po rozpięciu eksponował blady błysk jego piersi i brzucha. Hafty pokrywały rękawy i klapy płaszcza, wprowadzając odrobinę koloru kontrastującą z jego białą skórą. Spodnie uszyte z czarnej satyny były napuszone, jakby było tam więcej materiału niż potrzeba, by okryć smukłe nogi Damiana. Miał na sobie szeroki, zielony pas i parę czarnych, skórzanych butów kończących się nad kolanami, tak więc przypominał pirata. – Jak w pracy? – zapytałam. – Danse Macabre to najgorętszy klub taneczny w St. Louis. Nadal szedł w moim kierunku. Było coś w sposobie, w jaki na mnie patrzył, co mówiło jakby sądził, że to mnie nie obchodzi. – To jedyne miejsce, gdzie ludzie mogą przyjść i potańczyć z wampirami. Oczywiście że jest oblegane. Spojrzałam skupiona na niego i wiedziałam, że pożywił się tej nocy na jakiejś chętnej kobiecie. Dobrowolne pożywianie się krwią było równoważne z dobrowolnym seksem. Wystarczył odpowiedni wiek i już mogłeś nakarmić nieumartego, co zostawiało ślady po ugryzieniu, doskonałe do zaszpanowania wśród znajomych. Nakazałam Damianowi żywić się tylko na chętnych ofiarach i z powodu naszej więzi nie mógł mi się sprzeciwić. Oczywiście był jeden rodzaj kontroli, jaką Damian miał nade mną. Pragnęłam go dotykać. Kiedy wszedł do pokoju, poczułam prawie przytłaczającą chęć, by dotknąć jego skóry. To część związku mistrz-sługa. Przyciąganie odczuwane do swego sługi, potrzeba dotykania i dbania o niego, to jeden z powodów, z jakich uważano sługi za cenną własność. Sądziłam, że także to pomagało nawet najbardziej szalonym i złym wampirom powstrzymać się od zabijania swoich sług. Często wampir nie przeżywał śmierci swojego sługi, tak bliska była to więź. Obszedł stół dookoła, przesuwając palcami po oparciach krzeseł. – A ja jestem jednym z tych wampirów, do których przyciskali swoje ciała całą noc. – Hannah wciąż zarządza klubem, prawda? – Och tak, ja jestem zaledwie zimnym ciałem wysyłanym w tłum. Stał teraz obok stołu, przy wysepce oddzielającej fragment kuchni od reszty pokoju. – Jestem zaledwie wyposażeniem, jak statua, czy firanka. – To nie w porządku. Widziałam, jak pracujesz w tłumie, Damian. Bawiło cię flirtowanie. Przytaknął, podchodząc do krawędzi wysepki. Niewiele nas oddzielało poza tym, że wciąż opierałam się o odległą szafkę, a on zatrzymał się przy brzegu wysepki. Chęć, by zmniejszyć dystans, owinąć ręce wokół jego ciała, była prawie przytłaczająca. To sprawiło, że moje ręce bolały z potrzeby i musiałam zacisnąć je za plecami, uwięzić moje ciało. – Bardzo lubię flirtować. Przesunął palcami wzdłuż krawędzi wysepki, powoli, czule, jakby dotykał czegoś innego. – Ale nie wolno nam uprawiać seksu w pracy, choć niektóre o to błagają. Szmaragdowa barwa jego oczu pochłonęła źrenice, tak że patrzył na mnie oczami zielonego ognia. Jego moc tańczyła na mojej skórze, więziła mój oddech w gardle. – Masz moje pozwolenie na randkowanie, czy pieprzenie się, czy cokolwiek innego. Możesz mieć kochanki Damian. Mój głos był odrobinę drżący, ale mówiąc, powoli odzyskiwałam pewność siebie i końcówkę wypowiedziałam prawie normalnym tonem. – A
dokąd bym je zabierał? Nachylił się do wysepki, krzyżując ramiona na białej piersi. – Co chcesz powiedzieć? – spytałam. – Mam trumnę w twojej piwnicy. To nie jest zbyt romantyczne. Oczekiwałam, że może powiedzieć o wielu rzeczach, ale tego się nie spodziewałam. – Przepraszam Damian, nigdy nie przyszło mi to do głowy. Potrzebujesz pokoju, prawda? – Pokój do skorzystania dla moich kochanek, tak. – Uśmiechnął się. Wtedy sobie coś uświadomiłam. – Masz na myśli przyprowadzanie tutaj nieznajomych. Ludzi, których dopiero co poderwałeś i chcesz się z nimi przespać, zjeść rano śniadanie? – Tak, – powiedział i zrozumiałam wyraz jego twarzy: to było wyzwanie. Wiedział, że nie spodoba mi się myśl o jego znajomych przychodzących do domu, a zwłaszcza ta o spotkaniu nieznajomej kobiety, którą po prostu przyprowadzi do domu, by się z nią pieprzyć, i że to będzie ona pierwszą rzeczą, jaką zobaczę rano. Poczułam drobne ukłucie gniewu i to pomogło mi myśleć. Pomogło mi odepchnąć chęć, potrzebę dotykania jego ciała, to jednak nie miało nic wspólnego z ardeur, tylko z moją własną mocą. – Wiem, że masz pokój w Cyrku. Może zdołamy ustalić coś z Jean-Claude’m, byś mógł tam zabierać swoje kochanki. – Mój dom jest tutaj, z tobą. Teraz ty jesteś moją mistrzynią. Skrzywiłam się lekko przy słowie mistrzyni. – Wiem to, Damianie. – Naprawdę? Odsunął się od wysepki i podszedł do mnie. Tak blisko, że aż moc zadrżała pomiędzy nami. To sprawiło, że zamknął oczy, a gdy je otworzył, były już tonącymi odmętami szmaragdu. – Dotknij mnie, jeżeli jesteś moją mistrzynią. Mój puls załomotał w gardle, jak coś uwięzionego. Nie chciałam go dotknąć, ponieważ tak bardzo tego pragnęłam. W pewien sposób była to część przyciągania pomiędzy mną a Jean-Claude’m. To, co brałam za pożądanie i nową miłość, po części było także wampirzą sztuczką. Sztuczką, pomagającą związać sługę z mistrzem, a mistrza ze sługą tak, by oboje służyli sobie nawzajem z chęcią i radością. Zmartwiło mnie, gdy pierwszy raz uświadomiłam sobie, że to co czułam do Jean-Claude’a, było po części zabarwione umysłowymi, wampirzymi sztuczkami, choć nie było to celowe z punktu widzenia Jean- Claude’a. Nie mógł poradzić nic na to, jak to działało na mnie, tak jak ja nie mogłam nic poradzić na to, jak działało to na Damiana. A ten stał tak blisko, że musiałam odchylić głowę do tyłu, by zobaczy wyraźnie jego twarz. – Chcę cię dotykać Damianie, ale tej nocy zachowujesz się strasznie zabawnie. – Zabawnie, – powiedział. Podszedł tak blisko, że krawędź jego płaszcza, wybrzuszona przez obszerne satynowe spodnie, musnęła cienki materiał moich spodni od garnituru. – Zabawnie, nie czuję się zabawnie, Anita. Nachylił twarz blisko mojej i wyszeptał kolejne słowa. – Czuję się na wpół szalony. Te wszystkie kobiety, które mnie dotykały, ocierały się o mnie, przyciskając swoje ciepłe, – nachylił się tak, że jego włosy musnęły mój policzek, – miękkie, – poczułam jego wilgotny oddech na mojej skórze, – wilgotne, – jego usta dotknęły mojego policzka i zadrżałam, – ciała do mnie. Mój oddech zadrżał, a tętno zaczęło nagle głośno tłuc w moich uszach. Trudno mi było skoncentrować się na czymkolwiek poza czuciem jego warg na moim policzku, choć wszystko, co robiły jego usta, to lekkie dotykanie mojej skóry. Przełknęłam tak mocno, że aż zabolało. – Mogłeś wyjść z którąś z nich – powiedziałam. Przytulił swój policzek do mojego, ale w tym celu musiał nachylić się nade mną, odsuwając jednocześnie od mnie swoje ciało.
Kompromis. – A czy mógłbym ufać, że ich okna mają ochronę przeciwsłoneczną? Wstał i położył ręce po obu stronach szafki stojącej za mną tak, że zostałam uwięziona pomiędzy jego ramionami. – Czy mógłbym zaufać im, że nie skrzywdzą mnie, gdy już powstanie słońce, a ja będę leżał bezbronny? Spróbowałam wymyśleć coś odpowiedniego do powiedzenia, co by mi jednocześnie pomogło myśleć o czymś innym niż to, jak bardzo pragnęłam go dotykać Kiedy wątpię, robię się wredna. – Skręcę sobie szyję, jeżeli będziesz stał tak blisko. Mój głos był tylko odrobinę mniej zachrypnięty, niż zwykle. To dobrze. Damian owinął rękami moją talię i dotyk jego twardych dłoni zatrzymał wszystko, co chciałam powiedzieć. Powstrzymało też i jego na chwilę. Sprawiło, że schylił głowę, zamknął oczy, jakby próbował się skoncentrować, albo oczyścić umysł. Potem nagle mnie podniósł i posadził na krawędzi lady. Zaskoczył mnie tak, że zanim zdołałam zareagować, zdążył wsunąć swoje uda pomiędzy moje kolana. Nie byliśmy przyciśnięci do siebie, tylko jego ręce leżały na mojej talii, choć dzielił nas od tego tylko jeden krok. – Proszę, – powiedział zachrypniętym głosem, – teraz widzisz mnie lepiej. Miał rację, ale nie to miałam na myśli. Chciałam przestrzeni, by móc oddychać, a zamiast tego czułam, że moje ręce są wolne, a jego ciało twarde. Moje dłonie spoczęły na jego ramionach i nawet przez gruby materiał płaszcza mogłam poczuć jego twarde mięśnie. To tak jakby moje ręce miały swój własny umysł. Prześledziłam linię jego ramion i skończyłam z rękami na jego szerokich barkach, z jego włosami owiniętymi wokół moich rąk leżących na jego ramionach, z jedwabiem jego włosów na mojej skórze, co sprawiło, że się ku niemu nachyliłam. Pragnęłam pocałunku. Tak po prostu. Wydawało się dziwnym znajdować się tak blisko i go nie dotykać. Schylił głowę ku mnie. Jego oczy były głębokimi odmętami zieleni, wystarczająco głębokimi, by w nich zatonąć. – Musisz tylko kazać mi przestać, a przestanę – wyszeptał. Nie powiedziałam stop. Przysunęłam ręce do gładkości jego bladej szyi, zaś w chwili, w której dotknęłam jego nagiej skóry, uspokoiłam się. Mogłam znów myśleć. To był jego dar, jako mojego sługi dla mnie. Pomagał mi się uspokoić, uzyskać kontrolę. Kiedy dotykałam go, było prawie niemożliwym, bym straciła panowanie nad sobą. Obniżał moje ciśnienie krwi, pomagał mi myśleć. Pragnęłam go dotykać, więc chwyciłam dłońmi jego twarz. Z jego trwającej wieki kontroli własnych emocji wydobyłam to, że nie zagubiłam się, gdy przysunął do mnie swoje usta. Nie byłam przytłoczona, dopóki sama nie zapragnęłam zostać przytłoczona. To nie tak, że niczego nie czułam, ponieważ nie było możliwym zatonąć w ramionach Damiana, zostać przyciśniętą do jego piersi, czuć jego usta pieszczące moje i pozostać nieporuszoną. Trzeba byłoby być kamieniem, by choć odrobinę nie rozpłynąć się w jego objęciach. Ale gdy zdobywałam pochodzący od niego spokój, on jednocześnie odzyskiwał utraconą przez wieki namiętność. Namiętność nie tylko do seksu, ale do wszystkich innych silnych uczuć, ponieważ jego mistrz sprawił, że nie odczuwał żadnych silnych emocji, poza strachem. Zniszczyłaby w nim wszystko inne przez następne wieki, zniszczyłaby więcej niż jakikolwiek wampir mógłby przeżyć. Odsunął się ode mnie na tyle daleko, by zobaczyć moją twarz. – Jesteś spokojna. Dlaczego jesteś spokojna? Ja szaleję, a ty patrzysz na mnie tak opanowanie! Chwycił moje ramiona i wbił w nie palce tak mocno, że aż zabolało, a ja wciąż byłam opanowana. –Ta okrutna klątwa sprawia, że stajesz się tym spokojniejsza, im częściej cię
dotykam, a to doprowadza mnie do coraz większego szaleństwa. Lekko zadrżał, jego twarz aż stężała od wypełniających go uczuć. – Karzesz mnie, a nie zrobiłem nic niewłaściwego. – To nie jest kara, Damian, – i nawet mój głos był spokojny i cichy. – Jean-Claude mówi, że gdybyś chciała, zyskałabyś spokój zawsze, jeśli tylko byś tego potrzebowała. Że możesz dotykać mnie i cieszyć się dotykaniem mnie, nie będąc uwięzioną za tą maską. Jego palce wbiły się tak głęboko, że pozostawiły siniaki na mojej skórze. – Robisz mi krzywdę, Damian. Mój głos wciąż był spokojny, ale można było wyczuć w nim ton podniecenia i gniewu. – Przynajmniej czujesz coś, gdy cię dotykam. – Puść moje ramię, Damian. I tak oto uwolnił mnie, tak jakby moje ramię parzyło, ponieważ nie mógł mi się sprzeciwić, gdy wydałam mu bezpośrednie polecenie. Jakiekolwiek by ono nie było. – Zrób krok do tyłu, Damian, daj mi odrobinę przestrzeni. Byłam teraz zła, nawet gdy reszta jego ciała mnie dotykała. Kiedy zrobił to, co mu kazałam i już mnie nie dotykał, gniew wypełnił mnie i rozlał się gorącem po mojej skórze. Dobrze, tak było dobrze. Przywykłam do bycia złą. Lubiłam to. Niezbyt dobra rzecz do powiedzenia, ale i tak prawdziwa. Zaczęłam pocierać ramiona w miejscach, które uścisnął, po czym przestałam. Nie lubiłam, by ktoś widział, jak mnie skrzywdził. – Nie chciałem zrobić ci krzywdy, – powiedział trzymając się za własne ramiona. Pomyślałam przez chwilę, że odczuwa mój ból, po czym zdałam sobie sprawę, że obejmuje się, by powstrzymać się przed dotykaniem mnie. – Nie, ty chciałeś mnie po prostu zerżnąć. – To nie w porządku, – odpowiedział. Miał rację, to nie było w porządku, ale nie dbałam o to. Bez jego dotyku mogłam być tak nie w porządku, jak to tylko możliwe. Otuliłam się moim gniewem. Karmiła go wszystkimi impulsami, jakie poczułam przez ostatnie dni. Powinnam pamiętać, że jedna kontrola przypomina inną. Że jeżeli odrzucę jeden rodzaj kontroli, utrzymanie innej będzie też trudniejsze. Uwolniłam mój gniew jak wściekłego psa. Zawył we mnie, a ja pamiętałam czas, gdy mój gniew był jedynym ciepłem, jakie wpuszczałam do mojego życia. Gdy mój gniew był moim słońcem i tarczą. – Wynoś się Damian, idź do łóżka. – Nie rób tego Anita, proszę. Wyciągnął do mnie rękę, chciał mnie dotknąć, ale odsunęłam się poza jego zasięg. – Idź, już. I po tym nie mógł już nic zrobić. Wydałam mu bezpośredni rozkaz. Musiał usłuchać. Wyszedł, łzy lśniły w jego zielonych oczach. Minął w drzwiach Nathaniela. Nathaniel spojrzał na mnie z widoczną ostrożnością. – Micah musiał wyjść. Przytaknęłam, ponieważ nie ufałam mojemu głosowi. Od tak dawna nie pozwoliłam, by mój gniew się uwolnił. Tak dobrze było czuć to przez kilka chwil, ale już zaczynałam żałować tego, jak potraktowałam Damiana. Nie prosił o to, by zostać moim sługą. Fakt, że zrobiłam to przypadkiem, nie oznaczał, że było to w porządku. Był dorosłą osobą, a ja właśnie odesłałam go do łóżka jak niegrzeczne dziecko. Zasługiwał na coś lepszego. Jak każdy. Gniew ustąpił i nawet moja skóra była chłodniejsza. Termin „gorący z gniewu” był bardzo prawdziwy. Wstydziłam się tego, co zrobiłam i rozumiałam po części powód zawstydzenia. Absolutnie nie potrzebowałam kolejnego mężczyzny, który wymagałby ode mnie albo fragmentu mojego łóżka, albo części mojego ciała. Nie potrzebowałam tego. Zwłaszcza zaś nie potrzebowałam mężczyzny, z którym nie będę w stanie nakarmić ardeur. Chociaż Damian nawet w środku najgorszego ardeur swoim dotykiem mógł ostudzić jego płomień. Z nim trzymającym moją rękę, ardeur nie powstałoby, a przynajmniej zostałoby odsunięte na kilka godzin. Więc czemu wręcz nie przykleję Damiana
do mojego ciała? Ponieważ on pragnie dużo więcej ode mnie, niż mogłabym mu kiedykolwiek dać. Nie mogłabym korzystać z jego pomocy w walce z ardeur, jeżeli nie byłabym chętna zaspokoić tego głodu dotyku, jaki oboje czuliśmy względem siebie. Nathaniel przeszedł przez pokój, nie mając na sobie nic poza parą jedwabnych spodenek. To była jego wersja piżamy. Rozplótł warkocz, więc jego włosy rozlewały się wokół niego niczym peleryna. – Wszystko w porządku? Już miałam powiedzieć, że jestem winna Damianowi przeprosiny, ale nie zdołałam nic odpowiedziałam, ponieważ w ciągu jednego wdechu powstało ardeur. Nie, nie powstało skrycie, przygaszone, przytłumione, przyduszone. Nagle nie mogłam oddychać, puls w moim gardle tłukł jak oszalały. Spowodowało, że moja skóra była ciężka jak ołów. Nie wiedziałam, co było w moich oczach, ale czymkolwiek to było, utrzymało Nathaniela w miejscu, zamroziło go jak królika w trawie wiedzącego, że w pobliżu czai się lis. Ardeur rozlało się jak niewidoczna fala, gorące, wilgotne, duszące. Wiedziałam, kiedy moc uderzyła w Nathaniela, ponieważ wtedy zadrżał. Jego ciało gwałtownie zareagowało na moc, pojawiła się gęsia skórka. Już raz tej nocy odepchnęłam ardeur, a to miało swoją cenę. Odmówiłam dotyku mojego sługi, i to też miało swoją cenę. Przywitałam mój gniew i pozwoliłam mu wylać się na kogoś, o kogo dbałam. To także miało swoją cenę. Nie chciałam, by Nathaniel musiał za to zapłacić.
Rozdział 12 Nie pamiętałam, żebym przeszła przez pokój, ale musiałam to zrobić, bo stałam teraz przed nim. Jego oczy były nadzwyczajnie szeroko otwarte, jego usta nieco rozchylone. Byłam dość blisko, by zobaczyć tętnicę pulsującą na jego gardle, jakby została uwięziona tuż pod skórą. Nachyliłam się nad nim tak, że mogłam poczuć ten ciepły zapach wanilii nad jego karkiem. Dość blisko, by prawie poczuć jego puls na moim języku; smakujący prawie jak cukierek. Wiedziałam, że ten cukierek będzie czerwony, delikatny i gorący. Musiałam zamknąć oczy, by nie nachylić ust nad tym punktem, nie polizać skóry, nie wgryźć się i nie wyrwać kawałka jego ciała. Musiałam zamknąć oczy, by nie gapić się na ten pulsujący, skaczący… Mój własny puls był tak szybki, że aż mnie dławiło. Myślałam, że nakarmienie ardeur Nathanielem byłoby najgorszą rzeczą, jaką mogłam zrobić, ale te myśli nie dotyczyły seksu. Dotyczyły jedzenia. Dzięki moim powiązaniom z Jean-Claude’m i Richardem miałam w sobie myśli mroczniejsze niż ardeur. Niebezpieczne myśli. Zabójcze myśli. Stałam całkowicie nieruchomo, próbując opanować mój własny puls, moje własne bicie serca. Ale nawet z zamkniętymi oczami wciąż mogłam poczuć zapach skóry Nathaniela. Słodki, ciepły… i tak bliski. Poczułam jego oddech na twarzy zanim jeszcze zdążyłam otworzyć oczy. Podszedł tak blisko, że jego twarz wypełniła całe moje pole widzenia. Mój głos był miękki, w pół zduszony zwalczanymi przeze mnie potrzebami. – Nathaniel… – Proszę. – Wyszeptał, nachylił się i wyszeptał to ponownie w moje usta, a kiedy jego wargi przesunęły się nad moimi, westchnął. – Proszę, – Jego oddech był tak gorący że, miałam wrażenie, iż mógłby parzyć, gdybyśmy się pocałowali. Bliskość jego ust pomogła mi w
jednym. Nie myślałam już o rozerwaniu jego gardła. Zrozumiałam wtedy, że moglibyśmy pożywić się seksem, albo krwią bądź też ciałem. Wiedziałam, że jeden głód może zostać przemieniony w inny, ale do tej chwili, gdy posmakowałam jego ust na moich, nie zdawałam sobie sprawy, że nadejdzie moment, gdy coś będzie musiało zostać nakarmione. Nie zaspokoiłam żądzy krwi Jean-Claude’a, choć jej cień tkwił we mnie. Nie nakarmiłam bestii Richarda, z jej głodem ciała żyjącym we mnie. Miałam w sobie tyle głodów i nie nakarmiłam żadnego z nich, poza ardeur. To mogłam nakarmić, co już nieraz robiłam. Ale w tym ułamku sekundy, gdy Nathaniel mnie pocałował, zrozumiałam, dlaczego o wiele lepiej potrafiłam kontrolować ardeur. Wszystkie te głody przebywały we mnie, tworząc mój własny głód. Fascynacja Jean-Claude’a krwią płynącą pod skórą. Pragnienie Richarda dotyczące krwistego mięsa, chęć rozszarpania ciała ofiary. Udawałam, że nie nosiłam w sobie ich głodów, ignorowałam prawdę. Ale tak nie było. Ardeur powstało, by pozwolić mi pożywić się w sposób, który nie wymagał rozrywania ludzkich gardeł, ani nie żądał napełniania moich ust świeżą krwią. Nathaniel pocałował mnie. Pocałował mnie, a ja mu na to pozwoliłam, ponieważ gdybym się od niego odsunęła, pozostałyby tylko inne sposoby pożywiania się, takie, które mogły zostawić go krwawiącego i umierającego na podłodze. Czułam ciepło jego ust na moich wargach, ale jakaś część mnie pragnęła czegoś bardziej gorącego. Część mnie wiedziała, że krew byłaby taką parzącą falą na moich ustach. Nagle pojawiła się wizja tak silna, że zachwiałam się i odsunęłam od Nathaniela. Oderwałam się od gorącego, twardego ciała. Poczułam, jak moje zęby zatapiają się w jego ciele, przecinając sztywną sierść, która zatykała usta, dławiąc mnie. Wyczuwałam puls pod tą skórą, trzepoczący jak szalony, puls umykający ode mnie tak, jak uciekający przez las jeleń. Jeleń został złapany, ale to słodkie wnętrze z bijącym sercem leżało poza moim zasięgiem. Ugryzłam mocniej, rozdzierając skórę stworzonymi do tego zębami. Krew wypełniła mi usta, gorąca, parząca; tak, krew jelenia była bardziej gorąca niż moja. Ciepło pomogło mi go odnaleźć. Pomogło mi go upolować. Ciepło sprawiło, że jego zapach został na każdym liściu dotkniętym przez zwierzę, na każdej muśniętej przez niego trawie i rozprzestrzeniał się, zdradzając mi jego obecność; ciepło jego ciała mnie wzywało. Moje zęby zamknęły się na gardle i je rozerwały. Krew trysnęła nade mną, nad liśćmi, brzmiąc jak spadający deszcz. Przełykałam najpierw krew, jeszcze gorącą po gonitwie i dopiero wtedy poczułam smak mięsa, w którym wciąż jeszcze wyczuwałam odrobinę pulsu, ostatnie uderzenie życia. Czułam, jak mięso poruszało się w moich ustach i potem spływało w dół, jakby nawet teraz walczyło o życie. Krzycząc, wróciłam do kuchni na kolanach. Nathaniel sięgnął ku mnie, a ja odepchnęłam jego ręce, bo nie ufałam sobie na tyle, by go dotknąć. Wciąż mogłam smakować mięso, krew, uczucie, jak spływało do gardła Richarda. To, a nie przerażenie sprawiło, że uderzyłam Nathaniela. Chodziło o to, że mi się to podobało. Zachwyciło mnie uczucie krwi spływającej mi do gardła. Walczące zwierze podniecało mnie, sprawiało, że zabicie było jeszcze słodsze. Zawsze, gdy dotykałam Richarda, czułam jego niepewność, żal, odrzucenie tego czym był, ale w wizji którą teraz dzieliliśmy nie było żadnych wątpliwości. Był teraz wilkiem i upolował jelenia, zabierał jego życie i nie było tam żadnego żalu. Jego bestia pożywiała się i przez ten jeden moment żyjący w nim człowiek nie dbał o to. Zamknęłam wszystkie osłony, jakie były pomiędzy nami i dopiero wtedy
poczułam jak wilk spojrzał w górę, jak podniósł łeb i patrząc tak, jakby mógł dostrzec, że go obserwuję. Oblizał zakrwawiony pysk, a jedyna myśl docierająca od niego brzmiała „dobrze”. To było dobre, następnie było tam więcej krwi i mięsa, co pozwalało pożywiać się dalej. Wyglądało na to, że nie mogłam odciąć się od niego. Nie mogłam tego wyciszyć. Nie chciałam czuć, jak zatapia zęby w jeleniu po raz kolejny. Nie chciałam być w jego głowie, gdy ponownie ugryzie. Sięgnęłam po Jean-Claude’a. Sięgnęłam po pomoc, a znalazłam… krew. Jego usta były zaciśnięte na gardle, kły wbite w ciało. Poczułam i rozpoznałam zapach. Wiedziałam że to Jason, jego pomme de sang, wiedziałam że trzymał go w swoich ramionach, przyciśniętego mocniej, niż trzyma się kochanka, ponieważ ten nie wierzga, nie czuje swojej śmierci w twoim pocałunku. Krew była tak słodka, słodsza niż ta jelenia. Słodsza, czystsza, lepsza. Dołączała się do tego świadomość jego ramion zaciśniętych wokół nas, trzymających nas tak ściśle jak my jego, sprawiających, że to było coś więcej niż samo obejmowanie się. Świadomość serca bijącego w piersiach Jasona, tuż przy naszym ciele, tak że mogliśmy czuć jego szalone łomotanie. Świadomość, kiedy jego serce zaczyna pojmować, że coś jest nie tak a im bardziej przerażony się stawał, tym więcej krwi braliśmy, więcej tego słodkiego ciepła wlewało się w nasze gardła. Wszystko, czego mogłam zasmakować, to krew. Wszystko, co czułam, to krew. Spływała ona w dół mojego gardła, nie pozwalając mi oddychać. Topiłam się. Topiłam się w krwi Jasona. Świat stał się czerwony i byłam zgubiona. Puls, puls w tej czerwonej ciemności. Puls, bicie serca, to mnie odnalazło, to wyrwało mnie stamtąd. Dwie rzeczy zdarzyły się naraz. Leżałam na zimnych kafelkach i ktoś trzymał moje nadgarstki. Otworzyłam oczy i odnalazłam Nathaniela klęczącego obok mnie. Jego ręka trzymała mój nadgarstek. Puls w jego dłoni uderzał o puls mojego nadgarstka. To było tak, jakbym mogła czuć krew płynącą w jego ramieniu, wywęszyć ją, prawie posmakować. Przysunęłam się bliżej niego, owinęłam moje ciało dookoła jego nóg, położyłam głowę na jego udzie. Pachniał tak ciepło. Pocałowałam jego udo, a on rozsunął dla mnie nogi, pozwolił mojej twarzy wślizgnąć się pomiędzy nie tak, że następny pocałunek został złożony na gładkim cieple wnętrza jego uda. Polizałam tę ciepłą, gorącą skórę. Zadrżał, jego puls przyśpieszył. Puls w jego dłoni napierał na puls mojego nadgarstka, jakby jego bijące serce chciało mojego wnętrza. Ale to nie bicie serca było tym, czego wewnątrz mnie pragnął. Przesunęłam wzrokiem i dostrzegłam go z przodu szortów – nabrzmiałego i twardego. Polizałam skórę jego uda, lizałam coraz bliżej i bliżej krawędzi satyny, okrywającej jego ciało. Posmakowałam pulsu przy moich ustach, ale to nie było echo tętna jego dłoni. Moje usta znajdowały się teraz nad pulsującą tętnicą po wewnętrznej stronie jego ud. Puścił mój nadgarstek, jakbyśmy teraz już go nie potrzebowali, bo znaleźliśmy inny puls, inne słodsze miejsce do poznania. Mogłam wyczuć krew pod jego skórą, jak jakieś erotyczne perfumy. Przycisnęłam usta do drżącego ciepła, smakowałam krwi pod skórą. Polizałam skaczącą nitkę pulsu szybkim muśnięciem języka. Smakowało jak skóra, słodko i czysto, ale także smakowało krwią, słodkimi miedzianymi pensami na moim języku. Ugryzłam go lekko, a on jęknął nade mną. Przesunęłam rękami po jego udzie, ścisnęłam je mocno zębami tak, że
następne ugryzienie było mocniejsze, głębsze. Jego ciało wypełniło moje usta przez chwilę, a ja mogłam posmakować tego pulsu pod jego skórą. Wiedziałam, że jeżeli wgryzę się, to krew wleje się do moich ust, a jego serce przeciśnie się w dół mojego gardła, jakby pragnęło umrzeć. Pozostałam z zębami wokół jego pulsu, walcząc ze sobą, by nie ugryźć, by nie wydobyć tego czerwonego, gorącego potoku. Nie mogłam go puścić i wymagało to całej woli jaką miałam w sobie, by nie skończyć tego, czego pragnęłam. Sięgnęłam w dół metafizycznych pasm wiążących mnie z Jean-Claude’m i Richardem. Ujrzałam mięso, wnętrzności i tłoczące się obok ciała. Stado się pożywiało. Odsunęłam ten obraz, ponieważ sprawiał, że chciałam gryźć razem z nimi. Pysk Richarda był głęboko zanurzony w jeszcze ciepłych szczątkach zwierzęcia, zagrzebany w słodkich wnętrznościach. Musiałam uciec od tych uczuć, zanim pożywię się Nathanielem tak, jak oni jeleniem. Znalazłam Jasona. Leżał blady na łóżku JeanClaude’a, krwawiąc pościel. Żądza krwi zostałą zaspokojona, ale inne pragnienia nadal dręczyły JeanClaude’a. Spojrzał tak, jakby gdyby mógł mnie zobaczyć. Zatonęłam w błękicie jego oczu i poczułam budzące się w nim ardeur. Urosło falą ciepła, zostawiając go gapiącego się na sztywne ciało Jasona, z myślami nie mającymi nic wspólnego z krwią. Przemówił, a jego głos odbijał się we mnie echem. – Muszę cię odciąć, ma petite, tej nocy coś jest nie tak, jak być powinno. Zmuszasz mnie do zrobienia rzeczy, jakich nie chciałbym czynić. Nakarm ardeur, ma petite, wybierz jego ogień, zanim inny głód przyjdzie i przejmie nad tobą kontrolę. Z tymi słowami odszedł. Odszedł, jakby pomiędzy nami zostały zatrzaśnięte jakieś drzwi. Miałam chwilę, by zdać sobie sprawę, że zatrzasnął połączenie nie tylko między nami, ale także pomiędzy Richardem a mną; nagle pozostałam zupełnie sama. Pozostałam sama z uczuciem pulsu Nathaniela w moich ustach. Jego ciało było takie ciepłe, tak gorące, jego puls uderzał pod powierzchnią skóry jak coś żywego. Chciałam uwolnić tę wierzgającą, pulsującą rzecz. Chciałam uwolnić ją z tej klatki. Uwolnić Nathaniela z klatki jego ciała. Uwolnić go. Walczyłam, by się nie wgryźć, ponieważ część mnie wiedziała że jeżeli raz zasmakuję krwi, to pożywię się. Pożywię się, a Nathaniel może tego nie przeżyć. Czyjaś ręka chwyciła moją, chwyciła i mnie przytrzymała. Wiedziałam czyja, zanim jeszcze oderwałam twarz od uda Nathaniela. Obok nas klęczał Damian. Jego dotyk pomógł mi podnieść się na kolana, pomógł mi myśleć, przynajmniej odrobinę. Ale ardeur nie odeszło. Ustąpiło jak ocean cofający się z brzegu, ale nie odeszło i wiedziałam, że powróci. Kolejna fala się już się tworzyła, a kiedy przepłynie nad nami, będziemy potrzebowali jakiegoś planu. – Coś jest nie w porządku, – powiedziałam, a mój głos drżał. Trzymałam rękę Damiana, jakby to była ostatnia stabilna rzecz na tym świecie. – Poczułem, jak ardeur powstaje i pomyślałem: super, po prostu super, znów je wyzwolimy. Potem to się zmieniło. – To było cudowne. Doszedł do nas głos Nathaniela, odległy i rozmarzony, jakby właśnie miał za sobą udaną grę wstępną. – Nie czułeś, że coś się zmienia? – Tak. – Nie bałeś się? – Nie, wiedziałem, że mnie nie skrzywdzisz. – Cieszę się, że choć jedno z nas było tak pewne. Jason podniósł się na kolana. – Zaufaj sobie. Zaufaj temu, co czujesz. Coś się zmieniło, gdy próbowałaś walczyć. Przestań walczyć. Nachylił się nade mną. – Pozwól mi być twoim pożywieniem. Potrząsnęłam głową i ścisnęłam dłoń Damiana, ale nadal było tak, jakbym czuła falę ruszającą znów ku wybrzeżu. Czułam rosnącą, budującą się falę i jednocześnie
wiedziałam, że zmiecie nas ona, gdy nadejdzie. Nie chciałam zostać zmieciona. – Jeżeli Jean-Claude kazał ci nakarmić ardeur, to je nakarm, – powiedział Damian. – To, co poczułem teraz od ciebie, było bardzo bliskie żądzy krwi. Jego twarz była bardzo poważna, wręcz boleśnie poważna. – Nie chcesz wiedzieć, do czego żądza krwi może cię zmusić, Anita. Naprawdę nie chcesz wiedzieć. – Dlaczego dzisiaj jest inaczej? To było dziecinne pytanie, jakie zadajesz, gdy chcesz, by ktoś wyjaśnił, dlaczego potworowi spod łóżka wyrosła nowa, bardziej przerażająca głowa. – Nie wiem, choć poczułem to już wtedy, gdy pierwszy raz mnie dotknęłaś. Jakby odległe echo, ale to poczułem. Anita, gdy mnie dotykałaś wcześniej, zawsze odchodziło… – Poruszył palcami tak, jakby zapalał świeczkę –… wyciszało się. Tej nocy… Nachylił się nad moją ręką i wiedziałam, że zamierzał dotknąć ustami moich palców. Jednym z darów ardeur było to, że pozwalało mi zerknąć w głąb czyjegoś serca. Pozwalało zobaczyć to, co ktoś naprawdę czuł. Poczułam uczucia Damiana, gdy tylko jego usta dotknęły mojej skóry. Satysfakcję. Gotowość. Zmartwienie. Choć to było niczym w porównaniu z właśnie tym dotykiem jego ust na mojej skórze. On… pragnął. Pragnął mnie. Pragnął nakarmić głód ciała. Nasycić głód nie przez orgazm, lecz przez potrzebę przytulania mocno i ściśle, tę potrzebę odczuwaną przez wszystkich, chęć przyciśnięcia własnej nagość do cudzej. Poczułam jego samotność i odczuwaną przez niego potrzebę, by nie być samemu, by nie zostać odesłanym samotnie gdzieś w ciemność, nawet jeżeli to miałoby być tylko na jedną noc. Wiedziałam, co myślał o swojej trumnie w piwnicy. To nie był jego dom. Nie był jego w żaden sposób. To było tylko miejsce, gdzie umierał każdego świtu. Miejsce, gdzie szedł umrzeć, sam, wiedząc że powstanie tak jak zmarł, sam. Widziałam niekończący się ciąg kobiet, na których się żywił, jak strony w książce; blondynka, brunetka, ta z tatuażem na szyi, ciemnoskóra, o jasnej cerze, ta z niebieskimi włosami, nie kończący się ciąg szyj i nadgarstków i ich chętnych oczu, wyciągniętych dłoni; i prawie każdej nocy działo się to na oczach wszystkich, jako część przedstawienia na parkiecie w Danse Macabre. Tak więc nawet w jego pożywianiu się nie było cienia prywatności. Nawet to nie było wyjątkowe. To było pożywianie się tylko po to, by nie umrzeć, nie miało żadnego większego znaczenia. W środku jego istoty była jedna wielka pustka. Ja powinnam być jego mistrzem. Powinnam zadbać o niego, a tego nie zrobiłam. Nie zapytałam, bo byłam zbyt zajęta próbami uniknięcia związania się z kolejnym mężczyzną jakimś metafizycznym gównem tak, że nie zauważyłam, iż życie Damiana było bezbarwne. – Przepraszam Damian, ja… Nie pamiętałam, co zamierzałam powiedzieć, ponieważ jego palce dotknęły moich ust a ja nie potrafiłam już myśleć. Dotyk jego palców był ciepły i wyjątkowy jak nigdy wcześniej. Jego oczy rozszerzyły się zaskoczone tym uczuciem i myślę, że moje wyglądały na równie zaskoczone. A czy moje usta dawały ciepło także jego skórze? Czy moje usta nagle wydały się opuchnięte i chętne, jak jego palce, jakby moje usta i jego palce stały się nagle czymś więcej? Poruszyłam leciuteńko ustami na tyle, by przycisnąć moje wargi do jego palców; ledwie tyle by nazwać to pocałunkiem, ale to nie jego skóry smakowałam, nie skóry dotykałam. To było tak, jakbym położyła usta na jego najintymniejszych częściach. Czułam na wargach sztywny nacisk jego palców, ale smak, zapach, należały do części ciała położonych
niżej; jakbym była psem, który złapał zapach miejsca, gdzie chciałby być. Drżąc wzięłam oddech, a kiedy spojrzałam w górę, zobaczyłam jego twarz, wygłodniały wyraz jego oczu. Gdybym go dotknęła, mogłabym go posmakować. Jego oczy wypełniły się diamentowym ogniem. Linia pożądania jakby wyrzeźbiona z moich ust wnikała w jego palce, w jego rękę, jego ramię, jego piersi, jego biodra, do wnętrza jego ciała. Mogłabym poczuć jego grubość, bogatą i pełną krwi. Mogłabym posmakować jego ciepła tak, jakby moje usta zostały zaplątane w jego pachwinę. Mogłabym go posmakować, poczuć go i kiedy zsunęłam usta z jego palców, przesunęłam na pierś i objęłam wargami coś mniejszego, twardszego, jego zielone oczy zamknęły się, miedziane rzęsy opadły w dół i wzdychając, odetchnął. – Mistrzyni. Wiedziałam, że w tej jednej, jedynej chwili miał rację, wiedziałam, ponieważ pamiętałam, co czułam, będąc po drugiej stronie takiego pocałunku. Jean-Claude potrafił przepuścić przeze mnie pożądanie tak, jakby pocałunki były palcami przesuwanymi po moim ciele, wzdłuż moich nerwów, tak jakby dotykał miejsc, gdzie palce niczyjej ręki nie były w stanie mnie pieścić. Po raz pierwszy wiedziałam, jak się czuje, będąc po drugiej stronie; poznałam to, co Jean-Claude czuł przez lata. Posmakował moich najintymniejszych części na długo przed tym, niż mógł ich dotknąć, czy nawet zobaczyć. Zrozumiałam co on czuł i to było cudowne. Nathaniel przytulił się do mojej ręki. Myślę, że właściwie zapomniałam o nim, zapomniałam o wszystkim poza poczuciem bliskości ciała Damiana. A teraz dotykałam Nathaniela i czułam moją dłonią jego ciało, czułam pulsującą linię biegnącą od mojej dłoni w dół jego ciała, długą linią gorąca, pożadania i… mocy. Poczułam iskrę mocy biegnącą od moich ust i dłoni do ciał obu mężczyzn. To była moja moc; moc, którą Jean-Claude obudził we mnie swoimi znakami, choć była to także moja moc, moja nekromancja, która przechodząc przez ciało Damiana, paliła jak chłodny ogień. Jednak gdy moc dotknęła ciała Nathaniela, zmieniła się, przekształciła, stała czymś ciepłym i żywym. W mgnieniu oka ta moc rozbłysła we mnie, w nas wszystkich, ale to nie był seks. Tym co teraz czułam, był ból. Byłam uwięziona pomiędzy ogniem a lodem; miedzy chłodem tak wielkim, że aż parzył a ogniem palącym, bo taka jest jego istota. Jakby połowa krwi w moim ciele zmieniła się w lód, tak że nie mogła płynąć i umierałam, zaś druga połowa krwi stała się stopionym złotem, tak że moja skóra nie mogła jej utrzymać. Topiłam się, umierałam. Krzyknęłam i mężczyźni zaczęli krzyczeć razem ze mną. Głosy Nathaniela i Damiana, ich krzyki, wydobyły jakąś część mnie poza pętający mnie ból. Ta oślepiona, obolała część mojej jaźni wiedziała, że jeżeli pozwolę temu nas zagarnąć, wszyscy umrzemy, a to nie było możliwe do zaakceptowania. Musiałam znaleźć sposób ujarzmienia tego, kontrolowania, bo inaczej zostalibyśmy zniszczeni. Ale jak kontrolować coś, czego się nie rozumie? Jak ujarzmić coś, czego nie potrafi się ujrzeć ani nawet dotknąć? Zdałam sobie w tej chwili sprawę z tego, że już nikogo nie dotykam, że gdzieś w trakcie trwania tego bólu puściłam ich obu. Moja skóra była osamotniona bez ich dotyku, choć połączenie między nami wciąż istniało. Albo wszyscy z nas próbowaliśmy ocalić siebie poddając się, ale to nie była magia, którą łatwo jest pokonać. Klęczałam sama na podłodze, nie dotykając nikogo ani niczego, choć mogłam doznać ich obecności, poczuć serca w ich piersiach. Wystarczyło wyciągnąć rękę i wyrwać te ciepłe, bijące organy z ich ciał; jakby ich ciała były dla mnie
życiodajną wodą. Wizja była tak silna, tak prawdziwa, że sprawiła, iż otworzyłam oczy, a to pomogło mi ujarzmić ból. Nathaniel podniósł się na czworaka, jego ręka sięgała ku mnie, jakbym była tą, która się odsunęła. Jego oczy były zamknięte, twarz ściągnięta bólem. Damian klęczał, jego blada twarz miała pusty wyraz; gdybym nie potrafiła wyczuć jego bólu, nie wiedziałabym, że jego krew zmienia się w lód. Ręka Nathaniela dotknęła mojej, jak dziecko chwytające w ciemności, ale w momencie, w którym jego palce musnęły mnie, ogień zaczął blednąć. Chwyciłam jego rękę i już nie bolało. Wciąż było gorące, ale tak jak bijący puls życia, tak jakby wypełniło nas ciepło letniego dnia. Druga część mnie była wciąż tak zimna, że aż paliła. Wzięłam rękę Damiana i w momencie dotyku to również minęło. Magia, z braku lepszego określenia, przepłynęła przeze mnie; chłód grobu i ciepło życia; zaś ja klęczałam w środku tego czegoś, jak zawsze złapana pomiędzy życiem a śmiercią. Pamiętałam śmierć. Zapach perfum mojej matki. Hipnotyczny smak jej szminki, gdy pocałowała mnie na „do widzenia”, słodki pudrowy zapach jej skóry. Pamiętałam uczucie gładkiego drewna pod małą rączką, trumnę mojej matki, ziołowy zapach goździków z grobu. Pamiętałam plamę krwi na siedzeniu samochodu i pęknięcie na przedniej szybie od kraksy. Położyłam małą rączkę na zaschniętej krwi i pamiętałam późniejsze koszmary, w których krew zawsze była wilgotna, a samochód ciemny i mogłam usłyszeć krzyk mojej matki. Krew wyschła, nim ją zobaczyłam. Umarła; nie zdążyłam jej pożegnać i nie słyszałam jej krzyków. Umarła prawie natychmiast i prawdopodobnie wcale nie krzyczała. Pamiętałam tapczan, szorstki i twardy, pachnący stęchlizną, ponieważ po tym jak mama odeszła, nic już nie było sprzątane. W tym momencie wiedziałam, że to nie moje wspomnienie. Niemiecka matka mojego ojca wprowadziła się do nas i dbała o porządek. Ale ja byłam wciąż mała i tuliłam się do brudnego tapczanu, w pokoju którego nie znałam, gdzie jedyne światła dochodziły od ekranu telewizora. Był tam mężczyzna, wielka, ciemna sylwetka mężczyzny, który bił chłopca, bił go pasem. Powtarzał – Krzycz dla mnie, ty mały draniu. Krzycz dla mnie. Krew trysnęła z pleców chłopca i wtedy krzyknęłam. Krzyknęłam za niego, ponieważ Nicholas nigdy by nie krzyczał. Krzyknęłam za niego i bicie ustało. Pamiętałam jak czułam Nicholasa przytulającego się do moich pleców, głaszczącego moje włosy. – Jeżeli coś mi się stanie obiecaj, że będziesz uciekał. – Nicholas… – Obiecaj mi, Nathaniel, obiecaj mi. – Obiecuję, Nicky. Sen i jedyne bezpieczeństwo, jakie kiedykolwiek znałam.; jeżeli Nicholas czuwał nade mną, to ten mężczyzna nie mógł mnie skrzywdzić. Nicholas by mu nie pozwolił. Wizja załamała się, roztrzaskując jak uderzone lustro. I przebłyski: mężczyzna pochylający się nade mną, pierwsze uderzenie, upadek na dywan, krew na dywanie, moja krew. Nicholas w drzwiach z kijem bejsbolowym. Kij uderzający mężczyznę. Mężczyzna na tle świateł tego przeklętego telewizora, kij w jego ręce. Krew tryskająca na ekran. Nicholas krzyczący – Uciekaj, Nathaniel, uciekaj! – Ucieczka. Bieg przez pole. Pies na łańcuchu, szczekający, ujadający. Ucieczka. Bieg. Upadek przy strumieniu, kaszel krwią. Ciemność. Pamiętałam bitwę. Miecze i tarcze, i chaos. Pomimo że próbowałam, chaos był wszystkim, co mogłam zobaczyć. Gardło mężczyzny eksplodowało w jasnym strumieniu krwi; obraz mojego ostrza wbijającego się tak głęboko, że straciłam czucie w ramieniu; siła uderzenia w czyjąś tarczę – moją własną; bycie zmuszonym do cofania się po kamiennych schodach; i ponad tym ognista
radość; całkowite zadowolenie; bitwa była tym, co sprawiało, że żyłam, wszystko inne to tylko kupowanie czasu. Ukazały się znajome twarze, niebieskie oczy, zielone, włosy blond i rude, takie jak moje. Pokład statku pode mną i szare morze, pieniące się na wietrze. Mroczny zamek na samotnym wybrzeżu. Odbyła się tam bitwa, to wiedziałam, ale nie to wspomnienie otrzymałam. Zobaczyłam wąskie, kamienne schody prowadzące do mrocznej wieży. Na tych schodach migotały pochodnie; dostrzegłam cienie. Uciekaliśmy przed tymi cieniami, bo przed nimi biegło przerażenie. Brama runęła, uwięziła nas, ale obróciliśmy się i wstaliśmy. Rozrywający strach nie pozwalający oddychać. Wielu upuściło broń i po prostu oszalało, wystarczył sam dotyk tego czegoś. Cień ukazał się w świetłe świec i była to kobieta. Kobieta o skórze białej jak kość, ustach czerwonych jak krew, włosach jak złote pajęczyny. Była przerażająca i piękna, choć to piękno sprawiało, że człowiek prędzej by zapłakał, niż się uśmiechnął. Ale ona się uśmiechnęła; ten pierwszy widok jej wyrazistych, czerwonych, jakże czerwonych ust, ten pierwszy przebłysk zębów, jakich nie miał żaden śmiertelnik. Zakłopotanie, potem uczucie dotyku tej drobnej białej ręki, jakby wypełnionej stalą, i jej oczy, oczy jak szare ognie, jak parzący popiół. Wizja zmieniła się i teraz Damian leżał na łóżku, a tą przerażająca piękność go ujeżdżała. Jego ciało nabrzmiało, gotowe w nią wytrysnąć; a wtedy ona siłą swej woli coś zmieniła, ujeżdżając go zaledwie na krawędzi przyjemności; sprawiła, że zatonął w przerażeniu. Przerażeniu tak ogromnym, iż poczuł się starcem; przerażeniu strasznym i odrywającym od przyjemności, rzucającym umysł blisko szaleństwa. A kiedy to odejdzie jak ocean ustępujący z wybrzeża, ona znów zacznie i wszystko wróci jak przypływ. Znów i znów, znów i znów, rozkosz, przerażenie, rozkosz i przerażenie, będzie to trwało, dopóki nie zacznie błagać o śmierć. Gdyby błagał, pozwoliłaby mu skończyć, pozwoliłaby mu doznać przyjemność, ale tylko gdyby błagał. Głos przedostał się przez wspomnienia, rozrywając je. – Anita! Anita! Mrugnęłam. Wciąż klęczałam pomiędzy Nathanielem a Damianem. To Damian krzyknął moje imię. – Dość. Nathaniel płakał i potrząsał głową. – Proszę Anita, dość tego. – Dlaczego winicie mnie za wycieczkę w aleję złych wspomnień? – Ponieważ jesteś mistrzynią, – odpowiedział Damian. – Więc to moja wina, że przeżywamy najgorsze wydarzenia w naszym życiu? Wpatrzyłam się w jego twarz, trzymając mocno za rękę. To już nie było erotyczne, bardziej, jakby ich ręce były linami bezpieczeństwa. – Ty jesteś mistrzynią. – powtórzył Damian. – Być może już po wszystkim, cokolwiek się tu stało, być może to się skończyło. Spojrzał na mnie tak, jakby to zrobił JeanClaude; i to było denerwujące. – Czemu tak na mnie patrzysz? – Wciąż mogę to poczuć, – powiedział Nathaniel cichym głosem, niskim z powodu strachu. – Gdybyś przestała się kłócić i zaczęła zwracać uwagę na to, co się dzieje, też byś to poczuła, – powiedział Damian i wcale nie mówił do Nathaniela. Najlepszym, co mogłam zrobić, by się nie kłócić, było zamknięcie ust, choć zamilknięcie też by wystarczyło. W właśnie w tej chwili ciszy poczułam moc; jakby coś wielkiego pchnęło drzwi w moim umyśle. Drzwi, które nie wytrzymają zbyt długo naporu. – Jak uwolniłeś nas od tego? – Nie jestem mistrzem, ale żyję już ponad tysiąc lat. Przez te lata zdążyłem nauczyć się niektórych sztuczek, co pozwoliło mi
pozostać przy zdrowych zmysłach. – Dobrze, Panie Wampirze-Mądraliński, co się z nami dzieje? Ścisnął moją rękę i zobaczyłam w jego oczach, że po prostu nie chciał powiedzieć tego na głos. Zdałam sobie sprawę, że nie mogłam poczuć jego emocji. – Chronisz się, prawda? Przytaknął. – Ale nie dam rady zbyt długo. – Co to? Co się dzieje z nami? Dlaczego dzielimy wspomnienia? – To znak. Skrzywiłam się . – Co? Znaki były metafizycznym połączeniem. Dzieliłam je razem z Jean-Claude’m i Richardem. – Nie wiem, który z kolei, ale to znak. To nie pierwszy, być może i nie drugi. Może trzeci? Nigdy nie byłem ludzkim sługą, ani zwierzęciem na wezwanie. Nigdy nie byłem częścią triumwiratu. Za to ty jesteś, więc ty mi powiedz. – Nam, – dopowiedział Nathaniel zdyszanym, przerażonym głosem. Spojrzałam w te szeroko rozwarte, lawendowe oczy. Czekał, aż to naprawię. Problemem było, że nie wiedziałam jak. Nie wiedziałam, jak to się zaczęło, więc jak miałam to skończyć? Odwróciłam się od tego, ponieważ nie mogłam myśleć, spoglądając w jego oczy i widząc wyraz ogromnego zaufania na jego twarzy. Spróbowałam przypomnieć sobie powstanie trzeciego znaku. Towarzyszyły temu okruchy nieszkodliwych wspomnień. Przebłyski tego, jak Jean- Claude żywił się z uperfumowanego nadgarstka, seks z kobietą mającą na sobie zbyt wiele bielizny; Richard biegnący w wilczej postaci w lesie, bogatym świat zapachów, jakie odczuwał w tej formie. Te wspomnienia były zmysłowe, ale bezpieczne. Nigdy nie przyszło mi do głowy zapytać żadnego z nich, jakie wspomnienia otrzymali ode mnie. Prawdopodobnie nie chciałabym wiedzieć. – Trzeci znak, tak sądzę. Choć gdy kierował tym JeanClaude, było to bardziej jak przebłyski wspomnień; bardziej sensualne, nic zbyt poważnego. Dlaczego my zostaliśmy uwięzieni w piekle wspomnień? – O czym myślałaś, zanim zaczęły napływać wspomnienia? – zapytał Damian. – O śmierci, myślałam o śmierci. Nie wiem dlaczego. – Więc pomyśl o czymś innym, szybko. Jego głos niósł echo paniki i mogłam poczuć dlaczego. Mogłam poczuć te drzwi w mojej głowie zaczynające się wyginać, jakby się topiły. Wiedziałam, że kiedy to nastąpi, lepiej żebyśmy mieli gotowy plan działania. – Nie próbowałam nikogo oznaczyć. – Wiesz, jak to przerwać? – Nie. – Więc pomyśl o czymś innym, o czymś lepszym. – Myśl o pozytywnych rzeczach, – powiedział Nathaniel. Spojrzałam na niego. – Myślisz, że kim jestem – Piotrusiem Panem? – Co takiego? – zapytał Damian. – Tak, znaczy się nie, ale pomyśl, skup się na pozytywnych myślach. Pomyśl, że musisz latać. Przetrwałem to co stało się po tym… po tym jak Nicholas zmarł, ale nie chcę znów tego przeżywać. Proszę Anita, myśl o dobrych rzeczach. – Dlaczego żadne z was nie pomyśli o czymś radosnym? – Bo ty jesteś tutaj mistrzem, nie my – powiedział Damian – twój umysł, twoje nastawienie, twoje pragnienia decydują o tym, co się stanie. Ale na litość boską, przestań myśleć o najgorszych rzeczach, jakie ci się przytrafiły, ponieważ ja nie chcę widzieć najgorszych rzeczy, jakie pamiętam. Nathaniel ma rację, myśl o dobrych rzeczach. – Pozytywne myśli – powiedział Nathaniel i owinął obie swoje ręce wokół mojej dłoni. – Proszę, Anita, radosne myśli. – Skończył mi się czarodziejski pył. – Czarodziejski pył? – zapytał Damian i potrząsnął głową. – Nie wiem o czym mówicie. Po prostu pomyśl o czymś przyjemnym, szczęśliwym, o czymkolwiek, czymkolwiek innym. Spróbowałam myśleć
pozytywnie. Pomyślałam o moim psie, Jenny, który zmarł, gdy miałam czternaście lat i wyszedł z grobu tydzień po tym, jak zmarł. Wyszedł z grobu i wszedł do mojego łóżka. Pamiętałam ciężar i zapach rozkładającego się ciała ubrudzonego ziemią. – Nie! – wykrzyknął Damian. Pociągnął mnie tak, bym spojrzała w jego twarz, w jego oszalałe oczy. – Nie, nie będę oglądał kolejnej części mojej historii. Nie będę! Chwycił moje ramię i potrząsając, obrócił mnie, bym mogła na niego spojrzeć. Nathaniel owinął się wokół mojej talii, tuląc się do mojego ciała. – Nie masz żadnych pozytywnych wspomnień? – spytał Damian. To było jakby jedna z tych gier, gdzie mówią ci, byś o czymś myślała lub nie myślała. Miałam myśleć o dobrych rzeczach, a przez całe moje życie wszystko kończyło się źle. Moja matka była cudowna, ale umarła. Kochałam mojego psa, ale on zdechł. Kochałam Richarda, który w końcu mnie rzucił. Przypomniałam sobie, że kochałam kogoś w college’u, ale on też mnie rzucił. Pomyślałam o Micahu, o jego ciele, ale też czekałam na moment, kiedy mnie rzuci. Nathaniel przytulił mnie mocniej, przytulił twarz do moich pleców. – Proszę, Anita, proszę, dobre myśli, leć dla mnie, Anita proszę, Boże, leć dla mnie. Dotknęłam jego ramienia, jego ręki i pomyślałam o waniliowym zapachu jego włosów. Pomyślałam o jego ożywionej i jednocześnie zasłuchanej twarzy, gdy Micah dla nas czytał. Wciąż oczekiwałam, że Micah zmieni się z „Księcia z Bajki” w „Wielkiego Złego Wilka”, ale wiedziałam, że Nathaniel nigdy mnie nie zostawi. Były chwile, gdy posiadanie Nathaniela przyprawiało mnie o cholerną panikę, ale w końcu zmusiłam ten problem do wyciszenia się. Odepchnęłam to. A teraz skoncentrowałam się na jego uczuciu. Miałam wrażenie, że poczuł moje myśli o nim, bo odprężył się przy mnie. Ukląkł za mną, jego ramiona owinęły się wokół mojego pasa, nasze ciała dopełniały się. Nachylił twarz nad moim ramieniem i poczułam zapach jego skóry. Znalazłam swoją szczęśliwą myśl. Nie poleciałam dlatego, że Nathaniel mnie o to poprosił – poleciałam dzięki Nathanielowi. Pocałowałam go w policzek, a on przycisnął się do moich pleców, pocierając policzkiem o bok mojej twarzy, mojej szyi. Damian wciąż trzymał dłońmi moje ramiona, ale już delikatnie. Patrzył na naszą dwójkę. – Zgaduję, że znalazłaś pozytywną myśl? Wdychałam ten czysty waniliowy zapach i spojrzałam na Damiana. – Tak. Mój głos był już niski, bo czułam zapach skóry i dotyk ciała Nathaniela. Pomyślałam, że był jakby żywą uspokajającą przytulanką, jak pluszowy miś czy pingwinek, ale nawet myśląc o tym, wiedziałam, że to tylko częściowo prawda. Mój wypchany pingwinek, Zygmuś, nigdy nie pocałował mojej szyi i nigdy nie mógłby tego zrobić. To był jeden z uroków Zygmusia. Nie żądał niczego ode mnie. Te drzwi w moim umyśle topiły się, jak blok lodu pozostawiony w słońcu. Serce panicznie waliło w mojej piersi, choć wiedziałam, że panika nie jest najlepszym sposobem na poradzenie sobie z topniejącymi drzwiami. Przyciągnęłam Damiana do nas i wyszeptałam: – Pocałuj mnie. Jego usta dotknęły moich i drzwi zniknęły, ale tym razem nie zobaczyliśmy żadnych wspomnień, zobaczyliśmy ardeur. Po raz pierwszy przyjęłam je, nazwałam pieszczotliwie i wypowiedziałam metafizyczny ekwiwalent powiedzenia: chodź i złap mnie. Chodź i złap nas.
Rozdział 13
Nigdy wcześniej nie doświadczyłam ardeur w ten sposób. Bywałam przytłaczona przez nie, zdobywana, ale nigdy nie opuściłam flagi po to, by mu się poddać; zawsze walczyłam. Jean-Claude powiedział mi, że jeżeli przestanę walczyć, to nie będzie takie straszne. Że gdybym raz zdobyła choć odrobinę kontroli, „zaprzyjaźniłabym” się z mocą. Spojrzałam wtedy na niego, a on zmienił temat, ale miał rację, a ja byłam w błędzie. Myślę, że dla niego to było jak uwiedzenie, ale dla mnie, ponieważ mogłam nadal myśleć, gdy to się działo, był to bardziej problem niż błogosławieństwo. Nie miałam problemu ze zdejmowaną ze mnie marynarką. Nie miałam problemu z zielonym płaszczem Damiana ześlizgującym się na podłogę, nawet jeżeli to pozostawiło górną część jego ciała nagą, z twardymi mięśniami pod skórą w kolorze świeżych białych prześcieradeł. To Nathaniel był problemem, a raczej moje zakłopotanie naszymi relacjami. Przesunęłam rękami po niewiarygodnym cieple jego skóry, ale wyraz jego lawendowych oczu był zbyt intensywny. Nie kochałam Nathaniela w sposób, w jaki powinnam, a wyraz jego oczu nie pozostawiał wątpliwości co do tego, co on czuł do mnie. To było złe. Nie mogłam wziąć tego od niego, jeżeli on był we mnie zakochany, a ja w nim nie. Nie mogłam tego zrobić. Odsunęłam ręce, potrząsając głową. Damian przywarł do moich pleców, ale w momencie, gdy odsunęłam się od Nathaniela, jego chętne ręce mnie uwolniły. – Cholera, – wyszeptał i nachylił twarz nad czubkiem mojej głowy. Lśniące miłością oczy Nathaniela przemieniły się w coś mrocznego, starego. Położył ręce na obu stronach mojej twarzy, obejmując mnie. – Nie odsuwaj się, – powiedział. – Muszę. – Jeżeli nie będzie seksu, to pojawi się krew, Anito, nie czujesz tego? – zapytał Damian. Mogłam coś poczuć. To było tak, jakbym tym razem ja postawiła osłony. Ale po ich drugiej stronie znajdowało się wciąż coś ogromnego i przerażającego. Coś, co zatrzymałam w trakcie jakiegoś procesu, ale nieświadomie; to coś było głodne. To coś nie dbało, czym je pożywię, ale domagało się pożywienia, pożywienia się czymkolwiek. Ręce Damiana wciąż spoczywały na moich ramionach, ale odsunął swoje ciało na tyle, że już się nie dotykaliśmy. – Anita, proszę… Odwróciłam się w rękach Nathaniela, tak że mogłam zerknąć w twarz Damiana. – To jest nie w porządku, Damian. – Sam seks, czy to z kim go będziesz uprawiać? – zapytał.
Musiałam wziąć wdech, by mu odpowiedzieć, ale ręka Nathaniela objęła moją twarz. Odwrócił mnie tak, że spojrzałam na niego i nagle stałam się boleśnie świadoma siły jego rąk. Siły, która mogła równie dobrze zgnieść moją twarz, jak ją obejmować. Był tak uległy, że rzadko pamiętałam, jak był silny, jak niebezpieczny mógł być, gdyby był inną osobą. Chciałam powiedzieć, „Puść mnie, Nathaniel”, ale zdążyłam tylko wymówić „Puść”, gdy mnie pocałował. Uczucie jego ust na moich powstrzymało słowa, zmroziło mój umysł. Nie mogłam myśleć, nie mogłam myśleć o niczym poza aksamitnym dotykiem jego ust. Wtedy coś wydawało się pęknąć wewnątrz niego, jakaś bariera, i jego język wtargnął w moje usta tak głęboko i daleko, jak tylko zdołał. Uczucie zagłębiania się tak głęboko rozerwało moje osłony i, ponieważ nikt inny nie walczył, ardeur powróciło do życia. Powróciło do życia na krawędzi ust Nathaniela, jego rąk, jego potrzeby. Czuliśmy zakłopotanie z powodu dartych ubrań, odrywanych i spadających na nas guzików. Ręce, wszędzie ręce i dźwięk rozrywanych ubrań. Moje ciało szarpnęło się wraz z rozrywanymi ubraniami, a ręce rozrywały ich odzież. Jakby każdy cal mojej skóry pragnął każdego cala ich skóry. Musiałam poczuć tą nagość przesuwającą się po mnie. Moja skóra była jak coś wygłodniałego, jakbym nie dotykała nikogo od wieków. Wiedziałam, czyj głód dotyku przepływał przeze mnie. Damian nie tęsknił za samym seksem. Są potrzeby ciała, które można pomylić z seksem, które mogą prowadzić do seksu, ale to nie seksu się wtedy pragnie. Moje nogi zostały splątane spodniami owiniętymi wokół kostek. Moja kamizelka została rozpięta, a koszula podarta. To ręka Damiana chwyciła z tyłu majtki i pociągnęła je, zrywając z mojego ciała, pozostawiając mnie nagą od pasa w dół. Mogłam odwrócić się i zobaczyć, ile ubrań on ma wciąż na sobie, ale wtedy Nathaniel znalazł się przede mną. Jego szorty były podarte. Przeze mnie, jak sądzę. Klęczał na podłodze przede mną, nagi; prawie nigdy nie pozwalałam Nathanielowi znaleźć się przy mnie nago. To była jedna z przyczyn, dzięki którym byłam w stanie oprzeć się chęci uczynienia z nim tych ostatnich kroków. Po prostu zatrzymaj ubranie i nic złego się nie zdarzy. Teraz on klęczał przede mną i wszystko, co mogłam zrobić, to patrzeć w górę jego ciała. Jego twarz z tymi niesamowitymi oczami, te usta, linia jego szyi rozszerzająca się w twarde ramiona, klatka piersiowa, której widok wskazywał, że podnosił ciężary, krągłość jego żeber pod mięśniami, płaski brzuch, mały dołeczek w ciele, będący pępkiem, umięśnione uda i nagle obraz jego nabrzmiałości. Widziałam go całkowicie nagiego i to tylko raz w przeszłości, i byłam tym podekscytowana. Nie pamiętałam, by był taki gruby, ani tak długi; oczywiście nie był przyciśnięty do mojego brzucha tak mocno, by nabrzmiałość jego ciała mogła wydawać się zbyt wielką, by ją w sobie pomieścić. Wydawał się gruby i ciężki od potrzeby, jakby najlżejszy dotyk mógł sprawić, że ta nabrzmiałość rozleje się wokół mnie.
Zaczęłam sięgać po niego, ale Damian wybrał ten moment, by musnąć główką swojej nabrzmiałości tył mojego ciała. Ten ruch sprawił, że zadrżałam i pochyliłam się, unosząc się ku niemu, jakby oferując swoje gorąco. Ta myśl pomogła mi odzyskać kontrolę, przynajmniej odrobinę. Nigdy nie widziałam Damiana nago, a teraz niewiele brakowało, by zanurzył tę nagość w moim ciele. To wydawało się nie w porządku. Powinnam najpierw go zobaczyć, prawda? Nie było żadnej logiki w tej myśli. Cała logika odpłynęła w dal, ale ta myśl sprawiła, że odwróciłam głowę i spojrzałam na niego. Krwistoczerwone włosy spływały mu na ramiona, otaczając niewiarygodną biel jego ciała. Był węższy w ramionach i smuklejszy, a jego brzuch wydawał się ciągnąć w nieskończoność, gładki i smakowity jak coś, co powinnam lizać w dół, aż trafię do pępka i tuż poniżej, do jego męskości. Był odsunięty od ciała, więc było trudno ocenić jego długość. Wydawał się wyrzeźbiony z kości słoniowej i perły, a w miejscach, gdzie krew biegła tuż pod powierzchnią, wydawał się zaróżowiony jak środek muszli, delikatny i lśniący. Zdałam sobie sprawę w tej chwili, że był bledszy za życia niż jakikolwiek inny wampir, którego widziałam nago, a jego ciało przypominało wyglądem ducha, jakby nie był prawdziwy. Twarz Nathaniela musnęła moją, ponownie skupiając na nim moją uwagę. Klęczał i trzymał głowę tak nisko, że jego twarz, tak jak moja, prawie dotykała podłogi. Przycisnął policzek do mojego i wyszeptał: – Proszę, proszę, proszę, Powtarzał to wciąż i wciąż, i pomiędzy każdym „proszę” całował mnie; lekki dotyk ust; „proszę”, pocałunek, „proszę”, pocałunek. Całując mnie i mówiąc przy mojej twarzy tak ciepłym głosem, podniósł nas oboje na kolana. Byłam tak świadoma jego twarzy, jego ust, jego oczu, że nie pomyślałam, co klęczenie tak blisko siebie może uczynić. A wtedy jego nagie ciało naparło na mnie z przodu, by stworzyć we mnie nowe wejście, cokolwiek, cokolwiek, tylko by być w gorącej głębi mojego ciała. Zajęło mi sekundę, by zrozumieć, że to potrzebę Nathaniela odczuwałam. Pragnął tak strasznie, ale to było również i moje pragnienie. Moje pragnienie i zaprzeczanie temu pomogło uczynić ten moment tym, czym był. Ponad tym wszystkim za moimi plecami był Damian i jego ciało było także jednym wielkim kawałkiem potrzeby. Nathaniel i ja tonęliśmy w głodnym dotyku Damiana. Tak samotni, tak strasznie samotni. A przy tym czuliśmy strach Damiana. Strach, że do niczego nie dojdzie, że zostanie odesłany do trumny, sam, niezaspokojony. Jego samotność była wyczuwalna mimo pożądania, jakie odczuwał; i wtedy uchwyciłam przebłysk: widok pokoju wysoko w zamku. Pokoju, z którego miał widok na morze. Srebrne kraty w oknie, ciężkie od run, i odgłos wiatru wpadającego przez okno tak, że słyszał go, nawet gdy się odwrócił. Dała mu jeden z najlepszych pokoi w zamku jako więzienie, ponieważ wiedziała, co to dla niego znaczy. Ona zawsze wiedziała, co będzie boleć najbardziej. To był jej dar.
Ktoś pocałował mnie, mocno i szybko, zmuszając moje usta do otwarcia, wpychając język tak głęboko, że prawie się zadławiłam, a to przywróciło mnie do rzeczywistości, zabrało z tego opuszczonego pokoju i odcięło od odgłosów morza uderzającego w dole o skały. Nathaniel odsunął się na tyle, by wyszeptać szorstko: – Pozytywne myśli, Anito, dobre myśli. A potem jego usta były na moich; język, usta, nawet zęby dotykały moich warg tak, że było to bardziej jak jedzenie niż całowanie, ale to wydobyło jęk z mojego gardła, mały bezradny dźwięk przyjemności. Moje ręce błądziły po jego ciele, podążając za ruchem jego ramion, pleców i delikatnej jedwabistej krągłości poślaków. Jego tyłek wypełnił moje ręce, a przód jego ciała był jak opakowane gorąco, jakbyśmy mieli wybuchnąć płomieniem. Ręce Damiana dotknęły tyłu mojego biustonosza; on jakoś przetrwał ten pierwszy szał. Rozerwał go i resztki stanika opadły na klatkę piersiową Nathaniela. Ręce przesunęły się po moich piersiach; jedna sięgała od tylu a druga należała do mężczyzny przyciśniętego do przodu mojego ciała. Dotyk Damiana był delikatny, głaszczący. Nathaniel objął ręką moją pierś i wbił paznokcie w moje ciało. To ręka Nathaniela wygięła moje plecy, oderwała moje usta od jego i zmusiła usta do krzyku. Damian zawahał się, jakby wystraszył go krzyk, choć czuł, że to była przyjemność a nie ból. Nie lubił słyszeć krzyków kobiet. I znów zatonęliśmy w jego wspomnieniach. Pod zamkiem znajdował się pokój, pochodnie, ciemność i kobiety, każda kobieta o której myślała, że jest piękniejsza od niej. Nikt nie mógł mieć bardziej blond włosów niż ona, oczu bardziej niebieskich, czy większych piersi. To wszystko było grzechem, a grzechy były karane. Napływ obrazów: stosy blond włosów, szerokie niebieskie oczy jak kwiaty kukurydzy i włócznia, która je wydłubała, piersi tak blade i jasne jak żadne, jakie widział, i miecz… Nathaniel krzyknął „Nieee!”. Sięgnął po mnie i chwycił garść czerwonych włosów. Przycisnął głowę Damiana tak mocno do mnie, że dotyk jego twardego ciała sprawił, iż zadrżałam pomiędzy nimi. – Szczęśliwe myśli, Damian, pozytywne myśli. – Nie mam żadnych dobrych myśli, – i po tym stwierdzeniu ukazał się kolejny mroczny pokój, i wiszący w nim zapach palonego ciała. To ja krzyknęłam tym razem. – Boże, Damian, dość. Zatrzymaj swoje koszmary dla siebie.
Wspomnienie odeszło wraz zapachem i ardeur osłabło. Mogłam znów myśleć, nawet wciśnięta pomiędzy ich ciała. – Każ mu cię pieprzyć, – powiedział Nathaniel. Gapiłam się na niego. – Co takiego? – Każ mu to zrobić; wtedy nie będzie taki skonfliktowany. To wydawało się tak niedorzeczne, że trudno było poczuć się urażoną, klęcząc całkiem nago pomiędzy dwoma mężczyznami, ale tak właśnie się czułam. – Być może to ja jestem skonfliktowana. – Prawie zawsze, – powiedział i uśmiechnął się, by złagodzić słowa. Głos Damiana doszedł do mnie niski i ciężki jakby od smutku. – Ona nie chce, bym to zrobił. Chce, bym pomógł jej zatrzymać ardeur, nie bym je pożywił. To tego naprawdę pragnie. Mogę to poczuć i to właśnie muszę zrobić. – Anita, proszę, każ mu. Ale Damian miał rację. Był jedynym bezpiecznym portem w burzy seksualnych pokus. Ceniłam jego zdolność, która pozwalała mi nie czuć ardeur. Ceniłam to bardziej niż cokolwiek, co jego ciało mogło dla mnie zrobić. A ponieważ naprawdę byłam jego mistrzem, a to było moje prawdziwe życzenie, musiał pomóc mi je spełnić. Chłód grobu powstał pomiędzy nami i tym razem to nie było przerażające. To przynosiło ulgę i zadowolenie. – Anita, nie, – powiedział Nathaniel, – nie. Położył głowę na moim ramieniu. Ten ruch odsunął jego ciało ode mnie i to też pomogło mi myśleć Obróciłam się, by spojrzeć na Damiana i nie musiałam widzieć jego twarzy, by poczuć przytłaczający smutek. Wydawało się, że wypełnia go uczucie bolesnej straty, jak jakieś gorzkie lekarstwo. Ale wyraz jego twarzy przywiódł ten smutek do mnie, jak ostrze wbijane w moje serce. Widok czyichkolwiek oczu pełnych takiego bólu sprawiał cierpienie. Patrzyłam na jego twarz, wciąż trzymana lekko w ramionach ich obojga. Nathaniel położył znów głowę na moich nagich plecach i potrząsał nią. – Anita, nie czujesz jaki on jest smutny? Nie czujesz tego? Spojrzałam na zielonokocie oczy Damiana i powiedziałam. – Tak. Obrócił twarz, jakby pokazał mi więcej, niż chciał. Dotknęłam jego podbródka i odwróciłam jego twarz do mnie.
– Nie pragniesz mnie, – odpowiedział i było w tych słowach poczucie przeogromnej straty. Straty, która zacisnęła mi gardło, sprawiła, że zabolało mnie w piersiach. Chciałam temu zaprzeczyć, ale on mógł poczuć to, co ja czułam. Miał rację, nie pragnęłam go, nie we ten sposób, w jaki pragnęłam Nathaniela, nie mówiąc już o tym, jak pragnęłam Jean-Claude’a czy Micaha. Co się mówi, kiedy ktoś potrafi odczytać twoje emocje tak, że nie możesz ukryć się za grzecznymi kłamstwami? Co się mówi, kiedy prawda jest zbyt straszna, a ty nie możesz skłamać? Nic. Żadne słowo nie potrafiło tego uleczyć. Ale nauczyłam się, że są inne sposoby, by powiedzieć, że ci przykro. Inne sposoby, by powiedzieć, że zmieniłabym to, gdybym mogła. Oczywiście nawet to było kłamstwem. Nie chciałabym stracić tej chłodnej rezerwy, jaką mógł mi dać Damian, za nic w świecie. Pocałowałam go, chcąc, by to były lekkie, delikatnie przeprosiny, których nie mogłabym wyrazić słowami, ale Damian pomyślał, że już nigdy nie znajdzie się tak blisko mnie. Poczułam wzbierającą w nim gwałtowność, desperację, która zmusiła go do zaciśnięcia uścisku na moich ramionach, zmusiła go do wtargnięcia językiem w głąb moich ust i pocałowania mnie mocno i chętnie, i z wściekłością. Poczułam smak krwi i założyłam, że skaleczył mnie kłami. Przełknęłam jej słodki smak bez zastanowienia. Wtedy poczułam coś jakby ocean, poczułam go jak sól na moim języku. Odsunęliśmy się na tyle, by spojrzeć na swoje twarze i zobaczyłam krople krwi spływające po jego dolnej wardze. Nathaniel tylko zdążył powiedzieć, – Czuję morską wodę. Wtedy moc otoczyła nas i uderzyła w nas wszystkich. Wbiła nas w podłogę, jakbyśmy byli łodzią uderzającą o skały. Krzyknęliśmy, wierzgaliśmy i nie mogłam tego kontrolować. Jeżeli naprawdę byłabym mistrzem, mogłabym to ujarzmić, pomóc nam wszystkim, ale nigdy nie miałam zamiaru kogokolwiek oznaczyć. Nigdy nie chciałam być niczyim mistrzem. Czwarty znak napierał na nas, a ja nie wiedziałam, co zrobić. Wnętrze mojej głowy wybuchło białymi gwiazdami i szarą plazmą. Ciemność pożerała wnętrze mojej głowy. Gdybym była pewna, że się znów obudzę, przywitałabym omdlenie, ale bałam się. Nie wiedziałam tego. Ale to nie miało znaczenia, ciemność wypełniła wnętrze mojej głowy i wlecieliśmy w nią. Żadnego krzyku, żadnego bólu, żadnej paniki, nic więcej.
Rozdział 14 Obudziłam się wcześnie wraz z porannym słońcem. To sprawiło, że zamrugałam i zanim mogłam dostrzec coś przez tą błogość, zastanawiałam się gdzie jestem. I co robię na podłodze? Dlaczego leżę naga na podłodze? Nie odwracając głowy zobaczyłam nogi krzesła i
odrobinę przestrzeni, która służyła do przygotowywania śniadań. Dobra, byłam na podłodze mojej własnej kuchni, naga. Dlaczego? Usłyszałam miękki dźwięk ruchu, zanim poczułam czyjąś dłoń muskającą moją rękę. Wymagało olbrzymiego wysiłku, by spojrzeć na prawo, w dół mojego ciała i dostrzec Nathaniela leżącego na podłodze, jeszcze bardziej roznegliżowanego niż ja. Wciąż miałam resztki garnituru wokół nóg. Garnitur sprawił, że przypomniałam sobie ślub. Pamiętałam jak rozmawiałam z Micahem po przyjściu do domu. Pamiętałam, że Micah musiał wyjść i ocalić jednego z wilków Richarda. Pamiętałam, że powstało ardeur i że coś poszło nie tak. Pamiętałam, że był tu Damian. Musiał obudzić się przed nami i wynieść do trumny. Jasne, zawsze to nieumarli dochodzą do siebie najszybciej. Ktoś jęknął i nie był to ani Nathaniel, ani ja. Nagle okazało się, że mogę obrócić głowę, dużo szybciej niż zrobiłam to wcześniej. Adrenalina potrafi takie sztuczki. Damian leżał na podłodze, jego górna część ciała skąpana w porannym świetle, jak jego biała skóra została zanurzona w miodzie. Część mojego umysłu rejestrowało jego piękno, tak tam leżącego w kałuży krwistoczerwonych włosów i złotego światła, ale większość była przerażona. Uklękłam i złapałam jego nogi, zanim moje ciało zdążyło się sprzeciwić. Nathaniel znalazł się obok mnie i wyciągnęliśmy Damiana ze światła. Był teraz przytomny: przytomny i przerażony. Znalazł się poza światłem słonecznym, ale kuchnia wychodziła na zachód i północ, a pokój był jasny od światła wczesnego poranka. Damian cofnął się do szafek, przyciskając do nich jakby sądził, że może się w nie wtopić i ukryć w mroku. Próbowałam złapać go za ramię, sprawić by wstał, by wydostał się ze światła, ale walczył ze mną. Jego ręce uderzały o ciało jak u kogoś pokrytego pająkami, próbując odepchnąć od siebie najmroczniejsze lęki, kiedy te lęki wpełzły na twoje ciało. Ale światło nie jest pająkiem i nie możesz go z siebie strząsnąć. Chwyciłam drżący nadgarstek i przytrzymałam. Wrzasnęłam ponad krzykami, – Nathaniel, pomóż mi. Nathaniel walczył, by chwycić drugie ramię i wyciągnęliśmy wampira ze światła do osłoniętej części pokoju gościnnego. Nie przestał krzyczeć. Nawet gdy przycisnęliśmy go do ściany, w chłodnym mroku, wciąż drżał. W chwili, gdy puściliśmy jego ręce, zaczął znów strzepywać coś ze swojej skóry, jakby gasił niewidoczny ogień. Ale tam nie powinno być niewidzialnego ognia. Widziałam wampira płonącego w świetle słońca, i to jak płonęli, gorące białe płomienie, jak przy spalaniu magnezu. Nie było w tym nic niewidzialnego. Płonęli i nie dawali rady uciec ze światła, topili się, łącznie z kośćmi. To wymagało gorącego ognia by stopić kości, ale wampir w świetle słońca płonął porządnie. Nathaniel klęczał, próbując uspokoić Damiana, przytrzymać go, by powstrzymać go przed strzepywaniem rzeczy, których nie mogliśmy zobaczyć. Patrzyłam z góry na Damiana i próbowałam myśleć pomimo lęku, który mnie dławił. Dławiłam się przerażeniem Damiana. Nie mogłam myśleć przez to. Ledwie mogłam oddychać. Uniosłam osłony, ustawiłam metal w moim umyśle przed jego lękiem i próbowałam myśleć. Spojrzałam na bladą skórę Damiana i nie było tam poparzeń, nawet zaczerwienienia. Nie był poparzony. Nie płonął. Nie wiedziałam czemu. Powinien stanąć w płomieniach w chwili gdy padło na niego światło, ale tak się nie stało i jeżeli nie spłonął w słońcu, to nie spłonie tutaj, w mroku. Mogłam usłyszeć
jak dzwoni telefon w drugim pokoju, ale był stłumiony przy krzykach Damiana. Raz pozwoliłam mu dzwonić. Jeżeli to policja zadzwonią jeszcze raz. Jeżeli to przyjaciel to oddzwoni. Jeżeli to kolejny nagły wypadek, to może poczekać. Jedna katastrofa naraz. Uklękłam przed nim i próbowałam przemówić ponad tym przerażającym krzykiem. – Damian, Damian, jesteś bezpieczny. Wszystko w porządku. Nie płoniesz. – Położyłam ręce po obu stronach jego twarzy i krzyknęłam do niego. – Bezpieczny, jesteś bezpieczny. Jego oczy pozostawały otwarte, źrenice jak igły. Nie słyszał niczego. To przypominało szok, tyle że było jeszcze gorsze. Jeżeli to byłby stary film, uderzyłabym go, ale nie byłam pewna czy to pomoże. Jak postępujesz z rozhisteryzowanym wampirem? Co robisz z jakimkolwiek histerykiem? Wejściowe drzwi otworzyły się za nami. Zostałam oślepiona przez światło słoneczne, które rozlało się wokół nas. Gregory, jeden z moich lampartów wyszedł z tego blasku. Nie wiem co bym powiedziała, ponieważ Damian wydał dźwięk, który był czymś gorszym niż wrzask. To był głos, który nigdy nie powinien wydobyć się z ludzkiego gardła. Wstał i poruszał się jak biało-czerwona mgła, zmierzając głębiej do domu, poza ciepło jasnego światła. Nathaniel podążył za nim, tą szybszą niż oko może uchwycić prędkością, jaką przejawiali zmiennokształtni i obaj zniknęli za rogiem zanim ja tam dotarłam. Spodziewałam się zobaczyć otwarte drzwi do piwnicy, ale tak nie było. Ruch w górę schodów przykuł mój wzrok i zobaczyłam wyraźnie jak Nathaniel robi ostatni krok i znika w dole korytarzu. Spanikowany Damian pobiegł w górę zamiast w dół, do tej części domu, gdzie wampiry rzadko zaglądały. W górnej partii domu, zasłony były odsunięte i światło słoneczne wlewało się do środka. Kurwa.
Rozdział 15 Dotarłam prawie na szczyt schodów, gdy usłyszałam za sobą Gregorego. Zawołał za mną, – Co się dzieje? Nie wiedziałam co odpowiedzieć na to pytanie, więc je zignorowałam. Górny korytarz był skąpany w świetle, wielkie okno na końcu otwarte ku wschodzącemu słońcu. Korytarz był pusty. Pomyślałam: gdzie oni są? I od razu wiedziałam. Mogłam wyczuć ich obu, obu w najmniejszym pokoju po lewej, w naszym pokoju gościnnym. Zrobiłam jeden krok ku drzwiom, gdy Damian wybiegł jakby demony z piekła rodem goniły za nim. Wbiegł krzycząc do pokoju pod drugiej stronie korytarza, który był łazienką. Niestety tam też było okno. Wszystkie pokoje na górze miały okna. Jeżeli zdołalibyśmy wsadzić go do szafy… Wybiegł z łazienki i upadł, przeczołgał się na czworakach jak zwierze ku następnym otwartym drzwiom. Zniknął wewnątrz, tylko jego żałosne krzyki powiedziały nam, że znalazł kolejne otwarte okno, kolejną powódź światła. – Czy to Damian? – zapytał Gregory. Skinęłam głową. Nathaniel podszedł do pierwszych drzwi przez które wybiegł Damian, krew płynęła po jego ramieniu i trzymał się za rękę. Spojrzał na mnie a jego oczy miały w sobie smutek całego świata. – Znów oszalał. Ostatnim razem, gdy Damian oszalał zabił kilkoro ludzi, wypatroszył ich, zamiast tylko się pożywić. Ale to dlatego, że byłam jego mistrzynią i opuściłam miasto. Nie wiedziałam wtedy, że byłam mistrzynią. Nie wiedziałam, że zostawiając go samego bez dotyku mojej magii, czy czegokolwiek, co do niego przemawiało, uczyniłabym go upiorem, bezmyślną maszyną do zabijania. Jeżeli to była moja wina wcześniej, to znów zawiniłam.
Byłam teraz jego mistrzynią bardziej niż wcześniej: musiałam być w stanie to naprawić. – Gregory, zasuń zasłony. Zacznij od tych na końcu korytarza. – Jego niebieskie oczy rozszerzyły się, a twarz wyrażała tuziny pytań, ale Gregory potrafił wykonywać polecenia kiedy chciał, albo gdy go zmusiłeś. Nie kłócił się, tylko ruszył ku końcowi holu. Ruszyłam do pokoju, gdzie wszedł Damian, ale nigdy tam nie dotarłam, ponieważ on wybiegł znów prawie mnie przewracając. Chwyciłam go, ale mój dotyk go nie uspokoił, a jego nie uspokoił mnie, nie dziś. Pchnął mnie na ścianę i jeżeli puściłabym jego ramię, wybiegłby znów. Nie zrobiłam tego. Uczepiłam się go i pchnął mnie znów o ścianę po drugiej stronie holu. Kurwa. Wrzasnęłam, – Damian, przestań! – Ale albo mnie nie usłyszał, albo straciłam moc zmuszania go do posłuszeństwa. W każdym razie, było źle. Kiedy spróbował znów uderzyć mną o ścianę, owinęłam nogi i użyłam jego własnego pędu, odwracając go do ściany, tak że jego własna siła wbiła go tak mocno w ścianę, że gips popękał pod siłą nacisku. Odsunął się od ściany warcząc, z obnażonymi kłami, twarzą ściągniętą w dół, jego człowieczeństwo odpływało, aż to co przyszpiliło mnie do podłogi nie było Damianem. Jedyną rzeczą jaka uchroniła mnie przed rozerwaniem gardła była odrobina super szybkości jaką zdobyłam z tego całego metafizycznego gówna. Dało mi to czas by zarzucić jedną rękę wokół jego gardła a jedną wokół jego piersi Trzymałam go na długość ramienia, moje palce owinięte wokół jego gardła. Normalnie zarzuciłabym ramię wokół jego gardła i nie ufała, że zdołam wcisnąć tam rękę na czas, ale ostatnie dwa razy, gdy próbowałam tego ruchu z wampirem, rozerwał mi ramię. Tak więc umieściłam palce na jego gardle, a dłoń oparłam o jego pierś i spróbowałam utrzymać go z dala ode mnie. Jego zęby kłapnęły i warknął na mnie, jak pies na końcu łańcucha. Ślina trysnęła na moją twarz, płynąc z jego ust jakby był szalonym zwierzęciem. Walczył bezmyślnie by dosięgnąć mnie, by zatopić zęby w moim ciele. Jeżeli myślałby jak osoba, użyłby rąk, jego ręce pokonałyby mnie, ale nie myślał jak osoba. Tak więc walczył z moimi rękami, przyciskając swoje ciało do nacisku moich rąk, jakby to miało znaczenie. Napierał siłą swojego szaleństwa na napór moich rąk, i zaczynał napierać moim ramieniem naprzód. Nie wiem czy byłby przytomny, gdyby moje nowe metafizyczne zdolności pomogły mi bardziej, ale nie był przytomny, a szalone stworzenie jest silniejsze niż to normalne. To było jak siłowanie się z czystej postaci, umięśnioną, warczącą, oddychającą siłą natury. Moje ramię zaczęło się uginać i wiedziałam, że jeżeli dostanie się dość blisko, rozedrze mnie na strzępy. Jego oczy zmieniły się w zieleń i nie było tam nic poza bezmyślną żądzą mordu. Nie miałam przy sobie żadnej broni. Może dałabym radę rozerwać mu gardło. Nie wiedziałam czy byłam teraz tak silna. Ale on nie był mistrzem wampirów, a ja nie wiedziałam na pewno czy się uleczy jeżeli rozerwę mu gardło. Gdyby po prostu był „tym złym”, rozerwałabym mu gardło i zrobiła co w mojej mocy by zabić go zanim on zabije mnie, ale to był Damian i cokolwiek poszło nie tak, to jakimś sposobem była moja wina. Nie mogłam go zabić, ponieważ nie byłam mistrzynią na tyle, by sobie z nim poradzić. Przyparł do mnie, a ja włożyłam wszystko co miałam, by utrzymać go z dala od mojej twarzy i gardła. Moje ramiona zaczęły drżeć z wysiłku a łokcie uginały się. Jego twarz wypełniła moją wizję, a ślina
kapała mi na twarz. Zrobiłam jedyną rzecz jaka przyszła mi do głowy, wrzasnęłam po pomoc. Gregory znalazł się tam, jego ręce na ramionach i barkach Damiana, próbując wykorzystać jego nadnaturalną siłę przeciwko innej nadnaturalnej sile. Spowolnił parcie Damiana naprzód ku mojej twarzy, ale tylko spowolnił. Damian był jak człowiek w anielskim pyle, silniejszy niż wcześniej, ponieważ nie było tam nikogo, kto pomógłby mu ograniczyć jego siłę. Był siłą samą w sobie, a celem jego życia wydawała się moja twarz. Nathaniel chwycił drugie ramię Damiana. Krew wciąż kapała z jego ręki, ale spowolniła. Co oznaczało, że Damian znalazł sposób by zranić go, który nie wymagał zębów ani paznokci, przez co nie uniemożliwiło to uleczania się. Sądzę, że z nimi dwoma odciągającymi Damiana i mną napierającą, może by nam się udało, ale krwawiące ramię Nathaniela znalazło się koło twarzy Damiana. Był wściekły, ale był wampirem, nawet jako upiór zareagował na świeżą krew. Jego szyja obróciła się w mojej ręce, a ja byłam tak skupiona na odepchnięciu go, że to mnie zaskoczyło. Zatopiłby zęby w ramieniu Nathaniela, gdyby nie Gregory, który był sekundę szybszy, a o sekundę za wolny. Zdołał w połowie owinąć swoje ramię wokół szyi Damiana, co wpakowało jego nadgarstek prawie w usta wampira. Damian zrobił to, co zrobiłoby każde zwierzę – ugryzł go. Gregory krzyknął i spróbował wyrwać się. To podziałało i nie zadziałało. Odsunął się od nas, ale wraz z wampirem. Poruszali się tak szybko, że Nathaniel upadł na mnie, rozpryskując na mnie krew. Wstał i poruszał się ku odgłosom walki w oddali, w dół do korytarza, zanim ja podniosłam się na kolana. Damian przyszpilił Gregorego do podłogi, wgryzając się w jego ramię jak pies w kość. Nawet ponad krzykami Gregorego słyszałam jak trzaskają kości. Nathaniel był już tam, owijając swoje ramię wokół talii Damiana. Podniósł go w górę, ale zęby nadal tkwiły w połamanym ramieniu Gregorego, tak że Gregory został podciągnięty na kolana przez ból kłów wbitych w jego ramię. Prawie dotarłam do nich, gdy Damian przypomniał sobie, że potrafi latać. Zerwał się z podłogi i rzucił Nathanielem o sufit na tyle mocno, że kurz z gipsu opadł na nich, a gdy Damian upadł na ziemię strzepał z siebie zaciśnięty chwyt Nathaniela. Damian był kiedyś wojownikiem i choć Nathaniel oraz Gregory byli silni, nie znali się na walce. Siła bez treningu na niewiele się zdaje. Nagle tylko ja pozostałam na nogach w korytarzu, za wyjątkiem Damiana. Ruszył ku mnie w rozmazanym ruchu. Przestawiłam ciężar na drugą nogę i miałam tylko ułamek sekundy by go zobaczyć, pomyśleć co zrobić i zareagować. Lata ćwiczeń judo i moje ciało pamiętało zanim mój umysł nadążył. Użyłam jego własnego pędu przeciw niemu, jedno ramię na jego biodrze jako punkt zaczepienia i rzuciłam go, tak daleko i mocno, jak jego własny ruch mi pozwolił. Skończył na górze schodów, pełznąc odwrócony do mnie zanim zdążyłam zdziwić się jakim cudem rzuciłam go tak daleko. Pewnie dlatego, że już nie byłam człowiekiem. Ale znalazła się nad nim inna postać, nadchodząca od schodów. To był Richard Zeeman, tutejszy Ulfrik, Król-Wilk, mój były narzeczony, do tego w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Miałam dwie sekundy by zobaczyć, że jego włosy odrosły na tyle by lekko się zakręcić przy tej niezwykle krótkiej fryzurze, że biała koszulka czyniła jego blednącą opaleniznę kontrastową, oraz że wciąż był jednym z najprzystojniejszych mężczyzn jakich widziałam. Wtedy wampir odwrócił się, dostrzegł go i rzucił się na Richarda. Balansowali tak przez chwilę, ale potem ciężar jednego z nich pociągnął ich w dół i Richard
spadł w tył ze schodów z wampirem napierającym na niego. Zniknęli mi z pola widzenia i ponad hałasem ich ciał spadających po schodach usłyszałam krzyk kobiety. Rozdział16 Podeszłam do zejścia, oczekując, że zobaczę ich walczących na schodach, ale te rozciągały się puste. Zbiegłam w dół schodów ku dźwiękom walki. Richard przeniósł walkę do pokoju dziennego, tak więc miał dużo przestrzeni, by użyć swoich długich nóg i ramion. Kopnął Damiana w twarz dość mocno, tak że wampir zachwiał się i odchylił do tyłu. Dostrzegłam profil Damiana; po prawej stronie płynęła krew. Richard wykorzystał te dodatkowe sekundy, które podarował mu wampir i wykonał piękne kopnięcie z obrotu w lewą stronę twarzy Damiana. To uderzenie było na tyle mocne, by krew popłynęła grubą stróżką. Damian zachwiał się i myślałam, że upadnie, ale uderzył w ścianę. Zawahał się na tyle długo, by Richard zdołał wykonać kolejne kopnięcie. Stopa z tyłu, stopa z przodu, gotów do walki, ale rozluźniony, ciało częściowo obrócone, tak by dać uderzeniu ogromną siłę; moment, gdy twoja pięść ląduje na wybranym celu, obracasz pięść, gdy zetknie się ze skórą, tak że zwiększasz jeszcze bardziej powstałe uszkodzenia. Patrząc na Richarda skupiającego uwagę na wampirze, widząc jego ciało napięte i gotowe, jego ręce lekko zaciśnięte w pięści, wiedziałam, że przygotowywał się do kopnięcia. Przypomniało mi to, że był tam ktoś z nadnaturalną siłą, kto naprawdę wiedział, jak walczyć. Krew była na jego lewej ręce i nie mogłam rozpoznać, czy to krew jego, czy Damiana. Cichy dźwięk przeniósł moją uwagę do odległej strony dziennego pokoju. Kobieta, której nie znałam, stała obok zestawu telewizyjnego. Była blada, o ciemnych włosach i była przerażona. Nie miałam czasu, by zauważyć więcej. Stałam zbyt blisko walczących, by to dostrzec. Gdyby Damian był po prostu wielkim złym wampirem znajdującym się w moim domu, to zastrzeliłabym go z mojego pistoletu, ale on nie był przestępcą. To był Damian i jakoś to wszystko było moją winą. Nie mogłam wyciągnąć spluwy i go zastrzelić. To była jedna z niewielu chwil w moim życiu, kiedy mnie zmroziło, zostałam przytłoczona przez możliwą konieczność dokonania wyboru. Damian stał oparty o ścianę dość długo – piętnaście, trzydzieści sekund – myślałam, że to już po walce, że Richard w końcu nakopał mu jakiegoś rozumu do głowy; myliłam się. Wampir ruszył spod ściany w smugach bieli i czerwieni, w donośnym dźwięku natarcia. Podobne ciosy by powaliły człowieka, ale on nie był człowiekiem i tak się nie stało. Zachwiał się, a ja prawie mogłam wyciągnąć rękę i dotknąć jego pleców. Damian znieruchomiał, tak jak to potrafią stare wampiry, jakby był jakąś piękną statuą. Wtedy wiedziałam, że planował znów rzucić się, ale nie na Richarda. Miałam kilka dodatkowych sekund, by zareagować, kiedy obrócił się, błyskając białą skórą i czerwonymi włosami, obrócił się tak szybko, że kolory zlały się, tak że wyglądał jak tornado bieli i krwi. Rzuciłam się przed siebie i przewróciłam o tył kanapy. Wylądowałam po jej drugiej stronie, na dywanie. Potrzebowałam tylko uderzenia serca, by wstać, a Damian już był na mnie. Przygotowałam się na to, ale spróbuj przygotować się na uderzenie rozpędzonego pociągu. Nie było żadnego przystanku, czy walki. Nagle spadałam na plecy pchana przez Damiana. Nie walczyłam z upadkiem, tylko wykorzystałam go. Kiedy moje ciało uderzyło o podłogę, moja jedna noga była oparta na brzuchu Damiana, a obie ręce na jego ramionach. Rzut „Tome nage” to jedyny rzut w judo, do którego używasz całego
ciała. W większości rzutów są inne możliwości, na które możesz zdecydować się w ostatniej minucie, jeżeli coś pójdzie nie tak, ale „Tome nage” albo zadziała, albo nie. Jeżeli nie uda się, twój przeciwnik znajdzie się na tobie w idealniej pozycji, by przyszpilić cię do podłoża. Ale nie ja wybrałam tego rzutu, to był jedyny ruch jaki mogłam wykonać, by przeciwdziałać atakowi Damiana. Miałam sekundy, by zrobić to prawidłowo, albo on wgryzłby mi się w twarz. Więc kiedy kopnęłam nogami, włożyłam w to wszystkie siły, jakie miałam. Zapomniałam tylko, że siła jaką miałam teraz do dyspozycji, była zdecydowanie większa niż kiedyś. Damian znów przeleciał w powietrzu, ale tym razem nie z powodu swoich nadnaturalnych mocy. Przewróciłam się na czas, by zobaczyć, jak Damian uderza w ścianę parę metrów dalej. Uderzył na tyle mocno, by pękła farba, pozostawiając częściowy odcisk swojego ciała na ścianie, po czym ześlizgnął się na podłogę. Usłyszałam jak ktoś za mną mówi „łał”. I nie był to Richard, ponieważ on okrążył tapczan i znalazł się tuż obok mnie. Nie miałam czasu, by zerknąć za siebie i zobaczyć, czy to Nathaniel, czy Gregory, ponieważ dwie straszne rzeczy zdarzyły się naraz. Pierwsza to Damian powoli podnoszący się na nogi. Dość powoli, bym pomyślała, że go zraniłam, ale i tak się podnosił, wciąż był przytomny. Drugą była kobieta, która znów zaczęła krzyczeć, a powodu tego, że rzuciłam Damianem przez pokój, znajdowała się najbliżej niego. Cofnęła się, gdy on rzucił się w powietrze, w przeciwnym razie byłaby tam, gdzie on wylądował, ale kiedy odwrócił się i tak była tylko jard od niego. Niedobrze. Richard ruszył w jej kierunku, ale ona już cofała się ku otwartym frontowym drzwiom. Było coś w sposobie, w jaki się poruszała, co sprawiło, że Richard i musieliśmy coś krzyknąć. Richard znalazł czas, by powiedzieć: – Clair, nie… Ja miałam czas, by dokończyć: – Nie biegnij. Ale było za późno. Ona pobiegła, akurat gdy Damian odwrócił się i ją zobaczył. Jakby wrzucono kota do pokoju pełnego myszy; jako pierwszą będzie gonić tę, która ucieka. Richard pobiegł, ale nawet z jego prędkością nie było czasu, by zdążyć przed Damianem i zablokować drzwi. Wszystko, na co Richard miał czas, to pobiec za nim, wpaść na niego i rzucić się razem z Damianem na podłogę. Miał wampira pod sobą, ale nie panował nad nim. Richard krzyknął. Jego ramiona zasłoniły mi widok i musiałam się spojrzeć z drugiej strony, by zobaczyć usta Damiana zatopione w pierś Richarda. Uklękłam, by pomóc odciągnąć pysk Damiana od jego ciała, ale Richard popełnił podstawowy błąd, jakby był żółtodziobem. Chwycił Damiana za włosy i ściągnął go z siebie. Wampirze ugryzienia są takie jak węża; jeżeli wąż dobrze chwyci, nie zrzucisz go ot tak, bez problemu. Zrzucenie go spowoduje więcej uszkodzeń, niż pozwolenie, by wąż puścił ofiarę dobrowolnie. Zgaduję, że wyjątkiem są jadowite węże, bo można założyć, że im dłużej cię gryzie, tym więcej jadu w ciebie wpuści, co może być prawdą, ale wampiry nie są jadowite. Odrywanie wampirzego pyska od ciała było niesamowitym pokazem siły , ale takie pokazy mają swoją cenę. Koszula Richarda rozerwała się i na jego piersi ukazała się wielka zakrwawiona dziura, ciągnąca się do boku prawie do ramienia. Jego ręka napierająca na ramię Damiana nagle zwiotczała, a wszystkim, co powstrzymywało wampira od zatopienia kłów ponownie w Richardzie, był uścisk Richarda na jego długich, czerwonych włosach. Położyłam rękę na
ramieniu Damiana i naparłam, ale w przeciwieństwie do poprzednich przypadków, gdy próbowałam powstrzymać oszalałego wampira od działania, tym razem zadziałało, przynajmniej odrobinę. Pewnie z powodu mojej nadnaturalnej siły. Kęs ciała wypadł z ust Damiana, gdy próbował odwrócić się i zatopić kły we mnie. Richard pociągnął go za włosy i utrzymał te zakrwawione kły z dala ode mnie. Próbował znów użyć lewej ręki i ją poruszył, ale nie mógł nią odepchnąć wampira. Coś istotnego musiało zostać naderwane. Supersilny czy nie, teraz nagle walczył tylko jedną ręką. Mogliśmy utrzymać pomiędzy sobą Damiana, nie pozwalając mu usiąść, ale nie zdołaliśmy utrzymać go przyciśniętego do podłogi. Próbował się podnieść, zębami chwytał powietrze, dźwięki dochodzące z jego gardła były bardziej zwierzęce niż ludzkie. Nie przegrywaliśmy, ale też i nie wygrywaliśmy. Potrzebowaliśmy innego planu działania. Puściłam jego ramie na tyle, że zdołał podnieść się wyżej, a wtedy oczy Richarda rozszerzyły się. – Nie utrzymam go jedną ręką, nie sam. – Zamierzam założyć ramię mu dookoła szyi, żeby mieć kontrolą nad jego głową, ale musi nieco się podnieść. – Duszenie nie działa na wampira. Oni nie oddychają. To była w połowie prawda, ale odpuściłam sobie. Mogliśmy kłócić się później. – Próbuję tylko kontrolować ruchy jego głowy, o to chodzi. Lekko przytaknął. Nie wyglądał na przekonanego, ale nie kłócił się z tym i to wystarczało. Wsunęłam się za Damiana, a ten był zbyt zajęty sięganiem po Richarda, więc wydaje się, że nic nie zauważył. Uklękłam za wampirem, po raz pierwszy świadoma swojej nagości. Walka sprawiła, że to stało się nieważne. To, co teraz uczyniło ten fakt istotnym, było ręką Richarda wciąż wplątaną we włosy Damiana, a ta ręka musiała tam zostać, aż owinę ramieniem szyję wampira. Musiałam owinąć jedno ramię wokół szyi Damiana, a drugim przytrzymać mój nadgarstek i musiałam ściskać jak diabli, z twarzą wciśniętą w tył jego głowy tak, że on teoretycznie nie będzie mógł mnie dosięgnąć. Tylko uchwyt Richarda i pragnienie wampira, by go ugryźć, powstrzyma Damiana od rozerwania mnie na strzępy w trakcie tego procesu. Tak więc Richard musiał utrzymać tam swoją rękę, ale teraz, nagle, moje nagie piesi miały się przycisnąć do jego ręki i ramienia. Ten czyn i ta odrobina wiedzy zamroziły mnie na chwilę, co pokazuje, jak źle czułam się przy Richardzie, albo jak byłam popieprzona, gdy o niego chodziło. Walka na śmierć i życie, a ja martwiłam się o moje piersi przyciśnięte do jego ramienia. Skup się Anita, skup się. Najpierw przetrwanie, potem możesz czuć się zawstydzona. – Pośpiesz się, – powiedział Richard i w jego głosie czuło się napięcie. Supersiła nie oznacza, że się nie męczysz. Wzięłam głęboki oddech i poruszyłam się ku ciału Damiana i ramieniu Richarda. Musiałam zrobić to szybko i pewnie, bez wahania, ponieważ chwyt Richard nie stanowił wystarczającej kontroli. Jeżeli Damian zauważy mnie, zanim moje ramię znajdzie się pod jego brodą, to nie było pewności, czy Richard będzie mógł zrobić cokolwiek, co mogłoby ocalić mnie przed uszkodzeniem. Moja ręka dotknęła pokrytej krwią skóry Damiana i mimo tego musiałam nadal działać. Musiałam zignorować tę niemal elektryzującą reakcję, jakiej doświadczyłam, gdy moje nagie piersi musnęły ramię Richarda. Jeden delikatny dotyk i moja skóra była pokryta gęsią skórką. Ale to było coś więcej, niż tylko fizyczne przyciąganie. To było jakby cały świat wstrzymał oddech. Nawet Damian zamarł w tej chwili. Poczułam, jak budzi się Jean-Claude. Jego oczy otworzyły się. Wiedział, że obudził
się pokryty jedwabną pościelą w pozbawionych słońca podziemiach Cyrku Potępieńców. Obrócił się owinięty jedwabiem oraz ciemnością i dotknął chłodnego ciała Ashera, od chwili obudzenia się leżącego wciąż nieruchomo. Głos Jean-Claude’a odbił się echem w mojej głowie. – Co uczyniłaś, ma petite? Nie wiedziałam, co mogłabym odpowiedzieć, ale w tej chwili świat powrócił do życia. Wciąż mogłam poczuć Jean-Claude’a mile stąd, ale wróciłam do tu i teraz. Damian pomógł mi skoncentrować się na rzeczywistości. Wygiął się w desperackim chwycie Richarda i rzucił się na mnie; usta szeroko otwarte, kły wysunięte jak u atakującego węża. Nagle sama trzymałam w garści jego włosy i pomagałam Richardowi utrzymać go choć o cal z dala od mojej skóry. Wsunęłam moje prawe ramię pod jego brodę, ściskając jego szyję. A on reagował tak, jakby jedynym niebezpieczeństwem było moje ramię wślizgujące się z prawej strony, ignorując zupełnie trzymającego go Richarda. W tej chwili nie było w nim żadnych ludzkich myśli. Nic ludzkiego. Ani wampirzego. Nie byłam nawet pewna, czy coś zwierzęcego to właściwe określenie. Nie znajdowałam słowa na to, czym stał się Damian. W dawnych czasach byłby nazwany demonem, opętanym, przeklętym. W mojej głowie usłyszałam znów Głos Jean-Claude’a: – Będzie przeklęty, jeżeli nie przywrócisz mu z powrotem świadomości. Musiałam potrząsnąć głową, bo jego głos brzęczał jak jakiś insekt wewnątrz mojej czaszki. To mnie rozpraszało. Pomyślałam bardzo intensywnie „przestań mówić”. Nie wiem, czy mnie usłyszał, czy sam się domyślił, że mnie rozprasza, ale zamilkł. Puściłam włosy Damiana i użyłam ramienia, by owinąć je dookoła jego szyi w czymś, co byłoby duszącym uściskiem, gdyby on musiał oddychać. Wampiry mogą oddychać, ale przecież tego nie potrzebują. Moje ramię znalazło się na miejscu łatwiej dzięki znajdującej się wszędzie krwi, ale krew również sprawiła, że utrzymanie go tym chwytem nieruchomo było znacznie trudniejsze. Opuściłam głowę, ściśle przy jego głowie, używając nacisku całego mojego ciała, by utrzymać go pod kontrolą. Richard puścił włosy Damiana i wampir opadł na podłogę. Zacisnęłam mój chwyt wokół jego szyi, czekając, aż zacznie się rzucać. Mogłam kontrolować ruchy jego głowy, uniemożliwiając poruszanie na boki, ale nie mogłam go udusić i ważyłam za mało, by go utrzymać na dole. Damian znalazł się na Richardzie i przyszpilił większego mężczyznę do podłogi. Richard napierał swoim sprawnym ramieniem na klatkę piersiową Damiana. Siedziałam na swoich stopach po ich obu stronach. To było dziwne, ponieważ nie byłam dość wysoka, by to było wygodne, ale zaczęłam walczyć, by odciągnąć do tyłu głowę Damiana. Miałam wrażenie, że uda mi się skręcić mu kark. Byłam prawie tego pewna, choć trudno było odgiąć jego głowę do tyłu. Wiedziałam, że w większości przypadków dekapitowany wampir umiera. Nigdy wcześniej nie miałam dość siły, by łatwo przerwać szyję, więc nie próbowałam. Czy zginąłby, gdybym złamała mu kręgosłup? Byłby kaleką? Czy uszkodzenia kręgosłupa mogą uczynić wampira kaleką? Ramię Richarda zaczęło drżeć i załamało się w łokciu. Pociągnęłam do tyłu i poczułam, jak poddaje się tchawica Damiana. Zamierzałam zmiażdżyć mu szyję, zanim złamię mu kręgosłup. Spojrzałam na Nathaniela wyglądającego zza Gregorego u podnóża schodów. Gregory nie ruszał się, ale jeden problem naraz. – Nathaniel! – krzyknęłam rozpaczliwie.
Obrócił się i zobaczyłam krew na przedzie jego ciała. Sądzę, że większość nie należała do niego. Jego twarzy wyglądała na zaskoczoną, jakby przestał śledzić naszą walkę, ale teraz podszedł do mnie. Chwycił ramię Damiana i w ten sposób dał wampirowi kolejny cel do atakowania. Damian zeskoczył z Richarda i znalazł się nagle na Nathanielu. Zaczynałam czuć się całkiem bezużyteczna. Jeżeli nie mogłam go udusić, nie byłam dość ciężka, by go powalić na ziemię, nie mogłabym złamać mu szyi, to byłam bezużyteczna. Użyłam wszystkich moich sił, by nim zachwiać, wytrącić go z równowagi, tak by Nathaniel miał czas, by podnieść swoje ramiona do góry i wbić nogę w brzuch Damiana. Gdyby Nathaniel wiedział, jak się walczy, mógłby zrobić więcej, ale w tej chwili powstrzymanie wampira przed ugryzieniem go było wystarczające. Usłyszałam miękki głos Jean-Claude’a w mojej głowie, – Zrobiłaś coś, co uszkodziło twoją więź pomiędzy tobą a Damianem. Musisz ją ponownie odtworzyć, ma petite. – Jestem odrobinę zajęta w tej chwili. Richard owinął jedno ramię wokół pasa Damiana i pomógł mi odciągnąć go od Nathaniela. Nasza trójka powaliła go na podłogę. Zmieniłam chwyt na jego szyi w duszący ucisk, który wcale by nie działał, gdyby Nathaniel nie przyciskał jego ramienia i torsu do podłogi, a Richard nie siedział na reszcie jego ciała. Moje ramię było owinięte wokół jego szyi; wykorzystywałam swoją wagę jako kotwicę, by utrudnić mu podniesienie się i atak. Ale próbowałam wcześniej tego chwytu na potężnie zbudowanych mężczyznach na zajęciach judo i to nie działało, jeżeli tylko mieli na tyle siły w ramionach, by usiąść ze mną zwisającą z ich szyi. Zrobiłam to teraz tylko po to, by mieć kontrolę nad jego głową, a tym samym nad jego ustami oraz kłami, i ponieważ miałam Richarda i Nathaniela do pomocy. Walczył z nami, ale mieliśmy przewagę trzech do jednego. Nie za wiele, ale odrobinę. Mój głos doszedł zdyszany, ale czysty: – Co masz na myśli mówiąc, że zerwałam więź między mną i Damianem? – Z kim rozmawiasz? – zapytał Nathaniel przez zaciśnięte zęby. – Z Jean-Claudem, – Richard odpowiedział za mnie. – Też go słyszysz? – Czasami. Chciałam zapytać „tak jak teraz?”, ale Jean-Claude już odpowiadał. – Dlaczego postawiłaś osłony skierowane przeciwko Damianowi? – Obudził się na podłodze w świetle słońca. Wydawało się, że to go przeraża. Tak bardzo się bał. Jego strach dusił mnie i Nathaniela. – Zarówno ciebie jak i Nathaniela? – zapytał Jean-Claude. Mogłam zobaczyć, jak leży na białych jedwabnych prześcieradłach, jego czarne włosy rozpostarte jak ciemny sen na poduszkach. Jego ręka muskała nagie plecy Ashera w podobny sposób, w jaki uderzasz palcami o stół albo głaszczesz psa, gdy myślisz o innych rzeczach. – Tak, nas oboje. – Kiedy się obudziłem, zapytałem się, co uczyniłaś. Teraz być może wiem. Choć raz wiedziałam pierwsza, co wywołało metafizyczną katastrofę w moim życiu. Musiałam odpowiedzieć: – Już to wiemy. – Co wiecie, ma petite? Damian poruszył się wyjątkowo gwałtownie, zrzucając mnie na podłogę i rzucając się na mnie. Raczej poczułam, niż zobaczyłam dwóch pozostałych mężczyzn znów ściągających go do dołu. Pomyślałam, bo nie miałam w tej chwili dość powietrza, by mówić, „Jesteśmy triumwiratem”. – Słyszałem to, – powiedział Richard i było coś w tym spokojnym stwierdzeniu, jakby myślał, że chciałam utrzymać to przed nim w tajemnicy, a być może tylko mi się wydawało. Zawsze zdawałam się wierzyć, że Richard sprawia problemy. Tak jak on zawsze zdawał się wierzyć, że ja jestem krwiożercza. Jean-
Claude nie zadawał głupich pytań, ani nie próbował omawiać metafizyki. Jeżeli wszyscy wiedzieliśmy, że jakoś zdołałam stworzyć drugi triumwirat, to mogliśmy iść dalej. – Gdy osłoniłaś się przed strachem Damiana, zrobiłaś to zbyt skutecznie. Odcięłaś go od twoich mocy, tak jak zrobiłaś to kiedyś, opuszczając go. – Jestem tutaj, – powiedziałam, próbując odwrócić twarz od krwi spływającej z twarzy Damiana na moją. – Jesteś tam fizycznie, ale nie metafizycznie, a twój sługa potrzebuje obu postaci. – Jak to naprawić? – Opuść swoje osłony, – powiedział i nawet w mojej głowie jego głos był skupiony na faktach. To brzmiało tak prosto, tak oczywiście. Pamiętam, jak ochroniłam się przed strachem Damiana. Pomyślałam o czymś metalowym, twardym, zimnym, solidnym, nieprzeniknionym. Nie o metalowym murze, czy drzwiach, ale o czystej esencji metalu. Zajęło mi miesiące pracy, by zrozumieć, jak chronić się nie wyimaginowanymi drzwiami czy murem, czy budynkiem, ale po prostu myślałam o skale, wodzie, metalu. Zablokowałam rzeczy, których nie chciałam, by się przedostały, bo mogłabym w nich zatonąć. Marianne mogła również osłonić się powietrzem i ogniem, ale nie rozumiałam tego. Powietrze nie było dość rzeczywiste, by ochronić, a ogień, no cóż, ogień to ogień. Używałam narzędzi, które pojmowałam. Jak się odsłonić? Kiedyś musiałam wyobrazić sobie walącą się ścianę, albo otwierające się drzwi, ale dopiero teraz zrozumiałam, co Marianne poprzednio mówiła, choć wtedy tego nie pojmowałam. Po prostu przestałam myśleć o metalu. Przestałam. I to znikło. Puff, znikło. Przed sekundą byłam osłonięta moją myślą o metalu, w teraz tonęłam we wściekłości Damiana. Nie, nie wściekłości, wściekłość oznacza gniew, ludzką emocję, a nie to rozbrzmiewało w mojej głowie. Myślałam nie raz, że oszaleję w jakiś socjopatyczny sposób, ale nie miałam racji. Tamte przypadki nie było szaleństwem – to było. Zapomniałam o przytrzymywaniu Damiana na podłodze. Zapomniałam o tym, czemu upuściłam osłony. Zapomniałam o wszystkim. Nie było tam żadnych myśli. Żadnych słów. Było tam tylko uczucie i impuls. Zapach świeżej krwi. Smak naszej krwi w naszych ustach, gorzki. Ręce przypierające nas do podłogi, miażdżące nas. Głód, głód jak ogień w naszych wnętrznościach, jakby coś miało pożreć nas żywcem, jeżeli tego nie nakarmimy, nie nasycimy. Zapach świeżej krwi, ciepło w rękach napierających na nas, to wszystko przyprawiało o szaleństwo. Ból, moje ciało było tylko bólem. Jak ogień parzący mnie od wewnątrz. Krzyknęłam i ten głos był głośny i jednocześnie zbyt cichy. To nie pomogło. Tylko jedna rzecz ugasiłaby ogień, wypełniła mnie, powstrzymała ból. Krew. Świeża krew. Gorąca krew. Moje ręce dotknęły gorącej skóry i gdyby to nie był Richard, to nie jestem pewna, czy mogłabym się powstrzymać. Ale świadomość istnienia umięśnionego ramienia pod moimi dłońmi przywołała mnie z otchłani tego głodu. Patrzyłam na ciemnobrązowe oczy Richarda z odległości cali, tak blisko, że gdybym się poruszyła, to mogłabym go pocałować, ale to nie w jego usta bym celowała. Nawet teraz kusiła mnie długa linia jego szyi. Zapach świeżej krwi przytłoczony przez subtelniejszy zapach krwi pulsującej pod jego skórą; ale jakoś samo korzystanie z tych krwawiących ran by nie wystarczyło. To musiała być żywa, świeża krew. Musiałam zanurzyć zęby w ciele. Musiałam wyszarpać sobie własną dziurę i z niej pić. Tylko to by dało spełnienie. Tylko to by wystarczyło.
Zmusiłam się, by unieść spojrzenie do twarzy Richarda. Spojrzałam w jego rozwarte oczy, zmusiłam się do spojrzenia w jego twarz, przesunęłam oczami po linii jego szczęki, jego pełnych ustach. Patrzyłam w twarz kogoś, kogo kiedyś kochałam i musiałam starać się bardziej niż kiedykolwiek, by nie dostrzegać go jako jedzenia. Damian szarpnął się i Richard musiał poświęcić więcej uwagi wampirowi, którego on i Nathaniel wciąż przyszpilali do podłogi, niż mojej osobie. – Pomagałem ci się osłaniać, ma petite. Wybacz mi, nie rozumiałem, co upuszczenie osłon może ci uczynić. – usłyszałam chłodny głos w moim umyśle. – On jest szalony, – odpowiedziałam, nie zdając sobie sprawy z tego, że mówię to na głos. – Oui. – Jak mam mu pomóc? – Musisz przywiązać go do siebie tak, jak zrobiłaś to wtedy, gdy wyszedł z trumny. Pozwól mu zasmakować swojej krwi i wypowiedz wtedy odpowiednie słowa. – Czy te słowa są naprawdę ważne? Poczułam, jak wzrusza ramionami, gdy siadał na pokrytym jedwabiem łożu. – To słowa, które mistrzowie miasta wypowiadali przez tysiące lat do swoich towarzyszy. Nie chciałbym ryzykować, że zabraknie tych słów w rytuale, który wiąże mistrza ze sługą. Przytaknęłam. – Czy Richard to słyszy? – Non. – To mu powiedz. Jeszcze chwilę po rozmowie byłam chłodna i odrobinę odległa od tego, co się działo, ale mogłam znów słyszeć, znów widzieć. Siedziałam na podłodze w pokoju dziennym, nie za daleko od drzwi, a Richard i Nathaniel wciąż próbowali utrzymać Damiana przy podłodze. Prawie im się udało, choć trudno było powiedzieć, czy mieli jakieś nowe rany. Wszyscy byli pokryci krwią. Spojrzałam na swoje piersi i brzuch i zdałam sobie sprawę, że przód mojego ciała też był nią pokryty. Nie pamiętałam, kiedy się tak ubrudziłam. Przez moment zastanawiałam się, czy zrobiłam coś, czego nie pamiętam, ale odepchnęłam tę myśl. Za późno na zbyt wiele prawd. Przetrwaj, działaj, później martw się o to, co zrobiłaś. Właśnie, o to chodzi. Ale po zajrzeniu w umysł Damiana bilet na ekspres dla sytuacyjnych socjopatów nie wydawał się aż tak zły. Teraz ze śmiertelną pewnością wiedziałam, że są gorsze rzeczy.
Rozdział 17 – Tłumaczenie Fallen22
Damian wierzgał tak mocno, że zrzucił Nathaniela na bok. Sam ciężar Richarda nie był wystarczający, by go przytrzymać. Wampir usiadł, a wtedy Richard zsunął się z niego, by uniemożliwić mu ponowne zatopienie kłów w jego ciele. Pomachałam ręką i krzyknęłam: – Damian, tutaj, tutaj jestem! Nie sądzę, by to głos wymawiający jego imię przykuł uwagę wampira, raczej był to ruch. Tkwiłam w jego umyślę, wiedziałam, że na słowa nie reagował. Ruszył ku mnie tak szybko, że stał się czerwono-białym rozmazanym pasmem, a jego oczy zielonymi punktami. – Nie, pozwólcie mu tu dotrzeć! – krzyknęłam. Richard, leżąc na podłodze, zawahał się, choć już wyciągał ręce ku nogom wampira. Mogli go ponownie złapać, ale po co? To mojej krwi potrzebował. Byłam spokojna, zrównoważona, podążyłam do tego samego miejsca, co wtedy, gdy zabijałam. Żadnego strachu. Nic. Obserwowałam, jak wampir podchodzi do mnie niczym jakaś kometa przecinająca niebo, jak coś pierwotnego i nie z tego świata. Powiedzieć, że wpadł na mnie, to za mało, by oddać siłę zderzenia naszych ciał. Znalazłam się na podłodze pozbawiona tchu i tylko lata treningu technik upadania uchroniły mnie od trzaśnięcia głową o posadzkę lub połamania kości. Złapałam oddech i zdążyłam krzyknąć. Damian wbił zęby w moją szyję tuż nad ramieniem. Dużo czasu minęło, odkąd wampir ugryzł mnie bez umysłowych sztuczek, albo gry wstępnej. To bolało. Lampartołak pojawił się ponad nami, stojąc na rozsuniętych, prawie ludzkich nogach. Był bladozłoto-biały z pięknymi czarnymi cętkami rozsianymi po ciele wyższym o stopę od jego
ludzkiej postaci. Kolor sierści powiedział mi, że to Gregory, ponieważ Nathaniel w lamparciej formie miał czarne futro. Gregory był szerszy w kłębie, jego ramiona były dłuższe, bardziej umięśnione i zakończone pazurami przypominającymi przerażające noże. Oblicze należało do lamparta, choć wokół pyska i szyi było coś bardzo dziwnego. Warczał, gdy górując nad nami sięgał ku bladym plecom wampira. Zamierzał oderwać ode mnie Damiana, tak jak Richard strzepał z siebie wampira. Owinęłam ramiona wokół ramion i pleców Damiana, zaś jedną nogę wokół jego pasa. Przyciągnęłam go do siebie i krzyknęłam: – Gregory, nie! Jeżeli oderwałby Damiana ode mnie, skończyłabym ranna tak, jak Richard. – Zrobisz mi jeszcze większą krzywdę! Lampartołak zawahał się, choć wciąż warczał. Powiedział tym zachrypniętym głosem, jaki miał w półludzkiej formie: – On cię krzywdzi. Damian zatopił kły głębiej w moim ciele, wyduszając niezadowolony jęk z moich ust. Odpowiedziałam Gregoremu, dysząc: – Kiedy będę potrzebowała twojej pomocy, poproszę o nią. Wiedziałam, że Gregory był zaskoczony, mimo że cała jego głowa była pokryta futrem. Nie radziłam sobie zbyt dobrze z odczytywaniem wyrazu ich twarzy, gdy moi przyjaciele byli w postaci łaka. Ale w tym przypadku nawet ja dałam sobie radę. – Damian, – powiedziałam delikatnym głosem. Chciałam wiedzieć, czy był świadomy, czy mnie słyszał. Miał zamknięte oczy; odprężał się przy mnie powoli, cal po calu, do chwili, gdy zamiast przyszpilać mnie do podłogi, już tylko na mnie leżał. To raczej moje ramiona i nogi trzymały go przyciśniętego do mnie. – Damian, – powtórzyłam jeszcze raz. Poczułam, jak wraca do siebie, tak jakbym nacisnęła jakiś przełącznik. W jednej chwili potwór, w drugiej Damian. Nawet zanim otworzył oczy i spojrzał na mnie, wiedziałam, że był znów sobą. Wrócił stamtąd, gdzie odszedł. Ulga przepłynęła przeze mnie, aż moje ramiona i nogi zaczęły ześlizgiwać się na bok. Osłabiony z poczucia ulgi – to nie było tylko powiedzenie. Wciąż ssał ranę, ale był teraz delikatniejszy. Przestało boleć. Odsunął się powoli od rany, jego usta były purpurowe od mojej krwi. Nagle stałam się świadoma, czego nie czułam wcześniej, że oboje byliśmy nadzy, że on był mężczyzną a ja kobietą oraz się pożywił. Jego ciało było twarde i ciężkie przy moim udzie, czego chwilę wcześniej nie czułam. Ciśnienie krwi to niesamowita rzecz. Jeżeli moja noga nie leżałaby na jego ciele, przytrzymując go przy mnie, nie byłoby to tak kompromitujące. Jeżeli Gregory by mi nie pomógł, nie musiałabym… och cholera. Nagle obawiałam się zupełnie czegoś innego. Obawiałam się poruszyć, obawiałam się pogorszyć spraw, albo polepszyć. Obawiałam się tego, co czułam, gdy moje ramię pulsowało w jego ramionach. To było tak, jakby krew naszych ciał pulsowała równocześnie. Ciężko było oddychać. Prawie się dławiłam… mocą. Magią. Przywiązałam go do siebie już kiedyś, ale to było zupełnie coś innego. Jego ręka ześlizgnęła się powoli, niepewnie w dół mojego ciała i to nie była pieszczota, raczej dotyk. Używał całej powierzchni dłoni, przywierając taką ilością swojego ciała do mnie, jak tylko zdołał. Poczułam, jak rozkoszuje się urokiem bliskości naszych ciał – tak blisko siebie i bez barier. Jego głód dotyku był jak jakiś rodzaj bestii. Potrzeba tak silna i tak długo niezaspokajana, że sama w sobie była szaleństwem. Jego samotność poczułam jak olbrzymie echo. Przyniosło to łzy do kącików moich oczu i sprawiło, że chciałam to naprawić. Przesunęłam dłońmi po jego plecach tak, że już dłużej go nie trzymałam, to było bliższe
przytulaniu się. – Krew z mojej krwi, – i poruszył się w górę, przysuwając swoje usta do moich, by scałować te słowa. To sprawiło, że jego ciało przesunęło się po moim, tak więc jego twardość musnęła mnie, a ten szybki dotyk sprawił, że zwinęłam się pod nim i nagle to nie z pocałunkiem pragnęłam połączyć ten rytuał. Ta myśl pomogła mi się wycofać. Pomogła mi zdać sobie sprawę, że takie myślenie całkowicie nie było w moim stylu. Spojrzałam w jego szmaragdowe oczy i już wiedziałam, kto stał za takim myśleniem. Nathaniel klęczał za nami, wyciągnęłam więc dłoń i w chwili, gdy mnie dotknął, mogłam już myśleć odrobinę jaśniej, a przyciąganie Damiana stało się odrobinę słabsze. Damian warknął na niego, a jego zielone oczy zadrżały, jakby rozsądek nie wrócił do niego jeszcze na stałe. Jean-Claude znalazł się w mojej głowie i poczułam biegnącą od niego cienką nić strachu. – Musisz dokończyć akt przywiązania go, ma petite, musisz zakończyć to, co rozpoczęłaś swymi słowami. Chciałam zapytać „Dlaczego się boisz?” i musiałam myśleć o tym bardzo intensywnie, ponieważ odpowiedział. – Jeżeli on oszaleje teraz, ma petite, to pamiętaj, że twoje urocze gardło nie jest wystarczająco chronione. Zakończ to. Być może Richard słyszał tę wewnętrzną rozmowę, ponieważ podszedł i ukląkł obok nas. – Tutaj jestem, – powiedział, jakby to nie mogło stać się jeszcze bardziej dziwaczne. Powiedział to tak, jak gdyby miało to polepszyć sytuację, jakby nie rozumiał, jak niesamowicie żenującym było fakt, że tam klęczał. Damian spojrzał na niego nieprzyjaźnie, a jego głos bardziej przypominał wycie niż cokolwiek innego. Traciłam go. – Krew z mojej krwi, ciało z mojego ciała. Spojrzał na mnie, gdy usłyszał mój głos. W miarę wypowiadania słów rozsądek wypełniał jego oczy, jego twarz, jego istotę. Przesunął po mnie swoje ciało i poczułam, jak na mnie napiera. I znów poczułam się przytłoczona odczuwaną potrzebą. Ukończenie rytuału z pewnością wymagało czegoś więcej niż sam pocałunek. Przenikało mnie… pragnienie. Pomyślałam przez ułamek chwili, że wznieciliśmy ardeur, ale potem poczułam jeszcze coś. Czyjeś pożądanie. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Nathaniela spoglądającego na mnie tymi jego lawendowymi oczami. To było w jego oczach, jego twarzy, ale wiedziałam to nawet bez patrzenia, ponieważ mogłam to poczuć. Poczuć jego. Ich obu. Ich obu napierających na mnie nie tylko fizycznie, ale również w taki sposób, w jaki ręce nigdy nie zdołałyby mnie przytrzymać, ani ciała przyszpilić do podłogi. Ich potrzeby otworzyły mnie dużo łatwiej, niż fizyczna siła czy poczucie zagrożenia. Ich potrzeby otworzyły mnie, ponieważ zależało mi na nich, a jeżeli mogłeś poczuć czyjś ból tak, jak swój własny, to czy nie zrobiłbyś wszystkiego, by go powstrzymać? Prawda? Mój głos był zdyszany i mówiąc, – Oddech z oddechu, moje serce dla twojego. – napotkałam spojrzenie Nathaniela. Damian wślizgnął się we mnie jednym ruchem ud. To uczucie sprawiło, że zwinęłam się pod nim, chwyciłam rękę Nathaniela na tyle mocno, że wbiłam paznokcie w jego ciało. Moje uda uniosły moje ciało w górę, by mogło napotkać pchnięcie Damiana. To było tak niechętne, jak wzięcie kolejnego oddechu. Jakiś odgłos odwrócił moją uwagę od Nathaniela i nie był to dźwięk pochodzący z góry. Dźwięk dochodził z boku. Richard odsunął się od nas, jego plecy oparły się o białą kanapę. Nie wiedziałam, co spodziewałam się zobaczyć na jego twarzy: pożądanie, odrazę, wściekłość, gniew, zazdrość być może, ale tym, co zobaczyłam, był strach. Strach tak surowy i obnażony, że aż bałam się spojrzeć mu w oczy. Damian chwycił moją twarz, odwrócił ją tak, bym spojrzała znów na niego. – Chcę, abyś to o
mnie myślała, – powiedział i zaczął powoli ze mnie wychodzić. Przez chwilę pomyślałam, że tak będzie lepiej, ale część mnie wiedziała lepiej. Podniósł się, jakby chciał zrobić pompkę, prawie przy tym ze mnie wychodząc, i spoglądającwprost w moją twarz, przyszpilając mnie oczami i rękami, powiedział, – Krew z mojej krwi, – i wtedy wszedł we mnie ponownie. Jęknęłam pod nim, a Nathaniel też wydał cichy jęk, ściskając moją rękę. Jego lawendowe oczy pozostały otwarte, gdy odwróciłam się, by na niego spojrzeć. Damian znów dotknął mojej twarzy i sam dotyk wystarczył, bym odwróciła się do niego, bym poczuła jego ciało przesuwające się po moim, bym usłyszała jak szepcze, – Ciało z mojego ciała, – zanim połączył nasze ciała tak blisko, tak mocno, jak tylko zdołał. Poczułam dłonią ściskaną przez Nathaniela rzucające nim konwulsje i poczułam jego puls, jak drugie serce przy mojej dłoni, ale zatrzymałam wzrok na twarzy Damiana. Moje spojrzenie było splecione z jego, gdy wychodził ze mnie, prawie do końca i powiedział, – Oddech z oddechu, – i znów wbił się we mnie. Krzyknęłam, a głos Nathaniela brzmiał jak echo mojego. W końcu zdałam sobie sprawę, że jeżeli Nathaniel nie odbierał całości wrażeń, to przynajmniej cień tego, co ja czułam. Damian wyszedł ze mnie, aż… – Moje serce ku twemu, – i wślizgnął się we mnie ponownie. Pozostał nieruchomo będąc nade mną, tak głęboko we mnie, jak tylko zdołał. Jego oddech był płytki i szorstki. Dreszcz przeniknął jego ciało od głowy po koniuszki palców, a ja zadrżałam pod nim. Nathaniel jęknął, pociągając moją dłoń, jakby to jego ciało było eksplorowane. Głos Damiana drżał. – Och, nie rób tego więcej. Jeżeli zrobisz to jeszcze raz, nie wytrzymam dłużej. Zatopił twarz w moich włosach, kolejny dreszcz przeszył jego ciało i sprawił, że zwijałam się pod nim, jęcząc, a to już wystarczyło. Nagle znalazł się nade mną z wygiętą górną częścią ciała i wszedł w mnie, głęboko, mocno, i to po części czucie jego ciała we mnie, po części obserwowanie jego nade mną, jego zamkniętych oczu, jego głowy odrzuconej w tył, jego włosów omywających jak krwawy wodospad bladą świecę jego ciała i wiedza, że był we mnie tak głęboko, jak tylko mógł, to wszystko wydarło krzyk z moich ust. Nathaniel krzyczał razem ze mną, nasze ręce zaciskały się wokół siebie, nasze paznokcie wbijały się w skórę. Poczułam, jak ciało Nathaniela uderza o dywan, poczułam, jak upada i to orgazm sprawił, że wróciłam w ramiona Damiana. Teraz nadeszła jego kolej na krzyk i to sprawiło, że zwinął się, mając ciało wciąż wbite we mnie. To było tak, jakbym została złapana w niekończącą się pętlę przyjemności; jedno dojście przynosiło kolejne, aż skończyliśmy spoceni w krwawym kłębku na podłodze. Usłyszałam drżący śmiech Damiana. Poczułam, wiedziałam, że pod tą żądzą był smutek i prawie pewność, że może nigdy więcej tego nie doświadczy, po tym, jak tylko mój umysł się oczyści. Z jakiegoś powodu sprawił, że pomyślałam, iż o czymś zapomniałam. Odwróciłam głowę i zobaczyłam, że Richard wciąż tam był, ale nie widziałam teraz strachu na jego twarzy, raczej jakieś zadziwienie. Zdałam sobie sprawę, że choć Richard nie odbierał takich wrażeń jak Nathaniel, wciąż mógł być w mojej głowie, tak jak Jean-Claude, ale to myśli Richarda nadeszły najsilniej. – Nigdy nie pieprzyłaś się z żadnym z nich. Po tej myśli nadeszła inna, która zakładała, że pieprzyłam się ze wszystkimi w tym domu, ponieważ on robił dokładnie to samo w lupanarze. Byłam naga, w trakcie seksu z jednym mężczyzną, a może dwoma, zależnie jak na to spojrzeć, ale nagle poczułam wysokie poczucie moralności. Dziwne.
Rozdział 18
Gregory podszedł do nas na czworakach i zaczął węszyć nad naszymi ciałami. Powiedział, prawie wyjąc – ja następny. Musiałam spojrzeć ponad ramieniem, by obrzucić go takim spojrzeniem, na jakie zasługiwał, ale widząc jego na czworakach ujrzałam też coś jakby smukłą linę w dole jego ciała i nagle poczułam się bardziej zażenowana, niż byłam wcześniej. Zmiennokształtni wyglądają podobnie jak ich humanoidalne filmowe postacie, choć istnieje jedna wielka różnica. Mają genitalia i właśnie w tej właśnie chwili widać było, że Gregory jest bardzo, ale to bardzo szczęśliwy, że tu przebywa. Myślę że tym, co kłopotało mnie bardziej niż jego erekcja, było to, że uzyskał ją obserwując, jak uprawiam seks z Damianem. Z jakiegoś powodu, zapewne niesprawiedliwego, zirytowało mnie fakt, że Gregory cieszył się oglądanym widowiskiem. – Cofnij się Gregory! – Powiedziałam, a mój głos brzmiał tak surowo jak chciałam, choć się zarumieniłam. Ukazał swoją kocią wersję uśmiechu i dosłownie się cofnął. Przywołany do porządku opuścił głowę prawie na podłogę i odpełzł do tyłu. To był gest typowy raczej dla prawdziwego wilka niż lamparta, ale łaki były w sercu ludźmi, a niektóre gesty były łatwiejsze w zrozumieniu przez nasze ludzkie umysły. Ukorzenie się to jeden z tych gestów. Damian spoglądał na mnie i wyraz jego twarzy nie przypominał tego, co widziałam na twarzach mężczyzn po tym, jak uprawiałam z nimi seks. Wyglądał na smutnego, a ja pamiętałam falę jego emocji pod samym koniec. Smutek pochłaniał przyjemność jak niesmaczna czekolada niszcząca twoje lody. Ale to było coś więcej niż sam wyraz jego twarzy. Zdałam sobie sprawę, że mogłam poczuć jego smutek. Poczułam go inaczej niż mój własny; miałam wrażenie, jakby jego smutek przywarł do mojej skóry. Wciąż byłam związana z nim emocjonalnie, no cóż, nie tylko emocjonalnie. Mogłam go poczuć głęboko we mnie, poczuć jego ciężar wciąż przyszpilający moje ciało do podłogi. Dotyk potęgował każdy rodzaj metafizycznego oddziaływania. Musiałam przestać go dotykać. I to nie tylko jego. Nathaniel leżał obok nas, jego palce nadal splatały się z moimi. Bokiem swojego ciała napierał na mnie tak, że stykaliśmy się od ramion do bioder. Musiał przysunąć się bliżej po tym, jak Damian skończył. Myślę, że pamiętałabym, gdyby ciało Nathaniela dotykałoby mnie w trakcie całego aktu. Prawda? Jego lawendowe oczy były rozkojarzone, prawie senne. To, co promieniowało z jego skóry, było zadowoleniem. Wyglądał tak, jakby wielki, ciepły ocean go wypełnił, unosił go, tulił, kołysał. Być może przyglądałam mu się zbyt długo, a może wyczuł mój wzrastający niepokój, bo jego spojrzenie wyostrzyło się, skupiło i nie było już ani trochę zaspane. To był prawie przewidujący wzrok, jakby już myślał o kolejnym razie. Ponieważ nie sądziłam, abyśmy mogli przeżyć swój pierwszy raz, ta myśl pomogła oczyścić mi umysł. Gniew zawsze się sprawdzał. – Niech wszyscy wyjdą, sio z tego basenu – powiedziałam. Poczułam, jakby smutek Damiana przeszedł niby deszcz po mojej skórze. Nathaniel nie był smutny. Spanikował, obawiając się że zrobił coś źle. – W porządku Nathaniel, w porządku. Wszystko w porządku. Nie byłam pewna, czy całkowicie mi uwierzył, ale panika cofnęła się i wszyscy zleźli ze mnie. Dobra. Mimo to smutek Damiana przywarł do mnie, jakbym przeszła przez jakąś metafizyczną pajęczynę. Micah wszedł przez wyważone drzwi, gdy wyplątywaliśmy się ze swoich objęć. Zdarzyło się już wcześniej, że zostałam
nakryta w kompromitującej sytuacji przez jednego z chłopców, ale nigdy z nie czułam się aż tak zakłopotana. Nie zadał żadnego głupiego pytania, ani nie sprawił, że poczuła się jak dziwka. W zasadzie skoncentrował się na najważniejszej sprawie. – Łał – powiedział. To „łał” wydawało się odzwierciedlać widok krwi rozmazanej tu i tam na podłodze i na ścianach, pochodzącej, jak dostrzegł, z poniesionych przez nas ran, wyłamanych drzwi, tego wszystkiego, ale na głos powiedział tylko, – Wszyscy są cali? Zaczęłam podnosić się z podłogi, a Damian podał mi rękę. Nie przyjęłabym jej normalnie, ale dopiero co uprawialiśmy seks i odsunięcie jego dłoni wydawało mi się dziwne. W momencie, w którym moja dłoń dotknęła jego, zdałam sobie sprawę, że to coś więcej. To pragnienie, by przyłożyć moją skórę do jego, wciąż tu było. Chwila dobrego seksu nie przesłoniła wieków pożądania. Seks był innym rodzajem paliwa, podobnie jak jedzenie – spalałeś je i potrzebowałeś więcej. Wysunęłam rękę z jego dłoni i drżąc, odsunęłam się o krok od Nathaniela i Damiana. Miałam nadzieję, że odrobina dystansu nieco pomoże. – Wszyscy żyjemy – odpowiedziałam. – Dobrze. Odwrócił głowę na bok i powiedział – Nie myślałem, że Damian potrafi wstać na nogi tak wcześnie rano. – Nie potrafi – odpowiedziałam. Nagle poczułam się zmęczona i prawdopodobnie nie tylko ja to poczułam. – Spałeś w ogóle tej nocy? Potrząsnął głową, jakbym mu o tym przypomniała, potarł swoje kocie oczy; jego okulary już były zahaczone za przód koszuli. – Kiedy odwiozłem tego gościa z baru, okazało się, że mieszka z dziewczyną i dzieckiem. Dziewczyna zaczęła kłócić się z nim o jego pijaństwo. Gniew nie pomaga zwalczyć przemiany. – Przemienił się? – zapytałam. – Nie, ale niewiele brakowało, a że jest nowicjuszem…. Micah potrząsł ponownie głową. – Czułbym się dużo lepiej, gdyby dziewczyna bardziej rozumiała, jakie to niebezpieczne. Wydawało się, że nic nie rozumie. – Nie chciała rozumieć – odpowiedział Richard. Micah odwrócił się i wtedy spojrzałam się na niego. Zdałam sobie sprawę, że spośród wszystkich osób obecnych w pokoju jedynie na Richarda tak naprawdę Micah nie spojrzał. – Tak więc spotkałeś dziewczynę Patricka. Richard chciał zaprzeczyć ruchem głowy, zatrzymał się jednak w połowie tego gestu i mrugnął. – Nie, ale widziałem ją. Ludzkie połówki po prostu nie chcą zrozumieć, że poślubili potwory. Myślę, że nie chciał, by zabrzmiało to emocjonalnie, ale tak się nie stało. Zabrzmiało to gorzko. Z tego co wiedziałam, nigdy dotychczas nie sprawiłam, by Richard się tak czuł; nie, to on starał się przez dużo więcej czasu sprawiać, bym ja czułam się jak potwór. Więc odpuściłam. Odpuściłam, bo nie wiedziałam, co powiedzieć. Dobra, mogłam powiedzieć jedno. – Koalicja oferuje comiesięczne spotkania dla członków rodzin. Myślę, że daliśmy o tym znać i wilkołakom. Richard podniósł się na nogi, trzymając się za ramię. – To mój Patrick, Patrick Cook? – Tak – odpowiedział Micah. – A ty opiekowałeś się nim przez całą noc? – Tak – odpowiedział ponownie Micah. Richard spojrzał w dół na podłogę, potem do góry. Napotkał spojrzenie Micaha, ale jego twarz nie wyglądała na uradowaną z tego powodu. – Dziękuję za opiekę nad moim wilkiem. – Wilki są częścią koalicji – powiedział Micah – zrobiłbym to samo dla kogokolwiek innego. – Mimo wszystko, dziękuję. – Nie ma za co. Zapadł jeden z tych niezręcznych momentów ciszy. Nienawidziłam zostawiać ich samych,
ale naprawdę musiałam wziąć prysznic. Prysznic sprawi, że rana na szyi zaboli, ale uprawiałam seks bez kondoma, co oznaczało, że wszystko wpłynęło we mnie, a nie chciałam, by tam zostało. Tak więc musiałam się umyć. Prawdę mówiąc, wolałabym z prezerwatywą, ale nie przyszło mi to wtedy do głowy. Tammy zaszła w ciążę pomimo pigułek. Jasne, wpadła przez to, że nie wiedziała, iż antybiotyki obniżają skuteczność pigułek, ale i tak. Ten jeden procent szansy wydawał się nagle niezbyt dobrym rokowaniem. Damian był tysiącletnim wampirem; szanse, że wciąż zachował płodność, były znikome, ale i tak… Jedną sprawą jest zajść w ciążę ze swoim chłopakiem, ale zajść w ciążę z kimś, kto nawet nie był… no cóż, to wydawało się dużo gorszę. – Idę wziąć prysznic. Wszyscy spojrzeli na mnie. Zgaduję, że się tego nie spodziewali. – Przepraszam, ale nie mogę stać tutaj w ten sposób. Więc niech się wszyscy zachowują. Będę tak szybko, jak tylko dam radę. – Wezwę lekarza – powiedział Micah. – Dobrze, dobrze – przytaknęłam. Nagle poczułam, że nie mogę tam zostać w jednym pokoju z Micahem i Richardem, naga, pachnąca seksem. To że Damian i Nathaniel byli nadzy, wcale nie poprawiało mojego komfortu. Jeżeli chodzi o nagość, to czułam się teraz całkiem swobodnie, ale w przypadku tej specyficznej nagości – to wciąż był problem. Z większej ilości powodów, niż chciałam przyznać, czułam, że muszę opuścić pokój. – Przy okazji, jakaś kobieta płacze w twoim aucie na podjeździe – powiedział Micah. – Moim aucie? – zapytałam. – Nie, w Richarda, a przynajmniej zakładam, że należy ono do Richarda. Znam samochód Gregorego , a to nie w nim siedzi ta kobieta. Richard przeklął pod nosem, a to rzadko robił. – Clair, zapomniałem o Clair. – Kim jest Clair? – zapytałam. Zawahał się, po czym powiedział – Moją dziewczyną. Potem wyszedł przez drzwi, trzymając się za ramię tak, jakby bolało go chodzenie tak szybko. Jego dziewczyna, a ja wypadłam nago, gdy mnie pierwszy raz zobaczyła. Cudownie. No cóż, przynajmniej nie widziała mnie, jak pieprzyłam Damiana. To pomogło. Jasne, cudnie. Kręciłam głową, idąc do łazienki. Gregory zapytał swoim wyjącym głosem. – Sądzę, że to nie moja sprawa, ale czy Richard powinien stać przed domem, gdzie widzą go wszyscy z okolicy? Jest cały pokryty krwią. Odwróciłam się i spojrzałam na lampartołaka. – Kurwa, nie. Ruszyłam ku drzwiom, ale Micah mnie zatrzymał. – Ja pójdę. Jedynie na mój widok nie wezwą glin. Ścisnął moje ramię i uśmiechnął się do mnie. Zdałam sobie wtedy sprawę, że nie pocałowałam go na powitanie, a zawsze całowałam go w taki sposób. Oczywiście, wciąż byłam pokryta krwią i innymi płynami ustrojowymi, a żaden z nich nie należał do niego, ale mógł nie zrozumieć, że to dlatego nie chciałam go obok siebie. Coś z mojego wahania musiało być widoczne na twarzy, ponieważ jego uśmiech rozszerzył się. Obrócił moje ramiona i popchnął mnie lekko w kierunku łazienki i klepnął po tyłku. – Umyj się, ja zajmę się sprawami tutaj. – Nie wierzę, że właśnie to zrobiłeś – powiedziałam. – Co takiego zrobiłem? – powiedział, uśmiechając się do mnie. Mogłam prawdopodobnie zliczyć na palcach jednej ręki, kiedy Micah uśmiechnął się do mnie. Jego oczy iskrzyły ze śmiechu, jakby to było wszystko, co może zrobić, by się nie roześmiać. Cieszyłam się, widząc go w takim nastroju, naprawdę. Ale nie byłam pewna, co było takie zabawne, a nie miałam odwagi zapytać. To była na pewno jakaś zabawa moim kosztem, albo coś co zrobiłam, a on uznał to za urocze. Nie byłam urocza. Pokręcona, popieprzona, posiniaczona, ale na pewno nie urocza. Nathaniel i Damian wiedzieli lepiej, ale
przechodząc obok Gregorego musiałam to powiedzieć. – Jeżeli jeszcze raz dotniesz mojego tyłka, powyrywam ci ręce. Po czym przeszłam obok nich, nawet się nie zatrzymując. – Nie potrafisz się bawić – jęknął. Spojrzałam za siebie, zanim zniknęłam mu z pola widzenia. – Och, umiem się bawić, ale nie z tobą. Warknął na mnie. – Suka. – Hau, hau – powiedziałam i wreszcie dotarłam do łazienki. Rozdział 19 Próbowałam nie myśleć pod prysznicem. Myślenie – złe; gorąca woda – dobra. Odkręciłam prysznic tak mocno jak tylko woda zdołała lecieć i pozwoliłam strumieniowi uderzać o moje ciało, odnajdując siniaki o jakich nie wiedziałam, że je nabyłam. Po tym wszystkim byłam ranna, naprawdę ranna z powodu uderzeń jakie zadał mi Damian, ale dzięki wampirzym znakom Jean-Claude’a czułam się teraz tylko odrobinę odrętwiała. Ugryzienie będzie goić się dłużej, ale nawet ono zniknie za kilka dni, w najgorszym razie tydzień. Uleczanie się było świetne, ale reszta tego wszystkiego… no cóż, powiedzmy, że nie będę komentować. Usłyszałam hałas ponad spadającą wodą. Po chwili zdałam sobie sprawę, że ktoś puka do drzwi. Spróbowałam to zignorować. Pukanie zamilkło na chwilę, pomyślałam „jak dobrze”, ale znów się rozpoczęło, głośniej, jakby ten kto pukał sądził, że za pierwszym razem go nie usłyszałam. Westchnęłam, zakręciłam wodę i zawołałam. – Co? – Z Damianem jest coś nie tak, – powiedział Nathaniel przez zamknięte drzwi. Stałam tam przez chwilę, gdy woda spływała mi na oczy i odpowiedziałam, – Co masz na myśli mówiąc, że z Damianem jest coś nie tak? – Nie czujesz tego? Zastanowiłam się nad tym. Pomyślałam o Damianie i nagle poczułam lęk jak przytłaczający ciężar na mojej piersi. Zachwiałam się przez chwilę, zadowolona, że miałam kratkę pod prysznicem, której mogłam się chwycić. To był ledwie cień tego co sprawiło, że biegał krzycząc po domu. Nie byłam pewna czy zdołamy przetrwać, jeżeli zrobi to ponownie. – Idę. Wykręciłam włosy, owinęłam wokół nich ręcznik i próbowałam wytrzeć resztę ciała by założyć szlafrok, kiedy drzwi otworzyły się na oścież. Gregory wszedł pokryty sierścią, jedna łapa z pazurami pod ramieniem Damiana. Richard trzymał drugie ramię. W połowie ciągnęli, w połowie nieśli go przez drzwi. Nieśli go do mnie, a jego strach go poprzedzał. Czułam wcześniej strach, ale nie w ten sposób. Przygniatało mi to pierś, tak że nie mogłam oddychać, zamykało mi to gardło. Lęk miał dość ciężaru, by wbić mnie w podłogę, jakby coś uderzyło we mnie. To nie moim pulsem dławiłam się, to było jakby sam strach stał się wilgotnym jedwabiem, który ja próbowałam przełknąć. Śliski, wilgotny, duszący, bardziej prawdziwy niż jakikolwiek inny lęk, jaki kiedykolwiek poczułam. Nie całkiem tak jak emocja jest prawdziwa, ale jak prawdziwa jest skała, krzesło czy zwierzę. Strach stał się czymś… więcej. Upuścili Damiana na moje kolana, i poczułam jakby każdy kawałek mojej skóry przebiegły dreszcze, a potem każdy cal mojej skóry próbował od nich uciec. Próbował uciec i pozostawić moje ciało na śmierć. Moja skóra ocaliłaby siebie, gdyby nie była uwięziona przez moje ciało. Reszta mnie też by uciekła, ale byliśmy uwięzieni pod ciężarem Damiana. Uwięzieni w jego lęku, zamrożeni w nim. Jeżeli mogłabym oddychać, krzyczałabym, ale wszystko co mogłam to zatonąć. Zatonąć w lęku Damiana. Ktoś dotknął
mojego ramienia, ale to było odległe. Jakby niczyja inna skóra była prawdziwa dla mnie, poza tą Damiana. Ktoś potrząsnął mną, mocno i szorstko. Mój oddech wydobył się z wielkim westchnieniem, jakbym nie oddychała przez dłuższą chwilę, a gdy wydobył się był haustem powietrza. Spoglądałam w zaskoczoną twarz Richarda. To jego ręka leżała na moim ramieniu. A on klęczał obok mnie. – Anita, Anita, słyszysz mnie? Chwyciłam ramię Richarda, moja druga ręka przyciskała do mnie Damiana, jakbym obawiała się, że puszczając go stracę go. Jakby strach był jakąś przerażającą bestią, która dosłownie by go pożarła i unicestwiła. Richard potrząsnął znów mną. – Anita, powiedz coś. – Boże, to jest… straszne. Damian skinął głową przy moim brzuchu. Leżał prawie bezwładnie przy mnie, ale teraz chwycił mnie wokół talii i za biodro, jego ręka trzymała mnie jakbym była ostatnią stabilną rzeczą na całym świecie. Poczułam zastrzyk emocji od niego i była to wdzięczność. Był wdzięczny, że mogłam dzielić z nim jego strach. Dzielenie go wydawało się go osłabiać, bądź czynić bardziej znośnym. Ta myśl, że dzielenie strachu czyniło go łatwiejszym do zniesienia, przyniosła inne wspomnienie. To nie było moje wspomnienie. To była twarz jakiej nigdy wcześniej nie widziałam, ale Damian rozpoznał ją jak swoją własną. Silne rysy, blizna od czoła do policzka, gdzie zraniono go na pierwszej wyprawie na jaką wyruszył. Ta-która-nas-stworzyła powiedziała kiedyś, że blizna ocaliła mu życie, ponieważ bez niej jego włosy były jaśniejsze od jej, jego oczy bardziej niebieskie. Ta blizna niszczyła jego przystojność, na tyle by pozwolić mu żyć. Nawet mężczyźni, którzy byli zbyt piękni, nie byli chronieni przed jej zawiścią. Jedyne imię jakie usłyszałam w umyśle brzmiało Perrin, ale wiedziałam, że to nie prawda. To nie było jego imię, tak samo jak Damian nie było moim, naszym, jego. Poczułam wanilię i coś grubego i ciepłego prześlizgnęło się po mojej skórze. Mrugnęłam budząc się, jeżeli budzenie się było właściwym słowem. Nathaniel klęczał obok nas. Rozwiązał swój warkocz, tak więc waniliowy zapach jego włosów unosił się dookoła. Jego włosy spływały wokół niego i po boku mojego ciała, zbierając się na moich kolanach, przykrywając Damiana jak koc, jakby koc mógł unosić się jak płyn nad ciałem. Nathaniel przykrył nas swoimi włosami, ale bardzo ostrożnie unikał dotknięcia nas skórą. Był tak blisko nas, że niedotykanie wymagało wysiłku, tak blisko, że westchnięcie przycisnęłoby jego ciało do mojego. Ale pozostał oddalony o ten bolesny cal, pozwalając tylko zapachowi i puszystym włosom dosięgnąć nas. 14 Jedyną rzeczą jaką dała mi jego skóra było jej ciepło, które nawet z oddali mogłam poczuć. Gorąco drżące przy mojej skórze, jakby jego ciepło wydobywało się na zewnątrz pragnąc mnie dotknąć. Być może tak było. To był tak sprytny sposób, by wydobyć mnie ze wspomnień Damiana bez ryzyka, że Nathaniel zostanie w to wciągnięty. Tak sprytne, ale plan jest tak dobry jak jego wszyscy uczestnicy. Damian poruszył się na moich kolanach, a ja miałam chwilę by zdać sobie sprawę z tego co zamierzał zrobić. Wzięłam oddech, by ostrzec Nathaniela, ale brakło mi czasu. To stało się tak szybko. Damian chwycił ramię Nathaniela i ten jeden dotyk wystarczył. To było jak tonięcie w świetle. Jakby cały świat stanął w
płomieniach i stał się gorącem, a gorąco było złote jakby żółty kolor rozlał się przykrywając wszystko wokół. Żółte ciepło, złote gorąco. Nasze oczy były przymglone przez to. Byliśmy ślepi w świetle. Nie było nic poza światłem i dotykiem jej małych rąk, i dłonią Perrina w mojej. Jego ręka była tak wielka, twarda, kotwica do koszmaru ze światła. Jej ręce pieściły ale to nie było prawdziwe. Wciągnęła nas do światła by spijać nasz strach, nie seks. Wyrwała rękę ode mnie a jej głos, który kiedyś uważałem za piękny, brzmiał jak zły ryk w mojej głowie, trujący, ponieważ nie potrafiłem jej odmówić. – Jeden ma spłonąć, jeden pozostanie. Perrin odwrócił się, objęty na chwilę przez światło. Jego włosy tak żółte jak światło, jego oczy jak niebo ponad oknem. Był wysoki, jego ramiona tak szerokie, że wypełniał większość okna. Zawsze był potężny pomiędzy innymi wielkimi mężczyznami. Niektórzy w miastach, jakie najeżdżaliśmy krzyczeli uciekając „Olbrzym!”. Perrin stał, pokryty światłem. Pokryty światłem, ale nie płonący. Słowa, które rozpoczęły to szaleństwo powróciły. – Być może powodem z jakiego mogą chodzić po słońcu z tobą Moroven, jest nie twoja moc, jaką się z nimi dzielisz, ale to że sami posiedli swoją moc, by spacerować w słońcu. – Posłaniec rady wypowiedział te złowieszcze słowa i pozostawił je jako jadowitą pchłę w uchu tej-która-nas-stworzyła. Przez uderzenie serca myśleliśmy, że posłaniec mówił prawdę. Myśleliśmy, że Perrin stał w świetle własnej mocy. Przez jedną wspaniałą chwilę uwierzyliśmy. Ale wyraz na jego twarzy nie był triumfem, to było przerażenie. To jedno spojrzenie wystarczyło. Coś było nie w porządku. Dym zaczął kłębić się na jego skórze, jak w filmach. Ta część, która była nadal mną, nadal Anitą, pomyślała że coś jest nie tak. Wszystkie wampiry, jakie widziałam zginęły w świetle słońca wybuchając płomieniami. Żadnego dymu, żadnego oczekiwania, po prostu nagły wybuch, puff. Moje zaskoczenie pomogło mi wydobyć się z granic przerażenia. Pomogło nam obserwować dym unoszący się ze skóry Perrina, powstrzymało dławiące nas przerażenie. Płomienie trysnęły wokół jego skóry i przez mrugnięcie oka lśnił w pomarańczowych i złotych płomieniach. Jego długie, złote włosy unosiły się na wietrze gorąca. Chwila do pomyślenia, o tym jak piękny był, po czym płomienie pochłonęły go a skóra stanęła w ogniu. Perrin wrzeszczał. Wrzeszczał, bo krzyk nie opisałby dźwięku jaki dochodził z ust drugiego mężczyzny. Krzyknęliśmy, ponieważ musieliśmy. Całe przerażenie, cały smutek, lęk wydobył się z naszych ust, albo wylał się z naszych skór i rozerwał nasze umysły. Krzyknęliśmy ponieważ tylko to powstrzymywało nas przed szaleństwem. Nagle poczułam las, ten bogaty zielony zapach gęstych lasów – w połowie świątecznych choinek, a w połowie świeżej ziemi. Patrzyłam na płonącego wampira, towarzysza mojego życia, mojego brata, ale byłam spokojna. Wszystko co mogłam poczuć to las, nie sól oceanu, ani nic innego, a wtedy tam pojawiło się coś jeszcze – wilk. Słodkie piżmo wilka. Richard. Myśl o nim sprawiła, że zapach lasu i futra pokonał wszystko inne. Wspomnienie zaczęło blednąć. Dosłownie obrazy stały się zamglone, a my zaczęliśmy odsuwać się od tego strasznego pokoju. Głos Perrina unosił się przez te wszystkie lata, jego krzyki stały się odległe wraz z oddaleniem. Zaczął wykrzykiwać jej imię, imię którego używaliśmy dla tej- która-nas-stworzyła, – Moroven, Moroven, – ale krzyki zmieniły się, stając innym imieniem, – Nemhain! – Miałam dość umysłu Damiana, by zrozumieć, że Nemhain było jej sekretnym imieniem, prawdziwym imieniem. Wciąż i wciąż, Perrin wykrzykiwał jej imię, a Damian powtarzał je
echem, jego krzyki, które były głośniejsze teraz, gdy wspomnienie bladło, jego krzyki były jej imieniem, – Nemhain! Powróciliśmy do teraźniejszości, na podłogę mojej łazienki, z ręką Richarda na moim ramieniu. Miałam spojrzeć w jego twarz, ale Damian podniósł się na kolana, jakby biegł ku czemuś, czego ja nie mogłam zobaczyć. Owinęłam ręce wokół jego pasa i torsu. Nathaniel trzymał żelaznym uściskiem ramię Damiana. Trzymaliśmy go, jakby wciąż mógł biec ku ogniowi Perrina i ulec samozniszczeniu. Wciąż krzyczał, – Nemhain, Nemhain, przeklinam cię! – Opadł tak nagle, że poleciałabym na szklane drzwi prysznica, gdyby Richard nie złapał mnie. Nathaniel złapał Damiana wokół ramienia, spowalniając jego upadek. Damian wciąż mówił głosem, który był bardziej szlochem niż szeptem, – Przeklinam cię, Nemhain, przeklinam cię. Zwinął się w kłębek na moich kolanach, popychając mnie mocno w ramiona Richarda. Nathaniel głaskał włosy Damiana, wciąż i wciąż, w sposób w jaki pocieszasz dziecko. Wciąż mruczał jej imię, dosłownie przeklinając ją, gdy świat nagle zatonął w lęku. To tak jakby przerażenie mogło stać się powietrzem a ty musiałeś nim oddychać, albo byś umarł, ale oddychanie nim było też jak umieranie. Wszystko było śmiercią. Cały strach. Ryczał w mojej głowie, bezmyślnie, bezkształtnie, lęk tak czysty, że zatrzymał bicie mojego serca na chwilę, zawahanie, jakby moje serce po prostu zatrzymało się ze strachu. Umierać ze strachu – to było coś więcej niż tylko powiedzenie. Nastąpił moment bez tchu, gdy czekałam aż moje serce zdecydowało czy zabije ponownie, albo czy cisza nie byłaby lepsza, jakakolwiek ucieczka. Cokolwiek. Wsparcie ramienia Richarda zniknęło i pozostałam z chłodnym naciskiem szkła za mną, jakby zamknął drzwi, przez które mnie wspierał, tak że nie mógł mnie już dotykać. Mój oddech dobiegł zdyszany, a moje serce podskoczyło w mojej piesi, obolałe jakby poobijało się o moje ciało. Moja pierś bolała, moje gardło bolało, a powietrze wciąż sprawiało, że lęk stawał się prawdziwy. Każdy oddech wydawał się wciągać ją głębiej. Ponieważ to była ona. To była Nemhain, Moroven, stwórczyni Damiana i Perrina. To nie był tylko zabobon, by nie wymawiać jej imienia. Jej imię przywoływało jej moc, przykuło jej uwagę do nas. Spodziewałam się głosu, który pasował do tego przerażenia, ale tam była tylko cisza, cisza tak głośna, że wszystkim co mogłam usłyszeć była krew płynąca w moich żyłach. Moje serce dudniło wewnątrz ciała. Po czym usłyszałam inne bicie serca, szybsze, bardziej przerażone niż moje. Jak mógł on żyć tak przerażony? Odwróciłam głowę powoli, ponieważ nie mogłam zrobić nic innego. Zmusiłam się do odwrócenia pomimo strachu i spojrzałam na Nathaniela. Jego oczy były tak szerokie, że świeciły bielą, i chwytał powietrze tak jakby miał problemy z oddychaniem nim. Jakby dławił się strachem. Damian leżał jak martwy na moich kolanach. Jego oczy pozostały zamknięte i nie oddychał. Nie słyszałam bicia serca. Nadeszła myśl „Odebrała, to co mu dała”, ale tuż za nią nadeszła inna. On jest mój. To ja sprawiam, że jego serce bije. Ja sprawiam, że krew krąży w jego żyłach. Jest mój. Nie twój. Już nie. Mój. Palce Nathaniela wbiły się w moje ramie, a on dyszał jakby jakaś niewidzialna ręka odcinała mu dopływ powietrza. Nie sądziłam, że właśnie to się działo, ale dławił się strachem. Dławił się jej mocą. Napotkałam jego przerażone spojrzenie i próbowałam wypowiedzieć jego imię, próbowałam powiedzieć cokolwiek, ale nie doszedł żaden dźwięk. Próbowałam
17 wezwać moc, cokolwiek, ale nie mogłam myśleć. Strach skradł moje myśli, mój rozsądek, moją moc. Nie, nie, jakaś część mnie wiedziała, że to nie prawda. Była tylko innym wampirem. Tylko kolejnym wampirem. Ja byłam nekromantą. Nie mogła mi tego zrobić. Część mnie wierzyła w to, ale większość walczyła zbyt mocno, by oddychać, by móc w ogóle myśleć. Jeżeli miałabym dość powietrza, krzyczałabym. Nie ze strachu, ale z frustracji. Nie wiedziałam jak z tym walczyć. Nie próbowała oznaczyć żadnego z nas jako sług, ani nas uwieść, ani kontrolować nas. Po prostu wysłała strach jak jakiś niewidzialny wiatr by zabił, jeżeli zdoła, albo i nie. Nie dbała o to. Nie było tam żadnej złośliwości, żadnych silnych emocji, poza strachem, i lękiem jaki wysyłała. Nie czuła niczego. Absolutnie niczego. Nie wiedziałam jak walczyć z nicością. Nie wiedziałam co robić. Umieraliśmy, a ja nie wiedziałam co mam zrobić.
