Penelope Douglas – Fall Away 02 – Rival Tłumaczyła: Eiden // http://chomikuj.pl/Eiden Prolog Fallon Na świecie istnieli ludzie, których lubiłam i któr...
24 downloads
54 Views
2MB Size
Penelope Douglas – Fall Away 02 – Rival
Tłumaczyła: Eiden // http://chomikuj.pl/Eiden
Prolog
Fallon
Na świecie istnieli ludzie, których lubiłam i których nie lubiłam. Ludzi, których kochałam i których nienawidziłam. Ale była tylko jedna osoba, którą kochałam nienawidzić. - Dlaczego to robisz?- usłyszałam słaby, kobiecy głos, gdy okrążyłam korytarz, aby dostać się na zajęcia wychowania fizycznego w drugiej klasie liceum. Natychmiast się zatrzymałam, wpatrując się w zaczerwienioną Tatum Brandt, gdy to miała do czynienia z moim durnym przyrodnim bratem, Madociem Caruthersem, i jego kumplem, Jaredem Trentem. Stali na korytarzu obok szafek z obojętnymi minami, wyglądając na znudzonych, podczas gdy ona w geście obronnym chwyciła za paski swojego plecaka. - Wczoraj na mnie naszczekałeś - kontynuowała, marszcząc razem brwi na Jareda, podczas gdy Madoc uśmiechnął się za jego pleców.- A potem zrobili to twoi wszyscy koledzy. Ciągnie się to w nieskończoność, Jared. Kiedy zamierzasz przestać? Dlaczego to robisz? Zassałam głęboki oddech i wykonałam swoją wspaniałą kombinację przewrócenia oczami i potrząśnięcia głową. Naprawdę nie lubiłam wychodzić za rogów. Nienawidziłam zamkniętych drzwi. Nie cierpiałam nie widzieć drogi przed sobą. Róg #1: Twój tato i ja rozwodzimy się. Róg #2: Przeprowadzamy się. Znowu.
Róg #3: Wychodzę za mąż. Znowu. Róg #952: Tak naprawdę, to nie lubię ciebie, czy swojego męża albo jego syna, więc zrobię sobie piętnaste wakacje w tym roku i to w pojedynkę! Dobra, prawdę mówiąc, to moja mama nigdy tego nie powiedziała, ale byłam cholernie dobra w interpretowaniu takich gówien. I takie zakręty i rogi były po prostu do dupy. Zatrzymałam się i wsunęłam dłonie w kieszenie swoich obcisłych dżinsów, czekając aby zobaczyć co zamierzała zrobić ta dziewczyna. Wreszcie wyhodowałaby sobie nieco jaj, a może rozwaliłaby te małe, które miała ta dwójka idiotów? Wciąż miałam nadzieję, że w końcu by im się postawiła, ale zawsze mnie rozczarowywała. Tatum Brandt była mięczakiem. Nie wiedziałam o niej zbyt wiele. Tylko tyle, że wszyscy nazywali ją Tate z wyjątkiem Madoca i Jareda; była przebojowa na zewnątrz, ale rozgrywała to bezpiecznie w środku; i była śliczna. W stylu cheerleaderki. Długie blond włosy? Zdecydowanie. Wielkie, niebieskie oczy? Oczywiście. Długie nogi, pełne usta i duże cycki? Nawet w wieku szesnastu lat. Była idealnym zestawem i gdybym była swoim przyrodnim bratem, to nie miałabym problemu, żeby wepchnąć język do jej ust. Cholera, nawet teraz nie miałam z tym problemu. Zagryzłam kącik ust, myśląc o tym. Taa, mogłabym zostać lesbijką. Może. Jeśli tylko bym chciała. Nie, nieważne. Chodziło tylko o to… że to, dlaczego Madoc i Jared gnębili ją, zamiast spróbować się z nią umówić, było dla mnie zagadką. Ale z jakiegoś powodu byłam zaintrygowana. Od początku pierwszego roku obydwoje zaczęli ją prześladować. Rozpuszczali plotki,
gnębili ją i robili wszystko co było w ich mocy, aby ją unieszczęśliwić. Naciskali, a ona ciągle się wycofywała. Zaczęło mnie to wkurzać tak bardzo, że rozpatrywałam opcję walnięcia w ich głowy aby ją obronić. Z wyjątkiem tego, że ledwo ją znałam. A Tatum nie znała mnie w ogóle. Trzymałam się tak daleko radaru, że jej sonar nie zdołał mnie namierzyć. - Dlaczego?- Jared odpowiedział na jej pytanie pytaniem i wszedł w jej przestrzeń z zarozumiałym uśmiechem.- Bo śmierdzisz, Tatum – zmarszczył nos w obrzydzeniu.- Śmierdzisz… jak pies. Tate natychmiast się wyprostowała, a łzy w jej oczach wreszcie spłynęły jej po policzkach. Kopnij go w jaja, suko! Wypuszczając wściekły oddech, wepchnęłam okulary na mostek swojego nosa. Robiłam tak zawsze, zanim zbierałam się na odwagę. Potrząsnęła głową. - Nawet nie pamiętasz jakiś dziś jest dzień, prawda?- wciągnęła swoje drżące wargi między zęby i wbiła wzrok w podłogę. Chociaż nie widziałam jej oczu, to wiedziałam co się w niej działo. Rozpacz. Strata. Samotność. Nie spoglądając na niego drugi raz, odwróciła się i odeszła. Łatwo byłoby go uderzyć. Odpalić celną ripostę. I chociaż gardziłam jej słabością, to rozumiałam jedną rzecz, której nie pojmowałam aż do też. Jared był dupkiem, ale był dupkiem, który mógł ją skrzywdzić. Była w nim zakochana. Krzyżując ręce na piersiach, podeszłam do szafek, gdzie stali Jared z Madociem, spoglądając za Tate. Madoc odezwał się za jego plecami. - Co to niby miało znaczyć? Co dzisiaj jest za dzień?
Jared wzruszył ramionami na jego pytanie. - Nie mam pojęcia o czym mówiła. - Dzisiaj jest czternasty kwietnia – odezwałam się znad ramienia Madoca, powodując, że odwrócił się do mnie.- Mówi ci coś, idioto?zapytałam Jareda. Madoc uniósł swoją ciemną blond brew, a w jego oczach pojawił się cień uśmiechu. Jared odwrócił głowę tylko tyle, że dostrzegłam profil jego twarzy. - Czternasty kwietnia?- szepnął a potem zamrugał długo i powoli.Kurwa – mruknął. I Madoc przeczesał dłonią włosy, podczas gdy Jared uderzył dłonią w pobliską szafkę. - Co do diabła?- Madoc skrzywił się. Jared przetarł twarz dłońmi i pokręcił głową. - Nic. Nieważne – warknął.- Idę na Geometię – wciskając pięści do swoich kieszeni, ruszając korytarzem, zostawiając mnie i Madoca samych. Pomiędzy moim przyrodnim bratem a jego kumplem, bardziej szanowałam jego kumpla. Byli dupkami Klasy A, ale przynajmniej Jared nie przejmował się tym, co kto o nim pomyślał. Był dziwnym połączeniem sportowca i gotha. Był popularny i rozsiewał wokół siebie złym przeczuciem. Był mroczny, ale i pożądany. Z drugiej strony Madoc przejmował się tym, co każdy o nim myślał. Nasi rodzice. Dyrektor. I większość uczniów. Uwielbiał bycie kochanym i nie cierpiał powiązania ze mną. Już w drugiej klasie rozpoczęli tworzyć respekt, dzięki któremu przejęliby kontrolę do ostatniego roku. - Wow, twój kumpel to dupek – zażartowałam, wsuwając dłonie w tylne kieszenie swoich dżinsów.
Madoc spojrzał na mnie ze swoim rozbawionym pół uśmieszkiem. - Więc przyjaźnisz się z … - zaczął, ale urwał.- Och, racja. Ty nie masz przyjaciół. - Nie potrzebuję ich – odpaliłam.- Szybciej podróżuję sama. Chodzę tu i tam. Wiesz o tym. - Taa, chodzisz tu i tam. W takim bądź razie zatrzymaj się w pralni, Fallon. Trzeba odebrać moje koszulki – w aroganckim geście wygładził dłonią swoją koszulę. W swoich spranych dżinsach, czarnej bransolecie i wystylizowanymi ciemnymi blond włosami, Madoc ubierał się, aby go podziwiano. Dziewczyny leciały na niego, ponieważ wyglądał świetnie w ubraniach, znał się na gadce i uwielbiał się bawić. Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, był zabawnym chłopakiem. I zawsze czułam się przy nim mała. Mówiłam wiele bzdur, ale prawdę mówiąc, były to słowa bardziej przeznaczone dla moich uszu, niż kogokolwiek innego. Madoc ubierał się u projektantów. Ja w Targecie. On u Godivy. Ja nosiłam trampki marki Snickers. Z tego co sam rozumował, on był kimś ważnym, podczas gdy ja byłam głupiutką córką zdziry, która była naciągaczką i której ojciec był kryminalistą. Madoc myślał, że byłam brudem pod jego butem. Walić go. Z powątpieniem jeszcze raz zmierzyłam jego strój. - Przypomnę ci, że te twoje koszulki są super mocne. Społeczność gejów byłaby dumna. - Ty też możesz kupić sobie ładne rzeczy. Jak nie patrzeć, to mój ojciec płaci twojej mamie za jej usługi. - Ładne rzeczy? Tak jak te minispódniczki, z którymi się umawiasz?- zakpiłam. Nadeszła pora, aby nauczyć czegoś tego gówniarza.- Większość chłopaków, Madoc, lubi coś innego. Wiesz, dlaczego chcesz mnie zobaczyć w „ładnych”, skąpych rzeczach? Ponieważ im więcej pokazuję, tym mniej ukrywam. Przerażam cię.
Pokręcił głową. - Nada, mała siostrzyczko. Mała… byłam tylko dwa miesiące młodsza od niego. Mówił takie bzdury tylko po to, aby mnie wkurzyć. - Nie jestem twoją małą siostrzyczką – zrobiłam krok do przodu.- I mam przyjaciół. I całe mnóstwo chłopaków jest mną zainteresowanych. Podoba im się to, jak wyglądam. Nie będę się podporządkować twoim i standardom naszych puszą zarozumiałych rodzi… - Wow, nudy – przerwał mi z westchnieniem.- Twoje życie mnie nie interesuje, Fallon. Kolacje w święta raz na ruski rok. Tylko wtedy chcę cię widzieć. Uniosłam brodę do góry, nie dając niczego po sobie poznać. To nie bolało. Jego słowa czy jego opinia na mój temat. W moim gardle nie było żadnego bólu, który spłynął do mojego brzucha i zacisnął żołądek w mocny węzeł. To co powiedział, nie miało znaczenia. Lubiłam tą osobę, jaką byłam. Nikt nie mówił mi jak się ubierać, jak się zachowywać, to jakich klubów się zapisać… podejmowałam swoje własne decyzje. Madoc był marionetką. Trutniem. Jestem wolna. Kiedy niczego nie powiedziałam, to zaczął ode mnie odchodzić. - Rodzice wychodzą na noc. Urządzam imprezę. Nie wchodź mi w drogę. Może ukryj się w pokojach dla służby, tam gdzie twoje miejsce. Przyglądałam mu się, jak odchodził, wiedząc, że i tak nie posłucham. I żałowałam, że tego nie zrobiłam.
Rozdział 1
Madoc
2 lata później - Kurwa - westchnąłem.- Mogłaby jechać jeszcze wolniej?zapytałem Jareda, podczas gdy siedziałem na tylnym siedzeniu R8 Tate, trzymając się uchwytu nad głową. Obróciła się na siedzeniu kierowcy, patrząc na mnie ostro, jakby chciała wbić nóż prosto w moją czaszkę. - Wzięłam ten ostry zakręty przy prawie pięćdziesięciu kilometrach na godzinę, na niestabilnej, polnej drodze!- wrzasnęła na mnie.- To nawet nie jest prawdziwy wyścig. Mówiłam. Ci. Już. O. Tym. Wcześniej!każdy mięsień jej twarz był sztywny jak stal, gdy wypluła każde słowa. Odchyliłem głowę do tyłu i westchnąłem. Jared siedział przede mną z przodu z łokciem na drzwiach i głową opartą na dłoni. Było sobotnie popołudnie, dzień pierwszego wyścigu Tate i od trzech godzin byliśmy na Trasie Numer Pięć. Za każdym razem, gdy ten mały szczeniak zwalniał zbyt prędko, albo nie wciskał gazu wystarczająco mocno, to Jared milczał, ale nie ja. Odwrócił głowę, ale nie na tyle, aby spojrzeć mi w oczy. - Wysiadaj - nakazał. - Co?- wymamrotałem, otwierając szeroko oczy.- Ale... ale... wyjąkałem, dostrzegając triumfalny uśmiech Tate we wstecznym lusterku. - Ale nic - warknął Jared.- Wysiadaj z samochodu. Może się ścigać bez ciebie. Adrenalina rozgrzała mi ręce na perspektywę prawdziwych emocji. Tate może i mogła ścigać się z laską, która nie miała o niczym pojęcia, ale wciąż musiała się wiele nauczyć, aby urosły jej jaja. Wprowadzić Madoca. Chciałem się uśmiechnąć, ale tego nie zrobiłem.
Zamiast tego przewróciłem oczami. - Dobra, to i tak było nudne. - Och, jesteś taki zabawny - zakpiła, chwytając mocniej kierownicę.- Byłbyś świetną dwunastolatką, kiedy tak marudzisz. Otworzyłem drzwi. - Skoro mowa o marudzeniu... chcesz się założyć, kto będzie płakać pod koniec dnia? - Ty - odpowiedziała. - Z pewnością nie. Chwyciła paczkę chusteczek i rzuciła ją we mnie. - Proszę. Na wszelki wypadek. - Och, widzę, że jesteś gotowa do akcji - uśmiechnąłem się.- Bo tak często płaczesz, prawda? Odwróciła się do tyłu. - Tais-toi! Je vous détes1... - Że co?- wtrąciłem się.- Co powiedziałaś? Że jestem seksowny i mnie kochasz? Jared, wiedziałeś, że ona coś do mnie czuje... - Przestańcie!- ryknął, uciszając nas oboje.- Cholera by was wzięła i wyrzucił ręce w powietrze i spojrzał między nas. Tate i ja milczeliśmy przez moment, a potem parsknęła i ja też nie mogłem powstrzymać śmiechu. - Madoc?- Jared zacisnął razem zęby. Słyszałem.- Wypad. Podniosłem telefon z siedzenia i zrobiłem to, co mi kazano, bo wiedziałem, że mój kumpel miał już dość. Przez cały dzień próbowałem dokuczać Tate, żartować, aby rozproszyć Jareda. Dzisiaj ścigała się z nowym facetem na todze, Michael'em Woodburnem i niczego o nim nie wiedzieliśmy. Można by pomyśleć, że kolesie mieliby jakiś problem ze ściganiem się z dziewczyną, ale Zack powiedział, że koleś przyjął wyścig bez kłótni. Było to zbyt podejrzane i Jared był niespokojny. Nie znaliśmy Woodburna, jego samochodu ani umiejętności prowadzenia, ale Tate upierała się, że da sobie radę. A co chce Tate, to Tate to dostaje. Jared był gorzej ubity, niż śmietana. Wróciłem torem, który prowadził do podjazdu. Moje srebrne GTO stało z boku drogi i wyciągnąłem z kieszeni dżinsów kluczyki, podczas gdy tyłem drugiej dłoni potarłem czoło. Był początek czerwca i już wszystko było nie tak. Ciepło nie było takie złe, ale cholerna wilgoć tylko pogarszała sprawę. Moja mama 1
Zamknij się! Jesteś wstrętny...
chciała, abym tego lata odwiedził ją w Nowym Orleanie, na co odpowiedziałem jej wielkie „Za-cholerę-nie.” Taa, chętnie bym tam pojechał, podczas gdy jej nowy mąż próbowałby nauczyć mnie grać w golfa. Zdecydowanie nie. Kochałem moją mamę, ale pomysł, że przez całe lato miałbym dom tylko dla siebie, podczas gdy mój ojciec zostałby w swoim apartamencie w Chicago, bez wątpienia był lepszą perspektywą. Dłoń zamrowiła mnie od wibracji i spojrzałem na telefon. O wilku mowa. - Hej, co tam?- zapytałem mojego tatę, gdy stanąłem z boku swojego samochodu. - Madoc. Cieszę się, że odebrałeś. Jesteś w domu?- brzmiał na niezwykle zaniepokojonego. - Nie, ale zaraz miałem do niego wrócić. Dlaczego pytasz? Mój tata rzadko bywał w domu. Miał apartament w Chicago, odkąd przez wielkie sprawy pracował przez długie godziny. Lubiłem go. Jednak go nie kochałem. Mojej macochy nie było przez rok bez jego wiedzy. Podróżowała, odwiedzała znajomych. Nienawidziłem jej. Jedyną osobą jaką kochałem w domu, była Addie, nasza gosposia. Upewniała się, że jadłem warzywa i wypisywała mi usprawiedliwienia do szkoły. Była moją rodziną. - Addie zadzwoniła dzisiejszego ranka. Fallon dzisiaj przyjechała wyjaśnił i zaparło mi dech w piersi, gdy niemal upuściłem telefon. Co? Jest tutaj? Oparłem dłoń na masce mojego samochodu i próbowałem rozewrzeć zęby. - No i?- wreszcie warknąłem.- Co to ma wspólnego ze mną? - Addie spakowała ci torbę - wyjaśnił.- Rozmawiałem już z mamą Jareda i zgodziła się, abyś został u nich na kilka tygodni. - Co?- krzyknąłem do telefonu, oddychając ciężko.- Dlaczego nie mogę zostać w swoim własnym domu? Od kiedy ta suka przejęła panowanie? Była w domu. Wielka sprawa! W takim razie niech ją odeślą. Dlaczego to ja miałem się wynieść? - Wiesz dlaczego - mój ojciec odpowiedział groźnym, głębokim głosem.- Nie wracaj do domu. I rozłączył się.
Wmurowało mnie tam, gdzie stałem, przyglądając się odbiciu drzew na masce swojego samochodu. Kazano mi pojechać do domu Jareda, gdzie Addie przywiozłaby mi ubrania i nie wracać do domu aż do odwołania. I dlaczego? Zamknąłem oczy i pokręciłem głową. Wiedziałem dlaczego. Moja przyrodnia siostra była w domu i nasi rodzice wiedzieli o wszystkim. O wszystkim, co wydarzyło się dwa lata temu. Ale to nie był jej dom. Nigdy nie był. To był mój dom przez osiemnaście lat. Mieszkała tam przez jakiś czas, kiedy to nasi rodzice się pobrali, a potem zniknęła kilka lat temu. Obudziłem się pewnego ranka i zniknęła. Żadnego pożegnania, żadnego listu i żadnego słowa od tamtej pory. Rodzice wiedzieli gdzie była, ale nie ja. Nie było mi dane wiedzieć, gdzie przebywała. Nie żeby kurwa mnie to obchodziło. Ale do cholery, chciałem być podczas lata w swoim własnym domu.
***
Dwie godziny później siedziałem w salonie domu Jareda z jego bratem, Jaxem, zabijając czas, aż ich mama przestała obserwować mnie jak jastrząb. I więcej czasu spędzałem siedząc, tym bardziej mnie korciło, aby znaleźć sobie jakąś rozrywkę. Jared miał tony alkoholu w swoim pokoju, który przyniosłem ze swojego domu i nadeszła pora, aby
zacząć sobotnio wieczorną rozgrzewkę. Jax wylegiwał się na kanapie, grając w gry video a Jared wyszedł, aby zrobić sobie tatuaż. - Nie tak powinieneś to załatwiać, Jason – usłyszałem Katherine Trent, gdy ta krzyknęła szeptem w kuchni. Uniosłem brwi. Jason? Było to imię mojego ojca. Przeszła obok drzwi, gdy rozmawiała przez telefon. Zwracała się do mojego ojca Jason? Podejrzewałem, że nie było to dziwne. Tak właśnie miał na imię. Po prostu zdawało się być to dziwne. Niezbyt wielu ludzi mogło nazywać mojego ojca po jego imieniu. Zazwyczaj był „Panem Caruthersem” albo po prostu „panem.” Wstając, zbliżyłem się nieco do jadali, która znajdowała się po prawej od kuchni. - To twój syn – usłyszałem, jak powiedziała.- Musisz wrócić do domu i to załatwić – wsunąłem dłonie w kieszenie i oparłem się plecami o ścianę tuż przy drzwiach, które prowadziły do kuchni. Była cicho przez jakiś czas, z wyjątkiem naczyń które zastukały o siebie. Musiała opróżnić zmywarkę. - Nie – odpowiedziała.- Jeden tydzień. Góra. Kocham Madoca, ale to twoja rodzina i potrzebują cię. Nie ulotnisz się. Już mam dwóch nastoletnich chłopców. Wiesz, co robią, gdy próbuję dać im szlaban? Wyśmiewają się ze mnie – zwalczyłem uśmiech rozbawienia i zacisnąłem pięści z irytacji. - Jestem tutaj – kontynuowała.- Chcę pomóc, ale on potrzebuje ciebie!- znowu szepnęła. Było niemożliwe, aby rozkazywać mojemu ojcu a potem to przemilczeć. Spojrzałem na Jaxa i zauważyłem, że przestał grać, aby przyglądać się mi z uniesioną brwią. Kręcąc głową, zażartował: - W całym swoim życiu ani razu nie przestrzegłem szlabanu. Ale jest słodka, jeśli o to chodzi. Uwielbiam tą kobietę.
Jax był przyrodnim bratem Jareda. Mieli tego samego ojca, ale różne matki, przy czym Jax spędził większość swojego życia albo z ich sadystycznym ojcem albo u rodzin zastępczych. Ostatniej jesieni mój ojciec pomógł Katherine sprowadzić Jaxa z domu zastępczego do jej. Ojciec Jareda i Jaxa był w więzieniu, a każdy chciał, aby bracia znowu byli razem. Zwłaszcza bracia. I teraz gdy Jared, który był moim najlepszym przyjacielem przez całe liceum, znalazł swoją bratnią duszę i miłość swojego życia, nie spędzał ze mną już tak wiele czasu jak kiedyś. Więc Jax i ja zbliżyliśmy się do siebie. - Chodź – skinąłem na niego brodą.- Wezmę butelkę z pokoju Jareda i spadamy stąd.
***
- Chcę zobaczyć twoje największe kule – nakazałem swoim najgłębszym głosem, na jaki się zdobyłem. Zmrużyłem oczy i zacisnąłem razem zęby, aby się nie roześmiać. Tate napięła plecy i odwróciła się powoli z pochyloną brodą i szeroko otwartymi oczami. Przypomniało mi to, jak moja matka wyglądała, kiedy była na mnie zła, gdy nasikałem do basenu jako dziecko. - Wow, tego jeszcze nie słyszałam – spojrzała na mnie.- Cóż, proszę pana, mam kilka ciężkich, ale wszystkie biorą po dwa palce i kciuk. Jesteś tak uzdolniony?- mówiła to z taką miną, jakbyśmy rozmawiali o zadaniu domowym, ale dostrzegłem uśmiech w kąciku jej ust.
- Jestem taki uzdolniony – droczyłem, a mój język zrobił się nagle za duży dla moich ust.- Będziesz zazdrosna, gdy zobaczysz co potrafię zrobić z tą kulą. Przewróciła oczami i podeszła do lady. Tate pracowała w kręgielni od ostatniej jesieni. Było to niemal konieczne, aby znalazła pracę. Cóż, nie do końca. Byłoby konieczne, jeśli Jared wniósłby skargę. Ta dziewczyna, która mierzyła pięć stóp i siedem cali, oraz ważyła 120 funtów niczego, zniszczyła łomem samochód swojego chłopaka jedną ze swych morderczych pięści. Było to zarówno paskudne jak i wspaniałe. Nagranie krążyło po YouTubie i praktycznie rozpoczęło ruch feministek. Ludzie tworzyli własne miksy i nawet podłożyli pod to muzykę. Nazwali ją Who’s the Boss Now?, odkąd samochodem Jareda był Mustang Boss 302. Jednakże było to nieporozumienie i Tate zapłaciła za szkody. Dorosła. Jared i ja też dojrzeliśmy. I wszyscy byliśmy przyjaciółmi. Oczywiście oni sypiali ze sobą. Ja już nie miałem takich przywilejów. - Madoc, piłeś?- Tate oparła dłonie na ladzie i spojrzała na mnie jak moja mama. - Co za głupie pytanie. Oczywiście, że piłem. Było tak, jakby w ogóle mnie nie znała. Unosząc głowę, spojrzała na rzędy i przestraszyłem się, że jej wielkie, niebieskie oczy wypadną jej z głowy. - Upiłeś też Jaxa!- oskarżyła mnie, wyraźnie wkurzona. Odwróciłem się, aby zobaczyć na co patrzyła i potknąłem się, gdy stopa zaplątała mi się o nogę stołka. Wrzasnąłem przerażająco. - Whooooo!- krzyknąłem, unosząc butelkę Jack Danielsa w powietrze, gdy zobaczyłem to, co widziała Tate. Grupka ludzi zebrała się w pierwszym rzędzie, śmiejąc się i patrząc na biegnącego Jaxa, który zrobił poślizg i wpadł w kręgle.
- Właśnie tak! Butelka została wyrwana z moich palców i odwróciłem się, aby dostrzec jak Tate chowa ją pod blat, zaciskając ze złością wargi i krzywiąc się. - Gdzie podziała się whisky?- sparodiowałem kapitana Jacka Sparrowa i uderzyłem pięścią w ladę. Tate podeszła do drzwi, które prowadziły do torów. - Będziesz miał kłopoty, jeśli wyjdę za lady – szepnęła na mnie ze złością. - Kochasz mnie. Wiesz, że tak!- zaśmiałem się i sprintem uciekłem w masę stołów i krzeseł blisko miejsca, gdzie grał Jax. Kilka kolesi dołączyło do niego i rozbiło kręgle ku uciesze sobotniego tłumu. O tej godzinie nie było tam zbyt wiele rodzin i jedynymi niewzruszonymi klientami byli kolesie, którzy spędzili swoje starsze lata lamentując nad swoimi mięśniami piwnymi, jak im się udało uniknąć małżeństwa. Tylko patrzyli i kręcili głowami. „Fallon wróciła. Nie wracaj do domu.” Przełknąłem whisky, która mi się cofnęła i odchyliłem głowę do tyłu. - Woohoo!- ryknąłem, zanim grzmotnąłem w jasno kolorową podłogę, przewracając się brzuchem na tor i ślizgając się. Waliło mi serce i podekscytowanie rozpączkowało w mojej piersi. Jasna cholera! Te tory były cholernie śliskie , na co się tylko roześmiałem, nie przejmując się tym, że Tate była na mnie wkurzona, albo że pięść Jareda zostawi trwały ślad na mojej twarzy za igranie z jego dziewczyną w jej pracy. Wszystko co mnie obchodziło to , że przechodziłem z chwili do chwili. Nie mogę wrócić do domu. Tłum zawiwatował i ryknął za mną, niektórzy z nich podskakiwali. Wiedziałem o tym, ponieważ czułem wibrację pod sobą. I kiedy
przewróciłem się, aby się zatrzymać, przewieszając nogi na drugi tor, po prostu tam leżałem, zastanawiając się. Nie o Fallon. Nawet nie na ten temat, że byłem za bardzo pijany, aby wrócić do domu. Zastanowiłem się na głos. - I do cholery jak teraz wstanę? Tory były śliskie. Duh. Nie mogłem wstać, bo inaczej bym się poślizgnął. Cholera. - Madoc! Wstawaj!- usłyszałem gdzieś blisko siebie warczącą Tate. Madoc. Wstawaj. Słońce już wzeszło. Musisz iść. - Madoc. Wstawaj!- Tate znowu krzyknęła. Oprzytomniałem. - Już dobrze – mruknąłem.- Przepraszam, Tate. Wiesz, że cię kocham, prawda?- poderwałem się do pozycji siedzącej. Potem spojrzałem w górę, aby dostrzec że szła przegrodą między torami. Jak szefowa. Położyła dłonie na biodrach i zmarszczyła brwi. - Madoc, ja tu pracuję. Skrzywiłem się, nie lubiąc dźwięku rozczarowania w jej głosie. Zawsze pragnąłem szacunku Tate. - Przepraszam, skarbie – próbowałem wstać, ale znowu się poślizgnąłem, przez co poczułem głęboki ból w tyłku.- Już powiedziałem, że mi przykro. Kucnęła i objęła rękami jedno moje ramię, podciągając mnie. - Co się z tobą dzieje? Nigdy nie pijesz, no chyba, że jesteś na imprezie.
Postawiłem jedną stopę na przegrodzie i zachwiałem się, dopóki Tate nie przyciągnęła mnie bliżej i nie byłem w stanie postawić drugiej stopy. - Wszystko ze mną w porządku – posłałem jej półuśmieszek.Jestem żartownisiem, Tate. Jestem… - machnąłem ręką w powietrzu.Tylko… żartem – żartownisiem – dodałem szybko. Dalej mnie trzymała, ale poczułem jak uścisk jej palców pod rękawem mojej koszulki nieco zelżał. - Madoc, nie jesteś żartem – patrzyła na mnie poważnie, ale łagodnie. Nie wiesz, czym jestem. Spojrzałem jej w oczy, chcąc jej opowiedzieć o wszystkim. Chcąc, aby moja przyjaciółka – ktokolwiek – zobaczyła prawdziwego mnie. Jared i Jax byli dobrymi kumplami, ale faceci nie chcieli słyszeć o takich bzdurach, a nie byliśmy tacy spostrzegawczy. Tate wiedziała, że coś było nie tak i nie wiedziałem, jak jej o tym powiedzieć. Chciałem tylko, aby wiedziała, że głęboko w środku nie byłem dobrym człowiekiem. - Zrobiłem coś głupiego, Tate. Właśnie to robię. Jestem w tym dobry – uniosłem rękę i odgarnąłem kilka kosmyków z jej kucyka za ucho, ściszając głos niemal do szeptu.- Mój ojciec o tym wie. Ona o tym wie – opuściłem wzrok a potem znowu uniosłem na nią oczy.- Też o tym wiesz, prawda? Nie odpowiedziała. Tylko przyglądała mi się, podczas gdy trybiki obracały się w jej głowie. Przesunąłem dłoń na jej policzek i przypomniałem sobie wszystkie chwile, w których przypominała mi Fallon. Potarłem kciukiem policzek Tate, chcąc, aby na mnie krzyknęła. Chcąc, aby nie zależało jej na mnie. Jak łatwiej by było, gdybym wiedział, że nie miałem niczego prawdziwego w swoim życiu.
Uniosłem jej słodką, niepewną twarz i pochyliłem się bliżej, zaciągając się jej ledwo wyczuwalnymi perfumami, gdy przysunąłem wargi bliżej jej. - Madoc? – spytała zdezorientowanym głosem, gdy przyglądała mi się. Przechylając głowę , pocałowałem ją delikatnie w czoło, po czym odchyliłem się powoli. Zmarszczyła razem brwi, gdy przyglądała mi się zmartwiona. - Wszystko w porządku? Nie. Cóż, czasami. Dobra, tak. Podejrzewam, że przez większość czasu. Tylko nie dzisiaj. - Wow – wziąłem głęboki oddech i uśmiechnąłem się.- Mam nadzieję, że wiesz, że nie chciałem niczego zrobić – zażartowałem.- To znaczy, kocham cię. Tylko, że nie tak. Bardziej jak siostrę – parsknąłem śmiechem, ledwie dokańczając zdanie i zamykając oczy, gdy chwyciłem się za brzuch. - Nie łapię tego żartu – Tate skrzywiła się. Przeraźliwy gwizd przeszył powietrze i wraz z Tate spojrzeliśmy w górę. - Co do cholery tu się dzieje?- donośny i wściekły głos tatuśka Jareda przedarł się przez alejkę kręgielni, sprawiając, że rozbolały mnie uszy. Ale gdy odwróciłem się do niego, to przypadkiem znowu wdepnąłem na tor. - O cholera!- zaparło mi oddech i głupio wsparłem się na Tate, co było dla niej za dużo. Poleciałem do tyłu i wpadła na moje kolana. Upadliśmy na podłogę, trafiając na twardym drewnie. Pewnie
posiniaczyłem każdy skrawek swojego tyłka, ale Tate nic nie było. Wylądowała na mnie. Nie przeszkadzało mi to. Ale gdy spojrzałem na swojego najlepszego kumpla, który stał na początku toru, patrząc na nas z mordem w oczach, to zepchnąłem Tate z obrzydzeniem. - Stary, upiła mnie whisky i próbowała mnie zgwałcić na randce!wskazałem na Tate.- Trzyma ją pod ladą. Sam sprawdź! Tate warknęła i wdrapała się na przegrodę z jeszcze bardziej potarganymi włosami. - Jax!- Jared krzyknął w stronę toru po mojej prawej, gdzie Jax czołgał się po torze.- I ty – Jareda oczy wbiły we mnie sztylety.Natychmiast do mojego samochodu. - Ooooch, myślę, że chce nam sprawić lanie – zanuciłem do Tate, gdy ta szła ze złością do swojego chłopaka. - Zamknij się, głupku – odpaliła.
Rozdział 2
Fallon
- To był twój pierwszy pocałunek?- zapytał, odchylając głowę, aby na mnie spojrzeć. Wciąż wpatrywałam się w dół i uczepiłam się blatu kuchennego za swoimi plecami. Było to niewłaściwe. Przyciskał moje plecy do blatu i nie mogłam się ruszyć. Bolało. Spójrz na niego. Spójrz w górę, ty idiotko! Powiedz mu, aby się odwalił. Nie widzi cię. Wykorzystuje cię. Sprawi, że poczujesz się brudna. - Chodź tu – uniósł dłoń ku mojej twarzy, na co skrzywiłam się.- Pokażę ci, jak użyć tego języczka. Było to niewłaściwe. - Fallon?- cichy, ulotny głos przebił się przez mój sen.- Fallon, wstałaś? Usłyszałam pukanie. - Wchodzę – ogłosiła. Otworzyłam oczy, zamrugałam, aby pozbyć się mgły snu ze swojego umysłu. Nie mogłam się ruszyć. Czułam się tak, jakby moja głowa była odseparowana od ciała, a moje ręce i nogi wtopiły się w łóżko, jakby na moich plecach zaległ jakiś tonowy ciężar. Mój umysł był aktywny, ale moje ciało wciąż spało. - Fallon – zanucił głos.- Zrobiłam ci gotowane jajka. Twoje ulubione.
Uśmiechnęłam się, podwijając palce u stóp i zaciskając pięści, aby się obudzić. - Z tostami?- zawołałam spod poduszki. - Z białymi tostami, bo pełnoziarniste są dla mięczaków – Addie powiedziała z poważną miną i przypomniałam sobie, że powiedziałam jej te same słowa jakieś cztery lata temu, kiedy moja mama wyszła za Jasona Caruthersa i zamieszkałyśmy tutaj. Skopałam kołdrę z nóg i usiadłam, śmiejąc się. - Tęskniłam za tobą, dziewczyną. Jesteś jedyną osobą na świecie, których nie chcę dźgnąć. Addie, nasza gosposia albo ktoś, kto zachowywał się bardziej jak matka niż moja własna, była również jedyną osobą, przed którą nie musiałam udawać kogoś innego. Weszła do pokoju, ostrożnie manewrując tacą z wszystkimi rzeczami, których nie jadłam od lat: ugotowanymi jajkami, rogalikami i świeżo wyciśniętym sokiem pomarańczowym, sałatką owocową z truskawkami, jagodami i jogurtem. I prawdziwe masło! Dobra – jeszcze nie spróbowałam tego wszystkiego. Ale znając Addie było prawdziwe. Postawiła tacę u moich nóg i odgarnęłam włosy za uszy, gdy podniosłam okulary ze stolika nocnego. - Myślałam, że jesteś zbyt fajna na okulary w stylu hipsterów – przypomniała mi. Zanurzyłam krawędź tostu w żółtku jajka. - Wygląda na to, że wtedy się myliłam. Czasy się zmieniają, Addie – uśmiechnęłam się do niej radośnie, gdy wzięłam kęs, rozkoszując się jeszcze bardziej, gdy słoność żółtka i masła trafiły prosto na mój język.Ale najwidoczniej nie twoja kuchnia! Cholera, dziewczyno. Tęskniłam za tym.
Addie było daleko do dziewczyny z wyglądu, ale wiedziałam, że była nią z osobowości. Nie tylko była dobrą gospodynią, ale była także damą z dworu, jakiej potrzebował pan Caruthers. Zajmowała się rzeczami w taki sposób, w jaki nie robiła tego moja matka. Oczywiście Addie i pan Caruthers nie sypiali ze sobą. Była od niego starsza o dobre dwadzieścia lat. Ale… zajmowała się wszystkim. Domem, posiadłością, jego kalendarzem społecznym poza pracą. Wypełniała jego potrzeby i była jedyną osobą, której nigdy by nie zwolnił. Poważnie. Mogła go nazywać popierdoleńcem, a ten tylko przewracał oczami. Sprawiła, że stałą się niezastępowalna i dzięki temu to ona rządziła w domu. Również opiekowała się Madociem. Właśnie dlatego jej potrzebowałam. - A ja tęskniłam za tobą – odpowiedziała, podnosząc moje ubrania z podłogi. Odkroiłam kawałek jajka i włożyłam go do ust. - Daj spokój. Nie rób tego. Jestem już kobietą. Teraz sama potrafię po sobie sprzątać. Nie płaciłam sama za swoje własne rachunki, ale szczerze mówiąc, to dwa lata temu całkowicie zajęłam się sobą sama. Moja matka porzuciła mnie w szkole z internatem, a mój tato nie interweniował. Kiedy chorowałam, to sama chodziłam do lekarza. Kiedy było trzeba mi ubrań, to robiłam zakupy. Kiedy był dzień prania, to uczyłam się obok pralek. Nikt nie mówił mi jakie filmy powinnam oglądać, jak często jeść warzywa, albo kiedy przycinać włosy. Sama się tym zajmowałam. - Jesteś kobietą. I to w dodatku bardzo piękną – uśmiechnęła się i poczułam rosnące ciepło w piersiach.- Masz nieco więcej tatuaży, ale widzę, że wyciągnęłaś kolczyki. Lubiłam ten w twoim nosie i wardze. - Tak, ale szkoła do której chodziłam nie bardzo. Trzeba wiedzieć, jak owinąć ich sobie wokół palca. Nie powiedziałabym, że przechodziłam przez jakiś okres, gdy Addie widziała mnie po raz ostatni, ale z pewnością byłam naładowana środkami samowyrazu. Miałam piercing w nosie- mały kolczyk – i kolejny
w kąciku mojej wargi i stożek w języku. Jednak nie zatrzymałam żadnego z nich. St. Joseph, moja szkoła z internatem, nie pozwalała na „niekonwencjonalne” kolczyki i ograniczyli się do dwóch w uszach. Miałam również pięć w lewym uchu – mój tunel był jednym kolczykiem, ale zajmował dwie dziurki i miałam sześć w prawym, wliczając w to mój tragus, dwa w płatku i trzy wewnątrz prawej krawędzi mojego ucha. Szkoła kazała mi pozbyć się także ich. Ale gdy mama nie odebrała telefonu, aby to załatwić, to wreszcie powiedziałam im, aby się „odpieprzyli”. Kiedy zadzwonili do mojego taty, to przekazał im sporą dotację… a potem kazał im się odpieprzyć. - Oboje z Madociem tak bardzo wyrośliście… - urwała, na co przestałam przeżuwać.- Przepraszam – dokończyła, odwracając wzrok. Jeżeli ktoś teraz spróbował zabrać moje serce, to musiałby użyć obu rąk. Przełknęłam gulę jedzenia i wzięłam głęboki oddech. - Dlaczego przepraszasz?- wzruszyłam ramionami. Wiedziałam dlaczego. Ona wiedziała dlaczego. Jak nie patrzeć, Madoc i ja nie mieszkaliśmy w tym domu sami. Każdy wiedział co się stało. - Nie musisz się martwić – zapewniła mnie, siadając na brzegu łóżka.- Tak jak powiedziałam ci wczorajszej nocy. Nie ma go tutaj i nie wróci, dopóki twoja wizyta nie dobiegnie końca. Nie. - Myślisz, że mam problem z Madociem, Addie?- parsknęłam śmiechem.- Madoc i ja mamy się świetnie. Doskonale. Pociągnęliśmy naszą durną rywalizację za daleko, ale byliśmy dziećmi. Chcę ruszyć dalej – mówiłam lekkim tonem i rozluźniłam ramiona. Nic z języka mojego ciała nie mogło mnie zdradzić. - Cóż, Jason uważa, że to niebezpieczne. Powiedział, że możesz zostać tak długo, jak będziesz chciała. Madoca tu nie będzie.
I właśnie dlatego potrzebowałam Addie. Mogłam ją namówić, aby sprowadziła Madoca z powrotem do domu. Po prostu nie mogłam być zbyt oczywista co do tego. - Będę tu tylko jakiś tydzień – wzięłam łyk soku i odstawiłam go.Jesienią wyjeżdżam do Nortwestern, ale zostanę u mojego taty przez resztę lata, zanim zacznie się szkoła. Chciałam tylko was odwiedzić, zanim zacznę kolejną fazę. Spojrzała na mnie jak mamy z telewizji patrzyły na swoje córki. Było to spojrzenie typu, że musiałam się nauczyć jeszcze kilku rzeczy, ponieważ skarbie, jesteś tylko dzieckiem, a ja jestem mądrzejsza. - Chcesz się z nim zobaczyć – skinęła głową, spoglądając mi w oczy swoimi niebieskimi.- Aby rozwiązać sprawy. Rozwiązać? Nie. Zobaczyć się z nim? Tak. - Już dobrze – przesunęłam tacę na koniec łóżka i wstałam.- Idę pobiegać. Wciąż przycinają zieleń wokół kamieniołomu? - Z tego co wiem, to tak. Przeszłam przez nowo udekorowany pokój do szafki, gdzie wczoraj wrzuciłam swoją torbę podróżną, gdy przyjechałam. - Fallon? Zawsze śpisz w koszulce i spodenkach, które ledwie zakrywają ci tyłek?- Addie zapytała ze śmiechem w głosie. - Tak, dlaczego? Przez kilka chwil niczego nie usłyszałam, gdy schyliłam się po torbę. - Jednak to dobrze, że Madoca tu nie ma – mruknęła rozbawionym tonem i zostawiła mnie samą. Ubrałam się, rozglądając po swojej sypialni w świetle dziennym. Mój stary pokój z nowym wystrojem. Kiedy wczoraj tu przyjechała, to Addie zaprowadziła mnie do mojego pokoju, ale wystrój strasznie się różnił od tego, jaki zostawiłam.
Moje skaterskie plakaty zniknęły, meble zostały zastąpione a moje czerwone ściany były teraz kremowe. Kremowe? Tak, fuj. Wcześniej całą ścianę oblepiłam plakatami. Teraz były ozdobione ogromnymi fotografiami Wieży Eiffla i francuskich uliczek. Moja pościel była lekko różowa, a moja szafa i łóżko były teraz białe. Moje płótna z rysunkami, moje półki z robotami z Lego, moje filmy DVD i płyty CD zniknęły. Nie przeczę, że sądziłam, iż to wszystko przetrwa dwa lata, ale gdy tylko wczoraj tu weszłam, to chciałam się rozpłakać. Może to przez to, że zakładałam, że wciąż tu będą, albo niepojęte było dla mnie, że moje całe życie mogło zostać tak łatwo wyrzucone. - Twoja mama przemeblowała pokój wkrótce po tym jak wyjechałaś – Addie wyjaśniła mi wtedy. Oczywiście, że to zrobiła. Pozwoliłam sobie na dwusekundowy lament nad godzinami, które spędziłam jeżdżąc na deskorolkach, które teraz były w jakichś śmietnikach i o budowaniu klocków lego, które gniły teraz gdzieś w brudzie. A potem przełknęłam ból w gardle i ruszyłam dalej. Pieprzyć to. Mój pokój był teraz dojrzały i nieco seksowny. Wciąż lubiłam męskie ubrania i dzikie formy wyrazu, ale moja mama potrafiła dekorować pomieszczenia. Nigdzie nie było kwiecistych wzorów i pokój był zaprojektowany dla dorosłej osoby. Delikatny róż pościeli i zasłon, niewinna romantyczność mebli, czarno białe fotografie w szerokich ramkach sprawiały, że czułam się teraz jak kobieta. I nawet podobało mi się to. Ale mimo to wciąż chciałam ją zabić za wyrzucenie moich wszystkich rzeczy.
***
Najlepszą rzeczą, jaka przyszła w parze z poślubieniem Jasona Caruthersa przez moją mamę, było to, że jego dom znajdował się w Seven Hills Valley, ogrodzonej, ogromnej społeczności – jeśli można było użyć określenia „społeczność”, gdy twój najbliższy sąsiad znajdował się jakieś pół mili od ciebie z każdej strony. Bogacze lubili swoje wiejskie domy, przestrzeń i trofeowe żonki. Nawet jeżeli nie korzystali z niczego. Kiedy pomyślałam o swoim ojczymie, to zawsze przychodził mi na myśl Richard Gere z Pretty Woman. Znacie kolesi, którzy rezerwują penthousy ale boją się wysokości, więc po co do cholery rezerwować penthouse? Tak czy inaczej, taki był Jason Caruthers. Kupował domy, w których nie mieszkał, samochody, których nie używał i brał ślub z kobietami, z którymi nie żył. Dlaczego? Przez cały czas zadawałam sobie to pytanie. Może był znudzony. Może szukał czegoś, czego nigdy nie udało mu się znaleźć. A może po prostu był bogatym gnojkiem. Będę sprawiedliwa i powiem wam, że moja mama była taka sama. Patricia Fallon poślubiła mojego ojca, Ciarana Pierce’a, osiemnaście lat temu. Dwa dni później urodziłam się ja. Cztery lata później rozwiedli się i zabrała mnie moja matka – byłam jej kartą przetargową – jedną z jej wielu przygód poszukiwania złota. Wyszła za przedsiębiorcę, którego
biznes splajtował i szefa policji, którego praca nie była wystarczająco błyskotliwa dla mojej matki. Ale dzięki niemu poznała swojego obecnego męża i w nim moja matka znalazła dokładnie to, czego szukała: pieniędzy i prestiżu. Pewnie, że mój ojciec też to miał. W pewnych kręgach. Nigdy bym tego nie chciała. Ale mój ojciec żył poza prawem – i to z dala od prawa i aby ochronić swoją rodzinę, siedział w ciszy i ukryciu. Nie było to zbyt bajeczne życie dla mojej matki, jakiego szukała. Pomimo jej samolubnych decyzji, podobało mi się gdzie skończyła. Lubiłam to miejsce. Zawsze. Cały majątek znajdował się za ogromnym podjazdem i odgradzał sąsiadów drzewami. Uwielbiałam biegać – nawet chodzić – w ciszy, po odosobnionych drogach, ale teraz czego bardziej pragnęłam, to dróg w Hiszpanii i wąskich, drzewiastych alejek. Wszędzie piasek, zieleń i niebieskie niebo nad głową były idealnymi miejscami, aby się zatracić. Pot spływał mi po szyi, kiedy dawałam sobie w kość na twardej drodze. W moich słuchawkach grał „Schism” Tool, podczas gdy odpłynęłam, przez co musiałam sobie przypomnieć, aby mieć otwarte oczy. Mojemu ojcu nigdy nie podobało się, że biegałam sama. Nienawidził tego, że biegałam w ciszy, w mało uczęszczanych miejscach. Niemal usłyszałam jego głos w głowie: Zawsze miej uniesioną głowę i noś przy sobie coś do obrony! Zamówił mi obleśne spodenki do biegania z kaburą na pistolet na plecach, ale powiedziałam mu, że nie będę ich nosić. Jeżeli chciał, abym przyciągała mniej uwagi, to był to zły pomysł. Jeżeli będziesz biegać w majtkach, to ktoś pomyśli sobie coś nieodpowiedniego, powiedział. A wtedy będę musiał skrzywdzić ludzi. Wiesz, że chcę robić to tak rzadko, jak to tylko możliwe. Nie biegałam w majtkach. Ale obcisłe spodenki do biegania i sportowy stanik? Pieprzyć to, było gorąco.
Więc poszliśmy na kompromis. Stworzył bransoletkę z małym nożem i gazem pieprzowym. Wyglądała ona jak jakaś chora, pokręcona bransoletka na szczęścia, ale czuł się lepiej, wiedząc, że ją nosiłam, gdy biegałam. Rozglądając się po drodze przed sobą – bo słuchałam swojego tatusia – zauważyłam młodą kobietę, na oko w moim wieku, która stała między ścieżką a stawem, wpatrując się w wodę. Widziałam, że miała usta wygięte do dołu i podciągała nosem. I wtedy zauważyłam drżenie jej brody. Zwalniając do marszu, szybko zmierzyłam ją wzrokiem. Była ubrana tak jak ja, w spodenki do biegania i sportowy stanik i z tego co widziałam, to cierpiała. Nie było tu innych żadnych biegaczy czy rowerzystów. Po prostu stała tam, mrużąc oczy i przyglądając się wodzie. - Fajna muzyka – krzyknęłam przez hałas iPoda, który był przyczepiony do jej ramienia. Obróciła twarz w moją stronę i natychmiast otarła kącik oka. - Co?- wyciągnęła słuchawki. - Powiedziałam „fajna muzyka” – powtórzyłam, słysząc z jej słuchawek „Paradise City” Guns N’ Roses. Zaśmiała się, a jej twarz poczerwieniała lekko. - Uwielbiam starocie – wyciągnęła ku mnie rękę.- Cześć, jestem Tate. - Fallon – ścisnęłam jej dłoń i lekko nią potrząsnęła. Skinęła głową i odwróciła wzrok, starając się otrzeć resztę łez. Tate. Chwila… blond włosy, długie nogi, duże cycki… - Jesteś Tatum Brandt – przypomniałam sobie.- Liceum Shelburne? - Tak – przełożyła kabel słuchawek przez szyję.- Przepraszam. Nie pamiętam cię. - Nic nie szkodzi. Wyjechałam na koniec drugiej klasy.
- Och, gdzie pojechałaś?- spojrzała mi prosto w oczy, gdy rozmawiałyśmy. - Do szkoły z internatem na wschodzie. Uniosła brwi. - Szkoła z internatem? I jak było? - Katolicko. Bardzo katolicko. Pokręciła głową i uśmiechnęła się, jakby nie mogąc uwierzyć w to, co jej powiedziałam. A może myślała, że było to nie do pomyślenia. To ludzie nie usuwają niechcianych dzieci ze swego świata? Nie? Dziwne. Wiatr wpadł na ścieżkę, powodując, że liście zaszumiały i przynosząc komfort dla mojej rozgrzanej i mokrej skóry. - Więc wróciłaś na dobre na lato przed studiami?- zapytała, siadając na ziemi i spoglądając na mnie. Przyjęłam zaproszenie i też usiadłam. - Tylko na jakiś tydzień. Potem wyjeżdżam do Chicago. A ty? Spojrzała w dół, przestając się uśmiechać. - Miałam jechać do Columbii. Ale teraz to chyba mało możliwe. - Dlaczego? Columbia była świetną szkołą. Złożyłabym tam papiery, ale mój ojciec nie chciał, abym była blisko Bostonu. Powiedział, że im byłam dalej od niego, tym było bezpieczniej. - Mój tato ma… problemy – dostrzegłam jej wilgotne rzęsy, gdy odchyliła się na rękach i dalej przyglądała się stawowi przed nami.Najwidoczniej już od dłuższego czasu. Myślę, że najlepiej będzie zostać blisko domu. - Pewnie ciężko było ci zrezygnować z Columbii – powiedziałam. Zagryzła dolną wargę i pokręciła głową.
- Nie. Nie zastanawiałam się nad tym dwa razy. Kiedy ktoś, kogo kochasz, potrzebuję cię, to zmieniasz się. Jest mi po prostu smutno, że mi nie powiedział. Miał dwa zawały i dowiedziałam się o tym tylko przez rachunki ze szpitala, których nie powinnam była widzieć. Zachowywała się tak, jakby w ogóle to nie był wybór. Jakby było to takie łatwe. Mój tato jest chory. Zostaję. Byłam zazdrosna o to jej rozwiązanie. - Wow, przepraszam – uśmiechnęła się i wyprostowała się, otrzepując dłonie.- Założę się, że teraz cieszysz się, że zatrzymałaś się, aby się przywitać. - Nic nie szkodzi. Gdzie teraz pójdziesz do szkoły?- przyjrzałam się jej uważnie i dostrzegłam mały tatuaż na jej karku. Tuż na wgłębieniu, gdzie łączył się z ramieniem. Nie był duży, ale rozpoznałam płomienie wydobywające się z czarnej latarni. - Cóż, pójdę do Northwestern – powiedziała.- Jest to dobra opcja dla mojego kierunku i jest tylko godzinę stąd. Im bardziej o tym myślę, to tym bardziej jestem podekscytowana. Skinęłam głową. - Cóż, ja tez tam idę. Z zaskoczenia uniosła brwi. - Cóż, cóż… lubisz stare GNR, idziesz do Northwestern, masz kilka fajnych tatuaży… - wskazała na tatuaż Out of Order wypisany za moim uchem przy linii włosów.- … i biegasz. Powiedz mi, że lubisz jeszcze naukę to powiem ci, że chyba znalazłam swoją hetero bratnią duszę. - Moim kierunkiem jest Inżynieria Mechaniczna -zanuciłam, mając nadzieję, że byłam wystarczająco blisko. Splotła dłonie i uśmiechnęła się. - Wystarczająco blisko.
Jej uśmiech był bardziej promienny, niż ostatnim razem gdy ją widziałam. Pewnie przekonała Rzecz 1 i Rzecz 2 aby ją zostawiły w spokoju, albo ustawiła ich do szeregu. - Więc… - zaczęła, wstając i otrzepując tyłek.- Mój przyjaciel urządza imprezę jutrzejszej nocy. Przyjdź. Nie ma problemu, gdy przychodzą ślicznotki. Być może będziesz musiała zostawić majtki w drzwiach, ale ochronię cię. Też wstałam. - Brzmi jak wysłannik piekieł. - Stara się – wzruszyła ramionami, ale dostrzegłam lekki, dumny uśmiech pod tym gestem. Chwyciła mój telefon i wbiła kilka cyfr.- Dobra, właśnie zadzwoniłam sama do siebie. Teraz masz mój numer, więc napisz, jeśli będziesz chciała przyjść. Wyślę ci adres i godzinę. - Gdzie ta impreza?- zapytałam, odbierając swój telefon. - W domu Madoca Caruthersa. Zamknęłam usta i przełknęłam ślinę na wspomnienie jego imienia. Kontynuowała. - Zażądał bikini, ale jeśli kopniesz go w jaja, to się zamknie – przymknęła oczy w geście przeprosin.- Jest jednym z moich przyjaciół. Po prostu trzeba czasu, aby się do niego przyzwyczaić – wyjaśniła. Przyjaciele? Co? Zaczęłam oddychać wolniej. Madoc miał jutro urządzić imprezę? Cofnęła się, gotowa by odejść. - Miejmy nadzieję, że zobaczymy się jutro! A potem zniknęła, podczas gdy ja tam stałam, przesuwając wzrok to na lewo i prawo, szukając odpowiedzi. Madoc przyjaźnił się z Tatum Brandt? Jak to do cholery się stało?
***
- Podoba mi się ten kawałek metalu w twoich ustach. Słyszałem, że piercing w języku może się przydać do innych rzeczy, niż tylko całowanie – chwycił mnie za włosy, oddychając w moje wargi.- Więc naprawdę jesteś niegrzeczną dziewczynką, czy tylko taką udajesz? Pokaż mi. Nie byłam pewna co obudziło mnie najpierw. Mdłości toczące się w moim brzuchu, albo podniecenie, które zalało moje nerwy. Mdłości i podniecenie. Dreszczyk i niesmak. Jakim cudem odczuwałam jedno i drugie w tym samym czasie? Wiedziałam, że nudności nie brały się z powodu snu. Ale podekscytowanie? Dreszczyk? I wtedy zauważyłam, co mnie obudziło. Powietrze w pokoju się zmieniło. Ciągnęło z korytarza. Moje serce zabiło mocniej a w moim brzuchu zatrzepotały motylki. Napięłam mięśnie w odpowiedzi, ponieważ podniecenie w nich było zbyt wiele. Drzwi od mojego pokoju były otwarte! Otworzyłam oczy i poderwałam się na łóżku, czując serce w gardle, gdy próbowałam złapać oddech. Ciemna postać, znacznie większa niż pamiętałam, stała w progu. Niemal krzyknęłam, ale zacisnęłam usta i przełknęłam ślin ę. Wiedziałam, kto to był i na pewno się nie bałam.
- Madoc – warknęłam.- Wynoś się.
Rozdział 3
Madoc
Oparłem się o framugę drzwi, unosząc butelkę do ust. Miała rację. Powinienem pójść. Kurewsko zły pomysł, aby zostać, stary. Ale z jakiegoś powodu musiałem przekonać się na własne oczy. Nie wiedziałem, dlaczego w to nie wierzyłem. Mój ojciec sam o tym powiedział, Addie to potwierdziła, ale po prostu nie mogłem przełknąć faktu, że Fallon Pierce wróciła do miasta po tak długim czasie. Dzięki niej, obudziłem się tego ranka z cholernym kacem, a potem pojechałem do domu, po tym gdy byłem pewien, że każdy będzie już w łóżku. Nie było żadnego planu, aby pójść do jej pokoju i nie miałem zamiaru wchodzić, ale byłem cholernie ciekaw. Jak teraz wyglądała? Jak bardzo się zmieniła? I były odpowiedzi, których było mi trzeba, nawet jeśli nie spodobałyby mi się. Wyciągnęła rękę i złapała za okulary w czarnej ramce, które leżały na stoliku nocnym. Księżyc był dzisiaj zachmurzony, więc widziałem praktycznie gówno. Tylko jej postać. - Więc naprawdę wróciłaś – odepchnąłem się od drzwi i ruszyłem w stronę stóp łóżka. - Nie powinno cię tu być. Addie powiedziała, że zatrzymałeś się u przyjaciół.
Co do cholery? Mieli rację. Bała się mnie. Ale dlaczego? Co do cholery takiego jej zrobiłem? Ścisnąłem zieloną butelkę w dłoni, gdy próbowałem przyjrzeć się jej w ciemności. Miała na sobie ciemno niebieską bluzkę z jakimś białym, zakręconym napisem, którego nie mogłem odczytać, a jej włosy były wszędzie. Kiedyś miała kolczyki, ale teraz nie dostrzegłem żadnych. - To dom mojego ojca – powiedziałem nisko i wyprostowałem plecy.- I pewnego dnia będzie należeć do mnie, Fallon. Łóżko, w którym śpisz, orasz wszystko pod tym dachem. - Nie ja, Madoc. Nie należę do ciebie. - Taa – zignorowałem ją.- Byłem tam. Zrobiłem to. Dostałem koszulkę. Dzięki. - Wynoś się – nakazała twardym tonem. Znowu pociągnąłem piwa. - Chodzi o to, Fallon… że powiedziałem ci już, że powinnaś zamykać drzwi na klucz, jeśli chcesz, abym nie wchodził. Zabawne, że… pochyliłem się.- Nigdy. Tego. Nie. Zrobiłaś. W jednym szybkim ruchu odrzuciła kołdrę i wstała na łóżko. Podchodząc do końca, uderzyła mnie w twarz, zanim zdałem sobie sprawę co się działo. Niemal się roześmiałem. O tak. Moje ciało znajdowało się w tym samym miejscu, ale moja głowa obróciła się na bok od ciosu i odruchowo zamknąłem oczy. Pieczenie zaczęła wbijać igiełki pod powierzchnię, ale zaraz eksplodowało niczym prąd. Miałem oczy zamknięte kilka sekund dłużej, niż było to konieczne, chłonąc ból. Z łóżkiem pod nogami, górowała nade mną o jakieś sześć cali, na co powoli odwróciłem powoli głowę ku niej, witając cokolwiek miała.
Skrzywiła się na mnie. - Miałam szesnaście lat i byłam zbyt głupia, aby trzymać cię z dala od siebie – warknęła.- Nie wiedziałam, że są szczoteczki do zębów większe od ciebie. I miałam lepszych od ciebie w ciągu ostatnich dwóch lat, więc możesz liczyć na to, że od teraz drzwi będą zamknięte. Czasami się uśmiechałem, ale nie czułem radości. Czasami ją czułem, ale się nie uśmiechałem. Nie chciałem, aby wiedziała, jak bardzo teraz tego pragnąłem. Zagryzłem wargę. Odwróciła się, wracając do łóżka, na co wyciągnąłem rękę i złapałem ją za kostkę, wyrywając ją spod niej. Upadła na materac, lądując na brzuchu, przez co szybko znalazłem się na jej plecach, szepcząc jej do ucha. - Myślisz, że teraz w ogóle bym cię dotknął? Wiesz, jak kiedyś cię nazywałem? Cipką-na-Zawołanie. Byłaś pod ręką, kiedy musiałem sobie zrobić dobrze, Fallon. Odwróciła głowę na bok, aby na mnie spojrzeć, ale nie mogła zrobić tego zbyt dobrze z moim ciężarem na swoich plecach. - I nie myśl sobie, że kiedykolwiek myślałam, że było to coś więcej, Madoc. Nudziło mi się i było słodko patrzeć, jak przechwalasz się swoimi umiejętnościami. Nigdy nie uśmiałam się bardziej – usłyszałem rozbawienie w jej głosie.- Ale teraz już wiem lepiej – dokończyła. - Taa?- zapytałem.- Rozkładasz nogi tak jak twoja matka? Miałaś rację, Fallon. Chodzisz tu i tam – odepchnąłem się z łóżka i przyglądałem się, jak się obróciła i usiadła. Właśnie wtedy zdałem sobie sprawę co miała na sobie. Koszulkę i bikini. Cholera. Zamrugałem długo i mocno. Mój kutas podskoczył w moich spodenkach do koszykówki i zacisnąłem pięść, zmuszając się do panowania nad sobą. - Ale – ciągnąłem dalej.- Nie przeceniaj się, kochanie. Nie możesz wyrzucić mnie z mojego własnego domu. To ja tu mieszkam. Nie ty.
Jej pierś unosiła się i opadała mocno, a gniew w jej oczach ściągnął wszystko z powrotem to, do czego żyłem przez ostatnie dwa lata. Jej kolczyki na twarzy zniknęły i żałowałem, że już ich nie miała, ale jej włosy były niczym piękny chaos. Tak jak zawsze wyglądały nocą. Wciąż miała te swoje seksowne okulary i nie mogłem się powstrzymać od myślenia o tych silnych nogach. Byłem tam. A jej temperament? Taa, irlandzka krew w niej nie była kłamstwem. - Madoc? Zassałem oddech i odwróciłem się, aby dostrzec Hannah stojącą w drzwiach w bikini. - Jacuzzi jest gotowe – powiedziała, opierając dłonie na biodrach. Spojrzałem na Fallon, która wciąż siedziała na łóżku, robiąc wielkie oczy, gdy zobaczyła moją randkę. Uśmiechnąłem się. - Zostać – powiedziałem jej rozluźnionym głosem. – Jedz jedzenie. Korzystaj z basenu. A potem zacznij swoje pierdolone życie, gdy stąd znikniesz.
Rozdział 4
Fallon
Dokładnie wiedziałam, co czułam do Madoca. I wiedziałam, dlaczego tak czułam. Nienawidziłam go. Nienawidziłam to, co mi zrobił. Ale dlaczego do cholery on nienawidził mnie? Przetarłam twarz, przechodząc przez swoje poranne rytuały, podczas gdy myślałam o nim. Madoc był niemiły ostatniej nocy. Niestabilny. Wyraźnie mną pogardzał. Nie taka była część planu. Pozostawiliśmy niedokończone sprawy, ale w czym miał problem? Dostał to, czego chciał, prawda? Dlaczego był taki wściekły? Wytarłam twarz i założyłam okulary, kierując się na dół podczas gdy przetwarzałam jego słowa z ostatniej nocy. „Myślisz, że teraz w ogóle bym cię dotknął? Wiesz jak cię nazywałem? Cipką-na-Zawołanie. Byłaś pod ręką, kiedy chciałem sobie ulżyć.” Nigdy nie był tak okrutny. Nawet wtedy, gdy zaczęliśmy… Głośny krzyk odbił się echem od długiego korytarza do schodów, przez co się zatrzymałam. - Madoc, postaw mnie!- głos Addie zadźwięczał gdzieś na dole. Skrzyżowałam ręce na piersiach, zauważając, że wciąż byłam w swoim topie bez stanika i Madoc wciąż był w domu. Ale szybko znowu je opuściłam.
Wciąż tu był. Dobrze. Właśnie tutaj miał być, bo dzięki temu nie musiałam namawiać Addie, aby go sprowadziła. Opuściłam brodę, wyprostowałam ramiona i skierowałam się na dół. Wchodząc do kuchni, dostrzegłam jak Madoc stał za Addie, sięgając przez jej ramię i zanurzając łyżeczkę w masie, którą mieszała. Jego lekki uśmiech, który zawsze docierał do jego oczu, zatrzymał mnie w miejscu, na co zmrużyłam swoje własne. Przestań się uśmiechać, nakazałam mu mentalnie. Jeszcze bardziej zmrużyłam oczy, przez co moje brwi pewnie się stykały. Przechylił łyżeczkę w dół i włożył ją w czekoladową masę, a potem do ust, zanim Addie zdołała mu ją odebrać. Odwrócił się, gdy spróbowała trzepnąć go w głowę, ale oboje się śmiali. - Nie kradnij, mały draniu! Lepiej cię wychowałam – potrząsnęła na niego wielką, drewnianą łyżką, rozpryskując masę na swoją białą koszulę pod fartuchem, który założyła. Madoc puścił jej oczko i podszedł do lodówki, trzymając srebrną łyżeczkę między ustami – no zgadnijcie – i chwycił za Gatorade. Mój wzrok zatrzymał się na ogromnym tatuażu na jego plecach, rozciągniętym od ramienia do ramienia. I zamarło mi serce. Czy to moje imię? Zamrugałam i pokręciłam głową na tą głupią myśl. Nie. Miał wytatuowane „Fallen.” Spieprzyli „e”, tatuując je jakby płonęło. Jednak był to świetny tatuaż i musiałam się powstrzymać od ślinienia się, gdyż wyglądał z nim o niebo seksowniej. Tatuaże sprawiały, że każdy wyglądał seksowniej. Moja matka – gdy z nią rozmawiałam – zawsze nawiązywała do komentarza, jak to będę wyglądać z tatuażami w wieku osiemdziesięciu lat. Oczywiście, że będę wyglądać zajebiście.
Jego dżinsy wisiały nisko na jego biodrach i nie miał paska, nie założył także koszulki, jakby dopiero co się obudził i zapomniał o tym, aby skończyć się ubrać. Ale kim byłam, aby prawić mu morały? Sama stałam w swoich spodenkach do spania i topie, wyglądając o wiele bardziej przyzwoicie. Moje włosy były wszędzie, poskręcane wokół mojej twarzy i pleców. Podczas gdy on był świeży i jasny, to ja byłam jakby przywiędnięta. - Fallon!- Addie zawołała, na co zamrugałam.- Wstałaś - nie zdołała nikogo nabrać z tym nerwowym cieniem w głosie. Madoc nie odwrócił się do mnie, ale zauważyłam, jak jego ręce napięły się, gdy pociągnął łyk Gatorade. Jednak szybko doszedł do siebie. - Taa – odpowiedziałam.- Trudno jest spać przy tym hałasie na dole. Madoc odwrócił twarz ku mnie i zmierzył mnie wzrokiem, patrząc przez ramię i unosząc brew. Wyglądał na wkurzonego. Powoli opuścił wzrok, oglądając mnie uważnie, albo próbując sprawić, że poczułabym się niekomfortowo, ale moje policzki i tak momentalnie zarumieniły się. Zatrzymał wzrok na moich piersiach, potem przesunął go na brzuch, aż dotarł do palców moich stóp, a potem ruszył w drogę powrotną do moich oczu, przez co dostrzegłam obrzydzenie w jego niebieskich głębiach. Był w nich ten sam blask co wczorajszej nocy, ale jego spojrzenie było płaskie. Zacisnęłam swoje zęby, aby zmusić się, by oddychać wolniej. Nie mogłam się wkurzać na to, w jaki sposób zmierzył mnie wzrokiem. Wytresowałam się, aby tego nie robić. Jak nie patrzeć, to Madoc zawsze był spokojny. Cholernie spokojny, podczas gdy dorastał. Nie krzyczał ani nie okazywał gniewu, no chyba, że musiał. I nigdy nie wiedziało się, co miało nastąpić. To zawsze było w nim przerażające.
- Fallon, Madoc zaskoczył mnie tego ranka – Addie pospieszyła z wyjaśnieniem.- Ale wraca zaraz po śniadaniu, prawda?- zapytała Madoca, naciskając na niego z uniesioną brwią. Spojrzał to na nią, a potem na mnie, a na jego twarzy pojawiło się oczywiste rozbawienie i chęć do psocenia. Pokręcił głową. - Nah – powiedział, niwecząc zmartwienie Addie, jakby powiedział, że nie chce deseru.- Fallon i ja rozmawialiśmy ostatniej nocy. Wszystko jest w porządku – spojrzał na mnie, a jego oczy pojaśniały w uśmiechu.Zaplanowałem całe lato, a to wielki dom. Prawda, Fallon? Nie będziemy wchodzić sobie w drogę. Skinął głową, gdy mówił i spojrzał na Addie z taką samą swobodą, niewinnością i bzdurami jakie widziałam, że używał z milion razy. Właśnie dlatego Madoc będzie tak wspaniałym prawnikiem jak jego ojciec. Pracowanie nad ludźmi nie polegało tylko na używaniu słów, które się do nich kierowało. Chodziło tu o język ciała, swobodę i wyczucie czasu. Za pomocą naturalnego tonu głosu, zrelaksowanej postawy i rozproszenia ich zmianą tematu było możliwe jak cholera. Oto nadchodzi za trzy, dwa, jeden… - Daj spokój – nacisnął na Addie.- Wszystko jest w porządku. Stanął za nią przy blacie i objął jej piersi jedną ręką, przytulając ją do siebie, ale patrząc na mnie z mordem w oczach. - Po prostu dokończ moje czekoladowe naleśniki. Cholernie umieram z głodu. - Madoc!- syknęła na niego, krzywiąc się, ale nieco uśmiechając. I proszę bardzo. Wygrał. Albo przynajmniej tak myślał. Odchrząknęłam.
- Tak, Madoc ma rację, Addie. Nie mam z tym problemu. Powiedziałam mu o tym wczoraj – dostrzegłam, jak Madoc uniósł brwi. Mogłam się założyć, ze myślał, iż będę z nim o to walczyć.- A tak poza tym, to i tak wyjeżdżam za tydzień. Przyjechałam tylko zjeść jedzenie i skorzystać z basenu. Pozwoliłam, aby mój głos powoli ociekł sarkazmem, gdy patrzyłam mu w oczy. Tęskniłam za igraniem z nim bardziej, niż chciałam się do tego przyznać. - Dokąd jedziesz?- zapytał, opierając się na łokciach na szerokim, granitowym blacie. - Chicago. Zaczynam jesienią zajęcia na Northwestern. Ty? - Notre Dame – westchnął, zaciskając usta z cienią rezygnacji w głosie. Nie, nie rezygnacją. Akceptacją. Jakby przegrał bitwę. Notre Dame było rodzinną uczelnią. Ojciec Madoca, jego ciotki i wujowie, a nawet jego dziadek tam uczęszczali. Madoc nie nie lubił tej szkoły, ale nie mogłam stwierdzić, czy w ogóle ją lubił. Trudno było stwierdzić, czy miał jakieś swoje marzenia, z wyjątkiem tych, jakie zaplanował dla niego jego ojeciec. - Och, racja!- Addie wrzuciła łyżkę do miski i wytarła dłonie w swój fartuch.- Kompletnie zapomniałam dać wam prezenty z okazji ukończenia liceum – przeszła przez kuchnię i wyciągnęła dwa „cosie” z szafki. - Fallon, nie wiedziałam, że tutaj będziesz, ale i tak kupiłam jeden dla ciebie, aby później ci go wysłać. Proszę – podała mi Madocowi coś, co wyglądało jak latarnie. Były zbudowane z czarnego plastiku na spodzie ze szklaną głowicę na górze. Na dole znajdowało się pięć rzędów z alfabetu. - Krypteks!- uśmiechnęłam się do niej, podczas gdy Madoc spoglądał na swój, jakby było dzieckiem kosmity. - Ale… - zmarszczył razem brwi.- Wiesz, że chciałem tylko zobaczyć cię w bikini – powiedział Addie.
