Thea Harrison Elder Races 2
„Storm’s Heart” Heart” „Serce Burzy”
TŁUMACZENIE TŁUMACZENIE Em3A – rozdziały 11-3 Smok_z...
7 downloads
11 Views
2MB Size
Thea Harrison Elder Races 2
„Storm’s Heart” Heart” „Serce Burzy”
TŁUMACZENIE TŁUMACZENIE Em3A – rozdziały 11-3 Smok_z mok_z – rozdziały 11-20 i epilog Korekta: Korekta: Perunia
królowa, rzeczownik: 1. żona lub wdowa po królu 2. monarcha płci żeńskiej 3. kobieta wybitna w konkretnej randze, władzy czy atrakcyjności, na przykład zwyciężczyni konkursu piękności
królowa, rzeczownik: 4. królewski wrzód na mojej dupie
- NINIANE LORELLE, KRÓLOWA MROCZNYCH FAE
01 Nie
ignorujesz ryku wezwania od Lorda Wyrów w Nowym Jorku, ponieważ zwykle
zwiastuje to w jakieś wielkości katastrofę. A szczególnie nie ignorujesz go, jeśli jesteś jednym z jego strażników. Tiago wyszedł ze Starbucks znajdującego się na parterze w Wieży Cuelebre. Pobiegł północną klatką schodową na 79-te piętro. Mógł wziąć windę, ale czuł się w niej niespokojny i jak w pułapce. Mógł wyjść z kawiarni na ulicę, zmienić się w swoją postać Wyra i polecieć na dach Wieży, a następnie zejść dwie kondygnacje w dół, ale frustracja gryzła jego wnętrzności i chciał poczuć gorączkę wspinaczki w swoich mięśniach i płucach. Nie lubił nowoczesnych przestrzeni miejskich. Liczył minuty, aż będzie mógł wydostać się z Nowego Jorku. Deszczowa, mokra wiosna wyparowała w duszne trzydzieści dwa stopnie, omijając łagodne wczesne letnie temperatury, jakby nigdy nie istniały. Teraz w czerwcu miało się wrażenie sierpnia. Spaliny, szczątki budowlane, śmieci, zapachy z restauracji, chemikalia do czyszczenia i wszystkie różne inne zapachy współczesnej ludzkości skwierczały w upale. Zapachy paliły w gardle, pozostawiając mu uczucie podrażnienia i bycia nie na miejscu. Był jednym ze starożytnych Wyrów, którzy byli tak długowieczni, że zostali uznani za nieśmiertelnych. Z tych starych, którzy albo powstali w twórczym ogniu narodzin układu słonecznego lub narodzili się tak dawno, że ich pochodzenie było zagadką nawet dla nich samych. Istnieli w swoich zwierzęcych formach przez millenia, ale kiedy rozrósł się nowy ludzki gatunek, starzy Wyrowie nauczyli się zmieniać swój kształt tak, by mogli chodzić w ukryciu wśród ludzi. Cywilizacja była pewnego rodzaju tańcem i starożytni Wyrowie spóźnili się na bal. Przywdziali maski i wślizgnęli się z cichą drapieżną gracją na salę balową. Obserwowali ostrymi oczami, które błyszczały w głębi cienia za przyjętymi przez nich fasadami, notowali i uczyli się ruchu i rytmu tańca, obyczajów społecznych i tego, kiedy się ukłonić i przycisnąć swoje wargi do grzbietu dłoni, jak się uśmiechnąć i powiedzieć: dobry wieczór, proszę i dziękuję oraz tak, poproszę więcej cukru do mojej herbaty. Wszystko to, podczas gdy zauważali puls, który trzepotał u nasady szyi tancerzy, zapach potu i przyspieszony oddech. Zauważyli te rzeczy, bo pamiętali, że byli zwierzętami,
które odgrywają swoje role. Pierwotny było pierwszym słowem, które zrozumieli, gdy uczyli się języka, jako odnoszące się do tego, czym właśnie byli. Mimo ich uśmiechniętych ludzkich masek, byli dzikimi stworami, które wiedziały jak przetrwać dzięki uderzeniom zębów i pazurów. Pamiętali wytrysk krwi z żyły szyjnej, gdy zduszali życie w ofierze. Starożytni pozostawali w swoich postaciach i dorastali w nich wygodnie, niektórzy z większym wdziękiem, umiejętnościami i radością niż inni. Ale wszyscy z nich nieśli tę niecywilizowaną dzikość w swoim rdzeniu, pewną wiedzę, że muszą poruszać się w sekrecie po nieużytkach magicznych miejsc na świecie. Czas i przestrzeń ugięły się, kiedy Ziemia została uformowana. Wybroczenia utworzyły kieszenie przestrzenne Innych krajów, gdzie magia łączy się, czas porusza się inaczej, nowoczesne technologie nie działają, a słońce świeci innym światłem. To, co stało się znane jako Starsze Rasy, rodzaj Wyr i Elfy, Jasne i Mroczne Fae, rodzaj Demonów, rodzaj Nocy, ludzkie czarownice i wszelkiego rodzaju potwory, dążyły do gromadzenia się w lub wokół Innych krajów. Ci ze starożytnych Wyrów, którzy wybrali przystosowanie się do ludzkiej cywilizacji byli uzależnieni od tego, by od czasu do czasu uciekać z nowoczesnych miast. Strząsali z siebie swoje ludzkie fasady i kąpali się w archaicznym srebrzystym słońcu, gdy zatracali się w locie, lub zanurzali się głęboko w magii nasyconych zielenią najstarszych nieokiełznanych lasów. Istniała zasadnicza różnica między starymi i młodszymi Wyrami. Młodsi Wyrowie urodzili się w cywilizacji. Przybyli na bal już oswojeni. Tiago nie był oswojony. Był bardziej zdziczały od większości nawet najdawniejszych Wyrów. Musiał ciężko pracować, aby sprostać trudnym wyzwaniom i zostać wypuszczonym, by wolno wędrować. To nie było mądre, aby zatrzymywać go na zbyt długo w mieście. Minęło dwa i pół tygodnia odkąd Rune wezwał go z powrotem z Ameryki Południowej. Dragos Cuelebre, Lord majątku rodzaju Wyr niedawno zaginął. Tiago właśnie przybył z powrotem do Stanów, kiedy pojawił się Dragos z tą dziwną kobietą. Historia, jaką opowiedzieli, dotyczyła kradzieży, porwania, magii i morderstwa. Wiele się wydarzyło od kiedy Tiago powrócił i ponownie pojawił się Dragos. Część z tego była zabawna, jak na przykład śledzenie nowej partnerki Dragosa, kiedy została
porwana - ponownie - i groziła jej śmierć, gdy Dragos wreszcie zdjął swojego starego wroga Uriena, Króla Mrocznych Fae. Zemsta podawana na ciepło. To był rodzaj rozrywki dla Tiago. Od tamtej pory wszystko, co robił, było to czyszczenie i praca dla pracy. Upewnij się, że wszystkie zaangażowane Gobliny są martwe, załatwione. Ścigaj i zarżnij każdego Mrocznego Fae, który był częścią strony Uriena, załatwione. Zaśnij z palcem w dupie, załatwione. Walnął w drzwi, które miały namalowany w kręgu numer 79, by je otworzyć. Jego długie nogi pożerały odległość, kiedy szedł marmurową podłogą korytarza. Cuelebre Enterprises było wielonarodową korporacją, która zarabiała bezbożne kwoty pieniędzy. Pracownicy firmy i osoby zaangażowane w zarządzanie majątkiem Wyrów były opłacane bardzo dobrze. Strażnicy Wyr mieli otwarte rachunki, którymi pokrywali wydatki na ubrania (przedstawiało to istotną zaletę gwałtownego aspektu życia Strażników), podróże, jedzenie i broń. Czego jeszcze potrzebuje facet? Raz na jakiś czas Tiago dokładnie sprawdzał zwiększające się zasoby swojego konta bankowego, aby upewnić się, że wszystkie liczby są sumowane, ale tak czy inaczej, w większości ignorował to. Pamiętał, kiedy została zbudowana Wieża Cuelebre. Rok 1970 widział wynalazek bomby neutronowej, katastrofę Three Mile Island1, atak terrorystyczny na Olimpiadzie w Monachium oraz budowę Wieży Cuelebre. O tak, pobyt z dala od tego przedsięwzięcia był dobry. Był bardzo zadowolony z podróży po świecie, aby polować, zdetronizować i zabić nieciekawego małego czarnoksiężnika w Republice Południowej Afryki, który zdobył własną armię i miał upodobanie do Mocy, jaką mógł zyskać, dzięki ludziom i Wyrom w obrzędach ofiarnych. Kiedy Tiago powrócił do Nowego Jorku i był pewien, że robiąc to, spędził miłe chwile, Wieża Cuelebre już wybuchała na tle krajobrazu i na zawsze zmieniła panoramę miasta. Zewnętrzna powierzchnia Wieży była gładka i lśniąca, odbijała zmienne niebo, a wnętrze było zdobione ekstrawaganckimi podłogami z tureckiego marmuru ze złotymi żyłkami, lśniącymi lampami z matowego szkła i polerowanymi mosiężnymi uchwytami 1
Katastrofa Three Mile Island – w roku 1970 doszło do największej w USA katastrofy w cywilnej elektrowni jądrowej, kiedy to częściowo stopił się jeden z dwóch reaktorów.
wraz ze strategicznie umieszczonymi, bezcennymi dziełami sztuki i rzeźbami. Cały wieżowiec ogłaszał bogactwa i moc Lorda Wyrów, Dragosa Cuelebre. Osiągnięcie to miało więcej niż znaczenie architektoniczne lub gospodarcze. Było czymś więcej niż deklaracją polityczną wobec innych Starszych Ras. Rok budowy Wieży zapadł w folklor Wyrów jako cud, kolektywnej kooperacji, dominacji jednej osoby i bezlitosnych rządów. Dokładnie tak jak wtedy, kiedy Dragos wciągnął oporny, lotny rodzaj Wyr pod swoje panowanie tak wiele wieków wcześniej, wymusił na nich nowoczesność i narzucił im kompromis. Chociaż niektórzy z Wyrów pokrwawili siebie nawzajem podczas największego stresu w trakcie budowy wieży i późniejszego przeniesienia biur korporacyjnych i administracyjnych, w rzeczywistości nikt nie odważył się popełnić morderstwa. Byli na końcowym etapie osiedlania się w środku, kiedy rozbawiony Tiago zabrał wycieczkę z wieżowca. Wszyscy Wyrowie zostali wysłani do swoich narożników, by ułożyć na miejscu zmarszczone futro lub pióra, wylizać dosłowne i metaforyczne rany, umeblować swoje biura i rozpakować dokumenty. Teraz, bez wyjątku, każdy kto był zaangażowany w tworzenie Wieży, mówił o tym czasie z dumą i bez najmniejszej ironii. Tiago dotarł do sali konferencyjnej. Była to duża sala posiedzeń wykonawczych ze
wszystkimi
urokami:
czarne
skórzane
fotele,
duży
dębowy
polerowany
stół,
najnowocześniejszy sprzęt do telekonferencji i tajemnicze czarne metalowe przyrządy, które jak powiedziano Tiago były maszynami do cappuccino i kawy. Nie pamiętał do nich instrukcji obsługi. Tak szybko, jak zdał sobie sprawę, że rozmowa nie dotyczyła żadnych nowomodnych broni, z którymi strażnicy mogliby być przeszkoleni w obsłudze, stracił nią zainteresowanie. Dragos oraz wszyscy pozostali strażnicy Wyr byli już w sali konferencyjnej. Tiago prawie drgnął, kiedy zobaczył, że nowa partnerka Dragosa, Pia, również była obecna. Przyszła znikąd i teraz nagle grała główną rolę w procesie podejmowania decyzji Dragosa. Kiedy Wyrowie się parowali, czynili to na całe życie. To było rzadkością, zwłaszcza podczas ich wyjątkowo długiego życia, a także czymś nieodwołalnym, więc zmiana ta była na stałe. Sparowanie Dragosa wstrząsnęło majątkiem Wyrów i bez wątpienia również wszystkimi innymi majątkami. Nie była to jednak zmiana, która spodobałaby się Tiago,
ale wraz z resztą świata, musiał stawić temu czoła i zacząć się przyzwyczajać. Dragos, masywny brunet ze złotymi oczami smoka, chodził po jednym końcu sali. - Najwyższy czas – warknął Lord Wyrów. Tiago podszedł do swojego zwyczajowego rogu, gdzie trzymał się ściany podczas spotkań strażników. - Jestem tutaj, prawda? Ostry słuch Tiago wyłapał partnerkę Dragosa, Pię, jak wyszeptała do gryfa Graydona siedzącego u jej boku: - Czy jesteś pewien, że jest nauczony porządku? Tiago postanowił ją zignorować. Zamiast tego dobrze przyjrzał się wszystkim wokół w pokoju. Wszyscy podejrzani byli obecni, minus jeden. Cztery gryfy Bayne, Constantine, Graydon i pierwszy wartownik Dragosa, Rune, byli płowi, opaleni i muskularni. Zachowywali pokój w majątku Wyrów. Harpia Aryal, która była powodem śledztwa, siedziała ze skrzyżowanymi rękami i nogami, kołysała stopą. Ta laska nie była w zgodzie z koncepcją spokojnego siedzenia na miejscu. Głowa bezpieczeństwa Cuelebre Enterprises, gargulec Grym, siedział jak zwykle przy Aryal, pół jego uwagi skierowane było na harpię. Niejednokrotnie, gdy porywczy temperament Aryal pakował ją w kłopoty, Grym wyciągał z nich jej tyłek. Tiago skrzywił się, kiedy doszedł do tego, kto był osobą, która się do nich nie przyłączyła i która ponownie nigdy już się do nich nie połączy. Tricks, faerie, która kiedyś była szefową działu PR w Cuelebre Enterprises, była integralną częścią ich grupy przez długi czas. Dziwne, jak brak jednej słodkiej małej faerie mógł spowodować taką dziurę w pokoju. Następnie była prawda o nim. Podczas gdy jego forma Wyra była znana amerykańskim narodom Indian jako gigantyczny ptak grzmotu, większość po prostu widziała jego ludzką postać, sześć stóp cztery cale wzrostu, dwieście pięćdziesiąt funtów mężczyzny z tatuażem druta kolczastego okrążającym gruby umięśniony biceps i wirującym do jego krótkich czarnych włosów. Jego twarz wyglądała jakby była wykuta za pomocą siekiery, a on często nie pamiętał o tym, żeby się uśmiechnąć. A gdy już to robił, wydawało się to wysyłać ostrzeżenie częściej niż nie.
Oto była centralna dynamika jego życia, podczas gdy chodziło mu o działalność wojenną, zwykle bieg jego dni był zaskakująco spokojny. Powód, dla którego było to takie proste. Ludzie niestety unikali kłótni z nim. Kilkaset lat temu, stał się głową prywatnej armii Dragosa, z której większość obecnie podróżowała z powrotem z anulowanej akcji w Ameryce Południowej. Powinien być w podróży ze swoimi wojskami i przygotowywać się do ich następnego zlecenia, zamiast siedzieć w Nowym Jorku z palcem w dupie. Kurwa. Zdenerwowanie w pokoju wreszcie zostało zarejestrowane. Tiago zmrużył oczy. Każdy miał w sobie jakieś nieszczęśliwe wibracje. Zapytał: - Co jest? Dragos obrócił się na końcu sali i zrobił kolejne okrążenie. - Tricks zaginęła. Nie odbiera swojej komórki ani nic innego. Tiago odepchnął się od ściany, wyprostował się i oparł ręce na biodrach. - Nie ma jej dopiero od czterech dni. Co się stało? Dragos odwrócił się do ogromnego płaskiego ekranu po drugiej stronie pokoju i skierował na niego pilot. - Niektórzy ludzie już to widzieli. Tiago odwrócił się. Płaski ekran ożył i ukazały się na nim poranne wiadomości na MSNBC. Przesuwający się pasek na dole ekranu wskazywał, że były z tego ranka. Nagranie miało tylko kilka godzin. Reporterka bez uśmiechu stała przodem do kamery. - To jest historia, która mogła pochodzić prosto z bajki o faerie, fikcją, tym jest. Przechwytywała wyobraźnię tak jak Marilyn Monroe kiedyś przechwytywała serca na całym świecie. Przez wiele lat Thistle Periwinkle była ulubienicą Ameryki i jedną z najbardziej znanych publicznych osobistości Starszych Ras. Działała jako rzecznik PR w Cuelebre
Enterprises od początku 1970 roku. Zarówno paparazzi jak i opinia publiczna kochają ją. Zaszczycała międzynarodowe okładki magazynów, regularnie występowała w telewizji i była gościem w Tonight Show Johnny'ego Carsona… Brwi Tiago obniżyły się w grymasie, kiedy były pokazywane zdjęcia i klipy filmowe z Tricks, natomiast reporterka mówiła. Czerpiąc z różnych źródeł, które pokazywały drobną faerie w różnych stylach na przestrzeni lat. Dowiedział się o niej więcej, w ciągu zaledwie kilku minut niż kiedykolwiek wcześniej. W jednym klipie filmowym nosiła włosy uczesane w fryzurę Mary Tyler Moore Flip2. W innym, jej ciemne włosy były zadziorne i zaczesane do góry, à la Monroe, gdy puściła oko do kamery. W trzecim klipie z 1960 roku, nosiła długie warkocze, buty platformy i wiązaną farbowaną minisukienkę. Warkocze wyraźnie pokazywały delikatnie spiczaste uszy, długie ciemne szare oczy Fae, które były większe niż większość ludzi, wysokie kości policzkowe, zadarty nos, rysy twarzy i pełne usta, które najczęściej rozpromieniał szeroki uśmiech. To nie zmierzało w dobrym kierunku. Jego żołądek zacisnął się. Domagał się odpowiedzi: - Dlaczego oni mówią o niej w czasie przeszłym? Został uciszony przez kilku innych strażników, którzy koncentrowali się na ekranie, wyraz ich twarzy był napięty. Jego grymas pogłębił się, ale zwrócił swoją uwagę z powrotem na klip filmowy. Cofnął się do reporterki, która powiedziała: - Potem kilka dni temu Ameryka była w szoku, gdy Król Mrocznych Fae, Urien Lorelle zginął w dziwacznym wypadku konnym... - Dziwaczny wypadek konny - prychnął Graydon. - Tak. Przypadkowo został rozszarpany przez rozwścieczonego smoka. Łuuupss. Tym razem Tiago dołączył do uciszania gryfa. Segment informacyjny dopiero stawał się istotny.
2
To rozpuszczone włosy z podkręconymi końcówkami na zewnątrz.
- ... i okazało się, że Thistle Periwinkle była w rzeczywistości Niniane Lorelle, zaginioną córką zmarłego Króla Mrocznych Fae Rhiana i jego Królowej Shaylee. Niniane Lorelle od dawna była uważana za martwą, ale zarówno DNA jak i magiczne testy potwierdziły roszczenia Thistle Periwinkle. Rzeczywiście była spadkobierczynią Mrocznego Tronu Fae. Reporterka przerwała dramatycznie. - Po przerwie pokażemy już niesławne nagranie wykonane przez przypadkowego przechodnia telefonem komórkowym. Klip pokazuje incydent, po którym trzech Mrocznych Fae było martwych, a prawowita następczyni tronu zaginiona. Zamieszczony na YouTube pod koniec ostatniej nocy, film szybko zniknął przy pomocy wirusa. Przez Internet przeszła burza i pozostawiła ona chicagowską policję i władze Fae zadających poważne pytania. Co tak naprawdę wydarzyło się w tym ciemnym zaułku Chicago w nocy? Czy Niniane Lorelle była odpowiedzialna za śmierć Mrocznych Fae? Gdzie jest następczyni Mrocznego Tronu Fae? Zostacie z nami. Przemoc zagrzmiała w pokoju, gdy scena została przerwana przez reklamę papieru toaletowego. - Cholera - powiedział Dragos, gdy spojrzał na pilota. - Chwileczkę. Reklamy przyspieszyły. Rune stwierdził: - Ona miała rację co do tego, co powiedziała przed wyjazdem. Musimy zmienić nasz sposób myślenia o niej. Należy pamiętać, aby nazywać ją teraz Niniane. Pia powiedziała: - Musiała być bardzo przestraszona. Społeczeństwo Mrocznych Fae tkwiło pod żelazną ręką rządów Uriena przez ostatnie dwieście lat i zostało w przeważającej części zamknięte przed resztą świata. Tricks lub Niniane, nieważne, poszła sama na spotkanie z przedstawicielami ich rządu, osobami, których lojalność i motywacja były nieznane. Tiago pokręcił głową, gniew zagotował się wewnątrz niego. Walczył, by mieć wszystko pod kontrolą, zanim będzie mógł się rozluźnić.
- Mówiłem, że niektórzy z nas powinni byli z nią pójść! - Nie ma sensu, wyciągać starych argumentów - powiedział Dragos, strzelając spojrzeniem. – Tr… Niniane i ja postanowiliśmy, że nikt z majątku Wyrów z nią nie pójdzie. Inaczej wyglądałoby to na to, że Wyrowie robią spektakl mocy w majątku Mrocznych Fae. Było siedem majątków Starszych Ras, które pokrywały się z ludzką geografią kontynentalnych Stanów Zjednoczonych. Majątek Wyrów, którym przez wieki rządził Dragos miał siedzibę w Nowym Jorku. Siedziba mocy Elfów opierała się o Charleston w Południowej Karolinie. Majątek Mrocznych Fae był usytuowany w Chicago, a Jasnych Fae w Los Angeles. Oprócz dyskretnych różnic geograficznych i politycznych, Mroczne Fae i Jasne Fae miały także różne zabarwienia i przejawy Mocy. Jasne Fae były charyzmatyczną rasą z blond włosami i oczami albo niebieskimi, albo zielonymi i mieli awersję do żelaza. Mroczne Fae posiadały czarne włosy z bladą skórą i szarymi oczami oraz często mieli dar do metalurgii. Rodzaj Nocy, który obejmował wszystkie formy wampiryczne, kontrolował rejon zatoki San Francisco wraz z północno-zachodnim Pacyfikiem, a ludzkie czarownice, uważane za część Starszych Ras z powodu ich dowództwa nad magiczną mocą, były usytuowane w Louisville. Rodzaj Demonów, tak jak Wyrowie i rodzaj Nocy, składał się z kilku różnych typów, które obejmowały Gobliny i Dżiny, a ich siedziba znajdowała się w Houston. Dragos i faerie mieli dobry powód, by podjąć taką decyzję. Wszystkie Starsze Rasy były zazdrosne o swoje terytorium i obecny układ sił. Wzięliby to za gwałtowne odstępstwo, że jeden majątek próbuje przejąć lub kontrolować inny. Jednakże. - To było wówczas, a w tym momencie mamy teraz - powiedział Tiago. Dragos przytaknął, wydając z siebie oddech wybuchowego westchnienia. - Zgadzam się. Tiago potarł tył głowy. Nieznane emocje przepływały kaskadowo przez niego. Niniane uciekła, gdy jej wuj Urien przejął w krwawym zamachu stanu Mroczny Tron Fae i wybił jej
rodzinę. Przybiegła prosto do Dragosa w poszukiwaniu sanktuarium i była częścią wewnętrznego kręgu rodzaju Wyr przez prawie dwieście lat. Ze wszystkich powyższych powodów Tiago ledwie ją znał. Większość czasu był daleko z armią Dragosa, uwikłaną w odległe konflikty. Spotykał ją może ze dwadzieścia razy w ciągu roku,
zwykle
na
spotkaniach
takich
jak
to,
w
czasie
swoich
rzadkich
wizyt
w Nowym Jorku. Rozmawiał z nią osobiście może kilkanaście razy. Mimo to, była jedną z nich. Przyzwyczaił się do jej zaraźliwego uśmiechu i tego seksownego kręcenia, które wyczyniała swoim słodkim małym tyłeczkiem, kiedy flirtowała zarówno z kamerą, czy z kimś osobiście. Gniew w nim zapłonął na to, że ktoś śmiał spróbować ją skrzywdzić. Była tak mała i delikatna, może wszystkiego z pięć stóp, nie więcej jak sto funtów i to gdy była przemoczona. A teraz zaginęła. Jego ręce zacisnęły się w pięści. Dragos chrząknął i nacisnął guzik. - Jest. Tiago spojrzał na płaski ekran wraz z wszystkimi. Reporterka wróciła, przekazując jeszcze więcej informacyjnego bełkotu. Blapieprzonebla. Bardziej seksowny materiał filmowy z Niniane mrugającą do kamery i dmuchającą pocałunek. Cholera, te jej usta zostały stworzone dla Playboy TV. Mocował się ze swoimi myślami i skupił się na tym, co było istotne. Przyjechała do Chicago z eskortą Mrocznych Fae, która składała się z jakiegoś kuzyna drugiego stopnia oraz innych różnorodnych strażników. Spotkała małą delegację, na której czele stała jedna z najpotężniejszych figur rządowych Mrocznych Fae, kanclerz Aubrey Riordan. Ona i delegacja zatrzymali się w apartamencie na ostatnim piętrze w Regent, przygotowując się do przejścia do Innych krajów Mrocznych Fae na jej koronację. Miała, wszystko na to wskazywało, opuścić hotel w nocy i udać się na kolację ze swoim kuzynem i małą eskortą. Zwykły rój paparazzich już podążył w pogoń. Mroczne Fae zgubiły paparazzich po jeździe z dużą prędkością. To, co się stało w ciągu następnych kilku godzin było nieznane.
Tiago zacisnął zęby, kiedy spojrzał na ekran. Dojdźcie już do pieprzonego sedna. I tutaj to było, pieprzone sedno, rozeszło się po całym ponad pięćdziesięciosześciocalowym plazmowym telewizorze z płaskim ekranem i najwyraźniej po całym Internecie. Jeden milion siedemset pięćdziesiąt tysięcy odsłon i nadal przybywało, od 01:30 w nocy. Ziarnisty, źle nagrany materiał filmowy pokazywał brudną uliczkę, która mogłaby być w dowolnym miejscu, w dowolnym mieście na świecie. Kadr drżał. Ten, kto nagrał film, nie mógł wykonać gorszej pracy, nawet gdyby próbował. Mimo to, była to niewątpliwie Niniane w czerwonej sukni bez pleców, która akcentowała jej zwartą sylwetkę klepsydry. Dwa Mroczne Fae już leżały na ziemi. Utknęła w pewnego rodzaju walce z trzecim. Mroczny Fae uderzył ją mocno w żebra. Oddech opuścił Tiago w ryku, jak gdyby to on był tym, który przyjął cios. Dupek z telefonem komórkowym nadal filmował to gówno i nie zrobił nic, by jej pomóc? Kadr poruszył się. Gówno! Potem ponownie się ustabilizował. Ostatni Mroczny Fae leżał na ziemi. Niniane stanęła nad napastnikiem, dyszała i była rozczochrana, jedną rękę wcisnęła w swój bok. Zaczęła kopać ciało. - Nienawidzę mojej rodziny! - Krzyknęła. - Nienawidzę mojej rodziny! Nienawidzę mojej rodziny! Obraz znów ukazał reporterkę MSNBC, ale Tiago zobaczył już więcej niż wystarczająco. Odwrócił się na pięcie ku Dragosowi i warknął: - Urlop. Smok spojrzał na niego, nie mniej wściekły niż on. Dragos powiedział: - Idź. Rune podążył za Tiago na korytarz. Ten odwrócił się do gryfa, gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi.
Wszyscy nieśmiertelni strażnicy nieśli w sobie intensywne paleniska energii, która gotowała powietrze wokół nich. Pierwszy wartownik Dragosa był tak wysoki jak Tiago, ale nie tak masywny. Rune był najprzystojniejszy z czterech gryfów. Wyglądał jak grecki bóg przebrany za fana Grateful Dead. Nosił koszulkę z Jerrym Garcią, która opinała mu się na klatce piersiowej i na bicepsach, wytarte dżinsy z dziurami na kolanach i obute w stal na palcach buty, których podeszwy były odbite na więcej niż jednym tyłku Wyrów. Miał słoneczno-brązową, drobnoziarnistą skórę ze zmarszczkami od śmiechu w kącikach oczu koloru lwa. Wydawało się, że zarówno kamery jak i kobiety uwielbiały jego cechy, zawadiacki biały uśmiech i płową grzywę włosów z pasemkami od słońca, które opadały na szerokie ramiona, wśród których były błyski jasnego złota, kasztanu i polerowanej miedzi. Tiago wpatrywał się w drugiego wartownika z oceną wojownika, która nigdy w pełni nie chodziła spać. Wiele razy widział walkę Rune w jego formie gryfa. Kształt gryfa Rune był wielkości SUV-a, z lwim ciężkim umięśnionym ciałem. Posiadał kocią zwinność w obu swoich formach i ukazywał aurę leniwego niefrasobliwego lenistwa, które mogłoby, kiedy zostałby sprowokowany, wyparować w mgnieniu oka w ryczącym ataku. W swej ludzkiej postaci, Rune miał chude twarde mięśnie szermierza. Był zbudowany zarówno z mocy jak i prędkości, natomiast Tiago czasami walczył ze stopami ustawionymi szeroko, z berdyszem w jednej ręce i młotem bojowym w drugiej. Tiago był znany z siekania wrogów na kawałki lub po prostu wbijania ich w ziemię dzięki sile i zwykłej zawziętej wytrzymałości. Określany był wieloma cechami w ciągu wieków. Subtelny nie było jedną z nich. Tiago powiedział: - Porozmawiaj z zarówno Riehlem jak i Jamarem o wkroczeniu przeze mnie do… - T-bird3 - przerwał mu Rune. - Nie martw się o żołnierzy. Panuję nad tym, człowieku. Zadzwonię do Tuckera w Chicago, tak żeby transport i zaopatrzenie czekało na ciebie, gdy tam dotrzesz. - Dzięki. - Tiago posłał mu ponure spojrzenie, na które Rune odpowiedział. Żaden mężczyzna nie powiedział na głos tego, o czym myśleli. Było całe mnóstwo powodów, dla których mogli nie mieć wieści od faerie od czasu tego zdarzenia, a większość z tych powodów nie była dobra. 3
T-bird – skrót od thunderbird.
- Z Tricks jest w porządku - powiedział Tiago. - Lepiej niech z nią będzie w porządku, albo upewnię się, że piekło za to zapłaci. - Niniane – poprawił go Rune. Niecierpliwy, Tiago wzruszył ramionami. - Nieważne. Rune poklepał Tiago po ramieniu. - Dobrze, idź ją znaleźć i upewnij się, że wszystko z nią dobrze. - Wiesz, że to zrobię. Tiago pobiegł po schodach na dach Wieży. Odwrócił twarz do góry, aby spojrzeć na pełną jasną kulę słońca. Z poczuciem niewypowiedzianej ulgi opuścił swoją ludzką formę znikającą wraz z okowami miasta. Rzucił się w górę. Masywne skrzydła uderzyły w dół, kiedy wspinał się w powietrze, a grzmot przedarł się przez niebo. Wsunął się do najstarszej, najprawdziwszej części swojej duszy. Nie znał swojego faktycznego wieku, ale pamiętał wznoszenie się ponad Wielkimi Równinami, kiedy ogromne stada bizonów pokrywały teren mili na milę. Bizony były niegdyś jego ulubionym łupem. Spadał pionowo z dużej wysokości, morderczy kolos, który uderzał w bestię, którą wybrał i niszczył jej kręgosłup. Reszta stada bizonów uciekała w popłochu, zostawiając go zajadającego się w samotnym spokoju, kiedy wiatr falował przez bezkresne morze traw prerii pod kolosalnym basenem turkusowego nieba. Był znany w wielu narodach amerykańskich Indian jako stworzenie, które władało grzmotami i błyskawicami, szybko wpadało w gniew i wojnę, ale jego prawdziwą tożsamością był podróżnik4 Ziemi. Podejmował lot przez kilka dni, popadając w stan amnezji, kiedy patrzył na oceany i ziemie przewijające się pod połyskującym cieniem jego gigantycznych rozpostartych skrzydeł.
4
Sojourner (ang.) – podróżnik, gość, odwiedzający, przybywający.
Kiedy ciekawość sprowadziła go w końcu na ziemię, zmienił kształt, by po raz pierwszy chodzić
wśród
ludzi
w
krainie
wypełnionej
złotymi
pustynnymi
świątyniami
i pałacowymi grobowcami pochówku królów otoczonych przez miasta umarłych. Ludzie skupieni byli w tętniącym życiem zielonym pasie żyznej ziemi, która występowała w okolicy wijącej się drogi rzeki, jak fałdy jedwabnej sukni uformowanej na krzywiznach zmysłowej kobiety. Mieszkał krótki czas z małymi, ciemnymi, inteligentnymi ludźmi, którzy pisali o nim w Pismach Piramid, z czasów Starego Państwa w Egipcie. Ludzie czcili jego skrzydlatą formę i nazwali go bogiem wiatru. Twierdzili, że przyniósł ze sobą tchnienie życia. Mieszkańcy Egiptu zaoferowali mu wszystko, co człowiek może pragnąć, ale nie był człowiekiem. Usiłowali zatrzymać go ofertami złota i łańcuchami kultu, seksem i dynastią, ale nie chciał być na łańcuchu lub posiadany. Tylko wtedy, gdy wielki uskrzydlony wąż Cuelebre upolował go, przypiął go do ziemi i przemówił do niego z czarującą cierpliwą i intelektem pełnym przebiegłości opowiadając o wizji narodu zjednoczonych Wyrów, zgodził się słuchać. Cuelebre
stawił
czoła
ogromnemu
wyzwaniu
z
najstarszym
i
najsilniejszym
ze starożytnych Wyrów. Nie mógł przymusić ich, by oddali się w jego rządy, a następnie mieć nadzieję, że potem może im zaufać na jakimkolwiek dobrze funkcjonującym poziomie zarządzania. Zamiast tego musiał użyć perswazji w celu dostosowania ich do siebie, aby poprosić ich, by wraz z nim stworzyli naród Wyrów. Cuelebre namówił Tiago, by ten uświadomił sobie, że ten rozwój był nieunikniony zarówno dla ludzkości jak i Starszych Ras. Taniec cywilizacji zaczął nieuchronny walc na całym świecie. Tiago musiał wziąć udział w walcu. Musiał się zmienić, jak świat się zmieniał lub stałby się bez znaczenia. Odmówił zostania zredukowanym lub uchylenia się od nowej formacji świata. Tak więc, dawno temu, zgodził się pracować w niekiedy jawnie krnąbrnym partnerstwie. Dorastał, by przyznać się, że nie umniejszy tego, kim był, ale wzmocni swoją osobę i wykorzysta w najlepszych celach ku ich obopólnej korzyści. Był wodzem. Dla starożytnego ludu był bogiem burzy i piorunów, księciem nieba. Był Wyrem.
02 Motel
6 nie był taki zły. W rzeczywistości był trochę słodki w swego rodzaju
poliestrowy sposób. Oczywiście, nie był to Regent, ani Renaissance czy Ritz-Carlton. Ale recepcjonistka była radośnie
bezinteresowna,
kiedy
Niniane
się
meldowała,
ceny
były
przystępne,
a co najważniejsze, mieli pokoje dla palących. Co właściwie przeważyło. Z jednej strony, nie było żadnej obsługi pokoju ani tych kochanych małych buteleczek alkoholu w małej lodówce. Z drugiej strony, nie było żadnych prób zabójstwa ani oczekiwania na koronację. Hmm. Niniane zastanawiała się, czy oferowali dwunastomiesięczny wynajem. Pokuśtykała do pokoju. Zsunęła swoje nowe okulary przeciwsłoneczne w dół nosa i zaczęła długo, uważnie analizować miejsce aż po krawędzie. Ciepłe popołudniowe słońce opiekało asfalt na parkingu motelu, a kapryśny wiatr wirował dmuchając kurz i spaliny w toksycznej zupie. Motel był położony w pobliżu jakiegoś zjazdu z międzystanówki, wraz z kilkoma restauracjami typu fast food, stacją benzynową, Walgreens5. Dźwięk ruchu był stałą w tle, ale to nie powinno być zbyt uciążliwe, gdy będzie miała zamknięte drzwi. Nie widziała ani nie słyszała niczego niezwykłego w najbliższym otoczeniu motelu, a jej wzrok i słuch, wraz z jej wrażliwością na magię, był nieludzko ostry. Nie była zdolna do bardziej wnikliwej inspekcji. Wizualne skanowanie z progu musiało być wystarczająco dobre. Po tym, jak zamknęła drzwi i założyła łańcuch bezpieczeństwa, pierwszą rzeczą, jaką zrobiła, było skopanie swoich stylowych cztero-calowych obcasów. Ach, dzięki ci, boże stóp. Położyła okulary na telewizorze. Dwuosobowy pokój był malowany i wyłożony beżową tapetą. Miał jasne wzorzyste narzuty z natarczywym pomarańczowym, okna pokryte krótkimi ciężkimi zasłonami, które wisiały wzdłuż długiego cienkościennego egzemplarza klimatyzacji, oraz zwykły stół i krzesło, które były zepchnięte pod ścianę. Rzuciła swoje torby z zakupami na najbliższe łóżko, pokuśtykała do klimatyzatora i włączyła go na pełną moc.
5
Walgreens – sieć aptek.
Życie na pewno poszło do piekła od czasu, gdy Dragos zabił jej wuja. Och, Urien musiał umrzeć, bez wątpienia. Była zadowolona, że nie żyje. Po prostu chciała, by to mogło się zdarzyć za kilka lat lub więcej. I ta cała sprawa z nią, stającą się Królową Mrocznych Fae? Była tak bardzo nie w nastroju. Wyrzuciła zawartość torby na zakupy. Przedmioty opisujące długi, pracowity dzień. Miała dużo do zrobienia, gdy zabiła swojego kuzyna drugiej linii Gerila oraz jego dwóch ochroniarzy. Pierwszym punktem programu była jej ucieczka. Drugim elementem było dostanie się do rzeczy i uciekanie dalej. Weszła do dwudziestocztero godzinnej apteki, kupiła bandaże, parę spodni dresowych, okulary i T-shirt, przebrała się w ich łazience i wyszła. Okulary o północy. Huh. Idiotka. Powędrowały do pierwszej torby na zakupy i zostały tam aż do świtu. Potem ukradła samochód i jeździła w bezcelowych kręgach, próbując myśleć pomimo zamarzniętej tundry w głowie. Zatrzymała się koło hipermarketu i kupiła więcej rzeczy, porzuciła skradziony samochód na parkingu i wzięła taksówkę, pojechała nią na lotnisko, gdzie wzięła kolejną taksówkę i tak właśnie znalazła się tutaj. Jej droga była wybierana tak losowo, tak niekonsekwentnie, co było skutkiem pobudzonych stresem decyzji, które sprawiły, że nikt nie dowie się, gdzie „tutaj” było. Cholera, nawet ona sama nie wiedziała, gdzie „tutaj” było, jedynie tyle, że nadal gdzieś w aglomeracji chicagowskiej. Ani jazda nie była na tyle długa, żeby była gdziekolwiek indziej, naprawdę szkoda. Nie chciała, żeby jej osoba odcisnęła się zbyt głęboko w pamięci taksówkarzy, więc starała się zachować podczas obu przejażdżek możliwie normalnie. Zawsze mogła ponownie ukraść samochód i wyjechać z tego miejsca, ale najpierw musiała zyskać kilka godzin i rozważyć to, jakie powinny być jej następne ruchy. W tej chwili była zbyt zalana sprzecznymi impulsami, bólem i wycieńczeniem, aby być czegokolwiek pewną. Jedna torba zawierała zmiętą czerwoną wiązaną sukienkę i dopasowaną torebkę wieczorową, w której był sprasowany puder, szminka, portfel i dwa małe sztylety. Była w niej także sproszkowana dotykowa trucizna i miała wiele miejsc, gdzie mogłaby ją nosić lub trzymać ją w kieszeni bocznej torebki, przywiązaną do swych ramion, czy pod swoją sukienką, albo przywiązaną do uda.
Dobrą rzeczą było to, że czerwony kolor sukni ukrył ślady krwi, bo mogła przyciągnąć większą uwagę w aptece. Odstawiła tę torbę na bok. Kolejna torba zawierała zamkniętą butelkę wódki, torebkę Cheetosów, trzy kartony czerwonych Marlboro i zapalniczkę. Przywitaj się z gorącą dzisiejszą randką. Dlaczego zawsze chciało jej się palić, kiedy była zestresowana? Westchnęła i ustawiła wszystko na stoliku w pobliżu zagłówka drugiego łóżka. Trzecia torba zawierała apteczkę, dodatkowe środki opatrunkowe, kosmetyki i bieliznę. Ostatnia dżinsy, klapki japonki, szorty i kilka topów. Usiadła na brzegu łóżka i obejrzała pęcherze na piętach. Powinna była zmienić buty na klapki, jak tylko je kupiła. Powinna była kupić japonki w pierwszym sklepie, a okulary później, ale po ataku nie mogła myśleć o niczym innym, och bogowie, aby tylko nie zostać rozpoznaną. Powinnam, byłabym, mogłabym. Były one Trzema Pachołkami żalu. Wszystkie były dobre, by mówić łups-łups-łups i uderzać przez głowę. Zacisnęła zęby. Owinęła się tymczasowym opatrunkiem, kiedy przebierała się w łazience apteki, ale musiała poprawnie oczyścić i obandażować swoją ranę od noża. Najpierw wzięła prysznic. To było trudniejsze i bardziej męczące niż sądziła. Potem usiadła na sedesie i syknęła, kiedy przemyła ranę od noża świeżymi bawełnianymi gazikami. Rozchyliła ją, aby zobaczyć, czy w ranie są jeszcze jakieś włókna z jej sukni lub innego rodzaju brud. Szare gwiazdki wykwitły w jej oczach. Cholera, to boli. Głębokie nacięcie, z którego cały czas powoli sączył się stały strumień purpury. Nałożyła
na
nie
antybakteryjne
paskudztwo,
złożyła
gazę
i
przykleiła
ją
na miejscu, najlepiej jak umiała. Rozmazała więcej paskudztwa na pęcherzach na piętach i umieściła na nich plasterki Hello Kitty. Następnie włożyła nową bieliznę. Tycie-maleńkie bokserki i króciutkie szorty moro, które zjechały nisko na biodrach. Następna część nie była tak łatwa. Jęknęła, kiedy pokonywała swoją drogę tak ostrożnie, jak mogła, by wbić się w sportowy biustonosz. Konstrukcyjnie, może i nie była bardzo duża, ale jej dziarska para szczeniaczków miała rozmiar miseczki C. Powinna była kupić stanik z zapięciem z przodu, ale dzień dzisiejszy nie był doskonałym przykładem jej
najlepszego myślenia. Łups-łups-łups, uderzenie. Po tym, jak udało jej się założyć stanik, rozluźniła pasek ramiączka pasującego T-shirtu moro, który zatrzymał się nad jej przekłutym pępkiem. Następnie uczesała włosy w warkocze. Ponieważ nawarstwiały się, by opadać po zewnętrznym cholernym paziu, warkocze sterczały na jej głowie jak bliźniacze czarne wybuchające gwiazdy. Żachnęła się na siebie w lustrze, zmarszczyła nos i powiedziała: - Sorki6. Czyż nie wyglądam słodko? Wyglądanie słodko i bezradnie może cię czasami wysłać w długą drogę. To wydostało ją z mnóstwa kłopotów w przeszłości. Nigdy nie wiadomo. Wszystko szło tak, że może będzie musiała na tym ponownie polegać. A teraz to już najwyższy czas jak na ten gorący dzień. Pokuśtykała do łóżka i ułożyła na nim swoje bolące, posiniaczone ciało, zapaliła papierosa i włączyła telewizor. Rozdarła paczkę Cheetosów i włożyła jasnego pomarańczowego chrupka do ust. Wtedy to, co leciało w telewizji zostało zarejestrowane w jej zmęczonym mózgu. Gapiła się. Położyła papierosa w popielniczce. Podniosła butelkę wódki, otworzyła ją i napiła się mocnego napoju. To był pierwszy raz, kiedy widziała materiał wideo z telefonu komórkowego z ataku w alejce, gdzie kopała to gówno, którym był trup jej kuzyna drugiej linii, Gerila. I to nie miał być ostatni raz. Bynajmniej nie.
Tiago
wierzył w udzielanie kredytu w przypadku, gdy kredyt był należny. Mały
gówniarz próbował jak diabli uniknąć wytropienia. Kiedy dotarł do Chicago, SUV, który Rune miał zarekwirować, czekał na niego, wraz ze szczegółową listą zaopatrzenia, w tym gotówką, kilkoma zmianami ubrań, laptopem
6
Sowwy (ang.) – 1. Naprawdę słodki i fajny sposób, w jaki ludzie mówią nam przepraszam, 2. Sposób przeprosin, który mówią nieszczerzy ludzie... 3. Słówko używane, by opisać siebie lub inną osobę jako posiadającą cechy podobne do samicy świni.
i asortymentem jego preferowanych rodzajów broni. Tiago odebrał pojazd w Lakeview7 od kontaktu Wyr, Tuckera, który już schował zaopatrzenie w dużym worku marynarskim na tylnym siedzeniu. Tucker był, podobnie jak jego natura borsuka Wyr, niskim, mocnym, krępym i antyspołecznym mężczyzną. Dobrze żył we względnej izolacji w zewnętrznej strukturze społecznej majątku Wyr. Borsuk był zadowolony z pracy, którą wykonywał sporadycznie, miał często dziwne obowiązki i nieregularne godziny pracy, tak długo, jak mógł żyć w odległości spaceru od swojego ukochanego Wrigley Field8. Chociaż Tiago nie pomyślał, aby poprosić o jakiś, był tam również telefon komórkowy schowany w bocznej kieszeni płótna ciężkiego worka marynarskiego. Odkrył go, gdy zadzwonił, kiedy wsiadł na fotel kierowcy. Odebrał go. - Co. Dragos powiedział: - Wstępny raport z autopsji mówi o trzech martwych mężczyznach Mrocznych Fae. Tiago uniósł brwi. - To było szybkie. - Z zaginionym następnym władcą majątku Mrocznych Fae, władze kładą nacisk na pośpiech w pracy - odpowiedział Dragos. - Wszyscy mężczyźni Mrocznych Fae zmarli z powodu tego samego rodzaju trucizny, którą T… Niniane miała, ku swojej korzyści, na szpilkach. Tiago wyregulował siedzenie i włączył się do ruchu. Mruknął: - Przynajmniej nadal trzymała zatrutą broń, gdy opuściła Nowy Jork. Dobrze dla niej.
7 8
Lake View lub Lakeview to jedna z 77 dzielnic Chicago. Wrigley Field to stadion baseballowy w Chicago w Stanach Zjednoczonych, na którym rozgrywa
swoje mecze drużyna Chicago Cubs.
- Skurwiel który nakręcił materiał filmowy współpracuje z policją – dodał Dragos. Twierdzi, że nie widział nikogo w sąsiedztwie, kiedy ona ruszyła w dół ulicy. - Chcę wiedzieć, gdzie on mieszka - powiedział Tiago. Jechał szybko i agresywnie, kiedy patrzył na inne pojazdy na drodze. - Później. Sprawdź lotnisko. Filmy ochrony pokazują osobę, która wygląda jakby to mogła być ona, wychodzącą z taksówki. Dragos rozłączył się bez pożegnania. Tiago wyłączył telefon i rzucił go na fotel pasażera. Kiedy Urien przyjął na siebie kontrolę rządu Mrocznych Fae, Niniane wybrała sanktuarium u Dragosa w 1809 roku. Choć młoda, już osiągnęła swój dorosły rozmiar. Była mała i delikatna, nawet jak na jedną z Fae. Miała zaledwie ułamek mocy, jaką posiadały Wyry. Również miała swojego wuja Uriena, jednego z najgorszych i najsilniejszych w Mocy ludzi na świecie, który był zdeterminowany, aby zobaczyć ją martwą. Strażnicy Wyr postarali się o to, by nauczyć ją wszystkich brudnych sztuczek, jakie mogli wymyślić, aby pomóc utrzymać ją przy życiu, co było powodem, dlaczego dostała swój pseudonim. Nic nie było poza zasięgiem, albo tak przynajmniej Tiago słyszał. Był zajęty gdzieś indziej, pomagając utrzymać pokój w Missouri, gdy Osage9 podpisał traktat w Fort Clark i oddał ich ziemię pod rząd USA. Wszystko się zgadzało. Opuściła hotel z trzema mężczyznami i tych trzech mężczyzn nie żyło. Także oddaliła się od miejsca ataku, albo uciekała. Logika mówiła mu, że dostała się daleko i uciekała. Ale jeśli tak, to dlaczego nie zadzwoniła do Nowego Jorku po wsparcie? Była rodziną. Każdy z nich chętnie rzuciłby się, by jej pomóc, ale ona jeszcze nie próbowała do nikogo zadzwonić i nie odpowiedziała na żadną z wiadomości pozostawionych na poczcie głosowej w jej komórce.
9
Osage - Indianie z USA, zwani też Wazhazhe. Sami siebie nazywali Dziećmi Środkowych Wód. Nazwa powstała w wyniku zniekształcenia nazwy Wazhazhe jaką sami siebie nazywali, a która z kolei była prawdopodobnie rozszerzeniem nazwy jednej z trzech grup, z jakich składali się Indianie Osage. Dawniej zamieszkiwali lasy nad rzekami Wabash i Ohio (USA). W 1808 roku Indianie Osage podpisali porozumienie z rządem Stanów Zjednoczonych, w którym zrzekli się praw do północnej części Arkansas i całego Missouri. W latach 1809–1811 walczyli w konfederacji Tecumseha.
Tiago planował zadać jej to pytanie, kiedy ją dogoni. To mogło być piekłem, by ją wyśledzić, ale był stary i przesiąknięty Mocą, a większość z jego talentów była skoncentrowana na polowaniu. Nie istniało nic na tej ziemi, czego nie mógł wyśledzić, gdy już raz skupił swój umysł na tym zadaniu. Odzyskiwał utracone szlaki zapachowe, wykonywał intuicyjne skoki, o których nikt inny nie myślał i gówno, częściej niż nie, szczęście po prostu spadało w jego stronę. To może zająć mu trochę czasu, ale w końcu zawsze sprowadza swoją zdobycz. Jego ofiara, w końcu pojawiła się zaszyta w przybrzeżnym motelu Płatnej Autostrady Międzystanowej I-294. Zatrzymał się na chwilę przed drzwiami i słuchał. Jej zapach był wszędzie na chodniku wokół, ale było blisko północy i nie chciał przez pomyłkę zapukać w niewłaściwe drzwi. Słyszał ją w środku. Śpiewała jasnym i słodkim głosem. Uniósł brwi. - „W dolinie, dolinie tak niskiej, trzymaj zwieszoną głowę i słuchaj uderzeń wiatru...” Śpiew urwał się. Usłyszał jej gulgotanie - Nie pamiętam, co jest dalej, coś, coś... Uśmiechnął się, rozluźnił i oparł o futrynę. Jeśli śpiewa i mówi do siebie, nie była martwa w rowie. Wszystko było dobrze. Powiedziała: - Och, to prawda... Nie, czekaj, to już inna piosenka. Cholera, jestem za bardzo pijana. To brzmiało jak jego sygnał. Zapukał. Cisza. Wyobrażał sobie, że jest przestraszona jego charakterem. Zapukał jeszcze raz. - Tricks, tu Tiago. Otwieraj. Odpowiedziała z powolnym niedowierzaniem pijanego: - Czy to ty, dr Śmierć? Nie ma tutaj nikogo o imieniu Tricks.
Dr Śmierć? Przewrócił oczami. - No dalej, Niniane. Otwórz drzwi. - Czekaj, ukrywam się. Tego imienia też nie powinieneś używać. Położył ręce na biodrach. - Więc jak chcesz, żebym się do ciebie zwracał? - Nijak. Dziękuję za to, że wpadłeś i odejdź. Ze mną w porządku. Wszystko jest w porządku. To wszystko jest teraz załatwione. Po prostu nie oglądaj telewizji przez jakiś czas, dobrze? Możesz wrócić do Nowego Jorku, czy gdziekolwiek znajduje się twoje legowisko, jeśli czegoś właśnie nie zabijasz. Skrzywił się. Nie, dziękuję i nie oglądaj telewizji? Co do cholery miała na myśli? Mruknął: - Nie mieszkam w legowisku. Umieścił
ramię
na
ciężkich
metalowych
drzwiach,
które zostały
zbudowane,
by wytrzymać spotkanie z ogniem i trzymać złodziei z daleka. Po naparciu na nie ze stałym wzrostem siły, zamek i łańcuch złamały się. Kłęby dymu papierosowego zafalowały, gdy otworzyły się drzwi. Zakaszlał, machnął ręką przed twarzą i wpatrywał się w środek sceny. Pokój motelowy był chlewem. Torby na zakupy piętrzyły się na łóżku najbliżej drzwi, wysypywały się z nich ubrania i inne przedmioty. Metki z ubrań zaśmiecały podłogę. Niniane leżała na plecach na drugim łóżku, które było w nieładzie. Skopała poduszki, które leżały rozrzucone na podłodze. Ubrana była w jakąś wersję porno kamuflażu, w bardzo krótkich szortach i maleńkim rozciągliwym T-shircie, który pozostawił jej wąską talię nagą. Jej głowa dyndała z końca łóżka. Trzymała butelkę wódki w jednej małej dłoni. Była w niej niewielka ilość cieczy. Ściskała pilota w drugiej ręce. Papieros tlił się w pół-pełnej popielniczce, a otwarta torebka Cheetosów leżała na łóżku obok niej.
Jej zwarte, wyprofilowane ciało było ułożone, jak jakaś propozycja dla pogańskiego boga. Jako ktoś, kto kiedyś był pogańskim bogiem, dokładnie wiedział, o co mu chodzi i na pewno doceniał widok. Jak jej głowa wisiała na końcu łóżka, to podkreśliło zarys okrągłych soczystych piersi, które zakrzywiały się nad kontrastującą wąską talią. Złoty pierścień błyszczał na jej pępku, po prostu prosząc się, by go polizać. Jej pełne wdzięku kości biodrowe i łuk jej miednicy były podkreślone przez szorty, które Kongres powinien określić jako
nielegalne.
Smukłe,
zgrabne
gołe
nogi
zakończone
palcami
z
paznokciami
pomalowanymi na kokieteryjny różowy zakańczały pakiet, a jego doceniający kutas nabrzmiał, by oddać cześć każdemu widocznemu calowi jej soczystej osoby. Popatrzył groźnie, wytrącony z równowagi przez własną intensywną niepożądaną reakcję. Powstrzymaj się, ogierze. Pod odorem dymu mógł poczuć kobiece perfumy i czy to był zapach krwi? - Och, nie powinieneś tego robić – stwierdziła Niniane. Duże, odwrócone do góry nogami oczy Fae próbowały się na nim skupić. – Włamanie i najście. To jest niezgodne z prawem. - Zachichotała. Tiago znalazł schronienie od swoich dziwnych uczuć w bardziej znajomej emocji agresji. - Co robisz? – Zażądał odpowiedzi. - Co masz na myśli mówiąc „wróć do Nowego Jorku”? Czy to zapach krwi? - Mogę tylko odpowiedzieć na jedno pytanie na raz, wiesz - powiedziała. Z niezwykłą godnością, zastanawiając się. - Zwieszam głowę, by usłyszeć uderzenie wiatru. Nigdy nie udało mi się dojść o co chodzi w tym fragmencie tekstu. Kto słucha wiejącego wiatru, gdy zwiesza głowę? Zwiesić głowę nad czym? Co to w ogóle znaczy? Wiesz? Nie miał pojęcia, o czym ona bełkocze. Coś o głupiej piosence, którą próbowała śpiewać. Pchnął drzwi stopą, by się zamknęły i podszedł do tlącego się peta. - To jest obrzydliwe - warknął. - Dlaczego nie zadzwoniłaś? Martwiliśmy się o ciebie. - Łoł - powiedziała. Spojrzała w górę - lub w dół, właściwie, na krocze Tiago, który zatrzymał się tuż przed nią. Był jednym przerażającym, wyglądającym na wrednego, ponadgabarytowym barbarzyńcą, w czarnych dżinsach, czarnych butach i czarnej skórzanej
kamizelce. Był najeżony bronią i gniewem, a jego mięśnie pęczniały wszędzie. Na jego kroczu też widniało znaczne wybrzuszenie. Bardzo znaczne wybrzuszenie. Oblizała usta. Może i była pijana, ale nie była martwa. Nie zapomni tego widoku w pośpiechu. Obsydianowe oczy błyszczały. - Tricks, co do cholery? Poważnie. - Będę Królową, wiesz - powiedziała. - Musisz przestać nazywać mnie Tricks. To sprawia, że brzmię jak cyrkowy klaun. I nie sądzę, że będę jej wysokością na długo, więc powinieneś poćwiczyć nazywanie mnie swoją królewską mością. - Czknęła i machnęła ręką w powietrzu. - Możesz zacząć. - Zauważyłem, jak ignorujesz ważną część tego, co powiedziałem - stwierdził Tiago. Przykucnął i nagle jego twarz znalazła się do góry nogami naprzeciwko niej. - Tak więc powtórzę: co jest do cholery? Starała się wyśledzić gdzie powędrowało to pyszne wybrzuszenie w jego kroczu, ale nie mogła i skoncentrowała się na jego twarzy. Brązowa skóra, mocne jastrzębie rysy i zmysłowy kształt ust, które częściej wyglądały niż nie, jakby mogły przebić się przez beton. Zawsze myślała, że był dumnym, powściągliwym mężczyzną o najdłuższych nogach i najseksowniejszych ruchach, jakie kiedykolwiek widziała. Chodził wszędzie szybko pożerając grunt pod stopami, odmierzając krok szczupłymi biodrami. Zapytała: - Czy ktoś kiedykolwiek powiedział ci, wyglądasz zupełnie jak Dwayne Johnson10? Skrzywił się. - Kim do diabła jest Dwayne Johnson? Próbował wziąć od niej butelkę wódki. Przytuliła się do niej. - No wiesz, The Rock? Gorący, seksowny futbolista, facet od wrestlingu, który stał się aktorem filmowym? Tylko że... Ty jesteś dużo podlejszy. - Skupiła się bardzo mocno, język 10
Jeśli któraś z Was nie wie… To na jakim świecie żyjecie?
między zębami i dotknęła czubkiem palca wskazującego jego grymasu. Butelka wódki zderzyła się z jego nosem. Odsunął swoją głowę z jej drogi. Jego oczy zwęziły się na niej. Czy to było męskie zainteresowanie w jego ciemnym, błyszczącym spojrzeniu? Nie ufała swoim mocom obserwacji w chwili obecnej. - Gorący, sek… - stanął jak wryty. Kiedy odezwał się ponownie, jego normalne warczenie zmieniło się w gardłowym szemranie. - Porównałaś mnie do aktora filmowego? Pieprzyć to, oczywiście, że jestem dużo podlejszy. Huh. Czyż nie był mądralą11? - Cokolwiek, nie pozwól, żeby ci to uderzyło do głowy - powiedziała z pogardą. Nie jesteś tak seksowny, jak myślę, że jesteś. - Zmrużyła oczy. Czekaj. To nie wyszło za dobrze. Próbowała uporządkować to wszystko w swojej wódką-zamroczonej głowie. Nie pomogło to, że posłał jej szybki biały uśmiech, który zamroczył jej mózg jeszcze bardziej. Ten uśmiech zbyt szybko zniknął. Następnie dr Śmierć był z powrotem i ponownie marszczył brwi. Ooch. Seksowny. Nie, przerażający. Nie, seksowny. O iii tam. Chwycił ją za rękę. Czuł, jak delikatnie uformowane były kości. Mógł zmiażdżyć ją tak łatwo. Każdy z tych mężczyzn Mrocznych Fae mógł złamać jej szyję bez wysiłku, jeśli dostałby ją w odpowiednim uścisku.
Dbał,
aby jego dotyk pozostsał delikatny,
gdy powiedział: - Cholera, faerie, lepiej zacznij odpowiadać na kilka pytań. - Albo co? - Wskazała na niego pilotem i nacisnęła guzik wyciszenia. – Phi. Namówię kogoś, żeby mi zrobił magiczny tłumik, który naprawdę działa. Swego rodzaju desperacja przesunęła się po jego ostrych rysach. Chwycił od niej butelkę wódki i pociągnął łyk. Patrzyła z gwałtownym zainteresowaniem, jak wstrząsy strzelały na jego twarzy. Zadławił się i splunął łyk na dywan. Spojrzał na butelkę.
11
the cock of the walk – słownik mówi, że to mądrala, ale po angielsku brzmi lepiej.
- Guma balonowa - aromatyzowana wódka? Guma balonowa? - Co? Jest dobra. - Sięgnęła po butelkę. Przytrzymał ją z dala od jej ręki. - Nie ma mowy. Skrzywiła się. - To mój obiad. Masz ją oddać. - O nie, młoda damo. Masz już więcej niż wystarczająco. Tylko gazylion-tysięcy-letni12 Wyrowi mogło ujść na sucho nazywanie dwustuletniej faerie „młodą damą”. Święta krowo, był jednym zabójczo przystojnym barbarzyńcą, do góry nogami, czy nie. Ale tak lubiący prawić morały! Przypomniała sobie wódkę. Sięgnęła po nią ponownie. Wstał, chwycił popielniczkę i wyszedł do łazienki. Ledwo mogła zobaczyć, co się stało w rogu lustra w łazience, gdy odwrócił butelkę do góry dnem w zlewie. Tam udała się resztka jej gorącej randki. - Pieprz się - zawołała za nim. To była myśl. Przesunęła wzrokiem po jego szczupłym, napiętym tyłku z zainteresowaniem. Bow chica wow wow. Tiago zignorował ją i wrzucił popielniczkę do kosza w łazience. Zamilkł, patrząc do kosza. Wyglądał na jeszcze bardziej złego, niż przedtem. Wyglądał dokładnie, jakby miał kogoś zamordować. Silny, dumny, rysy twarzy miał zaciśnięte jak pięść. Jej powieki zamknęły się w powolnym mrugnięciu, jak próbowała to przetworzyć. Jeśli to na nią był tak wściekły, powinna poważnie zastanowić się nad ucieczką. I również chciała to zrobić, kiedy tylko ponownie znajdzie swoje nogi.
12
Gazylion - dowolna liczba dodatnia, całkowita z przedziału od 1 do plus nieskończoności, która akurat pasuje w zdaniu.
Dreszcz przesunął się w dół jej kręgosłupa. Przewróciła się na bok, przysunęła kolana do piersi i objęła je. Nie chciała, żeby on był na nią wściekły. Nie chciała, żeby ktokolwiek był na nią wściekły. Tiago podszedł do łóżka. Mogłaby przysiąc, że usłyszała huk grzmotów w oddali. Przykucnął przy łóżku i potarł jej ramię ogromną zrogowaciałą dłonią. - Gdzie jesteś ranna, faerie? Jego łagodność była tak niespodziewana, nadchodząc, jak to zrobiła z takiej gniewnej zaciśniętej twarzy, że prawie ją to wykończyło. Jej oczy wypełniły się łzami. Wskazała na swój bok. Lodowaty szok przebiegł po jego skórze, a następnie poczuł wybuch ciepła. Tiago nie wiedział, gdzie umieścić swoją wściekłość. Ten drań Fae nie uderzył jej w alejce. On ją
pociął nożem. - Pozwól mi spojrzeć. - Próbował podnieść jej koszulkę. Stawiała opór. - Już to oczyściłam i opatrzyłam. Wybuchnął. - Cholera, kobieto! Powiedziałem, pozwól mi, kurwa, spojrzeć! Jej oczy rozszerzyły się i zamarła. Siła jego gniewu była niemal namacalna. To uderzyło w jej skórę. Grzmot przeszedł, tym razem bliżej. To było prawie wyczuwalne w powietrzu. Słyszała historie o Tiago. Grzmot i błyskawica nadchodziły, kiedy naprawdę tracił kontrolę. Zachowując ostrożność odwinęła materiał. Zmusiła się, by biernie leżeć, kiedy na niego patrzyła. Czasami z dominującymi wojownikami Wyr najlepszą rzeczą jaką możesz zrobić to być cicho i zejść im z drogi lub w tym przypadku przytakiwać. Prędzej czy później ich galop zawsze utykał w martwym punkcie, a następnie ponownie mogli posłuchać głosu rozsądku.
Postawił jedno kolano na łóżku i oparł na nim ciężar ciała, kiedy podniósł jej koszulkę. Bandaż zakrywał żebra pod jej lewą piersią. Skrzywiła się, kiedy odsunął bandaż, aby spojrzeć na to, co było pod spodem. - Czy wiesz, jak irytujący jesteś? - Powiedziała. - Bo jeśli nie, to mam czas. - Wygląda na głębokie - powiedział cichym głosem. Błyskawica na zewnątrz. Grzmot eksplodował z hukiem. Podskoczyła i zadrżała. Położył rękę na chwilę na jej wąskiej talii. -
Cicho teraz, uspokój się. Opatrunek jest przemoczony. Zmienię bandaż. Zamknęła oczy. Cholera. Nie spała od dwóch dni. Zaczynała już schodzić z pijanej części śpiewu. Zachowywał się zbyt poważnie i skoncentrowanie, burza zaczynała się na zewnątrz, a cała zabawa pakowała ich torby i zrywała z imprezą. Spróbowała się tego złapać. - Wiesz, technologia w XXI wieku jest całkiem fajna - powiedziała. - Zarejestruję moje własne załamanie i wyślę do mojego terapeuty. Nic tylko blady uśmiech. Opadła. Z podwiniętą koszulką, kiedy nakłaniał ją, by leżała na płasko. Zdjął zabrudzony bandaż, a wraz z ostrożnym, aksamitno-lekkim dotykiem, oczyścił ranę i zakrył ją ponownie bawełnianą gazą. W pewnym momencie pochylił się blisko jej skóry i powąchał ranę. Ok, więc to wyglądał trochę dziwnie, ale wiedziała, co robi, sprawdzał swoim zmysłem węchu Wyra, by zobaczyć, czy mógłby wykryć truciznę. Złapał później jej wzrok i posłał jej napięty, szybki uśmiech, który miał prawdopodobnie być pocieszający, ale nic nie powiedział. Wydawał się być zajęty własnymi wewnętrznymi kwestiami. Piorun uderzył na parkingu. Jej dreszcze pogłębiły się. To było po prostu wręcz seksowne. Nie, straszne. Nie, seksowne. CHOLERA! - Dobrze, zrobiłem teraz wszystko - powiedział. Jego miękki, równy głos był jakoś tak znacznie gorszy niż jego krzyk. Przykleił bandaż na miejscu. Potem spojrzał na nią, a wściekłość w jego ciemnych oczach pchnęła ją jak nożem. – Wiemy o wszystkim, co ma znaczenie. Potarła szpiczasty czubek jednego ucha, który palił się w zakłopotaniu.
- Najwyraźniej cały świat wie - mruknęła. - Nawet nie widziałam tego faceta z telefonem komórkowym. - Ten dupek będzie miał szczęście, jeśli przeżyje tydzień, jeśli mam coś do powiedzenia na ten temat. Nie mogę uwierzyć, że on kurwa nie zadzwonił na 911 tak szybko, jak tylko uświadomił sobie, że ktoś jest atakowany. - Wziął ją za rękę i trzymał ją. - Teraz chcę, żebyś mi powiedziała, dlaczego nie zadzwoniłaś i dlaczego chcesz, żebym poszedł do domu? Wyciągnęła rękę i przycisnęła ją do piersi. - Nie bądź dla mnie miły. - Będę taki, jaki do cholery chcę być - warknął. - Dlaczego nie zadzwoniłaś? - Powinnam to zrobić na własną rękę. Żadne Wyry nie są dozwolone. – Mruknęła. - To stare wiadomości - powiedział Tiago. - Plany uległy zmianie. Tak po prostu? Plany uległy zmianie? Skrzywiła się na niego. - Hej, kowboju, pamiętam, co powiedziałam. Będę Królową. Nie sądzę, że mógłbyś awansować na szefa koło mnie w ten sposób. Potarł tył głowy i uniósł na nią brwi. - Jak masz zamiar mnie zatrzymać? - Pieprz się - powiedziała. - Mówiłaś to już - zauważył. - Jestem znudzony. - Tak, cóż, to jedyne o czym mogę myśleć w tej chwili - mruknęła. Z herkulesowym trudem udało jej się powstrzymać od ponownego zerknięcia na jego krocze. - Gra się zmieniła. Pogódź się z tym.
Jej wzrok odbił się od okolic jego ciemnych, posępnych rysów. Siła jego obecności była taka, że uniosły się małe włoski na jej ramionach. To spaliło zdrętwiały stan, jaki zdołała osiągnąć za pomocą alkoholu. Miał niezwykłą fizyczność drapieżnika ze szczytu, jego ciało było złagodzone dzięki latom walki, grube mięśnie przekreślały ścięgna i żyły. Jego Moc była ciężką, surową siłą, która wciskała ją w materac. Usiłowała usiąść. Nagle pochylił się nad nią. Wsuną jedną ogromną rękę pod jej ramiona, aby pomóc jej usadowić się w pozycji pionowej. Skrzywiła się i spojrzała na niego. - Posłuchaj, nie możesz zostać i to wszystko, o co chodzi. Wszystko ze mną w porządku. Dam sobie z tym radę. - Masz ranę po nożu między żebrami! – Warknął. - Powinieneś spojrzeć na tamtych facetów - powiedziała. Jej słowa uderzył w kamienny mur. - Skończyliśmy to omawiać - powiedział. Podszedł do drugiego łóżka. - Co chcesz ze sobą zabrać? Przycisnęła rękę do boku. - Wracaj tu, żebym mogła cię walnąć. - Tak jasne, mam rację w tej sprawie. - Naprawdę mam to na myśli. Dawaj tu swoją dupę. - Tam była, z powrotem w tym, co w szybkim tempie stawało się jej ulubionym tematem. - Jestem bardzo zmotywowany, aby to zrobić, ponieważ jest to wyraźnie w moim najlepszym interesie. Założyłbym się, że chcesz to wszystko. - Wepchnął rzeczy z powrotem do torby. Jego tył odwrócił się do niej. Patrzyła ponownie na jego tyłek. Naprawdę, to był najseksowniejszy tyłek, jaki kiedykolwiek widziała. Najpierw dostała zbliżenie jego przodu,
a teraz dostała świetny widoku z tyłu. Wąski, napięty i ubrany w czerń, jakby to był prezent owinięty specjalnie dla niej. Poklepała go w tyłek i powiedział mu: - Ładne bułeczki, kowboju. Zaczęła wyjmować portfel z tylnej kieszeni, a on chwycił ją za rękę. Nie psuj zabawy. Westchnęła, otwierając swoje palce, poklepał ją, kiedy ją puścił. - Zabieram torby do samochodu - powiedział. - Zaraz wracam. Wyszedł i tak po prostu straciła tę resztkę kontroli, jaką miała nad swoim życiem. Zjechała na saneczkach prosto z zabawy bycia trochę pijaną i zanurzyła się w zaspie oznaczonej jako żałosna scena. Wrócił i zgarnął ją w ramiona. Był takim wrednym barbarzyńcą i był z nią tak ostrożny, tak delikatny i miły. A ona nie mogła sobie pozwolić, by na nim polegać. Nigdy nie mogła sobie pozwolić, by całkowicie polegać kiedykolwiek na kimkolwiek.
03 Tiago
próbował rozgryźć, jak mógł tak całkowicie zniszczyć sobie swoje życie
w zaledwie jeden dzień. Jeden dzień. Dwadzieścia cztery godziny. Wczoraj był jedynie poirytowany swoimi marznącymi stopami i robił nieistotne rzeczy w Nowym Jorku, które mogły być zrobione przez kogoś, prawie kogokolwiek, innego. Dziś wieczorem w Chicago, stracił zupełnie odczucie irytacji i stał się wręcz zdesperowany. Przemierzał parking innego motelu, Red Roof Inn13, gdy dzwonił do Dragosa, który odebrał po pierwszym sygnale. Tiago powiedział: - Mam ją. Smok wypuścił powietrze. - To dobrze. - Została ranna. Jest w porządku, ale będzie potrzebować wkrótce lekarza. - Wyjaśnił, co się stało, a przynajmniej to, co odkrył i co przypuszczał, a jego długie kroki pożerały dystans parkingu. Świecące latarnie były otoczone niewyraźnymi żółtawymi aureolami. Zaczął padać lekki deszcz, malutkie srebrne smugi meteorów przelatywały przez iluminacje. Macki mgły unosiły się z ogrzanego słońcem asfaltu. Te macki skręcały się i zwijały wokół jego podkutych stalą butów, jakby stanął w gnieździe przeźroczystych węży Gorgony14. Stał kilka metrów od budynku, zeskanował go i jego okolicę
hyperwrażliwym
spojrzeniem. Budynek motelu miał kilka pięter, rzędy identycznych drzwi ułożone jedne przy drugich. Wynajął pokój na parterze, który otwierał się bezpośrednio na parking, aby mogli opuścić go w pośpiechu, jeśli zaszłaby taka konieczność. Było późno, na tyle,
13
Red Roof Inn – Zajazd Czerwony Dach Gorgony – w mitologii greckiej groźne siostry o przerażającym wyglądzie. Przedstawiane jako postacie skrzydlate, ze szponami, ostrymi kłami i włosami w postaci jadowitych węży. Początkowo była tylko jedna gorgona, później pojawiły się trzy – Steno, Euriale i Meduza.
14
że motel był cichy, a samochody, które stały zaparkowane na parkingu, były chłodne w dotyku. Odwrócił się przy krawężniku, aby rozpocząć kolejne okrążenie. - Czego potrzebujesz? - zapytał Dragos. - Trzeba wysłać ekipę do sprzątania do Motelu 6, gdzie się ukrywała. Aha, i powiedziała, że zostawiła skradziony samochód na parkingu sieci Wal-Mart. Powiedziała, że wytarła odciski z kierownicy i z klamki drzwi samochodu, ale przyznaje, że była całkiem wstrząśnięta po ataku i nie myślała zbyt wyraźnie. Samochód musi zostać oczyszczony i wrócić do swojego właściciela. - Wyznaczę do tego Tuckera. Zaczekaj. Czekał, podczas gdy Dragos przekazywał rozkazy. Następnie Tiago powiedział: - Dragos, musisz mi pomóc ją rozgryźć zanim będzie tu morderstwo-samobójstwo. Ona jest całkowicie zalana. Mówię ci, nie ma nic gorszego, niż być w pobliżu niepocieszonej fearie. Dragos zakaszlał. - Oo-kay. Zaczekaj. Ostre uszy Tiago wyłapały Pię w tle, mówiącą: - Wy wszyscy jesteście neandertalczykami, czego jeszcze mogliście się spodziewać? Co, ja mam z nim porozmawiać? O nie… - Telefon musiał zmienić ręce. Pia westchnęła Cześć Tiago. Tak się cieszę, że ją znalazłeś. Co się dzieje? Inna kobieta. Skinął głową. Mądrze. Opowiadając w krótkich zdaniach, wtajemniczył ją w wydarzenia. - Musisz mi pomóc, żeby przestała płakać - zażądał. - Właśnie powiedziałeś mi, że jest pijana - stwierdziła Pia. - Czy nie uważasz, że przestanie, jak wytrzeźwieje?
- To nie bedzie wystarczająco szybko - warknął. - Próbowałeś z nią rozmawiać? - Zapytała Pia. Odsunął telefon z dala od ucha, aby rzucić mu szybkie spojrzenie. Czy to był sarkazm w jej głosie? Powiedział: - Oczywiście, że tak. Przejechałem całą tę drogę, aby jej pomóc, a ona nadal upiera się, że mam odejść. Nawet nie chce, żebym obejrzał jej ranę. Co to kurwa ma znaczyć? Długie milczenie po drugiej stronie. Pia stwierdziła: - Chcesz, żebym sobie z tym poradziła podczas pięciu minut rozmowy. Opowiedział jej w ponurym głosem: - Czy to musi trwać tak długo? Ja tylko szukam sposobu, aby przetrwać noc. Spojrzał na drzwi do ich pokoju w motelu, który pozostawił uchylone na kilka centymetrów. Mógł jeszcze słyszeć jej płacz. Najgorsze było to, jak cicho starała się być, chyłkiem szlochając w poduszkę. Pewnie myślała, że ukrywa to przed nim. Argh. Chciał dźgnąć czymś w uszy. - W porząsiu - powiedziała Pia. - Gray i ja dyskutowaliśmy dzisiaj o Niniane, ponieważ była we wszystkich naszych umysłach. Czy wiesz, że ledwo uszła z życiem, kiedy Urien przeprowadził zamach, podczas którego zabił jej rodzinę? Tiago przestał chodzić. Jego ręka zacisnęła się na telefonie komórkowym. - Wiedziałem, że Urien zabił jej rodzinę, a ona uciekła, ale nie znam szczegółów. - Miała siedemnaście lat - powiedziała Pia. - Siedemnaście. Czy wiedziałeś, że widziała ciała swoich braci bliźniaków i patrzyła, jak ludzie Uriena wypatroszyli jej matkę? Jego żołądek zacisnął się. Jej matka, wypatroszona na jej oczach. Zastanawiał się, ile lat mieli jej bracia. Jak oni zginęli. Musiał usunąć żwir ze swojego gardła, zanim mógł odpowiedzieć.
- Nie - powiedział. – Nie wiedziałem. - Tak, więc tu jest moje pięć minut rad – stwierdziła Pia swoim miękkim głosem. Niniane jest pod presją. Kiedy była jeszcze dzieckiem, była członkiem rodziny, może nawet miała kogoś, na kim jej zależało i miała swoich zaufanych, jednak wszyscy, których kochała zostali zamordowani. Teraz ona przeżyła zamach z rąk jeszcze innego członka rodziny i jakoś znalazła w sobie odwagę, aby wrócić do tego pałacu, w którym straciła wszystko na świecie, co miało dla niej jakieś znaczenie. Więc jeśli próbowałeś z nią rozmawiać tym tonem głosu, którego właśnie używasz ze mną, Tiago, proponuję, żebyś wrócił do Nowego Jorku. Każdy z pozostałych strażników chętnie przyjdzie na twoje miejsce. Oni ją kochają. Wciągnął gwałtowny oddech. W taki sposób, jakby ktoś dziabnął go nożem, kiedy nie patrzył. Przestał chodzić i stanął sztywno. Słuchał ryku zaprzeczenia, który wybuchł wewnątrz niego, kiedy Pia wspomniała, żeby go kimś zastąpić. Pieprzyć, jeśli zamierzał na to pozwolić. - Jesteś tam jeszcze? - Jestem. Zaczekaj - warknął. Walczył o panowanie nad sobą, wygrał walkę o samokontrolę i pozostawił swój głos miekkim, a nawet taki, jak jej. - Nikt inny nie wchodzi w rachubę. Mam ją i się nią zajmę. - We właściwy sposób - Pia powiedziała. - We właściwy sposób - odparł. Posłał ponury uśmiech do lamp halogenowych oświetlających noc. - Pia, jesteś suką. Dziękuję. W tle, Dragos powiedział: - Hej. - Wyluzuj, wielki facecie - odpowiedziała Pia na pół przytłumionym głosem. - To był komplement. Przynajmniej myślę, że był. – Następnie głośniej dodała: - Coś jeszcze, Tiago? Odwrócił się i spojrzał ponownie na drzwi motelu. - Nie.
- Zadzwoń, jeśli jest coś, co możemy zrobić. - Wiesz, że to zrobię. - Odłożył słuchawkę i schował komórkę do kieszeni. Chwilę później wemknął się do pokoju, zamknął i zablokował drzwi. W środku było cicho. Zbyt cicho. Czy ona wstrzymała oddech? Wyciągnął szyję, by złagodzić napięte mięśnie. Dobry sposób, by wszystko schrzanić dr Śmierć. Jego oczy drapieżnika Wyr szybko dostosowały się do bardziej intensywnej wewnętrznej ciemności. Pokój miał łóżko rozmiaru królewskiego, mdły beżowy wystrój odbijający się echem w motelowych pokojach w całym kraju i zakaz palenia. Tego zażądał specjalnie. Niniane była zwinięta pod kołdrą w łóżku, jej mała postać przesunęła się jak najbliższej w stronę ściany, tak blisko brzegu łóżka, jak tylko mogła być, nie spadając. To było prawie, jakby życzyła sobie, żeby mogła znaleźć się tak daleko od niego, jak to tylko możliwe. Potrząsnął głową i pozwolił sobie na trochę psychicznego kopania w dupę. Potem podszedł do łóżka. Zdjął najbardziej przeszkadzającą broń, położył ją na stoliku i upewnił się, że jego Glock był pod ręką. Cały czas nasłuchiwał. Tak, cholera. Zdecydowanie wstrzymywała oddech. Westchnął i ułożył się na łóżku na pościeli. Ona leżała na dobrej, nieporanionej stronie, dbając o swój lewy bok z raną od noża. Zapytała: - Dzwoniłeś do do… - Nowego Jorku? - Tak. Rozmawiałem krótko z Dragosem i Pią. Głowę miała zwróconą lekko w jego kierunku. - Lubię Pię. Nie miałyśmy zbyt wiele czasu, aby poznać się nawzajem, ale już za nią tęsknię.
- Ona też cię lubi - powiedział. Ostrożnie objął ją dookoła małego, napiętego ciała i owinął ją ramieniem. Zaczęła ponownie oddychać. Brzmiało to niepewnie i nierównie. Położył głowę na swoim zgiętym ramieniu i przytulił jej plecy do siebie. - Nie bądź dla mnie miły. – Szepnęła. - Dlaczego nie? - Spytał zdezorientowany. Czyż Pia właśnie nie powiedziała, żeby był milszy? Wsunął nos w jej włosy. Rozplotła te śmieszne warkocze i jej włosy były puszyste, miękkie i luźne. Pachniała papierosami, szamponem ziołowym i wyjątkowo kobiecym zapachem, który cały należał do niej, należał do Tricks. Niniane. Nieważne. Niniane to było ładne imię, pomyślał. Pasowało do niej. - Gdy jesteś miły, to sprawia, że to wszystko staje się trudniejsze. Pomyślał o jej łzach na pożegnanie kilka dni temu, o rundzie zaciętych uścisków, które dała
wszystkim,
on
sam
był
wliczony,
przed
wyjazdem
na
lotnisko.
Pomyślał
o siedemnastolatce, która straciła wszystko na świecie, co miało dla niej znaczenie i o licznych przeszkodach, z którymi w 1809 ta jedna mała ścigana dziewczyna Fae musiała się zmierzyć, by dostać się bezpiecznie z Adriyel do schronienia w majątku Wyr w Nowym Jorku. Pomyślał o niedawnym zamachu i o tym, że ona nadal miała zamiar zamieszkać z Mrocznymi Fae, z których niektórzy mogli nadal chcieć ją zabić, a wszystko dlatego, że o wiele lepiej było mieć dobrą osobę u władzy, niż ryzykować to, że kolejny Urien przejmie tron. Chciał jeszcze raz rozerwać Uriena na kawałki. Jej ręka zaczęła się szarpać. Podniósł głowę. Po chwili zdał sobie sprawę, że skubała krawędź narzuty. Owinął rękę ostrożnie wokół jej, wyciszając nerwowy ruch. Jej palce wydały mu się małe, delikatne i zimne. Próbowała wysunąć się z jego dotyku, ale nie chciał jej puścić. - Jak bardzo jesteś teraz pijana? - Zapytał. - Nie wiem. - Pociągnęła nosem. – Czuję ponownie moje stopy. Mój bok boli. Nie bardzo, tak myślę.
Musiała być wyczerpana. Nienawidził tego, że ją bolało. Chciał zaoferować jej leki, ale nie był pewien, co może być bezpieczne, po tym, jak wypiła tyle wódki. Powiedział jej: - Wszystko będzie w porządku. Jej głowa poruszyła się lekko. - Jasne, że tak. Nie wiedział, jak udało jej się wypowiedzieć dziarskie stwierdzenie, które brzmiało tak okropnie. Westchnął. - Odpocznij teraz. Skinęła głową. - Dobrze. - Możemy porozmawiać więcej w drodze do Nowego Jorku - powiedział. Uniosła głowę. - Co? - Powiedziałem, że zabieram cię z powrotem do Nowego Jorku. - Trzymał swój głos cierpliwie, ponieważ najwyraźniej nadal była pijana. – I że możemy porozmawiać w drodze. Westchnęła. - Tiago, ja nie wracam. - Oczywiście, że wracasz - stwierdził. - Twój apartament w Wieży jest bezpieczny, a my możemy dla ciebie skonfigurować niezawodne szczegóły zabezpieczeń, podczas gdy atak na twoją osobę będzie w trakcie śledztwa. Nie martw się. Zajmę się wszystkim. Starał się myśleć, czy było coś innego, co powinien powiedzieć, ale nie był dr Philem. Był Dr Śmiercią i myślał, że zajął się wszystkimi ważnymi fragmentami. Trzymał ją
przez długi czas. Śmieszne. Robił to dla niej, ale on sam czuł się z tym zbyt cholernie dobrze. Była zaokrąglona tam gdzie trzeba i miękka, i nie większa niż filigranowa. Doskonale pasowała do kształtu jego ciała, gdy leżał przytulony do jej pleców. Wreszcie jej sztywne ciało rozluźniło się, a jej oddech pogłębił. Spała. Odsunął się od niej, jeden staranny ruch w czasie. Nawet nie drgnęła, gdy wstał. Podniósł torbę, którą wcześniej ustawił przy ścianie. Zawierała zestaw kosmetyków i kilka zmian ubrań w jego rozmiarze, wraz z lekkim laptopem w ochronnym etui i dodatkową bronią. Wsunął się do łazienki i delikatnie zamknął drzwi zanim włączył światło. Rozebrał się i wszedł pod prysznic. Po umyciu się i spłukaniu, położył dłonie na ścianie prysznica i oparł się na nich. Stał z głową w dół, kiedy gorąca woda kaskadami lała się na jego szyję i ramiona. Mokre ciepło było dobre po locie z Nowego Jorku i wsiąkało w doskonale wykorzystane mięśnie. Woda sączyła się po jego nosie i brodzie. Co za dzień. Powinien zrobić mądrą rzecz. Powinien posłuchać tego, co powiedziała Pia i zadzwonić do Nowego Jorku, aby jeden z pozostałych strażników przybył na jego miejsce. Powinien udać się z wojskiem na kolejne zadanie. Nie miał zamiaru zrobić tej mądrej rzeczy. Zamierzał zrobić jedyną rzecz, jaką mógł. Chciał zostać i zrobić wszystko, by z Niniane było w porządku. Ponieważ obiecał jej, że będzie w porządku. I dlatego, że nie wydawało mu się, żeby był w stanie dokonać innego wyboru. Zakręcił kurek, gdy gorąca woda zaczęła być letnia. Po wysuszeniu się ręcznikiem, włożył czystą parę czarnych spodni i czarny T-shirt. Zgasił światło, zanim otworzył drzwi. Poczekał chwilę, aż jego nocny wzroku powróci, a potem wślizgnął się do pokoju, umieszczając torbę z powrotem koło ściany. Zatrzymał się, aby sprawdzić jej oddech, oczekując tego samego, równego, głębokiego rytmu snu. Z wyjątkiem tego, że nie było oddechu, nie było żadnego poczucia innej żywej obecności.
Włączył światło. Pokój był pusty. Nie było jej. Tak, jak nie było jej toreb na zakupy. Tak, jak nie było kluczy do SUV-a. Tak, jak i jego Glocka. Furia wybuchła.
- Niech cię cholera, Tricks!
Tiago nie mógł torturować jej z jakąkolwiek większą skutecznością, gdyby próbował. Przybycie po nią aż do Chicago, aby upewnić się, że wszystko z nią było w porządku. Będąc cały jednocześnie wredny i barbarzyński i seksowny. Mogła sobie z tym poradzić. Mogła z tym żyć i dzięki temu pozostać znaczną rozrywką przez dwieście lat. Wszyscy strażnicy Dragosa byli wredni i barbarzyńscy i seksowni. Nawet ta dziwna harpia suka Aryal, która mogłaby czasami mieć choć tycie załamanie zakochanej dziewczyny. Wiesz, w zupełnie heteroseksualnym rodzaju. Ale potem Tiago stał się miły. Nie wiedziała, że miał miłą prędkość. Myślała, że miał tylko dwie prędkości, szybkość zabijania i pełny postój. Wódz strażników, będący dla niej miły. To paliło jej skórę, jakby wylano na nią całą jakiś kwas. Usadowił się za nią w ciemności. Objął ją tym potężnym umięśnionym ciałem, otaczając ją nim i czuła się bezpiecznie i ciepło, czuła, że ktoś się o nią troszczy. Pieścił jej dłoń, jakby mu na niej zależało. To sprawiło, że chciała od niego uciec. O czym on myśli? Powrót do Nowego Jorku był wykluczony. Nie mogła uciec z powrotem do majątku Wyrów tylko dlatego, że rzeczy stały się nieco szorstkie. To byłoby polityczne samobójstwo. Będzie wyglądać na słabą i niezdolną do rządów, nie tylko dla Mrocznych Fae, ale również i dla wszystkich innych majątków. Powiedział jej, że wszystko będzie w porządku. Cholera.
Jak wszystko będzie w porządku? Na jak długo? Na kilka dni lub tygodni, czy jednak na tak długo, jak może zadecyduje się jej pomagać? I co wtedy? Mógł zabrać się za swoje życie, ot co i pozostawić ją samotną monarchinię na tronie Mrocznych Fae. Tymczasem miała ze stu kuzynów drugiej linii. Nie ulega wątpliwości, że niektórzy z nich byli prawomyślnymi obywatelami, ale postawiłaby na to, że kilku z nich było tak samo ambitnych jak Geril lub jej wuj Urien. Głupi Wyr. Nic nie było w porządku. Nie mogła uciec do Nowego Jorku. Teraz, kiedy nie była już pijana ani w szoku, wiedziała, że nie może w ogóle uciec gdziekolwiek indziej. Wszystkie wiadomości w sieci będą mówiły o tej samej podstawowej historii do końca wieczoru. Ludzka policja i władze Mrocznych Fae współpracowały, by ją znaleźć, a coraz większa obława była w toku. Miała swój czas zwłoki i szansę na reakcję, a teraz musiała wrócić do hotelu Regent i spotkać się z delegacją Mrocznych Fae. Nie było żadnej innej realnej opcji. Kiedy zdecydowała się na upublicznienie swojej prawdziwej tożsamości, zaczęła kroczyć ścieżką bez powrotu. Delegacja była tradycyjnie triadą, która składała się z trzech najpotężniejszych urzędników rządu Mrocznych Fae. Pierwszym był Kanclerz Aubrey Riordan, który należał do jakiejś odległej gałęzi labiryntu drzewa rodzinnego Lorelle. Aubre był stary, kiedy Niniane się urodziła i wycofał się z publicznego urzędu około piętnaście lat przed tym, jak jej rodzina została zmasakrowana. W roku 1950 Urien umieścił Aubrey’a z powrotem w rządzie. Żona Aubrey’a, Naida, była nieobecna w grupie, z którą spotkała się Niniane, kiedy przyjechała do Chicago. Niniane słyszała, że Naida była sporo młodsza od swojego męża. Niniane była zainteresowana spotkaniem z drugą kobietą. Nie mogła się doczekać odbycia rozmowy z kimś, kto nie był właściwie obciążony względami politycznymi. Drugim członkiem delegacji była Komandor Arethusa Shiron, która była obecnym szefem sił zbrojnych Mrocznych Fae. Arethusa była zimno-oką, cichą kobietą, która dawała o sobie znać Niniane tylko siłą swojej obecności. Trzecim był szef Wymiaru Sprawiedliwości Kellen Trevenan. Kellen był rzadkością wśród starszych Mrocznych Fae, bo był tak stary, że jego włosy stały się białe.
Wszyscy trzej członkowie delegacji, Aubrey, Arethusa i Kellen byli dumnymi ocalałymi, niczym innym. Wszyscy oni przeżyli panowanie jej ojca Rhiana. Jej ojciec był postępowym władcą, który przyjął zmianę i rozwój stosunków Mrocznych Fae
nie tylko z wieloletnią
amerykańską populacją Indian, ale szybko rosnącą liczbą europejskich osadników, którzy rozprzestrzeniali się po całym kontynencie po rewolucji amerykańskiej w drugiej części XVIII wieku. Następnie członkowie delegacji przetrwali zamach stanu, który Urien przeprowadził przeciwko jej ojcu. Urien został liderem konserwatywnej frakcji Mrocznych Fae, która sprzeciwiała się polityce otwartych drzwi, jaką stosował Rhian, wobec naporu nowych europejskich przybyszów. Zgodnie z najlepszą wiedzą Niniane, żadne z tej trójki w delegacji rzeczywiście nie uczestniczyło osobiście w przewrocie. Byli świadkami powstania Uriena do władzy i tronu. Oni nie tylko przeżyli jego segregacyjne rządy, które odizolowały społeczeństwo Mrocznych Fae od reszty świata, ale także utrzymali swoje pozycje, w których dzierżyli znaczną władzę. Teraz byli świadkami kolejnej zmiany w monarchii. Choć nie chciała uwierzyć, że mogli być zaangażowani w to, co się stało, było faktem, że każde z nich mogło być odpowiedzialne za zamach na jej życie, albo działało samodzielnie albo w porozumieniu z innym. Albo mogli nie mieć z tym nic wspólnego, a jej kuzyn Geril i jego wspólnicy działali niezależnie. Albo atak mógł zostać zlecony przez kogoś zupełnie innego. To było wystarczająco trudne, by zmierzyć się z delegacją po raz pierwszy, kiedy przybyła do Chicago. Na myśl, że ma stanąć przed nimi teraz, jej wnętrzności zaciskały się, a jej dłonie pociły. Mroczne Fae były znane z podstępu i cichych lojalności politycznych, a jej nie było przez tak długo, była wirtualnym obcym, to wszystko. To, co wiedziała o swoim dziedzictwie, to to, co przeczytała w jakże krótkim wstępie encyklopedii podkolorowane młodzieńczymi emocjami i wspomnieniami. To były przestarzałe migawki, nieaktualne od dwustu lat, kultura i rząd, który istniał od tysięcy lat i był bizantyjski w swych splotach. Zdradziecka jej część pragnęła uciekać z powrotem do jedynej bezpiecznej przystani, jaką znała od wieków i to nie powstrzymało skomlenia. Zobacz, nawet gdy myślała o ucieczce do Nowego Jorku, była słaba.
