Part 2 Episode I. Mahdi_in_spe Włączył bio-łącze. Archaiczny spis rekordów powoli przesuwał się w polu wyświetlacza. Wybrał losowo jeden z nich. Niezn...
12 downloads
27 Views
978KB Size
Part 2
Episode I. Mahdi_in_spe Włączył bio-łącze. Archaiczny spis rekordów powoli przesuwał się w polu wyświetlacza. Wybrał losowo jeden z nich. Nieznane znaki po szybkiej transkrypcji przeobraziły się w opis mówiący o zawartości raportu. Była to – jak zaznaczono: pełna – obserwacja uczestnicząca awatara nr ... (tu: długi rząd znaków i cyferek) wysłanego przez ... (tu: dane badacza, korporacji wiedzy, podmiotu finansującego itp.) na Trzecią planetę układu Sol. Niestety, nie sprecyzowano: prim czy bis. Ciekawe, dlaczego? – zastanawiał się chwilę. Wrócił do zaznajamiania się z opisem. Kontynent: Eīi-īif. Okres: XVII wiek ery liczonej od momentu zero. Lokalizacja: kraje między pustynią a morzem, zwane przez tubylców: Māā-gh’eḕ. Czas bieżący lokalny. Wyświetliła się opcje: wersja pogłębiona oraz analiza kontekstu w wymiarze. Przesuwający się kursor odsłaniał kolejne możliwe ścieżki. Wymiar genetyczno-biologiczny, społeczny, historyczny, polityczny, technologiczny itd. Wrócił na wyższy poziom i dał polecenie odtwarzania wybranego rekordu. (...) Skończył przemawiać z tarasu swojego pałacu. Doprowadził ich do stanu ekstazy. Dla niego byli gotowi na wszystko. O to właśnie mu chodziło. Dobrze wiedział, że miał dar. Rządził Māā-gh’eḕ już 20 pełnych obiegów wokół Sol i dobrze potrafił manipulować masami. Spojrzał w mrok przecinany smugami reflektorów i rozjaśniany ogniami pochodni. Na bielących się murach pałacu czujna warta. Ktoś musi czuwać w tym zasobnym kraju, by bawić mógł się ktoś – pomyślał zadowolony. Tłum pijanych i naćpanych bojówkarzy na dziedzińcu już rozpoczął wieczór pełen szaleństw. Zaraz rozpoczną się zbiorowa orgia: masowe gwałty i okaleczanie spędzonych samic. Głośno wezwał imię Najwyższego i dał znak. Kaci rzucili pochodnie na ułożone stosy, które szybko zajęły się ogniem. Dochodziły go stłumione krzyki żywcem palonych ofiar. Z lubością wciągnął dym. Od młodych lat uwielbiał ten... swoisty aromat. Działanie wysokiej temperatury na włosy oraz ciała ofiar wydobywały – jedyny w swoim rodzaju – swąd! A on, bez niego, nie mógł zaznać przyjemności spełnienia. Gdy był młody i jeszcze żyła jego matka – ojciec, funkcjonariusz policji politycznej, pokazał mu kiedyś przyjezdnego. Było to na wycieczce, w pięknej nadmorskiej miejscowości, wśród domów o biało-niebieskich ścianach i misternie kutych bramach, kąpiących się w słońcu. Jako oficera przydzielano go, co pewien czas, by eskortował turystów zwiedzających
kraj. – Patrz na oczy. On wie! – powiedział mu. Spojrzenie obcego było mądre, przenikliwe, nieco nieobecne, tak jak by tam – w tym niebezpiecznym miejscu – było tylko zbędne ciało, a jego jestestwo znajdowało się daleko, bezpieczne. Ten człowiek pojawił się też w delikatnym momencie w restauracji, gdy jego ojciec odbierał od jej właściciela należy mu bakszysz. Widać było, że tylko spojrzał i od razu zorientował się w sytuacji. O tego czasu wiedział, że takich, jak ten obcy, tak myślących, czujących i zachowujących się – musi ścigać i zabijać! Albowiem, jak powiedział Prorok, opanował ich, i w nich – jest szejtan! Czuł stan narastającego podniecenia. Władza! To ona była afrodyzjakiem i dawała mu tyle przywilejów. Po pierwsze, bezkarność! Dalej, wykorzystywanie innych! Czuł, jak mu nabrzmiewają żyły. Ręce mu drżały, męczył go narkotyczny głód. Już nie mógł się doczekać następnych przyjemności. Tak będzie przez całą noc. Dał wiernym strażniczkom znak. Udały się do celi, znajdującej się pod podłogą jego luksusowej sypialni, by przygotować ofiary. Ubierały je i malowały wyzywająco. Niektóre poiły alkoholem, innym wstrzykiwały narkotyki. A on będzie słuchał dudnienia ulubionej muzyki, pił, ćpał, brutalnie gwałcił, bił, szczypał, kopał i oddawał na nie mocz. Widział wiele razy, że tak właśnie jego ojciec postępował z matką. Traktował ją jak dziwkę, jak rzecz, z którą mógł wszystko zrobić. Mając już władzę jeździł po kraju i spotykał wielu ludzi. Oddawali cześć, całowali po rękach, ale przede wszystkim – bali się. Panicznie. Czasami podchodził do jakiegoś dziecka i, gdy miało długie rzęsy i oczy piękne jak sarenka, głaskał je po główce. To był znak dla jego specjalnych służb, że mu się podoba. Dzień lub dwa po jego wizycie dziecko było porywane. Czasami zdarzały się też niepowodzenia. Gdy po jego wizycie, dobrze wyszkolona ochrona jednego z sąsiednich monarchów wymordowała jego siepaczy, posłanych po najmłodszą królewnę, poprzysiągł mu dozgonną zemstę. Strach padł wtedy na całą rodzinę władcy. Przysłali olbrzymi okup. Lecz on nie chciał pieniędzy. On chciał widzieć, gdy dochodził i był zdyszany, wpatrzone w siebie te sarnie oczy! Jednak większość rodziców, których nie było stać na czujną ochronę, była bezradna. A on przezornie gromadził dzieci dla zaspokojenia swoich rządz. Ciągle ich miał najmniej kilkanaście obojga płci. Ich imion nigdy nie pamiętał. Przecież to były przedmioty, marionetki do jego zabaw. Dwie młode samice kiedyś uciekły. Odebrał to jako wyzwanie. Jego służby szybko je wytropiły i złapały. Zrobił wtedy w stolicy przedstawienie. Pokazano je tłumowi odpowiednio umalowane i ubrane, a właściwie obnażone. Udając oburzenie, wzywając Najwyższego, powiedział publicznie, że zostały zgwałcone. Zachichotał. Z wściekłości i bezsiły ich własne rodziny na centralnym placu je ukamienowały. Dlaczego? Za to, że zostały zgwałcone! Nie zastanawiano się nawet, czy mogły się obronić. Gwałt oznaczał, że zhańbiły rodzinę i nie są
godne, by żyć! Nikt nie ośmielił się dociekać, kto je zgwałcił. A choć i tak wszyscy znali sprawcę – nikt nie odważył się wymienić jego imienia. Popijając ulubioną whisky (której Prorok zakazał spożywać), myślą wrócił do czasów młodości. Tak. Wychowała go ulica. Musiał szybko dorastać. Ojciec zmówił się z sąsiadem, który przed sądem przysięgając na Wielką Księgę zeznał, że obcował z jego żoną. Zapadł wyrok. Za cudzołóstwo jego matka została ukamienowana. Ojciec sam mu wcisnął do ręki kamień, by rzucił pierwszy. Nie trafił i uciekł z miejsca egzekucji. Bardzo mocno przeżywał to zdarzenie. Wtedy właśnie coś w nim pękło i to, co dobre, wrażliwe i kochające – zostało w nim zabite. Ojciec przechwalał się potem, że na koniec specjalnie przywiezionym głazem roztrzaskał głowę cudzołożnicy. Niebawem kupił sobie nową żonę – jak zaznaczał w swoim środowisku – młodszą od jego syna. Gdy przyprowadził ją do domu i przy nim zgwałcił – uciekł. Nie mógł wytrzymać Jej przenikliwego spojrzenia, które mu posłała, gdy po wszystkim poszła do kącika bawić się ulubioną, szmacianą laleczką. Jego habibi, jego miłość. Dobrze pamięta te Jej oczy, smutne i sarnio-piękne, z perełkami łez na długich rzęsach! W pobliskim zaułku, zdesperowany, ba!, pragnący śmierci, podjął wyzwanie. Doszło do walki na noże o przywództwo w ulicznej grupie. Wygrał. Złamany nos był ceną odniesionego zwycięstwa. Od razu zgromadził wokół siebie kilku chuliganów i bezdomnych wyrostków, takich jak on. Szybko też zrozumiał, że słabi, zrozpaczeni i pokrzywdzeni, gdy się zjednoczą, stają się siłą, z którą inni muszą się liczyć. Początki były trudne. Spali na kartonach po bramach, a jedzenie i ubranie – kradli. Gdy nie było jedzenia – żuli qhat.1 W ciągu kilku miesięcy opanował dwa zaułki i krótką, ale ważną uliczkę, która prowadziła do lokalnego targowiska. Przegonił obcych rzezimieszków, a wdzięczni za ochronę straganiarze i kupcy odpłacili się mu żywnością i pieniędzmi. Musiał tylko pierwszemu opornemu połamać palce. Po niespełna roku swoich rządów dostał ostrzeżenie od sąsiednich gangów, że – jeśli się nie podporządkuje – to zginie. Po negocjacjach zawarł sojusz z najdalszym i najsilniejszym, by, po kilkutygodniowych zaciekłych walkach, wyprzeć
1
Na wyświetlaczu pojawił się pasek informacyjny z tekstem: zidentyfikowano, że qhat to sucholubna wiecznie zielona roślina, wolno rosnąca w postaci krzaków, lubiąca suche i ciepłe warunki, zwana też: khat, dżaad, qat, gat, chat, miraa, قات, Catha edulis, czuwaliczka jadalna, Catha edulis Forsskal ex Endlicher = Catha forskalii A. Rich = Catha inermis G.F. Gmel. = Celastrus edulis Vahl = Dillonia abyssinica Sacleux = Trigonotheca serrata Hochst. należąca do rodziny dławiszowatych: Celastraceae, zawierająca fenyloalkiloaminy/ alkaloidy katynon i katynę; wywołuje podniecenie, euforię, nadczynność, rozszerzenie źrenic, podnosi puls oraz ciśnienie krwi; pod jej wpływem zażywający robi się bardzo rozmowny, zachowuje się nadmiernie pewnie siebie, jest chwiejnie emocjonalnie, nierealistycznie ocenia sytuację; zażywanie przy stanach zmęczenia i senności prowadzi do halucynacji; długotrwałe spożywanie prowadzi do maniakalno-depresyjnych zachowań, sennych koszmarów, drżenia ciała, zaparć, obniżenia popędu płciowego, zapalenia wątroby, wrzodów układu pokarmowego, a poprzez ciągłą redukcję łaknienia – do anoreksji; na zębach pojawia się zielonkowate zabarwienie; uzależnieni, bez narkotyku, odczuwają zmęczenie, stany depresyjne, mają problemy z koncentracją.
konkurentów. I wtedy zabił po raz drugi. Podstępnie. Swojego dotychczasowego (niby) sojusznika, o którym ulica szeptała, że – okazując swoją władzę i dominację – zbędnych członków bandy lubił gwałcić i zabijać. Dodatkowo, zupełnym przypadkiem podsłuchał, że jego kompan zdradził go i wystawił. Wykonał więc działanie korygujące dotychczasowy kierunek rozwoju wydarzeń. Na początek zagarnął władzę nad oboma gangami. Nabrał pewności siebie. Teraz miał przewagę nad pozostałymi grupami i tylko kwestią czasu było ich pokonanie. Wiedział dobrze, że życie jest niczym, że jest tanie, jak cienka polewka. Zwłaszcza cudze życie. Nie wahał się. Wiedział, że słabi giną, a on już nie był słaby. Był gotów krzywdzić innych. I nie miał wyrzutów. Przynajmniej na początku. Upijał się tylko. Gdy, po długotrwałym zażywaniu qhatu, regularnie zaczęły go męczyć nocne koszmary z ognistą, bezkształtną zmorą, zaczął palić konopie.2 – Ciekawe mają tam roślinki! – pomyślał. – Wcale nie trzeba udawać się do kulistego gwiazdozbioru Wodnego Węża, by się porządnie uzależnić! Gdy to przestało wystarczać – jął palić jad skorpionów. Żywego skorpiona wystarczy przypalić na ogniu, martwego trzeba suszyć na słońcu kilka – kilkanaście godzin. Sproszkowany ogon, gdzie jest najwięcej jadu, jedni dodawali do tytoniu lub haszyszu, inni, już mocno uzależnieni, palili bez domieszek. Jego woń była bardziej intensywna i słodka niż zapach samego haszu, a stan odurzenia trwał o wiele dłużej. Oczy i twarz stawały się wtedy intensywnie czerwone, a on sam robił się natenczas czujny i nadpobudliwy. Po krótkim okresie bólu – przechodziło dominujące uczucie relaksu i intensywnej przyjemności. Wszystko dookoła, co miał przed oczami – ludzie, stargany, domy – zdawały się tańczyć. 2
Na wyświetlaczu znów pojawił się pasek informacyjny z tekstem: zidentyfikowano, że jest to zapewne jeden z trzech podgatunków konopi: Cannabis sativa var. vulgaris (konopia siewna/ pospolita), C. indica (konopia indyjska) lub C. ruderalis (konopia dzika); często rośną przemieszane; uważa się, że C. indica ma działanie bardziej uspokajające i odurzające, a C. sativa – bardziej pobudzające i euforyczne; C. ruderalis różni się od obu odmian foto-obojętnością, tzn. kwitnie w zależności od wieku, a nie ze względu na cykl dzień – noc; roślina zielona o od trzech do siedmiu lancetowatych liściach o piłowanym brzegu; kwiaty żeńskie zebrane są po dwa w kątach dużych liściastych przysadek w kłosy, pozorne bez okwiatu; kwiaty męskie o pięciodzielnym okwiacie barwy biało-zielonkawej, zebrane w podobne do wiech wierzchotki znajdują się w kątach łuskowatych liści; marihuana, mariguana, गाांजा, gāndźā, ganja – to wysuszone i niekiedy sfermentowane żeńskie kwiatostany, zawierające duże ilości kannabinoidów; w zależności od warunków i przyjętej dawki konopi/marihuany posiada działanie: uspokajające lub rozdrażniające, przeciwbólowe, euforyzujące, pobudzające apetyt (slangowo: gastrofaza), rozkurczające mięśnie, obniżające ciśnienie w gałkach oczu, rozszerzające oskrzela; przewlekłe stosowanie generuje tzw. zespół awolicyjno-amotywacyjny, w którego skład wchodzą: zaburzenia snu, apatia (z dominującym brakiem działania), ograniczenie kontaktów z innymi, zaburzenia pamięci, koncentracji, przyswajania nowych wiadomości, myślenie magiczne oraz nieciągłe, porozrywane, upośledzenie zdolności rozwiązywania problemów i planowania przyszłości, zanik zainteresowań, zaburzenia percepcji czasu, doznań, krytycyzmu, lęku, i prowadzi do narastania stanów lękowych, psychoz i urojeń prześladowczych, obniża sprawność intelektualną, zwiększa ryzyko wystąpienia schizofrenii.
Zaczynał też widzieć rzeczy, których nie było. Chodził więc po uliczkach z półprzytomnym spojrzeniem, gotów zrobić każde szaleństwo, a przerażeni konkurenci tylko schodzili mu z drogi. Wychudł, miał pogłębiające się zaburzenia snu i łaknienia. I wtedy, gdy staczał się, gdy wydawało mu się, że rządzi tym światem i zna jego porządki – przyszedł wstrząs. Po haracz przyszedł skorumpowany policjant. Jego ojciec. Po dzikiej awanturze (ojciec ciągle jeszcze był bardziej wyrachowany, sprytniejszy i silniejszy) ciężko pobity, ze złamaną ręką, związany i zakneblowany – trafił do dusznej piwny w jednym z domów ojca. Pierwsza noc była koszmarna. Początkowo wymiotował i dusił się, a odwodniony organizm szybko opadł z sił. Sam nie mógł się ruszyć, a nikt nie przyszedł podać mu wody. Wysokiej gorączce oraz ciśnieniu krwi, rozsadzającego mu głowę, towarzyszyły nasilające się dysfunkcje oddechowe. Majaczył. W halucynacjach widział ją, jak przychodziła go napoić i obmyć jego obite ciało. Cierpiał przez silne bóle, które rwały i skręcały jego mięśnie i stawy. Pocił się, trzęsły nim zimne dreszcze. Pragnął tylko jednego: znów poczuć przypływ adrenaliny i euforyczne działanie narkotyków. Mniej więcej po tygodniu spadła temperatura. Pewnego razu, gdy ocknął się po koszmarnym śnie – zobaczył ją ponownie. Stała w promieniach słońca wpadających przez piwniczne okienko, a kurz delikatnie wirował wokół niej. Podeszła. Delikatnie uniosła jego głowę i zaczęła karmić. Później równie delikatnie i cierpliwie zaczęła go obmywać. Ciągle doskonale pamięta dotyk jej delikatnych palców i dreszcze, które przenikały jego ciało. Nie mówili, ale ich spojrzenia były dostatecznie wymowne. Po trzech tygodniach, gdy jego organizm się dostatecznie wzmocnił, kochali się pierwszy raz. Zaś ojciec zainteresował się jego stanem mniej więcej po ‘pierwszym’ i ‘drugim krzepnięciu’ (dwóch miesiącach).3 Po trzech miesiącach odbył z nim krótką i gwałtowna rozmowę. Nikt go nie szukał, nikt też nie interesował się jego losem. Może więc zgnić w tej piwnicy lub wynieść się z miasta. Ostatecznie stanęło na tym, że pojedzie za granicę, studiować na metropolitalnym uniwersytecie w A’Kāā-hii-’āā. Miasto, położone nad porośniętymi trzcinami zakolami wolno płynącej deltą rzeki, miało duszny i wilgotny klimat. Zamieszkał w domu dalekiej familii z klanu ojca, w kwartale, gdzie mieszkały tylko rodziny policjantów. Zamiast chodzić na wykłady – snuł się wąskimi uliczkami, obramowanymi wysokimi, glinianymi murami, prowadzącymi na targowisko. Kłębił się tam gęsty tłum niepracujących i/lub handlujących, niezaspokojonych samców. Bowiem by kupić sobie żonę, należało albo zgromadził pieniądze na jej wykup, albo uzyskać zgodę jej ojca na wcześniejsze, najczęściej wieloletnie jego
3
Dżumada al-ula ( )األول ى جمادىi Dżumada al-achira ()ال ثان ية جمادى أو اآلخ رة مادى.
odpracowanie. Żona dla prawowiernego wyznawcy Aa’’āā-hāā była więc luksusem, oznaczała społeczny awans i zamożność. Małżeństwo było przede wszystkim kontraktem, czego np. mieszkańcy ze Starego Kontynentu nijak nie mogli pojąć. Dlatego kobieta była traktowana jak przedmiot. Jej los i pozycja – były wyznaczane przez status rodziny. Siła klanu, zamożność rodziny, arystokratyczne pochodzenie, koneksje – wszystko to wpływało na jej los po wyjściu za mąż. Ojciec kiedyś wytłumaczył mu, jak funkcjonuje ten świat, jakie są jego mechanizmy. Pewnego razu pokazał mu nijakiego obszczymurka, który wystawił mu groźnego przestępcę. Za tę przysługę ojciec załatwił mu, od innego swojego dłużnika – małoletnią córkę, jako żonę. I kiedyś tego patentowanego lenia obserwował w herbaciarni przez cały dzień. Przesiedział przy filiżance herbaty od wschodu do zachodu słońca rozmawiając, grając, paląc, żadnej pracy jednak się nie imając. Praca bowiem w przyjętym przez wyznawców Aa’’āā-hāā systemie wartości hańbi mężczyznę. Ponieważ Wielka Księga pozwalała mężowi napominać żonę – poszedł potem do domu zbić ją, za to, że obiad był nie taki, jak chciał. Żona, jednocześnie siedząc w domu, miała pracować i zarobić na ten obiad, oraz go zrobić! Kobiety ratowały się w tej niedoli pożyczając od sąsiadek. Dług z dnia na dzień rósł i przychodził czas jego spłacania. Ostatnio lenia poratował jakiś kuzyn pracujący w hotelu. Pytanie: na jak długo ta pomoc mu wystarczy? Tacy, mówił ojciec, to najniższa kategoria. Żerują na pracy kobiet i dzieci, a ich przychody są niewielkie i okazjonalne. To ludzka mierzwa, drobni padlionożercy, tylko sporadycznie przydatni w pewnych sytuacjach. Zbiorowym, rytualnym sposobem płci dominującej na chwilowe i, co prawda, niepełne zaspokojenie popędu, który często inicjowali – jak sam wielokrotnie to zaobserwował – policjanci, było bezczelne i rozwiązłe, stadne obmacywanie i szczypanie, okraszane gwizdami, sprośnymi odzywkami i zaczepkami, przeciskających się przez gęsty tłum niezaspokojonych samców – piersistych, opasłych, z zasłoniętymi twarzami, kołyszących się z biodra na biodro, samic. Ich skargi na komendzie policji na molestowanie, bolesne szczypanie, łapanie za piersi, biodra, pupę itd. – były, przy jawnej aprobacie wyższych szarż oraz szyderczych i obleśnie porozumiewawczych uśmiechach – systematycznie ignorowane. Pewnego dnia podczas bezecnego obmacywania, ku swojemu zaskoczeniu, natrafił na worki z piaskiem. Zrozumiał, że samice się zmówiły i zbliża się koniec dotychczasowej przyjemności. Jako chłopak wyrosły na ulicy, podzielał jej wiedzę, mądrość oraz kontakty (kapitał relacyjny) i pamiętał, że wtedy – zazdrościł pozycji i możliwości, które mieli młodzi policjanci. Wszyscy wiedzieli, a była to wiedza powszechna, że
łapani
podczas
demonstracji
przeciwnicy
aktualnego
reżymu,
są
specjalnie
przetrzymywani w aresztach oraz więzieniach i wielokrotnie gwałceni. Tę procedurę
„przesłuchań” inicjowali starsi szarżą, wykorzystując najbardziej atrakcyjne dla nich kobiety. Później przychodził czas prawie nieograniczonych przyjemności dla młodych policjantów. Pojedynczo i grupowo, brutalnie i z użyciem rozmaitych narzędzi, niekiedy dopraszając żołnierzy z pobliskiego garnizonu, gwałcili i na wszelkie rozmaite sposoby seksualnie wykorzystywali aresztowanych. W pamięć zapadł mu też ten upalny dzień, gdy na placu uczelni stanęła wyzywająco wymalowana, ubrana na różowo jak lalka, młoda kobieta. Chwilę szła przez plac, kołysząc biodrami, i rozsiewając zapach drogich perfum. I ten tłum, który jak morska fala rzucił się, by zerwać z niej tą prowokującą odzież i zgwałcić! Ukarać za rzucenie wyzwania samczemu porządkowi i dominacji. Uciekła. Jak uciekała – to trzeba było zobaczyć! Zdążył tylko zerwać z niej kusą spódniczkę! Przechowuje ją zresztą do dzisiaj. Wtedy zrozumiał, że emocje, popędy tłumu są o wiele silniejsze niż religia czy prawo, a bezczelny i silny samiec stoi ponad prawem i przesądami, bo to jest jego świat i on nim rządzi. Zaś łudzenie, czy miraż, że prawo i religią są powszechnie obowiązującymi normami, było tylko pewną funkcją (do pewnego stopnia skutecznego) rządzenia tłumami. Pojął też, a towarzyszył temu cyniczny uśmiech, że skorumpowane państwo, politycy i funkcjonariusze zdemoralizowanego reżymu tak naprawdę rządzą tylko po to, by przede wszystkim zaspokoić swoje potrzeby. Obserwował pewnego dnia kobiety przybyłe z bogatego Zachodu oraz tłum prawowiernych mężczyzn, śliniących się na ich widok. Przyjeżdżały do turystycznej atrakcji: pomnika, który miał – podobno – spełniać jedno życzenie. Bez skrępowania pokazywały obnażone ramiona, piersi, nogi, bezwstydnie wypinały pośladki, schylając się do całowania nisko położonego fragmentu pomnika. Wiedział, że szanujące się kobiety tak nie postępują. Tamte zachowywały się prowokująco, wyuzdanie, jak samice w rui, jak nierządnice, i nie dziwił się współbraciom, że pożądali je, i chcieli je posiąść, że traktowali je jak dziwki. Z rosnącą nienawiścią obserwował tę sytuację i pierwszy rzucił w nie kamieniem, przerywając tę grę pozorów. Nagle wszystko uległo zmianie. Patrzał, jak przerażone – a nie pewne siebie i kuszące – uciekają na oślep. Doszło też wtedy do kilku ekscesów i zbiorowych gwałtów, które spokojnie śledził. Pojął, że to strach i dominacja czynią kobiety uległymi. A lokalna policja, która pojawiła się, jak zwykle, z duuuużym – bardzo duuużym opóźnieniem, odnotowała, że doszło do zamieszek i gwałtów na tle religijno-obyczajowym. Dochodziło do nich zresztą stosunkowo często. Na przykład, przedwczoraj, w pobliskim Tāā-nāā-hāāt ośmiu rabusiów okradło klasztor, zbiorowo zgwałciło, a następnie ciężko pobiło 70-letnią zakonnicę. Oburzeni mieszkańcy manifestowali przed komisariatem policji oraz zablokowali dworzec i drogę – żądając ujęcia sprawców, którzy tymczasem… spokojnie się oddalili. Pobita
zakonnica zmarła w szpitalu, a zarządzone śledztwo niewiele dało. Lokalna policja, jak tego zresztą wszyscy oczekiwali, okazała się bezsilna i po pewnym czasie umorzyła sprawę. Podobnie zresztą postępowała ze zgłaszanymi bardzo licznymi przypadkami tzw. g’oo-mīinguu (średnio rocznie około dziesięciu – piętnastu tysięcy tylko w samej stolicy). To coś pośredniego między oswajaniem, tresowaniem i uwodzeniem naiwnej kobiety. Młody, przystojny mężczyzna flirtował i rozkochiwał z ubogiej rodziny nastolatkę na progu dojrzewania. Po uwiedzeniu – powoli ją rozpijał i zachęcał do używania narkotyków. Później ją gwałcił i stręczył. Jako jej właściciel – bezkarnie czerpał znaczne korzyści finansowe (rocznie nawet kilkadziesiąt tysięcy dīi’hee-mów), gdy np. cała grupa mężczyzn, pochodząca z gangu, zbiorowo ją wykorzystywała. To dla niego – czemu one są takie głupie?, myślał – uciekła z domu, straciła cześć i szacunek i, jako kobieta upadła, nie mogła już wrócić do rodziców. Na policji najczęściej zeznawała: „Wie, że on uprawia seks z innymi kobietami, że nie jest jej mężem, ale on tylko mnie kocha (…) nie wyobrażam sobie życia bez niego”. Chciała, by ukarać tych „innych”, ale nie jej sutenera. Omotana przez sprawcę, bez środków do życia oraz bez wsparcia najbliższych – nie była w stanie poradzić sobie z sytuacją i wyzwolić się z tego koszmaru. Nieraz zdarzało się, że idąc ze skargą na komisariat i oczekując pomocy – spotykała się ze zbiorowym gwałtem w wykonaniu obecnych na posterunku funkcjonariuszy policji. Niekiedy bywało tak, że to ona, a nie (wskazani przez nią) sprawcy gwałtu, była – za (jak to określano) „zawracanie głowy policji” lub „uprawianie prostytucji” – aresztowana i w areszcie, przez innych zatrzymanych, wielokrotnie gwałcona. Dobrze wiedział, że gdyby dziewczyna pochodziła z zamożnej rodziny – sprawca uwiedzenia i gwałtu byłby bardzo szybko ujęty, osądzony i przykładnie skazany. Ludzie więc byli – chłodno wnioskował – z gruntu źli, nawzajem się krzywdzili i zachowywali gorzej niż dzikie zwierzęta, a skorumpowane organy państwa tylko do tego się przykładały. Wiedział (tak przynajmniej później sądził), że tylko bezwzględny terror zaprowadzony w jego Państwie zapewni powszechną szczęśliwość i przestrzeganie prawa. Potem, już podczas walk, któryś z ochotników przy ognisku opowiedział mu, że na gmachu KGB w Kujbyszewie widniał napis: Żelazną ręką zagnamy ludzkość do szczęścia! Nie interesowało go, jak ta historia tam się skończyła. Jego droga jest bowiem – tak sądził – zupełnie inna. Lubił wspominać też ten dzień, gdy słońce wolno wspinało się nad horyzont i poranna, nadrzeczna mgła wolno unosiła się do góry. Jak zwykle nie poszedł na poranny wykład, gdyż wieczorna impreza skończyła się zbyt późno i nie zdążył się wyspać. Widział jak gospodarz domu, w którym mieszkał, wstał podniecony. Z wzwiedzionym członkiem chwilę się kręcił po domu, później złapał służącą za piesi, zaciągnął w kąt i zgwałcił. Czas jakby stanął.