- Och, daj spokój – machnęła ręką. - Co to?- wciąż miał zmarszczone brwi, podczas gdy wpatrywał się puzzle. - Puzzle Krypteks – wyjaśniła Addie. – Musicie rozwiązać zagadkę ze spodu i wybrać pięciu literową odpowiedź, aby otworzyć pokrywkę. Dopiero wtedy będziecie mogli otrzymać prezent w środku. Madoc przeczytał swoją na głos. - W nocy pojawiają się bez problemu, podczas gdy za dnia znikają bez bycia skradzionymi. Czym są?- spojrzał na Addie.- Poważnie? Odchylił rękę do tyłu, unosząc krypteks wysoko nad głowę, kiedy podeszła do niego Addie i chwyciła go za rękę. - Nie, nawet się nie waż!- krzyknęła, podczas gdy skrzywił się na nią.- Nie zniszczysz tego, aby to otworzyć! Użyj swojego mózgu. - Wiesz, że jestem w takich rzeczach do bani – ale potem zaczął wbijać odpowiedź, próbując odgadnąć odpowiedź. Przeczytałam swoją do siebie. - Co robi się bardziej mokre, podczas suszenia? Och proszę. Parsknęłam śmiechem i wbiłam „ręcznik.” Krypteks otworzył się i wyciągnęłam kartę rabatową do sklepu z deskorolkami w mieście, do którego kiedyś często zaglądałam. - Dzięki, Addie - zaćwierkałam, nie chcąc jej mówić, że już nie jeździłam na desce. Spojrzałam na Madoca, który wciąż męczył się ze swoimi puzzlami z jedną uniesioną brwią. Walczył, a im bardziej walczył, to tym głupiej by się czuł. Podchodząc do niego, wyciągnęłam krypteks z jego rąk i na moment zaparło mi dech, gdy moje palce musnęły jego. Spojrzałam na puzzle, gdy powiedziałam cicho.
- „W nocy pojawiają się bez problemu, podczas gdy za dnia znikają bez bycia skradzionymi” – kliknęło i spojrzałam mu w oczy, podczas gdy on patrzył na mnie, a nie na krypteks.- Gwiazdy – powiedziałam niemal szeptem. Nie oddychał. Napięcie w jego oczach, gdy się nade mną pochylił, przypomniało mi o chwilach, w których patrzyłam na niego, pragnąc rzeczy, o które bałam się poprosić. Ale teraz byliśmy inni. Chciałam tyko jego bólu, a biorąc pod uwagę z jaką dziewczyną wrócił do domu wczorajszej nocy, Madoc był taki sam jak zwykle. Wykorzystywał. Przymknęłam oczy, starając się wyglądać na znudzoną, gdy oddałam mu teraz otwarty krypteks. Wziął głęboki oddech i uśmiechnął się, a intensywna koncentracja zniknęła. - Dziękuję – a potem odwrócił się do Addie.- Widzisz? Dogadujemy się. A potem wyszedł przez szklane drzwi na patio przy basenie ze swoim bonem na tor gokartowy. Przełknęłam ślinę, próbując uspokoić sztorm w swoim brzuchu. - Więc to prawda?- zapytałam Addie.- Mimo wszystko pozwolisz mu zostać? - To ty powiedziałaś, że wszystko jest w porządku. - Bo jest – dodałam szybko.- Ja tylko… nie chcę, abyś miała kłopoty z szefem. Posłała mi półuśmieszek i spojrzała na masę w misce. - Wiesz, że Madoc znowu zaczął grać na fortepianie?- wbiła wzrok w swoje zadanie.
- Nie – odpowiedziała, zastanawiając się jak zmienić temat.Jego ojciec musi się cieszyć. Madoc zaczął brać lekcje, gdy miał pięć lat, zwłaszcza na fortepianie. Jason Caruthers chciał, aby jego syn dotarł do perfekcji, ale Madoc przestał grać w wieku piętnastu lat – w okresie w którym wprowadziłam się z mamą – i zauważył, że jego tatuś tak naprawdę chciał, aby dawał pokaz. Czym pan Caruthers mógłby się chwalić. Więc Madoc przestał. Przestał chodzić na lekcje i zagroził, że zniszczy fortepian, jeśli ten nie zniknie z jego oczu. Został zabrany do piwnicy, gdzie stał wraz z moją deskorolką. Ale zawsze się zastanawiałam… Madoc kochał grać. Był to dla niego sposób uwolnienia, albo tak się zdawało. Zazwyczaj ćwiczył tylko podczas zajęć, ale chętnie grał na fortepianie, gdy był zły lub bardzo szczęśliwy. Po tym jak skończył, zaczął robić głupie rzeczy, które już nie dawały takiego samego uwolnienia: spędzał czas z dupkiem Jaredem Trentem, dręczył Tatum Brandt, włamał się do szkoły, aby ukraść części do samochodu, o czym nikt nie wiedział oprócz mnie. - Och, wątpię, aby jego ojciec o tym wiedział – Addie ciągnęła.- Madoc wciąż nie występuje ani nie bierze lekcji. To bardziej wyskoki w środku nocy, kiedy cały dom śpi i nikt nie może go zobaczyć ani usłyszeć – urwała i spojrzała na mnie.- Ale ja go słyszę. Grzechot klawiszy ze schodów do piwnicy. Bardzo ulotny. Tak, jakby był to duch, który nie potrafił się zdecydować, czy chce zostać, czy odejść. Pomyślałam o Madocu grającym na dole w środku nocy. Jakie piosenki grał? Dlaczego to robił? I wtedy przypomniałam sobie Madoca z ostatniej nocy. Tego, który oskarżył mnie o to, że byłam puszczalską zdzirą. I właśnie przez to szybkie bicie mojego serca zwolniło do tępego dudnienia.
- Kiedy znowu zaczął grać?- zapytałam, wyglądając na patio, gdzie rozmawiał przez telefon. - Dwa lata temu – powiedziała cicho.- W dniu, w którym odeszłaś.
Rozdział 5
Madoc
Teraz rozumiałem dlaczego Jared utopił samego siebie w ciągłym imprezowaniu, aby zapomnieć o Tate. Rozproszenie było użyteczne. Jeżeli miało się zbyt wiele na głowie, to można było odepchnąć myśli za pomocą hałasu, alkoholu i dziewczyn i poruszać się do przodu z lekkością. Kiedy mój przyjaciel zwolnił na tyle, aby móc myśleć, to właśnie wtedy wpakował się w kłopoty. Ale na końcu wszystko się im ułożyło. Odepchnął ją, na co ona sama zaczęła odpychać. Naciskał na nią, aż w końcu zwaliła go na tyłek. Fallon i ja byliśmy do nich strasznie podobni. Z tym wyjątkiem, że nie kochałem jej, a ona nie kochała nie. Kiedyś wzbudzała we mnie namiętność – i uwielbiałem, że pozwalała mi wyładowywać na sobie moje prymitywne żądze – ale nie byliśmy zakochani. Byliśmy dwojgiem ludzi w popierdolonej rodzinie, biorąc wzorce od równie popieprzonych rodziców. I żadne z nas nie wiedziało jak to zrobić inaczej. Po naleśnikach poszła do swojego pokoju, zaś ja przygotowałem się na imprezę, która miała zacząć się popołudni, ale ciągnąć do następnego marka, jeżeli miałem w tym coś do powiedzenia. Miałem nadzieję, że pokazałaby się na niej, acz również chciałem, aby trzymała się z dala. Fallon wpływała na moje ciało w dziwne sposoby.
Ale to tylko dlatego, że jest inna, tłumaczyłem sobie. Gdy widziałem ją po raz ostatni, śpiącą na skórzanej kanapie w pokoju do oglądania, to miała na sobie tylko moją koszulkę. Zmarszczyła wargi, gdy potarła nos przez sen i przypomniałem sobie jak bardzo nie mogłem jej znieść za dnia, ale jak bardzo jej pragnąłem, kiedy za nocy chowała swój rozwidlony języczek. Każdy w szkole myślał, że była cudaczką. I zdecydowanie myśleli, że była lesbijką. I żaden z kolesi nie uważał, że była seksowna. Śliczna? Pewnie. Nawet z tymi czapkami, które zakrywały jej głowę i okularami, za którymi kryła oczy. Ale nie seksowna. Jej kolczyki były dla nich przerażające, a jej ubrania były czystym wstydem dla faceta, który miałby nazwać ją swoją dziewczyną. Tylko ja znałem prawdę. Widziałem ją bez tych ubrań – oczywiście przypadkowo – i wiedziałem, co ukrywała. Ale to miało miejsce dwa lata temu. Już nie była dla mnie seksowna. Teraz była niebezpieczna. Pomimo jej irlandzkich korzeni, jej skóra była złota z najpiękniejszym wysypem piegów na jej nosie i pod oczami. Jej włosy były pofarbowane.. Kiedyś były mdłe, jasno brązowe, teraz dostrzegłem trzy odzienie brązu z pasemkami blondu. Jej zielone oczy były bardziej wyraziste niż pamiętałem i ostatnią siłą woli powstrzymałem się, aby nie wyglądać tego ranka, jakbym mierzył ją wzrokiem. Podnieciłem się, gdy weszła do kuchni tylko w swojej piżamie, wyglądając jakby była rozkosznie rżnięta przez całą noc. Ale gówno mnie to obchodziło. Ta łódź między nami zatonęła dawno temu i nie było mowy, aby po raz kolejny mogła dokonać takiego zniszczenia. - Nikt nie prowadzi – Addie wytknęła mnie palcem, gdy postawiłem swojego laptopa i wyciągnąłem na zewnątrz głośniki, aby przygotować imprezę na patio.
Zasalutowałem, aby ją przegonić. - Idź pooglądaj The L World. Przewróciła oczami, zanim poszła w stronę schodów, które prowadziły do jej sypialni na trzecim piętrze. Nie byliśmy tak zarozumiali, aby zatrudniać służbę. Chodziło po prostu o to, że tylko Addie z nami mieszkała, a trzecie piętro samo w sobie przypominało apartament, z kompletną kuchnią, dwoma sypialniami, dwoma łazienkami i salonem. Nie zawsze tak było, ale mój ojciec przearanżował je dla Addie, kiedy zdał sobie sprawę, że za żadne skarby się jej nie pozbędzie. Fallon wyjechała tego ranka na swoim sportowym motocyklu i wróciła około pierwszej. Od tamtego czasu jej nie widziałem. A o trzeciej trzydzieści mój dom miał się wypełnić ludźmi z ostatnich klas liceum. Jax przyjechał wcześniej, aby pomóc rozstawić mi jedzenie, które zamówiłem. Widziałem samochód Jareda, który był zaparkowany z boku domu, co oznaczało, że Tate i on byli w ich własnym pokoju – tym, którym dałem im, aby mogli mieć nieco czasu na „osobności” bez interwencji jej ojca. Pieprzyć go. Byli zakochani i kochałem ich jak rodzinę, więc mi casa es su casa.2 - Chodź, stary. Pospiesz się – nacisnął Jax, ciągnąc beczkę, podczas gdy ja chwyciłem za kubki. Każdy wchodził i wychodził z domu i basenu, ciesząc się ciepłym popołudniem. - Jamison – zawołałem do Bena, który podrywał w basenie Kendrę Stevens.- Nawet o tym nie myśl, stary. Już tam byłem – zażartowałem. - Zamknij się, Madoc. Chciałbyś – odpaliła, uderzając w wodę, chcąc mnie ochlapać. - Hej, byłaś dobra, maleńka – wzruszyłem ramionami, podążając za Jaxem, tam gdzie postawił beczkę.- Jak na tłustą laskę, to nie pocisz się aż tak bardzo. 2
Mój dom jest twoim domem
Ben zrobił wielkie oczy a Kendra krzyknęła: - Madoc!- uderzyła w powierzchnię swoimi chudymi nogami, rozlewając swojego drinka. Odwróciłem się do Jaxa, który śmiał się po cichu tak mocno, że aż poczerwieniała mu twarz. Otwierając beczkę, Jax wysypał z jakieś pięć worków lodu do wiadra z beczką, podczas gdy ja zacząłem nalewać pierwsze kubki piany. - Hej, Madoc – Hannah i jej koleżanka Lexi, zjawiły się u mojego boku.- Hax – skinęły ku niemu, ale ten tylko kiwnął głową. - Jak leci, dziewczyny?- zapytałem, biorąc łyk piwa. - Dobrze się bawisz tego lata, Madoc?- Hannah zapytała, jakbyśmy się nie widzieli ostatniej nocy. - Zdecydowanie. A ty? - Jak do tej pory tak – odpowiedziała i położyła dłonie na biodrach, sprawiając, że jej piersi stały się nieco bardziej wydatne.- A jak u ciebie, Jax? - Nie mogłoby być lepiej – wymamrotał, wciąż dorzucając lodu. - Och, myślałam, że będzie o wiele lepiej – przesunęła dłonią w dół jego pleców, przez co dostrzegłem, jak się napiął. Jej przesłanie było oczywiste.- Do zobaczenia później – zanuciła i odeszła wraz z Lexi. Znowu się zaśmiałem pod nosem i wziąłem kolejny łyk piwa. Jax zwracał wiele uwagi w szkole i z Jaredem, który był zajęty i moim wyjazdem na studia, byłem pewien, że Jax poradziłby sobie z całą robotą. Jednak tak naprawdę to zależało to od jego nastroju. Czasami zachowywał się jak drapieżnik z osobowością znajdź-i-zniszcz. Innymi razy zachowywał się tak, jakby wolał obciąć paznokcie u stóp, niż rozmawiać z pewnymi dziewczynami. - Opór jest daremny, Jax – walnąłem go w plecy.- Nie pozwól im się odstraszyć. Po prostu ciesz się przejażdżką.
- Odwal się – wyprostował się, odrzucając na bok puste worki.Uprawiam seks dłużej od ciebie. Po prostu nie lubię takich kobiet – wpatrzył się w tłum za basenem.- Widzą mnie jako zabawkę. Podałem mu piwo. - I co w tym złego? Zacisnął szczękę i powiedział cicho. - Po prostu tego nie lubię. Jax nie bał się kobiet w żadnego tego znaczeniu i choć wiedziałem, że miał ciężkie życie, to często się zastanawiałem, czy naprawdę wiedziałem jakie do cholery „ciężkie życie” mogło być. Kilka razy załapałem, że ojciec Jareda i Jaxa – który obecnie był w więzieniu – znęcał się nad nimi fizycznie. Nad Jaxem bardzie, ponieważ dorastał z tym mężczyzną, podczas gdy Jared spędził z nim tylko jedno lato. Ciemne nastroje Jareda były bardziej zauważalne i gwałtowne niż jego brata. Jax też je miał, ale rzadko je widywałem. Znikał na wiele godzin, nie spał połowę nocy, a mimo to wciąż wstawał wcześnie do szkoły następnego dnia. W obu braciach tkwiło wiele złości, ale radzili sobie z tym na inne sposoby. Kiedy nadepnęło się Jaredowi na odcisk, to się obrywało. Jeżeli zrobiło się to z Jaxem, to ten włamywał się do twojej bazy danych i wprowadzał przestępstwo, przez które zostało się aresztowanym. Jeżeli uderzyło się Jareda, to wbiłby cię w ziemię. Nikt nie bił Jaxa. Nosił przy sobie nóż. - Z drugiej strony ona – odezwał się Jax, wskazując piwem w dłoni.- Wygląda jak bibliotekarka z porno księgarni. Kim do diabła jest? Podążyłem za jego spojrzeniem nad basenem, aż do drzwi patio, w których pojawiła się Fallon. Jezu Chryste. Co jest kurwa?
Fallon nie pokazywała ciała, nie stosowała kosmetyków i nie czesała się specjalnie. Więc co do cholery robiła tu teraz? Tate podeszła do niej, chwytając ją za dłonie i uśmiechając się. Podprowadzając ją do jednego ze stolików, wyglądało na to, że zamierzała ją przedstawić Jaredowi. Ale to Jared znał Fallon. Więc jak poznała ją Tate?
Rozdział 6
Fallon
- Chyba coś się wam pomieszało – wypaliłam, kiedy Tate przedstawiła mi swojego chłopaka.- Umawiasz się z nim?- zapytałam ją. Najpierw ta dziewczyna zaprzyjaźniła się z moim przyrodnim bratem, a teraz sypiała z drugą połową jego Dupkowatego Duetu. To znaczy, rozumiałam. Tak jakby. Madoc miał naturę zwycięzcy i był seksowny. Ale Jared po prostu był seksowny. Przynajmniej Madoc miał więcej plusów. Była na misji od Boga aby zreformować wszystkich dupków? - Cóż – Tate mruknęła i usiadła przy stole naprzeciwko Jareda.Najwidoczniej nie sypiała z tobą, skoro nie jest twoją fanką. Dzięki temu czuję się lepiej. Jared rozsiadł się na krześle, jakby to miejsce należało do niego. Był ubrany w czarne spodnie do pływania, które sięgały mu do kolana i przesuwał wskazującym palcem po wargach, gdy przyglądał mi się. Nie trudząc się, aby ukryć swoje uczucia, skrzyżowałam ręce na piersiach i próbowałam nie prychnąć. - Gdy ostatnim razem widziałam was razem, to płakała przez ciebie – wytknęłam i spojrzałam na Jareda, czekając. Usłyszałam, jak Tate zaśmiała się po mojej prawej, a spod palców Jareda wymknął się uśmiech.
- Moja osobowość ewoluowała, Fallon. Chociaż nie jestem pewien, czy tak się stało w przypadku twojej. Możemy zacząć od początku?wyciągnął dłoń i zawahałam się na tyle, aby każdy poczuł się niezręcznie. Ale chwyciłam ją. Co do diabła? Jeśli dziewczyna była szczęśliwa – a wyglądała na szczęśliwą - to nie była to moja sprawa. I tworzyli wspaniałą parę. Wciąż wyglądał tak samo, tylko że był większy, a ona wyglądała słodko jak diabli w czerwonych majtkach bikini i czarnym topie. - Hej, stary – Jared skinął głową do osoby za moimi plecami, przez poczułam na nich naciskającą presję. Nie żeby ktoś mnie dotykał. - Tate – Madoc odezwał się za mną.- Jak poznałaś Fallon? - Biegałyśmy wczoraj razem. Zaprosiłam ją na imprezę. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko – Tate uśmiechnęła się do mnie i kontynuowała.- W ogóle nie napisała, więc nie byłam pewna, czy przyjdzie. Skąd ją znacie? Ze szkoły? - Fallon mieszka w moim domu – powiedział Madoc. - Nasi rodzice się pobrali – wyjaśniłam i odwróciłam do Madoca.Ale nie jesteśmy blisko. Nigdy nie byliśmy. Madoc zmrużył oczy, jakby próbował coś rozwikłać. - Widzę twój stanik, Fallon – westchnął i odwrócił wzrok, najwidoczniej znudzony. Wiedziałam, że widział mój stanik. Każdy go widział. I właśnie tego chciałam. Nie miałam zamiaru pływać, więc założyłam czarny stanik z rozczepionymi paskami, które ciągnęły się z moich piersi na plecy i w dół ramion. Nie był przeznaczony do ukrycia, więc założyła luźny top z wycięciem, aby go pokazać. Założyłam też czarne spodenki i japonki, dodając do tego kolczyki i okulary. Już przyciągnęłam kilka spojrzeń pełnych uznania i wiedziałam, że właśnie tym wkurzę Madoca.
Chciał tego czy nie, to wciąż mnie pragnął i wiedziałam, że nie chciałby, aby miał mnie ktokolwiek inny. - Przeszkadza ci to?- moje wargi wygięły się w pobłażliwym uśmiechu.- Tate, powiedz mu, że wyglądam seksownie. - Brałabym ją – wsparła mnie i usłyszałam śmiech Jareda za plecami. Madoc spojrzał mi w oczy i wiedziałam, że było to wyzwanie. Chciał się zabawić, ale również nie chciał się do tego przyznać. Pochyliłam się ku niemu i szepnęłam, krzyżując ręce na piersiach. - Pamiętasz ostatni raz, kiedy pokazałam się nieproszona na twojej imprezie? Wciąż o tym myślisz, prawda? Powolne unoszenie i opadanie jego piersi przyspieszyło, podczas gdy choć raz zamknął usta i wbił we mnie przeszywające spojrzenie. - Daj spokój, Madoc!- przesunęłam się na prawo i ruszyłam w stronę basenu.- To impreza. Nie bądź świnią. I odwróciłam się do niego plecami, nie chcąc się przyznać, jak bardzo teraz chciałam zobaczyć jego twarz. Z sercem w gardle, ściągnęłam top przez głowę i pozwoliłam opaść swoim spodenkom na ziemię. Zajęło mi chwilę, aby złapać oddech, gdy rozmowy ucichły i imprezowicze przestali robić to co robili, aby spojrzeć na mnie w moich majtkach. Byłam zakryta bardziej, niż niektóre dziewczyny. Mój biustonosz zdecydowanie został stworzony dla seksowności, ale zakrywał moje piersi, a majtki były zrobione z czarnej koronki. Taa, byłam bardziej zakryta, ale to ja byłam nieprzyzwoita, bo miałam na sobie bieliznę na co dzień. Zadrżały mi ręce. Co ja robię? Nie chciałam zrobić z siebie widowiska. Założyłam ten strój, aby zwrócić jego uwagę, a nie każdego dookoła. Ale był to konieczny krok, jeśli chciałam, aby zareagował w ten sam sposób co dwa lata temu,
kiedy pojawiłam się na jego imprezie. Chciałam, aby był wściekły i nie myślał. Chciałam, aby mnie uwięził. - Tate – obejrzałam się za siebie, unikając spojrzenia Madoca.Chodź do basenu. Porozmawiamy o Northwestern. Uniosła brwi, a potem zamrugała, nie będąc pewna jak zareagować. - Um, dobrze – i wstała z krzesła, kierując się w moją stronę, podczas gdy ja się zanurzyłam. Tate i ja nie pływałyśmy. Po prostu krążyłyśmy i śmiałyśmy, podczas gdy ktoś wskoczył na bombę do basenu, albo jakaś idiotka pozwoliła swojemu chłopakowi wrzucić się do środka. Nie zamierzałam szukać Madoca, ale wiedziałam, że był w pobliżu. Dostrzegłam jego śmieszne spodenki w szaro czarną kratę i od razu uniknęłam jego wzroku. No dobra, może nie były takie śmieszne. Madocowi pasowały rzeczy, o których inni mogli tylko pomarzyć. Przypomniałam sobie, jak bardzo nienawidziłam jego stylu dwa lata temu. Bezpiecznego. Pewnego. Prosto z Gapa. Ale już wiedziałam, że były częścią fasady, którą przyjął. Kiedy ubrania znikały, to tak samo maska Madoca. W nocy, gdy miał na sobie tylko dżinsy i nic innego, to było to jak patrzenie na zupełnie innego chłopaka. Silnego. Potężnego. Mojego. Najwidoczniej inni też dostrzegli jego strony, jeżeli nazywał Tatum Brandt swoją przyjaciółką. Z tego co wiedziałam, to była ambitna i spokojna. I chociaż, że jej chłopak i najlepszy kumpel Madoca mógł obsikać drzewo, jeśli ode mnie by to zależało, to musiałam przyznać, że dorósł. Zrobił sobie fajne tatuaże, zwłaszcza to drzewo na swoich plecach, które zakrywało niemal całą przestrzeń. Moje tatuaże były mniejsze, ale miałam ich więcej. Teraz mieliśmy ze sobą nieco wspólnego.
Chociaż bardzo chciałam poznać historię Jareda i Tate, to gdy nadeszła noc, to zrozumiałam, że na nią zasługiwał. Nie powiedział do niej ani jednego złego słowa, ani nie rozmawiał z innymi dziewczynami i zawsze jej dotykał, gdy byli blisko. Obejmował ręką jej ramiona, kładł dłoń na jej plecach, całował w czubek głowy. I ci ludzie byli przyjaciółmi Madoca. Byli ludźmi, którzy nie napwali mnie obrzydzeniem. Po tym jak się wytarłam i założyłam swoje ubrania i nalałam sobie piwa z beczki, to Jared i Tate dołączyli do Madoca i jakiejś blondynki przy ognisku. Słońce zaszło i zrobiło się chłodno, zaś ze strony drzew dochodził przyjemny wiatr. Impreza wciąż była głośna, ale ludzie zaczęli się rozchodzić. Niektórzy weszli do domu, aby obejrzeć film czy pograć w gry, podczas gdy inni wylegiwali się na ziemi. Byłam pewna, że było też zajętych kilka sypialń. - Więc jak to się stało, że Madoc ma siostrę?- po mojej stronie odezwał się głęboki, aksamitny głos. Przechyliłam głowę do góry i spojrzałam na jego postać, rozdziawiając usta. O cholera. Chłopak – i to młody – był zdecydowanie za piękny na słowa. Kim do diabła… Miał gładką twarz, ale silnie zarysowaną szczękę i wysokie kości policzkowe. Jego brwi były proste i gęste, jeszcze bardziej podkreślając jego przeszywająco niebieskie oczy przy jego opalonej karnacji. A może był to jego naturalny kolor skóry. Miał długie, ciemno brązowe włosy, ale ściągnął je w kucyk. Nie miał tatuaży i nie potrzebował ich. Ze swoim wzrostem i stonowaną budową, kto by chciał ukrywać coś takiego? Taki wygląd nie powinien być legalny. Cholera, takie gapienie się na niego też nie
powinno być legalne. Zmrużyłam oczy, mając nadzieję, że okulary ukryłyby moje gapienie się. - Madoc nie ma siostry – zacisnęłam usta.- Kim jesteś? - Jaxon Trent – powiedział lekko.- I nie przejmuj się, nie próbuję cię oderwać. Myślę, że muszę ustawić się w kolejce, po tym jak pokazałaś całemu światu jak wyglądasz w bieliźnie – uśmiechnął się do mnie z błyskiem w oczach.- Spodobał mi się twój wyskok. Chciałem się tylko przywitać. - Trent? Tak jak Jared Trent?- napiłam się piwa i zerknęłam na niego. - Tak, to mój brat. Wyglądał na tak dumnego, gdy to powiedział, że nie miałam serca by być sarkastyczną. - Podobają mi się twoje kolczyki – wskazał na moje uszy.- To właśnie ty zainspirowałaś nimi Madoca? - Co Madoca?- zaczęliśmy iść do ogniska, zaś moje japonki chlupotały na kałużach z basenu. - Kolczyk – odpowiedział szeptem.- Pogłoska głos, że ma go gdzieś, ale nigdy go nie dostrzegłem. Tate myśli, że to jego Książę Albert. Ja stawiam na drabinę Jacoba. Madoc albo wchodzi cały na całość albo w ogóle. Madoc z kolczykiem? I ten dupek kpił sobie ze mnie. Zaśmiałam się gorzko. - Cóż, ja nie mam o tym pojęcia. - Taa, a nas niewiedza doprowadza do szaleństwa – zażartował, gdy usiedliśmy w kręgu otaczającym ognisko. Palenisko, wraz z jacuzzi, sprawiało, że można było korzystać z zewnątrz posiadłości przez cały rok, nawet podczas srogich zim. Było to
ognisko na cztery stopy i paliło się w nim prawdziwe drewno. Nie tylko tworzyło wspaniałe płomienie, ale także gromadziło wiele ciepła. Odkąd wieczór nie był tak chłodny jak powinien, to paliła się tylko mała ilość drewna. Delikatny blask oświetlał okolicę i rzucał cienie tańczących płomieni na nasze twarze. Jared siedział na ziemi, opierając się o kamień z Tate między nogami, która wtulała plecy w jego tors. Madoc znajdował się w podobnej pozycji; jednak siedział na krześle naprzeciwko ognia z jakąś dziewczyną na ziemi między swoimi nogami. Postacie. Trzymał dłoń wokół jej szyi, ale nie w zagrażający sposób. Jego palce delikatnie ją pieściły, podczas gdy kciuk zataczał kółeczka. Wpatrywała się w płomienie, od czasu do czasu zamykając oczy i ciesząc się jego uwagą. Przyglądałam się jego palcom, oczarowana jak była podatna w jego rękach. Był delikatny i powolny. Władczy. Napięcie zaczęło narastać w moim podbrzuszu i zacisnęłam uda, czując dawno zapomniane palenie. I wtedy spojrzałam w górę. Zaczęłam ciężej oddychać. Patrzył na mnie. Przyciskając mnie z nieobecnością tego, co zazwyczaj się w nich kryło. Rozbawienie zniknęło. Psota także. Gra była cicha. Maska spadła. Z głośników wylała się piosenka „Whore” In This Moment, na co spojrzałam w jego oczy z nagłym pragnieniem palącym w skórę. Mój język przesunął się po zamkniętych ustach, próbując pozbyć się nagłej suchości w gardle. Dotykał ją swoimi rękami, ale patrzył mi w oczy i za każdym razem gdy pocierał jej szczękę, lub przesuwał palcem po policzku, to czułam łaskotanie na swojej skórze.
Zamknęłam oczy i otworzyłam je, a potem zamrugałam, aby przerwać kontakt. - Więc wciąż jeździsz na deskorolce? Znowu zamrugałam, słysząc grzmot w oddali. - Co powiedziałeś?- zapytałam, spoglądając na Jaxa. Oddychaj, Fallon. - Ten tatuaż deskorolki na wnętrzu twojego nadgarstka – wskazał.To ta, która znajduje się w piwnicy? Moja deskorolka? I ja jej nie widziałam? - Wciąż tam jest?- zapytałam z niedowierzaniem. Nie mogłam w to uwierzyć. Skinął głową. - Zaraz obok fortepianu. Natychmiast spojrzałam w dół. To było dziwne. Podczas gdy moja matka wyrzuciła wszystkie moje rzeczy do śmieci, dlaczego zatrzymali deskorolkę, która zajmowała tyle miejsca? Wiele miejsca. Już miałam zapytać Jaxa, czy były tam jeszcze jakieś inne, mając nadzieję, że Madoc i jego kumple nie zachowali ich dla siebie, ale zaczął rozmowę z jakimś kolesiem po drugiej stronie ogniska. Tate musnęła moje ramię, na co spojrzałam w prawo. - Więc o co chodzi z tobą i Madociem?- wyglądała tak, jakby starała się mówić cicho, ale oczy Jareda i tak przesunęły się ku mnie, gdy usłyszał jej pytanie.- Wygląda na to, że coś zanosi się między wami – dodała. Szybko zerknęłam na Jareda, zastanawiając się, czy Madoc powiedział mu o nas, ale nie zwracał uwagi. - Nigdy się nie dogadywaliśmy – wzruszyłam ramionami, mówiąc beztrosko. – Po sposobie jaka ta dwójka się zachowywała, gdy ostatnio
byłam w mieście – zażartowałam, wskazując na Jareda i Madoca.- To chyba domyślasz się o co mi chodzi. Uśmiechnęła się i obróciła głowę na bok, aby spojrzeć na swojego chłopaka. - Tak, chyba tak – a potem spojrzała na mnie z troską.- Ale wiem też, że są dwie strony do każdej historii. Powinniście porozmawiać. - Ledwo możemy znieść siebie nawzajem, gdy jesteśmy w tym samym pomieszczeniu. Madoc wciąż znajdował się po drugiej stronie ogniska, patrząc to na mnie to na Tate, czego nie dało się ukryć. Może zastanawiał się o czym rozmawiałyśmy, a może po prostu nie chciał mnie tu. Cholera, wiedziałam, że mnie tu nie chciał – i właśnie dlatego tu byłam. Moją uwagę zwróciły nieprzyjemne dźwięki po mojej prawie i odwróciłam wzrok od Madoca. - Skoro nie masz jaj, aby sam się ścigać na torze, to lepiej, żebyś się zamknął – koleś obok Madoca warknął na Jaxa, który wciąż siedział obok mnie. - I z kim miałbym się ścigać?- Jax parsknął śmiechem.- Z tobą? Ta, to z pewnością byłoby zabawne. Będę się ścigać, kiedy będzie to prawdziwe wyzwanie. - Nie wiem czego ode mnie chcesz, Jax, ale mam tego do… - Wiesz czego chcę?- Jax przerwał mu, przybierając zarozumiały ton.- Chcę, aby twoja dziewczyna starła swoją różową szminkę z ust i wsiadła do mojego samochodu. Właśnie tego chcę. Rozejrzałam się po wszystkich śmiejących wokół ogniska. Madoc śmiał się po cichu, kręcąc głową, podczas gdy ciało Jareda drżało, gdy stłumił śmiech w szyi Tate. Tate dostrzegła moje zdezorientowanie, więc wyjaśniła.
- To Liam – szepnęła.- Chłopak K.C. – wskazała na czarnowłosą piękność, która siedziała obok LIama i wpatrywała się oszołomiona w swoje kolana.- W ostatnim roku zdradził ją, ale wrócili do siebie. Jax niczego nie powiedział, ale myślę, że… Jej pragnie. Dokończyłam w myślach. Cóż, więc jeśli jej pragnął, to dlaczego się za nią nie wziął. Szczerze mówiąc, to jej obecny chłopak nie miał w sobie niczego urzekającego. Liam zacisnął szczękę i spojrzał to na Jaxa, to na swoją zszokowaną dziewczynę, która wyglądała, jakby chciała się schować w swojej muszelce. - Coś jest między wami?- zapytał ją. Zacisnęła usta i przełknęła ślinę, unikając spojrzenia każdego. - Oczywiście, że nie – powiedziała cicho. Każdy przyglądał się, jak Jax i Liam kontynuowali swoją potyczkę i Jared, Tate oraz Madoc albo się uśmiechali, śmiali albo sztywnieli, gdy Jax rzucał żarty albo obrywał obelgą. Zauważyłam, jak bardzo byli zgrani i jak trzymali się razem. W oczach Madoca czaił się uśmiech dumy, kiedy patrzył na Jaxa jak na brata i dogadywał się z Tate. Miał w nich rodzinę. Cóż, poza Liamem i K.C. Milczała, wyraźnie zażenowana, ale jej szybkie zerknięcia w stronę Jaxa nie uciekły mojej uwadze. Wyglądała na taką, którą łatwo było rozbić. Taką, jaką ja byłam kiedyś. Ale niszczenie było piękne. Bolało i była to mordęga do powrotu do świata normalnych, ale wracało się silniejszym, mocniejszym i twardszym niż było wcześniej. Potrząsnęłam dłońmi przed sobą i pokręciłam głową na Liama, wreszcie mając dosyć tego idiotyzmu. - Whoa – przerwałam mu przemądrzały komentarz, który właśnie rzucił.- Więc w zeszłym roku zdradziłeś swoją dziewczynę – urwałam i pomachałam do K.C.- Cześć, K.C., jestem Fallon tak nawiasem – i potem znowu zwróciłam uwagę w stronę Liama.- I martwisz się tym, że to ona zdradziłaby ciebie? Powiem ci, że masz lepszą dziewczynę niż na jaką
zasługujesz –wokół ognia rozbrzmiały parsknięcia śmiechem i K.C. przesunęła się na miejscu, czując się niekomfortowo. Marszcząc brwi, wstała i zawahała się, jakby nie była pewna jak zrobić ruch bez instrukcji. Spojrzałam na paznokieć kciuka, który wbijała w nadgarstek drugiej ręki. - Wracam do domu – chwyciła swoją koszulkę i zakryła nią bikini.Do zobaczenia później. Ruszyła ku kamiennej ścieżce prowadzącej do basenu i dostrzegłam, jak Jax zacisnął pięści, gdy Liam wstał i podszedł do niego. Pochylając się i górując nad Jaxem, którego ramiona spoczywały na kolanach, przechylił głowę, przyjmując cokolwiek Liam miał do powiedzenia. - Zostaw go w spokoju, Liam – głęboka komenda K.C. zaskoczyła mnie i spojrzałam za jej chłopaka, aby dostrzec w jej oczach ogień, którego wcześniej tam nie było. Liam zignorował ją i powiedział Jaxowi w twarz. - Ona jest moja. - Dopóki nie zacznę się starać – odpalił Jax. I wszyscy polegliśmy w ukryciu naszych uśmiechów, gdy Liam zszedł na patio, idąc za K.C. I wtedy zrozumiałam jedno. Może i nienawidziłam Madoca, ale pokochałam jego przyjaciół.
Rozdział 7
Madoc
Chciałem ją udusić. Nie dziewczynę u mych stóp, przy czym wyobrażałem sobie, że jej szyja należała do Fallon, gdy próbowałem nie udusić samej Fallon. Ta laska wlazła na moją imprezę jakby to był jej dom i miała tu jakichś przyjaciół. Wraz z Tate już się zachowywały, jakby były najlepszymi psiapsiółkami, a Jax się uśmiechał i rozmawiał z nią. Pewnie niebawem Jared zacznie rozmawiać z nią o jej motocyklu czy coś. O co jej chodziło? Dlaczego wróciła tak chętnie po tak długim czasie, kiedy to praktycznie uciekła z domu dwa lata temu? Miała tu zostać tylko tydzień. Co ona wyprawiała. - Kto to? Taylor, dziewczyna, która siedziała między moimi nogami, odwróciła się i spojrzała na mnie pytająco. Spojrzała na Fallon, a potem na mnie i zorientowałem się, że się gapiłem. Niedobrze. Uśmiechnąłem się, starając się udawać zarozumiałego. - Podejrzewam, że ktoś, kto lubi się gapić. Fallon też patrzyła. Patrzyliśmy na siebie przez długi czas i miałem nadzieję, że nikt nie zauważył.
Rozejrzałem się szybko dookoła. Jared szeptał coś do ucha Tate, podczas gdy ta wtuliła się w niego, a cała reszta pogrążyła się w rozmowie. - Spływaj, kochanie – moja randka, Taylor, syknęła w stronę Fallon. - Jesteś w środku imprezy, kochanie – Fallon sparodiowała sztucznie słodki głosik Taylor.- Znajdźcie sobie pokój. Taylor ruszyła się, aby wstać, ale położyłem na jej ramionach obie dłonie, delikatnie popychając ją w dół. Taylor nie była nie śmiała. Potrafiła stawić się jak prawdziwa suka i nie wstydziła się tego. - Wszystko w porządku – śmiech rozbrzmiał w moim gardle, ale mój ton wyrażał szczerość.- Fallon lubi sprawiać kłopoty. Nie pozwól jej się wciągnąć. Zielone oczy Fallon zapłonęły i czekałem na reakcję, gdyż byłem pewien, że takowa nadejdzie. Zawsze miała coś w zanadrzu. - Powinieneś uważać na to, kogo zapraszasz na swoje imprezy, Madoc – Taylor znowu oparła plecy o siedzenie krzesła, ponownie się rozluźniając. - Nie zaprosiłem jej – odpowiedziałem.- Chociaż szkoda mi jej. Nie ma tu zbyt wielu przyjaciół. Taylor zaśmiała się. - Taa, jej ubrania tylko przysporzą jej wrogów. - Madoc, co do… - Tate zaczęła, ale jej przerwała. - Nic nie szkodzi, Tate – Fallon usiadła bardziej prosto i przesunęła okulary na czubek głowy. Publiczność wokół ogniska ucichła jak na pogrzebie. Fallon kontynuowała.
- W szkole nauczyliśmy się, że gnębiciele prześladują innych, bo czują się źle w stosunku do samych siebie. Cierpią – podciągnęła kolana i objęła je ramionami, zachowując lekki ton.- Nie powinniśmy się złościć. Powinniśmy im współczuć. Madoc w całym swoim życiu nigdy nie podjął prawdziwej decyzji, co oznacza, że nigdy nie miał niczego prawdziwego. Tego domu, samochodów, pieniędzy. To wszystko to iluzja. To jak branie udziału w paradzie wygranej, podczas gdy nie wzięło się udziału w wojnie – wzięła głęboki oddech i wyszeptała powoli.- Madoc nie ma pojęcia kim jest. Coś ścisnęło mnie za serce i poczułem, jak rozciąga się wzdłuż mojej piersi i ramion. Pozwoliłem, aby fałszywe rozbawienie pojawiło się w moich oczach, ale nie czułem go. Fallon zawsze była uparta. Zawsze. Puszyła się i mówiła rzeczy, o których nie myślała, tylko po to, aby wyglądać na twardą. Ale teraz było inaczej. Była bardziej rozważna. Poznawała mnie. Otaczała. I oczekiwała mojej reakcji. - Masz rację, Fallon - spojrzałem na piwo w swojej dłoni, kołysząc brązowym płynem w kubeczku. Wzdychając teatralnie, wyciągnąłem telefon i uniosłem go.- Ale wiem także, że gdy zadzwonię do moich rodziców, to obydwoje odbiorą. Moja mama przyleci w każdej chwili, jeśli będę jej potrzebował, a mój ojciec nie będzie tłumaczyć się podsłuchem. Mam także przyjaciół, których nie wymieniłbym na żadne gówno – machnąłem ręką, wskazując na swoje otoczenie.- I mam coś jeszcze. Uśmiechnąłem się tak szeroko, jak tylko pozwoliła na to moja twarz bez pęknięcia, dokańczając piwo. Nie spojrzałem w oczy nikomu, i tak wiedząc, że wszyscy patrzyli. Nie rób tego. Odrzucając kubek na bo, wbiegłem na kamienne schodki, które prowadziły do basenu i okrążyłem go, aby dostać się do patio z którego rozbrzmiewała muzyka. - Potrafię śpiewać – niebo rozbłysło od świateł, gdy się przygotowałem.
Przeszukując playlistę, otworzyłem piosenkę Offspring – idealną dla tej okazji – i chwyciłem za butelkę wody, używając jej jak mikrofonu. Tekst zaczął się wcześniej, zanim muzyka i byłem gotów. Po kilku małych zmianach oczywiście. „Why Don’t You Get a Job?” Offspring zaczęło się przed muzyką, dając mi tylko chwilę na nadgonienie. - Mój tata ma żonę!- ryknąłem, stając na krawędzi jacuzzi.- Ludzie, nienawidzi tej suki!- każdy odwrócił się, aby na mnie spojrzeć. Chwyciłem za butelkę wody, kiedy zaczęła grać perkusja i zakołysałem głową do rytmu, pozwalając tłumowi nacieszyć się moją postawą. Moją postawą. Właśnie tym się przez cały czas żywiłem. Właśnie dlatego ludzie mnie lubili. Dalej śpiewałem piosenkę, uśmiechając się do tłumu, który także zaczął śpiewać i śmiać się. Chlusnęło piwo, gdy ludzie wznieśli kubki, tańcząc w uznaniu. Wokół mojego nadgarstka zacisnęła się ręka, ściągając mnie z krawędzi. - Co kurwa z tobą się dzieje?- zapytał Jared. Nie potrafiłem zapanować nad rozbawieniem. Każdy tańczył i ryczał do tekstu, będąc wyraźnie tak samo pijanymi jak ja. Parsknąłem śmiechem. - Chwila – uniosłem rękę.- Ty zamierzasz mi dać rady jak traktować kobietę? Czekaj, zaraz zacznę robić notatki. - Ona jest twoją rodziną, dupku. A teraz uciekła, bo tak ją upokorzyłeś! Uciekła? Obszedłem Jareda, kierując się do domu, ale mnie powstrzymał.
- Myślę, że ma już dość – jego głos był łagodniejszy, ale wciąż twardy. Nie miałem pojęcia, kiedy się taki stał. Ile razy dręczył Tate – i jak bardzo obciążył tym mnie? - Pamiętasz czas, kiedy to ja chciałem pomóc tobie i gdy kazałeś zamknąć mi ryj?- zacisnąłem zęby.- Nadeszła pora, abyś skorzystał ze swojej własnej rady. Gówno prawda. Może myślał, że byłem zbyt pijany, a może próbował uspokoić sytuację, której nie rozumiał, ale nie podobało mi się to, jak natychmiast zaczął ją bronić. Fallon nie miała prawa mieć moich przyjaciół. Otworzyłem rozsuwane drzwi i wpadłem do środka, przepychając się między ludźmi w kuchni i na marmurowym korytarzu. Trzymając się grubej poręczy, zacząłem przeskakiwać po dwa schodki na raz. - Chyba nie szukasz swojej siostry, prawda?- zawołał za mną mój kumpel, Sam, na co obróciłem się na ostatnim stopniu. Trzymał wartę przy drzwiach, oddając ludziom klucze, jeśli byli wystarczająco trzeźwi. Odwróciłem się, nie lubiąc ani trochę tego, co powiedział. - Mojej przyrodniej siostry – wyjaśniłem.- Taa, szukam jej. Dlaczego? Wskazał kciukiem na drzwi frontowe. - Właśnie zabrała twój samochód. Otworzyłem szeroko oczy. Suka! - Dałeś jej moje kluczyki?- ryknąłem, zbiegając ze schodów. Wyprostował się, odpychając od ściany i ześlizgując ze stołka, na którym siedział.
- Jest twoją siostrą – powiedział, jakby takie wyjaśnienie wystarczyło. Wyciągnąłem rękę. - Daj mi kluczyki Jareda – warknąłem. - Wraz z Tate trzymają swoje w swoim pokoju. I tak nigdzie się nie wybierają dzisiejszej nocy. - W takim razie daj mi Jaxa! Sam rozdziawił usta, ale wygrzebał je z miski. Odpuść. Wracaj do łóżka. Albo lepiej, zaciągnij do łóżka Taylor. Czasami zastanawiałem się, czy te aniołki, które do mnie przemawiały, chciały, abym się zachowywał, czy też nakręcały diabełka do zabawy. Wyrwałem kluczyki z ręki Sama i wybiegłem z domu.
Rozdział 8 Fallon
Wyrwałam klucze Madoca i wybiegłam z domu, ale dopiero gdy wyjechałam na drogę, to zrozumiałam, że nie miałam pojęcia, dokąd jadę. W tym mieście nie było żadnych przyjaciół dla mnie, ani rodziny i tak naprawdę to nie było żadnego miejsca, w którym mogłabym wziąć się w garść. Przynajmniej u St. Josepha znalazłam ukojenie w kaplicy. Nie przyjechałam tutaj, aby się modlić i rzadko chodziłam na zajęcia religijne w szkole, chociaż były obowiązkowe dla uczniów. Ale lubiłam kaplicę. Była piękna i cicha. Modlić się czy nie, było to dobre miejsce, aby pomyśleć. Planować. Jednak teraz nie miałam takiego szczęścia. Było zbyt ciemno i wkrótce na zewnątrz byłoby zbyt mokro. I była prawie północ, więc było też za późno. W pobliżu rozbrzmiał grzmot, odbijając się echem od czarnego nieba i wcisnęłam hamulce, kiedy deszcz zaczął walić o przednią szybę. Zauważyłam już błyskawice i grzmoty na imprezie, przez co pożyczyłam samochód Madoca. Nie chciałam zmoknąć na deszczu na swoim motocyklu. Kiedy książę się dowie, to będzie mu trzeba jakiegoś tygodnia, aby wyciągnąć majtki z tyłka. Faceci nie lubili, kiedy igrało się z ich samochodami. A ja nie lubiłam, kiedy igrało się ze mną, więc pomyślałam, że byliśmy kwita. Wrzuciłam piąty bieg i dodałam gazu.
Zwolnij i weź się w garść, Fallon. Już miałam to, czego mi było trzeba na moją mamę i pana Caruthersa. Potrzebowałam jeszcze Madoca. Ale nie przypuszczałam, że będzie to takie trudne. Zobaczenie go. Wiedząc, że to co powiedział, było prawdą. Próbowałam się zachowywać, jakbym była silniejsza. To znaczy, po tym wszystkim co się stało, to powinnam, prawda? Łzy zapiekły mnie w oczy, grożąc spłynięciem, ale z trudem przełknęłam gulę w gardle. Gdy tak jechałam opuszczoną drogą, odpłynęłam przy dźwięku opon na drodze i odbijanym świetle reflektorów na czarnej drodze. W oddali świetle zauważyłam znajomy znak z boku drogi. IROQUOIS MENDOZA PARK. Tony popołudń i weekendów, które tam spędziłam, zalały mi umysł. To właśnie tam spędzałam czas ze swoimi znajomymi, kiedy uczęszczałam tu do szkoły. Pokręciłam głową i zaśmiałam się. W parku znajdowało się wspaniałe miejsce do jeżdżenia na desce. Nostalgia ściągnęła mnie w lewy zakręt i wjechałam do parku, zatrzymując się tuż przed rampami. Oświetlenie zazwyczaj było dostępne, kiedy były występy w parku, ale dzisiejszej nocy było ciemno. Zostawiłam włączony samochód wraz ze światłami. Wychodząc z samochodu, zamrugałam na jasność, ale także przez deszcz. Stopy zapiszczały mi w moich mokrych japonkach, gdy podeszłam do krawędzi rampy i zajrzałam do gładkiej, płytkiej głębi. Zsuwając buty ze stóp i drżąc przez teraz mokre ubrania, usiadłam i zsunęłam się we wgłębienie, czując pod palcami stóp gładki cement. Znowu przeszyły mnie dreszcze, ale nie z powodu zimna. Noc była ciemna, chociaż deszcz ją ochłodził do komfortowej temperatury. Zrobiłam krok, oddychając ciężko, czując się cholernie zbyt ciasno wśród
tych ścian. Nigdy mnie nie przerażały. Kiedyś na jeździłam wśród nich, przez co moje serce wypełniała adrenalina. Właśnie to tu kiedyś oddychało mi się łatwiej. Ale teraz… Odwróciłam się na pięcie, gdy niski pomruk przeszył powietrze. Opony zapiszczały na drodze, gdy czarny Mustang zatrzymał się obok GTO Madoca. Prostując ramiona, schyliłam brodę i przygotowałam się na to, co nadchodziło. Madoc wyskoczył z samochodu, nawet nie zamykając drzwi za sobą. - Ukradłaś mój samochód?!- wrzasnął, zaglądając do niszy. Ze światłami za jego plecami, miejsce było dobrze oświetlone, zaś ja próbowałam oddychać przy swojej falującej piersi. Był tutaj. Byliśmy sami. Byliśmy wściekli. Déjà vu. Właśnie tego chciałam. Właśnie to zaplanowałam. Ale i tak odwróciłam się do niego plecami. Wiele razy powtarzałam sobie, że nie obchodziło mnie to, co o mnie myślał. Przecież i tak nie chciałam jego serca. Nie była to część równania. Nie musiał mnie kochać ani szanować, aby to wyszło. Dostałabym, to czego bym chciała, bez martwienia się o to co, działo się w jego głowie. Bo. Nie. Miało. To. Znaczenia. Więc dlaczego nie mogłam go przyciągnąć, tak jak zaplanowałam? Dlaczego się odwróciłam? - Nie ukradłam go. Pożyczyłam, księżniczko – odpaliłam. Wskoczył do niszy, a jego japonki odbiły się echem od mokrego cementu, gdy do mnie podszedł. - Nie dotykaj moich rzeczy, Fallon!
- Och, ale ty to mogłeś wczoraj wejść do mojego pokoju i dotknąć mnie? Nie możesz mieć wszystkiego, Madoc. Zatrzymał się kilka kroków ode mnie i poczułam, jak ściany zaczynają się zaciskać wokół mnie, gdy patrzył. Spodziewałam się więcej krzyków i wulgaryzmów, ale po prostu tam stał, wyglądając jakby mogło mnie zniszczyć wszystko bez wypowiadania słów. Wyglądając, jakby wszystko niemal mnie zniszczyło. Wciąż miał na sobie swoje spodenki i klapki. Bez koszulki. Podejrzewałam, że wypadł z domu w pośpiechu, aby mnie złapać. Tak bardzo się zmienił przez te lata, gdy mnie nie było. Teraz jego ramiona i ręce były prawdziwym dziełem sztuki. Madoc zawsze lubił ćwiczyć, a teraz to się opłaciło. Był zbudowany jak zawodnik i był wysoki. Żałowałam, że czułam ten niewidzialny ciąg do niego, znowu go pragnąc, ale skłamałabym, jeśli powiedziałabym, że tak nie było. Zawsze chcieliśmy tego, co było dla nas złe. Madoc był seksowny. Zdawał sobie z tego sprawę. I wiedział, że wiedzieli o tym wszyscy. Ale to, co kryło się pod tymi blond włosami, chłopięcymi, niebieskimi oczami i gładkim, opalonym ciałem było złe. On był zły. I pewnego dnia, gdy jego wygląd zniknie i z kimkolwiek się zejdzie, to tej osobie zostanie tylko ktoś zły. Musiałam sobie o tym przypominać. Nie było w nim niczego czego, powinnam chcieć. Wokół jego twarzy zaczął padać lekki deszcz i zamrugał, aby pozbyć się wody, która spłynęła mu po policzkach. - Wiesz co?- warknął, wyglądając tak, jakby zamierzał się odwrócić.- Mam już tego dość, Fallon. Chciałbym wiedzieć, czego kurwa ode mnie chcesz – jego głos stał się silniejszy.- Przy Addie zachowujesz się tak, jakby wszystko było w porządku, a potem zjawiasz się na mojej imprezie, aby wzbudzić zainteresowanie wśród moich przyjaciół, mając na sobie tylko majtki, a potem wspominasz o imprezie sprzed dwóch lat – podszedł do mnie.- Czego ode mnie chcesz?- jego wrzask ryknął z jego głębi.
- Niczego!- krzyknęłam, a oczy zapiekły mnie od złości.- Nie chcę od ciebie niczego. Już niczego! Odsunął się nieco, jakbym go zaskoczyła. - Już? Właśnie o tym mowa?- zapytał.- O nas pieprzących się dwa lata temu? Pieprzących. Odwróciłam wzrok. Prędzej bym wcisnęła pałeczkę od perkusji do nosa, zanim pozwoliła mu zobaczyć, jak bardzo mnie to zraniło. Otarłam wodę z czoła i przygładziłam włosy na czubku głowy. - Wiesz co?- zmrużył oczy, odzywając się, zanim ja miałam na to szansę.- Idź się pierdol, Fallon. Ja też miałem szesnaście lat. Byłem dziewicą tak samo jak ty. Ty też na mnie leciałaś i wiesz o tym. Nie zmuszałem cię! Nie musiałaś iść się skarżyć naszym rodzicom. Jezu Chryste! Co? Do tego momentu zaczął szybciej oddychać. - Traktowali mnie, jakbym cię do tego zmuszał!- krzyknął, unosząc ręce w powietrze.- Powiedziałaś im, że cię zmuszałem? - Madoc, ja… O czym do cholery on mówi? Mój oddech, moje dłonie, moje kolana – wszystko to drżało. - Pierdol się, Fallon – przerwał mi, coraz bardziej się wkurzając.Wszystko co musiałaś zrobić, to coś powiedzieć. Zostawiłbym cię w spokoju, ale myślałem… Urwał, wbijając wzrok w ziemię, wyglądając na zbyt obrzydzonego, by mówić przez zaciśnięte usta. Powietrze wyparowało z moich płuc. Co do cholery?
Wszystko co powiedział, było jak cios w twarz i zostałam zwalona na tyłek. O czym do cholery mówił? Przysunęłam się bliżej. - Powiedzieli ci, że się skarżyłam? Poderwał głowę i dostrzegłam, jak drgnęły mu mięśnie szczęki. - Twoja matka powiedziała mi, że nienawidziłaś tego, co z tobą robiłem. Że musieli cię ode mnie zabrać i to dlatego zniknęłaś w nocy – każde słowo wręcz krwawiło z jego ust. Jego rana była głęboka. Cholera. Zamknęłam oczy i pokręciłam głową. To się nie działo! Jeżeli skłamali i powiedzieli Madocowi, że się skarżyłam, to oznaczało to, iż myślał, że chciałam odejść. Myślał, że poszłam do naszych rodziców i poprosiłam o odesłanie. Zessałam wodę z dolnej wargi i otworzyłam oczy, napotykając grymas Madoca. Madoc nigdy nie chciał, abym wyjechała. Myślał, że od niego uciekłam. A to było nieoczekiwane. Ale niczego to nie zmieniało. Jeśli nasi rodzice okłamali nas oboje, to wtedy się za nich wezmę. Może Madoc nie był tak podły, jak początkowo myślałam, ale i tak nie był niewinny. Wciąż traktował mnie jak dziwke i nigdy po mnie nie przyjechał. Nigdy nie napisał, nie zadzwonił, nie szukał mnie. Przez wszystko przez co przeszłam, musiałam przejść sama. Wciąż wszyscy byli wrogami. - Zejdź mi z drogi – przeszłam obok niego, wychodząc z wgłębienia. Ale zanim dotarłam do samochodu, to Madoc złapał mnie za łokieć i obrócił ku sobie.
- Nie, nie. Nie pojedziesz, dopóki nie wyjaśnisz mi tego. Spojrzałam na niego, czując ciepło jego skóry przez swoją mokrą koszulkę. - Wyjaśnić?- wzruszyłam ramionami.- Myślę, że to genetyczne, Madoc. Rozmiar penisa jest dziedziczny. Nie możesz zrobić z tym zbyt wiele. Odwróciłam się, kierując do GTO i rozbolała mnie szczęka od uśmiechu, który próbowałam powstrzymać. Otwierając drzwi samochodu, zostałam pociągnięta do tyłu i zostały zamknięte za moimi plecami. Cholera! Zaczęło mi walić serce, a w moich żyłach zaczął płynąć gorący płyn. Zanim zdołałam się odwrócić, to Madoc już przylgnął do moich pleców, przyciskając moją pierś do drzwi samochodu. Powietrze uleciało mi z płuc i poczułam ciepło aż w głowie. - Powiedz mi, że tego nienawidziłaś – rzucił wyzwanie, ocierając wargami o moje ucho.- Chcę, abyś to powiedziała.
Pocałował mnie. Jego usta były mokre i na całej mnie. Teraz wszędzie czułam zapach papierosów. Stamtąd, gdzie były jego ręce i dłonie. Jego palce przesunęły się na moje pośladki i ścisnęły. - Gotowa, aby pójść na górę?- zapytał.- Chcę zobaczyć, jak naprawdę jesteś niegrzeczna. Pokręciłam głową. Nie. - Chcę wrócić na imprezę. Dlaczego pozwoliłam mu się pocałować?
Rzuciłam się na jego lewą stronę, ale jego ciało przycisnęło się do mojego, odcinając mi drogę ucieczki. - Ale podnieciłaś mnie. Chodź, zabawimy się – uniósł rękę i potarł kciukiem mój sutek. Otworzyłam szeroko oczy i zacisnęłam pięści, gotowa, aby go uderzyć. - Odpieprz się od niej – usłyszałam głos Madoca za pleców kolesia, który mnie napastował. - Znajdź swoją własną, Madoc. - To moja siostra – jego głos był ostry.- Zabieraj od niej łapska, albo wynoś się z mojego domu, Nate. Nate cofnął się ode mnie. - Dobra. Nie wiedziałem, że to twoja siostra, stary. Sory. Wyszedł, ale ja czułam wstyd. - Madoc, ja… - Zamknij się – warknął, chwytając mnie za dłoń.- Wiedziałem, że się zjawisz, jak zwykle próbując ściągnąć na siebie centrum zainteresowania. Szukasz dobrej zabawy tak jak twoja matka, co nie? - Nie to próbowałam zrobić, dupki – próbowałam wyrwać rękę, ale wciągnął mnie po schodach na górę. - Och, naprawdę? Masz tutaj przyjaciół? Ta, nie sądzę – zatrzymaliśmy się przy moich drzwiach. Puścił mnie.- Wracaj do swojego pokoju, Fallon. Pobaw się swoimi Lego. - Nie będziesz mi rozkazywać, Madoc. Nie jestem zdzirą – położyłam dłonie na biodrach.- Ale jeżeli dalej będziesz mnie tak nazywać, to chyba sobie daruję. Twój kolega Jared jest na zewnątrz, prawda? Jest seksowny. Może pozwolę, aby był moim pierwszym. Minęłam Madoca i znowu ruszyłam w stronę schodów. Złapał mnie i przeciągnął przez drzwi mojego pokoju. - Madoc, puszczaj mnie!
- Nie zbliżaj się do moich przyjaciół!- puścił ale pochylił się nade mną, wkraczając w moją przestrzeń osobistą. Był strasznie wściekły, ale się nie bałam. - Och, jakbym strasznie chciała być częścią twojego tłumu – prychnęłam.Banda Kenów i Barbie, którzy dowiadują się o nowościach z Facebooka. Ruszył na mnie. Na co wycofałam się pod ścianę. - Zachowujesz się tak, jakbyś była ponad to – warknął.- Ale kto to się obściskiwał z moim kumplem na dole? Na kogoś, kogo nie obchodzą ci ludzie, to zdawałaś się być strasznie gotowa, aby rozłożyć nogi dla jednego z nich! Wrzasnęłam w jego twarz. - Robię to co chcę i kiedy chcę. Nikt nie podejmuje decyzji za mnie, Madoc. Nie ty. Nie nasi rodzice. Nie moi przyjaciele. To ja tu panuję. Jestem wolna! - Wolna?- zaśmiał się gorzko.- Mówisz poważnie? Tylko dlatego, że zrobiłaś sobie gówniane kolczyki w twarzy i kilka tatuaży? Nie zrobiłaś tych tatuaży bo ich chciałaś. Zrobiłaś je, aby udowodnić, że możesz. To twoja próba, aby coś udowodnić, Fallon! Nie. Jesteś. Wolna! Uderzyłam go mocno obiema rękami, ale złapał mnie, zanim uderzyłam go trzeci raz. Trzymał mnie za nadgarstki, przez co spojrzeliśmy na siebie. Coś zmieniło się w jego oczach i zanim się zorientowałam, jego usta znalazły się na moich. Oboje uczepiliśmy się siebie nawzajem. Przyciągnął mnie mocno do siebie i jego wargi znowu przesunęły się na moje. Nie było to jak pocałunek Nate’a na dole. Madoc zdawał się być prawdziwy. Jakby nic nie było planowane. Wszystko szło z całego niego. Było to prawdziwe. Odsunął się, oddychając ciężko i patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami. - O mój Boże – zmarszczył brwi ze strachu.- Przepraszam, Fallon. Nie wiem, co sobie myślałem. Nie chciałem… Przysunęłam się nieco do niego, nie będąc w stanie spojrzeć mu w oczy.
- Nie przestawaj – poprosiłam. Powoli uniosłam drżące ręce i objęłam go za szyję, przyciągając do siebie. Drgnął, kiedy moje wargi musnęły jego, ale po kilku chwilach jego ramiona otoczyły moją talię. - Lubię z tobą walczyć – wykrztusił, kładąc mnie na łóżku i nakrywając swoim ciałem.- To zmieni wszystko. Ściągnęłam mu koszulkę przez głowę. - To nie zmieni niczego – powiedziałam.
- Powiedz to, Fallon – przycisnął się do mnie, przesuwając wargi w moje włosy.- Powiedz mi, jak bardzo nienawidziłaś dotyku moich rąk na sobie… moich usta na sobie. Oparłam obie dłonie na drzwiach, przypominając sobie jak to moje własne dłonie były na każdym skrawku niego. Dwa lata temu Madoc stał się moim światem. Czekałam na niego każdej nocy, z sercem walącym jakby w minutę przebiegła milę, wiedząc, że przyjdzie. Wiedząc, że mnie dotknie. Uwielbiałam wszystko z tego. Nigdy nie chciałam, aby słońce wzeszło. Przycisnęłam się do jego długiego ciała i niemal jęknęłam przez wilgoć między swoimi nogami. Ledwo złapałam oddech, kiedy odwrócił moją twarz na bok. - Chcesz usłyszeć, jak bardzo tego chciałam?- gardło ścisnęło mi się na tych słowach. Położył dłonie na moich na drzwiach i przycisnął się do mnie mocniej od tyłu. Przesunął usta na moją szyję.
- Pieprzysz przeszłość – odetchnął.- Chcę usłyszeć jak bardzo za tym tęskniłaś.
Rozdział 9
Madoc
Pochyliłem się, wciągając do ust kawałek skóry jej szyi, zanim zdołała odpowiedzieć. - Madoc – jęknęła i ugięły się pod nią kolana. Objąłem ją ręką w pasie, zaś moje wargi wciąż pożerały jej szyję, gdy przycisnąłem ją do samochodu. Cholera by ją wzięła. To nie powinno mieć miejsca. Wsunąłem palce w jej włosy, podczas gdy dalej ssałem jej szyję, potem chwyciłem w usta płatek jej ucha i obsypałem pocałunkami linię jej szczęki, zanim obróciłem ku sobie jej głowę i pochwyciłem jej usta. Słodkie ciepło było czymś więcej, co mogłem znieść. Mój fiut zadrżał, kiedy Fallon przycisnęła do mnie swój piękny tyłeczek i niemal jęknąłem. - Kurwa, Fallon – jęknąłem, ściągając jej przez głowę jej przemoczony top i rzucając go na ziemię. Oparła głowę na moim ramieniu, zaś jej piersi unosiły się wysoko i opadały, gdy zaczęła dyszeć. Jej zrozpaczone spojrzenie posłały mi błaganie, zanim je zamknęła. Jej ciało było obolałe. Tak jak i moje.
Lekko chwyciłem ją za szyję i drugą ręką przesunąłem po jej brzuchu. - Chcę się znaleźć w tobie – musnąłem nosem jej szyję, przechylając jej brodę w górę, by spojrzała mi w oczy.- Ale lepiej, abyś znowu nie skłamała. Jej twarz była mokra i zamrugała kilka razy, próbując się pozbyć kropli deszczu z rzęs i wyglądała na tak zdesperowaną, że chciałem ją rozerwać na strzępy. I to przez całą noc. Zacząłem ją całować, obracając koniuszkiem języka wraz z jej, gdy przyciągnąłem ją do swoich ust. Jezu, jak ona świetnie smakuje. Sięgnąłem w dół w jej spodenki, chwytając ją w dłoń. - O Boże - mruknęła. Potarłem mokre ciepło między swoim środkowym palcem i kciukiem, gotów do eksplozji. Pisnęła, przesuwając plecami w górę i dół po moim torsie. Potarłem jej łechtaczkę dwoma palcami, przyciskając do jej pośladków swojego fiuta. Jej mokre od deszczu ciało błyszczało w reflektorach samochodu i wyczułem puls przy swoich palcach między jej nogami. Była gotowa. Odpiąłem jej stanik i ściągnąłem go szarpnięciem z jej ramion, po czym odpiąłem jej spodenki od tyłu. Ściągając te jej majtki z nóg, cofnąłem się, aby spojrzeć na nią. Stała na niestabilnych nogach oparta o samochód, trzymając dłonie na oknie. Kropelki wody spływały z jej długich, smukłych pleców i po jej okrągłym tyłeczku oraz udach. - Usiądź na samochodzie, skarbie- nie miałem pojęcia jakim cudem udało mi się zachować spokój w głosie, podczas gdy moje ciało wrzeszczało. Ledwo co mogłem oddychać.
Przez myśl przeszło mi, że może powinniśmy zejść z deszczu, ale wciąż było gorąco i kogo próbowałem oszukać? W tym momencie była piękna. Opuściła ręce do boków i odwróciła się, patrząc na mnie. Idąc na prawo, usiadła na masce i spuściła nogi. Też podszedłem do samochodu, stając po jej przeciwnej stronie i zachowując dystans. Jej piersi były większe niż pamiętałem i chciałem zwolnić. Minęło zbyt wiele czasu odkąd ją dotknąłem i chciałem na nowo wszystko odkryć. Ale nie było na to czasu. Mój kutas był teraz stalowo twardy. - Rozsuń nogi – powiedziałem schrypniętym głosem, czując , jak sam się uśmiechnąłem. Wstrzymała oddech i przyglądałem się jak jej piersi unosiły się i opadały w podekscytowaniu. Albo z zdenerwowania. Zacisnęła szczękę, gdy ruszyła mojemu wyzwaniu naprzeciw. Opierając się na dłoniach, rozsunęła szeroko nogi, odsłaniając to, czego chciałem. Cholera wzięłaby tą dziewczynę. Moje oczy przesunęły się w dół jej zarumienionego i mokrego ciała, podczas gdy odwiązałem spodenki, pozwalając im upaść na ziemię. Otworzyła szeroko oczy, gdy dostrzegła błysk srebra na czubku. Stając między jej nogami, powoli pchnąłem jej plecy na maskę, dostosowując się do „Sail” Awolnation, które płynęło ze stereo samochodu. Potem chwyciłem ją za biodra i zatopiłem wargi w jej ciepłym, mokrym brzuchu, wgryzając się w jej miękką skórę, a potem przesunąłem się do jej sutka, ssąc mocno. - Ach – jęknęła i westchnęła, ale zignorowałem ją. Przesuwając się dalej, wziąłem drugi do ust, ssałem i gryzłem, ciągnąc jej twardy sutek zębami i cholera, pokochałem jej smak.
Dwa lata temu wiedziałem gówno. Pewnie, że pieprzenie się z Fallon nauczyło mnie tego i owego, ale wciąż byłem niedojrzały i niepewny siebie. Teraz wiedziałem więcej i wiedziałem, czego chciałem. Nie bałem się po to sięgać i ryzykować. Przesuwając się szybko, rozsypałem pocałunki wzdłuż jej brzucha, zbliżając się o kolejne cale do tego, czego chciałem. W jednym szybkim ruchu złapałem jej łechtaczkę miedzy wargi i zacząłem ssać jak brzoskwinkę. - O mój Boże!- pisnęła, odrzucając głowę do tyłu, przez co maska auta wygięła się pod tym ruchem. Nie widziałem jej oczu. Za to jej twarz wykrzywiła się w rozkoszy. Zakręciłem językiem, muskając ją mocno kilka razy. Nienawidzę jej, powiedziałem sobie. Nie ufam jej. Znowu mnie wykiwa. I nie obchodziło mnie to, czy sprawię jej przyjemność. Nie obchodziło mnie, czy się jej to podobało. Po prostu chciałem, aby doszła w moich ustach, aby wiedziała, do kogo należała. Ale im bardziej ciągnęła mnie za włosy i nakręcała się coraz bardziej pode mną, to zorientowałem się, że chciałem, żeby wykrzyczała moje imię. I zdałem sobie sprawę, iż chciałem, aby to uwielbiała. - Madoc!- zadrżał jej głos.- Madoc, teraz! Spojrzałem na nią i dostrzegłem, że wpatrywała się we mnie. Przesunęła dłonią po moim policzku. - Teraz – poprosiła.- Proszę? I właśnie na to czekałem. Nawet jeśli o tym nie wiedziałem.
Wstając, zacisnąłem zęby i spojrzałem na jej piękne ciało. Na tą piękną dziewczynę, która mnie nienawidziła, którą ja nienawidziłem, ale – pieprzyć to – kochałem sposób w jaki się nienawidziliśmy, ponieważ był dziki i prawdziwy. Nie miało to żadnego sensu, ale ta – było to prawdziwe. Pociągając ją w dół maski samochodu, spojrzałem jej w oczy, gdy w nią wszedłem. - Achhh… - zacisnęła oczy i obnażyła zęby. - Kurwa, Fallon – zatrzymałem się, zamknąłem oczy i rozkoszowałem uczuciem. Była wokół mnie gorąca i ciasna, jej ciepło rozniosło się wzdłuż moich ud i piersi. Deszcz niezbyt mnie ochłodził. Nie miałem pojęcia z iloma facetami była po tym jak wyjechała i szczerze mówiąc, to nie chciałem wiedzieć, ale spostrzegłem, że potrzebowała chwili by przyzwyczaić się do mojego kolczyka. Górując nad nią, z fiutem w jej środku, przypatrywałem się jej, czekając aż otworzy oczy. Gdy to zrobiła, to spojrzała na mnie i objęła moją szyję ręką, przyciągając nas do siebie, aby mnie pocałować. Podczas gdy masowałem jej języczek swoim i skubałem zębami jej mokre wargi, to zacząłem się w niej powoli poruszać, czując każdy skrawek jej ciepła i rozkoszując się każdym cichym jękiem jaki uciekł z jej ust. Przerywając pocałunek, chwyciłem jej jedną pierś w dłoń, podczas gdy drugą rękę oparłem na masce samochodu. Każdy mięsień w moich plecach się napiął i zaczęły płonąć mi ramiona. Powietrze ze świstem wlatywało do moich płuc, ale nie mogłem już dłużej wytrzymać. Wbijałem się w nią, czując jak między moimi nogami powstaje wulkan i to uczucie pilności było cholernie dobre. Jej piersi podskakiwały w górę i dół, podczas gdy coraz mocniej przesuwałem ją na masce. Wbiła paznokcie w mój tors.
- Więcej, Madoc. Jest tak dobrze. Stanąłem prosto, przeciągnąłem jej plecy na krawędź maski i wsunąłem ręce pod zgięcia jej kolan. - Powiedz, że tęskniłaś za tym. Zamrugała oczami i przełknęła ślinę. - Tak – skinęła głową i szepnęła drżącym głosem.- Tęskniłam za tym. Ja też. Znowu w nią wszedłem i rżnąłem ją, jakby nie było jutra. Wygięła plecy w łuk i jęknęła głośno i długo. - Tak… o mój Boże! Zacisnęła się wokół mojego fiuta i zaczął drżeć jej brzuch z każdym połykanym oddechem, przy czym zamknęła mocno oczy gdy tak doszła na mnie. Czułem się tak, jakby fiut mi zapłonął od samej nasady aż po końcówkę. Wysunąłem się i jęcząc, pocierałem się, aż doszedłem na jej brzuchu. Zaschło mi w gardle, zaś moje serce próbowało zrobić dziurę w mojej piersi. Opuściłem głowę między jej piersi i zamknąłem oczy, czując jak jej piersi unosiły się i opadały pode mną. W mojej głowie nie pojawiła się żadna sensowna myśl. Tylko słowa. Niesamowicie. Seksownie. Cholera. Kurwa.