Podejrzewała, że była tam szczęśliwa, a przynajmniej, że była wystarczająco zadowolona. Miała tam przysposobioną rodzinę pewnego rodzaju. Trzymali poziom zagrożenia zawarty tak, że poznała pewną miarę zadowolenia, jeśli nie spokoju. Żyjąc swoim życiem, jak to robiła, w swego rodzaju zamknięciu z ochroniarzami i w stałym oczekiwaniu ataku, nie sprawiło, że tak naprawdę czuła się wolna, ale wielu ludzi żyło w ciągłym zagrożeniu wojną i było znacznie bardziej ograniczonych przez ubóstwo i brak możliwości niż to, czym ona się cieszyła. Gdyby nie doceniała konstrukcji na temat swojego życia, nadal wiedziałaby, jak błogosławiona była mając zasoby zarówno znajomych jak i finansów, aby więcej niż odpowiednio zaspokajać swoje potrzeby i oddawać się poważnemu uzależnieniu od butów. Ale bez względu na to, jak bardzo mogła chcieć wrócić do Nowego Jorku i ukryć się w bezpieczeństwie swojego dawnego życia, nie mogła wnieść tego rodzaju napięć politycznych do Wyrów, nie po tym, jak otworzyli na nią swoje serca tak hojnie i na tak długo. Dragos miał już dość na głowie. Dostosowywał się do ciąży swojej nowej partnerki, podczas gdy jednocześnie walczył z rezultatem swojego wkroczenie do majątku Elfów wraz z potencjalnymi reperkusjami politycznymi po śmierci Uriena. Wiedziała, co musi zrobić. Musiała stawić temu czoła i wróć do Regenta i zabrać się za swoje popaprane życie, nieważne jak długo będzie ono trwało. Dlaczego jeździ w kółko? Nie mogła uwierzyć, że jest w tym takim cykorem. Nie zdawała sobie sprawy, że tak zawiodła. Jej oddech trząsł się i jej widzenie było niewyraźne. Potarła oczy. Zatrzymała się przy znaku stopu na skrzyżowaniu czterech ulic. Nie czuła się na siłach, by stawić czoła dziwnej dynamicznej autostradzie, która prowadziła do ich drugiego motelu, więc zamiast tego skręciła do dzielnicy mieszkalnej. Skromne domy z zadbanymi krzewami przerywanymi obsadzonymi drzewami ulicami, które wiły się wstążką z bladymi pasami chodnika. Większość domów była ciemna i cicha. Uwielbiała dzielnice takie jak ta. Były tak egzotyczne. Całe rodziny mieszkały w tych domach. Rodzice chodzili do pracy, a dzieci wsiadały do żółtych autobusów i jechały do szkoły. Dzielili się razem kolacjami, gdy mnóstwo prania marszczyło się w suszarkach do ubrań. (Wyobraź sobie pranie swojej bielizny. Ale zabawne!) Czasem w Boże Narodzenie wślizgiwała się w dzielnice takie jak ta. Chodziła wzdłuż ulic i zaglądała do okien patrząc na rodzinne i wakacyjne zgromadzenia i podziwiała błyszczące
złoto, purpurowe i zielone ozdobne drzewka pokryte świecidełkami i migoczące kolorowymi światełkami, i zastanawiała się, jak to musi być, doświadczać piękna takiego zwyczajnego, nieosiągalnego życia. Słaby deszcz z wcześniejszych godzin wieczornych stał się mocniejszy. Spojrzała na liczniki na desce rozdzielczej SUV-a, jakby szukała włącznika wycieraczek. Łał, to był naprawdę przyjemny SUV. Hybryda. Zrozumiała tylko połowę tego, co pokazała deska rozdzielcza. Odczyt zegara 03:32 rano. Do teraz Tiago był na jej gorącym tropie i dyszał ogniem. Mogła go praktycznie poczuć, jak za nią nadchodzi. Maleńkie włoski na karku stanęły. Powietrze było naładowane, całkowicie statyczne. Hej, może powinna zatrzymać się, by dostać jakieś śniadanie. Jeśli byłaby już w restauracji, nie mógłby na nią tak dużo krzyczeć, prawda? Poza tym, to byłoby niegrzeczne, gdyby pojawiła się w Regencie przed świtem z wściekłym wartownikiem Wyr za sobą. Mogłaby obudzić ludzi i spowodować zamieszanie. Przyspieszyła, gdy była jej kolej i rozglądała się za podjazdem, którego mogłaby użyć, by zawrócić SUV-a. Pamiętała, że widziała restaurację IHOP o pół mili wstecz. Obżarcie się naleśnikami z truskawkami i bitą śmietaną mogło sprawić, że poczuje się lepiej i rozwiąże wszystkie swoje problemy. Ok, więc wydawało się, że to był strzał w ciemno, ale była gotowa spróbować. Gwałtowne podniósł się wiatr od jednego bloku do drugiego. Chłostał po okolicznych lasach. Błyskawica przebiła powietrze. Białe światło wypaliło poszarpaną ścieżkę po całej jej siatkówce oka, kiedy uderzyło w drzewo. Towarzyszący mu grzmot był jak eksplozja przydrożnej bomby. Wstrząs napadł na jej bębenki i potrząsnął pojazdem. Podskoczyła tak mocno, że prawie straciła kontrolę nad SUV-em. Wtedy nie więcej niż dwadzieścia jardów przed nią spadł w dół drapieżny ptak z gigantyczną rozpiętością skrzydeł około trzydziestu stóp. Przez jedną podzieloną sekundę został w pełni schwytany w światło reflektorów SUV-a, olbrzymie skrzydła rozstawione wysoko w powietrzu i z wyciągniętymi ostrymi jak brzytwa, długimi jak miecz szponami. Był w kształcie orła przedniego, ale miał kolor ciemnej czarnej sadzy.
Błyskawica rozświetliła te wielkie zacięte oczy. Grzmot zahuczał, kiedy zmienił się w powietrzu i wylądował jako ogromny mężczyzna z ostrą twarzą w czarnym mundurze i butach bojowych. Ruszył ku niej, wściekłość rzeźbiła jego ciało twardo zakończone bronią. Wrzasnęła i wcisnęła hamulce. Trafiła je zbyt mocno i samochód wpadł w poślizg. Tiago skoczył do przodu. Jego ręce zatrzasnęły się jak bliźniacze młoty na krawędzi maski. Całkowicie zatrzymał SUV-a. Siedziała znieruchomiała i wpatrywała się w niego, jej usta były otwarte. Wyszukany hybrydowy silnik wył skarżąc się, aż zablokował się. Tiago podszedł od strony kierowcy i szarpnął drzwi. Chwycił krawędź dachu w obie ręce i spojrzał na nią. Był już przemoczony. Patrzyła w ogromne i okrągłe oczy, kiedy kropla wody spływała po szczupłym, twardym policzku, gdzie drżały mięśnie. Rana od noża bolała ją za bardzo, by zapiąć na niej pas. Krzywiąc się, odwróciła się ostrożnie do niego. Deszcz padał na jej gołe nogi i ramiona. Może nadszedł czas, aby stać się milutką. Jej dolna warga wysunęła się, a czoło zmarszczyło. Cichutkim, niepewnym głosem powiedziała: - Sorki? Jeśli już, to wydawało się, że
sprawiło, że stał się jeszcze bardziej rozgniewany.
Gorzej, wyglądał na obrażonego. Warknął: - Nie wyciągaj na mnie tego manipulującego gównem seksownego kociaka. Cofnęła się, a jej oczy były zmarszczone w obawie. - A co, jeśli jestem manipulującym gównem seksownym kociakiem? Jego chwyt na dachu samochodu zaakcentował swą ciężką ręką i mięśniami klatki piersiowej. Oddychał ciężko. Jego błyskawicami napełniony wzrok opadł, a on uspokoił się.
Spojrzała w dół. Kiedy uciekała z pokoju w motelu, musiała się skradać i prędkość była ważniejsza niż ubieranie się, więc była jeszcze w moro króciutkich-szortach i w T-shircie z gołym brzuchem. Deszcz szybko przemoczył jej przód. Jej sutki pomarszczone od chłodu i
wilgoci,
były
bardzo
widoczne
pod
jej
cienkim
sportowym
biustonoszem
i koszulką. Ponownie podniosła wzrok na jego niebezpieczną twarz i powiedziała: - To nie moja wina. Tylko mówię. Wsunął głowę i ramiona do pojazdu, gdy chwycił ją za kark. Jego otwarte usta przejechały po jej. Wbił się głęboko w jej usta swoim językiem, zanim w pełni wiedziała, co się dzieje. Wydała z siebie dźwięk, zaskamlała z zaskoczenia, które połknął i oddał jej w gardłowym ryku, który podniósł gęsią skórkę wzdłuż jej nagich ramion i nóg. Siła jego pocałunku pchnęła jej głowę w jego dłonie, kiedy chwycił ją za kark. Była uwięziona pomiędzy jego rękami i jego ustami. Jej ręce zatrzepotały. Chwyciła przód jego nasączonego deszczem T-shirtu. Jego pocałunek był brutalny, drapieżny, ale jego uścisk na niej był delikatny. Zsunął rękę wokół jej talii i przysunął ją do przodu, aż przysiadła z boku siedzenia. Trzymał ją w miejscu, jego ramię było zamknięte na jej talii, a ręka na karku, kiedy wepchnął się między jej nogi i przysunął masywną większość swego długiego tułowia do niej. Wszystko to, kiedy przebił się w głąb jej ust i pożerał opuchnięte wargi, które stały się miękkie w zdumieniu. Jego smak i konsystencja były szokującym atakiem na zmysły, zimny deszcz śliski na gorących, agresywnych ustach. Jego dżinsy wydawały się być szorstkie na delikatnej skórze na wewnętrznej części jej ud, a twardy obrzęk długości dociskał się do jej miednicy. Poczuła ruch jego ciała, kiedy zassał powietrze. Był ogromny wszędzie, jego ciało miało ponad dwukrotną wielkość jej własnego. Nie mogłaby go zatrzymać, gdyby spróbowała. Nie chciała próbować. Odprężyła się w jego uścisku, ufając swoim ciałem stałemu podłożu, które zaproponował. Pochyliła do niego głowę, oczy zamknięte na deszcz, i pocałowała go z całą wygłodzoną pasją, jaką przechowywała wewnątrz siebie.
Tiago czuł, jak napięcie w jego ciele rozpływa się, jak jej dojrzałe, niegodziwe małe usta i język z upragnieniem pracowały pod naporem jego. Poddanie się jej ciała było tak cholernie erotyczne, że prawie doszedł w swoich spodniach.
Pieprzone piekło. Wpadł w korkociąg. Co on do cholery robi? Ona jest ranna. Ostrożnie, żadne szaleństwo nie jest dozwolone. Zassała jego język, kiedy pchnął go w nią, a jej smukłe białe nogi owinęły się wokół jego pasa. Dobra, być może nieco szału. Jęknął i potarł twardą długością swojej erekcji o słodkie powitanie łuku jej miednicy. Chciał objąć dłońmi te jej piękne piersi i polizać językiem ten złoty pierścień na jej pępku. Chciał ją rozłożyć i ucztować na niej z intensywnością człowieka umierającego z głodu. Delikatne palce zagłębiły się w jego krótkie mokre włosy. Czuł maleńkie ukłucie paznokci na swojej głowie jak pazurki kociaka. Chciał, by nimi przejechała w dół jego nagich pleców. Chciał, by zadrapała go nimi do krwi, kiedy będzie krzyczała w punkcie kulminacyjnym w jego ramionach. Jej oddech stał się postrzępiony, urywany. Była rozpalona, ale gwałtowne dreszcze zaczęły wstrząsać jej małą klatką piersiową. Rozsądek przebił swoją drogę w jego grubej czaszce. Odciągnął swoje usta od jej z surowym westchnieniem, przechylając głowę na deszcz, kiedy schował jej twarz w swojej szyi. - Cholera - syknął. - Przepraszam. - Oczywiście, że przepraszasz - mruknęła. – Nie poszła mi dobrze dzisiaj ani jedna rzecz. Dlaczego z tym miałoby być inaczej? Spojrzał w dół, na czubek jej głowy. Co do cholery miała na myśli? Pchnęła swój nos w dolinę, gdzie jego szyja napotykała jego ramię, kiedy jej drżenie narastało. Zbyt wiele rzeczy działo się w jej ciele. Ranę od noża czuła, jakby była w ogniu. Była tak gorąca i jeszcze zamarzała w tym samym czasie. Słabość napadła na jej kończyny i czuła ostry, pusty ból między udami, miała szalone myśli biegnące przez jej głowę o tym, jak łatwo byłoby rozpiąć jego spodnie i wziąć ten opuchnięty, twardy kutas w swoje dłonie.
Tak bardzo chciała zbadać ten dziwny, zmysłowy teren jego ciała i pompować go, aż rozleje się nad nią. Jej oddech uwiązł. Reflektory przeleciały nad nimi, kiedy zbliżył się samochód. Zgarnął ją z fotela kierowcy, zaniósł dookoła i posadził na fotelu pasażera. Potem ruszył z powrotem, wsiadł po stronie kierowcy i zapalił SUV-a, tak aby mógł zaparkować go na poboczu drogi. Silnik był już ciepły, więc włączył grzanie na pełną parę, zanim ponownie się do niej odwrócił. Była przemoczonym bałaganem. Manipulujący seksowny kociak zamienił się w na pół utopionego szczura. Jej czarne włosy lśniły mokre i gładkie wobec wdzięku krzywizny jej czaszki i te jej wspaniałe stojące sutki, Boże pomóż mu, były ciemnymi wypukłymi kamyczkami pod tym T-shirtem porno. Trzęsła się widocznie. Zgrzytając zębami, pochylił się obok niej, by sięgnąć do jednej z toreb na zakupy, które miała rzucone na podłodze siedzenia pasażera. Nie dbając o to, co złapał, wyciągnął element odzieży i zaczął tym gładzić jej mokre gołe ramiona i nogi. - Miałam tę całą sprawę w mojej głowie odbywającą się trochę inaczej – wymamrotała. - Ledwie ośmielę się zapytać jak - powiedział. Jego białe zęby ukazały się nieco. - Po pierwsze, chciałam utrzymać kontrolę nad samochodem - powiedziała. Jej zęby szczękały. Odepchnęła jego rękę. - Bardzo dobrze, ponownie jest miło. Przestań. - Co, wolisz nadużycia? - Warknął. - To można zorganizować. Po prostu dalej na mnie naciskaj, faerie. - Naciskać na ciebie. - Parsknęła śmiechem. - Nie kuś mnie. Nawet nie widziałeś, jak zaczynam. Uniósł na nią gładką, sardoniczną brew. - Faktycznie boję się, że możesz mieć rację. Chwyciła spodnie dresowe z jego ręki i zaczęła się nimi wycierać. Materiał był gruby i chłonny. Mogła pochylić ramiona i wsunąć je na siebie, ale pomyślała, że skręt ruchu potrzebny, by wciągnąć je na biodra za bardzo jej zaszkodzi. Zamiast tego, wykopała z torby jedną z koszulek.
Ręce Tiago pojawiły się na jej. - Wiem, że cię boli - powiedział, opuszczając swoje gderliwe nastawienia na tę chwilę. Miał potężny bitewny głos, głęboki, bogaty i przenikliwy, ale teraz został on zdławiony do zaledwie ciemnego szmeru, który był tak delikatny, że wstrząsnął jej duszą. - Pozwól mi pomóc. Miał rację, bolało ją, i wciąż drżała jak liść. Rozchyliła nieco wargi i pokiwała głową. Wsunął koszulkę, prowadząc ramię po jej kontuzjowanej stronie. Udało jej się powiedzieć: - Dziękuję. - Gdzie się wybierasz, tak w ogóle? - Zapytał. - Chcę naleśniki z truskawkami i bitą śmietaną. - Pociągnęła nosem, gdy rozłożyła spodnie dresowe na kolanach, by było jej cieplej. - Odeszłaś, żeby dostać śniadanie. - Płaskość jego głosu i cyniczny wyraz twarzy na jego ostrych rysach mówiły, że jej nie wierzy. Przewróciła oczami. Odpowiedziała mu: - Odeszłam, żeby znaleźć się z dala od ciebie. - Musisz być jeszcze pijana, jeśli myślałaś, że dasz radę mi się wyślizgnąć - warknął. Nie miałaś szans, do cholery. Cóż, nie. Otworzyła oczy bardzo szeroko. - Wzięłam twój samochód i twój pistolet, kiedy nie patrzyłeś, prawda? Wyraźnie nie spodobało mu się to, co usłyszał, jeżeli w danej chwili groźne spojrzenie było jakąś wskazówką. Jego oślepiający blask mógł obrać z koloru. Co do diabła się z nią dzieje? Drażniła wkurzonego thunderbirda, na miłość boską. Szukała po omacku jakiegoś rozsądku i powiedziała mu:
- Posłuchaj, uciekanie z powrotem do Nowego Jorku, nie jest rozwiązaniem. Nie mam siły, by się z tobą o to wykłócać. Możesz prostu kupić mi jakieś śniadanie w IHOP i zabrać mnie z powrotem do Regenta? Jego uwaga przesunęła się z dala od niej, kiedy mówiła. Jego spojrzenie zwęziło się na samochodzie, który właśnie ich minął. Pojawiły się światła hamowania samochodu, lśniący jasnoczerwony w deszczową noc. - Co zrobiłaś z Glockiem? - Zapytał. Jego twarz, głos, ciało pozostały spokojne. Jej żołądek wykonał przechył z mdłości. Przekopała torby na zakupy i umieściła broń w jego wyciągniętej dłoni. Samochód, który przykuł uwagę Tiago zawrócił z ostrym piskiem opon. Tiago już zamykał SUV-a. Poruszał się tak szybko, że był jakby rozmyty. Powiedział do niej telepatycznie: Zablokuj drzwi i zsuń się na podłogę. TERAZ, Tricks. „Dr Śmierć” nie było tylko pseudonimem, który ukształtował się na miejscu. To właśnie tak inni strażnicy Wyr nazywali Tiago za jego plecami. Był maszyną do zabijania, szybki w gniewie i napędzany przez ogromną Moc. Miała lata doświadczenia w pracy z wartownikami Wyr, ilekroć poziom zagrożenia uzasadniał, że powinna mieć do dyspozycji ochroniarzy. Wiedziała, kiedy walczyć, kiedy uciekać, a kiedy usuwać się z drogi. Nie była bardzo starą faerie i nie była w tym wszystkim silna w Mocy. Niski poziom Mocy stał się ledwo wystarczający, by przedostać się do Innego kraju lub uzyskać telepatię, którą mogłaby użyć z kimkolwiek, kimś ze Starszej Rasy lub z człowiekiem, gdyby tylko mieli iskrę magii. Również miała delikatną szczyptę charyzmy, która dawała jej przewagę w negocjacjach i czasami zawiłych spotkaniach towarzyskich, ale było warto przykucnąć w sytuacji bojowej. Miała drobną, lekką budowę, a teraz w dodatku była ranna. Jej umiejętności samoobrony były sztuczkami i miały bardzo niewiele wspólnego z naturalnymi umiejętnościami. Zawdzięczała wszystko, co wiedziała latom determinacji i cierpliwemu szkoleniu jej przez strażników. Jasne, mogłaby skopać tyłek, ale na ogół preferowała, by pokazywały się czyjeś plecy, kiedy tak robiła. Korzystanie z trucizny na jej szpilkach było tylko kolejnym
sposobem na wyrównanie poziomu bardzo nierównych szans. To nie był czas, by walczyć. To był czas, aby postąpić tak, jak jej powiedziano i ustąpić z drogi. Zamknęła drzwi i wyciągnęła się na zwartej obudowie na podłodze siedzenia pasażera, ramiona trzymała nad głową. Jej rana od noża zaczęła pulsować tak dotkliwe, że wydawało się to strzelać do jej kręgosłupa. Czuła wytrysk ciepła na jej schłodzonej skórze, ponieważ ponownie zaczęła krwawić. To było jednak najmniejsze z jej zmartwień w tej chwili. Nienawidziła tej części, nienawidziła tego, kiedy ktoś, o kogo się troszczyła umieszczał dla niej swoje życie na linii. Nie ważne, ile razy przez to przeszła, to nigdy nie było łatwiejsze. - Uważaj - szepnęła do Tiago. - Bądź bezpieczny. Właśnie wtedy zaczęła się strzelanina.
04 Odgłosy
strzałów umilkły szybko. To co usłyszała potem było niepojęte i po prostu
przerażające. Nastąpił nagła eksplozja roztrzaskanego szkła, wrzask wściekłości i następujący po nim głośny krzyk bólu. Po tym co wydawało się wiecznością, chociaż trwało zaledwie kilka sekund, ale Niniane nie mogła wytrzymać już dłużej. Złamała kardynalna zasadę i nie posłuchała swojego ochroniarza. Przesunęła się i podniosła się na jednym kolanie, aż mogła wyjrzeć przez pokryte deszczem okno. Światła SUV-a i drugiego samochodu oraz uliczne latarnie, powodowały, że otaczający teren był częściowo oświetlony i wypełniony głębokimi cieniami. Odziana w agresywną czerń sylwetka Tiago była nie do pomylenia kiedy trzasnął butem w głowę leżącej na wznak postaci. Postać zadrżała konwulsyjnie po czym zamarła w bezruchu. Zakryła usta, przełknęła ciężko. Była tam inna postać leżąca na kierownicy. Szyba przed kierowcą była upstrzona otworami po kulach. Jej wzrok przeczesał otoczenie. Tradycja Mrocznych Fae nakazująca im działać w triadach rozciągała się znacznie dalej niż tylko na grupy załatwiające sprawy rządzących. Jeśli była to triada Mrocznych Fae, to gdzie był trzeci? Przycisnęła rękę do rany w swoim boku, skrzywiła się w grymasie i sapiąc zaczęła bolesny proces wsuwania się w fotel kierowcy SUV-a. Może nie mogła pomóc zbyt wiele, ale mogła być gotowa do ruszenia stąd, jeśli zajdzie potrzeba. Ciemna figura wynurzyła się z mroku pobliskich zarośli. Oddech wydostał się z niej z sykiem. Figura była niższa i szczuplejsza niż Tiago i poruszała się z zabójczą szybkością kiedy rzuciła się na niego. Tiago był w pełni świadomy zagrożenia i działał. Zanurkował w bok. Strzelił kiedy upadł na ziemię. Atakujący Fae przechylił się i upadł. Tiago przekulnął się. Jednym skokiem, wynoszącym ponad dwadzieścia stóp, znalazł się na leżącym Fae, który musiał już być martwym, ponieważ Tiago wyprostował się natychmiast. Spoglądał na leżącego przeciwnika,
wydawało się, że przez dłuższy czas. Potem omiótł wzrokiem scenerię wokół. Jego oczy drapieżnika błysnęły niesamowicie w światłach samochodu, kiedy obrócił się w jej stronę. - To tyle – powiedział. W pełni wiedział, że słyszała go dzięki swoim wrażliwym uszom Fae. – Tym razem mnie nie całuj. Pojedziemy do Nowego Jorku, gdzie wiem, że mogę zapewnić ci bezpieczeństwo. Gapiła się na jego wściekłą twarz, kiedy skierował się w stronę SUV-a. Jej palec powędrował i zawisł nad przyciskiem zamykającym drzwi. Odsunęła rękę, pozostawiając zamknięte drzwi. Tiago podszedł do strony kierowcy i pociągnął za klamkę. Uderzył pięścią w samochód. - Co do diabła robisz? - Nie zabierzesz mnie nigdzie – powiedziała mu. - Jesteś zwariowaną osobą. Otwórz te cholerne drzwi. Spojrzała w jego dzikie oczy i pokręciła głową. Wiedziała, że nie wybije okna, ani nie zrobi niczego, co mogłoby ją zranić. Dotknęła szyby w miejscu, gdzie spoczywała jego pięść. Była wypełniona chęcią, aby pozwolić mu zabrać się do swojego domu, by powstrzymać koszmar, ale wiedziała, że nie mógłby. Potem wrzuciła bieg i odjechała. Tiago patrzył, jak odjeżdżała, zacisnął pięści spoczywające na biodrach. Kiedy spojrzała na niego we wstecznym lusterku, oślepiająco jasna błyskawica uderzyła w chodnik w pobliżu jego stóp, świat rozbłysnął czernią i bielą. Wrzasnął: - ChoLERA, Tricks!
Prowadziła
w wielkim skupieniu, umysł miała wypełniony ograniczeniem prędkości
i wściekłym ptakiem grzmotem, który wznosił się nad nią. Poza tym była całkiem zagubiona. Po kilku minutach poddała się w staraniach, aby samej wytyczyć drogę i wpisała cel do GPS-a na desce rozdzielczej.
Była to okropna podróż i wydawała się trwać wieki. Prawie zjechała na pobocze kilka razy, aby pozwolić Tiago przejąć prowadzenie. Wróciły jej dreszcze i wstrząsały jej ciałem tak, że nawet skórą ją bolała. Potem jej serce zaczęło walić zbyt mocno, jakby biegła, a wzrok zaczął jej się zamazywać. Utrzymywała morderczy uścisk na kierownicy, obawiając się zmniejszyć go chociaż na chwilę. Hotel Regent był zlokalizowany w Chicago w dystrykcie Gold Coast w jego północnej części, w historycznym sąsiedztwie, które zostało odbudowane po Wielkim Pożarze. Znajdował się jedynie kilka ulic od słynnej dzielnicy handlowej Magnificient Mile przy Michigan Avenue, był małym luksusowym hotelem ze ścianami wykładanymi mahoniowymi panelami, z antykami, dziełami sztuki, kominkami i czarem starego świata, który był bardzo lubiany przez Starsze Rasy. W końcu wjechała w krótką jednokierunkową ulicę, przy której stał Regent, mogła zobaczyć rzęsiście oświetlone wejście. Poza tym był także tłum kręcących się ludzi, kulących się pod parasolami i markizami, rozmawiających i pijących kawę. Zespoły z kamerami i telewizyjne furgonetki. Oczywiście. I był tam Tiago z wyrazem twarzy szalonego zabójcy, pochylony przy przejściu i przyglądający się ruchowi na jednokierunkowej uliczce tymi mrocznymi oczami mordercy. Był całkiem satanistyczną postacią, masywną i pozostającą w bezruchu, odzianą w czerń i całkowicie skupioną na niej. Starała się nie zatrzymywać na nim wzroku, kiedy rozejrzała się, jednak jej hiperświadomość jego obecności dodawała jej niezdarności. Wyglądał tak wściekle. Nie, seksownie. Nie, wściekle. Oh, na litość boską. Ostrożnie wjechała na krawężnik i zaparkowała wbrew przepisom przy hydrancie. - Wielki, twardy, przerażający Wyr – szepnęła. – Nie boję się ciebie. Broda Tiago opadła na pierś, kiedy na nią spojrzał. Skierowane w dół jego brwi stały się bardziej wyraziste. Latarnie wyżłobiły głębokie cienie na jego ciosanych siekierą rysach. Zamrowiła ją skóra na karku. Szepnęła: - Nie możesz usłyszeć moich szeptów z takiej odległości, nieprawdaż?
Pochylił głowę w cichym potwierdzeniu. Adrenalina pulsowała. Jej kości były mądrzejsze i wrażliwsze niż jej głupi mózg. Przypomniały jej, że ta wściekła twarz była dla wielu stworzeń ostatnią rzeczą, którą widziały przed śmiercią. Przechlapane. Kluczyki zadzwoniły, kiedy drżącymi palcami wyciągała je ze stacyjki. Wystrzał adrenaliny osłabł, a jej mięśnie zaczęły zamieniać się w galaretę. Opadła na siedzenie. Bolało ją nawet oddychanie. Lekkie pukanie rozległo się w oknie. Zmusiła się, aby spojrzeć. Tiago znów stał przy oknie od strony kierowcy. Twarz wściekłego zabójcy zmieniła się w bardzo zmartwioną. Położył otwartą dłoń na szybie. Wyglądała na wielką jak talerz. - Faerie – powiedział. – Niniane. Proszę otwórz drzwi. Ręka jej opadła, jakby ważyła pięćdziesiąt funtów, kiedy nacisnęła przycisk otwierający drzwi. Szarpnięciem otworzył drzwi i pochylił się nad nią, jego brew zmarszczyła się. Położył dłoń na jej czole i wziął szybki wdech. - Wszyscy domagają się Niniane Lorelle – powiedziała do niego. Jej głos brzmiał metalicznie i dziwnie, odbijał się echem w jej własnych uszach. – Ale kogo nabiorę? Ta dziewczyna umarła dawno temu. Tricks zamierza ją tylko udawać. Wyraz jego twarzy złagodniał w sposób w jaki nigdy nie uwierzyłaby, gdyby nie zobaczyła tego na własne oczy. Diabelski morderca przeistoczył się w przystojnego zatroskanego mężczyznę. - Niniane nie umarła – powiedział. Pogładził jej włosy. – Po prostu ukryła się na bardzo długo. Jest odważną, piękną kobietą, która teraz potrzebuje opieki lekarza. - Wiem, że rana jest zakażona – powiedziała. Zobaczyła, że mężczyzna w tłumie zauważył ich i zaczął iść w ich kierunku. Kilku innych przyłączyło się do niego, potem następni. Dreszcze przeniknęły jej kończyny, a oddech stał się urywany. Ścisnęła gruby, silny nadgarstek Tiago, skierowała na niego wzrok. - Proszę, nie zostawiaj mnie, dopóki nie wydobrzeję. Nie zrobię tego sama i chora. Jesteś jedynym, któremu wiem, że mogę zaufać.
Śmierć opuściła jego twarz, kiedy spoglądał na nadchodzący tłum. - Nie zmusiłabyś mnie do odejścia, nawet gdybyś chciała – powiedział. - Odwołałabyś to tak jak wcześniej, faerie. Rozluźnij się. Zajmę się wszystkim. Przytaknęła. Złożył na jej czole delikatny pocałunek i odsunął się od samochodu. Chwycił za Glocka zatkniętego za paskiem i wymierzył w kierunku tłumu. Ludzie krzyknęli i stanęli zmieszani. Swoim głębokim, przywodzącym na myśl pole bitwy głosem Tiago powiedział: - Jej wysokość przeżyła dwie próby zamachu w czasie krótszym niż trzydzieści sześć godzin. Nie popełnijcie błędu, myśląc, że was nie zastrzelę, bo zrobię to. Cofnąć się, do cholery. Tłum potykając się, cofnął się i gapił na niego. Niniane także. Był czystą agresją, od potężnie umięśnione ciała do twarzy, jak wyrąbanej siekierą, czarne włosy lśniły od deszczu, a oczy lśniły. Ostatnia porcja jej siły odpłynęła, kiedy się rozluźniła. Naprawdę zatroszczy się o wszystko. - Dziękuję – wyszeptała. Mrugnięcie okiem, przelotne spojrzenie na kącik jego ust. Powiedział do tłumu. - Wszyscy na drugą stronę ulicy. Już. Musiała zamknąć oczy na minutę, ponieważ nagle wokół było pełno policyjnych mundurów. Zamarła gwałtownie, kiedy jej wyczerpane ciało starało się podnieść alarm, coś musiało się wydarzyć, kiedy nie patrzyła. Policja rozpoznała Tiago i pomagała, a nie walczyła z nim. Oczyścili przejście do hotelu. Tiago pochylił się do środka SUV-a, wsuwając ramiona pod jej ramiona i kolana. Skryła twarz w jego szyi, kiedy przyciągał ja do piersi. Aparaty zaczęły błyskać, skrząc się w mokrej nocy niczym świetliki. Siła Tiago otaczała ją niczym ciepły męski koc niewyczerpanej energii. Skupiła się na jego zapachu, na jego przytłaczającej sile, które utrzymywały resztę chaotycznego, niebezpiecznego świata na dystans. Dziękuję, dziękuję.
Odźwierny w uniformie przytrzymał drzwi, kiedy wkroczył do Regenta. Podążył prosto do recepcji, intensywnie troszcząc się o małą, drżącą kobietę w swoich ramionach. Czuła się tak wrażliwą. Wściekłość przelała się przez niego znowu, kiedy natrafił na miejsce, gdzie została ugodzona nożem. Dystyngowany, dobrze ubrany człowiek z włosami koloru soli i pieprzu podążył do Tiago, zanim zdążył pokonać połowę drogi. Mężczyźnie towarzyszył hotelowy ochroniarz. Tiago wyszczerzył zęby, kiedy byli jeszcze kilka stóp od niego. - Zatrzymajcie się tam. Mężczyzna zamarł i przypatrywał się mu szeroko otwartymi oczami. Człowiek w garniturze powiedział: - Sir, co możemy zrobić, proszę wiedz, że wszystkie zasoby hotelu są do dyspozycji jej wysokości. - Potrzebujemy apartament na strzeżonym piętrze – rozkazał Tiago. – Powinien być oddalony przynajmniej o dwa pietra od delegacji Mrocznych Fae. Jej wysokość potrzebuje lekarza. Sprowadźcie go. Jak najszybciej. Garnitur przytaknął i powiedział cichym spiesznym głosem do swojego przybocznego. Po czym powiedział: - Proszę za mną, sir. Wskazał kierunek i ruszyli w stronę windy. Strażnik pozostawał krok za nimi. Garnitur spojrzał na Niniane, potem z powrotem na Tiago, z niepokojem w oczach. Jej rana od noża zaczęła krwawić przez opatrunek i koszulkę. Czerwony ślad był wyraźnie widoczny na cienkim materiale. Nie musiała kłopotać się, że poślizgnie się w klapkach. Jej delikatne blade nogi i stopy wydawały się bardzo nagie. Tiago wściekał się, że jej poraniona nagość była tak widoczna dla otoczenia. On i garnitur weszli do windy. Tiago warknął na strażników. - Idźcie schodami.
Zatrzymali się momentalnie. Kiedy zamknęły się drzwi, odwrócili się i ruszyli biegiem. Spojrzał na garnitur i powiedział: - Wiesz kim jestem? - Tak, sir. Jesteś tropicielem Wyrów, Tiago Czarny Orzeł – odpowiedział człowiek. – Lord Cuelebre zadzwonił osobiście i poinformował nas o twoim zaangażowaniu. Wiem również, że Lord Cuelebre kontaktował się także z chicagowską policją. Jestem menedżerem hotelu, Scott Hughes. Tiago przytaknął. Siedmiu tropicieli Wyrów miało pewne oficjalne uprawnienia, podobne do U.S. Marshal15, chociaż z kilkoma dyskretnymi różnicami, jak chociażby łańcuch dowodzenia. Kiedy Tiago przebywał w Stanach, oprócz innych uprawnień, miał prawo ścigać uciekających przed sądem Wyrów, przyjmować pomoc od chętnych cywilów, chronić sędziów Wyrów, dygnitarzy i świadków. Miał przypuszczalne prawo kontroli obecnej sytuacji na podstawie dawnego precedensu. Niniane była przez wiele lat publicznie znana jako członek społeczności Wyrów i często znajdowała się pod ochroną tropicieli. Pomogło to trochę wygładzić jego drogę. Nie było teraz czasu, aby pieprzyć się z określaniem jurysdykcji i przywilejów posiadania broni. - Nie zrozum mnie źle – powiedział Tiago. – To był jej wybór, aby wrócić do hotelu, nie mój. Jestem bardzo wybuchowy i zabiję każdego, kto będzie poruszał się zbyt szybko lub będzie chciał podejść zbyt blisko. Opróżnij piętro z apartamentem i ustaw strażników koło wind i wyjść na schody. Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś, opróżnij hotel. Mogłeś słyszeć co powiedziałem na zewnątrz, były dwie próby zabójstwa w odstępie krótszym niż trzydzieści sześć godzin. Zamierzam strzelać, a potem zadawać pytania. Nie pozwól delegacji Mrocznych Fae pod żadnym pozorem wejść na piętro, dopóki nie będziemy mieli pewnej niezależnej władzy i sądu rozjemczego.
15
United States Marshals Service (USMS) – amerykańska agencja federalna. USMS odpowiada za egzekwowanie wyroków sądów federalnych, a także za ochronę budynków i urzędników sądowych. Służba ta współpracuje w zakresie transportowania więźniów, poszukiwaniu osób ściganych listem gończym i lokalizowaniu osób podejrzanych w sprawach sądowych. Agenci nazywani są, w zależności od stanu i miasta, konstablami bądź marshalami
- Część personelu i ochrony hotelu to policjanci w przebraniu – powiedział Hughes. – Zostali tu rozmieszczeni, kiedy zapadła decyzja, że jej wysokość zatrzyma się tutaj zanim uda się do krainy Mrocznych Fae na koronację. Lord Cuelebre powiadomił nas, że trybunał Starszych wysłał jednego ze swoich członków, powinien przybyć wkrótce. - Nie oczekiwałem niczego innego – powiedział Tiago. Trybunał nie wysłałby reprezentanta Mrocznych Fae, ani Wyrów, ale kogoś z pozostałych pięciu majątków, aby bezstronnie rozstrzygnął konflikt, który mógł powstać. Tiago porzucił wątek i zastanowił się przez chwilę. Bezpieczeństwo, schronienie, jedzenie, ubranie. – Czy jest apartament z kuchnią obok tego, który zamierzamy zająć? - Tak, wszystkie apartamenty na piętrze są w klasie biznesowej. Są wyposażone w małe kuchnie. - Przyślij kucharza i pomocnika do sąsiedniego apartamentu. Będą na zawołanie przez cały czas. Lepiej przyślij także hotelowego dozorcę. A także jednego z tajniaków. Zostaną w odosobnieniu. Będą jedli wszystko, co ugotują oraz musisz wiedzieć, że będą sprawdzać żywność pod kątem trucizn. Poza tym ona potrzebuje ubrania. Rozumiem, że ma trochę ubrań w swoim apartamencie. Upewnij się, że są wolne od trucizn i zostaną starannie wyczyszczone, zanim zostaną dostarczone. Manedżer hotelu zasępił się na moment. - W porządku. Tiago spojrzał twardo na menedżera. - Czynię cię odpowiedzialnym. Nie chcesz mnie wkurzyć. Zrozumiałeś? Hughes przełknął z wysiłkiem, zachował jednak spokój i przytaknął. - Rozumiem. Tiago opuścił brodę i powiedział ciche do ucha Niniane: - Już prawie, faerie. Wytrzymaj.
Skinęła głową, kosmyk jej jedwabiście czarnych włosów połaskotał go w podbródek i szepnęła: - Ty także po-potrzebujesz ubrania. - Nie martw się o mnie. Za chwilę będę miał swoje rzeczy – powiedział do niej. Zaraz po tym, jak ją zaniesie, pośle Tuckera, aby przywiózł z motelu jego marynarski worek. Podniosła głos. - Scott?
Scott? Tiago szybko podniósł wzrok, zmrużył oczy. Twarz menedżera hotelu zmieniła się od ponurej troski do czystego uwielbienia. - Tak, wasza wysokość? - Dziękuję ci za wszystko. Nie wiem, co bym zrobiła b-bez twojej pomocy. – Zacisnęła szczęki, aby powstrzymać dzwonienie zębami, kiedy dreszcze znów wstrząsnęły jej ciałem. - To dla mnie zaszczyt, wasza wysokość, zrobię wszystko. To była ciężka próba. Wszyscy bardzo się o ciebie martwiliśmy. Tiago obrócił twarz w stronę drzwi windy, wyraz jego twarzy wykrzywił się w grymasie. Oczywiście. Niniane spotkała już menedżera i personel, działał na nich jej szczególny rodzaj magii. Wydawało się, że czyniła podboje gdziekolwiek poszła, z wyjątkiem, najwidoczniej, tego, kto chciał ją zamordować. - Proszę, podziękuj ode mnie całemu personelowi hotelu. J-jak tylko poczuję się lepiej, podziękuję im osobiście. - Możesz być pewna, że zrobię to – obiecał z płomiennym uśmiechem. Tiago westchnął, kiedy pomyślał o Niniane wchodzącej w zażyłość z tak wieloma obcymi. Taa, przekona ją, aby przestała.
Winda zatrzymała się i drzwi się otworzyły. Tiago rozejrzał się uważnie po korytarzu zanim wyszedł z windy. Potem on i menedżer ruszyli w pośpiechu, aż Tiago zatrzymał się przed apartamentem w połowie holu z czystym widokiem na oba końce korytarza. Skinął na menedżera. Dwóch ochroniarzy przebiegało przez drzwi prowadzące na schody, kiedy Hughes otworzył kartą drzwi. - Jesteście policjantami w przebraniu? – Spytał Tiago. Spojrzeli na siebie, na Hughesa i w końcu na Niniane, która spoczywała z takim zaufaniem w ramionach Tiago. Starszy z nich przytaknął. Tiago zwrócił się do nich: - Pilnujcie drzwi. Zapukajcie, kiedy przybędzie lekarz. Oboje skinęli głowami. Hughes przytrzymał drzwi, kiedy Tiago przeszedł krótki korytarz przed salonem. Odsunął na bok nogą ławę i ułożył swój cenny bagaż na sofie. Przyklęknął na jedno kolano i przez chwilę przyglądał się dobrze oświetlonej Niniane. Jej blada skóra miała ziemisty odcień. Te zazwyczaj błyszczące wielkie oczy Fae były matowe i otoczone ciemno fioletowymi cieniami. Jej usta drżały. Zacisnął zęby. Wiedział, że jej obrażenia nie zagrażały życiu. Miał długą znajomość ze straszliwymi okropieństwami wojny. Dla niego jej nóż nie byłby nawet powodem, by napisać e-maila do Nowego Jorku. Wiedział, że wydobrzeje. Nic z tego nie pomagało mu poczuć ulgi, kiedy uświadomił sobie, że gapił się na jej cierpienie. Doprowadził się do porządku. - Koc. Kiedy wyciągnął rękę, Hughes wsunął mu coś miękkiego, ciężkiego i ciepłego do ręki. Rozłożył koc i położył go ostrożnie na Niniane. Oparł dłoń na jej drżącym barku, kiedy przyglądał się jej ze zmarszczonym czołem. - Dlaczego twoje dreszcze się nagle wzmogły? - Pomagało ciepło t-twojego ciała – wychrypiała.
Zamarł, następnie z ogromną troską podniósł ją, usiadł na sofie i posadził ją sobie na kolanach, owiniętą kocem. Opadła na niego, opierając głowę na barku, niewielki ciężar wstrząsany dreszczami przenikającymi jej smukłe ciało. Położył Glocka na oparciu sofy, kiedy Hughes wyszedł z kuchni z butelką chłodnej wody. - Proszę – powiedział menedżer do Tiago. – Jeszcze nie otwarta. Tiago skinął z aprobatą, umieścił butelkę obok nogi i odkręcił nakrętkę, podczas gdy drugą ręką obejmował Niniane. Wziął łyk wody, opłukał nią język i zdecydował, że była bezpieczna, by móc ją wypić. Podsunął butelkę Niniane. Gapiła się na niego. - Nigdy więcej tego nie rób – powiedziała. Jej urywającymi się głosowi brakowało siły, jednak odzyskiwał gniewność. – Nie narażaj się, by próbować wykryć truciznę. Już jest wystarczająco trudno mieć ciebie przy sobie, wykonującego robotę ochroniarza. Uniósł brew i przechylił butelkę, zmuszona została by wypić wodę lub pozwolić jej ścieknąć po brodzie. Przepłukała gardło i przełknęła. Powiedział: - Nie tak powinnaś mówić, wasza uszczypliwość. - Tiago – powiedziała. Brzmiała, jakby jej cierpliwość została wystawiona na ciężką próbę. – Kto ma zostać królową? Ja, nie ty. Nie ty tutaj dowodzisz. Nie będziesz. Pogódź się z tym, albo wracaj do domu. - Jeśli do tego dojdzie - powiedział jej, przechylając ponownie butelkę. Została zmuszona, by wypić więcej, kiedy burzowe chmury zaczęły zbierać się w tych zadziwiających oczach. – Prosiłaś mnie o pomoc i dostałaś ją. Pogódź się z tym i się zamknij. Uniosła brodę i oderwała usta od butelki, pozwolił jej na to. Westchnęła: - Twoje zachowanie w łóżku jest socjopatyczne. - Staram się – powiedział. Uniósł głowę, a jego oczy rozszerzyły się – Huh, zgaduję, że sobie z tym nie radzę.
Sarkastyczny skurwysyn. - Dziękuję za wszystko, co dzisiaj zrobiłeś. Naprawdę to doceniam. Zmieniłam zdanie w sprawie twojego pozostania. Zwalniam cię. - Przyjechałem do Chicago mimo tego, czy chcesz mnie, czy też nie, nie będę sobie tym zaprzątał więcej głowy – odpowiedział. Podniósł wyżej butelkę, wzdrygnęła się i zakryła dłonią usta. – Dalej, jesteś krnąbrna, skończ butelkę. Na dodatek w twoje rany wdało się zakażenie, wypiłaś za dużo wódki. Musisz się nawodnić. - Której nie mam – wymruczała. Poza tym była spragniona, sięgnęła po butelkę z wodą, a on pozwolił jej wziąć ją. – Przy tej ilości alkoholu, który wypiłam, całe moje ciało powinno być sterylnym środowiskiem. - Życie nie jest logiczne. Pośród ciepła jego ciała oraz koca jej dreszcze zelżały, wyglądała na nadąsaną i zbuntowaną. Dolna warga tych kuszących ust opadła lekko. Ucisk w jego wnętrznościach zaczął zanikać, czuł się prawie wesołym. Kątem oka mógł dostrzec wyraz twarzy Hughesa. Zazwyczaj poważna twarz menedżera z otwartymi ustami wyrażała fascynację. Tiago zerknął na niego gniewnie. Potem usłyszał dźwięk. Położył Niniane na sofie, chwycił Glocka i ruszył w stronę holu zanim Niniane i Hughes zdążyli zareagować. Ktoś zapukał do drzwi, kiedy do nich podszedł. - Czego – powiedział bez ich otwierania. - Hotelowy lekarz jest tutaj. Stanął z boku i pochylił się, by spojrzeć przez wizjer. Hotelowi ochroniarze/policyjni tajniacy stali tyłem do drzwi, w polu widzenia. Między nimi stał drobny, inteligentnie wyglądający mężczyzna, trzymał torbę. Nawet przez drzwi Tiago mógł zauważyć szept magii otaczającej mężczyznę. Doktor był czarodziejem. Hughes także podszedł do drzwi. Tiago wskazał na drzwi.
- Potwierdź jego tożsamość. Menedżer spojrzał prze wizjer. - To doktor Weylan, to do niego dzwoniłem, Hotel ma go na usługach od kilku lat. Tiago otworzył drzwi, zaprosił gestem doktora i zamknął za nim drzwi. Potem przycisnął doktora do ściany, jedną rękę trzymając na jego gardle i przedstawił go Glockowi. - To są zasady – powiedział. – Żadnej drugiej szansy. Byłem na polach bitew na długo zanim się urodziłeś. Potrafię ocenić stan rannych i znam się na medycznych procedurach, wliczając magiczne. Nie chcesz, bym źle zrozumiał coś, co zrobisz. Zrobisz choć jedną rzecz, która wyda mi się podejrzana i jesteś martwy. A ja nie stracę ani chwili snu, z powodu tej decyzji. Łapiesz? Blednąc, doktor przytaknął. Hughes gapił się na Tiago, a z salonu zawołała Niniane: - Tiago! Podniósł głos, jakby strzelił z bicza. - Przejrzymy twoje argumenty. Były dwa zamachy w czasie krótszym niż trzydzieści sześć godzin. Nie pozwalasz mi, abym zabrał cię z powrotem do Nowego Jorku, więc obowiązuje osąd karabinu, dopóki nie znajdziemy bezpiecznej bazy dla podjętych operacji. – Dużo ciszej powiedział do doktora: - Nadążasz? - W tej chwili tak – powiedział mniejszy mężczyzna. Tiago poluzował chwyt na gardle mężczyzny. Spokojne, wyraźne oczy napotkały jego. Doktor posłał mu lekki zduszony uśmiech. - Wyraziłeś swój punkt widzenia. Pozwól mi robić to, po co przyszedłem i zająć się moją pacjentką. Tiago wziął głęboki wdech i cofnął się. Przeżył tak długo, dzięki zaufaniu do własnych wnętrzności. Mówiły mu, że Hughes mówił prawdę, przez lata ludzki doktor wiele razy dowiódł swojej wartości dla pięciogwiazdkowego hotelu i jego klientów. Wnętrzności
wiedziały także, że nikogo nie może być pewien, z powodu przekupstwa, przymusu, rodziny albo przekonań religijnych lub politycznych. Dlatego podążał tuż za doktorem, który wszedł do salonu, ukląkł przy sofie i przedstawił się Niniane, otwierając torbę. Jak Tiago powiedział Niniane, życie nie było logiczne. Często było wypełnione niepewnością. W tej chwili jedną rzecz wiedział na pewno. Ten mały manipulujący przy pomocy seksu kociak nie umrze dzisiaj. Przeznaczenie każdego zawsze pozostaje otwartą sprawą.
Skulona
pod kocem Niniane rozglądała się wokoło nieobecnym wzrokiem. Hotelowy
salon wydawał się bez zarzutu. Były krzesła, sofa, stoliki, telewizor o płaskim ekranie, wszystkie obowiązkowe elementy, jednak jej wyczerpany umysł wydawał się niezdolny do wychwycenia jakiegokolwiek detalu. Zdecydowała, że miała jakąś dziwaczną infekcję. Ktoś próbował wepchnąć dodatkowy wymiar do jej głowy i nie pasowało jej to. Zbyt głośny hałas przyszedł i odszedł. Omiotła wzrokiem kąty. Bolała ją rana od noża. Światło było zbyt jasne, bolały ją od niego oczy. Bolała ją skóra, bolało oddychanie, jak diabli, nawet włosy ja bolały. Czuła się, jakby miała ledwie wystarczająco energii, by leżeć na sofie i żyć. Jednak kiedy tylko Tiago znalazł się w pobliżu, wydawało się, że mam mnóstwo energii, by się z nim sprzeczać. To musi być znak od Boga, by powiedzieć jej, jak było źle z nim być. Otworzyła oczy, kiedy trzech mężczyzn weszło do pokoju. Hughes dowiódł, że był dyskretnym człowiekiem, kiedy napotkał jej wzrok i gest, by poszedł do kuchni. Skinęła mu w podziękowaniu. Szczupły człowiek uklęknął obok niej na podłodze, otworzył torbę lekarską i uśmiechnął się. Tiago zawisł tuż nad nim, jego twarz była ponura, jego obsydianowe oczy mordercy śledziły każdy ruch niepozornego mężczyzny. Skierowała swoją uwagę z powrotem do klęczącego obok niej mężczyzny. Jego inteligentna twarz była naznaczona uprzejmością.
- Jestem doktor Weylan – powiedział do niej. – To dla mnie honor, spotkać waszą wysokość, jestem pewien, że oboje wolelibyśmy, by nastąpiło to w lepszych okolicznościach. Słyszałem, że miałaś kilka ciężkich dni. - Możesz powtórzyć – powiedziała. Wyczerpanie powodowało, że jej głos był słaby. Potem skierowała wzrok w kierunku Tiago i wywróciła oczami w kierunku lekarza, kiedy dodała: - I ktoś próbował mnie także zabić. Brwi doktora uniosły się, a on sam się zaśmiał, podczas gdy z nad jego ramienia Tiago spoglądał na nią przeszywającym wzrokiem. - Okay – powiedział doktor Weyland. – Wyjaśnię wszystko co będę robił, zanim to wykonam. Po pierwsze zamierzam położyć ręce na tobie i wykonać magiczne sondowanie. Położę jedną rękę na twoim czole, a drugą w pobliżu miejsca, gdzie odniosłaś ranę. Miałaś już takie badanie wcześniej? Skinęła. - Dobrze, więc wiesz, że może trochę łaskotać, ale nie będzie bolało. To po prostu da mi informacje, podczas gdy ty opowiesz o tym co ci się przydarzyło. W porządku? - W porządku – powiedziała. Położył delikatnie dłoń na jej czole, po pytaniu umieścił drugą dłoń w pobliżu rany od noża. Wyraz jego piwnych oczu wyostrzał się z rosnącym zainteresowaniem. - Do dzieła, powiedz mi co się wydarzyło – zachęcił ją. Westchnęła. - Jeśli widziałeś to głupie rozprzestrzeniające się nagranie, dobrze wiesz co się stało. Kuzyn powiedział, że chce mnie zabrać na obiad. Potem on i jeszcze dwóch napastników rzuciło się na mnie i zostałam ugodzona nożem. Oczyściłam ranę najlepiej, jak mogłam, ale była okropnie głęboka. Musiało rozwinąć się zakażenie. Doktor przytaknął. W pokoju zapadła cisza, kiedy się skoncentrował. Po chwili, uniósł ręce i uśmiechnął się do niej.
- Cieszę się, że mogę powiedzieć, że jesteś szczęściarą, wasza wysokość. Rana jest głęboka i jeśli zadana byłaby pod nieco innym kontem, twoje płuco zostałoby przebite. Spojrzała na Tiago. Jego mroczne spojrzenie napotkało jej. Wyglądał bardziej złowieszczo niż kiedykolwiek, chociaż jego dłoń była całkiem delikatna, kiedy sięgnął by rozprostować lok w jej włosach. Doktor kontynuował. - Z tobą dobrze, oczywiście. Zakażenie jest wewnątrz. Rana powinna łatwo się zagoić, kiedy usuniemy włókna odzieży, które dostały się do środka w wyniku ciosu. Cierpisz z powodu szoku i utraty krwi, ale poza tym jesteś całkiem zdrowa. Chciałbym podłączyć ci kroplówkę, aby wyrównać poziom płynów. Tiago poruszył się. - Żadnej kroplówki – powiedział. - Żadnych zastrzyków. Nie bez sprawdzenia wszystkich twoich środków medycznych. Doktor zamarł, kiedy przemówił Tiago, Weyland kontynuował, nawet nie odwracając wzroku od jej twarzy. - Wyłączając to, nalegam, byś przyjęła płyny. Wszystko czego potrzebujesz zrobię w zaciszu i bezpieczeństwie tego apartamentu. Mogę rzucić zaklęcie znieczulające na twoją ranę oraz zaklęcie oczyszczające, które przepłucze twoją ranę i usunie włókna w jakieś dziesięć minut. To będzie dziwne uczucie, jednak jest znacznie miej bolesne i inwazyjne niż fizyczne działanie. Potem mogę zwalczyć zakażenie zaklęciem lub przepisać antybiotyki. - Co lepsze? – spytała. Nie ważne jak bardzo starał się mieć otwarte oczy, cały czas zamykały się. - To sześć dla jednego, pół tuzina dla drugiego – powiedział. – Zaklęcie oczyszczające jest szybkie i skuteczne, ale atakuje organizm jak burza. Poczujesz się słaba i wyczerpana przez kilka dni. Antybiotyk potrzebuje więcej czasu, ale nie oddziałuje tak bardzo na samopoczucie. Zmusiła się, by otworzyć oczy i spojrzała na Tiago.
- Może antybiotyk – powiedziała. - Wtedy będę mogła podnieść się z łóżka szybciej. - Nie – powiedział Tiago. Schylił się nad nią i splótł swoją dłoń z jej. Jego dłoń była ogromna, zakryła jej. – Będziesz miała tyle czasu, ile potrzebujesz, aby wyzdrowieć, świat na ciebie poczeka. Jestem tutaj. Nie wybieram się nigdzie. Jesteś całkowicie bezpieczna. Posłała mu puste spojrzenie. Całkowicie bezpieczna. Nie miała pojęcia, co to znaczyło. Zamknęła oczy. - Co więc jest najlepsze – powiedziała apatycznym głosem. Nastąpiła pauza. Doktor pociągnął koc, podniósł luźny skraj koszuli i podwinął koszulkę. Poczuła, kiedy zaklęcie znieczulające opadło na jej brzuch. Westchnęła z ulgi, kiedy ból zelżał. Miała nadal zamknięte oczy i słuchała bez zainteresowania rozmawiających mężczyzn. - Straci więcej płynów, kiedy użyję zaklęcia ekstrahującego. Nie podoba mi się jej poziom odwodnienia. Jak mogę cię przekona, że ten worek z roztworem soli, który mam, jest bezpieczny? – spytał doktor Tiago. Wojownik Wyrów powiedział: - Masz więcej igieł? - Tak. - Użyj jednej na sobie. Po pięciu minutach, możesz podłączyć resztę zawartości worka do niej. - W porządku, zrobię tak. – Weyland podniósł głos. – Scott? Menedżer wpadł do pokoju. - Tak?
- Mógłbyś przynieść parę ręczników z łazienki? - Oczywiście. Po przyniesieniu naręcza ręczników menedżer zniknął ponownie. Wzdrygnęła się, kiedy ciepła dłoń opadła na jej czoło i pogładziła włosy. Ręka Tiago była znacznie większa niż ręka doktora, bardziej szorstka i zrogowaciała. Położyła palce na jego umięśnionym przedramieniu. Emanował ukrytą mocą Wyrów, wydającą się prądem krążącym w pniu drzewa. Otworzyła na krótko oczy, by zobaczyć, że klęczał koło jej głowy. Nachylał się nad nią i spoglądał ostrym wzrokiem drapieżnika, kiedy doktor odsuwał zawadzającą odzież i wycierał miejsce zranienia. Doktor działał z uwagą, kiedy podłączał kroplówkę, wiszącą na haczyku obrazu, do swojej prawej ręki. Tiago kontynuował gładzenie palcami jej włosów. To było tak przyjemne, że ścisnęła jego rękę trochę mocniej. Szepnął do niej: - Nie jesteś zabawna, kiedy wylewa się z ciebie nadzienie, wasza apatyczność. Czy to oznaczało odpowiedź. Westchnęła. - Jesteś jak kauczukowa piłeczka, która nie podskakuje – powiedział. Objął jej policzek wielką dłonią. – Jak robak, który przestał się poruszać.
Robak? - Oh, proszę, przesadzasz. – Przyłożyła dłoń do czoła. – To zbyt kwieciste. Ktoś chrząknął. Doktor powiedział: - Minęło pięć minut. Tiago odpowiedział mu: - Możesz użyć kroplówki na niej. Tylko ten worek.
- Rozumiem. Doktor wbił igłę w jej lewą rękę, była bliżej ściany, okleił plastrem i podpiął do kroplówki. Potem położył zwinięty ręcznik koło jej boku i rzucił zaklęcie ekstrahujące. Jęknęła i zacisnęła prawą dłoń w pięść. To natychmiast uderzyło w Tiago. - Z tobą w porządku, faerie? – spytał ostrym głosem. - Tak, dobrze – powiedziała. Otworzyła oczy i posłała mu nieszczęśliwe spojrzenie. – Po prostu sięga tak głęboko, gdzie żadne rzeczy nie powinny. Zachmurzył się i spytał doktora: - Możesz uśmierzyć jej ból trochę bardziej? Doktor był zajęty wycieraniem jasnego strumyczka krwi i płynów, które zaczęły wyciekać z otworu rany. Pokręcił głową. - Nie bez pomocy leków. I nie wstrzyknę ich sobie, ani nikomu bez dobrego powodu. – Spojrzał na nią. – To było najgorsze. Obiecuję. Skończę w ciągu kilku minut. - W porządku – powiedział zduszonym głosem. Poruszyła nogami, by ułożyć je wygodniej. Tiago znów zaczął gładzić jej włosy. Uspokoiła się, wszystko wewnątrz niej skupiło się na ciepłym komforcie, który oferował. Odnalazł jej spojrzenie i powiedział: - Zgadnij co dostaniesz za bycie tak grzeczną dziewczynką dla doktora? Była nadal zarumieniona z powodu gorączki, nienawidziła swędzącego uczucia głęboko w ranie. Nie chciała się do niego uśmiechnąć. Nie chciała. Jeden z kącików ust uniósł się do góry. Spytała: - Co?
Mrugnął do niej. - Co powiesz na naleśniki z truskawkami i bitą śmietaną? Oczy jej zaświeciły. - Obiecujesz? - Oczywiście. Jej uśmiech pogłębił się, wiedziała, że to była prawda. Zwyczajna wiedza osiadła głęboko w jej kościach. Mogła nie znać Tiago pod wieloma względami zbyt dobrze, ale po dekadach życia i spotykania tropicieli Wyrów, pod innymi względami znała go doskonale. Jeśli nakierował na coś swój umysł, nic nie mogło go zatrzymać. Jeśli dawał obietnicę, nigdy nie zrezygnowałby, nigdy nie powstrzymał, zanim nie osiągnął by tego, co powiedział, że zrobi. To mogło czasem doprowadzać do furii, ale było coś czemu ufała, całkowicie. - Oh, dalej, faerie. Jesteś po prostu zbzikowana. – Jego białe zęby odbijały się od twardej, ogorzałej twarzy. – Wiesz, że nadal ich chcesz. Nieszczęsna, samotna część jej zapadła w coś przypominającego spokój. Obróciła policzek w jego dłoń. Widok dotarł do jego ciemnych oczu, nowy wyraz, którego nie mogła rozszyfrować. Pogładził jej usta kciukiem i gapił się na nią, jakby ja zobaczył po raz pierwszy. Zabrzmiało pukanie do drzwi. Hughes powiedział: - Zobaczę, czego chcą. Bez odwracania od niej wzroku, Tiago rozkazał: - Nie otwieraj drzwi. Nie wpuszczaj nikogo do środka. - Nie, sir.
Rzeczywistość próbowała się wtrącić. Nie chciała tego. Owinęła palce swoje wolnej ręki wokół jego grubego nadgarstka, jej czoło zmarszczyło się. Wytrzymując jej spojrzenie, szepnął najprostszym dźwiękiem. - Ssszzz. Wrócił Hughes. - Delegacja Mrocznych Fae domaga się, by móc zobaczyć jej wysokość. Odmawiają ci prawa do chronienia jej i grożą Wyrom wojną.
05 Naprężyła się. Tiago stuknął ją w nos palcem wskazującym. - Zła odpowiedź – szepnął. – Pamiętaj, świat na ciebie zaczeka. W porządku? Wzięła głęboki wdech i rozluźniła się. - W porządku. Tiago odwrócił się, jego zachowanie było spokojne i niespieszne. - Hughes, co za głupotę może powiedzieć menedżer hotelu. Będą rzucać się tak bardzo, jak zapragną, aż nie dostaną się za drzwi klatki schodowej. Rozumiesz? Menedżer przełknął ślinę i kiwnął głową. - Piętro zostało ewakuowane i jest przeszukiwane. Jest po dwóch strażników przy drzwiach z klatki schodowej, a windy zostały zablokowane. - Dobrze. Tak to wygląda. – Odwrócił się z powrotem do niej. – Jak idzie? - Przestało swędzieć – powiedziała. - Doskonale, rana przestała krwawić – powiedział do niej doktor Weylan. – To oznacza, że oczyszczanie spełniło swoją rolę. Zamknę ranę kilkoma szwami i zabandażuję ją. A kiedy rzucę zaklęcie uśmierzające, będziesz mogła zażyć prawdziwego odpoczynku. Przytaknęła. Doktor skończył w jednej chwili. Powstrzymała go uniesieniem dłoni, kiedy chciał rzucić zaklęcie. Tiago zmarszczył brwi, zignorowała go i spytała lekarza: - Czuję się roztrzęsiona. Chciałabym się ogarnąć, zanim rzucisz zaklęcie. Uśmiechnął się. - Dobry pomysł.
Ledwie mogła się poruszyć, kiedy spróbowała usiąść, Tiago wsunął ramiona pod jej barki i kolana i podniósł ją do góry. Zahaczył worek z kroplówką na palec i zaniósł ją, nadal owiniętą w koc, przez sypialnię do łazienki. Z troską postawił ją na ziemi. Odwróciła się i sięgnęła po worek z kroplówką. Przytrzymał go poza jej zasięgiem. - Przestań – powiedział. – Pomogę ci. Rozpalony kolor wystąpił jej na policzki. Nachmurzyła się. - Nie sądzę. To koniec twojej drogi, kowboju. – Otworzył usta, by odpowiedzieć, kiedy powiedziała – są pewne rzeczy, które dziewczyny lubią robić same. Zmieszanie zatańczyło w jego ciemnych oczach. - Nie ma nic takiego, co mogłabyś zrobić, a czego nie widziałem tysiące razy w armii szpetniejszych, włochatych ludzi. - Być może – powiedziała z godnością – jednak nie widziałeś jak ja to robię. Proszę, nie kłóć się ze mną o to, Tiago. Jestem zmęczona i poraniona, chcę do łóżka. Zacisnął usta, ale się zgodził. Sprawdził tył drzwi do łazienki i powiesił worek na haku, który znalazł. - Nie zamykaj drzwi na klucz – powiedział do niej. Będę po drugiej stronie. Kto by pomyślał, że prawdziwie zwierzęca forma wojownika Wyrów ma instynkt macierzyński? Wywróciła oczami i westchnęła. - Zgoda, wyjdź. Zamknął drzwi. Rozważała możliwe zalety wzięcia prysznica, kiedy korzystała z toalety, ale po prostu zabrakło jej energii, by wyobrazić sobie jakby mogła dokonać tego z igłą od kroplówki wbitą w rękę. Zamiast tego nad zlewem obmyła twarz i umyła zęby.
Było tyle do zrobienia, tyle do zaplanowania i manewrowanie po tym całym politycznym polu minowym, a prosta czynność umycia się to było dla niej prawie zbyt wiele. Jak długo zostanie Tiago, by jej pomóc? Obiecał, że zostanie tak długo, dopóki nie wyzdrowieje, ale co to znaczyło? Czy wyjedzie po tym jak zaśnie i zobaczy, że ona jest w bezpiecznych rękach? Rozsądnie było tego oczekiwać. Zadrżała znów i poczuła się nieracjonalną, kiedy otworzyła drzwi łazienki. Tiago opierał się o ścianę, ręce miał skrzyżowane na piersi, kiedy czekał na nią. Wyprostował się, kiedy otworzyły się drzwi. Spytała: - Pomożesz zdjąć mi ten cholerny T-shirt. Zerknął na jej udręczoną twarz, wyraz jego twarzy zelżał. - Oczywiście. Zamknął klapę sedesu i posadził ją na niej. Potem uklęknął przed nią i pogładził jej włosy, kiedy z troską wpatrywał się w jej oczy. - To przez tę koszulkę jesteś zdenerwowana? – Uniknęła jego spojrzenia. Pokręciła głową, a usta jej zadrżały. – Więc czym? – Pochylił głowę, starając się pochwycić jej wzrok. Nie pozwoliła mu. – Powiedz. Musiała komuś powiedzieć, przynajmniej ten jeden raz. - Pragnęłam lubiącego mnie kuzyna – szepnęła. Jej twarz opadła. Powietrze opuściło jego płuca, jakby go ktoś walnął. Objął ją. Położyła głowę na jego barku, płakała, kiedy ją kołysał. Był taki wielki, wypełniał sobą łazienkę. Czuła się tak dobrze opierając się o niego, wdychając jego zapach i pozwalając mu gładzić jej włosy, plecy i szeptać do niej. To prawie pozwoliło jej uwierzyć w dobre rzeczy. Była zbyt zmęczona, aby z tym walczyć. Spoczywała na nim i pozwalała, aby jej zimne, zmęczone kości nasiąkały jego siłą i ciepłem. - To się więcej nie zdarzy – powiedział. – Przysięgam. Na Boga, chciałbym tu być za pierwszym razem, by zapobiec temu, co się wydarzyło. Do bani, że mnie nie było. Ale mówię ci teraz, faerie, to się nigdy więcej nie powtórzy.
Położyła policzek w zagłębieniu nad jego obojczykiem. Potężne mięśnie jego piersi były napięte, mogła poczuć wybrzuszenia jego bicepsa, kiedy objął ją ramieniem. Przemawiał z całą mocą obietnicy, kiedy objął tył jej głowy, a ona skryła twarz w jego szyi. Poddała się myśli, że to niemożliwe i natychmiast próbowała wydostać się z pod jego opieki. Tiago wyczuł czyjąś obecność. Obrócił głowę i przeszył spojrzeniem doktora, który przyszedł, aby sprawdzić co z nimi. Mężczyzna zasłonił się ręką i wycofał się z jego pola widzenia. Tiago skierował swoją uwagę z powrotem na mały kłębek nieszczęścia, który trzymał z taką czułością. Przytknął policzek do jej włosów. Zapach papierosów wywietrzał, zostawiając delikatny, jedwabisty zapach ziołowego szamponu, deszczu i kobiety. Złożył pocałunek na delikatnym konturze skroni. Co w niej było, że tak w nim namieszała? Nigdy nie zwracał na nią uwagi inaczej niż kogut z nachmurzonym czołem, z powodu czegoś co powiedziała albo zrobiła lub by pokręcić głową na widok innej osoby, która stała się ofiarą tego jej nieokreślonego, tryskającego życiem czaru. Jej raniąca wrażliwość, była dolegliwością przenikająca jego skórę, przedzierająca się do miejsc, o których istnieniu dotąd nie wiedział. Jego pięść zacisnęła się w jej włosach. Pełen mściwości wojownik w nim żądał zniszczenia Gerila, tylko że Mroczny Fae był martwy. Tiago pragnął wyrządzić komuś krzywdę, jednak nie było nikogo, z kim mógłby walczyć. Ten brak oszałamiał go. Miał cała swoją wściekłość, ale nie miał nikogo, by ją wyładować. Niebiosa ześlijcie jakiegoś głupca, który spróbuje kolejnego zamachu. Tiago uspokoiłby się z całą mocą wściekłego kataklizmu, który się w nim kotłował. Była zbyt wyczerpana, by móc długo płakać, kiedy gorączka znów zatrzęsła jej ciałem. Tiago przysiadł na piętach, kiedy poczuł jej dreszcze. Wyciągnął nóż z pochwy na nodze i rozciął jej T-shirt. Pod nią była niewielka koszulka w paseczki także w kiepskim stanie, poniżej piersi była poplamiona krwią. Rozciął ją także, pozostawiając ją w sportowym staniku i tych śmiesznych szortach. Potem zaniósł ją do zacienionej sypialni, położył ją na wielkim łóżku i powiesił kroplówkę na nocnej lampce. Usiadł na brzegu łóżka i odgarnął włosy z jej czoła, podczas
gdy ona drżała pod przykryciem, jej wielkie ciemnoszare oczy błyszczały niczym klejnoty pod przymkniętymi do połowy powiekami. Zawołał doktora, który wszedł od razu, by rzucić zaklęcie. Przez kilka chwil je ciało było wypełnione dziwną drżącą energią. Rozpłynęła się wystarczająco i pozostawiła jej ciało w głębokim letargu.
Zabierze jej ciału chwilę, aby uświadomić sobie fakt, że nie ma
już zakażenia, z którym musiało walczyć. Doktor postawił kilka butelek z wodą na stoliku obok łóżka i obiecał, że sprawdzi co z nią po tym, jak się przebudzi. Kiedy wyszedł z sypialni, zostawił drzwi uchylone na kilka cali, przez szparę wlewała się smuga światła padająca na nogi łóżka. Tiago wyciągnął się na łóżku obok niej, z zawsze obecnym Glockiem w pobliżu ręki, leżącym na stoliku obok butelek z wodą. - Zostanę, dopóki nie zaśniesz – powiedział, obracając się na bok, twarzą w jej stronę. Przez krótką chwilę paniki jej przemęczony mózg myślał, że to znaczyło, że wyjedzie, kiedy będzie spała, ale to by było dla niego zbyt szybko, aby wyjechać. Nie była jeszcze gotowa, aby samej poradzić sobie z przeżyciem. Potem zwyciężył rozsądek, kiedy owinął swoją dłoń wokół jej dłoni. Skinęła głową, a oczy jej się zamknęły. Tiago spytał cicho: - Dlaczego to robisz? Dlaczego nalegałaś, aby przyjechać tu, kiedy mówiłem, że zabiorę cię z powrotem do Nowego Jorku? To godne podziwu, że starasz się powstrzymać kogoś takiego jak Urien przed przejęciem tronu Mrocznych Fae, chociaż dałaś jasno do zrozumienia, że nie chcesz być królową. Milczała przez długą chwilę, aż pomyślał, że zasnęła. Potem powiedział: - Nie wiem, czy ubrałam to we właściwe słowa. Doceniam to, co powiedziałaś na zewnątrz, że Niniane nie umarła, po prostu się ukryła, miałeś rację. Ale ja też miałam rację. Urien zabił tę nastoletnią dziewczynę, to tak samo pewne, jak to, że zabił jej rodzinę. Cofnięcie się i objęcie tronu jest jedynym sposobem, w jaki mogę znaleźć sprawiedliwość dla niej, jej rodziców i braci. Wziął oddech i ciaśniej otulił jej palce.
- Sprawiedliwość – mruknął. Nie mógł tego zrozumieć. – Długo nadchodziła, nieprawdaż? Szepnęła: - Pamiętał jakby wczoraj to co się wydarzyło. Ta noc dla mnie się nie skończyła. Po prostu nauczyłam się żyć obok niej. – Obróciła głowę i spojrzała w jego ciemne oczy. – Muszę dać im wszystkim spokój. Zaniosę sprawiedliwość każdemu Mrocznemu Fae, który działał z moim wujem i pomogę wszystkim ofiarom, takim jak ja. Nie chcę tego robić, ale muszę do tego wrócić. Muszę znaleźć pokój lub zginąć próbując. Jego Moc otuliła ją, nagła, niewidzialna burza ochronnej energii męskiego Wyra. Chwycił jej brodę, szybki twardy chwyt, jego jastrzębia twarz zmieniła się w ostrą stal. - Nie chcę więcej słyszeć słów takich jak te teraz. Jego osobowość była zbyt mocarna. Uderzała w jej wrażliwą skórę. Szepnęła: - Tiago. To było wszystko, po prostu jego imię. Zamknęła oczy. Po chwili wściekła siła jego Mocy zelżała i zaczęła zanikać. Twarde palce gładziły jej policzek, a jego usta pokryły jej w krótkiej ciepłej czułości. - Biedna zmęczona faerie. Śpij teraz – szepnął. – Nie martw się o nic. Po prostu śpij. Nie miała żadnego wyboru. Runęła z klifu w ciemność.
Zaraz po tym jak Niniane umościła się w łóżku z pewną dozą komfortu, Tiago wrzucił wyższy bieg. Wyszarpnął telefon komórkowy i wybrał numer. Rune odebrał po pierwszym dzwonku. - Czego potrzebujesz? - Mamy cholerny ładunek kłopotów skierowanych pod naszym adresem – powiedział Tiago. – Jeśli gówno jeszcze nie trafiło w wentylator, to zrobi to wkrótce. - Jesteście bezpieczni? - Taa. – Podał tropicielowi numer ich pokoju. – Z nami w porządku. - Jak nasza ulubiona księżniczka? - Z nią w porządku – powiedział mu Tiago. – Jest oczywiście zestresowana i wyczerpana. W ranę wdało się zakażenie, więc doktorek musiał zaaplikować jej zaklęcie odkażające. Teraz śpi. - A co z tą gównianą górą kłopotów? - Był kolejny atak. - Wspomniałeś o tym cennym fakcie, kiedy groziłeś zastrzeleniem tłumowi reporterów z kamerzystami i paparazzim, stojących przed Regentem. Jestem tutaj, aby powiedzieć ci, synu, że jesteś jednym skurwysyńskim koszmarem PR. – Rune nie brzmiał na zatroskanego. Żuł głośno gumę. – Chociaż wyglądasz słodko w telewizji. Tiago kroczył po salonie. - Powierzył byś komuś w Chicago swoje życie? Poważnie. Krótka pauza narastała niewidzialnymi szponami i kłami. - Uściślij – powiedział Rune. Uprzejmość tropiciela wyparowała do końca, lodowaty ton wojownika Wyrów, który utorował sobie drogę, by zostać Pierwszym Cuelebre.
- W atak zamieszana była triada – powiedział Tiago. – Byli ubrani tak, by wyglądać na Mrocznych Fae, ale nimi nie byli. Rune, oni byli Wyrami.
Niniane była pogrążona w głębokim, pozbawionym snów śnie,
do czasu, aż jej ciało
nie zmusiło jej do przebudzenia. Walczyła, aby wydostać się z łóżka, zastukała butelka z wodą na nocnym stoliku. Nagle pojawił się Tiago. Zaniósł ją do łazienki, tym razem nalegał, by zostać. Czuła się taka słaba, wszystko jej ciążyło, nie miała sił, by się z nimi sprzeczać albo czuć się zmieszaną. Raczej opierała się na nim, oczy miała zamknięte, kiedy pomógł jej ściągnąć bieliznę i posadził na muszli, Kiedy skończyła i umyli ręce, wziął ją ponownie i zaniósł do łóżka. - Chcę ściągnąć te cholerne rzeczy – wymamrotała, kiedy ją okrywał. - Jakie cholerne rzeczy? – spytał. Odgarnął jej włosy z czoła. Potrząsnęła ręka z podłączoną kroplówką - Jeśli musiałam się wysikać, to nie jestem odwodniona, nie potrzebuję już tego. Uścisnął jej dłoń. - Porozmawiam z doktorem. Kilka minut później doktor wszedł do sypialni. Wyciągnął igłę z jej ręki i przyłożył mały gazik, który przymocował przylepcem. Wymamrotała podziękowanie, skuliła się na swoim niezranionym boku i ponownie zapadła w sen. Reszta dnia należała do Tiago. Więcej wisiał na telefonie niż nie. Po piętnastu minutach zaskoczyła go niespodzianka, Rune oddzwonił. Było za późno, by wysłać ekipę sprzątaczy na miejsce drugiego ataku. Policja była na miejscu i badała miejsce przestępstwa. Rune i Aryal zmierzali do Chicago, by zbadać związek Wyrów z próbą zabójstwa. W międzyczasie Tiago rozmawiał z tropicielem gargulcem Grymą, który był szefem bezpieczeństwa w Nowym Jorku oraz szefem policji w Chicago, dopóki nie ustalili listy starszych funkcjonariuszy, którzy weszli w skład oddziału powołanego do ochrony Niniane.
Kiedy lista została ustalona, Tiago rozpoczął współpracę z dowódcą oddziału. Porucznik Cameron Rogers, służąca od dwudziestu lat w policji weteran, przybyła w ciągu godziny do Regenta. Była wysoką piegowatych kobietą, o piaskowych włosach, w wieku tuż ponad czterdziestu lat, emanowała silną, jasną energią pewnej siebie atletki, była kombinacją efektywności i poczucia humoru. Teraz, kiedy piętro było obstawione przez więcej niż dwóch policjantów udających hotelową ochronę, Tiago skierował swoją uwagę na inne rzeczy. Tiago odmówił zostawienia drzwi sypialni Niniane niechronionymi. Po tym jak Tucker dostarczył jego worek, Cameron przyniosła mu go, przeciągnął kuchenny stół, by móc położyć na nim laptop i pracować. Następnym punktem na jego liście było przejrzenie akt ludzi pracujących dla Hughesa, wybranie kucharza i sprzątaczki. Odrzucił kilkoro, wysłał pozostałe akta Grymowi do przejrzenia, w ciągu popołudnia wybrał czworo członków personelu, z którzy z doktorem Weylanem zajęli dwa sąsiednie apartamenty. Weylan zgłosił się, by magicznie przesondować na obecność trucizn całe dostarczane jedzenie. Oddział specjalny uporał się ze szczegółami rozmieszczenia członków personelu oraz bezpiecznego dostarczania jedzenia. Tiago poczuł się dotknięty, kiedy delegacja Mrocznych Fae, mieszkająca w penthousie, odmówiła uznania „jego zaangażowania” i wysłania czegokolwiek należącego do Niniane na dół. Rogers była tą, która zapukała do drzwi i poinformowała go o tym. Powiedziała: - Niekomunikatywne dranie. Dlaczego nie chcą przysłać jej paru pidżam, na litość boską? Tiago gapił się na długonogą porucznik bez dostrzegania jej. - Utrzymują precedens, dopóki nie przybędzie reprezentant Trybunału Starszych – powiedział.
–
Zamierzają
ogłosić,
że
przetrzymuje
ją
tu
nielegalnie.
Jeśli
będą
współpracować, to osłabi ich argumentację. Zamierzają się mnie pozbyć. Głupi Fae. Mógłby roznieść hotel, zanim by to nastąpiło. Najchętniej z delegacją nadal w środku.
- Cokolwiek robią, wynik jest okrutny. Zostawiają ją bez niczego z wyjątkiem gratisowych hotelowych gówien – powiedziała Rogers. Policjantka skrzyżowała ramiona. – Pójdę i zdobędę dla niej trochę rzeczy. Po prostu podaj mi jej rozmiar. Posłał jej niewidzące puste spojrzenie. - Nie mam pojęcia – mruknął. – Czekaj. – Wślizgnął się do cichej sypialni, żeby wygrzebać zmaltretowany T-shirt z kosza w łazience, po czym wrócił do salonu. - Ma ekstra mały – powiedział porucznik. - Chryste, jest jak malusieńka nastolatka – wydusiła z siebie. – Kto mógł dźgnąć kogoś takiego jak ona. - Niektórzy lubią kopać szczeniaki – stwierdził. Wyciągnął z kieszeni klips z pieniędzmi i dał jej zwitek banknotów. Jej piaskowe brwi drgnęły, kiedy dokonała szybkiego przeliczenia pieniędzy - Jesteś świadomy, że dałeś mi pięć tysięcy dolarów? - Co? – powiedział z niezadowoleniem. – Nie wystarczy? - Nie, powiedziałabym, że wystarczy. – Uśmiechnęła się i odwróciła, by odejść. - Czekaj – powiedział. Kiedy policjantka zatrzymała się i spojrzała uważnie na niego, potarł kark i spojrzał na dywan, starając się nawigować w głowie wśród obcych myśli o kobiecych błahostkach. – Lubi ładne ubrania. I szminkę, lubi szminkę i zwisające kolczyki i rzeczy jak te, we wszystkich kolorach. I czekoladę, możesz kupić jej pudełko czekoladek? Może coś z tego mogłoby być zapakowane na prezent. Wzrok Rogers zelżał. Twarz Tiago pociemniała, kiedy posłała mu uśmiech migoczący w kącikach oczu. Spytała: - Coś jeszcze?
Nachmurzył się, kiedy myślał. Co to były za rzeczy, jakie dostała żona Dragosa, kiedy dochodziła do siebie? Dobrze, oprócz pierścionka z diamentem i reszty. - Modziarskie magazyny – mruknął. – No wiesz, dziewczęce. - Jesteś pewien, że nie chcesz sam iść jej tego kupić? Jego wzrok powędrował do góry i napotkał spojrzenie Rogers, pokręcił głową. Chyba, że zawierałoby słowo półautomatyczny, nie miałby na początku wskazówek. - Nie zostawię jej – powiedział. – Będziesz musiała to zrobić. Jestem pewien, że to co wybierzesz będzie w porządku. Chcę, żebyś się upewniła, że to ładne. - Zrobię tak – obiecała. – Hotel jest otoczony przez najlepsze sklepy i centra handlowe w Chicago. Nie oddalę się zbytnio i wrócę wkrótce. - Tak zrobisz – powiedział.
Kiedy
Niniane zasnęła po raz drugi, zapadła ponownie w głęboki sen po głębokim
wyczerpaniu. Potem odwróciła głowę. Co to był za dźwięk? Rozejrzała się wokół. Stała w jednym z wielu korytarzy pałacu Mrocznych Fae, był skromny, dziwnie tonący w mroku nocy o niebieskawej poświacie. Księżyc w pełni świecił przez wysokie okna i rzucał smugi srebra na ciemne, przysadziste meble. Pojedynczy odgłos niespiesznych kroków rozbrzmiewał echem pośród cichych komnat, cichy, chociaż określony odgłos obcasów na wypolerowanej podłodze. To był cichy, zwyczajny, ukrycie groteskowy dźwięk. Śmierć przeszła przez jej dom i nikogo nie pozostawiła przy życiu. Groza i adrenalina pulsowały w niej, drżały jej usta i zaschło jej w gardle. Właściciel tych kroków polował na nią. Musiała biec. Musiała uciec z kostnicy, która kiedyś była jej domem, jednak nie pamiętała drogi. Przebiegła przez hol, cicho na bosych stopach, starając się szalenie znaleźć drogę ucieczki z budynku. Poślizgnęła się w kałuży ciepłej, kleistej krwi i upadła
na kolana, podparła się dłońmi. To była krew jej braci bliźniaków. Spojrzała. Ich małe, pozbawione życia pięcioletnie ciała były rzucone w kąt, jak porzucone lalki. Były tu tak wiele okien. Mogła dostrzec znajomy, lśniący srebrem krajobraz na zewnątrz, jednak nie mogła pozwolić sobie na wybicie okna, ponieważ hałas rozbijanego szkła zwrócił by uwagę straszliwej rzeczy, która polowała na nią pośród cieni. Nie mogła znaleźć drzwi. Znała to miejsce. Dlaczego nie pamiętała, gdzie były drzwi. Odgłos kroków zbliżał się. Chłodna Moc przenikała komnaty, owijając się wokół mebli, prześlizgując pod drzwiami, tężejąc w powietrzu jak sploty boa dusiciela, owijającego się wokół swojej ofiary. Wpadła do szafy i przepchnęła się przez ubrania do tyłu. Utonęła w drżącej kuli dusznej ciemności, krzyk tworzył się w tyle jej gardła, jednak nie mogła wydobyć z siebie dźwięku. Mogła zostać zarżnięta, jeśli wydałaby z siebie chociaż jęk. Zakryła dłońmi usta. Urywany oddech brzmiał w jej uszach tak głośno jak krzyk. Kroki podeszły bliżej, pogrążyła się w panice. Obudziła się gwałtownie, obie dłonie miała przytknięte do ust. Trzęsła się i była pokryta zimnym potem, nie miało to nic wspólnego z jej raną. Przez kilka uderzeń serca zacieniona hotelowa sypialnia była tak samo groteskowa i przerażająca jak sen, który właśnie opuściła. Następnie rzeczywistość ukształtowała się i osiadła na miejscu. Zmusiła swoje naprężone ciało do rozluźnienia, mięsień po mięśniu, leżała zasłaniając dłońmi oczy, kiedy jej serce zwalniało, a oddech cichł. Minęło wiele czasu od kiedy śnił jej się duszący koszmar, jak wuj Urien polował na nią. Koszmar był mrocznym przypadkiem. Sądziła, że nie powinna być zdziwiona, że powrócił, ale była pewna jak cholera że nie czekała na niego. W końcu pragnienie zmusiło ją do poruszenia się. Znalazła butelkę z wodą, odkręciła i wypiła większość zawartości, zanim wzięła oddech. Zatopiła się z powrotem w poduszkach, ściskając butelkę, kiedy ziewnęła tak mocno, że strzeliło jej coś w szczęce. Doktor nie ostrzegł jej, powinna zaniepokoić się, jak letarg wychudził jej ciało. Rana bolała nadal, ale nie tak rozdzierającym płomieniem, jak wówczas, kiedy była zakażona. Przynajmniej skóra nie wydawała się taka, jakby ktoś pociął ją żyletką. Wydawało się, że gorączka minęła.
Sypialnia była ciemna i chłodna. Smuga światła od częściowo otwartych drzwi padał na nogi łóżka. W pokoju za drzwiami był włączony telewizor. Słychać było kanał z wiadomościami. Ziewnęła ponownie i skończyła wodę. Czuła się wyczerpana, nadal zmęczona i roztrzęsiona, sądziła, że nie da rady dłużej spać. Włączyła lampkę obok łóżka, chwilę później pojawił się Tiago. Jego długie, potężne ciało wypełniło drzwi, jego ostre jastrzębie oblicze było zaalarmowane. W którymś momencie przebrał się w czarny T-shirt, dżinsy i ciężkie buty. Bawełniana koszulka opinała mięśnie jego klatki piersiowej i ramion. Miał na sobie kaburę z pistoletem. Jego Moc wypełniła pokój, kiedy się rozglądał i spojrzał na nią. Spojrzała wilkiem, kiedy przypomniała sobie, jak pomógł jej w łazience. Nie okazał śladu niepokoju, ani niepewności, ale pomógł jej ze spokojną praktycznością. Pociągnęła pościel i owinęła się nią pod ramionami. Była pierwotną osobą. Nie przywykła, aby jej ciało wprawiało ją w zakłopotanie. Dlaczego było inaczej? Wszystko co wiedziała, to że był tak cholernie wielki i przytłaczający, miała świadomość swojej ekstremalnej wrażliwości na niego. Podszedł do niej i usiadł na brzegu łóżka, powstrzymała się przed odsunięciem od niego. Kilka linii pojawiło się pomiędzy czarnymi łukami jego brwi. - Jak się czujesz? – spytał. Schyliła głowę. - Głodna i zmęczona. Trochę zdezorientowana. - Twoja rana? - Boli, ale nie tak jak wcześniej. Jak długo spałam? - Prawie dwadzieścia cztery godziny – powiedział. Jej głowa powędrowała do góry. - Żartujesz?
- Narzekałaś na kroplówkę i poszłaś do łazienki, ale potem przespałaś dzień. Nic dziwnego, że jesteś głodna. Nie sądzę, abyś coś zjadła w ciągu ostatnich dwóch dni z wyjątkiem wódki i Cheetosów. – Zmarszczki na czole pogłębiły się. – Coś nie tak? - Nic – powiedziała. Ostre spojrzenie ciemnych oczu rozcinało jej obronę, zmuszało ciało do skulenia się. - Nie wierzę ci. Co jest nie tak? Przez chwilę myślała, że będzie drążył nadal, ale potem uśmiechnął się lekko. - Czujesz się wystarczająco dobrze. Myślisz, że możesz wykąpać się sama, czy jesteś zbyt roztrzęsiona? - Poradzę sobie – warknęła, kiedy przyciągała pościel mocniej do swoich piersi. - W porządku – powiedział wystarczająco łagodnym tonem. – Zrobię kawę i zamówię coś do jedzenia. Krzycz, jeśli będziesz czegoś potrzebowała. - Nie będę – powiedziała. – Nie potrzebuję niczego. - Dobrze. Przyglądał się jej przez kolejną chwilę, jakby była dziełem sztuki, którego nie mógł zrozumieć. Potem wstał i wyszedł. Zostawił uchylone drzwi do sypialni. Podniosła się na nogi i stanęła opierając się jedną ręką o ścianę, dopóki nie była wystarczająco pewną, że nie upadnie. Kiedy poczuła, że stoi wystarczająco pewnie, poszła zamknąć drzwi sypialni. Wzięła do łazienki hotelowy szlafrok, zamknęła na klucz drzwi i weszła pod prysznic. Doktor opatrzył jej ranę wodoodpornym opatrunkiem. Szarpało ją w ranie, jeśli nie pamiętała, by poruszać się ostrożnie, z drugiej strony poruszanie sprawiało jej trochę problemów. Po kąpieli przyjrzała się sobie w lustrze, kiedy myła zęby. Dramatyczne fioletowe worki pod oczami zbladły do ciemnych smug. Po pobieżnym zbadaniu zignorowała swoja załamaną
twarz. Nie było niczego, co mogłaby z nią zrobić. Przeczesała palcami swoje ciemne, lśniące włosy, owinęła się w szlafrok i poszła do salonu. Nie była wstanie zauważyć zbyt wielu szczegółów, kiedy tu dotarli, więc poświęciła chwilę na docenienie skromnego wystroju, zanim usiadła skulona na końcu sofy. W prostej palecie niebieskich i beżowych kolorów, pokój był prosty, jednak z dobrze dobranymi wygodnymi meblami, o dobrych liniach, ze stołami z ciemnego drewna i lampami, dostarczającymi rozproszonego światła. Byli w apartamencie odpowiednim dla kogoś, kto zostawał na kilka dni lub tygodni. Była nawet mała kuchnia, zdawało się, że Scott powiedział to wcześniej, z miejsca, które widziała z pozycji, w której siedziała. Apartament wydawał się bardzo mały w porównaniu do kosztującego trzydzieści tysięcy za dobę penthouse’u na ostatnim piętrze, w którym zatrzymała się delegacja Mrocznych Fae. Penthouse z sześcioma sypialniami zajmował całe ostatnie piętro hotelu i był wyposażony we własną kuchnię i obsługę, patio na dachu, bibliotekę i oryginalne okno Tiffany’ego z barwionego szkła oraz wielki fortepian w oświetlonym przez wielki kryształowy żyrandol foyer. Był ogromny i luksusowy, ona jednak wolała te przytulne i funkcjonalne. Salon miał wygląd przemeblowanego. Stół z laptopem i krzesłem stał koło drzwi do sypialni. Torby z zakupami były ułożone pod ścianą. Części broni leżały rozrzucone na ławie. Wyglądało, jakby przeszkodziła Tiago w czyszczeniu broni. W telewizji leciały wiadomości. Logo na dole ekranu pokazywało, że była piąta rano. - Piąta – wymruczała. – Nic dziwnego, że moje ciało jest roztrzęsione. Jestem uczulona na wczesny poranek, jednak nie mogłam już dłużej zostać w łóżku. Tiago wszedł z dwoma parującymi kubkami kawy. - Co z ciebie za mała zrzędząca małpka – powiedział, kiedy podawał jej kubek. – Zawsze jesteś taka, kiedy wstajesz? - Wtedy kiedy budzę się o piątej rano – powiedziała. Zanurzyła nos w kubku i inhalowała się bogatym aromatem, używając kawy, aby uniknąć patrzenia na niego, kiedy usiadł obok niej na sofie. – Spałeś w ogóle?
- Nie, byłem zbyt zajęty – powiedział. Spojrzała na niego ukradkowo, kiedy brała łyk kawy. Zajęty czym? Siedział tak blisko, że mogła poczuć jego czysty męski zapach oraz poczuć ciepło jego mięśni, opiętych przez bawełnianą tkaninę. Wydawał się wystarczająco wypoczęty, nawet zrelaksowany, kiedy ona musiała walczyć, by się nie wiercić. Czuła się żałośnie, jak wymięta. Czuła się przywiązana do swojej natury, lubiącej dotyk dziewczyny, kochającej przytulanie i uściski. Chciała się przysunąć bliżej i wtulić w jego bok, zatopić się ponownie w przyjemności jego ciepła i siły, położyć głowę na jego ramieniu i pozwolić mu na zatrzymanie świata na uboczu. Przełknęła ciężko. Ostatniej nocy wszystkie jej bariery rozpadły się na strzępy. Mówiła do niego w ciemności i płakała w jego ramię. Najwidoczniej poradził sobie z tym co miało miejsce, jednak ona nie wiedziała, jak teraz działać. Jej tchórzliwa część chciała nadal aby się nią zajmował, nawet sądząc, że nie byłoby to ostatni raz. Przygryzła wargę, by powstrzymać usta przed drżeniem. Musieli porozmawiać. Musiała wiedzieć, kiedy wyjedzie. Musiała wiedzieć, do kiedy będzie mogła na niego liczyć i przygotować się na to co nastąpi potem. Otworzyła usta, by się odezwać. Uprzedził ją. Postawił kubek na stole pomiędzy częściami broni i wstał. Powiedział: - Śniadanie będzie za kilka minut, ale w międzyczasie, mam coś dla ciebie. Została zaskoczona z otwartymi ustami. - Co? Wziął torby z zakupami spod ściany i przyniósł je do niej. Spojrzała na nie, za pierwszym razem rejestrując znaki firmowe sklepów. Nordstrom i Neiman Marcus. Posłał jej cierpliwy uśmiech, kiedy podał jej torbę. - Powiedziałem, że mam coś dla ciebie. Delegacja Mrocznych Fae nie była zbyt chętna do współpracy. – Skinął na nią. – Dalej, spójrz. Jeśli nic z tego ci się nie spodoba, mogę to zawsze zwrócić.
Czując, jakby poruszała się w zwolnionym tempie, odstawiła kubek na stół i wyciągnęła zawartość. Kiedy opróżniła torbę, podał jej kolejną, wyciągnęła wszystko. Były to ubrania i bielizna w chłodnych tonach kamieni szlachetnych, które pasowały do jej bladej skóry i czarnych włosów. Były także kosmetyki w dokładnie pasujących odcieniach, perfumy, para miękkich kapci i para pantofli na płaskim obcasie. Były nawet świeżo wydane gazety i magazyny. Kilka pakunków było zapakowanych jak prezenty. Gapiła się na niego wielkimi oczami, zapakowane prezenty leżały na jej kolanach. - Nie wybrałeś tego wszystkiego – powiedziała. Nie powiedziała tego tak, jakby było to pytanie. Wiedziała, że nie zostawiłby jej śpiącej, samej i bezbronnej. To byłoby przeciw instynktowi obrony, który ma każdy Wyr. - Oczywiście, nie – powiedział do niej. – Jeśli coś nie wybucha, nie tnie albo nie strzela do czegoś, to nie wiem co wybrać. Wysłałem kogoś. Użyliśmy twoich rzeczy z SUV-a i T-shirtów jako wskazówek co do rozmiaru. Podobają mi się. Kolor pasuje do ciebie. Dotknął miękkiego materiału szafirowo-niebieskiej tuniki, potem uniósł brew i skinął na paczki leżące na jej kolanach. – Nie zamierzasz otworzyć? Spojrzała na trzy pakunki, które trzymała, czując, jakby naciskał na nią. Wzięła jedną i pociągnęła za końce wstążki. Odwinęła pudełko czekoladek Neimana Marcusa. Odłożyła je, wzięła kolejny prezent i otworzyła go. Była to mała buteleczka perfum Joy. Trzeci pakunek zawierał długie kolczyki. Każdy kolczyk miał księżyc ze srebra i kilka gwiazdek w różnych odcieniach niebieskiego, zwisających na różnej wysokości. Jej usta poruszały się, kiedy gapiła się na prezenty, leżące na kolanach. Długie, brązowe palce powędrowały pod jej podbródek i uniosły jej twarz. Wyraz twarzy Tiago zmienił się na zmieszany, poszukujący. - Jeśli nic z tego ci się nie podoba, faerie, mogę je zwrócić – powtórzył. - Są wspaniałe, wszystko jest wspaniałe – powiedziała gwałtownie. Odsunęła się od jego dotyku pod pretekstem otwarcia pudełka czekoladek. Ugryzła jedną. To było zbyt wiele dla jej pustego żołądka, więc odłożyła resztę czekoladki z powrotem do pudełka.
Zmieszanie na jego twarzy pogłębiło się. - Więc co jest nie tak? Złapała pudełko ze słodyczami obiema rękami. - Powinniśmy pomówić o tym, kiedy masz zamiar wyjechać. Cisza. Jej zmysły były tak dostrojone do jego obecności, że poczuła kiedy rozluźnienie opuściło go, a jego ciało stężało. - Nie wyjeżdżam – powiedział cichym głosem. Jej kłykcie zbielały. - Więc, oboje wiemy, że musisz, w istocie rzeczy. - Nic o tym nie wiem – powiedział. Podniósł swoją kawę i wypił ją. Jego Moc zajarzyła się i wypełniła pokój, owijając mrocznie i groźnie wokół niej. Spróbowała ponownie. - Tiago, muszę wszystko zaplanować, więc muszę wiedzieć cz-czego oczekiwać i kiedy. - Nie wyjeżdżam – powiedział ponownie. Podczas gdy nie podnosił głosu, jego jastrzębie oblicze zamieniło się w stal. – Pogódź się z tym. - To nie pomaga – powiedziała. Wstał i ruszył po pokoju. Patrzyła na niego, zdezorientowana. Potem usłyszała pukanie do drzwi. Tiago otworzył je. To menedżer hotelu, Hughes. - Po prostu chciałem dać wam znać, że reprezentant Trybunału Starszych przybył i zajął jedno z pięter pomiędzy jej wysokością i delegacją Mrocznych Fae. – Wykręcił ręce.