Rozdział 20
Usłyszałam w moim umyśle: „Ma petite”, ale strach przytłumił dalsze słowa JeanClauda. Wiedziałam, że coś chce mi przekazać, ale nie mogłam nic zrozumieć. Lęk zagłuszał go tak, jak jedna radiostacja zakłóca inną. Jego słowa przypominały echo głosu tej odleglejszej stacji, ukryte pod dźwiękiem przerażenia, ale wszystko, co mogłam usłyszeć, wszystko co mogłam poczuć, to strach Moroven. Nathaniel, z wciąż otwartymi ustami opadł na mnie, dysząc, jakby powietrze było zbyt rzadkie, by oddychać. Moja śmierć to jedno, ale to byłaby nie tylko moja śmierć. Nathaniel i Damian leżeli na moich kolanach, jasne i ciemne włosy wymieszane były niczym splatane wstęgi. Gregory klęczał przede mną; prawie zapomniałam, że również tam był. Zazwyczaj miałam problem z odczytaniem jego twarzy, gdy był w połowie w lamparciej formie, ale ten wyraz twarzy mogłam rozszyfrować. Na twarzy o żółtych kocich oczach nawet pod cętkowaną sierścią widać było głód. Nie pożądanie, po prostu czysty głód. Powiedział warczącym głosem: – Oni pachną jak jedzenie. – Wiem, – usłyszałam głos Richarda i odwróciłam się ku niemu. Wyciągnęłam do niego rękę. Richard wydobył nas ze wspomnień Damiana, więc może będzie mógł wyciągnąć nas również i z tego wszystkiego. Wyglądał na… niezadowolonego, wściekłego. Moja ręka zaczęła opadać, ale w ostatniej chwili wziął ją, złapał za moją dłoń. Nagle poczułam słodki zapach lasu i woń sierści. Lęk cofnął się odrobinę, jak fala oceanu w czasie odpływu, ale było wiadomo, że z dala od brzegu rośnie kolejna nadchodząca fala. Teraz mogłam już powiedzieć: – Pomóż mi. Głos Jean-Claude’a rozbrzmiał wewnątrz mojej głowy, odepchnął strach na tyle, bym mogła słyszeć jego słowa. – Musisz wznieść ardeur, ma petite, musisz. Ona nie rozumie czystej żądzy, wolnej od bólu i przerażenia. Użyj naszego Richarda, a będę mógł połączyć moje moce z waszymi i ją pokonamy. Spojrzałam na twarz mężczyzny, którego Jean-Claude tak swobodnie
określił jako “naszego” i wiedziałam, że tak nie było. Mogłam poczuć ten wspaniały zapach, spokój sosen i ściółki z liści, ale wyraz jego twarzy na pewno nie był spokojny. Jego brązowe oczy były pełne drgającego gniewu. Dotykając w ten sposób jego ręki, powinnam czuć ten gniew tańczący na mojej skórze, ale tak nie było. Wszystko, co czułam, to moc Moroven szalejąca nade mną niczym sztorm. Jedyną pozostałą we mnie emocją było przerażenie. – Ma petite, czy mnie słyszysz? – Tak, – zdołałam wyszeptać. – Więc co jest nie tak? Chciałam go zapytać “Co mam zrobić, siłować się z Richardem i zgwałcić go?” Ale wszystko co zdołałam powiedzieć to „Nie mogę, nie potrafię. – Nie możesz czego, ma petite? – zabrzmiało w mym umyśle. – Nie mogę pożywić się Richardem. Wydawało się niemądrym mówić to, gdy patrzyłam na jego przystojną, choć w tej chwili wściekłą twarz, ale nie mogłam się dość skoncentrować, by wypowiedzieć to cicho w moim umyśle. Mówienie sprawiało trudność. – Richard zgodził się na to, ma petite. Potrząsnęłam głową, słysząc to. – Nie wierzę w to, jest wściekły. Richard wyglądał na jeszcze bardziej wściekłego, ale na głos powiedział: – Jean-Claude mówi prawdę, Anita, zgodziłem się nakarmić ardeur. Jego twarz była ciemna i wykrzywiona od gniewu. Zgodził się, ale nie chciał tego zrobić. Gdyby nad tym pomyśleć, to ja też nie chciałam. Nie chciałam podążyć znów tą metafizyczną ścieżką. Pracowaliśmy tak mocno, by rozdzielić łączące nas więzy, a seks połączyłby nas blisko ponownie. Nie chciałam tego, nie byłam pewna, czy moje serce przetrwa ponowne złamanie. Jest ograniczona ilość emocjonalnego superkleju w czyjejś duszy, potem wszystko pozostaje połamane. –Nie jestem w stanie utrzymać z dala strachu Moroven, ma petite, musisz działać, zanim moja siła osłabnie. – Łatwo ci mówić. To zabrzmiało prawie jak mój własny głos, nie zadyszany z powodu przerażenia, ale zgrabnie cyniczny. Dobrze. –To nie twój bielutki tyłek ma być wykorzystany, nie o twoim bielutkim tyłku mówimy. – Gdybym mógł przylecieć do ciebie, zrobiłbym to, ale jest dzień, więc nie mogę. Ty i Richard musicie to zrobić, bo już zaczynam przegrywać z Moroven. Mogę poczuć, jak jej koszmary nadchodzą, a gdy nadejdą zbyt blisko, będę musiał odejść, żeby ocalić siebie, mając nadzieję, że gdy zapadnie ciemność, pozostanie jeszcze coś do ocalenia. Ale jeżeli ty i Richard nic nie zrobicie, a tego się obawiam, to ciemność zapadnie za późno, za późno dla Damiana, za późno dla Nathaniela, a jeżeli nie przetrwasz śmierci swojego sługi i zwierzęcia, to Richard i ja możemy już nigdy nie zobaczyć wschodu księżyca. Czy to takie straszne pożywić się z Richarda, ma petite, czy to naprawdę gorszy los niż śmierć? Ujęte w ten sposób, to nie, ale… cholera. Dlaczego zawsze wszystko sprowadza się do seksu? Dlaczego nie ma innego sposobu walki? Jean-Claude odpowiedział wewnątrz mojej głowy, – Ponieważ możemy walczyć tylko tym, czym dysponujemy. Ja jestem inkubem, ma petite, i uwodzenie to zarówno moje przekleństwo jak i najpotężniejsza moc. Jeżeli miałbym inną magię, którą mógłbym tobie zaoferować, zrobiłbym to, ale to wszystko, co znam. To prawie wszystko, co znam. – Jeżeli masz tylko młotek, to każdy problem wygląda jak gwóźdź. Jean-Claude zaczął o coś się pytać, ale został wyparty z mojej świadomości. Wszystko zostało wyparte przez przerażenie. Moje serce podeszło do gardła, poczułam, jakbym połknęła całą rybę. Dławiłam się moim własnym sercem. Moja skóra była zimna od lodowatej mocy. Tak bardzo się bałam, tak bardzo.
Richard odsunął się od mojej ręki, odsunął się ode mnie i nie mogłam teraz rozszyfrować wyrazu jego twarzy. Ale to nie był gniew. Gregory klęknął bliżej nas i nachylił się nad Nathanielem i Damianem, rozciągnął się tak, że jego w połowie lamparcia twarz znalazła się tylko cale od mojej. Węszył w powietrzu przede mną. – Pachnie tak dobrze, tak smacznie. Lęk i ciało, – jego długie westchnienie łaskotało moją skórę, – strach i ciało. Nie bałam się Gregorego, wiedziałam to, ale bałam się czegoś i nie wiedziałam, skąd pochodzi ten lęk. Gdy Gregory rozwarł wargi i odsłonił zęby w czymś, co miało być prawdopodobnie uśmiechem, westchnęłam. Strach zacisnął się dookoła tych błyszczących kłów, głodnego lśnienia w oczach. I nagle nie tylko się bałam czegoś nieokreślonego, bałam się Gregorego. Bałam się jego pazurów, jego zębów. Bałam się w sposób, w jaki nigdy wcześniej nie bałam się jego, ani żadnego innego mojego lamparta. Polizał moją twarz, jeden szybki ruch. Pisnęłam cichym, wysokim, przerażonym głosem. Gregory warknął przy mojej skórze: – Hmm, zrób to jeszcze raz. Richard chwycił go i odciągnął ode mnie. – Przestań się nią bawić. Gregory, nadal przykucnięty na podłodze, wyglądał tak, jakby zastanawiał się nad skoczeniem na nas i wywołaniem walki. Ale w końcu powiedział: – W porządku, nie będę się nią bawił. Odwrócił się i zbliżył do Nathaniela, kłapnął zębami tuż przed jego twarzą i wtedy Nathaniel krzyknął. Nasz lęk znalazł podstawę, wokół której mógł się owinąć. Nie było w tym żadnego sensu. Cokolwiek strasznego by to uczyniło, po prostu mieliśmy obok lampartołaka. Gregory zaśmiał się. Richard odciągnął go od nas najdalej, jak mógł. – Powiedziałem przestań bawić się nimi. – Powiedziałeś, bym przestał się nią bawić. I tak zrobiłem – odpowiedział Gregory. – Zostaw ich w spokoju. – odrzekł Richard. Gregory wstał, a w lamparciej postaci był tak wysoki jak Richard. – Nie mów mi, że ty też nie masz ochoty zabawić się z nimi. – Tak, tak, chcę się zabawić, ale nie zamierzam. – Dlaczego nie? – spytał Gregory. – Ponieważ nie dręczy się przyjaciół, Gregory. Micah powiedział to, stojąc w wejściu, a najnowsza dziewczyna Richarda stała obok niego. Była prawie mojego wzrostu, z ciemnymi brązowymi włosami do ramion. Miała na sobie jasnoniebieską spódnicę i białą bluzkę z drobnymi niebieskimi kwiatkami. Sandały i starannie pomalowane paznokcie dopełniały stroju. Przywarła do ramienia Micaha obiema dłońmi. Zazwyczaj nie łapiesz tak kogoś, jeżeli nie jest on twoim chłopakiem. Zdałam sobie sprawę, że była tam emocja, którą mogłam poczuć mimo lęku – zazdrość. Co, do diabła, ona robiła uczepiona do Micaha? Zadrżała, stojąc w przejściu, a jej oczy straciły skupienie, jakby słyszała coś, czego nikt inny nie mógł usłyszeć. Wyszeptała: – Co to jest? – Strach, – powiedział Gregory. – Och, – powiedziała cichym głosem i odsunęła się od Micaha, po czym weszła do pokoju. Zatrzymała się, gapiąc na nas, potem odwróciła wzrok. Zarumieniła się i spotkała wzrok Richarda, po czym zarumieniła się mocniej. Gregory podszedł i stanął obok niej; jego futrzasta postać górowała nad dziewczyną. – Ty też się chcesz pobawić, prawda? Spojrzała na nas w dół i tym razem w jej oczach nie było nic ludzkiego. Widziałam tę sztuczkę tysiące razy, ale tym razem krzyknęłam. Krzyknęłam jak jakiś głupek i Nathaniel przycisnął się do mnie, jakby próbował przeze mnie przeniknąć. Damian leżał na moich kolanach, jakby strach już go zabił. – Wyprowadź stąd Clair, – powiedział Richard, a w jego głosie czuło się pierwszy
ton ryku. – Jest zbyt młoda, jeżeli wyzwolimy jej bestię w ten sposób, rzuci się na ludzi. Wydałam z siebie cichy dźwięk, bezbronny głos. Micah złapał Clair za ramię i zaczął ją prowadzić do drzwi. Nie walczyła z nim, ale ociągała się i musiał ją odrobinę ciągnąć, podczas gdy jej zwierzęce oczy na ślicznej twarzyczce gapiły się na nas. Nie była już zakłopotana, nie było w niej nic dość ludzkiego, by mogła być zażenowana nagością. – Co się z nimi dzieje? – zapytał Micah. – Pierwsza mistrzyni Damiana próbuje ich zabić, – odpowiedział Richard. – Jak? Nie byłam pewna, czy pytał, jak ona chce nas zabić, czy dlaczego. – Przerażając ich na śmierć. Micah prawie dotarł z Clair do drzwi, gdy spytał: – Jak możecie to przerwać? Richard spojrzał wtedy na Micaha. – Pozwolę Anicie pożywić się mną, a Jean-Claude przybędzie na ratunek. Jego głos już nie warczał. Pozostało w nim tylko zmęczenie i pewien rodzaj znużenia światem, jakby widział za dużo, zrobił za wiele i nie chciał już więcej tego robić. Micah i Richard patrzyli na siebie przez chwilę, po czym Micah przytaknął. – Utrzymaj wszystkich przy życiu, – powiedział i pociągnął Clair za drzwi, a ta chwyciła za framugę i powiedziała: – Oni pachną tak wspaniale. Micah zarzucił ją sobie na ramię, a ten ruch zaskoczył ją na tyle, że puściła drzwi i mógł wynieść ją z pomieszczenia. Jej słowa unosiły się nad nią: – Nie, nie chcę stąd wychodzić. Richard próbował bezskutecznie rozpiąć jedną ręką dżinsy. – Potrzebuję pomocy, Gregory. Lampartołak spojrzał na niego. – Zamierzasz się pieprzyć, jak masz okazję? Richard warknął na niego, a ja cicho jęknęłam. Nathaniel zadrżał. Wiedziałam, że to było głupie, że Richard mnie nie skrzywdzi, nie w ten sposób, ale lęk miał swój własny rozum. Nathaniel również był lampartołakiem, ale też był przerażony. Żadnej logiki, tylko strach. – Jeżeli się przemienię, spodnie się podrą, a nigdzie w pobliżu nie mam dodatkowych ciuchów. – Myślałem, że twoja kontrola jest lepsza, Ulfriku – mruknął Gregory Richard wyciszył trochę swój już uwolniony gniew i krzyknął: – Mogę zasmakować ich strachu na swoim języku, w moim gardle, jakbym ich już przełknął! Zgarnął swoją zdrową ręką podarty przód koszulki i szarpnął. Nagle stał nagi od pasa w górę, z wyrazem oczu, który by mnie przeraził nawet w normalnej sytuacji. To było dzikie, gwałtowne spojrzenie stworzone z nienawiści i pożądania. Nienawiść i pożądanie w oczach mężczyzny to zła mieszanka. Wydawało się, że odwrócenie się ode mnie i spojrzenie znów na Gregorego wymagało od niego fizycznego wysiłku. – Czy ty to czujesz? Gregory odpowiedział jedynie niskim warknięciem, które sprawiło, iż Nathaniel zadrżał. – Boże dopomóż, ona boi się zobaczyć mnie nago, a ja to kurwa uwielbiam. Uwielbiam, jak ona się mnie boi i nienawidzę siebie za to. Ardeur powstanie, ale Bóg wie, co zrobimy, zanim tak się stanie. Z tą ilością jej strachu nie ufam swojej kontroli. I cokolwiek się stanie, chcę mieć ubrania, kiedy będzie już po, ponieważ zamierzam od razu wynieść się z tego cholernego miejsca. Rozpiął pas jedną ręką, szarpnął górny guzik spodni i ten odpadł. Wciąż trzymając spodnie, przesunął po nich ręką i pozostałe guziki poleciały strugą. Przód jego spodni rozsunął się i jego męskość się wysunęła. Albo nie miał na sobie żadnej bielizny, albo ona nie mogła go już pomieścić. Widziałam Richarda nago dość często, by pogubić się przy liczeniu.
Widok jego nagiego ekscytował mnie, sprawiał, że byłam nerwowa, że bałam się w ten „och-mój-Boże, gdzie-ma-to-wszystko-pomieścić” sposób, zawistna, gdy straciłam moje przywileje nagości, zła, gdy on był wredny, albo próbował utrzeć mi nosa faktem, że wciąż uważałam go za przystojnego, a on już nie był mój. Te wszystkie emocje i pożądanie, i miłość; lecz nigdy wśród nich nie było strachu. Nigdy nie było tego uczucia, że on był fizycznie dużo większy ode mnie, dużo silniejszy, dużo… nigdy nie skrzywdził mnie fizycznie, a ja nigdy fizycznie się go nie bałam, ale teraz tak było. Bałam się tak, jak powinna się bać dziewica, gdy schwytali ją biali niewolnicy. Bałam się, że zostanę zgwałcona. Bałam się, że swoim ciałem wykorzysta moje. Bałam się w sposób, w jaki nie bałam się nigdy wcześniej nikogo, kogo kochałam. Przykryłam rękami oczy jak dziecko. Gdybym nie mogłam go widzieć, to nie mógłby mnie skrzywdzić. Głupie, niemądre, ale nie mogłam nic poradzić na to, co czułam. Nie mogłam zmienić sposobu, w jaki to odczuwałam. Poczułam krzyk rosnący w moim gardle. Krzyk, który czekał, by go dotknięto. Wiedziałam, że to zrobię i nie mogłam nic na to poradzić. Zdaje się, że on też poczuł ten krzyk czekający na ujście, ponieważ mnie nie dotknął. Na moich rękach nadal zakrywających oczy poczułam gorąco jego twarzy, chwilę przed tym, nim poczułam powiew jego oddechu. Gdyby mnie choć tknął, strach wylałby się z moich ust, ale on mnie nie dotknął nawet palcem. Czułam jego gorący oddech przy mojej skórze, tak gorący. Poczułam, jak Damian podnosi się z moich kolan. Nie byłam pewna, skąd wiedziałam, że nie zrobił tego sam, ale tak było. 24 – Anita, spójrz na mnie. Jego głos był miękki i bardzo bliski, każde słowo było oddechem na moich rękach. – Proszę, Anita, proszę, spójrz na mnie. Jego głos unosił się pośród strachu, rozluźnił napięcie w moim gardle, rozluźnił mięśnie moich ramion. – Anita, spójrz na mnie, proszę. Mogłam oddychać ponownie, moje serce nadal biło. – Proszę, – wyszeptał i dotknął opuszkami tyłu mojej głowy. Leciuteńki dotyk i moje dłonie obniżyły się o cal, dwa cale, mogłam widzieć jego twarz pomiędzy palcami. Jego oczy były czystym czekoladowym brązem i w tej chwili były łagodne. Nie było w nim śladu gniewu, czy pożądania, nic poza cierpliwością i łagodnością. To była ta jego część, w której kiedyś się zakochałam. Dotknął moich nadgarstków, delikatnie, a ja opuściłam dłonie z mojej twarzy. – Lepiej? – powiedział, uśmiechając się. Chciałam przytaknąć, ale Damian chwycił moje nogi i lęk powrócił, a z mojego gardła wyrwał się krzyk. To nie była moc Moroven, to był strach Damiana przed tą mocą i fakt, że nie mogłam się przed tym osłonić.
Rozdział 21
Krzyknęłam i usta Richarda znalazły się nagle na moich. Pocałował mnie, delikatnie napierając wargami. Strach przeszył mnie, całą, aż do opuszków palców, jakby strach był prądem. Odepchnęłam go ode mnie. Czekałam na gniew, aż ruszy ku mnie, aż przezwycięży strach i wszystko inne, ale tak się nie stało. W zasadzie strach zmienił się w panikę. Panikę, jaka mrozi twoje ciało, mrozi twój umysł, sprawia że zapominasz wszystko co widziałeś i czego nauczyłeś się o tym jak uczynić ze swojego ciała broń, a wszystko co pozostaje to cichy
krzyk wewnątrz głowy, który czyni cię ofiarą. Jeżeli nie jesteś w stanie myśleć ani się poruszać, to jesteś ofiarą. To dlatego panika cię zabija. Richard klęczał przede mną, zaledwie na odległość mojego ramienia. Nie było teraz nic delikatnego w jego twarzy. Wyglądał chętnie, wyczekująco. Przykląkł na jedno kolano, drugą nogę odwrócił tak by mógł się osłonić przed moim widokiem. Język ciała był skromy; wyraz jego twarzy nie. Nachylił się nade mną i nabrał powietrza, głęboko, tak że jego pierś uniosła się i napełniła nim. Jego oczy zamknęły się jakby wąchał najwonniejsze z kwiatów, jego głowa odrzucona w tył, odrobinę. Kiedy otworzył oczy nie były one brązowe, były bursztynowe, ciemny wilczy pomarańczowy bursztyn. Był moment gdy widok tych oczu na jego opalonej twarzy zapierał dech w piersiach, ale wtedy Damian wbił palce w moją nogę. Świeża fala paniki przelała się przeze mnie, wyrywając krzyk z mojego gardła, a potem Damiana. Ujrzałam dziwny obraz ciał, rąk, trzymanych w dół, rozrywanych ubrań, ciężar ciała przyszpilającego nas do stołu i… Ręka owinęła się wokół mojego nadgarstka i odciągnęła mnie w tył. Paznokcie Damiana przebiły moją skórę, gdy próbował się utrzymać. Richard wyrwał mnie z rąk Damiana, z jego przerażenia, jego wspomnień, lęku. W chwili, w której Damian nie mógł mnie dotknąć, panika zbladła odrobinę. Mogłam ponownie oddychać. Lęk wciąż tam był, pulsując we mnie, ale został jakoś osłabiony. Różnicą było tonąć w oceanie, a tonąć w stawie. Lepiej, mniej przerażająco, ale tak samo zabójczo. Spojrzałam na Damiana jak leżał na podłodze, ręce wyciągnięte i nawet z oddali, sięgnęłam do niego. Mogłam poczuć jego potrzebę. Richard pociągnął moje ramie, ostro, gwałtownie. Straciłam przez to równowagę, a on wykorzystał ten chwilowy balans, by obrócić mnie ku jego ciału, moje ramię za moimi plecami z jego ręką wciąż na moim nadgarstku. Powinnam być bardziej zainteresowana bólem, ale to uczucie bycia nagle przyciśniętej do jego nagiego ciała przytłaczało mnie. To nie było tylko przyciśnięcie do męskiego ciała, nawet uroczego ciała, tym co mnie denerwowało, to było tak jakby moje ciało go pamiętało. Pamiętało jak to było, być przyciśniętą do tego ciała, tych ramion, a pamięć skóry… tak jakby emocjonalne blizny zostały rozerwane i wylały moje serce z mojej skóry. Walczysz tak mocno, tak długo, by wyrzucić kogoś ze swojego serca, ale zawsze to serce cię zdradza. Ale pomiędzy emocjonalnymi szczątkami poczułam jak Moroven się wycofuje. Nie potrzebowaliśmy ardeur by ją zmieszać, wszystko czego potrzeba, to pokazać co ja i Richard czuliśmy do siebie. Tak jak Moroven nie rozumiała czystego pożądania, tak nie rozumiała miłości, nie ważne jak złamanej. Nie wiedziałam czy to emocje przeraziły ją, czy też po prostu nie mogła tego zrozumieć. Nie była jedyną. Dotykaliśmy się i triumwirat działał całkiem dobrze. Oboje opuściliśmy nasze tarcze, by pomóc JeanClaude’owi wzniecić ardeur, by nas ocalić, ale tarcze chronią cię przed wieloma rzeczami. Czym jest miłość? Jakie to uczucie w najsurowszej formie? Pożądanie, potrzeba, pragnienie, i ta bolesna potrzeba, jakby pośrodku twojego ciała wyrwano dziurę, a jedyną osobą, która może ją wypełnić jest osoba, której dotykasz. Kochałam Richarda. Nie mogłam ukryć tego co czułam, nie mogłam temu zaprzeczyć. Leżałam naga w jego ramionach – w każdym znaczeniu tych słów. Przez chwilę, poczułam, że on czuje to samo, ale po chwili
poczułam coś jeszcze… wstyd. Był zawstydzony, nie tym że mnie kochał, ale tą częścią siebie, która była zła, że Moroven odeszła. Pragnął spijać mój strach, gdy mnie pieprzył. Ta myśl nadeszła nie w słowach, ale w zmieszanych obrazach. Poczułam, że dla niego moje przerażenie było prawie takie same jak strach jelenia, którego gonił i zabijał. Strach, nawet lekki, czynił wszystko lepszym – zarówno pożywienie jak i seks. Puścił mnie, odsunął się na bok, tak że się nie dotykaliśmy. Zacisnął mocno swoje tarcze na miejscu i zostawił mnie samą. Trzęsłam się i nie rozumiałam dlaczego. Twarz Richarda przybrała ten wściekły wyraz jaki zwykł używać, by ukryć to o czym myślał. Chwycił spodnie i ruszył w kierunku drzwi. – Jesteś tak samo przerażona tym jak ja, - powiedział i znikł. Chciałam powiedzieć, że nie miał racji, ale po trochu ją miał. Nie przerażał mnie fakt, że lubił odrobinę strachu podczas seksu, odrobinę ostrzejszej zabawy, większość zmiennokształtnych to lubiła. Myślę, że to ma coś wspólnego z byciem zaprogramowanym do polowania na zwierzęta i zabijania ich. Jeżeli nie podnieci ich strach, ich ludzka część może przejąć kontrolę i uniemożliwić im zabijanie. Albo być może nie o to chodziło. Może to było coś jeszcze. Może Raina i Gabriel zostali przyciągnięci przez jego uśpiony talent. Nie wiem, ale nie przerażało mnie to czego Richard pragnął. To że myślał o wzięciu mnie, gdy strach Moroven przenikał nas – to mnie nie kłopotało. To było łagodne w porównaniu do rzeczy, jakie lubiły moje lampartołaki. To że ja nie brałam w tym udziału nie oznaczało, że byłam ślepa. Nie, to nie było problemem. Opadłam na kolana i tak pozostałam. Poczułam, że mnie kochał, prawda, ale poczułam też jego nienawiść do wszystkiego czym był, i to było silniejsze i ważniejsze niż jego uczucia do mnie. Sądziłam, że nienawidził swojej bestii, ale to było coś więcej. Nienawidził tego, co lubił w łóżku. Byliśmy kochankami przez miesiące, z przerwami, a ja nigdy nie dowiedziałam się, że był ukrytym sadystą. Jak bardzo musiał pilnować swojej własnej smyczy, bym się nie dowiedziała? Ręka dotknęła mojego ramienia a ja podskoczyłam. Nathaniel patrzył się na mnie tymi lawendowymi oczami. – W porządku? Moje oczy były gorące, a gardło ściśnięte. Boże, nie chciałam płakać. Potrząsnęłam głową, ponieważ nie ufałam temu co wyszłoby z moich ust. Żadnego szlochu, żadnego krzyku, żadnej histerii. Nie zdawałam sobie sprawy, aż do teraz, że gdzieś na dnie duszy miałam nadzieję. Nadzieję, że Richard i ja jakoś dojdziemy do porozumienia. Sądziłam, że się z tym wszystkim pogodziłam – głupia. Nie pogodziłam się, po prostu ukryłam to. Nie mogłam oddać się całkowicie nikomu, ponieważ wciąż kochałam Richarda. Jak popierdolone to było? On naprawdę mnie kochał, ale bardziej kochał swój wstyd. Nie uciekł dlatego, że mogłam zaakceptować jego bestię. Uciekł ponieważ żyjąc ze mną, nie mógłby udawać. Nie mógłby udawać, że jest normalny. Nigdy nie udawałam, że jestem czymś czym nie byłam, a ostatnio radziłam sobie z tym jeszcze gorzej. Czy potrafiłeś udawać przed kimś i być naprawdę szczęśliwym? Nie sądzę. Nathaniel objął mnie ramionami, powoli, jakby obawiał się, że go powstrzymam, ale nie zrobiłam tego. Potrzebowałam teraz przytulenia. Potrzebowałam utulenia przez kogoś, kto mnie pragnął, całej mnie, tego co dobre i co złe, co miłe i przerażające. Richard był przyciśnięty nago do mojego ciała i nawet obietnica tego nie była wystarczająca. Micah pojawił się w przejściu. – Dr. Lillian opatruje w kuchni ranę Richarda. Spojrzał z Nathaniela na Damiana, I wreszcie na
mnie. – Richard wygląda na wstrząśniętego, co się stało? Wyciągnęłam rękę a on podszedł do mnie bez słowa. Zagłębiłam swoją twarz w jego ramionach, i ten gorący, gorący ucisk wylał się z moich oczu i ust. Chwyciłam rękami jego koszulę i płakałam. Nathaniel siedział za moimi plecami, pocierając rękami moją skórę, wydając kojące dźwięki. – Co się stało? – zapytał ponownie Micah. Odpowiedział Damian, a jego głos pozwolił mi wiedzieć, że znalazł się w pobliżu zanim poklepał moje ramię. – Richard nienawidzi siebie bardziej niż kocha kogokolwiek innego. – Dopiero w tej chwili zdałam sobie sprawę, że Damian i Nathaniel byli nadal połączeni ze mną, gdy ja i Richard mieliśmy swój moment. Moją pierwszą myślą było „Będzie wściekły wiedząc, że znają jego wielki, mroczny sekret”. Druga myśl brzmiała „Kogo to kurwa obchodzi?”. Przywarłam do Micaha, z Nathanielem za plecami i Damianem klepiącym mnie dziwnie po ramieniu. Gregory warknął swoim lamparcim głosem. – Co się stało? Myślałem, że ty i Richard będziecie się pieprzyć. Micah oszczędził mi konieczności mówienia czegokolwiek. – wynoś się Gregory, zanim powiesz coś jeszcze głupszego. – Nie chciałem… – Już! – Głos Micaha miał teraz cień warknięcia. Dość, by obudziło bestię uśpioną wewnątrz niego, a ja poczułam jak zwija się wewnątrz jego ciała, jak przemykający się kot w ciemności. Kot z którym dzieliłeś łóżko, dopóki uczucie jego futra, tego małego ciała na poduszce, prześcieradle, tak jak część nocnego, spokojnego snu. Komfort, towarzystwo, ciepło i wiedza, że w ciemności są pazury, jeżeli coś pójdzie źle. Jego bestia rozpaliła moją, i poczułam ją ciepłą, dającą komfort, jak te dwa niewidoczne ciała pocierające się o siebie. Uczucie jego szyi przy mojej twarzy, jego skóry wilgotnej od moich łez, nasze bestie odpoczywające obok siebie, jego ramiona wokół mnie, a ja miałam jedną z tych chwil, gdy rozumiałam, że jeżeli dopuszczę go dość blisko, jego ramiona staną się domem. Nathaniel pocałował mnie, lekko w ramię. – Nie bądź smutna Anita, proszę, nie smuć się. – Obróciłam głowę, by zobaczyć jego twarz. Miał łzy na policzkach. Wyciągnęłam jedno ramię tak, że mogłam owinąć je dookoła jego pasa i przytulić ich obu. Pozwoliłam sobie zatopić się w nich, pozwolić im się tulić, pozwoliłam sobie przywrzeć do nich. Czym jest miłość? Czasami to pozwolenie sobie być tym kim jesteś, i pozwolenie osobie, którą kochasz na to by była tym kim jest. Albo osobom, na to by były tym kim są. Rozdział 22 Kiedy skończyliśmy z histerią i każdy zmył z siebie dość krwi, by móc się pokazać na ulicy, bądź przynajmniej nie sprawiać, że moi sąsiedzi wezwą policję, ubrałam się. Micah zaznaczył, że prawdopodobnie pójdziemy wszyscy spać, więc po co przejmować się ubraniem, ale ja potrzebowałam ubrań. Czerń wszędzie poza moją skórą, włączając w to kabury na broń, Browninga Hi–Power i ukrytą pod moimi włosami rękojeść naprawdę dużego noża. Leżał w ręcznie robionej pochwie wzdłuż linii mojego kręgosłupa, przypięty do kabur naramiennych, choć mógł być noszony bez nich, ale nie aż tak wygodnie. Micah próbował powiedzieć, że prawdopodobnie nie będę potrzebowała takiej ilości broni, by wejść do własnej kuchni. Spojrzałam na niego a on zamilkł. Nikt więcej nie narzekał. Czy kiedykolwiek próbowałaś się ubrać, gdy obserwuje cię trzech mężczyzn? Chciałam obecności Micaha, więc
wydawało się niefajnym wykopanie Nathaniela, a Damian… wszyscy obawialiśmy się co może się zdarzyć, jeżeli wampir zostanie oddzielony ode mnie o pokój i drzwi. Uprawialiśmy seks, widział mnie naprawdę nago, a nawet poszedł za mną do sypialni, ale i tak zmusiłam go do odwrócenia głowy, gdy się ubierałam. Być może łaki w końcu wpływały n a mój sposób postrzegania nagości. Wydawało się to dziwnym, bardziej intymnym by ubierać się przed kimś niż być nago. Albo to moja skromność przeszła już wystarczającą ilość szoków jak na jeden dzień. Skoro o tym mowa, jeżeli nie pomyślałabym że to było tchórzliwe i dziecinne, ukryłabym się w sypialni dopóki Richard nie wyjdzie, ale to było tchórzliwe i dziecinne. Do diabła. Poza tym Nathaniel obiecał, że zrobi kawę. Nienawidziłam jeść przed dziesiątą, ale kawa przed dziesiątą była koniecznością. Damian zrobił jedną rzecz, jaka sprawiła, że poczułam się lepiej – poprosił o szlafrok. Jego prośba sprawiła, że zdałam sobie z czegoś sprawę. Żaden z wampirów jakie znałam, nie chodził swobodnie nago. Byli nadzy, gdy mieli do tego dobry powód, ale nie spacerowali wokół mnie nago tak jak zmiennokształtni. Zabawne, nigdy nie przyszło mi to wcześniej do głowy. Nathaniel przyniósł Damianowi jego własny szlafrok z piwnicy i zrobił kolejną wycieczkę po spodnie dla siebie. Dostał punkt za to, że ubrał się bez moich próśb. Szlafrok Damiana wyglądał jak coś prosto z wiktoriańskiej Anglii i może tak rzeczywiście było. Był ciemny, z grubego aksamitu, ciężki, przypominał bardziej płaszcz niż szlafrok. Miał wytarte miejsca na łokciach, a mankiety zaczynały się strzępić. Ale cały szlafrok wyglądał na drogi. Damian owinął go wokół siebie, jakby był jego ulubionym misiem przytulanką. Kiedy zawiązał pasek, okrywał go od szyi do kostek, wystawały tylko jego ręce. – To nie jest szlafrok, prawda? – zapytałam. Potrząsnął głową, gdy wyciągał włosy zza kołnierza, tak że rozlały się jak zaskoczona czerwona plama na tle tego błękitu. – To koszula nocna, – powiedział. Skinęłam głową, jakbym rozumiała jaką dokładnie różnicę miał na myśli, po czym podałam mu rękę. Nie dlatego, że chciałam go dotykać, choć o to też chodziło, ale z powodu zagubionego spojrzenia jego oczu i sposobu w jaki pocierał cienki aksamit jakby dotykanie sprawiało, że czuł się bezpieczniej. Przyjął moją dłoń i rzucił mi pierwszy uśmiech jaki widziałam odkąd ta-którago-stworzyła uniosła swoją złowieszczą głowę. Uśmiech był drżący w kącikach, ale uspokoił się, gdy dotknęłam jego ręki. Bałam się, że gdy go dotknę ponownie, to się zmieni. Że będzie tam pożądanie, albo miłość albo coś innego, z czym nie mogłam sobie poradzić, ale to nie to doszło z dotyku jego ręki. Tym co poczułam było poczucie bezpieczeństwa. Ulga, że to ja wyciągnęłam pierwsza do niego rękę. Jeżeli dotknęłam go pierwsza, to nie mogłam być zła. – Nie jestem zła, – powiedziałam. Jego oczy rozszerzyły się odrobinę. – Wiesz o czym myślę? – A ty nie wiesz o czym ja myślę? – Nie. – Zapytaj go czy wie co czujesz, – powiedział Nathaniel. – Właśnie o to zapytałam. – Nie, nie zrobiłaś tego. Pomyślałam nad tym przez chwilę. Miał rację. – Dobra, co czuję? – Nic, – powiedział Damian, – bardzo ostrożnie starasz się nie czuć nic. Pomyślałam i nad tym i tylko skinęłam głową. Miał rację. Czułam się odrętwiała, prawie czułam ulgę, że potrzeba bezpieczeństwa Damiana przezwyciężała inne komplikacje, ale tak naprawdę, tak szczerze, to nic nie czułam. Czułam się jak jedna z tych skorup wyrzuconych na piasek, tak piękna, tak
czysta, tak biała i różowa, a także pusta. To miejsce gdzie miał pasować Richard, było puste, ale nie puste jak rana. Puste jak skorupa muszli, śliskie, wilgotne i czekające. Czekające aż ktoś inny wślizgnie się tam i zamieni tę pustkę w swoją ochronę, tarczę, zbroję, w swój dom. Nawet myśląc tak jasno, nadal prawie nic nie czułam. Zdałam sobie sprawę, że było to bliskie do tej statycznej pustki, gdzie udawałam się, gdy zabijałam, ale nie było ono tak nieruchome. To była kojąca pustka, jak spoglądanie na horyzont nieba ponad wodą. Spokój, cisza, ale nie pusta, tylko czekająca. Czekająca na co? Damian ścisnął moją rękę. Uśmiechnęłam się do niego, ale wiedziałam że nie sięgało to moich oczu. Uśmiechnęłam się, bo on uśmiechnął się do mnie, bardziej refleks niż emocja. Wewnątrz nie było nic. Jakbym trochę była w szoku. Szok jest naturalną izolacją, czymś co odcina cię, byś się uleczył a czasami byś mógł umrzeć bez cierpienia czy strachu. No cóż, nie zamierzałam umierać. Nie umierasz z powodu złamanego serca, tylko czujesz się jakby tak było. Wiem z osobistego doświadczenia, że jeżeli będziesz działał, zachowywał się jakbyś nie krwawił w środku, nie umierasz, i w końcu przestajesz chcieć. Micah przyszedł i stanął przede mną. Kiedyś to wydawało mi się dziwnym, by widzieć tak poważną inteligencję w kocich oczach, to były tylko oczy Micaha. Dotknął mojej twarzy a jego ręka była tak ciepła, że chciałam potrzeć o nią moim policzkiem, ale nie zrobiłam tego. Nie wiedziałam dlaczego, ale nie zrobiłam tego. Po prostu stałam tam, Micah dotykał mojej twarzy a Damian przywarł do ręki. Mogłam poczuć, że moja twarz była tak pusta, jak wnętrze. – Nie musisz tam iść, – powiedział Micah. – Tak, – powiedziałam, – Muszę. Uniósł drugą rękę w górę, tak że objął moją twarz swoimi ciepłymi, gorącymi dłońmi. – Nie Anita, nie musisz. Damian pocierał palcami moje knykcie, tak jak to robił, gdy obawiał się, że jestem na kogoś zła. Nie byłam zła, albo może martwił się o coś innego. Damian mógł pomóc mi się uspokoić, pomóc mi kontrolować mój nastrój, być mniej bezwzględną, albo mniej chętną do zabijania, ale twój sługa może zaoferować ci tylko co ma do podzielenia się. Damian nie potrafił pomóc mi zwalczyć strachu, czy samotności, czy smutku, ponieważ nosił tego zbyt wiele w swoim wnętrzu. Dziś jedynym prawdziwym komfortem jaki mógł zaoferować był dotyk dłoni przyjaciela. Ale przecież są gorsze rzeczy do zaoferowania. Zamknęłam oczy, nie by ukryć się przed poważną twarzą Micaha, ale by skąpać się w cieple jego rąk. Musiałam zamknąć oczy, tak że mogłabym poczuć jego ręce i nie być rozkojarzoną przez kolor jego oczu. Pozwoliłam sobie zrobić to co pragnęłam zrobić odkąd dotknął mojej twarzy. Potarłam policzkiem o jedną z jego rąk, potem o drugą. Jego ręce poruszały się ze mną, tak że to było jak taniec, jego dłoń przy mojej twarzy, w moich włosach, a ja ocierająca się o niego jak kot. Pocałował mnie gdzieś w tym czasie, z twarzą drżącą pomiędzy rękami. Jego usta były miękkie i pełne, przycisnął je do mnie, mocno lecz delikatnie. Otworzyłam oczy na jego twarz tak bliską, że nie mogłam skupić się na jego oczach. Odsunął się na tyle byśmy mogli widzieć siebie nawzajem, ale trzymał twarz pomiędzy swoimi rękami. – Oszczędziłbym ci tego, gdybyś mi pozwoliła. Położyłam swoje dłonie na jego, tak że trzymaliśmy siebie nawzajem. – Chcesz za mnie przeprosić, a Damian i ja będziemy mogli ukryć się w sypialni?
Ktoś umieścił przednie drzwi z powrotem na miejscu. Drzwi wisiały w zawiasach, a lekkie światło przenikało pomiędzy krawędziami, ale to nie było złe. Damian chwycił moje ramiona gdy pierwsza smuga światła przeniknęła drzwi. Poklepałam jego dłoń, ale nie wiedziałam co więcej zrobić. Micah poinformował nas, że zasłonił okna w kuchni, tak że był tam półmrok, na tyle na ile zdołał. Uśmiechnęłam się do niego w odpowiedzi. Zawsze wydawał się wyprzedzać moje oczekiwania. Czasami to mnie niepokoiło, ale nie dziś. Dziś, przyjmę każdą pomoc jaką dostanę. Damian byłby idealną wymówką, by przenieść się do mroczniejszych części domu. Niestety, prawie tak bardzo jak nie chciałam widzieć Richarda, nie chciałam zostać sama z Damianem. Mężczyźni mogą być całkiem zabawni po tym jak uprawiasz z nimi seks, niektórzy stają się dość zaborczy, inni emocjonalni, a inni chcą szansy by zrobić to znów. Nic z tego nie brzmiało jak coś, z czym chciałam mieć do czynienia w tej chwili. Z pewnością był spokojny przy mojej skórze, ale to nie oznaczało, że kiedy będziemy sami powstrzyma się od bycia mężczyzną. W końcu nim był. Nie miałam ochoty ryzykować. – Jeżeli chcesz to widzieć w ten sposób, to tak. – To nie tak jakbym musiała patrzeć na to w ten sposób. Micah, tak to jest. To będzie ukrywanie się. – Ona się nie ukrywa, – powiedział Nathaniel, miękkim głosem i pełnym żalu, tak że nie potrafiłam zrozumieć, a dźwięk jego głosu czynił mnie zadowoloną w tej chwili, że się nie dotykaliśmy. Cokolwiek czuł nie wydawało się w ogóle zabawne. – Czy dyskrecja nigdy nie była lepszą częścią męstwa dla ciebie? – powiedział Micah, a w jego oczach było coś bliskiego bólu. Ale co dziwne, ze wszystkich mężczyzn w moim życiu, był jednym z tych niewielu, których myśli i emocji nie potrafiłam czytać. Mogłam odczytać jego twarz, oczy, język ciała, ale jego myśli i wewnętrzne emocje należały do niego. – Nie, – powiedziałam, – nigdy. No cóż, prawie nigdy. – Poklepałam jego rękę i wycofałam się na tyle by musiał mnie puścić, albo trzymać gdy wiedział, że nie miałam na to ochoty. Puścił mnie, a pierwszy ślad gniewu pojawił się w jego oczach. – Nie lubię widzieć cię zranioną. – Też nie lubię być zraniona, – odpowiedziałam. To prawie sprawiło, że się uśmiechnął. – Próbujesz żartować, zgaduję, że to pozytywny znak. – Próbuję, tylko próbuję? Myślałam, że to zabawne. – Nie, – powiedział Nathaniel, – nie, nie było. – Ścisnął moje ramię przechodząc. – Skończę parzyć kawę… – Nie zaczekasz na nas? – zapytałam. Odwrócił się w wejściu do kuchni. Uśmiechał się. – Wiem że i tak tu przyjdziesz, w końcu, ponieważ nie pozwolisz sobie stchórzyć. Ale zanim przekonasz siebie do tego, ja przygotuję kawę. Skrzywiłam się do niego i poczułam drobną nić gniewu. Damian chwycił ponownie moją rękę, a ja nie walczyłam z nim. – Nie wściekaj się na mnie, – powiedział Nathaniel. – Zmielę świeżą kawę dla ciebie i użyję tego nowego zaparzacza do kawy, który Jean-Claude ci podarował. Skrzywiłam się jeszcze bardziej. – Wiem jak bardzo nienawidzisz przyznać, że lubisz ten zaparzacz, ale ty naprawdę go lubisz. – Nie robi dość kawy za pierwszym razem, – odpowiedziałam. Nawet dla mnie brzmiało to chamsko. – Powiem Jean-Claude’owi, że spodobałby ci się naprawdę, naprawdę wielki zaparzacz do kawy. – Powiedział to całkowicie z kamienną twarzą, a leciutki uśmiech lśnił w jego oczach, pozwolił mi wiedzieć, że zamierzał coś dodać. – Królowa rozmiarów, – po czym zniknął za drzwiami zanim zdążyłam otworzyć oczy i zdecydować, czy na niego krzyczeć czy się roześmiać.
Tłumaczenie Fallen22 Rozdział 23 Próba Nathaniela mająca na celu poprawienie mi humoru sprawiła, że poczułam się lepiej, choć musiałam przyznać, że zapach świeżo zmielonej kawy pomógł zwabić mnie do kuchni. Nie mogłam pozwolić, by mój były narzeczony stanął pomiędzy mną a kawą, prawda? Więc by zachować szacunek do siebie ruszyłam naprzód. Richard siedział przy kuchennym stole tuż obok najbliższych drzwi. Doktor Lilian stała nad nim. Kończyła bandażować jego prawe ramię. Spojrzała na nas, gdy przechodziliśmy przez drzwi, ale większość uwagi nadal skupiała na pacjencie. Gdy ją spotkałam po raz pierwszy była szara i pokryta futrem, ale teraz wyglądała na kobietę po pięćdziesiątce, szczupłą, z włosami tak siwymi jak jej futro, gdy była w szczurzej postaci. Zawsze było coś eleganckiego w doktor Lilian jakby jej ubrania nigdy nie brudziły się zbytnio. Do tego zawsze miała podręczny zestaw medyczny, gdy zachodziła taka potrzeba. Sprawiała wrażenie jakby nigdy nie panikowała. W świecie ludzi była szefową jednego z lokalnych centrów pomocy w nagłych przypadkach, które przetrwało ostatnie cięcia w budżecie. Ale spędzała dużo więcej czasu pomagając futrzakom. Odkąd zmarł Marcus, mieliśmy niewielu lekarzy.
Co tłumaczyło dlaczego ochroniarz stał po drugiej stronie wejścia, obserwując jak wchodzimy do pokoju. Był szczupły, mierzył zaledwie sześć stóp wzrostu, choć coś w sposobie w jaki stał sprawiało, że wydawał się niższy. Kosmyki czarnych włosów opadały mu na oczy, które lśniły jak czarne klejnoty na tle loków. Wdzięczne ręce głaskały krawędzie skórzanej kurtki i dojrzałam przynajmniej pięć rękojeści noży zanim zapiął kurtkę. Mogło być ich sześć, ale na pewno widziałam cztery, a to już dość. Poinformowano mnie, że przybyły tu szczurołaki, liczba mnoga, ale nie zastanowiłam się nad tym. Tak naprawdę tego nie przyswoiłam. Byłam tak zajęta nie zobaczeniem się z Richardem, że nie rozejrzałam się porządnie po pokoju. Przypięłam nóż i pistolet, ale równie dobrze mogłam być nieuzbrojona, gdyby Fredo chciał mnie skrzywdzić. Nie zauważyłam go. Stał tuż za drzwiami po przeciwnej stronie, a ja go nie zauważyłam. Kurwa. Zdołałam nie pokazać tego po sobie. Skinęłam głową Fredowi – on odwzajemnił powitanie. Chciałam coś powiedzieć, ale nie ufałam głosowi. Myślałam „głupia, głupia”. A taki rodzaj głupoty mógł mnie zabić. Nathaniel stał na tyle kuchni przy zlewie, pod oknem, które kiedyś musieliśmy wymienić z powodu zniszczeń po strzelaninie. Okno miało się teraz dobrze, w przeciwieństwie do mnie. Żyłam w świecie, gdzie musiałam zauważać złych gości. Fredo był jednym z nas, ale zdecydowanie był twardym zawodnikiem. Nie takim, który chciał mnie zabić, ale takim który by mógł, a ja weszłam do pokoju w którym on się znajdował, nie zauważając tego. To był tak durny błąd, że wiedziałam jak źle ze mną było. Szłam dopóki nie stanęłam obok Nathaniela plecami do pokoju. Damian podążał za mną wzrokiem jak zagubiony szczeniak, który właśnie odnalazł właściciela. Puściłam jego rękę gdy zdałam sobie sprawę, że nie widziałam Fredo, a poczułam ruch Fredo za sobą. Chciałam mieć wolne ręce. Wiedziałam że Damian chciał mnie dotykać, ale ja musiałam mieć wolne ręce. Czułam się klaustrofobicznie. Kuchnia to dość duże pomieszczenie. Kiedy zasłony są rozsunięte, jest tam jasno i słonecznie, ale z zasłoniętymi zasłonami i światłem na suficie było tam mroczno, a ja chciałam światła. Chciałam wejść na pokład i obserwować drzewa w porannym świetle. Nie chciałam stać tam w ciemności trzymając rękę wampira. Chciałam wyboru, a wydawało się że żadnego nie miałam. Nagle zrobiłam się zła i to nie na Damiana. Dalsze zasłony się rozsunęły i Clair wróciła do stołu z uśmiechem. – Piękny stąd widok. – Dzięki, – powiedziałam i ponownie obserwowałam, jak Nathaniel parzy kawę. Jeżeli nie będę patrzeć nigdzie indziej, być może mój gniew nie wyleje się ze mnie. Chciałam naskoczyć na Richarda, wykrzyczeć swoje oskarżenia. I tak bardzo nie chciałam robić tego przy jego dziewczynie i moich chłopakach. Czy ja właśnie powiedziałam chłopakach? Położyłam ręce na chłodnej ladzie, zamknęłam oczy i próbowałam znów nie myśleć. Brak myślenia był dobry. Brak czucia jeszcze lepszy.
Inna ręka znalazła się na mojej i w tym momencie zrobiłam się spokojniejsza. Wiedziałam bez otwierania oczu kto to, bo tylko dotyk jednego mężczyzny uspokajał mnie. Uspokajał mnie, bo spędził wieki doskonaląc swój spokój. Otworzyłam oczy i napotkałam zielone spojrzenie Damiana. Chciałam go nienawidzić. Chciałam być wściekła, że jestem z nim uwięziona, przywiązana, ale nie mogłam. Nie wtedy gdy dotykał mojej ręki, gdy jego oczy były tak gotowe wypełnić się bólem, nie mogłam być zła, nie na niego. Kurwa. Nie mogłam oddychać, nie równomiernie. Neutralizował mój gniew, ale nie mógł pochłonąć mojego strachu. Wyrwałam mu się. – Muszę być teraz wściekła, Damian, to wszystko co mam. Ręka dotknęła mojego ramienia, a ja wyrwałam się. Oczy Nathaniela stały się raczej ostrożne niż zranione. – Co się stało? Odsunęłam się od nich obojga, wpadając na wysepkę dość mocno, by talerze zadrżały w szafkach. – Anita. – Głos Micaha. Stał na końcu wysepki patrząc na mnie swoimi poważnymi, kocimi oczyma. Czułam jakbym nie mogła złapać tchu. Jakby pokój stawał się coraz mniejszy. Nathaniel stał przede mną, a obie strony wysepki zostały zablokowane przez nich obu. Czułam się osaczona, osaczona na tak wiele sposobów. – Chłopcy, – odezwała się doktor Lillian. – Myślę, że Anita potrzebuje odrobiny przestrzeni. – Nie mogę zostawić Damiana samego, – powiedziałam, ale mój głos brzmiał jak zdławiony. Podeszła, odsunęła ich ode mnie każąc im się cofnąć. – No chodź, odrobina świeżego powietrza i przestrzeni, oto zalecenia lekarza. – Wyciągnęła do mnie rękę, ostrożnie nie dotykając, jakby sama lepiej niż ja wiedziała co czuję. Zachęciła mnie do podejścia do zasłon i wypchnęła na otwarty ganek. Światło lśniło, oślepiając mnie na chwilę. Kiedy odzyskałam wzrok, stała tak daleko jak kuchenny blat pozwalał jej i nadal znajdując się w pomieszczeniu. Nic nie powiedziała, tylko podziwiała widoki. Chciałam coś powiedzieć, po czym pomyślałam „Pieprzyć to, ona ma rację”. Podeszłam do poręczy i spojrzałam na drzewa. Drzewa wirowały kalejdoskopem kolorów. Wiatr rozwiewał złoto i pomarańcz, kaskada liści niczym pogniecione, złote torebki opadła w dół wokół mnie. Niebo było bezchmurne, niebieskie tak jak tutaj w październiku, jakby niebo było bliższe, świeższe, jak lekki, miętowy
błękit, jakby bezchmurne nieba dotąd były ledwie zwiastunem tego błękitnego, niebieskiego nieba. Wdychałam ciężkie złoto słońca, jak blady syrop na liściach. Pachniało jak jesień, ten ostry, czysty zapach, który wywołują schnące liście, chłodne noce i ciepły oddech dnia zanim zapada noc. Mogłeś posmakować jesieni a języku jak jakiś rodzaj ciasta, coś gęstego, orzechowego i słodkiego. Nabrałam tyle powietrza ile zdołałam i powoli je wypuściłam, jakby moje ciało tego nie chciało. Stałam tam pochylając się nad poręczą, spijając światło słoneczne, kolory i bogaty aromat jesiennych lasów. Uśmiechałam się i uspokoiłam zanim dr Lilian odezwała się. Pozostała na swoim końcu ganku, jakby nie była pewna ile przestrzeni potrzebowałam. – Czujesz się lepiej? – Tak, – uśmiechnęłam się do niej, odrobinę zakłopotana. – Przepraszam, że straciłam tam panowanie nad sobą. – Doświadczyłaś wielu zmian w bardzo krótkim czasie, Anita. – Co wiesz? – To, że jakoś przywiązałaś do siebie Damiana i Nathaniela, tak jak Jean-Claude przywiązał do siebie ciebie i Richarda. Ty to zrobiłaś przypadkowo. Cud, że wszyscy żyją. Westchnęłam i uśmiech znikł. – Jasne, mogłam zrobić to lepiej. – Nikt nie mógł zrobić tego co ty zdołałaś, Anita, lepiej czy gorzej. Zaskakujesz nas wszystkich. – Nas, czyli kogo? – zapytałam. Uśmiechnęła się. – Wszystkich z nas, zmiennokształtnych, wampiry, wszystkich. Nie mogę mówić za każdego, ale wiem, że stale zadziwiasz szczurołaki. Nigdy nie wiemy co zrobisz. Nachyliłam się nad poręczą z rękami skrzyżowanymi na czystej, białej koszuli. – Ja też nigdy nie wiem. – Czyżby znów problem kwestii kontroli? – Wiesz, naprawdę nie mam w tej chwili ochoty na psychoanalizę. – Dobrze, – uniosła ręce aby pokazać, że była nieuzbrojona, – ale następnym razem gdy znów poczujesz się klaustrofobicznie i będziesz potrzebować odrobiny powietrza powiesz, dobrze? – Czy to takie oczywiste? – zapytałam. – Jeżeli powiem tak, nie spodoba ci się to, ponieważ nienawidzisz że każdy potrafi cię rozgryźć. Jeżeli powiem nie, będę kłamała i to też ci się nie spodoba.
– Jestem niemożliwa do wytrzymania, prawda? – Nie niemożliwa, ale raczej niełatwa. – Lekko się zaśmiała, by to złagodzić i powiedziała, – Czujesz się na siłach wrócić do środka? Zrobiłam kolejny wdech i przytaknęłam. – Dobrze. Przytaknęła. – Dobrze, bądź ostrożna, gdy rozsuniesz zasłony. Nie chcesz zbytnio oślepić tym pięknym słońcem Damiana. Przytaknęłam i poczułam jak opuszcza mnie pozytywna aura. Zanim przeszłam przez rozsuwane drzwi, zastanawiałam się co z nim zrobię. Nie mogłam trzymać go za rękę cały dzień. Prawda? Mogłam robić to przez jakiś czas, ale cały dzień doprowadziłby mnie do szaleństwa. Zwłaszcza jeżeli to nie byłoby tylko dzisiaj, ale każdego dnia. Nagle zobaczyłam nieskończony strumień dni z Damianem na stałe przywiązanym do mnie. To było klaustrofobiczne. W połowie spodziewałam się, że wyskoczy na mnie, gdy przechodziłam przez drzwi, ale nie zrobił tego. Stałam tam w ciemnej, zasłoniętej kuchni, pozwalając oczom przywyknąć do mroku. Moje oczy automatycznie obróciły się do miejsca gdzie znajdował się Richard, ale zmusiłam się, by spojrzeć najpierw na Freda. Przysunął się bliżej jak dobry ochroniarz, nachylając się nad małym dwuosobowym stolikiem w kąciku śniadaniowym. Białe róże, które przysyłał każdego tygodnia kontrastowały z cieniem Fredo. Jego palce wędrowały znów po krawędziach kurtki. Nigdy nie widziałam jak Fredo używa swoich noży, ale coś mówiło mi, że wyjmie je szybciej niż ja mój pistolet, nie wspominając o nożu. Pochwa na plecach była naprawdę wsparciem w nagłych sytuacjach, nie główną bronią. Jeżeli chciałabym aby ostrze stało się główną bronią, powinnam umocować je w pochwie przy nadgarstku. Ruszyłam do pokoju z dala od Freda, nie dlatego że chciał mnie skrzywdzić, ale taką miałam zasadę. Nie byłam w najlepszej formie, a on był jedynym profesjonalnym zagrożeniem w tym pomieszczeniu, tak więc traktowałam go z ostrożnością na jaką zasługiwał. Poza tym powinnam jakoś odkupić moją wcześniejszą głupotę, a dni kiedy wzniecałam bójkę tylko po to, by upewnić się że wciąż byłam twarda dawno minęły. Będąc dziewczyną ten okres i tak był krótszy. Jesteśmy dużo bardziej praktycznymi stworzeniami niż faceci – taka generalna zasada. Richard wciąż siedział przy stole. Clair była obok niego. Położyła rękę na jego zdrowym ramieniu, jej drobna dłoń bardzo blada na jego opalonej skórze. Obserwowała mnie. Jej oczy były niebieskie, ciemny odcień szaroniebieskiego, ale i tak niebieski. Micah stał po boku wysepki blisko stołu. Wydawał się spięty, ale mrugnięcie jego oczu pozwoliło mi znaleźć Damiana i Nathaniela.
Wampir wbił się w róg pomiędzy szafkami a zlewem. Przyciskał kolana do piersi, jego twarz spoczywała na nich, tak że mógł ukryć oczy. Zdołał ukryć się prawie cały w niebieskim, aksamitnym szlafroku i kurtynie swoich włosów. Nathaniel znalazł się obok niego na podłodze. Dotykał rąk Damiana, ale to wszystko. Nathaniel spojrzał na mnie i dostrzegłam coś w jego lawendowych oczach, ból, bezradność, coś jeszcze. Nie byłam już zła i nie czułam się klaustrofobicznie gdy przeszłam przez kuchnię do nich. Uklękłam obok Damiana i spojrzałam pytająco na Nathaniela. – Myślałem, że mój dotyk może mu pomóc dopóki nie wrócisz do środka. Przytaknęłam. Brzmiało to logicznie. – Nie chciał zbytnio bym go dotykał. – Nie brzmiał na zranionego gdy to mówił, stwierdził tylko fakt. Dotknęłam pochylonej głowy Damiana. Jego ręka nagle owinęła się wokół mojego nadgarstka. Ruch był zbyt szybki by go dostrzec, co nie zdarzało mi się często przy wampirach i nie powinno zdarzyć się w tym przypadku. Prędkość, siła w jego ręce sprawiły, że westchnęłam. Wstał i spojrzał na mnie tymi szmaragdowymi oczami. Nagle zostałam porażona przez jego piękno. To była prawie fizyczna siła. Jakby piękno było młotkiem, a ja oberwałam prosto między oczy. – Mój Boże, – wyszeptał Nathaniel. Wymagało ode mnie sporo wysiłku, by oderwać spojrzenie od Damiana. Kiedy dostrzegłam twarz Nathaniela było mi łatwiej i mogłam znów oddychać. – Też to widzisz? – zapytałam. Przytaknął. – To jak naprawdę porządny lifting, niewiele zmian, ale wszystkie są takie jak powinny. – O czym mówi wasza dwójka? – zapytał Damian. Jego słowa zmusiły mnie do ponownego spojrzenia na niego i poczułam się jak pod wpływem zaklęcia. Zawsze był przystojny, ale nie tak. – To muszą być wampirze moce. Myślałam że jako mój sługa będzie miał słabsze możliwości, nie silniejsze. – Nie sądzę aby to były umysłowe gierki, Anita, – powiedział Nathaniel. Wyciągnął rękę, by dotknąć twarz Damiana. Damian odsunął się w tył. – Co? Co jest nie tak z moją twarzą? – Absolutnie nic, – powiedziałam. – Richard porządnie ci przyłożył, ale nie ma teraz po tym śladu. Podniósł rękę i dotknął ust. – Uleczyło się, – powiedział.
Skinęłam głową jakbym została zahipnotyzowana przez niego. Czy to umysłowe sztuczki czy też więcej niż tylko uleczone obrażenia? Nie wiedziałam, a nie byłam pewna czy Nathaniel był lepszym sędzią ja. – Micah, czy możesz na niego spojrzeć? Micah podszedł do końca wysepki jak najbliżej nas. Wyraz jego twarzy mówił dość zanim powiedział, – Łał. Ale czy to były umysłowe sztuczki? To chciałam wiedzieć. Wyciągnęłam rękę by dotknąć jego twarzy i nie odsunął się ode mnie, tak jak od Nathaniela. Widziałam część jego wspomnień, tego co się przydarzyło mu z rąk innych mężczyzn, mężczyzn, których ta-co-go- stworzyła go oddała, tak by mogła żywić się jego bólem i strachem. Tak więc rozumiałam część tej homofobii, ale Nathaniel nie był dla niego zagrożeniem, nie w tym znaczeniu. Na inne sposoby, był zagrożeniem dla każdego, kto go zobaczył. No cóż. Dotknęłam policzka Damiana i był napięty. Wszystko było napięte. Nathaniel miał rację, to było jak naprawdę dobry lifting twarzy; nie było ogromnej różnicy. Co takie innego było w jego twarzy? Co sprawiało, że twarz Damiana wcześniej nie zapierała ci tchu w piersi? Nigdy wcześniej nie analizowałam jego twarzy, nie byłam pewna czy znałam go na tyle dobrze, by wiedzieć co się zmieniło. Być może zakłopotanie było widoczne na mojej twarzy, ponieważ Nathaniel powiedział, – Jego usta, jego wargi były zbyt wąskie jak na jego twarz, teraz są pełne i… pasują. Teraz gdy Nathaniel to powiedział, pamiętałam usta Damiana i nie o to chodziło. Czy to było zauroczenie? Musiało tak być, prawda? Zamknęłam oczy I dotknęłam jego usta, ale nigdy nie przesunęłam palcami po jego ustach. Nie pamiętałam ich. Miałam zamknięte oczy i używałam rąk, by mnie prowadziły. Pocałowałam go, delikatnie ale zdecydowanie. Całowałam te usta niecałe dwie godziny temu i nie były one takie same. Wargi były pełniejsze, jakby dostał zastrzyk z kolagenu, a my tego nie widzieliśmy. Odsunęłam się na tyle by zobaczyć wyraźnie jego twarz. Jego oczy były odrobinę uniesione, i większe, niewiele, ledwie odrobinę, czy też brwi wygięły się bardziej nad nimi. Czy jego rzęsy były gęstsze, ciemniejsze? Kurwa. – Co jest nie w porządku? – Zapytał ponownie Damian i tym razem cień strachu barwił jego głos. – Przyniosę lustro, – powiedział Micah, odwrócił się i poszedł po nie. – To niemożliwe. – Mogę coś zrobić? – Doktor Lillian znalazła się przy odległym końcu wysepki. Damian spojrzał na nią, a ona powiedziała, – Och. – Co? – zapytał, a jego głos był jak szalony.
Poklepałam jego rękę. – Wszystko w porządku, w zasadzie to jesteś… piękny. Strach przenikał z jego głosu do oczu. – O czym mówisz? Micah wrócił z podręcznym lusterkiem. Po prostu przekazał mi je. Wzięłam je, ale Damian zacisnął oczy, jakby obawiał się spojrzeć. – Wszystko w porządku Damian, obiecuję, wyglądasz cudownie. – Ale po części rozumiałam strach, ponieważ nawet jeżeli to było ulepszenie, jak dziwnym jest gdy twarz, jaką znasz od tysięcy lat nagle się zmienia. Miałam problemy ze zmianami na twarzy jaką miałam tylko przez część życia. – Proszę, Damian, po prostu spójrz. Jest dobrze, nic złego się nie stało. Obiecuję. Otworzył powoli oczy, ale gdy zobaczył dość, rozszerzył oczy i zabrał ode mnie lustro. Odwrócił je tak że mógł dostrzec oczy, usta i zmiany w budowie nosa, które on dostrzegał a ja nie. Jak powiedziałam, ja nie znałam jego twarzy, ale on tak. Dotknął niepewnie twarzy, jakby spodziewał się że będzie inna niż wygląda. Upuścił lustro i Nathaniel złapał je zanim spadło na podłogę. – Co mi się stało? Otworzyłam usta by odpowiedzieć, że nie wiem, ale Micah odezwał się. – Myślę, że powinniśmy zadzwonić do Jean-Claude’a. Wiemy. że już wstał. Dobry pomysł, pomyślałam. – Jasne. Wstałam by pójść po telefon, ale Richard stał przy końcu wysepki naprzeciw telefonu I nagle nie chciałam znaleźć się tak blisko telefonu. Jego prawe ramie było przywiązane do tułowia, całkowicie nieruchome, jakby Lillian zaczęła go mumifikować i przerwała tą czynność. Nie patrzył na mnie. Patrzył niżej, na Damiana. – Uzdrowienie i lekka rekonstrukcja twarzy, reszta w porządku, – powiedział a jego ton mówił że to nie jest komplement. – Nie zrobiłam tego celowo. – Wiem, – I te dwa słowa brzmiały na zmęczone. – Jean-Claude powiedział mi kiedyś, że nie pamięta jak on i Asher wyglądali zanim przemieniła ich Belle, ale widział innych przed i po. Belle nigdy nie wybierała ludzi, którzy nie byli piękni, ale niektórzy później stawali się jeszcze piękniejsi. To nie było normą nawet w jej linii krwi, ale zdarzało się na tyle często by zapoczątkować legendę, że tak zawsze się dzieje w przypadku jej linii. Spojrzałam na niego. – A kiedy ty i Jean-Claude znaleźliście czas, by się podzielić tymi wszystkimi ciekawostkami? – Kiedy opuściłaś nas na ponad pół roku. Mieliśmy dość czasu na rozmowy, a ja miałem sporo pytań.
Nie mogłam kłócić się z częścią “opuściłaś nas”, więc ją zignorowałam. – Zapytałam go kiedyś czy jego ciało i twarz jest efektem jakiś wampirzych sztuczek, a on zaprzeczył. – Wampirze sztuczki nie są prawdziwe, – odpowiedział Richard, – to, – wskazał na Damiana sprawną ręką, – jest. – Ale Damian był wampirem przez długi czas; jeżeli takie zmiany miały się mu przytrafić, powinny nastąpić wcześniej. – Nie jestem z linii Belle, – powiedział Damian. Dotykał twarzy tylko opuszkami palców, jakby to czyniło wszystko mniej strasznym, czy też innym. – Ale Anita jest, – powiedział Richard. – Przez jej więź z Jean-Claude’m należy do linii Belle. – Nie jestem wampirem, – powiedziałam. – Żywisz się jak wampir. Gniew wreszcie podniósł swoją paskudną, dającą komfort głowę. Jeżeli mogłam się wściec, czułam się lepiej, a obecność Richarda nie będzie mi zbytnio przeszkadzać. – Jesteś tak samo związany z JeanClaude’m jak ja. Tylko fart sprawił, że ardeur nie przypadło tobie Richard. Następnym razem gdy dostaniemy coś ekstra, może przypadnie to tobie. – Nie potrafię uzdrawiać się seksem, a wygląda a to że ty możesz. – Czy wskrzesiłaś munina w obecności Damiana? – zapytała doktor Lillian. Potrząsnęłam głową. – Zauważyłabym Rainę w okolicy. Ciężko ją przeoczyć. – Usłyszałam odległe echo w głowie, „duch” Rainy mówiący „miło, że zauważyłaś”. Zamknęłam te metafizyczne drzwi szczelnie, zablokowałam je i skułam srebrnymi łańcuchami. Wszystko metaforycznie czy metafizycznie, ale wszystko równie prawdziwe. Cząstka Rainy żyła wewnątrz mnie i nie byłam w stanie całkowicie się jej pozbyć. Mogłam kontrolować ją do pewnego stopnia, ale egzorcyzmy nie działały. Bóg mi świadkiem, że próbowałam. –Jeżeli to nie była Raina, to jedno z was potrafi uleczyć się w trakcie seksu, – powiedziała doktor Lillian. Powiedziała to tak logicznie, tak jak dwa plus dwa równa się cztery. Potrząsałam głową długo zanim zdałam sobie sprawę, że to robię. Potrząsałam głową znów i znów. – Nie zrobiłam tego. – Więc kto? – zapytał Richard. Jego twarz wyrażała arogancję i gniew. Gdy wyglądał w ten sposób, był zarówno bardziej przystojny i mniej osiągalny. To był jeden z niewielu razów, gdy byłam pewna, że Richard był świadomy tego jak przystojny jest, gdy jest zły na tyle by uderzyć i zadać komuś ból. Dlaczego gniew upiększa innych? Wściekłość tego nie czyni.
Wściekłość cię oszpeca, ale odrobina gniewu, wydaje się to wszystko odpowiednio doprawiać. Okrucieństwo natury czy też powstrzymuje nas to od częstszego zabijania się. – Nie wiem, ale nie wyglądał tak po seksie. Nie wyglądał tak w łazience, gdy Mor… ta-która-gostworzyła pojawiła się. Nie wyglądał tak w holu. – Zrobiłam krok w kierunku Richarda, – czy też w sypialni, – kolejny krok, – czy w salonie. – Kolejny krok i byłam tak blisko niego jak zdołałam by móc widzieć jego twarz. Był prawie stopę wyższy niż ja, więc była to kwestia odpowiedniego kąta. – Najbliższą osobą przywiązaną do Jean-Claude’a w tym pokoju nie byłem ja. Spojrzał w dół na mnie tym idealnym profilem. – Nie zbliżyłem się do niego. – Jean-Claude może znać odpowiedzi na to, – powiedział Micah. Stał za mną, nie za blisko, ale dość blisko że jeżeli zrobiłabym coś głupiego, zastanawiałam się czy zdołałby zainterweniować. – Micah ma rację, – powiedziała doctor Lillian. – Jasne, Micah zawsze ma rację. – Richard powiedział a jego głos niósł emocje, których nie wskazywały słowa. To był pierwszy prawdziwy sygnał zazdrości, jaki widziałam. Część mnie była z tego zadowolona i w tej chwili ta drobna zadowolona iskierka uniosła swoją wstrętną głowę, ale wiedziałam lepiej. Byłam zawstydzona sobą i nienawidziłam tego. – Zazwyczaj ma rację, – ale mój głos nie był rozgniewany. Potrzebowaliśmy odpowiedzi, nie pokazów humorów. Uczyniłam ruch obiema rękami. – Jeżeli pozwolisz mi dostać się do telefonu. Poruszył się, ale wyglądał na zaskoczonego. Przez chwilę zastanawiałam się czy celowo chce wywołać kłótnie, a jeżeli tak to dlaczego? Wywoływanie kłótni to bardziej moja działka niż Richarda. Później. Będę się martwić o to później. Trzymałam rękę na telefonie, gdy ten zadzwonił, co przeraziło mnie. – Kurwa! – Podniosłam słuchawkę i musiałam brzmieć przynajmniej odrobine wściekle, ponieważ Jean- Claude powiedział, – Co się teraz stało, ma petite? Poczułam ulgę słysząc jego głos, aż zapomniałam być wściekła. – Nie masz pojęcia jak się cieszę słysząc twój głos. – Słyszę ulgę w twoim głosie, ma petite. Jeszcze raz zapytam się, co się jeszcze stało? – Skąd wiesz, że cokolwiek się stało? – zapytałam gotowa być podejrzliwą. – Poczułam jak mistrzyni Damiana ucieka od emocji twoich i Richarda. Tylko wy dwoje potraficie przemienić pożądanie w coś tak… – wydawał się nie móc znaleźć właściwych słów i zdecydował się ostatecznie na – rozczarowującego.
– Rozmawiasz z niewłaściwą jedną trzecią triumwiratu, Jean-Claude. Mogę go ci podać, jeżeli chcesz z nim rozmawiać. – Non, non, powiedz mi co się zdarzyło. – Nie potrafisz czytać w moich myślach? Cała reszta wydaje się umieć. – Ma petite, czy mamy czas na te dziecinne zachowania? – Nie, – powiedziałam ponuro, – ale Richard mówi mi, że niektóre wampiry w linii Belle stawały się piękniejsze po przemianie. Czy to prawda? – Zmiana z człowieka w wampira może przynieść drobne zmiany w wyglądzie. To rzadkie nawet w linii Belle, ale oui, zdarza się coś takiego. – Więc nie byłeś tak piękny wcześniej. – Jak powiedziałem naszemu dociekliwemu Richardowi, nie wiem. Wiem że wielu zachowywało się jakbym był tak piękny, ale nie mam obrazów z moją dawną twarzą. Nie pamiętam tego po tylu wiekach. Naprawdę nie wiem na pewno. Belle cieszyły fałszywe plotki, że jej dotyk nas wszystkich upiększył. Jeżeli opowiadano o tych, którzy stawali się piękniejsi, to ożywiało jej legendę. Spotkałaś ją ma petite, uwielbia legendy o sobie. Zadrżałam. Spotkałam Belle, co prawda nie osobiście, ale przez metafizyczne opętanie czy też dwa. Była przerażająca, nie tylko temu że była potężna. Była przerażająca z powodu skaz w jej charakterze, pewnego zaślepienia na wszystko czego nie rozumiała, jak miłość, przyjaźń, przywiązanie w przeciwieństwie do zniewolenia. Wydawała się nie widzieć różnic pomiędzy jednym a drugim. – Jasne, Belle lubi legendy o sobie na tyle, że sama zaczyna w nie wierzyć. – Jak wolisz ma petite, ale ciężko rozpoznać prawdę na jej dworze. – Dobrze, nigdy się nie dowiemy czy ty i Asher byliście wcześniej tak piękni. – Asher mówi, że jego włosy nie były wcześniej złote, więc tyle wiemy. Rozpraszałam się. – Dobrze, dobrze, ale chodzi o to kiedy to upiększanie miało miejsce? – Stajesz się wampirem, a kiedy wstajesz pierwszej nocy jesteś przemieniony. Z powodu podstępnej natury gdy niektórzy doświadczą pierwszej żądzy krwi, nie zawsze łatwo jest dostrzec piękno, ale następuje to tuż po tym jak wkroczą w nowe życie. Nie kłóciłam się z fragmentem o życiu, ponieważ byłam zbyt długo zbyt zmieszana czym życie jest a czym nie jest. – Więc po tysiącu lat, jesteś tym czym jesteś, prawda?
Nastąpiła cisza na drugim końcu połączenia. Nie mogłam nawet usłyszeć jak oddycha co mogło nic nie znaczyć, nie zawsze musiał oddychać. – Czy coś się przytrafiło Damianowi? Coś więcej? – Tak. – Zakładam, że pytanie o linię Belle miało swój powód. – Żebyś wiedział… – Powiedz mi, – odezwał się miękkim głosem. Opowiedziałam wszystko. Był spokojny, zadawał pytania, dopytywał się o szczegóły tym jakże racjonalnym głosem. Przez telefon nie widząc jego ciała, czy też twarzy i gdy chronił się jak skurwysyn nie mogłam stwierdzić czy to prawdziwy spokój czy też nie. Na koniec powiedział. – I to jest najciekawsze. – Nie stawaj się takim Panem Dociekliwym. Co masz na myśli mówiąc najciekawsze? – Najciekawsze jest to ma petite, że Damian nie należy do linii Belle i tym samym to nie powinno się wydarzyć. Ponadto ma ponad wiek i jak to trafnie stwierdziłaś powinien być taki jak wcześniej, bez żadnych zmian, nie tak późno. – Ale to się stało. – Mogę porozmawiać z Damianem? – Jasne. – Odwróciłam się i podałam mu telefon. – Jean-Claude chciałby porozmawiać z tobą. Damian powoli wstał, albo zesztywniał albo podłoga nie była równa. Podłoga była równa, to cała reszta przestała być stabilna. Wziął telefon i odpowiedział, – Tak? – I od tego momentu przestali rozmawiać po angielsku. Co zaskakujące nie był to francuski ale niemiecki. Nie znałam wampirów mówiących po niemiecku. Jeżeli Jean-Claude zmienił język ponieważ mój francuski stawał się coraz lepszy, to przekombinował, ponieważ znałam niemiecki. Nie na tyle by rozmawiać, ale potrafiłam zrozumieć to co słyszałam. Babcia Blake mówiła do mnie po niemiecku odkąd się urodziłam. Wybrałam go w średniej szkole jako język obcy ponieważ byłam leniwa i chciałam go podszkolić. Nie wychwyciłam każdego słowa. Minęło sporo czasu odkąd używałam niemieckiego, a akcent Damiana różnił się od wszystkich, jakie słyszałam, a dorastałam znając tylko dwa. Ale uchwyciłam dość, by wiedzieć, że Jean-Claude wypytywał się go o to czy zmiany na jego twarzy nastąpiły podczas seksu, czy tuż potem, ponieważ Damian powiedział coś po niemiecku o tym, że nie nastąpiło to podczas seksu. Nie, około godziny później. Mogłam
zrozumieć, że Jean-Claude chciał oszczędzić moją delikatną wrażliwość. Miałam w nawyku wściekać się gdy chodziło o seks, na który nie zdecydowałam się z własnej woli. Po czym wyłapałam słowa na temat mocy i imię Belle Morte. Potem Damian powtarzał wielokrotnie „nein” po niemiecku. Nie widział abym wykazywała inne moce o które pytał Jean-Claude. Nie rozumiałam tego. Po pierwsze, usłyszałam tylko połowę rozmowy, a po drugie moja babcia zbytnio nie używała tych słów. Ona i ja nie rozmawiałyśmy o wampirach, seksie i metafizycznych mocach. Zabawne prawda? Kiedy rozmowa wydawała się zakończyć, powiedziałam Damianowi że chcę porozmawiać z JeanClaude’m zanim się rozłączy. Podał mi słuchawkę zaraz potem, a ja powiedziałam. – Hi, ich kann Deutsch sprechen1. – Cisza po długiej stronie słuchawki trwała długo. – Jeżeli nie chciałeś bym was rozumiała, trzeba było zostać przy francuskim. – Damian nie mówi po francusku, – powiedział bardzo ostrożnie. – No cóż, więc brakło ci farta, co? – Ma petite… – Nie „ma petituj” mnie, po prostu powiedz prawdę. Jakich innych wampirzych mocy mogę się teraz spodziewać? – Całkowicie szczerze, nie jestem pewien. 1 Tłum. niem. – Cześć, potrafię mówić po niemiecku. 12 – Jasne. – Naprawdę ma petite, nie wiem. Nawet Belle nigdy nie zmieniła wampira z innej linii w wieku Damiana. Jeżeli zapytałabyś mnie, powiedziałbym że to niemożliwe. To brzmiało jak prawda. – Dobra, ale o jakie moce pytałeś Damiana, czy je mam czy też nie, i nie kłam; jeżeli rozkażę mu powiedzieć mi wszystko co powiedziałeś, on to zrobi. Będzie musiał. – Możesz być zaskoczona ma petite. Jeśli jesteś do niego silniej przywiązana jako do sługi, on już może nie być niewolnikiem twojej woli. Nie wiem czy to na pewno, ale wiem że im więcej moich znaków dzieliłaś tym bardziej odporna na moją wolę stawałaś się. To była prawda. Zawsze przerażał mnie fakt, że Damian musiał zrobić wszystko co mu kazałam, ponieważ to zrobiłam, ale czasami było to przydatne, a teraz mogło to przepaść. Do diabła z tym.
– Dobrze, więc sam mi powiedz. – Nie rozumiesz ma petite. To że zdobyłaś moje umiejętności jest niezwykłe, ale tej zdolności ja nie posiadam, nigdy nie posiadałem. To co przydarzyło się Damianowi mogła uczynić tylko Belle i tylko nowym wampirom. Więc to całkiem nowa zdolność, o której nigdy nie słyszałem, więc tym samym co to może oznaczać dla ciebie i dla nas wszystkich połączonych z tobą? Co jeżeli zdobywasz zdolności przez swoją nekromancję, zdolności o jakich nawet nie mamy pojęcia? Westchnęłam i nagle poczułam się zmęczona, nie przerażona, tylko zmęczona. – Wiesz, mam dość tego metafizycznego bagna. – Także leczysz rany za pomocą seksu, bez wzywania munina Rainy, czy to takie straszne? – Gdy nie robisz tego celowo, to tak. Pomyśl o tym Jean-Claude, nie skoncentrowałam się i nie zrobiłam tego celowo. Co jeszcze mogę zrobić przypadkowo? Nawet nie masz pojęcia. To była jego kolej by westchnąć. – Jedyny inny triumwirat, który składał się z nekromanty jako ludzkiego sługi nie wykazywał tego poziomu… mocy. – Zawahałeś się, co chciałeś powiedzieć wcześniej? – Znasz mnie zbyt dobrze, ma petite. – Po prostu odpowiedz na pytanie. – Miałem powiedzieć, nieprzewidywalności. Nie byłam pewna czy naprawdę o to chodziło, ale odpuściłam sobie. Odpowiadał tylko na te pytania na które chciał. Wiedziałam już kiedy powiedział mi wszystko co zamierzał. Nauczyłam się odpuszczać wtedy, ponieważ cała reszta była frustrująca i rzadko dawała mi cokolwiek więcej. – Dobrze, wierzę że nie wiesz co się do diabła dzieje. Jest ktoś kto miałby jakiekolwiek pojęcie o tym co się z nami dzieje? – Pomyślę nad tym ma petite. Nie ma nikogo, kogo znam, kto kiedykolwiek zdołał stworzyć dwa triumwiraty, które przenikają się tak jak nasze. Ale mogą istnieć tacy, którzy dostarczą jakiś ogólnych informacji o triumwiratach, czy nekromancji, czy… prawdę mówiąc, ma petite, nie wiem od czego zacząć formułować inteligentne pytania. Nie mogę udać się do większości wampirzych mistrzów na świecie bez takich pytań. Postrzegaliby to jako słabość. Pomyślę nad tym i zobaczę czy jest ktoś, kogo możemy zapytać. – Brzmiał poirytowanie, czego nie słyszałam często w jego głosie. – Dobrze, zadzwonię do Mariane i zobaczę czy ona albo kowen ma jakieś wskazówki. Mogę nawet zapytać Tammy, kiedy ona i Larry wrócą z miesiąca miodowego. Jest czarownicą, a jej gałąź kościoła ma do czynienia z nadnaturalnymi talentami od wieków. Kto wie, być może mają archiwum?
– To dobry pomysł, – powiedział. – Damian wydaje się najbardziej zestresowany. – Zauważyłeś. – Nie wiem na pewno, ale gdyby wrócił do trumny, a ty nie byłabyś w pobliżu, sądzę że mógłby zasnąć tak jak powinien za dnia. – A co jeżeli znów oszaleje? – Zostaw kogoś na dole, by go obserwował. Kogoś, nie ciebie ani Nathaniela, ani Richarda, ale kogoś kto nie jest częścią żadnego z triumwiratów. Jeżeli twój strażnik nie zobaczy, że on śpi, to może wezwać ciebie, byś go uspokoiła. To nie był zły pomysł, a ja nie miałam lepszego. Także nie chciałam spędzić całego dnia niańcząc Damiana ani nikogo innego. – Omówię to z nim i zobaczymy, czy chce spróbować. – Jeżeli odmówi, to co, będziesz trzymać go za rączkę cały dzień? – Był tam słaby cień zazdrości. Tego się nie spodziewałam. Odezwałam się zanim zdążyłam pomyśleć, czego próbowałam się oduczyć. – Nie jesteś zły na Damiana za seks, prawda? To nie było zaplanowane. – Nie ma petite, nie seks, choć nie dzielę się łatwo tobą, bez względu na to jak racjonalny mogę się wydawać. Nie, chodzi o to że wasza trójka prawdopodobnie dzieliła czwarty znak, choć dopóki nie zobaczę was razem, nie będę w stanie stwierdzić tego na pewno. Ale jeżeli podzieliłaś czwarty znak i teraz Damian może chodzić po słońcu, to muszę zapytać siebie czy gdybym ukończył nasz triumwirat, czy i ja bym dziś stąpał w blasku słońca. Och. – Sądzę że rozumiem, ale byłeś niechętny co do ukończenia czwartego znaku. Powiedziałeś że nie byłeś pewien, kto byłby mistrzem a kto niewolnikiem z powodu mojej nekromancji. – I jestem nawet mniej pewny tego teraz, ale możliwość chodzenia w blasku słońca tak łatwo jak w blasku księżyca może być warte ryzyka. Jeżeli stracisz możliwość rozkazywania Damianowi, to może rozwiać część wątpliwości. – Spróbuję mu porozkazywać później i dam ci znać. – Dziękuję. – Ale jest jeszcze kwestia nieśmiertelności, nie starzenia się, ani ja ani Richard nie jesteśmy pewni czy chcemy porzucić swoją śmiertelność. – Jeżeli przywiązałaś się do Damiana czwartym znakiem, możliwe że to już nie ma znaczenia, ma petite. Stałam w kuchni I nagle poczułam się przerażona. – Kurwa, – wyszeptałam.
– Oui, jeżeli naprawdę ukończyłaś wszystkie znaki, to twoja śmiertelność może należeć już do przeszłości. Jeżeli to prawda to przyjęcie czwartego znaku ode mnie nic cię nie będzie kosztowało. – A ty zdobędziesz zdolność chodzenia za dnia, – powiedziałam a mój głos nie brzmiał przyjaźnie, ponieważ usłyszałam leciutka nić ekscytacji, gdy mówił o spacerowaniu w blasku słońca. Nie mogłam go winić, ale Jean-Claude pracował na swojej bazie mocy zbyt długo by nie dostrzegać zalet różnych wydarzeń. Nie mogłam go winić, ale część mnie tego chciała. Część mnie wciąż się zastanawiała czy byłam dla niego ważniejsza ze względu na miłość czy na moc. Większa część mnie wiedziała, że nigdy nie będę wiedziała na pewno, i prawdę mówiąc, Jean-Claude też tego nie wie. Miłość nie była ładną, zgrabną, prostą sprawą, jaką chciałam ją postrzegać. To nie była jedna rzecz, ale ich wiele. Mogłam przyznać, że jednym z powodów z jakich go kochałam było to jak trudno go zabić. Jego szanse przetrwania ze mną byłyby dużo mniejsze gdyby był człowiekiem. Spora część mnie naprawdę to lubiła, widziałam dość tego co śmierć może uczynić, i to w zbyt młodym wieku i nie podobało mi się. – Być może, a być może ma petite, to bardziej sztuka niż nauka, czy też to czym się wydaje. – Jego głos niósł ślad gniewu. – O co jesteś zły? To nie ja wybrałam inny język, byś nie mógł mnie zrozumieć i bym tym samym mogła coś przed tobą ukryć? – A ja nie jestem tą osobą, ma petite, która pieprzyła się z innym wampirem, pomniejszym wampirem, jednym z moich podwładnych. Tak rozumując, wydawało się że ma podstawy do bycia wkurzonym. – Czy mam przeprosić? – Non, ale mi nie musi się to podobać. Przyszedł do twojego ciała a teraz jest wolny od tyranii mroku. Jedno mógłbym wybaczyć, ale nie oba. Razem to gorzka pigułka, ma petite. – Przepraszam, – powiedziałam. – Nie zaplanowałam nic z tego. – Tego jestem pewien. Jestem nawet pewien, że Damian niczego z tego nie zaplanował. Tylko ty ma petite, jesteś w stanie mieć taki przypadkowy seks. Przypadkowy seks. Sprawił, że zabrzmiało to jakbym się potknęła, a tam czekała na mnie erekcja. Zatrzymałam to dla siebie. Patrzcie, robię się coraz mądrzejsza. Na głos powiedziałam, – Przypadkowy seks. To jeden sposób zdefiniowania. Czy kiedykolwiek odziedziczę jakieś wampirze moce, które nie dotyczą seksu? – Nie stwierdzę na pewno w twoim przypadku, ma petite, twoja nekromancja czyni cię zbyt dziką kartą, ale wątpię. Jak dotąd odziedziczyłaś moje moce, czy też Belle, czy też jakąś ich wersję. Z mojej wiedzy wynika, że moce Belle koncentrują się na seksie, tak jak moje. – Super, mógłbyś przynajmniej sporządzić listę, bym wiedziała czego się spodziewać?
– Mógłbym, jeżeli naprawdę byś takiej chciała. Westchnęłam. – Nie, po prostu powiesz mi osobiści, gdy zobaczymy się wieczorem. – Wieczorem? Liczyłem, że możesz zjawić się wcześniej. – Nie możemy przewieźć Damiana za dnia, jego ciało może przetrwać, ale obawiam się o jego świadomość. Poza tym muszę iść do pracy popołudniu. – Zawsze praca, bez względu na to co dzieje się dookoła. – Wiesz, Jean-Claude, nigdy nie widziałeś co się dzieje przy mnie, gdy zbyt długo nie wskrzeszam zombie. Powiedzmy, że nie mam ochoty na rządek ofiar wypadków drogowych tropiących mnie, albo gorzej jakieś „przypadkowe” zombie kłębią się w moim pokoju. – Mówisz, że nieużywane, twoje moce wskrzeszają zmarłych nawet. gdy nie masz na to ochoty? – Tak, myślałam że ci o tym opowiadałam. – Powiedziałaś mi, że wskrzesiłaś zmarłych przez przypadek, będąc dzieckiem. Założyłem, że to przez brak ćwiczeń i dyscypliny. – Nie, – powiedziałam, – zajęło mi lata, by to przyznać, ale nie. Jeżeli nie wskrzeszam zmarłych celowo, to się dzieje przypadkiem, albo zaczynają otaczać mnie duchy, albo duchy niedawno zmarłych. Nienawidzę tego ostatniego, zawsze chcą bym przekazała wiadomości ich najbliższym, a to są zawsze głupie wiadomości. „Wszystko w porządku, Jestem szczęśliwy, Nie martwcie się o mnie”. Jak pukać do czyiś drzwi z taką wiadomością? Jestem nieznajomym, ale twój martwy syn kazał mi cię nachodzić i powiedzieć, że wszystko z nim w porządku. Nic więcej, nic pilnego, tylko „Wszystko w porządku, nie martw się”. Potrząsnęłam głową. Minęły lata odkąd myślałam o tym. – Wskrzeszam zombie, a zmarli zostawiają mnie w spokoju. – Naprawdę? Naprawdę dają ci spokój, ma petite? – Był ton humoru w jego głowie, ale niósł on i mroczniejsze emocje. – Nie jesteś martwy, Jean-Claude. Widziałam umarłych i czymkolwiek wy jesteście, gdy powstajecie to nie śmierć. – Były czasy, gdy w to nie wierzyłaś. Pamiętam, że kiedyś nazwałaś mnie przystojnym trupem. – Słuchaj, byłam młoda i głupia. – I jesteś pewna wreszcie, ma petite, że nie jestem tylko „uroczym, martwym facetem”? – Znów mnie cytował.
– Tak, jestem pewna. Zaśmiał się wtedy, tym zmysłowym, wywołującym gęsią skórkę na całym ciele głosem. – Cieszy mnie go. Czy mówisz po włosku, ma petite? – Nie, czemu pytasz? – Bez powodu, – odpowiedział. – Zobaczymy się więc dzisiejszej nocy, przyprowadź ze sobą nowych przyjaciół. Miałam powiedzieć, że oni nie byli moimi nowymi przyjaciółmi ale już się rozłączył. Zdałam sobie sprawę rozłączając się, że powinnam skłamać co do tego, czy mówię po włosku, ale do diabła, mimo tego że poprawiłam się w kłamaniu, moją pierwszą reakcją wciąż było mówienie prawdy. Sądzę że nie tak łatwo przezwyciężyć to jak cię wychowano, bez względu na to jak bardzo próbujesz.
Tłumaczenie Fallen22
Rozdział 24
Wysłaliśmy pokrytego kocim futrem Gregorego na dół, by obserwował Damiana. Gregory jako jedyny w domu nie był przywiązany do mnie metafizycznie. No dobrze, poza tym Fredo i doktor Lilian, ale Fredo nie zostawi jej samej, a doktor Lillian powiedziała, że nie skończyła opatrywać ramienia Richarda. Tak więc drogą eliminacji ta robota przypadła Gregoremu. Idąc w kierunku piwnicy i merdając cętkowanym ogonem za całkiem ludzko wyglądającym tułowiem, Gregory poinformował mnie, – Mam być dziś wieczorem na scenie w Grzesznych Rozkoszach. Nie mogę iść w takim stanie. Jean-Claude będzie musiał znaleźć zastępstwo. – Uśmiechnął się paszczą pełną zębów i znikł za rogiem. – Co miał na myśli mówiąc, że ma być na scenie? – zapytała Clair. – Jest striptizerem w Grzesznych Rozkoszach, – powiedziałam. Wygięła usta w małe „O”. Nie wiedziałam czemu, ale może jej świat był aż tak ograniczony, że siedzenie w aucie ze striptizerem stawało się poważną sprawą. Ze względu na jej rozsądek miałam nadzieję, że jej świat miał jednak szersze horyzonty. – Ale nie rozumiem, dlaczego nie może… – machnęła rękami, – wystąpić tego wieczoru. Richard oszczędził mi wykładu. – Jak pamiętasz, przechodząc w zwierzęcą formę musiałaś pozostać w takiej postaci przez sześć do ośmiu godzin. – Myślałam, że to przez to, że byłam nowa. Richard potrząsnął głową, krzywią się jakby to bolało i powiedział. – Nie, większość zmiennokształtnych spędza swoje życia związana cyklem od sześciu do ośmiu godzin w zwierzęcej formie, po czym dwie do czterech godzin nieprzytomnie, ponieważ tracą świadomość wracając z powrotem do ludzkiej postaci. – Usiądź, – zaleciła doktor Lillian, a jej głos wskazywał, że oczekiwała posłuszeństwa. Usiadł na krześle, z którego się podniósł. Przy jego ustach i oczach widoczne były linie, wąskie linie bólu jaki czujesz, gdy coś naprawdę boli. Jak poważne obrażenia odniósł w walce z Damianem? Clair próbowała pomóc mu usiąść na krześle, ale wydawała się niepewna gdzie go chwycić, ponieważ używał zdrowego ramienia, by przytrzymać się stołu. Kręciła się niepewnie obok niego, jakby chciała pomóc, ale nie była pewna jak. – Ale ty nie musisz pozostawać w zwierzęcej formie przez osiem godzin i nie mdlejesz gdy wracasz do ludzkiej postaci. – On jest naszym Ulfrikiem, – powiedział Fredo, – żaden król nie jest tak słaby. – Jego głos był głębszy niż wskazywała jego pierś. Clair rzuciła mu szybkie spojrzenie, jakby sprawiał że czuła się nerwowo. Być może chodziło o noże. – Czy ty mdlejesz kiedy wracasz do ludzkiej formy? – zapytała głosem, który pasował do jej nerwowego spojrzenia. – Nie, – odpowiedział. – Ja tak, – powiedział Nathaniel. Uśmiechnął się do niej. – Nie pytaj reszty z nich, popsują ci nastrój, bo oni też nie tracą przytomności. – Jak długo jesteś… – jej głos zawahał się. – Lampartołakiem, – skończył za nią. Skinęła głową. – Trzy lata, – odpowiedział. Szybko policzyłam w myślach. – To znaczy, że Gabriel przemienił cię, gdy byłeś siedemnastolatkiem. Skinął głową. – Tak. – To nielegalne, – powiedziałam. – W większości stanów nielegalne jest zarażenie kogokolwiek nawet za jego zgodą potencjalnie śmiertelną chorobą, niezależnie od wieku, – odezwał się Richard. Potrząsnęłam głową. – Chyba zaczynam traktować likantropię tak jak prawo określa wampiryzm. Jeżeli skończysz osiemnastkę, wybór należy do ciebie. – Prawo nie traktuje tego tak samo, – odpowiedział. Wiedziałam to, ale spędziłam zbyt wiele czasu wśród zmiennokształtnych i zapomniałam.
Nierozważnie z mojej strony. – Najwyraźniej zapomniałam o tym. – A jesteś stanowym marshalem, – powiedział, ale wyrwał mu się gorzki komentarz, ponieważ skulił się z bólu w tej chwili. – Jak poważnie jesteś ranny? – zapytałam – Ja na to odpowiem, – odezwała się doktor Lillian. Uśmiechnęła się, ale jej oczy pozostały poważne. – Jeżeli byłby człowiekiem, to miałby sporą szansę na to że straci czucie w ramieniu. Być może odzyskałby pięćdziesiąt procent, może mniejszą ruchliwość. Twój wampir osłabił mu mięśnie i włókna w całym ramieniu i górnej części piersi. – Ale nie jest człowiekiem, więc się uleczy. – Opuściłam ten komentarz o „moim wampirze”. Lubiłam lekarkę, ale nie chciałam się kłócić. – Uleczy się, ale zajmie mu to dni, może tygodnie, jeżeli się nie przemieni. – Obiecuję, że przemienię się w wilczą postać, gdy wrócę do domu. Spojrzała na niego jakby mu nie wierzyła. – Tylko dlatego, że mogę wrócić do ludzkiej postaci prawie natychmiast nie oznacza, że to nie ma ceny. Wolałbym nie być wyczerpany przez resztę dnia. Jeżeli zmienię się i pozostanę w ludzkiej formie przez kilka godzin, będę mniej wyczerpany kiedy wrócę do ludzkiej postaci. – Myślę że bardziej wykładał to dla Clair niż kogokolwiek innego. Była prawdziwym świeżakiem. – Więc poczekam aż wrócę do domu, aby Clair nie musiała wyjaśniać dlaczego jeździ z wilkołakiem w samochodzie. – To ostatnie brzmiało gorzko. – Nie powie tego, więc ja to zrobię. Jestem na tyle nowa, że jeżeli jeden członek mojego stada zmieni postać, to czasami i ja jestem zmuszona do przemiany. I nie można mi ufać gdy pierwszy raz przemieniam się w zwierzę. – Spojrzała w dół, nie napotykając niczyich oczu. Richard wziął jej dłoń. – W porządku Clair, każdy ma takie problemy na początku. Każdy przytakiwał, niektórzy szeptali „racja”. To rozweseliło ją na chwilę. Wyglądała młodziej niż myślałam, być może na dwadzieścia cztery czy pięć lat, może odrobinę młodziej. Jeżeli nie byłaby nową dziewczyną Richarda, zapytałabym się. Ale tak wydawało się to złośliwe i nie było moją sprawą. – Nawet jeśli przemienisz się w domu, to i tak nigdy nie wiedziałam abyś uzdrowił się po takim zranieniu w ciągu czterdziestu ośmiu godzin. – Więc? – odezwał się brzmiąc obronnie. Czyżbym coś przegapiła? – Jeżeli pójdziesz do szkoły w poniedziałek z niesprawnym ramieniem a do piątku będzie ono zdrowe, czy nie sądzisz, że któregoś z twoich kolegów może zastanowić to nagłe niesamowite ozdrowienie. – Zrobię z tego mniej dramatyczne obrażenie, coś co może przejść tak szybko. Potrząsnęła głową. – Jeżeli dowiedzą się, że jesteś wilkołakiem, to nie pozwolą ci uczyć dzieci. – Wiem to, – odpowiedział, gwałtownie i pierwsze ukłucie jego mocy przeniknęło powietrze jak linia gorąca. Oddech Clair wydobył się szybko. Wyglądała na oszołomioną. Micah postawił obok niej krzesło i pomógł Richardowi ją posadzić. – Jak długo jest ona wilkołakiem? – zapytałam. – Trzy miesiące, – odpowiedział. Spojrzałam na niego a on nie zdołał spojrzeć mi w oczy. – Trzy miesiące, a ty zabierasz ją poza bezpieczne schronienie niecały tydzień przed pełnią? – Czy twój dom nie kwalifikuje się jako bezpieczne schronienie? – zapytał. – Możesz zjawić się tutaj przemieniony, ale nie mamy wzmocnionych ścian w pokojach. – Większość prawdziwych bezpiecznych schronień ma pokój ze stalowymi drzwiami i wzmocnione betonowe ściany. Większość ludzi umieszcza takie pokoje w piwnicach i odpowiada tym, którzy pytają, że to magazyn. – Mieliśmy iść
dzisiaj na piknik, – powiedziała Clair cichym, niepewnym głosem. Musiałam się odwrócić, by Richard nie dostrzegł mojej twarzy. Nie bierze się świeżo co przemienionego zmiennokształtnego na piknik, jeżeli ma on takiego rodzaju problemy. – Wszystko było z nią w porządku rano, – odezwał się. Odwróciłam się, gdy byłam pewna, że moja twarz będzie nieczytelna. – Reaguje na twój gniew i twoją bestię, – powiedział Micah. – Wiem to, – odezwał się Richard, ślad warczenia w jego głosie. Zakołysała się na krześle. – Richard, – powiedziała doktor Lillian, – potrafisz się lepiej kontrolować. Skinął głową. Lillian westchnęła. – Jeżeli istniałby sposób na wyleczenie twojego ramienia przed poniedziałkiem, twój sekret byłby bezpieczny. – Nie, – odezwał się Richard. Zajęło mi chwilę, by zrozumieć wskazówkę. – Jeżeli sugerujesz, to co myślę, to nie tylko nie, ale cholerne nie. Położyła ręce na biodrach i zaczęła przestępować z nogi na nogę. – Oboje jesteście dziecinni. Powiedzieliśmy nie jednocześnie. – Dobrze więc zrobiłam, co mogłam z twoim ramieniem. Zostanę dopóki nie będziemy pewni, że wampir nie wstanie i nie wywoła większego chaosu. – Ma na imię Damian. Przytaknęła. – Damian, więc jeśli nie pozwolisz Anicie sobie pomóc, to sądzę, że ty i Clair powinniście wrócić do siebie. Sugeruję abyś zabrał ją do pokoju w swojej piwnicy, zanim się zmienisz. Wydaje się być bardzo rozregulowana przez twoją moc. – Powiedziała to ostatnie jakby chciała powiedzieć coś innego, ale zmieniła zdanie. – Zostanę dopóki Damian nie zaśnie na dzień. – Myślę, że już zająłeś się swoją działką, – odpowiedziała Lillian. – Potrzebowali wcześniej mojej pomocy. Nie mogłam się z tym kłócić, ale… – Jak udało ci się znaleźć na miejscu w samą porę tego ranka. – Gregory nie mógł znaleźć nikogo, kto go podrzuci. Martwił się. Po drodze zepsuł mu się samochód. Byłem następny na liście pomocy w koalicji. Nie wiedziałam, że Richard należał do ekipy pomocniczej w razie nagłych wypadków. – Dlaczego nie zadzwonił do AAA? – Bardziej się martwił o to czemu nikt nie odbierał twojego telefonu niż o swój samochód. – Nie sądziłam, aby Gregorego tak to obchodziło. Fredo odpowiedział, – Wszystkie twoje lamparty martwią się o bezpieczeństwo twoje i Micaha. Spojrzałam na niego. – Nie byłam tego świadoma. Uśmiechnął się, lekki błysk zębów na opalonej twarzy. – Nie lubisz być niańczona. Wiedzą to. – Uśmiech zbladł. – Jesteś ich bezpieczną przystanią: a oni to doceniają. Nie wiem co bym odpowiedziała, ale Lillian przerwała i mnie ocaliła. – Musisz wracać do domu, Richard – Micah jest tu teraz, tak jak Fredo, – powiedziała. – Myślę, że możesz nam to zostawić. Miał potrząsnąć znów głową, ale zamarł w połowie ruchu. – Zostanę, dopóki nie będziemy pewni. Westchnęła i wzruszyła ramionami. – Jesteś bardzo upartym mężczyzną. Dobrze, zostań, zostań i cierp. Po czym obróciła się do mnie. – Masz jeszcze kawy? Musiałam się uśmiechnąć. – Sądzę, że Nathaniel postawi cię na nogi. –Też tak sądzę, – odpowiedziała zalotnie się uśmiechając. Nathaniel roześmiał się. Nie wiem co wyrażała moja twarz, ale sprawiła, że Lillian powiedziała. – Jestem po pięćdziesiątce, Anita, ale jeszcze żyję. – Nie o to chodziło. – Nie byłam pewna jak dobrać słowa, ale nie mówi się czegoś takiego o czyimś chłopaku, przynajmniej nie w jego obecności. Znów pojawiło się w mojej głowie słowo chłopak i to w kontekście Nathaniela. Patrzyła na mnie spod zmrużonych oczu. – Widząc twoją minę, czuję, że przekroczyłam jakąś granicę. Czy on jest kimś więcej niż tylko członkiem twojego pardu?
6 Powiedziałam „tak”, a Richard powiedział „nie”. Co sprawiło, że oboje na siebie spojrzeliśmy. – Nie sądzę, abyś był zobligowany odpowiadać za mnie na takie pytania, Richard. – Masz rację, przepraszam, ale on nie jest ani twoim kochankiem, ani chłopakiem. – Nie, jest moim pomme de sang. Richard potrząsnął głową i musiał znów się powstrzymać. Nie sądzę aby wiedział jak często wykonywał ten ruch tego dnia. – Myślałem, wszyscy sądziliśmy, że żyje wraz z tobą, ale teraz wiem, że tak nie jest. – On żyje ze mną. Richard zaczął znów kręcić głową, ale tym razem powstrzymał się zanim jeszcze zdołał wykonać ruch. – Wiem to, ale nie jest twoim mieszkającym tu kochankiem. – A to jakie ma znaczenie? – Dobrze dzieci, – powiedziała doktor Lillian, – rzuciłam beztroską uwagę. Nie rozumiałam czym jest pomme de sang dla jego… właściciela, mistrza. – Westchnęła. – Nie chciałam nikogo urazić, po prostu zostawmy to w spokoju. – Nie obraziłaś mnie, – powiedział Nathaniel i wręczył jej kawę w jednym z kolorowych kubków, jakie nabył na spotkania Futrzanej Koalicji. Myślał, że będzie miło jeżeli będziemy mieli dość identycznych kubków by obsłużyć wszystkich gości. Zgodziłam się, ale nie musiałam ich kupować, tak więc on je kupił. Wszystkie były w odcieniu głębokiego, intensywnego błękitu i ciemnej, leśnej zieleni. Miło. Wręczył mi mój kubek z pingwinkiem z parującą kawą, dokładnie w takim kolorze, w jakim ją lubiłam, jasno brązową. Po samym kolorze wiedziałam, że będzie doskonała. – Pij, – powiedział, – poczujesz się lepiej, gdy wypijesz trochę kawy. – Czuję się dobrze, – powiedziałam, ale wzięłam łyk kawy. Doskonała. Włączył ekspres. Miałam rację co do francuskiego zaparzacza, który zrobi dość kawy na raz by zaspokoić wszystkich. Cholera, on ledwie starczała na moje poranne potrzeby. – Mamy dość na jeszcze jeden kubek, kto chce? Będzie więcej za kilka minut. – Uśmiechnął się do całego pokoju, wyciągając więcej niebiesko–zielonych kubków z szafki. – Zachowuje się jakby to była jego kuchnia, – odezwał się Richard. – Gotuje tu częściej niż ja. Richard włożył sporo wysiłku, by nie potrząsnąć głową, choć chciał. – Nie, mam na myśli, że… Jason jest pomme de sang Jean-Claude’a, ale nie kręci się po Cyrku Potępionych jakby go posiadał. Nathaniel zachowuje się jakby to był jego dom. 7 Nathaniel stał tyłem do pokoju, ale był na tyle blisko, że poczułam jak nagle nieruchomieje, gdy wlewa kawę próbując udawać, że nic nie słyszy. – To jest jego dom. Stałam na tyle blisko by usłyszeć ciche westchnienie, gdy wypuścił powietrze, jakby czekał na to co powiem. Uważał, by na mnie nie spojrzeć, ale uśmiechał się nalewając kawy. – Jason mieszka z Jean-Claude’m, ale nie jest… – Richard wydawał się nie znajdywać słów. Lillian pomogła mu. – Jean-Claude nie miałby nic przeciwko temu, gdybym uznała że Jason jest uroczy, a tobie przeszkadzało, gdy powiedziałam coś takiego o Nathanielu. Jeżeli oboje są pomme de sang, to myślę, że Richard i ja możemy być odrobinę zmieszani, co do tego jak mamy zachowywać się przy nich. Ani chłopak, ani kochanek, to odrobinę mylące. Nathaniel bardzo uważał, by na nikogo nie spojrzeć, a zwłaszcza na mnie. Nie wiedziałam czemu byłam pewna, że nie był
taki zajęty wyciąganiem śmietanki z lodówki by wlać ją do dzbanuszka. Mały dzbanuszek był niebieski, a cukierniczka zielona, tak więc kubki do wszystkiego pasowały. Wiedziałam, że jego ulubionym kolorem był purpurowy, więc zapytałam dlaczego niebieski i zielony, a nie purpura? Stwierdził, że niebieski to mój ulubiony kolor, a zielony to Micaha. Odpowiedź wydawała się dla niego oczywista. Dla mnie nie, ale zaczynałam rozumieć, że pewne sprawy nie muszą być dla mnie zrozumiałe, jeżeli to czyni ludzi wokół mnie szczęśliwymi, a te nowe naczynia wydawały się czynić Nathaniela bardzo szczęśliwym. Postawił dzbanuszek na małej tacy, obok małych spodeczków na kosteczki cukru. Dlaczego cukier w kostkach? Ponieważ Nathaniel lubił pytać się innych ile kostek sobie życzą. Był jak dziecko bawiące się w dom. Nie, to nie było w porządku. Był jak panna młoda, która nigdy nie miała domu, ani kuchni tylko dla siebie i naprawdę cieszyła się pracą gospodyni. Ale jakby nie wiedział, co prawdziwi ludzie robią w domach, tak wiec czerpał pomysły z filmów, książek, czy gazet. Bo nikt nie podaje śmietanki i cukru na małej tacy z malutkimi spodeczkami, prawda? Nathaniel miał na sobie ulubioną parę dżinsów, tak wyblakłych, że były białe miejscami. Pasowały do jego sylwetki, jak druga skóra i to naprawdę dobrze dopasowana skóra. Jego ramiona rozrosły się odkąd wprowadził się do mnie. Rozwijał się – ku ciału jakie będzie posiadał przez resztę życia jeżeli o to zadba. – Późny kwiat, – tak nazwałaby go moja babcia. Wyglądał młodziej niż kiedykolwiek , delikatne ciało pasujące do jego oczu i włosów. Czyniło go to popularnym wśród pewnego typu klienteli, której oferował go jego dawny Nimir-Raj. Mięśnie napinały się na jego ramionach i plecach, gdy stawiał tacę na stolę i nalewał kawę do kubków. Obserwowałam jak pyta się „Ile kostek?” albo „Czy chcesz śmietankę?” Poruszał się wdzięcznie wokół stołu na boso. Zarzucił włosy za jedno ramię jak pelerynę, tak że nie przeszkadzały. Nigdy nie widziałam, by był zdolny utrzymać taką ilość włosów z boku bez pomocy. Nathaniel sprawiał, że wydawało się to niewymagające wysiłku. Sączyłam kawę z kubka z pingwinkiem obserwując jak Nathaniel udaje Suzy, Perfekcyjną Panią Domu. Czekałam aż poczuję irytację, ale tak się nie stało. W zasadzie znalazłam się gdzieś pomiędzy rozbawieniem, dumą i zadowoleniem. Był taki uroczy, gdy to robił. Richard spinał się, gdy tylko Nathaniel zbliżał się do niego, i gdyby odsunął się to by zabolało. Nie wziął kawy, ponieważ nie pija kawy. Nathaniel zaoferował herbatę, ale Richard odmówił. Richard spojrzał na mnie. – Jason nigdy tego nie robi dla Jean-Claude’a. – Nie robi czego? – zapytałam. – Nie bawi się w gospodynię. – Nathaniel się nie bawi, – powiedziałam. – Jemu najlepiej wychodzi zajmowanie się domem. To raczej nie moja działka. Richard spojrzał na podłogę jakby szukał inspiracji, albo liczył do dziesięciu. Ponieważ nie zrobiłam niczego, by go wkurzyć w ciągu ostatnich pięciu minut, nie byłam pewna, skąd to całe napięcie. Spojrzał na mnie wielkimi, brązowymi oczami, a mi wciąż brakowało jego włosów. Smutne resztki loków zaczynały ozdabiać jego głowę, ale to ani trochę nie przypominało jego fryzury, zanim wściekł się na siebie i obciął włosy. – Zachowuje się jak twoja żona. Nathaniel wrócił do ekspresu do kawy, a ponieważ ja wciąż pochylałam się nad nim, to sprawiło że stanął obok mnie. Bardzo uważał, by nie napotkać mojego spojrzenia, prawie jakby obawiał się gdzie ta konwersacja nas zaprowadzi. – A to ci przeszkadza, czemu? – Nie sypiasz z nim. – Sypiam, i to prawie każdej cholernej nocy. – Dobrze, chcesz dzielić włos na czworo, więc możemy tak
zrobić. Nie pieprzysz się z nim. Potrząsnęłam głową. – Zawsze jesteś taki czarujący, gdy się wściekniesz. – Nie jestem wściekły, próbuję zrozumieć. – Zrozumieć, co? – zapytałam. Micah nie obserwował Nathaniela ani Richarda, on obserwował mnie. Jego kocie oczy stały się bardzo poważne, jakby obawiał się, co zrobię. Próbowałam posłać mu uspokajający uśmiech, że nie zepsuję tego, ale nie byłam zbyt dobra w takiego typu uśmiechach. Tak więc jego spojrzenie zmieniło się z poważnego w odrobinę zakłopotane. – Ty, Nathaniel i Micah. To co chciałam powiedzieć brzmiało „Dlaczego musisz to rozumieć?” Ale próbowałam być miła, albo chociaż milsza. – Co jest do rozumienia Richard? Nathaniel wiązał włosy w wysoki, ścisły ogon. W ten sposób czeszą się częściej kobiety niż mężczyźni, bo taki wysoki, podskakujący kucyk porusza się gdy idziesz. Ale jego włosy były wystarczająco długie, by musiał trzymać je z dala od kuchni przy gotowaniu, musiał albo splatać je w warkocz, albo w wysoki, podskakujący ogon. Gdy zorientował się, że tak naprawdę uważam ten ogon za uroczy, robił to częściej. Umył ręce i podszedł do lodówki. – Jak możesz patrzeć na niego w ten sposób, skoro się z nim nie pieprzysz? – zapytał Richard. Zanim zdążyłam się ku niemu obrócić, wiedziałam że nie mam przyjaznej miny. – Jeżeli chcesz grać ostro, to możemy Richard, ale nie spodoba ci się to. – O czym mówisz? – Dobrze, – odpowiedziałam, – zrobimy to na twój sposób. Dlaczego nie patrzysz na Clair w ten sposób, w jaki ja patrzę na Nathaniela, skoro się z nią pieprzysz? Pociemniała mu twarz. – Nie mów w ten sposób o Clair. – Więc nie mów w ten sposób o Nathanielu. Nathaniel wydawał się cudnie nieświadomy nas. Wyjął wielką, marmurową deskę z szafki i postawił ją obok zlewu. Marmuru używał tylko do jednego – pieczenia. Podszedł do lodówki, wyjął ciasto, które przygotował wczoraj, zanim poszliśmy na ślub. Najwyraźniej mieliśmy przygotować biszkopty domowej roboty, tak jak zaplanowaliśmy wcześniej. – Co on robi? – zapytał Richard. – Myślę, że piecze biszkopty, – odezwał się Micah. Nathaniel skinął głową, sprawiając że długie kasztanowe włosy naprężyły się jakby były taśmą. – Kto ma ochotę na ciastka, abym wiedział ile przygotować? – Obrócił pełne spokoju oczy do kuchni, jakbyśmy się nie kłócili. Oczywiście, wiedziałam co obejmowała jego definicja „kłótni”, więc może według standardów jego dzieciństwa to nie była kłótnia. – Ja chcę, – odezwał się Fredo. 10 – Biszkopty domowej roboty? – zapytała doktor Lillian. – W rzeczy samej. – Odpowiedział Nathaniel z uśmiechem – W takim razie, poproszę. Nathaniel spojrzał na Richarda i Clair. – Chcecie jakieś? Wiem, że Gregory będzie chciał. – Zostajemy tylko do czasu, aż upewnimy się, że Damian jest bezpieczny, – powiedział Richard. Skierował swoje lawendowe oczy do Clair. – A ty chcesz biszkopta? Spojrzała na Richarda, lekko nerwowo, po czym skinęła. – Tak, poproszę. – Poklepała go po ramieniu. – Nie jedliśmy śniadania. Richard warknął. Chciałam odpuścić sobie kłótnię. Nathaniel miał rację, nie mówiąc słowa miał rację, nie było o co się kłócić. Oczywiście, tak jak potrzeba dwóch osób do kłótni, tak samo potrzeba dwóch osób do zawieszenia broni. – Dlaczego obchodzi cię co o nim mówię? Nic dla ciebie nie znaczy. Wzięłam ostatni łyk kawy, odstawiłam ostrożnie kubek na szafkę i się uśmiechnęłam.
Wiedziałam bez lustra, że to nie był przyjazny uśmiech. To był uśmiech, jaki przybierałam gdy miałam wreszcie zrobić coś brutalnego, wtedy gdy inni próbowali mnie zmusić do tego bym się zachowywała. Jeżeli miałabym jakieś wątpliwości co do uśmiechu, to Fredo wyprostował się, uwolnił obie ręce, pozostając w gotowości. Wiedział, że nadchodziły kłopoty. Mina Micaha mówiła, że i on wiedział że zbliżają się kłopoty. Nawet Clair wyglądała na zmartwioną. Nathaniel wrócił do masy na ciasto. Bez względu na to co się stało, potrzebowaliśmy śniadania, tak więc zamierzał je przygotować. Na swój sposób Nathaniel potrafił być tak praktycznym jak ja. Richard warknął na mnie, a ja wiedziałam że w tej chwili chciał się kłócić. Ale co dziwne ja nie chciałam. – Nawet jeżeli byłby tylko moim pomme de sang, znaczyłby dla mnie wiele, Richard. Micah podszedł, by stanąć obok mnie. Nie sądzę aby był wiedział, co zrobię, ale tym razem wszystko ze mną było w porządku. Wzięłam jego rękę, częściowo by go zapewnić, a częściowo ponieważ był dość blisko, by go dotknąć. – Jeżeli jest czymś więcej niż pożywieniem dla ciebie, to dlaczego… – Znów wydawało się brakować mu słów. – Dlaczego się z nim nie pieprzę? Micah przysunął mnie do siebie, tak że obejmował mnie ramionami. Jakby myślał, że musi mnie obezwładnić, by dać czas Richardowi na dotarcie do drzwi. Mój temperament nie był aż tak gwałtowny, naprawdę. No cóż, przez większość czasu. No cóż, przynajmniej czasami. Och, do diabła, chyba jednak nie mogę go winić za bycie nerwowym. Wtuliłam się w Micaha, pozwoliłam jego ciału mnie przytrzymywać, jakby był ulubionym fotelem. Mogłam poczuć, jak napięcie, którego nie byłam świadoma opuszcza moje mięśnie. – Myślałem, że zaliczasz ich obu, – odpowiedział Richard. – Jaki piękny dobór słów, – powiedziałam i napięcie powróciło. – Nie pozwolisz mi powiedzieć sypiasz. Próbuję unikać mówienia „pieprzysz”. – A co z uprawianiem seksu, albo stosunkiem, albo innymi technicznymi określeniami? – Dobrze, – odpowiedział. – Myślałem że odbywasz stosunki z nimi oboma. – A teraz wiesz, że jest inaczej. – Tak, – odpowiedział a jego ton był łagodniejszy, mniej rozgniewany. Czułam że coś przeoczyłam. – Jaka to różnica czy uprawiam seks z jednym czy z obojgiem? Spojrzał wtedy w dół, nie spotykając moich oczu. – Czy moglibyście zostawić nas samych na chwilę? Proszę. Clair wstała odrobinę niepewnie. Doktor Lillian wstała, a Fredo podążył za nią. Nathaniel rozwałkował dość ciasta, by uformować pojedyncze biszkopty. Kuchenka piknęła, wskazując że się nagrzała. Spojrzał na mnie pytająco. Owinęłam ramiona wokół barków Micaha, przyciągając go do siebie jak płaszcz. – Nie wykopiesz Nathaniela z jego własnej kuchni, Richard, a ja nie chcę by i Micah wychodził. – To nie jego kuchnia, – powiedział Richard, ponownie bardzo zły. – Jego, –odpowiedziałam, – jest jego. Nathaniel obrócił się do piekarnika z drobnym uśmiechem. Właśnie natłuścił blachę, tak więc zaczął układać gęste dyski z ciasta, znów nas ignorując. Richard wstał i mimo iż miał zabandażowaną jedną rękę, nagle stałam się świadoma jak był wysoki i jak szeroki w barach. Był jednym z tych mężczyzn, którzy nigdy nie wydawali się tak dużymi jak są, aż się nie zdenerwowali. – Nie, nie jest. To nie jest nawet dom Micaha. Jest twój. – Oni mieszkają ze mną Richard. Potrząsnął głową i skrzywił się, wydał niski głos, nie warknięcie, tylko frustrację. – Micah to twój NimirRaj, reagujesz na niego tak jak Marcus i Raina na siebie. Natychmiastowe
zauroczenie, ale Marcus nie wprowadził się do domu Rainy. Nie mogli nic poradzić na to, że czuli do siebie pociąg, ale Raina zwracała uwagę i na innych. Oni nie byli parą, nie w tym sensie. – Raina nie wiedziałaby czym jest monogamia, nawet gdyby ugryzła ją w tyłek, – odpowiedziałam. Dr. Lillian i Fredo dotarli do drzwi. Lillian chwyciła ramię Clair mijając ją i zabrała ją ze sobą. Richard nawet nie zauważył. – Nie waż się mówić mi o monogamii, – odpowiedział Richard. – Możesz być w stanie dojrzeć coś w moim umyśle Richard, ale ja widziałam twój. Nie uprawiam seksu z każdym, choć ty uprawiałeś seks z każdą, która cię chciała. – Szukam nowej lupy. – Gówno prawda. Ramiona Micaha naprężyły się przy moim ciele. Położył policzek na mojej twarzy, ale nic nie powiedział. Wiedział lepiej. – Zawsze pieprzyłeś się na prawo i lewo, gdy się nie spotykaliśmy. – Przynajmniej ja czekałem aż się przestaniemy spotykać. Ty zawsze zdołałaś przelecieć kogoś jeszcze, gdy wciąż byliśmy parą. Zaczęłam odsuwać się od Micaha, ale jego ramiona zacisnęły się odrobinę. Miał rację. Nie ufałam sobie na tyle by nie wejść w kontakt fizyczny bardziej niż byłoby mądrze. Uderzenie Richard w tej chwili brzmiał całkiem dobrze. Zostałam na miejscu, ale nie rozluźniłam się. – Nie mogę się z tym kłócić. – Nie mam na myśli Jean-Claude’a. – Zerwałeś ze mną zanim byłam po raz pierwszy z Micahem. Potrząsnął głową, a potem krzyknął, częściowo z bólu a po części z wściekłości. – Gdy się uspokoiłem, mogłem ci wybaczyć Micaha. Widziałem jak to działa na Rainie i Marcusie, ale wprowadziłaś się tu z nim. Nawet to, odpuściłbym, albo próbowałbym, ale myślałem że pieprzysz Nathaniela. Myślałem że pieprzysz się z nim zanim zerwałaś ze mną. – Zanim ty zerwałeś ze mną. – Nie lubiłam gdy mnie tulono, gdy byłam tak zła. – Puść mnie Micah. – Anita… – Puść mnie. Spróbuję nie zrobić nic głupiego. Westchnął, ale zabrał ramiona. Odeszłam na tyle, by nie być przyciśniętą do jego ciała. – Jak powiedziałam, zerwałeś ze mną Richard, nie ja z tobą. Zerwałeś ze mną, bo pozwól że zacytuję, nie chciałeś kochać kogoś, kto czuje się bardziej komfortowo z potworami niż ty, koniec cytatu. Właściwie wyglądał na zawstydzonego. – To było naprawdę nie w porządku z mojej strony, przepraszam. Wreszcie wprowadził mnie w dobry nastrój do kłótni, i nagle przepraszał, co to za rodzaj awantury? – Przepraszam za co, za to że to powiedziałeś, czy że w to wierzysz? – Wolałbym aby to zostało pomiędzy nami dwojgiem, Anita. Proszę. Potrząsnęłam głową. – Miałeś szansę być ze mną sam I nie chciałeś. To te ręce trzymały mnie gdy płakałam po tobie, oni zasłużyli na prawo do tego, by zostać. Przytaknął. – Masz rację, – odpowiedział, – ale są sprawy które powinnaś usłyszeć ty, a oni nie. Jeżeli pozwolisz mi jeszcze kiedykolwiek zostać z tobą sam na sam, to opowiem ci kilka rzeczy, ale dziś przy nich usłyszysz tylko tyle. Myślałem że zdradzasz mnie z Nathanielem zanim jeszcze zjawił się Micah. Teraz wiem, że to nieprawda. – Co na matkę ziemię sprawiło że myślałeś, że sypiam z Nathanielem już wtedy? – Sposób w jaki na niego patrzysz. Jak na niego reagujesz. – Spojrzał na mnie, a jego spojrzenie mówiło „Jak miałem tak nie myśleć?” Pociąga mnie wielu mężczyzn, ale to nie oznacza, że uprawiam z nimi seks. – W myślach dodałam, tylko dlatego że ty nigdy nie odpuściłeś krótkiej spódniczce, nie oznacza że ja muszę robić to samo, ale nie powiedziałam tego na głos. Po pierwsze, to nie była zupełna prawda, a po drugie kłótnia przygasała, nie chciałam podsycać ognia. – Wiem to teraz i przepraszam. – Spojrzał na Nathaniela, który musiał umieścić biszkopty w piekarniku, gdy się kłóciliśmy, ponieważ zaczął
rozkładać talerze, a foremka z ciastkami nie była na widoku. – Zapytałaś mnie dlaczego skoro uprawiam seks z Clair to nie patrzę na nią tak jak ty na Nathaniela. – Przepraszam, nie miałam prawa tego mówić, zwłaszcza przy niej. – Ja to zacząłem, ale odpowiedź jest prosta. Nie czuję do niej tego, co ty do niego. Potrząsnęłam głową. – Dlaczego każdy chce dostrzec w nas parę? Uśmiechnął się i to był smutny i gorzki uśmiech naraz. Przypominał mi uśmiech Micaha, z jakim on przyszedł do mnie po raz pierwszy. – Ponieważ łączy was więcej mimo iż nie uprawiacie seksu, niż mnie z każdym z kim sypiałem. Nie powiedziałam, włączając Clair, ponieważ to nie moja sprawa i to byłoby wredne. A ja nie chciałam być już wredna. – Seks nie czyni z was pary, Richard, to miłość łączy w pary. – W momencie gdy te słowa opuściły moje usta, pragnęłam cofnąć je. Po prostu zamarłam, bojąc się spojrzeć gdziekolwiek indziej poza twarz Richarda, ponieważ nie wiedziałam jak wyglądała moja własna twarz, a nie chciałam pokazać szoku Nathanielowi, ponieważ nie wiedziałam co więcej okazać. Nie chciałam tego pokazać. – Zawsze to robisz, – odpowiedział Richard. – Co? – zapytałam cicho, nie brzmiąc wcale jak ja. – Walczysz, zawsze walczysz z tym. – Z czym? – Miłością Anita, nie lubisz być zakochaną. Nie wiem czemu, ale tak jest. Nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć. – Sprawdzę co z Gregorym. Albo Damian zasnął, albo go zjadł. – Jego słowa brzmiały lekko, ale twarz i oczy nie odpuściły. Ale odwrócił się i wyszedł, znikając w mroku pokoju gościnnego. Kuchnia wydała się nagle bardzo, bardzo cicha. Jeżeli Micah nie stałby za mną, żaden dźwięk by go nie zdradził. Wiedziałem, że nadal tam był, ale musiał wstrzymywać oddech, czekając na mnie aż powiem coś, cokolwiek. Problem w tym, że nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nathaniel minął mnie bez słowa. Miał pełne ręce talerzy, zielonych kubków, niebieskich szklanek. Rozkładał je na talerzu przed krzesłami. Najpierw zielone, potem niebieskie. Przeszedł wokół stołu z dala ode mnie, potem położył ostatni czarny na szczycie stołu tuż przy mnie. Stałam jak idiotka, wrośnięta w ziemię, nie pewna co powiedzie. Nie mogłam zadeklarować miłości do grobowej deski, bo to nie to czułam. Zrobił ten drobny krok od stołu I nagle stał tuż przede mną, na tyle blisko, że mogłam poczuć lekką woń wanilii i to nie był proszek do pieczenia. Jego twarz wyglądała poważnie, ale jego oczy niosły odrobinę uśmiechu. Pochylił się i pocałował mnie w policzek, gdy stałam tam jak idiotka. Bałam się. Bałam się, że jeśli będzie wymagał bym powiedziała mu, że go kocham, albo zrobiła coś równie niedorzecznego, czy równie niemożliwego. Ale nie. Po prostu pocałował mnie, po czym odsunął się z uśmiechem. – Setki ludzi mówiły mi, że mnie kochają, ale nie mieli tego na myśli. Po prostu chcieli mnie wykorzystać. Możesz nigdy nie powiedzieć tego na głos, ale tak myślisz. Minutnik zabuczał w piekarniku a on odwrócił się z uśmiechem. – Biszkopty są gotowe. – Użył ręcznika by złapać uchwyt i wyjął ciastka. Były złoto-brązowe a ich zapach wypełniał kuchnię. Wyjął drugą blachę, zamknął piekarnik, wyłączył go i spojrzał na mnie. – Wiem co czujesz do mnie teraz, ponieważ umarłabyś nim być powiedziała to przy Richardzie, jeżeli byłaby to prawda. Jeżeli nigdy więcej tego nie powiesz, zawsze będę cenił, że raz to usłyszałem. Ruszył ku mrocznemu pokojowi. – Powiem wszystkim, że śniadanie gotowe. – Zatrzymał się przy drzwiach i odwrócił, z uśmiechem na twarzy jakiego nigdy wcześniej nie
widziałam. Jedno przypadkowe wyznanie i nagle stał się bezczelny. – Ale nadal chcę stosunku. – Zniknął za framugą drzwi wraz z męskim śmiechem. Micah podszedł i stanął obok mnie. – Anita, wszystko w porządku? – Kiedy nie odpowiedziałam, chwycił moje ramię i powiedział. – Spójrz na mnie. Mrugałam za szybko i za często, ale spojrzałam na niego. Sprawy toczyły się za szybko jak dla mnie. Chwyciłam jego ramię i powiedziałam pierwsze co przyszło mi do głowy. – Jeżeli zemdleję, Richard pomyśli że to przez niego. Nie zemdlejesz. Nigdy nie mdlejesz. – Zaczął sadzać mnie w fotelu nim skończył to mówić. Pozwoliłam mu, bo czułam się osłabiona. Nie chciałam tu siedzieć i jeść śniadania z tymi ludźmi. Potrzebowałam czasu, by pomyśleć, a jedyny na to sposób to ukryć się w sypialni. Nie mogłam się ukryć. Cholera, po raz pierwszy w życiu chciałam być mniej upartą i odważną. Trzymałam głowę między kolanami, gdy wszyscy wrócili. Nie zemdlałam, ale nie wiedziałam jak bo siedzenie naprzeciw Richarda obserwując jak Clair smaruje swoje ciasto sprawiało że miałam na to ochotę. Nathaniel nakrył srebrny zestaw, przyniósł więcej kawy, upewnił się że mieliśmy co najmniej sześć rodzajów dżemu, galaretek i sosów. Kiedy znalazła się galaretka z czerwonych porzeczek w mojej lodówce? Spojrzałam na mężczyznę buszującego w mojej kuchni, i znałam odpowiedź - odkąd to Nathaniel zaczął robić zakupy. Część mnie pragnęła uciec, ale inna drobna część, która zazwyczaj powstrzymuje mnie przed byciem totalnym dupkiem, zastanawiała się czy produkowali te białe, puszyste fartuszki na tyle szerokie, by pasować na ramiona Nathaniela. To znaczy, jeżeli miał udawać Suzy, Perfekcyjną Panią Domu, to może potrzebował fartuszka i sznura pereł? Ta myśl rozbawiła mnie, a ja nie mogłam przestać ani się tym podzielić. Skończyło się na tym, że musiałam wymknąć się od stołu, by dać upust śmiechowi. Nathaniel nie wyszedł nas szukać. Byłam zadowolona, poza drobną częścią mnie, która miała nadzieję, że on wejdzie. Byłam gotowa rozgniewać się, jeżeli by przyszedł i byłam rozczarowana że się tak nie stało. Czasami nie rozumiem samej siebie.
Rozdział 25
Micah próbował wywabić mnie z sypialni obietnicą śniadania oraz twierdząc, że nie mogę ukrywać się tam przez cały dzień. Komentarz o ukrywaniu się przemówił do mnie. Oskarżyłam go o powiedzenie tego celowo na co on odpowiedział. – Ależ oczywiście. Nathaniel nie oczekuje byś padła na kolana i mu się oświadczyła. Dobrze mu tak jak jest. – Nie jest. On chce seksu. Micah podał mi rękę i wyglądał zbyt poważnie. – Nie rozumiem dlaczego odmawiasz mu tej ostatniej cząstki. Nie wzięłam jego ręki. W zasadzie skrzyżowałam ramiona na brzuchu i zmarszczyłam brwi. – Ostatniej cząstki, sprawiasz że brzmi to jak nic. Ukląkł przede mną. – Anita, kocham ciebie, wiesz to. W zasadzie to nie wiedziałam. Ludzie zachowują się jakby cię kochali, ale skąd wiesz że to prawdziwe. Nie powiedziałam tego na głos, ale coś w spojrzeniu jakie mu rzuciłam albo języku ciała musiało to zdradzić, ponieważ przysunął się bliżej. Bliżej i bliżej, dopóki nie siedział na moich kolanach z nogami owiniętymi wokół mojej talii. To sprawiło, że się zaśmiałam i taki zapewne miał zamiar. Znaleźliśmy się z moimi rękami wokół jego pasa, on położył dłonie na moich
ramionach. Nogi zacisnął za moimi plecami, przyciskając się do mnie, tak mocno jak tylko zdołał. – Zdajesz sobie sprawę, że w tej pozycji nici z seksu, chyba że zamienimy się sprzętem. – Nie zawsze chodzi o seks, Anita, czasami tylko o bliskość. – No proszę, czy to nie kobiecy tekst. – Nie jeżeli ty jesteś dziewczyną a ja chłopakiem. Poczułam jak moja twarz przybiera poważny i niezadowolony wyraz. – Nie wiem jak to zrobić. – Co? – zapytał. – Richard ma rację, nie wiem jak być zakochaną. Nie jestem w tym dobra. – Jesteś świetna we wszystkim, poza przyznaniem tego, – odpowiedział. Przycisnął się jeszcze bliżej mnie, tak że mogłam poczuć iż jest szczęśliwy znajdując się tam. – Próbujesz mnie rozkojarzyć. – Nie, próbuję sprawi,ć byś się nie zezłościła. – Zezłościła o co? – zapytałam a moje ręce ześlizgnęły się w dół jego pleców. Trudno było siedzieć tak blisko niego i nie go nie dotykać. – Po prostu zezłościła. Złościsz się gdy czujesz się niekomfortowo, a to co zdarzyło się w kuchni silnie na ciebie wpłynęło. Moje ręce wślizgnęły się pod jego pasek, dotykając szwu dżinsów. Myślałam kiedyś, że muszę być w kimś zakochana, by móc dotykać kogoś w ten sposób. To była przyjemna myśl, podobała mi się, i sprawiała że czułam się dobrze. Moje ręce wędrowały w dół po szorstkiej tkaninie nowych dżinsów, ale pod nimi czułam twardość jego pośladków. Miał świetny tyłek, okrągły i jędrny, mniejszy niż lubiłam, ale widoczny. Mówiłam mu, że potrzebował porządnego siedzenia, by zbalansować wrażenie jakie robił z przodu. Prawdę mówiąc, Nathaniel miał okrągły, pełniejszy tyłek, bardziej kobiecy, jędrny i twardy. Lubiłam mężczyzn z pośladkami. Najmniej podobali mi się faceci z typowym tyłkiem białego faceta, gdzie dżinsy odstawały od pośladków. Lubiłam coś, za co można było chwycić, coś w co można wtopić zęby. Kiedy mówiłam że lubię ciało na moich facetach, to oznaczało o wiele więcej. Zagłębiłam głowę w jego piersiach, rękami chwyciłam tyłek. Kołysał się przede mną, odrobinę. Czy to była miłość? Czy to że mogłam dotknąć każdej części jego ciała a on każdej części mnie, to była miłość? Czy tylko pożądanie? Uniosłam twarz na tyle, by dotknąć skóry jego szyi, tak ciepłej, tak słodkiej. Wychowano mnie w przekonaniu, że możesz kochać tylko jedną osobę naraz. Jeżeli kochałam Jean-Claude’a, nie mogłam kochać Micaha. Jeżeli kochałam Micaha, nie mogłam kochać nikogo innego. Jedyną osobą, której mogłam powiedzieć że ją kocham bez zawahania był o dziwo Asher. Podejrzewałam, że to dlatego, że Jean-Claude kochał go przez stulecia, gdy obaj nie byli zajęci nienawidzeniem siebie nawzajem. W ramionach Jean-Claude’a, gdy przepływały przeze mnie uczucia pomiędzy nim i Asherem mogłam powiedzieć „kocham cię” i naprawdę mieć to na myśli. Ale tutaj bez Jean-Claude’a, który by na mnie tak działał, słowa uwięzły mi w gardle, jakbym miała zadławić się na śmierć. Czasami myślałam, że kocham Micaha, ale takie słowa nie są tym, co druga osoba chce usłyszeć. Czasami to gorsze niż milczenie. Położyłam rękę na jego pośladkach, tak że jeden palec pocierał w przód i w tył przez dżinsy, a drugą rękę wsunęłam po jego plecach, owinęłam na chwilę w gęstych lokach jego ogona, po czym dotknęłam jego ciepłej szyi. Wiedziałam, kto znajdował się wewnątrz mojej głowy, gdy wsunęłam rękę we włosy Micaha i przekrzywiłam głowę na bok, tak że jego szyja rozciągnęła się smukła i wyraźnie widoczna. Ponieważ byliśmy prawie takiego samego wzrostu, jego szyja znajdowała się we właściwej pozycji by ją polizać
po całej długości. Taka ciepła, tak niewiarygodnie ciepła. Owinęłam ustami jego szyję, poczułam puls krwi pod skórą i wbiłam zęby w to ciepło. Micah jęknął, ale nie z bólu. Przycisnął się do mnie mocniej, ukazując więcej szyi, jak chętna kobieta napierająca na mężczyznę. Zatopiłam zęby w jego skórze i walczyłam by się nie wgryźć, by nie przelać krwi. Jean-Claude wypełnił mój umysł obrazami. Obrazami jego, Ashera i Julianny, dawno zmarłej ludzkiej służebnicy Ashera. Był tam seks, ale zobaczyłam więcej śmiechu, więcej gry w szachy, jej szydełkowania przy kominku. Więcej przytulania niż pieprzenia. Obrazy jego i mnie, i Ashera, ale także Micaha. Szyja Micaha pod jego kłami, gdy obserwowałam ich oboje. Jean-Claude przychodzący, by znaleźć nas śpiących w wielkim łóżku, owiniętych jedwabnymi prześcieradłami, brązowe loki Micaha leżące tak blisko moich czarnych loków, że nie potrafił odróżnić, gdzie jedne się kończą a drugie zaczynają. Jean- Claude pozwolił mi poczuć swoje emocje, jak unosił prześcieradło i czuł pierwszy oddech naszego ciepła. To co czuł prześlizgując swoje chłodne ciało pomiędzy nami, to jak poruszaliśmy się we śnie, powoli budzeni przez jego dłonie na naszych ciałach. To jak bardzo cenił iż Micah po prostu pozwoli mu wziąć krew, bez żadnych kłótni, czyniąc ten dar czymś naturalnym. Jak bardzo cenił, że może odwrócić się od chętnego ciała Micaha, wciąż krwawiącego, do mojego ciała i przebić je na inny sposób, gdy Micah obserwował, albo pomagał. Patrzenie na to z punktu widzenie Jean-Claude’a było niekomfortowe i sprawiło, że chciałam uciec, ale wyszeptał w moich myślach, gdy moje usta smakowały skóry Micaha. – Jeżeli to nie jest miłość, ma petite, to ja nie wiem nic o niej. Jeżeli to nie miłość, to nikt odkąd zaczął się czas nie kochał. Pytasz siebie czym jest miłość? Czy jesteś zakochana? A tym o co powinnaś pytać, to czym miłość nie jest, ma petite. Co takiego robi dla ciebie ten mężczyzna, co nie wynika z miłości. Chciałam się kłócić, ale JeanClaude był zbyt blisko w moim umyśle, a szyja Micaha pomiędzy moimi zębami. Tak wiele pragnień mogło nasycić to ciało, tak wiele potrzeb, tak wiele… tak wiele. Słodki smak krwi popłynął po moim języku, a ja wróciłam do siebie, odsuwając się zanim mogłam go zranić. Ale on opadł na mnie jakbyśmy właśnie skończyli uprawiać seks. Zadrżał przy mnie i wypuścił powietrze z westchnieniem. Tuliłam go trzymając za plecy, bo inaczej myślę, że upadłby. Oddał mi się całkowicie. Nie próbował się chronić ani nie martwił się, że przegryzie mi gardło, a powinien. Ale mi ufał. Ufał mi, że nie zranię go bardziej niż sprawi mu to przyjemność. Nigdy nie przelałam jego krwi wcześniej, nigdy nie zdobyłam się na więcej niż ślad po zębach i malinka. Trzymanie jego ciała pomiędzy zębami wydawało się takie przyjemne, aż zasmakowałam jego pierwszej krwi. Drżąco się zaśmiał zachrypniętym głosem, – Nathaniel będzie zazdrosny. – Jasne, – wyszeptałam, – zawsze chciał bym go oznaczyła. – Myśl jaka nadeszła brzmiała „Czy zabije mnie to, by dać Nathanielowi to czego on chce?”. Nie, nie zabije mnie. Pytanie czy mnie to złamie, a jeśli tak to jak bardzo? Echo Jean-Claude’a w mojej głowie zabrzmiało „Być może nie złamie to ciebie, ma petite, być może to cię uleczy, tak jak i jego” – Uciekaj z mojej głowy, – powiedziałam. – Co? – zapytał Micah. – Ach, nic, tylko mówię sama do siebie. – Jean-Claude zrobił to o co poprosiłam, ale jego śmiech unosił się wewnątrz mojej głowy jak echo przez resztę ranka.
Rozdział 26
Siedziałam w kuchni, jedząc biszkopty posmarowane masłem i miodem. Biszkopty były smaczne, ale całą moją uwagę skupiał Gregory. Znajdował się wciąż w lamparciej postaci, ale teraz także i on jadł biszkopty. Widzieliście kiedykolwiek jak ktoś je chleb zębami, które są przeznaczone do rozszarpywania gazel? Interesujące. Jeżeli włożyłby cały biszkopt do ust naraz, to byłoby w porządku, ale on tak nie robił. Jadł okrągłe ciastka maczając je w maśle i kawałkach galaretki z czerwonych porzeczek, całkiem zgrabnie. Za wyjątkiem tego, że jego szczęki nie były przystosowane do delikatności, tak więc całe futro zostało poplamione galaretką, którą on zlizywał z siebie niewiarygodnie długim językiem. To było niezwykle rozpraszające i przerażająco szokujące. Jak kombinacja Animal Planet i Food Network. Dobrze, że coś mnie bawiło, bo Nathaniel znajdował się w wybitnie niezabawnym nastroju. Wiedziałam, że może się gniewać za oznaczenie szyi Micaha, gdy on sam praktycznie błagał mnie bym to zrobiła z nim, a ja stale odmawiałam. Jednak nie miałam pojęcia jak bardzo będzie zły. Hałasował w kuchni. Drzwiczki od szafki nie zamknęły się, a trzasnęły. Otwarciu lodówki towarzyszył refren uderzeń, klapnięć i coś jakby… nie wiedziałam, że plastikowe opakowania na żywność mogą wydawać tyle hałasu. Pomiędzy trzaskaniem przedmiotami wokół, zgadzał się ze wszystkim co powiedział Gregory, ale ton jego głosu brzmiał jakby się kłócił. – Ogłosiliśmy, że dziś wieczorem będzie lampartołak, więc skoro nie mogą mieć mnie, ty dziś wystąpisz, – powiedział Gregory, a potem oblizał długim, różowym językiem swój „pysk”. –Dobra, nie żebym miał cokolwiek innego do roboty tego wieczoru. – Jakoś miałam wrażenie, że to było skierowane do mnie. Micah rzucał mi spojrzenia, które mówiły tak wyraźnie jakby powiedział to na głos „napraw to”. Dlaczego to zawsze ja musiałam coś naprawiać? Ponieważ zazwyczaj to ja coś spieprzyłam. Och, dokładnie dlatego. Odciski moich zębów widniały na szyi Micaha. Ślady zostały posmarowane neosporyną, ale i tak musiał je zabandażować. Na szczęście dla nas obojga przerwałam gryzienie zanim zraniłam go zbyt mocno. Było tam w zasadzie mniej krwi niż za tym pierwszym i jedynym razem, gdy pozwoliłam sobie oznaczyć Nathaniela. Tamto zdarzenie miało miejsce gdy ardeur było świeże, a ja wciąż próbowałam znaleźć sposób jak je nakarmić bez stosunku. Niemądrze z mojej strony. Ostatnią kroplą, która przeważyła było zabranie masła ze stołu zanim wszyscy skończyli jeść. Gregory chwycił je, ale pazury nie były przystosowane do chwytania porcelany. Talerz spadł i rozbił się o podłogę. Masło rozmazało się po podłodze długą, żółtą linią, jak obrzydliwy ślad po ślimaku. Nie wiem co bym powiedziała – prawdopodobnie nic pomocnego – ale wtedy zadzwonił telefon. –Niech ktoś inny to odbierze, – powiedział Nathaniel znad podłogi, gdzie ścierał cały bałagan. Ja jestem odrobinę zajęty. Micah jadł dalej śniadanie, pewnie dlatego że był zły iż nie powiedziałam nic, co sprawiłoby, że Nathaniel poczułby się lepiej. Problemem było to, że nie wiedziałam co powiedzieć. Tak więc odebrałam telefon. – Anita, tu Ronnie. – Cześć Ronnie, – rozmyślałam wściekle. No, super. Nie tylko ja mam problem osobiste. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że odrzuciła oświadczyny Louie’go. Na głos powiedziałam –“Co u ciebie?” – Louie zostawił wiadomość na moim telefonie, więc wiem, że wiesz. – Brzmiała obronnie. – Dobra, chcesz o tym rozmawiać? – Nie obraziłam się. Nie na mnie była wściekła.
Wypuściła powoli oddech. – Tak… nie… nie wiem. – Możesz tu przyjść, albo spotkamy się gdzieś indziej. – Używałam tego spokojnego głosu, takiego jakiego Micah często używał wokół mnie. – Przyniosę bajgle – zaoferowała. – Załapiesz się na domowej roboty biszkopty, gdy tu dotrzesz. – Domowej roboty biszkopty? Nie ty je upiekłaś, prawda? – Nie, Nathaniel przygotował. – On potrafi gotować? – W zasadzie tak. Prawie poczułam jak jej wątpliwości niosą się przez telefon. – Szczerze, naprawdę jest świetny w pieczeniu ciast. – Skoro tak twierdzisz. – No cóż, umarliby z głodu, gdyby czekali aż ja coś ugotuję. Zaśmiała się. – To na Boga prawda. Dobra, będę wkrótce, zostawcie jakieś biszkopty dla mnie. – Jasne. Rozłączyłyśmy się. Zostałam przy telefonie przez sekundę czy dwie, obserwując stojącego tyłem przy śmietniku Nathaniela, gdy pozbywał się rozbitego naczynia i resztek masła. Nigdy nie zdawałam sobie sprawy, że kucyk może tak podskakiwać z wściekłości. Micah spojrzał na mnie, a jego mina mówiła więcej niż słowa. Mówiła „napraw to, napraw to, albo i ja będę na ciebie wściekły”. Mieszkanie z dwojgiem mężczyzn ma kilka wad. Chwile, gdy obaj są wściekli na ciebie w tym samym czasie to jedna z nich. Nathaniel stał przy szafce, chwytając rękami jej krawędzie, a całe jego ciało promieniowało gniewem. Nigdy nie widziałam go tak wściekłego. To powinno sprawić, że ja się wścieknę, ale tak się nie stało. Mógł być zły skoro chciał, prawda? Próbowałam wymyśleć coś mądrego. Zmienił się z szczęśliwego domowego skowronka w tak wkurzonego jakim go nigdy nie widziałam. Jedyne co się zmieniło, to ślad na szyi Micaha. Znosił to, że Micah dostaje stosunki i orgazmy, a on nie dostaje prawie nic. Więc czemu jedna zbyt entuzjastyczna malinka tyle dla niego znaczyła? Myślałam i myślałam aż dostałam migreny. Wtedy mnie olśniło. Nie miewam zbyt wielu olśnień bez rozmów z mądrzejszymi przyjaciółmi. Ale nagle chyba domyśliłam się prawdy. Podeszłam do niego i dotknęłam jego ramienia. Odsunął się ode mnie. Nigdy wcześniej tego nie robił. Przestraszyło mnie to. Nigdy nie chciałam by był tak zły na mnie. Micah miał rację, musiałam to naprawić. Ale jak? – Nathaniel… – i jakby wymówienie jego imienia wywołało powódź. – Nie mogę tak żyć. Dajesz mi coś, a potem zabierasz. Orgazm dziś, ale tylko z powodu jakiegoś metafizycznego bałaganu. Znajdziesz wymówkę, by nie zrobić tego znów. Zawsze tak robisz. On dostaje orgazmy i stosunki, a ja nic. Ale oznaczyłaś mnie, mnie. Nie jego a mnie! – Wciąż patrzył się na szafkę, wciąż unosił i unosił głos. – To było wszystko co miałem! Wszystko! – Musiał przerwać by złapać tchu, a ja wpadłam w tą niespodziewaną przerwę. – Przepraszam. – powiedziałam zanim zdążył złapać oddech. – Nie wiem czemu wciąż mam nadzieję… – Zawahał się, przerwał, po czym powoli obrócił się do mnie. – Co powiedziałaś? – Powiedziałam przepraszam. Jego twarz zmiękła na chwilę, po czym znów stężała, gdy zmrużył oczy. Wyglądał na podejrzliwego. – Za co dokładnie przepraszasz? – Przepraszam, że jesteś zły. – Och, – i znów zaczynał się wściekać. Dotknęłam jego ramienia, tym razem nie odsunął się, ale nadal wymieniał rzeczy jakich nie zrobiłam dla niego czy z nim. Czułabym się zakłopotana, gdybym nie martwiła się bardziej o zakończenie kłótni niż cokolwiek innego. – Musisz iść dziś do pracy, – powiedziałam. To sprawiło, że przerwał, ponieważ nie miało żadnego związku z jego listą żali. – Co takiego? Tak i co z tego? – Jeżeli nie musiałbyś iść dziś do pracy, zabrałabym cię teraz do sypialni i oznaczyła, jeżeli to tego pragnąłeś. Odsunął się
znów. – Nie chcę abyś robiła to tylko dlatego, że jestem zły. Chcę byś zrobiła to dlatego, że tobie też to sprawi przyjemność. Boże, potrafił być taki wymagający. Musiałam przerwać i policzyć powoli w myślach, ponieważ ta cała kwestia dominującego i uległego właśnie wyszła mi bokiem. Przeprowadziłam dość badań, by zrozumieć, że ten świat był o wiele większy i bardziej zróżnicowany niż sądziłam. Byli ludzie, którzy uważali moje zamiłowanie do drapania i gryzienia podczas gry wstępnej za perwersję. Nawet wiązanie. Lubiłam używać paznokci i zębów w trakcie gry wstępnej i seksu. Naprawdę lubiłam. Nie udawałam, nawet dla Nathaniela. Kiedyś patrzyłam na to z tego punktu widzenia, ale nie chodziło tylko o Nathaniela. Nie wściekało mnie to czego on pragnął, czułam się źle, bo to sprawiało mi przyjemność. Wiedziałam to teraz i przyswoiłam to w umyśle. No cóż może nie całkiem. Spróbowałam być uczciwą wobec niego i siebie. – Chciałabym poczuć twoją szyję pod zębami. Pragnęłabym zatopić usta w twoim ciele i wgryźć dopóki nie będę się bała, że zrobię ci krzywdę. – Poczułam gorąco na twarzy i musiałam zamknąć oczy by skończyć. – Pragnęłam poczuć cię w ustach. Podobało mi się oznaczenie ciebie, ale nie byłam gotowa tego przyznać. I wciąż czułam się niekomfortowo, ale nie z twojego powodu, tylko dlatego, że to było takie… takie… sama nie wiem. – Perwersyjne, – zasugerował Gregory. Otworzyłam oczy by go spiorunować. – Nie pomagasz mi Gregory, wiesz? – Przepraszam. – Naprawdę wierzysz w to co powiedziałaś? – Zapytał się Nathaniel, a jego głos był niezwykle pusty, jakby bardzo próbował nie być zły ani pełen nadziei. Spojrzałam na jego twarz i nawet oczy miał ostrożne. Nienawidziłam jak obchodził się ze mną tak ostrożnie, jakby obawiał się, że okazując entuzjazm sprawi, że ucieknę. Problem w tym, że być może miał rację. Zrozumiałam, że sama robiłam to co Richard. Nie uciekałam od siebie tak jak on, ale gdyby nie ardeur, które pchało mnie do robienia wielu rzeczy, być może by tak było. Gdybym udawała tak nieskazitelną jak Richard, pewnie by tak było. To przynajmniej potrafiłam przyznać przed samą sobą. Ardeur uczyniło uciekanie niemożliwym. Ale nie chodziło o ardeur. Chodziło o mnie i Nathaniela i szczęśliwe, domowe gniazdko, jakie sobie uwiliśmy. Zwlekałam zbyt długo z odpowiedzią. Oczy Nathaniela wypełniły się takim żalem i odwrócił się. Do diabła. Chwyciłam jego twarz między dłonie, podniosłam się na palce, by nadrobić trzycalową różnicę wzrostu. Zaskoczyłam go na tyle, że zachwiał się w stronę szafek. Przylgnęłam do przodu jego ciała i pocałowałam go. Pocałowałam go jakbym chciała go zjeść. Wbiłam zęby w jego uroczą wargę i ugryzłam, nie dość by zostawić ślad, ale dość by wydobyć niski jęk z jego gardła. Odchyliłam się w tył na tyle, by zobaczyć jak otwiera rozkojarzony oczy. Jego ręce chwyciły szafkę za nim tak mocno, że aż pulsowały. Jakby bał się, że upadnie. Sama oddychałam ciężej. Głos mi drżał, gdy powiedziałam. – To nie było metafizyczne bagno. To byłeś tylko ty i ja. Zamknął oczy i dreszcz przebiegł go od czubka głowy aż po palce stop. Kołysał się i gdybym nie chwyciła go wokół pasa, upadłby. Jego ramiona ześlizgnęły się na moje plecy i położył głowę mi na ramieniu. Nie zemdlał, ale był bezwładny w moim objęciu. Zdałam sobie sprawę, że był całkowicie bierny. Wiedziałam, że mogę zrobić z nim wszystko, na co mam ochotę. Ta myśl nie podniecała mnie, ona mnie przerażała. Miałam dość problemów kierując swoim życiem, nie chciałam niczyjego więcej. Ale zatrzymałam te wątpliwości dla siebie. Miał dość swoich
zmartwień. – Obiecujesz, – wyszeptał, – obiecujesz, że oznaczysz mnie tego wieczoru. Powiedział słowo na O. Kurwa. – Obiecuję. Wyszeptałam w waniliowe ciepło jego włosów. Wziął głęboki wdech, który uniósł jego pierś w górę przy moich ubraniach. Moje ciało zareagowało, czy chciałem czy nie. Sutki stwardniały od tego muśnięcia. Odsunął się na tyle by zobaczyć moją twarz, a wyraz jego oczu był tak męski, że się zarumieniłam. Puls w moim gardle przyśpieszył. Był uległy, ale pod tym wszystkim było coś, co mogło okazać się bardzo niebezpieczne i widziałam to teraz w jego oczach, jak obietnicę katastrofy. – Przyjdź do klubu tej nocy, zobacz mój występ, proszę. Pokręciłam głową. – Pracuję dzisiaj. – Proszę. – To proszę było czymś więcej niż tylko słowem, wypełniło jego oczy. Chciał bym zobaczyła go na scenie, otoczonego przez wrzeszczące fanki. Być może chciał zrobić na mnie wrażenie, że nawet jeśli ja go nie chcę, to znajdą się inne. Chyba zasłużyłam by mnie tym ubódł. – O której godzinie wystąpisz? Odpowiedział. – Mogę na coś zdążyć, ale prawdopodobnie nie na całość. Pocałował mnie, mocno i dziwnie ulotnie i ruszył do drzwi. – Muszę sprawdzić, czy mój kostium jest gotów na dzisiejszą noc. – Obrócił się do drzwi tą chętną miną wciąż na ustach. – A jeżeli przemienię się, to nadal mnie oznaczysz? – Nie sypiam z futrzakami. Wygiął usta jak rozpuszczone dziecko. – Jesteś tak cholernie uparty, wiesz to prawda? Uśmiechnął się. – Nie sypiam z futrzakami. – Ale jeżeli nie będę futrzakiem, zrobisz to? – Coś w sposobie w jaki zadał to pytanie wzbudziło moje podejrzenia, ale przytaknęłam. – Tak. Zniknął w mroku pokoju dziennego. – Zobaczymy cię wieczorem w klubie. Krzyknęłam za nim. – Jeżeli wydarzy się następne morderstwo, to wszystkie inne sprawy schodzą na drugi plan. Morderstwo ma pierwszeństwo przed oglądaniem jak mój chłopak się rozbiera. – I znów to słowo, chłopak. Usłyszałam jak Nathaniel śmieje się schodząc po schodach. Przypomniał mi o innym mężczyźnie mojego życia, który rano zostawił mnie ze śmiechem. Byłam dziś cholernie zabawna dla każdego.
Tłumaczenie Fallen22
Rozdział 27
Gorący pocałunek Micaha spoczywał na moich ustach, gdy Ronnie zadzwoniła do drzwi. Bezsenna ostatnia noc w końcu dopadła i Micaha, który udał się on do łóżka. Poza tym, Ronnie nie chciałaby widowni. Przyglądała się drzwiom, gdy je otwierałam. – Co się stało? Próbowałam wymyśleć krótką wersję, nie dałam rady, więc powiedziałam, – Napijmy się najpierw kawy. Uniosła brwi i tylko tyle mogłam dostrzec za okularami słonecznymi. Wzruszyła ramionami. Miała na sobie brązową, skórzaną kurtkę, która ostatnio stała się jej ulubionym okryciem. Zapięta tylko do połowy, a od góry widoczny robiony na drutach sweter. Ukryłam swój grymas. Na zewnątrz było 20 stopni. Wstawiłam znów drzwi we framugę. – Na zewnątrz tak zimno, czy coś mnie ominęło? Zgarbiła się. – Zimno mi odkąd wyszłam ostatniej nocy z wesela. Jakbym nie mogła się ogrzać. Nie powiedziałam, że większość zmiennokształtnych ma odrobinę
wyższą temperaturę niż ludzie, więc może dlatego ciepło odeszło wraz z Louiem. To byłoby zbyt wskazujące i okrutne. Przeszła przez zaciemniony pokój do rozsuniętych zasłon na tyle kuchni. Kiedy byłam pewna, że Damian znalazł się w dole na resztę dnia, rozsunęłam zasłony. Zawahała się tuż przed kuchnią. – Gdzie wszyscy? – Micah musiał się przespać. Gregory i Nathaniel na górze przygotowując kostium do pracy. Jakiś problem z pękającymi rzemieniami. Usiadła w krześle na którym siedział wcześniej Richard, tak by mogła mieć oko na drzwi i to co poza nimi. A może to przypadek, a ja zgadywałam czemu. Wątpiłam, by Richard rozważał kwestie bezpieczeństwa, gdy wybierał siedzenie. Ale może nie miałam racji. No cóż. Nie zdjęła ciemnych szkieł, choć nie było tu już jasno. Blond włosy miała wyprostowane, co prawda gęste, ale wyglądały jakby tylko je uczesała, i nic poza tym, ich końcówki nie kręciły się tak jak lubiła. Prawie nigdy nie wychodziła bez takiej fryzury. W zasadzie siedziała skulona przy stole, nad kubkiem kawy jak ofiara porwania. – Gotowa na biszkopty? – zapytałam. – On naprawdę gotuje? Prawie powiedziałam „Jeżeli wpadałabyś częściej, to byś wiedziała”, ale byłam taktowna. – Tak, gotuje. Robi zakupy, planuje większość menu i większość prac domowych. – Och, czyż on nie jest wymarzoną panią domu? – Jej ton był nieprzyjemny. Będę miła, bo czuła się zraniona, ale tylko do chwili gdy mnie wkurzy, choć nie miałam ochoty na kłótnię z Ronnie tego ranka. – Potrzebowałam żony, – powiedziałam utrzymując neutralny ton. – Czyż my wszyscy nie potrzebujemy, – odpowiedziała teraz bez żadnej złośliwości. Wzięła drobny łyk kawy. – Nie sądzę, żebym mogła teraz jeść. Wzięłam dużo większy łyk kawy. – Dobrze, chcesz o czymś konkretnym porozmawiać? Spojrzała na mnie, wciąż w okularach, tak że nie mogłam dostrzec jej oczu. – Co chcesz powiedzieć? – Chciałaś porozmawiać jak sądzę o Louiem i o tym co się zdarzyło ostatniej nocy? – Tak. – Więc rozmawiaj. – To nie takie proste. – Dobrze, a mogę zadać ci pytanie? – Zależy od pytania. Wzięłam głęboki wdech. – Dlaczego odmówiłaś Louiemu? – Och, tylko nie ty. – Co? – Nie mów mi, że spodziewałaś się, że się zgodzę? Chciałam, by zdjęła okulary tak bym mogła dostrzec jej oczy, zobaczyć o czym myśli. – W zasadzie tak sądziłam. – Dlaczego na litość boską? – Ponieważ nigdy nie widziałam ciebie szczęśliwej przez tak długi czas z jedną osobą. Odsunęła kawę, jakby i na nią była wściekła. – Dobrze mi tak jak jest. Dlaczego on musi wszystko zmieniać? – Spędziliście więcej nocy w swoich mieszkaniach niż sami, prawda?