Nie miałem pojęcia co teraz zrobić, a jej milczenie podpowiadało mi, że była tak samo oszołomiona jak ja. Już miałem się z niej podnieść, gdy zaczęła gładzić palcami moje przemoczone włosy. Po prostu leżałem tak oniemiały i pozwoliłem jej na to. I potem skrzywiłem się, zdając sobie sprawę, że nie użyłem prezerwatywy. Kurwa. Poważnie, stary? Masz je w swoim schowku. Dlaczego w ogóle o tym nie pomyślałem? Zawsze ich używałem, ale zapomniałem o nich z raz czy dwa gdy byliśmy z Fallon młodsi. - Nigdy nie powiedziałam tych rzeczy naszym rodzicom – odezwała się, wyrywając mnie zmyśli. Naszym rodzicom? Teraz chciała o tym gadać? - O czym nie powiedziałaś?- oparłem brodę na jej piersiach i spojrzałem na nią. - Okłamali cię – pogładziła moje włosy i spojrzała w niebo.- Nigdy nie skarżyłam się na to, co robiliśmy, Madoc. Po prostu się dowiedzieli i mnie odesłali. Zmrużyłem oczy i uniosłem się, opierając dłonie po obu stronach jej głowy. - Chcesz mi powiedzieć, że nigdy nie chciałaś mnie zostawić?
Rozdział 10
Fallon
Co ja wyprawiam? Co do cholery robiłam? Więc rodzice go okłamali. Powiedzieli mu, że chciałam wyjechać. To go zraniło. Świetnie! Pasowało mi to. Madoc zasługiwał na to i na znacznie więcej i chociaż nie był na szczycie mojej listy do odstrzelenia, to wciąż na niej był. Ale po tym nieziemskim orgazmie chciałam ochronić jego serce. Chciałam zachować to wspomnienie bezpieczne. Chciałam uwierzyć w to, że nigdy mnie nie wykorzystał. Ale to zrobił. Wykorzystał mnie i zapomniał o mnie. Przespanie się z nim było częścią mojego planu. Wszystko idzie zgodnie z planem, powiedziałam sobie. Stało się to wcześniej niż sądziłam i to z całym mnóstwem lubieżnego zachowania z mojej strony, ale minęło strasznie dużo czasu odkąd ostatni raz uprawiałam seks. Było trudniej mu się oprzeć niż sądziłam. Madoc i ja byliśmy zakręceni w wieku szesnastu lat. I zdecydowanie zbyt młodzi, aby robić to co robiliśmy, ale uczyliśmy się razem.
Teraz był mężczyzną i oboje nabraliśmy więcej pewności siebie. Madoc był dobry. Bardzo dobry. Czułam się winna, że chciałam od niego czegoś więcej. A ten jego kolczyk? Jasna cholera. Odwróciłam wzrok i usiadłam, spychając go z siebie. - Nie, Madoc. Nie chciałam wyjechać. Cofnął się, ale poczułam na sobie jego spojrzenie. Uklękłam i podniosłam swoje przemoczone ubrania i odwróciłam się, używając swojego topu, aby wytrzeć brzuch. - Jak się dowiedzieli? - Ma to jakieś znaczenie?- powiedziałam cicho.- Byliśmy zbyt młodzi. To co robiliśmy było złe. Wiedzieli o tym. Odesłanie mnie było najlepszą rzeczą jaką mogli zrobić. Spróbowałam się wcisnąć w swoje majtki i spodenki, ale były strasznie zimne od deszczu, który wciąż na nas lał. Wzdłuż moich ramion przebiegł zimny dreszcz. - Ale okłamali mnie – stał tam nagi.- Przez te wszystkie lata myślałem… - Przetrwaliśmy, Madoc – przerwałam mu i unikając jego spojrzenia, założyłam stanik.- Ruszyłam do przodu tak samo jak ty, prawda?
***
Byłam pewna, że zaśnięcie tej nocy zajęłoby mi jakieś milion lat, ale zasnęłam w ciągu kilku sekund. Nawet nie pamiętałam jak położyłam się do łóżka, próbując się zrelaksować. Po konfrontacji z Madociem, Addie, imprezą i „deszczem”, zamknęłam oczy i obudziłam się niemal w tej samej pozycji w której zasnęłam. Ale gdy tylko otworzyłam oczy, to moje myśli zostały zbombardowane zmartwieniami, które stąpały po mojej głowie niczym stado słoni. Wciągnęłam powietrze do płuc. Cholera. Przespałam się z Madociem! Nic nie szkodzi. Taka była część planu. Ale podobało ci się. Nie, uwielbiałam to. To w porządku. Nie uprawiałam seksu od dwóch lat. Byłaś napalona. Powiedziałaś Madocowi, że rodzice skłamali? Dobra, nie chciałam, aby uwierzył, że powiedziałam coś takiego. Nie powinno mi zależeć. To wszystko w ogóle nie przeszkodziłoby mojemu głównemu planowi. Spokojnie. Ale pogada ze swoim ojcem! Jego ojciec wróci do domu… No i? Chcę, aby pan Caruthers wrócił do domu. Mój plan i tak ziści się za kilka dni. Wszystko przebiegało zgodnie z planem. Wciągnęłam chłodne powietrze i wypuściłam je z drżeniem. Więc dlaczego nie byłam szczęśliwa? Pierwszy rok, który spędziłam z dala stąd był zbyt dezorientujący – zbyt otępiały – aby pojąć wszystko co się stało, a tym bardziej wszystko poukładać w głowie. Ale przez cały ostatni rok fantazjowałam o zemszczeniu się i przyglądaniu się jak cierpią. Każde z nich. Chciałam zobaczyć jak ich świat wywrócił się do góry nogami tak jak mój. Ale teraz moje myśli ciągle wracały do ostatniej nocy.
Jakie to było uczucie, gdy Madoc pieścił moją szyję wargami. Jak to patrzył na każdy cal mojego ciała, jakby widział mnie po raz pierwszy. I jego gorące spojrzenia oraz zaborcze dłonie sprawiały, że czułam się tak, jakby mnie chciał. Może i był rozpuszczonym dupkiem i zarozumiałym gnojkiem, ale rozwalił mnie na kawałeczki. Musiałam zapamiętać, że to, iż ktoś był dobry w łóżku, to nie znaczyło, że był też dobry poza nim. To była dla Madoca zabawa – ale wojna dla mnie. Przewróciłam się na bok i wstałam, opuszczając nogi z brzegu łóżka, ale natychmiast spuściłam głowę i westchnęłam. Cholera. Moje wnętrzności się ścisnęły, a mięśnie poniżej mojego brzucha były obolałe. Byłam obolała wszędzie. Wstając, przeszłam na palcach przez pokój i uchyliłam drzwi. Usłyszałam, jak gdzieś szumiał odkurzacz i już wiedziałam, że Addie nie spała. Wysuwając się za drzwi, przebiegłam przez korytarz do łazienki. W pokoju Madoca znajdowała się łazienka. Nie w moim. Nie liczyłam się aż tak bardzo. - Wstałaś!- ktoś ryknął głośno.- Jakie to dla mnie cudowne. Obróciłam się w lewo i dostrzegłam jak Madoc zamknął drzwi od swojego pokoju i podbiegł prosto do mnie. Ruszył na mnie jak wspomagający, złapał mnie w pasie i przerzucił przez swoje ramię. - Madoc! Postaw mnie! - Ciii… - wniósł nas do łazienki i zamknął je za sobą, posądzając mnie na blacie. - Madoc…
Ale przerwał mi. Przyciągnął moje usta do swoich, oplatając wokół mnie swoje silne ramiona i niemal mnie zaskoczył tym, jak mocno mnie pocałował. Za każdym razem gdy brał oddech, robiłam to samo, ponieważ zaraz wznawiał swój atak. Jego wargi poruszyły się przy moich, szybko i nagląco, wymagająco i w pełnej gotowości. Wsunął obydwie ręce pod moją koszulkę, ściskając moje piersi, przez co nie mogłam na to nic poradzić. Wsunęłam dłonie w jego czarne spodnie od piżamy, chwytając jego całkowicie gładki tyłek i wciągając go między swoje nogi. - Muszę cię przeprosić za swój brak zajebistości w tym momencie – jęknął, próbując ściągnąć mi koszulkę przez głowę, ale ciągle ją naciągałam w dół.- Jestem napalony jak skurwysyn. - Och, czy to poranny problem?- skrzyżowałam ręce na piersiach, aby nie ściągnął mi koszulki. - Poranny?- zaczął kłuć mnie w brzuch i łaskotać, abym ściągnęła ręce z koszulki.- Nie spałem całą noc, torturując sam siebie. W ogóle nie powinienem ci mówić, żebyś zakluczyła drzwi. Ostatniej nocy odprowadził mnie do pokoju i kazał zamknąć drzwi na klucz. Najwidoczniej nie znał każdego, kto imprezował w jego domu i nie był pewien kto odpłynął w środku. Widziałam tylko trzy ciała, gdy weszliśmy do domu, ale mogło być ich więcej. - Próbowałeś mnie ochronić przed gwałcicielami – przypomniałam, zagryzając wargę i chichocząc. - Taa, co to był za kiepski ruch – uśmiechnął się do mnie, dalej mnie łaskocząc.- Ale ja też nie mogłem się do ciebie dostać. Chwycił moją twarz w obie dłonie i wsunął język do moich ust, znowu mnie pożerając. Przeszły mnie ciarki i zadrżałam, czując jak ciepło zalewa mnie między nogami. Też chwyciłam jego twarz w dłonie i odwzajemniłam pocałunek. Skorzystał z tej okazji i ściągnął mi koszulkę niczym magik, który ściąga obrus z zastawionego stołu.
- Madoc, nie – nakazałam żałośnie, krzyżując ręce na piersiach.Jestem obolała po ostatniej nocy. Zmarszczył razem brwi i wygiął wargi. - Obolała? Przeze mnie? To. Zajebiście. Idiota. Nie powinnam mu o tym mówić. Teraz czuł się jak mężczyzna. - Cóż, w takim razie… - westchnął i zsunął mnie z blatu.- Jesteś bezpieczna. Na tą chwilę. Jasne. Zamrugałam powoli i długo. Mam wszystko pod kontrolą. Mam wszystko pod kontrolą. Mam wszystko pod kontrolą. Wszystko szło w złym kierunku. Przyprawiał mnie o uśmiech. Sprawiał, że zapominałam. Musieliśmy zwolnić. Musimy przestać. Przechylił moją brodę i jego wargi wróciły na moje. Pozwoliłam mu się pocałować, nie odwzajemniając pocałunku, ale i tak zaciągnęłam się jego wyraźnym, czystym zapachem. Cholera, uwielbiałam to jak pachniał. Odchylił się, uśmiechając się do mnie. - Dobrze jest mieć cię znowu z powrotem, Fallon – i po tym wyszedł jakby miał w dłoni wszystko, czego chciał. Cholera by go wzięła. Pieprzyć go! Zamknęłam za nim drzwi i wykrzyczałam cicho całą wiązankę przekleństw, którą zasłyszałam od pracowników mojego ojca. Nie wyszłam z łazienki przez kolejne pół godziny, gdy próbowałam poukładać myśli. Rzeczy w życiu Madoca były zbyt łatwe. Zbyt je upraszczał i obracał w zabawę. Jego rozluźniony uśmiech, beztroska wobec wszystkiego i sposób w jaki się zachowywał był po prostu… sobą!
Na świecie były problemy. Problemy w rodzinach. Problemy w mojej i jego rodzinie. Nasza przeszłość była problemem. Dlaczego zawsze się zachowywał tak, jakby nie musiał się o nic martwić na tym świecie? Ostatniej noc uprawialiśmy wściekły, gorący seks po tym jak nawrzucaliśmy sobie obelgami w twarz. Najwidoczniej nie obchodziło go co nas do tego sprowadziło, tylko to, że dostał swoją nagrodę. Cholera. Podrapałam się po głowie i zamknęłam oczy, stając przed swoim wysokim lustrem. Potrzebowałam nieco czasu na osobności. Czasu by pomyśleć. Spaceru. Może powinnam pójść pobiegać. Ale Madoc był niemal jak tornado aktywności. Niemal o tym zapytałam. Po tym jak założyłam krótkie, białe spodenki i koszulkę Hurleya, to powiedział mi, że mam wrócić do pokoju i się przebrać. Ignorując go, nasypałam sobie nieco płatków, podczas gdy on wyjaśnił, że pojedziemy z jego przyjaciółmi nad jezioro i że powinnam zabrać strój kąpielowy. Gdy powiedziałam mu, żeby poszedł się pieprzyć, że nie podejmował decyzji za mnie, to obszedł blat przy którym stałam i wsunął dłoń w tył moich szortów, uśmiechając się i rozmawiając z Addie, która była niczego nieświadoma. Moje serce ledwo biło i zalały mnie zimne poty, aż zrozumiałam, że nie przestałby mnie dręczyć, jeśli bym się nie zgodziła. Tak czy siak, Tate też miała tam być, więc był to plus. W dodatku mieliśmy być w miejscu publicznym, więc mogłam liczyć na to, że niczego nie wykombinuje. Albo przynajmniej tak myślałam.
***
- Gdzie jesteśmy?- zapytałam, gdy zatrzymał się przed małym, parterowym domkiem z cegły. Znajdował się w przeciwnej dzielnicy i miał zarośnięty trawnik i brzydki płot z łańcucha. Chociaż dom sam w sobie prezentował się przyzwoicie – weranda była czysta a okna umyte – cegła zaś pociemniała przez lata, acz drzwi były tandetne. - Chodź – zignorował moje pytanie i wysiadł ze swojego GTO. Idąc za nim, trzasnęłam drzwiami i ruszyłam cementową ścieżką. - Madoc. Madoc! Poderwałam głowę i spojrzałam na chłopca, który miał z jakieś siedem lat i biegł w stronę Madoca, aż uderzył w jego ciało. Madoc złapał go w ramiona. Coś ścisnęło mi się w piersi i zassałam oddech. Blond włosy, niebieskie oczy i długie nogi. Ten chłopiec wyglądał dokładnie tak jak on. Nie. Pokręciłam głową. To było śmieszne. Madoc musiał mieć z jakieś dziesięć lat, gdy urodziło się to dziecko. - Moja mama powiedziała, że jeśli nie będę grzeczny, to nie będę mógł z tobą jechać, więc byłem grzeczny- dziecko krzyknęło, uśmiechając się. Madoc odchylił się i przyjrzał mu się z niesmakiem. - Grzeczny?- powtórzył.- Och, stary, nawet o tym nie wspominać. Co daje ci bycie grzecznym? Zarówno Madoc jak i dziecko odruchowo wsunęli palce do ust i zaimitowali odruch wymiotny. Uśmiechnęłam się i zakryłam usta dłonią.
Nie. Madoc nie radził sobie dobrze z dziećmi. Nie chciało mi się w to wierzyć. - Racja – poklepał chłopca po plecach.- Fallon, oto mój potomek. Przechyliłam głowę na bok patrząc na niego z niedowierzaniem, wciąż próbując wyrzucić z głowy obraz, jak to wepchnęli sobie palce do gardła. - Nie, nie mój prawdziwy potomek – wiedział, co chodziło mi po głowie.- Ale ma potencjał, prawda? Oparłam dłonie na biodrach i zaczęłam mówić spokojnie dla dobra dziecka. - Madoc, co tu się dzieje? Otworzył usta, aby się odezwać, ale za drzwi wyszła kobieta, która niosła mały plecak. - Madoc – przywitała się.- Cześć. - Hej, Grace. Grace wyglądała na młodą kobietę, zdecydowanie przed trzydziestką, w dodatku śliczną. Jej brązowe włosy były związane w kucyka. Miała na sobie fartuch, więc podejrzewałam, że była pielęgniarką… i z tego co było widać, to samotną matką. - Ma tu ubrania na zmianę, jak skończycie pływać – podała Madocowi plecak.- Olejek do opalania, przekąski i wodę. Przywieziesz go na kolację? Madoc skinął głową. - Być może zatrzymamy się w barze, ale zdecydowanie po tym. - Cudownie – uśmiechnęła się i pokręciła głową, jakby była przyzwyczajona do jego żartów.- Jest taki podekscytowany – ciągnęła.Zadzwoń, jeśli sprawi jakieś problemy. Madoc schylił się i objął dzieciaka ramieniem.
- Ochhhh, maaaaaaamo – obydwoje jęknęli, jakby jej obawy były po prostu głupiutkie. Przewróciła oczami i wyciągnęła dłoń ku mnie. - Cześć, jestem Grace. A ty jesteś…?- dobra mama. Upewniała się, że jej dziecko było bezpieczne. - Cześć – chwyciłam ją za dłoń.- Mam na imię Fallon. Jestem… um… przyrodnią siostrą Madoca – wymamrotałam, mając nadzieję, że nie usłyszała śmiechu Madoca. Technicznie rzecz biorąc, to nie kłamałam. - Miło mi cię poznać. Bawcie się dobrze – pomachała nam i z powrotem weszła po schodkach. Madoc odwrócił się, ale nie mogłam sobie wybić z głowy jak świetnie dogadywał się z chłopcem, albo jak byli do siebie podobni. Obydwoje byli ubrani niemal tak samo, w spodenki i koszulki. Ale podczas gdy Madoc miał na stopach skórzane, czarne japonki, to chłopiec miał tenisówki. - Fallon, to Lucas – przedstawił mnie wreszcie.- Jest moim młodszym bratem. Tak jak w programie. A ja jestem jego starszym bratem. Wypuściłam powietrze. Dobra, w porządku. Cieszyłam się, że to wyjaśnił. Bo przez chwilę było dziwnie. - Wow, więc ufają ci na tyle, by powierzyć ci opiekę nad dziećmi?zapytałam, w połowie żartując, a po części mówiąc poważnie. - No co?- położył dłoń na piersi, udając skrzywdzonego.- Jestem niesamowity z dziećmi. Pewnego dnia będę wspaniałym tatą. Powiedz jej, Lucas. Lucas spojrzał na mnie i nawet nie mrugnął. - Nauczył mnie, jak stwierdzić, że kobieta nosi stringi. Parsknęłam śmiechem, zakrywając usta dłonią.
Madoc pociągnął dzieciaka za szyję, gdy ruszyliśmy do samochodu. - Mówiłem ci, że kobiety to wrogowie. Nie rozumieją takich umiejętności.
Rozdział 11
Madoc
- Jared i Tate też będą?- Lucas zapytał z tylnego siedzenia. - Hej, stary. Nie kop w skórę – zażartowałem, sięgając do tyłu, aby powstrzymać jego stopę od wbijania się w moje siedzenie.- I owszem, też będą - Super. Siedzieliśmy tak, kiwając głową w rytm muzyki, przy czym nie mogłem się powstrzymać, aby nie zerkać na Fallon, która siedziała obok mnie. O czym myślała? Lucas zdawał się ją wytrącić z równowagi i była zaskoczona, że mogła go poznać. Było to takie nadzwyczajne, że spędzałem czas z dzieciakiem, który nie miał ojca? Fallon zawsze zarzucała mi, że byłem pretensjonalny, zapatrzony w samego siebie i obrzucała mnie jeszcze innymi obelgami, jakie ślina przyniosła jej na język za dnia, ale teraz zrozumiałem, że naprawdę w to wierzyła. Siedziała tu, wyglądając przez okno, całkowicie zdziwiona sytuacją. A może myślała w świetle dnia o tym, co wczoraj zrobiliśmy. Lubiła ciemność. Gdy byliśmy w jej pokoju, to nigdy nie zapalaliśmy światła, jakby to, co robiliśmy, nie było prawdziwe.
Podczas gdy wtedy zawsze chętnie brała udział, to wszystko się zmieniało za dnia. Zachowywała się tak, jakby nic się nie stało. Wciąż nie patrzyła mi w oczy. Rzadko wypowiadała moje imię. Szybko się do tego dostosowałem. Hej, miałem szesnaście lat i całe mnóstwo życia seksualnego. Nie zamierzałem narzekać, że nie pozwalała mi się dotknąć za dnia. Po prostu cieszyłem się tym, co było mi dane w tamtym wieku. Ale teraz dotykanie jej, wsłuchiwanie się w jej oddech… to co zrobiliśmy ostatniej nocy na deszczu było lepsze, niż wszystko co pamiętałem. Krążyłem po pokoju, czekając aż Addie zamknie dom w nocy, aż wiedziałem, że było bezpiecznie pójść do pokoju Fallon. Byłem szczęśliwy i żywy, gdy z nią byłem. Nie czułem się tak od dawna. Załamałem się, gdy Fallon odeszła. Tak samo jak Jared, gdy Tate wyjechała na rok do Francji; nie straciłem nad sobą panowania tak jak on, ale też szalałem. Jej mama powiedziała mi, że wraz z moim ojcem dowiedzieli się co się działo, bo Fallon nas wsypała. Patricia powiedziała, że Fallon czuła się niezręcznie i czuła presję z mojej strony. Cała pewność siebie jaką zbudowałem, została rozdarta na kawałki. Nie poradziłem sobie z tym dobrze. Może żyliśmy razem w tym samym domu, ale nigdy nie patrzyliśmy na siebie jak na przyrodnie rodzeństwo. Nigdy nie spędzaliśmy wspólnie czasu, dlatego też nigdy nie czułem, że to co robiliśmy było złe. Uwielbiałem każdy moment z tego i chciałem więcej. Ale przez ostatnie dwa lata moja nienawiść do niej tylko się zwiększyła. Każda dziewczyna bledła w porównaniu z nią i czułem się tylko dobrze, gdy byłem z Fallon. I wczorajszej nocy powiedziała mi, że nie skłamała naszym rodzicom. Nigdy im niczego nie powiedziała. W tej samej chwili wypełniła mnie radość i się wkurwiłem. Moje serce znowu zaczęło palić ogniem, gdy zdałem sobie sprawę, że mnie pragnęła, ale przez całą noc myślałem o tym czasie, który straciliśmy – o tym co nam odebrali – i chciałem konfrontacji.
I ją dostanę. Niebawem. Jeśli teraz zmierzyłbym się z moim ojcem, to przyjechałby do domu i Fallon musiałaby zniknąć. Więc jeśli nie mogłem jej przekonać, aby została dłużej, to miałem jeszcze kilka dni z nią, zanim wyjechałaby do Chicago. Później załatwię sprawę ze swoim ojcem.
***
Zaparkowaliśmy na parkingu tuż obok samochodu Jareda. Łapiąc za plecak Lucasa, wyciągnąłem też ręczniki i podałem je Fallon, podczas gdy sam wyciągnąłem przenośną lodówkę i koc piknikowy. - Tate, przestań! Uniosłem głowę, gdy usłyszałem głos Jareda. - Tate!- truchtał za swoją wkurzoną dziewczyną. Wspaniale. Zacząłem przypuszczać, że moi przyjaciele specjalnie szukali powodu do kłótni. Poważnie. Zawsze kończyło się seksem na zgodę. - Daj mi spokój. Poważnie, Jared!- krzyknęła przez ramię, podczas gdy ja stałem zszokowany i zdecydowanie zbyt rozbawiony, kiedy ściągnęła swojego klapka i rzuciła nim w niego. Złapał go w dłonie, chroniąc tym swoją głowę i skrzywił się na nią, zaciskając mocno usta. - Zamierzałem ci powiedzieć – warknął.- Ale jak zwykle dramatyzujesz.
- Ugh – odwróciła się na parkingu, ściągnęła drugi klapek i zamachnęła się na niego, niemal rzucając się całym ciałem w tym ruchu. - Co się dzieje?- Fallon szepnęła. Westchnąłem, przeczesując włosy dłonią. - Gra wstępna. Zamknąłem bagażnik z trzaskiem i ruszyłem w stronę plaży, zostawiając moich przyjaciół samych. - Może powinniśmy pomóc?- Fallon potknęła się na kamieniach, spoglądając na parking, skąd wciąż dochodziły stłumione krzyki Jareda i Tate. - Nie, no chyba że chcesz być w środki. Zajmie im to kilka chwil – obiecałem. I właśnie to chciałem zrobić z nią w tym momencie. Uwielbiałem Lucasa, ale żałowałem, że nie wiedziałem wcześniej, iż Fallon wraca. Wolałbym ją mieć teraz tylko dla siebie. By się kłócić. By ją dręczyć. By zrobić cokolwiek. Cholera, znowu wszcząłbym kłótnie, jeśli to oznaczałoby, że znowu miałbym ją nagą. Przynajmniej do momentu, w którym wreszcie bym o niej zapomniał. Ale w tej chwili nie mogłem zmienić planów, więc odstawiłem lodówkę i rozłożyłem koc na małej plaży. Ściągając buty, podążyłem wzrokiem za Lucasem, gdy wbiegł do wody. - Chwila, nie założysz mu kamizelki?- Fallon zapytała, gdy ściągała koszulkę. Uśmiechnąłem się, wiedząc dokładnie o co jej chodziło. Zawsze czułem lekki strach, kiedy robił rzeczy, przy których mogła stać się mu krzywda. Jeziora były niebezpieczne i już ostatniego lata próbowałem go przekonać, aby zakładał kamizelkę. Taa, próbowałem za pierwszym
razem i już się nie trudziłem. Walczył ze mną i wkrótce się przekonałem, że wiedział co robi. Ściągnąłem koszulkę. - Jego ojciec był w straży przybrzeżnej, kiedy mieszkali w Waszyngtonie, więc nauczył Lucasa dobrze pływać. Po jego śmierci jego matka sprowadziła ich blisko swojej rodziny, ale nie ma w niej zbyt wielu facetów, aby móc ćwiczyć. Uwielbia to. Podczas cieplejszych miesięcy staram się przywozić go tutaj ile tylko mogę. Zmrużyła oczy i zatraciła się w myślach, gdy spojrzała na wodę. - Daj spokój – szturchnąłem ją, przechodząc obok. Biegnąc ku zimnej wodzie, zanurzyłem stopo, a potem łydki i uda, a potem brzuch. Podskakując, zanurkowałem w zimnych głębinach. Nienawidziłem jezior. Były brudne i błotniste. I zimne! Pływasz, nie mogąc zobaczyć co działo się pod tobą. Przerażało. Mnie. To. Ale była to jedyna rozrywka w tym cholernie nudnym mieście i byłem tu zbyt wiele razy, piłem tu zbyt dużo i miałem zbyt wiele dziewczyn. Były czasy, kiedy było to zabawne. Bawienie się, upijanie – gdy nie miało się nic lepszego do roboty. Ale teraz byłem tu tylko dla Lucasa i z jakiegoś powodu chciałem tu mieć także Fallon. Pewnie i tak pokłócilibyśmy się przed biednym dzieciakiem. I podczas gdy Jared i Tate robili swoje – niespodzianka, niespodzianka – znowu byśmy się pokłócili, jeśli nikt by nas nie wyciszył i Fallon wyciągnęłaby swoje pazury. Chyba powinienem zostawić ją w domu. Wysunąłem głowę z wody i zerknąłem na plażę, dostrzegając ją w stroju kąpielowym. Albo i nie. O kurwa.
Mój kutas natychmiast szarpnął się i stwardniał – poważnie?nawet w zimnej wodzie. Jej bikini było całe białe. No właśnie. Bikini. Było to bardzo dobrane słowo, aby to wyjaśnić i kusiło mnie, aby użyć gorszej forym. Spód zakrywał wszystkie ważne części, ale paseczki górnej części były związane z przodu, zamiast tyłu. Wszystko co trzeba było zrobić, to pociągnąć. Nie sięgnąć do tyłu. Nie miotać się, gdy szukało się na ślepo odpowiedniego sznurka. Nie. Po prostu trzeba było pociągnąć i wszystko by zleciało na dół. Rozpuściła włosy i nagle poczułem, jak puste były moje dłonie. Chlapnęła we mnie woda i skrzywiłem się. - Ty mały… - ale powstrzymałem się i również chlapnąłem w Lucasa. - Wyglądałeś tak, jakby była ci potrzebna ochłoda – zaśmiał się, odpływając. Ochłodzenia? Miał w ogóle pojęcie o czym mówił? Telewizja. Właśnie stąd dzieciaki się o tym dowiadują. Fallon wciąż stała na plaży, opierając dłonie na biodrach i krążąc przy brzegu, od czasu do czasu zanurzając palce stóp. Wyglądała na w połowie gotową, aby rzucić się do wody, albo odwrócić się i pobiec w stronę parkingu. Uniosłem brodę i krzyknąłem. - Przestań serwować dzieciakowi lekcję kobiecej anatomii i wchodź do wody. Na chwilę spojrzała mi w oczy, ale poczułem żar jej złości nawet w chłodnej wodzie. Po tym jak krążyła przez kolejną minutę – po to, żeby mnie wkurzyć – weszła do jeziora i zrobiła kilka kroków, aż znalazła się w miejscu, w którym mogła zanurkować. Minęła jakaś godzina, podczas której pływaliśmy w wodzie. Lucas się świetnie bawił, a po jakimś czasie nawet Fallon się uspokoiła. Na
początku trzymała się z tyłu, dryfując na materacu i zachowując dystans. Ale kiedy przekonałem Lucasa, aby ją z niego zrzucił, to wreszcie dołączyła do nas. Ścigali się ze sobą. Nie pozwoliła mu wygrać. Wygłupialiśmy się oboje. Zaczęła się więcej uśmiechać. Jared i Tate wreszcie wrócili, nie potrafiąc ukryć uśmiechów. I Fallon trzymała się tak daleko ode mnie, jak tylko mogła. Co było zabawne. Bo teraz i tak niczego od niej nie chciałem. Och, kogo próbuję oszukać. Byłem gotów walnąć głową w boję za to, że przywiozłem tutaj Lucasa, podczas gdy myślałem tylko o tym jak pociągnąć te skromne, białe sznurki. - Lucas!- warknąłem.- Idź usiądź na kocu z Jaredem i Tate. Napij się i zjedz coś. - Och, stary – jęknął. I uśmiechnąłem się, widząc jak odpływa, gdy sam zbliżyłem się do Fallon. Siedziała na fioletowym materacu z dłońmi opuszczonymi po bokach. Jedną z nóg przerzuciła przez krawędź, podczas gdy jej brzuch był zanurzony w wodzie. - Więc?- podpłynąłem do niej, opierając dłoń na materacu dla wsparcia.- Dlaczego wróciłaś do domu, Fallon? Uniosły się jej kąciki ust, jakby chciała zdradzić tajemnicę. - To nie jest mój dom. Byłem tak oszołomiony tym, że wróciła do domu, że prawdę mówiąc, to nie myślałem o tym aż do ostatniej nocy. Jej matka była za granicą. We Włoszech czy Hiszpanii. Wydawała pieniądze mojego ojca na Guciego i żigolaków. I Fallon nie miała tu przyjaciół, z którymi utrzymywałaby kontakt. Ledwo kontaktowała się z moim ojcem, którego także nie było w domu, więc pytania aż się prosiły, aby je zadać.
- Więc dlaczego jesteś w domu nielubianego męża swojej matki, skoro nie chcesz tu być. Uśmiechnęła się nieco bardziej. - A gdzie jestem nie chciana? Zanurzyłem głowę w wodzie, zamykając oczy, gdy w mojej głowie pojawiły się obrazy z ostatniej nocy. - Och, jesteś chciana – mruknąłem. Parsknęła śmiechem. - Nie tak brzmiałeś, gdy tamtej nocy przyszedłeś do mojego pokoju. Zamknąłem usta. Taa, zastrzelcie mnie. Byłem wtedy dupkiem. Dobra, strasznym dupkiem. Odgarnąłem włosy i podskoczyłem na materac, przyglądając się jej, gdy próbowała zachować równowagę. - Cóż, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, to myślałem, że mnie okłamałaś. Miałem prawo być wkurzonym, Fallon. Nigdy nie zadzwoniłaś i ani razu nie wróciłaś do domu. Co miałem sobie myśleć? Nie odpowiedziała. Po prostu siedziała tam, ukrywając się za swoimi okularami przeciwsłonecznymi. Jej oczy zawsze wydawały mi się mroczne i zagubione, jakby czegoś szukała, ale nie była pewna, czy to znalazła. Powtórzyłem pytanie. - Więc dlaczego jesteś w domu? Wzięła ciężki oddech i wreszcie spojrzała na mnie wprost.
- By pozamykać sprawy – powiedziała.- Wyjechałam bez pożegnania się z tym miejscem. Potrzeba mi tego, aby zacząć nowe życie w Chicago. By pozamykać sprawy. Czy ja też tego potrzebowałem? - Znaleźli cię w Sali telewizyjnej, prawda?- zapytałem ją. Uśmiechnęła się lekko. - Gdy miałam na sobie twoją koszulkę i gdy zostawiłeś spodnie na podłodze – dokończyła, spoglądając na mnie. - Spałaś – wyjaśniłem.- Nie chciałem cię obudzić. Jej oczy wciąż czekały na więcej. - Zakryłem cię?- zapytałem, tonąc jak szczur. Sam o tym myślałem. Po naszym wspólnym pierwszym razie, zaczęliśmy to robić co kilka dni, a potem przemieniło się to w conocną eskapadę. Fallon nigdy nie chciała opuścić swojego pokoju, gdy byliśmy razem. Znajdowaliśmy się na jej boisku, w ciemności i nie rozmawialiśmy o tych granicach. Były to niewypowiedziane zasady, które zapamiętałem po naszych kilku pierwszych razach. Ale miałem swoje sposoby. Wreszcie udało mi się przekonać, abyśmy zeszli na dół do sali kinowej. Oglądaliśmy film i skończyło się na tym, że byliśmy cali na sobie, tak jak podejrzewałem. Założyła moją koszulkę, a potem usnęła. Wspominając o tym, to głupio było myśleć o tym, że nas nie przyłapią. Jeśli by jej nie znaleźli, to Addie czy ktoś w końcu by zauważyli później czy wcześniej, że zawsze byliśmy zmęczeni. Skoro spędzaliśmy połowę nocy na zabawach, to mało spaliśmy. Cichy głos Fallon brzmiał na smutny i niemal przebaczający. - To już koniec. To tylko przeszłość, Madoc. Mrużąc oczy, spojrzałem na nią.
- To nie koniec i dobrze o tym wiesz. - wczorajsza noc była pomyłką. Byliśmy wściekli. Wyciągając dłoń, zanim zdążyła się ruszyć, chwyciłem ją za kostkę i wciągnąłem do wody wraz ze sobą. - Madoc!- krzyknęła, zanim całkowicie zanurzyła się w wodzie. Machnęła rękami, aż wypłynęła na powierzchnię, krztusząc się.- Co za dupek – zakaszlała. Przesunąłem materac przed nas, ukrywając nad przed osobami na plaży. - Pomyłka, taa?- pochyliłem się ku niej, szepcząc. Trzymała się materaca i promienie złota zatańczyły na jej twarzy i w jej włosach, gdy słońce odbiło się od wody. Czekałem, aż na mnie spojrzy. Albo się ruszy. Czy zacznie oddychać. Ale tego nie zrobiła. Wpatrywała się w mój tors, czekając. Nie miałem pojęcia na co. Wysuwając rękę, przesunąłem wierzchem dłoni po jej brzuchu i chwyciłem ją za talię, przyciągając blisko siebie. Ale odsunęła się, nagle łapiąc oddech. - Twój… młodszy brat tam jest. - A co jeśli by go nie było?- przechyliłem głowę na bok i zaciągnąłem się jej oddechem. Wreszcie uniosła wzrok, patrząc na mnie twardo. Pochyliłem się ku niej i szepnąłem. - Zamknij dzisiaj drzwi, Fallon. I popłynąłem w stronę brzegu, zanurzając się głęboko w zimnej wodzie, która nie nagrzała się od słońca. Nie było powodu, abym sam zaprezentował siedmiolatkowi anatomię męskiego ciała.
Rozdział 12
Fallon
Miałam tego dość. Nie mogłam na to pozwolić, aby miał na mnie aż taki wpływ. To prawda, że Madoc dorósł. Nie było co do tego wątpliwości. Był mądry, zabawny i jeszcze przystojniejszy, niż pamiętałam. Zdawało się, że troszczył się o swoich przyjaciół i pewnego dnia będzie również dobrym mężem i ojcem. Po prostu to ja nie byłam odpowiednią dziewczyną dla niego, a tym bardziej o nie był odpowiedni dla mnie. Już miał mnie raz i zapomniał o mnie. Teraz chciałam wyjechać z tego domu z mojej własnej woli i lżejszymi myślami. Nie zamierzałam być jak szczur w klatce, ubrany według uznania mojej matki, czy też zabawką, z którą Madoc mógłby się bawić, gdy tylko miałby na to ochotę. Nigdy nie chciałam być taka jak ona i prowadzić podobne życie. Jason Caruthers zdradzał swoją żonę – stale. Chociaż moja matka także zdradzała. Dowiedziałam się o tym – nie żebym miała jakieś wątpliwości – podczas swoich przygotować. Ich małżeństwo było puste i fikcyjne, a Madoc miał z tym styczność od urodzenia. Wiedział, że mógł robić to co chciał, kiedy chciał i jeśli jakiejś dziewczynie to się nie podobało, to pojawiłaby się następna, która by ją zastąpiła. Nie zamierzałam być jednym z numerów.
Wybiegłam z wody i zadrżałam, gdy powietrze zetknęło się z moją moką skórę. Tate opierała się na dłoniach, miała zgięte kolana, zaś jej bikini było nieco skromniejsze niż moje. Założyłabym jednoczęściowy kostium, gdybym wiedziała, że będzie tu dziecko. Jared leżał na plecach obok niej, trzymając dłoń na jej udzie. Miał zamknięte oczy. Lucas jadł jabłko i kanpakę z masłem orzechowym. - Więc o co teraz chodzi?- Madoc zapytał Jareda i Tate, gdy chwycił ręcznik i rzucił go w moją stronę. Uniosłam rękę w samą porę, zanim ten uderzył mnie prosto w twarz. Jared westchnął, jakby chciał powiedzieć „No to się zaczyna.” - Poprosiłem ją, aby ze mną zamieszkała – przyznał, na co uniosłam brwi. Madoc parsknął śmiechem. - I rzuciła w ciebie butem? Dla mnie brzmi to jak małżeństwo. - W Chicago – Tate wyjaśniła skwapliwie.- Poprosił mnie, abym zamieszkała z nim w Chicago. Powiedziałam mu, że chcę więcej czasu spędzać ze swoim tatą, więc idę do Northwestern zamiast do Columbii. Potem powiedział mi, że i tak nie chciał jechać do Nowego Jorku i chciał być w pobliżu, aby nie zostawiać Jaxa. Madoc wyciągnął nam wodę z chłodziarki. - Więc jest dobrze. Macie kompromis. Więc w czym rzecz? - Chodzi o to – wyjaśniłam za Tate, odwracając się do Madoca.- Że nie komunikował się z nią. Już miał swoje własne plany w których jej nie uwzględnił. - Tak samo i ona – odpowiedział. - Ale brzmiał tak, jakby w ogóle nie chciał pojechać do Nowego Jorku – powiedziałam głośniej, przy czym wyczułam na sobie spojrzenie Jareda i Tate.- A teraz ona czuje się tak, jakby naciskała na niego, aby zrobił coś, czego nie chciał.
Madoc przewrócił oczami. - Zakryj uszy, Lucas. Lucas posłuchał i Madoc spojrzał po wszystkich. - Słuchaj, przykro mi, Tate, ale chyba żyjesz w jakimś pieprzonym świecie z tęczą i babeczkami, jeśli naprawdę myślałaś, że Jared Trent przeprowadziłby się do Nowego Jorku. Ludzie tam nie jeżdżą. Niby miał naciągnąć sobie nogi? Zdajesz sobie w ogóle sprawę ile by kosztowało zaparkowanie samochodu? Jared wciąż miał zamknięte oczy, ale jego pierś drżała od cichego śmiechu, aczkolwiek był mądry na tyle, by się nie odzywać. Tate rozdziawiła usta i to nie w stylu wow-to-naprawdę-ma-sens. Był to bardziej styl co-za-dupek-zaraz-mu-przywalę. Nie byłam pewna, ale Madoc chyba wyczuł jej emocje za jej okularów przeciwsłonecznych. Uniosłam dłoń. - Więc chcesz powiedzieć, że jego samochód jest ważniejszy od niej?- krzyknęłam na Madoca. Westchnął i stanął za mną, tuż przy moich plecach i zakrył mi usta dłonią. Usłyszałam uśmiech w jego głosie, gdy odezwał się do Jareda i Tate. - Więc oboje będziecie w Chicago. Ja będę miał tylko półtorej godziny jazdy z Notre Dame. Kompromis.
***
Około czwartej, Jared i Tate pojechali, aby przekazać jej ojcu wieści o zmianie w jej planach, podczas gdy ja i Madoc zabraliśmy Lucasa na kolację. Madoc wybrał pokrętne drogi, które prowadziły do naszego – jego – domu, przy czym żadne z nas nie przerwało ciszy. Napięcie było gęstsze niż mokry klej i nie miałam pojęcia co chodziło mu pogłowie. Zazwyczaj był taki gadatliwy. Teraz wyglądał niemal spokojnie, gdy odpłynął myślami, gdy jechaliśmy ciemną drogą. Drzewa śmigały po obu stronach, sprawiając wrażenie, jakbyśmy byli w jaskini. - Fallon – zaczął, na co spojrzałam na niego.- Już nie mamy szesnastu lat. Wpatrywałam się w niego, nie mając pojęcia o co mu chodziło. - Wiem. Szarpnął za sprzęgło, wrzucając szósty bieg. Nie odrywając wzroku od przedniej szyby i nie patrząc mi w oczy, wyglądał, jakby czuł się strasznie niezręcznie. - Myślę, że możemy się lepiej dogadać, skoro dorośliśmy. Możesz zostać tu na lato, jeśli chcesz. Co? Mówił poważnie? Kiedy nie nadeszła riposta, zaczęłam wpatrywać się w okno. Nie chce, abym tu została, pomyślałam do siebie. A może jednak chciał. - Taa, Cipka-na-Zawołanie, co nie?- poczułam motylki w brzuchu, gdy zdałam sobie sprawę, że być może chciał, abym została. Pokręcił głową. - Nie myślę tak.
Taa, jasne. Niby dlaczego chciałby mieć mnie w pobliżu? Może nieco nadrobiliśmy z komunikacją, ale i tak by zobaczył we mnie wady. A to nie wystarczyło, jak powiadała moja matka. I nie lubiłam go zbytnio. Nawet jeśli chciał, abym została, to dałabym rade wytrzymać przez całe lato w jego towarzystwie? - Jeśli chciałbym cipkę, to bym ją dostał, Fallon – odetchnął.- Ale co mam powiedzieć? Lubię, gdy jesteś blisko. I wiem, że ty też mnie lubisz. Chociaż strasznie próbujesz to ukryć, to wciąż cię podniecam. Więc przestań się zachowywać, jakby mnie nie lubiła. Zacisnęłam razem zęby i wcisnął guzik na pilocie, aby otworzyć bramę do naszej dzielnicy. Mówił poważnie? Czy nie rozumiał, że jeśli dwoje ludzi dobrze się bawiło w sypialni, to nic nie znaczyło? Ludzie chodzili do barów, poznawali się przez godziny i wracali razem do domu! Jedno nie miało niczego wspólnego z drugim. - Wiesz co tak naprawdę mi się nie podoba?- prychnęłam, wysiadając z jego GTO, gdy zaparkował przed naszym samochodem.Twój samochód! Jest osadzony zbyt nisko, ma zbyt wiele skrytek i wygląda jak Chevy Cavalier, który kosztowałby cię o połowę mnie niż ta kupa złomu! Wbiegłam do domu, słysząc za sobą jego śmiech. - Lubiłaś go, gdy wczorajszej nocy krzyczałaś moje imię!
***
Kogo próbowałam oszukać? Lepiej by mi poszło, jeśli wepchnęłabym sobie do tyłka gałąź niż przekonała samą siebie, że go nie pragnęłam. Ale kogo to obchodziło, prawda? Owszem, chciałam go. Pewnie. Kto by nie chciał? Mogło mi się to spodobać. Jeszcze jeden raz. Tylko że tym razem musiałam mieć nad tym kontrolę. Wskoczyłam pod prysznic, umyłam się i wyskoczyłam spod niego w mniej niż dwie minuty. Nieco drżały mi dłonie i mrugałam wiele – było to coś, gdy próbowałam nie myśleć. Założyłam czarne, koronkowe majtki i jasno różowy, satynowy stanik. Prawdę mówiąc, to był to jedynie stanik, który zakrywał mi piersi, ale bez wsparcia. Wyglądał jak odcinek, który został wycięty tuż wokół piersi. Madocowi się spodoba. Nie tylko był seksowny, ale była to też praktyczna bielizna. Nie musiał jej ściągać, aby dostać się tam gdzie chciał. Rozpuszczając włosy z kucyka, przeczesałam je, zostawiając w falach – zdawało się, że tak podobało się Madocowi najbardziej – i nałożyłam nieco tuszu do rzęs i błyszczyk. Zanim podeszłam do drzwi, to złapałam za swoje okulary. Na korytarzu było ciemno, gdy przebiegłam kilka metrów do pokoju Madoca. Wślizgując się do środka, usłyszałam jego prysznic i uśmiechnęłam się, gdy skierowałam się do jego łóżka. Świetnie. Chciałam tu być, zanim by wyszedł. Choć raz to ja chciałam go zaskoczyć. Usiadłam na końcu łóżka, zacisnęłam zęby, próbując powstrzymać uśmiech. Krew szybciej zaczęła płynąć mi w żyła i podwinęłam palce stóp na beżowym dywanie, gdy oparłam dłonie na łóżku obok moi bioder. Jak powinnam to zrobić? Zgięłam nogi w niezliczonych pozach, ale wszystko zdawało się być nienaturalne. Rozsunięte nogi, zaciśnięte. Odchylenie się na rękach, położenie na boku. Wszystko zdawało się być głupie. Madoc tylko by mnie wyśmiał. Dobra, może jednak nie, ale mimo to…
Przypomniałam sobie, że dzisiaj miało wszystko pójść według mojej myśl. Nie chciałam, aby mnie przytłoczył. Postanowiłam oprzeć stopy na ziemi, zacisnąć nogi i spleść dłonie na kolanach. Woda przestała lecieć, przez co próbowałam zapanować nad sercem. Madoc wyszedł z łazienki z czarnym ręcznikiem wokół bioder i natychmiast spojrzał mi w oczy. Otworzył je szeroko i zacisnął usta. Wyglądał na napiętego i nieco wściekłego. Bałam się tej chwili, bałam się, że przekroczyłabym granice przychodząc tutaj, chociaż to on niezliczone razy przekraczał moje granice, ale i wtedy spojrzałam w dół. Wybrzuszenie pod ręcznikiem zaczęło rosnąć. Zacisnęłam palce, aby nie poczuć dumy, ale było to niemożliwe. Moja pewność siebie wybuchła jak para sześciu calowych szpilek. - Jesteś zły – zanuciłam, odchylając się na dłoniach.- Zmieniłam zasady. Przysunął się nieco, krocząc jak bestia zbliżająca się do ofiary. - Prawdę mówiąc, to nie jestem zły. Tylko zaskoczony. - Ale miałeś w tym łóżku inne dziewczyny, prawda?- zapytałam.Dlaczego nie mnie? Tak naprawdę nie myślałam o tym, dopóki nie zadałam tego pytania, ale taka była prawda. Madoc sypiał z innymi dziewczynami w tym łóżku, w tym pokoju. Zapewne. Ale nigdy ze mną. - Właśnie tego chcesz?- jego głos był seksowny, gdy zaczął się mną igrać.
Ale nagle sposępniałam. Chciałam tego? - Nie kochałeś dziewczyn, które znalazły się w tym łóżku – zgadłam.- Pieprzyłeś się z nimi. Przychodziły i odchodziły, zastąpione przez kolejne. Mogłabym się wdrapać na wzgórze, po to tylko, aby spostrzec, że wciąż znajdowałam się u podnóża góry. Nie chciałam być wykorzystana, zapomniana i bezimienna. Miał rację. Co do cholery wyprawiam? Rozejrzałam się wszędzie, unikając jego spojrzenia, nie będąc pewna jaka była odpowiedź czy pytanie. Madoc i ja mogliśmy się pieprzyć w nocy. Mogłam stąd wyjść, zamiast zostać wyrzuconą… ale co tak naprawdę straciłby Madoc? Nic. Uprawianie z nim seksu a potem odebranie mu tego, tak naprawdę by go nie skrzywdziło. Mrugając długo i mocno, wreszcie dostrzegłam jaka byłam głupia. Więc wstała, czując jak łzy napływają mi do oczu i przełknęłam gulę w gardle. - Nie, podejrzewam, że jednak nie chcę tego – szepnęłam i minęłam go, idąc do drzwi. - Fallon?- usłyszałam jego zdezorientowane wołanie. Ale zniknęłam. Przebiegłam ciemny korytarz, zanurkowałam w swoim pokoju, zamknęłam drzwi z trzaskiem i zakluczyłam je. Upadłam przy nich, oddychając ciężko i zamykając oczy, gdy łzy nie nadeszły. Nie płakałam od lat. Zawsze byłam w stanie je powstrzymać, przełknąć je.
Dasz radę, powiedziałam sobie. Po prostu to zrób. Zanim zrobisz coś jeszcze głupszego. Mój telefon leżał na stoliku nocnym, przez co otworzyłam ostatnią wiadomość.
Udostępnię to, gdy będziesz gotowa.
Widomość przyszła czy dni temu, gdy przyjechałam. Moje słabe palce wystukały odpowiedź. - Fallon?- Madoc zapukał do drzwi, przez co przestałam pisać. - Daj spokój – nakazałam, zwracając się do zamkniętych drzwi. - Nie. Że co proszę? Uniosłam gdy, gdy mu odpowiedziałam. - Sam powiedziałeś, żebym zamknęła drzwi, abyś nie wchodził, dupku. I właśnie to robię. - Powiedziałem to, gdy miałem szesnaście lat i patyczki zamiast ramion!- jego stłumiony głos stał się silniejszy.- Teraz mam mięśnie – kontynuował.- I rozpieprzę te drzwi w pięć sekund, jeśli ich nie otworzysz! Podbiegłam do nich i otworzyłam je. - Nawet się nie waż! - W czym masz problem?- wepchnął się do pokoju i odwrócił ku mnie twarz.- Dobrze się bawiliśmy w ciągu dnia. I zaplanowałem jeszcze lepszą noc, zaczynając od jacuzzi. Oczywiście, że tak. Zamknęłam za nim drzwi, pokręciłam głową i zaśmiałam się gorzko.
- Powiedziałam ci, żebyś zostawił mnie samą. Dlaczego nie możesz tego zrobić?- powiedziałam spokojnie, ale mięśnie moich rąk i nóg były sztywne, gdy przeszłam obok niego. Złapał mnie za łokieć, obracając ku sobie twarzą. - Przyszłaś do mojego pokoju w takim stroju – wskazał na moje ciało.- A potem uciekłaś, oczekując, że nie będę się martwił co do diabła dzieje się w twojej głowie? - Dlaczego ma to jakieś znaczenie? I tak to cię nie obchodzi. I tak myślisz tylko osobie. Wyszarpnęłam rękę i podeszłam do łóżka, zachowując między nami bezpieczną odległość. Zmarszczył brwi w dezorientacji, jakby nie rozumiał o co mi chodziło. I dlaczego by miał? Przed chwilą zrobiłam całkiem co innego, pozwalając mu się uwieść, a potem zmieniłam zasady i spróbowałam uwieść jego, aby udowodnić, że mogłam. Zmiażdżona i wypalona, teraz go odpychałam. Był zdezorientowany i powinien. Z całą pewnością ja tak się czułam. Myślałam, że dokładnie wiedziałam, co chciałam aby się stało, gdy tu wróciłam. - A to do cholery niby skąd się wzięło? Chodzi tu o pytanie czyinne-dziewczyny-były-w-moim-łóżku?- zapytał, podchodząc do mnie. Uciekł ze mnie cichy jęk oraz mój cały plan. - To nie ma znaczenia. - Mógłbym cię zapytać o innych facetów, ale tego nie robię powiedział ze złością.- Wiesz dlaczego? Bo mi zależy. Naprawdę chcesz wiedzieć ile dziewczyn miałem w swoim łóżku? Z iloma spałem? Zależy mu? - Nie, nie chcę wiedzieć. Nie jesteśmy w związku – odgryzłam się. Madoc stał tak przez chwilę w bezruchu, zaciskając szczęki i nieco unosząc brodę, ale poza tym reszta jego ciała była jak wykuta z kamienia. Nie miałam pojęcia, czy był wściekły, zraniony czy wkurzony.
Ale wiedziałam o czym myślał. Przyglądałam się jego wielkiej postaci, jego czarnym spodniom od piżamy, które wisiały nisko na jego biodrach, gdy przeszedł przez mój pokój, chwycił za mój szeroki, szary fotel z poduszkami i przeciągnął go do lustra, które sięgało od sufity do podłogi. - Chodź tu – nakazał i podwinęłam palce u stóp, zostając tam gdzie byłam. Kiedy nawet nie drgnęłam, to powiedział łagodnie. - Proszę?- zapytał. Usiadł w fotelu i spojrzał na mnie przez odbicie w lustrze, czekając. Odchylił się, rozsiadając wygodnie z rozchylonymi nogami. Jego pierś błyszczała gładko w ledwie oświetlonym pokoju i musiałam oblizać wargi, bo nagle chciało mi się pić. To śmieszne! Oparłam dłonie na biodrach, starając się spojrzeć wszędzie, ale mój wzrok i tak wracał do jego spojrzenia. Dobra, pieprzyć to. Opuściła ręce i podeszłam powoli, próbując wyglądać na znudzoną. Madoc złapał mnie za nadgarstek i oprowadził wokół fotela, wciągając na swoje kolana. - Hej!- zaprotestowałam, próbując znowu wstać, ale zacisnął dłonie na moich biodrach. - Zaufaj mi. Prychnęłam, ale znieruchomiałam, aby zobaczyć o co mu chodziło. - Czego chcesz?- warknęłam, przesuwając swój tyłeczek w górę jego ciała, bo siedzenie okrakiem na jego udzie było… no właśnie. - Spójrz – skinął brodą w górę.- Spójrz w lustro. Co widzisz? - Co masz na myśli? Co do cholery?
- Otwórz oczy!- warknął i każdy włosek na moim ciele staną dęba. Cholera. Taa, nigdy nie było wiadomo, kiedy Madoc ze spokojnego stawał się przerażający, ale zawsze było to nagłe. Sięgając do przodu, obrócił moją brodę w stronę lustra, na co zassałam oddech. - Co widzisz?!- krzyknął. - Ciebie i mnie!- wypaliłam.- Madoca i Fallon! Serce zaczęło mi szybciej bić. Spojrzałam na jego odbicie w lustrze. Siedziałam na jego jednym kolanie, aby mógł widzieć z drugiej strony i wpatrywaliśmy się w siebie, podczas gdy moja pierś coraz szybciej unosiła się i opadała. - Nie to widzę – powiedział cicho.- Te imiona nic dla mnie nie znaczą. Są proste i puste. Gdy jestem z tobą, to nie widzę córki suki, która jest naciągaczką i irlandzkiego lorda narkotykowej, czy syna pochrzanionego prawnika i wegańskiej Barbie. Niemal chciałam się roześmiać. Madoc miał ironiczne spojrzenie na świat dookoła. Ale nie uśmiechał się. Krzywił się. Był śmiertelnie poważny i z własnego doświadczenia wiedziałam, że te cenne chwile było nieliczne. Uniósł rękę, wsuwając dłoń w moje włosy, podczas gdy drugą oparł na fotelu. - Widzę wszystko czego chcę, jak długo mogę to mieć – ciągnąć.Widzę kobietę, która krzywi się tak słodko jak dwuletnie dziecko, któremu właśnie powiedziano, że nie dostanie cukierka. Widzę chłopaka, który zrobił sobie kolczyk w penisie, bo chciał pobyć w jej świecie nieco dłużej. Zamknęłam oczy. Nie rób mi tego, Madoc. - Widzę piękną kobietę z zniewalającym ciałem i chłopaka, który traci rozum, bo tak jej pragnie.
Przesunął dłoń na moją szyję, pocierając ją w górę i w dół. - Widzę tysiące nocy na kuchenny blatach, pod prysznicem, w basenie, na kanapach, gdzie będzie ją pieprzyć, aż zacznie krzyczeć – zniżył głos do szeptu.- Widzę jej oczy i to, jak będą wyglądać, gdy dojdzie. Stwardniały mi sutki i zaczęłam chrapliwie wciągać powietrze. Gdy otworzyłam oczy, to dostrzegłam jego niebieskie, które błyszczały jak kryształy i obserwowały mnie. - Widzę chłopaka, który zwariował, kiedy ona odeszła, że pozrywał wszystkie rzeczy ze swoich chciał, myśląc, że go nienawidziła. Skrzywiłam się i łzy zalały mi się łzami; nie byłam w stanie przełknąć guli w gardle. - Madoc… - Widzę – przerwał mi, przesuwając dłonią w górę mojego brzucha, na koronkową górę.- Ciało, z którego ostatniej nocy zassał deszcz i chce to zrobić ponownie, bo kochanie, torturujesz go. Pochylił się do przodu i pocałował moje ramię w delikatnych, zmysłowych pocałunkach, kierując się do moich pleców. Odgarnął mi włosy przez ramię i wgryzł się w mój kręgosłup, gdy ja oparłam głowę na jego ramieniu. - Madoc… - jęknęłam, gdy po moich plecach przeszły dreszcze. Jego wargi… o mój Boże, jego usta. Jego dłonie wsunęły się pod mój stanik, uciskając i pieszcząc, gdy ja zaczęłam kołysać biodrami przy nim. - Do cholery, spójrz na siebie – jego zdyszany głos sprawił, że mój środek się zacisnął. Otworzyłam oczy i wreszcie zobaczyłam to co on widział.
Młodą kobietę w bieliźnie, siedzącą na kolanie mężczyzny z dłońmi pod jej koszulką. Nasze spojrzenia się spotkały i przez ten żar chciałam rozedrzeć go własnymi zębami. Pragnęłam go. Cholera, pragnę go. Przytulając głowę do jego, wciąż patrzyłam mu w oczy w odbiciu lustra, gdy sięgnęłam w dół i wsunęłam dłoń w swoje majtki. Jego spojrzenie stało się ostre i bardziej czujne. Rozsunęłam nogi i delikatnie przesunęłam palcami po swoim cieple, patrząc jak mnie obserwował. Odchylił się, dalej gładząc moje plecy jedną dłonią, gdy mi się przyglądał. Czując na sobie jego spojrzenie i wiedząc, że go strasznie zainteresowałam, czułam się jak robi z moim ciałem rzeczy, których się nie spodziewałam. Madoc zawsze zdawał się spieszyć, na co przykładem była wczorajsza noc. Ale teraz wyglądał tak, jakby był panem tego pokoju. Wyglądał tak, jakbym była jego i nie zamierzał się spieszyć, aby mieć mnie zanim wzejdzie słońce. Wstając, wsunęłam dłonie za boki swoich majtek i zsunęłam je, pozwalając im spaść w dół moich nóg. Jego dłonie zacisnęły się, gdy tak zwisały z oparcia fotela i dostrzegłam, jak stwardniał w dłoniach. Jego ciało potrzebowało mnie, na co zapulsowała mi cipka. Jeden raz. Dwa razy. Trzy. Cholera. Wszystko w Madocu było intensywne i było mi z tym dobrze. - Ja… - zaczęłam mu mówić, że go nie nienawidziłam. Że myślałam o nim. Że było mi przykro. Ale słowa nie nadeszły.- Madoc, ja… odetchnęłam.- Pragnę cię tutaj. I znowu usiadłam mu na kolanach, twarzą do lustra. - Chcę, aby ci się to spodobało. Uśmiechnął się lekko, a potem westchnęłam, gdy chwycił mnie za szyję i przyciągnął ku sobie.
Nasze wargi się spotkały, poruszając się razem. Potem sięgnęłam do tyłu i wsunęłam palce w jego miękkie, krótkie włosy, całując go, jakby był jedyną rzeczą, której potrzebowałam do przetrwania. Przesunął dłoń w dół mojego brzucha i rozsunęłam nogi, aby oprzeć je o brzegach jego ud. - Madoc – szepnęłam, prosząc.- Już płonę. Chwyciłam go za rękę i nakierowałam między swoje uda, zasysając oddech, kiedy jego palce wsunęły się we mnie. O Boże, tak. Jego palce poruszyły się, rozprowadzając po mnie moją wilgoć. Poczułam jak pali mnie w brzuchu, na co zaczęłam się wygłodniali ocierając o jego dłoń. - Madoc. - Uwielbiam, gdy mówisz moje imię – odchylił głowę, a jego pierś zaczęła się szybciej unosić i opadać. Wyglądał tak, jakby było mu dobrze, chociaż nawet go nie dotknęłam. Lubił dotykać mnie aż tak bardzo? Zakołysałam biodrami przy jego dłoni i po raz pierwszy od dwóch lat chciałam rzeczy. Chciałam tego. Chciałam jego. Znowu chciałam tego wszystkiego. Ale wiedziałam, że nie mogłam tego mieć. Wiedziałam, że to musiało nam wystarczyć. Był to ostatni raz, kiedy będzie się ze mną kochać. Ostatni raz, kiedy mnie pocałuje. Ostatni raz, kiedy będzie mnie pragnął. I chciałam ukryć twarz w dłoniach i wykrzyczeć, że nie musiałam tego robić. Że nie musiałam odchodzić, ale było zbyt wiele rzeczy między nami, aby zapomnieć o przeszłości. Zamiast tego wstałam i odwróciłam się, siadając okrakiem na jego kolanach twarzą do niego.
Przesuwając palcami w dół jego policzka, mówiłam tak cicho, bojąc się, że nie będę w stanie powstrzymać łez. - Chcę cię zobaczyć – gardło bolało mnie tak bardzo, że ledwo szeptałam.- Chcę cię pocałować, gdy dojdziesz. Uniosłam się na kolanach, robiąc mu miejsce, aby zsunął spodnie. Gdy je ściągnął, to sięgnęłam do jego kieszeni po prezerwatywę. Uśmiechnął się. - Skąd wiedziałaś, że tam będzie? - Bo jesteś sukinsynem, który jest zbyt pewien siebie – szepnęłam ochryple, przynajmniej nie brzmiąc sarkastycznie. Wepchnęłam prezerwatywę w jego dłoń, zanim objęłam łapczywie jego szyję i pocałowałam go mocno. Jego usta poruszyły się przy moich i nie odsunęliśmy się od siebie, gdy za moimi plecami nałożył gumkę. Kołysząc biodrami, otarłam się o jego grubą twardość, czując jak pieczenie staje się coraz większe, gdy moja cipka pulsowała coraz bardziej. - Teraz, Fallon – wydyszał, opierając głowę na fotelu. Zawahałam się, słysząc swoje imię. Zawsze nazywał mnie „kochaniem.” - Jeszcze raz powiedz moje imię – nadziałam się na jego penisa i oboje zamknęliśmy oczy, gdy to poczuliśmy. Byłam pełna. - Fallon – wydyszałam. - Kto teraz cię całuje?- rozsypałam pocałunki wzdłuż jego szczęki, powoli ssąc i gryząc, aż jęknął. - Jezu – jęknął. - Nie Jezus. Zaśmiał się.
- Fallon – i uniósł głowę, aby spojrzeć na mnie, gdy powoli unosiłam się i opadałam na jego długości. Tak powoli w górę, przyglądając się, jak wpatrywał się w moje ciało, które się na nim poruszało. I powolutku w dół, biorąc go, czułam się niesamowicie, gdy zamknął powieki. Nigdy wcześniej tego nie robiłam. Nigdy nie byłam na górze i było tak cudownie. To znaczy, zawsze było z nim cudownie, ale pod tym kątem, gdy siedział na fotelu, wchodził tak głęboko. Poczułam jak ocierał się o moje ścianki. Jego kolczyk sprawiał, że chciałam jednocześnie zwolnić i przyspieszyć, ale nigdy nie chciałam przestać. - Kto cię ujeżdża?- chwyciłam jego twarz w dłonie, gładząc kciukami jego policzki. - Fallon – moje imię wysączyło się z jego ust niczym pocisk w spowolnionym tempie. Zaparło mi dech w piersiach, kiedy objął mnie ramionami w talii i wstał, przez co owinęłam nogi wokół jego ciała. Powietrze uleciało mi z ust, gdy tak stał, dotykając wargami moje.- Nie musisz wygrać tej rundy, Fallon. Chociaż podoba mi się, jak grasz. Przycisnął mnie do lustra, zatapiając usta w moje, zanim pozwolił moim nogom opaść. Boże, jego pocałunek skradł mi oddech, ale nie obchodziło mnie, że nie mogłam oddychać. Gdy tylko moje stopy dotknęły ziemi, odwrócił mnie i chwycił moje piersi w dłonie, wtulając usta w moją szyję. Przyglądałam mu się w lustrze, już nie chcąc go dominować ani posiadać. Chociaż chciałam kontrolować sytuację, to wyraźnie to nie ja teraz tu rządziłam. Do chwili w której powiedział:
- Dlaczego aż tak bardzo doprowadzasz mnie do szaleństwa, Fallon?- jego oddech był szorstki, tak samo jak jego wargi, gdy poruszyły się szybko.- Dlaczego to właśnie musisz być ty? I właśnie wtedy zrozumiałam, że nie próbował mnie zdominować. Był zrozpaczony. To ja tu panowałam. - Madoc – szepnęłam, odwracając twarz i całując go czule Przerywając go, rozsunęłam nogi i pochyliłam się do przodu. - Proszę, potrzebuję cię – poczułam jego żar na wnętrzu nogi. Madoc ustawił się i wsunął we mnie. Zagryzłam wargę, gdy poczułam słodki ból jego głębi. - Tak dobrze – był to ledwie szept, gdy poczułam jak się na nim zaciskam. A potem zamknął oczy i odchylił głowę, mówiąc drżącym głosem: - Zniszczysz mnie, Fallon. Nie bardziej niż ty zniszczyłeś mnie.
Rozdział 13
Fallon
Spróbowałam wyrwać rękę z jej uścisku. - Mamo, nie! Proszę! Czułam się tak, jakby miała mi eksplodować pierś. Chciałam krzyczeć i zrobić jej krzywdę. Łzy ciągle spływały mi po twarzy. - Zrobisz to, Fallon – krzyknęła, bardziej mnie szarpiąc.- Przestań jęczeć i zrób to co ci mówię! Potknęłam się, gdy przyciągnęła mnie bliżej drzwi, za które nie chciałam wejść. - Nie mogę tego zrobić! Proszę, błagam cię. Proszę! Zatrzymała się i spojrzała na mnie. - I myślisz, że co się stanie, Fallon? Myślisz, że ożeni się z tobą? Nawet z tobą nie zostanie. Jeśli tego nie zrobisz, to całe twoje życie będzie skończone. Wszystko, na co tak ciężko pracowałam, się skończy. Część mnie wiedziała, że to wszystko bez sensu. Chwyciłam się za brzuch, czując mdłości. Sześć tygodni. Minęło sześć tygodni odkąd go widziałam po raz ostatni i osiem, odkąd zaszłam w ciąże. Przynajmniej tak powiedział lekarz.
Czy Madoc za mną tęsknił? Myślał o mnie? Żałowałam, że nie mogłam wrócić i być milsza dla niego. Nie powinnam była go odpychać, gdy próbował mnie pocałować na Sali gimnastycznej po szkole. Tęskniłam za nim i nie mogłam znieść tego, że za nim tęskniłam. Nie chciałam go kochać. Potrząsnęłam głową. - Nie zrobię tego. Klinika górowała nad nami, gdy otarłam łzy. - Dlaczego tak bardzo tego chcesz?- syknęła. Moje serce wciąż było szybko, ale ochłonęłam. - Bo jest moje. Madoca i moje. Muszę z nim porozmawiać. - Już jest z kimś innym – wyciągnęła telefon i pokazała mi zdjęcia. Na ten widok ścisnął mi się żołądek i skuliłam się z bólu, próbując powstrzymać łzy. Umieścił na swoim Facebooku zdjęcia z imprezy w jego domu. Obejmował inną dziewczynę. - Naprawdę myślisz, że cię kochał? - Muszę z nim porozmawiać. Z powrotem wrzuciła telefon do swojej torebki od Prady i opuściła swoją zadbaną dłoń. - W ogóle powiedział swoim przyjaciołom o tobie? Poszłaś z nim chociażby na randkę, Fallon? To dla niego nie była miłość! Wykorzystał cię, Fallon! - Kłamiesz!- wkroczyłam w jej przestrzeń, podczas gdy moje mięśnie napięły się boleśnie.- Kocha mnie. Wiem o tym. Przez tyle czasu byłam dla niego taka podła, ale wiedziałam, że mnie chciał. Przy mnie nigdy nie patrzył na inne dziewczyny. A ja nie mogłam znieść tego, że nie byłam przy nim. Uniosła dłoń.
- Cóż, gratulacje i witaj w Świecie, Gdzie Każda Kobieta Jest Idiotką!krzyknęła.- Wszystkie byłyśmy tam chociaż raz. „Uśmiechnął się do mnie. Naprawdę mnie kocha. Otworzył dla mnie drzwi. Naprawdę mnie kocha” – spojrzała na mnie.- Powiem ci, czego nauczyłam się o kobietach i mężczyznach. Kobiety przesadzają wszystko a mężczyźni myślą tylko o sobie. Madoc nigdy nie ujawniłby się z tobą w miejscu publicznym. Nie chce ciebie!
Zamrugałam, budząc się i czując wibracje od swojego telefonu. W pokoju było ciemno i zerknęłam na zegar, aby przekonać się, że była dopiero północ. Sen wciąż był świeży i zauważyłam, że miałam spocone czoło. Potarłam oczy dłońmi i westchnęłam. Przechylając się nad łóżkiem, podniosłam telefon z podłogi. Pamiętałam, że wcześniej upuściłam go przez Madoca. Madoc. Obróciłam głowę, aby spostrzec, że spał obok mnie. Wyglądał tak spokojnie, przez co położyłam się z powrotem, aby na niego spojrzeć. Leżał na swoim brzuchu, zaś pościel miał naciągniętą na biodra. Jego mokre włosy od prysznicu wyschły od naszych aktywności. Sterczały w dwudziestu różnych kierunkach, przez co wyglądał młodziej. A może bardziej beztrosko, niż był do tej pory. Obejmował ręką poduszkę pod głową i zazdrościłam mu jego powolnego oddechu. Tatuaż na jego plecach wytrącał mnie z równowagi za każdym razem, gdy widziałam go przez ostatnie dwa dni. Zawsze natychmiast myślałam, że było to moje imię. Zastanawiałam się co oznaczało słowo „Fallen”, ale wiedziałam też, że nigdy o to nie zapytam. Telefon zawibrował mi w dłoni i wzięłam głęboki oddech, otwierając wiadomość. Mój ojciec dzwonił dwa razy i napisał wiadomość. Moja matka zadzwoniła raz i zostawiła wiadomość. Usunęłam je wszystkie bez odsłuchiwania. Wiedziałam, że zaczęłaby narzekać dlaczego tu
przyjechałam czy gadałaby o innych bzdurach, których nie chciałam słyszeć. Gdy otworzyłam wiadomości od mojego ojca, to dostrzegłam aż dwie.
Fallon? Chcesz abym je udostępnił?
Spoglądając na Madoca, wiedziałam, że mój plan się zmienił.
Nie. Zamiast tego wyślij je do Caruthersa.
Jesteś pewna? Odpisał.
Nie, nie byłam. Już nie chciałam tego robić, ale był to jedyny sposób, aby zamknąć sprawy. Madoc i ja nie mieliśmy przyszłości. Nie była to miłość i nie zamierzałam się oszukiwać ani minuty dłużej.
Teraz.
Otwierając nową wiadomość, napisałam do ojca Madoca.
Sprawdź pocztę. Zobaczymy się w twoim biurze. Masz dwie godziny.
Faceci tacy jak on, sypiali ze swoimi telefonami, ale wiedziałam, że pewnie pieprzył się ze swoją panienką. Odpisał po kilku minutach.
Już jadę.