Wzrok Tiago skierował się na nerwowo poruszające się ręce Hughesa. - Którego sędziego trybunał przysłał? – zapytał żądająco. Hughes powiedział: - Tego z San Francisco. Piętro nad wami zostało zajęte przez Wampiry.
06 - Czy to prawda, że wampirza sędzina jest czarownicą? – spytał menedżer hotelu. Tiago
potarł
twarz,
kiedy
szybko
rozważał
kłamstwo,
jednak
był
bardziej
zainteresowany powrotem do przerwanej rozmowy z Niniane. - Tak, to prawda – powiedział. Wyraz twarzy menedżera był kombinacją przerażenia i fascynacji. Jeśli Tiago byłby współczującą osobą, mógłby poczuć współczucie dla Hughesa, którego wypasiony hotel wypełnił się politykami Starszych w ciągu kilku ostatnich dni. Zmarszczył brwi. Dlaczego Niniane tak bardzo chciała się go pozbyć? I dlaczego była tak zdeterminowaną, by zostać? Zaczął zamykać drzwi przed twarzą Hughesa, kiedy otworzyły się drzwi sąsiedniego apartamentu. Ubrana w uniform kobieta wypchała wyładowany wózek obsługi pokojów na hol i skierowała się w jego kierunku. Jedynie myśl o tym, jak mało Niniane zjadła w ciągu ostatnich kilku dni, powstrzymała go przed zatrzaśnięciem drzwi, odrzucił łańcuch i wrócił do salonu, by kontynuować z nią sprzeczkę. Rozejrzał się i zostawił drzwi szeroko otwarte. Salon był pusty, nie było Niniane, ani toreb z zakupami, sypialnia była zamknięta. Przesunął laptop, kiedy Hughes poprosił o pozwolenie na podania ich śniadania. Hotelowy menedżer pomógł kobiecie nakryć do stołu. Ludzie zerkali często na Tiago, zamknięte drzwi sypialni i rozebraną broń na ławie. Tiago potarł kark i starał się zachować spokój. Ludzie certolili się z zastawianiem stołu, jakby był to jakiś rodzaj religijnego rytuału. Rozłożyli biały obrus oraz położyli wazon ze świeżo ściętymi kwiatami, niedokładnie na środku stołu, ale trochę przesunięty w jedną ze stron. O co chodziło? Wszystko co musieli zrobić, to postawić dwa talerze, noże i widelce oraz jedzenie. Poza tym robili to zbyt długo. Prawdopodobnie mieli nadzieję zobaczyć jej zajętość. Zazgrzytał zębami. Drzwi sypialni otworzyły się. Wyszła z nich Niniane. Była ubrana w blado brzoskwiniowy kostium, z topem całkowicie zapiętym i luźnymi, rozkloszowanymi rybaczkami oraz nowe
pantofle, które zostały wybrane dzięki swojemu gładkiemu i wygodnemu wyglądowi. Kolor dodawał intensywności jej delikatnej jasnej skórze i podkreślał głębie i intensywność jej ciemno-szarych oczu, podczas gdy krój pasował do jej figury klepsydry. Popadający w brutalne uczucia Tiago przyglądał się jej krytycznym okiem. Właściwie wyglądała niedorzecznie. Jej nos wyginał się na końcu do góry. Jej twarz była zbyt kanciasta, jej oczy za duże, a usta zbyt pełne. Miała piegi, końce jej długich uszu były nakrapiane. W jaki sposób te wszystkie rzeczy czyniły ją niesamowicie seksownie piękną? Co było tą nieuchwytną rzeczą, która powodowała, że wydawała się tańczyć w powietrzu? To było jak błysk promienia słońca na wodzie, niemożliwe do uchwycenia i zdefiniowania, to była po prostu Niniane. Oboje, kobieta i Hughes, rozpromienili się, kiedy pojawiła się Niniane. Złożyli niezręczne, ale głębokie ukłony. To był pierwszy raz, kiedy Tiago zobaczył osobiście jaki efekt wywierała na ludzi. Zobaczył, że Niniane się rozpromieniła w odpowiedzi na obecność ludzi. Podeszła do nich, uścisnęła im dłonie. Przywitała się z nimi, jakby byli długo niewidzianymi przyjaciółmi. Zerknęła na świeże kwiaty i spytała Hughesa o dzieci (kto wiedział, Tiago był pewien jak cholera, że ich nie ma, poza tym nie obchodziło go to). Dowiedziała się, że imieniem kobiety było Esperanza, wzięta ogrodniczka i miłośniczka kwiatów. Hughes odsunął jej krzesło, a Niniane podziękował mu, kiedy siadała. Każda odrobina postawy Niniane była serdeczna. Była najgorszym koszmarem ochroniarza, rozpoznawalna sławna kobieta o uroku, którym szczerze kochał ludzi, a oni uwielbiali ją w zamian. Dłonie Tiago zacisnęły się w pięści. Nie kochał ludzi. Jeśli ludzie byli takimi cholernymi wrzodami na tyłku, to wolał być cały czas na wojnie. Chciał zmasakrować twarz Hughesa za odsunięcie jej krzesła, zanim pomyślał, że on mógł to zrobić. Chciał trzasnąć głowami tych ludzi o siebie i wyrzucić ich z pokoju., najchętniej przez okno. Chciał wściekle porwać Niniane i zobaczyć jak bełkocze, potem upuścić tego seks kociaka na dół i nakryć ją swoim ciałem, by zobaczyła, kto jest szefem. Oddychając ciężko, odwrócił się. Zapadła cisza. Potem Niniane spytała:
- Tiago? Masz zamiar zjeść śniadanie? Mięśnie jego karku napięły się. Brzmiała, jakby się o niego troszczyła. Taa, był dla tego powód. Zmusił swoje ciało, aby się rozluźniło i obrócił się powoli, kontrolując ruchy. Niniane patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, a ludzie pachnieli nerwowością. Nie ważne jak łagodnie próbowałby się zachować, podświadoma część ich zawsze rozpoznawała w nim drapieżnika. Nie przejął się tym. Cofnęli się prawie niedostrzegalnie, kiedy zbliżył się do stołu i usiadł. - Dziękuję – powiedział do nich, opryskliwym, odprawiającym ich głosem. Hughes posłał Esperanzę, by posprzątała w kuchni i zaparzyła świeżą kawę, podczas gdy on pozbierał kubki w salonie i dołączył do niej. - Nie mam pojęcia co się z tobą, do cholery, dzieje – mruknęła Niniane, kiedy spojrzała w dół na błyszczącą metalową pokrywę nad jej talerzem. – Na ile wiem, to może być wrodzony defekt, a nie twój błąd. Cokolwiek to jest, kowboju, będziesz musiał to uciszyć albo… Jego ręce wystrzeliły. Położył jedną na stole, a drugą złapał ją za tył głowy, kiedy rzucił się do przodu i skierowała usta w kierunku jej ust. Poczuł szok, który przeszył jej ciało. Jej miękkie, śliczne usta rozwarły się pod jego atakiem, kiedy wpychał język głębiej w nie, nie było w tym nic słodkiego i romantycznego. Było to zachłanne zagarnięcie, które nakarmiło głód pożerający go od wewnątrz i doprowadzający do szaleństwa. Jej ręce wzniosły się i dotknęły jego twarzy. Jej usta poruszyły się, raczej w proteście, niż by odwzajemnić pocałunek. Albo z obu powodów. Oddychając ciężko, cofnął się. Skierowała zaskoczone oszołomione oczy na niego. Szepnęła: - Jesteś groźny. - A ty stepujesz po moich nerwach – warknął. Zdjął metalową pokrywę z talerza i trzasnął nią o stół. – Zamknij się i zjedz swoje śniadanie, faerie.
Uwolnił jej głowę i usiadł z powrotem na krześle, aby odkryć wielki stek i górę jajecznicy. Stepowanie po jego ostatnich nerwach? Więc wyprowadził przeciw niej Shermana.16 Zadrżała w reakcji, Niniane spojrzała na talerz. Położyła łokcie na stole i zakryła usta, kiedy wpatrywała się w swoje danie. Oczywiście. Wypełnił swoją obietnicę. Pachnące puszyste naleśniki były przykryte świeżymi truskawkami i topiącą się bitą śmietaną. Obok był talerz z jajecznicą i dwoma chrupiącymi plastrami bekonu. Przez uderzenie serca nie wiedziała, czy chce zjeść śniadanie, czy rzucić mu nim w twarz, ale potem pochłonął ją nagły przypływ głodu. Nie mogąc myśleć o niczym innym, jej umysł umilkł. Zanurzyła się w śniadaniu i niepodniosła się, aby zaczerpnąć powietrza, dopóki oba talerze nie były puste. W którymś momencie Esperanza przyniosła im świeżą kawę i wodę z lodem i plasterkami cytryny, potem razem z Hughesem wyszła. Jeśli Niniane udałoby się wymyślić jakąkolwiek wymówkę, by zostali, poprosiłaby o to. Oparła się na krześle i chwyciła kubek w obie ręce. Gapiła się w pachnący gorący płyn, by unikać patrzenia na szalonego Wyra, który siedział naprzeciwko niej. Mogła go obserwować kątem oka. Zaplótł ramiona i bujał się na krześle, stojącym na dwóch nogach. Był bardzo ciężki, podobnie jak większość wojowników Wyrów, z masywnymi mięśniami na piersi i ramionach od machania ciężkim mieczem oraz pozostałą bronią. Jego rozciągnięte nogi ciągnęły się do wieczności. Trzymała swoje stopy wciśnięte pod krzesło, by uniknąć z nim jakiegokolwiek kontaktu. Udawała, że pije kawę, podczas gdy maleńkie włoski na jej rękach stawały dęba. Patrzył na nią spod czarnych brwi zasępionym zamyślonym wzrokiem, podczas gdy jego Moc rozchodziła się po pokoju dusząc wszystko ciężarem nadchodzącej burzy. - Z całym tym gównem, o którym musiałam pomyśleć i poradzić sobie właśnie teraz – wspomniała chłodnym głosem. – Nie powinieneś nawet robić listy. - Więc myślisz, że sobie ze mną poradzisz – powiedział. Bezczelny jedwabisty ton jego głosu przebiegł dreszczem po jej kręgosłupie, kiedy podniósł poziom zagrożenia w pokoju. – Spróbuj.
16
Typ czołgu, używanego przez Armię Amerykańską podczas II wojny światowej.
Uniosła głowę i napotkała jego spojrzenie. Zobaczyła, jak jej własna dłoń poruszyła się, chwyciła nóżkę kieliszka wody z lodem i chlusnęła zawartością w jego twarz. Woda spłynęła po jego twarzy i szyi. Jego krzesło opadło na wszystkie cztery nogi. Jego oczy wypełniły się błyskawicami. Poderwała się na nogi i odsunęła od stołu, kiedy on wstawał w leniwych ruchach. Zabrzmiało wyraźne stukanie do drzwi. Jego głowa odwróciła się gwałtownie, spojrzał piorunującym wzrokiem, kiedy pukanie zabrzmiało znowu. Wykorzystała tę chwilę, aby uciec do sypialni. Jego miękki warkot podążył za nią. - Cholera, Tricks. Dalej, spróbuj uciec. Zobaczysz, co ci to przyniesie. Jęknęła. Spróbuj uciec? Do diabła, nie. Wypadła z sypialni w stronę kuchni. Odkręciła kran i zaczęła wyciągać z szafek wszystkie kubki i szklanki. Napełniła wszystkie wodą i ustawiła w szeregu na kuchennym blacie. Zrobiła to. Nie zrobiła tego byleby było, ale całkowicie poważnie. Właśnie tydzień temu, zanim jeszcze wyjechała z Nowego Jorku, zorganizowała zasadzkę na Tiago, uderzając w tył jego głowy i powodując, że ryknął na nią z przekleństwem. Przez cały jej pobyt w Nowym Jorku, przez dwieście lat, żeby być dokładnym, zachowywali się jak obcy dla siebie. Potem nagle wszystko stało się: „Cholera, Tricks” albo „Tricks, cholera”. Kiedy jej humor w końcu wybuchnął, miał czelność zaśmiać się jej w twarz i nazwać ją słodką. Rozkazując jej w kółko. Zachowując się jak światowej klasy drań. Był niegrzeczny. Był grubiański (więc dobrze, może nie miała z tym zbyt wielkiego problemu). Ledwie starczało mu uwagi, by skupić się na rzeczach, o których mówiła. Jedno słowo z jej strony, a szedł przed siebie i robił rzeczy, które spodobałyby się piekłu. Przerażał normalnych zdrowych ludzi i nosił ją bez pozwolenia i może jego rodzaj grubiaństwa, dominującej seksualności były dokładnie tymi rzeczami, które rozmiękczały jej kolana i powodowały, że głupie serce łomotało, ale to nie dawało mu żadnych praw. W międzyczasie Tiago podszedł do drzwi i otworzył je szarpnięciem, jego gniew żywił się faktem, że nie zwracał uwagi i nie usłyszał, jak ktoś podszedł do drzwi apartamentu,
dopóki nie rozległo się pukanie. Cholerna faerie mieszała mu w głowie i zakłócała wszystkie wyostrzone instynkty. Cameron Rogers stała z ręką podniesioną do kolejnego zapukania. Szczeknął: - Czego? Ręka porucznik powędrowała w dół, kiedy patrzyła na niego. Jej nakrapiane cynamonem oblicze było wypełnione nagłym skupieniem. - Ach – powiedziała z kaszlnięciem. – Wygląda tu na trochę wilgotno, tropicielu. - Pieprz się – odparował. Otarł swoją wilgotną twarz grzbietem dłoni. – Czego chcesz? Usta policjantki zadrżały, jednak szybko zebrała się w sobie. - Sędzina Severan porozmawia z jej wysokością przy pierwszej sposobności. Jeden z jej towarzyszy nalegał, by dostarczyć tę wiadomość osobiście. Mentalnie odprawił asystenta. Tiago i Cameron zgadzali się, nikomu nie wolno było wejść na piętro, jeśli nie było go na zatwierdzonej liście. - Powiedz Severan, że jej wysokość jest niedysponowana. Zjawimy się u niej, kiedy będziemy w stanie. Rogers uniosła piaskową brew. - Jesteś pewien, że nie chcesz powiedzieć tego sędzinie osobiście? - Jestem w tej chwili zajęty – mruknął. Zamknął z trzaskiem drzwi i spojrzał gniewnie, kiedy usłyszał śmiech Rogers. Niniane słuchała jak Tiago rozmawiał z kimkolwiek, kto pukał do drzwi. Po chwili jego arogancka, ogromna sylwetka wypełniła drzwi do kuchni. Obróciła się od kranu, złapała najbliższą pełną szklankę i chlusnęła w niego wodą.
Stał absolutnie bez ruchu, gigantyczna statua wyrzeźbiona z mięśni i kości. Coś niebezpiecznego zadrżało w powietrzu pomiędzy nimi. Jej serce łomotało. - Nie zrobiłaś tego – powiedział konwersacyjnym tonem. – Nikt nie jest takim samobójcą. - Nic nie możesz mi zrobić. Przysięgłeś, że będziesz mnie chronił, a ja jestem ranna. – Chwyciła kolejną szklankę i chlusnęła w niego wodą. – Jak mam na imię, dupku? Potrząsnął głową i położył dłonie na biodrach, kiedy na nią patrzył. Jego obsydianowe oczy lśniły dziwnym światłem. - Moje imię – powiedziała przez zęby. Następny był kubek. Wylała wodę na niego. – Wiesz jakie jest. Przypominałam ci dość często. Zabawne, że to nie jest „Tricks, cholera”. Jeśli je skrócisz, to wyjdzie Ninny, URWĘ CI NOS. Jego szerokie potężne ramiona drgnęły, a wyraźna linia surowych ust stężała. - Powiedziałaś mi, żebym wracał do Nowego Jorku, kiedy sądziłem, że powiesz coś innego. Co to było? A, taa. Cholera, psze pani. - Jak śmiesz się ze mnie nabijać! – krzyknęła. Chwyciła następny kubek w obie dłonie. Nagle znalazł się za nią, jego wspaniała klatka piersiowa naciskała na jej plecy. Jego dłonie objęły jej nadgarstki. Powiedział zduszonym głosem: - Pani, odsuń się od zlewu. Ściskała kubek ze wszystkich sił, kiedy próbował delikatnie rozchylić jej palce. Woda przelewała się przez brzeg, mocząc ich dłonie i skapując na blat. - To ostatni – wydyszała – muszę nim chlusnąć. Zanurzył swoją wilgotną twarz w jej włosy i eksplodował. Starała się wyrwać swoje nadgarstki z jego uchwytu, bez nadziei na powodzenie, kiedy ryknął ze śmiechem. Po chwili odzyskał zdolność mówienia.
- Nie sądzę, żebyś miała choć jedną prawidłowo działającą synapsę w swoim mózgu. - Nie sądzę, żebyś mógł być w tej sprawie sędzią – odparła. Zdegustowana upuściła kubek na blat. Rozchlapał wokół całą wodę. – I jeśli myślisz o pogłaskaniu mnie po głowie i nazwaniu mnie słodką, powinieneś wiedzieć, że moja broń jest nadal zatruta. Pozwolił jej uwolnić ręce i obrócił ją, przyciskając je plecy do lady. Jego mokra koszulka zostawiła mokre plamy na jej kostiumie, mięśnie jego twardego torsu wygięły się z wijącą siłą. Iskry w jego oczach przygasły, kiedy jej wygięte ciało przylgnęło do niego. - Och, nie chcę czochrać ci głowy, faerie – powiedział głosem z głębi gardła, który przeniknął drżeniem jej ciało. Nachylał się mocniej, dopóki jego usta nie pogładziły jej ust. – Chcę pieprzyć twoje usta. Otworzyła usta, oddech opuścił jej ciało. Nie mogła uwierzyć w to co właśnie usłyszała. - Ty, co? Słowa zamarły, kiedy podniósł ją i zaniósł swoim długim, szybkim krokiem do sypialni. Położył ją na łóżku. Nagle leżała na łóżku, a on klęczał z kolanami obok jej biodra i trzymał jedną rękę za nadgarstki nad jej głową. Spojrzała na jego ciało, od tych silnych nóg, przez naprężone kąty bioder, pochylony długi tors i umięśnione ramiona. Zniżał swoją głowę, dopóki jego usta nie pogładziły wrażliwej skóry jej otwartych ust, wypowiedział słowa prosto w jej ciało. - Powiedziałem, że chcę pieprzyć twoje usta, najpierw językiem – liznął jej dolną wargę – później palcem, a na końcu kutasem. Może to spowoduje, że się zamkniesz. - Nie możesz tak mówić do mnie – wychrypiała. Był skandaliczny, całkowicie niecywilizowany. Musiała odnaleźć przełącznik w swoim mózgu, który wyłączyłby jej zdradzieckie podniecenie. Okręciła nadgarstki pod długimi palcami, które trzymały ją z taką łatwością. - Dlaczego nie? – Ostre białe zęby nacisnęły na jej dolną wargę. – Nie podoba ci się to?
Podoba? Podoba to było słowo pozbawione wyrazu w porównaniu z tym, jak reagowała na to, co powiedział. Jego surowa zmysłowość wzniecała huragan w jej ciele. Zmieszana i lekko wystraszona, wierciła się bezustannie, jego czarne błyszczące spojrzenie przesunęło się po niej. - Powiedziałeś, że było ci przykro. Zaraz po tym, kiedy mnie pocałowałeś – powiedziała. Nie chciała, by zabrzmiało to oskarżająco. - Do diabła, tak, było mi przykro, ale nie z powodu, że cię pocałowałem. Wziąłem cię żywcem, kiedy byłaś wyczerpana, ranna i rozpalona gorączką. Nie miałem pojęcia, że mogłem być takim podłym i samolubnym draniem – powiedział. Wsunął dłoń pod jej miękką luźną koszulę i delikatnie objął je żebra w miejscu, gdzie została ugodzona nożem. – Jak się czujesz, faerie? Nie boli cię? Troska na jego twarzy była autentyczna. Wzięła głęboki wdech, uwolniła go w drżącym westchnieniu i roztopiła się trochę bardziej. - Taa. Ale nie jest źle, kiedy uważam. - Będziemy ostrożni – mruknął. – Nie masz już gorączki? Pokręciła głową. - Najedzona i wypoczęta? Przytaknęła
zahipnotyzowana
przez
ciemną
Mocą,
która
obejmowała
ją
i przez widoczny cel na jego jastrzębiej twarzy. - Więc pocałuj mnie – szepnął. Rozłożył dłoń na jej ciele i pogładził krzywiznę jej biodra. Był władcą błyskawic. Jego życzenie sprowadziło grom, który uderzył w jej ciało. Zebrał się między jej nogami, powodując drżenie z nagłej potrzeby. Przesunęła nieznacznie swoje usta w jego stronę w seksownie wydymając wargi. - Dlaczego miałabym całować podłego i samolubnego drania?
Posłał je żałosny uśmiech, białe nacięcie na brązie jego skóry. - Ponieważ mnie lubisz – powiedział niskim głosem. – I ponieważ wiesz w głębi, że to będzie dobre. Nie, w głębi wiedziała, że będzie to wściekle złe, całkiem możliwe, że będzie to najgorsza rzecz, jaką mogła sobie zrobić. Chciała tak bardzo nachylić do niego, oprzeć się o niego. Pocałować go, bardziej zaangażować się emocjonalnie niż w tej chwili była, by nie było to coś krótkiego i niszczącego. Czuła się jak uzależniony od hazardu, biegnący w stronę kasyna z tygodniową wypłatą w kieszeni. Ale to był on, nieposkromiony i niekontrolowalny, czający się przy niej jak lew czekający na ofiarę. Jej oddech stał się urywany. Och, co do diabła, sobie myślała. To nie było to co znała dzięki zwykłym zmysłom. Potrząsnęła głową i lekkim delikatnym dotykiem popieściła linie jego zmysłowych ust. Cokolwiek oczekiwała, to nie było to. Bardzo dziwne, jej sięgnięcie, by go dotknąć z własnej woli, wydawało się uspokajać nieprzewidzianą gwałtowną burzę, która przebijała z jego energii jeszcze zanim zjedli śniadanie. Pocałunek zamienił się w jego słodką, delikatną eksplorację, podczas gdy znajdował się nad nią, twardy jak skała, poddający się jej dotykowi. Wymruczała coś bez słów, kiedy jej własny huragan przycichł, jej serce przyspieszyło i przyjemność zaczęła ja omywać powolnym, rozszerzającym się płynnym wirem. Napotkał jej otwarte i łatwo dostępne usta, wspaniały najazd, który odkryła, którego łaknęła. Kiedy puścił jej ręce, przesunęła ręce po jego ramionach, by objąć jego barki, kiedy wcisnął się mocniej w jej usta. Ręka gładząca jej biodra przesunęła się miedzy jej nogi i napierała na ten słodki, spragniony łuk. Stężała, kiedy przesunął głowę i szepnął: - Sszz, spokojnie. Jesteś ranna, nie będziemy nic robić. Rozluźnij się. Ich spojrzenia spotkały się. Byli mrocznymi kociołkami seksualnego żaru. Gładził ją swoją twardą ręką, kiedy ponownie pochylił głowę. Ponownie wziął jej usta, tym razem
gwałtownie i drapieżnie, jednocześnie pocierając jej łechtaczkę przez miękkie fałdy ubrania. Wydawała z siebie jakieś niezrozumiałe dźwięki, kiedy przebiegała rękami po konturach jego naprężonego ciała. Czując, jakby coś w niej nieodwracalnie pękło, położyła obie dłonie na długości jego podniecenia, która naciskała na zamek dżinsów. Zassał ponownie jej usta i naparł biodrami na jej biodra, poruszając się po jej dotyku. - Cholera – szepnął nieskładnie, przesuwając usta w dół na bok jej szyi. – Wydajesz się być, jak gorący jedwab. Zdusiła śmiech i lekko go ścisnęła. Wciągnął powietrze i lizał jej obojczyk, jej przyjemność narastała spiralą. Schylił się bardziej, by ugryźć ją w sutek przez koszulę. Był pudełkiem z układanką stworzoną przez agresję i ciernie. Nie chciała go chcieć, ale o bogowie, jego dłonie i usta były wspaniałe. Chciała jego język, jego palec, jego kutasa w swoich ustach. Chciała, by jego ciało nakryło jej, a on znalazł się wewnątrz niej, odpychając na bok resztę świata. Pokręciła głową, kiedy jej część zbuntowała się przeciw przyjemności, którą jej dawał. Była swoim własnym pudełkiem sprzecznych uczuć. Dotknął miejsca zbyt głęboko wewnątrz, nie mogła pozwolić mu tam dotrzeć. Jej oddech stał się urywany, kiedy z niepokoju napięła mięśnie. Przycisnęła dłoń do żeber, jakby rana dawała ostrzegawcze znaki, drugą złapała go za nadgarstek. - Przestań – sapnęła. – Proszę. Zamarł i zaczął szukać jej wilgotnego, oszołomionego spojrzenia. - Skrzywdziłem cię? Przygryzła
wargę
i
potrząsnęła
głową.
Odwróciła
twarz,
nakrywając
oczy
przedramieniem. - Ja, ja nie mogę tego zrobić. Czekała na jakąś eksplozję humoru albo agresji, on jednak był nieruchomy, klęczał nad nią. Mijały chwile kiedy jego oddech pogłębiał się i uspokajał, a on przesunął się obok
niej. Nakrył dłoń, którą przyciskała do żeber i położył na niej umięśnione udo, przytrzymując ją na miejscu. - Byłaś ze mną – powiedział. - Co się stało? Wzruszyła ramionami. - Rzeczywistość wkroczyła, jak przypuszczam. Przepraszam. - Niniane – powiedział cichym głosem. Milczał, przyglądając się jej twarzy. Słysząc go nazywającego ją jej prawdziwym imieniem, czuła że szarpie to miejsce głęboko w jej wnętrzu, to miejsce, które było bardziej prywatne i wrażliwe niż to na którym spoczywała jego ręka. - Mógłbyś dać mi trochę prywatności? – spytała, układając słowa z pewną trudnością. – Potrzebuje paru chwil w samotności. Przez moment sądziła, że zamierza odmówić i naprzeć na jej granice, ale coś w jej drżących ustach i drgającym głosie musiało spowodować, że się wycofał. Posłał je nieśmiały uśmiech i pocałował w czoło. - Zrobię kawę – powiedział. – Potem porozmawiamy. Dobrze? Przytaknęła i odwróciła twarz, kiedy odepchnął się od łóżka i wyszedł z pokoju. Zostawił drzwi od sypialni uchylone i poszedł do małej kuchni, by w ruchach nie
wymagających
zastanowienia
nastawić
nowy
dzbanek
kawy.
Zaczynał
czuć,
że apartament zbytnio go ogranicza. Może, gdyby się na to zgodziła, mogliby wyślizgnąć się z hotelu i rozmawiając pojechać na przejażdżkę wzdłuż jeziora Michigan. Mógłby poczuć podmuch zimnego powietrza na swojej twarzy. Oparł dłonie na blacie i pokręcił głową. Wrócił do sypialni i prawie powiedział do niej: - Niniane, zamierzamy zostać kochankami, więc mamy czas. To cała rzeczywistość, o której musisz wiedzieć.
W jakiś sposób zdołał powstrzymać się od powiedzenia tego, ponieważ w tej chwili coś żałosnego było w jej wyrazie twarzy i jakiś instynkt kazał mu się wycofać, dla litości dla niej. Nie jego. W głębi wiedział, że to co prawie jej powiedział było prawdą. Starała się wykręcić i odepchnąć go, ale będzie ją w końcu miał. Będzie ją miał. Nie zatrzyma się, ani nie spocznie, dopóki będzie żył. Krawędź blatu załamała się pod jego dłońmi. Zachmurzył się, po raz pierwszy przyznał, że nie działał tak racjonalnie albo spokojnie, jak było w jego zwyczaju. Nie racjonalnie. Nie spokojnie. Opętany przez nią. Niemogący odpuścić. Była długo zaginioną cholerną księżniczką elfów, jak coś co wyszło prosto z hybrydy Disneya i horroru. Wkrótce zostanie Królową Mrocznych Fae, Starszej Rasy dobrze znanej z zamiłowania do nieustającego politykowania. Był wrzodem na jego dupie. Nie mógł walczyć bez odrobiny cholernego oszustwa (więc, w porządku, może nie miał z tym problemu). Wszystkie jej designerskie ciuchy miały dziwne nazwy. Co było wzruszeniem ramion albo sztyletem gladiatora lub Verą Wang.17 Co do cholery z nazywaniem ubrań ich prawdziwymi nazwami, jak suknie, koszule, spodnie lub buty? I był stary, bardzo stary, nie po prostu w średnim wieku i był przyzwyczajony do własnych ścieżek. Był samowystarczalny, przywykły do samodzielności w dowodzeniu, dobrze czujący się w ryku przemocy jego życia, zadowolony z wojskowego życia, drapieżnikiem, wojownikiem lubiącym rozbijać gówniane przeszkody i tropicielem Wyrów. Fiksacja, którą dostał na jej punkcie, była dużo bardziej niż niezdrowa. Była niepojętą, receptą na całkowite zniszczenie. Zakrył twarz obiema dłońmi. Po pierwsze. Rune i Aryal będą tu w ciągu dwudziestu czterech godzin. Kiedy zbadają udział napastnika Wyra, będą mogli pomóc w ochronie. Ich obecność powinna złagodzić to niemożliwe, intensywne szaleństwo, które wywoływała Niniane. Potem wszystko może się uspokoi. 17
Vera Wang – projektantka mody, znana głownie z sukni ślubnych.
Z kierunku sypialni nadeszło uderzenie i stłumiony płacz. Uniósł głowę i zawołał: - Co się stało, przewróciłaś się? Nie było odpowiedzi. Jego krok przeszedł w bieg. Trzasnął w drzwi otwartą dłonią, by je otworzyć, jego ostre spojrzenie omiotło pokój. Pokój był pusty, podobnie jak przyległa łazienka. Cisza ryczała w jego uszach. Nocna lampka leżała na podłodze. Był za to dziwny zapach w pokoju, zapach ogromnej dawki Mocy, dziki zryw energii, który już bladnął. Jego żołądek wywrócił się do góry nogami. Niewiarygodne, zniknęła znowu, ale tym razem nie było to z jej wyboru. - O cholera – szepnął. – Niniane.
07 Leżała
na łóżku wpatrując się w sufit przez długą chwile po tym, jak Tiago wyszedł
z pokoju. Bez jego żywotnej obecności stymulującej i wspierającej ją, letarg uśmierzającego zaklęcia skradł ponownie jej ciało. Z początku nie była pewna, czy będzie mogła wesprzeć się na swoich drżących kończynach. W końcu zdołała zebrać dość siły, by się podnieść. Myślała, czy nie przebrać się w coś bardziej wyjściowego, jednak brzmiało to na coś, z czym mogłaby sobie nie poradzić, zmierzyć się samotnie z politykami Starszych. Mogła posłać do każdego wiadomość, że potrzebuje jeszcze jeden dzień, by dojść do siebie. Jak powiedział Tiago, niech świat na ciebie poczeka, Pfy. Zastanawiała się, jakby mu się to spodobało, gdyby zastosowała to wobec niego. Ale nie, wiedziała, jakby to było. Pan buldożer odparłby wszystkie jej obiekcje, więc przypuszczała, że będą musieli odbyć tę rozmowę, którą musieli. Potem może położą się i będą oglądać stare filmy na TCM18. Będzie mogła zjeść pudełko czekoladek, które jej dał pomiędzy drzemkami i udawać przez krótką chwilę, że zewnętrzny świat nie istnieje. Kiedy już sądziła, że może stać bez upadku, wstała na nogi z grymasem bólu. Wtedy cyklon wpadł do pokoju. Pomiędzy jednym krokiem a drugim znalazła się w odmętach energii. Zasłoniła dłońmi oczy, spoglądając pomiędzy palcami, jak przed nią formuje się postać. Długie kruczoczarne włosy okalały elegancką, smukłą, bladą nieludzką twarz. Wąskie diamentowo-kryształowe oczy były widoczne między pasmami włosów. Reszta ciała zestalała się. Była prawie tak wysoka jak Tiago, jednak miała smukłe, wdzięczne ciało, pasujące do twarzy. Ubrana była w lnianą tunikę i spodnie, proste, wyglądające na obce. Kiedy postać ujrzała ją, jeden z jej kącików ust uniósł się w triumfalnym uśmiechu. To był uśmiech, który bardziej wyglądał, jakby chciała powiedzieć: mam cię.
18
TCM – Turner Classic Movies – kanał nadający filmy, dostępny również w Polsce.
Cofnęła się gwałtownie, uderzając w stolik obok łóżka i strącając lampkę. Wzięła oddech, szykując się do krzyku. Mężczyzna złapał ją, poruszając się zbyt szybko. Jedną dłonią zakrył jej usta, podczas gdy drugą złapał ją za nadgarstek. Trzymał ją w stalowym uścisku. Pisnęła i drapała po wierzchu jego dłoni. Ryk wiatru nasilił się, a świat zniknął, kiedy pochłonął ją cyklon. Przerażanie szalało w jej umyśle. Jedyną stałą i niezmienną rzeczą była kreatura, która trzymała mocno swojego więźnia, szczupłe umięśnione ciało. Potem świat zaczął pojawiać się znów wokół niej: ściany, sufit, meble i podłoga pod jej stopami. Nie chciała zwlekać, aby rozejrzeć się dokoła i zorientować w sytuacji. Zaraz po tym, jak stalowe ramiona poluzowały uchwyt i miała dość swobody, by się poruszyć odepchnęła się od porywacza, obracając się i uderzając go w twarz tak mocno, jak tylko mogła. Wyprowadziła cios prawą ręką, jej silniejszą, która poza tym była po niezranionej stronie. Miała szczęście. Poczuła, jak nos mężczyzny chrupnął, kiedy jego głowa poleciała do tyłu. Dziwne diamentowe oczy zapłonęły. Zadyszała się i cofnęła o kilka kroków, ręką uciskała zraniony bok. Płyn w kolorze szampana pociekł z rozkwaszonego nosa. Wykrzywione złamanie w jego nosie wyprostowało się i wróciło na swoje miejsce, kiedy patrzyła. - Jesteś Gumowym Ludkiem – powiedziała ze strachem, bez śladu rozgoryczenia. Czy wszystkie części jego ciała wracają tak na miejsce? Jak możesz walczyć i wygrać z takim stworzeniem, które nie pozostanie złamane po tym jak je połamiesz? Nie trudził się z odpowiedzią. Otarł twarz wierzchem dłoni i posłał jej leniwy wyraz wrogości. - Powinnam cię ostrzec – powiedziała kobieta zza jej pleców. – Mroczna Fae wydaje się mała i słodka, ale jak diabeł tasmański może kąsać, kiedy jest osaczona. Niniane znała ten głos. Był to jeden z najpiękniejszych głosów na świecie, a także jeden z najbardziej śmiercionośnych. Oczy rozszerzyły się jej, odwróciła się, by stanąć twarzą w twarz z Carling Severan, sędziną Trybunału Starszych, czarownicą i królową Wampirów.
Mówiąca była piękna jak jej głos, zapierająca dech w piersi, zagrażające życiu piękno. Ubrana była w klasyczną czarną sukienkę Chanel, była zwykłego wzrostu, Carling Severan miała nadzwyczajną strukturę kości. Miała dumną szyję jak Nefertete, ciemne wydłużone oczy o kształcie migdałów, czarne lśniące włosy, które opadały kurtyną do pasa, wysokie kości policzkowe, gładką jasna cerę koloru miodu i zdradziecko zmysłowe usta. Była już starożytną, kiedy powstawał Rzym, jednak nadal miała twarz i figurę trzydziestoletniej kobiety. Wampirza królowa była jednym z najstarszych znanych żyjących przedstawicieli Rodzaju Nocy, jeśli nie najstarszym. Nawet w spoczynku jej Moc wypełniała pokój, chociaż Carling robiła coś, by trzymać ją na wodzy albo maskować w jakiś sposób, więc wydawała się odpływać falami, a ona wydawała się zwyczajną, piękną kobietą. Była
jadowitą
królewską
kobrą,
przebraną
za
nieszkodliwego
jasnozielonego
ogrodowego węża. To nie było w porządku. - Sędzino – wyszeptała Niniane, przez zaciśnięte usta. Wrażenie nieszkodliwości prysnęło, kiedy wampirzyca podeszła do niej szybkim, płynnym krokiem z nieludzką gracją, która była tak przerażająca jak wszystko pozostałe w niej. Carling zatrzymała się tuż przed Niniane, kładąc szczupłą dłoń na jej ramieniu i spoglądając na mężczyznę. - Na razie to wszystko, Khalil. Nozdrza kreatury rozszerzyły się. Powiedział: - Spłaciłem jedną z trzech przysług, które byłem ci winien. Niniane nadal słyszała dzikość cyklonu w jego głębokim głosie. Zadrżała, a niezłomny ucisk na je ramieniu stężał. Sędzina powiedziała: - W istocie. Do następnego razu, Dżinie.
Wycie wiatru nasiliło się i zamarło. Niniane spojrzała w dół i osłoniła oczy przed chłoszczącymi ją włosami. Wtedy zauważyła jasnożółty pasek słonecznego światła z pobliskiego okna, który przebiegał przez jej nogi i nogi wampirzycy. Niniane przyjrzała się. Carling nie miała butów, jej szczupłe, piękne nogi koloru miodowego były zanurzone w świetle. Taki kontakt wprost ze światłem słonecznym powinien zredukować niższego wampira w ciągu sekund do popiołu. Drżenie Niniane nasiliło się. Nawet jak na stworzenie, które wielu uważało za nienaturalne, Carling była nienaturalna. Sędzina powiedziała: - To chwila w której możesz zapytać, czy jestem dobrą, czy też złą wiedźmą. Niniane podniosła wzrok, na te cudowne, starożytne i uśmiechnięte spojrzenie. Powiedziała tak pewnie, jak tylko mogła: - Nie jestem pewna, czy chcę usłyszeć odpowiedź. - To mądre młoda dziedziczko – powiedziała Carling. Słyszałam, że zostałaś ranna. Czuję krew z twoich ran, a książę Demonów nie jest zbyt zadowolony. Usiądź. Ręka Carling na ramieniu Niniane popchnęła ją w kierunku fotela i pomogła jej, kiedy trzęsące się nogi zagroziły jej upadkiem. Wdzięczna za możliwość spoczęcia na fotelu, opadła na niego, chociaż była daleka od odprężenia się. Carling spłynęła na pobliski fotel. Przez prosta czynność siedzenia, zamieniła go w tron. Niniane
spoglądała
na
nią
ukradkiem,
zazdrosna
o
wspaniałą
grację
kobiety,
mimo że utrzymywała maksymalne skupienie, wskazówka pokazała alarmującą czerwień. Rozmawiała z sędziną kilka razy w serdeczny sposób w ciągu lat, zawsze w publicznych miejscach, na formalnych spotkaniach. Chociaż nie była Wyrem, Carling w każdym calu była drapieżnikiem, Niniane dobrze o tym pamiętała. Krótko mówiąc Carling nie była już królową Rodzaju Nocy. Posunięciem bez precedensu formalnie abdykowała, kiedy została sędziną Trybunału Starszych. Carling wykorzystała lukę, która powstała podczas powołania amerykańskiego trybunału w latach dziewięćdziesiątych osiemnastego
wieku,
który
zakazywał
sprawowania
urzędu
władcom
Starszych,
ale nie zakazywała tego byłym rządzącym. W wyniku abdykacji Carling jej potomek Julian Regillus został królem Rodzaju Nocy. Luka została usunięta, jednak zostało zaakceptowane,
że Regillus działa według swoich synowskich obowiązków, a Carling pozostała de facto władczynią, mającą także władzę wynikłą z zasiadania w Trybunale Starszych. Niniane zauważyła, że nie były same w pokoju, kiedy Carling nakazała gestem wyjść swojej służącej, ślicznej, bladej blondynce ze smutnymi oczami. Niniane rozejrzała się wokoło. Zauważyła podobieństwo tego hotelowego apartamentu do tego, który zajmowali z Tiago. Zauważyła także zmiany poczynione w umeblowaniu i wystroju, takie jak wspaniały bladoróżowy jedwab udrapowany na stoliku kawowym, czy antyczna inkrustowana mahoniowa skrzynia stojąca pod ścianą. Telewizor i hotelowe malowidła zostały usunięte, powodując, że pokój wydawał się większy, przestronniejszy i obcy. Utrzymywała niespieszny oddech, złożyła ręce razem na kolanach, kiedy chłonęła milczące przesłanie wpisane w przestrzeń wokół niej, takie że była teraz na terytorium wampirzycy. - Mieć zadłużonego u siebie księcia Demonów musi być wielką rzadkością – powiedziała. – Wydaje się, że nadzwyczajna przysługa pozwoliła na użycie go, aby zabrał mnie w lot po hotelowych schodach. - Twój Wyr przeszkadzał i był bez respektu – powiedziała Carling. Wyraz twarzy wampirzycy zamienił się w nadzwyczajną lodową rzeźbę. – Potrzebuje twardej lekcji. Dłonie Niniane zacisnęły się, kiedy pomyślała o zerwaniu się z gniewem. Jej Wyr. To była
prawie,
jakby
Carling
powiedziała
„jej
zwierzątko”.
Część
jej
uchwyciła
niewytłumaczalny uśmiech Carling. Ciekawe. Zastanawiała się, co ten uśmiech oznaczał, nawet powiedziała z ostrożnym brakiem emfazy: - Chciałabym wierzyć, że nikt nie miał zamiaru okazać ci braku szacunku. Niniane przerwała pozwalając wielu znaczeniom jej wypowiedzi osiąść w milczącym pokoju. Wampirzyca siedziała po skosie od niej, okazując cierpliwość, która była tak nieludzka, jak reszta niej. Niewytłumaczalny uśmiech Carling pogłębił się, kiedy powiedziała: - Jestem pewna, że Dragosowi brakuje ciebie, jako jednego ze swoich dyplomatów, chociaż to musi być powiedziane, że nie jesteś jeszcze królową Mrocznych Fae.
Co Carling chciała przez to powiedzieć? Było jasne, że jest to jakiegoś rodzaju ostrzeżenie. Niniane nie mogła określić, czy jest wrogie, czy też nie. Jej napięcie narastało. Jeśli nie zrozumiała, to najlepiej będzie je zignorować przez chwilę, a przynajmniej w rozmowie. Odpowiedziała oczywistym stwierdzeniem: - Już stanęłam przed wieloma wyzwaniami i jestem pewna, że czekają mnie następne. Jestem wdzięczna, że wojownik i tropiciel Tiago przyszedł mi z pomocą. Mogłaś jeszcze nie słyszeć, że pojawił się na czas, by powstrzymać kolejną próbę zamachu. Cudowne powieki Carling opadły trochę. Przez chwilę wampirzyca pozostawała w perfekcyjnym bezruchu, nieporównywalnie piękna kobieta na tle starożytnego jedwabiu i mahoniu. Obraz był zbyt wyraźny i anachroniczny, więc Niniane poczuła szept dezorientacji, jakby patrzyła na malowidło jednego z europejskich starych mistrzów albo jakby czas się otworzył, dając jej spojrzenie na odległą przeszłość. Wtem włączyła się hotelowa klimatyzacja. Zimne powietrze owinęło jej nagie kostki, jak niewidzialny wąż i rozproszyło złudzenie. - Kolejny zamach, kiedy to miało miejsce? – spytała Carling. Niniane nie potrafiła niczego wyczytać z twarzy sędziny. Z wszystkiego co wiedziała, to Carling słyszała o drugiej próbie i tylko chciała jej o niej opowiedzieć. Przesunęła się w próbie zajęcia wygodniejszej pozycji, bolały ją rana i zmęczone mięśnie, powrót stresu spowodował, że pulsowało jej w głowie. - To stało się wczoraj wcześnie rano, kiedy wracałam do hotelu. Była kolejna triada. Nikt nie przeżył, aby go można było przesłuchać. Nie rozpoznałam ich, ale to nie oznacza niczego. Nie byłam wystarczająco blisko, aby się im przyjrzeć. - Ciekawe, kiedy Mroczni Fae potrzebują cię tak bardzo – powiedziała Carling. - Co masz na myśli? – spytała. Wampirzyca uniosła eleganckie ramię. - W końcu Mroczni Fae nie czuli się zbyt dobrze pod rządami Uriena. Historycy Starszych mogą się spierać w tym punkcie, gdyż jego izolacjonistyczna polityka pozwalała mu
na znaczną kontrolę nad handlem i porozumieniami biznesowymi. Jestem pewna, że jego osobisty majątek stał się całkiem spory. - Założę się, że tak – powiedziała Niniane przez zęby. - Urien zamknął społeczeństwo Mrocznych Fae przed kluczowymi połączeniami dla rozwoju kraju. Z talentem Mrocznych Fae do metalurgii, mogliby być znacznie potężniejszym i lepiej prosperującą społecznością niż są. Wierzę, że zwyczajnie inteligentni z pośród nich zdali sobie z tego sprawę. Nagła furia wylała się w słowach Carling. Niniane zacisnęła usta, by utrzymać je razem. Wściekała się na ten fakt wiele razy od Rewolucji Przemysłowej. - W przeciwieństwie do politycznej retoryki, której używał, Urien nigdy nie działał w najlepszym interesie Mrocznych Fae – warknęła. – Dbał tylko o siebie. - W istocie – powiedziała Carling. – Urien był metalurgiem o dość znaczącym talencie i potężnym czarownikiem. Podejrzewam, że odkryjesz, że jego fortuna wzrosła, podczas gdy reszta społeczeństwa była pogrążona w stagnacji ekonomicznej i politycznej. Jako ludzi jest ich za mało, aby rozwijać się w takiej separacji od światowego handlu i interakcji z innymi społeczeństwami, których z resztą tak bardzo potrzebują. Jako dziedziczka zadowolisz tradycjonalistów, takich jak sędzia Trenevan. Poza tym masz istotne więzi z pozostałymi majątkami Starszych, co spodoba się postępowo myślącym, jak kanclerz Riordan i masz bezprecedensowa popularność w amerykańskim społeczeństwie. Jesteś unikalnym darem dla mrocznych Fae. Parsknęła, spowodowało to ukłucie w boku. - Wszystko to brzmi dobrze w teorii, Carling, ale muszę ci powiedzieć, że właśnie w tej chwili nie czuję miłości. Służąca blond wampirzyca weszła do pokoju, niosąc tacę. Postawiła na stole obok fotela Niniane kieliszki wypełnione jakimś ciemnym płynem oraz zakręconą butelkę ze schłodzoną wodą. Ostrożnie ominęła linię słonecznego światła na dywanie i postawiła kieliszek koło fotela Carling, skłoniła głowę przed swoją panią i wycofała się z pokoju.
Brwi Niniane skurczyły się. Podniosła kieliszek, aby ostrożnie powąchać zawartość. Moc była wsączona w bogaty, ciemnoczerwony płyn, który lekko błyszczał. Zioła pływały po powierzchni. Wyczuwała cynamon i goździki. - To Rothschild rocznik tysiąc dziewięćset sześćdziesiąty drugi – mruknęła Carling i wzięła łyk z własnego kieliszka. – Zostałaś potraktowana leczniczym eliksirem, który wywołał u ciebie dyskomfort, powinnaś to wypić. Niniane nie podnosiła wzroku. Starała się myśleć o pulsowaniu w głowie. Nie potrafiła określić celów Carling, wliczając truciznę, ale dlaczego Carling miała się trudzić z jej otruciem? Carling i Urien nienawidzili się, co tylko przysłużyło się porozumieniu wampirzycy z Dragosem i Wyrami. Niniane nie dostrzegała poparcia Carling dla żadnego innego potencjalnego kandydata do tronu Mrocznych Fae, zwłaszcza nikogo, kto wspierał Uriena, kiedy jeszcze żył. Osobiste relacje Niniane i Carling zawsze były serdeczne. Wampirzyca była tu z
oficjalną
misją,
jako
reprezentant
Trybunału
Starszych.
Niniane
potrzebowała
sprzymierzeńców, a Carling, jeśli była zainteresowana, była na doskonałej pozycji, aby zaprzyjaźnić się i sprzymierzyć z kolejną królową Mrocznych Fae. Poza tym Moc przepajająca miksturę była ciepłym, łagodnym blaskiem na jej dłoniach. Wydawała się dla niej dobra, przy okazji rosół pachniał dobrze, kiedy była głodna. Uniosła kieliszek i wzięła ostrożny łyk. Jej brwi uniosły się w górę. - Nie spodziewałam się tego – powiedziała. – To jest pyszne. Carling piła wino i przyglądała się jej spod opuszczonych powiek. Niniane doszła do nagłej decyzji. Odchyliła głowę i wypiła eliksir do ostatniej kropli. Potężny blask wypełnił jej ciało. Czuła, jakby była pustym naczyniem wypełnianym po brzegi intensywnym złotym światłem. - O rany – mruknęła. Głowa opadła jej z powrotem na fotel. Miała problemy z pamiętaniem, aby trzymać nóżkę kieliszka i nie pozwolić mu upaść na pokrytą dywanem podłogę. Chwilę później pozwoliła rozluźnić się swoim palcom i puściła kieliszek. Starała się spojrzeć na podłogę przez złote światło, które wypełniło jej głowę.
Rozproszona Moc skoncentrowała się w ranie w jej boku. Kiedy Moc opuszczała resztę jej ciała, poczuła, że okolica rany staje się jaśniejsza i cieplejsza, dopóki nie zalśniła w jej umyśle niczym gwiazda w jej wnętrzu. Gwiazda zaczęła płonąć, jakby ktoś przyłożył gorące żelazko w miejsce rany. Bolało. Bardzo bolało. Ał, ał, ał. Westchnęła i objęła się rękoma. Czuła, jak rozdarte ciało łączy się z powrotem. Nie spodziewała się czegoś takiego jak to. To było tysiąc razy gorsze niż ból wywołany przez zaklęcie oczyszczające. Wciągnęła powietrze: - Delikatne ostrzeżenie byłoby miłe. - Zaskoczyłaś mnie. Nie sądziłam, że rzucisz się na eliksir. – Piękny głos Carling przebijał się przez jej niedolę. – Powiem ci, że pomaga głębokie oddychanie. Czy to było rozbawienie w głosie Carling? Cholerna wampirzyca. Niniane spiorunowała wzrokiem Carling, kiedy starała się oddychać głęboko. Nie mogła powiedzieć, że bardzo to pomagało na ten ból, ale skupiało jej uwagę. Skończyła dyszeć z powodu bólu. Po czasie, który wydawał się wiecznością, gorąca gwiazda zbladła i zgasła. Ból i dezorientacja opuściły jej ciało, jakby nigdy nie istniały. Wyprostowała się z uwagą i przycisnęła drobne palce do bandaża. Nie bolało. Wzięła głęboki wdech, nadymając pierś. Nawet szmeru. Wiedziona przez ciekawość uniosła dół koszuli i odchyliła brzeg bandaża, by zajrzeć pod niego. Została tylko krew, która wsiąknęła w gazę przyłożoną do rany lub raczej do miejsca, gdzie była rana. Jedynym śladem była mała srebrzysta blizna pod dwoma szwami. - Niemożliwe – powiedziała. Dotknęła bliznę. – Jest całkowicie zagojona. Nigdy nie słyszałam o eliksirze o takiej sile. - Nie jestem zaskoczona – odpowiedziała Carling. Nieczęsto go przyrządzam. Niniane spojrzała na nią.
- W porządku, całkowicie to kupuję. Bardzo ci dziękuję i naprawdę mam to na myśli, ale jestem na ciebie wściekła, że tak bardzo to bolało. Wampirzyca uniosła brew. Wciąż wydając się rozbawioną powiedziała: - Sądzę, że sobie z tym poradzisz. Uśmiechnęła się szeroko. - Taa, sądzę, że tak. Niniane wzięła kolejny głęboki, wolny od bólu oddech. Mikstura zdziałała więcej niż tylko zasklepienie rany. Wyleczyła także je siniaki i urazy. Czuła się tak, jak przed atakiem, przepełniona poczuciem witalności i zdrowia. Lecznicy eliksir Carling był tak odległy od zaklęć doktora Weylana, jak wahadłowiec od Toyoty Celici z tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego drugiego roku. Mogło nie być nic złego z dobrze utrzymaną Celicą, ale pewne jak cholera, że nie potrafiła pokonać grawitacji i polecieć. Spojrzała na bandaż, który do połowy ściągnęła. Odwinęła go do końca, krzywiąc się, kiedy zaprotestowała jej skóra. Blond służąca Carling stanęła obok jej fotela. Niniane starała się kontrolować swoje zaskoczenie. Patrzyła jak śliczna, młodo wyglądająca wampirzyca podniosła kieliszek, który upuściła i położyła go na tacy. Wampirzyca przybliżyła do niej tacę, miała pochyloną głowę, kiedy szepnęła: - Jeśli wasza wysokość sobie życzy, to będę szczęśliwa mogąc zabrać bandaż. Spojrzała na to co trzymała. Gaza była przesiąknięta krwią. Chociaż dobrze dogadywała się z Carling, to dawanie próbki swojej krwi służącej jeden z najpotężniejszych czarownic nie wydawało się najlepszym pomysłem. Odchrząknęła z delikatnym kaszlnięciem i powiedziała: - Er. - Oczywiście Rhoswen spali bandaż w kominku – powiedziała Carling, kiedy skończyła wino.
Nie trudziła się z wyjaśnianiem ani z przeprosinami za swoje obawy. - Dziękuję – powiedziała. Położyła bandaż na tacy. Rhoswen obróciła się, by wziąć kieliszek Carling i położyć go na tacy, wyraz jej twarzy był czystą gładkością perfekcyjnej służącej. Niniane i Carling patrzyły, jak Rhoswen kładzie bandaż w kominku i podpala go zapalniczką. Patrzyły jak mały płomień zajaśniał i zgasł. Wolne od bólu i letargu, myśli Niniane skierowały się ku Tiago. Musiał się o nią martwić, chyba, że miał jakiś sposób, by wyśledzić kierunek przemieszczania się dżina. Nie miała żadnego pojęcia o zdolnościach tropienia Tiago, wszyscy poza Dragosem przysięgali, że był w tym najlepszy. Było możliwe, że Tiago wiedział, że była bezpieczna z Carling (a była?). Może do Tiago dotarła konieczność rozstania się. A dlaczego by nie? Dawał do zrozumienia od czasu, gdy przyjechał, że cała ta podróż była niczym wrzód na dupie. Przygryzła wargę, kiedy pomyślała o wijącym się w niej impulsie. Wyjechał, czy też nie, wiedziała o obsesyjnej naturze tropiciela Wyrów. Wziął ją pod obserwację. Nie spocznie dopóki jej nie zabierze z powrotem, co znaczyło… Wciągnęła powietrze, kiedy zatrzymała się w tym miejscu. Nie wiedziała na czym stała. - Jestem pewna, że Tiago nauczył się swojej lekcji – powiedziała do Carling. Z wysiłkiem utrzymała swój głos płaskim i wypranym z uczuć. – Chciałabym mu dać znać, że jestem z tobą i że ze mną wszystko w porządku. Cień brzydoty przebiegł cudowne oblicze Carling. Wampirzyca powiedziała gładkim głosem: - Dlaczego nie posłałam jednego z moich służących z wiadomością? Niniane spojrzała na nią. - Ponieważ obie wiemy, że mógł być zbyt zajęty, by wysłuchać co posłaniec miałby do powiedzenia. Więc możesz kontynuować branie odwetu za zignorowanie twojej wcześniejszej wiadomości.
- Zajęty – powiedziała Carling, ciemne oczy zalśniły – podoba mi się. Cokolwiek jeszcze było do zakomunikowania, jedna szczególnie istotna wiadomość nadchodziła
głośna
i
wyraźna.
Zignorowałaś
królową
Wampirów,
wystawiając
się
na niebezpieczeństwo. Carling nie zamierzała poruszyć tego tematu, dopóki nie została zmuszona. Niniane odetchnęła i powiedziała bez ogródek: - Zostaw to, Carling. Ty i ja mamy właśnie ogromną szansę na rozwinięcie porządnego sojuszu. Minęło wiele czasu, od kiedy miałaś taki z Mrocznymi Fae. Ale do niego nie dojdzie, jeśli będziesz nadal dręczyła Tiago moim zniknięciem albo w jakimś inny sposób. - Jak interesująco. Naraziłabyś potencjalny sojusz Rodzaju Nocy z Mrocznymi Fae na ryzyko dla jednego nieokrzesanego Wyra, o kiepskich manierach. Niniane stukała palcem w oparcie fotela. Nie była mądra utrata opanowania przy wampirze królowej. Po chwili, kiedy była w stanie zapanować nad głosem, powiedziała: - Przypomnę ci, że Tiago podążył za mną do Chicago, kiedy zniknęłam i uratował mi życie. Poza tym Wyrowie dawali mi schronienie i ochronę przed moim wujem Urienem przez prawie dwieście lat. Nie zmuszaj mnie do wybierania między wami, ponieważ nie wygrasz. Carling posłała jej lekki uśmiech i uznała swoją porażkę. - Wystarczy. Coś trzasnęło w pobliżu. Tym razem Niniane nie zdołała zachować kontroli i podskoczyła. Usłyszała krzyk z holu, ryk i kolejny trzask. Brzmiał, jakby drzwi były wyrywane z zawiasów. Wampirzyca odwróciła głowę w stronę holu. Carling zauważyła: - Najwidoczniej metoda skomunikowania się z twoim Wyrem była niewłaściwa. TIAGO! O bogowie, nie. Nie mógł zaatakować wampirzycy bo w nastroju w którym była Carling, równie dobrze mogła go zabić.
Niniane wystrzeliła z fotela i pobiegła do drzwi. W jakiś sposób Carling znalazła się obok niej, trzymając klamkę długimi wdzięcznymi palcami. Wydawało się, że otwarcie drzwi zajmuje wampirzycy wieczność. Jak tylko była w stanie, Niniane prześlizgnęła się przez drzwi i ruszyła do holu. Ogarnęła scenę jednym przerażonym spojrzeniem. Ciężkie przeciwpożarowe drzwi leżały pod ścianą trzydzieści stóp dalej. Masywna sylwetka Tiago wypełniała drzwi prowadzące na klatkę schodową. Trzy wampiry stały w półkolu przed nim, każdy z nich był piękną, zabójczą bronią. Blond wampirzyca Rhoswen stanęła pomiędzy Tiago i swoją panią. Kilkoro ludzi stało w otwartych drzwiach, niektórzy z nich mieli broń. Wszystkie pistolety były skierowane w stronę Tiago. A Tiago był czymś co wyszło z koszmaru. Miał broń, miecz przytroczony do pleców, pistolety w kaburach. Częściowo zmienił kształt, wyraźna oznaka Wyra pojawiająca się w skrajnych emocjach, takich jak strach lub wściekłość. Kości jego twarzy były obce, zmienione niewłaściwie. Jego klatka piersiowa, ramiona i nogi były szersze, oplecione mięśniami w sposób w jaki nie powinny być. Szpony wieńczyły jego potężne dłonie. Kiedy Niniane pojawiła się w holu, mroczna, dzika twarz Tiago skierowała się w jej stronę. Jego oczy. Ich zwyczajny obsydianowy kolor i kąśliwy wyraz zniknęły. Błyszczały ogniem. Niniane szepnęła: - Odwołaj swoich ludzi, jeśli chcesz żeby przeżyli. - Moi ludzie wykonują swoją robotę – powiedziała Carling. Wampirza czarownica straciła swój zwyczajny rozbawiony wyraz twarzy. Zamiast tego patrzyła na Tiago z kombinacją gniewu i fascynacji. Lśniła witalnością, jej skóra, oczy i włosy lśniły mocniej niż zazwyczaj.
Po jednym szybkim, pobieżnym spojrzeniu, Niniane porzuciła zagadkę jaką była Carling. Odwróciła się z powrotem w stronę żywej sceny. Napięcie drgało w powietrzu, jak pomruk lawiny, zanim popędzi w dół po zboczu góry. Uniosła otwartą dłoń i starała się uśmiechać do potwora w holu, kiedy ruszyła w jego stronę. - Już dobrze, Tiago – powiedziała. Starała się być łagodną i spokojną. Zamiast tego była wystraszoną i trzęsącą się. Cholera. Zmusiła się do fałszywej czułości w głosie. – Posłuchaj mnie. Już ze wszystkim dobrze. Spojrzenie potwora skupiło się na niej. Tiago ruszył w jej stronę i lawina ruszyła. Ciemnowłosy wampir najbliżej Tiago ruszył do ataku tak szybko, że stał się zamazaną plamą. Jeśli Niniane byłaby człowiekiem, to mogłaby tego nie zauważyć. Nienormalna dłoń Tiago poruszyła się. Uderzył wampira, którego ciało poleciało w powietrze i uderzyło w ścianę. Tiago szedł nadal przed siebie. Kolejny wampir zaatakował. Tiago złapał go. Obrócił się na pięcie i rzucił nim w stronę schodów. Z wściekle obnażonymi kłami i wysuniętymi szponami trzeci wampir skoczył na niego. Karmazynowa krew trysnęła z ran, które pojawiły się na twarzy i szyi Tiago. Oślepiająca białość płomienia błysnęła z oczu Tiago. Wszystkie lampy w pokoju eksplodowały, kiedy błyskawica uderzyła wampira w pierś. Wampir poleciał do tyłu piętnaście stóp i opadł na podłogę, żeby lec bez ruchu. Piorun eksplodował z dudniącym hukiem. Brzmiał jakby wyrzutnia rakiet została odpalona w holu. Tiago cały czas kontynuował marsz w jej stronę niczym niepowstrzymana niszczycielska siła. Ludzie uzbrojeni w nabitą broń. Byli stanowczo zbyt wolni na ten rodzaj walki. Niniane mogła ich nazwać mięsem armatnim, gdyby nie byli dodatkiem do wampirów, które w tej chwili zajmowały uwagę Tiago. Wiele ich stanęło przeciw Tiago, wliczając Rhoswen, która odchyliła się do tyłu i stała w gotowości, by bronić swoją panią. Był również nieruchomy obiekt, Carling, panująca w gnieździe kobra, która obserwowała konflikt i czekała z tyłu z całym swoim jadem o potwornej mocy. Tiago przeciw Carling. Jeśli tych dwoje stanęłoby twarzą w twarz, jeśli rozpoczęliby walkę, nie przestaliby, dopóki jedno z nich nie padłoby martwe. Pomiędzy nimi Chicago mogłoby zostać zburzone do szczętu.
Nie. Drugi raz w ciągu dnia przerażenie zablokowało jej zdolność myślenia. Nie myślała. Nie kalkulowała ryzyka i następstw. Działała. Rzuciła się naprzód i wrzasnęła: - STOP! Niniane może nie miała wielkości ani siły, ale była Mroczną Fae, była straszliwie szybka. Była znacznie szybsza niż jakikolwiek człowiek. Był zwyczajnie szybsza niż Rhoswen, która wyciągnęła rękę, by ją zatrzymać, jednak zrobiła to zbyt późno. Na jej krzyk Tiago obrócił się od powalonego wampira. Skoczyła na niego z rozpostartymi ramionami, ślepo ufając, że ją złapie. Dostrzegła rozmazany obraz potwornie wściekłej twarzy i białego blasku w oczach, które napełniały się zdziwieniem. Złapał ją w powietrzu i zawirował, by stanąć pomiędzy nią, a pozostałymi. Potężna dłoń nakryła tył jej głowy, kiedy przycisnął jej twarz do piersi. Zacisnęła pięść na jego koszuli, ciągle mokrą po wcześniejszym wybuchu jej temperamentu. Rozszalałe serce w jego piersi uderzało ją w policzek. Jego potężnie umięśnione ramiona owinęły się ciasno wokół niej. Popchnął ją w stronę ściany i dotknął czubek jej głowy swoją głową. Poświęcił swoje umiejętności walki, by ją chronić. Miała czas by pomyśleć, nie, to nie było to czego chciałam. To jednostronne rozbrojenie.
Zabiją go. Otworzyła usta, by krzyknąć. Wtedy jeden z najpiękniejszych i najbardziej śmiercionośnych głosów na świecie, głos królewskiej kobry wypowiedział obce słowo wypełnione Mocą.
Wszystko zamarło.
08 Prawie
niedziałająca lampa emitowała nieregularne brzęczenie. Poza tym hol
wypełniała całkowita cisza. Przez moment wydawało się, że cały świat się zatrzymał. Niniane przyciskała twarz do szerokiej ciepłej piersi Tiago. Koncentrowała się na potężnym rytmie bicia jego serca. Poczuła jak jego żebra uniosły się, kiedy zaczerpnął oddech. Potem ją puścił. Wyciągnął miecz i jeden z pistoletów. Wyciągnęła z kabury drugi, kiedy się odwracał. Pozwolił jej go wziąć. Rozkazał jej telepatycznie: stań za mną. I pozwolić mu na bycie rozstrzelanym na kawałki tuż przed nią?
A fuj! – kłapnęła. Wyskoczyła zza niego, by stanąć u jego boku. To przysporzyło jej wściekłe warknięcie. Carling stała niecałe pięć stóp przed nimi. Pył ze ścian unosił się w powietrzu. Użyczał tej dziwnej scenie sennej mglistości. Rhoswen stała bez ruchu pośrodku holu. Wampir, który pierwszy zaatakował Tiago zamarł w trakcie wydostawania się z dziury, którą wybił w ścianie. Inny wampir leżał rozciągnięty na podłodze, jego pierś była czarna. Trzeci wampir nie pojawił się z powrotem po wyrzuceniu na klatkę schodową. Ośmioro ludzi zamarło w korytarzu, każdy unieruchomiony przez Moc Carling. Pięć pistoletów było nadal wymierzonych w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał Tiago. Szturchnął ją delikatnie w wierzch dłoni i przesunęli się kilka kroków w lewo. Carling odwzajemniła ich ruchy kilkoma beztroskimi krokami, z ręką opartą o bok, elegancka i barbarzyńska kobieta o bosych stopach i w sukni od Chanel. Pozdrowiła Tiago skinieniem głowy, jej cudowne oczy o kształcie migdałów błyszczały zainteresowaniem. Wydawało się, że odeszły jej wcześniejszy gniew i towarzyszące mu zeszpecenie okrucieństwem, jakby nigdy nie istniały. I, Niniane zauważyła z rosnącą falą irytacji, Carling wyglądała promienniej niż wcześniej. - Poświęciłbyś siebie dla niej – spytała Carling. – Interesujące.
Niniane wywróciła oczami. Carling była zbyt dziwna. Poddała się w staraniach uświadomienia sobie, co wywołało tik starej wampirzycy. Zamiast tego zwróciła swoją zatroskaną uwagę na Tiago. Rozcięcia na jego twarzy zaczynały się goić. Nie był już potwornym Wyrem zatrzymanym w trakcie przemiany. Jego kości osiągnęły bardziej znajomy kształt, a jego okropne gorąco białe spojrzenie, które przejęło jego oczy, z powrotem pociemniało. Jednak błyskawice nadal migały w jego czarnym spojrzeniu, mięśnie ramion były napięte, a jego Moc wydawała się wyostrzona, w gotowości do walki. Okazywał krzykliwy brak zainteresowania rozmową z Carling. Powiedział w głowie Niniane: chcę, żebyś poszła w stronę schodów. Zrób to teraz, dopóki trzyma swoich ludzi
w stazie. Wzięła powolny, głęboki oddech i rzuciła chytre spojrzenie na wielki pistolet, który wyciągnęła z jego kabury. To był wielki półcalowy Magnum Desert Eagle19. Prawdopodobnie leżał w szerokiej dłoni Tiago całkiem komfortowo. W jej znacznie mniejszej wyglądał jak ręczna armata, którą w rzeczywistości był. Strzelała już z tak dużych pistoletów wcześniej. Zawsze przewracały ją na tyłek, chyba że oparła się plecami o coś wcześniej. Znalazła bezpiecznik i przełączyła go. Powiedziała do Carling: - Ty spowodowałaś ten bałagan. Co zamierzasz zrobić, aby się z nim uporać. - Co, w istocie. – Carling uniosła brew, obróciła głowę w bok i powiedziała: - Rhoswen, upewnij się, że pistolety nie wystrzelą. Blond wampirzyca popłynęła w gładkich ruchach, jakby nigdy nie była zamrożona w czasie. Przesuwała się od człowieka do człowieka, biorąc ich broń, wyciągając magazynki i kładąc ją na podłodze. Niniane ani na moment nie odwracała całkowicie swojej uwagi od Tiago. Niniane właśnie opierała się o niego, kiedy schylił głowę i spojrzał na nią prowokująco. Wyszczerzył
19
Pustynny Orzeł.
na nią zęby w klasycznym wyrzym znaku agresji. Położyła dłoń na jego przedramieniu. Poczuła, jak napięcie skacze po jego ciele, jakby był żywym przewodem. Był niesamowity. Jego zewnętrzy wygląd był wystarczająco straszny. Wewnątrz, jego Moc ledwie utrzymywała się w ryzach, dzięki niezwykłemu opanowaniu. Słyszała, jak przywoływał błyskawice, kiedy tracił opanowanie. Nie zdawała sobie sprawy, że błyskawice są w nim. Czuła się, jakby mogła na chwilę rzucić okiem na niewidziany krajobraz, który zamaskowany znajdował się wewnątrz niego. Surowe emocje odbijały się na jego niebezpiecznej twarzy, jej serce stopniało. - Wiem, przepraszam, to jest trudne – szepnęła delikatnie w jego głowie. Delikatnie głaskała gorącą skórę jego przedramienia, po czym wsunęła pistolet z powrotem do kabury pod jego ramieniem. – Nie powtórzę już więcej tego, co powiedziałam wcześniej. Ale Tiago,
mam zostać władczynią. Nie mogę przyjmować rozkazów, tak jak nie mogę uciekać. Jeśli nie dotykałaby go, to mogła przegapić jego zawahanie w branym oddechu. Jej serce zmiękło jeszcze bardziej. Carling wypowiedziała kolejne obce słowo. Jej Moc zapulsowała w nienaturalnym bezruchu. Dalej w holu ludzi drgnęli w zdziwieniu i przeklęli odkrywając, że byli rozbrojeni. Wampir, którego Tiago rzucił na schody wrócił i zatrzymał się, wzrok skierował na swoją panią. Wampir trafiony błyskawicą zadrżał i jęknął, kiedy wznowił swoje szybkie uzdrawianie się. Dziki ryk zabrzmiał za Niniane. Pochodził od wampira wypełzającego z dziury w ścianie. Jego błyszczące czerwone oczy skupiły się na Tiago, odsłonił swoje długie kły. Tiago jedną ręką przesunął Niniane za siebie, kiedy ruszył się, by stanąć na drodze zagrożeniu. Carling powiedziała ostrzegawczo: - Cowanie, stój. Wampir wystrzelił z sykiem w stronę Tiago. Tiago przyjął pozycję obronną, trzymając wysunięty przed siebie miecz.
Carling rozmazała się. Złapała wampira za kark. Jej piękna twarz była lodowato zimna, jej ciemne oczy były bliźniaczymi okruchami lodu. W ruchu tak szybkim, że Niniane nie mogła za nim nadążyć, Carling oderwała głowę od ciała wampira. Ciało upadło na podłogę. Carling spojrzała na twarz, którą trzymała w dłoniach. Usta wampira poruszały się, jakby chciał coś powiedzieć, błagać o życie lub krzyknąć. Potem jego głowa i ciało rozpadły się w pył. Carling otrzepała palce. - Zawsze był takim porywczym dzieckiem – mruknęła. Niniane gapiła się na małą kupkę pyłu na podłodze, która przed chwilą była myślącym stworzeniem. Przytknęła palce do ust. Tiago wsunął pistolet do kabury, objął ją potężnym ramieniem i przycisnął do swojego boku. Oparła się o niego, kładąc głowę na jego piersi i zamykając oczy. Chciała wpełznąć w ten ukryty w nim świat. Hałas na schodach spowodował, że podskoczyła. Krzyknęła niewyraźnie w koszulę Tiago, a on przycisnął ją mocniej. Dowodząca Mrocznych Fae Arethusa stanęła w drzwiach razem z Hughes i parą hotelowych strażników. Gapili się na zniszczenia w holu, Niniane i Tiago oraz Carling. Niniane odchrząknęła. Zmusiła się, by powiedzieć spokojnym głosem: - Wszystko w porządku, Scott, rachunek za naprawy powinien trafić do Trybunału Starszych. Jeśli trybunał miałby z tym problem, to powinien zwrócić się do Carling. Politycy Starszych mieli skłonności do robienia trudności z architekturą i całym społeczeństwem. Niniane spojrzała na Carling i milcząco wyzwała ją do zgody na to. Carling zmarszczyła nos, ale ponieważ jej wampiry zaczęły atak, zachowała milczenie. Hughes skłonił się i wyszedł na schody. Wyraz jego twarzy był obrazem całkowitego przerażenia. Wzrok Niniane napotkał twarde spojrzenie dowodzącej Mrocznych Fae. Arethusa była wysokiej szczupłej budowy, typowej dla większości Mrocznych Fae, lecz zamiast patykowatego wyglądu, jej kończyny były wypełnione węzłami mięśni, które nadawały jej
gracji pantery. Jej czarne włosy ściągnięte były w ciasny kucyk u podstawy karku, a jej szare oczy i kanciasta twarz wyrażały krytykę, kiedy dostrzegła ramię Tiago obejmujące Niniane. - Wtrącasz się do spraw, do których nie powinieneś, tropicielu – powiedziała dowodząca. - Puść dziedziczkę Mrocznych Fae albo poniesiesz konsekwencje. Opanowanie Niniane poszło w rozsypkę. Wyprostowała się i zrobiła krok, dłonie zacisnęła w pięści - Wystarczy, komendantko – warknęła. Wzrok Arethusy powędrował ku niej. – Proszę poinformuj kanclerza Aubrey’a i sędziego Kellena, że spotkam się z Mrocznymi Fae, w towarzystwie sędziny Severan w penthouse’ie za dwie godziny. - Tak, wasza wysokość – zaczęła Arethusa, jej wzrok stał się twardy jak kamień. Niniane powiedziała przez zęby: - Nie mam dobrego tygodnia, komendantko. To nie jest dobry pomysł, aby właśnie teraz testować moją cierpliwość, bo za chwilę mogę ją stracić. To wszystko. Usta dowódczyni zacisnęły się, kiedy jej wzrok przeskoczył z powrotem do Tiago, a następnie do Carling, która uniosła brew. Po chwili Arethusa skinęła płytko i wycofała się do drzwi. Niniane skoncentrowała się na odzyskaniu kontroli nad oddechem. Skupiła się na drobince kurzu ze ściany, tańczącej w powietrzu. Warknęła: - Teraz zamierzam wziąć prysznic. Zamierzam się ładnie ubrać i ochłonąć. Czy ktoś na tym piętrze ma z tym jakiś pieprzony problem? Nikt nie odpowiedział. Dobrze, w porządku. Uznała, że to oznacza, że nie. Przytaknęła sobie samej i ruszyła w stronę schodów. Trzymana na uwięzi błyskawica, jaką był Tiago, rzuciła na nią cień. Gdy tylko przeszła przez drzwi Tiago powiedział: - Tylko jedna rzecz.
Głęboki, silny ton jego głosu zaskoczył ją. Uświadomiła sobie, że nie mówił nic na głos od kiedy się pojawił. Obróciła się. Stał w drzwiach zwrócony w stronę Carling. Jego szerokie ramiona wypełniały przestrzeń. Niniane mogła dojrzeć zarys jego profilu. Płaszczyzny i krzywizny jego twarzy były jakby ząbkowane. Nie schował swojego miecza. Malutkie włoski na jej karku podniosły się, kiedy koniec miecza skierował w stronę Carling w nagiej groźbie. Każdy z ludzi Carling zrobił krok w jego kierunku. - Jeśli zrobisz coś, co znowu narazi ją na niebezpieczeństwo, to spalę twój świat – powiedział. Piorun przebijał z jego głosu. Oczy Carling zalśniły. Uśmiechnęła się do niego i powiedziała łagodnie: - Możesz spróbować. Wściekła agresja Tiago. Wijąca się śmiercionośność Carling. To było po prostu zbyt przerażające. Niniane wrzasnęła na nich oboje: - Na litość boską! Zostawiła ich i ruszyła schodami w dół. Śmierć podążała za nią. Nie słyszała jej, lecz wiedziała, że była tutaj. Nie zawróci ponownie. Nie zamierzała dać im satysfakcji pokazaniem jako bardzo była wystraszona. Dotarła do następnych drzwi. Drzwi były strzeżone przez dwóch policjantów w mundurach, stali obok nich, kiedy nadeszła. Uderzyła w drzwi otwartą dłonią, by je otworzyć i wpadła do holu. Ostatniej nocy była zbyt chora, aby zauważyć numer apartamentu, który zajmowała, ale można było wystarczająco łatwo go znaleźć. Były to drzwi z kolejną parą strażników, mężczyzną i chudą kobietą o piaskowych włosach, stojących w gotowości. Ich uśmiechy zniknęły, kiedy się pojawiła, zbledli, kiedy dostrzegli co budziło się w jej obecności.
Zatrzymała się przed drzwiami i patrzyła na nie, ponieważ nie miała klucza. Kobieta o piaskowych włosach otworzyła jej drzwi. Nie ufając jej na tyle, by się odezwać, Niniane lekko skinęła głową w jej kierunku i weszła do środka. Kiedy weszła do salonu, zatrzymała się. Ktoś przyszedł posprzątać, kiedy była porwana. Zastawa po śniadaniu została zabrana. Stół lśnił i stał na nim świeży bukiet kwiatów. Na ławie nie leżały już części pistoletów, worek Tiago leżał pod ścianą. Widziała narożnik swojego łóżka w pokoju obok. Było starannie pościelone. Drzwi do drugiej sypialni były zamknięte. Ciężkie zasłony były odsunięte i odsłaniały jasny, słoneczny chicagowski dzień. Błękitne niebo było usiane białymi kłębiastymi chmurami. Przycisnęła pięści do skroni, kiedy poczuła uderzenie dezorientacji. Miasto za oknem wyglądało tak normalnie w słońcu, chociaż na zewnątrz było tyle zwariowanych ludzi. Odwróciła się, kiedy wszedł Tiago i w końcu schował miecz. Odpiął pochwę i położył ją na stole. Potem zdjął jedną z kabur i także położył ją na stole. Kataklizm, który pochłonął jego twarz zniknął, jakby nigdy nie miał miejsca. Jego twarz z powrotem była bez wyrazu. Czy już się uspokoił? Jak tego dokonał? Nie mogła ochłonąć, ani trochę. Potem spojrzał na nią. Nie. Wcale się nie uspokoił. Burza nadal szalała w nim. Jej oddech stał się urywany, a usta zadrżały. Coś rozdzierającego usadowiło się wewnątrz niej, powodując, że rozchyliła ramiona, zapraszając go. W ciągu czasu potrzebnego na uderzenie serca, pochyliła się w jego stronę. Proszę, nie odrzucaj tego. Nie odwracaj się ode mnie. Tiago pokonał dzielący ich dystans jednym skokiem. Chwycił ją. Zaplotła ręce na jego szyi i zacisnęła mocno, kiedy trzymał ja w swoim uchwycie, który groził uduszeniem jej. Jego ciemna głowa pochyliła się i zanurzył twarz w zagięciu jej szyi. Objęła dłońmi jego głowę, pogładziła krótkie włosy i szepnęła do niego. Ciężko było jej się skupić na tym co powiedziała. Słowa nie miały znaczenia.
- Wiem. Przepraszam. Także byłam przerażona. Tak się bałam. Dziękuje, że po mnie przyszedłeś. Tak bardzo ci dziękuję, że mnie znalazłeś. Opadł na podłogę, siadając na pietach, pociągnął ją za sobą w dół, aż wylądowała na jego kolanach. Kołysał ją, delektując się z desperackim skupieniem dowodami jej obecności, waga jej ciała, kształtem jej pełnych wdzięku, delikatnych kości, jej ręce trzymały go tak mocno, jak jego ją, dotykiem tych małych, delikatnych palców. Kiedy Niniane zniknęła, dotarł do miejsca, w którym nie był nigdy wcześniej. Spanikował. Złożył swoje pistolety w sekundę. Poinformował Cameron, by zmobilizowała policję i wezwała śledczych, by przeanalizowali Moc w sypialni, zanim całkowicie rozproszyłaby się. Zadzwonił do Nowego Jorku. Potem wziął pistolety, miecz i zastygł w całkowitym bezruchu, ponieważ nie miał żadnej wskazówki, jak wytropić Niniane poprzez wir energii, która ją zabrała. Rozpłynęła się w powietrzu. Po prostu zniknęła. Przerażenie i beznadziejność otworzyły w nim czarną dziurę, która wessała w siebie wszystko pozostałe, jakiekolwiek poczucie przyzwoitości, perspektywy, czy moralnego kompasu, to wszystko zniknęło, aż została tylko wyjąca bestia, która mogła rozszarpać wszystko i każdego, który znalazłby się na jego drodze. Desperacja zaprowadziła go na piętro Carling, co okazało się uderzeniem czystego pierdolonego szczęścia. Nie był zdolnym, ani sprytnym. Szedł poprosić Carling, aby pomogła mu wytropić Niniane. Był gotowy zrobić coś, czego nie zrobił nigdy przedtem. Był gotów błagać. Potem złapał delikatny powiew zapachu Niniane w miejscu, w którym nie powinno go być i bestia pochłonęła go. Jeśli Niniane znowu znalazłaby się w niebezpieczeństwie, mógłby zrobić znacznie więcej niż tylko spalić świat Carling. Był niszczycielem z natury. Jako wódz wojenny Wyrów mógł skanalizować tę przemoc i w kontrolowany, celowy sposób osiągnąć wiele dobra. Bestia wewnątrz niego była całkiem innej natury. Niepowstrzymana, mogła popchnąć go do kompletnej rzezi.
Ale bestii to nie obchodziło. - Już dobrze – szepnął. Nie wiedział kogo starał się uspokoić, siebie czy ją. Jego usta poruszyły się na jej delikatnej skórze. – Już dobrze. Skłoniła głowę, przycisnęła do niego policzek. Jego serce łomotało o żebra. Był więcej niż dwa razy większy od niej. Był wielki jak łoś i obejmował ją, czuł, że ma właściwy rozmiar. Czuł się jak w domu - Jestem w wielkich opałach. Zamarła. Czekaj. Czy powiedziałam to na głos? - O co chodzi? – spytał Tiago. Przebiegał ogromnymi dłońmi w dół i w górę jej pleców. – Jakie masz problemy? Co się stało? - To co się stało nie było moją pomyłką – westchnęła. – Po prostu mówię. Uniósł głowę i zmarszczył brwi. Surowe obolałe spojrzenie nie opuściło całkowicie jego oczu. Nigdy wcześniej nie widziała go w takim stanie. Przyłożyła swój palec wskazujący do głębokiej zmarszczki pomiędzy jego brwiami i starała się ją wygładzić. Przycisnął usta do jej dłoni. Ta wymiana czułości nie odwróciła jego uwagi od pozostałych spraw. Powiedział: - W jaki sposób zniknęłaś i dlaczego czuję od ciebie Moc Carling? - Właściwie – mruknęła – nie zrobiła ze mną tego, jak to co zrobiła z tobą. Ma dżina, który ma u niej dług. Jest winien jej trzy przysługi, był, teraz jest winien dwie. Użyła go, aby przetransportował mnie z sypialni do jej apartamentu. Powiedziała, że zrobiła to, aby udzielić ci lekcji. Warknął, głębokie dudnienie przeniknęło przez jej ciało. - Co ci zrobiła ta zwariowana dziwka? - Szz, pamiętaj, że już wszystko dobrze – szepnęła. Wzięła jego twarz w swoje dłonie i poszukała jego oczu. Były obsydianowe bez żadnego charakterystycznego białego błysku. Pogładził jej przechylony policzek. Był dumnym mężczyzną i nawet dość przystojnym, kiedy
nie wyglądał, jakby mógł rozwalić drapacz chmur albo rozedrzeć narody gołymi rękami. – Uzdrowiła mnie i porozmawiałyśmy trochę. To wszystko. Jego oczy zwęziły się. - Uzdrowiła cię – powiedział. Otworzyła szerzej oczy. - Całkowicie, Tiago. To najdziwniejsza rzecz. Zobacz sam. – Odsunęła się do tyłu tak, że mogła unieść brzeg swojej tuniki i pokazać mu srebrzystą bliznę. – Bolało jak cholera. Czułam, jak wszystko zrasta się w środku. Tiago dotknął małą bliznę. Ruch jego zrogowaciałych palców łaskotał ją. - Już nie boli? - Ani trochę. Czuję się tak, jak przed napaścią. – Wskazała palcem maleńkie szwy. Wyglądały jak malutkie pajączki na jej bladej skórze. Ew…, właściwie. Zachmurzył się. - Trzeba je wyjąć. Otwierała usta, by powiedzieć mu, że może zająć się tym później, kiedy podniósł ją i posadził w fotelu bez wysiłku, jakby przenosił domowego kota. Otworzył swój marynarski worek, wyjął kosmetyczkę i wydobył z niej mały zestaw nożyczek. Potem uklęknął przed nią. Wzdrygnęła się. Uśmiechnął się do niej, prawdziwym uśmiechem, a nie swoim zwyczajnym sardonicznym grymasem, takim, który marszczył kąciki oczu i ukazywał przystojniejszy wygląd jego twarzy. - Siedź spokojnie, faerie – rozkazał, kiedy podwinął jej top. Ścisnęła razem kolana i przechyliła się w prawo, kiedy starała się zrobić to, co powiedział.
Nachylił się bliżej, aby pewniej przeciąć szew. Jego gigantyczne dłonie, które były tak skuteczne w zabijaniu, były bardzo delikatne, kiedy przesuwały się po jej skórze. Patrzyła na jego szerokie ramiona i ciemną pochyloną głowę, zacisnęła palce na oparciach fotela, ścisnęło jej żołądek w przypływie podniecenia. Jego uśmiech pogłębił się. Wyczuwał to, wiedziała, że tak. Potrafił wyczuć zmiany w jej feromonach. Krew rozpaliła jej policzki. Czuła się odsłonięta i schwytana w fotelu, kiedy jego potężne ciało naciskało na jej nogi, ale nie chciała go odpychać. Przeciął szew i powiedział do niej: - Czas to wyciągnąć. Przytaknęła i wyciągnął nić. Pogładził to miejsce, pomyślała, że całkiem niepotrzebnie, końcem kciuka. Potem nachylił się ponownie, by wyciągnąć kolejny szew. Czekała, aż się poruszy, że wyprostuje się, jednak nie zrobił tego. Zamiast tego potrząsnął głową i patrzył na jej bliznę. Coś niezwykłego przemknęło po jego zazwyczaj agresywnym wyrazie twarzy. To odzwierciedlało to otwarto okno do świata ukrytego wewnątrz niego i odkrywało ból. Jego czoło zmarszczyło się. Był zły, irytujący, niegrzeczny, opiekuńczy i sarkastyczny, spokojny w zagrożeniu i pod ostrzałem, niepowtarzalny, agresywnie aspołeczny. Był po prostu
nieposkromionym
duchem.
Sprawiało
jej
ból
myślenie
o
nim
cierpiącym
i zestresowanym. Położyła swoją dłoń na jego dłoni, rozpostartej na jej żebrach. To co zrobił potem zszokowało ją całą, kiedy pochylił się bardziej i pocałował miejsce jej blizny. Przebiegł ją w głębi dreszcz. Rozprzestrzenił się i rozbił ją jakby była z domkiem z kart, kiedy wyprostował się i usiadł na pietach. Wysunęła ręce i złapała go za szyję, po czym upadła na niego, drżąc i trzymając się jego, jakby był jedyną stałą rzeczą na świecie. Bała się. Bała się bardzo, że to może być prawdą. - Co to? – spytał. Ten szorstki, głęboki głos ścichł do szeptu. Objął jej uda i kołysał ją. – Myślę, że teraz wszystko potoczy się lepiej. Musiała odchrząknąć, zanim mogła przemówić.
- Posłuchaj mnie – powiedziała. Odepchnęła się, chwyciła go za ramiona i spróbowała nim potrząsnąć. To jakby próbować potrząsnąć wielką ciężarówkę, w widoczny sposób nieosiągalne. – Proszę, nie sprzeczaj się ze mną, nie gróź, ani nie uchylaj się. Po prostu posłuchaj, Tiago. - Słucham. – Zachmurzył się. - Carling nienawidzi ciebie. Nie rozumiem tego, ani nie wiem dlaczego. Nie powiedziała. Może ty wiesz? – Przerwała, a on wzruszył ramionami, wyraz jego twarzy zblednął. – Dobrze, zostawmy na razie dlaczego. Jednak tak, nienawidzi ciebie. Dostrzegłam to, kiedy rozmawiałam z nią. Sądzę, że z przyjemnością poszuka wymówki, by cię zabić. Jego brwi powędrowały w górę. - Niech spróbuje – powiedział. Chciała wymierzyć mu policzek, jednak problemem było, że Tiago nie uważał swojej postawy za pozowanie. – Tak – powiedziała z emfazą. – Zrobiłaby to, jeśli sądziłaby, że nie byłoby konsekwencji, ale jestem pewna, że nie chce mieć wroga w Dragosie. Roześmiał się. - Taa, jestem tego pewien. Stuknęła go wyprostowanym palcem w nos. - Nie śmiej się – rozkazała. – Nie ma tu nic do śmiechu. Jego twarz spoważniała, ale cień śmiechu pozostał w jego oczach. - Tak, wasza szefowość – powiedział. Chwycił jej palec, zanim zdążyła go cofnąć i pocałował jego koniuszek. – Bez sprzeczania, grożenia, pozowania, unikania albo śmiania się. - Nie bierzesz mnie na poważnie. – Jej oczy zapłonęły, a ogromny głaz spadł na jej pierś. Spojrzała w dół.
Jego wielkie dłonie znalazły się na jej barkach. - Hej – powiedział. W jego cichym głosie nie było śladu śmiechu. – Spójrz na mnie. Odmówiła. Schylił głową, starając się uchwycić jej spojrzenia. Mocniej pochylił głowę. Westchnął i oparł policzek o czubek jej głowy, gdyż była to jedyna część jej ciała, do której mógł dosięgnąć. - Faerie, przepraszam. Biorę cię na poważnie, przysięgam. Odchyliła się do tyłu i napotkała jego spojrzenie, było trzeźwe. Skóra na jej policzkach wydawała się zbyt napięta. Powiedziała zdrętwiałymi ustami: - Carling naprawdę mnie przeraziła, Tiago. Nie ze względu na mnie, ale na ciebie. Jest potężna i niebezpieczna i z jakiegokolwiek powodu zabiłaby cię, gdyby mogła. Sądzę, że są tylko dwie rzeczy, które powstrzymywały ją, by spróbować wcześniej. Jedną z nich jest Dragos. Druga to, że chce zawrzeć ze mną przymierze. Wydaje się to dla mnie niezbyt pewną ochroną. Końcem kciuka ogładził ją po policzku. Myślał o nagim strachu na jej twarzy i samobójczym skoku, kiedy skoczyła na niego, co prawie zatrzymało jego serce. Impuls gniewu na nią wściekle szalał w nim, jednak nadal wyglądała na słabą, więc musiał go powstrzymać. Zawrócił burzę. - Rozumiem – powiedział. – Ostrzeżony i przygotowany. Będę ostrożny, obiecuję. Jej wielkie szare oczy szukały jego twarzy. - Nie podejmuj niepotrzebnego ryzyka – powiedziała. – Nie groź jej. Mógł utonąć w tych cudownych oczach. Może już to zrobił. Może to było czymś takim jak śmierć, to pięknę dręczące uczucie. Odchylał ją do tyłu, dopóki nie leżała na jego ramieniu. Pieścił to cudowne, kruche niczym biały kwiat źdźbło jej szyi. - Zrobię wszystko, co będę musiał, aby zapewnić ci bezpieczeństwo – powiedział. Nachylił się, aby przycisnąć usta do pulsującego miejsca u nasady jej szyi. Będzie kłamał,
oszukiwał, kradł, zabijał. Złamie przysięgi, porzuci przyjaźń, zaniedba obowiązki. Rozpęta wojny albo je zakończy. – Cokolwiek muszę. Zaplątała swoje małe piąstki w jego koszulę. Uwielbiał, kiedy tak robiła. Zastanawiał się, czy zdawała sobie sprawę, jak zaborczy był to gest. W jakiś sposób pomyślał, że nie. - W cholerę z tym, Tiago – szepnęła. - Nie będziesz podejmował niepotrzebnego ryzyka. - Zapomniałaś, ukochana – powiedział łagodnym głosem. Był bogiem wojny, skorym do gniewu i przemocy. Łagodność była egzotyką, która rozkwitała jedynie w jej obecności. – Nie przyjmuje rozkazów. Ukochana. Nie mógł naprawdę mieć tego na myśli. Mógł? To była tylko próba przypodobania się… Wtem Tiago zaczął pieścić jej szyję ustami i Niniane zatraciła się w szokującej odczuciach. Instynktownie wygięła się, szukając jakiegoś punktu oparcia. Jej stopy spoczywały na podłodze, jednak jej plecy były odgięte do tyłu tak bardzo, że musiała trzymać cały ciężar ciała na ręce opartej o oparcie fotela za sobą. Przycisnął nos do jej szyi, potem chwycił zębami mały kawałek wrażliwej skóry i zassał go. Wynikająca z tego przyjemność przesyła jej ciało i skoncentrowała się w miękkim wrażliwym miejscu między jej nogami. Był panem błyskawic, które przeszywały jej ciało, skacząc po jej nerwach jak po żywym przewodzie, obudziły zmysłowe potrzeby, których nie poczuła od dawna i wywołały emocje, których nie czuła nigdy wcześniej. Chwyciła się kurczowo za jego barki i patrzyła się rozmazanym wzrokiem na sufit, kiedy ssał z tak czułą troską ten punkt. To nie powinno się zdarzyć. Nie mieli czasu, to był jej błąd. Następnym punktem w programie dnia było spotkanie z Carling i delegacją Mrocznych Fae, na które umówiła się za dwie godziny. Co miało miejsce chwilę temu. Oznaczało to, że spotkanie odbędzie się za dwie godziny minus coś tam. Nigdy nie powinna próbować liczyć lub przewidywać czasu, kiedy najseksowniejszy mężczyzna, jakiego znała, lizał linię jej żuchwy i skubał ucho, ponieważ nigdy nie była dobra w rachunkach, a on niszczył ją całkowicie. Całkowicie.
Jakoś jej ręce znalazły się na tyle jego głowy, jej palce przeczesywały włosy, kreśląc ślepo kółka w obciętych krótko włosach, jedwabiście czarnych. Westchnęła i wygięła się w jego stronę, kiedy jego zęby skubnęły czule jej wrażliwy płatek ucha. Przyszedł po nią. Obiecał, że wszystko będzie dobrze, przyszedł po nią i wyglądał tak cholernie seksownie. Nie, potwornie. Nie, seksownie. A niech to. - Duże kłopoty – zaskomlała. Jestem w wielkim, wielkim kłopocie. - Szz – szepnął. – Wszystko w porządku. Jesteś bezpieczna, nie robimy niczego. Nie jesteś w żadnych tarapatach. - Tiago – szepnęła. Jej usta i uda zadrżały. Próbowała wziąć oddech. Uniósł się nad nią, olbrzymi mroczny mężczyzna zasłaniający światło. - Boże, jesteś cudowna – odetchnął w jej drżące usta. – Mógłbym cię schrupać. Chcę pożreć cię całą. Mógłbym to robić przez cały dzień. Ale wiem, że mamy spotkanie. Jakie spotkanie? Jej usta przywarły do niego, nogi także chciały. Chciały się owinąć wokół jego pasa i przyciągnąć go do bolącej pustki pomiędzy jej udami. Wbiła paznokcie w tył jego silnie umięśnionej szyi, a on wygiął się w jej stronę z trzęsącym śmiechem, który spowodował, że jego wilgotny gorący oddech uderzył o jej usta. Oderwał swoje usta i westchnął: - Przełóż je. Mrugnęła i spojrzała na niego oszołomionym spojrzeniem. - Co? - Przełóż to cholerne spotkanie na jutro – warknął. Gładził jej apatycznie zaokrąglone ciało. Był twardy jak skała i umierał z chęci wzięcia jej. – Na następny tydzień – zakończył.