Przytaknęła. – Powiedział, że zaproponował najpierw wspólne mieszkanie, dlaczego nie chciałaś tego spróbować? – Bo chcę przestrzeni dla siebie. Kocham Louiego, ale nie cierpię tego jak zajmuje moją szafę, moją szafkę na kosmetyki. Jego ubrania zajęły dwie szuflady. – Łajdak. – To nie jest zabawne. – Nie jest, wiem. Powiedziałaś mu, że ci się nie podoba jak on wnosi swoje rzeczy? – Próbowałam. – Chcesz aby ot tak znikł z twojego życia? Potrząsnęła głową. – Nie, ale chcę z powrotem moje mieszkanie, takim jakie jest. Nie lubię wracać do domu i widzieć, że przearanżowano wszystko w mojej szafce, by łatwiej tam coś znaleźć. Jeżeli chcę przeszukiwać wszystkie szafki, by znaleźć przecier pomidorowy, to moja sprawa. Nawet nie zapytał, po prostu wróciłam do domu jednego wieczoru a on przeorganizował kuchnię. Nie mogłam nic znaleźć. – Musiałam brzmieć dziecinnie nawet dla samej siebie, ponieważ zerwała okulary i spojrzała tymi wypełnionymi bólem, szarymi oczami. – Myślisz, że to niemądre, prawda? – Nie powinien się ciebie zapytać zanim przearanżował wszystko. – Informację, że Nathaniel nie tylko przemeblował całą moją kuchnie, ale też wyrzucił nie pasujące przedmioty zatrzymałam dla siebie. – Uwielbiam umawiać się z Louiem, ale nie chcę z nikim brać ślubu. – Dobrze. – Dobrze, czyli nie zamierzasz mnie do tego namawiać? – Hej, ja też nie planowałam mieć do domowego gniazdka, więc kim jestem, by cię do tego zmuszać? Spojrzała na mnie jakby szukając śladu kłamstwa. Była blada z podkrążonymi oczami, jakby spała niewiele więcej niż Micah. – Ale pozwoliłaś Micahowi się wprowadzić. Przytaknęłam i napiłam się kawy. – Tak. – Dlaczego? – Dlaczego co? – Dlaczego chciałaś, by się wprowadził do ciebie? Myślałam, że lubisz swoją niezależność tak jak ja. – Wciąż jestem niezależna, Ronnie. Przeprowadzka Micaha nie zmieniła tego. – Nie próbuje się rządzić? Spojrzałam na nią. – Przepraszam Anita, ale mój ojciec był takim draniem wobec mojej matki. Widziałam jej zdjęcia z college’u. Pragnęła tak wiele, ale on nie chciał żony, która by pracowała. Musiała stać się idealną gospodynią domową. Nienawidziła tego i nienawidziła jego. – Nie jesteś swoją matką, a Louie to nie twój ojciec. – Czasami w takich rozmowach od serca musisz potwierdzić to, co oczywiste. – Nie było cię tam, Anita, nie widziałaś tego. Wpadła w alkoholizm, a on nawet nie zauważył, bo na zewnątrz sprawowała się idealnie. Nigdy nie awanturowała się pijana, ani nie piła do nieprzytomności. Raczej jakby potrzebowała stałego
gazu, by przeżyć dzień, a potem noc. Funkcjonujący alkoholik, tak to nazywają. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Opowiedziałyśmy obie sobie smutne historie lata temu. Wiedziała o śmierci mojej matki, o tym jak mój ojciec poślubił lodową księżniczkę, która została moją macochą oraz o mojej idealnej siostrze przyrodniej. Podzieliłyśmy się smutkami o naszych rodzinach dawno temu. Wiedziałam to wszystko, więc czemu mówiła o tym znów? Bo coś w oświadczynach to odświeżyło. – Powiedziałaś mi miesiące temu, że Louie nie przypomina w ogóle twojego ojca. – Tak, ale on i tak nadal pragnie mnie posiąść. – Posiąść cię, co to znaczy posiąść cię? – Umawiamy się, uprawiamy fantastyczny seks, cieszymy się swoim towarzystwem, dlaczego on musi się wprowadzać, albo zmuszać mnie bym za niego wyszła? – Widziałam prawdziwy lęk na jej twarzy. Dotknęłam jej ręki, która ściskała obrus. – Ronnie, on nie może zmusić cię do ślubu. – Ale jeżeli na coś się nie zgodzę, on odejdzie. Albo zrobimy krok naprzód, albo on odejdzie. W ten sposób próbuje zmusić mnie do ślubu. Czułam się jakbym nie była najlepszą osobą do tej rozmowy, co prawda jej logika nie funkcjonowała źle, ale nie o to chodziło. Znałam Louiego, a on byłby przerażony, że ona widzi jego oświadczyny jako potrzebę sfinalizowania posiadania. Była prawie na sto procent pewna, że nie tego chciał. Ścisnęłam jej rękę i spróbowałam pomyśleć co powiedzieć, co pomoże a nie zrani. Nic nie przychodziło mi do głowy. – Nie wiem, co powiedzieć, Ronnie, poza tym, że nie wierzę, że Louie zamierzał tak cię zranić. On cię kocha, ty go kochasz, a gdy ludzie się kochają, zazwyczaj biorą ślub. Zabrała rękę. – Skąd mam wiedzieć, że to miłość? Mam na myśli „tą” miłość, tą gdy cię nie opuszczę aż po grób? Wreszcie coś, na co potrafiłam odpowiedzieć. – Nie wiesz. – Co masz na myśli, mówiąc że się nie wie? Czy nie powinno być testu, znaku czy czegokolwiek? Myślałam, że jeżeli kiedykolwiek się zakocham, nie będę czuła tej paniki. Nie będę się w ogóle obawiać, ale tak nie jest. Jestem przerażona. Czy to nie oznacza, że Louie to nie ten jedyny? Że to będzie ogromny błąd? Nie powinnaś być tego pewna? Teraz wiedziałam, że nie nadaję się do tej rozmowy. Potrzebowałam porządnego kopa do zaoferowania lepszej rady niż miałam. – Nie wiem. – Czy byłaś pewna pozwalając Micahowi się wprowadzić, że postępujesz właściwie? Zastanowiłam się nad tym, po czym wzruszyłam ramionami. – To nie było tak. Wprowadził się zanim zaczęliśmy się umawiać, a ja… Jak ująć w słowa, rzeczy które tylko czujesz, rzeczy dla których brak słów mogących je opisać? – Nie wiem, dlaczego nie spanikowałam gdy się
wprowadził, to się po prostu stało. Jednego dnia weszłam do łazienki a tam stała żyletka i krem do golenia. Potem po praniu, jego koszulki wymieszały się z moimi, a skoro jesteśmy tego samego wzrostu tak to zostawiliśmy. Nigdy nie umawiałam się z nikim, kto nosił ubrania w takim rozmiarze jak ja, więc przyjemnie czasem ubrać jego dżinsy czy koszulkę, zwłaszcza jak pachnie jego wodą kolońską. – Boże, ty go kochasz, – powiedziała zrozpaczona. Wzruszyłam i wypiłam kawy, ponieważ rozmowa to pogarszała. – Być może, – odpowiedziałam. Potrząsnęła głową. – Nie, nie, twoja twarz przyjmuje taki spokojny wyraz, gdy o nim mówisz. Ty go kochasz. Skrzyżowała ramiona na piersi i spojrzała na mnie jakbym ją jakoś zdradziła. – Wiesz, Micah wprowadzał się stopniowo, ale nie czułam się przytłoczona tak jak ty z Louiem. Lubię jak jego rzeczy są w łazience. Lubię mieć jego i swoją stronę w szafce. Widok jego rzeczy i moich daje mi „uczucie pełnej spiżarni”. – Co takiego? – Wyjęcie koszulki i uświadomienie sobie, że to ta, którą mu kupiłam, bo podkreśla kolor jego oczu – to daje mi uczucie jakbym dostała ulubioną potrawę ze spiżarni w zimową noc, po którą nie muszę nigdzie wychodzić, bo wszystko czego potrzebuję mam w domu. Spojrzała na mnie lekko przerażona. Usłyszenie tego wszystkiego wypowiedzianego na głos było odrobinę przerażające, ale dużo bardziej ekscytujące. Próbując odpowiedzieć na jej pytanie, odpowiedziałam na swoje własne. Uśmiechałam się gdy patrzyła na mnie zszokowana. Nie mogłam przestać się uśmiechać, czułam się dużo lepiej niż wcześniej. Ale dotarło do mnie co innego. Nie uśmiechałam się mówiąc, – Pamiętasz jak nie mogłaś zrozumieć, czemu nie wskoczyłam na Richarda, gdy ten mi się oświadczył? – Nie mówiłam byś za niego wyszła, powiedziałam byś rzuciła wampira i została z wilkołakiem. To sprawiło, że się uśmiechnęłam. – Pamiętam jak wróciłam do domu a Richard zrobił mi obiad bez pytania, nienawidziłam tego. Byłam wkurzona, że naruszono moją prywatność. Przytaknęła. – O to chodzi, to jak zakładanie nowego swetra, który ma właściwy kolor i leży idealnie, ale za kolejnym razem jak go mierzysz zdajesz sobie sprawę, że drapie i jeżeli nie założysz pod spód koszulki, to będzie cię gryzł. To cudowny sweter, ale potrzebujesz odrobiny przestrzeni pomiędzy nim a skórą. Pomyślałam o tym i musiałam się zgodzić. – To całkiem dobre porównanie, uwierający, o tak. – Ale nie czułaś się tak, gdy Micah się wprowadził? – zapytała głosem który stał się cichy i miękki. Potrząsnęłam głową. – To było naprawdę dziwne. Nic o nim nie wiedziałam, naprawdę, ale… to zadziałało. – Miłość od pierwszego wejrzenia, –
odpowiedziała. – Mówią weźcie ślub szybko, poznajcie się potem, tak mówią. – Ale nie wyszłaś za niego, dlaczego? – Po pierwsze, żadne z nas tego nie zaproponowało, po drugie, nie sądzę aby którekolwiek z nas tego potrzebowało. – Dochodziła jeszcze kwestia Jean–Claude’a, Ashera i Nathaniela, ale nie chciałam mącić spokoju, więc nie wspomniałam o nich. – Więc czemu Louie chce ślubu? – Musisz jego zapytać, Ronnie. Powiedział że zaproponował tylko wspólne zamieszkanie, ale tego też nie chcesz. – Lubię moją przestrzeń. – Więc mu to powiedz. – Stracę go jeśli mu to powiem. – Więc musisz zdecydować czy wolisz bardziej swoją przestrzeń czy jego. – Tylko tyle. Przytaknęłam. – Tylko tyle. – Sprawiasz, że brzmi to tak prosto. – Nie chciałam tego mówić, ale Louie chce, by wasza dwójka szła do łóżka każdej nocy i budziła się obok każdego ranka. To nie brzmi tak źle. Spuściła głowę na ramiona, tak że wszystko co mogłam zobaczyć to tył jej głowy. Na tyle na ile widziałam nie płakała, ale… – Ronnie, czy powiedziałam coś niewłaściwego. Odpowiedziała coś, czego nie mogłam zrozumieć. – Przepraszam ,nie usłyszałam. Uniosła głowę na tyle, by powiedzieć, – Nie chcę chodzić z nim do łóżka każdej nocy i budzić się obok niego każdego ranka. – Chcesz osobnych sypialni? – zapytałam zanim mój umysł powiedział mi, że to głupie pytanie. – Nie, – powiedziała i usiadła, strzepując łzy, które dopiero co się pojawiły. Wydawała się bardziej wściekła i niecierpliwa niż pogrążona w łzach. – A co jeśli spotkam innego uroczego kolesia? Co jeśli spotkam kogoś z kim będę chciała się przespać i nie będzie to Louie? – Łzy znikły. Patrzyła na mnie z tą miną. Miną pod tytułem „Nie rozumiesz tego?” – Chcesz powiedzieć, że nie chcesz być monogamistką? – Nie, to znaczy nie jestem pewna, czy jestem gotowa na monogamię. Nie byłam pewna co na to odpowiedzieć, ponieważ to nie było coś, z czego zrezygnowałabym sama. – Większość ludzi chce monogamii, Ronnie. Jak byś się czuła gdyby Louie przespał się z kimś jeszcze. – Poczułabym ulgę, ponieważ wtedy mogłabym kopnąć go w tyłek. Byłoby po wszystkim. – Naprawdę tego chcesz? – zapytałam próbując dojrzeć coś poza bólem i zagubieniem, ale było tego zbyt wiele. – Tak. Nie, och, do diabła, Anita, nie wiem. Myślałam że dobrze nam ze sobą, ale gdy tylko trochę to wszystko przystopowałam, on nagle wrzucił wyższy bieg. – Jak długo się spotykacie? – Prawie dwa lata. – Nigdy wcześniej nie wspominałaś mi, że czujesz się przytłoczona. – Jak mogłabym? Ty wiłaś domowe gniazdko. To wszystko, czego ja nie chcę, a ciebie to cieszy. Pamiętałam jak Louie
powiedział, że być może Ronnie nie zdynstansowała się tylko dlatego, że spotykałam się z Jean-Claude’m, raczej przez mój brak problemów z Micahem. Myślałam, że się myli, ale teraz nie byłam pewna. – Zawsze chętnie cię wysłucham, Ronnie. – Nie zrozumiesz, Anita. Pieprzyłaś faceta, którego dopiero co spotkałaś i nagle on mieszka z tobą. Robicie to wszystko, czego ja nienawidzę. Ktoś się wprowadza, zajmuje twoją przestrzeń, tracisz prywatność, a ty się w to wpasowujesz. – Znów, coś w jej głosie brzmiało jakbym ją zdradziła. – Powinnam przeprosić za to, że jestem szczęśliwa? – Jesteś szczęśliwa, naprawdę szczęśliwa? Westchnęłam. – Dlaczego mam wrażenie, że byłabyś szczęśliwsza, gdybym odpowiedziała nie? Potrząsnęła głową. – Nie, nie to chciałam powiedzieć, ale Anita, – potrząsnęła moją rękę, – jak wytrzymujesz z tymi wszystkimi ludźmi w twoim domu, przez cały czas? Nigdy nie jesteś już sama. Nie brakuje ci tego? Pomyślałam nad tym i odpowiedziałam. – Nie, spędziłam samotnie dzieciństwo pośród rodziny, która mnie nie rozumiała ani nie chciała zrozumieć. W końcu jestem z ludźmi, którzy nie uważają mnie za pokręconą. – Nie, ponieważ oni są pokręceni jeszcze bardziej. Cofnęłam rękę tym razem. – To było wredne, – odpowiedziałam. – Nie chciałam tego powiedzieć, ale czy Jean–Claude nie jest zazdrosny o Micaha tak jak ty o Richarda? – Nie, – odpowiedziałam i odpuściłam sobie, bo Ronnie nie była gotowa poznać ustaleń pomiędzy naszą trójką. Już myślała, że byliśmy pokręceni. Gdyby tylko wiedziała. – Dlaczego nie jest? Potrząsnęłam głową i wstałam po kolejną kawę. Uważała mojego kochanka za pokręconego, zawsze nienawidziła Jean–Claude’a, więc nie miałam zamiaru dzielić się intymnymi sprawami ich dotyczącymi z nią. I to uczyniło mnie smutną. Myślałam że kryzys z Louiem może pomóc mi i Ronnie odbudować naszą przyjaźń, ale to tak nie działało. Kurwa. Nalałam kawy i próbowałam wymyśleć co pożytecznego powiedzieć. W końcu zdałam sobie sprawę, że jeżeli jej odpuszczę jej ostatnią uwagę, nigdy nie będziemy znów. Prawda albo nic. Nachyliłam się nad szafką i spojrzałam na nią. Coś musiało pojawić się na mojej twarzy, bo odpowiedziała. – Jesteś wściekła. – Zdajesz sobie sprawę, że mówiąc że mój kochanek jest bardziej pokręcony niż ja, myślisz, że ja też jestem pokręcona. Nie uważa się swoich przyjaciół za nienormalnych, Ronnie. – Nie to miałam na myśli. – Więc co chciałaś powiedzieć?
– Nie to miałam na myśli, Anita, przepraszam, ale jestem skołowana, naprawdę, nie podobało mi się jak Micah zjawił się znikąd. A teraz Nathaniel też tu mieszka, gotując i sprzątając, czym on jest, pokojówką? – Jest moim pomme de sang, – powiedziałam, mój głos zimny jak moja twarz. – Czy to znaczy, że jest pożywieniem. – Czasami, – powiedziałam i próbował powiedzieć jej oczami, że powinna uważać. – Nie zabieram steku ze sobą, Anita. Nie czytam bajek mojemu mlecznemu koktajlowi. – Powiedziałam Ronnie wystarczająco o moich intymnych ustaleniach, by mogła rzucić mi nimi w twarz i cytować je. Cudownie. – Ronnie, musisz naprawdę uważać co do mnie mówisz teraz. Bardzo uważać. – Czujesz się obrażona, prawda? – zapytała. – Tak, – powiedziałam, – Przyszłam do ciebie z bardzo osobistą sprawą, wtedy gdy kłopotało mnie to że Nathaniel dzieli łóżko ze mną i Micahem i opowiedziałam ci że czytaliśmy bajki dla siebie nawzajem. To nie była skarga. – Czy coś zmieniło się pomiędzy tobą a Nathanielem? Ostatnio jak słyszałam był pożywieniem i jednym z twoich lampartów, ale to wszystko. – Tak, zmieniło się. – Żyjesz z dwójką facetów? Przytaknęłam. – Tak. – Dwóch facetów, dwóch kochanków? Wzięłam głęboki wdech i odpowiedziałam. – Tak. – Więc jak możesz mnie namawiać bym powiedziała „tak” Louiemu? – Nie namawiam cię. Zapytałam tylko co bardziej cenisz, Louiego czy swoją prywatność. To on uczynił to wyborem, nie ja. – Ale ty nie musisz wybierać. – Jeszcze nie, – odpowiedziałam. – Co to znaczy? – zapytała. – To że nigdy nie lekceważę zdolności mężczyzn w moim życiu do komplikacji spraw. Jak dotąd wszystko jest dobrze. – Jak dotąd dobrze. Jak może ci to wystarczać? Nie chcesz gwarancji, że nie zamierzają wyrwać ci serca i zdeptać go? – Uwielbiam gwarancje, ale to tak nie działa. Musisz złapać szczęście za ogon i liczyć na najlepsze. – Wyjdź za niego, to chcesz powiedzieć. – Ronnie, jedyną osobą z obsesją co do małżeństwa jesteś ty. Ty, może i Louie. Ja nie mam planów w tym kierunku. – Więc co, po prostu mieszkasz z nimi dwoma? – Na razie tak. – Sączyłam kawę próbując nie mieć tak nieprzyjaznego wzroku jak się czułam. – A co później? – Później zajmie się samo sobą, – powiedziałam. – To mi nie wystarczy Anita. Chcę wiedzieć, bym mogła podjąć właściwą decyzję. – Nie sądzę abyś kiedykolwiek wiedziała Ronnie. Większość ludzi uważających się za całkowicie pewnych, że mają rację, jest najbardziej pomylonymi ludźmi jakich znam. – Co to do diabła oznacza? – To znaczy, wyjdź za niego albo nie wychodź, ale wyładuj swoich problemów na moich związkach.
– A to co znaczy? – To znaczy, nigdy więcej nie nazywaj moich chłopaków pokręconymi. – A ty nie uważasz, że mieszkanie z dwójką mężczyzn jest odrobinę nietypowe? – Mi to odpowiada Ronnie. – A co Jean-Claude na to, że sypiasz z Micahem i Nathanielem? – Nie przeszkadza mu to. Skrzywiła się. – Więc ty co, sypiasz z … – i zaczęła liczyć na palcach – trójką facetów. – Hmm, czwórką, hmm, nie, piątką. – Piątką? Jean-Claude, Nathaniel, Micah i kto? – Asher i Damian, – odpowiedziałam a moja twarz była przyjazną pustką, gdy o tym mówiłam. Jej twarz nie była. Otworzyła usta zaskoczona, najwyraźniej zbyt zszokowana, aż brakło jej słów. Jeżeli nie prowokowałaby mnie, wyjawiłabym jej to stopniowo, albo wcale. Ronnie zaczęła od problemów z zaakceptowaniem, że spotykam się z wampirem, potem nie była w stanie znieść, że dobrze mi żyć z mężczyzną i okazała się jeszcze mniej zdolna zaakceptować to, że mieszkam z dwójką mężczyzn i cieszy mnie to. Tak więc dwa dodatkowe wampiry do nienawidzenia, no cóż, to nic takiego. – Wyjaśnij mi to, pieprzysz się z nimi wszystkimi? Wiedziałam, że miała na myśli stosunki z nimi wszystkimi. Technicznie rzecz biorąc to nie, ale ponieważ tylko Nathaniel znajdował się na liście „Nie” odpowiedziałam. – Tak. – Kiedy to wszystko się stało? – Asher zdarzył się po tym jak wyraźnie zaznaczyłaś, że nienawidzisz jak umawiam się z Jean-Claudem, ponieważ jest on wampirem, tak więc przestałam opowiadać ci o wampirach jako moich chłopakach. – A Nathaniel kiedy przeszedł z kategorii „pożywienie” do „seks”? – Ostatnio. – A Damian, mam na myśli to, że Damian nie był nawet na celowniku. – To był pracowity dzień. Spojrzała się na mnie znów. – Mówisz poważnie, dopiero dzisiaj? Skinęłam głową i prawie cieszyło mnie jej zaskoczenie. – To wszystko się działo, a ty mi nic nie powiedziałaś. – Nie chciałaś o tym słyszeć. Wściekałaś się o Jean-Claude’a i myślę, że nienawidziłaś słuchać o tym jak cieszyły mnie te wszystkie rzeczy robione razem z Micahem, których ty nienawidziłaś z Louiem. Sama powiedziałaś, że trudno ci ze mną rozmawiać, ponieważ wydawałam się zadowolona z rzeczy, które doprowadzały cię do szału. Wypuściła długi, bardzo długi oddech. – Przepraszam, bardzo się od ciebie odcięłam. – Brakowało mi naszych rozmów, – odpowiedziałam. – Rozmawiałyśmy, – powiedziała, – ale obie zaczęłyśmy cenzurować to co sobie mówimy. Nie można pozostać przyjaciółmi, tak postępując. – Wyglądała na smutną. – Nie, – odpowiedziałam, nie można. Nie musimy mówić sobie wszystkiego, ale nie możemy pomijać aż tak wiele. – Nadal nie ufam Jean-
Claude’owi, a właśnie ty nauczyłaś mnie, że wampiry to tylko martwi faceci, bez względu na to jak są uroczy. – Zmieniłam zdanie. – A ja nie, – odpowiedziałam. – Więc nie rozmawiamy o wampirach w moim życiu. – To daje ci dwóch mężczyzn do rozmawiania o nich. – Nie jeżeli porównujesz jednego z nich do steku i napoju mlecznego. – Wiesz, ostatnim razem gdy mówiłaś o Nathanielu, to narzekałaś że czujesz się skrępowana przy nim. Mówiłaś o Nathanielu tak jak ja teraz o Louiem, i wtedy gdy myślałam że mamy wspólny powód do narzekań, ty się zmieniłaś. Zaczęłaś mięknąć gdy mówiłaś o Nathanielu. – Naprawdę? Przytaknęła. – Tak, naprawdę. – Każdy zauważył co jest między mną i Nathanielem, zanim ja to zrobiłam, nawet Richard. – Co takiego? Potrząsnęłam głową. – Nie chcę mówić o Richardzie, poza tym że poznałam jego nową dziewczynę, Clair. – Jezu, kiedy? Potrząsnęłam głową, bo nie było sposobu na zrelacjonowanie całej historii bez opowiedzenia Ronnie więcej niż chciała wiedzieć o wampirach. To, że wściekała się gdy mówiłam o wampirach w moim życiu uczyniło prawie niemożliwym dzielenie się z nią moimi przeżyciami. Jak mam wyjaśnić co się zdarzyło dziś pomiędzy mną a Richardem, nie włączając ardeur, Jean-Claude’a, Damiana i dawnej mistrzyni Damiana? A jeżeli podzielę się tym wszystkim, to zafunduje mi kolejny wykład o tym jak Jean– Claude rujnuje mi życie albo miał jakieś ukryte motywy. Nie byłabym nawet w stanie kłócić się co do ukrytych motywów. Jean–Claude był tym, kim był; pogodziłam się z tym jakiś czas temu. Wreszcie powiedziałam coś z tego co myślałam na głos. Dowiedziałam się ostatnio, że prawda jest jedynym sposobem, by związek przetrwał i się rozwijał. Chciałam zaprzyjaźnić się znów z Ronnie, naprawdę zaprzyjaźnić, jeżeli to nadal było możliwe. – Większość z tego co się dziś zdarzyło dotyczy wampirzych spraw, Ronnie. Jeżeli nie mogę rozmawiać z tobą o wampirach, to nie mogę nawet zacząć opowiadać o tym, co się zdarzyło. – Jean-Claude spieprzył ci życie jeszcze bardziej. Potrząsnęłam głową. – Nie sądzę, by Jean-Claude zdołał zaplanować cokolwiek z tego, nawet w swoich najśmielszych marzeniach. Poza tym jest wkurzony, że Damian dostał mnie pierwszy. Skrzywiła się. – Pierwszy, chcesz powiedzieć że jest zły że ty i Damian zostaliście kochankami? – Nie jestem pewna, czy jesteśmy kochankami, my tylko uprawialiśmy seks. Nie postanowiłam nic co do reszty. – Zawsze traktowałaś stosunek jak zobowiązanie, Anita. Nigdy tego nie rozumiałam. To tylko seks, czasami dobry, czasami kiepski, ale to tylko seks, nie przysięga. Wzruszyłam ramionami. –
Zgodziłyśmy się, że się nie zgadzamy w tej kwestii już dawno temu. – Jasne, zgodziłyśmy się. Byłaś monogamistką odkąd cię znam. Jedna randka i już wiedziałaś czy nie chcesz się z nim się dalej spotykać, czy zdecydowałaś że nawet nie zasłużył na tę jedną randkę. Do momentu aż pojawił się w twoim życiu Jean–Claude, byłaś najbardziej powściągliwą osobą jaką znam. Rozumiesz, nie sądziłam że ja sypiam z kim popadnie, aż nie porównałam się do ciebie. Sprawiłaś, że wszyscy wokół wydawali się rozpustnikami w porównaniu do ciebie, zakonnicy. To brzmiało też odrobinę gorzko. – Nie wiedziałam, że tak się czułaś. – Nigdy nie kłopotało mnie to, w zasadzie ocaliłaś mnie przed niektórymi złymi decyzjami. Myślę, dobra, co by powiedziała Anita, więc zaczekam by zobaczyć czy dany koleś ma coś poza tym, że jest uroczy. – Brr, nigdy wcześniej nie byłam aniołem na czyimś ramieniu. Wzruszyła ramionami. – Nie jestem wściekła o twoje wartości moralne stojące w opozycji do moich. Po prostu nie rozumiem jak ja skończyłam zmierzając ku życiu w monotonnej monogamii, a ty skończyłaś z haremem. To wydaje się niewłaściwe. Z tym mogłyśmy się zgodzić. –Zaczekaj chwilę, monogamiczny być może, ale powiedziałaś mi że to z Louiem miałaś najlepszy seks w życiu. – Nie, najlepszy seks w życiu był z tym facetem, który… Zakończyłam za nią opowieść. – Z naprawdę wielkim sprzętem, który wiedział jak go używać. Był cudowny, blond kręcone włosy, wielkie niebieskie oczy, ramiona… Zaśmiała się. – Rozumiem, że opowiadałam ci tą historię za często. – To była przygoda na jedną noc i znikł zanim obudziłaś się następnego dnia. Próbowałaś go odnaleźć, ale skłamał kim był, więc nie potrafiłaś. Żaden seks nie jest na tyle dobry, by to przeskoczyć. – Mówisz jak ktoś, komu nigdy nie przytrafiła się przygoda na jedną noc w całym życiu, – powiedziała Ronnie. Wzruszyłam ramionami. – Nie mogę powiedzieć, że miałam. – Jeżeli żadnej nie miałaś, to nie wiesz co tracisz. Odpuściłam sobie; nauczyłyśmy się lata temu, że miałyśmy różne poglądy na temat mężczyzn, seksu i związków. – Dobrze, niech będzie po twojemu, ale z Louiem miałaś najlepszy, powtarzalny seks. Wydawała się nad tym myśleć przez chwilę, po czym skinęła głową. – Z tym się zgodzę. Tak, jest najlepszym stałym partnerem do seksu jakiego kiedykolwiek miałam. – Jak się będziesz czuła bez tego? – zapytałam. – Pobudzona, – powiedziała i zaśmiała się, ale kiedy ja nie roześmiałam się, wyglądała na smutną. – Jezu, Anita, nie bierz wszystkiego tak na poważnie. Potrzebuję choć jednej przyjaciółki, która powie że małżeństwo nie jest dla mnie i to w porządku, by go rzucić, gdy zacznie stawiać warunki. –
Jeżeli nie kochasz Louiego, to go rzuć, ale nie będę twoją przyjaciółką, jeżeli nie zapytam się, czy chodzi o to, że go nie kochasz, czy twój strach jest zbyt wielki, by pozwolić ci kochać kogokolwiek? Skrzywiła się. – Cudownie, więc umrę stara i samotna z gromadą kotów i spluw. – Chciałam powiedzieć, że być może terapia to nie jest zły pomysł. Spojrzała na mnie zaskoczona. – Ty serwujesz mi gadkę w stylu „być może potrzebujesz terapii”? Myślałam że nienawidzisz tych wszystkich terapeutów, którzy stoją przy grobach i pytają co czujesz, gdy twoi dawno zmarli, toksyczni rodzice powstają z grobu. Boże, co za koszmar. – Są też porządni terapeuci, Ronnie. Po prostu nie spotkałam zbyt wielu w mojej pracy. – Chodziłaś na terapię za moimi plecami? Zastanowiłam się nad tym, po czym odpowiedziałam. – W końcu zrozumiałam, że przyczyną moich spotkań z Marianne tylko w części była potrzeba nauczenia się kontroli nad moimi nadnaturalnymi umiejętnościami. Ludzie w Nowym Jorku chodzą spotykać się z wiedźmami zamiast terapeutów. Właśnie zdecydowałam, że wolę być na przedzie tłumu. – Kogo znasz w Nowym Jorku? – Inną animatorkę i egzekutorkę wampirów. Mówi że idąc do terapeuty-wiedźmy nie marnujesz czasu tłumacząc im magiczne i nadnaturalne sprawy, ponieważ już o tym wiedzą. Miała podobne problemy do moich – te które u mnie powstały przez lata spotkań z moim księdzem i stałym terapeutą. To znaczy, mój ojciec zabrał mnie do jednego, gdy miałam naście lat. Terapeuta próbował pomóc mi z problemami po śmierci matki, ponownym małżeństwem taty, ale nie potrafił uwierzyć, że mogę wskrzeszać umarłych przez przypadek. Próbował mi mówić, że robię to celowo, by odegrać się na Judith i ojcu. – Nigdy mi o tym nie mówiłaś, – powiedziała. – To było po tym jak terapeuta powiedział mojemu ojcu, że jestem „zła”, a on skontaktował się z babcią Flores i znalazł mi pomoc, która przynajmniej rozumiała przez co przechodziłam. – Więc wiedziałaś, kiedy to co rozpoczęłaś z Marianne stało się terapią? – Nie, oczywiście że nie, nigdy nie robiłam tego w taki sposób. Uśmiechnęła się. – To ta Anita, którą pokochałam i znałam. Odwzajemniłam uśmiech. – Nawet teraz jestem niechętna przyznać to na głos, ale ty jesteś jedyną osobą, której to powiedziałam, choć sądzę że Micah to podejrzewa. Łatwiej ze mną wytrzymać, coś musi być za to odpowiedzialne. – To naprawdę pomogło? – zapytała. Skinęłam głową. – Myślisz, że ja też powinnam się wybrać do Tennesse? – Myślę, że powinnaś spróbować czegoś bliżej domu. Nie masz tych samych problemów jak ja. Terapeuta nie powie ci że
nie masz racji, albo jesteś zła, albo po prostu ci nie uwierzy. – Chcesz powiedzieć, że moje problemy są przyziemne? – Jeżeli nie masz problemów z tym, że Louie staje się futrzakiem raz na miesiąc, to tak są przyziemne. Skrzywiła się, przyciągnęła do siebie kubek kawy. – Niezupełnie, to znaczy widziałam całą przemianę i nie zaliczam zwierzaków. On nie ma z tym problemów, ponieważ większość niezmiennokształtnych tutaj stawia granice swoim wybrankom. Wiesz że to może być przenoszone przez seks w zwierzęcej formie, jeżeli seks jest ostry i jakiś płyn wniknie w rankę. – Wyrecytowała to jak wykład, albo ostrzeżenie, bez myślenia o tym. – Nie wiedziałam tego. – Och, przepraszam, to ty jesteś nadnaturalnym ekspertem, nie ja. – Znów ślad zgorzknienia. Kiedy po raz pierwszy wściekła się na mnie? Jak daleko to zaszło? – Niezupełnie, Ronnie, dobrze że dzielisz się wiedzą, skoro znasz kogoś kto spotyka się z odmienionymi przez księżyc. Spojrzała na mnie. – Czy ty powiedziałaś “odmienionymi przez księżyc”? Przytaknęłam. – To ostatnia modna fraza. – Od kiedy interesujesz się takimi nowinkami? – Odkąd usłyszałam ten zwrot i pomyślałam że jest zabawny jak diabli. – Wciąż nachylałam się nad szafkami, ponieważ w Ronnie wrzało dużo więcej skierowanego we mnie gniewu niż rozumiałam, ale jej problemy z mężczyznami w moim życiu, wydawały się trudniejsze do przezwyciężenia. – Odmienienie przez księżyc, będę musiała powtórzyć to Louiemu. Wkurzy go to. – W moment w którym to powiedziała jakby ciężar wszystkiego spadł na nią. – Och, kurwa, Anita, co ja mam zrobić? – Nie wiem. – Usiadłam na stole i poklepałam jej rękę. Jeżeli to byłaby Catherine, prawdopodobnie przylgnęłaby do mnie po wsparcie, ale Ronnie miała moje problemy bliskością, więc nie przytulałyśmy się zbyt często. Dobrze, Ronnie miała moje dawne problemy z bliskością, za wyjątkiem seksu. Nigdy nie rozumiałam jak to możliwe nie chcieć by ktoś cię przytulał dla pocieszenia, a jednocześnie nie mieć nic przeciwko, by pieprzyć się z nimi, ale to tylko ja. – Nie chcę aby znikł z mojego życia, ale nie jestem gotowa na ślub. Mogę nigdy nie być gotowa na ślub. – Spojrzała na mnie, i w jej oczach był taki żal. – On chce dzieci. Powiedział, że cieszy go to, że nie jestem zmiennokształtną, bo dzięki temu możemy mieć dzieci. Anita, ja nie chcę dzieci. Ścisnęłam jej rękę i nie wiedziałam co powiedzieć. – Jestem prywatnym detektywem i mam trzydzieści lat. Jeżeli się pobierzemy, będziemy musieli niedługo zacząć myśleć o dzieciach. Nie jestem gotowa. – Chcesz mieć dzieci, tak w ogóle? – zapytałam. Potrząsnęła głową. – Wyrosłam z marzeń o dwójce
dzieci i domie z białym płotem około pięciu lat temu. Nie sądzę abym kiedykolwiek naprawdę tego chciała, ale to coś czego powinno się chcieć, rozumiesz. – Rozumiem. Spojrzała na mnie poważnymi, smutnymi oczami i zapytała. – Czy ty chcesz mieć dzieci? – Nie, w moim życiu nie ma na to miejsca. – Nie ma, ale jeśli miałabyś inną pracę, nie chciałabyś zostać matką? – Kiedyś myślałam, że wyjdę za mąż i będę miała dziecko albo dwójkę, ale to było wcześniej. – Kiedy wcześniej, przed Jean-Claude’m? – Nie, zanim zostałam egzekutorką wampirów i federalnym marshalem. Zanim zdałam sobie sprawę, że prawdopodobnie nigdy nie wyjdę za mąż. Moje życie mi odpowiada póki co, ale to nie jest życie dla dziecka. – Dlaczego, bo nie masz męża? – Nie, ponieważ ludzie próbują mnie raz na jakiś czas zabić. – Mówiąc o przemocy, co się przydarzyło twoim drzwiom? – Gregory je wyłamał, ponieważ nie odbierałam telefonu i słyszał krzyki. – Dlaczego słyszał krzyki? – Nie wspominając o wampirach, nie mogę ci o tym opowiedzieć. Westchnęła. – Myślałam, że Jean-Claude jest czymś przejściowym, twoim wielkim romansem. No wiesz, on jest tym draniem, z którym przeżywasz ten cudowny seks, ale potem mądrzejesz i go zostawiasz. – Spojrzała na mnie, naprawdę spojrzała na mnie, przyglądając się mojej twarzy. – On nie jest dla ciebie romansem, prawda? – Nie, – odpowiedziałam. Zrobiła bardzo głęboki wdech, potem powoli wypuściła powietrze. – Nie mówię że chcę albo potrafię znieść detale, ale powiedz mi tyle, bym wiedziała co się stało z drzwiami. Nawet ocenzurowana, historia zajęła chwilę. Dotarliśmy do punktu gdzie Richard rzucił mnie po królewsku i wtedy Nathaniel i Gregory weszli do pokoju. Mina Ronnie wyrażała pełną sympatię, zamierzała mnie przytulić, a wtedy ich zobaczyła. Jej twarz zamarła, ramiona zatrzymały się w powietrzu, jakby nagle zmieniła się w posąg, jak w tej zabawie dla dzieci. Nathaniel stał prawie nagi, miał na sobie tylko skórzane stringi i masę rzemieni wzdłuż górnej części ciała. Tak wiele pasków, że przez chwilę sprawiał wrażenie jakby był w jakiś sposób związany. Wkroczył do pokoju, czując się całkowicie swobodnie w swoim przypominającym bondage zestawie. To właśnie mogło zatrzymać tok myślenia Ronnie, a może był to Gregory. Wciąż pozostawał w lamparcio–ludzkiej postaci, nadal całkowicie nagi. Nie był już „szczęśliwie” nagi, ale wciąż nagi poza naturalnym futrem. Z wyrazu jej twarzy, nie byłam pewna czy Ronnie naprawdę widziała
Louiego w szurołako-ludzkiej postaci, a jeśli tak, to był bardziej dyskretny niż Gregory. Gregory trzymał trzy rzemienie w rękach zakończonych pazurami i spoglądał na zapięcie jednego z nich. – Cześć Ronnie, – powiedział Nathaniel, nie zwracając uwagi, że przygląda mu się z otwartymi ustami. – Anita, widziałaś moją dratwę? – Twoje co? – Dratwę do przyszywania skórzanych mocowań. Zapomniałem, że dwa rzemienie urwały się, gdy miałem to na sobie po raz ostatni. – Nawet nie wiem jak skórzana dratwa wygląda, – odpowiedziałam. Sączyłam kawę obserwując obu mężczyzn i minę Ronnie. Próbowała dojść do siebie, ale wysiłek był widoczny i prawie bolesny do obserwowania. – Coś w rodzaju wielkiego stempla, z jednym okrągłym końcem. – Ukląkł i otworzył szufladę z narzędziami. To uwydatniło tył jego ciała, a było tam wiele do uwydatnienia. Cienki, czarny pasek był wszystkim co zakrywało jego tyłek i nie tylko nie zakrywało prawie niczego, podkreślało to co tam jest. Jeżeli nie mogłabym obserwować reakcji Ronnie, sama byłabym jeszcze bardziej rozkojarzona, ale bawiła mnie jej całkowita porażka w ukryciu tego o czym myślała. Był czas kiedy Ronnie była tą bardziej wyzwoloną z nas obu, a ja tą która cały czas się rumieniła. Ronnie nie zarumieniła się, w zasadzie to zbladła, ale jasno było wszystko widać. Nie zaglądała do mnie zbyt często, więc nie widziała Nathaniela od sześciu miesięcy. Jej reakcja mówiła mi, że nie tylko ja zauważyłam dodatkowe mięśnie na jego barkach. Na kimś, kto nie widział go pół roku, zmiany musiały robić jeszcze większe wrażenie. – Dlaczego myślisz, że narzędzie do szycia będzie w kuchni? – Zapytałam, a mój głos niósł pierwszy ślad rozbawienia, który próbowałam ukryć przed Ronnie. Przyjemnie było choć raz, nie być tą zażenowaną. Nathaniel zaglądał od szuflady do szuflady, mówił nie odwracając się, jego włosy nadal upięte w wysoki kucyk. – Zane pożyczył go by naprawić skórzaną kurtkę i nigdy nie odłożył go z powrotem. Wiesz jaki Zane jest, on nie myśli. Przestanę mu pożyczać rzeczy, jeżeli nie potrafi odłożyć ich na miejsce. Zane był jednym z moich lampartołaków, próbował udawać dominanta, ale taki nie był. Nathaniel miał rację, Zane nigdy nie odkładał niczego na miejsce, tam gdzie powinien. – Nie sądzę abyś go kiedykolwiek tego nauczył, – odpowiedziałam. – Możesz założyć to bez tych trzech rzemieni. Większość ludzi nie zauważy. Dotknął rzemienia na plecach Nathaniela, lekko go naprężył. – To znaczy, jest ich tu ponad tuzin. – Ja zauważę, – odpowiedział Nathaniel i dalej przeszukiwał szuflady. – Jeżeli byłbyś Zanem, gdzie byś położył dratwę? – Myślę
że tak naprawdę nie pytał o to nikogo z nas. Ronnie zdołała przestać się gapić. Zamknęła usta i próbowała wyglądać jakby dwójka, nagich lampartołaków spacerujących po mojej kuchni nie była niczym niezwykłym. Wstałam, by pomóc im w szukaniu. Nathaniel powiedział, że to coś wygląda jak stempel. Nawet ja potrafiłam rozpoznać stempel, więc zaczęłam też zaglądać do szuflad. Nathaniel znalazł go w szufladzie, która miała mieścić tylko duże chochle i ponadwymiarowe naczynia. – Dlaczego tutaj? – zapytał. – To wygląda jak naprawdę wielki stempel, może dlatego. – Podzieliłam się najlepszym pomysłem, jaki mi przyszedł do głowy. Nathaniel potrząsnął głową, sprawiając że jego włosy zakołysały się wokół ramion w sposób jaki nie robiły tego nigdy, za wyjątkiem gdy były związane w ten wysoki, ścisły kucykiem. – Nieważne czemu, nie pożyczę mu już żadnej rzeczy. – Brzmi uczciwie, – powiedziałam. Przyglądałam się trzem rzemieniom. – Wyglądasz dość opięto w tym ubraniu, jak je zdejmujesz?
Uśmiechnął się do mnie. – Próbujesz dobrać się do mnie? – Zabrzmiało to jak droczenie się, choć wcale nie miało to być przekomarzaniem. Żałowałam, że to powiedziałam, ponieważ chciał bym tak bardzo pragnęła go. Nie wiedziałam na czym polega ta gra, a i nigdy nie byłam dobra we flirtowaniu. Zarumieniłam się, czego nienawidziłam. – Nie, – odpowiedziałam i brzmiałam marudnie nawet dla samej siebie.. Mógł powiedzieć mnóstwo rzeczy, które by pogorszyły tą sytuację, ale miał wobec mnie litość. – Zdejmuje się to w taki sam sposób jak ubiera. – Wyślizgnął lewe ramię z przodu spod tych wszystkich rzemieni, potem uniósł ramię do piersi, tuż przy szyi i zrobił z ramieniem coś czego nie potrafiłam dojrzeć, z miejsca gdzie stałam. Rzemienie zsunęły się w dół i nagle stał nagi od pasa w górę, z rzemieniami zwisającymi wokół jak płatki czarnego, skórzanego kwiatu. – Rzemienie zsuwają się całkowicie, ale ponowne ułożenie ich zajmuje czas, więc musisz przyjść dziś wieczorem, jeżeli chcesz zobaczyć całe przedstawienie. – Uśmiechnął się delikatnie, by złagodzić odrobinę moje zakłopotanie. Nie byłam pewna czemu czułam się zawstydzona, z powodu obecności Ronnie czy też dlatego, że wieczór zbliżał się nieuchronnie. Kto wie, sami zdecydujcie. – Twoje ramie, – powiedziała Ronnie naprężonym głosem, – czy nie
bolało, to co z nim zrobiłeś? Potrząsnął głową, rozlewając wokół te lśniące, kasztanowe włosy. – Nie, jestem bardzo wygimnastykowany. Ronnie
miała problem z opanowaniem wyrazu twarzy, jakby mina która chciała się pojawić, nie była tą, którą chciała pokazać. – Jak bardzo? – Ronnie, – odpowiedziałam. Wzruszyła ramionami i spojrzała na mnie. Wińcie mnie, nic na to nie mogłam poradzić. – No cóż, nie miej pretensji. Właśnie mi powiedziałaś, że awansował z pożywienia na chłopaka. – Ronnie, – powiedziałam ponownie, odrobinę bardziej zdecydowanie. Skrzywiła się. – Przepraszam, przepraszam, nie jestem dziś sobą. Bełkoczę, jak zwykle ty. – Och, wielkie dzięki. – Naprawdę mówisz do siebie, gdy jesteś zdenerwowana albo podniecona, – odpowiedział Gregory. – Przestań mi pomagać Gregory. Wzruszył ramionami, co wyglądało dziwnie na lamparcio–ludzkich ramionach, nawet nie źle, tylko dziwnie. – Przepraszam. – Czy chcesz bym odpowiedział na jej pytanie? – Zapytał Nathaniel ostrożnym głosem. – Odpowiedz, nie odpowiadaj, jak sobie chcesz. Przekrzywił głowę na bok, wyraz jego twarzy wyraźnie mówił, że wiedział że to nieprawda. Miał rację, wolałabym aby nie odpowiadał. Dał mi możliwość bycia jego panią i zabronienia mu odpowiedzi, ale ja to zawaliłam. Abdykowałam z tronu, który chciał bym wzięła we władanie, a jeżeli nie jesteś u władzy, nie możesz kontrolować tego co się dzieje. Podszedł do Ronnie, upewniając się, że kręci tym cudnym tyłkiem w moim kierunku, gdy się poruszał. Czasami zastanawiam się, czy Nathaniel wie jaki jest piękny i wtedy on robi coś, co utwierdza mnie w przekonaniu, że doskonale wie jak wygląda. Tak jak teraz. Rumieniec pojawił się na mojej twarzy, gdy obserwowałam jak idzie. Wreszcie dotarło do mnie skąd to zakłopotanie. Obiecałam go oznaczyć, ale tym czego on pragnął był stosunek, a obserwowanie go jak przechodzi przez pokój jak reklama z mokrego snu uczyniła mnie speszoną, jakbym znów była nastolatką przeżywającą „te uczucia” po raz pierwszy, nie mają nikogo, z kim można o tym porozmawiać, ponieważ grzeczne dziewczynki nie odczuwają czegoś takiego. Odwrócił głowę, tak że jego włosy rozlały się wokół Ronnie i wróciły na swoje miejsce, jak kurtyna, przez która dopiero co przeszła. Wyglądało jakby uderzył ją zamiast podroczyć się. Wyprostował się, stanął wysoki obok jej krzesła i położył ręce na jego plecach. – Odpowiadając na twoje pytanie to – uniósł ręce w tył do góry, – jestem – ręce powędrowały do połowy pleców i unosiły się dalej, – bardzo, – aż jego naprężone palce zrównały się z łopatką, – ale to bardzo, – jego ramiona obróciły się tak że wskazywały na sufit, – wygimnastykowany. – Po czym powoli opuścił ramiona w tył, ale to nie na Ronnie patrzył gdy skończył.
Niezarumieniłam się, zbladłam. Czułam się osaczona. Osaczona przez co? To było pytanie za milion dolarów. Nawet przed samą sobą, nie byłam pewna czy znam odpowiedź. Wyszli naprawić kostium Nathaniela. Milczenie w kuchni twarło długo i było niewygodne. Przynajmniej dla mnie. Nie spojrzałam na Ronnie, ponieważ zastanawiałam się co powiedzieć. 21 Nie powinnam się martwić, ona znalazła właściwe słowa. – Cholera, Anita, no wiesz, kurcze. Nie spojrzałam na nią. – Co to ma oznaczać? – Głos mi odrobinę drżał, by wydał się niewzruszony, ale było to warte efektu. Ronnie miała taki wyraz oczu, jakiego nie lubiłam. Zdecydowanie zbyt wnikliwie. Przyjaźniłyśmy się od lat, to że nasze drogi rozeszły się, nie oznaczało że nie potrafiła mnie rozszyfrować. – Czemu tak mówisz? – Och, Anita, nigdy nie czułaś się już skrępowana, jeżeli ten most został przekroczony. Dla ciebie, stosunek to przyzwolenie na związek i dopóki to nie nastąpi, nigdy nie czujesz się wokół nich swobodnie. Znów się rumieniłam, ramiona skrzyżowałam na piersiach, nachylając się nad szafkami, nieudanie wykorzystując włosy do ukrycia rumieńca. – Więc zawsze wiedziałaś kiedy uprawiałam z kimś seks? – W większości przypadków tak, za wyjątkiem Jean-Claude’a. Namieszał w twoim i moim radarze. Spojrzałam na niego. – Jak to? – Czułaś się przy nim niekomfortowo nawet po tym jak wasza dwójka uprawiała seks. To chyba jeden z powodów, z jakich go nie lubiłam. Skoro ty byłaś tak rozdarta, to nie powinno przetrwać. Wzruszyłam ramionami. – Nie pamiętam abym czuła się niekomfortowo przy nim później. Spojrzała na mnie. Miałam tyle skromności, by się poprawić na krześle. – No dobrze może tak było. Ale to nie prawda, że czuję się swobodnie przy mężczyznach po tym jak uprawialiśmy seks choć raz. To wymaga kilku razów, odrobiny monotonnej monogamii, bym mogła naprawdę się rozluźnić. Uśmiechnęła się. – Rozumiem. Najlepszy seks jest po tym jak nauczycie się paru rzeczy o sobie nawzajem. Spojrzała na mnie, znów bardzo poważnie. – Naprawdę nie uprawiałaś z nim seksu? Potrząsnęłam głową. – Dlaczego nie? – zapytała. Spojrzałam na nią. – Anita, po tym małym show jakie właśnie nam zafundował, ja bym go zaliczyła. Spojrzałam na nią intensywniej. – Mówisz, że spaliście w jednym łóżku, ty, on i Micah, prawda? Skinęłam głową. – Jak długo? – Około czterech miesięcy. – Cztery miesiące wślizgiwania się pod twoją pościel, a ty się z nim nie pieprzyłaś?
– Wybierz inne słowo, dobrze? Jeżeli mamy o tym rozmawiać, wybierz inne słowo. – Przepraszam, dobrze, nie kochałaś się z nim, teraz lepiej? Skinęłam głową. – Dlaczego się z nim nie kochałaś? On zdecydowanie tego chce. Wzruszyłam ramionami. – Nie, chcę na to odpowiedzi. Czy Jean-Claude postanowił wytyczyć granicę na dzielenie się tobą z taką ilością mężczyzn. – Nie. – Micah ma z tym problem? – Nie. – Więc czemu nie? Westchnęłam. – Ponieważ, gdy pierwszy raz pozwoliłam Nathanielowi wprowadzić się, był jak zraniony szczeniak, był kimś kim trzeba się zaopiekować i pomóc wyleczyć. Był tak uległy, że chciał by ktoś kierował jego życiem i wydawał polecenia. Mam dość do roboty kierując własnym życiem, więc naciskałam by się zmienił, stał się bardziej samodzielny. Zrobił to, w zasadzie całkiem mu to wychodzi. – Jest dużo bardziej pewny siebie, niż ostatnim razem, gdy go widziałam. Jakby był zupełnie inną osobą. Potrząsnęłam głową. – Jest striptizerem, musi mieć jakiś poziom pewności siebie. – Nie, miałam koleżankę w college’u, która zarabiała na szkołę robiąc striptiz w weekendy. Miała o sobie niskie zdanie. – Więc czemu się rozbierała? – To sprawiało, że czuła się jakby ktoś jej chciał. Jej dzieciństwo czyni twoje i moje jak z bajki dla dzieci. – Och. – Tak, rozbieranie się sprawiało że czuła się jednocześnie dobrze i źle. – Co się z nią stało? 23 – Skończyła studia, znalazła pracę, nawróciła się, ma męża, dwoje dzieci i uważa się za tak świętą, że nie jesteś w stanie z nią porozmawiać, bez próby nawrócenia ciebie. – Mówią, że nikt nie jest tak święty jak nawrócony grzesznik. – Rozbieranie się to nie grzech, Anita. Bycie nago to nie grzech, to w takiej postaci Bóg wysłał nas na świat, więc jak złe może to być? Wzruszyłam ramionami. – Seks także nie jest grzechem, Anita. – Logicznie rozumując wiem to Ronnie, ale część mnie nie potrafi tak po prostu pozbyć się głosu mojej babki. Seks był zły, mężczyźni którzy chcieli cię dotknąć byli źli, twoje ciało było nieprzyzwoite. Wszystko było złe, a zakonnice nie pomogły mi zmienić tego toku myślenia. – Wygląda na to, że katolik zawsze zostanie katolikiem. Westchnęłam. – Na to wygląda. –Prawdę mówiąc myślałam, że większość szkód była zasługą mojej babci i macochy, Judith, która czyniła każdy dotyk czymś w rodzaju nagrody. Bliskość nie była czymś powszechnym w mojej rodzinie po tym jak moja matka zmarła. – Czujesz się winna z powodu Nathaniela, dlaczego? – Powinnam się nim zaopiekować, Ronnie, nie pieprzyć się z nim. –
Anita możesz się kimś opiekować i nadal uprawiać z nim seks, pary małżeńskie robią to każdego dnia. Znów westchnęłam. – Nie wiem czemu on mnie przeraża, ale tak jest. – Pragniesz go. Nakryłam twarz rękami i prawie krzyknęłam. – Tak, tak, pragnę go. – I wypowiadając to na głos czułam jak coś we mnie się zaciska. – Zaczął swoje życie ze mną będąc na liście „zaopiekuj się nim” nie na liście „przyszły chłopak”. – Czy ty i twoi faceci nie opiekujecie się sobą nawzajem? Zastanowiłam się nad tym. – Chyba tak. To znaczy nie myślałam nad tym. – Dlaczego tak bardzo starasz się znaleźć powody, by wyperswadować sobie z głowy Nathaniela? Skrzywiłam się. – Jason powiedział, że to dlatego że Nathaniel nie będzie wystarczająco agresywny. Jeżeli mężczyzna nie jest odrobinę władczy, czuję się jakby wybór nie był całkowicie mój i tym samym wina jest nie tylko moja. Nathaniel właśnie zmusza mnie do wykonania ruchu, do bycia u władzy, do bycia… – Tą winną. – Być może. – Anita, mnie przeraża spędzenie reszty mojego życia z jednym mężczyzną. To znaczy, co jeżeli ktoś z ciałem Nathaniela pojawi się pewnego dnia po tym jak wyjdę za Louiego? Czy będę potrafiła się mu oprzeć? – Tak, to właśnie oznacza bycie zakochanym, prawda? – I to mówi dziewczyna, która sypia z większą ilością mężczyzn, niż ja umawiałam się przez ostatnie trzy lata. – Wychowano mnie w przekonaniu, że małżeństwo czyni wszystko nieprzyzwoite dopuszczalny. Nagle, wszystkie te uczucia były prawdziwe, święte. Część mnie ma z problem z zapomnieniem o tym. – Zapomnieniem o czym? – Zapomnieniem o tym, że nigdy nie wyjdę za mąż. Nigdy nie będę musiała decydować co czuję do Jean-Claude’a, Micaha, Nathaniela, Ashera, czy nawet do diabła Damiana. Dobrze. Więc bez względu na to co się stanie, będę żyła w grzechu. – To znaczy chciałabyś być zakochana tylko w jednym facecie i za niego wyjść? – Tak sądziłam. Teraz… – Usiadłam przy stole. – Och, Ronnie, nie wiem. Nie wyobrażam sobie już bycia z tylko jedną osobą. Moje życie nie układałoby się tylko z jednym z nich. – I to cię martwi. – Tak, to mnie martwi. – Dlaczego? – Bo tak nie powinno być. – Anita „powinno być” to sformułowanie dla dzieci. Dorośli wiedzą, że wszystko zależy od nich. – Moje życie się układa, Ronnie. Nathaniel jest jak żona, a Micah jak drugi mąż. Pracuje dla koalicji i pomaga mi zadbać o lampartołaki oraz inne zmiennokształtne. To partnerstwo, jakim powinno być małżeństwo, choć nigdy takim nie było. – A gdzie jest miejsce Jean-Claude’a w tej domowej sielance? – Gdzie tylko zechce. Prowadzi swoje interesy i zajmuje się polityką swojego terytorium i spotykamy
się. – Ty, on i Asher umawiacie się? – Czasami. Potrząsnęła głową. – A Damian? – Jeszcze nie wiem. Spojrzała na ręce na blacie stołu. – Wygląda na to, że obie mamy fascynujące życiowe wybory do dokonania. – Spojrzała na mnie i się skrzywiła – odrobinę. – Dlaczego twoje wybory wydają się ciekawsze niż moje? Uśmiechnęłam się. – Masz problemy z zaangażowaniem, małżeństwem, byciem związaną z tylko jednym facetem. Moim problemem jest przekonanie, że wszystko inne niż monogamia czyni z ciebie dziwkę. Obie musimy sobie z tym poradzić. – Brzmisz jakbyś chodziła na terapię. – Dobrze słyszeć, że to działa. – Więc mówisz, że nasze życie uczuciowe tak się potoczyło, abyśmy mogły stawić czoła demonom przeszłości i je pokonać? – Albo zdać sobie sprawę, że ci których uważałyśmy za potwory wcale się tak od nas nie różnią. – Naprawdę kiedyś wierzyłaś, że wampiry to chodzące trupy, prawda? – Całą sobą. – To musi czynić trudnym bycie zakochaną w jednym z nich. Skinęłam głową. – Tak. Ujęła moje ręce. – Przepraszam, że byłam niemiła dla Jean-Claude’a. Spróbuję zachowywać się lepiej. Uśmiecham się i ściskam jej ręce. – Przeprosiny przyjęte. – Mam trzydzieści lat i nigdy nie byłam tak z nikim szczęśliwa. Porozmawiam z Louiem o daniu mi przestrzeni i może pójdę na terapię przedmałżeńską. – Czy mogę powiedzieć, że cieszy mnie to i nie będziesz mnie oskarżać za to, że chcę byś za niego wyszła? Uśmiechnęła się z wdziękiem, który wyglądał na zakłopotanie. – Tak, za to też przepraszam. – W porządku Ronnie, obie mamy swoje problemy. – Obyś znalazła wiedźmę jako terapeutkę, ale jeżeli ty możesz iść na terapię, to chyba nie jest za późno dla reszty z nas. – Rozmawiałam z Marianne od miesięcy zanim zrozumiałam co tak naprawdę robimy. – Mówisz, że twoja terapia zaczęła się przez przypadek. Wzruszyłam ramionami, uścisnęłam jej ręce i wstałam. Proszę, Boże, pozwól by kawa jeszcze była ciepła. 26 – Więc wylądowałaś na terapii przez przypadek. Stałaś się kochanką Mistrza Miasta, choć zapierałaś się rękami i nogami, że tego nie zrobisz. Teraz uwikłałaś się w jedno, czy dwa menage a trois, gdy twoim życiowym celem było monogamiczne małżeństwo. Kawa w zaparzaczu była zimna, ale w ekspresie nie. Jasne. – To dobrze to podsumowuje. – A moim życiowym celem było nigdy nie przywiązać się do jednej osoby i nigdy nie wyjść za mąż. A tu jesteśmy, każda dostaje to co druga myślała, że chce. Nie mogłam sama tego lepiej
podsumować, więc nie próbowałam. Nigdy nie miałam wrażenia, że Bóg ma sadystyczne poczucie ironii, ale ktoś pewnie tak. Czy to anioł odpowiedzialny za nasze związki? Jeżeli tak, ten szczególny posłaniec bóstwa będzie miał za co odpowiadać. Poczułam drobny impuls w umyśle, jak czasami gdy się modliłam. To bardziej uczucie niż słowa. Bądź szczęśliwa, bądź szczęśliwa. Łatwo powiedzieć, dużo ciężej zrobić.
http://chomikuj.pl/scarlettta Tłumaczenie Anity Blake – Incubus Dreams 28. Była godzina piąta i byłam w pracy o czasie. Żaden seks, wampiry czy metafizyczne wybuchy nie powstrzymają animatora od wykonywania jego zadań. Przynajmniej nie dziś. Siedziałam w biurze Berta Vaughna, który kiedyś był szefem Animatorów.Inc, ale niedawno mieliśmy coś w rodzaju przewrotu pałacowego. Wciąż był jeszcze menagerem biura i dyrektorem handlowym, ale bardziej naszym przedstawicielem niż szefem. Nie stracił żadnych pieniędzy, więc był zadowolony, ale większość animatorów zastała partnerami jak w kancelarii prawniczej. Gdy już zostaniesz partnerem musiałbyś kogoś zabić by stracić pracę, no cóż, zabić i zostać schwytanym. Więc Bert nie był dłużej naszym szefem. Co oznaczało, że nie mógł traktować nas dłużej jak wynajętą pomoc. On nie lubił tej części, ale musiał się zgodzić na nasze warunki, albo wszyscy byśmy odeszli, a on nie potrafił wskrzeszać zmarłych, a to było za dużo umieścić go poza rynkiem. Zwłaszcza, gdybyśmy otworzyli firmę w bezpośredniej konkurencji z nim. Więc mieliśmy nową strukturę władzy, ale nie działało to we wszystkich szczegółach. Biuro Berta było ciepło żółte z pomarańczowym wydźwiękiem. To było przytulniejsze niż blado niebieski jak z przymierzalni, który był tu kiedyś, ale nie bardzo. Całe biuro dostało liftingu wraz z zakupem biura obok tak, że większość animatorów nie musiało dzielić swojej przestrzeni biurowej. Ponieważ było tak, że większość czasu spędzaliśmy w terenie albo na cmentarzu, myślałam, że nowe biura to strata pieniędzy, ale byłam przegłosowana. Charles, Jamison i Manny chcieli większych biur, dla Larrego i mnie dzielenie biur było w porządku, ale Bert głosował z pozostałymi trzema, więc oni zburzyli ścianę i viola mamy dwukrotnie większe. Większość biur zmieniło barwy na cieplejsze, kolory ziemi, pocieszające odcienie żółci, brązów, opali, ecru, dlatego że Bert randkował z projektantką wnętrz. Nazywała się Lana i choć myślałam, że była za dobra dla Berta to mnie irytowała. Ona chodziła wkoło i opowiadała o nauce kolorów i jak w firmie takiej jak nasza musimy sprawić, by ludzie czuli się kochani i zadbani. Powiedziałam jej, że w mojej pracy nie jest konieczne kochanie moich klientów. Tak nie było w tym biznesie. Źle to przyjęła i odtąd mnie nie lubiła. To było w porządku dopóki trzymała się z dala od mojego biura. Mary, nasza sekretarka kazała mi poczekać w gabinecie pana Vaughna dopóki nie uderzy w drzwi. To zły znak. Z mojej wiedzy wynika, że nie zrobiłam w pracy nic złego, więc nie miałam pojęcia, skąd to wezwanie. Kiedyś to byłby dla mnie problem, ale nie teraz; zazwyczaj nic nie wiedziałam. Bert przyszedł i uderzył w drzwi między nami. Uderzenie w drzwi także nie było dobrym znakiem. Bert miał 6, 4 cala i grał w collage w football. Zaczął trochę przybierać, gdy przekroczył czterdziestkę i zbliżał się pięćdziesiątki, ale Lana wysłała go na dietę i program ćwiczeniowy. Wyglądał teraz lepiej niż przez większość czasu, przez który go znałam. Ona przekonała go nawet, że opalanie na kakao każdego lata nie jest zdrowe dla nikogo. Więc wyglądał blado, ale zdrowo. To oznaczało także fakt, że nie miał biało blond włosów, które nosił każdego lata. Aktualnie jego włosy były w kolorze bladego żółtego, z małymi białymi kosmykami, ale ten biały był tak bliski tego, jak jego włosy wyglądają z opalenizną, że minął dzień, nim zdałam sobie sprawę, że wkrótce będzie siwy. Usiadłam na jednym z dwóch ciemnobrązowych, ładnie tapicerowanych foteli dla klientów, który był kolejnym pomysłem Lany. Było bardziej komfortowe niż proste oparcie, które miał wcześniej. Moje nogi były grzecznie skrzyżowane, ręce złożone na kolanach, byłam uosobieniem dystynkcji. - Ta spódnica jest za krótka na czas pracy, Anito. – Powiedział, okrążył biurko i opadł na swój fotel, które było większe, bardziej brązowe i bardziej skórzane niż to, na którym siedziałam ja.
Osunęłam się na krześle i położyłam nogi na biurku ze skrzyżowanymi kostkami. Ruch podniósł spódnice tak wysoko, by mignąć szczytem koronki w moich pończochach. Był to krótki ruch, by wygodnym, ale byłam pewna, że Bert czuje się nieswojo. Spojrzałam na niego zza pięt moich butów. - Ta spódnica jest także czarna. Uzgodniliśmy, że nie będziemy nosić czarnych ubrań do pracy. To zbyt depresyjne. - Nie, ty sądzisz, że to jest zbyt depresyjne. Oprócz tego spódnica ma haftowane kwiaty na szczelinie. Niebieskie, zielone, turkusowe, który zastępuje dokładnie odcień turkusa kurtki, a niebieski z góry, to taki strój. – Powiedziałam. Miałam także złoty medalion z antycznym medalikiem. Miał dwa małe obrazy, po jednym na obu ich stronach. Tam były olejne obrazy Jean-Claude i Ashera. Medalion należał niegdyś do Julianny, ale to było ponad trzysta lat temu. To było ręcznie kształtowane złoto, ciężkie i solidne i wyglądające bardzo antycznie. Malutkie szafiry śledziły jego krawędź. Wydawało mi się, że wyglądam świetnie w tym stroju. Jak widać nie. Mała turkusowa kurtka przykrywała czarną kaburę i Browninga Hi-Power pod moim lewym ramieniem. Miałam na nadgarstku kieszonki, ale jeśli kurtka była zdjęta noże chowały się pod materiałem mojej bluzki. Mogłam zdjąć broń, jeśli było w biurze wystarczająco gorąco, ale to chowało kieszonki nadgarstkowe. Musiałam zdzierać swoją bluzkę. To nie wyglądało najgorzej. Kiedy było to w samochodzie, w zamknięciu czułam się trochę niespokojna. Bert nie miał broni pod drogim, czekoladowo brązowym garniturem, który był dopasowany do ciała przez krawca. Jak tylko stracił z wagi, atletyczny zarys podkreślił jego ubrania uwypuklając szerokie ramion i smukła talie. Jego bluzka była w kolorze bladego żółtego, a jego krawat był jeszcze bledszym brązowym z ciepłymi brązowymi i niebieskimi figurami. Wszystkie te kolory dostosowały się do niego, a nawet dodały trochę ciepła do jego szarych oczu. Osunęłam się głębiej w fortelu przy pomocy rogu, który podpiera plecy i głowę. Spódnica przesunęła mi się na tyle daleko, że było widać, że czarny jedwab bielizny, choć prawdopodobnie Bert nie widział z miejsca, w którym siedział. - Jeśli powiem ci, że sukienka jest zbyt krótka, to założysz coś jeszcze krótszego jutro, prawda? - Aha. - Jeśli będę narzekać na czarny… - Mam czarną sukienkę – powiedziałam. – Nawet krótszą czarną sukienkę. - Dlaczego mnie to niepokoi? - Kłócić się ze mną – odpowiedziałam. Przytaknął. - Nie mam pojęcia. - Przynajmniej masz na sobie makijaż, doceniam to. - Mam randkę po pracy –powiedziałam. - To przynosi kolejny problem. – Powiedział. Pochylił się i złożył ręce na biurku. Próbował być ojcowski, ale nigdy mu się to nie udawało i był pretensjonalny. Wyprostowałam się na fotelu, bo to po prostu było niewygodne. Wyprostowałam spódnicę, tak jak siedziałam. Nie było to wystarczająco, by poprawić spódnice na
udach. Moja spódnicowa zasada mówiła, że spódnica nie jest zbyt krótka, jeśli zasłania pupę. Ta spódnica zdawała test, więc cieszyłam się, że Bert odpuścił. Nie czułabym się komfortowo w spódnicy krótszej niż ta. Noszenie ich tylko na złość Bertowi nie było tak zabawne jak kiedyś. - I co to za problem, Bert? - Mary powiedziała mi, że młody człowiek w poczekalni to twój chłopak. Przytaknęłam – Jest. – O dziwo ardeur nie wznosiło się dzisiaj w ogóle, nie drżało, nie wstrząsało. Ale my wszyscy byliśmy nieco zaniepokojeni, tym, co się stanie, jeśli obudzi się w pracy. Nie było nikogo, z kim chciałabym uprawiać seks w pracy, więc to oznaczało posiadanie kogoś w pobliżu na wszelki wypadek. Nathaniel siedział na zewnątrz w ciepłej, pomarańczowej poczekalni, wyglądając bardzo dekoracyjnie w skórzanym fotelu. Miał na sobie uliczne, czarne spodnie, fioletową służbową koszulkę, która wyglądała, jak taka do ślubu i czarne buty za kostkę. Miał splecione włosy tak, że wyglądał tak profesjonalnie jak potrafił w długich włosach i czytał jakiś magazyn muzyczny, na który miał prenumeratę i opóźnił się w czytaniu. Miał kurierską wielką torbę z magazynami, którą przyniósł w domu. Wzięłam go do końca pracy, albo do momentu, w którym nie byłby potrzebny, w zależności, co wydarzy się pierwsze. - Dlaczego twój chłopak jest w naszej poczekalni, gdy masz pracować? - Zabiorę go z pracy, gdy skończę - powiedziałam głosem bardziej naturalnym, niż on potrafił. - Nie ma samochodu? - Mamy tylko dwa samochody w domu i Micah potrzebował drugiego, gdyby wezwali go do pracy. Bert powoli zamrugał, a ciepło zdawało się dostać do jego oczu – Myślałem, że w drugim pokoju jest twój chłopak. - Jest. - To nie znaczy, że zerwałaś z Micahem? - Twoje założenia są twoim problemem. Zamrugał i odchylił się na oparcie fotela, patrząc zaskoczony. Ja zawsze zastanawiałam Berta, ale nie w osobistej sferze. – Czy Micah wie, że chodzisz z… - Nathanielem. – Powiedziałam. - Nathanielem – powiedział Bert. - On wie. – Powiedziałam. Zwilżył usta i starał się skierować rozmowę na inny tor – Uważasz, że byłoby to profesjonalne, gdyby Charles czy Manny przyprowadzili żony do poczekalni? Wzruszyłam ramionami.- Nie moja sprawa. Westchnął i zaczął trzeć skronie. – Anito, twój chłopak nie może siedzieć tam cały czas, gdy ty jesteś w pracy. - Dlaczego nie? - Bo jeśli pozwolę tobie, to każdy będzie chciał i zrobi się bałagan. To może zakłócić pracę.
Westchnęłam – Nie sądzę, by ktokolwiek przyprowadził swoje ukochane do pracy – powiedziałam. – Żona Charlesa jest pielęgniarką w pełnym wymiarze godzin i jest trochę zajęta, a Rosita nienawidzi pracy Mann'ego. Nie przestąpi tych drzwi. Jamison przyprowadziłby tu swoją dziewczynę, jeśli będzie sądził, że to jej zaimponuje. Znów westchnął – Anito, jesteś w tym celowo trudna. - Ja? Celowo trudna? Bert, znasz mnie lepiej. Wydał zaskoczony śmiech, usiadł z powrotem na krześle i próbował traktować mnie jak klienta. Wyglądał bardziej komfortowo i mniej wiarygodnie – Dlaczego przyprowadziłaś do pracy nowego chłopaka? - Nie twoja sprawa. - Jest, jeśli siedzi we wspólnej poczekalni. Jest, jeśli siedzi pośród wspólnych klientów. - Nie siedzi pośród klientów. – Powiedziałam. - Jak długo zamierza tu siedzieć? - Kilka godzin. –Powiedziałam. - Dlaczego? – Znów zapytał. - Nie twoja sprawa. - Jest, jeśli przyprowadzasz go do pracy. Może nie jestem twoim szefem, ale jest demokracja. Naprawdę sądzisz, że Jamison nie rozpocznie zamieszania? Miał rację. Miał rację. Nie mogłam, wymyśleć kłamstwa, które mogłoby to usprawiedliwić, więc spróbowałam z częściową prawda. – Wiesz, że jestem ludzką służebnicą Jean-Claude, Mistrza Miasta, prawda? Przytaknął z oczami niepewnymi, jakby nie spodziewał się, że tak rozpocznę rozmowę. - Więc, to ma swoje ciekawe skutki uboczne. Uwierz mi, że Nathaniel powinien tu być, gdy sprawy pójdą źle. - Jak źle to może pójść? – zapytał. - Jeśli zabiorę go do biura, zamknę drzwi i upewnię się, że nie będziemy przeszkadzać. Bez zranień i bez ohydztwa. - Dlaczego potrzebujesz z nim prywatności? Jakie skutki uboczne? Czy to niebezpieczne? - Nie twoja sprawa. Nie zrozumiałbyś, nawet gdybym ci powiedziała. Powiedziałam ci, że to jest niebezpieczne, jeśli nie mam wówczas przy sobie kogoś, gdy to się staje. - Co się staje? - Zobacz pierwszą odpowiedź. – Odpowiedziałam. - Jeśli to będzie zakłócało działanie biura to muszę wiedzieć. Rozumiałam jego punkt widzenia, ale nie potrafiłam wymyślić sposobu, jak mu powiedzieć, żeby mu nie odpowiedzieć. – Nie będziemy nikomu przeszkadzać, jeśli Mary będzie trzymała każdego z dala od drzwi, dopóki nie skończymy. - Skończymy? – Powiedział. – Co skończycie?
Spojrzałam na niego. Starałam się, by było to elokwentne spojrzenie. - Nie masz na myśli… - Czego? – Odpowiedziałam. Zamknął oczy, potem je otworzył i powiedział – Jeśli nie chcę, by twój chłopak siedział w poczekalni, to tym bardziej nie chce, by cię pieprzył w twoim biurze. – Brzmiał na oburzonego, co było rzadkie dla Berta. - Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie – powiedziałam. - Dlaczego właśnie to jest skutkiem ubocznym bycia służebnica Mistrza Miasta St. Louis? To dobre pytanie, ale nie chciałam podzielić się aż tyloma informacjami. – Po prostu szczęście, jak zgaduje. - Powiedziałbym, że możesz to zrobić, ale jeśli to jakiś wyrafinowany żart ze mnie, to nie możesz. – Ten komentarz dowiódł, że Bert przyjął to lepiej niż sądziłam. - Nie – odpowiedziałam. – Nie jest. - Więc stałaś się nimfomanką? Szczery Bert zawsze wie, co powiedzieć – Tak Bert, stałam się nimfomanką. Potrzebuję seksu tak często, że musze zabierać wszędzie moich kochanków. Jego oczy szeroko się otwarły. - Spokojnie szefie, mam nadzieję, że dzisiejszy dzień to wyjątek, a nie zasada. - Co się dziś zmieniło? – zapytał. -Wiesz, Mary wezwała mnie do twojego gabinetu, gdy tylko otwarłam drzwi. Zanim jeszcze dowiedziałeś się, że przyprowadziłam mojego chłopaka, albo zanim dowiedziałeś się, że włożyłam czarną spódniczkę, krótszą niż byś chciał. Więc nie wezwałeś mnie, by rozmawiać o mojej garderobie, albo o moim życiu miłosnym. Dlaczego chciałeś tego małego spotkanka? - Czy mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś bardzo szorstka? - Tak, co jest? Bert się wyprostował, całkowicie profesjonalny, całkowicie wartościowy dla klienta – Chcę, byś mnie wysłuchała, nim się wkurzysz. - Wow, Bert, nie mogę się doczekać na naszą małą pogawędkę. Nachmurzył się do mnie – Odrzuciłem tę robotę, bo wiedziałem, że jej nie weźmiesz. - Jeśli ją odrzuciłeś, to, dlaczego o tym rozmawiamy? - Oni podwoili twoje honorarium za konsultację. - Bert – powiedziałam. - Nie – odparł. – Odrzuciłem.
Spojrzałam na niego i jego twarz była całkowicie pusta. Nie wierzyłam mu – Nie wiedziałam, że jesteś w stanie odrzucić tak wiele Bert. - Dałaś mi listę spraw, których się nie podejmiesz. Czy od kiedy ją dostałem, przydzieliłem ci sprawę, której nie chcesz? Pomyślałam o tym przez sekundę. – Nie, ale chciałeś. - Oni mi nie uwierzyli. - Nie uwierzyli, w co? – Powiedziałam. - Oni powiedzieli, że gdy tylko ich poznasz to się zgodzisz to, co oni chcą. Powiedziałem im, że nie zrobisz, ale oni oferują 50 000 dolarów za godzinę twojego czasu. Nawet, jeśli odmówisz to pieniądze dostaną Animators.Inc. Jak mówiłam, pracujemy tu jak w firmie prawniczej. To znaczy, że pieniądze z łupów dla wszystkich. Im więcej zarobimy, im więcej wszyscy zarobimy, część z nas ma większe bądź niższe procenty wynagrodzeń. Opieraliśmy się na starszyźnie. Więc jeśli odrzucę pieniądze, to zrani nie tylko mnie czy Berta, ale zadziała po linii na wszystkich. Większość z nich ma rodzinę, dzieci. Teraz przyjdą do mnie masowo i poproszą mnie o bycie bardziej elastyczną w wynagrodzeniach konsultacji. Manny ma córkę, którą wysłał do bardzo drogiej szkoły, a Jamison płaci alimenty trzem byłym żonom. Wzruszające historie, ale większość z nich, poza Larrym ma więcej na głowie ode mnie. Więc zaczęłam ostatnio być miła dla ludzi, z którymi rozmawiałam a oferowali oburzające sumy pieniędzy. Czasami. - Co to za robota? – Zapytałam. Nie brzmiałam na szczęśliwą, ale zapytałam. Bert był cały uśmiechnięty. Podejrzewałam, że było po masowym spotkaniu, ale Manny i Charles, Jamison nie wierzył w inną drogę, więc nie pytałam. - Syn Brownów zmarł trzy lata temu, chcą go wskrzesić i zadać parę pytań. Z moich oczu zrobiły się szparki – Powiedz mi wszystko Bert, nim odmówię. Oczyścił gardło i zwiercił się na siedzeniu. Bert nigdy zbyt często się nie kręcił. – No cóż, ich syn został zamordowany. Położyłam ręce na oparcie fotela – Cholera Bert, nie mogę wskrzesić ofiary morderstwa. Nikt nie potrafi. Dałam ci listę, którą możesz przypuszczalnie odnieść do nas wszystkich, jeśli chodzi o odrzucenie z legalnych powodów. I to jest jedno z nich. - Niegdyś to robiłaś. - Taa, zanim się zorientowałam, co się dzieje, gdy wskrzeszasz ofiarę mordercy, jako zombie i gdy nowe prawa zaingerowały w efekt tego. Ofiary morderstwa wstają z grobów i idą do mordercy bez gdybań, bez końców, bez ale. Rozdzierają każdego i wszystko, co spróbuje ich powstrzymać. Widziałam to dwa razy Bert. Zombie nie zadają pytań, kto je zabił, one tylko grasowały i starały się znaleźć tego, kto to zrobił. - Czy policja nie mogła wysłać za nimi patrolu i znaleźć tego, kto to zrobił? - Ci bezlitośni prześladowcy oderwą ludziom ręce i rozwalą im domy. Zombie czują bardzo silną więź ze swoimi mordercami. Każdym sposobem rozumienia prawa animator będzie ponosić wszelką odpowiedzialność za ewentualnie szkody w tym śmierć. Jeśli jedno z nas wskrzesi chłopca, on zabije każdego, kto będzie stał między
nim a mordercą. Morderca z magicznym nadużyciem władzy. To automatyczna definicja śmierci. Więc nie, nie mogę tego zrobić, inni także nie. Wyglądał na smutnego, prawdopodobnie z powodu pieniędzy. – Powiem, że wytłumaczysz to im. - Powinieneś im to sam wytłumaczyć Bert. Tłumaczyłam ci to wcześniej. - Zapytali mnie, czy jestem animatorem, gdy odpowiedziałem, że nie, nie uwierzyli mi. Powiedzieli mi, że chcieliby się spotkać z panną Blake, oni są pewni, że mogą zmienić twoje zdanie. - Jezus Bert, to naprawdę niesprawiedliwe. Nie mogę tego zrobić i patrzeć jak ich syn wstaje z grobu i jest człapiącym morderczym zombie, to nie pomoże tej ranie się zabliźnić. Podniósł brwi na to – No cóż, nie mogę powiedzieć, że wyłożyłem wszystko tak dobrze, ale przysięgam ci, że powiedziałem nie. - Ale spotkam się z nimi i tak, bo oferują wielką piętnastkę tysięcy za godzinę mojego czasu. - Mogłem zdobyć za to 25 tysięcy. Są zdesperowani. Wyczułem to w nich. Jeśli ich wyrzucimy to znajdą kogoś mniej renomowanego i mniej legalnego. Zamknęłam oczy i wypuściłam powietrze w wolnym westchnięciu. Nienawidziłam tego, że on miał rację, ale ją miał. Ci ludzie osiągnęli pewien level desperacji i będą robić głupie rzeczy. Głupie, idiotyczne, przerażające rzeczy. Jesteśmy jedyną firmą wskrzeszającą na środkowym zachodzie. Była jedna w Nowym Orleanie i w Kalifornii, ale one nie wezmą tej pracy z tych samych powodów, co my. Nowe prawa. Mogłam mówić, że to chodzi o ból klientów, ale sama idea, że mam wskrzesić ofiarę morderstwa z grobu i zapytać, kto go zabił, była na tyle kusząca, że kilku z nas próbowało to zrobić. Uważaliśmy, że to nie zadziałało, bo trauma morderstwa była zbyt silna, albo sam animator nie był wystarczająco silny, ale to nie było to. Jeśli zostałeś zamordowany, powstajesz z tylko jedną myślą w martwym umyśle: zemsta. Dopóki się nie pomścisz, nie słuchasz niczyich rozkazów, żadnego animatora, ani kapłanki voodoo, który podniósł cię z grobu. Ale to, że żaden z szanowanych ludzi tego nie zrobił, nie oznacza, że ludzie o złej opinii nie mogli. Ci ludzie poruszali się po kraju i użyczali swojego talentu bez moralności. Żaden z nich nie pracował w profesjonalnej agencji, dlatego że został zwolniony bądź nigdy nie został zatrudniony. Część z nich wcale nie chciała być zatrudniona, ale większość robili z tego, czym się parają tajemnicę i nie chcieli, by organy władzy były tego świadome. Utrzymywali niski profil i nie reklamowali się zbyt wiele, ale gdy ktoś zamacha dwudziestoma tysiącami oni wyjdą spomiędzy drzew. Brownowie znajdą kogoś, kto to zrobić, jeśli będą gotowi tyle zapłacić. Ktoś poda im fałszywe nazwisko, wskrzesi ich dziecko i ucieknie z pieniędzmi. Pozostawi osieroconych rodziców do posprzątania bałaganu i wyjaśnień policji. To była sprawa w Nowej Anglii, w której to wymierzono karę śmierci komuś, kto zlecił magiczne zabójstwo. Nie wiedziałam, o co chodziło, ale prawdopodobnie dotarło to do Sądu Najwyższego, zanim wszystko zostało powiedziane i zrobione. Nigdy sobie nie wybaczę, jeśli pani Brown znajdzie kogoś mniej renomowanego i skończy w celi śmierci przez niego. To znaczy, to po prostu do bani, szczególnie, jeśli mogę zapobiec temu tu i teraz. Spojrzałam na Berta i wyglądał na ukontentowanego. Ktoś by powiedział, że był chciwym sukinsynem i wiedziałam, że odrzucił te pieniądze z innych względów niż względów humanitarnych. On po prostu usiadł i uśmiechał się, bo wiedział, co oznacza mój wygląd. Oznaczało, że to zrobię nawet, jeśli tego nienawidzę.
29. http://chomikuj.pl/scarlettta Pani Brown była blondynką, a pan Brown był brunetem przechodzącym w siwość na skroniach. Był od niej wyższy o jakieś pięć cali, ale w innych kwestiach jej dorównywał. Wciąż można było zobaczyć w niej urodę jak za czasów, gdy była czirliderką w szkole. A przystojny gracz futbolu nadal był w tych szerokich ramionach i w rysach twarzy, ale dodatkowe kilogramy i dodatkowe lata i smutki zmieniły to, kim był. Ich oczy błyszczały, ale ten błysk nie był naturalny, jakby byli w szoku. Ona mówiła za szybko, on zbyt powolnie, jak gdyby myślał o każdym słowie, nim je wyartykułuje. Ona mówiła o swoim synu, jakby musiała to zrobić, albo jakby miała wybuchnąć, albo się załamać. - Był wysoko punktowanym uczniem panno Blake i to jest ostatni portret jego młodszej siostry, który namalował akwarelami. Miał wielki talent. – Trzymała obraz, który przynieśli w jednej z tych artystycznych teczek, które wyglądają jak cienka aktówka.
Spojrzałam posłusznie na obraz. To był delikatny obraz, cały w rozwodnionych błękitach i delikatnych żółcieniach, a loki dziecka były prawie białe. Dziewczynka się śmiała, a artysta złapał błysk w jej oku, który zwykle wymaga aparatu do wychwycenia. To było dobre, jak na juniora z liceum spektakularne. - To wspaniały obraz pani Brown. - Steve nie chciał, bym to przyniosła. Mówił, że nie musisz tego widzieć, ale pomyślałam, że gdy zobaczysz, jakiego rodzaju osobą był, będziesz bardziej chętna, by zrobić to, o co prosimy. - Nie sądzę, by zobaczenie obrazów Steve wpłynęło na pannę Blake, to wszystko Barbaro. – Uderzył w jej rękę na koniec i skończył, ale ona na to nie zareagowała. To było tak, jakby jej nie dotknął. Zaczęłam rozumieć, kto prowadzi tę tragiczną farsę. Bo to była farsa. Ona nie mówiła, jakby chciałabym wskrzesiła jej syna, jako zombie, by mógł powiedzieć, kim jest morderca. Ona mówiła jakby próbowała mnie przekonać, że Lazarus w nim przywróci go do życia. Bert słyszał to w jej głosie i to zignorował, albo zachowała to tylko dla mnie? - On był ścigaczem w drużynie futbolowej. – Otworzyła kronikę roku i pokazała stosowne zdjęcie, więc patrzyłam na Steviego Browna biegnącego w spodenkach z piłką w rękach, z głową odrzuconą do tyłu i z koncentracją na niej. Miał ciemne włosy i niezbyt długie. Klęczał na boisku futbolowym, kask trzymając na ziemi w ręku. Wpatrywał się w kamerę. Miał włosy swojego ojca i szczuplejszą, młodszą, jaśniejszą wersję twarzy swojej matki, wyjąwszy oczy i usta, które znów należały do ojca. Widziałam to w tej kronice otwartej na stole, twarz bardzo poważna. Wyglądał na biegającego ścigacza, szczupłego, muskularnego, ale nienapakowanego. Nie wzięłabym go do gry w piłkę, był za mało napakowany. Ale on nigdy nie dostał szansy. Noc balowa, on i jego dziewczyna zostają królem i królową balu. To było zdjęcie, gdzie naprzeciwko były sztuczne srebrne gwiazdy i zbyt dużo cekinów. On promieniał do kamery. Obciął włosy i wystylizował je starannie i zagęścił je i zrobił to tak twarzowo, że wyglądał lepiej niż wtedy, gdy był ścigaczem. Jego ramiona były trochę szersze niż na zdjęciach z kroniki czy zdjęciu ścigacza. Wyglądał na wyższego w białym smokingu. Dziewczyna była blondynką i wyglądała jak szczuplejsza i wyższa wersja jej matki. Dziewczyna wyglądała słodko i uroczo z uśmiechem, który był bardziej tajemniczy niż Steviego. Patrząc na to zdjęcie to było oczywiste, że oni nie wiedzieli, że za mniej niż sześć godzin będą martwi. - Cathy i Stevie randkowali od prawie dwóch lat. Licealna miłość, tak jak moja i Steve. – Opierała się, by to powiedzieć, jej usta tylko w połowie się poruszały, zwilżyła je językiem, jakby nie mogła ich powstrzymać od wysychania. Jej mąż poklepywał jej dłoń i spojrzał na mnie tymi dobrymi, ciemnymi oczami, w których było to, że umarł mu syn. Mówił do mnie z tymi oczami i miał tak zmęczoną twarz i wyrażała ona przeprosiny. Przepraszał mnie, że musze na to patrzeć, słuchać, być tu. Nie wysłałam subtelnej wiadomości, ani nic z tych rzeczy, mogłam dać mu sympatyczne kiwnięcie i dawać więcej kontaktu wzrokowego niż dawałam jej. Dałam mu małe kiwnięcie, gdy Barbara nie widziała. Wtedy, mieliśmy ten nasz moment, ten przyjacielski moment. Widzę cię, ja też cię widzę, wiem co masz na myśli, ja też wiem co masz na myśli. Gdybym była lepszą dziewczyną, to bym coś powiedziała, by być pewnym. - Brzmi jakby był wspaniałą osobą – powiedziałam. Ona oparła się w odpowiedzi trochę bardziej, miała małe zdjęcie w rękach, jedno z tych, które noszą babcie w torebeczkach. Ona sięgnęła po torebeczkę i grzebała w niej, a ja patrzyłam na zdjęcie ucznia dziecka o ciemnych włosach. Położyłam moje ręce na jej, powstrzymałam ją od przekładania stron – Pani Brown, Barbaro…
Nie spojrzała na mnie. Jej oczy stawały się coraz bardziej szklące. - Pani Brown nie musi mi pani udowadniać, że pani syn był dobrym dzieckiem. Wierzę pani. Pan Brown wstał i starał się zabrać z jej dłoni album i włożyć do torebeczki. Nie chciała tego zrobić, a on z nią nie walczył. Stał tam, bezużyteczny z jego dużymi dłońmi trzymającymi po obu jego stronach. Ona oparła się o biurko i przewróciła stronę – Teraz on wygrał pięćdziesiątą pozycję z zawodów naukowych. Nie wiedziałam jak to przerwać bez bycia okrutnym. Oparłam się o krzesło i przestałam patrzeć na zdjęcia. Miałam kontakt wzrokowy ze Stevem, a jego oczy także stały się szklące. Jeśli oboje zaczną płakać, to wyjdę. Gdybym mogła im pomóc, to bym pomogła, ale nie mogłam. I po prawdzie, nie sądziłam, że przyszli do mnie bym zrobiła im zombie. Spojrzałam w dół na zdjęcie, na którym był w ósmej klasie, jego pierwszy raz w drużynie futbolowej. To mnie zaskoczyło, myślałam, że ojciec zechce umieścić go w lidze bluszczowej. To byłoby lepsze dla Steve, ale widocznie ojciec wolał, by syn grał. Zakryłam jej ręce i album rękoma. Nacisnęłam na tyle, by w końcu na mnie spojrzała. Jej oczy były dzikie, jakby jej oczy były ostatnimi ze zmartwień. Było coś agresywnego w tym spojrzeniu. Zmieniłam to, co zamierzałam powiedzieć, bo nie była gotowa, by mnie usłyszeć. Odejdź, nie mogę ci pomóc. – Powiedziałaś, że to się stało na balu, ale nie dałaś mi żadnego szczegółu. – nie chciałam żadnych szczegółów, ale cokolwiek co zatrzyma zdjęcia i to desperackie płynięcie wspomnień. Morderstwo mogłam znieść. Wycieczka aleją wspomnień działała mi na nerwy. Jej oczy śmignęły na prawo, potem w lewo, potem oparła się zostawiając w moich dłoniach album. Zostawiłam go otwartego na przyjęciu urodzinowym trzynastolatka. Uśmiechnięte twarze jego i jego przyjaciół, otaczające tort. Jej oddech wyszedł powoli, w długim syku. Nie było słychać w tym dźwięku zbyt dużo życia. Westchnęła konwulsyjnie i sięgnęła po dłoń męża. On wciąż stał. Jego twarz się odprężyła trochę w końcu, bo sięgnęła po niego. - Znaleziona Steva w samochodzie na boku drogi jakby chciał przejechać przez rów. Policja myśli, że oni zaparkowali i starali się wziąć kogoś na autostopa – powiedziała. - Steve nigdy nie wziąłby do samochodu kogoś obcego. – powiedziała Barbara stanowczo. – A tym bardziej Cathy. – Jej oczy stały się mniej dzikie. – Byli dobrymi dziećmi. - Jestem pewna, że byli, pani Brown. – Ludzie wyglądali, jakby chcieli zrobić z martwych świętych, jeśli byli tacy dobrze, to powinni ich chronić. Czystość nigdy nie była tarczą przed agresją, w rzeczywistości ignorancja zabijała szybciej. - Nie powiedziałem, że nie byli dobrymi dziećmi. – powiedział Steve. Zignorowała go i zabrała ręce w tył. Obie jej ręce zatrzasnęły się wokół torebeczki, upuszczając ją na jej kolana, jakby trzymała coś, na co same ręce to za mało. - On nigdy nie wziąłby nikogo obcego do samochodu. Stevie był bardzo opiekuńczy wobec Cathy. Nie zrobiłby tego. – Była tak pewna tego, co mówi, że nie było brzmienia spekulacji. - Może oni znali osoby, z którymi jechali? – zapytałam.
Zdawało się, że to rzuciło się na nią. Zmarszczyła, a oczy biegały z boku na bok, jakby była w pułapce – Nikt, kogo znamy nie chciałby zranić Steve ani Cathy. Była pewna tej rzeczy z nieznajomym, ale tego nie była do końca pewna. Gdzieś w niej było tyle logiki, żeby wiedzieć, że albo wsiedli do samochodu z obcymi ludźmi, albo z kimś kogo znali. Nie było innego wyboru. - Policja sądzi, że mogli wsiąść do innego samochodu zmuszeni bronią – powiedział Steve. Potrząsała głową znowu i znowu – Nie mogę znieść tego, że ktoś skierował na nich pistolet. Po prostu nie mogę o tym myśleć. Poklepał ją po ramieniu – Barb, może będzie lepiej jeśli poczekasz w pokoju obok, podczas gdy skończę mówić z panią Blake tutaj. Ona wciąż potrząsała głową. – Nie, nie, ona zamierza nam pomóc. Ona zamierza wskrzesić Steviego, a on będzie potrafił nam powiedzieć, kto zrobił to jemu i Cathy i każdy poczuje się lepiej. Musimy wiedzieć, kto zrobił takie okropne rzeczy.- Spojrzała na mnie i jej oczy stały się czyste przez moment. – Steve i Cathy nigdy nie wpuściliby do samochodu kogoś obcego. Rozmawialiśmy o tym. On wiedział, że jeśli ktoś wymierzy w niego broń i siłą spróbuje zaciągnąć do samochodu nie wypuści go żywego. Mówimy mu o tym, odkąd był małym chłopcem. – Wzięła spazmatyczny oddech, ale nie płakała, jeszcze nie. – Wiem, że zrobiłby to, co mu powiedziałam. Chwyciłby Cathy i pobiegłby w las. Samochód był zaparkowany na prawo od drzew. Mogli się ukryć w drzewach. To mógł być ktoś, kogo znał on lub ona panno Blake. – powiedziała zmieniając ton sprzed chwili. – Nasz piękny chłopiec został zabrany przez kogoś, kto bywał w naszym domu, jadł nasze jedzenie i dawał nam kwiaty. Ktoś, kogo znamy jest potworem i my nie wiedzieliśmy. – Teraz to był prawdziwy koszmar .Nie tylko to, że ich syn i jego dziewczyna zostali zamordowani, ale zostali zamordowani przez kogoś, kto znał Barbarę i Steve Brownów. Jak to musi być patrzeć na twarze swoich przyjaciół, dzieci swoich przyjaciół i zastanawiać się czy to ty? A może ty? Który z was to zrobił? Nie mogłam się nawet z nią kłócić, bo ponad 80procent przypadków ofiara zostaje zabita przez kogoś, kogo zna, nie przez nieznajomego. Okropne statystyki, ale prawdziwe. - Powiedziałaś „potwór” . Miałaś na myśli to, że mógł zabić twojego syna, czy sposób w jaki to zrobił. – Może to było nadnaturalne. Może było więcej niż jeden powód, dla którego do mnie przyszli. Miałam nadzieję, że będę mogła to dla nich zrobić. Przyłożyła ręce do twarzy i zaczęła płakać niezbyt cicho. Steve przemówił ponad jej szlochem, jakby słyszał go wcześniej. – To co im zrobiono panno Blake, to co im zrobiono było potworne. – Nie wyglądał na człowieka, który wypowiada to słowo wiele razy w życiu. Nie sądziłam by to słowo wybrał lekko. Barbara Brown kołysała się tam i z powrotem i płakała. Jej szloch musiał być tak głośny, że zadzwonił telefon. Podskoczyłam, ale to miałam. Mary była dobrą sekretarką. – Czy wszystko dobrze. - Nie.- powiedziałam. - Potrzebujesz mnie, bym zapowiedziała kolejnego klienta? - Piętnaście minut – powiedziałam. - Albo wcześniej jeśli zrobi się głośno? –Mary zapytała. - Tak to byłoby dobre – Odłożyłam słuchawkę, by wysłać Mary kwiaty bądź czekoladki. Albo oba.
Steve Brown starał się uspokoić żonę. Przestała się kręcić i oparła się o niego. Szlochania trochę się uspokoiły. Kiedy jej niebieskie oczy spojrzały na mnie ponownie, zawierały obietnice przemocy ponownie. Gdyby wiedziała, kto to zrobił, nie wiem, co by im zrobiła. Gdy patrzyłam jej w oczy nie byłam pewna, że poczeka na sędziego i ławę przysięgłych. Mówiła bardzo szybko, jej słowa ślizgały się po sobie. – Zgwałcili Cathy, zgwałcili ją, a potem okaleczyli Steviego, odcięli mu… - ona po prostu przestała mówić, zacisnęła dłonie na ustach, oczy się szeroko otwarły. Rozsądek opuścił to spojrzenie. Zatrzymałam wzrok na niej, kiedy zapytałam Steve Browna – Więc ktoś spotkał ich, gdy mieli kłopoty z samochodem, a następnie… - Znaleźli ich w szopie w lasach. – powiedział. – I zgwałcili ich oboje. – powiedział tak cicho, bez zmiany tonu głosu, jakby nic nie czuł gdy to mówił. A może nie czuł, nie tam gdzie był tego świadomy. Naciskał na ból, by był pod ziemią, tak głęboko jak tylko potrafił, bo ból Barbary był ważniejszy, bardziej wszechogarniający. - Pocięli go – prawie się wtedy załamał, ale zebrał się w sobie, patrzyłam mu w twarz, gdy próbował utrzymać się w kupie. – Oni wykastrowali go. – Jedna z jego powiek mimowolnie trzepotała. – Gdy jeszcze żył. – Jego głos stał się miększy. - Policja tego nie znalazła. – powiedziała, a jej głos był jazgotliwy. – Nie mogli tego znaleźć. Potwory zabrały jego część, a policja nie może tego znaleźć. Musieliśmy pochować go bez tego. Zabrali to, a my nie mogliśmy tego odzyskać. – Jej głos stawał się coraz głośniejszy i głośniejszy, nie dokładnie krzyk, ale blisko tego. Jazgotliwa krawędź histerii przy pełnym płaczu. – Nie zabrali nic z Cathy. Dlaczego jej nie pocięli? Dlaczego tylko Stevie? Dlaczego tak? Dlaczego zabrali to? Dlaczego to? Gdybym miała pistolet z rzutkami pełnymi Valium, to bym go użyła. Ale nie miałam. To było straszne. Straszne, ale nie potrafiłam tego, dla nich naprawić. A ja naprawdę nie potrzebuję dodawać kolejnego koszmaru do mojej listy. Nie mogłam im pomóc. To był ludzki potwór, a ja nie byłam ekspertem od tego rodzaju potworów. W końcu za tym poszłam – Pani Brown, Pani Brown – krzyknęłam i to jej nie przekonało. Jej nie było, poszła do swojego bólu, swojego smutku, swojej straty. Krzyczałam, ale nie było nikogo w domu, by mnie usłyszał. Mary otworzyła drzwi i powiedziała coś dwukrotnie, zanim mogłam ją usłyszeć ponad głosem pani Brown. – Przyszedł następny klient Anito. Masz piętnaście minut od teraz. – Mary spojrzała na mnie, a jej oczy były zmrużone. Wcześniej była sekretarką w kancelarii prawniczej dla spraw karnych, więc widziała rozhisteryzowanych klientów w żałobie, ale to była chyba odmiana, albo Mary nie podobało się to równie mocno jak mnie. - Będę korzystała z jednego z innych biur pani Brown. Dam tobie i twojej żonie parę minut na pozbieranie się. Barbara Brown podbiegła do mnie – Proszę Pani Blake, proszę, proszę pomóż nam. – Złapała przód kurtki, jej ręce otarły się o moją broń, co ją na chwile zatrzymało, ale tylko na chwilę. Jej ręce objęły mnie wokół mojej kurtki. Gdybym była mężczyzną prawdopodobnie by mnie szarpała, ale nie. Ona się tylko przytulała i błagała – Proszę Steve, pokaż jej czek. - Barbaro, ona nam nie pomoże. Wbiła ręce mocniej w moją kurtkę robiąc pięść z tkaniny. To była dziewczęca kurtka, nie męska i nie było wystarczająco dużo materiału, by traktować, go tak szorstko. Pociągnęła mnie za ramiona, ograniczając moją mobilność i sprawiła, że niemożliwym było wyciągnąć pistolet.
Nie sądziłam, by zamierzała zrobić coś takiego rękami, bym potrzebowała broni, ale to były standardy taktyczne dla mnie. Nikt nie chodzi na kompromisy z moją bronią, nikt. Problem polegał na tym, że nie mogłam znaleźć drogi ucieczki bez ranienia jej psychiki. I nie chciałam tego robić. - Steve pokaż jej czek – była tak blisko mnie, to było ekstremalnie intymne, wystarczająco blisko do pocałunku, zbyt blisko do walki. - Pokaż mi cokolwiek ona chce, bym zobaczyła Panie Brown. – Utrzymywałam mój głos spokojny, bez gniewu, bez wskazówki na to, że chciałam by się ode mnie odpierdoliła. Nie byłam nieczuła, ale obcy naruszał moją przestrzeń osobistą, a nigdy tego nie lubiłam. Jego twarz była przepraszająca, gdy wyciągał coś z wewnętrznej kieszeni marynarki. To był jeden z tych powiększonych czeków, czeki pieniężne. On to trzymał więc widziałam dokładnie. Czek na sto trzydzieści tysięcy dolarów, wypłacane w gotówce. - Weź czek panno Blake, podpiszemy to na ciebie teraz, tutaj. Właśnie teraz. Potrząsnęłam głową i położyłam moje ręce delikatnie na jej. – Nie mogę wziąć tych pieniędzy pani Brown. – Starałam się podważyć jej ręce, ale chwyciła mnie mocniej. Płaszcz będzie trwale pomarszczony. - To nasze oszczędności życia, ale możemy też zastawić dom. Możemy dać ci więcej. – Jej oczy były tak jasne, tuż obok moich. Jej oczy były nienaturalnie jasne i zastanawiałam się, czy czegoś nie brała, czegoś na receptę. Jeśli coś brała, to były złe leki. Nie mogłam odtrącić jej rąk, bez jej zranienia, a ja nadal nie chciałam tego zrobić. Starałam się być przyjazna. – To nie jest kwestia pieniędzy pani Brown. Czy mogę wskrzesić pani syna i dowiedzieć się kto go zabił, mogłabym. Szczerze na boga, mogłabym, ale to nie działa w ten sposób. Nathaniel stanął w drzwiach. Rzucił mi spojrzenie, które pytało, czy jest coś, co mogę zrobić? Nie mogłam nic wymyśleć, więc potrząsnęłam delikatnie głową. Mary musiała pójść po Berta, bo pojawił się w wejściu z nią za nim. – Pani Brown musi pani puścić Anitę. Mówiłem ci wcześniej, jak to będzie wyglądało. – Jego głos był nawet bardziej melodyjny, aniżeli poprzednio. Nie zrobił tego dla mnie, ale nie każdy miał mój urok i zdolność straszenia ludzi. Zazwyczaj broń robiła klientów trochę nerwowymi, ale Barbara Brown miała w dupie moją broń. Wpatrywała się w Berta, ale nagle odwróciła wzrok na mnie, jej dłonie wciąż dusiły mój żakiet. – Nie możesz powiedzieć nie panno Blake, jeśli powiesz nie, wtedy będzie koniec i a to nie może być koniec. – Zaczęła mną lekko potrząsać przy każdym słowie. – Nie – potrzaśniecie – może – potrząśniecie – być – potrząśnięcie – koniec. – potrząśnięcie. Matko boska, jak mam jej pomóc i jak mam się od niej uwolnić, nie czyniąc tego gorszym. Mieliśmy doradców smutku w naszych aktach, ale wątpię, by poszła do jedno z nich. Nie była na etapie terapia-może-być-pomocna, tylko na etapie mam-zamiar-zwariować. Przestałam starać się podważyć jej ręce, ale miałam dosyć potrząsania. Zdecydowałam się naprawdę. – Zamordowany zombie zabija swojego mordercę. - Chcę by oni umarli – prawie to wykrzyczała, zacisnęła chwyt, tak że napluła mi w twarz, trochę przypadkowo. - Zombie zostawiają ścieżkę zniszczenia przechodzącą przez wszystko i wszystkich na ich drodze, aż zabiją zabójcę. Widziałam zombie zabijających niewinnych przechodniów przez przypadek. -Stevie by tego nie zrobił – powiedziała, a jej twarz była bardzo blisko mojej. Chciałam odsunąć moją twarz od jej, by się na niej skupić, ale miała zbyt dużo kurtki w dłoniach. Więc byłam w efektywnej pułapce. – Stevie był bardzo delikatną osobą. Nigdy by nikogo nie skrzywdził. On nam tylko powie, kto zrobił te straszne rzeczy.
- Pani Brown, Barbaro – powiedziałam, a ona na mnie spojrzała. W tym nie było krzty rozsądku. – To nie będzie Stevie. To będzie chodzący martwy. Nie będzie twoim synem, będzie ożywionym korpusem. Opuściła twarz, że patrzyłam na czubek jej blond głowy. Jej ramiona opadły, pomyślałam, że ją trafiłam. Bert powiedział – jeśli chciałabym pani pójść do mojego gabinetu na parę minut, tak byśmy się uspokoili, dalej żyć z dniem. Sądzę, że to było radzenie sobie z dniem. Zesztywniała i miałam chwilę, by zdecydować, czy jestem gotowa, by ją bolało, czy nie. Zawahałam się i to wystarczyło. Ona była za blisko z moim płaszczem, nie mogłam się odsunąć, ani nie mogłam podnieść ręki, dopóki mi nie pozwoli. Podrapała mi twarz. Ale żeby to zrobić puściła jedną rękę. Uwolniłam rękę i zablokowałam jej kolejną próbę podrapania moich oczu. Puściłam jej drugą rękę, ale złapałam ją za nadgarstek i odsunęłam się, ciągnąc ją za nadgarstki w tym samym czasie. Zastosowałam własne tempo, aby obrócić ją i znalazła się na kolanach z ramionami na plecach i mojej długiej ręce na ramionach. Nie zastosowałam prawdziwego trzymania dławiącego, bo miałam nadzieję, że ktoś odciągnie ją ode mnie zanim to pójdzie za daleko. Moja twarz paliła, nieco poniżej lewego oka przez pół policzka. Jeszcze zanim poczułam pierwszą stróżkę, wiedziałam, że będę krwawić, po prostu znałam to uczucie. Głośno krzyczała, poszarpanymi krzykami. Steve stał najbliżej nas i powiedział – Skrzywdziłaś ją. - Skrzywdziłam ją – powiedziałam – gdy chciała wyłupić mi oko. Nie miałam takiego dobrego uchwytu, bo starałam się być miła dla tej biednej kobiety w żałobie. Obróciła się w moich ramionach i wbiła paznokcie w moją rękę. Docisnęłam mój łokieć mocno do jej szyi i pociągnęłam mocno za ramię za jej plecami. Krzyknęła ale zatrzymała się gwałtownie, bo naciskałam na jej szyję. Wiedziałam jak zrobić chwyt duszący, by przeciwnik zemdlał. Wiedziałam, jak nie zmiażdżyć jabłka Adama, ani nie zrobić niczego głupiego. Byłam przez to wkurzona, ale Barbara nie powinna zrobić tego, co zrobiła. Krzyknął. – Puść ją! Odpowiedziałam spokojnie, przemyślanie. – Jeśli nie potrafisz jej kontrolować , ja to zrobię. Walczyła. Walczyła, więc schowałam jej głowę mocno w dół. Następnie zdarzyły się dwie rzeczy. Nathaniel powiedział – Anita uważaj - i Mary krzyknęła. Spojrzałem w górę, w czasie, aby zobaczyłam, że Steve Brown uderzył mnie w twarz. To przesunęło moją głowę i wstrząsnęło trochę rzeczywistością, jak np.: telewizor, który jest nieostry. To tak naprawdę nie boli natychmiast, nie tak jak zadrapania. Zazwyczaj można określić jak źle jest, przez to, jak długo trwa ból. Krótki ból – małe i średnie obrażenia. Długi ból nie jest dobry. To było dobre uderzenie – ładne i solidne. Chyba spodziewał się, że opadnę w dół, bo miał ten zaskoczony wyraz twarzy. Może nigdy do tej pory nie uderzył kobiety, a może to wszystko. Mieliśmy tę chwilę, w której wydaje się długa, a trwa ledwie chwile, spoglądaliśmy na siebie ponad głową żony. Jedynym dźwiękiem dla mnie było wysokie, białe, statyczne dźwięczenie i smak krwi w ustach. To nie miało znaczenia, że to moja własna krew. Miało znaczenie, że to krew, a ja byłam wściekła. Miałam ten moment, to bicie serca, gdy poczułam zapach skóry Barbary Brown pod słodyczą jej perfum. Moment, w którym poczułam jej skórę słoną, prawie chorą ze smutku, jak trucizna wypływająca z jej skóry. Była zraniona, była ranna, potrafiłam zakończyć jej cierpienia. Schowałam się ciasno za jej ciałem, tak że nie mógł
mnie uderzyć, nie ryzykując jej zranienia. Nadal nie słyszałam jego głosu, ale słyszałam coś innego. Słyszałam uderzenia jej serca. Tak głośne, tak bardzo głośne. To był gruby, mięsisty dźwięk, nie taki jak kruchy, blaszany bębenek, który można uzyskać przez stetoskop. To taki dźwięk serca, który można uzyskać, gdy przyłoży się ucho do czyjejś piersi. To było to, czyjeś życie, bijące w ich ciałach, szybciej i szybciej. Barbara Brown nie pachniała wcześniej jak jedzenie, ale teraz, pierwszy jej organizmu wyrzucił adrenalinę. Część jej, taka której pewnie sama nie umiała nazwać, wiedziała, że coś jest nie tak. Wiedziała, że niebezpieczeństwo jest bardzo, bardzo blisko. Miałam zamknięte oczy i poczułam, że ktoś się do mnie zbliża. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Steve Browna, który miał mnie dotknąć. Myślę, że miał zamiar pociągnąć za moje włosy, by mnie odciągnąć od żony. Ale widziałam tę rękę i po prostu ją zatrzymałam. Moja ręka była mniejsza od jego, ale solidna, a kiedy próbował się wyrwać, nie mógł tego zrobić. Wciąż miałam jego zonę na kolanach z moimi dłońmi wokół jej nadgarstka i jej ramienia, tak że dotykałam prawie jej łopatek. Gdzieś daleko pomyślałam, że dalsze trzymanie jej w ten sposób przemieści jej ramię. A inna część mnie, znacznie bliższa, pomyślała, że to w porządku, musieliśmy ją odepchnąć od siebie, by ją zjeść i tak. To prawda, że my zmierzamy do jej zjedzenia, prawda? Zawsze uważałam, że bestia była stworzona z pasji, bo tylko namiętne emocje mogą ją wywołać. To nie było namiętne, to było beznamiętne. Nie było dobra ani zła w mojej głowie. Brak współczucia, brak sensu, że te dwie osoby były ludźmi i zły byłoby ich zranienie. Oni mnie zranili, a ja byłam głodna, a ona pachniała tak dobrze i tak źle w tym samym czasie. Pachniała chorobą i zdałam sobie sprawę, że to leki. Mogłam wyczuć zapach jej potu gryzący i gorzki. Pozwoliłam jej odejść tak nagle, że upadła do przodu na dywanie, ale trzymałam rękę na Stevie Brownie, by się od odwrócił i nie spojrzał, co u żony, a ja wytrąciłam go z równowagi. Poczułam zapach strachu i złości, ale nic więcej. Był czysty. Potknął się i położyłam jego rękę na koszuli, podczas gdy on używał ręki, by doprowadzić go bliżej. Słyszałam jego dudniące serce, dudniące tak gęsto, mięsiście. Poczułam ruch za mną i zawirowałam, zabierając ze sobą Steve Browna, podkładając mu nogę bez zastanowienia, tak by był na ziemi u moich stóp, a ja wciąż trzymałam go za rękę. Jedzenie powinno być na ziemi. Nathaniel był tam, dotykając mojej twarzy. Szarpnęłam się do tyłu jakby mnie uderzył, ale z tym jednym dotykiem, ryknęłam odrzucając moja głowę w tył. Kobieta krzyczała. Mary zapytała – Czy powinnam wezwać policję? - Nie – Bert powiedział – damy sobie z tym radę. Ja tak nie sądziłam. Zdałam sobie sprawę, że patrzę na pana Browna. Patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami i bał się. Pozwoliłam mu odejść, jakby jego skóra mnie parzyła. Cofnęłam się i wpadłam na Nathaniela. Chwyciłam go za rękę nie patrząc i przytuliłam się do niego. Po prostu jego dotyk pomógł mi myśleć. Zazwyczaj każdy dotyk Nathaniela przypominał mi o seksie i żywności, ale dziś jego dotyk przypomniał mi, że jestem człowiekiem i to coś znaczy. - Pomóż mi – szepnęłam. -Wynoście się – powiedział. Wszyscy wpatrywali się w niego.
Krzyknęłam – Wynoście się! Wynoście się wszyscy. – Zaczęłam biec do nich, ale Nathaniel złapał mnie w pasie, a ja pozwoliłam mu się trzymać. Walczyłam, by nie walczyć. Ale ciągle krzyczałam – Zabierzcie ich, zabierzcie ich. – Steve Brown chwycił rękę żony i zaczął ciągnąć ją w stronę drzwi. Bert w końcu się ruszył i złapał ją za drugą rękę i pomógł. Patrzył na mnie tak, jakby nigdy nie widział mnie wcześniej, a może i nie widział. Bert miał dar, że widział tylko to, co chciał zobaczyć. Blada twarz Mary była ostatnią rzeczą, jaką widziałam, nim drzwi się zamknęły, a słowa po tym, zamieniły się w brak słów, bezkształtny krzyk. Jeden krzyk po drugim, aż moje ciało stało się surowe i osunęłam się w ramiona Nathaniela. Wcześniej czułam bestię, jakby była wielkim pieszczochem, która ocierała się o mój umysł, ale dziś wiedziałam, że to nie była najbardziej niebezpieczna część bestii. Najbardziej niebezpieczne było to, że to było zwierze, a zwierzęta nie miały możliwości rozróżniania dobra i zła. Krzyczałam, by się zatrzymała i zrobiła coś ryzykownego, żeby mój umysł wrócił do mnie, ale ja nie byłam pewna, czy dam radę ponownie go utrzymać. 30. Nathaniel zawołał moje imię, ale nie mogłam odpowiedzieć. Bałam się odpowiedzieć. Bałam się, że jeśli pomyślę chociaż przez chwilę, to ten inny zimny umysł znów mnie owładnie. Nathaniel padł przede mną na kolana i objął w talii. Nagły ruch zaskoczył mnie, przerwał mój krzyk, jakby przełącznik został wyłączony. Ten inny umysł wlał się w moją ciszę. To było inne zimno, to był strach. Lamparty to samotnicy, jedyny powód to by spotkać innego lamparta na wolności to walka, pieprzenie lub jedzenie. Był czymś co może nas zranić, coś co nas wypieprzy, albo czymś co nas zje. Nie było żadnych innych opcji prócz strachu, który ryknął przez mój mózg. Myślałam, że zrozumiałam, czym jest reakcja na walkę bądź ucieczkę, ale chciałam się mylić. To sprawiało, że cokolwiek, kiedykolwiek czułam jako człowiek zbladło w tym porównaniu. Potrzebowałam albo się bić, albo uciekać, cała wstrząśnięta aż po czubki palców rąk i nóg. To była adrenalina, jakiej nigdy nie znałam. Całe ciało miałam gęstsze od tego, silniejsze, szybsze, ponieważ przygotowywałam się do walki na śmierć i życie. Walczyłam z paniką, nie z biciem się, nie z Nathanielem. Mogłam uciec. Wiedziałam to i wiedziałam, że ten inny umysł też to wiedział. Mogłam uciec. Mogłam być bezpieczna. Ale ta mała cząstka, która była ludzka, wiedziała, że Nathaniel by mnie nie zranił. Musiałam mu pozwolić się przytrzymać, bo wiedział, że mogłam uciec. To czego nie wiedziałam to to, co się stanie gdy ucieknę. Co by się stało, gdyby Nathaniel mnie nie przytrzymał, gdy nie myślałam jeszcze jak człowiek? Nie chciałam się tego dowiedzieć, ponieważ to było coś złego, coś z czym nie chciałam potem żyć. Starałam się być nadal. By pozwolić się wziąć Nathanielowi, gdy przyciskał mnie do podłogi. Ten inny umysł wrzeszczał przeze mnie, gdy dotknęłam dywanu. Wrzasnął, że umrzemy i on w to wierzył. W tym miejscu nie było przyjaciół. Zawsze uważałam, że część mojej bestii to wilk Richarda, ale teraz wiedziałam, że tak nie było. To z czym walczyłam nie rozpoznawał porządku społecznego sfory. Byli tylko ofiary, rywale, kompani i młode. Żadna część mnie nie zobaczyła w Nathanielu dziecka. Pozwoliłam mu przycisnąć mnie twarzą w dół do dywanu. Moja spódnica była zbyt krótka do jeżdżenia po ziemi i podwinęła się. Walczyłam, krzycząc na głos w mojej głowie, by leżał, by Nathaniel mógł uzyskać tak dobry chwyt na mnie, jak tylko mógł. Zrobił to w jedyny sposób, jaki umiał, czyli zebrał moje nogi pod siebie, tak że nie mogłam wstać i go zrzucić. Spódnica jechała mi do góry, dopóki nie zebrała się na biodrach, tak że nie było nic między mną a nim, między jedwabiem moich majtek, a jego spodniami. To była strasznie poddańcza pozycja. Część mnie nadal jej nie lubiła. Bo gdy leżysz pod kimś, nie ma opcji. Podobają mi się opcje. Opcje są bezpieczne.
Nathaniel mnie nie skrzywdzi. Nathaniel mnie nie skrzywdzi. Powtarzałam to sobie w kółko i on położył swoje ciało naprzeciw mojego. Część bestii wiedziała, że może złamać mój kręgosłup w tej pozycji. Część mnie czuła jakby to był wstęp do gwałtu. Wiedziałam, że Nathaniel by tego nie zrobił i wiedziałam, że po prawdzie, jeśli inicjujesz gwałt to chcesz najpierw zdjąć ubrania. Bo kiedy już tak kogoś przyciśniesz, to twoje ręce są zbyt zajęte, by rozpiąć spodnie. Logicznie rzecz biorąc, jestem bezpieczna, ale logika nie zawsze jest tym, co wygrywa, kiedy się boisz. Bestia była przerażona, ponieważ nie mogłam ufać innemu lampartowi. Bałam się tego, co się stanie, jeśli co najmniej jedna dominująca osoba w moim życiu, aby wyrwać mi gardło lub przełamać cienkie drzwi biura, mordując wszystkich wewnątrz. Ufałam, że Nathaniel mnie nie skrzywdził. Nie ufałam mu na tyle, by mnie kontrolował i utrzymał wszystkich bezpiecznych. Ja przede wszystkim nie ufałam mu, że utrzyma w bezpieczeństwie samego siebie. Czy to nie on dziś rano błagał mnie, bym go ugryzła w gardło i wypiła trochę krwi? Nie ufałam mu, że był… wystarczający. Wystarczającym lampartem, wystarczającym mężczyzną, wystarczającą osobą, po prostu wystarczającym. Wątpliwości nakarmiły mój strach, karmiły wszystkie lęki i straciłam. Straciłam. Straciłam siebie. Straciłam kontrolę. Straciłam. Ostatnią myślą, zanim ogarnęła mnie panika, było to, że muszę wstać z podłogi. Musiałam wstać. Zapomniałam wszystko, co kiedykolwiek było mi znane, jak korzystać z mojego ciała, jak walczyć. Panika to wszystko, co czułam. Panika nie planuje, panika działa. Reaguje. Przeszłam z bezwładnego bezruchu do walki, walczyłam brykając, wijąc się i rzucając swoje ciało na boki. Dosłownie rzucałam wszystkim, czym miałam, by się wydostać. Ciało Nathaniela kołysało się ze mną. Walczyłam całym swoim ciałem i każdym mięśniem. Walczył, by utrzymać moje nadgarstki przyciśnięte do dywanu, moje biodra dociśnięte, nogi pod sobą, więc nie mogłam po prostu zgiąć kolan i go zrzucić. Czułam, że zmaga się ze mną, ale nie był przyzwyczajony do bycia na górze. Wyrzuciłam moje ciało w lewo i podniosłam nas oboje z ziemi. Zrzucił nas z powrotem w dół, a ja miałam chwilę, by poczuć jego potencjalną siłę. Tak strasznie silny, że zrzucił nas z powrotem na podłogę. Gdyby był gotów do puszczenia mojego nadgarstka i przytrzymania mnie ramieniem, to zrobiłby drugą ręką coś innego, ale choć nie mogłam wstać, to nie mógł mnie także całkowicie kontrolować, niewystarczająco. Mówił coś, sama nie wiem jak długo, powtarzając to mówił – Anito, nie każ mi się skrzywdzić. Anito, proszę, proszę, proszę! – Prawie krzyknął ostatnie słowo. Ta panika powiedziała mnie i mojemu lampartowi, że wygrywaliśmy. Niech się boi, a my działamy. To pobudziło kota i znów szarpnęłam się w lewo. Gdyby nie uderzył w biurko, to bym go przewróciła. Krzyczałam, ale to nie był strach, to był triumf. Skończyło się na siedzeniu opartym plecami o biurko. Jego nogi otaczały moją talię. Podrapałam nimi i część mnie nie rozumiała, dlaczego materiał nie zwisał krwawymi paskami. Jedno ramie zacisnął na mojej piersi, a dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że zakrył dłonią broń na mojej piersi. Jego druga ręka zacisnęła się na moich włosach i szarpnęła, tak że krzyknęłam z głębi gardła. Miałam chwilę, by poczuć ciepło jego oddechu na karku. Lampart krzyczał, gdy przystawił zęby, a druga część mnie była po prostu skonfundowana. Zatopił zęby w mojej skórze, w moim ciele. Czułam poślizg jego zębów we mnie, a ja zatrzymałam walkę. Uderzył w przełącznik, o którym nie wiedziałam. Na początku przestałam walczyć. Moje ręce opadły bezradnie po obu stronach. Moje ciało się rozluźniło, a to co powinno być bólem, odczuwałam jako ciepłe i pocieszające. Nathaniel warknął z ustami wciąż zablokowanymi na moim ciele i jęknął. Ryk zmienił się w pomruk, głęboki, wibrujący dźwięk, a ponieważ jego usta były zamknięte wokół szczytu moich pleców, głębokim, pulsującym rytmem, zagrał na moim ciele, jak kamerton pod jego głosem. Krzyknęłam, ale to nie był strach, ani triumf. Rozluźnił nogi wokół mojej talii. Zatrzymałam je wiotkie i dopasowane do jego ciała. On nie zagiął nóg, jakby czekał na moją reakcję. Czekałam, czekałam, aż mnie opanuje, to było jedno słowo, jakie mogłam powiedzieć. Jest to najwspanialsze uczucie, takie spokojne, takie bezpieczne.
Trzymał zęby na mojej szyi, rękę we włosach, ale zaczął się wycofywać. Ja wtuliłam się w niego. Przesunęłam się wzdłuż niego, bo utrzymywał mnie w miejscu tylko przez szyję i włosy. Moja spódnica była zrolowana na mojej talii niczym pas i podjeżdżała wyżej, gdy moje ciało przesuwało się do niego. Nathaniel przesunął rękę na moją talię, przesuwając pas wyżej, sądzę, że przez przypadek. Wciągnął nas, tak że oboje klęczeliśmy, on z ramieniem wokół mojej talii. Odsunął rękę od mojej talii, powoli. Byłam na kolanach, kołysząc się trochę, bo każdy mięsień był luźny, spokojny. I rzeczywiście musiałam się skoncentrować na klęczeniu, a nie tylko na opadaniu na ziemię, ale jego dłoń w moich włosach i usta na szyi trzymały mnie w pozycji pionowej, sprawiła, że chciałam zostać na kolanach. Ale to trochę wysiłku z mojej strony pomogło mi się obudzić się w mojej głowie, nie za dużo, ale trochę, więcej iż do tej pory. Wystarczająco, by się martwić i cieszyć z jego ugryzienia na szyi. Martwić się, bo co się stanie, gdy puści moją szyję, a ja wróciłabym do tego zimnego umysłu. Cieszyłam się, bo część mnie, która nie była kotem, lubiła nacisk zębów. Wiedziałam, co czuję, bo blado czułam, to co Nathaniel odczuwa. Nie dźwięk, ale nie ma słowa, na wyczuwanie emocji innych osób. Był przestraszony, podekscytowany, sfrustrowani, zagubiony, niepewni, zlękniony, niezadowolony, zmartwiony. Czułam każdą emocję jak pajęczyna naprzeciw mojego ciała w ciemności. Nie do zobaczenia, ale gdy oczyściłeś to, rozpadało się i powiewało dalej, jak gdyby nie było go w ogóle. Zwierzęta nie mają tylu emocji na raz. Zdezorientowanie i przerażenie, ale nie reszta. To było za dużo dla mojej bestii. Wolną ręką Nathaniel wsunął za linię moich majtek. Moja spódnica przesunęła się wyżej na moją talię, bez żadnej jego pomocy. Pociągnął moje majtki w dół na kolana, ale ponieważ pracował jedną ręką, robił to zrywami. Warknął ze swoją frustracją na skórze, co zatrzymało oddech w moim gardle i czyniąc mnie słabą na moich kolanach Użył moich włosów jak uchwytu, dzięki czemu było jasne, że jeśli położę się na podłodze, to będzie bolało. To mi pomogło utrzymać się na kolanach. Pomogło mi się skoncentrować i pomogło mi znów znaleźć się bardziej we własnej czaszce. Chciałam powiedzieć jego imię. Wydawało mi się, że pomoże. Ale nie mogłam myśleć o jego imieniu. Nie mogłam go powiedzieć głośno. To było tak jakby obce mi były nazwy tych koncepcji. Zapach, jego zapach, to wiem. Starałam się to powiedzieć, zanim zdołała za trzecim razem wyszeptać „wanilia”. On walczył z opuszczeniem moich majtek poniżej kolan. Ale przy tym jednym słowie zatrzymał się. Trzymał rękę w moich włosach, ale podniósł usta z mojej szyi, tak że tylko jego oddech pieścił moją ranę na szyi, którą zrobił. – Anito, słyszysz mnie? Jesteś tam? – Byłam tam? To wydawało mi się za trudne pytanie. Byłam tam? Myślę, że trwało, zbyt długo trwało, bo następne co poczułam to jego pas uderzający o mój nagi tyłek. Jego spodnie trzepotały naprzeciw mnie. Bestia uziemiła moje biodra naprzeciw jego, ale nie zwolniła go. Myślę, że to nie było jasne, ale ona się wzniosła. On pokonał nas w walce i miał prawo do kopulacji. Wiedziałam teraz dlaczego wielkie koty walczyły przed obcowaniem. Trzeba było udowodnić, że są wystarczająco silne. To stary biologiczny imperatyw rozmnażania się z najlepszymi, z samcem który przekaże twojemu potomstwu geny, które pomogą im przetrwać. Lamparcica miała to gdzieś. Była gotowa. Ale druga strona miała problem. Oczywiście nie pamiętałam, co to było. Nie mogłam myśleć. Ponieważ ludzka część mnie zgodziła się, że Nathaniel miał prawo, by być tutaj. Uratował nas. Uratował wszystkich miłych ludzi znajdujących się za drzwiami. Biuro, to było to. Nie chciałam się pieprzyć w pracy. To było to. Odsunęłam się od ciała Nathaniela, a jego strach wzrósł. Nie miał możliwości, by wiedzieć, że to człowiek, który mi pozostał, go odepchnął. Bestia pachniała przypływem strachu oraz wydałam dźwięk, którego nigdy nie słyszałam. To nie był ludzki dźwięk. Pociągnął moje włosy tak mocno, że wydobył westchnienie z mojego gardła, ale co dziwne, mnie to zrelaksowało. Bolało, ale to było również dobre, dało mi to echo cudownego spokoju w tym, co się wydarzyło, kiedy ugryzł mnie w kark. Odsunął moją głowę i bestia wiła się w nim. Następnie użył moich włosów, bym znalazła się na czworaka na podłodze.
Wyszeptał – zły kąt. – Lampart przykucnął przed nim, dając mu dupę, jakbyśmy byli w ogniu. Nathaniel pociągnął moje majtki w resztę drogi w dół i splątały się na obcasach, a potem ich nie było. Moja bestia była ciepła, ale ja nie byłam. Może to była strata bielizny, a może pozycja z tyłkiem w powietrzu była dla mnie niegodna. Podniosłam się wystarczająco, by być na czworaka i nie wyglądałam już, jakbym mu siebie oferowała. Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, a on pchnął wówczas we mnie, że zapomniałam, że w ogóle potrafię mówić. Bestia była chętna, ale nie było żadnej gry wstępnej, a ja byłam ciasna. Strasznie ciasna. Użył ręki i moich włosów, by położyć mnie z powrotem na wykładzinie, tam gdzie byłam, gdy zaczynaliśmy. To było po prostu niegodne, ale mnie to nie obchodziło. Po raz pierwszy bestia i ja byłyśmy zgodne. Spałabym z Nathanielem, ale trzymałam się zasad w miejscu pracy. Nigdy nie dotknęłam go między nogami, nie celowo. Robienie tego bez odrobiny pieszczoty było przytłaczające. To nie było tylko to, że czułam się z tym dobrze, myślę, że to przede wszystkim był Nathaniel. Część mnie, której nigdy nie wypowiedziałabym głośno, chciała przekroczyć tę granicę, pchnąć ją na ubocze, nagiąć to, złamać to, zignorować to. Pracował, dopóki był w mojej pochwie, we mnie, tak daleko jak mógł, wtedy się zawahał, przestał się poruszać i zamarł naprzeciw mnie – Anito, słyszysz mnie? – Słyszę? Słyszę? Kot krzyknął przez moją głowę i krzyk otworzył moje usta. Straciłam tę część gruntu pod nogami, jaki zyskałam, ponieważ bestia nie była skonfliktowana, w końcu nie. To, ona, zaczęła ruszać naszymi biodrami więc wtedy Nathaniel pozostał nieruchomy, ale my jeździliśmy po nim naszym ciałem, znów i znów, i wtedy jego czubek wydawał się rozlać, my jeździliśmy sobą w nim. Jego głos nadszedł – O boże. – Poruszyłyśmy się pod nim, naprzeciw niego. Pchaliśmy tak mocno i głęboko, jak mogliśmy. To wszystko jakby było niczym, było za mało. Nie byłam otwarta wystarczająco, by być tak szorstkim. Poczułam go, prawie łapiąc tę stronę, ponieważ nie dałam sobie czasu, by popuścić obyczaje. Ale czułam się zapamiętała. Tam nie było żadnej myśli o czekaniu, tylko potrzeba. Chciałam by mnie pieprzył. Seks było zbyt łagodnym określeniem na to. Nie mogłam sprawić, by zrobić to, czego pragnęłam. Chciałam głębiej, chciałam więcej i potrzebowałam go, by mi w tym pomógł. Puścił moje włosy i jego dłonie dotknęły moich bioder i zaczął jeździć naszym rytem, kota i moim. My pchałyśmy, a on nas popychał i po prostu tak jak w tańcu na parkiecie, kiedy moje ciało podążało za jego, teraz jego podążało za moim. To byłby taniec ciał, jego we mnie, podczas gdy było mokro i ciepło i on poruszał się tak łatwo we mnie, wychodził i wchodził, wychodził i wchodził. Gdy szybował we mnie, gdy pchał się głębiej, mocniej, jakby czuł o co moje ciało prosiło, bez słów. Użył rąk, by przesunąć mnie tylko trochę, aż znalazł miejsce, które chciał i wtedy wpadł we mnie, jakby to miało znaczenie, żeby przejść na drugą stronę i krzyknęłam dla niego. Spojrzałam za moje ramiona i jego oczy nie były lawendowe, były niebieskie z przebłyskami szarości i już nie były ludzkie. Jego koszula była otwarta, więc mogłam widzieć jego brzuch i klatkę piersiową. Poruszał brzuchem, jakby był tancerzem brzucha i jego rytm się zmienił, rósł w bardziej naglący i bardziej gładki albo bardziej cykliczny, jakby robił koła wewnątrz mnie i na zewnątrz. Te koła, które wykonywał powoli i mocniej wychodził, więc dotykał całej mnie, ale nie w tym samym czasie. Pracował bardziej przez bycie coraz bardziej szorstkim, sprawiając, że mogłam go przyjąć i więcej, teraz miał włosy szeroko w pokoju i ich używał. Używał ich do periodyzowania rytmu, do pieszczenia ścian za mną. To była najbardziej delikatna rzecz, jaką widziałam podczas, gdy mężczyzna był we mnie. Tak uważnie i jednocześnie pchnięcia jego bioder były takie silne. Kontrola wzięła część siły kiedy po prostu pchał we mnie. Siła miała tyle różnych oblicz. To było uderzenie od góry, gdy on pchał, gdy szukał tego miejsca. Miejsce, którym można było manipulować rękami i mogłam to zawrzeć w zbliżeniu, ale nigdy do końca w ten sposób. W każdej chwili w każdym miejscu, mój oddech się zmienił, a on zmienił to na mocniejsze, bo zmienił swój rytm na mocniejszy. Ślizgał się znów i znów w tym małym miejscu. Nie tylko w samym czubku, ale też w głowie, tak mocno w mojej rurze tak jak tylko
mógł. Użył siebie, by uderzać we mnie w środku w tylko taki, który można zrobić tylko wcześniej za pomocą palców i rąk. Zawsze, gdy to miejsce było dotykane w ten sposób, wrażenia z nacisku były po tej niegrzecznej stronie. Moje ciało czuło, jakby przenosił mnie, wszystkie fluidy w moim ciele zaczęły latać i nie tylko te, których pragnęliśmy. To zawsze było tak, ten nacisk, nacisk dla innego rodzaju orgazmu, tak by zupełnie stracić kontrolę. Jean-Claude potrafił doprowadzić mnie do tego w parę pierwszych minut. Wspierając mnie tak, że cokolwiek się nie stanie, to będzie dobre. To będzie wspaniałe. Nacisk zwiększał się i zwiększał, tańcząc na linii zbyt mocno. Nacisk tak duży, że prawie bolesny. Nacisk, który rósł i rósł w moim środku jakby zwiększało się ciepło, jak orgazm był czymś oddzielnym ode mnie, coś co rośnie we mnie i chce wybuchnąć w nim. Zdołała wyszeptać prawie jego imię – Nathaniel. On zawahał się w ułamku – Anito, czy ty mnie… - Nie przestawaj, proszę, nie przestawaj. Nie pytał ponownie. Zmienił swoją pozycję ułamku sekundy, wtedy zamknął oczy i dał swojemu ciału rytm. Próbowałam poruszyć biodrami, ale jego ręce zacisnęły się ciasno na nich, trzymając mnie nieruchomo. Utrzymując mnie w miejscu. Nacisk budował się, budował się dopóki moje ciało nie zgęstniało od tego, pełne tego, a wtedy to się rozlało. Wrzaski płynnie wybuchły między moimi nogami, wybuchły w moich rękach w pazurach na dywanie. Miałam czasem pazury, gdy coś robiłam, coś związanego z przyjemnością. To było tak, jakby zbyt wiele przyjemności dla mojej skóry do utrzymania. Jeśli miałam bestię w sobie, to było tak jakby rozlało się wzdłuż z tą gęstą i płynną przyjemnością między moimi udami. On prosto wyszedł ze mnie i leżałam na dywanie niezdolna do ruchu. Kurwa, miałam problem ze skupieniem spojrzenia, pozwalał mu poruszać się, gdzie chciał. On podczołgał się do mojej głowy, pogłaskał moje włosy tak, że odrzucił je z mojej twarzy. – Dobrze się czujesz? Zaczęłam się śmiać, wtedy zamrugałam i starałam się widzieć lepiej. Nadal miał rozwalone spodnie i nadal był twardy i gotowy, zrozumiałam, że wilgoć była od niego była jego, nie było wystarczająco bieli albo wystarczająco mocno dla niego. Połknęłam śmiech i powiedziałam głosem wciąż zdyszanym – Nie doszedłeś. - Nie miałam przestrzeni w głowie, gdzie mogłaś dać mi pozwolenie. Zamknęłam oczy i chciałam być pijana. Gdy je otworzyłam, to mogłam zobaczyć zaczerwienione krawędzie. Dobrze – Co masz na myśli, dawać pozwolenie? – zapytałam. - Nie mogę mieć orgazmu, dopóki mi nie pozwolisz. Spojrzenie z mojej twarzy musiało być elokwentne , bo on powiedział ze śmiechem. – Wiem, że dla ciebie wygląda to śmiesznie, ale spójrz na przywileje, Anito. Mogę dochodzić przez bardzo długo, bo trenowałam. - Trenowałeś – powiedziałam. Przytaknął. Zamknęłam moje oczy znów. – Powinienem błagać o orgazm, o stosunek. Masz idealne usprawiedliwienie i nie musisz tego brać. Otworzyłam oczy i wpatrzyłam się w niego. – Dlaczego tego nie weźmiesz? - Jeśli pragniesz mnie pragnąć Anito. Nie użyjesz mnie po prostu, jako metafizycznej karetki pogotowia.
Usiadłam i przypomniałam sobie, że nie miałam bielizny. Spojrzałam na dywan i po raz pierwszy byłam zadowolona, że miała kolor ciemnego, drzewnego brązu. Mokra plama nie wyglądała tak źle. – Gdzie moja bielizna? – zapytałam. Zaczął jej szukać dokoła, jakby jeszcze nie był pewny. Super. On wciąż miał wciąż perfekcyjną erekcję i to było rozpraszające. – Jeśli nie zamierzasz… - zaczęłam wykonywać gest i przestałam – czy mógłbyś schować to? On odwrócił się z uśmiechem, który był niebezpiecznie blisko szerokiego uśmiechu. – Dlaczego, czy to ci zawraca w głowie? - Tak – powiedziałam z tak wielką godnością, jak mogłam wykrzesać, spychając moją spódnicę na biodra. Trzymał moją bieliznę wyciągając ją ku mnie. Walczył z uśmiechem, ale były nim napełnione jego lawendowe oczy ze stłumionym śmiechem. Wyrwałam je z jego rąk, ale nie mogłam myśleć o tym oślizgłym sposobie założenia ich. Po prawdzie, byłam wystarczająco mokra, że potrzebowałam ręczników, zanim założę moje majtki. Przeszłam, lekko chwiejnie, do mojego biurka. Miałam w nim trochę dziecięcych chusteczek. Pomagały mi z czyszczeniem, gdy wracałam do pracy z miejscami, które zapomniałam wyczyścić z krwi. Debatowałam, czy mogłam także poświęcić mój ekstra t-shirt, który trzymałam na wypadek umazania krwią, gdy Nathaniel zaczął znów mówić. I o niczym o czym, czułabym się komfortowo słuchając -To rzadkie, by kobiety to potrafiły. – Otworzyłam szufladę z wilgotnym chusteczkami w ręku. - Co jest rzadkie? - Tworzysz deszcz. Był na kolanach po drugiej stronie biurka, z rękami na pulpicie i brodą opierającą się o nie. To był czysto dziecięcy gest i to nie sprawiło, że poczułam się lepiej. - Jedyna definicja, jaką znam do tego terminu jest taka, że to prawnik, który przynosi dużo kasy dla swojej firmy prawniczej. Wychodzę z założenia, że to ma znaczenie, którego nie znam. - Zrobiłam moją nieszczęśliwą minę o tym temacie i to pokazało się w moim głosie. Czułam się wystarczająco niekomfortowo po prostu się czyszcząc. Mokrość była aż do moich kolach. Jezu, co za bałagan. - To termin opisujący kobietę, która ejakuluje. Wzięłam dużo powietrza i wypuściłam go powoli. – Możemy o tym nie rozmawiać? - Dlaczego jesteś zła? To było uczciwe pytanie. Dlaczego byłam zła? Musiałam być uczciwa, chociaż sama ze sobą. Miałam zapasową koszulkę w dolnej szufladzie biurka i postanowiłam się nią wysuszyć. Tak bardzo tak dla ekstra ubrań. Ja wsunęłam z powrotem moją bieliznę i czułam się lepiej. Zawsze czułam się lepiej, gdy byłam ubrana. Dlaczego byłam zła? Usiadłam na moim krześle, zdjęłam pończochy i zakładałam te, które trzymałam w biurku. Zniszczyłam mnóstwo pończoch w mojej pracy. To nie znaczyło, że wkładałam je jedynie do ofiar ze zwierząt, ganianiem za złymi facetami, czy łowieniu wampirów. Wiadomo, że nylonowe pończochy nie zostały zrobione do mojego stylu życia. Zaczęłam odpinać buty, by ściągnąć pończochy, my wystrzępiliśmy je, gdy szamotaliśmy się na dywanie. – Dlaczego jestem zła? – powiedziałam, prawie sama do siebie. Moje opuszki palców bolały, rozszarpanym bólem, który był zasłonięty endorfinami. Odsunęłam moje paznokcie od krwi, gdy to spostrzegłam. Gdy zobaczysz krew boli bardziej. Dlaczego zawsze boli bardziej, gdy zobaczysz krew?
Wstał i zasunął luźną odzież. Tam były plamy na jego nogach na spodniach, których nie mógłby naprawić dziecięce chusteczki ani t-shirt. Nie miałam żadnego ubrania dla Nathaniela. – Tak – powiedział, gdy umieścił się bezpiecznie w środku, wciąż twardy, wciąż gruby, wciąż gotowy. – Dlaczego jesteś zła? - Nie doszedłeś – powiedziałam i zaczęłam usuwać pończochy. To dało mi coś, czego mogłam użyć, zamiast spotkać jego spojrzenie. - Jesteś zła, bo nie doszedłem? - Jestem zła, bo jeśli dojdziesz, my przekroczymy barierę, a teraz nie. - I? – zapytał. Westchnęłam. – I jeżeli ją przekroczymy, to będzie prościej przekroczyć ją znów. Ale robienie tego w ten sposób, czyni to… - Ważnym – powiedział. Przytaknęłam. - Tak. Okrążył biurko i uklęknął u moich stóp. – Chcę by to było dla Ciebie ważne, Anito. Nie chcę być kimś, kogo bierzesz, bo musisz kogoś wziąć, kogokolwiek. Chcę byś chciała mnie. - Powiedziałeś to wcześniej. Dotknął moich dłonie, tam gdzie trzymałam nowe pończochy i poruszył delikatnie nimi i położył je na biurku. Wziął obie moje dłonie w swoje i miał taki poważny wygląd, że się przestraszyłam. Przestraszyłam tego, co powie. – Kochałaś mnie dziś. Kochałaś mnie bez seksu. Nikt mnie nigdy nie kochał, nawet nie pragnął bez wcześniejszego pieprzenia. Nikt od czasu gdy moja mama umarła i Nicholas. – Pochylił głowę na sekundę i zacisnął dłonie. Widziałam te wspomnienia i ni chciałam o tym myśleć. Tak straszne, a on był taki mały. Chciałam go chronić od takich rzeczy. Chciałam utrzymać go bezpiecznym. Uśmiechnął się do mnie. – Gabriel i Raina nauczyli mnie, że mogę coś znaczyć, że cała moja wartość jest w moim ciele, w sposobie jaki wyglądam, jak dobrze się pieprze. - Ścisnął moje ręce ciaśniej. – Ty mnie nauczyłaś, że mogę znaczyć coś więcej niż tylko pieprzenie. Ty mnie nauczyłaś, że znaczę coś więcej niż bycie używanym. Starałam się coś powiedzieć, ale położył swoje opuszki palców naprzeciw moich ust – Wiem, co zamierzasz powiedzieć. Myślisz, że używasz mnie z ardeur, bo jestem twoim pomne de sang. Nie wiesz, co to znaczy używać kogoś Anito. Po prostu nie wiesz. – To było to spojrzenie w jego oczach, które czyniło go dużo starszym, niż był. To spojrzenie zamordowanych nadziei i więcej bólu niż ktokolwiek w jego wieku, by przeżył. Pocałowałam jego palce, które odpoczywały naprzeciw mojej twarzy. – Któregoś dnia, chciałabym dla ciebie, by twoje oczy nie stawały się takie. Chciałabym by było w twoim życiu wystarczająco dobra, by to zbalansować. Uśmiechnął się i było tyle czułości w jego oczach, że wzięło to spojrzenie daleko. – Widzisz Anito, myślisz, że jesteś twarda i że używasz ludzi, ale nie jesteś i tego nie robisz. Odsunęłam się trochę – Potrafię być twarda, jeśli trzeba. - Ale nie dla mnie, nie dla Micaha. Nie dla nikogo, kto pozwoli być dla siebie miłym. Jeśli jest gówniany, to odpowiadasz mu tym samym gównem, ale najpierw dajesz mu szansę. Potrząsnęłam głową – Nie jestem taką dobrą osobą Nathanielu. Uśmiechnął się i dotknął mojej twarzy tam, gdzie Barbara Brown mnie podrapała. Skrzywiłam się – Tak, jesteś i nie lubisz się do tego przyznawać.
- Lepiej się ubierz, zanim ktoś wezwie gliny. - Bert nie wezwie policji, on zbytnio się boi złej pracy. - Znam wielu ludzi, takich jak Bert. On nie jest taki zły, jak inni, ale ma taki sam… sposób myślenia. Chce, by osoby, które przynoszą pieniądze, skupiły się na robieniu pieniędzy bardziej, niż on chce by była bezpieczna czy szczęśliwa. – Spojrzałam w tę straszną młodzieńczą twarz i nie odpowiedziało mi młode spojrzenie. Tak bardzo jak widziałam życie, Nathaniel widział rzeczy, który by mnie złamały. Albo zepchnęły do piekła. Wzięłam jego twarz w moje dłonie i powiedziałam. – Co mam z tobą zrobić? - Chcę byś się ze mną kochała. – Jego głos był delikatny, ale oh, tak poważny. Próbowałam zrobić z tego żart. – Mam nadzieję, że nie teraz. Dał mi łagodny uśmiech, który powiedział mi, że cokolwiek mi powie, to nie pozwoli mi z tym odejść. – Nie, nie teraz, ale wkrótce. Odsunęłam się od niego i prawie się bałam, bałam się tego, że pistolety mi nie pomogą. - Dlaczego robisz to takim trudnym? - Miłość powinna być trudna Anito, bo jaką miałaby wartość? Nauczyłaś mnie podczas tych wszystkich miesięcy w twoim łóżku, z twoim ciałem naprzeciw mojego bez uwolnienia. Nauczyłaś mnie jak trudna może być miłość. - Przepraszam – powiedziałam. – Nie rozumiałam do wczoraj. Oprał się n kolanach wystarczająco blisko, by pocałować moje usta. – Nie przepraszaj, kochaj się ze mną. Mój głos był roztrzęsiony, gdy powiedziałam. – Nie teraz. - Nie – i wziął oddech naprzeciw moich ust. – Ale wkrótce. Pocałował mnie, cnotliwy dotyk, wtedy wstał i dał mi trochę pomieszczenia. Patrzyłam za nim, gdy ruszał do drzwi. – Powiem im, że wszystko z nami dobrze. Przytaknęłam, bo nie ufałam swojemu głosowi. Dał mi przestrzeń fizyczne, ale nie emocjonalne, nie dał mi pomieszczenia całkowicie. Czekałam, aż ta panika zastygnie, ale to się nie stało. Te wspomnienia, które przyszły do mnie z niego, do środka mojego ciała i myślałam o tym, jak mogłoby być z nim w środku mnie. 31. Byłam wystarczająco głośno i to trwało wystarczająco długo, by część mnie chciała, by były tylne drzwi w biurze. Ale nie było, więc nie mogłam się wykraść, nieważne jak bardzo chciałam. Swoją drogą, jeśli Bert kiedykolwiek tego podejrzewał, że byłam naprzykrzająca się, on tego użyje przeciwko mnie. To jedna z dźwigni, która pomoże Bertowi mnie wyprzedzić w grze ,która trwa od lat. Jedyne lekarstwo na to pewna siebie twarz. Westchnęłam. Przebiegłam palcami przez włosy i to wszystko, co mogłam zrobić, gdy były tak kręcone jak moje. Czesanie czyni je napuszonymi. Sprawdziłam mój makijaż w małym lusterku, które zaczęłam trzymać w biurku. Problem z ubieraniem się bardziej jak dziewczyna, był taki że zmuszało to do zwracania na siebie uwagi. Kiedy nałożysz szminkę, musisz okresowo się upewniać, czy nie rozsmarowałaś jej jak klaun. Lubiłam jak pomadka na mnie wyglądała, ale nie lubiłam myślenia o niej.
Cień do powiem przetrwał całkiem nieźle, ale szminka rozsmarowała się na całej mojej twarzy. Znów, byłam wdzięczna, że wykładzina była ciemna. Czerwona szminka na jasnej wykładzinie wyglądałaby dziwacznie. Na głębokim brązie nie mogłeś jej zobaczyć. Użyłam trochę mleczka do demakijażu, które zwykle było używane do oczyszczania oczu, ale ja znalazłam działające na szminkę. Użyłam wilgotnej chusteczki, by zmyć wszystko i znów nałożyć szminkę. Widzicie, tyle problemu. Byłam po prostu szczęśliwa, że nigdy nie nosiłam podkładu. To byłaby sukowate zmywać to z wykładziny. Gdy moje usta były tak czerwone, jak wtedy gdy zaczynałam, odepchnęłam wszystko od tego biurka, obsunęłam moją spódnicę, wzięłam głęboki wdech i wyszłam zza drzwi. Z tym wszystkim co się stało w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin, spotkanie Berta wymagało więcej odwagi niż zwykle. Nie pieprzyłaś się w pracy. Po prostu nie. To déclassé, co najmniej. Cholera. Gdy zatrzymałam się w przestrzeni recepcyjnej, byłam zaskoczona. Nikt nie wychodził założenia, że uprawialiśmy seks. Krzyki były wystarczająco agresywne, że wszyscy wychodzili z założenia, że tam była krwawa batalia, czy jakaś bliska temu rzecz. W rzeczywistości, oboje, Nathaniel i ja, upuściliśmy trochę krwi, nim zaczęliśmy pomagać. Mary siedziała na jej własnym biurowym fotelu. Rozwijała bandaże, gdy Nathaniel czyścił rany na swoich rękach. To były głębokie, krwawiące znaki. Kiedyś, powiedziałabym, jakby to lampart go rozdarł, ale wiedziałam, co potrafią prawdziwe lamparty i widziałam lepiej. Byłam zdziwiona rodzajem szkód, które zrobiłam. Podeszłam blisko niego. – Przepraszam – powiedziałam. - Nie jestem zły. Tak blisko jak mogłam, będąc na przeciwko jego kostek palców na obu rękach były poranione. Zmarszczyłam się – Nie zrobiłam tego twoim kostkom w palcach. - Wykładzina się zapaliła. Spojrzałam na krwiste zadrapania i zrobiłam minę .– Oh – powiedziałam. - To nie ma znaczenia – powiedział. Mary spojrzała na mnie – Kobieta i mężczyzna są z Bertem. Nie wyjdą bez sprawy ich syna. - Wyglądała na wkurzoną. – Nie mogę uwierzyć, że oni tak cię wykorzystali. Polizałam kącik ust, tam gdzie Steve Brown mnie uderzył i zdałam sobie sprawę, że to było uleczone. Nałożyłam pomadkę i nie byłam zraniona. Cholera i łał. Bardzo pozytywny skutek uboczny. Miło, że są jakiekolwiek pozytywy. Dotknęłam mojego policzka, tam gdzie Barbara Brown mnie zadrapała i wciąż bolał. Nie widziałam się w lustrze, ale prawdopodobnie wyglądało to gorzej niż godzinę temu. – Pomogę ci to oczyścić, gdy skończę z twoim przyjacielem. – Powiedziała Mary bez śladu sarkazmu. Przyjaciel bez żadnego podwójnego znaczenia. To nie była tylko jej umiejętność, która trzymała ją tutaj, jako dzienna sekretarka. Miała prawdziwy dar mówienia o rzeczach kroczenie. Trzymała na ręce Nathaniela gazę, podczas gdy wklepywała to. Nie założyła plastikowych rękawiczek. Nie pamiętam, czy mówiłam jej, kim jest Nathaniel. W ludzkiej postaci, nie zarażał, ale byłoby dobrze, gdyby wiedziała. Wtedy Nathaniel odczytał mój umysł i powiedział. – Próbowałam, by pozwoliła mi samodzielnie się oczyścić. Spojrzała do tyłu. – Powiedział mi – wyglądała, jakby szukała słowa – powiedział mi, a ja odpowiedziałam, że nie mogę złapać likantropii od ludzkiej postaci.
Nathaniel spojrzał na mnie tymi dużymi oczami. Wygląd powiedział, a ja próbowałam. – Masz rację Mary, od postaci ludzkiej, nie można się zarazić. Uśmiechnęła się do Nathaniela w sposób matczyny. – Widzisz? - Większość ludzi nie chciałaby mieć szansy. – powiedział łagodnie. Mary skończyła bandażować jego rękę i poklepała jego ramię. – Większość ludzi jest po prostu głupia. Uśmiechnął się do niej, ale oczy pozostały zranione. Większość ludzi była po prostu głupia. Nawet nie miała pojęcia. Zgadywałam, że ja nie, nie naprawdę. Zaczęłam zdawać sobie sprawę z reakcji ludzi, którzy myśleli, że jestem zmiennokształtnym. Nie żyłam z tym latami jak Nathaniel. Mary odwróciła się do mnie, dotykając delikatnie mojego policzka. Potrząsnęła głową. – Chciałam zadzwonić po policję na nich. To wystarczające, by wnieść oficjalne oskarżenie. – Zaczęła przemywać skaleczenia. Musiało być trochę alkoholu na tej rzeczy, bo to śmierdziało. Wzięłam głęboki wdech, więc nie skrzywiłam się. - Nie chcę wnosić oskarżenia. - Czujesz się winna? – Zapytała. - Tak. - Jesteś lepszą kobietą ode mnie Anito. Uśmiechnęłam się, a policzek lekko pociągnął. – Byłam gorzej zraniona od tego Mary. - Nigdy przez klienta. – powiedziała. Dałam temu spokój. Były historie, jakich Mary nie chciała poznać i wolelibyśmy trzymać się z daleka od wiezienia. Zmarszczyła się do mnie. – Jeśli nie wiesz lepiej, znaczy że się uzdrawia. - Jest wystarczająco czyste Mary, dzięki. Poszłam dookoła biurka i bandaży. Potrzebowałam gazy większej niż na ręce Nathaniela. Oczywiście moje zadrapania moje skaleczenia byłyby uleczone, a jego ręce nie. Uszkodzenia wyglądały jakby leczyły się jak u innego zmiennokształtnego czy wampira. Zdaliśmy sobie sprawę z tego dopiero potem. Mary mnie odwróciła rękoma na ramionach. – Musisz trzymać gazę na miejscu i tylko tutaj ją trzymać, tak jak twój przyjaciel. – Spojrzenie w jej oczy powiedziało mi zwyczajnie, że także byłam głupia. Pozwoliłam jej trzymać na miejscu naprzeciw mojej lewej strony twarzy niedaleko mojego oka. Barbara Brown zrobiła to wcześniej, mogę się o to założyć. Kobieta, która czasem próbuje podrapać, podczas rzadkich walk w większości nie jest w tym dobra. Barbara miała dobrą praktykę. Mary spojrzała na mnie poranioną paznokciami. – Czy to boli tak bardzo, jak wygląda? Nigdy nie wiedziałam, jak odpowiedzieć na pytania takie jak to – Do cholery, tak, czy jak mogłam wiedzieć? – To boli – powiedziałam. Podała mi mała butelkę alkoholu. – Weź to i mydło do twoich rąk w łazience dopóki nie przestanie krwawić. Spojrzałam na nią. – Do cholery, nie. Dała mi rodzicielskie spojrzenie, – Jesteś zraniona wszystkimi palcami obu rąk. Chcesz się zakazić?
Pomyślałam o powiedzeniu jej, że nie mogę złapać infekcji, ale nie wiedziałam tego na pewno. Nie byłam prawdziwym zmiennokształtnym i zdobyłam ich zdolności do leczenia się. Byłabym suką, gdybym zignorowała radę Mary i wtedy straciła palce od gangreny, czy czegokolwiek. Ale cholera, to będzie bolało. Drzwi do gabinetu Berta otwarły się, nim poszłam do łazienki. Jego twarz była bardzo uroczysta, ale tam było coś w jego oczach, jakieś migotanie, któremu nie ufałam. Nie zaskakujący śmiech, ale coś blisko. – Anito, czy chcesz wnieść oskarżenie przeciwko Brownom? – Rzekł z bezpośrednią twarzą i poważnym głosem. Wydawał świetny biznes, starając się wykorzystać mnie w każdy sposób, gówno od klientów i nigdy wcześnie nie sugerował, byśmy wnieśli oskarżenie. Oglądałam jego twarz, starając się wyczytać, co zamierzał. - Nie, nie sądzę, by to było konieczne. Steve Brown pojawił się w drzwiach pierwszy z ramieniem dookoła żony. – Naprawdę nam przykro panno Blake. Naprawdę, nie wiem, co w nas wstąpiło. To było… niewybaczalne. - Dziękuję za niewniesienie oskarżenia panno Blake – powiedziała Barbara Brown. Ona płakała i ostatki makijażu spłynęły. Wyglądała starzej niż w moim biurze i to nie była tylko kwestia makijażu. To co się stało wyssało z niej trochę więcej życia. – My tylko potrzebujemy sprawy naszego syna i wtedy odejdziemy – rzekła. On też wyglądał strasznie. Nie tak, że oboje nie powinni wyglądać strasznie, ale coś odeszło. Nie wiedziałam, co, ale to nie było dobre. Coś ponad jedynie smutek czy zmartwienie czy strach przed glinami. - Mary odpowiedzi cię do innego gabinetu po twoje rzeczy – powiedział Bert. Mary nie mogła trzymać swojej opinii z daleka od twarzy, ale zaprowadziła ich do mojego biura. Gdy byli poza zasięgiem słuchu nadepnęłam na Berta i powiedziałam cicho – Co robisz? - Posłał mi spojrzenie niewinnych oczu, co znaczyło, że kłamał. – Co robisz Ber? Wiesz, że się dowiem, więc po prostu mi powiedz. Wciąż utrzymywał niewinną, pustą twarz z tą fałszywą szczerością, która wciąż była na miejscu, gdy Brownowie wyszli. Miałam myśl. Ale ta gra była taka powolna, że nie sądziłam, że Bert mógłby spróbować. – Udawałeś, że dzwonisz na policję, prawda? Posłał mi spojrzenie – Kto? Ja?- które świadczyło, że miałam rację. - Wziąłeś ten czek. Czek na dom. - Anito, nawet ja bym tego nie zrobił. - Tak, zrobiłbyś, gdybyś myślał, że możesz z tym uciec. W jego oczach stopniał ten poziom nieuczciwości. – Oni wrócili, tylko się uśmiechnęli i zgodzili ze mną. - Bety albo mi powiesz, co zrobiłeś, albo zdmuchnę cię do piekła. Złapał mnie za ramię, czego nigdy nie robił i uśmiechnął się nad moją głową – Panna Blake potrzebuje więcej perswazji, by zgodzić się nasz układ. - Oh, proszę, panno Blake, proszę, nie wnoś oskarżenia. Nie chcę by w gazetach było, że jestem szalona. Nasza córka widziała wystarczająco złej prasy o nas. Odwróciłam się i chciałam coś powiedzieć, ale Bert był w swoim gabinecie i zamknął drzwi. Na nieszczęście byłam gotowa na walkę i nie miał szans na to bym mnie trochę sponiewierał. Stał obok drzwi, z plecami naprzeciwko nich, jakby bał się, że ucieknę. – Anito, to jest w porządku.
- Co jest w porządku? – mój głos był gotowy do bycia gorętszym i do bycia wkurzonym. – Możemy wnieść na nich oskarżenia. - Ale tego nie zrobimy – powiedziałam. - Ale moglibyśmy. - Bert, albo powiesz mi prawdę, albo odejdź od drzwi. - Bonus Anito za bicie cię. Co jest w tym złego? - Jak dużo? – powiedziałam. Wyglądał jakby czuł się niekomfortowo. – Jak… dużo? - Dużo. – powiedział i wtedy powiedział prędko. – Jego udziały w jego firmie budowlanej. Pozwoliłem sobie na to. Potrząsnęłam głową – Bert, ty łajdaku. - Żona zaoferowała mi czek na dom, gdy zacząłem mówić o wniesieniu oskarżenia. Nie wziąłem go. Więc nie jestem aż takim łajdakiem jak sądzisz. - Nie możesz wziąć pieniędzy za niewnoszenie oskarżenia. To nielegalne. - Nie powiedziałam dokładnie, że te pieniądze są za to. Napomknąłem o tym, ale wiesz, że powiedziałam coś szczególnego. Daj mi mały kredyt. Wpatrzyłam się w niego. – Dostaniesz ode mnie taki kredyt, na jaki zasługujesz Bert. Gdy się uspokoją powiesz im, że gliny, które zrobiłeś, powiesz im za co są te pieniądze. Ratainer (?)– powiedział. - Nie mogę wskrzesić ich syna, Bert, czy jego dziewczyny. - Czy rozmawiałaś przynajmniej z detektywem w tej sprawie? - Więc możesz zatrzymać te pieniądze? - Myślałam bardziej, czy zaoferowałaś ekspertyzę policji. - Nie jestem specjalistką w morderstwach Bert, chyba że zaangażowane są potwory. - Nie sądzisz, że seryjny morderca liczy się jako potwór? – zapytał. - O czym ty mówisz? - Ich syn i jego randka byli pierwsi, ale nie ostatni. On zabił parę po nowym roku. - Jesteś pewny, że to ta sama osoba? – zapytałam. Wzruszył ramionami. – Musisz pogadać z policją w tej sprawie i musisz obiecać rodzicom, że nie zakończą sprawy, dopóki ty sprawujesz nad nią jurysdykcję. – Prawie się uśmiechnął. - Zawrzemy umowę szefie. Pogadam z glinami w tej sprawie. Jeśli wiedzą, kto ale nie mają dowód wtedy nic nie zrobię, ale jeśli są zagubieni, to mam pewien pomysł. Uśmiechnął się pełnymi ustami. – Wiem, że możesz.
- Ale jeśli mój pomysł zatankuje, ale jeśli mój pomysł nic nie da, to napiszemy im imienny czek na grand. - Anito, po prostu oddam im pieniądze. Potrząsnęłam głową. – Nie, twój personalny czek z udziałami. - Nie zrobisz mi tego – powiedział. - Ale mogę wybrać zlanie twojej dupy właśnie teraz. Nie znasz nic z tego gówna o podnoszeniu zmarłych czy też wampirach i zbrodniach. Jesteś facetem od pieniędzy. Ale nie jesteś jedynym facetem od pieniędzy na tym świecie, czy tak? - Anita… naprawdę masz to na myśli – powiedział i brzmiał na zaskoczonego. - Chcesz po prostu oszukać tych ludzi na dziesięć tysięcy dolarów Bert. To sprawia, że zaczynam się zastanawiać, czy chcę to z tobą robić. - To sprawia, że zaczynam się zastanawiać, czy potrzebujesz wglądu do ksiąg rachunkowych. - On zaczął być zły, pojawiło się to w jego oczach i zaciśniętej linii ust. - To jest poza wszystkim. Nigdy nikogo nie oszukałem w tej firmie. - Może, ale jeśli facet oszuka w jednym, oszuka i w kolejnych. - Nie mogę uwierzyć, że oskarżysz mnie o to. - Nie mogę uwierzyć, że nigdy nie zastanowiłam się nad tym wcześniej. – powiedziała Jego twarz ściemniałam z wysiłku, by nie eksplodować. Widziałam jak ciśnienie krwi mu wzrasta. Kontrola i będziesz potępiony. - Zawrzemy umowę Bert. Ustalimy, że oddamy im czek, zamiast personalnego udziału dla ciebie, ale zatrzymasz to gówno. Zarobiliśmy wystarczająco pieniędzy Bert, nie potrzebujesz oszukiwać ludzi. - Zaoferowali te pieniądze. Nie prosiłam o nie. - Nie, ale założę się, że sprawiłeś, że o tym myśleli. Nic nie powiedziałeś oczywistego, jak wspominałeś, ale włożyłeś im tę myśl, jakoś sprawiłeś, że o tym pomyśleli. Otworzył usta, zamknął, odsunął się od drzwi. – Może tak zrobiłem, ale Anito, zrobili to bardzo prosto. - Nie mogłeś się powstrzymać, prawda? Wypuścił oddech i objął się długim ramieniem. - Straciłem trochę głowę. Potrząsnęłam głową i prawie się roześmiałam. – Nigdy więcej nie trać głowy, dobrze Bert? - Spróbuję, ale nie mogę obiecać. Nie wierzysz mi. Zaśmiałam się. – Nie mogę się z tym nie zgodzić. - Chcesz teraz porwać mój czek?
Szukałam na jego twarzy objawów bólu, ponieważ rozstanie z pieniędzmi zazwyczaj go sporo kosztowało, ale widziałam tylko rezygnację spowodowaną nieuniknionym, jakby to że otrzyma te pieniądze, uważał za sprawę przegraną. – Jeszcze nie. - Spojrzał, a nadzieja pokazała się w jego oczach. – Nie ekscytuj się tak. To jest delikatna nadzieja, ale jeśli uda mi się doprowadzić policję do czegoś, to zarobimy trochę pieniędzy. - Czy chcę wiedzieć, jaki masz plan? – Pytał, czy to było nielegalne i chciał, jakby co zaprzeczyć, że nic nie wiedział. Bert wiedział, że chodziłam po linach oddzielających mnie od więzienia, ale dokonywałam zniszczenia. Wiedziałam, że to była jedna z twarzy oszusta i kanciarza, ale wiedział i podejrzewał, że jestem bezwzględnym mordercą. Byli szefowie, których to nie obchodziło, że prawie wiedzą. Staliśmy tam, patrząc sobie w oczy i mieliśmy pełne porozumienie. – Mam zamiar sprawdzić, czy policja może udostępnić trochę ubrań chłopca, by Evans na nie spojrzał. - Dotyk jasnowidza, który próbował uciąć swoje ręce? – zrobił minę gdy to powiedział. – Ale czy gazety nie mówiły, że chciał odciąć sobie ręce, by nie widzieć morderstw i przemocy, gdy czegoś dotykał? - Wyszedł ze szpitala. – skinęłam głową. - Nigdy nie pomyślałbym, że to powiem, ale zostaw tego biedaka, oddamy pieniądze. Zmrużyłam oczy. Czy on jest miły, by mnie oszukać? Co miał na myśli? Głośno powiedziałam – Evans czuje się najlepiej od lat. On ponownie bierze aktywnych klientów. Bert spojrzał na mnie i to nie był całkowicie przyjazny wygląd. – Ten człowiek próbował się zabić, by nie widzieć takich rzeczy, a ty chcesz mu dać rzeczy seryjnego mordercy, który pociął parę nastolatków. Anito, to jest oziębłe, naprawdę oziębłe. - Evans znów jest w obrocie. Ja nie. Ożenił się i jest bardziej zrelaksowany niż kiedykolwiek wcześniej. - Miłość może być wielka, ale nie leczy wszystkiego. - Nie – powiedziałam. – Nie leczy. Nie widziałam potrzeby wyjaśniać Bertowi, że nowa żona jest praktycznie zerowa. Ona usuwa zdolności psychiczne na jard od niej. Evans naprawdę był przy niej spokojniejszy. Ona naprawdę go uratowała. -Ten człowiek tam, to twój chłopak. - Pokiwałam głową – Po prostu chłopak? - Czym jeszcze mógłby być? – I to była moja kolej, by pokazać niewinną twarz. Potrząsnął głową. – Po prostu odgłosy z biura były cholernym show nawet bez wrażeń wizualnych. Nie zarumieniłam się, bo trzymałam kontrolę nad moją twarzą i oczami. – Naprawdę chcesz wiedzieć, czy będziesz zaprzeczał? Stał tam przez chwilę i potrząsnął głową. - Nie chcę wiedzieć. - Nie – powiedziałam. – Nie chcesz. - A powiedziałabyś mi prawdę, gdybym chciał? – zapytał. Skinęłam głową. – Dlaczego, dlaczego byś mi powiedziała? - By zobaczyć twoją twarz – odrzekłam miękkim i nie całkiem przyjemnym głosem. Przełknął ślinę i spojrzał bledszy niż jego nieopalona twarz przed chwilą. – Jak złe by to było?