Widział rozpaczliwy opór, spazmatyczne ruchy ciał, krople potu, spełnienie. Zaspokoił się wtedy za zasłonką, na swoim wyrku. Ubijał „kacze masło”, jak mawiał jego ulubiony piosenkarz. Bezczelna służąca zgłosiła sprawę na policji. Gdy wróciła, gospodarz oblał ją benzyną i – podziwiał wtedy jego beznamiętny i wyrachowany spokój – podpalił. Ten bowiem pilnował tylko, by dywany na podłodze, drewniane meble oraz kobierce na ścianach nie zajęły się od ognia. Gospodarz przed funkcjonariuszami, przysięgając na Proroka oraz Najwyższego, oświadczył, że nie zgwałcił służącej, a jej spalenie było nieszczęśliwym wypadkiem. Policja przyjęła jego zaprzysiężone zeznanie i nie nadała sprawie dalszego biegu. We wniosku zamykającym sprawę, jako argumentami policjanci posłużyli się stwierdzeniami, że zeznający jest funkcjonariuszem policji i wiernym wyznawcą religii – zasługuje więc, by dać jego słowom wiarę, zaś służąca była niewierną, więc jej zeznanie nie zasługuje, by dać mu wiarę. Tym bardziej, że już nie żyje. Właśnie wtedy polubił swąd palonego ciała i pojął, że prawo dla rządzących jest tylko iluzją służącą do manipulowania naiwnymi. Pewnego razu na uczelnianym placu spotkał nauczyciela-kaznodzieję z hawzy (szkoły religijnej), głoszącego wezwanie do dżii’-ji, walki z niewiernymi i z siłami Imperium Zła, by tu, w życiu doczesnym, zbudować Państwo Boże: Mṻs'ii'Uhmm'a (lub: Qhāā-’īī-phāā). Im dłużej chodził na spotkania, słuchał nauczania, modlił się i palił marihuanę (znowu!), tym bardziej jego umysł ogarniało przekonanie, że to sam Bóg go wzywa. W tym też czasie dotarła do niego informacja, że podczas porodu zmarła żona jego ojca oraz dopiero co narodzone dziecko. Nic więc go tu już nie trzymało. Rzucił studia. Uznał, że poruszanie się po utartych szlakach jest stratą czasu. Po krótkim wojskowym szkoleniu trafił do obozu bojowników Brygady Świętego Męczennika. Szybko wykazał się w walce z niewiernymi i awansował. Teren Sii-’ii to przede wszystkim półpustynny kraj z licznymi oazami. Zamieszkiwali go zarówno wyznawcy Proroka, jak i zwolennicy innych wyznań. Tych ostatnich było nawet więcej. Mieszkali w ludnych miastach, gromadzili wielkie bogactwa. Ich źródłem były handel i hodowla. Uważał, że to bogactwo było przyczyną zła: braku gorliwości w przestrzeganiu nakazów Proroka. Innowierców obkładał więc wysoką dżhiją, podatkiem pogłównym, haraczem pobieranym tylko w złocie. Nie zmuszał ich nawet do religijnej konwersji na wiarę Proroka, jak robili to bojownicy dżii’-ji w innych krajach. Albowiem wywoził potem innowierców w ustronne miejsca, kazał rabować i mordować. Od czasu do czasu, wybierał kilku niewiernych, którzy jego zdaniem nie dość się bali, i kazał zakopywać żywcem. Śladem jego działalności były zbiorowe groby, zawierające setki i tysiące płytko pochowanych ciał. Gdy wiatr wywiał piasek – odsłaniał stosy czaszek, żeber i piszczeli. Później nazwano je „polami śmierci”. Utworzył też z ochotniczek kobiecy oddział, żeńską
kompanię A’-Aan-sāā’, która dokonywała przeszukań kobiet, sprawdzała, czy kobiety noszą nakiby, wyłapywała też kobiety stanu wolnego, które od razu były wydawane za bojowników. Zorganizował bardzo dochodowe targowisko, gdzie wyznawcy Najwyższego mogli nabyć lub sprzedać złapane małoletnie i nastoletnie dziewczynki, jako niewolnice. Wielka Księga nie zakazuje bowiem przyjemności uprawiania seksu z małoletnimi. Jako prawodawca, by nadać ład zgodny z Wielką Księgą – w kwestii kobiet wyszedł od rozwiązań już stosowanych przez koczowników. Wydał nawet broszurę, w której uznając niewolnictwo, zalecił sposoby postępowania z kobietami. Stwierdził, że w istocie Wielka Księga stawia je na równi z przedmiotami, gdyż, choć żyją, nie mają duszy. Później odwołał się do doświadczeń nomadów, ludów wędrujących, których całym majątkiem jest hodowane bydło. W ten sposób zabezpieczył pewne minimum praw kobiet stwierdzając, że w niewoli mają być traktowane tak samo jak zwierzęta. Po śmierci właściciela jego niewolnice mają być rozdzielone tak, jak inne części jego majątku. Dozwolił na stosunki seksualne z nie muzułmańskimi niewolnicami, włącznie z małymi dziewczynkami, na handlowanie nimi i ich bicie. Na to ostatnie zgodził się warunkowo. Dopuścił jedynie dyscyplinujące bicie, ale nie – torturowanie. Ze względu na utratę wartości zabronił bicia kobiet w twarz. W celu wyjaśnienia relacji zarządczo-właścicielskich zalecał zgwałcenie kobiety natychmiast po jej fizycznym opanowaniu, jak też regularne praktykowanie stosunków seksualnych z pojmanymi kobietami. Dopuszczał kupowanie, sprzedawanie lub dawanie posiadanej kobiety w prezencie, jako niewolnicy. Zalecał branie do niewoli oraz masowe porywanie niewiernych kobiet. Stwierdził też, że jeśli pojmana kobieta zaszła w ciążę ze swoim właścicielem – nie powinien jej sprzedawać. Karmiąca matka zasługuje bowiem na jakąś ochronę i nie powinna być wtedy seksualną niewolnicą. By zapewnić handel i obrót rynkowy wprowadził dīi’heemy oraz zaczął bić srebrne i złote monety o stałej zawartości kruszcu. Z łaski Najwyższego spadał na niewiernych i „wygodnie” (a więc mało gorliwie) wierzących – jako karzący miecz Proroka. Walczył pod sztandarem czarnego koloru, pod barwami zbawienia i raju (po śmierci). Był bowiem panem ich życia i śmierci. Palił, mordował i grabił. Świątynie i klasztory innych wyznań – wysadzał. Posągi i obrazy obcych wyznań – niszczył. Zapamiętale prześladował religijną mniejszość Nāāh’āāni. Porwał kilka tysięcy ich kobiet i uczynił z nich dla swoich wojowników seksualne niewolnice. Porażał okrucieństwem. Rozstrzeliwał tych wszystkich, którzy byli nie dość gorliwi w budowaniu Państwa Bożego i przestrzeganiu nakazów Najwyższego. Wszystko to robił – w Jego imieniu! Wielka Księga Proroka nie mówiła wszystkiego wprost, wielokrotnie operowała sugestią. A on wprowadzał Prawo Wielkiej Księgi, ale we własnej interpretacji! Był wyznawcą
całościowym (totalnym) i radykalnym. Miał świadomość, że w religii fundamentalizm może być tylko fanatyczny. Wiedział, że od gorliwości wierzących zależy rzeczywistość Państwa Bożego: Mṻs'ii'Uhmm'a (lub krótko: Qhāā-’īī-phāā). A bogatym krajom zza morza (między innymi kraje, jak Oh’-too i E’-pā-nā zwane później A’-Aan-dāā’uusāā, kraj F’een’ków, kraj na półwyspie Ii-tāā), które wspierały walczącego z nim lokalnego władcę Sii-’ii, kiedyś obiecał, że je podbije i zajmie. Wpadł też na pomysł, który dużo później, już w okresie budowy Państwa Bożego, przyniósł mu sukces. Plan polegał na porywaniu dzieci ze szkół. Nie rozróżniają one jeszcze wtedy świata nierealnego, baśniowego, magicznego, rzeczywistości z opowieści, oraz realnego, nie wiedzą – czym jest beztroska zabawa, pierwsze młodzieńcze marzenie czy nowy obowiązek szkolny. Kilka ich setek – po praniu mózgu, polegającemu nie tyle na nawróceniu na jedynie właściwą Wiarę, co przekonaniu o powinności względem Najwyższego i walki o słuszną – w ich naiwnym mniemaniu – sprawę, nakarmieniu qhatem oraz po krótkim wojskowym szkoleniu – posłana do bitwy, oznaczała szybki przyrost możliwości bojowych! Zdemoralizowany, nie szanujący tradycyjnych wartości, materialistyczny Zachód nie dostrzegał wtedy jeszcze innego wymiaru jego geniuszu. On wychowywał nowe pokolenie wojowników. Przyzwyczajonych do ciągłej przemocy, do walki. Pozbawionych skrupułów. Dla których zabicie człowieka – nie było jakimkolwiek problemem. Osobiście wybierał i kazał oddzielnie szkolić oraz indoktrynować grupy podrostków na żywe bomby. W dniu ich męczeńskiej śmierci robiono im specjalne zastrzyki z mieszanki narkotyków, by byli agresywni, przekonani o swojej nieśmiertelności, pełni poświęcenia dla sprawy, by nie zawahali się przed zdetonowaniem noszonej bomby. I nie miał żadnych w związku z tym rozterek! Sam wielokrotnie dawał przykłady bezwzględności. Jako pierwszy – publicznie obciął głowę przewodniczącemu wioskowej starszyzny w przygranicznej oazie. Przeszedł następnie przed oddziałami bojowników, niosąc krwawiącą głowę, i wzywając Proroka oraz Najwyższego, zachęcał, by szli za jego przykładem. Dawał wyrostkom maczety i kazał złapanym kobietom odrąbywać głowy i ręce, a ich bezbronnych rówieśników – przecinać na pół. Niemowlęta były duszone plastykowymi torbami. Gdy musiał oszczędzać amunicji – kazał słabych, schorowanych czy niepełnosprawnych innowierców zostawiać wycieńczonych na pustyni, bez wody, na powolną śmierć. Tych, którzy odmawiali wykonania jego rozkazów, przykładnie rozstrzeliwał na miejscu. Na porządku dziennym były publiczne, masowe egzekucje, tortury, ucinanie głów oraz kończyn, palenie żywcem, chłosta, gwałty, pedofilia, „oczyszczanie” z min dróg i pól przez pędzonych przodem skazańców.
Dobrze zapamiętał wiosenny dzień, gdy jego oddział zajął górską wioskę, zamieszkałą przez religijną mniejszość Nāāh’āānii. Po krótkiej walce – rozpoczęli przeczesywanie zabudowań w poszukiwaniu ukrytych kobiet. Kopnięciem otworzył drzwi. Pod dywanem znalazł schowek i wyciągnął z niego nastoletnią dziewczynkę. Zdarł z niej burkę. Szarpała się i krzyczała, gdy zdzierał z niej ubranie. Uderzył ją w twarz. Gdy to nie złamało jej sprzeciwu – wsadził lufę odbezpieczonego pistoletu w jej usta. Dopiero wtedy przestała stawiać opór i znieruchomiała. Brutalnie wziął ją na zakurzonej podłodze. A potem z zimną krwią, za to, że wcześniej śmiała się opierać – zastrzelił. Spodobało mu się to. Po zajęciu wioski jego bojownicy zgwałcili pozostałe przy życiu kobiety na oczach – trzymanych pod lufami – ojców i mężów, wielokrotnie, zbiorowo i pojedynczo. Krwawiące i pobite kobiety, od kilkuletnich dziewczynek po staruszki, leżały pokotem na poboczu. Z wiejskiej drogi, gdzie stali jego weterani, podchodzili kolejni ich oprawcy. Traktowali je przedmiotowo, jako „łup wojenny”. A on przypilnował, aby każdy bojownik dokonał gwałtu i każda kobieta wielokrotnie została wzięta siłą. W ten okrutny sposób dowodził pokonanym, że może posiąść, co tylko chce, i nikt mu się nie sprzeciwi. Brutalne represje, rozdzielanie rodzin, wyrywanie dziewczynek z objęć matek wśród płaczu i wrzasków, bestialskie bicie, torturowanie, przemoc seksualna, gwałcenie, sprzedawanie na targowisku jak bydło, przekazywane jako „podarunek”, wielokrotne przechodzeni z rąk do rąk kolejnego pana i właściciela, traktowanie jak niewolnice, zmuszanie do „samobójstw” (wieszanie na zadzierzgających się chustach odpowiednio zdzieranych z głów kobiet) lub do religijnej konwersji i zawierania małżeństw z bojownikami – było ich przyszłością, ich piekłem, ich niewolą, ich gehenną, ich losem – w jego Państwie Bożym. Śmierć w połogu, czy też życie w nędzy, jako wdowa po wojowniku, była tylko łagodniejszą wersją kobiecej niedoli w Qhāā’īī-phāā. Potem na samą wieść, że nadchodzi jego oddział – kobiety w wioskach odbierały sobie życie, a przerażone matki mordowały własne córki ze strachu, że dostaną się w ich ręce. Czasami jednak nie były tego w stanie uczynić. Jakie niedole je wtedy czekały? Na przykład grupka dziewcząt, złapanych przez jego drużynę bojowników w górskiej wiosce religijnej mniejszości Nāāh’āāni, jako ich zbiorowa własność, była przetrzymywana i wielokrotnie gwałcona przez wielu mężczyzn. Wielki Aa’’āā-h w swojej litościwej mądrości nie zakazał przecież seksu z nieletnimi oraz wziętymi do niewoli. Gdy im się znudziły i przestali ich pilnować – uciekły. Wśród zbiegłych, blond włosa 9-letnia Aisza, razem z niewiele starszymi koleżankami, wszystkie już w zaawansowanych ciążach. Nie długo cieszyły się z powrotu do wioski. Skoro bowiem zostały pohańbione, a plamę na honorze rodziny może jedynie zmyć krew – musiały zostać ukamieniowane! Niektóre ze zgwałconych dziewcząt wykazywały się
imponującą siłą charakteru. Np. 10-letnia Miriam, pobita i wielokrotnie wykorzystana przez grupę bojowników, oblała się benzyną i na ich oczach dokonała samospalenia. Większość jednak kurczowo czepiała się życia, próbując przetrwać, pomimo okrutnego terroru. Inne pojmane i uprowadzone przez bojowników dziewczęta, jako wojenny łup – trafiły od razu na targowisko niewolników. Podnieceni i niezaspokojeni mężczyźni, zachowujący się jak zwierzęta w rui, przychodzili je macać, oglądać i wybierać. Kazali im pokazywać włosy, stawać i obracać się tak, by móc, dzięki promieniom słońca, ocenić ich figurę oraz ciało. Na oporne czy nieposłuszne – krzyczano, ciągnięto za włosy i bito. Część z nich z miejsca sprzedano, inne branki zostały oddane w „prezencie”. Niekiedy zabrane dziewczęta, po zgwałceniu, były ponownie przyprowadzane na suuk, by wymienić je na inne. Na przykład 12-letnia Dżalila, przed swoją ucieczką z terenów Państwa Bożego, była wielokrotnie gwałcona. Na ostatnie pół roku trafiła, jako „podarunek”, do właściciela, który, po wykorzystaniu ciągle wiązał jej ręce i nogi. Bezustanne pętanie i tak było lepsze od tego, co wcześniej ją spotykało. Jej pierwszy właściciel bowiem nie tylko ją brutalnie gwałcił, lecz głodził i torturował. A przed gwałtem zawsze kazał się jej kąpać, gdyż brzydził się dotykaniem rzeczy nieczystych. By nie popełniła samobójstwa – przezornie usunął z domu wszystkie ostre i potencjalnie niebezpieczne przedmioty (jej poprzedniczka bowiem, 10-letnia Leila, zdołała sobie podciąć żyły na nadgarstkach; żyła jeszcze, gdy wyciągnął ją na ulicę, i, razem z innymi bojownikami, uniemożliwił udzielenie pomocy; i tam, leżąc w ulicznym ścieku, wykrwawiła się). Po miesiącu, w ramach wymiany, oddał ją (za 9-letnią Ahlam) koledze, który pastwił się nad nią przez kolejny miesiąc. Rozdzielona z nią, jej młodsza siostra, 8-letnia Dilary, została nabyta, jako niewolnica, przez groźnie wyglądającego bojownika z BlackLandu, który lubił ją wykorzystywać bez wstępnej penetracji. I od tamtej pory nie było o niej żadnych wieści. Kiedyś, rozzłoszczony przez zaciekle broniące się przed gwałtem kobiety z religijnej mniejszości Nāāh’āāni – kazał je zamknąć w klatce, polać benzyną i publicznie spalić. Pomimo okrutnej sławy jego oddziału, niektóre kobiety okazywały bardzo wysokie morale. Pewnego razu bojownicy zostawili kaleką kobietę bez picia na pustyni, gdyż była uparta i nie chciała wyrzec się swojej wiary. Spodziewali się, że szybko umrze. Ta jednak wykazała się nie lada charakterem. Modliła się i, na krwawiących kolanach, uparcie pełzła żwirową hamadą. Po tygodniu dotarła do swoich współwyznawców. Ci stwierdzili, że doszło do cudu i obwołali ją męczenniczką za wiarę! Gdy te wiadomości dotarły do niego – wściekł się i wysłał na uzbrojonych dżipach lotne patrole, by ją złapały i zabiły. Nie chciał przecież wzmacniać morale wrogów, lecz przeciwnie – sparaliżować je strachem!
Nie zdążył, a za chwilę miał już inne kłopoty. Lokalny władca, rządzący Sīi-’ īi, ponoć daleki potomek samego Proroka, wspierany przez siły Imperium Zła, skutecznie tropił i ścigał bojowników Brygad. Gdy pewnego wieczoru jego oddział został okrążony w pustynnym wąwozie – wydawało się, że nadszedł kres jego walki. Schodząc w skalisty przesmyk – niektórym bojownikom sceneria nasuwała porównanie do schodzenia do świata zmarłych i musiał wezwaniem do woli Najwyższego podnieść ich morale – cieszył się dotykiem chłodnego piasku, podziwiał fakturę różowawych głazów, oświetlanych przez zachodzące słońce, i zastanawiał się, czy zobaczy jeszcze jego wschód. Noc upłynęła w miarę spokojnie. Gdy blady świt podświetlił na niebie rzadkie obłoki – co przepięknie wyglądało – przeciwnik zbombardował wąwóz napalmem zmieszanym z pirożelem. Świat zapłonął gigantyczną ścianą ognia. Od niego – nawet skały zrobiły się płynne jak lawa. Niesamowity żar zassał powietrze i ognistym grzybem, niesłychanie powoli, uniósł się ku niebu. To było koszmarne przeżycie! Wtedy, i wiele razy później, zastanawiał się, dlaczego to właśnie on się uratował, a inni zginęli? Czy taka była wola Najwyższego? A może tego chciała ognista postać z ciągle nawiedzającego go we śnie koszmaru? Czy też dlatego, że jego drużyna odkryła w skale, koło której rozbili namiot, niewielką wnękę. Prowadziła ona do wąskiej, pionowej sztolni przegrodzonej klapą. Rano wpadł na pomysł jak ją sforsować i właśnie się do tego zabrał. I to go uratowało. Takie było jego przeznaczenie. Lecz normalne życie już nie było dla niego. Im bardziej chciał żyć jak zwykle, lub szukał powszednich doznań, tym bardziej jego wojenne przeżycia nabierały intensywności. Zwykła codzienność stała się nieznośna, z każdą chwilą zamieniała się w koszmar. Stał się hiper-czujny, hiper-świadomy, ciągle spięty, intensywnie wychwytujący każdy odgłos i szmer, stale gotowy do działania, do walki lub odparcia ataku. Właśnie wtedy czas się dla niego zatrzymywał. Ciągle nie mógł się zrelaksować, zwierzyć, otworzyć, przyznać do słabości. Zagłuszał swoje doznania i odczucia. Nie mógł spać. A gdy zasypiał – wracał koszmar ognistego podmuchu. Budził się z krzykiem, będącym fragmentem modlitwy: Wola Najwyższego! Początkowo izolował się od otoczenia, od świata. Nic go nie cieszyło. By coś poczuć – potrzebował tak silnych doznań, że działo się to na pograniczu odczuwania bólu. A jego nastrój potrafił się błyskawicznie zmienić z melancholijnosamobójczego – w nadaktywność. Powoli wypracował sobie metody samo-kontroli, własną behawioralno-poznawczą terapię, by opanować targające nim emocje i kontrolować własne ciało. Brutalny seks i gwałty, nadużywanie alkoholu, żucie qhatu i palenie marihuany, wdychanie swędu palonego ciała (taka aromaterapia…), zadawanie bólu, tortury, zabijanie i walka, by poczuć napływ adrenaliny – były tymi momentami jego radości z życia, dzięki którym odzyskiwał kontrolę nad sobą. Z czasem do tych momentów doszły też medytacje i
słuchanie muzyki. Za to, gdy mógł, unikał zapachu ropy, który przywoływał i potęgował w nim odczucia związane z traumatycznymi wspomnieniami. Niektórzy bojownicy – krótko – żartowali z niego, że nawet we śnie się modli. Inni – zarzucili mu kolaborację z wrogiem. Szybko stwierdził, że nie istotne – jak było. Liczyło się tylko to, że przeżył. I tylko on wiedział, jak było. Niektórzy po cichu mówili też, że zdradził i wydał swoich towarzyszy z Brygady Świętego Męczennika na śmierć! W odpowiedzi wypracował więc, jego zdaniem, najskuteczniejszy sposób przekonywania wątpiących: szybko ich zabijał. Fakt: nigdy nikomu do tego się nie przyznał, co przeszedł przez następne sześć miesięcy po starciu w wąwozie. Bezbronnego i pół żywego na pustyni – znaleźli go marines. Początkowo trzymali go w odosobnieniu, w jakichś umocnieniach całkowicie ukrytych pod ziemią. Regularnie przesłuchiwało go dwóch mężczyzn, którzy za pierwszym razem „przedstawili się”: jesteśmy z Firmy. Do siebie wzajemnie zwracali się: doktorze. Byli psychopatami, a to, co mu robili, sprawiało im widoczną przyjemność. Nagminnie stosowali podtapianie (waterboarding). Trzymali go przez wiele godzin w pozycji stojącej, z workiem na głowie, bez snu, itd. Podczas rażenia prądem wielokrotnie go gwałcili, pytając przy tym, czy jest mu miło. Dużo później, gdy w nerwowym podnieceniu, wywołanym krytyczną sytuacją na polu walki – usłyszał ten zwrot, dostał szału, skręcił i niemal całkowicie oderwał głowę pytającemu. W konsekwencji, zakazał używania tego passusu w swojej obecności. Jego oprawcy, choć żadnych dowodów nie mieli, katowali go i długo znęcali się nad nim. Ponieważ nie zdobyli nic, co by go obciążyło, zmienili sposób postępowania. Posłali do szpitala, a gdy, po podleczeniu, uznali, że fizycznie jest już sprawny – na szkolenie wojskowo-wywiadowcze, by im służył w terenie. To, co przeszedł, i to, co się dowiedział, oraz to, co miał według szkolących robić – napełniło go przemożnym przekonaniem, że musi zrobić WSZYSTKO, by największe źródło zła na tym świecie, jakim jest mocarstwo Juu-eeseej – zniknęło! (…) (w relacji kilkusekundowe smużenie oraz niezbyt długa przerwa, po czym ukazał się komunikat:) – Specjalnie dla Ciebie została zniesiona klauzula najwyższej tajności dokumentu (na tle dokumentów ukazał się poniższy tekst:) (…) to jest ściśle tajny dokument rządu Juu-ees-eej (…) strategicznym celem jest swobodny dostęp do największego bogactwa tego regionu (…) swobodny, tj. zgodny z naszymi potrzebami (…) lokalne rządy, jak np. Sāā-dāā-māā w (…) mają co pewien czas buntownicze pomysły, by te zasoby i uzyskiwane z ich sprzedaży środki, wykorzystać na
rzecz rozwoju własnych krajów, zamiast kupować naszą broń oraz dokonywać inwestycji przydatnych z naszego punktu widzenia (…) lider tzw. sieci zbuntował się i zaczął atakować nasze obiekty (…) niedawno został na polecenie Prezydenta zlikwidowany (…) należy wyhodować nowego przywódcę, który – dzięki zastosowaniu deprywacji względnej oraz bezwzględnej, hipnozie, praniu mózgu, sterownikom torsyjnym, uzależnieniu od narkotyków itd. – będzie miał psychicznie zdegradowaną osobowość i będzie nam posłuszny (…) jego zadaniem jest doprowadzenie do rozpadu dotychczasowych struktur państw funkcjonujących w tym regionie (…) do zaprowadzenia w całym regionie chaosu, destabilizacji, stanu nowej wędrówki ludów (…) masowych migracji (…) destrukcji tradycyjnych relacji rodzinnych i społecznych (…) ognisk tlących się konfliktów i uporczywych walk (…) pełzającej rewolucji polityczno-społecznej (…) by zmusił lokalnych kacyków, którzy poczują się zagrożeni (…) do kupowania od nas broni, systemów dowodzenia, ostrzegania, wykrywania, łączności (…) generalnie: popadnięcia w jeszcze większą od nas zależność (…) mógłby też postraszyć naszych sojuszników na Starym Kontynencie, którzy ostatnio zrobili się krnąbrni (…) (w wtręcie związanym z tajnym dokumentem, po kilkusekundowym smużeniu nastąpił powrót do poprzedniej narracji) (…) Wypuszczony na wolność, korzystając z ukrytych zapasów bojowników dżii’-ji oraz ich kontaktów, przekroczył granicę i wrócił do Māā-gh’eḕ. Teraz twarz miał poparzoną i pokrytą licznymi bliznami. Ale w jeszcze gorszym stanie była jego dusza. Nawet własny ojciec z trudem go poznał. Dopiero, gdy spojrzał w jego oczy, stracił wątpliwości. Z jego powrotu wcale się jednak nie ucieszył. Był już wtedy szefem policji politycznej swojego władcy. Tak naprawdę – to on był władcą, schował się tylko za marionetkę. Z pewnych względów było to bardzo wygodne, niosło jednak też niezaprzeczalne niedogodności. Myśl o zmianie tego stanu rzeczy nasunęła mu się zaraz po powrocie. Jednak na realizację musiał trochę poczekać. Na razie ojciec, by wrócił do zdrowia i nie przeszkadzał mu w stolicy – wysłał go do nomadów nad Wielką Zatokę. Zachowali oni dawną tradycję zemsty rodowej i plemienne animozje. Tam rozpoczął gromadzenie zwolenników i opracowywanie planów, które miały mu dać władzę godną legendarnego mocarza, pana czterech stron świata, króla królów Eīif-u, Strażnika Dwóch Przenajświętszych Meczetów oraz, przysłanego z kosmosu przez Archanioła Djii-b’āā’-ii’āā,4 Czarnego Kamienia (Hāā-djāā’). Wiedział już, że będzie 4
Z hebrajskiego: ַּגב ְִריאֵל, ġabrīēl, z greckiego: Žαβριήλ, w języku Księgi: جبريل, Dżibril, Dżabra`il, co oznacza: Bóg jest moją siłą, mąż Boży albo: wojownik Boży.