Pamięć wróciła. Spotkanie! Powinno być za dwie godziny odjąć znaczące coś, a ona nadal nie wzięła prysznica, ani nie przebrała się i pewne jak diabli, że się uspokoiła się. Jakiś dźwięk oderwał ją od tego, coś pomiędzy rykiem, a łkaniem. Wsunął rękę pomiędzy jej nogi i nacisnął wzgórek dłonią, na to miejsce, które dygotało z powodu dokuczliwej bolesnej pustki.. - Potrafię to zrobić lepiej – szepnął. Jej ciało zapulsowało na dźwięk obietnicy w jego głosie. Mógł to zrobić znacznie lepiej. Mógł zrobić to wspaniale, ale mógł przy tym zniszczyć to, co zostało z jej umysłu, a musiała myśleć jasno i wyraźnie, jeśli miała mieć jakakolwiek nadzieję na pozostanie sobą przed Carling i Mrocznymi Fae. Chwyciła za jego gruby nadgarstek i westchnęła: - Nie, Tiago. Nie w ten sposób. Ryknął i zastygł nad jej ciałem, zamknął oczy. Spojrzała na surowe linie jego twarzy i chciała ugryźć się w język, chciała to cofnąć, chciała wczepić się w niego i zażądać wszystkiego, co miał. Zachwiała się na skraju utraty kontroli. Otworzył oczy i spojrzał na nią. Gwałtowność i zmysłowość wypełniały obsydianowe spojrzenie, przez moment myślała, że stracił nad sobą kontrolę i ta część niej, która przekroczyła próg cieszyła się z tego. Potem pocałował ją w czoło z ekstremalną łagodnością. - Nie – powiedział, głos miał szorstki. – Nie w ten sposób. Zanim mogła zaprotestować przeciw swojemu życzeniu, cofnął się i wstał, po czym pociągnął ją za sobą. Na początku jej nogi były trzęsły się zbyt mocno, by mogła na nich stać. Objęła go w pasie i oparła się o niego. Stali razem w milczeniu, kiedy odsuwał włosy z jej wilgotnego czoła, przez moment czuła zwariowaną desperację, by zawisnąć na każdej jego części, na której mogła, zanim odsunął się od niej i była dla niej stracona na dobre.
Dobrze, teraz zaczęła bać się samej siebie. To były stare dzieje, kiedy musiała głupio przywoływać się do porządku. Przygryzła wargę i zmusiła się do wzięcia w garść. Potem zrobiła krok w bok, spojrzała w stronę jego twarzy i posłała mu idiotyczne skinięcie głową, jakby mogło cokolwiek znaczyć. Odwróciła się i… Jego ręka zacisnęła się na jej nadgarstku. Przyciągnął ją z powrotem do siebie. Powietrze uszło z niej, kiedy znalazła się z powrotem przy jego umięśnionym torsie. Chwycił ja za włosy z tyłu głowy. Otworzyła usta. Zanim zdążyła wyartykułować jakąś wersję: co do
licha?, która błądziła w jej umyśle, uniósł je twarz do góry i wpił swoje usta w jej. Nie było nic cywilizowanego w tym pocałunku. Był szorstki, szaleńczo dominujący, kiedy zagłębił swój twardniejący język w miękkiej głębi jej ust, w i w i w, to było jak surowa imitacja seksualnego aktu, którego żądanie wyło w niej, jak ważący osiem tysięcy funtów silnik towarowego pociągu. Jej wewnętrzne mięśnie zacisnęły się mimowolnie i cienkie zawodzenie wyrwało się z niej. Słyszała desperacki zwierzęcy dźwięk, jakby wydał go ktoś inny, to było daleko poza jej kontrolą. Tiago uniósł głowę. Oddychał ciężko, jakby właśnie biegł albo jakby przedzierał się przez powietrze w szaleńczym locie. - W ten sposób – powiedział. Palące słowa wyszły z głębi jego gardła i rozpaliły jej zakończenia nerwowe. – To będzie jak to.
Więc jeśli ktoś ozdrowiał po szczególnym stylu rozbicia przez Tiago i pozbierał się po tym, był wystarczająco opanowany, aby spotkać się z wyższymi przedstawicielami jednych z najstarszych rządów na Ziemi. Razem z Carling. O, nie, nie możemy zapominać o Carling. Niniane usiadła na łóżku i gapiła się przez kilka uderzeń serca na budzik. Za pół godziny, nie mniej. Tak, najwyraźniej ona i Tiago zmarnowali tyle czasu. Więc. Cokolwiek się stanie, spotka swój los czysta.
Przetrząsnęła torby z zakupami i chwyciła bieliznę i ubranie. Nie było zwyczajnie sensu roztrząsania w co ma się ubrać. Poza tym nie miała zbyt wielkiego wyboru. Miała dwie pary dżinsów, koszulkę polo, koszulę z kołnierzykiem i kaszmirowy sweter. Wszystko było z kolekcji Burberry Brit codziennych ubrań od Nordstroma i było bardzo ładne, jednak oczywiście niezbyt odpowiednie. Wszystkie je odpowiednie ubrania były przetrzymywane przez ludzi, z którymi zamierzała się spotkać. Nie mogło to znaleźć się wysoko na liście państwowych afer, ale znajdowało się dość wysoko na liście rzeczy, przez które czuła się urażona. Poszła do łazienki, zamknęła drzwi i odkręciła prysznic. Kiedy zaczęła lecieć gorąca woda zdjęła swój strój w kolorze brzoskwiniowym i weszła do kabiny. Rozciągnęła się i odwróciła pod parującą kaskadą. To było niesamowite móc się poruszać swobodnie bez bólu. Mogłaby być wdzięczna, gdyby nie te wszystkie przerażające ją na śmierć rzeczy, kiedy Carling, razem ze swoimi ludźmi, spróbowała konfrontacji z Tiago. Niniane znała siebie całkiem dobrze. Czytała magazyny „Elle” i „People”, nie „New York Times” czy „Wall Street Journal”. W swojej torebce miała pół tuzina szminek, wszystkie w różnych odcieniach różu. Uwielbiała śliczne ubrania, czekoladowe trufle i dobre Pinot Noir. Jej geny były jedyną rzeczą, która kwalifikowała ją do bycia głową jakiegokolwiek państwa. Jeśli Mroczni Fae mieli egzamin w służbie cywilnej na pozycję monarchy, to nie było mowy, aby mogli ją zakwalifikować. Nie była w czyimkolwiek wyobrażeniu ważną faerie, ale wystarczała. Zabrało jej dwie minuty lub mniej, by zawrócić galop swoich myśli do obiektu jej obsesji. To będzie jak to – powiedział. Tak prostymi słowami i pojedynczym pocałunkiem, rozszarpał sens jej misji i wszystkie przekonania, które miała na swój temat, jakby były zbyt pokolorowanymi kartkami papieru. Wycisnęła na dłoń odrobinę szamponu pachnącego bzem. Kiedy rozprowadzała go w swoich wspaniałych czarnych włosach, pozwoliła sobie na zastanowienie, jak to będzie na nadchodzącym spotkaniu i obwieszczeniu, że nie obejmie tronu Mrocznych Fae. Mogłaby to zrobić. Mogłaby rzucić wszystko, by być z tym mężczyzną. Szaleńcza namiętność, którą w niej wzbudził, była przejmująca. Jaki mógłby być rezultat?
Kto jeszcze mógłby zostać królem lub królową Mrocznych Fae. Do diabła, na tyle ile było jej wiadomo, znalazłby się ktoś bardziej odpowiedni niż ona. Ale nie byłby to ktoś o większych prawach niż ona. Nie było nikogo takiego. Ten tron rzucał cień na całe jej życie. Ktokolwiek zostanie władcą, zawsze będzie wiedział, że ona jest gdzieś w świecie, prawdziwa dziedziczka o niepodważalnych prawach. To utrudniało wszystko, co zamierzałby zrobić. Przy pierwszym sprawdzianie jego umiejętności lub kryzysie w rządach, mogłoby to wstrząsnąć nim aż do samych fundamentów. Najmądrzejszą rzeczą dla zdolnego władcy było umocnienie własnej pozycji i uporanie się z zagrożeniem, ale o tym już wiedziała. Wycofanie się mogło nie powstrzymać prób odebrania jej życia. Ale czy dałoby jej to cokolwiek innego? Oparła się o pokrytą płytkami ścianę. Nie. Wygląda na to, że tak będzie. Wiele razy Tiago sygnalizował swoje zamiary, by zabrać ją jako swoją kochankę. Mogła udać się z nim z powrotem do Nowego Jorku. Mogła postarać się, by mieli jak najwięcej z czasu, który mogliby spędzić razem, ale wcześniej, czy później Tiago wróciłby do dowodzenia wojskami Dragosa i swojego wędrownego, niebezpiecznego trybu życia. Mogła podążyć za nim, jeśliby jej pozwolił, wzdrygnęła się jednak na myśl o tym, głupiutka kobieta jak ona ze swoimi magazynami o modzie i makijażu, z różowymi szminkami, butami na wysokim obcasie i torebkami. Wcześniej czy później dojrzałby do tego, by ją odesłać, albo gorzej, stałby się niecierpliwy, wzgardliwy i znudzony. Nawet jeśli porzuciłaby swoje dziedzictwo i zostawiłaby wszystko za sobą, mogłaby liczyć jedynie na spędzenie z nim ograniczonego czasu. Więc powinna pozostać na swoim kursie nie dlatego, że jej przekonania zostały zniszczone przez Tiago. Ale dlatego, że nie było żadnej innej drogi. Kilka dni temu podążała szeroką drogą niemającą zakrętów. Będzie monarchinią o dobrym sercu, jeśli nie będzie najbardziej wykwalifikowaną lub utalentowaną. Musiała na coś liczyć, czyż nie? Miała czas, by postawić kolejny krok na tej drodze. Jak powiedział Tiago, niewinna młoda Niniane z przeszłości umarła razem z całą swoją rodziną. Nie stanie się nigdy tą Niniane ponownie, więc po prostu musi stworzyć nową Niniane w przyszłości.
Potarła policzki. Jaki czas mogła poświęcić na bycie z Tiago? Kilka nocy razem, w najlepszym wypadku tydzień? Musiała wykorzystać każdą chwilę, skoncentrować wszystko na zapamiętaniu każdej najdrobniejszej chwili, ponieważ te wspomnienia będą musiały wystarczyć jej na bardzo długo. Faerie mogli żyć przez tysiące lat. Jeśli coś ich wcześniej nie zabiło. To było to, co nastąpi.
Coś się stało i nie podobało się to Tiago. Nie podobało mu się ani pieprzoną odrobinę. Poszła pod prysznic, pachnąc upajającym zapachem oszołomienia i intensywnego podniecenia. Uwielbiał umieszczać to zdruzgotane spojrzenie w tych szarych oczach i być jedynym obiektem uwagi jej wszystkich seksownych części. Nie podobało mu się, że odeszła z tym spojrzeniem jedynie po to, by zebrać się do kupy w nieznany, chłodniejszy wzór. Nieznane wzory znaczyły, że coś działo się w jej głowie, co mogło go odrzucić. Zaczynał dochodzić do zrozumienia, dlaczego pozostali tropiciele przezwali ją Tricks. To nie tylko z powodu, że nauczyli ją wszystkich nieczystych trików w walce, jakie znali. To z powodu czegoś w niej, czego nie można było jednoznacznie określić. To było coś więcej niż tryskające z niej życie, niczym promienie słońca mieniące się na wodzie. To była nieprzewidywalna kobieca jakość, która mogła zacząć się od słowa w punkcie A, potem przeskoczyć, do diabła, nie wiedział, w całkowicie inny alfabet zamiast podążać w logicznym procesie, który prowadził z B do C, a potem do D i tak dalej. Oznaczało to, że nie był w stanie nadążyć za tym, gdzie była wcześniej i gdzie jest teraz. Może będzie musiał to przerwać i spytać ją, o czym myślała. Jęknął. Był w temacie rzeczy, których nie lubił, tak jak nie lubił, kiedy znikała z zasięgu jego wzroku. Ostatnim razem, gdy to się zdarzyło, cholerny dżin uciekł z nią. To wspomnienie spowodowało, że oblał się zimnym potem. Zatrzymał się pod jej drzwiami, starając się
usłyszeć jej najdrobniejszy ruch, szelest je ubrania, cokolwiek, co upewniłoby go, że jest bezpieczna w apartamencie. Przeżył kilka ciężkich chwil, kiedy brała prysznic. Przez zatrzymującą serce chwilę wydawała się nie poruszać, a jedynym co mógł usłyszeć, był stały strumień lejącej się wody. Prawie wyważył drzwi, by sprawdzić co z nią. Potem dobiegł go stłumiony chrzęst, jakby upuściła butelkę szamponu lub kostkę mydła. Ciężar w jego piersi zelżał, był wstanie wziąć oddech. Było dobrze, kiedy włączyła suszarkę. Mógł to słyszeć podczas całej drogi do łazienki w drugiej sypialni, gdzie zrzucił z siebie ubranie, wziął prysznic, wytarł się i ubrał się, poświęcając na to pięć minut. Był gładko ogolony w czasie krótszym niż dwie i pół minuty. Zanim wyłączyła suszarkę, znalazł się z powrotem w salonie w swoich ciężkich butach, zapinając broń. Spojrzał, kiedy wyszła z sypialni. Natychmiast poczuł taką twardość, że prawie go rozsadziła. Założyła dżinsy, które opinały ciasno każdy skrawek je okrągłej pupy, śliczną koszulkę z kołnierzykiem i cienki sweterek, który opinał jej biust, który wyglądał na miękki jak masło i błagał o pieszczotę. Na nogach miała wsuwane pantofle na płaskiej podeszwie, które nosiła wcześniej. Jej czarne włosy były czyste i błyszczące i zdążyła się umalować. W jakiś sposób zdołała podkreślić swoje wysokie kości policzkowe, a błyszczący róż wyróżniał miękkie, pluszowe usta. Użyła przydymionej ciemnoszarej kredki do oczu dla uzyskania powalającego efektu. To spowodowało, że jej oczy były większe i robiące jeszcze większe wrażenie. Wydawało się, że ściągają i odbijają całe światło w pokoju. Poza tym wyrażały opanowanie, co doprowadzało go do szaleństwa. Gapił się na nią w zdumionej furii. Był twardy jak skała z pożądania jej, a wszystko co zrobił, aby przywieść ją na szczyt zmysłowego upojenia i pożądania, znikło, jakby nie miało to miejsca. - Jesteś gotowy? – spytała. Zatrzymała się obok niego i te zapierające dech w piersi błyszczące oczy zwęziły się patrząc na niego. – Co to jest? Spojrzał na to, co trzymał w dłoniach. Była to skórzana robiona na zamówienie pochwa z wiązaniami na nogę. Powiedział przez zęby:
- Jesteś tak cholernie piękna, że robię wszystko, by nie rzucić cię na podłogę i nie wziąć właśnie tu i teraz, nawet jak wiem, że to byłoby niedopuszczalne zachowanie. Martwa cisza. Omiótł ją wzrokiem z pod opuszczonych brwi. Ta jej cudownie gładka skóra zbladła, jej spojrzenie wypełniło się grozą. Potem zabarwiła się głęboką zdradziecką czerwienią, a jej przerażony wzrok zmienił się w skandalizująco rozmarzony. Zakryła dłońmi usta i zachichotała. Zachichotała. Co za obcy, kobiecy dźwięk. I podobał mu się. W odpowiedzi jeden z kącików jego ust uniósł się, a jego furia rozproszyła się niczym zdmuchnięta przez niewidoczny wiatr. Przypiął pochwę z nożem do pasa. Kiedy nachylił się, by przywiązać ją do nogi, jej dłonie znalazły się na jego dłoniach. - Pozwól mi to zrobić – powiedziała. Jej głos odbierał oddech. Zamarł, a następnie wyprostował się powoli patrząc na nią. Jej oczy tańczyły, jej apetyczna twarz wyrażała nieuchwytną zmysłowość, położyła te swoje słodkie, delikatne dłonie na jego udzie, kiedy uklęknęła przed nim. Odchyliła głowę do tyłu i spojrzała na niego.
Jasna cholera. Mięsnie jego podbrzusza napięły się, a krew w jego żyłach zmieniła się w wolno płynącą lawę. Sięgnęła miedzy jego nogi. Jej smukły nadgarstek przesunął się po mięśniach wewnętrznej strony uda. Przeszył go słodki dreszcz, jego myśli rozsypały się w guzy, a jego sztywny kutas napiął się w stronę jej pulchnych uśmiechniętych ust. Owinęła dwa rzemienie wokół jego uda i związała je razem. - Spodziewają się nas za pięć minut – szepnęła. – Nie ma teraz czasu. Ale kiedy zrobimy… Pochyliła się do przodu, by chwycić się za jego biodra. Jego dłonie zacisnęły się w pięści w powietrzu obok je głowy, kiedy przeszył go dreszcz, kiedy zbliżyła nos do pulsującej bulwy w jego kroczu. Potarła policzkiem o materiał pokrywający jego erekcję, było
to tak przyjemna i zmysłowa rzecz, że prawie upadł na kolana w osłupiającym go uwielbieniu. Wydyszał jej imię, bełkotliwy hymn. - Kiedy będziemy mieli czas – powiedziała przed nim, jej oddech ogrzewał i zwilżał ubranie na jego kutasie – chcę by było to w ten sposób.
Penthouse
był trzy piętra wyżej, ale najpierw potrzebowali klucza, by dostać się do
windy. Rogers nadal pełniła wartę w holu. Wysoka policjantka podała klucz Niniane, jak tylko wyszli z apartamentu. Niniane zatrzymała się, by wymienić zdanie z kobietą mającą piegowatą twarz. Nie zwrócił uwagi na to, co powiedziały kobiety. Był zbyt zajęty odzyskiwaniem kontroli nad swoimi gotującymi się hormonami, by pozwolić Niniane wyjść z pokoju i nie zaciągnąć ją z powrotem do środka, rzucić na podłogę i zrobić to co jej obiecał. Każdy krok, który zrobili poprzez hol był niezwykłym, ciężko wywalczonym zwycięstwem. Potem jego umysł zaczął znów pracować, naprawdę działać i zaczął myśleć o mających być obecnymi na nadchodzącym spotkaniu. Żadna z tych eleganckich piranii nie będzie zadowolona z jego obecności, nie było to najgorszym. Nie było na Ziemi Mocy, która mogłaby powstrzymać go od strzeżenia pleców Niniane. Jeden z dwojga strażników pilnujących wyjścia na schody trzymał dla nich otwartą windę. Weszli do środka. Po tym jak Niniane włożyła klucz i wybrała piętro penthouse’u, złapał ja za rękę i splótł palce z jej palcami. Posłała mu zduszony uśmiech, który zniknął tak samo szybko jak się pojawił. Jej pulsująca zmysłowość zniknęła, pozostawiając bladą trzeźwą obcość. Winda zatrzymała się z warknięciem. Sięgnął do przycisku otwierającego drzwi, spojrzała na niego zaskoczona.
- Czas, byś mnie posłuchała, faerie. Wszystko będzie dobrze – powiedział do jej małej skupionej twarzy, zwróconej z ufnością w jego stronę. – Nikt, kto będzie w tamtym pokoju nie skrzywdzi cię. Wejdziemy tam razem i razem wyjdziemy. Łapiesz? - Łapię. Dziękuję, Tiago - przytaknęła. - Nie ma za co. – Uśmiechnął się do niej, nacisnął przycisk i drzwi otworzyły się. Nie mógł bardziej mylić się w obliczeniach. Weszli do penthouse’u i ich wspólny front został rozbity.
09 Niniane
ścisnęła potężną dłoń Tiago i puściła ją, kiedy weszli do cichego luksusu
penthouse’u. Służąca Carling Rhoswen pojawiła się w foyer, blond włosy miała spięte w ciasny koński ogon, a twarz gładką i spokojną. Z profilu przypominała idealną kameę. Wampirzyca była młoda, gdy została przemieniona, może w wieku osiemnastu lub dwudziestu lat. Co zmusiło ją w tym wieku do odnalezienia wampiryzmu i jak przekonała wampira, by ją przemienił? Młodzi ludzie byli bardzo podobni do pozostałych gatunków, które znała Niniane. Byli pewni, że będą żyć wiecznie. Chyba, żeby przypuścić, że kiedy miała osiemnaście lat była pewna, że został jej mniej niż rok życia. Przygniótł ją ciężar, kiedy Rhoswen ruszyła w jej stronę po wypolerowanym parkiecie. Uświadomiła sobie, że problemem, aby wykuć nową Niniane w przyszłości, było, że nadal uwielbiała czytać „Elle”, nadal kochała każdy odcień tych cholernych różowych pomadek, znajdujących się w jej torebce, tak mocno jak jej stara osobowość, Tricks, poczuła się żałośnie nieprzygotowana do czekających ją wyzwań. Musiała opracować lepszą strategię maskującą i to szybko. Jeśli ataki nie były dwoma oderwanymi od siebie zdarzeniami, jeśli za nimi stał ten sam umysł, ktoś, kto będzie czekał, aż będzie sama i bezbronna, zanim spróbuje ponownie. A poza tym, kiedy pracowała dla Dragosa często spotykała się z przywódcami i wyższymi urzędnikami, zarówno z ludźmi, jak i z przedstawicielami majątków Starszych. Nie miała z tym problemów, nawet wtedy, kiedy jej życiu zagrażał wuj Urien. Uniosła głowę i wydęła usta. Może to było to. Powinna po prostu udawać, że pracuje dla kogoś innego. Powinna pracować dla prawdziwej Niniane, która czytuje „New York Times” i „Wall Street Journal”, która także czyta nieśmiertelne dzieła literatury i nawiedzone, wyciskające łzy zakończenia (pomówienia) i ma mnóstwo możliwości. Ta cizia była dobrze ubraną suką ze sznurem pereł, jaką nie chciałabyś być. Udając głupią Niniane uśmiechnęła się. - Cześć, Rhoswen – powiedziała. – Czy wszyscy, z wyjątkiem Cowana zatrzymaliście się piętro niżej?
Przez krótką chwilę wampirzyca wyglądała na zaskoczoną. To był dobra strategia, aby wytrącać ją z równowagi, gdy tylko możliwe. - Dziękuję, wasza wysokość – odpowiedziała Rhoswen. Miała cudownie brzmiący głos, niski, czysty kontralt. – Mamy się dobrze. Żałujemy skutków zachowania Cowana. Niniane uniosła bark. - Cóż, stracił przez to głowę. - Tak jak powinien – powiedziała Rhoswen. Tak jak powstrzymała wcześniej zdarzenie przed zbytnią eskalacją przemocy, mogła zatrzymać Cowana jednym wypełnionym Mocą poleceniem, jednak żaden władca wampirów nie zaakceptowałby niczego innego niż całkowite posłuszeństwo swoich dzieci. Było to brutalne, ale niezbędne. Wampir, który stracił kontrolę w miejscu publicznym był zagrożeniem dla każdego. Krótka dekoncentracja Rhoswen uleciała, jakby nigdy nie miała miejsca. Wampirzyca powiedziała: - Kanclerz Riordan, Sędzia Trevenan, Komendantka Shiron i Sędzina Severan oczekują cię w bibliotece. Och, to zabrzmiało jak gra w Cluedo20. Ktoś zamierza walnąć ją w głowę ołowianą rurką albo świecznikiem. Nic z tego, prawdziwa Niniane zauważy coś takiego. Prawdziwa Niniane miała wskazówkę, nie będzie bawiła się w tę grę. - Prowadź, Makduf21. Rhoswen pochyliła głowę i obróciła się by wskazać drogę.
20
Cluedo - planszowa gra detektywistyczna. W Cluedo gracze wcielają się w tropicieli mordercy znanego profesora. Zadaniem jest wykrycie sprawcy i okoliczności zdarzenia za pomocą zbieranych wskazówek zawartych w kartach. 21
Makduf – główny przeciwnik Makbeta ze sztuki Szekspira, zabija go pod koniec sztuki.
- Byłam w teatrze przed swoją przemianą – powiedziała blondynka, podczas gdy jej obcasy uderzały o twarde drewno podłogi. – Wiedziałaś, że naprawdę to zdanie nie brzmi: prowadź Makduf, ale: złóż się, Makdufie! Niech potępiony będzie, kto się znuży i pierwszy krzyknie: "Stój! Nie mogę dłużej!” Czasami wampiry stają się pedantyczne, kiedy przybywa im lat, spowodowane to jest tym, jak ich niegdyś ludzkie mózgi radzą sobie z nienaturalnym wiekiem. Ale prawdziwa Niniane nie będzie się sprzeczać ze służącą. Udając głupią Niniane powiedziała do Rhoswen: - Tak, ale nie cytowałam sztuki. Cytowałam cytat. Nikt nie mówi: złóż się, Makdufie, kiedy zaprasza kogoś, by poszedł przodem. To brzmiałoby głupio. Wszyscy mówią: prowadź, Makdufie. Uśmiechnęła się ponad ramieniem do Tiago, który szedł za nimi. Jego twarz miała wyraz groźnego zabójcy, ale w jego oczach migotało rozbawienie. Doszli do podwójnych drzwi biblioteki, które były otwarte na oścież. Biblioteka była dużym pokojem z głębokimi fotelami w neutralnych kolorach ustawionych w koło na orientalnym dywanie, półkami wypełnionymi kolekcją klasyki w twardych oprawach i numerami „New York Times” oraz kominkiem na końcu. Prawdziwym powodem do dumy tego pokoju był ogromny witraż Tiffany’ego, który zdominował jedną ze ścian. Przedstawiał tonącą w słońcu sadzawkę zapełnioną cudownie fantastycznymi rybami i ptakami, które nigdy nie były widziane po tej stronie Ziemi. Historycy sztuki sądzili, że Louis Comfort musiał odbyć podróż do Innych Krain i obserwować ich przyrodę, by móc stworzyć tak pięknie szczegółowe odzwierciedlenia, jednak ten argument nie był zbyt mocny, gdyż dziwne okazy nie zostały udokumentowane w żadnych zapisach Starszych na temat Innych Krain. Niniane westchnęła, kiedy rozpoznała białą bardziej przerażoną twarz Scotta Hughesa, niż wtedy, kiedy zobaczył zniszczenia na piętrze poniżej. Okno Tiffany’ego mieniło się silnym zaklęciem przeciw rozbiciu, ale takie zaklęcia miały ograniczoną skuteczność. Jeśli siła większa niż moc zaklęcia uderzy w okno, to okno
i zaklęcie rozpadną się na kawałki. Przynajmniej para osób w tym pokoju ma taką Moc. Biedny Scott prawdopodobnie nie usiądzie spokojnie, dopóki pozostaną w nim Mroczni Fae. Może powinna odtrącić tę konkluzję. Urien zbudował rozległą rezydencję i ogrodził osiem akrów w jednym z najdroższych obszarów miejskich w kraju. Grunty otaczały główną drogę do Innego kraju Mrocznych Fae. Uznała za niewłaściwe, aby udać się prosto do rezydencji po przyjeździe z Nowego Jorku. Chciała wybrać ostrożniejszą drogę, by spotkać się i porozmawiać z delegacją Mrocznych Fae na neutralnym gruncie, skąd miała nadzieję na ucieczkę, jeśli zaszłaby taka potrzeba. Rezydencja ze swoim ogrodzonym otoczeniem wydawała się łatwą do zamienienia w więzienie. Jak się okazało, jej chęć zachowania ostrożności dowiodła swojej wartości. Czworo obecnych w pokoju odwróciło się na jej przybycie. Jak jeden, zwrócili swoją uwagę na milczącą groźbę, która szła za nią, ich twarze zastygły w chłodnym grymasie. Wszyscy, tak jest, z wyjątkiem ciemnowłosego mężczyzny Mrocznych Fae o wysokich kościach policzkowych i kurzych łapkach w kącikach oczu skłonili się, kiedy się do niej uśmiechnął. Aubrey Riordan, kanclerz rządu Mrocznych Fae, ruszył w jej stronę z rozłożonymi rękoma. Chwycił jej dłonie i uniósł do góry, aby je ucałować. Aubrey powiedział: - Nie jestem w stanie powiedzieć ci, jak byłem wściekły i zmartwiony, kiedy usłyszałem o ataku Gerila i jego wspólników na ciebie i jaką czuję ulgę i zadowolenie, że wróciłaś do nas bezpieczna i zdrowa. Niniane przypatrywała się twarzy starszego mężczyzny, kiedy mówił. Jej zmysł prawdy mówił jej, że każde słowo, które wypowiedział było szczere. Ale ona, a nawet Dragos, wierzyli, że Geril i inni także mówili prawdę. Jak żona Dragosa Pia przyznała tydzień temu, były sposoby, aby oszukać zmysł prawdy, jeśli ktoś miał talent do słów i niedopowiedzeń. W ten sposób Pia przeżyła potencjalnie śmiertelne spotkanie z Urienem, kiedy ją porwał. Ale oczy Aubrey’a były życzliwe, a Niniane tak bardzo chciała mu wierzyć. Ścisnęła jego palce, zanim pozwoliła mu odejść. Carling poruszyła się z bezszelestnym wdziękiem ducha, by zatonąć w fotelu. Wampirzyca nadal miała bose stopy, ale przebrała czarną sukienkę Chanel. Ubrana była teraz w luźny kaftan z niebarwionej egipskiej bawełny. W jakiś sposób powodowała, że
prosty element garderoby wyglądał jak luksusowa odzież. Swoje długie, lśniące, czarne włosy upięła cienkimi sztyletami. Noże i kaftan wydawały się jedynymi rzeczami, w które była ubrana. Wampirzyca obserwowała scenę z zainteresowaniem, ale dopóki nie dojdzie do naruszenia praw albo czyjeś życie nie będzie zagrożone, jako sędzina Trybunału Starszych nie będzie w nic ingerować. Dowodząca Arethusa stała naprężona za jednym z foteli. Potężnie zbudowana kobieta Mrocznych Fae spoglądała na Tiago. - Wyrowi nie wolno tu przebywać – wycedziła Arethusa. – Musi natychmiast wyjść. Wskazówka miernika kłopotów Niniane bez ostrzeżenia przeskoczyła ze spokojnej zieleni w czerwoną strefę. Jej dłonie zacisnęły się. To było dobrą rzeczą, że nie miała w tej chwili pod ręką ołowianej rurki, ani świecznika. - Hej, wiesz co, Arethuso? – powiedziała. – Zamierzam zostać twoim zwierzchnikiem. Nie możesz się do mnie zwracać w ten sposób. NIGDY. Nie obchodzi mnie, co myślisz o prawomocności swojego punktu widzenia, ani jak bardzo w niego wierzysz. Zamilknij na minutę. Skoro jesteśmy przy tym, czego nie wolno ci robić, to nie będziesz mnie więcej traktować w ten sposób, jakbym była pionkiem, który możecie przestawiać. Jeśli ktokolwiek z was ZNOWU odmówi mi czegoś, co jest mi niezbędne, jak, och, moich ubrań albo przyborów toaletowych, czy cholernego koca, potraktujcie to jako prawny precedens, nie będzie obchodziło mnie, ile macie za sobą lat służby dla Mrocznych Fae, a to co o tym myślicie możecie zachować dla siebie. Będę musiała powiesić was na najbliższym drzewie, a wy powinniście uważać się za szczęściarzy, że to będzie wszystko co zrobię, ponieważ wiem, że mój wuj by was wypatroszył za taką zniewagę. Możecie być zbyt starzy, abym mogła nauczyć was jakichś podstaw przyzwoitości. To oznacza, że nie pozwolę się traktować inaczej niż z najwyższą troską i respektem. Czy to jest wystarczająco zrozumiałe? Chociaż jej uwaga była skupiona na dowodzącej Mrocznych Fae, udało jej się uchwycić kątem oka uśmiech Carling. Czy to był błysk aprobaty w spojrzeniu starej wampirzycy? Wyraz twarzy Arethusy zmienił się tak szybko, że jej zaszokowany wygląd był prawdziwy. - Wasza wysokość – powiedziała dowódczyni. – Moje najgłębsze przeprosiny. Nie miałam na celu okazanie tobie braku respektu, moja wypowiedź była skierowana do niego.
- To moja decyzja, aby Tiago był tutaj – powiedziała. – Dobrowolnie przybył do Chicago, aby mi pomagać i chronić mnie. Nie wahał się hojnie zaspokajać moich potrzeb, bez bycia o to poproszonym, bez starań wmieszania się w rozgrywki polityczne i próśb o zapłatę. Właściwie to każdą część odzieży, którą mam na sobie, mam dzięki niemu. Po prostu nie od żadnego z was. Więc co powiecie mu, to powiecie to mi. Było jasne, że dowodząca nie dbała o to, co usłyszała. Je twarz stężała i spojrzała z powrotem na Tiago, ale zachowała milczenie. Sędzia Kellen odchrząknął i przemówił. Wiekowy mężczyzna Mrocznych Fae był jednym z najznamienitszych prawniczych umysłów pośród wszystkich majątków Starszych, elegancką linię kości twarzy pokrywała sieć zmarszczek, jego długie białe włosy spięte były w koński ogon. Niniane pamiętała go z czasów, kiedy była dzieckiem, tak jak pamiętała ich wszystkich, pamiętała chłodny mądry urok wuja Uriena, dla szczęśliwego dziecka, którym była, wydawał się taki kochający. - Nasza decyzja, by odmówić współpracy z tropicielem Czarnym Orłem nie była przez nas dobrze przemyślana – powiedział Kellen swoim łagodnym kulturalnym głosem. – I za to, wasza wysokość, najszczerzej przepraszam. Jedyną rzeczą, którą mogę powiedzieć na naszą obronę jest, że nie sądziliśmy, że twoje potrzeby nie są zaspokojone. Dobrze, to powstrzymało jej wskaźnik kłopotów od osiągnięcia maksimum. Kellen zawsze był znakomitym dyplomatą., a jego pozbawione agresji podejście znane było ze zdolności chłodzenia gorętszych głów niż jej własna. Przygryzła wargę i po chwili skłoniła się mu dworsko. Sędzia powiedział: - Poza tym mamy głębokie obawy, że rodzaj Wyrów był zamieszany w minione wydarzenia. Jak dowodząca Shiron wskazała, czujemy, że wskazane jest aby natychmiast zaprzestać dalszych kontaktów z nimi. Jeśli nie brzmiało to jak wstęp do litanii skarg, to nie miała pojęcia czym innym mogłoby być. Niniane westchnęła, kiedy szła, by usiąść w fotelu naprzeciw Carling. Wskazała pozostałym, aby także usiedli, zajęli miejsca na brzegach krzywego koła, Kellen i Arethusa na kanapie, a Aubrey w ostatnim fotelu. Tiago poruszył się cicho, by zając pozycje za nią. Kiedy zerknęła na niego, zobaczyła potężne mięśnie bicepsów i klatki piersiowej, kiedy zaplótł ręce. Pamiętała, że jego ulubioną
pozycja podczas narad z Dragosem i pozostałymi tropicielami w Wieży Cuelebre było opieranie się o ścianę, fala tęsknoty za domem przelała się przez nią. Odepchnęła ją na bok. Nie miała czasu, aby pozwolić wspomnieniom na mieszanie w jej uczuciach. Na tyle, na ile wiedziała opinia publiczna, Urien zmarł w wyniku wypadku podczas przejażdżki, było jednak kilka osób wśród Starszych Ras, którzy dysponowali dostateczną mocą, by odkryć prawdę. Rządzący majątkami Starszych dobrze wiedzieli, że tak naprawdę, to Dragos zabił króla Mrocznych Fae. - Jeśli zamierzasz opowiedzieć, jak zginął Urien, to on zaatakował i porwał będącą w ciąży małżonkę Dragosa – powiedziała prosto z mostu. – Dostał to, na co zasługiwał i wszyscy w tym pokoju wiedzą o tym. I bezdyskusyjnie znają jego stare zbrodnie, włączając w to wymordowanie mojej rodziny i jego króla. -Niezależnie od zbrodni Uriena i tego co każdy może czuć w związku z jego śmiercią, faktem jest, że lord Wyrów zabił króla Mrocznych Fae – powiedział Kellen. – A królobójstwo jest bardzo poważną sprawą. Ale to nie jest to, o czym chcę powiedzieć, a przynajmniej nie o nim samym. – Spojrzenie sędziego przesunęło się na Tiago. – Musimy zastanowić się nad skomplikowaną grą, w którą grają Wyrowie i dlaczego po zapewnieniu ci schronienia przez tak wiele lat, mogli targnąć się na twoje życie. - O czym mówisz? – powiedziała. Kiedy wypowiadała te słowa, Tiago drgnął mrucząc przekleństwo. Szeroka dłoń Tiago opadła ciężko na jej ramię. Powiedział cicho z naleganiem: - Niniane, muszę z tobą przez chwilę porozmawiać. Spojrzała na niego z zaskoczonym, niecierpliwym zmarszczeniem czoła. Chciał teraz z nią porozmawiać? Pokręciła do niego głową i powiedziała do Kellena i pozostałych: - Coś strasznie mieszasz. Były dwie próby Mrocznych Fae, ale nie było zamachu dokonanego przez Wyrów. To niedorzeczne. Arethusa wzięła szybki głęboki wdech. Kellen i Aubrey posłali jej przenikliwe spojrzenie. Carling wpatrywała się w Tiago zwężonymi oczami i z uniesionymi brwiami, jej silne cudowne wargi były zaciśnięte.
Ręka Tiago zacisnęła się mocniej na niej, prawie powodując siniaki. Powiedział w jej głowie: - Muszę z tobą porozmawiać, natychmiast. Aubrey powiedział: - Wasza wysokość, proszę wybacz mi, że ci zaprzeczę. Pierwszy zamach na twoje życie był przeprowadzony przez Mrocznych Fae, z powodu którego nie potrafimy wyrazić naszego upokorzenia i oburzenia. - NINIANE – Tiago grzmotnął ją telepatycznie. Spowodowało to wstrząs jej głowy, kiedy jego mentalny wrzask przeszedł w ryk, który zaczął wypełniać hałasem jej umysł. Pomimo kakofonii pomiędzy uszami nadal doskonale słyszała kontynuującego wypowiedź Aubrey’a. - Jednak wstępne raporty policyjne na temat drugiej próby są całkiem jednoznaczne. Został dokonany przez trzech osobników, którzy byli ubrani jak triada Mrocznych Fae, ale w rzeczywistości byli Wyrami. W rzeczywistości byli. Dziki hałas zalał jej umysł. Nie potrafiła myśleć, słyszeć ani mówić. Kilkoro ludzi w pokoju mówiło na raz. W rzeczywistości byli.
Wyrami. Odwróciła się do Tiago ze spojrzeniem pełnym całkowitego niezrozumienia, wyraz jego twarzy stał się dziki i zaczął przeklinać. Nawet nie starała się go o to spytać. Jego reakcja była wszystkim, czego potrzebowała, by zyskać pewność. Aubrey powiedział prawdę. Wyrowie starali się ją zabić. Poszarpany obraz otwierał się wewnątrz niej. Uderzył w jej organy i spowodował trudności
z oddychaniem. Jej długoletni przyjaciele? Ludzie, których uściskała z taką miłością, kiedy się z nimi żegnała, których nawet teraz jej tak bardzo brakowało, ludzie, którzy byli… Jej przybraną rodziną? Więc, nie brzmi to trochę zbyt znajomo. Tiago ukląkł przed nią. Jego mentalny głos był ostry i ponaglający. - Jasna cholera, nie patrz tak na mnie. Zamierzałem ci powiedzieć, ale byłaś ranna.
Potem czas leciał i zapomniałem, to wszystko, po prostu, do cholery, zapomniałem. Niniane… Sięgnął po jej dłoń. Odsunęła się od niego ze wzdrygnięciem. Zamarł i spojrzał na nią, jakby ugodziła go nożem. - Dziękuję ci za wszystko, co zrobiłeś w naszym imieniu – powiedziała przyszła królowa Mrocznych Fae spokojnym, lodowatym głosem. Jej twarz była uprzejma i pozbawiona wyrazu jak u lalki. – Zostaniesz w pełni wynagrodzony za poniesione wydatki. Opuść nas teraz. Przez jedną drżącą chwilę była pewna, że odmówi. Absolutna anarchia mignęła na jego twarzy, wiedziała, że w tej chwili byłby gotów zrobić wszystko. Opadła na oparcie fotela, nie nawet nie mrugnęła. Nie wiedziała, co go powstrzymywało. Coś zmieniło się w wyrazie jego twarzy, okropny bolesny smutek. Potem opadła z powrotem zasłona, jak granitowa płyta zakrywająca ranę w ziemi. Wstał cicho i wyszedł. Rozmawiała z Carling i delegacją Mrocznych Fae przez kolejną godzinę. Układali plany. Ponieważ Mroczni Fae byli zamieszani w próbę zamachu, Carling i jej wampiry zapewnią ochronę Niniane,
kiedy
będzie prowadzone śledztwo
w sprawie obu zamachów.
Prawdopodobnie zostanie ustalone, że żaden z wyższych dostojników w pokoju nie był w nią zamieszany, Carling i jej wampiry zaprzestaną ochrony, a przejmą ją Arethusa i jej ludzie. Rano opuszczą hotel. Przeniosą się do rezydencji, gdzie żona Aubrey’a, Naida, przygotuje ich do przekroczenia granicy. Kiedy skończą przygotowania ruszą do Innej Krainy. Po przekroczeniu granicy zajmie im kilka dni, aby konno dostać się do pałacu w Adriyel. Koronacja Niniane będzie miała miejsce kilka dni później.
Zgodziła się na wszystko, o co prosili.
Po
spotkaniu, Niniane poszła do swojego pokoju w penthouse’ie. Nie było żadnego
powodu, aby tego nie robić. Zostawiła bałagan w sypialni po kąpieli i przygotowaniach do obiadu ze swoim nowym kuzynem i jego towarzyszami. Geril flirtował z nią podczas lotu z Nowego Jorku, co nie sprawiało jej specjalnej przyjemności. Wyszli, by zjeść w greckiej restauracji, nalegał na saganaki i gołąbki w liściach z winogron, aż była zmuszona grzecznie, ale przekonująca kazać mu się zamknąć. Drugi kuzyn flirtował z dziedziczką tronu. Mam na myśli, że próbował. Nie uważała, żeby to było dość subtelne, przetrwała resztę posiłku zdeterminowana, aby utrzymać otwarty umysł i starać się znaleźć w nim coś dającego się lubić. Taa, więc. Jej
sypialnia
była
największa
i
najwytworniej
urządzona
z
pośród
sześciu
w penthouse’ie i była gruntownie uprzątnięta. Położyła się na łóżku. Kiedy zamknęła oczy, zobaczyła napiętą wściekłą twarz Tiago, smutek w jego oczach, kiedy na nią spojrzał, pulsujące mięśnie szczęk. Czy rzeczywiście ci, którzy ją zaatakowali byli Wyrami? Teraz, zaczekaj minutę. Teraz, kiedy nie musiała dłużej radzić sobie z delegacją Mrocznych Fae, miała okazję, by zagłębić się w kakofonię w swoim umyśle. Otworzyła się cicho droga do wszystkich wspomnień, które dzieliła z tropicielami i wypłynęły one na powierzchnię. Spędzili godziny ucząc ją technik samoobrony, powtarzając każdą czynność, aż nie opanowała jej mistrzowsko. Pomimo jej braku zdolności, nie poddali się i nie pozwolili jej się poddać, kiedy zabrakło jej zapału. Groteskowo nie na miejscu przyjaźń faerie z harpią, którą dzieliły przez lata. Czasy, kiedy gryfy uwodziły i flirtowały z nią, kiedy cierpliwie znosili obowiązki „niańczenia”, kiedy byli odsuwani od swoich obowiązków, aby pełnić rolę jej ochroniarzy.
Cichość gargulca Gryma, nie wymagające wysiłku towarzystwo, kiedy pełnił rolę ochroniarza podczas jej przechadzek po sąsiedztwie w trakcie wakacji i gwiazdkowe prezenty z ręcznie rzeźbionych układanek, które robił po prostu dla niej. Lojalne wsparcie Dragosa jej czasem kontrowersyjnych wyborów, jak rozwiązać zawikłane sprawy PR i uśmiech jego szczerej satysfakcji, kiedy wybierała właściwie. Opiekuńczość Tiago, łagodność z jaką się obchodził z nią, sposób w jaki wyciągał szwy z jej boku i potem jak pocałował bliznę. Drgnęła jak kamień powracający w swoje naturalne zagłębienie. Ludzie, którzy ja zaatakowali mogli być Wyrami, ale Dragos i jego tropiciele nie mieli z tym nic wspólnego. Oczywiste, że nie mieli. Och, Tiago. Zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu swojego telefonu komórkowego, zanim przypomniała sobie, że nadal jest w jej torebce dwa piętra niżej. Używając telefonu stojącego obok łóżka, poprosiła recepcjonistkę, by połączyła ją z apartamentem. Wsłuchiwała się w dzwonek. Zawód przygniótł jej barki, kiedy nikt nie odebrał. Kiedy włączyła się sekretarka, powiedziała: - Tiago, to ja. Przepraszam, że odesłałam cię w ten sposób. To, cała ta sprawa, po prostu był szok, to wszystko. Proszę oddzwoń, jeśli odbierzesz wiadomość, dobrze? Wolno odłożyła słuchawkę. Mógł po prostu pójść do apartamentu, by zabrać swoje rzeczy i wyjechać. Zwyczajnie nie mogło zabrać mu to zbyt dużo czasu. Podróżował bez bagażu. Podniosła ponownie słuchawkę i zadzwonił na recepcję. Kiedy kobieta o uprzejmym głosie odpowiedziała, powiedziała: - Halo, tu Niniane Lorelle. - Wasza wysokość! Dzień dobry, co mogę dla ciebie zrobić? - Próbuję skontaktować się z tropicielem Czarnym orłem, a on nie odbiera telefonu w apartamencie – powiedziała. - Czy przypadkiem nie widziałaś go?
- Tak, wyszedł piętnaście minut temu – powiedziała kobieta. Tym razem zawód był miażdżący. Zasłoniła oczy. - Rozumiem. - Chciałabyś zostawić mu wiadomość? Czy wróci w końcu do hotelu, czy jest już w drodze do Nowego Jorku? - Tak – powiedziała, głos jej zamarł. – Jeśli go zobaczysz, to powiedz mu, że muszę z nim porozmawiać. To bardzo ważne. Po tym, jak kobieta obiecał, że to zrobi, Niniane rozłączyła się. Dlaczego nie miałby wrócić do Nowego Jorku? Wiedział, że była bezpieczna, tak jak obiecał. Po wszystkim co dla niej zrobił, ona po prostu kopnęła go w zęby. Nie mogła myśleć i nie chciała nic czuć, więc skuliła się na łóżku i natychmiast zamknęła oczy. Musiała zasnąć, ponieważ następną rzeczą jaką usłyszała, było pukanie. Czysty głos Rhoswen spytał, czy Niniane życzy sobie, by przynieść jej tacę z kolacją. - Nie – powiedziała. Ponownie zamknęła oczy. Słyszała, ciche echo kroków w zacienionym cichym pałacowym holu. Wdepnęła w kałużę krwi wyciekłej z małych ciał jej braci. Krew miała zapach surowego mięsa i konsystencję niemożliwą do pomylenia, śliska lepkość, która pokryła jej dłonie i kolana, kiedy upadła. Zerwała się na nogi i uciekała od chłodnej Mocy, która ją ścigała. Tężała w powietrzu niczym niewidzialny boa dusiciel, kiedy skryła się w mroku i dusiła się własną paniką. W pokoju było całkowicie ciemno, kiedy obudziła się ponownie. Zdezorientowana rzuciła się, by włączyć światło i wygrzebać swój zegarek. Nie założyła zegarka na obiad, ponieważ nie pasował do jej czerwonej sukienki z odkrytymi plecami. Dwudziesta pierwsza trzydzieści. Ach. Spać w ciągu dnia było głupotą. Teraz będzie na nogach przez całą noc. Usiadła i gapiła się na podłogę, czując się grubą i powolną jak melasa
krążąca w jej żyłach albo była jedynie na w pół żywa, ponieważ jej arterie zostały przecięte i wykrwawiała się podczas snu. Spojrzała na milczący telefon i jej oczy wypełniły się łzami. Och, nie. Nie, nie zrobiła tego. Przeklęła i poderwała się z łóżka, wzięła butelkę z wodą z małej lodówki i wyszła z sypialni. Musi być coś w tej cholernej bibliotece, w czym mogłaby się zapomnieć. Jeśli nie znajdzie książki, to powinna dzięki bogu znaleźć coś do picia. Albo może obie te rzeczy. Kiedy otworzyła drzwi, dwoje wampirów stało w zaciemnionym holu, mężczyzna, którego Tiago rzucił na schody i Rhoswen. Dzięki swojemu czułemu słuchowi Mrocznych Fae, mogła usłyszeć cicho poruszające się osoby w innych pomieszczeniach penthouse’u. Dla większości brzmiało to, jak ludzie spędzający wieczór w swoich pokojach. Wyobraziła sobie, że cicha noc była miłym wytchnieniem dla każdego po dramacie kilku ostatnich dni. - Czy czegoś potrzebujesz? – spytała Rhoswen. – Może pożywienia? Niniane pokręciła głową. - Idę do biblioteki. Blond wampirzyca skłoniła głowę. Niniane weszła do biblioteki, która była słabo oświetlona przez małą lampkę stojącą na stole i mieniący się blask księżyca przeświecający poprzez wielobarwne okno. Z początku pomyślała, że była sama w pokoju. Potem zobaczyła nieruchomą, milczącą postać w fotelu. Zatrzymała się i prawie wyszła, ponieważ nie była pewna, czy zniesie więcej Carling tego dnia. Jednak coś w tej postaci pociągnęło ją do przodu. Carling nadal była ubrana w ten sam kaftan z egipskiej bawełny co wcześniej. Wyciągnęła sztylety z włosów. Smukłe ostrza leżały na stoliku obok fotela. - Carling? – powiedziała Niniane. Wampirzyca nie odpowiedziała. Niniane zrobiła krok w jej stronę, potem kolejny, przyglądając się niewiarygodnej perfekcji jej profilu na tle szafirów, rubinów, złota
i szmaragdów w oknie. Bezruch Carling był całkowity. Te podłużne ciemne oczy miały nieobecne spojrzenie, jej wydatne usta były lekko uchylone. Lód ześlizgnął się po kręgosłupie Niniane. Wszystkie wampiry wydawały się nierzeczywiste w swoim bezruchu, ponieważ nie muszą oddychać. Rhoswen i drugi wampir nie poruszali się, kiedy Niniane kroczyła przez pokój, ale pomimo tego emanowali czujnością. Mogła poczuć ich uwagę skupioną na sobie. Chociaż Carling wydawała się być w innym stanie. Wyglądała, jakby była manekinem albo jakąś wampirzycą ze Stepford22 czekającą, aż ktoś ją włączy. Wampirzyca ze Stepford. Ech, właściwie. Niniane odchrząknęła i powiedziała głośniej: - Carling? - Makbet o tym wiedział – powiedziała Carling. Ninianem omal nie wyskoczyła ze skóry, potem poczuła się jak głupiec. Carling mówiła cichym roztargnionym głosem, nie poruszając się zbytnio. Już chwytam, idiotka. - Co masz na myśli? - Jego wypowiedź. Ciągle to jutro, jutro i znów jutro. Wije się w ciasnym kółku od dnia do dnia23 – mówiła Carling. – Jaka będzie ostatnia sylaba zapisanego czasu i kto ją zapisze? Nie ma znaczenia, jak długo żyjemy i tak się zastanawiamy jak się nasz świat skończy i kiedy. Niepokój Nininane wzrósł. Carling wydawała się reagować na swoje imię, jednak nadal wydawała się nieobecna, wyraz jej twarzy się nie zmienił. Przywołała „Makbeta”, tak jakby odpowiadała na rozmowę, która miała miejsce w holu między Niniane i Rhoswen, jednak miała ona miejsce kilka godzin temu. Coś było nie tak, może nawet bardzo. Żołądek Niniane skręcił się. 22
Żony ze Stepford (The Stepford Wives) – amerykański film z 2004 roku, remake filmu o tym samym tytule z 1975r.
23
Makbet.
Powiedziała cichym neutralnym głosem: - Chciałabyś, abym przywołała do ciebie Rhoswen. Ciemne oczy Carling skierowały się na twarz Niniane i w tym samym momencie nieprzyjemne wrażenie znikło. - Bogowie, nie – powiedziała wampirzyca wyraźnie rozbawiona. – Jej szalone oddanie jest zbyt męczące. Niniane przyglądała się jej. Czuła, że nie powinna pytać, ale nie mogła się powstrzymać. - Wszystko z tobą w porządku? Carling uśmiechnęła się. - Nie zachowuję się zbyt źle, jak na starą schorowaną kobietę. My, wampiry jesteśmy trędowatymi wśród Starszych Ras, wiesz, kiedy byliśmy ludźmi zostaliśmy zarażeni, a oczywiście wszystkie Starsze rasy są odporne na tę chorobę. Zawsze czułam jakiegoś rodzaju nieracjonalny związek z tego powodu z Wyrami. Jako trędowaci i bestie społeczeństwa Starszych, nie jesteśmy całkowicie akceptowani przez resztę was. Niniane uniosła brwi. - Żadne z nas nie jest tak akceptowane, Carling. Wampirzyca zachichotała. - Tak, to prawda. Usiądź, mała Niniane. Nie mieliśmy okazji skończyć naszej wcześniejszej rozmowy, kiedy twój Wyr tak gwałtownie nam przeszkodził. On nie jest moim Wyrem. Złośliwy przypływ bólu pojawił się znikąd. Wzięła głęboki wdech i starała się, trzymać język za zębami. Potem wspomnienia Carling odwróciły jej uwagę od jej własnych, spojrzała
im w oczy, kiedy rozpadały się w migoczący pył w jej umyśle, lecz mimo tego Niniane ruszyła naprzód, by zając miejsce, które wskazała je Carling. - Nie rozumiem cię – powiedziała Carling, kiedy pochyliła głowę i spojrzała na Niniane. Niniane mrugnęła. - Ty nie rozumiesz mnie? - Tak trudno w to uwierzyć? Nie krążysz wokół mnie dla władzy, czasami z taką obawą, ale pod tym wszystkim czasem wydaje się, że ty … mnie lubisz. Nawet jeśli nie jest to mądre, ani bezpieczne. I jednocześnie jesteś smutna. To intrygujące. Zabawne, jak dokładnie Carling opisała jej reakcję na nią. Niniane posłała wampirzycy jednostronny uśmiech, po czym spojrzała na swoje dłonie. Prawdopodobnie nie mogła powiedzieć Carling, że wampirzyca była zarówno wartościowa, jak i makabryczna, jak zagadkowa tragedia niczym pozostałości starego pola bitwy. Pozostała przy części prawdy. - Lubię cię, nawet jeśli może nie powinnam. Czasem wpadam w smutek, kiedy myślę o przyjaciołach i towarzyszach, których musiałaś przeżyć. Nie myślę tylko o ludziach. Strata ludzkich towarzyszy jest wystarczająco bolesna. Mówię o osobach, których długość życia była zbliżona do naszej, jak sądzę. - W swoim własnym czasie już stracił więcej ludzi niż powinnaś - powiedziała Carling, jej głos złagodniał. Czy ta łagodność była złudzeniem? Czy Carling naśladowała ludzkie zachowanie, by manipulować albo zyskać towarzystwo, a może pozostały w niej strzępy człowieczeństwa, nadal obecne pod niesamowitą otoczką? Niniane westchnęła. Jakakolwiek byłaby ostatecznie prawda o Carling, Niniane nie będzie tą, która to odkryje. - Chciałam cię o coś spytać, jeśli nie masz nic przeciwko. Carling wykonała gest palcami.
- Dlaczego nienawidzisz Tiago? – Słowa spadły, jak kamień wrzucony do sadzawki, powodujący drobną falę, która rozchodzi się w koło do niewidocznego brzegu. Carling nawet nie drgnęła, lecz klatka piersiowa Niniane uniosła się. Zmusiła się, by oddychać, kiedy cisza wzmagała napięcie pomiędzy nimi. Powiedziała – Po prostu chcę zrozumieć. Napięcie rozpadło się, kiedy Carling wybuchła wściekłym śmiechem. - Powód jest tak stary, że praktycznie nie ma żadnego znaczenia, a on nawet o nim nie pamięta, co jeszcze wzmaga moją złość. Spotkałam go kiedyś w Memfis. - Memfis – powiedziała Niniane, opadając na oparcie fotela. Właśnie kiedy zamierzała zapytać, co Carling i Tiago robili w Tennessee, Casrling powiedziała: - Oczywiście wtedy nie nazywało się Memfis. To przyszło dużo później. Wtedy nazywało się Ineb Hedj. To była stolica całego świata, o świcie słońce mogło migotać w Nilu, jak arkusz kutego srebra pokryty jadeitem i lapis lazuli. Niniane odzyskała oddech. - Spotkałaś go w Egipcie - Tak, bardzo dawno temu. Tiago był bogiem, a ja byłam towarem. Byłam młoda, jeszcze byłam człowiekiem, wyrwaną z ubóstwa i rzecznego mułu ze względu na wygląd. Zostałam podarowana bogu, aby zachęcić go do pozostania z naszym ludem. Byłam całkowicie zrozpaczona, a on nawet na mnie nie spojrzał. Odszedł, a ja zostałam ukarana. Niniane splotła razem dłonie na krótką, zwięźle opowiedzianą starożytną historię. - To straszne – powiedziała. - To śmieszne – powiedziała Carling. – Nie pragnęłam go. Byłam tylko dzieckiem ze ślicznymi ustami, a on przerażał mnie. Byłam zadowolona, że odszedł. Niniane zmusiła swoje dłonie do rozluźnienia się.
- Co było po tym? Pełne usta Carling wygięły się w uśmiechu, jakby była Mona Lisą demonów, która właśnie połknęła czyjąś duszę. - Wyszarpałam sobie drogę do lepszego życia – powiedziała wampirzyca. Uczyłam się o truciznach, uzbrojeniu i czarach, jak panować nad innymi, jak niszczyć wrogów i jak powstrzymać żal w sercu. Potem odkryłam pocałunek węża, który zmienił mnie w boginię, tak by nikt więcej nie ośmielił się mnie uderzyć. Pocałunek węża. Niniane spojrzała na nią. - Mówisz o czasach, kiedy stałaś się wampirem. – Carling skinęła głową i Niniane ujrzała w tym pełnym wdzięku władczym geście, jak bardzo Rhoswen naśladuje swoją panią. Niniane spytała: – I Tiago nigdy nie dowiedział się, co się stało albo kim byłaś? - Nie. – Wyraz twarzy Carling stał się cierpki. – Ale kiedy na niego patrzę, cały czas tak samo chcę go udusić. - Tak mi przykro – powiedziała Nininiane. - Dziecko – powiedziała Carling. Ciemne spojrzenie wampirzycy było dziwne, jakby znudzone. - Nie dbam oto, czy to zdarzyło się eony temu – powiedziała Niniane w przypływie zaciekłości. – Nie obchodzi mnie, czy jest bardziej wyrafinowany sposób, aby odpowiedzieć ci lub może cię to już nie obchodzi. Przykro mi z powodu tego, co przeszła tamta dziewczyna. Przykro mi z powodu tego, co przeszła ta dziewczyna, którą byłam. Możemy już nie być tamtymi dziewczynami, jednak ich duchy żyją gdzieś w nas, nawet jeśli tylko we wspomnieniach tego, co się wydarzyło, ktoś powinien powiedzieć, że te dzieci zasługiwały na coś lepszego. Carling spuściła wzrok. Wdzięczne skrzydła je brwi zbliżyły się do siebie. Powiedziała: - Oczywiście, masz rację. Zasługiwały. Niniane spała zbyt długo, ale w śnie nie było niczego odświeżającego. Poczuła, że jej oczy były suche i podrażnione. Przyłożyła do nich wierzchy dłoni i potarła je.
- To zdarzyło się tak dawno temu, a Tiago nie miał nic złego na myśli. Zdajesz sobie z tego sprawę, nieprawdaż? Ponownie Carling wykonała gest kilkoma palcami. Jej ruchy były niczym poezja w kilku calach przestrzeni. - Sądzisz, że mogłabyś spróbować odsunąć na bok swój żal? – poprosiła Niniane. – Proszę, abyś potraktowała jako przysługę dla mnie, w sprawie zbudowania sojuszu miedzy nami. - Troszczysz się o niego. – Powiedziała Carling, jakby delektowała się każdym słowem, patrząc na Niniane z rosnącym zaciekawieniem. Nie było sensu tego ukrywać. - Tak – powiedziała. - Nawet po tym, jak nie podzielił się z tobą prawdą o drugim ataku. Westchnęła. - Tak. Cień niezadowolenia przemknął po twarzy Carling. Młodzieńczy, porywczy wyraz twarzy wydawał się niepasujący do tej zdyscyplinowanej, dojrzałej perfekcji. Wampirzyca powiedziała zrzędliwie: - No, dobrze. Nie będę próbowała mu nic zrobić, tak długo jak on nie będzie próbował czegokolwiek ze mną. Niniane rozluźniła się w fotelu. - Dziękuję – powiedziała. – To wiele dla mnie znaczy. Carling spojrzała na nią i powiedziała:
- Może zbyt wiele dla ciebie wiele znaczy. Powinnaś się zastanowić, gdzie postawisz następny krok Niniane i komu powierzysz swoje zaufanie. Jesteś obecnie w niepewnej sytuacji. Kręgosłup Niniane zdrętwiał. - Dobrze zdaję sobie sprawę ze swojej sytuacji. Wyraz twarzy wampirzycy złagodniał. - Wiem, że nie chcesz uwierzyć, że Dragos miał cokolwiek wspólnego z próbą zamachu. Wcześniej poczułam twoją szamotaninę. Została zaskoczona kontekstem rozmowy. - Możesz… czuć moje emocje? - Tak, oczywiście. Kiedy wampiry się starzeją, nasze zmysły stają się bardziej wyostrzone. Najstarsi z nas w końcu tracą naszą chęć krwi i mogą karmić się emocjami wokół nas. Nie tykałam ludzkiej krwi od kilku stuleci. Do licha, Carling była sukkubem. Niniane powiedziała: - Wyczuwasz co czują inni ludzie. Carling wzruszyła ramionami. - Wyczuwam uczucia wszystkich żyjących, w pewnym stopniu. Inne wampiry nie mogą się ze mną równać, jeśli chodzi o to pożywienie. Co za wścibska umiejętność. Czoło Niniane zmarszczyło się. Więc wyjaśniało to, dlaczego dzisiaj wampiry wyglądały tak lśniąco. Niniane zastanawiała się, jak jej poszarpany świat smakował sukkubowi. Czy wydawał się Carling tak gorzki, jak jej? Jeśli by zapytała, czy Carling powiedziałaby jej co Tiago czuł do niej? Czy wampirzyca powiedziałaby jej, czy ten smutek, który wydawało jej się, że widziała w jego oczach, zanim
ją opuścił, był prawdziwy, czy udawany? Zacisnęła pięści i szczęki, aż zabolały ją zęby, by powstrzymać się od zadania żałosnego pytania. To nie było tak, że wiedza o tym mogła zmienić to co się wydarzyło i przyprowadzić Tiago z powrotem. Po krótkiej chwili ciszy, która zapadła Carling powiedziała: - Po dwustu latach schronienia u Wyrów, możesz chcieć wierzyć, że wykułaś z nimi nierozerwalną więź. Ale pamiętaj, to co było prawie całym twoim życiem, nie jest zbyt długim czasem dla tych z nas, którzy przeżyli o wiele więcej. Niniane zacisnęła usta. - Jestem dobrze świadoma mojej względnej młodości i braku doświadczenia, dziękuję. - Nie jest moim zamiarem, aby wskazywać brak twojego doświadczenia, albo byś poczuła się nieodpowiednio – powiedziała Carling. – I nie mam odpowiedzi na wyzwania, z którymi przyjdzie ci się zmierzyć. Ja tylko chciałam zwrócić twoją uwagę i dać pożywienie dla twoich przemyśleń. Silniejsze i dłuższe przymierza bywały zrywane, a Wielka Bestia jest od nas o wiele starsza. Jest stary i chytry. Jego pierwszym priorytetem zawsze będą Wyrowie, a ty nie jesteś Wyrem. Czy Carling naprawdę chciała dostarczyć materiału do przemyśleń, czy próbowała zasiać niezgodę pomiędzy Niniane a Dragosem? Niniane potrząsnęła głową. - Wszystko co powiedziałaś jest technicznie poprawne. Stare alianse mogą zostać złamane i oczywiście, najwyższym priorytetem Dragosa są Wyrowie. Jednak nie kupuje tego jako argument dla możliwości, że Dragos był zamieszany w atak na mnie. To nie ma żadnego sensu. Dlaczego Wyry, którzy byli przebrani za Mrocznych Fae podczas ataku na mnie, zostali zabici prze innego Wyra, który mnie bronił. - Nie wiem. – Carling wydęła usta. Niniane powiedziała:
- Jeżeli z jakiś niezgłębionych powodów Dragos chce mojej śmierci, byłoby znacznie prościej i skuteczniej dla Tiago, by zabił mnie osobiście. - Nie mamy wystarczających informacji – powiedziała Carling. – Może jest rozłam wśród Wyrów, którego dopiero zaczynamy być świadomi. Może Wielka Bestia gra w znacznie bardziej skomplikowane gry, niż ktokolwiek z nas może w tej chwili zrozumieć. Zawsze lubiłam i szanowałam Dragosa, ale nigdy całkowicie mu nie zaufałam. Niniane wzięła ostrożny wdech. Czy Dragos mógł grać w taka grę, że nawet Tiago nic by o niej nie wiedział? Dragos był do tego całkowicie zdolny, ale nie wierzyła, by miało to miejsce w tej sprawie, nie dopóki nie będzie miała bezsprzecznych dowodów. Po chwili zmusiła się, by powiedzieć głośno. - Dziękuję, sędzino. Cieszę się, że mieliśmy szansę porozmawiać i przemyślę dokładnie wszystko, co powiedziałaś. - Bądź pewna, że to zrobisz – powiedziała Carling.
10 Podobał mi się twój kaczy chód przez parking – powiedział Tiago do JoBe Watsona. – Zawierał w sobie stwierdzenie. Może nie takie, jakie byś chciał. Ale był rzeczywiście stwierdzeniem. Tiago odnalazł Clarenca obijającego się z trzema ziomalami na aleji South Damon. Byli obwieszeni gangsterskimi błyskotkami, mieniącymi się kolorami i podśpiewywali 50 Cent24. Bracia obrzucili spojrzeniem Tiago kroczącego ku nim w sfatygowanej czerni, jego tatuaże drutów i widoczne dla otoczenia uzbrojenie. Bogowie tylko wiedzieli, co zobaczyli na jego twarzy. Odbłyski jasnych błyskawic świeciły w jego oczach. Ukrywał je za okularami słonecznymi. Bracia wystrzelili do ucieczki, jak króliki spłoszone przez wilka. Tiago przyspieszył krok. Złapał Clarence’a trzy przecznice dalej, chwytając go za kark i rzucając na ścianę ceglanego budynku. Tiago powiedział: - Możesz zastanowić się, czy uciekłbyś dalej, gdybyś miał podciągnięte spodnie, zamiast pozwalać im dyndać wokół nóg. - Ochujałeś, człowieku? – krzyknął Clarence. Clarence miał dwadzieścia dwa lata, sześć stóp i cal wzrostu i sto dziewięćdziesiąt funtów wagi. Tiago złapał go za pasek od dżinsów. Uniósł Clarence’a dwie stopy nad ziemię. Jednym szybki szarpnięciem podciągnął mu spodnie. - Nie sądzę – powiedział Tiago. – Ale możemy spróbować jeszcze raz. – Cofnął się. – Dalej. Uciekaj. - Wypatroszę cię. – Szybkim ruchem nadgarstka Clarence otworzył swój sprężynowiec, kiedy zawirował. – Ty zwariowany matkojebco! Tiago wyrwał nóż dzieciakowi, przycisnął bokiem ostrze do pobliskiego muru i złamał tuż przy rękojeści. 24
50 Cent – amerykański raper.
- To był kolejny z długiej serii nierozsądnych wyborów, synu – powiedział. - Jesteś pojebany, skurwysyn. – Białka oczu Clarenca zalśniły. Tiago okrążył chłopaka. - Mam dobre wieści, Clarence’ie – powiedział. Boli mnie mówienie o tym, naprawdę bardzo, ale będziesz żył. - O cokolwiek chodzi, to nie zrobiłem tego. - O tak, zrobiłeś. Jeśli nie zamieścił byś w sieci swojego improwizowanego filmiku, ci z nas w Nowym Jorku mogliby nie dowiedzieć się na czas o gównianym obrocie spraw w Chimieścinie, aby te gówniane sprawy powstrzymać. A teraz złe wieści. Tiago chwycił go za kark i tył spodni i rzucił nim w ścianę. Clarence ruszył z barytonu, nabierając szybkości przeszedł w sopran i zakończył ostrym gwizdem niczym czajnik. - Twoje życie będzie cholernie bolesne przez krótką chwilę – powiedział mu Tiago. – Możesz wyjść tylko z kilkoma połamanymi kośćmi. I pozbędziesz się swoich zabawek. – Szarpnął Clarence’a z powrotem na nogi i przycisnął go za kark do ściany, kiedy przeszukiwał kieszenie dżinsów i kurtki dzieciaka. Skonfiskował dziewięciomilimetrowca i wznowił poszukiwania. Musiał być tylko jeden. – Byłem w twojej dziupli. Zabrałem twoje Playstation, Xboxa, Wii, dwa komputery, pięćdziesięciodwu calowy telewizor, TiVo, Blue-ray, Pioneera i kino domowe. Och i twój Flip25, oczywiście. Mówiąc przy okazji, to strasznie wiele zabawek, jak na kogoś, kto nigdy nie pracował. Handlujesz prochami, czy po prostu to ukradłeś? Ach, to było to. Wyciągnął IPhone, rzucił na chodnik i rozgniótł go obcasem, co wywołało więcej gwizdu z czajnika. Uniósł Clarence’a , by lepiej zapoznał się ze ścianą. - Może będę musiał przestać, jeśli jakiś świadek zadzwoni na policję – powiedział Tiago. – Co o tym sądzisz, Clarence’ie? Czy widzisz jakieś połączenie pomiędzy, och, powiedzmy atakiem, który widziałeś i sfilmowałeś tamtej nocy, a tymi nieprzyjemnymi rzeczami, które cię spotkały i zwiększyły twój dyskomfort?
25
Flip – marka deskorolek.
Gwizd czajnika przeszedł w mokre pochlipywanie. Tiago wyciągnął rękę, by podnieść ponownie chłopaka. Silna opalona ręka opadła, chwytając go za nadgarstek. Rune powiedział: - Miałeś szansę, aby nauczyć go manier, T-birdzie. Wystarczy. Tiago odwrócił się do gryfa. Rune miał lwie oczy koloru słońca prześwitującego przez bursztyn. Coś, co Rune widział w wyrazie twarzy Tiago, spowodowało, że złote oczy wyrażały ostrożność. - Hej, stary, czas na sprawozdanie – powiedział Rune. – Musisz wyjaśnić mi, co się stało od naszej ostatniej rozmowy. - Spieprzyłem to – powiedział Tiago. – To była cholerna głupia pomyłka i zraniłem ją. Bardzo. Nie wiem jak bardzo. Rune chwycił go mocno za ramię, jego przenikliwe spojrzenie nie zmieniło się. - Wszystko w porządku. Cokolwiek to było, naprawimy to. - Musiałem odejść – powiedział Tiago. Jego głos stał się gardłowy, szorstki. – Dać jej trochę przestrzeni. Nie wiem ile tej przestrzeni jej dać. Kilka godzin? Resztę nocy? Ja po prostu – spojrzał na Clarence’a, który leżał u jego stóp – zabiłem coś. Sądzę, że to zabójczy czas. Rune także spojrzał na chłopaka. Clarence wycierał krwawiący nos w rękaw kurtki. Rune powiedział do niego: - Wiesz, jaki z ciebie szczęśliwy zasraniec, że przyszedłem właśnie teraz? - Taa, wielki – powiedział dzieciak. Przetarł załzawione oczy. - Wyr nie wybacza łatwo – powiedział Rune. – A my nie zapominamy nigdy. Będziesz od teraz przykładnym obywatelem.
- Krzyż na sercu – powiedział Clarence w rękaw. – Będę. Myślę, że zobaczyłem na ścianie Jezusa. Zacznę chodzić do kościoła ze swoją mamą. Może wstąpię do wojska.
Nie
miało znaczenia jak wystawne i zapraszające było jej łóżko, Niniane nie czuła
chęci, by do niego wrócić po rozmowie z Carling. Krążyła bez celu po wspólnych częściach penthouse’u. Przystanęła przy wielkim fortepianie i otworzyła klapę, by dotknąć gładkich klawiszy. To był Steinway, czarne powierzchnie były wypolerowane na wysoki połysk i podejrzewała, że było perfekcyjnie nastrojone. Uwielbiała muzykę, kochała śpiewać i tańczyć, ale jej umiejętność gry na fortepianie w najlepszym razie była pobieżna. Poza tym musiało już być dobrze po dziesiątej. To nie było strasznie późno, wampiry powinny być w pełni aktywne, oczywiście, ale część jej ludzkich towarzyszy i Mroczni Fae mogli szykować się do snu. Zamknęła klapę z westchnieniem. Spojrzała na wampira będącego jej bezszelestnym cieniem. To był ponownie wampir ze schodów. Był piękny, jak było w zwyczaju u wampirów, o ciemnym przyjemnym spojrzeniu i smukłym ciele, o którym wiedziała, że skrywało nieludzką siłę. Rhoswen zniknęła, prawdopodobnie by usługiwać swojej pani. Nie powinna o nim myśleć jako o wampirze ze schodów, podobnie jak o Carling jako wampirzycy ze Stepford. Spytała: - Jak masz na imię? - Duncan – odpowiedział. - Miło cię poznać, Duncanie. - Dziękuję, wasza wysokość. – Przyglądał się jej uważnie ciemnymi oczami i ze spokojnym wyrazem twarzy. – Mnie również miło cię poznać. - Kiedy wróciłeś ze schodów tamtego popołudnia, ucieszyłam się, że pierwszą rzeczą, jakąś zrobiłeś, było spojrzenie na Tiago, a nie ponowny atak na Tiago – powiedziała. – Jestem jednak ciekawa. Czym to było spowodowane.
- Wszyscy poczuliśmy, że nas zatrzymała. A przynajmniej wampiry – powiedział. – Nie jestem pewien co do naszych ludzi. Ich zmysły są znacznie mniej wrażliwe niż nasze. Kiedy nas uwolniła i wróciłem do holu, było ważne, by dostrzec, co się zmieniło, tak szybko, jak to tylko było możliwe. Niniane uniosła brwi. Nic dziwnego, że Rhoswen nie czuła współczucia dla Cowana. Miał dwa ostrzeżenia, by się zatrzymać, zanim stracił głowę. Duncan mówił z przyjemnym nieznacznym akcentem. Zazwyczaj lubiła rozmawiać z ludźmi i dowiadywać się o ich życiu, albo dziwnej egzystencji nieumarłych, jak w tym przypadku, jednak impuls by go o to zapytać odsuwał się na tył jej myśli. Prawie natychmiast zniknął. Nie była w stanie zdobyć się na odpowiedni nastrój. Spytała: - Więc co dziewczyna może dostać tutaj do picia? - Prawie wszystko, czego sobie zażyczy – powiedział Duncan. Uśmiechnął się do niej. – Będzie dla mnie prawdziwą przyjemnością podać, to czego zapragnie. Miał atrakcyjny uśmiech i uprzejme maniery. Niniane wiedziała, że nie były to jedyne zalety, które zapewniły mu miejsce w pobliżu Carling. - Poproszę butelkę czerwonego wina. - Jakieś konkretnie? Merlot, Beaujolais, Syrah? - Alkoholowe wystarczy – odpowiedziała. Weszła na wyłożone łupkiem patio, na którym drzewka i rośliny w donicach były atrakcyjnie ustawione wokół kilku żelaznych stołów i krzeseł. Usiadła i spoglądał na światła miasta, podczas gdy łagodna bryza igrała z jej włosami. Kilka minut później Duncan przyniósł tacę. Ustawił przed nią kieliszek z winem i powiedział cicho: - Pomyślałem, że może Malbec. - Dziękuję – powiedziała.
Postawił na stole butelkę razem z deską serów, krakersów i owoców. Odprawiając go, podziękowała mu ponownie, a on posłał jej kolejny uśmiech i odszedł, by zająć miejsce przy drzwiach. W tej chwili życie wydawało się jej zbyt ciężkie, by je podnieść i przeprowadzić analizę. Popijała wino i starała się delektować chwilą, jednak nie mogła oderwać się od swoich myśli. Powinnaś uważać, gdzie stawiasz stopy, Niniane. Jesteś teraz w niepewnym miejscu. Taa, dzięki za przypomnienie, Carling. Jakbym nie zauważyła. Niniane połknęła zawartość kieliszka i potarła czoło. Na plus: jej tożsamość została z łatwością potwierdzona, więc nie będzie więcej wątpliwości. Nikt nie mógł zakwestionować jej praw do tronu. Łał, to było na plus? To jedyna rzecz na plus? Na minus: pomijając jej związki z Wyrami (które nie były zagrożone), nie miała silnych sprzymierzeńców, których mogłaby obdarzyć jakimś zaufaniem, nie miała prawdziwej Mocy, by o tym rozmawiać, a była na długo oderwana od polityki i społeczeństwa Mrocznych Fae. Nie miała pojęcia, któremu z członków delegacji mogła zaufać. A jej związek z Wyrami był na odległość. Podobnie relacje jej ojca z Wyrami były dobre. Jednak nie ocaliło to jego, ani jego rodziny. Naprawdę musiała powstrzymać potok gówna, nie mając nawet łopatki. Jeśli miałaby obstawiać, to nie dałaby sobie nawet roku. Potem przyszła jej myśl. Być może drogi kuzyn Geril nie próbowałby jej zabić, jeśli byłaby mniej widoczna, jednak nie podobało się jej jego zainteresowanie. Być może dlatego najpierw zabrał ją na obiad, a dopiero potem próbował zabić. W innym razie dlaczego trudził się karmieniem jej? Czy naprawdę sądził, że jego odległe powiązania z tronem wystarczą mu, by go zdobyć? To było trudne do uwierzenia. Albo pracował nad czyś jeszcze i zdecydował się pójść na całość? Jeśli odpowiedziałaby na jego flirt, mógł pomyśleć, że miał szansę, by dzielić z nią tron.
Rosły w niej obawy. Żałowała, że nie miała paczki papierosów. Chwyciła butelkę i nalała sobie sporą ilość wina do kieliszka, po czym odstawiła ją. Jeśli chciała przegrać zakład i pożyć dłużej niż rok, musiała zawrzeć sojusz z kimś, kto ma władzę. Albo Moc. Praca nad zbudowaniem dobrych relacji z Carling postępowała dobrze, ale był to także związek na odległość, a musiała zrobić więcej niż budowanie sojuszy z innym majątkiem. Musiała zawrzeć sojusz z kimś w pobliżu. Co powinna zaoferować, aby móc zyskać czyjąś lojalność? Spojrzała na swoje plusy. Wielkie gówno. Powiedziała na głos: - Muszę wyjść za mąż. Ciepły wiatr chwycił jej słowa i je rozwiał. To nie zmieni wszystkiego. Zamierzała wziąć ślub, by umocnić swoją pozycję i przeżyć. Zamierzała znaleźć kogoś, kto chciał tronu, kto nie mógł zdobyć go samodzielnie, a miał wystarczającą siłę w polityce lub Moc, albo obu, aby pomóc jej się utrzymać. Potrzebowała kogoś, kto by miał własny interes w utrzymaniu jej przy życiu. Tym razem, kiedy sięgnęła po butelkę, nie trudziła się z kieliszkiem. Zabrzmiał nad nią szum ogromnych skrzydeł i przez krótką dziką chwilę była przepełniona nadzieją. Poderwała się na nogi i przeszukała wzrokiem niebo. Blada warstwa chmur zakrywała ciemnogranatowe nocne niebo, a cudowny koszmar osiadł na patio. Stworzenie miało kształt wysokiej kobiety ze skrzydłami wystarczająco szerokimi, by unieść jej muskularne ciało. Była w szarościach i czerni, dół jej tułowia i silne nogi pokrywały krótkie gęste pióra. Miała szeroka klatkę piersiową i mięśnie mogące wytrzymać długi lot ze znaczną prędkością, jej drobne piersi i wspaniałe czarne skrzydła kończyły się tonącymi w mroku lotkami. Jej długie dłonie i stopy były zakończone śmiertelnie ostrymi szponami, które mogły przeciąć metal albo rozpłatać czaszkę jednym ruchem, miała srogą twarz o kanciastych rysach. W swojej ludzkiej formie tropicielka Wyrów Aryal była dziwnie smutnie piękna. W formie harpii zarówno dziwność, jak i piękność były uwypuklone, miała wielkie oczy koloru burzy, a długie czarne włosy poruszały się na wietrze, jakby żyły własnym życiem.
Duncan rozmył się obok Niniane w swojej wampirzej sile i szybkości. Harpia podniosła go za kark i cisnęła o podłogę patio z taką siłą, że popękały kamienne płyty. Trzymała wampira przyduszonego do podłogi, kiedy przyglądała mu się uważnie przeszywającym spojrzeniem drapieżnika. - Hmm, śliczny – powiedziała harpia. Spojrzała na Niniane. – Jeśli go nie chcesz, to mogę go mieć? Poplątany kłębek emocji toczył się w jej wnętrzu, radość zmieszana z gorzkim rozczarowaniem. Powiedziała: - Aryal, nie krzywdź Duncana. - Nie zamierzałam go skrzywdzić – powiedziała Aryal. – Nie jeśli, o to nie poprosi. – Oczy wampira zaczęły błyszczeć czerwienią, a jego kły obnażyły się, kiedy naprężył się w potężnym uścisku Aryal. Harpia stukała w jego skroń jednym z zakrzywionych szponów. – Tak nawet piękniej. Koleś, czy kiedykolwiek próbowałeś krwi harpii? Jesteśmy rzadkością, więc zgaduję, że nie. Chciałbyś kiedyś pójść na drinka? Jeśli będziesz stawiał, to może pozwolę ci wyssać troszkę. - Aryal! – krzyknęła Niniane. - Co! – Cudowny skrzydlaty koszmar spojrzał na nią. – Czy wiesz jak trudno umówić się na randkę w Nowym Jorku. Wampir wyglądał na bardzo zmieszanego i agresywnego, ale na wzmiankę o krwi harpii, cień zainteresowania pojawił się w jego krwistoczerwonych oczach. Niniane wybuchnęła śmiechem. Nie mogła się powstrzymać. - Duncan jest bardzo miły. Zechciej go puścić, proszę. - Nie molestowałam go seksualnie. – Niniane opuściła brodę i spojrzała wilkiem na harpię, która cofnęła się i mruknęła: - Och, w porządku.
Jak tylko Aryal puściła jego gardło, Duncan podniósł się na nogi i ruszył, by zająć pozycję pomiędzy Niniane, a harpią. To był odważny, głupi i całkowicie bezużyteczny gest obronny. Aryal rozmyła się, gdy zmieniała formę. W swojej bardziej ludzkiej formie była mierząca sześć stóp kobietą, uzbrojoną i ubraną w skórę, mającą kanciastą twarz, smukłe mięśnie, potargane czarne włosy i burzowo-szare oczy. Powiedziała do wampira: - Chcesz się przytulić? – Pochyliła się do przodu, a Duncan zrobił krok do tyłu. – Eee, nie sądzę. – Zakołysała się na stopach i posłała Niniane dziki uśmiech. – Hej, pętaku. Aryal wyglądała na szczęśliwą, że mogła ją zobaczyć, przyjemność na jej dziwnie wymizerowanej twarzy była szczera i niekłamana, przez moment Niniane czuła się zawiedziona, że Aryal nie zabrała ze sobą Tiago, jednak po prostu cieszyła się, że zobaczyła przyjaciółkę. Niniane położyła rękę na ramieniu wampira i nacisnęła, dając mu znak, by nie ruszał się i powiedziała do niego: - Wiesz, Duncanie, widziałam harpie spitą do nieprzytomności więcej niż kilka razy. Raz nawet… - Nie mów – ostrzegła ją Aryal. Niniane uśmiechnęła się szeroko. - Pozwoliła mi nawet pomalować sobie usta różową szminką i zapleść włosy w dwa warkoczyki. - Zdradziecka zdzira! – powiedziała Aryal. – Zrzędziłaś. Pozwól mi zobaczyć, jak będziesz wyglądała, Aryal. Dalej, Aryal. Nie powiem nikomu. Pięć minut i zgodzisz się na wszystko, by dała ci spokój. A teraz co robisz? Rozpowiadasz o tym każdemu, komu tylko się da. Wampir rozluźnił się przy ich żartach. Spytał: - I jak wyglądała?
- Wiesz, jak wyglądała, kiedy powaliła cię na ziemię. Oczy Duncana zwęziły się. - Taa. Niniane zachichotała: - Wyglądała o wiele bardziej przerażająco. Harpia przewróciła oczami. Ciągle śmiejąc się, Niniane ruszyła do przodu. Aryal chwyciła ją i przyciągnęła do siebie, zamykając ją w ciasnym uścisku. - Jak leci, pętaku. Jestem cholernie dumna z tego, jak nakopałaś do dupy tym trzem Mrocznym Fae, ale cholernie nas przeraziłaś, kiedy zniknęłaś. Przycisnęła policzek do skórzanej kamizelki Aryal i jej śmiech przeszedł w gwałtowne łkanie. - Miałam zły dzień. - Ooo – powiedziała Aryal. Brzmiała na zdenerwowaną. Poklepała Niniane po plecach. – Wiesz, jak wkurzają mnie łzy. Kogo mam zabić, aby było lepiej? - NIE WIEEM. Aryal ponad jej głową powiedziała do wampira. - Idź, popilnuj drzwi. Udawaj, że nas nie słuchasz. - Uważaj mnie za głuchego – powiedział Duncan. Uścisk Aryal stał się miażdżący. Niniane odchyliła głowę do tyłu. Westchnęła: - Daj spokój. Nie zamierzam więcej płakać. Szeroko otwarte, zatroskane burzowo-szare oczy spojrzały na nią:
- Jesteś pewna? Przytaknęła. Aryal puściła ją i wzięła głęboki wdech. Odwróciła się, by podejść do stolika i usiąść. Harpia opadła na pobliskie krzesło i rozciągnęła się z zaplecionymi ramionami i wyprostowanymi nogami, jej przeszywające spojrzenie skupiło się na twarzy Niniane. - Co robisz w Chicago? – spytała Niniane. - Rune i ja przylecieliśmy by zbadać sprawę tych skurwysynów, którzy zaatakowali ciebie i Tiago – powiedziała Aryal. – Tiago zawiadomił nas zaraz po tym jak wróciłaś do hotelu i zobaczyłaś się z lekarzem. Wpadliśmy wcześniej. Robili nam problemy w hotelu, kiedy chcieliśmy się z tobą zobaczyć. Potem usłyszeliśmy od panny z chicagowskiej policji, że ty i Tiago zostaliście rozdzieleni. Rune poszedł poszukać Tiago. I wybrałam alternatywny sposób, by się z tobą zobaczyć. – Harpia odchyliła głowę. – Teraz twoja kolej. Dlaczego Tiago nie jest z tobą i dlaczego miałaś kiepski dzień? - O bogowie, od czego zacząć. – Niniane oparła łokcie o stół i skryła twarz w dłoniach. - Poczekaj minutę, byłaś strasznie żwawa, kiedy skoczyłaś na mnie – powiedziała nagle Aryal. – Co stało się z twoją raną? - Carling – powiedziała Niniane. Mówiąc zza rąk opowiedziała Aryal wszystko, co wydarzyło się od czasu, kiedy ona i Tiago wrócili do hotelu. Z wyjątkiem całkiem osobistych rzeczy. Zatrzymała to dla siebie, aby przemyśleć to później w samotności, kiedy nadarzy się okazja. – Doznałam szoku, kiedy dowiedziałam się, że zaatakowali mnie Wyrowie, a nie Mroczni Fae. Poza tym musiałam uporać się ze starymi złymi wspomnieniami, a usłyszenie o tym na spotkaniu, nie było zbyt dobrym momentem. - Zgaduję – powiedziała Aryal. Harpia pochyliła się do przodu także opierając łokcie o stół, - że Tiago powinien ci powiedzieć. Niniane westchnęła. - Starał się mi powiedzieć, ale był zajęty i zapomniał. Nie byłam w stanie wtedy go wysłuchać, więc go odesłałam. A teraz nie mogę go złapać, by przeprosić.
- Przywykł do wydawania rozkazów, nie do wykonywania. – Aryal skierowała wzrok na tacę z serami, krakersami i owocami. Uniosła brwi, kiedy Niniane, która pokazała jej by się nie krępowała. Aryal wepchnęła kawałek sera do ust. - To nie miało sensu – powiedziała Niniane. – Dlaczego mnie zaatakowaliście? - Nie zrobiliśmy tego – powiedziała Aryal. – To niedorzeczne. Kochamy cię. To było coś, o czym wiedziała. Niniane szepnęła: - Taa. Harpia klepnęła ją w plecy. - Wybacz mi, że będę brutalnie praktyczna, mówiąc to odsuwając na bok osobiste uczucia, to dla nas korzystne, aby mieć cię bezpieczną na tronie. To pozwoliłoby zawrzeć Wyrom sojusz z Mrocznymi Fae po raz pierwszy od śmierci twojego ojca. Niniane przytaknęła. - Oczywiście. To był jeden z powodów, dlaczego atak Wyrów okazał się takim szokiem. - Powiem ci, co jest jeszcze bardziej niedorzeczne – powiedziała Aryal. – Zaatakowali cię, kiedy Tiago był z tobą. Niniane szybko podniosła wzrok. - Nie doszłam tak daleko w swoich przemyśleniach – powiedziała. – Nie zrobiliby tego, gdyby wiedzieli kim on jest, ponieważ oznaczało to dla nich wyrok śmierci. - Dokładnie. Czy znasz jakiegoś Wyra zdrowego na umyśle, który wystąpiłby przeciw doktorowi Śmierci? – spytała Aryal. - A nikt poza Dragosem i tropicielami i oczywiście Pią, nie wiedział, że Tiago wyruszył na poszukiwanie ciebie. Więc ci Wyrowie działali na własny rachunek lub pracowali dla kogoś innego. Carling wzięła pod uwagę możliwość, że wśród Wyrów może być rozłam, o którym nie wiedzą.
- Dobrze – powiedziała Aryal. Harpia zahaczyła obcas na poprzeczce krzesła. – Może o tej super tajnej frakcji Wyrów, będącej przeciw Mrocznym Fae, nigdy nie słyszeliśmy. Może nie chcą naszego porozumienia z Mrocznymi Fae. Niniane spojrzała na twarz harpii. Aryal była odpowiedzialna za śledztwa u Wyrów. - Brak temu sensu, abyś nie wiedziała o takim odłamie – powiedziała Niniane. – Frakcje mają tendencję do marudzenia, pisania manifestów, protestowania, może wysadzania rzeczy w powietrze. Często też ogłaszają odpowiedzialność za wydarzenia. Aryal zjadła winogrono. - Więc co ma najwięcej sensu? – spytała Niniane. – Ktoś chce mojej śmierci, jeśli by im się powiodło to super. Ale jeśli nie, kolejną rzeczą byłoby poróżnienie mnie z moimi najsilniejszymi sprzymierzeńcami, ponieważ to pozostawiłoby mnie bezbronną wobec ich kolejnego ataku. A chcą mnie zabić, ponieważ jeśliby chcieli rozłamu pomiędzy mną i Wyrami, jest wiele innych sposobów, aby osiągnąć ten cel, potencjalnie o wiele mniej niebezpiecznych niż próba zabójstwa. - Dzyń, dzyń, dzyń. Dajcie dziewczynie złotą gwiazdę. – Aryal wyszczerzyła się i wepchnęła kolejny kawałek sera do ust. Niniane opowiedziała harpii o flirtowaniu z Gerilem podczas lotu do Chicago i obiadu w greckiej restauracji. - Zastanawiałam się co ci się przydarzyło w ciągu tych kilku godzin przed atakiem w zaułku – powiedziała Aryal. - Znowu, nie było żadnego znaku, żebym mogła pomyśleć, że Geril chciał mnie zabić, jeśli działał na własny rachunek – powiedziała Niniane. – Nie znaliśmy się. Nie było między nami prostej linii pokrewieństwa, a jego połączenia z tronem były zbyt rozmyte, by mógł zdobyć koronę dla siebie. Może nie wszystko było powiązane z obecną polityką Mrocznych Fae, ale wiem, że wiele. - Mam jedno pytanie – powiedziała Aryal. – Czy szukamy jednego bytu, osobnika, spisku albo frakcji starającej się cię zabić, czy też dwóch?
Od
tysiąc
osiemset
czterdziestego
drugiego
roku
kostnica
hrabstwa
Cook
przeprowadzała sekcję zwłok w przypadku każdej zagadkowej śmierci w hrabstwie, w którego skład wchodziło miasto Chicago. Krótko przed wielkim pożarem w tysiąc osiemset siedemdziesiątym pierwszym kostnica otworzyła Biuro do spraw Magicznych Dochodzeń, aby badać każdą budzącą wątpliwości śmierć powiązaną z mocą lub Starszymi. W tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym szóstym, kiedy hrabstwo Cook utworzyło Biuro Badań Medycznych, Biuro do spraw Magicznych Dochodzeń zostało do niego włączone. Przestarzały termin
„magicznych”
został
porzucony
i
biuru
nadano
prostszą
nazwę
Spraw
Paranormalnych. Intencją tej zmiany było unowocześnienie tej sekcji kostnicy i nadanie nazwy o większej dokładności i będącej politycznie neutralną, ale w swoich staraniach władze hrabstwa potknęły się okropnie. Wielu pośród Starszych Ras, wliczając kilku ludzi obdarzonych Mocą, poczuli się obrażeni przez tą nazwę. Paranormalny był terminem oznaczającym coś z poza królestwa normalnego doświadczenia i naukowych wyjaśnień. Przeciwnicy tego terminu zwracali uwagę, że był to rasizm i bigoteria najwyższych władz. Co doktor Seremela Telemar opowiedziała Tiago i Rune w swojej historii Kostnicy Sto Jeden, kiedy prowadziła ich do sekcji Spraw Paranormalnych. Telemar była meduzą w zaawansowanym średnim wieku, co można było zauważyć po długości węży zwisających z jej głowy, które sięgały do jej kształtnych bioder. Meduzy zaciekle bronią swoich młodych. Tiago nigdy osobiście nie widział żadnego z ich dzieci, jednak wiedział, że dorosłe meduzy mają smukłe, krótkie węże, które pokrywają ich głowy niczym zakręcone afro. Węże na głowie meduzy był w połowie niezależnymi czującymi stworzeniami, żyjącymi w symbiozie ze swoim gospodarzem, która obejmowała wymianę wrażeń zmysłów i myśli. Meduza nigdy nie odwraca się tyłem, przynajmniej jeden z węży zawsze patrzy na ciebie. W większości węże pozostawały tak spokojne, jak ich meduza, ale jeśli meduza poczuła się przestraszona albo zagrożona, mogły ukąsić i wstrzyknąć jad, który potrafił sparaliżować większość stworzeń, a jeśli węże były nakłaniane do wielokrotnych ugryzień, spowodować śmierć. Kiedy Telemar dożyje starości, która dla jej gatunku zawierała się między czterysta pięćdziesięcioma a pięciuset latami, jej węże powinny sięgać do stóp i być może wlec się lekko po ziemi. Ale teraz związała je delikatnie w luźną kitkę, jakby były dredami. Jej skóra była blada, kremowo-zielonkawa, była o kilka odcieni jaśniejsza niż u węży, miała lekko opalizujący wzór, przypominający skórę węża. Jej niebiesko-zielone oczy miały
pionową szparę źrenic i przezroczyste łuski, które lekko zadrżały, kiedy spojrzała przez ramię na podążających tuż za nią tropicieli. - Jak w pozostałych kostnicach w kraju, w moim departamencie zazwyczaj nie ma takiego ruchu jak w głównej kostnicy – powiedziała. Kilka z jej węży spoglądało na nich na wysokości pasa oraz ponad ramieniem, smakując powietrze ciekawie wysuwającymi się co chwila językami. – To dla nas istotne zdarzenie sześć ciał na raz. Główna kostnica przeprowadza około pięćdziesięciu dwóch setek autopsji rocznie, zazwyczaj spędzam połowę mojego czasu pracując z nimi. Mamy szczęście jeśli zobaczymy dwieście. - Szczęście? – Rune ruszył gładką brązową brwią w jej stronę. Gryf próbował użyć swojego męskiego uroku na meduzie. Była, jak każda inna kobieta, którą Tiago widział koło Rune oczarowana ich nieskazitelnością. - Cóż, może „szczęście” nie jest właściwym słowem, ale rozumiecie, co mam na myśli. – Otworzyła szerzej oczy i uśmiechnęła się do Rune, gładząc węże na ramieniu. Popchnęła parę wahadłowych drzwi, Tiago i Rune podążyli za nią. – Jak z pewnością wiecie większość zgonów wśród Starszych nie jest zgłaszanych w biurze śledczych. Wiele z nich zdarza się w Innych Krajach i one są poddawane śledztwu w majątkach. Zmarli, którzy trafiają do mnie są zaangażowani w wymianę Mocy albo jej jakiegoś rodzaju wyładowaniom. To był prawdziwy szok z więcej niż jednego powodu. - Mogę to sobie wyobrazić – powiedział Rune. – Polityczny i medyczny. - Dokładnie – powiedziała meduza. Kiedy Rune i Tiago weszli do prosektorium, posłała Tiago zaskakujące spojrzenie, dostrzegł w nim ukrytą groźbę, która niczym żywe srebro rozlała się po jego masywnym ciele, jego ciemne okulary i nagromadzona agresja odbijały się od silnych kości jego twarzy. Potem jej błona migawkowa nagle przesłoniła jej oczy, a ona zajęła się spoglądaniem gdziekolwiek indziej niż na niego. Tiago zignorował to. Rozmowa gryfa z doktorką była typu bla-pieprzę-bla tak długo jak był nią zainteresowany. Pierwszy stał w swobodnej pozie, kciuki zawiesił na krawędziach kieszeni dżinsów, kiedy czarował Telemar.