***
- Katherine Trent. Rzuciłam teczkę na biurko Jasona Caruthersa i usiadłam w fotelu naprzeciwko niego. Zmrużył oczy i zawahał się, zanim otworzył teczkę. Zacisnął usta, gdy przejrzał dokumenty, rachunki i zdjęcia. - Dlaczego to zrobiłaś?- zapytał, zamykając teczkę z chłodnym spokojem, z którym już nie raz sobie ze mną radził. Spojrzałam na Jasona, który bardzo przypominał swojego syna jakieś trzydzieści lat później i na nowo ich wszystkich znienawidziłam. Z wystylizowanymi blond włosami, które były lepiej ułożone niż u chłopaków młodszy od niego o dwadzieścia lat, oraz w czarnym garniturze, pan Caruthers wciąż był przystojny. Nic dziwnego, że moja mama rzuciła się na niego, zanim rozwiodła się ze swoim ostatnim mężem. Był bogaty, przystojny i kimś ważnym. Był to idealny zestaw dla takiej naciągaczki jak ona.
Mimo tego nie mogłam powiedzieć, że był dla mnie okrutny, choć jego osoba mnie niepokoiła. Tak jak Madoca. Mając na sobie obcisłe dżinsy i koszulkę Green Day, nie miałam zbroi aby się z nim zmierzyć. Albo tak myślał. - A jak sądzisz?- odpaliłam. - Dla pieniędzy. - Nie potrzebuję twoich pieniędzy – powiedziałam zwięźle i chciałam coś spalić, kiedy byłam w jego pobliżu.- Wolałabym skorzystać z brudnych pieniędzy swojego ojca, niż wziąć coś od ciebie. - Więc czego chcesz?- zapytał, wstając i podchodząc do barku, aby nalać sobie czegoś brązowego. Usiadłam prosto i wyjrzałam przez oko za jego biurkiem, wiedząc, że mnie usłyszy. - Wstawanie, gdy ktoś mówi, jest nieuprzejme. Poczułam, jak znieruchomiał i poczekałam tylko chwilę, zanim znowu zajął miejsce przede mną, siadając przy biurku. - Zamierzałam porozmawiać o tym co zobaczyłeś w mailu. Zapłacenie sędziom… - Jednemu sędzi – przerwał mi. - I o romansie, który od jakiegoś czasu ciągniesz z panią Trent – ciągnęłam.- Który ciągniesz przez dwa małżeństwa. Nie mogłam w to uwierzyć, kiedy się dowiedziałam. Kiedy grzebałam w jego romansach, to nie zdziwiło mnie, że sypiał z innymi kobietami. No cóż, wraz z moją matką zaczęli skakać w bok krótko po swoim małżeństwie. Wiedzieliśmy o tym z Madociem. Chociaż nie rozmawialiśmy o tym zbyt często, to wiedziałam, iż tak jak ja widział ich małżeństwo jako ściemę. Wiedzieliśmy, że nasza czwórka nigdy nie była rodziną. I właśnie dlatego nigdy nie czułam solidarności.
Aż do tego tygodnia, gdy co nieco się pozmieniało i zaczęliśmy ze sobą sypiać. - Dlaczego nie wypuściłaś tej historii do mediów?- zapytał. Cholernie dobre pytanie. Oparłam ręce na fotelu i spojrzałam mu w oczy. Caruthers z łatwością potrafił wyczuć słabość. Taka była część jego pracy. - Bo jak się okazało, nie jestem taką złą osobą – powiedziałam mu. – Zraniłoby to ludzi, którzy tak naprawdę na to nie zasługują, a nie chcę tego zrobić. Jeszcze. - Dziękuję – wyglądał, jakby naprawdę mu ulżyło i pieprzyć go. - Nie robię tego dla ciebie. Splótł dłonie na biurku. - Gdzie jest mój syn? - Śpi – uśmiechnęłam się.- W moim łóżku. Ludzie tacy jak Jason Caruthers rzadko krzyczeli, ale wiedziałam, że był wściekły. I właśnie zaczęła się między nami konkurencja na spojrzenia. - Więc czego ode mnie chcesz, Fallon?- zapytał wreszcie. - Żebyś rozwiódł się z moją matką. Otworzył szeroko oczy, ale mówiłam dalej. - Oczywiście upewnij się, że da sobie radę. Nie kocham jej, ale nie chcę też, aby wylądowała na ulicy. Dostanie dom i pieniądze. Zaśmiał się gorzko, kręcąc głową. - Myślisz, że nie próbowałem się z nią rozwieść, Fallon? Twoja matka walczy. Nie chce rozwodu, a widmo długiej, legalnej walki wyjdzie jej na korzyść. Wierz mi, mogę się z nią rozwieść i nie stracić na tym zbyt wiele. Ale nie bez medialnego cyrku.
Biedaczek. - To nie mój problem. Nie obchodzi mnie jak to załatwisz, albo jak cię to skrzywdzi. Jeżeli chcesz zrobić to szybko i łatwo, to sugeruję szerzej otworzyć portfel. Zacisnął usta i widziałam, że myśli. Nie martwiłam się. Taki prawnik jak on nie mógł pokonać w sądzie swojej żony? Och proszę. Dbał o swoją reputację i o nic innego. Miał rację. Moja matka zrobiłaby wszystko, aby zwrócić uwagę i zmieszałaby go z błotem. Ale miała swoją cenę. Każdy miał. - Coś jeszcze?- uniósł brwi, wyraźnie nie lubiąc moich warunków. - Jeden ze wspólników mojego ojca, Ted O’Rourke, będzie się starał w sierpniu o zwolnienie warunkowe. Dopilnuj tego, aby dobrze poszło. - Fallon – znowu pokręcił na mnie głową.- Bronię złych ludzi. Nie mam nic wspólnego z zwolnieniami warunkowymi. Kpi sobie? Pochyliłam się do przodu, opierając dłonie na biurku. - Dość już z tą bezradnością. Nie każ mi się powtarzać dwa razy. - Zajmę się tym – przechylił głowę.- Coś jeszcze? - To wszystko – uśmiechnęłam się. - Tylko to? Twoja matka i Ted O’Rourke. Nic dla siebie? Wstając, odgarnęłam kilka kosmyków włosów za ucho i opuściłam ręce do boków. Wsunięcie dłoni w kieszenie również byłoby oznaką słabości. - Tu nigdy nie chodziło o mnie, Jason, ale ty to zrobiłeś, prawda? I to właśnie dlatego się wystraszyłeś, kiedy przyłapałeś mnie i Madoca. Wiedziałeś, kim jest mój ojciec i jaka była moja matka, więc założyłeś
wobec mnie co najgorsze. Nie chciałeś, aby twój jedyny syn bawił się z brudem. Ścisnął się za nasadę nosa. - Fallon, byliście tylko dziećmi. Było to zbyt wiele, zbyt szybko. Zawsze cię lubiłem. - A ja ciebie nie – odpaliłam.- Poczucie winy, smutek i bycie porzuconą przez dorosłych, którzy powinni być ze mną do ostatniej chwili, to wszystko co stało się potem było czymś, co nigdy nie powinno mnie spotkać. Zwłaszcza samej. Zmrużył oczy w dezorientacji. - Co stało się potem? Przestałam się krzywić. Nie wie? Oczywiście. Dlaczego myślałam, że moja matka by mu powiedziała? Pokręciłam głową, ignorując jego pytanie. Kogo to obchodziło? I tak przecież by mnie nie ochronił. - To zdjęcia które mam na Katherine Trent. Nie mam niczego na komputerze. Zamrugał. - Tak po prostu pozwalasz mi je mieć? Nie tak działa zastraszanie. - To nie zastraszanie – prychnęłam.- Nie jestem taka jak ty. Ale znam wiele zły osób i właśnie dlatego wiem, że zrobisz to o co cię proszę. Jeżeli dotrzymasz słowa, to niczego nie zrobię. Taa, wiedział kim był mój ojciec i jakich ludzi dzięki niemu poznałam. Nigdy nie wykorzystałabym ich, aby kogoś skrzywdzić, ale nie wiedział o tym. Spojrzał na mnie i zapytał:
- Skąd mam wiedzieć, czy mogę ci zaufać? Nie chcę, aby w tym wszystkim wspomniano o Katherine. - Nigdy cię nie okłamałam- zauważyłam i odwróciłam się, by odejść. - Fallon?- zawołał i odwróciłam się do niego.- Wiem, że mam talent w kłamani. I znam swoje winy – wstał, wsuwając dłonie w kieszenie.Zaniedbałem swoje żony, mojego syna i nigdy nie interesowało mnie nic poza salą sądową – westchnął ze zmęczeniem.- Ale nie ważne co myślisz, to wiedz, że kocham swojego syna. - Wierzę w to. - Było aż tak źle?- zmrużył oczy, przyglądając mi się.- Bycie oddzieloną od niego? To znaczy, chyba rozumiesz po tym czasie, że tak było najlepiej, prawda? Naprawdę bolało aż tak bardzo? Ból. Zacisnęłam szczęki, gdy zapiekły mnie oczy. Kochał kiedyś coś na tyle, aby czuć ból? Niemal szepnęłam: - Myślałam, że tak było. Na początku. Bolało, kiedy zostałam od niego zabrana bez pożegnania. Bolało, kiedy nie mogłam z nim porozmawiać czy go zobaczyć. Bolało, gdy moja matka nie dzwoniła ani nie zaprosiła mnie na święta do domu. I bolało, kiedy wróciłam po kilku miesiącach i zobaczyłam Madoca z kimś innym – wyprostowałam ramiona i spojrzałam mu prosto w oczy.- Ale to co bolało najbardziej, to bycie siłą zabraną przez moją matkę do tamtej kliniki, do tamtego pomieszczenia i bycie samą, gdy maszyna wyrwała jego dziecko z mojego ciała. Otworzył szeroko oczy i bez wątpienia wiedziałam, że nie wiedział. Skinęłam głową i dokończyłam schrypniętym głosem. - Taa, ta część była wyjątkowo do dupy. Odwróciłam się, wyszłam i próbowałam nie myśleć na jak załamanego wyglądał Jason Caruthers, zanim ukrył twarz w dłoniach.
Rozdział 14
Madoc
- Madoc! Otworzyłem oczy, mrugając i poderwałem się, gdy dostrzegłem, że Addie się we mnie wpatrywała. - Addie. Co do diabła?- poprawiłem pościel, aby upewnić się, że wciąż byłem zakryty. Było diabelnie niezręcznie. Jakby i tak nie wiedziała, co się działo. Byłem nagi w łóżku Fallon, na Boga. Addie nie widziała mnie nagiego, cóż… od ostatniego sylwestra, kiedy byłem pijany i wskoczyłem do lodowatej wody, gdy Tate rzuciła mi wyzwanie. - Gdzie Fallon?- zapytałem, rozglądając się. - Kochanie, nie wiem co się dzieje, ale Fallon zniknęła a twój ojciec jest na dole. Chce z tobą teraz porozmawiać - skinęła głową i spojrzała na mnie surowo, dając mi do zrozumienia, że muszę się natychmiast ruszyć. Kurwa. Odrzuciłem pościel i usłyszałem tsk za sobą, przez co upewniłem się, że Addie obserwowała jak nagi przeszedłem przez pokój.
- Gdzie pojechała Fallon?- krzyknąłem, gdy wszedłem do swojego pokoju. - Nie mam pojęcia. Już jej nie było, gdy wstałam. Nie. Nie. Nie. Zacisnąłem oczy i potrząsnąłem głową, gdy założyłem bokserki, dżinsy i koszulkę. Łapiąc za skarpetki i kluczyki, bo nie miałem zamiaru długo rozmawiać ze swoim ojcem. Zamierzałem ją znaleźć i sprowadzić ciągnąc za włosy, jeśli trzeba było trzeba. Co do cholery? Zbiegłem ze schodów, złapałem za buty, które były blisko schodów, zanim wszedłem do gabinetu swojego ojca. - Gdzie jest Fallon?- zapytałem, siadając na krześle naprzeciwko niego i zakładając skarpetki oraz buty. Mój ojciec siedział na brzegu biurka z drinkiem w dłoni i spojrzałem na niego jeszcze raz. Teraz naprawdę zacząłem się martwić. Mój ojciec był odpowiedzialny i rozważny. Jeśli pił od rana, to… sam nie wiem. Nigdy nie widziałem, żeby pił od rana. Wiedziałem, żeby to było dziwne, ale mój ojciec prowadził swoje życie według ścisłej ruty. - Wyjechała – odpowiedział. - Dokąd? - Nie mam pojęcia. Wyjechała z własnej woli, Madoc. I nigdzie się nie wybierasz. Musimy porozmawiać. Zaśmiałem się gorzko i skończyłem wiązać buty. - Mów to co masz do powiedzenia, byle szybko. - Nie możesz być w związku Fallon. To po prostu nie jest możliwe. Jego bezpośredniość wytrąciła mnie z równowagi. Podejrzewałem, że znowu zaczynaliśmy. Chciałem z nią być w związku? Wstałem, gotów do wyjścia.
- Masz za sobą dwa nieudane małżeństwa. Więc nie ty będziesz mi dawać co do tego rad. Sięgnął za siebie i podniósł teczkę z biurka, wpychając mi ją w tors. - Spójrz. Westchnąłem, ale i tak otworzyłem teczkę. Jezu. Serce zabiło mi szybciej w uszach, gdy przejrzałem zdjęcia mojego ojca z matką Jareda, Katherine. Ich zdjęcia, jak razem wchodzili do jego apartamentu, tulili się i całowali przed jego oknem, jak pomagał jej wysiąść z samochodu… - Masz romans z mamą Jareda? Skinął głową i obszedł swoje biurko, aby usiąść. - Już osiemnaście lat. Nie możesz mi powiedzieć, że nie mogę mieć czego, czego chcę i że tego nie rozumiem, Madoc. Katherine i ja mamy za sobą skomplikowaną przeszłość, wiele walki i złego wyczucia czasu. Ale kochamy się nawzajem i zamierzam się z nią ożenić, gdy tylko będzie to możliwe. - Mówisz poważnie?- jęknąłem i zaśmiałem się w tym samym czasie.- Co jest kurwa? Nie mogłem uwierzyć w to co słyszałem. Hej, mam romans z mamą twojego przyjaciela. Hej, pobieramy się. I mówił o tym tak, jakby komentował pogodę. Oto mój pierdolony ojciec. Robił to co chciał i musiałeś się dostosować, albo i nie. Był jak... - Chwila – ścisnął mi się żołądek.- Osiemnaście lat. Nie jesteś ojcem Jareda, prawda? Spojrzał na mnie, jakbym oszalał. - Oczywiście, że nie. Miała już Jareda, gdy się poznaliśmy – przecierając twarz dłońmi, zmienił temat.- Dostałem tą kopertę od
Fallon. Wraz z moimi biznesowymi sprawami, bo szantażuje mnie, Madoc. Zgniotłem teczkę w pięści. - Kłamiesz. - Nie kłamie – powiedział płaskim tonem.- Sprawa jest bardziej skomplikowana niż sądzisz, ale chcę, abyś wiedział, że chociaż Fallon wróciła tu z konkretnych powodów, to nie sądzę, aby chciała cię skrzywdził. Mogła przekazać to wszystko mediom, z tym co na mnie ma. To zraniłoby rodzinę. Spojrzałem na zdjęcia, oddychając płytko, szybko, gdy moja twarz wykrzywiła się we wściekłości. - Jest bardzo zła – powiedział cicho, jakby myślał na głos.- Ale nie pójdzie do mediów, Madoc. Nie chce ci sprawić żadnego bólu. - Przestań próbować ją bronić – warknąłem, z powrotem siadając w fotelu. Jeżeli wróciła aby szantażować mojego ojca, to wszystko co zrobiła do tej pory też było kłamstwem. - Więc co na ciebie ma?- zapytałem.- Oprócz tego?- uniosłem teczkę. Przymknął oczy i powiedział z wahaniem. - Łapówkę. Była nielegalna i mógłbym co najmniej stracić licencję. Ale nie była to decyzja, którą podjąłem łatwo, ale zrobiłbym to jeszcze raz – spojrzał na mnie.- Sumując, Fallon nie prosi o wiele. I nie mówię ci o tym, aby cię skrzywdzić. Mówię ci o tym, abyś mógł ruszyć do przodu. Nie zmusiłem Fallon do wyjazdu. Napisała do mnie w nocy. Rzucił mi swój telefon, abym mógł zobaczyć wiadomości. Z całą pewnością była tam wiadomość od Fallon.
- Ona do ciebie nie pasuje – jego głos był jak odległe echo, gdy wpatrywałem się w jego słowa na ekranie.- Jej ojciec, jej czyny… urwał. I przepadłem. Ścisnął mi się żołądek i upuściłem telefon z dłoni, oparłem łokcie na kolanach i ukryłem twarz w dłoniach. Znałem to uczucie. Czułem to samo kilka lat temu, kiedy powiedzieli mi, że tak nagle zniknęła. Kiedy zobaczyłem jej puste łóżko, na którym razem straciliśmy naszą cnotę. I gdy nie mogłem stać i wbiegałem do piwnicy, aby grać na fortepianie. Nie chciałem znowu przez to przechodzić. Już nigdy nie chciałem się tak czuć. Wziąłem głęboki oddech, aż płuca zabolały mnie tak mocno, że myślałem iż pękną. - Przestań gadać – urwałem mu cokolwiek mówić.- Po prostu przestań pieprzyć. Osiemnaście lat?- zapytałem.- To oznacza, że widywałeś się z Katherine Trent kiedy ożeniłeś się z moją matką. Spojrzał na swoje biurko, a potem znowu na mnie. Niczego nie powiedział, ale dostrzegłem poczucie winy w jego oczach. Na litość boską. Co jest z nim do cholery? - Madoc – powiedział cicho.- Wyjedziesz wcześniej do Notre Dame – powiedział mi stanowczo. Co? Musiał dostrzec na mojej twarzy zdezorientowany grymas, bo wyjaśnił. - Zacznie tu się robić nieprzyjemnie. Z rozwodem Patricia nie będzie miała innego wyboru jak wrócić do domu. Zostaniesz w domu w South Bend, aż otworzą akademiki. - Nie ma mowy!- pokręciłem głową, wstają. Jak zwykle mój ojciec był spokojny, nie ruszając się.
- Świetnie, w takim razie jedź do Nowego Orleanu do swojej matki na resztę lata. Nie zostaniesz tutaj. Chcę, abyś dostrzegł przed sobą perspektywę i potrzebujesz przestrzeni. Przeczesałem dłońmi włosy. Co tu kurwa się dzieje? Nie chciałem pojechać na resztę lata do Indiany. Nikogo tam nie znałem, z wyjątkiem osób którym przedstawił mnie ojciec, gdy jeździliśmy tam w odwiedziny. Nie zamierzałem tam jechać. Nie było mowy! I nie zamierzałem też jechać do Nowego Orleanu. Moi przyjaciele byli tutaj. - Madoc – potrząsnął na mnie głową, jakby czytał mi w myślach i mówił mi nie.- Pojedziesz, znajdziemy ci jakąś pracę albo wolontariat, aby zleciał ci czas, bo teraz próbuję uratować cię przed samym sobą. Zabiorę ci moje wsparcie, czesne i samochód, dopóki nie oprzytomniejesz. Potrzeba ci teraz dystansu. Zrób to, ale zmusisz mnie do tego wszystkiego.
***
Zaskakujące jak w przeciągu kilku krótkich godzin, byłem obrzydliwie szczęśliwy i podekscytowany życiem i zacząłem szukać walki. Fallon nawet nie zabrała niczego, co ze sobą przywiozła z wyjątkiem ubrań, które miała na sobie. To wszystko było kłamstwem, ale czego się spodziewałem? Pieprzyliśmy się. Nie było przecież tak, żebyśmy o tym porozmawiali czy umawiali się ze sobą. Były inne kobiety, które mogły mi dać to co ona.
Ale wszystko znowu było nie tak. Tak jak wcześniej. Chmury wisiały zdecydowanie zbyt blisko, dom był zbyt pusty i nie byłem głodny. Ani jedzenia, ani dobrej zabawy, niczego oprócz dobrej bójki. Nie obchodziło mnie, dlaczego byłem wściekły. Cholera, nawet nie byłem pewien dlaczego byłem wściekły. Wiedziałem tylko, że muszę się na kimś wyładować. Wskoczyłem do samochodu i pojechałem do domu Jareda, wiedząc, że nie zostanę zatrzymany. Gliny nigdy mnie nie zatrzymały. Był to przywilej bycia synem mojego ojca. Miałem spocone dłonie, kiedy przyspieszyłem przy „Numb” Linkin Park. Moje opony zapiszczały przed jego samochodem i wyskoczyłem z niego, nie przejmując się tym, że Tate i jej tato byli schowani pod maską jego samochodu wraz z nim. - Twoja mama pieprzy się z moim ojcem?- krzyknąłem. Cała trójka odwróciła się do mnie. - Stary, co?- Jared wyglądał na zdezorientowanego, gdy wytarł dłonie w ścierkę. Pokonałem trawnik, wrzuciłem kluczyki do kieszeni, podczas gdy Jared spotkał się ze mną w połowie drogi. - Twoja zdzirowata matka sypia z moim ojcem od lat – warknąłem.- Dawał jej pieniądze, a teraz się pobierają! Jaredowi błysnęły oczy i wiedziałem, że zdawał sobie sprawę, iż szukam walki. Pan Brandt i Tate spojrzeli na mnie z szeroko otwartymi oczami i rozdziawionymi ustami. Tate spojrzała w dół i powiedziała jakby do siebie. - Myślę, że teraz to ma sens. Spotykała się z kimś w tajemnicy – zaśmiała się nerwów.- Wow. Warknąłem na nią. - Taa, przecudownie – odpaliłem sarkastycznie.- Zwłaszcza gdy moja matka płakała, gdy mój ojciec nie wracał na noc do domu. I ja, gdy
próbowałem zrozumieć dlaczego mój ojciec pracował tak wiele, że nie mógł przyjść na moje mecze – uniosłem ręce i dopadłem do Jareda.- Z tego co widzę, to kolejna naciągaczka próbuje zrobić karierę. Jared nie czekał ani chwili dłużej. Jego pięść trafiła mnie prosto w szczękę, na co zaśmiałem się i zatoczyłem do tyłu. - No dalej!- zachęciłem go, patrząc na niego ze wściekłością. Rzucił się na mnie i oboje rąbnęliśmy w ziemię, kulając się. Zawisł nade mną i rąbnął pięścią w moją szczękę. Warknąłem i zrzuciłem go, trafiając go w twarz a potem szczękę. - Przestańcie!- usłyszałem krzyk Tate.- Jax! Zrób coś! Jax? Och tak. On też tutaj mieszkał. - Po co?- usłyszałem jego pytanie. Jared zacisnął ręce wokół mojej szyi w żelaznym uścisku, trzymając mnie tak daleko od siebie jak tylko mógł. - Dupek!- zakaszlałem. - Pierdolony dupek – ledwie rozchylił swoje zaciśnięte zęby. Lodowata woda trafiła w moje plecy, rozlewając się po moich ramionach i trafiając Jareda w twarz. - Co do…?- warknąłem. Strumień wody tragił mnie w twarz, na co Jared puścił moją szyję, aby osłonić głowę przed zimnym atakiem, podczas gdy ja się z niego sturlałem. Otarliśmy wodę z oczu i usiedliśmy i spojrzeliśmy ze wściekłością na kolesia od węża ogrodowego, aż zdaliśmy sobie sprawę, że był nim pan Brandt. I wyglądał na wkurzonego. Jego spodnie khaki były mokre od wody i miał plamy od smaru na swojego koszulce White Sox. - Wasi rodzice widują się ze sobą – powiedział powoli i w jego głosie zadźwięczało jego sto funtów żywej wagi.- Najgorszy scenariusz to ten, że ze sobą zerwą. Najlepszy, że zostaniecie przyrodnimi braćmi.
- Więc?- warknąłem bez zdrowego rozsądku, aby się zamknąć. Upuścił węża i krzyknął: - Więc po co ze sobą walczycie? Przełknąłem ślinę, gdy zaschło mi w ustach. Taa, zapomniałem o tej części. Jared i Jax już byli moimi braćmi, ale jeśli nasze rodziny by się połączyły, to byłoby super. No chyba, że małżeństwo by nie wyszło. Co z przeszłością mojego ojca było cholernie możliwe. Ale z drugiej strony, jego małżeństwa pewnie nie wyszły, bo miał romans z matką Jareda. Teraz, gdy mogli być razem, pewnie trwałoby to wiecznie. - Nie wiem – wymamrotałem. Wstając, nie mogłem spojrzeć na żadnego z nich, ale wiedziałem, że wszyscy patrzyli na mnie. Dlaczego do cholery zaatakowałem swojego najlepszego kumpla? Nazwałem jego matkę zdzirą! Całe to gówno Jareda, gdy Tate wyjechała do Francji, wróciło. Tęsknił za nią. Kochał ją, chociaż wtedy jeszcze o tym nie wiedział. I marniał bez niej. Walczył. Pił. Pieprzył się. I nic z tego nie sprawiło, że czuł się lepiej. Więc dlaczego ja pierdoliłem sobie życie dla laski, której nawet nie kochałem? Która nie zasługiwała na moją uwagę? Rozumiałem, dlaczego Jared stracił kontrolę za Tate. Była dobrą dziewczyną i walczyła o niego. A gdy to nie wyszło, to walczyła przeciwko niemu. Nigdy nie przestała mu pokazywać, że tu była. Ale Fallon nie była Tate. Nie była nawet w tej samej lidze. I to wszystko było takie głupie. Nie miałem powodu aby znowu świrować i to tylko dlatego, że wróciła do miasta i znowu się ze mną bzykała.
Wyciągając dłoń, ulżyło mi, gdy Jared ją uścisnął. Pomogłem mu wstać, mając nadzieję, że przyjmie przeprosiny. Jared i ja nie musieliśmy się zachowywać jak baby. Wiedział, że spieprzyłem i wiedział, że o tym wiedziałem. - Och, spójrz – uśmiechnąłem się.- Znowu naprawiasz samochód? Wychodzi na to, że musisz się trzymać Forda. I wróciłem do swojego GTO, słysząc za sobą śmiech Tate.
Rozdział 15
Fallon Dom mojego ojca był praktycznie pusty, odkąd przyjechałam do niego dwa tygodnie temu. I właśnie tego oczekiwałam. Podczas gdy niektórzy ludzie pragnęli hałasu i rozpraszania, to ja pragnęłam samotnych, wiejskich ścieżek i nikogo, kto by ze mną rozmawiał. Jego przestronna posiadłość była odizolowana i kolejnym przykładem, że obrzydliwie bogaci ludzie wydawali pieniądze na rzeczy z których rzadko korzystali. No dobra, mój tato nie był obrzydliwie bogaty. No dobra, może jednak był. Ale i tak go kochałam. Dom kosztował trzy miliony dolarów i gdy zapytałam go, dlaczego kupił dom, podczas gdy mógł sprawić sobie apartament w mieście, to zaserwował mi wykład na temat geografii i dlaczego to Ameryka jest tak idealnie odizolowana od reszty świata. - Przed wynalezieniem rakiet i bomb nuklearnych – powiedział.Było cholernie trudno jakiejś nacji zaatakować ten kraj. Byliśmy strategicznie umiejscowieni między dwoma oceanami z sojusznikami na północy i południu. I powiedzmy sobie prawdę – zniżył głos niemal do szeptu.- Nawet jeśli nie byliby sojusznikami, to i tak nie boimy się Kanady czy Meksyku. Wszędzie indziej otaczają cię prawdopodobni wrogowie. Europa jest koszmarem strategii wojennych. Wrogowie mogą pojawić się w każdej chwili, czy zagrożenie albo rywalizacja. Aby zaatakować Amerykę, musieliby albo przepłynąć ocean albo przelecieć daleki dystans. Właśnie dlatego Japonia zaatakowała Pearl Harbor. Nie mieli wystarczająco dużo paliwa, aby dostać się do głębi lądu. Więc… -
usiadł przede mną.- Zapłaciłem sporo kasy za tą ziemię, aby otoczyła moją rodzinę i mnie, abym mógł zobaczyć nadchodzących wrogów, zanim zastukaliby do moich drzwi. Biorąc pod uwagę z czego utrzymywał się mój ojciec, to chociaż było to złe, to nigdy go za to nie znienawidziłam. Nienawidziłam tego, że kazał mi tyle zostać z moją matką i nienawidziłam tych długich okresów, gdy go nie widywałam, ale ufał i zawsze rozmawiał ze mną jak z dorosłym. Zawsze używał wielkich słów i nigdy nie trzymał mnie za dłoń, gdy przechodziliśmy przez ulicę. Nauczył mnie wielu rzeczy i chciał dla mnie jak najlepiej. Według mojego zdania, gdy ktoś rzadko cię komplementował i wyrażał się o tobie pochlebnie, to tym większe miało to znaczenie. Mój ojciec był jedyną osobą na świecie, której szacunek i respekt zamierzałam zachować. - Więc dostałaś to czego chciałaś?- wszedł do kuchni, gdy ja pracowałam na swoim laptopie, który leżał na granitowej wyspie. Żadnego „cześć”, albo „jak się masz”, ale już się do tego przyzwyczaiłam. Nie widziałam go od miesiąca i dzisiejszego dnia wrócił do miasta. - Tak, dostałam – odpowiedziałam, nie odwracając wzroku od swojej pracy, gdy otworzył lodówkę. - A co z twoją matką?- wyciągnął z zamrażarki schłodzoną butelkę i poszedł po otwieracz. - Wciąż jej nie ma. Ale jestem pewna, że niebawem wróci, aby zmierzyć się z rozwodem. Nie wiedziałam, dlaczego mnie o to pytał. Wysłałam mu e-maila, dając mu znać, że wszystko poszło zgodnie z planem. Nigdy nie zgadzał się ze mną do końca, jeśli chodziło o moją małą zemstę przeciwko tym, którzy mnie zdradzili, ale pozwolił mi podjąć moje własne decyzje i zrobił to co mógł, aby mi pomóc. - Wpadniesz w krzyżowy ogień – zauważył.
Poruszyłam palcami po klawiszach, zapominając o tym co pisałam. - Oczywiście. - Madoc?- nacisnął i westchnęłam cicho, dając mu do zrozumienia, że zdawał zbyt wiele pytań. Jednak wiedziałam, że chciał wiedzieć. - Zmieniłam zdanie – wyjaśniłam.- Jedna nie chcę, aby miał z tym coś wspólnego. - To dobrze – zaskoczył mnie, na co uniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy.- Zakładam, że on też był tylko dzieckiem – podpowiedział. Wróciłam do Shelburne Falls z zamiarem wypuszczenia materiałów do mediów po tym, jak udowodniłabym samej sobie, że zapomniałam o Madocu i że już nie posiadał ani mojego serca ani umysłu. Jednak nic nie poszło zgodnie z planem. Zamiast poniżyć Madoca, jego ojca i moją matkę, zmieniłam zdanie w ostatniej chwili. Nie chciałam, aby Madocowi stała się krzywda, bo nie zasługiwał na to. Cierpiałam, gdy miałam szesnaście lat, gdy ukradłam samochód swojego ojca i pojechałam do Shelburne Falls, aby przyłapać Madoca z kimś innym. Ale mój ojciec miał rację, że byliśmy wtedy tylko dziećmi. Nie mogłam winić Madoca za popełnianie błędów, tak samo jak nie mogłam winić naszego nienarodzonego dziecka za powstanie w moim łonie. Madoc nigdy mnie nie kochał, ale wiedziałam, że nigdy też nie chciał, aby stała mi się krzywda. Więc zmieniłam plan. Dostałam to czego chciałam, ale bez poniżenia jego czy jego ojca. Opuściłam dłonie na kolana i zaczęłam obdzierać skórki. Był to nerwowy nawyk. Wiedziałam, że nie podobało się to mojemu ojcu. On i pan Caruthers byli do siebie strasznie podobni. - Ted chyba zostanie warunkowo zwolniony – powiedziałam lżejszym tonem.
- Fallon – pokręcił głową.- Powiedziałem już, abyś się w to nie mieszała. - Jest twoim wujem. Co oznacza, że jest moją rodziną. - To nie… - Gdy ktoś, kogo kochasz, potrzebuje cię – przerwałam mu.- To zbierasz się w garść. Uśmiechnęłam się, gdy słowa Tate uciekły mi z ust. Żałowałam, że nie poznałam jej lepiej. Odwróciłam wzrok w stronę komputera i znowu zaczęłam pisać, dając ojcu do zrozumienia, że rozmowa dobiegła końca. Stał tak przez kilka chwil, popijając swoje piwo, przyglądając mi się. Nie spojrzałam na niego ani nie pozwoliłam mu dostrzec moich drżących palców. Były rzeczy o których nigdy nie powiedziałabym swojemu ojcu, nie ważne jak bardzo go kochałam. Nie wiedział, że przez ostatnie dwa tygodnie straciłam pięć funtów na wadze, albo że śniłam snami, które sprawiały, że w ogóle nie chciałam się budzić. Zacisnęłam żeby i zamrugałam, aby pozbyć się łez, pisząc bzdury, abym wyglądała przed swoim ojcem, że wiedziałam co robiłam. „Nic, co dzieje się na powierzchni morza, nie może zmienić spokoju jego głębi”, powiedziałby mój ojciec, cytując Andrew Harveya. Ale głębie nie były spokojne. W środku mojego brzucha powstała czarna dziura, spowodowana nie widzeniem Madoca i powoli zasysała mnie do środka. Niebo każdego dnia stawało się coraz bardziej mroczne, a moje serce biło coraz wolniej i wolniej. „Zniszczysz mnie, Fallon.” Mocniej naciskałam na klawisze. Nie miałam pojęcia co pisałam w letnim kursie, który podjęłam, aby się czymś zająć. Mój ojciec ruszył do drzwi, ale zatrzymał się i spojrzał na mnie, zanim wyszedł.
- Czujesz się teraz lepiej? Przełknęłam ból. Przynajmniej spróbowałam. Uniosłam brodę i spojrzałam na niego śmiało. - Nie oczekiwałam, że poczuję się lepiej. Po prostu chciałam, aby to oni poczuli się gorzej. Przez chwilę stał w ciszy, po czym wyszedł.
***
Tydzień później wyszłam spod prysznica i zauważyłam, że przegapiłam połączenie od mojej matki i Tate. Ściskając telefon w dłoni, nie chcąc rozmawiać z żadną z nich, zdałam sobie sprawę, że powinnam to zrobić. Żadna z nich nie nagrała się na pocztę, ale Tate napisała do mnie po zadzwonieniu.
Potrzebujesz współlokatorki na NW?
Zmrużyłam oczy i uśmiechnęłam się wbrew sobie. Zadzwoniłam do niej bez wahania. - Hej, więc żyjesz – odebrała ze śmiechem w głosie. - O co chodzi z tą współlokatorką?- położyłam się na łóżku, rozpuszczając mokre włosy na pościel. - Cóż - zaczęła.- Mój tato wreszcie pogodził się z tym, że chcę iść do Northwestern… bo chcę. Po prostu nie powiedziałam mu, że zmieniłam swoje plany przez niego. Tak czy inaczej, nie pozwoli mi
zamieszkać z Jaredem. Nalega abym nabrała pełnego doświadczenia życia studenckiego i chce, abym spędziła pierwszy rok w akademiku. - Słuchasz się swojego tatusia. To słodkie – zażartowałam, chociaż zazdrościłam jej takiej relacji z rodzicem. Parsknęła śmiechem. - Ludzie raczej nie chcą wkurzyć mojego ojca. Zwłaszcza Jared. Natychmiast zrzedła mi mina na wzmiankę o jej chłopaku. Pomijając Madoca, to groziłam Jasonowi Caruthersowi, że zdradzę światu, że matka Jareda była jego kochanką. Zastanawiałam się, czy już się dowiedział. Wydawało się, że Tate nie miała o tym pojęcia. Nie sądzę, aby wybaczyła mi to łatwo – i zdziwiłam się, gdy poczułam nagłe wyrzuty sumienia za możliwość zdradzenia naszej przyjaźni. - Więc – ciągnęła z rozbawieniem w głosie.- Będziesz w tym roku mieszkać w akademiku? - Oczywiście i w dodatku wygląda na to, że przypada mi dwójka z której miałam korzystać w pojedynkę. Prawdę mówiąc, to było doskonale. Dogadywałam się z Tate i z jakiegoś powodu nie mogłam się doczekać rozpoczęcia roku studenckiego. - Sama? Nie chcesz być sama. Będziesz kompletnie samoootna – zanuciła ze smutkiem. Zaśmiałam się. Ale wciąż nie byłam pewna. Tate równała się Jared. A Jared oznaczał Madoca. A nie mogłam być w jego pobliżu. On nie chciałby być w moim pobliżu. - Tate, sama nie wiem. To znaczy, chętnie wezmę cię za swoją współlokatorkę, ale szczerze mówiąc, to nie dogaduję się z Madociem. Po prostu nie sądzę, aby był to najlepszy pomysł, abyśmy się ze sobą widywali.
- Madoc?- brzmiała na zdezorientowaną.- Madoc będzie tylko w mieszkaniu Jareda, gdy przyjedzie w odwiedziny do Chicago, co nie sądzę, aby się zdarzyło. W ciągu ostatnich dni Madoc zniknął z horyzontu. Usiadłam. - Co masz na myśli? - Został wcześniej wysłany do Notre Dame. Jego ojciec ma tam dom, więc Madoc pojechał tam przez zaczęciem szkoły i otwarciem akademików w przyszłym miesiącu – zawahała się, za co zalała mnie kolejna fala winy. Zniknął. I pewnie przeze mnie został odesłany z dala od domu. Kontynuowała. - Pewnie tak będzie najlepiej. Madoc strasznie się wkurzył, gdy dowiedział się, że jego ojciec i mama Jareda są razem. Wdał się w bójkę z Jaredem i nikt nie rozmawiał z nim od tygodni. Dajemy mu nieco przestrzeni. Cholera. A co z Lucasem? Czy Madoc w ogóle spędzał czas ze swoim młodszym bratem? Sposępniałam i znowu zaczęłam się czuć jak gówno. To była moja wina. Może powinnam się czuć, jakby to była poetycka sprawiedliwość, że Madoc został odesłany tak jak ja, ale nie chciałam, aby był sam. I nie podobało mi się to, że musiał zostawić swojego młodszego brata. - Więc?- nacisnęła.- Co o tym sądzisz? Co myślałam? Chciałam się zgodzić, ale wiedziałam, że powinnam się zdystansować od Madoca. Westchnęłam, próbując ukryć zdenerwowanie w głosie. - Będziemy mieć zajebisty rok, współlokatorko.
- O tak!- krzyknęła a potem puściła w tle okropną metalową muzykę. Odsunęłam telefon od ucha i skrzywiłam się. Wow.
Rozdział 16
Madoc
Zacisnąłem dłonie na jej pośladkach, ścisnąłem mocno jej ciało, gdy wtuliłem twarz w jej szyję Nie spojrzałem na nią. Gdy tego nie robiłem, to mogłem niemal wyobrazić sobie… - Panie Caruthers, proszę przestać. Nie tutaj – pisnęła przy moim ciele i zachichotała, gdy spróbowała mnie odepchnąć. - Mówiłem już, żebyś mnie tak nie nazywała – szepnąłem do niej. - Dobrze – odparła.- W takim razie Madoc. Chodźmy do twojego pokoju. - Ale tu jest bardziej zabawnie. Brianna – albo Brenna? – owinęła nogi wokół moich bioder, podczas gdy ja przyciskałem ją do ściany obok mojej sypialni w domu mojego ojca w South Bend. Przychodziła raz na tydzień, sprzątała i robiła pranie, przy czym nie czekałem zbyt długo, aby wziąć się do działania. Nie byłem pewien ile miała lat, ale podejrzewałem, że z jakieś dwadzieścia cztery lub pięć. Miała blond włosy, niebieskie oczy i zawsze była ubrana jak grzeczna dziewczynka w dopasowane koszulki polo. I zdecydowanie różniła się od tego, gdzie byłem ostatnio. - Potrzeba nam gumek – zauważyła.
Westchnęła, gdy postawiłem ją i wciągnąłem za sobą do swojego pokoju. Z wyjątkiem Brenny, moje życie było bardziej nudne niż przejażdżka traktorem. Zajęcia jeszcze się nie zaczęły i nie miałem zbyt wielu znajomych, odkąd kampus był jeszcze zamknięty, zaś miasto było niemal martwe bez studenckiego tłumu. Taa, czy mi się podobało czy nie, to ta dziewczyna była objawieniem tego tygodnia. Jej cycki były większe od mojej głowy i gdy wychodziła, to znowu się uśmiechałem. Przynajmniej przez jakiś czas. Odpinając dżinsy, przyglądałem się jak rozebrała się ze swoich ubrań i wyciągnęła prezerwatywę z szuflady. Podchodząc do mnie w swoim białym, koronkowym staniku i majtkach, sięgnęła do moich czarnych bokserek i potarła mój wzwód. Spojrzała na mnie, oblizała wargi i uśmiechnęła się. Zadrżał mi oddech i odwróciłem wzrok. Nie wiedziałem o co chodziło, ale nie mogłem na nią patrzeć. Nigdy nie mogłem. Przez większość czasu nawet nie pamiętałem jej imienia. Nie chciałem, aby była prawdziwa. Chwytając ją za włosy na tyle głowy, przyciągnąłem ją do pocałunku. Nasze zęby zgrzytnęły o siebie i usłyszałem jej jęk. Od ostrego pocałunku lub z rozkoszy, prawdę mówiąc to i tak nie miałem pojęcia i niewiele mnie to obchodziło. - Chcę tego teraz – wydyszała, pocierając mnie mocniej. Zacisnąłem szczękę i przerwałem pocałunek, chwytając ją za łokieć i wciągając na łóżko. - Nie rozkazujesz mi. Nie należę do ciebie. Łapiesz?- warknąłem. W jej oczach pojawił się błysk podniecenia. - Tak jest, proszę pana.
Wsunąłem palce za brzegi swoich bokserek i zsunąłem je w dół, po czym odrzuciłem na bok. Chwytając ją za kark, pociągnąłem ją za sobą, gdy się położyłem. - Na dół. Chłodne powietrze zalało moje płuca i serce zaczęło bić mi szybciej. Szybciej-szybciej. Szybciej-szybciej. Szybciej-szybciej. Jej usta wylądowały między moimi nogami i zacisnąłem oczy, rozkoszując się przyjemnością i tym, jaka była gorliwa. Ssała i lizała, biorąc mnie całego, podczas gdy jej włosy łaskotały mnie w uda. „Chcę cię widzieć. Chcę cię pocałować, gdy dojdziesz.” Próbowałem uciszyć głos w swojej głowie, ale zamiast tego położyłem dłonie na głowie Brenny i mocniej wepchnąłem w nią swojego fiuta. - Rób tak dalej, skarbie – mruknąłem, zachęcając ją.- Jest cudownie. Kołysała głową w górę i w dół, gdy ssała mocniej, na co uniosłem biodra ku jej ustom. „Kto cię teraz całuje? Kto cię teraz ujeżdża?” - Więcej. Mocniej – nakazałem i pomimo moich najlepszych intencji, jej blond włosy, które ściskałem w garści, stały się lekko brązowe i spojrzały na mnie zielone oczy.- Boże, jest idealnie, kochanie. I czy mi się to podobało czy nie, zatraciłem się w moich myślach, gdzie to Fallon właśnie spełniała moją fantazję. Nie chciałem myśleć o tej suce. Nie chciałem jej pragnąć, ale pragnąłem.
Fallon tu była, jej usta na mnie i nienawidziłem tego. Nienawidziłem jej i zamierzałem przerżnąć ją swoją nienawiścią, aż bym doszedł. Nerwy zaczęły palić w moich udach, prowadząc do mojej pachwiny i wszystkiego, co znajdowało się między moimi udami. Zakołysałem biodrami, wchodząc mocniej i głębiej, podczas gdy jej język ocierał się o mój spód. Wysunęła mnie z ust i polizała całego, zanim owinęła dłoń wokół mojej długości, pocierając mnie, gdy ssała moją główkę. „Madoc, proszę.” - Kurwa- szarpnąłem się, wyginając plecy w łuk i unosząc głowę nad łóżko. Doszedłem w jej ustach, ściskając jej włosy na karku i zasysając powietrze przez zaciśnięte zęby. Pieściła mnie dopóki nie skończyłem i opadłem na łóżko, puszczając ją. Moje ciało zawsze czuło się na bardziej rozluźnione. Po wszystkim. Ale w mojej głowie powstała jeszcze większa plątanina. Fallon. Moje myśli zawsze wracały do Fallon. Nie podniecałem się, no chyba, że myślałem o niej. Chciałem spojrzeć w dół i zobaczyć uszy pełne kolczyków i różne, drobne tatuaże, które miała na swoim ciele. Chciałem ujrzeć jej seksowne zielone oczy i czarny eyeliner, który podniecał mnie i zabijał jednocześnie tym wszystkim, co próbowała ukryć. Dlaczego? Dlaczego pragnąłem jej tak bardziej, gdy stale ode mnie odchodziła? - Kim jest Fallon?- usłyszałem głos, który skądś wkradł się do mojej głowy. Zamrugałem i zapytałem:
- Co? - Fallon. Powiedziałeś to imię, gdy ja…- urwała. Kurwa. - To nikt taki. Pewnie się przesłyszałaś. Skurwysynie! Kurwa. Poważnie, stary? Brenna usiadła. - Wykrzyczałeś je, gdy doszedłeś. Lecisz na facetów? Fallon to męskie imię, prawda?- spojrzała na mnie kątem oka, drocząc się z uśmiechem. - To żaden pierdolony koleś – warknąłem i spojrzałem wprost na nią.- Prawdę mówiąc, to moja siostra. Roześmiała się, aż zauważyła, że ja się nie śmiałem. Potem się zamknęła. - Um, w porządku – zsunęła się z łóżka, zachowując się, jakby chciała uciec.- To nie jest dziwne. Ubrała się cicho i szybko, nie mówiąc niczego na pożegnanie. W mojej piersi rozbrzmiał bolesny pomruk i roześmiałem się żałośnie, gdy nakryłem się kołdrą.
***
- Hej!- zerwałem się w łóżku.- Co do cholery?- zapytałem, bo nie maiłem pojęcia dlaczego piekł mnie tyłek. - Wstawaj! Przetarłem zaspane oczy i spojrzałem na swoją matkę, która stała u podnóża łóżka. Chwyciła za kołdrę i zszarpnęła ją ze mnie. Dzięki Bogu, ż e miałem na sobie spodenki. Zacisnęła swoje różowe usta w rozczarowaniu i położyła dłonie na biodrach. - Czy ty właśnie przywaliłaś mi w tyłek?- warknąłem i jęknąłem, opadając z powrotem na łóżko i zakrywając oczy ręką. - Wstawaj!- znowu warknęła. Normalnie ucieszyłbym się na widok swojej mamy. Była zabawnym i prawdę mówiąc, to normalnym rodzicem. Ona oraz mój ojciec pobrali się po raz drugi zdecydowanie za szybko i nie podobało mi się, że wyjechała. Jej nowy mąż mieszkał w Nowym Orleanie. Ale poproszenie dziecka, aby zostawiło swój dom i wszystko co znało było czymś zbyt wiele do zrobienia. Więc zostałem z moim ojcem i jego nową żoną. Podejrzewam, że był to doskonały pomysł. Westchnąłem. - Spałem. Dlaczego w ogóle tu jesteś?- mój rozdrażniony ton mówił jej wszystko. Po prostu chciałem, aby dano mi spokój. - Zadzwonił twój ojciec i powiedział mi o tym, co się stało. - Nic się nie stało – skłamałem ze znudzoną miną i skupiłem się na suficie. Na suficie błysnęły światła z reflektorów samochodu w półmroku pokoju i zdałem sobie sprawę, że przespałem cały dzień. Usłyszałem stukot szpilek mojej matki na drewnianej podłodze.
- Wstawaj!- znowu mnie ponagliła i następne co wiedziałem, to to, że przywaliła mi z gazety. Uniosłem ręce i nogi, aby się osłonić. - Cholera, kobieto! Rzuciła gazetą przez pokój i odgarnęła swój długi blond kosmyk za ucho i podeszła do mojej szafy. - Zwolniłam Brittany – warknęła przez ramię. - Kim jest Brittany? - Gosposią, z którą sypiasz. A teraz wstawaj i weź prysznic – rzuciła mi czyste dżinsy i koszulkę, po czym wyszła z pokoju. Pokręciłem głową w pustkę, zdumiony wszystkimi kobietami w moim życiu. Potrafiły złapać za jaja. Odwróciłem się, wtulając twarz w poduszkę. - Teraz!- zagrzmiała ze schodów i walnąłem ze złością w poduszkę. Ale wstałem. Gdybym tego nie zrobił, to wróciła by z wiadrem zimnej wody. Po tym jak się umyłem i ubrałem, zabrała mnie do cichej włoskiej restauracji, gdzie było pełno świeczek i muzyki Franka Sinatry. Zamówiłem jedną z ich pizz, podczas gdy moja matka grzebała widelcem w makaronie z oliwkami. - Dlaczego ojciec do ciebie zadzwonił?- zapytałem, odchylając się w krześle z rękami splecionymi za głową. - Bo nie zobaczył żadnej transakcji ze swojej karty kredytową z wyjątkiem tych na stacji benzynowej. Pewnie od tygodni żywisz się jedynie Fantą i Doritos. I wiedział, że wolałbyś zobaczyć mnie niż jego, więc…
Mieli co do tego rację. Nie lubiłem jeść sam, więc zapychałem się przekąskami i byłem teraz zbyt wkurzony, aby się uspołecznić. Więc najbardziej pasowała stacja benzynowa. I cholera, nie chciałem się z nikim widzieć, ale moja mama była lepsza niż ojciec. - Czy powiedział ci o tym… - powiedziałem ciszej.- … że znowu zamierza się ożenić?- nie chciałem, aby moja mama była smutna, jeśli nie wiedziała, więc starałem się delikatnie dobrać słowa. Słyszałem również, że jego obecna żona chciała zagarnąć nasz dom – mój dom – i na samą myśl robiło mi się niedobrze. - Tak, powiedział mi – skinęła głową, biorąc łyk białego wina.- I cieszę się jego szczęściem, Madoc. - Cieszysz się?- prychnąłem.- Jak możesz się cieszyć? Zdradzał cię z nią. Działo się to od lat. Na chwilę odwróciła wzrok i położyła dłonie na kolanach swojej białej, ołówkowej spódnicy. Wziąłem głęboki oddech, ale momentalnie zrezygnowałem z kłótni. Byłem dupkiem. - Jestem szczęśliwa, Madoc – wyprostowała ramiona i spojrzała na mnie.- Wciąż mnie boli, że zrobił mi coś takiego, ale mam wspaniałego męża, zdrowego i mądrego syna i życie, które kocham. Dlaczego miałabym marnować swój czas gniewając się na twojego ojca, jeśli nie zmieniłoby to niczego w moim życiu?- powiedziała z czułym uśmiechem.I wierz mi lub nie, ale twój ojciec kocha Katherine. Nigdy nie wybiorę się z nią na zakupy – zażartowała.- Ale kocha ją i nie mam niczego przeciwko temu. Nadeszła pora, aby ruszyć dalej. Myślała, że ja bym to zrobił? Może w tej chwili nie byłem zwykłym sobą i może tęskniłem za swoimi przyjaciółmi jak wariat, ale mój ojciec miał rację. Dystans i perspektywa. Pracowałem nad tym. Podniosła widelec, znowu dziobiąc w swoim posiłku. - Powiedział mi także co stało się z Fallon.
- Nie mówmy o niej – podniosłem kawałek pizzy i wepchnąłem go do ust. - Usunąłeś konta na Facebooku i Twitterze – skrzywiła się.- I kryjesz się w pustym domu. Może powinieneś spędzić te ostatnie sześć tygodni lata ze mną? - Bo nic mi nie jest – wypaliłem z pełnymi ustami.- Mam się dobrze. Wcześniej tu zacznę, znajdę nowych znajomych i planuję dołączyć do drużyny piłki nożnej Notre Dame. - Madoc… - spróbowała, ale jej przerwałem. - Nic mi nie jest – powiedziałem.- Wszystko jest w porządku. I powtarzałem jej to każdego dnia, gdy pisała do mnie regularnie, aby mnie sprawdzić, za każdym razem gdy dzwoniła i za każdym razem gdy przysyłała do mnie Addie. Przez resztę lata nic mi nie było.
Rozdział 17
Fallon
Mój budzik się rozdzwonił i What I Got zespołu Sublime zaczęło grać w radiu. Podciągnęłam kołdrę, którą z siebie skopałam w nocy. Chłodek ranka stawał się gorszy z każdym dniem i nie mogłam uwierzyć, że był już prawie październik. Wprowadziłyśmy się z Tate do akademika niewiele więcej niż miesiąc temu, a czas przeleciał, gdy się zadomawiałyśmy i zaczął się nawał ciężkich zajęć. Nie miałyśmy pracy, ale szkoła nieustannie dawała nam czadu. Kiedy nie byłam w pokoju albo na zajęciach, byłam w bibliotece. Kiedy Tate nie była w naszym pokoju albo w bibliotece, była w mieszkaniu Jareda w mieście. Najpierw próbowała spędzać tam jedynie weekendy -z szacunku dla woli jej taty i w ogóle -ale teraz stało się to częstsze. Nie mogli się od siebie trzymać z dala. W większość weekendów wracali do Shelburne Fall, gdzie odwiedzali jej tatę i oboje ścigali się na Pętli, czymkolwiek by to było. Jednak ja nie jeździłam z nimi. Nie było nawet takiej opcji. Mimo że w akademiku robiło się samotnie, kiedy jeździła do domu wciąż nie nawiązałam tak naprawdę żadnych znajomości -nie mogłam im żałować czasu, który spędzali razem. Byli zakochani. Ponadto w ciągu kilku ostatnich miesięcy, bardzo polubiłam Jareda. Narzucał sobie pozę macho, ale to było tylko to. Poza. Tate i ja uczyłyśmy się razem i czasami wychodziłyśmy na miasto. Jako że Jared uczęszczał na Uniwersytet w Chicago, nie bujał się za bardzo po naszym campusie. Często zapraszali mnie, bym wyszła z nimi, ale nie interesowało mnie bycie piątym kołem u wozu. Masywne, drewniane drzwi akademika otworzyły się. –Fallon, nie śpisz? –Usłyszałam wołanie Tate.
Usiadłam, opierając się na łokciach. –Nie? –odpowiedziałam bardziej w formie pytania, mrugając w porannym świetle. –Która godzina? Sięgnęłam i obróciłam budzik, by zobaczyć że była dopiero szósta. Tate rzuciła plecak na swoje łóżko i zaczęła wyciągać rzeczy z szuflad. Wciąż miała na sobie ubrania z zeszłej nocy. Zazwyczaj, kiedy spędzała noce u Jareda, wracała po wzięciu prysznica i ubraniu się w świeże ciuchy, gotowa na zajęcia. W tej chwili wyglądała, jakby się spieszyła. –Jakie masz dzisiaj zajęcia? –zapytała, nie patrząc na mnie, podczas gdy rzucała się po naszym pokoju. Przełknęłam suchość w moich ustach. –Eem, Analizę Matematyczną i Seks i Skandal w Wczesnym Okresie Współczesnej Anglii. –Milusio –przedrzeźniała się głębokim głosem. –Te drugie są z ogólnego nauczania –wyjaśniłam, zażenowana. –A co? Co się dzieje? –Masz ochotę powagarować? –Wepchnęła swoje rzeczy do plecaka, po czym odwróciła się by na mnie spojrzeć. –Jax wpadł do akademika Jareda dzisiaj rano. Nikt nie słyszał nic od Madoca. Nie oddzwania, nie odpisuje na smsy, wiadomości na komunikatorach… –urwała, z dłońmi na biodrach. –W ogóle z nim ostatnio nie rozmawialiście? –Odwróciłam wzrok, nie chcąc by zauważyła zmartwienie, które, byłam pewna, pojawiło się na mojej twarzy. –Tjaa, odpuściliśmy najpierw z Jaredem, ponieważ myśleliśmy, że Madoc potrzebował przestrzeni i byliśmy bardzo zajęci. Ale, jeśli Jax się martwi, już najwyższy czas dowiedzieć się, o co chodzi –przerwała, w końcu nabierając powietrza. Podeszła do mnie, zastukała palcem w moją nogę i się uśmiechnęła. - Więc ruszajmy w drogę! –powiedziała, po czym poleciała do aneksu łazienkowego, by pozbierać swoje kosmetyki. Pojechać do Notre Dame? Moje serce zaczęło mówić z ogromną prędkością w swoim puk-puk-pik-bum rytmie. Potrząsnęłam głową i znowu się położyłam, cicho mówiąc: –Nie, myślę, że nie pojadę, Tate. Bawcie się dobrze. –Co? Co będziesz robić przez cały weekend? –Wystawiła głowę zza rogu. –Powinnaś z nami pojechać, Fallon. Jesteś jego rodziną.
Mówiła do mnie jak matka wytykająca mi, że powinnam troszczyć się o Madoca, ponieważ wydawało jej się, że się nim nie przejmowałam. Prawdą było, że się o niego troszczyłam, chociaż wcale nie powinnam. I nie potrzebowałam przypomnienia o tym, że nasi rodzice wciąż byli małżeństwem. Moja matka walczyła z rozwodem, utrudniała sprawę, próbując zdobyć dom Madoca. Romans Caruthersa został ujawniony przez media, i w chwili słabości, zrobiło mi się przykro z jego powodu. Wysłałam mu mailem zdjęcia, rachunki za hotel i informacje kontaktowe, które pomogą mu udowodnić, że ona również nie była lojalną żoną. Co dziwne nie wykorzystał żadnej z tych informacji. Może nie chciał mojej pomocy, a może dowód niewierności mojej matki przyciągnąłby jedynie więcej uwagi, której pragnął uniknąć. Nie mogłam się powstrzymać od maluśkiej odrobiny szacunku do niego, dlatego że nie zmieszał jej z błotem. –Nie jestem jego prawdziwą rodziną, Tate. Między nami nigdy tak nie było. –Zagryzłam kolczyk na języku -który ponownie w nim umieściłam -między zębami, myśląc. –Nic mu nie jest, wiesz? Gdyby umarł, transakcje na karcie kredytowej by ustały. W takim wypadku jego tata by się tym zajął. Nic mu nie jest. Wyszła zza rogu, z brwiami zmarszczonymi w determinacji, i rzuciła kosmetyki na swoje łóżko. Podszedłszy do mnie, zawisła nade mną. –Może być pijany albo naćpany dwadzieścia cztery na siedem – powiedziała miękkim, lecz pełnym groźby tonem. –Może przechodzić załamanie nerwowe albo mieć samobójcze myśli. Teraz, pakuj swoje śmieci. Nie chcę więcej o tym rozmawiać. Wyjeżdżamy za godzinę.
***
Jechałyśmy z Tate jej G8, podczas gdy Jax i Jared prowadzili Bossem do Indiany na autostradzie międzystanowej. Droga była krótka tylko około półtoragodzinna -ale w sposób, w jaki oni prowadzili, zajęła tylko trochę ponad godzinę. Ta ledwie odrobina czasu podczas drogi, nie
wystarczyła bym powstrzymała trzęsienie się moich dłoni i suchość w gardle. Co ja, do cholery, wyprawiam? Prawie zakopałam twarz w dłoniach. Madoc nie będzie chciał mnie widzieć. Znając go, pewnie zanurzał się po kolana w księżniczkach z bractwa i chodził na imprezy, na których alkohol lał się z beczek. Znieważy mnie, zrobi scenę, albo co gorsze zobaczę go załamanego i tracącego kontrolę. Chociaż, czy naprawdę miałam nad nim taką władzę? Oczywiście, że nie. Wypuściłam oddech i naciągnęłam daszek czapki na oczy, opierając się o zagłówek. Głupotą z mojej strony było nawet myślenie, że Madoc był zły, ponieważ zostawiłam go bez pożegnania. To nie tak, że byliśmy w związku. Nie, jeżeli nie dało się go złapać, przyczyną było to, że jego plany na wakacje zostały zrujnowane. Tak -za to będzie mnie obwiniał. I słusznie. Rzuciłam czapkę-bejsbolówkę na tylne siedzenie i poczochrałam włosy. Do cholery z tym. Nie powinnam znaleźć się w tym samochodzie, lecz już za późno. Mogłam zachowywać się, jakbym się chowała i była zażenowana, albo wyglądać jakbym przynależała do tego miejsca. Wykiwano go. Cóż, mnie też. Wyciągnąwszy szczotkę, nastroszyłam włosy, by wyglądały niedbale i poprawiłam makijaż w lusterku. Czarny cień wciąż wyglądał dobrze, ale potrzebowałam odrobiny więcej tuszu do rzęs i bezbarwnego błyszczyka na ustach. Addie kiedyś dała mi świetną radę dotyczącą makijażu. Nie powinien uczynić cię ładną. Powinien uczynić cię ładniejszą. Tłumaczenie: mniej znaczy więcej. Podkreślałam oczy, by je wyróżnić, ponieważ były moim atutem. Resztę zazwyczaj zostawiałam bez makijażu. Niebieski lakier na moich paznokciach był pozdzierany, a dżinsy podziurawione. Ale od talii wzwyż, w czarnej koszulce z krótkim rękawem, wyglądałam dobrze. –Dostaliśmy jego adres od Addie –powiedziała Tate, kiedy wjechałyśmy przed dwupiętrowy dom w pobliżu campusu. – Przypuszczam, że zdecydował zamieszkać ze znajomymi zamiast w akademiku.
Zerknęłam przez okno po stronie Tate, podczas gdy parkowała po drugiej stronie ulicy. Ten dom nie należał do ojca Madoca. Byłam w tamtym raz. Ten dom, choć ogromny, był mniejszy i świeżo pomalowany na biało, a dom Caruthersa był ceglany. Ten musiał być wynajmowany studentom. Jared i Jax wysiedli z samochodu, a ja podążyłam za Tate, ściskając mocno drzwi i debatując o pozostaniu w aucie. Cholera! Cholera! Cholera! Zaczęłam podskakiwać na palcach i zatrzasnęłam drzwi z użyciem zbyt dużej siły. –Co powiemy? „Niespodzianka”? –Tate zapytała Jareda, ujmując jego dłoń. –Wisi mi, co powiesz. Połamię mu nos. –Jared wsunął drugą dłoń do kieszeni w bluzie z kapturem, a z nosa prawie mu parowało. – Zmuszanie nas wszystkich do martwienia się w ten sposób jest śmieszne –wybąkał. Jared wszedł po schodkach i łomotał w leśno zielone, drewniane drzwi, naprzemiennie: pięścią i kołatką. Jax i Tate otoczyli go, a ja zostałam z tyłu. Daleko w tyle. Z dłońmi w kieszeniach. Z odwróconym wzrokiem. I poczuciem winy solidnie opatulonym wokół mojego tyłka. –W czym mogę pomóc? Odwróciłam się i ujrzałam młodą kobietą w moim wieku, idącą za nami ścieżką prowadzącą do domu. Ubrana była w krótką, uroczą, dżinsową spódnicę i koszulkę Walczącego Irlandczyka1. Jej twarz migotała w promieniach słonecznych złotym i granatowym brokatem, którym miała na policzkach napisane „N” i „D”. –Tjaa –odezwała się Tate. –Przyjechaliśmy zobaczyć się z Madociem. Znasz go? Twarz dziewczyny pokrył promienny, biały uśmiech. –Jestem pewna, że jest już na meczu. –Na meczu? –zapytał Jax. Nie mogłam wyrzucić z gardła kuli do kręgli. Kim była ta dziewczyna? –Tjaa, mecz nożnej –podpowiedziała, mijając nas na schodkach. Drużyna wyszła rano. Wróciłam po krzesła na afterek. Najlepiej wziąć je teraz. Później wszyscy będą za bardzo pijani –zaśmiała się. Wyciągnęła trzy składane ogrodowe krzesła z werandy i zahaczyła je na ramionach.
–Madoc gra w nogę? Prawie się zaśmiałam przez pytanie zadane przez Jareda. Brzmiał jakby chciał zwymiotować. Dziewczyna się zatrzymała i odchyliła głowę na bok, patrząc na niego, jakby nie wiedziała co powiedzieć. W końcu, gdybyśmy byli przyjaciółmi Madoca, wiedzielibyśmy, że gra w nogę, no nie? –Mogłabyś zadzwonić do Madoca? –Jax zwrócił się do niej gładkim głosem, gdy wzruszył ramionami. –Nasze telefony padły. Zacisnęła brwi, wiedząc że została okłamana. –Yyy, okej. Wyciągnąwszy komórkę z tylnej kieszeni spódnicy, zadzwoniła i przechyliła głowę, by utrzymać telefon między blond włosami a uchem. –Hej, kochanie –przywitała się, a moje serce poczuło, jakby ktoś rozkopał jego spód i pozwolił całej krwi wyciec. Cholera. Cholera. Cholera. –Daj Madoca do telefonu, okej? –poprosiła, a ja zamrugałam. – Przyjechali do niego przyjaciele i chcą z nim pogadać. Wypuściłam oddech, ale nie byłam pewna, co do cholery, było ze mną nie tak. Ona nie była jego dziewczyną. Ale czemu, do cholery, obchodziło mnie czy miał dziewczynę? Po prostu o tym nie myślałam. Nie rozważałam nawet myśli o tym, że mógł mieć dziewczynę. Oczywiście, że kogoś sobie znalazł. Myślę jednak, że nigdy nie pomyślałam, iż bym musiała się o tym przekonać na własne oczy lub usłyszeć. Obserwowałam ją, dostrzegłam uśmiech na jej twarzy, gdy potrząsnęła głową. –Cóż, w takim razie powiedz jego dziewczynie by się od niego odczepiła –rozkazała, a moje oczy rozbłysły. –Ci jego przyjaciele są bardzo emocjonalni. –Uśmiechnęła się złośliwie do Jareda, najwyraźniej się z nim drażniąc, ale moja klatka piersiowa ciągle odchodziła i rzucała się z wysokości. Co do kurwy? Jax podszedł do dziewczyny i wziął telefon, który mu podała. –Madoc, tu Jax –powiedział poważnym głosem. –Jestem u ciebie w domu. Tate i ja chcemy potwierdzenia, że nie jesteś pijany, naćpany ani nie masz samobójczych myśli. Jared też tu jest, ale leje na ciebie. Spotkamy się po meczu, albo dam Tate łom i namówię ją do popracowania nad twoim samochodem. Rozłączył się i odrzucił telefon dziewczynie z nienormalnie uniesionymi brwiami.
Okręciłam się i ruszyłam po ścieżce, skręcając w prawo, na chodnik. Do diabła z tym. Co za głupi pomysł. Czemu przyjechałam? –Fallon, zaczekaj! –zawołała za mną Tate, ale wbiłam stopy mocniej w chodnik i przyspieszyłam. Złapała mnie za ramię i próbowała odwrócić, lecz szłam dalej. –Dokąd się wybierasz? –krzyknęła. –Z powrotem do Chicago! Nic mu nie jest. Jak zawsze pieprzy się z kim popadnie. Późno poranny wiaterek zaszeleścił liśćmi ponad naszymi głowami i zawiał moje włosy na twarz. Pieprzyć go. Nie mogłam w to uwierzyć. Przyjechałam, bo myślałam, że cierpiał albo miał kłopoty. –Fallon. –Tate wbiegła przede mnie i zablokowała mi drogę. – Jestem zdezorientowana. Co się dzieje? –Nic mu nie jest! –wytknęłam, wyrzucając dłoń w powietrze. – Oczywiście! Głupotą z twojej strony było martwienie się. A nie mówiłam? Gra w drużynie piłki nożnej. Nie. Gra w nogę w drużynie Notre Dame. I ma dziewczynę! Śliczniusią panienkę z dobrego domu, która w tej chwili się na nim uwiesza. Jestem taka głupia. Wykręciłam ostro wokół Tate i szłam dalej. –Stój! –zawarczała głębokim głosem. –Jak masz zamiar wrócić do domu? Moje kroki zwolniły i rozejrzałam się po okolicy w poszukiwaniu mojego mózgu. Tjaa, zapomniałam o tym. Nie wrócę do Chicago na piechotę. –Fallon, co jest między tobą i Madociem? –Tate znów stanęła do mnie twarzą, z dłońmi skrzyżowanymi na klatce piersiowej. –Coś się między wami dzieje? –Proszę cię. –Próbowałam obrócić to w żart, ale zamiast tego wyskrzeczałam słowa. Gładko, Fallon, naprawdę. –Jest coś między wami, no nie? –Uśmiechnęła się tym wiedzącym uśmieszkiem. –Stąd to całe zamieszanie po tym, jak wzięłaś jego samochód tamtej nocy. I to z twojego powodu wyjechał tak wcześnie w wakacje.
Unikałam kontaktu wzrokowego, obczajając super interesujące pęknięcia w płytkach chodnikowych. Tate była teraz przyjaciółką. Dobrą przyjaciółką. Nie mogłam jej okłamać. Ale też nie mogłam się zmusić do mówienia o tym. –O mój Boże! –wypaliła, oczywiście biorąc moje milczenie za potwierdzenie. –Poważnie? –Oo, no zamknij się. Skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej i zacisnęła usta. –Więc, jest seksowny? –podszeptywała. Wywróciłam oczami, unikając pytania. Głos z moich snów wkradł się z powrotem do mojej głowy: „Usiądź
na masce… Rozłóż nogi.”
Tate musiała zobaczyć tęsknotę w moich oczach, ponieważ wykrzyknęła: –Wiedziałam! –Taa, cóż –wtrąciłam się. –To nie jest prawdziwa miłość, Tate. Przynajmniej nie dla niego.
Rozdział 18
Madoc
– Chodźcie, skończmy z tym. –Zamachnąłem na Jareda i Jaxa, by przyłożyli mi, tak jak wiedziałem, że chcieli. Właśnie wyszedłem z szatni po wzięciu prysznica i ubraniu się w ciuchy po meczu i wpadłem na nich czekających na mnie z Tate. Chwyciłem kurczowo plecak, który przerzuciłem przez ramię i czekałam. Całkowicie szczerze, spodziewałem się ich przyjazdu wcześniej, tak z miesiąc temu. Tate podeszła do mnie powoli, pochyliłem się by ją przytulić. Zły pomysł. Jej pięść wystrzeliła i uderzyła w moje ramię, sprawiając że zatoczyłem się do tyłu. –Cholera, Tate. –Skrzywiłem się, słysząc w oddali śmiech Jaxa. Przynajmniej tym razem ominęła mój nos. –Jesteś frajerem –ofuknęła mnie. –My się zamartwiamy, myślimy, że coś ci się stało, a ty masz się świetnie! Grasz w nogę i imprezujesz. Jaki masz problem? Wciąż się krzywiąc, potarłem ramię i upuściłem plecak. –Żaden. Wiem, że byłem nieosiągalny, ale nie powinniście byli się martwić. Wkurzasz się jedynie, bo tęskniłaś za moim gorącym tyłkiem, co? Fuknęła, a ja się zaśmiałem odrobinę. Zależało im na mnie. Na tyle, by pojawić się w mojej szkole i zastawić na mnie pułapkę po meczu. Nieważne na jak wkurwionych wyglądali, cieszyłem się, że przyjechali. Prawdę mówiąc wiedziałem, że przyjadą. Z jakiegoś powodu nie mogłem się do nich odezwać wcześniej. Nie chciałem słyszeć o tym, jak dobrze
się bawili w domu podczas wakacji. Nie chciałem zaryzykować usłyszenia jakichkolwiek plotek na temat rozwodu mojego ojca. Tęskniłem za moimi przyjaciółmi i wiedziałem, że tęskniłbym za nimi nawet bardziej, gdybym pozostał z nimi w kontakcie. Właśnie tak musiało być. Do teraz. Jared wyszedł na przód, a Tate owinęła rękę wokół jego talii, i zacisnęła w pięści jego szarą koszulkę. –Cholerna racja, nie powinniśmy byli się martwić, dupku – zawarczał niskim głosem. –Fallon miała rację. Wyprostowałem się, rumieniec wpełzł na moją szyję. –O czym ty mówisz? Nie wypowiedziałem jej imienia na głos od miesięcy. Choć, mimo że nie chciałem, myślałem o niej. –Przyjechała dzisiaj z nami. –Tate wyglądała zbyt radośnie dzieląc się tą informacją, ale po chwili zacisnęła wargi. –Ale odeszła, kiedy oczywiste stało się, że masz się świetnie. Czekaj, co? –Czemu jest z wami? –Potrząsnąłem głową w niewierze. –Bo Tate i Fallon są współlokatorkami –dorzucił Jared, utraciwszy cierpliwość. –O co ten hałas? –Co? –wypaliłem. –Mieszka z tobą? –Tjaa –Tate zaśmiała się gorzko. –Choć wasza dwójka niezbyt utrzymuje kontakt, no nie? Skinąłem sarkastycznie głową, pochylając się, by podnieść plecak. –Świetnie. Mieszka z jednym z moich najlepszych przyjaciół i buja się z pozostałą dwójką. –Cóż, ostatnio była lepszym przyjacielem niż ty –wysyczał Jared. – Nie mogę uwierzyć, że musieliśmy odszukać cię w taki sposób. –Tjaa, lepiej naprawmy to świetną zabawą dzisiejszego wieczora – wtrącił Jax, wsuwając dłonie do kieszeni bluzy z kapturem. Ledwie ich słyszałem, złość wlewała się i wylewała z moich płuc szybciej z każdą mijającą sekundą. Spojrzałem na Tate. –Gdzie jest Fallon? –zapytałem. –Powiedziała, że pokręci się po okolicy, aż będziemy gotowi wrócić.–Wyciągnęła komórkę i zaczęła pisać wiadomość. –Myśleliśmy, że zostaniemy na noc, ale mam jutro wieczorem wyścig w Shelburne Falls, więc nie zostaniemy na cały weekend. Ale… –Uniosła wzrok. –Wydajesz
się być tutaj radosny jak skowronek bez nas, więc myślę że wrócimy dzisiaj wieczorem. Nie. –Nie wyjedziecie. Zachowywałem się jak frajer, nie mogę teraz wyjaśnić, ale… –Skinąłem głową. –Chcę, byście tu byli. Tate westchnęła, patrząc na telefon. –Jest przy Grotto. Wypuściłem cholernie wielki oddech i rzuciłem Jaredowi klucze do domu mojego ojca. –Pamiętasz gdzie jest dom mojego taty, no nie? –Spędził tam jeden weekend dwa lata temu, kiedy Tate była we Francji. –Jedźcie tam –powiedziałem, idąc do mojego samochodu. –Pojadę po Fallon.