jako Sāā’_ad’_Din, który w chwale pogromił krzyżowców. Kaptując bojowników korzystał z elektronicznych sieci, wirtualnej uuhm-my, założył też witrynę E’-Qhamiha (...) Dzięki zmasowanej i umiejętnej propagandzie w sieci – masowo ciągnęli do niego z zamożnych i moralnie przegniłych krajów Zachodu – zbuntowani nastolatkowie, znudzeni pustką konsumpcjonizmu, młodzi bojownicy – idealiści. Odwoływał się do systemu wartości, w którym udział w wojnie – to dla wielu mężczyzn wciąż najistotniejsza forma poczucia własnej wartości. Jego propagandyści obiecywali im, że tylko tu, na polu walki, sprawdzą się i doznają stanu prawdziwej euforii. Nawiązywał też do specyficznej subkultury, która rozwinęła się wśród niespełnionego kolejnego pokolenia imigrantów w krajach Zachodu. Moda na religijny radykalizm – w wersji promowanej przez jego Państwo Boże (mniej ekstremalne wersje określano mianem „rewolucji starych dziadków”), używanie zwrotów w języku przodków (gdyż najczęściej słabo lub w ogóle go nie znali), odrzucenie uległości i bierności rodziców wobec instytucji państwa – były jej istotnymi cechami. Kusił ich też posiadaniem żony, co oznaczało dorosłość i nobilitację oraz wysoki społeczny status, po pierwsze – dojrzałego mężczyzny, a po drugie – zamożnego mężczyzny (zakup żony wyznawcę Proroka dużo kosztuje). Zapewniał, że oprócz doznania unikalnych przeżyć, zdobędą bogate łupy i liczne niewolnice, a gdy poniosą śmierć męczennika – pójdą do raju, gdyż gwarantuje im to Wielka Księga. Upubliczniał ich zdjęcia, gdy, dumni z zaszczytu dostąpienia do nowej, charyzmatycznej i zamkniętej społeczności, podejmowali po raz pierwszy role i odpowiedzialności z dorosłego życia. Zagubionym, rozczarowanym codziennością i obowiązkami, naiwnym lub zbuntowanym nastoletnim dziewczynom z zamożnych społeczeństw – obiecywał niepowtarzalną, romantyczną przygodę życia (przypominającą nieco wakacje), trafienie do prawdziwie rajskiego kraju na ziemi, proste odpowiedzi na istotne pytania: co jest w życiu ważne i dlaczego warto żyć, znalezienie szczęścia, fascynację nieznanym, jasne reguły moralne i zawarcie małżeństwa z prawdziwym mężczyzną. Był też apel do tych troskliwych i wrażliwych, by jechały opiekować się rannymi lub opiekować się osieroconymi dziećmi. Mentalnie, emocjonalnie – mechanizm manipulacji był nad wyraz prosty. Propagując czarno-biała wizję świata, ukazując walkę dobra ze złem, swoim radykalizmem przyciągał odizolowane, mające problemy z samookreśleniem się, szukające grupy przynależności (która podzielałaby ich wartości), wrażliwe, słabsze, podatne na zdominowanie, niekiedy uciskane – jednostki, którym „dawał” szansę wykazania się heroizmem, przeżycia poczucia własnej siły, dowartościowania się. Dalej były instrukcje, co ze sobą zabrać, jak jechać lub lecieć, z kim i jak się kontaktować, by dotrzeć do Państwa Bożego. Podłożem ekonomiczno-społecznym tej migracji był korporacyjno-faszystowski,
neoliberalno-kapitalistyczny, bezwzględny wyzysk, brak społecznej akceptacji i perspektyw na lepsze jutro. Jego akcja była marketingowym hitem i nisko kosztowym perpetuum mobile. Jego szeregi szybko zapełniły się młodymi bojownikami, spragnionymi wrażeń i walki. Te i inne socjotechniki pozwoliły mu na odtworzenie wielu brygad o wysokim morale. Sygnałem do ataku na słabe i skorumpowane państwa w regionie Māā-gh’eḕ – był zgon kolejnego monarchy as_Sāā-uu-dhīi. Uderzył. Efekt był porażający. Nie tylko, że zdobył władzę w całym regionie Māā-gh’eḕ, ale, jak kupę liści, rozgonił armie państw dzielących go od Sii-’ii, zdobył ją – zajmując przy okazji wiele bardzo dobrze zaopatrzonych magazynów broni. I wtedy rozpoczął błyskawiczną budowę Państwa Bożego w imię i na chwałę Proroka: Qhāā’īī-phāā! Chwała niech będzie Najwyższemu! Ofensywne, szybkie uderzenia jego brygad bojowników pozwoliło zdobyć m.in. dwie eskadry myśliwców gotowych do lotu, które nawet nie zdążyły wystartować. Pospiesznie przeszkolono kilku ochotników, by mogli atakować przeciwnika z powietrza. Z jednym z nich, tuż po lądowaniu i awansowaniu go na oficera za lotnicze sukcesy, rozmawiał, pytając o wrażenia. Ten pochwalił się, że miał zabawę na całego, gdy strzelał z ciężkich pokładowych działek do wszystkiego, co się ruszało. Miał dużą przyjemność, strzelając do rozbiegających się w panice po polach ludzi. Żadna arba, auto czy rowerzysta mu nie umknęły. Ostrzelał, między innymi, na polnej drodze autobus oraz wypełniony uciekającymi cywilami pociąg. Zrzucił też bomby kasetowe na targowisko pełne ludzi. Polubił spuszczanie na enpla (tj. nieprzyjaciela) pojemników z duszącym chlorem lub gazem xV, choć – oficjalnie, rzecz jasna – używanie tych wszystkich broni było zakazane. Z rozrzewnieniem wspominał, jakie to było rajcująco przyjemne odczucie, ba!, wspaniałe, mieć władzę nad życiem i śmiercią tych ludzkich mrówek na dole. Swoimi odczuciami szczerze podzielił się m.in. na konferencji prasowej. Później poczynił kilka uwag, które uczyniły go sławnym. Stwierdził, obalając tym samym teorię heliocentryczną, że (…) nasza planeta się nie obraca, nie może (…) To jest (…) niemożliwe – uzasadniał – gdyż wtedy samoloty nie dolatywałyby do celu (sic!) (…). Jako dowódca bojowników wiedział, że szerzenie strachu trzeba dozować, a z czasem nasilając – przekraczać kolejne jego poziomy, gdyż tubylcy do natężenia oraz form stosowanego terroru w miarę szybko się przyzwyczajali. Oprócz masowych czystek etnicznoreligijnych, które spustoszyły duże obszary – praktykował z dużym natężeniem deportacje, publiczne „imprezy” związane z wymierzaniem chłosty (np. sto batów za palenie tytoniu; po takiej karze, po kilku dniach, winowajca w męczarniach umierał), podrzynaniem gardeł, rozstrzeliwaniem, ścinaniem głów oraz krzyżowaniem. Niekiedy, w celu uzyskania głębi dramaturgicznej widowiska, ukrzyżowanym kazał polewać głowy napalmem i podpalać. Dla
urozmaicenia – więźniów topił zamkniętych w klatce. Podejrzanych o szpiegostwo – rozpuszczał w kadziach z kwasem azotowym, a o dezercję – zamrażał w chłodniach lub gotował żywcem w wielkich kadziach. Kiedyś dalekiego krewnego zamachowca, który ośmielił się dokonać zamachu na jednego z jego dowódców, kazał specjalnie potraktować. Na początku więc wyłupiono mu oczy, później obdarto ze skóry, by ostatecznie zrzucić z wysokiej skarpy i ukamieniować. Dysponował przybyłą z krajów bogatego Zachodu grupką radykalnych ochotników, którzy wyspecjalizowali się nie tylko w – filmowanych i upowszechnianych w sieci – egzekucjach poprzez ścięcie głowy, lecz lubowali się w stosowaniu psychologicznych zagrywek i tortur (w tym np. rażenie prądem) oraz w pozorowanych egzekucjach (mock executions). W tym celu rano wyprowadzali z celi potencjalnego skazańca, rytualnie ubranego w pomarańczowy, śmiertelny strój, w ustronne miejsce. Szedł boso, z ogoloną głową oraz zapuszczoną brodą. Jeden z bojowników niósł średniowieczny miecz. Na miejscu kaźni kazali ofierze klęczeć lub siedzieć na ziemi. Egzekutor, dotykając mieczem szyi, mówił: – Czujesz go? Jest zimny, nieprawdaż? Wyobraź sobie ten ból, który poczujesz, gdy będę cię nim ciął! Niewyobrażalny! Następnie przystawiał pistolet do głowy i pociągał za spust. Bojownicy lubili o poranku – tak poprawiali sobie humor – mówić porwanym zakładnikom, że zostaną dzisiaj ścięci. Ciągłe psychiczne napięcie miało ich wyczerpać, skruszyć, doprowadzić do stanu zwątpienia połączonego z apatią. Rycerze Aa’’āā-ha szybko zauważyli, inspirowani zapewne praktyką, która miała miejsce w państwie Č-nāā, że można uzyskać duże przychody sprzedając pobrane organy (np. nerki, wątrobę, rogówki, serca, płuca, ścięgna i inne części) – potrzebującym, a bliskim – zwłoki zamordowanych. W pierwszym przypadku potrzeba było lekarzy gotowych do pobrania tych organów oraz medycznych i technicznych warunków szybkiego ich dostarczenia do miejsca operacji. Kilkudziesięciu lekarze, którzy odmówili współpracy, przykładnie rozstrzelano. Drogą takiej selekcji bojownicy „pozyskali” ekipę lekarzy wykonującą bez oporu wszelkie polecenia. W sytuacji handlu całymi zwłokami – potrzebne były sprawne chłodnie. Tu jednak natrafiono na problem licznych przerw w dostawach prądu, co skutecznie utrudniało prowadzenie tego biznesu. Kolejną dochodową sferą było prowadzenie, przede wszystkim dla bojowników, specjalnych domów publicznych, do których trafiały dziewczęta pochodzące wyłącznie ze Starego Kontynentu. Przyjeżdżały tu, mamione wizjami o wielkiej miłości i przygodzie życia. Gdy istniało podejrzenie, że chcą uciec lub wrócić do domu, lub też nie spodobały się rycerzom Aa’’āā-ha na tyle, by pojęli je za żony – trafiały do burdeli, gdzie biciem i narkotykami były zmuszane do posłuszeństwa oraz seksualnie wykorzystywane.
Dbał o morale swoich bojowników. Zaopatrywał ich w narkotyki, alkohol, tytoń i papierosy, pornograficzne filmy i płyty. Zauważył, że największe wzięcie wśród nich miała pornografia o charakterze sadystycznym, ze scenami szczególnego bestialstwa lub okrutnymi scenami poniżania i gwałcenia kobiet, małych dziewczynek oraz chłopców. Następne miejsce wśród ich preferencji miała pornografia kazirodcza, homoseksualna oraz z udziałem zwierząt. Wielu z nich, przed dokonaniem egzekucji, inspirowało i pobudzało się ostrymi filmami pornograficznymi. Pamiętał o ciągłym dyscyplinowaniu tubylców na zajętych terenach. Na przykład, tuziemca oskarżonego o deprawowanie chłopców, po odczytaniu skazującego wyroku za czyn przeciwny naturze, i zawiązaniu oczu – zepchnięto ze szczytu góry do głębokiego wąwozu. Ofiara, połamana, przeżyła upadek, lecz czekający na dole tłum wiernych, przyglądający się egzekucji, chciał się wykazać i przykładnie dobił ją kamieniami. Z kolei pojmanego oficera z wrogiej armii, wyznawcę Aa’’āā-ha, umieszczono w klatce, oblano benzyną, i publicznie spalono żywcem. Spopielone szczątki rozjechały buldożery. Po tym zdarzeniu, wielki autorytet dla wierzących w Wielką Księgę, ymāāni z metropolitalnego uniwersytetu A’Aazzhāā’’ w A’Kāā-hii-’āā, jednego z najważniejszych teologicznych ośrodków dla tradycyjnie czczących Najwyższego oraz Proroka, ogłosił, że pogwałciłem obowiązującą prawowiernych regułę, że nawet podczas wojny nie wolno okaleczać zwłok. Wydał phaatouę (edykt religijny) i wezwał, by mnie i moich bojowników „zabić, ukrzyżować i odciąć kończyny”, taką bowiem karę przewiduje prawo Wielkiej Księgi. Pomyślałem sobie: jeszcze nie jesteś w zasięgu mojej władzy. Ale przyjdzie też pora i na ciebie. Ja respektowałem tylko jedną regułę: zwycięzca zawsze ma rację! I dalej wśród przeciwników siałem z rozmysłem przerażenie i strach. Kobietę skazaną za niewierność (dowodem w procesie – była przysięga jej męża na Wielką Księgę Wiary) ukamieniowano na rynku miejskim. Gdy odchodzący po tej barbarzyńskiej egzekucji tłum spostrzegł, że kobieta żyje i ucieka – prawie ją zastrzelono. Niestety, bojownikom przeszkodził lokalny ymāāni, który zaczął ich przekonywać, że skoro przeżyła – to taka była wola Najwyższego. Ostatecznie, kobiecie nakazano skruchę oraz żal za grzechy i puszczono wolno. Szybko wyciągnąłem wnioski z tego zdarzenia i utworzyłem jednostkę do zadań specjalnych (nazywaną powszechnie „szwadronem śmierci”; jej skład, co pewien czas się zmieniał, gdyż kolejni następcy po cichu likwidowali poprzedników, tak by nikt nie był w stanie poznać moich tajemnic). Kilka dni później ymāāni miał nieszczęśliwy wypadek i go nie przeżył. Nikt bowiem – poza mną – w Państwie Bożym, od Kraju między Dwoma Rzekami, aż po Skałę Tāāh’icāā (Gjibb a’ Tāāh’icāā), nie będzie interpretował woli Najwyższego!
Wielka Księga zakazywała wszelkiego rodzaju używek, w tym alkoholu, marihuany, tytoniu, itd. Ten ostatni – cieszył się wśród tubylców wielką popularnością. Postanowiłem to zmienić. Wobec palaczy i kupców tytoniu rozpoczęto stosować bardzo surowe kary. Kupcom za handel papierosami groziła (oficjalnie) chłosta, dwa tygodnie aresztu i bardzo wysoka grzywna. Za to palaczy spotykała dekapitacja. Ich ucięte głowy z papierosami w ustach – były wystawiane na targowiskach. Wprowadzone reguły od razu odniosły skutek. Motywowani surowymi karami – porzucali zgubny nałóg. Ilość palaczy oraz uzależnionych od tytoniu od razu drastycznie spadła. Oprócz przyjęcia imienia legendarnego następcy Proroka – kāā’īiphāā a’-Iīib’’āā-hīi-māā, dyscyplinowania poddanych Państwa Bożego, bicia złotych oraz srebrnych monet, rozpocząłem wydawanie dokumentów tożsamości i stworzyłem struktury administracyjne. Dobrałem sobie i kierowałem radą (shuu-‘’āā, rząd, gabinet, zgromadzenie np. ministrów), która pomagała mi w administrowaniu całością podbitych obszarów. Utworzyłem ministerstwa, w tym: męczenników, edukacji (nauka pisania i czytania, religia, podstawy matematyki), służby zdrowia, sprawiedliwości (obowiązywało radykalne prawo shāā’’iāā, )شريعة, religii, transportu, ochrony środowiska. Państwo podzieliłem na wilajaty (wii-‘āā-yāāh, ;واليةteż: muhafazah, ; محافظةprowincje/województwa/gubernatorstwa), którymi zarządzali mianowani przez ze mnie, i tylko mi podlegający, gubernatorzy (wali). Siły zbrojne zreorganizowałem. Ze swoich weteranów utworzyłem doborową, elitarną jednostkę gwardyjską, doskonale wyszkoloną i uzbrojoną: Legion Sprawiedliwych (As-āā’iib Ah’ a’-Haq). Służba w niej była marzeniem i zaszczytem dla każdego bojownika. Selekcji i awansów do niej dokonywałem osobiście, kładąc nacisk na lojalność oraz odwagę. Natomiast szerokie rzesze ochotników, zaciągające się do wojska, zorganizowałem w Armię Mahdiego (Dj’āāish A’-Mahdi). Byli wcielani do batalionów (kāā-tāā’iib, sāā’āā-jāā), z których z kolei tworzono najmniejsze związki taktyczne: brygady (‘iwāā’āā). W teatrze dziejów, jeśli się je solidnie zanalizuje, odgrywane role są rozpisane i można je łatwo zidentyfikować: jest reżyser, scenarzysta, aktorzy pierwszo i drugoplanowi, cała rzesza statystów. W Państwie Bożym za obrazę Aa’’āā-ha i jego religii oraz za odstępstwo od niej (apostazja), szpiegostwo na rzecz wroga (zwłaszcza quu-pha’’āā, niewiernych), morderstwo, cudzołóstwo i homoseksualizm wyrok był tylko jeden: śmierć. Wykonanie kary za utrzymywanie stosunków homoseksualnych polegało na zrzuceniu np. z wysokiego budynku lub stromej góry. Za cudzołóstwo groziło ukamienowanie. Ale tylko wtedy, gdy – w obu przypadkach – sprawcy pozostawali w związkach małżeńskich. Dla panien i kawalerów przewidziana było chłosta (100 batów) oraz wygnanie. Nieco lżejsza publiczna chłosta (80 batów) czekała też tych przyłapanych (ewentualnie: tylko oskarżonych) na pomówieniu oraz
piciu alkoholu. Za zwykłą kradzież, bez uszczerbku na zdrowiu ofiary, groziła jedynie amputacja prawej dłoni i lewej stopy. Z życiem mogli ujść też ci, którzy terroryzowali cywilów; czekała ich wyłącznie banicja. Aby sprawiedliwości Państwa Bożego stało się zadość, należało spełnić jeszcze jeden warunek: wyrok powinien być wykonany publicznie. Egzekucje przyciągały liczne tłumy gapiów. Roztrząsając problem – nieraz się pytałem: skąd się tam biorą i po co? W części – byli to siłą zagnani przez bojowników bądź powodowani strachem mieszkańcy, a w części – motywowani ciekawością albo żądzą krwawej jatki gapie. Dobrze wiedział, że publiczne przelewanie krwi wywołuje zbiorową agresję, wyładowuje frustrację, zaspokaja potrzebę wymierzania sprawiedliwości (mentalnie i fizycznie uczestniczę w wymierzaniu karę złej osobie, więc należę do ludzi dobrych, czyli tych, których spotyka dobro, skrzywdzeni zaś zaspokajają oczekiwanie, że równowaga pomiędzy dobrem i złem zostaje przywrócona) oraz oczyszczenia (katharsis). Doświadczenie ulgi jest jednak krótkotrwałe i faktycznie prowadzi do eskalacji agresji. W regionie niestabilnym politycznie i społecznie, gdzie zwykli mieszkańcy mają niewiele do powiedzenia – pojawia się nagle siła, odwołująca się do – podzielanego przez nich – religijnego prawa i na ich oczach dokonująca aktu sprawiedliwej zemsty na przestępcach, którzy gwałcą zasady, co do których istnieje społeczna zgoda. Jako doświadczony manipulator wiedziałem, że takie pokazanie, że surowe prawo powinno być przestrzegane – daje ludziom poczucie bezpieczeństwa. Poczucie – złudne, a bezpieczeństwo tymczasowe, bowiem jego bojownicy nieraz na krwawy spektakl pod lufami karabinów zapraszają tych, którzy już coś mają na sumieniu. Dzięki temu mogą się na własne oczy dobitnie przekonać, że w Państwie Bożym łamanie prawa nie popłaca. Poprzednie rządy zostawiły lokalne społeczności w stanie anarchii: powszechna bieda, niesprawny system socjalny, wszechobecna korupcja, nadużycia ze strony lokalnych władz, funkcjonariuszy policji czy wojska. Jego Qhāā-’īī-phāā jawił jako surowy, ale sprawiedliwy i dobry pan, który za dobre nagradza, za złe każe, likwiduje anarchię, zapewnia dystrybucję żywności, jakąś opiekę medyczną i poczucie bezpieczeństwa. I gdyby nagle zabrakło ofiar do stracenia, wszyscy nie mieliby widocznego znaku, że jego bojownicy są i działają. Błędem jest jednak uznawanie ich za np. religijnych działaczy, którzy dążą do osiągnięcia celów politycznych. Religia w Państwie Bożym służy bowiem jemu, kāā’īi-ph’owi, tylko do zdobycia władzy i jest narzędziem do prania mózgów tubylców. Co do religii: o tym nikomu nie mówił, ale od dawna już nie wierzył, ale był przesądny. Nie miał zbyt wielu złudzeń. Dawno je stracił. Wiedział, że jest bardzo złym człowiekiem, i zastanawiał się, czy się nie zmienić, gdy słyszał o przypadkach niezwykłego
nawrócenia się, i to wśród niewiernych! To były, widoczne zwłaszcza dla wierzących, Znaki Najwyższego! Na przykład prezes International Monetary Fund (Międzynarodowego Funduszu Walutowego), instytucji, która w wielu biednych krajach wdrażała skrajnie brutalny korporacyjno-faszystowsko-neoliberalno-kapitalistyczny wyzysk, przeszedł zawał serca i przeżył śmierć kliniczną. Gdy wyszedł ze szpitala – całkowicie się zmienił, wyciszył, przeobraził. Cały swój majątek przekazał fundacji sióstr miłosierdzia, opiekującej się biednymi i bezdomnymi, i został wolontariuszem w ich jadłodajni. Dziennikarzom, którzy go pytali, co się stało – powiedział, że spotkał świetliste istoty, pełne dobra i miłości, które mu pokazały, ile zła uczynił. Wstrząśnięty tym, wyprosił nieco czasu, by móc, choć w części, naprawić zło, które wyrządził. – A on? Dosyć tych ckliwych refleksji! Tak! Zrobił wiele strasznych rzeczy. Skrzywdził bardzo wiele dobrych i wierzących istot. Ale Najwyższy go nie pokarał! (Choć zapłacił swoją cenę. Zmienił się. Kiedyś był wrażliwy. I przez to słaby. A teraz jest silny. Bezwzględny i okrutny. Tylko czasami, tam gdzieś w środku, tak bardzo boli.) Więcej, to on ciągle jest karzącym mieczem Proroka! To on odbudował Państwo Boże! I pożądał nieśmiertelnej sławy! Dlatego martwił go zwyczaj rodu pobożnych as_Sāā-uu-dīi (dodajmy: dotyczyło to starszego pokolenia, gdyż liczni młodzi książęta byli już całkowicie zdemoralizowani), którzy kazali się chować w zwykłym, nieoznaczonym, tylko pobielonym grobie, zawiniętych w proste płótno. Na tym tle – dobrze było widać jego pychę, rządzę władzy i chwały. Niepokoiła go też jedna prosta oraz niezwykle skuteczna i groźna socjotechnika, którą zastosował w ubiegłym wieku pewien wojskowy gubernator. Gdy na dalekich południowych wyspach wybuchło powstanie wyznawców Aa’’āā-ha, kazał używać amunicji skropionej świńską krwią.5 Ujętych buntowników rozstrzeliwał na miejscu, wrzucał do dołów razem z resztkami świńskiego mięsa i palił. Pohańbieni w ten sposób wojownicy nie tylko, że nie trafiali do raju, ale na wieki byli potępieni. Zwyczajowo darował życie tylko jednemu ze złapanych, by mógł swoim współwyznawcom wszystko opowiedzieć. Efekt: powstanie upadło w ciągu tygodnia. Gdy medytował, co ze względu na intensywność toczonych walk zbyt często mu się nie zdarzało, zastanawiał się, skąd bierze się religijny radykalizm. Wiedział, że sama religia była tu tylko tłem, pretekstem. Tak zwana Sp’īīn(g) 2011, która go już wielokrotnie inspirowała, żądała tylko podstawowych do istnienia rzeczy: chleba (āāīi-ysh, )خبز, wolności (huu’’īijāā, )حريةi sprawiedliwości (āād-āā’āā, )عدالة. Faszystowsko-neokolonialny wyzysk, stosowany przez bogaty Zachód wobec wyznawców Aa’’āā-ha, był istotną siłą sprawczą. 5
Świnia, chinzee’, ;خنزيرwyznawcy Wielkiej Księgi interpretują je jako połączenie dwóch słów: chanz i ara, co tłumaczą: uważam_je_za_nieczyste.