Wzruszyłam ramionami. – Proście, a będzie wam odpowiedziane. Potrząsnął głową. - Nie – powiedział. – Nie. - Więc nie zadawaj pytań, na które nie chcesz znać odpowiedzi. - Nie pytaj, nie mów – powiedział. Znów skinęłam. – W rzeczy samej. Posłał mi uśmiech wiem-coś-po-czym-nie-będziesz-się-uśmiechał. – Ale my zachowamy 10 tysięcy. - Na razie. Jeśli Evans się zgodzi spojrzeć na dowody, musimy mieć zwitek banktowów. - Jest drogi? - Ryzykuje, że straci zdrowie psychiczne, gdy dotknie kolejnej wskazówki. Trzeba za to zapłacić, nie? Światło pojawiło się w oczach Berta. – Czy on ma swojego agenta? - Bert. – powiedziałam. - Tylko pytam, tylko pytam. Potrząsnęłam głową i dałam sobie spokój. Bert miał prawdziwy dar do zarabiania pieniędzy na magicznych talentach, które inni uważali za przekleństwo. Czy to byłoby złe, gdyby pomógł zarobić Evansowi więcej pieniędzy? Nie, ale nie wiem, czy Bert rozumie, że Evans jest jednym z najsilniejszych jasnowidzów dotykowych na świecie. Że wystarczy otarcie się, a on powie o tobie więcej niż ktokolwiek kiedykolwiek się dowie. Bert prawdopodobnie zaoferuje uścisk dłoni i układ będzie skończony. Mam tylko podejrzenie, kim Bert jest. Jeden dotyk Evansa i wiedziałby na pewno. Jeśli Evans nie zacząłby krzyczeć, byłoby dla mnie to pocieszające. Po pierwsze nigdy nie potrząsnęłam jego ręką. Po drugie raz, przypadkowo się o mnie otarł i nie spodobało mu się to, co zobaczył. Kim jestem, by rzucać w Berta kamieniem, gdy wiedziałam, że może wyjść bez szwanku spod radaru Evansa, zaś ja będę w krwawych płomieniach?
Tłumaczenie Strzałka14 Rozdział 32 Reszta popołudniowych spotkań była cholernie nudna w porównaniu do Brownów. Dzięki Bogu. Nathaniel siedział cicho w kącie mojego biura w trakcie wszystkich, tak na wszelki wypadek. Bert nie miał nic przeciwko temu. Miałam dwa spotkania z prawnikami by omówić testamenty i inne poufne materiały. Sprzeciwili się na obecność Nathaniela, ale powiedziałam im że rozmowy ze mną nie są poufne, więc nie powinni się o to martwić. Według prawa, miałam rację, a prawnicy nienawidzą kiedy nieprawnicy mają rację. Albo po prostu ci z którymi miałam do czynienia byli przez to w złym humorze. Tak więc chcieli wiedzieć kim on jest i dlaczego musi siedzieć w środku podczas ich spotkań. Pierwszego zapytałam wprost czy chce tego spotkania, czy nie i odpuścił. Drugi nie chciał odpuścić. Moje palce bolały mnie tam gdzie miałam naderwane paznokcie. Twarz bolała pomimo uzdrawiania. Moja duma została zraniona
przez seks w biurze. Byłam nieszczęśliwa, dlatego powiedziałam prawdę “On jest tutaj na wypadek gdybym potrzebowała seksu” Uśmiechnęłam się gdy to mówiłam, wiedząc że uśmiech nie sięga moich oczu, ale nie obchodziło mnie to. Nathaniel roześmiał się ale zrobił co w jego mocy by obrócić to w kaszel. Prawnicy oczywiście mi nie uwierzyli. “To było w pełni uzasadnione pytanie Panno Blake. Mam wszelkie prawo aby chronić interesy mojego klienta. Nie musi nas Pani obrażać tymi niedorzecznymi kłamstwami” Więc przestałam ich obrażać tymi kłamstwami i przeszliśmy do interesów. Każdy klient, czy klienci mieli pytania na temat Nathaniela. Mówiłam im wszystko, poczynając od pomocy domowej, przez kochanka, gońca na osobistym asystencie kończąc. Nikomu nie spodobała się żadna z moich odpowiedzi. Przestałam się przejmować na długo przed zakończeniem spotkań. Właściwie znowu zaczęłam im mówić prawdę. Dwie kolejne grupy, którym to powiedziałam poczuły się obrażone. Obraźliwe kłamstwa, tak to nazwali. Spróbuj powiedzieć prawdę a nikt ci nie uwierzy. Wszystko o czym chciałam rozmawiać tego popołudnia to moja wewnętrzna bestia. Miałam lykantropa na miejscu i nawet 5 minut spokoju żeby chociaż rozpocząć rozmowę. Miałam tak wiele pytań, i ani trochę czasu aby je zadać. Może dlatego właśnie byłam taka zrzędliwa dla klientów, albo może po prostu jestem zrzędliwa. Czasami nawet tego nie byłam pewna. Do czasu gdy wsiedliśmy od jeepa, była siódma. Bert przerzucił moje spotkanie na cmentarzu o 7:30 na Mannego bez zadawania mi żadnych pytań. Nawet przeprosił mnie za przyjęcie zbyt wielu spotkań. Zawsze zawalał mnie spotkaniami, ale nigdy wcześniej nie przepraszał za to. Myślę że uświadomienie mu że mogę zagłosować za wykopaniem jego tyłka z firmy uczyniło go lepszym chłopcem. Albo może po prostu uświadomił sobie, że każdy z nas może zagłosować za wykopaniem go. Jeśli Bert miał jakąkolwiek słabość w biznesie to było nią założenie, że ci z nas, którzy nie mają dyplomu ze szkoły biznesowej, nie rozumieją biznesu. Odrobina strachu nie zawsze jest złą rzeczą. W rzeczywistości, może być wręcz terapeutyczne dla niektórych osób. Nie spodziewałam się milszej wersji Berta na zawsze, ale cieszyłam się kiedy ją miałam. Skierowałam się na Olive - w kierunku miasta. Miałam akurat wystarczająco czasu, aby podrzucić Nathaniela do Grzesznych Rozkoszy i być tylko 15 minut spóźniona na swoje pierwsze tego wieczoru spotkanie poza biurem. “ Gdzie jedziesz?” Nathaniel zapytał. “ Grzeszne Rozkosze” odparłam “ Musisz zjeść najpierw”
Spojrzałam na niego kiedy zwalniałam przed światłami “ Nie mam czasu żeby jeść” “Wiesz że kiedy nie zaspokoisz jednego głodu, ten drugi stanie się gorszy?” Jego głos był bardzo uprzejmy, kiedy zadawał to pytanie, ale zaczęłam nie ufać temu szczególnie łagodnemu tonowi. To zazwyczaj znaczyło, że miał rację. I jeśli tylko zaakceptowałabym to, zauważyłabym również, że ma rację. To zwykle oznacza przegraną kłótnię, zanim w ogóle ją zacznę. Ale ja nigdy nie uznaje przegranej, jako powód, aby nie podjąć się walki. “Taa, Wiem. Jeśli będę się wzbraniać przed ardeur bestia zechce więcej mięsa, albo wampir będzie chciał więcej krwi. Wiem to wszystko” “ Więc co się stanie, jeśli nie nakarmisz swojego ludzkiego żołądka?, będziesz głodna, prawda?” Światło się zmieniło i powoli ruszyłam. Sobotnio nocne korki na Olive zawsze były zabawne. “Taa” Szukałam podstępu, ale nie widziałam żadnego. “Więc jeśli twoje ciało czuje głód normalnego jedzenia, czy to nie spowoduje pogorszenia wszystkich innych głodów?” Prawie uderzyłam w samochód przed nami, ponieważ zagapiłam się na niego. Musiałam uderzyć po hamulcach i znieść spory odzew klaksonów i jestem pewna, że gdyby nie fakt że było ciemno zobaczyłabym też trochę gestów ręką “Co powiedziałeś?” “Słyszałaś mnie Anita” Westchnęłam i zaczęłam zwracać większą uwagę na ruch uliczny. Ale w środku kopałam sama siebie, ponieważ to było takie proste. Tak straszliwie proste “Nie jadam regularnie, kiedy pracuję i to zazwyczaj oznacza, że biegnę do domu z ardeur przychodzącym do mnie każdej nocy” “Czasami dwa razy na noc” powiedział “Jak dużo jesz w te noce? Mam na myśli prawdziwe jedzenie” Starałam się pomyśleć i w końcu musiałam powiedzieć “Czasami nic” “To byłoby interesujące, jeśli prowadziłabyś jedzeniowy dziennik żeby zobaczyć czy istnieje korelacja pomiędzy głodzeniem twojego ludzkiego ciała i wzrostem pozostałych głodów” “Mówisz tak jakbyś już o tym wiedział” powiedziałam “Nie zauważyłaś że lykantropy gotują i jedzą?” Wzruszyłam ramionami “Nie wiem” Pomyślałam o tym. Richard gotował, i zawsze albo zabierał mnie na kolację albo chciał dla mnie gotować. Micah gotował, chociaż Nathaniel przygotowywał większość. Zazwyczaj mieliśmy dom pełen wpadających lampartów, przynajmniej na jeden posiłek dziennie “Chcesz powiedzieć, że jest powód, dlaczego wszyscy mężczyźni lykantropy z którymi się spotykałam byli domowo utalentowani?” Skinął głową “ My potrzebujemy mieć smaczną, zbilansowaną dietę, bogatą w proteiny. To pomaga w panowaniu nad bestią.” Zagapiłam się na niego. W ciemności rozproszonej przez światła uliczne, był głównie w cieniu. Jego
lawendowy podkoszulek był najjaśniejszą rzeczą na nim “Dlaczego nikt o tym wcześniej nie wspomniał przy mnie?” “Traktowaliśmy cię, jakbyś była przede wszystkim człowiekiem, Anita. Ale po tym co dziś zobaczyłem...” Zdawało się, że szuka odpowiednich słów. W końcu powiedział “Jeśli nie wiedziałbym że jesteś człowiekiem i nie możesz wyślizgnąć się ze skóry, by być lampartem na prawdę, pomyślałbym że jesteś jedną z nas. Sposób w jaki czujesz, w jaki walczysz, sposób w jaki pachniesz , wszystko było jak u zmiennokształtnych. Nie uciekałaś jak człowiek. Skręć na parking tutaj” powiedział “Dlaczego?” spytałam “Ponieważ musimy porozmawiać” Nie spodobało mi się to, ale zjechałam do centrum handlowego, w którym na jednym końcu był Culpeppers (bar typu fast food). Zaparkowałam na pierwszym wolnym miejscu, jakie znalazłam, które było daleko od każdej restauracji. Większość sklepów była ciemna i zamknięta. Kiedy wyłączyłam silnik, świat zrobił się nagle bardzo cichy. Nadal słychać było warkot ruchu ulicznego na Olive, a w oddali muzykę z jednej restauracji, ale wewnątrz Jeepa było cicho. Ten rodzaj ciszy, która panuje wewnątrz samochodów po zmroku. Wraz z jednym przekręceniem kluczyka przestrzeń wewnątrz samochodu staje się prywatna, intymna. Odwróciłam się do niego, z konieczności znów szarpiąc się z pasami, ale nie czułam się komfortowo odpinając je, zanim nie byłam gotowa, by wysiąść z samochodu. “Dobra, mów” powiedziałam, a mój głos brzmiał prawie normalnie. Odwrócił się na swoim siedzeniu na tyle, na ile pasy mu pozwoliły. Spojrzał na mnie kładąc jedno kolano wyżej, by podeprzeć się o deskę rozdzielczą “Traktowaliśmy cię jakbyś była człowiekiem, a teraz zastanawiam się czy mieliśmy rację” “Masz na myśli, że zmierzam do przemiany ponieważ jestem w nowym triumwiracie?” Potrząsnął głową, jego długi warkocz zsunął mu się na kolana jak ciężki zwierzak „Być może to, co się wydarzyło spowodowało pogorszenie, ale myślę, że jedną z przyczyn, że nie jesteś w stanie zapanować nad ardeur jest to, że prawie wszystkie porady dostawałaś od wampira. On nie potrzebuje jeść, Anita. Dla Jean-Claude istnieje tylko głód krwi i ardeur, to wszystko. Lykantropy nie przestają być ludźmi. Nadal trzeba jeść jak człowiek, po prostu dochodzi głód bestii, ale nie przestajesz być głodny, po prostu głód się powiększa.” Zastanowiłam się nad tym „Czyli twierdzisz że dopóki nie walczę z podstawowym głodem w żołądku, to powoduje walkę z ardeur trudniejszą?” Pokiwał głową i jego włosy znowu prześlizgnęły mu się przez kolana, tak jakby splot przesuwał się bliżej mnie
„Tak” Pomyślałam o tym i to wyglądało całkiem logicznie. „Ok, powiedzmy że masz rację, to co mam robić? Nadal jestem spóźniona dzisiejszego wieczoru. Zazwyczaj jestem wszędzie spóźniona” „Dziś wieczorem podjedziemy do drive-up (fast food samochodowy). Ty weźmiesz coś co można łatwo zjeść prowadząc samochód, a ja wezmę sałatkę” Zmarszczyłam brwi “Sałatkę, dlaczego? Większość sałatek na wynos jest do kitu” „Zjadłem, zanim wyszedłem dziś wieczorem” „Więc będziesz w stanie lepiej kontrolować swoją bestię” powiedziałam “Tak” “Ale dlaczego sałatka? Myślałam że potrzebujesz protein” „Jeśli zamierzałabyś zdjąć wszystkie swoje ubrania przed nieznajomymi ludźmi, też wolałabyś wziąć sałatkę” Jeden burger na kilka godzin przed tym nie spowoduje wzrostu wagi” „Nie, ale może spowodować że spuchnę” „Myślałam że tylko dziewczyny to mają” „Nie” „Więc będziesz jadł sałatkę, żeby dobrze wyglądać dzisiejszej nocy” powiedziałam Pokiwał głową, a jego włosy prześlizgnęły się nad krawędzią nogi i przez drążek do zmiany biegów. Poczułam przeraźliwy impuls, by dotknąć tych ciężkich pasm włosów. Cichutki głosik w mojej głowie powiedział, Czemu nie? Po tym co robiliśmy dzisiejszego popołudnia, co znaczy małe dotknięcie włosów. Logiczne, ale logika nie miała zbyt wiele wspólnego z tym jak postępowałam wobec Nathaniela. Zacisnęłam swoje dłonie na kolanach, aby go nie dotknąć, i poczułam się głupio. Co ja do cholery wyprawiam? Sięgnęłam do tego ciężkiego warkocza i pogłaskałam go, jakby to było bardziej intymne dla niego niż w rzeczywistości. Włosy były delikatne i ciepłe. Pieściłam jego włosy mówiąc „Bestia nie jest rozdarta przez cokolwiek, prawda?” “Nie” powiedział a jego głos był jednocześnie głośny i miękki w tej cichej ciemności. Zaczęłam pociągać jego warkocz, delikatnie go unosząc wokół jego ciała gdzie ześlizgnęła się końcówka. „To nie jest po prostu głód ciała i krwi, z którym walczysz, prawda?” „Nie” odpowiedział Trzymałam końcówkę jego warkocza i rozdzielałam go w rękach” Myślałam że to głód jest bestią. To pragnienie polowania i pokarmu " Myślałam, że to wszystko czym jest” „A teraz?” zapytał Pogłaskałam czubkiem jego warkocza swoją dłoń i tylko to wywołało we mnie dreszcz. Mój głos drżał kiedy mówiłam „Richard zawsze mówił o swojej bestii, jakby to były wszystkie jego podłe skłonności, wiesz pożądanie, lenistwo, tradycyjne grzechy, ale grzeszenie zakłada znajomość dobra i zła. Tam nie było dobra czy zła, nie było nic z normalnego rozumowania. Naprawdę nie zdawałam sobie sprawy jak całe moje rozumowanie może opierać się na takich podstawowych rzeczach. Zawsze
myślę o tym jak jedne rzeczy wpływają na inne. Konsekwencje konkretnych poczynań” Uniosłam więcej jego warkocza w rękach, i to było jak trzymanie węża, delikatnego, grubego węża. Zebrałam jego włosy w swoich ramionach i pozwoliłam sobie przytulić je do siebie. Naciągnęłam pasy najbardziej jak to możliwe i chciałam być bliżej niego. Pasy zatrzymały się. Przytuliłam naręcze jego warkocza do piersi mówiąc „Przestałam myśleć o Brownach, żalu, o ich zmarłym synu. To nie było tak, że wybrałam zignorowanie tego. Nie byłam bezduszna, to po prostu nie przyszło mi do głowy. Oni mnie skrzywdzili, a ja się wściekłam, a gniew przełożył się bezpośrednio na jedzenie. Jeśli zabiłabym ich i zjadła, nie mogliby mnie więcej skrzywdzić, a ja byłam głodna.” Spotkałam jego oczy przy tych ostatnich słowach. Jakaś sztuczka odbicie światła sprawiło, że jego oczy lśniły przez chwilę, jak oczy kota w świetle latarki. Odwrócił głowę i wrażenie znikło, jego oczy zagubiły się znowu w cieniu. Odwrócenie głowy pociągnęło jego włosy i miałam sekundę, by zdecydować, czy chcę je puścić, czy zatrzymać. Zatrzymałam je i naprężyłam w dół linii włosów, naciągnęłam jakbym ciągnęła linę i wiedziała że była ciasno związana. Jego głos był lekko chropawy kiedy powiedział „ Zawsze jesteś głodny kiedy pierwszy raz zmieniasz kształt, zwłaszcza kiedy jesteś w tym nowy” “Jak powstrzymujesz się od rozrywania w tłumie panującym w klubie?” Zapytałam i mój głos również był lekko drżący. Odchylił się ode mnie i to pociągnęło jego włosy ostrzej, mocniej „Zamieniając głód na seks zamiast jedzenia. Nie zjadasz swojego partnera. Jeśli możesz to pieprzyć, to nie jest to jedzeniem” jego głos był niższy, nie do końca głęboki ale niższy. “Więc jak to zrobić żeby nikogo nie zjeść? Nie myślałam o seksie z Brownami” „Za pierwszym razem jesteś tylko głodem, po kilku pełniach zaczynasz myśleć, ale nie myślisz jak człowiek. Myślisz jak twoje zwierzę. Kilka następnych pełni potem i możesz wybrać czy chcesz myśleć jak człowiek w zwierzęcej formie” „Wybrać?” powiedziałam i zaczęłam ciągnąć go do siebie, używając jego warkocza jak liny, ale ten sznur był przymocowany do jego czaszki i nie szło to łatwo. On zaczął ciągnąć w drugą stronę i wiedziałam że to musi boleć chociaż trochę. Jego głos stał się niski i miękki “Niektórzy ludzie cieszą się czystym zwierzęciem. Tak jak powiedziałaś, żadnych konfliktów, żadnych wewnętrznych zmagań. Po prostu decydujesz czego chcesz i robisz to” „Rozepnij swój pas” powiedziałam Zrobił to, o co prosiłam. Pociągnęłam go do siebie owijając jego włosy wokół ręki, tak jak zwój liny albo świetlisty sznur. „Czy ktokolwiek wykorzystuje
zwierzę jako kozła ofiarnego, wiesz jako wytłumaczenie zbrodni. Wiele z tego, co utrzymuje niektórych ludzi dobrymi to ich sumienie. Bestia nie posiada tego.” Był wystarczająco blisko do pocałunku, jego twarz niżej niż moja, z powodu warkocza który trzymał ją lekko przechyloną na jedną stronę. „Zwierzę jest bardzo praktyczne” wyszeptał. „To dlatego tak wiele osób używa swojej zwierzęcej formy, kiedy popełniają zbrodnię. Nie mam na myśli przypadkowego zabijania, ponieważ nie mają kontroli, ale rozmyślne morderstwo” Pochyliłam się nad nim „Na przykład?” „Powiedzmy, że twój wujek zostawi ci fortunę, ale żebyś mogła ją przejąć potrzebne jest, by nie żył. Jeśli twoja bestia jest głodna, morderstwo twojego wujka nie będzie dla pieniędzy, ponieważ bestia nie rozumie tego pojęcia” Przechyliłam się wystarczająco blisko i prawie go pocałowałam „ A co bestia rozumie?” Kiedy mówił jego usta były prawie naprzeciw moich. „Ona będzie zabijać, tego kogo naprawdę się obawiasz, lub tego, kto cię skrzywdził, zwłaszcza fizycznie. Bestia rozumie bycie uderzonym, bycie zranionym.” Prawie zapytałam czy zapolował na człowieka który katował jego i jego brata, ale powstrzymałam się. Widziałam jego wspomnienia. Jeśli ktoś zrobiłby coś takiego mi?, co sama bym zrobiła? Złe rzeczy, najprawdopodobniej. Nie chciałam wypełnić samochodu bólem i złymi wspomnieniami. Tych miałam wystarczająco. Złożyłam pocałunek na jego ustach, a on docisnął mnie z powrotem na moje siedzenie. Zorientowałam się że nadal jestem przypięta pasami, nie mogłam się zbytnio poruszyć. Moje ramiona były zaplątane w jego warkocz więc czułam się jakbym była związana. Miałam moment paniki, ale potem zrelaksowałam się. Nathaniel nie skrzywdziłby mnie, a to że włosy były tam gdzie były, to moja własna wina. To nie on mnie nimi owinął, ja to zrobiłam. Odsunął się na tyle by móc mówić, jego usta ocierały się o moje. „Co z twoimi klientami?” Odsunęłam głowę tak daleko jak mogłam, co nie było zbyt dużą odległością i powiedziałam, „Nie oferuję ci pieprzenia tu i teraz” „Nie oferujesz?” To wywołało we mnie gniew, choć nie byłam do końca pewna, dlaczego. „Nie, nie oferuję” Spróbowałam wyplątać się z jego włosów. Odsunął się z uśmiechem widocznym przez chwilę w świetle. „Pragnę zachęcić cię do dotykania mnie. Bóg wie jak bardzo, ale jeśli zrobisz zbyt dużo nie karmiąc ardeur, i żadne z nas nie zostanie zaspokojone, to będzie koniec tej nocy. Będziesz wkurzona na siebie i na mnie, a tego nie chcę.” Uwolniłam większość siebie z jego włosów, oprócz tej części która zahaczyła o kaburę Browninga. Gdyby to nie była broń, szarpnęłabym, a tak nawet gdy była
zabezpieczona nie ufałam temu wystarczająco. Głupsze przypadki stawały się przyczyną postrzeleń. Ani Zerbrowski ani Edward nie dali by mi przez to spokoju. Tak więc wzięłam głęboki oddech i zmusiłam się do ostrożnego odwijania włosów Nathaniela z mojej broni. Nathaniel zapiął się z powrotem na swoim siedzeniu. „Z przyjemnością powtórzyłbym to kiedyś i w takim miejscu gdzie nie musielibyśmy przestać” Ja wciąż starałam się wyciągnąć jego włosy z mojej broni. Fakt że on był na swoim siedzeniu a jego włosy nie, mówił tylko jak długi był jego warkocz. „Miałeś swoją szansę” Powiedziałam i zabrzmiałam gniewnie. „Nie bądź zła na mnie” powiedział „To nie ja wciągnąłem cię na kolana” Uwolniłam ostatnie z jego włosów. Zaczęłam przerzucać koniec jego warkocza z powrotem do niego, ale zatrzymałam się. Miał rację. Rację co do tego, kto to zaczął. Rację co to tego, jak wściekła bym była jeśli ardeur by wzrosło zanim skończyłabym pracę. Miał rację. Kiedy ludzie mają rację, nie powinieneś się na nich wściekać. Albo to była nowa teoria. “W porządku, pojadę przez drive-up. Zjem burgera, ty dostaniesz swoją sałatkę. Czy to cię uszczęśliwi?” Włączyłam silnik i zaczęłam wyjeżdżać z miejsca parkingowego. „Nie, ale to wpłynie na naszą pracę dziś w nocy” Zabrzmiał smutno. Spojrzałam na niego manewrując między zaparkowanymi samochodami „Nie bądź smutny” „Nie jestem smutny” odpowiedział, ale brzmiał na takiego „Co jest nie tak?” “To tylko to, że sięgnęłaś po mnie. Nie było żadnego metafizycznego nagłego przypadku. Ardeur nie podniosło się jeszcze. Bestii nie było nigdzie w zasięgu wzroku. Nie było nigdzie żądzy krwi, a ja musiałem powiedzieć stop. Ale ardeur podniesie się dzisiejszej nocy, Anita, i seks ,bez wcześniejszego bycia nakarmionym, to jak zapraszanie problemów.” Oparł swoją głowę o okno. Jego ramiona zaokrągliły się, jakby skulił się w sobie. “Miałeś rację co do harmonogramu ardeur i potrzeby jedzenia, Nathaniel. Nie wiem co mnie teraz naszło” Odwrócił się, by spojrzeć na mnie. Oświetliły nas jasne halogenowe światła ulicy, więc mogłam zobaczyć jego twarz wyraźnie. Wyglądał niemal, jakby cierpiał. „Czy nie mogło to być po prostu to, że chciałaś mnie dotknąć?, czy to takie złe?” Westchnęłam i skupiłam się na drodze, ponieważ musiałam. Ale także dlatego, że dawało mi to czas na zastanowienie się. Zawróciłam na drogę z której wystartowaliśmy, ale tym razem wiedziałam że przejedziemy przez drive-up McDonalda(McDrive). Szczerze. W końcu zrobiłam jedyną rzecz jaka przyszła mi na myśl by zmazać ten smutny wyraz jego twarzy. Dotknęłam jego uda, ponieważ była to jedyna część jego ciała do
której mogłam łatwo sięgnąć. Odsunął się tak daleko na swoim siedzeniu, że nie mogłam dosięgnąć niczego innego bez wkładania w to wysiłku. Prowadziłam i to było priorytetem nad oferowaniem komfortu, nawet jeśli to była moja wina, że powiedziałam głupie rzeczy. Dotknęłam jego nogi, łagodnie, z wahaniem. Nie zawsze byłam dobra w dotykaniu, gdy nie towarzyszył temu seks. Starałam się być w tym lepsza, ale krzywa uczenia wydawała się rosnąć i spadać w zależności od mojego albo czyjegoś nastroju. Dotknął mojej ręki palcami. Odwróciłam dłoń do góry, patrząc ciągle na drogę. Położył swoją dłoń na mojej. “Przepraszam, Nathaniel. Przepraszam że taki ze mnie dupek czasami” On ścisnął moją dłoń, a kiedy na niego zerknęłam, uśmiechał się do mnie. Ten jeden uśmiech był warty o wiele więcej niż trzymanie za rękę. „W porządku” powiedział „Zauważyłam że nie zaprzeczyłeś, że bywam dupkiem” Roześmiał się. „Nie lubisz kiedy kłamię” Gapiłam się na niego przez sekundę z otwartymi ustami, następnie wróciłam do gapienia się na ruch drogowy. „Nie mogę uwierzyć, że to powiedziałeś” Śmiał się tak mocno, że nasze dłonie podrygiwały w górę i w dół na jego nodze. „Ja również” powiedział Ale nie zezłościło mnie to. Kiedy bywasz dupkiem dla kogoś na kim ci zależy, powinieneś po prostu to przyznać, ruszyć dalej i starać się nie zrobić tego ponownie. Rozdział 33 Na Landing nie ma prawie miejsc parkingowych. Ulice są wąskie i większość z nich jest wybrukowana. To bardzo oryginalne, ale te ulice były pierwotnie planowane dla koni, nie dla samochodów i to było widać. Nie było żadnego parkingu dla pracowników Grzesznych Rozkoszy ponieważ nie było na to miejsca. Tak więc musiałam zaparkować Jeepa na końcu ulicy i musieliśmy się przejść. Zanim zbliżyliśmy się do krwistoczerwonego neonu i wejścia pod nim, Nathaniel dotknął mojego ramienia. Skierował mnie na boczną uliczką, o której nawet nie wiedziałam, że istnieje. To znaczy wiedziałam że istnieje, ale nie wiedziałam, dokąd prowadzi. Nigdy tak naprawdę nie zastanawiałam się nad tym, że musi tu być wejście pracownicze, tak samo jak do Cyrku Potępieńców. Ta uliczka nawet nie była uliczką, co oznaczało, że była wąska, ciasna, nie tak czysta, jak powinna, nie oświetlona, jak powinna i sprawiała, że zaczęłam narzekać na klaustrofobię. Nie było bardzo źle, ale wystarczająco, aby dać mi znać, że każda alejka, w której mogę dotknąć obu jej stron jednocześnie jest zbyt cholernie wąska dla mojego poczucia komfortu. Przypuszczałam że po
prostu podrzucę Nathaniela do klubu i pobiegnę na moje kolejne spotkanie, ale połączenie które odebrałam na swoją komórkę niepokojąco zachwiało moje plany. Moje drugie spotkanie tej nocy, teraz pierwsze, musiało zostać odwołane. Mary oznajmiła, że prawnik powiedział jej że niespodziewanie musiał zadbać o potrzeby innego klienta. W tłumaczeniu: Musiał kogoś wyratować z opresji. Nie mówię że na pewno tak było, ale prawdopodobnie tak. Na przestrzeni lat coraz lepiej znałam się na tłumaczeniach prawników, choć w żargonie prawnym nie robiłam postępów. Żargon oznacza bycie tak niezrozumiałym jak to tylko możliwe i w ich pracy jest czymś cenionym. Tak więc nagle okazało się, że moje pierwsze spotkanie tej nocy jest dopiero o 9, i miałam czas, by odprowadzić Nathaniela do środka i porozmawiać z Jean-Claudem. Bóg wiedział że naprawdę było o czym rozmawiać. I tak właśnie znalazłam się w wąskiej uliczce podążając za szerokim ramionami Nathaniela. Jego ramiona prawie ocierały o ściany. Myślę że Dolph nie zmieściłby się tu w ogóle. Nathaniel zawahał się. Nie mogłam nic zobaczyć z poza niego, ale jego postawa dała mi znać, że coś jest nie tak. Kobiecy głos, wysoki i podekscytowany zawołał „Brandon, Brandon!” Machnął ręką, po czym odwrócił się bokiem, więc mogłam wyjrzeć zza jego klatki piersiowej. Kilka kobiet stało w pobliżu schodów prowadzących do drzwi z jasnym oświetleniem nad nimi. Przechyliłam się w jego stronę i szepnęłam, tak jakby „Dlaczego mam wrażenie że to ty jesteś Brandon i czy one powinny tu być?” Odszepnął mi, uśmiechając się i machając do kobiet, które zaczęły schodzić po schodach, jakby próbując zdecydować, czy podejść i poznać go „To moje imię sceniczne, i nie. Ochrona powinna utrzymywać ten teren czystym”. Zaczął iść w ich stronę. Chwyciłam go za rękę „ Może powinniśmy zawrócić?” „One prawdopodobnie chcą tylko autograf, albo mnie dotknąć. Prawdopodobnie wszystko będzie ok.” „Prawdopodobnie” powtórzyłam Poklepał moją dłoń „Jeśli powiedziałbym ci że jestem pewien że nie będą dziwaczne, to bym skłamał, ale prawdopodobnie nie zamierzają wyrządzić żadnej szkody.” „Czułabym się lepiej gdybyśmy zawrócili” powiedziałam „Nie” powiedział, i zabrzmiał bardzo twardo. „To są moi fani, Anita, i to jest moja praca.
Zamierzam się uśmiechnąć i porozmawiać z nimi, a ty możesz udawać mojego strażnika, albo możesz udawać ochroniarza, ale to byłaby zła prasa dla mnie, żebyś była moją dziewczyną. To złamałoby iluzję.” „Iluzję?” Zrobiłam z tego pytanie Uśmiechnął się „Że mogą mnie mieć” Posłałam mu długie spojrzenie, takie które oznacza że otrzymałam więcej informacji niż chciałam, i nie wiem co mam z tym zrobić. „W porządku” powiedziałam „Będę ochroniarzem” I już, było w porządku. Mogłam sobie z tym poradzić. Oczywiście że mogłam. Puścił mnie przodem, ponieważ to było tym, co powinnam robić, będąc ochroniarzem. Nie próbował się spierać dopóki mógł machać, uśmiechać się i wołać do nich ponad moją głową. Walczyłam, by utrzymać pustą twarz, nie pokazać złego humoru, ale myślę że nie udało mi się to. Było ich cztery: dwie blondynki, jedna brunetka i jedna z włosami tak czarnymi jak moje. Chociaż mogłam się założyć że jej kolor pochodził z butelki, ponieważ był zbyt solidny, wszystko na czarno, bez żadnych pasemek. Czarne włosy nie powinny wyglądać, jakbyś wylała farbę na głowie. Ale znowu, może to po prostu przemawiało moje naburmuszenie. Nathaniel, alias Brandon rozmawiał z kobietami jak profesjonalista. Dwie blondynki jako regularne bywalczynie były z nim po imieniu. „Byłyśmy takie podekscytowane, kiedy dostałyśmy maila że będziesz tu dzisiejszej nocy” jedna wykrzyknęła. Gdy mówiła ciągle dotykała jego ramienia. Przyprowadziły koleżankę, która była nowa, ale widziała jego zdjęcie na stronie internetowej klubu. Nie miałam pojęcia że Grzeszne Rozkosze maja swoją stronę internetową. Oczywiście, nie posiadałam komputera, więc dlaczego mnie to obchodziło? Kruczo-włosa odezwała się lekko schrypniętym ze zdenerwowania głosem, „Twoje zdjęcia były niesamowite”. Spojrzała na niego trochę niepewnie, jakby obawiała się spojrzeć mu prosto w oczy. Jedna z blondynek wyciągnęła, szczerze-na-Boga!, księgę autografów dla kruczowłosej, która cytuję: była zbyt nieśmiała by zrobić to sama - koniec cytatu. Brunetka nie dołączyła do ogólnego pisku. Ona patrzyła na mnie i to wcale nie było przyjazne spojrzenie. „Kim ona jest?” zapytała Stałam przy drzwiach na najwyższym stopniu schodów, ręce luźno po bokach, próbując wyglądać jak ochroniarz, ale raczej mi to nie wychodziło. Moja krótka niebiesko czarna spódniczka w komplecie z butami na wysokim obcasie nie wyglądała zbytnio jak ochroniarskie atrybuty.
„Ochrona” powiedział Nathaniel uśmiechając się i podpisując księgę kruczo-włosej „Ona nie wygląda jak ochroniarz” odparła brunetka “Jestem nowa” powiedziałam Brunetka nie wyglądała, jakby mi uwierzyła. Skrzyżowała ręce pod swoim małym, ściśniętym biustem i patrzyła na mnie. W odpowiedzi uśmiechnęłam się słodko. To pogłębiło jej groźne spojrzenie i wywołało zmarszczki pomiędzy jej brwiami. Od razu poczułam się lepiej. Nathaniel posłał mi lekko pociemniałe spojrzenie, które było tak zrozumiałe, jakby się odezwał „Bądź miła.” Byłam miła. Uśmiechałam się i stałam i pozwalałam blondynkom dotykać jego ramion, jego pleców, ale kiedy jedna z nich pogłaskała go po tyłku nie wytrzymałam. Odepchnęłam się od ściany i powiedziałam „Drogie panie, Brandon musi teraz wejść do środka i przygotować się do swojego występu.” Poradziłam sobie z utrzymaniem uśmiechu nawet wtedy gdy jedna z blondynek owinęła swoje ramię wokół jego szyi i pocałowała go w policzek. Następnie druga blondynka chwyciła go i pocałowała go w drugi policzek. Chwyciłam go za ramię i przesunęłam do tyłu na tyle że mogłam otworzyć drzwi. Dwie kobiety nadal go trzymały. Kruczo-włosa była zarumieniona a brunetka ciągle spoglądała na mnie spod zmarszczonych brwi. Utrzymywałam swój uśmiech na miejscu, choć czułam że wygląda to bardziej jak grymas. Nathaniel odezwał się, “Beth Ann, Patty, jeśli mnie nie puścicie, to nie będę mógł wystąpić” “Zostań na zewnątrz razem z nami, wtedy to nas nie będzie obchodzić” powiedziała jedna z nich. Zerknęłam za siebie i zobaczyłam mężczyznę w czarnej koszulce. To był Buzz, wampir, który zazwyczaj pracuje przy drzwiach tutaj. Jego czarne włosy ostrzyżone były jak zawsze na jeżyka, miał małe, jasne oczy i więcej mięśni niż powinieneś potrzebować będąc martwym. Jego czarna koszulka miała napis: GUILTY PLEASURES SECURITY czerwonymi literami. Na ogół nie przepadałam za Buzzem, ale dzisiejszej nocy byłam uradowana widząc go. Pomoc przybyła. Mogłam mieć czyste schody, jeśli pozwoliłabym sobie na złośliwość, ale bycie miłym i jednocześnie próbowanie być stanowczym było poza mną. Moje umiejętności po prostu tego nie obejmowały. Buzz przywołał uśmiech na swoją twarz, zanim kobiety za mną zobaczyły go wyraźnie. Był martwy od nie dawna, około 20 lat, co oznaczało że wyglądał bardzo żywo jak na martwego człowieka. Większość ludzi nie wychwyciłoby go w tłumie. Większość ludzi myśli, że
wampiry posiadają umiejętność dopasowania się do ludzi, ale to nigdy nie było moim doświadczeniem. Starsze wampiry są mniej ludzkie, po prostu lepiej posługują się grą umysłu, tak więc ludzie tego nie zauważają. “Drogie Panie, nie powinnyście być tu na tyłach klubu” zaczął Buzz przymilnie. Przeszedł obok mnie, a jego klatka piersiowa była tak umięśniona, że wydawało się jakby nie było miejsca dla nas obojga i jego górnej części ciała na tak małej powierzchni. Brunetka zapytała, “Czy ona naprawdę jest z ochrony?” “Skoro tak powiedziała” odparł tym samym grzecznym głosem dobrego kumpla. Radośnie wyciągał Nathaniela od blondynek. Udało mu się stworzyć z tego grę, a one rozlały się wokół umięśnionego ciała Buzza, jakby mówiąc, że jeśli nie mogą trzymać się Nataniela, inny mężczyzna może go zastąpić. Oczywiście, z dźwięku żartobliwej rozmowy, blondynki znały Buzza także. Kruczo-włosa wycofała się na niższe schodki z oczami trochę rozszerzonymi. Ona nie chciała w to grać. To sprawiło, że pomyślałam o niej lepiej. Wciągnęłam Nathaniela przez otwarte drzwi, podczas gdy brunetka posyłała mi mordercze spojrzenia. Odbierała to wszystko zbyt osobiście. To było tak jakby niepokojące. Nathaniel i ja bezpiecznie przeszliśmy przez drzwi, ale nie podobało mi się zamknięcie ich i zostawienie Buzza samego na zewnątrz. Chodziło o to, że on nam pomógł. Jakie były zasady dotyczące bezpieczeństwa ochroniarzy? Czy oni chronili też siebie czy tylko tancerzy i klientów? Jeśli skaleczysz ochroniarza, czy nie będzie on krwawił? Tak więc stałam tam niezdecydowana z Nathanielem. To Nathaniel był tym, który delikatnie zamknął drzwi. “Buzz poradzi sobie, on wie jak z nimi rozmawiać” “Co, czytasz w moich myślach? Uśmiechnął się, “Nie, po prostu cię znam. On pomógł nam i teraz ty czujesz się zobligowana pomóc jemu” Walczyłam z pragnieniem wiercenia się albo przestępowania z nogi na nogę. Nienawidziłam kiedy każdy odczytywał mnie tak jasno. Czy byłam aż tak przejrzysta? Najwyraźniej tak. Zdecydowałam się zmienić temat, “Jak one się dowiedziały że 'Brandon' będzie tu dzisiejszej nocy?” “Kiedy zmieniamy nagłówki, robimy mailową listę powiadomień. Jest nawet lista tylko dla Brandona” Spojrzałam na niego. “Twierdzisz że niektóre z tych kobiet rzuciły wszystko, zmieniły wszystkie swoje plany, ponieważ dowiedziały się, że Brandon ma zamiar tu być dziś wieczorem?” Wzruszył ramionami i zdołał wyglądać przy tym na trochę zakłopotanego. “Niektóre z nich, tak” Potrząsnęłam głową. Zmieniłam temat ponownie, ponieważ znowu byłam na przegranej pozycji. “Kto odpowiadał za utrzymanie fanów z dala od
tych drzwi?” W odpowiedzi drzwi się otworzyły. Buzz śmiał się i żartował, dopóki drzwi nie zamknęły się za nim, następnie oparł się o nie i wyglądał na zmęczonego. “Primo był odpowiedzialny” Zajęło mi sekundę uzmysłowienie sobie, że odpowiedział na pytanie, które zadałam kiedy drzwi były zamknięte “Usłyszałeś moje pytanie?” Uśmiechnął się. Błysnęły końcówki kłów, co było oznaką młodych wampirów “Nie wiedziałaś, że mogłem cię słyszeć przez drzwi?” “Słyszeć, tak, ale sądziłam że byłeś zbyt zajęty koncentrowaniem się na kobietach na zewnątrz” Spojrzał nade mną na Nathaniela. “Wszystko z tobą w porządku?” “W porządku” Buzz odepchnął się od drzwi i stanął, rozpościerając swoje nadmiernie rozwinięte ramiona jak ptak rozpościera swoje pióra. “Pójdę lepiej porozmawiać z Primo, może to da coś dobrego” “Co masz na myśli, przez da coś dobrego?” zapytałam Popatrzył na mnie. “Primo jest stary. On chce być jednym z wampirów wokół Jean-Claude, ale jest postrzegany jako numer dwa, albo i trzy w gnieździe. Jest wkurzony, że musi być ochroniarzem w klubie ze striptizem. Jeszcze bardziej wkurza go to, że taki dzieciak jak ja jest jego przełożonym” Buzz wyglądał na zmartwionego “On jest wampirem starej szkoły, myśli że jak będzie mnie naciskał, to go wyzwę. Ale ja nie mam zamiaru niczego kwestionować. On by mnie zabił” “Czy mówiłeś Jean-Claudowi co się dzieje?” Skinął głową. „Powiedział Primo, że jeśli nie może przetrawić takiej pracy i mnie słuchać, to może opuścić to miasto.” „Czy to pomogło chociaż na trochę?” zapytałam Buzz uśmiechnął się „Słyszałaś już tą historię wcześniej?” „Nie, ale wiem jakie potrafią być stare wampiry. Są dumnymi draniami.” Nathaniel dotknął mojej ręki. „Muszę porozmawiać z Jean-Claudem o dzisiejszym spektaklu” „Dołączę do ciebie za minutę w biurze.” Nathaniel zaczął cos mówić, potem wyglądało jakby się nad tym głębiej zastanowił i odszedł po prostu białym korytarzem. Obserwowałam go do czasu, gdy wszedł do biura, które było tylko kilka drzwi dalej. Wtedy odwróciłam się z powrotem do Buzza. „Czy to jest tylko nie robienie tego co mu się mówi, czy może jest tego więcej?” „Zaczął brać pieniądze za wpuszczanie ludzi, których nie wpuszczamy.”
„Czyli kogo?” „Mężczyzn” Uniosłam brwi. „Nie wpuszczacie żadnych mężczyzn?” „Nie zbyt dużo. To sprawia że kobiety nie czują się komfortowo, a niektórzy tancerze nie lubią tego także. Albo czujesz się komfortowo potrząsając swoimi rzeczami przed innymi mężczyznami, albo nie.” „Zgaduję że ma to sens, ale przecież niektórych wpuszczacie” „Pary, tak samo robią w większości kobiecych klubów ze striptizem po drugiej stronie rzeki.” „A Primo wpuszcza samotnych mężczyzn” powiedziałam Skinął głową „Co ci powiedział Jean-Claude na ten temat?” „Powiedział, żebym sobie z tym poradził. Że jeśli nie jestem wystarczająco wampirem, aby kontrolować Primo, to może nie zasługuję na tą pracę. Jean-Claude też jest stary, Anita. Myślę że oni obaj wrabiają mnie w jakąś ostateczną rozgrywkę, w której Primo albo mnie zrani, albo zabije.” “Wyglądasz, jakbyś umiał o siebie zadbać” „Jeśli chodzi o siłę w ręku to tak, ale Primo nie jest brutalny, Anita, on ocieka mocą. Ja nawet zgadzam się z nim, że Jean-Claude nie wykorzystuje go dobrze. On jest zbyt potężny, by być tu w ten sposób, i nie ma temperamentu do tej roboty.” „Co masz na myśli?” Jest bardziej prawdopodobne, że rozpocznie walkę, niż ją zatrzyma. Weźmie pieniądze od ludzi za wejście do środka, a następnie będzie wyrzucać ich tyłki na zewnątrz.” Pokręciłam głową. „Wiesz, Buzz, to nie brzmi jak problem, któremu Jean-Claude pozwolił by zajść tak daleko. " „Normalnie nie” odparł „ale mam wrażenie jakby Jean-Claude czekał, by zobaczyć do czego się posuniemy, zanim on wkroczy. Chciałbym po prostu nie być martwym zanim to zrobi.” „Jest naprawdę aż tak źle?” „Te kobiety na zewnątrz, to było w porządku, ale mieliśmy jednego tancerza, który był śledzony. Za innym z kolei poszedł wzburzony mąż z nożem, bo był zazdrosny, że jego żona jest członkiem fan klubu tancerza” “Tancerze mają swoje fan kluby?” „Gwiazdy mają” „Nathaniel ma swój fan klub? Zrobiłam z tego pytanie, ponieważ wyglądało na to że powinnam. „Brandon ma swój fan klub, taa”
Spojrzał na mnie i roześmiał się. „Nie wiedziałaś” „Nie przykładam prawdziwej uwagi do codziennej pracy tutaj” Pokiwał głową. Powrócił do zmartwionego wyglądu. Nigdy nie lubiłam Buzza. Może nie dokładnie go nie lubiłam, ale nie był moim przyjacielem. Ale jeśli jego wersja o tym co się dzieje z Primo była trafna, to znajdował się na kiepskiej pozycji. Pozycji, której nie rozumiałam. Jean-Claude był niezłym wampirzym biznesmenem, a to nie brzmiało jak dobry interes. „Porozmawiam z Jean-Claudem, Buzz. Dowiem się, co myśli o Primo.” Buzz westchnął „Cóż, nie mogę prosić o więcej” Nagle uśmiechnął się szeroko, znowu błyskając końcówkami kłów. „W zasadzie, do tej pory myślałem, że mnie nie lubisz” To wywołało mój uśmiech. „Jeśli myślałeś że cię nie lubię, to dlaczego zalewasz moje uszy swoimi problemami?” “Do kogo innego mógłbym pójść?” „Asher jest drugim dowódcą Jean-Claude” Potrząsnął głową. „Pracuję tutaj i problemy zostają tutaj, wszystkie interesy są prowadzone w ten sposób.” „Nie wiedziałam o tym” powiedziałam. To prawdopodobnie była pozostałość z czasów, gdy każdy interes był prowadzony przez innego wampira. „Więc, ponieważ odwiedzam wszystkie firmy, jestem co, ambasadorem?” Posłał mi kolejny uśmiech z błyskiem kłów. „Coś w tym stylu” “Spróbuję dowiedzieć się co jest grane, to najlepsze co mogę zrobić. Jeśli JeanClaude naprawdę cię wrabia w walkę na moce z Primo, powiem ci o tym” Wyglądał jakby mu ulżyło „Wiesz ja po prostu muszę wiedzieć, na czym stoję” Skinęłam głową „Wiem” Przez drzwi na końcu korytarza, przy akompaniamencie nagłego podmuchu muzyki i hałasu, wybiegł mężczyzna w czarnej koszulce. Był blondynem i wyglądał jak student, ale biegł korytarzem, jakby skakał na sprężynach. Lykantrop jakiegoś rodzaju. Mówił już zanim do nas dotarł „Mamy tam problem. Primo wpuścił do środka gromadę facetów, którzy zaczęli nękać
kłopotliwymi pytaniami Byrona. Powiedziałeś, żeby przyjść po ciebie, kiedy następnym razem zrobi się paskudnie. Jest paskudnie” Buzz ruszył już w dół korytarza, prawie biegł. Wahałam się przez chwilę, następnie podążyłam za nim truchtem. Buzz zerknął na mnie „Idziesz razem z nami?” Tak jakby wzruszyłam ramionami „Czułabym się śmiesznie po prostu odchodząc” „Nasza praca polega na stonowaniu nieco sytuacji” powiedział „Nie na pogorszeniu jej” „Czy mówisz że nie chcesz mojej pomocy?” „Do cholery, nie” odezwał się blondyn „Egzekutorka po naszej stronie. Wchodzę w to” „Kim jesteś” Zapytałam biegnąc by nadążyć za ich szybkim krokiem „Clay” powiedział oferując swoją dłoń przed ciałem Buzza. „Będziesz towarzyski później” powiedział Buzz. Zawahał się przy drzwiach, jakby zbierając się w sobie. Nagle pojawił się cichy szum energii pochodzącej od Buzza. Nigdy wcześniej nie czułam czegoś takiego od niego. Jego szare oczy błyszczały – o ile szary kolor może błyszczeć. „Jestem już zmęczony tym gównem” powiedział i otworzył drzwi. Tłumaczenie Fallen22
Rozdział 34 Muzyka nadal grała, bit pulsował. Mężczyzna na scenie przestał tańczyć, gdyż to nie on dostarczał teraz rozrywki. Zainteresowanie skupiło się na grupie studentów college’u otaczających górującego nad nimi mężczyznę, który wyróżniał się niczym blada wieża uwięziona w potoku ich dżinsów i skórzanych kurtek. Najwyższy z nich sięgał mu tylko do ramion, ale było ich wielu i prawie wszyscy nosili kurtki, które zapewne miały kojarzyć się z jakąś dyscypliną sportową. Niektórzy z nich przypominali mięśniaków z ochrony. Primo wybrał dobrą grupkę, jeżeli chciał rozpętać awanturę, a oni zdecydowanie szukali kłopotów. Inni ochroniarze w czarnych koszulach wyglądali jakby nie mieli pojęcia, co zrobić. Ich podzielona lojalność widoczna była w tym, że nie ruszyli na pomóc Primo. Stali tuż obok gangu kolesi z college’u, trzymając ich w zamknięciu najlepiej, jak dawali radę, ale nie odciągali ich od wielkiego wampira. Jeżeli nie wiedziałabym nic o Primo i o tym co zdarzyło się wcześniej, domyśliłabym się większości tylko obserwując jak pozostali mężczyźni nie chcieli mu pomóc. To nie wzrost Primo był problemem. To były fale mocy które od niego promieniowały. Większość wampirzych czy nawet likantropich mocy wypełnia pokój jak wznosząca się woda dopóki w niej nie zatoniesz. Moc Primo dosłownie pulsowała i płynęła. Za każdym razem kiedy uderzał kogoś wielką ręką, moc iskrzyła i zaciskała się przy mojej skórze. Jego moc wydawała się pożywiać przemocą. Ale trzymał wielkie ręce otwarte, tylko popychając mężczyzn wokół, co było oczywiście, obrazą dla męskości studentów college’u. Jeden z największych w grupie skoczył na Primo, łapiąc go za ramię i bark. Primo chwycił go za bark i odrzucił jakby chłopak nic nie ważył. Rzucił nim w jak płaszczem na ladę i zasłużył tym samym na krzyk pracującej tutaj dziewczyny od zbierania świętych przedmiotów. Moc Primo była na tyle silna, by móc stąpać po niej, ale tylko przez chwilę, potem odchodziła. Nie potrafił jej utrzymać. - Wystarczy, - krzyknął Buzz, który brzmiał na niezadowolonego że musi to powiedzieć. Poruszył się i ten jeden ruch położył kres wahaniu ochrony. Inni mężczyźni w czarnych koszulach ruszyli się i zaczęli pomagać kolesiom z college’u iść w kierunku drzwi. Zrobili pewne postępy, ale kolesie nie chcieli zostawić swoich kumpli sam na sam z olbrzymim wampirem. Naprawdę nie mogłam ich winić. Ponownie to przerastało moje możliwości. Mogłam wyciągnąć odznakę, spluwę i ich zatrzymać, jeżeli zamierzałam ich aresztować albo zabić Primo, ale to by nie uspokoiło sytuacji. Jak Buzz powiedział, ich praca polegała nie na tym, by pogarszać sytuację, ale by ją poprawić. Nie wiedziałam jak to zrobić. Naprawdę nie wiedziałam. Buzz wrzeszczał. – Primo, Primo, przestań walczyć z nimi. Muszą opuścić ten klub. W odpowiedzi Primo chwycił dwóch studentów za gardła, i uniósł po jednym w każdej ręce, jakby zamierzał uderzyć ich głowami o siebie. Ale gdy jego ręce były zajęte, inny zabawny młody mężczyzna, z krótkimi brązowymi włosami i ramionami prawie tak
szerokimi jak Buzza, uderzył Primo w twarz. Wiedział jak uderzyć. Cios odrzucił głowę wampira w tył i z jego ust popłynęła krew, niczym purpurowy kwiat na białej skórze. Muzyka na scenie gwałtownie zamarła i pośród tej nagłej ciszy Primo krzyknął. To był głośny, wypełniony wściekłością okrzyk bojowy. Upuścił dwóch mężczyzn trzymanych w rękach, jakby byli niczym i podszedł do mężczyzny, który go uderzył. Spodziewałam się że rzuci nim tak jak innymi, ale tego nie zrobił. Podniósł go za przód kurtki na tyle wysoko, że jego stopy wisiały nad ziemią i mężczyzna prawdopodobnie dusił się on własnym kołnierzykiem. Ale zamiast tych wielkich, bladych zamierzających rzucić mężczyzną ramion, ręce Primo poszły w tył i tym razem zacisnęły się w pięść. Z takiej bliskości, z tą siłą, zamierzał skręcić szyję mężczyzny. Wyciągnęłam Browninga, ale prawdę mówiąc bez sądowego nakazu egzekucji, byłam w tej samej sytuacji co policjant. Nie mogłam zastrzelić Primo, jeżeli myślałam. że tylko zamierza kogoś zranić. Jak udowodnić w sądzie, że wiesz jak silny wampir jest i jak delikatne może być ludzkie ciało? Nazwij to przeczuciem, ale zrozumiałam że jeżeli postrzelę Primo, będę musiała go zabić. Nie chciałam by jego mięśnie i magia mnie dotykały. Było trudniej mnie zabić, ale nie byłam nieśmiertelna. Opuściłam ramię w dół, ponieważ sąd i wyjaśnienia nadejdą później, a to dziecko mogło umrzeć… Miałam postrzelić go w bark, ponieważ to był najlepszy cel przy tylu ludziach wokół, gdy każdy z nich też był odważny i mógł w każdej chwili wejść w linię ognia. Clay stał najbliżej i wskoczył na wampira. Primo odrzucił zmiennokształtnego za pierwszy rząd stołów. Kobiety krzyknęły i rozbiegły się. Clay podniósł się na nogi, ale ta wielka pięść ściągnęła go znów w dół. Buzz krzyczał, -Nie, Primo, nie! Mój pistolet był wycelowany w podłogę, ponieważ kiedy jesteś spięty, twoje palce są spięte też. Jeżeli postrzelę kogoś, chciałabym, aby to było celowo. Zaczęłam zbliżać się z jednego boku dla lepszego strzału, kiedy ci w czarnych koszulach otoczyli go i nie mogłam w ogóle strzelić. Gdybym naprawdę była gotowa zabić tego dupka, to krzyknęłabym, by się odsunęli, ale wciąż miałam nadzieję, tego uniknąć. Przesunęłam się bliżej, z daleka od stołów, gdzie myślałam, że uzyskam lepszy widok. Nigdy nie próbowałam strzelać do nikogo w środku wielkiego baru. Tyle ciał w ubraniach było przytłaczające. To było tak, jakby próbować trafić w cel z cywilami latającymi wokół niego. Primo odrzucił ich wokół, jakby byli lalkami, gdy wciąż trzymał mężczyzna w wyprostowanej ręce. Im bardziej z nim walczyli, tym silniej jego moc się kłębiła i łopotała, jakby każde uderzenie, wszystko jedno czy jego czy ich, zwiększało jego moc. Był zagubiony za wzgórzem czarnych koszul, wtedy poczułam jak jego moc skupia się jak oddech bomby
atomowej, i starczyło mi czasu by krzyknąć. – Wszyscy na na ziemię! – Nie byłam pewna co nadchodziło, ale to było coś złego. Uderzyłam o podłogę jak kazałam reszcie to zrobić, choć przyłożyłam się płasko do podłogi. Spojrzałam na większość kobiet i kelnerów za mną i zobaczyłam ich skulonych na podłodze. Jezu, czy nikt nie wiedział jak się ukryć? Primo nie użył swojego ciała by zrzucić ich w szał czarnych koszul, on użył magii. To odrzuciło ich przez powietrze w linii czarnych koszul i padających ciał. Jeżeli kuliłabym się jak ci ludzie na których narzekałam, poruszałabym się szybciej. Ale płasko na ziemi, miałam ułamek sekundy, by zdecydować czy zamierzam chronić głowę i pozostać przy ziemi, spróbować się odsunąć dalej czy chwycić kolana i zwinąć się. Płasko na ziemi nie pomoże migdy ciężkie rzeczy jak ciała padają. Zdecydowałam się na odpełźnięcie i ciało uderzyło we mnie. Miałam chwilę, by być cicho zadziwioną, po czym kolejne wylądowało na mnie. Uderzono mnie, rzucano mną, zrobiono mi wiele rzeczy, ale nigdy dwóch dorosłych mężczyzn nie spadło na mnie z powietrza. Cały oddech wydostał się z mojego ciała i gdybym była człowiekiem na jakiego wyglądałam, byłabym połamana. Leżałam tam przez sekundę, zadziwiona i dwóch mężczyzn na górze wogle się nie ruszało. Pierwsza rzecz jaka się poruszyła to moja głowa, spojrzałam za ramiona gdzie był Primo. Wciąż tam był. Wciąż stał. Podniósł innego studenta, który zwisał z jego rąk. Jego wielka pięść znów szykowała się do uderzenia. Kurwa. Zdałam sobie sprawę z dwóch rzeczy naraz. Po pierwsze, mogłam poruszać rękami, po drugie, mój pistolet nie był w żadnej z nich. Moje ciało było przyszpilone pod kilkoma setkami funtów. Byłam silna i mogłam się wydostać, ale to nie będzie szybkie i nie miałam pomysłu gdzie moja broń była. Nikt z rzuconych się nie poruszał. Pięść Primo ruszyła naprzód, i była to chwila gdy świat się spowalnia. Miałam wszelki czas w świecie, by obserwować jak cios ląduje, cały czas w świecie, by widzieć jak uderza szyję mężczyzny i wiedziałam, że nie mogłam go powstrzymać. -Rozdział 35 Sięgnęłam ku niemu I krzyknęłam, - Nie! – Nie oczekiwałam by to pomogło, ale musiałam coś zrobić.
Krew trysnęła z ramienia Primo i zawahał się, gapiąc po pokoju, jakby nie wiedział skąd doszedł krzyk. Ja też nie byłam pewna, ale spędzając miesiące ucząc sie jak kontrolować moc, którą miałam, coś poczułam. To był drugi raz jak zrobiłam coś takiego, w obu przypadkach byłam zdesperowana. Pytanie brzmiało czy mogłam to zrobić celowo? Primo podniósł ponownie mężczyznę w górę, jakby ustalił swój cel i nic mu nie mogło w tym przeszkodzić. Sięgnęłam rękami i pomyślałam o tym. Pomyślałam o tym jakby to było. Jakby moje myśli uderzyły coś dookoła niego, sformowały się w szkło, by go zranić. Primo podniósł mężczyznę wyżej i wydawał się salutować komuś za mną, ale nie spojrzałam w tył, nie było czasu. Sięgnęłam nie tylko rękami ale i tą mocą, jaką miałam nad zmarłymi, to połączenie które miałam z dwoma wampirami i rąbnęłam w niego. Krew zabłysła wzdłuż jego ramienia ponownie, więcej krwi która dołączyła do tej pierwszej. Nie było tam zbyt wiele krwi, i nie wiedziałam czemu, ponieważ nie wiedziałam, co robiłam. Kilka krwawiących cięć nie mogło odciągnąć jego uwagi na długo. -Ty tego nie robisz, - powiedział. Jego głos był głębokim grzmiącym wyciem, które pasowało do wielkiego ciała i miało akcent, jakiego nie mogłam rozpoznać. Głos Jean-Claude’a doszedł zza nas. – Nie, ale ja to robię. Chciałam spojrzeć za siebie i go zobaczyć, ale nie odważyłam się oderwać oczu od wampira przede mną, by spojrzeć na tego za mną. Ale nie potrzebowałam oczu by poczuć jego moc. Ona płynęła przez pokój jak tuląca dłoń. Ona pieściła ciała które przyszpilały mnie do podłogi. Poczułam piżmo wilczego futra i wiedziałam, że obaj mężczyźni byli stadem. Ten zapach futra i domu wypełnił mnie. Wiedziałam że to było częściowo połączenie jego z Richardem ale to było coś więcej. Jego moc sączyła się przez nich we mnie. Nie miał takiego zamiaru, ale miałam swoje własne powiązania z Richardem i jego wilkami. To było trudne dla niego sięgnąć po nie i nie dotknąć mnie.
Obaj zaczerpnęli drżących oddechów, jakby wracali do życia, choć wiedziałam że to nie to. Blondyn, Clay, mrugnął na mnie z odległości dwóch cali. Wyglądał na zaskoczonego i nie mogłam go winić. Jeden na górze miał włosy mojego koloru, choć jego były tak proste jak mogły być proste. Mrugnął ciemnymi oczami na mnie, jakby nie pamiętał tego że widział mnie wcześniej, czy też nie wiedział jak to się stało że leżał na mnie. Wymruczał, - Przepraszam panienko – i w tym czasie zaczął powoli schodzić, sztywno ze szczytu naszego stosu. Clay wydał drobne protestujące dźwięki jak pierwszy mężczyzna zaczął schodzić z niego. -Jak sądzisz, że ja się czuję? Jestem na spodzie. Clay uśmiechnął sie do mnie. Buzz podnosił się powoli na kolana kilka stóp dalej. Dostrzegł moje oczy i spojrzał na mnie. Nie znałam go tak dobrze, ale to wydawało się mówić, cóż to załatwiło sprawę. Jean-Claude był tutaj i jego moc wypełniała pokój jak ciepły koc. To było takie dobre i takie inne niż jego moc na wiele sposobów. Wiedziałam co było nie tak, to było zbyt żywe. Ale on był Mistrzem Miasta, i żaden z jego wampirów nie sprzeciwiłby się mu twarzą w twarz. Wierzyłam że to była tylko wymówka, bym mogła pozwolić sobie się odprężyć i odwrócić wzrok od Primo. Pomyślałbyś że nauczyłam się że szaleniec to szaleniec, żywy czy martwy. -Wszyscy z nich nie mogli mnie powstrzymać wcześniej, Jean-Claude. Trzech nie dało rady. Sposób w jaki to powiedział zmusił mnie do spojrzenia na Primo. Nie brzmiał jakby się poddawał. To nie było dobre. Wyzwanie Buzza to jedna rzecz. Wyzwanie Jean-Claude’a to coś zupełnie innego. -Oni nie byli tu po to by cię zatrzymać, Primo, ale zostałeś powstrzymany, Ja jestem Mistrzem tego miasta I ja mówię że zostałeś powstrzymany.
-Ci ludzie zranili mnie do krwi! – Była taka wściekłość w tych słowach, że zapłonęły one wzdłuż mojej skóry. Żywił się swoim własnym gniewem, tak samo jak przemocą. Zdałam sobie sprawę w tej chwili że był mistrzem wampirów jakiegoś rodzaju. Przynajmniej jego moce były na poziomie mistrza. To było złe. Clay był na czworakach, co oznaczało że w końcu mogłam się wydostać spod nich. Rozglądałam się dookoła za moimi pistoletami, ale nie mogłam ich zobaczyć. Musiały być gdzieś tutaj. Kurwa, całe gówno mogło znów uderzyć za chwilę, a ja nie miałam spluwy. -Jak wampir twojej mocy pozwolił zaledwie człowiekowi zranić się do krwi? – Głos Jean-Claude’a był delikatny, towarzyski, ale w mojej głowie jego głos wyszeptał coś jeszcze, - Obawiam się że go nie doceniłem. -Kurwa, nie mów. Clay zapytał, - Co powiedziałaś? Potrząsnęłam głową, moje oczy wciąż przeszukiwały podłogi za pistoletem, ale nie mogłam go znaleźć. Po czym pomyślałam. Pieprzyć to, pocięłam go dwa razy bez spluwy. Mogę zrobić to jeszcze raz. Część mnie w to nie wierzyła. Powiedziałam tej części mnie, by się zamknęła. Miałam dość problemów bez wątpienia w siebie. Primo wciąż miał mężczyznę którego podniósł jako swojego kozła ofiarnego, ale trzymał go nonszalancko w dół po boku jak zapomniany worek z pralni. Zdałam sobie sprawę, że mężczyzna zemdlał, i wstałam próbując zobaczyć, czy oddychał. Nie podobał mi się sposób w jaki Primo miał kołnierzyk mężczyzny owinięty dookoła jego szyi. Czy martwiłam się tak pięścią, że pozwoliłam Primo udusić mężczyzną? Głos Jean-Claude’a doszedł w mojej głowie. – On nie oddycha, ale jego serce wciąż bije. Powiedziałam na głos. – Marnujemy czas. - Tak, - powiedział i myślę że to było na głos. Sięgnął po mnie, nie ręką ale mocą, i to nie była ciepła, żywa moc likantropa. Chłodny powiew grobu dotknął mnie, i błysnął w tej części mnie, która wskrzeszała zmarłych. Nagle wiedziałam jak go pocięłam. Nagle wiedziałam jak to działało. To było jak pudełko puzzli w mojej głowie, i nagle wiedziałam gdzie nacisnąć i co to oznacza. Cięcie z odległości użyte na własnej magicznej aurze danej istoty przeciwko niej. To zmieniało ich magiczne tarcze w cienkie, niewidoczne ostrza, które
mogły zostać użyte przeciw nim. Jean-Claude wiedział co to było i jak to działało przez wieki, ale nigdy nie zdołał zrobić tego sam Wiedział jak, ale nie potrafił. Ja mogłam to zrobić ale nie wiedziałam jak. Razem nagle to opanowaliśmy. Moim celem nie było zabicie Primo, ale sprawienie by puścił drugiego mężczyznę. Wyciągnęłam ręce do niego a on wciąż nie wyglądał na przerażonego. -Myślisz, że twoje drobne cięcia mnie powstrzymaja? -Nie, - powiedziałam i skierowałam moc na niego, prawie jak rzucając piłkę, a ta piłka została złapana w jego aurę, jego tarcze, jak szew na kawałku ubrania. Ale piłka nie pozostała piłką, i to nie ona przebiła tarcze Primo. To było jakby piłka wtopiła się w nie, i gdzie się wtopiła, tam naruszyła osłony, stając się częścią nich, i zmieniając ochronny płaszcz w coś długiego, smukłego i ostrego. Wizualizowałam tą ostrość tnącą jego brzuch i jego koszula rozerwała się jak skóra pokazując białe ciało i krew To była większa rana niż dwie pozostałe i jego ręka skierowała się do niej, jakby to bolało, albo jakby nie był pewien jak ranny jest. -Jak ci się podoba ta? Wystarczająco duża dla ciebie? Warknął na mnie, błyskając kłami, które wyglądały na za duże do jego ust. Zrobiłam dokładnie to czego chciałam. Dzięki wiekom frustrujących nauk Jean-Claude’a, miałam nową broń. Obawiałam się wcześniej że uderzę go za blisko ofiary. Aby zwyciężyć wszystko czego było potrzeba to odrobina nadnaturalnego daru, i mogłam wyrządzić mu więcej szkód niż Primo. Ale teraz posiadłam to, zrozumiałam to, poczułam to. Wyciągnęłam rękę do ramienia, które trzymało mężczyznę i to ramię rozcięło się od łokcia do nadgarstka. Krew polała się w dół jego ciała w strumieniu purpury, jakby jego serce biło dość, by krew tryskała przez jego otwarte arterie, ale on nie miał ciśnienia krwi do tego. Już nie. -Zamierzasz ocalić to? – podniósł mężczyznę za skręcony kołnierzyk. – To jest martwe, i teraz to tylko mięso dla zwierząt.
-Jego serce wciąż bije, - Jean-Claude zapytał. Ale mieliśmy tylko sekundy zanim usta-usta go nie ocali od uszkodzeń mózgu. Wyciągnęłam obie ręce w górę i cięłam go. Próbowałam rozciąć jego ramię jak patroszyłbyś rybę, ale nie mogłam przebić się przez głębsze tkanki. Mogłam ciąć jego skórę i ciało ale ligemant trzymały się, a to było wszystko czego Primo potrzebował, by trzymać ofiarę aż on umrze. Uparty drań. -Jeżeli nie opuścisz mężczyzny teraz, Primo, uznam to za bezpośrednie wyzwanie mojemu autorytetowi. -Uznaj to za co tylko chcesz, ale nie będę chłopcem do bicia dla ciebie, - I wskazał nie na mnie, ale na mężczyzn leżących nieprzytomnych dookoła go, na Buzza który stał w pobliżu, ale nie zbyt blisko. Byliśmy poza jego ligą, i on to wiedział. -Niech tak będzie, - Powiedział Jean-Claude. – Ma petite, to nie nóż, to pojedyncze ostrze, to magia. Jeżeli możesz użyć odrobiny jego magii przeciwko niemu, to czemu nie całej? Miałam zapytać, co miał na myśli, ale pokazał mi to. To było jakby mój umysł był ścianą a on właśnie wcisnął tą odpowiedź, bezpośrednio do mojego mózgu. Zrozumiałam i nie zawahałam się. To nie było w moim stylu wahać się, gdy na szali było życie. Nie wskazałam ani nie wyrzuciłam ręki. To nie była gra w piłkę. Mogłam wpłynąć na jego osłony, a te osłony przykrywały jego całe ciało. Pomyślałam o skórze magii, rzuciłam mocą w niego, i kiedy poczułam całe jego tarcze, jakbym pieściła niewidoczną skórę rękami, użyłam tego przeciwko niemu. Zmieniłam to w skierowane do wewnątrz ostrza. TO było jakby Primo nagle stał w środku odwróconej kolczatki, kolczatki z ostrzami rozmiaru sztyletów. Każdy cal jego skóry jaki mogłam zobaczyć był nagle pokryty krwią. Krzyknął, krzyknął ustami z których wylewała się krew, krzyknął z gardłem przekłutym w sześciu miejscach. Krzyknął i puścił drugiego mężczyznę. Clay and the dark-haired werewolf grabbed the man and dragged him over the bodies of his friends, and away, just away. I wanted to watch, to make sure they got him breathing, but I had other problems.
Clay i ciemnowłosy wilkołak chwycili mężczyznę i odciągnęli go do ciał swoich przyjaciół, i jeszcze dalej, dalej. Chciałam patrzeć, upewnić się ,że przywrócą mu oddychanie, ale miałam inne problemy. Primo started to charge us, but he stumbled and fell to his hands and knees. I realized in that moment that I’d blinded him. It wasn’t permanent, but it was permanent enough. For tonight he was blind. Primo ruszył na nas, ale zachwiał się i upadł na ręce i kolana. Zdałam sobie w tej chwili sprawę, że oślepiłam go. To nie było stałe, ale na wystarczająco długo. Przez wieczór będzie ślepy. Wrzasnął na nas i krzyknął głosem, który brzmiał jakby próbował przełknął pobite szkło. – Do diabła z tobą, Jean-Claude, do diabła z tobą. Nie jesteś wampirem w wystarczającym stopniu, by to zrobić. Nigdy nie byłeś. -Czy przybyłeś do St. Louis by zniszczyć mnie i zająć moje miejsce? Primo podniósł zakrwawioną twarz ku kierunkowi, skąd Jean-Claude dochodził. – Dlaczego nie? Dlaczego nie zostać Mistrzem Miasta? -Nawet nie potrafisz być swoim własnym mistrzem, Primo, dlatego. Sama moc to za mało by rządzić miastem. Chciałam spojrzeć za siebie i patrzeć jak mówi, ale nie musiałam. W tej chwili poczułam go bliżej niż jakbym stała trzymając jego ręce. Wiedziałam wtedy to co wiedziałam wcześniej, ale tylko na skraju mojego umysłu. Użył wampirzych znaków pomiędzy nami bardziej otwarcie, bardziej intymnie niż kiedykolwiek wcześniej. Powinnam być zła, ale nie byłam. Jeden z kelnerów nachylał się nad mężczyzną, którego Primo próbował zabić. Kelner odchylił głowę mężczyzny w tył i robił mu sztuczne oddychanie. Mężczyzna nagle wstrząsnął się i pierwszy wzięty oddech był głośny. Ciemnowłosy wilkołak, którego imienia nie znałam podniósł kciuki w górę. Mężczyzna będzie żył. Będzie z nim w porządku. Żadna ilość mięśni, jaką tu mieliśmy nie uwolniłaby go na czas. Nic więcej nie uwolniłoby go bez zabijania Primo, choć nie byłam pewna czy to dobrze. Myślę że powinniśmy zabić Primo, i to teraz, zanim dojdzie do siebie.
Głos Jean-Claude’a wyszeptał w moim uchu, - Jeżeli ktoś umrze, będę miał dużo więcej problemów w przekonaniu ich, że nic złego się tu nie zdarzyło. Potrząsnęłam głową i pomyślałam, nie było dość wampirzych sztuczek kontroli umysłu w świecie, by wyczyścić umysły całej widowni. Nie w przypadku czegoś tak traumatycznego. -Wątpisz we mnie, ma petite? – Nagle stał za mną. Jego smukłe białe ręce pojawiły się na moim ramieniu, otoczone białą koronką, i blaskiem czarnego aksamitu otaczającego tę koronkę. Podniosłam rękę, by go dotknąć a jego skóra była chłodna, jakby się nie pożywił, albo zużył ogromną ilość energii. Było więcej ciepła w aksamicie, który musnął moje palce ni w jego skórze. Był osuszony. Jak wiele energii zabrało mu rozmawianie w umyśle ze mną, czy też rzeczy które się działy, a o których nie wiedziałam jeszcze. Reszta ochrony w czarnych koszulach zaczęła poruszać się, powoli, sztywnie, jakby byli obolali. Primo wydawał się wyczuwać ich ruchy, ponieważ powiedział. – Nawet ślepy, jestem im równy. Poruszył się potykając o swoje stopy. Ten ruch musiał boleć jak diabli, ale nie skrzywił się. Postawił jedną zakrwawioną rękę na podłodze a drugą uniósł w powietrze, jakby wyczuwał ruchy. To było zbyt bliskie ruchom sztuk walk dla komfortu. Był wielki, był wampirem, prawie niewrażliwym na ból, był oszalały, i wytrenowany w sztukach walk. To nie wydawało się uczciwe. Nathaniel podszedł do mnie z boku I miał mój pistolet. Podał mi go bez słów, dokładnie jak go tego nauczyłam, kolba pierwsza, palce z dala od spustu. Rzuciłam mu półuśmiech na jaki zasłużył, ponieważ wciąż trzymałam na oku wielkiego giganta na podłodze.
Odbezpieczyłam zanim wycelowałam. Zwij to przeczuciem, ale kiedy Primo rzuciłby się na nas, nie chciałam zmarnować tej sekund. Potrzebowałam jej. Ale on nie rzucił się na nas. Nie, Primo miał ciekawszy pomysł. Było coś w tym jak skierował się do Jean-Claude’a co sprawiło, że poczułam się bezpieczniej i ten zmysł bezpieczeństwa był rodzajem arogancji. Arogancja sprawia że zapominasz, że naprawdę stary wampir może zrobić więcej niż tylko skrzywdzić cię fizycznie. Arogancja Jean-Claude’a sprawiła, że zapomniałam. Primo nie poruszył mięśniem, ale rzucił w nas mocą, wylał swoją wściekłość jak czerwony bukiet wrzącego gniewu na nas. Nie było czasu, by ochronić się przed tym. Nie było czasu by zrobić cokolwiek, poza przyjęciem tego. Jean-Claude spróbował pozwolić temu spłynąć po nim, ale poczułam tą okropną wściekłość, szukającą miejsca gdzie może wrosnąć w niego. Mistrz Miasta skonsumowany przez wściekłość byłby bardzo złą rzeczą. Ale ja rozumiałam gniew, i nie byłam Mistrzem Miasta. Przyjęłam gniew, nie spłynął on po mnie, ale spiłam go, przełknęłam, skąpałam się w nim. Otoczyłam się jego wściekłością jak płaszczem ognia, i otworzyłam tę część mnie, którą trzymałam ukrytą przed wszystkimi. Pozwoliłam wściekłości Primo spotkać tą wielką parującą masę mojego własnego gniewu. Gniewu jaki nosiłam w sobie od śmierci mojej matki. Głębokie, nieskończone morza mojego gniewu przywitały jego – otoczyły go, pożywiły się na nim. Pożywiłam się na jego wściekłości i pozwoliłam mu mnie wypełnić. Zaśmiałam się, zaśmiałam się stojąc tam i płonąc naszą bliźniaczą furią. Śmiałam się czując jak jego gniew waha się i odsuwa. Śmiałam się, pozwalając jego wściekłości mieszać się z moją. Już nosiłam jej nieograniczoną ilość, cóż znaczyło kilka wiader więcej? Gapił się na mnie niewidzącymi oczami, i wtedy zrobił połowę tego, czego oczekiwałam. Poruszył się naprzód, ale nie bezmyślnym pośpiechem. Poruszył się naprzód z prędkością zapierającą dech w piersiach i widziałam tę szybkość.
Był ślepy, więc chwycił w ciemności coś, i był to Nathaniel. Nathaniel stojący obok nas. Nie wiem czy to w niego Primo celował, czy nie trafił. Chwycił nadgarstek Nathaniela i próbował szarpnąć go przez jego ciało, ale Nathaniel zaparł się i nie pozwolił mu na to. Nagle wszyscy się poruszaliśmy. Byłam świadoma że ochroniarze poruszali się, ale byli za późno. Mój pistolet był wyjęty z kabury, ale Primo szedł naprzód jak tylko poczuł opór Nathaniela. Byłam najbliżej i poruszałam się szybciej niż planowałam. Nie byłam przyzwyczajona do bycia szybszą niż ludzie. Sięgnęłam po ramię Nathaniela, ale znalazłam się za blisko twarzy wampira. Primo zanurzył kły w mój nadgarstek i wiedziałam, by nie próbować się wyrwać. To rozerwałoby nadgarstek. Miałam pistolet wycelowany jak krzyknęłam. Krzyknęłam jak jego usta pożywiały się na mnie. Krzyknęłam przykładając pistolet do jego głowy. Mój palec miał pociągnąć za spust, kiedy umysł Primo uderzył w mój. To nie był gniew. To były jego wspomnienia. Rzymska armia, morderstwa, które go piętnuje, arena gdzie mógł zabijać ku zadowoleniu jego serca, gdzie mógł uwolnić ten gniew, żywić go. Śmierć, śmierć i śmierć. I każda syciła go w sposób, w jaki nic innego nie zdołało. Wtedy jednej ciemnej nocy, szlachetnie urodzona kobieta zażądał, by przyszedł do jej łoża z krwią i potem zwycięstwa na ciele. Poszedł, i znalazł o wiele więcej niż kiedykolwiek marzył. Zaoferowała mu wolność i nowy sposób, by karmić jego gniew. Nowy sposób, by zabijać. Nie znał jej prawdziwego imienia. Po prostu powiedziała, - Jestem Dragon, a ty będziesz mi służył. – I tak się stało. Nagle wspomnienia zatrzymały się. To zaskoczyło mnie i był moment że walczyłam, by nie nacisnąć spustu. Moment by wycelować pistolet w sufit i spróbować nauczyć się znów jak oddychać i używać mojego ciała.
Primo wciąż miał usta przyciśnięte do mojego nadgarstka, ale teraz jego ciało uleczyło się i jego oczy widziały. Wiedziałam dzięki Jean-Claude’owi, że Primo mógł uleczyć prawie wszystko z odrobiną specjalnej krwi. Celował w likantropa. Ale moja krew też się nadawała. Zrozumiałam dlaczego Jean-Claude chciał go. Tak potężny wojownik, jeżeli możesz go kontrolować. Spokój w mojej głowie nie był mój. Primo puścił mój nadgarstek, a jego oczy zbielały z przerażenia. – Czym jesteś? – wyszeptał. -Nie czym, Primo, kim, - powiedziałam i wyciągnęłam do niego rękę, którą zranił. Zamierzałam dotknąć jego twarzy, ale odsunął się ode mnie jakbym chciała go skrzywdzić. – Kim jestem, Primo? To potężne ciało skulił się przede mną. Poniżył się przede mną i pamiętałam jak robił to dawno temu przed tą, któr go stworzyła. – Mistrzynią, - wyszeptał, i to słowo wydawało się być wymuszone na jego ustach. Nienawidził tego, tego że nigdy nie będzie panem samego siebie. Kiedy przyjął ten krwawy pocałunek, założył że kiedyś będzie rządził, ale teraz wiedział że jest inaczej. – Jesteś moją mistrzynia. W momencie gdy zasmakował mojej krwi, został związany ze mną, w sposób jaki nie miał nic wspólnego z seksem, miłością, czy przyjaźnią. To była przynależność, posiadanie w taki sposób w jaki pozostałe nie były. Primo po prostu był mój, nie, nasz. Znaki pomiędzy Jean-Claude’m a mną były szeroko otwarte I były takie gdy Primo zaatakował mnie. Kiedy ugryzł, nie posmakował tylko mnie. Krew z mojej krwi, to nie była pusta fraza. To było rzeczywiste. Zrozumiałam w tej chwili że ze znakami otwarcie, wzięcie przysięgi krwi od jednego było przysięgą krwi dla obojga. Mogłam kontrolować umarłych a Jean-Claude miał moc nad każdym wampirem, jaki złożył przysięgę krwi, albo jakiego stworzył. Primo był przytłoczony podwójnym zależnościom. Ponieważ natychmiast, moja krew była Jean-Claude’a a jego moja. Miałam chwilę by zastanowić się co to wszystko mogło uczynić naszemu niechętnemu Richardowi, ale ta myśl nie przetrwała. Miałam dość własnych problemów, by pożyczać jego. Spojrzałam na wielkiego mężczyznę u naszych stóp i wiedziałam, że Jean-Claude był całkiem pewny go. Całkowicie pewny, że przysięga Primo utrzyma go. To nie było jak czytanie myśli. Po prostu wiedziałam że Jean-Claude już się nie martwił o Primo. Był go pewien. Ja nie byłam.
Obróciłam się, by spojrzeć na Jean-Claude’a by spróbować przekonać go jak niebezpieczny może wciąż być Primo, ale oczywiście, to że byłam chętna odwrócić się od Primo samo mówiło, że ja też byłam pewna. I to było nie tak. On był jak chodzący gniew z wielkim umięśnionym ciałem by go wesprzeć. To nie było bezpieczne. To nie mogło być bezpieczne. Myślę, że odwróciłabym się z powrotem do Primo, ale nagle patrzyłam na Jean-Claude’a i świat zniknął. Nie było nic poza Jean-Claude’m. Czarny aksamit tworzył wojskowy żakiet długości do pada ze srebrnymi guzikami z przodu i z wysokim kołnierzem i białymi wstęgami krawatu. Srebrny krawat błyszczał szafirem, który przebijał biel przy jego gardle. Żakiet pasował na szerokość jego ramion, podkreślając jego szczupłą talię, i przykuwając oko do czarnych skórzanych spodni, które wyglądały jakby zostały spięte po obu stronach, jakby on nie tyle wślizgnął się w nie, co zostały one na nim zszyte. Buty były tylko do kolan, zrobione z tego samego ciemnego aksamity co płaszcz. Byłam oczarowana i wiedziałam to, i nie mogłam nic na to poradzić, tylko się gapić, ale ominęłam wzrokiem jego twarz, ponieważ wiedziałam że przy tej samokontroli jaka mi pozostała, straciłabym ją patrząc mu w twarz. Naprawdę bym straciła. Jedna szczupła ręka zbliżyła się do mojej opuszczonej twarzy. Ta ręka otoczona była przez białą koronkę. Dotknął mojego policzka, najlżejszy dotyk, i zaczęłam podnosić twarz w górę. To był delikatny dotyk, mogłam walczyć lub go powstrzymać, ale nie chciałam. To zabrało całą siłę mojej woli, by uniknąć spojrzenia w jego twarz po raz pierwszy. Jego czarne loki mieszały się z aksamitem, aż było ciężko powiedzieć gdzie jedno się kończy a drugie zaczyna. Jego oczy były olbrzymie i piękne, odcień ciemniejszy niż szafir przy jego gardle. Jego oczy były tak ciemne jak niebieski może być i nie miały sobie odcienia czerni. Jego twarz była bladą perfekcją jak prawie dokończony obraz. Był blady, a jego palce przy mojej twarzy były jak lód. Był jak jakaś blada rzeźba czekająca na kogoś, by tknął w nią życie, poza ciemnym błyskiem w jego oczach. Te oczy trzymały całe życie w świecie. Jego głos był niski i miękki, jak futro prześlizgujące się po mojej czaszce. – Ma petite, pozwól mi wejść. Pozwól mi wejść. Nie pozostawiaj mnie w tym chłodzie. Otworzyłam usta by coś powiedzieć, oczywiście, ale zamknęłam je. Wcześniej gdy byliśmy związani słabiej, wziął moją energię od mnie nie przelewając krwi. To było ponieważ wielkie złe wampiry były w mieście a on nie mógł wyglądać na słabego przed nimi. I jeżeli byli po to by odkryć, że jego ludzka służebnica nie pozwala mu brać krwi, wyglądałby słabo w rzeczy samej.
Musiał się pożywić, desperacko. – Dlaczego? – odnalazłam głos, zachrypnięty i wcale nie jak gładki przy jego. – Dlaczego twoja energia jest tak niska? -Zrobiłem co mogłem na odległość, by ułatwić ci ten dzień. Wyciągnęłam rękę i położyłam palce na jego policzku. – Osuszyłeś się dla mnie. -Dla spokoju twojego umysłu, - wyszeptał, jego głos schodził w dół mojego kręgosłupa jak mała kropla wody ześlizgująca się niżej i niżej. -Chcesz się pożywić. Lekko przytaknął, poruszając zimną skórą przy cieple moich palców. W mojej głowie wyszeptał. -Jeżeli mam utrzymać naszą kontrolę nad Primo, muszę się pożywić. -Nie masz na myśli krwi. -Nie, - podniósł drugą rękę do mojego opatrzonego policzka. – Jesteś ranna? -Nie mocno, - powiedziałam i mój głos brzmiał prawie jak mój. Zdałam sobie sprawę, że się odsunął. Pozwalał mi pomyśleć. Nie musiał, ale znał mnie zbyt dobrze. Jeżeli nie pozwoliłby mi teraz pomyśleć, byłabym wściekła później. -Nie masz na myśli tego co zrobiłeś, gdy rada była w mieście, prawda? Prosisz o coś innego. Jego głos w moim umyśle. – Coś się stało z twoim połączeniem z Damianem i Nathanielem. Więcej mocy jest wszędzie, ale też i więcej potrzeba. Odmawiałem sobie przez bardzo długi czas, ma petite. – Jego ręce ześlizgnęły się po brzegu mojej szczęki, dopóki nie objęły mojej twarzy, jego palce były zakopane w cieple moich włosów. Słyszałam jak myśli że ogrzewa się przy moich włosach. Tak zimny, tak pusty, tak potrzebujący. Nigdy go takiego nie widziałam.
To nie była jego potrzeba. Odwróciłam się na tyle, by móc zobaczyć Nathaniela, który opierał się o ścianę. Nie był na tyle blisko, by emanować w ten sposób. Spojrzał na mnie niewinnie lawendowymi oczami. Nie mogłam poczuć go w umyśle. To był tylko Jean-Claude i ja, ale choć to był tylko nasza dwójka połączona, to wciąż było jak potrzeba Nathaniela, jak głód ciała/skóry Damiana. Spojrzałam w te ciemne, ciemne oczy i wyszeptałam. – Otrzymałeś ich potrzeby. Na głos powiedział. – Obawiam się, że tak. -Co możemy zrobić? -Pozwól mi wejść, ma petite, wpuść mnie przez te cudne osłony. Pozwól mi wejść, - i jego głos rozlał się po mojej skórze, jakby przykrył mnie nagą satyną i przeciągał ją po moim ciele. Zadrżałam i tylko chłodny dotyk jego dłoni powstrzymał moje kolana przed ugięciem się. Patrzyłam w te oczy, w tą twarz i wyszeptałam. – Tak. Jego twarz wypełniła moją wizję, wtedy jego usta musnęły nie. Oczekiwałam go by wziął mnie w ramiona i pocałował mnie z desperacją, jaką czułam w jego potrzebie, ale on tego nie zrobił. Dotknął mnie tylko ustami, i nawet ta najlżejsza pieszczota jego ust przy moich. Właściwie naparłam na niego, podniosłam rękę, by go dotknąć, a on położył rękę na moim ramieniu i utrzymał nas rozdzielonych. Sekundę później jak to zrobił zrozumiałam dlaczego, ponieważ jakby moja dusza przelała się przez moje usta, jakby cała esencja mnie była smakiem moich ust. Moja moc, moja magia, moje serce, moja dusza, wszystko było tam do wzięcia w jednym delikatnym muśnięciu ust. Myślałam że żywiliśmy ardeur na sobie nawzajem wcześniej, ale nie miałam racji. Spił to z moich ust, delikatnie, tyle ile pragnął. Mogłam to poczuć. Poczuć jego potrzebę. Ale trzymał mnie oddaloną, kładąc ręce na ramionach, gdy ja walczyłam by zmniejszyć ten dystans. Ale wiedziałam dzięki niemu, że naga skóra była nagą skórą, i to wszystko mogło mnie spić.* To był najdelikatniejszy pocałunek jaki kiedykolwiek mi dano I jeden z najbardziej frustrujących. Wydawałam drobne dźwięki głęboko w gardle, ponieważ chciałam więcej. Chciałam dużo więcej. Kiedy odsunął się, miał odrobinę mojej szminki w purpurowej plamie na środku ust. Był tam leciutki kolor na jego policzkach. Był jak chłód zimy dotknięty przez najlżejszy
oddech wiosny, tak że ciepło było tylko obietnicą, nie rzeczywiste, jeszcze nie, ale z odległą nadzieją. Ale nadzieja jest lepsza niż jej alternatywa. Przełknął gwałtownie, jego oczy zamknęły się na chwilę, zanim się wyprostował i ręce na moich ramionach były sztywne. – To zaledwie odrobina tego co potrzebuję, ma petite. -Nie przestawaj. Uśmiechnął się, ale to było smutne. – Pozwól by ten efekt przeminął odrobinę, wtedy daj mi odpowiedź o więcej. Potrząsnełam głową. O czym on mówił? Oczywiście, oczywiście mógł dostać więcej. -To moja wina, ma petite, poprosiłam cię byś wpuściła mnie przez swoje osłony. Nie chciałem abyś upuściła wszystkie swoje linie obrony w twoim wspaniałym repertuarze. To było prawie przytłaczające dla obojga z nas. – Patrzył na mnie jakby zobaczył coś nowego tam, czy kogoś nowego. – Muszę zając się naszą widownią. – Prawie zbliżył się do mnie po pożegnalny pocałunek, ale odsunął się i zawołał kogoś, - Zajmij się nią dopóki nie dojdzie do siebie. Nie, nie ty, nie dopóki nie będzie znów sobą. Obawiam się co by zrobiła, gdybyś dotknął jej teraz. Jego głos kiedy doszedł ponownie, wypełnił głos, odbił się echem w jego cieniach, i nadal wydawał się intymny, jakby wyszeptany przy twojej skórze, I tylko przy twojej skórze. – Primo przeszedł przez ogień i krew, by narodzić się ponownie dziś w nocy. Przemienił się przed waszymi oczami z wojownika z koszmarów w kochanka z marzeń. -Są zbyt przerażeni, nie uwierzą. – to był głos Nathaniela. Odwróciłam się ku temu głosowi, ale spotkałam inną twarz. Nathaniel stał tam z tyłu, poza zasięgiem, ale Byron stał tak blisko, że to zaskoczyło mnie. Nie miał raczej trzech stuleci, ale normalnie słyszałam jak się porusza jakby był człowiekiem. Nie był potężny i nigdy nie będzie, ale dziś w nocy, nie wiedziałam że stał prawie dotykając mnie. To pomogło mi wytrzeźwieć bardziej niż cokolwiek inne. Nie słyszałam jednego z najsłabszych spośród nowych wampirów, które Jean-Claude zaprosił do miasta. Zła nekromantka, nie będzie ciasteczka.
-Nigdy nie widziałaś go pot tym jak się tak pożywił, - Byron powiedział delikatnie zaakcentowanym brytyjskim głosem – obserwuj. Walczyłam by nie spojrzeć na Jean-Claude’a. Spojrzałam za to na widownie. Ich oczy były szerokie, ich twarze blade, bądź zarumienione. Niektórzy z nich wciąż ukrywali się pod stołami. Jeżeli walka nie miałaby miejsca pomiędzy nimi a najbardziej widocznymi drzwiami, prawdopodobnie uciekliby. Wszystko czego potrzebowali nad sobą to był znak mówiący – przerażone gówno. – To prawdopodobnie rozlana krew najbardziej przeraziła ich. Przerażająca rzecz. Tak dugo jak patrzyłam na widownię zgadzałam się z Nathanielem, ale kiedy moje oczy prześlizgnęły się na plecy Jean-Claude’a jak mówił do nich, no cóż. Musiałam oderwać wzrok. Musiałam nie patrzeć, ponieważ pragnienie wciąż było tam. Powiedziano mi, że moje pragnienie by dotykać go jest częścią tego pragnienia jaki każdy sługa czuje dla swojego mistrza, ale tak naprawdę nie wierzyłam w to. To, to było pragnienie. Odkryłam , że gapię się na Prmo, który wciąż był na kolanach, wyglądając na zmieszanego, w połowie kręgu ochroniarzy stojących za nim. Spojrzał w górę na mnie i jego oczy miały w sobie coś jak ból. Przemówił i nikt przy stołach nie usłyszał go, tylko ja i ochrona i wampir i lampartołaki za moimi plecami. – Uwięziłaś mnie. Otworzyłam usta by powiedzieć, - Nie zamierzałam tego, - ale ktoś dotknął mojego lewego nadgarstka I to zabolało. Ostry nagły ból. Odwróciłam się i okazało się, że Byron dotykał mnie. –Puść mnie. Rozłożył rękę, I pozwolił mojemu ramieniu opaść. Wyszeptał. – Krwawisz. Jean-Claude kazał mi się tobą zająć. Pozwól mi zająć się twoją raną. – Była tam twarz młodsza I bardziej niewinna niż Nathaniela. Był ostatnich nastoletnich latach kiedy jego mistrz go przemienił. Jego włosy były delikatnie brązowe i opadały w swobodnych lokach za jego uszami, pozostawiając jego smukła szyję nagą i ukazując trójkąt jego białej skóry przy szlafroku jaki nosił. Pamiętałam że ktoś powiedział że studenci collegu czesali Byrona. Musiał być tym na scenie. Był niższy niż ja, i szczuplejszy, nie młodzieńczo, ale młodo, był niedokończony, i będzie taki na zawsze. Czy jego ramiona rozszerzyłyby się, albo wyszczuplałby, nigdy się nie dowiemy. Mógł podnosić ciężary i zmienić coś, i robił to, zgodnie z naleganiem Jean-Claude’a , ale nigdy nie będzie miał ciała jakie miałby gdyby wampir, który go zabił zaczekałby rok albo dwa.
Jego oczy były szare i wydawały się zajmować większość jego twarzy, ogromne, delikatnie szare. Tego koloru jakiego mgła może być kiedy jest najgęstsza, tak blisko duszącej ściany mgły. Potrząsnęłam głową i odsunęłam się. Cholera. Byron prawie zapanował nade mną swoimi oczami. To nie powinno być możliwe. Jean-Claude powiedział że opuściłam wszystkie moje osłony. Nie chciałam tego. To było bardziej jakby Jean-Claude zniósł wszystkie moje osłony. Ale Byron nie był JeanClaude’m. Jego mogłam utrzymać z dala. W zasadzie zamknęłam oczy i wykonałam ćwiczenia z głębokim wdechem, jakich się nauczyłam. Wróć do centrum swojego ciała. Wróć do centrum siebie, w dół tą linią która idzie do ziemi. Marianne nazywała to uziemieniem i tym to było. Uziemienia, jak bycie uziemionym, stabilnie na stopach, bezpiecznie. Ale ciężko było pozostać skupionym, ponieważ głos Jean-Claude’a wciąż tam był I zamknięcie oczu nie pozbyło się go. – Kto spośród was nie pragnąłby poskromić dzikiego serca, wziąć mężczyznę i zamienić go poza poznanie? Zmienić go w to czym chcecie był? Primo klęczy przed waszym pięknem, i jest tym czym go uczynicie. Powstanie i spełni wasze pragnienia. Poczułam jak Jean-Claude wchodzi pomiędzy mnie i Primo. Nawet z zamkniętymi oczami, nawet ze mną próbującą zakotwiczyć się, poczułam jak jego ręka odsuwa moją koncentrację. Spojrzałam w górę i zobaczyłam jak dotyka twarz Primo, najlżejszym dotykiem. – Pokaż im to cudowne ciało. Primo potrząsnął głową. Nie chciał się bawić. Poczułam jak wola Jean-Claude’a nagina się, jak mięście zaciskające wokół Primo. Poczułam tą iskrę ciepła tryskającą z niego ku większemu mężczyźnie. Właściwie podeszłam bliżej do nich, kiedy Byron odciągnął mnie w tył. -Nie doradzałbym tego. – Powiedział i znów poczułam przyciąganie w tych delikatnych szarych oczach, jakbym była owinięta w najcieplejsze koce.
Primo stał i to sprawiło że odwróciłam się do nich. Większy mężczyzna zacisnął ręce w pięści trzymając czarną przesiąkniętą krwią koszulę, i rozerwał ją jak papier. Nagi o pasa w górę, był cudowny, jeżeli lubiłeś olbrzymów. To nie była wielkość pochodząca od podnoszenia ciężarów. To było to jak wielki był. -Dla kogo będzie pierwszy pocałunek? – Jean-Claude zapytał. Poczułam ruch zanim odwróciłam się i zobaczyłam tam ich gotowość, w najgorszym razie, niepewność, jakby nie byli pewni. Pierwsze kilka rąk poszło w górę z pieniędzmi, i kiedy to się stało, więcej podążyło. Nikt nie chciał być pierwszy, ale nikt także nie chciał być wykluczony. Byron pociągnął delikatnie za moje ramiona. – Musimy opatrzyć tą ranę, Anita. Chodźmy na zaplecze. -On ma rację, - Nathaniel powiedział i był teraz bliżej. Dość blisko bym mogła zobaczyć że tam była krew na jego lawendowej koszuli. Musiał być bliżej Primo niż pamiętałam. Ale nie myślałam tak dobrze. To było jakbym nie była całkiem sobą, odkąd dostałam się tutaj. Co było nie tak ze mną? Przytaknęłam. – Dobrze, dobrze, jasne. Pozwoliłam Byronowi i Nathanielowi wyprowadzić się, ale moje spojrzenie pozostało na pomieszczeniu. Była tam brunetka z alejki, która przebiegała ręką po skórze Primo i ta skóra była czysta i gładka, żadnej krwi, żadnych znaków walki. Przebiegła rękami po skórze, ale jego spojrzenie było dla mnie. Jego oczy trzymały niemą prośbę po pomoc, a ja nie rozumiałam dlaczego. Jean-Claude dotknął nagie plecy dużego mężczyzny i twarz Primo odwróciła się z powrotem do kobiety. Nie było tam żadnej dezorientacji na jego twarzy. Nie było tam nic poza pożądaniem i w tej chwili zrozumiałam. Jean-Claude kontrolował Primo. Manipulował wampirem bardziej niż kiedykolwiek manipulował widownią. Przyszli po odrobinę lubieżnej zabawy. Primo przybył, by zostać Mistrzem Miasta, ale zamiast tego był tylko kolejnym przedstawieniem Grzesznych Rozkoszy. Pocałował brunetkę, jakby był oddechem, jakby całowanie jej było samo w sobie życiem. Kiedy puścił ją i jeden z ochroniarzy posadził jej trzęsące się ciało na jej siedzeniu, pieniądze poleciały przez pokój. Witamy w show biznesie, Primo, pomyślałam.
Rozdział 36 Drzwi zamknęły się, I jak magia to było ciche. Obszar zaplecza był dźwiękoszczelny, ale dziś to było coś więcej. To było jakby z zamknięciem drzwi, mogłam znów myśleć, naprawdę myśleć. Wiedziałam że ta bliskość z Jean-Claude’m może pogorszyć sprawy, zazwyczaj bliskość oznaczała dotykanie. Dziś, przebywanie w tym samym pomieszczeniu to było zbyt blisko. Potrząsnęłam głową. – Co do diabła się dzieje? -Mamy apteczkę pierwszej pomocy w przebieralni, - Byron powiedział. Próbował oprzeć mnie o drzwi po prawej. Wyjęłam ramię z jego uścisku I spojrzałam na Nathaniela. – Czy nie słyszałam jak Jean-Claude kazał ci mnie nie dotykać? Przytaknął. – Nie jest pewien co się teraz zdarzy. – Jego twarz była bardzo uroczysta, poważna, zamknięta w sobie. Był ostrożny znów wokół mnie i nie wiedziałam czemu. -Ominęło mnie coś tego wieczoru? -Krwawisz, - Byron powiedział I wskazał na moje ramię. Krew spływała po ręce by kapać, kapać na białą podłogę. Hallway był tak biały i pusty, że kropla purpury wydawała się głośna, jakby kolory były dźwiękiem. Potrząsnęłam ponownie głową. -Coś jest nie w porządku. -Straciłaś więcej krwi niż sobie zdajesz sprawę, - Byron powiedział.
-Anita, - Nathaniel powiedział i to wydawało się trwać dłużej niż powinno by się odwrócić i spojrzeć na niego. – Anita, chodź do przebieralni. Zajmiemy się tobą. Przytaknęłam i podniosłam ramię na wysokość klatki piersiowej. To pomogło spowolnić utratę krwi. Rękaw mojej kurtki był zakrwawiony i nie zauważyłam tego jak dotąd. Coś było strasznie nie w porządku, i nie wiedziałam co. Wiedziałam że utworzenie nowego triumwiratu z Damianem i Nathanielem było prawdopodobnie przyczyną, ale to tylko powiedziało mi dlaczego to się dzieje. Dlaczego nie miało zbyt wielkiego znaczenia dla mnie w tej chwili; co się działo, to miało znaczenie. Byron dotknął mojego ramienia, na tyle by przeprowadzić mnie przez drzwi, które Nathaniel otworzył dla nas. Jak przeszłam obok Nathaniela poczułam, że coś się otwiera pomiędzy nami, jakby były tam drzwi pośrodku naszych ciał. Drzwi, które chciały zamknąć się wokół nas, ścisnąć nas lekko razem. Byron dosłownie postawił swoje ciało przede mną, i powstrzymywał mnie od dotykania Nathaniela. Warknęłam na niego, i Nathaniel zrobił to samo za jego plecami. –Uspokójcie się, koteczki, robię tylko to co Mistrz Miasta mi rozkazał zrobić. – Jego oczy były odrobinę szersze, i poczułam woń nie strachu, ale czegoś mu bliskiego. – Czy pamiętasz jaki był pocałunek Jean-Claude’a tam? – Chwycił mój zraniony nadgarstek i zanurzył w nim palce. -To boli, - powiedziałam, i obróciłam się do niego, zła, gotowa do bycia wściekłą. -Ale możesz teraz myśleć, prawda? To sprawiło, że zrobiłam krok w tył do przebieralni z tyłu. Byron podążył za mną, ręka wciąż na moim nadgarstku, ale poluźniona teraz, nie by zranić, ale by prowadzić. -Co się z nami dzieje? -Wygląda na to że wszyscy osiągnęliście nowy poziom mocy, - Byron powiedział prowadząc mnie pomiędzy słabo oświetlone stoły na których rozrzucono przybory do makijażu i element strojów. -A co to oznacza?
Zatrzymał się przed wielka, szarą metalową szafką, która była w odległym końcu pokoju. – Co to oznacza, odpowiedź na moje pytanie. Czy pamiętasz jaki był pocałunek w drugim pokoju? – Otworzył szafkę, i ona była pełna czystych zapasów i dodatkowych rzeczy jakich człowiek mógł potrzebować. Na najwyższej półce, tak że on musiał stanąć na palcach, był zestaw pierwszej pomocy, całkiem spory. -To było jakby on spijał moją duszę, - I powiedzenie tego na głos było zbyt poetyckie jak dla mnie. Zarumieniłam się i spróbowałam znów. – Myślałam że karmił ardeur poprzez seks ze mną, ale jeżeli ten pocałunek był pożywieniem się, to on się powstrzymywał. Byron spróbował znaleźć dość wolnej przestrzeni na najbliższym stole, by otworzyć pudełko z lekarstwami, ale poddał się i poprosił Nathaniela, by to przytrzymał, gdy on je przeszukiwał. – Powstrzymywał się, kochanie, wierz mi. -Skąd wiesz? Rzucił mi bardzo płaskie spojrzenie tych wielkich szarych oczu. – Jean-Claude lubił kiedyś Londona, lubił go bardo, a ja lubiłem że on to lubił. – Było tam coś prawie nieprzyjacielskiego w sposobie w jaki zakończył to zdanie. -Dlaczego czuję że powinnam przeprosić? -Podnieś ramię wyżej, - powiedział. Jego ręka była pełna przedmiotów, ale wciąż nie był usatysfakcjonowany. – Nie masz za co przepraszać, ptaszyno (Przypis od korektorki: Byron jest Brytyjczykiem, dlatego używa brytyjskiego slangu. Ptaszyna czyli „duckie” oznacza osobę niewinną i słodką do tego stopnia, że chciałoby się ją niecnie wykorzystać). Poza Asherem, Jean-Claude preferował, by jego pożywienie było delikatniejszej perswazji, zawsze tak było. Och, tutaj to jest. – Wyciągnął zamknięte opakowanie gazy. Uśmiechnął się do mnie, i ten uśmiech był taki nieszkodliwy, tak nie pasujący do sytuacji. -Teraz pozwól Wujkowi Byronowi zobaczyć to wielkie, złe bu-bu. Spojrzałam na niego I to nie było całkiem przyjazne spojrzenie. – Krwawię, a nie mam urazu mózgu, skończ z gadką dla dzieci.
Wzruszył ramionami. – Jak chcesz, kochanie. Miałam go poprawić, ale Byron używał pieszczotliwych imion, prawie tych samych pieszczotliwych imion dla każdego. Jeżeli brałabym to osobiście, to byłoby niemożliwe, by prowadzić z nim konwersację. Byłam zmęczona dziś w nocy. Odpuściłam to sobie. -Dlaczego on nie chce bym dotykała Nathaniela? Byron spojrzał na mnie jakbym była opóźniona. – Ponieważ, kochanie, jeżeli pocałunek Jean-Claude’a jest nagle czymś więcej, to być może twój też. Słudzy zwiększają moc razem z mistrzami. Spojrzał na wszystko co miał w rękach, po czym potrząsnął głową, wyglądał niecierpliwie I wrzucił to z powrotem do pudełka. – Podaj mi rzeczy, gdy o nie poproszę. – powiedział do Nathaniela. Nathaniel przytaknął, ale patrzył na mnie. Odkryłam że gapię się w te lawendowe oczy. Byron pstryknął palcami w powietrzu pomiędzy naszymi twarzami. To sprawiło, że oboje podskoczyliśmy. – Oboje się nie dotykacie teraz. To mogłoby być niebezpieczne. Teraz zdejmij kurtkę. Zrobiłam o co poprosił i bolało gdy zdejmowałam rękawy, ale dopiero gdy zobaczyłam mój nadgarstek i westchnęłam Nathaniel powiedział, - Och, cholera. Większość wampirzych ugryzień jest elegancka, prawie jak punktowy znak. To takie nie było. To było jakby, jak już jego kły zatopiły się we mnie, on użył pozostałych zębów by się wgryźć, i to wyglądało bardziej jak ugryzienie zwierzęcia. Wielkie, wściekłe zwierzęce ugryzienie. Krew sączyła się z dwóch najgłębszych śladów po kłach, sączyła się pewną strugą. W momencie kiedy to zobaczyłam poczułam jak kręci mi się w głowie, i to cholernie bolało. Dlaczego zawsze boli bardziej kiedy zobaczysz krew? -Masz szczęście, że wciąż stoisz, - Byron powiedział. Przystawił krzesło z jedną nagą nogą i powiedział, - Siadaj. Usiadłam. Ponieważ prawdę mówiąc, odrobinę się trzęsłam. To była wystarczająco poważna rana, że powinnam zauważyć ją wcześniej. Naprawdę zauważyć ją. Odrobina cala wyżej, albo mocniej, albo głębiej, i mogłabym być bliska śmierci, zanim bym to zauważyła.
-Dlaczego nie zauważyłam tego wcześniej? -Widziałem zaklętych ludzi wykrwawiających się na śmierć z drobnych ranek, z uśmiechem na twarzy kiedy umierali, ptaszyno. – Rozdarł paczkę ze sterylną gazą. –Przyłóż to tutaj i przyciśnij mocno. Straciłaś dość krwi jak na jedną noc, zobaczmy czy możemy ocalić resztę. –Kiedy był poważny, zdrobnienia znikły. Był w mieście zaledwie kilka tygodni I już wiedziałam, że kiedy pyaszyna, kochanie I zdrobnienia znikały, sprawy wyglądały źle. -Co mogę zrobić by pomóc? – Nathaniel zapytał. -Znajdź więcej gazy. To jedyna paczka tutaj, a ona będzie potrzebować więcej. Nathaniel odłożył apteczkę pierwszej pomocy na krzesło, które przysunął do Byrona, po czym podszedł do drzwi. Najwyraźniej wiedział, gdzie trzymają dodatkowe gazy. – Jak bardzo wy zostaliście zranieni tam? -Zwykłe zadrapania, - powiedział, - choć byłabyś zaskoczona, ile kobiet próbowało nas ugryźć. Spojrzałam na niego. Uśmiechnął się. – Ależ, ptaszyno, dlaczego miałbym kłamać? W jednej sekundzie patrzyłam na Byrona i myślałam o niczym takim. Mój nadgarstek bolał i zastanawiałam się dlaczego nie zauważyłam tego, i wtedy nagle zastanawiałam się czy był nagi pod szlafrokiem, i miałam nadzieję że był. Zamknęłam oczy i próbowałam się osłaniać. Próbowałam chwycić się czegokolwiek i wszystkiego co było pomiędzy mną a Jean-Claude’m, ale jego głos doszedł przez to. – Przepraszam ma petite, przepraszam, ale Primo wciąż walczył ze mną, a ja nie pożywiłem się dość. Nie mogę nie pożywić się i kontrolować go, ale ty możesz pożywić się za mnie. Możesz dać mi to czego potrzebuję, ma petite. Proszę, proszę, nie odmawiaj mi. Jeżeli stracę kontrolę
nad Primo teraz, on zamorduje te kobiety. Będzie widział się poniżonym przez nie. Proszę, proszę, ma petite usłysz mnie i wiedz, że mówię tylko prawdę. Pomóż mi! – Przerwał gwałtownie kontakt i chwyciłam odrobinę gniewu Primo przebijającego żądzę, którą Jean-Claude pożywił go. To było jakby Primo był oczarowanym człowiekiem, ale nadal walczącym, walczącym by się uwolnić. -Do diabła z tobą, Jean-Claude. Byron dotknął mojego ramienia. – Nie mdlej przy mnie. Otworzyłam oczy i jego szare oczy były tak blisko przy moich. Był tak blisko. Nie wiem, co widział w moich oczach, ale puścił mnie, jakbym go oparzyła. Jego oczy były odrobinę szerokie, i jego głos był zdyszany, gdy powiedział. – Nie podoba mi się wyraz twoich oczu. To nie wygląda jak ty. Nachyliłam się ku niemu, a on się odchylił. Poruszałam się naprzód, a on cofał się, tak że wyślizgnęłam się z krzesła, a on skończył na podłodze chwilę przed tym jak podniósł się na nogi. Pozostałam klęcząca na podłodze, ale złapałam w garść jego szlafrok. Ubranie rozciągnęło się na jego ciele, i zobaczyłam że miał coś na sobie, ale nie za wiele. To była żądza, ale to było coś więcej niż to. To była żądza, jakby seks był jedzeniem. Myślałam że ardeur było najgorsze z tego, ale to było… jeszcze gorsze. Poza tym że po raz pierwszy miałam jakąś kontrolę nad ardeur. Nie lubiąc kogoś, albo znając kogoś – to pomagało mi to zwalczyć. To było inne. To nie miało znaczenia. To była potrzeba tak pierwotna że to nie miałoby znaczenia. Jean-Claude krzyknął w mojej głowie, - Anita, pomóż mi!- Użył mojego prawdziwego imienia i jego desperacja przecięła mnie jak nóż. Coś z tej desperacji wpłynęło na mój głos. – Przykro mi, Byron, ale Jean-Claude zaraz straci kontrolę nad Primo. Potrzebuje więcej pożywienia. -A kto będzie jedzeniem? – zapytał i była w nim odrobina strachu. Musiałam zamknąć oczy i wziąć głęboki wdech. – Nie ma czasu. -Nie pozwolę ci rozerwać mi gardła, ponieważ mistrz wziął więcej niż mógł poskromić.
Potrząsnęłam głową, oczy wciąż zamknięte. – Nie bój się Byron, proszę, to wzmacnia bestię. Oferuję ardeur. – Otworzyłam oczy i spojrzałam w górę na niego. Wciąż stał tak daleko jak rozciągnięty materiał szlafroka pozwalał mu. Mój glos otarł się o krawędź wycia, kiedy powiedział, - Ale to limitowana oferta. Albo przyjmij ją, albo jedzenie nie będzie eufemizmem. Zabawna mina znalazła się na jego twarzy. – Masz na myśli seks? Prawdziwy seks? Nie eufemizm czegoś? Gdybym miała czas, to byłoby zabawne. – Tak. -Och, duckie, dlaczego nie powiedziałaś tak od razu? – Podszedł do mnie, rozwiązując pasek szlafroka i pozwalając mu opaść. Miał na sobie tylko cieniutkie czarne stringi, z jego bladym, bladym ciałem eksponującym wszystko inne. Mięśnie które zdołał nabyć w mniej niż miesiąc, napinały się pod jego skórą jak opadł na kolana przede mną. – Kto będzie na górze? – zapytał z uśmiechem. Położyłam ręce na jego nagich ramionach i w momencie, gdy dotknęłam jego skóry, uśmiech zbladł. – Ja. – powiedziałam i popchnęłam go na podłogę. Rozdział 37 Byron leżał plecami na podłodze z moim ciałem ujeżdżającym go, moimi rękami na jego nadgarstkach, przyszpilających go do ziemi. Jedyna rzecz, jaką zerwałam z siebie to była bielizna. Nie było tam żadnej gry wstępnej, nie było na to czasu, ani potrzeby. Gdziekolwiek go dotknęłam, tam mogłam się pożywić. Naga skóra była wszystkim czego potrzebowałam, ale to było niecałkowite pożywianie się. To nie było dość. Przycisnęłam nasze usta razem, wślizgnęłam mój język do jego ust i znów mogłam się pożywić, ale to nie było dość. Zatopiłam się w niego, ale on wciąż był uwięziony w stringach. Puściłam jeden z nadgarstków, i jego ręka znalazła bok stringów natychmiast. -Zerwij, - powiedział głosem tak głębokim, prawdziwszym niż zazwyczaj. Zerwałam ubranie i był nagle nagi przy mnie, nie wewnątrz mnie, ale napierał na mnie i był ciepły. Ciepły dzięki krwi, którą wziął od kogoś innego. Uczycie jego przyciśniętego do mnie sprawiło, że jęknęłam.
Nathaniel powiedział, - Anita? – Przyszedł stając tak daleko od nas jak tylko zdołał pozostając tam gdzie mogłam go widzieć. – To jak ardeur, ale gorsze, silniejsze. – Wyglądał prawie na spanikowanego. Miał garść paczek gazy. Chciałam powiedzieć przepraszam, albo coś cywilizowanego, ale Byron poruszał biodrami pode mną, i ten jeden drobny ruch przywrócił moją uwagę do mężczyzny pode mną. Jego oczy pociemniały jak niebo przed sztormem. A spoglądając w nie, zastanawiałam się jak kiedykolwiek zdołały być tak miękkie. Spędził wiele czasu, będąc uroczym młodzieńcem, bawiąc się ciałem, jakie mu dano, ale nagle w jego oczach dojrzałam z jak bardzo dojrzałą osobą miałam do czynienia. -Pieprz mnie, - powiedział, i wyszło to delikatniej za drugim razem, - pieprz mnie, pieprz mnie. – Szeptał to wciąż i wciąż, dopóki sam jego oddech nie szeptał, - Pieprz mnie. – Pochyliłam się nad nim, przycisnęłam usta do niego, i to było tak jakbym mogła poczuć jego duszę przez długi tunel jego ciała, jakbym wiedziała jak po nią sięgnąć i zagarnąć. Wiedziałam natychmiast że mogłam pożywić się na wszystkim, czym Byron był. Mogłam pożywić się na boskich i piekielnych iskrach, które uczyniły go wampirem. Mogłam go zjeść, całkowicie i w pełni, i pozostawić za sobą jedynie śliczny trup. Odsunęłam się od jego ust krzycząc, ponieważ chęć do zrobienia tego była prawie przytłaczająca. Głód pragnął tego. Jego całego. To nie mogło mieć go całego. Nie mogło. Nie zrobiłabym mu tego. Nie zrobiłabym tego nikomu. Po raz pierwszy zrozumiałam, co oni oznacza los gorszy niż śmierć, albo że raczej seks nie był tym. Gdybym mogła nakarmić ardeur, to może mroczniejsze rzeczy, by odeszły, ale nawet chętna miałam problem. Nie znałam ciała Byrona. Próbowałam po prostu kołysać się na nim, wślizgać go do środka, ale dwukrotnie prześlizgnęliśmy się po sobie, ale nie wszedł. W końcu wykrzyczałam moją frustrację i on powiedział. – Puść moje ręce a pomogę. Ręka pojawiła się pomiędzy nami i w zasadzie zajęło mi chwilę by zdać sobie sprawę, że to był Nathaniel. Miał kondom w ręce. – Nie wiemy, z kim był. Warknęłam na niego, ale on odwarknął. – Jedyny sposób w jaki możesz złapać coś od wampira czy likantropa, to jeżeli jeden z nas pieprzył kogoś, kto choruję, i po tym pieprzy ciebie. Chcesz zaryzykować? -Puść moje ręce, kochanie, a włożę wszystko, co tylko chcesz.
Puściłam jego nadgarstki i on poruszył się na tyle że mógł otworzyć foliową paczkę i wyślizgnąć zawartość. Potem wrócił tam, gdzie zaczęliśmy, z nim przyciśniętym do mnie, ale nie we mnie. Położył ręce po obu stronach moich ud i podniósł mnie w tym samym czasie, co uniósł swoje biodra. Wślizgnął się we mnie, w jednym gładkim ruchu który odrzucił moją głowę w tył i sprawił że on krzyknął, - Och, tak! Kiedy spojrzałam z powrotem na niego, jego szare oczy zgubiły skupienie, jego usta były w pół otwarte. Pragnęłam nakryć jego usta moimi, pragnęłam tego ulotnego smaku jego duszy ponownie. W końcu zdałam sobie sprawę, że to nie z ardeur walczyliśmy, nie całkowicie. Coś jeszcze się działo, coś mroczniejszego, coś gorszego. Myślałam że najgorszym byłby seks z nieznajomymi, ale nie miałam racji. Byron nie był jeszcze moim przyjacielem, nie zawieram przyjaźni tak szybko, ale nie był złym człowiekiem. Lubiłam go, z jego „ptaszyno” i „słonko”. Lubiłam, że powiedział mi za pierwszym razem, gdy się spotkaliśmy, że nie, on nie był tym Byronem i że prawdziwy Lord Byron nie był jednym z nich, że to tylko plotki rozpowszechniane przez ludzi, którzy chcieli go spalić i przebić kołkiem w pewnym kraju. Choć jeżeliby wiedział, że ten wielki poeta zamierzał się utopić przed trzydziestym rokiem życia, zaoferowałby mu przemianę. Lubiłam Byrona. Nie zasługiwał na śmierć. Było tam gniewne echo w mojej głowie. Pomyślałam , że to Primo i wiedziałam że to nie on. Nie miał tego rodzaju mocy by wpływać na mnie z pokoju dalej, nie przez moje i Jean-Claude’a osłony. Zadałam sobie pytanie, „Gdzie trafiłaby moc, jeżeli odebrałabym Byronowi życie? Zadałam to pytanie Jean-Claude’owi. Pozwoliłam mu dostrzec to najmroczniejsze pragnienie w mojej głowie. -To nie nasz głód? -Więc czyj? -Do Dragon. - Powiedział w mojej głowie i była tam nagła potrzeba. -Ona stworzyła Primo, - powiedziałam i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że nie mówiłam na głos. -Używa go jako przedłużenia swoich własnych mocy.
-Jak to powstrzymamy? Byron nagle wysunął się i wszedł we mnie ponownie, i zrobił coś swoimi biodrami I nogami w tej samej chwili. To rozbiło moją koncentrację, i wszystko co mogłam zrobić to gapić się na niego w dół. – Mężczyzna lubi wiedzieć, że nie nudzi dziewczyny, - powiedział, ale nie było tam żadnego uśmiechu idącego z tym lekkim komentarzem. Jean-Claude odpowiedział w mojej głowie. – Powstrzymamy ją tak jak Moroven, wysyłając jej coś czego nie rozumie. -Niech zgadnę, -powiedziałam, i znów to nie było na głos. -Seks, albo miłość, ma petite, co jeszcze nam pozostaje? Nie wiem co bym powiedziała, ponieważ Byron przewrócił nas. Przewrócił nas takim fascynująco szybkim, płynnym ruchem i nie spadł ze mnie, co było trudniejsze do zrobienia niż to się wydaję. Byłam nagle na podłodze, gapiąc się na niego, moje ręce na jego ramionach, jakbym chwyciła najbliższą rzecz, która uchroni mnie od spadania. Uśmiechnął się widząc zaskoczony wyraz na mojej twarzy. – Nie ruszasz się w wystarczającym stopniu, kochanie, pozwól mi pokazać ci jak to się robi. Zrobił dwa szybkie ruchy, które pozostawiły mnie bez tchu, po czym podniósł ręce, jakby próbował zrobić nieprawidłową pompkę, z pachwiną przyciśnięto mocno do mnie. Jego uśmiech zbladł i zmarszczył brwi. – Krwawisz, kochanie. Zapomniałam znów o moich nadgarstkach. Podążyłam za jego spojrzeniem i zobaczyłam, że krew ponownie się sączy. Była tam krew no mojej niebieskiej bluzce. -Trochę gazy poproszę. Myślę że i Nathanielowi i mi zajęło chwilę, by zdać sobie sprawę, o czym on mówił i dlaczego. Nathaniel otworzył paczkę i wręczył mu to. To było odrobinę niewygodne, by być uwięzionym pod ciałem nieznajomego mężczyzny, kiedy Nathaniel klęczał obok nas. To było bardziej zawstydzające niż gdy Richard obserwował mnie z Damianem. To było coś gorszego, jakbym powinna przeprosić. Myślę że zrobiłabym właśnie to, ale Byron
przycisnął gazę do mojego zranionego nadgarstka, przyciskając go do podłogi. To zabolało, ostro i nagle i pozostałam tam wzdychając i patrząc się w jego twarz. Przycisnął moją drugą rękę, tak że znajdował się nade mną, i byłam bardzo, bardzo unieruchomiona. Mogłabym narzekać, ale Jean-Claude krzyknął w mojej głowie. – Ma petite, muszę się pożywić. Nie posuwasz się zbyt szybko z Byronem. -Jesteś dużym wampirem, nakarm się sam, - powiedziałam to na głos. -Czy rozumiesz na co mi dajesz pozwolenie, ma petite? -Dziś wieczorem, tak, pomóż mi, Jean-Claude. Pożyw się na miłość boską, pożyw się. Byron zawahał się, zastygając nade mną. – Coś nie tak? -Najwyraźniej nie posuwamy się dość szybko jak dla niego. Prawie złowieszczy uśmiech przeszedł przez twarz Byrona. – Och, możemy to naprawić, skarbie, możemy to naprawić. – I to naprawił. Wchodził we mnie i wychodził w długich wijących falach jego ciała. To było jakby wejście zaczynało się w jego ramionach i tańczyło swoją drogą w dół jego ciała zanim nie wszedł we mnie. Znów w środku, zrobił coś z biodrami co wydawało się prawie jakby obrócił się we mnie. To było jakby ten wijący, taneczny ruch przeszedł przez jego ciało i potem przeze mnie. To nie było szybkie, samo w sobie, ale było szybkie na inne sposoby. Mój oddech przyśpieszył, moje ciało domyśliło się celu tego wicia, gdy wchodził we mnie, tak że moje biodra wysuwały się w górę, by go spotkać. To zaczęło przypominać taniec, poza tym że oboje byliśmy płasko na podłodze, ale kiedy zdał sobie sprawę że chciałam się poruszyć, zmienił sposób w jaki jego dolne ciało przyszpilało mnie, tak że prawie tylko on wślizgiwał się przyszpilając tylko dolną połowę mojego ciała, a reszta mnie mogła podnosić się i opadać przy jego ciele. Trzymał moje nadgarstki przyciśnięte, i myślałam że powinnam powiedzieć coś o tym, ale ciągle zapominałam i w końcu zdałam sobie sprawę, że nie chciałam nic mówić.
Inny Brytyjski głos doszedł zza nas. – Jean-Claude powiedział że jestem tu potrzebny, ale wygląda na to że jest kolejka. Wypowiedziałam jego imię, - Requiem, - tylko to i nic więcej, ale podszedł do mnie. Ukląkł i czarna peleryna z kapturem opadła. Odsunął kaptur dalej, by pokazać włosy tak proste i czarne jak płaszcz. Jego oczy były głębokiego intensywnego błękitu jak kwiaty kukurydzy na białej skórze i przy czarnych włosach jego twarzy. Wąskie wąsy i kozia bródka były kruczoczarne jak jego włosy i brwi które otaczały te niesamowite niebieskie oczy. Kiedyś powiedział mi że Belle chciała odkupić go od jego mistrza. Chciała trzeciego niebieskookiego kochanka. Asher miał najjaśniejsze niebieskie oczy, JeanClaude najciemniejsze a Requiem najbardziej błyszczące. Jego mistrz odmówił i opuścili Francję. Ukląkł obok mojej głowy, klęcząc nad nami jak jakiś mroczny anioł w płaszczu, którego nie zamieniłby na żaden nowocześniejszy. – Cóż mogę dla ciebie zrobić, moja pani? Mój głos doszedł zdyszany, ale wyraźny. Dobrze dla mnie. – Jeżeli weźmiesz krew w tej samej chwili kiedy ja się pożywię na nim, wtedy będę mogła pożywić się na obojgu z was. Nie kłócił się. Po prostu położył się za nami, tak że jego twarz była blisko mojej. – Jak moja pani pragnie, to uczynię. -Jeżeli to ma być zrobione, zrób to szybko, - Byron powiedział i jego głos brzmiał bardziej naprężony niż mój. Requiem spojrzał na niego, opartego na łokciach przy mojej głowę. – Czy chcesz powiedzieć że nie wytrzymasz dużo dłużej? -Tak, - I jego głos był w połowie napięty. -Wypadłeś z wprawy, - Requiem powiedział. -Nie pieprzyłeś jej. Nie krytykuj. dopóki nie spróbujesz. -Sugerujesz że jest tak dobra, że dojdziesz wcześniej. -Przestańcie się kłócić, - powiedziałam i moje ciało wciąż podnosiło się i opadało z Byronem. Wciąż walczył o utrzymanie rytmu równo i dobrze, ale zaczynał tracić kontrolę nad
tymi gładkimi wślizgnięciami i wiedziałam kiedy przestał tańczyć nade mną, że to już niedługo. – Pośpiesz się, albo przegapisz. -Jak moja pani każe. – Requiem opadł na klatkę piersiową, brzuch i przebiegł dłonią przez moje włosy. – Zły kąt, - wyszeptał, - czy mogą poprawić kąt, pani? -Tak, - i to był naprężony dźwięk. Wbił swoje palce w moje loki i pociągnął moją głowę ostro na jedną stronę, eksponując długą linię mojej szyi. Zacisnął pięść w moich włosach i pociągnął je mocno. Westchnęłam i to nie był odgłos bólu. Odkryłam że spoglądam nie w szare oczy Byrona ale w Nathaniela. Był wciąż skulony tam, ale nie za blisko. Patrzył zarówno przestraszony jak i chętny i nie rozumiałam tego spojrzenia. Pragnęłam, i miałam nagłe odczucie jak on to widział. Jeden kochanek przyciskał moje nadgarstki do podłogi, wbijając swoją rękę w świeże ugryzienie, wchodząc w mnie raz za razem, kiedy ja drżałam pod nim. Teraz drugi mężczyzna odciągnął moje włosy mocno i boleśnie, eksponują moją siłę, i kiedy doszłam wsunął swoje kły w moją szyję. Oba wampiry weszły we mnie w tej samej chwili, i nie było tam nic co mogłabym zrobić, by to powstrzymać. To nie miało znaczenia dla Nathaniela że dałam pozwolenie. Znaczenie miało, że byłam uwięziona i bezbronna i na ich łasce, i ta cała scena działała na niego. Bardzo mocno działała na niego. Sprawiało mu przyjemność obserwowanie, ponieważ to było najbliższe temu czego pragnął od miesięcy. Poczułam jego potrzebę jak ciężar w moim umyśle i wiedziałam, że oddałby prawie wszystko, by być tym na moim miejscu. Ciało Byrona zaczęło tracić ten gładki ślizgający rytm i wydawało się że walczył, by po prostu nie wchodzić we mnie tak szybko jak tylko mógł. – Blisko, bardzo blisko, - wyszeptał. Zaczęłam odwracać moją głowę w tył bym mogła zobaczyć jego twarz, ale ręka Requiem zacisnęła się i nie mogłam się poruszyć. Jego oddech był gorący na moim gardle i wiedziałam że pożyczył to ciepło od kogoś innego. -Jesteś blisko, pani, jesteś blisko? – Jego głos rozchodził się jak gorąco po mojej skórze.
Byron nachylił się mocniej nad moimi nadgarstkami, wbijając je w podłogę i jego ciało przyjęło bardziej nachalny rytm. Poczułam ten ciężar w pachwinie, który wzrastał i wzrastał i rozlewałby się, rozlewał się. Wyszeptałam, - Blisko, prawie. Usta Requiem dotknęły mojej szyi, tylko jego usta jak mnie pocałował. Byron walczył o coś delikatniejszego, bardziej kontrolowanego, ale jego głos był zachrypnięty, bez tchu, - Prawie, prawie, prawie. To gorące ciepło wewnątrz mnie wybuchło na zewnątrz i krzyknęłam. Kły wbiły się w moje gardło i ciało Byrona zadrżało nade mną, przy mnie, we mnie. Usta Requiem przesunęły się nad pocałunkiem jego kłów jak zaczął się pożywiać. I to było jakby każde zassanie jego ust przynosiło nowy orgazm. Byron jęknął nade mną, I jego ciało kołysało się z moim. Ręka Requiem zacisnęła się w moich włosach a druga chwyciła moje ramię, wbijając paznokcie we mnie, jakby jego ciało drżało, kołysało się z nami. Krzyczałam dopóki mój głos nie zachrypł a on wciąż się pożywiał, I wciąż Byron pozostawał we mnie, wchodząc we mnie. To było jak być złapanym w niekończącą się pętlę przyjemności, jeden ruch napędzał drugi, dopóki w końcu nie osunęliśmy się w drżący stos. Usta Requiem opadły z mojej szyi. – Nie mogę wypić więcej. – Jego idealny głos był bez tchu, ledwie szeptem. Byron opadł na mnie jak kukiełka której sznurki zostały odcięte. Leżał na mnie i mogłam poczuć jego serce bijące wewnątrz jego piersi jak coś uwięzionego. Jego oddech rag i brzmiał boleśnie, a mój nie był lepszy. Odnalazł swój głos, zachrypnięty i drżący. – Jakbym nie był już martwy, powiedziałbym że miałem atak serca. Spróbowałam się zaśmiać i skończyłam kaszląc. -Och, nie rób tego, - Byron powiedział, - och proszę. – Kaszlnięcie sprawiło że zacisnęłam się wokół niego znów i to poderwało go na ramiona, tak że wszedł we mnie ostatni raz, co sprawiło że zadrżałam pod nim.
Opadł znów i błagał. – Nic więcej, proszę, Anita, nic więcej. Nigdy nie myślałem że powiem to już po pierwszym razie, ale daj mi moment na złapanie… oddechu. -Oddechu, - Requiem powiedział z twarzą obok mojej, - nie oddechu, pulsu. Wiedziałem że masz ardeur, ale mogłabyś ostrzec wampira że potrafisz robić rzeczy takie jak to. Odnalazłam mój głos, - Jak co? Poruszył głową na tyle że mógł spojrzeć mi w oczy z twarzą na moim ramieniu. – Wiedziałem że pożywisz się na mnie, ale nie wiedziałem że doprowadzisz mnie. -Doprowadzisz nas, -Byron powiedział, - doprowadzisz nas, znów i znów. – Leżał na moich piersiach i ciele, tak że wszystko co mogłam zobaczyć to były jego brązowe loki. – Zazwyczaj próbuję nadążyć za czymś takim, ale poddałem się po piątym razie. Czy to był szósty? -Ósmy, - Requiem powiedział, - albo i więcej. Myślę że jakbym dalej się pożywiał, to nie przestalibyśmy. – Zamknął oczy, i lekki dreszcz przeszedł przez niego. – Zapomniałem na jak wiele różnych sposobów ardeur może być nakarmione. Zapomniałem jak dobre to może być. -Nie mam nic, by to porównać, - Byron powiedział zachrypniętym tonem. -Nigdy nie spotkałeś Belle Morte, prawda? – Requiem zapytał. Byron wydawał się chcieć spojrzeć na drugiego mężczyznę mówiąc to, ale poddał się gdy podniesienie głowy okazało się zbyt wielkim wysiłkiem. – Nie, nigdy nie miałem tej przyjemności. -To była przyjemność. Gdybym mogła się poruszyć, I była pewna że nie przewrócę się, kazałabym każdemu zejść ze mnie, ale nie mogłam się poruszyć, i jeżeli nie mogłam, wiedziałam że Byron także nie mógł. Wykorzystał więcej mięśni niż ja. Ale to było dziwne leżeć tam z nimi owiniętymi
wokół mnie rozmawiającymi jakby mnie tam nie było. Zapytałam go, - Dlaczego więc nie pozwoliłeś Belle zatrzymać cię. -Spotkałaś ją? -W pewien sposób, tak. Jego niebieskie, niebieskie oczy patrzyły smutno, to podekscytowane wyczerpanie zblakło w świetle wspomnień. – Więc powinnaś znać odpowiedź. Żadna przyjemność nie jest warta jej ceny, a poza tym nie lubię mężczyzn, ani trochę, a jeżeli nie byłeś co najmniej biseksualny, nie przetrwałby na jej dworze. -Dlaczego? -Kiedy nie pieprzy swoich mężczyzn, lubi patrzeć jak oni pieprzą się ze sobą. Nie sądzę że był tam kiedykolwiek moment na jej dworze, gdy ktoś nie uprawiał seksu albo z nią, albo dla jej rozrywki, albo dla rozrywki jej gości. Byron zdołał podnieść się, tak że mógł zwrócić te szare oczy na drugiego wampirza. – Lubię mężczyzn, ale sprawiasz że to brzmi, jakbym nie polubił tego wszystkiego. -Nie ma przyjemności bez zapłaty. Żadnej przyjemności bez bólu dołączonego do niej, i nie tego rodzaju bólu, jakim byś cię cieszył. Najpierw odkrywa czego najbardziej pragniesz, uczy się twojego ciała, jak żaden inny kochanek, a potem zaczyna odmawiać ci tej miłości. Zmusza cię byś błagał o to. Uzależnia ciebie od niej, jeżeli może. Wtedy gdy ma ciebie, naprawdę ma ciebie, zaczyna odsuwać cię, tak że spędzasz resztę wieczności patrząc w jej twarz będącą rajem, ale jesteś zamknięty w tych błyszczących bramach i tylko możesz dotknąć urywków nieba. Okazało się że mogę poruszyć ponownie ramieniem. Sięgnęłam po loki Byrona i dotknęłam twarzy Requiem. – Nie skończyłeś z Belle. Jego oczy straciły ten pamiętający wyraz, ale nie powróciły do blasku przyjemności. – Jeżeli JeanClaude nie zaoferowałby mi domu kiedy nasz dawny mistrz doprowadził do swojej egzekucji, Belle Morte dostałaby mnie. Jeżeli jakikolwiek inny mistrz chciałby mnie, ktokolwiek mniej niż sourdre de sang, wtedy nie mógłbym jej odmówić. Nie masz pojęcia jak rzadkie jest to że Jean-Claude zdobył dość mocy, by być własną fontanną krwi. Nie więcej niż
trzy wampiry w ciągu ośmiu setek lat zdobyły taki rodzaj mocy. To ochroniło nas wszystkich, gdy nasz dawny mistrz, stracił rozum i sprzeciwił się rozkazom rady. Cały dwór, prawie wszyscy z linii Belle, kiedy to się rozpadło, próbowała zdobyć nas wszystkich. Brytania była jedynym innym krajem na świecie gdzie wampiry były zalegalizowane. Mieli prawa, i nie mogłeś zabić jednego z nich tylko dlatego, że był wampirem. To byłoby morderstwo. Ale w Ameryce robiliśmy to już prawie od czterech lat, a Brytyjczycy krócej. Był pewien szkopuł. Szkopuł, o których ludzkie media i władze nie wiedziały. Mistrz Miasta Londynu był bardzo stary. Był jednym z pierwszych wampirów stworzonych przez Belle Morte, tak bardzo dawno temu. Czasami naprawdę starożytne wampiry nie radziły sobie zbyt dobrze z nowoczesnymi pomysłami. Wiesz, jak elektryczność, nowoczesna medycyna i fakt że mieli się wystawić na widok publiczny w bardzo nowoczesny sposób, jak gwiazdy rockowe. London miał więcej pięknych wampirów Belle niż z jakiejkolwiek inna z trzech grup, włączając w to własny dwór Belle.* Więc kiedy wampiry stały się legalne, rada wampirów chciała by Mistrz Miasta integrował się z ludzkimi mediami. Nazwał się Dracula, ponieważ kiedy prawdziwy Dracula został zamordowany, imię zwolniło się. Tylko jedna osoba w danym czasie i w kraju mogła mieć dane imię, i tylko jedna osoba w czasie mogła mieć bardziej znane imię. Dracula nie był naprawdę Draculą, ale media podążające za nowościami wydawały się nie rozumieć tego, i bawiło ich mówienie o tym jak mają prawdziwego Draculę jako ich Mistrza Miasta. Oni tylko chcieli, by był tak politycznie poprawny jak Jean-Claude i wielu innych mistrzów w tym kraju, ale nowy Dracula nie przyjął tego dobrze. W zasadzie oszalał i zaczął mordować ludzi. Rada zdołała wyciszyć większość z tego. By zamordować Draculę ponownie i by udowodnić że wampiry też mogą być przesądne, ogłosili imię Dracula zakazanym/martwym. Żaden inny wampir nie miał pozwolenia go wybrać i zatrzymać. Było dwoje z nich i obaj złamali prawa rady i musieli zostać zamordowani. Dwoje to było dość. Jean-Claude zaoferował wampirom z Londynu dom. Nie wszystkim z nich, ale wielu. Wszystkim z nich, którzy wywodzili się z rodu Belle Morte. Kto będzie lepszym striptizerem i tancerzem niż najpiękniejsze i najbardziej uwodzicielskie wampiry na świecie? Nie mogłam nie zgodzić się z jego logiką. Ale leżąc tam uwięziona pod ciężarem tych dwóch wampirów, musiałam się zastanawiać czy częścią tego, co się stało nie było to że było ich cholernie dużo w jednym miejscu. Istniało coś takiego jak wampirze feromony? Prawdopodobnie. -Jesteście teraz bezpieczni, więc wszyscy schodzą z animatorki. Muszę wstać. -To że nie zaoferowałem tego, znaczy że nie jestem dżentelmenem. – Requiem powiedział podnosząc się na kolana z większą gracją, niż ja mogłam zdołać.
Byron podniósł się na czworakach, głowa zwisająca w dół jak u zmęczonego konia. Mogłam spojrzeć w dół jego ciała, i wyglądał na zmęczonego, zużytego. – Nie czuję nóg poniżej kolan, więc jestem tak daleko na ile zdołam w tej chwili. Przepraszam, skarbie. To że podniósł się nawet na tyle pozostawiło mnie nagle nagą od pasa w dół, czy też nagą tam, gdzie to miało znaczenie jak dla mnie. Nigdy nie czułam się ubrana tylko w pończochach i butach, a to że wciąż miałam na sobie koszulę w komplecie z pistoletami nie miało znaczenia. Moja spódnica była podniesiona w górę tak wysoko, że przód mnie był całkowicie wyeksponowany, i dla mnie, to było nago. Wiem, jak średnia klasa amerykańskiego społeczeństwa, jak małomiasteczkowe. Ale prawda to prawda. Jeżeli dałeś mi wybór przykrycia czegokolwiek, to byłoby to. Spróbowałam obciągnąć spódnicę w dół, ale leżałam na jej zbyt dużej części. Requiem wstał i zaoferował mi rękę, ale Nathaniel był na drugiej stronie z wyciągniętą ręką. Był tam wyraz na jego twarzy, którego nie mogłam odczytać i tym razem walczyłam by nie odczytać jego myśli. Miałam dość niespodzianek jak na jeden wieczór. Ale wzięłam rękę Nathaniela a nie Requiem. Nathaniel musiał wziąć moje obie ręce, by wyciągnąć mnie spod Byrona. Kiedy stałam, moje kolana nie trzymały mnie, i on musiał złapać mnie w talii. Spojrzałam na Requiem, który założył swój czarny płaszcz. Pomyślałam że go obraziłam, więc powiedziałam. – To nic osobistego, Requiem. Rzucił mi szybki i rzadki uśmiech. – Nie czuję się obrażony, pani. – Rozszerzył płaszcz tak nagle, że przód jego ciała pokazał się. Płaszcz był czarny, ale jego spodnie nie. Jasnoszare spodnie były poplamione z przodu, jakby nie zdążył do toalety, ale to nie stad pochodziły plamy. To nie plamy zwróciły moją uwagę, ale to że biegły od jego pachwiny w dół jednej nogawki, prawie do kolan. Podniosłam brew. Oczekiwałam zakłopotania, ale nie poczułam go. – Zadanie dobrze wykonane, pani, zadanie dobrze wykonane. To sprawiło, że się zarumieniłam, a on się zaśmiał, ten głęboki śmiech, który był całkowicie męski. Byron dołączył i jego głos nie był tak głęboki, ale tak samo męski. W końcu podniósł się na kolana, zamiast być na czworakach. Nathaniel nie dołączył do śmiechu. Pomagał mi zrobić porządek ze spódnicą. Coś w jego twarzy, w jego ciszy, sięgało wampirów.
Requiem wykonał niski ukłon, który owinął płaszcz wokół niego, jak skrzydła. Używał tego płaszcza, albo jednego podobnego do niego na scenie. – Przepraszam, Nathaniel, nie przyszło mi do głowy zapytać o twoją zgodę kiedy weszłam. Jean-Claude jest naszym mistrzem i jej, ale nie twoim. – Spojrzał na Nathaniela, dając mu pełną siłę tych błyszczących niebieskich oczu. -Anita nie potrzebuje mojego pozwolenia na nic. – Nathaniel powiedział, ale jego głos sprawił że słowa nie brzmiały prawdziwie. Westchnęłam. Sądzę, że nie mogłam go winić. Spędził wiele czasu ostatnio obserwując każdego poza nim dostającego więcej niż tylko przywilej spania ze mną. Ale nie mogłam przeprosić przed wampirami nie wyjaśniając zbyt wiele. Tak więc nie próbowałam. -Śpisz z nią każdej nocy, kolego, nie żałuj nam kilku okruchów ze swojego stołu. Wziął oddech, jakby chciał powiedzieć coś, ale zatrzymałam go z ręką przy ustach. – To była metafizyczna konieczność. Nathaniel chcę podyskutować to przez chwilę. Spojrzał na mnie i poczułam jego uśmiech przy mojej dłoni. Uśmiech tylko dla mnie, ponieważ nikt inny nie mógł tego zobaczyć. Pocałował dłoń mojej ręki i odsunął ją od swoich ust, ale odrobina jego niezadowolenia zbladła w jego oczach. To sprawiło, że się uśmiechnęłam. -Zabandażujmy najpierw nadgarstek. Spojrzałam na nadgarstek w pytaniu. Gaza przykleiła się do rany, i była zbyt blisko. Byron mocno ją przycisnął. – I znajdź moją bieliznę. Byron podniósł to co zostało z moich czarnych majtek spod stołu. – Myślę że nie nadają się do użytku, kochanie. Westchnęłam. Bert miał rację, spódnica była zbyt krótka i była z pewnością za krótka by nosić ją bez bielizny.
-Mogę mieć coś co będzie pasować na ciebie. – Byron powiedział. -Co? -Stringi, ale przynajmniej z przodu będziesz przykryta. – Uśmiechnął się kiedy to powiedział. Potrząsnęłam głową, ale przyjęłam jego propozycję. Odrobina bielizny była lepsza niż jej całkowity brak. Rozdział 38 Klub był zaciemniony poza pojedynczym delikatnym światłem na środku sceny. W tym miękkim, białym świetle stał Jean-Claude. Światło padało tylko na jego ramiona i twarz, jego reszta zagubiona w ciemności. TO dawało złudzenie, że jego ciało wyłaniało się z samej ciemności, wznosząc się ku błyszczącej bladości jego twarzy, lśniącej bieli krawatu, dając odrobinę zabarwiony błysk szafiru migotania, tylko kiedy się poruszał. Jego włosy wyglądały jakby ciemność została wyciągnięta z jakiegoś mrocznego miejsca i wtłoczona w jego loki. Jedynym kolorem był tonący błękit jego oczu i purpura rozsmarowanych szminek na jego twarzy. To nie była moja szminka, przynajmniej nie w większości. Jego głos przeszedł przez zaciemniony pokój. – Kto skosztuje mojego pocałunku? – Skosztuje, pozostawiło słodkość na moim języku, jakbym polizała cukierek. Pocałunek, dał wrażenie ust muskających mój policzek. – Kto posiądzie? – Pieszczota sprawiło że poczułam się lekko ciepła, jakbym została porządnie przytulona przez kogoś, o kogo dbałam. Głos Jean-Claude’a zawsze był dobry, ale nie tak dobry. Nie aż tak. Z moją częściową odpornością, prawdopodobnie nie docierało do mnie to wszystko. Nie miałam pojęcia jak dużo więcej docierało do widowni. To wymagało siły, by oderwać spojrzenie od niego w tym lśniącym kręgu światła. Zmusiłam się do spojrzenia na widownie. Zajęło chwilę moim oczom przywyknięcie do ciemności, ale kiedy mogłam patrzeć, prawie każda twarz była odwrócona ku niemu. Spoglądali na niego w ciemności, jakby był wschodzącym słońcem a oni nigdy nie widzieli nic tak lśniącego. Tylko garść twarzy nie było odwrócona ku scenie. Kilka kobiet potrząsało głowami i wyglądało na zmieszane. Odrobina talentu właściwego rodzaju z odrobiną praktyki pomagała. Marianne udowodniła mi że nie musisz być nekromantką, by mieć pewną odporność na wampirze sztuczki umysłowe.
Jeden z niewielu mężczyzn stał z kobietą ciągnącą jego ramię, próbującą posadzić go ponownie. Potrząsał głową gwałtownie. Nie, nie, nie usiądzie w ciemności i nie pozwoli temu głosowi opływać wokół niego. Nie rozumiał, że to nie była kwestia orientacji seksualnej. To był Jean-Claude. Jego mocą było uwodzenie i to jednocześnie nie miało nic wspólnego z seksem, jak i wszystko z nim związane. Dwóch kelnerów eskortowało kobietę na scenę. Była wysoka i prawie anorektycznie szczupła. Najwyraźniej machała większą ilością pieniędzy niż reszta, ponieważ Jean-Claude preferował więcej krągłości na swoich kobietach. Jak wskazał mi kiedyś, piękności za jego czasów na francuskich dworach nosiłyby dzisiaj rozmiar dwadzieścia (XL). Większość starych wampirów lubiło niski kobiety z krągłościami. Większość z nas żyła w niewłaściwym wieku. Światła wokół sceny jaśniały tak stopniowo, że jeżeli patrzyłbyś na scenę cały czas, mogłeś nie zauważyć. Światła były ledwo dość jasne by widownia mogła zobaczyć więcej ich ciał. Od talii w górę mogłeś zobaczyć blade ręce ślizgające się po jej ciele. Nic declasse* (fr), ale on osiągał więcej przez tylko dotykanie pleców, ramion czy tali kobiety, niż inni mężczyźni osiągnęliby dotykając ich piersi i pachwiny. Czasami nie chodzi o to co dotykasz, ale jak dotykasz. Przycisnął ją do przodu swojego ciała, tak że nie było pomiędzy nimi przestrzeni, tak że jej delikatna sylwetka wydawała się prawie wtopiona w jego ciało. Podniósł jej twarz, by spotkała jego, wykorzystując bladą rękę, by obejmować jej twarz tak że mógł kontrolować pocałunek. Jego ręce ześlizgnęły się do jej talii i zacisnęły. Zacisnęły się dość, by pochylić jej szyję/kark i zmusić ją do otworzenia ust w zaskoczone małe O. Jedna z kobiet zanim to się stało, po omacku upewnił się że nie było dość przestrzeni pomiędzy przodem ich ciał dla niczyjej ręki, by zawędrowała za daleko. Kobiety wydawały się odbierać bliższy kontakt jako znak nagrody. Ja wiedziałam że tak nie było. To był znak kontroli i cholernie bliski niezadowoleniu. Ale kiedy pochylił głowę do jej ust i zamknął ich usta razem w pocałunek, tam nie było niezadowolenia. Całował ją jakby próbował wdychać ją przez usta. Pożywił się z jej ust prawie jakby żywił się z jej szyi. I w ten sposób, w końcu się pożywił. Pożywiał się z ich ust w sposób, w jaki obecność Dragon w mojej głowie mówiła mi o tym. Poza tym że ona wiedziała jak skonsumować esencję umarłego i uczynić nieumarłego, naprawdę martwym. To nie było to, ale było to bardzo dziwnie podobne. Karmił pocałunkiem ardeur. -Nikolaos nigdy nie pozwoliłaby mu pożywić się w taki sposób, - cichy głos powiedział za mną.
Odwróciłam się by znaleźć Buzza za mną. Nie słyszałam go, ani nie wyczułam go, co oznaczało że zostałam pochłonięta show w większym stopniu niż sądziłam. -Co masz na myśli? -Nikolaos wiedziała że pożywiał się widownią bez dotykania jej, więc zabroniła mu dotykać jakiegokolwiek z klientów. – Jego spojrzenie prześlizgnęło się ze mnie na scenę. – Myślę że domyślała się czym by był, i zrobiła wszystko co mogła by upewnić się że nie uzyska tej mocy. -Jest martwa od prawie trzech lat. Sprawiasz że to brzmi jakbyś dziś po raz pierwszy widział to show. Spojrzał na mnie. – Bo tak jest. Rozszerzyłam oczy. – Nikolaos była martwa, nie mogła go powstrzymać. -Ale ty mogłaś. -Co masz na myśli? -Naprawdę sądzisz że trzy lata temu umawiałabyś się z nim po zobaczeniu tego? – Spojrzałam na scenę. Obserwowałam jak całuje obcą kobietę, jakby była jego największą miłością, albo przynajmniej największym pożądaniem. Czy tolerowałabym to trzy lata temu? Nie. Czy użyłabym tego jako wymówki by go rzucić. Och tak. Kobieta omdlała w jego ramionach. Jej usta opadły z jego jak wydawała się w połowie zemdleć, jakby sam pocałunek był tak intensywny, że nie mogła pozostać przytomna. Pomyślałabym że udawała, albo przesadzała, ale musiałam uwierzyć, kiedy kelnerzy znieśli ją ze sceny i oddali ją przyjaciołom przy stoliku. Jean-Claude spojrzał na widownię ze świeżym purpurowym śladem po szmince rozmazanym po całej dolnej szczęce. To wyglądało dziwnie jak krew i znałam go na tyle dobrze, by wiedzieć, że to podobieństwo nie było przypadkowe.
Jego niebieski oczy wróciły do trwałego niebieskiego światła, jakby letni zmierzch zdołał zapłonąć w jego oczach. –Kto będzie następny? – I to było jakby wyszeptane przy mojej skórze, jakby stał tuż za mną. Powinnam być odporna na to gówno, jeżeli to ja właśnie czułam, to co musiały czuć kobiety połączone z tymi chętnymi twarzami? Obniżyłam swoje osłony dość by zobaczyć Jean-Claude’a lśniącego mocą. To było to czym miał być. To nie było pełne pożywienie ardeur. To nie był substytut pożywienia krwi. To był koniec sam w sobie. To było coś czego nigdy nie widziałam, nie w Jean-Claudzie, ani w nikim innym. To było podobne do wszystkich jego możliwości, ale było czymś więcej. Odwróciłam się do Buzza. – Pożywiając się tak, ocalił mnie. Wyglądał na zaskoczonego, wampir poniżej dwudziestu lat bycia martwym miał dużo więcej ludzkich wyrazów twarzy. “Saved you from what?” -Ocalił cię od czego? -Jeżeli nie pożywiłby się, musiałabym pożywić się za niego. To robi ludzki sługa. Pozywiamy się kiedy wampir nie może. Byłabym wciąż uwięziona na zapleczu pieprząc metafizycznie mój mózg. – Potrząsnęłam głową. – Nie, dzięki -Więc nie jesteś rozczarowana, że on całuje nieznajomą? Poczułam jak moja twarz przybiera nieprzyjazny wyraz. – Brzmisz na rozczarowanego tym, że nie jestem na to zła, dlaczego? Podniósł ręce, napinając umięśnione ramiona. Myślę że przypadkowo. Chciał by to był nieszkodliwy gest, ale on był zbyt napakowany by wyglądać inaczej niż jak robiący wrażenie lub przerażający, zależnie jak na to patrzyłeś. -To wydaje się dość szybką zmianą poglądów, to wszystko Westchnęłam. – Ostatnim razem kiedy Jean-Claude zapytał mnie czy może pożywić się z widowni, nie zdawałam sobie całkowicie sprawy o co prosił. – Uśmiechnęłam się, ale
nie jakbym była szczęśliwa. – Poza tym, nie pieprzę nieznajomych, by nakarmić wampirze moce. Dziwne, ale to zmienia moje poglądy na wiele rzeczy. Spojrzał zdecydowanie zbyt poważnie jak na mój gust. Nie wiedziałam do czego zmierza Buzz, więc zdecydowałam zmienić temat. – Primo został zapakowany do wolnej trumny? -Włożyliśmy go tam, gdy ty doprowadzałaś się do porządku. Przytaknęłam. Powiedziano mi o tym, ale i tak położyłam ręce na trumnie i wyczułam Primo uwięzionego wewnątrz, pod srebrnymi łańcuchami i świętymi przedmiotami. To nie było tak że nikomu nie ufałam, ale dobrze było być ostrożnym. Dziwne zachowanie Buzza nie zmieniło mojego poglądu na to, ani odrobinę. -Lisandro powiedział mi że rozkazałaś mu niańczyć trumnę. Przytaknęłam. – Tak, tak zrobiłam. -Primo jest w trumnie owiniętej krzyżami, Anita. On się nigdzie nie wybiera. Wzruszyłam ramionami. Lisandro był wysoki, ciemnej karnacji, przystojny, z najdłuższymi włosami spośród nowej ochrony. Także był jedynym z pistoletem wciśniętym za plecy pod czarną koszulką. Kiedy dostrzegłam spluwę, założyłam że jest szczurołakiem i miałam rację. Powiedziałam mu, że jeżeli Primo zacznie wyrywać się z trumny, by go zabił. Jean-Claude prawdopodobnie zgodziłby się ze mną, ale był zajęty na scenie, więc wykonałam telefon. Byłam zadowolona z tego, i nie podobało mi się że Buzz nie był. -Powiedzmy że będę czuła się lepiej idąc wskrzeszać zmarłych wiedząc, że Lisandro siedzi przy trumnie ze srebrną amunicją i chęcią do zastrzelenia. -Jestem szefem ochrony tutaj, Anita. Powinnaś skonsultować to ze mną. Westchnęłam. – Masz rację. Masz rację. Powinnam była. Przepraszam.
Tylko mrugnął na mnie jak jeleń złapany w światła aut. Myślę że oczekiwał kłótni. Ale byłam zmęczona, spóźniona i czułam się rozmiękczona przez to, że uprawiałam seks z Byronem i Requiem. – Muszę iść Buzz. -Twoja ochrona czeka przy drzwiach, - powiedział i skinął ku drzwiom w pytaniu. Requiem stał w drzwiach w swoim czarnym płaszczu, ubrany w czystą parę spodni, które pożyczył od kogoś. Nowe spodnie były skórzane, tak że prawdopodobnie pożyczył je od innego tancerza. Ale mieliśmy nowy dodatek i to był ciemnowłosy wilkołak który upadł na górę na mnie i na Claya, gdy Primo walczył z nami. Miał na imię Graham i jego ciało miało te szerokie ramiona i robiące wrażenie mięśnie na nich, które tylko częściowo można wyrobić dzięki podnoszeniu ciężarów. Jego czarne włosy były obcięte w dłuższą warstwę na górze, tak że spadały jak jedwabna grzywka za jego uszy, ale pod tymi włosami był ogolony prawie do samej skóry na głowie i na karku. Wydawała mi się to dziwna fryzura, ale to nie były moje włosy. Jego twarz była egzotyczna w sposób w jaki ludzie mogą być kiedy jacyś przodkowie nie pochodzą z północnej czy południowej Europy. Proste czarne włosy, ten niewielki rozstaw jego oczu sprawił, że założyłam że pochodził skądś dalej na wschód. Kłóciłam się że nie potrzebowałam ani nie chciałam ochroniarzy, ale jak wykonałam telefon o Primo do Lisandro, tak Jean-Claude wydał swoje rozkazy o tym zanim wrócił na scenę. Nie wyszłabym nigdzie sama. Nie był pewny czy Dragon skończyła z nami jak na tę noc, i to byłoby wstydem jeżeli coś poszłoby źle. To czego nie powiedział ochroniarzom, wampirowi i temu drugiemu, to tego co się zdarzyło wcześniej w moim biurze. To nie miało nic wspólnego z Dragon i wszystko z moim metafizycznym gównem. No cóż, moim i Jean-Claude’a. Jean-Claude pozostawił listę ludzi o których sądził, że byli odpowiedni do tej roboty. Byron nie był na liście, ani Clay. To była cholernie krótka lista, właściwie tylko Requiem i Graham. Ostatnią rzeczą, jakiej chciałam było zostać uwięzioną z Requiem w samochodzie, ale nie miałam czasu by się kłócić. Przeszłam od posiadania mnóstwa czasu, do konieczności zadzwonienia do moich klientów i poinformowania im by poczekali na cmentarzu, a ja byłam naprawdę w drodze. Miałam na sobie skórzaną kurtkę Byrona w miejsce mojej zakrwawionej marynarki. Jego była jedyną która choć odrobinę pasowała na mnie i nie sprawiała że wyglądałam jak górna połowa goryla. To pachniało lekko jego wodą kolońską. Oczy Buzza opuściły mnie i przeszły na widownię. Mężczyzna który kłócił się ze swoją ukochaną wciąż stał, ale teraz także stała i kobieta, i ona zaczynała robić scenę.
-Przeprzaszm, muszę to załatwić. -Nie ma sprawy. Nathaniel pojawił się znikąd. Odprowadził mnie do zewnętrznych drzwi. Uśmiechał się i wydawał się przerażająco spokojny, bardziej niż widziałam go od dłuższego czasu, być może kiedykolwiek. To wydawało się dziwna noc dla niego by był szczęśliwy. – Obiecałaś wrócić na czas by zobaczyć mój występ, - powiedział uśmiechając się. -Moi dwaj klienci utknęli na cmentarzu. Rzucił mi spojrzenie, które było w połowie grymasem i w połowie mówiło że już wiedział że wygrał kłótnie. – Obiecałeś. -Nie możemy się po prostu pieprzyć później w domu? Zmarszczył brwi. – Przemienię się w futrzaka, a ty nie sypiasz z futrzakami. Coś przyszło mi do głowy, coś strasznego. - Obiecałam naznaczyć twoją szyję dzisiaj. Och, nie, nie planujesz bym zrobiła to przed tą widownią. Uśmiechnął się i było coś w tym uśmiechu czego nie widziałam wcześniej. Pewna wskazówka pewności, pewności której nie było tam wcześniej. Obserwował mnie jak uprawiam seks z dwójką prawie-nieznajomych, i nagle czuł się bardziej pewnie. Wyobraź sobie. -Ty mały ekshibicjonisto, tobie podoba się pomysł tego że naznaczam cię po raz pierwszy przed tymi wszystkimi ludźmi. Zrobił aw-gee-shuck wzruszenie ramion, które w całości było grą, ponieważ jego oczy lśniły odpowiedzią. – Lubię wiele rzeczy Anita.
Spróbowałam skrzywić się do niego, ale nie zdołałam. – Zmusiłeś mnie do obiecania ci że cię naznaczę, a teraz czerpiesz z tego korzyść. -Marnujesz czas, klienci czekają na cmentarzu. – Wyglądał uroczyście poza iskrą humoru w jego oczach, co popsuło ten efekt. Potrząsnęłam głową, uśmiechając się. – Muszę iść. -Wiem. -Czy to zniszczyłoby złudzenie gdybym pocałowała cię na dowidzenia? -Zaryzykuję. Pocałowałam go. To był przelotny dotyk ust, lekki nacisk, ledwie jakikolwiek język ciała. Odsunęłam się z podejrzliwym wyrazem na twarzy. To sprawiło że się zaśmiał i popchnął mnie do drzwi. – Jesteś spóźniona, pamiętaj. Poszłam, ale wyszłam w październikowy mrok bardziej pewna że absolutnie nic nie wiem o mężczyznach. W porządku, by być szczerą, że nie wiem absolutnie nic o mężczyznach w moim życiu. Spojrzałam w tył, by zobaczyć Jean-Claude’a na scenie z inną kobietą, całującego ją jakby zamierzał znaleźć jej migdałki bez rąk. Większość ludzi wygląda dziwnie lub okropnie gdy całują w ten sposób. Ale nie on. On sprawił że to było słodkie, erotyczne i idealne. Zdałam sobie że pocałowałam Nathaniela na dobranoc, ale nie Jean-Claude’a. Nie chcąc przeszkadzać, ale nie chcąc, by czuł się porzucony, przesłałam mu buziak jak jego ramiona opuściły tę kobietę. Odwzajemnił gest jedną bladą ręką. Dolna część jego twarzy była wysmarowana purpurową pomadką. To nie wyglądało jak prawdziwa krew, nie jeżeli widziałeś dość prawdziwych rzeczy, ale to wciąż był mało komfortowy wygląd, by zabrać go w noc. Kolejny z mężczyzn w moim życiu uśmiechał się przy drzwiach, czekając z niecierpliwością bym zaliczyła z nim grę wstępną przed widownią. Czasami ta część mojego życia, która jest najbardziej pokręcona, nie wiąże się z radzeniem sobie z wampirami, wilkołakami czy zombie. Nawet wampirza polityka nie sprawia mi tyle problemu jak moje własne życie miłosne.