***
Grotto było charakterystycznym punktem Notre Dame i reprodukcją francuskiego miejsca kultu, gdzie w dziewiętnastym wieku, Maryja Dziewica ukazała się Świętej Bernadetcie. Wierzący i niewierzący uważali to miejsce na campusie za piękne, chodzili tam, by się modlić, medytować, myśleć, albo po prostu milczeć przez jakiś czas. Nie mogłem stwierdzić, że byłem typem chodzącym do kościoła, ale nawet ja zapalałem tam święcę przed meczami i testami. Na wszelki wypadek. W tym miejscu mój ojciec oświadczył się mojej matce ponad dwadzieścia lat temu. I spójrzcie tylko, jak to się skończyło. Nie wiedziałem, co powiem Fallon, i nawet nie byłem pewny czego chciałem. Chciałem żeby wyjechała? Nie. Powinien chcieć, by wyjechała? Tak. Zasługiwała na każdą cholerną porcję zimnego traktowania. Niezły miała tupet, że się tu pokazała. Szantażowała mojego ojca; prawie poświęciła mamę Jareda w imię własnego dobra; i szarpała mną ile wlezie ku własnej przyjemności. Pewnie, byłem w poślizgu przez kilka tygodni po przyjeździe do South Bend2, ale później się ogarnąłem i skupiłem na piłce oraz znajomych. Miałem się dobrze.
I, tjaa, zostawiłem bez słowa moich przyjaciół. Jasna sprawa, prawie w ogóle się nie śmiałem od przyjazdu, ale i tak byłem nadal zajebiście przystojny. Dla mnie to pasowało. Przeszedłem przez równo ścięte trawniki i kręciłem się po ścieżkach biegnących pod baldachimem prawie nagich drzew, po czym moim oczom ukazało się Grotto wciśnięte w skalną ścianę. I Fallon. Wbrew temu co myślałem, albo chciałem myśleć, nie siedziała i nie stroiła fochów. Nie, stała przed kapliczką, z dłońmi wsuniętymi w tylne kieszenie, i patrzyła na morze świec, których płomienie migotały w lekkim wietrze. Maryja Dziewica usadowiona była w górnej prawej stronie zatoczki, potrząsnąłem głową, śmiejąc się z powodu ironii sytuacji. Ludzie przychodzili tu, by się modlić. W tej chwili kilka osób klęczało przed ogrodzeniem odgradzającym ich od kapliczki. Nie mogłem tu na nią nawrzeszczeć. Cholera. Usiadłem na ławce za nią i rozciągnąłem ramiona na oparciu, czekając aż się odwróci. Wiatr zawiał jej jasnobrązowe włosy na ramiona, a małymi dłońmi ścisnęła swój tyłek przez kieszenie dżinsów. Zamknąłem moje cholerne usta i przełknąłem. –Wiesz –zaczęła, przekręcając twarz na bok. –Niewłaściwe jest gapienie się na mój tyłek w tym miejscu. Para modląca się obok nas spojrzała na nią, a następnie na mnie, po czym opuścili wzrok na swoje dłonie. Tjaa, módlcie się za nas. –Ale to jedyna miła rzecz w tobie, siostrzyczko. Sapnięcie tamtej pary sprawiło, że chciałem się zaśmiać. Wstali, a kobieta zmiażdżyła nas wzrokiem, gdy odchodzili. Zacisnąłem szczękę, nie chcąc przyznać, że po raz pierwszy od jakiegoś czasu chciałem się naprawdę roześmiać. Fallon wyprostowała plecy i powoli się odwróciła, przeszyła mnie cierpliwym wzrokiem, ale wtrąciłem się, nim mogłaby zacząć. –A więc, co myślisz? –zapytałem. –Że powoli zbliżałem się do kopnięcia w kalendarz z rozpaczy za tobą? Przymrużyła oczy, a zażenowany rumieniec wypłynął na jej policzki. –Nie powinnam przyjeżdżać. Tate była przekonana, że każdego dnia wciągasz kokę z tyłków dziwek. Zmusiła mnie do przyjazdu. Tate byłaby w tym ekspertką. Zaśmiałem się do siebie, ale po chwili się napiąłem.
czas, ale stanowiły jakąś formę mody czy inne gówno. Teraz ich nie nosiła. Jej oczy nie były skryte pod okularami i była piękna. Zawsze wyglądała pięknie. Tyle że tym razem jakoś inaczej. –Czemu miałbym zejść na złą drogę? –wyzwałem ją, kiedy się do mnie zbliżyła. –Jestem bardzo szczęśliwy. Mam świetną drużynę, interesujące zajęcia, dobrą dziewczynę, z którą mogę spędzać noce... To tak jakby nie była prawda. Uwielbiałem granie w piłkę. Jednak zajęcia były do kitu. Nudziłem się jak cholera i przez połowę czasu nie wiedziałem, co robiłem, i nie miałem dziewczyny. Nie chciałem żadnej. Przyjaciele z dodatkowym korzyściami, taki układ miałem z Ashtyn. Tak jak ja była świeżakiem, grała na uczelni w tenisa. –Tjaa, nic ci nie jest, Madoc. Cieszę się. –Skinęła głową. – Naprawdę się cieszę. –Tjaa, jasne. –Wierz albo nie. –Podeszła i usiadła obok mnie, wciąż zachowując między nami dystans. –Chcę, byś był szczęśliwy. Gapiłem się na jej usta i błyskające srebro na jej języku. Znów miała w nim kolczyk. Mięśnie po wewnętrznej stronie mojej nogi zadrgały, ponieważ chciałem ją dotknąć. Chciałem poczuć jej język. Chciałem poczuć tą kulkę na mojej skórze. Kurwa. Odwróciłem wzrok, zanim odpowiedziałem: –Więc, jestem. Wszystko jest tu proste. Żadnego pieprzenia i dramatów. –Dobrze –odparła natychmiast. –Przykro mi, że się martwili. To był sygnał oznajmiający koniec rozmowy. Nastrój umarł, a ja byłem bardziej wściekły niż skurwysyn. Byłem jednocześnie wkurwiony i wniebowzięty. Wisiały między nami niewypowiedziane słowa i nieodbyte kłótnie. Myślała, że mogła to stłamsić w zarodku, przewiązać kokardką i odejść, ale ja nie skończyłem. Kim do kurwy w ogóle Fallon była? Chciałem na nią natrzeć. Raz za razem, aż by poszła na dno. Chciałem, by krzyczała i płakała. Chciałem, by porzuciła tą pozę twardzielki, aż będzie czerwona z wściekłości oraz załka żałośnie. Chciałem, by pękła. Ale też chciałem, by drżała i sięgnęła do mnie w potrzebie. Wstałem i się przeciągnąłem.
–Zaproponowałem wszystkim zostanie na noc w domu mojego taty. Jest kilka barów, do których muszę uderzyć z drużyną i chcę spędzić czas z Jaredem, Tate i Jaxem. –Cóż, baw się dobrze –wcięła mi się w słowa. Brzuch zacisnął mi się w więzy. –Nie zostajesz? –Nie, przyjechaliśmy dwoma samochodami. Wrócę dziś wieczorem autem Tate. Czekałam, by przed wyjazdem dowiedzieć się jakie reszta ma plany. Potarłem szczękę, próbując rozgryźć w jaki sposób ją zatrzymać w mieście, żeby nie wyglądało, że tego chcę. –Taka uparta –wymamrotałem. Uniosła gwałtownie na mnie wzrok. –O co ci chodzi? Tjaa, o co mi chodziło? Wygrzebałem z kieszeni kluczyki i powiedziałem bez patrzenia na nią opryskliwym tonem: –Żegnaj, Fallon. Mijając ją, wyciągnąłem komórkę z drugiej kieszeni i zadzwoniłem do Jaxa. –Czego? –powiedział na powitanie. –Wyciągnij zatyczkę z przepustnicy w samochodzie Tate – rozkazałem. –Czemu? –Ponieważ jeśli tego nie zrobisz powiem wszystkim, gdzie przepadasz, gdy spędzasz długie noce poza domem. –Ta pogróżka nie była czcza. Zapewne powinienem powiedzieć o tym Jaredowi, gdy tylko się dowiedziałem, czyli zeszłej wiosny. –Wiedziałem, że nie powinienem był ci mówić –zagderał. Uśmiechnąłem się szyderczo. Choć nie mógł tego zobaczyć, mógł to jedynie usłyszeć. –Nie powiedziałeś. Pokazałeś mi. A teraz borykam się z koszmarami. Myślę, że muszę z kimś o nich porozmawiać – napomknąłem. –W porządku! –wysyczał. –Cholera. I tak załapanie co się stało zajmie Tate nie więcej niż dwie sekundy. –Cóż, więc dołóż wszelkich starań, by nie zajrzała pod maskę.
Rozdział 19
Fallon
W St. Joe przeczytałam Boską Komedię Dante’go. Stwierdził, że siódmy krąg piekielny był zarezerwowany dla przemocy. Wewnętrzny okrąg był miejscem dla przemocy wobec Boga, środkowy dla samobójców, a zewnętrzy dla przemocy wobec osób i mienia. To był mój pierścień. Bo nie tylko chciałam rozpieprzyć kijem baseballowym tą głupią maszynę do karaoke, ale miałam również komuś przywalić. Po odkryciu, iż auto Tate było niesprawne aż do jutrzejszego dnia, kiedy to miał być otwarty sklep mechaniczny, zrezygnowałam z postanowienia, aby przenocować w South Bend. I co gorsza, zdawało się, że Tate i Jax byli na jakiejś dziwnej misji, aby upewnić się co do tego, że poszłam z nimi do baru. Madoc mnie tam nie chciał. Zażartował, że pasowałabym lepiej do jednej z imprez studenckich. Więc… zignorowałam go, poszłam na górę do swojego pokoju i rozprułam tył mojej koszulki DC i nałożyłam o wiele więcej makijażu niż chciała.
Do diabła z nim. Sądził, że nie pasowałam tutaj. Kotku, ja wszędzie pasuję. Miałam na sobie obcisłe dżinsy, moja koszulka odsłaniała moje plecy, gdyż zrobiłam na niej z jakieś dwadzieścia cięć, a moje włosy i makijaż sprawiały, że wyglądałam nieziemsko. Tate też sądziła, że wyglądałam świetnie. Zmusiła mnie, bym zrobiła to samo z jej koszulką, przez Jared zaciągnął ją na górę, aby się przebrała. Ale wrócili pół godziny później, przy czym Tate miała na sobie tą samą koszulkę. - Hej, chodzisz tutaj do szkoły?- jakiś chłopak krzyknął mi do ucha, podczas gdy czekałam przy barze. Skrzywiłam się i spojrzałam na niego, mierząc go wzrokiem. Jego czarne włosy były nieco zbyt długie wokół uszu i opadały mu na czoło, ale jego niebieskie oczy były strasznie wyraziste, zwłaszcza spod tych ciemnych brwi. Był słodki. Naprawdę słodki. Był ubrany zwyczajnie – ciemne, sprane dżinsy i koszulka z nadrukiem piwa – ale nie był nieprzyjemny dla oczy. I zdecydowanie był lepiej ubrany od Madoca, który wyglądał jak reklama Abercrombie. Nie był aż tak dobrze zbudowany – był wysoki, ale opalony – ale miał szeroki uśmiech, który przykuwał wzrok. - Nie – przekrzyczałam muzykę.- Chodzę do Northwestern. A ty? - Tutaj, jestem na ostatnim roku. Co cię sprowadza do Notre Dame? - Odwiedziny – odpowiedziałam i podałam barmanowi pięć dolców, aby wziąć swoją colę.- A ty? - Bud3 – powiedział do barmana i spojrzał na mnie- Inżynieria środowiskowa. Słodziak, inżynier i jeszcze zamawiał słabe piwo. Zdecydowanie mój typ. Nie żebym sama piła Budweisera czy jakikolwiek innych 3
Bud, Budweiser to nic innego jak amerykański piwacz :D
alkohol. Mogłam się dopasować. Nie sprawdzali nas przy barze, jako że zrobili to przy wejściu i Madoc puścił w obieg swój czar, aby nas wpuścić, ale wciąż wolałam być trzeźwa. - To super – stuknęłam swoją pięścią jego i uśmiechnęłam się.Cóż, wracam do swoich znajomych. Miłego wieczoru. Skinął głową, wyglądając jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale został przy barze, czekając na swojego drinka. Sama wróciłam do dwóch stolików blisko ściany okien, które razem zajmowaliśmy i usiadłam. Od razu zauważyłam dodatkową osobę przy stoliku. Dziewczyna siedziała obok Madoca, przez co zmrużyłam oczy, spoglądając na jego dłoń na jej nodze. Jej długie, pofalowane, ciemne włosy opadały jej na piersi, miała opalone ramiona i wyglądała świetnie w tym luźnym, zielonym topie, który odsłaniał pod koronkowy, czarny stanik. Zdecydowanie ubierała się w zdzirowatym stylu, jednak kosztownie i modnie. Ja pewnie po prostu wyglądałam jak zdzira. I piła Amstel Light. No oczywiście. Madoc zerknął na mnie, ale zaraz zwrócił uwagę w stronę Jareda, który siedział obok mnie. - Więc jak się ci się podoba ROTC?- zapytał. - Jest znośnie – powiedział Jared.- Tylko że podczas zajęć muszę przemieszczać się po dwóch różnych kampusach, acz trzyma mnie to z dala od kłopotów. Tate, która opierała się o niego po jego drugiej stronie, poklepała go po nodze. - Taa. Powiedz to, kochanie. „Tato Tate miał rację.” Jared szturchnął ją w żebra, na co zaczęła chichotać, odpychając go. - Przestań.
- Wiecie, że będziecie osobno? I to często – ton Madoca w ogóle nie był przyjazny, a jego mina surowa.- A jego seksowny tyłek wyląduje na sześć miesięcy w dżungli albo na statku i nie będziecie się widywać przez ten czas. Nie masz nic przeciwko?- zapytał Tate. Co do cholery? Dlaczego próbował zepsuć ich szczęście? Nigdy nie byłam fanką Jareda, ale te kilka miesięcy temu zasłużył sobie na moje zachowanie. Świetnie mu się układało z Tate. Tate jakby otrzeźwiała, uśmiechając się szeroko. - To oczywiste – skinęła głową.- Będę za nim tęsknić, ale ufam mu – potem uśmiechnęła się do Jareda.- Nie będziesz się zabierać za tych chłopców, prawda? - Nie będzie, no chyba że naprawdę będzie mu się chciało – zażartował Jax. - Kupię ci wibrator, Tate – zaoferował Madoc.- Albo po prostu wpadnę od czasu do czasu. Wiesz, żeby sprawdzić jak się masz, gdy go nie będzie. Odłamek zazdrości wbił mi się w serce, ale kątem oka dostrzegłam, jak Jared po prostu go zignorował. Podejrzewałam, że Madoc musiał często żartować w taki sposób. - Jasne, dzięki – wymamrotała Tate.- Chyba zostanę przy wibratorze. Odstawiłam swój napój i obejrzałam się, aby spojrzeć na najnowszego idiotę, który zabawiał tłum w złym stylu disco karaoke. Och, chwila. Całe disco było do bani. Dlaczego każdy, kto łapał za mikrofon, wybierał albo disco albo country? Powinnam była wstać i pójść tam i… nie. Nieważne. Zamrugałam kilka razy na kretyna i odwróciłam się. I spostrzegłam, że Madoc gapił się na mnie. Jego dłoń wciąż spoczywała na nodze dziewczyny, ale przestał ją pocierać. Nie mogłam
odgadnąć, czy był pijany czy nie. Zazwyczaj nie miewał tak poważnej miny, ale był przy barze chyba raz. Dziewczyna po jego prawej rozmawiała z Jaxem, ale nie byłam nawet pewna, czy Madoc ją w ogóle przedstawił. Nie wyłapałam imienia, ale musiała być to ta dziewczyna, o której mówił, że z nią sypia. Jak na zawołanie odwróciła się do Madoca i szepnęła mu coś do ucha. Przesunęłam się nieco na swoim miejscu, unikając jego wzroku. I dostrzegłam krzesło obok siebie. - Hej Madoc, jak leci?- uniosłam wzrok i dostrzegłam kolesia z baru. Uśmiechnął się do mnie lekko, patrząc mi w oczy nieco dłużej niż powinien. Głos Madoca był powolny i głęboki. - Aidan – przywitał. Jednak to w ogóle nie brzmiało jak przywitanie. Bardziej jak groźba. - Powiedz mi wszystko co wiesz o tej ślicznej dziewczynie – Aidan powiedział do Madoca, wskazując na mnie. Serio? Przewróciłam oczami i wyprostowałam się. - Madoc mnie nie zna. Nie tak naprawdę – wyciągnęłam dłoń do Aidana. - Aidan, Fallon. Fallon, Aidan – Madoc przedstawił nas sobie, ignorując moją uwagę. Uścisnął mi dłoń i uśmiechnęłam się, wciąż nie zainteresowana, ale wiedząc, że Madoc patrzył. - Cieszę się, że mogę cię wreszcie oficjalnie poznać – powiedział Aidan, patrząc na mnie tymi niebieskimi oczami.
- Jej matka lubi młodych chłopców – Madoc znów zabrał głos.- A jej ojciec utrzymuje się z zabijania ludzi. Zamknęłam oczy i wciągnęłam gorący oddech przez nos. Co za dupek. Skrzywiłam się na tą przesadę ze strony Madoca. No dobra, nie była to przesada. Moja mama lubiła młodszych, ale mój ojciec nie utrzymywał się z zabijania. Jeżeli weszło mi się w drogę, to wiadomo, czego trzeba było się spodziewać. Ale mimo wszystko… Aidan roześmiał się. - Super. Najwyraźniej myślał, że Madoc żartował. - Fallon też jest łatwa – Madoc powiedział schrypniętym głosem. Spojrzałam na niego ze złością, rzucając oczyma gromy, podczas gdy Aidan odchrząknął. Zabiję go! - Oczywiście przyjemna dla oczu – sprecyzował. Wstałam i chwyciłam za jeden z pełnych kieliszków na stole. - Och, Madoc. Nie powiedziałeś mu najlepszego. Potrafię śpiewać. I wypiłam kieliszek, nie zdając sobie sprawy, że wlałam tequilę do gardła. Odstawiając kieliszek na stół, odwróciłam się i tanecznym krokiem wmanewrowałam w tłum, czekając, aż zniknę im z pola widzenia, aby zakaszleć na przeklęty alkohol, który dopiero co wypiłam. - Chcesz zaśpiewać?- facet, który zarządzał sprzętem od karaoke, zapytał niewyraźnie, gdy ruszyłam w stronę sceny. - Pewnie. Macie „La La” Ashlee Simpson?- przełknęłam gorzki smak płyn, ale nie mogłam się go pozbyć z języka. Chociaż jedyny plus był
taki, że już poczułam, jak rozszedł się po moich kończynach i poczułam przyjemne mrowienie w swoim ciele. - Pewnie – facet skinął głową, nawet na mnie nie patrząc, gdy uruchomił sprzęt.- Wskakuj. Robiąc to co powiedział, uniosłam brodę, złapałam mikrofon w jedną rękę, a drugą wsunęłam do tylnej kieszeni swoich dżinsów. Po Sali rozległy się gwizdy, zaś ja odwróciłam się do stolika przy którym siedzieli moi przyjaciele i wróg, aby zobaczyć jak Jared i Tate obrócili się na swoich miejscach, uśmiechając się. Jax też na mnie patrzył, pomimo tego, że kelnerka próbowała rozpaczliwie zwrócić na siebie jego uwagę, pochylając się ku niemu i mówiąc do niego. Nawet ja widziałam ze swojego miejsca jej cycki. Aidan został przy stoliku, ale wstał dla lepszego widoku, a Madoc… cóż, Madoc, rozpalił lawę w moich żyłach. Jego pieprzone usteczka były przyklejone do dziewczyny obok niego, miał zamknięte oczy i równie dobrze mogłam w ogóle nie istnieć. Zacisnęłam zęby i napięłam mięśnie nóg, wciąż czując irytację. Dostrzegłam, jak Tate spojrzała to na Madoca to na mnie i wstała, gdy muzyka się zaczęła. - Zaczynaj!- zawołał facet. Odbiłam się na piętach w górę i dół, znajdując rytm do szybkiego popowego kawałka. Zamknęłam oczy, uśmiechnęłam się, rozkoszując się uczuciem zagubienia. Ugięłam kolana i zakołysałam się, poruszając głową w tył i przód. - You can dress me up in diamonds – zaśpiewałam, nie mogąc powstrzymać rozprzestrzeniania się tego cudownego ognia po moim ciele. Pozwoliłam, aby tekst wypłynął ze mnie, nawet nie patrzyłam na monitory. Podczas dorastania zbyt wiele razy śpiewałam tą piosenkę. Śpiewałam nisko i ochryple, spoglądając na tłum, aż spojrzałam w bok i uśmiechnęłam się, zauważając jak Tate wskoczyła na scenę i złapała za drugi mikrofon.
Uniosła pięść w powietrze, gdy obie krzyknęłyśmy: - Ya make me wanna la la! Cały tłum facetów i dziewczyn oszalał, skacząc w górę i w dół i śpiewając razem z nami, podczas gdy ja się roześmiałam i śpiewałam. Całkowicie straciłam nasz stolik z pola widzenia, gdy tłum się rozszalał, co pewnie podziałało na moją korzyć. Nie byłam już taka zła i byłam wdzięczna za to, że Tate była to ze mną. Dobrze było mieć kogoś u swojego boku. I chociaż nie mogłam widzieć Madoca, to miałam nadzieję, że na mnie patrzył. Jeżeli na mnie patrzył, to znaczyło, że jej nie całował. „Widzę wszystko czego chcę, tak długo jak mogę to mieć.” Wydawał się znacznie różnić od tego mężczyzny, który powiedział te słowa w czerwcu. Jego postawa była chłodna i cicha i nie byłam pewna, czy przyjechałam tutaj aby coś udowodnić, czy go wyciągnąć. - La la la, la la la – zaśpiewałam z Tate, kończąc piosenkę. Zakołysałam piosenką, kołysząc włosy wokół twarzy. Tate objęła ramieniem moją szyję i szepnęła mi do ucha: - Przez cały czas na ciebie patrzył. Serce zaczęło bić mi mocniej i nie byłam pewna, czy to przez wiwaty tłumu, które wibrowały przez moje ręce i nogi. Wiedziałam, że mówiła o Madocu, ale i tak zachowywałam się jak niczego nieświadom głupek. - Aidan?- zapytałam. Uśmiechnęła się do mnie wszechwiedząco. - Nie, ty kretynko. Wiesz o kim mówię. Nie spojrzałam w stronę stolika, ale zeszłam ze sceny i odgarnęłam palcami włosy z wilgotnego czoła.
Aidan wyłonił się z tłumu na parkiet i położył dłoń na moim biodrze. Zesztywniałam, gdy pochylił się, aby szepnąć do mojego ucha. - Byłaś niesamowita! Jesteś świetna piosenkarką. Uśmiechnęłam się do niego lekko i rozejrzałam, gdy z głośników popłynęła normalna muzyka. DJ ogłosił przerwę i pary zaczęły się obściskiwać podczas wolnych tańców. - Chcesz zatańczyć?- Aidan krzyknął mi do ucha. Rozejrzałam się za Tate, która zdawała się zniknąć, jednak nie mogłam nikogo zobaczyć wśród tłumu. Doszłam do wniosku, że był to dobry sposób na wymknięcie się. Nie żeby z Aidanem było coś nie tak, ale miałam dość jak na jedną noc. - Pewnie – odkrzyknęłam.- Jeden wystarczy zanim wyjdę. Chwycił mnie za dłoń i poprowadził na środek, odwrócił się i chwycił moje biodra w dłonie. Przyciągnął mnie, zaś ja oparłam ręce na jego ramionach, gdy zaczęliśmy się kołysać do „21 Guns” Green Day. - Jak poznałeś Madoca?- zapytałam. - Jesteśmy razem w drużynie – zataczał kciukiem kręgi na moich plecach.- Chociaż naprawdę szybko leci do przodu. W przyszłym roku pewnie zostanie kapitanem – powiedział, nie wyglądając na szczególnie zadowolonego. Kapitan na drugim roku? - Jest aż tak dobry?- zapytałam. Madoc nigdy nie grał w piłkę nożną. - Nie, ale ma kontakty – odpalił.- Madoc nie musi sobie zapracować na coś sam. Ze złością odwróciłam wzrok. Sama mogłam przyznać, że Madoc był niczym mały książę, któremu utorowano ścieżkę życiową, ale z jakiegoś powodu czułam potrzebę bronienia go.
Byłam przy nim, kiedy przestał grać na fortepianie i przerzucił się na samochody. Ciężko pracował, wiele czytał i spędzał godziny, zaznajamiając się z garażem. Madoc naprawdę się starał, gdy mu na czymś zależało i odpychał rzeczy, gdy ich nie chciał. Może i dostał się do drużyny dzięki nazwisku, ale nie grałby, jeśli by nie chciał. I nie zacząłby grać, jeśli wiedziałby, że nie poszłoby mu dobrze. Palce Aidana przesuwały się przez rozdarcia w mojej koszulce, pieszcząc moją skórę, gdy przycisnął mnie bliżej do siebie. - Chyba powinnam iść… - zaczęłam swoje pożegnanie, ale nagle zostałam pociągnięta w stronę ściany. Aidan spojrzał bezpośrednio za mnie. - Spieprzaj, Aidan – zamrugałam, słysząc głos Madoca za swoich pleców. Odwróciłam się, spojrzałam w górę i dostrzegłam jego niebieskie oczy, które wbijały sztylety w Aidana. O nie. Było to przyspieszenie od zera do sześćdziesięciu z Madociem, ale pominęliśmy część z zerem. Aidan ściągnął dłoń z mojej talii. - Hej, stary... Ale Madoc wkroczył w naszą przestrzeń. - Dotknij ją jeszcze raz, a odetnę ci łapę - powiedział rzeczowo. Zaczęłam oddychać płycej, ale poczułam narastający gniew. Nie, nie, nie. Aidan przewrócił oczami, ale wycofał się, pewnie zdając sobie sprawę, że nie było to warte walki. Madoc już wyglądał, jakby był żądny krwi. Obnażyłam zęby, potrząsnęłam głową i poczułam, jakby zaraz miał
mi eksplodować mózg w mojej czaszce. Byłam gotowa do wybuchu. - Madoc - zacisnęłam zęby. - Po prostu się zamknij - nakazał od razu.- Zamknij się i zatańcz ze mną. Co? Zatańczyć z nim? Żadnego wyciągania mnie stąd, żadnego krzyczenia na mnie bez powodu? Żadnego warczenia w moją twarz i rozkazów, bym wróciła do domu? Stałam tam, próbując pojąć co do diabła właśnie się działo i ledwo co zauważyłam, jak mnie przyciągnął. Silne dłonie Madoca zacisnęły się na mojej talii, trzymając mnie mocno, ale zarazem ledwie dotykając. Jego tors był tuż przed moimi oczami i powoli spojrzałam w górę. Cholera. Gdy spojrzał na mnie, wszystko było nieruchome, z wyjątkiem naszych stóp, które poruszały się do muzyki. Było tak, jakby czegoś szukał w moim spojrzeniu. Wszystko w nim, odcień jego oczu, mięśnie, które czułam pod jego koszulką, sposób w jaki wiedziałam jak poruszało się jego ciało podczas uprawiania miłości i wszystko w nim przyciągało mnie. Zassałam oddech, pragnąc, aby przestał mnie dotykać i żałując, że nie mogłam się odsunąć. Zrobiłabym to w kolejnej minucie. W następnej minucie będę nasycona ciepłem, którego nie czułam od miesięcy i uczucia bicia serca, które znowu mogłam poczuć. W następnej chwili puściłabym go. Zamknęłam oczy. Jeszcze. Jedna. Minuta. Wbiłam palce w jego ramiona, gdy jego zaborcze dłonie wsunęły się w rozprucie na moich plecach i dotknęły skóry. Nie były to delikatne, Aidanowe muśnięcia. Madoc rozłożył całą dłoń, dotykając mnie wszystkim czym miał.
Oparłam czoło o jego tors, zaciągając się jego wodą kolońską. Motylki zaczęły fruwać w moim brzuchu i uśmiechnęłam się, gdy łaskotanie przesunęło się niżej. Było ta przyjemnie. Spróbowałam powstrzymać drżenie głosu, gdy na niego spojrzałam. - Jesteś tu z kimś, Madoc - powiedziałam cicho.- Dlaczego tańczysz ze mną? Uniósł dłoń, dotknął nią boku mojej twarzy, zaś palce przesunął na mój kark. - Zadajesz zbyt wiele pieprzonych pytań - warknął rozdrażnionym tonem. I przyciągając moje ciało do swojego, zamknął moje usta w pocałunku. Madoc? Nie wypowiedziałam jego imienia na głos. Chyba je wyjęczałam, ale dalej byłam kompletnie cicho. A potem byłam jego. Przeszedł przeze mnie dreszcz i natychmiast poczułam wilgoć między nogami. Jego ciepło na moich wargach sprawiło, że zrobiłam się wygłodniała. Zassał oddech i szepnął: - To dlatego, że lubię jak smakujesz, okay? I znowu jego wargi pochwyciły moje, pokrywając je żarem i rozkazem, jakby dokładnie wiedział jak rozpracować moje ciało i czego potrzebowałam. O tak. Przycisnęłam się do niego, odwzajemniając pocałunek, gdy objął mnie w talii i przyciągnął do swoich ust. Mocno.
Przesunęłam palcami po jego karku i wsunęłam język w jego usta, masując i drażniąc go. Byliśmy tylko my. Było tylko to. Jego wargi poruszyły się na moich, wnikając głębiej, pieszcząc mój język, wsuwając się i wysuwając, aby pocierać mój kolczyk. Pożerał mnie. Wciągnął moją dolną wargę między swoje zęby i uciekł ze mnie jęk, gdy zacisnęłam powieki na ten słodki ból. Nie żeby bolało. Samo całowanie go, dotykanie, wdychanie jego zapachu było czymś zbyt wiele. Było tak, jakby przytłaczał moje ciało, a przez tą całą rozkosz chciało mi się płakać. Wbił palce w moje plecy i poczułam erekcję przez jego dżinsy. Boże, co my wyprawiamy? Byliśmy na zatłoczonym parkiecie. Miał tu ze sobą dziewczynę! Jared, Tate i Jax byli tu, prawdopodobnie się gapiąc, albo już poszli. Otworzyłam na chwilkę oczy i dostrzegłam, że nikt na nas nie patrzył. Pary dookoła nas były skupione na sobie. - Madoc - powiedziałam ledwo, niemalże płacząc. Odsunął twarzy, chwycił moją w dłonie i potarł nosem o mój. Oboje dyszeliśmy. - Chcę być w tobie - jęknął i od razu pomyślałam o naszej nocy w skate parku i deszczu.- Ale... - wyprostował się i opuścił dłonie.- Nie zamierzam tego zrobić. Jego głos był pusty, pozbawiony jakiegokolwiek ciepła, które kryło się w nim jeszcze minutę temu. I odszedł.
Rozdział 20
Madoc
W chwili w której wziąłem ją w ramiona, w której dotknąłem wargami i kiedy wyjęczała moje imię, niemal zrezygnowałem ze swojego planu. Ale nie było mowy o tym, żebym miał patrzeć jak znowu odchodzi. Nie, nie tym razem. Tym razem to ja zamierzałem odjeść. I na tą myśl uniósł mi się kącik ust, gdy zacząłem się przeciskać przez tłum. Była sztywna jak kostka lodu, gdy odebrałem ją Aidanowi, a potem rozpuściła się jak płyn w moich ramionach. A teraz była niczym kałuża na parkiecie. To ja tu jestem mężczyzną. Kogo obchodziło, że wyglądała seksownie, gdy stała tak na scenie? I że nieco poniosła mnie zazdrość, gdy Aidan zaczął z nią tańczyć? Albo że byłem gotów go zabić, gdy dostrzegłem jego łapsko pod jej koszulką? Pieprzyć go i pierdolić ją.
- Wal się!- Ashtyn wrzasnęła na mnie, gdy wróciłem do stolika. Dostrzegłem, jak odchyliła rękę do tyłu i uchyliłem się w samą porę, zanim jej dłoń wylądowała na moim policzku. - Poważnie?- uniosłem dłonie, śmiejąc się.- Uspokój się. To był tylko żart. Więc chyba zobaczyła ten pocałunek. - Dupek z ciebie!- krzyknęła i wyszła z baru. Ludzie wokół nas zachichotali, w tym Jax, podczas gdy Jared pokręcił głową, a Tate się skrzywiła. - Och proszę – poprosiłem sarkastycznie.- Tęskniłaś za mną i dobrze o tym wiesz. Tate przewróciła oczami i wstała, prostując koszulkę. - Myślałam, że tak – westchnęła, rozglądając się po sali.- Wy, chłopcy, świetnie to rozgrywacie. Idę wyciągnąć Fallon z łazienki. Nie miałem pojęcia, że Tate widziała ją na tyłach baru przez tłum ludzi, ale wstała i ruszyła przed siebie, przepychając się przez tańczących, aby znaleźć swoją koleżankę. Usiadłem i wypiłem resztę piwa, a potem pochyliłem się do przodu, gdy Jax walnął mnie w plecy. - Nie pójdziesz za którąś z nich?- zapytał, splatając palce z tyłu głowy i odchylając się na tylnych nogach swojego krzesła. - Za Tate i Fallon?- zerknąłem na niego.- Mogą się zająć sobą nawzajem. - Nie, miałem na myśli Fallon albo Ashtyn. Ashtyn nie jest czasem twoją dziewczyną? Dziewczyna. Na to słowo naszła mnie ochota, by zanurzyć głowę w błocie i poczekać, aż umrę. - Nie – spojrzałem z powrotem na parkiet.- Od kiedy mam dziewczyny?
Spojrzałem nad stołem w oczy Jareda, ale nie odezwał się. Jego spojrzenie mówiło wystarczająco dużo. Wiedział, że coś się działo i zdawał sobie sprawę, że zboczyłem z toru. Ale jako dobry kumpel, nie czuł potrzeby, aby stwierdzić oczywisty fakt. Sam fakt, że już tu był i wiedział, pomagał. Dostrzegłem czerwoną koszulkę Tate, gdy z powrotem przedzierała się przez tłum, a potem się wyprostowałem, gdy zdałem sobie sprawę, że była sama. - Cóż… - westchnęła, opierając dłonie na biodrach.- Myślę, że możemy już iść. Mam już dość na dzisiaj. Uśmiechnęła się do Jareda i to w taki sposób, jakby chciała powiedzieć, że oni nie mieli dość na dzisiaj. Byłem zdezorientowany. - Gdzie Fallon?- zapytałem. Tate zajęła się przekładaniem paska torebki przez piersi, ledwie co na mnie patrząc. - Och, Fallon? Cóż, ona… myślę, że… chyba wyszła z tym chłopakiem, który się do nas dosiadł. Jak miał na imię? Aidan? Poczułem jak wypełnia mnie gniew i jak boleśnie zmarszczyły mi się brwi. - Co?- co jest kurwa? Tate wreszcie spojrzała w moją stronę i zacisnęła usta w cienką linię, dając mi do zrozumienia, że nie było to nic wielkiego. - Taa – wzruszyła ramionami.- Poszłam po nią do łazienki, ale rozmawiała z nim na korytarzu. A potem skierowali się do wyjścia. Zerwałem się z miejsca, spoglądając ze złością na Tate. Wyszła z nim? O nie.
Skierowałem się do drzwi baru bez pożegnania. Gdy wyszedłem na chodnik, to zatrzymałem się i rozejrzałem dookoła. Gdzie do cholery była? Tlen uciekał mi z płuc w ciężkich oddechach. Po lewej czekała na mnie sama ciemność. Po prawej ciągnęła się uliczka z barami studenckimi, do których by jej nie zabrał. Najpierw odwróciłem się w lewo. Aidan nie był podejrzanym typem. Nie miałem żadnych podstaw, aby podejrzewać go o to, że zaciągnąłby ją w ustronne miejsce i spróbował czegoś, ale postanowiłem, że byłą to lepsza opcja aby sprawdzić, zanim ruszyłby w stronę bezpieczniejszych barów. Ruszyłem chodnikiem, słysząc jak miasto cichnie, gdy szedłem naprzód. Sukinsyn. Zamierzałem ją znaleźć, przyłożyć jemu, a potem naprawić samochód Tate, aby Fallon mogła się stąd wynieść. Jeszcze dzisiejszej nocy. Zabawiłem się nią na parkiecie, pocałunek niemal wymknął się spod kontroli, a potem myślałem, że po prostu będzie niewidzialna i cicha? Dlaczego nie dałem jej wyjechać tego popołudnia, tak jak chciała? Miałem się dobrze, odkąd widziałem ją po raz ostatni jakieś trzy miesiące temu. Z pewnością nie byłem szczęśliwy, ale tak jak wcześniej przeżyłem jakoś rozstanie i ruszyłem do przodu ze swoim życiem. Chociaż było puste. A teraz znowu za mną podążała. Madoc Caruthers to ja. Nie złościłem się, nie ganiałem za kobietami, które nie chciały być ścigane.
Ale nie mogłem pozwolić jej z nim odejść. Nie miało to nawet miejsca. Ostry błysk światła ulicznego rozświetlił całą okolicę i w oddali nie dostrzegłem nikogo podobnego do Fallon. Kilka par tu i tam. Kilku pijanych studentów, którzy się razem zataczali. Zatrzymałem się na rogu i rozejrzałem, dzięki czemu wreszcie ją zauważyłem. Jej nogi poruszały się szybko i zniknęła w cieniu drzew, który osłonił ją od światła księżyca. Ale wiedziałem, że to była ona. Ta cholerna, podarta koszulka. Wbijając mocno stopy w chodnik, ruszyłem z furią w nogach. Chciałem biec. Podbiec za jej plecy, przerzucić ją przez ramię i zabrać do domu. Mój głos był głęboki i gorzki, gdy krzyknąłem. - Dokąd idziesz? Odwróciła się zatrzymując i skrzywiła się. - Śledzisz mnie?- oskarżyła. Zignorowałem pytanie. - Dokąd idziesz?- znowu zapytałem. Wygięła usta na tyle, aby dać mi do zrozumienia, że jak na tą noc skończyła się nasza współpraca. Ale potem… uśmiechnęła się grzesznie i zmierzyła mnie wzrokiem. - Jak na kogoś, kto mnie nienawidzi – powiedziała, gdy spojrzała na mnie z żarem w oczach.- Strasznie się martwisz o moje przyjścia i wyjścia – przesunęła dłonią w dół swojej szyi, po piersiach, aż dotarła do wnętrza uda. O cholera. Moje oczy żyły swoim własnym życiem. Po prostu śledziły jej ruchy.
Uśmiechnęła się, jakby zwyciężyła, na co zamrugałem, próbując oderwać wzrok od miejsca w którym zatrzymała się jej ręka. Odwróciła się i zaczęła iść jeszcze szybciej. I wtedy dotarło do mnie, że była sama. - Gdzie Aidan?- krzyknąłem, ale zignorowała mnie, idąc w stronę ciemnego parku. Tym razem za nią pobiegłem, ściągnąłem swoją niebieską koszulę i narzuciłem na jej ramiona. - Jezu Chryste, Fallon, jest zimno i ciemno. Weź koszulę – potrząsnąłem nią w jej stronę, ale dalej szła, ignorując mnie. Wsunąłem język między zęby, aby ich nie zacisnąć. - Nie możesz sama przejść przez ten park – warknąłem.- Gdzie Aidan? - Skąd mam wiedzieć, gdzie jest Aidan? - Bo… - urwałem, mrugając długo i mocno. Pieprzona Tate. Zdając sobie sprawę, że zostałem wkręcony i jeszcze bardziej wkurzony, że Tate pozwoliła Fallon iść samej przez ciemne miasto, wciągnąłem głęboki oddech przez nos. Oczywiście, że Tate zakładała, że i tak pobiegnę za Fallon. - Cóż, wygląda na to, że zostałem wkręcony. Byłem pod wrażeniem, że wyszłaś z baru z nieznajomym. - Och, tak, to byłoby bardzo w moim stylu, prawda?- riposta w jej odpowiedzi była ostra. - Cóż, wyglądało na to, że ci się podobało z nim na parkiecie – z trudem dotrzymywałem jej kroku i jednocześnie zachowałem spokój. Niemalże szła sprintem.
- Taa, tak samo jak tobie z tą brunetką?- powiedziała przez ramię.Narzekam, Madoc? Nie, bo mnie to nie obchodzi. Suka. - Hej – zignorowałem jadowitość jej słów za pomocą uśmiechu.Ruszyłem do przodu. Nie było to trudne. Jestem pewien, że zrobiłaś to samo w Chicago – wkroczyłem jej na drogę, przez co się zatrzymała, po czym spojrzałem na jej napiętą twarz.- Biorąc pod uwagę z jaką łatwością rozłożyłaś dla mnie nogi – ciągnąłem.- Jestem pewien, że świetnie się bawisz na studiach. Jej oczy zapłonęły i uderzyła rękoma w mój tors, ale ledwo co drgnąłem. - Ugh!- warknęła. Jej zielone oczy ciskały gniewem, a jej włosy rozsypały się wokół jej twarzy w dzikim sztormie. - No dalej – nacisnąłem, parskając śmiechem.- Wiesz jak bardzo mi się podoba, gdy ze mną walczysz. Ty się podniecasz, a ja zaliczam numerek. Zacisnęła palce i dostrzegłem jak uniosła rękę, zanim pewnie się zorientowała co robiła. Jej pięść wylądowała na mojej szczęce, celując w kącik ust i nawet nie próbowałem tego powstrzymać. Uwielbiałem, jak Fallon walczyła. Zawsze. Ostry ból w mojej twarzy rozprzestrzenił się do brody i zacisnąłem usta, wciągając i przełykając krew, która wleciała mi do ust z rozcięcia. Jej pięści nie zatrzymały się. Lądowały w mocnych ciosach na moich ustach, aż złapałem ją za nadgarstki, próbując uspokoić. - Nienawidzę cię – krzyknęła, ale łaskotanie w moim brzuchu przerodziło się w rozbawienie, którego nie mogłem powstrzymać. Parsknąłem śmiechem, na co oszalała. Gdy jej ręce zawiodły, to spróbowała się odsunąć i kopnąć mnie, aż wreszcie pozwoliłem jej ciału wylądować na moim, ciągnąc nas na
ziemię. Wylądowała na mnie, ale szybko nas przekręciłem, siadając na niej okrakiem. Dzięki Bogu nie krzyczała, tylko wiła się i patrzyła na mnie z mordem w oczach. Niech Bóg mnie ma w swojej opiece, jeśli jakiś policjant przeszedłby się tą drogą. Ta pozycja była czymś, czego wiele osób by nie zrozumiało. Nie zamierzałem jej skrzywdzić. Chciałem tylko, aby skupiła na mnie swoją uwagę. Przycisnąłem jej ręce do obu stron jej głowy i pochyliłem się, aby szepnąć jej do ucha. - Powiedziałem coś nie tak?- droczyłem się, czując na swoim torsie jej unoszące się i opadające piersi.- Nie bawisz się dobrze w collegu, czy wściekasz się, że nazwałem to po imieniu? Nie wstydź się tego, że rozkładasz nogi dla każdego, Fallon. To rodzinne. Jak nie patrzeć, to jesteś córką swojej matki. - Ugh!- ryknęła, próbując mnie zrzucić, ale przycisnąłem ją do ziemi. - No dalej!- krzyknąłem, widząc w jej oczach łzy, które chciałem.No dalej. Przyznaj się! Jej twarz, gorąca od gniewu, wyglądała tak, jakby miała zaraz eksplodować. A potem krzyknęła: - Nigdy nie byłam z nikim innym oprócz ciebie, dupku! I znieruchomiałem. Wszystko się zatrzymało. Powietrze ze mnie uciekło. Zrzedła mi mina. Nie obchodziło mnie, że serce waliło mi w piersi jak uderzenia kija baseballowego. Co do cholery właśnie powiedziała? Zmrużyłem oczy, przyglądając się jej. Zassała oddech przez zęby, patrząc na mnie tak, jakby chciała mnie rozerwać na strzępy. - Z nikim – warknęła.- A teraz złaź ze mnie zanim zacznę krzyczeć.
Nie mogłem w to uwierzyć. - W przeciągu dwóch lat, w których nie byliśmy razem, nikogo nie było?- zapytałem, wciąż się nad nią unosząc. - Będą – jej wyszeptana groźba brzmiała groźniej niż jej krzyki.Zamierzam sprawić, że będziesz jak odległe wspomnienie. Zmrużyłem oczy na jej wyzwanie i czy to rozumiałem czy nie, mój fiut też zaczął puchnąć. Może to przez pozycję w której się znajdowaliśmy, może przez ferwor walki, albo potrzebę złamiania jej, ale chciałem jej cholernie dotknąć. Dostrzegłem srebro na jej języku, które przesunęło się po jej zębach i instynktownie przesunąłem swoim językiem po tyle swoich zębów, przypominając sobie to uczucie w moich ustach na parkiecie. Jej oddech zwolnił i oblizała wargi, nie drżąc pod moim spojrzeniem. Mówiłem powoli i spokojnie, próbując do niej dotrzeć. - Zachowujesz się tak, jakbyś nie miała serca, jakbyś połknęła swoje sumienie wraz z całym bólem, jaki spowodowałaś. Ale przejrzałem cię, Fallon. Prawda jest taka, że cholernie mnie pragniesz – zamknęła usta i przełknęła ślinę.- Zawsze mnie pragnęłaś. Wiesz dlaczego? Bo nie próbuję zabić twoich demonów. Ja biegnę wraz z nimi. Jej piersi znowu zaczęły się szybciej unosić i opadać, a jej powieki zatrzepotały. - I nigdy nie przestałem cię pragnąć – dodałem tuż przed tym jak zmiażdżyłem jej usta w pocałunek. Jęknęła w moje gardło, ale byłem jak wygłodniały człowiek na uczcie. Nie mogłem całować jej wystarczająco szybko. Im bardziej moje wargi poruszały się na jej, tym czułem większy głód w żołądu. Więcej, więcej, więcej. Moje całe ciało płonęło. Jakim cudem zawsze mi to robiła?
Wyprostowałem nogi, rozpłaszczyłem swoje ciało na jej i przesunąłem dłonie z jej nadgarstków na ziemię. Już chciałem zwycięsko krzyknąć, gdy mnie nie walnęła, ale zamiast tego chwyciła moją twarz w dłonie i pogłębiła pocałunek. Jej gorący, śliski język spotkał się z moim i rozchyliłem wargi nad jej, bawiąc się jej języczkiem. Za każdym razem kiedy kolczyk w jej języku musnął skrawek moich ust, to kutas podskakiwał mi w napływie krwi. - Kurwa, Fallon. Twój pieprzony język – wydyszałem, zanim zanurzyłem się po więcej. Kuleczka w jej ustach podniecała mnie bardziej niż powinna i pewnie nie miałbym nic przeciwko, aby całować ją przez resztę nocy. Ale… po usłyszeniu tego, że byłą tylko ze mną, czułem mnóstwo innych rzeczy, których teraz nie mogłem zrozumieć. Wszystko co wiedziałem, to to, że teraz chciałem być jej pierwszym we wszystkim. Nie martwiłem się o to, że porównywała mnie do innych facetów. Martwiłem się tylko tym, żeby ziścić jej najskrytsze fantazje. Co o dziwo było trudnym wyzwaniem. Chciałem dać jej wszystko. Przesuwając się, aby położyć się na ziemi u jej boku, nie przerwałem pocałunku, gdy przesunąłem dłonią w dół jej ciała i wsunąłem ją w jej dżinsy. - Jezu – cofnąłem ją, otwierają oczy i spoglądając na nią. Nie miała na sobie majtek. Tylko swoje dżinsy. Sięgnąłem niżej, znajdując co chciałem między jej nogami i uśmiechnąłem się. Moje palce znalazły jej ośrodek i już poczułem wilgoć jej otwarcia. Odchyliła głowę do tyłu i zadyszała. - Masz w ogóle pojęcie jak bardzo mnie podniecasz?- moje pytanie bardziej brzmiało jak oskarżenie.- Taka mokra i idealna. Moja.
Niemal się zatraciłem, gdy wsunąłem w nią dwa palce. Ten żar. Wilgoć wokół moich palców. - Chcę być w tobie – powiedziałem jej, wbijając w nią szybciej palce. - Madoc, proszę – poprosiła i pochyliłem się, aby przesunąć językiem wzdłuż jej ucha. Zadrżała i uniosła twarz ku mnie. - Jeszcze nie. Chcę ci dać kolejny pierwszy raz. Podciągnąłem się na jedno kolano i znowu nad nią zawisłem, wyciągnąłem dłoń z jej dżinsów i podciągnąłem koszulkę aż do jej piersi. Chwytając kawałek jej brzucha w usta, rozsypałem na nim drobne pocałunki, kierując się ku jej dżinsom. - Madoc, nie możesz – chwyciła moją twarz w dłonie, unosząc swoją.- Ktoś nas zobaczy. - Nie obchodzi mnie to. Odpiąłem jej rozporek i ledwo je zszarpnąłem w dół, gdy opadłem między jej kolana aby jej posmakować. Był początek października i już było zimno jak diabli, ale ja płonąłem. Jej ciało było tak samo gorące i spojrzałem na nią, gdy musnąłem językiem jej łechtaczkę. Zaśmiałem się, gdy dostrzegłem, że patrzyła na mnie przez palce. Wstydziła się, co mnie cieszyło. Może i byłem jedynym, który był w niej, ale to nie oznaczało, że przede mną nikt nie sprawił jej takiej przyjemności. Teraz już byłem tego pewien. Mój fiut, moje usta, mój język. Była moja. Przycisnąłem język do jej nabrzmiałego wzgórka i zatoczyłem kręgi, aż wplotła palce w moje włosy, odsłaniając swoją zaczerwienioną twarz. Jej nogi zaczęły się poruszać, najpierw lewa a potem prawa, aż zdałem sobie sprawy, że próbowała się pozbyć swoich dżinsów.
Moja dziewczyna. Poderwałem się i pociągnąłem za materiał wokół jej kostek, zszarpując je i odrzucając gdzieś tam. - O kurwa – jęknąłem pod nosem, spoglądając na nią w samej podciągniętej koszulce i golutkiej poniżej. Znowu zanurkowałem między jej nogi i ścisnęła moje włosy, gdy lizałem delikatnie jej długość i muskałem językiem jej cipkę. - Madoc – wydyszała, ocierając się o mój język.- Jest tak dobrze. Doprowadź mnie. Proszę. Moje całe ciało napięło się i czułem, jak płonąłem od pasa w dół. Mój fiut ocierał się o dżinsy i pot spływał mi wzdłuż kręgosłupa pod moją koszulką. Nie mogłem już dłużej tego znieść. Nie przez pragnienie jej, ale potrzebowanie jej. Było tak, jakby płonęło mi w brzuchu na samą myśl o posiadaniu jej, więc odepchnąłem myśl, że mnie nie chciała. Mogła zaprzeczać lub się przyznać, ale było to po niej widać. Kładąc na niej swoje całe usta, pożarłem ją, sprawiając, że jęczała coraz bardziej. Ssałem i przygryzałem, lizałem i wsuwałem się w nią. - O Boże, Madoc – odrzuciła głowę do tyłu, zaczęła oddychać gwałtownie szybko, gdy jej ciało zadrżało. Chwyciłem ją za biodra, gdy w tym samym czasie niemal wyrwała mi włosy, gdy doszła. Nie pomogłem jej wrócić na ziemię z delikatnością. Odchyliłem się do tyłu i usiadłem na piętach, po czym wyłowiłem prezerwatywę z portfela. Zanim w ogóle zdołała otworzył oczy, rozdarłem opakowanie, nałożyłem gumkę i wsunąłem się główką w jej dziurkę. Znalazłem się w niej zanim skończył się jej orgazm. Pochylając się nad nią, dyszałem tak samo mocno jak i ona, sięgnąłem za głowę, chwyciłem swoją czarną koszulkę i ściągnąłem ją, odrzucając na bok. Wsparłem się na jednej ręce, w drugą chwyciłem swojego fiuta,
twardego i gotowego dla niej. Odepchnęła się od ziemi, objęła moją szyję ramionami i pocałowała mnie mocno. Potarłem czubkiem penisa o jej szparkę, gdy pisnęła przy moich wargach. - Połóż się – syknąłem przez zaciśnięte zęby.- Potrzebuję cię teraz. Gdy tylko z powrotem opadła na ziemię, szerzej rozsunęła nogi, a ja wsunąłem się w nią nieco bardziej. Chwyciłem ją za biodro, by ją unieruchomić i wszedłem w nią całkowicie. - Ah!- jęknęła i zamknąłem oczy, warknąwszy cicho. Wsunąłem ramię pod jej kolano i chwyciłem jej udo w dłoń, przyciągając ją do siebie, jak tylko mogłem. - Madoc – szepnęła w uniesieniu. Zatraciła się, pragnąc więcej i więcej. Chwyciła mnie za tyłek przez dżinsy i skrzywiłem się, gdy wbiła paznokcie. Uwielbiałem to. - Właśnie tak – wydyszałem, wchodząc i wysuwając się w szybkim rytmie.- Dotknij mnie, Fallon. Jej palce przesunęły się z mojego tyłka wzdłuż kręgosłupa, aż chwyciła mnie za tył głowy i przyciągnęła do swoich warg. Była dzika. Jej język musnął moją szyję, possała ucho i zatopiła się w moje usta z pełną pasją. - Szybciej, Madoc – szepnęła mi do ucha.- Dojdź mocno. Wysunąłem się, wspierając na jednej ręce, zaś w drugiej trzymałem jej pierś, wbijając się w nią, podczas gdy ona zaciskała się na mnie coraz mocniej z każdym uderzeniem. Jej włosy rozsypały się na zimnej trawie i przyglądałem się jak zaczarowany, gdy jej ciało opadało do przodu i tyłu, gdy wchodziłem w nią. Byłem pochłonięty przez Fallon i choć wiedziałem, że przetrwałbym bez niej, to nie chciałem. Od teraz chciałem mieć ją w swoim łóżku, na
swoich kolanach, na stole kuchennym i przy sobie każdego cholernego dnia. To była moja dziewczyna i w końcu zrozumiałem, dlaczego Jared tak bardzo potrzebował Tate. Dlaczego ją krzywdził, gdy myślał, że nie może jej kochać. Po prostu jej chciał. Fallon spojrzała na mnie, wciągając dolną wargę między żeby i dostrzegłem, że się napięła. Zacisnęła się wokół mojego fiuta, co dało mi do zrozumienia, że była blisko. - Zostań ze mną – nakazałem, patrząc na nią intensywnie. Przy każdym pchnięciu uchodził z niej drżący oddech, a jej szmaragdowe oczy wręcz słały mi niemą prośbę. Pochyliłem się, zaciskając szczękę. W końcu zacisnęła oczy i krzyknęła i też odpuściłem. Jej mięśnie zacisnęły się wokół mnie spazmatycznie i wbiłem się w nią raz dwa, zanim doszedłem i opadłem. Leżałem tak z głową na jej ramieniu, nasze szorstkie oddechy były jedynym dźwiękiem w cichym parku. Cholera. Nawet nie chciałem się oglądać, aby sprawdzić, czy zostaliśmy przyłapani. Była głośna i poczułem, jak moja skóra się rozgrzewa, gdy serce podskoczyło mi do gardła. Odwróciłem jej twarz do siebie, pochyliłem się, przez co nasze wargi dzieliły cale. Rozchyliła usta i patrzyła na mnie z prośbą w oczach, wypełnioną bólem i rozkoszą. Przyjmując zaproszenie, pocałowałem ją, obejmując ramionami czubek jej głowy i otaczając jej ciało swoim. Nacisnęła na moje usta z pełną siłą, pogłębiając pocałunek. - Madoc – zadrżała przy moich wargach.- Ja…
- Ciii – poleciłem, znowu ją całując. Były rzeczy, które musieliśmy sobie wyjaśnić. Ale nie dzisiejszej nocy.
***
Tą noc spędziłem na kanapie w domu mojego ojca, nie chcąc naciskać na Fallon zbyt mocno i szybko. Nasz wyskok o północy w parku wystarczył, aby ją odstraszyć, przez co wkurzyłem się na siebie samego, że czułem potrzebę chodzenia wokół niej na palcach. Nigdy wcześniej nie zależało mi na żadnej dziewczynie tak jak na niej i nie miałem pojęcia, czy problem tkwił we mnie, czy to Fallon. Obydwoje zaczęliśmy we wczesnym wieku; może przez to zniszczyła mnie dla innej kobiety. Nie miałem pojęcia. I nie byłem w nastroju, aby myśleć o tym czy ją kocham czy nie. Po prostu wiedziałem, że jeszcze z nią nie skończyłem. Więc wycofałem się, nie nalegając, byśmy dzielili łóżko i tym samym pozwalając jej odpocząć. Tate i Jared byli w domu, gdy weszliśmy z Fallon do środka. Nie widziałem ich, ale wiedziałem że nie spali, zwłaszcza, że wydawali z siebie konkretne, stłumione dźwięki. Zanim się pożegnałem z Fallon, zaserwowałem jej długi pocałunek.
Ale następnego rańca4, to Jared wybudził mnie szarpnięciem ze snu. - Hej, niebawem wyjeżdżamy – oznajmił. Przetarłem rękami oczy. - Wszyscy już wstali?- zapytałem, siadając. Położył dwie torby podróżne w holu przed drzwiami.- Taa, Fallon już pojechała. Przerzuciłem nogi przez kanapę, opierając łokcie na kolanach. - Co?- wymamrotałem, patrząc na niego i mając nadzieję, że kłamał. - Zdaje mi się, że obudziła wcześniej Jaxa, aby naprawił samochód – posłał mi znaczące spojrzenie. – Najwidoczniej nie zajęło mu to dużo czasu, skoro podłączył przepustnicę, więc minęło już trochę czasu odkąd wyjechała – urwał i spojrzał, przeżuwając gumę i czekając, aż coś powiem. - No kurwa nie wierzę!- ryknąłem, podnosząc wazon ze stolika i ciskając nim przez pokój, aż ten rozbił się o ścianę. Z powrotem opadłem na kanapę z brązowej skóry, przecierając twarz dłońmi. Co jest kurwa? - Coś się stało?- usłyszałem Jaxa za rogu. Położyłem głowę, zamknąłem oczy i splotłem dłonie na czubku głowy. - Nic – odpowiedział Jared.- Ja się tym zajmę. Nie słyszałem jak Jax wyszedł, ale kiedy opuściłem dłonie i otworzyłem oczy, to zniknął. Jared okrążył stolik i usiadł na skórzanym fotelu, który był dopasowany do kanapy. - Wróciła do Shelbourne Falls, aby tam spędzić resztę tygodnia. Jej mama napisała, że potrzebuje jej tam z jakiegoś powodu – powiedział
4
Sory, nie mogłam się powstrzymać xD ostatnio te słowo jest moim nowym favem <3
Jax. Gniew we mnie spowodował mgłę w mojej głowie, która uniemożliwiała myślenie. Jared pogrzebał w swojej bluzie, aby wyciągnąć klucze. - Teraz wracamy – powiedział.- Odwiedzimy rodziców, a potem Tate ma wyścig. Powinieneś pojechać z nami. Pokręciłem głową, nawet na niego nie patrząc. Powaliło go? Wyciągnął w moją stronę klucz. - Do domu Tate – wyjaśnił.- Fallon się tam zatrzymała. Pan Brandt wyjeżdża z miasta wcześnie tego wieczoru w sprawach biznesowych, ale ja zatrzymam się z Tate w pokoju w twoim domu. Wyjaśnij to. Pokręciłem głową. - Nie ma mowy. Mam dość. Tak szczerze mówiąc, to co Fallon kiedykolwiek dla mnie zrobiła? To był mój ostatni raz. Jeżeli nie potrafiła się otworzyć i zachowywać kurwa normalnie, to nie była tego warta. Jared wstał i rzucił kluczyk na moją pierś. - Po prostu jedź – nakazał.- Wyjaśnij to. Chcę z powrotem mojego kumpla. - Nie – powtórzyłem.- Nie będę znowu za nią ganiać. - Opowiedziałem całej szkole o moim misiu, aby odzyskać Tate – skrzywił się na mnie.- Ścigaj. Mocniej. Ale nie mogłem. Fallon wiedziała, że jej pragnąłem. Musiała wiedzieć, jak mi na niej zależało. Ale nie ufałem jej. Bawiła się mną i nie miałem pojęcia dlaczego. Znajdzie mnie, jeśli będzie gotowa rozmawiać.
Rozdział 21
Fallon - Tatusiu?- podniosłam się na łóżku szpitalnym, gdzie spałam. Stał nade mną w swoim kremowym swetrze i brązowych, skórzanych spodniach, pachnąc kawą i Ralphem Laurenem. Jego oczy były pełne bólu i wyczerpania, przyglądały mi się. - Spójrz, co sobie zrobiłaś. Skrzywiłam się, a w oczach zebrały mi się łzy. - Tatusiu, przepraszam – szloch wyrwał mi się z gardła i czekałam, aż mnie przytuli. Potrzebowałam go. Był wszystkim, co miałam. Pustka. Samotność. Byłam teraz sama. Nie miałam nikogo. Moja mama zniknęła. Nie dzwoniła. Dziecko zniknęło. Moje dłonie instynktownie przesunęły się do brzucha i poczułam tylko tępą pustkę zamiast miłości. Zapiekły mnie oczy i odwróciłam wzrok, zaczynając płakać w cichym i ciemnym pokoju. To nie było moje życie. Nie tak powinno być. Nie powinnam była się w nim zakochiwać. Nie powinnam była pęknąć. Ale po aborcji wszystko zatonęło w błocie i nie mogłam już chodzić. Nie mogłam jeść. Ból w moich piersiach stawał się tylko większy i ciągle byłam
wyczerpana przez zmartwienie i ból serca. Gdzie był? Próbował mnie odnaleźć? Myślał o mnie? Nie miałam pojęcia jak bardzo go kochałam, dopóki nie zostałam od niego oddzielona. Moja mama powiedziała, że to było to tylko zauroczenie. Zakochanie. Że mi przejdzie. Ale z każdym dniem moja frustracja i smutek się pogłębiał. Nie dawałam sobie rady w szkole. Nie miałam znajomych. Wreszcie udało mi się pojechać do Shelburne Falls, aby zobaczyć, iż Madoc o mnie zapomniał, tak jak powiedziała mama. Nawet się nie wahał. Jedyne co siedziało mu w głowie, to dziewczyna, którą miał między nogami. Wycofując się, uciekłam z domu i wskoczyłam do samochodu mojego taty, który ukradłam. A teraz byłam tutaj, trzy dni później z ranami ciętymi na moich rękach i ostrym bólem w piersiach. Zassałam oddech i zesztywniałam, gdy mój opiec odsunął nakrycie, zrzucając je na podłogę. - Tatusiu, co ty robisz?- krzyknęłam, dostrzegając jego gniewne, zielone oczy. Ściągnął mnie z łóżka, chwycił za przedramię tak mocno, że aż zapiekło. - Au, tatusiu!- zawyłam, słabnąc na podłodze, gdy zaciągnął mnie do łazienki. Moje ręka była jakby rozciągnięta i czułam się tak, jakby w każdej chwili miał ją wyrwać ze stawu. Co on wyprawiał? Patrzyłam jak zakorkował odpływ zlewie i zaczął napełniać go wodą. Palce jego ręki wbiły się w moje ramię, przez co zaczęłam gwałtownie łapać powietrze. Pociągnął mnie mocno za rękę, przyciągając bliżej i krzycząc. - Kim jesteś? Łzy spłynęły mi po policzkach, gdy się rozpłakałam. - Twoją córką.
- Zła odpowiedź – i chwycił mnie za tył szyi i wepchnął moją twarz w wypełniony zlew. Nie! Zachłysnęłam się wodą, gdy wepchnął moją głowę pod powierzchnię. Uderzyłam obiema rękami boki zlewu i nacisnęłam na jego rękę, ale był zbyt silny. Potrząsnęłam ręką, moje śliskie ręce ześlizgnęły się po porcelanie, gdy z nim walczyłam. Woda wlała mi się do nosa i zacisnęłam oczy, gdy poczułam pieczenie. Nagle zostałam wyciągnięta spod wody. - Tatusiu, przestań!- zakaszlałam i wyplułam wodę, która ściekała mi po brodzie. Jego głos rozgrzmiał wokół mnie. - Chcesz umrzeć, Fallon?- w złości szarpnął moją głową.- Właśnie dlatego to zrobiłaś, prawda? - Nie… - pospieszyłam z odpowiedzią, zanim znowu wepchnął mnie pod wodę, odcinając od zapasów powietrza. Ledwie co miałam czas, aby pomyśleć czy się przygotować. Pociemniało mi w głowie, gdy zatonęłam w płytką głębię. Tłumaczyłam sobie, że mój ojciec by mnie nie zabił. Ale sprawiał mi ból. Wnętrza moich przedramion piekły i mogłam myśleć tylko o tym, że moje cięcia znowu krwawiły. Znowu pociągnął mnie w górę i sięgnęłam do tyłu by chwycić go za rękę na tyle mojej głowy, płacząc. - Kim jesteś?- znowu ryknął. - Twoją córką!- moje ciało zadrżało od strachu.- Tatusiu, przestań! Jestem twoją córką. Płakałam i trzęsłam się, zaś przód mojej koszuli był splamiony wodą oż do nóg. Warknął bliżej mojego ucha.
- Nie jesteś moją córką. Moja córka się nie poddaje. Nie było żadnych śladów opon na ulicy, Fallon. Specjalnie rozbiłaś się na drzewie! Potrząsnęłam głową przy jego uścisku. Nie. Nie, nie zrobiłam tego. Nie zrobiłam tego specjalnie. Moje usta wypełniły się gęstą śliną, zacisnęłam oczy i przypomniałam sobie jak uciekłam z domu Madoca i zaczęłam się ukrywać w domu mojego ojca w Chicago. Wzięłam jeden z jego samochodów… nie, nie próbowałam uderzyć w drzewo. Zadrżało mi całe ciało, a moje gardło wypełniło się bólem. Po prostu puściłam kierownicę. O mój Boże. Łyknęłam powietrze, gdy tylko nadarzyła się okazja i rozpłakałam się. Co do diabła mi się przytrafiło? Zatoczyłam się, gdy mój ojciec odepchnął mnie pod ścianę obok zlewu. Zanim zdołałam się wyprostować, jego dłoń wylądowała na mojej twarzy w głośnym plaśnięciu i skrzywiłam się, gdy piecznie rozeszło się w dół mojej szyi. - Przestań!- ryknęłam, widząc mroczki przed oczami. Chwycił mnie za ramiona i przycisnął do ściany, przez co krzyknęłam z bólu. - Zmuś mnie – rzucił mi wyzwanie. Cofnął się i przygotował się, ale zaraz wrócił i chwycił moją twarz w dłonie. - Myślisz, że nie bolało mnie, gdy twoja matka mi cię zabrała?- zapytał, zaś jego oczy wypełniły się bólem. – Waliłem w każdą cholerą ścianę w tym pierdolonym domu, Fallon. Ale przełknąłem to. Bo właśnie to robimy. Przełykamy każdą cegłę tego zasranego świata, który nas karmi, dopóki ściana w nas jest wystarczająco silna, że nic jej nie przebije - zniżył swój szorstki głos, przez co brzmiał silniej.- I właśnie to zrobiłem. Pozwoliłem jej ciebie zabrać, bo wiedziałem, że ta cipa zrobi z ciebie silną osobę.
Zacisnęłam zęby, próbując powstrzymać łzy, gdy na niego patrzyłam. Kochałam mojego ojca, ale nie mogłam go kochać za to, że pozwolił mojej matce mnie zabrać. Podejrzewałam, że w jego głowie był to sposób na ukrycie mnie przed jego wrogami. Czy życie z moją matką uczyniło mnie silną? Oczywiście, że nie. Spójrzcie na mnie, roztrzęsiona i zniszczona. Nie byłam silna. - Nie poddajesz się. Nie rezygnujesz!- wrzasnął.- Przyjdą kolejne miłości i inne dzieci – warknął, trzęsąc moją głową w swoich dłoniach i patrząc na mnie twardo.- A. Teraz. Przełknij. Ból!- ryknął.- Przełknij go! Jego ryk rozbił się wewnątrz mnie, przez co zaczęłam płakać i patrzeć na niego szeroko otwartymi oczami. Trzymał mocno moją głową, zmuszając mnie do kontaktu wzrokowego, przez co się skupiłam, szukając czegoś, czego mogłabym się złapać. Czegokolwiek. Skoncentrowałam się na najdrobniejszej rzeczy, na środku jego czarny źrenic. Nie mrugałam. Ani drgnęłam. Środek jego oczu był tak ciemny, że spróbowałam sobie wyobrazić, jak kursowałam rakietą po kosmosie. W moim świecie nie było nikogo innego, oprócz niego. Złoto otaczające czarne kulki było zdumiewające i zastanawiałam się, dlaczego nie miały tego moje zielone oczy. Biel w jego źrenicach wyglądała jak pioruny, a szmaragd oddzielający białko od tęczówki, zdawał się być cieknącą wodą. Zanim się zorientowała, nasze oddechy się synchronizowały i nadawał rytm, za którym podążałam. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Wdech, wydech. W moich myślach pojawiła się twarz Madoca, na co zacisnęłam szczękę. Jego obraz zmiażdżył widok mojej usuniętej ciąży i zgrzytnęłam zębami. W uszach usłyszałam głos mojej matki i zassałam mój wyschnięty język, biorąc to wszystko, ich wszystkich i przełykając twardą gulę w dole mojego gardła, aż poczułam jak to wszystko zniknęło z mojej głowy.
Wciąż było wewnątrz mnie. Ciążyło. Ale teraz nastąpiła cisza, głęboko zakorzeniona w moim żołądku. Ojciec puścił mi twarz i potarł kciukiem mój policzek, gdy chwycił mnie za brodę. - A teraz powiedz kim jesteś - nacisnął. - Fallon Pierce. - Gdzie się urodziłaś? Mój głos był spokojny. - Boston, Massachusetts. Cofnął się o krok, dając mi nieco przestrzeni. - A co chcesz robić w swoim życiu?- zapytał. W końcu na niego spojrzałam i szepnęłam. - Chcę budować rzeczy. Sięgnął w bok i podniósł ręcznik z półki, a potem mi go podał. Przytrzymałam go przy piersiach, już nie czując zimna. Prawdę mówiąc, to nie czułam niczego. Pochylił się i pocałował mnie w czoło, a potem spojrzał w oczy. - Nic, co dzieje się na powierzchni morza, nie może zakłócić jego głębi – zacytował Andrew Harvey’a.- Nikt nie może zabrać ci tego kim jesteś, Fallon. Nie dawaj nikomu takiej mocy.
Nie płakałam od tamtego dnia, który nagle znalazł się w moich wspomnieniach. Przez całe dwa lata nie wylałam ani jednej łzy. Mój ojciec zatrzymał mnie w domu przez cały tydzień, aby wygoiły się mi skaleczenia, jakich doznałam z powodu rozbitej przedniej szyby, ale potem odesłał mnie do szkoły z internatem, abym poukładała sobie życie.