Brak perspektyw i drastyczne pogorszenie sytuacji gospodarczo-społecznej – były kroplami przepełniającymi czarę goryczy. To, co robi, jest kontynuacją walki ciemiężonego ludu! Ale też pokazem jego determinacji i siły, radykalną ortodoksją, swoiście purytańską reformacją, powrotem do źródeł i wartości zawartych w Wielkiej Księdze, przepowiedzianym przez Proroka ruchem millenijnym, związanym z apokaliptycznym końcem świata. Jest wyzwaniem wobec spróchniałego systemu dyktatorskich państw oraz współżyjącego z nim kleru – którzy już dawno oderwali się od Istoty Wiary. Miał też świadomość, że konkuruje z innymi nurtami i grupami, które na swój własny sposób budują Państwo Boże. On, poniekąd zwalczając ich herezję, musi z nimi rywalizować, stosując na przykład bardziej bezwzględny terror. Gdy dowiedział się, że jego konkurenci porywają dziewczynki i kobiety, i szkolą je, by wykorzystywać m.in. do samobójczych zamachów oraz walki na pierwszej linii frontu – zaczął postępować podobnie. A następnie przelicytował ich w swoich działaniach, odwołując się do legendy Złotego Wieku – czasu, który miał nastąpił po zbudowaniu przez Proroka pierwszego Państwa Bożego. To by oznaczało, dumał, że jego Qhāā-’īī-phāā’ łączy w sobie ogień trzech konfliktów: walki biednego ludu z uciskiem (państw kolaborujących z neoliberalnym i faszyzującym Zachodem oraz skompromitowanego kleru – jest wtedy swoistym wyrazem rewolucji połączonej z reformacją) i rywalizacji z innymi rozłamowymi grupami (wątki walki z herezjami). Ma też jeszcze inny wymiar – jest nowym formatem energii psychicznej. Jego Państwo Boże jest wołaniem o pomstę – uciskanych, poniżonych i gnębionych! Jest wyrazem olbrzymiego żalu i nienawiści do niesprawiedliwego świata! Jest żądzą jego zniszczenia i utopienia w cierpieniu – za piekło rozpaczy, paraliżujące wolność. Stąd wprowadzone przez niego w Qhāā-’īī-phāā’ – barbarzyństwo i pozornie nieracjonalne okrucieństwo – tak naprawdę były głęboko racjonalne. Prorok wyraźnie przepowiedział też, wieszcząc millenijny koniec świata, że powstanie nowe, potężne Państwo Boże, a liczne zwycięstwa rycerzy Aa’’āā-ha rozszerzą jego granice po kres znanego świata. Zdradziecka inwazja armii krzyżowców – ‘oo-māā-īīoī (Zachodu) w Sii-’ii ma zakończyć się ostateczną bitwą w wiosce, w której urodził się pogromca krzyżowców Sāā’_ad’_Din. Tam rozstrzygnie się, jaki będzie koniec tego świata, czy zwyciężą siły dobra, czy też zła. Dlatego też, pomny swoich przejść, ale też świadom, że im więcej zgładzi przeciwników, tym bardziej rosną szanse na zwycięstwo jego Qhāā-’īī-phāā, nieraz nakazywał bojownikom: – Zabijajcie wszystkich! Lepiej nich zginie niewinny, niż ma przeżyć wróg Aa’’āā-ha! W górach wielokrotnie widywałem liczne pozostałości po dawnych cywilizacjach, świątynie, kaplice oraz posągi różnych, obcych bóstw, itd. Sam ten fakt – myślałem – może rodzić grzeszną myśl o ich wielości. Lub wątpliwość: która droga prowadzi do Boga i czy jest
słuszna? Dalej: Aa’’āā-h w swej najgłębszej mądrości zakazał używania jakichkolwiek wizerunków, by nie stały się obiektem bałwochwalczych kultów. Po szybkim zgłębieniu problemu – podjąłem decyzję, że wszelkie przejawy grzesznego pogaństwa należy starannie zlikwidować. Kazałem więc wysadzać kościoły i tumy, a mury ich niszczyć buldożerami, ołtarze i posągi rozłupywać za pomocą dynamitu, młotami udarowymi, rozbijać i niszczyć wizerunki bożków na wszelkie możliwe sposoby. Bóg bowiem jest tylko jeden, i nie masz innego boga nad miłościwego, najwyższego i wspaniałego Aa’’āā-ha! A część, i to całkiem spora, zarówno posągów, jak i innych dóbr zrabowanych z muzeów, kościołów, cmentarzy, czy prywatnych zbiorów, bez rozgłosu, została sprzedana kolekcjonerom. W ten sposób Państwo Boże obnażyło chciwość i moralną pustkę zgniłego Zachodu. Mniej więcej w tym czasie jeden z ochotników pokazał mu książkę o księżycowych wojnach. Sam się zdziwiłem, że wcześniej nie wpadłem na ten genialnie prosty plan. Prace jego tajnej grupy nad uzyskaniem groźnego wirusa eei-boo-‘āā, który miał zostać rozpylony nad Juu-ees-eej, trafiły na szereg trudności i stanęły w miejscu. Zainspirowany książką – wydzielił specjalną grupę szturmową, utworzoną ze szczególnie starannie dobranych rycerzy Aa’’āā-ha, by zdetonowali bombę w wulkanicznej kawernie Yee-‘oouu-stoo. W ten sposób nastąpiłoby wyeliminowanie pra-źródło wszelkiego zła na Ea’th: bezbożnego mocarstwa Juuees-eej! A obiecany podbój bogatego i zdemoralizowanego Zachodu? 6 Liczne wyspy oraz półwyspy łączące oba kontynenty były naturalnym pomostem, dzięki czemu mógł uderzyć na położone tam kraje. Dodatkowo, mieszkający w nich liczni wyznawcy Proroka byli w tej walce jego naturalnym zapleczem. Broń do działań paraliżujących wolę oporu tamtych społeczeństw – jego wojownicy zdobywali na pobojowiskach na terenie dawnego państwa Południowy[-Kraj-]Słowian. Znienacka celnie uderzali na synagogi i kościoły, giełdy, redakcje gazet, teatry i kina, dworce i pociągi, galerie handlowe, szkoły pełne dzieci, wypełnione stadiony, posterunki policji, ministerstwa i ambasady, znanych polityków, porywali i rozbijali lecące samoloty – ponosząc bohaterską śmierć i siejąc przerażenie oraz paraliżujący strach. Umysły takich jednostek urabiali ich oraz „prowadzili” (nakłaniając do dokonywania samobójczych zamachów) tzw. mentorzy (mistrzowie), których wcześniej wysłał na Stary Kontynent. W odwecie państwa policyjne Zachodu rozpoczęły masowe wyłapywanie imigrantów i ich deportowanie, religijną segregację w instytucjach i miejscach publicznych, budowanie ghett (tj. zakazanych stref), zamykanie prawowiernych wyznawców Aa’’āā-ha w obozach. Podczas masowych ulicznych demonstracji oraz starć między policją, Położonego na kontynencie Eīi-īifu, położonego na północ od Gāā-duo, częściowo rozdzielanego przez morze w średniowieczu przez innowierców zwane Out-‘ee-mee’. 6
tubylcami oraz bojownikami – dochodziło do podpaleń oraz wysadzania miejsc kultu wyznawców Aa’’āā-ha. Miały też miejsca hańbiące ekscesy związane z publikowaniem karykatur Proroka lub obrzucania prawowiernych – świńskim mięsem i podrobami, oblewania wieprzowym tłuszczem oraz krwią. To była wojna cywilizacji, wojna systemów wartości, w której wygrać miał ten silniejszy moralnie. Wiedział, że bogaty Stary Kontynent jest żałośnie i dekadencko smutny, nie ma życiowej energii, nie ma ducha walki, po prostu boi się. Gdy mer miasta Nīī-cee (zresztą w pełni słusznie) stwierdził, że grozi im „religijny faszyzm” i że „piąta kolumna” wyznawców Aa’’āā-ha rozsadza społeczeństwa oraz zagraża bezpieczeństwu położonych tam krajów, przerażona jego słowami reszta polityków uciszała go lub zarzucała mu umizgiwanie się pod adresem skrajnej prawicy. Polityczne elity kontynentu nie przeprowadziły potrzebnych reform. Ich władza uległa rozkładowi w klinczu tzw. poprawności politycznej, ideowej pustki, inercji, strachu oraz licznych, ujawnionych wtedy, afer i seksualnych skandali. „Pedofile Jej Królewskiej Mości”, politycy i celebryci, przez wiele lat bezkarni, masowo gwałcili i wykorzystywali nieletnich chłopców. W wielu miastach Zjednoczonego Królestwa – w nowomowie poprawności używanej m.in. po to, by uniknąć „rasistowskiego profilowania” – tzw. azjatyckie gangi (choć faktycznie byli to imigranci z terenów Państwa Bożego), masowo oraz zbiorowo wykorzystywały, gwałciły i stręczyły nieletnie dziewczynki z ubogich rodzin. Często działo się to w ramach tzw. g’oo-mīin-guu, tj. uwiedzenia i uzależnienia psychicznego oraz materialnego od stręczyciela. Policja zachowywała w tych sprawach dziwną bierność (niektórzy żartowali, że jest to splendid isolation), a rządzący skutecznie przez wiele lat zamiatali ten problem pod dywan. Dobrze wiedział, że interesowni politycy, najczęściej pozbawieni cojones, są bezradni wobec problemu światopoglądowej konfrontacji różnych systemów wartości i rodzącego się chaosu. A mieszkający na Starym Kontynencie wyznawcy Aa’’āā-ha, którzy przede wszystkim szukali tam lepszych warunków życia (i ewentualnie – pracy), wcale nie mieli zamiaru rezygnować ze swojej tożsamości, religii i zwyczajów, by ulec asymilacji. Był świadom, że konfrontację dwóch cywilizacji wygra ta, która będzie bardziej barbarzyńsko bezwzględna, będzie miała broń i wolę walki! Przygotowując się do inwazji – pozyskał do współpracy przemytników, którzy bardzo dobrze znali słabe punkty ochrony pogranicza i szlaki służące do przerzucania kontrabandy. Masowo wysyłał na Zachód wśród uchodźców młodych, przeszkolonych mężczyzn – dobrze przy okazji na tym zarabiając, absorbując i destabilizując tamtejsze służby i instytucje państwowe, a jednocześnie – przemycając swoich bojowników. Chciał wykorzystać moment zaskoczenia. I teraz, gdy morze było spokojne i zapadał ciepły zmierzch – płynęły z nimi w
zwartych i dobrze uzbrojonych grupach święte brygady rycerzy Aa’’āā-ha. W ten sposób bojownicy dżii’-ji pod wodzą nowego Mahdiego – Proroka rozpoczęli podbój bogatego Zachodu – budując potęgę i chwałę Państwa Bożego na wieki. A inne grupy bojowników dżii’-ji oraz konkurenci z czterech kontynentów, widząc, że jego Państwo Boże płynie na fali zwycięstw, zaczęli składać mu przysięgi wierności i podporządkowywać się! Prasa zgniłego Zachodu nieraz atakowała bojowników Państwa Bożego za publiczne egzekucje. Podejmując ofensywę – oficjalnie wypowiedział państwom Zachodu wojnę oraz opublikował oświadczenie, że: (…) niewierni i przegnili hipokryci, którzy uważają się za oświeconych, ale w praktyce są duchowo puści – doczekali się wreszcie radosnej nowiny (…) która będzie dla nich wstrząsem i szokiem (…) rycerze Państwa Bożego, liczni jak krople deszczu – spadną na nich w słoneczny dzień i dokonają błogosławionego najazdu na ich jaskinię występku i niewierności (…). Wezwał ich do: (…) bezwzględnego i pełnego podporządkowania się religii Proroka, gdyż nie ma tego świata bez litościwego i miłosiernego Boga (…), i stwierdzał, że: (…) samo istnienie niewiernych stanowi obrazę i bluźnierstwo dla każdego prawowiernego wyznawcy Aa’’āā-ha (…) oraz że: uważa ich za wrogów rodzaju ludzkiego (…) dlatego zostaną całkowicie zniszczeni i wytępieni przez rycerzy Państwa Bożego, a ich kobiety staną się niewolnicami świętych bojowników (…) (…) by motywować swoich weteranów do walki, gdy – zajmując półwysep Iīi-tāā – nie zdobyli z marszu klasztoru wieńczącego masyw Mon-te Cāās-sīi-noo (…) wykorzystał wiedzę, że wiele tysięcy jego bojowników zachorowało na kāā’āā-āāz-zāā’, zwaną też czarną febrą lub dum-dum (…) mieli nasilającą się gorączkę, obficie pocili się, odczuwali nudności i stan ogólnego rozbicia (…) spadkowi masy ciała towarzyszyły obrzęki i anemia, a skóra przybierała szaro-czarny odcień (…) od przesłuchiwanego kiedyś medyka dowiedział się, że tę chorobę, kończącą się śmiercią, wywołują wiciowce roznoszone przez samice moskitów (…) napomniał więc idących do ataku bojowników, że do raju trafiają tylko męczennicy polegli w boju (…) by z powodu choroby nie zmarnowali szansy swojego życia na obiecany im przez Najwyższego raj (…) zirytowany uporczywą obroną, kazał użyć pocisków termobarycznych (…) doszło do hekatomby (…) wąwozy i podejścia pod wzgórze wypełniły ciała obrońców oraz masowo ginących w straceńczych atakach bojowników (…) w upale – zaczęły się rozkładać, a wylęgłe robactwo rozpełzać (…) obawiając się epidemii – kazałem jeńcom (później rozstrzelanym) oblać zwłoki ropą i zapalić (…) przy bezwietrznej pogodzie duszący dym spowił południe półwyspu, a na północy dotarł aż do ‘oo-māā, stolicy kraju, niwecząc i tak już wątłe morale obrońców (…) winą za brak pochówku, będącego poważnym despektem dla prawowiernych wyznawców Aa’’āā-ha, obarczył obrońców klasztoru, którzy –
ponoć – mieli podczas walk używać napalmu (…) po tym symbolicznym zwycięstwie nad zgniłym Zachodem usłużni ymāāni przyznali mu tytuł ‘Miecza Boga’ (Sāāīīph Aa’’āā-h) (…) Wyświetlanie dokumentu nagle zostało przerwane. Pojawił się napis: – Dalszy dostęp do danych wymaga uprawnień wyższego poziomu. Chwilę się zastanawiał. Taki sposób selektywnego udostępniania tylko go zaciekawił. – Co tam może być? Kto i czego się wstydził? Jakie newralgiczne, ciche, brudne i śmierdzące tajemnice oraz cyniczne gry interesów, tudzież mechanizmy władzy – oficjalnie nieistniejących, a faktycznie wszechmocnych – tajnych służb i rodzinno-korporacyjno-instytucjonalnych organizacji wpływów – są utajnione i chronione! Informacje o bestialskim mordowaniu, masowych egzekucjach, deportacjach, brutalnych gwałtach, biciu, wynaturzonych torturach, sadystycznym znęcaniu się, okrutnym niewolnictwie, drastycznym wyzysku i bezwzględnym ucisku – pokazano bez tworzenia jakichkolwiek problemów z dostępem.
Episode 2. World_war_III Rozpoczynał kolejną sesję. Uaktywnił bio-łącze. W katalogu wybrał kolejny kontynent: Gāā-duo. Pełna obserwacja uczestnicząca awatara nr …. (rząd znaków i cyferek) wysłanego przez ... (dane badacza, korporacji wiedzy, podmiotu finansującego itp.) na Trzecią planetę układu Sol. Okres: XV wiek ery liczonej od momentu zero. Lokalizacja: kraina na północy zwany przez tubylców krajem F’een’ków. Czas bieżący lokalny. Dał polecenie odtwarzania wybranego rekordu na poziomie ogólnym. (...) Ukazał się przestrzenny wizerunek osobnika o pobrużdżonej twarzy. Nazywano go: Nos-T’āā-dāā-moo. Jego moc psioniczną oceniono na 12,000ψ. Dysponował unikalnymi w warunkach tamtejszej cywilizacji możliwościami eksploracji głębokich pokładów wiedzy. Mógł podróżować w czasie. Opisał i przewidział wiele wydarzeń istotnych dla planety Ea’th. Kraj F’een’ków w XXI cyklu obrotowym Sol, według Nos-T’āā-dāā-moo, został zdobyty i opanowany przez hordy prawowiernych wyznawców Wielkiej Księgi. Utworzyli oni Państwo Boże, Mṻs’īī'Uhmm'a (lub krótko: Qhāā-’īī-phāā). Już wcześniej wielu z nich mieszkało w tym kraju, zachowując swoje prawa i obyczaje, broniąc się przed moralną zgnilizną Imperium Zła. Ich niewiasty były posłuszne mężom i rodziły wiele dzieci. Przez morze przypłynęło wiele tysięcy kolejnych, ubogich wyznawców (na dole, na pasku informacyjnym ukazał się tekst: Zobacz rekord zatytułowany: Nowa wielka wędrówka ludów, podkatalog: Drugie średniowiecze, katalog: Otchłanie neo-barbarzyństwa). Dochodziło do licznych lokalnych starć z policją, palenia domów i samochodów, grabienia sklepów na przedmieściach stolicy kraju, pojedynczych aktów brutalnych mordów i zbiorowych gwałtów. Tamtejsze władze rozpoczęły masowe deportacje wyznawców Aa’’āā-ha, budowę gett oraz miejsc odosobnienia (niekiedy zwanych też: obozami re-edukacji, socjalizacji, pracy, asymilacji, itp.). Gdy dowództwo w kolejnej fali migracji objął nowy Mahdi – Prorok – bojownicy ubogich, choć gorzej uzbrojeni, podjęli nasilające się działania terrorystyczne i partyzanckie. Wybuchła krwawa wojna domowa, w której obie strony stosowały okrutną przemoc. Bogaci niewierni bronili swoich majątków, lecz wobec moralnej determinacji, męstwa i rosnącej liczby wyznawców Najwyższego – ulegli i uciekli. Szczegółowy przebieg wydarzeń Nos-T’āā-dāā-moo opisał w persagach VII (centuria 34) i IX (centuria 55). Jeszcze
przed podbojem kraju F’een’ków nowy Mahdi – Prorok poprowadził prawowierne hordy od południa na półwysep Iīi-tāā, który całkowicie zajął w: 2021. 7 Na przeszło dwie dekady prawowierni zajęli też sąsiadujące (przez góry Iī-’ee-nee) kraje Oh’-too i E’-pā-nā (obszar nazwany później przez zdobywców A’-Aan-dāā’uusāā).8 III powszechna wojna na planecie Ea’th trwała co najmniej 27 pełnych obrotów wokół Sol i przyniosła gigantyczne zniszczenia bogatym i cywilizowanym krajom. Zginęło kilkanaście miliardów mieszkańców Ea’th. Dzięki świętej wojnie władza Państwa Bożego (Qhāā-’īī-phāā) na Ea’th objęła olbrzymie obszary położone na czterech kontynentach (...) Przerwał wyświetlanie. Zamyślił się. – Jak przedstawiciel mieszkańców Ea’th mógł posiąść taką wiedzę?! To Bóg wizjami mistyków i ustami wizjonerów uprzedzał ich, wysyłał im Znaki (w rozumieniu teorio-komunikacyjnym: nisko frekwencyjne sygnały, jakościowe komunikaty), a oni je zlekceważyli. Drogą grzechu kroczyli do samego końca. Zastanowił się ponownie i zadał pytanie: – Czy te wydarzenia i fakty w ujęciu prognostycznym (czyli z wyprzedzeniem) zostały dodatkowo potwierdzone przez jakieś inne, niezależne źródła? Nie oczekiwał odpowiedzi, więc ze zdumieniem usłyszał: – Tak. Przebieg wydarzeń oraz ich data zostały – niezależnie od pierwszego źródła – przewidziane m.in. przez zakonnika K’īi-mushco oraz objawienia zakonnicy _’-ú-cīī de Jee-suus do’Sāān-toos. Dał polecenie odtwarzania wybranego rekordu na poziomie ogólnym. (...) Ukazał się hologram pobrużdżonej twarzy. Nazywano go: ojciec K’īi-mush-co. Jego moc psioniczną oceniono na ponad 9,000ψ. Dysponował możliwościami eksploracji głębokich pokładów mądrości. Opisał i przewidział wiele wydarzeń istotnych dla planety Ea’th. Żył w okresie XX wieku ery liczonej od momentu zero. Lokalizacja: kraina zwana Po’o-ss-ca, usytuowana na północ i na wschód od nacierających hord wyznawców Aa’’āā-ha. Czas bieżący lokalny. Uwaga: brak pewności co do poprawności transkrypcji nazw lokalnych w zachowanych fragmentach jego wypowiedzi. W tekście zawierającej wypowiedź ojca K’īimush-co (poniżej) w nawiasach kwadratowych [ ] – uzupełnienia tekstu od tłumacza. (...) Widziałem (...) Widziałem żołnierzy przeprawiających się przez morze na takich małych, okrągłych[?] (…) stateczkach [pontonach?] (…) po twarzach widać było, że pochodzili z innego kontynentu. To wyglądało, jak atak [jak inwazja] niewiernych (...)
7
Według Nos-T’āā-dāā-moo: persage II (centurie 81, 94), VI (centurie 25, 62), VII (centuria 6), VIII (centurie 9, 11) i X (centuria 65). 8 Według Nos-T’āā-dāā-moo: persage III (centurie 20, 62) i VI (centurie 56, 80, 88).
Widziałem walące się domy i dzieci (…) [osierocone, bez rodziców] płakały (...) Widziałem sceny, jak po wielkim kataklizmie (...) To było straszne (…) Rakiety pomkną nad oceanem, skrzyżują się z innymi, spadną w wody [wielkiego] morza, obudzą bestie (...) Ona się dźwignie z dna (...) napędzi ogromne [wielometrowe?] fale [tsunami] (...) Widziałem [wielkie] transatlantyki wznoszone, jak łupinki (...) Ta góra wodna stanie [wzniesie się i popędzi] ku kontynentom (...) Nowy potop! Zadławi się w cieśninie! [A potem] wychlupnie do środka [krainy zwanej przez atakujących] A’-Aan-dāā’uusāā! Wleje się [też] na pustynię Sāā-hāā’a [położoną na kontynencie zwanym Czarnym Lądem], zatopi półwysep Iī-tāā, aż po rzekę P’oo. Zniknie pod wodą [wieczne] miasto _’oo-māā ze wszystkimi muzeami, z całą cudowną architekturą (…) [zginą] miliony (…) kraje F’een’ków i Goo-t’ów utracą [jeszcze] więcej [ludzi i miast] (...) Iī-tāā najwięcej ucierpi [od najazdu] (…) (…) dzięki objawieniu w miejscowości Phāā-tīī-māā, które doznała zakonnica _’-ú-cīī de Jee-suus do’Sāān-toos, mamy drugie, niezależne od pierwszego – źródło, które potwierdza, weryfikuje i uzupełnia wiedzę pochodzącą z poprzedniego (…) kataklizmy ugasiły wojnę i uratowały resztę mieszkańców przed całkowitą zagładą (…) wywołały taką panikę i tyle nieszczęść, że dalsze prowadzenie działań wojennych było niemożliwe (…) ruchy skorupy stopniowo nasilały się aż do bardzo potężnych i gwałtownych wstrząsów (...) te seryjne wstrząsy ciągle przybierały na sile (…) zaczęły wybuchać wulkany (…) wulkan Eet-nāā spowodował gigantyczną katastrofę w kraju Iī-tāā (…) wybuchy wulkanów wywołały zaburzenia atmosferyczne, deszcze popiołów, huragany, ulewy i powodzie (...) zmieniła się konfiguracja brzegów całego Półwyspu (...) góry Āā’-pīī położone na jego północy się jeszcze wypiętrzyły (…) surowe mrozy i śnieżyce uniemożliwiały pomoc (…) na morzu położonym między lądami ruchy dna wywołały potworne fale i zmieniły linię brzegową (…) trzęsienia ziemi pod wodą spowodowały największe zniszczenie brzegów Starego oraz Nowego Świata (…) w Nowym Świecie gigantyczne trzęsienia ziemi będą trwać jeszcze bardzo długo, po tym jak w Starym Świecie nastąpi już spokój (…) gruba warstwa gorącego popiołu pokryła tam większość ocalałych z trzęsienia ziem (…) wśród nielicznych, którzy przeżyli w Nowym Świecie długo jeszcze trwały walki i chaos (…) zatopieniu uległy kraje położone na nizinach nad morzami (...) kraj Goo-t’ów został zalany morzem, który wtargnął w dolinę ich głównej rzeki (…) ci, co ocaleli z wojny, zginęli w falach morza, które zalało prawie cały kraj (...) nad krajem Goo-t’ów zapaliły się też liczne słońca śmierci (...) ogień, trujące powietrze i woda będą niosły zagładę (...) dolina głównej ich rzeki stała się doliną śmierci (...) wielkie miasta zmieniły się w popiół i dym, który zmyły fale morza (…) ocalałych dziesiątkował głód, dalsze mordercze walki i śmierć (…) wzajemnie bowiem niszczyli się z niesamowitą pasją i
wściekłością (…) stolica kraju F’een’ków w czasie rozszalałych żywiołów obróciła się w ruinę, ale nie wszyscy jego mieszkańcy zginęli (...) spłonęło ocalałe z walk jego stare centrum (…) kraina zwana Po’o-ss-ca została zniszczona tylko w niewielkim stopniu (…) inne źródło (…) pochodzący z Czarnego Lądy prorok Joos-huāā wieszczył, że ostatecznie wojnę światową rozpoczęły walki w pobliżu granic tego kraju (…) kolejne źródło (…) święty mnich Pāāīī-sīīoos z Āāt-hoos (…) prorokował (…) widział (…) fanatyków, którzy chcieli zniszczyć Stary Świat (…) Bóg więc uprzedzał ich, wysyłał im Znaki, a oni je zlekceważyli. Świat postrzegany przez ignorujących Znaki Pana wygląda inaczej, niż w oczach wierzącego. Gdy znany jest już przebieg dziejów, gdy po wydarzeniu patrzymy na to, co się stało, znając już konsekwencje – możemy się tylko dziwić niefrasobliwości tych, którzy tak postępowali. Zastanowił się ponownie i zadał pytanie: – Czy te analizowane wydarzenia i fakty w ujęciu prognostycznym (czyli z wyprzedzeniem) zostały jeszcze potwierdzone przez jakieś inne niezależne źródła? Ponownie ze zdumieniem usłyszał: – Tak. Np. guru z Doliny Sīi-’īi-co, Nīi Hāā-nāā-ue, uprzedzał: – (…) Idą na nas z widłami [i cepami]. Na nas, plutokratów (…) Społeczeństwo nierówności tylko chwilę może się utrzymać dzięki policyjnym pałkom (…) Później nadchodzą powstania, rozruchy (…). Dalej. Część astronomów wskazywała, że w 2021 może dojść do inwersji pola magnetycznego planety Ea’th. Na tę datę wskazywały też: przepowiednia proroka Māā’āāchīi oraz objawienie Idy Pee’-de-man z Hoo’āān-dīi. Potwierdzają to rekordy zatytułowane: – Proroctwa Daniela według Iī-zāā-cāā Ne-eu-too, oraz rekordy z biogramami proroka Māā’āā-chīi oraz (po irlandzku) Mael Maedoc Uaa Moo’gāā-īi’ (Māā’āā-chīi z Aa’-māāgh), które zawierają przepowiednie dotyczące losów religijnych hierarchów zwanych: papa. Jeden kraj położony na północy, na wyspach, zwany: Zjednoczone Królestwo, nagle w tym czasie znika z kart historii. Większość relacji, od pewnego momentu, nawet o nim nie wspomina, że istniał. Z analiz wynika, że olbrzymia, kilkusetmetrowa oceaniczna fala, która powstała w wyniku trzęsienia morskiego dna, zmiotła je niemal całkowicie. Ci, co przeżyli ten kataklizm – zginęli w wyniku pożarów, rozbojów, epidemii, czy głodu. O III powszechnej wojnie wizje i proroctwa formułowali: jasnowidz Aa-’oo-īis Iī’māā-īiee’, profeta Mīi-tāā’ Tāā-‘āā-bīi, mnich Joo-see’ z klasztoru Vāā-too-pee na Ἅγιον
Ὄρος (Agion Oo’os, Aath-ooss), czy też prorokini Tee’ees-āā Nee’uim-āā’. Także w starodawnych zwojach księgi Bīi-āāj-b’ zostały opisane wydarzenia, które nazwano Apokalipsis: 9 (…) I drugi anioł zatrąbił: i jakby wielka góra, płonąca ogniem, została w morze rzucona, a trzecia część morza stała się krwią i wyginęła w morzu trzecia część stworzeń – te, które mają dusze – i trzecia część okrętów uległa zniszczeniu (Ap 8, 8 – 9). Centrum wszelkiego zła, symboliczny Babilon, zwany przez św. Jana: Wielkim Babilonem, to [prawdopodobnie] miasto _’oo-māā. Morze jest zapewne określeniem czegoś, co pochłonie cały Wielki Babilon, być może gigantyczną falą wodną, powstałą po trzęsieniu, która pochłonie 1/3 wszystkich żyjących stworzeń (Jr 51, 42; Jr 51, 64) (...) Pospiesznie przejrzał wyświetlane pliki. Zwrócił uwagę, że transkrypcja fonetyczna: Māā’āā-chīi – to graficzny zapis: Malakjah (= malak Jahwe), co oznacza „poseł/posłaniec Yhvh”. Zaciekawiony intelektualnymi możliwościami tezaurusa, nieco nieoczekiwanie dla siebie samego, poprosił o interpretację ostatnich przeglądanych danych. W odpowiedzi usłyszał: – Dane można usystematyzować i zinterpretować następująco [przestrzennie wyświetlony hologram obracającej się planety Ea’th na przybliżeniach ukazywał omawiane kraje, wyspy, wulkany, rekonstrukcje skali erupcji i zasięg zniszczeń po uderzeniu wielo(prawdopodobnie: kilkuset-) metrowej 10 fali oceanicznego tsunami na nizinne części poszczególnych kontynentów]: 1) (…) migrujący wyznawcy Aa’’āā-ha już wcześniej licznie przybywali do Starego Świata (…) ich przybyciu towarzyszyły liczne krwawe zamachy, walki uliczne, demonstracje, ostentacyjne modły na ulicach paraliżujące całkowicie na nich ruch, demolowanie i rabowanie sklepów, gwałtowny wzrost przestępczości, w tym: gwałtów, także zbiorowych, żądania zapewnienia dobrych warunków utrzymania przy jednoczesnym braku respektowania praw kraju goszczącego, całkowita utrata kontroli przez policję nad rozległymi dzielnicami (…) szczególnie duże natężenie takich zdarzeń miało mniej więcej pięć lat przed wybuchem wojny powszechnej (…) Węzłowa jest data: 2021, kiedy to głodne, ale dobrze uzbrojone migrujące hordy wyznawców Aa’’āā-ha (dla tubylców 9
Z greckiego: ἀποκάλσψις, apokalypsis, odsłonięcie, zdjęcie zasłony, objawienie; od: apokalýptein – odsłaniać, ujawniać; apó – od i kalýptein – zasłonić. 10 Obliczenia uwzględniające m.in. zasięg penetracji lądu oraz siły uderzenia – wskazują, że wierzchołek fali w momencie uderzenia osiągnął wysokość 700 metrów!