Tłumaczenie: Scarlett oraz Fallen22 Rozdział 40 Cmentarz Zachodzącego Słońca był miłą mieszanką tego co stare i nowe. Wielkie pomniki aniołów i płaczących dziewic wymieszane z płaskimi, nowoczesnymi nagrobkami – o wiele mniej interesującymi. To wciąż było miejsce, gdzie bogaci i sławni byli pochowani, jak nasza słynna piwowarska rodzina, Buschowie. Za swoich czasów, Edwin Alonzo Herman, był bardzo ważnym człowiekiem i jego pomnik pokazywał, że on też tak uważał. Wynurzył się z mgły w mrok jak jakiś skrzydlaty gigant. Było tam dość światła by dostrzec ogromnego anioła z mieczem i tarczą, i to dawało wrażenie jakby czekał na wydanie osądu, a tobie nie spodobałaby mi się jego decyzja. Oczywiście, może było to tylko odzwierciedlenie tego jak się czułam dzisiejszej nocy. Było tam więcej niż tuzin osób czekających na wybrukowanej drodze, większość z nich to prawnicy, choć było dość członków rodziny by wywołać bójkę na pięści, kiedy przedstawiłam się i zwięźle wytłumaczyłam co zrobię. Zaczęłam wyjaśniać ludziom z przodu, że będę używać maczety i utnę kurczakowi głowę, z dwóch różnych przyczyn. Miałam superprzewrażliwionych ochroniarzy bardzo bogatego człowieka gotowych mnie zastrzelić, kiedy tylko wyciągnę ostrze. Z drugiej strony grobu wskrzeszałam dla stowarzyszenia historyków, sekretarz tego stowarzyszenia skoczyła na mnie i próbowała ocalić kurczaka. Kobieta okazała się być weganką. To jak bardzo fundamentalistyczni wegetarianie. Byłam zadowolona później, że nie było na tyle zimno by ubrać płaszcz, ponieważ ten skórzany był jedynym płaszczem, jaki posiadałam. Dzisiejsza noc była wystarczająco chłodna na płaszcze. Październik nie jest zazwyczaj tak zimny w St. Louis, ale tej nocy było chłodno. Albo być może czułam, że jest chłodniej bo miałam stringi. Zaskoczyły mnie dwie rzeczy dotyczące skąpej bielizny. Po pierwsze, kiedy przywykłam do wrażenia posiadania czegoś pomiędzy pośladkami, stringi nie były niewygodne, po drugie stringi pod krótką spódniczką w zimną noc, to równało się cholerne zimno. Nigdy w pełni nie doceniałam, ile ciepła daje dodatkowy kawałek satyny czy jedwabiu na tyłku. Z pewnością doceniłam to kiedy przeszłam przez trawę w moich małych butach i spódniczce. Otuliłam się pożyczoną skórzaną kurtką, ale trzymałam twarz nad kołnierzem. Nie chciałam powtórki tego, co zdarzyło się w samochodzie. Chciałam, by ciepło z mojej górnej połowy ciała powędrowało w dół. Nagle żałowałam, że nie wzięłam kurtki jednego z wyższych mężczyzn. To nie wyglądałoby tak dobrze, ale przykrywałoby mój tyłek. Stanęłam przed grobem, i choć, był on prawie od dwustu lat na cmentarzu, który był tak dobrze zachowany jak Sunset, nie było tam mnie sposobu, by być pewną gdzie ten grób się znajdował, nie naprawdę. Wiele grobów było przenoszonych tam z mniejszych cmentarzy przez lata, kiedy wzrastająca
populacja potrzebowała ziemi. Ale opuściłam dość moich osłon, by wiedzieć gdzie znajdował się grób Edwina Alonzo Hermana. Jego kości były tam w dole, mogłam je wyczuć. Dla obserwatorów z drogi, którzy zapłacili za to przedstawienie, musiało to wyglądać jakbym stała z dala od imponujących aniołów. Ale to było moje doświadczenie, że kiedy zombie wypełza z grobu, tłumy zawsze myślą że będą mieli dobre przedstawienie. Wybuczą prawie całkowity brak pokazówki w moim wykonaniu, kiedy zobaczą jak wskrzeszam martwych. Zabawne. Klatka z cicho gdaczącymi kurczakami była blisko moich stop. Graham niósł ją i postawił tam gdzie mu kazałam. Bez dyskusji. Kiedy opuściliśmy jeep, wrócił do tego poważnego nastroju ochroniarza. Nie uśmiechał się, tylko interesy, był taki jakim pierwszy raz zobaczyłam go w klubie. Miał na sobie zwykły biały T-shirt z czarnymi dżinsami, butami do biegania i własną krótką skórzaną kurtką. Zmienił koszulkę z Grzesznych Rozkoszy bez pytania. Żartujący, w połowie flirtujący mężczyzna sprzed kilku minut, zniknął za poważną twarzą i parą ciemnych oczu, które przeszukiwały cmentarz, ludzi obok nas, i dalej, więc był bardzo świadomy peryferii. Wydawał się wibrować ochroniarzem. Pozwoliłam prawnikom myśleć że nim był i pokazałam im bandaże na twarzy, nadgarstku i palcach, by udowodnić że jest taka konieczność. Nikt nie kłócił się, że to sprawa prywatna, i nie chcą nikogo poza mną, gdy tylko Graham rzucił swoje mroczne spojrzenie na ich twarze. Miał naprawdę bardzo dobre spojrzenie, ostrość w jego twarzy i oczach, która nijak się miała do tego jaki był w samochodzie. Interesujące. Requiem niósł moją torbę gimnastyczną z resztą sprzętu do wskrzeszania zombie, poza kurczakami. Mogłam nieść torbę, ale musiałabym obrócić dwa razy, by zabrać i kurczaki. Miały tendencję skrzeczeć, jeżeli nie niosłeś ich w górze i ostrożnie. Ponieważ planowałam zabić je tej nocy, próbowałam ich nie przerazić. Musiałam je zabić, by wskrzesić zmarłych, ale mogłam to uczynić tak bezbolesnym jak możliwe. I lęk z pewnością idzie w parze z bólem w złej sytuacji. Bycie ofiarą krwi prawdopodobnie kwalifikuje się na złą sytuację, nawet jeżeli jesteś kurczakiem. Przekonałam Requiem by zostawił swój długi czarny płaszcz w Jeepie, ponieważ wyglądał jak urocza wersja Kostuchy. Bez niego wyglądał tak jak powinien, idąc na klubbing. Być może to były skórzane spodnie? Albo buty? Albo jedwabna koszula z długim rękawem w tym głebokozielonym odcieniu klejnotu, który sprawiał że jego biała skóra prawie błyszczała w kontraście. Koszula sprawiła, że jego oczy były turkusowe w świetle, jakby tam była gdzieś zieleń w tym błyszczącym błękicie. Był trudniejszy do wytłumaczenia niż Graham, ponieważ nawet bez płaszcza nie wyglądał jak ochroniarz. Wyglądał na tego kim był, a to nie miało nic wspólnego z tym co następcy Hermana myśleli, że powinni dzisiaj zobaczyć. Jedynym chodzącym umarłym, jakiego chcieli dziś widzieć był Herman. Powiedziałam im, że wampir zostaje, mogli się z tym pogodzić lub nie. Także przypomniałam im, że nie byłam zobowiązana do zwrotu ich zaliczki, jeżeli zmieniliby zdanie co do wskrzeszania Edwina Hermana.
Byłam tam, gotowa wywiązać się z mojej części umowy. Kiedy potrzebujesz wskrzesić zombie starsze niż kilkaset lat, to masz coś w rodzaju rynku sprzedawców tej usługi, i ja byłam właściwie jedynym sprzedawcą. Była jeszcze dwójka innych animatorów w Stanach Zjednoczonych, którzy mogli to zrobić. Jeden w Kalifornii, jeden w Nowym Orleanie, ale nie było ich tutaj, a ja byłam. Poza tym, byli prawie tak drodzy jak ja, i doszłyby jeszcze opłaty za samolot i hotele. Więcej pieniędzy. Więc prawnicy kazali im się zamknąć. Choć była tam starsza kobieta po stronie rodziny, dziedzicząca pieniądze, która chciała odejść, jeżeli „demon” pozostanie. Demon? Jeżeli myślała, że Requiem był demonem, nigdy nie widziała prawdziwego. Ja widziałam i znałam różnicę. Ale prawnicy usiedli i jeden z wnuków posadził babcię, a teraz czekali w ciemności, aż wykonam swoją pracę. Miałam kilka kurczaków, a w mojej torbie sportowej była maczeta i kilka innych akcesoriów. Ale aby zacząć cokolwiek, musiałam opuścić tarcze, by to zrobić. Nauczyłam się chronić, naprawdę chronić, tak że mogłam zwalczać chęć korzystania z mojego daru. Już dawno temu nauczyłam się go kontrolować na tyle, by nie wskrzeszać umarłych przez przypadek. Był kiedyś profesor w college’u, który popełnił samobójstwo. Przybył do mojego akademika pewnej nocy. Chciał bym powiedziała jego żonie, że mu przykro. Po tym nie chciałam już niczego wskrzeszać, tylko wyłączyć to, zignorować. Jestem cholernie zbyt utalentowana, by to zignorować. Zdolność psychiczna wyjdzie tak czy inaczej, jeżeli moc jest wystarczająco duża to znajdzie sposób. I prawdopodobnie nie polubisz sposobu, który znajdzie. Zrzuciłam moje tarcze, nie wszystkie, ale wystarczająco. Wystarczająco, bym mogła otworzyć tę cześć mnie, która wskrzeszała zmarłych. To było tak, jakbym była zaciśnięta w pięść i nagle rozłożyłam szeroko te metafizyczne palce, mogłam być wolna. Znałam ludzi, którzy uczyli się z animatorami lub praktykującymi voodoo aby nabyć umiętności potrzebne do wskrzeszania zmarłych. Ja uczyłam się jak ich nie wskrzeszać. To zabierało trochę wysiłku, trzymanie tej pięści zamkniętej, tej mocy zamkniętej. To było jak kawałek mnie nigdy niezrelaksowany, nawet gdy spałam, chyba że byłam tutaj z prawdziwą śmiercią. Kiedy przyzywałam jednego z nich z grobu. To był jedyny moment kiedy w całości byłam wolna. Stałam tam przez chwilę, pozwalając wylewać się tej energii, chłodnej i poszukującej, jak wiatr, za wyjątkiem tego że ten wiatr nie rozwiewał włosów, on tylko wywoływał dreszcze. To było jak bym wstrzymywała swój oddech, mocno, tak mocno, i w końcu mogłam go wypuścić, pozwolić temu wszystkiemu wydostać się na zewnątrz, i zrelaksować się. Przestałam obawiać się tego, to wspaniałe uczucie obcować ze śmiercią. Spokój, taki spokój, cokolwiek zostało złożone w ziemi, nie miało nic wspólnego z duszami i bólem.Cicho jak w gobie nie było tylko powiedzonkiem. Ale zapomniałam o tym że blisko pod ręką był martwy, który nie znajdował się pod ziemią. Moja moc dotknęła Requiem. Powinna go zignorować, ale tak się nie stało. Ten chłodny niewiatr dotknął go i zakręcił się wokół jego ramion jak wokół dawno zaginionego kochanka. Nigdy nie
czułam czegoś takiego. Po raz pierwszy zrozumiałam, że moja moc obejmowała każdą śmierć, a nieumarli wciąż byli martwi. Zawsze uważałam, i tak nam powiedziano, że wampiry zabijały nekromantów ze strachu, że będą mogli ich kontrolować, ale wiedziałam, że to nie była cała prawda. To tak jakby otworzyły się drzwi we mnie do pokoju, o którym nie widziałam, że istniał. Wewnątrz był pokój z czymś metafizycznym. Nie miało to kształtu, który można by obejrzeć okiem, nie miało masy, nie można było dotknąć, ani trzymać, ale to tam było i to było prawdziwe i to było moje. Tak jakby “Orgazmiczna moc” Requiema i Byrona wezwała to, ale nie do końca. Podniecenie było statyczne, nie wzrastające, niezmienne. To nie było statyczne. To mnie zdmuchnęło i gdyby to był prawdziwy pokój w prawdziwym domu to moc pochodząca z tego spowodowałaby eksplozję całego domu. To byłby ryk drewna, szkła i metalu i nic nie było stałego na tym metafizycznym podwórku z wyjątkiem punktu zero jakiegoś wybuchu. To było we mnie, więc nie mogło we mnie uderzyć, to głupie, ale nadal próbowało. Uderzyło we mnie i przez chwilę byłam ślepa, głucha, nieważka, w nicości. Nie było nic, prócz surowości tej mocy. Poszłam za głosem Grahama – Anito, Anito, słyszysz mnie? – Czułam go trzymającego mnie, wiedziałam, że jesteśmy obok grobu. Mogłam wyczuć grób, mogłam wyczuć Edwina Alonzo Hermana leżącego pod nami. Wszystko co musiałam zrobić to wezwać jego imię. - Coś nie tak Requiem? - Nie – powiedział i to jedno słowo było wystarczające. Otworzyłam oczy i spojrzałam na wampira stojącego przede mną. - Obudziła się – powiedział Graham i spróbował podnieść mnie do pozycji siedzącej, ale sięgnęłam po Requiema. Wampir schylił się do mnie, a ja po niego sięgnęłam. Graham pomógł mi, popychając mnie do pozycji pionowej, ale on nie był tam dla mnie w tym momencie. Moją sprawą byli martwi, a Graham był zbyt ciepły. Chciałam krwi powolnej i zawiesistej, a ona wyciągała do mnie rękę. Requiem musnął moje palce i moc we mnie się uspokoiła, jakby świat był drżący, a teraz się uspokoił. Dotknęłam jego ręki w tej nagłej ciszy i nie było w niej tętna. Moich zmysłów nie rozporaszały uderzenia krwi. Mrugnął na mnie, jego usta się poruszyły, ale nie oddychał. Był spokojny. Był martwy. Był mój. Pociągnął mnie na nogi i staliśmy u stop grobu ręka w rękę. Spojrzałam na jego twarz, spotkałam płomień jego turkusowych oczu, ale to nie ja zostałam przyciągnięta przez jego spojrzenie. To on wpadł do mojego, a ja to wiedziałam, bo miałam wgląd w jego umysł przez swój, że moje oczy były jak stałe zbiorniki lśniących, czarnych gwiazd. To był sposób w jaki moje oczy wyglądały kiedy Obsydianowy Motyl, wampirzyca, która uważała się za Aztecką Boginię pokazywała mi niektóre ze swoich mocy. Była tak potężna, że nikt nie widział, czy była wampirem czy już bogiem. Niektóre rzeczy nie są warte walki. Użyłam mocy, której nauczyłam się od niej tylko dwa razy i za każdym razem moje oczy były pełne
gwiazd. Noc nagle stała się mniej ciemna. Mogłam zobaczyć szczegóły, kolory, rzeczy, których na własne oczy nigdy nie widziałam. Koszulka Requiema była tak zielona, że wydawała się płonąć jak jego oczy. To rodzaj hiperskupienia i to nie był tylko wzrok. Jego dłoń w mojej była cięższa niż powinna, ważniejsza niż powinna i mogłam poczuć każdy skręt jego palca, jak maleńkie, jedwabne linie. Kochać się tak może być najbardziej cudownym doświadczeniem albo doprowadzić do szaleństwa. Przypominałam sobie tę moc, ale to nie było to, czego potrzebowałam. Miałam mały błysk jego strachu, który niemal natychmiast ucichł, bo dotknęłam go, a ja nie chciałam, by się bał. Gwiazdy w moich oczach utonęły w pośpiechu czarnego płomienia z brązowym centrum, jakby były z drewna, które było pochłanianie przez płomień. Moje oczy przez chwilę były wampirze. Były wypełnione ciemnym, ciemnym światłem, tak ciemnym, że prawie czarnym. Odwróciłam te oczy w stronę grobu i Graham je zobaczył. - O boże – wysapał. Odejdź od grobu Graham – powiedziałam i mój głos był prawie mój. On po prostu uklęknął i na mnie spojrzał. Przesuń się Graham – powiedziałam – nie chcesz tu być, gdy to skończę. Zerwał się na nogi i ruszył, aż powiedziałam mu “wystarczająco”. Był blisko z szeroko otwartymi oczami, zapach strachu wydzielał się z jego skóry, ale nie uciekł i nie próbował się zdystansować. Dzielny chłopak. Uklękłam na twardej ziemi i zwróciłam się do Requiema, tak by ukląkł za mną z rękami na moich ramionach. Był jak solidna ściana cichej siły za mną. Wiedziałam, że wzmacniałam moce JeanClauda, kiedy byłam blisko niego, ale nigdy nie czułam czegoś takiego, co teraz miało miejsce. To nie był trumwirat mocy z Requiem, on był jednym z wampirów Jean-Claude, i to uczyniło go moim w pewien sposób. Moim do wezwania, moim do użycia, moim do nagradzania. Pochyliłam się, a moje ręce dotknęły ziemi, dopóki nie poczułam życia pode mną. To tak jakby ziemia była wodą, a ja wiedziałam, że ktoś tonie poniżej mnie i wszystko, co musiałam zrobić to dotrzeć na dół i go uratować. Wyszeptałam – Edwinie Alonzo Herman, usłysz mnie. – Czułam jaki jest zmieszany, jakbym mu przerwała sen. – Edwinie Alonzo Hermanie wzywam cię z twojego grobu. – Czułam jak jego kości rosną długie i proste, poczułam, że jego ciało łączy się wokół niego. To było jak wypełnianie złamanej lalki. On odtworzył się i to było zbyt proste. Moc zaczęła się rozprzestrzeniać na zewnątrz i zaczęła szukać innego grobu, ale jakaś mała część mnie wiedziała lepiej. To nie byłby tylko jeden grób. Wiedziałam, że z taką mocą przerobową mogłabym podnieść cały cmentarz. Że mogłabym wskrzesić ich wszystkich. Bez kurczaków. Bez krwi. Bez kozy. Bez niczego, tylko mocą dmuchającą przeze mnie i wampira za moimi plecami. Ponieważ moc chciała, by jej używać. Chciała mi pomóc, pomóc zatroszczyć
się o nich w ich grobach, wyciągnąć ich na światło gwiazd i wypełnić ich… życiem. Tak, czułam się tak dobrze, by podnieść ich wszystkich. Potrząsnęłam głową i walczyłam, z tą pomocną mocą. Walczyłam by nie rozprzestrzeniać tego jak choroby przez wszystkie groby. Walczyłam, by zostało coś z tego, czym myślałam, że byłam. Potrzebowałam pomocy. Pomyślałam o Jean-Claudzie i to nie było to. Musiałam pamiętać, że nie miałam w sobie tylko śmierci. Żyłam. Sięgnęłam do trzeciego z naszego trumwiratu. Sięgnęłam do Richarda. Spojrzał na mnie jakbym się unosiła w powietrzu nad stołem w jadalni jego rodziny. Widziałam ojca, który był starszym klonem samego Richarda i większość jego braci siedzących przy stole i niebieską miskę którą podawali między sobą. Charlotte, jego matka, przyszła z kuchni przez wahadłowe drzwi, tuż za jego krzesłem. Była w moim rozmiarze, z miodowo-blond włosami i figurą jednocześnie drobną i pełną. Z wyjątkiem odcienia włosów i skóry, Charlotte przypominała mnie. To był powód, dla których większość braci Zeeman wybierała kobiety małe, ale trudne. Obserwowałam ją wnoszącą duży półmisek, uśmiechała się i rozmawiała z rodziną. Nie mogłam usłyszeć, co mówi, jak i innych hałasów na zatłoczonej scenie uśmiechniętej rodziny. Oni wszyscy wydawali się tacy szczęśliwi, tacy uśmiechnięci. Nie chciałam przynosić im tego tutaj. Zaczęłam się odsuwać, gdy w głowie usłyszałam Richarda – Czekaj, czekaj Anito, proszę. – Przeprosił i wstał od stołu, przeszedł przez duży salon do ganku w kilku krokach, aż mógł wpatrywać się w przestrzeń powietrzną, która przybyła ze mną. Przez cały czas patrzył w powietrze, spojrzał na mnie, wydawało mi się, że wyczuł niektórych i to, co się dzieje, bo powiedział – Dobry boże, Anito, co się stało? Czułem twoją siłę przedtem, ale nie w taki sposób. Nie miałam wystarczająco kontroli, by mówić w mojej głowie, więc Requiem powiedział głośno, pomijając moją ostrożność. – Wampiry wciąż powtarzają, że to jest nowy poziom mocy. Objął nagie ramiona w koszulce. Nie zatrzymał się, by wziąć kurtkę. – To jest jak noc, która oddycha twoją mocą. Co mogę zrobić? - Przypomnij mi, że nie jestem martwa. Przypomnij mi o rzeczach, które wiążą mnie z moim biciem serca. - Jak to pomoże? Chciałam wykrzyczeć moją frustrację. – Boże, Richard, po prostu mi pomóż. Jeśli mi nie pomożesz, to obawiam się, że wskrzeszę dziś cały cmentarz. Skinął głową – Przepraszam, przepraszam za tak wiele Anito. – Spojrzał w dół, a ja wiedziałam, że myślał i zbierał wolę na coś. Zazwyczaj coś, czego nie chciał zrobić. A ja nie mogłam dziś się martwić emocjonalnymi trudnościami Richarda. Byłam zbyt przerażona, bo moc pulsowała pod ziemią. Zimne pulsowanie, ale obietnica rozprzestrzeniła się po wielu grobach. Wiedziałam, że tej nocy mogłam podnieść armię z guzdrających się zombie, taką jak filmy najchętniej ukazywały i zazwyczaj nie miało to
nic wspólnego z prawdziwą nekromancją. Spojrzał do tyłu i powiedział – Wszystko w porządku mamo. Potrzebuje po prostu trochę prywatności. Trzymaj wszystkich w domu, okej. – Potrząsnął głową. – Nie mamo, nie jest blisko pełni księżyca. Wyszedł na podwórko z dala od światła w domu, i opuścił tarcze, metafizyczne ściany, które trzymają jego bestię w klatce i pomagają utrzymać człowieczeństwo. Noc nagle ożyła w sposób, w który nigdy tego nie robiła. Nagle powietrze przepełniało tysiące zapachów: dojrzałość jabłek z sadu za domem; trawa jak gruby koc pod naszą twarzą; drzewa, pikantny posmak słodkiej żywicy; bardziej miękki zapach brzozy; słodko ostry drewna topolowego, a nad tym wszystkim suche bogactwo opadłych liści wokół nas. Potem dźwięki. Tegoroczne świerszcze cykały ich żałosne piosenki. Inne owady z lasu, śpiewały swoje ostatnie utwory, zanim przyjdzie zimno. Wiatr podniósł się, a drzewa skrzypiały i jęczały wokół domu. Duży dąb na podjeździe wyrzucał swoje gałęzie w gwiazdy i Richard podniósł głowę, aby obejrzeć ten dziki wiatr. Większość ludzi nie patrzy w górę, zwierzęta tak, bo wiedzą, że nie ma prawdziwego bezpieczeństwa. Nie przejmują się tym, tak jak my, ale są tego świadome, w sposób w który my nie jesteśmy. Richard podszedł do skraju drzew, które rozpoczynały las graniczący na zachodniej ziemi rodzinnej. Dotknął pnia, położył na nim ręce, był szorstki, twardy z głębokimi rowkami w korze, jak maleńkie tunele. Położył twarz na tej chropowatości i było to korzenne i ostre, a ja wiedziałam, że to słodka żywica. Patrzył na nagie gałęzie, gdzie małe kulki wisiały na szorstkich brzegach drzewa. Objął drzewo, przytulił się do niego, jakby znaczył je zapachem, a następnie wyłączył się. Biegł łatwym galopem przez drzewa w lesie. On nie polował. Biegał dla radości. Prześlizgnął się przez zarośla, jakby ich tam nie było. I to było tak jak poczułam to tylko raz wcześniej, jakby drzewa i krzewy powitały go, albo się do niego odwróciły, lub jakby rosnąca zieleń była wodą a on zanurkował przez nią, prześlizgując się, skręcając, dając się uderzać gałązkom i gałęziom i dotykając tej żyjącej ziemi pod stopami. Nie było życia, które nie zostało uruchomione lub ukryte, to wszystko żyło, w sposób, którego większość ludzi nie rozumie. Richard prowadził i wziął mnie ze sobą, tak jak wtedy w te noc dawno temu. Potem trzymał moją rękę, a ja starałam się nadążyć, aby zrozumieć. Teraz to było łatwiej, bo byłam w jego głowie, w jego wnętrzu. Noc żyje dla niego w sposób, w który nie był przeznaczony dla Jean-Claude czy dla mnie. Byłam zbyt ludzka, a zainteresowanie Jean-Claude życiem zbyt płytkie. Żadne z nas, nie mogło czuć, tego co bestia Richarda mogła dać jemu. Coś dotknęło mojej ręki, i zostałam gwałtownie pociągnięta z powrotem do grobu. Requiem był wciąż za moimi plecami, wciąż martwy, a Graham był na grobie. Spojrzał niepewny węsząc po mojej skórze – Czuję drzewa i sforę. – powiedział cicho. Richard spojrzał na nas – Dlaczego jest tam Graham? - Ochrona. Jean-Claude boi się, co by mogło się stać, gdybym nie miała kogoś przy sobie.
- Powiedz mu, że miał cię strzec a nie może tego robić leżąc na grobie. - Miałeś mnie pilnować Graham, a nie możesz mnie chronić stamtąd - Ten ostry zapach wilka zagęścił się, gdy to powiedziałam. Graham zareagował tak, jakby został uderzony. Skulił się na ziemi, płaszcząc się. – Przykro mi, po prostu pachniałaś tak dobrze. Zapomniałem się. - Dosyć płaszczenia się i wracaj do pracy – powiedział pierwszy Richard a ja powtórzyłam to po nim. Graham zrobił to, co mu powiedziano. Przeszedł w bardzo poważny moduł ochroniarza, spoglądając w ciemność gdziekolwiek mogła być. Richard wziął głęboki oddech i poczułam gęsty, słodki zapach w głębokim lesie. On przebiegł milę, bez wysiłku, nie z tego samego powodu, z którego zrobiłby to człowiek, ale dlatego że sama ziemia pomagała mu biec, dała mu siłę, powitała go. Stał tam w środku lasu, jego nogi zakotwiczone w ziemi. Zdałam sobie sprawę, że Richard był moją podstawą, moim centrum, jego radość, jego serce pompowało w piersi w rytmie tego radosnego biegu. Trzymałam moje więzy otwarte i pełne zapachów i dźwięków odległe miejsca, były tutaj. Położyłam dłonie na grobie, i nawet z Requiem za plecami, dotykającym mnie, co to nie było tak prawdziwe jak bicie serca Richarda kilometry dalej. - Edwinie Alonzo Herman z woli, słowa i ciała wzywam cię z grobu. Chodź, chodź teraz! – To wszystko było nie tak, wszystko różniło się od rutyny, ale to było tak samo właściwe. Poczułam przesunięcie, gdy się scalał, trup składał się jak puzzle, i zaczynał wzrastać ponad ziemię, jakby to była woda. Oglądałam to co się działo wiele razy, ale nigdy nie klęczałam w tym czasie na ziemi. Ziemia ugięła się, gorąca jak podczas trzęsienia ziemi, które było kilka stóp pod ziemią. Zaczęła płynąć pod moimi rękami, jakby to było coś innego, a nie woda, ani błoto, ale coś zarówno mniej i bardziej solidnego. Nie wiem, co się dzieje, myślał Requiem, ale nie próbował się wyrywać i pozostał za mną. Był na tej przejażdżce ze mną i nie robił hałasu. Dzielny wampir. Moje ręce spotkały przesuwającą się ziemię, zimne palce owinięte wokół mojego ciepła. Ręce Hermana Edwina Alonzo owinęły się wokół moich, jak pływaka, który ma nadzieję, że dotknie w końcu liny. Grób wyrzucił go jak kwiat wyrastający z ziemi, ten nacisk tego zmusił mnie, by pociągnąć go w górę, i aby znaleźć równowagę w Requiem podtrzymującym mnie. Jeśli nie byłoby tam wampira, aby mnie utrzymać stojącą na skręcającej się ziemi, to bym upadła. Ale Requiem trzymał mnie stojącą i popchnął zmarłego mężczyznę z jego grobu, wypchnął go perfekcyjnie i w całości, aż stał się wyższy ode mnie, brud opadł z doskonałego, czarnego garnituru, który wyglądał jak świeżo wyprasowany. Był łysy z grubą grzywką tuż nad uszami i miał grube, jak mors wąsy. Był tęgi, niemal otyły w stylu osób bogatych. Kiedy Edwin Alonzo umarł tylko biedni byli chudzi, tylko biedni wyglądali na zagłodzonych. Czułam, że Richard stoi na skraju strumienia. Powietrze było chłodniejsze niż podczas muzycznego biegu, a jego
puls zaczął zwalniać po biegu, lekki pot zaczynał chłodzić jego skórę. Nie bał się, ani nie był przerażony. On po prostu stał zakorzeniony w ziemię, podtrzymując mój puls i rytm swojego ciała, grube piżmo wilka w lekkim jesiennym powietrzu. Wpatrywałam się w zombie, a on we mnie, wyglądał na kawał dobrej roboty. Z wystarczająco dużą ofiarą z krwi, mogłam podnieść zombie, które wyglądało jak za życia, a przynajmniej blisko było do tego, ale to było idealne. Jego skóra wyglądała na pełną i zdrową w świetle gwiazd. Miał słaby uśmiech na twarzy a jego ubranie wyglądało jakby przed chwilą je założył. Nawet jego buty były nieskazitelnie czyste, błyszczące jakby dopiero co wypolerowane. Wypolerowane, tak błyszczące że odbijały światło księżyca. Ręce były wciśnięte w moje, ale nie były martwe. Nie oddychał, ale wyglądał i w dotyku był bardziej jak żywy niż martwy. To było niepokojące. Wiedziałam, że tam było dużo mocy, że skierowałam ją do tego jednego grobu, więc zgadywałam że to w porządku że wyglądał tak dobrze, ale gdy spojrzałam na tę pulchną, uśmiechniętą twarz ogarnął mnie niepokój. Obawiałam się, że zrobiłam więcej, niż mi za to zapłacili, ale gdy dotarłam do oczu westchnęłam z ulgi. Oczy były grube i pełne, ale nie było nikogo w tych oczach. Były puste i czekały. Wiedziałam na co czekały. Uniosłam lewą rękę do zombie a on nie przylgnął do mnie, jego palce tylko otwarły się kiedy się poruszyłam. Trzymałam rękę na wysokości barków wysuniętą w kierunku wampira - Przesuń moje bandaże. Requiem trzymał jedną rękę na moim ramieniu, ale użył drugiej by zerwać plaster z mojego nadgarstka. - Zdejmij to. W końcu zerwał bandaże. Nie udało mi się powstrzymać od małego szarpnięcia z bólu. Richard zawołał mnie w głowie – Co zamierzasz? - Potrzebuje krwi, by mógł mówić. Nie zabiłam zwierzęcia. To jest cała krew, jaką posiadam. Nic nie powiedział, ale poczułam, że jego puls zaczyna przyśpieszać. Zaproponowałam mój nadgarstek wyższemu ciału naprzeciwko mnie. Coś przesunęło się w tych bladych oczach, coś co widziałam u lepiej zachowanych zombie. To tak, jakby coś w nich, jakby jakaś ciemna rzeka, czekała na okazję dla ciała. Coś nie tyle złego, ale też niezbyt dobrego. Ale ta wąsata twarz wciągnęła powietrze pachnące krwią i ta inność zniknęła w jego oczach. Napędzane przez obietnicę czegoś, wróciło trochę życia, trochę żywotności. Zombie chwycił mnie za rękę i uderzył ustami w mój nadgarstek, jakby mógł dać buziaka najdroższej kochance. Tylko wypływ krwi z rany sprawił, że ciężko oddychałam. Ale ja wiedziałam, co się święci, bo karmiłam wcześniej zombie własną krwią. Niezbyt często, ale wystarczająco. Jego usta zamknęły się wokół rany, a jego usta były na tyle szerokie, że wziął wszystko, a zęby ustawił na poszarpanych brzegach i przejechał. Zazwyczaj usta zombie były mniej realne. Z wyjątkiem tego, jak zimne było jego ciało, to nie było różnicy między zombie a osobą. Wykonałam bardzo dobrą robotę, nawet w miejscach, które czułam tylko ja.
Richard wszedł w strumień, uderzając w niego jedną nogą, jakby nie był dość spokojny. Zaczął biec w górę, na drugi brzeg, zaczął biec w nocy pośród drzew i zapachów. Usta Edwina Alonza Hermana były zablokowane wokół mojego nadgarstka, gdy ssał. Rana zaczęła się leczyć, bardziej niż było to zrozumiałe, bo nacisk był mocny i palący. To bolało, naprawdę bolało. Tak, w pewnych sytuacjach podobały mi się zęby, ale to nie było to i to co można uważać za przyjemne podczas seksu, podczas przemocy kurewsko boli. Richard rozwinął teraz pełną prędkość. Myślałam, że był szybki wcześniej, lecz on po prostu się bawił. Teraz biegł. Biegł tak szybko, że cięły go gałęzie, że ziemia nie ułatwiała mu tego, tak samo woda. Biegł, biegł… uciekał od samego siebie. Miałam jasny wgląd w jego głowę. Uczucie zębów na nadgarstku, tych silnych podekscytowanych ust. Podekscytowanych ust człowieka i zwierzęcia. Mógłby to zaakceptować, jeśli byłoby to tylko jedzenie, ale to nie było to. Mieszanka człowieka i zwierzęcia niewyraźnie widziała różnicę między jedzeniem i seksem. Najwyraźniej niewiele linii je dzieliło. Linii o których Richard nie miał pojęcia że istnieją, nie mówiąc o tym że chciał przekroczyć. Biegł i poślizgnął się na liściach i upadł, ale prędko był na nogach i znów biegł, zanim jego ciało miało czas, by zrozumieć, że upadło. Dopiero w tym momencie, przypomniałam sobie ranę na jego ramieniu i myśl, która zapadła mi w pamięć, że był zmiennokształtnym i prędko się uzdrawia. Miał o wiele więcej mocy niżby tego chciał. Zombie opadł na kolana i ssał mój nadgarstek, jakby to była najbardziej ekscytująca rzecz, której próbował. Trzymał mnie za rękę naprzeciw ust, a jego język badał ranę. Mój oddech wyszedł z chrapliwym słowem – Kurwa. - Jesteś ranna? – zapytał delikatnie Requiem Pokręciłam głową. To bolało, ale nie zostałam ranna. Nie było różnicy, ale zwykle zombie zaczynało teraz zwalniać. Ten ssał mocno i szybko, jak dziecko, które było głodzone. Oczywiście, nigdy nie podniosłam nikogo bez ofiary ze zwierzęcia. Może to była ta różnica? Miałam nadzieję, że tak, ponieważ inną opcją było to, że coś poszło źle, naprawdę źle. Potrząsnął ustami jak pies kością i krzyknęłam. To po prostu bolało. To był zbyt duży entuzjazm zombie. – Edwin, przestań się karmić. – Mój głos był czysty, a on mnie zignorował. Kurwa. Oblizałam nagle suche wargi. – Wystarczy mu. Pomóż mi go podważyć. – Powiedziałam cichym głosem. Nie mogłam wystraszyć klientów. Nie mogłam im dać znać, że coś poszło nie tak. Richard ponownie upadł, zsunął się po wilgotnych, jesiennych liściach, spadał, aż drzewo go zatrzymało, nagle i gwałtownie, obtłukł się. Spojrzał i zobaczyłam szerokie, brązowe oczy, zobaczyłam od czego uciekał. Chciał być tam na kolanach, chciał lizać rany, chciał smakować mojej krwi, może rozszerzyć ranę ostrymi zębami. Myśl ta nie tylko go pobudzała. Myśl ta była niedwuznaczna. Ta głęboka, najciemniejsza rzecz pochowana w jego duszy nadała nowy sens seksowi oralnemu. Czekał aż poczuję przerażenie, ale tak nie było. Jeśli ktoś mógł oprzeć się wielkiemu złu, to był
Richard. Ufałam jego kontroli, nie zawsze trzymaniu jego nerwów na wodzy, ale kontroli tak. Ufałam mu bez zwątpienia i zastrzeżeń. Szepnęłam. – Tylko dlatego że chcesz coś zrobić nie oznacza, że możesz to robić, a nawet że musisz to zrobić. Jesteś człowiekiem Richard. Masz umysł i siłę woli. Nie jesteś tylko swoją bestią. - Nie rozumiem. – powiedział i wiedziałam, że zrobił to przez przypadek. - Możesz poczuć, co robi zombie? –powiedziałam. Ukrył twarz przede mną i pobiegł. Pobiegł między drzewa, uderzył w utwardzoną ścieżkę i biegł jakby drogę oświetlały mu reflektory, tak był pewny tego, co miał przed sobą. Szybciej, szybciej, biegł, biegł. Biegł, ale był unieruchomiony, bez względu na to jak szybko i daleko pobiegł. Bez względu na to, jak szybko i daleko biegł, on wciąż tam był. Jak uciec przed potworem, gdy sam nim jesteś? - Richard, spraw, by zombie przestał się na mnie karmić. - Nie wiem jak. – znów zniknął między drzewami, które teraz nie były przyjazne ani radosne. Zombie mnie ugryzło, mocno i do cholery, to bolało. – Requiem, zabierz go ode mnie. – Wampir obszedł mnie tak, że mógł dotknął twarzy zombie i rąk, ale nic nie trzyma tak jak zombie. Zdarzało się że musiałam pomóc sprzątać zombie wskrzeszone przez kogoś innego, gdy coś poszło źle i czasami trzeba było odciąć zombie razem z placem, by kogoś puścił. Zęby człowieka mogły ugryźć tak głęboko, by przeciąć żyłę lub tętnice. Chciałam, by się odczepił. Requiem próbował go odczepić, ale w końcu na mnie spojrzał. – Mogę odciągnąć go w kawałkach, inaczej nie uda mi się odciągnąć go od ciebie. Spojrzałam na ochroniarskiego wilkołaka i zawołałam go z powrotem. Przyszedł z poważną twarzą, ręce po bokach, jakby nie był pewny, czy na pewno mnie nie dotknie. Czy czujesz wilka i las, czy może świeżą krew? Nie pytam, jeśli nie chce wiedzieć. Nie chciałam wiedzieć. Zombie wsunął język do rany, jakby próbował sprawić, by krew płynęła szybciej. To bolało i mnie zaskoczyło dlatego krzyknęłam, mały krzyk, ale wystarczający, by prawnicy zawołali – Wszystko dobrze panno Blake? - Dobrze – odpowiedziałam. – Dobrze. – Nie mogłam pozwolić klientom wiedzieć, że zombie, których wskrzesiłam zaczął się mną pożywiać. Kurwa! Korzystał z każdego grama siły, jaką miał. Graham był w stanie podważyć jeden palec z mojego nadgarstka, ale musiał trzymać ten palec, bo zwinąłby się z powrotem na miejsce. – Nie powinien być tak silny. - Nigdy nie walczyłeś z zombie, prawda? – powiedziałam. Otworzył szerzej oczy. – Jeśli są tak silne, to nie chciałbym. - One nie są po takie silne, po prostu nie czują bólu. - Anito, mogę oderwać mu palce – powiedział Requiem – albo złamać mu szczękę, albo inną kończynę,
nie mam żadnych innych sugestii. Złą częścią było to, że ja również nie miałam. Zombie gryzł mnie mocniej i wiedziałam, że to kwestia czasu nim trafi w coś ważnego. Zakopywał zęby głębiej o małe kroczki, a ja nie byłam świadoma, tego co się stanie, gdy świeża krew wytryśnie w jego usta. Wiedziałam, co mięsożerny zombie może zrobić człowiekowi. Nie byłam do końca człowiekiem, ale nie odrośnie mi ręka, jeśli mi ją urwie. Mogliśmy go spalić, ale nie mogliśmy go puścić, bo spłonęłabym razem z nim. Cholera. Richard siedział na polanie pod plątaniną nagich ramion. – Muszę zamknąć linię między nami. Nie mogę oddzielić się od zombie. Wciąż czuję, co robi. Wciąż pragnie więcej krwi. – Tulił twarz w dłoniach. Stracił gdzieś koszulę, tak że siedział nagi jak drzewa nad nim. – Przykro mi Anito, naprawdę próbowałem. - W porządku Richard, zrobimy, co możemy. Uważaj na siebie. Spojrzał na mnie i łzy błyszczały jak gwiazdy. – To ja powinienem się tobą zająć. - To relacja partnerska, Richard, my po kolei pomagamy sobie nawzajem. Potrząsnął głową. – Spieprzyłem Anita, przepraszam. – Nie byłam pewna, czy kiedykolwiek usłyszałam, jak mówił pieprzyć, nie mając na myśli seksu. - Wracaj Richard do domu, do swoich rodziców. Będą się martwić. Zombie ugryzł mocniej, krzyknęłam i Richard nagle zniknął. Przeciął więź tak gwałtownie, że zatoczyłam się, tylko ręce Requiem’a i Grahama zatrzymały mnie przed upadkiem. - Anita! – powiedział Graham i stracił uchwyt na zombie, próbując mnie przytrzymać. Ale ręce na moich nadgarstkach złagodniały. Spojrzałam w dół na klęczące zombie i jego oczy wypełniły się życiem. Była tam osobowość, ktoś w domu. Byłam głupia. Richard przypadkowo związał ze sobą zombie, a kiedy rozwalił więź ze mną, zombie znów był mój. Dobra wiadomość, ale głupio mi, że nie pomyślałam o tym wcześniej. Zmarli to moja specjalność. Nie czułam się dziś specjalna. Zombie mrugnął na mnie, odsunął usta od mojego nadgarstka. Jego duże wąsy były całe w mojej krwi. Wpatrzył się w mnie. – Przepraszam, nie wiem, co tutaj robię. – Pozwolił mi odejść i stanęliśmy na równe nogi, patrząc na jego dłonie na moich zakrwawionych nadgarstkach, widziałam horror na jego twarzy. – Przepraszam panienko, nie wiem, co ci zrobiłem. Chcę cię szczerze przeprosić, to potworne. – Wpatrywał się w krew na rękach, wycierając usta. Cholera, nie wiedział, że jest martwy. Nienawidziłam tych, którzy nie wiedzieli, że są martwi. I jak na zawołanie cofnął się na tyle, by wpaść na własny pomnik. Spojrzał na kamienną, bezkompromisową twarz anioła, a potem na Ebenezera Scrooge. Widział swoje imię na grobie wraz z datą. Nawet w świetle gwiazd, kolor odpłynął z jego twarzy. - Wysłuchaj mnie Edwinie, przez prawo krwi, którą smakowałeś, wysłuchaj mnie. Odwrócił się do mnie z ogromnymi, dotkniętymi oczami – Gdzie ja jestem? Co mi się stało? - Nie bój się Edwinie, bądź spokojny.
Panika zaczęła ustępować z jego twarzy, oczy wypełniły się sztucznym spokojem, bo tego chciałam, ponieważ byłam jedyną, która wezwała go z grobu i to moja krew była na jego ustach. Ja zdobyłam prawo do rozkazywania mu. Powiedziałam mu, by był spokojny. Powiedziałam mu, by jasno i zwięźle odpowiadał na pytania miłych prawników. Poinformował mnie, że dziękuje bardzo, ale zawsze jest jasny i zwięzły, a ja wiedziałam, że zrobi to, co prawnicy i jego potomkowie, chcieli by zrobił. Ta grupa prawników i klientów postanowiła z wyprzedzeniem, że nie chce zadawać przeze mnie pytań. Jakby nie ufali mi, że mogę kontrolować zombie na tyle, by dostać odpowiedzi, których ci ludzie chcieli. Było to implikacją obawy, że ktoś mógł mnie przekupić. To była wytyczna, byłam tym trochę obrażona, dziś jestem zadowolona. Oznaczało to, że mogę wrócić do jeepa, podczas gdy przepytywali zombie. Miałam apteczkę w jeepie i jej potrzebowałam. Zombie idealnie odnowił ranę, poprawił stare i zrobił nowe ślady zębów na moim nadgarstku. Więc to było jak nowe rany wokół starych. W niektóre noce mam wrażenie, jakbym miałam cel na moim lewym ramieniu. Jak otrzymuję uderzenie, to zazwyczaj tam ląduje. - Straciłaś mnóstwo krwi – powiedział Requiem. - No nie mów – powiedziałam. Posłał mi grymas – To co mówię oznacza, czy nie możesz puścić ich do domu z zombie i odesłać go jutro? Pokręciłam głową i skrzywiłam się, Graham podniósł gazę, by zobaczyć, czy krwawienie ustało. – Ugryzł mnie i aktualnie mnie zranił, ale zombie nie powinny tego robić. Biorą krew z otwartej rany lub ze zwierzęcia, które już nie żyje, ale nie robią ran. Nie karmią się aktywnie. - On to właśnie do cholery zrobił. – powiedział Graham, zmarszczył się do mojego nadgarstka i zaczął mocniej dociskać świeżą gazę wyściełającą. - W rzeczy samej, tak wiele poszło nie tak dzisiejszej nocy, że nie mogę ryzykować, pozwalając im mieć tyle czasu. Muszę go złożyć dziś z powrotem tak szybko, jak to możliwe. -Dlaczego? – Requiem zapytał. -Na wszelki wypadek. -Na jaki wypadek? – Zapytał tym razem Graham. -W razie jakby miał się stać mięsożercą. Obaj spojrzeli na mnie, jakby sądzili że żartuję. – Myślałem że to legendy, - Graham powiedział. -Widziałem takie rzeczy, - odezwał się Requiem. – Dawno, dawno temu. Myślałem że moc to uczyniła - wydawał się myśleć jakie słowo się najlepiej nada – takie rzeczy zostały utracone. -Zło, zamierzałeś powiedzieć zło, moc by uczynić takie zło, została utracona. Rzucił mi lekki uśmiech. – Moje przeprosiny.
-W porządku, nikt nie lubi nekromantów. Chrześcijanie, Wikkanie, wampiry, cała reszta, nikt nas nie lubi. -To nie tak, że my ciebie nie lubimy. -Nie, chodzi o to że wszyscy się nas boją. -Tak, - wampir powiedział miękko. Westchnęłam. – Dziś w nocy, po raz pierwszy czuję że mogłabym wskrzesić cały ten cmentarz, bez ofiary żadnego rodzaju. Mogłabym wskrzesić ich, a oni byliby moi, całkowicie moi. Skontaktowałam się z Richardem, ponieważ walczyłam z chęcią do wskrzeszenia mojej osobistej armii umarłych. -Kontakt z twoim Ulfrikiem poszedł bardzo źle, z tego co zrozumiałem z twojej części rozmowy. – Requiem powiedział. Graham dodał. – Próbował pomóc. -Taa, próbował, ale tak jak Jean-Claude i ja zdobyliśmy moce, tak samo i Richard. Żadne z nas nie spodziewało się po nim, by był zdolny połączyć się z zombie. -Nigdy nie słyszałem o czymś takim. -Jesteśmy super-kurwa-wyjątkową grupką tutaj w St. Louis. -Wyjątkową, - Requiem powiedział jak on i Graham zaczęli bandażować moje ramię. – Dobrze, to jeden sposób ujęcia tego. -A co powiesz na przerażającą? Spojrzał na mnie tymi niebieskimi, niebieskimi oczami ze wskazówką zieleni od koszuli blisko twarzy. – O tak, och, tak, przerażająca pasuje. Taa, przerażająca pasuje. Rozdział 41 Odwołałam resztę klientów na tę noc. To było zbyt bliskie komfortu. Złożę to zombie z powrotem do grobu, i to wszystko dopóki nie zrozumiem co się do cholery dzieje. Bert będzie wkurzony. Klienci będą wkurzeni. Ale nie w połowie tak wkurzeni jakby byli, gdybym wskrzesiła powłóczących nogami umarłych i sterroryzowała miasto. Nie, to oznaczałoby więcej negatywnej prasy, niż Bert zdołałby ugłaskać. Poza tym, ostatecznie straciłam wystarczająco krwi, żeby nie czuć się dobrze. To nie była metafizyka, tylko fizjologia. Czułam zawroty głowy, mdłości, zimno nawet ze skórzaną kurtką i kocem z tyłu mojego Jeepa. Straciłam dość krwi przez lata, by rozpoznać oznaki. Nie potrzebowałam transfuzji ani niczego, ale nie mogłam stracić więcej krwi tej nocy. W zasadzie, Graham odwiezie mnie do klubu, odbierze Nathaniela i odwoła to wielkie, seksowne przedstawienie na tę noc. Seks wzywał do ilości straconej krwi. Z pewnością on zaakceptuje to jako dość dobrą wymówkę. Wszyscy byliśmy stuleni na tylnym siedzeniu Jeepa. Ja, ponieważ czułam się jak gówno. Graham i Requiem, ponieważ nie mogłam się sama rozgrzać. Koc, skórzana kurtka, i wciąż drżałam.
-Pani, czy mogę uczynić pewną sugestię? – Requiem zapytał. Zajęło mi dwie próby, by powstrzymać moje zęby od dzwonienia na dość długo by powiedzieć, Jasne. -Jeżeli cię nie rozgrzejemy, nie będziesz tej nocy w formie na nic. -Po prostu to powiedz, i przestań, - trzęsłam się tak mocno, że to prawie bolało, kiedy dreszcze przechodziły, - przestań zagadywać mnie na śmierć, Requiem. -Graham pod kocem podwoiłby ciepło twojego ciała. – Powiedział to bardzo zwięźle, nie marnując słów, było miło wiedzieć, że mógł być zwięzły, kiedy musiał. Jeżeli przestałabym szczękać zębami, mogłabym się kłócić, ale nie przestałam, więc się nie kłóciłam. Poza tym, odrobina przytulania w pełnym ubraniu pod kocem, wydawała się całkiem niewinna po tym. co zdarzyło się wcześniej tej nocy. Komu to zaszkodzi? Oh, cholera nie odpowiadajcie. Graham był wciąż w swoim poważnym nastroju ochroniarza, więc wślizgnął się pod koc, w taki sposób jakbym gryzła. – Nie mogę być ochroną, kiedy jestem uwięziony pod kocem na tylnym siedzeniu. Zajęło mi trzy próby, by powiedzieć. –A nosisz coś ze sobą? -Masz na myśli spluwę? -Taa. -Nie. -Jeżeli jestem jedyną uzbrojoną, to nie jesteś moją ochroną. Spojrzał na mnie, jakby chciał się kłócić, ale Requiem powiedział. – Jest wiele sposobów, by strzec czyjegoś ciała, Graham. Jeżeli nie pomożesz się jej rozgrzać, to obawiam się, że będziemy musieli udać się z nią na pogotowie. Chciałbyś tłumaczyć się przed Jean-Claude’m że pozwoliłeś, by to się stało, kiedy mogłeś zapobiec temu, dzięki tak prostemu zachowaniu. -Nie, - Graham powiedział, i rozluźnił się przy moim boku. To było jakby stał się całkowicie inną osobą od tej, która zasmakowała ode mnie orgazmu wcześniej. Wydawał się sztywny i niekomfortowy. Owinął swoim ramieniem moje ramiona nieśmiało, dziwnie. -Ona się nie złamie, Graham, - powiedział Requiem. -Zapomniałem o mojej pracy dwa razy tej nocy. Nie chcę tego zrobić trzeci raz. Wtuliłam się w ciepło jego ciała, zwijając się pod jego skórzaną kurtką, gdzie ciepło było uwięzione pomiędzy jego ciałem a skórą. Był tak ciepły, tak niewiarygodnie ciepły. -Boże, ona pasuje pod moje ramię. – To ramię owinęło się wokół mnie, prawie instynktownie, jakby nie mógł nic na to poradzić. – Wydaje się dużo większa, kiedy porusza się dookoła, albo mówi, albo robi cokolwiek. – jego głos był zaskoczony, i brzmiał miękko. Jego ramię owinęło się dookoła mnie, przyciągając mnie w pobliże linii jego ciała i miał rację, pasowałam tam. Miał prawie sześć stóp wzrostu, a ja nie miałam tyle. Mógłby objąć mnie jak dziecko, i nienawidziłam tego, ale był taki ciepły, taki ciepły. Jego ciało było prawie gorące. Brakowało około tygodnia od pełni i temperatura ciała niektórych
lykantropów zwiększała się przed przemianą, prawie jak przy gorączce. Albo ja byłam chłodniejsza niż sądziłam, albo Graham był jednym z łaków, które zwiększały tak temperaturę. Moje zęby przestały dzwonić, i to było jakby moje mięśnie zaczęły się rozluźniać, wciąż miałam niekontrolowane spazmy, ale było lepiej. -Czy mogę cię podnieść? – Graham zapytał, i brzmiał jakby oczekiwał odmowy. -Dlaczego? -Będzie ci cieplej. Pomyślałam o tym. Miał prawdopodobnie rację, ale to podkreślałoby tylko, że byłam dość drobna, by usiąść na jego kolanach i wtulić się w jego klatkę piersiową jak dziecko. Naprawdę nienawidziłam takiego gówna. Ale miał prawdopodobnie rację, będzie mi cieplej. Cholera. -Tak, - powiedziałam i nawet dla samej siebie nie brzmiałam na szczęśliwą. -Jesteś pewna? -Pani, przemówiła, Graham, nie każ jej się powtarzać, - powiedział Requiem. Graham się zawahał chwilę, po czym podniósł mnie w ramionach, jakbym nic nie ważyła. Posadził mnie na kolanach, i znalazłam kolejną wadę stringów. Musiał mieć nowe dżinsy, ponieważ nie były one miękkie. Nie miałam dość bielizny ani dość długiej spódnicy. Ale ubrałam się głównie na spotkanie z Jean-Claude’m i Asherem później tego wieczora. Myślałam o randce, a nie medycznej sytuacji zagrożenia. Jakże niemądrze z mojej strony. Był w stanie owinąć większość mnie pod swoją kurtkę przy piersiach, reszta mnie była zwinięta w kulkę na jego kolanach, tylko z kawałkiem nogi po jednej stronie. Położył ramię na tej nodze i drugie ramię trzymało kurtkę ściśle przy mnie. Requiem pomógł nam owinąć dookoła koc, i jedyną nie przykrytą częścią był szczyt mojej głowy. Było ciemno i ciepło, i położyłam głowę na jego piersiach, gdzie T-shirt był cieniutką barierą pomiędzy mną a ciepłem jego skóry. Pozwoliłam mojemu ciału rozluźnić się w tym cieple jego skóry, w zapachu skóry, i po prostu w nim. Zdałam sobie sprawę dlaczego jego zapach wydawał się mi komfortowy. Pachniał jak stado, lekki zapach, jaki miały wszystkie z wilków Richarda. Byłam zbyt przyjacielska wobec wielu z nich, by nie zrównać tego lekkiego muskania piżma z bezpieczeństwem. Pozwoliłam zatonąć sobie w tym ciepłym gnieździe skóry, koca i ciała, i dzielonego ciepła, oraz odległego zapachu wilka, i zasnęłam. Następna rzecz, jakiej byłam świadoma to głos Grahama, bardzo miękki, jakby naprawdę nie chciał mnie budzić. -Anita, Anita, oni skończyli z zombie. Przez chwilę nie pamiętałam gdzie byłam, ani kto do mnie mówił. Świeżo ze snu, dla mnie jego ciało wydawało się bardziej jak Richarda, niż kogokolwiek innego. Rozmiar i umięśnienie, oraz lekki zapach piżma, był cały Richarda, ale głos nie pasował. -Anita, jesteś oczekiwana przy grobie. – usłyszałam brytyjski akcent Requiem.
Resztki snu i to coś przesiąknięte wilczym zapachem, umknęło, i wiedziałam gdzie byłam i na czyich kolanach zasnęłam. Graham pogłaskał moje włosy i powiedział miękko, - Anita jesteś przytomna? Usiadłam, odpychając jego ramiona, jego kurtkę ze mnie, ale byliśmy owinięci w koc. Odepchnęłam miękki szary materiał, ale był on złapany za krawędzie, po jego ciałem. Mogłam uderzać w to, ale nie mogłam się uwolnić. Nadszedł jeden z tych momentów klaustrofobii, który nie miał sensu. Nie byłam w zasadzie uwięziona, ale było to coś bliskiego do bycia uwięzioną z dwojgiem ludzi, o których wiedziałam tak niewiele. Jeżeli to byłby ktokolwiek na mojej liście osób, którym ufałam bezgranicznie, to by się nie stało. Ale nie znałam Grahama, nie naprawdę, i zasnęłam w jego ramionach. Zasnęłam tylko z nim i Requiem pilnującym mnie. Lekkomyślnie, przerażająco lekkomyślnie. Być może to była pozostałość z niezapamiętanego snu, albo być może nie było na to wymówki, ale nieważne, przegrałam. Spanikowałam. Jeżeli myślałabym jasno, wydostałabym się spod tego głupiego koca, ale nie myślałam. Moja głowa krzyczała, Uwięziona, uwięziona, jesteśmy uwięzieni! Graham chwycił moje ramiona, i pchnęłam łokciem w niego tak mocno jak tylko dałam radę. Puścił mnie i wydał satysfakcjonujący dla mnie dźwięk. – Cholera, złamiesz mi żebro robiąc tak. -Nie chwytaj mnie, dobrze, po prostu nie chwytaj mnie. – Mój głos był zdyszany, ale byłam o dotyk spokojniejsza. Spokojna dość by nie walczyć z głupim kocem. Spokojna dość by nie wierzgać się, by Graham pomyślał, że coś nie tak jest ze mną. Mój puls wciąż był oszalały w moim gardle, jakbym zadławiła się nim, ale mogłam znów myśleć. Requiem był na kolanach, wyłonił się nad obojgiem z nas. Panika przeniknęła przeze mnie jak zimny powiew, który pozostawił moje palce mrowiące statycznie, ale nie walczyłam z tym, tym razem. Próbowałam zrelaksować się kiedy pociągnął koniec koca i zaczął nas uwalniać. -Przepraszam, myślę że miałam zły sen. -Nie mów, -Graham powiedział i brzmiał na lekko obrażonego. Przeprosiłam raz, nie będę tego robić ponownie. Prawdą było że dostawałam klaustrofobii od dwóch rzeczy, wypadku przy nurkowaniu lata temu, i obudzenia się w wampirzej trumnie. Obudzenie się w szczelnej ciemności z martwym ciałem owiniętym dookoła ciebie. Taki rodzaj koszmaru. Wyraz na twarzy Requiem był wymowny. Wiedział, że kłamałam ale nie dbałam o to. Miałam w zwyczaju nie okazywać swoich fobii przed ludźmi. Nigdy nie pozwól ludziom zobaczyć, co cię przeraża, bo mogą użyć tego przeciwko tobie. Kiedy zsunął dość koca, wyczołgałam się, i to było cholernie niegrzeczne, wysiadając z Jeepa. Ale poczułam się lepiej jak tylko wyszłam na świeże powietrze. Wzięłam głęboki wdech chłodnego nocnego powietrza. W momencie gdy się uspokoiłam, dolna część mojego ciała stała się chłodniejsza. Cholera. - Znów drżysz, - Requiem powiedział zza mnie.
Podskoczyłam, ponieważ nie usłyszałam jak wyślizgnął się z samochodu. – Ze mną w porządku. - Nie, nie jest. Skrzywiłam się na niego. Graham wyślizgnął się z tylnego siedzenia. – On ma rację. Skrzywiłam się na nich obu. – To nie ma znaczenia jak ja się czuję. Mam robotę do wykonania. -Tak masz robotę do wykonania, ale to jak się czujesz nadal ma znaczenie, - Requiem powiedział. Otworzyłam przednie drzwi i wzięłam moją torbę gimnastyczną z siedzenia. Nie pozostawiłam jej obok grobu z powodu maczety. Maczeta mogła być tylko magiczna w moich rękach, albo innego animatora, ale to wciąż było cholernie długie ostrze i nie ufałam cywilom wokół niego. Zamknęłam drzwi, wcisnęłam przycisk zamykający zamki, i zaczęłam iść ku grobowi z torbą w ręce. Przeszłam około cztery stopy po trawie, wtedy potknęłam się i prawie upadłam. Ręka Requiem była na moim łokciu. – Nie czujesz się dobrze. Stałam tam i pozwoliłam mu mnie przytrzymać. – Nie wiem co jest nie tak ze mną. Zazwyczaj wskrzeszanie zmarłych sprawia, że czuję się dobrze, lepiej. -Dziś w nocy to nie poszło tak jak powinno. Potrząsnęłam głową. – Nie, nie poszło. Część z tego to moja wina. -Nie. -Tak. Rozkojarzyła mnie ta cała nowa moc i zapomniałam położyć ochronny okrąg. To zatrzymuje zombie w środku, ale to także utrzymuje wewnątrz inne rzeczy. Wiele metafizycznego gówna lubi bawić się z ciałami, jeżeli mają na to szansę. Powinnam to wiedzieć. - Byłaś rozkojarzona. -Taa. -Czy mogę ponieść torbę za ciebie? – Graham zapytał, chociaż zauważyłam że pozostawał poza zasięgiem. Zastanawiałam się, jak mocno uderzyłam go w żebra. Nie zraniłam go, ale byłam teraz silniejsza niż człowiek, więc mogłam zrobić mu krzywdę. -Taa, dzięki. Wziął torbę, stanął z boku i puścił mnie oraz Requiem przodem. Wampir trzymał rękę na moim łokciu, a ja mu pozwoliłam. Znów robiło mi się chłodno. -Straciłam więcej krwi niż to wcześniej, ale nie czułam się tak źle, - powiedziałam miękko. Jedna grupa samochodów opuściła cmentarz, grupa która przyprowadziła suit. Prawnicy z wygranej strony byli przy grobie, a i były tam radosne pomruki głosów, jak potomkowie mogli porozmawiać z ich przodkiem. Miał wielki buczący uśmiech. -Pożywiłaś się dzisiaj? – Requiem zapytał. Jego głos sprowadził mnie z powrotem w ciemność i to jak daleko wciąż mieliśmy jeszcze iść. To wydawało się daleką drogą, ale to nie było tak daleko, po prostu nie było.
-Tak, zjadłam obiad. Potrząsnął głową. – To nie to mam na myśli. Pomyślałam o tym przez chwilę, albo dwie, po czym powiedziałam. – Masz na myśli ardeur? -Tak. -Taa, pożywiłam się tobą i Byronem -Nie, pożywiałaś się dla Jean-Claude’a. To on otrzymał energię. -Zgaduję że masz rację. Ale jeżeli ardeur potrzebuje być nakarmione, to rozbłyska i wtedy muszę się pożywić. – Położyłam rękę na jego ramieniu, ponieważ moje nogi chwiały się. -Być może zdobyłaś nad tym więcej kontroli? -Co masz na myśli? -To, że możesz obejść się bez pożywiania dopóki nie zdecydujesz się pożywić. Zatrzymałam się i spojrzałam na niego. – Co? -Masz wiele symptomów wampira, który nie pożywił się wystarczająco. Żądza krwi rządzi nami na początku, ale kiedy stajemy się mistrzami, możemy się obejść bez pożywiania jeżeli musimy. Możemy wybrać, czy się pożywimy. -Ale czuję się jak gówno. -Wybór przychodzi z ceną. -Jestem skołowana. -Myślę że to wymaga dużo większej ilość energii od ciebie, niż powinno wymagać wskrzeszenie zombie i walka jaką wywołał Ulfrik przez przypadek. Myślę, że to wymagało energii, by pokonać Primo. By pożywić się na Byronie i na mnie. Myślę że to wymagało nie tylko fizycznej energii, ale mentalnej również. Nie jesteś istotą przypadkowej rozkoszy, i myślę, że to kosztowało ciebie więcej, by pożywić swojego mistrza tej nocy niż przyznajesz. Kłóciłabym się z częścią o mistrzu, ale to stawało się kwestią damy protestującej zbyt usilnie. – Więc co mam zrobić? -Musisz się pożywić. Rzuciłam mu spojrzenie. Uśmiechnął się i podniósł rękę, aby udowodnić że był niewinny. – To nie muszę być ja ani nawet Graham. To nie musi być teraz, ale to musi być wkrótce, Anita. Z pewnością to czujesz. Po prostu tam stałam i gapiłam się na niego. Chciałam kontroli nad ardeur od tak dawna, i teraz ją miałam, coś w tym rodzaju. Nie musiałabym się pożywiać dopóki nie chciałabym, ale jeżeli czekałabym zbyt długo czułabym się źle. Potrząsnęłam głową. – Myślałam że kontrola nad ardeur oznaczałaby, że mogłabym po prostu pominąć to i w ogóle się nie pożywiać. -Kto ci to powiedział? Chciałam powiedzieć, że Jean-Claude, ale zatrzymałam się. Co on powiedział o ardeur? To że
będę miała nad tym kontrolę. Że nauczę się pożywiać na odległość. Czy kiedykolwiek obiecał, że ono odejdzie. Nie, nie obiecał. Po prostu chciałam aby kontrola oznaczała, że ono odejdzie. Nikt mi tego nie obiecał. Nikt. Kurwa. -Nikt. Po prostu tak to zrozumiałam. Chciałam, by ardeur odeszło. Chciałam by ono odeszło, więc myślałam że to będzie to oznaczać. -Przykro mi że jestem tym, który mówi ci, że tak nie jest. Spojrzałam na jego twarz, analizując ją. – Brzmisz jakbyś wiedział o czym mówisz. -Nie noszę ardeur. Otrzymanie całego ardeur od naszej mrocznej pani zdarzało się bardzo rzadko, nawet pośród jej własnej linii. -Więc skąd wiesz, że to właśnie dzieje się mi? -Logika, i tylko dlatego że go nie noszę, to nie oznacza że nie widziałem kogoś, kto to robił. -Kto to był? -Ligeia. – Obrócił się wymawiając to imię, tak że nie mogłam zobaczyć jego twarzy. -Nie znam tego imienia, przynajmniej nie jako wampira. -To nie ma znaczenia, bo ona nie żyje. Dotknęłam jego twarzy. – Co się stało? Spojrzał na mnie, ale jego twarz wyrażała ten dystans, jaki starsi mieli kiedy nie chcieli byś wiedział o czym myślą. – Belle Morte zabiła ją. -Dlaczego sądzę, że powinnam przeprosić za to pytanie? Dał mi najdrobniejszy uśmiech. – Ponieważ nie jesteś niewrażliwa. Ten komentarz pozwolił mi wiedzieć, że śmierć Ligeii oznaczała o wiele więcej dla niego niż tylko kolejna okrutna śmierć. Ona coś dla niego znaczyła, i to nie była moja sprawa. -Klienci stają się niecierpliwi, - Graham zawołał do nas. Stał odrobinę przed nami z moją torbą w rękach. Dał nam prywatność, jak dobry ochroniarz. Spojrzałam za niego i zobaczyłam jednego z prawników machającego na nas. Rzeczywiście niecierpliwi. -Nawet jeżeli byłabym chętna, nie sądzę, by oni poczekali aż ja wrócę do samochodu, by nakarmić ardeur. Rzucił mi tym razem prawdziwe spojrzenie, z wystarczającą ilością humoru by odsunąć pustkę w jego oczach. – Obawiam się, że masz rację. -Więc damy sobie z tym radę, a wy odwieziecie mnie z powrotem do klubu. -Gdzie czeka twój pomme de sang. -Taa, - zastanawiałam się czy zdołam wrócić na czas, by zobaczyć choć kawałek tańca Nathaniela. Nagle zobaczyłam Nathaniela przed lustrem. Nakładał eyeliner wokół swoich lawendowych oczu. Przerwał w połowie i powiedział, -Anita? –zapytał jakby nie był pewien
Requiem trzymał teraz oba moje ramiona. Upadłabym na kolana, gdyby mnie nie złapał. – Anita, co się stało? -Pomyślałam o moim pomme de sang, i mogłam go zobaczyć. Przygotowuje się do występu. – Kręciło mi się w głowie i kiedy Requiem przytulił mnie do siebie, nie narzekałam. – Komunikowałam się umysł-wumysł z Richardem i Jean-Claude’m. To nigdy nie było tak wyczerpujące. Requiem podniósł mnie, i znów żałowałam że nie ubrałam dłuższej spódnicy. Bóg wie czym świeciłam przy grobie. Ale nie mogłam stanąć kiedy świat wirował. -Jean-Claude jest mistrzem waszego triumwiratu z Ulfrikiem, ale ty jesteś mistrzem dla Nathaniela i Damiana. To twoja moc sprawia że ten układ funkcjonuje, i to także wymaga energii. -Czy każdy wie, co się dzieje pomiędzy naszą trójką? -Nie, powiedział to tylko Asherowi i mnie, spośród jego wampirów. Być może swojemu pomme de sang, Jasonowi. Niewiele przed nim ukrywa. Skrzywiłam się na niego, kiedy świat przestał wirować. – Dlaczego tobie? -Jestem jego trzecim, za Asherem. To była dla mnie nowość, choć spośród wampirów które spotkałam, nie mogłam znaleźć nikogo innego, kogo bym wolała do tej pracy. Noc była znów stabilna. – Myślę, że mogę iść. Wyglądał jakby w to wątpił. -Pozwól mi spróbować. Opuścił mnie na ziemię, ale trzymał ramię wokół mnie, jakby oczekiwał że osunę się w każdej chwili. Sądzę, że nie mogłam go winić, za to i jak mnie dyskretnie obserwował. Nie osunęłam się. Cudownie. W zasadzie, czułam się całkiem dobrze, rozważając to. Trzymałam rękę na jego ramieniu, tak że wyglądał, jakby eskortował mnie przez ten ostatni kawałek drogi. Tylko on i ja, i być może Graham wiedzieliśmy jak słabo się czułam. Edwin Alonzo Herman zabawiał swoją widownię opowiadaniem jak wmanewrował kogoś w przepisanie małej fortuny. W tych nowoczesnych czasach to byłoby uważane za szwindel, ale nie w późnym dziewiętnastym wieku czy nawet wczesnym dwudziestym. Wiele praw w książkach o pieniądzach i jak mogłeś legalnie nabyć ojcowiznę wywodziło się od starego złodzieja barona w dniach, gdy prawie wszystko było uczciwą grą. Większość sposobów w jakie pierwsi multimilionerzy w tym kraju dorobili się swoich fortun, byłaby dziś nielegalna. Ale Herman zabawiał ich. Miał pozytywnie zaróżowione policzki i był w głównym centrum uwagi w grupie prawników i potomków. Każdy chciał być zadowolony, wygrali i mężczyzna opowiedział im historię, która pomogła im wygrać. Jeżeli ktokolwiek pomógłby mi ocalić miliony dolarów, to także bym go lubiła, jak sądzę. Skończył swoją opowieść dla tych roześmianych i promieniejących twarzy. – Jestem gotowa zakończyć ten kontrakt panie i panowie. – Powiedziałam. Niektórzy z nich uścisnęli mi rękę. -Wspaniała robota, pani Blake, wspaniała robota.
-Wow, naprawdę, wielkie wow. -Szczerze, nie uwierzyłbym, gdybym nie widział jak to robisz. Najwyraźniej, zostałam włączona w te ciepłe uczucia. Większość osób czuje się odrobinę niekomfortowo, gdy nadchodzi czas złożyć zombie z powrotem do grobu, jeżeli wygląda dość żywo. Requiem przerwał komplementy. – Pani Blake miała ciężką noc, panowie, jeżeli pozwolicie jej zakończyć tą pracę, to będzie mogła odpocząć. -Och, strasznie przepraszam… Nie wiedzieliśmy. Dziękujemy… warte każdego grosza. – I zaczęli się odsuwać. Edwin Alonzo Herman spojrzał na mnie, i to nie było przyjazne spojrzenie. – Rozumiem, że uważa się mnie za zmarłego i tylko twoja magia zwróciła mi ponownie życie. Wzruszyłam ramionami i poprosiłam Grahama, by wyjął maczetę i sól z torby. -Powiedziano mi także, że wampiry mają prawa i uważa się ich za obywateli. Czy nie jestem zaledwie innym rodzajem wampira? Jeżeli byłbym zdeklarowany żywym, byłbym bardzo, bardzo bogatym człowiekiem. Chętnie podzieliłbym się bogactwem, pani Blake. Przywarłam do ramienia Requiem i spojrzałam na zombie, tak pewne siebie. – Wie pan, panie Herman, jesteś jednym z tych niewielu starych, jakich kiedykolwiek wskrzesiłam, które chwyciło się możliwości tak szybko. Musiałeś być kimś wyjątkowym w swoich dniach. -Dziękuję za komplement, i czy mogę się odwdzięczyć? To musi być wyjątkowy dar, jaki masz. Razem moglibyśmy zbudować imperium. Uśmiechnęłam się. – Mam już menadżera, ale i tak dziękuję. – Puściłam Requiem i okazało się że mogę stać nie przewracając się. Dobrze wiedzieć. W zasadzie czułam się odrobinę lepiej stojąc przy grobie obok zombie, ponieważ bez względu na to jak dobrze wyglądał, tym właśnie był. Wzięłam słoik soli z rąk Grahama. -Pani Blake, jeżeli jestem tylko innym rodzajem chodzącego zmarłego, to czy to uczciwe odmawiać mi tej samej szansy, jaką dostał ten wampir? -Nie jesteś wampirem. -A jak duża to może być różnica pomiędzy tym czym ja jestem a tym czym jest on? Zrobiłam coś, czego Marianne próbowała mnie nauczyć, a ja byłam zbyt uparta by wcześniej spróbować. Nie byłam pewna czy miałam dość energii by obejść koło, więc tylko wyobraziłam je sobie w umyśle, jak błyszczący okrąg wokół grobu, wokół wielkiego kamiennego anioła, wokół nas wszystkich. Zamknęło się ono z tą samą gryzącym szyję porywem mocy, jak wtedy gdy obchodziłam je z żelazem i krwią. Dobrze, bardzo dobrze. -Chcesz poznać różnicę, spróbuj odejść od grobu. Skrzywił się do mnie. – Nie rozumiem. -Po prostu podejdź do drogi, gdzie odpowiesz na ich pytania.
-Nie wiem, co to ma udowodnić. -To udowodni różnicę pomiędzy tym czym ty jesteś a czym on jest. Herman skrzywił się do mnie, po czym zrobił głęboki, uspokajający oddech i skierował się od grobu ku drodze. Zawahał się, zwolnił i potem zatrzymał. – Wydaje się niemożliwe ruszyć naprzód. Nie wiem dlaczego. Po prostu wydaje się że jestem niezdolny iść naprzód. – Odwrócił się z powrotem do mnie. – Dlaczego? Dlaczego ni mogę iść tam gdzie już stałem. -Requiem, wyjdź z okręgu. Spojrzał na mnie, po czym przeszedł obok mężczyzny. Zawahał się chwilę, i martwiłam się że wykonałam zbyt dobrą robotę z okręgiem, ale powinien on zatrzymać tylko zombie, a wypuścić inne stworzenia. Nie powinno to wpływać na wampira. Requiem naparł i okrąg zabłysł. Rozpoznał go jako typ zmarłego, ale nie ten związany z tym grobem. Zdałam sobie sprawę że z odrobiną napięcia mogłam być w stanie stworzyć okrąg, który przywiązałby wampira do grobu, czy trumny, czy pokoju. Nie zatrzymałby go on na zawsze ale na chwilę tak. Odsunęłam to na później. To byłby desperacki środek, ale bywałam w desperacji już wcześniej. Herman naparł na okręg, czy raczej naparł na swoją niechęć, by przekroczyć to. Requiem przeszedł przez niego z powrotem, znów wyszedł i wrócił i ponownie. -Wystarczy, myślę że udowodniliśmy różnicę. -Dlaczego ja nie mogę przekroczyć tego punktu a on może? -Ponieważ to jest twój grób, panie Herman, twoje ciało zna tę ziemię i ona zna ciebie. To trzyma cię tutaj, teraz tak jak to uczyniłam. Teraz wróć i stań przy grobie jak grzeczne zombie. -Nie jestem zombie. -Powiedziałam, stań przy grobie. Zrobił krok naprzód, zanim zatrzymał się i walczył ze mną. Walczył swoim ciałem, tak jak próbował wywalczyć przekroczenie okręgu, teraz walczył, by nie podejść do mnie. Nigdy nie miałam nikogo, kto mógł walczyć ze mną kiedy wydałam bezpośrednie polecenie, zwłaszcza nikt, kto zasmakował mojej krwi. Obserwowałam to dobrze zachowane ciało, ta tak-żywa-osoba, walczyła by nie podejść bliżej. Rzuciłam moc w następny rozkaz. – Edwinie Alonzo Hermanie podejdź i stań przy swoim grobie, już. Podszedł do mnie, powoli, walcząc, jak źle skonstruowany robot. Teraz musiał podejść, ale wciąż walczył ze mną. Powinien nie być do tego zdolny. Nawet stojąc przy grobie, stając twarzą do nas, jego ciało wyrywało się i drżało, ponieważ wciąż walczył z moją kontrolą. Otworzyłam słoik soli. Wręczyłam go Requiem. – Po prostu przytrzymaj to. Graham podał mi maczetę i nagle oczy zombie rozszerzyły się. –Co zamierzasz zrobić z tym wielkim nożem? – Brzmiał niepewnie, nie bał się, był twardszy niż na to wyglądał. -To nie jest dla ciebie. – Powiedziałam. Już podciągnęłam rękawy skórzanej kurtki powyżej moich
nadgarstków. Teraz zaczęłam przykładać końcówkę maczety do mojego ramienia, ale ręka Requiem nagle owinęła się wokół mojej dłoni trzymającej maczetę. -Co robisz? -Potrzebuję krwi, by związać go z grobem. Wolałabym raczej zrobić mniejszą świeżą ranę niż otwierać znów mój lewy nadgarstek. Jego ręka pozostała dookoła mojego nadgarstka. – Nie musisz tracić więcej krwi tej nocy, Anita. -Potrzebuję krwi do skończenia tego. -Czy musi być ona twoja? -Normalnie, to jest zwierzęca krew, ale nie zamierzam zamordować kurczaka tylko po to by złożyć zombie. Kurczaki przetrwały jak dotąd. Jeżeli rozleję odrobinę więcej krwi, mogą przetrwać i resztę nocy. -Czy moja krew się nada? Skrzywiłam się na niego. –Ty poważnie nie zamierzasz pozwolić mi zrobić tego bez kłótni, prawda? -Nie. Westchnęłam i rozluźniłam ramię odrobinę by oszczędzić sobie skurczu mięśni. Chwycił ręką maczetę. – Użyłam kiedyś krwi wampira przypadkiem, ale to potoczyło się odrobinę… dziwnie. Nie potrzebuję więcej dziwactw dziś w nocy, Requiem. -A jego się nada? – Wskazał na Grahama. -Czy moje co się nada? –Graham powiedział. -Twoja krew, - Requiem powiedział jakby to była codzienna prośba. -Jak wiele krwi? – Graham zapytał, jakby to nie był pierwszy raz kiedy go o to pytano. -Tyle by dotknąć twarzy, nadgarstków i to rozmazać. -Dobrze. Zgadzam się, że nie musisz tracić więcej krwi tej nocy. Jeżeli moja się nada to dobrze. Gdzie zrobisz nacięcie? -Przedramię, albo nad nadgarstkiem, mniejsze ryzyko że przetnę coś co będzie krwawić zbyt niepohamowanie. Także rana w nadgarstku boli bardziej, z powodu ruchów jakimi się nim wykonuje. Zdjął kurtkę i rzucił ją na podłogę za siebie. Spojrzałam mu w twarz obserwując, czy nie czuł się wykorzystany bądź sponiewierany. Nie dostrzegłam nic. Wyglądał tak jak powiedział, że dobrze się czuł z tym. -Ten wyraz na twojej twarzy. Naprawdę wszystko w porządku. To nie tak jakbym nie oddawał krwi regularnie. -Twoja szyja i ręce są czyste, żadnych śladów ugryzień. -Są inne miejsca do oddawania krwi, Anita, powinnaś to wiedzieć. Zarumieniłam się, co było złe, ponieważ nie miałam dość krwi do zmarnowania. Były inne miejsca do oddania krwi, większość z nich intymna. – Jesteś czyimś pomme de sang? -Nie, jeszcze nie.
-Co to „jeszcze nie” oznacza? -To oznacza, że niektórzy z moich braci wahają się zobowiązać sami samotnemu wilkowi, kiedy twój Ulfrik nagle zdecydował się podzielić takim łupem, - Requiem powiedział. -Prosił o chętnych. -Och, ja jestem chętny. Po prostu nie lubię chodzić dookoła rozgłaszając to. Poza tym, - powiedział i położył ręce na biodrach, dłonie płasko, - to dzika, - wygładzał rękoma dżinsy, - jazda, - dopóki jego ręce nie dotknęły obu stron jego pachwiny, - kiedy oni się pożywiają, - i jego ręce uformowały ramkę palców i kciuków dookoła zgrubienia w jego spodniach, - tu na dole. Moje spojrzenie podążyło całą drogą za jego rękami, jakbym była zauroczona. Myślę, że byłam po prostu zmęczona. Mrugnęłam i spróbowałam skoncentrować się na tym, co mieliśmy zrobić. Nie poczuję się dobrze dopóki się nie pożywię, ale także nie będę się pożywiać nikim stojącym tutaj. Nathaniel czekał na nas w klubie, tak samo jak Jean-Claude. Miałam ludzi, którzy byli chętni, i teraz mogłam powiedzieć nie ardeur zanim dokonam wyboru, więc nie byłam zależna od uprzejmości nieznajomych. -Dobrze, wyprostuj ramię. Zalecam by to nie była twoja dominująca ręka. – Miałam w ręku maczetę. Uczyniłam drobne nacięcie na ramieniu innego animatora, kiedy dzieliłam moc, abyśmy mogli wskrzesić większe bądź starsze zombie. … i wyciągnęłam moją drugą rękę po jego ramię. Próbował podać mi rękę, a ja musiałam powiedzieć. – Nie, przytrzymam twój nadgarstek, by pomóc utrzymać równowagę nam obojgu. -Jak chcesz, - powiedział, i pozwolił mi chwycić jego nadgarstek moją lewą ręką. Normalnie to było szybkie, ale moje ręce drżały tej nocy. To nie dobrze ciąć ludzi, gdy drżą ci ręce. Wypuściłam oddech z mojego ciała, jakbym celowała w dół lufą pistoletu, i przycisnęłam krawędź końcówki do jego ramienia. Musiałam nabrać oddechu i zrobić nacięcie w dół wypuszczając powietrze. Byłam wolniejsza niż powinnam być, ale czułam się pewniej. Bardziej starałam się skupić na nie przecięciu zbyt głęboko, niż żeby nie spowodować bólu. Wysyczał, - Kurwa, - pod nosem. Krew trysnęła, prawie czarna w blasku gwiazd. Nie za wiele krwi, tylko strumyk przy krawędziach nacięcia. Krew zaczęła ściekać z rany, i potarłam palcami o nią. Obróciłam się z palcami splamionymi krwią Grahama do zombie wciąż czekającego przy grobie. -Nie dotykaj mnie tym, - powiedział i odsunął się ode mnie. -Stój spokojnie, bardzo spokojnie, - powiedziałam, i on zamarł w miejscu, niezdolny się ruszyć, ani cofnąć. Tylko jego oczy były szerokie i przerażone. Musiałam podnieść się na palce, by dotknąć jego twarzy, i Requiem był przy mnie kiedy się zachwiałam. – Krwią, przywiązuję cię do twojego grobu. Oczy Hermana nie stały się ani odrobinę mniej przerażone.
Podniosłam maczetę w górę i wydał on cichy protestujący dźwięk, ponieważ kazałam mu się nie ruszać i nie mógł krzyczeć. Dotknęłam go płaską stroną maczety. – Żelazem przywiązuję cię do twojego grobu. Odezwałam się do Requiem, - Teraz sól. Odwrócił się i wziął otwarty słoik, który położył u stop grobu. Wyciągnął go do mnie. Wzięłam garść soli, użyłam złej ręki i wybrudziłam krwią kryształki. Cała sól będzie musiała zostać wyrzucona. Cholera. Odwróciłam się do przerażonego zombie i rzuciłam w niego solą. – Solą związuję cię z twoim grobem. – Czekałam na to co powinno się następnie zdarzyć, i modliłam się by ta część, przynajmniej, odbyła się normalnie. Lęk, i ogień osobowości w tych bladych oczach zaczęły blaknąć, odpływać, dopóki nie stał z otwartymi oczami, ale pusty. Jego oczy były oczami umarłych. Ulga rozlała się przeze mnie, ponieważ gdyby jego oczy nie stały się martwe, to mielibyśmy o wiele więcej problemów do rozwiązania niż chciałam na tę noc. Ale on był tylko zombie, naprawdę dobrym, dobrze-zachowanym zombie, ale i tak tylko zombie. Jasne, walczył ze mną, ale był tylko prochem, jak wszyscy pozostali. -Krwią, żelazem i solą, związuję cię z twoim grobem, Edwinie Alonzo Hermanie, idź, spoczywaj w pokoju. Położył się na ziemi jakby to było łóżko i wtedy po prostu zatonął w ziemi. Zeszliśmy z grobu, tak że ta ciężka, sypiąca ziemia, zasypała się dookoła niego, bez nas zmuszonych by odejść. Kiedy było po wszystkim, ziemia była niezakłócona. Wyglądała jak wtedy gdy po raz pierwszy tu przyszliśmy, jak stary grób na starym cmentarzu. -Wow, - Graham powiedział w ciszy, - wow. -W rzeczy samej wow, - Requiem powiedział, - jesteś w tym naprawdę dobra. -Dzięki. W Jeepie są aloesowe chusteczki do wyczyszczenia się. Apteczka pierwszej pomocy dla Grahama, potem zabierzcie mnie do klubu. -Jak moja pani każe, tak uczynię. Spojrzałam na wysokiego wampira i skrzywiłam się na niego. – Nadejdzie czas między nami, gdy poproszę cię o coś, a ty tego nie powiesz. -Jak możesz być tego pewna? – zapytał i zaoferował mi ramię na spacer do Jeepa. Graham już pakował wszystko, poza maczetą, którą wyczyściłam przeznaczoną do tego celu szmatą i naoliwiłam specjalnie kupioną do tego ścierką. Dwie szmaty leżały w tej samej torbie aż jedna została zakrwawiona. Potem trafiała do kosza. Klucz to organizacja. -Ponieważ w końcu każdy mówi nie. -Jesteś strasznie młoda, by być tak cyniczną.
-To dar. – Powiedziałam i odłożyłam maczetę z powrotem do pochwy, i to trafiło na górę torby, z którą Graham czekał. Był strasznie wydajny jak na wilkołaka. -Nie, tak nie jest. To coś czego się uczysz przez szorstkie doświadczenie. Mówiąc o szorstkim doświadczeniu, musiałam coś sprawdzić. Uklękłam na nienaruszonym teraz grobie. Położyłam rękę na twardym gruncie. -Co robisz Anita? -To zombie walczyło ze mną silniej niż inne. Ono wydawało się bardziej… prawdziwe. Tylko sprawdzam by upewnić się, że to z powrotem kości i skóra. -Co się stanie jeżeli tym nie jest? – Graham zapytał. Zamknęłam oczy i otworzyłam na odrobinę tą metafizyczną rękę, którą musiałam ścisnąć w pięść. – Wtedy zombie zostanie uwięzione tam w dole, myślące, świadome, ale uwięzione. Nie zgnije. Nie może umrzeć. – Rzuciłam moc w zimną ziemię. Było tam cicho w dole, znów spokojnie. Kości i skóra, to było wszystkim co leżało w dole. Dobrze. -Czy naprawdę potrafiłabyś kogoś tak uwięzić? – zapytał Graham. -Nie jestem pewna, ale nie chcę tego próbować. Nie chciałabym nikogo zostawić tak w dole. – Otrzepałam ręce. -W porządku? -Ta, tylko kości. -Wampiry nie umierają, kiedy się je zakopie, także, - Requiem powiedział. – Były przypadki kiedy nowy wampir został zakopany zbyt głęboko, czy też kiedy ci którzy mieli go uwolnić, zawiedli. -Graham zadrżał. – To po prostu przerażające. Wstałam i prawie upadłam. Requiem złapał mnie, upewniając mnie. – Czy to o zakopaniu żywcem, opowiada się małym niegrzecznym wampirkom? Spojrzał na mnie i były nagle wieki bólu w tych oczach. –Ja też uczyłem się z szorstkiego doświadczenia. -Po prostu zabierzcie mnie do Grzesznych rozkoszy i postaramy się nie dodawać nic do szorstkiego doświadczenia. -Jak moja pani każe, - powiedział, uśmiechając się i oferując ramię. Wzięłam jego ramię i pozwoliłam mu odprowadzić się do Jeepa, ponieważ nie byłam pewna czy przeszłabym tak wiele nie przewracając się. Nie czułam się dość dobrze, by oznaczyć Nathaniela publicznie. Czułam się słaba i chora, i nie chciałam być częścią przedstawienia, ale także musiałam się pożywić, a on byłby futrzakiem po show. Wybory, wybory, zbyt wiele cholernych wyborów. Rozdział 42 Było mi zimno, zanim doszliśmy do Jeepa. Graham musiał prowadzić, a ja nie chciałam jechać
bez pasa, więc wypracowaliśmy kompromis. Jechałam z tyłu, pod kocami, i Requiem robił co w jego mocy, by przytulić się do mnie, kiedy ja byłam zapięta w siedzeniu. Co było dużo trudniejsze niż to brzmiało. Zaczął z ramionami owiniętymi dookoła moich ramion, jego ciało przyciśnięte do mojego boku jak tylko dał radę. Koc leżał wokół nas. Był ciepły, ciepły z krwią, którą wziął ode mnie, ale to nie było ciepło wilkołaka, a siedzenie bok-w-bok nie było tak ciepłe jak siedzenie na czyichś kolanach. Zanim wyjechaliśmy z cmentarza, drżałam. Mila albo więcej w dół Gravois i moje ciało zaczęło wydawać te drobne, niekontrolowane spazmy. Requiem chwycił moją rękę pod kocem. – Twoje ręce są zimne w dotyku. -Taa. Owinął ramiona ściślej wokół mnie, i koc ześlizgnął się. Chwycił go, próbując owinąć z powrotem wokół nas. – Pozwól mi odpiąć pas. Pozwól mi trzymać cię tak jak Graham. -Jeżeli – i musiałam zwalczyć dzwoniące zęby - będziemy mieli wypadek, mogę umrzeć. - To prawda nie jesteś wampirem i nie przetrwasz wypadku samochodowego, ale prawdą jest też, że wampir który obchodzi się długo bez pożywienia, nie może umrzeć. Mogą pomarszczyć się, jak winogrona w winie, ale wrócą z powrotem do śliwek, dojrzałego życia z pierwszym smakiem. Obawiam się że ty nie. Moje zęby zaczęły dzwonić, jakbym siedziała na śniegu zamiast w samochodzie z włączonym ogrzewaniem i ciepłym mężczyzną owiniętym wokół mnie. Było mi tak zimno, że moje mięśnie od tego bolały. -Pozwól mi przynajmniej przykryć więcej twojego ciała moim własnym. Wiem, że czujesz że tej pozycji brakuje pewnej godności, ale pozwól mi na tę wolność. Błagam cię. Powiedziałabym nie, ale moje zęby trzęsły się tak mocno, że obawiałam się iż rozbiję jeden z nich. Wziął milczenie za tak, i ześlizgnął się na podłogę. Zakopał się pod koc i położył głowę na moim brzuchu, a ramiona owinął wokół mnie. Walczyłam, by nie kazać mu się odsunąć, ale niekontrolowane ruchy mięśni rozluźniły się, i moje zęby przestały brzmieć jak kastaniety. Miał rację, z większą częścią jego przy moim ciele, było cieplej. Nie dużo bardziej, ale może w sam raz. Wciąż było mi zimno, tak zimno, jakbym była po tyłek w śniegu i więcej go spadało wokół mnie. Myślałam że zamarzanie było łatwiejszym sposobem na śmierć. Po prostu zasypiasz. To nie było łatwe, i ja nie czułam się ani odrobinę śpiąca. Odrobinę przerażona, ale nie śpiąca. Chciałam, by było mi ciepło. Chciałam gorąca. Potrzebowałam czegoś cieplejszego. Głos Requiem doszedł spod koca, górna część jego ciała była całkowicie ukryta pod szarymi fałdami. - Dreszcze się spowolniły. -Zauważyłam, - powiedziałam i było miło po prostu być zdolną rozmawiać bez ryzyka zranienia
języka. Przytulił swoją twarz do mnie, dziwny koci gest. Miałam dość lampartołaków ocierających się o mnie, by wiedzieć o czym mówię. – Zrobiłbym wszystko czego moja pani wymaga. -Co to ma oznaczać? – zapytałam, i czułam się na tyle dobrze, by brzmieć podejrzliwie. Zaśmiał się i przycisnął swoje ciało do moich nóg dość mocno, by moje kolana poruszyły się odrobinę. Jego ciało przykrywało moje nogi, ale ten jeden drobny ruch był jak początek czegoś. Ciężko większości mężczyzn utrzymać ich myśli powyżej pasa, kiedy dotykają cię poniżej talii, bez względu na to jak niewinnie. On był wampirem, ale wciąż był mężczyzną. Sądzę że nie mogłam go winić za myślenie o tym, jak długo myślenie było wszystkim co robił. -Czuję się lepiej niż wcześniej. Nie sądzę, że potrzebuję jakiś heroicznych środków. -Ton twojego głosu, sztywnienie twojego ciała, - powiedział spod koca, - taka dezaprobata, jakbyś sądziła że cię zgwałcę. -Po prostu powiedzmy, że nie jestem z tych co ufają. – Choć to brzmiało odrobinę głupio mówić do bryły pod kocem, kiedy ta bryła była owinięta dookoła twojego ciała. Brakowało temu pewnej godności. Położył głowę po boku mojego ciała, ponieważ był zbyt wysoki by położyć głowę na moich kolanach z taką ilością jego przykrywającą moje nogi. Jego ręce owinęły się wokół tyłu mojego ciała, wślizgując się pomiędzy mnie a siedzenie. To było zbyt intymne jak na mój gust, i nie tak dawno temu, kiedy ardeur było głodne, tak wiele bliskości osobistej wznieciłoby je, ale teraz nic się nie działo. Nic poza ciepłem i jego ruchami, i dziwnym uczuciem posiadania nieznajomego tak blisko mnie. Ale mogłam myśleć. Czułam się jak gówno, ale jego bliskość nie wznieciła go. Pożywiłam się na nim wcześniej tej nocy i nawet to nie podniosło nic poza dreszczem. Gdybym czuła się lepiej, byłabym szczęśliwa. Ardeur nie było już moim panem. Nie mogło zmusić mnie do niemożliwie wstydliwych rzeczy już nigdy więcej. Jasne, być może będę musiała je karmić, ale to będzie na moich własnych warunkach. Albo prawie na moich własnych warunkach. Siedziałam z przystojnym mężczyzną owiniętym wokół mojego ciała, i uśmiechałam się. Nawet wychłodzona i obolałą od pustki, wciąż byłam szczęśliwa. Wciąż chętnie przehandlowałabym to przytłaczające ciepło za to chłodne oczekiwanie. Ponieważ to co teraz czułam było czekaniem. Ardeur odeszło. To było jak ogień, który wypalił się do chłodnego popiołu, ale wciąż było tam życie w sercu tego umierającego drewna. Po prostu potrzebowało dobrego pogrzebacza i wymieszania, i byłyby tam płomienie, och, tak. Nawet samo myślenie tak mocno, mogłoby przywrócić to do życia, mała iskra. Zmiażdżyłam to. Ściszyłam. Jeszcze nie, jeszcze nie. Requiem podniósł głowę przy moim ciele, tak że szczyt jego głowy musnął moje piersi, ale nawet
przez skórzaną kurtkę to nie był zbyt silny dotyk. Kurtka była duża na tyle, że to było przypadkowe z jego strony, choć wątpiłam w to. Jeżeli Requiem był choć trochę taki jak Jean-Claude czy Asher, to był bardzo świadom gdzie jego ciało się znajdowało, i co ono robiło. Ale odpuściłam sobie. Nie byłam już taka łatwa dla ardeur. Super! Poczułam Damiana. Chciałabym powiedzieć, usłyszałam go albo zobaczyłam go, ale nie byłoby to prawdą. Siedział przy ścianie, i był zimny, taki zimny. Zimniejszy niż ja. Zawołałam do niego, - Damian, Damian co się dzieje? Nie usłyszałam odpowiedzi, ale poczułam jego ciało, poczułam to bolące zimno w centrum tego. Dlaczego?, Co się mu działo? Co było nie tak? – Damian co się dzieje? -Czy powiedziałaś Damian? – zapytał Requiem. -Tak, jemu dzieje się krzywda. Jest mu zimno, tak zimno, że opadł na ścianę. Byli tam ludzie wokół niego, ale nie mogłam zobaczyć kto. Było mu tak zimno, tak zimno. Requiem ukląkł z przodu, przypierając głowę do koca i napotykając moje oczy. –Jesteś teraz jego mistrzem, Anita, ty sprawiasz że on żyje. Twoja energia pozwala mu żyć. -Och, cholera. -Tak, możesz odmówić wezwaniu ardeur, ale jesteś chłodna w dotyku a to twoje ciepło daje ciepło Damianowi, w sposób jaki działa poza dzieleniem krwi. Zamknęłam oczy i odchyliłam głowę w tył siedzenia. – Kurwa, kurwa, kurwa. -Pozwolisz mu umrzeć z powodu zakłopotania? Otworzyłam oczy. – To pytanie miałoby dużo więcej sensu, jeżeli to nie ty nie byłbyś tym klęczącym przy moich kolanach. Położył głowę na jeden bok, i ciekawy wyraz znalazł się na jego twarzy. Spojrzał jakby coś chciał coś powiedzieć, po czym potrząsł głową jakby zdecydował że lepiej nie, i byłam prawie pewna że to co wyjdzie z jego ust, nie będzie tym o czym pomyślał najpierw. – Jesteś w stanie nakarmić ardeur bez stosunku, albo oddania krwi? -Tak, - powiedziałam. -Więc pozwól mi zaoferować się jako pomocną w wybrnięciu przekąskę, zanim nie dotrzesz do klubu i twojego pomme de sang. -Zdefiniuj przekąskę, - powiedziałam. Damian krzyknął w mojej głowie, i otrzymałam zakłopotane spojrzenie przez jego oczy blond kobiety schylającej się nad nim. To była Elinore, jedna z nowych wampirów. Ona mówiła, ale on nie mógł już jej usłyszeć, tylko obserwował jej umalowane usta poruszające się, bez dźwięku. Chwyciłam przód koszuli Requiem. – Nie ma czasu. Damian potrzebuje… potrzebuje się ogrzać. -Więc pozwól mi podzielić moje ciepło z tobą, - Requiem wyszeptał pochylając swoją twarz ku mnie. Jak zdarzało się dość często, tej nocy nie musiałam wyjaśniać ani dawać szczegółowych instrukcji.
Po prostu chwycił co potrzeba i zadziałał. Jego usta dotknęły moich, pocałunek był delikatny, i żadna wolność nie została zabrana, jego pocałunek pozostał uprzejmie w jego ustach. Oczywiście, to nie wzbudziło ardeur. Odsunął się i przeszukał moją twarz swoim spojrzeniem. – Wciąż jesteś chłodna na każdy sposób. – Skinęłam i w dół tej długiej metafizycznej linii, Damian wezwał nas na pomoc. Umierał, nie jak człowiek umiera, ale jakbyś obserwował ogień gasnący z braku tlenu. To było jakby jakieś niewidoczne iskry zostały zdmuchnięte wewnątrz niego. Ja teraz byłam jego iskrą, i nie wiedziałam jak to naprawić. Spojrzałam na mężczyznę przede mną. Był dość przystojny, ale bez gorąca ardeur, wciąż był nieznajomym, a ja nie pożądałam nieznajomych. Musiałam zostać uwiedziona nie przez kolor czyiś oczu, ani idealną twarz, ale przez uśmiech, który stawał się mi drogi, rozmowę tak znajomą że stawała się dla mnie prawie jak muzyka. Zażyłość nigdy nie rodziła we mnie lekceważenia, to sprawiało, że czułam się bezpiecznie, a dopóki czułam się bezpiecznie, nie pożądałam ludzi, przynajmniej nie w centrum mojej głowy, a to było w centrum mojej głowy, to czego potrzebowałam. W końcu znalazłam klucz do mojej podświadomości, co oznaczało że musiałam sprowadzić ardeur, nie tylko zejść mu z drogi do celu, albo przestać z nim walczyć, ale naprawdę musiałam namówić je do życia. Znów, nie myślałam co to oznaczałoby kontrolować moc do tego stopnia. Wydawało się że spędzę życie nie rozumiejąc bałaganu jaki robiłam dopóki nie będzie za późno. Chwyciłam ramię Requiem, wbiłam paznokcie w jego ciało. – Damian umiera a ja nie wiem jak go ocalić. -Po prostu wznieć ardeur i je nakarm. -Nie wiem jak to zrobić, bez ardeur napierającego na mnie. Kurwa. -Masz na myśli, że nie wiesz jak wznieść żądzę ku mnie? -To nic osobistego, ale nie znam cię. -Nie ma wstydu w nie byciu istotą zwyczajnej żądzy. -Damian umiera, - wyszeptałam, ponieważ mogłam to poczuć. Mogłam go poczuć zaczynającego oddalać się ode mnie. Próbował nie zaciągnąć mnie do grobu ze sobą, więc ochraniał się najlepiej jak mógł. -Mogę wzniecić pożądanie w tobie, Anita, to nie ardeur, ale to jest jeden z moich darów. Jeżeli miałabym czas, zapytałabym jaka była różnica, ale nie mieliśmy czasu. – Zrób to, pomóż mi się pożywić. Nie pozwól mi zabić Damiana, nie w ten sposób. -Opuść osłony, albo będę bezradny, by cię zaczarować. – objął jedną stronę mojej twarzy swoją ciepłą ręką. Damian wydawał się jak zimny wiatr w mojej głowie. Opuściłam osłony i dwie rzeczy zdarzyły
się naraz. Moc Requiem uderzyła we mnie. To było jakby moc napierała na mnie całą noc, a ja po prostu nie czułam jej. Nie mógł przedostać się przez osłony, miał rację, ale bez nich… bez nich, byłam nagle wilgotna, przemaczając majtki jakie miałam. To pozostawiło mnie bez tchu, bezradną, gapiącą się na niego, moje ciało już wilgotne i gotowe na niego. To nie była żądza, to było jak godziny naprawdę dobrej gry wstępnej zapakowane w sekundy. Chwila w której to się zdarzyło, moja własna mała, specjalna moc zadziałała, wow. To było jakby jego moc uzupełniała ardeur, jakby to było kluczem i zamkiem, albo może linia Belle była jak to, że mogliśmy doprowadzić siebie nawzajem. Jakakolwiek była przyczyna, cokolwiek to spowodowało, ardeur wróciło z rykiem do życia. I poczułam jak uderza w niego w sposób w jaki jego moc uderzała mnie. Jego oczy zatonęły w jasnym, niebieskim ogniu, jak ogień gazu błyszczący w jego czaszce. Nasze usta spotkały się, i ten pocałunek nie był delikatny. Pocałunek był jak pożywianie się. Jakbyśmy starali się wyssać swoje dusze nawzajem spomiędzy naszych ust. Ta myśl przywróciła moją pamięć do tego co pokazała mi Dragon, do zrobienia czego próbowała mnie nakłonić, ale to było odległe i odeszło. To nie duszy chciałam. Jeep obrócił się dookoła i zatrzymał się. Graham krzyknął z przedniego siedzenia. –Co wy kurwa robicie tam z tyłu? Skóra mi od tego cierpnie. Moja ręka znalazła się na pasie bezpieczeństwa sekundę przed Requiem. Pas odpiął się a on przesunął mnie na siedzenie z nim na górze. Nagle przyciskał mnie do siedzenia, i nagle byłam bardzo świadoma że przód jego skórzanych spodni był ściśle wiązany. Te sznurówki zaczęły pocierać o mnie. Rozdarłam bok stringów i przycisnęłam się naga do przodu jego skórzanych spodni. Zawahał się, jakby bał się że mnie zrani, ale przyciągnęłam go, zmusiłam go, by opadł na mnie. Spojrzał w dół na mnie oczami jak tonące płomienie, i cokolwiek zobaczył na mojej twarzy, sprawiło że się zdecydował, bo prześlizgnął ręce na moje nagie biodra, zebrał mój tyłek, i podniósł mnie do przodu jego spodni, tak że skórzane wiązania pocierały bezpośrednio o moje najbardziej wrażliwe miejsca. Wrażenie wygięło mój kręgosłup, odrzuciło moją głowę w tył. Owinęłam moje nogi wokół jego pasa, przycisnęłam się mocniej do jego przodu, wbiłam tą dziwnie gładką twardość w siebie. Odległe iskry stawały się coraz jaśniejsze. Przesłałam energię do Damiana, przesłałam to uczucie, gorąco, i wiedziałam że się obudził. Wiedziałam że patrzył z góry na świat oczami, które były zielonym ogniem. Jego głos zabrzmiał miękko w mojej głowie. – Anita, co ty robisz? -Pożywiam się. Requiem zrobił coś ze swoimi biodrami, co sprawiło że wróciłam z powrotem do mojej głowy, mojej skóry. Wciąż dawałam energię Damianowi, małe kawałki przyjemności, ale z powrotem spoglądałam na Requiem. Jego ręce, jego ramiona były wokół mojej talii, jego pachwina wciśnięta we
mnie, skórzane wiązanie pocierające z góry na dół przód mojego ciała. Zmienił kąt bioder i pocierał w tył i przód pomiędzy moimi nogami. Mogłam poczuć go nabrzmiałego i grubego za skórą. Pozwoliłam mojej głowie odchylić się w tył, tak że górna część mojego ciała udrapowała się do tyłu, moje włosy opadły na siedzenie, i gapiłam się w górę do tyłu, kiedy drzwi otworzyły się. Graham stał spoglądając na mnie. Uklęknął i zamierzał mnie pocałować, ale Requiem podciągnął mnie, zabrał z jego zasięgu. Położył jedną rękę pod moimi ramionami i podniósł, tak że moje plecy były oparte o tył siedzenia. Byłam nagle uwięziona pomiędzy jego ciałem a siedzeniem w sposób w jaki nie byłam wcześniej. Nacisk jego ciała był mocniejszy, sztywniejszy, brutalniejszy. To było jakby rozszerzył mnie bardziej naciskiem ciała, zdjął warstwy z moich najbardziej intymnych miejsc, dopóki skórzane wiązanie nie pocierało dokładnie tych miejsc, tego miejsca. To było jakby wiedział dokładnie co robił, ponieważ spojrzał na mnie w dół tymi płonącymi oczami i powiedział, - Czy to boli? -Nie, jeszcze nie. – Położyłam ręce na jego ramionach i przyciągnęłabym go w dół do pocałunku, ale odsunął się, i ocierał się o mnie, tak mocno, tak szorstko, tak gładko. Skóra była mokra od mojego ciała, od tego jak wilgotną mnie uczynił. Jeżeli byłabym mniej wilgotna, zrobiłby mi krzywdę, ale to nie bolało. Zaczął obracać swoje biodra, pocierając pachwiną o moją, zaczynając pocierać mnie, nie tylko w przód i w tył, ale też dookoła, przewracając się wokół mnie, dookoła i dookoła, wciąż i wciąż. Ten jasny blask przyjemności zaczął budować się wewnątrz mnie. To wszystko było takie dobre, ale to budowało się na wysokości jego uderzeń, gdy jego pachwina muskała ten drobny punkt, blask wzrastał. Wzrastał jakby żywił się każdym maleńkim płomykiem. Każde uderzenie, każde potarcie skóry, przemakająca wilgoć mojego ciała, za każdym razem gdy mnie tam dotykał, iskra płonęła jaśniej, i jaśniej. To było jakby ogień ważył, a to jasne światło wzrastało wewnątrz mojego ciała, dopóki nie mogłam poczuć muśnięcia tego gorąca za każdym razem, gdy poruszył się nade mną. Dopóki to było jakby dolna część mojego ciała stała się gorącem i ciężarem, niczym poza budującą się przyjemnością i wtedy nagle na wysokości jednego z tych brutalnych uderzeń całe ciepło i ciężar przepłynęły przeze mnie, we mnie, omywając jak gorąco przez moje ciało. Wylewając krzyki z moich ust, tańcząc w dół moich rąk, tak że rozerwałam jego koszulę, dopóki nie znalazłam skóry by zatopić w niej moje paznokcie. Właśnie wtedy wszedł ponownie we mnie, dość mocno że było to prawie bolesne. Na tyle mocno, że poczułam jak jego ciało tężeje przez skórę jego skórzanych spodni. Jego ręce były na tyle siedzenia, trzymając nas w miejscu, ale jego szyja zgięła się, jego oczy zamknęły i jego ciało przycisnęło mnie do oparcia, jakby przecisnął się przez skórę i znalazł się we mnie. Jego ciało zadrżało po raz drugi i znów naparł na oparcie i jęknął gdy dałam mu część przyjemności i część bólu. Dopiero wtedy naprawdę nakarmiłam ardeur. Otrzymywało drobne okruchy, ale nie tyle ile potrzebowało, nie tyle ile ja potrzebowałam. Requiem kontrolował się żelazną wolą i ta żelazna wola trzymała mnie z dala od tego co potrzebowałam. Tylko z jego dojściem te wszystkie mury runęły w dół, i
ardeur zaryczało w tej wyrwie i się pożywiło. Jego ciało opadło na siedzenie, tak że spoczywał na nogach, wciąż na kolanach, wciąż z moimi nogami owiniętymi wokół niego, ale już nie wbijając nas w oparcie. Jego ramiona opadły, i oparł swoją twarz o czubek mojej głowy, jedna ręka na oparciu, a druga wokół mojej talii. Mogłam usłyszeć bicie jego serca, poczuć jego puls obok mojej twarzy, gdzie znajdowała się jego szyja, ciepła i blisko mnie. Jeżeli bym wzięła krew od niego, pozostawiłabym go chłodniejszego, ale ardeur nie chciało krwi, i nie miało nic przeciw dzieleniu ciepła z tymi na których się pożywiło. Poczułam Damiana jak ciepły wiatr w mojej głowie. Przesłał mi pocałunek. – Dziękuję, Anita, dziękuję. – Po czym odsunął się, i ktoś dotknął jego ramienia, wziął za rękę. Pozwolił im poprowadzić się na parkiet i zostałam sama wewnątrz mojej głowy z wciąż trzymającym mnie Requiem. -Och, Boże, - to był Graham, wciąż klęczący w otwartych drzwiach Jeepa. – Dlaczego się nie podzieliłeś, Requiem, dlaczego się nie podzieliłeś? Requiem odwrócił głowę, powoli, jakby nawet ten drobny ruch był wysiłkiem. – Nie jest moja, bym się dzielił. Graham położył głowę na ramionach oparcia, prawie jakby szlochał. Przemówiłam gapiąc się na tors Requiem, gdzie urocza zielona koszula została rozerwana i gdzie błyszczała szkarłatna plama po moich paznokciach. Prawy rękaw został też porwany, i było tam jeszcze więcej śladów. Powiedziałam jedyną rzecz, jaka przyszła mi na myśl, - Czy cię zraniłam? To sprawiło że się zaśmiał, i potem skrzywił jakby śmiech bolał. – Myślę, moja pani, że to ja powinienem się ciebie o to zapytać. – Odsunął się z mojego ciała, i zsunął się na podłogę, tak że siedziałam na siedzeniu a on klęczał przede mną. To było prawie tak jak zaczęliśmy. Zsuwał się aż nie siedział płasko na podłodze, z plecami opartymi o drzwi naprzeciw Grahama. – Czy zrobiłem ci krzywdę? -Jeszcze nie, - powiedziałam, ale nawet kiedy to mówiłam endorfiny osłabły, i poczułam lekki ból. Nagle stało się trudniejsze by znaleźć wygodne miejsce do siedzenia. -Zrobiłem ci krzywdę, - powiedział, - jestem niezdarnym głupcem. Zsunęłam się aż byłam oparta na jednym biodrze.- Głupiec, nie znam cię jeszcze dość by to stwierdzić, ale niezdarny, to wiem że jest kłamstwem. Możesz mieć różne cechy, ale niezdarność nie jest jedną z nich. -Prawisz mi komplementy, nawet jak widzę twój dyskomfort. -Dlaczego nie zdjąłeś jej po prostu majtek i nie zerżnąłeś jej? – Graham zapytał. Jego twarz była bardziej w bólu niż nasze. -Kazałem jej opuścić tarcze i ona to zrobiła. Zaufała mi, ale nie rozumiała co moja moc potrafi uczynić.
-Powiedziałeś mi że to pożądanie, - powiedziałam i mój głos wciąż brzmiał odrobinę leniwiej niż normalnie, prawie śpiąco. -Tak ale to nie uwodzenie, jak w przypadku Jean-Claude’a i Ashera. To po prostu pożądanie. -To było jak godziny naprawdę dobrej gry wstępnej naraz. To było cudowne. -Ale to całkowicie fizjologiczne, całkowicie skupione na ciele. Mój dar nie dotyka umysłu, tylko ciało. -I co z tym nie tak? – Graham zapytał. -Jeżeli ciało kobiety reaguje na moją moc, ale nie jej umysł, to niewiele lepsze niż gwałt, a ja nigdy nie gustowałem w takich rzeczach. – Westchnął. – Anita nie chciała mieć ze mną stosunku, ujęła to jasno. Zaoferowała mi krew raz tej nocy, ale musiała zachować resztę dla siebie. Miałem nadzieję że będę w stanie przestać wcześniej, ale żądałaś więcej i więcej. Ardeur nie wyciszyło się na tyle na ile sądziłem. -Mogłem to poczuć, - Graham powiedział, - to było niesamowite, jak to co zrobiłaś mi wcześniej, ale intensywniej. To było jak gdybym mógł cię dotknąć i to byłoby coś więcej. Requiem powiedział, - Więcej, tak, byłoby coś silniejszego. -Cóż może być silniejszego niż orgazm. Spojrzał na mnie, a ja spojrzałam na niego i żadne z nas nie spojrzało na Grahama. -Wiedziałem, - Graham powiedział, - do kurwy wiedziałem to. -Uszanowałem życzenie Anity. Nie mieliśmy stosunku, ocaliliśmy jej wampirzego sługę, i ardeur zostało nakarmione. Spojrzałam na niego jak siedział na podłodze. Wciąż wyglądał elegancko, ale odrobinę rozproszony, jak elegancki libertyn. Jeżeli rozsznurowałby te eleganckie, skórzane spodnie i odbyłby stosunek, nie powiedziałabym nie, ponieważ szczerze mówiąc, myślałam że to byłoby potrzebne, by ocalić Damiana. Albo być może byłam zbyt amerykańska i tylko stosunek oznaczał seks. Być może. Ale z jakiegokolwiek powodu, Requiem zachował się odpowiednio w okolicznościach gdzie większość mężczyzn nie zrobiłaby tego. Dostał za to mnóstwo punktów. Jakbym miała złoty medal, przypięłabym mu go. Zrobiłam inną najlepszą rzecz jaką mogłam. Pocałowałam go w policzek i powiedziałam. – Dziękuję.
Rozdział 43
Graham zaparkował przed Grzesznymi Rozkoszami i powiedział że zajmie się autem. Pozwoliłam mu na to, co mówiło jak źle się czułam. Było mi lepiej, ale zużyłam sporo z ostatniego pożywienia na Damiana i najwyraźniej nie zatrzymałam dość dla siebie. Zmiana zasad dotyczących ardeur wymagała trochę czasu bym do tego przywykła. Requiem zaoferował rękę by pomóc mi wysiąść z Jeepa a ja ją przyjęłam. Byłam sztywna i bardziej niż trochę obolała i ponieważ przyczynił się do tego, że znalazłam się w tym stanie, wydawało się w porządku by pomógł mi wysiąść z Jeepa. Poza tym nie byłam w stanie wyskoczyć z Jeepa jak zazwyczaj. Nie miałam bielizny, a jednym z moich wielkich życiowych celów było nie świecenie tyłkiem nikomu tej nocy, tak przypadkowo. Clay, nowy blond wilkołak, był przy drzwiach. Trzy kobiety flirtowały z nim. Mężczyzna w płaszczu i w kapeluszu minął jego plecy i wszedł do klubu. Clay wydawał się tego nie zauważyć. Był zbyt zajęty gapieniem się na piersi rudowłosej. Zauważył nas w porę by nagle wprowadzić kobiety do klubu, zanim tam dotrzemy. Stanął, jedna ręka na przeciwnym nadgarstku, jakby to robił całą noc. Ale wszystko w nim krzyczało jak u dziecka złapanego z ręką w słoiku z ciasteczkami. Requiem miał drobny problem ze stopniami prowadzącymi do drzwi, co pozwoliło mi zrozumieć, że wampir czy nie, też mógł mieć kilka obtartych miejsc. Gdy byliśmy na górze, jeszcze przy Clayu, zatrzymałam się na chwilę by powiedzieć. – Lepiej żeby te wszystkie kobiety były pełnoletnie, Clay. Wyglądał na zaskoczonego, albo na myśl o tym, albo tym że go zobaczyłam. – Mają ponad dwadzieścia jeden lat. -Widziałeś dowody? Wyglądał na zakłopotanego. – No cóż, Maria powiedziała, że jej przyjaciółka zostawiła dowód w domu. Znam Marię. Potrząsnęłam głową. – Lepiej miej nadzieję że ktoś znajdzie jej przyjaciółkę w środku. – Pozwoliłam Requiem poprowadzić mnie za zaskoczonego wilkołaka. Była pierwsza w nocy, ale kiedy Requiem otworzył drzwi, głosy wielu ludzi w małej przestrzeni, dobrze się bawiących, rozlały się wokół nas. Wewnątrz było gorąco, i nie było to spowodowane systemem grzewczym, to było po prostu wiele ciał na małej przestrzeni. Nie mogłam dostrzec czy Nathaniel był jeszcze na scenie, ponieważ moje pole widzenia zostało zablokowane przez kurtynę na czarno ubranej ochrony. Buzz rozmawiał z trzema kobietami. – Jeżeli nie ma dowodu, to nie może wejść. -Ale Clay powiedział nam że może, - rudowłosa powiedziała i założyłam że to Maria. -Maria, - powiedział Buzz, - znasz zasady. Żadnych wyjątków, nawet dla stałych bywalców. Mężczyzna, który przepchnął się przed nas, stał przed dwójką największych ochroniarzy, jakich
widziałam. Jeden był blondynem jak Clay, a drugi był bardzo ciemnym brunetem jak Afro-Amerykanin. Obaj mieli ponad sześć stóp wzrostu, z ramionami tak szerokimi jak ja byłam wysoka. Sprawili że Buzz wyglądał na małego, i zastanawiałam się, gdzie byli, kiedy Primo skopał nam wszystkim tyłki. Brunet powiedział, - Nie wolno wam tu wejść. -Mam prawo zobaczyć mojego syna. -Powiedziałem ci, Marlowe nie tańczy dzisiaj. Zadzwonił że jest chory. Marlowe to sceniczne imię Gregorego, i miał tylko jedną biologiczną jednostkę, która nazywała sama siebie jego ojcem. Mężczyzna, który seksualnie wykorzystywał ich jako dzieci, wypożyczał ich innym pedofilom, a nawet filmował. Wiedziałam że był w mieście, ale wywalczyliśmy dla niego zakaz zbliżania do nas. W porządku, do Gregorego i Stephena. Poklepałam Requiem po ręce i powiedziałam, - Przepraszam na minutę, - podeszłam do wielkiego ochroniarza. Buzz widział jak się poruszałam, i przekazał te trzy kobiety komuś innemu, by je wyprowadził. Podążył za mną. Pomyślałby ktoś, że nie ufał mi co do wywołania kłopotów. -Przepraszam, czy to ty jesteś Anthony Dietrich? Obrócił się, po czym spojrzał w dół, jakby spodziewał się że będę wyższa. – Kto pyta? – Przerażające rzeczy tam były, w tych jego oczach. Te piękne oczy, niebieskie jak kwiat kukurydzy spoglądały z pomarszczonej i starej twarzy. Miał prawie sześć stóp wzrostu, a twarz była prosta i surowa, żadnych delikatnych kości jak u chłopców. Tylko oczy spoglądające z twarzy nieznajomego. Jego oczy wstrząsnęły mną, tak że stałam tam gapiąc się na niego przez chwilę, aż Buzz powiedział, - Masz sądowy zakaz zbliżania się do chłopców. Nie możesz wejść do klubu nie naruszając go. Charon, Cerberus, zabierzcie jego tyłek stąd. Nie róbcie mu krzywdy, ale zabierzcie go. Dwóch wysokich mężczyzn chwyciło go za ramiona, podniosło i wyniosło za drzwi, tak że jego stopy nie dotykały podłogi. Odwróciłam się do Buzza. – Czy często próbował się tu dostać? -Kilka razy, zawsze gdy Harlow i Marlowe mają zaplanowany występ. Potrząsnęłam głową. – To takie… chore. Buzz przytaknął, po czym wziął głęboki oddech i potrząsnął ramionami, jak ptak stroszący pióra. – Będę musiał porozmawiać z Clayem. -Porozmawiasz z nim, po czym przyślesz go do mnie, ponieważ ja też chcę z nim porozmawiać. Spojrzał na mnie. – Dobrze, ale Brandon zarezerwował ci krzesło przy scenie, i myślę że będzie rozczarowany jeżeli nie zdążysz choć na końcówkę przedstawienia. Zajęło mi chwilę by przypomnieć sobie że Brandon to sceniczne imię Nathaniela. – Och, tak, przepraszam, rozkojarzyłam się. -Fakt, że ta kupa gówna próbuje dostać się tu i oglądać jak jego synowie się rozbierają, rozstraja mnie również.
Przytaknęłam. –Taaa. -Requiem zabierze cię na twoje miejsce. Baw się przedstawieniem. Wampir znalazł się nagle przy moim łokciu, a ja pozwoliłam mu przeprowadzić się przez tłum, ale moje oczy były cały czas na drzwiach. Czego Anthony Dietrich chciał od Gregorego i Stephena? Czego mógłby chcieć po tylu latach? Byli zbyt dorośli by pedofil interesował się nimi, prawda? Wpadłam na krzesło i musiałam przeprosić kobietę która tam siedziała, i zacząć zwracać więcej uwagi na to co znajdowało się przede mną niż za mną. A warto było zwrócić na to uwagę. Nathaniel był na scenie. Nie wiem czego oczekiwałam. Wiedziałam że się rozbiera. Wiedziałam że występuje. Ale nigdy nie widziałam jak to robi. Nie chodziło o to że Nathaniel był nieśmiały, ale był cichy, delikatny. Osoba na scenie nie miała żadnej z tych cech. Skradał się, dumnie kroczył i tańczył. To było podobne do tego czego mnie nauczył, poruszał się w rytm muzyki, ale to było prawdziwe. On rzucający się po scenie, wyskakujący w powietrze, i padający w dół, każdy ruch płynny i pełen wdzięku, i niesamowity. Był w kremowych stringach, które pozostawiały jego tyłek nagi i przylegały ściśle z przodu, tak że wypełniał ubranie i znałam go dość dobrze by wiedzieć że był już podekscytowany. Że lubił to, co robił. Jego oczy błyszczały, jego twarz lśniła gwałtowną radością. Rzucił się w powietrze, i znów wylądował podparty na ramionach. Widownia krzyknęła. Requiem obniżył mnie do krzesła na scenie i podniósł znaczek “zarezerwowane” z siedzenia, zanim na nim usiadłam. Zapomniałam wygładzić spódnicę gdy usiadłam na chłodnym krześle. Musiałam wstać trochę by ją poprawić tak aby nie położyć moich nagich krągłości na krześle, na którym mógł usiąść ktoś później. Po prostu grzeczność. Ale moje oczy nawet na chwilę nie opuściły sceny. Nataniel zrobił pompkę, po czym jego biodra opadły niżej, a jego ciało podniosło się, wykonał ruch który wyglądał jakby pieprzył scenę, i w tej samej chwili, wykonał kolejny ruch, jakby fala przeszła od jego głowy po stopy. Znów i znów, aż kobiety na widowni prawie dostały histerii. Kobieta dwa krzesła po prawej zdejmowała swoją bluzkę, pokazując mu piersi. Przeczołgał się po scenie w ten sposób w jaki robią to łaki, jakby miał mięśnie tam, gdzie ludzie ich nie mają. To było wdzięczne i niebezpieczne, i niezwykle zmysłowe, jakby zsuwał się na czworakach ku krawędzi sceny. Z tyłu, z nogami razem wydawał się być nagi. Położył głowę na podłodze i kucyk jego kasztanowych włosów rozlał się wokół niego jak płaszcz. Pozostał w tej pozycji przez chwilę, tak zwinięty że wydawał się strasznie nagi. Wtedy mięśnie drgnęły i jego głowa podniosła się, włosy rozlały się w powietrzu tak jak lśniący kolorowy spray, dopóki nie opadły na jego plecy i zdałam sobie że miał je związane w wysoki, ścisły kucyk. Tak że jego włosy tańczyły i podskakiwały razem z nim. Użył ich jak części kostiumu, by ukryć swoje ciało, by było widać tylko jasne przebłyski ciała przez nie, tak że gdy obracał się jego włosy były przedstawieniem same w sobie, po czym zaczął znów zmysłowo się czołgać po
scenie, a ludzie zaczęli wkładać pieniądze za pasek jego stringów. Był już stożek monet na drugim końcu sceny, jakby do nich zmierzał, ale dopiero teraz pozwalał im kłaść monety tak blisko jego ciała. Jedna kobieta pociągnęła za stringi, ściągając je z jego ciała, ale on chwycił jej rękę tuż przed sobą, by pozostać zakrytym, a ja prawie wstałam. Prawie pobiegłam mu na ratunek, ale on nie potrzebował ratunku. Pocałował ją, a ona pozwoliła mu zabrać rękę od jego ubrań i usiadła z powrotem. Żartował sobie, karcił i przepływał pomiędzy ich rękami jak umięśniona woda. Zawsze był dość blisko, ale nigdy tam gdzie one sięgały, jakby sięgały tam gdzie nie powinny. Obserwowałam inne kobiety, i jednego z mężczyzn, i poczułam coś. Pożądanie, myślę że to pożądanie, ale to było tak jakby pożądanie było na tyle stałe, bym mogła je chwycić w powietrzu i owinąć wokół ciała jak płaszcz. Głos Jean-Claude’a wyszeptał w mojej głowie. – Ma petite, czy chcesz wiedzieć jak żywić się ich pożądaniem, jak żywić się bez dotykania? -Wiesz że chcę, - wyszeptałam. I to było jak z Primo, jakby wstąpił w moją skórę, tak że nagle wiedziałam to co on wiedział. Wiedziałam jak otworzyć się i owinąć tym cienkim powietrzem. To nie było jak oddychanie, to nie było jak żywienie się kiedy dotykałam kogoś. To było bliższe dosłownemu sięgnięciu w powietrze metafizyczną ręką i przyciągnięcie pożądania garściami i wciągnięcie ich w siebie. To było dziwne odczucie, jakby pożądanie było jedwabiem i satyną, a ja wciągałam je w siebie, jakby jedwabne szale mogły przeniknąć pory mojej skóry. To było prawie jak uczucie bólu. Usłyszałam głos Jean-Claude’a w mojej głowie. – To nie będzie takie nieprzyjemne kiedy już nabierzesz praktyki. -To wydaje się okropne. -Ale się żywisz? Musiałam nad tym pomyśleć, ponieważ cała moja uwaga była skupiona na tym jak dziwnie było zbierać żądzę z nieznajomych i skupiać ją w sobie. Ale kiedy o tym pomyślałam, zdałam sobie sprawę że się pożywiam. Byłam mniej zimna, ale… -Czy kiedykolwiek się nasycasz w ten sposób? -To powstrzymuje mnie od głodu, ale to nie posiłek, nie. Nie wiedziałam co na to odpowiedzieć, ale nagle Nathaniel pojawił się przede mną. Myślę że powtarzał coś co już powiedział, ale nie usłyszałam go za pierwszym razem. – Pytałem, czy chcesz się zabawić z kotkiem? Jean-Claude zniknął z mojej głowy, i przestałam się żywić z widowni. Wszystko się wyciszyło, wszystko poza lawendowymi oczami gapiącymi się na mnie z krawędzi sceny. Jego ręka była wyciągnięta. Kobiece głosy wołały, - Ja nie jestem nieśmiała… wybierz mnie, jeżeli ona nie chce. Brandon, Brandon, ona ciebie nie chce, ale ja tak… Położyłam swoją dłoń na jego, ale zrobiłam minę, by pokazać jaka spięta byłam przez to. Nie
lubiłam tańczyć tam, gdzie mogli mnie zobaczyć nieznajomi, czy nawet przyjaciele. Bycie zaciągniętą na scenę w klubie ze striptizem, było poza moją strefą komfortu. Do tej chwili, naprawdę nie pomyślałam co będzie znaczyło oznaczenie go. Na scenie, przed ludźmi. Blee! Zachwiałam się wchodząc na scenę, a ponieważ pamiętałam jak krótką miałam spódniczkę i nic pod nią, więc wchodziłam na scenę prawie jak dama. Problemem było to, że scena znajdowała się za wysoko od podłogi by zrobić to jak dama, więc zachwiałam się, a on złapał mnie i spojrzał na mnie. To spojrzenie dało mi ostatnią szansę odmowy. To spojrzenie mówiło, że jeżeli nie mogę tego zrobić to powinnam odpuścić. On by to zrobił także, ale wiedziałam że jeżeli nie ja, to będzie to ktoś inny. Prawdę mówiąc, nie byłam pewna jak się poczuję oglądając go z inną kobietą. W zasadzie pomyślałam że rzucenie się na scenę będzie mniejszym złem niż obserwowanie jak ktoś inny rzuca się na Nathaniela, i to mówiło jak moje priorytety zostały popieprzone. Wniesiono krzesło na scenę, a ja tego nie zauważyłam. Pieniądze zniknęły z jego stringów, myślę że położył je na kupce na końcu sceny. Tego też nie widziałam, co oznaczało że przegapiłam fragment przedstawienia gdy żywiłam się widownią. Poprowadził mnie do krzesła i posadził mnie w nim sprawnym ruchem ręki. Spojrzałam na niego i wiedziałam, że wyraz mojej twarzy był podejrzliwy. Mówił wyraźnie „Co ze mną robisz?” Zaśmiał się i to był ten głębokogardłowy śmiech, który zmienił jego twarz z przystojnej w coś młodszego, bardziej niewinnego, z braku lepszego słowa. Ceniłam ten śmiech, ponieważ nie słyszałam go często. Jeżeli ja siedząca tutaj, sprawiałam że czuł się dobrze, to nie mogło być to coś złego. Położył rękę na tyle krzesła po jednej stronie moich ramion, pochylając swoją twarz bardzo blisko mojej. Mogłam dostrzec eyeliner wokół jego lawendowych oczu i teraz zdałam sobie sprawę że była tam też maskara, nie za dużo, ale jego oczy nie potrzebowały wiele by zmienić się z pięknych w przerażająco cudowne. –Nie wolno ci mnie dotykać, a ja mogę mieć tylko ograniczony kontakt z tobą, ale twoje ręce muszą zostać na krześle przez większość czasu. – Jego usta pokazały cień uśmiechu, który błyszczał w jego oczach. Nie wiem co bym odpowiedziała, ponieważ muzyka zabrzmiała, albo może dopiero co się zaczęła a on zaczął tańczyć. To było dość spektakularne z krawędzi sceny, ale tak blisko to zmieniło się ze spektakularnego we wprawiające w zakłopotanie. Nie miało znaczenia że sypiałam z nim prawie każdej nocy, albo że widziałam go nagim więcej niż raz. To oznaczało tylko że to było w miejscu publicznym, a ja nie wiedziałam co robić. Zaczął wić się nade mną wciąż na oparciu krzesła. Jego pierś była tak blisko mojej twarzy, że to było trudne dla mnie nie móc dotknąć go ustami. Widziałam go jak używał ciała, ale nie w ten sposób. To tak jakby każdy jego mięsień od ramienia do pachwiny był zdolny poruszać się samodzielnie, a on także za pomocą każdego z nich. To było niesamowite, i prywatnie bym mu to powiedziała, ale tu i teraz się zarumieniłam.
Usiadł na moich kolanach, szeroko na całym krześle, z rękoma wciąż z tyłu. Gdyby po prostu siedział, mogłabym sobie z tym poradzić, ale oczywiście nie. Poruszał biodrami wokół moich kolach, jakby coś mieszał, ale ruch nie zatrzymał się w biodrach, tańczył swoim ciałem, tak że to był większy ruch, tak by tłum mógł go zobaczyć, tak by nie było żadnych wątpliwości, co on pantomimował. Moja twarz była gorąca, spaliłaby go, gdyby jej dotknął. Oparł się na moich włosach, ukrył w nich twarz i szepnął – Mogę się zatrzymać i wybrać kogoś innego, jeśli to zbyt wiele. Podniosłam się na tyle, by spojrzeć mu w oczy – Wybrać komuś innego? – powiedziałam. - Występ się nie zmieni – wyszeptał. – tylko to, kto jest na scenie. – Uśmiech zniknął z jego oczu. Znów był poważny. Zabiłam uśmiech na jego twarzy, albo mój wstyd to zrobił. Boże. Dotknęłam jego twarzy i położyłam krawędź jego policzka na mojej twarzy. Spojrzałam w te nagle poważne oczy, podczas gdy rytm muzyki pulsował wokół nas. W tym momencie nie było tłumu. Nie było nic, ale jego twarz i moja decyzja. Zapomniałam o ludziach, zapomniałam, że powinnam być zakłopotana, zapomniałam o wszystkim, tylko to, że chciałam, by znów się uśmiechnął. - Nie, nie wybieraj nikogo innego. Spróbuję. Naprawdę spróbuję. Dał mi ten błysk uśmiechu, który ostatnio poznałam tylko u niego, i padł na kolana przede mną. Jego ręce grały lekko na moich kolanach, a on usiadł na swoich nogach, wciąż tańcząc do muzyki, nawet na kolanach, i on nie widział problemu, gdy to robił przed publicznością. Położył swoje ciało między moimi kolanami i pochylił się na tyle, by powiedzieć – Nie masz nic na sobie. Uśmiechnęłam się prawie na zakłopotane zaskoczenie na jego twarzy. To było miłe, że mogę go zażenować. – No pewnie że nie. – powiedziałam. Znów się zaśmiał i podniósł się do góry z kolan, kładąc ręce ponownie na oparciu krzesła. Pchnął we mnie, nie dotykając mnie, ale musiało to wyglądać gorzej dla publiczności, bo krzyczała i zaczęła wrzucać pieniądze. Opadł w dół mojego ciała, jakby z niego spłynął z ciekłą gracją, jaką mieli zmiennokształtni. Skończył z twarzą na moich kolanach na rozciągniętej tkaninie spódnicy, jego górna część ukrywała resztę mnie przed widownią. Spódnica podjechała na tyle, że widać było, że mam czarne koronkowe pończochy. Jego ręce prześledziły moje pończochy nad butami przez kolana i moje uda aż do krawędzi koronki. Obrócił głowę na moich kolanach, tak że jego usta znalazły się blisko mojego nagiego uda, i pocałował wnętrze mojego uda. Ten jeden mały dotyk wywołał we mnie dreszcz i zamknęłam oczy z westchnieniem. Gdy zamknęłam oczy, jego ręce złączyły moje kolana razem, i gdy jego ciało się poruszyło, nikomu niczym nie mignęłam. Tańczył za mną i nagle poczułam włosy na twarzy i ciele, jak milczenie wodospadu. I nagle utonęłam w zapachu wanilii z jego włosów. Obrócił się wokół mnie, dotykały mnie tylko jego włosy, a następnie pociągnął mnie mocno i
szybko z krzesła, tak że zostałam przyciśnięta do jego ciała. To było jak ruch taneczny, ale bardziej energiczne, gdy chciałeś, by partner wstał. Gdyby mnie nie złapał, mogłabym upaść, ale jego ciało tam było, a moje ręce były na jego ciele, nie mogłam nic na to poradzić. Złapałam się jego ramienia i klatki piersiowej, a widok mnie dotykającej go w ten sposób, spowodował rzucenie większej ilości pieniędzy na scenę i podniósł się szał kobiet skupionych wokół sceny. Jego druga ręka poszła do tyłu mojej spódnicy i pociągnął w dół. Zrobił to tak, by wyglądało, że zabiera mi wolność, a było odwrotnie. Cokolwiek widownia myślała że robi, spotkało się to z aprobatą. Muzyka zwolniła, zmieniła się, a on zaczął tańczyć ze mną. To było prawie jak walc, zrobił trzy szybkie obroty po scenie i znów byliśmy z powrotem na krześle. Użył mojej ręki by odsunąć mnie od swojego ciała i ustawił mnie twarzą do tyłu krzesła. Położył moje ręce na zakrzywionym oparciu krzesła, i przysunął swoje ciało tak blisko mojego jak tylko mógł. Był na tyle blisko, że mogłam poczuć jak szczelnie dociskał moją spódnicy. Wyszeptał w moje włosy – To byłoby łatwiejsze, jeśli miałabyś na sobie bieliznę. Zaczęłam się odwracać i pytać, co byłoby łatwiejsze, ale jego ręce przykryły moje, zatrzymując mnie na krześle, gdy on zaczął naciskać tą napiętą częścią na moją pupę. Powiedziałam, że wcześniejsza pantomima seksu była zła, ale to było gorsze. Pchał na tył mojego ciała z rękami na krześle, a jego ciało wygięło się do mnie. Ponieważ miałam złączone nogi nie ocierał się o miejsca, które wcześniej nadwyrężył Requiem. Z nogami złączonymi kąt byłby zły, gdybyśmy rzeczywiście uprawiali seks, ale to nie to miał pokazać. Jak powiedział kilka godzin wcześniej to było złudzenie, iluzja, że mogą go mieć. Złudzenie, że może wprowadzić kogoś na scenę i mieć ją przed wszystkimi innymi. Tkanina stringów na kroczu była satynowa, a to co znajdowało się w satynie było twarde i stanowcze, i wszystko o czym mogłam myśleć to było to co działo się wcześniej w moim biurze. O czuciu jego we mnie naprawdę. O nim pchającym we mnie tak daleko, jak tylko mógł, o nim ślizgającym się do środka i na zewnątrz, o nim uderzającym w to miejsce wewnątrz mnie, o czuciu go tak wnikliwie, tak delikatnie, tak bardzo mocno, poruszającego się we mnie. Moja wyobraźnia naraz przestała być moim przyjacielem. Ponieważ między jednym oddechem a drugim, wspomnienia ogarnęły mnie całą, i to intensywne ciepło rozlało się po mojej skórze. Miałam drobne spazmy naprzeciw krzesła i ciała Nathaniela. Jego ciało pochyliło się nad moim, a jego waga najeżdżała na mnie spazmatycznie, jak orgazm. To był niewielki orgazm, nie ta szarpiąca, krzycząca siła, tylko niewielka, bezradnie spazmatyczna, co nie było czymś dużym jak na moje standardy. Wyszeptał przy mojej twarzy, jego oddech był prawie gorący. – Anita… W następnej chwili coś poruszyło się za nami, poczułam ruch w powietrzu i doszedł mnie nieznany dźwięk, i ostry odgłos kiedy coś ciężkiego uderzyło o ciało. Ciało Nathaniela zareagowało na to uderzenie,
zadrżało, prawie tak jak moje. Drugie uderzenie nadeszło, tym razem ze słowami, głosem Jean-Claude’a. – Niegrzeczny kot, bardzo niegrzeczny kot. Z dala od niej niedobry kocie, z dala. Ciało Nathaniela odpowiadało na każde uderzenie, prawie jak mini orgazm. Jego ciało zacisnęło się wokół mnie, jakby uczucie mojego ciała obok niego, gdy Jean-Claude chłostał jego ciało, było czymś czego nie chciał stracić. Ale Jean-Claude odciągnął go, żartując, a Nathaniel upewnił się że moja spódnica była na miejscu zanim pozwolił Jean-Claude’owi poprowadzić się po scenie. Pozostawiono mnie trzymającą się krzesła, na miękkich kolanach, nie ufałam sobie na tyle by się poruszyć. Jean-Claude trzymał krótki zakończony wieloma ogonami bicz w ręce. Nathaniel szedł na czworakach i czołgał się po scenie, a Jean-Claude uderzał go. To była dziwna wersja dawnych pokazów treserów lwów, poza tym że krzesło tutaj służyło zupełnie innemu celowi. -Jesteś bardzo niegrzecznym koteczkiem, bardzo niegrzecznym. Jak ukarzemy naszego niegrzecznego kotka? – Przez chwilę myślałam że się mnie o to pyta, ale tak nie było. Kobiety wokół sceny zaczęły krzyczeć. – Zwiąż go, zwiąż go, zwiąż go. Jean-Claude uśmiechnął się, jakby wcześniej nie przyszedł mu do głowy taki dobry pomysł. Na jego znak, łańcuchy opadły z sufitu. Nie zauważyłam ich wśród kabli i oświetlenia. Och, do diabła, nawet nie spojrzałam w górę. Dwóch kelnerów z nagimi torsami, noszących tylko skórzane spodnie, weszło na scenę i postawiło Nathaniela na nogi. Skuli jego ramiona, rozszerzając je szeroko, nadgarstki nad głową. Jean-Claude podszedł do mnie, poruszając się tak że jego biodra kręciły się bardziej niż powinny. Dotknął mojego ramienia i wyszeptał, z uśmiechem który nie pasował do słów. – Wszystko w porządku, ma petite? Przytaknęłam i wyszeptałam, ponieważ wiedziałam że mnie usłyszy. – Przebłysk z przeszłości. -Nie taki silny jak te które nasz Asher potrafi dać. Potrząsnęłam głową. -Interesujące, czujesz się na tyle dobrze by dokończyć pokaz? -Obiecałam. Jego uśmiech się rozszerzył, a jego głos nagle stał się wypełniający pokój radosnym dźwiękiem. – Teraz, możesz pomóc nam ukarać naszego niegrzecznego kotka. Możesz zmusić go by zapłacił za to na co sobie pozwolił. – Poczułam tylko cień tego co robił widowni. Kiedy powiedział „ukarać” to było ostre pociągnięcie na ciele; „niegrzeczny kotek” sprawił że pomyślałeś o nieprzyzwoitych rzeczach; „zapłacić” i więcej pieniędzy spadło na scenę; „pozwolić sobie” miało lubieżny ton, który sprawił że publiczność nerwowo zachichotała, jakby to o czym myśleli było gorsze niż wszystko co dziś zobaczyli. Po porostu przytaknęłam i wzięłam jego rękę. Ten jeden dotyk był zarówno błędem jak i pomocą. Sprawił że mniej drżałam, ale także otworzył mnie bardziej na niego. Dotykanie samej jego ręki, było bardziej rozpraszające niż dotykanie całego ciała innych mężczyzn. Poprowadził mnie odrobinę
roztrzęsioną przez scenę, aż stanęliśmy za Nathanielem, patrząc na tył jego ciała. Jean-Claude puścił moją rękę i podszedł do niego. Dotknął nagich pleców. – Możesz uderzyć go tutaj, - jego ręka prześlizgnęła się z pleców Nathaniela na jego pośladki, - albo tutaj. Był niegrzecznym kotkiem, ale nie chcemy zrobić mu krzywdy. Jest zbyt śliczny na to. Widownia zgodziła się z nim, w większości. Jean-Claude podał mi bat. – Nie wiem jak używać bata. -Po pierwsze, co to jest, moje drogie? Większość kobiet wrzasnęła, - Pejcz! -A po drugie, to będzie moja przyjemność, - I to słowo prześlizgnęło się po mojej skórze i najwyraźniej po pozostałych kobietach też, skoro pisnęły, - by pokazać ci jak się tego używa. I każde słowo wydawało się mroczniejsze, sugerujące więcej niż powinno. Spróbował pokazać mi to po prostu używając go na Nathanielu. Sprawił że ciężkie, skórzane końce migały po skórze Nathaniela. Nathaniel reagował na każde uderzenie dreszczem, który przebiegał od jego palców do stóp i po wszystkim pomiędzy. Mogłam dostrzec dość jego twarzy, by wiedzieć, że te zamknięte oczy i rozwarte usta nie były efektem bólu. Jean-Claude biczował Nathaniela, czy też chłostał go, dopóki jego skóra nie była różowa a scena nie zapełniła się pieniędzmi u ich stóp. Nachylił się blisko twarzy Nathaniela i coś powiedział, Nathaniel mu odpowiedział, wtedy JeanClaude odwrócił się do mnie. Podał mi pejcz ponownie. – Jest takim niegrzecznym kotkiem. Potrząsnęłam głową. -Powinienem pokazać jej jak to się robi? – zapytał publiczność a ona krzyknęła głośniej, i zaczęłam żałować że po prostu nie wzięłam tego przeklętego przedmiotu i nie spróbowałam, ale teraz było za późno. Włożył pejcz w moją rękę i przycisnął swoje ciało do moich pleców, z jedną ręką dookoła mojej talii a drugą na ręce w której trzymałam pejcz. To był sposób w jaki lubieżni mężczyźni stają gdy próbują nauczyć cię jak grać w golfa albo podkręcać bat. Odchylił moje ramie w tył i spróbował zmusić mnie bym mocno uderzyła o ciało Nathaniela, ale to nie wyszło mocno, raczej bez życia. -Musisz się odprężyć i pozwolić mi się tym zając, ma petite. – Na głos dla widowni powiedział. – Odpręż się, moja droga, odpręż się a pokażemy mu ból i być może coś więcej. – To „być może” było jak obietnica wyszeptana tuż przy skórze w ciemności. Wypuściłam oddech, który wstrzymywałam i spróbowałam się odprężyć, co nigdy mi nie wychodziło najlepiej. Ale wiedziałam też, że jeżeli się nie odprężę, ta część przedstawienia potrwa dłużej a ja pragnęłam by się zakończyła. To było poniżające, jakbym była dziewczyną, która nie potrafi podkręcić bata bez pomocy. Dobrze, być może nie wiedziałam jak używać pejcza, ale naprawdę nie potrzebowałam aż tyle pomocy. Wykonaliśmy kilka uderzeń, dość by Nathaniel drżał w łańcuchach. Wtedy Jean-Claude odsunął się ode mnie, pozostawiając pejcz w mojej ręce. – Daj niegrzecznemu kotu, to czego chce. – A to co
powiedział nie było tym co poczułam w umyśle, czy na skórze, czy w głębi mojego ciała. Kobiety wokół sceny i dalej w pomieszczeniu zaczęły wydawać ciche dźwięki. Cholera. Rzuciłam pejcz Jean-Claude’owi w ten sposób w jaki rzucasz ki bejsbolowy kiedy chcesz by ktoś go złapał. Złapał go za rączkę, tak jak się spodziewałam. – Wiem czego chce niegrzeczny kotek, i zamierzam mu to dać. Kobiety wydały dźwięki “och” i “ach”, a kilka zawołało “dalej dziewczyno!” Jedna krzyknęła „szczęściara z tej suki!” Podeszłam do Nathaniela i stanęłam przed nim. Jego oczy były tylko po części skupione. Podobał mu się pejcz. Wiedziałam teoretycznie że tak będzie, ale widok jego twarzy to było coś innego. To krępowało mnie, i nie byłam pewna czy krępowała mnie cała ta sytuacja, czy też martwiło mnie to że było to coś, co on tak bardzo lubił, a ja nie byłam pewna czy będę chciała to dla niego zrobić. Pozwoliłam odejść wątpliwościom, ponieważ to co miałam do zrobienia było czymś co mogłam zrobić, co pragnęłam zrobić, i co obiecałam zrobić. Spojrzałam na łańcuchy i ponieważ nie byłam na tyle obeznana z nimi by to wiedzieć, zapytałam Jean-Claude’a. – Czy to się obraca? -Tak, a czemu? -Ponieważ myślę że będą chciały zobaczyć jego twarz. Widowni się to spodobało i zaczęto wykrzykiwać więcej zachęt, ale ja ich nie potrzebowałam. Nie wiedziałam dlaczego, ale nagle byłam spokojna. Nie martwiło mnie, że byłam w miejscu publicznym, czy na scenie. Byłam bardzo spokojna wewnątrz umysłu, bardzo wyciszona. Kelnerzy odwrócili Nathaniela dookoła, tak że patrzył na widownię. Jego oczy wróciły do normalności. Mogłam zobaczyć odbicie jego twarzy w odległym szkle na ścianie. Nigdy naprawdę nie zauważyłam jak bardzo lśniące powierzchnie były wokół aż do tej chwili, kiedy mogłam obserwować twarz Nathaniela i moją. Chwyciłam jego kucyk, chwyciłam i owinęłam go wokół ręki, mocno, dość mocno, że jęknął. Myślę że widownia krzyknęła, ale dźwięk cichł, odsuwał się, i pozostałam w studni ciszy, gdzie jedynym odgłosem był oddech Nathaniela i mój. Przycisnęłam moje ciało do jego pleców, przyciągnęłam go do siebie, tak że jego tyłek napierał na mój brzuch a moje piersi na jego plecy. Trzymałam w garści jego włosy i użyłam ich by uniemożliwić mu poruszanie się, przyciągając mocniej jeżeliby przeniósł ciężar ciała, aż wreszcie wisiał bezwładnie, obawiając się poruszyć, czekając gorliwie. Musiałam podnieść się na palce by uzyskać kąt jaki chciałam w gładkim zagłębieniu jego szyi. Położyłam wolną rękę na jego piersiach, trzymając nas ściśle przy sobie. Użyłam jego włosów by naprężyć jego szyję, by dała mi tyle tego delikatnego, gładkiego ciała, ile potrzebowałam. Jego oddech nagle się zmienił, przyśpieszył w oczekiwaniu. Polizałam jego szyję, szybkie muśnięcie językiem, a on westchnął. Polizałam mocniej, i zadrżał. Pocałowałam go w szyję, a on wydał
cichy dźwięk, nie protestu, ale chęci. Otworzyłam usta szerzej, i pozwoliłam by mój oddech dotknął jego skóry, i wtedy go ugryzłam. Nie było więcej gry wstępnej, czy innych gierek. Ugryzłam go. Wierzgał się, nie mógł nic na to poradzić, użyłam jego włosów w mojej ręce i mojego ramienia wokół jego ciała, oraz nacisku mojego ciała na jego plecy, by utrzymać go w miejscu. Poczułam jego skórę pod zębami, poczułam jego ciało w moich ustach, a pod nim ten szalenie bijący puls. Mogłam posmakować jego życia pod skórą, posmakować tego, i wiedziałam że to moje, moje gdybym go chciała. Moje ponieważ część jego pragnęła mi je oddać. Uczucie tego ciała w moich ustach było prawie przytłaczające, walczyłam ze sobą by nie ugryźć głębiej i nie rozerwać tego ciała. Walczyłam by nie wziąć wszystkiego co on oferował w tej chwili. Ugryzłam znów, trzymałam go kiedy wierzgał, trzymałam go kiedy jego nadgarstki szarpały łańcuchami, kiedy jego ciało zaczęło drżeć, i wciąż zatapiałam moje zęby w tym ciele. Pierwszy smak krwi, niczym sól i metal, i coś jeszcze słodszego wypełniło moje usta, i poczułam jak drży przy mnie, usłyszałam jak jęczy. I pożywiłam się, nakarmiłam ardeur, nie wiedziałam nawet że to się działo. Żywiłam się jego krwią, jego ciałem, seksem, żywiłam się nim całym. Żywiłam się, a kiedy spojrzałam w górę znad jego ciała zobaczyłam odbicie moich oczu w lustrze. Czarne światło, z odrobiną brązu, moje oczy tonęły w mocy. Odsunęłam usta nagle i zobaczyłam na nich krew, na moim policzku, lśniącą w światłach. Puściłam jego włosy, jego ciało, i cofnęłam się, wiedząc że moje oczy wciąż były pełne tego mrocznego światła. Bałam się przez chwilę tego co zrobiłam, ale dostrzegłam idealny odcisk moich zębów, jak krwawy naszyjnik na jego skórze. Nie przegryzłam jego tętnicy. Nie zraniłam go, nie bardziej niż tego pragnął. Jean-Claude stał tam przede mną. – Ma petite, - wyszeptał, – ma petite. – Ale wiedziałam o czym myślał, wiedziałam czego pragnął. Byliśmy związani mocniej niż kiedykolwiek wcześniej i to działało w obie strony. Mamrotał coś o tym jak się czuję, czy wszystko w porządku, ale nie o tym myślał. Nie tak naprawdę. - Powiedz czego chcesz, po prostu powiedz czego chcesz. Przestał próbować być ostrożnym i po prostu odpowiedział. – Pocałuj mnie. Podeszłam do niego i go pocałowałam. Całował mnie jakby smakował mnie, jakby za pomocą języka, zębów i ust mógł osuszyć mnie z ostatniej kropli krwi Nathaniela i posmakować również mnie. Polizał moje podniebienie a ja wydałam niski dźwięk w gardle. Jego oczy zapłonęły niebieskim blaskiem, gdyby tylko ciemna woda mogła mieć w sobie blask gwiazd. Ujrzałam przez moment moje własne oczy i były one pełne światła, oślepione ciemnością, z wyjątkiem tego że nie byłam oślepiona, to było wszystko poza tym. To było tak jakby być super świadomym wszystkiego wokół. Wiedziałam nagle że tak długo jak światło będzie trwać, każdy zmysł będzie intensywniejszy. Pamiętałam jak zastanawiałam się na cmentarzu, że kochać się w taki sposób albo byłoby najcudowniejszą rzeczą w świecie, albo doprowadziłoby cię do szaleństwa. Spoglądając w oczy Jean-Claude’a tonące w błękicie, byłam gotowa postawić na to pierwsze.
-Musimy najpierw zająć się Nathanielem. – Powiedział, ale jego głos był zachrypnięty i niski z pożądania. Przytaknęłam. – Tak, najpierw Nathaniel. - A potem? -Powiedz co masz na myśli. – Powiedziałam, mój głos nie był tak zachrypnięty jak jego ale i tak nie brzmiał całkowicie jak mój. - A potem, w moim biurze jest kanapa. - Myślałam o biurku. Spojrzał na mnie i nawet z tymi tonącymi oczami wyglądał bardzo męsko. – Oba mi pasują, ale ponieważ to ty będziesz na dole, wybór należy do ciebie. -Ja będę na dole? Przytaknął. –Tak. -Dlaczego? -Ponieważ tego chcę. -Dobrze. Rozdział 44 Nathaniel był wyczerpany, tej nocy nie będzie już żadnego przemieniania się w lamparta. Był ledwie przytomny, tak jak po wspaniałym seksie. Kilku klientów narzekało, ale niewielu. Większość uważała że dostali przedstawienie warte ceny wstępu. Zaprowadziliśmy Nathaniela do miejsca, które striptizerzy nazywali cichym pokojem. Miał on przesadnej wielkości kanapę, koce, przyćmione światło i był on dokładnie tym, na co wskazywała nazwa, cichy pokój, gdzie możesz się albo przespać albo zebrać w sobie jeżeli coś pójdzie nie tak. Były i mniejsze pokoje, gdzie mogłeś zapłacić za prywatny taniec, ale to nie był jeden z nich. To był pokój bardziej przeznaczony do odpoczynku, gdy byłeś zmęczony, albo musiałeś przeczekać przemianę. Pogłaskałam Nathaniela po włosach i zapytałam. – Wszystko w porządku? Ledwie otworzył oczy i uśmiechnął się do mnie. Nigdy nie widziałam jego twarzy tak zadowolonej. – Tak, bardzo, tak. Powiedziałam mu, aby cieszył się miłym wspomnieniem i pozostawiłam Requiem przy drzwiach, ponieważ Nathaniel był pod moją opieką a ja planowałam być przez chwilę zajęta. Moje oczy zbladły do normalnych zanim zeszłam do korytarza prowadzącego do biura JeanClaude’a. On zatrzymał się w połowie korytarza i zawołał za mną. – Dokąd idziesz ma petite? Stanęłam się przy drzwiach i spojrzałam na niego. – Do twojego biura.
- Twój nastrój się ostudził i moce cię opuściły.- Próbował być całkowicie neutralny, ale odrobinę mu się to nie udało. Otworzyłam drzwi wciąż patrząc na niego. – Wejdź do biura, Jean-Claude i zamknij drzwi. – Nie czekałam, aby zobaczyć co zrobi. Przeszłam przez drzwi, zostawiając je otwarte za sobą. Podeszłam do biurka i wskoczyłam na nie. Mogłam spróbować być bardziej subtelna, ale było późno i nie czułam się ani odrobinę subtelna. Postawiłam buty na biurku, rozsunęłam nogi i pozwoliłam spódnicy podjechać w górę tak daleko, jak tylko chciała. To było wybitnie zdzirowate, ale wyraz jego twarzy kiedy wszedł przez drzwi sprawił, że byłam zadowolona że to zrobiłam. Pochylił się przy drzwiach i zamknął je, idąc przez pokój rozpinał swoją kurtkę. Zsunęłam skórzaną kurtkę i rzuciłam ją na podłogę. Jego kurtka też znalazła się na podłodze, biały, puszysty żabot rozwiązał tak że było widać jego bladą szyję. Zsunęłam z ramion kaburę, ale pasek był tylko częściowo rozpięty, kiedy on zdjął koszulę przez głowę i był nagi od pasa w górę. Kończyłam rozpinać pasek, a on był już przy biurku zanim go zdjęłam, ześlizgując naramienną kaburę i kładąc pistolet i całą resztę obok mnie na wielkim czarnym lakierowanym biurku. Podniosłam się na kolana na biurku i napadłam na jedwabiste mięśnie i linie jego klatki piersiowej, dłońmi, palcami i ustami. Lizałam bliznę w kształcie krzyża. Wzięłam pierwszy sutek a potem drugi do ust. Przesuwałam po nim językiem, ssałam go. Używałam rąk by zebrać ciało jego torsu, by móc wsunąć więcej jego sutka do ust, więcej jego piersi. Zamknęłam usta na tak dużej ilości ciała jaką tylko mogłam zmieścić i zagryzałam aż jęknął. Jego ręce odnalazły moją twarz, odciągnęły mnie od jego ciała, do jego ust. Całowaliśmy się tak jak na scenie, jakbyśmy eksplorowali każdy cal językiem, ustami, zębami. Odsunął się od pocałunku a jego oczy zapłonęły błękitem. Moje były nadal moimi własnymi, ale nie dbałam o to. Jego ręce znalazły moją koszulę, a on zdjął ją ponad moją głową i pochylił się nade mną, całując w dół linię mojej szyi, moje ramiona, oraz wzgórki moich piersi, gdy wyślizgnęły się one z czarnego koronkowego stanika. Wsunął swoje dłonie do wewnątrz mojego stanika i wyciągnął moje piersi na wierzch, tak że spoczywały one na fiszbinach, tak jakby był on czarną ramą dla bladych wzgórków moich piersi. Przeszedł na kolana i przysunął mnie do krawędzi biurka tak że mógł przebiegać językiem po moich piersiach. Lizał moje sutki, szybko i delikatnie, i wilgotnie, dopóki nie wydałam cichego dźwięku. Zamknął swoje usta wokół mojej piersi i wciągnął tak wiele jak tylko dał radę pomiędzy kły bez skaleczenia mnie. Ssał, mocno, coraz mocniej, przesuwając językiem wzdłuż mojego sutka i wciągając coraz mocniej moją pierś dopóki nie rozciągnął mnie do granicy przy której to odczucie było tak dobre dopóki nie doprowadził mnie do miejsca w którym to czuło się tak bardzo dobrze, ale mogłam poczuć jak bardzo ostrożny był. To nie był pierwszy raz, kiedy zabawiał się ze mną tak jak teraz, ale to był pierwszy raz kiedy wiedziałam że to był dopiero początek tego czego pragnął. To nie
było jak telepatia, czy obraz w mojej głowie, po prostu wiedziałam. Wiedziałam co pragnął zrobić. Z czym walczył by tego nie zrobić. - Weź moją krew. – Powiedziałam. Zwrócił na mnie oczy, tak że mógł zobaczyć moją twarz. - Weź moją krew, wiem od jak dawna pragnąłeś to zrobić. Jak bardzo ostrożny byłeś. Zatrzymał się i wypuścił moją pierś powoli, ostrożnie. Powiedział – Ma petite, jesteś pijana nowymi mocami, ale jutro w nocy nie będziesz. Potrząsnęłam głową. – Pozwól mi poczuć jak to jest być rozciągniętą tak mocno w twoich ustach i gdy zadraśniesz mnie aby wziąć tylko odrobinę krwi. Nie mówię, że ta cała akcja spodoba mi się, ale mówię że jestem chętna spróbować odrobinę, aby zobaczyć czy polubię to bardzo czy też wcale nie. Spojrzał na mnie dziwnie podejrzliwie i zdałam sobie sprawę że to jest mój wyraz w jego oczach, bardziej niż jego, jakbym nauczyła go tego spojrzenia, tej ostrożności. - Daję ci moje słowo, że nie ukażę cię za nic, czego zgodzę się spróbować tej nocy. Odrobina krwi dziś wieczorem, tylko odrobina, lekkie skaleczenie, tylko na spróbowanie. – Pochyliłam się w kierunku jego twarzy. – Wiem że pragniesz pożywić się stąd, teraz. Nigdy mi tego nie powiedziałeś. - I nigdy bym tego nie uczynił, ma petite, pozwalasz mi wziąć krew tak rzadko, że nigdy bym nie śnił zapytać o taką swobodę. Jeżeli nie chcesz dzielić się swoją szyją, jakże mógłbym pomyśleć, by poprosić o bardziej delikatne części ciała? - Oferuję to teraz. Wzięłabym mnie za słowo, gdybym była tobą. Kto wie czy zaoferuję to kiedykolwiek znowu, jeżeli powiesz teraz nie. – Spoglądałam w jego twarz z odległości cali i pozwoliłam mu dostrzec, że nie było tam żadnego konfliktu, żadnych wątpliwości, tylko gotowość. Gotowość by spróbować. - Co w ciebie wstąpiło ma petite? - Ty, ty wstąpiłeś we mnie, albo chcę aby tak się stało. Chcę mieć ciebie w sobie Jean-Claude, chcę cię w sobie. Chcę abyś położył mnie z powrotem na biurku, z nagimi piesiami i z twoim śladami na nich. Chcę abyś wchodził we mnie i patrzył jak krew płynie z rany jaką zrobiłeś. Chcę abyś patrzył jak krew płynie szybciej i szybciej, gdy będziesz mnie pieprzył. - Powtarzasz moją fantazję, ma petite, czyżbym przejął nad tobą kontrolę? - Nie sądzę. – Powiedziałam, ale nawet myśl o tym nie wywołała we mnie paniki. – Tylko odrobinę dziś w nocy, Jean-Claude, tylko małe skaleczenie. Sięgnął za moje ciało i zajęło mi to sekundę, aby uświadomić sobie, że odpina mój stanik. Zsunął go z moich ramion, w dół po moich rękach i pozwolił mu spaść na podłogę. Spojrzał na mnie i jego oczy już nie podniosły się wyżej niż nad moje piersi. Ostatecznie nie miałam nic przeciwko temu. Zebrał moje piersi w dłonie, delikatnie, z czcią i położył najdelikatniejszy pocałunek na każdej z nich. Podniósł oczy na mnie, które wróciły z powrotem do jego normalnego koloru nieba o północy,
tak jak tylko ludzkie mogły się stać jego oczy. – Jesteś tego pewna, ma petite, jesteś pewna? Przytaknęłam. – Tak, och, tak. Ujął moją prawą pierś w swoją rękę, potem wziął sam koniuszek do swoich ust, szybkie pociągniecie ust nad moim ciałem. Ssał i pociągał dopóki mój sutek nie stał się sztywny i gruby pod jego dotykiem. To przyśpieszyło mój oddech, przyśpieszyło moje tętno. Podniósł wzrok, aby zobaczyć moją twarz i cokolwiek tam dostrzegł upewniło go, ponieważ pociągnął szybko i mocno, sprawiając że jęknęłam. Wtedy pociągnął powoli, tak powoli, więcej i coraz więcej mojej piersi do swoich ust. Nigdy nie brał tak wiele naraz ponieważ, aby to zrobić ryzykował przelanie krwi. Jego usta były tak ciepłe, tak wilgotne, mocny nacisk jego zębów był tak odległy jak tylko dał radę to zrobić wciąż trzymając mnie w swoich ustach. Użył swoich dłoni aby pomóc swoim ustom, rozlać się tak ostrożnie nade mną, jego oddech jak gorąco przy mojej skórze. Odsunął się ostrożnie ode mnie, jego usta ześlizgnęły się z powrotem dopóki nie było tam dużo mniej pomiędzy jego ustami. Wrócił do bezpiecznego dystansu na jaki był wcześniej. Wyciągnął tylko końcówkę mojej piersi ze swoich ust i ssał. Ssał i ……. Dopóki nie wydałam cichych dźwięków nisko w gardle. Ścisnął moją pierś w swojej dłoni, ścisnął ją i przesunął oczy, by obserwować moją twarz. Kiedy nie kazałam mu przestać, ścisnął mocniej, mocniej, aż poczułam jakby próbował zgnieść moją pierś swoimi palcami. To było bolesne, naprawdę, ale to wszystko było zmieszane ze ssaniem i ciągnięciem mojego sutka, tak że to nie bolało, nie naprawdę. W rzeczywistości to było przyjemne, bardzo przyjemne. Z moich ust wydobył się dźwięk który był prawie jękiem. – Tak, proszę, proszę, tak. Zwrócił swoje oczy znów, by obserwować moją twarz i było coś w tych oczach, pewna wiedza czy ostrzeżenie i nagle ugryzł, nie tak mocno jak to widziałam w jego myślach, ale odrobinę. Pozwolił końcówce tych ostrych kłów skaleczyć moją pierś podczas gdy ssał ją, ściskał ją dłonią. To było ostre, ale to nie bolało. To było zagubione w innych wrażeniach. Jego ręka ściskająca tak mocno, jego usta ssące tak mocno, lekkie ugryzienie kłów było niczym w porównaniu do reszty. Pozwolił by jego usta ześlizgnęły się z mojej piersi dopóki tylko sutek nie został uwięziony pomiędzy jego zębami. Ale tam na wzgórku moich piersi były dwie purpurowe krople. Kiedy patrzyłam, te dwie drobne krople zaczęły ześlizgiwać się w dół po mojej skórze. Wypuścił mój sutek na zewnątrz i oboje obserwowaliśmy dwa cienkie ślady czerwieni ześlizgujące się po mojej skórze. Pociągnął mój sutek tak mocno i tak długo że aż zapłakałam. – Wystarczy, wystarczy. Wycofał się, delikatnie i ukląkł na moment obserwując kolory na mojej skórze, nie tylko krew, ale też ślady po jego palcach. Te szybko zbladły, ale dwie linie krwi nie. Spływały po mojej skórze i kiedy czucie wróciło do moich piersi łaskotało po mojej skórze/poczułam łaskotanie. Uczucie tych małych spływających i dotykających mnie kropli, widok jak spływają po skórze, sprawił że zadrżałam.