Tiago pozostawił Rune rozmowę. To pozwoliło umysłowi Tiago skupić się na fragmentach, które zebrał i zmierzyć się ze wściekłością, którą nosił w sobie. Nie był pewien swojego panowania nad bestią. Nie powinna popchnąć go ponownie poza krawędź, mógł powiedzieć, że Rune o tym wiedział. Język ciała Rune był zwyczajnie rozluźniony, ale z jakiegoś powodu starał się stawać pomiędzy Tiago, a innymi ludźmi. W końcu Aryal przysłała Rune wiadomość, żeby dać mu znać, że była z Niniane i że z Niniane wszystko w porządku. Aryal była znana z braku pragmatyczności. Co „w porządku” oznaczało dla harpii, nie tryskanie krwią z tętnic? Do diabła, w tym rozumieniu, Tiago mógł przyjąć jej „w porządku”. Wiedział, że fizycznie była bezpieczna pod ochroną Carling. Umysłowo i emocjonalnie stanowiły dwie całkiem inne sprawy. Pragnienie powrotu do Niniane pożerało go. Każda minut, którą spędzał z dala od niej była agonią. Zaczynał mieć coś w stylu reakcji na pieprzony syndrom po urazowy, za każdym razem, kiedy widział oczami swojej wyobraźni, kiedy wzdryga się na jego widok i staje się bez życia niczym lalka, a to zdarzyło się pieprzone godziny temu. Pomagała misja. Miał sprawy, które chciał zakończyć. Miał ze sobą Cameron Rogers i razem poszli na najbliższy posterunek policji, aby przyjrzeć się raportom z obu ataków. Nie dostrzegł niczego, o czym by już nie wiedział, ale zawsze opłacała się dokładność. Przejrzał kartotekę Clarence’a/JoBe, która była wypełniona pomniejszymi włamaniami i kradzieżami. Tiago zapamiętał jego adres. Potem zostawił Rogers, pojechał sprawdzić melinę Clarence’a, a potem poszukał jego samego. Sprawdzenie kostnicy było ostatnią rzeczą na jego liście. Chciał osobiście zobaczyć ciała i spróbować pozyskać z nich jakąś informację. Potem Tiago zamierzał wrócić do hotelu i niczego, nie do pieprzonego pokazu wampirów, suchych tyłków delegacji Mrocznych Fae, nawet nie do samej Niniane, zamierzał dotrzymać danego jej słowa, a może nawet trzech, czy czterech. Pomieszczenie do którego weszli było praktyczne, pełne stali i malowanego betonu, z wysokimi szafkami w rogu, które musiały zawierać magiczne narzędzia, gdyż szafki lśniły Mocą. Nie było tutaj, oczywiście, żadnych okien. Tiago był wcześniej w wielu kostnicach, był nawet raz w oryginalnej kostnicy hrabstwa Cook i automatycznie zaczął nie znosić tego miejsca. Autopsje ciał trzech Mrocznych Fae były zakończone. Leżały w szufladach, czekając
na kremacje albo pogrzeb. Trzej Wyrowie nadal byli badani. Ich ciała leżały na stołach, do połowy przykryte prześcieradłami. Tiago przechadzał się wokół stołów, przyglądając się mężczyznom, jego usta zacisnęły się. Ten, zapamiętał tego. Wyr zmarł z powodu tępego urazu głowy. Przyczyną był obcas buta Tiago, który na niego spadł. Jedna strona twarzy Wyra była wklęsła, ale z drugiej strony pozostało dostatecznie wiele, by móc wnioskować jak wyglądała jego twarz. Rune nadal pozornie rozmawiał z doktor meduzą jakoś-tam, ale telepatycznie porozumiał się z Tiago: - Rozpoznajesz któregoś z stych panów, T-bird?
- Z ataku – powiedział Tiago. – A ty? - Nie. Pierwszy raz ich widzę. Jedną z zalet przeprowadzania autopsji przy pomocy magicznych narzędzi było, że przeprowadzający ją mógł użyć zaklęć odkażających zamiast chemikaliów. Decyzja była o tym nie była prosta i zależała od sił zamieszanych w zgon, gdyż zaklęcie mogło zakłócić pozostałe ślady mocy, które mogły dostarczyć istotnych wskazówek albo mogły mieć nawet szkodliwy efekt, kiedy różne rodzaje Mocy się łączyły. Ci dowcipnisie nie byli aż tak skomplikowani. Tiago uważał, że była to śmierć przez głupotę. Kto, do jasnej cholery, nie wiedział, że Niniane była chroniona i wspierana przez Lorda Wyrów? Najważniejszą sprawą w tych autopsjach było, jak wiele informacji może pomóc w śledztwie w sprawie napaści. Doktor meduza jakoś tam była zapobiegliwa. Wiedziała, że Wyrowie zainteresują się sprawą, więc przeprowadziła procedurę wolną od jakichkolwiek zanieczyszczeń. Tiago znalazł pudełko z rękawiczkami na rogu szafki i włożył parę. Kątem oka uchwycił, że meduza zrobiła nagle krok do przodu. Nawet węże na jej głowie wyglądały na zaalarmowane. Rune powstrzymał ją położeniem ręki na ramieniu, uśmiechając się w stronę jej zaniepokojonej twarzy. - W porządku – powiedział do niej Rune. – Tiago wie, co robi. Nie zrobi bałaganu w twoich wynikach.
Skinęła głową, chociaż nie wyglądała na przekonaną. Oboje zamilkli i patrzyli, jak Tiago przygląda się ciałom. Wzrokowe oględziny nie powiedziały mu niczego, o czym by nie wiedział. Sprawdzanie węchem było bardziej skomplikowane, ponieważ ciała nagromadziły wiele warstw zapachów. Niezależnie od tego jak skrupulatnie postępowano by na miejscu zbrodni, następowało pewne zanieczyszczenie zapachów. Oprócz swoich indywidualnych zapachów ciała niosły zapach miejsc, w których ostatnio przebywały, włączając miejsce w którym poniosły śmierć oraz pozostałości worków i lateksowych rękawiczek, które były użyte do transportu, przechowywania i badania ich. Mógł wyczuć najbledszy ślad papierosów na wszystkich trzech. Sprawdził zęby i dziąsła każdego trupa. Żaden z nich nie palił, co go nie zdziwiło. Wyrowie ze swoim wyczulonym węchem zazwyczaj tego nie robili. Czy była to wskazówka w sprawie tego, gdzie mogli być, czy jakiś pieprzony policjant zrobił sobie przerwę na dymka w miejscu przestępstwa? Marszcząc czoło, Tiago odszedł od Wyrów w stronę ich ubrań i znalezionych przy nich przedmiotów, które leżały zapakowane i opisane na pobliskim stole. Żaden z gości nie miał dokumentu tożsamości. Wszystko co mieli to broń i gotówka, jeden z nich miał w połowie pustą paczkę miętówek. Ich ubrania pozwoliły na uzupełnienie wrażeń węchowych znacznie lepiej. Tiago pewny teraz tego powiedział: - Byli w barze. Gdzieś, gdzie podają piwo z beczki, przekąski i pozwalają palić, bo żaden z tych gości nie palił. - To zgadza się z zawartością ich żołądków – powiedziała meduza. Posłała Tiago spojrzenie zdziwionej aprobaty. – Dwóch z nich zjadło posiłek złożony z ryby i frytek, a trzeci zjadł cheesburgera z sosem jalapeno. Wszyscy trzej spożyli pewną ilość alkoholu, może na odwagę, kiedy zbierali się do walki. Nie mam jeszcze raportu toksykologicznego, ale sądzę, że nie wypili tyle, aby nie móc prowadzić. To oznaczało by dla Wyra upicie się, a nie ma żadnych innych dowodów, które mogłyby to potwierdzić. Tiago spojrzał na Rune. - Wyczuwam inne zapachy Starszych Ras na ich rzeczach, ale żaden z nich nie jest silny. Mogę jedynie przypuszczać. Potrzebujemy kogoś, by sprawdził bary w okolicy, które są często odwiedzane przez Starsze Rasy. Rune przytaknął.
- Ktoś podał obiad i napoje tym skurwysynom. Możemy mieć szczęście i zdobyć tożsamość jednego albo nawet wszystkich, co pozwoliłoby nam określić, gdzie mieszkali i dowiedzieć się, czy któryś z nich otrzymała jakąś większą sumę pieniędzy. Mieli jakiś motyw, by zaatakować. Może ktoś im zapłacił. - Możemy tez zdobyć rysopis kogoś, z kim się spotkali – powiedział Tiago. Dwaj tropiciele wymienili szerokie uśmiechy drapieżców. Nie musieli pytać, co każdy z nich miał na myśli. W tej chwili myśli obu Wyrów były jednobrzmiące. To było przyjemne uczucie, by ruszyć na łowy, a nie tkwić na pozycji, gdzie zmuszeni byliby reagować na sytuację poza ich kontrolą. - Jesteście przerażający – mruknęła doktor Telemar. Chłodny głos rozległ się od drzwi. - Albo macie nadzieję na podrzucenie dowodów, które odsuną śledztwo od Wyrów – powiedziała
komendantka
Mrocznych
Fae
Arethusa.
Wysoka
kobieta
weszła
do
pomieszczenia. – nie powinnam być zdziwiona, widząc was tutaj, zanieczyszczających wyniki autopsji tych trzech ciał. Bestia w Tiago rzuciła się naprężając do końca łańcuch i klapnęła zębami w powietrzu. Wszystko zniknęło, z wyjątkiem spojrzenia wypełnionej gniewem twarzy dowodzącej. Warcząc, Tiago ruszył do przodu. Arethusa wyciągnęła dwa krótkie miecze, które miała przypięte do pleców. Wielka ciężarówka walnęła w Tiago. Uderzył w mur. Ciężarówka okazała się być Rune, które trzymał go, oplatając ramieniem jego szyję. Pierwszy Dragosa znalazł z nim się nos w nos, jego drapieżne złote oczy lwa lśniły. - Nie, Tiago. Tiago przeklął i starał się wyrwać z chwytu Rune. Był cięższy i silniejszy niż reszta tropicieli, jednak Rune był szybszy i miał zbyt dobrze rozłożony ciężar swojego smukłego ciała, by Tiago mógł go odepchnąć. Powiedział: - Prosi się o to, by skopać jej dupę. – Jego głos zmienił się, stał się bardziej gardłowy.
- Mój przycisk „pozwól na zadymę” zepsuł się. Jesteś moim chłopakiem i mówię nie. – Rune uderzył go otwartą dłonią w kontrolowany sposób. To przesunęło okulary na twarzy Tiago. Upadli na podłogę z łoskotem. – Olej to. Doktor Telemar cofnęła się do rogu. Arethusa patrzyła na nich, jej twarz zbielała. Tiago warknął na Rune i naparł znów. Chwycił szponiastą dłonią więżącą go rękę Rune i szarpnął tak mocno, jak był w stanie, ale nie mógł znaleźć żadnego oparcia dla dźwigni, by przerwać chwyt drugiego tropiciela. Rune patrzył z bliska w oczy Tiago, jego przystojna twarz była napięta, bez śladu wahania. Pierwszy powiedział spokojnym głosem: - Wiem, że jesteś tu. Słyszysz mnie, ale chciałbyś rozlać krew. Pomyśl przez minutę. Kto nas potrzebuje? Tiago wziął głęboki wdech, co spowodowało że dreszcz przeniknął jego ciało, kiedy starał się powstrzymać bestię. Odwrócił w bok głowę i warknął: - Niniane. - Właśnie. – Rune zniżył głos do ledwie słyszalnego pomruku. – Lepiej mnie posłuchaj. Nawalisz teraz i nie będziesz mógł tego cofnąć. Nie pozwolą ci więcej zbliżyć się do niej. Łapiesz? To szarpnęło głowę Tiago z powrotem, jak nie mogłoby nic innego. Przestał napierać na uchwyt tropiciela i powiedział: - Łapię. Brązowe brwi Rune uniosły się. Poluzował chwyt, który wzmocnił, kiedy Tiago się szarpnął. Tiago pozostał spokojny, kiedy wzmacniał chwyt na swojej bestii. Rune skinął głową, puścił i klepnął w ramię. Rune odwrócił twarz do dowodzącej Mrocznych Fae. Powiedział: - Dobrze, po pierwsze, nadwyrężyłaś chi mojego przyjaciela. Nie lubię cię teraz zbytnio.
- Dodam do tego drugi punkt – powiedziała doktor Telemar, która wyszła z narożnika. Jej węże patrzyły na Mroczną Fae. – Nie orientuję się w polityce pomiędzy majątkami, ale naraziłaś właśnie moje biuro, a ja na to nie pozwolę. Nie będziesz, do cholery, narzucać mi, w jaki sposób mam przeprowadzać badania, włączając w to oględziny ciał tych Wyrów. Po wystawianiu swoje dupy na dwie atakujące strony, zimny gniew zaczął znikać z kanciastej twarzy dowodzącej. Wyprostowała się, porzucając swój defensywny wykrok i rozejrzała się uważnie, kiedy chowała miecze. Kilka węży meduzy przesunęło wzrok na Rune. Posłał im znaczące „co do cholery” wzruszenie ramion. Wzrok Arethusy przesunął się z Rune na Tiago. Powiedziała: - Słyszałam, co powiedziałeś. Tiago mógł zapanować nad swoją bestią, ale nie ufał sobie na tyle, by się odezwać. Mięsnie jego szczęki napięły się gwałtownie. Schylił się, by podnieść swoje okulary i umieścić je z powrotem na nosie. Tym, który odpowiedział, był Rune: - Do kogo pijesz, dowodząca? Arethusa spojrzała na Tiago. Zauważył, że starała się pozostać po drugiej stronie pomieszczenia, jednak zapach agresji blaknął w jej feromonach. Powiedziała do niego: - W cokolwiek jeszcze Wyrowie mogą być zamieszani, to nie ma znaczenia, bo dziedziczka Mrocznych Fae może potrzebować twojej pomocy. - Myślisz? – powiedział Tiago przez zęby. Czasem chciał posłać porządny cios w twarz komendantki. To był jeden z tych dni. Alice, pomyślał, kiedy spojrzał na nią. Posłać ją prosto na cholerny księżyc. Rune powiedział: - Muszę cię zapytać, dowodząca. Która część tego – wykonał obejmujący wszystko gest, włączając w to trzy ciała Wyrów – ma dla ciebie jakiś sens? Dlaczego posłaliśmy Tiago,
aby znalazł i chronił Niniane, a potem posłaliśmy tych leszczy? Jest wiele prostszych sposobów, aby zabić kilku gości. Arethusa ssała ząb, kiedy się zastanawiała nad tym. - Kiedy przyszłam, rozmawialiście o próbie zdobycia tożsamości tych trzech, więc możecie podążyć śladem pieniędzy. To to, co zrobiliśmy z Gerilem – powiedziała. – Szukaliśmy ścieżki przepływu pieniędzy. Wiecie, co znaleźliśmy? Miał nowe konto w Bank of America, na które w tym tygodniu wpłynęła znacząca suma ze spółki w Illinois, będącej własnością Culebre Enterprises. Oczy Tiago zwęziły się. - Z której spółki? – spytał - Tri-State Financial Service – powiedziała Arethusa. Tiago spojrzał na Rune i obaj wybuchli śmiechem Odezwała się doktor Telemar: - Przegapiłam coś. Co jest w tym śmiesznego? Tiago zaplótł ręce na piersi i oparł się o stół do autopsji. Powiedział do Arethusy i meduzy: - Ktoś popełnił kolejną pomyłkę. Culebre Enterprises nie posiada spółki nazywającej się Tri-State Financial Service. Oczy dowodzącej mrocznych Fae zwęziły się, wyraz je twarzy był pełen sceptycyzmu. - A wy niby skąd o tym wiecie? Tiago powiedział: - Cuelebre Enterprises posiada sześć spółek, które są ulokowane w Illinois. Zawdzięczamy to walce Uriena i Dragosa po tym, jak Urien starał się zdobyć kontrakt
obronny od Stanów Zjednoczonych, te spółki są pod ścisłą kontrolą centrali w Nowym Jorku. Ich wartość leci na łeb, na szyję, a Dragos jest już cholernie zmęczony pieprzeniem się z nimi. Pracuje nad tym, by je ustabilizować i móc je sprzedać. Jeśli pokopiecie głębiej w waszych informacjach, sądzę, że dowiecie się, że macie do czynienia z atrapą. Arethusa zrobiła krok do przodu. Chwyciła brzeg stołu do autopsji i oparła się na rękach, je wargi zacięły się, kiedy patrzyła na ciało przed sobą, właściwie go nie widząc. - W porządku – powiedziała po kilku minutach. – Sprawdzę to. A teraz co znaczy, że ktoś popełnił kolejny błąd? - Ktokolwiek posłał Gerila i jego kompanów na Niniane, nie widział jak bardzo została ona wyszkolona przez tropicieli w samoobronie – powiedział Tiago. - Bardzo dokładnie – dodał Rune. – Nie dokładnie była łatwym uczniem. To wystarczająco łatwe do sprawdzenia. Po prostu ją spytaj. Musieliśmy ćwiczyć stale niektóre rzeczy. Ten trening, był tym, co uratowało Niniane życie. Tiago kontynuował: - Nie wiedzieli także, jak dokładnie spółki Cuelebre Enterprises w Illinois były kontrolowane z Nowego Jorku, mogli wybrać inne, znacznie mniej łatwe do sprawdzenia sposoby wrobienia Wyrów. Poza tym nie wiedzieli, że przybyłem do Chicago, inaczej nie wysłali by na nią tych gości. A to nie wszystko. Mieliśmy dwie próby wrobienia Wyrów. Co wyjdzie, jeśli masz ten sposób działania w dwóch różnych przestępstwach? Tym razem doktor Telemar podeszła, by przyłączyć się do koła wokół stołu do autopsji. Trzymała w dłoni węża ze swojej głowy i głaskała go, jej oczy rozszerzyły się z fascynacji. Powiedziała: - Albo macie naśladowcę, albo tego samego sprawcę. Rune uśmiechnął się do meduzy. Powiedział: - Możliwe, że mamy naśladowcę, ale nie sądzę. Naśladowca musiałby zdobyć całkiem dokładne informacje, które dopiero co zbieramy do kupy, co wskazywałoby na kogoś dobrze znającego sprawcę pierwszego ataku. Poza tym mógł być zmuszony do szybkiego działania,
co doprowadziło do drugiej próby. Ta dziwność wskazuje, że szukamy tego samego sprawcy w obu atakach. Tiago oparł policzek na wierzchu dłoni i spojrzał spod brwi na Mroczną Fae. Arethusa wysunęła głowę w jego stronę i powiedziała: - Czego. - Coś innego uderzyło we mnie – powiedział. – Rozmawiamy teraz tylko przez przypadek. A jeśli byśmy nie porozmawiali, nie wiedzielibyśmy wszystkiego, co wiemy. Arethusa powiedziała: - Sądzisz, że ktoś liczył na ten brak komunikacji pomiędzy mrocznymi Fae, a Wyrami? Tiago przytaknął. - Może, jeśli zaczęlibyśmy bardziej dzielić się wynikami naszych śledztw, powinniśmy robić to po cichu. To może spowodować, że nasz sprawca popełni kolejny błąd. Brwi dowodzącej Mrocznych Fae uniosły się gwałtownie. - Cóż, nikt nie musi widzieć, że z wami rozmawiam w miejscu publicznym – powiedziała Arethusa. – Wszyscy wiedzą, że myślę, że jesteście bandą szczurzego pomiotu. Nastąpiło
więcej
bla-pieprzenie-bla.
Większość ludzi
nazywa to uprzejmością.
Grzecznościowa gadka. Tiago nazywał to dręczeniem. Bestia przyczaiła się w jego wnętrzu i czekała, jej spokój przeniknął jego umysł. Obserwował rosnący z podniecenia rytm pulsu na szyi Mrocznej Fae, jak również dostrzegł szybsze mruganie błony migawkowej u meduzy. Meduza nie patrzyła wprost na niego, ale pół tuzina węży przyglądało się mu z nad jej pasa i ramion. Smakowały powietrze, kiedy obserwowały go swoimi błyszczącymi oczami. Czuły słuch Tiago usłyszał ciche buczenie i jego cała uwaga skupiła się na wyśledzeniu go. Cichy dźwięk dochodził z przedniej kieszeni dżinsów Rune. Patrzył, jak Rune wyciąga
iPhone, spojrzał na ekran i zmarszczył czoło. Rune zaczął wsuwać telefon z powrotem do kieszeni, kiedy zaczął pożegnalne bla-pieprzenie-bla. Oddech Tiago zamarł, a każdy mięsień w jego ciele napiął się. Wiedział wewnątrz siebie, że wiadomość, którą odebrał Tiago dotyczyła Niniane. A Rune wyglądał, jakby nie miał zamiaru się nią podzielić. Zanim instynkt miał szansę, by się w pełni uformować w jego umyśle, Tiago wystrzelił i wyrwał iPhone z ręki Rune. Dowodząca Mrocznych Fae złapała za jeden ze swoich mieczy, a meduza wydała z siebie wysoki dźwięk i odepchnęła się, by stanąć na obu nogach. Wszystkie je węże odwróciły się, by syknąć na Tiago, kiedy Rune przeklął i starał się odzyskać swój telefon. Tropiciel mógł być sławny ze swojej szybkości, jednak Tiago wziął go z zaskoczenia, było już za późno. - Cholera, Tiago! – przeklął Rune. Jego lwie oczy błyszczały. – ODDAJ TO! Tiago skierował dłoń w stronę piersi Rune i odepchnął go, kiedy stuknął w ekran telefonu, by przeczytać zawartość ekranu. To była wiadomość od Aryal: WALNELYSMY PO 4 PIWA I SHOTY. LASKA Z POLICJI > BIG RED’S = BAR GLIN. FARY MUSI SIĘ ODSTRESWAC. ZAMIERZAM JA UPIC DO NPRZYTOM. Bestia Tiago szarpnęła się na smyczy.
11 Burza
z piorunami rozszalała się nad Chicago w ciągu kilku minut. Przykryła miasto
ciężkimi ołowiano-czarnymi chmurami, zalała strugami deszczu, a błyskawice przecinały niebo, po nich następowały grzmoty trzęsące drapaczami chmur. Drapieżnik gnał przez burzę. Kiedy jego ogromne skrzydła unosiły się i opadały niebo wyło w odpowiedzi i wstrząsało ziemią. Ignorował tego, który go ścigał. W locie był jednym z najszybszych, jego potężne ciało przecinało powietrze. Był także tym, który przywołał burzę. Błyskawice szalały wokół niego, podczas gdy wiatr z siłą huraganu uderzał w tego, który go ścigał. Burza uderzyła w lecącego z tyłu. Drapieżnik w tropieniu był jednym z najlepszych na świecie. Zlokalizowanie ofiary było dla niego dziecinną zabawą. Była zbyt niewinna. Nie wiedziała, jak się przed nim ukryć. Kiedy opadł na ziemię, zmienił swoją postać w ludzką, ale bestia, która szalała w nim, była znacznie starsza i niebezpieczniejsza niż istota ludzka. Jego ubranie, zaabsorbowane, kiedy przybrał wyrzą formę, znalazło się z powrotem na jego ciele. Uderzył w otwarte drzwi baru Big Red i wszedł do środka. Drapieżnik zatrzymał się na uderzenie serca, kiedy ludzkie spojrzenia, dźwięki i zapachy zaatakowały go. Śmiech, muzyka, alkohol i jedzenie. Perfumy, pot i woda kolońska. Zignorował kruchych ludzi. Zapamiętał położenie możliwych prawdziwych zagrożeń, harpię i wampira. Opierali się o koniec baru, zajęci rozmową i patrzeniem na zatłoczony taneczny parkiet, byli zaalarmowani, czujni, pobieżne spojrzeniu zadawało kłam ich zwykłemu wyglądowi. Potem zauważył ją, swój łup, na zatłoczonym parkiecie i była ona… Potrząsnął mocno głową z niedowierzania. Bestia w nim zaryczała. Była małą, o doskonałej budowie i cudownych kształtach, pięknością, która błyszczała jasnym światłem, kiedy tańczyła, wyglądała, jakby była stworzeniem zbudowanym ze słonecznych promieni i błyskawic. Niezwykłe szare oczy błyszczały pod zmysłowymi
powiekami, a jej miękkie, połyskujące usta były pomalowane odurzającym kolorem maków. Jej smukłe, kształtne białe nogi z delikatnie zarysowanymi kolanami były nagie, a jej drobne stopy wyginały się w butach przeleć mnie, o czterocalowych obcasach. Była niczym filiżanka pożądania, falującego w jasnosrebrnym skandalicznym czymś, co miała na sobie… Sukienka, to była sukienka… Ta deprawująca opinające skórę poświata nie była sukienką. To był czekający na to, aż się zdarzy, atak serca. Była pokryta mnóstwem małych, iskrzących srebrem zwisających cekinów, ledwie zakrywała jej sutki i jej słodki okrągły tyłeczek. Z każdym pełnym wdzięku zalotnym tanecznym ruchem, który wykonała, dekolt i rąbek zatrzymywały się na krawędzi odsłonięcia tego, co miały chronić. I każdy czerwonokrwisty samiec w budynku wiedział o tym. Sala kipiała seksualnym zainteresowaniem. Wszyscy gorąco zainteresowani mężczyźni patrzyli, jak tańczyła, rozbierając ją wzrokiem. Niski ryk wydostał się z jego gardła.
Moja. Drapieżnik odsłonił zęby i obiecał, że zamorduje wszystkich, kiedy ruszył przez salę.
Normalnie Niniane uwielbiała gdzieś wychodzić. Ale dzisiaj, nie ważne jak bardzo się starała, nie mogła się rozluźnić i cieszyć chwilą. Cała sprawa zaczęła się, kiedy Aubrey i Kellen weszli na patio, by zaprotestować przeciwko obecności harpii. Tylko niebiosa wiedziały, gdzie poszła Arethusa, Niniane nie miała wątpliwości, że dowodząca dołączyłaby do nich. Potem przyszła Carling i usiadła przy stole, wysłuchując argumentów bez komentarza. Nie dlatego, by argumentów wystarczyło na długo. Niniane powiedziała wszystkim: - Wiem, że Dragos i jego tropiciele nie mieli nic wspólnego z atakiem. Po bokach ust Kellena pojawiły się głębokie linie. Żłobiły jego twarz od kształtnego nosa do boków ust, uwidaczniając jego niezadowolenie. Powiedział:
- Wasza wysokość, proszę. - Postaraj się nie być kolejnym z idiotów, którym pomagasz – powiedziała do niego Aryal. Sędzia spojrzał na nią, jego twarz była wypełniona napastliwością. Harpia klapnęła na niego językiem, wyglądając bardzo ptasio pomimo bycia w ludzkiej formie. Niniane powstrzymała wybuch histerycznego śmiechu. Carling napotkała jej spojrzenie. - Nigdy nie wysyłaj harpii z misją dyplomatyczną – mruknęła wampirzyca. – Jesteś tego pewna? - Sprawdziłam fakty i tak, jestem pewna – odpowiedziała głośno. Spojrzała twardo na Aubrey’a i Kellena, by upewnić się, że ją usłyszeli. Aryal nagłym ruchem odwróciła się w stronę Carling. - Wyrowie mają prawo, by prowadzić śledztwo w sprawie tego, co się wydarzyło – powiedziała harpia. – Jeśli są w to zamieszani inni Wyrowie, jesteśmy odpowiedzialni, by wymierzyć im sprawiedliwość. Ciepła bryza zaszeleściła brzegiem kaftana Carling. Bawełna owinęła się wokół jej nagich stóp. Twarz Carling pozostała spokojna, ze spojrzeniem utkwionym w Niniane. Niniane przeniosła wzrok z Carling na Aryal, potem na dwóch Mrocznych Fae. Aubrey i Kellen zmarszczyli i zachmurzyli się, ich spojrzenie nabrało intensywności. Powinnaś uważać, gdzie stąpasz, Niniane. Stąpasz po cienkim lodzie. Mięśnie jej pleców były sztywne z napięcia, którego nie chciała pokazać na twarzy. Nie chciała zaprzeczać przyjaciółce, ale jeśli nie będzie ostrożna, może uczynić sobie wrogów z dwóch potężnych przedstawicieli rządu i tak potrzebnych sprzymierzeńców wśród Mrocznych Fae. Poczuła silny ucisk w gardle. Trochę smakował smutkiem. Powiedziała do dwóch mężczyzn:
- Wyrowie byli wcześniej przyjaciółmi Mrocznych Fae. Teraz są moimi dobrymi przyjaciółmi. Musicie to zaakceptować. Powolny dziki uśmiech rozprzestrzeniał się po kanciastej twarzy Aryal. Niniane odwróciła się do harpii i kontynuowała: - Zostały popełnione przestępstwa przeciwko mnie, nie Wyrom. Miało miejsce więcej niż jedno i miały miejsce w majątku Mrocznych Fae. Nie mam wątpliwości, że sprawcy działali bez oficjalnego poparcia i wiedzy rodzaju Wyrów. To musi zostać powiedziane, ci Wyrowie nie byli jedynymi napastnikami. Więc to do nas należy wymierzenie sprawiedliwości i musisz to zaakceptować. Uśmiech harpii zamarł w trakcie formowania się. Przypatrywała się obliczu Niniane z
wyraźnym
niewypowiedzianym
pytaniem.
To
uczucie
dotarło
do
oczu
Niniane
i spowodowało, że zwilgotniały, jednak jej twarz pozostała skupiona. Patrzyła, jak zrozumienie docierało do Aryal. Harpia pochyliła głowę w milczącej zgodzie. Niniane powiedziała: - Rozumiemy, jak jest ważne dla Wyrów, by być zaangażowanymi w śledztwo. Muszą okazać swoje dobre intencje wobec Mrocznych Fae podczas czasu przekazania władzy. - Uch – powiedziała Aryal przygnębionym głosem. – To ma sens. Niniane porzuciła oficjalna przemowę. - I miałam ciężki tydzień. Wizyta moich dobrych przyjaciół sprawiła mi przyjemność. Proszę przyjmij moje zaproszenie na dołączenie do nas do czasu koronacji. Wiem, że Dragos i tak przyśle reprezentantów, będę wdzięczna za towarzystwo i szansę pożegnania się właściwie, kiedy wrócę do domu. Spojrzała na Aubrey’a, nie mogąc powstrzymać błagania w swoim spojrzeniu. To było wszystko, powiedziane najlepiej, jak potrafiła w tych okolicznościach. To było pokazanie autorytetu, oficjalna deklaracja przymierza i stwierdzenie lojalności i kompromis z obietnicą na zmiany, wszystko razem w jednej paczce. Nie mogło być złą rzeczą pokazanie wszystkim,
że miała potężnych w Moc przyjaciół jako sprzymierzeńców, nawet jeśli nie zostaną z nią na długo. Aubrey przyglądał się jej potem przesunął spojrzenie na wyglądającą trzeźwo Aryal. W końcu dotarł do neutralnej twarzy Carling. Dalej, Niniane ponaglała go. To dobra rzecz. Zgódź się i mnie poprzyj. Aubrey odwrócił się z powrotem do niej. - Proszę wybacz mi, wasza wysokość, to pytanie – powiedział cicho. – Czy chcesz podzielić się faktami, które zbadałaś, z nami w bardziej prywatnych okolicznościach? To nie znaczy, że kwestionuję twój osąd, jedynie proszę, byś pomogła uspokoić moje obawy dotyczące twojego bezpieczeństwa. Uśmiechnęła się do niego, czując ciepło z powodu troski o jej godność przed pozostałymi. Odpowiedziała mu: - Oczywiście. Aubrey wziął głęboki wdech. - Nie wolno nam zapomnieć o naszej własnej odpowiedzialności za to wszystko – powiedział głośno. – Jestem tym, który popełnił rażący błąd wybierając Gerila, który okazał się, po wszystkim, tym który cię zranił. Nie potrafię wystarczająco za to przeprosić. – Uśmiechnął się smętnie. - Jakbyś mogła nie chcieć przyjaciół w takim czasie? To musi być trudne, by zostawić dom, który znałaś od kiedy byłaś dzieckiem. Wierzę, że będzie to dla ciebie bardzo dobry sposób na przejście. Niniane odetchnęła z ulgi, która była bardziej wstrząsająca, niż sobie życzyła. Zwróciła się do harpii: - Więc przybędziecie, jeśli Dragos się zgodzi, oczywiście? Aryal z uśmiechem dotknęła jej ramienia. - Bądź pewna, pętaku. Jak często Staruszek ci odmawiał? Nie przepuścimy tego za nic w świecie.
Więc. Nie całkiem to potok gówna, nie całkiem bez łopatki. Zostało uzgodnione, że tropiciele będą dbać razem z ludźmi Carling o zapewnienie bezpieczeństwa Niniane, jako część krótko-terminowego porozumienia, dopóki śledztwo w sprawie ataków nie przyniesie wyjaśnień. - Będziemy się odwiedzać – powiedziała Niniane. – Strzegli mnie wiele razy w ciągu tych wszystkich lat, więc znamy się bardzo dobrze. Niniane pokłoniła się Aubrey’owi, Kellenowi i Carling, kiedy życzyli jej dobrej nocy i wyszli. Na jej gest Duncan odszedł i stanął ponownie przy drzwiach na patio, zastygł w bezruchu niczym posąg. Kiedy wszyscy odeszli, albo przynajmniej poszli tam, gdzie zamierzali, usiadła z powrotem na krześle. Niniane szepnęła: - Więc zostaniesz w okolicy przez kilka tygodni. To przynajmniej kupiło mi trochę czasu. Aryal zmrużyła oczy. - O czym mówisz, z kupieniem czasu? Przechyliła się do przodu z jękiem. Położyła policzek na stole. - Czas na śledztwo w sprawie ataków, czas by dowiedzieć się, komu mogę zaufać. Przynajmniej trochę. Przynajmniej w niektórych sprawach. Aryal parsknęła. - Łatwizna. Niniane trzepnęła harpie w kolano. - Wiem, że mogę ufać tobie, przygłupie – powiedziała. – Nie wiem, co sobie myślałam, by pozwolić sobie na bycie roztrzęsioną chociaż przez kilka minut. Mam na myśli, że harpia, która pozwoliła mi pomalować się różową szminka i zapleść sobie warkoczyki…
Aryal klapnęła ja w tył głowy. - Zamknij się i nie mów o tym. Boże! Posłała Aryal wściekły grymas i spoważniała. - Mówię o ludziach, z którymi zamierzam żyć przez resztę życia. Potrzebuję potężnych przyjaciół wśród Mrocznych Fae, ale brutalny fakt jest taki, że nie sądzę, bym osiągnęła to szybko. Aryla także położyła głowę na stole, patrząc w twarz Niniane, jej smutne oblicze stało się poważne. - Będzie dobrze – obiecała Aryal. Jej grymas niezadowolenia obiecywał również inne rzeczy, jak to, że sprowadzi piekielny deszcz na każdego, kto starałby się powiedzieć coś innego. – Zamierzasz żyć cholernie długo. Popracujemy nad tym. Niniane starała się zwilżyć przełknięciem śliny suche gardło. Jej palce były zimne. Potarła o siebie dłonie. - A skoro mamy za zadanie znalezienie ludzi, którym można zaufać, muszę także znaleźć kogoś, by wyjść za niego za mąż. Głowa Aryal poderwała się. - Co? - Zrobiłam listę kandydatów na męża – szepnęła. – Powinien być potężny w Mocy i wpływowy, kimś kto pragnie tronu, ale nie może go zdobyć samemu, więc powinien mieć interes w tym, bym pozostała przy życiu. Burzowe oczy harpii otworzyły się szeroko. - Och, dobry Boże, hach. Niniane poczuła znów, jak jej oczy zalewają łzy. Tym razem, nie ważne jak bardzo się starała, wzięły górę, nie było niczego, co mogło powstrzymać panikę harpii.
To dlatego Niniane teraz tańczyła i starała się udawać, że dobrze się bawiła. Ponieważ Aryal rozmawiała z Duncanem, który rozmawiał z Cameron, która zaproponowała, by wyszli do Big Red’s. Big Red’s był w pobliżu, bar był prowadzony przez byłego policjanta i był często przez policjantów odwiedzany. To było raczej pokaźne miejsce niż urządzone z fantazją, ze solidnymi drewnianymi meblami, dużym parkietem do tańczenia i małą kuchnią na zapleczu baru, które oferowało ograniczone menu, składające się głównie z kanapek i frytek. Budynek był łatwy do ochrony, a nawet lepiej, Cameron znała właściciela i za niego ręczyła. Niniane, która dałaby prawie wszystko by wyrwać się z hotelu z piekła rodem, podskoczyła na szansę, by uciec na kilka godzin. Rzuciła się do przygotowań, zrobiła makijaż, ubrała się w sukienkę i buty i całą resztę. Poza tym uwielbiała muzykę i kochała tańczyć. Naprawdę. Dostarczcie je trochę stresu, a była zmuszona odreagować i zrobić coś takiego. Aryal wiedziała o tym. Niniane dotrwała w swoim czasie do zamknięcia więcej niż kilku nocnych klubów. Tak mogło być także w Big Red’s. Mogła wskoczyć w swój rytm w każdej chwili i wytrząsnąć to z siebie. Niniane zmuszała się do uśmiechu, czuła się z tym okropnie, jak oszustka, piekące napięcie zmęczonych mięśni twarzy. Nikt nie wydawał się tego zauważać. Cameron uśmiechnęła się w odpowiedzi, jej upstrzone cynamonem oblicze rozświetliło się z zadowolenia na widoczną przyjemność Niniane. To wszystko było okropne, naprawdę. Dzisiaj było długim, dziwnym jak diabli dniem. Gdzie teraz był Tiago? Aryal powiedziała, że miał spotkać się z Rune. Może teraz, kiedy Aryal i Rune byli tutaj, Tiago naprawdę wracał do Nowego Jorku. Dotrzymał wobec niej obietnicy. Został, dopóki nie wyzdrowiała. Wiedziała, jak istotne dla wszystkich tropicieli było dotrzymywanie obietnic. Czy wyjechał bez pożegnania albo odpowiedzi na jej telefony? Był taki dumny, trzymający się na uboczu, a ona odrzuciła jego wsparcie przed Carling i całą delegacja Mrocznych Fae, więc z pewnością mógł odejść. Tak, popełnił błąd, zapominając powiedzieć jej o Wyrach, ale po wszystkim, co zrobił dla niej, zasługiwał na coś lepszego, niż to co mu dała. Pamiętała ten błysk buntu w twarzy Tiago, kiedy go odsyłała. Zraniła go, i o Boże, bardzo jej go brakowało, to było jak cierpienie po amputacji, chciała poprosić kogoś, by bezzwłocznie zabrał ją do wiktoriańskiej powieści.
Małżeństwo z rozsądku? Naprawdę? Wydała z siebie wściekły, bolesny śmiech. Muzyka zagłuszyła jego dźwięk. Spoglądając na sekwencję zdarzeń. Na początku obawiała się mieć romans z Tiago. Teraz obawiała się, że mogła mieć tylko to trochę czasu z nim. Straciła wszelką nadzieję, kiedy go odesłała. Teraz, kiedy Aubrey i Kellen zgodzili się na tolerowanie przez kilka tygodni obecności jej wyrzych przyjaciół, nie wiedziała nawet, czy Tiago nadal był w pobliżu. Jeśli był, to istniała duża szansa, że nie był już nią zainteresowany. Nawet jeśli nadal mu zależało, nie wiedziała, jakby mogła kontynuować romans z nim, jednocześnie szukając męża. To było to, co przytrafiło jej się w sprawach osobistych. Dlaczego wszystko stało się takie poplątane? Prawie wpadła w nostalgię na myśl o czasach, kiedy obawiała się, że Urien będzie się starał ją zabić. Urien dysponował potężną mocą i był przerażający, więc żyła w Nowym Jorku pod ochroną jego wroga Dragosa. Koniec historii. Może źle wszystko poukładała w głowie. (Ale nie sądziła tak.) Może małżeństwo z rozsądku nie było konieczne. (Nawet jeśli była całkowicie pewna, że było.) Może sprawy będą wyglądały lepiej rano, po dobrze przespanej nocy. (I zbyt wielu kolejkach tequili.) I dlaczego musi to być bar dla niepalących? Jej zęby zacisnęły się, kiedy rozejrzała się wokół. Każdy wiedział, w jakim stresie żyją obecnie policjanci. Ktoś w tym cholernym tłumie musiał mieć papierosy. W ten, czy inny sposób zamierzała błagać albo ukraść paczkę. Powietrze wypełniła elektryczność. Włoski na jej karku i ramionach podniosły się. Znała to uczucie. Znała to. Światła błysnęły i przygasły. Głośnik przy drzwiach wydał z siebie pisk, potem następny, żarówki nad barem eksplodowały w deszczu odłamków. Doprowadzająca do szaleństwa nadzieja rozwinęła się w niej. Odwróciła się, szukając go. Była zbyt niska, by spojrzeć ponad głowami większości otaczających ją ludzi. Potem głośniki wokół parkietu odezwały się, a muzyka nagle zatrzymała się.
Ludzie przestali tańczyć. Słyszała odgłosy uspokajającego pomrukiwania. - …burza na zewnątrz … musiał gdzieś blisko uderzyć piorun… Tak było, kiedy go zobaczyła. Nadal był ubrany w swoje znoszone czarne ubranie i uzbrojenie. Był wyższy niż większość ludzi i zdecydowanie groźniejszy. Wydatne rysy jego twarzy były wyciosane siekierą, jego pięknie odcinające się usta było zaciśnięte, miał na sobie ciemne okulary, które czyniły z niego nieprzewidywalnego obcego. Jego twarz była zwrócona w jej stronę, kiedy przepychał się przez tłum. Ścieżka otwierała się pomiędzy nimi, kiedy tylko ludzie rzucili jedno spojrzenie na niego usuwali się z drogi. Jej ciało zareagowało pierwsze, kiedy go zobaczyła. Zaczęła drżeć. Jej oddech stał się urywany. Jej tętno gwałtownie przyspieszyło, zamieniając je żyły w autostradę. Potem jej uczucia dogoniły resztę. Radość, której nie mógł przeoczyć. Zdziwienie, kiedy gwałtowna siła jego obecności cisnęła ją w inną rzeczywistość. Wszystko wokół niej stało się ostrzejsze, wyraźniejsze, bardziej kolorowe. Wszystko wewnątrz niej osiągnęło taki poziom intensywności, że prawie mogła wyskoczyć ze skóry. To było niezwykłe. To było bardzo niezwykłe. Ponieważ wyglądał tak okrutnie, tak sadystycznie. Nie, seksownie. Nie, sadystycznie. O cholera. Zatrzymał się przed nią, nieprzenikniony mur umięśnionej męskiej agresji. Jego ciemne okulary pochyliły się w dół w jej kierunku, jego szorstka twarz zabójcy wyrażała obietnicę zniszczenia świata najpotężniejszej przywódczyni Rodzaju nocy na świecie. Cokolwiek zrobisz, nie mów przepraszam. Próbowała wypowiedzieć jego imię. Miała mętlik w głowie. - Tiago? - Co, do cholery, masz na sobie? – warknął.
Pytanie trzasnęło ją w twarz. Przepraszam? Zachwiała się, kiedy ból rozprzestrzeniał się po jej wnętrzu niczym siniak. Może nie była w stanie w pełni zaangażować się w wyjście, jednak mimo tego podjęła wysiłek dla swojego wyglądu, ponieważ chciała wyglądać ładnie. Wskazała na drzwi i powiedziała przez zaciśnięte zęby. - Powinieneś wyjść i wrócić z innym nastawieniem, panie. Odwarknął: - To co zamierzam zrobić, to zabrać cię z powrotem do twojego pokoju, żebyś mogła włożyć jakieś cholerne ubranie. Jakiś niewidzialny gremlin musiał znajdować się w pomieszczeniu, ponieważ dodało to jej temperamentowi paliwa i rozpaliło jej zapałką. Fala gorąca obmyła jej skórę. Stanęła pewnie na nogach i krzyknęła: - Wyglądam ślicznie! Doktor Śmierć pochylił twarz i znalazł się z nią nos w nią. Wrzasnął: - Wyglądasz na w połowie nagą! Odłączyła się od swojego ciała i udała się do miejsce, gdzie tylko on mógł ją wysłać. Nie musiała znosić tego gówna. Przekręciła gwałtownie w bok głowę i patrzyła na swoje odbicie w jego okularach. Wtedy usłyszała siebie, mówiąca: - Co zamierzasz z tym zrobić, dać mi klapsa? Bezczelne słowa brzmiały echem w powietrzu. Gapił się na nią z niedowierzaniem. Przebłysk rozsądku pojawił się w jej głowie i starał się skryć z powrotem w jej głowie.
- Pewnie – powiedział Tiago. –To działa. Podłoga uleciała i jej świat wywrócił się do góry nogami, kiedy chwycił ją w pasie i zarzucił sobie na ramię. Westchnęła, kiedy środek jej ciała zetknął się z twardymi mięśniami. - Czekaj – spróbowała powiedzieć. Nie miała powietrza w płucach, więc wyszło coś pomiędzy piskiem, a sykiem. – Odwołuję to. Chcę to zrobić inaczej. - Jasna cholera – powiedział. Owinął rękę z tyłu jej nóg i wyniósł z parkietu. - Czy rozumiesz, jak jestem popularna? – syknęła. Zgięła się w pasie i zatoczyła w koło ręką, aż sięgnęła czubkami swoich paznokci do jego ucha. Uszczypnęła je mocno. Warknął i odrzucił głowę na bok, starając się wyrwać z jej uścisku. – Nie możesz dać klapsa księżniczce w publicznym miejscu w Ameryce. Chcesz wystawić się na ostrzał? - Bez obaw, wasza burzliwość – rzucił. – Nie będzie żadnych świadków. Spostrzegł hol na tyłach budynku i ruszył w jego stronę. Musiały być tam toalety, biura, coś. Niniane odgarnęła włosy z oczu. Krew uderzyła jej do twarzy. Jego długie nogi wyrastały niczym ogromne drzewa w jej wywróconym do góry nogami polu widzenia. Oplotła się rękoma, malutka przy jego plecach, starała rozejrzeć się wokoło. Jej głowa podskoczyła. Gdzie się podziali pozostali? Spróbowała znowu. - Tiago, to po prostu wypadło mi z ust. Nie to miałam na myśli. Po prostu mówię! - Zamknij się. – Jego głos urywał się. Powiedział do kogoś w pobliżu. – Pilnujcie korytarza. Znajomy głos zaklął. Spojrzała w kierunku, z którego dochodził i w końcu uchwyciła spojrzenia Aryal i Cameron. Zapędzali tłum z powrotem na parkiet, podczas gdy ludzie patrzyli się na nich z różnym stopniem zaciekawienia, śmiechu i zaniepokojenia. Przy barze Duncan krzyczał do kogoś, by puścić z powrotem muzykę.
Niniane pomyślała, że zobaczyła coś dziwnego, kiedy Aryal spojrzała na nich. Oczy harpii były przymknięte, a jej twarz biała z napięcia. Niniane mogła się mylić. Wszystko wyglądało nie tak, kiedy wisiała do góry nogami. Ludzie poruszali się w dziwaczny sposób, ich uśmiechy były odwrócone, a napoje groziły, wylaniem się. To było jak oglądanie sali luster we śnie.
Tiago wyszedł na korytarz. Biuro, na prawo. Było małą zagraconą sześcienną dziurą, obklejoną żółtymi karteczkami. Toalety. Usłyszał kogoś kręcącego się w jednej oraz dźwięk włączanej suszarki do rąk. Niniane wierciła się na jego ramieniu i prawie się ześlizgnęła. Nie zatrzymując się, podrzucił ją niczym paczkę z powrotem na miejsce. Obok tylnego wyjścia bezpieczeństwa były otwarte drzwi. Skręcił w nie i wszedł do ciemnego pomieszczenia wypełnionego metalowymi półkami i pudełkami. Jeden z narożników magazynku został przekształcony w miejsce odpoczynku ze sfatygowaną kanapą, zapadającym się fotelem i okropnym stolikiem kawowym, z leżącą na nim stertą starych magazynów. Zwinięty koc w afgański motyw leżał na oparciu kanapy, a na jednej z półek po przeciwnej stronie stał toporny trzynastocalowy telewizor. Mikrofalówka stała na półce niżej. Doszedł do środka podłogi i zatrzymał się. Czekała przez chwilę. Nic się nie wydarzyło. Masywne ciało Tiago stało bez ruchu. Puściła jego ucho i może przypadkiem jej palce pogładziły bok jego szyi. - Wyglądam ślicznie – szepnęła. Opuściła policzek na jego umięśnione plecy. Wciągnął powietrze. Poczuła, jak zadrżało jego całe ciało. Położył z powrotem dłoń na tyle jej uda i pogładził nogę. Lekki zgrzyt nagniotków na jego szerokiej dłoni pozostawił ślad gęsiej skórki na jej wrażliwej nagiej skórze. Potem pochylił się do przodu. Z niezwykłą delikatnością postawił ja na nogi. Trzymał ją w pasie, dopóki nie odzyskała równowagi. Spojrzeli na siebie, jej głowa uniosła się do góry, jego opuściła w dół. Czuła się absurdalnie mała za każdym razem, kiedy stała blisko niego i rozgrzewana w sposób, który nie miał nic wspólnego z ich fizycznymi ciałami.
- Jestem cholernie stary – powiedział. Jego głos był tak cichy, że prawie go nie słyszała. – A ty jesteś najpiękniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek widziałem. Dotknęła palcami jego przedramienia, przez co mogła poczuć ciepło jego skóry, kiedy spojrzała w górę w tę w połowie ukrytą, obcą twarz. Agresja uleciała i pozostawiła go, wyglądającego na wstrząśniętego i … odsłoniętego. Był taką samowystarczalną fortecą. Przez wszystkie lata znajomości nigdy nie widziała, by wyglądał w ten sposób. Wyciągnęła rękę, by zdjąć mu okulary. Jego obsydianowe oczy błyszczały w ciemnym pokoju. - Jeśli uważasz, że jestem piękna, dlaczego nie powiedziałeś tego? – spytała. Jej oddech urwał się. – Dlaczego jesteś taki wściekły na mnie? Słuchaj jej. Miała zostać królową, która tupie i krzyczy, gdy jej uczucia zostaną zranione. Całe narody będą drżeć ze strachu. Otulił jej twarz obiema rękami. Były tak wielkie, że opasały wdzięczną krzywiznę jej głowy. Mruknął: - Doprowadzasz mnie do szaleństwa. Doprowadzasz mnie do tak cholernego szaleństwa, że nie mogę myśleć jasno. Nie zauważyłaś tego? Każdy mężczyzna tutaj, jak również kilka kobiet, rozbierał cię wzrokiem, nie mieli zbyt wiele do zrobienia. Nie możesz pokazywać się publicznie w czymś takim. Tak uważam, Niniane. Co. Cholera. Wzburzył się ponownie przez mówienie o tym. Jego twarz i ciało stężały. Zamrugała, patrząc na niego. Światło zapaliło się. Był tak zazdrosny i zachłanny, płonął z tego powodu. To mogło oznaczać tylko jedno. Nadal ją chciał. Powiedziała: - Więc podoba ci się sukienka. Spiorunował ją wzrokiem, obraz zastygłej obrazy. - To nie jest sukienka.
Uciecha smakowała jak miód pitny, upajając ją. Zaczęła się śmiać. - Więc co to jest? - Ttoo, to… - jego wzrok przesunął się gwałtownie po jej ciele. Musiał przełknąć, by oczyścić gardło. Powiedział chrapliwym głosem: - Młoda damo, ta rzecz ledwie zakrywająca twoje ciało jest przyczyną ulicznych zamieszek. Jej uśmiech poszerzył się. Objęła dłońmi jedną z jego rąk. Jego dłoń była ogromna, wypełniona zabójczą siłą. Żyły malowały się na wierzchu jego dłoni i biegły ku zgrubiałym palcom. Przesunęła jego dłoń po cekinach pokrywających sukienkę. - To przyjemne uczucie, nieprawdaż? – mruknęła. W ciągu swojego długiego życia miał niezliczone kochanki, wszystkie one były kobietami o silnych kończynach, którymi mogły zadać solidny cios. Nie oczekiwały niczego, z wyjątkiem tego, że odejdzie. Niniane w porównaniu z nimi była takim egzotycznym stworzeniem, ze swoja miłością do kobiecych drobiazgów i miękką delikatnością ciała. W niechlujnym magazynie jako tło, wyglądała szokująco wytwornie, jak przyćmiona błyskawica, jasne, mieniące się rzeczy, które przesuwały się pod jego palcami, zimne i twarde jak odłamki lodu. Zahipnotyzowany, dotknął palcem jeden i westchnął. - Do diabła, taa. Jej uśmiech zblakł, a jej spojrzenie gromadziło cienie z pomieszczenia. - Przepraszam, że odesłałam cię w ten sposób – powiedziała. Jego dłoń odwróciła się i uścisnęła jej palce. - Też przepraszam, faerie – powiedział. – Wiedziałem o twojej przeszłości. Powinienem bardziej uważać. Byłem bezmyślny i spieprzyłem to.
Sięgnęła w górę i przytknęła palce do jego ciepłych, wyraźnie zarysowanych ust. Jak na kogoś, kto mógł wyglądać tak brutalnie, miał usta o surowej elegancji, z odciśniętymi hartem i zmysłowością. - Myślałam, że mogłeś wrócić do Nowego Jorku – powiedziała. – Bardzo za tobą tęskniłam. Otworzył usta i chwycił jej palec wskazujący zębami. Ugryzł ją ze zmysłową przyjemnością, która przebiegła po jej ciele. - Już ci powiedziałem raz. – Jego głos stał się mroczny. – Nie wyjadę. Powiedział kłamstwo z takim przekonaniem, że jej zmysł prawdy starał się przekonać ją, żeby mu uwierzyła. Zamknęła oczy i badała jego twarz palcami, odczytując niczym brajlem silny, ciężki zarys kości. Jego usta poruszały się, łaskocząc ją w dłonie. Poczuła się, jakby ktoś kładł jej na piersi kamienie, jeden po drugim, powoli zwiększając nacisk. Trudno było oddychać. Wkrótce ciężar stanie się nie do zniesienia i zmiażdży jej żebra. W głównej sali ktoś w końcu puścił z powrotem muzykę. Zabrzmiała z zaskoczenia, co spowodowało, że uniosła powieki. Wyglądała na tak zaskoczoną, kiedy zachwiała się na swoich czterocalowych obcasach, że Tiago zaśmiał się i przycisnął ją do piersi. Black Eyed Peace26 popłynęli z głośników. Ściany budynku wibrowały, kiedy słowa płynęły poprzez powietrze. Śmiejąc się nadal, podniósł ją i przycisnął do ściany. Trzymał ja na takiej wysokości, że byli twarzą w twarz. Wyglądał, jakby nie wymagało to od niego żadnego wysiłku, z jedną ręką obejmująca ją poniżej bioder. Ze swoja rozświetloną twarzą i błyszczącymi ciemnymi oczami, był tak barbarzyńsko piękny, że odebrało jej oddech. Potem otuliła ją jego Moc , poczuła taką jego potrzebę, że podciągnęła kolana, kiedy wsiąknęła w jej DNA, w tej chwili wiedziała, że nigdy się od niej nie uwolni, albo od niego. Wyrzeźbił siebie w najgłębszym, najtajniejszym miejscu wewnątrz niej, czuła jak zmienia się
26
Black Eyed Peas – amerykańska grupa hiphopowa.
w odpowiedzi. Była Galateą27, wykonaną z kamienia, powołaną do życia, kiedy skończył ją modelować. Wepchnął biodra pomiędzy jej kolana i chwycił za kostkę, by oplotła nogi wokół jego pasa. Owinęła nogi wokół niego i wsunęła łokcie pomiędzy nich. Przebiegła rękoma po jego szerokich umięśnionych ramionach. Mój Boże, musiała wziąć zajęcia z anatomii. Każdy pojedynczy mięsień miał swoją nazwę. Zaplotła dłonie wokół jego szyi i patrzyła, jak migocze śmiech w jego oczach, ciemniejących z powodu dzikości. Rozszerzył nogi i ponownie naparł na nią miednicą. Jej głowa opadła do tyłu, kiedy poczuła gruby łuk jego kutasa przez tkaninę. Ocierała się o niego jęcząc i skryła twarz w jego szyi. Masa jego ciała, przyciskająca ją do ściany była niesamowita, oszałamiająca, jak wszystko pozostałe między nimi. Nie dopasuje się łatwo, wiedziała o tym. Był zbyt wielki, minęło wiele czasu od ostatniego razu, kiedy miała kochanka. Będą musieli popracować, by go wprowadzić, a to może zaboleć ją równie dobrze, jak rozciągane mięśnie, by dopasować się do niego, a potem i potem… Zagłębiła się bardziej w nim, cierpiąc z pożądania. Wzdychając, wypchnął swoje biodra w odpowiedzi. Wsunął wolną rękę pod spód jej sukni, szukając i znajdując stringi, które miała na sobie. Wymruczał coś niezrozumiałego, kiedy zerwał je, jego gorący oddech uderzał w jej policzek. Sięgnął głębiej, wyginając rękę pod jej pośladkami, dotykając jej pulchne, wilgotne wargi delikatnie drżącymi palcami. Ona także wyciągnęła rękę, wyginając plecy i opierając je o betonowy mur, kiedy szukała zamka od jego bojówek. Ugryzł ją w szyję, ucho, wyraźnymi tnącymi ukąszeniami. Westchnął: - Zasługujesz na to by było to powoli, ale cholera, nie sądzę, bym dał radę. Nie potrafili zwolnić. Czas był zbyt cenny, każdy moment gnał w przeszłość. Nie mogli żadnego zmarnować. - Po prostu to zrób – warknęła do jego ucha. Echo piosenki rozbrzmiewało w niej. Zrób
to, zrób to, zrób to… Wsunął w niż czubek palca, doprowadziło to każde jej zakończenie nerwowe do szaleństwa. Wygięła się i straciła chwyt na suwaku.
27
Galatea – w mitologii ożywiony posąg, żona Pigmaliona.
- Niniane, muszę z tobą porozmawiać. Ostry głos w jej umyśle przeciął seksualne otumanienie, które przysłaniało jej myśli. Potrząsnęła głową, zdezorientowana. Kto, do diabła, był w jej głowie? Zdołała wyartykułować: - Co, teraz? - Właśnie teraz. Mentalny podpis w końcu dotarł do niej. To był Rune. Brzmiał ostrzej i bardziej rozkazująco, niż kiedykolwiek go słyszała.
- Kochanie, zabijesz go – powiedział Rune. – Musisz to przerwać. Zakończyć. Jesteś jedyną osobą, która może to zrobić.
12
Zabijesz go! Słowa były melodramatyczne, niedorzeczne. Nie miały sensu. Jeśli pochodziłyby od kogokolwiek innego, straciłaby swoje opanowanie z powodu wtrącenia się. Ale te słowa pochodziły od Rune i wywołały przebłysk grozy w jej ciele. Odchyliła głowę do tyłu, opierając ją o beton i wciągnęła powietrze. Jej spojrzenie krążyło po pokoju, jakby szukała zagrożenia. Nie znalazła żadnego. W pierwszej chwili nie wiedziała, gdzie się znajdowali. Byli w magazynie na tyłach baru. Tiago skłonił głowę, by ją pocałować., jego oblicze wypełnił mrok pożądania, płonący z potrzeby. Odwróciła twarz w bok. W jakiś sposób zdołała wykrztusić słowa: - Musimy przestać. Zamarł, wyglądał na porażonego. Opadł na kolana, a ona w raz z nim ześlizgnęła się w dół. Tarcie szarpało cekiny na plecach jej sukni. Rozsypały się po podłodze wokół nich, błyszcząc niczym upadłe gwiazdy. Pozwolił swojemu ciału opaść na podłogę, oparł przedramiona o ścianę nad jej głową i oparł swoje czoło o jej. Wykrztusił: - Nie rób tego, faerie. Nie tym razem. Lepiej, żeby Rune znał tą cholernie istotną przyczynę tego, albo obedrze go żywcem ze skóry. - Przepraszam – wyłkała. Odrzucił do tyłu głowę i krzyczał w milczeniu, uderzając pięściami w betonową ścianę obok jej głowy. Beton pękł, opadając szarym pyłem na ich dywan z gwiazd. Odebrało jej oddech, kiedy patrzyła na jego umęczoną twarz. Była przerażona tym, co zrobiła. Pochyliła się do przodu i owinęła ramiona wokół jego szyi. Jego głowa opadła. Oparł swój policzek o jej, by zatopić się w niej, chociaż syczał na nią, jego twarz wykrzywiła się. Jego pięści były
pokryte ranami, które zrobił, uderzając o mur. Usiadła na jego udach, z szeroko rozłożonymi nogami i poczuła się otoczona, przytłumiona przez jego potężne ciało. - Przepraszam – szepnęła ponownie do jego ucha. Pogładziła jego włosy. Zadrżał i pozostał cichy, kiedy odzyskiwał kontrolę. Nie widziała Rune, ale musiał być gdzieś blisko, by dosięgnąć ją telepatycznie, prawdopodobnie w korytarzu. Warknęła na niego: - Zrobiłam właśnie coś okrutnego dla nas obojga, więc zacznij mówić i niech lepiej
będzie to przekonujące. - Niniane – powiedział Rune – nikomu nie będzie bardziej przykro niż mi, jeśli się mylę. Ale kilka ostatnich godzin spędziłem w towarzystwie Tiago. Zachowywał się tak, jak nigdy wcześniej. Stracił panowanie nad sobą więcej niż raz, zatracił się na dobre. Słuchał szybkich słów Rune, jej ciało napięło się tak samo jak ciało Tiago. Obiema dłońmi objęła czule tył jego głowy. Oddychał głęboko, mocno i powoli, niczym biegacz w połowie maratonu, jego skóra zwilgotniała.
- Nikt nie może cię winić, jeśli szukasz romansu – powiedział Rune. – Jeśli chcesz trochę przyjemności, czegoś co oderwie cię na chwile od objęcia tronu, normalnie życzyłbym ci powodzenia. Jednak sądzę, że Tiago zaczął starania, by się z tobą związać, a wiesz co dzieje się z Wyrami, kiedy się parują. Mam cholerną nadzieję, że nie doszło jeszcze do tego. Przestała oddychać. Tiago sparowany? Ze mną? Jak wspaniale, cudownie. Jak niemożliwie i przerażająco. O bogowie, jak chcę tego i jego. Nie mogę, nie powinnam. Kilka dni temu wstrząsy zaczęły nadchodzić. Zaczęło się od śmierci jej wuja. Przez lata myśl o śmierci Uriena była rodzajem fantazji, mściwym marzeniem o tym co może wydarzyć się w mglistej przyszłości.
Kiedy Dragos zabił Uriena, to wystrzeliło ja w inną rzeczywistość. Za każdym razem, kiedy myślała, że szok minął, nadchodził kolejny, by walnąć ją w głowę. Zaczynała czuć się skołowana, nie dowierzała, jakby płynęła z wysokim przypływem, a fale miotały nią. Wywracały ją do góry nogami, a ona mogła jedynie dostrzec, że może utonąć. Wiedziała, co działo się z Wyrami, kiedy się parowali. Wyrowie łączyli się na całe życie. Żyjąc na dworze Dragosa, nie raz widziała, jak to się działo. Połączenie wynikało z kombinacji wyboru, seksu, instynktu, działań i emocji. Wszystko musiało mieć właściwe intensywność i czas. Nikt w pełni nie rozumiał, kiedy połączenie stawało się nieodwracalne. Było o wiele bardziej niebezpieczne, czy pełne przemocy niż zakochanie. To było rzadkie zdarzenie dla długożyjących, znanych jako nieśmiertelni, Wyrów. Jeszcze rzadszym było, aby Wyr sparował się z kimś, kto nie był Wyrem. Zbyt często to sparowanie miewało tragiczne skutki. Matka Pia’i związała się z człowiekiem. Kiedy umarł, zmusiła się do życia wystarczająco długo, by zobaczyć jak Pia dorosła, po czym odeszła. Niniane pamiętała inne zdarzenie, około tysiąc osiemset trzydziestego piątego, kiedy Wyr sparował się z wampirzycą. Byli ze sobą dopóki Wojna Secesyjna nie poróżniła ich lojalności i nie rozdzieliła ich. Wyr zmarniał na śmierć, po tym jak wampirzyca go opuściła.
- Kocham go – wyznała Rune cichym głosem. Robiąc to, przyznała to przed sobą po raz pierwszy. Jej ramiona i nogi zacisnęły się na Tiago, trzymała go ze wszystkich sił. Zaczęła się trząść. Czuła się, jakby rozpadała się w szwach. Tiago przeklął, owinął ramiona wokół niej i trzymał ja w ciasnym, miażdżącym uścisku. - W porządku – powiedział, jego głos był ochrypły. – Nie trząś się tak, psiakrew. Już dobrze. Po prostu powiedz mi, co się stało. Co poszło źle? Po prostu potrzebowałam trochę czasu. Szorstki mentalny głos Rune złagodniał.
- Jeśli go kochasz, to pozwól mu odejść, kochanie. Nie możesz żyć jego zżyciem, a Mroczni Fae nigdy nie pozwolą, byś dzieliła z nim tron. Przytaknęła, ale przez kilka chwil nie mogła zaufać sobie na tyle, by się odezwać.
Głowa Tiago poruszała się pod jej dłońmi, odwrócił twarz w jej stronę. - Faerie? Pozwól mu odejść, kochanie. Sięgnęła głęboko w siebie, chwyciła swój kręgosłup i wyprostowała go. Zmusiła ręce i nogi do ruchu. - Pozwól mi wstać. Odchylił się do tyłu i spojrzał gniewnie na nią. Wyglądała bezbarwnie w jego spojrzeniu, czarne końce jej włosów były rozczochrane. Chwilę wcześniej wyglądała wspaniale, zarumieniona z pożądania. Teraz wyglądała jak w rozpaczy. Jej cudowne ogromne oczy były rozszerzone i pozbawione głębi. Powiedział cichym głosem: - Nie sądzę, że powinienem to zrobić. Patrzyła na niego. - Proszę, pozwól mi teraz wstać Tiago. Jego twarz napięła się. Podniósł ją, kiedy wstał i pozwolił jej ześlizgnąć się po swoim torsie, celowo pozwalając jej poczuć bulwę swojego wzwodu, aż jej stopy dosięgnęły podłogi. Przyglądał się wdzięcznej linii jej gardła, kiedy przełknęła z trudem. Starała się odsunąć, jednak trzymał ją za łokcie i przyciągał do siebie. Za każdym razem, kiedy pozwalał jej odejść, miało miejsce coś strasznego. Nie popełni z pospiechu tego błędu więcej. - Teraz – powiedział. – Wyjaśnij co jest nie tak. Położyła dłonie z rozłożonymi palcami na jego piersi. Nie było w nim uncji zbędnego ciała. Cały składał się z mięśni, ścięgien i kości, jego ciało wyrzeźbiły niewyobrażalnie długie lata spędzone w walce. Patrzyła na swoje ręce, bo było to łatwiejsze, niż spoglądanie na napiętą, zaniepokojoną twarz. Uświadomiła sobie coś, co dotarło do niej przelotnie przed chwilą. Muzyka nadal przedostawała się przez ścianę, jednak nie słyszała nic poza nią, żadnych kroków,
stukających szklanek, krzyków czy śmiechów, ani żadnych innych dźwięków, które normalnie wypełniają zatłoczony bar. Aryal i Rune muszą zapewnić właścicielowi baru rekompensatę za opustoszały budynek. Pozostali tropiciele powinni trzymać straż i czekać, strzegąc ich i trzymając wszystkich pozostałych z dala, ponieważ jeśli Tiago sparował się z nią, właśnie teraz mógł być niebezpieczny dla każdego z wyjątkiem jej. Chciała mu powiedzieć o tak wielu sprawach. Zaczynając od kocham cię. Nie mów tego. - Powiedziałeś, że nie wyjeżdżasz – powiedziała. Stał bez ruchu pod jej dłońmi, tak niewzruszony jak skała. - Nie wyjeżdżam. Potrzebuję cię. Odgryź się. - Ale wyjedziesz – powiedziała w jego pierś. – Musisz. Nie będziesz w stanie pomóc. - Zostanę – powiedział ptak grzmot, kiedy błyskawice zajaśniały. – i Nie ma Mocy na Ziemi, która mogłaby to zmienić. Ucisk nie do zniesienia pojawił się w jej piersi. Prowokował ją, by kontynuowała. - Dragos cię wezwie – powiedziała łamiącym się głosem. – A ty polecisz z powrotem do niego, niczym jastrząb na jego nadgarstek. Albo jakiś konflikt wybuchnie gdzieś na świecie, a ty zostaniesz wysłany na wojnę. To to, co zrobisz, Tiago. Zawsze odchodzisz. Taki już jesteś. Patrzył na nią, oddychając z trudem i nie powiedział nic. Ból zaślepił ją. Nie chciała mu tego powiedzieć, jednak presja wydusiła z niej te słowa. - Zamierzam wyjść za mąż. – Słowa zapłonęły między nimi niczym meteoryty. – Musze zacząć szukać męża właśnie teraz.
Jego oczy błysnęły całkowitą bielą. Wyartykułował: - Jak cholera. Jej żołądek zwinął się. Wiedziała, że będzie to trudne. Było o wiele trudniejsze, niż sobie wyobrażała. - Muszę go mieć. – Musiała przerwać, by wziąć oddech, ponieważ nie ruszył się nawet o cal, a jego potężne ciało zmieniało się w broń, a jego Moc stawała się groźna i przytłaczająca, jej ciężar było czuć w magazynie. Wyglądał jak zabójca. – Powinien być potężny w Mocy i mieć wpływy… Poruszył się szybciej niż myśl. Podniósł ją, zakręcił nią i uderzył jej plecami o ścianę. Zamarła w szoku. Krzyknął na nią; - Jak cholera! Uderzyła go. Nie mogła pomóc sobie. Trzasnęła go w pierś. - I powinien chcieć tronu, jednak nie mogąc osiągnąć go samemu. Furia szalała na jego twarzy. Brzmiał niczym śmiertelnie zranione zwierzę, kiedy ryknął na nią. - Nikt inny nie będzie cię miał, ponieważ jesteś moja! Dostojność, wyrafinowanie, uprzejmość były to nic nieznaczące ciągi sylab w tym miejscu surowych emocji. Krzyknęła : - Nie mogę być twoją, a ktoś w pobliżu mnie pozwoli mi utrzymać się przy życiu! - Zamknij się, do cholery – powiedział głosem pełnym wściekłości. Jego twarz zmieniła się. Był potwornym, bezlitosnym wybrykiem natury, a ona chciała go tak bardzo, iż myślała, że to rozerwie ją od środka na strzępy. Kontynuowała uderzanie w niego, wściekłe uderzenia zostawały bez odpowiedzi.
- Zabierzesz się stąd, ty skurwysynu? Wracaj do swojego życia! Uderzyła go w twarz. Próbowała wszystkiego, o czym sądziła, że go urazi i skłoni do odejścia. Przyjmował wszystko, co mu zaserwowała bez mrugnięcia okiem. Potrząsnął nią raz, krótkim, kontrolowanym ruchem nadgarstka, szarpnął ją do siebie, jego białe oczy płonęły. Potem te potworne usta uderzyły w jej, pożerał jej serce i duszę. Nie mogła oddać mu go wystarczająco szybko. Zagłębił się w jej ustach, swoimi zębami i twardym językiem. Zacisnęła dłonie na jego koszulce, kiedy odwzajemniała pocałunek. Nie miała go wystarczająco blisko, pocałunek nie mógł być wystarczająco głęboki. Potem zanurzył jedną rękę we włosach z tyłu jej głowy. Zmusił ją, by podniosła na niego wzrok. - Teraz mnie posłuchasz – warknął. – Moja kolej, by mówić. Nie zostawię cię. Jeśli Dragos, albo ktokolwiek inny będzie miał z tym problem, będzie musiał rozwiązać to ze mną. - Mroczni Fae nigdy cię nie zaakceptują – powiedziała przez zęby. - Nie dbam o to, co Mroczni Fae akceptują, albo nie – kłapnął. – Jest tylko jedna osoba i jedna rzecz, która mogłaby mnie skłonić do odejścia i jesteś to ty. Spójrz mi w oczy, faerie. Powiedz mi, że mnie nie pragniesz i lepiej, żebym w to uwierzył. Łzy pojawiły się i wypełniły kąciki jej oczu. Popłynęły po policzkach, żeby wsiąknąć we włosy. Wyglądała żałośnie. Starała się uformować słowa, jej usta drżały. Ktoś inny mógłby się nad nią ulitować, jednak on był stworzeniem, które nie wiedziało zbyt wiele o litości. Wiedział cholernie dużo o walce i przetrwaniu. Walczył teraz za nich oboje, jeśli tylko by o tym wiedziała. Szepnęła: - Nie ch-chcę ciebie. - Ale z ciebie kiepska kłamczucha – potwór szepnął do niej w odpowiedzi. – Czuję, jak bardzo mnie pragniesz. Czuję twoja wilgoć i chcę zlizać ją całą. Twoje pożądanie pokrywa cię całą pod moimi palcami. Uderza we mnie tak mocno, że ledwie mogę stać prosto. Jesteś węzłem w moim wnętrzu, które nie mogę rozplątać. Szukam cię, kiedy nie jesteś ze mną. Po
tym jak mnie odesłałaś, wszystko o czym mogłem myśleć, to było ile powinienem ci dać czasu, zanim wrócę do ciebie. Liczyłem go godzina po godzinie, minuta po minucie. Gapiła się na niego, przyszpilona i przenikana przez jego białe oczy i zmienioną strukturę twarzy. - To tylko seks. - Naprawdę? – Odsłonił zęby. – Jak bardzo brakowało ci mnie, kiedy myślałaś, że wróciłem do Nowego Jorku. - N-nie bardzo. – Kiedy odkryła, że opuścił hotel, zwinęła się na łóżku, nie mogąc się poruszyć. - Mówiłaś, że bardzo mi cię brakowało. Co znaczyło to bardzo? - Nie zbyt. Uniósł głowę. Było coś prawie żałosnego w jego zapalczywości, puzzle które układały się w niej. - Dlaczego ciągle kłamiesz? – spytał. – Dlaczego nie możesz wyznać przede mną prawdy? Czy to takie straszne, by mnie pragnąć? Chciałabyś się tego pozbyć? Czy dlatego tak bardzo starasz się, bym odszedł. Był panem wojny. Instynktownie wiedział o taktyce ataku więcej, niż ona kiedykolwiek mogłaby się dowiedzieć. Wiedział, jak dokopać się do fundamentów jej murów. To był atak z dwóch stron, uderzał z zewnątrz, ale również od środka, ponieważ ona była swoim najgorszym wrogiem. Skuliła się i załkała: - Chcę cię tak bardzo, że doprowadza mnie to do szaleństwa. - Więc mnie weź – powiedział. Jego chwyt na jej włosach zelżał. Uklęknął przed nią, szokując ją na nowo i owinął ramionami jej pas, kiedy położył głowę na jej piersiach. – Ponieważ nic więcej się nie liczy. Pokręciła głową i pochyliła się na nim, ocierając dłonią wilgotne policzki.
- Tak bardzo się od siebie różnimy. - Żyjemy długo. Dobrze jest się nie nudzić. - Lubię różową szminkę – wykrztusiła. – I ładne buty. - Ku mojemu zdziwieniu, odkryłem, że też je lubię – powiedział potwór. Jego wielkie dłonie poruszały się w górę i w dół po kształtnej klepsydrze jej pleców, by objąć jej szczupłe kolana. Nie jeden raz pozwolił końcom swoich długich szponów potrzeć jej cienką, wrażliwą skórę. - Starałam się wymyśleć, w jaki sposób mogłabym porzucić tron i odejść z tobą – szepnęła. – Ale już za późno. Teraz każdy wie, że żyję. Zawsze będzie ktoś, kto będzie chciał po mnie przyjść. - Potrzebujesz mnie, faerie. Ochronię cię. – Potarł twarzą o tę ekstrawagancką, niedorzeczną, cudownie przyprawiającą o atak serca sukienkę, a drobne sznurki cekinów łaskotały go w nos. Uśmiechnął się, kiedy poczuł jej drobne palce przeczesujące jego krótkie włosy. Chciał, aby wkrótce te małe kocie pazurki wbijały się w jego plecy, kiedy będzie doprowadzał ją do krzyku rozkoszy. Jego głos obniżył się: - Wiesz, że dobrze nam ze sobą. Nawet ta sprzeczka jest zabawna. Było im tak dobrze. Zanurzyła twarz w jego włosach. Szepnęła: - Rune miał rację, Mroczni Fae nigdy nie zaakceptują Wyra jako władcy. Rune? Tiago gwałtownie oderwał od niej głowę, kiedy myślał. Wiedział, kiedy Pierwszy przybył do baru, słyszał jak Rune i Aryal ewakuowali wszystkich, ale to miało znaczenia. Więc Rune mówił do Niniane, tak, to miało sens. To wyjaśniało to. Była z Tiago całą sobą. Wtem zmieniła się tak gwałtownie, czuł w myślach uderzenie. Starała się go odepchnąć, nie dla swojego dobra, lecz dla jego. Był całkowicie pewny, że musiał za to podziękować Rune. Tiago pozostawił osobiste podziękowanie na później. Ale to co ważniejsze najpierw.
- Ten pies nie będzie polował – powiedział Tiago. – Ponieważ nie obchodzi mnie nawet cholerną odrobinę rządzenie ani tron Mrocznych Fae. Ale powinnaś wiedzieć, że nadal będą mieć obiekcje. Jej oddech zamarł, kiedy próbowała myśleć. To było trudne, kiedy nadzieja skręcała ją wewnątrz niczym precel. Czy mogliby to zrobić, mogliby to ciągnąć? Myśl o Tiago nadchodzącym w raz z nią była wielką zmianą, nie potrafiła przewidzieć skutków. Tiago odchylił głowę, by spojrzeć na nią. Jego białe oczy ściemniały z powrotem do czerni, a rysy jego twarzy wróciły do normalności. Powiedział: - Przestań starać się wymyśleć jak to naprawić. Nie ma nic do naprawiania. - Ale Tiago… - Ale nic – powiedział. – Nie znam wszystkich odpowiedzi. Nikt nie zna, nikt nie może. Polegaj na tym, Niniane. Polegaj na mnie i nie martw się o wszystko. Musimy po prostu zrobić tę jedną rzecz. Będziemy mieli przed sobą piekielna walkę, to jest w porządku. Możemy zmierzyć się z czymkolwiek, co przyniesie nam przyszłość. Wiesz, że szukałaś dla siebie łatwej drogi. Dotknęła jego dolnej wargi, studiując go, jej twarz spoważniała. - Lubisz walczyć. Jego usta uniosły się w lekkim uśmiechu. - I jestem w tym dobry. To wydawało jej się ryzykowne, ale wszystko inne też. Może ona i Tiago będą mieli przed sobą krótkie życie, ale już pogodziła się z tą możliwością. Z Tiago będącym jej strażnikiem i obrońcą, mieli jakąś szansę w walce, a ona dłużej nie byłaby sama. - Będziesz musiał wszystko rzucić. Obdarzył ją delikatnym uśmiechem.
- Będziesz musiała dać mi wszystko, co się liczy. – Potem jego uśmiech znikł, a twarz przybrała twardy wyraz. – Ale jeśli mnie weźmiesz, nie będzie dla ciebie żadnych pozostałych. Nie zniosę tego, faerie. Już o tym wiedziała. Był zbyt dominujący i zachłanny. Mogła powiedzieć mu, że był wszystkim, w co mogła wierzyć i znacznie przekraczał jej marzenia o tym, co mogłaby w tej chwili mieć. Mogłaby przyznać, że w każdym calu była tak zachłanna i samolubna jak on. Powinna mu przypomnieć, że cała jej broń była nadal zatruta i że wiedziała jak używać pistoletu. Zamiast tego przygryzła dolna wargę. Zrobiła do niego minę. - Jeszcze cię nie mam – mruknęła. – Mówisz o przyszłości i wyłączności, ale skąd mam wiedzieć, że jesteś dobry? Nie sądzę, że to całkiem fair z twojej strony, by wściekać się na możliwość, że mógłby być ktoś inny… Spojrzał na nią z niedowierzaniem. - Kto to przerwał? Jej usta otworzyły się. - Muszę powiedzieć nie, jeśli coś nie jest w porządku, panie? - Czy mówiłem, że nie możesz mówić nie? – wzburzył się. – Nie, nawet wtedy, kiedy to o mało mnie nie wykastrowało. Ale to trochę inaczej, jeśli powiesz nie, a potem zaczniesz wyjaśniać powód, Niniane. Zmrużyła oczy i spojrzała szyderczo na niego. - Co na to poradzę, że odbija mi, kiedy nie jestem seksualnie zaspokojona? Brutalne krzywizny jego twarzy napięły się, a jego obsydianowe oczy zdziczały. Jego Moc wzmogła się i stała drapieżna. Przebiegł dłońmi po boku jej ciała. Zatrzymał się. - Biedna mała faerie – mruknął.- Nie jesteś seksualnie zaspokojona?
- Może trochę – odmruknęła. Mrugnęła do niego. Dobrzy bogowie, był nieprzeciętnie zbudowany. Był wysoki i rozrośnięty na boki i patrzył na nią, jakby była jego nową ulubiona przekąską. Robiła coś znacznie gorszego niż uwodzenie tygrysa. Zaczęła szeptać. – Musisz przyznać, że mieliśmy ostatnio kilka frustrujących chwil… - Czy nie mówiłem ci już, byś się do cholery zamknęła? – powiedział delikatnie. Chwycił jej sukienkę obiema rękami i rozdarł ją od dekoltu do samego dołu. Cekiny pofrunęły wszędzie. Obsypały pomieszczenie iskierkami srebrnych światełek. Gapił się na rozerwany materiał, który zwisał z jej ramion. Może powinna dać sobie zbadać głowę. Tygrysy były domowymi kociakami w porównaniu do tej chodzącej obietnicy zagłady. Jej zęby uderzyły o siebie, kiedy odzyskała głos. - Jak mogłeś, głupi facecie? Uwielbiałam tę sukienkę! - Stało się – westchnął. Patrzył na nią oszołomiony. Wcześniej ściągnął jej majtki, a nie włożyła stanika. Była tak niesamowita, jak jego wyobraźnia podpowiadała, że musiała być, z okrągłymi zakończonymi różem piersiami w pełnym rozkwicie, smukła klatką piersiową i jeszcze smuklejszą talią, płaskim brzuchem rozszerzającym się w pasujące do reszty biodra. Pomiędzy zgrabnymi udami znajdował się mały cień czarnych włosów. Wiedział, jak jedwabista była ta intymna, ponętna kępka włosów. Gładził ją nie tak dawno temu. I dobry Boże, nadal była w tych srebrnych szpilkach o obcasach wysokich na cztery cale. Napotkał jej spojrzenie i powiedział z głębi gardła: - Kupie ci tysiąc ślicznych sukienek, górę różowych pomadek i królewski skarb w klejnotach i nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić ponownie. Jej ciało przeszył dreszcz. Gniew bladł, zastępowany przez rzeczy, które były bardziej poruszające i cenniejsze dla niego: zaufanie i nadzieja. Przechyliła głowę w bok, wytrzymując jego spojrzenie, zsunęła porwaną sukienkę ze swoich ramion i pozwoliła jej opaść na podłogę.
Zrobił krok do przodu, wydawało się właściwe, by wziąć ją w ramiona. Obracając się na pięcie, zaniósł ją na kanapę. Przyklęknął na jedno kolano i położył jej smukłe ciało na poduszkach, po czym pozbył się broni, odkładając pistolety i noże na podłodze w zasięgu ręki. Zdjęła buty i pogładziła jego muskularne ramię, patrząc na niego. Kiedy był gotowy, szepnęła: - Teraz koszula. Wziął głęboki wdech. Potem sięgnął za siebie, złapał koszulę, ściągnął ja przez głowę i rzucił na podłogę. Patrzył na nią, kiedy rozpinał pas i spodnie. Czuła, że robiła się coraz wilgotniejsza, kiedy patrzyła, jak on się rozbiera, odsłaniając stopniowo masywną sylwetkę. Stał, a potężne mięśnie jego piersi i ramion napinały się, kiedy zzuwał buty. Skopał z nóg bojówki. To było najcudowniejszym prezentem, czuć tę niesamowitą pełność pożądania. Westchnęła z zachwytu na widok jego nagiego ciała. Jego silne, gładkie nogi ciągnęły się do nieskończoności, jego płaski brzuch falował się kaloryferkiem. Jego wzwiedziony penis wystawał nad dużymi okrągłymi jądrami, na których opinała się ciasno skóra, nieomylny znak jego pożądania. Wyciągnęła rękę i pogładziła go. Był taki duży, że nie mogła zamknąć na nim dłoni. Kiedy pomasowała kciukiem grubą, szeroką główkę penisa, zassał ze świstem powietrze, a mięśnie jego potężnych ud zadrżały. Uprawiała seks od dawna, ale nie mogła znaleźć dla niego porównania. Podskakiwała i kołysała się z wielką radością w latach sześćdziesiątych, by czuć się zmieszaną albo niepewną w tym otoczeniu. Jednak coś się z nią stało od tej przygody. Dorosła, niedokładnie, ale w przenośni, nie poruszali ją już piękni mężczyźni, przelotne flirty. Chociaż uwielbiała seks, odkryła, że nie chce już żadnego. Opychała się na bankietach deserami, ale odchodziła od stołu nienajedzona. To był najsłodszy głód, jakiego kiedykolwiek zaznała, ożywiony przez czułą łagodność jego jastrzębiej twarzy i tym jak bardzo go kochała. Pieściła go, jej palce wędrowały po jego aksamitnej długości, obserwowała, jak zalewa go rozkosz i zmniejsza się napięcie w jego ciele.
Nachylił się nad nią, wydawało się to bardziej właściwe, niż cokolwiek innego, co doświadczył w życiu, by przygniótł ja swoja masą. Oparł się na przedramieniu i pieścił jej policzek i bok szyi, jednocześnie patrząc na nią. Dochodził do miejsca, w którym nie był nigdy wcześniej, nawet nie wiedział co tracił. Wszystko zaczęło się od tych pierwszych kroków, które w Nowym Jorku zrobił w jej stronę. Cały czas miała ten przejmujący, zapierający dech wyraz twarzy. Szepnęła: - To jest chwila dla mnie. Pogładził delikatną linię od jej gardła do piersi. Wodził wokół sutka i obserwował, jak mały pączek tężeje. Zmusił się, by wciągnąć powietrze do płuc. Była pięknie zbudowana i taka mała, a on był wielkim, nieokrzesanym, porywczym mężczyzną. - Cieszę się, że trzepnęłaś mnie w głowę i mnie powstrzymałaś – szepnął. – Potrzebujesz czasu. Przesunął się w bok, kładąc biodro obok niej, jego wielka erekcja spoczęła na kości jej biodra. Zadrżała, kiedy jego dłoń o długich palcach przesuwała się w dół jej ciała, głaszcząc, kreśląc kółka, szczypiąc delikatnie jej sutek, tarmosząc mały złoty kolczyk w jej pępku, zanim przesunęła się dalej do wilgotnego, nadwrażliwego ciała pomiędzy nogami. Znalazł jej wargi rozchylone i pogładził je. Jej oddech zaczął się lekko rwać, kiedy najintensywniejszy puls potrzeby, jaki kiedykolwiek poczuła, przeniknął jej ciało i niczym huk odrzutowca uderzający w okno. Złapała go za rękę. - Nie dbam o to. Wejdź we mnie. Spojrzał na nią ze zmarszczeniem czoła. - Ja tak – mruknął. – Sprawimy, że będziesz gotowa. Rozluźnij nogi, faerie. Posłuchała go, zginając nogę i opierając ją o oparcie kanapy, nie spuszczając z niego wzroku. Nachylił się by pogładzić jej usta własnymi, kiedy wsuwał w nią palec. Oboje wypuścili powietrze z wrażenia. Mięśnie jej brzucha zadrżały, zapiszczała cienko na gwałtowne uderzenie przyjemności.
Tiago pokrył się potem, kiedy dźwięk pożądania uderzył w jego usta. Połknął go z chciwością. Była tak niesamowicie soczysta i ciasna, jej wewnętrzne mięśnie zaciskały się na jego palcu. Jego kutas zadrgał. Kontynuuj powoli, uczniu. To najważniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek robiłeś w swoim życiu. Kiedy jej dłoń przesunęła się do jego kutasa i zaczęła go pieścić, pomyślał, że zaraz wybuchnie. Zacisnął zęby. - Przestań. Zamarła, patrząc na niego z niezrozumieniem. Zmusił się, by posłać jej lekki uśmiech. - Pozwól mi to zrobić dla ciebie – zgrzytnął. - Dla nas – szepnęła. Zabrała swoja rękę od jego kutasa i przyłożyła ją do jego policzka, unosząc głowę, by go pocałować. Jego oczy zamknęły się, on rozkoszował się pustoszącym całowaniem ust seks kociaka, jednocześnie delikatnie pieprzył ją palcem. Jej biodra poruszały się w rytmie jego dłoni, jej płynny jedwab zmoczył jego rękę. Odnalazł kciukiem mały twardy pączek łechtaczki i potarł ją, jednocześnie wpychając w nią brutalnie swój język, wydała z siebie zaskakujący stłumiony jęk i zaszczytowała. Wstrząśnięty, warknął cicho i nieskładnie w jej usta. Polizał jej usta i wsunął drugi palec w jej smakowitą ciasną pochwę, wygięła ciało w odpowiedzi, napinając ciało, kiedy obracała biodra. - Zabijesz mnie – westchnęła. – A ja zamierzam umrzeć tak cholernie szczęśliwa. Wydała z siebie seksowny szept chichotu, długie rzęsy jej oczu zatrzepotały. Jego bystre oczy drapieżnika uchwyciły w zaciemnionym pokoju każdy jej detal, jak jej blada skóra zarumieniła się z podniecenia, cała od policzków do piersi. Jej błyszczące usta były
rozchylone. Przyglądał się jej małym białym zębom zagłębionym w pulchnej dolnej wardze, kiedy zaczął znów pocierać jej łechtaczkę. Kiedy jej cudowne oczy otworzyły się i napotkał jej spojrzenie, poczuł nagły szok połączenia. Zrobił krok bliżej do tego koniecznego punktu. - Chcę byś we mnie wszedł – szepnęła. – Proszę. Mruknął coś, nie wiedział co i uniósł się nad nią. Otworzyła się na niego szeroko, kiedy opadł pomiędzy jej nogi, patrząc na jego tors, kiedy ostrożnie ustawiał penis przed jej wejściem. Oparł swoją wagę na przedramionach, wepchnął szeroką ciepłą główkę i zatrzymał się dysząc. Zapiekło tak jak wiedziała, że powinno. Czuła się o wiele lepiej niż mogła sobie wyobrazić, jak stal owinięta jedwabiem, był strasznie ostrożny, co doprowadzało ją do szaleństwa. Oparła stopy o kanapę i wypchnęła biodra do góry, nadziewając się na niego, pociągnęła paznokciami po jego plecach i warknęła: - Dalej. Całkowicie go uwolniła. Jego bestia zaczęła ryczeć, kiedy uderzał w nią. Wycofywał się prawie całkowicie, patrząc na nią niedowierzająco, a potem uderzał ponownie, była taka ciasna, śliska, czuł mały słodki ślad ognia na skórze swoich pleców, gdzie zadrapały jej paznokcie, tak jak sobie wyobrażał w fantazjach, coś co wydawało się nieskończenie odległe, pozwolił opaść jej głowie, pieprzone piekła, obnażyła przed nim swoje gardło w geście uległości – skąd mogła o tym wiedzieć – zmierzał gwałtownie do orgazmu. Zadrżał. Tryskając w nią, zabierając ją ze sobą, kiedy przycisnął biodra do jej miednicy. Objęła udami jego biodra, kiedy orgazm rozlewał się w niej, głębszy i bogatszy niż za pierwszy razem. Wsunął rękę pod jej tyłek i przycisnął ją mocno do siebie, kiedy kołysał się w niej, jego twarz zagłębiła się w smukłą podstawę jej szyi. Pogładziła krawędź jego ucha, całując go w skroń. Kocham cię. Czy teraz powinna to powiedzieć? Jego głowa uniosła się. Wyglądał poważnie, zdesperowanie. Otrząsnął się.
- Nie skończyłem – westchnął. - Jeszcze nie, muszę… O bogowie, słyszała o tym, jaki był Wyr w szale parowania. Chwyciła go za podbródek i zmusiła by spojrzał na nią. Jej oczy lśniły własnym przytłumionym światłem. - Pragnę wszystkiego co masz i wszystkiego czym jesteś. Nie przestawaj. Warknął, wycofał się i obrócił ją tak szybko, że zakręciło jej się w głowie. Gwałtownie postawił ją, tak że klęczała na podłodze, opierając się o kanapę. Potem rozsunął jej kolana tak szeroko, jak się tylko dało i wsunął się w nią od tyłu. Krzyknęła w oparcie kanapy na wtargnięcie. Przy tym kącie wydawał się większy niż kiedykolwiek, kiedy wsunął się, dotarł głębiej. Zatrzymał się, nachylony nad nią, jego potężne uda naciskały na jej tył, a jego klatka piersiowa na jej plecy. Czuła jak łomoce serce w jego piersi. Jego głos był szokujący: - Wszystko dobrze, faerie? Obróciła głowę, by sapnąć do niego: - Nie mogłoby być lepiej. Jestem drobna i krzykliwa, nie krucha. Wsunął rękę pod nią, by złapać ja za podstawę gardła. Jego palce rozczapierzyły się na jej obojczykach, kiedy przebiegał ustami po krawędzi jej żuchwy. - Mogłaś mnie nabrać – mruknął. Nie mógł wytrzymać dłużej bez ruchu i zaczął się znów poruszać. – Jesteś całkowicie moja, młoda damo. Zaparło jej dech na wspaniałą nowinę. - Tak, jestem, czyż nie? Zamknął oczy, jego twarz stężała, kiedy zwiększył tempo. Czuła gorączkę w jego krwi. - Moja – warknął. - Twoja – odpowiedziała.
Nakrył i otoczył ją. Wchodził w nią długimi mocnymi pchnięciami. Wyciągnęła ręce, by się nimi objąć. - Moja – szeptał w jej ucho. - Tak – chlipnęła. Złapał ja za podbródek i obrócił ją, by spojrzała na niego. Jego oczy gorzały białym żarem, kiedy wgniatał ja w kanapę. Odsłonił zęby. Tu jesteście. Jej usta formowały słowa, ale nie miała powietrza. Był tak zabójczy, tak piękny, tak seksowny, wszystkim. - Moja – syknął potwór. O mój Boże, tak. Obraz cudu pojawił się na jego twarzy. Orgazm szarpnął podstawą jego kręgosłupa. To było jak ujeżdżanie błyskawicy, pokonywanie burzy. Jego Moc zaryczała nad nią, kiedy drżał konwulsyjnie. Krzyknęła, kiedy wystrzeliło ją to w orgazm razem z nim. Zacisnęła się na nim wszystkim, co miała, szok był tak gwałtowny, że sądziła, że mogłaby rozpaść się na kawałki i przez kilka chwil sądziła, że wiedziała, jak to musiało być nim, bo czuła jakby leciała. Owinął ramiona ciasno wokół niej i przycisnął jej plecy do swojej klatki piersiowej. To było niezbędne miejsce. Teraz dotarł do niego, powiedział: - Oczywiście. Teraz rozumiem. – Po raz pierwszy w swojej długiej egzystencji, Tiago wiedział co znaczyło być w domu.