Starego Kontynentu: niewiernych), prowadzone przez Mahdiego, zaatakowały w ramach świętej wojny i zajęły kraje Oh’-too i E’-pā-nā (obszar nazwany później przez zdobywców A’-Aan-dāā’uusāā), kraj F’een’ków, E’-Mee-nīīāā oraz oba półwyspy Itāā-g’īi; 2) Walki trwały blisko trzy dekady. Doszło do długotrwałej wojny, nazwanej później III wojną powszechną; prawdopodobnie wielokrotnie została użyta broń N/ABC (nuklearna/ atomowa, biologiczna, chemiczna) oraz tzw. bronie nowej generacji; 3) Jej celowe użycie naruszyło kruchą równowagę tektoniczną planety Ea’th i pobudziło do erupcji wiele dużych wulkanów położonych zarówno na lądach, jak i super-wulkanów znajdujących się pod wodą;11 4) Topniejące lodowce na biegunach planety Ea’th spowodowały podniesienie poziomu wód mórz i oceanów oraz zalanie większości nizinnych terenów, co spowodowało głód i masowe migracje. Newralgicznym dla przebiegu wydarzeń był wybuch wulkanu Yee‘oouu-stoo, trafionego prawdopodobnie pociskiem dużej mocy (wodorowo-atomowym?). Już wcześniej ciśnienie lawy uniosło cały pobliski region na pół kilometra w górę. Celowo sprowokowana erupcja spowodowała wyciek z 100-kilometrowej kawerny półtora tysiąca kilometrów sześciennych lawy i wyrzuciła do atmosfery 0,5 mln kilometrów sześciennych pyłów. Pozostałości północnego kontynentu – bowiem zachodnie wybrzeża tzw. Nowego Świata zapadły się w oceanie – zostały przykryte grubą na trzy metry warstwą popiołu. Konsekwencją eksplozji Yee-‘oouu-stoo była wieloletnia powulkaniczna zima. Atmosfera planety Ea’th została bowiem zasnuta chmurami wulkanicznych pyłów oraz związków siarki, które uniemożliwiły dostęp promieniom słonecznym i obniżyły temperaturę o kilkanaście stopni. Padały kwaśne deszcze. Wtórnie doszło też do gigantycznego trzęsienia ziemi wskutek pobudzonej aktywności tzw. super-wulkanu położonego w głębokim rowie Oceanu Pāā-cīi-phīi.12 Płyta tektoniczna, na skraju której położone były wyspy, gdzie żył skośnooki lud Nīip-ponn, zanurzyła się pod kontynentem Āā-ssīī-āā. Powstała wtedy gigantyczna (licząca ponad 600 m) oceaniczna fala, która spustoszyła wybrzeża pobliskich kontynentów, w tym: niziny zamieszkałe przez bardzo liczny lud Č-nāā (...) prące na północ tektoniczne płyty kontynentalne Īīnn-dīī-skāā oraz Āā’āāb-skāā rozdzieliły Stary Kontynent od lądu Āā-ssīī (…) Po kataklizmie doszło do nowej, panicznej, wielkiej wędrówki ludów na północ i zachód (…) do głodu, chorób i masowej depopulacji (…) 11
W tym: Eet-nāā i Vee-suu-vīi na półwyspie Itāā, Fuu-jīi, Uun-zee i Oon-tāā-kee w kraju Nīip-pon oraz Soo‘-āā na półwyspie Kāā-chat, Clee-vee-’āā na Aa’-āās-cāā, tzw. super-wulkan w głębokim rowie oceanicznym na Pāācīi-īic, Māā-yoo na wyspie Luu-zoo, Mee-’āā-pīi na wyspie Jāā-uāā, Sīi-nāā-buu, Too-bāā, Kee-īin-c’īi na wyspie Suu-māā-tāā, Puu-yee-chuu na wybrzeżu Chīi-‘ee, itd. 12 Oraz wulkanów Fuu-jīi, Uun-zee i Oon-tāā-kee w kraju Nīip-pon oraz pobliskich: Soo‘-āā na półwyspie Kāāchat i Clee-vee-’āā na Aā’-āās-cāā
Zapytał: – Czy geologowie z mocarstwa Juu-ees-eej na Ea’th nie badali zagrożenia ze strony wulkanu Yee-‘oouu-stoo dla całego północnego kontynentu Nowego Świata? W końcu był położony na terenie ich państwa. W odpowiedzi usłyszał: – Wiedzieli oni dobrze o olbrzymim zagrożeniu ze strony Yee-‘oouu-stoo oraz innych wulkanów, i wielokrotnie ostrzegali rządzących. Znamy ich obliczenia oraz analizy zasięgu zniszczeń w przypadku wybuchu (w tle były wyświetlane dane cyfrowe i graficzne ilustrujące wyniki stosownych badań). Oceniali oni (nie uwzględniając trzęsienia ziemi, do którego doszło na zachodnich krańcach kontynentu, i niszczycielskiego działania oceanicznej fali – nim spowodowanej), że gdy dojdzie do erupcji wulkanu Yee-‘oouu-stoo – to ¾ kontynentu, a nawet cały – znajdzie się w zasięgu zniszczeń spowodowanych lawą oraz tefrą (wulkanicznym popiołem). Gdy uwzględnimy działanie wszystkich niszczycielskich sił i żywiołów, o których post factum wiemy, że zadziałały – północny kontynent Nowego Świata na długo przestał nadawać się do zamieszkania. – (…) Analizowany wybuch wulkanu Yee-‘oouu-stoo ostatecznie zakończył szóste powszechne, planetarne wymieranie gatunków żyjących na Ea’th. Badania pokazały, że Yee‘oouu-stoo (podobnie jak wulkany usytuowane w Campi Fleg’eīī, czy Thīī’-āā), miał złożoną budowę. Odkryto, że pod blisko 100-kilometrową kawerną – położony był mniejszy zbiornik lawy, a na głębokości od 19 do 45 kilometrów rozciągał się drugi, prawie 5-krotnie większy. Magma w nim zawarta mogła wypełnić Wielki Kanion 12 razy. Wcześniej Yee-‘oouu-stoo wybuchał co najmniej trzy razy: 2 miliony, 1,2 mln oraz 640 tys. lat temu. Można więc zidentyfikować cykl o interwale od 800 do 600 tysięcy lat. Gigantyczne erupcje wulkanów były prawdopodobnie istotną przyczyną wymarcia wielu gatunków hominidów [np. człowieka współczesnego starszego (Homo sapiens idàltu) oraz Homo floresiensis (około 12 – 10 tys. lat wstecz)]. Wybuch wulkanu Too-bāā 73 tys. lat temu doprowadził wszystkie hominidy do sytuacji tzw. wąskiego gardła genetycznego, albowiem w krytycznym momencie na południu Czarnego Lądu żyła populacja tylko kilku tysięcy par zdolnych do rozrodu. Konsekwencją tego uwarunkowania było bardzo ograniczone zróżnicowanie genetyczne, gdyż wszyscy ich potomkowie byli blisko spokrewnieni. Powulkaniczna zima oraz zanik dotychczasowych
biocenoz
był
zapewne
ostateczną
przyczyną
wyginięcia
Homo
neanderthalensis (aż dwie grube warstwy wulkanicznego popiołu około 40 – 39 tys. lat temu
po mega-erupcjach z Campi Fleg’eīī). Po podobnie masowej depopulacji – bliski wyginięciu był też Homo sapiens, który współwystępował razem z neandertalczykami. Przeanalizował dostępne mu fakty i stwierdził: – Rację miał mędrzec Cz’u pisząc: – Dobry dowódca nim rozpocznie wojnę wie, jaki jest słaby punkt wroga, i wie jak go weń celnie ugodzić. To jest wiedza strategiczna. Oznaczałoby to, że Mahdi rozpoczynając wojnę wiedział jak zniszczyć Imperium Zła zadając cios mocarstwu Juu-ees-eej. Skierował rakiety na wulkan Yee-‘oouu-stoo. Lecz skąd o tym słabym punkcie dowiedział się? W odpowiedzi usłyszał milczenie. – Zaraz! A książka o nieznanym tytule, której szukały wszystkie tajne służby na całej planecie Ea’th, choć na ich oczach właśnie dział się koniec świata? Bardziej stwierdzając niż pytając rzucił: – Ona zawierała te informacje?! Odpowiedziała mu cisza. Gorączkowo kojarzył porozrzucane w czasie i przestrzeni fakty i z satysfakcją stwierdził: – Wiem! To Księżycowe wojny (Moonwars). Jej autora ścigały służby specjalne wielu państw jako niebezpiecznego terrorystę, choć on sam nic takiego nie zrobił. Był tylko Mądrym. Napisał książkę, w której przeanalizował zbiór pewnych faktów. Z biogramu, który poznałem, wynika, że oddziały Navy Seals w specjalnej akcji ostatecznie go zabiły. – Niekoniecznie – odpowiedział mu głos tezaurusa. – W dziejącym się w tej czasoprzestrzeni scenariuszu, według docierających do mnie najnowszych, aktualizowanych danych – Wasi mądrzy właśnie znaleźli jego kapsułę i wyprowadzili go ze stazy. – Co? To oznaczałoby, nie mniej, nie więcej, że zmianie ulega zaszła już rzeczywistość! – stwierdził rozemocjonowany. – Dokładnie tak – odpowiedział mu głos tezaurusa. – Niesie to za sobą szereg konsekwencje, których implikacje w tej chwili do końca jeszcze nie ogarniam. W danych o dziejach Trzeciej planety układu Sol prim znajduję informacje, które wskazują, że mogło już lokalnie wcześniej dochodzić do analogicznych czas-przestrzennych zapętleń, niezborności,
zawirowań, uskoków i tąpnięć. Np. w bitwie – według ich sposobu datowania – w sierpniu 1914 r. pod Mons nagle mieli brać udział uczestnicy starcia z 1346 r. spod pobliskiego Crécy (skok bliski cyklowi 570 jednostek obliczeniowych). Tymczasem wygląda na to, że wreszcie udało się przezwyciężyć długotrwałe zapętlenie w czasie. Z nieznanych jeszcze przyczyn, i na niewiadomych jeszcze warunkach, znajdujemy się w strumieniu zupełnie na nowo kształtującej się rzeczywistości! Zostanie, co prawda, czas-przestrzenna blizna, której oddziaływanie jeszcze przez jakiś czas będzie można zauważyć, ale jej przyczynowe znaczenie będzie wygasało i będzie coraz mniejsze. Co ważne: wymiary nowej czasprzestrzeni nie ulegają odkształceniom i degeneracji, a bozony H – są stabilne, w przeciwieństwie do realizujących się dotychczas, podczas zapętlenia, scenariuszy. Wszystko to staje się coraz bardziej intrygujące. Informacyjnie dodam, że w procesach realizacji w innej, równoległej rzeczywistości, autor książki za swój tekst zażądał od władz Juu-ees-eej 100 milionów, a ci wysłali hitmena (=kilera, =cleanera), by wyczyścił problem (tj. usunął go z pośród żyjących). Było jeszcze kilkanaście wariantów rozwoju tych wydarzeń, ale kończyły się one najczęściej szybką śmiercią pisarza. Udział w tym miały np. władze kolonialnego kondominium Poo’-ss-ca, w którym żył, zlecającego jego usunięcie, albo wydające go obcemu mocarstwu (Juu-ees-eej lub federacyjnej Juu-nīi), itd. Jak analizuję dzieje jego kraju, to urodziło się tam wiele wybitnych postaci, np. JP2, czy ojciec K’īi-mushco, którzy próbowali dla niego uczynić coś dobrego. W tendencji, w większości przypadków, przedstawiciele lokalnej, kompradorskiej plutokracji oraz elity władzy tego państwa, kolaborujący
z
aktualnie
dominującymi
mocarstwami
(w
jego
społeczeństwie
funkcjonowało określenie, którego pierwszy użył Komendant, że ich politycy są sprzedajni jak dziwki), uzyskiwali za ich zabicie lub wydanie – wymierne korzyści osobiste. Kolonialnokorporacyjno-faszystowsko-kapitalistyczny wyzysk osiągnął tam gigantyczne rozmiary (średnia wieloletnia: trzykrotnie więcej wywożono tzw. zysków korporacyjnych niż tam inwestowano!), a tubylcy egzystowali w ucisku, nędzy i skrajnym, cywilizacyjnie degradującym, ubóstwie. Jako jedyni na całej planecie – płacili podatek od nędzy! Minimalna płaca oferowana ciężko pracującym nie wystarczała na ich biologiczne przeżycie! A rozpiętość przychodów i bogactwa należała do największych na planecie. Fiskalizm ich wyobcowanego plutokratycznego państwa osiągnął horrendalne wymiary: na podatki zdzierane przez poborców tubylcy pracowali blisko 3/4 roku! Funkcjonujący tam reżym od kupowanej żywności egzekwował kolejny podatek (tzw. VAT). A na koniec roku, ewentualne skromne oszczędności były dodatkowo jeszcze im zabierane (tzw. rozliczenie PIT). Pomimo gorliwego wysługiwania się obcym interesom kosztem swojego narodu –
status tego państwa odpowiadał pozycji tzw. bananowych republik lub krajów z Czarnego Lądu. Korupcja, serwilizm, nepotyzm i polityczna powolność tzw. organów władzy osiągnęły stan skutkujący fragmentaryzacją i skrajnym rozprzężeniem państwa. A w tle sterowały tym, w – dla siebie korzystnym kierunku – służby specjalne. Np. podczas śledztwa w sprawie tortur stosowanych w tajnej bazie Juu-ees-eej na terenie państwa Poo’-ss-ca wobec wyznawców Aa’’āā-ha – ujawniono, że dochodziło wielokrotnie do skandalicznego łamania suwerenności tzw. koalicjanta. Okazało się też, że tajne służby mocarstwa finansowały działalność lokalnych spec-służb, by – poprzez ich ukierunkowane oddziaływanie – zapewnić sobie przychylność oraz powolność władz tego państewka. Ich prezydent oraz premier – cynicznie i wprost mówili, że podlegają interesom i umowom nadrzędnym wobec ich kraju! A instytucje i organy, które powinny w tzw. państwie prawa, podjąć działania chroniące jego suwerenność – zrobiły wiele, by sprawę (tu użyję kolokwializmu z tego czasu oddającego sposób postępowania) zamieść pod dywan. Fakt, że autor książki żyje, oznaczałby, że została ona przed dotychczas analizowanymi wydarzeniami – najzwyczajniej wydana. To wydarzenie z kolei zawiera w sobie informację nie tylko o rezygnacji autora z prób wpływania na bieg wydarzeń, ale i pokonaniu zakulisowych działań służb specjalnych, które dążyły do sparaliżowania procesu wydawniczego. W konsekwencji, tak jak chciał Pan, autor napełnił swoje serce i umysł bojaźnią bożą, i zgodził się na bieg wydarzeń w wersji, którą wybrał Najwyższy. Za to, w nagrodę, Pan obiecał uratować naród, z którego w tej inkarnacji autor się wywodził. [Tezaurus przerwał. Chwila ciszy.] Właśnie otrzymałem informacje, że Wasi mądrzy już dokonali zsekwnecjonowania DNA uratowanego, a Wasz galaktyczny rząd zatwierdził olbrzymi budżet programu cywilizacyjno-genetycznego pod nazwą Eden. Chcą osadzić na jakiejś zdatnej do życia planecie – jako Adama – mutanta z genami pozyskanymi od uratowanego właśnie mądrego z Ea’th. Bio-genetycy w ramach licznych grantów bez wątpienia jakąś Ewę mu spreparują. Historia kolejnej cywilizacji w pewnym sensie rozpocznie się – raz jeszcze – od nowa. Wracając do poprzednich rozważań: pojawia się wywiadowczo-analityczne zagadnienie, czy Mahdi prowadzący atak na moralnie przegniły i pusty Zachód osobiście czytał książkę? Mogłoby to oznaczać, że znał język publikacji. A jeśli: tak – to skąd? Ciągle zbyt mało wiemy, kim był i co wiedział. A zasób wiedzy oraz znajomość mentalności istot – w
końcu odmiennej kulturowo cywilizacji – musiał mieć duży, gdyż działał niezwykle skutecznie. Jeśli jednak nie znał języka publikacji, oznaczałoby, że cenną informację przyniósł mu ktoś, kto rozumiał mowę wydania. Wtedy należy zidentyfikować: kto to uczynił. W tle tych wydarzeń funkcjonują rozliczne służby tzw. koncertu mocarstw. Ich udział do końca nie jest jasny. Dodam, że pojawiają się tu oskarżenia ze strony wielu historyków, że Mahdi był agentem-prowokatorem prowadzonym, przynajmniej do pewnego czasu, przez którąś ze służb specjalnych. Miał rozbić państwo Sii-‘ii-aa-ck, opanować oraz skanalizować impet dżii’-ji i wytracić bojówki wyznawców Aa’’āā-ha. Jednak w pewnym momencie, wykorzystał sytuację i się usamodzielnił. Historia zna takie relacje, sytuacje i mechanizmy, chociażby w przypadkach Stalina, Bolka – Lecha W., czy Hitlera. Po chwili przerwy usłyszał: – Wracam do analizy faktów. 5) Erupcja Cuum-b’ee Vīie-jāā i Pīi-coo (wyspy Aa-zoo-’ee), Pee-’ee, Quīi’’ i Sou-f‘ee-‘ee (wyspy Aan-tīi-’ee) oraz dwunastu innych wulkanów położonych w głębokim rowie na południu Oceanu Āāt-’āān-tīi – utworzyła gigantyczną falę wody, która spustoszyła nizinne, położone na wschodzie kontynentów Nowego Świata połacie; fala ta dotarła też do krajów Starego Świata, które potężnie zrujnowała;13 dotarła też do ziemi ludu Gīīú-dāāīīgh i przelała się do Morza Czerwonego (zwanego tak od koloru wody). Upewniając się zapytał: – Czy zamiar ukarania ludu Gīīú-dāā-īīgh profetycznie dokumentuje jeszcze jakieś inne proroctwo? – usłyszał: – Tak! To przepowiednia prorokini Tee-‘ees-āā Nee-uim-āā o ukaraniu ludu Gīīú-dāā-īīgh. Odtwarzam stosowny fragment! (…) Bóg zapowiada surowy sąd nad każdym grzesznym narodem (...) Nadchodzą straszliwe dni (...) Ziemia otworzy się, jakby chciała pochłonąć wszystkich grzeszników, wybuchną potężne wulkany, uśpione do tej pory, stały ląd zacznie pękać (...) pojawią się wszechpotężne błyskawice i ogień (…) – Także tajemnicza zakonnica Med-āā’dāā z miasta Pos-nāā-āān miała widzenie, w którym Matka Boża, zwracając się do ludu Gīīú-dāā-īīgh, ze smutkiem mówiła: – Iss’-āā-
13
Zob. proroctwa Nos-Tāā-dāā-moo oraz ojca K’īi-mush-co.
ee’. I wtedy on, a także dwa inne narody, wyginęły, przeszły na łono historii. – Te proroctwa nie zostawiają raczej wątpliwości. Wracam do analizy faktów: 6) losy hierarchów religijnej organizacji zwanych paapaa: jeśli nie zginęli (a ich organizacja nie została zniszczona) w trakcie najazdu niewiernych, to zapewne stało się to podczas trzęsień ziemi oraz powodzi (...) z odnalezionych ostatnio dokumentów wynika, że służby specjalne mocarstwa Juu-ees-eej, popierając frakcję zboczeńców, sodomitów i pedofili wśród duchowieństwa, obaliła przedostatniego przywódcę i hierarchę, i przeprowadziła obiór powolnej sobie marionetki (…) dzięki temu ich organizacja religijna ostatecznie utraciła moralne prawo nauczania wiernych (…) jest też możliwość, że zdecentralizowany kościół, dzięki zaangażowaniu i sile wiernych – wśród ludu wybranego przez Najwyższego, nawrócił się 14 i przetrwał kataklizm (...) Pomyślał: – Te katastroficzne wizje i ich dramatyczne spełnienie – musiały wywrzeć wielkie wrażenie na każdym myślącym i czującym obserwatorze. Najwyższy dał im wolną wolę, a oni, nie zważając na Jego zalecenia, oddali się chciwości i innym grzechom. Wtedy ostateczny scenariusz biegu wydarzeń – wybrał On. Jak dotkliwie ukarał ich za brak odpowiedzialności i słabości! A z drugiej strony: jak mało jest sprawiedliwych i mądrych, którzy sami potrafią ograniczyć swoje: egoizm, złe emocje i żądze. Chwilę dumał nad kruchością i ulotnością życia, a później jego myśli powędrowały w stronę zagadnień semantyczno-transkrypcyjnych. Zauważył, że w wielu przypadkach jedno słowo, nazwa, imię, nazwisko, wizja, proroctwo – oznaczały potrzebę sięgnięcia do kolejnych rekordów, które zawierały dalsze dane i następne poziomy wiedzy. Ich wielowarstwowość i głębia budziły w nim lekki dreszcz rozkosznego uczucia uczestniczenia w intelektualnej uczcie. A jednocześnie miał świadomość, że kwestie zapisu i identyfikacji wielu pojęć (komplikujące adekwatność transkrypcji fonetyczno-graficznej, gdyż pewne dźwięki i znaki używane przez mieszkańców planety Ea’th nie mają w warunkach, w których funkcjonuje jego gatunek, właściwych odpowiedników), są tylko istotną, jednak wierzchnią warstwą zgłębianej wiedzy. Przejście od emocji do konkretnych rozważań naukowych było dla niego niejako instynktownym podejściem do badania problemu. Po chwili zastanowienia uświadomił
14
Kościelna żądza bogactw, władzy i zaszczytów znajduje odzwierciedlenie chociażby w tytulaturze zwierzchnika zwanego papa – to m.in.: Biskup Roo-māā-y, Wikariusz Yoos-shuu-āā (K’?)’ee-sto-sāā, Następca Księcia Apostołów, Patriarcha Zachodu, Następca św. Pīi-oo-t’āā, itd., itp.
sobie, że skoro to były proroctwa, wiedza profetyczna, to wielu mogło nie dać im wiary. Co na to inne źródła wiedzy? Zapytał o to. W odpowiedzi od tezaurusa usłyszał: – Ich mądrzy zajmujący się obszarami wiedzy, które nazywali: historią oraz gospodarką – wskazywali na silne korelacje istniejące między giełdą (i wielkimi cyklami gospodarczymi) i wydarzeniami na niej, a momentem wybuchu wojny powszechnej. Między wielką paniką na giełdzie, a początkiem pierwszej wojny powszechnej zanotowano 7-letni interwał. Od tzw. Wielkiego Kryzysu (great depression) gospodarczego do wybuchu drugiej wojny powszechnej, której za początek przyjęto atak na główne ówczesne mocarstwa, upłynęło 10 lat. Poprzedziły ją jednak liczne konflikty regionalne rozsiane po całej planecie, z których najwcześniejszy mieścił się w inkryminowanym 7-letnim okresie. Jeden z nich był usytuowany na kontynencie, zwanym przez tubylców Āā-sīi-āā. Ich mądrzy wskazywali też na koincydencje związane z gospodarczym wysiłkiem ponoszonym podczas organizowania masowych zawodów sportowych (zwanych przez nich oo-‘īim-piāā-dāā), a późniejszym rozpadem, upadkiem lub też bankructwem państwaorganizatora. Tak m.in. stało się z: Soo-viet-uu-niāā oraz Południowy [-Kraj-] Slowian, które rozpadły się. Zbankrutowały i\lub m.in. upadły: G’ee-cc oraz Č-nāā. Atak, prowadzonych przez nowego Mahdiego bojowników oraz hord wyznawców Aa’’āā-ha, na kraje Itāā-g’īi oraz A’-Aan-dāā’uusāā, oraz lokalne wojny zainicjowane przez Č-nāā na kontynencie Āā-ssīi-āā (skutkujące definitywnym jego upadkiem), ostatecznie rozpoczęły w 2021 niezwykle krwawą trzecią wojnę powszechną. Między lokalnymi konfliktami na rubieżach kontynentu Āā-ssīi-āā, a początkiem kryzysu finansowo-gospodarczego, który rozpoczął się w mocarstwie Juu-ees-eej (i sygnalizował jego końcowy upadek), też był zachowany 7-letni interwał. Nadto występował on też pomiędzy ogłoszonym końcem kryzysu finansowo-gospodarczego a początkiem masowych walk znamionujących otwartą fazę militarnej konfrontacji w trzeciej wojnie powszechnej. Reasumując rozważania należy stwierdzić – myślał mrucząc do siebie – że tubylcy z planety Ea’th otrzymywali zarówno jakościowo wysoko-frekwencyjne komunikaty (tzw. znaki), czytelne dla wierzących, jak i konkretne informacje statystyczno-gospodarcze, z analizy których jasno i jednoznacznie wynikało, że powszechny konflikt zbrojny, oznaczający koniec ich dotychczasowego świata, szybko się zbliża. Ta inercja, ta fatalna nieuchronność – były zastanawiające i czyniły wrażenie wręcz dramatyczne. Ostatecznie bowiem okazało się, że ich elity nie zrobiły nic (nie były w stanie?, nie chciały?), by temu
zapobiec. Wydało mu się to skrajną nieodpowiedzialnością. I wtedy zadał sobie pytania: – Jakie jest NASZE przeznaczenie, fatum? Jaki los ich czeka? Czy elity kierujące jego społeczeństwa – są w stanie zapobiec scenariuszowi, w którym bieg wydarzeń (nieuchronnie?) kończy się ich wyginięciem?! Pojawia się też kolejny problem. Jak należy zinterpretować fakt masowych zmian morfologiczno-genetycznych wśród dużych populacji mieszkańców Ea’th niewiele po zakończeniu trzeciej powszechnej wojny? Czy była to próba zasiedlenia Trzeciej planety przez Obcych, którzy do tego od dawna się przygotowali? Czy też były to genetycznobiologiczne konsekwencje masowego zniszczenia oraz zatrucia środowiska naturalnego, do czego nagminnie dochodziło podczas walk w trakcie trzeciej powszechnej wojny? Ostatecznie, znacznie to utrudniło lub wręcz uniemożliwiło Obcym zasiedlenie Trzeciej planety. Tu pojawia się kolejna kwestia ponadgatunkowej niejako eksterminacji i\lub poczucia swoistej wspólnoty losów, którą wywołało zdjęcie (zachowanego wśród morza ruin) muralu z Obcym, podpisane: – Alien? No pasaran! Czy zaciekle walczący ze sobą mieszkańcy Ea’th – od pewnego momentu – celowo niszczyli Trzecią planetę, by po swoim wyginięciu uniemożliwić jej zajęcie przez Obcych, skazując ich tym samym również na zagładę? Czy była to też forma destrukcyjnego buntu, zanegowania istniejącego stanu, wypisania się z istniejącego układu, swoisty przekaz dla Obcych, że nie ma zgody na traktowanie Trzeciej planety, jako kolonialnej plantacji? Było to też – miał tu subiektywne odczucie młodzieńczej zarozumiałości i nieco butnego wyzwania, przejawianych przez, raczkującą dopiero cywilizację na Ea’th – zanegowanie dominującej pozycji kosmitów i, poniekąd wewnętrznie zawarte, oczekiwanie partnerskich relacji, równorzędnego, podmiotowego traktowania. Te wszystkie tragiczne lub smutne wydarzenia podziałały na niego depresyjnie. Przygnębiony, instynktownie poczuł, że taki stan psychiki najlepiej odreagować śpiąc. Zdezaktywował więc bio-łącza i, solidnie zmęczony, przeszedł w stan snu.