I to zrobiłam. Było to coś, czego każdy musi się nauczyć na własną rękę. Życie szło do przodu, uśmiechy znowu wróciły, a czas uleczył niektóre rany, a inne ukoił, którym nie mógł sobie dać rady. Poprawiłam oceny, znalazłam nowych znajomych i często się śmiałam. Jednak po prostu nie mogłam wybaczyć. Zdrada odcisnęła na mnie głębokie piętno i właśnie ona sprowadziła mnie z powrotem do miasta w czerwcu. Tylko, że nie miałam pojęcia, że Madoc wciąż na mnie działał. Pragnął mnie. Wiedziałam o tym. Czułam to. Ale dlaczego? Co tak naprawdę zrobiłam, by na niego zasługiwać? Był mi wierny, gdy mieliśmy szesnaście lat. Tego byłam pewna. Nie mogłam już go winić, że szukał dobrej zabawy, gdy myślał, iż wyjechałam z własnej woli. Było wiele rzeczy, które powinnam mu powiedzieć. Rzeczy, o których miał prawo wiedzieć. A jednak czułam, że powiedziałam mu już zbyt wiele. Madoc miał się lepiej beze mnie. Nasz związek zaczął się od złego momentu. Nie mieliśmy czasu, aby dojrzeć. Nie znał mnie ani nie wiedział, co mnie interesowało. Rozmawialiśmy o niczym. Odejdzie, gdy już nasyci się seksem. Nie wspominając o dziecku. Jeżeli kiedykolwiek dowiedziałby się o dziecku, to zwiałby tam, gdzie słońce nie dochodzi. Nie było co do tego wątpliwości. Madoc nie był gotowy na nic z takim obciążeniem. Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek by był. Włączyłam „Far frome Home” Five Finger Death Punch i przełknęłam poczucie winy, które pojawiło się w drodze do Shelburne Falls, do którego wróciłam na wezwanie mojej matki. Napisała do mnie tego ranka, że w domu zostały moje rzeczy. Jeżeli nie odebrałabym tego, co zostawiłam w lecie, to wylądowałby w śmieciach. Pokręciłam oczy i przetarłam dłonią zmęczone oczy.
***
Wbiłam kod do bramy i minęłam G8 Tate czarne, żelazne bramy. Był późny, niedzielny poranek i październikowe niebo było ledwo pokryte chmurami. Było chłodno, ale nie wzięłam kurtki, stawiając na czarno-szarą bluzką z długim paskiem. Moje włosy wciąż były rozpuszczone po ostatniej nocy, ale były puszyste po porannym prysznicu. Z jakiegoś powodu chciałam, aby zapach Madoca w nich został wraz z źdźbłami trawy, które w nich znajdowałam. Moje długie loki okalały mi twarz, gdy podniosłam okulary z siedzenia pasażera, gdy zaparkowałam przed domem Caruthersów obok BMW mojej matki. Dwa lata temu sprawiłam sobie okulary do czytania, ale nosiłam je niemal cały czas. W jakiś sposób czułam się w nich bezpiecznie. Weszłam do domu i przebiegłam przez hol prowadzący do schodów i ruszyłam na tył domu, gdzie z pewnością znalazłabym Addie w kuchnie. Cisza domu zdawała się być teraz inna. Niemal pusta, jakby dom nie był wypełniony wspomnieniami, opowieściami i rodziną. Chłód marmurowej podłogi przebijał się przez moje trampki i dotarł do łydek, zaś wysokie sufity nie utrzymywały już ciepła. Wyglądając przez szklane drzwi patio, dostrzegłam Addie, która zamiatała wokół basenu, który już był zakryty z powodu nadchodzącej zimy. Gdy wyjrzałam dalej, to zauważyłam, że jacuzzi także było zakryte. Gdy tu mieszkałam, korzystano z niego podczas zimnych miesięcy, ale
również z mebli ogrodowych i grilla. Ojciec Madoca uwielbiał grillowane jedzenie i wraz z synem potrafił grillować steki w środku stycznia. Teraz patio zdawało się być porzucone. Martwe liście latały to w tą to w tamta stronę i zdawało się, że Addie nie dokonywała żadnego postępu. Nawet nie wyglądało na to, żeby próbowała. Dom miał problemy, ale również przeszłość pełną śmiechu i wspomnień. Teraz wszystko wyglądało na martwe. Otworzyłam rozsuwane, szklane drzwi i wyszłam na kamienny chodnik. - Addie? Nie spojrzała na mnie, a jej cichy, niski ton nie był przyjazny, tak jak ostatnim razem. - Fallon. Ściągnęłam okulary i schowałam je do tylnej kieszeni. - Addie, tak mi przykro. Wciągnęła usta między zęby. - Doprawdy? Nie musiałam jej mówić za co było mi przykro. Nic w domu nie uciekło jej uwadze i wiedziałam, że ona wiedziała, iż bałagan z rozwodem był moją winą. Że Madoc został odesłany z mojego powodu. - Tak, naprawdę - zapewniłam się.- Nie chciałam, żeby to się stało. I taka była prawda. To ja chciałam być tą, która zostawiła by Madoca i chciałam, aby Jason oraz moja matka poczuli ból, ale nie chciałam, aby moja matka tak zajadle walczyła z rozwodem i żeby był wplątany w to Madoc. Prawdę mówiąc, to w ogóle nie pomyślałam o Addie. Wypuściła powietrze przez nos i skrzywiła się, gdy dalej zamiatała.
- Ta suka myśli, że przejmie ten dom – wymamrotała.- Przejmie ten dom, wyprzeda z niego wszystko, a potem i jego się pozbędzie. Podeszłam bliżej. - Nie zrobi tego. - Podejrzewam, że nie ma to już znaczenia – jej gorzki ton mnie zdziwił.- Jason postanowił spędzać większość swojego czasu w mieście albo w domu Katherine, a Madoca nie było w domu od miesięcy. Odwróciłam wzrok, czując jak wstyd pali mi policzki. Ja to zrobiłam. Zaczęły piec mnie oczy, więc zamknęłam je i przełknęłam ślinę. Naprawię to. Musiałam. W ogóle nie powinnam wracać do domu. Madoc miał się dobrze. Wszyscy mieli się dobrze zanim przyjechałam. Ten dom, niegdyś tętniący życiem od śmiechu i imprez, był teraz pusty, a rodzina Addie, którą kochała i którą się zajmowała, była teraz rozdzielona i rozbita. Przez ostatnie trzy miesiące była niemal całkowicie sama. Przeze mnie. Cofnęłam się, wiedząc, że i tak nie chciałaby usłyszeć przeprosić. Odwróciłam się i ruszyłam w stronę drzwi patio. - W twoim pokoju wciąż są rzeczy – zawołała Addie, na co się odwróciłam.- I w piwnicy są dla ciebie jakieś kartony. Co? Nie miałam niczego w piwnicy. - Kartony?- zapytałam zdezorientowana. - Kartony – powtórzyła, wciąż na mnie nie patrząc.
***
Kartony? ` Weszłam do domu, ale zamiast pójść na górę po swoje ubrania, które zostawiłam tu miesiące temu, to skierowałam się prosto do drzwi od piwnicy obok kuchni. Nie miało sensu, aby było w niej coś mojego. Moja matka wyrzuciła wszystko z mojego pokoju, a nie przywiozłam tu zbyt wiele rzeczy. Zeszłam niemal bezszelestnie po oświetlonych schodach. Tak ogromny dom zawierał równie wielką piwnicę, w której znajdowały się cztery pomieszczenia. Jedno było urządzone jako dodatkowa sypialnia, a inna była piwniczką na alkohole pana Caruthersa. Trzeci pokój był przeznaczony na składzik, w którym znajdowały się dekoracje świąteczne i inne pierdoły, ale była też ogromna otwarta przestrzeń w której znajdowała się bawialnia pełna gier wideo, stołu bilardowego, powietrznego hokeja, footballu; był też ogromny płaski telewizor i każda inna zabawka z jakiej mógłby korzystać Madoc oraz jego kumple. W pomieszczeniu znajdowała się również lodówka pełna przekąsek i kanapy na odpoczynek. Ale schodziłam do piwnicy tylko wtedy, odkąd pan Caruthers zdecydował, że potrzebuję własnej odskoczni w piwnicy. Moją deskorolkę. Myślał, że dzięki temu nawiązałaby się więź między mną a Madociem, a odkąd nie miałam żadnych znajomych, to czuł się odpowiedzialny za naszą relację. Skoro oni się bawili, to ja też mogłam. Nie podziałało. Po prostu nie schodziłam tam, gdy na dole był Madoc, a ćwiczyłam kiedy indziej. Nie chodziło tak bardzo o niego, ale o jego kumpli. Doszłam do wniosku, że Jared był obrażalski, a reszta po prostu głupia.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu i dostrzegłam, że wszystko było czyste. Beżowe dywany wyglądy na nowe, a drewno pachniało drewnem do polerki. Światło wlewało się przez drzwi od patio, które prowadziło na tył podwórza. Opalone ściany wciąż były wypełnione gadżetami z Notre Dame: flagami, pozytywkami, oprawionymi zdjęciami i pamiątkami. Cała ściana była wypełniona zdjęciami rodzinnymi, głownie dorastającego Madoca. Madoc otwierający prezenty świąteczne, gdy miał z jakieś osiem, dziewięć lat. Madoc strzelający gola na boisku, gdy miał z dziesięć albo jedenaście lat. Madoc i Jared pod maską jego Gto, gdy Madoc zrobił jakiś głupkowaty gangsterski symbol. A potem on i ja. Na środku ściany, przy fortepianie. Ledwo co wyszliśmy z basenu i Addie chciała zrobić nam zdjęcie. Mieliśmy z jakieś czternaście, piętnaście lat. Staliśmy do siebie odwróceni plecami, opierając się o siebie i mając skrzyżowane ramiona na piersiach. Pamiętałam, jak Addie próbowała namówić Madoca, aby bratersko objął mnie ramieniem, ale była to jedyna poza, na jaką się zgodziliśmy. Przyjrzałam się zdjęciu i dostrzegłam, że krzywiłam się do kamery. Jednak w tym grymasie krył się nikły uśmiech. Próbowałam wyglądać na znudzoną, pomimo motylków w moim brzuchu, co dobrze pamiętałam. Na moje ciało zaczęła wpływać bliskość Madoca i nie mogłam tego zdzierżyć. Mina Madoca była… Jego twarz była skierowana w stronę aparatu, ale chylona. Na jego twarzy krył się drobny uśmiech, który krył o wiele większy i to ledwo powstrzymywany. Co za diabeł. Odwróciłam się i przesunęłam dłonią po starym fortepianie, na którym Madoc wciąż grał, jak powiedziała Addie. Chociaż nie było to możliwe, odkąd był w szkole. Pokrywa była opuszczona, a arkusze muzyczne były rozłożone na wierzchu. Jednak na stojaku znajdowała się muzyka Dvoraka. Madoc zawsze miał słabość do wschodnio europejskich i rosyjskich
kompozytorów. Jednak nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy słyszałam go po raz ostatni jak grał. Było to zabawne. Był strasznym ekshibicjonistą, kiedy nie miało to znaczenia i zarówno nim nie był, gdy coś to znaczyło. I właśnie w tym momencie natrafiłam na coś stopą. Zajrzałam pod fortepian i zauważyłam białe kartony. Uklękłam i wyciągnęłam jeden, aby spostrzec, że było chyba z jeszcze jakichś dziesięć. Otworzyłam pokrywkę i zamarłam, a jedynym ruchem w moim ciele było bicie serca. O mój Boże. Moje rzeczy? Wpatrywałam się w karton pełny mojego Lego. Były tam wrzucone wszystkie roboty i samochody i kontrolery, które leżały w luźnych częściach. Oblizałam wyschnięte wargi, wyciągając Turbo Quada, którego zrobiłam, gdy miałam dwanaście lat i Trackera, którego zaczęłam konstruować zanim wyjechałam. To rzeczy z mojego pokoju! Zachowywałam się jak szalona, uśmiechałam jak idiotka, gotowa roześmiać w głoś. Zanurkowałam pod fortepian, wyciągając kolejne dwa. Zrzuciłam pokrywki i krzyknęłam w zaskoczeniu, gdy odkryłam kolejne lego i wydruki inżynierskie. Poszperałam w papierach, gdy zalały mnie wspomnienia, jak to siedziałam w swoim pokoju i szkicowałam futurystyczne wieżowce i statki. Zaczęły mnie mrowić palce i zaśmiałam się nerwowo, a potem zachichotałam. Nie mogłam w to uwierzyć! To moje rzeczy! Znowu zanurzyłam się pod fortepian, uderzając głową o jego spód.
- Ouch – jęknęłam, pocierając czubek głowy i tym razem wyciągnęłam wolniej jeden z kartonów. Przejrzałam wszystkie pudła, znajdując wszystko za czym tęskniłam i rzeczy o których zapomniałam, że miałam. Deskorolki, plakaty, biżuterię, książki… niemal wszystko z mojego pokoju z wyjątkiem ubrań. Usiadłam po turecku na podłodze i spojrzałam na wszystko wokół mnie, czując się dziwnie oddzielona od tej dziewczyny, którą kiedyś byłam i cieszyłam się, że znowu ją odnalazłam. Wszystkie te rzeczy reprezentowały czasy, w których przestałam słuchać innych i wsłuchałam się w samą siebie. Kiedy przestałam próbować być taką osobą jaką chciała i zaczęłam być sobą. Te kartony składały się na Fallon Pierce i nie zaginęły. Zamknęłam oczy, tuląc do siebie pluszową wydrę, którą dostałam od ojca, gdy to zabrał mnie do Aquaparku, gdy miałam siedem lat. - Madoc. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Addie u podnóża schodów. Skrzyżowała ręce na piersiach i westchnęła głośno. - Madoc?- zapytałam.- On to zrobił? - Oszalał, gdy wyjechałaś – odepchnęła się od ściany i podeszła do mnie.- Podkradał ojcu alkohol, imprezował, dziewczyny… odbijał się od ścian przez kilka miesięcy. - Dlaczego?- szepnęłam. Przyglądała mi się, a potem uśmiechnęła z rezygnacją, zanim kontynuowała. - Jason był zajęty pracą. Madoc i jego kolega Jared sieli zniszczenie jakich mało podczas lata na drugim roku. Pewnego dnia wszedł do twojego pokoju i zauważył, że twoja mam wszystko posprzątała i zmieniła wystrój. Tylko, że nie spakowała twoich rzeczy. Wyrzuciła je.
Tak, wiedziałam o tym. Ale z jakiegoś powodu ból w moich piersiach się nie zwiększył. Jeśli je wyrzuciła, to… spojrzałam w dół i zamknęłam oczy. Nie. Proszę, nie. - Madoc wyszedł na zewnątrz i wygrzebał wszystko ze śmieci – cichy głos Addie rozszedł się wokół mnie, gdy moja pierś zadrżała.Zapakował wszystko w kartony i zostawił dla ciebie. Zaczęła mi drżeć broda i potrząsnęłam głową. Nie, nie, nie… - I właśnie dlatego Madoc jest dobrym dzieciakiem, Fallon. Składa kawałki. Rozpadłam się. Łzy wypłynęły mi spod powiek i jęknęłam, gdy zadrżało mi ciało. Nie mogłam otworzyć oczy. Ból był zbyt wielki. Przechyliłam się, ściskając wydrę i schyliłam głowę, płacząc. Potem nadszedł smutek i rozpacz i chciałam cofnąć wszystko, co mu powiedziałam. Każdy moment w którym w niego wątpiłam. Wszystko, co mu powiedziałam. Madocowi, który mnie widział. Madocowi, który mnie pamiętał.
***
Sześć godzin później siedziałam w pokoju Tate, siedząc w jej fotelu blisko drzwi balkonowych z przerzuconymi nogami przez oparcie,
wpatrując się w drzewo na zewnątrz. Wszystkie jesienne kolory kołysały się na wietrze, zaś dzienne światło znikało z każdą chwilą z gałęzi. Nie rozmawiałyśmy zbyt wiele odkąd przyjechała, a ona była dobra w niezadawaniu pytań. Wiedziałam, że się martwiła, ponieważ omijała temat Madoca tak dobrze, jakby był planetą pośrodku pokoju. Zastanawiałam się, czy był wściekły, gdy spostrzegł z rana, że wyjechałam. Przetarłam oczy rękoma . Nie mogłam się z niego otrząsnąć. A co więcej? Nie chciałam. - Tate?- zawołałam. Wyjrzała za drzwi swojej szafy, wyciągając bluzę z czarnym kapturem. - Jeśli… zdradziłabyś Jareda – zaczęłam.- W sensie nie zdradziła, ale w jakiś sposób straciłabyś jego zaufanie. Co byś zrobiła, żeby go odzyskać? Zacisnęła usta, jakby o tym myślała. - Jareda? Pokazałabym się naga – skinęła głową. Parsknęłam śmiechem i pokręciłam głową, co było jedynym na co mogłam sobie pozwolić w tej chwili. - Albo po prostu bym się zjawiła – ciągnęła.- Albo z nim porozmawiała, dotknęła. Cholera, mogłabym na niego tylko spojrzeć – wzruszyła ramionami, uśmiechnęła się i założyła bluzę. Wątpiłam, żebym miała taką władzę nad Madociem. Podczas gdy Jared zdawał się być zwierzęcy, to Madoc wolał gierki umysłowe. Usiadła na brzegu łóżka, zakładając swoje czarne Chucksy. - Przepraszam – powiedziała.- Wiem, że nie pomagam zbyt wiele, ale Jared ma tą samą władzę nade mną, co ja nad nim. Przez wiele razem przeszliśmy. Nie ma zbyt wielu rzeczy, których byśmy sobie nie wybaczyli.
Połowa z tego co powiedziała, była prawdziwa w stosunku do mnie i Madoca, ale nie uzyskałam jego przebaczenia. Co do diabła powinnam zrobić? - Ale jeśli o Madoca – uśmiechnęła się, dokładnie wiedząc o czym myślałam.- Lubi psoty. Może mogłabyś mu powysyłać jakieś sprośne smsy. Roześmiałam się. - Sprośne smsy? Poważnie? - Hej, sama pytałaś. Chyba tak. I pewnie miała rację. Brzmiało to na coś, co spodobałoby się Madocowi. Ale seks przez telefon? Taa, nie było o tym mowy. Kompletnie nie w moim stylu. Uniosłam wzrok i spostrzegłam, że Tate wciąż na mnie patrzyła. Uniosła tylko brew i wzięła głęboki wdech, gdy niczego nie powiedziałam. - Okay, cóż… przypominam ci tylko, że mój tato pojechał na lotnisko, więc… - Taa, Tate. Nie będę uprawiać seksu przez telefon. Dzięki! Uniosła ręce, aby mnie uspokoić. - Tylko mówię. Skinęłam w stronę drzwi, dając jej do zrozumienia, by już poszła. - Baw się dobrze i powodzenia w wyścigu. - Jesteś pewna, że nie chcesz pojechać? Uśmiechnęłam się do niej lekko. - Nie, muszę teraz pomyśleć. Nie martw się o mnie i idź.
- W porządku – poddała się w stała.- Jax urządza po wyścigu imprezę drzwi obok, więc wpadnij, jeśli będziesz chciała. Skinęłam głową i złapałam za mój Kindle i zaczęłam udawać, że czytam, gdy wyszła. Stukałam palcami w uda, jakbym grała na fortepianie i wiedziałam, że tego wieczoru nie uda mi się niczego przeczytać. Nie chciałam czytać. Chciałam coś zrobić. W moim brzuchu tkwiła śnieżna kula, która się obracała i obracała i budowała coś większego i dłuższego, gdy tak siedziałam. Seks smsowanie. Madoc zasługiwał na coś większego niż to. Dobra, zasługiwał na to i na coś więcej. „Przepraszam” zdawało się być puste. Musiałam powiedzieć więcej, powiedzieć mu, ale nie wiedziałam jak zacząć. Jak mówiło się komuś, od kogo było się oddzielonym, nigdy nie dając mu bliskości, że miało się sekretną aborcję, a potem próbowało się zabić przez traumę, a następnie było się winnym za stracenie wspólnego domu? Co miałam powiedzieć? Co by go powstrzymało od ucieknięcia od takiego nieszczęścia jak ja? Wygrzebałam telefon spod poduszki fotela i ścisnęłam go w dłoni, gdy zaczęłam pisać. Nie wiem co powiedzieć. Wysłałam Wyślij i natychmiast zamknęłam oczy, wzdychając żałośnie. „Nie wiem co powiedzieć”? Poważnie, Fallon? Cóż, przynajmniej coś powiedziałam. Nawet jeśli było to głupie. Wzięłam to za rozgrzewkę. Minęło pięć minut a potem dziesięć. Nic. Może brał prysznic. Może zostawił telefon w innym pokoju. Może już poszedł do łóżka. Z kimś. Może z Ashtyn.
Ścisnął mi się żołądek. I minęła godzina. Wciąż cisza. Nie przeczytałam ani zdania z książki. Niebo już pociemniało. Nie dobiegł żaden hałas z domu obok. Wszyscy pewnie wciąż byli na wyścigu. Albo Tate powiedziała, że najpierw pojadą coś zjeść? Odłożyłam mojego Kindle i wstałam z fotela, chodząc po pokoju. Minęło kolejne dwadzieścia minut. Przełknęłam gulę i podniosłam telefon. Wspaniale. Pisałam do niego znowu, po tym jak nie dostałam odpowiedzi. Byłam jak te natarczywe dziewczyny, które tylko odstraszały facetów. Proszę, Madoc. Powiedz coś… Oparłam się o ścianę w pokoju Tate, kołysząc się na stopach, trzymając telefon w dłoni. Minęło dwadzieścia minut i nic. Ukryłam twarz w dłoniach i wzięłam głębokie oddech. Przełknij to. Wdech, wydech. Wdech, wydech. A potem opuściłam ręce i popłynęły mi łzy ze zmęczonych oczy. Nie słuchał. Nie chciał ze mną rozmawiać. Zrezygnował. Napisałam ostatnią wiadomość przed pójściem do łóżka. Jestem gównem. Zadrżała mi broda, ale spokojnie odłożyłam telefon na stoli nocny Tate i zgasiła światło.
Wczołgałam się pod kołdrę i wyjrzałam przez drzwi balkonowe, spoglądając na księżyc na zewnątrz, który oświetlał drzewo. Wiedziałam, że drzewo było inspiracją tatuażu Jareda, ale Tate tak naprawdę nie opowiedziała ich historii. Powiedziała, że była długa i ciężka, ale była ich. I zgodziłam się co do tego. Były rzeczy, o których nie porozmawiałabym z nikim innym oprócz Madoca. Zabrzęczał mój telefon i zamarło mi serce, gdy poderwałam się i zerwałam go ze stolika. Roześmiałam się z ulgą, ocierając łzę z policzka. Słucham. Każda część mojego ciała zaczęła mrowić, jakby z łakomstwa. Nie wiedziałam co powiedzieć, więc napisałam pierwszą rzecz, jaka przyszła mi do głowy. Tęsknię za tobą. Dlaczego? Odpisał. Nagle zaschło mi w ustach. Podejrzewałam, że nie zamierzał mi tego ułatwić. Ale moje palce same się poruszyły. Nie miało to znaczenia, czy byłam sztampowa czy poetycka. Po prostu powiedz mu prawdę. Tęsknię za nienawidzeniem ciebie, napisałam. Jest to lepsze niż kochanie kogokolwiek miałam. Była to prawda. Moja matka, mój ojciec i przyjaciele, nikt nie sprawiał, że żyję tak jak on. Po kilku minutach nie odpisał. Może nie zrozumiał co miałam na myśli. A może myślał o tym, co mógłby napisać. Jestem popieprzona. Powiedziałam mu. Kontynuuj, Fallon.
Przypomniałam sobie o tych wszystkich rzeczach, jakie powiedział mi tamtej nocy przed lustrem, więc powiedziałam mu to, co tkwiło mi w sercu. Tęsknię za tym, jak na mnie patrzysz, napisałam. Tęsknię za twoimi porannymi pocałunkami. Słucham, odpisał wreszcie, zachęcając mnie. Zagryzłam wargę i stłumiłam uśmiech. Może Tate jednak miała rację co do tego pisania. Tęsknię za twoim głodem. Tęsknię za sposobem, w jaki mnie dotykasz. Jest to prawdziwe i chcę, abyś tu był. Minęło zaledwie kilka sekund, żeby odpisał. Co bym z tobą zrobił, jeśli bym teraz tam był. Przypływ krwi do mojego serca natychmiast rozgrzał moje ciało. Boże, jak ja go tu chciałam! Nic, odpowiedziałam. To ja bym robiła coś tobie… Podwinęłam palce u nóg odłożyłam telefon na kolano, zakrywając swoją uszczęśliwioną i rozpaloną twarz obiema rękami. Byłam pewna, że mieniła się dziesięcioma odcieniami różu. Mój telefon znowu zawibrował i niemal upuściłam go dwukrotnie, gdy spróbowałam odebrać. Co jest kurwa?! Nie przerywaj! Napisał Madoc, przez co nie mogłam powstrzymać śmiechu. Było cudownie i Madocowi się podobało. Dam radę. Chciałabym, abyśmy byli teraz nadzy w łóżku, kusiłam. Chciałabym, aby moja głowa była pod pościelą, smakowałabym cię, mój języczek byłby wokół ciebie. Co miałabyś na sobie? Zapytał.
Madoc lubił, gdy byłam w piżamie. Już raz się do tego przyznał. Pożyczyłabym baseballową koszulkę i spodenki do spania od Tate. Nie do końca była to bielizna, ale Madoc i tak nie oderwałby ode mnie rąk. Możesz zobaczyć, jeśli chcesz. Jestem tylko godzinę i pięćdziesiąt osiem minut od ciebie. Odpisał w ciągu kilku sekund. Będę za pięćdziesiąt osiem minut. Parsknęłam śmiechem w pustym pokoju. Oczywiście, że zaryzykowałby życie przez przekroczenie prędkości, jeśli chodziło o bzykanie. Pokręciłam głową i uśmiechnęłam się szeroko. Postaram się nie dotykać, gdy będziesz jechać, napisałam. Jasna cholera, Fallon! Opadłam na łóżku, śmiejąc się ze szczęścia.
Rozdział 22
Madoc
Przetarłem dłonią twarz, przez całą drogę do domu słuchając „Headstrong” Trapt’u. Dzisiejszego dnia ciągle krążyłem w kółko, zastanawiając się, czy powinienem wrócić na wyścig. Zastanawiając się, czy Tate zabrałaby ze sobą Fallon. Zastanawiając się, mając nadzieję, a potem rezygnując. Z jakiegoś powodu Fallon nie chciała zostać, aby zobaczyć, czy moglibyśmy coś razem stworzyć, a przeze mnie zaczęła przemawiać duma. Może Jared miał rację i powinienem naciskać mocniej. Ale potrzebowałem czegoś – czegokolwiek – od niej, abym wiedział, że było warto. Nie odpowiedziałem, kiedy napisała po raz pierwszy. Siedziałem w moim domu, oglądając walkę z kumplami z drużyny i czekałem. Jeśli nie wiedziała co powiedzieć, to zamierzałem dać jej czas, aby nad tym pomyślała. Kiedy zaczęła się otwierać bardziej, to wkroczyłem do gry. Tęskniła za mną, pragnęła mnie i Jared miał rację. Nie mogłem znowu pozwolić jej odejść. Jeśli spróbowałaby mnie odepchnąć albo uciec, zamierzałem na nią naciskać, aż powiedziałaby mi o co chodzić. Związek czy nie, musiałem kurwa wiedzieć o co jej chodziło. A potem zaczęła flirtować, podczas gdy ja już trzymałem w ręku klucze.
Godzinę i pięć minut później zatrzymałem się przed domem Tate, ulica była już wypełniona samochodami, które przyjechały na imprezę do domu Jareda i Jaxa. Zaparkowałem przy chodniku, wysiadłem z samochodu i zauważyłem, że Fallon wybiegła z drzwi frontowych Tate. Jezu. Miała na sobie obcisłe spodenki od piżamy i biało szarą, baseballową koszulkę, oraz małą torebkę przewieszoną przez piersi. Miała na sobie tenisówki bez skarpetek, pokazując mi swoje piękne nogi od kostek po nasadę ud. Pieprzyć bieliznę. W piżamie grzecznej dziewczynki z rozpuszczonymi włosami w pięknych falach, Fallon była jedyną osobą o której mogłem myśleć i widzieć. Moje ramiona zamrowiły, aby ją przytulić, a gdy zobaczyłem jak zbiega ze schodów i pokonuje ulice, to szybko uniosłem ramiona i złapałem ją, gdy wskoczyła mi prosto w ramiona. Objęła mnie nogami i ramionami, całując mnie mocni, gdy jęknąłem i oparłem się o samochód. - Cholera, maleńka – jęknąłem pomiędzy pocałunkami. Całowała mnie mocno, szybko i głęboko. Jej język ocierał się o mój i muskał górną wargę, więc zanurzyłem się po więcej. Objąłem ją w talii, gdy praktycznie czołgała się po mnie, próbując dostać się bliżej przy każdym pocałunku. Nie było spokoju dla tego ognia. Płomień rozpalił bolesny żar w moich dżinsach, mojej ciemno niebieskiej koszulce, gdzie mnie chwyciła i pociągnęła. Nie obchodziło mnie to. Moje palce wbiły się w jej plecy, pożerając to wszystko. Jej jęki zawibrowały w moich ustach, a sposób w jaki się do mnie tuliła…
Odwróciłem nas tak, że tym razem jej plecy opierały się o drzwi samochodu i tym razem ja zacząłem atakować. Jej dłonie przesunęły się w moje włosy, po bokach twarzy i zanurkowały niżej. Odsunęła się, aby złapać powietrze, a potem spróbowała pochwycić moje wargi. A potem się podciągnęła, objęła ramionami moją szyję i zaczęła rozsypywać miękkie, lekkie pocałunki wokół moich ust, po policzkach i w dół mojej szyi. Mój fiut nacisnął na rozporek i żałowałem, że nie byliśmy w jakimś ustronnym miejscu, abym mógł się w nią zatopić właśnie tutaj, właśnie teraz. - Madoc – jej szept brzmiał na zbolały. - Ciii – nakazałem, znowu ją całując. Ale odsunęła się. - Nie, muszę to powiedzieć – chwyciła moją twarz i spojrzała mi w oczy. I wtedy zauważyłem, że nie miała na sobie okularów. Jej piękne, zielone spojrzenie wpatrywało się w moje oczy z lekkim strachem, a jej twarz zarumieniła się. Boże, jest piękna. - Madoc, kocham cię – szepnęła.- Jestem w tobie zakochana. Moje pięści zacisnęły się wokół jej koszuli i niemal ją tam upuściłem. Co? Moje serce zdawało się bić mocniej i głośniej w mojej piersi, przesuwając się w stronę brzucha. Pot zrosił mi czoło, a nogi niemal się pode mną ugięły. Patrzyła na mnie, nieco wystraszona, ale zdecydowanie rozbudzona i świadoma. Wiedziała, co mówiła, zaś ja powtórzyłem sobie jej słowa w myślach. Madoc, kocham cię. Jestem w tobie zakochana. Opuściłem brodę, mrużąc oczy.
- Naprawdę?- zapytałem. Skinęła głową. - Kocham cię od zawsze. Muszę ci tyle opowiedzieć. Zacisnąłem wokół niej ramiona i na mojej twarzy pojawił się kurwa największy uśmiech, jaki kiedykolwiek czułem. - Nic innego nie ma znaczenia – powiedziałem jej, skradając kolejny pocałunek, tak, że nie mogliśmy oddychać. - Hej, ludzie? Usłyszałem krzyk dobiegający z imprezy. Bez przerywania pocałunku, uniosłem środkowy palec za siebie i skierowałem go w stronę domu Jareda. Usłyszałem śmiech. - Chociaż bardzo chętnie zobaczyłbym jak uprawiacie seks i w ogóle, to nie chcę znowu sprzątać w internecie odcinka z serii Nastolatki Poszalały! Jax. Fallon wtuliła usta w moją szyję, tuląc się do mnie i śmiejąc się. - O czym on mówi?- zapytała. Taa, długa historia. Jax wymiatał na komputerach i pewnie miał rację. Musieliśmy zniknąć z ulicy. - Jared i Tate – pochyliłem się, pocałowałem ją i odwróciłem.Wyjaśnię innym razem. Wejdźmy do środka. - Nie – pokręciła głową, ale dalej rozsypywała te szybkie pocałunki, pocierając moją pierś i szyję.- Zabierz mnie do domu. Do twojego łóżka. Zamknij mnie w swoim pokoju i nakarm, aż jedyne co będę wiedziała, to jak jęczeć twoje imię.
Przycisnąłem ją do samochodu i zatraciłem się w jej wargach, uderzając dłonią w drzwi samochodu z frustracji. Jezu Chryste, chciałem jej teraz cholerni mocno. Za mną rozległo się kilka gwizdów i krzyków i już wiedziałem, że mieliśmy widownię. Usłyszałem śmiech i wołanie Jaxa, podczas gdy inni po prostu krzyczeli, „Whoo!” Idioci. - Kocham cię – szepnąłem w jej usta.- Jedźmy do domu.
***
Cała droga do domu była cholerną udręką. Fallon nie przestawała mnie dotykać, skubać zębami moje ucho, przesuwać dłońmi w górę i dół moich ud… byłem twardszy niż stalowa rura i gotów do zatrzymania się na poboczu i przelecenia jej. - Przepraszam – szepnęła mi do ucha.- To zbyt wiele? - Kurwa, nie – wrzuciłem szósty bieg, po tym jak minęliśmy bramę Seven Hills.- Podoba mi się nowa ty. Ale teraz mnie zabijasz. Wypuściła mi do ucha gorący oddech i zamknąłem oczy, zaciskając szczękę. Nie wytrzymałbym długo. - Madoc, zabierz mnie do łóżka – poprosiła. Jęknąłem, wjeżdżając na nasz podjazd i zatrzymując się z piskiem przed domem. Fallon wysiadła przede mną, dlatego też okrążyłem samochód, chwyciłem za rękę i pociągnąłem w stronę domu. Odkluczyłem drzwi, wciągnąłem ją do środka i przebiegliśmy hol do schodów.
- Madoc?- usłyszałem głos Addie za rogu.- Fallon? - Cześć, Addie!- zawołaliśmy obydwoje, nie zatrzymując się, tylko pokonując po dwa schodki na raz. Usłyszałem jej „O bozieńku”, gdy dotarliśmy na drugie piętro, przez co musiałem się zaśmiać. Biedna Addie. Fallon dotarła do mojego pokoju przede mną i otworzyła drzwi tak mocno, że aż zadrżała ściana, gdy drzwi w nią uderzyły. Zwolniłem kroku, przekraczając próg, patrząc jej prosto w oczy, gdy odwróciła się ku mnie. Wycofała się w głąb pokoju, lekkim krokiem i jakby w zwolnionym tempie, zrzuciła but i rzuciła torebkę na podłogę. Nie odrywając od niej oczu, zamknąłem i zakluczyłem drzwi za sobą. - Chcę dokonać układu z tobą – rzuciłem, idąc powoli ku niej. Jej spojrzenie rozgrzało się na mnie. - Co to takiego?- zapytała, ściągając koszulkę i upuszczając ją na podłogę. Dostrzegłem wytatuowany wzór Valknut na jej ciele. Nie był duży, ale nigdy nie miałem okazji, by mu się przyjrzeć. Nigdy też nie zapytałem jej co oznaczał. - Jeśli – zacząłem.- W ciągu dwunastu godzin wyjdziesz z mojego łóżka bez pozwolenia, to wytatuujesz sobie moje imię… - uśmiechnąłem się. Uniosła brwi. - Na tyłku – dokończyłem. Uśmiechnęła się kącikiem ust, podczas gdy szedłem ku niej powoli, upajając się widokiem jej gładkiej skóry i białym, koronkowym stanikiem. - Zgoda?- sięgnąłem na swój kark i ściągnąłem koszulkę przez głowę.
Wsunęła palce za spodenki i zsunęła je ze swojego tyłeczka, pozwalając im upaść na ziemię. - Nie wyjdę bez pożegnania. W ogóle nie wyjdę, Madoc- obiecała. - Mamy umowę?- nacisnąłem bardziej władczo. - Tak. Stanąłem wreszcie przed nią i napiąłem się, gdy jej palce musnęły mój brzuch. Rozpięła mi pasek, wyciągając go ze szlufek. Ściągnąłem buty i sięgnąłem za nią, aby odpiąć jej stanik. Rozdziawiłem usta, gdy ściągnąłem go z niej i dostrzegłem jej pełne piersi i twarde, ciemne sutki. Ale chwyciłem ją za rękę, gdy zaczęła odpinać moje spodnie. - Jeszcze nie – szepnąłem, wciągając jej dolną wargę między zęby. Smakowała jak wanilia, ciepło i dom. Nie mogłem sobie nawet wyobrazić, żebym kiedykolwiek był wygłodniały czegoś bardziej niż jej. Zadrżała, gdy przesunąłem zębami po jej wardze, ale pozwoliłem sobie wsunąć dłonie w jej majtki, zsuwając je z jej nóg. Czułem się jak dzieciak podczas czwartego lipca. Fajerwerki strzelały dosłownie wszędzie. Z nią nagą i ze mną wciąż w dżinsach, zostawiłem ją tak stojącą, podczas gdy sam poszedłem usiąść w fotelu w rogu. Otworzyła szeroko oczy, przestępując z jednej nogi na drugą. - Um, co robisz? - Usiądź na łóżku. Stała tak, patrząc na mnie przez jakieś dziesięć sekund, zanim opadła na granatową pościel i przesunęła się na środek. Podciągnęła kolana, objęła i spojrzała na mnie z rozbawieniem. Cholernie próbowała wyglądać niewinnie.
Włoski na karku stanęły mi dęba. Jej rozpuszczone włosy, krągłości jej talii, opalone mięśnie jej ud… Fallon ukrywała wiele pod swoimi chłopięcymi ubraniami i byłem najszczęśliwszym facetem na ziemi, że tylko ja widziałem ją w takim stanie. Uśmiechnęła się kącikiem ust, rzucając mi wyzwanie. - Co teraz? Pochyliłem się do przodu, opierając łokcie na kolanach. - Kiedy ostatni raz jeździłaś na desce?- zapytałem. Zamrugała i zapytała głosem drżącym od śmiechu: - Teraz mnie o to pytasz? Miała rację. Zabijałem nastrój niczym wiadro lody. Ale i tak czekałem. - Cóż – powiedziała, wyglądając na niepewną.- Chyba z dwa lata temu. Gdy mieszkałam tu po raz ostatni. - Dlaczego? Wzruszyła ramionami, bardziej nie chcąc mi mówić, niż nie mogąc. - Nie wiem. Wstałem i zrobiłem kilka kroków w jej stronę. - Przestało ci się podobać? - Nie. - Więc dlaczego?- zatrzymałem się, krzyżując ręce na torsie. Fallon uwielbiała jazdę na deskorolce. Przez godziny jeździła w Parku Iroquoisa Mendozy ze słuchawkami w uszach, sama lub ze znajomymi, aby się zatracić. Oblizała wargi i powiedziała mi cicho:
- Najpierw myślałam, że nie chciałam, aby cokolwiek sprawiało mi przyjemność. Nie chciałam się uśmiechać. Brzmiało to jak poczucie winy. Ale dlaczego czuła się winna? - Byłaś na mnie zła?- zapytałem.- Że nie pojechałem za tobą? Skinęła głową, wciąż mówiąc cicho. - Byłam. - A teraz? Wtedy myślałem, że chciała wyjechać. Nigdy nie przeszło mi przez myśl, żeby za nią pojechać, bo myślałem, że to ode mnie uciekła. Spojrzała mi w oczy. - Nie, nie winię cię za nic. Byliśmy tacy młodzi – odwróciła wzrok i dodała mimochodem.- Za młodzi. Podejrzewałem, że miała rację. Wtedy wiedziałem, że robiliśmy coś niebezpiecznego, ale byłem nią pochłonięty. Nie obchodziło mnie to. I podczas gdy ona zwolniła i dorosła, ja poleciałem do przodu. Nie spałem z tyloma dziewczynami, co się przechwalałem, chociaż była okazja, ale z pewnością też nie oszczędziłem siebie dla niej. Podszedłem bliżej, zatrzymując się u brzegu łóżka. - Dlaczego nigdy nie próbowałaś wrócić do domu? - Próbowałam.
Rozdział 23
Fallon Więc Madoc chciał rozmawiać. To było coś nowego. Nie mogłam zejść z łóżka bez jego pozwolenia, a w dodatku byłam całkowicie naga i narażona, podczas gdy kontynuował zadawanie swoich pytań i czekanie na odpowiedzi. Westchnęłam, wiedząc, że byłam mu to dłużna. I znacznie więcej. - Kilka miesięcy później przyjechałam – dodałam.- Zrobiłeś imprezę i miałeś kogoś przy sobie. Chociaż pozwoliłam, by przeszłość sprawiła, że nienawidziłam go za to, to nie mogłam zapomnieć o uczuciu zdrady. Siedział na krawędzi jacuzzi z nogami w wodzie, podczas gdy jakaś dziewczyna mu obciągała. Był odchylony do tyłu i wplątał dłoń w jej włosy, odchylając głowę do tyłu. Nie widział mnie przez drzwi patio. Jego ojciec i Addie byli w domu i pewnie spali. Miałam nadzieję, że przyjazd o tak późnej porze był odpowiedni. Że będzie w łóżku. Że wkradłabym się do środka. Że porozmawiamy. Moje wyczucie czasu nie mogło być gorsze. Albo lepsze. Uciekłam z domu od kogoś, wobec kogo byłam zbyt młoda, by móc kochać.
Madoc odwrócił swoje zbolałe spojrzenie. - Nie powinnaś była zachowywać siebie dla mnie. Nie zasługuję na to. - Nie zrobiłam tego dla ciebie – szepnęłam.- Zrobiłam to dla siebie. Część mnie podpowiadała mi, że nie chciałam nikogo innego oprócz ciebie, ale prawda była taka, że po prostu nie chciałam nikogo. Nawet ciebie. Utknęłam w swojej głowie. Musiałam dorosnąć. Jego ciało stało się nieruchome. Przestał pytać, a ja chciałam, aby wiedział, że to już nie miało znaczenia. Miałam mnóstwo czasu, aby sobie wszystko poukładać. On wciąż się do tego dostosowywał. Położyłam się na łóżku, przyglądając się, jak jego oczy wróciły do mnie i przewróciłam na brzuch, spoglądając na niego przez ramię. - Pieprzyć przeszłość. Pamiętasz?- powiedziałam, mówiąc i patrząc na niego poważnie. Może i moja pozycja zwróciła jego uwagę z powrotem do mnie, ale chciałam, aby zrozumiał, iż ja rozumiałam jego obawy i że skończyliśmy rozmawiać. Jego spojrzenie stało się łagodniejsze i obszedł łóżko, pochylając się ku mnie i opierając na rękach. Był tak blisko i zadrżałam, gdy poczułam mu, jak coś gorącego wystrzeliło z moich piersi między nogi. Proszę, dotknij mnie, Madoc. Posłałam mu przebiegły uśmiech i przymknęłam oczy, próbując wyglądać seksownie. Uniosłam łydki i skrzyżowałam nogi w kostkach , machając stopami w przód i w tył. Odwrócił głowę, przesuwając wzrokiem wzdłuż mojego ciała, przez co poczułam się, jakbym była pod ciepłym kocem w każdym miejscu na które spojrzał. Wyciągnął rękę i musnął koniuszkami palców skórę na moich plecach i zamknęłam oczy. - Jak tam w szkole?- zapytał i znowu otworzyłam oczy. - Madoc! Na litość boską!- krzyknęłam.
Nienawidziłam pytań i teraz zdecydowanie nie była na nie pora! Uniósł na mnie brew. - Uważaj, Fallon – ostrzegł. Zacisnęłam zęby, próbując się uspokoić. Ale zaskoczył mnie mój gniew, gdy chwycił mnie za udo i pociągnął ku krawędzi łóżka, przewracając na plecy. - Madoc! Rozsunął mi nogi, chwycił je pod kolanami i przyciągnął do siebie. Serce waliło mi tak, jakby na moje piersi naciskało z jakieś dziesięć kilo i pot zrosił mi szyję. Co do diabła? Dlaczego tak mi rozkazuje? - Szkoła – powiedział jakby w ostrzeżeniu. - Jest… jest… dobrze – wyjąkałam.- Studiuję Mechaniczną Inżynierię. A ty? Nie śmiałam się, bo byłam zła, ale i tak podejrzewałam, że nie powinno to być zabawne. Przesunął palcami między moimi nogami, masując moją szparkę. - Prawo – odpowiedział lekkim, nonszalanckim tonem.Niespodzianka, niespodzianka – brzmiał tak, jakby prowadził rozmowę biznesową. - Taa – westchnęłam, próbują się zorientować na czym powinnam się teraz skupić. Na jego pytaniach czy na uczuciu jego palców.- Prawo? Jakim cudem?- zapytałam. - Prawdę mówiąc, to podoba mi się – nie patrzył na mnie. Patrzył na to co robiła jego ręka.- Myślę, że będę w tym dobrym. Co oznacza ten tatuaż Valknut? Wsunął palec do środka i w moim brzuchu wybuchły fajerwerki.
- Um… co?- jęknęłam. Jakie było pytanie? Jego palec – albo palce, myślałam, że był tylko jeden, ale czułam się taka pełna – były zagnębione aż po knykcie, bo był strasznie głęboko i zaczął masować mój środek drobnymi kręgami. Jasna cholera. Moje oczy przesunęły się na tył głowy. - Symbol Valknut, Fallon – przypomniał mi. Ledwo co rozchyliłam zęby. - Mogę ci powiedzieć innym razem? Proszę, proszę, proszę, ślicznie proszę? Uśmiechnął się zadziornie, gdy przyglądał się, jak jego palce poruszały się we mnie. Dumny drań. - Jeszcze jedno pytanie – uniósł oczy ku moim.- Ufasz mi, Fallon? Znieruchomiałam, od razu wiedząc jaka była moja odpowiedź. - Jesteś jedyną osobą, której ufam – usiadłam, wciąż mając nogi zawieszone na jego ramionach, spojrzałam na niego i szepnęłam.- I sprawię, że ty także mnie zaufasz. Tego ranka obudzi się ze mną w łóżku. Pociągnął mnie, abym stanęła na łóżku i objął ramionami, przytulając mnie do siebie. Jego gładka broda otarła się o moje piersi, gdy schylił głowę, aby rozsypać pocałunki po moim obojczyku i piersiach. Przesunęłam palcami po jego krótkich blond włosach i pochyliłam się ku jego ustom. Wszędzie poczułam dreszcz. Wciągnął sutek między zęby i pokrył go swoimi wargami, ssąc mocno. - Cholera – westchnęłam, kompletnie bezradna.
Odchyliłam głowę do tyłu i jęknęłam. Jego gorące usta ssały i puszczały, gryzły i puszczały i tak w kółko, aż poczułam jakby prąd przepływał z mojego serca wprost do żaru między moimi nogami. Potem przeniósł się na drugą stronę: całował, skubał zębami i pożerał mnie żywcem. Zassałam dolną wargę między zęby i wbiłam paznokcie w jego ramiona, gdy tak ucztował. Tortura była strasznie rozkoszna, ale narastało coś więcej, przez co chciałam rzucić go na dół, wejść na niego i ujeżdżać go. Zadrżałam, otworzyłam oczy i poczułam, że jego palce wróciły między moje nogi. - Cholera, jesteś mokra – jęknął w moją szyję. Tak, czułam to. Przycisnęłam się do jego torsu i opadłam na łóżko, powoli czołgając się do wezgłowia. - Przestań się droczyć, Madoc – powiedziała, mrużąc oczy.- Pora przestać się bawić i wyłożyć karty na stół. Uśmiechnął się szeroko, kradnąc moje serce. Śmiał się i patrzył na mnie, gdy okrążył łóżko, odpinając spodnie. - Moja mała rywalka. Myślisz, że przepuszczę okazję w tej grze?odpalił. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który unosił koniuszki moich ust. Odchyliłam się na rękach, zgięłam nogi i ścisnęłam kolana. Uniosłam brwi i posłałam mu spojrzenie typu udowodnij to. Ale zrzedła mi mina, gdy znowu się uśmiechnął i tym razem bardziej diabelsko. O cholera!
Krzyk zamarł mi w gardle, gdy wyciągnął ręce, chwycił mnie za kostki i pociągnął w dół, przerywając tylko aby spojrzeć na moją zdumioną minę, zanim przewrócił mnie na brzuch. Wyrwały się ze mnie szybkie i płytkie oddechy, a moje wnętrzności ściany, gdy poczułam pod brzuchem tarcie o koce. Zakrztusiłam się powietrzem. - Mad… - Nie odzywaj się – warknął mi nisko do ucha i dopiero co zrozumiałam, że byłam uwięziona przez ścianę za mną. Wciąż miał na sobie dżinsy. Czułam, jak ocierały się o mój tyłeczek. Wsunął rękę między moje nogi i zamknęłam oczy, gdy musnął palcami skórę wokół mojego wejścia, a potem zaczął pieścić łechtaczkę okrężnymi ruchami, ale nie wchodząc we mnie. Wsparłam się na łokciach i zaczęłam się poruszać przy jego palcach. Wgniótł się materac, więc wiedziałam, że wszedł na łóżko jednym kolanem i pochylił się nade mną. Po moich plecach przesunęło się coś gorącego i mokrego, więc zadrżałam pod uczuciem jego języka, który mnie lizał. Zacisnęłam koc pode mną, gdy poczułam mocne ugryzienie na swoim boku. - Madoc – ale nie przestawał. Schodził coraz bardziej w dół, ssąc skórę na moich plecach, za każdym razem biorąc ją między zęby. Czułam się jak pękające szkło. Jeden pocałunek i łaskotanie rozchodziło się po całym moim ciele. - Znowu chcesz mi się stawiać?- przycisnął się do mojego tyłeczka, tak że poczułam jego twardość, która próbowała wydostać się na zewnątrz. - Madoc, do cholery!- próbowałam brzmieć na rozłoszczoną, ale zamiast tego jęknęłam błagalnie.- Zaraz przelecę twoje łóżko! Proszę!
Spojrzałam przez ramię i moim oczom ukazała się jego seksowna, gładka pierś i sześciopak, który chciałam wylizać. - Potrzebuję cię – wymamrotałam. Chyba dostrzegł prośbę w moich oczach, bo sięgnął do stolika nocnego i wyciągnął gumkę. Opakowanie rozdarł zębami, ściągnął w dół swoje spodnie i bokserki i skopał je ze stóp. Patrzyłam mu w oczy, gdy ją nałożył. Utrzymywałam kontakt wzrokowy, gdy ukląkł na łóżku i pochylił się nade mną. Ale straciłam go, gdy wygiął jedną z moich nóg, przycisnął udo drugiej do łóżka i usadowił się między moimi nogami. Gdy wsparł się na rękach, opierając dłonie po obu stronach moich ramion, pochylił się nade mną, chwycił w dłoń moją brodę i uniósł ją do pocałunku. Och. Pokrył moje całe wargi swoimi i wsunął się we mnie, ślisko i szybko. Jęknęłam w jego usta. - Kocham cię – mruknął przy moich wargach. Sięgnęłam do tyłu i chwyciłam za jego kark, zamykając oczy i absorbując każdy ruch w tył i przód, gdy we mnie wchodził. Zaciskając zęby, wciągnęłam powietrze, gdy wchodził głębiej i szybciej, zaś jego ciało ślizgało się w dół i górę. Jego długie, umięśnione przedramiona po moich bokach napinały się za każdym razem, gdy we mnie wchodził i zaczęłam jęczeć z rozkoszy przez to co mógł ze mną zrobić i czego ja sama nie byłam w stanie dokonać. Chyba ludzie nazywali to punktem G, a Madoc był świetny w znajdowaniu go. Zaczęłam się wić na łóżku, przyciskając się do niego, aby zwiększył tępo. Im szybciej wchodził, tym bardziej to czułam. - Nie jesteś dzisiaj cierpliwa, hmm?- syknął mi rozgrzanym oddechem do ucha.
- Przepraszam – jęknęłam, nie zwalniając ani na chwilę.Wynagrodzę ci to. Ta pozycja jest… W moim brzuchu zaczęły trzepotać motyli i ścisnęły mi się mięśnie, gdy doszłam. Opuściłam głowę na łóżko i uniosłam tyłeczek w górę i przytrzymałam go tam, gdy dalej się we mnie wbijał. - Och – jęknęłam, czując pieczenie i całkiem zdziczałam, zachęcając go do szybszych i mocniejszych ruchów. Aż przestał. Co? CO? Moje oczy rozpalił strach i gniew, gdy puls między moimi nogami wciąż bił. Zanim miałam szansę, by się odwrócić, chwycił mnie za biodra, poderwał na czworaka i znowu we mnie wszedł. - O mój Boże!- krzyknęłam, wspierając się na rękach i rozszerzając nogi, gdy wbijał się we mnie tak szybko i mocno jak wcześniej. - Ta pozycja jest jeszcze lepsza – zaznaczył, mocniej chwytając mnie za biodra. Co za cholernie zarozumiały ton. A potem przepadłam. Zacisnęłam się wokół jego fiuta, pulsując i wybuchając, gdy orgazm doszedł wreszcie do mnie, powodując, że serce niemal podskoczyło mi do gardła. Oparłam czoło na łóżku, ale Madoc nie przestawał i nie zwalniał, nawet wtedy, gdy mój orgazm minął. I to też było oszałamiające. Czucie go po tym jak doszłam było niesamowite. Ścisnął moje biodra, poruszając się szybciej i szybciej. Cholera, uwielbiam jego siłę.
Otarł się o mnie kilka razy, oddychając głośno i w końcu wszedł we mnie głęboko z jakieś dwa razy, zanim doszedł, zwolnił i zatrzymał się. Opadł na łóżko, pozwalając i mnie się położyć. Leżałam oparta policzkiem na łóżku i moje spocone włosy przylepiły mi się do twarzy. Albo to jego włosy przykleiły się do mojej spoconej twarzy. Nieważne.
Rozdział 24
Fallon Zawsze się zastanawiałam, czy przeszłość wyglądała lepiej dla ludzi, bo strasznie nienawidzili teraźniejszości, ale że była lepsza bo była lepsza. Powiedzenie takie jak „stare dobre czasy”, zawsze sugerowało, że przeszłość była o wiele lepsza niż chwila obecna, ale myślę, że wszystko wygląda lepiej w retrospekcji. Jak nie patrzeć, nie mamy szansy cofnąć się w czasie i naprawić sytuację z tą wiedzą, jaką mieliśmy teraz. Z wyjątkiem mnie. Wróciłam do domu. Do miejsca, którego nienawidziłam. Do życia, którego nie chciałam. I do chłopaka, którym gardziłam. I pomimo wszystkiego, wciąż tęskniłam za Madociem. Nigdy nie przestałam go pragnąć i kochałam go. Wciąż miałam obsesję na punkcie skrzywdzenia go, jednak wciąż czułam, że go potrzebuję. Powinno mnie to wszystko olśnić w stylu: Dlaczego w ogóle pomyślałam, że go kocham, albo Co ja sobie wyobrażałam? Ale nie. W tym przypadku nie wspominałam naszych wspólnych chwil w czuły sposób, bo chciałam. Pamiętałam je jako dobre czasy, bo były dobre. Pamiętałam prawdę. Nie zamuloną, poplątaną wersję, którą wymyślił mój umysł, gdy tonęłam w bólu. Jest naprawdę dobrze.
- Madoc – ostrzegłam radosnym tonem. Zaśmiał mi się do ucha. - Jesteś taka ciepła wszędzie – powiedział, przytulając się do mnie.- I wciąż mokra. Przerzucił ramię przez moją talię i pocierał mnie między nogami. Wczorajszej nocy usnęliśmy po o wiele słodszym i spokojniejszym kochaniu się, więc byłam wyczerpana. Po tym jak ledwo co spałam po przyjeździe do Shelburne Falls, odkryciu pudeł w piwnicy, a potem jego przyjeździe, potrzebowałam odpoczynku i jedzenia. Ale mimo to się uśmiechnęłam, bo wiedziałam dlaczego obudził się wcześniej. Pewnie był bardzo czujny, nawet jeśli nie zdawał sobie z tego sprawy. Jego podświadomość pewnie podpowiadała mu, że wymknę się podczas gdy spał. - Śniłam o tobie – ziewnęłam, a potem wtuliłam nos w poduszkę. Czułam na niej całej zapach jego wody kolońskiej i po prostu chciałam naciągnąć na siebie kołdrę i zatopić się w jego zapachu. Jego palce zaczęły tworzyć magię, pocierając mnie i poczułam puls podniecenia. - Opowiedz mi o tym śnie – zachęcił. Mmmm… miałam lepszy pomysł. Taa, może moja głowa była jak balon i ledwo co widziałam na oczy, ale kto by się przejmował? Sięgnęłam po jedną z gumek na szafce Madoca, które Madoc rzucił tam zeszłej nocy. Powinnam była się domyślić, ze miał wielkie plany. Odwróciłam się, pchnęłam go na plecy, wstałam i usiadłam na nim okrakiem. Oblizałam wargi i przesunęłam palcem po jego policzku. - Chyba ci pokażę.
***
- O mój Boże. Pamiętasz – zakryłam usta dłońmi, przypadkowo wypuszczając pościel z rąk, która opadła do mojej talii, gdy usiadłam. Podciągnęłam ją i spojrzałam na pudełko Krispy Kremes, jakby był koniec świata. Natychmiast zaburczało mi w brzuchu. Usiadł na łóżku, a potem położył się, otworzył pudełko i położył je między nas. - Nie, nie bardzo – przyznał.- Addie wciąż kupuje je co niedziele. Ma duże zapasy. Z cytrynowym nadzieniem są dla ciebie, z czekoladą dla mnie, a te zwykłe dla ojca. Przypomniałam sobie, że nic dla mojej mamy. Nigdy by nie tknęła pączków. Podniósł swój ulubiony i wziął kęs. Lukier na jego wargach zaczął się poruszać, gdy przeżuwał i z jakiegoś czasu moje serce niemal eksplodowało. Pochyliłam się i pocałowałam go niespodziewanie i musiałam powstrzymać uśmiech, kiedy oderwał się w zaskoczeniu. Nie mogłam uwierzyć jak byłam głodna, gdy zlizałam lukier. Madoc kazał mi obiecać, że nie ruszę się z łóżka przez dwanaście godzin i zdawało mi się, że będzie musiał mnie siłą wyciągnąć. Teraz nie chciałam jedzenia. Pochyliłam się ku jego ustom.
- Lubię cię. Odsunął się nieco do tyłu, patrząc na mnie podejrzliwie. - Myślałem, że mnie kochasz. - Och, bo kocham. Ale możemy kochać ludzi, których nie lubimy, wiesz?- sięgnęłam do pudełka po swoje z cytrynowym nadzieniem.- Tak jak naszych rodziców, rodzeństwo… ale ciebie też lubię. Lubię przebywać z tobą i z tobą rozmawiać. Zmrużył oczy i włożył do ust wielki kawałek. - Po prostu uważasz, że jestem zajebisty, bo mam na DVD wszystkie sezony Pamiętników wampirów. O mój Boże! Parsknęłam śmiechem, zakrywając usta jedną ręką, gdy zachichotałam. - Nie gadaj!- wypaliłam z niedowierzaniem.- Nie oglądasz już tego, prawda? Skrzywił się i wyciągnął z pudełka kolejnego pączka. - To twoja wina – burknął.- Oglądałaś je co czwartek i po prostu się wkręciłem. - Madoc – przełknęłam większość mojego kęsa.- Nie oglądałam tego od lat. - Och, a powinnaś – skinął głową.- Damon i Elena? Taa. A potem był Alaric. Ta część była do dupy. A potem Pierwotni zjawili się w mieście. Są niesamowici. Mają swój osobny serial. Znowu zaczęłam się śmiać, ale skrzywił się. - Mówię poważnie – podkreślił. - To widać.
Przez następną godzinę siedzieliśmy tak jedząc i rozmawiając, a potem Madoc wypuścił mnie z łóżka, po tym jak poprosiłam go, abym mogła skorzystać z łazienki. Chciałam iść się przebiec, ale w ciągu ostatnich dziewięciu godzin uprawiałam seks aż cztery razy. Byłam spocona, lepka i obolała. I rozpaczliwie potrzebowałam prysznica. Potrzebowałam nieco czasu, aby pomyśleć o tym co zrobić z moją mamą i jak miałam powiedzieć Madocowi o reszcie: dziecku, mojej matce, która próbowała przejąć jego dom… Teraz było tak dobrze, że nie chciałam tego psuć. Jednak po prostu musiałam mu powiedzieć i to wszystko przełknąć. Pewnie wścieknie się na moją mamę i nieco na mnie, za to, że to przed nim ukrywałam, ale wierzyłam, że będzie przy mnie. Otworzyłam jego płyn do kąpieli, zaciągając się jego cudownym zapachem, który rozpalił hormony w moim ciele. Jakby na zawołanie – zaczęłam już myśleć, że miał jakiś radar wyczuwania, kiedy moje ciało go potrzebowało – otworzył szklane, prysznicowe drzwi i wszedł do środka. Jego oczy pociemniały – niemal ze złości – gdy zmierzył mnie wzrokiem. - Kurwa, Fallon – warknął cicho. Przyciągnął mnie do siebie, schylił głowę, aby zmoczyć włosy i je odgarnął. Pocałował mnie i zapomniałam o swoich zmartwieniach w cieple prysznica i bezpieczeństwie jego ramion. - Chcesz obejrzeć film?- zapytałam, gdy rzucił mi ręcznik. Jakąś godzinę później wreszcie udało się nam wyjść spod prysznica i pomyślałam, aby pójść do sali kinowej na dole, aby z nim porozmawiać. W samotności, z dala od uszu Addie. Owinął ręcznik wokół swoich bioder, a drugim zaczął wycierać włosy.
- Cóż, pomyślałem o tym, że fajnie byłoby dzisiaj zająć się Lucasem. Muszę się z nim zobaczyć. Nie odezwałam się. Miał rację. To była moja wina, że wczesnym latem Madoc został oderwany od Lucasa. Musieliśmy się z nim od razu zobaczyć. - I mam nadzieję, że mogłabyś tu zostać na kilka dni – kontynuował.- Mam jesienną przerwę, więc nie muszę wracać aż do przyszłego tygodnia. Poczułam nagłe rozczarowanie. - Northwestern nie ma jesiennej przerwy. Skinął głową, opierając się o łazienkowy blat, wyglądając seksownie jak cholera z tymi sterczącymi włosami. - Wiem. Sprawdziłem tego ranka. Ale jeśli znajdziesz kilka dodatkowych dni, to może się okazać, że będzie warto. - Dlaczego? Nie chciałam niczego innego, aby spędzić z nim nieco dodatkowego czasu, ale moje zajęcia nie były lekkie. Jeśli przegapiłoby się jeden dzień, to wiele by cię ominęło. Już opuściłam piątek. - Twoja mama próbuje przejąć dom. Chcę porozmawiać z Jaxem i zobaczyć, czy mógłby nam pomóc. - A on jakby mógł nam pomóc?- podeszłam do niego, gdy przewiesił ręcznik przez swoją szyję i moje ciało, przyciągając mnie bliżej. - Zna się na komputerach – wyjaśnił.- Może znaleźć rzeczy w internecie, których inni nie mogą. Chcę tylko sprawdzić, czy coś na nią znajdzie. Nie znalazłby. Ludzie mojego ojca już to próbowali i z wyjątkiem kilku męskich prostytutek, życie moje matki opierało się
tylko na robieniu zakupów, jedzeniu kolacji i socjalizowaniu się. Ojciec Madoca miał te informacje i nie zamierzał ich używać. Jednak nie powiedziałam o tym Madocowi. Wiedział o mojej roli w rozwodzie naszych rodziców i nie zamierzałam mu o tym przypominać. - Jared, po prostu spróbujmy! Obydwoje z Madociem spojrzeliśmy w stronę drzwi łazienkowi, skupiając się na krzykach na zewnątrz. - Kobieto, naćpałaś się!- Jared warknął.- Nie ma mowy. - Ale z ciebie cienias! To tylko taniec na przyjęciu – Tate krzyknęła. Madoc i ja spojrzeliśmy po sobie, zanim podbiegliśmy do drzwi i otworzyliśmy je na oścież. Jared i Tate właśnie wyszli za rogu i skierowali się w dół do holu w przeciwnym kierunku od nas, po drugiej stronie domu. Zapewne do swojego pokoju. Jared odwrócił się, idąc tyłem. - Zdecydowanie nie. Madoc objął mnie ramieniem i zawołał. - Do czego teraz próbuje cię przekonać? Tate odwróciła się z dłońmi na biodrach, podczas gdy Jared przestał się cofać. - Do lekcji tańca – zgrzytnął zębami.- Nie mam pojęcia, skąd ten pomysł przyszedł jej do głowy. Tate spojrzała w dół. - Po prostu pomyślałam, że mogłoby to być nowe doświadczenie, Jared – powiedziała, odwracając się do niego
plecami.- Mam oczekiwać, że Madoc będzie ze mną tańczył przy każdej okazji? Zmrużyłam oczy, przyglądając się jej. Przy każdej okazji? A potem dotarło to do mnie. Wesele. Właśnie o tym myślała, ale uniesiona brew Jareda i śmiech Madoca podpowiedziały mi, że oni nie zdawali sobie z tego sprawy. Była zakochana w Jaredzie i nawet ja wiedziałam, że pewnego dnia weźmie ją za żonę. Było to oczywiste, że chciała z nim zatańczyć podczas ich ślubu. Ale Jared nie tańczył. Może nie będzie potrzebował tej umiejętności w przeciągu kilku lat, ale myślała do przodu. Gryząc policzek, wyglądała na rozłoszczoną, ale miała w sobie zbyt wiele dumy, aby powiedzieć mu, dlaczego naprawdę chciała brać lekcje. - Mam pomysł – powiedziałam, owijając się ręcznikiem, gdy wyjrzałam za framugi.- Wyścig – zasugerowałam.- Jeśli ona wygra, będziesz uczęszczał na lekcje, aż będziesz tańczył jak zawodowiec. Jeśli wygrasz, to cóż, nie będziesz musiał. Spojrzał na mnie ze znudzoną miną. - Nie muszę tego robić teraz. Co na tym zyskam? Tate zacisnęła usta, mając zamiar mu przyłożyć. - W porządku, dupku – odwróciła się i zwróciła do swojego chłopaka.- Jeśli ty wygrasz, to zrobię cokolwiek będziesz chciał. Jego oczy błysnęły psotnie i pomyślałam, że właśnie tak Jared Trent wyglądał podczas gwiazdki. - Umowa stoi?- zapytał Madoc. Jared podbiegł do Tate i chwycił jej brodę w palce.
- Następna niedzielna noc. Zadzwonię do Zacka i wszystko przygotuję – i poszedł do ich pokoju, wyciągając po drodze telefon z kieszeni. - Co chce, abyś zrobiła?- usłyszałam śmiech w głosie Madoca.- Anala? Myślałem, że wasza dwójka już to zaliczyła. Włosy Tate zafalowały, gdy potrząsnęła głową. - Nie ma to znaczenia. I tak przegra. Brzmiała na bardziej przekonaną, niż pewną Madoc roześmiał się. - Taa, w porządku. Ostatnim razem, gdy Jared przegrał wyścig, to… hmm, nigdy nie przegrał. Ma rację. Pomyślałam, że to naprawdę głupi pomysł i że Tate wpadła.
Rozdział 25
Madoc
Po kolejnej niedorzecznej kłótni, Jared i Tate wreszcie wyjechali z miasta, aby wrócić do Chicago i do szkoły. Próbował ją przekonać, aby zostawiła swój samochód w Shelburne Falls – skoro i tak wrócą za pięć dni – ale zdecydowała, że najlepiej by było, jeśli pojechaliby osobno i nie widzieli się przez cały tydzień. Wybuchnął, a ona wymamrotała coś o tym, że frustracja seksualna osłabi jego zmysł wyczucia do następnego weekendu. Nie zamierzałem popędzać mojego czasu, który chciałem spędzić wraz z Fallon, ale nie mogłem powstrzymać uśmiechu na samą myśl, że znów znalazłbym się na Pętli. Tęskniłem za moimi przyjaciółmi, co musiałem przyznać przed samym sobą. Fallon zdecydowała się zostać z jakieś dodatkowe dwa dni, więc ubraliśmy się i wskoczyliśmy do mojego samochodu. Po odwiedzinach u Jaxa, postanowiliśmy zajechać do Lucasa. - Jax!- zawołałem, otwierając nie zamknięte drzwi.- Nie śpisz?usłyszałem tupot stóp na górnym piętrze i poczekałem, aż zejdzie ze schodów. Nie miał na sobie koszulki, jak zresztą zwykle, gdy był w domu i miał na sobie czarne dresy Adidasa bez butów czy skarpet. Jego włosy
były ściągnięte w normalnego kucyka, ale kilka kosmyków spływało swobodnie, jakby dopiero co się obudził. I na jego dolnej wardze znajdowało się rozcięcie. Wyglądał na zmęczonego jak cholera, ale był w dobrym nastroju. - Hej, stary –przybiłem mu piątek.- Możesz założyć koszulkę? Był to żart. Tak jakby. Byłem seksowniejszy niż on. Bez wątpienia. Ale chwyciłem Fallon za dłoń, przypominając jej, że może patrzeć, ale nie dotykać. Jax zaczął ćwiczyć z Jaredem i ze mną z jakiś rok temu, ale wciąż był młody i rósł, to i tak potrafił powalić nas obu. Dbał o siebie w sposób w który dzieciaki w jego wieku nawet nie próbowały. Miał fioła na punkcie bycia zdrowym i chociaż popijał to tu to tam, to nigdy nie tknął fajek czy narkotyków. Prawdę mówiąc, to miał straszny problem z narkotykami. Kiedyś jakiś koleś zaproponował mu trawkę i stracił nad sobą panowanie. Fallon ścisnęła moją dłoń, uśmiechając się na moją zazdrość, gdy zażądałem, by założył koszulkę. Skrzyżował ręce na torsie. - Masz szczęście, że założyłem spodnie, stary. Co jest? Wskazałem na schody. - Chodźmy do twojego biura. Odwrócił się i wszedł po schodach do swojego gniazda. Przynajmniej ja tak żartowałem na ten temat. Mama Jareda, Katherine – i niebawem moja macocha – wzięła Jaxa z rodziny zastępczej i przywiozła do jego domu ze sobą, aby jej syn mógł mieć przy sobie swojego brata. Niestety Jax był dla niej niczym słońce, księżyc i gwiazdy i cholernie go rozpieszczała. Jaredowi dostała się matka, która stawiała siebie na pierwszym miejscu i go ignorowała, zaś Jax maturą mamę, która dorosła i zachowywała się odpowiedzialnie. Podczas gdy Jared
został zostawiony samemu sobie, Jax dostawał domowe obiadki i bilety na mecze. Jednak było w porządku. Zasługiwał na to wszystko po dzieciństwie jakie go spotkało, a Jared był szczęśliwy, że jego rodzina w końcu była razem/ Jax przejął pokój Jareda, który przeprowadził się do akademika i używał swojego dodatkowego pokoju jako „biura”. Wchodziło się tam i od razu czuło, jakby znalazło się w vanie FBI. Było tam ciemno i było wiele przełączników, ekranów i przewodów, które ciągnęły się po ścianach. Na ścianie znajdowało się sześć, ogromnych dotykowych ekranów, po trzy w każdym rzędzie, a siódmy był podparty na stojaku, gdyż Jax używał go do kontrolowania pozostałych sześciu. Były też trzy długie stoły pokryte elektroniką, o której nie miałem pojęcia, z wyjątkiem laptopa i komputera stacjonarnego. Gdy ostatniego roku zapytałem do czego było mu to wszystko potrzebne, to po prostu powiedział, że grał w wiele gier wideo. Taa, to nie było granie. To była ostra jazda. Ale przy sytuacji mojej i Fallon cieszyłem się, że mieliśmy Jaxa. Był w stanie wykopać papierki, które pogrążyłyby króla Sudanu o zdradę – albo co tam na niego mieli – ale plus był taki, że mieliśmy go po swojej stronie. - Whoa – Fallon zatrzymała się, gdy weszliśmy do środka, dlatego też wpadłem na jej plecy. Zachowałem równowagę i objąłem ją w talii, czekając, aż w nią to wsiąknie. Wszystko było tak jak pamiętałem, ale i tak było wiele do przyswojenia. Każdy monitor był aktywny, pokazując linię za linią dziwnego kodu, który nie miał dla mnie najmniejszego sensu, podczas gdy na innych były otwarte strony internetowe, dokumenty. Musiałem zamrugać kilka razy, bo już mi przeciążyło mózg. Jakim cudem Jax nie dostawał migreny, skoro spędzał tu każdy dzień?