13 Po kilku chwilach napięcie w jego udach zelżało i ostrożnie zsunął swój ciężar z niej. Poderwała się drżąca. Pogładził jej plecy. - Trzymam cię za słowo – powiedział, oddychając ciężko. - Teraz powiedz mi czy z tobą wszystko w porządku? W porządku? W porządku są lody w gorące popołudnie, albo do diabła, albo kiedy dzień minął bez sukcesu jej wuja w zabiciu jej. To było o wiele bardziej skomplikowane, niż tylko w porządku. Była szaleńczo szczęśliwa, skandalicznie przerażona i kompletnie sparaliżowana. - Mam się dobrze - powiedziała w poduszkę– Ale wszystkie moje mięśnie zamieniły się w galaretę. Muszę skorzystać z pomocy. Pocałował jej bark. - Oczywiście. Sekundkę. Mogła usłyszeć śmiech zadowolenia w jego głosie, brzmiał bardzo męsko, co spowodowało, że się uśmiechnęła. Wytarł ją ubraniem, jego dotyk był delikatny i łagodny. - Lepiej, żeby nie była to twoja koszula, wariacie, bo dzięki tobie nie mam co na siebie włożyć – mruknęła. Ziewnęła. Zbyt wiele wydawało się niemożliwe. Chodzenie. Ruszenie się stąd, gdziekolwiek. Podjęcie decyzji. Spojrzenie w twarz innym ludziom. Skrzywiła się na tę myśl. Ew, obecnie. Powiedział do niej: - Używam środka twojej sukienki. - W porządku.
Kiedy skończył, zmusiła się, by podnieść się z kanapy. Nie żartowała, mówiąc, że miała mięśnie jak galareta. Wszystkie się trzęsły. Podał jej swoją koszulę. Obracała w rękach skłębiony materiał, podczas gdy jej wyczerpany umysł starał się ustalić lokalizację otworów na głowę i ręce. W czasie kiedy starała się z tym uporać i przeciągnąć koszulkę przez głowę, Tiago wciągnął spodnie i zapinał pas. Rozproszone światło prześwitujące z holu okalało jego szerokie plecy i ramiona, jedną z kości policzkowych i smukły policzek. Uzbroił się z powrotem w dwa pistolety i nóż z pochwą mocowaną do uda. Wyglądał na całkiem swobodnego z paskami od kabur przecinającymi jego naga pierś. Obrócił ramion, by umieścić je we właściwych miejscach. Wzięła głęboki wdech na jego widok, aż się zachwiała. Skierował głowę w jej stronę i uniósł pytająco brew. - Nie mogę, o Boże, nie daję rady – powiedziała. – Ale chcę. Biały uśmiech przeciął jego oblicze i rozświetlił twarz. Wyglądał na pobudzonego, czujnego. Podszedł do niej, uniósł jej podbródek i dał jej przelotnego buziaka. - Wyglądasz cudownie i smakowicie i chcę także – powiedział. Parsknęła, kiedy spojrzała na siebie. - Wyglądam jak rozbity pociąg. Przebiegł palcem po boku jej szyi, przyglądając się jej. Jej jedwabiste czarne włosy były potargane i scałował z niej cały makijaż. Jej nagie usta wyglądały na pogryzione, opuchnięte i były zabarwione na sino., a jej oczy były zamglone z wyczerpania, nawet kiedy uśmiechała się kpiarsko. Jego czarna koszulka sięgała jej do szczupłych kolan i odsłaniała jej szyję i ramiona. Jej palce u rąk i nóg były pomalowane na różowo. Wyglądała jak kobieta, która przed chwilą uprawiała seks, jegp pachwiny napięły się, kiedy pomyślał o tych wszystkich miejscach, których jeszcze nie zbadał na jej rozkoszującym się tym ciele. - Jesteś moim rozbitym pociągiem – powiedział. – I jesteś piękniejsza niż kiedykolwiek. Zerknęła na niego. Potem spojrzała w stronę korytarza. Jej blask zbladł, zastąpiony napięciem i cieniem. Westchnęła. Mógł dostrzec czekający ją trud podróży. To był zacięty,
samotny wyraz twarzy. Zaakceptowała go, jednak nie oswoiła się jeszcze z jego obecnością. Wiedział, że to potrwa. Schyliła się, by podnieść buty i ruszyła do drzwi. Położył dłoń na jej ramieniu. - Co robisz? Spojrzała na niego zmieszana. - Wychodzimy, tak? Skinął głową na jej buty i uniósł brwi. Także spojrzała na nie. Och, nie. Mięśnie jej ud były zbyt wyczerpane, by mogła utrzymać równowagę na czymkolwiek wyższym niż podłoga, a nawet to było dyskusyjne. - Nie dam rady. - Nie będziesz chodziła tu boso. Nie w barze i oczywiście nie po parkingu. Tu jest pełno potłuczonego szkła. Uważając, by przytrzymać materiał koszulki przy tyle jej nóg, wziął ja na ręce. - Nieważne. – Doprowadziła do tego, że brzmiało to denerwująco, chociaż przycisnęła się mocniej i oparła głowę na jego ramieniu i pozwoliła swojemu obolałemu ciału się rozluźnić. Stanął. - Faerie. Otworzyła oczy i zobaczyła, że patrzył na nią zachmurzony. - Czego?
- Wychodzimy stąd jako partnerzy. Nie pozwól nikomu, by przekonał cię, że jest inaczej. Nie pozwolę ci odejść. Posłała mu oporne skinienie głowy. Wyglądał poważnie, jakby chciał powiedzieć coś jeszcze. Zamiast tego dał jej szybkiego całusa. Potem wyszedł z nią w ramionach. Tak jak podejrzewała, jedynymi osobami w barze byli Aryal i Rune. Wyprowadzili wszystkich. Wliczając w to Duncana i Cameron. Miejsce wyglądało na opuszczone i miało beznadziejny wystrój. Do połowy opróżnione szklanki, miseczki z orzeszkami i popcornem nadal stały na stolikach. Aryal stała za barem z butelką tequili i szklanką, którą kręciła w koło, przed sobą. Szybkimi ruchami Rune ciskał rzutkami w tarczę po przeciwnej stronie pomieszczenia. Kiedy się pojawili, Aryal sięgnęła za siebie i wyłączyła muzykę, wokół nich zapadła cisza. Niniane napotkała spojrzenie Aryal. Harpia wyglądała ponuro. Czy to była krytyka na jej twarzy? Niniane skuliła się przy piersi Tiago, lekko zdrętwiała. Nie mogła sobie przypomnieć, czy wcześniej widziała tak patrzącą na nią Aryal. Czy zrobili coś okropnego? Tiago posadził ja na stołku niedaleko Aryal i puścił ją. Pocałował ją w skroń.
- Zostań tutaj. Położyła buty na ladzie i obróciła się twarzą w jego stronę. Jego twarz nie dawała żadnych wskazówek na temat jego myśli. Spytała:
- Dlaczego? - Muszę coś zrobić. Po czym Tiago obrócił się na pięcie i rzucił się na Rune, który właśnie rzucił swoja ostatnią rzutkę i zaczął się odwracać. Tiago skoczył na tropiciela. Uderzyli o stół, prawie pięćset funtów potężnych mięśni Wyrów, stół się złamał. Rune podnosił się, starając się zrzucić z siebie Tiago, jednak Tiago był cięższy i trzymał go w uścisku. Tiago pokazał zęby, a jego twarz była przerażająca z wściekłości.
O cholera. Niniane wydała z siebie dźwięk i zakołysała się do przodu. Aryal chwyciła ją za ramiona, przytrzymując na miejscu. Starała się wyrwać z chwytu, który ją przytrzymywał, jednak długopalczaste dłonie harpii wydawały się być ze stali. - Puść mnie! – powiedziała. - Nie bądź głupia – powiedziała Aryal. Głos harpii był twardy jak jej dłonie. – Wiesz lepiej. Wiedziała, oczywiście. Dostanie się pomiędzy dwóch walczących Wyrów było samobójstwem, chyba, że byłeś znacznie większy i silniejszy niż oni. Dragos był jedynym, o którym wiedziała, że mógł by przeżyć rozdzielenie dwóch walczących tropicieli. Oklapła, kiedy patrzyła na mężczyzn szamoczących się w milczeniu. Aryal puściła ją i pociągnęła solidny łyk tequili z butelki. Tiago mógłby nie mieć szansy przygwoździć Rune, jeśli dałby znak swoich zamiarów. Zacisnął ręce wokół szyi Rune i zmuszał ciało Pierwszego do wygięcia się w bolesny łuk.
- Byliśmy przyjaciółmi na długo przed tym, jak powstały obecne narody – szeptał w głowie Pierwszego. - Dlatego nie urwę ci teraz głowy. Ale jeśli kiedykolwiek spróbujesz
ponownie wejść pomiędzy mnie i Niniane, SKOŃCZĘ Z TOBĄ. Rune wciągnął powietrze, kiedy szarpał się, by zmniejszyć nacisk na swoją tchawicę.
- Do jasnej cholery, T-bird – powiedział. - Kocham faerie tak samo mocno jak każdy z nas, ale nie mogłem patrzeć i nie zrobić nic, kiedy staje się twoim Titaniciem. - Przekroczyłeś granicę – syknął Tiago. – Wybrałem ją, chcę jej i biorę ją. - Starałem się uratować twoje pierdolone życie! – Rune starał się wepchnąć palce pod przedramię Tiago.
- Starałeś się kontrolować mnie – warknął Tiago. – Twój wybór. Możemy wyjść z tego jako przyjaciele albo jako wrogowie, ale nie staraj się mnie kontrolować. Rozumiesz? Rune chrząknął.
- Tak. Tiago pozwolił mu się wyswobodzić i odskoczył do tyłu, kiedy Rune poderwał się na nogi, jego złote lwie oczy błyszczały i krążyły by zmierzyć się z Tiago.
Pewnego dnia – powiedział Tiago. – Znajdziesz swoją druga połowę. I może będzie Wyrem, a może nie. Wtedy zrozumiesz to, co prawie mi zrobiłeś. Z widocznym wysiłkiem Rune poskromił swoje agresywne instynkty. Kiedy obaj mężczyźni wzięli głęboki wdech i stanęli wyprostowani, wyczuwalne wrażenie zagrożenia uleciało z pomieszczenia. Niniane czuła się, jakby właśnie przebiegła maraton. Potarła policzki i odwróciła się z powrotem w stronę baru. Sięgnęła po butelkę tequili Aryal. Aryal przesunęła butelkę w jej stronę, nie patrząc na nią. To zabolało. Zabolało bardzo. Niniane wypiła parę łyków tequili i ognisty płyn zapłonął w jej gardle. Powiedziała do harpii: - Co, nie możesz już na mnie patrzeć? - Jestem zbyt wściekła, by teraz spojrzeć na ciebie – powiedziała Aryal. Wyciągnęła rękę po butelkę. Niniane przesunęła ją w jej stronę. Narastało w niej rozgoryczenie, razem z ukłuciem strachu. Uważała Rune i Aryal za swoich i Tiago najbliższych przyjaciół. O ile gorzej zareaguje reszta świata? Powiedziała cicho: - Po tym wszystkim co razem przeszliśmy i czasie, który spędziliśmy razem, sądziłam, że zostanę potraktowana lepiej. - Nie powiedziałam, że to było w porządku – powiedziała Aryal. – Powiedziałam, że jestem wściekła.
Harpia podniosła butelkę do ust i pociągnęła kilka łyków. - W porządku – powiedziała Niniane. Podniosła ręce do twarzy i potarła ją, po czym zagłębiła dłonie we włosy, starając się wmasować trochę życia w jej zmęczony mózg. – Dlaczego? Aryal uderzyła butelka o ladę i wpatrywała się w nią. - Jestem wściekła, że wybrałaś Mrocznych Fae, a nie nas. Nie musiałaś mówić Bogu, ani nikomu innemu, kim jesteś. Była szansa, że twoja prawdziwa tożsamość umarłaby razem z Urienem, ponieważ pewne to jak cholera, że nie rozgłaszał tego wokoło. Mogłaś zostać w Nowym Jorku. Być szczęśliwą z nami. - Rozmawialiśmy o tym, zanim wyjechałam – powiedziała Niniane. Była tak wyczerpana, że ledwo mogła utrzymać się na stołku. – Wiesz, dlaczego to zrobiłam. - Taa, ale nie musi mi się to podobać, czyż nie? – powiedziała Aryal. – Nie jesteś Wyrem, nienawidzę tego, kiedy jeden z nas się paruje z kimś, kto nie jest Wyrem. Sam Tiago, dobry Boże. Jest bardziej Wyrem niż większość z nas. Więc nie tylko zostawiłaś nas, ale zebrałaś ze sobą jednego z najsilniejszych. Nie cierpię tego i nic nie potrafię na to poradzić, wiesz jak bardzo nie znoszę, jeśli jest coś, z czym nie mogę nic zrobić. Dlatego jestem wściekła. Niniane oklapła. - Więc to w porządku lubić mnie, dopóki nie polubiłaś mnie zbyt mocno? Nie miałam pojęcia, że taka z ciebie bigotka. - W cholerę z tym – powiedziała harpia. – Nie to miałam na myśli. – Wzburzone oczy Aryal napotkały jej. Harpia powiedziała w jej głowie. – Co stanie się za dwadzieścia albo
trzydzieści lat, jeśli stwierdzicie, że ty i Tiago nie pasujecie do siebie. Będziesz zdolna, by odejść, ale on nigdy się od ciebie nie uwolni. - To o to chodzi – powiedziała Niniane. – To jest nadgorliwość. Aryal machnęła wściekle ręką.
- Wiem, co może się zdarzyć. Ty też powinnaś! - Nie mówię o tym, co może się zdarzyć komuś innemu w innej sytuacji – powiedziała Niniane. – Mówię o sobie. Sedno w tym, że mi nie ufasz że go kocham albo że pójdę za nim.
Sama to powiedziałaś. To dlatego, ze nie jestem Wyrem. Nigdy nie będę wystarczająco dobra albo właściwa dla niego, czyż nie? Aryal patrzyła się w butelkę tequili i nic nie odpowiedziała. Oczy Niniane zalśniły. Kiedy ręka Tiago otoczyła jej ramiona, obróciła się i objęła go w pasie, opierając policzek na jego nagiej skórze. Nie musiała przejmować się w tej chwili spojrzeniami Aryal i Rune. Wiedziała, że jej stare życie się skończyło i musiała sobie z tym poradzić, ale nigdy nie pomyślała, że mogą skończyć się także jej przyjaźnie. Może była samolubna, biorąc to, co oferował. Jej życie nie miało być piknikiem. Może powinna mocniej się postarać, by go odepchnąć. Powiedział, że odszedłby, jeśli by sprawiła, aby jej uwierzył. Nie była wystarczająco silna. Powiedziała do Aryal:
- Potrzebuję go bardziej, niż sądzisz.
Policzek
Niniane zwilgotniał. Tiago położył obronną dłoń na jej głowie i zasłonił jej
twarz przed pozostałą dwójką. Nachylił się, by odcisnąć usta na jej czole. Cokolwiek sobie powiedziały z Aryal, najwidoczniej było bolesne. Chciał trzasnąć pięścią w twarz harpii. Ledwie
powstrzymał
impuls.
Mógł
usłyszeć,
jak
przebiegałaby
ta
rozmowa.
Powiedziałaby, Tiago, nie możesz staczać wszystkich walk za mnie. Ale szczerze, to za cholerę nie wiedział, dlaczego nie. Podniósł Niniane i przyciągnął ją bliżej. Oparła buty na brzuchu i wtuliła twarz w jego szyję. Odwrócił się do drzwi i zatrzymał się. Bez spojrzenia na tropicieli, powiedział: - Nie idźcie z nami, jeśli nie potraficie nas zaakceptować.
Czekał chwilę, by zobaczyć, czy Niniane zaprzeczy. Owinęła rękę wokół jego szyi, pozostała milcząca. Ścisnął jej udo i wyszedł. Brzask rozświetlał niebo na wschodzie. Odsłaniał mokre, będące w nieładzie otoczenie, w które w nocy uderzyła burza. Papierki po jedzeniu i plastikowe kubki były rozrzucone po całym parkingu. Z zewnątrz, z wyłączonymi lampami, bar Big’s Red wyglądał nieciekawie. Usłyszał odgłos butów na żwirze i odwrócił się. Rune i Aryal wyszli z budynku. Wyglądali na zmęczonych, ale stanowczych. Ruszyli w stronę niego i Niniane. Brunatna głowa gryfa wystawała o kilka cali ponad potargane czarne włosy Aryal. Oboje tropiciele poruszali swoje wysokie, smukłe ciała z wyczuwalną atletycznością. Uważnie przepatrywali otoczenie. Zatrzymali się, każdy po jednym z jego boków. Aryal wyciągnęła rękę i dotknęła dłoni Niniane. Po chwili wahania, Niniane chwyciła jej dłoń. Rune zrobił to chwile wcześniej. Wyrowie nie byli dobrzy w wybaczaniu i nigdy nie zapominali. Poza tym czuli się cholernie źle z powodu tego, co miało miejsce.
Wyczerpanie
pochłonęło Niniane w całości. Bezkształtna mgła wypełniała jej umysł.
Jak przez mgłę zauważyła, że Tiago wsiadał na tył samochodu, ciągle ja trzymając. Rune powiedział coś do niego, na co odpowiedział, a potem Rune zatrzasnął drzwi. Pozostałe drzwi samochodu otworzyły się i zamknęły. Chwilę później Aryal odpaliła pojazd i powiozła ich przez ciche szaro-oświetlone ulice Chicago. Niniane musiała zasnąć, albo w zapaść w bardzo podobny do snu stan. Śniła o ruchu i hałasie, jednak obudziła się tylko, gdy Tiago schylił się, by położyć ja na łóżku. Otworzyła z trudem zaczerwienione oczy i rozejrzała się wokoło. Byli w pokoju jej penthouse’u, z powrotem w hotelu z piekła rodem. Usiadła, wyczerpaną twarz wypełniło zatrwożenie. Jego wyciosane siekierą oblicze złagodniało, kiedy nachylił się nad nią. Mrugnęła, rozglądając się. Miała na sobie olbrzymi czarny T-shirt. Tiago był uzbrojony i miał nagą pierś, ubrany był w czarne bojówki. Bolała ją najprywatniejsza część ciała. Rozluźniła się minimalnie. To się wydarzyło. To nie był sen.
- Wybierasz się gdzieś? – wykrztusiła. - Nie – powiedział. Pocałował jej miękkie wydęte usta. – Po prostu będę w innym pokoju przez kilka minut. Muszę zadzwonić do Nowego Jorku i porozmawiać z Dragosem. - W porządku. – Jej powieki opadły, jakby ważyły po dziewięćdziesiąt funtów każda. Zamknęły się, a ona nie potrafiła ich podnieść ponownie. Jej głowa obróciła się na bok. – Poczekam tutaj. Zaśmiał się, łagodny podmuch powietrza. - Zostawię drzwi otwarte, więc będę miał cię na oku. Nadal nie doszedłem do siebie po tym, jak porwał cię dżin. Leż, faerie. Wrócę za kilka minut. Położył dłoń na jej barku, zmuszając ją do położenia się. Opierała się może z trzydzieści sekund. Po czym położyła się i obróciła na bok i przytuliła do poduszki, podczas gdy on ją okrywał. Poczuła jak jego palce pogładziły jej włosy. Wyłączył lampkę i poszedł do łazienki. Po chwili usłyszała, jak rozmawia cichym głosem. To była ostatnia rzecz, jaką zapamiętała, zanim zaczęła biec przez pałac skąpany w krwi jej braci.
Tiago stanął w łazience tak, aby widzieć czubek czarnej zmierzwionej głowy Niniane. Nachylił się nad umywalką i wybrał numer zapisany pod pierwszą pozycją na iPhonie, który ukradł Rune. Nie musiał sprawdzać numeru. Wszyscy tropiciele mieli Dragosa pod jedynka w swoich telefonach. - Co teraz? – powiedział Dragos, kiedy odebrał telefon. Tiago poruszał barkami, by rozluźnić mięśnie, które były napięte po walce z Rune. Powiedział do smoka: - Odchodzę. Cisza po drugiej stronie. - Niniane jest moją drugą połową – powiedział Tiago.
Czekał i słuchał dalszej ciszy. - Nie mów mi – kłapnął – że Rune nie znalazł sposobu, by się z tobą skontaktować w ciągu ostatnich kilku godzin. - Czekam, by usłyszeć, czy nadal jesteśmy przyjaciółmi, czy nie – powiedział Dragos. - Nie bądź głupi – powiedział Tiago. – Oczywiście, że jesteśmy. - W porządku. Pilnuj jej i pozostań w kontakcie. – Telefon kliknął. Tiago potrząsnął głową i zaśmiał się cicho sam do siebie. Kiedy wszystko zostało powiedziane i zrobione, Dragos był z nich wszystkich najskuteczniejszym drapieżnikiem. I po tym wszystkim, co można by jeszcze powiedzieć. Ochlapał się wodą nad umywalką, znalazł i rozpakował nową szczoteczkę, i umył zęby. Podszedł do łóżka, gdzie rozebrał się i położył broń na szafce w zasięgu ręki. Ciesząc się z egzotycznej intymności przyłączenia się do niej w łóżku, nagi wślizgnął się pod pościel. Tak było, kiedy odkrył, że zwinęła się w ciasny kłębek. Podniósł się na jednym ramieniu i patrzył na nią. Lepiła się od potu, jej oddech był szybki i obiema rękami zasłaniała usta. - Faerie – powiedział gwałtownie. Jego Moc okryła pokój, szukając wroga. Nie wyczuwał żadnego wpływu bliskiej Mocy. Chwycił ją za bark. Wydała z siebie przerażający krzyk i zamieniła się w piekielną kotkę. Kopała i uderzała w niego, jej ruchy były dzikie i niekontrolowane. Zarzucił ciężkie udo na jej nogi, a rękami chwycił ją za nadgarstki tak delikatnie, jak tylko mógł i przycisnął je po bokach jej głowy do poduszki. – Zbudź się,
Niniane. Oprzytomniała nagle, serce waliło w jej piersi. Przez koszmarny moment, nie była w stanie przypomnieć sobie, gdzie była i rozpoznać mrocznej sylwetki przygniatającego ją mężczyzny. Przerażający, rozpaczliwy krzyk wyrwał się z niej, kiedy próbowała pozbyć się jego ciężaru z siebie. Przesunął się natychmiast, uwalniając ją, jednak nie puścił jej nadgarstków. Potem ponownie wypowiedział jej imię, przywróciło jej to poczucie rzeczywistości. Przestała się szamotać i powiedziała ochrypłym głosem:
- Obudziłam się. Przepraszam. Tiago, podpierając się na łokciu, pochylał się obok niej, obejmując ręką jej żebra. Brzmiała na tak roztrzęsioną, jak była. - Cholernie przepraszam. Powiedz mi, co się stało. Jak dziwne, że był tutaj, ciepły i nagi z biodrem przyciśniętym do jej ciała. . Zachłanna dotyku jego skóry, wtuliła się w jego bok i pocierała palcami od nóg po jego łydce. Twarde włosy na jego nodze łaskotały jej nagą stopę. - Miałam koszmar o nocy, kiedy Urien zabił moją rodzinę. Kiedyś już go miałam. Potem odszedł. Teraz wrócił. Warknął głęboko w piersi, groźny dźwięk wibrował na jej policzku. Brzmiał na sfrustrowanego. - Chcę zabijać tego skurwysyna raz za razem. I jeszcze, i jeszcze. - To był po prostu sen – szepnęła. - Nie, nie jest, faerie. To straszliwe wspomnienie zbrodni popełnionej na tobie i ludziach, których kochałaś. - Tak. – Słowo wydostało się ledwo słyszalne. Poprawił poduszkę przy wezgłowiu, ułożył się z powrotem i wziął ją w ramiona. Położyła się przy nim, kładąc rękę na jego ramieniu, kładąc nogę na jego biodrze i owijając ręką jego pierś. Promieniował ciepłem i siłą, siła jego obecności wypełniała pokój, przeganiając ostatnie pozostałości koszmaru, który trzymał się jej niczym pajęczyna. Odgarnął włosy z jej mokrego czoła. - Opowiesz mi o tym? Uniosła smukłe ramię w połowicznym wzruszeniu.
- Wolałabym raczej, aby odszedł. Objął jej bark, dotykając palcami delikatnych kości pod jego koszulą. - Może odejdzie, jeśli o nim opowiesz. Więc to zrobiła, na początku łamał jej się głos, a słowa wychodziły z trudem. Kiedy dotarła do części, w której znajdowała ciała jej braci bliźniaków, łzy pociekły jej po twarzy. Opisała, jak obserwowała jednego z żołnierzy Uriena zabijającego jej matkę pchnięciem miecza, Tiago przekulnął ją na plecy i nakrył własnym ciałem. Jego policzek spoczywał obok jej, nakrył jej czoło wielką dłonią. To było tak, jakby starał się ukryć ją przed traumą, tego co się wydarzyło. Gładziła go po plecach. - Nigdy nie odkryłam szczegółów tego, co stało się z moim ojcem, poza tym, że on i Urien walczyli i Urien go zabił – powiedziała. – Mój ojciec miał potężną Moc. Sądziłam, że nic nie mogło go dotknąć. Urien poszedł po niego sam, wysyłając żołnierzy, by zajęli się reszta nas. Tiago pocałował ją w policzek, skroń. - Jak się wydostałaś? Zaśmiała się lekko, ledwie trochę głośniej niż szum powietrza. - Byłam niegrzeczna. Wyślizgnęłam się, by spotkać się z chłopakiem. Nie był akceptowany, a ja nie powinnam być z nim widziana, to była typowy głupi młodzieńczy żart. Spędziłam z nim większość nocy, starając się zdecydować, czy chcę seksu, czy też nie. Zdecydowałam, że nie i wślizgnęłam się do pałacu, wtedy usłyszałam coś. Brzmiało to jak ludzie biegnący korytarzem, brzmieli tylko ciszej i bardziej ukradkowo. Pokój moich braci był obok mojego, więc poszłam sprawdzić co u nich, znalazłam ich ciała i pobiegłam po pomoc. Wtedy zobaczyłam żołnierza zabijającego moja matkę i poczułam błysk Mocy z walki Uriena z moim ojcem, wiedziałam, że musze uciekać. Wyślizgnęłam się drogą, którą przyszłam. Jej apartament miał prywatny ogrodzony murem ogród z drzewami owocowymi i marmurową fontanną. Kilka jabłoni rosło kilka stóp od muru. Kilka tygodni wcześniej ukradła linę ze stajni i splotła sznurową drabinkę, żeby mogła pofolgować sobie w potajemnym romansie.
Tiago odcisnął pocałunek w kąciku jej ust, kiedy myślał. Adriyel było siedzibą władzy Mrocznych
Fae,
głęboko
w
jednym
z
największych
terytoriów
Innych
Krajów
w kontynentalnych Stanach Zjednoczonych. Nigdy nie był w Adriyel, ale słyszał, że podróż do pałacu z któregokolwiek z przejść zabierała kilka dni konnej jazdy. Musiał oczyścić gardło, zanim mógł przemówić. - Chicago zostało założone kilka lat po twoim przejściu. Na początku lat trzydziestych dziewiętnastego wieku, jeśli dobrze pamiętam. Przytaknęła, obserwując swoje palce, przesuwające się po jego potężnym obojczyku. - Większość Europejczyków nazywała ten teren Fort Dearborn, został on wybudowany w tysiąc osiemset trzecim roku, a Indianie nazywali go Chickagou. - Dostanie się z Fort Dearbon do Nowego Jorku musiało być wystarczająco trudne. – Mój Boże, im więcej myślał o podróży, którą musiała podjąć, tym bardziej przenikały go dreszcze. – Jak dostałaś się z Adriyel do Fort Dearborn. - Poszłam do stajni i ukradłam graewinga – powiedziała. – Nie dosiadałam ich wcześniej, ale udało mi się odlecieć chwiejnym lotem. Ale udało nam dostać się dość blisko przejścia, zanim się rozbiliśmy. Byłam ranna, ale zdołałam się wydostać. Zaklął bezgłośnie. Graewingi były skrzydlatymi stworzeniami, hodowanymi w Innych Krajach. Wyglądały jak ważki. Jak ich miniaturowi kuzyni, żywiący się komarami, były skutecznymi drapieżnikami, jednak żywiły się stworzeniami znacznie większymi niż komary. Były niebezpiecznymi wierzchowcami, nie tylko z powodu trudności w kierowaniu nimi, ale z powodu że ich sposób latania przypominał helikopter. Potrafiły latać do przodu i do tyłu, unosić się i opadać w miejscu. Wypadki podczas lotu zazwyczaj były fatalne. Jeśli upadek nie zabił jeźdźca, najczęściej zabijał go graewing. Mroczni Fae posiadali elitarny oddział pięćdziesięciu żołnierzy, którzy dosiadali graewingów i tradycyjnie byli dowodzeni przez monarchę. Sam Urien był sławnym i sprawnym jeźdźcem. Ciało nie powinno czuć na raz tak wiele, zdecydował Tiago. Nie był pewien, czy ktoś mógł eksplodować z tak wielu potężnych emocji, ale czuł w jakiś sposób, że to wydawało się możliwe. Rozluźnił szczęki, więc mógł mówić. - Dobrze – powiedział. – To zdarzyło się dawno temu. Przeżyłaś. Tylko to się liczy.
Pocałowała go w nagie ramię. - Uświadomiłam sobie coś – powiedziała. Brzmiała ospale. – Zawsze śnię o moich braciach. Nigdy nie śnię o matce lub ojcu. Sądzę, że we śnie, po prostu wiem, że oni nie żyją. Zastanawiam się dlaczego. - Poza wpływem na emocje, znalezienie ciał twoich braci spowodowało, że odkryłaś, jak bardzo zmieniło się twoje życie – powiedział Tiago. – Musiałaś być w szoku, kiedy zobaczyłaś, co stało się z twoją matką. - Może to jest to. Śnię także o odgłosach kroków Uriena polującego na mnie, podczas gdy jedyne kroki, które słyszałam, należały do żołnierzy biegających po pałacu. Poza tym, po mojej ucieczce, Urien zbudował rezydencję i otoczył murem teren wokół przejścia i oczywiście zbudował posterunki przy innych przejściach, więc mógł kontrolować ruch do i z Adriyel. Wiem, że jestem uprzedzona wobec niego, ale zawsze brzmiało to dla mnie jak stawianie Żelaznej Kurtyny. – Ziewnęła. Nie spali przez całą noc, więc była teraz wyczerpana, a rozmowa o koszmarze i wspomnieniach wyżęła ją z uczuć. Tiago powiedział cicho: - Powrót do pałacu będzie trudny. Co mógł jej powiedzieć poza prawdą? - Tak. Rozkazał: - Musisz powiedzieć mi, o wszystkich wspomnieniach, które cię niepokoją. I musisz przysiąc mi, że nigdy więcej nie dosiądziesz graewinga. Nie chcę nawet, byś zbliżała się do nich na mniejszą odległość niż pięćdziesiąt stóp. Rozumiesz? - To wydaje się trochę ekstremalne – mruknęła. – To nie było takie złe. Są dość szybkie i chociaż widziałam je w locie wiele razy, nie wiedziałam co robię. Poza tym, będę musiała. Tradycja. Chociaż najpierw potrzebuję lekcji latania. – Jej powieki opadły.
- Nie obchodzi mnie tradycja. Jeśli będziesz potrzebowała skrzydlatego wierzchowca, to polecisz na mnie – powiedział. Mógł ją chronić w ten sposób, a jeśli kiedykolwiek straciłaby równowagę, mógł ją złapać zanim by spadła na ziemię. Zachmurzył się. Może mogli by zrobić dla niego uprząż, którą mogłaby używać jako siodło. Z pasem bezpieczeństwa. I powinna zakładać kask. I kamizelkę ratunkową, jeśli lecieliby nad wodą. Czy spadochron, to byłoby zbyt wiele, na wszelki przypadek? - Dobrze. Cokolwiek. – Obmacywała jego twarz, dopóki nie zakryła jego ust upominającymi palcami. – Cicho. - W porządku, faerie. – Pocałował smukły, różowo zakończony palec wskazujący. – Śpij. W czasie, kiedy zsuwał z niej swój ciężar, zasnęła błyskawicznie.
Rezydencja Mrocznych Fae i otaczający ją osiemdziesięcioakrowa połać terenu leżała o pół mili na północny zachód od Chicagowskiej Pętli. Teren był ogrodzony wysokim kamiennym murem, zakończonym pozwijanym drutem kolczastym. Okolica zmieniała się bardzo w ciągu ostatnich dwustu lat. Niniane nie poznawała niczego w stylowym sąsiedztwie, kiedy jej SUV podjeżdżał do wysokiej żelaznej bramy. Tym razem prowadził Rune, a Aryal trzymała strzelbę. Wszystkie rzeczy Niniane były spakowane w walizki i włożone do bagażnika razem z marynarskim workiem Tiago. Rune i Aryal wysłali swoje rzeczy przodem. Rune wystroił się na tę okazję, dżinsy, które miał na sobie, nie miały dziur na kolanach Aryal włożyła swoje zwykłe bojowe skóry i broń. Tiago towarzyszył Niniane na tylnym siedzeniu. Był ubrany w czystą czarną koszulkę i bojówki, oczywiście był uzbrojony. Jego jastrzębia twarz była czujna i rozluźniona, jego spojrzenie lustrowało najbliższe otoczenie. Wspominała wcześniejsze wydarzenia. Obudziła się w obecności jego długiego, potężnego ciała, leżącego obok niej, z jedną jego ręka na swojej drobnej klatce piersiowej. Jeszcze zanim otworzyła oczy, wiedziała, że zmierzy się z tym dniem wypełnionym nadchodzącymi zmianami. Zaczęła się wiercić i obróciła się w jego stronę i odkryła, że patrzył na nią, jego oblicze było zamyślone i dziwne od niebywałej czułości.
Nic nie powiedział. Zamiast tego pocałował ją. Potem oswobodził ją z koszulki i pieścił jej piersi. Minęło trochę czasu, kiedy skłonił głowę mocniej i lizał oraz skubał jej najwrażliwsze miejsca, gardło, wnętrze łokci, trącał językiem kółko w jej pępku, aż odkrył co sprawiało jej przyjemność. Potem ssał, muskał i kąsał z erotyczną troską jej sutki, przesuwając krawędzią paznokcia po jej skórze, dopóki nie wzrosło w niej pożądanie do tego ostrego, słodkiego bólu, który powodował, że oszalała, wychodząc z siebie, ale nie wszedł w nią, nieważne jak bardzo błagała. - Jesteś zbyt obolała – powiedział. – Skrzywdziłbym cię. - Nie dbam o to – westchnęła, kiedy skręcała się pod jego sprytnymi ustami i rękami. - Ja tak. – Przesunął swoje ciało w dół i rozchylił jej nogi. Położył się na brzuchu i gładził jej nabrzmiałe wrażliwe ciało, najpierw palcami, potem językiem, a widok jego szerokich barków i ciemnej głowy pomiędzy swoimi nogami, kiedy trudził się w intymnych staraniach, popchnął ją w orgazm. Spojrzał na jej nagie ciało z wyraźnym zamiarem i powiedział – jeszcze. Była zbyt wyczerpana, by opanować gwałtowne uczucie ekstazy. Jej ręce drżały, kiedy gładziła jego głowę. - Nie dam rady. - Dasz – powiedział. Rozsunął fałdki jej warg i przytknął usta do łechtaczki. I miała gwałtowne błyski przyjemności rozpalające się raz za razem, dopóki nie załkała ostatni raz, wyczerpana i wyżęta, przesunęła szybko swoje ciało, by wcisnąć się w jego ramiona. Powiedziała: - Ale ja, ty nie… Słuchał jej. Nie kontrolowała nawet swojej telepatii. - Dostałem dokładnie to, czego chciałem – szepnął jej do ucha. – Będę miał każdą część ciebie, aż będzie tak jakbym żył z tobą w jednej skórze.
Jeśli taki był jego cel, to osiągnął go. Siedziała cicho w zapiętych pasach bezpieczeństwa z założoną nogę na nogę i rękoma splecionymi na podołku. Po tym jak w końcu wzięli prysznic, około południa, ubrała się w prostą czarną sukienkę Givenchy, skromne balerinki z otworami na czubkach oraz perłowy naszyjnik i kolczyki. Miękki, wykwintny materiał jej ubrania był łagodny dla znaków, które powstały na jej skórze w skutek ich miłości. Patrzyła na świat z cierpliwością, która pochodziła z głębokiego fizycznego cierpienia, chociaż była przepełniona po brzegi prywatnym basenem erotycznych wspomnień. Patrzyła na niego z głębokim zrozumieniem. Jego krótkie czarne włosy błyszczały w słońcu. Wiedziała, jakie to uczucie, kiedy przesuwały się pomiędzy jej palcami. Jego eleganckie usta. Wiedziała, jak mądre były te usta, kiedy podróżowały po wzniesieniach i dolinach jej ciała. Ruch jego długich, silnych palców. Wiedziała, jakie to uczucie, kiedy krążyły wokół jej kostek, poruszały się w niej, jak zgrubienia jego dłoni pocierały jej skórę. Jego niestrudzone, inteligentne oczy. Znała nieustanną obietnicę, kiedy brał ja i brał ją, dopóki nie czuła, że nie zostało w niej nic do wzięcia przez niego, bo zabrał wszystko. Tak, żył teraz z nią, wewnątrz niej. Rune dotoczył Suv-a do czarnej żelaznej bramy. Po obu jej bokach stali strażnicy. Młoda kobieta Mrocznych Fae w gładkim czarnym mundurze podeszła do strony kierowcy, by powitać Rune. Jej zafascynowane spojrzenie skierowało się od razu na Niniane, siedzącą na tylnej kanapie, ale poza tym starała się zachowywać dyskretnie. Niniane uśmiechnęła się do niej, po chwili wahania strażniczka uśmiechnęła się w odpowiedzi. Po potwierdzeniu ich tożsamości strażniczka wróciła do budki. Nikt nie odezwał się, kiedy otworzyła się brama. Rune przejechał przez nią i zahamował zaraz po drugiej stronie. Niniane odwróciła się, patrząc jak zamyka się za nimi brama. Patrzyła przez kraty na jasną ulicę Chicago. Była zapełniona zwyczajnym tłumem nawiedzonych paparazzi i reporterów, którzy starali się uchwycić zdarzenia po tym jak opuściła oficjalnie terytorium Stanów Zjednoczonych. Mogła już nigdy więcej nie zobaczyć świata po drugiej stronie, dopóki będzie pozostawała królową.
Tiago położył dłoń na jej splecionych dłoniach. Jego wielka dłoń objęła jej obie dłonie. Ścisnął jej ręce, kiedy spojrzała na niego. Spoglądał na nią tym stałym, twardym jak kamień spojrzeniem. Zrobię to, mówiło jego spojrzenie. Nie zostawię cię. Wezmę cię i sprawię, że będziesz cała moja, nie poznasz już więcej samotnego życia. Rozluźniła się i posłała mu delikatne skinienie, a on potarł kciukiem wierzch jej dłoni. Rune rozpędził SUV-a po szerokim podjeździe, otoczonym zadbanym żywopłotem, kwiatami i drzewami. Wszystko w zasięgu wzroku było pod ścisłą kontrolą, przycięte i ukształtowane w każdym calu, własny Wersal Uriena. Wrażenie bliskości magicznej ziemi drażniło jej zmysły, wiedziała, że to co czuła było bliskością punktu przejścia do Adriyel. - Chcę spytać, czy są jakieś nowe wieści dotyczące śledztwa – spytała Tiago. - Nie musisz się tym zajmować – powiedział Tiago. – Masz więcej, niż wystarczająco,
innych rzeczy do uporania się z nimi. Zajmujemy się tym. Westchnęła. Pomimo ich bezprecedensowej zażyłości, Tiago nigdy nie był jej ochroniarzem, aż do tego tygodnia, mieli mnóstwo do nauczenia się o sobie wzajemnie. - Rozkazywanie mi, żebym się nie przejmowała, nie jest pomocne. Chcę usłyszeć
szczegóły. Nastąpiła przerwa. Potem powiedział: - Śledztwo posunęło się do przodu. Rune i ja poszliśmy do kostnicy i zbadaliśmy ciała
trzech Wyrów. Wpadliśmy na Arethusę, co okazało się nad wyraz korzystne, chociaż na razie trzymamy to w tajemnicy. Dlaczego nie powiedziałem ci wszystkiego, kiedy mieliśmy czas, by się zrelaksować? Posłała mu przelotny uśmiech. - To wystarczy, dziękuję. SUV wszedł w zakręt podjazdu i ukazała się rezydencja w stylu georgiańskim. Była imponującą budowlą, ale niczym poza tym. Była wysoka na trzy piętra, miała kamienną
fasadę do połowy pokrytą ciemnozielonym bluszczem. Front rezydencji miał zadaszony portyk, gdzie powozy, a teraz samochody, mogły podjechać, a ludzie mogli wchodzić i wychodzić z budynku chronieni przed działaniem pogody. Wysokie okna błyszczały jaskrawo w popołudniowym słońcu. Wewnątrz tych ścian mogły być trucizna, groźba, zdrada i morderstwo, ale na pewno nie było zabłąkanej odrobiny kurzu. Załomotało jej serce. Szepnęła: - Urien nie żyje. Wszyscy trzej towarzyszące jej Wyrowie zareagowali Tiago ścisnął mocniej jej dłonie. Aryal obróciła się, by spojrzeć na nią. Rune wziął głęboki wdech. Tiago powiedział: - Urien może być martwy, ale to nadal jego dom, a my nie jesteśmy mile widziani. Pamiętaj, musisz zachować ostrożność. Jeśli to tylko możliwe, to pozwalaj nam wejść do pomieszczenia przed tobą. - Masz ze sobą swoje szpilki? – spytała Aryal. Niniane przytaknęła. Harpia nie odnosiła się do modnych butów, ale do pary małych schowanych w pochwach noży o cienkich długich na dwa cale ostrzach. Miała je teraz na sobie pod sukienką, przywiązane do ud. Frontowe drzwi rezydencji otworzyły się na pojawienie się SUV-a. Rune łagodnie zatrzymał samochód, kiedy ludzie wysypywali się z domu. Delegacja Mrocznych Fae przyjechała do rezydencji wcześniej tego ranka, razem z Carling i towarzyszącymi jej wampirami, które musiały się schować w kryjówce przed wschodem słońca. Aubrey, Kellen i Arethusa oraz towarzysząca im straż i służba ustawili się na schodach, by ja powitać. Przypominało pracownikom
to
hotelu i
podobną
scenę,
chicagowskim
kiedy
opuszczała
policjantom
za ich
hotel,
kiedy
pracę,
by
dziękowała
zapewnić
jej
bezpieczeństwo. Wszędzie, gdzie teraz pójdzie będzie mogła napotkać takie grupy. Lepiej, żeby do tego przywykła.
Chociaż grupa w hotelu była wyjątkowa. W szczególności Scott Hughes, doktor Weylan i Cameron. Kiedy skończyła składać wyrazy wdzięczności za to co dla niej zrobili, zaprosiła każdego z nich na koronację. Scott i doktor Weyllan podziękowali wylewnie, ale odpowiedzieli, że rodzina oraz inne zobowiązania nie pozwalają im na znalezienie czasu. Cameron, jednakże, to inna historia. Po jednej chwili zdziwienia, uśmiechnęła się i powiedziała: - Poważnie? Niniane przysunęła się bliżej do policjantki i szepnęła: - Obie wiemy, że pan Niesamowity nie wiedziałby, jak kupić mi perfumy i jak dobrać kolorystycznie makijaż i kolczyki do ubrań. I kto zaaranżował tę całkowicie niesamowitą wycieczkę do Big Red’s. Tiago nachylił się od tyłu do jej ucha i szepnął: - Pan Niesamowity słucha każdego słowa, które wypowiadasz. Zatrzepotała do niego rzęsami, a on uśmiechnął się w odpowiedzi. Cameron roześmiała się, jej twarz pomarszczyła się z radości. - Z chęcią przyjdę. Muszę tylko załatwić sobie wolne. Niniane poklepała je dłoń. - Super! Ale wzięcie wolnego od pracy może być skomplikowane. Pamiętaj, czas płynie inaczej, kiedy przekroczysz granicę Innych Krajów i nie masz pewności, jak długo cię nie będzie. - Nie opuszczę tego za nic na świecie – powiedziała Cameron. – Odejdę, jeśli będę musiała. Niniane zaśmiała się. - Wyruszymy do Adriyel za dwa dni, więc jeśli nadal będziesz chciała to zrobić, to pojaw się do tego czasu. Załatwię, by przepuścili cię przez bramę.
Uśmiechnęła się, kiedy przypomniała sobie niezakłóconą wylewność Cameron. Zwyczajna swoboda z jaką Niniane czuła w towarzystwie tej kobiety, stała w wyraźnym kontraście do grupy oczekującej na stopniach rezydencji. Wielu miało przymilne uśmiechy, podczas gdy inni mieli bardziej neutralny wyraz twarzy. Zwróciła uwagę na wysoką, elegancką kobietę Mrocznych Fae, która stała koło Aubrey’a. Była prawie jego wzrostu, ubrana była w tradycyjną ciemnoniebieską tunikę i spodnie, czarne włosy miała zebrane z tyłu w prosty węzeł. Jej ręka była wsunięta w zgięcie ramienia Aubrey’a. To musiała być Naida, jego żona, która została w domu, kiedy aranżował szczegóły ich podróży do Adriyel. To byli ludzie Niniane, a kiedy patrzyła na nich, nie czuła nic z wyjątkiem mglistego uczucia niepokoju, z powodu wszystkich miejsc w ich ubraniach, gdzie mogli ukryć pistolet lub sztylet. Najwyraźniej tworzenie więzi zabierze trochę czasu.
14 Rune otworzył drzwi dla Niniane. Podał dłoń, którą chwyciła, kiedy wysiadała z SUV-a. Tiago obszedł samochód od tyłu i zajął miejsce za nią, tak blisko, że czuła ciepło jego ciała. Jego Moc otoczyła ją, czuła się jak w niewidocznym płaszczu, ciepłej, chroniącej życie obecności, która naciskała na jej naga skórę. Zaskoczyło ją to, posłała mu szybkie pytające spojrzenie. Żaden z tropicieli nigdy nie okrywał jej w ten sposób swoją Mocą. Posłał je kolejny z tych uśmiechów, które były tak nikłe, że jeśli nie znałaby tak dobrze jego twarzy, to mogłaby ich nie zauważać. Rune odezwał się w jej głowie: - Aryal i ja zaniesiemy na górę twoje rzeczy. Da nam to szansę, aby sprawdzić teren.
Potem mamy jeszcze parę rzeczy do załatwienia w Chicago. Zobaczymy się później. Posłała mu wdzięczne spojrzenie. - Dzięki. Rune mrugnął nieznacznie. - Skop im tyłki, pętaku. Uśmiechnęła się do niego i odwróciła się, Tiago poruszył się w ślad za nią. Cały czas pozostawał za jej plecami, cicha górująca sylwetka, która niosła obietnicę szybkiej śmierci dla każdego, kto byłby na tyle głupi, by spróbować ją skrzywdzić. Nie sprawdzała tego, ale przypuszczała, że wyglądał jak ciosany siekierą zabójca. Po drodze, kiedy pochodzili do grupy ważnych osobistości, widziała, jak ludzie reagowali na nich. Uśmiechając się, najpierw podeszła do Aubrey’a i Naidy. Aubrey skłonił głowę i dygnął, podobnie uczyniła Naida. - Wasza wysokość – powiedział Aubrey. – Witamy. Jesteśmy bardzo radzi, że przybyłaś tutaj, do jednego z twoich domów.
- Dziękuję – odpowiedziała. – Doceniam wszystko, co zrobiłeś, aby przygotować drogę. Aubrey wskazał na kobietę u swojego boku. - To moja żona, Naida. Niniane spojrzała na kobietę Mrocznych Fae, która była o kilka cali wyższa od niej i uśmiechnęła się szeroko. - To przyjemność poznać ciebie, Naido. - Dziękuję, wasza wysokość. To także dla mnie przyjemność poznać ciebie. Uśmiech Naidy w odpowiedzi był spokojny i uprzejmy, potem jej ciemnoszare oczy skierowały się na Tiago stojącego za plecami Niniane i wyraz twarzy Naidy ochłodził się zauważalnie. Nie reaguj. Reakcja Naidy była dopiero pierwszą z wielu. Niniane powiedziała: - Słyszałam, że ciężko pracowałaś, by przygotować wszystko na moje przybycie i podróż do Adriyel. Dziękuję ci za to wszystko. - Cieszę się, mogąc ci służyć. Słyszałam, jak bardzo uwielbiałaś konną jazdę. Sądzę, że znalazłam klacz, którą polubisz. Niniane roześmiała się, czując ciepło po raz pierwszy od ich przybycia do posiadłości. - Jak cudownie! Nie jeździłam od lat. - Jestem pewna, że to z czasem wróci do ciebie – powiedziała Naida. - To jak z jazdą na rowerze – powiedziała. Brwi Naidy uniosły się pod ostrym kątem. - Nie znam tego.
Otworzyła usta. Prawie zaprosiła Naidę na lekcję jazdy na rowerze, ale było coś złożonego i wyszukanego, że zawahała się. Zamiast tego powiedziała. - Jazda na rowerze to świetna zabawa. – Odwróciła się do Aubrey’a. – Może wkrótce będziemy mogli o tym porozmawiać. Aubrey uśmiechnął się, wachlarze kurzych stópek pogłębiły się atrakcyjnie w kącikach jego oczu. - Jestem do twojej dyspozycji. Kiedy chciałabyś porozmawiać? - Dlaczego nie spotkamy się razem, kiedy powitam wszystkich? Naida szepnęła do Aubrey’a: - Zobaczę, czy przygotowano napoje w gabinecie. Niniane zawahała się ponownie. Dlaczego wydaje się, że to do niej nie pasuje? Naida pomagała tylko przygotować drogę, pracując de facto jako hostessa, ale to nie był jej dom, ani nie była służącą. Albo może nic nie powinno wydawać się dziwnym w tym momencie. Jak powinno się witać długo zaginioną dziedziczkę tronu Mrocznych Fae w jednym z jej domów, po tym jak jej zabójczy wuj został zabity? To nie było dokładnie spotkanie towarzyskie opisane przez Emily Post.28 Nie, że Naida czytał Emily Post, ani to, że chciałaby przejechać się na rowerze. Niniane nie miała czasu, aby bardziej roztrząsać sytuację, więc przestała zgłębiać swoją reakcję i odwróciła się, by przywitać Kellena i Arethusę, która promieniowała takim ciepłem, że uśmiech znów pojawił się na twarzy Niniane. Po powitaniu Naidy i delegacji Mrocznych Fae, którzy weszli do domu, ona zwróciła swoją uwagę na personel zajmujący się posiadłością. Zaczęła od stewarda, Brennana, który był starszym mężczyzną o nerwowym spojrzeniu i nieustająco poruszających się rękach. Po przywitaniu się z nim przebijała się przez domową służbę i ogrodników. Potem porozmawiała krótko z kapitanem straży, Prydianem, który był małomównym mężczyzną o twardym
28
Emily Post – sławna amerykańska pisarka, zajmująca się etykietą.
spojrzeniu, a na pytania odpowiadał monosylabami. Porozmawiała także z tymi strażnikami, którzy nie mieli akurat służby przy bramie, czy w innych częściach posiadłości. Postawiła przed sobą zadanie, by powiedzieć cokolwiek do każdego członka personelu, by spytać o ich imiona i skomplementować zdaniem albo dwoma ich pracę oraz zapytać o ich prywatne życie. Reagowali ze zdziwieniem i różnym stopniem przyjemności na jej zainteresowanie. Podejrzewała, że jej wuj Urien nie marnował swojego uroku na nikogo, kto nie posiadał Mocy albo politycznego znaczenia. Przez cały czas czuła intensywną obecność Tiago, trzymającego straż za jej plecami. Poruszał się wtedy, kiedy ona, smukły i cichy cień. Wtedy wydarzyło się coś dziwnego. Jego Moc stężała wokół niej, jakby wyraźnie chciał chwycić ją za ramię. Zatrzymała się i tylko lata praktyki pomogły jej powstrzymać się przed zachmurzeniem na Prydiana, kapitana straży, z którym w tej chwili rozmawiała. Poruszając się jak zazwyczaj zrobiła krok do tyłu w stronę Tiago, a jego Moc rozluźniła się i stała niemal pieszczotliwa. Interesujące. Rozejrzała się wokół, jakby podziwiała ogród, wykorzystała okazję, by spojrzeć przelotnie na Tiago. Wyglądał nijako i bez wątpienia tak dyskretnie, jak tylko potrafił, jednak zauważyła, że była zbyt blisko opuszczenia „bezpiecznej strefy”, co mogło doprowadzić ją zbyt blisko potencjalnemu atakowi, podczas gdy jej cień był zbyt daleko, by ją ochronić. Tiago zmienił jej kurs bez narzucania się jej telepatycznie lub używania fizycznych gestów. Niebawem znów poczuła jego Moc popychającą ją trochę bardziej w prawo i ponownie, kiedy przesunęła się, ciepłe wrażenie jego obecności dawało wrażenie, jakby gładził ją po skórze. Na pewno kształtował sobie własne opinie o ludziach, których spotkała. Katalogując reakcje z imionami i twarzami, łącząc je z ryzykiem napaści. Z pewnością zapyta go później, co myśli o nerwowości Brennana i ostrożności Prydiana. Nie mogła zwolnić wszystkich tylko dlatego, że pracowali dla jej wuja. Nie mogli wszyscy być wrogami. Większość z nich najprawdopodobniej nigdy nie rozmawiała z Urienem. To także było prawdą, że ta posiadłość była ważna, gdyż była główną bramą z ziem Mrocznych Fae do Chicago. A jako taka powodowała, że wszystko tutaj wymagało specjalnej kontroli, chociaż nie wszystko musiało zostać przedsięwzięte natychmiast. Po pół godzinie lub coś około tego, wróciła do domu i przywołała do siebie Brennana.
- Jestem gotowa, by zobaczyć gabinet – powiedziała. - Oczywiście, wasza wysokość! – powiedział steward. Potarł o siebie dłonie, jakby je myjąc. – Będzie dla mnie przyjemnością, by pokazać ci co tylko zapragniesz! Było niemożliwym, by mu uwierzyć. Nawet jej elementarny zmysł prawdy parskał z niedowierzania. Brennan nie był niczym zachwycony, w tej chwili. Było jasne, że był przepełniony obawami. Bez wątpienia obawiał się, że straci pracę. Starała się, aby nie okazać mu swojego obrzydzenia. Chciała trzasnąć go, by przestał robić to co teraz robił i trzasnąć go, by rozdzielił swoje ręce. Biedny człowiek wyglądał jak Montgomery Burns z Simpsonów. Nakazała mu gestem, by pokazał drogę. Kiedy weszli w chłodne, eleganckie wnętrze domu, Tiago powiedział nagle w jej głowie: - Bądź szczera. Jak bardzo będziesz się na mnie gniewać, jeśli zmiażdżę tę pluskwę. Spojrzała przez ramię z zaskoczonym uśmiechem. - To co robi ze swoimi rękami doprowadza mnie do szaleństwa. Ale musi być bardzo
efektywnym stewardem, skoro przetrwał pod rządami Uriena i nie możemy zabijać każdego, kogo nie lubimy. - A co, jeśli go nie zabiję? – powiedział Tiago, jego mentalny glos był zamyślony. –
Mógłbym stłuc go na miazgę i sprawić, by stał się o rozmiar mniejszy. Ścisnęła mocno nos, aż zakłuło ją w oczy i starała się zmienić śmiech w kaszlnięcie. To było to, czego brakowało podczas ich cichej jazdy z hotelu, wszyscy tropiciele odzywali się zdawkowo. Nawet to, że Rune i Aryal mieli pojechać z nimi do Adriyel, nie odsuwało nadchodzącego widma rozstania. Docierało do niej zamglone wrażenie wielkich schodów, foyer i korytarzy, kiedy podążali za Brennanem na tył domu. Wszędzie błyszczące wypolerowane drewno. Marmurowe podłogi lśniły. Za każdym razem, kiedy robiła krok czuła podeszwy swoich butów tuż przed tym, jak jej stopy dotykały podłogi. Skandaliczna fortuna w rzadkich dziełach sztuki Mrocznych Fae, które ozdabiały foyer i korytarze na dole. Obrazy skupiały się na scenach naturalnych dla Adriyel. W szczególności
jedno malowidło odebrało jej oddech. Przedstawiało pałac i spektakularny wodospad na rzece Adriyel ponad nim, scena była tak niespodziewanie rodzinna, że łzy napłynęły jej do oczu. Zgrabne płynne rzeźby były wykonane z metalu. Uświetniały przestrzeń przez osiąganie niewiarygodnej wysokości i cienkości z delikatną wirtuozerią Mocy, która była tak odświeżająca dla umysłu, jak fizyczny kształt rzeźb dla oczu. Dzięki temu, że Urien ściśle kontrolował przejście do Adriyel, sztuka Mrocznych Fae była trudna do zdobycia i osiągała wysokie ceny u Sotheby’iego i w innych domach aukcyjnych. Zastanawiała się, jakie było przesłanie Uriena wyrażone w tych dziełach sztuki. Wszystko wokół posiadłości podlegało ścisłej kontroli, precyzji, od rezydencji w stylu georgiańskim do przystrzyżonych trawników. Pokaz sztuki Mrocznych Fae tutaj, w jego posiadłości w Chicago, wydawał się być szczegółowo zaplanowany, podobnie jak reszta posiadłości. Mógł gościć tutaj sprzymierzeńców i partnerów w interesach. Czy oferował im migawki z Adriyel jako przynętę, czy po prostu pokazywał tak wiele dzieł sztuki, jako znak swojego bogactwa i Mocy? Westchnęła. Była nawiedzana przez martwego człowieka. Nienawidziła go o wiele bardziej, kiedy zajmował jej myśli niż wtedy, kiedy chciał zatańczyć na jej grobie i zaśpiewać: - Dzyń, dzyń, wiedźma martwa jest. Podejrzewała, że będzie przesłaniał jej myśli jeszcze przez długi czas., kiedy będzie rozmyślała nad decyzjami, które podjął i wybierała, które uchwalone przez niego prawa odwołać. Istotą było, nie cierpiała przyznawać tego przed sobą, że Urien był bardzo inteligentnym człowiekiem. Chciała gardzić wszystkim, co zrobił, ale nie była pewna, czy byłaby w stanie. Dzieła sztuki Mrocznych Fae, które ozdabiały przód domu, były bardzo piękne. Teraz Niniane nie była pewna bardzo wielu swoich opinii. Może powinna policzyć do dziesięciu za każdym razem, kiedy zmierzy się z czymś, o czym wiedziała, że było dziełem Uriena. Powinna oceniać sprawy ich własną miarą, nie odrzucając ich tylko dlatego, że jej wuj coś z nimi zrobił. Jakikolwiek był gust Uriena względem sztuki, to co powiedziała Carling nadal pozostawało prawdą. Dla większości ludzi, polityków i finansistów Mroczni Fae wyglądali,
jakby odstawali znacznie od innych majątków. Jednak, takie osoby jak Carling, które poznały niespotykany potencjał Mrocznych Fae, wiedziały lepiej. Dotarli do otwartych rozsuwanych drzwi, Brennan zatrzymał się po ich jednej stronie i skłonił się przed nią. Podziękowała mu za pomoc i bez zastanowienia zaczęła iść pierwsza w stronę pokoju. Moc Tiago zaciskała się na niej, nawet wtedy, gdy chwycił ją za ramię. Brennan gapił się na Tiago z otwartymi ustami. Niniane przewróciła oczami na reakcję stewarda. Cofnęła się, pozwalając Tiago iść przodem i powiedziała w jego głowie: - Przepraszam. - Nie trudź się, faerie – powiedział. – Wiedz jednak, że jeśli pluskwa padnie z szoku, nie
będę mu robił sztucznego oddychania. Przygryzła wargę, by powstrzymać się od śmiechu, kiedy wszedł do pokoju, odwrócił się i zaprosił ją wyciągniętą ręką. Weszła do środka i stanęła porażona kilka kroków od progu. Gabinet był bardzo męski, znajdowały się w nim ciężkie meble w ciemnej skórze, które wyglądały raczej na wygodne niż stylowe, zatrzęsienie półek z książkami, wielkie mahoniowe biurko w jednym rogu i kominek. Wielkie okna wychodziły na tylne ogrody, gdzie teren nachylał się i tonął w małym błyszczącym w słońcu jeziorku. Wielki morski pejzaż namalowany przez angielskiego artystę Turnera wisiał nad szerokim kominkiem z kamienia. Osobowość Uriena wydawała się odciśnięta w pomieszczeniu, bardziej niż w czymkolwiek innym, co do tej pory widziała. Mogła wyobrazić go sobie siedzącego przy biurku i spoglądającego na ten cholerny nieskalany krajobraz, z tego co wiedziała był panem doglądającym szczegółowo wszystkiego. Jeśli byłaby Wyrem, to czułaby, że to przeklęte miejsce pachniało nim. Wszystko w niej zacisnęło się. Trzewia, pięści, twarz. Policz do dziesięciu. Tiago znalazł się obok niej w trzech długich susach, jego twarz była napięta z troski. Położył rękę na jej plecach. - Faerie?
Uniosła rękę w geście pokazującym, by poczekał chwilę, kiedy starała się rozluźnić. To tylko meble. To tylko książki. Wtedy spostrzegła, że Aubrey był w pokoju. Wstał, kiedy weszła. Naida także znajdowała się w pomieszczeniu. Serwis do herbaty z trzech filiżanek na podstawkach stał obok talerza z delikatnymi ciasteczkami na stoliki przed kanapą. Aubrey przyglądał się jej z troską, która wydawała się prawie taka sama jak Tiago, podczas gdy Naida spoglądała na nich z rodzącym się podejrzeniem. - Ze mną w porządku – powiedziała do Tiago. Ścisnęła jego rękę. Skinął głową, nadal nachmurzony i pogładził jej bark. – To miejsce pachnie nim, czyż nie? - Czuć tutaj pojedynczy dominujący zapach mężczyzny Mrocznych Fae – powiedział. –
To najprawdopodobniej zapach Uriena. Wszystko co czuła to był wosk pszczeli i cytrynowa pasta. Zdecydowała, że była to dobra rzecz. Uśmiechnęła się do niego w przypływie czułości. Rzeczywiście był najbardziej przerażającym draniem, jakiego znała, a znała wielu strasznie wyglądających drani. Był jednym z najbardziej dominujących samców na świecie. Kiedyś był bogiem. Przywykł do dowodzenie oddziałom wojowników Wyrów, był doświadczony w taktycznych manewrach i podejmowaniu samodzielnych decyzji. Rzucił to wszystko. Dzisiaj był tylko
tym, który
kroczył w jej cieniu. Starała się wyobrazić sobie go, żyjącego w ten sposób, rok za rokiem, tłumiąc wszystko, by tylko być z nią. O Boże. Rune miał rację, to się nie uda. Przesunęła spojrzenie z Tiago na Aubrey’a, a potem na wstrząśnięte oblicze Naidy. Zbyt wiele rzeczy zdarzyło się przed chwilą w tym pokoju, a jeszcze nikt nie wypowiedział słowa. Panika starała się nią zawładnąć. Starała się ją pokonać. Była zbyt zmęczona, zbyt pobudzona, zestresowana przez dom Uriena i otoczona przez ślady jego istnienia, a ostatnie trzydzieści sześć godzin spędziła na szaleńczej wycieczce po wszystkich ważniejszych punktach na swojej emocjonalnej mapie. O wiele bardziej powinna pojechać na wycieczkę, by zwiedzić Europę. Jak wygodnie, jej bagaże były spakowane. Może ucieczka stąd rozwiązałaby wszystkie jej problemy. W porządku, wydawało się to ryzykowne, ale chętnie podjęłaby próbę.
Tiago obrócił ją w swoją stronę i chwycił za ramiona. Jego Moc nie opuściła jej nawet na chwilę od ich przybycia, a teraz otaczała ją, niewyczerpane źródło siły i ciepła. Powiedział cichym, spokojnym głosem. - Nie śpiesz się. Przytaknęła i rozejrzała się, napotkała jego spojrzenie. Spokojne. Adamantowe. Niezachwiane. Wróciła pamięcią do ostatniej prywatnej rozmowy z Dragosem. Byli w biurze. Francuskie drzwi i żaluzje były otwarte, by wpuścić poranne słońce. Pomieszczenie było wypełnione żółtym słonecznym światłem i ostrymi podmuchami wiatru. Siedzieli, jak wiele razy w ciągu ostatnich dwustu lat. Czarnowłosy smok rozpostarty w fotelu, jego oczy były bardziej złote niż słońce, buty ułożone na biurku. Przysiadła ze skrzyżowanymi nogami na biurku obok jego stóp, zrzucając z nóg buty. - Mogą dać ci tron, ale będziesz musiała zdobyć władzę – powiedział Dragos. - To brzmi na wiele łatwiejsze do powiedzenia niż zrobienia – mruknęła, drapiąc się w koniuszek ucha. – Jakieś rady? Dragos wzruszył ramionami. - Przypuśćmy, że będziesz miała wrogów. Postaraj się zawiązać sojusze. Nie oczekuj, że zdobędziesz przyjaciół. Przyjaciele są darem, który przytrafią się z czasem. Masz wiele dobrych cech, mogących ci pomóc. Masz talent do dyplomacji, jesteś bystra i myślisz szybko, dostrzegasz konsekwencje i niuanse i wiesz jak oszukiwać. Ale masz jedną wielką wadę, jeśli chodzi o objęcie tronu. Jęknęła. Bogowie tylko wiedzieli, co następne wypłynie z ust Dragosa. Nie potrafiła zmieniać kształtu, jej umiejętności w zabawie z mieczem były śmieszne, nie miała kłów ani pazurów, którymi mogłaby się obronić. To mogło być cokolwiek. - Jaką?
- Chcesz być lubianą – powiedział smok. Cokolwiek jeszcze chciał zrobić albo zaniechał zrobienia czegoś, Urien nigdy nie popełnił tego błędu. Uniosła podbródek, wdzięczna bardziej niż mogła powiedzieć za cichą pomocną oazę, jaką dał jej Tiago. Obdarzyła go ponownie tym subtelnym uśmiechem, ścisnął jej ramiona i cofnął się. Powinna mieć nowe osobiste hasło. CZD – Co Zrobiłby Dragos? Odwróciła się z powrotem do Aubrey’a i Naidy. Naidy, która najwyraźniej zdecydowała się przyłączyć niezaproszona do ich prywatnej pogawędki. Powiedziała do Naidy: - Dziękuje za zadbanie o napoje dla nas. Proszę zamknij drzwi, kiedy będziesz wychodziła. W porządku, nie była zbyt pewna, że Dragos powiedziałby proszę lub dziękuję. On dopiero zaczął eksperymentować z używaniem tych nowych słów wśród swoich najbliższych. Jednak wiadomość została wysłana i dostarczona. Naida skłoniła się i wyszła. Tiago patrzył na wychodzącą kobietę Mrocznych Fae z obojętnym wyrazem twarzy. - Naida chciała dobrze – powiedział Aubrey. Niniane podniosła wzrok. Mężczyzna Mrocznych Fae patrzył na nią, jego twarz była zakłopotana. Wykonała gest zaprzeczenia, odsuwając to, co się wydarzyło. Powiedziała: - Czy oboje zechcielibyście usiąść. Spojrzenie Aubrey’a powędrowało do Tiago w nagłym zaskoczeniu, jednak kanclerz ruszył się, by usiąść na końcu kanapy najbliżej jej lewej strony. Tiago najbliżej jej fotela z prawej. Niniane uniosła jeden but, by popatrzyć na niego. Powiedziała w stronę buta bezbarwnym głosem:
- Byłam w pałacu, kiedy została zamordowana moja rodzina. Tiago już o tym wie. Podjęcie tej podróży niesie ze sobą wiele okropnych wspomnień, Aubrey’u. Kiedy jestem blisko czegoś pochodzącego od Uriena, jak wtedy kiedy weszłam do tego pokoju to pragnęłam go spalić. Aubrey ściągnął brwi razem. - Nie miałem pojęcia. Powiedziała w stronę butów: - Oczywiście, że nie. Jakbyś mógł? Nie wiedziałeś nawet do niedawna, że żyję. - Wiesz jaką cieszysz się sławą wśród Mrocznych Fae? – powiedział. To spowodowało, że podniosła na niego wzrok. Starszy mężczyzna ukazał jej słodkogorzki wyraz twarzy. – Po prostu zniknęłaś. Nie było ciała, żadnych dowodów twojej śmierci. Przypuszczano, że musiałaś zginąć, ale zawsze pozostawało pytanie, plotka, że żyjesz i gdzieś się ukrywasz i że pewnego dnia powrócisz, by rządzić. Na początku były to ciche szepty, jedna z tych historii o duchach, opowiadanych przy ognisku, jednak w ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci plotka urosła do całkiem pokaźnych rozmiarów. Jej oczy zwęziły się. - Co masz na myśli? - Urien i ci, co go wspierali – powiedział Aubrey – reagowali na wiele rzeczy, kiedy obalili twojego ojca. Jedną z nich była brytyjska przegrana w Amerykańskiej Wojnie o Niepodległość. Zgadzałem się z twoim ojcem. Kiedy nadchodzą zmiany, musisz zmienić się na spotkanie z nimi. Jednak jego przeciwnicy twierdzili, że chronili status quo Mrocznych Fae zamiast być zalanymi przez coś, w czym widzieli barbarzyńską hordę pogan. Naprawdę chronili dysponującą Mocą elitę Mrocznych Fae, chronili siebie, jednak z czasem stało się to dla nas zbyt kosztowne dla tych bardziej zwyczajnych wśród nas, którzy mogliśmy poza tym skorzystać ze wszystkich zalet nowych możliwości, które nadeszły razem z tymi barbarzyńskimi hordami. Aubrey nigdy nie był zwyczajny w ciągu swojego długiego życia, jednak zdecydowała się nie wspominać o tym. Zamiast tego powiedziała:
- Dlaczego, brzmisz prawie jak demokrata. Roześmiał się. - Być może nie posunąłbym się tak daleko, chyba że istnieje możliwość by zostać demokratycznie myślącym zwolennikiem życzliwej władczyni o otwartym umyśle. – Trzeźwiał w miarę, jak kontynuował. – W każdym razie, okazje stały się rzadkie i wędrowały do kręgu przyjaciół i zwolenników Uriena, którzy bogacili się szybciej w miarę tego, jak zwalniała nasza ekonomia. W międzyczasie, wielu z zwyczajnych cierpiało i ludzie zaczęli opowiadać o tobie legendę z całkiem niebezpiecznym uczuciem tęsknoty. To doprowadzało Uriena do szału. Oczywiście teraz wiemy, że znał prawdę o tobie. Obdarzyła go ponurym spojrzeniem. - Rzeczywiście znał. - Nienawidziłem go – powiedział Aubrey. Pokręcił głową. – Wszyscy oswoiliśmy się z jego śmiercią, tak sądzę, gdyż nadal wydaje się niebezpieczne przyznanie się do tego. Twój ojciec był moim dobrym przyjacielem, a ja, podobnie jak wielu innych, byłem w połowie zakochany w twojej matce. Uśmiechnęła się. - Naprawdę? Zgaduję, że musiała być piękna. Nie wiem, nie pamiętam jej zbyt dobrze. To co zapamiętałam, że była wesoła i kochająca i żywiołowa, rozświetlała pokój, kiedy do niego wchodziła. - Tak – powiedział Aubrey. – Taka była. Byłaby z ciebie dumna. Brwi Niniane gwałtownie uniosły się do góry. Była bardzo wstrząśnięta tymi słowami, łzy popłynęły jej z oczu. - Boże drogi – powiedziała. Zaśmiała się lekko i potarła nos. – Naprawdę tak myślisz? - Tak – powiedział Aubrey. – Nie tylko dlatego, że na przekór wszelkim przeciwnościom zmieniłaś się w piękną kobietę, ale także wiele się nauczyłaś i zdobyłaś powiązania, stałaś się kimś, kogo chciałaby widzieć zasiadającego na tronie.
- Tego nie wiem, ale wiele dla mnie znaczy, że mi o tym powiedziałeś. Pochwyciła spojrzenie Tiago, kącikiem oka. Uśmiechał się do niej. Powiedziała do niego: - Dziękuję. - Za co? – powiedział Tiago. Był wyciągnięty w fotelu, jego nogi były wyprostowane i skrzyżowane w kostkach, łokcie leżały na oparciach fotela, a palce miał złączone w wieżyczkę. - Bardzo mnie dzisiaj wspierałeś – powiedziała. - To skomplikowany dzień – powiedział. – Staram się pomóc. – Jego słowa były neutralne, ale jego Moc gładziła ją po policzku z delikatną czułością. - To wiele dla mnie znaczy – powiedziała. Rozprostowała bolące plecy i skierowała uwagę na Aubrey’a, który z uwagą obserwował wymianę zdań. Powiedziała do Aubrey’a: Przygotowałam sobie zarys tej rozmowy. Po pierwsze, obiecałam, że powiem ci, skąd wiem, że Dragos i Wyrowie nie stali za drugim atakiem. Po drugie, powinieneś wiedzieć, że Tiago zostanie ze mną w Adriyel. Twarz kanclerza zapłonęła. - To nie do zaakceptowania. - Na pewno? – powiedział Tiago. Uniósł głowę i spojrzał na mężczyznę Mrocznych Fae leniwym spojrzeniem drapieżnika. – Jednak dupa.
Tiago
dokonał tego dnia interesującego odkrycia, kiedy ochraniał Niniane pośród
dwóch bardzo różnych grup ludzi. Na pewno odbyła obrzydliwie dużą ilość rozmów. Rozmawiała z każdą osobą, nie ma sposobu, by to zawsze było możliwe, ale jakimś sposobem żadna z tych rozmów nie skończyła się na bla-pieprzenie-bla. Mówiła do ludzi z prawdziwym ciepłem o sprawach, które ich bezpośrednio dotyczyły, a oni odpowiadali.
Dla niego zawsze było coś interesującego w tym, co robiła, chociażby to co powiedziała, albo jak zmarszczyła nos i otwierała szerzej oczy, kiedy poczuła złośliwość, czy też poraził jej oczy szczególnie dokuczliwy refleks światła. Czasem patrzył na jej słodki mały tyłeczek, kiedy szła i zatracał się we wspomnieniu tego, co się wydarzyło, w fantazji nadchodzącej miłości. Dotarło do niego, że wszystkie je buty były z rodzaju „przeleć mnie”. Te małe ślicznie błyszczące zrobione z paseczków rzeczy, które włożyła na stopy, mogły być określone jako broń masowego rażenia, ponieważ zaciemniały męskie umysły. Wydłużały i podkreślały jej delikatne, smukłe nogi. Mógłby przysiąc, że powodowały, że kiedy szła, jej biodra kołysały się z seksownym lekkim skrętem, który zmuszał każdego mężczyznę do skupienia się na niej, jakby byli niemieckimi wyżłami, a ona była zdobyczą, która właśnie wypadła z listowia. Będzie dobra na tronie, zdecydował z poczuciem dumy. Potrzebuje zaprawy i pewności siebie, raz czy dwa zadrży, ale surowiec był tutaj, ze znaczącą dodatkową premią taką, że ludzie zakochiwali się w niej, gdziekolwiek by nie poszła. Był zadowolony z przechadzki za małą faerie i dowiedzenia się więcej o niej. Katalogował potencjalne zagrożenia, zapamiętywał twarze i odnotowywał słabe punkty w rozkładzie posiadłości, takie jak miejsce, z których mógłby strzelić, albo mógłby włamać się do domu. Nie było ich wiele, to miejsce było dobrze zaplanowane i bronione. Było jednak kilka rzeczy, które by zmienił. Zapamiętywał także osoby i problemy. Dowodził od bardzo dawna. Większość ludzi miała powiedzenia, tiki albo nerwowe zachowania, albo sposób mówienia, albo zapach, który rozsiewali. Zapachy były ciekawymi wizytówkami lub identyfikatorami, ponieważ odpowiadały na stymulację bez udziału woli. Ekstremalnie rzadkie było, aby nie mówiły w ogóle nic. Często Carling i Dragos mogli to osiągnąć. Zazwyczaj Wysoki Lord Elfów to potrafił, jednak jego żona o wiele bardziej intrygowała Tiago, ponieważ mogła pozbyć się swojego zapachu znacznie częściej niż ktokolwiek inny, kogo spotkał. Spójrz, na przykład, na pluskwę. Z całą pewnością był małym nerwowym mężczyzną, uzależnionym od jakiegoś rodzaju narkotyków. Jego zapach był bardzo chemiczny, jednak brakowało innych warstw, wskazujących, by na coś chorował. Tiago był leseferystą, jeśli chodziło o uzależnienie od narkotyków, cokolwiek dana osoba brała, była to jej prywatna sprawa, z wyjątkiem ludzi na znaczących pozycjach lub rządzących. Uzależnienie oznaczało
niewłaściwy osąd i podatność na wykorzystanie. Niektórzy mogliby zostać przekupieni lub zaszantażowani, albo do diabła, mogli po prostu pieprzyć sprawy. Pluskwa śmierdział strachem. Obawiał się, że zostanie złapany i usunięty ze stanowiska. Miał rację. Kolejną osobą, która zainteresowała Tiago, był kapitan straży, którego nastawianie wobec Niniane zawierało ukrytą niechęć. Tiago musiał nalegać na nią bezdźwięcznie, by cofnęła się z powrotem do niego, podczas gdy on taksował mężczyznę. Tiago kontynuował przyglądanie się kapitanowi jeszcze przez kilka minut po odejściu Niniane, obserwował wyraz jego twarzy i jak zachowuje się wobec ludzi wokół siebie. Jeśli miałby zgadywać, wyglądało na to, że kapitan miął problem z kobietą u władzy. Nie wydawało się, by ta ukryta wrogość była skierowana w szczególności w stronę Niniane. To nie było nic osobistego, człowiek będzie musiał odejść, tak szybko, jak tylko Tiago będzie mógł szepnąć słowo Arethusie, by sprawiła, aby tak się stało. Naida, teraz. To była interesująca kobieta. Tiago był rozbawiony tym, jak serwis do herbaty i talerz ciastek został zmieniony w pewnego rodzaju subtelny nacisk by zdobyć władze lub pozycję. W manewr, który miała zwyczaju używać, była zaangażowana ciężka artyleria, walcząca by dostać się na wyżej położone pozycje i osłaniająca ogniem jego oddziały. Obserwował i czekał, aż jego faerie zapanowała nad sytuacją, rozegrała ją i odesłała kobietę. Postawa i wyraz twarzy Naidy były całkowicie poprawne i uległe, jednak nie była w stanie ukryć wybuchu zapachu agresji, który wypełnił powietrze, kiedy wychodziła z pokoju. Naida nie mogła zostać zwolniona jak tamta dwójka, jednak sądził, że mógł się nauczyć, by mieć na nią oko. Kanclerz
był
całkiem
inną
sprawą.
Jego
twarz,
zapach
i
postawa
mówiły
o zaniepokojenie, nie o agresji. Tiago wziął talerzyk, napełnił go i podał Niniane, która wzięła go po chwili wahania i błysku zaskoczenia w jej cudownych oczach. Wziął kolejny talerzyk, były trzy, zauważył, co było idealne, chociaż nie było dokładnie tym, na co liczyła Naida, uniósł go wyżej niż swoje rozluźnione plecy w fotelu i spojrzał na kanclerza zimnymi oczami zabójcy. Tiago zdecydował, że będzie się cieszył fotelową wojną. Było bardzo wygodnie, a do tego miał ciastka. Twarz Aubrey’a stężała, jakby tłumił intensywne emocje. Towarzyszył temu skomplikowany zapach, którego Tiago jeszcze nie rozszyfrował. Kanclerz zwrócił się do Niniane.
- Przepraszam za mój wybuch, wasza wysokość – powiedział. – Powiedziałaś, że miałaś plan. Gość był układny, Tiago musiał mu to przyznać. Może było to szczere, a może nie. Czas pokaże. Prawie mógł dostrzec, jak jego faerie wzrusza ramionami w geście „pieprzyć to”. Zsunęła buty ze stóp, podciągnęła nogi pod siebie i wybrała jedno z ciastek, które dał jej Tiago. Miało wewnątrz czekoladę, a pudełko czekoladek, które jej dał już zniknęło. Zapamiętał to sobie. Niniane ugryzła ciastko i odłożyła na talerzyk, jej twarz była zamyślona. Tiago przesunął talerzyk, by zakryć rosnącą bulwę w swoim kroczu, kiedy patrzył jak zlizuje cukier puder ze swoich palców. Myślenie i lizanie właśnie stały się jego dwiema ulubionymi czynnościami, które chciał obserwować w jej wykonaniu. Co działo się pod słodką twarzyczką? Czy myślała jak z A i B przejść do C lub D, czy znowu porzuci alfabet? Nie mógł się doczekać, by zobaczyć, do czego naprawdę zmierza. Kiedy odezwała się, aby opowiedzieć kanclerzowi o swoim sposobie myślenia o Wyrach, które dojrzało w trakcie długoletniej zażyłości, łącznie z rozmowami, które przeprowadziła z Aryal. - Jak się przekonasz, to bez sensu wierzyć, że Wyrowie stali za atakiem – powiedziała. - Rozumiem – powiedział Aubrey. – Dziękuję za poświęcony czas, aby mi to wyjaśnić. Kiedy wyjaśniłaś wszystko w ten sposób, wydaje się oczywiste, że Dragos i władze Wyrów nie były w to zamieszane, z wyjątkiem tego, że obronił cię Tiago. Tiago rozkoszował się przekąską, obserwując i słuchając. Aubrey nie wspomniał nic o rozmowie Arethusy w kostnicy z Tiago i Rune. Arethusa musiała zdecydować się działać bardzo skrycie. Interesujące. Najwidoczniej Arethusa nie ufała nikomu w tym momencie. Biorąc pod uwagę jej znajomość z pozostałymi Mrocznymi Fae, co to mówi o niej, o nich? Tiago pozwolił się układance połączyć w głowie, rozsypać i ułożyć w innych scenariuszach. - Przejdźmy teraz do drugiego punktu – powiedział Aubrey. Mężczyzna patrzył wprost na Tiago. – Proszę, zrozum, to nie jest w żadnym razie osobiste. Darzę wielkim podziwem wszystko, czego dokonałeś. Jednak będziesz postrzegany jako jeden z tropicieli Dragosa,
dowódca, którego oddelegowano na stałe do majątku Mrocznych Fae. To może być postrzegane jako akt agresji i wywołać wojnę. Mroczni Fae są wystarczająco poruszeni przez śmierć Uriena. Chociaż rosła jego niepopularność, to jednak rządził silną ręką, która dawała znaczne poczucie bezpieczeństwa, którego w tej chwili zaczyna brakować. - To dlatego odchodzę – powiedział Tiago. Wepchnął kolejne ciasteczko do ust. Drugi mężczyzna pochylił się do przodu, jego wzrok był ostry. - Przepraszam? - Powiedziałem, że odchodzę – powiedział Tiago do niego. – Jestem wolnym strzelcem. Nie będę już pracować dla Dragosa w żadnym sensie. Zmieszany wzrok Aubreya przesunął się na Niniane, która skinęła głową. - Idzie ze mną – powiedziała. - Rozumiem – powiedział Aubrey, jednak Tiago był pewien, że jeszcze nie zrozumiał. Mógł być bystry i wysoko postawiony we władzach Mrocznych Fae, jednak nie był tak szybki w wychwytywaniu kilku spraw jak jego żona. Jego żona spojrzała raz na Tiago i Niniane i zauważyła to. – Wasza wysokość, nawet jeśli ludzie uwierzą, że Tiago naprawdę zrezygnował, to jednak nie… - Aubrey’u – przerwała Niniane. Jej głos, podobnie jak twarz, był spokojny, jej oczy wyraźne. – Nie proszę cię o pozwolenie ani o zdanie na temat opinii ludzi w tej sprawie. Jeżeli Tiago nie wyruszy ze mną, to ja też nie. Ostatnią rzeczą w moim planie tej rozmowy jest sprawdzenie, czy możemy liczyć na twoje zrozumienie w tej sprawie. Chcę, byś stał za moimi plecami. Byś mnie wspierał. Chcę z tobą rozmawiać, ufać ci i prosić cię o opinie w różnych sprawach. Muszę zacząć budować relacje z kimś, komu będę mogła zaufać. Po prostu, jeśli nie możemy liczyć na twoją akceptację, to nie widzę żadnego powodu w przechodzeniu. Równie dobrze możemy zostać tutaj, a Mroczni Fae mogą znaleźć sobie kogoś innego, by postarać się umieścić go na tronie. Są kuzynowie. Może mógłbyś to być ty. - Proszę. – Aubrey złożył ręce, jego twarz i zapach raziły wielkim strachem. – Nie mów już więcej w ten sposób. Moje rodzinne powiązania są odległe i w każdym wypadku, to ty jesteś prawdziwą dziedziczką.
- Więc mnie wesprzyj – powiedziała Niniane. – Jeśli wesprzesz nas, ludzie mogą na początku narzekać i może tego nie polubią, ale pogodzą się z tym. Tiago jest moim… - Szefem ochrony – powiedział Tiago. Obróciła się w jego stronę, zaskoczona. - Czy tym jesteś? Teraz kiedy to wyraził słowami, sprawdzał to w swojej głowie. Nie było powodu, aby wkurzać Fae i innych gadaniem o parowaniu się Wyrów. To co stało się pomiędzy nim i Niniane nie było nikogo interesem, a Niniane potrzebowała go, aby ją chronił, co zapowiadało się na znacznie bardziej skomplikowaną i złożoną pracę niż tylko obserwowanie jej pleców jako ochroniarz. - Tak – powiedział. Przyjrzała mu się, wyraz jej twarzy był zatroskany. - To będzie trudna pozycja dla obcego. -Lubię wyzwania – powiedział do niej. – I to jest miejsce, gdzie powinienem być i gdzie potrzebujesz, abym był. – Dodał telepatycznie: - i jestem w tym piekielnie dobry. Jej wzrok szukał jego. Posłał je skinienie głową. Spojrzała na Aubrey’a, który patrzył na przestrzeń między nimi, marszcząc czoło. - Jeśli naprawdę wierzysz, że jestem prawdziwą dziedziczką, to musisz również dostrzegać, że Mrocznych Fae czekają zmiany – powiedziała. – Nie sądzę, aby ktokolwiek z was już zaakceptował to w pełni. Część starych zwolenników Uriena będzie miała z tym także kłopot, ale nie ma sensu starać się temu przeciwstawiać. To jest dziedzictwo po Urienie, tak jak prawa, które uchwalił, starając się izolować Adriyel od zewnętrznego świata. Z powodu tego, co zrobił, musiałam uciec i znaleźć się gdzieś indziej, by przeżyć. Aubrey spojrzał na nią z bólem w oczach.
- Jeśli wiedziałbym, że przeżyłaś, nigdy nie przestałbym cię szukać. Jej twarz złagodniała. Było oczywiste, że mu wierzyła. W jego głosie było tyle szczerości, że nawet Tiago prawie mu uwierzył. Powiedziała łagodnym głosem: - Doceniam bardziej, to co mówisz, niż możesz zauważyć, ale to wszystko jest nieistotne. Powodem tego co się wydarzyło stałam się tym, kim w innym wypadku bym nie została. Jestem młodą faerie i podążam za trendami, a Mroczni Fae nie przywykli do takiej władczyni. Lubię amerykańską pop kulturę, ser, pizzę, czytać romanse i robić zakupy w Mediolanie. Poza tym, dzięki Dragosowi, mam niezależne związki z każdym majątkiem Starszych w Stanach Zjednoczonych. Teraz mogę zmienić wiele rzeczy. Mogę zasięgnąć rady i wprowadzić zmiany ostrożnie i łagodnie, jednak nie zmienię zdania w tej sprawie. Ufam Tiago w stopniu w jakim w tej chwili nie mogę zaufać nikomu innemu, nawet tobie. Aubrey potarł czoło i spoglądał spod dłoni na nią i Tiago. Po chwili powiedział do Tiago. - Wycofam moje poparcie na pierwszą oznakę, że tak naprawdę, to pracujesz dla Wyrów. - Nie oczekiwałbym niczego innego – powiedział Tiago. Aubrey naciskał dalej. - Ona jest ostatnią potomkinią linii Lorelle i jedynym co pozostało po jej ojcu. Musisz zawsze działać w najlepszym interesie Niniane i uczynić wszystko, co w twojej mocy, aby zapewnić jej bezpieczeństwo. - To – powiedział mu Tiago z całkowitą szczerością – nie będzie stanowiło problemu. Aubrey powiedział do Niniane: - Zatem dobrze. Wesprę was. Twarz Niniane rozpromieniła się. Ześlizgnęła się z fotela i podeszła do Aubrey’a, by zarzucić mu ręce na szyję i uściskać go. Tiago naprężył się, nienawidząc jej bliskiego kontaktu z innym mężczyzną, jednak cierpiąc przez moment, rozumiał, że jest to ważne dla nich dwojga, może nawet niezbędne. Patrzył na Aubrey’a z zazdrosną uwagą, przyglądając
się, czy jego ręce znajdują się we właściwym położeniu, kiedy Aubrey obejmował plecy Niniane. Mógł się rozluźnić dopiero wtedy, kiedy mężczyzna Mrocznych Fae i Niniane rozdzielili się. Odwróciła się w stronę Tiago i odnalazła jego spojrzenie. - Nie chcę na niego od razu zrzucać zbyt wiele. Sądzisz, że powinnam mu powiedzieć,
że zamierzam doprowadzić do procesu ludzi, którzy wspierali Uriena w trakcie przewrotu? Tiago uważnie studiował twarz kanclerza. Zmiany, wprowadzane z cierpliwością. To była dobra strategia. - Jeszcze nie. Pamiętaj swoją własną radę i wprowadzaj zmiany ostrożnie. Sądzenie
ludzi za zdradę i morderstwo może nastąpić po twojej koronacji, kiedy będziemy mieli szansę na założenie silnie chronionej bazy. Jak na razie – uśmiechnął się do niej i powiedział z głęboką satysfakcją – dobra robota.
15 Później
tego wieczoru, Niniane wspinała się za Naidą po schodach, jej ruchy były
powolne z wyczerpania. Zwiedziła ogrody i resztę terenu wokół domu. Przeprowadziła pobieżną inspekcję utrzymania posiadłości. Wszystko wydawało się być w porządku. Ona i Aubrey wstępnie przedyskutowali finanse Mrocznych Fae, które nie były tak duże, jakby sobie życzyła, ale po rozmowie z Carling nie była zaskoczona. Dał jej także pogląd na status jej dziedziczenia osobistego majątku Uriena. Suma, którą zgromadził Urien, była szokująca. Przypomniała sobie, że majątek jej rodziny także w to wchodził. Spotkała się także oddzielnie z Kellenem i Arethusą, by poinformować ich, że Tiago przybędzie do Adriyel jako szef jej ochrony. Kellen był oburzony, Arethusa przyjęła to zwyczajnie. Obiad naznaczony był podtekstami i napięciami. Carling przyszła, by przyłączyć się do zabawy przy stole. Wampirzyca sączyła czerwone wino, słuchała i odzywała się mało. Sam obiad był wyborny, składał się z trzech dań. Powzięła postanowienie, by udać się do kuchni, by osobiście nagrodzić szefa i personel. Pracujący w kuchni poczuli się zaskoczeni i zachwyceni. Teraz Tiago wspinał się na górę obok niej, jego potężne ciało poruszało się z płynnością, ręce miał założone za plecami, a jego twarz była bez wyrazu, podobnie jak przez większość dnia. Z daleka wyglądał jak tropiciel Wyrów, którego spotkała w Wieży Cuelebre. Po zjedzeniu ogromnego talerza ciastek, udał się, by zjeść ogromny obiad. Wydawał się być nieczuły na spojrzenia, utyskiwania, fuknięcia i insynuacje. Kilka razy poczuła irracjonalną chęć, by uderzyć go w głowę serwetą. Naida powiedziała przez ramię: - Wcześniej twoje bagaże zostały zaniesione do głównego apartamentu, jednak Aubrey i ja sądzimy, że wolałabyś pokój o bardziej kobiecym wystroju. Jest tu pokój z cudownym widokiem na tylny ogród. Mam nadzieję, że nie gniewasz się, że nie zapytałam cię o zgodę na przeniesienie twoich rzeczy? Westchnęła. Była zbyt zmęczona, by określić, czy w głosie Naidy kryło się niedopowiedzenie. Bez wątpienia to Aubrey pomyślał o zmianie, kiedy zobaczył jej reakcję na
gabinet Uriena. Poczuła ulgę, że nie będzie musiała wchodzić do sypialni Uriena. Musiała uporać się ze wszystkich rzeczami po Urienie, jego pismem, decyzjami o wystroju, podejściu do polityki zagranicznej i jego niesamowicie wielkim majątkiem. Najwyraźniej żywił słabość do wina Elfów i dla wiekowego koniaku, pamietających Rewolucję Francuską, każdy z obecnych na obiedzie był zachwycony, mogąc go spróbować. Prawdopodobnie była to jedyna rzecz, w której się zgadzali. Jeśli musiałaby teraz spojrzeć na jego łóżko mogłaby zwrócić wszystkie trzy dnia swojego obiadu na coś, co bez wątpienia było pięknym i bardzo drogim dywanem. Zdecydowała się na bycie wdzięczną i uderzyła w prostą odpowiedź. - Świetnie, dziękuję. Naida spojrzała za siebie i uśmiechnęła się do niej. - Każdy był dzisiaj poruszony twoim zainteresowaniem. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak jesteś zmęczona. - Jestem dość zmęczona – przyznała Niniane. Szli korytarzem na drugim piętrze. Podłoga z twardego drewna była przykryta wełnianym chodnikiem w kolorze wina, a korytarz wypełniały ciemne zabytkowe stoły i szafki. Najwyraźniej Urien lubił wygląd angielskiego dworu, pasującego do georgiańskiej architektury. Kiedy dotarli do końca korytarza, Naida otworzyła drzwi, po czym cofnęła się, pozwalając, by Tiago wszedł pierwszy. Tak zrobił, odwrócił się i wskazał, że Niniane mogła wejść do środka. Weszła do wielkiej sypialni, która była plamą zielonego i kremowego koloru. Delikatny kwiatowy wzór z różowymi plamkami zdobił narzutę i poszewki poduszek. Obróciła się do Naidy, studiującej Tiago z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Naida powiedziała do Tiago: - Twój bagaż został umieszczony w sąsiednim pokoju. Tiago skinął głową, nie odzywając się. Stał rozluźniony z rękami na biodrach, wyraźnie niezamierzając nigdzie iść. Jego masywna czarna sylwetka i widoczna broń stanowiły barbarzyński kontrast dla lekkich kobiecych dekoracji pokoju.
Smukłe brwi Naidy uniosły się w delikatnym ruchu. Powiedziała do Niniane: - Jeśli jeszcze nikt wam tego nie pokazał, to wszystkie pokoje są połączone interkomem. Możecie prosić o wszystko, czego zechcecie lub będziecie potrzebować, kontaktując się ze służbą poprzez urządzenie na nocnej szafce. Czy mogę coś jeszcze dla was zrobić? - Nie, dziękuję – powiedziała Niniane. - Zatem pożegnam się. Odpocznijcie. – Kobieta Mrocznych Fae wyszła, zamykając za sobą drzwi. - Sądzę, że mnie lubi – powiedział Tiago. Wybuchnęła śmiechem i zakryła rękoma usta. Posłał jej ten seksowny, subtelny nie całkiem uśmiech. - Nie uważasz? Jestem całkiem pewien, że jest we mnie zadurzona.
- Szz! Pamiętaj o tym jak wrażliwy jest słuch Mrocznych Fae. Jeszcze może cię usłyszeć! – powiedziała telepatycznie, kiedy starała się poskromić swój chichot. - W ogóle się tym nie przejmuję – powiedział Tiago. Jej ciało nie mogło dłużej ustać prosto. Strąciła z nóg buty, pochyliła się do przodu i upadła twarzą na łóżko. Była tak wyczerpana, bolały ją wszystkie mięśnie, była na krawędzi czegoś, nie wiedziała czego, kiedy wszystkie jej reakcje, które tłumiła w ciągu dnia, starały się jednocześnie wepchnąć się do jej głowy. Zacisnęła pięści na pościeli. Miała błysk przekonania w gabinecie Urienie, że Rune mógł mieć rację, a ona i Tiago popełnili kolosalny błąd, było ono tak silne i wydawało się tak prawdziwe, że przerażało ją tak, że musiała odsunąć jej od siebie i odmawiać się zmierzenia z nim przez cały dzień. Ale teraz zewnętrzne naciski zelżały, a wspomnienie o tym odczuciu odeszło z łoskotem.