Episode 2. World_war_III. Anex W środku nocy gwałtownie obudził się. Miał wrażenie, że z głębin oceanu podświadomości, w fazie głębokiego snu wolno-falowego, o największej aktywności fal Δ, została uwolniona alarmowa boja, która nagle wynurzyła się na powierzchnię świadomości. Jakiś szczegół zawarty w analizowanym materiale, który zapadł w podświadomość, był tak dziwny, że męczył go i nie dał mu dalej spać. Włączył bio-łącze i poprosił o wyświetlenie ostatnio oglądanych rekordów. Czegoś szukał, choć do końca nie był pewny – czego poszukuje. Oglądał właśnie zagładę kontynentów Nowego Świata na Trzeciej planecie. Jakieś smużenia na ekranie i olbrzymia kawerna wulkanu Yee-‘oouu-stoo powoli zapadała się. I nic szczególnego mniej więcej przez 30 jednostek pomiarowych się nie działo. Właśnie! To był ten dziwny moment! Straszliwy wybuch, który zmiótł prawie cały kontynent, nastąpił później!!! Przypomniał też sobie fragment o broniach nowej generacji. Poprosił tezaurus o przekrojowy, lecz zwięzły wykład na temat broni, uzbrojenia i technik walki na Trzeciej planecie układu Sol prim. Zgłębienie tych zagadnień zajęło mu cały obrót spalanej trzema słońcami planety Beta O’īi-on-īis układu Ђ‘īig’āā (jak mówili starożytni mądrzy: ‘ijl Jauza al-Yus’a). Był wstrząśnięty. Tyle wojen, tyle rzezi, tyle budzącego grozę okrucieństwa! Po tym zwięzłym kursie stał się specjalistą od narzędzi, technik, taktyk i strategii zabijania, stosowanych na Ea’th. Te agresywne istoty od samego początku ciągle ze sobą toczyły walki. Nawet ich części ciała, kończyny, czy głowa – w określonych sytuacjach były bronią. Różnorodnie kształtowane kawałki drewna, kamienia, metali, przyjmujące coraz bardziej złożone kształty, zawierające coraz bardziej zaawansowana wiedzę – służyły po to, by zabijać. Choć bieda, głód, brak wykształcenia – degradowały mieszkańców Ea’th – rządzący ciągle kupowali broń, napadali i grabili słabszych, siejąc terror i zniszczenie. Gdyby te gigantyczne środki zostały przeznaczone na edukację i socjalno-strukturalne potrzeby biednych i/lub ubogich społeczeństw – ich planeta byłaby bogata i szczęśliwa. Zwrócił uwagę na tzw. bronie nowych generacji/technologii. Pola skrętne posłużyły np. Pierwszym do zbudowania sieci kosmicznych tuneli, dzięki którym szybko można przemieszczać się po dostępnym nam uniwersum. Natomiast na Ea’th odkrycie zjawiska pól skrętnych i ich rozliczne zastosowania – dało początek olbrzymiej gamie broni
(generatorów) torsyjno-psychotronicznych. Zjawisko skrętu i posyłania przez serce poszczególnym organom ciała w formie wiru-pakietu porcji utlenionej i nasyconej pokarmem krwi – zdiagnozowano np. analizując pracę serca. Zaobserwowano przy tym współpracę – poprzez czakry ciała – z bio-polem organizmu. Ich mądrzy zbadali, że nie ma (z niewielkimi wyjątkami) barier dla rozchodzących się fal (różnej długości), które powstają podczas generowania pola skrętnego. Gdy rządzący zorientowali się nad potencjałem możliwych zastosowań tego zjawiska, jako broni – zaczął się nieprawdopodobny wyścig zbrojeń wśród konkurujących ze sobą na poziomach: globalnym i regionalnym państwmocarstw. Natychmiast problematyka bio-pól, pól torsyjnych i psychotroniki – zniknęła z tematyki oficjalnie publikowanych badań. Rządzący łożyli gigantyczne środki na badania prowadzone w tajnych rządowych i korporacyjnych ośrodkach, które nota bene przyniosły rozliczne zastosowania. Powstały generatory różnej wielkości/długości fal i o różnej mocy. Przenośne, precyzyjne, skierowane na pojedynczy obiekt – mogły doprowadził do np. nowotworów i związanych z tym ciężkich chorób (białaczka, rak, itd.), zawału serca, udaru, rozległego paraliżu, a podkręcając natężenie – rozerwania mózgu. Ich moc była tak duża, że np. skierowane na beton – rozdrabniały go w krótkim czasie na piasek. Służyć też mogły do manipulowania osobowością jednostek, sterowania ich zachowaniami (np. technika zwana PAS, personality assessment system, system oceny, szacowania osobowości). Generatory szeroko-falowe – mogły służyć do programowania zachowań grupowych (oraz jednostkowych). W wersji indywidualnej służyły też np. służbom specjalnym do programowania
zabójców
(którzy,
po
wykonaniu
zlecenia,
ochoczo
popełniali
samobójstwo), unieszkodliwiania dysydentów, samobójstw denuncjatorów, zdrajców, itd. Początki wersji zastosowań grupowych były mało obiecujące, np. udało się sprawiać, że w szkole w jednym momencie cała grupa płakała, upuszczała przedmioty, przewracała się, zasypiała na stojąco, itd. W tej wersji chętnie stosowały je armie, np. podczas walk w miastach lub przełamywaniu tzw. frontu. Raport ośrodka badawczego, pracującego dla armii mocarstwa Juu-ees-eej, zalecał dalsze kierunki badań nad tzw. wersjami nie zabójczymi drugiej generacji (zwanymi też ukierunkowanymi systemami energetycznymi): „(…) początkowo należy położyć nacisk na degradację ludzkiej zdolności do wykonywania zadań poprzez ładowanie termiczne oraz efekty pola elektro-magnetycznego, dalsze prace należy ukierunkować na możliwość kierowania i przesłuchiwania funkcji mentalnych przy pomocy pól przyłożonych z zewnątrz (…)”. Ich wersje udoskonalone (i opatentowane, np. SSSS, silent sound spread spectrum, poszerzone spektrum cichego dźwięku) były za to powszechnie używane podczas wielu
podprogowych kampanii reklamowo-wyborczych. Analizy skutków ich systematycznego stosowania wskazywały, że szkodzą zdrowiu poszczególnych jednostek, blokują wolę na poziomie podprogowym, pozbawiają zdolności do politycznego, kulturowego i społecznego samookreślenia, manipulują społeczną świadomością, niszczą duchową przestrzeń jednostek. Z kolei rozliczne bazy wojskowe oraz instalacje obronne były chronione systemami opartymi na podobnym mechanizmie, np. BISS (base installation security system) oraz CLASSIC (covert local area sensory system for intruder classification). Generatory fal znalazły też zastosowanie np. do rozbijania grup, rozganiania demonstracji niezadowolonych tłumów (używany np. przez teokratyczno-policyjne państwo Juu-dee system CAAKA wobec tubylczych innowierców), ewentualnie sterowania jego postawami (towarzyszyły temu liczne efekty uboczne w postaci bóli głowy i uszu, stanów splątania, niepokoju, uporczywego brzęczenia, otumanienia, depresji, braku woli, dezorientacji, niekontrolowanego strachu, niewytłumaczalnej paniki, zakłócenia spostrzegawczości, agorafobii, bezsenności, amnezji, roztrzęsień psychicznych, skłonności samobójczych, zmęczenia, deficytów logicznego myślenia, trudności ze skupieniem uwagi, problemów z uzyskaniem świadomego kontaktu, itp.). Pewna część mieszkańców Ea’th próbowała się bronić i zrzeszała się, zakładając w tym celu różne organizacje. Tak powstały m.in. Międzynarodowy Komitet Przeciwko Ofensywnym Broniom Mikrofalowym oraz Mind Justice (Sprawiedliwość dla Umysłu). Konkurencyjne mocarstwa, obawiające się zdystansowania w technologicznym wyścigu zbrojeń, bardzo niepokoił program HAARP (high frequency active auroral research program, aktywna aureola wysokiej częstotliwości fal). Oficjalnie był to projekt wojskowych badań naukowych, prowadzonych wspólnie przez siły powietrzne, flotę mocarstwa Juu-eeseej oraz ośrodek zaawansowanych technologii DARPA, a budowany przez korporację BAE Systems. Jego ogólnie deklarowanym celem było: „Zrozumienie, symulowanie i kontrola procesów zachodzących w jonosferze, które mogą mieć wpływ na działanie systemów komunikacji i nadzoru elektronicznego”. Jednym z faktycznie realizowanych celów było przechwytywanie sygnałów elektronicznych oraz ich dekodowanie (czytaj: szpiegostwo elektroniczne). W pewnej ustawie skierowanej do Kongresu mocarstwa Juu-ees-eej, a dotyczącej broni nowej generacji (stosowanych w kosmosie), użyto określenia: chemtrails (chemiczne smugi). Smużenie nad wulkanem Yee-‘oouu-stoo wskazywałoby, że użyto generatora broni geo-torsyjnej ulokowanego w kosmicznej bazie lub satelicie. Nie wiemy, którego mocarstwa siły zbrojne wykonały to uderzenie. Jego początkowym efektem był kolaps stożka, co
ostatecznie znacznie spotęgowało siłę wulkanicznego wybuchu. W tym kontekście bombowy atak podjęty przez bojowników Mahdiego mógł nie mieć jakiegokolwiek znaczenia. Mądrzy, analizujący sytuację końca istnienia globu Ea’th, dostrzegają jeszcze jedną możliwość. Ponieważ nie udało się zidentyfikować planety lub układu, skąd pochodziliby wielkoocy humanoidalni Obcy, analitycy przypuszczają, że mogli to być mieszkańcy Ea’th, ale z odległej przyszłości, którzy natknęli się na agresywnych gadzich terropodów z układu Sol bis. By uniknąć zagłady – m.in. cofnęli się w czasie, by uzbroić swoich przodków przeciwko tym agresorom. Ci z kolei, po pokonaniu mieszkańców Ea’th w przyszłości, również cofnęli się w czasie, by zapobiec kontratakowi. I prawdopodobnie to oni wysadzili wulkan Yee-‘oouu-stoo, by pozbyć się głównych sił oporu przeciwnika. Ponieważ przed ogólnoplanetarnym desantem – w zarejestrowanej relacji występowała długa pauza – przeskanowano ją z użyciem różnych zakresów długości fal. Okazał się, że przed ostatecznym atakiem terropodzi masowo użyli zaawansowanych, defensywnych systemów broni elektro-magnetycznej, która impulsowo niszczyła komputery i wszelkie elektroniczne urządzenia służące do łączności, kierowania obroną, detekcją nadlatujących obiektów, programowania systemów zarządzających szeroko rozumianym przesyłaniem paliw, energii, itd., oraz sterowaniem różnorodnym transportem. Najwyraźniej obcym zależało na przejęciu w stanie możliwie mało zniszczonym infrastruktury podbijanej planety. Następnie, po wytruciu i wyniszczeniu bio-bojowym nano-gazem (tzw. zieloną mazią, grey goo) wszystkich żywych istot na Trzeciej planecie, próbowali ją zająć. Spotkało się to z pośmiertnym kontratakiem mieszkańców Ea’th. Doszło do gigantycznego kolapsu całej planety wraz z ekspedycyjnymi siłami wroga. Od tego momentu brak jest śladów, czy przejawów jakiejkolwiek działalności przedstawicieli tych trzech cywilizacji. (nie nastąpił koniec przekazu, jak można by oczekiwać, lecz po kilkusekundowym smużeniu nastąpiło podjęcie dalszej narracji) Najnowsze
analizy
mitologii,
legend,
podań
oraz
różnorodnych
kultów
funkcjonujących w najstarszych ośrodkach cywilizacyjnych mieszkańców Ea’th – wykazują zastanawiającą koincydencję. Otóż około 150 – 130 tys. pełnych obiegów Ea’th wokół Sol wstecz większość tych ośrodków doznała istotnego przyśpieszenia, wręcz cywilizacyjnego skoku w swoim rozwoju. Wśród elementów wskazujący na podobieństwo można wymienić wykształcenie pisma, eksplozję różnorodnej literatury, rozwój organizacji państwa, śmiałe, a niekiedy wręcz genialne początki wielu dziedzin wiedzy, w tym prawodawstwa, zarządzania,
inżynierii, medycyny, ziołolecznictwa, sądownictwa, matematyki, astronomii, filozofii, religii, gnozy, magii, wyodrębnienie kasty uczonych kapłanów, budowanie świątyń w kształcie stożka – piramidy – ziqquratu, kulty solarne, czczenie skrzydlatych bóstw. Co charakterystyczne, zarówno wśród społeczności Nowego Świat (np. ludów Māā-yāā), jak i zamieszkujących Dwurzecze (m.in. Kĕĕm-mĕĕth, Sūū-mĕĕ-‘ūū, Aāā-kāād, Aāā-ššīī’/Aāāššūū’ūū) czczeni są uskrzydleni bogowie przybywający z Planety ‘X’ (tak u ludów Māā-yāā) lub planety zwanej Nīī-bīī’u – Nĕĕbīī’u – Nĕĕbĕĕ’u (tak u zamieszkujących Dwurzecze). Samo słowo: Nīī-bīī’u – Nĕĕbīī’u – Nĕĕbĕĕ’u występujące w ich klinowych tekstach – poprzedzone jest determinatywem dīīngīī’, stawianym przed imionami istot boskich, bądź też determinatywem mūūl, stawianym przed nazwami gwiazd i planet. Ta dwoistość wynikała stąd, że w wierzeniach ludów Dwurzecza gwiazdy i planety były traktowane jako bóstwa. Pojawiały się takie pytania: czy wynikało to tylko ze względów religijno-kultowych? Czy dawni mieszkańcy Ea’th nie potrafili rozdzielić sacrum od profanum, czy też bajecznomitycznych realiów od rzeczywistości? Stąd po interpretacjach, że kosmicznymi siedzibami bogów były dla mieszkańców Ea’th obiekty stale obecne na niebie, to jest planeta Jōō-vīī (w piśmie klinowym: ŠŠAG.MĒĒ.BĀĀ) lub gwiazda Biegunowa (Północna) – zaczęto szukać innego rozwiązania. Potraktowano mityczne relacje poważnie i skonfrontowano dawne przekazy z danymi uzyskanymi od astronomów. Zdiagnozowano wtedy chronologicznie istotną zbieżność! Otóż z Obłoku Oo’tāā około 130 tys. pełnych obiegów Ea’th wokół gwiazdy dziennej wstecz do układ Sol prim przybyła wędrująca swobodnie przez kosmiczną przestrzeń gwiazda podwójna, oznaczona w antycznym katalogu jako WISÆ_072.00.846 (zwana też gwiazdą Šǯōō’zāā). Odnaleziono też szereg mitów, które mówiły o odwiedzinach skrzydlatych, bardzo surowych, lecz sprawiedliwych bóstw, które przekazały mieszkańcom Ea’th podstawy wiedzy i przyczyniły się do rozwoju wielu ich cywilizacji. Rozliczne mity wyraźnie precyzowały, że owi bogowie przybywali na Ea’th z własnej planety, która potem skierowała się w stronę Obłoku Oo’tāā. W scenariuszu optymistycznym oznaczałoby to, że w analizowanym regionie uniwersum istnieje jeszcze jedna cywilizacja. Ponieważ od dawna nie mamy jakichkolwiek śladów ich działalności – wersja pesymistyczna mówi, że kiedyś mieliśmy do czynienia z jeszcze jedną cywilizacją. (koniec przekazu nie nastąpił, lecz po kilkusekundowym smużeniu nastąpiło dalsze podjęcie narracji)
Napłynęły nowe dane. Otóż wokół Ea’th na bardzo bezpiecznej, stacjonarnej orbicie krąży duży kosmiczny obiekt, który – gdy podchodzi się do niego do lądowania – przypomina wielkiego, okrytego potężną zbroją, czarnego władcę (rycerza?) siedzącego na tronie. Dlatego w wielu na poły mitycznych przekazach z okresu wstępnego podboju kosmosu przez mieszkańców Ea’th nazywano go właśnie Czarnym Rycerzem (Black Knight). Problem z jego namierzeniem i zlokalizowaniem polega na tym, że na wszelkich innych długościach fal, poza odbieranymi przez mieszkańców Ea’th jako światło, w ogóle go nie widać! Zapewne oznacza to, że pomimo upływu czasu liczonego w kosmicznej skali – urządzenia maskujące obiekt nadal sprawnie działają. Właśnie niedawno ponownie go odnaleziono. Wstępne badania pokrywającego go kosmicznego pyłu wskazują, że krąży tu od co najmniej 130 tys. pełnych obiegów Ea’th wokół Sol wstecz. Potwierdzałoby to fakt odwiedzin cywilizacji podróżującej na gwiaździe Šǯōō’zāā. Nie wiemy tylko co chcieli osiągnąć, pozostawiając go tutaj. Pełne skanowanie układu planetarnego Sol ujawniło istnienie kilku dodatkowych planet, które w części na pewno są przejawem kosmicznej inżynierii. Są one, można by rzecz, zakamuflowane dzięki bardzo wydłużonym, eliptycznym orbitom. Zidentyfikowano istnienie bardzo dużej, dziewiątej planety (zupełnie mylnie niekiedy zwanej też planetą ‘X’), wokół której – jak wskazują wielokrotnie przeprowadzane i weryfikowane obliczenia – krąży kilka (tj. dziesiąta, jedenasta oraz dwunasta) karłowatych, zapewne przechwyconych w kosmosie – planet. Czas pojawienia się dziewiątej planety był skorelowany z odwiedzinami tzw. gwiazdy Šǯōō’zāā. Stąd domysły, że została ona celowo tutaj przyholowana z głębokiego kosmosu. Zachowały się informacje, których interpretacja pozwala na wnioskowanie, że właśnie wtedy mieszkańcy gwiazdy Šǯōō’zāā pracowali nad technologią teleportacji. Miała ona istotne ograniczenie: konieczność bardzo precyzyjnego przestrzennego wskazania miejsca, do którego wysyłano obiekt. Znając dokładną lokalizację dziewiątej planety przedstawiciele cywilizacji z gwiazdy Šǯōō’zāā mogli dokonywać przestrzennych skoków nawet pomiędzy bardzo odległymi galaktykami.
(koniec przekazu)
Episode 3. Chmurnik & mądra (szeptucha) Włączył bio-łącze. W katalogu wybrał kolejny kontynent: Gāā-doo. Pełna obserwacja uczestnicząca awatara nr …. (rząd znaków i cyferek) wysłanego przez ….. (dane badacza, korporacji wiedzy, podmiotu finansującego itp.) na Trzecią planetę układu Sol. Okres: III wiek liczony od momentu zero. Lokalizacja: wyspa na północy zwany przez tubylców Eīi-h’eḕ. Czas bieżący lokalny. Dał polecenie odtwarzania wybranego rekordu. (…) Niemal ciągle zasłonięte chmurami wyniosłe góry na północy wyspy, przechodzące na południu w Siedmiorzecze z soczyście zielonymi dolinami Pogórza – to całkowicie odrębny i specyficzny świat. Tu ludzie inaczej myślą i zachowują się. Są hardzi, swarliwi i wielce przesądni (...) mają bogate duchowe wnętrze. Uważają, że trzeba mocno wierzyć i zwracać uwagę na Znaki (...) Złe (liczne demony, niedobre duchy, szatany, diabły, chochliki, gnomy, dziwożony, utopce, czarne elfy itd.) nieraz prostym ludziom wielce życie uprzykrza, nieszczęść przysparza. Trzeba umieć się przed nim bronić (...) wsparciem są miejscowe, wypróbowane sposoby oraz tutejsi specjaliści od magii (najczęściej ochronnej), guseł (magicznych praktyk/rytuałów) i czarów: biali (= dobrzy) chmurnicy, płanetnicy, góralscy čarownicy, zaklinacze burz i wiatru, ogólnie: pogody. Tym zawodem w górach trudnią się wyłącznie mężczyźni (...) Sama obecność kobiet przy odprawianiu rytuałów była surowo zakazana, bowiem Złe mogło wykorzystać jej płeć, charakter czy też brak rozsądku – i sprowadzić nieszczęście. Mogło też zeźlić się bardziej i ściągnąć, np. gorszą burzę (...) (…) W górach zima to trudny czas. Ma też szczególne znaczenie, gdyż czarownice od zimowego słonecznego przesilenia (mniej więcej w połowie grudnia) rosną w moc, zbierają ją (…) dzięki stosunkom z diabłem, odbytym podczas sabatu na Łysej Górze, bywają obdarzone nadludzką mocą (…) rzucają wtedy dużo więcej uroków, odbierają krowom mleko (…) czasem wydaje się, że to tylko stare kobiety zbierają resztki trawy (…) bywa że chodzą rano na łąki, czasem zupełnie nagie, nieco tylko spowite mgłą (...) a później u sąsiadów okazuje się, że krowy przestają mleko dawać (…) lubo mleko zamienia się w krew, a krowa parszywieje (…) w tym celu czarownica złapaną ropuchę spala na popiół i posypuje nim krowy (…) mądra gaździna wie, jak krowy należy chronić przed urokiem (…) na chuście do odcedzania mleka (powonsce) należy położyć na środku dwie igły na krzyż złożone, a do
skopka z mlekiem wrzucić trzy małe rozpalone kamienie (…) wtenczas czarownica winna szkody przybiega i prosi, by zaniechać nad nią posądu (…) gazdowie za to codziennie po zachodzie słońca pletli z jałowcowych wiklin bicze na czarownice, by im bydła nie psuły, odmawiając przy tym pacierze z intencją (…) w Nowy Rok w świątyni ustawiali się pod dzwonami i tymi biczami bili w posadzkę (…) wtedy czarownice, wijąc się z bólu, prosiły o przebaczenie (…) gdy wskutek czarów mleko warzyło się zanim zostało wlane do naczynia – gazda winien zanurzyć w mleku rozżarzone prensło z pługa i nie zważając na jęki czarownicy – tak długo je trzymać, aż ta mleko odczaruje (…) Nowy Rok, to magiczny czas, gdy czary działają ze szczególną mocą, to czas wróżenia i przepowiadania pogody oraz przyszłości – ludzie chcą wiedzieć, czy uchronią się przed chorobami i czy ominą ich nieszczęścia, czy zdobędą bogactwo, czy znajdą ukryte w górach skarby (...) to czas podejmowania działań ochronnych, zapobiegawczych (…) np. by kury nie gubiły jaj – w tym celu należało w Nowy Rok przerzucić ponad dachem chałupy kulę ze śniegu (…) wypełnienie wszystkich magicznych zakazów i nakazów w ciągu całego roku dawało pełną i skuteczną ochronę przeciwko czarom, złym mocom oraz wredocie bliźnich (…) (…) Dla górali nieszczęściem były zarówno długotrwałe susze, jak i nadmiar deszczu, czy burze. Skutecznymi, wielokrotnie praktykowanymi sposobami zażegnania (lub, w zależności od potrzeby: sprowadzania) deszczu było pławienie w rwącej rzece miejscowej czarnej (= złej) czarownicy, spalenie mrowiska lub znalezienie magicznego źródła-studzienki (...) Lokalni zaklinacze pogody potrafili też, przebywając przez trzy dni w samotności, paląc zioła i świece, poszcząc, bez snu, odmawiać bez przerwy specjalną modlitwę, dzięki której czwartego lub piątego dnia deszcz przestawał (lub: zaczynał) padać (...) By odpędzić nawałnicę – należało wystawić przed chałupę łopatę do wkładania chleba do pieca (…) skuteczne też było wyniesienie brony obróconej zębami ku górze, by na nich burzowe chmury podarły się i przyszło przejaśnienie (…) działało też wyrzucenie przez okno siekiery, umieszczenie w oknie siedmiokrotnie poświęconej gromnicy przed świętym obrazem oraz palenie w piecu święconych ziół (m.in. rozchodnika), by dym i święte moce chroniły przed niepogodą (…) sprawdzonym sposobem było trzykrotne obejście domu i zagrody przez gospodarza/bacę niosącego gromnicę wraz ze świętym obrazem; okadzano też wtedy zabudowania świętymi ziołami palonymi na fajerce wyjętej z pieca (…) zdarzało się, że grom spalił zagrodę (…) bywały też i podpalenia (…) jego sprawcę można było poznać po tym, że gdy szedł do świątyni w czasie zimowego słonecznego przesilenia – jego cień powodowany światłem księżyca nie miał głowy (…) inni jeszcze twierdzili, że podpalacz w ogóle nie rzuca cienia (…)
(…) by grad lub burza nie zniszczyła upraw – należało magicznie uszczelnić granice światów; w tym celu pole winno być oborane przez braci-bliźniaków pługiem ciągniętym przez dwa bliźniacze byki (…) by uchronić zagrodę – trzy razy ją obchodzono modląc się, a węgły domu smarowano błotem przyniesionym sprzed świątyni (…) praktykowano też wystawianie przed dom stołu uczynionego bez użycia gwoździ i postawienie na nim świętego obrazu (…) do rozpędzania gradowych i burzowych chmur skuteczny był głos dzwonka przyniesionego z pielgrzymki (…) gdy nadciągała burza, obiegano domostwo, dzwoniąc ile sił, by wiatr nie dokonał zniszczeń, a piorun nie uderzył (…) taki dzwonek, obok święconej wody, ziół i siedem razy święconej gromnicy, należał do przedmiotów niezbędnych w każdym gospodarstwie (…) często też w świątyni jeden z dzwonów specjalnie święcono, opatrując go stosownym napisem (= intencją), by chronił okolicznych mieszkańców przed burzami, piorunami i gradem (…) powszechnie wierzono, że gdzie się rozchodzi głos takiego dzwonu – Złe nie ma dostępu (…) z czasem we wsiach zaczęto wznosić osobne dzwonnice, by ich głos chronił okolicę (…) mieszkańcy gór wierzyli, że złe chmurniki i płanetniki, ciągnące na łańcuchach burzowe chmury, z których wysypują na ziemie grad i deszcz – panicznie boją się głosu dzwonów, gdyż ich dźwięk wyznaczał święty krąg, którego granic nie mogły przekroczyć żadne złe moce (…) gdy jednak dzwon został użyty podczas pogrzebu lub do ogłoszenia czyjejś śmierci – tracił tę cenną skuteczność (…) po wsiach byli zaklinacze burzy (…) gdy uderzały pierwsze grzmoty – zaklinacz szedł na graniczną miedzę wsi i recytował chroniące modlitwy (…) mógł też wspiąć się na wzniesienie górujące nad wsią i tam, odmawiając pacierze, ruchami rąk odganiać burzę (…) [jego przygębowe szczęko-czułki ułożyły się tak, jak by się uśmiechnął: przecież zaklinacz ryzykował ściągnięciem na siebie solidnego wyładowania elektrycznego w trakcie burzy] (…) zajęcie to uważano za niebezpieczne, wymagające wiedzy i ponadprzeciętnych sił duchowych i fizycznych (…) w trakcie odpędzania burzy należało albo powstrzymać demony ciągnące chmury, albo pomóc im w ich przeniesieniu poza sadyby i pola uprawne (…) to ostatnie oznaczało podjęcie współpracy ze złem, co mogło się w przyszłości skończyć nieszczęściem (…) niektórzy zaklinacze burz mieli szczególną władzę nad nimi, bowiem urodzili się w czepku (…) zasuszony czepek, póki był starannie przechowywany, dawał właścicielowi magiczne i niezwyczajne moce (…) jego zniszczenie prowadziło do utraty tychże mocy (…) wierzono też, że wichury są skutkiem tańca diabłów (…) dlatego, wychodząc z domu, należało zabierać ze sobą poświęcony różaniec, i idąc – odmawiać
pacierz, a co staję trzykrotnie splunąć przez lewe ramię wymawiając nazwę białego ziela (…) sól wyniesiona z domu podczas wichury miała moc zmienienia kierunku wiatru (…) by uspokoić lub odpędzić wicher – należało na próg domu wynieść – poświęcone w pierwszą zapowiedź wiosny – garść soli oraz mąki; wtedy wiatr nasyci się pozostawionymi mu darami i pójdzie wiać gdzie indziej (…) szczególnie gwałtowne wichry miały się zrywać, gdy umierał czarownik lub czarownica (…) [oznaczałoby to – żartobliwie dumał rozważając treść przesądu – że utopienie czarownicy podczas jej pławienia prowadziło do celowego wywołania wichury; chwilę się zastanawiał: jak, tak nieracjonalnie zachowujący się zwykli mieszkańcy Trzeciej planety, mogli polecieć w kosmos?; wyjaśnieniem byłaby socjotechnika, że osobnikom dzierżącym władzę zależało, by tacy właśnie byli, gdyż łatwiej wtedy było nimi rządzić!] (…) halny i inne silne i długo wiejące wiatry mogły przepowiadać śmierć samobójczą (…) w wyjącym wichrze górale słyszeli jęki wisielców, śmiech diabła, głosy wydawane przez dusze nieochrzczonych, zamordowanych i źle pochowanych, proszące o modlitwę i wsparcie (…) wędrującemu na rozstajach dróg wiatr wskazywał kierunek dalszej drogi (…) gdy przychodził czas długo wiejących wiatrów, by chronić chałupę, na jej węgły sypano poświęconą mąkę (…) bywało, że wysyłano też niezamężną (niektórzy twierdzą, żeby rytuał zadziałał – musiała być niewinna) dziewczynę w bieluchnej koszulinie, by niosła mąkę na sicie i obchodziła budynek zgodnie z ruchem słońca (…) zatrzymywała się przy każdym węgle i prosiła wiatr, by przyjął podarunek, by nim nie wzgardził i oszczędził chałupę (…) gdy halny zrywał gonty – w to miejsce sypano mąkę lub kaszę (…) ostre podmuchy wiatru przed burzą, owianie przez wiatr, zwiastowały choroby i nieszczęścia, powodowały gorączkę lub postrzał (…) długo wiejące wiatry przyprawiały niektórych górali o utratę zmysłów, zawroty głowy, zamęt w myślach, powstanie paraliżu i kołtunów (...) na te niebezpieczeństwa szczególnie narażone były nieochrzczone niemowlęta (…) wschód i zachód słońca wyznaczał magiczne ważne granice, których nie wolno było przekraczać (…) po zachodzie słońca nie wolno było pożyczać pieniędzy, chleba, ognia, sprzedawać lub dawać sera czy mleka (…) złamanie tego zakazu skutkowało odpływem dóbr z gospodarstwa, psuciem się nabiału itp. (…) noc za to służyła do zbierania czarodziejskich ziół, czerpania ze źródeł leczniczej wody (…) czynności te należało wykonywać na czczo, nago, w całkowitej ciemności, bez świadków (…) (…) Na południe od gór, pośrodku Wyspy, rozłożyły się żyzne niziny zasilane wodami siedmiu rzek (…) Ich mieszkańcy różnili się od górali (…) tam pozycja kobiety była