- Jax… - Fallon zaczęła ze zmartwieniem w głosie. Jax obszedł pokój i wyłączył monitory, nawet na nas nie patrząc. - Nie zadawaj mi pytań, Fallon, to cię nie okłamię – powiedział, jakby czytał w jej myślach. Od razu na mnie spojrzała. - Dobrze – wydusiła z siebie szept. - Hej, stary. Potrzebuję pomocy – podszedłem do najdłuższego stołu i podniosłem długopis i kartkę.- Możesz wyszukać to imię? Patricia Caruthers – spisałem jej inne nazwiska, a także numer telefonu.- Możesz ją też znaleźć jako Patricię Pierce albo Patricię Fallon. Przeszukaj notowania policyjne, wyciągi z kart kredytowych, kumpli w podejrzanym towarzystwie i jej kalendarz socjalny… Podałem mu kartkę. - Patricia Caruthers. To twoja macocha, co nie?- zapytał, spoglądając to na mnie to na Fallon. - To moja mama – wtrąciła się Fallon, spoglądając na mnie, zanim kontynuowała.- Jax, przepraszam, że cię w to wciągamy, ale posunęła się nieco za daleko w tym rozwodzie. Chcemy zobaczyć, czy możesz… wzruszyła przepraszająco ramionami.-… znaleźć cokolwiek na nią. Aby się odchrzaniła, wiesz? Dalej patrzył ciekawsko na nas, ale w końcu skinął głową. - Dajcie mi kilka godzin.
***
Po tym jak odebraliśmy Lucasa, to pojechaliśmy na lunch do Chevelle Finer, a potem skierowaliśmy do parku deskorolkowego. Powiedziałem Lucasowi dokąd jedziemy w łazience restauracji, gdy to czekałem przed kabiną na straży ze względu na potencjalnych zboczeńców. Nigdy nie jeździł na desce. Więc powiedziałem mu też, żeby trzymał usta na kłódkę. Chciałem zaskoczyć Fallon i szczerze mówiąc, nie byłem pewien jak przyjmie ten pomysł. Więc postanowiłem ją zaskoczyć. Lepiej prosić o przebaczenie niż pozwolenie, prawda? Takie było moje motto. Gdy jechałem, telefon ciągle brzęczał mi w kiszeni, ale wymacałem przez materiał guzik i go wyłączyłem. Fallon spojrzała na mnie, mrużąc oczy na moje spodnie. Chwyciłem ją za dłoń. - Przestań się na mnie gapić. Przewróciła oczami. Przez kilka ostatnich godzin pisali do mnie ojciec i matka. I wiedziałem dlaczego. Jednak nie chciałem, aby Fallon się martwiła. Wiedzieli, że byliśmy razem i wiedziałem jak się o tym dowiedzieli. Ale nie winiłem Addie za to, że im powiedziała. Nigdy chętnie by nie przekazała tej wiadomości. Któreś z nich musiało z nią porozmawiać o tym gdzie się podziewałem. Addie nie potrafiła kłamać, nie żeby powinna. Moja mama była w odległym Nowym Orleanie. Nie martwiłem się, że pojawiłaby się dzisiejszego wieczoru znienacka. Jednak mój ojciec mógł nas zaskoczyć. I w tym przypadku był wóz, albo przewóz. Nie zamierzałem zrezygnować z Fallon. Zataczała kciukiem małe kręgi wokół mojego knykcia i zerknąłem w lusterko, aby sprawdzić Lucasa, który kołysał w rytm muzyki
dobiegającej z jego iPoda. Dzieciak strasznie szybko rósł. Jego włosy stały się dłuższe wokół uszu i przybyło mu z jakieś dwa cale wzrostu przez te cztery miesiące. Uścisk Fallon na mojej ręce zwiększył się, więc spojrzałem na nią kątem oka, zauważając, iż dostrzegła obrzeża parku Iroquisa Mendozy. Jej grymas powiększył się, gdy zębatki obracały się w jej głowie. Z trudem powstrzymałem uśmiech i wysunąłem rękę na wolność, aby wsunąć ją między jej nogi i chwycić ją, aby odwrócić jej uwagę. - Co o tym sądzisz? Chwyciła moją dłoń w obie swoje. - Przestań!- krzyknęła szeptem, spoglądając nerwowo na Lucasa. Wciąż kołysał głową i wyglądał przez okno. Zacząłem ją masować w okrężnych ruchach. Przynajmniej nie myślała o tym, by się na mnie pogniewać za park. Patrzyłem na drogę, ale przesunąłem dłoń w dół jej uda, zwiększając przyjemność. Wymamrotałem, zerkając na nią: - Wezmę cię dzisiaj na ostro. Uważaj. Zacisnęła usta i odrzuciła moją dłoń. Odwróciłem się i uśmiechnąłem do przedniej szyby i zatrzymałem się. - Wspaniale! Jesteśmy na miejscu!- krzyknąłem, wyłączając silnik. Lucas od razu wyszedł za mną z samochodu i okrążyliśmy go, aby wyciągnąć z bagażnika deski. Dzisiejszego ranka wykradłem je z piwnicy i ukryłem w samochodzie. Zauważyłem również, że kartony pod fortepianem w których znajdowały się rzeczy Fallon, były puste i porozrzucane po podłodze. Nie
mówiła o tym, a ja nie naciskałem na wyjaśnienia, więc pomijaliśmy temat jej życia, które było ukryte w tych kartonach przez ostatnie dwa lata. - Fallon!- zawołałem.- Przestań się opieprzać i chodź! Drzwi otworzyły się. - Madoc!- zgrzytnęła zębami.- To jeszcze dziecko! Zważaj na język. Uniosłem brew na Lucasa w sarkastyczny sposób. Pokręcił głową, mamrocząc: - Laski. Podniosłem pokrywę bagażnika, przytrzymałem ją jedną ręką i zerknąłem na Fallon. - No chodź. Wybierz swojego drina.
Rozdział 26
Fallon
Wybrać swojego drina? Już wolałabym, żeby Lucas strzelił mi z gumki recepturki w twarz. Trzasnęłam drzwi i wepchnęłam dłonie w kieszenie, napinając ramiona przy chłodnym powietrzu. - Więc dlatego nalegałeś, żebym założyła luźne ubrania. Kiedy tego ranka zaczęłam zakładać swoje ubrania, Madoc powiedział mi, żebym założyła coś luźne i się zamknęła. Czarujące. Więc założyłam jakieś luźne, czarne spodnie, szarą koszulkę z Obey’a i związałam włosy w kucyk. Byłam gotowa na tą małą przygodę, jaką zaplanował. Każdy mięsień w moim ciele napiął się. Pomimo tego, że byłam niesamowita w jeżdżeniu desce, to brakowało mi ćwiczeń. Moje ciało wciąż było w dobrym stanie, ale nie moja pewność siebie, a biorąc pod uwagę jeżdżenie na desce, pewność siebie i szybkie oszacowanie sytuacji było kluczem do sukcesu.
Spróbowałam zignorować Madoca, gdy czekał, aby dać mu do zrozumienia, że nie miałam na to ochoty, ale nie mogłam oderwać wzroku od otwartego bagażnika. Jęknęłam bez wydawania dźwięku i rozdziawiłam usta. Wyciągnęłam dłonie z kieszeni i uczepiłam się brzegu bagażnika, patrząc się na moje wszystkie deskorolki. Moje deskorolki! - Tylko nie zacznij ryczeć – Madoc droczył się ze mną.- Nie uratowałbym Lego przed deskami. Nie mogłam na to nic poradzić. Oczy zamgliły mi się od łez, gdy spojrzałam na swoje wszystkie pięć desek, przy czym z każdą łączyły mnie wyjątkowe wspomnienia. Moja pierwsza deska była popękana na każdym centymetrze i pewnie miała na sobie krew. Druga i trzecia miały ozdabiane kółka i to na nich nauczyłam się robić podskoki, kickflipy czy stawanie piętą na deskorolce. Moja czwarta deska była moją ulubiona. I piąta. Piąta była zupełnie nowa. Nigdy nie używana. Nie oddychałam, ale nie czułam bólu. Spojrzałam na Madoca i przełknęłam gulę przez uśmiech. - Kocham cię – powiedziałam schrypniętym głosem. Puścił mi oczko w swój seksowny sposób, dając mi do zrozumienia, iż przyjmie to jako podziękowanie. - Wezmę tą jedną – zawołał Lucas, chwytając na nieużywaną. - O nie – wyrwałam mu ją.- Ta jest dla ciebie – podałam mu zużytą, która ledwo się trzymała i kółka były niemal starte. Wydął wargi i wziął ją ode mnie. - Najpierw musisz skończyć szkołę – wyjaśniłam.- Rozumiemy się? Skinął głową i wziął deskę, podczas gdy ja złapałam za nową. Madoc zamknął bagażnik bez brania jakiekolwiek. Spojrzałam na niego, unosząc brwi.
- Ja nie jeżdżę – wymamrotał.- Lubię patrzeć. Przycisnęłam deskę do boku i wymamrotałam: - Wspaniale. - Lucas – zawołał Madoc i obróciliśmy się oboje.- Załóż je. Madoc rzucił mu ochraniacze na łokcie i kolana, oraz kask, zaś ja spróbowałam powstrzymać uśmiech. Lucas ściągnął razem brwi, jakby był zbyt zajebisty na jego nadopiekuńczość, ale i tak byłam pod wrażeniem. Madoc był niezły w roli starszego brata. Czy był taki lata temu? A może dorósł po tym, jak wyjechałam? Cofnęłam się wstecz w swoich wspomnieniach, przypominając sobie jak wypił mojego Snapples’a aby mnie wkurzyć, ale zawsze chodził oglądać ze mną telewizję, przez co czułam się mniej samotna. Albo te wszystkie razy, gdy ignorował mnie w szkole, ale wysyłał mi cukierki i balony, żebym nie czuła się samotna podczas rozdawania życzeń podczas świąt w szkole. Oczywiście, że pisał tam jakieś poniżające rzeczy albo obrzydliwy wierszyk, ale i tak było dobrze coś otrzymać. Addie miała rację. Madoc zbierał kawałki do kupy. - Lucas – położyłam deskę na ziemię i potargałam jego blond włosy.- Jeździłeś kiedyś na desce? - Jeszcze nie. Ale chcę to zrobić!- wskazał na rampę do jeżdżenia, gdy stanęliśmy u jej boku. Już założył kask i ochraniacze. - Możesz dzisiaj tego dokonać – zapewniłam go, wzięłam jego deskę i postawiłam koło swojej.- Ale trzeba wiele ćwiczyć, zanim będziesz gotów jeździć szybko. Pokażę ci pierwsze kroki. Wiesz, która stopa jest twoją przednią?
Krew rozgrzała moje ramiona i zaczęło mi walić serce. Cholera, cieszyłam się, że Lucas tu był. Madoc usiadł na ławce, rozkładając ramiona na oparciu, podczas gdy na nas patrzył. A raczej na mnie. Przynajmniej nie pochłaniałam centrum jego uwagi, gdy był tu Lucas. Madoc powinien mi powiedzieć, żebym przyjechała tu sama. Abym rozruszała kości bez publiki. Ale znał mnie. Wiedział, że nie zrobiłabym czegokolwiek bez nacisku. - Przednia stopa?- Lucas spojrzał na mnie zdezorientowany, gdy podniósł stopę, a potem ją postawił, by podnieść niepewnie drugą. Uśmiechnęłam się i dotknęłam jego ramienia, aby zwrócił na mnie uwagę. - W porządku, podejdź do tamtych schodów– wskazałam na takowe, które znajdowały się niedaleko. - Dlaczego? - Po prostu zrób to – nakazałam z większą stanowczością, ale wciąż mówiąc łagodnie. Lucas postawił deskę na ziemi, zamachnął się rękami do tyłu i przodu, gdy ruszył ścieżką. - Stop!- krzyknęłam, gdy tylko podniósł stopę na pierwszy stopień. Zatrzymał się, dalej trzymając stopę w powietrzu i patrząc na mnie. - To twoja przednia stopa – powiedziałam mu.- A teraz wróć. Madoc wrócił do swojego samochodu i zostawił drzwi otwarte, abyśmy mogli słyszeć muzykę. Usłyszałam „All I need” Method Man i poczułam mrowienie w twarzy spowodowane rozbawieniem, gdy Lucas zaczął bujać głową do rytmu jak nastolatek, którym nie był. Piosenka była starsza ode mnie i Madoc, na litość boską. - Dobra –schyliłam się i wskazałam na jego stopę.- Twoja przednia stopa musi się znaleźć z przodu deskorolki, a tylna na ogonie.
Zrobił tak jak mu powiedziałam, zaś ja obserwowałam go przez cały czas, zwłaszcza, gdy zaczął się kołysać w prawo i lewo. Moje własne stopy zaczęły mrowić, aby poczuć pod sobą moją własną deskorolkę. Wzięłam głęboki oddech. - A teraz, jeśli chcesz pojechać do przodu, trzymaj przednią nogę z przodu, a odpychaj się tylną. Gdy postawisz obydwie na desce, to znowu poruszaj na nią na boki jak poprzednio. Nie marnował czasu. Zniknął, zanim wyprostowałam plecy. Przesunął przednią stopę do przodu, przynajmniej na tyle daleko na ule widziałam, odkąd jego czarne spodnie były tak długie, że niemal zakrywały jego buty. Przynajmniej wyglądał jak skater. Zaczął nabierać prędkość, gdy ciągle odpychał się drugą stopą. Napięłam się, gdy machnął rękami. - Whoa – krzyknął, gdy przyglądałam się, jak stoczył się ze swojej deskorolki w trawę. Wypuściłam powietrze, które wstrzymywałam i spojrzałam na Madoca. Wzruszył ramionami i pokręcił głową. - I tak będzie spadać, Fallon. Spokojnie. Rozłożone ramiona Madoca były napięte, zaś moje oczy przykleiły się do nich zbyt mocno, zwłaszcza do krągłości jego bicepsów i tricepsów w jego szarej koszulce o krótkich rękawkach. Szeroka, opalona pierś, była niezwykle gładka i napięta pod moimi palcami. Madoc był twardy i miękki we wszystkich odpowiednich miejscach i nagle zaschło mi w ustach na samą myśl o masowaniu go, tak aby moje palce mogły zapoznać się z jego każdą gładkością. Zwłaszcza z olejkiem. Z mnóstwem olejku do masowania. - Fallon. Zamrugałam kilka razy, wracając wzrokiem do twarzy Madoca.
- Otrzyj ślinkę, skarbie – poradził.- Później to załatwimy w pościeli. Nie martw się. Moja płeć zacisnęła się, wysyłając piorun z mojego brzucha między nogi i odwróciłam wzrok, przecierając twarz dłońmi. A potem się roześmiał. Głupi palant. Pokręciłam na niego głową – gwałtownie – i ruszyłam w stronę ścieżki, na którą wrócił Lucas. - Wiesz co? Stałeś na desce nieco dłużej niż ja za pierwszym razem – chwyciłam go za ramię.- A zrobiłeś to co powinieneś. Kiedy poczujesz, że jesteś w niebezpieczeństwie, to zeskocz. - Nie wymądrzaj się tak – zawołał Madoc.- Pokaż mu jak to robić. Skrzywiłam się i spojrzałam na niego spod zmrużonych powiek, ale zaraz przeniosłam wzrok na swoją deskorolkę, podwijając palce u stóp. - Że niby co? Boisz się?- Lucas spojrzał na nią, zaś szczerość tego pytania miał wymalowaną na twarzy. Jak mogłam go zachęcać do zrobienia czegoś, czego sama bym nie zrobiła? Jakim byłabym rodzicem? Zacisnęłam usta na bok i już poczułam pot na swoim karku, gdy weszłam na deskorolkę, wyprostowałam nogi na drżących mięśniach. Powoli oparłam się na piętach, a potem na przodzie, zaczęłam oddychać płytko, gdy zakołysałam się do przodu i tyłu, pochylając na desce i przypominając sobie jak nią manewrować. Ludzie często myśleli, że jeżdżeniu na deskorolce najważniejsze są stopy, ale prawda była taka, że był to wysiłek dla całego ciała. W grę wchodził każdy mięsień. Pochylało się ramionami, sterowało się piętami i dodawało napięcie w zależności od poskoku, skrętu czy ślizgu. Obróciłam stopę w bucie marki Van i zrobiłam kopniaka drugą, podczas gdy później ugięłam lekko kolana, zaciskając pięści, gdy poczułam pęd krwi w swoich piersiach.
Cholera. Otworzyłam szeroko oczy i zaśmiałam się, zakrywając usta. O mój boże. Miałam nadzieja, że tego nie słyszeli. Czułam przypływ adrenaliny podczas samych podskoków? Dotknęłam znowu ziemi, ponownie kopnęłam i poczułam, jak serce podskoczyło mi do serca, gdy pojechałam w lewo, mijając schody. Zatrzymałam się na chodniku i znowu zaczęłam podskakiwać, trzymając się obrzeży niszy i czując fajerwerki w brzuchu. Diabelnie niesamowite. Właśnie tak zawsze się czułam. Dlaczego w ogóle z tego zrezygnowałam? Wbiłam deskę w ziemię, odepchnęłam się mocno i ruszyłam wprost na Lucasa. Rozłożyłam szeroko ramiona, opuściłam tylną nogę, ściągnęłam przednią, aż okrążyła Lucasa i zatrzymałam się. Ścisnęłam każdy mięsień w moim ciele, mając nadzieję, że to pomogłoby zetrzeć ten głupkowaty uśmiech z mojej twarzy, gdy zeskoczyłam. Ale byłoby to niefajne. Zeskoczyłam z deski, oddychając ciężko chłodnym, popołudniowym powietrzem i schyliłam się do zdziwionego Lucasa. - Przestraszyłam cię?- zażartowałam. Rozdziawił usta. - Chcę się tego nauczyć. Nadepnęłam na koniec swojej deskorolki i złapałam drugi koniec w ręce. - Heel-draggersy poczekają. Zacznijmy z jeżdżeniem. Przez kilka następnych godzin, wykończyłam siebie i Lucasa skrętami, podskakiwaniem, sterowaniem i czystą praktyką. Pokazałam
mu jak używać ciała i jak spadać z uśmiechem. Bo spadanie się zdarzało. Często. Obiecałam mu, że potrenujemy jeszcze następnym razem, a potem spędził nieco czasu trenując w niszy, podczas gdy Madoc i ja siedzieliśmy na ławce, patrząc. Oparłam głowę na jego ramieniu, zamknęłam oczy i po raz pierwszy nie chciałam się znaleźć gdzie indziej.
***
- Dziękuję – powiedziałam schrypniętym głosem.- To znaczy za dzisiaj. Potrzebowałam tego – myślę, że śmiałam się, krzyczałam i wiwatowałam więcej w przeciągu ostatnich kilku godzin, niż w ciągu wszystkich lat. Nawet jeśli poczułabym jutro był, to i tak kręciło mi się w głowie ze szczęścia. Zapach Madoca otoczył mnie podczas jazdy do domu i wiedziałam, że tej nocy będę spać w niego wtulona, zaś każdy mój mięsień będzie rozluźniony od stresu. Wyciągnął rękę i zaczął gładzić moje udo, gdy mijaliśmy ulice miasta. Podrzuciliśmy Lucasa do domu w samą porę na kolację i skierowaliśmy się do naszego. Rozsiadłam się w fotelu, przechylając na bok zaspaną twarz i spojrzałam na niego. - Tylko się nie wystrasz tego pytania – zaczęłam.- Ale byłeś w jakichś związkach w liceum? To znaczy, miałeś dziewczynę na wyłączność? Parsknął śmiechem i włączył wycieraczki.
- Kobiety zawsze zadają pytania, na które nie chcą usłyszeć odpowiedzi. - Ale ja chcę – powiedziałam lekko. Naprawdę chciałam wiedzieć. Przegapiliśmy lata i chciałam się dowiedzieć o nim wszystkiego. - Taa – przyznał, skinąwszy głową i unikając mojego wzroku.Kilka. Zazdrość rozprzestrzeniła się w moim umyśle niczym zaraza. Kim były? Jak wyglądały? Co z nimi robił? Jakie były ich imiona, numery ubezpieczeń i adresy? To zaskakujące jak podejrzliwe myśli potrafiły zepsuć spokój umysłu. - I?- nacisnęłam delikatnie. - I nie powiedziałem żadnej, że ją kocham – odpalił.- Tylko tobie. Potem odwrócił się do mnie, uciszając mnie poważnym spojrzeniem i miną. Puls w mojej szyi przyspieszył i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że rozdziawiłam usta. Przechylił brodę w moją stronę. - Więc co oznacza tatuaż Valknut? Wzięłam niecierpliwy oddech i wyjrzałam przez okno. - Niezły sposób na zabicie martwego konia – zażartowałam. - Unikasz tematu. Bo unikam. Co niby mogłam zrobić? Jak miałam powiedzieć komuś, z kim chciałam spędzić swoją przyszłość, że usunęłam jego dziecko bez jego wiedzy? Madocowi by zależało. Nie mogłam mu tak po prostu powiedzieć co oznaczał tatuaż. Jeszcze nie. Nie pytał o tatuaż z napisem Out of Order, albo tekście na moich plecach.
Zmrużyłam oczy, skupiając się na deszczu na zewnątrz. - Ten tatuaż ma wiele znaczeń dla różnych ludzi. Dla mnie oznacza odrodzenie – i była to częściowa prawda.- Ruszenie do przodu. Przetrwanie – a potem odwróciłam się i wzruszyłam ramionami.- I wyglądał fajnie, w porządku? No i proszę. Miałam nadzieję, że na tym się skończy. Przynajmniej teraz. Powiem mu wszystko. Kiedyś. Jak tylko będę mogła. Ale potrzebowałam go dzisiejszej nocy. I właśnie wtedy przypomniałam sobie, że miałam gadane. Rozprosz go zmianą tematu. Odchrząknęłam i zaczęłam mówić. - Nigdy nie zapytałeś o słowa na moich plecach – dostrzegłam jak spojrzał na moje dłonie, gdy ściągnęłam koszulkę przez głowę.- Patrz na drogę – przypomniałam mu uwodzicielskim tonem. Zamrugał kilka razy i wyjrzał przez szybę. - Fallon, ja prowadzę. To nie jest fair. Uśmiechnęłam się kącikiem ust, gdy ścisnął mocno kierownicę. - Widzisz?- odwróciłam się i pokazałam mu napis, który ciągnął się od mojego ramienia do spodu łopatki.- „Nic, co dzieje się na powierzchni morza, nie może zakłócić jego głębi.” To ulubiony cytat mojego ojca. Poczułam, jak moje ciało zakołysało się od szarpnięcia samochodu, przez co się głośno roześmiałam. Lubiłam, jak na mnie patrzył i lubiłam go rozpraszać. - A potem… - podniosłam tyłeczek, ignorując podekscytowaną gulę w swoim gardle, gdy szybko ściągnęłam spodnie, zrzucając wraz z nimi buty i skarpetki.- Mam jeszcze jeden tutaj – wskazałam na swoje biodro.
- Fallon!- Madoc warknął, napinając mięśnie, gdy kierownica niemal wyrwała mu się spod kontroli i musiał naprostować samochód.- Cholera jasna. Uśmiechnęłam się do siebie i odchyliłam fotel do tyłu. Okna Madoca nie były przyciemnione, a jako że wciąż byliśmy w mieście, to każdy mógł mnie zobaczyć w staniku. - Coś nie tak?- szepnęła, niewinnie trzepocząc rzęsami. Ledwo co rozsunął zęby. - Będziemy w domu za niecałe dziesięć minut. Naprawdę musisz mi to teraz robić? Spojrzałam na niego, zakładając rękę za głowę i przymykając powieki. Przesunęłam językiem po wargach, bawiąc się srebrną kulką miedzy zębami, ciesząc się na widok żaru w jego oczach. Moja skóra pewnie była wszędzie zaróżowiona, ale nie przejmowałam się. Nie było lepszego widoku od tego, jak próbował zapanować nad kierownicą, jadąc prosto, gdy gapił się na moje ciało. - Madoc?- wymruczałam, obracając się na bok i wspierając głowę na dłoni.- Chcę, żebyś zerżnął mnie w swoim samochodzie. W jego oczach pojawił się jeszcze większy ogień, choć jego ciało pozostało nieruchome, jakby samochód sam teraz jechał. Zacisnął mocno dłonie na kierownicy, wrzucił szósty bieg i wyjechał z miasta. Zanim się zorientowałam, niebo pociemniało, deszcz lał mocniej, a my zatrzymaliśmy się na cichej, żwirowanej drodze na kolejną godzinę.
Rozdział 27
Madoc
Przez całe liceum podążałem za ludźmi. Szedłem śladami swojego ojca. Jareda. Podążałem za normą. Kiedy podążasz za innymi, to zapominasz o tym, by dorosnąć. Mijają dni, lata, a ty zostajesz z tymi drobnymi przedstawieniami na jakie składało się twoje życie. Mój ojciec był tego przykładem. Pracował i ukrywał się, kochając kobietę, której nie miał odwagi wziąć za swoją, a to wszystko po co? Aby na jego pogrzebie zjawiło się całe miasto i po to by zostawić majątek swojemu synowi? Mój ojciec nie miał niczego. Przynajmniej nie teraz. Wiedziałem, że mnie kochał i za to szanowałem go, gdyż miałem o wiele więcej szczęścia niż Jared i Jax, ale nie chciałem być taki jak mój ojciec. Było nieco dobrych wspomnień i szczerze mówiąc, to nie byłem pewien jakbym zareagował, jeśli nagle by go zabrało. Właśnie ta myśl obudziła mnie w nocy. Pot spłynął po moim karku i plecach i nie musiałem dotknąć swojej skóry, by wiedzieć, że była mokra. Mój ojciec wiedział, czego chciał, ale nigdy tego nie brał. Nie chciałem tego później żałować.
Spojrzałem na Fallon, która spała u mego boku zwinięta w kłębek. Miała na sobie koszulkę i spodenki do spania, a kołdra była osunięta do jej talii. Dłonie wsunęła pod policzek, a jej włosy były rozsypane wokół jej głowy, przez co wyglądała na drobną i bezradną. Uśmiechnąłem się na tą myśl, gdyż Fallon było daleko do bezradnej. Jednak wciąż podobał mi się jej widok. Moje serce zwolniło, gdy przyglądałem się jej spokojnemu oddechowi. Podniosłem telefon ze stolika nocnego, sprawdziłem godzinę, zauważając, że byłą dziewiąta wieczorem. Po popołudniowej przejażdżce na deskorolkach i małej przygodzie, która spotkała nas później, byliśmy wyczerpani. Wpadliśmy do pokoju, nawet nie przejmując się pieczenią, którą Addie zostawiła dla nas w piekarniku. Mój telefon zabrzęczał i uniosłem go, otwierając wiadomość od Jaxa. Możesz przyjechać? Sam? Sam? Musiał coś znaleźć na matkę Fallon, ale dlaczego chciał, abym przyjechał sam? Będę za dwadzieścia minut. Odwróciłem się na bok i szturchnąłem Fallon. - Skarbie?- szepnąłem, rozsypując pocałunki od jej policzka do ucha.- Muszę wyjść na godzinę. Niebawem wrócę. Jęknęła, zaciskając usta. - Okay – westchnęła.- Przywieziesz mi Snapple? A potem znowu odpłynęła, a ja się zaśmiałem.
***
Piętnaście minut później dotarłem do domu Jaxa. Deszcz wciąż padał, ale tym razem lżej, zaś widok zapalonego światła w oknach mnie zadowolił. Katherine była w domu. Jego „mama” – nie byłem pewien jak ją nazywać – spędzała mnóstwo czasu z moim ojcem, ale słyszałem, że uparła się, aby spędzać więcej czasu w swoim domu, aby mogła być tam dla Jaxa. Zastanawiałem się jak mój ojciec czuł się zyskując dwóch nowych synów. Miał sporo problemów ze mną jednym. Kuchnia i salon były oświetlone ciemnym światłem i zapukałem do frontowych drzwi i natychmiast nacisnąłem na klamkę. Już lata temu przestałem czekać i wciąż mieszkaliśmy w mieście, w którym nie przejmowało się ciągłym zakluczaniem drzwi. Pomachałem Karherine, która wystawiła głowę z kuchni i pobiegłem do „komputerowni” Jaxa, zamykając za sobą drzwi. Skinąłem głową, gdy przeglądał monitory, dotykając różnych ekranów. - Hej, co znalazłeś?- zapytałem. - Hej, stary. Sorry, że cię tu ściągnąłem, ale pomyślałem, że powinieneś sam to zobaczyć. Podszedł do drukarki i wyciągnął kilka kartek, czytając je. - Co takiego?- zapytałem, ściągając koszulę na guziki i zostają w ciemno szarej koszulce.
- Cóż, naprawdę ciężko było mi znaleźć coś na twoją macochę – posłał mi współczujące spojrzenie.- Wybacz, ciężko ją namierzyć. Sprawdziłem jej grafik i nie zauważyłem niczego podejrzanego. Westchnąłem, czując jak nieco opadają mi ramiona. Zaśmiał się gorzko. - Z wyjątkiem kilku brudnych faktów o męskiej prostytucji – co każdą czwartkową noc rezerwuje sobie wieczór w Four Seasons – poza tym jest czysta. - Więc dlaczego tutaj jestem? Odwrócił wzrok, wahając się. Wspaniale. Usiadł na swoim krześle i odwrócił do mnie. - Znalazłem coś jeszcze. Przejrzałem jej wszystkie wyciągi z konta i znalazłem to. Podał mi kartkę i odsunął się. Spojrzałem na nią, przeglądając dokument ale go nie czytając. Słowa we mnie wskoczyły. Takie jak klinika. Fallon Pierce. I Zdrowie Kobiety. Ułożyły się w całość, podczas gdy mój wzrok przesunął się po białej, czystej kartce, którą zgniotłem w dłoni. Potem zwolniłem, gdy zauważyłem takie słowa jak przerwanie ciąży i rachunek. Ścisnęły mi się płuca. Nie działały, gdy próbowałem odetchnąć i zmrużyłem oczy, gdy słowa sklejały się w całość, niczym niebo, które formowało się w chmurę. W wielką, ciemną chmurę. Zamrugałem i spojrzałem na datę rachunku. Drugiego lipca. Kilka miesięcy po tym, jak zniknęła dwa lata temu. Znowu spojrzałem na rachunek. Sześćset pięćdziesiąt dolarów.
Ścisnąłem kartkę, czując wściekłość w oczach… złość… strach. Nie wiedziałem co jeszcze. Po prostu zrobiło mi się niedobrze. Zamknąłem oczy. Była w ciąży. Z moim dzieckiem. Sześćset pięćdziesiąt dolarów. Sześćset. Pięćdziesiąt. Dolarów. - Madoc, Fallon jest przyjacielem – powiedział Jax.- Ale myślałem, że powinieneś o tym wiedzieć. To było twoje dziecko? Żółć podpłynęła mi w górę żołądka, pląc gardło. Przełknąłem, zaś mój głos brzmiał jak groźba, gdy powiedziałem: - Muszę iść.
***
- Gdzie Fallon?- warknąłem na Addie. Gdy wróciłem do domu, to wleciałem prosto na piętro, aby znaleźć pustą sypialnię. Nie miała samochodu Tate ani swojego motocykla, więc jeśli nie uciekła na pieszo, to wciąż tu była. - Uch… - Addie spojrzała na sufit, myśląc.- Myślę, że w piwnicy. Widziałam ją tam po raz ostatni. Znowu zaczęła ugniatać ciasto i skinęła głową, gdy ruszyłem do drzwi od piwnicy. - Obydwoje nie zjedliście kolacji – krzyknęła za mną.- Zapakuję ją! Dobrze?
Zignorowałem ją, schodząc po schodach i pozwalając, aby drzwi trzasnęły za mną. Cementowe schody były pokryte dywanem, więc zszedłem na dół względnie cicho. Światła były zapalone, ale było strasznie cicho. Od razu zauważyłem Fallon. Siedziała przy swojej deskorolce, opierając się plecami o ścianę z podciągniętymi nogami. Miała na sobie długą, bawełnianą, białą koszulę nocną i mokre włosy, co podpowiadało mi, że dopiero co wzięła prysznic. - Zeszłam tutaj, żeby Addie nie słyszała krzyków – przyznała, zanim cokolwiek powiedziałem. Trzymała dłonie na brzuchu, wpatrując się w sufit. - Wiesz, e wiem. Połowa jej twarzy, którą widziałem, była zrelaksowana, jakby spodziewała się nadchodzącej burzy. - Jax zadzwonił, kiedy brałam prysznic. Chciał mnie ostrzec. Powiedział, że mu przykro, ale że powinnam wiedzieć. Każdy krok jaki zrobiłem w stronę deskorolki, był pełen napięcia. Byłem wkurwiony. Jak mogła być taka spokojna! Powinna była czuć to co ja czułem. Albo przynajmniej powinna być przerażona! - Powinnaś mi powiedzieć – warknąłem, czując jak pogłębił mi się głos.- Zasługiwałem naprawdę, Fallon. - Wiem – usiała.- Zamierzałam ci powiedzieć. Pieprzyć ją. Wciąż była spokojna, patrząc na mnie ze szczerością. Mówiła złotym głosem. Bawiła się mną, co wkurzało mnie jeszcze bardziej. Przeczesałem dłonią włosy.
- Dziecko?! Pierdolone dziecko, Fallon? - Kiedy miałam ci powiedzieć?- zadrżał jej głos, a oczy wypełniły się łzami.- Lata temu, kiedy mnie nie chciałeś? Albo w te lato, kiedy cię nienawidziłam? A może w ciągu tych dwóch dni, kiedy sprawy miały się lepiej niż kiedykolwiek? - Powinienem o tym wiedzieć!- ryknąłem.- Jax wiedział przede mną! A ty po prostu pozbyłaś się go, nie mówiąc mi o tym. Powinienem był wiedzieć! Odwróciła wzrok, a jej gardło przesuwało się tak, jakby z trudem przełykała ślinę. Pokręciła głową i zaczęła mówić ciszej. - Nie powinniśmy być szesnastoletnimi rodzicami, Madoc. - Jak długo czekać?- obnażyłem zęby, warcząc.- Pomyślałaś w ogóle o mnie, zanim to zrobiłaś? Czy poleciałaś do kliniki, gdy tylko się dowiedziałaś? Spojrzała na mnie z bólem. - Poleciałam?- zakrztusiła się. Łzy popłynęła i choć próbowała je powstrzymać, to jej twarz wykrzywiła się w cierpieniu. Jej mokre od łez, czerwone oczy wypełniły się bólem. Wstała i chciała mnie minąć, ale złapałem ją za ramię, przyciągając do swojego boku. - Nie!- krzyknąłem.- Zostajesz tu i walczysz. Jesteś mi to winna! - Nie poleciałam!- wrzasnęła.- Chciałam tego dziecka i chciałam ciebie! Chciałam cię zobaczyć. Chciałam ci powiedzieć. Rozpadałam się i cię potrzebowałam! Opuściła głowę, a jej ramiona zadrżały, gdy się rozpłakała i wreszcie to do mnie dotarło. Fallon kochała mnie już wtedy. Nie chciała odejść, więc dlaczego w ogóle pomyślałem, że chciała przejść przez to beze mnie?
Zacisnęła dłonie w pięści u swoich boków, stojąc tak i drżąc od cichych łez, ale była zbyt silna, aby się rozpaść. - Valknut – westchnęła, patrząc na mnie z desperacją w oczach.Odrodzenie, ciąża i reinkarnacja. Zawsze były ze mną, Madoc. Zamknęła oczy, gdy strumienie łez spływały po jej pięknej twarzy. Poczułem się jakbym oberwał w twarz, gdy dotarło do mnie przez co przeszła całkiem sama i przypomniałem sobie podpis na rachunku, który tkwił w mojej kieszeni. - Nasi rodzice – zauważyłem. Milczała przez kilka chwil, aż podciągnęła nosem. - Twój ojciec o niczym nie wiedział. Staliśmy tak, tak blisko a jednak tak daleko, aż miałem dość. Dość tego, że wszyscy pociągali za nasze sznurki. Dość zastanawiania się i czekania. Otoczyłem jej szyję ramieniem i wciągnąłem ją w ramiona, obejmując niczym stalowa obręcz, której nic by nie przerwało. Nie chciałem teraz myśleć. Czy powinienem zostać szesnastoletnim ojcem? Zdecydowanie nie. Ale też nie cieszyła mnie aborcja. Czy Fallon powinna przejść przez to wszystko? Chciałem zabić ludzi. Odsunięcie mnie od tego wszystkiego i pozostawienie mnie w ignorancji? Ktoś musiał zapłacić. Miałem dość podążania za kimś. Nadeszła pora by prowadzić. Zaprowadziłem Fallon od łóżka i skierowałem się do sejfu swojego ojca. Trzymał w nim trzy rzeczy – biżuterię, gotówkę i broń.
Rozdział 28
Fallon
- To było do przewidzenia! Otworzyłam oczy, gdy usłyszałam jadowity głos i poderwałam się na łóżku. Moja matka stała w otwartych drzwiach od pokoju Madoca, opierając dłoń na biodrze i ze zgiętą drugą ręką u swojego boku, która błyszczała od diamentów na jej palcach. Wciąż byłam ubrana w swoją koszulę nocną i mrugałam zaspana, próbując widzieć jaśniej. Przełknęłam wyczerpany uśmiech, spowodowany jej niedorzecznym strojem. Miała na sobie dopasowane, czarne spodnie, czarno białą koszulę bez rękawów w zwierzęcy wzór – nienawidziłam zwierzęcego wzoru – i czarną fedorę. Poważnie? Fedorkę? Za każdym razem gdy ją widziałam, próbowała wyglądać coraz młodziej. A może jak włoska dama. Nie była pewna. - Co tutaj robisz?- zdziwiła mnie szorstkość mojego tonu. Ostatni epizod z Madociem wyczerpał mnie, ale czułam się silna i czujna – przynajmniej od szyi w górę.
Uśmiechnęła się, zaś jej wymuskana skóra zabłyszczała się w porannym słońcu, które wlało się przez okna. - Mieszkam tutaj, Fallon. Ty nie. Pamiętasz? Zerknęłam na drugą część łóżka i zdałam sobie, że Madoca w nim nie było. Gdzie był? Zmrużyła oczy na matkę, gdy podeszła do podnóża łóżka. - Wstawaj – nakazała. Chwyciła za koszulkę Madoca i zaczęła ją składać. - Widzę, że chcesz się wznieść na szczyt przez łóżko. Nie dziwię się, że znalazłam cię w jego łóżku. Znowu. Odrzuciłam pościel i sięgnęłam po okulary, które leżały na stoliku nocnym, ale zatrzymałam się. Nie. Nie potrzebowałam ich, aby z nią rozmawiać. Opuściłam dłoń i wyszłam z łóżka z uniesioną brodą. - Jeśli nie wyjdziesz, to sama ci pomogę. Nie była to groźba. Potrzebowałam powodu, aby ją uderzyć. - Jason się mnie spodziewa – przymknęła oczy, próbując wyglądać na znudzoną.- Już tu jedzie. Wiesz o tym? Brud, jaki zostawiacie po sobie z Madociem, jest jedyną rzeczą co do której się zgadzam ze swoim mężem. Skrzywiłam się na słowo „mąż”. Było zabawne. Nigdy nie myślałam o nich jak o małżeństwie. Może dlatego, że nigdy tak nie wyglądali. Podeszła do mnie, pocierając swoimi zimnymi rękoma moje nagie ramiona.
- Jason potrafi wpłynąć na swojego syna. Lepiej przyzwyczaj się do tej opcji tak szybko, jak to jest możliwe, Fallon. Dla swojego własnego dobra. Madoc nie będzie z tobą zbyt długo. - Wynoś się – głęboki głos zdziwił nas obie. Wyprostowałam plecy i spojrzałam w stronę drzwi w których stał Madoc, patrząc z wściekłością na moją matkę. Odwróciła się na dźwięk jego głębokiego rozkazu i nagle moje ręce i nogi wypełniła siła. Czułam się silniejsza, gdy tu był. Nie żebym polegała na Madocu, gdy toczyłam swoje bitwy. Po prostu było dobrze, gdy nie było się samym. - Już wychodzę – zapewniła go, ale usłyszałam uśmiech w jej głosie.- Twój ojciec niebawem to będzie, więc lepiej się ubierzcie. Oboje. Spojrzała między nas i podeszła do drzwi, gdy Madoc wszedł do środka. Miał skrzyżowane ramiona, a mięsnie na jego nagim torsie napięły się. Madoc nie uderzyłby kobiety, ale teraz wyglądał tak, jakby chciał. Moja matka zatrzymała się w drzwiach i spojrzała na nas. - Madoc, znowu zostaniesz odesłany do Notre Dame. A ty, Fallon? Dzisiaj pojedziesz ze mną. Z powrotem do Chicago. Muszę znaleźć się na imprezie dobroczynnej Triumph Charity Event, aby ją zaplanować, a ty wracasz do szkoły. Nie mogłam powstrzymać śmiechu. Zmarszczyłam brwi w niedowierzaniu. - Urwałaś się z planety Złudzenie? Z jakiej racji uważasz, że możesz mi rozkazywać? - Zabieram cię do Chicago i już nie zobaczysz się z Madociem – jej słowa były ostre, zaś każda sylaba pełna groźby.- Nie ma mowy, abym po rozwodzie była powiązana z nim albo z jego ojcem. Zresztą i tak cię nie chcą.
- Wypierdalaj stąd!- Madoc warknął. Zamknęła usta i przełknęła ślinę, czując oszołomienie. Uniosła brew i tym razem zwróciła się do Madoca. - Gdy przyjedzie twój ojciec, to przejrzysz na oczy. Już nie zobaczysz mojej córki, Madoc. Madoc ruszył do mojej matki, pokonując drogę w długich drogach, sprawiając, że musiała wyjść na korytarz, gdy wszedł w jej przestrzeń osobistą. Poszłam za nimi, podczas gdy on zwolnił kroku i zatrzymał się, patrząc na nią ze wściekłością. - Jeszcze raz to powiedz – warknął.- A rozpierdolę cię o ścianę, aby się do niej dotrzeć. Zapiekły mnie oczy i uśmiechnęłam się do siebie. Był co najmniej wyższy od mojej matki o sześć cali i nie miałam pojęcia jak to robił, ale poczułam jak krew zaczęła mi szybciej krążyć na ten widok. Zacisnęła usta w obronie, zanim w końcu zdecydowała się zamknąć swoje cholerne usta i odejść. Boże, jak ja go kocham. - Madoc… - podbiegłam do niego w samą porę, aby złapał mnie w ramiona.- Jesteś taki seksowny – szepnęłam mu do ucha. Jego ciało zadrżało od śmiechu, gdy objął mnie w talii i uniósł nad podłogą. Objęłam go za szyję i zamknęłam drzwi, gdy wprowadził nas do środka. - Mamy kłopoty – powiedziałam rzeczowo. - Jesteśmy pełnoletni. I mój ojciec blefuje. - Ale… - Zaufaj mi – przerwał mi.- Kochasz mnie?
Skinęłam głową niczym dziecko, które chciało dostać lodu. - Oczywiście. - Tak bardzo kochasz, że nie byłabyś w stanie mnie zabić, jeśli zamieniłbym się w zombie?- uśmiechnął się zadziornie. - Tak – zaśmiałam się. Postawił mnie na podłodze i sięgnął do kieszeni spodni, aby wyciągnąć okrągłe, czarne, skórzane pudełeczko. Niemal padłam na widok tego, co kryło się w środku, gdy je otworzył. Był to przepiękny pierścionek z cudownymi detalami, a zrobiony był z platyny. Pośrodku znajdował się duży diament otoczony kilkoma mniejszymi, które błyszczały w jasnym pokoju. Otworzyłam szeroko oczy, gdy Madoc ukląkł na jedno kolano. Uśmiechnął się. - Mam pewien pomysł.
***
- Stary, jesteś pewien, że chcesz to zrobić?- Jared oparł się na blacie po drugiej stronie Madoca, gdy podpisaliśmy nasze papiery, aby odebrać licencję małżeńską. - Już tak nie zazdrość – zażartował Madoc.- Wciąż będziemy kumplami. Tylko, że nie będziemy już tak używać. Jared przewrócił oczami i wrócił do krzeseł przy ścianie, siadając na jednym z nich i opierając łokcie na kolanach.
Nie wyglądał na przejętego. Ale na nieco zmartwionego. I nieco przerażonego. Wiedziałam, że ja z całą pewnością byłam. Miałam mdłości, byłam zdenerwowana, przerażona, martwiłam się i byłam cała napięta. I kompletnie zakochana. Zajęło mi całe dwie sekundy, aby odzyskać głos i wyszeptać „tak”, gdy Madoc poprosił mnie o rękę. I chociaż czułam w swoim żołądku całe tornado zmartwień, byłam całkowicie spokojna co do jednego. Madoca. Nie wątpiłam w niego ani przez chwilę i nie wahałam się, gdy zapytałam siebie samą, czy byłam jego. Byłam jego i zawsze będę. O to właśnie chodziło. Wyjechaliśmy z domu, zanim ojciec Madoca się w nim zjawił i pojechaliśmy prosto do Chicago. Nie miałam przy sobie zbyt wielu ubrań, więc skierowaliśmy się najpierw do akademika, abym mogła się ogarnąć i zabrać Tate, a potem napisaliśmy do Jareda, aby urwał się z zajęć i spotkał z nami w Urzędzie Miasta. Było oczywiste, że potrzebowaliśmy świadków i chcieliśmy, aby towarzyszyli nam nasi przyjaciele. Z całą pewnością nie wyglądałam jak panna młoda. Tate i ja miałyśmy ten sam styl, jeśli chodziło o ciuchu, co oznaczało brak kiecek. Jednak chyba tak było lepiej. Czułabym się nieswojo. Miałam na sobie cienką, białą koszulę z wymyślnym kołnierzykiem i podpinane rękawy, oraz ładne, obcisłe dżinsy, oraz czarne baletki, które pasowały do mojego czarnego, wojskowego płaszcza z Burberry. Był ściągnięty w pasie i miał rozcięcie do połowy uda. Madoc uzupełnił mnie w swoich oczywiście drogich dżinsach i czarnym płaszczu, który także był zrobiony w wojskowym stylu, który opadał poniżej jego pasa. Wsmarował we włosy jakiś żel, aby sterczały i sposób w jaki na mnie patrzył, sprawił, że czułam coś więcej.
Tate i ja zajęłyśmy się włosami i makijażem i biorąc pod uwagę sposób w jaki na mnie patrzył, spisałyśmy się dobrze. Rozmasowałam palce. Duży, diamentowy pierścionek na moim palcu nadawał mi uczucia nieba i to coś mówiło, gdy dziewczyna nie nosiła żadnej biżuterii. Powiedział, że było to rodzinne dziedzictwo i że jego ojciec dał go jego matce podczas zaręczyn. Gdy się zawahałam, zaśmiał się i wyjaśnił, że chociaż ich małżeństwo zakończyło się rozwodem, to jego babcia i dziadek, którzy użyli go lata wcześniej, wiedli szczęśliwe życie jako żona i mąż. Mąż. Pytania zalały moją głowę. Gdzie zamieszkamy? Jak zareagują nasi rodzice? Co ze szkołą? Będę dla niego wystarczająco dobra? Dobra dla niego? Odwróciłam wzrok, spoglądając na pierścionek, który reprezentował mężczyznę, który mi go dał. Kochał mnie. Był mi wierny. Był silny. Nasi rodzice musieli sprostać się z faktem, że nigdy byśmy nie zostawili siebie nawzajem. - Wyglądasz na szczęśliwą – Tate stanęła u mojego boku, gdy Madoc skończył sprawy z urzędnikiem. Chwyciłam się za brzuch i westchnęłam. - Prawdę mówiąc, to mam ochotę zwymiotować. Madoc odwrócił głowę, spoglądając na mnie spod uniesionych brwi. Szybko dodałam: - Ale to uczucie typu wow-jestem-tak-podekscytowana-że-aż-miniedobrze.
Pochylił się i cmoknął mnie szybko w usta. - Chodź. Musimy pojechać do sądu. Chwycił mnie za dłoń, wziął z blatu licencję, , ale zaparłam się, zatrzymując nas. - Madoc? – pisnęłam, ledwo co zdobywając się na głos.- Tak sądzę… chyba… powinniśmy poszukać księdza – zrobiłam przepraszającą minę. - Księdza?- zapytał z zdezorientowaną miną. Madoc i ja obydwoje zostaliśmy wychowani w wierze katolickiej i chodziliśmy do kościoła w podstawówce. Ale obydwoje zaprzestaliśmy uczęszczania na msze, więc nie dziwiło mnie jego zaskoczenie. Z trudem przełknęłam ślinę. - Wydaje mi się, że mój ojciec zabiłby nas, jeśli ksiądz nie dałby nam ślubu – uśmiechnęłam się kącikiem ust, chwytając Madoca mocniej za dłoń i przyciągając go do siebie.- Chodź.
***
Jared pojechał z nami z Tate w swoim samochodzie, podczas gdy Madoc i ja prowadziliśmy w jego samochodzie. Sovereign Pub znajdował się po północnej części Chicago, pomiędzy urzędem z którego wyjechaliśmy a Northwestern. Zaparkowaliśmy w pobliżu i pierwsza ruszyłam do baru, dokładnie wiedząc gdzie iść. Zauważyłam Ojca McCaffreya na tyłach Sali za czerwonymi zasłonami, gdy siedział przy stoliku z trzema kumplami. Dwójka z nich była księżami jak on sam, zaś ostatni miał na sobie skórzaną kurtkę.
- Witaj, Ojcze – przywitała, wciąż trzymając Madoca za dłoń. Odstawił swój kufel i spojrzał na mnie ze zdziwieniem. - Fallon, kochanie. Co ty tu robisz? Miał silny, irlandzki akcent, pomimo faktu, że żył w tym kraju więcej niż dwadzieścia lat. Myślę, że ciężko pracował, aby zachować swój akcent. Nie tylko jego wierni go uwielbiali, ale wiedziałam, że pomagał mojemu ojcu w interesach i posiadanie akcentu pomagało w radzeniu sobie z irlandzkim klientami. A jako że mnie ochrzcił, to znałam go dobrze. Miał siwiejące, blond włosy, jasno niebieskie oczy i mięsień piwny. Poza tym był w świetnej kondycji. Dzięki piegom wyglądał młodziej niż był w rzeczywistości. Miał na sobie czarne spodnie i białą koszulę, miał też na sobie szmaragdową kamizelkę, dzięki czemu było widać jego koloratkę. - Ojcze, to Madoc Caruthers. Mój… narzeczony – Madoc i ja zerknęliśmy na siebie, uśmiechając się. Czułam się dziwnie nazywając go swoim „narzeczonym”, skoro nigdy nie nazwałam Madoca swoim chłopakiem. - Co?- Ojciec McCaffery rozdziawił usta. Od razu ścisnęło mi się serce. Zamierzał się z nami kłócić. - Ojcze, wiem, że to niespotykane… - Ojcze – Madoc przerwał mi, wysuwając się do przodu.- Chcemy się pobrać. Możesz nam w tym pomóc? Oto i sposób, aby go namówić. - Kiedy?- zapytał Ojciec. - Teraz – Madoc skinął głową, niczym dorosły rozmawiający z dzieckiem.- Właśnie tutaj, właśnie teraz. Ojciec otworzył szeroko oczy. - Tutaj?- jęknął, niemal się śmiejąc.
Prawdę mówiąc, to myślałam, że przymuszę Ojca McCaffreya, aby udzielił nam ślubu w kościele kilka przecznic dalej, ale zdawało się, że Madoc od razu chciał przejść do rzeczy. Nie miałam nic przeciwko. Jeżeli miałam wybór pomiędzy urzędem, zimnym kościołem a starym irlandzkim pubem, który pachniał wypolerowanymi meblami i Guinnessem, to wolałam zostać tutaj. Drewniany bar, stoły i krzesła błyszczały od słońca, które wlewało się do środka przez okna, zaś zielone zasłony nadawały miejscu przytulne i domowe wrażenie. - Ojcze – zaczęłam.- Kiedy nie jesteś w kościele, to jesteś w barze, a my jesteśmy gotowi. - Fallon, nie powinnaś poczekać na błogosławieństwo swojego ojca, kochanie?- było widać zmartwienie na jego twarzy. - Mój ojciec – powiedziałam stanowczo.- Wierzy w mój osąd. Ty także powinieneś, Ojcze. Madoc chwycił mnie za dłoń, zsunął z niej pierścionek zaręczynowy i położył go na stole wraz z licencją małżeńską. - Proszę, udziel nam ślubu, albo pojedziemy do urzędu bez błogosławieństwa kościoła. A to nie spodobałoby się jej ojcu. Jared parsknął śmiechem za nami i obejrzałam się, dostrzegając, że wraz z Tate próbowali powstrzymać uśmiechu. Cieszyłam się, że do nas dołączyli. Pot zrosił mi czoło. Ojciec McCaffrey siedział tam, jak cała reszta przy stole. Spojrzeli to na Ojca to na nas, ja spojrzałam na Madoca to na Ojca, a Ojciec na mnie i Madoca. Nie byłam pewna na czyj ruch była pora, ale z pewnością nie na nasz. Ojciec wreszcie wstał, wsunął dłonie za kamizelkę, wyciągnął długopis i pochylił się, podpisując dokument.
Schyliłam głowę, czując ogromny uśmiech na twarz. Madoc odwrócił się do mnie, chwycił twarz w dłonie i pocałował mnie delikatnie w usta. - Jesteś gotowa?- szepnął. Odetchnęłam przez nos, zaciągając się jego nieziemskim zapachem i zaczęłam ściągać płaszcz. - Poczekamy z dziećmi, aż skończymy studia – oświadczyłam tak cicho, że tylko on mnie usłyszał.- Zgoda? Skinął głową, opierając czoło o moje. - Zdecydowanie. Ale zrobimy sobie piątkę. - Piątkę?! Jared odchrząknął, zwracając moją uwagę na ludzi dookoła, podczas gdy Madoc zaśmiał się pod nosem. Wzięłam głęboki oddech i przełknęłam ślinę. Taa, później o tym porozmawiamy. Ojciec zawołał nas, abyśmy podpisali nasze części jaka „pana młodego” i „panny młodej”, a potem Jared i Tate podpisali się jako świadkowie, ostatni był zaś Ojciec McCaffrey. - Cisza!- Ojciec krzyknął do jakichś piętnastu ludzi w barze. Ucichli i odwrócili się ku nam, wreszcie nas zauważając. W barze zaległa cisza, nawet wyłączono muzykę i Madoc odwrócił się ku mnie i chwycił moje dłonie. Ojciec zaczął skróconą wersję przysięgi i ledwo go słyszałam, gdy zapatrzyłam się w Madoca. W jego niebieskich oczach czaiło się nieco psoty. Jego szczęka i wysoko zarysowane policzki wyglądały jeszcze bardziej niezwykle, niż wtedy gdy były mokre po prysznicu, lub po tym jak wychodził z basenu. Jego szerokie ramiona były wypełnione nieskończonym ciepłem.
Ale gdy Ojciec nas połączył, myślałam o tym, jak mało myślałam teraz o sobie. Odkąd pamiętałam, myślałam o tym jak bardzo nienawidziłam swoją matkę albo jak tęskniłam za tatą. Myślałam o rozczarowaniu i złości, o pomyłkach i samotności. Trzymałam się przeszłości, nie zauważając, że pchała mnie ona do przodu. Teraz to wszystko zniknęło. Oczywiście, że o tym nie zapomniałam. Ale nie miało to już znaczenia. To była moja przyszłość i Madoc nałożył mi pierścionek na palec, dzięki czemu wiedziałam, że najlepsze było tylko przede mną. Zerknęłam na Tate, która patrzyła na nas z miłością, i na Jareda, który objął ją ramieniem i wtedy poczułam, jak łzy szczęścia spłynęły mi po policzkach. Madoc uśmiechnął się, chwycił mnie za kark i delikatnie przytulił moją głowę do swojej piersi. - Dokończ, Ojcze – nakazał nad moją głową.- Muszę ją pocałować. Śmiech w jego głosie był zaraźliwy. I zdecydowanie potrzebowałam pocałunku. - Ogłaszam was mężem i żoną. Madoc nie marnował czasu. Objął mnie szybko w talii, podniósł z ziemi i pocałował mocno, zaś jego wargi wysłały błyskawice pożądania z moich ust prosto do brzucha. Chwyciłam jego twarz w dłonie, obróciłam głowę na bok i odwzajemniłam pocałunek z pełną pasją. Trzymając mnie w ramionach, obrócił nas w wąskiej przestrzeni. - Dziękuję – uśmiechnęłam się do Ojca McCaffreya nad ramieniem Madoca. Madoc zawołał do barmana przez ramię.
- Masz jakąś muzykę? - U2 – odpowiedział mężczyzna w średnim wieku. `
Madoc skrzywił się. - To wszystko?
- Tylko tego trzeba mężczyźnie – usłyszałam odpowiedź i zaczęłam się śmiać Madocowi do ucha. Westchnął. - W takim razie coś wolnego. Opuścił ręce, chwycił w nie tyły moich ud i otoczył się moimi nogami w pasie. Następnie usłyszałam, jak przesuwali krzesła po podłodze i rozejrzałam się, widząc, jak odsunięto również stoły, by zrobić nam nieco miejsca na parkiet. Z głośników wypłynęła cicha piosenka U2 o tytule „All I Want Is Yous”, zawodząc na początku. Madoc zaczął kołysać nie z jednej strony na drugą. Oparłam czoło o jego, wsłuchując się jak szeptał słowa piosenki, gdy ja walczyłam z pieczeniem oczu. Piosenka stawała się silniejsza i głośniejsza z każdym ruchem jaki wykonywaliśmy, obracając się powoli od czasu do czasu, gdy go pocałowałam. Wszystko czego pragnę, to ty.
Rozdział 29
Madoc
Gdy tylko opuściliśmy Sovereign, pojechaliśmy z Fallon do Waldorf Astorii, aby tam spędzić naszą noc poślubną. Tate wymyśliła, że powinniśmy wszyscy pojechać na kolację, ale na szczęście Jared się skapnął. Przez całą drogę na miejsce, podczas tego jak parkingowy zabrał samochód i przy zameldowaniu, pocierałem małym palcem platynową obrączkę. Był to dyskomfort czegoś nowego, jako że nie nosiłem biżuterii - z wyjątkiem kolczyków – i kontrastowało to z mrowieniem, jakie czułem w dłoni. Było dziwne, ale zarówno potężne. Obrączka przypominała mi o tym, że należałem do Fallon. Przypominała mi o tym, że byłem jej obrońcą, kochankiem i partnerem. I w końcu obrączka uzmysłowiła mi, że nie mogłem przychodzić i odchodzić jak mi się podobało, nie mogłem patrzeć na inną kobietę i że pewnie byłem jedyną osobą z mojej licealnej klasy, która już miała żonę, ale teraz nie przejmowałem się tym, co myśleli inni. Podobało mi się. Było to dla nas właściwe.
Gdy dotarliśmy do windy, dłonie Fallon robiły rzeczy, których nie powinniśmy robić w miejscu publicznym i naprawdę byłem cholernie szczęśliwy, że Jared i Tate dali nam nieco przestrzeni. Fallon wsunęła dłoń pod mój płaszcz i gładząc mi plecy. Wtuliła nos w mój tors, gdy objąłem ją ramieniem. Jej spojrzenie, gdy na mnie patrzyła, wyrażało wszystko co działo się w jej głowie, a nie mogło opuścić ust. Gdy tylko zamknęły się za nami drzwi windy, przycisnąłem ją do ściany i pochyliłem ku jej twarzy, czując jej gorący oddech przy swojej. - Fallon Caruthers – powiedziałem wyzywająco, przyciskając się mocno do jej ciała.- Myślisz, że co robisz, hmm? Jej palce zaczęły odpinać moją koszulę pod płaszczem. - Przepraszam – wydyszała przy moich wargach.- Po prostu jestem teraz strasznie gotowa dla mojego męża. I momentalnie jej dłonie znalazły się pod moją koszulą, na moim nagim torsie, a moja dolna warga między jej zębami. Chwyciłem ją za tył ud i podciągnąłem w górę ściany, zanurzając się w jej ustach, smakując ostre gorąco, przez które mój fiut stwardniał i zaczął pulsować. Musiałem się pozbyć z niej tych cholernych ubrań. - I nie zmienię swojego nazwiska – powiedziała pomiędzy pocałunkami. Poczułem śmiech w swoim gardle, ale zdecydowałem, że parsknięcie śmiechem byłoby w tym momencie złym pomysłem. Była to noc poślubna. Jak nie patrzeć, chciałem dzisiaj uprawiać seks. - Owszem, zmienisz – zauważyłem rzeczowo, gdy wsunąłem rękę między jej nogi i zacząłem pocierać. Winda zatrzymała się i postawiłem ją na nogi. Dzięki Bogu, że nie było nikogo za drzwiami, bo brakło nam tchu i byliśmy zaczerwienieni.
Pociągnąłem ją za rękę i wygrzebałem kartę klucz z kieszeni płaszcza. - W takim bądź razie je połączę – Fallon wymamrotała i zajęło mi dobrą chwilę, aby przypomnieć sobie, że mówiła o naszych nazwiskach. - Nie, nie połączysz – wsunąłem klucz, otworzyłem drzwi i wciągnąłem ją do środka.- Łączone nazwiska jest jak powiedzenie „Po prostu nie chcę się przyznać do przegranej”, ale prawda jest taka, że kobiety z łączonymi nazwiskami i tak przegrały. Mężczyźni ich nie łączą – zauważyłem, zamykając za sobą drzwi, a potem ruszyłem za nią, depcząc mięciutki dywan.- A teraz będziesz Fallon Caruthers, bo mnie kochasz, chcesz mnie uszczęśliwić i chcesz, aby każdy wiedział, że jesteś moja. Miała wystarczająco dużo czasu, aby rozdziawić usta i żeby w jej oczach pojawiła się złość, zanim do niej dotarłem. Chwyciłem ją za włosy z tyłu głowy, odchyliłem, aby wyeksponować jej szyję i zatopiłem w niej zęby i wargi, gryząc i ssąc, zarówno mocno jak i delikatnie, tak że nie wiedziała, gdzie był koniec. Prawda była taka, że byłem wyluzowanym facetem. Przez większość czasu. Ale moja żona będzie miała moje nazwisko, albo wcale nie będzie go nosiła. Nie chodziło tu o kontrolowanie jej, ani także o skradzenie jej tożsamości, czy czegoś tam o co kobiety w dzisiejszych czasach lubiły się wykłócać. Chodziło o jedność. Pewnego dnia my i nasze dzieci będziemy mieć to same nazwisko i tak do diaska miało być. Na szczęście zdawała sobie sprawę z tego, że niekiedy nie warto było walczyć. I właśnie wtedy to do mnie dotarło. Odsunąłem się i zamknąłem oczy, przesuwając dłońmi przez swoje włosy. Dzieci. - Kurwa – jęknąłem.- Zapomniałem gumek.
Usłyszałem jej współczujące westchnienie, które niemal brzmiało jak śmiech. Spojrzałem na nią, krzywiąc się. To nie było śmieszne. Byłem w tym momencie twardszy niż kamień. - Przepraszam – machnęła ręką, widząc gniew na mojej twarzy.Nic nie szkodzi, Madoc. Prawdę mówiąc, to od dłuższego czasu jestem na tabletce. Odkąd… Odwróciła wzrok. Węzeł w moim sercu ścisnął się mocniej i mocniej, dlatego bez wahania wziąłem ją w ramiona i zaniosłem do łóżka. Od czasu aborcji, zamierzała powiedzieć. Odkąd się o tym dowiedziałem, będę miał mnóstwo czasu, aby rozszyfrować co czułem. Chciałem, żebyśmy mieli dziecko, ale cieszyłem się, że go nie mieliśmy. Co nie miało sensu, ale wiedziałem o co chodziło. Z jednej strony nie mogłem znieść myśli, że Fallon musiała przez to przejść. Wkurzałem się, że nie byliśmy bardziej ostrożni. Znienawidziłem tego, że była sama. Nienawidziłem, że ktoś inny – ktoś, kogo szczerze nienawidziłem – podjął decyzję wobec mojego dziecka beze mnie. Z drugiej strony wiedziałem, że byliśmy zbyt młodzi. Wiedziałem, że nasze życie odmieniło by się diametralnie. Wiedziałem, że pewnego dnia chciałbym mieć dom pełen dzieci, ale nie chciałem ich już teraz. Ostateczny werdykt: byłbym dobrym ojcem. I cieszyłem się, że mogłem poczekać, aby się co do tego upewnić. Postawiłem Fallon obok łóżka, pocałowałem ją, niemal ją połykając, bo byłem aż w takiej potrzebie, przy czym ściągnąłem swój płaszcz i koszulę. Po tym jak ściągnąłem buty, zacząłem odpinać rozporem i ściągać dżinsy. - Nie – warknąłem, gdy zaczęła odpinać swoją koszulę.- Zostaw ją. Ja dzisiaj cię rozbiorę.
Wsunąłem dłonie za dżinsy na jej pośladkach i nie mogłem się powstrzymać, aby nie przesunąć dłońmi po jej gładkim tyłeczku, zwłaszcza, że miała na sobie stringi. Gdy zsunąłem jej spodnie w dół i ściągnąłem buty a potem dżinsy, wziąłem głęboki oddech, ciesząc się, że teraz niczego nie robiła. Chociaż nie zmieniłbym żadnej nocy, jakie spędziliśmy ze sobą lata temu, to musiałem się uspokoić. Przynajmniej nieco. Rzucenie się na nią jak napalony nastolatek, który nie mógł się kontrolować, nie było moim największym marzeniem na tę noc. Powoli. Miała na sobie malutkie, czarne stringi, które ledwo co przysłaniała jej biała koszula. Spojrzała na mnie z żarem i niecierpliwością w oczach, czekając na mnie, aż wykonam ruch. Gdy odpinałem jej koszulę, poczułem, jak jej piersi unosiły się pod moimi rękami w płytkich i szybkich oddechach. Zsunąłem ją z jej ramion i ścisnąłem w swojej pięści, gdy poczułem nagły przypływ krwi do mojego fiuta. Miała dopasowany, przezroczysty stanik, którego się nie spodziewałem. Biała koszula go nie odsłaniała. Jej piersi były całkowicie widoczne przez skromny materiał, więc potarłem jedną ręką jej twardy sutek. Dotknąłem jej twarzy, pocierając kciukiem jej dolną wargę. - Jesteś jak marzenie. Otworzyła usta i wciągnęła mój kciuk do środka, possała jego długość, powoli go wysuwając. Każdy nerw w moim ciele zaczął mrowić, jakbym właśnie co usnął. Cofnąłem rękę, sięgnąłem do tyłu i odpiąłem jej stanik, ściągnąłem go i upuściłem na podłogę. Potem narzuciłem koszulę na jej plecy i znowu włożyłem w otwory jej ręce. Gdy spotkałem jej spojrzenie, dostrzegłem pytanie w jej oczach, ale co mogłem powiedzieć? Często nabijałem się z jej ubrań i jak bardzo
się pod nimi ukrywała, ale wyszło na to, że lubiłem dziewczyny z tajemnicami. Popchnąłem ją delikatnie na łóżko, nakierowując ją, aby się położyła, a potem zsunąłem z niej stringi. Uniosłem się nad nią i dostrzegłem jedną pierś, która wystawała spod koszuli, więc sięgnąłem do niej palcami, słysząc uroczy jęk, który dobiegł z jej ust, gdy odchyliła głowę do tyłu. Poczułem, jakbym dostał piorunem prosto w pachwinę, gdy ją dotykałem. Zacisnęła się na moim środkowym palcu tak mocno, że czułem, jakby był w rękawiczce. Wsuwałem go i wysuwałem, całkowicie oczarowany, jak unosiła się ku mojej dłoni, ocierając się o mnie. Jej jęki przerodziły się w miauknięcia i dodałem kolejny palec, ledwo co czując napięcie w drugiej ręce, na której się wspierałem. Jej zamknięte oczy i wargi były napięte, a jej ostry oddech był jedynym dźwiękiem, jaki było słychać w pokoju. Gdy moje palce wsuwały się i wysuwały, mokre i potrzebujące, gdy kontynuowałem swój rytm, postanowiłem dodać kciuk na jej magicznym guziczku. Jej biodra kręciły się szybciej i szybciej, coraz mocniej ślizgając po mojej dłoni. - Dochodzisz, Fallon? - Yhym – jęknęła, oddychając mocno.- Więcej, szybciej – zassała oddech, krzycząc. Wsuwałem się szybciej i mocnej, przyglądając jak we mnie uderzała, wpadając w rytm mojej dłoni. Każde pchniecie i westchnięcie było niczym prośba. Więcej. Szybciej. Więcej. Mocniej.
- Kurwa, kochanie. Spójrz na siebie – przełknąłem ślinę, wiedząc, że niemal tam była. Wiedząc, że nie mogła robić tego szybciej. Zanurzając się tak głęboko jak mogłem, zatopiłem w niej palce i przytrzymałem, masując ją w okręgach od środka. - O Boże!- krzyknęła, wyginając się na łóżku, gdy doszła na mojej dłoni. Odrzuciła głowę do tyłu dwa razy, wciągała szybkie, urywane oddechy, gdy przytrzymała moje palce w środku, gdy ja dalej pocierałem kciukiem jej łechtaczkę. Wszystko w niej było cudowne. Od razu się nad nią uniosłem i szepnąłem: - Fallon. Zamrugała i otworzyła oczy, orgazm wciąż był widoczny na jej twarzy, a pot zrosił jej czoło. - Byłaś moją pierwszą we wszystkim. I moją jedyną miłością. Chciałem, aby o tym wiedziałam. Pomimo tych wszystkich lat, rozłąki, bólu, chciałem aby wiedziała, że była jedyną, którą kochałem. Usiadła i chwyciła moją twarz w dłonie. - Teraz już nikt nas nie powstrzyma – ale brzmiało to bardziej jak okrzyk wojenny, niż fakt. Było tak, jakby powiedziała „Taa, jesteśmy małżeństwem i nie możesz już tego cofnąć”. Ale również „Śmiało, spróbuj.” Pochwyciłem jej wargi w pocałunku i wsunąłem do środka język, całując ją namiętnie każdym mięśniem swojego ciała. Odsunąłem się, wstałem i rozebrałem z reszty ubrań. Jej oczy przesunęły się do mojej erekcji i nie mogłem oderwać wzroku od koszuli, która była narzucona na jej nagie piersi. Ruszyłem ku niej, położyłem na łóżku i nie przestałem całować, gdy wsunąłem fiuta w jej szparkę. Wsunąłem się do środka – tylko leciutko – i wysunąłem, zbierając ze sobą jej wilgoć i rozsmarowałem ją
swoją główką po jej łechtaczce. Wibracje jej jęku natrafiły w moje usta i znowu w nią wszedłem – do połowy – i wysunąłem się, znowu pocierając swoim kutasem o jej twardą kuleczkę. - Madoc?- jęknęła, brzmiąc, jakby cierpiała.- Nie jestem fortepianem. Przestań się ze mną bawić. Uśmiechnąłem się i znowu w nią wszedłem, biorąc powoli jej każdy centymetr. - Jestem zbyt ciężki?- zapytałem, opierając na niej cały swój ciężar. Kiedy uprawiałem seks, to nie faworyzowałem misjonarki. Inne pozycje zdawały się być lepsze i udostępniały lepszy widok na kobiece ciało, ale tym razem było inaczej. Chciałem ją wszędzie czuć. Pokręciła głową pod moim pocałunkiem. - Nie, uwielbiam to – przesunęła dłońmi w dół moich pleców i chwyciła w nie moje biodra, naciskając, abym wszedł głębiej.- Właśnie tutaj – poprosiła.- Uwielbiam to. Jezu. Oparłem się czołem o jej i połknąłem oddechy, które z siebie wypuszczała. Jej piersi – przynajmniej te części, które wystawały spod koszuli – były wilgotne od potu i tarcie o jej gorącą skórę niemal posłało mnie na krawędź. Mój fiut był śliski od jej soków, wsuwał się szybciej, podczas gdy jej niecierpliwe dłonie przyciągały mnie mocniej. Kurwa, była tak cholernie wymagająca i strasznie mnie to podniecało. Nie wytrzymałbym długo. Chwyciłem ją za uda i przewróciłem tak, że to ona była na górze. Koszula zsunęła się jej z jednego ramienia, odsłaniając jedną pierś. Chociaż strasznie chciałem jej dotknąć, to przyglądałem się temu, jak się poruszała. Chwyciłem ją tylko za biodra, gapiąc się w miejsce w którym się o mnie ocierała, a potem jak wciągnęła między zęby kącik ust, jak jej odkryta skóra błyszczała od potu. - O Boże!- krzyknęła, ujeżdżając mnie szybciej.