Usłyszała, że Tiago chodził po sypialni. Otworzył i zamknął szafę oraz drzwi od łazienki. Potem łóżko ugięło się, kiedy uklęknął obok niej. Jego wielkie dłonie przesunęły się nad nią. Znalazł zamek na plecach jej sukienki i rozpiął go. Chłodne powietrze pocałowało jej skórę. - Wiem, że jestem trudną w obyciu dziewczyną – powiedziała w narzutę. - Cholera, taa – zgodził się. – Najtrudniejszą. Potrzebujesz całej ekipy, zatrudnionej do ciągłej pracy. – Przerwał. – Właśnie uświadomiłem sobie, że nie żartowałem. - Spanikowałam przedtem w gabinecie. Trącił ją łokciem. Przekulnęła się na bok, a on oswobodził jej rękę z sukienki. Potem przekulnęła się w drugą stronę, a on to samo zrobił z drugą ręką. - Mam to. – Klepnął ją w nasadę kręgosłupa. – Unieś biodra. Uniosła je, a on pociągnął w dół sukienkę, ześlizgnęła się ona na jej nogi. Przynajmniej tej nie podarł na strzępy. Może tylko rozszarpuje sukienki, które mają na sobie cekiny. Wiedzieli tak mało o sobie nawzajem, jednak nie powstrzymało to ich w zanurzaniu się w sobie. W przeszłości porywczość ich zachowania doprowadzała ją do drżenia. - Spanikowałam w sprawie nas – powiedziała. Cisza. Położył dłoń na jej plecach. Wydawała się ogromna, ciepła i ciężka. - Dlaczego? Uniosła barki. - To nie jest właściwa odpowiedź, faerie – warknął. Jego Moc wypełniła pokój, silnie napierająca obecność. – Potrzebuję serii słów, połączonych ze sobą i mających spójny sens. - Spojrzałam na ciebie i coś wydarzyło się w mojej głowie – powiedziała. – Wszystko, co mogłam dostrzec, to to, co zostawiłeś za sobą, by za mną podążyć. Nie mogłam pojąc, jak mogłeś to zrobić, a potem wróciło do mnie to, co powiedział Rune. Tiago, jesteś tego pewny?
Milczał przez chwilę. Potem powiedział: - Nie ruszaj się. - Dobrze. – Wypuściła głośno powietrze w narzutę, kiedy odszedł. Tiago wszedł do łazienki i sprawdził ją. Była to wielka, luksusowa łazienka, o kolorach pasujących do sypialni, z plamkami lśniącego srebra armatury. Zauważył z uznaniem, że na blacie było wiele zestawów, wyglądających na drogie, butelek kosmetyków. Spodobałyby się jej. Otworzył butelkę i powąchał zawartość. Pachniała różowo. Zaczął napuszczać gorącą wodę i wlał trochę pachnącej różowo zawartości do wody. Powstała piana. Zamieszał ręką w bąbelkach i wodzie. Temperatura wydawał mu się odpowiednia, ale jego dłonie były zrogowaciałe, więc powinien być ostrożny z jej delikatną skórą. Wszedł z powrotem do sypialni i przyglądał się prawie nagim plecom jego pełnej wątpliwości faerie, podczas gdy sam się rozbierał. Te słodkie krzywizny jej ciała, definicja seksowności, z dwoma nożami wielkości wykałaczek, w pochwach przypiętych do jej smukłych ud. Świadomość, że te noże były zatrute, a ona wiedziała jak ich używać, piekielnie go rozpalała. Jak kiedykolwiek mogły być w jego typie te potężne kobiety? Obiecał sobie podjęcie leczenia pewnego dnia. Chciałby zobaczyć ją ujeżdżająca go, ubraną jedynie w te pochwy na udach i nic poza nimi. Wyprostował głowę. Nie, czekaj. Może także w naszyjnik z pereł. Kiedy już był nagi, odczepił pochwy z jej ud, rozpiął zapięcie jej stanika i ściągnął z niej majtki. Potem podniósł ją do góry i zaniósł ją do łazienki i trzymał ją ponad wodą. - Sprawdź ją – powiedział. Poruszała palcami w spienionych kopcach pachnącego czegoś, zanurzyła rękę w wodzie pod nimi i westchnęła: - Idealna. Położył ją w wannie i usadowił się, tak że siedziała otoczona jego nogami. Odchylił się do tyłu z chrząknięciem i przyciągnął ja do siebie. Jęknęła i opadła na jego pierś. Jego napompowany krwią kutas był w nieustającym pogotowiu od momentu, kiedy ściągnął z niej
sukienkę, musiał poruszyć się nieco, by znaleźć wygodną pozycję. Potem owinął ramiona wokół jej ciepłego, mokrego, nagiego ciała i kontemplował istotę doskonałości. - Zgodziliśmy się, że spanikowałaś w gabinecie – powiedział. Jej głowa poruszyła się w delikatnym skinieniu. - Czy także zgodzimy się, że spanikowałaś z powodu kilku innych spraw, a nie tylko z mojego powodu? Kolejne skinienie. - Czy możemy rozważyć możliwość, że ten stres był wywołany przez otoczenie? - Tak – mruknęła. – Ale Tiago… - Żadnych „ale” – rozkazał. – I żadnych uników. – Fuknęła ale zgodziła się, a on lekko się uśmiechnął. To był rzadki moment, kiedy nie odwzajemniła go w jakikolwiek sposób. Naprawdę musiała być wyczerpana. Pocałował ja w czubek głowy. – Być może powinniśmy dojść do wniosku, że twoja panika mogła nie wynikać z żadnego konkretnego powodu. - Tiago… - Słyszę dołączone „ale” – powiedział ostrzegawczo. – Jest ukryte, ale obecne. – Warknęła z frustracji, chociaż wyciągnęła ręce, by przyciągnąć go do ponowne przytulenia się do niej. – Musisz zaufać mi, by zobaczyć wszystko z mojego punktu widzenia. Miałem zabawny dzień. - Miałeś ubaw? – odchyliła do tyłu głowę, by spojrzeć na niego w zaskoczeniu. Rzucił się naprzód, by pocałować jej wydęte usta. - Tak. Poza tym wiele się nauczyłem. Dowiedziałem się czegoś o tobie i ludziach wokół ciebie. Może pamiętasz, że poza tym dokładnie wiedziałem, co musiało być zrobione i w jaki sposób. - Dobra, przyznaję ci to.
Uniósł głowę wyżej, więc mogła się na nim położyć mając splecione nogi. - Podniosłeś mnie i przeniosłeś – mruknęła. – Wiesz, że kiedy nie jestem ranna, ani pijana w trzy dupy, mam dwie doskonale funkcjonujące stopy. - Jesteś po prostu tak cudownie przenośna – odpowiedział jej. Prychnęła śmiechem, jej ciało rozluźniało się przy nim, głowę wtuliła pod jego brodę. – Lubię cię nosić. – Uwielbiał czuć ją w swoich ramionach. Spytał – Jaki morał z tej historii? - Przestać panikować? – ziewnęła. - Więc, to także. – Potarł jej plecy. – Morał to, że musisz nauczyć się ufać mi. Nie staraj się wykonywać swojej pracy, jednocześnie martwiąc się o mnie. Jest wiele bardziej istotnych rzeczy niż martwienie się o mnie. Masz przed sobą ogromne przedsięwzięcie. Ja także potrzebuję, by móc tobie zaufać, że postarasz się najlepiej, jak umiesz. Oboje chcemy, by ci się powiodło. Pocałowała go w szyję. - Oboje chcemy, by ci się powiodło. - Sądzę, że to się uda – powiedział Tiago. - Ty nie? - Tak, w porządku. – Kąpiel z bąbelkami była ciepła i błyszcząca, a ciało Tiago tworzyło najwygodniejsze łóżko, jakie można sobie wyobrazić. Rozchyliła powieki. Jego ciemna umięśniona pierś wyglądał niesamowicie męsko przy otaczających ich kopcach piany. Spojrzała na potężną wypukłość jego bicepsa i podążyła palcem za tatuażem z drutem kolczastym. - Czego się nauczyłeś? - O tobie? – Jego niski, leniwy głos zawibrował w jej uchu. - Nie, głuptasie, o innych ludziach. Przesunął się i pocałował ją w czoło Powiedział telepatycznie:
- Sądząc z jego zapachu i zachowania, pluskwa jest najprawdopodobniej od czegoś
uzależniony. Chyba że wyzna mi, że jest chory, niektóre rodzaje leków mogą dodawać chemiczna nutę do zapachu, musi odejść. Kapitan straży też musi odejść. Zgaduję, ze ma problem z kobietami u władzy, ale to raczej nie ma znaczenia. Nie podoba mi się, jak się do ciebie zwraca. Podoba mi się większość personelu domowego. Nie mam zdania o pracujących w terenie, dopóki będą przestrzegać protokołów bezpieczeństwa, poza tym w ogóle nie ufam Naidzie. - Mogłabyś się właściwie postarać, aby trzymać ją nieco na dystans – mruknął. Zmienił temat.
- Dobra, ufam jej o wiele mniej niż w ogóle. Masz moją opinię. Jeszcze nie wyrobiłem sobie opinii o Aubreyu. Przepraszam, ale nie mam. Sądzę, że Arethusa naprawdę bada ataki i wydaje się, że nie ufa nikomu. To powoduje moja ostrożność. Sądzę, że Kellen najprawdopodobniej jest w kłopotach politycznych, jeśli nie w innych. Jest jeszcze jedno. - Co takiego? – jej mentalny głos był bez wyrazu, zmęczony. Mógł sobie wyobrazić, jak trudne będzie dla niej usłyszenie tego. To byli jej ludzie, niektórych pamiętała ze szczęśliwego dzieciństwa. Jej instynkty muszą burzyć się w jej środku, kiedy zastanawiała się, komu może zaufać. Jego ramiona naprężyły się. Odezwał się tak łagodnym głosem, jak tylko był w stanie. - Być może za atakami na ciebie stał nie kto inny, jak Mroczny Fae. Jednak biorąc
wszystko pod rozwagę, wliczając przebieg zdarzeń, sądzę, że ta osoba znajduje się pod tym dachem. Milczała, kiedy rozważała jego słowa. - Dlaczego tak sądzisz? Nie
zaakceptowała
zwyczajnie
tego
co
powiedział,
ale
zareagowała.
Dobra
dziewczynka. - Nie mam dowodu – powiedział. – I mogę się mylić. Ale zastanów się, kto miał czas,
aby zawiązać sojusz z Gerilem i nakłonić go do popełnienia naprawdę strasznej zbrodni? Geril
nie próbował popełnić zwyczajnego morderstwa. Próbował politycznego zabójstwa. Musiał mieć naprawdę cholernie silny motyw, nie sądzę, by wystarczyły jedynie pieniądze. Poruszyła się. - Co masz na myśli? Powiedział jej o rozmowie, którą on i Rune odbyli w kostnicy z Arethusą i o wypłacie, jaką otrzymał od fasadowej spółki w Illinois, która podobno należy do Cuelebre Enterprises. - Pamiętaj, stawiam tylko przypuszczenia – powiedział. – Ale biorąc pod uwagę, jak
Urien kontrolował ruch do i z Adriyel, wydaje się mało prawdopodobne, by agent z innego majątku miał czas, aby przekonać Gerila do działania. I dlaczego inny majątek miałby to zrobić. - Nie zrobiliby tego – szepnęła. – Nie mieli powodów. - Dokładnie – powiedział. – Brak motywu. Spójrz na to jak na analizę zysku i ryzyka. Jesteś obecnie znana wszystkim majątkom, każdy z nich ma nadzieję, że nawiąże z tobą dobre stosunki. Nie takie, jak twoje powiązania z Dragosem, ale w najgorszym wypadku mogą poczekać i zobaczyć, jaką monarchinią się staniesz. Skrytobójstwo może nadejść później, jeśli poczują, że twoja obecność stanowi dla nich rzeczywiste zagrożenie. Starając się zabić cię teraz, nie odnieśliby wystarczających korzyści, by ryzykować wszczęcie wojny z Mrocznymi Fae, czy wywołać gniew Dragosa. Nie ruszała się, wtulona w niego i milczała.
- Ponownie, nie mam żadnych dowodów – powiedział łagodnie. – Ale co ma największy sens z tego, wiemy, że nasz podejrzany to ktoś, kto przybył z Adriyel do Chicago wraz z Gerilem. Może ktoś wierny starym kolesiom Uriena, jestem bardzo zainteresowany podjęciem śledztwa w sprawie tego wątku, kiedy dotrzemy do Adriyel. Nasz podejrzany miał czas, by nad nim popracować, obiecując mu wystarczająco dużą nagrodę. W tym samym czasie Geril mógł postrzegać naszego podejrzanego jako wystarczająco duże zagrożenie, że zabicie ciebie stało się ważniejsze niż pozwolenie ci żyć i wkupienie się w twoje łaski. Strząsnęła mydliny z palców, by pogładzić czoło, które zaczynało pulsować bólem.
- Geril podążył za ryzykiem i zyskiem – powiedziała po namyśle. – Wydaje się, że zysk ze korzyść ze związku ze mną powinna przeważyć ryzyko ze strony współkonspiratora. - Mógł nawet rozważać porzucenie partnera – powiedział Tiago. – Dopóki nie stało się jasne, że nie jesteś nim zainteresowana. W tym momencie jego początkowe porozumienie z partnerem stało się bardziej natarczywe. Jego partner musiał być w Chicago, a nie wrócić do Adriyel, ponieważ miał możliwość szybkiego działania, by przygotować drugi atak. To najlepiej pasujący profil, jaki w tej chwili mamy. Wszystko wskazuje, że to ktoś z delegacji Mrocznych Fae, a przynajmniej z ich towarzystwa. Wiedziała wcześniej, że jest bardzo prawdopodobne, że ktokolwiek starał się ją zabić, jest Mrocznym Fae, ale w jakiś sposób było znacznie gorzej usłyszeć to, opakowane w chłodną, nieustępliwą logikę Tiago. Powiedziała na głos: - Doskonale wiesz, jak zrujnować doskonałą kąpiel z bąbelkami.
Kiedy woda w wannie ostygła, podniósł ją i wyszedł z wanny. Ponieważ noszenie jej sprawiało mu przyjemność, zdecydowała się, by mu na to pozwolić. Postawił ją na nogi i podał ręcznik. Wytarła się do sucha, z do połowy zamkniętymi powiekami. Potem ponownie wziął ja na ręce. Zasnęła zanim wyszedł z nią z łazienki. Kolejną rzeczą, którą pamiętała, było to, że było jej gorąco, a jej szyja, policzki i ucho były rozpalone. Zirytowana potarła szyję i starała się nakryć się twardą poduszką, ale nie mogła wymyślić jak to zrobić. Jej poduszka poruszała się w górę i w dół, otworzyła oczy. Leżała na Tiago, leżącym wyciągniętym na plecach z głowa obróconą na bok. Wszystkie wypchane piórami poduszki znalazły się na podłodze. Uniosła głowę, by spojrzeć na nogi łóżka. Wszystkie koce także leżały na podłodze. Oboje byli nadzy, przykryci jedynie prześcieradłem. Okienne zasłony nie były do końca zasunięte i jasna żółć porannego słońca przecinała łóżko. Ciepło promieni słońca było tym, co ją obudziło. Przechyliła głowę, kiedy przyglądała się Tiago. Nigdy wcześniej nie widziała go śpiącego. To był dopiero drugi raz, kiedy dzieliła z nim łóżko. Najwyraźniej nie rozumiał zbyt
dobrze koncepcji dzielenia łóżka. Zagarnął każdy cal łóżka i powodował, że olbrzymi materac wydawał się mały. Promieniował ciepłem. Poczuła je, kiedy trzymała rękę o cal od jego oświetlonej słońcem skóry. Jego twarz była odwrócona od porannego słońca. Łuk zaczynający się od jego głowy, biegnący dalej wzdłuż kolumny szyi do ciężkich obojczyków był silny i wdzięczny. Miał wielką bliznę, biegnącą poprzez prawy bok jego torsu. Zaczynała się na jego żebrach i biegła w stronę pleców. Jego szerokie ramiona i potężna pierś, razem z mięśniami międzyżebrowymi, tworzącymi fale na klatce piersiowej, wskazywały na siłę lewiatana, która mogła wystrzelić w powietrze jego olbrzymią wyrzą formę wystarczająco szybko, by strącić śmigłowiec. Dotknęła blizny. Jedna z legend dotyczących Tiago, która uparcie krążyła po Wieży powstała w końcu lat sześćdziesiątych dwudziestego wieku, kiedy jego oddziały zostały przyszpilone przez ogień z wrogiego śmigłowca. Jego wojownicy ginęli, więc przybrał formę Wyra i uderzył nagle w helikopter. Doprowadził go do zbocza klifu i zdołał go odepchnąć tuż przed tym, jak eksplodował po uderzeniu w zbocze. Odniósł poważne obrażenia, kiedy śmigło helikoptera wcięło się w niego, w wyniku czego musiał zrobić sobie sześciomiesięczną przerwę. Pamiętając, jak skoczył, by zatrzymać jej SUV-a w śmiertelnym poślizgu, była w stanie uwierzyć w tę historię. Kiedy studiowała go, rozmiar jego przystojności zwiększał się, z tymi wysokimi dumnymi kośćmi policzkowymi, ciemnymi brwiami, smukłymi policzkami i śmiałymi czołem, nosem i podbródkiem i ekspresyjnie poruszającymi się ustami. Kiedy nie spał, inteligencja i agresja rzeźbiła go w naturalną broń biologiczną. Był niczym męski taran, jego osobowość była tak silna, że mógł żądaniami wymuszać zmiany w państwach i obalać ich rządy. Nic dziwnego, że Mroczni Fae tak bardzo zareagowali na możliwość, że wyruszy do ich krain i ich domu. Wczoraj miał ubaw. Ubaw. Pomyślała o nim rozciągniętym w fotelu w gabinecie na dole, cicho demolującym talerz z ciastkami, podczas gdy Aubrey patrzył na niego w szoku. Albo co z tym boskim obiadem? Różni ludzie przekłuwali go wzrokiem, starając się kilkukrotnie dociąć mu słowem, podczas gdy on pochłaniał alarmująco wielkie ilości wspaniale przygotowanego jedzenia, z widocznym uznaniem dla kuchni i ogromną niewrażliwością na czyjekolwiek opinie. To nie było tak, że nie zauważał, że ludzie starają się go obrazić. On po prostu o to nie dbał.
Zakryła nos i częściowo usta, powstrzymując się od śmiechu i obudzenia go. Potrzebował o wiele mniej snu niż ona, a z tego co wiedziała, to nie miał szansy odpocząć od czasu swojego przybycia do Chicago. Chciała rozkoszować się tą rzadką okazją obserwowania go podczas snu. Musiała nauczyć się mu ufać, tak powiedział. Miał rację. Wczoraj zgromadził zaskakującą ilość informacji, zwyczajnie obserwując ludzi i miał czystą wyraźną wizję tego, co powinien zrobić. Jego bezwzględność, jego wrodzony talent do taktyki i strategii i jego błyskotliwa logika, umiejętności śledcze w pełni przystawały do pozycji, którą osiągnął i zagarnął dla siebie. Wzięła głęboki wdech i westchnęła. Po raz pierwszy w czymś, co wydawało się wiecznością, ciasny, ograniczający ją, bandaż na piersi zniknął. Czuła się lżej, pełna nadziei i optymizmu. Kompilacja faktów przedstawiona przez Tiago wydawała się przekonująca. Wierzyła tak jak on, że zabójca czeka spokojnie w domu. Ale teraz wierzyła, że można go złapać, a ona i Tiago mają szansę, by zacząć kształtować nowe życie, które wybrali dla siebie. Wiara, nadzieja, optymizm. Pasja i śmiech. Poczucie bezpieczeństwa. Spojrzenie na bogactwo darów, które jej podarował. Kilka dni temu była pijana, ranna, przestraszona i samotna. Przepełniona emocjami, złożyła pocałunek na jego ciepłej piersi. Patrzyła na jego twarz, która poruszyła się, jego usta złożyły się w senny uśmiech. Położył rękę na jej policzku i drażnił palcem koniuszek jej ucha. Poczuła jak jego penis sztywnieje przy jej biodrze, poczuła w odpowiedzi ucisk głodu, przeciągnęła się maksymalnie, przesuwając ciało wzdłuż jego ciała. - Faerie, z pewnością wiesz, jak spowodować u mężczyzny radość z tego, że żyje – powiedział. Jego głos rano był grobowy, niższy i łaskotał ja w policzek. Ziewnął. - Pragnę zauważyć, że zająłeś całe cholerne łóżko – powiedziała. Pocałowała go w sutek. Stwardniał pod jej ustami. - Jest wygodne, więc dlaczego nie?
- Tiago, to moje łóżko. – Polizała jego sutek i zaczęła go kąsać, usłyszała jak wstrzymał oddech. To był najseksowniejszy dźwięk, jaki kiedykolwiek słyszała. Jej głód wyostrzył się i rozlał się po ciele, kiedy poczuła pulsowanie jego erekcji. Jego uśmiech poszerzył się. Objął jej policzek tymi długimi, mądrymi palcami. - Jesteś moja faerie. Poza tym nie słyszałem żebyś w nocy narzekała. - Narzekam teraz – poinformowała go. Skubała delikatnie naprężone ciało. Wciągnął powietrze. - Czy tak to robisz? – powiedział przez zęby. Jego nogi poruszały się pod nią nieustannie. – Masz czas, opowiedz mi o tym. Jestem cierpliwym mężczyzną wobec tego rodzaju narzekania. - Żądam rekompensaty. – Przesunęła się dalej wzdłuż falującego się torsu, liżąc i całując, gdy się przesuwała. Zassał powietrze, uniósł głowę, by spojrzeć na nią czarnymi błyszczącymi oczami. Chwycił jej głowę w dłonie z ogromną troską. - To się nazywa rekompensata? Nauczę się tutaj nowego języka. Proszę, bierz tyle rekompensaty, ile zechcesz. - Myślę, że tak zrobię. Jego wzwiedziony członek leżał na kaloryferku brzucha, główką prawie dotykając pępka. Był piękny jak cała jego reszta, wielki, gorący, o aksamitnej skórze, jego ponętne jądra, ciasno opięte skórą kule. Chwyciła penis poniżej żołędzi, uniosła go do ust i zassała go. Jego głowa opadła do tyłu na materac, otworzył usta w cichym krzyku. Widok jego ekstremalnej przyjemności był tak erotyczny, że zwilgotniała, głód usadowił się między jej udami jako głęboka, natarczywa dolegliwości. Podrapała lekko bok jego żeber, kiedy go ssała, jego tułów wygiął się nad łóżkiem.
Jego dłonie i wielkie, potężne mięśnie ud zadrżały. Ona to sprawiła. Doprowadziła tego mężczyznę do dreszczy. Mruknęła, otworzyła gardło i wzięła go całego w siebie. - Dobrzy bogowie, Niniane! Ta spokojna oświetlona słońcem sypialnia była ich oazą, czasem, by pozostawili za sobą napięcie i zagrożenie, zanurzyli się w falach swojej zmysłowości. Kiedy wyjdą, będą uzbrojeni i uważnie obserwujący świat, ale mieli tę chwilę, a ona chciała otrzymać wszystko, co możliwe, zanim ona minie. Pod wpływem wielkiej hojności darów, pokusiła się, by pomyśleć i powiedzieć, co czuła. Szepnęła w jego głowie: - Jesteś mój. Powiedział przez zaciśnięte zęby: - Już bardziej nie mogę być twój. Wzięłaś mnie całego, faerie. Nie pozostaw żadnej mojej części za sobą. Wyciągnęła dłonie w jego stronę. Splótł swojej palce z jej palcami. Trzymali się splecionymi dłońmi, a ona doprowadziła go do ciepłej żywotności jego orgazmu, zalewającego jej usta. Nie miał jeszcze dosyć, oczywiście. Doprowadziła go do takiego podniecenia, że uniósł się ze zdesperowaną twarzą, pozbawioną całkowicie samokontroli. Przycisnął ją do łóżka i wszedł w nią. Odwróciła głowę na skutek rozkoszy jego wejścia, oślepiło ją poranne słońce. Świat wokół niej promieniował, wypełniony światłem. Napiął się i wypełnił ją, a ona zacisnęła się wokół niego z całej siły. Dostrzegła ciemniejszy łuk jego szerokich barków, wyginających się nad nią. Jego głowa odskoczyła do tyłu, oczy miał zamknięte. Ludzie zabijali dla takiego piękna. Zabrał wszystko. Było nie do pomyślenia, aby zostawił jej jakąś cząstkę. Kocham cię. Słyszała echo w pokoju, wiedziała, że to powiedziała. Objął jej twarz i skierował usta w stronę jej ust, kiedy poruszał się w jej ciele.
- Więc to nazywa się miłość – westchnął. – La petite mort.29 Oblana złotem, leżała porażona przez jego zaskakujący język ciała, poezje jego myśli.
La petitem mort. Mała śmierć. Więcej niż orgazm, duchowe uwolnienie. Po tym oboje wzbili się do lotu.
Później popołudniem, nagłe pukanie rozległo się od drzwi. Niniane krzyknęła: - Tak? Vrayna, jedna ze służących, powiedziała: - Przepraszam, wasza wysokość, wiem, że powiedziałaś, że życzysz sobie, aby ci nie przeszkadzano, ale policjantka z Chicago jest tutaj, by się z tobą zobaczyć. - O Boże, to Cameron! – Niniane upuściła ubrania, które trzymała, by klasnąć w dłonie. – Proszę przyprowadź ją. Kilka minut później rozległo się głośniejsze pukanie do drzwi. Rzuciła się, by je otworzyć. Cameron stała w korytarzu, ubrana zwyczajnie w dżinsy, czarne buty i czerwoną letnią koszulkę na ramkach. Jej piaskowe włosy były spięte z tyłu klamrą, a jej cynamonowopiegowata twarz lśniła przyjemnością. Niniane zarzuciła ręce na wyższą kobietę. Cameron zaśmiała się zaskoczona i odwzajemniła uścisk. Rozejrzała się nad ramieniem Niniane. - W porządku – powiedziała policjantka. – Nadal zamierzasz jutro wyjechać? Niniane odwróciła się, by rozejrzeć się. Cudowna sypialnia była tęczową katastrofą. Były w niej dwa fotele ustawione przy małym stoliku w pobliżu okna. Na stole stała taca z pozostałościami posiłku. Tiago zajmował jeden z foteli. Rozłożył się z wyciągniętymi nogami. Był ubrany w dżinsy, gładką czarną
29
La petite mort – (fr.) dosł. mała śmierć, idiom oznaczający orgazm.
koszulkę, buty i tylko jedna widoczną broń, pistolet w kaburze pod ramieniem. Pudełka z biżuterią i kosmetyczki leżały na jednym końcu łóżka. Drugi koniec był zawalony sukienkami i pozostałymi ubraniami. Z szafy wypadał na podłogę tuzin par butów. Drugie krzesło były przywalone gazetami, magazynami, teczkami z dokumentami i laptopem. Laptop Tiago przykrywały przewiewne ciuszki w różnych kolorach, różowym, kremowym, niebieskim, czarnym, czerwona koronka i kilka rzeczy ozdobionych kwiatowym wzorem. Trzymał w rękach parę bladoróżowych butów na wysokim obcasie z pierzastym obszyciem. Wyglądały absurdalnie drobno w jego masywnych dłoniach, pióra falowały delikatnie w podmuchach powietrza, wpadających przez otwarte okno. Cameron z parsknięciem powstrzymała swój wybuch śmiechu. - Ach, wyglądasz tu lekko kwieciście, tropicielu. - Pieprz się – powiedział Tiago. Jego ton był uprzejmy. Odwrócił jeden but i obrzucił go speszonym spojrzeniem. Dmuchnął na pióra. - Pan Niesamowity odkrył, ze ma opinie na temat kobiecej mody – powiedziała Niniane do Cameron, jej oczy tańczyły. - Naprawdę? – Cameron potrząsnęła głową. – Odebrało mi mowę. - Mam konkretna opinię na temat bielizny – powiedział Tiago. Spojrzał na górę delikatnego materiału na swoim laptopie. – To wszystko musi pojechać z nami. Znajdę gdzieś miejsce dla tego, jeśli musiałbym to wieźć w moich jukach. – Zbliżył spód buta do Cameron, aby mogła mu się przyjrzeć. – Opiera całą masę ciała, która nie jest zbyt duża, na tych malutkich powierzchniach. - To umiejętność, której nigdy nie opanowałam – powiedziała Cameron. – Nie żebym chciała. - Potrafię w nich także biegać – powiedziała Niniane. Tiago uniósł głowę. Jego ciemna posępna twarz była skupiona. – Chce to zobaczyć. Masz gdzieś perły i noże.
- Nie teraz – odpowiedziała mu, rumieniec zabarwił jej policzki. – Mamy towarzystwo. – Uśmiechnęła się do Cameron. – Mam nadzieje, że nie rzuciłaś pracy, by móc z nami pojechać. - Nie zrobiłam tego – powiedziała Cameron. – Dostałam wolne. W zaistniałych okolicznościach z różnicą czasu pomiędzy tutaj a Innymi Krajami i wagą zaproszenia, mój przełożony musiał być wyrozumiały. Jestem spakowana i gotowa do drogi. – Policjantka uniosła brwi. – Ty najwyraźniej nie. - Och, pff! – Niniane machnęła ręką. – Mamy juczne zwierzęta, ale większości z tego i tak nie możemy zabrać. Starałam się wybrać, co chcę wziąć, potem wmieszał się w to Tiago i zaczął zadawać pytania. – Jej język zatrzymał miedzy jej zębami, obróciła się w koło. – Zrobiliśmy trochę bałaganu. Tiago przyglądał się Cameron, jego oczy zwęziły się w namyśle. Wskazał na nią jednym z butów. - Chcę zamienić z tobą słowo. - Dobrze – powiedziała Cameron, wsadzając kciuki w szlufki dżinsów. – O co chodzi? - Usiądź w moim biurze. – Wskazał drugi fotel, zauważył, że był pełen. - Faerie, sądzisz, że możemy przesunąć te rzeczy? - Nie, wcześniej szło dobrze. – Niniane potarła tył szyi, wyglądając na sfrustrowaną. – Nie mogę znaleźć pudełka inkrustowanego kością słoniową, a wiem, że wzięłam je ze sobą. Potrzebujesz mnie przy tej rozmowie. Tiago uśmiechnął się. - Nie. Znajdź swoje pudełko. Pomógł Cameron sprzątnąć fotel, kiedy Niniane zniknęła w garderobie. Cameron usiadła, a on stukał butem w usta, kiedy patrzył na policjantkę.
- Sądzę, że mogę dość dobrze przypuścić, co będziesz robiła przez rok – powiedział. Nazwał pozycję. – Czy to jasne? Cameron parsknęła. - Wystarczająco. Mam za sobą dwadzieścia lat służby, ale policyjny detektyw wiele robi. - Mogłaś słyszeć, że nie jestem już jednym z tropicieli Dragosa – powiedział Tiago. - Krążą wokół słuchy – powiedziała Cameron. - Jestem teraz szefem ochrony Niniane – powiedział Tiago – i zaczynam od zera. Pracuj dla mnie przez rok, a ja zapłacę ci trzy razy więcej. Jeśli będziesz chciała odejść po roku, pomogę ci przeprowadzić się z powrotem do Chicago i znaleźć nową pracę. Cameron zamarła. - Prosisz mnie, abym mieszkała przez rok w Adriyel? Tiago wzruszył ramionami. Przełączył się na telepatię. - Lubi cię i jest rozluźniona w twoim towarzystwie. Przy tobie chichocze. Masz te same
odniesienia do pop kultury i rozumiesz, że te wszystkie ozdóbki są dla niej ważne. Niniane i ja musimy zbudować relacje z Mrocznymi Fae i zrobimy to. Ale teraz, jesteś wyszkolonym detektywem, jesteś dla niej miła i sądzę, że ją także lubisz. I ufam ci. Kiedy na ciebie patrzę, wydaje mi się, że jesteś rzadko spotykaną osobowością. - Lubię ją – odpowiedziała Cameron. Kobieta zachmurzyła się, nie negocjując, ale myśląc. – Bardzo ją lubię. Tiago milczał. - Praca policjanta i ochroniarza to dwie różne rzeczy – powiedział. – Będziesz musiała
się wiele nauczyć i będziesz musiała zrobić to szybko. Pamiętam, że twój profil zatrudnienia mówi, że trenowałaś sztuki walki, ale wątpię, że miałaś w rękach miecz.
- Właściwie, trochę ćwiczyłam z mieczem, jak również z nożem i kuszą – powiedziała Cameron. – Są kursy dla detektywów, takich jak ja, którzy maja iskrę Mocy, którzy mogą
zostać zmuszeni do przekroczenia granicy Innych Krajów w pościgu za podejrzanym. Miałam wstępny kurs przetrwania. To może nie wystarczyć, ale jest to punkt startu. Mój Boże, naprawdę myślę o zrobieniu tego. Nie masz wystarczająco wielu ochroniarzy? Takich potężnych? Rune i Aryal i oddelegowane wampiry? - Tak, ale oni wszyscy odejdą po koronacji Niniane, za tydzień, albo coś koło tego – powiedział Tiago. – A ja nie mogę z nią być na okrągło. Muszę urządzić swoje własne biuro,
kiedy dotrzemy do Adriyel i położyć podwaliny pod sieć wywiadowczą. I mamy w naszej grupie zabójcę, kogoś, kto chce śmierci Niniane. Coś upadło w szafie i Niniane przeklęła. Tiago podniósł głos. - Wszystko w porządku, faerie? - Taak – powiedziała Niniane. Brzmiała na zirytowaną. – Głupie pudełko właśnie znalazło czubek mojej głowy. Uśmiechnął się lekko. Powiedział do Cameron. - Nie trać czasu. Jeśli nie chcesz tego, będę musiał znaleźć kogoś innego. - Zrobię to – powiedziała Cameron.
16 Widok
Cameron sprawił Niniane przyjemność, dostrzegała jednak, że jej przybycie
zapowiadało zmianę, której dłużej nie mogła unikać. Oświetlona słońcem intymność, którą dzieliła z Tiago wyparowała. Cieszyła się, że udało im się utrzymać swoją oazę przez tak sporą część dnia, jednak nadal opłakiwała to co minęło. Po skończonej rozmowie z Cameron, Tiago wsadził głowę do szafy. - Faerie. Siedziała na podłodze ze skrzyżowanymi nogami, trzymając w ręce wykładane kością słoniową pudełko. Wodziła palcem po rzeźbionym wieku. - Tak? - Czy nie masz nic przeciwko, by Cameron została z tobą? – spytał. – Mam sprawy do załatwienia. Muszę omówić je z Rune i Aryal. Skinęła głową bez spoglądania w górę. - Oczywiście. Nic więcej nie powiedział. Potem jego buty pojawiły się w jej polu widzenia. Przyklęknął i wsunął dłoń pod jej podbródek, by unieść jej twarz. Dał jej szybkiego, gwałtownego całusa. - Twój aprobata dla tego pomysłu jest porywająca – powiedział. Jego kciuk potarł jej dolną wargę. – Jesteś pewna? Odchrząknęła. Odpowiedziała mu wyraźnym głosem: - Tak, jestem pewna. – Napotkała jego mroczne pytające spojrzenie i posłała mu lekki uśmiech. – Po prostu nie chcę, aby nasz wspólny dzień się zakończył, ale to mimo wszystko dzieje się w mojej głowie. Oboje mamy mnóstwo do zrobienia przed jutrzejszym przejściem. Jego twarz wyrażała determinację.
- Znajdziemy czas dla siebie. Nie zostanę dłużej, niż będę musiał. Jestem samolubnym człowiekiem i nie mam zamiaru niczego stracić. Jej uśmiech pogłębił się, stał się bardziej rzeczywisty. - Trzymam cię za słowo. Obrócił głowę i skinął na to, co trzymała w dłoniach. - Co jest w pudełku? Rozłożyła ręce na wierzchu pudełka. - Tylko wspomnienia. Powiem ci innym razem. - W porządku. – Oparł dłonie na swoich udach i pochylił się do przodu. - Jeszcze jeden na drogę. Położyła dłoń na jego policzku, kiedy go całowała, chłonąc jego czysty męski zapach i wrażenie ciepłych, silnych ust poruszających się na jej ustach. Potem wstał i wyszedł. Zabrał ze sobą sporą część światła dnia i ciepła. Po kilku minutach wstała, ramiona owinęła wokół pudełka i wróciła do sypialni. Cameron sortowała górę rzeczy leżących na łóżku, układając je w schludną kupki. Właśnie układała bieliznę. Leżała na brzegu łózka z wyrazistymi pantoflami z piórami na wierzchołku stosu. - Nie musisz tego robić – powiedziała Niniane. Cameron uśmiechnęła się. - Żartujesz? To pobojowisko. Twoja garderoba wygląda jak po szalonych zakupach we wszystkich ważniejszych domach mody. - Wiem, zbytnio sobie dogadzam. – Niniane przygryzła wargę. – Zakupy są dla mnie sposobem na odreagowanie stresu.
Cameron wzruszyła ramionami. - Jeśli masz wystarczający duży budżet, by temu sprostać, to czym się przejmować? - Przysłuchiwałam się twojej rozmowie z Tiago – powiedziała Niniane. – Jestem zachwycona, że wzięłaś tę pracę. - Świetnie – powiedziała Cameron. – Zastanawiałam się, czy powinnam zgodzić się zanim to zaakceptujesz. Powinnam powiadomić mojego przełożonego i uzgodnić z bratem, by złożył moje rzeczy w przechowalni. Ale mogę później pójść to zrobić. A teraz, czego potrzebujesz? - Właśnie to robisz. Pracując razem, w krótkim czasie posortowały i poukładały większość rzeczy. Niniane zostawiła na łóżku to, co chciała zabrać. Wybrała ubrania odpowiednie do jazdy konnej i obozowania pod gołym niebem, dżinsy, koszulki, swetry, tenisówki i ciężkie buty. W kosmetyczkach zostało tylko kilka niezbędnych rzeczy do robienia makijażu. Kurtka przeciwdeszczowa, szal, bielizna, która podobała się Tiago, zwitek z jej nożami, pochwami na nie i małą fiolką trucizny, w której moczyła czubki sztyletów. Trochę biżuterii, kilka drobnych wspomnień z jej życia w Nowym Jorku, kilka książek w miękkiej oprawie i inkrustowane pudełko. Miała zamiar posłać po resztę swoich rzeczy później i powiększyć w Adriyel swoją garderobę o rzeczy noszone przez Mrocznych Fae, więc mogła pozwolić sobie na podróż z niewielkim bagażem. Potem usiadła na krawędzi łóżka i otworzyła pudełko. Zawierało parę dwulufowych pistoletów
Remington
Double
Derringer30
kalibru
czterdzieści
jeden
setnych
cala
z grawerowanymi srebrnymi rękojeściami, razem z kilkoma woreczkami z amunicją i narzędziami do czyszczenia. - Jasna cholera, są wspaniałe – westchnęła Cameron, siadając obok niej. – Czy to są derringery z tysiąc osiemset sześćdziesiątego roku? - Tak – powiedziała Niniane. Wzięła jeden, sprawdzając dla pewności, czy nie jest nabity i podała go Cameron. – Kupiłam je wkrótce po tym, jak rozpoczęła się ich produkcja.
30
Derringer – mały kieszonkowy pistolet.
O wiele łatwiej było mi trzymać derringera niż wcześniejsze wielkie pistolety i oczywiście możesz je nosić w kieszeni sukni albo płaszcza, czy wsunąć w but. Cameron przyglądała się małemu pistoletowi z szacunkiem. - Kupiłaś je, kiedy były nowością. Mój Boże. – Spojrzała na krótka lufę. – Gdzie zamierzasz je trzymać, kiedy przekroczymy granicę? - Nie mam zamiaru ich zostawiać – powiedziała Niniane. – Wyczyścimy je i załadujemy, zamierzam zabrać je z nami. Smukłe brwi Cameron uniosły się. - Nie rozumiem. Technologia nie działa w Innych Krajach. - To nie do końca prawda – powiedziała Niniane. Wyciągnęła rękę po pistolet i Cameron podała go jej. – Dragos przeprowadził mnóstwo doświadczeń. Pasywne technologie jak toaleta kompostująca, czy projekty wykorzystujące ciepło słoneczne działają całkiem dobrze. Właściwie zabieramy ze sobą filtry do kawy Melitta. Nowoczesne kusze i kompozytowe łuki także dobrze się sprawują. - Interesujące. – Cameron czyściła podany jej pistolet. Jej silne dłonie o długich palcach były pewne i sprawne. - Magia jest bardzo silna w Innych Krajach. Dragos sądzi, że działa jak naturalny mechanizm obronny. Mówi, że działa jak system immunologiczny – powiedziała Niniane. – Kiedy już rozpozna, że coś w jakiś sposób wykorzystuje zapłon, ruch magii blokuje to. To dlatego broń nie wypala. – Niniane załadowała swój i podała dwie kule Cameron, która wzięła je mając nadal uniesione brwi. - Nie wzmacniasz mojego zaufania tą małą rozmową – powiedziała Cameron. - Chodzi o to – powiedziała Niniane. – Broń automatyczna zawsze zawodzi i nie strzela, kiedy spróbujesz jej użyć, ale magii zajmuje trochę dłużej, by rozpoznać jeden z tych prymitywnych pistoletów. Nigdy nie wiesz, kiedy mogą wybuchnąć albo nie wypalić, więc są niebezpieczne i nikt ich nie używa, ale zawsze strzelają przynajmniej raz.
Twarz Cameron była napięta, jej orzechowe oczy czyste i skupione. - Pistolet może wystrzelić, ale jednocześnie może cię zabić. - Ostatniej nocy Tiago i ja rozmawialiśmy o ryzyku i korzyściach. – Siedziała z naładowanym derringiem w ręce. Napotkała zakłopotane spojrzenie drugiej kobiety. – Potencjalne korzyści mogą przeważyć ryzyko. - Sytuacja musiałaby być ekstremalna – powiedziała Cameron. – Ta broń powinna być traktowana jako ostatni ratunek. Niniane przytaknęła. Myślała o upadku w krew swojego brata. Potem wyobraziła sobie upadek w krew Tiago. - A wtedy nikt nie zauważy, że nadchodzi. Starała się przekonać Cameron, by zatrzymała dla siebie zawartość pudełka. Kiedy powiedziała Cameron, że jeśli by je znalazł. Wpadłby w szał i zabrał je z dala od niej. Najprawdopodobniej pistolety nigdy nie zostaną użyte, a posiadanie ich powinno dać jej znaczne poczucie bezpieczeństwa. Kobieta pozostawała oporna, aż Niniane w końcu warknęła: - To nie jego sprawa, Cameron! Jeśli będę musiała wystrzelić z jednego z nich, to Tiago nie będzie przy mnie. Cameron wyglądała ponuro, ale pozostała milcząca. Niniane miała przyniesione kufry i juki. Ona i Cameron spakowały pudełko, razem z resztą rzeczy.
Wkrótce po
nastaniu kolejnego dnia, towarzystwo, które miało wyruszyć do Adriyel,
zgromadziło się przed stajnią. Rosa mieniła się na trawniku, ale wczesno poranne powietrze szybko traciło swój przenikliwy chłód. Prognoza pogody dla Chicago zapowiadała palące słońce, z temperaturami dochodzącymi do trzydziestu pięciu stopni Celcjusza.
Niniane spoglądała z okna na piętrze na towarzyszy podróży. To było duże, zwarte zgromadzenie. Rodzaj Nocy zapewnił sobie własne wierzchowce, zwierzęta juczne i zapasy. Ich ośmioro ludzi było ubranych w funkcjonalne ubrania, bardzo podobne do tych, które wybrała Niniane, dżinsy, buty, koszulki i kurtki. Trzy postacie były odziane w golfy z długimi rękawami i rękawice pod sukniami i sięgającymi do ziemi płaszczami. Mieli założone okulary przeciwsłoneczne i maski narciarskie oraz kaptury swoich płaszczy naciągnięte na głowy. Nie mieli szans wobec czegoś tak zabójczego, jak światło Słońca. Prawdopodobnie pod tymi ochronnym ubraniami użyli kremu z filtrem przeciwsłonecznym sto plus. Tych troje to powinni być: Rhoswen, Duncan i trzeci wampir, którego Niniane jeszcze nie spotkała. Niniane sądziła, że jeden z nich, zgadując po wzroście i budowie, trzymał wodze czarnego arabskiego ogiera. Ogier miał na grzbiecie derkę, ale nie miał siodła. Parsknął i starał się cofnąć, jednak zakapturzona smukła figura trzymała go mocno. Każdy z Mrocznych Fae miał swoją własną grupę. Byli ubrani w zróżnicowane szaty podróżne Mrocznych Fae, składające się z tunik, leginsów, sięgających kolan butów i sięgające do ud płaszcze do jazdy konnej z rozcięciem na dole pleców. Arethusa czekała z dziesięcioma żołnierzami. Ubrana była do podróży, podobnie jak jej oddział, w gładki brązowy mundur, złożony ze skórzanej kurtki, spodni i butów. Dowodząca była zajęta inspekcja wierzchowców i wozów z zapasami, których mieli strzec żołnierze. Sędzia Kellen wybijał się z tłumu, gdyż był jedyną postacią o białych włosach w tym towarzystwie. Poruszał swoje wysokie, smukłe ciało z energią i wigorem, które zaprzeczały jego białym włosom. Byłoby fatalnym błędem zakładać, że jego wiek oznacza słabość. Stał razem ze swoimi czterema służącymi, zwrócił plecy w stronę innych, kiedy rozmawiał z jednym ze swoich ludzi ściszonym głosem. Grupa Aubreya i Naidy nie była najmniejsza, dzielili we dwoje czworo służących. Naida włożyła haftowany ciemnozielony strój jeździecki, swoje czarne włosy spięła z tyłu odsłaniając swoja piękną twarz. Ciemnobrązowy strój do jazdy Aubreya pasował do stroju jego żony. Sprawdzał strzemiona i popręgi ich koni. Jego długie włosy były związane prostym paskiem skóry.
Rune, Aryal i Cameron tworzyli swoja własna małą grupkę pośród całego towarzystwa. Płowa głowa Rune nachylała się nad Cameron. Ludzie śmiali się z czegoś, co powiedział gryf. Niniane uśmiechnęła się widząc w działaniu jego zwyczajny urok. Aryal stała z zaplecionymi ramionami. Harpia obserwowała resztę zgromadzenia, jej burzowe spojrzenie drapieżnika były przenikliwe, potem rozejrzała się i napotkała Niniane w oknie. Aryal przeciągle spojrzała na Rune i Cameron i wywróciła oczy, a Niniane wybuchnęła śmiechem. Potem w polu widzenia pojawiła się Carling. Jej ciało poruszało się z płynną gracja geparda. Cisza zapadła w towarzystwie, kiedy się pojawiła. Ciemne włosy wampirzycy nie były kruczo czarne, jak u Mrocznych Fae. Zamiast tego błyszczały kasztanowato w promieniach porannego słońca. Upięła je dwoma sztyletami. Miała bose stopy, ubrana była w gładki czarny bawełniany kaftan, który po bokach był rozcięty do połowy ud. Ubranie falowało wokół jej gibkiego ciała koloru miodu, kiedy się poruszała. Kiedy Carling dołączyła do grupy, nabrała prędkości i wskoczyła na grzbiet czarnego araba. Wzięła wodze od wampirzycy i z łatwością przy pomocy rąk i kolan zapanowała nad ogierem. Tiago przemówił zza niej. - Jesteś gotowa? - Tak – powiedziała. Odwróciła się od okna. Masywna postać Tiago wypełniała drzwi. Był ubrany jak zazwyczaj w czarne bojówki, dwa miecze krzyżowały się na jego plecach, a noże miał przywiązane do ud. Odrastające po goleniu włosy z tyłu jego głowy wydłużyły się w lokach przez ostatnie kilka dni. Przejechał rano po głowie maszynką, aby wyrównać nierówności. Cięcie podkreśliło silny, elegancki kształt jego czaszki. Wyglądał groźnie i śmiertelnie niczym nagie ostrze. Wycofał się z drzwi. Kiedy wyszła na korytarz, złapał jej rękę w swoją znacznie większą dłoń. Skrócił krok, aby dostosować się do jej kroku, kiedy szli korytarzem i dotarli do głównych schodów. Personel domu zgromadził się w foyer, by być świadkiem jej wyjazdu. Skłonili się, kiedy zeszli na dół. Wymruczała pożegnanie, kiedy przechodzili z Tiago. Wyszli przez frontowe podwójne drzwi w pełne poranne słońce.
Kiedy szli wokół domu w kierunku stajni, Moc Tiago otulała ją. Westchnęła z przyjemności, kiedy wrażenie jego obecności otoczyło ją. Czuła się dziś pewnie i gotowa do walki. Rozkazał cichym głosem: - W żadnym wypadku nie znikaj z pola widzenia mojego, Rune, Aryal lub Cameron. Czy to jasne? - Tak – powiedziała. Jej odpowiedź była neutralna i cierpliwa, wyraz jej twarzy był spokojny. Ustalili już to wcześniej. Czuła się całkiem pewnie, powinna być bezpieczna z wampirami i towarzyszącym im ludziom, jednak ochronny instynkt Wyra u Tiago był pobudzony przez wielkość towarzystwa podróży i relatywny brak postępów w śledztwie. Był w kiepskim nastroju, od powrotu do niej poprzedniego wieczoru. Rune i Aryal przeprowadzili energiczny sondaż po obszarze centrum, gdzie stołowały się Starsze Rasy. Znaleźli bar, gdzie trzej martwi Wyrowie spotkali się na obiedzie i dzięki rozmowie z obsługą i właścicielami, poznali kilka nazwisk. Nazwiska doprowadziły do adresów. Wyrowie mieszkali i pracowali w Chicago i często odwiedzali bar, ale unikali swojego towarzystwa. Sprawdzenie ich bankowych kont wykazało, że każdy z nich otrzymał dwadzieścia pięć tysięcy dolarów z Tri-State Financial Services, tej samej spółki należącej do Cuelebre Enterprises, która zapłaciła Gerilowi, jednak tu ślad się urywał. Nikt nie widział, aby w noc ataku ci Wyrowie spotkali się z kimś. Tropiciele przeszukali ich mieszkania, jednak nie znaleźli niczego. Tri-Financial Services miało statut zarejestrowany w Sekretariacie Stanu Illinois, jednak adres z przelewów bankowych doprowadził ich jedynie do skrytki pocztowej. Upierdliwa firma. To była zagadka. Założenie firmy ze wszystkimi papierami wymaga czasu, a jeden czynnik stawia wszystkie pozostałe w wątpliwość. Żaden z Mrocznych Fae, którzy przybyli z Adriyel, nie miał czasu, by założyć Tri-State. Przynajmniej Rune i Aryal wygrzebali dowód, że ta sama osoba lub grupa stała za oboma zamachami. Rune zatrudnił śledczego księgowego, by odnalazł źródło pieniędzy firmy, jednak ten rodzaj śledztwa wymaga czasu, a w międzyczasie towarzystwo dotrze do Adriyel.
Niniane i Tiago okrążyli narożnik domu i zobaczyli grupę. Każdy z nich odwrócił się, kiedy pojawiła się z Tiago. Uśmiechnęła się do nich. Zgromadzenie liczyło trzydzieści siedem osób, trzydzieści osiem wliczając ją, a mogła zaufać jedynie kilkorgu z nich. To byłby wielki krok naprzód, jeśli mogła by być pewna Arethusy, dowodzącej jej wojskiem. Potem zauważyła, że Rune ruszył w jej stronę. Prowadził konia, którego nie widziała z okna, klacz Appaloosa31 o miłym pysku. Miała lśniące czarne umaszczenie, poznaczone białymi cętkami na zadzie i głowie. Klacz miała ładny, zgrabny łeb i długie smukłe nogi, które ujawniały arabskie pochodzenie, jej uzda i siodło były z błyszczącej czarnej skóry, okutej srebrem. Niniane rozpromieniła się w zachwycie. - Jaka śliczna – powiedziała. Rozejrzała się wokół i zauważyła Naidę i Aubreya uśmiechających się do niej. Naida powiedziała: - Proszę, przyjmij ja jako prezent od nas. Sądzę, że możemy skrzyżować ją z jednym z koni z linii Mrocznych Fae. Rune dodał telepatycznie: - Sprawdziłem ją i przyjemnie się kołysze. To słodka mała klacz. Jest wrażliwa i czuła,
ma gładki, szybki krok i nie jest narowista. Jest zdenerwowana przez mój wyrzy zapach, jednak nie spłoszona. Oswoi się z naszą obecnością i będzie dobrym wierzchowcem dla ciebie. - To bardzo hojne z waszej strony – powiedziała Niniane do Aubreya i Naidy. Nie mogła się powstrzymać, by poklepać aksamitne nos klaczy. Klacz parsknęła pod jej palcami i powąchała ją, a jej serce stopniało. Wszystkie myśli o polityce i manewrach, by zdobyć pozycję uleciały z jej głowy, zatopiła się w zachwycie. – Lubię ją – powiedziała. Zwróciła się do klaczy – Lubię cię. – Spojrzała na parę Mrocznych Fae. – Bardzo wam dziękuję.
31
Appoloosa – gorącokrwista rasa koni.
- To dla nas wielka przyjemność, wasza wysokość. Mam nadzieję, że będziesz się nią cieszyła przez wiele lat. W tej chwili było dla niej niemożliwością, by nie wierzyć w ich szczerość. W blasku słońca klacz spojrzała na nią wielkimi, ciemnymi oczami, a każdy z towarzystwa uśmiechnął się na widok jej zadowolenia. Być może jedna z tych osób próbowała ją zabić. A tak, Tiago naciskał mocno, by była ostrożna, a ona słuchała jego poleceń. Jednak i tak pozostawało trzydzieści sześć innych osób, z którymi mogła się zaprzyjaźnić. Zdecydowała, że to wystarczy, by miała dobry dzień.
Tiago
złapał ją w pasie i wsadził na siodło. Potem on i Rune dosiedli swoich koni,
wielkich, tęgich koni, które były w stanie nieść Wyrów przez cały dzień. Więcej nic się nie wydarzyło. Niniane rozejrzała się wokoło. Wszyscy siedzieli w siodłach, lecz nikt nie ruszył. Przypadkiem spojrzała na Arethusę, która uniosła brwi. Och, właśnie. Czekali na nią. Zapiekły ja policzki. Posłała dowodzącej owczy grymas i skinęła głową. Arethusa pochyliła głowę, uśmiechnęła się i trąciła konia, by ruszył przodem do miejsca przejścia. Niniane i Tiago ruszyli za Arethusą, a reszta kompanii zajęła miejsce za nimi. Wrażenie magicznej krainy wzrastało, w miarę jak zbliżali się do punktu przejścia. Niniane nadal nie rozpoznawała niczego, jednak krajobraz cały czas się zmieniał, a cała posiadłośc była kształtowana i zmieniana przez cały czas, od kiedy widziała ją ostatnim razem. Poza tym była zestresowana, poruszała się szybko i nie miała czasu, by zatrzymać się i zapamiętywać krajobraz. Ścieżka, którą podążała Arethusa zwężała się i zmieniła się w wąski parów, ze starym korytem strumienia, wtedy rozpoznała, gdzie się znajdowała. Stężała, kiedy przypomniała sobie bieg wzdłuż koryta strumienia. Była otumaniona i w szoku po masakrze w pałacu, ucieczce i następującym po nim wypadku z graewingiem. Nie był wtedy suchy. Woda była lodowata. Zmoczyła się więcej niż raz, ześlizgując się z kamieni, z odrętwiałymi duchem i ciałem. Noga Tiago szturchnęła jej. - Faerie – powiedział.
- Ze mną w porządku – powiedziała. - Potrzebuję na to dowodu – powiedział. - Nie powiedziałam, że to nie jest trudne – odpowiedziała. Zachowała spokojny głos, precyzyjny. – Po prostu powiedziałam, ze ze mną w porządku. Trzymała plecy prosto. Nie spojrzała na niego, ponieważ jeśli zobaczyłaby troskę w jego ciemnym spojrzeniu, mogłaby rozbeczeć się przed wszystkimi, a to byłoby żenujące. Mogła być uczuciową dziewczyną, jednak miała na to zbyt dużo dumy. Musiał zrozumieć, ponieważ odciągał ją od jej wspomnień. Towarzystwo podążało wzdłuż koryta strumienia, a magia była coraz silniejsza. Od jednego zakrętu do drugiego krajobraz zmieniał się, podobnie jak pora roku. Wiał porywisty wiatr, który stał się przenikliwy i chłodny. Przyglądała się zmieniającemu się krajobrazowi. Po raz pierwszy od dwustu lat spoglądała na błyszczące, brylantowe kolory jesiennego Adriyel.
Było tak cicho. Tiago utrzymywał swojego wałacha za wysoko podnoszącą nogi małą klaczą Niniane, jednocześnie oglądając zmieniający się krajobraz. Towarzystwo minęło posterunek, zbudowany, by strzec punktu przejścia. Posterunek był przysadzistą trzypiętrową wieżą, z przylegającym do niej barakiem. Arethusa uniosła rękę do stojących na warcie na szczycie wieży. W odpowiedzieli żwawym salutem. Chociaż opuścili Chicago wkrótce po świcie, to nad Adriyel słońce świeciło wysoko, dzień zbliżał się do południa. Kuchnia pracowała całą noc, by zaopatrzyć ich w mnóstwo świeżo przygotowanego jedzenie, które zostało zapakowane do lodówek, przytroczonych do jucznych zwierząt. Zapowiadało się, że pierwszy dzień będzie łatwy. Po tym jak przekroczyli granicę podróżujący rozproszyli się po błotnistej drodze w formację, która podróżuje razem, prowadząć pogawędki. Tiago przysłuchiwał się hałasowi, który robili. Słyszał urywki rozmów, porywane przez podmuchy jesiennego wiatru, razem z
parsknięciami koni i głuchym odgłosem kopyt uderzających o ziemię, dzwonieniem uprzęży i okazjonalmnymi wybuchami śmiechu. Ptaki wzbijały się i szybowały nad nimi, śpiewając i podnosząć alarm na ich obecność. Było także słychać szmer wiatru pośród drzew. Kilku żołnierzy pognało do przodu, by dołączyć do Arethusy i chronić czoło pochodu. Kilkoro ustawiło się po bokach, reszta została z tyłu razem ze sznurem jucznych zwierząt. Układ podróżnych stał się luźniejszy, robiąc mu więcej miejsca, on jednak przywykł do zwartych, milczących formacji obronnych przemierzających dotknięte wojną tereny. Droga biegła przez zmieniający się krajobraz, szmaragdowy dywan dzikich traw, zmieniał się z końcem lata w złoty. Horyzont był upstrzony kępami drzew liściastych, które eksplodowały różnymi odcieniami czerwieni, żółci i przypalonych pomarańczy. Niektóre późno zrzucające liście drzewa zaczęły dopiero co się zmieniać, głęboka zieleń lata rozświetlała się kolorami cytrynowym i żółtym. I było tak cicho. Kontemplował ryczącą nieobecność ciągłego ruchu, białego hałasu miasta, którego nie był w stanie całkowicie zablokować przed swoimi zmysłami, błękit dziewiczego nieba, które nigdy nie widziało smugi kondensacyjnej samolotu, uśmiechnął się pod nosem. Dobrze było znaleźć coś, co wywoływało uśmiech, dobrze było zaczerpnąć powietrza, które nigdy nie było skażone spalinami i innymi wyziewami miasta. Spojrzał za siebie, napotkał wzrok Aryal i skinął na nią. Harpia popędziła swojego konia. Aryal powiedziała telepatycznie: - Trzymaj się Niniane- powiedział. – Chcę udać się na mały zwiad. Powiedział na głos: - Faerie, zamierzam się trochę rozejrzeć. Milczała przez chwilę, twarz miała skupioną, nawet smutną, ale ożywiła się, posyłając mu lekki uśmiech. - Dobrze, ruszaj.
Skłonił głowę i popędzał wierzchowca, aż zrównał się z Arethusą. - Rozejrzę się – powiedział. Oczekiwał, że dowodząca oburzy się, lecz tylko zmarszczyła czoło i powiedziała: - Oczywiście. Polubił swojego konia. Nie był to niedorzeczny koń pociągowy i wiedział co ma robić. Szturchnął go piętami, a on przeszedł w galop. Odjechał od towarzystwa szybkim, stałym krokiem, aż uznał, że oddalił się wystarczająco, by mieć trochę prywatności. Zatrzymał się, zeskoczył z konia, przybrał wyrzą formę i wzbił się w powietrze. Mroczni Fae przywykli do tego, ze Adriyel było chronione. Fae mogą dostać ataku szału, jeśli zobaczyliby Wyra, ptaka-grzmota szybującego nad ich krainą, więc pomyślał, że byłoby lepiej, by go nie zobaczyli, przynajmniej na razie. Nigdy wcześniej nie pytał o pozwolenie, by polecieć, nie miał zamiaru kiedykolwiek prosić o wybaczenie, więc zamaskował się. Najstarsi i najpotężniejsi z Wyrów, jak Dragos i jego tropiciele, posiadali umiejętność ukrycia się przed zwykłym spojrzeniem. Nie mówili o tym nikomu. Poleciał kilka mil naprzód od podróżujących, a potem rozejrzał się po obu bokach i dla pewności teren za nimi. Wszędzie było spokojnie i sielsko. Nie było podstępnych faerie leżących w zasadzce. Niniane była bezpieczna. Mogła nie być szczęśliwą, ale będzie pewnego dnia. Przysiągł, że tak się stanie. W tej chwili wystarczyło, że była bezpieczna jadąc na ślicznym koniu w chłodne słoneczne popołudnie, razem z otaczającymi ją starymi przyjaciółmi. Osmielił się rozluźnić, na krótką chwilę. Zerwał się porywisty podmuch wiatru. Uniósł go wyżej, gdzie powietrze było rozrzedzone i rozbrzmiewała żałosna, niekończąca się pieśń. Lśniące słońce świeciło klarowniej, niż to co widział od dłuższego czasu, mieniąca się magiczna kraina wznosiła się, by go przywitać, kiedy szybował z szeroko rozłożonymi skrzydłami. I było tak błogo cicho.
17 Po
swoim zwiadowczym wypadzie, Tiago powrócił do towarzystwa wyglądając na
odświeżonego i pełnego wigoru. Duch w Niniane urósł, kiedy zobaczyła, jak powraca. Był super jeźdźcem. Jego czarna sylwetka okraczająca potężnego nakrapianego szarego wałacha przyciągała wzrok, kiedy pokonywał dystans z siłą i gracją. Z pewnością był największym mężczyznom w grupie. Mężczyźni Mrocznych Fae, którzy osiągali jego wzrost, mieli smukłą siłę powrozu, jednak wydawali się niczym wierzbowa witka w porównaniu. Tiago zbliżył się, by sprawdzić jak się miała, jego ciemne spojrzenie znalazło jej uśmiechnięte do niego oblicze. Jego Moc objęła ją niezwłocznie w wibrującej, niewidocznej pieszczocie. Potem ponownie odjechał. Porozmawiał z Arethusą, zabrał trzech żołnierzy i wyruszył przodem wzdłuż drogi. Potem towarzystwo dotarło do zakola szerokiej płytkiej rzeki, gdzie Arethusa zarządziła postój. Teren był kilkukrotnie używany jako obozowisko, zarośla były wycięte. Tiago i grupa jego żołnierzy zbierali chrust i rąbali drewno, więc założenie obozu było łatwym zadaniem dla nowo przybyłych. Temperatura zaczęła gwałtownie spadać, w miarę jak słońca zniżało się na niebie. W nocy prawdopodobnie nadejdzie poważny przymrozek. Wkrótce kilka dużych ognisk zostało ułożonych i podpalonych. Wielu z podróżnych miało nowoczesne nylonowe namioty, ale namiot Niniane był wielką, luksusową konstrukcją Mrocznych Fae, ogrzewaną przez wełniane dywany i podzieloną na dwie części przez ciężkie, haftowane zasłony. Zewnętrzne pomieszczenie zawierało poduszki, dwa wyściełane drewniane krzesła, lampy i palenisko dla ogniska, w którym płonął niewielki ogień, rozpraszając wilgoć i chłód. Drugie pomieszczenie zawierało jej łóżko, taboret, małe podróżne biurko, jej juki, lampę wiszącą na haku na metalowej tyczce i dwa kufry zawierające jej dobytek. Poza tym znajdowała się tu mosiężna balia. Kobieta Mrocznych Fae poinformowała ją, że jeżeli jej wysokość życzy sobie, to zostanie zagrzana woda na gorącą kąpiel. Niniane prawie zawyła głośno, kiedy to usłyszała. Ona i Cameron wtoczyły się do namiotu i opadły na krzesła. Czuły się najbardziej obolałe z grupy. Nie wiedziała, czy ludzcy służący wampirów także cierpieli. Cameron była wysportowana, jedna nigdy wcześniej nie jeździła konno przez tyle godzin, a minęło wiele lat od kiedy robiła to Niniane.
- Czy nasz ból jest tak oczywisty? – spytała Niniane. Cameron pomału zsuwała się z krzesła i posłała jej ponure spojrzenie. - Tak, pani – powiedziała żołnierka. Twarz kobiety Mrocznych Fae pozostała nieporuszona, lecz jej szare oczy uśmiechnęły się z sympatią. Niniane powiedziała: - Będę bardzo wdzięczna za gorącą kąpiel. Cam? - Nie mam starszej siostry – powiedziała Cameron. – Ale mogłabyś nią być, gdybym ją miała. - Zagrzejemy wodę – powiedziała żołnierka. Wkrótce dwie żołnierki przyniosły w mosiężnych miednicach parującą wodę i wlały ją do balii. Niniane rozebrała się bez ceregieli, czy zawstydzenia i opadła do wanny. Kiedy się zamoczyła, Cameron podała jej Aleve i ciepły przyprawiony cydr. Dwadzieścia minut później była sucha i ubrana w świeże dżinsy i sweter. Nadal była obolała, ale przynajmniej mogła poruszać się z większą swobodą. Zostawiła drugą kobietę, by się wykapała i wyszła z namiotu. Po cieple jej namiotu, powietrze na zewnątrz wydawało się ostre i orzeźwiające. Obóz był w pełni rozbity. Jej namiot stał w najlepiej chronionej części, otoczony ze wszystkich stron przez pozostałe namioty i rozpalone ogniska. Słońce chowało się za drzewami. Kolory wieczoru zaczęły blaknąć. Światło było dostatecznie rozproszone, by wampiry mogły zdjąć swoje ochronne ubrania. Aryal siedziała na kłodzie przy ognisku na wprost namiotu Niniane, obracając kilka królików, które piekła nad ogniem na rożnie. Kilka lodówek stało niedaleko jej długich, smukłych nóg. Rune stał koło harpii z rękami opartymi na biodrach, obserwując ruch wokół ognisk. Tiago gdzieś krążył gdzieś w pobliżu, Niniane wiedział o tym, ale nie widziała go w tej chwili, jego torby nie było w zasięgu wzroku. Niniane zachmurzyła się, skrzyżowała ramiona i tupała nogą, myślała. Rune pochwycił jej spojrzenie.
- Hej, pętaku. Mamy kolacje, jeśli jesteś głodna. Mamy ciekawe rzeczy w lodówce, ale Aryal chciała świeżego, gorącego mięsa. - Jeszcze jakieś piętnaście minut i króliki będą gotowe – powiedziała Aryal. - Dzięki. Gdzie jest Tiago? Rune powiedział w jej głowie: - Rozmawia z żołnierzami, pracuje nad raportem. Wydaje się, że go polubili. Sądzę, że
próbuje rozluźnić Arethusę. Powiedziała, że podzieli się wszystkim, co odkryje w trakcie swojego śledztwa, ale potem przestała z nami rozmawiać. Może nakłoni ją do rozmowy. Skinęła głową i zachmurzyła się, wpatrując się w płomienie. Wszystko, czego chciała, to usiąść przy ognisku, rozluźnić swoje obolałe ciało wśród przyjaciół i pozostać w ochronnej bańce, stworzonej dla niej, ale wiedziała, że musi związać się z Mrocznymi Fae tak jak Tiago, jeśli nie bardziej. Spojrzała na Rune: - Powinnam przejść się po obozie. Skinął głową. - Dobrze. Idź. Podążała od ogniska do ogniska. Zatrzymała się, by porozmawiać z żołnierzami, poznać ich imiona i podziękować za przygotowanie tak wygodnego obozowiska. Posłała im uśmiech, kiedy ruszyła w stronę Kellena. Mężczyzna Mrocznych Fae jadł prosta kolację z gulaszu i chleba. Odłożył ją, by wstać, kiedy nadchodziła. Uniosła dłoń. - Przepraszam. Chciałam tylko zobaczyć co wszyscy porabiają. Proszę, nie przeszkadzaj sobie. - Ale twoje najście jest główną atrakcja mojego dnia – powiedział Kellen. Uśmiechnął się i wskazał na stołek obok siebie. – Cieszę się, że przyszłaś. Proszę dołącz do mnie. Miałem
ochotę na polowy gulasz mojego człowieka Huwyna. Proszę go o niego za każdym razem, kiedy wyruszam w podróż. Mogę ci zaproponować trochę? Usiadła na stołku, który zaoferował. Zachowała obojętny wyraz twarzy. Tradycyjny polowy gulasz Mrocznych Fae był jesienna potrawą myśliwych. Zawierał cokolwiek można było upolować, ugotowane z suszonymi jagodami, ziołami i korzonkami. Namiętność Kellena do gulaszu mogła mieć swoje źródło w tym, że wiedział jak bezpieczny był jego posiłek. Powiedziała do niego: - Moja kolacja jest już przygotowywana, ale z pewnością pokochałabym smak gulaszu Hewyna. Nie jadłam polowego gulaszu od wieków. Wyczuła raczej niż usłyszała zmierzającego w jej stronę Rune. Uśmiech Kellena poszerzył się. Posłał jej pełne wiedzy spojrzenie. Zaproponował jej swoją miskę, z której już zjadł kilka kęsów. - Będę zaszczycony, jeśli spróbujesz trochę mojego. - Dziękuję – powiedziała. Wzięła miskę i spróbowała gulaszu. Był intensywny, przepełniony słodyczą i cząbrem. Wzięła kolejny duży kęs, zanim się powstrzymała, po czym oddała miskę. – Jest przepyszny. Może następnym razem namówię Huwyna, by przygotował większy garnek. - Wiem, że zostałby dostarczony z zachwytem – powiedział jej Kellen. Rozmawiał z nim przez kilka minut o minionym dniu, pozwalając rozmowie rozwijać się w swobodnym tonie. Potem powiedziała: - Chciałabym poruszyć z tobą pewien temat, jeśli mogę. - Oczywiście – powiedział Kellen, jego inteligentne spojrzenie skupiło się na jej twarzy. Wpatrywała się w migocące płomienie, kiedy szukała właściwych słów. - Wiem, ile dla ciebie znaczy tradycja i ile to znaczy dla wielu z pośród Mrocznych Fae – powiedziała w końcu. – To dla mnie ważne, by honorować naszą tradycją, jednocześnie szukając sposobów, by otworzyć Mrocznych Fae na nowe możliwości. Sądzę, że utrzymanie
równowagi może być trudne, mam nadzieję na rozmowę z tobą od czasu do czasu o moich pomysłach, jeśli jesteś na to otwarty. - Będę zachwycony i zaszczycony rozmawiając z tobą o tych sprawach – powiedział bez wahania. Posłał jej uśmiech, który zmienił układ linii na jego smukłej, skromnej twarzy. – Czasem jestem zbyt staroświecki. Twoje świeże pomysły są tym czego potrzebują Mroczni Fae. - Mam nadzieję – odpowiedziała. – Na przykład, kiedy byliśmy w Chicago, rozejrzałam się po wielkiej rezydencji i przyszło mi do głowy kilka rzeczy. Posiadłość ma pełny personel, ale jej większa część jest nieużywana. Pomyślałam, że może mogłaby zostać zamieniona w szkołę. Ludzie mogliby przebywać na sześciotygodniowych kursach i uczyć się o technologii i komputerach i tego typu rzeczach. Mamy tak wielu wspaniałych metalurgów. Zastanawiałam się, czy mogliby wytwarzać komputery albo urządzenia elektroniczne. Musimy otworzyć nasze granice i nawiązać stosunki z resztą świata i pomyślałam, że to może być sposób, by pobudzić innowacyjność i wzrost ekonomiczny. Brwi Kellena unosiły się, kiedy mówiła. Kiedy skończyła, powiedział powoli: - Sądzę, że to doskonała i bardzo szczodra idea. Podoba mi się także fakt, że posiadłość jest doskonale chroniona. Chicago może być szokujące dla kogoś, kto tak długo żył w Adriyel. Uśmiechnęła się. - Tak się cieszę, że się zgadzasz. Rozmawiali o pomyśle szkoły trochę dłużej. Łatwo było unikać trudnych tematów, dzięki skupianiu się na pozytywnych rzeczach. Kiedy wstała, wstał także i wyciągnął rękę, by dotknąć jej ramienia. - To było ekscytujące – powiedział. – Cieszę się, że się tu zatrzymałaś. - Ja także – odpowiedziała. – Porozmawiamy ponownie wkrótce. Życzyła mu dobrego wieczoru i ruszyła w stronę obozu Aubreya i Naidy, z Rune cichym cieniem za swoimi plecami. W środku była bardziej zmieszana niż kiedykolwiek. Chciała się
związać z Kellenem. Co prawda nie popierał kilku istotnych rzeczy, jak przybycie Tiago do Adriyel
i
jej
poczucie
prawdy
nie
ugruntowało
się
całkowicie,
ale
lubiła
go.
W normalniejszych okolicznościach mogłaby zostać dłużej, ciesząc się jego obecnością. Chciała spojrzeć naprzód, by móc oprzeć się na jego prawniczej wiedzy i doświadczeniu. Naida i Aubrey relaksowali się przy ognisku, pijąc grzane wino. Lodówki stały otwarte przy ich stopach. Najwyraźniej nie mieli problemu z jedzeniem tego, co przygotował dla nich personel kuchni. Oboje wstali, kiedy się pojawiła. - Niniane – powiedział Aubrey. Chwycił ją za rękę i ucałował w policzek. – Jak miło, że się zatrzymałaś. Jak podoba ci się pierwszy dzień podróży? Parsknęła. - Po gorącej kąpieli i wzięciu leków, czuję się kiepsko. Naida uśmiechnęła się do niej. - Myślę, że znacznie lepiej. Musisz doprowadzić swoje mięśnie do porządku w krótkim czasie. Jak twoja klacz? - Idealna – odpowiedziała Niniane. – Prawdziwa radość z jazdy. - Dołączysz do nas? – spytał Aubrey. Powiedziała im to samo, co powiedziała Kellenowi. - Kolacja czeka na mnie przy moim ognisku, ale z chęcią przyłączę się do was na parę minut. Zrobiło jej się przyjemniej, kiedy zauważyła, że Aubrey spojrzał za nią na Rune i gestem także go zaprosił. Kellen uważał, że Rune znajduje się poniżej metaforycznej poprzeczki, gdzie jest miejsce dla strażników i służących. Rune usiadł i ich czworo rozmawiało o minionym dniu. Rune z łatwością dopasował się do towarzystwa przy ognisku. Niniane zasłoniła uśmiech ręką, kiedy obserwowała, jak Naida pojaśniała i stała się niemal flirtującą w obecności tropiciela. Znacznie łatwiej było obcować z Naidą z dala od ciśnienia i nacisków reszty grupy.
Naida powiedziała do niej: - Ubranie, które masz na sobie, wydaje się wspaniale funkcjonalne. Niniane roześmiała się. - Masz na myśli dżinsy? Tak, są. Są wytrzymałe i całkiem wygodne. – Zawahała się, potem powiedziała: - Nie zabrałam ze sobą zbyt wiele, tylko kilka ubrań na podróż i kilka pamiątek. Zauważyłam, jak eleganckie są twoje ubrania i podziwiam twoje poczucie stylu. Mam nadzieję, że nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli poproszę cię o radę w sprawie ubrań. Jestem zainteresowana rozbudowaniem swoje garderoby o bardziej tradycyjne stroje. Naida i Aubrey wyglądali na zadowolonych. - To będzie dla mnie zaszczyt – powiedziała do niej Naida. – Być może będziemy mogły spędzić razem popołudnie, bym mogła dowiedzieć się jakie lubisz kolory. - Postaram się o to – powiedziała Niniane i wstała. – Proszę, nie wstawajcie. Już wystarczająco zakłóciłam wam wieczór. Nie zwracając uwagi na to, co powiedziała, wstali. - Cieszę się, że przyszłaś – powiedziała Naida ciepłym głosem. – Porozmawiamy ponownie wkrótce. Niniane przytaknęła, posłała im obojgu uśmiech i odwróciła się. Jak tylko odwróciła się plecami do Mrocznych Fae, jej uśmiech ulotnił się, a ona jęknęła. Rune szedł w krok za nią, poruszając się z leniwą gracją, kiedy zmierzała do obozu wampirów. - Pragnę zauważyć, że do naszej kolacji nie prowadzi ten kierunek – powiedział Rune. - Muszę jeszcze zatrzymać się w jednym miejscu – mruknęła. - Być może będziesz miała weselsze nastawienie, jeśli będzie miało miejsce po kolacji – zasugerował. - Och, zamknij się – powiedziała.
- Tak tylko mówię. – Uniósł brwi i spojrzał nijako, kiedy zerknęła na niego. Wieczór nadal przenikały ostatnie promienie złotego światła słońca, lecz cienie pogłębiały się, a latarnie zaczęły pojawiać się w strategicznych miejscach, kiedy ona i Rune weszli do obozu Rodzaju Nocy. Rhoswen, Duncan, wampir o nieznanym imieniu oraz ludzcy towarzysze (obstawa?, służący?, jedzenie?) zgromadzili się razem wokół ogniska. Wyglądali na rozluźnionych. Ludzie szybko zajęli się swoimi porcjami jedzenia, przygotowanymi w Chicago. Być może ich atmosfera relaksu była iluzją, ale Niniane zazdrościła im tej swobody w towarzystwie innych. Była rozbawiona widokiem ludzi, którzy nie wstają na jej pojawienie się. Zrobili to dopiero po tym, jak Rhoswen spojrzała na nich piorunującym wzrokiem. Wcześniej nie zauważyła braku manier u współczesnych Amerykanów. Powiedziała do Rhoswen: - Miałam nadzieję na zamienienie kilku słów z Carling. Po krótkiej chwili, blond wampirzyca powiedziała: - Oczywiście. Sędzina jest nad rzeką. Zaprasza cię, byś do niej dołączyła. - Dziękuję. Niniane udała się w kierunku wskazanym przez Rhoswen. Podążyła krótką ścieżką przez zarośla i dotarła do brzegu rzeki, Rune szedł tuż za nią. Kiedy wieczorne niebo ściemniało, najjaśniejsze gwiazdy zaczynały świecić. Rzeka mieniła się srebrzyście w blednącym świetle, ogniste listowie na obu brzegach ściemniało. Rozejrzała się po brzegu, szukając Carling. Zobaczyła blady materiał powieszony na pobliskim krzaku, więc pomyślała, by rozejrzeć się po rzece. Zauważyła gładką ciemną głowę Carling przecinającą wodę. - O mój Boże – powiedziała. Zadrżała. Woda musiała być lodowata, mrożąca kości. Każdy, kto zanurzyłby się w niej, ryzykował popadnięcie w hipotermię w ciągu kilku minut, jeśli w ogóle by przeżył. – Nie czujesz zimna? Rune wyglądał na rozbawionego, kiedy oparł się ze skrzyżowanymi rękami o pobliską brzozę. Zdławiony chichot Carling zabrzmiał nad wodą. Wampirzyca zaczęła płynąć w jej
stronę. Jej leniwie wyglądająca żabka powodowała, że wyglądała na nie wymagająca wysiłku. - Czuję go – powiedziała Carling. – Zanurzyła głowę pod wodę i wystawiła ją z powrotem nad powierzchnię. – Po prostu nie wpływa na mnie, tak jak na ciebie. - To samo dotyczy światła słonecznego? - To inna sprawa – powiedziała wampirzyca. - Jak to? – Niniane umierała z niecierpliwości, by o to spytać, od czasu kiedy Carling w hotelu po raz pierwszy weszła w światło słońca. - Otulam się Mocą, dzięki czemu mogę chodzić w słońcu. W innym razie musiałabym okryć się ubraniem i osłoną od słońca, jak pozostałe wampiry, albo słońce spaliłoby mnie na popiół, tak jak może ich. Mogę chodzić w świetle słońca i oglądać w nim świat, ale nie mogę poczuć go na skórze i przeżyć. - To musi być wyczerpujące. - Nie chciałabym tygodniami podróżować w dzień bez wytchnienia, ale ta krótka przejażdżka jest w porządku. Carling dopłynęła do brzegu i wyszła z wody. Niniane zaparło oddech. Smukłe, mokre, nagie ciało wampirzycy błysnęło srebrem na obrzeżach w blednącym świetle. Jej pełne piersi, szczupły pas i kształtne nogi były perfekcyjnie ukształtowane i wspaniale zaokrąglone, ale bez żadnych pretensji do skończonej perfekcji, dlatego że, była pokryta od barków do ud pręgami niczym tygrys, jej ciało pokrywały tuziny długich białych blizn. Ktoś straszliwie ją wychłostał, kiedy była człowiekiem, pobita tak bardzo musiała być blisko śmierci. Niniane zacisnęła zęby i łzy stanęły jej w oczach. Carling posłała jej krótkie spojrzenie bez zainteresowania, kiedy wyszła na brzeg. Potem uwaga wampirzycy skierował się w stronę Rune i zamarła przez chwilę trwającą uderzenie serca. Niniane także obróciła się do Rune.
Przyglądał się Carling. Jego przystojna twarz przybrała poważny wygląd, z wystającymi kośćmi. Linie jego ciała wyrażały napięcie, jego mięśnie napięły się. Jego złote lwie oczy błyszczały. Carling odwróciła się od tropiciela. Ściągnęła swój czysty kaftan z krzaka i wciągnęła go na siebie, jej ruchy były powolne i nieśpieszne. Wyraz jej twarzy pozostawał znudzony, a jej twarz i ciało lśniło blaskiem. - Może powinnyśmy porozmawiać w moim namiocie.
Niniane podążyła za C arling
z powrotem do obozu. Wampirzyca weszła do namiotu,
który był ogromny, nowoczesna nylonowa tkanina z oknami zamykanymi na zamki błyskawiczne. Niniane zatrzymała się w wejściu. Powiedziała do Rune: - Proszę, zaczekaj tutaj. Wiem, że Tiago chciał, byś był przy mnie cały czas, ale ja będę tylko po drugiej stronie tkaniny. Rune przytaknął bez odzywania się. Zawahała się. Nie wiedziała co ją podkusiło, by go o to prosić, może gdyby wyglądał normalnie, ale jego twarz była napięta, zacięta, a jego mowa ciała ostrzegał ją. Westchnęła. Czasami Wyrowie byli niepojęci. Weszła
do
namiotu.
Wewnątrz
był
udekorowany
bladoróżowymi
jedwabiami
i mahoniową inkrustowaną skrzynią z hotelu. Nie było krzeseł, tylko poduszki rozłożone na dywanie. Carling nalała czerwone wino do dwóch kieliszków. Jej ciemne wilgotne włosy przylegały ściśle do głowy. Odwróciła się i podała kieliszek Niniane, który przyjęła. Potem Carling usiadła ze skrzyżowanymi nogami na leżącej na podłodze poduszce. Niniane starała się pokazać jej, że nie ma problemu, kiedy opuszczała swoje bolące ciało na poduszkę. Carling wzięła łyk wina. - Czego ci trzeba? - Pewnej rady, którą możesz mi dać. – Niniane potarła oczy. Nie było sensu owijać w bawełnę. Spytała wampirzycę:
- Czy wiesz, czy któryś z Mrocznych Fae w naszej grupie starał się mnie zabić? - Nie – powiedziała Carling. – Nie wiem. Niniane miała problemy z werbalizacją kolejnego pytania. To było zaskakująco trudne, by zapytać. - Co wyczuwasz, jacy ci się wydają? Carling wzruszyła ramionami. - Wydają się ludzcy. - Chodzi mi o uczucia. Czy potrafisz określić, czy ktoś z nich wydaje się brutalny? Brwi Carling uniosły się. - Owszem. Mogę także powiedzieć, że wydają się smutni i rozgniewani i kiedy czują niechęć lub radość. Każde z tych uczuć może mieć lub nie, coś wspólnego z tym, co zrobili albo co zaplanowali, by popełnić morderstwo. Niniane zacisnęła zęby i warknęła: - To takie frustrujące. Spędziłam trochę czasu z każdym z nich, z wyjątkiem Arethusy, która jest zajęta dziś wieczorem. Spodobało mi się towarzystwo każdego z nich. Wyglądali, jakby mnie lubili. - Bez wątpienia lubią cię, a dlaczego nie powinni? Jesteś zajmującą osobą. – Carling uśmiechnęła się. – Ale zabiłam kogoś, kogo wcześniej lubiłam. Zabiłam kogoś i czułam żal. Wyczuwam także od ciebie pełne przemocy uczucia, które jednak nie przerodziły się w jakieś brutalne czyny. Emocje są jak kolory, Niniane. Myśli i czyny dostarczają osobie celu. Tylko wtedy, kiedy złożysz je wszystkie razem, to zaczynają formować prawdziwy obraz. Mroczni Fae są złożonymi ludźmi, z wieloma latami wspomnień i motywacji, które wpływają na ich czyny i ambicje. - W porządku – powiedziała Niniane. Przełknęła wino. – Zgaduję, że szukałam skrótu, a nie ma żadnego.
- Przepraszam, nie ma. – Carling przerwała, po czym powiedziała: - Ale teraz, kiedy miałyśmy szansę porozmawiać, mogę zaoferować ci drobną redę na temat czegoś innego. - Cokolwiek masz na myśli. – Niniane upiła kolejny łyk wina. – Proszę, powiedz. - Radzę ci, postępuj uważnie z Tiago. Wszyscy Mroczni Fae czują się zagrożeni i są agresywnie nastawieni wobec niego, być może z wyjątkiem Aubreya, którego reakcja była zaskakująco spokojna. - Jak zareagował Aubrey? – spytała Niniane. - Powiedziałabym, że jest zatroskany, może nawet zakłopotany, ale nie odbieram od niego uczucia agresji. Czy to oznaczało, że Aubrey dobrze znosił obecność Tiago, czy oznaczało to, że był zbyt przestraszony obecnością Tiago, by planować jej zabójstwo? Argh. Tego typu rzeczy powodowały, że goniła w kółko. Przełknęła resztę wina. Carling kontynuowała: - Myślę, że do czasu, kiedy będziesz utrzymywała swój związek z Tiago i będzie istniała nadzieja, że utrzymasz tron w pokoju. Żaden Mroczny Fae nigdy nie będzie tolerował Wyra jako władcy. Właściwie, rozwinę bardziej to stwierdzenie. Żaden inny majątek Starszych nie będzie tego tolerować. Siła Starszych Ras w Stanach Zjednoczonych utrzymuje się w kruchej równowadze. Wyrowie nie mogą być posądzani o posiadanie więcej niż wyznaczony udział. - Tiago i ja dyskutowaliśmy o tym – powiedziała Niniane. – Nie jest zainteresowany tronem. - Nie mówię tylko o Tiago – powiedziała Carling. – Mówię o każdym potencjalnym spadkobiercy. Niniane
zamarła.
Nawet
jej
umysł
zachrypniętym gardłem: - Masz na myśli dzieci, które mogę mieć?
przestał
pracować.
Powiedziała
z
nagle
- Pozwól, że wyrażę się dosadniej – powiedziała Carling. – Nie możesz objąć tronu, mieć dzieci z Tiago i mieć nadzieję na uniknięcie wojny, wojny domowej wśród Mrocznych Fae albo wojny z innym majątkiem. Zaciskający się wokół jej piersi opaska wróciła. Poruszyła się ostrożnie, by odłożyć swój kieliszek i zmusiła się do wzięcia kilku powolnych głębokich oddechów. - Przyjmę to za znak, że nie rozważyłaś tych konsekwencji – powiedziała Carling łagodnym włosem. - Byłam zajęta – powiedziała Niniane. - Mogłaś rozważyć małżeństwo powodowane racją stanu – powiedziała Carling. – Mieć potomstwo i prawdopodobnie dodatkowo prywatne porozumienie z… - Nie – powiedziała Niniane. Wszystko w niej reagowało gwałtownie na tę myśl, a było to bez rozważania, jak na to zareagowałby Tiago. Nigdy by na to nie przystał. Mógł zabić każdego, kogo próbowałaby poślubić. – Tak się nie stanie. Carling milczała przez chwilę. Potem wstała i poszła po do połowy pusta butelkę wina. Nalała Niniane wina, a potem sobie. - Może skorzystasz ze wskazówek z historii – powiedziała Carling. – Pomyśl o Anglikach. Edward VIII abdykował, ponieważ jego rząd nigdy nie zaakceptowałby Wallis Simpson. Dla nich małżeństwo oznaczało, że mogłaby wstąpić na tron. Czy sądzisz, że Mroczni Fae zaakceptowaliby twoje małżeństwo z Tiago i uwierzyliby, że nie dzieliłby z tobą tronu? Niniane wypiła wino i zapatrzyła się w przestrzeń. - Nie – powiedziała. - Jest także Elżbieta I – powiedziała Carling. – Lubiłam Elżbietę. Była mądrą kobietą. Wykorzystywała
możliwość
zawarcia
małżeństwa
w
celu
zawiązania
sojuszu
jako
dyplomatycznego wybiegu, chociaż nigdy z tego nie skorzystała. Jeśli miała kochanków, była na tyle dyskretna, że tego nigdy nie dowiedziono. I nie miało znaczenia, jak bardzo naciskał
parlament, by to uczyniła, nigdy nie naznaczyła spadkobiercy, więc uniknęła uczynienia tronu wrażliwym na przewrót. W końcu wzrok Niniane skierował się na twarz Carling. Wyraz twarzy wampirzycy był spokojny, jak Madonny. Burknęła: - Rozmowa z tobą nigdy nie przebiega tak, jak bym się spodziewała.
Wypiła
do końca z Carling butelkę wina, po czym pożegnała się i wyszła. Rune
podążał krok za nią, kiedy szli z powrotem do jej obozu. Tiago siedział przy ognisku z Cameron i Aryal, jedli kolację. Niniane poczuła się jak pijana, kiedy zobaczyła Tiago. Siedział z łokciami opartymi na kolanach, kiedy przyglądał się zawartości lodówki, stojącej między jego stopami. Nie uczestniczył w rozmowie Cameron i Aryal., ale przysłuchiwała się jej. Wyglądał olśniewająco. Wypełniony witalnością, wydawał się bardziej rozluźniony i swobodny, niż widziała kiedykolwiek wcześniej w Nowym Jorku. Wydawała się, że Adriyel mu służy. Potem podniósł wzrok, złapał jej spojrzenie i jego rozluźnienie wyparowało. Wstał i jego twarz przybrała wyraz ciosanej siekierą agresji. Powiedział w jej głowie: - O co chodzi? Spojrzała na niego, gwałtowna złość przebiła się przez jej zmęczenie. - Skąd wiesz? - Twój zapach. – W dwóch szybkich podskokach znalazł się przed nią. Chwycił ją za łokcie i spojrzał na nią z troską. – Powiedz, co się stało. Jej oczy zwilgotniały. Położyła rękę na jego klatce piersiowej i pogładziła ją. - Obiecuję, że wkrótce ci o tym opowiem, ale w tej chwili nie jestem jeszcze gotowa.
Muszę najpierw przemyśleć parę rzeczy, zanim będę wiedziała, jak o tym opowiedzieć. - W porządku – powiedział. – Dlaczego nie usiądziesz i nie zjesz kolacji? Słyszałem, że jeszcze nie jadłaś.
- Nie jestem głodna – powiedziała. – Zamierzam z jej zrezygnować. Jego spojrzenie pociemniało. - Faerie. Zamknęła oczy. - Nie naciskaj na mnie teraz, Tiago. Przyłożył czoło do jej czoła. - Nie będę mógł nic na to poradzić, jeśli nie porozmawiasz ze mną.
- Może nic na to nie poradzisz. Czasem sprawy ranią – powiedziała. Jego ręce napięły się, otworzyła oczy i doznała wstrząsu na widok jego zaciętej twarzy. Zebrała się w sobie i powiedziała: - Porozmawiam wkrótce z tobą. Teraz pójdę do łóżka. Potrzebuję trochę czasu, by
zebrać myśli, więc … muszę iść do łóżka sama, proszę. Jego usta rozchyliły się, odsłaniając zaciśnięte zęby, a jego Moc zacisnęła się na niej. Wiedziała, że to musiało nastąpić instynktownie, jednak po chwili wycofał się. Jego uścisk na jej łokciach zelżał. - Będę w zasięgu telepatii – powiedział. – Zawołaj mnie, jeśli będziesz czegoś
potrzebowała, słuchasz mnie? W zasięgu telepatii. To oznaczało, że będzie od dziesięciu do piętnastu stóp od niej. Rozluźniła się i przytaknęła. - Kocham cię. - Porozmawiajmy, Niniane. – powiedział. - Wkrótce, obiecuję.
Puścił ją i cofnął się. Reszta zamilkła. Wydając się koncentrować na własnych myślach podczas jedzenia. Posłała im skinienie i weszła do namiotu. Było ciepło od fajerki, w której przygasły płomienie, pozostawiając czerwieniące się węgielki. Poszła prosto do łóżka, ściągnęła koszulkę i wczołgała się drżąca do barłogu. Tiago ogrzałby go w kilka sekund. Ogrzałby także jej serce, prawie w każdy sposób z wyjątkiem tego, który teraz tak ranił. Natura wydawała się kompensować to, że dla tych którzy długo żyli, potomstwo było rzadkością i skarbem. Dodając do tego, że nigdy nie ośmieliła się myśleć o dzieciach, kiedy jej życie było w ciągłym zagrożeniu. Możliwość posiadania dzieci była zawsze częścią czegoś mglistego, nieokreślonego w odległej przyszłości. Nie myślała o tym, że może nigdy nie mieć dzieci. Przebrnęła przez wszystko, co powiedziała Carling. Niniane nie potrafiła znaleźć błędu w logice wampirzycy. Łóżko rozgrzało się, jednak ona pozostała zwinięta w ciasną kulkę. Czuła, że zasypia, skupiona na tym zimnym wewnętrznym miejscu. Krzyk rozbił zimną ciszę w jej głowie. Poderwała się do siadu, kiedy ktoś krzyknął ponownie. Ciężkie kroki rozległy się na zewnątrz. Skuliła się, kiedy Tiago rozdarł ścianę, w ręku trzymał miecz. Jego twarz była pełna furii w cieniu namiotu. Powiedział: - Ubierz się. Jej serce łomotało. - Co się stało? - Nie wiem.
Poderwała się z łóżka i włożyła dżinsy, buty i sweter. Potem chwyciła pochwy ze sztyletami i wepchnęła je do kieszeni dżinsów. Natychmiast po tym jak skończyła, chwycił ją za ramię i wyszedł z nią na zewnątrz. Cameron stała przed namiotem z krótkim mieczem, reszta obozu była pogrążona w chaosie. Tiago objął ręką Niniane w ramionach i przyciągnął ją do siebie. Objęła go w pasie. Aryal popychała kilku przestraszonych służących, którzy krążyli w kółko. Harpia wrzasnęła na nich: - Zejdźcie, do cholery, z drogi. Idźcie do swoich ognisk i zostańcie tam, aż ktoś wam powie, byście zrobili coś innego. Spojrzeli na wyraz twarzy harpii i rozpierzchli się. Aryal ruszyła w stronę Tiago, Cameron i Niniane, jej oczy łowcy błyszczały adrenaliną i gniewem. Harpia wyglądała na gotową, nawet chętną do walki. - Czego? – szczeknął Tiago. Aryal zatrzymała się przed nimi. - Arethusa nie żyje – powiedziała.