zupełnie inna (...) związana z tajemnicą dawania życia (…) żar z paleniska rzucał ruchliwą poświatę (…) gdy mądra weszła do rodzącej. Twarz miała pooraną zmarszczkami. Ręce spracowane. Siwe włosy związane (...) Bardzo ciepła. Życzliwa. Cierpliwa. Wybaczająca. Miała dobrą aurę i bardzo silny dar. Innej zresztą lokalna społeczność by nie zaakceptowała. Otaczał ją wielki szacunek z domieszką strachu (...) Jej słowa podczas obrzędów nabierają wyjątkowej mocy (...) są nośnikiem znaczenia i siły sprawczej (...) przez odwołanie do religii i magii – stają się lekiem (...) zapłaty za leczenie i modlitwę nie żądała. Mogłaby wtedy stracić dar. To odczuwający ulgę pacjent sam zostawiał swój wyraz wdzięczności (...) miejscowi uważają, że skoro jest obdarzona łaską, to powinni z jej pomocy korzystać (...) zwą ją różnie: zielarką, wiedźmą, czarownicą, szamanką, szeptuchą, bibi ua kiji, bibi otun, uzdrowicielką, mądrą (babą), znachorką, zamawiaczką. Leczy ziołami, grzybami i korą, wywarami, magią, palonym ogniem, dymem, kuruje przywracającym zdrowie błotem, popiołem, oddechem (praną) lub baraką (błogosławieństwem lub esencją życia), rytualnymi gestami, dotykiem, zaklęciami (szeptami, zamową, zamawianiem), poświęconymi lub świętymi przedmiotami, wykonywanymi zabiegami i modlitwą. Rzucała lub zdejmowała uroki (...) jej umiejętność odbierania porodu zwano – babieniem (…) czas rodzenia i przychodzenia na świat dziecka był regulowany odmiennymi zwyczajami u różnych ludów (...) respektując zwyczaje lokalne – na ten czas wyganiała mężczyzn (...) jej lud wierzył, że to trudny, nieczysty okres (...) zapach wonnych i otumaniających ziół, sierści zwierząt, pajęczyn oraz mchu, które sypała w żar, rozchodził się dookoła (...) by ułatwić poród rozplatała warkocze leżącej (…) zdejmowała jej pierścionki, kolczyki, zapinki i chusty, by koło rodzącej nie było nic, co jest związane z ograniczeniem, zamknięciem czy zawiązaniem (...) dawała z czarki kilka łyków ziołowej nalewki (...) gdy poród był trudny – kazała (…) otwierać wszystkie wejścia, by wzywane dobre duchy miały dostęp do rodzącej (...) miejsce cięcia, gdy dziecko trzeba było wyjąć – znieczulała bieluniem, a ranę oczyszczała za pomocą szałwii (…) za to na Czarnym Kontynencie kobieta odczuwająca pierwsze skurcze, udawała się na bezludne miejsce (...) tam, bez pomocy mądrej rodziła sama (...) często wiązało się z komplikacjami i śmiercią wielu dzieci (...) u ich ludu to mądra zakopywała, by nikt się nie pokalał, macicę – kieszeń rodzicielstwa, mfuko ua uzuzi, w jaskini bóstwa chronionego kręgami menhirów, ona też przecinała pępowinę i podawała dziecko dumnemu ojcu, by je podniósł do góry, uznając za swoje (...) na Czarnym Kontynencie noworodki po przyniesieniu do wsi były opluwane (...) tamtejsi mieszkańcy uważali, że opluwanie kogoś ma niezwykłą moc (...) ślina na oczach i twarzy dziecka ma zapewnić mu szczęśliwe życie i powodzenie (...) za to w innym, dalekim kraju, gdzie słońce chowa się za horyzontem, a ludzie mają skórę
koloru cynobru – w upalne dni noworodki są zanurzane w lodowatej wodzie (...) wywołuje to u nich silny płacz (…)z czasem dzieci stają się senne i szybko zasypiają (...) z kolei na dalekich wyspach na Południowym Morzu noworodki przez rok nie mogą dotknąć ziemi (...) zakaz związany jest z wierzeniem, że każde nowonarodzone dziecko jest istotą zesłaną z nieba (...) kontakt z brudnym podłożem to przekroczenie magicznej granicy (…) wtedy dziecko z istoty boskiej przeistacza się w zwykłego śmiertelnika (...) (…) była też z umierającymi. Dawała im godność, by potrafili, mimo cierpienia, pożegnać się z tym światem. Pomagało im to, że była przy nich, że nie byli sami, że podawała im wodę i trzymała za rękę. Towarzyszyła im w ostatnich chwilach (...) gdy rodzina bardzo poprosiła, czasami zgadzała się, by zmarłą przygotować do ostatniej drogi. Mówiła do zmarłej: – Daj babciu rączkę. Ubierzemy koszulkę. Oswajała śmierć (…) gdy umierał powszechnie szanowany wódz – poproszono ją, by towarzyszyła mu w odejściu (…) uważnie obserwowała zachodzące zmiany (…) widziała objawy zbliżającej się śmierci, oznaki agonii (…) jego stan zdrowia ulegał szybko pogłębiającemu się pogorszeniu (…) znacznie osłabł, a jego dotychczas mocny organizm – był teraz bardzo wyczerpany nieuleczalną chorobą (…) nie miał sił, by cokolwiek zjeść lub wypić (…) postępował spadek masy ciała (…) ciągle był senny, podsypiał, tracił co pewien czas przytomność (…) nie poznawał już osób (…) nie interesowało go to, co się działo w jego otoczeniu (…) jego głos był bardzo słaby, drżący, z trudem dobywany z piersi (…) później pojawił się głośny, rzężący oddech, który niebawem przeszedł w duszność i trudności w oddychaniu (…) rysy twarzy wyostrzyły się, cera zrobiła się woskowa (…) skóra na ciele przybrała brunatne zabarwienie (…) pojawiła się suchość w ustach i brak kontaktu (…) był coraz słabszy – jeszcze trwał, lecz już nie miał chęci do życia (…) w nocy, we śnie, cicho odszedł (…) jego zwłoki starannie zabalsamowane, nadal przechowywano w domu, gdyż przygotowania do pogrzebu tak znacznej osobistości potrwają kilka lat (…) najwięcej czasu zajmuje zgromadzenie odpowiednich funduszy (…) w tym czasie zmarłego traktowano jak ciężko chorego członka rodziny (…) dzieci przychodzą opowiedzieć o swoich problemach i poradzić się (…) żona przynosi posiłki (…) sam pogrzeb jest hucznie obchodzony (…) po kilkudniowej stypie – cała społeczność wzniosła mu wielki kurhan (…) grobowiec wyposażono w bogate dary (…) miejsce dawniej składanych żywych ofiar zajęły pięknie wykonane gliniane figurki wojowników, kobiet, dzikich i udomowionych zwierząt, służby (…) ciało wodza obficie posypano czerwoną ochrą (…) symbolem dostojeństwa i szlachetności rodu (…) całość pochówku przykryto olbrzymim, prostokątnym głazem (…)
(…) śmierć była częścią jej pracy, tak jak przyjmowanie porodów. Była związana z symboliczną klamrą istnienia: końcem i początkiem życia. Gdy była młodsza – trudno jej było się pogodzić z tym, że umierają dzieci (...) zaledwie przyszły na świat, a już odchodziły (…) znała też rzadkie przypadki cudu, gdy dzieci ożywały (…) zdarzyło się to dawno, gdy była młoda i uczyła się u szamanki, która szykowała się już do przekroczenia linii życia i śmierci (…) dziecko ledwo przyszło na świat (…) leżało nieruchome (…) martwe (…) obecni bezradnie rozkładali ręce, patrząc na skrajną rozpacz rodziców (…) matka postanowiła przytulić noworodka (…) mądra ułożyła niemowlę w ramionach matki, skóra do skóry (…) wiedziała, że ciepło i bicie serca, które odczuwa noworodek, ma na niego dobroczynny i magiczny wpływ (…) i dziecko ożyło! Ile wtedy było radości i szczęścia (…) bywało tak też, że kobieta myślała, że jest w ciąży, choć nie rósł jej brzuch (…) chciała, by mądra sprawdziła, czy nie nosi dziecka na plecach (…) kobiety przy poronieniach tak wierzyły (…) po wioskach wierzono, że dziecko w razie trudności tam przechodzi (…) jedna z nich twierdziła, że już trzy lata chodzi w ciąży, a dziecko jest wciąż na plecach i nie chce przejść do przodu (…) bywa tak, gdy kobieta nie akceptuje tego, że nie jest w ciąży, że nie ma dziecka (...) gdy kiedyś starsza kobieta przyszła do niej, skarżąc się na bóle w dole brzucha i trudności z oddawaniem moczu, wiedziała, że będzie musiała otworzyć jej brzuch (…) takich ciężkich operacji wiele kobiet nie przeżywało (…) jakie było jej zdumienie, gdy usunęła otorbiony szkielet małego dziecka (…) okazało się, że kobieta w wieku dwudziestu kilku lat była w ciąży, która ulokowała się poza macicą (…) dziecko zmarło, a kobieta przez wiele lat nosiła jego szkielet (…) (…) nie zawsze dzieci były chciane i wyczekiwane (…) podczas wojny powszechnej bojownicy dżii’-ji, po zajęciu tubylczych wiosek – mordowali chłopców i mężczyzn, zbiorowo bili i brutalnie gwałcili kobiety (…) bywały sytuacje, że liczyły na obronę ze strony swoich mężów (…) ci jednak, próbując uniknąć śmierci, nie stawali w obronie ich czci i godności (…) woleli wydać własną żonę czy córkę na pohańbienie niż walczyć z uzbrojonym zwycięzcą (…) niektóre wiedziały, że ich mężczyźni, którzy dopiero wrócą z wojny – nie zrozumieją tego, co przeżyły (…) milczały i udawały, że nic im się nie stało (…) niektóre, by przeżyć, prostytuowały się (…) jeszcze inne świadomie zadawały się z dowódcami, by mieć ochronę przed zbiorowymi gwałtami ich podwładnych (…) kobiety z koszmarem i piętnem gwałtu, jego traumą, radziły sobie różnie (…) takie doświadczenie zostawia bolesny ślad, okalecza na zawsze, a wstyd i hańba – jak rak niszczą poczucie własnej wartości (…) czują się zbrukane (…) jedna z nich powiedziała kiedyś nawet, że czuje się „wybrakowanym towarem”(sic!) (…) mądra wiele razy z nimi rozmawiała, cierpliwie słuchała, zszywała,
leczyła ciało i duszę (…) wiedziała, że jeżeli dana zbiorowość stosowała przemoc i agresję wobec kobiet, to tak samo zachowywała się wobec słabszych (np. dzieci), starszych, czy otaczającej ich przyrody (…) jednak pomimo wsparcia udzielanego przez mądrą wiele kobiet odbierało sobie życie (…) umierały też w wyniku pobicia, czy obrażeń odniesionych podczas brutalnych gwałtów (…) niektóre, nie mogąc pogodzić się z tym, co się stało – dokonywały aktu samospalenia (…) inne przechodziły załamania nerwowe lub popadały w choroby psychiczne (…) długo unikały mężczyzn (…) na świat przychodziły poczęte z gwałtu – jak o nich mówiono – „niewidzialne dzieci” (…) nikt ich nie chciał (…) matki często porzucały je (…) otoczenie ich nie akceptowało (…) (…) nieszczęścia i tragedie spotykały często dorastające dziewczęta w daleko położonych miastach tzw. Korony (…) dochodziło tam do tzw. g’oo-mīin-guu (…) uwiedzenia, oswajania i tresowania dorastającej, naiwnej kobiety (...) młody, przystojny mężczyzna, flirtował i rozkochiwał nastolatkę (...) często pochodzącą z ubogiej rodziny (…) po uwiedzeniu – powoli ją rozpijał i zachęcał do używania narkotyków (...) następnie gwałcił ją i stręczył (...) jako jej właściciel – czerpał znaczne korzyści finansowe, gdy np. cała grupa mężczyzn, pochodząca z gangu, zbiorowo ją wykorzystywała (…) znajdowała się w zaklętym kręgu uzależnienia psychicznego i materialnego (…) gdyż jako pohańbiona – nie mogła wrócić do domu (…) po kilku, czy kilkunastu latach – wyniszczona trafiała na ulicę (…) (…) mądra wiedziała też, że u różnych ludów płeć bywa odmiennie postrzegana i rozumiana (…) np. tubylcy Buu-gīi, z dalekich wysp południowych, rozróżniali ze względu na cechy osobowości, zachowanie, społecznie pełnioną rolę – pięć płci (…) o’’oo-āāné to mężczyźni (…) māāc-cun’’āāīi to kobiety (…) cāā’āā-bāāīi to mężczyzna, który żyje i wygląda jak kobieta (…) cāā’āā’āāīi to kobieta, która przyjmuje męskie cechy i styl życia (…) piąta płeć to bīīs-suu – osoba posiadająca cechy i kobiety i mężczyzny (…) łączyła w sobie pierwiastek męski i żeński (…) dzięki temu może pełnić rolę mądrej, szamana lub kapłana, i pośredniczyć w kontaktach z bogiem lub duchami (…) skoro nie wiadomo, jaką płeć ma bóg czy duch – trzeba mieć w sobie cechy i męskie i żeńskie, by móc z nimi rozmawiać (…) do bīīs-suu: mądrej lub szamana – przychodzą mężatki leczyć bezpłodność (…) panny proszą o znalezienie męża (…) wielu nabywa talizmany, wnosi o odprawienie rytuałów zdejmujących klątwę lub dających powodzenie czy bogactwo (…) całe wioski wiosną proszą o odprawienie obrzędów sprowadzających deszcz i urodzaj (…) (…) martwiło ją to, że (…) u nomadów i myśliwych z dalekiego południa, czy u ciemnoskórych ludów zza morza, mieszkających na Czarnym Lądzie pozycja kobiety sytuowała ją pomiędzy przedmiotem a bydlęciem, z tym że bliżej tego pierwszego (…) za
młodą i zdrową kobietę jej przyszły właściciel i mąż potrafił nawet dać dwie kozy lub jałówkę (…) ciągle jeszcze u ludu ‘’oom-oo-aay istnieje praktyka corocznego weselnego targu (…) na tym jarmarku kawalerowie i wdowcy przebierają wśród panien na wydaniu (…) specjalni weselni pośrednicy sprawdzają, czy panna jest zgodnie z tradycją przygotowana do wesela (…) w tym celu praktykowano okrutne rytuały obrzezania albo wyrzyzania (…) był to warunek dla każdej dziewczyny, która chciała wyjść za mąż (...) nieobrzezana kobieta jest tam uważana za nieczystą i nie miała prawa wyjść za mąż (…) obrzezanie miało obniżyć kobiece pożądanie i zapobiec ewentualnej zdradzie (...) to także fragment rytuału przechodzenia do dorosłości i ważne wydarzenie w życiu całej zbiorowości. Noc przed obrzezaniem dziewczęta owinięte w kolorowe chusty gromadzą się wokół ogniska. Stroją się w naszyjniki, zakładają kolczyki (...) starsze kobiety śpiewem i tańcem wspierają młode dziewczyny. Następnego dnia ciała dziewcząt są malowane rozrobioną glinką w białe wzory i okrywane zwierzęcymi skórami (....) ten okrutny rytuał polega na całkowitym wycięciu, bez znieczulenia, warg sromowych oraz łechtaczki, i ciasnym zaszyciu powstałej tak rany (…) często młode dziewczyny nie przeżywają zabiegu i umierają w potwornych bólach z wykrwawienia lub zakażenia (…) okrutny rytuał wyrzyzania jest powszechnie stosowany przez prawowiernych wyznawców Aa’’āā-hāā, choć ich święta Księga w ogóle o nim nie mówi (…) istnieje tabu (…) o tym rytuale publicznie wśród wyznawców Aa’’āā-hāā w ogóle się nie mówi (…) (…) głęboka wiara w magię, czary, gusła, zabobony, uroki, demony i czarownice często znajdowała u biednych i zacofanych ciemnoskórych tubylców tragiczne ujście w samosądach, czy barbarzyńskich mordach (…) wystarczy susza, pożar, nagła choroba, niewyjaśniony zgon, by tubylcy dopatrywali się interwencji sił nadprzyrodzonych, a wina za tragiczne, czy niewytłumaczalne zdarzenia jest zrzucana na czarownice (…) mieszkańcy pewnej wioski oskarżyli swoją sąsiadkę, że jako czarownica zesłała demona w postaci wilka lub wilkołaka, który rozszarpał małego chłopca z sąsiedztwa (…) starsza kobieta, żyjąca samotnie, nieco na uboczu wioskowej społeczności, została okrutnie porąbana maczetami, a następnie żywcem spalona (…) rzeczy oraz chatę rozgrabili jej mordercy – sąsiedzi (…) w innym przypadku zmarł 6-letni chłopiec, który narzekał na bóle w klatce piersiowej (…) jego rodzice uznali, że dziecko padło ofiarą czarów (…) mieszkańcy wioski, kilkaset osób, których zachęcali rodzice zmarłego, schwytali wskazaną przez nich młodą kobietę (…) po torturach, m.in. przypiekaniu rozżarzonym żelazem, by przyznała się do winy, zawleczoną ją na wysypisko śmieci, obłożona drewnem i spalono w biały dzień (…) w samosądzie wziął udział kapłan (…) zapewniał, że tylko chciał odprawić egzorcyzmy i namaścić oskarżoną olejkiem
(…) ten sam się miał zapalić – według niego potwierdziło to, że była ona czarownicą – i wtedy tłum dokonał zbrodni (…) pewien 23-latek w innej wiosce, w sennych marzeniach ujrzał goniącą go, znaną mu, kobietę i posądził ją o czary (…) to wystarczyło (…) została obwołana czarownicą (…) zginęła zakopana żywcem w, przygotowanym akurat do pochówku, grobie na lokalnym cmentarzu (…) [był porażony bestialstwem popełnianych na niewinnych osobach mordów, i czuł narastający sprzeciw oraz oburzenie; gdy patrzył na zdjęcia oraz filmy, uzyskane dzięki awatarom, rzeczowo i sucho, bez cienia emocji, dokumentujące przebieg tych zdarzeń, na twarze tubylców – pozbawione współczucia lub ogarnięte ślepymi emocjami, żądzą mordu, to z trudem do niego docierało, że, między innymi, podłożem tej agresji była bieda i ciemnota, co jednak jego zdaniem morderców nie usprawiedliwiało] (…) niekiedy rozwścieczony tłum zadowalał się wygnaniem z wioski pomówionej o czary kobiety i zagrabieniem jej mienia (…) starzejący się wódz polecił zgromadzić takie tułające się, pozbawione domostw, domniemane czarownice, w specjalnym obozie (…) tam same musiały zbudować sobie lepianki, zdobywać żywność i wodę (…) w takim miejscu odosobnienia i wykluczenia niektóre spędzały resztę swoich dni (…) problem ze znalezieniem dla nich schronienia wrócił, gdy nowy wódz postanowił zlikwidować obóz (…) (…) grozę budzą ciągle powtarzające się, i akceptowane przez tubylcze społeczności, a więc bezkarne, makabryczne rytuały (…) obrzędowe zabójstwa i mordy (…) ofiary składane z ludzi (…) w lasach i na polach znajdowano okrutnie zmasakrowane ciała, z wyciętymi organami, z wytoczoną krwią, obdarte ze skóry (…) zapotrzebowanie bierze się z przekonania tubylców, że niektóre części ciała posiadają nadprzyrodzone, czarodziejskie moce (…) gangi zabójców, uzbrojone w maczety, przeczesują wioski i polują na „białych czarnych” (…) okaleczają bezbronne ofiary, często kobiety i dzieci (…) odrąbują głowy, kończyny, palce (…) szczególnie cenione są czaszki, organy i członki zee-‘uu (…) tubylców, którzy, w przeciwieństwie do ciemnoskórej reszty, mają biała skórę i uważani są za wcielenia duchów zmarłych (…) organy chłopców, głowy, paznokcie, włosy, serca, kobiece narządy płciowe, języki, oczy, uszy – za duże pieniądze mordercy sprzedają je tubylcom pragnącym sukcesu, jako amulety przynoszące powodzenie, dobrobyt i władzę (…) szamanom i czarownikom – produkującym z nich mikstury, cudowne eliksiry i lekarstwa (…) myśliwym i rybakom przekonanym, że zapewniają udane polowanie czy połów (…)
(…) wrażliwości czy silnych uczuć macierzyńskich i opiekuńczych kobiet najczęściej nie podzielali myśliwi i wojownicy z Pogórza porośniętego puszczą (…) byli przesiąknięci przekonaniem, że miejsce kobiety jest w domu, a celem jej życia – rodzenie dzieci (...) mieli głębokie przekonanie, że seks im się należy (…) nie było wśród nich pojęcia gwałtu (…) kobieta miała dać, i już (...) wiek sprawny, czyli osiągnięcie dojrzałości do założenia rodziny, dziewczyny osiągały najczęściej mając 11 – 12 lat, chłopcy około 14 – 15 (…) zdarzało się, że niezamożni rodzice wydawali córki nawet w wieku pięciu lat (…) związek trwało średnio 10 lat (…) kobiety często umierały w połogu, a mężczyźni ginęli podczas wojen lub na łowach (…) współżycie seksualne w związku traktowano jako obowiązek (...) jeżeli mężczyzna żądał od żony spełnienia go, to musiała się temu poddać o każdej porze; w przeciwnym razie mógł udać się do nierządnicy (…) pozycję społeczną kobiety w związku celnie oddaje powiedzenie: „Bił ją i karcił – jak własną żonę” (...) (…) we śnie ujrzała w łunie złocistej poświaty dobrej energii Białą Panią – Pra-Matkę (wszelkiego) Życia (…) która rzekła: – Przybędzie do Ciebie uczyć się (…) choć jej usta są nieme, będzie mówić rękoma (…) choć jej oczy są ślepe, będzie widzieć lepiej niż niejeden tropiciel (…) choć nie słyszy, pojmie każdego (…) przekaż jej całą swoją wiedzę (…) Twoja służba zbliża się do kresu (…) (…) i pojawiła się w lnianym gieźle chudzinka, o członkach kruchych i bladych, jakby wiecznie drżących (…) tak delikatna, że jej iskierka życia, zda się, ledwie się tliła (…) za woalką (…) tam, gdzie kiedyś była piękna twarz i burza rudych włosów, i rzucające zuchwałe wyzwania zielone oczy, była jedna wielka blizna po oparzeniach (…) gdy dotknęła ręką mojego czoła – pokazała mi całe swoje życie i straszny pożar, który ją oszpecił, a ja ją pokochałam i przekazałam całą moją wiedzę (…) i spokojnie odeszłam do Białej Pani (…) Wzruszony przymknął wielofasetowe oczy, osuszył w kąciku piekącą łzę, którą wycisnęły emocje i odchylił czułek. Z refleksji pojawiła się myśl, że w jego rzeczywistości przyjście na świat i odejście z niego – nie budziło aż takiej burzy uczuć. A tam – każde istnienie było całym, odrębnym światem silnych emocji, myśli, marzeń i nadziei! I ten niesamowicie potworny brak równości! Tam każdy, kto przejawiał jakąkolwiek słabość, czy wrażliwość – od razu podlegał agresji i bezwzględnemu uciskowi, a w wśród najbliższych, w rodzinie – panowała przemoc, której ofiarami najczęściej były kobiety i dzieci.
Episode 4. Petrus_Zakon Włączył bio-łącze. Wybrał kolejny kontynent: Eāā-‘hoo. Wskazał formę: pełną obserwację uczestniczącą awatara nr ... (rząd znaków i cyferek) wysłanego przez ... (dane badacza, korporacji wiedzy, podmiotu finansującego itp.) na Trzecią planetę układu Sol. Okres: II wiek ery liczonej od momentu zero. Lokalizacja: kraj na północy zwany przez tubylców Itāā-g’īi. Czas bieżący lokalny. Dał polecenie odtwarzania wybranego rekordu. (...) Płomyk z lampki oliwnej rozświetlał mrok w klasztornym skryptorium w wieży Moh’ Been-hāām. Cień mniszego kaptura chwiał się na ścianie. Czytający podniósł wzrok na okienko wypełnione gomułkami grubego szkła i zasypane niezbyt często tu padającym śniegiem. Gdy morze, pędzone gwałtownym o tej porze wiatrem, biło z nieco mniejszym gniewem w skały klifu, z oddali dochodziło przeciągłe wycie. Nie wiadomo, czy to wataha głodnych wilków zwołuje się, czy też Zło zbiera swoich zwolenników, by prześladować mieszkańców obu półwyspów. Mnich zadrżał. Lękał się Zła, które nocą wkrada się do domów i serc. Ab’Dee’y-tāā tak pisał: – Zło rodzi się w ludzkim umyśle i w ludzkim sercu. Innego Zła na tym świecie nie masz. – To prawda – pomyślał. Sam jest tego najlepszym przykładem. Kończył czytać poświęconą strategii księgę mędrca Cz’’u, którą dał mu skośnooki kapitan dziwnego żaglowca z dalekiej Č-nāā. Nieborak! Przepłynął taki kawał świata, by tu, będąc ciężko chorym, oddać ducha Panu! Takie było jego przeznaczenie! Dobrze: przed samym sobą nie muszę być taki zakłamany! Trochę mu pomogłem. W tym schodzeniu. Jedna z myśli mądrego Cz’’u szczególnie przypadła mu do gustu: – Dobry dowódca nim rozpocznie wojnę wie, jaki jest słaby punkt wroga, i wie, jak go weń celnie ugodzić. To jest wiedza strategiczna. Sam klasztor mieścił się w bardzo obronnym miejscu, na przybrzeżnej skale. Gruba lina, na której przeciągano kosz, łączyła ją teraz z klifem. Panowała tu reguła, że do – kiedyś – naskalnej samotni derwisza, a teraz obwarowanego klasztoru – byli wpuszczani wyłącznie osobnicy płci męskiej. Albowiem wszystko, co żeńskie – uważano tu za plugawe i nieczyste, za pra-źródło zła, wszeteczeństwa i grzechu. Zamyślił się. Gdy przybył tu po naukę do prorokującego pustelnika, mędrca, maga i ascety – zastał go w niewielkiej jaskini, dojącego kozę. Wtedy musiał do skały dopłynąć wpław z zatoczki, w której przycupnęło kilka rybackich chat, i wdrapać się na stromiznę, co wymagało znacznej siły i nie lada zręczności.
Mityczni kurosi nie powstydziliby się sylwetki i pięknie ukształtowanego ciała. Gdy osiągnął wierzchołek – został poczęstowany przez pustelnika jakąś papką na kozim mleku i, jak sądził, zmęczony, szybko zasnął. Za to rano piekły go pośladki. Później się okazało, że chutliwy starzec, który uwielbiał uprawiać miłość z kozą i młodymi chłopcami, uśpił go i wielokrotnie wykorzystał. Gdy jednak został akolitą, 15 a jego preceptor 16 cierpliwie wtajemniczał go w arkana gnozy, ascezy, medytacji, magii, zielarstwa, wiedzy i wiary, uczył czytać i pisać, zrodziła się między nimi głęboka emocjonalna więź, która przetrwała przez wiele, wiele lat, nawet po śmierci mistrza i nauczyciela. Dobrze wiedział, że jest narcyzem! Dbał o swoje ciało, urodę i wygody. W tajnym pokoju miał swój marmurowy posąg naturalnej wielkości dłuta mistrza Bvonaa-C’ee’’oo, któremu z podziwem potrafił przez długie godziny się przyglądać. Obok miał wielką garderobę pełną atłasowych trzewików, jedwabnych desusów, kaszmirowych szali i apaszek, piusek, mitr, sutann, habitów, mucet, mantolet, farioli, humerałów, paliuszy i kap z drogocennych materii przetykanych złotem, biretów z gronostajami, szkatuły zaś były pełne pierścieni, pektorałów i innych precjozów. Co pewien czas lubił też przebierać się w prosty, mnisi habit. A na co dzień żył w luksusie i uwielbiał to. Dbał o uciechy stołu: jego naczynia i sztućce były ze złota, wysadzane drogocennymi kamieniami, a mistrza kuchni sprowadził z kraju F’een’ków; oraz łoża, bardzo obszernego i wygodnego, do którego sprowadzano mu po cichu młodych i dobrze zbudowanych akolitów. Był wyrachowanym psychopatą. Lubił i umiał doskonale manipulować swoimi kolejnymi kochankami. Gdy spełniali jego oczekiwania, usamodzielniał ich i nadawał im, oprócz ambitnych i trudnych zadań, stanowiska i zaszczyty w zakonnej hierarchii. Raz tylko się zawiódł, został zdradzony, lecz jego assassyni szybko naprawili ten błąd. Miał też inne formy karania, np. skryptorium. Bardzo lubił atmosferę tego miejsca. Dostojna cisza i skupienie. Drewniane pulpity do czytania i pisania. Skwierczenie knotów w świecy. Poskrzypywanie piór, którymi na pergaminie pisali mnisi. To nie tylko księgi i kosmos mądrości w nich zawarty. Dla niego – to miejsce miało jeszcze inne zastosowanie. Lubił tam „zsyłać” niektórych nieposłusznych mnichów, by przepisywali księgi. By, z czasem, skruszeli. Dosłownie i w przenośni. Wiedział, że do sporządzania tuszu oraz farb, którymi ozdabiano miniatury, iluminacje, inicjały, abrewiatury i ligatury w manuskryptach i pre-inkunabułach, używano czerwonego atramentu. Jego główny składnik, cynober, zawierał rtęć. Z czasem powodowała ona chorobę podobną w objawach do trądu czy syfilisu, z bardzo 15
Na pasku tłumaczeń pojawił się komentarz: dobrze oddaje to greckie słowo: akólouthos, towarzyszący, idący za kimś. 16 Na pasku tłumaczeń pojawił się komentarz: dobrze oddaje to łacińskie słowo: praeceptor, od: praecipere, uczyć, radzić, uprzedzać.