Przesunął dłońmi po wnętrzu moich ud i jak tylko jego palce musnęły pewne miejsce wydałam prawdziwy dźwięk bólu. – Żadnych robótek ręcznych tej nocy. Zmarszczył brwi. – Jesteś ranna? Wyjaśniłam tak krótko, jak tylko było to możliwe. – Powiedzmy że ardeur wymagało nakarmienia a Requiem był dżentelmenem. Myślę, że oboje bylibyśmy mniej obolali jeżeli byłby dżentelmenem w mniejszym stopniu. Wyglądał na zmieszanego. - Wyjaśnię ci wszystko ze szczegółami, ale później, proszę Jean-Claude. Zdejmij spodnie, miałam już te skórzane spodnie blisko i osobiście bardziej niż jestem w stanie wytrzymać na dziś, mam dość jak na dzisiejszą noc bliskiego kontaktu ze skórzanymi spodniami. Chcę cię zobaczyć nago. Zsunął buty i skórzane spodnie z wypraktykowaną łatwością kogoś kto nosi ich wiele. Widziałam go nago więcej razy niż mogłam teraz zliczyć, ale nigdy nie przestał zadziwiać mnie swoim pięknem. Idealny, to było jedyne słowo jakie miałam dla niego. Biały i blady, i idealny, jakby ktoś mógł wyrzeźbić chłodny biały marmur i tchnąć w niego życie, i ślad rumieńca koloru w jego pachwinie, gdzie usiadł prosty, sztywny i gotowy. Włosy które prowadziły od delikatnego wgłębienia jego pępka w dół do jego pachwiny były czarne jak loki które spadały wokół jego ramion. Te czarne, czarne włosy surowe i nierzeczywiste przy jego białości. Powinny być delikatniejsze słowa na to czego pragnęłam, ale wszystko o czym mogłam myśleć było tym jak bardzo pragnęłam go wewnątrz mnie. Jak bardzo pragnęłam by zanurzył ten lśniący kolor wewnątrz mojego ciała. – Pieprz mnie. – Powiedziałam, ponieważ kochaj się, nie było tym co miałam na myśli. Pragnęłam seksu, który pasowałby do tego co zrobił z moimi piersiami. Chciałam seksu, który pasowałby do krwi spływającej na dół po mojej skórze. - Pieprz mnie. Pochylił się nade mną i zlizał krew z mojej klatki piersiowej, nie szybkim liźnięciem, ale sztywnym, wolnym ruchem swojego języka, jakby nigdy nie smakował niczego tak dobrego i nie chciał stracić najmniejszej kropli. Wydawałam małe bezgłośne dźwięki i wierciłam się na biurku, zanim podniósł twarz i pokazał mi oczy które tonęły w błękitnym ogniu. Wyszeptałam. – Proszę, Jean-Claude, proszę. Zrobił to, co widziałam w jego myślach, to co zaoferowałam. Położył mnie z powrotem na biurku i przysunął moje biodra do samego końca drewna. Moja spódnica całkowicie zawinęła się wokół mojej talii, tak jak pasek. Wciąż miałam na sobie samonośne pończochy, buty i nic więcej. Użył rąk by rozsunąć moje nogi, i wtedy przysunął się do mnie, jego koniec prześlizgnął się przy moim wejściu. - Jesteś wilgotna, ale wciąż ciasna. - Pieprz mnie. – Powiedziałam. – proszę, po prostu to zrób, proszę, proszę, proszę, proszę…
Gdzieś w trakcie ostatniego proszę zaczął wsuwać się we mnie. Byłam ciasna, tak ciasna i tak wilgotna. Innej nocy poprosiłabym o więcej gry wstępnej aby sprawić by ta straszna ciasność zmieniła się w rozluźnienie, ale dziś w nocy chciałam poczuć go wpychającego się we mnie. Pragnęłam poczuć go zanurzającego się wewnątrz mnie. Wsunął się pomiędzy moje nogi, używając swoich bioder i nóg, by wejść we mnie. To był ten moment zbyt dużej ciasnoty i zaczęłam wiercić się pod jego naciskiem. Nie wiercić się aby uciec, ale robiłam to, ponieważ nie mogłam na to nic poradzić. Moje ręce i ramiona przesuwały się po biurku i zrzucały wszystko w zasięgu włączając w to moją broń. Pragnęłam czegoś miększego w dotyku, czegoś do drapania i trzymania, ale nie było nic takiego, tylko chłodne drewno biurka i to nie było tym czego pragnęłam dotykać. Kiedy był już tak głęboko we mnie jak tylko dał radę zaczął się wysuwać, powoli jakby moje ciało próbowało zatrzymać go, i być może tak było. Wysunął się powoli, i wtedy zaczął wsuwać się ponownie, tak powoli. Jeżeli by się nie pośpieszył nie byłabym już ciasna ani chwili dłużej. Pragnęłam poczuć go wsuwającego się na siłę w moje ciało i mogliśmy to stracić jeżeli nadal byłby tak delikatny. - Pieprz mnie Jean-Claude, pieprz mnie dopóki jestem ciasna. - To będzie bolało. - Chcę aby bolało. Spojrzał na mnie, po czym chwycił moje biodra w dłonie, pozwolił mi poczuć tę nieziemską siłę, i zrobił to, o co prosiłam. Wszedł we mnie i wyszedł, tak szybko jak tylko był w stanie. To bolało, i nie byłam na to gotowa, i to było dokładnie tym czego pragnęłam. Wszedł we mnie tak głęboko i mocno jak tylko mógł, tak że zderzenie naszych ciał wyrwało ze mnie pomruk, a z niego dźwięk jakiego nigdy wcześniej nie słyszałam. Uwięził moje biodra pod siłą swoich dłoni, i wdarł się we mnie, zwalczając tę ciasność mojego ciała, jakby przebijał moje ciało, tworząc nowe wejście, ponieważ to jedno nie było wystarczająco szerokie. Krew płynęła przez moją klatkę piersiową w rozszerzających się liniach, kiedy moje serce zabiło szybciej i moja krew pompowała się z tych dwóch maleńkich ranek. Krew wyglądała tak czerwono, tak czerwono, na tle bieli mojego ciała. Podniósł moje nogi tak, że moje stopy znalazły się przy jego twarzy, chwycił moje biodra i przesunął mnie dalej w dół biurka, bliżej swojego ciała, użył swego ciężaru by przycisnąć moje nogi nad moim ciałem, tak że zmienił kąt we mnie, czyniąc go głębszym, ostrzejszym. Jęknęłam. Przesunął swoje dłonie do mojej talii i przyciągnął mnie bliżej swojego ciała, przycisnął moje nogi w dół, tak że byłam prawie zgięta w pół. Robiliśmy delikatniejszą wersję tego i on wiedział że byłam wystarczająco giętka na to, ale to była nagle zupełnie inna pozycja. Ponieważ wjechał w moje ciało
jak w ciasny węzeł, pieprząc mnie tak mocno i szybko jak tylko był w stanie, złożył moje ciało razem, tak że mógł lizać moją klatkę piersiową, gdy mnie pieprzył. Podniósł swoją twarz znad moich piersi i jego usta oraz szczęka były purpurowe od mojej krwi. Rozsunął moje nogi na boki i podciągnął mnie do góry, nad biurko, tak że nagle znalazłam się przyciśnięta do przodu jego ciała, a moje nogi były owinięte wokół jego pasa. Pocałował mnie, pocałował mnie i poczułam smak mojej własnej krwi jak metaliczny cukierek w jego ustach. Wydawał z siebie niskie gardłowe dźwięki, oparł nas o ścianę wystarczająco mocno, że moje plecy uderzyły w nią, wystarczająco mocno, że gdyby nie trzymał mojej głowy, też bym nią uderzyła w ścianę. Wchodził we mnie, znów, i znów, i znów, tak mocno i tak szybko jak tylko był w stanie. Nie byłam już ciasna, byłam wilgotna i rozciągnięta, ale to nie miało już znaczenia. Jego klatka piersiowa i brzuch były udekorowane moją krwią. Rozpryski szkarłatu błyszczały na bieli jego ciała. Przycisnął całe swoje ciało do mojego tak ściśle i blisko jak tylko mógł, tak że śliska krew zaczęła spływać pomiędzy nami, kiedy przycisnął mnie do ściany. Obejmowałam go moimi nogami owiniętymi dookoła jego ciała, moje ramiona były zamknięte wokół jego ramion, obejmowałam go a on pieprzył mnie. Wyglądało to jakby próbował zrobić dziurę w ścianie za mną, każde jego wejście było takie jakby próbował wbić mnie w ścianę. Prawie powiedziałam dość, prawie kazałam mu przestać, ale kiedy nabrałam oddechu, by to zrobić, orgazm nadszedł jak obezwładniająca fala. To pochłonęło mnie całą, drapałam go i krzyczałam i szarpałam się przeciwko jego ciężarowi i sile, tak że orgazm stał się innego rodzaju zmaganiem, innego rodzaju walką. Moje zęby wbiły się w jego ramiona, moje paznokcie spróbowały przebić się przez jego plecy a moje ciało ujeżdżało go, podczas gdy on wbijał mnie w ścianę i gdzieś w tym wszystkim poczułam jak jego ciało zadrżało, poczułam jego biodra wykonujące jeden potężny ruch w górę i wewnątrz mnie. Krzyknął gdy doszedł i poczułam jak wytrysnął we mnie, poczułam jak położył dłonie na ścianie i spróbował utrzymać nas, ale jego kolana opadły i znaleźliśmy się na podłodze z moimi nogami wciąż owiniętymi wokół jego pasa, z nim wciąż wewnątrz mojego ciała. Jego oddech był przyśpieszony, jego oczy nieskupione, kiedy patrzył na moją twarz – Mon Dieu. - „Wow” wydaje się zbyt dziecinne Ale ”niesamowite” nie oddaje tego. – Powiedziałam. Próbowałam dotknąć jego twarzy, ale moje ramiona jeszcze nie miały siły by to zrobić. – Po prostu obiecaj mi, że możemy to powtórzyć którejś nocy. - Uśmiechnął się i to był zmęczony uśmiech, ale miał on w sobie całkowite zadowolenie. – Tej obietnicy, ma petite, z radością dotrzymam. - Dopilnuję tego. - Oh nie, - powiedział i okazało się że miał w sobie jeszcze wystarczająco sił, by móc pochylić się nade mną. – Z całą pewnością wykorzystam tę obietnicę przeciwko tobie.
Rozdział 45 Zaplanowaliśmy resztę nocy. Kiedy dojdziemy do siebie na tyle by iść, założymy nasze ubrania. zabierzemy Nathaniela i wrócimy do Cyrku Potępieńców. Zostawimy gdzieś Nathaniela a Jean-Claude i ja planowaliśmy wziąć przyjemną, gorącą kąpiel. Ale zanim nawet doszliśmy do zakładania ubrań, moja komórka zadzwoniła. Prawie nie odebrałam, ponieważ nikt nie dzwoni o trzeciej rano z dobrymi wiadomościami. Numer wyświetlający się na ekranie należał do detektywa sierżanta Zerbrowskiego. – Kurwa. – Powiedziałam. -Co takiego, ma petite? -Policja. – Otworzyłam telefon i powiedziałam. – Hej, Zerbrowski, co słychać? -Hej, co u ciebie. Jestem przy rzece w Illinois, zgadnij na co patrzę? - Na kolejnego martwego striptizera. -Jak zgadłaś? -Jestem medium. Zakładam, że chcesz abym przyszła i spojrzała na ciało. -Nigdy niczego nie zakładałem, ale w tej sprawie, tak. Spojrzałam na moje pokryte krwią piersi i na ranę, która wciąż krwawiła. – Będę tam tak szybko jak się umyję. -Jesteś pokryta krwią kurczaka? - Coś w tym rodzaju. -No cóż, ciało się nigdzie nie wybiera, ale świadkowie stają się niespokojni. -Świadkowie?, mamy świadków? -Świadków lub podejrzanych. -Co to ma znaczyć? -Przyjedź do Szafirowego Klubu to się dowiesz. -Szafirowy, czy to nie jest ten wysokiej klasy klub, jeden z tych, który nazywa się klubem dla dżentelmenów? -Anita, jestem zszokowany, nie wiedziałem że uczęszczasz do biuściastych barów. -Chcieli skorzystać z wampirzych striptizerów więc musiałam iść tam porozmawiać z nimi o tym. -Nie wiedziałem że to wchodzi w zakres twoich oficjalnych obowiązków. Jeżeli to byłby Dolph, odpuściłabym to, ale to był Zebrowski a on był w porządku. – Kościół Wiecznego Życia nie pozwala swoim członkom rozbierać się ani robić niczego innego co według kościoła jest moralnie wątpliwe. Tak więc klub potrzebował zgody Jean-Claude’a na import wampirów z innych terenów.
-Dał ją? -Nie. -A ty poszłaś z nim, by pomóc mu zdecydować? -Nie. -Poszłaś sama? -Nie. Westchnął. – Och, cholera, po prostu przyjedź tutaj. Jeżeli mówisz, że wampiry powinny trzymać się z dala od tego miejsca, to twój chłopak nie będzie zadowolony. -Po prostu żadnych wampirów na scenie, reszta to już nie nasza sprawa. -Nie na scenie, przynajmniej nie odpłatnie. -Powiedziałeś świadkowie albo podejrzani, I teraz mówisz, żadnych wampirów za kasę na scenie. Cholera, czy masz jakieś wampiry które były na widowni? -Przyjdź i zobacz, ale pośpiesz się, świt nadchodzi. – Rozłączył się. Przełknęłam miękko. -Wnioskuję że nasza rozleniwiona kąpiel nie wydarzy się tej nocy . – Jean-Claude powiedział. -Nie, niestety. -Jeżeli nie kąpiel, to może mogę ci zaoferować szybki prysznic tutaj. Westchnęłam. – Jasne. Nie mogę pójść na policję tak jak teraz. Spojrzał w dół na swoje własne poplamione krwią ciało i uśmiechnął. – Prawdopodobnie ja również nie powinienem się tak pokazywać. -Możemy zaoszczędzić na wodzie i się podzielić. Podniósł brew na mnie i uśmiechnął się znów. Ten uśmiech mówił wszystko. -Dobrze, dobrze. Zgaduję, że byśmy się rozkojarzyli. -Nie jestem pewien czy mam siłę, aby być jak to ujęłaś, rozkojarzonym tak szybko. -Przepraszam, zapominam że chłopcy nie dochodzą do siebie tak szybko jak dziewczyny. -Nie jestem człowiekiem, ma petite, z kolejną darowizną krwi, w rzeczywistości odzyskał bym siły. -Naprawdę?. – Powiedziałam. Mój puls przyśpieszył odrobinę na tę myśl. Cholera. Byłam zbyt zmęczona i zbyt obolała, by myśleć o tym znowu. -Naprawdę. -Myślę, że jeżeli oddam jeszcze trochę krwi dziś w nocy, to będzie źle. -To nie musi być twoja krew. Patrzyłam na niego a on na mnie. Powiedziałam to o czym myślałam, co prawie mnie złamało. – Więc co, weźmiesz od mnie krew, i będziemy się pieprzyć, a potem będziesz miał dawcę krwi stojącego obok, i znowu będziemy się pieprzyć. Moglibyśmy, co, mieć pokój dawców i pieprzyć się dopóki nie byliśmy zbyt obolali lub zmęczeni by móc się ruszyć?
Miałam nagłą wizję tak silną, że jeżeli nie byłabym już na podłodze, znalazłabym się tam. Widziałam Belle Morte rozciągniętą na wielkim łóżku, otoczoną światłem świec. Asher i Jean-Claude byli na łóżku także. Byli tam mężczyźni przywiązani do wielkich kolumn łóżka, nadzy i bladzie. Krew błyszczała w cienkiej linii na ich ciałach, na szyjach, klatkach piersiowych, wnętrzu ich ramion, na ich nogach. Nie jedno ugryzienie, nawet nie dwa, ale więcej niż mogłam zliczyć. Głowa jednego z mężczyzn opadła na jego piersi, i zadrżał w więzach. Jeżeli oddychał to tego nie dostrzegłam. Jean-Claude wypchnął mnie ze swoich wspomnień, to było jakby fizyczne pchnięcie. Wróciłam do siebie, na podłodze jego biura, przykryta moją krwią, z telefonem wciąż w mojej ręce. -Nie chciałem, abyś to widziała. -Założę się. Zamknął oczy i potrząsnął głową. – Byliśmy młodzi i niewiele wiedzieliśmy. Belle Morte była naszą Boginią. -Wykrwawiliście ich do śmierci, abyście mogli mieć sesję maratonu seksu. – Powiedziałam to i mój głos nie był w zasadzie przerażony, to brzmiało pusto. Ponieważ wciąż mogłam dostrzec to wspomnienie, nie w tak żywych szczegółach jak wcześniej, ale ono było teraz w mojej głowie także. Boże, nie potrzebowałam jeszcze czyichś koszmarów. -Jest wiele rzeczy, jakie uczyniłem, me petite, o których nie chciałbym abyś wiedziała. Rzeczy którymi jestem zawstydzony. Rzeczy, które palą mnie od środka jak żółć. -To było twoje wspomnienie, pamiętaj. Czułam to co ty czułeś. Tam nie było żalu. -Więc widocznie wypchnąłem cię zbyt wcześnie. – Nie wciągnął mnie tam, po prostu przestał mnie wypychać i znalazłam się z powrotem w tamtym pokoju. Z powrotem na łóżku. Byłam wewnątrz głowy Jean-Claude’a kiedy on zauważył że mężczyzna na łóżku nie rusza się. Podczołgał się przez łóżko i dotknął stygnącego ciała. Poczułam jego żal, jego wstyd. Miałam jego wiedzę, że to byli ludzie, którzy nam zaufali. Ludzie, którym obiecaliśmy ich chronić. Dajcie nam waszą krew i wasze ciała, a my zapewnimy wam bezpieczeństwo. Spojrzałam z powrotem na Belle Morte, rozciągniętą, nagą i soczystą, pod ciałem Ashera. Ciało Ashera, zanim ludzki kościół oszpecił go. Obserwowałam jak twarz Ashera podnosi się, nasze oczy się spotykają, i w środku czegoś o czym Belle myślała jako o najbardziej zmysłowej z nocy, nasienie zostało zasiane, że musimy uciekać. Że są rzeczy, których się nie robi, i linie których się nie przekracza, a ona nie była boginią. I byłam z powrotem w jego biurze, z krwią schnącą na moim ciele i moimi piersiami zaczynającymi boleć i płakałam. Patrzył się na mnie, suchymi oczami, i oczekiwał, że ucieknę. Odwrócę się i ucieknę. Jak tak wiele razy w przeszłości. Nic nie było wystarczająco dobre dla mnie, wystarczająco miłe, wystarczająco czyste. Nie lubiłam popapranych ludzi w moim życiu, i to kiedyś była prawda, dopóki nie obudziłam się jednego dnia i zdałam sobie sprawę, że sama jestem jednym z tych popapranych ludzi.
Mój głos był pewny i nie brzmiał jakby łzy schły na mojej twarzy. – Przywykłam myśleć, że wiem co jest słuszne a co nie, i kim są dobrzy ludzie a kim są źli. Po czym świat stał się szary i niczego już nie jestem pewna od dłuższego czasu. Po prostu spojrzał na mnie, jego twarz bez wyrazu, ukrywająca się przede mną, ponieważ był pewien co zamierzałam powiedzieć. -Są dni, cholera tygodnie, kiedy wciąż niczego nie jestem pewna, zostałam wypchnięta poza to o czym myślałam że jest dobre i złe, tak że czasami nie widzę drogi powrotnej. Zrobiłam rzeczy w imię sprawiedliwości, w imię mojej wersji sprawiedliwości, o których nie chciałabym, aby ktokolwiek wiedział. Mogę spojrzeć człowiekowi w oczy i zabić go, i nic nie czuć. Nic, Jean-Claude, nic. Ty nie zamierzałeś zabić i żałowałeś tego. -Odbierasz życie by ochraniać innych, ma petite. Ja odebrałem życia dla przyjemności, dla przyjemności tej której służyłem. –Potrząsnął głową i powoli przyciągnął kolana do klatki piersiowej, przytulając się mocno. – Czy kiedykolwiek zastanawiałaś się, dlaczego nie zastąpiłem tych wampirów, które ty i Edward i nawet ja później zabiłem, kiedy zniszczyliśmy Nikolaos? -Rzeczywiście nie zastanawiałam się nad tym. Wiem że mamy krucho z wampirami, gdy wcześniej wydawało się tylko trochę pusto. -Wezwałem wampiry do domu, do mnie, ponieważ przemieniłem je dawno temu. Ale nie stworzyłem nowego wampira odkąd stałem się Mistrzem Miasta. To sprawia że jest nas niebezpiecznie mało. Jeżeli naprawdę mistrz innego terenu wypowiedziałby nam wojnę, przegralibyśmy. Po prostu brakuje nam siły rąk. -Więc czemu nie stworzyć ich więcej?- Zapytałam, ponieważ wydawało się że chce bym spytała. Spojrzał na mnie i było coś w jego oczach co przypomniało mi kogoś jeszcze. To był wyraz bólu i zamęt, i wieków cierpienia. Nigdy nie widziałam jego oczu tak surowych, tak ludzkich. –Ponieważ by stworzyć wampira, musimy najpierw odebrać ludziom ich moralność, ich człowieczeństwo. Kim jestem by to uczynić, ma petite? Kim jestem by zdecydować kto ma żyć a kto umrzeć w wyznaczonym czasie? -Kim jesteś, by bawić się w Boga? -Tak, tak, kim jestem by wiedzieć co to zmieni. Belle zwykła używać swojej mocy by zmieniać kraje, wojny, władców, decydować kto ma zostać zamordowany. Były czasy, kiedy rządziła większością Europy tak, że nikt o tym nie wiedział, nawet wampirza rada. Zabiła miliony poprzez wojnę i głód. Nie własnoręcznie, ale poprzez swoje wybory. -Co ją powstrzymało? -Francuska Rewolucja i dwie wojny światowe. Nawet śmierć sama musi ustąpić przed taką bezmyślną destrukcją. Teraz rada ma większe cugle na swoich członkach. Czasy, kiedy ktokolwiek w Europie mógł stworzyć taką sekretną strukturę władzy minęły.
-Dobrze to słyszeć. -Co jeżeli przemienię kogoś i uczynię go takim jakim ja jestem, a ta osoba znalazłaby lek na raka albo wynalazła jakieś wspaniałe rzeczy? Wampiry nie wymyślają niczego, ma petite, jesteśmy konsumowani przez śmierć i przyjemność i bezsensowne próby sił. Szukamy pieniędzy, pocieszenia, bezpieczeństwa. -Jak większość ludzi. Potrząsnął głową. – Ale nie wszyscy, a mój rodzaj jest przyciągany do tych którzy mają moc czy bogactwo, czy są w jakiś sposób niezwykli. Piękny głos, dar sztuki, czy umysłu, czy uroku. Nie zabieramy najsłabszych jak większość drapieżników, my zabieramy najlepszych. Najrozumniejszych, najpiękniejszych, najsilniejszych. Jak wiele żyć zniszczyliśmy przez wieki, tych którzy mogli stworzyć coś pięknego lub strasznego, zmienić ludzkość, cały świat. Spojrzałam na niego i nie tak dawno temu nie zaufałabym tym wyznaniom. Ale mogłam go poczuć w moim umyśle. Martwiłam się czy byłam potworem. Jean-Claude miał pewność. Nie żałował tego czym był, bo nie mógł wyobrazić sobie innego życia, ale martwił się o innych. Martwiło go podejmowanie wyborów za innych. Martwił się bawieniem w jakiegoś mrocznego boga. Martwił się, że pewnego dnia stanie się tym od czego uciekł. Pewnego dnia, stanie się podobieństwem Belle Morte. Co robisz kiedy nagle jesteś w stanie zajrzeć tak głęboko w czyjeś najmroczniejsze lęki? Co mówisz na tak wiele prawdy o kimś? Powiedziałam jedyną rzecz jaka przyszła mi do głowy, jedyną rzecz jaka dałaby mu jakieś pocieszenie. – Nigdy nie staniesz się taki jak Belle Morte. -Nigdy nie staniesz się tak zły jak ona. -Jak możesz być tego pewna. -Ponieważ zabiję cię zanim pozwolę, by to się stało. – I mój głos był miękki, kiedy to powiedziałam, ponieważ to nie było kłamstwo. -Zabijesz mnie, by ocalić mnie przede mną samym. – powiedział i spróbował, by zabrzmiało to radośnie ale nie udało mu się. -Nie, zabiję cię, by ocalić każdego, kogo byś zniszczył. – Mój głos nie był znów miękki. -Nawet jeżeli to zniszczy cię w tym samym czasie? -Tak. -Nawet jeżeli to pociągnie naszego udręczonego Richarda razem z nami? -Tak. -Nawet jeżeli będzie to kosztowało Damiana życie? Przytaknęłam. –tak. -Nawet jeżeli Nathaniel umrze z nami? Przestałam oddychać przez chwilę, i czas wydawał się rozciągać jak wtedy gdy masz cały czas w
świecie i żadnego. Mój oddech doszedł drżąco, i musiałam polizać moje usta zanim powiedziałam. – Tak, pod jednym warunkiem. -A to będzie? -Że będę mieć gwarancję, że ja tego też nie przetrwam. Spojrzał na mnie i to było długie, długie spojrzenie. Spojrzenie, które przeniknęło moją duszę i zdałam sobie sprawę, że to było dokładnie to co zrobił lata temu. -Powiedziałeś mi kiedyś, że jestem twoim sumieniem, ale to nie tylko tym jestem, czyż nie? -Co masz na myśli ma petite? -Jestem twoim zabezpieczeniem w razie awarii. Jestem twoim sędzią, twoim prawem i egzekutorem, jeżeli coś pójdzie nie tak. -Nie coś, ma petite, jeżeli ja oszaleję. – Był spokój w jego oczach, jakby jakiś ciężar spadł z jego ramion. Wiedziałam gdzie dokładnie ten ciężar przeszedł. -Ty draniu. Byłabym szczęśliwa, zabijając cię kiedyś, ale nie teraz. Nie teraz. -Jeżeli to zbyt wiele, to uważaj, niewypowiedziane. -Nie, ty draniu, nie rozumiesz? Jeżeli oszalejesz i zaczniesz zabijać niewinnych, to jestem dokładnie tym kogo wyślą, jestem Egzekutorką. – Patrzyłam się na niego. -Ale ma petite, zawsze byłaś tym kogo by wysłali. Zawsze byłaś Egzekutorką. Wstałam. Moje kolana nie były już słabe. – Ale nigdy nie kochałam kogoś, kogo musiałam zabić. -Ale powiedziałaś mi że twoja miłość do mnie, nie powstrzymałaby cię przed wypełnieniem twoich obowiązków. Moje oczy zapłonęły. – Nie, nie powstrzymają. Jeżeli zejdziesz na złą drogę, wypełnię mój obowiązek. – Zamknęłam oczy i potrząsnęłam głową. -Ty makiaweliczny draniu, załatwiłabym twój tyłek nie będąc w tobie zakochana. -Nie chciałem, abyś zakochała się we mnie, ponieważ byłabyś moim zabezpieczeniem w razie awarii, jak to określiłaś. Chciałem abyś mnie kochała, bo ja byłem zakochany w tobie. – Jego głos był blisko, a kiedy otworzyłam oczy stał przede mną. – Dopiero ostatnio zacząłem się martwić, że jesteś tak mną oczarowana, że możesz wybaczyć mi zbrodnie w tym życiu, teraz. Potrząsnęłam głową. – Nie, nie. -Muszę wiedzieć, ma petite. -Nie nazywaj mnie tak, nie w tej chwili. Wziął głęboki oddech i go wypuścił. – Anita, przepraszam. Nie sprawiłbym ci bólu, nie z premedytacją. -Więc nie mogła ta rozmowa poczekać jak oczarowanie zblednie? -Nie, muszę wiedzieć czy kochasz mnie bardziej niż swoje poczucie sprawiedliwości. Przełknęłam mocno. Nie będę płakać, nie będę kurwa płakać. – „Nie mógłbym tak cię kochać, gdyby
Honor mi droższy nie był.” Wziął moje ręce i prawie wyrwałam je, ale zmusiłam się by stać tam i pozwolić mu mnie dotknąć. Byłam taka zła, tak wkurzona, tak… - „Nie mów mi, żem ja przeniewierca” – powiedział – „Że mnie nieczułość goni, Z cichej pustelni twego serca” Spojrzałam na niego i wypowiedziałam następny wers - „Na wojnę i do broni.” - „Tak, nową panią ścigam — wroga;” powiedział - „Nie tobą — bitwą żyję;” – powiedziałam i pozwoliłam mu przyciągnąć się bliżej - „Mocniej niż ciebie ściskam, droga,” - „Miecz, tarczę, końską szyję.” Ostatnie słowo wyszeptałam przy jego klatce piersiowej, wciąż spoglądając w jego oczy, przeszukując jego twarz. - „Lecz wiesz, żem — choć niewierny niby, Rzetelną drogę przebył:” Wyszeptał w moje włosy. Dokończyłam wiersz z twarzą przyciśniętą do jego piersi, słuchając bicia jego serca, które naprawdę biło z moją krwią. – „Nie mógłbym tak cię kochać, gdyby Honor mi droższy nie był” - Do Lucasty Jadąc na wojnę - Jean-Claude powiedział. Jego ramiona były dookoła mnie, trzymając mnie blisko. Rozluźniłam moje ramiona dookoła niego powoli. – Richard Lovelace, zawsze lubiłam jego utwory w collegu. – poruszałam ramionami aż nie znalazły się one dookoła jego talii i po prostu staliśmy tam trzymając się nawzajem. – Nie sądzę, że pamiętałabym cały poemat, jeżeli byś mi nie pomógł. - Razem możemy więcej niż osobno, Anita, to tym jest miłość. Tuliłam go i łzy płynęły w dół po mojej twarzy, twarde i gorące i dławiące. – Nie, Anita. Nie musiałam widzieć jego twarzy, by wiedzieć, że był tam uśmiech, mogłam usłyszeć to w jego głosie, - Ma petite, ma petite, ma petite. Nadchodzi chwila, kiedy po prostu kogoś kochasz. Nie dlatego że jest dobry, czy zły, czy jakikolwiek. Po prostu go kochasz. To nie znaczy, że będziecie razem na zawsze. To nie znaczy, że nie zranicie się nawzajem. To znaczy, że po prostu kogoś kochasz. Czasami pomimo tego kim jest, a czasami za to kim jest. I wiesz, że ktoś kocha ciebie, czasami z powodu tego kim jesteś, a czasami pomimo tego. To Lucasta, Going to the Wars Richard Lovelace TELL me not, Sweet, I am unkind, That from the nunnery Of thy chaste breast and quiet mind To war and arms I fly. True, a new mistress now I chase, The first foe in the field; And with a stronger faith embrace A sword, a horse, a shield.
Yet this inconstancy is such As thou too shalt adore; I could not love thee, Dear, so much, Loved I not Honour more. Do Lukasty,Jadąc na wojnę Richard Lovelace Nie mów mi, żem ja przeniewierca, Że mnie nieczułość goni Z cichej pustelni twego serca Na wojnę i do broni. Tak, nową panią ścigam — wroga; Nie tobą — bitwą żyję; Mocniej niż ciebie ściskam, droga, Miecz, tarczę, końską szyję. Lecz wiesz, żem — choć niewierny niby Rzetelną drogę przebył: Nie mógłbym tak cię kochać, gdyby Honor mi droższy nie był Przełożył Stanisław Barańczak
Rozdział 46 Szafirowy Klub był niskim, szerokim budynkiem i nie wyglądał ładnie z zewnątrz. Nie wyróżniał się zbytnio wśród pozostałych barów i klubów w okolicy, więc dlaczego ten był klubem dla dżentelmenów, a pozostałe to tylko cyckowe bary? Ochrona, dekoracje, i styl ubierania się tancerzy, to na początek. Dziś wieczór parking dla vipów był pełen oficjalnych i tych mniej oficjalnych pojazdów, które mogłeś ledwie dostrzec sprzed klubu pomimo błysku świateł i przechodzących ludzi. Był tam nawet wielki wóz strażacki, ale miejsce zbrodni zawsze przyciąga więcej ludzi niż potrzeba, więcej gliniarzy, więcej cywilów, więcej wszystkich. Tłum stał przyciśnięty do policyjnej taśmy i barierek. Niektóre kobiety były ubrane dość skąpo jak na październikowy chłód, więc musieli to być ludzie z pobliskich klubów. Większość tancerzy przybyła do pracy w normalnych ciuchach i potem się przebierała na miejscu. Więc przynajmniej część kobiet drżących w chłodzie opuściło miejsce pracy w pobliżu, by dołączyć do gapiów. Właśnie musiałam zaparkować obok najbliższego klubu, Jazz Baby, z muzyką na żywo i żywą zabawą. Co byłoby lepsze? Być może sen. Dochodziła prawie czwarta rano. Mój prysznic pobił rekord prędkości, ale i tak to był spory kawałek do Riverfront. Zdołaliśmy ubrudzić krwią przód mojej koszuli, dlatego miałam na sobie T-shirt który gdzieś znalazł dla mnie Jean-Claude. Był biały, więc czarny stanik prześwitywał, albo by tak było gdybym nie miała skórzanej kurtki Byrona znów na sobie. Może powinnam zatrzymać tylko kurtkę. Nie, będzie ciepło w środku. Och, dobra. Jeżeli najgorszą rzeczą jaka zdarzy się dzisiaj będzie to, że ktoś zauważy że mam czarny stanik pod białą koszulką, mogę uważać się za szczęściarę. Jean-Claude znalazł mi też bieliznę, znów stringi, ale te były naprawdę wygodne, ponieważ zostały wykonane, z miękkiego materiału, jak na T-shirt, nawet ten kawałek który wchodził między pośladki. Większość dziewczęcych stringów, które oglądałam była z elastycznej koronki i to nie wyglądało na komfortowe. Migałam odznaką, by przedostać się przez tłum. Gdy dostałam się do taśmy, oficer najbliżej mnie nie spojrzał na mnie tak naprawdę. Zobaczył kobietę w botkach, krótkiej spódnicy i skórzanej kurtce i powiedział - Klub jest zamknięty dzisiejszej nocy, nie będziesz pracować. Podsunęłam moją odznakę tuż pod jego twarz tak że musiał się odsunąć, by się na niej skupić. – W rzeczywistości oficerze – przeczytałam nazwisko w jasnych światłach – Douglas, myślę, że będę dziś pracować. Spojrzał na mnie z góry, ponieważ był wyższy ode mnie. Obserwowałam jego twarz, która próbowała ogarnąć mój wygląd i odznakę w jednym pakiecie. Nie był pierwszym policjantem, który
nie mógł ogarnąć wszystkiego razem i nie będzie ostatnim. Mogłam myśleć jak glina, ale naprawdę nie wyglądałam jak jeden z nich. Zwłaszcza nie dziś. - Jestem Marshall Anita Blake, sierżant Zerbrowski mnie wezwał. – Zawsze dobrze było przypomnieć ludziom, że to nie ja sama się zaprosiłam. Miałam wiedzę, jak zrobić to, by być oskarżona o jak najmniejsze wtrącanie się. Nie policjant, bez znaczenia jak doświadczona, to osoba, która się wtrąca. Szczególnie, gdy jest niewielka. Oficer Douglas spojrzał na odznakę jakby nie dowierzał - Nikt mi nie mówił, że przyjadą federalni. - Taa, wiem, jest czwarta rano. Poprosiłam o zgodę na przekroczenie taśmy przez grzeczność, ale ten znaczek jest odznaką federalnych i to daje mi prawo do przekroczenia taśmy, wejścia na miejsce zbrodni i wykonania mojej pieprzonej pracy. Jeśli mnie zatrzymasz oficerze Douglas, oskarżę cię o utrudnianie wykonywania obowiązków oficera federalnego na służbie. Rozejrzał się, jakby połknął coś kwaśnego, ale machnął na innego oficera. Zajął miejsce przy barierce i podniósł dla mnie taśmę – Poprowadzę panią. Myślę, że nie mogłam go za to winić. To znaczy, co byłoby gdyby odznaka była nieprawdziwa, albo nie była moja. Oczywiście, gdybym była duża, facet od taśmy nie miałby z tym problemu. Możesz zawsze rozróżnić nowego policjanta od weterana. Nowi ciągle oceniają innych po wyglądzie, ale kiedy jest się policjantem przez kilka lat, przestaje się to robić. Bo wtedy uczy się, że to co znajduje się na zewnątrz nie mówi zbyt wiele o tym co jest w środku. Słodka, mała starsza pani może pociągnąć za spust, tak samo jak groźnie wyglądający facet. Nowicjusze nie wiedzieli tego jeszcze. Nie przerobili jeszcze lekcji, że nie można oceniać kogoś po wyglądzie Oficer Douglas nie skrócił dla mnie kroku, ale nie musiał. Byłam przyzwyczajona do chodzenia na miejsca zbrodni z Dolphem, przy którym Douglas wyglądał na malutkiego. Trzymałam się za nim, nawet w butach na wysokim obcasie. Wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale tego nie zrobił. To prawdopodobnie dobrze. Niektórzy z policji po tej stronie rzeki nie widzieli mnie na oczy. Myśleli to, co myślał Douglas, który pracował tutaj, ponieważ wyśmiewali nas – Hej, Dougie zamierza urwać kawałek. Żadnego tańca na kolanach w czasie pracy. – I gorsze. Zignorowałam wszystko. Była czwarta rano, a ja jeszcze nie spałam, wiec mnie to nie obchodziło. Poza tym nauczyłam się na własnej skórze, żeby nie zwracać uwagi na więcej gówna, niż mam na łopacie. Zignoruj to i zwyczajnie odchodź, jeśli żarty nie dorastają do ciebie. Poza tym to drażniło Douglasa bardziej niż mnie. Ja byłam tylko bezimienną dziewczyną, która dała im pretekst. Zignorował to, ale jego twarz płonęła, gdy dotarliśmy do głównych drzwi. W rzeczywistości, przytrzymał mi drzwi, a ja mu na to pozwoliłam. Był czas w moim życiu,w którym nie pozwoliłabym mu przytrzymać drzwi. Ale jego twarz już płonęła ze wstydu, więc nie zamierzałam
szarpać się z nim o trzymanie drzwi. Być może będę z nim jeszcze kiedyś pracować, więc pieprzyć to, mógł je przytrzymać. Poza tym jeśli kłóciłabym się o drzwi, to dałabym jego współpracownikom okazję do dalszych uwag, a ja tego nie chciałam. Weszliśmy przez szklane drzwi do małego obszaru wejściowego, który przypominał front miłej restauracji wraz z małym biurkiem i kierownikiem Sali. Mimo to prawdopodobnie nie był to oficjalny tytuł znajdującego się tam wysokiego faceta. Ale hej, on był ubrany w białą marynarkę z krawatem i wyglądał jak kierownik sali. Kiedy widziałam go po raz ostatni, był wysoki i pewny siebie, wziął moje nazwisko i Ashera oraz wezwał przez telefon „hostessę”, by nas eskortowała. Teraz opierał się na swoim blacie i wyglądał, jakby był chory. Po lewej stronie były łazienki i krótki korytarz, który prowadził do klubu. Od drzwi naprawdę nie można było zobaczyć tego co jest w klubie. Dawało to ostatnią szansę, by zatrzymać osoby niepożądane lub nieletnie, zanim ktoś zobaczył piersi. Kolorystka to wyciszone błękity i fiolety i gdyby nie sylwetki nagich kobiet na ścianach, to wyglądałoby jak restauracja. Aha i reklamy na plakatach, że w środy były amatorskie noce. Nie pamiętałam nazwiska wielkiego faceta, po prostu nie pamiętałam. Ale to nie miało znaczenia, bo Douglas zabrał mnie od niego bez słowa. Poprowadził mnie w górę po niewielkiej rampie i klub rozlał się wokół nas. Po lewej stronie był dobry, solidny bar, który byłby dumą każdego klubu, ale reszta klubu była klubem ze striptizem. Chodzi mi o to, że do czego innego jeszcze używa się małych okrągłych podwyższeń? Pokój był głównie niebieski i filetowy, a może i w innym kolorze. Nie mogłam powiedzieć na pewno, bo większość tego dużego pomieszczenia oświetlona była czarnym światłem lub innym dziwnym oświetleniem, tak że było oświetlone, ale wciąż pozostawało strasznie ciemno. Byłam zaskoczona kiedy pierwszy raz tu przyszłam, to było jakby światło mogło być ciemne, nie było zaciemnionych części, cały pokój był jakby w cieniu. To był weekend, noc, miejsce było pełne, ale ciche. Musieli wyłączyć muzykę i niekończący się szczebiot DJ na szczęście był nieobecny. W rzeczywistości, pokój wydawał się tak cichy, jakby hałas był częścią wystroju. Byli tam mężczyźni, i więcej kobiet, niż można by się spodziewać na widowni, tłoczyli się razem jak żałobnicy na nieoczekiwanym pogrzebie. Tancerze byli w jednym rogu z ubranymi po cywilnemu detektywami, których nie rozpoznałam. Potężny mężczyzna w mundurze, pasującym do tego który miał funkcjonariusz Douglas kroczył ku nam, z notesem w jednej ręce i piórem w drugiej. Wciąż miał na głowie kapelusz, jakby jego okrągła twarz byłaby niepełna bez niego. - Douglas, kogo ty mi tu kurwa przyprowadzasz, kolejną striptizerkę? Wszystkie dziewczęta, które były dzisiejszej nocy w klubie mamy tam. – Skinął kciukiem przez ramię. Miał małe paciorkowate oczy, a może byłam po prostu zmęczona byciem nazywaną striptizerką i deprecjonowaniem mojego znaczenia, tylko dlatego że byłam dziewczyną i że nie byłam w
mundurze. – Chyba że widziała coś na zewnątrz. Widziałaś coś na zewnątrz dziewczynko? Podniosłam odznakę, żeby mógł ją odczytać, i obeszłam Douglasa, tak że stałam przed kimś, kto musiał być jego szefem. – Marshal Federalny Anita Blake, a ty kim jesteś? Mogłam zobaczyć jak jego twarz ciemniej nawet w tym dziwnym oświetleniu. – Szeryf Christopher, Melvin Christopher. – Spojrzał na mnie z góry na dół, nie w sposób w jaki robi to mężczyzna gdy uważa kobietę za atrakcyjną, ale jakby oceniał mnie i nie był pod wrażeniem. – Wiesz, jeżeli nie chcesz by ludzie uważali cię za striptizerkę, powinnaś się lepiej ubierać, panienko. -Dla ciebie Marshal Blake, Szeryfie, i w wielkim mieście to się nazywa ciuchami na randkę. Suknie do kolan wyszły z mody kilka dekad temu. Jego twarz pociemniała jeszcze bardziej, oczy zmieniły się z nieprzyjaznych we wrogie. – Myślisz że jesteś zabawna? -Nie, -powiedziałam i wzięłam głęboki wdech, który powoli wypuściłam. – Słuchaj, przestaniesz nazywać mnie striptizerką, a ja przestanę ci się odcinać. Oboje udawajmy że jesteśmy tu by rozwiązać sprawę, i po prostu zajmijmy się naszą pracą. -Nie potrzebujemy tutaj federalnych do pomocy. Westchnęłam. Rozejrzałam się wokół pokoju i nie dostrzegłam nikogo kogo bym znała. – Dobra, chcesz zrobić to w ten sposób, możemy zrobić to w ten sposób. Jeżeli uniemożliwisz mi przesłuchanie wampirów zanim nadejdzie świt, oskarżę cię o napaść na oficera federalnego na służbie. Niektórzy z nich to twoi przyjaciele, prawda? Słyszałem że jesteś trumienną latawicą. Potrząsnęłam głową i obeszłam szeroko Douglasa, co umieściło mnie poza zasięgiem szeryfa. - Dokąd do diabła idziesz? -Przesłuchać świadków. – powiedziałam i trzymałam na oku szeryfa, ponieważ nie byłam pewna co on zrobi. -Skąd wiesz gdzie oni są? -Nie są na zewnątrz, ani na parkingu, więc powinni być w Szafirowym Pokoju. – Prawie dotarłam do małej podnoszonej platformy przed eleganckimi drewnianymi drzwiami. Był tam inny nieumundurowany oficer przed drzwiami. Byłam tu wcześniej, więc poznałam ściszony dźwięk w pomieszczeniu. To dlatego nie wydarłam się jeszcze na Zerbrowskiego. Rozpięłam skórzaną kurtkę podchodząc do schodów. Miałam odznakę w lewej ręce, umieszczoną tam gdzie oficer przy drzwiach mógł ją wyraźnie zobaczyć. Nie byłam naprawdę pewna co zrobię jeżeli szeryf każe swoim ludziom mnie nie wpuszczać. Nauczyłam się, że to iż miałam legalne prawo by być gdzieś, nie oznaczało że miejscowa policja mi to ułatwi. Nie położyliby na mnie co prawda łapsk, czy wykopali mojego tyłka, ale jeżeli nie chcieli
współpracować, to utrudniliby mi to jak tylko się da. -Proszę się odsunąć, Oficerze. W zasadzie zaczął się odsuwać na bok, ale szeryf powiedział. – Nie pracujesz dla niej. Ruszysz się kiedy ja ci każę. Westchnęłam i pomyślałam, No cóż, kurwa. Po czym wpadłam na pomysł. Sięgnęłam do kieszeni skórzanego płaszcza. -Bądź ostrożna po co sięgasz, - powiedział szeryf zbyt bliska za mną. Odwróciłam się bym mogła dostrzec jego i innego oficera. Wyciągnęłam komórkę. – Nie ma czym się podniecać, Szeryfie. Tylko wykonuję telefon. Trzymał ręce na biodrach, nad jego pasem z Samem Brownem. Nie odpiął pistoletu, więc nie był poważny. Po prostu sprawdzał czy się wystraszę. Jeżeli sądził, że ten rodzaj gówna może mnie zastraszyć, bawił się w płytkim rogu basenu przez zbyt długi czas. Wcisnęłam przycisk, trzymając na oku oficerów w pomieszczeniu. Wielu z nich przerwało przepytywanie i straż, czy cokolwiek co robili, by obserwować nasz mały pokaz. Zerbrowski odpowiedział po drugim dzwonku. – Jestem w klubie, tuż za drzwiami. -A dlaczego nie jesteś w środku? – zapytał brzmiąc na zaskoczonego. -Szeryf rozkazał swojemu człowiekowi nie ruszać się sprzed drzwi. -Nie prawda,- krzyknął szeryf, - ale możesz być pewna jak diabli że nie będziesz rozkazywać moim ludziom. Westchnęłam dość głośno, by Zerbrowski mógł to usłyszeć. – Odrobina pomocy, by się przydała. Zerbrowski otworzył drzwi wciąż trzymając telefon w ręce. – Dzięki, Szeryfie Christopher, myślę że Marshal Blake i ja damy sobie teraz radę. – Wyłączył komórkę, uśmiechnął się do wszystkich, i poruszył się na tyle bym przeszła, ale nie dość dla szeryfa, który stał u dołu schodów i gapił się na niego. W końcu zdałam sobie sprawę że konkurs sikania zaczął się zanim tu dotarłam, a ja po prostu się w to wplątałam. Zerbrowski zamknął drzwi za nami, i oparł się o nie kręcąc głową. Miał 5.9 stopy wzrostu oraz krótkie czarne włosy które z każdym rokiem siwiały coraz bardziej. Kiedy żona zmusi go by je obciął, są krótkie i zadbane. Kiedy on zapomina, albo ona jest zbyt zajęta, kręcą się i falują, i są tak samo niezadbane jak reszta jego osoby. Jego garnitur był brązowy, krawat bladożółty, tak jak jego koszula. Myślę że to pierwszy raz gdy widziałam go w pasujących do siebie rzeczach w ciągu tych wszystkich lat jakie go znam. Dobrze, w pasujących ubraniach i niepoplamionych niczym. Jego okulary były srebrne, i pomagały ukryć że jego oczy były zmęczone, ale nie to, że był wkurzony. Zabrał mnie na stronę, obok fontanny z kiedyś-żywym-naprawdę lwem kroczącym obok niej. Szafirowy Pokój był mieszaniną łowieckiej stróżówki, pokoju safari, i innych rzeczy, które
mężczyźni uważali za męskie. Większość pokoju była pokryta wykładziną w lamparcie cętki, tak ze moją pierwszą myślą było, zawsze, Och nie, lampart się wysadził i przykrył sobą wszystko, ale hej, zwierzęce cętki są w modzie tego roku. Ludzie płacą setki dolarów za noc by tu być, więc musi im się to podobać. Zerbrowski obrócił się tyłem do pokoju i wskazał na mnie bym stanęła przed nim, tak że nikt nie widziałby jak rozmawiamy. – Witaj na imprezie. -Dlaczego nie wpuściłeś żadnego z ludzi szeryfa? -Kiedy tu dotarliśmy, trzymali tu wampiry używając przeciw nim krzyży. Nie dotknęli ich, po prostu sprawili że krzyże świeciły jak diabli, i zagrozili, że albo będą mówić, albo zostawią tu krzyże. -Kurwa, używanie świętych przedmiotów do przesłuchiwania wampirów zostało sklasyfikowane jako napaść, kiedy, trzy miesiące temu, przez sąd federalny? -Zgadza się, - powiedział i uniósł szkła, pocierając oczy kciukiem i palcem serdecznym. -Każdy wampir tutaj może wnieść zarzuty, - wyszeptałam. Przytaknął i poprawił okulary. – Jak powiedziałem, witaj na imprezie. Przed tym prawem, wiele oddziałów policji używało świętych przedmiotów jako części swoich mundurów, jak spinki w klapie czy do krawatu, ale teraz musieli nosić je schowane gdzieś przy ciele. Święte przedmioty uważano teraz za broń gdy miało się do czynienia z wampirem. Co oznaczało, że szeryf dokonał bezprawnej napaści ze śmiertelną bronią. - Tylko on, czy jego ludzie też? - Niektórzy z jego ludzi. Zanim dotarliśmy tutaj, wszyscy mieli małe spinki do klap w kształcie krzyży. Zmusiłem ich by je zdjęli, ale dopiero po tym jak zagroziłem że wezwę najbliższego oficera FBI. Spojrzałam na niego, ponieważ żaden gliniarz nie lubił dzwonić do kogoś, kogo z taką niechęcią nazywali Federalczyków. -Wolałbym pozwolić FBI przejąć całą sprawę niż pozwolić by uszło im coś takiego. Wampiry są teraz przerażone jak diabli. Jeżeli jest tam winny, nie dam rady zgadnąć, ponieważ albo są niesamowicie wkurzeni, albo przerażeni. Większość z nich nawet nie będzie z nami rozmawiać, i w świetle prawa nie muszą. – Nie było tego widać w jego głosie, ale był wściekły jak jeszcze go nigdy nie wiedziałam. Mogłam to zobaczyć w zaciśniętych mięśniach wokół oczu, w sposobie w jaki jego ręce się zaciskały. Zerbrowski zazwyczaj był luzakiem, ale każdy ma swoje granice. – Mamy zgłoszenie z Nowego Orleanu i Pittsburgha. Bardzo podobne zbrodnie. Dwoje w Pittsburghu, pięcioro w Nowym Orleanie, po czym przenieśli się tutaj. -Szczęściarze z nas. -Taa, ale to oznacza że mamy przynajmniej trzy ciała więcej do obejrzenia. Potrzebujemy tych
miłych wampirzych obywateli by porozmawiali z nami. -Zobaczę co mogę zrobić. Czy jest ktoś od kogo chcesz bym zaczęła? Mam na myśli że jest 4:30 i mamy około trzech godzin lub mniej do świtu. Mają prawo wrócić do domu przed świtem, jeżeli nie oskarżymy ich o nic. -Mamy martwą kobietę na parkingu, wiele wampirzych ugryzień, a oni są wampirami. Mógłbym prawdopodobnie namówić sędziego by zgodził się ich przetrzymać jako świadków dowodowych. Znam sędziego, który nienawidzi wampirów na tyle by dać mi sądowy nakaz. Potrząsnęłam głową. –Spróbujemy to załagodzić, nie pogorszyć. W tej chwili mogą oskarżyć tylko miasto, nie dajmy im powodu by oskarżyli i nas. Przytaknął po czym odszedł na bok i wykonał gest ręką. – Są cali twoi, powodzenia. Była tam grupa wampirów wokół wielkiego kominka w centrum głównego pomieszczenia. Żaden nie należał do Jean-Claude’a. Niektórzy z nich byli skupieni wokół stołu przed kominkiem. Jeden wampir ściskał poduszkę z nadrukowanym zwierzęciem, siedząc przed kominkiem. Jego oczy były szeroko rozwarte, i wyglądał jakby był w szoku. Pozostałych pięciu było przerażonych, albo wściekłych, albo takich i takich, ale trzymali się lepiej niż miłośnik poduszek. Pokazałam im moją odznakę i wytłumaczyłam kim jestem. Ale to nie odznaka sprawiła że miłośnik poduszki zadrżał. – Och, Boże, zabiją nas! -Zamknij się Roger, - powiedział wysoki wampir z gładkimi czarnymi włosami i wściekłymi orzechowymi oczami. – Dlaczego tu jesteś panno Blake? Jesteśmy przetrzymywani wbrew naszej woli, i nie jesteśmy niczemu winni poza byciem wampirami. -A kim ty jesteś? Wstał i wygładził całkiem ładny, konserwatywny garnitur. – Jestem Charles Moffat. -Znam to imię. Wyglądał na nerwowego, przez chwilkę, po czym spróbował to przełknąć. Liczył dwadzieścia lat jako umarły, niemowlę. -Jesteś jednym z diakonów Malcolma z Kościoła Wiecznego Życia. Otworzył usta, po czym zamknął je, i powiedział, - Tak jestem, i nie wstydzę się tego. -Nie, ale Malcolm zakazał członkom swojego kościoła odwiedzać tą stronę rzeki w nikczemnych celach. -Skąd wiesz co nasz mistrz każe? – Próbował zablefować, ale to nie działało. -Ponieważ Malcolm rozmawiał z Mistrzem Miasta, a ten zgodził się poinformować Malcolma jeżeli jakiś z członków kościoła odwiedzi jego kluby. Nie macie pozwolenia bywać w tak niegrzecznych miejscach. Musicie, i tu cytuję, być absolutnie bez zarzutu. Jeden z wampirów, który był łysy i nosił okulary, zaczął kołysać się na krześle. – Wiedziałem,
że nie powinniśmy tu przychodzić. Jeżeli Malcolm się dowie… -Ona jest służebnicą Jean-Claude’a, i musi mu powiedzieć, a on to przekaże Malcolmowi. -W zasadzie to zgoda dotyczyła plotek o was odwiedzających nasze kluby. Malcolm nie kazał nam trzymać was na oku po tej stronie rzeki. Łysy wampir spojrzał na mnie, jakbym zaoferowała mu wybawienie. – Nie powiesz nic? -Jeżeli wy powiecie mi wszystko co o wiecie o dzisiejszej nocy, to nie widzę ku temu powodu. Łysy wampir dotknął ramienia Charlesa Moffata. Charles odsunął się od niego. – Dlaczego mamy ci ufać? -Słuchaj, to nie ja podpisałam klauzulę moralną z moim mistrzem i zostałam złapana w cyckowym barze – wy to zrobiliście. Więc jeżeli ktoś kwestionuje czyjeś słowo, nie powinnam być to ja? Mam na myśli że wampir, który narusza rozkazy swojego mistrza, to jak dobry jest on dla swojego mistrza i reszty bandy? -My w kościele nie używamy słowa “banda” odnośnie wampirów. Malcolm uważa, że to zbyt zmysłowe słowo. -Dobrze, ale moja uwaga ma znaczenie. Zdradziliście swojego mistrza, wasz kościół, waszą przysięgę, czy też w kościele nie składacie przysięgi krwi? -Barbarzyńska praktyka, my w kościele trzymamy się naszych własnych moralnych zasad, nie jakiejś magicznej przysięgi. Uśmiechnęłam się i wskazałam na pokój. – Hmm, ładne zasady. Charles zarumienił się, co nie jest łatwe dla wampira, ale to pozwoliło mi wiedzieć, że pożywił się dziś, i to porządnie. -Na kim się pożywiłeś tej nocy? Spojrzał na mnie. – Słuchajcie, kolesie, jest 4:30 rano. Mamy mniej niż trzy godziny by wysłać wasze tyłki do domów. Chcemy byście wszyscy byli tam przed świtem, prawda? Wszyscy przytaknęli. – Więc odpowiedzcie na moje pytania. Mogę odróżnić, który z was się pożywił a który nie. Muszę wiedzieć na których tancerzach, czy dawcach się pożywiliście. Jeżeli są w drugim pokoju, porozmawiamy z nim. Jeżeli nie, potrzebuję nazwisk, i sposobu skontaktowania się z nimi. -Związek pomiędzy wampirem a jego partnerem jest święty. -Słuchaj Charles, wziąłeś dość krwi by się rumienić. Chcesz bym zaczęła spekulować, gdzie zmarnowało się tak wiele krwi. -Już nam grożono i nadużyto władzy. Nie możesz zrobić nic więcej. Odwróciłam się do reszty. – Kto chce odpowiedzieć na moje pytania i dostać karteczkę “Nie powiem Malcolmowi”. Łysy wampir wstał. Charles krzyknął na niego. Ale Łysy potrząsnął głową. – Nie, nie jesteś
moim mistrzem, Charles. Wszyscy jesteśmy wolnymi istotami w kościele, to jedna z przyczyn z których dołączyłem. Zamierzam odpowiedzieć na jej pytania, bo mam do tego prawo. -Znajdźmy pomieszczenie, gdzie będzie więcej prywatności, - powiedziałam i wskazałam, by podążył za mną. Było tam naprawdę piękne akwarium ze słoną wodą w pomieszczeniu które prawdopodobnie miało być palarnią, ale były tam też mniejsze pokoje, gdzie normalnie mógłbyś zabrać któregoś z tancerzy i dostać prywatny taniec. Zabrałam Łysego do pierwszego pokoju. To było właściwie, miłe, ale nie mdłe pomieszczenie, z małą kanapą, krzesłem, stolikiem do kawy i oświetleniem. Pokój wyróżniał się spośród tego skórzanego i motywu męskiego legowiska, nie będąc nieznośny. –siadaj, - powiedziałam. Usiadł, pocierając ręką o kolano, nerwowo. Był odrobinę okrągły i wiotki. Wyglądał jak księgowy, z wyjątkiem tego, że gdy oblizał usta, błysnął kłami. Nowi tak robią. – Jak długo należysz do kościoła? -Dwa lata. – Potrząsał głową. – Myślałem że to będzie seksowne, no wiesz, wampiry, ciuchy, romans. – Złożył razem tłuste dłonie. – Ale to wcale takie nie jest. Wciąż jestem urzędnikiem, tylko w innym biurze, gdzie pozwalają mi pracować nocami. Nie mogę pić, nie mogę zjeść steku, a umieranie nie uczyniło mnie seksowniejszym.- Rozłożył ręce. – Spójrz na mnie, jestem tylko bledszy. -Myślałam że kościół wymaga minimum sześciu miesięcy studiów zanim pozwoli ci wykonać ostatni krok? Przytaknął. – Tak robią, ale sprawili że wszystkie te ludzkie rzeczy wydawały się się przemyślane, no wiesz, jesteśmy lepsi niż te inne wampiry. Nie jesteśmy perwersyjni jak Jean-Claude i jego wampiry. – Spojrzał w górę i był przestraszony, co było widać. – Przepraszam, nie chciałem… -Wiem co kościół mówi o normalnej wampirzej społeczności. -To brzmiało tak szlachetnie. -Niech zgadnę, pewna kobieta przypadkiem była wampirzycą. Spojrzał w górę, zaskoczony. – Skąd wiesz? -Szczęśliwy traf, a po tym jak się przemieniłeś, co się stało? -Była moją partnerką przez kilka pierwszych miesięcy, ale potem, miała inne obowiązki. To było ciekawe, i zanotowałam to sobie na później. Jeżeli diakoni kościoła uwodzili członków, to mogło zostać uznane za nielegalne, a przynajmniej zakwestionowane moralnie. - Kim się pożywiłeś dziś w nocy. - Pytanie wytrąciło go, i mrugnął jak królik w świetle lamp. – Sasha, miała na imię Sasha. -I przyprowadziłeś ją z powrotem tutaj? Przytaknął. - Jesteś członkiem klubu?
Znów przytaknął. - Charles też? Przytaknięcie. -Większość z osób przy tamtym stoliku to członkowie? Przytaknął, po czym powiedział, - Czy to był pierwszy raz Clarka tutaj. -A Clarke to ten z poduszką? -Skąd wiedziałaś? Potrząsnęłam głową, uśmiechnęłam się i powiedziałam. – Pamiętasz inne dziewczyny na których ci ludzie pożywili się, imiona, opisy?. – Pamiętał sporo. Skończyłam z czterema nazwiskami, dwoma opisami i informacją że tylko biedny Clarke się nie pożywił. Oczywiście. Wiedziałam o tym, ale zawsze miło gdy masz potwierdzenie. Z Zerbrowskim jako moim ochroniarzem, wyszliśmy z klubu i przyprowadziliśmy kobietę na przesłuchanie. Dopasowaliśmy każdemu wampirowi co najmniej jedną dziewczynę. Charles pożywił się na trzech, i dawał dobre napiwki. Dwie z dziewczyn były jego stałymi dawczyniami. Dość nieprzyzwoicie jak na diakona kościoła. Zajęło mi odrobinę dłużej niż dwie godziny by dopasować kto się na kim pożywił i kto z nim wtedy był. To nie oznaczało, że ktoś się nie wymknął i pożywił ponownie, ale to uczyniło to mniej prawdopodobnym. Zasugerowałam że porównamy średnice ugryzień na martwej dziewczynie z tymi od wampirów później, jeżeli będzie trzeba. Znaliśmy ich nazwiska, wiedzieliśmy jak ich znaleźć. Najciekawsze informacje zostały nam udzielone przez pierwszego wampira i Clarka, który był tak przerażony, że wydałby własną matkę. Byli tam trzej inni członkowie kościoła wcześniej tego wieczora, i oni także byli częścią grupy, która lubiła odwiedzać bary ze striptizem. Ale żaden z nich nie był członkiem klubu Szafirowy Pokój dla Vipów. Miałam ich nazwiska i adresy tych niedawno umarłych. Być może mieli coś wspólnego z zabójstwem, a może znudzili się i poszli wcześniej do domu. Nie było zbrodnią opuścić dane miejsce. Zerbrowski wprawdzie wezwał stanowe oddziały by nas wsparły, kiedy eskortowaliśmy wampiry do ich aut, ale żaden z nich nie był dość potężny, ani stary by móc odlecieć do domu. Kiedy zapakowaliśmy bezpiecznie ostatniego nieumarłego do ich miniwanów i terenowych aut, Zerbrowski wziął mnie na stronę i powiedział, - Czy dobrze cię słyszałem? Wampirzy kościół zmusza członków do podpisania klauzuli sumienia? Przytaknęłam. – Inne wampiry nazywają ich nocnymi Mormonami. Uśmiechnął się. – Nocni Mormoni, serio? -Serio. -Och, muszę to zapamiętać, to naprawdę dobre. – Spojrzał za nas na oczekujący ambulans, wóz
strażacki i cały personel. – Teraz gdy nam pomogłaś ocalić wampiry, co ty na to, by spojrzeć na prawdziwe miejsce zbrodni. -Myślałam że już nie zapytasz. Uśmiechnął się i to prawie wyparło zmęczenie z jego oczu. – Muszę zejść pierwszy po drabinie. Skrzywiłam się. – Jakiej drabinie? -Nasze miejsce zbrodni i porzucone ciało są w dziurze pozostawionej przez jakieś nadgorliwych pracowników budowlanych. Według menadżera klubu, naruszyli ziemię, ale nie mieli pozwoleń na to, więc to tylko duża dziura. To dlatego potrzebujemy strażaków by pomogli nam wyciągnąć ciała z dziury gdy z nimi skończymy. -Nie będziesz schodził przede mną po drabinie, Zerbrowski. -Co masz na sobie pod tą skąpą spódniczką? -To nie twój cholerny interes, a jeżeli nie pozwolisz zejść mi pierwszej po drabinie, nagadam na ciebie twojej żonie. Zaśmiał się, i kilka osób się obejrzało. Byli spokojniejsi niż my, i po prostu zmęczeni. Nie sądzę żeby widzieli cokolwiek śmiesznego. – Katie wie, że jestem zbereźnikiem. Potrząsnęłam głową. – Jak brudno jest tam na dole w dziurze? -Zobaczmy, padało, jest mroźnie, potem roztajało i zamarzło ponownie. -Cholera. -Gdzie są te kombinezony jakie zwykłaś nosić na miejscach zbrodni? -To wbrew polityce firmy bym nosiła na miejsce zbrodni zestaw do wskrzeszania zombie. To czego nie powiedziałam na głos, to to, że zapomniałam się i założyłam kombinezon, który był pokryty krwią do wskrzeszania zombie. Żona klienta zemdlała. To była moja wina, że była takiej wrażliwej psychiki? To nie Bert powiedział temu nie, to była większość głosów w Animator Inc. Więc musiałam uważać na tę zasadę. – Nie planowałam łażenia po dołach i szukania ciał tej nocy. Uśmiech zniknął z jego twarzy. – Ani ja, skończmy to. Chcę wrócić do domu i przytulić moją żonę i dzieci zanim wyjdą do szkoły i pracy. Nie podkreśliłam że była 6:30 rano, i jego szanse by wrócić do domu i zobaczyć Katie i dzieci zanim wyjdą były prawie zerowe. Każdy potrzebuje odrobiny nadziei, kim byłam by ją odbierać?
Rozdział 47 W tym, co zostało z kobiety nie było ani strachu, ani nadziei. Jej twarz była pusta, tak jak twarz zmarłych tylko bywa. Niekiedy sporadycznie się boją, ale to tylko zbieg okoliczności. Ułożenie mięśni twarzy, gdy umierali. Ale głównie, martwe, puste spojrzenie, jakby istotnie im czegoś brakowało, czegoś więcej niż tylko oddechu, bicia serca. Widziałam wystarczająco dużo oczu z tym ostatnim spojrzeniem, by wiedzieć, że coś bardziej cennego niż oddech odeszło w chwili śmierci. Albo może czułam się zmęczona i nie chciałam stać po kostki w błocie, wpatrując się w kobietę, która była młodsza ode mnie i teraz będzie już taka na zawsze. Robię się bardziej chorobliwa, gdy zbliża się świt, a ja wciąż nie dostałam się łóżka. Było wiele podobieństw z pierwszym ciałem. Leżała na plecach, tak jak ostatnia. Obie były striptizerkami. Obie zostały zabite tuż obok klubów, w których pracowały. Były białymi blondynkami. Był zestaw ugryzień po obu stronach szyi, na zagięciu lewego ramienia, prawym nadgarstku i piersi. Aby sprawdzić,czy miała ugryzienia na udach musiałam uklęknąć w błocie, a tego nie chciałam. Po prostu nie chciałam. Obiecałam sobie, że nigdy więcej nie zostanę przyłapana w dowolnym miejscu bez kombinezonu i kaloszy. Musiałam pożyczyć rękawiczki od Zerbrowskiego. Myślałam o randce, a nie o pracy, kiedy wcześniej pakowałam dżipa. Głupio z mojej strony. Stałam i debatowałam na temat tego, czy mogę dostać się do niej, nie czołgając się w błocie i obejrzeć wszystkie ugryzienia. – Ona jest wyższa o prawie stopę od ostatniej. Blond włosy, ale krótkie, poprzednia miała długie włosy. Poza tym wygląda cholernie podobnie. Ugryzienia są takie same. Kto pobierał pomiary? – zapytałam. Powiedział mi, ale to imię nic mi nie dało. Byłam po drugiej stronie rzeki, a tutaj tak naprawdę nie było wielu zbrodni. Zabijałam wampiry w Illinoiss, ale nie robiłam tutaj dużo pracy dochodzeniowej. Nie mogłam pozwolić, by ktoś inny ją wykonywał, gdy go nie znałam. Jeśli nawet jeden centymetr został źle zmierzony, oznaczałoby to zmianę zawodników w naszej grupie wampirów. Musimy wiedzieć, czy szukaliśmy pięciu czy sześciu lub więcej. Westchnęłam i wyjęłam taśmę mierniczą z kieszeni kurtki. Dlatego zaczęłam trzymać w schowku chusteczki nawilżające. Zmierzyłam ugryzienia do których był łatwy dostęp i porównałam z notatkami Zerbrowskiego. Potem uklękłam w błocie pomiędzy kolanami dziewczyny. Błoto było zimne. Rozsunęłam jej nogi i znalazłam wewnątrz ud kolejne ukąszenia. Zmierzyłam wszystko, co udało mi się odnaleźć. Promień ugryzień pasował, ale to było ich pole do gry. Używałam innego narzędzia pomiarowego niż to, którego powinnam użyć. Nie powinnam pozwolić technikowi z CSU używać tego następnym razem. To czym mierzysz może robić różnicę w tej dziedzinie. Ta dziedzina nie była laboratoryjna.
Wstałam ostrożnie z ziemi, moim celem było nie mieć jeszcze więcej śladów błota na tyłku. Buty na wysokich obcasach nie były najlepsze, by je nosić i to zagwarantować. Więc byłam ostrożna. – Szafirowi mają ludzi od bezpieczeństwa i jest ich dużo. Przynajmniej jeden człowiek zabezpieczający w danym czasie. To jest weekend, powinno być ich dwóch. Czy widzieli coś albo słyszeli?
Jeden z nich widział dziewczynę jak wychodzi w płaszczu. Kierowała się do domu po
skończonej pracy tej nocy. Widział jak idzie w stronę swojego samochodu – Schował swój notesik. – A następnie już jej nie było. Spojrzałam na niego. – Co powiedziałeś?
Powiedział, że szła do swojego samochody, machał do niej, wtedy coś odwróciło jego
uwagę. To trochę niejasne, co odwróciło jego uwagę, ale on przysięgał, że tylko spojrzał, następnie znów odwrócił wzrok, a ona zniknęła.
Zniknęła.
Taa, dlaczego masz ten wyraz twarzy, jakby to coś znaczyło?
Sprawdził, czy jej samochód jest tutaj?
Przytaknął. – Tak i kiedy nie znalazł jej w samochodzie, wrócił do klubu, aby zobaczyć Czy nie poszła tam z powrotem. Gdy nie mógł jej znaleźć na wewnątrz, zawołał innego faceta z ochrony i zaczął przeszukiwać teren. Wtedy ją znalazł.
Jak długo trwało jej szukanie?
Mówił, że parę sekund.
Czy ktoś sprawdził czy ktokolwiek w środku, mógł ją widzieć, gdy wychodziła? Chcę
wiedzieć o której wyszła z budynku i jak długo on gapił się w inną stronę.
Po prostu wyjdźmy z tej dziury i znajdźmy kogoś, kto ją widział i sprawdził akurat godzinę.
Znów wyciągnął swój notatnik. Światła, które tam padały oświetlały wszystko, w rzeczywistości sprawiały, że wszystko wyglądało trochę surowo i bezlitośnie, jakby potrzebne jej było okrycie żeby nie wpatrywać się w nią więcej. Sentymentalna. Stawałam się coraz bardziej sentymentalna.
Rzeczywiście, jedna z dziewcząt w środku, klientka, polubiła tą blondynkę bardzo, ona i jej
mąż. Więc zwróciła uwagę na czas, gdy tamta wyszła. I w jakim stopniu to się zgadza z oświadczeniem faceta z ochrony?. Sprawdził czas do tyłu i na przód. – Dziesięć minut. - Dziesięć minut to okropnie długo, by patrzeć na coś, nie wiedząc, co się dokładnie widzi.
Myślisz, że kłamie.
Potrząsnęłam głową. – Nie, myślę, że on uważa, że mówi prawdę.
Zgubiłem się. Do czego zmierzasz – zapytał Zerbrowski.
Uśmiechnęłam się, ale nie byłam radosna. – Jeden z wampirów musi być mistrzem, co podejrzewałaliśmy, ale oni są również w stanie nałożyć mgłę na umysł człowieka, by zrobić coś takiego.
Myślałem, że każdy wampir może nałożyć mgłę na ludzki umysł.
Potrząsnęłam głową – Potrafią oczarować jednego człowieka swoim spojrzeniem i jeśli go ugryzą, mogą wyczyścić mu pamięć . Jeśli są wystarczająco silne, potrafią zauroczyć oczami i wtedy pusta jest większość wspomnień. Ale ofiary zwykle mają to mgliste wspomnienie oczu, lub czasem zwierzęcia z płonącymi oczami, lub reflektorów samochodowych, które były bardzo jasne. Umysł próbuje znaleźć przyziemne wyjaśnienie na to co się stało. - Okay, więc jeden z wampirów rzucił na niego urok. - Nie Zerbrowski, mogę się założyć, że to nie było spojrzenie. Założę się, że to było z dystansu i nie zawierało bezpośredniego spojrzenia. Porozmawiam z nim, zobaczę, co pamięta, ale jeśli jest bez ugryzienia i ma dziwne wspomnienia, wtedy zostało to zrobione z bezpiecznej odległości bez bezpośredniego kontaktu. - Więc jak ?– zapytał i brzmiał na zirytowanego i zmęczonego. Nie wzięłam tego personalnie. – To znaczy, że zrobił to stary wampir Zerbrowski. Stary i mistrz wampirów. Rozmawiamy o głównym talencie tutaj. To krótka lista. - Nazwiska? Potrząsnęłam głową – Porozmawiajmy z facetem z ochrony i nakłońmy go do rozebrania się przed nami. Spojrzał na mnie znad oprawek okularów zanim popchnął je z powrotem na nos. - Czy ty mówisz to, co ja myślę, że mówisz? - Sprawdźmy ugryzienia wampirów. Jeśli jest czysty, wtedy szukamy głównego gracza, używając wampirzego żargonu. Jeśli ma ugryzienie, to nie jest taki potężny. Wierz mi, to robi różnicę, kto z kim rozmawia. - Czy pośród tych ludzi jest Jean-Claude – zapytał Zerbrowski. - Nie –powiedziałam. - Jak możesz być taka pewna. – zapytał. Jak mogę być pewna? Próbowałam puścić to pytanie w mojej głowie, zastanawiając się co odpowiedziałby Jean-Claude. Jaką dałby gwarancję, że nie zrobił tego jego człowiek. To było wystarczająco, by pojawił się nagle w mojej głowie. Kurwa. Widział to, co ja widziałam. Zaczęłam go wykopywać, ale nagle znałam odpowiedz na moje pytanie. ‘Moja przysięga krwi trzyma ich z daleka od tego, ponieważ to jest wbrew moim wyraźnym rozkazom skierować na nas negatywną uwagę ludzkiej policji’. Pomyślałam, że Liv złamała przysięgę krwi i on mnie usłyszał. – Nie byłem wówczas le sourdre de sang. Moja
przysięga krwi nie była tak świetlista jak teraz ma petite. Byłam zbyt długo cicho, Zerbrowski zapytał – Wszystko dobrze? - Po prostu myślę. – powiedziałam. Wiedziałam o przysiędze krwi, ale nie rozumiałam do teraz jak istotna była oraz tego, jakie miała dla nich znaczenie. – Dlatego, że wszyscy ludzie Jean-Claude złożyli przysięgę krwi. To sprawia, że są mistycznie związani z Mistrzem Miasta. On zabronił swoim wampirom robić takie gówno. - Chcesz powiedzieć, że przysięga krwi czyni to niemożliwym? - Nie niemożliwym, ale trudnym. To zależy od siły mistrza miasta, którą wkłada w przysięgę. - Jak silny jest Jean-Claude? Zastanowiłam się jak to wyjaśnić, aż w końcu zdecydowałam się wyrzec – Wystarczająco silny, bym mogła założyć się o dobre pieniądze, że to żaden z jego ludzi. - Ale nie dasz gwarancji. - Gwarancja może być na sprzęty, a nie w przypadku morderstwa. Błysnął uśmiechem – To słodkie, muszę tego kiedyś użyć. - Proszę bardzo. - Nadal nie rozumiem tej sprawy z przysięgą krwi. Może jestem zbyt zmęczony na rzeczy metafizyczne, wytłumaczysz mi to później. - Uczynię to prostszym. - Byłoby miło – powiedział. - Właśnie się dowiedziałam dzisiejszej nocy, że wampiry od Malcolma usunęły przysięgę krwi w kościele. Jest zbyt barbarzyńska. Jean-Claude wciąż był w mojej głowie i słyszał, co powiedziałam. Poczułam poruszenie strachu, na granicy paniki. - Ok, ale co to znaczy dokładnie? – zapytał Zerbrowski? Wzięłam głęboki oddech, by rozmawiać przez strach Jean-Claude. Jego głos w mojej głowie powiedział – Jesteś tego pewna ma petite? Pozwoliłam mojemu głośnemu głosowi odpowiedzieć też Jean-Claudowi. – To znaczy Zerbrowski to, że sto wampirów na tym terenie nie ma żadnych jurysdykcji w razie gówna takiego jak to poza tymi moralnymi. Jean-Claude przeklinał po francusku w mojej głowie wydawało mi się że wyłapałam kilka słów w mojej głowie,choć większość z nich była zbyt szybka. Zerbrowski uśmiechnął się i ten uśmiech rozszerzał się aż w końcu się wyszczerzył – Chcesz powiedzieć, że kościół ufa swoim członkom, że będę małymi, dobrymi obywatelami, a twój chłopak tak nie ufa. - To wygląda jakby nowy mistrz przybył do miasta na zaproszenie Jean-Claude, ale moje pieniądze
stawiam na Kościół Wiecznego Życia. - Dolph powiedziałby, że nie chcesz by to był ktoś Jean-Claude. - Taa, powiedziałaby coś takiego, a ja ci mówię to, Zerbrowski, pomyśl nowe małe wampiry mające tylko ludzką moralność, by czynić dobro, to sprawia, że prawie zgadzam się z Dolphem. - Zgadzasz się z czym? - Z tym że powinno się zabić je wszystkie. Jean-Claude powiedział – nie mów tego głośno do policji ma petite. Może do tego dojść i nie chcesz, by twój przyjaciel pamiętał tę konwersację. – Miał rację. - Kurwa, Anita, twój chłopak jest krwiopijcą. - Taa, ale są zasady w byciu wampirem a Malcolm próbuje taktować ich jakby byli ludźmi z kłami. Nie są nimi Zerbrowski, naprawdę nie są. Nawet jeśli okazaliby się bandą łobuzów, którzy w jakiś sposób przedarli się przez radar każdego z nas. Mój, Jean-Claude i Malcolma, i tak musimy porozmawiać o jego nowej polityce. - Dlaczego mam wrażenie, że gdy mówisz my, nie zawierasz w tym mnie i ani żadnego innego gliniarza. – Patrzył na mnie, a żarty i lubieżne komentarze odeszły. Widziałam bardzo inteligentne oczy gliniarza. Westchnęłam i zrobiłam krok w stronę drabiny. Powiedziałam zbyt dużo. Jean-Claude w mojej głowie powiedział – Musisz powiedzieć coś takiego, co odbierze znaczenie twoim słowom ma petite. Głośno powiedziałam – Jestem zmęczona Zerbrowski, proszę nie mów Dolphowi, że myślę, że wampiry w kościele powinny zostać zabite. Nie mam tego na myśli, nie naprawdę. - Nie powiem nikomu, zwłaszcza Dolphowi. Właśnie zaczyna budować relację z synową i nie powinien być przy tym gównie. Pokiwałam głową – Ale jeśli będziemy mieli setkę wampirów schodzących na złą drogę, wszystkie na raz, to wciąż ja jestem tą która dostanie wezwanie. Nie chciałabym kiedykolwiek być zmuszona poradzić sobie z nimi wszystkimi. Jestem dobra, ale nie aż tak. - Na prawie setkę nawet ty potrzebujesz pomocy. – powiedział. Wypuścił długi oddech. – Widzę, że rzeczy o których myślisz cię wkurzają i męczą. Do cholery, męczą i mnie. I czynią mnie nerwowym. - Spróbuję dowiedzieć się jak długo ta polityka bez przysięgi krwi działała. – powiedziałam. - A wtedy co? Położyłam ręce na drabinie – Dam sobie z tym radę. ‘Ma petite znów zaczynasz być nierozważna.’ Wyszeptałam – Wynoś się z mojej głowy. - Co masz na myśli Anito? Jesteś federalnym marshalem, nie jesteś już samotnym bojownikiem.
Masz odznakę. Oparłam czoło na drabinie, poczułam błoto na twarzy, i odskoczyłam do tyłu. Powiedziałam mu tak dużo prawdy, jak mogłam - Dam Malcolmowi wybór, albo da wszystkim przysięgę krwi, albo JeanClaude to zrobi. -Jean-Claude nagle był głośniejszy w mojej głowie ‘Przestań teraz ma petite, błagam cię, nie mów tego głośno.’ To czego nie powiedziałam głośno to to, że jeśli wampir nie przyjmie ceremonii to prawdopodobnie będzie martwy. Widziałam to we wspomnieniach Jean-Claude, że to był najbardziej z wyczerpujących rytuałów. Widziałam, co mogło się stać, gdy przysięga nie była wystarczająco silna, co mogło się stać jeśli nie objęła wszystkich. Byłam aktualnie na drabienie, kiedy Zerbrowski powiedział – A co jeśli wampiry nie przyjmą przysięgi krwi? Zamarłam na sekundę, a potem skłamałam. – Nie jestem pewna. Mam nadzieję, że to tylko Malcolm i nie każdy kościół w całym kraju to zrobił. Mówisz o czymś, co nigdy wcześniej nie zostało zrobione Zerbrowski. Odkąd pamiętam, żaden z mistrzów wampirzych nie pozwolił wampirom rozmnażać się bez ich ochrony jako lidera nie tylko z nazwy. To nigdy wcześniej nie było miało miejsca. Wampiry nie są dobre, gdy chodzi o nowinki. -Czy ty mówisz o zabijaniu, jeśli nie przyjęli przysięgi? Anito, oni mają prawa. -Wiem to najlepiej Zerbrowski. – Przeklinałam Malcolma, przeklinałam bałagan, który zrobił. Nawet jeśli morderstw nie popełnili jego ludzie, to było to tylko kwestią czasu. Wampiry nie są ludźmi, nie myślą jak ludzie. Zrozumiałam, że Malcolm próbował zrobić z Kościoła Wiecznego Życia to, co Richard ze sforą Thronnos Rokke. Oboje próbowali traktować potwory jak zwykłych ludzi. Nie mogli. Boże pomóż nam, ale nie mogli. Jean-Claude wyszeptał. ‘Musimy wysłać dyplomatów i sprawdzić, jak złe to jest w rzeczywistości.’ Nie odpowiedziałam, bo wiedziałam doskonale, kim miał być ten dyplomata. Ja. Zaczęłam wspinać się po drabinie i tylko komentarz Zerbrowskiego przypomniał mi , co mam pod spódnicą. - Anita, masz ładny… - Nie mów tego Zerbrwoski. - Czemu nie? - Bo jeśli to powiesz, zrzucę cię na ziemię. - Tyłek – powiedział. -Ostrzegałam cię. Zaśmiał się. Gdy oboje byliśmy na solidnej ziemi, podcięłam mu nogi i rzuciłam go wygodnie w błoto. Przeklął mnie, wszyscy się zaśmiali. Powiedział – Powiem Katie, jaka byłaś dla mnie niemiła.
-Będzie po mojej stronie. – I będzie. W rzeczywistości znałam Katie Zerbrwosski wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że jej mąż nie powie jej, że powiedział mi, że mam ładny tyłek. Mogłaby pomyśleć, że to niegrzeczne. Usłyszalam glos Jean-Clauda w głowie ‘Ale ty to zrobisz’ Powiedziałam mu żeby się zamknął, także i tym razem mnie posłuchał ‘Świt nadchodzi, muszę udać się na spoczynek. Porozmawiamy znów gdy się obudzę.’ - Miłych snów. wyszeptałam ‘Umarli nie śnią, ma petite.’ I już go nie było.
Rozdział 48 Tłumaczenie – Strzalka14 Facet z ochrony nie lubił striptizu. Powiedziałam mu że możemy to zrobić na prywatności, tylko ze mną i przyglądającymi się miłymi policjantami, albo na jednej ze scen. Jego wybór. Wyglądał jakby mi nie wierzył, ale nie miał ochoty ryzykować. Był czysty, żadnych ugryzień wampirów. Z jednej strony, cholera, ponieważ wampirzy mistrz jest ciężki do złapania, ciężki do utrzymania i jeszcze cięższy do zabicia. Z drugiej strony, świetnie ponieważ lista wampirów którzy mogli to zrobić była naprawdę krótka. Było tak o ile dobrze zrozumiałam układ pomiędzy Malcolmem i Jean-Claude. Ok, technicznie rzecz biorąc to był układ zawarty pomiędzy Malcolmem i Nikolaos, poprzednim Mistrzem Miasta. Po spotkaniu jej, cholera, po zabiciu jej, sympatyzowałam z wampirami gromadzącymi się wokół kościoła i nie chcącymi zawdzięczać jej żadnej cholernej rzeczy. Ale Jean-Claude honorował zawarty przez nią traktat z kościołem na kilku swoich warunkach. Po pierwsze, wampiry z rangą mistrza nie mogą być w mieście bez przyzwolenia Jean-Clauda. Tak więc albo Malcom renegocjował układ, albo nie wiedział, że ma kogoś tak silnego w swojej społeczności. Albo ani Malcolm ani Jean-Claude nie poczuli, że ktoś tak potężny przybył na ich terytorium. Jeśli to ostatnie było prawdą, byliśmy w głębokich, bardzo głębokich kłopotach, ponieważ to podniosłoby poziom mocy do takiego z którym nikt z nas nie chciałby musieć sobie radzić. Albo może Jean-Claude zaaprobował Malcolma jako mistrza nie rozumiejąc, że nie będzie żadnej przysięgi krwi, aby można było zachować nad tym kontrolę? Miałam tyle pytań, że głowa mi od nich pękała, i żadnej możliwości uzyskania na nie odpowiedzi dopóki JeanClaude nie obudzi się na nowy dzień. Pojechałam z powrotem do St. Louis we wczesnym świetle poranka, szczęśliwa że miałam okulary przeciwsłoneczne ze sobą. Szczęśliwa, że nie jechałam dokładnie na wschód. Pośrednia jasność była wystarczająco męcząca. Cyrk był bliżej niż mój własny dom, dlatego tam się udałam. Nocowałam tam czasami gdy miałam randkę z Jean-Claudem, ale najczęściej dlatego, że było bliżej, aby paść na łóżko. Moje oczy płonęły ze zmęczenia, a moje ciało było obolałe tak jak czujesz się gdy jesteś chory, a twoje ciało zużywa wszystkie swoje rezerwy, aby utrzymać cię obudzonym i w ruchu. Dociągnęłam się do pracowniczego parkingu Cyrku Potępieńców prawie o 8:30 rano. Na całym parkingu były tylko trzy inne samochody. Jeden należal do Jasona, reszty nie znałam. Ale to musieli być ludzie którzy nie tylko tu pracowali ale również żyli tutaj i wiedzieli jak
jeździć. To zawężało możliwości. Pomyślałam że Meng Die jest kierowcą i może Faust, ale nie byłam pewna a byłam zbyt zmęczona żeby się tym przejmować. Przeszłam przez parking w szybko rosnącym świetle, walcząc z rozchodzącym się po moich ramionach ponaglaniem. Użyłam swoich kluczy do tylnego wejścia i naparłam na drogę do błogosławionego mroku w magazynie. Zamknęłam za sobą drzwi, opierając się o nie przez sekundę lub dwie. Jeszcze nie dawno nie było blokady tylnych drzwi w ogóle, potrzeba było kogoś, żeby cię wpuścił do środka, ale zmusiłam ich do zainstalowania lepszych drzwi, wzmocnionych stalą, z zamkiem. Bez zamka, musieliby trzymać kogoś jako obserwatora blisko dachu. Obserwator mógł wysłać kogoś na dół jeśli osoba przed drzwiami tego potrzebowała. Powiedziałam, że to wydaje się głupie, odkąd istnieją zamki na zewnętrznych drzwiach z przodu. To po prostu utrudniało wejście pracownikom, a poza tym było małe okienko tuż przed świtem gdy czasami punkt obserwacyjny był pusty, i często było to właśnie wtedy, gdy to ja próbowałam dostać się do środka. Walenie w drzwi o świcie było po prostu mocno zniechęcające. Upewniłam się że drzwi są zabezpieczone i ruszyłam przez pudła, które zawsze tam stały, do wielkich drzwi prowadzących do schodów. Schody prowadziły w dół, długo, długo w dół. Byłam tak zmęczona, że jeśli byłaby tu winda to skorzystałabym z niej. Ale nie było. Schody stanowiły właściwie część obrony Cyrku. Po pierwsze, było tam naprawdę dużo schodów, więc musiałeś mieć całkiem ważny powód by zejść po nich. Po drugie, były tam miejsca wzdłuż korytarza, w których można ustawić zasadzki jeśli byłaby taka potrzeba. Po trzecie schody były dziwacznie zrobione, tak jakby w oryginale były przeznaczone dla kogoś nie poruszającego się na dwóch nogach, albo przynajmniej nie będącego wielkości człowieka. Jeśli nie wiedziałeś czego spodziewać się na dole, mogłeś zacząć się zastanawiać co używało tych schodów. Obecnie tylko wampiry i zmiennokształtni, ale nasi wrogowie nie wiedzieli o tym. Jean-Claude podsycał pogłoski o tym, że są jeszcze inne stworzenia tu na dole, większe, mniej ludzkie. Dla mnie w porządku. Utrzymuj swoich wrogów w strachu i niepewności. Do czasu kiedy dotarłam do wielkich żelaznych drzwi na dole, mój wzrok był rozmazany z powodu braku snu. Z powrotem wyciągnęłam klucze. Klucz do tych drzwi nie był trudny do znalezienia. Jako jedyny na kółeczku był wielki i w starodawnym stylu. W porównaniu do nowoczesnych kluczy wyglądał jak gigant wśród krasnoludków. Włożyłam klucz do środka i zamek odskoczył gładko, dobrze naoliwiony. Zawiasy były bardzo ciche, pomyślałam że prawdopodobnie gdybym posiadała tylko ludzką siłę musiałabym zmagać się z ciężarem drzwi. Miał on wytrzymać staranowanie przez większe
rzeczy niż ręce. Zamknęłam drzwi za sobą i ustawiłam duży skobel na miejscu. Jeśli ktoś jeszcze przywlecze tu swój tyłek tak późno, będzie miał pecha. Ale zazwyczaj tak długo po świcie było bezpiecznie ustawić większy zamek na miejscu. Fakt że nie był ustawiony prawdopodobnie oznaczał, że Jean-Claude podejrzewał, że przyjdę tu w ciągu dnia. Przeszłam przez długie, jedwabne zasłony z których uformowana była ściana do pokoju dziennego. Nie poświęciłam zbyt wiele uwagi złotym, białym i srebrnym meblom, ani obrazowi zawieszonemu nad sztucznym kominkiem. Teraz kiedy zewnętrzne drzwi były zablokowane sen był jedyną rzeczą jaka zaprzątała mój umysł. Poszłam do pokoju Jean-Clauda, choć powinnam była wiedzieć lepiej. Znalazłam jego i Ashera zwiniętych pod prześcieradłami. Obydwaj tak samo piękni za życia jak i w dziennej śmierci. Złote fale Ashera leżały jak połyskująca piana. Miał zamknięte powieki, więc nie mogłam zobaczyć jego jasno niebieskich oczu, jak oczy syberyjskich husky. Tak jasno niebieskie jak u Jean-Clauda były ciemno niebieskie. Asher leżał po swojej stronie łóżka, więc nieprzerażająca strona jego twarzy była oświetlona. Zostawili zapalone światło dla mnie, prawdopodobnie. Bez światła ten pokój był ciemny jak jaskinia. Żadnych okien. Jean-Claude leżał w sposób na łyżeczkę za plecami Ashera, z jedną ręką wokół jego talii, i dłonią przyciśniętą wzdłuż blizny na prawej stronie ciała Ashera. Asher był kiedyś blond pięknością, tak jak Jean-Claude ciemną, następnie pewni mający dobre intencje urzędnicy kościelni schwytali go i użyli wody święconej aby wypędzić z niego diabła. Poświęcona woda działa na ciało wampira jak kwas na nasze. Ci sami urzędnicy spalili na stosie ludzką służebnicę i miłość Ashera, Julianne. Chrześcijańska religia jest w porządku, ale niektóre rzeczy zrobione w jej imieniu już nie są tak ładne. Dotknęłam twarzy Jean-Clauda, przeniosłam niesforny kosmyk jego włosów za jedno z jego bladych ramion. Jego skóra była taka zimna w dotyku, i stanie się jeszcze zimniejsza. Pocałowałam Ashera w czoło i to było jak całowanie martwego. Wampiry nie zasypiały o świcie, one umierały. One naprawdę były ożywionymi trupami. Nie byłam tylko pewna co dokładnie ich ożywia. Nie mogłam spać w łóżku z dwoma trupami. Wychłodzone ciała po prostu mnie przerażały. Nie byłam pewna czy kiedykolwiek będę w stanie spać z wampirami, mam na myśli prawdziwy sen. To zostawiło mnie zastanawiającą się czego użyć jako łóżka. Gdyby w pokoju była kanapa, mogłabym jej użyć, ale nie było. Dopóki nie zapytałam, nie było nawet krzeseł. Kiedy masz tak wielkie łóżko, to kto chciałby siedzieć na krześle? Wyszłam z pokoju i zamknęłam delikatnie drzwi za sobą, nie dlatego że to mogłoby ich
obudzić, ale po prostu z przyzwyczajenia. Poszłam do pokoju Jasona. Nocowałam u niego już wcześniej. Nie zapukałam ponieważ oczekiwałam że wszyscy spali i miałam rację. Jason zwinął się ciasno na dalekim brzegu łóżka, tylko jego jasne włosy wystawały ponad przykrycie. Ktoś jeszcze leżał zwinięty za jego plecami i przez sekundę pomyślałam że strzeliłam gafę i to kobieta, ale poznałam te rozlane kasztanowe włosy. Nathaniel kładł się tutaj na noc. Również nie pierwszy raz. Zostawili zapalone światło w łazience i niedomknięte drzwi. Nie byłam pewna czy to dla mojego pożytku, czy żeby Nathaniel wiedział gdzie się znajduje na wypadek gdyby obudził się w środku nocy. Pierwsze kilka razy kiedy budziłam się w absolutnej ciemności w jednym z tych pokoi bez okien, czułam się klaustrofobicznie. Lubiłam trochę światła. Zmyłam błoto z twarzy jeszcze w samochodzie za pomocą chusteczek dla dzieci i kiedy zdejmę buty i pończochy będę wolna od błota całkiem. To był prawie cud, że się nie wywróciłam chodząc na obcasach po błocie. Zdjęłam skórzana kurtkę i złożyłam ją ładnie. Nie było krzeseł więc usiadłam płasko na podłodze, rozpięłam buty i zdjęłam pończochy, kładąc je przy ścianie, żeby nikt się o nie nie potknął. Spódnica była sztywna od zaschniętej krwi. Fakt, że żaden z wampirów w klubie nie powiedział nic o tym oznaczał, że albo nie wyczuli jej, albo uważali że skomentowanie tego byłoby zbyt grubiańskie. Położyłam spódnicę na oddzielnym stosiku. Nie byłam pewna czy nawet pranie chemiczne jest w stanie ją uratować. Zdjęłam biały podkoszulek i utworzyłam trzeci stosik dla ubrań które były właściwie czyste. Stanik powędrował właśnie na ten stos. Włożyłam podkoszulek z powrotem, stringi także zostawiłam. Lepiej mi się spało bez bielizny, ale podkoszulek nie byłby wystarczający. Nigdy nie spałam nago przy Nathanielu a przy Jasonie tylko raz, kiedy zemdlałam . Potrzebowałam piżamy. To czego chciałam najbardziej w tym momencie to owinąć moje zmęczone ciało wokół ciała Nathaniela tak mocno jak tylko mogłam i zasnąć Wpełzłam pod prześcieradła na dalekim końcu łóżka i przesuwałam się dopóki nie dotknęłam gołych pleców Nathaniela. W chwili, gdy go dotknęłam poruszył się we śnie. Przesunęłam moje ciało wzdłuż jego, aż ułożyłam się z nim na łyżeczkę, co było sposobem w jaki spaliśmy przez większość nocy w domu. Nie miał nic na sobie. To nie miało odniesienia co do orientacji seksualnej Nathaniela i Jasona. To znaczyło że obaj byli zwierzołakami. Zwierzołaki nie widziały sensu w zakładaniu ubrań, nie jeśli mogły być bez nich. Ułożyłam się przy ciele Nathaniela, a on wtulił się pomiędzy moje ciało a Jasona. Kto nie byłby tym poruszony. Włożyłam twarz we włosy Nathaniela i waniliowy zapach wystarczył. Byłam w domu i zasnęłam.
Rozdział 49
Coś mnie obudziło. Nie byłam pewna co. Po prostu nagle się obudziłam w ciemnej sypialni Jasona. Wciąż leżałam zwinięta za Nathanielem, a po drugiej jego stronie znajdował się przytłumiony jasny kształt Jasona. Nic się nie zmieniło, w takim razie co mnie obudziło? Leżałam tam wytężając słuch. Nic nie było słychać. Tylko ciche oddechy chłopców i szelest pościeli kiedy Jason poruszył się we śnie. W pokoju było zupełnie cicho. Czy na pewno coś słyszałam? Wtedy to usłyszałam – woda. Płynąca woda w łazience. Wsunęłam rękę pod poduszkę, mój Browning leżał tam w swojej kaburze. Kiedy nie byłam w domu gdzie miałam pistolet przymocowany do ramy łóżka, wtedy trzymałam broń w kaburze i zabezpieczoną, tak na wszelki wypadek. Byłabym zawstydzona jeśli czyjaś ręka przez przypadek zdjęłaby zabezpieczenie a inna nacisnęła spust, i no cóż, wiecie o co chodzi. Odpięłam kaburę, wyciągnęłam pistolet i położyłam dłoń na ustach Nathaniela. Szarpnął się obudzony, z szeroko otwartymi oczami. Skinęłam pistoletem w kierunku szczeliny w drzwiach łazienki. Skinął głową i dotknął ramienia Jasona, kiedy ja ześlizgnęłam się z łóżka i ruszyłam w kierunku łazienki. Odbezpieczyłam pistolet, trzymałam go obydwoma rękoma, celując w sufit. To mógł być inny zmienny który przyszedł skorzystać z prysznica. To było do nich podobne, nie obudzić nikogo i po prostu założyć, że to będzie w porządku. To byłaby cholerna sprawa, zabić kogoś tylko dlatego że skorzystał z nie tego co trzeba prysznica Przeszłam szeroko wokół drzwi, żeby mój cień nie przekroczył światła, choć prawdopodobnie w ciemnym pokoju za mną nie byłoby tego widać. Ale ostrożności nigdy za
wiele. Musiałam zawinąć czarny jedwabny szlafrok przez ramię, by nie potykać się o niego. Nie pamiętałam kiedy go na siebie założyłam. Przeszłam szeroko wokół drzwi, żeby mój cień nie przekroczył światła, choć prawdopodobnie w ciemnym pokoju za mną nie byłoby tego widać. Ale ostrożności nigdy za wiele. Musiałam zawinąć czarny jedwabny szlafrok przez ramię, by nie potykać się o niego. Nie pamiętałam kiedy go na siebie założyłam. Podeszłam do drzwi od strony zawiasów, uklękłam na jedno kolano, ponieważ jeśli ktoś po drugiej stronie miał broń, to tak jak większość ludzi celował wyżej niż moja głowa kiedy byłam na kolanach. Trzymałam się jak tylko mogłam za framugą drzwi, i zaczęłam powolutku otwierać drzwi, z rękoma wciąż owiniętymi wokół pistoletu. Miałam nadzieję, że moje oczy zdążą dostosować się do światła, zanim ktoś kto tam jest zorientuje się, że drzwi się ruszają. Wiedziałam, że nie mogę po prostu wskoczyć do pokoju od prawie całkowitej ciemności do jasnego światła. Byłabym oślepiona przez sekundę lub dwie. Gdybym była pewna że po drugiej stronie jest ktoś zły strzelałabym na oślep, ale nie byłam pewna. Spod drzwi sączyła się woda, szlafrok na moich kolanach zrobił się mokry. To co wzięłam za szum prysznica, to woda wypływająca z wanny. Teraz słyszałam różnicę. Ktoś zalewał wannę. O co do cholery chodzi? Spod drzwi sączyła się woda, szlafrok na moich kolanach zrobił się mokry. To co wzięłam za szum prysznica, to woda wypływająca z wanny. Teraz słyszałam różnicę. Ktoś zalewał wannę. O co do cholery chodzi? Otworzyłam drzwi płasko przy ścianie, i nie było nikogo w polu widzenia. Była tylko wanna z wylewającą się wodą przez brzegi, a kran był rozkręcony maksymalnie. Dolna część moich nóg była przemoczona. Było zimno, bardzo zimno. Tak jakby ktoś odkręcił tylko zimną wodę. Kto bierze kąpiel tylko w zimnej wodzie. W środku była tylko umywalka, kawałek ściany, taboret, i wanna z prysznicem. Pomieszczenie było na tyle małe, że spostrzegłam to wszystko za jednym spojrzeniem. Nie było żadnego miejsca w którym można się ukryć. Czy to był żart? Czyżby ktoś wkradł się podczas gdy spaliśmy, zatkał wannę, i odkręcił wodę? Czyżby myśleli, że zauważymy to zanim zacznie się wylewać? Czy obchodziło ich to? Głupi żart. Podniosłam się na nogi i zaczęłam brodzić przez wodę. Woda sięgała mi do kostek, i to wyglądało źle. Chodzi mi o to, że nie powinno być takiej głębokiej wody. Rąbek szlafroka który wpadł mi do wody został pociągnięty przez prąd, tak jakbym brodziła przez strumień. To było jak lód, takie zimne, tak bardzo zimne.
Stałam teraz nad wanną, a woda była jak chmury. Nie mogłam zobaczyć dna wanny, a to było złe. Nie było tak głęboko. To była biała wanna, a woda była czysta. Dlaczego nie nie mogłam nic przez nią zobaczyć? Wciąż trzymając podniesioną broń sięgnęłam by zakręcić wodę. W połowie oczekiwałam że coś chwyci moją dłoń, ale tak się nie stało. Bateria po prostu została wyłączona, a cisza która po tym nastąpiła była ogłuszająca. Teraz słychać było tylko cichy odgłos rozlewającej się po pokoju wody. Przejrzysta woda, jak z kranu, kiedy jest w niej zbyt wiele minerałów. To mleczne coś osiadło na dnie, a wodzie coś było. Coś wypływało z mroku, pojawiając się w skupieniu. Blada dłoń, przelewające się czerwone włosy, patrzyłam na twarz Damian. Jego oczy były otwarte szeroko i martwe, ale to był dzień. Więc on był martwy. Nie potrzebował oddychać. Mógł być pod wodą. To by go nie skrzywdziło. Ale logika nie była tu pomocna. Widząc go pływającego tutaj, zrobiłam to co zrobiłabym gdyby był człowiekiem- sięgnęłam po niego. Rzuciłam broń na podłogę i zanurzyłam dłonie w wannie. Dotknęłam go, chwyciłam w garście jego koszulę i zacząłem ciągnąć w górę, przez wodę, ale to było tak, jakby woda była cięższa niż być powinna. Tak ciężki i tak zimno. Był już prawie na wierzchu gdy zorientowałam się że to nie woda, to był lód. Był zamrożony w ogromnym lodowym bloku i moje ręce zamarzły wraz z nim, uwięzione z nim. “Anita, Anita,” głos Nathaniela, jego ręka na moim ramieniu i obudziłam się w sypialni Jasona. Mój puls dusił mnie. Usiadłam i rozejrzałam się dookoła. Drzwi do łazienki były otwarte na oścież, ale nie słychać było wody. Sen, to tylko sen. Zaczęłam się trząść. Tyle tylko, że ja wciąż zamarzałam. Tak zimno, tak bardzo zimno. “ Śniłam, śniłam o Damianie. Był taki zimny, w lodzie” „Twoja skóra jest zimna jak lód” powiedział Nathaniel Jason usiadł, jego krótkie blond włosy były potargane, a oczy ciężkie od snu. “Co jest nie tak?” Nathaniel owinął swoje ręce wokół mnie, pocierając dłońmi moje zmarznięte ramiona. “Kiedy ostatni raz jadłaś Anita?” „Z tobą, w drive-up” „To było ponad dwanaście godzin temu” Spojrzał na Jason “Ona potrzebuje jedzenia, teraz” Jason nie zadawał pytań, tylko sturlał się z łóżka i opadł na kolana przy mini lodówce, która służyła również jako szafka nocna. Wyciągnął miskę z owocami – jabłkami i bananami. “Nie lubię zimnych owoców” powiedziałam “Anita, śniłaś o Damianie ponieważ karmisz się jego energią. Zjedz banana” powiedział
Nathaniel Nagle zrozumiałam, że miał rację. Zimno mnie ogłupiło. Jason podał mi owoc. A Nathaniel pomógł mi obrać go, ponieważ drgawki przybrały na sile i nie byłam w stanie sama tego zrobić. Cholera. Nathaniel podawał mi go po kawałeczku, gdy moje zęby zaczęły szczękać. Kiedy udało mi się to trochę ograniczyć, dreszcze odrobinę zelżały, ale nie zbyt dużo. “Mięso, białko” powiedział Nathaniel. Jason wyjął karton jedzenia chińskiego na wynos, ale pokręcił głową, nie oferując go “Za stare” Wyjął płaski, piankowy pojemnik i podał go “Fajita fixings z El Maguey, z wczoraj” Nathaniel otworzył pojemnik, wyciągnął palcami kawałek wołowiny, i przystawił go do moich ust „Jedz” Zjadłam, mięso było niesamowicie dobre, nawet zimne. Zdawało się że mięso napełniło nie tylko mój żołądek. Przebierałam w grillowanych cebulkach i paprykach i jadłam mięso. Kiedy moja skóra nie była już zimna w dotyku, przestałam się trząść. Zwolniłam, następnie pokręciłam głową „Nie dam rady zjeść więcej” „Zjadłaś większość mięsa” odezwał się Jason. Klęczał przy łóżku, podpierając się o nie rękoma i podtrzymując podbródek. „Czy dobrze usłyszałem, że Nathaniel powiedział, że karmiłaś się energią od Damiana?” Skinęłam głową „Jean-Claude powiedział że stworzyłaś nowy triumwirat z Nathanielem i Damianem” „Najwyraźniej” odpowiedziałam „Rozumiem że jest to pewna technika nauki” powiedział „Można tak powiedzieć. To już drugi raz w ciągu mniej niż dwudziestu czterech godzin, prawie zabiłam Damiana” Oczy Jasona rozszerzyły się „Jak?” „Ona próbuje robić to co zawsze” Powiedział Nathaniel, podając zamknięte już pudełko Jasonowi. „Ledwie je, ledwie śpi, nic nie robi, aby dbać o siebie, z wyjątkiem ćwiczeń.” „Nie mogę powiedzieć glinom, och, przepraszam, muszę się zdrzemnąć” powiedziałam “Nie, ale mówiłem ci że potrzebujesz więcej jeść. Mówiłem, że bardziej funkcjonujesz jak lykantrop, niż jak wampir. Wszystko co musiałaś zrobić to podjechać do innego drive-up. Są całonocne drive-up-y” Nie podobał mi się jego ton “Nie myślałam o tym. Po prostu chciałam pójść spać. Byłam tak zmęczona, że aż mnie mdliło” „Albo mdliło cię ponieważ twoja energia była na wyczerpaniu” powiedział Nathaniel i był
wyraźnie zły „ale nie pomyślałaś o tym, prawda?” „Nie, nie pomyślałam, zadowolony?” „Nie” odpowiedział „ponieważ kiedy Damian umrze, jak myślisz kogo zaczniesz osuszać następnego?” Był tak rozgniewany, że jego oczy pociemniały, zrobiły się prawie fioletowe. Zaczęłam się z powrotem denerwować, ponieważ koszmarny sen mnie wystraszył, narażenie na niebezpieczeństwo Damiana również. Czułam się głupio, że nie pomyślałam żeby coś zjeść, po tym kiedy Nathaniel wyjaśnił mi to. Po prostu byłam strasznie zmęczona. Jeśli o tym pomyśleć to byłam bardziej zmęczona niż powinnam, czy tak? Chciałam być zła na Nathaniela, ponieważ to była moja wina. Nienawidzę być winna. Nienawidzę się mylić, szczególnie tak bardzo. „Masz rację, masz rację. Przepraszam. Naprawdę” „Nie zamierzasz się sprzeczać?” zapytał Jason „Po co się kłócić, kiedy wiem że przegram. Byłam nieostrożna. To nie tylko triumwirat, czy też nowy, to ardeur. W końcu go poskromiłam, tak jakby” „Co oznacza tak jakby?” zapytał, podniósł się i usiadł na krawędzi łóżka. Był nagi. Był nagi przez cały ten czas. Tylko nie zauważyłam tego do tej pory. Teraz zauważyłam, więc nawiązałam z nim bardzo dobry kontakt wzrokowy. „To oznacza, że ardeur nie rośnie już samo z siebie” „To dobra rzecz, prawda?” powiedział Jason, wpatrywał się w moją twarz jakby próbował poukładać sobie emocje ukazujące sie na niej. „To dobre wiadomości” powiedziałam „złe są takie, że pomimo tego iż nie rośnie, to nadal musi być karmione. Nie przypomina mi o tym, że czas aby je nakarmić. To było to co stało się wcześniej z Damianem. Nie karmiłam ardeur przez ponad dwanaście godzin, dużo ponad, a ono nie rosło.” „Więc nie nakarmiłaś go” powiedział delikatnie Nathaniel „Dokładnie” odpowiedziałam „I zaczęłaś wysysać energię z Damiana” powiedział Skinęłam głową „Wzywał mnie wewnątrz mojej głowy, tak jakby” „I wtedy nakarmiłaś ardeur” powiedział Jason Znowu pokiwałam głową „Zanim dotarłaś do klubu” powiedział Nathaniel, a jego głos był miękki. „Tak” Odwróciłam się i spojrzałam na niego. To co zobaczyłam w jego oczach jednocześnie sprawiło że poczułam się źle i wkurzyło mnie. Wyglądał na zranionego, a to nie była moja wina. Ale powiedzenie że to nie moja wina, że musiałam uprawiać seks z innym mężczyzną,
brzmiało kiepsko, tak czy inaczej, więc nie powiedziałam tego. Miał prawo być zmęczony tym że pieprzyłam się ze wszystkimi tylko nie z nim. „Wzięłam minimum, jakby przekąskę, tylko tyle aby ode mnie odpłynęło” powiedziałam „Z kim?” zapytał, a jego oczy były szeroko otwarte i ostrożne „Requiem” „Jeśli już karmiłaś się energią Damiana, w takim razie powinnaś nakarmić ardeur wcześniej, prawda?” powiedział Jason. Myślę, że on naprawdę chciał to wiedzieć, ale myślę, że również próbował powstrzymać kłótnię, zanim się zacznie. Nie byłam pewna czy będziemy się kłócić, ale nie byłam też pewna że nie będziemy. Zastanawiałam się nad pytaniem Jason i w końcu powiedziałam „Taa, zgaduję że tak” „Zyskujesz energię poprzez ardeur, prawda?” „Taa” „A teraz jesteś źródłem mocy dla nowego triumwiratu. Twoje energia napędza Damiana w szczególności, w mniejszym stopniu, Nathaniela?” „Dlaczego mnie w mniejszym stopniu?” zapytał Nathaniel „Ty żyjesz, sam napędzasz bicie swojego serca, Damian nie” Nathaniel pokiwał głową „w porządku” „Jaki jest cel tych pytań, Jason? Wiem że masz jakiś” „Czy mam jakiś cel?” powiedział z uśmiechem Potrząsnęłam głową. „Za tym chłopięcym urokiem ukrywa się bardzo porządny umysł. Po prostu nie pozwalasz tego widzieć każdemu, więc tak, masz cel. Co nim jest?” „Anita musi jeść znacznie częściej, prawda?” Obydwoje pokiwaliśmy głowami „Co jeszcze potrzebuje karmić częściej?” Myślę, że oboje nabraliśmy tchu aby zapytać co ma na myśli, i w tym samym momencie załapaliśmy. „O cholera” powiedziałam Nathaniel powiedział „O Boże” „Przed dzisiejszą nocą to było co dwanaście godzin, czternaście jeśli przeciągnęłam” powiedziałam „O ile częściej mogłabym potrzebować karmienia?” Jason rozłożył ręce szeroko „Skąd miałbym to wiedzieć? Po prostu to zauważyłem.” „To ma sens” odezwał sie Nathaniel „Jak długo po tym gdy jedliśmy nakarmiłaś się Requiem?” Zastanowiłam się nad tym, próbując dodawać w głowie, a było to dla mnie cięższe niż
normalnie, ponieważ ten mały trzepot paniki był bardzo głośny. „Dwie godziny, może mniej” Potrząsnęłam głową „Nie, absolutnie nie. Nie mogę karmić ardeur co dwie godziny” „Nie, ale możesz przechowywać jakieś przekąski w dżipie i jeść co dwie godziny” powiedział Nathaniel „Tak jak mówiłem, jeśli zaspokoisz jeden głód, ten drugi będzie słabszy” Panika ustąpiła odrobinę, nie za wiele, ale trochę. „Jesteś pewien, że orzeszki w samochodzie temu podołają?” Wzruszył ramionami „Nie wiem, ale myślę że tak” Nagle wyglądał młodo i jakby niepewnie. Przytuliłam go, i on objął mnie także. „Boże, Nathaniel, Boże, byliśmy już na rzadkich dziennych racjach żywieniowych. Co ja mam zrobić? Pozwoliłam aby trochę paniki wydostało
się wraz z mym głosem Ścisnął mnie mocniej „Coś wymyślimy, przepraszam, byłem zły o Requiem. To po prostu...” „To, że wszyscy mnie dostają, tylko nie ty” powiedziałam Skinął głową. Potem odsunął się na tyle, aby uśmiechnąć się do mnie, tym wspaniałym uśmiechem. Wziął moją rękę i położył ją na swojej szyi. Poczułam ślad po swoich zębach pod opuszkami palców. „To było dobre Anita. To było dokładnie to czego chciałem w tamtym momencie, dokładnie.” Musiałam się uśmiechnąć także, ale mój uśmiech nie przetrwał. „Która jest godzina?” Jason odpowiedział „Dziesiąta” Cudownie. Mniej niż dwie godziny snu. Na głos powiedziałam „Karmiłam się na tobie, jakoś około drugiej nad ranem, co oznacza że upłynęło tylko osiem godzin. Osiem godzin to za wcześnie, Nathaniel” Spojrzał na mnie z zaciętością i determinacją „Kochaj się ze mną Anita. Kochaj się ze mną,a potem możesz się posilić na kimś innym. I masz rację, jestem zmęczony patrzeniem jak inni dostają to przede mną” Uklęknął, i dotknął moich ramion, nie całkiem je ściskając, nie całkiem przytrzymując „Kochaj się ze mną a nie będę miał powodów do zazdrości” „Nadal będę musiała mieć seks z innymi mężczyznami” powiedziałam „Dlaczego nie będziesz zazdrosny?” „Ponieważ będę wiedział że chcesz kochać się ze mną, a do seksu z nimi jesteś zmuszona.” Zaczynała mnie boleć głowa. Nathaniel często sprawiał, że czułam się nieswojo w głębi siebie. Kochałam go i pragnęłam go, ale, cholera nie miałam pojęcia co mu powiedzieć. „Jeśli ty byłbyś w łóżku z inną kobietą, nie ważne z jakiego powodu i tak byłabym zazdrosna.” Zarumienił się. „Naprawdę byłabyś o mnie zazdrosna?” „Nie byłam całkiem zadowolona patrząc jak byłeś obłapiany w klubie, więc tak, myślę, że to
by mi przeszkadzało.” „Myślę, że jest to najmilsza rzecz jaką kiedykolwiek mi powiedziałaś.” „To, że jestem zazdrosna o inne kobiety wokół ciebie?” Skinął głową. „Miałeś już przecież wcześniej dziewczyny, które były o ciebie zazdrosne.” Pokręcił głową “Nigdy nie miałem dziewczyny” Gapiłam się na niego. Nie wiedziałam co powiedzieć. Wiedziałam, że nie kłamałby na ten temat, ale po prostu trudno było w to uwierzyć. „Grałeś w filmach pornograficznych, byłeś-” „prostytutką” dokończył za mnie, jego oczy nawet przez chwilę się nie były zuchwałe. „Taa, przepraszam, ale...” „Pieprzenie to nie to samo co randkowanie, Anita. Pieprzenie za pieniądze na pewno nie jest randką.” „Ale...” Położył palec na moich ustach “Szzz” powiedział „jesteś pierwszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek miałem.” Patrzyłam na niego z czymś w rodzaju delikatnego horroru rosnącego w mojej głowie. Byłam jego pierwszą dziewczyną? Nie mogłam objąć tego swoim umysłem. Jak można być prostytutką, grać w filmach porno i nie randkować z nikim? Część zmieszania musiała ukazać się na mojej twarzy, ponieważ uśmiechnął się i dotknął z boku mojej twarzy. Bandaż musiał się zsunąć, bo prześledził uzdrawiające się już zadrapania które zafundowała mi Barbara Brown. „Mówiłem ci, że jesteś pierwszą osobą, która kiedykolwiek mnie chciała, tylko dla mnie samego. Nie dla tego jak wyglądam, czy co mogę zrobić ze swoim ciałem. Kochasz mnie bez seksu. Pozwalasz się sobą opiekować. Pozwalasz mi zorganizować swoją kuchnię.” „Gotujesz w niej częściej niż ja.” powiedziałam Uśmiechnął się, a jego oczy były łagodne, tak jak gdybym była dzieckiem, a on był o wiele starszy niż ja. „To jest to, Anita. Pozwalasz mi kupić zestaw do herbaty, choć wiem, że myślisz, że to trochę głupie” „Lubisz ten zestaw do herbaty” powiedziałam Pokiwał głową. „Robisz te rzeczy, nie dlatego, że ich chcesz, że cię cieszą, ale dlatego że uszczęśliwiają mnie. Byłem z ludźmi, którzy kupowali mi biżuterię, ubrania, weekendy w świetnych hotelach i SPA, ale żaden z nich nie pozwolił mi kupić za swoje pieniądze tego czego ja chciałem, kupowali to co myśleli że chciałem. Nie pozwolili pozmieniać ich własnych planów, nie zrobili miejsca dla mnie w swoim życiu” Ujął moją twarz w swoje ręce.
„Może dziewczyna nie jest właściwym słowem, ale uważam, że każde inne określenie o którym bym pomyślał spowodowałoby twoją ucieczkę, a tego nie chcę.” Moje usta zrobiły się nagle suche. “Kochaj się ze mną” wyszeptał i zaczął pochylać się do pocałunku. Poczułam, że łóżko poruszyło się po drugiej stronie. Musiałam walczyć z pragnieniem, aby nie złapać Jasona za rękę lub coś innego, cokolwiek, aby zatrzymać go z nami. Cokolwiek by nie być sam na sam z Natanielem. Ronnie miała rację, to nie było racjonalne, ale czułam że jeśli skonsumujemy nasz związek, to wtedy będę musiała go zatrzymać. Ona się myliła. Seks nie oznaczał dla mnie zaangażowania. Ardeur mnie tego pozbawiło. Ale seks z właściwą osobą wciąż był wiążący, a ta osoba nachylała się właśnie do pocałunku, oh, tak łagodnie, tak właściwie. Odwróciłam się od tego pocałunku, by zobaczyć Jasona idącego do łazienki. „Idę wziąć prysznic, dobrej zabawy.” „Przepraszam za wykopanie cię z twojego własnego łóżka” powiedziałam. I naprawdę tak czułam, z więcej niż jednego powodu. Uśmiechnął się, choć starał się tego nie robić , jak gdyby był pewien, że to wpakuje go w kłopoty. „To nie tak, że już do niego nie wrócę.” Powstrzymałam Nathaniela od przyciśnięcia się bliżej, kładąc rękę na jego ramieniu i patrzyłam na Jasona. „Co to miało znaczyć?” Walczył by utrzymać kontrolę na swojej twarzy, ale nie udało mu się. Wreszcie spojrzał zadowolony z siebie „Nie możesz karmić się na Nathanielu, to za szybko. Jean-Claude nie obudzi się jeszcze przez jakiś czas. A jeśli Jean-Claude się nie obudzi, to Asher tym bardziej” Zmarszczyłam brwi „I co?” „Jeśli jest tu jakiś inny zmienny na którym wolałbyś się pożywić niż na mnie, przyprowadzę go do ciebie. Graham jest na końcu korytarza.” Wyraz jego twarzy mówił jasno, że nie spodziewał się bym go o to poprosiła. „Ty mały, arogancki-“ „Uh-uh-uh,” powiedział „tak teraz rozmawiasz z kimś, kto pozwoli ci nakarmić się samą istotą jego ciała?” Skrzywiłam się do niego, potem spojrzałam na Nathaniela. Jego twarz była całkowicie spokojna „To dla ciebie w porządku?” „Szczerze?” „Tak, szczerze”
„Tak długo jak jestem pierwszy, tak” „Mógłbym zostać i pomóc w grze wstępnej” powiedział Jason Zanim mogłam odpowiedzieć, Nathaniel powiedział „Nie za pierwszym razem, Jason. Chcę tego tylko dla nas dwojga.” Jason uśmiechnął się bardziej do mnie niż do Nathaniela, ponieważ mógł zobaczyć emocje na mojej twarzy wywołane prostą postawą Nataniela wobec robienia tego we trójkę później. „Zamierzam się teraz ukryć w łazience” Zamknął za sobą drzwi, a my zostaliśmy tylko ze światłem z nocnej lampki. Spojrzałam na niego, trochę oburzona. „Dzięki za zgłoszenie mnie do wolontariatu na trójkącik." Spojrzał zdziwiony. „Ja śpię z tobą i Micah prawie każdej nocy.” „Ale nie uprawiamy seksu razem, w tym samym czasie.” Spojrzał na mnie, a jego spojrzenie mówiło że za bardzo protestuję „Nie robimy tego” „Anita, budzisz się, potrzebujesz się pożywić, i dotykasz tego, na którym nie karmiłaś się poprzedniego dnia, ale ten drugi nie zawsze schodzi z łóżka. Widziałem cię uprawiającą seks z Micah więcej niż raz, a on widział jak karmisz się na mnie” Ból głowy zaczął pulsować za moimi oczami. Miałam problem z przełykaniem. To był znajomy smak paniki. “Wiem, że ty i Jean-Claude jesteście razem z Asherem. Wiem, że to jest prawdziwy trójkąt” „Nie za każdym razem” powiedziałam i nawet dla mnie zabrzmiało to słabo. Zmarszczył brwi „Nie ma nic złego w cieszeniu się z bycia z dwoma mężczyznami w tym samym czasie, Anita.” Mój puls bił tak mocno, że groziło to uduszeniem „Owszem, jest” mój głos był lekko chropawy. „Dlaczego, dlaczego to jest nie właściwe?” Pochyli się nade mną jakby chciał mnie pocałować, ale odchyliłam się i to był jeden z tych głupich momentów, ponieważ odchylenie się spowodowało, że położyłam się na łóżku, więc teraz patrzyłam na niego do góry. Nie było żadnej logiki w odchylaniu się od pocałunku i położeniu płasko na łóżku. Oczywiście nie było też żadnej logiki we wrzeszczącej panice wewnątrz mojej głowy. Oparł się na rękach i patrzył na mnie z góry z tym uśmiechem który mówił, że to było głupie. Zrozumiałam w tym momencie, że nie miałam racji myśląc o nim jak o dziecku. To jedno spojrzenie pokazało mi, że na swój własny sposób on był tak samo ostrożny ze mną, jak ja z nim. Myślał o mnie jak o schronieniu, niewinności. Że na wiele sposobów, to ja byłam dzieckiem w obliczu jego doświadczenia. To był jeden z tych momentow, kiedy zmieniają się
relacje, kiedy sposób w który patrzysz na świat nagle rozszerza się lub wybucha, i świat, który był, nie jest już tym, który jest jedno uderzenie serca później. Patrzyliśmy na siebie i nie wiem czy to ukazało się na mojej twarzy, czy po prostu jemu też się to nasunęło, ale zawahał się i uśmiechnął się do mnie „Co jest nie tak?” zapytał. Pytanie zdawało się tak absurdalne, że się roześmiałam „Och, nie wiem. Dwukrotnie prawie zabiłam Damiana. Myślałam że kontrola nad ardeur uczyni wszystko łatwiejszym, a tak nie jest. Miałam stosunek z Byronem, ze wszystkich ludzi właśnie z nim. Prawie ożywiłam dziś cały cmentarz. Mogłam poczuć jakby jakaś armia zmarłych tylko czekała bym ich obudziła. Czułam to, Nathaniel, czułam moc z tego płynącą” Płakałam a nie miało tak być „Tak wiele rzeczy poszło dziś nie tak” Scałował moje łzy kiedy spłynęły z moich oczu, delikatnie, tak delikatnie. „Zróbmy coś dobrze” Pocałował mnie, jego usta były słone od moich łez „Ale...” Pocałował mnie ponownie, z trochę większą siłą. „Anita, proszę przestań gadać.” Zmarszczyłam brwi. „Dlaczego?” „Żebyśmy mogli się pieprzyć” odpowiedział Otworzyłam usta i nie wiem co bym powiedziała, ponieważ przemówił pierwszy, „Kochaj się ze mną” Pochylił się bardziej „skonsumuj mnie” Myślałam, że zamierza mnie pocałować, ale jego usta zjechały niżej i pocałował przód mojej szyi, potem zjechał jeszcze trochę niżej „przeleć mnie” i pocałował wzgórek mojej piersi przez koszulkę, „ssij mnie” Podciągnął koszulkę do góry uwalniając moje piersi. Zaczęłam protestować, ale wyraz jego oczu, jego twarzy, spowodował, że przestałam. Położył swoje usta na moim sutku, tuż poniżej opatrunku, który zakrywał ugryzienie JeanClauda. Polizał długą pełną linię ponad moją piersią i podniósł oczy by napotkać moje. „Pieprz mnie” Chciałabym powiedzieć, że miałam do powiedzenia coś równie sprośnego czy coś świadczącego o obyciu, ale jedyne co byłam w stanie powiedzieć to „Dobrze” To nie było słodkie i czarujące, ale jeśli kogoś kochasz, to nie zawsze musisz być słodki i czarujący, czasami można po prostu być sobą i dobrze powiedziane w odpowiednim momencie jest słodsze niż jakakolwiek poezja i może oznaczać więcej dla kogoś, niż wszystkie pościelowe rozmowy na świecie.
Rozdział 50 Koszulka i bielizna poszły w pośpiechu, dłońmi, a nigdy nie próbowałam go dotykać kiedy to nie było wymuszone przez metafizyczne potrzeby. Po prostu nigdy nie zwróciłam się do Nataniela, tylko dlatego że go pragnęłam. To nie dlatego, że nie uważałam go za atrakcyjnego. Bóg wie że nie, ale aż do tych pierwszych kilku chwil nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo zaczęłam opierać się na ardeur. Myślałam o tym, tylko jak o przekleństwie, i po raz pierwszy doceniłam, że przygotowało mi grunt. Stawiało mnie to ponad zakłopotanie, niezręczność postawy ‘dobre dziewczynki tego nie robią’. Bez ardeur, to byłam tylko ja, a to co miałam wewnątrz głowy było brzydkie. Nathaniel zauważył, bo on zawsze wszystko zauważał. Oparł się na łokciu i spojrzał na mnie. „Co jest nie tak?” Nie byłam pewna jak to powiedzieć, i to musiało być widoczne na mojej twarzy, ponieważ powiedział „Po prostu to powiedz, Anita, cokolwiek to jest.” Spojrzałam do góry na niego, walcząc z pragnieniem spojrzenia w dół, na całą długość jego ciała. Musiałam zamknąć oczy i w końcu się odezwałam „Bez ardeur, jestem tylko ja, i jestem...” Usiadłam „Nie czuję się komfortowo.” „Ze mną?” Chciałam skinąć głową, ale powstrzymałam się i powiedziałam całą prawdę „Ze sobą” Przesunął się do przodu na łóżku, tak że nieznacznie oparł swoją twarz na moich plecach. Był taki ciepły. „Co to dokładnie oznacza?” Jak miałam wyjaśnić komuś innemu coś, czego sama właściwie nie rozumiałam? „Nie wiem jak to wyjaśnić” powiedziałam Drzwi od łazienki zostały otwarte i oboje spojrzeliśmy w tamtą stronę. Jason stał w nich owinięty w tali ręcznikiem. Nie był mokry, a miał na sobie ręcznik. Przebywałam wśród zmiennokształtnych na tyle długo, że mogłam stwierdzić że to było dziwne. „Nie mogę tego znieść” powiedział „Po prostu nie mogę tego znieść.” „Czego?” „Masz zamiar to spieprzyć” Spojrzałam na niego i to nie było przyjazne spojrzenie. „Nie patrz tak na mnie” stanął przy końcu łóżka z rękami na biodrach. „Mówiłem ci, że oddałbym prawie wszystko by mieć kogoś kto patrzy na mnie w taki sposób jak Nathaniel na ciebie.” „Tak, ale...”
„Ale nic” powiedział, „Myślałem, że dojrzałaś, zmieniłaś się, ale to, co właśnie powiedziałaś obwinia o wszystko ardeur. Ty nic nie zrobiłaś. Nie twoja wina. Kiedy pieprzysz wszystko co się rusza będąc pod wpływem ardeur, ty wciąż jesteś bez skazy.” Chciałam zacząć się z nim kłócić, ale nie mogłam wymyślić jakich argumentów użyć. W końcu powiedziałam „Częściowo zgadzam się z tym co powiedziałeś, i co z tego?” „Boże, Anita, tu nie chodzi o obwinianie się. Zachowujesz się jakby to był grzech.” Coś musiało ukazać się na mojej twarzy, bo wydał z siebie gardłowy dźwięk, który po części był rykiem, a po części rozdrażnieniem. Musiałam odwrócić wzrok od emocji w jego oczach, od gniewu w nich. „Uczono mnie, że to grzech” „Uczono cię także, że Święty Mikołaj jest prawdziwy, a już w to nie wierzysz, prawda?” Skrzyżowałam ręce na moim ciele,ale ponieważ byłam naga straciłam nieco na zamierzonej ponurości. To nigdy nie jest łatwe być nadąsanym, gdy jesteś nagi. „Co to ma niby znaczyć?” Opadł na kolana przy łóżku „To znaczy, spójrz na niego.” Wpatrywałam się uporczywie w Jasona, nie spojrzałam na Nathaniela. „Odwróć się i spójrz na niego, albo ja cię obrócę” „Spróbuj tylko” „W porządku, chcesz się siłować, możemy się siłować, ale czy to nie byłoby mniej zawstydzające i mniej dziecinne jeśli byś się po prostu odwróciła?” Wzięłam głęboki oddech, powoli wypuściłam powietrze i odwróciłam się. Nathaniel leżał na brzuchu, podpierając się na łokciach. Jego twarz była tym co zauważało się jako pierwsze. Te niesamowite lawendowe oczy z resztką makijażu sprawiającą, że wydawały się ciemniejsze, większe, jakby w ogóle potrzebowały pomocy, aby być niesamowite. Jego oczy ukazywały taką cierpliwość, taki spokój, pewność, że wszystko to naprawię. Że będzie dobrze. Nie lubiłam kiedy ktoś patrzył na mnie w ten sposób, ponieważ życie nauczyło mnie, że najczęściej nie było w porządku. Że nie mogę uratować wszystkich. Że nie mogę wszystkiego naprawić. Na jego ustach widniał lekki uśmiech. Nie było w nim niepokoju. Żadnego strachu, że ucieknę. Patrzył na mnie ze spokojem oblicza świętego patrzącego w twarz Boga. Bezpieczny w swej wierze, bezpieczny w swojej wiedzy, ufając w sposób jaki ja straciłam tak dawno temu. Jak mógł tak patrzeć na mnie? Czy nie znał mnie lepiej? Mieszkał ze mną przez cztery miesiące. Czy nie wiedział, że potrafię spieprzyć wszystko na kilka różnych sposobów, i że nie powinien na mnie polegać? Pochylił głowę, prawie wstydliwym ruchem, a to zwróciło mój wzrok poprzez jego ramiona w dół krzywizny jego pleców. Tylko raz pozwoliłam sobie dotknąć go poniżej pasa. Kiedy ardeur było dla mnie nowe. Pokryłam jego plecy i pośladki ukąszeniami, a jemu
bardzo się to podobało, a ja karmiłam się na nim, ale nie pozwoliłam sobie ponownie dotykać go w ten sposób do dwóch ostatnich dni. Ten pierwszy raz byłam pochłonięta karmieniem, i nie miałam czasu tak naprawdę mu się przyjrzeć, naprawdę się nim cieszyć, ponieważ patrzyłam na to jak na zło konieczne. Patrząc na niego teraz czułam się winna, że kiedykolwiek pomyślałam o nim coś takiego. Zasługiwał na coś lepszego. Zmuszałam go do noszenia ubrań przez miesiące, co najmniej szortów, nawet w łóżku, kiedy on czuł się całkowicie komfortowo nagi, bym nie łapała przebłysków jego ciała. Nawet ostatniej nocy, w klubie, tak naprawdę nie pozwoliłam sobie patrzeć na niego, nie naprawdę. Ponieważ jeśli pozwoliłabym sobie utrzymać wzrok na jego ciele, to musiałabym zatrzymać się na tej części, która wydawała mi się najbardziej fascynująca, i nie, to nie jest to o czym myślicie. Jego plecy miały niewielkie wygięcie tworzące kołyskę, przechodzącą do pięknego tyłeczka, a na najdalszej części pleców, w miejscu w którym się jeszcze nie zaczynają, miał dołeczki. Może dołeczek nie był właściwym słowem dla tej części ciała, ale nie miałam na to żadnego innego określenia. Teraz gapiłam się na niego, pozwalałam moim oczom błądzić po jego ciele, zamiast rzucać krótkie spojrzenia i pośpiesznie odwracać wzrok. Pozwoliłam sobie zobaczyć nie to że był nagi, ale po prostu jego ciało. Wyciągnęłam do niego rękę i pozwoliłam sobie zrobić coś, co pragnęłam zrobić od miesięcy. Prześledziłam dłonią krzywiznę jego pleców i pozostawiłam ją tam gdzie się kończą, przed wzniesieniem jego tyłeczka. Zadrżał odrobinę pod moim dotykiem, chociaż wszystko co zrobiłam było położeniem ręki płasko na jego skórze. Pozwoliłam mojej dłoni spocząć pomiędzy tymi dwoma dołeczkami, tak nisko na jego ciele. To było jak gdyby glina musiała być mokra, jakby Bóg odcisnął swoje kciuki tuż nad wzniesieniem tyłeczka Nataniela, jako dodatkową słodycz, jeśli twierdzenie, że dołeczki z boku ust są pocałunkiem anioła przed urodzeniem dziecka, to te dołeczki na jego ciele były niczym dodatkowa łaska. Pocałowałam, bardzo delikatnie każde z tych gładkich zagłębień, jak małe płytkie miseczki w jego skórze. Każdy znak był rozmiaru moich ust, tak jakby były stworzone dla mnie, abym mogła je całować. Położyłam głowę w wygięciu jego pleców, oparłam policzek na tych znakach łaski, tak, że moja twarz była lekko przechylona w górę wraz z pochyłościami jego ciała. Skierowałam oczy w dół krzywizn jego pośladków oraz odległych nóg i stóp, i w tej chwili byłam zadowolona z tego gdzie się znajdowałam. Użyłam jego ciała jak swojej poduszki i tak jak moje usta dopasowały się do tych całuśnych dołeczków, tak również moja głowa pasowała doskonale do krzywizn jego ciała, jakby moim przeznaczeniem było tam odpoczywać. Nathaniel wypuścił oddech z przeciągłym
westchnieniem, a jego ciało wydawało się osiąść na łóżku, jak gdyby pewne napięcie, którego nawet nie zauważyłam, opuściło go i zostawiło aby mógł wypocząć. Przesunęłam ręką przez krzywiznę jego tyłeczka, a on wydał cichy dźwięk dla mnie. Przesunęłam palce niżej, kreśląc linię jego uda. To nie było tak, że jego nogi były poza wytyczonymi przeze mnie granicami w taki sposób jak inne obszary jego ciała, ale zdałam sobie sprawę, że dzieliłam jego ciało wzdłuż linii jego pasa, jak w jakiejś wojnie granicznej. Powyżej linii było dozwolone, poniżej linii było zakazane. Jego udo było soczyste i gładkie, i umięśnione. Przeniosłam rękę z powrotem w górę nogi i pozwoliłam moim palcom kreślić kółeczka na jego pupie. Te małe ruchy wyciągały z niego małe, pośpieszne dźwięki, prawie odgłosy protestu Zapytałam, a mój głos był tak leniwy i delikatny jak mój dotyk, „Wydajesz prawie bolesne dźwięki, czy to boli?” „Nie” odpowiedział, a jego głos wskazywał na napięcie, którego jego ciało nie wykazywało „To po prostu to, że tak długo pragnąłem twojego dotyku. To niesamowite uczucie mieć twoje dłonie na sobie. Boże, czuję się tak dobrze.” Pozwoliłam mojej dłoni bardzo delikatnie prześledzić przedziałek na jego pupie, tak że, jeżeli byłyby tam jakiekolwiek włoski mogłabym pobawić się nimi, ale był gładki, zupełnie gładki. To wywołało we mnie zaciekawienie czy inne rzeczy były równie gładkie. Przesunęłam palcami w dół linii jego tyłeczka ponownie, odnajdując odległość między jego pośladkami dopóki nie natrafiłam na tą pierwszą linię ciepłego ciała, które nie było już pupą, ale linią miękkiej, jedwabistej skóry. Umieściłam palec po jednej stronie tej skóry, bardzo delikatnie ugniotłam i przesunęłam palce w górę i w dół. Nathaniel zaczął się wić pod wpływem mojego dotyku. Jego ręce zaczęły szarpać pościel, tak jakby nie był pewien co z nimi zrobić. Podniosłam głowę z jego pleców i wycałowałam moją drogę do góry pośladków aż mogłam położyć głowę z jednej strony na nim, jak na poduszce. Ponownie pieściłam ręką dół jego uda i tym razem robiłam kółeczka z tyłu jego kolana. Ruszyłam dalej, aż moje palce mogły bawić się jego kostkami. Roześmiał się i walczył na łóżku ponownie, jak kiedy dotykałam znacznie bardziej tradycyjnie intymnych miejsc. Jest tak wiele bardziej erotycznych obszarów na ciele, niż niewielka lista jaką zna większość ludzi. Podniosłam się z poduszki jaką tworzyło jego ciało, żeby móc poświęcić większą uwagę jego kostkom, przejechałam lekko paznokciami wzdłuż tej ewidentnie wrażliwej skóry. Wił się dla mnie, jego górna część ciała oderwała się od łóżka, a jego oddech mieszał się w czymś
pomiędzy westchnieniem a śmiechem. Usiadłam, więc mogłam przebiec palcami wzdłuż spodu jego stóp, co wywołało jego westchnienie „O Boże” Dotknęłam przodu jego stóp, bardzo delikatnie, a on szarpnął nogą, jakby to było prawie za dużo. Nie każdy ma tak wrażliwe na grę wstępną stopy, ale jeśli już ma, to są naprawdę wrażliwe. Spojrzałam w górę na linię jego ciała, podczas gdy on leżał dysząc wśród prześcieradeł. Dopiero zaczynałam. Tak wiele możliwości, pochyliłam się nad jego kostką i polizałam wzdłuż okrągłej kości, śledząc skórę moim językiem, w gęstych, wilgotnych, kołach. Wydał z siebie dźwięk protestu i zaczął kopać nogą, ale złapałam jego stopę w obie dłonie i przytrzymałam przy ustach. Wydał dźwięk który był prawie krzykiem i wpatrzył się we mnie w dół, wzdłuż długości swojego ciała. Coś dzikiego było w jego oczach, a jednocześnie kruchego i zachwycającego. Przygryzłam nieco to płytkie ciało, nie mocno, po prostu drasnęłam zębami, ale to wywróciło jego oczy w górę i skrzyżowało ramiona na łóżku, tak jakby omdlał. Wróciłam do łóżka, tak, że mogłam położyć głowę, nie na jednym pośladku, ale w poprzek tej części jego ciała, w taki sposób, że rzeczywiście była moją poduszką. Czucie jego pośladków rozchodzących się pod jedną stroną mojej twarzy sprawiło, że zamknęłam oczy, i musiałam przez chwilę przypomnieć sobie jak się oddycha. Przesunęłam ręką w dół linii jego ciała, dopóki nie znalazłam ponownie jedwabistej skóry. Ale tym razem potraktowałam ją jak linię do wyśledzenia czegoś innego. Znalazłam to co chciałam, a skóra tam była tak gładka, delikatniejsza niż cokolwiek innego czego dotykałam na jego ciele. Jego jądra były uwięzione pod jego ciałem, grube, okrągłe i delikatne. Tylko część z nich została przyciśnięta, gdzie mogłam ich dotknąć, a połączenie jego masy ciała i podniecenia spowodowało że były napęczniałe, tak że skóra na nich nie była luźna, jak byłoby to w innym przypadku. Chciałam pobawić się całą tą kruchą luźną skórą, ale została już mocno przyciśnięta wokół niego. Pociągniecie za nią teraz mogłoby być bardziej bolesne niż przyjemne. Nie miało znaczenia co Nathaniel lubił w tej dziedzinie, ja nie byłam na to gotowa. Zsunęłam swoje ciało na jego nogi i pchnęłam je dalej od siebie, tak że leżałam pomiędzy nimi. Położyłam usta na wewnętrznej stronie jego uda, ale zatrzymałam się, zanim mogłam zdecydować, czy mam zamiar go pocałować, polizać czy ugryźć. Zatrzymałam się, bo zauważyłam Jasona poprzez pochyłość uda Nathaniela. Prawdą było, że zapomniałam że tam był. Czy to źle, czy dobrze? Czy to oznacza, że czułam się coraz bardziej komfortowo ze sobą, czy może wpadłam w pułapkę kurewskiej dominacji. Tak czy inaczej nagle zamarłam, wpatrując się ponad ciałem Nathaniela w te jasne, błękitne oczy. To to co w nich zobaczyłam tak mnie zamroziło. Pożądanie byłoby
zawstydzające ale logiczne. Ale to nie było to co zobaczyłam. Jason patrzył na nas z czymś w rodzaju żalu na twarzy, a jego oczy wyrażały tęsknotę, poczucie straty. Nie wiedziałam co zrobić z tym spojrzeniem więc zatrzymałam się i uniosłam twarz z ciała Nathaniela. Jason zorientował się, że go zobaczyłam i szarpnął głową. Kiedy spojrzał znowu miał już twarz pod kontrolą. Prawie zażartował, kiedy się odezwał „Nie zatrzymujcie się z mojego powodu. Cieszę się pokazem” Jego głos brzmiał normalnie, ale jego oczy, ta lekkość nie sięgnęła jego oczu. „Kłamczuch” powiedziałam Posłał mi wymuszony uśmiech. „Myślałem że będziesz zbyt zajęta, żeby mnie zauważyć. Powinienem był wiedzieć, że bez ardeur jesteś bardziej uważna.” „Co się stało?” zapytał Nathaniel „Nie jestem pewna” odpowiedziałam „Nie martw się” powiedział Jason „Nie usycham z tęsknoty za tobą, Anita, czy Nathanielem w tym przypadku. Ale tęsknię za kimś kto poświęcałby mi tyle czasu i uwagi.” Zmarszczyłam brwi „Można uprawiać seks i to może być przyjemne, ale oddałbym prawie wszystko żeby mieć kogoś kto dotykałby mnie w taki sposób jak ty Nathaniela. My prawdopodobnie będziemy mieli seks później, i będzie świetnie, ale nie będziesz na mnie patrzyła w taki sposób.” Westchnęłam. „Myślę że pamiętam że już raz odbyliśmy tą rozmowę. Chcesz być skonsumowany przez miłość, a moim celem w życiu jest nie być skonsumowaną w ogóle.” „Ironia, prawda? powiedział „Ja chciałbym chociaż raz aby ktoś patrzył na mnie w taki sposób jak ty na Nathaniela, a ty śmiertelnie się tego boisz. Utrzymujesz że ardeur jest przekleństwem, ale jeśli ardeur nigdy by nie przyszło, nie miałabyś Nathaniela, czy Micaha. Nie jestem nawet w stu procentach pewny czy miałabyś podwójne randki z Asherem i JeanClaudem.” Położyłam rękę w poprzek pośladków Nathaniela, oparłam na niej twarz i spojrzałam na Jasona. Patrzyłam na niego i próbowałam usłyszeć to co mówił. „Możliwe, mam na myśli Ashera. Wystarczy raz przekroczyć granicę, a jeden więcej nie wydaje się już tak wielką sprawą” „Dokładnie” powiedział Jason „Więc czym jest ardeur? Błogosławieństwem?” „Spójrz na czym się opierasz i powiedz mi, że nie jest? Słyszałem cię wcześniej Anita. Jeśli ardeur nie przyszłoby do ciebie, dalej tkwiłabyś tam gdzie byłaś. Ciągle walczyłabyś z tym czego pragniesz i z tym co uważasz że powinnaś chcieć”
Patrzyłam na niego leżąc na ciele Nathaniela. Nathaniel podparł się na łokciach i też patrzył na Jasona. Oboje wydawaliśmy się czuć zupełnie komfortowo z nim tutaj. Czy to było złe? Nie czułam jakby takie było. Chciałam się kłócić ale nie mogłam, no cóż mogłam, ale brzmiałabym głupio. Jeśli ardeur by nie przyszło, gdzie bym była? Przyszło mi do głowy, że wciąż byłabym z Richardem, ale jak tylko o tym pomyślałam, wiedziałam że to nie prawda. Richard użył ardeur jako kolejnej wymówki by ode mnie uciec, ale on tak naprawdę nie lubił niczego w moim życiu. Nie lubił mojej pracy dla policji, wskrzeszania zmarłych, mojego poczucia komfortu z wampirami i zmiennokształtnymi. O dziwo rzeczą którą lubił najmniej było to, że zaakceptowałam jego i jego bestię. Zajrzałam zbyt głęboko w jego głowę w tej jednej chwili w mojej łazience. Damian ujął to najlepiej; Richard kochał swój wstyd bardziej niż cokolwiek innego. Więc gdzie bym była gdyby nie ardeur? Bez Micaha, bez Nathaniela, bez Ashera. Moje życie wciąż toczyłoby się pomiędzy przypadkami morderstw, wskrzeszaniem zombie i uśmiercaniem wampirów. Cholera, czy bez ardeur zostałabym z Jean-Claudem, czy może znalazłabym kolejny powód aby od niego też uciec? Możliwe, to brzmiało jak coś co robiłam. „Więc co, ardeur jest sposobem wszechświata na sprowadzenie mnie tam gdzie potrzebuję być?” „Może” powiedział, a potem uśmiechnął się szeroko „Nie mogę mówić za cały wszechświat. To co wiem to to, że ci zazdroszczę, a nie zazdroszczę wielu ludziom.” Zmarszczyłam brwi „Jesteś zazdrosny?” zapytał Nathaniel Jason wyglądał na zaskoczonego, nie pytaniem ale raczej tym kto je zadał. W końcu potrząsnął głową „Nie jestem zazdrosny o ciebie albo Anitę, nie jak zakochany w was. Zazdroszczę tego co macie we dwoje. Cholera zazdroszczę, że nie mam tak wielu ludzi zakochanych we mnie” Uśmiechnął się, potem jeszcze szerzej i tym razem uśmiech objął jego oczy „Poza tym nie jestem w typie Anity jeśli chodzi o związki” „Co to ma niby znaczyć?” zapytałam „Nie jestem ani wystarczająco uległy, ani wystarczająco dominujący dla ciebie. Z pewnością nie jestem też wystarczająco domowy. Nie jestem też gotów do podjęcia tych wszystkich obowiązków, które Micah wydaje się przyjął tak łatwo. Znalazłaś inną osobę, która rozwija się w swojej pracy, dbając o kryzysy innych ludzi. To nie mój pomysł na zabawę.” Rozłożył szeroko ręce. „Ty i Jean-Claude, cóż, to coś innego. Wiem, że z nim nie mogę konkurować.” „To nie współzawodnictwo” powiedział Nathaniel „Ty nie widzisz tego w ten sposób” powiedział Jason „ale ja jestem na wystarczająco
dominujący i wystarczająco facetem żeby tak to widzieć” „Jeśli którykolwiek z nich postrzegałby to jako współzawodnictwo, to nie mogłoby działać” powiedziałam „Wiem” powiedział Jason. Pokręcił głową. „Idę znowu do łazienki i tym razem zostanę tam dopóki nie zawołacie albo dopóki nie poczuję wzrostu ardeur. Wy bawcie się dobrze. Przepraszam że zepsułem nastrój.” „Mój nastrój ma się dobrze” powiedziałam „Mój także” powiedział Nathaniel Jason gapił się na nas oboje. „Żadnego ardeur, zmusiłem was do gadania i ciężkiego myślenia a wy wciąż macie nastrój?” „Tak” odparłam „Dlaczego?” „Ponieważ bardzo mądry i kochany przyjaciel powiedział mi, że mam zamiar to spieprzyć, a ja nie chcę tego zrobić.” Uśmiechnął się i jego twarz złagodniała. „Jeśli kiedykolwiek wybierzesz jednego z nich aby rzeczywiście się ożenić, i będzie to Nathaniel, zaklepuję bycie drużbą.” „Nie sądzę żeby to miało nastąpić” powiedziałam „ale jeśli tak, to będziesz naszym pierwszym wyborem.” „Nie zapytałaś Nathaniela,” powiedział „Nie musiała tego robić” powiedział Nathaniel Jason podszedł do łazienki, kręcąc głową „Zbyt dominująca o połowę” Zawołałam za nim „Wiesz że byłabym lepszym mężczyzną w każdym związku, Jason” powiedziałam to jak żart. Odwrócił się w drzwiach i powiedział „Kurwa, Anita, jesteś lepszym facetem. Tylko dlatego że nie masz odpowiedniego wyposażenia, nie zmienia tego, kim jesteś.” Zamknął drzwi za sobą, mocno, aż do kliknięcia. Zostaliśmy sami w sypialni. Nathaniel podniósł się i spojrzał na mnie z góry. „Nie musisz tego dzisiaj kończyć Anita. Jason ma rację, sposób w jaki mnie dotykasz, wiem że jeśli nie tym razem to następnym. Im szybciej nakarmisz ardeur tym lepiej będziesz się czuła.” Uśmiechnęłam się do niego, potem rozłożyłam ramiona i zsunęłam twarz w dół, dopóki nie byłam tak daleko pomiędzy jego nogami jak tylko mogłam się dostać. Tym razem nie był tak podniecony i skóra była luźna. Polizałam tą najdelikatniejszą skórę i usłyszałam jak wypuścił oddech w długim westchnięciu. Wciągnęłam tą luźną skórę w usta, ciągnąc ją delikatnie na zewnątrz i z dala od ciała. Skóra nie pozostała luźna długo. Kiedy zrobiła się
ciasna i mogłam lizać kulki wewnątrz, powiedziałam do niego: „Na kolana” Zrobił to nie czekając na to aż powtórzę. Wciągnęłam jego jądra to ust, pojedynczo, ostrożnie, bardzo ostrożnie. Obracałam je w ustach językiem i ustami, dopóki nie były mokre i gładkie. Złapałam przelotnie resztę jego, tylko z przodu, ale nie wszystko i niedostatecznie. Z przodu widziałam go nago tylko trzy razy. Raz, kiedy po raz pierwszy go spotkałam, raz kiedy utworzyłam triumwirat z nim i Damianem i wcześniej w moim biurze. „Przewróć się” powiedziałam a on odwrócił się na plecy. Jego męskość leżała na brzuchu gruba i drżąca, wskazując jak wykrzyknik przez własne ciało. „Nie pamiętam żebyś był tak duży, kiedy po raz pierwszy widziałam cię nago.” „Byłem w szpitalu. Ktoś prawie mnie zabił. Nie byłem w najlepszej formie.” Spojrzałam w dół na niego i powiedziałam „Właśnie widzę” Sięgnęłam do niego, powoli, i położyłam rękę na cieple promieniującym od niego. Ale zaczynałam tracić cierpliwość. Następnym razem będę wolniejsza, ale teraz owinęłam dłoń wokół niego, pozwalając całej jego grubości i twardości wypełnić moją rękę. Jego górna część ciała zadrgała, unosząc się odrobinę z łóżka. Zsunęłam jedną rękę do jego jąder i zaczęłam je masować, jednocześnie gładząc jego gorącą, aksamitną grubość. „Taki delikatny i twardy jednocześnie” Pieściłam go, aż jego wzrok stracił ostrość, a jego szyja wygięła się i zamknął oczy,więc nie mógł widzieć jak się schylam. Zsunęłam usta na jego czubek, podczas gdy nie patrzył, a on wykrzyknął, kiedy zaczęłam poruszać ustami w dół jego długości. Wiedziałam czego pragnę. Chciałam jego całego w moich ustach, aż po same jądra, co najmniej raz. Następnym razem zacznę kiedy będzie mniejszy, teraz musiałam walczyć żeby tego dokonać. Byłam coraz lepsza w tzw głębokim gardle, bo dzieląc łóżko z Micahem, to było albo stanie się w tym lepszą, lub zaprzestanie robienia jednej z moich ulubionych rzeczy. Praktyka opłaciła się, zamknęłam Nathaniela w swoich ustach w jednym twardym, czystym ruchu, schodząc w dół dopóki moje usta nie dotknęły czubka jego jąder. Podniosłam się na kolana pomiędzy jego udami. Wyraz jego twarzy wart był całego mojego wysiłku. W zasadzie wart był tyle, że musiałam zrobić to jeszcze raz. Potem przeszłam na płytsze ruchy, żeby móc ruszać się lepiej wbijając go i wyjmując z moich ust. Lizałam go, obracałam, ssałam a kiedy zrobił się wystarczająco głośny, bardzo delikatnie użyłam zębów. „O Boże, tak, tak, proszę” Wysunęłam go na tyle, żeby zapytać „ Proszę, co?” „Więcej zębów, proszę” Zmarszczyłam brwi. „Większość mężczyzn uważa że to ich zrani”
„Nie jestem taki jak większość” powiedział i było coś takiego w sposobie w jaki to powiedział, że z powrotem zamknęłam na nim usta. Ssałam go, ciągnąc mocno i stanowczo, a następnie przesunęłam usta w dół na jego penisie, nie tak daleko, jak poprzednio, i ugryzłam go, nie zbyt mocno, ale mocniej niż ugryzłabym jakiegokolwiek innego mężczyznę z którym to robiłam. Utrzymywałam spojrzenie na jego twarzy, żeby widzieć czy go ranię. Wyraz jego twarzy nie miał nic wspólnego z bólem. Jego oczy były dzikie kiedy się odezwał „Mocniej” Spojrzałam na niego „Proszę, Anita, proszę, nie wiesz jak długo tego pragnąłem” To nie było moje zahamowania do gryzienia, ale przypomniało mi się że Nathaniel kiedyś nie miał punktu zatrzymania, nie miał znaku bezpieczeństwa. Żadne niebezpieczeństwo nie było nie do przekroczenia. Mogłam zrobić to czego chciał, ale do mnie należało upewnienie się że to nie idzie za daleko. W końcu robiłam to czego zawsze pragnął. Zdominowałam go. Zsunęłam usta szybko i mocno, i tym razem ugryzłam go wystarczająco mocno, że moje zęby zamknęły się wokół tego grubego, mięsistego ciała. Miałam chwilowe błyśnięcie nie ardeur, ale bestii, i jej pragnienia ciała między zębami. Odepchnęłam ją, ale również oderwałam się od niego i nie powtórzyłam tego. Ale zrobiłam wystarczająco dużo, bo jego oczy były wywrócone białkami do góry i leżał drżący na łóżku. Jego ręce chwyciły stos pościeli, a jego ciało było napięte i wierzgało na łóżku. Czekałam na niego wciąż leżąc, jednak jego oczy pozostały jak motyle, rzęsy trzepotały na jego policzkach. Kiedy złapałam przebłysk lawendowych oczu pomiędzy tym trzepotaniem pogłaskałam go delikatnie. Głaskałam go dłońmi dopóki jego oczy nie skupiły się na mnie, a nie wewnątrz własnych powiek. Spojrzał na mnie, jego lawendowe oczy były rozleniwione a uśmiech jak u kota który właśnie dostał śmietankę. Owinęłam dłoń naokoło jego ciepłej, grubej długości. Owinęłam dłoń i ścisnęłam. „Chcę tego wewnątrz mnie” Kiedy jego oczy się otworzyły powiedział „Nie miałaś żadnej gry wstępnej” Ścisnęłam go ponownie, obserwując jak jego plecy wyginają się w łuk, a jego głowa rzuca, przesuwając długi warkocz jego włosów z łóżka, jak coś uciekającego poza krawędź. „Zaufaj mi Nathaniel. Miałam grę wstępną.” Gdy doszedł do siebie trochę, powiedział, „Nie jesteś jedyną, która nie mogła dotknąć kogoś poniżej pasa” Zamknęłam oczy. „Proszę, Nathaniel, proszę, po prostu kochaj się ze mną. Chcę żebyś dokończył to co zacząłeś w biurze, proszę.” Patrzył na mnie, a w jego wzroku było coś bardzo męskiego, bardzo dojrzałego „Podobało ci
się to, prawda?” Zerknęłam na niego, następnie powiedziałam „Byłeś tam, co o tym myślisz?” Usiadł i nagle byłam otoczona jego nogami, jego rękami. Pocałował mnie, pocałunek był delikatny, ale nie niewinny. Badał moje usta w taki sposób jak ja badałam jego nogi, jego tyłek, lekko, delikatnie, delektując się. Ale jedną rękę zsunął w dół z przodu mojego ciała, aż jego palce nie zjechały pode mnie. Moje ciało zareagowało na ten lekki dotyk, a jego ręka nie zatrzymała się. Prześledził palcem naokoło wejście do mojego ciała. „Jesteś mokra” „Mówiłam ci” Wsunął palec do środka kradnąc mój oddech. Potem wepchnął we mnie dwa palce i opuszkami odnalazł to miejsce. I to było tak, jakby ta część mojego ciała czekała na niego, jak gdyby wszystko co zrobił wcześniej wciąż tam było, dlatego, te szybkie, stanowcze dotknięcia, doprowadziły mnie. Doprowadziły mnie krzyczącą, z paznokciami wbijającymi się w jego ramiona i plecy. Złapał mnie drugą ręką wokół talii, albo musiałam upaść z powrotem na łóżko. Wysunął ze mnie palce i powiedział. „Teraz jesteś gotowa” Dopóki wszystko co mogłam zobaczyć to wnętrze swoich powiek i mówienie nie było możliwe, próbowałam skinąć głową, ale nie sądzę że naprawdę było to potrzebne. Jak to się mówi, czyny mówią głośniej niż słowa.
Rozdział 51 Patrzyłam na jego twarz nade mną, kiedy pracował swym ciałem wchodząc i wychodząc ze mnie. Podpierał się na rękach, jego nogi były wygięte ku mnie, więc tworzył ramę dla własnego ciała. Patrzenie jak ślizga się we mnie, odrzuciło moją głowę do tyłu, moje ciało zadrżało, ale walczyłam o kontrolę. Walczyłam by go widzieć. By zobaczyć jego pierwszy raz. Ten pierwszy raz po tylu nieudanych początkach. Walczyłam ze swoim ciałem, walczyłam z niesamowitymi doznaniami, które mnie wypełniały, walczyłam, bo chciałam widzieć jego twarz. Podparcie w taki sposób powodowało, że jego ruchy były płytkie. Zazwyczaj lubiłam głębokie pchnięcia, ale coś w kącie, głębokości albo jej braku, czy może w rytmie, który był szybki, tak szybki spowodowało, że zaczęłam dochodzić. Czułam że się zaczyna. Przypomniałam sobie w porę, łapiąc powietrze z trudem powiedziałam „Kiedy ja dochodzę, dochodzisz i ty” Jego głos był dziwnie opanowany, tak jakby był bardzo mocno skoncentrowany na tym co robił „Możesz dojść więcej niż raz, ja mogę nie być do tego zdolny.” Dotknęłam jego twarzy, przytrzymałam lekko pomiędzy dłońmi. „Kiedy ja dochodzę, dochodzisz i ty, nigdy więcej pomijania” Jego oczy zwęziły się w uśmiechu „Zgoda”
I nagle nie było czasu na więcej słów, nie było czasu na debatowanie. Orgazm naprężył moje ciało, następnie rozprzestrzenił się na zewnątrz, eksplodując przez moje ciało, moją skórę. Leciałam na fali za falą przyjemności. Jego oczy rozszerzyły się, jakby z zaskoczenia, jego oddech przyspieszył, ciało zawahało się, prawie się zatrzymał, następnie wbił się głęboko we mnie, i gdybym nie przytrzymała jego twarzy odrzuciłby głowę, ale chciałam widzieć jego oczy. Były prawie szalone. Jego ciało zadrżało ponownie, i tym razem orgazm złapał mnie nieprzygotowaną, puściłam jego twarz, moje oczy poleciały w tył głowy i krzyknęłam. Opadł na mnie i wbił się tak mocno i raptownie jak tylko mógł. Wrzasnęłam pod nim i podrapałam jego plecy. Jego skóra pod moimi paznokciami. Wił się na mnie. Wicie jego ciała wciąż pchającego głęboko we mnie, spowodowało że moje paznokcie zagłębiły się bardziej, złapałam w zęby jego ramię, krzycząc w jego skórę. Robiąc knebel z jego ciała między moimi zębami. Ciało Nathaniela lubiło ból. To było tak jakby tak długo jak go raniłam, on nie mógł skończyć. Im bardziej, moje paznokcie i zęby wbijały się w niego, tym mocniej jego biodra pompowały we mnie. To było jak byśmy byli złapani w nieskończonej pętli z bólu i przyjemności, a linia od jednego do drugiego była zamazana. Jego oddech zmienił się ponownie i gdy jego ciało rzuciło się do tyłu, w orgazmie, nadal miałam zęby zatopione w jego ramieniu. Wyrwał się z moich ust. Uwolniłam go na czas zanim podjęłabym się ugryzienia lub straciłabym zęby, ale nie na czas, aby powstrzymać się od zarysowania do krwi. I nagle utonęłam w smaku jego krwi. Słodka i słona i metaliczna, a pod spodem, jeszcze coś innego, coś więcej. Ugryzłam jego kark zaledwie kilka godzin wcześniej i nie byłam wtedy tak świadoma, smaku jego krwi. To było jak różnica pomiędzy wlewaniem w siebie wody, bo jest się spragnionym i popijaniem wina, aby cieszyć się jego bukietem. Pozostawiłam resztę krwi Nathaniela na języku, zlizując ją i przykrywając, bawiąc się jej smakiem, teksturą, ciepłem. Pozwoliłam aby ześlizgnęła się do mojego gardła. Zrobiłam to na koniec, jak gdyby to był ostatni łyk jaki kiedykolwiek miałabym mieć. Pragnęłam krwi już wcześniej, poprzez bestię, ale myślałam, że ta jedna część to było wszystko. Przy tym jednym słodkim skosztowaniu, wiedziałam już że to nie prawda. Próbowałam już wcześniej krwi, ale nigdy się tym nie cieszyłam, ani nawet nie wiedziałam że może smakować właśnie w taki sposób. Moc wytyczyła szlak przez skórę Nathaniela, i pozostała pod jego ciałem, ta moc przeszła na mnie poprzez mrowienie skóry, gorączkę, skradła mi oddech. Przeszły mnie dreszcze, a moja bestia poruszyła się, jak coś futrzastego i wpół śpiącego, któremu właśnie coś zakłóciło drzemkę. Nathaniel pochylił się do mnie ponownie, a jego oczy były jasno szare z nutą niebieskiego. Gapiłam się w jego lamparcie oczy i czułam jego bestię rozpychającą się w jego ciele, tak jakby napierała na kości tworzące jego klatkę. Moja bestia przeciągnęła się wewnątrz mnie. Miałam już wcześniej podobne odczucia, ale nigdy nie czułam się tak, jakby moje ciało było w jakiś sposób wydrążone i ten długi kształt rozciągał się we mnie. To wywołało we mnie drżenie, było mi ciężko oddychać, jakby rzeczywiście coś było wewnątrz mnie i dotarło na tyle wysoko, że zmusiło moje płuca do pójścia na kompromis. Ciśnienie trwało chwilę, następnie zniknęło ale nie podobało mi się to odczucie. „Pachniesz krwią” powiedział Nathaniel, a jego głos był na krawędzi ryku.