18 Skóra Tiago była cienką warstwą piekielnej przemocy. Gotowało się od niej otaczające go powietrze. Cameron spojrzała na niego ukradkowo i cofnęła się o dwa kroki. Aryal także zachowywała dystans. Tylko Niniane podeszła bliżej. Oparła się o niego, jakby jego super naładowana aura odpowiadała niej. - Co się stało? – spytała Niniane. Aryal potrząsnęła głową, jej twarz była zacięta. - Na pierwszy rzut oka, wygląda jakby poślizgnęła się na mokrych kamieniach na brzegu rzeki, uderzyła się w głowę i wpadła do wody. Jeden żołnierzy poszedł jej poszukać i znalazł jej ciało pięćdziesiąt jardów w dół rzeki. Spojrzenie Niniane napotkało wzrok Tiago. - Co o tym sądzisz? – spytała go. Lekko pokręcił głową. - Arethusa poruszała się jak pantera. Nie ma cholernej możliwości, by się poślizgnęła,
uderzyła w głowę i utonęła przez przypadek. Nie wierzę w to. - Co sądzisz na temat tego, co powinniśmy zrobić? Chciał unieść Niniane, zabrać ją w powietrze i lecieć, dopóki nie będzie wiedział, że jest dla niej bezpiecznie. Chciał rzucić się w szale przez obóz i nie zatrzymywać, aż nie znajdzie mordercy. Zacisnął dłoń na mieczu, aż on zadrżał. Wziął powolny, ostrożny oddech. - Rune i Aryal powinni to zbadać – powiedział. – Musimy dowiedzieć się najszybciej jak
się da, czy są w to zamieszani żołnierze Arethusy, by dowiedzieć się, czy możemy na nich polegać.
Jego wzrok znalazł jej twarz. Po czym przytaknęła. Wyraz jej twarzy uspokoił się i przycisnęła się do niego, po czym zrobiła krok do tyłu. Głosem, zachowującym dystans, powiedziała do Aryal: - Proszę zrób wszystko co niezbędne, by sprawdzić szczegóły śmierci dowodzącej. - Dobrze – powiedziała Aryal. Obróciła się i odeszła. Niniane ponownie spojrzała na Tiago. Jego usta zacisnęły się na widok ciemnych okręgów pod jej oczami. Nie odpoczęła zbytnio, zanim ją obudził, ponieważ cokolwiek ją kłopotało, jeszcze o tym nie wiedział i oczywiście nie było cholernego czasu, by ją o to spytać. - Byłbyś łaskaw pójść ze mną? – spytała. - Oczywiście – powiedział. Gdzie zechcesz. Zamarła. Iskierka uśmiechu błysnęła w jej zmęczonych oczach. Powiedziała w jego głowie: - Mógłbyś najpierw odłożyć miecz? Spojrzał na swoją rękę, zobaczył zbielałe zaciśnięte kłykcie i obnażył zęby. - Raczej nie – warknął. -Ty jesteś prawdziwą bronią – powiedziała. – Uwierz mi, nikt w to nie wątpi. - Dobra – odparł głośno. Wyciągnął rękę nad głowę i wepchnął miecz do pochwy przywiązanej do pleców. Przeczesał wzrokiem teren. Ognisko przed namiotem Niniane było łatwo dostępne, ale nie miał szansy by to zmienić. Zwrócił się do Cameron: - Strzeż namiotu. - Oczywiście – odpowiedziała kobieta, jej twarz była spokojna, ale oczy czujne.
Niniane obróciła się i ruszyła przez obóz, jej mała smukła postać była wyprostowana, a Tiago kroczył za nią. Zapamiętywał, jak każdy reagował na nich. Patrzyli na niego z różnymi odcieniami ostrożności i zaniepokojenia, jednak kiedy spoglądali na Niniane, ich twarze rozluźniały się wyraźnie i uspokajały się. Nie widział wyrazu jej twarzy. Niniane była cholernie dobra w publicznych relacjach. Poza tym zmierzała prosto do obozu żołnierzy Mrocznych Fae. - Co robisz? – spytał.
- Robię to, co powinno zostać zrobione – powiedziała. –Zamierzam złożyć wyrazy współczucia i pociechy moim żołnierzom. Nie przyjdą zobaczyć się ze mną, poza tym jest już późno i zostali oczyszczeni przez śledczych Wyrów. Powinni dowiedzieć się, że im ufam. Arethusa wybrała ich na tę podróż. Chcę spróbować, zwłaszcza z tobą za moimi plecami. Jego instynkty obronne były na hiperprędkości. Każda jego część warczała w odpowiedzi na jej plan, by znaleźć się w tłumie, jednak zapanował nad swoimi reakcjami i zastanowił się nad jej pobudkami. Miały sens. Oczywiście, że miały. Kurwa. Pozwolił uzewnętrznić się swojemu napięciu niemal ze słyszalnym warknięciem, kiedy spojrzała na niego przez ramię. Wyglądała żałośnie, pokornie i na zdeterminowaną. Posłał jej lekkie skinienie głową, zacisnął usta. Wzięła głęboki oddech, odwróciła się i poszła porozmawiać z żołnierzami. Byli stłoczeni w żałosną ciasną grupkę wokół swojego ogniska. Podnieśli wzrok, kiedy nadeszła Niniane z Tiago. Zdołał zapanować nad sobą i zmienić wyraz twarzy na spokojny, w czasie kiedy podchodzili bliżej. Posłał każdemu z dziesięciorga żołnierzy szybkie, krótkie skinienie. Pachnieli stresem, wyglądali na zszokowanych i strapionych. Para patrzyła ukradkiem na ich twarze, kiedy wstawali na nogi. Niniane powiedziała: - Śmierć Arethusy jest niewyobrażalną stratą, pozostali z was muszą robić to co musi być zrobione. W tej chwili przyszłam, by podzielić się z wami wspomnieniem o niej i powiedzieć wam, jak jestem dumna z każdego z was.
Mówiła jeszcze inne rzeczy, jego faerie i były to właściwe i znaczące rzeczy, które powinno się mówić ludziom, którzy są rozgniewani, ale naprawdę nie musiała. Jeśli wiedziałby, jak być w tym lepszym, mógłby czytać w żołnierzach. Z tymi dwoma pierwszymi zdaniami, ci żołnierze stali się jej sercem i duszą. Ktoś przyniósł Niniane stołek, oczywiście wszyscy pozostali nadal stali. Właśnie oferowała kilka słów wzmocnienia, kiedy jeden z żołnierzy skradał się ukradkiem, by stanąć za Tiago. Był to drobny, cichy mężczyzna o imieniu Hefeydd, odpowiedzialny za prowadzenie jucznych koni, które niosły zaopatrzenie. Tiago był tego świadom, oczywiście. Był świadomy wszystkiego, co działo się w pobliżu, dostrzegał każdy odruchowy gest, każda podniesioną rękę, każde nagłe poruszenie. Czekał, przemieszczając ciężar na przód stóp. Nieśmiały głos przemówił w jego głowie. - Sir.
- Tak? – powiedział. Jego mentalny głos był spokojny. Rozluźnił palce na rękojeści miecza. - Dowodząca Arethusa dała mi coś, co miałem dać tobie, jeśli coś by się wydarzyło.
Nie, sir, proszę nie odwracaj się! Myślę, że nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli wsunę to w twoją dłoń? Taa, jeśli tak miało być, prawie warknął, jednak powstrzymał się. Hefeydd był jednym z tych o zaczerwienionych oczach, którzy pozostali na obrzeżach światła ogniska. Żołnierz nie został dodany werbalnie do improwizowanej straży przy Arethusie, ale Tiago dostrzegł żal w łagodnej twarzy mężczyzny Mrocznych Fae. Tiago westchnął, wyciągnął rękę za plecami i rozchylił palce. Płaska zawinięta w skórę paczka wślizgnęła się delikatnie do jego dłoni. Kiedy jego palce zacisnęły się wokół niej, wyczuł, że Hefeydd odsunął się. Tiago wepchnął paczuszkę pod ramię, kiedy Niniane odwróciła się w jego stronę. Jeśli wcześniej wyglądała na zmęczoną, to teraz wyglądała na całkowicie wyczerpaną, jej mała
twarz była biała z wyczerpania. Powstrzymał impuls, by wziąć ją na ręce i zabrać ją stąd. Musieli postępować ostrożnie, kiedy znajdowali się z otoczeniu innych. Nie mógł robić niczego, co spowodowałoby, że wyglądała na słabą w oczach innych ludzi. Podeszła do niego, zmuszając go, by delikatnie położył rękę na jej plecach w wyrazie wsparcia. Skrócił krok, by dopasować się do jej kroku, kiedy przemierzali zaciemniony obóz. Wrócili do namiotu Niniane, Cameron nadal trzymała straż. Bystry wzrok Tiago przebiegł po sylwetce ludzkiej kobiety. Cameron wyglądała na zmęczoną, ale czujną, jej szczupła sylwetka pozostawała wyprostowana. Uniósł na nią brwi, a ona skinęła mu głową. Powiedziała do nich: - Zrobię kawę, jeśli chcecie. Niniane pokręciła głową, bez słowa. Uniósł przed nią klapę namiotu i powiedział do Cameron: - Ja poproszę. Podążył za Niniane, która weszła i zatrzymała się w pierwszej części namiotu. W palenisku były świeże węgle, które ogrzewały to miejsce, paliły się lampy. Odłożył skórzaną paczuszkę na jedno z drewnianych krzeseł. Niniane obróciła się do niego. Przyciągnął ją do siebie i rozpoznał uczucie ulgi, kiedy jej niewielkie ciało oparło się o niego. Przycisnęła twarz do jego piersi. Gładził jej jedwabiste czarne włosy. - Jestem z ciebie bardzo dumny – powiedział do niej. - Nie musisz być dla mnie miły – powiedziała, cicho w jego ciało. – Albo rozpłaczę się jak dziecko. Objął ochronnie ręką tył jej głowy. - Dalej, płacz, jeśli tego potrzebujesz – szepnął.
Klapy namiotu rozchyliły się i weszła Cameron, niosąc metalowy kubek pełen parującej kawy. Zawahała się, kiedy ich zobaczyła, jednak potem ruszyła do przodu, by postawić kawę na najbliższym krześle, zanim odwróciła się. Niniane uniosła głowę. - Wiesz już coś? - Niestety, jeszcze nie – powiedziała Cameron. – Ostatnio co słyszałam, to to, że Rune i Aryal skończyli sprawdzać miejsce zdarzenia i przeczesują obóz. Niniane skinęła głową i pozwoliła jej opaść na Tiago. Gładził jej jedwabiste czarne włosy. Usłyszał kroki, że ktoś nadchodził. Chwycił Niniane za barki, by ją odsunąć i odwrócił głowę w stronę wejścia. Na zewnątrz kapitan Durin powiedział cichym głosem: - Przepraszam, wasza wysokość? - Tak, Durinie, wejdź – powiedziała Niniane. Tiago zauważył z aprobatą, że Cameron przesunęła się do pozycji obronnej, odzwierciedlając jego ustawienie pomiędzy Niniane i wejściem do namiotu. Klapa namiotu uniosła się i mężczyzna Mrocznych Fae wszedł do środka z nieśmiałym wyrazem twarzy. - O co chodzi, kapitanie? – spytała Niniane. - Za twoim pozwoleniem, pani, chciałbym rozstawić strażników wokół twojego namiotu – powiedział kapitan. Wyczerpanie spowolniło jej reakcje. Spojrzała na Tiago w zmęczonym zaskoczeniu. Powiedział w jej głowie: - Zgadzam się. Dotarłaś do nich i teraz uważają ciebie za jedną ze swoich. To bardzo
duży krok naprzód. Przytaknęła. Powiedziała do kapitana:
- To doskonały pomysł. Ustal z Tiago szczegóły. On odpowiada za bezpieczeństwo i teraz odpowiadasz przed nim. - Tak, pani. – Durin spojrzał na niego. – Sir? - Ustal krótkie wachty i upewnij się, że racje są hojne – powiedział Tiago. – Wszyscy są zmęczeni. Nie oczekuję, byśmy ruszyli się stąd przed rankiem. Przyjdę później, by sprawdzić, czy chcesz o czymś porozmawiać. W tej chwili to wszystko, kapitanie. - Tak jest. – Durin skłonił głowę przed Niniane i wyszedł. - Mówiąc o zmęczeniu – powiedział Tiago. Spojrzał na Cameron. – Połóż się, skoro jest okazja. - Dobry pomysł, jeśli jesteś pewien, że mnie nie potrzebujesz – powiedziała Cameron. Odwróciła się, by odejść. - Nie, zaczekaj! – powiedziała Niniane, jej twarz była wypełniona zaniepokojeniem. Chwyciła druga kobietę za ramię. – Połóż się w moim łóżku. Twarz Cameron złagodniała. - Niniane, potrzebujesz swojego łóżka. - Nie będę go potrzebowała jeszcze przez chwilę – wyraz jej twarzy wypełnił się uporem. – Nie chcę widzieć, jak wychodzisz. Cameron spojrzała na niego. Uniósł brwi i powiedział: - Słyszałaś ją. Do łóżka. Twarz Cameron zmarszczyła się w drażniącej uciesze. - Pamiętaj, słyszałam, jak sprzeczacie się we dwoje. Nigdy nie przypuszczałam, że możecie prezentować tak zjednoczony front. Niniane uśmiechnęła się do niego i na chwilę cienie w jej oczach zniknęły.
- Uczymy się, jak to działa. - I wychodzi nam to cholernie dobrze – dodał. - Odnotowałam to. – powiedziała Cameron. Objęła ramieniem smukłe barki Niniane i uścisnęła ją. Niniane odwzajemniła gwałtownie uścisk, po czym Cameron ruszyła do drugiej części namiotu i zostali sami. Tiago podszedł do krzesła na którym stał kubek parującej kawy i skórzane zawiniątko. Zrzucił uprząż z mieczem, położył pochwę na podłodze , potem usiadł i wyciągnął nogi z chrząknięciem. To było dobre, potężne krzesło konstrukcji Mrocznych Fae, ze składanych ze sobą części, które mogły być rozłożone dla łatwiejszego transportu. Dobrze znosiły jego ciężar i wzrost. Pochwalił je. -Mam coś, co wymaga obecności faerie – powiedział ogólnie do pomieszczenia. Zmęczona twarz Niniane rozjaśniła się. Podeszła, a on złapał ją, owijając wokół niej ramiona. Oparła głowę na jego barku i potem jej ciało rozluźniło się z westchnieniem. Oparł policzek na jej miękkich, pachnących włosach. - Czekałem cierpliwie – powiedział. – Aż wyjaśnisz mi, kiedy będziesz chciała, to co
zasmuciło cię zanim poszłaś do łóżka, ale teraz chcę wiedzieć. Poczuł, jak rozluźnienie ulatuje z jej ciała. Jego nastrój, obecnie nie najlepszy, zmroczniał bardziej. Jego ramiona naprężyły się. Cisza rozciągała się. Potem powiedziała: - Zgodzisz się, że wydarzenia następują z niesamowitą szybkością. Przytaknął z namysłem. - Nie powinniśmy poza tym zgodzić się, by zaufać sobie w wykonywaniu naszych obowiązków? Jego oczy zwęziły. Kolejne skinienie.
Przebiegła drobnym palcem po jego klatce piersiowej. - Powinniśmy także rozważyć, że nasze działania mogą także wymagać oswojenia się z wydarzeniami i decyzjami, które podjęliśmy. - Tak – powiedział przez zęby. – Faerie, powinnaś wiedzieć, że nie kocham tego sposobu rozumowania. - To nie argument – powiedziała rozkazująco. Przytknęła palec do jego ust. Westchnął i pocałował upominający go palec. – Być może powinniśmy wysnuć wniosek, że kłopoty, z którymi poszłam spać, mogą nie być istotną troską w tej chwili, zwłaszcza gdy tak wiele pilnych spraw wymaga naszej uwagi. - Pewnie – powiedział. - To może być dobra próba, jednak to nie zadziała. Obiecałaś, że opowiesz mi o tym, co się zasmuciło. Trzymam cię za słowo. Znowu cisza, gęstniejąca w czasie. Potem poderwała się i spojrzała żałośnie w jego oczy. - Obiecałam to, czyż nie? – powiedziała. – Przepraszam, Tiago. Rozmawiałam z Carling, która wskazała mi pewne nieprzyjemne fakty na temat ciebie, mnie i nowego życia, które próbujemy zbudować wśród Mrocznych Fae. - Ta zwariowana suka – warknął. – Przysięgam na Boga, że … Zatkała mu usta dłonią, zanim posunął się dalej Zażądała: - Chcesz usłyszeć, co mam do powiedzenia, czy nie? Wziął głęboki wdech, uspokoił się i pocałował ją w dłoń. - Moja kolej, by przeprosić – powiedział. – Przepraszam, kontynuuj. - Nie ma tu dużo więcej do powiedzenia – powiedziała. – Po prostu wskazała, że możemy liczyć tylko na pewną dozę akceptacji, lecz nie za dużą. Nikt nie uwierzy, że nie będziesz mieć zamiaru dzielić ze mną tronu, kiedy się pobierzemy. Nikt, nie tylko Mroczni
Fae, ale również pozostałe majątki, nie zaakceptują dziecka, będącego pół-Wyrem, jako potencjalnego dziedzica tronu Mrocznych Fae. Jego twarz wykrzywiał coraz większy grymas, kiedy mówiła. - Która część zraniła cię najbardziej? Opuściła wzrok. Wszystko w nim zacisnęło się. - Może nie możesz nic z tym zrobić – powiedział. – Czasem pewne sprawy po prostu
ranią. - Kula płonącej lawy pojawiła się w jego piersi. - To była myśl o nieposiadaniu dzieci, czyż nie? Potrząsnęła głową. - To zaczęło się tutaj, ale wiesz, myślę, że głównie chodzi o to, że mam problem z „na zawsze” i „nigdy”. Nie chcę o tym myśleć w absolutach. Nie umieram z chęci posiadania dzieci, ale nie chcę także powiedzieć, że nie będę ich mieć, zwłaszcza by udobruchać innych ludzi. Nie drżę na myśl, by objąć tron Mrocznych Fae na resztę mojego życia, zwłaszcza dzisiejszego dnia. – Podniosła wzrok i napotkała jego spojrzenie, szok połączenia między nimi był głębszy i bardziej przejmujący niż kiedykolwiek. Szepnęła:- Jest tylko jedna rzecz i tylko jedna osoba, wobec której mam zobowiązanie i jesteś nią ty. Rozciągnął płuca i odkrył, że ponownie może oddychać. Objął jej twarz obiema dłońmi i pocałował ją, rozkoszując się miękkością jej otwartych ust. - Tylko jedna osoba – szepnął. Tylko jedna rzecz. Przytknęła swój policzek do jego i uścisnęła go. - Chciałbyś mieć dzieci pewnego dnia? - Nie wiem – powiedział. Przebiegł dłońmi po jej kształtnych plecach. – Może. Lubię dzieci. Polubiłbym twoje dzieci. Muszę się przyznać, że nie jest to temat, o którym bym dużo myślał.
- Ani ja – westchnęła. Przełączyła się na telepatię. – Wiesz, pewnego dnia możemy
zdecydować, że powinnam abdykować. Chciałabym zobaczyć, co się wydarzy po tym, kiedy otworzymy granice Mrocznych Fae i postawimy resztę morderców mojej rodziny przed sądem. Nie sądzę, byśmy musieli zbytnio wybiegać w przyszłość, kiedy nasze krótkoterminowe cele są wystarczającym wyzwaniem. - To celna uwaga – powiedział. – Jeden krok na raz. Teraz, o małżeństwie. Pocałowała go. - Co z tym?
- Potrzebujesz tych rytuałów do szczęścia? Zawsze możemy pobrać się w sekrecie, jeśli zechcesz. – Odgarnął lok jej włosów z tych pięknych oczu. Przyłożyła palec do dolnej wargi i mruknęła: - Pragnę zauważyć, że jestem obecnie o wiele bardziej Wyrem, niż ktokolwiek mógłby
przypuszczać. Mam na myśli, halo, że poruszam się wśród was, od kiedy skończyłam siedemnaście lat, pamiętasz. Wiem wiele o waszych dziejach, które nie są takie odległe, ale to całkiem istotny dla mnie okres czasu. Tiago, jesteśmy sparowani, czy nie? - Rzeczywiście jesteśmy – powiedział. Przytknęła nos do jego nosa. - I będziesz mój i żadnej innej?
- Tak. – Dotknął jej delikatnej skóry. – A ty będziesz miała mnie i nikogo innego? - Przez resztę mojego życia. – Uśmiechnęła się. – Więc uznaje, że tak jest. - Ja także. – Uśmiechnął się w odpowiedzi. - Wypij swoja kawę, zanim jeszcze bardziej ostygnie. – Wychyliła się w bok, by podnieść kubek z podłogi i zatrzymała się. Wskazała głową. – Co jest w zawiniątku?
Pochylił się i także na to spojrzał. - To kolejna rzecz, którą mam do zrobienia, po rozmowie z tobą. - Co jest w środku? - Nie wiem. To wiadomość od martwej kobiety. – Niniane spojrzała szybko na niego, więc wyjaśnił, skąd ją ma. - Jak mogłeś jej od razu nie otworzyć? – krzyknęła. Chwyciła paczkę i wepchnęła ja w jego dłonie. - Miała dość wysoki priorytet – powiedział. – Ale upewnienie się, że z tobą wszystko dobrze, było dla mnie najważniejszą sprawą. - Sądzę, że to jedna z najmilszych rzeczy, jakie mi kiedykolwiek powiedziałeś. – Ześlizgnęła się z jego kolan i uklękła przed nim. Oparła się o jego nogi i skinęła na paczuszkę. – Pospiesz się, otwórz ją. Obrócił ją swoich rękach, z namysłem. Miała z grubsza dziewięć na sześć lub siedem cali, może trochę mniej lub więcej, owinięta była w skórę i obwiązana cienkim długim sznurkiem, zawiązanym na supeł. Wyciągnął scyzoryk i przeciął sznurek. Potem odwinął skórę. Wewnątrz znajdowała się złożona na pół koperta. Otworzył kopertę i wyciągnął zawartość. Wiadomość od martwej kobiety przyszła w formie firmowych papierów, firmy należącej do martwego mężczyzny. Papiery były dla Tri-State Financial Services, uzupełnione wyciągami bankowymi i książeczką czekową. Spółka przypuszczalnie była związana z Cuelebre Enterprises, ale jedynym udziałowcem był Urien Lorelle. Skurwysyn.
Chwilę później Niniane leżała skulona na poduszkach leżących na podłodze w pobliżu paleniska. Tiago wstał z krzesła i krążył po namiocie, po tym jak zbadali zawartość paczuszki.
Po stresie zarwanej nocy kończyła jej się energia. On miał o wiele większą wytrzymałość niż ona mogłaby kiedykolwiek osiągnąć. Nie mogła się z nim równać, nawet nie próbowała. Zatrzymał się w swojej gwałtownej przechadzce, by owinąć ją miękkim wełnianym kocem. Potem otworzył jedną z lodówek, która leżała rzucona w kącie namiotu. Wyciągnął jedzenie na talerz, wśród nich kwintesencję amerykańskiego jadła jak smażony kurczak, sałatkę ziemniaczaną, wiśniowe i jabłkowe odwracańce32. Potem położył tacę przed nią na podłodze i kazał jej spojrzeć na jedzenie, matka-wojownik działała w nim w najlepsze. Więc uniosła się, spojrzała na niego i skubnęła jedzenie. Głos Aryal rozległ się tuz obok namiotu. - Więc wy, dwaj klauni stoicie teraz na warcie? Dobrze dla was. Ruszcie się albo połamie wam nogi. Niniane wzięła kawałek ziemniaka, przeżuła i połknęła z trudem. Krzyknęła: - Aryal! Tiago przestał krążyć i obrócił ku wejściu do namiotu. - Czego! – warknęła w odpowiedzi Aryal. Harpia brzmiała, jakby była w gorszym nastroju niż zwykle. – Stanęli nam na drodze. Powinnaś pomyśleć, że powinni wiedzieć, że nie muszą cię chronić przed mną czy Rune. Niniane położyła głowę na poduszce i zasłoniła oczy dłonią. Powiedziała do Tiago: - Teraz to nie czas, by ktoś wystawiał moje nerwy na próbę. - Wyczuwam to – powiedział przez żeby. Jego górna warga uniosła się w grymasie. Potem z właściwą grzecznością odezwał się mężczyzna Mrocznych Fae:
32
Odwracaniec – ang. upside-down cake – ciasto odwracane po wyciągnięciu z formy i w ten sposób podawane, jak np. francuska tarta tatin.
- Wasza wysokość, wybacz, że ci przeszkadzam w odpoczynku. Tropiciele Wyrów Aryal i Rune proszą o audiencję. Zaraz po tym rozległo się sarkastyczna, wyraźnie słyszalne mruczenie Aryal. - Dzyń-pierdolone-dzyń. Och, co za niespodzianka. Ktoś stoi przed drzwiami. - To dlatego masz tak mało przyjaciół, dupku – powiedział Rune. Niniane zakryła ręką usta. Bez śmiechu. Po chwili udało jej się powiedzieć: - Dziękuję za powiadomienie… - Uniosła palce z oczu i mrugnęła na Tiago. - Ten jeden to Bruin – odpowiedział jej Tiago. - Dziękuję, Bruinie. Aryal i Rune mogą wejść. - Tak, wasza wysokość – powiedział żołnierz. - Chociaż, jeśli nie zaczną zachowywać się, jakby posiadali jakieś maniery, to zamierzam ich stąd przegonić – mruknęła. Tiago oparł ręce na biodrach. - Musisz się dostosować, faerie. Usiadła, kiedy tropiciele weszli do namiotu. Jej złość osłabła, kiedy ich zobaczyła. Wzrok Aryal powędrował do jej tacy. Wyraz twarzy Aryal napełnił się nadzieją i ruszyła do przodu. - Macie jedzenie? Tiago trzasnął Aryal w tył głowy. Nie wyglądało to na delikatne uderzenie. - Dotknij je tacy, a zginiesz. - Ał! – Aryal gapiła się na niego, kiedy rozcierała tył głowy.
- Nadal jest go pełno w lodówce – powiedziała do nich Niniane. Rune już ją sprawdzał. Odgryzł jednym ugryzieniem połowę mięsa z nogi kurczaka i żuł go, kiedy rozciągał szyję, najpierw w jedną stronę, potem w drugą. - Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy – powiedział z pełnymi ustami. – Durin i jeden z ludzi Kellena potraktowali jej ciało ziołami i zawinęli je, więc jest przygotowana do transportu i na właściwy pogrzeb w Adriyel. Wyrowie preferowali kremację, więc kiedy Rune wspomniał o właściwym pogrzebie, który był pomysłem znacznie bardziej właściwym dla Mrocznych Fae, stało się jasne, że mówił to dla dwóch par uszu po drugiej stronie ściany namiotu. Tiago potrząsnął głową i wyszedł na zewnątrz. Niniane, Rune i Aryal zamilkli. Słuchali, kiedy mówił do dwóch strażników. - Mamy zbyt wiele do pilnowania, a za mało ludzi. Poślę po następną parę, kiedy będzie potrzebna. A teraz idźcie i zdrzemnijcie się. - Tak, sir. Tiago pojawił się z powrotem. Chwycił Niniane, razem z kocem i usiadł na krześle z nią na kolanach. Rune postawił lodówkę na drugim krześle, a Aryal opadła na podłogę obok niego. Dwoje tropicieli podzieliło się zawartością. Niniane oparła czoło o zagłębienie w szyi Tiago i pozwoliła do połowy zamknąć się swoim oczom. Tiago powiedział do pozostałej dwójki: - Mówcie. Aryal zlizywała cukier ze swoich palców. - Nierozstrzygnięte. Jesteśmy Wyrami na ziemi Mrocznych Fae. Możemy jedynie prosić o współpracę, nie możemy jej nakazać. Możemy się czegoś dowiedzieć, jedynie kiedy pytamy ludzi. Pomruk zabrzmiał cicho w piersi Tiago, Niniane prawdopodobnie była jedyną, która to usłyszała. Położyła dłoń na jego potężnych mięśniach piersiowych, pogładziła je i ucichł.
- Ciało Arethusy miało ranę za uchem, spowodowaną przez uderzenie jakiegoś tępego obiektu – powiedział Rune – jednak jej śmierć wygląda na utonięcie. Teoretycznie mogłaby się poślizgnąć, uderzyć w głowę i utonąć, ale jest jasne, że nikt nie wierzy, że jej śmierć była wypadkiem. Problemem jest to, że po prostu brakuje dowodów. Ktokolwiek ją zabił, wiedział co należy zrobić. Obserwowali i czekali, aż większość obozu zaśnie albo będzie w namiotach. Musieli brodzić w wodzie, ponieważ brak tam w okolicy jednoznacznych zapachów. - Nie zrozum źle, było tam pełno zapachów i pełno śladów – mruknęła Aryal. – Przeczesaliśmy każdy cal brzegu rzeki i wszyscy byli w tym cholernym miejscu. I prawie każdy miał coś mokrego lub wilgotnego. Cały obóz był nad rzeką w tym samym miejscu, by się umyć lub nabrać wody. Rune otworzył pojemnik z sałatką z ziemniaków. Wziął widelec Niniane, który leżał porzucony na tacy i zaczął szuflować jedzenie do ust. Powiedział: - Sądzę, że zabójca zrobił najprostszą możliwą rzecz i uderzył ją w głowę kamieniem, wyrzucił narzędzie zbrodni do rzeki i zatroszczył się o resztę. Może był to ktoś, komu Arethusa ufała, albo przynajmniej ktoś, kogo nie uważała za zagrożenie lub być może ktoś, kto potrafił się za nią skradać i wziąć ją z zaskoczenia. To musiało być tak, czy owak. Arethusa mogła odwrócić się plecami do kogokolwiek. Myśl o tej cichej, wykalkulowanej złośliwości spowodowała, że Niniane zadrżała. Tiago objął jej policzek. Jego palce kreśliły kółka po jej karku, poniżej włosów, jednocześnie gładził jej twarz kciukiem. Wskazała na kopertę leżącą na podłodze i powiedziała do Aryal i Rune. - Spójrzcie, co zostawiła mi Arethusa, została dostarczona przez jednego z jej ludzi. Aryal wyciągnęła książeczkę czekową i papiery. Harpia podniosła je, więc teraz ona i Rune mogli się im przyjrzeć. - To jest motyw, dziecinko – mruknął Rune. - Oto jak to pasuje razem – powiedział Tiago. – Ktoś pracował nad Gerilem i nakłonił go, by spróbował zabić Niniane. Ten ktoś poza tym miał dostęp do rezydencji Uriena, znalazł tę spółkę-atrapę w jego aktach i zdecydował się wykorzystać ją. Jeśli Gerilowi powiodłoby się, otrzymałby zapłatę. Jeśli śmierć Niniane pociągnęłaby za sobą śledztwo, które odkryłoby zapłatę, splamieni byliby Wyrowie. Tylko Arethusa rozmawiała z nami, więc nie przestała
kopać, kiedy powinna i znalazła to. Zachowała milczenie, ponieważ wiedziała, że zrobili to Mroczni Fae, ale nie była pewna kto. - Nie miałaby władzy, by kopać w manatkach Aubreya lub Kellena, nie bez wywołania wielkiego smrodu – powiedziała Niniane. – Usłyszelibyśmy o tym, gdyby to miało miejsce. - Podążmy tą drogą, którą zamierzaliśmy - powiedział Rune. Pochylił się do przodu w siadzie, oparł łokcie o kolana. – Więc, co jeśli ktoś mógł odkryć, że te papiery zniknęły? Zastanawiam się, gdzie były, kiedy znalazła je Arethusa. - Nasz ktoś mógł nie chcieć trzymać czegoś tak obciążającego – powiedział Tiago. – Papiery prawdopodobnie zostały odłożone na miejsce, skąd można by je zabrać, jeśli mogłyby znów się przydać, albo nawet lepiej, mogły zostać ukryte gdzieś indziej, w schowku albo wepchnięte między ręczniki w szafie z pościelą. To duży dom. Ma mnóstwo schowków. - Nasz ktoś lubi się zabezpieczać – powiedział Rune. – Ale popełnił błąd, nie niszcząc dowodów. Aryal ziewnęła. Wyciągnęła się na podłodze, ze swoimi długimi nogami skrzyżowanymi w kostkach. Powiedziała ospałym głosem. - Mogłabym zacząć prać ludzi. Wcześniej, czy później ktoś by zaczął sypać. Niniane była bardzo zmęczona. Wyczerpanie wsiąknęło głęboko w jej kości i stało się zimnym bólem, który dręczył jej ducha. To było wyczerpanie, które wyciekało z jej oczu. Musiało tak być. - Nie wiem, dlaczego jesteście tak oględni. To do was niepodobne, by krążyć wokół czegoś, zamiast to powiedzieć. Ramiona Tiago napięły się. Obejmował ją całym swoim ciałem, ale tym który spytał, był Rune. - Co masz na myśli, pętaku?
- Każdy kto był w tej rezydencji mógł to znaleźć – powiedziała. – Ale to był prawdopodobnie ktoś odpowiedzialny za przejrzenie dokumentacji finansowej Uriena, jak również pozostałych spraw związanych z funduszami Mrocznych Fae. Aryal przekrzywiła głowę, by spojrzeć na Niniane. Twarz harpii wyrażała rzadko widywaną sympatię. - Sądzisz, że zabójcą był kanclerz Aubrey – powiedział Rune. - Nie chcę tak myśleć – powiedziała. Jej głos brzmiał żałośnie, tak zimno jak była reszta niej. – Ale podejrzewanie go bez dowodów byłoby dostatecznym powodem, by uciszyć Arethusę. – Wygięła głowę do tyłu, by spojrzeć na Tiago. – Co o tym myślisz? Jego kanciasta twarz stała cicha furią, kiedy dostrzegł ból w jej twarzy. Aubrey powiedział Niniane: - Jeśli wiedziałbym, że żyjesz, nigdy nie przestałbym cię szukać. Wydawało się to prawdą. Co jeśli powody stojące za tym stwierdzeniem, były znacznie mniej szlachetne, niż te które sugerował Aubrey. Czy kiedykolwiek jednoznacznie zaprzeczył swoim odległym powiązaniom z tronem? Po namyśle, Tiago pomyślał, że nie. To niepokoiło go, zwłaszcza rozważenie, że obecnie Aubrey był centralną postacią rządu Mrocznych Fae, zabezpieczonym swoimi sojuszami i związkami. Teraz jedna z głównych rozdających władzę wśród Mrocznych Fae była martwa, system wzajemnej kontroli zbudowany przez ich triadę rozpadł się, a ich armia nie miała przywódcy. Pocałował Niniane z powolną czułością. Potem powiedział: - Sądzę, że powinniśmy dostać się do Adriyel najszybciej, jak możemy.
19 Zmiana planów. Nie mogli zamknąć Aubreya bez dowodów, nie w obecności tak wielu wysoko postawionych świadków, nie mogli również pozwolić mu na połączenie się z potężnym zapleczem w Adriyel i na prawdopodobne przejęcie kontroli nad armią. To samo dotyczyło Kellena. Bez dowodów, nie mogli zdjąć podejrzeń z Kellena. Z tego co wiedzieli, Kellen i Aubrey mogli zawiązać sojusz i działać razem. Niniane musiała wyjechać i to szybko, ale musiał także podróżować we właściwy sposób. Gdyby była to prosta sprawa, kto pierwszy dotrze do Adriyel, Tiago, Rune i Aryal mogliby przybrać swoje wyrze formy i zanieść ja do Adriyel w ciągu godzin, nie dni. Jednak nie mogła być widziana, jako obejmująca władzę dzięki Wyrom. - Żołnierze muszą pójść z nami – powiedziała do Tiago. - Zgoda – powiedział Tiago. – Wczoraj Arethusa powiedziała mi, że podróż stąd zajmie około trzech dni. Mieliśmy łatwy dzień, więc nasze konie są niezmęczone. Jeśli podróżowalibyśmy bez zbędnego obciążenia, moglibyśmy osiągnąć Adriyel w ciągu dnia, może półtora. – Spojrzał na Rune i Aryal. – Musicie zostać za nami i obserwować wszystkich, kiedy wyjedziemy. Aryal przeciągnęła się i usiadła. - Powinno być interesująco. Cameron przepchnęła się przez kotarę z butami w jednej dłoni i pochwą w drugiej, jej włosy były potargane, a twarz zacięta. Powiedziała śmiertelnie zmęczonym głosem: - A co ze mną? -Pójdziesz z nami – powiedział Tiago. Cameron skinęła głową. Wyglądała na niezaskoczoną. Posłała Niniane ukradkowy grymas i powiedziała:
- Moja biedna dupa nie może się doczekać. - Moja także – chrząknęła Niniane. Tiago przesunął dłoń po włosach Niniane. - Chcesz się zdrzemnąć przez godzinę albo dwie, zanim wyruszymy? Pokręciła głową. - Odpocznę i coś zjem. Przeżyję. - Dobrze. Tu masz lekki bagaż dla siebie. Jest w nim jedzenie, woda i broń na podróż. – Stanął i położył ją delikatnie u jej stóp. – Pójdę zebrać żołnierzy i osiodłać nasze konie. Planowany odjazd za pół godziny. Wcześniej, jeśli się szybciej z tym uporam. - Dobra. – Patrzyła na niego, kiedy wychodził, potem spojrzała na Cameron. – To daje ci czas, by coś zjeść. Cameron rozejrzała się wokół po pustych lodówkach i pustych pojemnikach. Uniosła brwi. Niniane podniosła talerz z jedzeniem i podała go kobiecie. - Zdołałam skubnąć tylko coś z brzegu. Pan Niesamowity zaserwował mi ilość jedzenia, która starczyłaby przynajmniej na tydzień. Skończ to, a ja w tym czasie zrobię nam kawę. - Jesteś najfajniejszą księżniczką, jaką spotkałam – powiedziała Cameron.
Napełniła
metalowy dzbanek wodą i postawiła go na palenisku, by się zagotowała
w nim woda. Potem Rune i Aryal zebrali się do wyjścia, by się umyć i przebrać w czyste rzeczy i jak powiedział Rune, przygotować na masę zakłopotania i niewłaściwego zachowania. Oboje obdzielili Niniane potężnym uściskiem. - Do zobaczenia u celu – powiedział Rune - Bądźcie ostrożni – powiedziała do nich.
- Ty także, pętaku. – Uśmiechnął się i dotknął jej nosa. Kiedy nadeszła jej kolej na pożegnanie, Aryal powiedziała: - Nie mam pojęcia jak na to odpowiedzieć. - Więc, dobrze. – Uścisk Aryal uniósł ją. Potem harpia podążyła za Rune. Woda w dzbanku zagotowała się. Zagłębiła się w komfortową, znajomą rutynę parzenia kawy, podczas gdy Cameron zjadła wszystko z talerza. Niniane spróbował upić swojej kawy, jednak była zbyt gorąca. Miała poczucie zbyt szybko biegnącego czasu, podczas podróży do nieuchronnie niebezpiecznego miejsca, czuła się niczym woda spadająca z wodospadu, by rozbić się o poszarpane kamienie. Jej ręce zadrżały, kiedy dolewała do parującego napoju zimnej wody z manierki, żeby mogła go wypić. Cameron zrobiła to samo ze swoją kawą. Kiedy opróżniła swój kubek, na zewnątrz namiotu odezwał się Durin. - Wasza wysokość. - Wejdź, Durinie – powiedziała. Uniósł połę i spojrzał na nie z grobowym wyrazem twarzy. - Już czas, by ruszać. - W porządku. – Wstała, a Cameron chwyciła swoją pochwę z mieczem i przymocowała ją do uprzęży na ramionach. Nadszedł świt. W pełnym świetle dnia okolica mieniła się topiącym się szronem. Otoczenie poruszało się z niepokojem. Niniane słyszała pobrzękiwanie końskiej uprzęży i podniesione głosy dochodzące z obozowiska żołnierzy. Durin podszedł bliżej, więc Niniane znalazła się wciśnięta pomiędzy nim i Cameron. Wskazał na jeden z boków namiotu, przeciwny do strony, z której byli żołnierze. Cameron zmarszczyła brwi, a Niniane spojrzała na niego zaskoczona.
- Żołnierze przyciągają mnóstwo uwagi – powiedział nagle Durin cichym głosem. – Sądzimy, że szybciej i niezauważenie będzie wydostać się tą drogą. Teraz musimy poruszać się szybko. Przytaknęła i odwróciła się we wskazaną stronę. Cameron położyła dłoń na plecach Niniane, a Niniane poczuła, że jej ręka zaciska się w pięść na jej swetrze. Cameron pociągnęła ją gwałtownie. - Czekaj, co? Niniane poleciała do przodu, starając się utrzymać równowagę, kiedy odbiła się od napiętego materiału ściany namiotu. Potem straciła równowagę i poleciała do przodu. Przyciągnęła do siebie ramię, kiedy upadała, uderzyła o ziemię i poturlała się. Kiedy upadła usłyszała metaliczny dźwięk uderzających o siebie mieczy. Jej umysł nadal był oszołomiony, uniosła się na rękach i kolanach. Obróciła się, by rozejrzeć się. Cameron i Durin walczyli ze sobą. Cameron przesunęła się, by zablokować pchnięcie Mrocznego Fae, ale Durin poruszał się z taką śmiertelną, stylową gracją, było jasne, że kobieta ma beznadziejnie małą szansę. Cameron powiedziała do niej: - Uciekaj. Podskoczyła na nogi, patrząc, jak Cameron się cofa. Ramię owinęło się wokół jej szyi, poczuła zimne, twarde ostrze noża na swojej tchawicy. Ostrze wbiło się w jej skórę. Ukłucie nadeszło chwilę później, poczuła mokrą strużkę krwi. - Mogłam się domyślić – powiedziała do jej ucha Naida. – Nic nie idzie dobrze od czasu, gdy wypełzłaś z ukrycia. Ach, cholera. Durin rzucił się naprzód, jego miecz błyskał w skomplikowanej serii ruchów, a miecz Cameron poleciał w górę. Obracała się i kopała, jednak on nadal nacierał, zbyt blisko niej, by zadać właściwy cios. W tym samym czasie obrócił swój chwyt na mieczu i uderzył ją gałką w szczękę. Cameron upadła, nie wydając dźwięku.
- Trzymaj swoje ręce tak, bym mogła je widzieć. – Ciepły oddech Naidy musnął jej ucho. – Nie mam zamiaru pozwolić ci mnie otruć, tak jak zrobiłaś to z Gerilem i jego przyjaciółmi. Trzymała ręce podniesione. Naida obróciła ją i pociągnęła ją ku skrajowi obozu. Durin zajął miejsce tuż obok nich. Trzymał miecz wyciągnięty, kiedy rozglądał się wokół czujnymi oczami. Warknęła: - Nie wierzę, że nikt tego nie widzi. - Kłócą się i przyglądają się żołnierzom przygotowującym się do wyjazdu – powiedziała Naida. W ciągu kilku chwil osiągnęli skraj otwartej przestrzeni i Naida zmusiła ją, by poruszała się szybciej, aż zaczęli biec. Naida powiedziała do Durina: - Dlaczego to trwa tak długo? - Ryle nie może dostać się do kanclerza – powiedział kapitan. – Wyrza dziwka zbyt mocno go obserwuje. Kim był Ryle? Nie był jednym z żołnierzy. Jeden ze służących Naidy i Aubreya? Wzrok Niniane przesunął się w bok na Durina. Twarz mężczyzny Mrocznych Fae była smutna.
- Zabiłam kogoś, kogo lubiłam wcześniej – powiedziała Carling. – Zabiłam kogoś i poczułam żal. - Zrobiłeś to – powiedziała do niego. – Zabiłeś Arethusę. Była twoją dowodzącą. Ufała ci, a ty ją zabiłaś. Jak mogłeś? Zaczerwione oczy Durina skierowały się na nią, po czym spojrzał gdzieś indziej. - Zrobił tego dla większego dobra – powiedziała Naida. Doszli do czterech uwiązanych koni, miały założone uzdy, ale nie były osiodłane. Naida szarpnęła Niniane, by się zatrzymała. – Trzymaj ręce w górze. – Powiedziała do Durina: - Poszukaj jej broni. Durin wsunął miecz do pochwy i przebiegł rękoma po Niniane. Był szybki i był ekspertem przeszukując ją, podobnie jak we wszystkim innym, co robił. Westchnęła kiedy wyjął jej sztylety z kieszeni. Wsadził małe noże w pochwach za pazuchę. Kiedy została
rozbrojona, Durin związał jej ręce za plecami paskiem skóry, kiedy po raz pierwszy spojrzała na Naidę. Wytworny nieskalany wygląd Naidy zniknął. Jej grube ubranie podróżne było pomięte. Na ramieniu niosła skórzaną torbę. Wyglądała na wyczerpaną, a jej zazwyczaj starannie uczesane włosy były rozczochrane. Ślady stresu znaczyły jej bladą skórę. Więc, dobrze. Powinna wyglądać jak gówno. Niniane powiedziała przez zęby: - Jestem zaskoczona, że robisz sobie taki kłopot. Dlaczego mnie po prostu nie zabiłaś? - Żałuję, że nie zginęłaś przy pierwszej próbie, ale sprawy nie są już takie proste. Obecnie chcę, abyś zniknęła na zawsze – powiedziała Naida. Jej obojętne spojrzenie przesunęło się po sylwetce Niniane, po czym spojrzała w dal. – Powinnaś pozostać przeszłością, razem z resztą twojej rodziny. Zwykłe zabicie ciebie jest niewystarczające. Musimy także przeżyć, byśmy mogli osadzić mojego męża na tronie, gdzie jego miejsce. Wewnętrzna bezduszność głosu Naidy odebrała Niniane oddech. Durin związał jej ręce tak ciasno, że gwałtownie traciła czucie w palcach. Obróciła nadgarstki w próbie dosięgnięcia więzów, jednak nie zdołała ich dosięgnąć. Ale więzy były ze skóry. Wcześniej, czy później rozciągną się. Poruszała nadgarstkami do tyłu i do przodu. Dwa z koni miały na swoich grzbietach derki pod siodło. Dlaczego nie były osiodłane? Założyłaby się, że nie było na to czasu. Naida, Durin, Aubrey, Ryle i ktokolwiek jeszcze pracował dla nich reagowali na chwilę. Czy naprawdę sądzą, że mają szansę na wydostanie się stąd bez podążającego za nimi pościgu. - To nie pójdzie w sposób, w jaki sądzisz – powiedziała. - Co ty powiesz? – Naida potrząsnęła głową. – Musimy improwizować przy pomocy tego, co znajdziemy. Patrzyła, jak Naida przyklęknęła i położyła swój bagaż na ziemi. - Naido, posłuchaj mnie – powiedziała. – To wymknęło się za daleko spod kontroli. Jest zamieszanych zbyt wielu ludzi. Carling i pozostałe wampiry, Kellen, Tiago i tropiciele, nie
wliczając reszty żołnierzy. Nigdy nie wybaczą, ani nie zapomną tego, co Durin zrobił Arethusie. Kątem oka zobaczyła, że Durin wzdrygnął się. Czy to była słabość, którą mogła wykorzystać? Ciepło rozlewało się po skórze jej rąk, uświadomiła sobie, że otarła sobie nadgarstki do krwi. Dobrą stroną było, że nie czuła tego zbyt mocno. Może krew wsiąkająca w skórę pomoże ją rozciągnąć. Dobra, może to wymagało czasu, ale nie miała innego wyboru niż spróbować. Opuściła brodę na klatkę piersiową i kontynuowała obroty. - Jedyne dwie osoby, które musimy powstrzymać to ty i twój plugawy zwierzak – powiedziała Naida. Plugawy zwierzak. Mocniej pochyliła brodę i skupiła się na kilku poważnych myślach. Najwidoczniej nie chcą jej natychmiastowej śmierci. Jeden dobry skok i złamie zadarty nos Naidy. Naida kontynuowała: - Jeśli zabijemy was oboje, nie będzie sukcesji do obrony. Aubrey jest jedynym prawdziwym wyborem do tronu. Troszczył się o Mrocznych Fae i pracował nad naszym dobrobytem na długo przed narodzinami twoimi, czy moimi. Jego mądrość i doświadczenie w rządzeniu jest nieporównywalna. Trybunał Starszych dostrzeże, że jego wywyższenie jest nieuniknione. A Wyrowie nie mają żadnego prawa, by pozostać w kraju Mrocznych Fae, zwłaszcza, kiedy twój zwierzak zerwał wszystkie oficjalne powiązania z Lordem Wyrów. Będą musieli odejść. Wątpię, aby rodzaj Wyrów był zainteresowany po tym sojuszem z nami, ale nie przejmuję się tym. Mroczni Fae radzili sobie wystarczająco dobrze przez ostatnie dwieście lat bez przymierza z Wyrami. Powiedzie nam się, zwłaszcza, kiedy umieścimy odpowiedniego Dowodzącego na czele armii Mrocznych Fae. Właściwy Dowodzący. Mam cię. - Większe dobro, na moją dupę – warknęła. – Durin zamordował Arethusę, by móc zostać Dowodzącym, a jeśli Aubrey zostanie królem Mrocznych Fae, ty będziesz rządzić u jego boku, to wszystko sprowadza się do ciebie, psychotyczna dziwko. Naida otworzyła pakunek. Powiedziała ostrym szeptem:
- Mówisz jak śmieć, którym się staniesz. Mówiąc o narzędziach, wiesz, przeszukanie domu Uriena było bardzo owocnym doświadczeniem i pewną nieoczekiwaną okazją. - Jeśli masz na myśli fikcyjną spółkę Uriena, to wiemy o niej – powiedziała Niniane. - To narzędzie nie jest już użyteczne. Odnoszę się do czegoś więcej niż tamto. – Sięgnęła do środka i wyciągnęła dwa zestawy czarnych łańcuchów z okowami. Promieniowały takim rodzajem mocy, który wywołał u Niniane gęsią skórkę. - Co to za cholerstwo? – szepnęła. - Urien je zrobił – powiedziała Naida. – Był bardzo doświadczonym metalurgiem i obdarzonym Mocą. Był jednym z najzdolniejszych pośród nas, a jego notatki z badań były niezwykle skrupulatne. - Raczysz żartować – powiedziała. – Był zdradzieckim masowym mordercą, służącym tylko sobie, głodnym Mocy bastardem. Naida westchnęła. - Och, przestań. – Kobieta Mrocznych Fae przyjrzała się kajdanom. Jej szare oczy błyszczały z podziwu. – Zaprojektował je specjalnie, by uwięzić Wyra. Najwyraźniej zadziałały wystarczająco dobrze, bo udało mu się zakuć w nie samą Wielką Bestię. Nawiązując do notatek Uriena, chociaż nawet Bestia uwolnił się, to nie był w stanie zerwać tych więzów. O cholera. Oddech uwiązł Niniane w piersi. Słyszała o tych kajdanach. Zostały użyte, kiedy Urien porwał Dragos i Pię i uwięził ich w fortecy goblinów. Blokowały umiejętność Dragosa do przybrania smoczej formy. Dragos wydostał się na wolność dopiero po znalezieniu klucza. Pochłonięty dostaniem się do Pii tak szybko, jak tylko był w stanie, zgubił kajdany i od tamtej pory miał obsesję, by je odnaleźć. Lodowaty poryw wiatru zawył pośród drzew, uderzając w jasny, rozświetlony słońcem jesienny poranek, rozbijając go, kiedy czarne chmury przecięły niebo. Durin zaklął bezgłośnie, a Naida spojrzała w górę, jej twarz zbladła ze zdziwienia, kiedy potężna błyskawica przecięła niebo. Rozległ się grzmot.
Niniane nie traciła czasu na namysł. Zrobiła krok do przodu, uniosła nogę i trzasnęła obcasem buta w twarz Naidy tak mocno, jak potrafiła. Zagruchotały kości. Krew trysnęła z nosa Naidy, kiedy jej głowa poleciała do tyłu. Durin rzucił się, by ją złapać, wiedziała, że nie miała żadnych szans, by uciec. Była zainteresowana jedynie zadaniem tak wielu uszkodzeń, jak tylko zdoła. Durin spudłował, kiedy przewróciła się na plecy. Okropny ból uderzył w jej ramiona, kiedy wylądowała na związanych rękach. Zignorowała go, przeturlała się w jego stronę i posłała najbardziej złośliwy kopniak, na jaki mogła się zdobyć, w bok jego kolana. Durin syknął z bólu i upadł bokiem na ziemię. Jasna cholera. Właśnie zdołała zadać dwa porządne, solidne ciosy z rzędu. Tropiciele będą sobie z zadowoleniem przybijać piątki na jej pogrzebie. Turlała się desperacko, wkładając wszystkie siły w nabranie dystansu pomiędzy sobą, a tamtą dwójką. Hej, cuda zdarzają się cały czas. Nigdy nie wiesz, może zdarzy się teraz. Mógłby… Twardy niczym żelazo chwyt zacisnął się na jej kostce. Z trudem chwytając oddech, odwróciła się z powrotem na plecy i starała się kopnąć tego, kto ją trzymał, jednak Durin odpychał jej nogi i chociaż krzyczała w szale, wierzgała i kopała tak mocno, jak tylko potrafiła, nie mogła go dosięgnąć. To było wtedy, kiedy potwór wkroczył na polanę. Poruszał się z szybkością, która była szokująca przy jego masywnej budowie. W każdej zakończonej szponami ręce dzierżył miecz, a jego zęby były zbyt długie i ostre. Jego oczy błyszczały niczym bliźniacze gwiazdy i o bogowie, bardzo go kochała, wiedziała dlaczego tak długo zachowali ja przy życiu, ponieważ była zarówno przynętą i narzędziem wpływu, dosłownie chcieli jej użyć do zaatakowania tego koszmaru. Durin zanurzył pięść w jej włosach i szarpnął ją do góry, aż znalazła się na kolanach. Pociągnął jej głowę do tyłu, a Naida podniosła się za nią i przytknęła nóż do jej gardła. - Stój – powiedziała Naida.
Błyszczące oczy potwora skupiły się na Niniane. Zatrzymał się. - Rzuć broń. – Naida brzmiała szorstko. Nie, nie, nie. Jego dłonie rozwarły się. Miecze spadły na ziemię. Niejasno dostrzegła innych ludzi wbiegających na polanę, a coś śmiercionośnego i skrzydlatego krążyło ponad drzewami. Wściekły skrzek harpii rozbrzmiał w powietrzu nad ich głowami. Gdzieś bliżej, Rune zaklął i rozkazał ludziom, by cofnęli się do tyłu. Żaden z nich nie miał znaczenia. Świat zwęził się do niej i Tiago, Durina i Naidy, i noża przy jej gardle. Durin schylił się, chwycił kajdany i rzucił je. Wylądowały u stóp potwora. - Załóż je – powiedział. – Przełóż łańcuch za plecami. Potwór nie poruszył się. Naida przycisnęła mocniej nóż do skóry jej szyi. Kolejne ukłucie, kolejna mała ranka i ciepły strumyk krwi. Naida powiedziała: - Jest o włos o śmierci. Zrób to. - Nie – szepnęłam. Nie rób tego. Potwór patrzył na nią, kiedy nachylił się i podniósł je. Rzuciłaby się na ostrze, gdyby mogła. Może nie zabrnęli zbyt daleko w parowaniu. Może miałby szansę, by przeżyć, gdyby to zrobiła. Może, naprężyła się, jednak zaciśnięta pięść Durina w jej włosach była nieporuszona. Tiago zatrzasnął obręcz wokół grubego nadgarstka, przełożył łańcuch za plecami i zatrzasnął drugą na nadgarstku. - Moi bogowie – powiedział Aubrey po drugiej stronie polany. Brzmiał na straszliwie wstrząśniętego. – Moi bogowie, Naido, coś ty uczyniła?
- Zaraz po tym, jak Urien został zabity, ludzie zaczęli szeptać – powiedziała Naida. – Sądzili, że zostaniesz królem. Nie słyszałeś ich? Każdy mówił, że nie może być nikogo lepszego, nie było nikogo o większych prawach do tronu. Potem pojawiła się ona, stała się plastikową zamerykanizowaną szmatą, która spędziła wszystkie te lata w łóżkach Wyrów. Potwór warknął, jego twarz wyrażała jedynie nienawiść. Aubrey krzyknął: - Ona jest twoją prawowitą królową! - Jeszcze nie jest królową! – odkrzyknęła Naida. – Dlaczego nie możesz tego dostrzec, kiedy ona i jej zwierzak zostaną powaleni, nic nie powstrzyma ludzi przed ponownym poparciem ciebie. Naida mocniej przycisnęła nóż do szyi Niniane. Potwór odsłonił zęby i ruszył do przodu. Naida powiedziała do Durina: - Zabij go. Uchwyt Durina w jej włosach zelżał. Spróbowała ponownie rzucić się na nóż, jednak Naida przesunęła się na miejsce Durina, trzymając ją brutalnie za szczękę i odchylając jej głowę do tyłu. Durin ruszył do przodu, a czas nieuchronnie płynął, oboje cofali się i ruszali do przodu, w tym poszarpanym miejscu, gdzie wszystko rozpadało się w strzępy na zawsze, krzyknęła z głębi serca, kiedy mężczyzna mrocznych Fae nadział Tiago na swój miecz. - O Boże! Matko… Niniane widziała, jak Tiago naparł mocniej na ten morderczy miecz, dotarł aż do rękojeści, jego potężne ciało było najprawdziwszą i najniebezpieczniejszą bronią, kiedy wysunął głowę i jednym szalonym kłapnięciem zębów rozerwał Durinowi gardło. Krew rozprysła się po twarzy Tiago. Ciekła rzeką po mieczu w jego brzuchu. Tiago wypluł strzępy ciała, kiedy ciało Durina opadło na ziemię. Bliźniacze błyszczące gwiazdy,
które były oczami Tiago znów skierowały się na nią. Jego twarz była gładka i czerwona. Opadł na jedno kolano. - Moi bogowie, on jest obrzydliwy. – Oddech Naidy zabrzmiał w jej uszach, tak samo szorstki i wściekły jak jej własny. Powiedziała przez zęby: - Mówiłam ci, że nie potoczy się to tak, jak sądziłaś. Jego głowa pochyliła się. Upadł do przodu. Tiago. Za nimi Cameron powiedziała twardym zimnym głosem: - Rzuć nóż, Naido. Cameron brzmiała tak pewnie, a jej słowa wydawały się tak niepasujące, Naida obróciła się z Niniane, by spojrzeć. Niniane starała się odwrócić głowę, by móc patrzeć na Tiago, ale ręka Naidy była zaciśnięta mocno na jej szczęce, że nie mogła się poruszyć. Cameron stała w odległości dziesięciu stóp. Jedna strona jej twarz ściemniała od ciosu Durina. Trzymała oba derringery Niniane, jeden z pistoletów był skierowany ku ziemi. Drugi wycelowała w głowę Naidy. - Czy sądzisz, że pozbędę się mojej jedynej przewagi, zwłaszcza z powodu tak głupiego i nierozumnego blefu, jak ten? – powiedziała Naida. – Technologia twojej broni nie zadziała tutaj, człowieku. – Powiedziała do Niniane. – Daj spokój. Dokończymy to w Adriyel, ty i ja, wtedy zobaczymy, co sądzą o tobie starzy zwolennicy Uriena. Naida stała wyprostowana. Niniane nie ruszała się. Nie wiedziała, czy było to mądre działanie, czy też nie. Po prostu nie mogła zostawić Tiago. Naida krzyknęła do jej ucha. - Wstań natychmiast, albo wypatroszę cię przy wszystkich!
- Ryzyko i korzyść, uch – powiedziała Cameron z wykrzywionym uśmiechem. Pociągnęła za spust. Pistolet eksplodował.
Wszędzie było pełno krwi, oczywiście. Bestia miał twarz obróconą w stronę swojej drugiej połowy, kiedy upadł na ziemię. Miał ją obróconą w jej stronę nawet wtedy, kiedy mgła przesłoniła jego wzrok i zaciemniła obrzeża polany, tak że nie mógł jej już dostrzec. Ktoś z brunatnymi włosami pochylił się nad nim. Prawie poderwał się, by rozerwać jeszcze jedno gardło, ale brunatnowłosy ktoś pachniał znajomo, więc bestia powstrzymał się i czekał. - Jasna cholera, T-bird, spójrz co sobie tym razem zrobiłeś – powiedział znajomy. Chwycił rękojeść miecza i wyciągnął go. Bestia syknął, kiedy zalał go ciepły ciekły strumień, gdy ostrze opuściło jego ciało. Płowy mężczyzna rozdarł jego koszulę i przycisnął zwinięty materiał do rany bestii i krzyknął: - ARYAL. Dlaczego on się nie leczy? Tutaj, uciskaj tutaj. Inny znajomy ktoś uklęknął koło niego, jej oczy lśniły strachem i furią, jednak to nie była jego druga połowa. - Mam to. Potem pojawiła się ona, jego piękna, cudowna para. Świat eksplodował mu w piersi, kiedy wrócił do namiotu i odkrył, że zniknęła. Teraz wróciła z powrotem do niego, to była błogosławiona ulga zobaczyć i poczuć ją, ale krwawiła z nadgarstków i szyi, warknął kiedy pochwycił świeży zapach jej krwi i szarpnął się, by wstać i rozszarpać tych, którzy jej to zrobili. - Ktoś mnie lekko skaleczył – powiedziała jego połowica. – O, bogowie, Tiago, nie podnoś się.
Poddał się i westchnął, kiedy nachyliła się blisko nad nim, by przycisnąć swój policzek do jego. - Tylko jedna osoba – szepnął do niej. – Tylko jedna rzecz. - Nie mogę cię stracić – powiedziała. Rune uwolnił jej ręce i otarła krew z twarzy Tiago. Przycisnęła usta do jego ust. Drżała. – Musisz walczyć dla nas. Walcz tak mocno, jak zdołasz, słyszysz mnie? Trzymaj się. Zawsze. Mówił do niej, ale nie potrafił cofnąć częściowej przemiany i cały czas krwawi – powiedziała Aryal przez zęby. – Co, do cholery, jest nie tak? Stracimy go, zanim ktoś wymyśli, co mamy teraz robić. - To kajdany – powiedziała nagle jego druga połowa. – Urien zrobił je, by uwięzić Wyra, one tłumią Moc Wyrów. To są te same, w które był zakuty Dragos, potrzebujemy klucz. – Podniosła się i pobiegła, a jego świat znów pociemniał. – jest w jej torbie! Jego połowica wróciła. Opadła na kolana obok jego głowy. Płakała. Rune zerwał się na nogi. - Pomóż im, Carling! To wtedy zobaczył kobietę stojąca w pobliżu. Przyglądała się scenie z wyrazem lekkiego zaciekawienia, jej spojrzenie było mętne i rozproszone. - To nie mieści się w zakresie moich obowiązków, jako kanclerza Trybunału Starszych. Rune chwycił Carling i potrząsnął nią. Wygięła się do tyłu pod naciskiem jego rąk. Ryknął jej w twarz. - Co z tobą jest, do jasnej cholery? Weź się w garść.
Spojrzenie wampirzycy wyostrzyło się. Uniosła głowę i rozejrzała się wokół, jakby wcześniej nie dostrzegała tej sceny. Jej oczy w kształcie migdałów lśniły Mocą. Powiedziała do Rune: - Jeśli to zrobię, będziesz należał do mnie. Nie do Dragosa, ani Tiago czy Niniane. Ty. Przybędziesz do mnie w tydzień po tym, jak opuścimy Adriyel i pozostaniesz do mojej dyspozycji. Zgadzasz się? - Tak – syknął Rune. – Ale do cholery, zrób to. Carling podeszła do Tiago. Pochyliła się nad nim z uśmiechem Mona Lisy. - Mówię, że to może trochę zaboleć. Zamknął z rezygnacją oczy. Szalona dziwka.
20 Carling położyła ręce na Tiago i wypowiedziała obce słowa wypełnione Mocą. Niniane rozluźniła się z ulgą, trzymając jego głowę. Wokół Cameron i bezwładnej sylwetki Naidy panowała gorączkowa krzątanina. Obie kobiety upadły, kiedy derringer eksplodował. Niniane nie potrafiła teraz myśleć o tym. Nie obchodziło ją, że Rune musiał targować się z Carling o współpracę. Była jedynie wdzięczna, że Carling pomagała i wszystko mogło skończyć się dobrze. Musiało. Carling zmarszczyła czoło, jej spojrzenie było ostre. - Zaklęcie nie pomogło. Niniane uniosła głowę. Jej wzrok był skierowany na silną, cichą twarz pomiędzy jej palcami. - Tiago? Milczał. - Stracił przytomność. – Zawładnęła nią panika. Przełączyła się na telepatię i krzyknęła na niego: - NIE UMIERAJ PRZY MNIE! Nie odpowiedział. Uderzyła o postrzępione skały i roztrzaskała się. Pozostali mówili jednocześnie. - Co z ciebie za pożytek? - Złośliwe pytanie pochodziło od Aryal i było skierowane do Carling. - Rzuć ponownie zaklęcie. Może teraz zadziała – warknął Rune. Carling
zignorowała
dwoje
tropicieli,
jej
twarz
promieniowała
skupieniem.
Wypowiedziała kolejne obce słowa, także wypełnione Mocą, ich wibracje zabrzmiały w ciele Niniane. Potem wampirzyca usiadła na pietach. Otarła twarz wierzchem dłoni.
- Zatrzymałam go w czasie. Umieściłam go w stazie. - Co jest źle? – zgrzytnęła Niniane. - Jego rana wymaga zaklęcia leczącego, które musi działać zgodnie z zasadami zmiany formy. Jego rozdarte żyły i organy muszą zostać zasklepione, by zatrzymać krwawienie. Normalnie Wyrowie są dość dobrzy w leczeniu swoich ran. To część ich wrodzonych umiejętności zmiany formy. Sądzę, że Moc kajdan blokuje zaklęcie. – Spojrzenie Carling napotkało jej. – Jest na krawędzi. Jeśli nie znajdziemy sposobu, by ściągnąć te kajdany, on umrze. Niniane nie poznawała swojego własnego głosu. - Nie pozwolisz, by to go spotkało. - Utrzymam go tak długo, jak zdołam. – Carling przyglądała się twarzy Tiago, niczym szyfrowi, którego nie potrafiła odczytać. – Ale część zależy od niego. Jeśli jego duch wybierze odejście i się wycofa, nie będzie można nic zrobić. Twarz Tiago zniknęła w strużkach wody. Otarła policzek o bark. - Powiedział, że będzie walczył – szepnęła. – Będzie walczył. Rune i Aryal przykucnęli, spojrzeli na siebie nawzajem. - Niniane sprawdziła torbę Naidy – powiedział Rune. – Nie przeszukała Naidy i Durina. Dwoje tropicieli oddaliło się. Rune zatrzymał się przy ciele Durina, podczas gdy Aryal pobiegła do bezwładnej Naidy. - Przysięgałeś, że mnie nie zostawisz – powiedziała Niniane do Tiago. – Sprawiłeś, że
w to uwierzyłam. Sprawiłaś, że się w tobie zakochałam. Obietnic należy dotrzymywać, panie. Teraz jest pora, byś się z nich wywiązał. Nie poradzę sobie, jeśli tego nie zrobisz. Aryal wydała z siebie ostry, triumfalny krzyk jastrzębia. Harpia poderwała się na nogi i pobiegła do Tiago, upadła na kolana obok niego. Jej długie ręce rozmazywały się, kiedy
otwierała kajdany. Po chwili dołączył do nich Rune, oboje trudzili się, by wyciągnąć kajdany z pod ciała Tiago. - Zabierzcie je stąd – rozkazała Carling. Burzowe spojrzenie Aryal napotkało spojrzenie Niniane na najkrótszą chwilę. Potem Aryal poderwała się, trzymając kajdany w ręce i odeszła. - Muszę wyciągnąć go ze stazy i rzucić zaklęcie uzdrawiające – powiedziała Carling. – Jeśli wierzysz, że bogowie interesują się naszym życiem, to teraz jest dobry moment, by się pomodlić. O, bogowie, proszę. Proszę. Skierowała w modlitwę całą siłę swojej paniki. Potem przyłożyła usta do czoła Tiago i powiedziała do niego: - Tiago, musisz zostać ze mną. Mowa Carling była bardziej gwałtowna niż poprzednio. Ciche pełne Mocy słowa spowodowały, że świat zadrżał, wstrząsnęły kośćmi Niniane, spowodowały, że ciało Tiago zajaśniało złotym blaskiem. Jego plecy wygięły się i wciągnął gwałtownie powietrze, kiedy jego twarz wykrzywiła się z potwornego bólu. Niniane objęła go ramionami, trzymając głowę. Obrócił się, by zagłębić twarz w jej piersiach, podczas gdy jego zakończone szponami dłonie wbiły się w ziemię. Pamiętała ból swojego własnego uzdrawiania. Jej rany były o wiele mniejsze. Cierpiała z nim, dopóki potężne napięcie nie zelżało w jego ciele, w końcu spoczął przy niej, jego twarz i ciało wygładziły się do swoich normalnych linii. - Mówiłem ci więcej niż raz, faerie. Nie zostawię cię. – Przemówił, jakby słyszał każde słowo, które mu powiedziała i kontynuował rozmowę. Jego mentalny głos był bełkotliwy, a jego oczy odmawiały skupienia. – Pewnego dnia w to uwierzysz. Prychnęła śmiechem i złapała go mocniej. - Sądzę, że ten dzień mógł być dzisiaj, Tiago. Sądzę, że to mogło być dzisiaj.
Znowu zapadł w nieprzytomność. Carling brzmiała przekonująco, kiedy powiedziała, że niebezpieczeństwo minęło, jednak Niniane nie potrafiła się rozluźnić, dopóki nie rozdarła jego nasiąkniętej krwią koszuli i nie zobaczyła błyszczącej blizny na ranie od miecza. Miała około trzech cali długości i wyglądała prawie jak srebro na jego opalonej skórze na mięśniach brzucha. Przyłożyła do niej palce. Drugą miał na plecach, gdzie ostrze wyszło z jego ciała. Żałośnie wyglądający Hefeydd i trzech kolejnych żołnierzy Mrocznych Fae przyszli z noszami zaimprowizowanymi z koca i dwóch tyczek. Pod jej uważnym nadzorem ułożyli na nich Tiago. Jedną rękę trzymała na barku Tiago, kiedy nieśli go do obozu. Aryal i Rune trzymali uważną wartę po bokach. Niosący nosze zabrali Tiago do jej namiotu, nie pytając się o nic. Poleciła im położyć go na łóżku, zrobili to delikatnie. - Proszę zagrzejcie trochę wody, bym mogła go obmyć – powiedziała, nie odrywając uwagi od Tiago. - Tak, pani. – Hefeydd zwlekał z odejściem, więc spojrzała na niego. Mężczyzna Mrocznych Fae miał ściągnięte brwi. Powiedział: - Jeśli się zgodzisz, wasza wysokość, chcemy pomóc. Możemy coś jeszcze dla ciebie zrobić? Starała się myśleć. - Będzie głodny, kiedy się obudzi. Potrzebuje mnóstwa mięsa. - Za twoim pozwoleniem, kilku z nas uda się na polowanie. Skinęła głową. Zachmurzyła się. - To tobie Arethusa dała paczuszkę. Hefeydd skłonił się. - Tak, pani. Jej oczy zwęziły się, kiedy patrzyła na niego. - Dlaczego byłeś tak ostrożny, kiedy dawałeś ją Tiago? – Co Hefeydd wiedział, ale o tym nie mówił?
Oczy żołnierza zaczerwieniły się. - Żaden z nas nie wierzył, że śmierć dowodzącej była wypadkiem, nie sądzę, żeby ktoś mógł się wślizgnąć za jej plecy bez jej wiedzy. Jej zabójca musiał być kimś, komu ufała, więc najprawdopodobniej był to ktoś, kogo taż znałem. Zamknęła oczy i ponownie skinęła głową, a on wycofał się. Rune wszedł z nimi, niosąc miecze Tiago. Położył je na ziemi obok łóżka, potem uklęknął obok niej i pomógł jej rozciąć zakrwawione ubrania Tiago. Bez odrywania się od tej czynności, spytała: - Co z Cam? Nastąpiła chwila ciszy. Potem Rune położył dłonie na jej barkach. Ścisnął je delikatnie i powiedział: - Przykro mi, skarbie. Nie udało jej się. To było zbyt wiele to usłyszeć, na dokładkę po wszystkim. Zakołysała się i załkała cicho, a Rune przytulił ją mocno. Po kilku minutach powiedziała: - Naida? - Także nie żyje – powiedział jej Rune. – Pistolet wypalił i eksplodował jednocześnie. - To moja wina. To były moje pistolety. Przywiozłam je ze sobą. - Przestań. – Głos Rune był spokojny i mocny. Pogładził jej włosy, kiedy pochyliła się w jego stronę. – Naida przekroczyła granicę. Cameron uratowała ci życie. Zrobiła odważną, dobrą rzecz i umarła jak wojowniczka. Nie staraj się jej tego odebrać. Przygryzła wargę. Po chwili była wstanie się z tym zgodzić. - Dziękuję za zmuszenie Carling do działania – powiedziała. - Musiałem. Chodziło o T-birda. – Złożył pocałunek na jej czole.
Uniosła głowę, by na niego spojrzeć. - Rune, bądź ostrożny. Carling nie jest do końca zdrowa.
- Taa, zauważyłem. – Uśmiechnął się, jego spojrzenie było pogodne. – Nie martw się, pętaku. Wiesz jak to idzie: „Every little thing is gonna be all right.”33 Ufała Rune cytującemu Boba Marleya. Nie oczekiwałaby, że znów będzie mogła się śmiać, ale tak było. Przebiegła wzrokiem po wyciągniętym ciele Tiago i jej śmiech zastąpiła wściekłość. - Skończyliśmy z dyplomacją. Chcę, byś przetrząsnął obóz. Nie dbam o to, czy ktoś poczuje się urażony. Użyj siły, jeśli będziesz musiał. Durin i Naida wspomnieli o kimś, kto nazywa się Ryle. Znajdź go i sprawdź co wie. Nikt nie jest wyjątkiem, ani Aubrey, ani Kellen. Nikt. - Zajebiście – powiedział. Jego uśmiech poszerzył się, a jego bursztynowe lwie oczy zaświeciły blaskiem drapieżnika. – Brzmi jak moja ulubiona zabawa.
- Niniane – powiedział Tiago, kiedy otworzył oczy. Był w jej łóżku, w jej namiocie. Ktoś zdjął z niego ubranie i umył go. Zaczął się pocić, kiedy przypomniał sobie błysk przejmującego bólu, który narastał, by wypełnić jego ciało palącym złotem. Zaczął się podnosić. Nagle znalazła się przy nim Niniane, klęcząc obok niego. Położyła dłoń na jego piersi. - Jestem tutaj. Nie, proszę, nie wstawaj. Spojrzał na nią wygłodniały. Była czysta i ubrana w szlafrok. Małe nacięcie na jej szyi były odsłonięte, ale jej nadgarstki były owinięte bandażami. Jej twarz była zmęczona i blada, jej cudowne oczy zaniepokojone. W swoim umyśle, widział ją związaną i klęczącą, jej szyja była odsłonięte i krwawiąca. Jedno cięcie od śmierci.
33
Z ang. – wszystko będzie dobrze. Cytat z piosenki Boba Marleya pt. Every thing gonna be alright.
Jego usta otworzyły się, kiedy oddech opuścił jego płuca. Rzucił się na nią i ściągnął ja na dół. Mruknęła, kiedy zacisnął wokół niej ramiona. Mruknął: - Za każdym razem, kiedy znikasz z zasięgu mojego wzroku, coś się dzieje. Położyła głowę na jego barku, jej małe ciało lgnęło do niego i dostosowywało się do siły jego uścisku. Położył dłoń na tyle jej głowy i obrócił głowę do jej pachnących włosów. - Już wszystko dobrze – szepnęła. Przycisnęła usta do nagiej skóry jego barku. Była bezpieczna i żywa i była z nim. Wciągnął ją pod pościel i zwinął swoje opiekuńcze ciało wokół niej. Jego umysł błądził. - Kajdany. Poruszyła się. - Aryal ma obie sztuki i klucz – powiedziała, sapiąc w jego skórę. – Przysięgła, że znajdzie sposób, by je zniszczyć. Powiedziała „mój skarb” i mówiła mnóstwo o wrzuceniu ich do wulkanu. Wziął głęboki oddech i wypuścił go. - Naida – powiedział. – Cam. Przełknęła z trudem i pokręciła głową. Pogładził jej policzek pod jej miękkimi włosami i wsłuchiwał się w odgłosy obozu. Ludzie rozmawiali i poruszali się wokół cicho. Wystarczająco czasu minęło, więc wrócił spokój. - Jak długo byłem nieprzytomny. - Prawie trzydzieści sześć godzin. Prawie umarłeś – szepnęła. – Było naprawdę blisko, bardzo blisko.
Pogładził jej plecy, uspokajał ją i przez chwilę obejmowali się w ciszy. Potem poruszyła się. - Jest jedzenie – powiedziała. – Gulasz z sarny i chleb. Głód był dotkliwym, natarczywym bólem, jednak jego potrzeba odpowiedzi była silniejsza. - Opowiedz mi wszystko, zaczynając od chwili, kiedy wyszedłem – powiedział. Zrobiła tak. Po tym czego dowiedziała się później, mogła dokładniej opowiedzieć historię o tym, co jej się przytrafiło. Rune i Aryal rozdzielili się i mieli oko na Aubreya i Kellena, najniebezpieczniejszych podejrzanych. W międzyczasie, Durin otrzymał rozkaz Tiago, by przygotować żołnierzy do wyjazdu. Kiedy Tiago osobiście zbierał jedzenie i wodę na podróż i siodłał konie, swojego i Niniane, Durin przekazał rozkazy i poszedł prosto, by znaleźć Naidę. - Wszystko, co Naida i Durin zrobili od tamtej chwili, było konsekwencją ich reakcji – powiedziała. – Aż do końca, kiedy Naida uświadomiła sobie, że Aubrey nigdy nie pogodzi się z tym, co zrobiła i nie wybaczy jej. Więc nie miała nic do stracenia, sądzę, że oszalała. Wyobraź sobie, przez kilka tygodni wierzyła, że Aubrey może zostać koronowany, a ona będzie królową. - Wierzysz Aubreyowi? – warknął. Odchyliła do tyłu głowę i pogłaskała go po twarzy. - Wszyscy wierzą Aubreyowi, Tiago. Był poza tym. Złożył rezygnacje z funkcji kanclerza i poprosił o uwięzienie. I wiesz co? W końcu dowiedziałam się, jakie talenty posiada Duncan. Podniósł głowę i spojrzał na nią groźnie. - Co? - Duncan, wampir – powiedziała. – Został przemieniony w tysiąc osiemset dziewięćdziesiątym, albo koło tego, założył coś, co stało się jedną z najlepszych firm prawniczych w San Francisco. Jest ekspertem od przesłuchiwania świadków i podejrzanych,
a zwłaszcza w badaniu krzyżowym, chociaż po tym co się wydarzyło, ludzie byli bardziej niż chętni do współpracy. Dzięki jego umiejętnościom i zmysłowi prawdy Aryal i Rune, są pewni wszystkich w obozie, wliczając Aubreya, jest niewinny. Jeden ze służących Naidy i Aubreya, o imieniu Ryle, był zamieszany jedynie szczątkowo. Naida wysłała go, by po cichu wyprowadził Aubreya z obozu, jednak nie powiedziała mu dlaczego. Geril i Durin byli jej dwoma wspólnikami. Musiała sporo im zaoferować, by zagrać na ich chciwości i ambicjach. Obiecała Durinowi, że zostanie dowodzącym, zrobiła to przy mnie. - Więc to naprawdę koniec – powiedział. Przytaknęła. Jej oczy wypełniły się łzami. - Smutną sprawą jest to, że Arethusa i Cameron nie musiały umierać. Jeśli wykazalibyśmy więcej zaufania i otwartości, jeśli lepiej byśmy ze sobą współpracowali, to nadal by żyły. - Cicho, nie możesz myśleć w ten sposób – powiedział. – Zrobimy wszystko co możemy z tą informacją, w odpowiednim czasie. Polały się łzy. - Wiem, ale tak bardzo lubiłam Cam, a ona tak się cieszyła z podróży. - Wiem – szepnął. Objął jej twarz dłońmi i pocałował jej mokre powieki, czubek nosa i usta. – Żałuje, że nie mogę wziąć twojego bólu. - Ja nie – powiedziała. – Zasługuje, by być opłakaną. Tak powinno być, ale jego faerie cierpiała tak bardzo i miał tego bardziej niż dosyć. Jeśli ktokolwiek uważałby ja za zabawną, będzie musiał przejść się po nim oboma okutymi butami. Potem mógłby poważnie rozważyć znaczenie wypatroszenia. Pocałował ja ponownie, delikatnie, a ona odwzajemniła pocałunek. Zarzuciła swoje zranione ręce na jego szyję, mruknął cicho i ruszył się, by nakryć jej ciało. - Czekaj – mruknęła. – nie zjesz najpierw? Musisz umierać z głodu.
- To ma dość wysoki priorytet – mruknął. Oparł ciało na łokciu i przebiegł dłonią wzdłuż jej boku, szukając sposobu, by rozchylić jej szlafrok. – To następna rzecz do zrobienia na mojej liście, ty jesteś pierwsza. Najważniejsza, najpilniejsza rzecz. Szlafrok był przewiązany w pasie. Pasek był zawiązany. Rozwiązał go i rozchylił szlafrok. Pod nim była naga, przełknął ślinę, kiedy spojrzał na jej wspaniałe zakończone różem piersi, wąską talię, wdzięczny łuk miednicy. Umieścił czoło pomiędzy jej piersiami i przełknął z trudem. Była jego życiem. To było takie proste i prawie ją stracił. Niniane wsunęła dłonie pod jego policzki i delikatnie uniosła jego głowę. Jej twarz zmiękła, kiedy zobaczyła zmartwiony wyraz jego twarzy, jego pełne błyszczące oczy. Pokręcił głową. Jego gardło zacisnęło się, poza tym, nie mógł znaleźć słów. - Już dobrze – szepnęła. Pogładziła jego twarz, jego barki. Sięgnęła w zacienioną przestrzeń pomiędzy nimi i chwyciła jego wzwód i skierowała go pomiędzy swoje nogi. Uniosła kolana i objęła jego długie ciało, kiedy wszedł w nią, wszedł do domu. Słowa przyszły później i moc jego uczuć wylała się z jego ust. - Muszę mieć te łańcuchy z powrotem – powiedział. – Zamierzam cię przykuć do siebie. Zniszczymy klucz. Już nigdy więcej nie będziemy od siebie dalej niż na dwie stopy. - Dobrze, zrobimy to – mruknęła. – Obiecuję. - Nie drażnij mnie – szczeknął. Wsunął się cały do wewnątrz. Potem zakołysał jej biodrami, poruszał się powoli i delikatnie, pozostając w niej zagłębiony do końca. Wydawał się ogromny i gorący, kiedy ją rozciągał, znalazł właściwe miejsce, by uderzyć. Z każdym pchnięciem naciskał mocno na jej miednicę, kiedy zagłębiał się tak głęboko, jak tylko mógł. - Nie robię tego – sapnęła. – Ja ciebie też prawie straciłam.
Odchyliła głowę, zamknęła oczy. Jej emocje były zbyt odsłonięte, rozkosz zbyt intensywna. Wbiła paznokcie w jego elastyczne plecy. Wsunął pod nią umięśnione ramię, umieszczając dłoń pod jej karkiem i przyciągnął ją do siebie tak mocno, że ledwie mogła oddychać. - Spójrz na mnie. Jej oczy otworzyły się i spojrzała. Jego kanciaste oblicze było dzikie, jednak jego oczy czyste i były… Nieporuszone. Adamantowe. Kamienne. - Nigdy mnie nie stracisz, faerie – powiedział prosto w jej uniesioną ku górze twarz. – Tak bardzo cię kocham. Potem nacisnął swoją miednicą na nią, ostatni raz z powolnym, ciężkim, zmysłowym jękiem i wybuch rozkoszy był tak intensywny, że wydawało się jej duszy, że rozerwał ją znowu. Boże, uwielbiała go. Był niczym chodząca, mówiąca męska zagłada.
Zjedli
i zasnęli, kochali się ponownie. Śmiech wrócił wcześnie następnego ranka,
zgodzili się, że to już czas, by ponownie zmierzyć się ze światem. Ubrali się i wyszli razem z namiotu, naprężał się na chwilę, kiedy odchodziła zbyt daleko od niego, a ona odwracała się zbyt często, by odszukać wzrokiem jego ciemną sylwetkę, poradzili sobie wystarczająco dobrze. Kiedy Tiago był nieprzytomny, napisała list z kondolencjami do rodziny Cameron. Dwaj żołnierze zabrali list razem z ciałem Cameron z powrotem do Chicago. Po uzdrowieniu Tiago, Carling zniknęła w swoim namiocie i od tego czasu nie pojawiła się. Kiedy Niniane wypowiedziała słowo, byli gotowi, by zwinąć obóz i kontynuować podróż, było czworo, zamiast trojga, owiniętych szczelnie wampirów, które pojawiły się następnego ranka. Niniane zauważyła, że Rune często spoglądał na osłoniętą sylwetkę Carling, dosiadającą czarnego arabskiego ogiera, jego oczy zwęziły się, kiedy przyglądał się zamyślony. Jednak częściej, jego oblicze było nieobecne i skupione Ona i pozostali uszanowali jego niewypowiedziane życzenie i pozostawili go samego.
Jednakże nie było tak w przypadku Aubreya. Razem z trzema ciałami owiniętymi ziołami i wiezionymi na jednym z wozów z tyłu, stanowił posępną grupę, więc Niniane zostawiła go w spokoju. Po jeździe przez większość dnia, podchwyciła spojrzenie Tiago i wskazała brodą na mężczyznę Mrocznych Fae. Tiago obrócił się, by spojrzeć. Aubrey jechał sam. Owinął się szczelnie płaszczem, jego zmęczona sylwetka wydawała się przygnębiona. Tiago zacisnął szczęki i zmarszczył brwi z niezadowoleniem, jednak po chwili skinął głową. Niniane trąciła jej łagodną małą klacz, by ruszyła dalej. Kiedy podjechała do Aubreya z jednej strony, Tiago podjechał z drugiej. Głowa mężczyzny Mrocznych Fae uniosła się. Przesunął wzrok od Niniane do Tiago i ponownie opuścił głowę. - Wasza wysokość – wymruczał. Jego głos był bez wyrazu. - Musisz wiedzieć, że tak się nie stanie, Aubrey’u – powiedziała Niniane. – Nie przyjmuję twojej rezygnacji. Zbyt mocno cię potrzebuję. Aubrey patrzył przed siebie niewidzącym wzrokiem. - Po Gerilu i Naidzie, nie mam już pewności siebie, której byś potrzebowała. - Ostatnim razem, nie było zbrodnią myśleć dobrze o osobie, którą znasz, zwłaszcza jeśli się o nią troszczysz – zauważył Tiago, nie odnosząc się do nikogo w szczególności, kiedy przyglądał się otaczającemu krajobrazowi. Aubrey spojrzał na niego przelotnie, ale nic nie powiedział. Przez pewien czas jechali w milczeniu. Niniane westchnęła. - Nie wiem, czy mogę sobie pozwolić, by dać ci wybór. Wiem, że potrzebujesz czasu, by dojść do siebie i opłakać żonę, obiecuję, że będziesz miał na to czas. Jednak musisz pozostać kanclerzem. Jeśli nie chcesz tego zrobić dla mnie, zrób to dla Mrocznych Fae. Znowu cisza. Potem Aubrey powiedział cicho:
- Zrobiłbym dla ciebie wszystko, co bym mógł. Przerwała mu, by uniemożliwić kolejną odmowę - Dobrze – powiedziała dobitnie. – Potrzebuję, byś udał się zaraz do Kellena. Was dwóch sporządzi krótką listę ludzi odpowiednich do objęcia dowództwa nad armią. I wiem jak skrupulatnie do tego podejdziesz, chcę także byś zbadał historię finansów Uriena od czasu, kiedy objął tron. Iskierka zainteresowania pojawiła się w tępym spojrzeniu Aubrey’a. - Czego chcesz się dowiedzieć? Była zbyt przebiegła, by pozwolić sobie na uśmiech. Powiedziała do niego: - Chcę się dowiedzieć, jak wielki był majątek mojej rodziny, kiedy Urien został królem. To nie musi być dokładna wartość, jeśli zapisy nie są precyzyjne. Szukam realistycznych przewidywań. Zrozum, jestem zmieszana niedokładnościami w liczbach, które poznaliśmy. Sądzę, że Urien o wiele bardziej skorzystał przez te wszystkie lata na izolacji Mrocznych Fae. Zamierzam przejąć tylko tę część, która mi się prawnie należy po śmierci ojca. A resztę majątku Uriena chcę przeznaczyć na rozwijanie możliwości naszego ludu. Chcesz mi pomóc mądrze rozdysponować pieniądze, nieprawdaż? Spojrzała na niego ukradkowo. Życie wracało na oblicze Aubrey’a w formie początków zainteresowania i myślowych spekulacji. Jadący po drugiej jego stronie rozluźniony Tiago uniósł pytająco brwi. Teraz nadszedł czas, by się uśmiechnąć. Może tylko odrobinę.
Droga i rzeka wiły się zakolami, oddalając i zbliżając się do siebie niczym wadzący się kochankowie. Trzeciego dnia podróżni zaczęli napotykać pojedyncze domy i osady. Mroczni Fae z szeroko otwartymi oczami pojawiali się, by przyglądać się z zachwytem grupie. Byli przystojnym ludem, bogatymi w kreatywność, chociaż ich domy i posiadłości były dobrze utrzymane dzięki mocy, to ich relatywne ubóstwo było wyraźnie widoczne.
Tiago dostał cichego, ale intensywnego napadu furii, kiedy Niniane zsiadła z konia i szła rozmawiając z nimi. Grzmoty zabrzmiały w dali, co bardzo zaniepokoiło większość osób w grupie. Niniane spojrzała na niego. Stoczył wewnętrzną walkę i pioruny ucichły. Wieść rozniosła się i ludzie zaczęli pojawiać się przy drodze. Nieśli świeżo upieczony chleb i ser, wodę i wino, podarowali także Niniane kwiaty, ręcznie haftowane lny, kołdry, cudownie zdobioną srebrną biżuterię, pachnidła i przyprawy. Podążali za nimi, dopóki nie stracili ćwierć mili do grupy. W trakcie ich ostatniej nocy w obozie od ognisk rozświetlających krajobraz dochodziły śpiewy i wybuchy śmiechu. - Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego – powiedział Kellen do Niniane podczas wyśmienitej kolacji z gulaszu myśliwego. Potrząsnęła głową, kiedy napotkała ciemne spojrzenie Tiago ponad migoczącym żółtym ogniem. - Nie wiem co odpowiedzieć. - Więc nic nie mów – powiedział do niej Kellen z uśmiechem. – Rządź mądrze. Nadszedł ostatni dzień ich podróży. Poznawała szczegóły krajobrazu. Wiedziała, że droga przed nimi zakręci. Idąc dalej przejdą poniżej skarpy, na którą można się wspiąć, by spojrzeć na rzekę, która mieni się srebrzystym błękitem w bladym jesiennym słońcu. Droga wspinała się po łagodnej pochyłości przez pewien czas, wiedziała dokładnie kiedy osiągną szczyt wzniesienia. Jej serce zaczęło bić mocniej. W ustach jej zaschło, a ręce zaczęły drżeć. - Faerie – mruknął Tiago, jadący obok niej. - Poczekaj – szepnęła. – Patrz. Osiągnęli wierzchołek wzniesienia i spojrzeli na dolinę. Ziemia opadała w dół, pokryta zielenią i złotem. Skupiska jasnych budynków o oszczędnych, wdzięcznych liniach przebijały przez zagajniki drzew, ozdobionych mieniącymi się jesiennymi liśćmi. Ciemnogranatowa rzeka otaczała dolinę. Płynęła od ogromnego wodospadu w oddali, który był przesłonięty wieczną mgłą, mieniącą się w świetle chłodnego popołudnia.
Wśród tej scenerii niczym klejnot wyróżniał się pałac nad rzeką, mieniący się perłami i bladym zlotem. Podwójny szpaler wiekowych sykomor wyznaczał drogę, która wiodła ich do pałacu. Starożytne drzewa sięgały wysokości kilku pięter, krzywizny ich białych gałęzi wznosiły się z gracją w rozłożonych wachlarzach. Były zakończone złotymi liśćmi, które jeszcze nie opadły, ich pnie były oplecione winoroślą o szkarłatnych liściach. Aryal popędziła swojego konia i dołączyła do Niniane. Oczy harpii rozszerzyły się z podziwu. - Więc to jest Adriyel. Nic dziwnego, że jest wysławiane w wierszach i szmirach. W końcu dotarliśmy do kresu podróży. Niniane i Tiago spojrzeli na siebie nawzajem. - Nie – powiedział. – Dopiero ją zaczynamy.
EPILOG Wcześnie
rano, tydzień później, Niniane siedziała przy stole na swoim tarasie
i spoglądał na jej prywatny otoczony murem ogród. Dzień wstał kryształowo zimny i czysty. Założyła futrzany płaszcz, a paleniska były rozstawione wokół niej. Ogród był klejnotem, prawdopodobnie zajmował trzecią część akra, z luksusowym dywanem grubej dobrze utrzymanej trawy, drzewami owocowymi, kwiatami i zaroślami. Patrzyła na ćwiczącego w ogrodzie mężczyznę. Zdjął koszulę, strumyki potu błyszczały na jego umięśnionym torsie. Jej koronacja miała miejsce dzień wcześniej. Na swoją koronację Urien założył strój wysadzany klejnotami i złotem. Na swoją, Niniane wybrała prosto skrojoną suknię, uszytą z granatowego jedwabiu. Musiała wypowiedzieć właściwe zdania i udzielić właściwych odpowiedzi w odpowiednich momentach. Nie pamiętała tego. Odbyła ceremonię z umysłem zamroczonym grozą, zadrżała, kiedy ciężar korony jej ojca spoczął na jej głowie. Po tym musiała odbyć swoją pierwszą audiencję. Tron był niedorzecznie niewygodnym meblem. Zapamiętała, by następnym razem wziąć poduszkę. Tiago, ubrany w poważny, jednolity czarny strój, z dwoma mieczami na plecach, po raz pierwszy zajął swoją pozycję tuż za nią. Reprezentanci rządów Stanów Zjednoczonych i Kanady oraz pozostałych majątków Starszych zaprezentowali się przed nią razem z darami, gratulacjami i obietnicami przyjaźni. Cóż. Czas to pokaże. Potem przyszedł czas na dostojników Mrocznych Fae, by złożyć jej hołd. Zwróciła uwagę na potwierdzonych i potencjalnych sojuszników, a obdarzyła chłodnym uśmiechem starych wrogów, którzy kłaniali jej się nisko, mając przyjazne twarze. Tiago miał za sobą owocny tydzień pracy. Miał namierzonych pięciu dygnitarzy, którzy zostali aresztowani i poddani śledztwu w sprawie ich zaangażowania w przewrót, który przyniósł śmierć jej rodzinie. Zaprzysięgła Kellena jako najwyższego sędziego i Aubrey’a jako kanclerza oraz zaproponowanego przez nich dowodzącego, które spodobał się także Tiago, bystrego, zdolnego mężczyznę, nazywającego się Fafnir Orin. Po wszystkim nastąpiła uczta koronacyjna, zatańczyła najpierw z Aubrey’em, później z Kellenem, a następnie z Fafnirem i dalej z listą sprawdzonych bezpiecznych partnerów. Ostatni taniec zatańczyła z tym, którego kochała najbardziej. Po przyjęciu, wynieśli górę
koców do jej prywatnego ogrodu i kochali się pod błyszczącymi gwiazdami i to było dobre. Bardzo dobre. Aubrey odezwał się za jej plecami: - Dzień dobry, wasza miłość. Dziękuję za zaproszenie na śniadanie. Odwróciła się, by posłać mu pogodny uśmiech. - Dzień dobry, Aubrey’u. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciw pracy przy śniadaniu. - Ależ skąd – odpowiedział. – Lubię wcześnie zaczynać dzień, mamy mnóstwo do omówienia. Kanclerz dołączył do niej przy stole. Nalała mu filiżankę kawy. Razem patrzyli na mężczyznę, kiedy trenował swoje potężne ciało, ćwiczył sztuki walki, rozciągając i napinając mięśnie, wyleczone z poważnych ran. - Tutaj zawsze będzie toczył wojnę – powiedział Aubrey, jego brwi zbliżyły się z troską. W trakcie swoich ćwiczeń, mężczyzna spojrzał na nią. Był świadom tego, co zostało powiedziane. Był świadom wszystkiego, co działo się wokół niej. Jego moc obejmowała ją ciepłą, niewidzialną pieszczotą. Królowa Mrocznych Fae odpowiedziała: - To czyni go szczęśliwym.