bolesnymi zmianami w czaszce, kościach, stawach oraz w rozkładających się: skórze i mięśniach. To była jego wyrachowana pomsta za krnąbrność. Dzisiaj klasztor otaczają grube mury, a wyniosłe wieżyce jakby w fallicznym uniesieniu – tak mówił jego osobisty sekretarz – dumnie bodły niebo. Zwodzony most, prawie zawsze podniesiony, zapewniał komfort pokonania rozpadliny dzielącej skałę od stałego lądu elicie podróżującej konno. Plebs i kupcy, po uiszczeniu specjalnej opłaty, mogli pokonać ją w specjalnym koszu przeciąganym na linie. Dzięki jego rządom – zakonne skarbce zapełniły się relikwiami, cennymi księgami i opieczętowanymi pergaminami dokumentującymi mnisie prawo własności do ziem, lasów, pól uprawnych, rybnych stawów, jezior i rzek, zamków, kopalni, odkrywek, kamieniołomów, warzelni, żup, młynów, browarów, garbarni, tkalni, foluszni, tartaków, w zależności od potrzeby: zwolnień i/lub praw do pobierania ceł na granicach, mostach i przeprawach, drogocennych perfum, przypraw, kadzideł, narkotyków i trucizn, rzadkich ziół, złota i srebra, szlachetnych kamieni, drogich skór i futer. Zbrojownie wypełnione są wysokiej jakości bronią, cysterny – czystą wodą, a spichrza – zbożem, mąką i spyżą na wiele lat. Sprawna i wyszkolona armia zakonna utrzymuje porządek. Zatoczkę i położone nad nią miasteczko chroni wielki fort, a liczne statki zakonnej floty strzegą handlowych szlaków i rozsianych po wybrzeżach obwarowanych portów. Gdy zyskał mądrość dawnych żeglarzy, w czym pomogło mu odczytanie tzw. marszrut sterniczych, wzorem starożytnych kupców z Fee-nīī-cīi oraz szalonych wojowników z Noo’māān-d’īi, wysłał zakonną flotę po srebro i złoto z kopalń w Nowym Świecie. Rejsy, utrzymywane w ścisłej tajemnicy, były dla zakonu źródłem olbrzymiego bogactwa oraz przyczyną zawiści ze strony wielu świeckich władców. Wielokrotnie usiłowali oni, jak nie poznać szlaki żeglugi, to – przejąć płynące bogactwa. Innym źródłem znacznych przychodów, o czym wiedziało niewielu, była (uważał, że sprawy należy nazywać po imieniu) produkcja relikwii. Nastała moda, by je w bogato zdobionych relikwiarzach ofiarowywać w prezencie, sprzedawać, a nawet kraść! Ludzie powszechnie wierzyli, że dusza świętego pozostaje w bliskim kontakcie z ciałem lub jego fragmentem. Z czasem, gdy religijny kult ogarnął niewierzące dotychczas plemiona, stał się nowoczesną (albowiem ponad-plemienną) ideologią oraz sprawnym narzędziem zarządzania świeżo powstałymi państwami, i rozpoczęto budowę wielu kościołów w rozlicznych krajach na północ od Itāā-g’īi – zaistniał problem. Dotychczasowa reguła, że zachowane ciała zmarłych świętych nie dzielono, legła swoistym fundamentem pod nowy, niezwykle intratny biznes. Status relikwii uzyskały bowiem rzeczy, która miały jakikolwiek kontakt z ciałem świętego, nawet jeśli były to narzędzia, którymi ich męczono. Podobnie działo się z
tkaninami, które kładziono na określony czas np. na ich grobowcach, czy oliwą, która przepłynęła przez przewiercone w płycie nagrobnej otwory. Handlowym hitem (ponoć nie naruszającym reguły niedzielenia zwłok zmarłych świętych) były ich włosy, zęby, paznokcie oraz odchody (choć dla niewierzących absurdalnie wyglądało np. czczenie kału lub moczu świętego patrona kościoła). Podobnie było z ampułkami olejów (ponoć) użytych do chrztu (K’?)’ee-sto-sāā, apostołów lub któregoś ze świętych. Jeden z królów z kraju F’een’ków zapłacił fortunę w złocie i srebrze za napletek (K’?)’ee-sto-sāā, który stał się relikwią w ufundowanej właśnie przez niego katedrze. Masowo wierzono, że relikwie związane z (K’?)’ee-sto-sem mają większą i szczególną moc. Dlatego też bardzo dobrze sprzedawała się np. krew, która miała wypłynąć z boku ukrzyżowanego (K’?)’ee-sto-sāā, a którą ponoć potem zebrano z włóczni żołnierza. Podobnie było z ziemią oraz kamykami, na które spadły krople Jego krwi, a także ostatnią tuniką, czy pieluchami – które, według zapewnień, nosił. Caīi-see’ za włócznię, która przebiła bok (K’?)’ee-sto-sāā, zapłacił równowartość rocznego dochodu z największego księstwa w swoim cesarstwie. Bardzo dobrze sprzedawały się też drzazgi z krzyża oraz szczeble z drabiny, użytych podczas kaźni (K’?)’ee-sto-sāā. Skoro relikwie były drogocenne – częste też były ich kradzieże. Było to akceptowane postępowanie (oddaje to powstałe wtedy pojęcie: furtum sacrum, święta kradzież), gdyż wierzono, że jego motywem miała być… pobożność kradnącego. Nadto, skoro udało się plan kradzieży przeprowadzić, wierzono, że kradnący cieszył się przychylnością świętego. W przeciwnym razie – zostałby przecież przez siły wyższe powstrzymany. Ciekawy oraz istotny dla rozwoju sytuacji przestrzenno-politycznej – był krajobraz obu półwyspów Itāā-g’īi. Natura ukształtowała w nim kilkanaście grup wyniosłych skał – ostańców. Stopniowo wszystkie zostały zajęte przez mnichów i obwarowane. Przy dobrej pogodzie, dzięki ciągle palonym ogniom i dymnym znakom, można było szybko przesyłać ważne wiadomości. Sam w tym celu opracował prosty system znaków. Gdy pogoda była niesprzyjająca – wieści przenosiły gołębie. Nie bacząc na ofiary i koszty – zbudował od podstaw silne państwo zakonne. W swoich rękach scalił władzę świecką i duchowną. Ale to było dla niego za mało. Miał o wiele bardziej ambitne zamiary. Na nowo chciał ukształtować świat, łącznie z wiarą, zamieszkujących Trzecią planetę, przesądnych tubylców. Scalenie władzy świeckiej z władzą kościelną dawało mu unikalną szansę: wykreowanie religii powszechnej, globalnej, masowej, gdyż państwo ma prawo przymusić swoich poddanych do jej przyjęcia. Nadto, wpłynie to niezwykle korzystnie na ilość otrzymywanej przez zakon dziesięciny oraz wszelkich innych podatków, już istniejących i tych, które zostaną nałożone. Miał bowiem koncept przeniesienia ośrodka władzy państwa zakonnego z nadmorskiej
twierdzy, siłą rzeczy ograniczonego w rozwoju powierzchnią skał przybrzeżnego klifu, do miasta, które – gdy zostanie stolicą państwa – można przyozdobić licznymi pałacami, katedrami, parkami z wieloma posągami, fontannami i urokliwymi jeziorkami, promenadami, uroczymi ryneczkami, bogato zdobionymi kamieniczkami, filharmonią, biblioteką, operą, teatrem, muzeum, uniwersyteckim kampusem, hipodromem, cyrkiem, itd. A to wszystko bardzo, bardzo dużo kosztuje. Dokonał gigantycznej pracy, wykorzystał każdą nadarzającą się okazję. Wszedł w posiadanie (w sposób szeroko rozumiany: w wielu przypadkach kazał swoim agentom kupić, ale też ukraść, zrabować, itd.) i przeczytał wszystkie starożytne dzieła poświęcone życiu niejakiego Yoos-shu-āā (K’?)’ee-sto-sāā. Tu uwaga porządkowa: jego agenci dowiedzieli się (i działają, żeby je zdobyć), że jest jeszcze gdzieś jeden zaszyfrowany manuskrypt, napisany po wschodnio-aramejsku, oraz rękopis, sporządzony na papirusie, po grecku, zawierający pełny życiorys inkryminowanego (K’?)’ee-sto-sāā, a przechowywany gdzieś przez Koptów. No i ta ewangelia według Bāā’-nāā-bīy (vel Bīi-āāj-b’ in Aan-cāā-‘’āā), która istotnie odbiega od przekazu pozostałych ewangelii, pisanych już pod jego zamówienie przez uczniów z następnego pokolenia. Tamta – została sporządzona niewiele po śmierci i zmartwychwstaniu (K’?)’ee-sto-sāā przez Jego żyjącego ucznia. Postanowił, że wpierw ogłosi, że jest apokryfem, a później zakaże się jej czytania pod groźbą wiecznego potępienia. Dla niego nie było istotne, czy Yoos-shuu-āā był Mesjaszem zesłanym przez Boga. Nie wierzył w to. Zresztą, nie miało to dla niego jakiegokolwiek znaczenia. Był żądnym władzy pragmatykiem. Ważne było tylko to, że tubylcy masowo wierzyli w głoszone przez jego mnichów treści. Wejście w rolę zawodowego pośrednika do spraw kontaktów z Bogiem – bardzo mu odpowiadało. Dobre życie, duże przychody, małe ryzyko, niewiele pracy. Za przesąd – uzyskiwało się realne pieniądze. Dlatego też nauczanie i słowa (K'?)’ee-sto-sāā, jego życie i przekaz – trzeba istotnie zmienić, ocenzurować, a najlepiej na nowo napisać. I głosić w Jego imieniu tylko wybrane wartości – tak, by płynące z tego korzyści zgarniał Zakon (czyli on). Nauka i pobyt (K'?)’ee-sto-sāā w Pāān-djīi-bāā i Thee-bee-too, odwiedziny Aa’kkīi w Æ-thio-pīi, które dały mu świętą moc – to wszystko, co się działo od 12. do 30. roku życia Yoos-shu-īi, jak też z dzieciństwa – trzeba usunąć! Należy mówić, że był zbyt biedny, by podróżować, a ewangelie skupiły się tylko na okresie mesjanizmu (K'?)’ee-stosāā! Jego małżeństwo z Mīi’īiam (z miejscowości Māā-dāā-‘āā) i dzieci zrodzone w tym związku – są nie do przyjęcia! Z czasem utożsami się ją z nawróconą cudzołożnicą i będzie po problemie. Zrobi się z niej ladacznicę, która, nawrócona, była zapatrzona w swojego nauczyciela. O małżeństwie i potomkach Yoos-shuu-īi – ani słowa! (K'?)’ee-sto-s żył w
celibacie, w czystości, w abstynencji seksualnej, i dotyk żadnej kobiety go nie zbrukał. Tylko mężczyźni mieli prawo być w jego bliskim otoczeniu. W ewangelicznym przekazie Jego mesjanizmu – ma dominować tylko czysty pierwiastek męski. I wtedy mocą skojarzeń ze wspomnień ukazał mu się na chwilę tak miły obraz chóru, czyste, wysokie, natchnione chłopięce głosy, bieluchne wykrochmalone alby, zapach palonych kadzideł, słoneczne promyki rozświetlające przez witraże mrok katedry. Przeszedł go dreszcz rozkoszy. Później bowiem przychodziły noce pełne miłosnych uniesień. Dlatego – takiego ciągle był zdania! – kobieta jest rzeczą nieczystą, źródłem zamieszania, zła, grzechu i wszelkiego upadku. Wprowadzała tylko rozstrój i plątała w męskiej głowie klarowność myśli i uczuć. A już upoważnienie Mīi’īiam, by przewodziła apostołom i ich modłom oraz dalej ich nauczała – miała ponoć otrzymać tytuł: Apostołka Apostołów – jest skandalem nie do zaakceptowania. A upatrywanie w jej płodnym łonie świętego G’āā’’āā graniczyło dla niego z absurdem. Miał już w związku z tym pomysł, jak sfabrykować mylny trop. Sprokuruje się legendę, że jest to kielich z Ostatniej Wieczerzy, który później został przekazany przez lokalnego władcę królowi F’āān-dāā-doo. A tak prywatnie: nienawidził Mīi’īiam. Nie mógł tej suce wybaczyć słów skierowanych do apostołów, które podsłuchał, gdy jako młodzieniec próbował się przyłączyć do ich coraz bardziej licznej sekty: – Widziałam jego aurę. On nosi w sobie złą energię. Jest gorszy od Judasza, a jego rządza władzy jest nieograniczona. Wiedział, że to prawda. Lecz nie musiała tego mówić! Ta uwaga zabolała go, uraziła jego wrażliwe, narcystyczne ego. Tak, pożądał władzy! Niegraniczonej władzy nagradzania i karania, by jak bóg – móc decydować o losach i życiu innych! I ciągle nie mógł uwierzyć, że Mīi’īiam z Māā-dāā-‘āā tak sprytnie uciekła przed jego prześladowaniami na łodzi, razem z dziećmi i swoimi zwolennikami, do kraju F’een’ków. Zbyt długo trwało, zanim jego agenci ponownie ją namierzyli. Spokojnie żyła w ῟ennes-῟e-Château, czyniła cuda i zapewne przekazała swoje niebezpieczne tajemnice – powiernikowi. I do dziś nie udało się go namierzyć! Dalej: kwestia zmartwychwstania oraz to, co działo się z owym (K'?)’ee-sto-s’em po zakończeniu jego działalności na Ziemi Świętej. Ponoć udał się ponownie do Pāān-djīi-bāā oraz Thee-bee-too i tam ostatecznie zmarł. To trzeba usunąć i zatrzeć! Ma być krótko: zmartwychwstał i po kilku dniach doznał wniebowstąpienia – anioły zabrały go żywcem do nieba. Właśnie! I jeszcze te rękopisy poświęcone aniołom Ee-noo-khāā oraz Soo-khāā’. Trzeba zakazać ich lektury i spalić istniejące egzemplarze! I te pogłoski o „zamieszkującym” (K'?)’ee-sto-sāā Dostrajaczu Myśli (Ks.U. 1421.4/129:1.14)! Podobno pozwalał mu na osiąganie wyższych poziomów świadomości, wejście do kryształowej komnaty harmonii i cud zmartwychwstania! Kim lub czym był ten Dostrajacz Myśli? Darem? Duchem?
Awatarem? Czymś otrzymanym od siły wyższej po kontakcie z nią – np. dzięki Aa’cce? Nieważne. To na pewno zostanie wykreślone z nauczania w Jego kościele. A księgi Ee-nookhāā oraz Soo-khāā’ i ci aniołowie, którzy tak irytująco interweniują w bieg spraw na E’th! Dobrze. To są jego osobiste uprzedzenia. Ale imiona: Raguela 17 oraz Uriela 18 – za bardzo kojarzą mi się z moimi służbami specjalnymi oraz miłosnymi zawodami, zostaną, wraz z ich kultami – zakazane i potępione. Przynajmniej tyle mam władzy na Ea’th, że mogę to uczynić! Był intelektualistą lubiącym manipulować maluczkimi. Gdy spotkał kiedyś młodego Nii’coo Maa’cch’ve’, który napisał traktat o sprawowaniu władzy, natychmiast docenił jego przenikliwy umysł. Zaprosił go do siebie i gościł przez letnie, upalne miesiące. Po obiedzie, przy kielichu dobrego wina, toczył z nim długie dyskusje. Rozpatrywał z nim funkcjonowanie struktur władzy, argumenty prawne i moralne, zasady, które winien respektować dobry władca. Szybko doszedł do wniosku, że nie jest on konsekwentny, gdyż między jego rozumowaniem oraz postępowaniem zachodziła sprzeczność. Tak naprawdę był on niepoprawnym romantykiem, mającym liczne złudzenia, w tym to, że ludzie są dobrzy. Gdy uznał, że już niczego nowego się od Nii’caa nie dowie, podjął szereg decyzji. Kazał wykupić cały dostępny nakład jego traktatu, rękopis oraz matrycę. Zebrał też informacje o dotychczasowych nabywcach. Ich los tak wkrótce się nieszczęśliwie potoczył, że zginęli w różnych wypadkach, a nabyte egzemplarze rozprawy zniknęły. Tylko jeden wydruk, będący w posiadaniu kapitana statku, który wypłynął w rejs, był w tej chwili poza jego zasięgiem, lecz wysłane okręty wojenne powinny ten problem rozwiązać. Pewnego pięknego popołudnia osobiście wsypał mu truciznę do kielicha. Gdy widział już pierwsze skutki jej działania, wyprowadził go na śmiało wysunięty ponad morskie skały taras (swoją drogę była to architektoniczno-konstrukcyjna perełka, zachwycająca lekkością i pięknem stylu). Tam, patrząc w powoli zachodzące mgłą śmierci oczy, szukał rodzącego się błysku zrozumienia moralnej perwersji – by potem zepchnąć go w przepaść. Do czytania traktatu Nii’coo wracał wielokrotnie i z zachwytem znajdował coraz to nowe perełki rozkosznie chłodnego, cynicznego intelektu. Ostatnio bardzo mu się spodobała wypowiedź w politycznym dialogu, że: – Obietnice wiążą tylko tych, którzy czują się nimi zobowiązani! Dlatego lubował się wściekłością wbijanego na pal przywódcy chłopskiego buntu, który został ujęty, gdy naiwnie
17
Hebr. , Przyjaciel Boga (ewidentny podtekst do jego kochanka, będącego też assassinem), który „Dokonuje zemsty na świecie dostojników niebiańskich” (sic!). 18 Zwany też: Uriah, Fanuel; hebr. , ogień Boży lub światło Boga; tytułowany też: Najprzenikliwszy, oraz regent Słońca; mógł zostać jego następcą w kościele oraz zakonie, a sprzeniewierzył się!; ta zdrada nadal go paliła żywym ogniem…
dał się podejść jak dziecko i uwierzył w złożone mu obietnice. Zresztą, niewiele później ta chamska ruchawka została utopiona przez zakonne wojsko we krwi. I tu – ta harda niechęć do płacenia podatków na Zakon łączyła się z problemem słabego zaangażowania tubylców w wiarę. Byli niestali jak dzieci. Przysięgali jedno, a za chwilę robili zupełnie coś innego. Tu trzeba żelaznej konsekwencji. Jego kościół nie będzie pobłażał wierzącym. Nie będzie miłosierny. Będzie karzącym mieczem Pana. Po to ma pełnię władzy świeckiej i kościelnej, by móc za zaprzaństwo, herezje, wolnomyślicielstwo lub nieprzestrzeganie tego, co głosili jego mnisi – karać ogniem stosu, ścięciem za pomocą miecza (kara dla szlachetnie urodzonych) lub topora (dla mieszczan), wbiciem na pal, czy łamaniem kołem (dla opornego chłopstwa). Wszystko to będzie czynił, oczywiście, by uratować nieśmiertelną duszę nieszczęśnika! A ciało, jako mdłe i grzeszne, i tak zresztą za chwilę miało zamienić się w proch i pył. On to tylko nieco przyśpieszał. Podczas procesów będą stosowane tortury. Na mękach – każdy przyzna się do tego, co śledczemu będzie niezbędne, by mógł wydać właściwy wyrok. Za to, co zrobił, czy nie zrobił, a powinien. Nawet za to, co tylko pomyślał! Sekretarz tak zapisał na spotkaniu z szefami tajnych służb jego pogląd w tej kwestii: „Podstawowym celem tortur nie jest ujawnienie informacji – produkuje ona bowiem częściej kłamstwa niż prawdę, ale złamanie osobowości ofiary. W tym tortury są szalenie skuteczne! Bez względu na to, czy tortury są teraz modne i mają miejsce w więzieniach wobec już skazanych, czy używane są podczas procesów w stosunku do ujętych przez służby specjalne zdrajców i denuncjatorów, czy dla kontroli i pacyfikacji heretyków, tych intelektualnych dysydentów, podważających teologiczną jedność kościoła, jest to po prostu ciągle tylko inna forma kontroli tej części ludzkiej natury, którą trzeba zawsze obserwować i – surowo karząc – zapobiegać jej swobodzie”. Jest konsekwentny aż do bólu. Powoła Święte – tu cynicznie się uśmiechnął – Biuro, Sanctum officium, Inquisitio haeretica pravitatis, z urzędem głównego inkwizytora, które będzie pilnowało pełnych grzechu tubylców i śledziło nieprawomyślnych heretyków. Należy też tu sumiennie dodać, że prowadzenie procesów, utrzymanie funkcjonowania instytucji, sędziów, prokuratorów, pisarzy, strażników więziennych, katów, więzień, itd. – bardzo dużo kosztuje! Dlatego jego instytucja, tak przy okazji (bo przecież – nie celowo), wzbogaci się o przejęte majątki grzeszników. Na początek zajmie się przechrztami z A’-Aan-dāā’uusāā. To Juu-dee. A złośliwy los chciał, że byli baaardzoo bogaci. Po wygnaniu pokonanych innowierców – całkowicie dobrowolnie przyjęli jedynie słuszną wiarę. Trochę im w podjęciu decyzji pomogło wojsko – masowo paląc na stosach opornych. I teraz już nikt nie ma pewności, czy nie zrobili tego pozornie, nadal faktycznie trwając przy wierze swoich
przodków. Sprawę więc bezstronnie wyjaśni Święte Officium, które wytępi czające się zło i rozstrzygnie wszelkie wątpliwości. I wreszcie tzw. kwestia samospaleń. Może kiedyś nauka – pomyślał ironicznie – zdecydowanie odrzuci możliwość samospalenia. I zupełnie słusznie! Obecnie jednak większość
tzw.
naukowców
oraz
przesądnych
tubylców
wierzy,
że
ogień
o
niewytłumaczalnych właściwościach zabija wybrane osoby i – przypisują to albo boskiej interwencji, albo nadużywaniu alkoholu. Gdy więc np. strażnik miejski znajduje pomieszczenie pełne sadzy, a podłogę pokrywa lepka i cuchnąca maź, a gdzieniegdzie znajdują się fragmenty ciała (wcale niespalone!) nieszczęśnika, natomiast samo pomieszczenie nawet nie jest tknięte płomieniem, i nikt nie widział pożaru ani nie czuł dymu – to w protokole na pewno można znaleźć brednie o samospaleniu. Tę technikę likwidacji niewygodnych osób, można powiedzieć, jego służby opanowały niemal perfekcyjnie. W końcu zagadnienie ciągłych wojen, podjazdów i łupienia przez zubożałe rycerstwo ziem podległych religijnie jego kościołowi. Co prawda, ogłosił Pokój i rozejm Boży (Pax et Treuga Dei) obejmujący zakazem prowadzenia walk wszystkie święta kościelne, piątki, soboty oraz niedziele. Ochrona przede wszystkim obejmowała takie miejsca, jak kościoły, klasztory, sądy, promy, młyny, domy, oraz osoby słabe i bezbronne (zakonnicy, starcy, dzieci, kobiety, chłopi, kupcy, pielgrzymi, czy podróżni). Ciągle jednak go naruszano. Zwoływał więc zgromadzenia lokalnego rycerstwa, które przysięgało, że będzie Bożego pokoju przestrzegać. Jednak dobrze wiedział, że były to tylko doraźne środki. Źródłem problemu było prawo dziedziczenia wśród rycerstwa. Broniąc się przed ubożeniem – zakazano podziału majątku i jego całość otrzymywał najstarszy syn. Młodsi nie otrzymywali nic, więc, by się utrzymać, napadali i łupili, kogo się dało. Raport agenta z dalekiej Æ-thīo-pīi, który szukał tam rękopisu o małżeństwie i dzieciach (K'?)’ee-sto-sāā, nasunął mu pewien pomysł. Tamtejszy władca wyruszył w wyprawie trwającej wiele lat z licznym rycerstwem, które ślubowało walczyć w imieniu (K'?)’ee-sto-sāā – do ziemi, gdzie miał się on urodzić, by ją wyzwolić z rąk innowierców. Obecnie mieszkali tam, wzbogaceni na dochodowym handlu, innowiercy różnorodnych wyznań. Wielce zbożnym celem będzie więc walka w imieniu (K'?)’ee-sto-sāā o wyzwolenie tej ziemi i utworzenie tam Królestwa Bożego, a przy okazji wzbogacenie się. Wyprawy nazwie się – krzyżowymi! Zresztą, jedną taką niedawno wysłał do Oksytani przeciwko heretykom. A skoro ziemia (K'?)’ee-sto-sāā leżała Out-‘ee-mee’, za morzem, to teraz krzyżowcy będą musieli popłynąć. Zakon użyczy im okrętów. Oczywiście, za opłatą. Dzisiaj znalazł rozwiązanie wielu problemów, był więc z siebie zadowolony.
Wrócił myślą na chwilę do sprawy tzw. „czystych”, czy też „dobrych ludzi”. Tak. Bez chwili wahania uznał ich za heretyków i wysłał na nich na Pomorze Oksytanii wyprawę krzyżową. Lecz czego nie robi się dla utrzymania porządku oraz władzy. Gdy wojska krucjaty dotarły do obwarowanej miejscowości Bézie’ – rycerze zapytali jego legata, jak odróżnią heretyków, których była garstka, od osób wiernych kościołowi. Ten miał (tak mu nakazałem) odpowiedzieć: Caedite eos! Novit enim Dominus qui sunt eius [„Zabijcie ich (wszystkich)! Bo Pan zna tych, którzy są Jego (Bóg rozpozna swoich)”]. Po zdobyciu murów doszło do straszliwej rzezi mieszkańców, masowych gwałtów, rabowania i plądrowania oraz spalenia miasta. Nie oszczędzono nawet kobiet i dzieci, które schroniły się w murach kościołów. Brutalność rzezi w Bézie’, gdzie wyrżnięto w pień wszystkich mieszkańców, i drastyczność wydarzeń z tym związanych, wstrząsnęła pokojowo nastawionymi tubylcami tej słonecznej krainy. Jej twierdze i miasta, przerażone, jedne po drugich poddawały się krzyżowcom, błagając o łaskę. Jednak nie okazywano jej poddającym się. Krzyżowcy bez litości mordowali ludność, a wyłapanych katharoi zbiorowo palili żywcem. W odruchach rozpaczy tubylcy wszczynali powstania, które były krwawo tłumione. Walki trwały 20 lat i doszczętnie zrujnowały tę piękną, nadmorską krainę. A przeniesione z A’-Aan-dāā’uusāā zespoły śledcze Świętego Officium skutecznie wyłapywały i paliły ostatnich ukrywających się katharoi. Pochylił się nad raportami agentów z Oksytanii, a ściślej z jej części, zwanej (po oksytańsku) ‘engadòc, i nad protokołami ze „śledztw” Świętego Officium. Ci (z greckiego) ἄριστος, aristos – „najlepsi”, zwący się też (z greckiego) καθαροί, katharoi – „czyści”, lub też „dobrymi ludźmi”, głosili bardzo niebezpieczne poglądy. Wierzyli, że świat duchowy został stworzony przez dobrego Boga, a świat materialny przez – niemal równą bogom – istotę zwaną Sāā-tāā-nāā-e’ (dookreślenie: e’ wskazuje, że była kiedyś aniołem), która przeszła na stronę zła. Między tymi dwoma światami toczy się odwieczna walka. Ciało ludzkie, jego seksualność, jako część świata materialnego, również są złe. Stąd niechęć i sprzeciw „dobrych ludzi” wobec instytucji małżeństwa oraz zalecenie całkowitej wstrzemięźliwości seksualnej. Ponieważ zwierzęta rozmnażają się drogą płciową, uznano je za nieczyste i jedzenie ich było wśród katharoi zakazane. Spożywali tylko posiłki jarskie. Wierzyli też w pre-egzystencję dusz i ich reinkarnacyjną wędrówkę. Dusza nie szła na tamten świat, lecz do innego ciała. Jej przejście było związane z zasługami w życiu doczesnym. Dusza była częścią stworzoną, a duch był cząstką Boga. W ciele przebywała dusza, a w duszy – duch. Człowiek, według katharoi, jest szczególnym miejscem, gdzie walczą ze sobą dobro i zło. Jego zadaniem jest odrzucić materię, pożądanie, ziemskie dobra oraz wszelkie zło, by zespolić się Bogiem i odkupić materię, przemienić ją i uduchowić. „Czyści” negowali nierówności i bogactwo.
Uważali, że ludzi bogatych nie powinno być wcale. Odrzucali też przysięgi, kościół z jego hierarchią, żądzą władzy, tytułów i zaszczytów, niewykształconych kapłanów, negowali bogactwo kleru, porządek feudalny, władzę świecką, monarchię, sądownictwo, itd. Żyli prosto i pobożnie, dążąc do osobistego kontaktu z Bogiem. Respektowali zakazy zabijania, kłamania, przeklinania, samotnego podróżowania, sypiania bez ubrania, czy oddawania się prostytucji. Reguły postu były znacznie bardziej rygorystyczne: mogli jeść tylko chleb i pić wodę. Nie mogli spożywać jakiegokolwiek posiłku bez odmówienia określonych modlitw oraz bez obecności innego współwyznawcy. Ciekawiło go postępowanie ich duchownych, zwanych „doskonałymi” (łacińskie: perfecti). Wielu z nich – po przyjęciu consolamentum (sakramentu rozgrzeszającego, udzielanego tylko raz w życiu) – poddawało się dobrowolnie endurze (poszczeniu aż do śmierci), by przez ewentualny grzech nie utracić zbawienia. Gdyby, pomyślał, wszyscy katharoi tak postępowali – problem herezji znikły samoistnie! Uważał, że wyrzeczenie się zabijania świadczyło o grzechu ciężkiej głupoty. W rzeczywistości tego świata, gdzie wszyscy zaciekle walczyli – było to dobrowolne skazanie się na bezbronność i de facto wyrażenie zgody na wyginięcie. Agenci w raportach donosili, że na śmierć szli z godnością, odważnie i z samozaparciem, choć do ostatniej chwili kuszono ich ułaskawieniem za wyrzeczenie się herezji. Szkoda, że osoby o takiej sile moralnej i takiego hartu ducha – nie chciały mu służyć. Chwilę medytował. O ile z wieloma ich poglądami prywatnie mógłby się nawet zgodzić (lub je tolerować), to już z ich wnioskami, a tym bardziej publicznym ich głoszeniem – absolutnie NIE! Tak naprawdę zmusili go do tego, co zrobił, bowiem rozsadzali od środka system, który zbudował i podtrzymywał. A on, by chronić swoje tajemnice i mechanizmy władzy, był gotów posłać na śmierć nie tylko wiele milionów tubylczych istnień, a nawet tę całą zapyziałą planetę! Inspirował go w tym jeden z genialnych i ulubionych jego polityków, który mawiał: „Balansujcie, dopóki się da, a gdy się już nie da, podpalcie świat” (...)