„To twoja krew” wyszeptałam i moje serce przyśpieszyło swój rytm. „Ale jest w twoich ustach” warknął, tuż nad moimi ustami. Jego usta nagle znalazły się na moich, jego język wpychał się pomiędzy moje wargi. Pocałował mnie, mocno, długo i głęboko, wpychając swój język tak daleko w moje usta, że to było prawie jak 'głębokie gardło'. Ale jego język nie był ani tak długi ani tak szeroki jak jego penis. Natomiast jego przednie zęby, które prawie pocięły moje usta miały miażdżącą siłę, która w żaden sposób nie mogła się równać z żadną ilością seksu oralnego. Lampart krzyczał w mojej głowie, on nas zjada! Wiedziałam że nie, ale coś we mnie się poruszało, w miejscu gdzie nic nie powinno się ruszać. Odczuwałam to, nie jak jakiś płynny amorficzny kształt, ale jakby coś bardzo solidnego i bardzo realnego siedziało w centrum mojego ciała i poruszało się w około. Poruszyło się i tym razem poczułam coś jakby rozciągnięcie ręki w górę i coś innego ciągnącego w dół. To bolało, nagle zaczęłam się dławić pocałunkiem Nathaniela Odsunął się, a uśmiech na jego twarzy był dziki i radosny, dzikie piękno, jakby myśli wewnątrz jego głowy nie były już bardzo ludzkie. „Dobrze smakujesz” powiedział, a jego głos był boleśnie niski. To nie brzmiało w ogóle jak głos Nathaniela. Lampart nie reagował na to warczenie, to pochodziło z mojej głowy. A to coś w moim ciele przeciągało się, rozciągało ręce i nogi wewnątrz mnie. Mogłam poczuć że to dotyka rzeczy które nigdy nie były dotknięte. Krzyknęłam i zapatrzyłam się w jego oczy zastanawiając się czy jest tam wystarczająco dużo z Nathaniela, żeby mi pomóc. „Anita, co się dzieje?” Z oczami lamparta, obcym głosem, ale ta twarz była Nathaniela, przejęta i zaniepokojona. „To boli” „Co? Zraniłem cię?” Pokręciłem głową, a pazury załaskotały wzdłuż moich żeber, co zmusiło mnie by walczyć pod jego ciałem. „Pomóż mi” Zsunął się ze mnie krzycząc „Jason”. Musiał zawołać dwukrotnie zanim Jason wyszedł kapiący spod prysznica, z ręcznikiem w ręku. Spojrzał na nas i jego uśmiech natychmiast zniknął. „Co się dzieje?” „Nie wiem” powiedział Nathaniel, wciąż tym niskim głosem „mówi że coś ją rani” \To coś poruszyło się ponownie, rozciągając i przeciągając się, a moje ciało rozciągało się wraz z tym, jakby dopasowywało się do moich rąk i nóg. To nie bolało, nie dokładnie. To było tak jakby moje ciało było rękawiczką a to coś sprawdzało jak wiele miejsca ma dla siebie. „Czujesz to?” zapytał Jason. Jego ciało obsypała gęsia skórka. Nathaniel skinął głową „To jej bestia” Jason uklęknął przy końcu łóżka „Taa, ale nigdy wcześniej nie było tego czuć w taki sposób” Moja bestia rozciągnęła się maksymalnie w moim ciele, orientując się że nie ma dalej gdzie pójść. Dostałam mały kawałek bestii Richarda rok temu, i jakimś cudem linia Belle dała mi zwierzę do wezwania – lamparty. Przez to stałam się Nimir-Ra dla Micaha Nimir-Raj. Nathaniel został moim pomme de sang, ale teraz był dla mnie zwierzęciem które mogłam przywołać, tak jak Richard dla Jean-Clauda. W w tej chwili część mnie była bestią, kotem, przeciągającym się w moim ludzkim ciele. Czułam to jak wcześniejszą moc, bardziej metafizyczną niż fizyczną, ale to było bardzo, bardzo fizyczne. Mogłam to poczuć. Czułam jak szarpie się we mnie, szukając drogi wyjścia. To
było tak jakbym była lykantropem, z wyjątkiem tego że brakowało mi tego ostatniego kawałka układanki, tego ostatniego kawałeczka, który pozwoliłby bestii wymknąć się z mojej skóry i być realną. Bestia cofnęła się do tego małego centrum w moim ciele, gdzie przebywała przez większość czasu. Ale teraz miałam takie odczucie jak te lamparty w zoo zamknięte w małej metalowej klatce. To przemierzało przestrzeń, przemierzało aż w końcu rzuciło się na pręty tnąc i drapiąc pazurami. A tymi prętami było moje ciało, zaczęłam krzyczeć. Wyciągnęłam rękę, chcąc chwycić coś, cokolwiek, co mogłoby mi pomóc. Jak można walczyć z czymś co jest wewnątrz twojego ciała? Jak zniszczyć coś co jest w samej twojej istocie? Jason złapał moją rękę i teraz rozkoszowałam się słodkim piżmem wilka. Ale nagle dotyk ręki Jasona zadziałał jak kanał i mogłam zobaczyć Richarda. Był w swojej jasnej, rozświetlonej słońcem kuchni, gotując coś na patelni. Miał na sobie tylko dżinsy i zatknięty w pasie spodni ręcznik kuchenny. Jego plecy były pokryte śladami pazurów, albo naprawdę mocnymi śladami paznokci. Wyglądało to bardziej jak efekt dobrego seksu niż ataku. Podniósł głowę,i wciągnął powietrze i dopiero wtedy obrócił się i popatrzył za siebie, jak gdyby mógł mnie zobaczyć „Anita, to ty?” „Pomóż mi” „Co się dzieje?” Ścisnęłam rękę Jasona i to zadziałało jak dodatkowy kawałek zwiększający kontakt z Richardem. Było tak, jakbym unosiła się tuż przed nim. Wyciągnął rękę i otarł się o mnie. Moja bestia zareagowała na to krzycząc i drapiąc, stając się dzika. Nie chciała wilka wewnątrz nas, nie było na to miejsca. Na pewno nie było miejsca dla obu. Richard cofnął rękę do tylu i odezwał się „Anita, Anita słyszysz mnie?” Krzyczałam jego imię, ponieważ krzyk był jedynym co mogłam zrobić. Miałam wrażenie że lampart tnie mnie, próbuje wyciąć sobie drogę na zewnątrz i nie może się wydostać. „Daj bestii kogoś innego, Anita. Kogoś, kogo ciało może ją wypuścić.” Nie rozumiałam o co mu chodzi. Zaczęłam mu to mówić, ale wydawało się, że poczuł moje konsternację. Ponieważ podzielił się wspomnieniami o mnie. Mówi się że to co widać jest warte więcej niż tysiąc słów; wspomnienia z pełnym dźwiękiem przestrzennym są warte znacznie więcej. Oszczędza tyle czasu, dzieli ból szybciej. Byliśmy w centralnym kręgu w Cyrku Potępionych. Sięgnęłam/ do bestii Richarda, jego wściekłości, ponieważ jeśli nie moglibyśmy jej kontrolować, rada mogłaby go zabić. Sięgnęłam do tego szaleństwa. Ta moc którą nazywał swoją bestię przyszła wraz z moim dotykiem. W jakiś sposób pachniałam dla niej jak dom. Moc wlała się we mnie, po mnie, przeze mnie, jak oślepiająca burza ciepła i energii. To było podobne to tego kiedy podniosłam moc z Richardem i Jean-Claudem, ale tym razem nie było żadnego zaklęcia dzięki któremu można by użyć mocy. Nie było ucieczki dla bestii. Starała się wydostać z mojej skóry, próbowała rozszerzyć wewnątrz mojego ciała, ale nie było żadnego zwierzęcia do wezwania. Byłam pusta, a bestia szalała we mnie. Czułam jak rośnie, aż myślałam, że pęknie i rozpadnie się na krwawe kawałeczki. Ciśnienie ciągle rosło i rosło i nie miało żadnego ujścia. Richard czołgał się do mnie na rękach i kolanach, krwawiąc. Położył swoje usta na moich w drżącym pocałunku. Dźwięk nadszedł z dołu jego gardła, i nagle docisnął mocno swoje usta do moich na tyle że albo by mnie posiniaczył albo zmusił do otworzenia ust dla niego. Otworzyłam a
jego język zanurkował do wewnątrz, jego usta karmiły się mną. Zranienia w jego ustach wypełniły moje usta jego smakiem, słodko-słonym. Trzymałam jego twarz w dłoniach, moje usta przeszukiwały jego, ale to było niewystarczające. Podnieśliśmy się na kolana z ustami wciąż przyciśniętymi do siebie. Moje ręce ślizgały się po jego piersi, jego plecach i coś głęboko we mnie zaskoczyło i uspokoiło się. Jego moc próbowała wydostać się na zewnątrz, ale powstrzymałam ją... Dłonie Richarda ześlizgnęły się na moje nogi, odnalazły górę koronkowych czarnych majtek. Jego palce prześledziły mój nagi kręgosłup i było po mnie. Moc rozlała się w górę, na zewnątrz, wypełniając nas oboje. Zapłonęła w nas w postaci pędzącej fali ciepła i światła, aż moja wizja pływała w kawałkach, i oboje krzyknęliśmy jednym głosem. Jego bestia odsunęła się z powrotem do niego. Czułam, jak wypełza ze mnie, wyciąga się jak duży, gruby sznur, rozlewając wewnątrz Richarda, zwijając w jego ciele. Spodziewałam się poczuć jej ostatni kawałek rozlewający się między nami, jak osuszanie do ostatniej kropli wina z kielicha, ale ta kropla pozostała. Wspomnienia wycofały się zostawiając mnie bez tchu na łóżku. Nathaniel pochylał się nade mną. „Anita, Anita, wszystko w porządku? Jego oczy powróciły z powrotem do lawendowego koloru. Jason wsadził nos w moje włosy. „Pachniesz jak stado” Richard stał w kuchni, z jedną rękę na krawędzi szafki, jakby podtrzymując się. „Czy teraz pamiętasz?” „Pamiętam” wyszeptałam „Co pamiętasz?” zapytał Nathaniel „Czujesz to?” zapytał Jason. Pocierał ustami o bok mojej twarzy. Nathaniel pochylił się jeszcze niżej, przysunął twarz do mojej „Wilk” węszył przy mojej skórze, „Richard” wyszeptał tuż przy mojej skórze Czucie ich ust na mnie spowodowało że na chwilę zamknęłam oczy. Ale gdy zniknął widok, ich zapach okrył mnie jak koc. Słodkie piżmo wilka i gryząca,cierpka słodycz lamparta były wszędzie, jak niewidzialna woda, a ja w niej tonęłam. Spodziewałam się że mój kot będzie się skarżyć, ale tak się nie stało. Połączenie obu zapachów dziwnie go uspokoiło. „Wciąż należysz do stada Anita, tak samo jak należysz do pardu. Daj im swoją bestię.” Richard patrzył na mnie, i dopiero teraz zauważyłam, że nisko na prawym policzku miał zadrapanie. Nie było to miejsce gdzie zazwyczaj zostawia się ślady w ogniu namiętności. Przestałam widzieć zadrapaną twarz Richarda w jego słonecznej kuchni. Otworzyłam oczy natykając się na kosmyk kasztanowych włosów. Nathaniel był dociśnięty z boku mojej twarzy, usta tuż pod linią mojej szczęki. Jego ciało było z powrotem na górze mojego, rozkładając swój ciężar na mnie. Był taki ciepły. Jason wciąż trzymał moją dłoń, a jego usta ocierały się wzdłuż mojej szyi, po przeciwnej stronie niż Nathaniel. Było mi ciepło i bezpiecznie i uświadomiłam sobie że Richard musiał przekazać mi trochę swojej kontroli. Dał mi przestrzeń aby złapać oddech. Musiałam to wykorzystać zanim moja bestia otrząśnie się z tego ciepłego, wygodnego znużenia. Przywołałam znowu wspomnienie o przekazaniu bestii Richarda z powrotem do niego. Jak to działało? Pocałunek, dlaczego wszystko musi zawierać w sobie pocałunek, albo dotyk. Jean-
Claude odpowiedział na to pytanie ostatniej nocy. Ponieważ możemy używać tylko tych instrumentów, które są dostępne. Większość naszych narzędzi pochodzi z linii Belle Morte, a to oznacza, że nasze sposoby, nasze umiejętności, będą miały określony motyw. Czekałam aż poczuję zmęczenie tym tematem, i część mnie owszem była tym zmęczona, część mnie uważała że naprawdę potrzebujemy jakiegoś nowego zestawu umiejętności, ale większa część mnie czuła ciepło i bezpieczeństwo będąc pokrytą zapachem pardu i stada. Ich usta delikatnie przesuwały się po każdej stronie mojej szyi, miękko całując. Ciepłe ciało Nathaniela naciskało całą długością na moje, cieplejsze niż jakikolwiek koc, to było lepsze niż zwyczajne bycie trzymanym w czyichś ramionach. Jason gładził ręką wzdłuż krawędzi mojego biodra, a ja nic nie mogąc na to poradzić przytuliłam się do jego dotyku. Ten jeden mały ruch ciała musiał wpłynąć na Nathaniela Nagle stał się cięższy niż był, ciężki w sposób w jaki pocałunek Richarda stał się w jego wspomnieniu. Biodra Nathaniela docisnęły się do mnie, i tak jak przy zapamiętanym pocałunku, pchnął je do przodu, a ja miałam do wyboru otwarcie się na niego, lub utrzymanie go na zewnątrz mojego ciała. Bestia Richarda wydostała się przez pocałunek. Mogłam tylko pocałować któregoś z nich. Nasunęła mi się myśl, że mogłam robić też inne rzeczy i również całować. Ale miałam już wystarczająco trójkątów i więcej. Moja zmaltretowana moralność wiedziała że wielokrotności mogą zająć chwilę. Malutki głosik w mojej głowie powiedział, ale czuję się tak dobrze. A głos, który wyrobiła we mnie ręka babci krzyknął, Dziwka!. Pracujesz tak długo i tak mocno, aby słuchać swojego wewnętrznego głosu, ale czasami poczucie winy lub przyzwyczajenie sprawia, że słyszysz tylko te obce głosy - tych, którzy cię oceniają. Czasami po prostu nie można się ich pozbyć. „Potrzebuję przekazać moją bestię mojemu kotu” powiedziałam, mój głos był gruby, powolny. Próbowałam wyciągnąć moją dłoń z dłoni Jasona, ale przytrzymał ją. Wyszeptał w zgięcie mojej szyi „Ja będę twoim kotem” Nathaniel wyszeptał naprzeciw mojego drugiego policzka „Ja jestem jej kotem” Głos Jasona przy mojej skórze „W takim razie ja będę twoim pieskiem” Polizał wzdłuż moją szyję, i to spowodowało że zaczęłam się wić, potrząsnęłam głową, tylko trochę odwracając ją, tak że mogłam zobaczyć z boku jego twarz. „Nie dzisiaj, Jason” Tym razem kiedy pociągnęłam rękę, puścił mnie. Jego niebieskie oczy weszły w moje pole widzenia i pocałował mnie, długo i głęboko, a moja bestia leżała cicho. „Smakujesz krwią i pocałunkiem innego mężczyzny” wyszeptał odsuwając się. Moja bestia obudziła się w środku, tak jakby tylko drzemała. Obudziła się i spróbowała rozprzestrzenić się w moim ciele. Wypełniła je jak ktoś przymierzając płaszcz, który jest na niego zbyt mały. Poczułam ją rozciągającą się we mnie, poczułam jak mnie wypełnia, jak gorąca woda rozlewając się, aż wypełni każdy centymetr mnie a wciąż więcej jej miało nadejść. Przelewała się i przelewała, jeśli woda może mieć kości, mięśnie i gniew. Bo gdy okazało się, że istniały ograniczenia, że moja skóra nie rozerwie się, moje kości nie wygną, moje ciało nie podda się, bestia we mnie zaczęła szaleć. Cięła pazurami, walczyła mięśniami, które powinny być metaforyczne, ale czułam je aż nazbyt realnie. Wrzasnęłam, krzyczałam i walczyłam, ale nie można walczyć z czymś, czego nie można dotknąć.
Nataniel wciąż leżał na mnie z szeroko otwartymi oczami, przestraszony. Zaczął zsuwać się ze mnie, ale chwyciłam jego ramiona, i udało mi się powiedzieć, „Pocałuj mnie” Jeśli to byłby praktycznie ktokolwiek inny, to mógłby się sprzeczać, ale on nie zrobił tego. Położył swoje usta na moich i następny krzyk został stłumiony przez jego usta. Chciałam przenieść to coś ze mnie do niego. Starałam się ją zmusić, ale wpadła w panikę i nie słyszała mnie. Była jak dzikie zwierzę, osaczona, nic do niej nie docierało, nic oprócz własnego strachu. Oderwałam usta od Nathaniela i zwyczajnie krzyknęłam. Jason był tam, z ręką po drugiej stronie mojej twarzy, a w chwili gdy mnie dotknął, bestia zawahała się. Kot zatrzymał się na wystarczająco długo by powąchać powietrze, jakby zastanawiając się, kim był. Spojrzałam w górę na Nathaniela, ręka Jasona wciąż dotykała mojej głowy „Spróbuj jeszcze raz, pocałuj mnie” Pocałował mnie i tym razem byłam w stanie oddać pocałunek, a bestia nie powstała. Siedziała wewnątrz mnie, wąchając, zastanawiając się , ale nie podnosiła się. Przerwałam pocałunek i krzyknęłam, nie z bólu lecz z frustracji „Richard powiedział żebym podzieliła się bestią z kimś kto może ją uwolnić, ale ona nie chce iść, nie chce wyjść” „Czy wciąż walczysz o kontrolę nad ardeur? Zapytał Nathaniel Zamrugałam i zastanowiłam się nad tym. Czy walczyłam? Nie świadomie, ale kontrola stała się automatyczna. Teraz nie musiałam go kontrolować, ale czy w zamian wzywając go do istnienia, wciąż go tłumiłam? Czy wciąż się osłaniałam? Odpowiedź była, owszem tak. „Taa” „Przestań walczyć” powiedział Nathaniel „po prostu pozwól wszystkiemu działać „Nie” zaczęłam, ale położył palec na moich ustach. „Cicho, Anita, możesz nakarmić się na nas obu, i to nie osuszy mnie tak bardzo. To nie jest najlepsze rozwiązanie, ale też nie katastrofa. Przestań walczyć to może bestia przestanie również” Otworzyłam usta mimo jego palca który mnie wciąż dotykał. Przesunął tylko koniuszkami palców po wnętrzu moich ust, bawiąc się wzdłuż ich krawędzi. Ten ruch powstrzymał mnie od mówienia bardziej efektownie niż cokolwiek innego co mógłby zrobić. Po prostu leżałam i pozwalałam jego palcom bawić się krawędzią moich ust, delikatnie, zmysłowo. „Odpuść Anita, po prostu odpuść. My cię złapiemy.” Jason pochylił się do mojej twarzy. „Jestem tu Anita, nie pozwolę aby coś złego stało się Nathanielowi. Obiecuję.” Oparł twarz o moje czoło. „Możemy to zrobić, Anita, ale musisz odpuścić, musisz pozwolić nam cię złapać” Odpuścić. To brzmiało tak prosto. Ale odpuszczenie wszystkiego nie było czymś co wychodziło mi najlepiej. Nie byłam nawet pewna czy wiem jak tego dokonać. Jak można odpuścić? Jak możesz otworzyć swoją dłoń i pozwolić sobie spaść i zaufać, że inni ludzie cię złapią? Że złapią cię i nie pozwolą ci ich skrzywdzić, albo samej siebie. Czy ufałam Nathanielowi i Jasonowi aż tak? W pewnym stopniu. Czy ufałam komukolwiek aż tak? Może, Ok nie naprawdę. Wzięłam głęboki oddech i wypuściłam go powoli i odpuściłam. Odpuściłam i zaufałam. Zaufałam pomimo cichego głosu wewnątrz mnie który szeptał głupia, głupia, głupia.
Rozdział 52 Piekłem są pazury, zęby i walczące ciała. Zatopiłam zęby w czyjejś piersi, chwyciłam tak dużo mięsa, jak moje usta były w stanie pomieścić, i zaczęłam zagryzać. Pragnęłam mięsa. Chciałam pożywienia, a lampart krzyczał, że jeśli ich nie zabijemy, to oni zabiją nas. Odpuść powiedzieli, odpuściłam i teraz zamiast bestii usiłującej się wydostać, to ja stałam się mała i uwięziona i nie mogłam się wydostać. Ta część mnie która pragnęłam mięsa i krwi i szarpała się gdzieś pomiędzy seksem i pożywieniem była z przodu mojej głowy. Zawsze myślałam że bycie zwierzęciem musi być bezproblemowe, ale takie nie było. Było prostsze ale nie spokojne. Pamiętałam tylko urywki. Smak krwi w moich ustach. Uczucie moich zębów zatapiających się w ciele. Moje paznokcie cięły przez czyjeś ciało. Leżałam się na brzuchu i nie mogłam się ruszyć. Nie mogłam się ruszyć. Ktoś był na moich plecach i ktoś trzymał moją głowę a ja nie mogłam się ruszyć. Zęby z tyłu mojej szyi. Chwila paraliżującej umysł paniki, a potem nastał spokój. Jak wcześniej w moim biurze, gdy Nathaniel mnie ugryzł. Spokój. Jason klęczał przede mną, na brzegu łóżka, trzymając moje nadgarstki. Lewa strona jego twarzy była zakrwawiona, i jak przez mgłę, wiedziałam, że to moje paznokcie to zrobiły. Jego oko zamrugało z trudem wśród krwawych bruzd. Jego ramiona znaczyły ugryzienia i zadrapania, to wyglądało jakby miał na sobie czerwone rękawice aż do ramion. Jego klatka piersiowa i brzuch też były zakrwawione. Zęby Nathaniela na moim karku zacisnęły się odrobinę mocniej i moje oczy zamigotały, a kiedy warknął w moją skórę, moje ciało zaczęło się wić pod nim, nie walcząc, ale oferując. Jason przemówił, a strużka krwi trysnęła z jego ust, kiedy to zrobił. „Następnym razem kiedy będziemy to robić będziesz związania” Nathaniel warknął, ale myślę że nie było to przeznaczone dla mnie. Jason spojrzał koło mnie, aby spotkać oczy drugiego mężczyzny, i powiedział. „Ok, ok. Daj mi swoją bestię Anita. Pozwól mi ją połknąć.” Pochylił się do mnie, drżąca krew na krawędzi jego ust zafascynowała mnie. Próbowałam wychylić się w kierunku tej drżącej czerwonej kropli ale zęby Nathaniela powstrzymały mnie, zmuszając do czekania aż usta Jasona przyjdą do mnie. Jego usta zatrzymały się tuż poza moim zasięgiem. Starałam się podnieść ręce i go dotknąć, ale jego dłonie przycisnęły moje nadgarstki mocniej w dół na brzegu łóżka. Położył swoje usta naprzeciw moich, a ja go nie pocałowałam. Zlizałam krew z krawędzi jego ust. Cofnął się śmiejąc. „Wolałabyś mnie teraz raczej zjeść a nie pocałować” Ale pochylił się do mnie, z ustami na wpół rozchylonymi, a ja mogłam wyczuć krew w jego ustach. Chciałam go gryźć. Pamiętałam to uczucie jego warg pomiędzy moimi zębami. Wydałam z siebie niski dźwięk a on znowu się zaśmiał, czysto męski dźwięk wydobył się z jego ust tak blisko mnie, że mój język mógł ich dotknąć. W jego głosie słychać było ten męski śmiech, na krawędzi warknięcia: „Boże, ona jest chętna” Nathaniel znowu warknął nadal zaciskając swoje zęby z tyłu mojej szyi. Pomruk był niski i głęboki i zawibrował mi po plecach, jakby moje ciało było kamertonem. To spowodowało że pchnęłam swoim ciałem naprzeciw jego. Moje usta sięgały do Jasona, ale moje ciało oferowało się temu twardemu ciężarowi na moich plecach. „W porządku, ale jeśli odgryzie mi język, to się wkurzę” Przycisnął swoje usta do moich, ale ja wcale nie próbowałam go ugryźć ponieważ jego usta były pełne krwi i smakowały mięsem. Dopiero zaczęłam to danie, i jedyne czego chciałam to móc je skończyć. Moja bestia była tam, tuż pod moją skórą, tylko Nathaniel utrzymywał ją spokojną. Smak świeżej krwi, mięsa, i dotyk ust Jasona na moich doprowadził bestię do gorączki na mojej skórze. Mogłam poczuć, że
moje ciało gotuje się z tego gorąca jakby było naczyniem dla czegoś znacznie gorętszego niż ludzkie ciało. Czegoś co było tam prawie, prawie gotowe, prawie... Nathaniel podniósł swoje usta i tylko jego waga i ręce Jasona utrzymywały mnie na dole. Wyszeptał coś w ranę na mojej szyi, co zabrzmiało jak „Teraz” Ale nie zdążyłam się upewnić, ponieważ w tym momencie moja bestia podniosła się. Wzrosła po linii kręgosłupa jak ciepło. Wylała się z moich ust do ust Jasona, w parzącej, palącej fali mocy. To oderwało jego usta od moich, zmusiło do odrzucenia głowy z krzykiem, a ciało Nathaniela wygięło się na moich plecach, on także krzyczał. Moja bestia była jak miecz który pchnął ich obu. Przelewałam swoją energię w ich ciała, dopóki ich ciała nie rozerwały się. Ujrzałam jak skóra Jasona rozdziera się, i czułam drżenie Nathaniela nade mną. W jednej chwili byli tam, a w następnej zostałam oblana ciepłym płynem, tak ciepłym, jakbym zanurzyła się w świeżej krwi, ale to nie była krew. To był jasny, lepki płyn, który zmiennokształtni pozostawiają kiedy przeciągają swoje ciała z jednego kształtu do drugiego. Byłam nim pokryta, ociekałam tym, a ponieważ pazury Jasona wciąż przytrzymywały moje nadgarstki, nie mogłam wytrzeć tego z mojej twarzy. Mrugnęłam na wilkołaka klęczącego przede mną. Jego futro było suche, tak było zawsze, jak magia. Wpatrywałam się w oczy wilka koloru trawy wczesną wiosną. Jego futro było grube w odcieniu jasnej szarości. Otworzył szczękę, która była dłuższa niż u człowieka i pełna zębów, których każdy wilk mógłby mu pozazdrościć. Przebiegł niemożliwie długim językiem nad tymi zębami i wpatrzył się we mnie oczami, wyrażającymi rzeczy, których tylko mogłam zacząć się domyślać. W mokrej pościeli znajdował się zawinięty pazur, a ten pazur należał do dłoni pokrytej czarnym futrem. Odwróciłam się i zrobiłam to powoli, jak w horrorze, gdy wiesz, co jest za tobą, ale po prostu nie możesz powstrzymać się od spojrzenia na to. Musisz spojrzeć, nawet jeśli czujesz nacisk futra na swoim nagim ciele. Wiedziałam co zobaczę, ale wciąż musiałam się odwrócić i spojrzeć. Twarz Nathaniela była dziwnie wdzięczną mieszanką człowieka i lamparta. Kształt twarzy był zbliżony bardziej do ludzkiego niż zwierzęcego, ale kiedy napotkałam te szaro-niebieskie oczy nie znalazłam tam nikogo z kim można rozmawiać. Chciałam pozbyć się mojej bestii poprzez wprowadzenie jej do nich, a teraz nagle leżałam pokryta ciepłym płynem, który naśladował krew, z dwoma przytrzymującymi mnie świeżo zmienionymi lykantropami. Wiedziałam że nie skrzywdziliby mnie. Ufałam im. Ale część mnie ufała Jasonowi i Nathanielowi bardziej niż ufała ich bestiom. Starałam się nie bać, ponieważ strach jest jak przyprawa dla ich pożywienia. Strach ekscytuje lykantropy, po prostu tak jest. Tak więc leżałam bardzo spokojnie i starałam się uspokoić swoje serce, próbowałam wymyślić jak ich poprosić aby mnie puścili nie brzmiąc przy tym jak ofiara. Nathaniel przesunął swoje ręce tak, że leżały po obu stronach mojego ciała, kciukami porośniętymi futrem pieścił moją skórę. Mojemu biciu serca to się nie podobało. Mi również. Ponownie zagiął/ swoje dłonie i pazury zalśniły pomiędzy futrem. Przesunął tym futrem pieszcząc w dół mojego ciała i ta ciepła szczotka, ciepłe futro spowodowało że mój oddech zadrżał. Jego głos był bardziej warknięciem niż mową kiedy się odezwał „Nigdy wcześniej nie miałem dłoni kiedy się zmieniałem” Położył te 'dłonie' z powrotem po obu stronach mojego ciała, tak blisko że końcówki futra dotykały boków moich piersi. Skierował pazury w dół, a ja poczułam jak jego mięśnie wyginają się w stronę mojego ciała. Jego ręce były tuż obok moich piersi, i poczułam jego pazury
chwytające łóżko. Zaczął ciągnąć pazurami w dół. Pościel pękła, ale to dźwięk rozrywanego materaca wyrwał z mojego gardła coś przypominającego skomlenie. Materac wydawał mięsisty dźwięk kiedy jego pazury łatwo się przez niego przedzierały. Przesunął swoje ciało tak że mógł prześledzić linię mojego ciała przez materac i pościel. Wykroił mój zarys swoimi pazurami. Nie potrafiłam się nie bać. Jason roześmiał się, a dziwnie męski chichot wydobył się z wilczego gardła. Ten dźwięk zmusił mnie abym na niego spojrzała. Błysnął kłami kiedy się odezwał „Nie bój się Anita” „To mnie puśćcie” odpowiedziałam, a mój głos był przyjemnie spokojny, ledwie drżący. Gdyby byli ludźmi nie byliby w stanie wyczuć mojego szybkiego pulsu, ani zapachu strachu. Ale nie byli ludźmi. Nathaniel opadł swoim ciałem na mnie. Był wyższy, szerszy, bardziej umięśniony, albo umięśniony w innych miejscach niż wcześniej. To było jakby zupełnie inne ciało mnie przygniotło, takie którego nigdy nie dotykałam. Futro było cieńsze na jego piersi, brzuchu i pachwinie, ale skóra była cieplejsza, prawie gorąca na moim nagim ciele, tak jakby w tej formie jego krew płynęła cieplejsza. Polizał moje ramię, a z mojego gardła wyrwał się niewielki pisk. Zamknęłam oczy i skoncentrowałam się na oddychaniu, tylko na oddychaniu. Nie na czuciu jego ciała, czy dłoni Jasona z jego nie do końca schowanymi pazurami łaskoczącymi moje nadgarstki. Oddychałam, oddychałam dopóki język bardziej szorstki niż ten Nathaniela polizał mnie długo, omiótł wzdłuż moje ramię i z powrotem do góry. Kiedy ponownie otworzyłam oczy, mój puls był w normie. Zdałam sobie sprawę że Nathaniel czyścił mnie z przeźroczystego śluzu który on i Jason pozostawili na mnie. Warknął do mojego ucha „Zostawiliśmy na tobie bałagan" „Taa" odpowiedziałam, a mój głos był jedynie szeptem. Umieścił swoje biodra naprzeciw moich ud i zrobił niewielki, mocny ruch, coś pomiędzy kołysaniem i pchnięciem. Nagle oparł się o moją pupę i mogłam poczuć że tam też był inny. Większy, tak czułam, ale możliwe że po prostu byłam przestraszona. Wszystko wydaje się być większe kiedy czujesz zagrożenie. Wydał jakiś dźwięk przy mojej twarzy, coś jakby prychnięcie. Nie jakby kichał na mnie, tylko taki dźwięk który powinnam zrozumieć. „Jesteś głodna. Głodna jak my. Mogę to poczuć.” Walczyłam by utrzymać mój puls spokojnym i normalnym, nawet oddech, Nie zamierzałam robić niczego by to spotęgować, nie jeśli miałam wybór. „Nie jestem głodna” powiedziałam Opadł na mnie mocniej, przesuwając się niżej między moje nogi, nie do wewnątrz, ale idąc tą drogą. To przyspieszyło mój puls, nie mogłam nic na to poradzić. Potarł swoim futrzastym policzkiem wzdłuż mojej twarzy. „Potrzebujesz prysznica” „Ok” odpowiedziałam. W tym punkcie zgodziłabym się ze wszystkim co pomogłoby mi się spod nich dwóch wydostać. „Nie zamierzamy cię zjeść, Anita” odezwał się Jason „Jeśli byłaby taka możliwość Jean-Claude nie zaufałby mi jeśli chodzi o ciebie, powinnaś to wiedzieć” Podniosłam głowę i napotkałam te wilcze oczy. „Sory, ale wy trzymający na mnie swoje zęby i pazury sprawiacie że się nad tym zastanawiam.” „Nie skrzywdzimy cię” odparł Jason „Więc mnie puśćcie” powiedziałam i mój głos był prawie normalny, a tętno zwolniło.
„Jeszcze nie” powiedział Nathaniel wciąż przyciskając swoją twarz do mojej. Jason spojrzał na niego. „Dlaczego nie?” Zapytał zanim ja zdążyłam to zrobić. „Ponieważ ona wciąż musi nakarmić ardeur." Nie pomyślałabym, że twarz wilka może pokazać tak wielkie niedowierzanie, ale Jasonowi się to udało. „Anita nie robi tego z futrzakami." Lampartołak na moich plecach poruszył swoimi biodrami o kolejny ułamek centymetra w dół. Pchnął do przodu, nie do wewnątrz, ale jakby pukając w te najbardziej intymne drzwi. „Jesteś pusta w środku, czuję to, Wcześniej nie mogłem tego poczuć."
Mówiąc to raz, było myśleniem życzeniowym, po drugie starałam się spojrzeć w głąb siebie. Starałam się wyczuć ardeur bez podnoszenia go. Potrzebowałam jakiegoś metafizycznego miernika gazu, ale wszystko co mogłam znaleźć było pustką wewnątrz mnie. W miejscu gdzie coś powinno być, nie było niczego. "Czuję to" powiedziałam "Nie czuję się zmęczony teraz, Anita. Czuję się jak nowo narodzony. Poruszył się na mnie delikatnie. "Powiedz tak" "Puść mnie, to zobaczymy" powiedziałam "Podoba mi się trzymanie cię na dole. Podoba mi się kiedy obydwoje trzymamy cię na dole" zamruczał w moją skórę. "Myślałam że nie lubisz przejmować dowodzenia" powiedziałam "Zazwyczaj nie lubię, ale dzisiaj tak. Dzisiaj kocham uczucie twojego ciała pod moim. Kocham czuć że walczysz aby się nie szarpać, nie panikować. Czuję twoją samokontrolę na moim języku. Chcę ją całą zlizać." "Nathaniel" powiedziałam "Powiedz tak, Anita, po prostu powiedz tak. Nakarmisz ardeur, potem weźmiesz prysznic, a my w tym czasie rozejrzymy się za innymi rzeczami do jedzenia." "Jakimi innymi rzeczami?" zapytałam "Są tu artykuły zaopatrzeniowe głębiej w podziemiu" powiedział Jason "mamy tu zbyt dużo zmiennokształtnych, żeby nie mieć zaopatrzenia." "Zaopatrzenia w co?" zapytałam Pochylił się wciąż trzymając mnie za nadgarstki. "Nic ludzkiego, nic nielegalnego, przyrzekam" Polizał mnie po twarzy, szybkim ruchem języka i roześmiał się. To nie był męski śmiech, to był zwyczajny Jason który właśnie zażartował sobie. Jason, który mógł żartować po drodze do piekła, nawet jeśli oznaczałoby to dodatkowy czas i gorszą kara. Nie ważne w jakiej był postaci, to wciąż był Jason. Ta myśl zdjęła napięcie z moich ramion, z którego nawet nie zdawałam sobie sprawy. To wciąż był Jason pod całym tym futrem i pazurami. I to wciąż był Nathaniel pocierający swój policzek o mój. Był czas że błagałam Richarda żeby pokazał mi swoją bestię. Ale kiedy to zrobił nie byłam zdolna sobie z tym poradzić. Zajęło mi sporo czasu uzmysłowienie sobie, że Richard pokazał mi swoją bestię z możliwie najgorszej strony, ponieważ część jego nie chciała żebym była w stanie zaakceptować jego bestii, bo on sam nie potrafił tego zrobić. Uciekłam od niego po tym kiedy zobaczyłam go zjadającego Marcusa. Uciekłam od niego do Jean Clauda, wampir wydawał mi się mniejszym potworem tamtej nocy.
Czy nadal byłam tą samą osobą, nie zdolną aby sobie z tym poradzić? Czy wciąż byłam osobą która radziła sobie z przystojnym księciem ale z bestią już nie? Czy to piękno, bardziej niż miłość mną kierowało? Nathaniel pchnął delikatnie. "Jeśli nie zaspokoisz głodu teraz, to kim się nakarmisz?" "Graham jest na końcu korytarza" odezwał się Jason. "Będzie w ludzkiej formie ponieważ Meng Die nie chce go w futrze. Ona nawet nie chce przy nim spać kiedy jest w zwierzęcej postaci." Nie chciałam Grahama. Czy to w ludzkiej formie się zakochałam? Czy to było jakieś antropomorficzne wyobrażenie, które kochałam? Cholera. To nie było zwyczajne pytanie dotyczące relacji międzyludzkich na które mogłam znaleźć odpowiedz w jakimś czasopiśmie. Czy Pani Manners ma radę na bycie przerażoną zwierzęcą postacią twojego chłopaka? Wątpiłam w to. Jason odsunął delikatnie swoje pazury od moich nadgarstków. "Znajdę Grahama i przyślę go na dół" "Nie" powiedziałam i sięgnęłam do jego futrzastego przedramienia. Futro było takie miękkie, a jego ramię takie realne. "Nie, nie chcę Grahama" Jason posłał mi jedno z tych spojrzeń które mówiło 'żartujesz sobie'. "Nie robisz tego z futrzakami, Anita" "Ale robię to z Nathanielem, i z tobą okazjonalnie." Uśmiechnął się, choć to nie było dokładnie to samo pochodzące z pyska wilka "Okazjonalnie" Opadł z powrotem na dół przede mną. "Chcesz abym był dzisiaj twoją maskotką?" "Myślałam że robimy coś więcej niż tylko pieprzenie" powiedziałam
Jego twarz była albo bardziej wyrazista niż jakiegokolwiek innego wilkołaka, którego spotkałam, albo było tam wystarczająco dużo z Jasona, żebym potrafiła w niej czytać. Wciąż był tam gdzieś pod spodem. Zaskoczyłam go. Nie w zły sposób, ale naprawdę go zaskoczyłam. Nathaniel znowu naparł na mnie i wyszeptał w mój policzek. "Czy to oznacza tak?" "Tak" odpowiedziałam Wydał dźwięk, który był na pół warczeniem, na pół czystym pragnieniem. Uniósł się odrobinę a następnie wbił się pomiędzy moje nogi. Krzyczałam jeszcze zanim dotarł do końca i to nie było z bólu. Był większy, grubszy, i to sporo, i wszystkie te ekstra dodatki zagłębiały się we mnie.
Rozdział 53 Dostosował mnie do wielkości swojego ciała, rytmu bioder a jego białe pazury błyszczały jak małe noże na tle najdelikatniejszych części mojego ciała. Myśl o tym co te pazury mogą mi zrobić jeśli zechcą sprawiła, że zaczęłam się pod nim szarpać. Wszystko czego nie robiłam podczas walki, teraz pozwoliłam sobie zrobić. Szarpałam się, krzyczałam, walczyłam, a on trzymał mnie ostrożnie, delikatnie, ale nie było żadnych wątpliwości, że mógł mnie rozedrzeć na strzępy gdyby chciał. To było jednocześnie najbardziej delikatne i najbardziej niebezpieczne uprawianie miłości. Nie z powodu tego co robił, ale tego co mógł zrobić. Podniósł mnie na kolana, Kołysząc mnie przy swoim ciele w swoich ramionach, a ja głaskałam te ramiona, te mięśnie, to futro, takie miękkie i tak inne od wilczego. Pieściłam go, nie w sposób w jaki pieści się psa, ale w taki jaki pieści się kochanka. Wyczułam, że jego rytm się zmienił, wiedziałam że był bliski końca, czułam natężenie jego ciała by nie rozszarpać mnie na kawałki. Czułam się jak przysmak gnieciony końcówkami każdego z tych pazurów kiedy trzymał je przy moim ciele. Obserwowałam jak punkciki tych ostrzy zaczynają zgniatać moją skórę, prawie, prawie tnąc, prawie, prawie przebijając, prawie, prawie niszcząc.. W ostatnim momencie schował pazury i trzymał mnie mocno i szybko naprzeciw jego ciała z futrem i poduszeczkami tych rąk zagubiony gdzieś pomiędzy lampartem i człowiekiem. Ardeur karmiło się. Karmiło się na sile jego ciała, cieple jego skóry, wytrysku jego nasienia, które rozlało się wewnątrz mnie gorętsze niż wszystko co kiedykolwiek czułam od mężczyzny. W moim umyśle mignęła myśl, On nie jest człowiekiem. Słowa nie były gniewne, ale emocje, które nadeszły z nimi czułam jakby wypalały dziurę w mojej skórze. Gniew, ogromny gniew. Wiedziałam, kto to był, zanim drzwi się otworzyły.
Rozdział 54 Richard wkroczył przez drzwi a jego energia rozlała się po pokoju jak gorące iskry z płomienia. To bolało kiedy dotknęło mojej skóry, jak małe kąsające insekty. Co mówisz kiedy znajdujesz swoją eks narzeczoną pieprzącą się z lampartoczłowiekiem? Richard wiedział co powiedzieć. „Ostatni raz widziałem coś tak chorego na jednym z filmów porno Rainy” Jason sturlał się z łóżka i spojrzał na niego. Myślę, że próbował dać czas Nathanielowi na wstanie beze mnie wczepionej w niego. Albo może starał się dać czas mi? Cokolwiek było jego motywem, stał pomiędzy mną a jego Ulfrikiem, i to nie była najmądrzejsza rzecz jaką kiedykolwiek zrobił. Odważne, nawet szarmanckie, ale nie mądre. Moc Richarada ogarnęła pokój jak parząca woda. Nathaniel sturlał się z łóżka, a ja zastanawiałam się czy powietrze jest dla niego tak samo ciężkie i trudne do wdychania jak dla mnie. Myślenie było wystarczająco trudne. Wiedziałam, że czuje moc Richarda jak coś z czym trzeba walczyć aby przez to przejść, jakby moc Richarda była czymś w rodzaju sztormu, zamieci albo burzy piaskowej. Czymś co jest w stanie oślepić cię i zabrać życie jeśli nie znajdziesz schronienia. Moim schronieniem było przykucnięcie pomiędzy łóżkiem a drzwiami. Wilkołak był wysoki, zajmujący dużo przestrzeni i niebezpieczny. Richard w swej ludzkiej formie powinien wyglądać przy nim niepozornie, ale nie wyglądał. Mógł być o stopę niższy, ale z taką ilością mocy promieniującą od niego, to on wydawał się ogromny. „Zejdź mi z drogi Jason. Nie poproszę ponownie” „Powiedz że nie zamierzasz skrzywdzić ani jej ani Nathaniela a przesunę się” powiedział to głębokim warczącym głosem, który zatrzymałby każdą czerwono krwistą istotę ludzką, ale Richard nie był człowiekiem. Nathaniel był już poza łóżkiem i przesuwał się do nich. Richard mógł skrzywdzić Jasona tak by usunąć go z drogi, ale Nathaniela skrzywdziłby z innych powodów. Z powodów których nigdy nawet głośno nie wypowiedział, a ja nie chciałam tego oglądać. Przywołałam Nathaniela by wrócił do mnie z powrotem. Miałam swoją broń pod poduszką, ale nie chciałam strzelać do Richarda, a jeśli nie chcesz do kogoś strzelać wtedy broń jest tylko kamieniem wykonanym z metalu. Cały czas starałam się wymyślić co zrobić aby to było mniej okropne, kiedy Richard uderzył Jasona. Krew poleciała w małym łuku, błyszcząc w świetle, ale Jason ustał w miejscu. Nie oddał ciosu, ale nie zszedł z drogi również. Krzyknęłam “Richard, nie!” Poderwał Jasona jakby ten był ciężarkiem. Czyste szarpnięcie, ramię Richarda zatrzeszczało z wysiłku kiedy podniósł wilkołaka nad głowę i trzymał go tak przez jedno uderzenie serca. To był jeden z tych momentów zamrożenia, kiedy wszystko zwalnia i wiesz, że złe rzeczy mają się wydarzyć a ty nie możesz tego zatrzymać. Możesz dokonywać wyborów i zmieniać co zostanie zniszczone, ale nie możesz ocalić wszystkiego. Tonęłam w złości Richarda, jego moc falowała jak morze. Doświadczyłam już kiedyś jego złości, miałam kontakt z jego bestią, ale to nie było takie, nie dokładnie. Miałam sekundę na zrozumienie, że jego wściekłość jest jak stary przyjaciel. To była moja złość, albo smakowała jak moja. Miałam tylko chwilę na uświadomienie sobie tego, wtedy on rzucił Jasona, nie przez pokój, ale na łóżko. Możliwe, że chciał uderzyć nim we mnie, ale sturlałam się z łóżka i kiedy Jason wylądował na środku na tyle mocno aby stelaż się zapadł, nikogo tam nie było oprócz niego.
Byłam po drugiej stronie złamanego łóżka i Nathaniel był ze mną. Ustawił się trochę przede mną. Nie wepchnął mnie za siebie jak bym była damą w opałach, ale było ku temu blisko. Byłam jego Nimir-Ra i podobno jego dominantką. Czy to nie ja powinnam być z przodu? Jason leżał na zapadniętym łóżku, oszołomiony. Został rzucony z wysokości około 8 stóp (244 cm) na łóżko i brakowało mu tchu, był unieruchomiony dopóki się nie zregeneruje. Ja nie miałam takiej mocy regeneracji jak Jason i Nathaniel. Może ja będąca z przodu to niezbyt błyskotliwy pomysł, ale cholera. Nie wiedziałam co robić. Jak zwykle z Richardem. Nie wiedziałam co mam robić. „Dlaczego wszyscy nie wrócicie na łóżko? Jestem pewien, że to cholerny pokaz. Raina i Gabriel byliby zachwyceni.” Ponieważ musiałam zabić ich oboje, żeby nie uczynili ze mnie gwiazdy w filmie pokazującym gwałt i morderstwo (snuff film - film porno, w którym zarazem pokazuje się prawdziwe zabijanie ludzi), to było naprawdę złośliwe zagranie. Ale czas, kiedy takiego rodzaju ataki ze strony Richarda mogły mnie wyprowadzić z równowagi już przeminął. Obawiałam się dołożyć swój gniew do jego. Jego moc była wszędzie, jakby samo powietrze kuło i parzyło. Ale nie tylko jego gniew mogłam poczuć. Odraza, zgroza a pod tym wszystkim ta rzecz która napędzała gniew... zazdrość. Dlaczego zazdrość? Połączenie między nami było szeroko otwarte. Prawie w ogóle się nie osłaniał. Dostałam swoją odpowiedź. To było jakby ktoś wyrzucił puzzle w powietrze, widziałam kawałki układanki. Clair i Richard w łóżku. Richard robiący w nim swoją zwyczajową pełną wigoru robotę. Clair zmieniająca się podczas tego. Jej pazury tnące jego plecy i ramiona. Clair w ludzkiej postaci, krzycząca. Richard przepchnął swą złość na mnie, a ja potknęłam się tak jakby rzeczywiście mnie popchnął. „Trzymaj się z daleka od mojej głowy” „To przestań nadawać tak mocno. Nic nie poradzę na to że to słyszę” Krzyknął, na całe gardło okrzyk wściekłości. Odbił się echem w całym pokoju a ja usłyszałam bieg na korytarzu. Wiedziałam kto to był, albo przynajmniej co. Troje ludzi wpadło do pokoju. Jedna kobieta, dwóch mężczyzn, wszyscy z bronią. Wycelowali nią w Richarda. Claudia, która była prawie tak wysoka jak Dolph, i miała szerokie, bardziej umięśnione ramiona niż większość mężczyzn obecnych w moim życiu, krótko przebiegła wzrokiem po całym pokoju, zauważając wszystko. Jej ciasny kucyk poruszał się wraz z nią, ponieważ był wysoko na jej głowie. Dziewczęcy kucyk, aby zrekompensować brak makijażu i te niesamowite ramiona. Nie rozpoznałam mężczyzn przybyłych z nią, poza tym że trzymali broń tak jakby się na tym znali, ale przecież nie mogłam się spodziewać niczego innego niż profesjonalizm od ludzi Raphaela. Szczurołaki nie rekrutują amatorów. „Co się tu dzieje, Anita?” zapytała Claudia. Jej głos był płaski, tylko odrobinę napięty, tak jakby dostosowała go do wykonywanej pracy i miała mniej skrupułów niż ja bym miała w tej robocie. „Różnica zdań” odpowiedziałam Zaśmiała się, nie tak jakby to było zabawne. „Różnica zdań, cóż, cholera” „To nie jest sprawa gryzoni - odezwał się Richard „to dotyczy stada i pardu, nie szczurów” Claudia ponownie przebiegła wzrokiem po pokoju, zauważając krwawiącego wilkołaka i zapadnięte łóżko, moją dłoń na ramieniu Nathaniela trzymającą go przy mnie i z dala od Richarda. Powróciła
spojrzeniem do Richarda uśmiechając się, ponownie nie tak jak by ją to uszczęśliwiało „Nie pachnie mi to sprawami stada, czy pardu, to pachnie czymś osobistym” „To nie jest twoja rozmowa” powiedział niskim głosem, nie warczącym, ale niskim. Ponownie się uśmiechnęła i tym razem było to tylko obnażenie zębów. „Jest, kiedy jesteśmy opłacani jako ochrona Cyrku i każdego wewnątrz. Już zakrwawiłeś jedną z osób będących pod naszą opieką, Ulfric, naprawdę nie możemy pozwolić ci skrzywdzić kogoś jeszcze” „On mi się przeciwstawił. Nikt nie przeciwstawia się królowi. Raphael zgodziłby się z tym” Odwrócił się do niej, i zdałam sobie sprawę, że był jednym z tych ludzi w moim życiu, którzy nie wyglądają wątle przy Claudii. „To z czym zgodziłby się lub nie nasz król nie jest pytaniem” Westchnęła i opuściła broń celując w podłogę. Obydwaj mężczyźni poszli w jej ślady. Richard odwrócił się, by spojrzeć na łóżko i resztę z nas. Nawet zrobił krok w kierunku łóżka „Nie, Ulfric, nie możesz tak po prostu wrócić do maltretowania ich. Możemy nie być w stanie zastrzelić cię bez problemów politycznych, ale również nie będziemy stać i pozwalać ci maltretować tych których mamy za zadanie chronić." Spojrzał na nią, a cała ta płonąca moc zdawała się odpłynąć z reszty pokoju by skupić się niczym jakaś ogromna broń. Nie byłam wystarczająco blisko by to poczuć, ale mogłam się założyć, że cała ta moc koncentruje się teraz na Claudii. Potrząsnęła głową, jakby została spoliczkowana. Dwaj przybyli z nią mężczyźni odsunęli się od Richarda, jakby chcieli mieć więcej miejsca do manewru jeśli coś poszłoby źle. Claudia odpowiedziała mu głosem zabarwionym początkami jej własnego gniewu “Nikt nie kwestionuje twojej mocy, Ulfric, jest wielka. To twoja samokontrola stoi pod znakiem zapytania” Richard był wściekły, bardzo wściekły i szukał zaczepki. Wolałbym nie być tą osobą, ale nie sądziłam, że rzeczy między nami mogłyby eskalować tak bardzo jak by to było ze szczurołakami. Ktoś mógł zostać ciężko ranny albo gorzej. To że Richard był we wściekłym humorze nie było warte aby ktoś za to umarł. Wiem, wiem, to prawdopodobnie nie zajdzie aż tak daleko, ale szczurołakami zazwyczaj byli najemnicy lub wojskowi. Kiedy walczyli, walczyli na poważnie. Richard nie był żadnym z tych przypadków. Wściekał się, ale nie miał zamiaru naprawdę kogoś zabić. To wszystko mogło pójść bardzo źle i to bardzo szybko. „Uspokójcie się” powiedziałam „Nie warto za to umierać” Richard spojrzał na mnie. „Nikt tu nie mówi o zabijaniu, oprócz ciebie” „Richard, cała trójka ochroniarzy, którzy patrzą na ciebie zastanawiają się nad zabiciem cię od momentu w którym przekroczyli drzwi. Zapytaj ich, śmiało, zapytaj” Zerknął na szczurołaki, wciąż celujące bronią w podłogę. „Czy ona ma rację?” Cała trójka wymieniła pomiędzy sobą spojrzenia, następnie Claudia odpowiedziała „Tak” „Tak po prostu myślicie o zabiciu mnie?” „Nie wiedzieliśmy że to ty robisz ten bałagan, Ulfric. Ale wolno nam korzystać z wszelkich dostępnych środków niezbędnych przy wykonaniu naszej pracy. Nie możemy pozwolić ci krzywdzić nikogo kto jest pod naszą opieką” “Nie wolno ci także ingerować w dyscyplinowanie jednego z moich wilków.” Pokiwała głową „Masz rację. Nie jest dozwolone aby jedne zwierzęta ingerowały w wewnętrzne spory innych. Jeśli potrafisz udowodnić, że są to sprawy stada, a nie osobiste, wtedy wyjdziemy a ty dokończysz to, ale musisz udowodnić że to właśnie takie sprawy” Jeden z ochroniarzy, który był niski i ciemny i wyglądał jakby spędził odrobinę za dużo czasu w szczurzej formie powiedział „Jak dla mnie to śmierdzi zazdrością”
“Roberto, nie pomagasz” powiedziała Claudia z oczami utkwionymi w Richardzie Jason przekręcił się i zaczął siadać. Poruszał się jakby cierpiał „Przeciwstawił mi się” Richard wskazał na Jasona „Jak?” zapytała Claudia „Odmówił zejścia mi z drogi” “Co zamierzałeś zrobić jeśli zszedłbym ci z drogi? odezwał się Jason, a jego głos brzmiał grubiej niż normalnie, jakby nadal krwawił wewnątrz ust. „Jeśli nie rzuciłbyś mną, kto by to był? Nathaniel, Anita? Ona nie leczy się tak jak my, Richard” „Ja nie...” „Kiedy wyważyłeś drzwi, chciałeś kogoś skrzywdzić” powiedział Jason i pozwolił krwi wyciekać z ust, ponieważ w wilczej formie nie mógł splunąć. „Pomyślałem że lepiej jeśli ja będę tą osobą” Część tej palącej mocy zaczęła opadać. Ramiona Richarda opadły, a on znowu krzyknął. Pełnym gardłem, rozpaczliwy krzyk, tak długi i tak głośny, jak starczyło mu oddechu. Padł na kolana i walnął rękoma o podłogę. Najwyraźniej lubił to robić ponieważ walił rękami w wykładzinę ciągle i ciągle. Dopiero kiedy kamienna podłoga zaczęła się widocznie odkształcać, przestał. Boki jego rąk, którymi zdemolował dywan, były całe zakrwawione, wyglądały jak naprawdę okropne poparzenie. Podniósł te zakrwawione ręce i tak poprostu klęczał tam i gapił się na nie. Nie płakał, nie bluzgał, nie robił nic. Wszyscy staliśmy nieruchomo czekając aż zrobi coś albo powie. Minęła pełna minuta a on się nie poruszył. Claudia spojrzała przez pokój na mnie. Wzruszyłam ramionami. Byłam z nim kiedyś zaręczona, chciałam być jego kochanką, ale nie miałam pojęcia co zrobić. To był jeden z problemów pomiędzy mną a Richardem, tak często nie wiedzieliśmy co mamy ze sobą począć. Zaczęłam okrążać łóżko, ale Jason chwycił mój nadgarstek „Jesteś wystarczająco blisko” Nie sprzeczałam się. Stanęłam i spojrzałam w dół na Richarda. Wciąż gapił się na swoje obtarte ręce „Richard, Richard, jesteś tam?” Roześmiał się, ale to nie był wesoły śmiech. To był jeden z tych śmiechów, który zawierał w sobie więcej goryczy niż humoru. Wszyscy znajdujący się w pokoju oprócz mnie podskoczyli kiedy się roześmiał, tak jakby spodziewali się wszystkiego tylko nie tego. Ja nauczyłam się już nie próbować zgadnąć jak się zachowa. „Chcę zlizać krew z moich dłoni” powiedział zduszonym głosem. „To zrób to” odparłam Spojrzał na mnie „Co?” „To twoja krew, twoje ręce. Jeśli chcesz wylizać swoje rany, to zrób to” „Nie będziesz obrzydzona?” Westchnęłam „Richard, to nie ma znaczenia co ja myślę. Ważne jest co ty myślisz” Będziesz myślała że to obrzydliwe” powiedział Wzruszyłam ramionami ponownie „Nie Richard, aktualnie nie. Lizanie pomoże ranom, a ty będziesz zadowolony smakując krew” Zmarszczył brwi „Nie powiedziałabyś tego rok temu” To był prawie szept. „Możliwe że nie powiedziałabym tego nawet 6 miesięcy temu, ale mówię teraz. Wyliż swoje rany, Richard, tylko nie pław się w tym.”
„Co to ma niby znaczyć? Zapytał, a jego gniew trzasnął jak mały gorący bat o moja skórę. „Nie wkurzaj się Richard. Staram się żyć tym życiem które posiadam, a nie snem o tym czego nigdy nie będę miała” „I myślisz że ja tak właśnie robię” „Jesteś Ulfrikiem Thronnos Rokke Clan i obawiasz się wylizać swoje zakrwawione ręce, ponieważ ktoś mógłby sobie pomyśleć, że to niezbyt ludzkie. Więc tak, myślę, że wciąż się oszukujesz, że dostaniesz kolejną szansę w życiu. Jest jak jest Richard. Jesteśmy kim jesteśmy. To właśnie to. Musisz to zaakceptować. Potrząsnął głową, a jego oczy błyszczały w świetle, tak jakby pokazały się łzy w tych doskonałych brązowych oczach. Jego głos, kiedy się odezwał także nie był wskazówką co do jego błyszczących oczu. „Próbowałem” Osłaniałam się tak mocno jak tylko mogłam. Nie chciałam więcej podglądu z jego i Clair życia miłosnego, ale mogłam zgadywać „Z Clair?” Spojrzał do góry i jego gniew wygrał ze łzami. Nigdy nie widziałam go takiego nie kontrolującego swoich emocji. Widziałam go złego, zgorzkniałego, smutnego, ale nigdy w takiej huśtawce emocji. To było jakby złość i smutek były jedynymi uczuciami jakie mu zostały „Widziałaś to przecież” „Osłaniam się teraz jak skurwysyn. Zobaczyłam że miałeś walkę w łóżku. Ale to wszystko co widziałam” Otworzył usta, a potem zerknął za siebie. „Nie skrzywdzę nikogo, a to nie jest rozmowa przeznaczona dla tłumu.” Szczurołaki spojrzały na mnie. Westchnęłam i zastanowiłam się czy nie robię głupio. Możliwe, ale i tak miałam zamiar tak zrobić „Możecie iść” Claudia posłała mi spojrzenie „Nie sądzę żeby to był dobry pomysł Anita” „Ja również” odparłam „Tak czy inaczej zróbcie to” Pokręciła głową, ale zrobiła gest do mężczyzn żeby przeszli przez drzwi. Odwróciła się jeszcze zamykając drzwi i powiedziała „Będziemy na zewnątrz. Krzycz, jeśli będziesz nas potrzebowała” Skinęłam głową „Będę, obiecuję”
Popatrzyła na mnie jakby mówiła że mi nie wierzy, ale wyszła i zamknęła drzwi za sobą „Jason, wyjdź” powiedział Richard „To jego pokój Richard” odezwałam się „On nie ma tego słuchać” Richard odpowiedział Jason powoli zszedł z łóżka, jakby wciąż cierpiał „Jeśli wyjdę a ty ją skrzywdzisz nie wybaczysz sobie tego, a ni ja także” Richard gapił się na wielkiego wilkołaka. Mieli moment czystego gapienia się na siebie, i cokolwiek zobaczyli na swoich twarzach wyglądało na to że ich usatysfakcjonowało. „Masz rację. Nie chcę jej skrzywdzić” „A co z Nathanielem?” Richard spojrzał do tyłu za niego na wysoką, ciemną postać Nathaniela „On także musi wyjść” „Tylko Anita może rozkazać mi wyjść” odparł Nathaniel Richard spojrzał na mnie, potem w dół „Dwie prośby, ubrania dla ciebie i reszta wychodzi. Proszę”
Z ubraniem była trudna sprawa, ponieważ ciągle byłam pokryta paskudztwem. Tych kilka ubrań jakie miałam nie chciałam wybrudzić. To czego potrzebowałam to szlafrok, ale nie miałam żadnego w tym pokoju. Wahałam się zbyt długo jak dla Richarda, ponieważ powiedział „Nie zmuszaj mnie do odbycia tej rozmowy z tobą nagą, Anita. Proszę”. Wymówił słowo proszę, jakby robił to po raz pierwszy, jakby to był jego własny wyrok, nie machinalnie powiedziane, ale tak jakby proszę było ważniejsze niż normalnie, i musiało być ustawione oddzielnie. „Z chęcią bym się ubrała Richard, ale wciąż jestem oblepiona tym przeźroczystym paskudztwem. Wolałabym nie mieć tego na swoich ubraniach” „Mam szlafrok, wisi na drzwiach od łazienki” Odezwał się Jason „Powinien pasować” „Od kiedy nosisz szlafrok?” zapytałam „To był prezent” Spojrzałam na niego „Jean-Claude sądził że wyglądam jakby mi było zimno” Myślę, że próbował uśmiechnąć się do mnie, ale pysk wilka po prostu nie był stworzony do tego. „Niech zgadnę, czarny jedwab?” „Niebieski, pasuje do moich oczu” Skierował się do łazienki delikatnie utykając. „Wezmę go. Wszyscy zostają na miejscach i są mili dopóki nie wrócę” Poszłam do łazienki myśląc żeby sprawdzić czy dobrze pamiętałam szlafrok wisiał na drzwiach łazienki. Na szczęście był tam, wisiał dokładnie tam gdzie Jason powiedział że będzie. Był piękny, błękitny, miękki i jasny jednocześnie. Byłam bardziej zmęczona niż myślałam, że przeoczyłam go ostatniej nocy. Założyłam szlafrok i złapałam swoje odbicie w lustrze. Pozostałości wczorajszego makijażu wciąż otaczały moje oczy, musiał się trochę rozmazać i wyglądało to trochę bardziej gotycko niż zazwyczaj. Szminka zniknęła. Przeźroczyste paskudztwo wyschło po jednej stronę moich włosów, tej przylegającej do wezgłowia łóżka, tak że tylko prysznic mógł cokolwiek pomóc. Moje ciało było pokryte w większości schnącym paskudztwem i zaczynało się złuszczać kiedy się poruszałam. Jeśli uprawiasz seks używając kondomów zapominasz że coś może się z ciebie ewentualnie wydostać Zabrało mi to chwilę żeby się trochę oczyścić, ponieważ byłam zbyt zażenowana żeby tego nie zrobić. Kolor niebieski był zbyt blady jak dla mnie, a szlafrok był za duży w ramionach. To była jedna z tych chwil kiedy zastanawiałam się dlaczego wszyscy tak mnie pragną. Po prostu nie widziałam tego. Oczywiście, te złe odczucia o sobie samej mogły mieć coś wspólnego z obawą przed małą przemową Richarda. Możliwe. Nabrałam głęboko powietrza, wypuściłam je powoli i otworzyłam drzwi. To była jedna z tych odważniejszych rzeczy jaką zrobiłam ostatnio. Wolałabym raczej rozprawić się ze złymi facetami niż z Richardem. Ze złymi facetami wszystko było proste, zabij ich zanim oni zabiją ciebie. Richarda można opisać wieloma słowami, ale ‘prosty’ nie było żadnym z nich.
Rozdział 55 Jason wyszedł bez słowa, a Nathaniel powiedział że będzie czekał na zewnątrz razem ze szczurołakami. Nikomu nie podobało się to, że zostajemy sami, mnie również. Cholera, nie byłam pewna czy nawet Richard był zadowolony z bycia samemu ze mną, ale poprosił o to, a ja nie odmówiłam. Richard został na podłodze, tak jakby nie miał zamiaru nigdy się stamtąd ruszyć. Ponieważ nie było żadnego krzesła, odsunęłam poplamioną pościel z łóżka i usiadłam na jego krawędzi. Usiadłam tak jakby w połowie po turecku, z jedną nogą zwisającą z łóżka, ale upewniłam się że szlafrok zakrywa mnie tak bardzo jak tylko jest to możliwe. Siedzieliśmy w ten sposób w absolutnej ciszy przynajmniej minutę, choć czułam jakby to było dłużej. Pierwsza ją przełamałam, ponieważ patrzenie na niego klęczącego, z pochyloną głową, wywoływało u mnie chęć pocieszenia go, a to mogło się źle skończyć. Richard nie przyjmował już ode mnie pocieszenia, a przynajmniej nie bez zmuszenia mnie później do zapłacenia za to. To była gra, w którą ja już dłużej nie chciałam grać. „Co się dzieje Richard? Chciałeś prywatności żeby pogadać. Mamy zapewniona prywatność, więc mów” Podniósł oczy na mnie i to jedno spojrzenie wystarczyło. Złość. To nie rozlało jego mocy, czy wypełniło pokoju, ale myślę że to dlatego że on prawdopodobnie osłaniał się równie mocno jak ja to robiłam. „Sprawiasz że brzmi to prosto” „Nie powiedziałam że to będzie proste. Powiedziałam tylko że chciałeś rozmawiać, więc rozmawiajmy” „Tak po prostu” „Cholera Richard, to ty chciałeś tej rozmowy. Ja nie zapraszałam cię na prywatną konwersację” „Zapytałaś o walkę z Clair. Nie chcę się tym dzielić ze wszystkimi” “Nie musisz się tym ze mną dzielić” “Myślę że potrzebuję tego” „Co to ma niby znaczyć?” Przełknął na tyle głośno, że mogłam to usłyszeć, a potem potrząsnął głową „Zacznijmy od początku. Postaram się nie wściekać, jeśli ty spróbujesz na mnie nie naskakiwać.” „Ja nie naskakuję na ciebie, Richard. Staram się zachęcić do mówienia do mnie” Patrzył na mnie, jego twarz była zmarszczona, bez tego ogromu gniewu ale też nie szczęśliwa. „Jeśli przyjaciel miałby ci coś trudnego do powiedzenia, powiedziałbyś mu 'więc mów'?” Wzięłam głęboki wdech i wydech. „Nie, nie powiedziałabym. W porządku, to może tak. Przepraszam, czujesz jakbyś musiał powiedzieć mi coś co ewidentnie jest dla ciebie bolesne. Ale to co powiedziałam wcześniej jest wciąż prawdą, nie jesteś mi winien wyjaśnień na temat walki ze swoją dziewczyną, Richard. Naprawdę nie jesteś” „Wiem o tym, ale to jest najszybsza droga jaką mogę wymyślić, żeby wyjaśnić wszystko”
Chciałam powiedzieć ‘wyjaśnić co?’ ale zwalczyłam ten impuls. On najwyraźniej cierpiał a ja starałam się nie posypywać solą niczyich ran. Ale ta rozmowa na osobności i budowanie napięcia działało mi na nerwy. Od kiedy pamiętam Richard i ja nie mieliśmy niczego tak ważnego do powiedzenia sobie nawzajem. Fakt że on myślał inaczej powodował że czułam się wręcz nieswojo. Siedziałam na rogu łóżka z jedną ręką trzymającą górę szlafroka, ponieważ nawet ciasne zawiązanie paska nie likwidowało tej luki. Był zbyt duży w ramionach więc po prostu nie układał się zbyt dobrze.
Jedną rękę trzymałam na górze, a drugą na swoim kolanie, żebym nie mogła mu przypadkiem niczym błysnąć. Dopiero co brykałam przed nim nago a nagle zaczęło mnie martwić czy nie uda mu się czegoś dojrzeć. Myślę że to przez ten jego komentarz o tym że nie potrafiłby przeprowadzić tej rozmowy ze mną nagą. Czy mnie także byłoby tak trudno poważnie rozmawiać jeśli stałby przede mną nagi? Chciałam móc powiedzieć że nie, ale będąc ze sobą całkiem szczerą odpowiedź brzmiała tak. Cholera. Nie potrzebowałam tego. Powrócił do gapienia się na podłogę. Nie mogłam tego znieść. Musiałam go jakoś skłonić do mówienia, ale starałam się to zrobić bardziej uprzejmie niż wcześniej. Próbowałam myśleć o nim jak o swoim przyjacielu, a nie jak o byłym, który zdawał się zawsze sprowadzać deszcz na całą moją paradę. “Co chcesz mi powiedzieć na temat tej walki z Clair? Udało mi się nawet utrzymać swój głos neutralnym. Punkt dla mnie. Nabrał sporo powietrza i wypuścił je, następnie podniósł swoje smutne brązowe oczy na mnie. „To chyba nie jest to od czego zacznę” „W porządku” powiedziałam ostrożnym głosem „zatem zacznij od czegoś innego” Potrząsnął głową. „Nie wiem jak mam to zrobić” Chciałam krzyknąć ‘Zrobić, co?’ ale powstrzymałam się. Ale moja cierpliwość nigdy nie była nieograniczona, a wiedziałem, że jeśli nadal będzie taki tępy, to położę to wszystko. Albo mój temperament to zrobi. To nasunęło mi myśl: Może jeśli zacznę mówić, on po prostu dołączy. „Minęło już trochę czasu od kiedy czułam twój gniew” powiedziałam „Przepraszam za to. Straciłem kontrolę. Ja nie...” „To nie jest skarga Richard. To co chciałam powiedzieć to to, że różnił się od pierwszego mojego kontaktu z nim” Spojrzał na mnie. “Co przez to rozumiesz?” “Czuć było, nie, on smakował tak jak mój gniew, jak ja, niemalże bardziej niż ty” Zdobyłam jego uwagę “Nie rozumiem” “Nie jestem pewna, czy ja również, ale podążaj za moją myślą/ale o to co myślę (???). Asher powiedział mi kiedyś że Jean Claude stał się bardziej bezwzględny ponieważ ja jestem jego ludzkim sługą. Natomiast z Damianem będącym moim wampirzym sługą, ja zyskałam część jego emocjonalnej kontroli. Można zyskać tylko to czym twój partner może się podzielić.
Patrzył na mnie, a jego smutek zanikał kiedy to rozważał. To była dobra myśl gdzieś tam w jego umyśle, po prostu nie zawsze zdawał się po nią sięgać.“W porządku, rozumiem to” “Jeśli Jean-Claude zyskał część z mojej praktyczności, co uczyniło go bardziej bezwzględnym, to co ty zyskałeś? Mam na myśli, że ja dostałam część twojej bestii i twojego głodu mięsa. Dostałam pragnienie krwi Jean-Clauda i ardeur. Co ty zyskałeś od nas?
Zdawał się zastanawiać nad tym. „Zyskałem trochę pragnienia krwi Jean-Clauda. Krew jest tak samo atrakcyjna dla mnie jak mięso, prawie. Nie było tak wcześniej” Poruszył się tak że siedział w stylu indiańskim na podłodze “Ostatnio jest łatwiej z tobą rozmawiać poprzez umysł, a ubiegłej nocy ingerowałem w twoje kontrolowanie tym zombi” Wzdrygnął się odrobinę, tak jakby coś w tym wywoływało jego strach. Zgaduję, że nie mogłam go za to winić.
„Ale sprawa umysłów stała się łatwa ostatnio i te rzeczy z zombi też. Co zyskałeś za pierwszym razem?” Zmarszczył brwi patrząc na podłogę “Nie dostrzegam...” „A co jeśli zyskałeś część mojego gniewu?” Spojrzał w górę „Twój gniew nie może być gorszy od wściekłości bestii” Zaśmiałam się i był to bliższy humorowi śmiech niż jego poprzedni był, ale też nie za dużo. „Oh Richard, nie spędziłeś wystarczająco dużo czasu w mojej głowie jeśli w to wierzysz”
Potrząsnął głową, uparcie. "Człowiek nie jest zdolny do tego rodzaju bezmyślnej wściekłości, jak bestia jest”
„Nie zbadałeś wielu ludzkich seryjnych morderców, prawda? „Wiesz o tym że nie” powiedział brzmiąc gburowato „Nie przenoś całego złego humoru na mnie Richard, staram się dojść do sedna sprawy” „Więc zrób to” odparł
„Widzisz, to jest dokładnie to o czym mówię. To brzmi bardziej jak ja niż ty. Wpadasz szybciej w złość, a ja mniej się denerwuję, dlaczego? Co jeśli dostałeś coś z mojego gniewu, a ja dostałam trochę twojego spokoju? Potrząsnął głową ponownie „Twierdzisz że twój ludzki gniew jest gorszy niż wściekłość mojej bestii. To jest nie możliwe.” Teraz była moja kolej na potrząsanie głową „Richard, zdajesz się uważać, że człowiek jest lepszy od lykantropa. Nie wiem skąd wziąłeś taki pomysł” “Ludzie nie jedzą siebie nawzajem” “Cholera, Richard, robią to” “Nie mam na myśli kultur mających rytualny kanibalizm” “Ja również” “Porównywanie lykantropów do seryjnych morderców nie sprawia, że czuję się lepiej będąc lykantropem” “Sednem sprawy jest to, że ludzie potrafią być tak wypełnieni wściekłością, że jest to destrukcyjne. Różnica polega na tym, że wilkołak jest lepiej przystosowany do awantury niż zwykły człowiek. Jeśli człowiek miałby kły i pazury tak jak wy macie, to byłby tak samo destrukcyjny. To nie brak chęci by to zrobić, to brak odpowiednich narzędzi, czyni ludzi mniej przerażającymi.”
“Jeśli to jest twoja wściekłość Anita, to jest ona obrzydliwa. Jest gorsza niż prawie wszystko co kiedykolwiek czułem. To jak bycie szalonym. Taki gniew, prawie przez cały czas. Nie mogę uwierzyć że coś takiego było w tobie” “To nie czas przeszły, Richard, wierz mi. Musiałam zaakceptować to czym operuję dawno temu.” “Czym operujesz, co to znaczy?” “To oznacza że wewnątrz mnie, jest ten głęboki, kipiący, bezdenny dół czystej wściekłości. Może urodziłam się z tym. Wiem, że śmierć mojej matki pomogła to wypełnić. Ale tak długo wstecz odkąd pamiętam, było tam”
Potrząsnął głową. “Mówisz tak po prostu po to, żebym poczuł się lepiej.” “Dlaczego miałabym mówić coś co nie jest prawdą, tylko po to żeby było ci lepiej?” Gniew wypełnił jego oczy, jak magia. W jednym momencie godny zaufania brąz, w następnym ciemność seryjnego mordercy. “Dziękuję ci, bardzo dziękuję, za przypomnienie mi, że nic już dla ciebie nie znaczę” Potrząsnęłam głową, i pozwoliłam swoim dłoniom opaść na kolana. “Jeśli nic byś dla mnie nie znaczył Richard, kompletnie nic, nie bylibyśmy w tym pokoju sami.” “Masz rację, masz rację. Przepraszam. Po prostu stałem się taki gniewny,taki gniewny.” Próbował potrzeć swoje ramiona, ale krwawiące obtarcia bolały. „Mówiłeś, że chciałeś wylizać zwoje rany, śmiało. Nie będzie mi to przeszkadzało.” „Będzie przeszkadzało mnie” odparł „Nie Richard, lizanie twoich ran sprawi że będziesz czuł się lepiej. Cieszyłbyś się tym, i to jest to co ci przeszkadza. Nie chęć zrobienia tego, ale to jak dobrze będziesz się czuł robiąc to.” Pokiwał głową patrząc na swoje dłonie. „Próbowałem ogarnąć moją bestię, Anita. Naprawdę
próbowałem” „Czułam jak karmiłeś się jeleniem. Czułam jak szczęśliwy byłeś w wilczej postaci. Miałam wrażenie, że byłeś pogodzony ze swoją bestią” „Tak, kiedy jestem w zwierzęcej postaci. Ale bycie człowiekiem na zewnątrz i nie bycie nim wewnątrz jest dla mnie dezorientujące” „Ciebie to dezorientuje, czy Clair?” Rzucił mi spojrzenie, które nie dokładnie byłe gniewne. „Myślałem, że nie słyszałaś tej walki” „Złapałam jedno słowo kiedy na ciebie krzyczała – zwierzę. Mylę się? Czy skarżyła się na siebie i swoją bestię?” „Nie, złapałaś to prawidłowo.” oparł ręce o swoje kolana, a do jego oczu powrócił smutek, zupełnie jakby ktoś uderzał przełącznik. Gniew, smutek, gniew, smutek. To było coś jakby hormony u demonicznego dziecka. „Oskarżyła mnie o zgwałcenie jej” Jego głos był miękki kiedy to powiedział. Spojrzałam na niego szeroko otwierając oczy i po prostu pozwoliłam, aby na mojej twarzy ukazało się jak ten pomysł wydał mi się nieprawdopodobny. Posłał mi leciutki uśmiech. „Samo patrzenie teraz na twoją twarz jest coś warte. Nie wierzysz w to, tak po prostu nie wierzysz, że mógłbym jej to zrobić” „Nie wierzę, że mógłbyś to zrobić jakiejkolwiek kobiecie, ale to nie w tym rzecz.” „Nie” Powiedział a jego głos brzmiał dużo spokojniej, niż od momentu kiedy wszedł do pokoju, „To nie jest poza sprawą, nie dla mnie. Po tym jakim draniem byłem dla ciebie, ty wciąż wierzysz we mnie, to znaczy naprawdę dużo” Nie byłam pewna co na to odpowiedzieć. Jeśli bym się zgodziła z tym że był draniem, czy to nie rozpoczęłoby kolejnej walki? A jeśli myśl, że w niego wierzę doprowadzi go do fałszywych wniosków? Mam na myśli, że to iż nie wierzę że Richard mógłby zgwałcić kogoś, nie jest tak znaczące dla mnie. On jest przyzwoitym człowiek, tylko tyle. „Cieszę się, że to sprawiło że czujesz się lepiej, ale pamiętaj, że widziałam początek tej sesji miłości. Nie można zgwałcić chętnych, Richard” Jego oczy wyglądały jak nawiedzone, tak jakbym coś przegapiła w tym wszystkim. „Powiedziała, że zawsze kocham się jakby to był gwałt” To spowodowało, że moje brwi znowu podjechały do góry. „Słucham? Powiedz mi to powoli, bo tak szybko to nie ma żadnego sensu” Spojrzał na mnie, i było coś w jego oczach, jakaś potrzeba, coś, co chciał mi powiedzieć, albo zrobić, ale nie wiedziałam co to takiego. „Masz na myśli to?” „Chodzi mi o to żebyś wyjaśnił co miała na myśli przez to” „Powiedziała, że zawsze jestem taki szorstki, że to jest zupełnie jak gwałt. Że nie wiem jak się kochać, że wiem tylko jak się pieprzyć” Jego oczy wyglądały surowo jakby ból w nich zawarty obdzierał go do naga i świecił z jego twarzy. Bolało mnie patrzenie na to, ale nie odwróciłam wzroku. Pozwoliłam mu wyczytać z moich oczu co myślę o tym co powiedziała Clair. „Czy ona jest wciąż twoją dziewczyną?” „Nie sądzę” „Dobrze, ponieważ nienawidziłabym mówić, że ona jest stuknięta jeśli nadal byś się z nią umawiał” „Dlaczego jest stuknięta?” zapytał „Jakiego rodzaju pranie mózgu ona ci zrobiła Richard? Gwałt jest słowem, którego nikt nie powinien używać lekko” „Ona nie użyła tego lekko” powiedział Richard, a jego mały uśmiech zrobił się gorzki „Ona tak uważała” „Jak?” Spojrzał na mnie i jego ból nadal był surowy. „Czy ja kiedykolwiek cię skrzywdziłem kiedy byliśmy razem?” Zaczęłam odpowiadać ”emocjonalnie czy fizycznie?” ale potem zdecydowałam tylko zapytać „Masz na
myśli fizycznie?” „Mam na myśli czy zraniłem cię kiedy się kochaliśmy?” Potrząsnął głową. „Przepraszam, że cię o to pytam. Nie mam prawa pytać, ale nie wiedziałem kogo jeszcze mógłbym o to spytać. Wiedziałem, że ty nie będziesz kłamać bo jestem twoim Ulfrikiem, albo bo nie będziesz chciała zranić moich uczuć. Wiedziałem, że jeśli cię spytam, dasz mi prawdziwą odpowiedź” Patrzyłam na niego i miałam nadzieję, że nie wyglądam na tak osłupiałą jak się czułam. Po tym wszystkim co sobie zrobiliśmy nawzajem, tych wszystkich walkach, ranieniu siebie, on wciąż mi ufał. Ufał mi, że nie skłamię, nie dlatego żeby pogorszyć albo polepszyć sprawę, ale że powiem prawdę. Nie byłam pewna czy czuć się zaszczyconą, czy obrażoną. Zdecydowałam się być zaszczyconą, bo cokolwiek innego by mnie wkurzyło. Ale ilość zaufania jaką on we mnie pokładał zatrwożyła mnie, nie chodzi tylko o mnie, bo miał rację, dałabym mu prawdę. Ale większość ludzi nie. Większość ludzi użyłaby tego jako wymówkę do wbicia noża troszkę głębiej. Był cholernym szczęściarzem, że nie byłam jedną z takich ludzi. Otworzyłam usta, zamknęłam, wygładziłam dłońmi dół jedwabnego szlafroka i w końcu musiałam spojrzeć w te wypełnione bólem oczy podczas gdy próbowałam myśleć jak odpowiedzieć. Nie zastanawiałam się czy powiedzieć prawdę, czy skłamać, tylko jak to powiedzieć. Nagle wstał raptownie. „W porządku, nie powinienem był pytać” „Usiądź z powrotem Richard. Po prostu staram się wymyślić jak powiedzieć to, żeby nie zabrzmiało głupio” Stał tam, jego twarz stężała w gniewie, tak jakby mi nie wierzył „Dobra, zostań na stojąco, ale zapytałeś mnie czy kiedykolwiek zraniłeś mnie kiedy się kochaliśmy, tak?” Skinął głową „Tak i nie” Grymas zmienił się w zmarszczenie brwi. „Co znaczy 'tak i nie' ?” „To znaczy, że matka natura uczyniła dla ciebie prawie niemożliwym bycie innym niż szorstkim, chyba że jesteś bardzo ostrożny” Zmarszczył brwi bardziej. „Nie rozumiem” Oczywiście, że nie, oczywiście musiał uczynić to tak zawstydzającym jak to tylko możliwe. „Richard, jesteś świadomy, że jesteś dobrze wyposażony, prawda?” Czułam że rumieniec zaczyna pokrywać moją szyję i nie było żadnej cholernej rzeczy którą mogłabym zrobić aby to powstrzymać. Zawsze łatwo się rumieniłam, ale rzadko nienawidziłam tego tak bardzo jak w tym momencie. „Raina mówiła że tak. To była jedna z przyczyn dla których chciała mnie do filmów” „Nie wiedziałeś, że jesteś duży przed Rainą?” To była jego kolej żeby się zaczerwienić. „Byłem prawiczkiem przed Rainą” Zadrżałam, a widząc jak surowy jest wyraz jego twarzy, powiedziałam na głos „Myśl o prawiczku z Rainą jest przerażająca. Ona była bardzo chorym szczeniakiem” Skinął głową. „Teraz to wiem” „Wiedziałeś o tym od początku z nią?” zapytałam „Nie miałem niczego do porównania” odparł Miałam jedną koncepcję. Raina była jego pierwszą kochanką, a Raina była w sadomasochizmie na poziomie, który traktował jako żart bezpieczeństwo, rozsądek i obopólną zgodę. Robiła filmy pornograficzne, do diabła, ona robiła snuff films Była jedną z najbardziej przerażających i zwariowanych ludzi jakich kiedykolwiek spotkałam, a spotkałam ich sporo. Richard nie miał z czym tego porównać, co dokładnie to znaczyło? Starałam się skierować rozmowę w tym kierunku, nie mówiąc wprost, taka moja wersja subtelności.
Wróciłam do mojego pierwotnego punktu „Jesteś duży Richard, co oznacza, że kiedy się uprawiasz seks, jeśli nie jesteś ostrożny, możesz zranić.” „I zraniłem ciebie” powiedział i brzmiał przeraźliwie smutno „Tego nie powiedziałam” „Powiedziałaś” „Richard, słuchaj co do ciebie mówię, nie przeredagowywuj tego w swojej głowie, dobrze?” Wstałam żeby móc pochodzić. Siedzenie nie nadawało się do tej rozmowy „Spróbuję” powiedział „Tyle wystarczy” Stanęłam naprzeciwko niego i spróbowałam ponownie. „Wiele kobiet nie lubi podczas seksu uderzeń o szyjkę macicy” Ponownie zmarszczył brwi w zaskoczeniu. Jak skończyłam udzielając mojemu byłemu narzeczonemu edukacji seksualnej? Jak ktokolwiek skończyłby w tej sytuacji? Po prostu niefart, zgadywałam. „Jeśli wejdziesz zbyt głęboko, dotrzesz do końca u większości kobiet, uderzysz w koniec pochwy, trafisz w ich szyjkę macicy” Skinął głowa, a potem powiedział „Zawsze dochodzę do końca” Wykonałam voilà gest „To jest mój punkt widzenia” „Co jest twoim punktem widzenia?” Położyłam ręce na biodrach ponieważ albo był umyślnie tępy, albo naprawdę tego nie łapał. „Jesteś na tyle duży że zawsze uderzasz o czyjąś szyjkę macicy, jeśli jest w pozycji która umożliwia ci włożenie całego... penisa. Nie mogę być już bardziej dosadna, Richard, więc proszę połącz to sobie” „Masz na myśli, że to je rani” powiedział „Tak” „To raniło ciebie” „Nie. Ja lubię kiedy moja szyjka jest uderzana. Mam całkowicie innego rodzaju orgazm od tego, więc nie przeszkadza mi to” Zmarszczył brwi ponownie, ale już bardziej jakby myślał. „Mówisz, że jeśli nie lubiłabyś tego, to raniłoby cię to” „To mogłoby boleć” powiedziałam „ponieważ w niektórych pozycjach, z kimś tak dobrze wyposażonym jak ty, jest to pewien rodzaj bólu. Ale mnie i jestem pewna że Rainie też, to dawało więcej przyjemności niż bólu” Nienawidziłam wkładać siebie w jakiekolwiek ramy które obejmują Rainę, ale mogłabym się założyć o dobre pieniądze, że miałam rację. „Czyli raniłem cię, ale nie raniłem?” Westchnęłam. „Posłuchaj, to jest w obszarze, który dopiero od niedawna mnie obejmuje. Czasami ośrodki mojego bólu i mojej przyjemności splatają się. To co raniłoby większość ludzi, ja czuję jako dobre, przynajmniej podczas seksu” To była moja spowiedź, więc nie patrzyłam mu w oczy od kiedy to dotyczyło mojego bólu a nie jego. „Ja również” powiedział Spojrzałam ni niego. „Cóż, to by sporo wyjaśniało” „Co masz przez to na myśli?” „Seks zawsze wychodził nam świetnie, Richard. Nawet kiedy wszystko inne szło w diabły, seks nigdy nie przestał być świetny.” „Naprawdę tak myślisz?” Skinęłam głową „Tak”
Uśmiechnął się i to był prawie prawdziwy uśmiech, wyjąwszy to drgnięcie w jego oczach. „Czyli myślisz że byłem zbyt szorstki dla Clair z powodu mojego rozmiaru?” „I twoja technika jest energiczna” Znowu zmarszczył brwi. „Richard, czy kiedykolwiek byłeś z kimś gdzie nie byłeś tak... pełen wigoru?”
Posłał mi spojrzenie które mówiło wyraźniej niż jakiekolwiek słowa, że odpowiedź brzmi 'nie'. „W porządku, Mój przyjaciel powiedział mi że mężczyźni są kaczątkami, mają tendencję do wpajania zachowań ich pierwszych kochanków. Co oznacza, że mają tendencję uprawiać miłość w sposób w jaki zostali po raz pierwszy nauczeni to robić. Ty byłeś trenowany przez kobietę, która była seksualną sadystką i robiła filmy porno, filmy porno z przemocą.” Wyglądał na zszokowanego, a potem na przerażonego. „Mówisz, że Clair ma rację. Byłem zbyt szorstki. Zraniłem ją.” Pokręciłam głową. „Czy ona poprosiła cię żebyś nie był tak energiczny podczas uprawiania miłości?” „Ona nigdy nie pytała o moją... technikę. Po prostu wybuchła i powiedziała że byłem zbyt szorstki. Że cieszyło mnie przywołanie jej bestii. Że cieszyło mnie jej drapanie mnie. Że cieszyło mnie zrobienie z niej potwora. Że zawsze uprawiam seks jak zwierzę, nie ważne w jakiej formie jestem akurat” Eeeah. Powiedziałam to o czym pomyślałam „Czy Clair skrzywdziła cię tak bardzo jak to możliwe, czy było to tylko przypadkowe trafienie? „Co masz na myśli?” „Mam na myśli, że jeśli próbowałabym cię zranić tak bardzo jak to możliwe, nie mogłabym tego zrobić lepiej niż mówiąc takie rzeczy.” „Myślę,że ona po prostu tak uważała. Mam na myśli, że jeśli uprawiam seks wystarczająco szorstko dla Rainy, to jak może to być coś innego niż gwałt dla każdej innej osoby?” Potrząsnęłam głową i zamachałam ręką przed jego twarzą, więc spojrzał na mnie. „Nie używaj więcej słowa gwałt przy mnie, ponieważ nie robisz tego. Jeśli jesteś z kimś, kto lubi seks w ten sam sposób jak ty, to jest to po prostu świetny seks.” „Ale szorstki” powiedział Wzruszyłam ramionami. „Ty nie zaczynasz szorstko, ale tak, zazwyczaj tak kończysz, ale nigdy nie było tak, że ja tego nie chciałam. Wszystko co Clair musiała zrobić, to poprosić o to co chciała, ale ona potraktowała cię jak wiele kobiet traktuje mężczyzn, tak jakbyś powinien umieć czytać w jej myślach. Nie umiesz czytać w myślach Richard, jesteś facetem, a faceci zazwyczaj słabiej potrafią odczytywać kobiece umysły niż inne kobiety.” „Nie jestem męższyzną, Anita, jestem wilkołakiem. Jestem zwierzęciem.” Chwyciłam go za ramiona. „Nie chcę tego słyszeć nigdy więcej. Wymówiłeś słowo zwierzę, jakby to było coś brudnego, Richard, a nie jest. Ale dopóki takie będzie dla ciebie, nie pozwól nikomu aby sprawił, że będziesz myślał tak źle o sobie” Wtedy się uśmiechnął, trochę smutno, ale to był prawdziwy uśmiech. Dotknął moich ramion swoimi dłońmi, a ja odsunęłam się. Nie byłam gotowa żeby się przytulać. Chciałam mu pomóc przy tym, jeśli potrafię, ale nie byliśmy już parą. „Jeśli cię nie zraniłem, to dlaczego teraz się odsuwasz?” Objęłam się ciasno ramionami i odeszłam trochę od niego. „Przyszedłeś tutaj po prawdę, w porządku, to jest prawda. Nie jesteśmy już parą Richard, ale to nie oznacza, że nic nie czuję... do diabła, nie chcę żebyś wyciągnął błędne wnioski” „A co to miałoby być? Jego głos znowu powrócił do obronnego „Byłeś bardzo przejrzysty w moim domu wczoraj. Byłam w twojej głowie, Richard. Wiem co myślisz, co czujesz. Byłam tam, wewnątrz twojej głowy”
„Więc widziałaś co chciałem ci zrobić” odwrócił się, tak że jedyne co widziałam to jego tył w dżinsie, jego kurtka była kilka odcieni ciemniejsza niż spodnie. Jego włosy zaczynały układać się w fale, ale wciąż, dla mnie wyglądały na wystrzyżone. „To było chore, Anita, chciałem żebyś się mnie bała. Czułaś strach kiedy cię pieprzyłem, chciałem... chciałem...” „Po prostu podłoga zrobiła to za ciebie”(???) Odwrócił się i spojrzał na mnie. Jego oczy były zrozpaczone, jakby coś w nich umarło. „Tak, tak, dokładnie” „Richard, każdy lykantrop którego znam jest lekko skonfundowany jeśli chodzi o odzew strachu, jedzenie i seks” Potrząsnął głową i musiało to być zbyt energiczne, ponieważ się skrzywił. „Ale żaden lykantrop, którego poznałem, oprócz Rainy i Gabriela, nie traktuje strachu jako afrodyzjaku.” „Od kiedy poznałam niektórych tych samych lykantropów co ty, wiem że to nie prawda. Prawdą jest natomiast to, że Gabriel i Raina byli jedynymi, którzy chcieli się do tego przyznać każdemu i komukolwiek” „Nie, Nie” powiedział i podkradł się ku mnie, jego gniew zaczął rosnąć w ciepłą kłującą kąpiel. „Nikt inny nie chciał tego co oni chcieli, nie w taki sposób. Nie naprawdę.” „Aha”powiedziałam, następnie przeprosiłam się za powiedzenie tego, „Ale chodzi o to co powiedziałeś nie naprawdę. Poznałam wielu zmiennokształtnych, którzy brali udział w bdsm ale to jest gra z zasadami. Bezpieczna, zdrowa i za obopólną zgodą. Są w niej tzw. bezpieczne słowa, i kiedy jedno takie uzgodnione jako sprzeciw słowo zostanie wypowiedziane, wtedy gra jest kończona.” „Nie było takiego słowa, które mogłoby cię ochronić przed Rainą i Gabrielem” „Dokładnie, Richard, dokładnie. Ale ty możesz cieszyć się taka grą bez robienia tego co oni” Pochylił się w moją stronę, a ja próbowałam znaleźć się poza zasięgiem, ale w końcu moja szybkość była tylko cieniem w porównaniu do jego nieprawdopodobnej. Złapał mnie za jeden nadgarstek, zamiast dwóch, ale wciąż był to jeden uwięziony nadgarstek. Szarpnął mnie trochę do siebie, nie mocno, ale wystarczająco, żebym osadziła swoje stopy i ustawiła je tak aby nie być już przyciągnięta bliżej. To tylko zasady, instynkt, nic osobistego. „A co jeśli to właśnie takiej rzeczywistości pragnę, Anita? Co jeśli przyczyną dla której Raina tak bardzo mnie lubiła, było to, że po prostu jestem taki jak ona?” Nie krzywdził mnie, nie robił niczego, tylko trzymał mój nadgarstek, trzymał mnie, tak że wiedziałam, że nie mogę uciec łatwo, jeśli w ogóle. Byłam silniejsza niż normalny człowiek, ale nie byłam tak silna jak prawdziwy lykantrop. Wypuściłam powietrze żeby wyrównać oddech i mój głos zabrzmiał normalnie, ale nic nie mogłam na to poradzić. Zaczęłam z „Puść mnie, Richard” „Boisz się mnie” powiedział „Nie, ale nie jesteś już moim chłopakiem. Nie masz prawa mnie dotykać bez mojej zgody” „Sam fakt że próbujesz się odsunąć a nie możesz tego zrobić, ekscytuje mnie” Był czas w moim życiu, że kłóciłabym się o to, ale możemy się o to pokłócić później jeśli będzie taka potrzeba. Nie powtórzyłam swojej prośby, ponieważ nie byłam pewna, co by się stało gdybym poruszyła fizyczne sprawy. Wiedziałam, że nie chcę się tego dowiedzieć, więc mówiłam „Wszystko czego potrzebujesz to uległy na własność, który lubi grać w te gry, i masz wszystko ustawione, ale ja nie jestem niczym twoim, więc puść mój nadgarstek” Okay, nie udało mi się nie poprosić ponownie. Puścił mnie tak nagle, że potknęłam się lekko. Zgaduję że musiał mocniej mnie do siebie przyciągać niż myślałam. Pomyślałby ktoś. Oparłam się pokusie aby potrzeć swój nadgarstek. Nigdy nie pozwól innym widzieć, że cię zranili. Takie są zasady. „Nie jesteś taki jak Raina, Richard” „Owszem” powiedział „jestem”
Noszę jej mumina, pamiętasz? Miałam ją w swojej głowie w pełnej kolorów chwale, i była także w twojej głowie. Wierz mi, nie myślisz tak jak ona.” „Czasami fantazjuję o okropnych rzeczach, Anita” To co chciałam powiedzieć to to, że nie jestem jego spowiednikiem, ale nie zrobiłam tego, bo nie wiedziałam kto jeszcze, nadawał się do tej rozmowy. Komu jeszcze mogłam ufać? Nikomu. Niech to cholera „Tak jak my wszyscy, Richard, różnica nie polega na tym o czym myślisz, tylko co z tym robisz. Większość z nas zna różnicę pomiędzy fantazją a rzeczywistością. Wiemy, że to, co działa jako udawane nie działa w świecie rzeczywistym.” „A co jeśli ja chcę takich rzeczy które mogą skrzywdzić innych ludzi” Tak bardzo nie chciałam odbywać tej rozmowy, ale patrząc na jego twarz, wiedziałam, że ta część demona, który go napędza jest zbyt blisko zniszczenia jego i nas. „Jeżeli to miałoby spowodować stałe okaleczenie, blizny, lub zabicie kogoś, to nie rób tego. Wszystko poza tymi parametrami zaproponuj swojej kochance i zobaczysz, co chce zrobić. Co naprawdę chce zrobić.” Zmarszczył brwi „Żadnego okaleczania, blizn lub zabijania, a cała reszta jest w porządku? Tak po prostu.” Potrząsnęłam głową „Nie, cała reszta na którą twój partner powie 'tak' jest w porządku. Jeśli jesteś na górze, dominatorem, wtedy musisz trzymać to wszystko razem i mieć pewność że to wszystko jest bezpieczne i nie za bardzo przerażające.” „Ja chcę być przerażający” powiedział Wzruszyłam ramionami „Powiedziałam 'nie za bardzo przerażający' Z pomocą... przyjaciół, zaczynam rozumieć, że niewielki strach daje długą drogę jako gra wstępna” „Nie masz na myśli przyjaciela, masz na myśli Nathaniela” „Jeśli miałabym na myśli Nathaniela, to po prostu powiedziałabym że to Nathaniel. On nie może uczyć mnie jak być dobrym Topem. Żeby nauczyć się jak być dominantem, musisz rozmawiać z dominantem a nie uległym.” „Brzmisz tak jak byś przeprowadzała badania na ten temat” „Większość lampartołaków w moim pardzie są zaangażowani w niewolę i poddaństwo. Nie mogę być dobrą Nimir-Ra dla nich jeśli ich nie rozumiem” Patrzył na mnie, coś rozważając. Nie byłam dokładnie pewna co sobie myślał, ale przynajmniej nie było to nic smutnego ani gniewnego. W tym momencie przyjęłabym prawie każdą emocję, która nie była jedną z tych dwóch. „Wiem że do dzisiaj nie pieprzyłaś Nathaniela. Byłem w twoim umyśle i wiem to. Ty naprawdę przeprowadziłaś badania by spróbować zrozumieć swoje lamparty, nie tylko dla swojego kochanka.” „Brzmisz na zaskoczonego” powiedziałam „Ponieważ Raina była naszą lupą przez tak długi czas i wiele wilkołaków jest zaangażowanych w BDSM także, ale ja nauczyłem się wszystkiego czego chciałem o tym od Rainy i Gabriela oraz ich wspólników” Prawie tego nie powiedziałam, ale powiedział że przyszedł do mnie po prawdę. Mogłam zobaczyć czy rzeczywiście chce prawdy, czy tylko jej część. “Richard, mówisz że lubisz strach w swoim seksie. Lubisz grę w strach i lubisz kiedy twój sex jest szorstki.”
Patrzył na mnie i w tym spojrzeniu było ostrzeżenie. Te ciemnobrązowe oczy chciały żebym nie
kończyła, ale jeśli ja mu tego nie powiem, to kto to zrobi?” „Ty również lubisz tą grę. „Ja nie...” Podniosłam dłoń „Nie robisz tego co Raina i Gabriel a także inni, ale możesz być trochę w tym bez bycia seksualnym sadystą. Niektórzy ludzie uważają, że drapanie i gryzienie podczas seksu jest sadystyczne.”
Potrząsał głową raz po raz. Jeśli to raniło zadrapania na jego twarzy, to nie pokazał tego tym razem. „Tylko dlatego że lubię drapanie i gryzienie nie oznacza że taki jestem. Nie jestem jak oni” „Jeśli masz na myśli Rainę i Gabriela, to nie, nie jesteś. Ale nie uciekłeś ode mnie tylko dlatego, że myślałeś, że byłam spragniona krwi. Uciekłeś ponieważ ze mną nie mógłbyś dalej udawać.” „Udawać, co? Niczego nie udaję” “It’s not just you that’s been pretending, Richard.” “Pretending what?” His anger started to fill the room, hot and close, like a storm that hadn’t broken yet. “I like teeth and nails during sex. Hell, I like biting alone without much sex. I like the feel of flesh between my teeth.” „To nie tylko to że udajesz, Richard” „Udaję, co?” Jego gniew zaczął wypełniać pokój, gorący i bliski, jak burza, która jeszcze niczego nie zdążyła zniszczyć. „Ja lubię zęby i paznokcie podczas seksu. Cholera, lubię samo gryzienie, bez wielkiej ilości seksu. Lubię czuć ciało pomiędzy swoimi zębami” He looked away. “That’s my fault, and Jean-Claude’s. It’s our hungers in you.” “Maybe, but they’re still in me, and it’s still something I enjoy. I may never be as comfortable around the scene as Nathaniel is, and that worries me, because if he’s mine, then I want him to be happy. But I’ve had to stop pretending that I don’t like rough sex. Jason said that I like dominant men, because they sort of take charge, and I don’t have a choice. The reason I was able to avoid Nathaniel for so long was he tried to get me to do all the moves. I need a little dominance play, or I don’t play. I thought he was crazy, but it’s been a busy twenty-four hours, and I’m tired of running.” Odwrócił wzrok. „To moja i Jean-Clauda wina. To nasz głód jest w tobie.”
„Możliwe, ale to wciąż jest we mnie i wciąż jest czymś co mi się podoba. Mogę nigdy nie czuć się tak wygodnie w tej grze jak Nathaniel, i to mnie martwi, ponieważ jeśli on jest mój, to chcę go uszczęśliwić. Ale musiałam przestać udawać, że nie lubię szorstkiego seksu. Jason stwierdził, że lubię dominujących mężczyzn, bo w jakiś sposób przejmują dowodzenie i wtedy nie mam wyboru. Powodem dla którego tak długo unikałam Nathaniela było to, że starał się zmusić mnie do zrobienia wszystkich tych ruchów. Ja potrzebuję trochę gry w dominację, albo nie gram. Myślałam, że był szalony, ale to było pracowite dwadzieścia cztery godziny, a ja jestem zmęczona uciekaniem” He looked back at me. “Running, running from what?” “Same thing you are, myself.” “You’re not-” I stopped him with a hand again. “Yeah, I was. Maybe I still am. There are parts of my life that I don’t want to look at. Someone told me that it’s okay that I like two men in bed with me. I argued with them, Richard. I argued that, no I didn’t.” I took two steps closer to him. “But arguing is pretty silly, don’t you think?” Z powrotem na mnie spojrzał. „Uciekaniem, uciekaniem przed czym?
„Przed tą samą rzeczą co ty, przed sobą” „Ty nie...” Znowu powstrzymałam go podnosząc dłoń. „Taa, robiłam to, może nadal robię. Jest taka część mojego życia na którą nie chcę spoglądać.. Ktoś mi powiedział, że to w porządku, że lubię dwóch mężczyzn ze mną w łóżku. Spierałam się z nimi, Richard. Przekonywałam że to nie prawda. Podeszłam o dwa kroki bliżej do niego. „Ale nie sądzisz że te dyskusje są dość słabe?” “I don’t know what you mean.” “I’m dating Jean-Claude and Asher. I was dating you and Jean-Claude.” “Not at the same time in the same date,” he said. „Nie wiem co masz na myśli” (W tym rozdziale Richard jest wyjątkowo tępy :P) „Randkuję z Jean-Claudem i Asherem. Wcześniej randkowałam z tobą i Jean-Claudem” „Ale nie na tej samej randce i w tym samym czasie” powiedział Machnęłam na to. „W porządku zostawię twoją osobę poza tym. Jednakże randkuję z Jean-Claudem i Asherem. Żyję i dzielę łóżko z Micahem i Nathanielem. Tak, to był w pewien sposób przypadek. Nie próbowałam się dostać do każdej sytuacji rozmyślnie, ale jestem tam. A teraz z Damianem i Nathanielem. Mam kolejny triumwirat, w którym jestem jedyną dziewczyną. Nie rozmyślnie Richard, ale po czymś takim przekonywanie, że nie cieszy mnie dwóch mężczyzn razem ze mną po prostu brzmi głupio.
“A jest tak?” zapytał Nie byłam mu winna odpowiedzi, ale być może byłam winna ją sobie. Mogłam jedynie przyznać się do tego sekundy temu. „Tak, bycie pomiędzy dwójką mężczyzn po prostu czyni mnie całkowitą. Tylko czucie ich po obu stronach uspokaja mnie.” Czekałam aż zacznę się rumienić, albo przynajmniej zawstydzę, ale tak się nie stało. To była prawda i to było w porządku. Ja byłam w porządku. Miałam mężczyzn w moim życiu, którzy myśleli że to w porządku. Richard patrzył na podłogę, tak jakby nie chciał widzieć tego to co ukazało się na mojej twarzy. Albo może jego twarz pokazywała coś czego nie chciał mi pokazać „Nigdy nie mógłbym tego zrobić” „Nikt cię o to nie prosił” Spojrzał w górę, a następnie i jego gniew zaatakował, prawie jakby położył gorący bat na mojej skórze. Podskoczyłam na to odczucie „Ow” powiedziałam „Przepraszam, nie chciałem cię skrzywdzić, ale do cholery powiedziałaś że nikt mnie nie prosił o to” „W porządku, według mojej wiedzy nikt cię o to nie prosił” „Wszyscy, wszyscy w nadnaturalnej wspólnocie, niezależnie czy zwierzęcej, czy innego rodzaju uważają, że robiłem to z Jean-Claudem i tobą. Że jesteśmy jakimś małym, szczęśliwym ménage à trois”
„Doszła do mnie ta pogłoska” powiedziałam. „Wiesz co i z kim robisz, więc co to ma za znaczenie?” Wydał z siebie cień tego nieartykułowanego krzyku, który wydał wcześniej. „Anita, jak myślisz, jak ja się czuję, kiedy każdy przywódca w tym mieście z którym muszę robić interesy myśli, że zerżnąłem Mistrza Miasta?” „Chcesz powiedzieć, że ludzie myślący że jesteś biseksualny krzywdzą twoją pozycję jako przywódcy?” „Tak” „To nie wydaje się ranić Jean-Clauda” powiedziałam „To co innego” „Nie sądzę” Zacisnął pięści aż do bólu i wydał ponownie ten dźwięk „Nie rozumiesz Anita. Jesteś dziewczyną i
nie zrozumiesz tego” „Jestem dziewczyną i nie rozumiem. Co to oznacza?” „To oznacza, że większość społeczeństwa wciąż bardziej uważa za akceptowalne bycie biseksualnym jeśli chodzi o kobiety niż o mężczyzn” „Kto tak mówi?” „Każdy!” Jego gniew rozgorzał na zewnątrz jak ciepła woda, i to o wysokim stanie i rosnąca. „Jesteś homofobem” powiedziałam „Nie jestem” „Taa, jesteś. Jeśli nie przeszkadzałoby ci tak bardzo, że ludzie myślą, że jesteś biseksualny,to nie obchodziłoby cię co mówią. Ty znasz prawdę i to byłoby wystarczające. Przesunęłam się bliżej niego, przepychając przez gorąco jego mocy, jego gniew, jego frustrację. „Poza tym, co złego jest w byciu biseksualnym, albo homoseksualnym, czy cokolwiek? Co to ma za znaczenie, Richard, tak długo jak jesteś szczęśliwy i nikogo to nie rani?” „Nie rozumiesz” powiedział Stałam na tyle blisko że mogłam go dotknąć. Stałam tak blisko, że jego moc prawie szczypała i skwierczała na mojej skórze, jakby nie było tam szlafroka. Boże on był tak pełen mocy, dużo bardziej niż ostatnim razem kiedy mogłam dotknąć jego mocy. On musiał ją zyskać na JeanClaudzie i na mnie, tak jak Jean-Claude i ja to zrobiliśmy. Gdybyśmy potrafili doprowadzić nasz triumwirat do prawdziwej pracy, takiej jak być powinna nikt nie mógłby nas dotknąć, nie ośmieliłby się.
Ta jedna myśl nie była moją myślą, nie do końca. Jean-Claude nie obudził się jeszcze, mogłam to poczuć, ale ta myśl była bardziej jego niż moja. Przypomniałam sobie ostatnią noc w klubie, i to jak byliśmy połączeni, mocniej, bliżej, niż kiedykolwiek wcześniej. Ostatniej nocy zrobiłam rzeczy do których nie byłam zdolna wcześniej. Osiągnęłam nowy poziom mocy, zarówno z Jean-Claudem, jak swoich własnych umiejętności. Miałam również seks z wampirem którego znałam mniej niż dwa tygodnie, a od seksu z drugim uchronił mnie tylko jego kodeks dżentelmeński. To nie byłam ja, stojąc tak blisko bólu Richarda, myślałam o mocy, a nie o tym ile go to kosztuje. To równiej nie byłam ja. Ale obie te myśli bardzo pasowały do jak Jean-Clauda. „Co jest nie tak? zapytał Richard “Myślałaś o czymś” „Po prostu zastanawiam się, jakie inne części Jean-Claude'a noszę jeszcze wewnątrz siebie." „Powiedziałaś mi że ardeur i pragnienie krwi” Potrząsnęłam głową „Nigdy nie byłam taka praktyczna w relacjach, czy w seksie, a ostatnio jak w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin, czy coś około byłam. Przynajmniej dużo bardziej praktyczna niż byłam wcześniej” „Czy to prawda, że ostatniej nocy uprawiałaś seks z dwoma nowymi brytyjskimi wampirami w Grzesznych Rozkoszach?” „O rany, plotki produkują się tak szybko” Zrelaksował się, opuściło go nieco napięcia. „Czyli to była tylko plotka” Westchnęłam, byłam już zmęczona tym wszystkim, ale wydawało się, że Richard właśnie powoduje to we mnie. „To połowa prawdy” „Która połowa” zapytał Nie podobał mi się wyraz jego twarzy. To nie był dokładnie gniew, co powinno oznaczać poprawę, ale nie był też neutralny. „Jeden wampir, nie dwóch” Potrząsnęłam głową „Ale wiesz co? Nie sądzę żebym była ci winna jakieś wyjaśnienia, Richard. Nie śledzę pokosu jaki zrobiłeś tnąc w swoim stadzie i stadzie Verna kiedy byłeś w Tennessee”
Patrzył na mnie studiując moją twarz, jakby starał się dowiedzieć co ukrywałam. „Jeśli nie wstydziłabyś się tego, to po prostu byś mi o tym powiedziała” „Richard, nie jesteś moim ojcem, ani moim chłopakiem. Nie jestem ci winna wyjaśnień na temat z
kim sypiam” „Spałaś z Nathanielem przez cztery miesiące zanim uprawiałaś z nim seks. Co się zmieniło? Dlaczego te dwa wampiry, dlaczego teraz? Słyszałem że to był cholerny pokaz ostatniej nocy, co do diabła się stało?” „Pytasz z jakiejś macho zaborczości?” „Nie jako trzeci z twojego triumwiratu. Albo może powinienem powiedzieć z jednego z twoich triumwiratów?” Jako trzeci z naszego triumwiratu miał prawo wiedzieć jak blisko byliśmy utraty kontroli z Primo i o paru innych wybranych drobiazgach. Pomógł mi wczoraj, nawet jeśli i tak wszystko poszło źle, on próbował pomóc. Naprawdę próbował. Usiadłam na rogu łóżka a on usiadł na podłodze z kolanami przyciągniętym do klatki piersiowej, po czym przedstawiłam mu szkic najbliższy katastrofy i przeedytowaną wersję tego co zrobiłam, aby pomóc nakarmić Jean-Claude. Nie opuściłam zbyt wiele, po prostu nie wdawałam się w szczegóły.
„Nie mogę uwierzyć, że pieprzyłaś Byrona. Nawet nie sądziłem, że on lubi dziewczyny.” „Wziął jedną do drużyny” powiedziałam i starałam się utrzymać ironię w głosie na minimum. Richard oblał się rumieńcem „Nie miałem na myśli tego w ten sposób. Miałem na myśli, że jeśli robiłbym dla ciebie zakupy wśród nowych wampirów, on nie byłby wysoko na mojej liście.” „Prawdę mówiąc, na mojej też nie jest wysoko. Chodzi mi o to, że to wystarczająco miły facet, ale jako przyjaciel, a nie jako ktoś więcej” „Więc dlaczego?” „Był osobą, która akurat tam była, Richard. Jeśli przypadkowo wyssałabym czyjąś duszę przez usta, Jean-Claude myślał, że będę mniej zrozpaczona jeśli to będzie Byron a nie Nathaniel” „Czy Primo jest jakiegoś rodzaju koniem trojańskim?” zapytał, i to pytanie spowodowało, że pomyślałam o nim lepiej, dużo lepiej. To było bardzo dobre pytanie. “Masz na myśli, czy Dragon pozwoliła mieć Jean-Claudowi Primo, żeby mogła próbować przejąć to miejsce?”
„Albo po prostu spowodować wystarczająco dużo szkód, by Jean-Claude wyrwał się z atakiem. Albo zrujnować jego interesy, coś w tym stylu. Z tego, co Jean-Claude usłyszał w Europie, Rada nie jest z nim zbyt szczęśliwa.”
To musiało się ukazać na mojej twarzy, ponieważ Richard powiedział na głoś „Zachowywałem uwagę, Anita” „Przepraszam, naprawdę przepraszam, nie sądziłam że to robiłeś.” „Przyznaję, że nie robiłem tego wcześniej, może miesiąc temu, ale teraz tak. Mówiłem ci że zdecydowałem żyć i nie umrzeć przez przypadek. To oznacza że muszę zachować uwagę w interesach i mogę tego wcale nie lubić. Mogę tego nienawidzić, ale bycie częścią triumwiratu to interes.” „Nie wiem nic o Primo. On może być, jak trafnie zauważyłeś podstawionym koniem trojańskim. Zostawiłam jednego ze szczurołaków na straży przy jego trumnie. Dałam rozkazy, że jeśli Primo zaatakuje, zostanie zabity. Żadnej trzeciej szansy, bo to jest właśnie jego druga.” „Dlaczego Jean-Claude miałby sprowadzić coś tak niebezpiecznego?” „Widziałam walkę Primo i widziałam jego uzdrawiającego więcej obrażeń niż kiedykolwiek widziałam. To było imponujące. Mamy wiele potężnych wampirów, ale większość z nich jest z linii Belle, co oznacza wysoki stopień piękności, uwodzenia, co jest dobre dla klubów. Chodzi mi o to że mamy spory wybór ludzi do striptizu i do tańca z turystami w Dance Macabre, ale jeśli mielibyśmy
wojnę, prawdziwą wojnę, wtedy okazałoby się że nie mamy prawie w ogóle żołnierzy.” „Macie wilki” powiedział „i poprzez dwa traktaty również szczurołaki” „Taa, ale to nie jest zwyczajem mieć takie bliskie więzi z innymi grupami. Wampiry zwiadujące nas dla przejęcia nie liczą wilków po naszej stronie. To nie wydarzy się dla większości z nich, związanych traktatem ze zwierzęciem, które nie jest mistrzem by ich przywołać gdy sprawy staną się naprawdę trudne. „Więc aprobujesz bycie Primo tutaj?” „Nie, definitywnie nie, nie po ostatniej nocy. Myślę że powinniśmy przestrzelić jego dupsko, ale rozumiem dlaczego Jean-Claude daje mu szansę. Potrzebujemy wampirów które umieją walczyć, nie tylko wyglądać ładnie” Tak jakby na zawołanie, drzwi otworzyły się, i to był mój ulubiony piękny wampir.
Rozdział 56 Oboje odwróciliśmy się by spojrzeć na drzwi, choć ja byłam wolniejsza niż Richard . Jean-Claude stał w drzwiach, ubrany w czarny szlafrok, który tak lubiłam. Był on wykończony prawdziwym czarnym futrem na klapach i bardzo ładnie komponował się z jego bladą klatką piersiową. Jego długie czarne loki były uczesane tak, że wyglądał świeżo i pięknie. A ja wciąż potrzebowałam prysznica. No cóż. „Nie poczułam twojego przebudzenia. A zawsze czuję gdy się budzisz” “Oboje utrzymujecie swoje tarcze bardzo, bardzo mocno” powiedział, wkraczając do pokoju. Jego gołe stopy wydawały się bardzo blade na ciemnym dywanie. „Słyszałem twój ostatni komentarz ma petite, czy powinienem odebrać to jako obelgę?” „Przykro mi, ale potrzebujemy żołnierzy a nie uwodzicieli. Tych mamy pod dostatkiem.” Wykonał to wspaniałe galijskie wzruszenie ramionami, które oznaczało, wszystko i nic. To był pełen wdzięku ruch. Czasami zastanawiałam się czy wzruszenie ramionami to właściwe określenie. Jeśli to co robią Amerykanie jest wzruszeniem ramionami, jakkolwiek kiedy robił to Jean-Claude to nie było to samo. “Powiedziałem twojemu Nathanielowi by poszedł i nakarmił swoją nową zaskakującą formę. Będzie nawet bardziej popularny kiedy kobiety zobaczą ten jego nowy kształt.” Był bardzo miły, bardzo zdawkowy. Na jego twarzy widniał uśmiech, a jego ruchy pełne wdzięku i trochę wyzywające. Coś ukrywał. Dawno temu nauczyłam się, że to nie jest prawdziwy Jean-Claude. To była jedna z jego wielu twarzy, których używał kiedy rzeczywistość stawała się zbyt trudna, zbyt zaskakująca, albo zbyt cośtam. „Co jest grane Jean-Claude?” „Cokolwiek masz na myśli, ma petite? zapytał i usiadł na części łóżka blisko mnie. Części z której odgarnęłam pościel, więc siedzieliśmy na relatywnie czystym materacu. Łóżko poruszyło się nierównomiernie kiedy na nim usiadł. Spojrzał na Richarda, kiedy łóżko się poruszyło dziwnie. „Myślę że jesteś winien mojemu pomme de sang ramę łóżka, Richard”
Richard wykazał się prawdziwym wdziękiem by wyglądać na zakłopotanego. „Poniosło mnie, przepraszam za to. Wymienię ramę.” „Dobrze” skrzyżował swoje nogi, jedną trochę wyżej, niż trzeba było, żeby mógł objąć rękoma kolana, i wyeksponował linię bladej nogi. Czy flirtował? Nie to nie to. To nie ja powiedziałam następne słowa, ale to było tak jakby moje myśli wypłynęły z ust Richarda – przerażające. „Skróć to przedstawienie, Jean-Claude, po prostu powiedz nam co się dzieje?” Jego twarz była zbyt niewinna „Co takiego masz na myśli mon ami?” Richard i ja wymieniliśmy spojrzenia mówiące wszystko. Richard przemówił za nas oboje. „Żadnych gierek Jean-Claude, pamiętasz?” „Zaczynasz boleśnie brzmieć jak ma petite” „Dziękuję, potraktuję to jako komplement” Tym stwierdzeniem zyskał jego uśmiech a ja skinienie. Richard uśmiechnął się do mnie i to był pierwszy prawdziwy uśmiech jaki u niego widziałam od kiedy wszedł do pokoju. Dobrze było to zobaczyć, zorientowałam się, że mam swój własny uśmiech do odwzajemnienia. Wszyscy byliśmy dla siebie przyjaźni.
„Robisz swoje ekstrawagancje, zadowolony? skróć przedstawienie” powiedziałam „Skróć przedstawienie i powiedz nam co jest grane” „Zdajesz sobie sprawę, ma petite, że Richard staje się czasami prawie tak bezceremonialny jak ty” „A ja zaczynam mieć momenty kiedy brzmię jak ty Jean-Claude. Pozwól mi zgadnąć, bliższe związanie ostatniej nocy miało kilka ciekawych efektów ubocznych.” „Nie tylko nasze bliższe związanie ma petite, ale twoje zawiązanie nowego triumwiratu. To, jak mniemam zwiększyło skutki uboczne.” Jego twarz była nadal piękna, ale prawie pretensjonalne
ruchy zaczęły blaknąć, zmieniać się na poważne, takie których nie lubiłam widzieć. Nie był z czegoś zadowolony. Nie wiedziałam co to było, ale to musiało być coś co dotyczyło albo nas obojga, albo przynajmniej jednego z nas, co mu się bardzo nie podobało.
Zaczął od wyznania, że moja chęć by zrobić to z Byronem i karmić się Requiem to prawdopodobnie jego mniej wybredny gust wychodził przeze mnie. Zatrzymałam go zanim skończył „Jeśli nie nakarmiłabym się na Byronie i Requiem, nie miałbyś wystarczająco dużo energii by kontrolować Primo. On wymordowałby publiczność. Moja cnota kontra życie kilkudziesięciu osób, hmm, daj mi się zastanowić” Wzruszyłam ramionami „Wszystko w porządku, chociaż wolałabym nie robić z tego zwyczaju” „Zaskakujesz mnie ma petite” Ale zrelaksował się na łóżku. Jego poza wciąż była idealna, wiele starych wampirów ma dobrą postawę, ale ta była bardziej zrelaksowana. „Nauczyłam się że trochę seksu nie jest gorszym losem niż śmierć, Jean-Claude” „Czy to wszystko?” zapytał Richard „Czy może jest coś jeszcze o czym wolałbyś żebyśmy nie wiedzieli, ale czujesz, że musimy wiedzieć?” „Widzisz, widzisz, on jest teraz jak ty. Dwoje jak ty. Nie wiem czy dam radę-” „Po prostu nam powiedz” powiedziałam
Lekko zmarszczył brwi. „Wydaje się, że jesteś/cie zorientowana, iż zmieszaliśmy i wymieszaliśmy nasze umiejętności w więcej niż tylko metafizyczny sposób. Nie wiem o wszystkim co zyskamy, albo stracimy w zależności od tego jak na to spojrzeć, wiem tylko że to się dzieje.” “Myślę, że Nathaniel i ja wymieniliśmy się odrobiną dominacji i uległości” Zobaczyłam wyraz twarzy Richarda więc dodałam „Chodzi mi o to, że odkąd zawiązaliśmy triumwirat, Nathaniel wydaje się trochę bardziej dominujący, a ja zdaje się, trochę bardziej cieszyć uległością. Trzeba przyznać, Nathaniel starał się być bardziej dominujący wcześniej, ale tak naprawdę wydawało się jakby był do tego przymuszony” Mówiąc to miałam ochotę zwijać się z poczucia dyskomfortu, ale zwalczyłam to. Byłabym przeklęta jeśli bym przeprosiła, nawet drobnym gestem. Jestem niczym, jeśli nie podejmę wyzwania, zwłaszcza jeśli czuję się niekomfortowo. „Najwyraźniej i my możemy oczekiwać mieszania się naszych podstawowych osobowości” JeanClaude powiedział próbując brzmieć zdawkowo, ale zawiódł. „To mogłoby być naprawdę dziwne,” powiedziałam i to była moja kolej by podciągnąć kolana do klatki piersiowej. Myślę, że dla Richarda to było wygodne, dla mnie to było pocieszające. „Czy to już wszystkie złe wiadomości?” zapytał Richard i spojrzał wprost na Jean-Clauda. „Nie widzę tego jako złe wiadomości, mon ami, ale wasza dwójka może” “Wykrztuś to” powiedziałam przytulając kolana do piersi. „Spowodowałaś zmianę mojego pomme de sang do jego zwierzęcej formy, do jednej z nich w każdym razie, a ja, tak jak ty do niedawna, wolę swoje jedzenie bez futra.” Zrobiłam co w mojej mocy by nie spojrzeć na Richarda. „Kogo masz na myśli?” „Requiem powiedział mi jaką ilość krwi straciłaś w nocy, ma petite. Myślę że mądrzej będzie jeśli nie oddasz jej więcej w najbliższym czasie.” Usłyszałam westchnienie Richarda z miejsca w którym siedziałam, a on wcale nie siedział tak blisko mnie. „Mógłbym powiedzieć, że to zawsze ja, ale zazwyczaj tak nie jest. Wiem że Anita nie jest twoim regularnym pożywieniem, ale wiem że pozwala ci się na sobie karmić” Oparł swoją twarz o kolana i znowu westchnął. „W porządku, ale tylko jeśli Anita tu będzie. Nie tylko ty i ja.”
„Zdefiniuj Anita będzie z nami?” „To nie to co powiedziałem” odrzekł Richard „A to nie to miałeś na myśli? zapytał Jean-Claude
Richard zdawał się zastanawiać nad tym przez sekundę, następnie lekko skinął „Zgaduję że tak, ale słysząc ciebie kiedy to mówisz, wydaje się-” „Powtórzę pytanie Jean-Claude, zdefiniuj mnie będącą z wami” Richard zaczerwienił się. Nie czerwienił się często, a to był już drugi raz podczas jednej rozmowy. „Nie miałem na myśli sposobu w jaki to zabrzmiało.” „W takim razie powiedz co miałeś na myśli mon ami.” „Nie chcę. To znaczy...” Wydał znowu ten dźwięk sfrustrowany brakiem słów. „Dlaczego za każdym razem kiedy robię cokolwiek co dotyczy was dwojga, zawsze kończę z uczuciem jakbym się mylił?” Wykonałam jeden z tych mentalnych przeskoków, ponieważ pamiętałam problem Richarda z tym co każdy myśli że on robił z Jean-Claudem. Zdecydowałam się go uratować. Mimo wszystko, zamierzał otworzyć żyłę dla Jean-Clauda. To zasługiwało na rozważenie, rozważenie tego że jego zasady dotyczące karmienia wampirów były takie same jak moje. Richard wciąż próbował wyjaśniać, i nie udawało mu się to. „W porządku, rozumiem co Richard próbuje powiedzieć” Obydwaj spojrzeli na mnie. Richard z powątpiewaniem, Jean-Claude z rozbawieniem, tak jakby on również rozumiał poczucie dyskomfortu Richarda, ale nie chciał pozwolić innym zobaczyć że się zorientował. Albo może coś innego go rozbawiło, nigdy nie można być pewnym Jean-Clauda. „Nie chcesz żebyście byli tylko we dwójkę kiedy Jean-Claude będzie się karmił” powiedziałam Richard wyglądał jakby mu ulżyło i pokiwał głową. Nie powiedziałam na głos, nie nie jesteś homofobem, ponieważ jeśli Richard nie czuł się komfortowo z byciem dotykanym przez innego mężczyznę to nie pasował do niego ten tytuł. Nigdy nie karmiłam na ochotnika żeńskiego wampira, więc kim byłam żeby osądzać? Uśmiech Jean Clauda pogłębił się tylko jak za dotknięciem. „A dlaczego to taki problem byśmy to byli tylko my dwaj?” Posłałam Jean-Claudowi złe spojrzenie, a Richard powrócił do nieradzenia sobie z wyjaśnieniem o co mu chodzi. „Jean-Claude, chyba wiesz co mówi się o nie zaglądaniu w zęby darowanemu koniowi?” „Oui.” „Sprawdzasz właśnie jego zęby.” Roześmiał się, tym miłym w dotyku śmiechem, który, wywołał u mnie dreszcz nawet przez najmocniejsze osłony, którymi się otoczyłam, ale nie ze strachu. Złapałam ruch Richarda kątem oka, on również zadrżał. Po raz pierwszy zastanowiłam się jak bardzo zdolności Jean-Clauda wpływają na Richarda. Sama byłam przerażająco heteroseksualna i czasami po prostu nie myślałam poza tymi ramami. Richard nie lubił chłopców więc Jean-Claude nie mógł na niego działać w taki sposób jak na mnie. To było to w co wierzyłam do tej pory, teraz zaczęłam zastanawiać się czy może Richard ma z Jean-Claudem więcej problemów niż myślałam. Jeśli jesteś okropnie hetero ale moce Jean-Claude na ciebie wpływają, to masz ze sobą problem jeśli jesteś mężczyzną. Fakt, że to nigdy nie przyszło mi do głowy, udowadniał ponad wszelką wątpliwość, że czasami po prostu nie byłam świadoma co do ludzi wokół mnie. „Ale zanim zbliżymy się do siebie, muszę zrzucić z siebie te rzeczy. To złuszcza się ze mnie, a ja po prostu nie czuję się czysta.” „To da nam czas by zmienić pościel” powiedział Jean-Claude. Dotknął wyschniętej, oblepionej pościeli. „Nigdy dotąd nie widziałem łóżka w którym więcej niż jeden lykantrop się zmieniał. To, jak to nazywasz okropny bałagan” Jego angielski był lepszy niż to, nawet w slangu. Powrócił do bycia z siebie zadowolonym, a nie wiedziałam dlaczego. Jeśli zrzucę tarczę na tyle żeby rozmawiać z nim w umyśle, będę miała w głowie również więcej Richarda. Nie chciałam tego, więc będę musiała zapytać go o to później, albo sama zrozumieć. Wszystko jedno. „Wezmę szybki prysznic” powiedziałam i ruszyłam w stronę dalszych drzwi „Jeśli to on mówiłby o szybkim prysznicu” Richard wskazał kciukiem na Jean-Claude'a „Nie
uwierzyłbym w to szybko, ale jeśli chodzi o ciebie to wierzę” Ten jeden komentarz zmusił mnie do zastanowienia się jak dużo czasu Richard spędził z Jean-Claudem kiedy mnie nie było w pobliżu. Nie zapytałam o to na głos, kurczę chyba staję się mądrzejsza. Richard czuł się z Jean-Claudem wystarczająco niekomfortowo. Nie musiałam niczego więcej do tego dokładać. „Będziemy tu kiedy skończysz ma petite. Mam nadzieję że z łóżkiem w lepszym stanie” Stał patrząc w dół na to, jakby nie był pewien czy to rzeczywiście może zostać zreperowane. „Dlaczego nie skorzystamy z twojego pokoju” zapytał Richard „Asher jest w moim łóżku. Teraz nie należy jeszcze do świata żywych, a to przeszkadza ma petite. Natomiast jeśli obudziłby się podczas karmienia, myślę że to mogłoby przeszkadzać tobie Richard” Richard wstał i tylko skulił się w swojej dżinsowej kurtce. „Przeszkadza. Można to tak nazwać” Nie brzmiał na szczęśliwego, a ja zastanowiłam się czy przypadkiem nie było pomiędzy nim i Asherem jakiegoś incydentu o którym powinnam wiedzieć. Prawdopodobnie nie. Nic co byłoby moją sprawą. Musiałam się wrócić do łóżka i odnaleźć moją kaburę z pistoletem pod poduszką. Pomachałam tym przed nimi obojgiem „Nie chciałabym wyrzucić tego do zsypu razem z praniem” Jean-Claude wskazał w stronę łazienki „Idź wziąć prysznic, ma petite, będziemy gotowi jeśli się nie pospieszysz” 'My' będziemy gotowi, powiedział. Czy nie miałam wystraczająco 'nas' w swoim życiu? Poszłam pod prysznic, zostawiając ich debatujących o tym czy łóżko wytrzyma, czy może lepiej całkiem zdjąć ramę. Dopiero kiedy zamknęłam za sobą drzwi, zaczęłam się zastanawiać dlaczego potrzebowaliśmy łóżka Jean-Claude mógł się pożywić na Richardzie klęcząc na podłodze, prawda? Jeśli to była moja pierwsza od miesięcy okazja, by dotknąć obu tych mężczyzn w tym samym czasie, to wolałam nie być pokryta zasuszoną mazią. Ale gdy będę czysta, nadal możemy zrobić to na podłodze. Nie potrzebowaliśmy łóżka. Pomyślałam żeby wrócić i im to powiedzieć, ale nie zrobiłam tego. Bez względu na wszystko, obaj nadal byli mężczyznami, a mężczyźni czują się lepiej kiedy mają coś do zrobienia. Mogli poprawiać łóżko i pościel oraz porządkować wszystko inne. To pomoże utrzymać ich z dala od tej krępującej ciszy. Albo przynajmniej taką miałam nadzieję.
Rozdział 56 Oboje odwróciliśmy się do drzwi, choć ja byłam wolniejsza niż Richard. Jean-Claude stał w przejściu ubrany w czarny szlafrok, który tak lubiłam. Był on wykończony prawdziwym czarnym futrem na klapach i bardzo ładnie komponował się z jego bladą klatką piersiową.. Jego długie czarne loki zostały uczesane, tak że wyglądały świeżo i ślicznie. A ja wciąż potrzebowałam prysznica. No cóż. -Nie poczułam twojego przebudzenia. A zawsze czuję gdy się budzisz. -Oboje osłaniacie się bardzo, bardzo mocno.- powiedział wchodząc do pokoju. Jego gołe stopy wydawały się bardzo blade na czarnym dywanie. – Słyszałem twój ostatni komentarz, ma petite, czy powinienem odebrać to jako obrazę? -Przykro mi, ale potrzebujemy wojowników, nie uwodzicieli. Tych mamy pod dostatkiem. Wzruszył ramionami, co mogło oznaczać wszystko i nic. To był pełen wdzięku ruch. Czasami zastanawiałam się czy wzruszenie ramionami było właściwym określeniem. Jeżeli to co robią Amerykanie to wzruszenie ramion, to to co Jean-Claude robił nie było tym samym. - Powiedziałem twojemu Nathanielowi by poszedł i nakarmił swoją nową zaskakującą formę. Będzie nawet bardziej popularny kiedy kobiety zobaczą ten jego nowy kształt.”. – Był bardzo miły, bardzo zdawkowy. Na jego twarzy widniał uśmiech, a jego ruchy pełne wdzięku i odrobinę ekscentryczne. Coś ukrywał. Dawno temu nauczyłam się, że to nie jest prawdziwy JeanClaude. To była jedna z jego wielu twarzy, której używał kiedy rzeczywistość stawała się zbyt trudna, zbyt szokująca, albo zbyt jakaś. -Co się dzieje Jean-Claude? -Cokolwiek masz na myśli, ma petite? – zapytał i podszedł usiąść na części łóżka obok mnie. Na części z której odgarnęłam pościel, tak że siedzieliśmy na całkiem czystym materacu. Łóżko wygięło się nierówno kiedy się na nim umościł na nim. Spojrzał na Richarda, jak łóżko poruszyło się dziwnie. – Myślę że jesteś winien mojemu pomme de sang ramę łóżka, Richard. Richard wykazał się prawdziwym wdziękiem by wyglądać na zakłopotanego. – Poniosło mnie, przepraszam za to. Wymienię ramę. -Dobrze, - skrzyżował nogi, jedna odrobinę wyżej niż potrzeba, tak że mógł otoczyć rękami kolano i wyeksponować linię bladych nóg. Czy flirtował? Nie to nie to. To nie ja powiedziałam kolejną część, ale to było tak jakby moje myśli wypłynęły z ust Richarda – przerażające. – Skróć to przedstawienie, Jean-Claude, po prostu powiedz nam co się dzieje. Twarz jaką nam pokazał była zbyt niewinna. – Co takiego masz na myśli, mon ami? – Richard i ja wymieniliśmy spojrzenia, które mówiły wszystko. Richard przemówił za nas oboje. – Żadnych gierek Jean-Claude, pamiętaj”.
-Zaczynasz brzmieć boleśnie podobnie do ma petite. -Dziękuję, przyjmę to jak komplement. Tym stwierdzeniem zyskał jego uśmiech a ode mnie skinienie. Richard uśmiechnął się do mnie i to był pierwszy prawdziwy uśmiech, jaki u niego widziałam od kiedy wszedł do pokoju. Dobrze było to zobaczyć, zorientowałam się, że mam swój własny uśmiech do odwzajemnienia. Wszyscy byliśmy dla siebie przyjaźni. -Odgrywasz swoje ekstrawagancje, zadowolony? skróć przedstawienie, - powiedziałam. – Skończ gierki, i powiedz nam co się dzieje. -Zdajesz sobie sprawę, ma petite, że Richard staje się czasami prawie tak bezceremonialny jak ty. -A ja zaczynam mieć momenty kiedy brzmię jak ty Jean-Claude. Pozwól mi zgadnąć, bliższe związanie ostatniej nocy miało kilka ciekawych efektów ubocznych. Nie tylko nasze bliższe związanie ma petite, ale twoje zawiązanie nowego triumwiratu. To, jak mniemam zwiększyło skutki uboczne.. – Jego twarz była wciąż piękna, ale te prawie pretensjonalne ruchy zaczęły blaknąć, zmieniać się na poważne, takie których nie lubiłam widzieć. Nie był z czegoś zadowolony.. Nie wiedziałam co to było, ale to musiało być coś o czym sądził, że my oboje, albo choć jedno z nas, naprawdę tego nie polubi. Zaczął od wyznania, że moja chęć by zrobić to z Byronem i karmić się Requiem to prawdopodobnie jego mniej wybredny gust wychodził przeze mnie.. Powstrzymałam go zanim skończył. – Jeżeli nie pożywiłabym się z Byrona albo Requiem, ty nie miałbyś dość energii, by kontrolować Primo. On wymordowałby publiczność. Moja cnota kontra życie tuzinów ludzi, hmm niech pomyślę. – Wzruszyłam ramionami. – W porządku, choć wolałabym nie robić z tego zwyczaju. -Zaskakujesz mnie, ma petite. – Ale zrelaksował się na łóżku. Jego poza była wciąż idealna, wiele starych wampirów ma dobrą postawę, ale ta była bardziej zrelaksowana. -Nauczyłam się że trochę seksu nie jest gorszym losem niż śmierć, Jean-Claude. -To wszystko? – Richard zapytał. – Czy jest coś jeszcze o czym wolałbyś żebyśmy nie wiedzieli, ale czujesz, że powinniśmy wiedzieć?. -Widzisz, widzisz, on jest teraz jak ty. Dwoje jak ty, nie wiem czy dam radę. -Po prostu nam powiedz. Rzucił mi drobne skrzywienie. – Wydaje się, że jesteś zorientowana, iż zmieszaliśmy i wymieszaliśmy nasze umiejętności w więcej niż tylko metafizyczny sposób. Nie wiem wszystkiego co zdobędziemy, bądź stracimy, zależnie jak na to spojrzeć, wiem tylko że to się dzieje. -Myślę że Nathaniel i ja wymieniliśmy się odrobiną dominacji i uległości. – Zobaczyłam wyraz twarzy Richarda więc dodałam. – Chodzi mi o to, że odkąd zawiązaliśmy triumwirat,
Nathaniel wydaje się trochę bardziej dominujący, a ja zdaje się, trochę bardziej cieszyć uległością. Trzeba przyznać, Nathaniel próbował być bardziej dominujący wcześniej, ale tak naprawdę wydawało się jakby był do tego przymuszony. – Mówiąc to miałam ochotę zwijać się z poczucia dyskomfortu, ale zwalczyłam to. Byłabym przeklęta jeśli bym przeprosiła, nawet drobnym gestem. Jestem niczym, jeśli nie podejmę wyzwania, zwłaszcza jeżeli czuję się niekomfortowo. -Więc najwyraźniej, i my możemy oczekiwać mieszania się naszych podstawowych osobowości.- Jean-Claude powiedział próbując zabrzmieć niedbale i nie udało mu się to. -To może być naprawdę dziwne. – Powiedziałam i to była moja kolej by przyciągnąć kolana do klatki piersiowej, choć dla Richarda, myślę że to było wygodne, dla mnie to było uspokajanie siebie. -Czy to wszystkie złe wiadomości? – zapytał Richard i spojrzał wprost na Jean-Clauda -Nie widzę tego jako złe wiadomości, mon ami, ale wasza dwójka może. -Wykrztuś to. – Powiedziałam, przytulając kolana do klatki piersiowej. -Przemieniłaś moje pomme de sang w jego zwierzęcą postać, jedną z nich, w każdym razie. Ja, podobnie jak ty do niedawna, preferuję moje pożywienie bez futra. Zrobiłam co mogłam by nie spojrzeć na Richarda. – Kogo masz na myśli. -Requiem powiedział mi jaką ilość krwi straciłaś ostatniej nocy, ma petite. Myślę że mądrze będzie jeżeli nie oddasz jej więcej w najbliższym czasie. Usłyszałam westchnienie Richarda tam skąd siedziałam, a on wcale nie siedział tak blisko mnie. -Powiedziałbym że to zawsze ja, ale zazwyczaj tak nie jest. Wiem że Anita nie jest twoim regularnym pożywieniem, ale wiem że pozwala ci się na sobie karmić. - Wtulił twarz w kolana i znów westchnął. – Dobrze, ale tylko jeśli Anita tu będzie. Nie tylko ty i ja. -Zdefiniuj „Anita będąca z nami”. -To nie to co powiedziałem.- odrzekł Richard -Czy to nie to o czym myślałeś? - zapytał Jean-Claude Richard wydawał się myśleć o tym przez sekundę, następnie lekko skinął. – Zgaduję że to to, ale słyszeć jak ty to mówisz, to wydaje się-. -Powtórzę pytanie Jean-Claude’a, zdefiniuj “mnie będącą z wami” Richard zarumienił się. On nie rumienił się często a to był drugi raz w ciągu jednej rozmowy. – Nie miałem na myśli sposobu w jaki to zabrzmiało. -Więc powiedz nam co miałeś na myśli, mon ami. -Nie chcę. Znaczy.. – wydał znowu ten dźwięk, sfrustrowany brakiem słów. – Dlaczego za każdym razem, gdy robię cokolwiek co dotyczy was obojga, zawszę kończę czując że nie mam racji.
Wykonałam jeden z tych mentalnych przeskoków, ponieważ pamiętałam problem Richarda z tym co każdy myśli że on robił z Jean-Claudem. Zdecydowałam się go uratować. Mimo wszystko, zamierzał otworzyć żyłę dla Jean-Claude’a. To zasługiwało na pewne rozważenie, rozważenie że jego zasady dotyczące karmienia wampirów, są takie jak moje były kiedyś. Richard wciąż próbował wyjaśnić i nie udawało mu się to. - W porządku, rozumiem, co Richard próbuje powiedzieć. Obaj spojrzeli na mnie. z powątpiewaniem, Jean-Claude z rozbawieniem, jakby on też, rozumiał dyskomfort Richarda, ale nie chciał pozwolić innym zobaczyć że się zorientował. Albo może coś innego go rozbawiło, nigdy nie można być pewnym jeśli chodzi o Jean-Clauda. - Nie chcesz żebyście byli tylko we dwójkę kiedy Jean-Claude będzie się karmił -powiedziałam Richard spojrzał z ulgą i przytaknął. Nie powiedziałam na głos, nie nie jesteś homofobem, ponieważ Richard nie czuł się tak komfortowo z byciem dotykanym przez innego mężczyznę to nie pasował do niego ten tytuł.. Nigdy nie karmiłam na ochotnika żeńskiego wampira, więc kim byłam żeby osądzać? Uśmiech Jean-Claude pogłębił się odrobinę. – A dlaczego to taki problem, byśmy to byli tylko my dwaj? Rzuciłam Jean-Claude’owi mroczne spojrzenie a Richard powrócił do nieradzenia sobie z wyjaśnieniem o co mu chodzi. – Jean-Claude, znasz stare amerykańskie przysłowie, by nie zaglądać darowanemu koniowi do pyska? -Oui. -Sprawdzasz właśnie jego zęby. Roześmiał się, tym miłym w dotyku śmiechem, który, wywołał u mnie dreszcz nawet przez najmocniejsze osłony, którymi się otoczyłam, ale nie ze strachu. Złapałam ruch Richarda kątem oka, on również zadrżał. Po raz pierwszy zastanowiłam się jak bardzo zdolności Jean-Clauda wpływają na Richarda. Sama byłam przerażająco heteroseksualna i czasami po prostu nie myślałam poza tymi ramami. Richard nie lubił chłopców więc Jean-Claude nie mógł na niego działać w taki sposób jak na mnie. To było to w co wierzyłam do tej pory, teraz zaczęłam zastanawiać się czy może Richard ma z Jean-Claudem więcej problemów niż myślałam. Jeśli jesteś okropnie hetero ale moce Jean-Claude na ciebie wpływają, to możesz mieć ze sobą problem jeśli jesteś mężczyzną. Fakt, że to nigdy nie przyszło mi do głowy, udowadniał ponad wszelką wątpliwość, że czasami po prostu nie byłam świadoma co do ludzi wokół mnie. -Ale zanim zbliżymy się do siebie, muszę pozbyć się tego czegoś ze mnie. To odpryskuje i po prostu nie czuję się czysta.
-To da nam czas by zmienić pościel, być może. – Jean-Claude powiedział. Dotknął schnących, poplamionych prześcieradeł. – Nigdy nie widziałem łóżka w którym więcej niż jeden lykantrop się przemienił. To jest, jak to mówicie, okropny bałagan. Jego angielski był lepszy niż to, nawet w slangu. Wrócił do bycia zadowolonym z siebie i nie wiedziałam dlaczego. Jeżeli opuściłabym osłony na tyle żeby rozmawiać z nim w umyśle, miałabym w głowie również więcej Richarda. Nie chciałam tego, więc będę musiała zapytać go o to później, albo domyślić się. Wszystko jedno. -Wezmę szybki prysznic. – Powiedziałam i ruszyłam ku dalszym drzwiom. - Jeśli to on mówiłby o szybkim prysznicu” Richard wskazał kciukiem na Jean-Claude'a „Nie uwierzyłbym w to szybko, ale jeśli chodzi o ciebie to wierzę. Ten jeden komentarz zmusił mnie do zastanowienia się jak dużo czasu Richard spędził z Jean-Claudem kiedy mnie nie było w pobliżu. Nie zapytałam o to na głos, kurczę chyba staję się mądrzejsza. Richard czuł się z Jean-Claudem wystarczająco niekomfortowo. Nie musiałam niczego więcej do tego dokładać. -Będziemy tu kiedy skończysz ma petite. Miejmy nadzieję że z łóżkiem w lepszym porządku. – Stał patrząc w dół, jakby nie był pewien czy to mogłoby naprawdę zostać naprawione. -Dlaczego nie skorzystamy z twojego pokoju? – Richard zapytał. -Asher jest w moim łóżku. Teraz kiedy nie należy jeszcze do świata żywych, ma petite uważa to za niekomfortowe. Natomiast jeśli obudziłby się podczas karmienia, myślę że to mogłoby przeszkadzać tobie Richard. Richard wstał i skulił się w swojej dżinsowej kurtce. – Przeszkadza. Można to tak nazwać. Nie brzmiał na uradowanego a ja zastanowiłam się czy przypadkiem nie było pomiędzy nim i Asherem jakiegoś incydentu o którym powinnam wiedzieć. Prawdopodobnie nie. Nic co byłoby moją sprawą.. Musiałam wrócić do łóżka i znaleźć moją kaburę naramienną z pistoletem pod poduszkami. Pomachałam tym przed nimi. – nie chciałabym aby to trafiło do pralni. Jean-Claude wskazał na łazienkę. – Idź, weź prysznic, ma petite, będziemy gotowi, jeżeli nie wrócisz zbyt szybko. “My” będziemy gotowi, powiedział. Czy nie miałam już dość “nas” w moim życiu. Poszłam wziąć prysznic i zostawiłam ich debatujących czy łóżko wytrzyma, czy też bezpieczniej będzie po prostu usunąć całą ramę. Dopiero kiedy zamknęłam za sobą drzwi, zaczęłam się zastanawiać dlaczego potrzebowaliśmy łóżka. Jean-Claude mógł pożywić się na Richardzie klęczącym na podłodze, prawda? Jeśli to była moja pierwsza od miesięcy okazja, by dotknąć obu tych mężczyzn w tym samym czasie, to wolałam nie być pokryta zasuszoną mazią. Ale gdy będę czysta, nadal możemy zrobić to na podłodze. Nie potrzebowaliśmy łóżka.
Pomyślałam żeby wrócić i powiedzieć im to, ale nie zrobiłam tego. Bez względu na wszystko, obaj nadal byli mężczyznami, a mężczyźni czują się lepiej kiedy mają coś do zrobienia. Mogli wyprostować łóżko i pościel i zadbać, by wszystko było ładne i czyste. To pomoże utrzymać ich z dala od tej krępującej ciszy. Rozdział 57 Kiedy wyszłam spod prysznica mój czarny szlafrok wisiał z tyłu drzwi. Jak to się stało że nie zobaczyłam tego ani nie usłyszałam tego? Jeżeli Jean-Claude mógł to zrobić gdy ja byłam pod prysznicem a ja nie odebrałam żadnego sygnału w związku z tym to znaczy że osłaniałam się zbyt mocno. Osłaniając się tak mocno, traciłam świadomość otoczenia. Nie dobrze. Wysuszyłam się, owinęłam włosy ręcznikiem i założyłam szlafrok. Dałabym wiele za czystą bieliznę, ale do diabła, jeżeli zawiążę pasek ciasno i małe tasiemki jeszcze ciaśniej, szlafrok nie powinien się rozsunąć. Sprawdziłam że nic nie było widać w lustrze, poza odrobiną górnej części ciała, bardzo właściwie. Zmyłam cały makijaż. Wyglądałam blado i czysto, a z włosami w górze owiniętymi jasnym ręcznikiem, wyglądałam zbyt blado, prawie niezdrowo. Zaczęłam zdejmować ręcznik, ponieważ wiedziałam że wyglądałam dobrze w szlafroku, z rozpuszczonymi włosami, wilgotnymi czy nie. Ale oparłam się pokusie. Po pierwsze włosy były zbyt wilgotne, a jedwab nie lubi wilgoci. Po drugie miałam tylko jednego chłopaka w pokoju obok, nie dwóch. Nie próbowałam wyglądać jak najlepiej, tylko pomóc Richardowi nie denerwować się tym, że Jean-Claude go dotknie. Przyjrzałam się swojej twarzy, moim oczom tak ciemnym i zastanowiłam się czy mogłam przyznać, nawet przed sobą samą, że wciąż przejmuję się tym czy Richard uzna mnie za atrakcyjną. Taa, przed sobą samą, mogłam to przyznać, ale nie zdjęłam ręcznika. Kiedy wyszłam kłócili się o świeczki. Jean-Claude przyniósł kilka i ustawiał je na stolikach przy łóżku a Richard mówił, - Nie potrzebujemy świeczek, Jean-Claude. Tylko się pożywisz, to wszystko. -Zgadzam się z Richardem. Nie potrzebujemy świeczek. - Wasza dwójka nie ma w sobie za wiele romantyzmu. -Tu nie chodzi o romantyzm, tylko o pożywienie. Richard wskazał na mnie. – Widzisz, Anita zgadza się ze mną. -Oczywiście, że się zgadza, mon ami. – Jean-Claude nie brzmiał na przygaszonego, wciąż miał ten ton kota-który-zjadł-śmietankę. Materac i łóżko sprężynowe stały na podłodze, przykryte nową krwistoczerwoną pościelą. Nawet stosy poduszek zostały zmienione, tak że łóżko błyszczało purpurą w przytłumionym
świetle. Rama łóżka zniknęła, to prawdopodobnie wyjaśniało dlaczego Richard zdjął swoją dżinsową kurtkę i był tylko w oliwkowo-zielonej koszulce. -Nie zdawałem sobie sprawy jak ciemny jest pokój Jasona, - Jean-Claude mówił. – Nie mam żadnych dodatkowych miejsc do postawienia lamp, ale moglibyśmy rozświetlić to świeczkami. Wolałbym romantyczny powód, ale prawdę mówiąc, to po prostu praktyczność. Wolałbym więcej światła. -Jesteś wampirem, - Richard powiedział, - widzisz w ciemności lepiej ode mnie. -Prawda, ale jeżeli pozwolono ci dotknąć kogoś, kto rzadko pozwala ci się dotykać w sposób intymny, czy nie życzyłbyś sobie więcej światła, by widzieć, co robisz? – Spojrzał na Richarda, potem przesunął oczy na mnie. To było szybkie spojrzenie, ale Richard podążył za nim i nagle wydawał się nie wiedzieć, co zrobić ze swoją twarzą, więc odwrócił ją ponownie ku drugiemu mężczyźnie. -Czy coś mnie ominęło, albo ja coś ominęłam? -Umknęło ci bardzo niewiele, ma petite. -Świeczki mogą zostać, - Richard powiedział, wciąż nie patrząc na mnie. Potrząsnęłam głową, ale poczułam drobny dotyk na mojej skórze. Znałam ten dotyk. Opuściłam najmniejszy fragment moich osłon. Głos Jean-Claude’a przeniknął mnie jak pieszczący wiatr. – Czy to nic dla ciebie nie znaczy, ma petite, że zaledwie widok ciebie w tym szlafroku sprawił, że Richard zmienił zdanie? Potrząsnęłam głową i próbowałam odpowiedzieć tak cicho jak on. Wciąż nie byłam w tym zbyt dobra. To o czym spróbowałam pomyśleć to. – Ja w szlafroku i tym ręczniku, to nie jest warte by on zmieniał zdanie. -Wciąż się nie cenisz, tak jak my ciebie, ma petite. Było tam znów “my”. Zaczęłam otwierać usta, by dodać coś na głos, kiedy gorący powiew energii przeszedł przez moje ciało. To zatrzymało mnie w połowie. –Rozmawianie z kimś w umyśle, gdy inna osoba nie jest dopuszczona do rozmowy jest niegrzeczne, - Richard powiedział. – To jak szeptanie i wytykanie palcami. Nie mogłam się z tym kłócić, choć chciałam. – Zaufaj mi, Richard to nie jest warte powtórzenia. -Chciałbym mieć szansę, by to ocenić. Westchnęłam, co wydawało się tysięcznym razem dziś. O czym ja myślałam? Powinnam powiedzieć Jean-Claude’owi, że nie potrzebowaliśmy łóżka, że Richard mógł uklęknąć i po prostu pożywić się. Voila i byłoby po wszystkim. Richard zdjął koszulkę. –Jest zbyt jasna, jeżeli znajdzie się na niej krew, to to wygląda jak krew. – Wyjaśnił na głos, i to miało sens, ale byłam zadowolona, że nie patrzył na mnie jak ściągał
koszulkę, ponieważ widok go bez koszuli miał swój zwykły efekt. Powiedziałam to już wcześniej, że tego dnia, gdy mogłabym wejść do pokoju i moje ciało nie zareagowałoby na Richarda, wtedy będę wiedziała że między nami już koniec. Ale hormony to zdradzieckie małe dranie. Nie dbają o to, jak złamane jest twoje serce, tylko że atrakcyjny mężczyzna jest w pokoju. Kurwa. Jean-Claude przechodził od świeczki do świeczki z jednym z tych zapalaczy na baterie. Nigdy nie dosięgłabym do nich by je zapalić. On poruszał się bez wysiłku, od świeczki do świeczki, druga ręka trzymała opadający rękaw jego szlafroka poza zasięgiem płomienia. Richard siedział w rogu łóżka. Jego niebieskie dżinsy i solidna linia jego czarnego paska wyglądała ładnie na tle czerwonej pościeli. Jego opalona górna część ciała wyglądała lepiej, i tak jakby usłyszał że o tym myślę, położył się na pościeli, nie płasko, ale oparł się na łokciu, tak że błyszcząca purpura otaczała jego umięśnione ciało. Były tam małe mięśnie na jego brzuchu, jak u prawdziwych ludzi, jeżeli nie mieli oni tarki na brzuchu, a Richard miał lepsze rzeczy do zrobienia z wolnym czasem niż wiele przysiadów. Jego brzuch był płaski i idealny, ale idealny nie oznacza całkowicie płaski. Linie są płaskie, ludzie mają krzywizny i wzniesienia i miejsca do zbadania. Richard obrócił głowę i spojrzał na mnie. Jego twarz nie była już neutralna. Jego ciemne oczy miały w sobie gorąco i to nie była jego bestia, albo przynajmniej nie tylko ona. To był wyraz jaki widziałam wcześniej, wyraz który mówił że był całkowicie świadomy efektu jaki wywierał na mnie, i że cieszyło go to. Ostatnio, ten wyraz mówił mi, wiem że myślisz że jestem wspaniały i nie będziesz mogła tego dotknąć już więcej. Teraz, nie byłam pewna co ten wyraz znaczy, ale nie podobało mi się to. Jean-Claude przeszedł na drugą stronę łóżka, jego wysoka sylwetka w czarnym szlafroku przerwała spojrzenie pomiędzy mną a Richardem. Kiedy Jean-Claude zniknął z drogi, Richard posunął się dalej na łóżku, tak że jego nogi już nie dotykały podłogi. Tak że całe te sześć stóp jego było na łóżku, otoczone przez pościel w kolorze świeżej krwi, i te migotliwe światła świeczek. Moje usta były suche. Nie dobrze. – Zmieniłam zdanie. Wy obaj nie potrzebujecie mnie, nie naprawdę. Mój głos brzmiał na zdyszany. Jean-Claude obrócił się po zapaleniu ostatniej świeczki. Wygładził rękawy szlafroka w dół tych dłoni z długimi palcami i stał patrząc na mnie. Jego oczy błyszczały jak ciemne szafiry, dając to migotliwe światło w sposób w jaki ludzkie oczy nie potrafiły. - Och, ależ potrzebujemy, ma petite. Z pewnością potrzebujemy. Jesteś mostem pomiędzy nami. Jesteś trzecią z naszej mocy. Czy to brzmi jak ktoś kto nie jest potrzebny. -Nie mam na myśli na zawsze, tylko nie teraz, nie tu. Mam na myśli, że możesz pożywić się beze mnie. Możesz… - miałam problem z koncentracją. Richard przewrócił się na brzuch i wykonał drobny ruch głową, który pokazał mi że jego
włosy urosły na tyle by opaść odrobinę naprzód wokół jego twarzy. Nie długie, ale grubsze niż sądziłam. Światło świec nie tańczyło na jego dżinsach, ale ciało Richarda w obcisłych dżinsach nie potrzebowało niczego więcej, to było wyjaśnieniem samo w sobie. -Idę teraz. Zamierzam teraz wyjść. Jasne, to właśnie zamierzam zrobić. – Bełkotałam i nie mogłam przestać. Ale zmierzałam do drzwi, punkt dla mnie, tylko że nie mogłam się doliczyć ich zbyt wielu. Jean-Claude zawołał, - Me petite, nie odchodź, proszę. Obróciłam się i nie zapomniałam co miałam powiedzieć, ponieważ on usiadł na łóżku, ale zrobił coś z górą swojego szlafroka, że była ona rozchylona i mogłam zobaczyć prawie całą jego klatkę piersiową otoczoną przez czarne futro kołnierza. Blizna po oparzeniu wyglądała na czarną na bieli jego skóry i przy błyszczącej czerni futra. Jego sutki były bladoróżowe i tylko stąd wiedziałam że się nie pożywił. Jego ręka dotknęła klatki piersiowej, jakby wiedział gdzie patrzyłam. Ręka przesunęła się w dół, tak jak moje spojrzenia, tak że patrzyłam na płaską linię jego brzucha, na linię czarnych włosów, która rozpoczynała się tuż poniżej jego pępka i znikała w cieniach szlafroka. Miałam prawie nieodpartą potrzebę by podejść tam, rozedrzeć pasek i ujrzeć jego ciało, blade i idealne przy czerni szlafroka i purpurze pościeli. Wiedziałam jak on wyglądał na tym tle, ponieważ widziałam to wcześniej. Ta myśl przesunęła moje spojrzenie na Richarda, ponieważ nigdy nie widziałam go na czerwonym jedwabiu. Nigdy nie widziałam go w świetle świec. Przewrócił się na bok kiedy go obserwowałam, oparł się na jednym łokciu, jedno ramię zwisało luźno na jego biodra, jakby w celu przykucia uwagi do jego dżinsów i tego co wiedziałam , że w nich było. Ale nie, Richard nie był tak świadomy swojego ciała, przynajmniej nie w kwestii uwodzenia. To było coś, co Jean-Claude by zrobił, ale nie Richard. Wtedy naszła mnie jedna z tych strasznych myśli. Co jeżeli spośród rzeczy jakie Richard zdobył z trwalszego związania znaków były pewne zdolności Jean-Claude’a w uwodzeniu. Och, to byłoby naprawdę nie fair. Zamknęłam oczy i ponownie zmierzałam do drzwi. Było lepiej, gdy nie mogłam widzieć żadnego z nich. Jean-Claude zawołał, - Ma petite, uderzysz w ścianę. Zatrzymałam się nagle i otworzyłam oczy, i byłam cal od ściany. Drzwi były dwie stopy po lewej. Cudownie, po prostu cudownie. -Ma petite, nie zostawiaj nas. – Jego głos prześlizgnął się przez tą malutką dziurkę, jaką zrobiłam w moich osłonach dla niego. Prześlizgnął się wewnątrz i igrał wzdłuż mojej skóry, sprawiając że zadrżałam, i Boże dopomóż mi, obróciłam się i spojrzałam. Jak głupio z mojej strony. Jean-Claude przesunął się na łóżku w pobliże poduszek. Leżał całkowicie na czerwonym jedwabiu z szlafrokiem rozpiętym, ledwie ukrywającym cokolwiek. Jego białe, białe ramię było otoczone na górze purpurowym jedwabiem. Jego długie nogi rozlewały się z czarnego szlafroka w
połowie na purpurowej pościeli. Tylko skraj futra zasłaniał jego biodra. -To nie fair. Nie wy obaj, nie w tym samym czasie. - Cóż takiego masz na myśli, ma petite? – Ale wyglądał na zbyt zadowolonego z siebie, aby pytać. -Ty draniu, dobrze wiesz. -Nie wiem nic, ale żyję nadzieją. Miałam problem z oddychaniem, czy też raczej z równymi oddechami. Kręciłam głową i ręcznik zaczął się odwijać. Złapałam go i stałam tam z nim w moich dłoniach. Ręcznik był wilgotny i zimny. Drżałam, ale tylko częściowo od wilgotnych włosów ślizgających się po mojej szyi. -Richard, czy zamierzasz wejść w butach na jedwabne prześcieradła. Czy nikt cię nie nauczył nie wchodzić w butach do chodzenia na jedwab? – Nawet nie spróbował, by zabrzmiało to prawdziwie, to było droczenie, ale to nie z Richardem się droczył. Richard po prostu usiadł, napinając ładnie mięśnie brzucha, i położył jedną stopę na dżinsach zaczynając rozwiązywać krótki but. Nie spojrzał na mnie robiąc to, ale wiedział że patrzyłam. Musiałam wyjść teraz. Naprawdę musiałam. Wiedziałam to, ale jakoś wciąż tam stałam, gdy Richard rzucił swój pierwszy but na podłogę. Dźwięk sprawił że podskoczyłam. Obserwował mnie, gdy zdejmował drugi but, czy też obserwował mnie, obserwującą go. Czułam się jak jeden z tych małych ptaszków, które są zafascynowane ruchami węża. Tak piękne, tak grzeszne, tak niebezpieczne. On po prostu zdejmował but, do diabła. Nie powinno to znaczyć dla mnie tak wiele, cholera, dla nikogo. Kiedy oba buty zostały rzucone na podłogę, zdjął grube skarpetki bez żadnej wskazówki od nikogo. Położył się na łóżku na brzuchu z nagimi stopami na pościeli. Obserwował mnie przez ramię z tą falą włosów ledwie zakręconą nad jego okiem. Ten wyraz był zarówno nieśmiały jak i pełen wiedzy. Jak upadły anioł, niewinność i obietnica grzechu, wszystko w jednym spojrzeniu. To było bardzo dobre spojrzenie. To było spojrzenie, którego myślałam że nigdy nie zobaczę na twarzy Richarda. To nie wydawało się jak on. – Jak wiele z tego to ty, Richard, a jak wiele to on? Leżał płasko na jedwabiu i przewrócił się na plecy ruchem, który był w psi i koci w tej samej chwili. Albo być może jestem uprzedzona, że psy nie poruszają się z tą płynną gracją, kiedy przewracają się na plecy. Wyciągnął ramiona nad głową, wyciągnął całe, długie ciało od stóp do opuszków palców, rozciągnął się aż jego całe ciało zatrzęsło się z wysiłku, po czym zrelaksował się na łóżku. Położył ręce na brzuchu i uśmiechnął się do mnie tą samą mieszanką niewinności i grzechu. -Nie jestem pewien, - powiedział głosem niższym niż powinien być o tej porze.
-Czy to cię nie przeraża? – zapytałam i mój głos był zdyszany teraz z innego powodu. Richard zmarszczył brwi, tylko odrobinę nad tymi ciemnymi, ciemno-brązowymi oczami. Następnie potrząsnął głową. – Nie jestem przerażony, w zasadzie czuję się spokojniejszy niż czułem się od dłuższego czasu. Spojrzałam przez niego na Jean-Claude’a, który leżał na stosie poduszek, tak że purpura pościeli otaczała idealnie jego czarne loki. -Och, przestań być tak cholernie malowniczy. Igrasz z jego umysłem. -Niezupełnie. -Co znaczy to ‘niezupełnie’. -Mam na myśli, że nie miałem tego na celu. Ja też wciąż przyzwyczajam się do tego nowego poziomu mocy, ma petite. Martwiłem się wcześniej o ciebie. Bałem się co zdarzy się z Nathanielem i Damianem. Pomyślałem, że chciałbym abyś nie obawiała się tak Nathaniela i tego, czego on chce od ciebie. Przysięgam, że to wszystko o czym pomyślałem, nic więcej, ale dziś dowiedziałem się, że przekroczyłaś kilka granic, których przysięgałaś nigdy nie przekroczyć. -Mówisz, że zmusiłeś mnie do tego? -Non, ma petite. Mówię, że życzyłem sobie, byś mniej obawiała się tego, czego pragniesz i czym jesteś. Nie zdawałem sobie sprawy, że to możliwe wywrzeć na ciebie taki wpływ, dopóki moment temu, kiedy po prostu pomyślałem, że chciałbym, aby Richard nie bał się tego, czego chce i tak się stało. -Słyszałeś to wszystko, Richard? Używa wampirzych mocy na tobie. Richard uśmiechnął się leniwie. – Czuję się spokojniej, mniej przerażony, mniej skonfliktowany. Nie zdawałem sobie sprawy jak źle się czułem do teraz. -W porządku, boję się za oboje z nas, jeżeli naprawdę igrałeś ze mną wcześniej tego dnia, to czemu zamierzam wyjść z tego pokoju? -Zaledwie pomyślałem, że życzyłbym sobie byś mniej się obawiała tego czego pragniesz od Nathaniela, i tego czego Nathaniel pragnął od ciebie. Nie byłem tak dokładny w przypadku naszego Richarda. -Zastanawiałeś się czy to zadziałało za pierwszym razem, więc spróbowałeś ponownie, i voila, masz swój empiryczny dowód, ponieważ to zadziałało po raz drugi. -Być może, a być może to ledwie przypadek. Zajmie nam tygodnie, czy miesiące, by zrozumieć co jest prawdziwą mocą, a co zaledwie naszą trójką znajdującą porozumienie ze sobą. Nie podobało mi się jak to brzmiało, wcale. – Nie mogę tego zrobić. -Dlaczego nie? – Jean-Claude zapytał. -Ponieważ kiedyś oddałabym prawie wszystko by mieć was obu w ten sposób. Muszę wiedzieć co to oznacza.
Richard usiadł wystarczająco, by oprzeć się na łokciach. – Sama to powiedziałaś Anita, już umawiasz się z Jean-Claude’m i Asherem i żyjesz z Micahem i Nathanielem. Powiedziałaś że tylko sama myśl o byciu z dwojgiem mężczyzn działa na ciebie. Więc czym będzie jeszcze jedna para? Rzuciłam spojrzenie Jean-Claude’owi. – Czy masz jakąś metafizyczną pięść w jego tyłku, jak jakiś rodzaj brzuchomówstwa, ponieważ to nie brzmiało jak on. To brzmi jak ty. -Nie mów do niego, kiedy chcesz porozmawiać ze mną, - powiedział Richard. Usiadł i ten śpiący uśmiech zniknął. – Czy to sprawia mi problem, że jesteś z Micahem, Nathanielem, JeanClaudem i Asherem? Cholera, tak. Czy sprawia ci problem, że jestem z Clair i tuzinem kobiet w moim stadzie? – Spojrzał na mnie mówiąc to. Odwzajemniłam spojrzenie. W końcu powiedział, To było pytanie, Anita, mogę dostać odpowiedź? -Tak, to sprawiło mi problem widzieć Clair i spotkać twoją dziewczynę po raz pierwszy, kiedy byłam naga. Tak, to było specjalne traktowanie. Próbowałam wiedzieć tak niewiele o twoim życiu osobistym z paniami ze stada jak to możliwe, więc o reszcie nie wiedziałam. -Poczułem, jak bardzo pragnęłaś mnie wcześniej w swoim domu, i wiesz co ja czułem do ciebie. Więc nie udawaj już teraz. Nie wiedziałam, że udawaliśmy, ale nie powiedziałam tego na głos. – Nie wiem co masz na myśli, Richard. -To oznacza, że oboje pragniemy móc dotknąć siebie nawzajem ponownie. I pieprzyłaś Byrona na miłość boską. Dlaczego czujesz się z tym w porządku, a z nami źle?- Wskazał na całe łóżko. Nie sądziłam, że to ‘my’ oznaczało jego i mnie. Po raz pierwszy dla Richarda, byłam całkiem pewna, że mówił o sobie i Jean-Claude. Chwyciłam chłodny ręcznik i spróbowałam powiedzieć na głos coś z sensem. – Nie jestem – zmieńmy to – Byron był pożywieniem w nagłym wypadku. Dawno temu myślałam o tym, że byliśmy tym dla siebie nawzajem. Kiedy rzuciłeś mnie, to mnie załamało. Dotykanie ciebie to wciąż nie to samo co dotykanie innych ludzi. -Czuję się tak samo. Wiesz, że tak jest. -Wiem że mnie chcesz, ale wiem też że będziesz później się tego wstydził. Kiedy JeanClauda nie będzie tutaj by ukoić twoje lęki, zaczniesz się znów w nich topić. – Zaśmiałam się. – Boże, po raz pierwszy rozumiem co Asher powiedział o mnie i ardeur. Nie chcę aby to było dobre teraz, po czym wrócimy do ranienia siebie nawzajem. Nie zniosę tego. I to była prawda. Miałam po raz pierwszy wyjaśnienie, dlaczego ludzie uprawiają przypadkowy seks z ludźmi o których nie dbają. Jeżeli nie dbasz, i coś pójdzie nie tak, to nie ma znaczenia. -Ja także nie chcę abyśmy znów się ranili, Anita. Naprawdę nie chcę. – Przewrócił się na krawędź łóżka i wstał. Tuzin czy więcej świec połyskiwało na górnej części jego ciała w grze cienia
i światła. Tęskniłam za grubą kurtyną włosów dookoła jego ramion, ale to wciąż był Richard. Wciąż ten mężczyzna który doszedł najbliżej tego bym chciała spróbować domku z białym płotkiem oraz z dwójką lub trójką dzieci. – Wciąż potrzebujesz co najmniej jednego karmienia dziennie. Temat zmienił się zbyt szybko jak dla mnie. Przycisnęłam się do drzwi, tak że miałam w zasięgu klamkę. Jeżeli będę musiała uciekać, chciałam trafić w drzwi, nie w ścianę. - Tak, choć okazuje się że mogę się żywić na ludzkiej postaci, a potem znów ze zwierzęcej, i to jest jak dwa różne pożywienia. Jean-Claude przesunął się bliżej końca łóżka, szlafrok raczej otaczał jego ciało jak bielizna niż ukrywał cokolwiek. – Więc w rezultacie, masz teraz cztery dzienne pożywienia, tak? -Coś w tym rodzaju, Nathaniel i ja szacujemy, że muszę karmić ardeur co sześć godzin, albo zacznę wysysać energię życiową Damiana. Ponieważ nie mogę żywić się na tej samej osobie każdego dnia, to wciąż zostawia braki. -To może pozostawić nam, jak to powiedziałaś, niedobór, nawet w nocy. Walczyłaś by utrzymać pożywienie się co dwanaście godzin. -Nie wiem Jean-Claude, ale wydaje się że muszę to robić częściej. -Jesteś energią dla twojego nowego triumwiratu. To wymaga energii, by go utrzymywać. Richard obrócił się i spojrzał na drugiego mężczyznę. – Chcesz powiedzieć, że Anita i ja wysysamy z ciebie energię? Obrócił się z powrotem do mnie zanim dostał odpowiedź, i wyraz jego twarzy mówił że nie był zadowolony z przedstawienia jakie Jean-Claude dawał. -Niezupełnie, ale w pewien sposób, oui. Każda moc przychodzi z ceną, Richard, i ta cena może być wysoka. -Myślę, że dopóki rozumiem jak rozdzielać moc pomiędzy naszą trójką, to będzie co sześć godzin. Nie pomyślałam o tym, że tylko ty i Asher żywicie mnie nocą. Kurwa.-Powiedziałam to ostatnie z uczuciem. -Masz teraz Damiana, - Richard powiedział. – Czy to nie starczy? Spojrzałam na niego, próbując dostrzec zazdrość, albo gniew, ale wydawał się oferować to jako prosty fakt. – Nie wiem, może. -Ufam, że ma petite zdoła kontrolować, to co może. – Jean-Claude powiedział prawie z końca łóżka, szlafrok ześlizgiwał się z górnej części jego ciała, dopóki prawie wszystko nad wciąż związanym paskiem stało się nagie w świetle. Było coś w sposobie jaki jego ciało odbijało płomienie, błyszczące i blade, prawie nierzeczywiste, jakby jakiś rodzaj żywego dzieła sztuki, że jeżeli byś go dotknął on znikłby, zbyt piękny by być prawdziwy. Richard pstryknął palcami, i gwałtowny dźwięk przywrócił moją uwagę do niego.
Marszczył brwi. -Czy ty właściwie mnie odrzucasz? To było zbyt trudne pytanie dla mnie. Zamknęłam oczy, tak że nie mogłam zobaczyć żadnego z nich. – Niezupełnie, ale muszę wiedzieć czego oczekiwać, Richard. Muszę wiedzieć, co się zmieni. -Co trzeci dzień przyjdę do twojego domu i nakarmię ardeur. Otworzyłam oczy. – Tylko trochę seksu, i to wszystko. -Czego ode mnie chcesz, Anita? Odsunęłam się od drzwi, ponieważ teraz zaczęłam się wściekać. - Żadnych randek, tylko znajomi do łóżka, czy to to? -Żyjesz z dwójką mężczyzn teraz, nie sądzę aby w twoim życiu była przestrzeń dla mnie. Tym co chciałam powiedzieć było, że jeżeli możesz po prostu pieprzyć mnie i nic więcej, to nigdy naprawdę się nie kochaliśmy. To co powiedziałam na głos, to – To nie tylko seksu mi brakuje, Richard. Tęsknię za weekendowymi maratonami filmowymi. Tęsknię za wychodzeniem z tobą. Tęsknię za tobą, nie tylko twoim ciałem, Richard. – Prawie zatrzymałam tę część dla siebie, ale musiałam wiedzieć. Nadszedł czas. – Czy tęsknisz za mną Richard, czy tylko za moim ciałem. Zdołałam powiedzieć to neutralnie, bardzo neutralnie. Punkt dla mnie. Spojrzał w dół, i emocje walczyły na jego twarzy. Jego moc błyszczała jak gorący wiatr, po czym zamarła. Kiedy spojrzał na mnie, był tam ból i gniew w jego oczach. – Ty pierwsza to powiedziałaś, Anita. Nie sprawdzamy się jako swoi jedni, jedyni. Ciężko pracuję, by zaakceptować życie takim jakie jest, ale nie mogę żyć tak jak ty. Wciąż pragnę jednej kobiety, by była ze mną na zawsze. Wciąż pragnę małżeństwa, może i dzieci. Chcę życia Anita. Wiem że nie mogę mieć tego z tobą. – Sięgnął do mnie, po czym jego ręce zacisnęły się w pięści. -Ale tęsknię za tobą. Nie tylko za seksem. Tęsknię za twoim zapachem na moich poduszkach, na mojej skórze. Jestem ci winien przeprosiny. Kiedy to wszystko zdarzyło się w Tennessee, winiłem najpierw moją bestię, potem winiłem ciebie. To zajęło mi sześć tygodni terapii, by zobaczyć że byłem wściekły na to, że ty uratowałaś moją matkę i brata, kiedy ja nie mogłem. -Oddałbyś swoje życie, by ich ocalić. -Tak, ale wtedy wszyscy bylibyśmy martwi. – To nie był tylko ból w jego oczach, to było cierpienie. Rodzaj emocji, która zżera cię i spluwa na ciebie. – Zrobiłaś okropne rzeczy, Anita, okropne rzeczy, by odnaleźć ich na czas. Torturowałaś człowieka, pocięłaś go by dostać informację. Ja nie mogłem tego zrobić. Nie pozwoliłbym, aby ktoś zrobił to przy mnie. To nie było tylko to, ich ocaliłaś a ja nie. to było kiedy usłyszałem co się stało. Kiedy usłyszałem co się stało, zdałem sobie sprawę, że nawet gdybym był tam z tobą, oni by zginęli. Moja matka i Daniel zginęliby, bo ja nie pozwoliłbym zrobić tego co było konieczne by ich ocalić.
Po prostu na niego patrzyłam, ponieważ nie potrafiłam wymyślić nic dość dobrego do powiedzenia. Nie byłam dumna z tego, co zrobiłam w Tennessee, w każdym razie nie ze wszystkiego, ale nie żałowałam niczego, ponieważ by ocalić Charlotte i Daniela, zrobiłabym i gorsze rzeczy. Naprawdę żałowałam tylko tego, że nie dotarłam tam zanim zostali zgwałceni i torturowani. Pójdę do grobu żałując tej części, ponieważ widziałam jak Charlotte wybuchła płaczem w kuchni. Powiedziała, - Nie wiem czemu płaczę. To takie głupie.- To nie było głupie i poleciłam jej dobrego terapeutę, którego znałam. Tego, którego zazwyczaj polecałam osobom chcącym dołączyć do Kościoła Wiecznego Życia, jako nieśmiertelni członkowie. -Jesteś Boleverkiem mojego stada. Czyniącym zło, tym który robi to, czego Ulfrik nie chce albo nie może. Raina była Bolverkiem Marcusa. -Taaa, - powiedziałam. Patrzcie, wciąż mówiłam, ale wciąż nie miałam nic dobrego do powiedzenia. -Chcę domu z białym płotkiem, Anita, wiem że ty nie chcesz. -To nie to że ja nie chcę, Richard, dla mnie jest po prostu za późno na to. Moje życie nie wpasuje się w ten obrazek. Przytaknął. – Wiem, i być może moje też nie, ale ja wciąż chcę spróbować. Są przywódcy, którzy mają żony i rodziny poza stadem. Próbowałem znaleźć lupę dla stada, ale żadna się nie nadawała. Żadna nie jest tobą. Znowu nie wiedziałam co powiedzieć, więc nic nie mówiłam. Rzadko miałam problem z utrzymaniem zamkniętych ust. -Myślę, że twoja bestia wydostała się spod kontroli dziś, dlatego że spędzasz zbyt wiele czasu tylko z jednym zwierzęciem. Myślę, że jeżeli będziesz miała osobisty kontakt z czymś poza lampartami to twoja bestia znów stanie się amorficzna, bardziej metafizyczna niż fizyczna. Pragnę twojego pozwolenia na wysłanie ci kilku wilków do towarzystwa. -Richard. -Nie każę ci ich pieprzyć, ale spać z nimi. Albo weź jakieś szczurołaki do domu, wybierz zwierzę, ale jeżeli twoja moc dotyka tylko lamparty, będzie ona myśleć że jest lampartem. -I ty będziesz jednym z wilków, z którymi mam się zadawać? – nie potrafiłam powstrzymać ironii i niezadowolenia w moim głosie. -Nie chcę aby to było przypadkowe, Anita. Chcę, abyś była naszą lupą. Przyprowadź ze sobą lamparty i oni mogą polować z nami przy pełni. -Będę twoją lupą, co oznacza właściwie co? Co się zmienia? -Jesteśmy parą w społeczeństwie lykantropów. Będziesz kontaktować się częściej z wilkami poza sytuacjami kryzysowymi. Micah naprawdę zdobył poparcie pomagając wszystkim. Potrzebujemy co najmniej jednej osoby na pełny etat na gorącej linii. On się zapracuje.
-Nie wiedziałam że śledzisz to co się dzieje. -Staram się zwracać uwagę Anita. Próbuję zobaczyć co jest tu, a nie to co chcę by było. Nie potrafiłbym dzielić się tobą w ten sposób w jaki Micah dzieli cię z Nathanielem, nie każdego dnia, każdej nocy. Nie sądzę, że tolerowałbym randki z Jean-Claude’m i Asherem. Z pewnością nie mógłbym być dawcą krwi tak regularnie jak Micah i Nathaniel. Po prostu mrugnęłam na niego, ponieważ to była rozmowa jakiej nie sądziłam że odbędę z Richardem. To było zbyt logiczne. – Zgadzam się ze wszystkim, co powiedziałeś co do słowa. Ale to nic nie zmienia, prawda? -Poczułem moc twojego triumwiratu z Damianem i Nathanielem. Damian nie jest mistrzem a Nathaniel nie jest Nimir-Raj, ale wasza trójka miała niesamowitą ilość mocy. Czym my byśmy byli, nasza trójka, jeżeli zrobilibyśmy to właściwie? Jeżeli zrobilibyśmy to jak należy? -To nie brzmi jak ty. -Powiedz mi że nie myślałaś o tym odkąd stworzyłaś drugi triumwirat? Nie mogłam tego powiedzieć szczerze, więc nie próbowałam. – Poczułam czym JeanClaude i ja mogliśmy być w klubie kiedy Primo wyrwał się spod kontroli. Poczułam, co JeanClaude mógłby zrobić kiedy pozwoliłam mu nakarmić ardeur w sposób bliższy pełnemu pożywieniu z innymi kobietami. Więc tak, pomyślałam o tym, tak jakby. -Sama to powiedziałaś, Anita, nie mamy dość wojowników. Musimy wyglądać na silnych i nie tylko dlatego że wampiry mogą chcieć naszego terytorium. Nasze stado ma złą reputację, dzięki mnie, i Rainie i Marcusowi przede mną. Moja reputacja wciąż jest niczym wśród innych Ulfrików. Myślą, że jestem słaby i mam kilku szpiegów na innych terytoriach, gdzie mają zbyt wielu dominantów i nie dość ziem. Jak dotąd nasze stado było zbyt popieprzone, tak że oni odchodzili bez rzucania wyzwań. Nikt nie chcę bałaganu, jakiego narobiłem. Ale jak będę miał lepszą władzę nad wilkami, to może się zmienić. Jeżeli wszyscy połączymy się, tak jak ty i Jean-Claude zeszłej nocy, jeżeli naprawdę będziemy triumwiratem mocy, nikt nas nie tknie Anita, nikt się nie odważy. To był prawie dokładny cytat tego o czym myślałam wcześniej. Spojrzałam przez niego na Jean-Claude’a. -Powtarzamy to o czym myślałeś przez miesiące, prawda? Wzruszył tymi ślicznymi nagimi ramionami. – Oui, ale nie włożyłem tam tych myśli, ma petite. Wierzę, że oboje doszliście do tych samych wniosków w tym samym czasie. Czy tak trudno w to uwierzyć? -Nie wiem – powiedziałam i byłam zmęczona. Zmęczona grami, zmęczona ranieniem, zmęczona byciem przerażoną. Richard położył się na łóżku, jedno kolano w górze, drugie na dole, tak więc wyglądał ujmująco jak cholera na czerwonej pościeli. – Jestem znów przerażony, Anita. Nie chcę, aby
wszystko co stworzyliśmy spłonęło, ponieważ jesteśmy wściekli na siebie nawzajem. Pozwól JeanClaude’owi zabrać krawędź mojego lęku. To dobre uczucie. Spojrzałam za niego na wampira, który wciąż leżał na poduszkach. – Wycofałeś się z jego umysłu? -Non, ma petite, on po prostu zawalczył, odrobinę i zostałem wyrzucony. Oboje macie moc by mnie odciąć, jeżeli tego chcecie. -Nie chcę, - Richard powiedział i ten uśmiech powrócił. To był leniwy, śpiący uśmiech i wypełniał jego oczy tą pełną wiedzy niewinnością. Zdałam sobie sprawę w tym momencie, że to nie był wyraz Jean-Claude’a, to był Richard jeżeli nie bał się, czy nie był zły, albo skonfliktowany. To tym mógł być jeżeli nie wchodziłby sobie stale w drogę. -Ma petite, - Jean-Claude podniósł rękę w moim kierunku. – Dołącz do nas. Potrząsałam głową. Richard sięgnął po mnie także. – Chcesz tego, wiesz że tego chcesz. -Moje życie jest tak bliskie tego, by funkcjonować, jak jeszcze nigdy nie było. Nie chcę zniszczyć tego. -Nie oferuję powrotu do tego co mieliśmy, Anita. Rozumiem że nie sprawdzi się to dla nas. Jesteś twardsza i bardziej bezwzględna niż ja kiedykolwiek będę, i mogę ci pozwolić być taką, ale nie jeżeli będziesz moją jedyną ukochaną. Potrzebują odrobiny dystansu od tego co najgorsze w tym, więc mogę udawać odrobinę. Nie wiele, ale tyle, bym nie stracił rozumu. – Pochylił się zanim jego głowa nie spoczęła na boku Jean-Claude’a. Jean-Claude był cały w czarnym futrze i aksamicie na tle jego białej skóry. Jego włosy rozlewały się dookoła jego nagiego ciała, jak mroczny sen. Odwrócił głowę, tak że mógł patrzeć na Richarda leżącego tam. Richard był opalony i był w dżinsach, i wydawał się płonąć od tego jak bardzo żywy był. Wyglądali jakby wyszli z dwóch bardzo różnych filmów porno. Jean-Claude spojrzał na mnie i było błaganie w jego oczach. Bez słów poprosił, - Proszę, ma petite, proszę nie zepsuj tego. -Żadnego czwartego znaku. -Zgoda. – Jean-Claude odpowiedział. -Póki co.- Dodał Richard Spojrzałam na niego. - W tej chwili wiele rzeczy wydaje się świetnym pomysłem. Nie, nie krzyw się Anita, jeżeli odrobina wampirze magii, może zabrać krawędź mojego niepokoju. Jestem cały za tym. I to działa lepiej niż pigułki, które dał mi doktor. -Ciało lykantopa ma zbyt szybki metabolizm dla większości leków, by pozostały w organizmie dość długo, by zadziałały.
-Wiem, - Richard powiedział i podniósł głowę na tyle że spoczywał bezpośrednio na nagich plecach Jean-Claude’a. To było prawdopodobnie dobre, że nie mógł zobaczyć twarzy Jean-Claude’a kiedy te grube włosy dotknęły jego skóry. Prawdopodobnie nie spodobałoby mu się że inny mężczyzna patrzy tak z jego powodu. -Chodź ma petite, pozwól nam być prawdziwym triumwiratem w końcu. Bądź lupą w większym stopniu niż tylko z nazwy dla Richarda i jego stada. Zachowaj swoją organizację życia taką jaka jest, ale pozwól Richardowi cię odwiedzać. -Kiedy on będzie poszukiwał swojej Jedynej wśród ludzkiej populacji. -Ty będziesz miała swoich mężczyzn, a on będzie miał swoje kobiety. To sprawiedliwe, ma petite. Nie byłam pewna jak się czułam z tą sprawiedliwością. – Nie wiem, jak się z tym wszystkim czuję, z niektórymi rzeczami super, ale inne, nie wiem czy będę mogła żyć w ten sposób. -Możemy tylko spróbować. – Jean-Claude powiedział. Richard wyciągnął rękę do mnie. –Anita, proszę, proszę, jeżeli wyjdziesz, wiesz że ja nie zostanę. Byłaś zdolna pozwolić Jean-Claude’owi zbliżyć się beze mnie w roli bufora, ale ja potrzebuję twojej pomocy. – Podniósł się na kolana, wyciągnął rękę. – Proszę, Anita, obiecuję nie uciec, nie ważne jak moje fantazje staną się mroczne. -Tylko pożywienie dla Jean-Claude’a trochę klapsów i głaskania? – zapytałam i nie mogłam nie zabrzmieć podejrzliwie. Richard spojrzał w tył, i on i Jean-Claude mieli ten rzadki męski moment. Spojrzenia jakie wymienili, jasno mówiły że to nie to mieli na myśli, Jean-Claude powiedział, łagodnym głosem. – Jeżeli to wszystko czego sobie od nas życzysz, to zdołamy się powstrzymać. Zamknęłam oczy. Czy tylko tego od nich chciałam? Nie. Czy to było wszystko, co mogłam znieść w tej chwili? Być może. To była cudowna propozycja. To wydawało się naprawić większość problemów jakie powstały z nowymi mocami, więc czemu się wciąż wahałam? – Wiesz, znalezienie żony, która nie będzie miała problemu z tobą sypiającym z inną kobietą, nie będzie łatwe. - Nic co jest warte zrobienia nie jest łatwe, i może dowiem się że domek z białym płotkiem nie jest jednak dla mnie. Wszystko co wiem to to, że teraz, w tej chwili, wiem czego chcę i to jesteś ty. Wiele kobiet wykorzystałoby go, zarzuciło swoje ramiona dookoła niego i powiedziało coś w stylu, - Och, Richard. – Ale to nie byłam ja. To o czym myślałam, to to że jeżeli Clair byłaby jego małą przyjaciółką do pieprzenia, to on nie byłby tutaj. Nie chciałby mnie, teraz. Upuściłam ręcznik na podłogę i potrząsnęłam głową. – Nie jestem pewna czy to dobry pomysł. Richard wciąż trzymał rękę wyciągniętą do mnie. – Ani ja.
-Więc czemu robimy to znowu? -Ponieważ chcemy. -To nie brzmi jak dość dobry powód. – Ale poruszyłam się, powoli w kierunku łóżka. -Ponieważ kiedy jestem blisko ciebie, wszystko o czym mogę myśleć to zapach twojej skóry, i sposób w jaki twoje włosy rozlewają się jak czarna piana na moich poduszkach. Ponieważ kiedy jestem blisko ciebie, wszystko co pamiętam to jak twoje ciało jest przy mnie. Muszę być dla ciebie draniem, że nie padam u twoich stóp i nie błagam cię byś przyjęła mnie z powrotem. Powiedzieć ci, że to nie ciebie nienawidziłem. To byłem ja, i przykro mi że zrzuciłem to na ciebie. Bardziej mi przykro niż mogę powiedzieć. To że masz odwagę mieć życie, które się dla ciebie sprawdza, pomimo tego jak dalekie jest ono od tego, czego ja bym chciał. Pomóż mi znaleźć odwagę do tego samego, Anita. Pomóż mi być kim jestem. – Poruszył ręką trochę bliżej do mnie. Jego palce musnęły moje. Myślę, że odskoczyłabym, tak jak to się robi kiedy skóra dotknie czegoś gorącego, co parzy. Ale on chwycił moje dłonie, owinął je w cieple swoich rąk. Jego dłonie były o wiele większe od moich, tak że mógł ukryć moje dłonie w swoich, jakbym była dzieckiem. Nigdy nie lubiłam tego w Richardzie. Był dużo większy ode mnie, że czasami czułam się przytłoczona. Jak teraz. Nauczyłam się dawno temu, że jeżeli coś brzmi za dobrze, by było prawdą, to tak jest. Jeżeli ktoś obiecuje ci wszystko co jest pragnieniem twojego serca, to ten ktoś kłamie. Przyciągnął mnie w okrąg swoich ramion, tak że przód mojego ciała został przyciśnięty do jego. Schował swoją twarz w moich piersiach, wciąż pokrytych jedwabiem, ale waga jego twarzy przy mnie zmusiła mnie do zamknięcia oczu, i kiedy je otworzyłam patrzyłam na Jean-Claude’a. Patrzył nie na nagie plecy Richarda, ale na mnie, na moją twarz. Obserwowałam jak się boi. Boi się że ja powiem nie. Richard potarł twarzą o jedwab, i jego oddech przeszedł przez ubranie jak coś, co powinno parzyć, ale tak się nie stało. Zadrżałam jakby było mi zimno, ale trzymana w kręgu tych ramion z jego gorącym oddechem na mojej skórze, czułam się jakby nigdy nie było mi już zimno. Nie mogłam powstrzymać moich rąk przed głaskaniem jego włosów. Wciąż okropnie krótkie, ale gęste i ciężkie, i takie... Richardowe. Jean-Claude klęczał. Nie podniósł rąk, ale włożył słowo ‘proszę’ w swoją twarz, w te oczy. Jego głos szeptał w mojej głowie, - Ma petite, narazimy każdego kto jest od nas zależny przez to wahanie. Wszystko nad czym pracowaliśmy tak ciężko by zbudować siły na następne wyzwanie dla mojej mocy, czy Richarda. Jeżeli nie wchłoniemy naszych mocy jako triumwirat, nadejdzie noc kiedy ktoś zapragnie nas zmieść i nie zwyciężymy. Najgorsze co może się zdarzyć, to nie to że Richard może nie przyjść do twojego łóżka, albo że możesz poczuć się niekomfortowo z Micahem i Nathanielem. Najgorsze to my martwi, i nasi ludzie znajdujący się na łasce kogoś, kto ich nie kocha.- Podniósł ku mnie rękę. - Chodź do nas, ma petite, chodź do nas, i pozwól nam zbudować
fortecę za którą nasi ludzie, wszyscy nasi ludzie, mogą być bezpieczni.- To ostatnie powiedział na głos. Richard podniósł twarz wystarczająco by spojrzeć na linię mojego ciała. – Proszę Anita, nie każ każdego za to, że ja byłam draniem. Jean-Claude był na tyle blisko że mogłam wziąć jego rękę, kiedy Richard wciąż trzymał mnie w ramionach. -Proszę, ma petite, jeżeli są słowa lub czyny, które sprawią, że przyjdziesz, powiem je lub uczynię. Powiedz mi tylko co powiedzieć lub zrobić a to będzie twoje. Wzięłam głęboki wdech, i powoli wypuściłam powietrze. Sięgnęłam i pozwoliłam jego palcom musnąć moje. Podszedł odrobinę bliżej tak że mógł wziąć moją rękę, i to był ten czyn. Wziął moją rękę i wiedziałam, że nic z tego co wyszeptał w moim umyśle nie było kłamstwem. Co zrobiłabym by utrzymać moje lamparty bezpieczne? Wszystko. Co zrobiłabym by naprawić szkody jakie Richard wyrządził swoim wilkom? Prawie wszystko. Co zrobiłabym aby uchronić wampiry Jean-Claude’a przed panami takimi jak Belle Morte? Wszystko. Noc metafizycznego, czy nie metafizycznego seksu, z mężczyzną którego kochałam i drugim mężczyzną, który wciąż łamał mi serce, więc musiałam go kochać również, albo nie mógłby tego robić, wydawała się wystarczająco niską ceną. Albo być może pragnęłam być z nimi obydwoma w łóżku po raz pierwszy. Tak, po raz pierwszy, wbrew wszystkim plotkom. Być może obawiałam się, że ta szansa nie nadejdzie już nigdy, i po prostu nie chciałam być tą która powie nie. Być może.
Rozdział 58 Pozostaliśmy w rogu łóżka, jakby nie było więcej miejsca do wykorzystania. Wciąż nie byłam pewna czy to dobry pomysł. Myślę, że Richard czuł się niekomfortowo z Jean-Claude’m znajdującym się w łóżku. Jean-Claude był po prostu cierpliwy, kupował czas, ponieważ wiedział że jeżeli naciśnie, jedno z nas się wycofa. Kiedy usta Richarda po raz pierwszy odnalazły moje, i spiłam jego smak jak jakieś zapomniane uzależnienie, pomyślałam, że to ja będę tą która ucieknie stąd z krzykiem. Ale gdy za trzecim razem gdy Richard skrzywił się, kiedy Jean-Claude musnął jego nagie plecy, zaczęłam myśleć że to nie ja to spieprzę. Przeklął po francusku, potem powiedział po angielsku. – Położyłem rękę na twoich ramionach, by złapać równowagę, nic więcej. Zachowujesz się jakbym chciał się dobrać do twojej cnoty. Zapewniam cię, że interesuje mnie wyłącznie cnota ma petite, a nie twoja. Richard westchnął i spojrzał w dół tak, że nawet siedząc na jego kolanach nie mogłam dostrzec jego twarzy. – Nadal mnie dotykasz.
Jean-Claude wydał niski głos w gardle. – Jak mam dotknąć jej, jeżeli jest na twoich kolanach, w twoich ramionach, całuję cię, nie dotykając nawet odrobinę twojego ciała swoim? Nie jestem takim magikiem, aby dzielić kobietę z innym mężczyzną i ani razu nie dotknąć ciała tego mężczyzny. -Zaufaj mi, on nie robił dużo więcej poza trzymaniem mnie. – Powiedziałam. Dotknęłam brody Richarda, i pozwolił mi on podnieść jego twarz ku mnie. Spojrzałam w te stałe, brązowe oczy, i wszystko co zobaczyłam, to ból i niepewność. -Co jest nie tak? To właśnie ty byłeś na to nakręcony. Namówiłeś mnie do tego, pamiętasz? -Przepraszam, - powiedział. Przycisnął czoło do mojego ramienia. – Przepraszam, powiedział znów. Jean-Claude i ja spojrzeliśmy na siebie nad jego schyloną głową. Zapytałam moim wyrazem twarzy, co do cholery się dzieje? – Powiedz nam co jest nie tak, mon ami, a postaramy się pomóc. -Ostatni raz, kiedy byłem w łóżku z innym mężczyzną i kobietą, to było z Rainą i Gabrielem. Wiedziałam, że Raina była jego pierwszą kochanką, ale że kiedykolwiek pozwolił się dotknąć Gabrielowi, tego nie wiedziałam. Byłam tak zaskoczona, że cieszyłam się że nie mógł zobaczyć mojej twarzy. Raina była dość zła, ale oni oboje, w tym samym czasie. Ble, ble, ble. Munin Rainy był zazwyczaj cicho za swoją metafizyczną klatką, ale moja reakcja umożliwiła jej drobne wejście. Raina zachowywała się spokojnie tak długo, że złapała mnie bez osłon. Zmusiła mnie odrobinę wolniej do odepchnięcia jej i ochraniania nas wszystkich. Albo być może to był fakt, że dotykałam kogoś z jej stada, kogoś, kogo ona znała na wskroś. Zobaczyłam Gabriela, jak kolorowego ducha, z jego czarnymi lokami na tyle długimi by nakryć jego bladoszare lamparcie oczy. Srebrne kółko w jego sutku błyszczało w świetle lamp. Leżałam na plecach pośrodku wielkiego łóżka, a Gabriel wczołgał się po jednej stronie, a Richard po drugiej, obaj poruszali się pełnymi wdzięku ruchami, jakby mieli mięśnie tam gdzie ludzie nie mają. To był młodszy Richard, mniej umięśniony, twarz odrobinę mniej pewna siebie, jego włosy obcięte gładko i czyste. Richard kiedy miał dwadzieścia lat, zanim go spotkałam. Jego twarz taka otwarta, chętna, roześmiana. Powiedzieliśmy mu, że to zabawa. Raina chciała dwóch mężczyzn, by ją przymusić. Mała fantazja o gwałcie pomiędzy przyjaciółmi. Przycisnął moje nadgarstki, jej nadgarstki, i jak prosiła, nie było tam gry wstępnej. To miało być brutalne. Mogłam zobaczyć jej oczami, jak obserwowała Gabriela wchodzącego za plecami Richarda. To była fantazja o gwałcie, ale Raina nie była ofiarą. Richard krzyknął i wstał, zrzucając mnie na podłogę. Zrobił dwa drżące kroki i upadł na
kolana. Coś co munin Rainy zrobił, rozdarło jego osłony. Nie otrzymywałam wspomnienia, tylko jego reakcję na to. Wstyd, gniew, wściekłość. Widziałam urywki jego i Gabriela walczących. Nie lekko szamoczących się, ale próbujących się zabić. Obaj nadzy, pokryci swoją krwią. Raina obserwowała ich z łóżka, jej usta wilgotne, jej język bawiący się jej wargami, ciesząca się przedstawieniem. Richard próbował się osłonić, ale nie mógł. To było jakby emocje pozbawiły go osłon. Dopiero chłodny dotyk Jean-Claude’a w mojej głowie wyłączył to. Oddzielił Richarda ode mnie i jak sądzę od siebie. Oddał mu jego metafizyczne ubranie, tak że nie był przed nami nagi. -Ja też mam swoje wspomnienie Gabriela, - Jean-Claude powiedział miękko. Oboje spojrzeliśmy na niego. Richard powiedział. – Ty i Gabriel? – Jego twarz wyrażała obrzydzenie. -Nie z wyboru. To była jej cena za przekonanie Marcusa, że powinien nadal być sprzymierzony ze mną. -Noc z obojgiem z nich? Jean-Claude przytaknął. - Wiedziałeś? – Richard zapytał, - zanim, czy wiedziałeś, czego od ciebie chcieli? Znów przytaknął. – Negocjowałem tę noc tak dokładnie jak żadną inną, kiedykolwiek wcześniej. Richard wciąż klęczał na podłodze. Spojrzał ponownie na Jean-Claude’a. – I wiedziałeś, wiedziałeś, że ona chciała patrzeć jak Gabriel… będzie cię miał? -Chciała wielu rzeczy, ale ale w tym jednym była najbardziej nieugięta. -Jak mogłeś pozwolić mu to ci zrobić? – Dziwny wyraz przeszedł twarz Richard. – Och, ale ty nie masz nic przeciw. Ty lubisz mężczyzn. Twarz Jean-Claude stała się bez wyrazu, ukrywając go. – Właściwie, to tak, miałem wiele przeciwko. Bardzo wiele, ale to było to z czego Raina by nie zrezygnowała. Chciała pewnych rzeczy, a to była jedna z nich. – Podniósł szlafrok na ramiona, jakby było mu zimno, i nie spojrzał na żadne z nas. – Wyperswadowałem jej wiele innych rzeczy, które bolałyby dużo bardziej. -Nie sprawiło ci to przyjemności, - Richard powiedział. Jean-Claude rzucił mu spojrzenie, takie spojrzenie. To wysłało wampirzą moc jak chłodną wodę przez pokój. – Gwałt to gwałt, Richard. Czy kobieta jest zgwałcona w mniejszym stopniu, bo lubi mężczyzn. Oto pytanie, Richard. -Nie, oczywiście, że nie. -Więc dlaczego to ma być czymś mniej złym dla mężczyzny, który lubi mężczyzn, zostać zgwałconym przez innego mężczyznę. Richard odwrócił na to wzrok.
Pozostałam siedząca na podłodze, nie wiedząc co powiedzieć, ani kogo pocieszyć, ani nawet jak zacząć pocieszać. – Nie wiedziałam nic o tym. -Moja umowa z Rainą była oparta na tym, że nie będzie znana. To by podważyło mój autorytet, co by zniweczyło cel zawarcia umowy Wstałam z ziemi i podeszłam do Jean-Claude’a. Sięgnęłam do niego, w połowie bojąc się, że się odsunie. Nikt nie jest dobry w radzeniu sobie z tym rodzajem bólu, ale mężczyźni wydawali się zwłaszcza źle sobie radzić. Myślę, że ponieważ ciężko im było myśleć o sobie jako o potencjalnych ofiarach. Kobiety są wychowywane wiedząc o takiej możliwości. Większość z nas rozumie od wczesnego wieku, że nie jesteśmy tymi większymi i silniejszymi. To dlatego kiedy kobieta walczy, walczy nieczysto, czasami musi nadrobić brak siły pochodzącej z budowy ciała. Dotknęłam jego twarzy, i dał mi to puste, piękne spojrzenie. Jakby był obrazem posiadającym kolor i linię, i piękno, ale bez życia, jakby wyjawienie sekretu wyssało coś cennego z niego. –Przykro mi, - powiedziałam, miękko. Uśmiechnął się i odrobina napięcia opuściła go, a coś z niego zaczęło powracać w jego spojrzenie. – Myślałem że będziesz zła, dowiadując się, że zostałem w ten sposób skalany. Podniosłam na to brwi. – Nigdy nie wiń ofiary, Jean-Claude. Nie wiesz tego jeszcze? Uśmiechnął się odrobinę szerzej i położył twarz na mojej dłoni. – Nigdy nie podziękowałem ci za zabicie ich obojga. -Próbowali mnie wtedy zabić i sfilmować to na snuff taśmie. Wierz mi, to była przyjemność wykończyć ich oboje. Richard wstał i podszedł do nas, tuż za komfortowym zasięgiem. – Tej nocy zerwałem z Rainą. – Zaśmiał się i to zabrzmiało gorzko, jakby dławił się tym. –Zerwałem, Boże, to brzmi jak z liceum, Gabriel i ja prawie się pozabijaliśmy, a ona na to patrzyła. – Potrząsał głową, i choć jego włosy ledwie odrosły, i tak były dłuższe niż w tym wspomnieniu. Zastanawiałam się czy to była jedna z przyczyn, dla których je zapuścił, by pomogło mu to poczuć się inaczej. -Mogę znaleźć inne pożywienie, - Jean-Claude powiedział. – Nie musisz robić niczego, z czym nie czujesz się komfortowo. Richard spojrzał na nas, moje ręce wciąż na twarzy Jean-Claude’a. – To co powiedziałem wcześniej to wciąż prawda. Musimy we trójkę znaleźć się tak blisko jak wasza dwójka była. -Nie wierzę, że jesteś gotowy zrobić to, co konieczne dla takiego powiązania, -Jean-Claude powiedział. -A co dokładnie jest konieczne? Jean-Claude oblizał usta. – To magia, nie nauka. Prawdę mówiąc nie jestem pewien. Możemy przyjąć czwarty znak, to wiem jak uczynić, ale to co się stało w klubie ostatniej nocy nie było czwartym znakiem. To było jakby ma petite wślizgnęła się we mnie. Połączyliśmy się jak
nigdy wcześniej, i to uczyniło nas niewiarygodnie potężnymi. -Jak to działało? -Dotykaliśmy się. -Byliśmy w środku kryzysu politycznego.-powiedziałam -Oui, ale myślę, że to zadziałało dzięki dotykowi. Jesteśmy z linii Belle, a większość jej magii może zostać osiągnięta poprzez fizyczną bliskość. -Fizyczna bliskość, - Richard powiedział i potrząsnął głową. – Zdefiniuj fizyczną bliskość. Jean-Claude uśmiechnął się. – Powiedz mi czego chcesz ode mnie, Richard. Jakie zasady i ograniczenia sprawią, że poczujesz się bezpiecznie? -Jeżeli powiem nie dotykaj mnie? -Wtedy powiem, że marnujemy nasz czas. Ma petite i ja dotykaliśmy się kiedy to się stało, nie intymnie, ale kontakt był ważny. Fizyczny kontakt ułatwia korzystanie z większości z moich mocy. -Zdefiniuj nie intymnie. -Myślę, że on trzymał moją rękę. – powiedziałam. Richard uśmiechnął się, szybki błysk na jego opalonej twarzy. – Z trzymaniem rąk sobie poradzę. Jean-Claude uśmiechnął się i miło było widzieć ich uśmiechających się do siebie choć raz. – Zapytałbym czy jeżeli będę musiał dotknąć cię dla utrzymania równowagi, to czy będzie to dozwolone? Richard zmrużył odrobinę oczy. – Zależy, gdzie będziesz mnie dotykał, ale zgoda. Jean-Claude potrząsnął głową. – To nie jest spojrzenie Richarda, to twoje spojrzenie ma petite. Twoje spojrzenie z twarzy Richarda. -No cóż, wiesz co mówią, pary zaczynają zachowywać się podobnie po jakimś czasie. Richard spojrzał na mnie. – Pary? Wzruszyłam ramionami. – Jeżeli mam być lupą dla Ulfrika, to tak. Tak twoje stado będzie to widzieć. Przytaknął, potem uśmiechnął się znów. – I tak po prostu, zgodziłaś się na to wszystko. Wyciągnęłam rękę i po chwili zawahania, wziął ją. Nie było tam żadnego wspomnienia muninu Rainy, tylko jego ręka tak ciepła w mojej. –Spróbujemy, zobaczymy czy to zadziała, zależnie od tego co będę musiała robić jako twoja lupa. Po prostu chcę abyś wiedział, że możesz wyjść teraz przez te drzwi a ja wciąż będę próbować być z tobą w lupanarze. Ścisnął moją rękę. – Nie zmusisz mnie? -Nie kręci mnie to. -Ani mnie, -Jean- Claude powiedział. – Byłem ofiarą zbyt wiele razy przez wieki. To
sprawiło, że nie sprawia mi to przyjemności. Richard wziął głęboki oddech, który uniósł jego klatkę piersiową, ramiona, i uniósł jego brzuch w górę i w dół, jakby próbował nabrać powietrza aż do stop. Wypuścił je powoli i przytaknął. – Spróbujmy. Jeżeli nie będę mógł tego zrobić, to nie zrobię, ale spróbuję. Trzymałam moją rękę w ręce Jean-Claude’a ale odsunęłam się od niego dopóki nie stałam przed Richardem. Stanęłam na palcach, a on pochylił się w dół, tak że mogłam go pocałować, delikatnie, w usta. -Powiedziałam ci ostatnio, że sądzę że jesteś bardzo dzielny? Jego oczy wypełniły się czymś ciepłym i dobrym. – Nie. -Więc mówię to teraz. -Dziękuję, - powiedział a jego ramiona otoczyły moją talię, ciepło jego skóry pulsowało nawet przez jedwab. Nie, nie jego ciepło, jego moc. Jean-Claude wstał, a ja przyciągnęłam go do moich pleców. Richard spiął się kiedy ciało Jean-Claude’a przycisnęło jego ramię, ale nie walczył z tym. Starał się zrelaksować. Nie udało mu się to całkowicie, ale próbował. Piątka za chęci. - A teraz się rozbierzmy, - powiedziałam. W zasadzie sprawiłam że obaj zaśmiali się w tej samej chwili. – Ma petite, cóż uczyniło cię tak śmiałą? -To zabiera naszej trójce wieczność, by coś zrobić. Omawiamy to, nie zgadzamy się, kłócimy się, godzimy się, kłócimy. Nie chcę już dyskutować. Jeżeli mamy to zrobić, to zróbmy. -Tak po prostu, - Richard powiedział, - zdjąć ubranie, żadnej słodkiej gadki wcześniej. Pochyliłam się w okręgu jego ramienia, z ciężarem Jean-Claude’a za moimi plecami. Spojrzałam w twarz Richarda i powiedziałam. – Chcę zobaczyć czy dam radę wziąć cię do gardła. Zamrugał, po czym zaczął się śmiać, potem przestał i w końcu powiedział bardzo spiętym głosem. – Nie potrafiłaś wcześniej. Było cudownie, ale nigdy całkiem -Ćwiczyłam, - powiedziałam uśmiechając się do niego. -Ten uśmiech. -Jaki uśmiech? Jean-Claude odpowiedział, - Ten pełen wiedzy uśmiech. -Ten, który mówi że masz nieprzyzwoite myśli, i chcesz je wszystkie zrealizować ze mną. Jesteś jedyną kobietą, jaką znam która potrafi zawrzeć niewinność i zło w jednym i tym samym spojrzeniu. -Zło. Mam czuć się obrażona? -Po prostu nigdy nie oczekiwałem zobaczyć tego uśmiechu przeznaczonego dla mnie. – Pocałował mnie w czoło.
- Dla tego uśmiechu zrobiłbym wiele. -Wciąż nie rozumiem pomysłu niewinności i zła w tym samym uśmiechu. -Masz spojrzenie upadłego anioła, ma petite. Anioł nie przestaje być aniołem tylko dlatego, że wypadł z łask, ich skrzydła nie są tak łatwo odbierane. Pamiętałam jak myślałam prawie to samo o Richardzie wcześniej. Jak upadły anioł. Czy powinno martwić mnie, że Jean-Claude i ja użyliśmy tej samej analogii? Taa, ale na głos powiedziałam. – Myślałam, że to ty jesteś tu mrocznym aniołem? – Obróciłam się, by zobaczyć jego twarz. Uśmiechnął się i wyszeptał, - Nic, co ja mógłbym zaoferować, nie sprawi, że on wyskoczy ze spodni. -Słyszałem to, - Richard powiedział. Jean-Claude zaśmiał się. – A czy odrzucisz jej propozycję? Spojrzał od Jean-Claude’a na mnie, potem znów na Jean-Claude’a. Richard zaśmiał się, i to był bardzo męski śmiech. – Nie. Nagle byłam bardzo świadoma dwóch z nich przyciśniętych po obu stronach mnie. Dość gry wstępnej, zdejmować ubrania.
Rozdział 59 Ubrania zostały zdjęte, potem Richard kłócił się ze mną jaka pozycja będzie lepsza do wzięcia go w głębokie gardło. Jak powiedziałam, nasza trójka razem musiała się kłócić o wszystko. Jean-Claude zakończył kłótnie po prostu mówiąc, - Pozwól spróbować ma petite na jej sposób, i jeżeli to nie wyjdzie, to spróbujemy twojego. Zaczęłam zdawać sobie sprawę że Richard i ja jako para byliśmy naprawdę niemożliwi, ale jako trójkąt, z trzecią osobą jako dyplomatą, to mogło wyjść. Co to mówi, jeżeli potrzebujesz kolejnego dorosłego w łóżku dla odniesienia? Nic, o czym chciałabym myśleć zbyt intensywnie, nie w tej chwili. W tej chwili, pozwoliłam odejść wszystkim wątpliwościom, wszystkim z nich. Znałam Richarda na tyle dobrze by wiedzieć, że wrócimy do tego później. Ale teraz, właśnie teraz, mieliśmy ten moment. Spróbowałam nie psuć tego i cieszyć się tym i musiałam zaufać, że mężczyźni zrobią to samo. Widziałam Richarda nago, nawet ostatnio, ale to był długi czas, od kiedy widziałam go rozciągniętego na łóżku, na plecach, kiedy cała długość jego ciała wylewała się przede mną. Zmusiłam go do rozsunięcia nóg, bym mogła położyć się pomiędzy nimi, położyć głowę na jego muskularnym udzie, i spojrzeć na jego długość. To był rodzaj drażnienia samej siebie, prawie. Tak blisko pachwiny, ale nie dotykając. Ale to nie tylko na to pragnęłam patrzeć, to była całość. I to nie
tylko to że wyglądał ślicznie do oglądania, po spojrzeniu na pachwinę, tylko częściowo nabrzmiałą, a wciąż wywołującą wrażenie, płaska płaszczyzna jego brzucha z idealnym dołeczkiem pępka, umięśnienie jego klatki piersiowej z sutkami jak ciemno brązowe punkciki na tych zawsze opalonych mięśniach; umięśnienie jego ramion i w końcu jego twarz. Jego twarz spoglądająca na mnie w dół. Czysty brąz jego oczu jak czekolada, ich spojrzenie już odrobinę rozkojarzone, kiedy wszystko co zrobiłam to położenie policzka na jego udzie i dmuchnięcie na jego jądra. Leciutki dotyk, i już jego twarz wyrażała tego efekt, tak samo inne części jego ciała. To nie było tylko ciało, to był Richard patrzący w dół na mnie. Ciężar tego spojrzenia w jego oczach. On spoglądający na linię swojego własnego ciała, kiedy ja leżałam pomiędzy jego udami. Zwykłam myśleć że tylko śmierć może odebrać mi kogoś. Ale nauczyłam się, że wiele mniejszych rzeczy może kogoś ukraść, nie tak kompletnie, ale też na wieczność. Oni żyją, oddychają, ale nigdy nie będziesz mogła ich dotknąć, nigdy nie zobaczysz ich nago, nigdy nie obudzisz się widząc ich uśmiech, zapach ich skóry na twojej pościeli. Są rzeczy mniej dramatyczne niż śmierć a tak samo niezmienne. Jeśli nigdy nie miałabym tu być ten sposób z Richardem ponownie, to pragnęłam by to trwało. Chciałam wykorzystać mój czas. Gdzie był Jean-Claude? Siedział w odległym rogu łóżka naprzeciw nas. Był nagi, ale wciąż plecami do ściany, jedno kolano podciągnięte, tak że był zakryty, przynajmniej najważniejsza część, nawet jeżeli patrzyłeś bezpośrednio na niego. Wyglądał jak wielki blady kot zwinięty na poduszkach. Kiedyś powiedziałabym, że wyglądał na całkowicie zrelaksowanego, ale znałam go zbyt dobrze. Widziałam sposób w jaki obejmował swoje ramiona, napięcie w jednej nodze. Kontrolował się, będąc takim, och, ostrożnym. Położyłam policzek na udzie Richarda, pocierając nim w tą i z powrotem, w sposób, w jaki kot zostawia na tobie swój znak Tylko to, nic więcej, ale to sprawiło że on drgnął. Jego nogi stężały dookoła mnie, tak że napięły się po obu stronach mojego ciała. Tylko poczucie tego sprawiło że zamknęłam oczy i położyłam policzek pomiędzy jego nogami, tak że moja twarz przytuliła się,oh do togo miękkiego ciepła jego jąder. Wtuliłam moje usta w tą jedwabistą skórę. Małe sztywne włoski łaskotały moją twarz, kiedy lizałam tą delikatną, przesuwającą się skórę. Więcej włosów połaskotało moje usta. Preferowałam gładszą skórę, odrobinę mniej kędzierzawą. Ale oczywiście mogłam to mieć po prostu, przechodząc w górę. Podniosłam się na kolana i polizałam przód jego trzonu, polizałam to jak wielki kawałek cukierka, i to nie chciało się roztopić. Lizałam to w przód i tył, w górę i na dół, tylko przód trzonu, dopóki on nie zajęczał, a jego dłonie nie zacisnęły się na czerwonej pościeli.
-Anita proszę, nie drocz się. Podniosłam się tak, że klęczałam pomiędzy jego nogami, - Droczenie, to nie droczenie, to gra wstępna. Przełknął i to wyglądało, jakby było wysiłkiem, albo może jego gardło było suche. – Więc mniej gry wstępnej, przynajmniej dla mnie. Nie potrzebuję jej. Spojrzałam w dół na niego, gotowość w jego oczach, jego twarzy, całym ciele. Mogłam poczuć czego pragnął, poczuć to prawie, jakby wrzeszczał w mojej głowie. Spojrzałam na JeanClaude’a. – Niektórzy mężczyźni lubią dużo gry wstępnej. Jean-Claude wzruszył ramionami. – Ale to nie mnie zadowalasz w tej chwili. -Myślałam że całą trójką musimy się dotykać, by to zadziałało? -Myślałem, że dam tobie i Richardowi szansę na odnowienie waszych relacji, zanim się dołączę. Wspięłam się po udzie Richarda, tak że mogłam uklęknąć obok jego biodra. – W którymś momencie podczas seksu, granice między nami mogą runąć. Jeżeli nie będziemy dotykać się we trójkę, kiedy to się zdarzy, możemy przegapić naszą szansę na związanie bliżej. -Być może, - Jean-Claude powiedział, -co proponujesz? -Przytrzymasz ręce Richarda. -Anita, - Richard zaczął. Owinęłam ręce wokół jego podstawy i okazało się, że nie był tak twardy jak chwilę przed tym. Myśl o Jean-Claude dołączającym do nas, była za to odpowiedzialna. Było mi przykro, że to sprawiało mu problem, ale nie wślizgnęłam się do tego łóżka tylko po seks. To było wszystko albo nic. Seks i więcej metafizycznego siłowania się, nie tylko seks. Ścisnęłam go, jeden szybki uścisk, i to odebrało mu słowa, sprawiło że jego oddech zadrżał pomiędzy jego ustami. -Richard będzie potrzebował czegoś do przytrzymania, i to szybko, a nie ma tu żadnej ramy łóżka. Richard odzyskał głos. – To jest dzielenie się nadmiarem informacji, - i brzmiał na odrobinę złego. -Wiesz, że lubisz złapać się czegoś stabilnego, kiedy to robię. Rzucił mi pochmurne spojrzenie. To nie było spojrzenie, jakie chciałam zobaczyć dzisiaj, nie od niego. – Przytrzymaj jego rękę, Richard, to wszystko o co teraz proszę. Tylko przytrzymaj jego rękę, albo pozwól mu trzymać twoje. To tak wiele? Obróciłam się tak, że nie byłam zwrócona twarzą do niego, ale ku przeciwnej części jego anatomii, która też miała główkę. Trzymałam rękę na jego podstawie i prześlizgnęłam po nim usta. Nie był jeszcze całkowicie twardy, i walczyłam by wziąć go tak dużo, jak tylko zdołam zanim
zesztywnieje. To było łatwiejsze gdy był odrobinę bardziej miękki, mniej trudne do przełknięcia po pewnym punkcie. Nawet miękki, tam był taki moment kiedy moje ciało powiedziało, nie, dławimy się, nic tak dużego nie powinno schodzić w dół w jednym kawałku. To było jakby przełykanie go w dół, ale ponieważ wciąż był przyłączony i tak wielki, to było bardziej jak wsuwanie mojego gardła wokół niego, do niego. Dowiedziałam się, że jeżeli nie będę się wiercić mogłabym znaleźć sposób, by wziąć ten długi, gruby trzon, jeżeli zrelaksuję się, robiąc to. To było walka, by wziąć wszystko w dół, ale w tym samym czasie, sztuczką było nie zwalczać tego. Tylko ja mogłam zmienić seks oralny w moment zen. Kiedy moje usta poczuły stały dotyk przodu jego ciała, wtedy i tylko wtedy, pozwoliłam sobie prześlizgnąć się po nim w górę. To było zawsze łatwiejsze iść w górę niż w dół. Zeszłam z niego, bez tchu, ale zadowolona. Tylko niedawno byłam zdolna zrobić to z Micahem, po kilku bardzo żenujących nieudanych próbach. Jak żenujące zwracanie. To jedna z przyczyn, dlaczego nie powinieneś nigdy próbować tego z kimś, kogo nie kochasz. Ludzie którzy kochają nie wypominają i nie wyśmiewają się. Nie dałam mu czasu, by złapał oddech, tylko sobie na złapanie własnego. Przesunęłam usta po nim, połykając go w dół, dopóki nie zszedł w dół mojego gardła, zacisnęłam się dookoła niego, i mogłam poczuć moje gardło zamykające się na końcówce jego, tak głęboko, tak przerażająco głęboko. Prześlizgnęłam się w górę tego długiego, grubego trzonu, po czym zmusiłam się do ruchu w dół, dół, dopóki jego ciało nie spotkało się z moimi ustami, i tam nie było już gdzie iść, nic więcej do wzięcia do środka. Nie próbowałam go ścisnąć w ustach, ale moje gardło zacisnęło się same, zaciskając w dole wokół niego, jakby moje ciało próbowało pozbyć się czegoś tak dużego, tak niemożliwego do przełknięcia. Przełknęłam własną ślinę, więc nie zadławiłam się tym. Tylko kiedy wiedziałam, że nie mogę wziąć nic więcej, jeszcze ten jeden raz wzięłam go głęboko do gardła, wiedząc że może zaboleć i pozwoliłam sobie zatrzymać połykanie. Pozwoliłam wilgotności moich własnych ust ześlizgnąć się za usta, ześlizgnąć się w dół jego grubości, grubą, wilgotną linią wstęgi w dół trzonu, dopóki nie zrobił się w moich ustach taki mokry jakby był pomiędzy moimi nogami. Głos Richarda, - Boże, Anita, Boże. Podniosłam usta znad niego, moja własna ślina ześlizgiwała się grubymi liniami z moich ust do jego ciała. Podniosłam się i obróciłam ostrożnie, powoli, tak że w całości to widział. Patrzył się w dół swojego ciała na mnie, jego oczy szeroko otwarte, twarz prawie oszalała. – Anita,- i wtedy, zobaczył mnie i ten widok odrzucił jego głowę, zacisnął ręce, szukając czegoś do złapania. Zdołał zrzucić wszystkie poduszki blisko siebie. Ręce Richarda poszukiwały zagłówka, którego tam nie było, poszukiwały czegoś do przytrzymania się. Jego ręka uderzyła rękę Jean-
Claude’a z donośnym odgłosem ciała o ciało. Richard powstrzymał oszalałe wicie się, spojrzał na drugiego mężczyznę, który był tak cichy, tak nieruchomy, przyciśnięty do ściany na szczycie łóżka. Mieli moment, kiedy spotkały się ich oczy. Nie wiedziałam co Richard, by powiedział, albo zrobił, ponieważ przesunęłam dłońmi w górę jego pachwiny, użyłam gęstego płynu do wygładzenia go, do prześlizgnięcia przez jego główkę. To sprawiło, że zamknął oczy i wygiął kręgosłup. Odwróciłam się, więc byłam zwrócona twarzą do nich. Chciałam widzieć ich twarze. Owinęłam rękę dookoła niego, gdzieś w dolnej połowie, po czym zgięłam głowę nad nim, i wsunęłam go do ust, dopóki nie doszłam do ręki. To było łatwiejsze wziąć go, mocniej, szybciej. Z całością to była walka, bez względu na to jak dobrze było go czuć w moich ustach, w dole mojego gardła. Wciąż musiałam walczyć z moim ciałem, aby zatrzymać go w dole, by oddychać, by przełykać, tak żeby ślina się nie nazbierała i nie zadławiła mnie. Było tam tak wiele koncentracji, że nie miałam czasu cieszyć się tym tak jak pragnęłam. Natomiast z połową jego, to była po prostu zabawa. To nie było tylko uczucie jego, tak dojrzałego i twardego w moich ustach, ale skóra tam była tak delikatna, delikatniejsza niż jakakolwiek skóra na jego ciele. To było jak turlanie umięśnionego jedwabiu po moim języku, wbijając to do wnętrza moich ust. Obserwowałam ciało Richarda, kiedy to robiłam. Całe jego ciało drżało, jego oszalały oddech wprawiał w ruch wszystko od jego brzucha do ramion. Jego obie ręce były zaciśnięte na dłoniach Jean-Claude’a. Ręce Richarda zaciskały się, dopóki mięśnie jego ramion nie napięły się i nie uniósł się z łóżka, wydając dźwięk, który jednocześnie był jękiem i krzykiem, który zakończył się moim imieniem. Opadł z powrotem na łóżko, oczy zamknięte i miałam moment by spojrzeć w twarz JeanClaude’a, gdy Richard nie patrzył. Przez moment Jean-Claude pozwolił mi zobaczyć jak wiele to znaczyło dla niego. Uczucie tej całej siły w jego rękach, tego że Richard wierzgając się oparł większość swojego ciała o nogi Jean-Claude’a, to że mógł być tu, podczas gdy Richard oddawał się ponad to całe odrzucenie. Przez moment to zalśniło w jego oczach, i wiedziałam w tej chwili że to jak cierpliwy był wobec mnie, to było nic w porównaniu z tym, jak cierpliwy był wobec Richarda. -Przestań – Richard powiedział, - przestań albo dojdę. Och, Boże. – Podniósł głowę, śmiejąc się, bez tchu a wyraz na jego twarzy był radosny, wolny w sposób w jaki rzadko wyglądał ostatnimi czasy. Wyślizgnęłam go z moich ust, obserwując jego twarz. Pozwolił opaść głowie w tył na łóżko, jego ręce, ramiona zaczęły się rozluźniać, odsuwać z rąk Jean-Claude’a. Polizałam jego główkę, i on zadrżał znów, mięśnie napięły się w jego ramionach i klatce piersiowej, jego ręce zacisnęły się wokół Jean-Claude’a. Jeżeli byłaby tam zagłówek, to mógłby tego nie przetrwać. Ale wampiry są z solidniejszego
materiału niż drewno, czy metal. -Proszę, Anita, proszę, przestań. Pozwól mi złapać oddech, albo nie wytrzymam. Pogłaskałam ręką w górę jego wilgotnej twardości. Zadrżał znów i powiedział. – Ręce też, Boże, po prostu przestań, proszę! To ostatnie proszę wprawiło mnie na moment w oszołomienie. Zabrałam ręce i uklękłam obok jego ciała, z rękoma na kolanach. Trudno jest być skromną, kiedy jesteś naga w łóżku z dwojgiem mężczyzn, ale zrobiłam co w mojej mocy. Richard pozwolił sobie odprężyć się na łóżku, pozwolił odejść temu natężeniu przyjemności. Jego głowa spoczywała na udach Jean-Claude’a, jego dłonie wciąż luźne w rękach drugiego mężczyzny. Albo był zbyt podekscytowany seksem, by o tym myśleć, albo nie miał nic przeciwko temu. Jako zmiennokształtny nie powinien mieć nic przeciw fizycznemu kontaktowi z kimś. Cholera, zmiennokształtni spali w wielkim nagim kopcu, ale Richard zawsze kładł bardzo wyraźną linię pomiędzy wampirami a zmiennokształtnymi. Wampiry nie dostawały zażyłości i osobistych gestów, kropka. Odwrócił głowę, zgadł że potrzebuje lepszego kąta i użył uda Jean-Claude’a jako poduszki, by podnieść twarz na tyle, by spojrzeć na mnie komfortowo. Zabrał ręce z dłoni drugiego mężczyzny, ale wciąż trzymał głowę tam opartą. Ich dwójka była obramowana przez czarną ścianę i purpurę pościeli, obaj nadzy, obaj tak strasznie właściwi. Zastanawiałam się czy to moja myśl, czy kogoś innego. -Daj mi kilka minut, albo następna rzecz jaką zrobimy będzie ostatnią i też nie potrwa długo. Boże, byłaś dobra wcześniej, ale nie tak. – Obrócił głowę w tył tak że mógł spojrzeć na linię ciała Jean-Claude’a do jego twarzy. – Czy ty ją tego nauczyłeś? -Dlaczego wszyscy mężczyźni zakładają, że tylko mężczyzna może nauczyć kobietę jak dobrze uprawiać seks? – powiedziałam. Richard odwrócił się do mnie i uśmiechnął – uśmiechem bardziej zrelaksowanym niż wszystko co widziałam do tej pory. -Chcesz powiedzieć, że nauczyłaś się tego od innej kobiety? – Droczył się ze mną i pozwolił aby ukazało się to w jego głosie. Droczący ton sprawił, że się uśmiechnęłam. – Nie, doszłam do tego sama, dziękuję bardzo. Jak powiedziałam, ćwiczyłam. Richard odwrócił głowę by spojrzeć na Jean-Claude, który by spotkać spojrzenie Richarda zobligowany był spojrzeć w dół. – Na tobie? Jean-Claude uśmiechnął się. – Non, mon ami, jestem dobrze wyposażony, ale niewystarczająco, by pozwolić ma petite nauczyć się takiej techniki. Richard spojrzał z powrotem w dół na mnie. Był tam wyraz na jego twarzy, który widziałam ostatnio zbyt często, niezadowolony wyraz. – Kto? -Zawrzyjmy umowę Richard. Nie pytaj mnie o moich kochanków a ja nie będę pytać o
twoje. -Co to ma znaczyć? -To znaczy, że jeżeli nie byłbyś lykantropem, nigdy nie zrobiłabym tego z tobą, zanim nie udowodniłbyś że nie jesteś na nic chory. Można złapać AIDS, rzeżączkę, zapalenie wątroby, tylko od seksu oralnego. Ale szczęściarz z ciebie, nie złapiesz niczego. Lykantropia niszczy wszystko poza sobą, więc nie jesteś na nic chory. Wiesz chociaż z iloma kobietami w swoim i Verne stadzie spałeś? -Tak, - powiedział i gniew wciąż tam pobrzmiewał. -Chcę znać ilość? -Nie. -Ale zakładam się że nigdy nie zbliżę się do takiej ilości w moim łóżku. -Myślałem, że powiedziałaś, że nie śledzisz tego, co robię. -Słyszałam odrobinę, wystarczająco by wiedzieć, że sięgnąłeś liczby trzycyfrowej, albo jesteś blisko tego. Więc zgódźmy się, nie być zbyt zaborczym, albo zadufanym. Żadne z nas nie ma do tego prawa. Przykrył twarz rękami i wydał dźwięk, prawie ryk. Jean-Claude spojrzał na mnie, jego twarz walczyła o neutralność, ale raczej nie udało mu się to. Byliśmy bliżej niż kiedykolwiek wcześniej byliśmy będąc prawdziwym triumwiratem a Richard i ja psuliśmy to. -W porządku, masz rację, masz rację. Jeżeli to ma zadziałać, to masz rację. – Richard powiedział. Ja byłam jedyną, która widziała ulgę i zaskoczenie na twarzy Jean-Claude’a. Zanim Richard obniżył ręce i usiadł, twarz Jean-Claude’a wróciła do uprzejmości i nieczytelności. Zgaduje że mój wyraz twarzy był wystarczający za nas oboje. Richard uśmiechnął się do mnie, choć jego oczy były wciąż niezadowolone. Chciałem cię w tym łóżku. Nie zamierzam odrzucić tego zachowując się jak idiota. – Jego uśmiech rozświetlił się i ostatecznie wypełnił jego oczy. – Dobrze. Spróbuję nie być zbyt uparty, ale ostatnio wydaje się że nie mogę nic na to poradzić. -Witaj w moim świecie. – powiedziałam. Uśmiech się ocieplił. – Zamieńmy się miejscami. Zmarszczyłam brwi.- Co? -Zamieńmy się miejscami. – Odsunął się od Jean-Claude’a i poklepał łóżko obok drugiego mężczyzny. -Ty tutaj. Wciąż się krzywiłam , ale nie z niezadowolenia. Byłam bardziej zaskoczona niż cokolwiek innego. – Dlaczego?
-Ponieważ chcę odwzajemnić przysługę. -Przysługę? -Połóż się, - powiedział i poklepał znów łóżko. – Pozwól Jean-Claude’owi trzymać twoje ręce. Nie mogłam się powstrzymać od skrzywienia się mocniej. – Nie jestem ujeżdżaczem zagłówków. On nie musi trzymać moich rąk. -Czułem jak jest silny. Dość silny, że kiedy przytrzyma twoje ręce w dole, nie będziesz mogła się uwolnić. Spojrzałam w jego twarz. -Mam być twoimi linami, - Jean-Claude powiedział. Richard przytaknął, ale dalej patrzył na mnie. -A co ty będziesz robił, kiedy Jean-Claude będzie trzymał mnie w dole? -Cokolwiek będę chciał. Zmarszczyłam brwi bardziej. – Och, och, potrzebuję więcej wskazówek niż to. -Nie ufasz mi? – I tylko sposób w jaki to powiedział i wyraz jego twarzy sprawił że chciałam powiedzieć nie. Jeżeli bylibyśmy sami, nie sądzę że pozwoliłabym mu mnie związać bez określonej listy planowanych aktywności. Ale Jean-Claude’owi ufałam jako arbitrowi. Ten nowy, bardziej racjonalny, bardziej uwodzicielski Richard, nie byłam tego pewna jeszcze. -Każdy kto mówi ‘zaufaj mi’ albo ‘nie ufasz mi?’, ja takim nie ufam. -Więc mi nie ufasz, - powiedział i jego uśmiech zbladł w rogach. -Nie powiedziałam tego. -A co powiedziałaś, ma petite? – Jean-Claude zapytał. -Tak. Richard zmarszczył brwi. Jean-Claude zrobił małą linię na czole, dla niego to było skrzywienie się, kiedy próbował nic nie okazywać. -Tak. – powiedziałam. Jean-Claude uśmiechnął się. Richardowi zajęło chwilę dłużej by to zrozumieć. – Tak, powiedział. Przytaknęłam. -Tak, - powiedział znów. Przytaknęłam ponownie. Uśmiechnął się i ten uśmiech był tym cudownym uśmiechem. Tym który sprawiał, że wyglądał młodziej, bardziej zrelaksowanie, bardziej jak… on, jakoś. Poczułam jak uśmiech rozprzestrzenia się na mojej twarzy, uśmiech, którego nie mogłam powstrzymać i nie chciałam.
-Tak, - powiedział, wciąż się uśmiechając. -Tak. – powiedziałam. -W końcu, - Jean-Claude powiedział i też się uśmiechał.
Rozdział 60 Ręce Jean-Claude’a na moich, jego ciało rozciągnięte wzdłuż wezgłowia łóżka. Poduszki zostały zrzucone na podłogę, tak że nie było tam nic poza jedwabnymi prześcieradłami i naszą trójką. -Zamieńmy się miejscami, - Richard powiedział. To wydawało się takie proste. Powinnam wiedzieć, że nic w Richardzie nigdy nie było proste. Położył ręce na moich ramionach, tuż poniżej tego, gdzie Jean-Claude mnie trzymał. Owinął te wielkie dłonie dookoła moich ramion, po czym zaczął przesuwać je w dół. Tylko dotykał moich ramion, takie niewinne miejsce do dotyku, ale wykonywał ten ruch powoli, i zmysłowo, prowadząc koniuszki paznokci jak delikatny nacisk czegoś twardszego, i bardziej niebezpiecznego przy mojej skórze. Jego ręce sięgnęły pod moje ramię, ślad paznokci łaskotał, i sprawił że wiłam się i chichotałam. W połowie, bo to łaskotało i w połowie z powodu powolnych, pewnych ruchów jego rąk. Zapomniałam jak to było mieć skupioną na sobie całą uwagę Richarda w łóżku. Kiedy myślisz, że nigdy nie będziesz mogła dotknąć kogoś ponownie, próbujesz zapomnieć. Czekałam aż otoczy rękami moje piersi, ale tego nie zrobił. Przesunął ręce odrobinę niżej po moich bokach, tak że ledwie muskały brzegi moich piersi i zsuwały się dalej w dół mojego ciała. To jedno drobne muśnięcie przy brzegach moich piersi zaparło mi dech i zamknęłam oczy, by zadrżeć pod jego rękami. Jego ręce, tak wielkie że obejmowały moje żebra, i prawie spotykały się w mojej talii, jego kciuki naciskające na mój pępek, na dół mojego brzucha. Czekałam aż jego ręce zejdą niżej, i tak jak poprzednio, przesunął ręce po bokach moich bioder. Omiótł je pewnie, intensywnie, ślizgając się po skórze, paznokcie trzymając z dala od nawet początku mojej kości łonowej, tak że tylko dotykał moich bioder, moich ud, ale niczego więcej. Jego ręce ześlizgiwały się w dół, ale ominął te części, których najbardziej chciałam, by dotykał. To pozostawiło mnie wydającą niskie dźwięki, nisko w gardle, nie od tego co zrobił, ale od tego, czego nie zrobił. Od tego, co pragnęłam aby zrobił. To sprawiło, że uniosłam ramiona, albo spróbowałam, lecz ręce Jean-Claude’a były tam. Trzymał moje dłonie przyciśnięte do łóżka. Włożyłam w to więcej wysiłku i okazało się, że mogę unieść ręce z łóżka o cal, albo coś koło tego, ale Jean-Claude przycisnął mnie z powrotem do łóżka, podnosząc się na kolana, by mieć taki punkt oparcia jak potrzebował. Zmusiłam go do zmiany
pozycji, zmusiłam go by popracował odrobinę mocniej, ale to wszystko. Włożyłam więcej wysiłku w podniesienie nadgarstków, uwolnienie rąk. Nie wiem czemu, może dlatego, że naprawdę nie myślałam o byciu niezdolną do uwolnienia się. Bycie uwięzioną w teorii to jedno, wiedza że to fakt to coś innego. Albo innego dla mnie. -Dlaczego się wyrywasz? – Richard zapytał, tonem którego nigdy nie słyszałam od niego. – Wiesz, że Jean-Claude nie pozwoli aby stało ci się nic złego. – Jego wielkie ręce skończyły sunąć po moim ciele, jego palce owinięte były dookoła moich kostek. Nie przyparł mnie do łóżka, tylko je trzymał, trzymał moje kostki w swoich dłoniach. Spróbowałam uwolnić się od niego. Nie mogłam nic na to poradzić. To po prostu jedna z tych rzeczy. Powiedz mi, że nie mogę, albo pokaż mi że nie mogę, a spróbuję. Nie próbowałam tak mocno jak tylko mogłam, ale próbowałam. Próbowałam w wystarczającym stopniu, by poczuć siłę jego rąk, siłę, która mogła złamać stal. Nie mogłam się wydostać. Rozsunął moje nogi, używając swoich rąk na moich kostkach. Rozsuwał moje nogi, szerzej i szerzej, podczas gdy ja próbowałam go zatrzymać. To była gra, ponieważ wszyscy się na to zgodziliśmy. Pragnęłam by się ze mną kochał, ale gra czy nie, było coś w sposobie w jaki rozsunął moje nogi z siłą jego rąk, gdy Jean-Claude przyszpilał moje ramiona, co przyśpieszyło mój puls, i sprawiło, że wierzganie przeszło z czegoś, w co wkładałam niewiele wysiłku, w coś co nie było już z niewielkim wysiłkiem. To było głupie, ale nie mogłam nic na to poradzić. Musiałam spróbować powstrzymać go przed rozsuwaniem moich nóg, przed wyeksponowaniem mnie, i fakt, że nie mogłam zarówno przerażał mnie jak i ekscytował. Te dwa uczucia powinny wzajemnie się wykluczać, ale tak nie było. Każ mi przestać, - Richard powiedział i jego głos brzmiał głębiej. Potrząsnęłam głową. – Nie. -Więc dlaczego się szarpiesz? – zapytał, i było coś w wyrazie jego twarzy, coś gotowego, mrocznego, szczęśliwego, to wszystko naraz. Rozsuwał moje nogi szerzej, dopóki nie doszedł do krawędzi, gdy to bolało. Dopóki moje mięśnie w udach nie zaczęły boleć od naciągnięcia. – Dlaczego się szarpiesz, jeżeli nie chcesz abym przestał? Powiedziałam jedyną rzecz, o jakiej mogłam pomyśleć, - Nie wiem. – Mój głos był bardziej zdyszany, niż myślałam, że będzie, jakby mój puls na niego wpływał. Zdałam sobie wtedy sprawę, że rozsunął moje nogi tak mocno, że w rzeczywistości nie mogłam już wierzgać, nie jeżeli nie chciałam by to bolało. To sprawiło że naparłam mocniej na ręce Jean-Claude’a. Podniosłam się o kilka cali, tak że on musiał unieść się na kolana, i nacisnąć w dół, by utrzymać mnie bezpiecznie. To że podniósł się na kolana, sprawiło że nagle jego ciało znalazło się wyeksponowane nad moją głową. Zwisał luźny i miękki tuż nade mną, dopóki nie pożywi się, pozostanie miękki. Uwielbiałam wrażenie jego w moich ustach, gdy był taki jak teraz, ponieważ to nie trwało długo, poza tym gdy
się nie pożywił. Teraz, mogłam eksplorować tą jego miękkość tak długo jak chciałam, i to nie uległoby zmianie. Wyprostowałam się po niego, odginając szyję, wyciągając usta ale on był poza zasięgiem. Zwisał tuż nade mną, ale jego ręce trzymały mnie w dole i nie mogłam go dosięgnąć. Jean-Claude musiał wiedzieć, co próbowałam zrobić, ale utrzymał swój ciężar na moich nadgarstkach, I jego ciało wygięło się nade mną, poza mój zasięg. Mój głos doszedł napięty, zdyszany, - Proszę. -Prosisz, o co? – głos Richarda doszedł z drugiego końca łóżka. -Ma petite ma fetysz co do mężczyzn gdy oni są miękcy. Dopóki się nie pożywię, może zaspokoić to… pragnienie. -A ty trzymasz je poza jej zasięgiem. – Richard powiedział głosem niższym o oktawę, tak że był prawie boleśnie niski, głosem który był bliski warczenia. -Oui. -Dlaczego? -Czy to nie gra, w którą chciałeś zagrać? Cienka linia wycia wydobyła się z gardła Richarda. – Tak, tak, ta gra. – Podniósł się na czworaka także, ale w przeciwieństwie do Jean-Claude’a był ciężki i masywny przed jego ciałem. – Ale nie chcę abyś to ty był tym, którego będzie błagać. Chcę, abym to był ja. -Dlaczego nie możemy to być my obaj? Dwóch mężczyzn patrzyło się na siebie nawzajem i przez chwilę poczułam ich, nie moce, ale prawie jakby wola ich obojga stała się nagle mocą. Mogłam poczuć siłę ich woli wycelowaną w siebie nawzajem. -Zdecydowałeś , by nie pozwolić mi się pożywić, - Jean-Claude powiedział- wyrachowanie. Myślałeś, że nie będzie miała ze mnie żadnego pożytku dopóki nie osiągnę erekcji. – Uśmiechnął się. – Nie doceniasz jak ma petite kocha męskie ciało. Ona kocha nas w naszych wszystkich formach. – To ostatnie miało w sobie jakąś uwagę, jakieś ukłucie, którego nie zrozumiałam. A powinnam, ale poczucie ich rąk na moim ciele i widok ich obojga nago rozproszył mnie. Nigdy nie wydawałam się myśleć jasno obok nich, gdy byli nadzy. Wstyd się przyznać, ale to prawda. Twarz Richarda pociemniała z gniewu i pierwsze strużki jego mocy prześlizgnęły się za sztywne tarcze. To tańczyło po moich nogach jak piekielna bryza. Gorąca, tak gorąca. To wywołało gęsią skórkę na drżącej linii mojego ciała. Ja, drżąca, zwróciłam ich uwagę z powrotem na mnie. Twarz Jean-Claude’a była uprzejmie neutralna, ukrywająca coś. Richard spoglądał na mnie w dół i gniew wciąż tam był, ale pod tym było coś jeszcze. To niosło w sobie seks, ale także coś mroczniejszego. Coś co obiecywało rzeczy poza seksem, poza bezpieczeństwem i rozsądkiem. Moment by zerknąć w jego oczy i dostrzec rzeczy, których on prawdopodobnie nie chciałby widzieć w lustrze, zanim się odwrócił, tak że nie mogłam widzieć jego twarzy. Jakby wiedział co
zobaczyłam. -Jeżeli zamierzasz się kłócić, to złaź ze mnie. – Powiedziałam. Było nieco trudno włożyć za wiele autorytetu w mój głos kiedy byłam naga a oni trzymali mnie w dole, ale zdołałam. Mój głos nagle był znów mój, nie pozbawiony tchu, nie seksowny, ale mój. -To nie zależy ode mnie, ma petite. Zamierzamy się kłócić Richard? Ten gorący, gorący wiatr przesunął się po moim ciele znowu. Linia ciepła podążała jak coś trwałego i dosięgającego mojej skóry. To było jak palce, palce zrobione z ciepła wspinającego się po mojej skórze, dotykającego miejsc, których Richard celowo unikał. Kiedy ta poszukująca pieszczota pieściła mnie pomiędzy nogami westchnęłam i zdołałam powiedzieć. – Przestań, cokolwiek to jest, przestań. – Ciepło wspięło się wyżej, używając mojego ciała jak drabiny. -Czy to boli? – Richard zapytał, ale patrzył na Jean-Claude’a, nie na mnie. -Nie – i moc popieściła moje piersi, jakby jakiś wielki potwór tchnął w nie gorącym powietrzem. Zadrżałam pod tym dotykiem, zamykając oczy, odchylając szyję. Otworzyłam oczy, gapiąc się na twarz Jean-Claude’a. Jego twarz wciąż była uprzejma, nieczytelna, ukryta. -Wszystko w porządku, ma petite? Przytaknęłam. Mogłam powiedzieć coś jeszcze, ale moc Richarda pieściła moje gardło, przepłynęła po moich ustach, tak że poczuły one gorąco, jakby jakiś gorący, gęsty płyn znalazł się na moim języku. Spojrzałam w niebieskie oczy Jean-Claude’a i wyszeptałam, - Richard. Jean-Claude obniżył swoją twarz nade mną, więcej jego ciężaru przycisnęło moje nadgarstki, tak że nawet kiedy się zbliżył, byłam trzymana mocniej. Otworzyłam dla niego usta, ale on zatrzymał się tylko na krótki pocałunek. Oblizał powietrze nad moimi ustami. Pomyślałam najpierw że nie trafił, ale podniósł się na tyle by spojrzeć w dół mojego ciała na Richarda. – Co to za gra? -Ty i ona nie jesteście jedynymi, którzy zdobyli moc, kiedy ona przywiązała się do Damiana i Nathaniela. – Jego głos nie był szczęśliwy kiedy to mówił, w zasadzie powrócił gniew. Gniew karmił się bezpośrednio jego mocą, tak więc linia płonącego gorąca rozbłysła na moim ciele i wydarła krzyk z mojego gardła. Jean-Claude przyłożył swoje usta do moich i jego moc była w pocałunku. Błogosławiony chłód prześlizgnął się po moim języku, w dół do mojego gardła, rozlewając się chłodną linią przez moje ciało i gasząc to całe gorąco. I jakby moc Richarda na to czekała, wybuchła naprzód, i nagle zostałam przykryta ich mocą. To było tak jakby moje ciało było knotem dla ognia Richarda i rynną dla chłodnej wody Jean-Claude’a. Ale nie możesz być w jednej chwili ogniem i wodą. Nie możesz płonąć i tonąć, nie w tej samej chwili. Moje ciało próbowało, próbowało być chłodne i gorące, ogniem i wodą, życiem i śmiercią. Ale chwila, to ostatnie, to ostatnie rozumieliśmy, moja moc i ja.
Życie i śmierć, zwłaszcza śmierć. Moja moc po prostu nie powstała, ona wybuchła przez moje osłony, jakby je zmiażdżyła, i moc tego potopu, tak długo zamkniętego, rozlała się na nas wszystkich. Nie rozdzieliła nas, ale połączyła. Byliśmy na kolanach w łóżku z Richardem przypartym z przodu mnie i Jean-Claude’m przy moich plecach. Mówią że nie ma światła bez ciemności, nie ma dobra bez zła, mężczyzny bez kobiety, prawdy bez fałszu. Nic nie może istnieć jeżeli jego przeciwieństwo nie istnieje. Nie wiem czy to było prawdą, ale w tej chwili rozumiałam że każda rzecz potrzebuje swojego przeciwieństwa, i one także nie mogą istnieć jednocześnie. Są dwie strony monety, ale co jest monetą? Co jest monetą, która oddziela dobro od zła, światło od mroku, co jest tym co wiąże je razem, a jednocześnie oddziela je na wieczność? Dobro i zło, światło i ciemność, nie wiedziałam, ale w przypadku Richarda i Jean-Claude’a to byłam ja. Byłam metalem, który jednocześnie oddzielał ich i wiązał razem. Byłam ich monetą, a oni byli moimi odmiennymi stronami. Zawsze osobno, zawsze razem, inni, ale wszyscy jednym kawałkiem. Richard przyciśnięty z przodu mojego ciała, i to było jakby on płonął, jakby jego ciało było tak gorące, że powinno stanąć w płomieniach, jakby słońce spoczęło na jego skórze. JeanClaude przyparty do moich pleców jak woda, chłodna, chłodna woda, która powstała z głębi morza, gdzie płynie zimna i czarna, i powolna, i gdzie dziwne rzeczy żyją. Jeżeli patrzyłbyś na słońce zbyt długo, mógłbyś oślepnąć; jeżeli zanurzyłbyś się zbyt głęboko w morze, utonąłbyś. Krzyknęłam, krzyknęłam ponieważ nie wiedziałam co zrobić z mocą. Byłam ich monetą, ale nie wiedziałam jak złączyć nas w całość. To było jak próba wpasowania trójki ludzi w jedno ciało. Jak to zacząć? Kto ma się gdzie znaleźć? Ale to nie ja byłam tu mistrzem, to nie była moja robota, by znaleźć sposób na połączenie tych wielkich kawałków w jedność. Chłodna moc Jean-Claude’a przepłynęła przeze mnie, łagodząc płomień, dotykając krawędzi mocy Richarda, i przywiodła nas z powrotem na powierzchnie naszego metafizycznego morza. Powiedział dokładnie to o czym myślałam. – Mogę powstrzymać to tylko przez chwilę, kiedy znów utoniemy, nie możemy walczyć. Musimy posiąść to, i siebie nawzajem. -Zdefiniuj “posiąść” – Powiedział Richard i jego głos był niski od wysiłku, jakby powstrzymywał jakiś wielki ciężar, i może tak było. -Ty w ciele Anity, a ja będę żywić się twoim. Nie mieliśmy czasu by powiedzieć tak, lub nie, lub cokolwiek. Moc była nagle z powrotem, jakbyśmy otworzyli drzwi i okazało się że budynki sypią się dookoła nas. Nie mieliśmy czasu. Albo ujarzmimy moc, albo ona nas pogrzebie. Pogrzebie nas ze wszystkimi, których kochaliśmy, wszystkimi których obiecaliśmy chronić. Odlegle, pomyślałam, że jeżeli wzięlibyśmy czwarty znak, byłaby łatwiejsza do ujarzmienia, ale myśl zniknęła pod naciskiem ciała Richarda. Jego ciało
było grube i gotowe i upewnił się, że Jean-Claude taki nie będzie. Mogły być inne sposoby, by nas związać, ale Richard dokonał pewnych wyborów za Jean-Claude’a i mnie, po prostu nie pozwalając drugiemu mężczyźnie się pożywić. Zabawne jak próbując uniknąć jednego zła, wpadł na inne. Richard wszedł we mnie. Byłam ciasna, a on gruby, ale w chwili, gdy zaczął wpychać się we mnie, ta strasznie ciężka moc złagodniała. To było tak jakby ciało Richarda złamało jakąś barierę, i jakby moje ciało było drzwiami przez które wchodziliśmy. Głos Richarda bardzo napięty – Ciasna, taka ciasna. Nie chcę cię zranić - Był nade mną w czymś w rodzaju pompki, a widok pomiędzy naszymi ciałami był idealny. Idealny by widzieć go wpychającego się we mnie. Chwyciłam jego ramiona i powiedziałam. – Nie przestawaj, Boże, nie przestawaj. -Jesteś za ciasna. -Nie na długo. -Jest wilgotna? – Jean-Claude zapytał. Richard rzucił mu spojrzenie i nie było ono przyjazne. – Tak. -Więc jej nie zranisz. -Sam to powiedziałeś, Jean-Claude, nie jesteś tak dobrze wyposażony, nie wiesz jak to jest zranić kobietę nie mając takiego zamiaru. Uderzyłam Richarda w ramię, ponieważ nie mogłam dosięgnąć jego twarzy. Spojrzał na mnie w dół, gniew już napływał do jego oczu. – Nie jestem Clair. Chcę cię, Richard. Chcę cię wewnątrz mnie, proszę, Richard, proszę. Nie przestawaj, proszę, nie przestawaj. Spojrzał na mnie w dół, i wyraz jego twarzy był bardzo męski, i bardzo Richardowy w tym samym czasie. Obserwowałam go, czułam jak pragnął wejść w moje wnętrze, ale ta część która była wciąż Richardem, która wciąż myślała zbyt intensywnie, bała się. Nie bała się, że on mnie zrani, ale obawiała się tego samego wyrazu na mojej twarzy, jaki zobaczył na twarzy Clair. Posmakowałam tego strachu na moim języku. Poczułam jak puls w mojej szyi przyśpiesza nie z pożądania, ale ze strachu. Strachu, że Clair miała rację. Że on był zwierzęciem. Jeżeli mogłabym przyłożyć jej w tej chwili, to prawdopodobnie bym to zrobiła. Ostatnią rzeczą, jakiej Richard potrzebował, było więcej emocjonalnych problemów. -Jeżeli ty tego nie zrobisz, mon ami, to pozwól mi się pożywić bym mógł to skończyć. -Nie jestem twoim przyjacielem. – Richard powiedział i jego gniew zapłonął jak gorący olej na mojej skórze. To nie bolało tak jak wcześniej i wiedziałam że to robota Jean-Claude’a. Neutralizował krawędź mocy Richarda, czy też raczej zmieniał ten płonący ból w coś bardziej przyjemnego. Rozgrzany olej spływający po mojej skórze zamiast kłującego bólu; jak mogłam się z tym kłócić. -Bądź więc moim wrogiem, ale jeden z nas musi to zrobić. Jeżeli nie ty, to musisz mi z tym pomóc.
Usiadłam, a on nie był dość głęboko na to, więc wyślizgnął się. Ten napór uderzył ponownie. Jean-Claude chwycił garść moich włosów, przyciągnął moją głowę w tył i pocałował mnie. Mocno, głęboko, język przeszukujący moje usta. Wtopiłam się w ten pocałunek, dałam mu swoje usta, moja twarz w jego rękach, moja głowa w dłoni wciąż owiniętej moimi włosami. Odchylił mnie w tył do swojego ciała, i zrozumiałam. Jak omawialiśmy to wcześniej, jego moc leżała w uwodzeniu. On dosłownie budował głębsze powiązanie używając jako materiału seksu. Każdy dotyk, każda pieszczota, każda penetracja, kolejny kamień, by utrzymać nas bezpiecznymi. Kłóciłabym się z jego wyborem materiału, ale nie byłam tu mistrzem. To była jego rozgrywka, nie moja. Oczywiście, było więcej niż tylko jeden sposób gry. Ręka Jean-Claude’a prześlizgnęła się po przedzie mojego ciała, dopóki nie objął moich piersi. Ścisnął je dłońmi, ścisnął je mocno i ostro. Oderwałam się od jego ust z westchnieniem i niskim dźwiękiem w moim gardle. – Nie skrzywdzisz jej Richard. Richard nie wrócił do nas. Wciąż siedział tam gdzie moje ciało go zostawiło, jego ciało pomiędzy moimi kolanami, dość blisko że mógłby dołączyć do gry wstępnej Jean-Claude’a, ale on tylko tam klęczał. Przesunęłam po nim ręką, znajdując go nie tak twardym jak był wcześniej. Owinęłam wokół niego rękę, ciasno i mocno. Wydał z siebie mały dźwięk. – Chcę tego, - ścisnęłam go znów, obserwując jak jego oczy tracą skupienie, - tego, wewnątrz mnie. Mogłam poczuć, że on też chciał, ale jego lęki trzymały go ściślej niż ramiona jakiegokolwiek kochanka by mogły. Puściłam go i obróciłam się z płaczem do Jean-Claude. Poczułam się nagle na wpół szalona z potrzeby. Potrzeby by mieć kogoś wewnątrz mnie. Jean-Claude nie pożywił się jeszcze, ale wciąż było coś, co mogłam zrobić dla własnej przyjemności. Obróciłam się plecami do Richarda i położyłam delikatny pocałunek na ustach Jean-Claude’a, ale to nie było to czego pragnęłam. Podniósł się na kolana, jakby wiedział do czego zmierzałam. Lizałam drogę w dół jego ciała a jego ręce na moich plecach poprowadziły mnie do niego. Wzięłam go do ust i uczucie go tak małego, tak wiotkiego, było cudowne. Ssałam go, rolowałam go moim językiem. Tak mały, że mogłam zając się nim tak jak chciałam i nie musiałam z tym walczyć. Ssałam go tak mocno i szybko jak mogłam, do środka i na zewnątrz, do i z, dopóki on nie jęknął nade mną. Użyłam ręki by podnieść tą wiotką delikatność jego jąder, tak że mogłam delikatnie wsunąć je do ust. Było ciężko zmieścić go całego w moich ustach na raz, nawet tak małego, ledwie starczało miejsca. Musiałam być ostrożna, tak ostrożna, by go nie zranić, by nie uszkodzić tych delikatnych części. Jak dotykanie jakiegoś bezcennego dzieła sztuki pomiędzy twoimi zębami. Kiedy poczułam że nie ufam sobie by nie ugryźć tych delikatnych części, wysunęłam go z ust. Ale zatrzymałam tą elastyczną miękkość, by rolować i nęcić, dopóki nie
wykrzyknął nade mną i jego ciało pchnęło naprzód, ale on nie mógł tego skończyć. Mogłam droczyć się z nim całą noc a on nie mógłby skończyć. Byłam gotowa sama zaoferować otwarcie żyły, kiedy poczułam ręce na moich biodrach. Poczułam jak Richard napiera na moje ciało. Nie był teraz miękki, był taki och, twardy. Trzymał jedną rękę na moim biodrze i użył drugiej by wprowadzić go do środka. Pchnął w wejście mojego ciała. Zaczęłam się podnosić, ale ręce Jean-Claude’a naparły na moją głowę, trzymając mnie tam gdzie byłam, zatrzymując moje usta owinięte dookoła jego ciała, ssące go głęboko kiedy Richard wchodził w moje ciało. Byłam teraz wilgotniejsza, bardziej otwarta, ale Richard wciąż musiał wypracować sobie drogę, pchając i napierając, każdy ciasny cal, wilgotny cal. Uczucie go wewnątrz wyrwało mały dźwięk z mojego gardła, sprawiło że zakwiliłam i jęknęłam, to wszystko z JeanClaude’m wciąż w moich ustach. Richard wchodził we mnie, dopóki nie było tam więcej miejsca. Dopóki nie uderzył w mój koniec i nie było nic więcej, wtedy wyszedł ze mnie, powoli, powolutku. Nie chciałam powoli. Chciałam szybko. Chciałam mocno. Chciałam Richarda w tym co potrafi najlepiej, nie w tym delikatnym tańcu. Oderwałam głowę od Jean-Claude’a i tym razem pozwolił mi na to, ale zatrzymał rękę w moich włosach. Podniosłam się na tyle by spojrzeć nad moim ciałem i zobaczyć Richarda na kolanach. Widok Richarda wchodzącego wewnątrz mnie, sprawił że na chwilę zamknęłam oczy, ale uczucie tego grubego potencjału używanego tak delikatnie, sprawiło że chciałam krzyczeć na niego. -Pieprz mnie Richard. Spojrzał na mnie i ta kontrola na jego twarzy i w jego ciele zatrzymała się na chwilę. Spojrzał na mnie i powiedział. – Anita. -Pieprz mnie, pieprz mnie, Boże, pieprz mnie, po prostu pieprz mnie. Pieprz mnie, pieprz mnie, pieprz mnie, pieprz mnie, proszę, proszę, po prostu pieprz mnie. -Robię to. Potrząsnęłam głową, wystarczająco mocno by moje włosy zafalowały wokół twarzy. JeanClaude odsunął swoją rękę na tyle bym mogła to zrobić. – Nie, nie, nie, nie! - Wolna od rąk JeanClaude’a mogłam się poruszać. Nabiłam się na niego. Nabiłam się mocno i szybko, dopóki nie usłyszałam odgłosu naszych ciał uderzających o siebie. Mając go zagłębionego tak mocno, szybko, głęboko, wewnątrz mnie, jęknęłam, ale nie z bólu. Pochyliłam się do przodu i zmieniłam kąt ułożenia bioder, i pieprzyłam go, tak mocno i szybko jak dałam radę.
To nie było tak dobre jak gdyby robił to on, ale wciąż to było dobre. Wciąż tak przyjemne. Richard złapał rytm moich bioder i zaczął wchodzić w mnie tak szybko i mocno jak był w stanie. Mocniej i szybciej niż ja mogłam zdołać sama. Tak mocno, tak szybko, tak głęboko, uderzając w ten punkt w głębi, głęboko wewnątrz mojego ciała, dopóki nie jęknęłam wokół niego. Ręka Jean-Claude’a popchnęła mnie z powrotem w dół i pomogła moim ustom znaleźć go ponownie. Pomogła mi pożywić się na jego delikatnym, delikatnym ciele, gdy Richard wbijał się we mnie. Jean-Claude podniósł się na kolana i jego ręka pomogła mi pozostać tam gdzie mnie chciał. Dopiero wtedy usłyszałam głos Richarda, - Jean-Claude – i poczułam jak jego rytm się spowalnia, i domyśliłam się co Jean-Claude robił tam w górze, za moimi plecami. Jean-Claude nagle nie był już miękki czy wiotki. Urósł w moich ustach jak dojrzały owoc, jak coś słodkiego i delikatnego, co czekało bardzo długo by urosnąć ciężkie i grube. Wypełnił moje usta. Odsunęłam się by złapać oddech a on skierował moją głowę mocniej w dół, wchodząc głębiej w moje gardło. Nagle miałam ich obu tak głęboko we mnie jak tylko mogłam. Richard wbijał się pomiędzy moimi nogami, a Jean-Claude wchodził w moje usta. Znaleźli wspólny rytm, tak że naśladowali siebie nawzajem. Walczyłam by otworzyć usta dość szeroko, by utrzymać zęby z dala, kiedy JeanClaude mnie pieprzył. Nigdy wcześniej nie pozwoliłam na to nikomu, nie w ten sposób, nie tak, że to co działo się w moich ustach było prawie dokładnie tym co działo się między moimi nogami. Richard wziął mnie za słowo. Wchodził we mnie tak szybko i mocno, dopóki odgłos tego nie stal się nieprzerwanym uderzeniem ciała o ciało i choć to było cudowne, jeżeli Jean-Claude nie byłby w moich ustach, to mogłabym błagać go by przestał. To było prawie za dużo, było prawie bólem. Jean-Claude był ostrożniejszy z przodu, ponieważ musiał, ale wciąż zmuszał mnie do utrzymania tego samego rytmu, szybkiego, mocnego, uderzając, przełykając prawie nieskończenie, ledwie mając czas by złapać oddech pomiędzy jednym pchnięciem a drugim. W jednej chwili walczyłam o oddech, walczyłam by nie zacząć błagać, a w następnej uderzył we mnie orgazm i krzyczałam, ale nie chciałam przestać. Wykrzykiwałam mój orgazm wokół ciała Jean-Claude’a wciąż głęboko w moich ustach. Krzyknęłam i moje ciało zacisnęło się wokół ich obu. Ssałam mocniej i mocniej, wbijając biodra w Richarda. Moment wcześniej byłam gotowa przerwać, a teraz pomagałam im mnie pieprzyć. Nabijałam moje ciało na nich obu, tak szybko i mocno jak mogłam, kiedy moje ciało tańczyło pomiędzy nimi. Orgazm narastał, narastał, dopóki nie było dość by krzyczeć i wbiłam swoje paznokcie w uda Jean-Claude’a. Poczułam jak ich ciała tężeją w tej samej chwili. Richard zadrżał za moimi plecami, wchodząc tak głęboko we mnie, że tym razem krzyknęłam naprawdę, ale Jean-Claude wszedł we mnie w tej samej chwili i mój krzyk zagubił się we wrażeniu jego tryskającego we mnie.
To była ta chwila, kiedy nasze ciała połączyły się, dzieląc rzeczy tak intymne jak krew, która umieściła wszystko we właściwym miejscu. Zrobiliśmy dość by związać nas bez wykrwawienia Jean-Claude’a. Być może to było to czego potrzebowaliśmy, by zadziałało, lub być może we trójkę musieliśmy opuścić w dół nasze tarcze by przestać walczyć. Opadliśmy bez tchu w drżący kopiec. Jean-Claude wyszedł ze mnie, delikatnie i położył się na plecach ze mną na nim, przyszpilającą jego nogi. Richard wciąż był na górze mnie, wciąż we mnie, ale teraz był prawie bezwładną masą a ja byłam wystarczająco niska a on na tyle wysoki, że częściowo leżał na Jean-Claudzie. Byłam po prostu przyszpilona pomiędzy nimi. Richard podniósł się na kolana, wystarczająco by wyjść ze mnie, po czym przewrócił się na bok w połowie obejmując mnie, ale raczej nie dotykając Jean-Claude’a. Głosem wciąż pozbawionym tchu zapytał, - Zrobiłem ci krzywdę? Nie mogłam się powstrzymać i roześmiałam się. Śmiałam się pomimo że moje szczęki zaczęły boleć gdy endorfiny zbladły. Śmiałam się dopóki nie poczułam bólu pomiędzy moimi nogami. Zaśmiałam się, nie ponieważ to bolało, ale ponieważ to było takie dobre. Jean-Claude także się roześmiał. -Co? – Richard zapytał. Jean-Claude i ja leżeliśmy na sobie, zbyt zmęczeni by się poruszyć i śmieliśmy się. To zajęło Richardowi kilka minut, ale w końcu głęboki śmiech wyrwał się i jemu. Poruszył się na tyle by przerzucić swoje ramię przeze mnie i zaśmiał się. Troje z nas leżało niezdolnych i niechętnych by się ruszyć, i śmieliśmy się. Śmieliśmy się aż zdołaliśmy się ponownie poruszyć, po czym przesunęliśmy się na łóżku i leżeliśmy w ciszy, w wielkim, gorący, nagim, kopcu szczeniaczków. Ja w środku, ale kiedy głowa Jean-Claude’a dotknęła ramienia Richarda, żaden z nich się nie odsunął. To nie było idealne, ale cholera, było temu bliskie. -W końcu, - Jean-Claude powiedział i też się uśmiechał.
Rozdział 61 Próbowałam dodzwonić się do mojego zaprzyjaźnionego sąsiada łowcy wampirów w Nowym Orleanie aby zorientować się czego mogę się nauczyćo wampirach gdy tam będziemy, ale Denis-Luc St. John, łowca wampirów, federalny egzekutor, był w szpitalu, wciąż na oddziale intensywnej terapii. Byli cholernie bliscy zabicia go zanim opuścili miasto. Coraz gorzej. Słońce było krwawą smugą czerwieni na zachodzie nieba kiedy Zerbrowski i ja wysiedliśmy z jego samochodu by przesłuchać pierwszego świadka. Zawsze czułam, że powinnam wyprać swoje dżinsy po opuszczeniu jego samochodu. Tylne siedzenie było tak zawalone papierami i opakowaniami po jedzeniu na wynos że wyglądało jak wysypisko śmieci. Przednie siedzenia obecnie nie były brudne, ale reszta samochodu była takim bałaganem, że miało się wrażenie jakby cały samochód był obrzydliwy. „Czy Kate i dzieciaki kiedykolwiek jechali w tym czymś?” zapytałam kiedy zaczęliśmy wchodzić na schody do pierwszego mieszkania na liście. „Ona i dzieciaki mają minivana” Pokręciłam głową „Czy ona widziała to wnętrze ostatnio?” “Widziałaś nasz dom, jest idealny, wszystko na swoim miejscu. Nawet nasza sypialnia jest nieskazitelna. Samochód jest jedynym moim miejscem. Będzie w nim taki bałagan, jaki będę chciał.” O dziwo to miało dla mnie teraz dużo więcej sensu niż kilka miesięcy wcześniej. Rozumiałam sztukę kompromisu między partnerami w taki sposób, jak nigdy wcześniej. Nie twierdzę, że byłam w tym dobra, tylko że rozumiałam już więcej. Zerbrowski odczytał numer mieszkania, i to było na drugim piętrze, w jednej linii przy betonowym przejściu z metalową poręczą. Wszystkie drzwi były identyczne. Zastanawiałam się czy sąsiedzi wiedzą, że wampir mieszka obok nich. Bylibyście zdumieni liczbą osób, które nie zdają sobie z tego sprawy. Wampiry uderzają mocno w mój radar, więc nie przejdą niezauważone przeze mnie. Większość ludzi nie ma tego komfortu co ja i dają się zwieść. Nie wiem, czy to dlatego, że chcą dać się nabrać, czy może to naprawdę jest dla nich trudne rozpoznać wampira. Nie wiem, co przeszkadza mi bardziej, czy to że normalni ludzie nie mogą ich rozpoznać, co sugeruje, że jestem jeszcze bardziej poza normą, czy że ludzie pozwalają się tak paskudnie nabrać. Zanim zaczęliśmy szukać wampirów, które zabiły co najmniej dwoje ludzi, rozciągnęłam w sobie tą część mnie która wyczuwa śmierć. To nie była ta sama część która wskrzeszała zombie. Jednakże wytłumaczenie różnicy było jak wyjaśnienie różnicy pomiędzy błękitem a turkusem nieba. Obydwa są niebieskie, ale nie mają tego samego koloru. Zerbrowski sięgnął do dzwonka, a ja dotknęłam jego dłoni “Jeszcze nie” „Dlaczego nie?” zapytał. Ręką odgarnął swój płaszcz i marynarkę, aby dotknąć kolby pistoletu na biodrze. „Słyszysz coś?” „Uspokój się, jest ok. Jeszcze się nie obudził.” Zerbrowski spojrzał zdziwiony na mnie „Co to znaczy?” „Potrafię wyczuć wampiry, Zerbrowski, jeśli się skoncentruję, albo jeśli robią coś używając mocy. On jeszcze się nie obudził. Miałam nadzieję że już wstał, on jest prawdopodobnie najstarszy z tej trójki, najdłużej martwy. Najdłużej martwi na ogół budzą się jako pierwsi, chyba że jeden z nich jest mistrzem. Mistrz budzi się pierwszy. „Wiedziałem o tej części dotyczącej najdłużej martwych” odparł. „Czyli wampirzy mistrz, który jest martwy od dwóch lat, może obudzić się przed wampirem który jest martwy od pięciu lat, ale nie jest mistrzem?” „Taa, choć niektóre wampiry nie zgromadzą wystarczająco dużo mocy przez pięćset lat aby z powodzeniem konkurować z Mistrzami których spotkałam, a którzy byli poniżej piątego roku martwi.” „To byłaby załamka. Sługus na wieczność.” Pokiwałam głową “Taa.” Poczułam tą skoncentrowaną iskrę wewnątrz pokoju. To uderzyło mnie prawie jak kuksaniec w żołądek, albo niżej. Kiedyś wyczuwałam tylko wampiry, z którymi miałam połączenie, do tego stopnia, i kiedyś to był tylko mały dreszcz rozpoznania. Najwyraźniej mój poziom
mocy wzrósł o stopień lub dwa. „Z tobą w porządku?” zapytał Zerbrowski „Taa, już tak. Teraz możesz użyć dzwonka.” Posłał mi spojrzenie „Koncentrowałam się zbyt mocno kiedy się obudził, ok? Moja wina.” Nie wiem czy naprawdę zrozumiał mój komentarz, czy po prostu przypisał to mojemu dziwactwu, tak czy owak, nacisnął przycisk. Usłyszeliśmy przenikliwy dźwięk wewnątrz pokoju po drugiej stronie. Bardzo dużo ludzi myśli, że bycie wampirem automatycznie daje duży dom na wzgórzu, albo trumnę gdzieś w lochu, ale większość wampirów które poznałam mają mieszkania, domy i żyją bardzo podobnie jak każdy inny człowiek. Wampiry żyjące w centralnej lokalizacji otaczającej ich mistrza, w sposób jaki miał Jean-Claude, stawały się przeszłością. Brakowało mi tego. To nie nostalgia. Jeśli musiałam zabić grupę wampirów, mając ich rozprzestrzenionych o mile od siebie, to czyniło moją pracę trudniejszą. Ale nie byliśmy tu żeby kogoś zabić, jeszcze nie. Oczywiście, to mogło ulec zmianie. Wszystko czego potrzebowaliśmy to dowód, albo, w zależności od sędziego, silne podejrzenie. Kiedyś nie miałam z tym problemu. Teraz, mi to przeszkadzało. Według mojej wiedzy, nigdy nie zabiłam wampira, który nie popełnił zbrodni, ale muszę przyznać że na początku mojej kariery, nie sprawdzałam tego tak dokładnie jak to robię teraz. Kiedyś byli dla mnie po prostu chodzącymi zwłokami i sprawiając że znowu leżeli, nie czułam żeby to było morderstwo. Moja praca była wtedy łatwiejsza, mniej konfliktów. Nic bardziej nie pomaga zasnąć jak przekonanie że masz absolutną rację, a wszyscy inni są źli. Drzwi się otworzyły i stanął w nich wampir mrugając na nas. Jego blond włosy były potarganeod snu, a on miał wciągnięte dżinsy na bokserki, lub być może spał w obu. Były wystarczająco wygniecione. Zerknął na nas mrużąc oczy, i zajęło mi sekundę uświadomienie sobie że to zmrużenie oczu było na stałe, jak u kogoś, kto pracował całe swoje życie na zewnątrz, nie nosząc okularów. Jego oczy były jasne, jakby wyprane z koloru. Wyglądał jakby był opalony, ale to nie mogła być opalenizna, ponieważ od pięciu lat był martwy. Sztuczna opalenizna zaczęła być wielkim biznesem wśród niedawno zmarłych. Ci którzy jej nie mieli, przyzwyczajali się do tego jaśniejszego niż blady wygląd. Jego wyglądała lepiej niż u większości, fachowa robota, nie domowe wykonanie. „Jack Benchely?” Zerbrowski zrobił z tego pytanie. „Kto chce wiedzieć?” Błysnął swoją odznaką a ja błysnęłam swoją „Sierżant Zerbrowski z Regionalnego Biura śledczego do badań spraw nadnaturalnych. „Federalny egzekutor Anita Blake” Jack Benchely zamrugał mocniej, jakby naprawdę próbował się obudzić. „Cholera, co takiego zrobiłem że dostałem oddział duchów i egzekutora pod drzwiami tuż po zachodzie słońca?” „Wejdźmy do środka i porozmawiamy o tym” powiedział Zerbrowski z uśmiechem. Wampir wydawał się nad tym zastanawiać przez chwilę. „Macie nakaz?” „Nie chcemy przeszukiwać twojego mieszkania, Panie Benchely. Chcemy zadać kilka pytań, to wszystko.” Zerbrowski wciąż się uśmiechał. Jego uśmiech nawet nie wyglądają naciągano. Ja nie starałam się uśmiechać, nie miałam na to ochoty. „Jakiego rodzaju pytania” zapytał Odezwałam się „W rodzaju że byłeś po drugiej stronie rzeki w klubie ze striptizem, chociaż cholernie dobrze wiem że Malcolm nakazał wam trzymać się z dala od tego gówna” Tym razem się uśmiechałam, ale to był uśmiech w rodzaju pokazania zębów. Czasami jest to uśmiech, czasami nie. Przysuń swoją dłoń do pyska psa to się dowiesz. Benchely nie wyglądał jakby chciał się tego dowiedzieć. Teraz wyglądał na rozbudzonego, rozbudzonego i prawie wystraszonego. Oblizał swoje cienkie usta i powiedział „Zamierzasz powiedzieć
o tym Malcolmowi?” „To zależy od tego jak będziesz współpracował?” powiedziałam „To co egzekutorka Blake ma na myśli, to to, że jeśli uzyskamy od ciebie wystarczające informacje, nie będzie potrzeby zgłaszać kłopotów głowie kościoła Wiecznego Życia.” Zerbrowski wciąż był uśmiechnięty i uprzejmy. Zgaduję że dzisiaj to ja byłam złym gliną. To jest praca dla mnie. “Wiem co miała na myśli” powiedział wampir. Przesunął się na jedną stronę w otwartych drzwiach i był ostrożny w trzymaniu swych rąk tak byśmy je mieli na widoku. Jack Benchely, człowiek, miał swoją kartotekę. Drobne rzeczy. Kilka oskarżeń o pijackie i niezorganizowane ataki, które zakwalifikowano jako domowe wywoływanie konfliktów. Nic poważnego, a wszystko spowodowane zbyt dużą ilością drinków i nie wystarczającym zdrowym rozsądkiem. Kiedy znaleźliśmy się w środku, zamknął drzwi i podszedł do kanapy. Ze stolika obok, który był zawalony prawie tak wielką ilością śmieci jak tylne siedzenia w samochodzie Zerbrowskiego, wyłowił papierosy i zapalniczkę. Zapalił nie pytając czy mamy coś przeciwko. Niegrzecznie. Nie było żadnych innych krzeseł w pokoju więc pozostaliśmy na stojąco. Znowu nieuprzejmie. Chociaż to miejsce było tak brudne, że nie byłam pewna, czy bym usiadła nawet jeśli by to zaoferował. Było tak bardzo zaśmiecone, że oczekiwało się nieświeżego zapachu, ale tak nie było. Śmierdziało jak we wnętrzu popielniczki, a to nie to samo, co brud. Byłam w domach wyglądających nieskazitelnie, ale nadal cuchnęło w nich papierosami. Jako osoba niepaląca, mój nos nie był przytępiony. Mocno się zaciągnął sprawiając że końcówka papierosa jasno się rozżarzyła. Pozwolił aby dym wyleciał mu przez nos i z rogów/kącików ust. „Co chcecie wiedzieć?” „Dlaczego wczorajszej nocy wyszedłeś wcześniej z Sapphire?” zapytałam Wzruszył ramionami „Było po jedenastej. Nie nazwałbym tego wcześnie” „W porządku, w takim razie dlaczego wyszedłeś, kiedy wyszedłeś? Spojrzał na mnie, mrużąc oczy kiedy dym sączył obok nich. „Było nudno. Te same dziewczyny, te same gry.” Wzruszył ramionami „Przysięgam, że striptizerki były o wiele zabawniejsze kiedy mogłem się napić. „Założę się” odparłam Zerbrowski się odezwał, „O której godzinie dokładnie wyszedłeś?” Benchely odpowiedział. Zadaliśmy zwyczajowe pytania. O której godzinie, dlaczego, z kim. Czy był ktoś na parkingu kto mógłby zweryfikować, że dotarł do swojego samochodu i nie ociągał się na parkingu? “Ociągać się” powiedział Benchely i roześmiał się. Śmiał się mocno, wystarczająco aby błysnąć kłami. Kły były równie żółte od nikotyny jak reszta jego zębów. „Nie ociągałem się, oficerze. Po prostu odjechałem.” Zastanawiałam się, czy mogłabym mu powiedzieć, żeby zgasił papierosa w jego własnym domu, i czy by to zrobił, gdybym poprosiła. Jeśli wydam rozkaz a on nie posłucha, wydamy się słabi. Jeśli wyrwę mu papierosa i go wyrzucę wyjdę na tyrana. Starałam się wstrzymać oddech i miałam nadzieję, że szybko go skończy. Wciągnął kolejną porcję dymu i mówił razem z dymem wydobywającym się z jego ust. „Co przegapiłem? Jeden z pozostałych wampirów wymknął się spod kontroli z tancerką? Jeden z pozostałych szanowanych członków kościoła próbuje mnie w to wrobić?” „Coś w tym stylu” odpowiedziałam ostrożnie. Wyłowił popielniczkę z bałaganu na stole. Była stara, jasno zielona, ceramiczna, z zadartymi bokami i zasobnikiem do trzymania papierosa po środku jak tępe zęby. Zgasił papierosa, nie starając się ukryć, że był zły. Albo może pięć lat bycia martwym to niewystarczający czas aby nauczyć się ukrywać uczucia. Być może. „Do diabła, to był Charles, prawda?” Wzruszyłam ramionami, Zerbrowski się uśmiechnął. Nie potwierdziliśmy, ani nie zaprzeczyliśmy. Wymijający, tacy byliśmy. „On jest członkiem tego ich cholernego klubu, powiedział wam o tym? „Nie dobrowolnie” odparłam
„Założę się że nie. Cholerni hipokryci, każdy z nich.” Przebiegł rękoma przez włosy, powodując jeszcze większy nieład na głowie. „Czy powiedział wam, że to on zrekrutował mnie do tego cholernego kościoła? Walczyłam z pragnieniem zerknięcia na Zerbrowskiego. „Nie wspomniał o tym” odezwał się Zerbrowski. „Próbowałem rzucić picie. Po prostu chciałem rzucić, dwanaście kroków tak to nazywacie, próbowałem tego. Nic nie skutkowało. Straciłem dwie żony, więcej miejsc pracy, niż mogłem zliczyć. Mam syna który ma prawie dwanaście lat. I zakaz sądowy widywania go. Czy to nie gówniana rzecz, mojego własnego syna? Zerbrowski zgodził się z tym że to gówniana rzecz. „Moffat był w klubie jednej nocy. Sprawił że brzmiało to naprawdę prosto. Musiałem przestać pić, bo nie mogłem już pić dłużej. Proste” Sięgnął po kolejnego papierosa „Czy możesz z tym zaczekać aż wyjdziemy?” zapytałam „To jest jedyne zastępstwo jakie mam” powiedział. Ale wsunął papierosa z powrotem do paczki. Trzymał zapalniczkę w dłoni, bawiąc się nią, jakby samo to dawało mu trochę komfortu. Mam osobowość nałogowca, jak nazywa to mój terapeuta. Wiecie co to znaczy?” „To znaczy, że jeśli nie możesz pić to musisz być uzależniony od czegoś innego” powiedziałam. Uśmiechnął się i po raz pierwszy naprawdę na mnie spojrzał. Nie jakbym była gliną który przyszedł zawracać mu głowę pytaniami, ale jak na normalnego człowieka. „Tak, tak, mój doradca nie lubi tego określenia, nie ten pan tego nie zrobi. Ale tak, taka jest prawda. Niektórzy ludzie mają szczęście, i są po prostu uzależnieni od alkoholu lub palenia tytoniu, czy czegokolwiek innego, ale dla tych z nas, którzy są po prostu uzależnieni od bycia uzależnionym, nic nie można zrobić” „Pragnienie krwi” powiedziałam Znowu się roześmiał i pokiwał głową. „Tak, tak, nie mogę pić alkoholu, ale nadal mogę pić. Nadal lubię pić. Klapnął zapalniczkę na stolik, a ja i Zerbrowski obydwoje aż podskoczyliśmy. Benchely wydawał się tego nie zauważyć. „Wszyscy myślą, że staniesz się piękny kiedy się odrodzisz. Że będziesz uprzejmy i dobry z kobietami tylko dlatego, że masz parę kłów.” „Masz spojrzenie razem z kłami” powiedziałam “Tak, mogę oszukać ich za pomocą oczu, ale według prawa to nie będzie chętne jedzenie.” Spojrzał na Zerbrowskiego jakby ten reprezentował wszystkie prawa, które trzymały go na dole przez całe życie. Jeśli użyję wampirzych sztuczek, a ona z tego wyjdzie krzycząc że ją zmusiłem, jestem martwy.” Spojrzał na mnie, i to nie było do końca nieprzyjazne spojrzenie. „To jest uważane za napaść na tle seksualnym, jak gdybym podał jej narkotyk gwałtu. A ponieważ jestem wampirem nie doczekam nawet procesu. Dadzą mnie tobie, a ty mnie zabijesz.” Nie byłam pewna co na to odpowiedzieć. To była prawda, choć zmieniono prawo tak, abyś musiał mieć więcej niż jedno spojrzenia skłaniające do oddania krwi, żeby wykonać na kimś egzekucję. Tak to nazywają, spojrzenie skłaniające do oddania krwi. Skrajna prawica płakała, że to pozwala seksualnym drapieżnikom być na wolności wśród naszej społeczności. Skrajna lewica natomiast nie chciała się po prostu zgodzić z prawicą, więc pomogli przepchnąć zmiany w prawie. Tym którzy znajdują się pomiędzy po prostu nie podoba się myśl, że wyroki śmierci są wydawane na podstawie powiedzmy jednej randki, która obudziła się następnego ranka ze złym samopoczuciem i wyrzutami sumienia. „Nie mam pieniędzy, aby je trwonić jak robią to kościelni diakoni” mówił Benchely, „Muszę poprzez urok zdobyć kobietę która podaruje mi swoją krew.” Wypowiedział ostatnie słowa jakby to była klątwa. „Wiem, że picie zrujnowało moje życie, ale do cholery jestem o wiele bardziej czarujący, kiedy wypiję kilka drinków.” „To zazwyczaj nie jest prawda” powiedziałam Spojrzał na mnie „Co nie jest prawdą?”
„Wielu pijaków myśli że są czarujący kiedy wypiją, ale nie są. Zaufaj mi. Byłam jedynym abstynentem na wielu przyjęciach. Nie ma nic czarującego w pijanej osobie, chyba że dla drugiej pijanej osoby.” Pokręcił głową. “Może, ale wszystko co wiem, to że jestem zredukowany do karmienia się w kościele. Kościół czyni pobieranie krwi tak nudnym jak to tylko jest możliwe. Coś, co powinno być lepsze niż seks, a oni sprawiają, że czujesz się jak w jednym z tych miejsc, gdzie można dostać jedzenie tylko po wysłuchaniu kazania. To sprawia, że jedzenie smakuje okropnie.” Podniósł zapalniczkę z powrotem i obracał ją ciągle w dłoniach, dopóki złoto nie zaczęło wirować w słabym świetle lśniąc. Nic nie smakuje dobrze, jeśli musisz przełknąć przy tym swoją dumę.” „Czy chcesz powiedzieć, że Moffat, diakon kościoła, nieprawdziwe zaprezentował, jak będzie wyglądało życie po tym jak staniesz się wampirem?” Próbowałam zadać to pytanie tak swobodnie jak tylko potrafiłam. „Nieprawdziwe zaprezentował, nie dokładnie. Bardziej pozwolił mi wierzyć we wszystkie te rzeczy z książek i filmów, i kiedy mówiłem o tym w ten sposób, nie pokazał mi różnic. A jest inaczej, są różnice.” Jeśli byłeś z linii Belle Morte spędziłbyś wieczność z ludzmi ustawiającymi się w kolejce do podarowania krwi. Jeśli byłeś z jakiejś linii która dawała moc, ale nie piękno albo seksapil, to w kraju w którym używanie wampirzych sztuczek jest nielegalne miałeś przechlapane. Jedynym znanym mi wampirem, który wywodził się z linii jak ta, był Willie McCoy. Nigdy nie zastanawiałam się co takiego Willie z jego okropnymi garniturami, jeszcze bardziej okropnymi krawatami i zaczesanymi do tyłu włosami, robi aby zdobyć jedzenie. Może powinnam była. Kościół Wiecznego życia nie obiecywał dużo więcej niż większość kościołów obiecuje, ale możesz dołączyć do Luteranów, a jeśli nie spodoba ci się, możesz odejść. Dołączenie do Kościoła Wiecznego życia jako pełnoprawny członek oznaczało, że nigdy nie będziesz w stanie nic zrobić z żalem, który może nadejść. Zerbrowski sprowadził nas z powrotem do głównego tematu. „Nie widziałeś nikogo na parkingu, kto mógłby potwierdzić kiedy wyszedłeś z Sapphire?” Pokręcił głową „Wyczułeś cokolwiek?” Te wypraneoczy śmignęły na mnie. Zmarszczył brwi. „Co?” „Nie widziałes nikogo, ani niczego, ale wzrok nie jest jedynym zmysłem który posiadasz.” Zmarszczył brwi bardziej. Pochyliłam sie, więc mogłam mu spojrzeć prosto w oczy. Mogłabym uklęknąć, ale nie chciałam dotykać dywanu niczym więcej niż moje buty. „Jesteś wampirem Benchley, krwiopijcą, drapieżnikiem. Gdybyś był człowiekiem zapyatłabym co widziałeś, lub słyszałeś, ale ty nie jesteś człowiekiem. Jeśli nic nie widziałeś i nic nie słyszałeś, to co czułeś? Co odczuwałeś?” Popatrzył na mnie pozytywnie zaskoczony „Co masz na mysli?” Pokręciłam głową. „Co oni zrobili, zrobili cię wampirem, a potem nie nauczyli niczego na temat tego kim jesteś?” „Jesteśmy wiecznymi dziećmi Boga „ powiedział „Gówno prawda, pieprzona bzdura! Nie wiesz czym jesteś, czym możesz być.” Miałam ochotę chwycić go za ramiona i potrząsnąć. Był od pięciu lat martwy. Nie sądziłam że jest zaangażowany, ale przechodził przez ten parking cholernie blisko czasu zabójstwa. Jeśli nie miałby tak żałosnej wymówki dla nieumarłego, mógłby być w stanie nam pomóc złapać złych gości. „Nie rozumiem” powiedział, i uwierzyłam mu. Potrząsnęłam głową „Potrzebuję powietrza” Poszłam do drzwi, zostawiając Zerbrowskiego mamroczącego „Dziękujemy za twoją pomoc Panie Benchely, jeśli coś sobie przypomnisz, zadzwoń do nas.” Stałam na betonowym chodniku wdychając ile się dało nocnego powietrza, kiedy Zerbrowski mnie znalazł.
“Co to do cholery było?” zapytał. „Tak po prostu zadecydowałaś że kończymy przesłuchiwać podejrzanego?” „On tego nie zrobił, Zerbrowski. Jest na to cholernie zbyt żałosny.” „Anita, posłuchaj siebie. To nawet nie ma sensu. Wiesz tak dobrze jak i ja że morderca potrafi wywołać współczucie dla swojej osoby. Niektórzy z nich są specjalistami w wywoływaniu współczucia.” „Nie mam na myśli, że jest mi go żal, mam na myśli że jest zbyt cholernie żałosnym wampirem , żeby tego dokonać.” Zerbrowski zmarszczył brwi. „Zgubiłem sens” Nie byłam pewna jak mam to wytłumaczyć, ale spróbowałam. „To wystarczająco złe że pozwolili mu wierzyć, że stanie się wampirem może naprawić całe zło w jego nieszczęsnym życiu, ale go zabili. Zabrali jego śmiertelne życie, i zrobili wszystko co tylko mogli aby uczynić go ułomnym jako wampir.” „Ułomnym? W jaki sposób?” „Każdy wampir jakiego znam zauważa szczegóły, Zerbrowski. Oni są jak hiper skoncentrowany drapieżnik. Drapieżnik zauważa rzeczy. Benchely może i ma kły, ale wciąż myśli jakby był owcą a nie wilkiem.” Czy naprawdę chcesz, żeby każdy członek Kościoła, był dobrym drapieżnikiem?” Oparłam się plecami o poręcz „To nie tak. Chodzi o to że zabrali jego życie i nie dali mu innego. Nie jest lepszy od tego jaki był wcześniej” „Nie jest już zatrzymywany za picie i wywoływanie zamieszek.” „I jak długo tak będzie zanim nie będzie mógł już tego znieść i użyje swojego spojrzenia na kimś, wypije ich krew i wybuchnie? Oni obudzą się i zdecydują że zostali wykorzystani. Nie jest wystarczająco dobrym wampirem, aby obudzili się i nie żałowali” „Co masz na myśli mówiąc że nie jest wystarczająco dobrym wampirem? Anita mówisz bez sensu.” „Nie wiem czy to ma dla ciebie sens Zerbrowski, ale widziałam prawdziwe porozumienie. Oni są przerażający, albo mogą takimi być, ale są jak patrzenie na tygrysa w zoo. Są niebezpieczni ale mają w sobie piękno. Nawet ci którzy nie pochodzą z linii czyniącej ich piękniejszymi po ich śmierci, nawet ci posiadają swego rodzaju władzę nad tym. Pewien mistycyzm, czy aurę pewności siebie, czy coś innego. Mają w sobie coś czego brakuje każdemu członkowi kościoła z którym rozmawialiśmy od ostatniej nocy. „Powtórzę ponownie, czy chcielibyśmy aby byli potężni i tajemniczy? Czy to nie byłoby źle? „Dla powstrzymania przemocy i utrzymania spokoju, tak, ale Zerbrowski, Kościół namawia tych ludzi aby pozwolili się zabić. Zabić dla czego? Przez lata próbowałam rozmawiać z ludźmi aby nie dołączali do Kościoła, ale tak naprawdę nie rozmawiałam z wieloma członkami, ponieważ nie mogłam już ich ocalić.” Patrzył na mnie rozbawiony. Zgaduję że nie mogłam go winić „Nadal uważasz że wampiry są martwe. Umawiasz się z jednym i wciąż myślisz że są trupami.” „Jean-Claude nie stworzył nowego wampira od kiedy został Mistrzem Miasta, Zerbrowski.” „Dlaczego nie? Mam na myśli, że to jest teraz uważane za legalne, nie jak morderstwo.” „Myślę, że zgadza się ze mną, Zerbrowski” Zmarszczył brwi bardziej, zdjął swoje okulary, potarł nasadę nosa, nałożył je z powrotem i pokręcił głową. „Jestem tylko prostym gliną, a ty sprawiasz że moja głowa pęka.” Katie powiedziała mi, że dwukrotnie specjalizowałeś się w egzekwowaniu prawa i filozofii. Jaki rodzaj gliniarza ma stopień z filozofii?” Spojrzał na mnie z ukosa „Jeśli powiesz komuś o tym, zaprzeczę, powiem że sypianie z nieumarłymi powoduje u ciebie halucynacje.” „Zaufaj mi Zerbrowski, jeśli miałabym zwidy, to na pewno nie byłyby o tobie” „To było niskie zagranie, Blake, nawet cię nie drasnąłem.” Jego telefon zadzwonił. Otworzył go, wciąż uśmiechnięty się po moim ciosie. „Zerbrow- nie dokończył, a jego uśmiech zniknął „Jeszcze raz Arnet, wolniej. Cholera. Jesteśmy w drodze. Święte przedmioty na wierzchu. Będą świecić jeśli wampir będzie
w pobliżu.” Zaczął biec zanim zamknął swój telefon. Pobiegłam z nim. „Co się stało” zapytałam Wpadliśmy z łoskotem na schody zanim odpowiedział. Martwa kobieta na miejscu zbrodni. Wampir zniknął. Mieszkanie wygląda na puste.” „Wydaje się?” „Wampiry to cwane dranie” powiedział. Spierałabym się, jeśli miałabym o co. Ale ponieważ nie mogłam, oszczędzałam swój oddech do biegu i prześcignięcia Zerbrowskiego do jego samochodu. Jeśli oboje nie martwilibyśmy się tym co zastaniemy na miejscu zbrodni, droczyłabym się z nim w tym temacie.
Rozdział 62 Mieszkanie było o wiele ładniejsze niż to, z którego właśnie przyszliśmy. Było czyste i schludne na tyle, że zadowoliłoby nawet moją macochę Judith. No, z wyjątkiem martwej kobiety na dywanie i śladów krwi prowadzących do sypialni. Poza tym, mieszkanie wyglądało na świeżo wyszorowane. Wiem już, że zabójstwa zdarzają się i w najlepszych dzielnicach. Wiem na pewno, że ekonomia, schludność, czy uprzejmość nie stanowią przeszkody dla przemocy. Wiem, ponieważ widziałam już trupy w niektórych naprawdę pięknych domach. Wszyscy chcą wierzyć, że przemoc zdarza się tylko w strasznych miejscach, gdzie nawet szczury boją się chodzić, ale to nie jest prawda. Nie sądziłam że pozostały mi jakiekolwiek złudzenia co zabójstw i morderców, ale myliłam się. Ponieważ pierwszą rzeczą, którą pomyślałam, kiedy zobaczyłam to mieszkanie prosto spod igły, tak doskonale urządzone z martwą kobietą na dywanie było, że to ciało bardziej by pasowało do mieszkania Jacka Benchelya. Do diabła, można by ukryć jej ciało w tym co leżało u niego na stoliku. Ciało leżało tak blisko drzwi, że trzeba było przesunąć jej ramię, aby móc otworzyć drzwi Na tyle by Arnet i Abrahams mogli dostać się do środka. Abrahams został przeniesiony się z oddziału przestępstw seksualnych. Zerknęłam na niego stojąc po drugiej stronie pokoju, w pobliżu błyszczącej i schludnej kuchni. Był wysoki i chudy, miał ciemne włosy i oliwkową cerę. Brązowy wydawał się być jego ulubionym kolorem, bo nigdy nie widziałam go kiedy nie miał go na sobie. Rozmawiał z Zerbrowskim, który sporządzał notatki. Do tej pory nie nauczyłam się robić notatek. Może dlatego, że ciało było tuż u naszych stóp. Arnet i moich. Martwe ciało może naprawdę zniechęcić do rozmowy. Ciało leżało na brzuchu, nogi lekko rozłożone, jedna ręka sięgała w stronę drzwi, druga złożona przez Arnet, kiedy otwierała drzwi. Arnet stała obok mnie, spoglądając w dół na ciało. Wyglądała trochę blado otoczona czystością. Może to była kwestia jej makijażu, choć w to wątpiłam. W rzeczywistości miała delikatnie podkreślone oczy i jasną szminkę. Ale jej oczy były nieco większe, a jej skóra blada w stosunku do jej krótkich ciemnych włosów. Nie blada na zasadzie kontrastu, ale blada w taki sposób, że byłam gotowa chwycić ją za łokieć, na wypadek gdyby miała zasłabnąć. Chciałam zapytać ją czy wszystko w porządku, ale nie pyta się gliniarza o takie rzeczy, więc starałam się ją wciągnąć do rozmowy. „Skąd wiedziałaś że tu była?” Podskoczyła i odwróciła zdziwione oczy na mnie. Była poważnie wystraszona. „Może wyjdziemy na zewnątrz zaczerpnąć świeżego powietrza?” zapytałam Pokręciła głową, a ja potrafiłam rozpoznać upór kiedy go widziałam, więc się nie kłóciłam. „Zobaczyłam krew pod drzwiami, albo coś co byłam prawie pewna że jest krwią” „Co potem?” „Zadzwoniłam po wsparcie, i wyważyliśmy drzwi” „Ty i Abrahams” Przytaknęła “Drzwi odbiły się od jej ramienia, ale nie wiedzieliśmy, że to ona, dopóki nie pchnęliśmy drzwi ponownie. Pchałam niżej i byłam na kolanach, więc zobaczyłam ją pierwsza. Zobaczyłam ze próbowaliśmy pchać drzwi razem z nią” Jej głos zadrżał na końcu zdania. „Przenieśmy się do kuchni, ok?” „Ze mną w porządku” powiedziała i nagle zrobiła się zła. „Dlaczego myślisz że jesteś jedyną kobietą, która może znieść takie rzeczy?” Uniosłam brwi, ale nie powiedziałam nic, licząc do pięciu. Nie byłam zła, po prostu nie byłam pewna co powiedzieć. W końcu postawiłam naprawdę. „To nie ja jestem blada i wyglądam jakbym miała zemdleć.” „Nie zamierzam mdleć” syknęła na mnie. Wściekły szept zawsze brzmiał okropnie źle. „W porządku, w takim razie zostaniemy tutaj” „W porządku” powiedziała wciąż zła Wzruszyłam ramionami, o dziwo nie czułam gniewu. „W porządku. Sprawdziłaś kobietę, uznałaś że nie
żyje, a potem…?” „Wiesz, nie muszę ci zdawać raportu. Nie jesteś moim szefem.” I to było to. “Słuchaj Arnet, jeśli masz jakieś osobiste uprzedzenia do mnie, w porządku, możesz je mieć, ale nie w czasie który należy do niej” Wskazałam na ciało na podłodze. „Co masz na myśli mówiąc o czasie który należy do niej, ona nie żyje. Ona nie ma już więcej żadnego czasu.” „Gówno prawda. Ona jest teraz najważniejsza. To jest jej zabójstwo, i złapanie tego skurwysyna, który jej to zrobił jest ważniejsze niż cokolwiek innego w tej chwili. Spowalniasz mnie, a zachowywanie się jak jakiś cholerny nowicjusz tylko daje mu więcej czasu na ucieczkę. Nie chcemy żeby uciekł. Chcemy go złapać, racja?” Skinęła „Nie zachowuję się jak nowicjusz.” Westchnęłam. „Przepraszam za to, a jeśli chcesz walczyć, możemy walczyć, ale później, kiedy nie będziemy marnować cennego czasu, kiedy nie będziemy marnować jej czasu” Arnet spojrzała w dół na ciało ponownie, głównie dlatego że wskazywałam na nie. Może to było nadmiernie dramatyczne, ale ja już wcześniej spędzałam czas walcząc z Dolphem na miejscu zbrodni, nie potrzebuję kolejnej primadonny. Morderstwo najpierw, osobiste sprawy później, taki musiał być porządek rzeczy, albo zbaczało się z obranej drogi. Zerbrowski stanał za nią. Zauważyłam kiedy podchodził, ale wątpiłam żeby Arnet też się zorientowała. „Idź na zewnątrz Arnet, zaczerpnij powietrza” powiedział z uśmiechem, starając się nie brzmieć oskarżająco. „Jestem detektywem w tym zespole, ona nie jest” Wskazała na mnie z kciukiem. „Na zewnątrz, teraz” Zerbrowski powiedział, a jego głos stracił całe swoje koleżeńskie – jak dobrze cię widzieć-brzmienie. Arnet stała tam wpatrując się w niego “Jeśli będę musiał to powtórzyć, Arnet, to nie będzie tylko zaczerpnięcie powietrza.” „Co to za facet?” zapytała, a jej ręce zaczęły się trząść. Była tak wściekła, że aż się trzęsła. Co takiego do cholery zrobiłam, że była taka na mnie wściekła? Czy to z powodu Nathaniela? Do diabła, nigdy z nim nie randkowała. Nie spotkała go wcześniej zanim nie mieszkał ze mną. „Czy chcesz zostać odsunięta od tej sprawy?” Zerbrowski zapytał nisko i nagle w ogóle nie brzmiał jak głos Zerbrowskiego. „Nie” powiedziała i spojrzała ponuro, ale zaskoczona, jakby nie wiedziała, że miał w sobie/potrafił mówić taki głos. Ja też nie wiedziałam. Spojrzał na nią, i to było spojrzenie pasujące do tego nowego głosu. „Więc co powinnaś teraz zrobić?” Otworzyła usta, potem je zamknęła, zacisnęła w cienką różową linię. Odwróciła się na swoich rozsądnych, dwu-calowych obcasach i wymaszerowała. Zerbrowski westchnął głośno i skrzywił się na mnie. „Co zrobiłaś Arnet?” „Ja? Nic” Posłał mi spojrzenie. „Przysięgam, nie zrobiłam cholernie nic żeby ją wkurzyć” „Katie mówiła, że Arnet była nieźle wkurzona o coś co powiedziałaś na weselu.” „Jak Katie mogła wiedzieć, że ona była wkurzona?” Jego spojrzenie było naprawdę świdrujące „Powiedziałaś coś, prawda?” Otworzyłam usta, zamknęłam i zagapiłam się w dół na ciało. „Marnujemy czas na całe to osobiste gówno” powiedziałam. Okay, nie chciałam także dyskutować z Zerbrowskim na temat mojej sytuacji z chłopakami, ale naprawdę mieliśmy mordercę do złapania. „Racja, ale kiedy to załatwimy, naprawisz stosunki pomiędzy sobą i Arnet.” „Ja? Dlaczego ja?” „Ponieważ nie jesteś okropnie wkurzona na nią” powiedział i jego twarz była tak rzeczowa jak jego
słowa. Chciałam dyskutować z tą logiką, ale tak daleko jak to zaszło, miało to sens. „Zrobię co będę mogła. Co ci powiedział Abraham?” „Arnet zobaczyła krew pod drzwiami. Wezwali wsparcie i weszli do środka. Przeszukali miejsce i nie znaleźli Avery Seabrook. Łóżko było niepościelone, a ślady krwi wydają się rozpoczynać w łóżku.” „Nie w sypialni, tylko w łóżku” powtórzyłam Pokiwał głową. „Czy wiemy kim ona jest?” Zabawne, nie zapytał, kto "jej", o którym mowa„Torebka jest obok łóżka wraz z jej starannie złożonymi ubraniami. Sally Cook, wiek dwadzieścia cztery, 53 kilo, ale nigdy nie wierzę w wagę na kobiecym prawie jazdy.” „Taa, kobiety naciągają swoją wagę, za to mężczyźni dodają sobie centymetry do ich wzrostu.” Uśmiechnął się do mnie. „Większość z nas nie jest na tyle sprytna żeby pamiętać jak wysocy jesteśmy.” Uśmiechnęłam się do niego i oparłam się pokusie, aby uderzyć go w ramię. Potrafił wywołać we mnie taką chęć, nawet na miejscu zbrodni. „Zauważyłem że robiłaś pompki na palcach patrząc na ciało. Zrobiłaś bałagan w naszym krwawym wzorze.” „Nie robiłam pompek i dotknęłam tak mało jak tylko mogłam. Ale wiem dlaczego się wykrwawiła, przynajmniej częściowo, dlaczego.” „Mów” powiedział, zaczynał brzmieć jak Dolph. Nie w złym sensie, tylko trochę niepokojąco. „Ma częściowy ślad ugryzienia na wewnętrznej części uda. Wygląda na to, że przebito jej tętnicę udową.” „Dlaczego powiedziałaś ‘częściowy’ ślad ugryzienia? Albo ją ugryzł, albo nie.” Wzruszyłam ramionami. „Ugryzł ją, ale to wygląda prawie jakby zaczął, a potem albo się wyrwała, albo on nie był w stanie dokończyć. Z braku lepszej analogii, to jak bycie ukąszonym przez węża. Jeśli nie ma trucizny lepiej się nie wyrywać. Wampirze kły są zakrzywione, nie tak bardzo jak większość zębów węża, ale wciąż, jeśli wyrwiesz się nagle poharatasz się nawet gorzej niż w przypadku gdybyś po prostu pozwolił przeżuwać siebie i próbował podważyć je, trochę delikatniej.” „To instynkt, aby odciągnąć się od czegoś, co cię gryzie, Anita” „Wcale z tym nie dyskutuję, Zerbrowski, mówię tylko, że to nie jest dobre rozwiązanie. Poharatasz się.” „Więc, ugryzł ją, a ona się wyrwała i to rozdarło jej tętnicę udową. Twierdzisz, że nie miał zamiaru jej zabijać?” Wzruszyłam ramionami. „Mówię, że można się wykrwawić z tętnicy udowej w około dwadzieścia minut, może mniej. Większość ludzi nie rozumie tego” „Anita, nie rób mi tego” „Nie robić czego? zapytałam „Najlepsze zachowałem na koniec. Ma małą walizkę tam z czymś co pewne jak diabli wygląda dla mnie na strój striptizerki. Wszystko z frędzlami i nie wiele więcej. Jeśli ona jest striptizerką, to mamy jednego z naszych wampirów. Ale ty stoisz tu i mówisz mi, że on nie zamierzał jej zabić. Jeśli to prawda, to nie jest to jeden z naszych chłopców. Jestem w trakcie uzyskiwania dla ciebie nakazu egzekucji na ich tyłki. Nie znoszę wskazywać ci do zabicia nie tego kogo trzeba.” Potrząsnęłam głową. „On jest odpowiedzialny za jej śmierć Zerbrowski. Według prawa on już nie żyje, tak czy inaczej. Jeśli jest częścią naszego zespołu seryjnego mordercy, jest martwy. Jeśli przypadkowo rozszarpał jej tętnicę udową i albo nie wiedział że wystarczy zadzwonić pod numer 911, albo wpadł w panikę, a może świt złapał go, zanim zdążył dokończyć. To bez znaczenia czy był to przypadek czy też nie. Prawo mówi, że to morderstwo kiedy wampir zabije człowieka za pomocą ugryzienia. Nie ma oskarżenia o nieumyślne spowodowanie śmierci, jeśli jesteś wampirem.” Zerbrowski patrzył na mnie, a jego oczy były bardzo poważne za jego drucianymi oprawkami okularów. „Myślisz, że to był wypadek, prawda?” Wzruszyłam ramionami ponownie. „Jeśli chodziłoby mu o rozerwanie jej tętnicy udowej, myślę, że
ukąszenie byłoby inne, bardziej bestialskie. Widziałam wiele wampirzych morderstw, Zerbrowski, naprawdę wiele. To wygląda na młodego wampira, naprawdę młodego, który jeszcze nie połapał się jak używać swoich kłów. Ktoś kto jest martwy dwa lata, nie powinien popełniać takich błędów.” „Więc nie zrobił tego rozmyślnie” Westchnęłam. „Zaczynam się zastanawiać, jaką edukację dostają młode wampiry z kościoła Wiecznego Życia .” „Co masz na myśli?” „Mam na myśli to, że myślałam że ich opieka mentorska jest taka jak u większości zmiennokształtnych, których znam. Uczy się nowicjuszy jak polować, jak zabijać, sprzątać i efektywności.” „Wyznajesz coś co dotyczy twoich futrzastych przyjaciół?” zapytał i nie uśmiechał się zbytnio na ten komentarz, nie wystarczająco dla mojego spokoju. „Zwierzęta, chodzi mi o zwierzęta Zerbrowski. Jean-Claude nie wprowadził żadnych nowych wampirów od kiedy się z nim spotykam, ale widziałam inne wampiry, które były około dwóch lat martwe, i oni nie byli nowicjuszami. Nie byli też ekspertami, ale to jest błąd nowicjusza. Pamiętasz kiedy Jack Benchely powiedział, że oni dają wampirom ofiary ale czynią to wszystko czystym i schludnym, i mało zabawnym?” „Taa” „Co jeśli karmienie na tętnicy udowej po wewnętrznej stronie uda, jest uważane za tabu, za zbyt seksualne aby kościół uczył tego swoich członków?” „Co masz na myśli?” „Znasz teorię że jeśli nie powie się nastolatkom o seksie, to że nie będą o tym same myśleć?” „Taa” powiedział z uśmiechem, kręcąc głową. „mówiąc, jak ktoś, kto był kiedyś nastoletnim chłopcem, i który pewnego dnia miał dwóch nastolatków w swoich rękach, to miła teoria, ale to nie działa w ten sposób.” „Tak, wiem o tym, ale co, jeśli kościół jest jak prawicowcy? Jeśli nie rozmawiasz o tym, albo nie mówisz nowym wampirom o brudnych rzeczach, to oni nie będą ich robić, albo myśleć o nich?” „Pożywianie się z wewnętrznej strony uda jest zbytnio kojarzone z seksem oralnym dla kościoła” powiedział i nie było w jego głosie żartobliwego tonu, kiedy to powiedział. Pracował, myślał. Skinęłam głową „Dokładnie” „Ale Avery, nasz najświeższy wampir, myślał o tym i próbował tego, ale nie wiedział jak to zrobić.” „Tak i dlatego że nie otrzymał informacji na ten temat, nie wiedział jak niebezpieczne może to być. To jak dzieciaki które zachodzą w ciążę w gimnazjum, bo używali opakowań po cukierkach jako kondomów.” Zerbrowski spojrzał na mnie „Żartujesz sobie.” „Z ręką na sercu, że nie wymyśliłam tego. Chodzi o to, że jeśli nie nauczysz młodego wampira, tak samo jak świeżego nastolatka, to skończysz z nimi robiącymi idiotyczne gówna. Niebezpieczne rzeczy, które ich albo pozostałych zabijają albo ranią. Niewiedza nie jest błogosławieństwem, gdy chodzi o podstawową edukację seksualną lub rozpoczęcie pobierania krwi dla wampirów. Niewiedza może cię zabić w obu tych przypadkach. Spojrzał w dół na ciało. „Ona pasuje do fizycznego profilu pierwszej ofiary. Jeśli zignorujesz różnicę wzrostu, ona jest nawet blondynką, co pasuje do wszystkich trzech ofiar.” „Ale ta nie jest naturalną blondynką” Zerbrowski zmarszczył brwi „Nie to miałam na myśli, mam na myśli że widać jej odrosty. Tak naprawdę nie sprawdzałam, tego dokładnie, ale wygląda na to, że albo ogoliła wszystko, albo miała bardzo mało owłosienia na początku. Wiele striptizerek się goli.” „Jak twój nowy chłopak” powiedział, jego głos był łagodny, ale oczy takie nie były. Potrząsnęłam głową. „Nie twój cholerny interes, Zerbrowski.” „Trafialiście całkiem przytulny kącik na parkiecie, ale później on żyje z tobą, prawda?” „Ktoś za dużo gada” „Hej, jestem wyszkolonym detektywem, i odkryłem, że żyjesz na kocią łapę ze striptizerem który jest,
ile? siedem lat młodszy od ciebie?” „Jako detektyw na miejscu zbrodni, nie powinieneś myśleć nad rozwiązaniem tego morderstwa?” „Myślę. Dokuczanie ci, zawsze mi w tym pomaga.” „Milo słyszeć że cię inspiruję. Nad czym się zastanawiasz?” Myślę o tym, że chcę porozmawiać z Averym Seabrook zanim zostanie poddany egzekucji. Jeśli jest częścią pozostałych morderstw, to chcę nazwiska jego przyjaciół. Jeśli zrobił to przez przypadek, to myślę że też powinniśmy o tym wiedzieć. Jeśli masz rację i Kościół nie uczy swoich członków podstawowych wampirzych 101 zasad bezpieczeństwa, to mamy setki potencjalnych przypadkowych zgonów chodzących wokół gdzieś tam dzisiejszej nocy. To nie jest dobre.” „Zgodnie z prawem nic nie możemy zrobić by zmusić kościół do zmiany ich metod nauczania. Rozdział kościoła i państwa, i cała ta reszta.” Skinął głową. „Nie mogę, i Federalna Marszałek Blake nie może, ale Anita Blake, ukochana Mistrza Miasta, mogłaby.Czy zachęcasz mnie, abym zachęciła kogoś innego do wywarcia nadmiernej presji na prawychczłonkach wspólnoty?” „Czy mogę to zrobić?” Pokiwałam głową „Tak” „Głowa mi pęka” powiedział. „Poddaję się. Jak do diabła mamy złapać wampira i zatrzymać go się w celu przesłuchania, jeśli nie zamierza nikogo innego zabić? „On jest tylko dwa lata martwy Zerbrowski. Nie jest tak potężny i zły.” Popatrzył w dół na ciało. „Jej to powiedz” Miał rację. „Jeśli to był wypadek, to on mógłby, tylko mógłby, pobiec do kościoła w celu schronienia lub rozgrzeszenia, czy cokolwiek.” „A co jeśli to nie był wypadek?” „Wtedy znaczy to że odłąćzył się od swoich przyjaciół zabójców, i nie mam pojęcia, gdzie zacząć go szukać.Wiemy, że jego tereny łowieckie zanjdują się po drugiej stronie rzeki, w klubach.” Zerbrowski skinął głową. „Szeryf Christopher, którego poznałaś postawił wszystkich swoich ludzi w pogotowiu. Stanowi wspomagają ich, starając się utrzymać dyskrecję” „Nie dasz rady utrzymać medii z dala od tego zbyt długo.” Wzruszył ramionami. „Wiem” „Więc jeśli dodatkowi ludzie patrolują cluby, to my możemy sprawdzić inną teorię.” „Kościół.” powiedział. Przytaknęłam „Porozmawiam z Abrahamem, dam mu znać co się dzieje. A ty idz na zewnątrz i bądź miła dla Arnet.” „Zerbrowski . . .” „Zrób to Anita, nie mam czasu, na niańczenie żadnych więcej zatargów. Masz mniej niż pięć minut żeby to załatwić. Wyszedłbym na zewnątrz i już zaczął gdybym był tobą.” Znowu miał ten dziwny, nie pasujący do Zerbrowskiego ton w swoim głosie. Nie wrogi, ale nie było tam miejsca na debatę. To był głos, który oczekiwał posłuszeństwa, i co dziwnie, posłuchałam go. Przynajmniej wyszłam na zewnątrz. Nie miałam pomysłu jak załatwić sprawę z Arnet. Nie możesz czegoś naprawić dopóki nie wiesz co jest zepsute. Nie mogłam uwierzyć, zę może być tak wściekła o niemożliwość randkowania z Nathanielem. A jeśli to nie było to, to nie miałam bladego pojęcia o co chodzi. Jeszcze jedna międzyludzka relacja, w której nie miałam pojęcia o co chodzi. Czy to ja, czy może ludzie naprawdę są tak skomplikowani?
Rozdział 63 Spojrzenie zza częściowo otwartych drzwi nie pokazało Arnet. Był tam las oficerów, umundurowanych, w cywilnych ubraniach, wóz koronera w komplecie z koronerem czekający aby zabrać stąd ciało. Wciąż czekaliśmy na ludzi z laboratorium kryminalistycznego, CSU. To było dla mnie rzadkością przybyć na miejsce zbrodni tak szybko. Odkleiłam moje zakrwawione rękawice do drzwi, ale nikt nie ustawił worka na śmieci. Skończyłam trzymając rękawiczki dwoma palcami za czyste krawędzie. Niewygodne, ale nie mogłam ich tak po prostu rzucić. Najnowszy detektyw na liście płac RPIT obszedł ramę drzwi, z otwartym, ale pustym workiem na śmieci w swoich dłoniach w rękawicach. Nazywał się Smith i ja spotkałam się z nim raz na miejscu zbrodni dawno temu, kiedy był w mundurze. To w rzeczywistości był jeden z pierwszych razy kiedy spotkałam Nathaniela. Smith czuł się na tyle komfortowo wśród Lykantropów, że go zapamiętałam. Zapamiętałam na tyle, że powiedziałam o tym Dolphowi. Najwyraźniej Dolph też go zapamiętał. Widząc Smitha w cywilnym ubraniu było przypomnieniem, że Dolph tak naprawdę nie myślał, że jestem zła, a może nawet jeszcze cenił moją opinię. Uśmiechnął się do mnie. „Wygląda na to, że przyszedłem we właściwym momencie.” Trzymał worek otwarty, tak że mogłam wrzucić do niego rękawiczki. Odwzajemniłam uśmiech. „W ostatniej chwili.” Zerbrowski wrzasnął „Smith!” Smith podszedł do Zerbrowskiego z torbą nadal w swoich rękach. Był najnowszym detektywem w grupie, a to oznaczało, że był ich wersją piechoty. To nie było tak kiepskie jak bycie umundurowanym żółtodziobem, ale nadal była to raczej niska pozycja. Wyszłam na zewnątrz, nie czekając żeby zobaczyć co Zerbrowski chciał od Smitha. To nie mój problem. Nie, mój problem czekał na zewnątrz. Właściwie oczekiwałam że Arnet będzie gdzieś na korytarzu ze wszystkimi dodatkowymi pracownikami, ale nie było jej. Zeszłam po schodach i przeszłam przez szklane drzwi małego przedpokoju. Wzięła słowa Zerbrowski dosłownie, albo może naprawdę potrzebowała powietrza. Październikowa noc była łagodna, cieplejsza niż ostatnia noc, ale wciąż wystarczająco chłodna aby poczuć jesień. Powietrze smakowało jakby to był czas pójść i zebrać jabłka. Arnet siedziała na krawężniku. Światło halogenowe było wystarczająco jasne, że jej sztywniacki strój nadal miał ten sam, brązowo bordowy odcień , widoczny w mieszkaniu. Ja bym wyglądała chorobliwie w tej kolorystyce, ale u niej wydobył on i podkreślił jej krótkie włosy, na które nie zwracało się uwagi, kiedy miała na sobie kolor czarny lub granatowy. Miała swoje ramiona wokół kolan, niezupełnie je ściskając, ale oczywistym było nawet z dużej odległości, że nie jest zadowolona. Wzięłam głęboki oddech, wypuściłam powietrze i ruszyłam w jej stronę. Tak bardzo nie chciałam tego robić. Zatrzymałam się koło niej i zapytałam „Czy to miejsce jest wolne?” Podskoczyła i spojrzała do tyłu na mnie. Przetarła twarz, starając się ukryć łzy. „Oh cudownie” powiedziała „po prostu cudownie. Przyłapałaś mnie na płaczu. Teraz musisz myśleć, że naprawdę jestem frajerką” Nie powiedziała, że mogę usiąść, ale nie powiedziała też że nie mogę. Zdecydowałam się usiąść. Wystarczająco blisko, aby porozmawiać prywatnie bez bycia podsłuchanym, ale nie tak blisko, żeby naruszyć jej przestrzeń osobistą więcej niż mogłam na to poradzić. Siadając na krawężniku byłam zadowolona, że mam na sobie dżinsy, buty do biegania i zwykły t-shirt. To było idealne ubranie do siedzenia na krawężniku. „Co jest nie tak, Arnet?” zapytałam „Nic” „Ok, dlaczego jesteś na mnie wściekła?” Spojrzała na mnie jakby bokiem „Dlaczego cię to obchodzi?” „Ponieważ musimy pracować razem” „Wiesz, prawie każda inna kobieta, doprowadziłaby do tej rozmowy najpierw gawędząc trochę.” „Zerbrowski powiedział, że mam mniej niż pięć minut. Nie mam czasu na pogawędki.” „Czemu mniej niż pięć minut?”
„Mamy zamiar wybrać się na przejażdżkę.” „Wiesz gdzie jest Avery Seabrook?” „Nie, ale pomyślałam, że popytam ludzi.” Odwróciła wzrok ode mnie i pokręciła głową. „I jak to się stało, że będziesz przesłuchiwać ludzi? Nie dzięki pracy w policji.” Zmarszczyłam brwi, ale ona nie widziała tego. „Co to niby ma znaczyć?” Oblizała usta, zawahała się, potem powiedziała „Mogę pracować od lat jako policjant przy tego rodzaju przestępstwach, i nie będę mieć takiego jak ty wglądu w potwory.” Spojrzała na mnie z boku ponownie, ale tym razem przytrzymała spojrzenie. „Czy muszę pieprzyć potwory, żeby być tak dobra w tym jak ty?” Posłałam jej zdziwione spojrzenie. „Proszę nie mów, że jesteś na mnie wkurzona tylko dlatego że randkuję z Nathanielem, a ty nie.” „Widziałam cię w klubie ostatniej nocy.” Był taki czas w moim życiu, że powiedziałabym natychmiast Grzeszne Rozkosze, ale ten okres kiedy byłam dobrowolnym informatorem należał już do przeszłości. „W jakim klubie?” zapytałam. Jej oczy nagle stały się oczami policjanta, może trochę bardziej wrogie, niż było potrzeba, ale zimne i patrzyła na mnie jakby mogła czytać w mojej głowie. To częściowo była prawda, a częściowo kłamstwo. Nie wiedziała tak dużo jak jej spojrzenie zdawało się mówić, ale prawdopodobnie wiedziała więcej niż tego chciałam. „Nie pogrywaj ze mną Anita.” O słodki Boże, będziemy miały walkę na imiona. „Nie jestem dobra w gierkach Jessica, dlatego nie często w nie gram.” Jej dłonie mocniej ścisnęły jej kolana. Myślę, że po to by nie chwycić mnie. „W porządku, Grzeszne Rozkosze. Widziałam cię w Grzesznych Rozkoszach ostatniej nocy.” Moja twarz niczego nie pokazała, ponieważ dała mi mnóstwo czasu by się przygotować. Po prostu zamrugałam z lekkim uśmiechem na twarzy. Na zewnątrz uprzejmość i pustka. Wewnątrz myślałam intensywnie. Jak dużo widziała w klubie? Jak wiele z tego pamięta. Czy była tam na przedstawieniu jakie dał Primo? Prawie mi się wyrwało, że jej nie widziałam, ale powstrzymałam się. Nie zamierzałam jej pomóc wypełnić żadnej luki. „Więc, widziałaś mnie w Grzesznych Rozkoszach. Randkuje z właścicielem.” Odwróciła wzrok, następnie spojrzała w stronę zaparkowanych samochodów, a po drugiej stronie na vana z telewizji. Mundurowy, który wciąż rozwijał żółtą taśmę z miejsca zbrodni, aby pomóc odgrodzić ten parking przerwał i spojrzał na vana. Czy ktoś ostrzegł Zerbrowskiego? Arnet odwróciła się i krzyknęła: „Marconi, idź powiedzieć Zerbrowskiemu, że mamy tu media. Markoni odpowiedział „Cholera” z prawdziwym uczuciem w głosie, i poszedł do przedpokoju. Świetnie, to było jakby wszystko, co musiałam zrobić, to o czymś pomyśleć, a ktoś inny robił to za mnie. Fajne. Spróbuję używać tej mocy jedynie w dobrej sprawie/celu. Arnet spojrzała z powrotem na mnie. „Jak możesz spotykać się z nim i Nathanielem w tym samym czasie?” „Zgaduję, że mam farta” Jeśli spojrzenie mogłoby ranić, to jej właśnie to by zrobiło. „To nie jest odpowiedź, wykręcasz się od odpowiedzi.” Westchnęłam „Słuchaj Jessica, nie jestem ci winna odpowiedzi na to konkretne pytanie. Z kim się spotykam, dlaczego albo jak, to nie jest twój interes.” Jej orzechowe oczy pociemniały, stały się prawie brązowe. Zdałam sobie sprawę, że to jest wersja jej oczu zmieniających się w czarny z wściekłości. „Myślałam, że pójdę na dół i zobaczę tam Nathaniela bez ciebie. Myślałam, że może, jeśli nie byłoby cię tam by ingerować. . .” Odwróciła wzrok a następnie wpatrzyła się w zaparkowane samochody i gapiów utrzymywanych z dala przez mundurowych. Patrzyła na nich, jakby naprawdę ich widziała, w co wątpiłam. To było tylko miejsce gdzie podążyły jej oczy, kiedy mówiła.
„Ale byłaś tam. Na Boga byłaś tam.” Jej głos się załamał, nie przez łzy, ale z emocji. Nie mogłam zrozumieć tej głębi emocji z jej strony. „Zachowujesz się jakbym ci ukradła Nathaniela. Nigdy się z nim nie spotykałaś. Do diabła, kiedy go poznałaś, on już mieszkał ze mną.” Spojrzała na mnie wtedy, i to było niepokojące zobaczyć złość, bo nie rozumiałam o co chodzi. „Ale nie wiedziałam o tym. Pozwoliłaś mi wierzyć że jest po prostu twoim przyjacielem. On też pozwolił mi w to wierzyć.” „Nathaniel lubi być miły dla ludzi.” „Czy tak to właśnie nazywasz?” „Słuchaj Arnet, czasami Nathaniel flirtuje, tak naprawdę nie mając takiego zamiaru. Myślę, że to jest jak ryzyko zawodowe.” „Chodzi ci o to że jest striptizerem.” Pokiwałam „Taa” Nie wiedziałam jak zarabia na życie, aż do przyjęcia weselnego. Powinnam była wiedzieć że jest jakiegoś rodzaju dziwką.” To mnie wkurzyło. „On nie jest dziwką.” „Do diabła nie jest. Mam przyjaciela w poprawczaku. Był zatrzymywany za prostytucję dwa razy zanim stuknęła mu piętnastka. Za męską prostytucję.” To ostatnie powiedziała jakby to w jakiś sposób jeszcze bardziej wszystko pogarszało. W rzeczywistości nie wiedziałam, czy był zatrzymany za to, ale nie powiedziałam jej tego. „Wiem co robił Nathaniel zanim został zabrany z ulicy.” Co było częściowo prawdą, a częściowo nie, ale nie całkowitym kłamstwem. „Czy to ty go ocaliłaś? Zobaczyłaś go i zabrałaś do domu? Jesteś jego słodką mamuśką?” „Słodka mamuśka. Wymyśliłaś to. Nie ma takiego słowa.” Wykazała się wdziękiem, patrząc zakłopotana. Prawie się do niej uśmiechnęłam, ale zwalczyła to mówiąc. „Jakkolwiek chcesz to nazwać. Jesteś? Czy on jest twoim...?” Nie zamierzałam jej pomagać. Jeśli miała zamiar to powiedzieć, to chciałam żeby to powiedziała. „Moim czym?” zapytałam i mój głos był o kilka oktaw niższy, zimny i przejrzysty. To był głos, który jeśli mnie znałeś to mogłeś się obawiać kiedy go słyszałeś. Jeśli Arnet się obawiała, nie pokazała tego. „Żigolo” powiedziała. Rzuciła tym słowem we mnie jakby to było coś namacalnego, raniącego, tak jakby zamachnęła się pięścią. Roześmiałam się, a jej się to nie spodobało „Co jest w tym tak cholernie śmiesznego? Widziałam cię z nim na scenie, Blake. Widziałam co mu zrobiłaś. Ty i ten twój wampir.” Spojrzałam na nią zdziwiona, ponieważ w końcu błysnęło mi dlaczego była na mnie tak bardzo wkurzona. „Myślisz, że zabrałam Nathaniela z ulicy jako dziecko i uczyniłam go swoim chłopcemdziwką?” Odwróciła wzrok. „Kiedy przedstawiasz to w ten sposób, to brzmi głupio” „Taa” powiedziałam Odwróciła się z powrotem do mnie, wciąż zła. „Widziałam co mu zrobiłaś ostatniej nocy. Skułaś go. Zraniłaś go. Upokorzyłaś go przed tymi wszystkimi ludźmi.” To była moja kolej, by spojrzeć w dal, ponieważ próbowałam wymyślić jak wytłumaczyć to bez tłumaczenia zbyt wiele. Zastanawiałam się także, czy byłam winna jakiekolwiek wyjaśnienie Jessice Arnet. Jeśli nie potrzebowałybyśmy ze sobą pracować, i nie obawiałabym się, że podzieli się tym co widziała z resztą RPIT, mogłabym jej niczego nie wyjaśniać. Ale musiałyśmy razem pracować i nie chciałam żeby reszta zespołu poznała jej wersję. Nie to że moja wersja byłaby o wiele lepsza jeśliby się rozniosła. Z reguły większość policjantów jest zamknięta w sobie, albo nie tyle co zamknięta, co konserwatywna. Jak wyjaśnić ślepemu jak wygląda kolor? Jak wytłumaczyć, że ból może być przyjemnością komuś kogo nie ekscytuje ta droga. Nie można, nie naprawdę, ale i tak spróbowałam
„Zajęło mi sporo czasu zrozumienie czego Nathaniel chce ode mnie.” Popatrzyła na mnie zgorszona. „Masz zamiar winić jego? Masz zamiar winić ofiarę?” To nie zmierzało w dobrą stronę. „Czy kiedykolwiek spotkałaś kogoś, kto jest niewidomy od urodzenia?” Zmarszczyła brwi „Co?” „Kogoś, kto nigdy nie widział kolorów?” „Nie” powiedziała „ale co to ma do Nathaniela?” „Ty jesteś niewidoma, Jessica, jak mam ci wyjaśnić jak wygląda kolor niebieski?” „O czym ty bredzisz?” zapytała „Jak mam ci wyjaśnić że Nathanielowi sprawia przyjemność bycie na scenie, że on w pewien sposób/pewnym stopniu wymógł na mnie tą sytuację?” „Ty jesteś ofiarą? Proszę, to nie ty byłaś skuta łańcuchem.” Wzruszyłam ramionami. „Mówię, że na tej scenie nie było ofiar ostatniej nocy, tylko grupa dorosłych, która przyzwalała na to co się działo.” Pokręciła głową. „Nie, wiem co widziałam.” „Wiesz, co ty byś czuła, jeśli to ty byłabyś skuta na scenie i traktowana w ten sposób, i wychodzisz z założenia, że skoro ty tak byś się czuła to inni też muszą tak się czuć. Nie każdy czuje w ten sam sposób przy różnych sprawach.” „Wiem o tym. Nie jestem dzieckiem.” „Więc przestań się zachowywać jakbyś była.” Wstała, spojrzała na mnie z góry, pięści miała zaciśnięte a ręce wzdłuż swoich boków. „Nie zachowuję się jak dziecko.” Zerbrowski zawołał „Anita, musimy się zbierać.” Wstałam, otrzepałam tył swoich dżinsów i krzyknęłam „Idę” Spojrzałam na Arnet i starałam się wymyśleć coś co mogłoby poprawić tą sytuację. Nic nie przychodziło mi do głowy. „Nataniel jest moim ukochanym, Jessica, nigdy bym go nie skrzywdziła.” „Widziałam, jak go ranisz” powiedziała i rzuciła we mnie tymi słowami tak jak kiedy mówiła o żigolaku. „On nie widzi tego w ten sposób.” „On nie zna niczego lepszego” odparła Uśmiechnęłam się i zwalczyłam pragnienie wydawania z siebie śmiechu, jednego z tych , który jest w połowie z nerwów i w połowie z rozdrażnienia. „Chcesz go ocalić. Chcesz wkroczyć i ocalić go od życia w poniżeniu.” Nic na to nie powiedziała, tylko wpatrywała się we mnie. „Anita, musimy już iść” Zerbrowski krzyknął. Stał przy otwartych drzwiach swojego samochodu. Spojrzałam do tyłu na Arnet. „Kiedyś też myślałam, że Nathaniel potrzebuje ocalenia, potrzebuje żeby go naprawić. Czego nie rozumiałam, to to że on nie jest zepsuty, nie bardziej niż każdy z nas.” To było prawdopodobnie więcej prawdy niż byłam winna detektyw Jessice Arnet. Zostawiłam to w tym miejscu i podbiegłam do samochodu Zerbrowskiego. Zapytał mnie jak poszło z Arnet. A ja powiedziałam mu, że mogło pójść lepiej. O ile lepiej?” Zapytał kiedy mijaliśmy furgonetkę wiadomości i tłum gapiów. „Oh, jakby masakra walentynkowa mogła stać się lepszym przyjęciem.” Tylko na mnie spojrzał „Jezu Anita, czy nie starczy że ty i Dolph jesteście na siebie wkurwieni, musiałaś zacząć walkę z Arnet?” „Nie zaczęłam walki z żadnym z nich. Wiesz, że nie zaczęłam z Dolphem.” Minęliśmy taśmę i barierki, które mundurowi przestawili dla nas. Ekipa telewizyjna skierowała kamerę wprost na nas. Cudownie. Oparłam się pokusie wystawienia im palca, lub zrobienia czegoś innego, równie dziecinnego. „Nie powinienem mówić o Dolphie. Wiem, że to nie ty zaczęłaś.” „Dzięki.” „Co gryzie Arnet?”
„Jeśli będzie chciała żebyś wiedział, to ci powie.” „Nie zamierzasz przedstawić swojej wersji pierwsza?” „Nikt nigdy nie wierzy w moją wersję, Zerbrowski. Jestem pieprzoną trumienną przynętą. Jeśli byś pieprzył wampiry, robiłbyś cokolwiek dobrze?” I tak po prostu zaczęłam płakać. Nie głośno, ale poleciały mi łzy, prawdziwe łzy. Odwróciłam się i zaczęłam wpatrywać się w okno. Nie miałam pojęcia dlaczego płakałam. Glupie, to takie głupie. Czy naprawdę przejmowałam się tym co Arnet o mnie myśli? Nie. Czy przejmowałam się tym że rozpieprzy moją reputację wśród reszty zespołu? Tak, zgaduję, że tym się przejmowałam. Cholera. Zerbrowski był albo tak zdumiony, że płaczę, że nie wiedział co powiedzieć, albo potraktował mnie tak jak potraktowałby każdego innego policjanta. Jeśli oni nie chcą żebyś widział ich płaczących, to nie widzisz tego. Zerbrowski jechał do Kościoła Wiecznego życia, koncentrując się na drodze jak cholera. Ja gapiłam się przez okno cały czas i płakałam.