Jęknąłem i zamknąłem oczy. - No dalej, kotku. Łaskotanie rozprzestrzeniło się po moim ciele i wiedziałem, że nie dam rady. Byłem zbyt podniecony a ona zbyt seksowna. - Madoc – jej zbolały szept trafił prosto do mojego serca i wygiąłem się na łóżku, wbijając się w nią tak mocno jak tylko mogłem. - Achhhh – i rozpadła się, drżąc i jęcząc, gdy ja doszedłem tuż po niej, wystrzeliwując wszystko co miałem w jej środku, poruszając jeszcze biodrami. Chryste. Ściągnąłem brwi i zacisnąłem powieki. Mojemu ciału było daleko do relaksu. Nigdy nie doszedłem w kobiecie bez gumki. Z wyjątkiem Fallon. Lata temu. Nic dziwnego, że konsekwencje okazały się być aż tak poważne. Trzeba było ponieść cenę za tak przyjemne uczucie. Fallon opadła na moją pierś i przez chwilę milczeliśmy, próbując dojść do siebie. Ale potem szepnęła w moją szyję: - W takim razie Fallon Caruthers. I przewróciłem ją na plecy, gotów na rundę drugą.
***
Przez następne dwadzieścia cztery godziny zostaliśmy splątani w łóżku hotelowym, zbierając się wreszcie na rozmowę. - Cóż, mam nieco pieniędzy. Mój ojciec płaci za moje zajęcia do przodu i przelewa na moje konto dodatkową kasę. Nie ma tego zbyt wiele, ale wystarczy na wynajęcie mieszkania. Miałem zamknięte powieki, ale wiedziała, że ją słucham. - Co ze szkołą na przyszły rok? Nie będziesz potrzebowała na to pieniędzy? Milczała przez kilka sekund, zanim się odezwała. - Coś się wymyśli. Musiałem zagryźć bok mojego policzka, aby powstrzymać uśmiech, ale to i tak nie podziałało. Chichot rozbrzmiał w mojej piersi, przeradzając się w śmiech. - No co? Westchnąłem, wciąż na nią nie patrząc. - Fallon, kochanie, wszystko jest w porządku. Nie będziemy mieć problemu z pieniędzmi, jeśli nasi rodzice nas odetną – powiedziałem jej wreszcie. - Co masz na myśli?- jej ton stał się bardziej uważny. - To, że mamy się dobrze – wzruszyłem ramionami.- Nie martw się o to. Gdy niczego nie powiedziała i nie naciskała, otworzyłem jedno oko i zerknąłem na nią, aby dostrzec, że patrzyła na mnie znad swojego laptopa. Wyglądała, jakby miała zacząć się gotować. Westchnąłem z irytacją i oparłem na boku, wspierając na łokciu. Chwyciłem za jej laptopa i zalogowałem na moje konto, a potem odwróciłem komputer w jej stronę, pokazując jej ekran. Nie czekałem, aby zobaczyć jej minę, zanim zamknąłem oczy.
- O mój Boże – zawołała cicho.- Czy to twoje… twoje oszczędności? Mruknąłem w potwierdzeniu. - Te wszystkie pieniądze są twoje?- nacisnęła, brzmiąc tak, jakby mi nie wierzyła.- Twój ojciec nie ma do nich dostępu? - Większość z tych pieniędzy nie ma nic wspólnego z moim ojcem. Rodzina mojej matki także jest bogata. Przekazała mi dziedzictwo, gdy skończyłem liceum – wyjaśniłem. Rzadko kiedy ruszałem pieniądze na swoim koncie bankowym. Mój ojciec upewnił się, że moje wszystkie wydatki były opłacane i miałem kartę kredytową na rzeczy, do których nie mogłem użyć gotów. Lubił kontrolować z czego korzystałem, więc wyciągi bankowe mu się przydawały, kiedy nie było go w pobliżu. Nie było tak, że mi nie ufał. Bo ufał. Po prostu sądzę, że zaglądanie w moje wydatki pozwoliło mu się czuć pewną częścią mojego życia i jakby panował nad sytuacją. Och, spójrzcie. Madoc zatankował o ósmej rano w niedzielą. Musiał wrócić rano z imprezy. Och, spójrzcie. Madoc kupił części do samochodu. Pewnie niebawem szykuje mu się wyścig. Och, spójrzcie. Madoc poszedł do Subwaya. To dobrze, że je. - Twoja matka dała osiemnastolatkowi tyle pieniędzy? Otworzyłem oczy, wracając do rzeczywistości. Spojrzałem na Fallon i skrzywiłem się z udawaną urazą. - Hej, jestem wiarygodny. Wiesz przecież o tym – zaśmiałem się, gdy uniosła brew i ciągnąłem.- Ojciec także mi zaufał, kiedy zacząłem studia, więc na koncie jest też nieco jego pieniędzy. Dostanę kolejną jedną trzecią, kiedy skończę studia i kolejną jedną trzecią, kiedy skończę trzydziestkę. Ale jeśli nie dostaniemy pozostałych dwóch jednych trzecich, to i tak wszystko będzie w porządku – machnąłem ręką na laptopa, podkreślając stan mojego konta.- W następny poniedziałek
wrócisz do szkoły, ja pojadę do Notre Dame i się przeniosę, a potem znajdziemy mieszkanie tutaj w Chicago. Splotłem ręce za głową i czekałem, aż coś powie. Cieszyłem się, że była gotowa zrezygnować dla mnie ze swojego zabezpieczenia, ale nie miało to mieć miejsca. Zacisnęła usta i zmrużyła oczy. - Myślisz, że będę żonką, którą będzie trzeba się zająć i która nie ma żadnego planu? Uniosłem się, chwyciłem ją za kark i przyciągnąłem do siebie. Ale gdy zamknęła oczy, bez wątpienia spodziewając się pocałunku, liznąłem językiem czubek jej nosa i opadłem, zamykając oczy. - Tylko nie próbuj się ze mną rozwieść i zabrać połowy – zagroziłem. - Ugh, to było obrzydliwe – pisnęła, pewnie ścierając moją ślinę ze swojej twarzy. Usłyszałem jak zamknęła laptopa i poczułem, jak łóżko się poruszyło, gdy znalazła się na mnie i usiadła okrakiem na moim pasie. Położyłem dłonie na jej udach, ale chwyciła je i przycisnęła po obu stronach mojej głowy. - Nie ma mowy – pokręciła głową.- Jestem wyczerpana. Nie zrobię tego. Nie zmusisz mnie. Ale było za późno. Zacząłem kręcić biodrami, ocierając się o jej, gdy poczułem jej ciężar na sobie i żar jej brzucha, przez co jej zdyszany oddech podniecił mnie jeszcze bardziej. Cholera. Znów byłem w pełni twardy i potrzebowałem cholernego snu. Nie chciałem spać, ale potrzebowałem tego. Jej wargi przesunęły się do mojej szyi i zatopiła w niej zęby. Otworzyłem się dla niej. - Kochanie – jęknąłem.- W ogóle nie chcę stąd wychodzić. Ściągaj z siebie koszulkę. Teraz.
Z drugiego pokoju rozbrzmiało walenie do drzwi i oboje poderwaliśmy głowy na ten hałas. - Madoc Caruthers?- zawołał sztywny głos. Fallon spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami i usiadłem, kładąc ją obok mnie. Podszedłem do drzwi i pokręciłem głową, żeby nieco oprzytomnieć. Powinienem zarejestrować pokój na Jareda. Byłem na tyle bystry, by nie używać swojej karty kredytowej, ale nie podejrzewałem, że mój ojciec będzie się kłopotać dzwonieniem po hotelach Chicago, aby mnie znaleźć. - Tak?- zapytałem, otwierając drzwi i momentalnie opadła mi szczęka. Gliny? Co do diabła? - Chcemy zadać kilka pytań – wysoki, czarnoskóry policjant powiedział, kładąc rękę na swojej pałce. Nie wziąłem tego za groźbę. A może powinienem? Drugim funkcjonariuszem była kobieta. W średnim wieku o rudych włosach. - O co chodzi? Kobieta skinęła na mnie brodą. - Fallon Pierce jest z tobą? Zaczęło walić mi serce. A teraz co? - Tak – odpowiedziałem wreszcie. - To twoja przyrodnia siostra, tak?- potwierdził policjant. Zmrużyłem oczy i westchnąłem. - Owszem, była nią przez moment. Nasi rodzice się rozwodzą. - Co się dzieje?- zapytała Fallon, stając u mojego boku. Była ubrana w dżinsy i swoją koszulę, którą ściągnąłem wczorajszego wieczoru. Wszystkie te ubrania były zwinięte w kulkę na ostatnie dwadzieścia cztery godziny. Założyła też okulary.
- Czy Fallon Pierce to ty? Fallon skrzyżowała ramiona. - Owszem. - Wczorajszego ranka twoja mama zgłosiła twoje zaginięcie – wyjaśniła ruda.- Powiedziała, że pan Caruthers jej groził, twierdząc, że zamierzał… - spojrzała na swoje notatki i zacytowała.- „Rozpierdoli ją o ścianę.” I że cię porwał. Obydwoje policjanci spojrzeli na mnie, przez co chciałem się roześmiać. Fallon odwróciła się do mnie z uśmiechem na twarzy i zaczęliśmy się śmiać, pomimo powagi odwiedzin policji. Tamci wymienili spojrzenia, gdy moja pierś się zadrżała, gdy Fallon położyła na niej dłoń. - Groziłeś pani Caruthers? Której pani Caruhters? Chciałem zapytać, ale się powstrzymałem. Nikt jeszcze nie wiedział o naszym ślubie, a nasi rodzice musieli dowiedzieć się od nas, bo inaczej nie wzięliby nas na poważnie. - Proszę państwa – powiedziałem.- To rodzinne porachunku. Nigdy nie dotknąłbym swojej macochy. Fallon przebywa tu z własnej woli i nie ma tu żadnego problemu. - Panie Caruthers – zaczął policjant.- Wiemy, kim jest pański ojciec… I rozpętało się piekło. Jakaś kobieta i jej kamerzysta przepchnęli się przez funkcjonariuszy i podsunęli mikrofon w naszą stronę. Cofnąłem się, łapiąc Fallon za rękę. - Madoc Caruthers?- kobieta krzyknęła, wpadając na policjantów.Syn Jasona Caruthersa? Masz romans ze swoją przyrodnią siostrą? Jej matka twierdzi, że ją porwałeś. Serce stanęło mi w gardle niczym piłka baseballowa i nie mogłem oddycha.
Kurwa mać! Kurwa! Z trudem przełknąłem ślinę, patrząc na Fallon. - Wystarczy!- warknął jeden z policjantów, odwracając się i unosząc ręce, aby osłonić nas przed tą napaścią. Co do cholery? Mój ojciec był wielką szychą, ale nie aż tak. Ktoś musiał nasłać tych ludzi. Policjantka dalej mówiła spokojnie. - Opanujmy sytuację. Interweniujecie w działania policji. - Przetrzymuje cię wbrew twojej woli?- reporterka wyciągnęła brązowe loki z oczu, wyglądając na zdeterminowaną. Pochyliłem się i chwyciłem za drzwi, aby je zamknął, ale Fallon warknęła. - Przestańcie – nakazała.- On nie jest panem Caruthersem. I nie przetrzymuje mnie wbrew mojej woli, na litość boską! I nie ma między nami żadnego okropnego związku. On jest moim… O nie. - … mężem – dokończyła. Zamknąłem oczy, krzywiąc się i jęknąwszy. Kurwa. Ja pierdolę. Skurwysyn. Wepchnąłem Fallon do tyłu, chwyciłem za drzwi, zamknąłem je z trzaskiem, słysząc jeszcze jak policja przegania reporterów. Zakluczyłem drzwi, zsunąłem się w dół po ścianie obok i usiadłem na tyłku. Zgiąłem kolana, oparłem na nich przedramiona i walnąłem raz głową w ścianę. - Cudownie – odetchnąłem, ledwo zauważając Fallon, która stała w miejscu w które ją odepchnąłem.
Zacisnąłem pięści i byłem pewien, że poczerwieniała mi twarz. Czułem się głupio. Dlaczego zawsze lekceważyłem Patricię? - O mój Boże – powiedziała wreszcie, wyglądając na oszołomioną.To było okropne. Moja matka jest nienormalna. - Nie, jest mądra – stwierdziłem sucho.- Właśnie wylądowaliśmy w wiadomościach i ośmieszyliśmy mojego ojca. Schyliła głowę, podeszła i usiadła obok mnie. - Madoc, przepraszam. Spanikowałam. Objąłem ją ramieniem. - Wszystko jest w porządku. Myślę, że już nie musimy oświecać naszych rodzicach. Wszyscy – i mam tu na myśli wszystkich – dowiedzą się tuż przed snem o naszym ślubie. Nie będzie końca smsów i telefonów od rodziny i przyjaciół, którzy będą chcieli wiedzieć co się dzieje. - Skąd wiedzieli, że tu jesteśmy?- zapytała. - Zameldowałem nas pod moim nazwiskiem – brzmiałem na mniej zawstydzonego, niż byłem.- Twoja matka nie musiała zbyt mocno się natrudzić, żeby nas znaleźć, jeśli odkryła, że nie było nas na zajęciach. Odetchnęła ciężko. - Wylądujemy w wiadomościach o jedenastej wieczorem. - I jakieś pięć minut później przejdziemy do inernetu. Jak nie patrzeć media szybko się angażują w takie sprawy. Załadują to w mgnieniu oka. Siedziałem tam, cichy i oszołomiony, próbując wymyślić co zrobił następnie. - Spójrz na mnie – powiedziała z naciskiem. Spojrzałem i wpadłem w jej ciepłe, zielone oczy.
- Nie możemy tu zostać – stwierdziła.- Gdzie powinniśmy pojechać? Odchyliłem głowę, oblizałem wargi i zacząłem myśleć. Fallon i ja nie zrobiliśmy niczego złego. Nie uciekliśmy tylko dlatego, aby spędzić ze sobą naszą mini noc poślubną. Nie zamierzaliśmy zacząć naszego małżeństwa, bojąc się gniewu naszych rodziców. Jeżeli chcieliśmy byś szanowani jako dorośli, musieliśmy stawić temu czoło. Wstałem, podciągając ją wraz ze sobą. - Do domu – powiedziałem.- Jedziemy do domu.
***
Była dziesiąta wieczorem, gdy wjechaliśmy na podjazd mojego domu. Ciemne niebo pokryło się gwiazdami i drzewa, które zasadziła Addie, uginały się pod lekkim wiatrem. Gliny wróciły do naszego pokoju, aby zadać pytania uzupełniające. Tak, Fallon i ja pobraliśmy się. Oto licencja. Nie, to oczywiste, że jej nie porwałem. Widzicie? Żadnych siniaków i się uśmiecha. Owszem, groziłem mojej macosze i wykorzystałem co do tego kartę „tatuśka”. Nie możecie mnie dotkać, bo jestem Madociem Caruthersem. A teraz proszę, idźcie sobie. Jesteśmy na miesiącu miodowym. Poszli, a my wzięliśmy prysznic i się uszykowaliśmy i w przeciągu godziny wróciliśmy do Shelburne Falls. - Czekaj – powiedziałem, kiedy Fallon otworzyła swoje drzwi.
Wysiadłem, okrążyłem samochód i wypuściłem go z niej, chwyciłem ją za rękę i ramię w ramię ruszyliśmy do drzwi frontowych. Wziąłem jej chłodną twarz w dłonie. - Nie będziemy unosić głosu, ale też nie będziemy przepraszać. Skinęła głową i razem weszliśmy do domu. Hol i pozostałe pokoje były pogrążone w mroku, zaś w domu było słychać jedynie tykanie zegara i wentylatory. Uderzył we mnie zapach grillowanych steków i skóry i natychmiast poczułem się jak w domu. Właśnie tym zawsze pachniał mój dom. Przypomniałem sobie, że Tate kiedyś powiedziała, że uwielbiała zapach opon. Wróciłem wspomnieniami do niej i poczułem się jak w domu. Kiedy czułem zapach grillowanego mięsa, zawsze myślałem o wakacjach przy basenie. Moja mama pytała mnie, czy chcę jeszcze jeden kawałek. Mój ojciec – jeśli był w domu – pilnował grilla i rozmawiał ze swoimi znajomymi. A ja przyglądałem się fajerwerkom, które wybuchały na niebie. Pomimo problemów w mojej rodzinie – każda rodzina miała swoje własne problemy – byłem szczęśliwym dzieciakiem. Rzeczy mogły się poukładać lepiej, ale były wystarczająco dobre i nigdy nie chciałem czegoś innego. Ten dom był moim domem i wraz z nim szły moje dobre wspomnienia. Za każdym razem gdy uciekałem, to tu zawsze chciałem wrócić. Patricia Caruthers mogła zabrać nasze nazwisko, pieniądze, ale po moim trupie przejęłaby dom. Musiałem znaleźć jakiś sposób, aby ją pokonać. Nie miałem pojęcia, czy mój ojciec był w łóżku, ale wiedziałem, że był w domu. Jego Audi było na podjeździe. Ramię w ramię weszliśmy z Fallon do holu i skierowaliśmy się na lewo, idąc do jego gabinetu. - Myślisz, że nasze dzieci nas nienawidzą?- zapytał kobiecy głos i zatrzymałem się.
Dałem znać Fallon, aby była cicho, kładąc palec na ustach i oboje przysunęliśmy się do drzwi, nasłuchując. - Nie wiem – odpowiedział mój ojciec, brzmiąc na zrezygnowanego.- Nie winiłbym Madoca, jeśli tak by się stało. Jared cię kocha? Katherine Trent. To właśnie z nią rozmawiał. - Tak sądzę – powiedziała cicho.- Jeśli jutro wziąłby ślub, to martwiłabym się jak diabli, ale wiedziałabym, że dąży za swoim sercem. To znaczy, spójrz na nas, Jason. Kim jesteśmy, żeby mówić, że nie dadzą sobie rady w wieku osiemnastu lat, kiedy nam nie udało się długo po tym wieku? Jesteśmy ekspertami? Cholera. Niewidzialne ręce zacisnęły się na moim brzuchu niczym węzeł. Mój ojciec wiedział o moim ślubie. Usłyszałem ciężkie kroki. - Nie o to chodzi. Chodzi o priorytety, Katherine. Mój syn musi dokończyć studia. Potrzebuje doświadczenia w życiu. Dostał mu się dar przywilejów i szans. A teraz coś go rozprasza. Chwyciłem dłoń w Fallon w swoją i spojrzałem jej w oczy. W gabinecie rozległ się jakiś szum i usłyszałem kółeczka jego fotela, gdy odetchnął głośno. Musiał usiąść. Zmrużyłem oczy, gdy spróbowałem rozszyfrować, co go tak wkurzyło albo zmartwiło. Nie mogłem odgadnąć. Usłyszałem sapnięcie i więcej ciężkiego oddechu. Brzmiało to jak hiperwentylacja. Ale to nie było to. - Spieprzyłem – urwał i usłyszałem płacz. - Ciii, Jason. Nie rób tego – Katherine również zaczęła płakać. Mój tata, pomyślałem. Mój tata płacze. Poczułem ciężar w piersiach i spojrzałem na kciuk Fallon, którym pocierała moją dłoń. Gdy uniosłem wzrok, dostrzegłem, że drżała jej broda.
- Mój dom jest pusty, Katherine – jego głos brzmiał na strasznie smutny.- Chcę go w domu. - Nie byliśmy dobrymi rodzicami – wykrztusiła z siebie.- Nasze dzieci zapłaciły za nasz styl życia i teraz nadeszła pora, abyśmy my zapłacili za ich. Znalazł dziewczynę, od której nie potrafi trzymać się z daleka. Nie robią tego, aby cię skrzywdzić, Jason. Są zakochani – uśmiechnąłem się na jej słowa.- Jeśli chcesz, aby twój syn wrócił – ciągnęła.- To musisz szerzej otworzyć swoje ramiona. Mocniej ścisnąłem dłoń Fallon i szepnąłem: - Potrzebuję kilku chwil na osobności. Jej szkliste oczy zabłyszczały, ale ze zrozumieniem skinęła głową. Minęła mnie, kierując się do kuchni. Otworzyłem oczy i dostrzegłem mojego ojca w swoim fotelu, opartego na kolanach i trzymającego głowę w dłoniach. Katherine klęczała przed nim, zapewne go pocieszając. - Pani Trent?- zawołałem, wsuwając dłonie w kieszenie swojej kurtki.- Mogę porozmawiać z moim ojcem na osobności? Obydwoje unieśli głowy i Katherine wstała. Wyglądała pięknie w swojej kremowej sukience z lat czterdziestych w czerwone kropki. Jego czekoladowo brązowe włosy – takiego samego odcienia, jak u Jareda- spływały luźno z jej ramion, ale kilka kosmyków spięła spinkami po obu stronach głowy. Z drugiej strony mój ojciec wyglądał jak bałagan. Potargane włosy, które pewnie przeczesywał palcami, pognieciona koszula, poluzowany, niebieski, jedwabny krawat i załzawiona twarz. Siedział tam, nie ruszając się i wyglądając na niego wystraszonego mną. Katherine odchrząknęła. - Oczywiście.
Odsunąłem się od drzwi, gdy podeszła, ale złapałem ją za rękę, zatrzymując ją. Pocałowałem ją w policzek i uśmiechnąłem się do niej wdzięcznie. - Dzięki – szepnąłem. Jej oczy zabłyszczały i skinęła głową, zanim wyszła. Mój ojciec nie ruszył się z fotela, więc wszedłem w głąb pokoju, przypominając sobie, że nigdy nie wolno mi było tu wchodzić, gdy byłem dzieckiem. Mój ojciec niczego nie ukrywał. Przynajmniej nie tutaj. Ale kiedyś powiedział, że „całego jego życie” znajdowało się w tym pokoju i nie było to miejsce dla dzieci. Wtedy po raz pierwszy pomyślałem, że nie byłem priorytetem swojego ojca. Że były rzeczy, które kochał bardziej ode mnie. Ale gdy teraz na niego parzyłem… jego zmęczone oczy, fizyczne wyczerpanie i cisza podpowiadały mi, że nie wiedział co mi powiedzieć, przez zacząłem myśleć inaczej na ten temat. Może mojemu ojcu zależało. Wziąłem głęboki oddech i podszedłem do niego. - Nigdy cię nie lubiłem, tato – powiedziałem powoli, nie spiesząc się.- Pracowałeś zbyt wiele i nigdy nie zjawiałeś się w domu, kiedy mówiłeś, że będziesz. Przez ciebie płakała moja mama i myślałeś, że pieniądze mogą wszystko naprawić. A najgorsze jest to, że nie jesteś głupi. Zdawałeś sobie sprawę z pustki, jaką zostawiałeś w swojej rodzinie, ale i tak to robiłeś. Zmrużyłem oczy, rzucając mu wyzwanie, by coś powiedział. Cokolwiek, by siebie bronić. Ale spojrzał tylko na biurko, gdy tylko zacząłem mówić i nie oderwał od niego oczu. Więc kontynuowałem, bardziej prostując ramiona.
- Kocham Fallon. I kocham ten dom. Chcę, abyś był w moim życiu, ale jeżeli zamierzasz się rządzić tak jak dotychczas, to możesz iść do diabła – urwałem, stając przed jego biurkiem.- Nie potrzebujemy cię. Ale kocham cię, tato. Zacisnąłem szczękę i zamrugałem kilka razy, gdy zaczęły mnie piec oczy. Uniósł wzrok ku mnie i było to spojrzenie, którego nigdy wcześnie widziałem. Błyszczały od łez, ale były twarde. Mój ojciec chciał walczyć. W swojej głowie martwił się o moje wykształcenie, o pracę dla mnie i Fallon, o małżeństwo do którego wciąż musieliśmy dorosnąć, ale właśnie tego nie zauważył. Przestałem dorastać, kiedy Fallon odeszła. I zacząłem znowu, kiedy wróciła do domu. Trzeba mieć coś do kochania. Coś, o co byłoby warto walczyć i ustawić jako swój życiowy punkt, zamiast pracy. Fallon nie powstrzymywałaby mnie od sięgnięcia w jutro. Mój ojciec to zrobił. Wytrzymałem jego spojrzenie, gotów na cokolwiek co by na mnie rzucił, ale powinien wiedzieć lepiej. Jeśli nie wsparłby nas, to skończylibyśmy z nim. Wreszcie wstał, przeczesał palcami włosy i poprawił krawat. Przyglądałem się, jak podszedł do swojego sejfu, wybrał kombinację i wyciągnął kilka dokumentów. Wrócił do swojego biurka, podpisał dokument i podał mi go nad biurkiem. Zawahałem się. Pewnie była to jakaś nowa, aby zostawić mnie w zimnie, albo jakieś inne gówno. - Nie przeleję ci drugiej jednej trzeciej spadku, ale zrobię to tak, jak planowaliśmy – wyjaśnił.- Ale to jest prezent ślubny… jeżeli będziemy walczyć wystarczająco mocno, aby go zatrzymać. Zdezorientowany, otworzyłem papiery i uśmiechnąłem się lekko. - Dom?- zapytałem zdziwiony.
Przepisał na mnie dom, ale nie pod moim nazwiskiem. Podekscytowanie i dezorientacja zalały mój przyćmiony umysł. Czy chciałem tego domu? Tak. Na zawsze i na wieki? Oczywiście, że tak! Uwielbiałem to miejsce, tak samo Fallon. Jeżeli moglibyśmy utrzymać je w rękach Caruthersów, to tak by było. Ale co to znaczyło dla mojego ojca? Nie chciałem, aby od tak zniknął. Nie bardzo. Prawdę mówiąc, to w ogóle. - Patricia próbuje przejąć dom. Z pewnością o tym wiesz – oczy mojego ojca spochmurniały w minie, z którą byłem bardziej zaznajomiony.- Ale będę ciągał ją po sądach tak długo, jak będę mógł. Może to zająć rok, ale wygram. Dom jest zapisany na moje nazwisko, ale jako moja żona ma do niego prawo, dopóki sąd nie stwierdzi inaczej. Oficjalnie przepiszę na ciebie dom, jeśli nie będzie już stanowiła zagrożenia – wyprostował się i wyciągnął ku mnie rękę.- Ale ten dom i tak jest twój. Wiem, że ty i Fallon – i Addie – kochacie go i chcę, żebyś miał swój własny dom. Chwyciłem jego dłoń i nagły napływ krwi w moich żyłach uspokoił się. Nie byłem pewien, czy mój ojciec naprawdę się poddał, czy był już po prostu zmęczony tym dramatem, czy blefował. Ale gdy spojrzałem na niego, dostrzegłem jego zaczerwienione oczy i zanim się zorientowałem, wciągnął mnie w uścisk. - Whoa – jęknąłem, gdy poczułem jego miażdżący uścisk i niemal się zaśmiałem. Nie byłem pewien, czy to był żart, czy powinienem żartować, ale rzadkie i dziwne rzeczy były zabawne. Dla mnie.
Ale gdy próbowałem złapać oddech, zdałem sobie sprawę, że mój ojciec nie zamierzał puścić. Objął mnie mocno ramionami, przez co nie mogłem sobie przypomnieć, kiedy po raz ostatni mnie tulił. Nie sądzę, by kiedykolwiek był to tak mocny uścisk. Poczułem, jak moje ręce same powoli się uniosły i odwzajemniły uścisk. - Katherine ma rację – odsunął się i ścisnął mnie za ramiona.- Nie możesz utrzymać się od niej z dala, prawda? - Jeśli mógłbyś cofnąć się z Katherine w czasie i pozmieniać rzeczy… Skinął głową. - Wtedy bylibyście z Jaredem braćmi już szmat czas temu – dokończył, rozumiejąc. - Ja nie będę żył z tymi żalami. Zrobię to, tato – stwierdziłem stanowczo.- Dam sobie radę. Strach o rozbicie małżeństwa czy radzenie sobie z alkoholizmem Katherine w przeszłości był czymś, z czym mój ojciec musiał sobie sam poradzić. Ale nauczyłem się od niego, że z problemami można było sobie poradzić. Nie ze stratą czasu. Poklepał mnie po plecach i odetchnął głośno. - Więc gdzie jest Fallon?
Rozdział 30
Fallon
Katherine przyszła do kuchni krótko po mnie i żałowałam, że nie mogłam zniknąć. Dopóki nie podeszła do mnie i mnie nie uścisnęła. Wstrzymałam oddech, całkowicie zdezorientowana. Taa, cześć. Jestem dziewczyną, która niemalże ujawniła twój romans w telewizji i z całą pewnością jestem odpowiedzialna za chaos, który właśnie rozpętał się wokół rozwodu twojego chłopaka. Ale pewnie, przyjmę uściski! Gdy mnie już puściła, usiadłam na stołku barowym, podczas gdy wyciągnęła sobie lodu z zamrażarki. Było wiele pytań, które chciałam jej zadać. Jak nie patrzeć, to miała romans z mężem mojej matki. Powinnam nią gardzić. Albo przynajmniej znielubić. Z całą pewnością nie powinnam była szanować kobiety, która zniszczyła cudzy związek. Ale z jakiegoś powodu – z wielu powodów – czułam się tak, jakby w tej drużynie to moja matka była tą złą.
I nie można było zaprzeczyć Katherine jednej rzeczy. Osiemnastoletni romans był miłością. Była też bardzo piękna. I młoda. Wciąż młoda, aby mieć więcej dzieci. - Dziwię się, że jesteś co do tego taka spokojna – wyciągnęłam sobie lodu o smaku waniliowym i karmelowym. Wzruszyła ramionami, wybierając coś dla Madoca. Całego czekoladowego. - Też wcześnie zaczęłam – przyznała.- Ale w przeciwieństwie do mnie, ty i Madoc macie wspaniały system wspierający – miała rację. Wciąż nie miałam pojęcia jak mój ojciec ustosunkował się do tego, więc zamierzałam do niego zadzwonić z samego rana. Ale Madoc i ja mieliśmy jakieś plany na życie i przynajmniej mieliśmy Addie. Poszczęściło się nam. - Nie boisz się, że będziemy dla Jareda inspiracją i oświadczy się Tate?- zażartowałam. Odchyliła głowę do tyłu, gdy się zaśmiałam. - Nie – brzmiała na pewną. - Nie? - Myślę, że ty i Madoc pokonaliście… bardziej poważne problemy, prawda? Przyznaję, że rozumiem, iż małżeństwo wydaje się być kolejnym naturalnym krokiem. Ale Jared i Tate? Tak długo cierpieli ze swojego powodu, że sądzę, iż przez jakiś czas chcą być zostawieni w spokoju. Potrzebują swojego spokoju. Gdy usłyszałyśmy głosy Madoca i jego ojca w korytarzu, Katherine i ja odwróciłyśmy się, by powitać ich uśmiechami. Brzuch ścisnął mi się od oczekiwanie, ale nieco rozluźniłam ramiona. Odgarnęłam włosy za uszy i szybko spojrzałam na swój strój, gdy dostrzegłam, iż Jason ruszył wprost na mnie. Miałam na sobie dżinsy i czarną bluzkę z długim rękawem, ale jeszcze nie ściągnęłam płaszcza.
Moje włosy wciąż były lekko pofalowane od „ślubu” i wciąż wyglądały świetnie odkąd sprawdzałam ostatni raz, pomimo doby którą spędziłam z Madociem w łóżku. Spojrzenie Jasona było rozluźnione i witające, ale wyglądał tak, jakby nie oddychał. Jego mina była przyjemna, ale i ostrożna. Uniósł moją brodę i pocałował mnie szybko, ale i delikatnie w czoło, a potem chwycił za dłoń i spojrzał na pierścionek. - Dobrze na tobie wygląda. Gratulacje. Co? To wszystko? Nie ma mowy. - Dziękuję – wymamrotała, przeszukując podłogę za szczęką, która mi opadła. - Jeżeli chcecie rady od faceta, który ma za sobą już dwa rozwody… - Jason spojrzał na mnie i na Madoca.- To walczcie. Zwalczcie wszystko. Nie zostawiajcie domu w złości i nie idźcie w gniewie do łóżka. Walczcie, aż się uspokoicie. Koniec walki jest początkiem poddawania się. A potem spojrzał na mnie. - Nie popuszczaj mu. Rozumiesz? Przełknęłam ślinę i nieśmiało skinęłam głową. - Panie Caruthers?- zapytałam. Uniósł na mnie brwi. - Jason. - Jason. Jestem winna ci przeprosiny. Ten bałagan z rozwodem… - Musiał się zdarzyć, Fallon – dokończył, przerywając mi.- Jest dobrze. Cóż, w końcu będzie dobrze – dopowiedział. Skinął głową ku Katherine i podeszli do wyjścia.
- Jadę z Katherine do jej domu na noc – powiedział.- Zobaczymy się w piątkowy wieczór na aukcji charytatywnej. I wyszli. Madoc usiadł na stołku obok mnie. Wciągnął mnie między swoje nogi, wtulił twarz w moją szyję, wysyłając dreszcz wzdłuż mojego kręgosłupa. - Madoc?- zamknęłam oczy, wtulając się w jego czułe pocałunki.Kochanie, tak mi przykro, ale myślę, że jutro muszę wrócić do szkoły. Przerwał. Przestał tak szybko, jakby umarł. Odkleiłam go od swojej szyi i ujrzałam jego wkurzone spojrzenie. - Dlaczego?- brzmiało to bardziej jak wyzwanie niż pytanie. - Och, dostałam wiadomość od profesora – podniosłam telefon, wskazując na takową.- Nie ma nic przeciwko, abym ominęła kilka zajęć, ale jutro przegapię wykład i test w piątek. Obydwa są bardzo dla mnie ważne. I tak już ominęłam trzy dni zajęć. Wreszcie westchnął. - W porządku. Pojadę do Jareda, żebyśmy nie musieli być osobno. Ty pójdziesz na zajęcia, a ja zajmę się przeniesieniem do Northwestern i zaczniemy szukać mieszkania. Jednak muszę być w Chicago w piątek. Wyjedziemy wczesnym rankiem. Objęłam jego szyję, splatając dłonie na karku, - Dziękuję. Wtuliłam się w niego i w jego męski zapach, pochwyciłam jego górną wargę między zęby, a on mój dolną. Był to pocałunek, który zawsze się nam zdarzał. Wszystkie cztery wargi złączone razem, gdy tak trwaliśmy i oddychaliśmy.
Zdajecie sobie w ogóle sprawę jak bardzo uwielbiałam jego oddech? Uwielbiałam fakt, że używał wody kolońskiej i że zawsze będzie to robić. - Chodź, weźmiemy prysznic – szepnął mi do ucha. Pokręciłam głową. - Nie, ty idź. - Nie, miałem na myśli, że chcę wziąć prysznic z tobą. Cofnęłam się, odpinając płaszcz. - Mam inne plany. Idź wziąć prysznic i znajdź mnie za dziesięć minut. Zmarszczył czoło. - Mam cię znaleźć? Nie powiedziałam niczego więcej. Po jakichś dwudziestu sekundach zdał sobie sprawę, że skończyłam z gadaniem i ruszył z uśmiechem na górę. Uśmiechnęłam się do siebie. Był przekonany, że tylko on był zdolny do psot. Chwyciłam za kartkę do drukowania z faksu, który znajdował się w kuchni i napisałam wiersz do Madoca – uwielbiałam, że lubił takie łamigłówki – i zostawiłam ją na poręczy schodów.
Cofając się do dni, w których walczyliśmy, Czekałam za nocami, kiedy to pukałeś do moich drzwi. Teraz będziesz musiał poszukać mnie w pokoju na tym piętrze, Gdzie wampiry polują i gdzie zostałam oderwana od twoich ust.
Zsunęłam płaszcz i upuściłam go na podłodze nieopodal schodów. Zrobiłam kilka kroków i zaczęłam się dalej rozbierać, rozrzucając je na czarno białej podłodze. Moje buty, dżinsy, koszulka, aż w końcu na pluszowym, beżowym dywanie, który prowadził w prawo, wylądował mój stanik. Byłam tylko w swoich koronkowych, czerwonych stringach i taka też przeszłam przez słabo oświetlony korytarz i weszłam do sali filmowej, ciesząc się że chłód na moich ciele odwrócił moją uwagę od bębnienia w piersiach. Nienawidziłam tego miejsca. I zarazem je uwielbiałam. Przekręciłam pokrętło na ścianie i oświetliłam je miękkim blaskiem. Rozejrzałam się dookoła i doszłam do wniosku, że nic się nie zmieniło. Nie żebym spodziewała się jakichś zmian. To pomieszczenie było rzadko używane, ale było zbudowane dla tłumu. Znajdowało się w nim kilka skórzanych foteli i dwie, długie kanapy z czarnej skóry, które były ustawione naprzeciwko ogromnego, płaskiego telewizora, który był uzupełniony przez trzy mniejsze po każdej stronie. Kawowe ściany były ozdobione zdjęciami rodzinnymi i nagrodami sportowymi, a przy kremowym dywanie wszystko wyglądało na przytulne. Madoc i ja często tu oglądaliśmy telewizję, choć zwykle nie mówiliśmy do siebie nic miłego. Jason Caruthers przychodził tu tylko w niedziele, aby obejrzeć Super Bowl. Przeszłam boso przez pokój i dotknęłam chłodne, gładkiej, czarnej skóry naszej kanapy. Tej, na której oglądaliśmy Pamiętniki Wampirów. Tej, na której ignorowaliśmy siebie nawzajem, pomimo rosnącego napięcia. I tej, na której spaliśmy razem, zanim zostaliśmy rozdzieleni. Ścisnęło mi się podbrzusze i szok zalał mnie między nogami, na co się uśmiechnęłam.
To miejsce powinno mnie przerażać. To właśnie tu zostałam obudzona przez wrzeszczącego rodzica i drugiego tak wściekłego, że nie mógł wydobyć z siebie słów. Moja mama ściągnęła mnie z kanapy niemal nagą, gdy miałam na sobie tylko koszulkę Madoca. Jason Caruthers stał na korytarzu, nie patrząc na mnie, gdy zostałam przeciągnięta obok niego. Madoca nie było nigdzie w zasięgu wzroku i w ciągu dwudziestu minut zostałam ubrana, spakowana i wywieziona, nieświadomie mając w sobie dziecko. Ten pokój powinien napawać mnie złymi przeczuciami, ale tak nie było. Kanapa była przyjemna w dotyku i pamiętałam jak bardzo byłam wdzięczna za to, że Madoc wreszcie przekonał mnie, abyśmy wyszli w nocy z mojego pokoju. Weszłam na kanapę i uklękłam przy oparciu, opierając na górze ręce. Chciałam, aby Madoc mnie widział, gdy mnie znajdzie. Kiedy klamka zaczęła się obracać, musiałam przełknąć swój uśmiech i podwinąć palce u stóp, aby powstrzymać swoje podekscytowanie. Gdy Madoc otworzył drzwi, spojrzał bezpośrednio na mnie, więc posłałam mu seksowny, pewny nadziei uśmieszek, aby nie pomyślał o mnie jak o jakieś nimfomance. Miał na sobie czarne spodnie od piżamy, a jego złota skóra wyglądała na ciepłą i gładką, aż naciekła mi ślinka do ust. Napięły się małe wzgórki jego sześciopaku i przesunęłam wzrokiem po jego torsie, nie mogąc się napatrzeć na jego mokre włosy, które wyglądały, jakby zostały wystylizowane w ten sposób. Kiedy dotarłam do jego twarzy, całe rozbawienie z mojej zniknęło. Przełknął ślinę i uniósł kartkę, którą zostawiłam. - Sala filmowa. Dlaczego na mnie nie patrzył? Rozglądał się dookoła. - Ja… ja… - zaczęłam. Serce zaczęło mi zamierać. Cholera! Zezłościłam go?- Cieszę się, że odgadłeś – powiedziałam, przechylając głowę na bok, próbując zachęcić go do wejścia do środka.
- Taa, cóż… ostatnia linijka pomogła – westchnął ciężko.- Słuchaj, Fallon. Nie chcę być tutaj. Możemy po prostu pójść do łóżka? Co? Dlaczego? - Madoc – pospieszyłam, aby go powstrzymać.- Wiem, że to ostatnie miejsce w którym się widzieliśmy, zanim wyjechałam, ale nie musimy się go bać. Wstałam z kanapy i zatrzymałam się przy oparciu, splatając przed sobą ręce. Jego pochmurne spojrzenie przesunęło się wzdłuż mojego ciała, a potem wróciło do mojej twarzy. Podszedł do mnie, jego każdy mocny krok wibrował w moich żyłach. Chwycił mnie za kark i pocałował głęboko, natychmiast wsuwając swój język i otaczając mnie ciepłem. - Madoc – jęknęłam, kiedy wytrącił mnie z równowagi. Gdy chwycił mnie za pośladki, objęłam go nogami w pasie. Uwielbiałam, jak mnie podnosił. Ale nie spodobało mi się, że ruszył do drzwi. - Wyjeżdżamy za sześć godzin – powiedział.- I tyle może nie starczyć, aby posmakować twój każdy skrawek. Ale chcę zacząć od zaraz. Idziemy do łóżka. - Madoc, nie!- wyciągnęłam ręce i złapałam się za framugę drzwi, zatrzymując go.- Nie! Chcę być tutaj. Nacisnął lekko i chwyciłam się mocniej framugi, rozciągając swoje ramiona. Jeżeli chciał mnie stamtąd wynieść, to musiał nacisnąć nieco mocniej. Jak na razie tego nie robił. - Cóż, ja nie – odpalił.- Chodź. Nie jesteśmy już dziećmi. Zrobimy to w łóżku jak dorośli, a nie na kanapie jak napalone nastolatki. - Jesteśmy napalonymi nastolatkami. Skrzywił się na mnie. - Puść, albo zacznę łaskotać.
Napięła mi się pierś i niemal opuściłam ręce na tą groźbę, ale się powstrzymałam. Wyślizgnęłam się z jego uścisku, zsunęłam na ziemię i walnęłam rękami w jego tors, popychając go do tyłu. Chwyciłam za klamkę i zamknęłam drzwi z trzaskiem. Madoc spojrzał mi ze zdziwieniem w oczy, gdy podeszłam do niego, cofnęłam go do kanapy i zaczęłam go dotykać. Wplotłam palce w jego włosy, zaczęłam go całować mocno i szybko w usta i po szyi, a drugą rękę przesunęłam do jego erekcji, która już zaczęła pulsować w mojej dłoni. - Fallon, Jezu – zaklął. Ale odchylił głowę do tyłu, gdy rozkosz stała się przyjemniejsza i wsunął palce w moje włosy, gdy rozsypałam pocałunki po jego torsie i brzuchu. Opadłam na kolana, uwolniłam go z jego spodni i chwyciłam w dłoń, owijając języczek wokół główki, używając mojego kolczyka w języku aby potrzeć jego na główce. Podskoczył i otworzył oczy, spoglądając na mnie z żarem i obnażając zęby. - Fallon – ostrzegł. - Chcę tego. Proszę?- zapytałam cicho. Zacisnął oczy i uścisk na moich włosach zelżał. Znowu na niego ruszyłam, brałam go powoli i długo, rozkoszując się zapachem jego umytego ciała, które sprawiało, że stałam się jeszcze bardziej głodna. Przesuwałam językiem z boku na bok, pod spód, aby mógł poczuć kuleczkę na moim języku. Jego fiut zadrżał w moich ustach, przez co zrobiłam się jeszcze bardziej chętna, aby go posmakować. Wzięłam go powoli, rozluźniłam gardło i wzięłam go całego aż do nasady. - Kochanie – szepnął, zasysając oddech przez zęby.- Lepiej, żebyś nie nauczyła się tego od innego faceta.
Wysunęłam go i possałam mocno i szybko jego końcówkę, zanim odpowiedziałam. - Tate i ja w zeszłym miesiącu sprawiłyśmy sobie książkę, aby się douczyć. - Doprawdy – to nie było pytanie.- To seksowne. Jeśli znałam Madoca, to pewnie wyobrażał sobie, że ćwiczyłyśmy z Tate na ogródkach. Chciała to zrobić z Jaredem, ale żadna z nas nie miała doświadczenia. Oczywiście chciała go rozwalić na części pierwsze, więc zasugerowałam obejrzenie pornosa. W odpowiedzi dała mi wielkie „nie”, twierdząc, że nie będzie oglądać żadnych podłych filmików w internecie. Więc kupiłyśmy książkę online. Znowu wciągnęłam go całego do ust, powoli aż do nasady i owinęłam wokół niego języczek. Sięgnęłam za niego, zsunęłam spodnie z jego tyłka i chwyciłam go za biodra, aby wesprzeć się, gdy poruszałam się w górę i dół jego długości. Korzenie włosów piekły w miejscu, w których je trzymał. Był w pełni twardy – przynajmniej miałam taką nadzieję, bo nie mogłam wziąć już więcej – gdy rozkoszowałam się każdym skrawkiem jego skóry. Jego jęki i oddechy stały się ostrzejsze, szybsze i spodobał mi się widok podnieconego Madoca. Skrzywił się i zamknął oczy, wyglądając jakby cierpiał i nagle naszła mnie ochota, aby wczołgać się na niego. Nagle moja głowa została odciągnięta, zaś sam Madoc wyglądał niemal groźnie. - Przestań – wydyszał.- Pragnę cię. Ale nie na tej kanapie. Oblizałam usta i zmarszczyłam brwi w dezorientacji, ale nie naciskałam. Kogo to teraz obchodziło? Kanapa, fotel, podłoga…
Chwycił mnie za dłoń i podciągnął mnie na nogi, a potem podprowadził do innej skórzanej kanapy, obrócił mnie i wciągnął na swoje kolana, tak, że siedziałam na nim okrakiem. Jego erekcja ocierała się o moje nogi, a potem… Whoa! Wsunął obie ręce w moje stringi i rozerwał je na biodrach. Moje majtki zniknęły, moja cipka pulsowała tak cholernie mocno, że musiałam zagryźć wargę, by być cicho. Nie mogłam nad sobą zapanować. Wtuliłam się w niego, przesuwając językiem po jego wargach, unosząc tyłeczek, gdy potarł czubkiem o moją szparkę. - Och, Madoc – wydyszałam. Cholera, było tak cudownie. Chwyciłam jego twarz w dłonie i spojrzałam mu w oczy, nie będąc w stanie przestać się o niego ocierać. - Dlaczego zostawiłeś mnie samą tamtej nocy?- zapytałam. Podejrzewałam, że właśnie dlatego nie chciał być na tamtej kanapie. Może dlatego tak nienawidził tego miejsca. - Nie chciałem – spojrzał na mnie przepraszająco.- Zakryłem cię – wydyszał, zamykając oczy, gdy poczuł rozkosz, gdy się na nim poruszałam.- I poszedłem wziąć prysznic. Zamierzałem wrócić i cię obudzić, ale już cię nie było. Przez cały czas myślałam, że się zabawił i poszedł do łóżka, zostawiając mnie. - Nienawidzę tego pokoju – dokończył. Zamknął usta, ale otworzył je znowu, jakby chciał powiedzieć coś więcej na ten temat. Chwyciłam za pilot i włączyłam stereo. Poleciało „Team” Lorde i chwyciłam się oparcia skórzanej kanapy za jego plecami, gdy osunęłam się na niego tyle, aby doprowadzić go do szaleństwa.
- Sprawię, że znowu go pokochasz – obiecałam. Wypełnił mnie i odchyliłam głowę do tyłu, czując, jak mnie wypełnił. Warknął cicho i przymknął oczy. - Chętnie zobaczę, jak próbujesz.
Rozdział 31
Madoc
- Tutaj jesteś – napiąłem się, gdy usłyszałem głos za sobą. Odwróciłem się i zobaczyłem swoją macochę, Patricię i nie powstrzymałem grymasu, gdy zauważyłem, że miała na sobie krótką, jedwabistą, białą koszulę nocną. Ścisnąłem butelkę z wodą i zamknąłem drzwi lodówki z trzaskiem, starając się patrzeć gdzie indziej. Kręciło mi się w głowie od alkoholu, jaki wypiłem na ognisku, ale nie pomogło to zapomnieć o niezręczności tej sytuacji. Jej długie blond włosy były rozpuszczone, ale wyglądały na świeżo wystylizowane, tak samo jak jej makijaż, a jej postawa nie była skromna. Jedną dłonią opierała się na kuchennej wyspie, drugą trzymała na biodrze, podczas gdy kołysała się zalotnie, śląc mi uśmieszki. - Gdzie mój tata?- warknąłem. - Śpi – westchnęła.- W swoim pokoju. Dobrze się bawiłeś dzisiejszej nocy? Dlaczego tak nagle zrobiła się miła? - Taa, aż do teraz – odpowiedziałem sztywno. Właśnie wróciłem z wyścigu po wygraniu z Liamem. I widziałem jak Tatum Brandt ściga się dla Jareda. Biorąc pod uwagę późniejsze ognisko, noc była dana.
Ale byłem zmęczony i nie w nastroju na jakiekolwiek zagrywki ze strony Patrici. Obszedłem wyspę i skierowałem się do wyjścia, ale stanęła mi na drodze. - Madoc – położyła dłoń na moim torsie i odsunąłem się.- Zrobiłeś się większy od tych wszystkich ćwiczeń. Świetnie wyglądasz – z uznaniem skinęła głową, patrząc na mnie niewinnie.- Wiesz, że twój ojciec ma romans? Jezu. Co do cholery? Wyraźnie nie ukrywała zbyt wiele pod tą koszulą. Widziałem skrawki jej piersi i gładką, opaloną skórę jej rąk, nóg i ramion. Patricia często ćwiczyła i dbała o siebie dzięki pieniądzom mojego ojca. Wyglądała znacznie młodziej jak na czterdziestkę. Poczułem jakbym dostał cegłą w brzuch, kiedy jej wargi przesunęły się na moją szyję. Co. Jest. Kurwa? Odsunąłem jej rękę. - Poważnie?- niemal zabrakło mi powietrza ze zdziwienia. Minąłem ją, wyszedłem na korytarz i ruszyłem do sali filmowej. Było to jedyne miejsce w którym teraz chciałem być. Trzasnąłem za sobą drzwiami, wszedłem do środka i rzuciłem się na kanapę – tą, na której byłem z Fallon po raz ostatni – i odchyliłem głowę do tyłu, zamykając oczy. Serce waliło mi w piersiach, a całe moje ciało było gorące od złości. Nie mogłem w to uwierzyć. Moja macocha mnie podrywała. Kręciło mi się w głowie, więc ścisnąłem się za nasadę nosa, próbując opanować szumienie w uszach. Chłodna skóra kanapy, na której oparłem kark, była przyjemna i pomogła uspokoić mi oddech. Wciąż nie rozumiałem dlaczego po tym wszystkim czasie, przez większość nocy spałem właśnie w tym pokoju. Fallon wyjechała. Tak naprawdę nigdy mnie nie lubiła, więc dlaczego chciałem sobie ciągle przypominać o jej zdradzie.
Ale wciąż… w tym miejscu spędziliśmy większość czasu, czasami w ciszy, a czasem nie tak cicho. - Spójrz na mnie – powiedziała Patricia i otworzyłem oczy. - Wypierdalaj!- wrzasnąłem, zaciskając usta, gdy dostrzegłem, że stała przede mną. Dlaczego nie zamknąłem tych pierdolonych drzwi/ Wstałem i podszedłem do niej. - To mój pokój. Wynoś się. W jej oczach błysnęło podniecenie. - Jesteś wściekły. Już rozumiem, dlaczego Fallon się ciebie bała. Pokręciłem głową. - Fallon się mnie nie bała. Nie wiem co ci powiedziała, ale… - Nie mogła sobie z tobą poradzić, Madoc – spojrzała na mnie, wciągając dolną wargę między zęby.- Jest twoją przeszłością. Musisz ruszyć do przodu. Ona z całą pewnością to zrobiła. - Co masz na myśli? - Umawia się z kim w swojej szkole z internatem – powiedziała Patricia i serce zaczęło mi dzwonić w uszach. Ledwo co zauważyłem dłoń Patrici na swojej piersi, jak pocierała mnie przez koszulkę. - W ogóle o tobie nie mówi ani o ciebie nie pyta, Madoc. Zapytałam ją, czy chciałaby przyjechać w odwiedziny. Nie chce. Nie zasługuje na mężczyznę, którym się stałeś – zamknąłem oczy, myśląc o tych chwilach, które tu spędziliśmy, o wszystkich nocach w których o niej myślałem i wiedziałem, że była to strata czasu. Kurwa, wiedziałem. Pewnie, że też chodziłem na randki. Sypiałem z dziewczynami – nie tak często, jak się przechwalałem Jaredowi – ale były to tylko dziewczyny. Moje serce nigdy do nich nie należało. Szept Patrici owiał moją szyję. - Wiem, czego pragniesz. Co cię zadowoli. I potrafię dochować tajemnicy.
Zamknęła odległość między nami, objęła moją szyję ramionami i pocałowała mnie. Jęknęła i nagle nie mogłem oddychać. Nie… Nie. Nie! Chwyciłem ją za ramiona i odepchnąłem od siebie. - Jezu Chryste!- krzyknąłem.- Co jest kurwa? Jej skóra była zaczerwieniona i uniosła brew. - Nie?- zaśmiała się.- Nie sądzę, byś naprawdę tak uważał, Madoc. Chciałem ją uderzyć. Prawdę mówiąc, to chciałem trzasnąć nią o ścianę i wymazać z tej planety. Ale przede wszystkim chciałem, aby wyszła. - Wynoś się – nakazałem. Uśmiechnęła się, podeszła do kanapy i położyła na niej. - Zmuś mnie – zagroziła.- Ale będziesz musiał mnie dotknąć, aby to zrobić. Spojrzałem na nią, gdy tak leżała w tym samym miejscu co Fallon, gdy widziałem ją po raz ostatni. Oparła rękę tuż nad głową i wyglądała ohydnie. Jak coś, czego nigdy nie chciałem pamiętać Wyprostowałem się i powiedziałem cicho. - Jutro masz się wynieść albo powiem o tym mojemu ojcu. I tak powinienem mu od razu o tym powiedzieć. Ale może nie chciałem teraz chronić swojego ojca. Może chciałem, aby cierpiał w tym małżeństwie. Może nienawidziłem go za to, że sprowadził te obie suki do naszego domu. A może bałem się, że jeśli straciłbym Patricię, to straciłbym Fallon na dobre.
Nie wiedziałem. Wyszedłem, zostawiając ją samą na kanapie i wyciągając telefon. Śpisz? Napisałem, ale już szedłem do samochodu, nie czekając na odpowiedź. Mój telefon zabrzęczał. Jestem w łóżku. Musisz do mnie przyjechać. Pokręciłem głową, wiedząc, że nie w tym tkwił problem. Musiałem nieco spuścić z wora. Jess Cullen, kapitanka biegaczek, była moją kumpelą od łóżka i kochałem jej każdy cal. Nie kochałem kochałem, ale szanowałem ją i była dobrą dziewczyną. Odpisałem. Będę za dziesięć minut. W takim razie do zobaczenia.
Wyszedłem i już nigdy nie wróciłem do tego pokoju. Aż do dzisiejszej nocy. Wiele razy cieszyłem się samą myślą, że mógłbym spalić tą cholerną kanapę, która była teraz zniszczona przez podstępność tamtej kobiety. Ale po tamtej nocy zrobiła sobie długie wakacje i nie widziałem jej aż do wczorajszego ranka, gdy to zagroziła, że odbierze mi Fallon. Kiedy dzisiaj zobaczyłem liścik Fallon, jęknąłem, zamiast się podniecić jak pewnie nie chciała. Nie chciałem tam być i z całą pewnością nie chciałem, żeby ona tam była. Kto wie, jakby zareagowała, jeśli powiedziałbym jej prawdę? Z całą pewnością nie było to ważne, ale nie chciałem ryzykować, aby coś zepsuło nasze szczęście. Zaniosłem ją do łóżka i pochyliłem się, aby pocałować ją we włosy. Fallon, tak jak ja, widziała jak nasi rodzice żyją w taki sposób, jaki nie chciała. Na szczęście dla nas, już popełniliśmy błędy naszych rodziców. Teraz wiedzieliśmy, czego chcemy. I chociaż wiedziałem, że była silna, to nie powstrzymywało mnie to przed chronieniem jej i dawaniem jej wszystkiego.
Nikt i nic nie mogło nas powstrzymać.
***
Przez następne dni staraliśmy się z Fallon wszystko poukładać w Chicago. Poszła na zajęcia, podczas gdy ja zająłem się sprawami papierkowymi, aby przenieść mnie z jednego uniwersytetu do drugiego. W nocy, jeśli nie odrabiała pracy domowej, szukaliśmy w necie mieszkań. Fallon próbowała skontaktować się ze swoim ojcem, aby powiedzieć mu o naszym małżeństwie, ale tylko łączyła się z którymś z jego ludzi, który twierdził, że Ciaran był w tym momencie „nieosiągalny.” Co pewnie oznaczało, że został zatrzymany. Nikt nie był „nieosiągalny” w dwudziestym pierwszym wieku, no chyba, że skonfiskowano się ich telefon. - Daniel – powiedziała do jednego z ludzi swojego ojca.- Jeśli mój ojciec nie odezwie się do jutrzejszego dnia, to sama pójdę na policję. Muszę przynajmniej wiedzieć, że nie jest martwy. Była czwartkowa noc i siedziała na kanapie w mieszkaniu Jareda, podczas gdy Tate i ja wróciliśmy z biegania. Fallon normalnie do nas dołączała, ale tym razem postanowiła zostać w domu i podzwonić. Jared wciąż był na treningu ROTC i był uprzejmy na tyle, abym wraz z Fallon zadomowił się na ten tydzień w jego mieszkaniu. - Prysznic?- zapytałem Fallon, gdy ściągnąłem z siebie przepoconą koszulkę. Uniosła palec, abym poczekał, wciąż rozmawiając przez telefon.
Tate oddychała ciężko, gdy przeszła do salonu i chwyciła za swój własny telefon. - Dzwoniła mama Jareda – powiedziała do siebie. Po wciśnięciu kilku guzików, przycisnęła telefon do ucha, zapewne oddzwaniając do Katherine. Wszedłem do kuchni, wyciągnąłem z lodówki Gatorade, podczas gdy one przeprowadzały swoje rozmowy. Jared, który był tak samo spocony jak Tate, wszedł do środka trzaskając drzwiami. - Rzuć mi jednego – powiedział, wskazując na Gatorade w mojej ręce i użył rąbka swojej koszulki, aby otrzeć pot z twarzy. Rzuciłem mu swoją butelkę i wyciągnąłem nową z lodówki, aby przez kilka minut napić się w ciszy i złapać oddech. - To gówno jest dla ptaszków – burknął, ściągając koszulkę przez głowę. Taa, załaskotało mnie w gardle od śmiechu. Jared w armii – czy jaką tam dziedzinę sobie wybrał – wciąż był dla mnie dziwny. Jared częścią zespołu. Jared wykonujący polecenia. Jared ściśnięty i wepchnięty w mundur. Jared jako lider? Dla dobra ludzkości? Potrząsnąłem głową na ten pomysł. - Więc zrezygnuj - powiedziałem mu.- Jest wiele rzeczy, które mógłbyś robić w życiu. Rzeczy, w których byłbyś dobry. Spojrzał na mnie tak, jakby wyrosło mi trzecie oko. - Nie mówię o ROTC. Mówię o Tate. Spójrz na nią. Odwróciłem głowę, aby spojrzeć na nią rozmawiającą przez telefon. Był październik i biegała w topie i krótkich spodenkach. Pewnie po to, aby się z nim podroczyć.
Uśmiechnąłem się. Bardzo lubiłem Tate. Był nawet czas, kiedy jej pragnąłem. Ale teraz była dla mnie jak siostra. To znaczy jak siostra, której bym nie przeleciał. - Co z nią nie tak?- wzruszyłem ramionami. Skrzywił się. - Chodzi o to, że doprowadza mnie do szału. Zakłada takie rzeczy, jak te, żeby mnie podniecić i to działa. Już zacząłem szukać w googlach różnych tańców balowych, aby sprawdzić, czy rzeczywiście jest tak źle – spojrzał na mnie, krzywiąc się.- Poddaję się. Odrzuciłem głowę do tyłu i roześmiałem się. - Wyglądasz tak, jakbyś miał się zaraz rozpłakać – wykrztusiłem. - Ty byś to zrobił?- brzmiało to jak oskarżenie. Przewróciłem oczami. - Jak długo mnie znasz, stary? Nie ma zbyt wielu rzeczy, których bym nie zrobił. Zamrugał długo i mocno, wiedząc, ze taka była prawda, a potem odwrócił głowę, aby spojrzeć na Tate, pewnie śniąc na jawie o rzeczach, które go ominęły. Fallon rozłączyła się i podeszła, uśmiechając się, gdy objąłem ją ramieniem. - Wszystko w porządku?- zapytałem. Skinęła głową. - Jak na teraz –zmarszczyła nos.- Musisz wziąć prysznic. Spojrzałem na Jareda. - Możemy pierwsi skorzystać z łazienki? Zacisnął pięść wokół Gatorade i zacząłem mu współczuć. Pewnie chciał zrobić to samo z Tate i cierpiał.
- W porządku – zawołała Tate.- Musimy być razem, więc słuchajcie. Wszyscy spojrzeli na nią, gdy podeszła do kuchennego baru. Uniosła brew w stronę Jareda, ale przerwała kontakt wzrokowy, zaś ja wciągnąłem wargi między zęby, aby stłumić śmiech. - Twój tata – wskazała na mnie.- I twoja mama – w końcu spojrzała na Jareda.- Jutro przyjdą na imprezę charytatywną twojej rodziny – potem spojrzała na mnie i na Fallon, mówiąc o organizacji charytatywnej dla niepełnosprawnych dzieci o nazwie Triumoh Charity, którą stworzyli nasi rodzice. Przysłuchiwałem się temu co mówiła, nie czując się niezręcznie. Mój ojciec zamierzał zjawić się z Katherine jako partnerką na imprezie dobroczynnej jego żony. To byłoby niezręczne dla niektórych osób. Jednak nie dla mnie. - Więc – ciągnęła.- Katherine zaprosiła także nas, abyśmy udzielili im moralnego wsparcia. - Sama ci o tym powiedziała?- zapytał Jared, wyglądając a zmartwionego. - Nie, ale tak wywnioskowałam. To jej pierwsze publiczne wystąpienie z twoim ojcem – Tate spojrzała na mnie.- A będą tam jego żona i jej znajomi – spojrzała na Fallon ze współczuciem.- Jestem pewna, że będą gadać. Mamy stolik rodzinny, więc wszyscy będziemy siedzieć przy jednym. Skinąłem brodą na Tate. - Jax też będzie? - Powiedziała, że tak. - W takim razie w porządku – odchrząknąłem.- Zróbmy to.
- Fallon?- Tate podniosła torebkę na stołek barowy.- Spotkamy się jutro w południe po zajęciach i pójdziemy na zakupy? - Brzmi świetnie. Tate spojrzała na mnie, nakazując: - A wy sprawcie sobie smokingi – zwróciła się też do Jareda, ale na niego ie spojrzała. Potem przełożył ramiączko torebki przez głowę i chwyciła za swoją kurtkę, idąc do drzwi. - Dokąd idziesz?- warknął Jared. - Do akademika – odpaliła, okrążając ścianę, która prowadziła do drzwi. Fallon i ja nie widzieliśmy się, ale Jared posłał jej mordercze spojrzenie.- No chyba, że zmieniłeś zdanie co do nauki tańca – zanuciła, kusząc go. Jego grymas powiększył się, aż zerwał się z krzesła. - Więc o to ci chodzi? Usłyszeliśmy, jak drzwi otworzyły się zamknęły, a on też wyszedł, goniąc za nią.
Rozdział 32
Fallon
Podczas jazdy trzymałam swoje dłonie na kolanach, zaciskając pięści tak mocno, że paznokcie wbijały mi się we wnętrze dłoni. Moje ciało było napięte i czułam, jak krew pulsowała mi w szyi. Sukinsyn. Nie chciałam widzieć dzisiejszego wieczoru tej kobiety. Ani jakiejkolwiek innej. - Co robisz?- Madoc zapytał, gdy podjechał do parkingowego w Lennox House, w którym zazwyczaj odbywały się przyjęcia Triumph Charity. Wysłałam Wyślij i schowałam telefon do torebki. - Pisałam do taty, aby dać mu znać gdzie jestem, gdyby chciał się ze mną skontaktować. - Martwisz się o niego. Pokręciłam głową. - Martwię się o ciebie – uśmiechnęłam się do Madoca, próbując ukryć moje obawy.- Mój ojciec wciąż może cię zabić.
Dostrzegłam lekki uśmiech na jego twarzy, zanim wysiadł z samochodu. Obszedł go do mojej strony, otworzył drzwi i rzucił kluczyki parkingowemu. - Nie zabije mnie – pocałował mnie w czoło, a potem odwrócił się, aby skinąć głową Jaredowi, który pomógł Tate wysiąść z samochodu za nami. - Jesteś strasznie pewien siebie. Parsknął śmiechem. - To oczywiste. Wszyscy mnie kochają. Tak. Tak, kochamy. Położyłam dłoń w zgięciu jego łokcia, gdy weszliśmy do ogromnej sali balowej, a za nami podążył Jared z Tate. Zarówno Madoc jak Jared byli ubrane w czarne, wełniane garnitury i białe koszule, dobrali do nich jedwabne, czarne krawaty. Madoc miał chusteczkę w kolorze głębokiego fioletu, a Jared nic. Ich buty błyszczały, włosy były uroczo potargane i trudno było ich nie zauważyć. Biorąc pod uwagę sposób w jaki kobiety odwracały głowy, aby na nich spojrzeć, podejrzewałam, ze nie gapiły się na mnie i Tate. Cóż, może. Też świetnie wyglądałyśmy. Obydwie zostałyśmy przy klasycznej czerni, wybierając piękne sukienki koktajlowe. Ona miała na sobie sukienkę bez rękawów, która sięgała jej do kolan i była prążkowana. Błyszczała w świetle, zaś czarny jedwab podkreślał jej wspaniałe ręce i nogi. Jej słoneczne włosy były zwinięte i ściągnięte w koński ogon z boku głowy i ciągnęły się z boku szyi. Ja także wybrałam sukienkę bez rękawów, ale z efektem upięcia. Moja szyja była otoczona sznureczkiem, który podtrzymywał szyję i była spięta nisko na plecach. Była upięta po lewej stronie mojej talii i przytrzymana przez złotą biżuterię. Moje włosy były ułożone w duże loki, ale przerzuciłam je przez ramię, więc poczułam dłoń Madoca na swoich plecach.
I choć z Tate miałyśmy na sobie szpilki, to i tak byłyśmy niższe od naszych facetów o kilka cali. Zaciągnęłam się lekkim zapachem kwiatów. Moja matka uwielbiała przyjęcia takie jak te, nawet jeśli była na nich tylko na chwilę. - Wow, będzie zabawnie – usłyszałam za sobą sarkastyczne westchnienie Jareda.- Gdzie moja mama? I mój brat? Nikt się nie odezwał, gdy przeszliśmy przez ogromną salę balową, szukając Jasona, Kathrine i Jaxa. Sala już była zatłoczona. Była wypełniona wesołymi odgłosami rozmów, śmiechu i muzyki, była przystrojona białymi draperiami, światłami i kwiatami. Błyszczące okna dookoła sali wlewały światło księżyca, co dodawało miększego blasku. Nie było zbyt ciemno, ale i nie za jasno. Scena również była przystrojona bielą, w tym podium i zespół, który grał jakieś nudne covery. Parkiet był zajęty przez jakieś trzy albo cztery tuziny tańczących par, które były ubrane na bogato i błyszczały od biżuterii. Dookoła parkietu znajdowały się tuziny okrągłych stolików, otoczone białymi liniami, świeczkami i najlepszymi kryształami. - W porządku – zaczęła Tate.- Kręcimy się w kółko… - Witajcie!- napięłam plecy, gdy usłyszałam głos, który znałam zbyt dobrze. Odwróciłam się i uniosłam brew na moją matkę, która podeszła do nas z kieliszkiem szampana w jednej ręce, a w drugiej ciągnąc swoją młodą eskortę. Ktoś tak młody i przystojny – ktoś kto wyglądał, jakby wykonywał jej rozkazy – musiał być eskortą. Miała na sobie czarną wieczorną suknię, która sięgała do ziemi i koronkowe bolerko. Jej blond włosy były zaczesane do tyłu, a jej makijaż był oszałamiający. Wyglądała na osiem lat młodszą, niż była w rzeczywistości.
Stanęła przed nami i spojrzała na nas z wymuszonym zmartwieniem. - To zabawne. Nie przypominam sobie, abym wysłała któremuś z was zaproszenie. Ale… - zerknęła za mnie, pewnie gapiąc się na Jareda, ale byłam zbyt zniesmaczona, aby się dowiedzieć.- … jesteście jak najbardziej mile widziani. - Nie musiałaś zapraszać nas na rodzinne przyjęcie, Patricia – Madoc powiedział cicho.- Fallon i ja mamy prawo być tak samo, jak ty. To ty wylatujesz z tej rodziny, pamiętasz? - Och, to prawda – poklepała palcem w brodę, uśmiechając się.Zapomniałam o waszym ślubie. Gratulacje – spojrzała na moją dłoń i chciałam jej przywalić, gdy zrobiła kpiącą minę.- Widzę, że dostał ci się rodzinny pierścionek – zauważyła, biorąc łyk szampana.- Będzie dla ciebie niezłym pocieszeniem, kiedy będziesz w nocy samotnie leżała w łóżku, a on będzie pieprzyć kogoś innego. Pewnie już to zrobił. Jego ojcu nie zajęło to dużo czasu, aby mnie zdradził po naszym ślubie. Madoc zrobił krok do przodu, ale pociągnęłam go do tyłu. - Nie- ostrzegłam.- Ona tego chce. Niech wypluje te swoje jadowite słówka – spojrzałam na swoją matkę.- Bo tylko to jej zostało. Skrzywiła się, unosząc brwi. - Jeszcze zobaczycie. Może to zająć rok albo pięć, ale jeszcze pożałujecie. Odwróciła się w swojej drogiej sukni i podejrzanie cichym chłopakiem, po czym odeszła. - Wow - Tate zaśmiała się takim śmiechem, gdy jedyną inną opcją był płacz. Rozumiałam to uczucie.- Wszystko w porządku?- zapytała mnie. - Tak – skinęłam głową i puściłam ramię Madoca. Nie mogłam się go trzymać przez całą noc jak bezpiecznego kocyk. – Powinnam jej przywalić.
- Ja bym to zrobiła – Tate stwierdziła poważnie. Jared i Madoc parsknęli śmiechem w tym samym czasie i Tate odwróciła wzrok, uśmiechając się do siebie. Odniosłam wrażenie, że chodziło im o żart, którego nie rozumiałam. Uśmiechnęła się do mnie, widząc moją dezorientację. - Przemoc nigdy niczego nie rozwiąże, ale… - urwała.- … może zwrócić uwagę ludzi. Czasem – i podkreślam tu te słowo czasem – przemoc jest jedynym sposobem, aby uzyskać szacunek. Weźmy takiego Madoca za przykład. Złamałam mu nos i kopnęłam go w jaja. Wreszcie mnie zrozumiał. Chwila, że co? - Nie rozumiem – spojrzałam to na Madoca to na Tate. Jared przewrócił oczami, podczas gdy ja czekałam na wyjaśnienia. - Nie opowiedziałeś jej o nas, Panie Nie-Mogę-Utrzymać-Rąk-PrzySobie?- jej przenikliwe spojrzenie sprawiło, że Madoc się zarumienił. - Taa, dzięki, Tate – odwrócił wzrok, jakby poczuł niesmak w ustach.- Teraz będę musiał jej to wyjaśnić. Przełknęłam ślinę, nie będąc pewna, czy chciałam wiedzieć dokąd to zmierzało. Ale wydawało się, że Jared czytał mi w myślach. - Nie martw się, Fallon – pocieszył mnie.- Madoc tylko próbował zeswatać mnie z Tate. Po prostu twierdzi, że koniec usprawiedliwia wszystkie przewinienia. Taa, materiał na prawnika, zaśmiałam się do siebie. Wreszcie znaleźliśmy Katherine i ojca Madoca i spędziliśmy następną godzinę przy parkiecie. Katherine wyglądała oszałamiająco w swojej czerwonej sukni, która miała ten sam styl co moja, z tym wyjątkiem, że jej sięgała ziemi. Jej ciemno brązowe włosy były rozpuszczone i pięknie kontrastowały z głębokim kolorem sukni. Podczas gdy byliśmy pewni, że potrzebowała moralnego wsparcia – jako że ci
ludzie wiedzieli, że była kochanką Jasona – wyraźnie się nie bała. Wszystko szło jak po maśle. Zdałam sobie sprawę, że pomimo tego, iż znajome mojej matki były żonami kolegów Jasona i może były po jej stronie, to znały swoją pozycję w tym wszystkim. Ich mężowie popierali Jasona, a te słuchały się swoich mężów. - Napisałeś do Jaxa?- Jared zapytał Madoca, gdy zatrzymaliśmy się przy barze.- Nie odpisuje mi. Madoc wyciągnął telefon, przeglądając wiadomości. - Taa, dwa razy. Nie dostałem odpowiedzi. Jared pokręcił głową, zaczynając się martwić. Madoc przyciągnął mnie do swojego boku. - Idę do męskiej toalety. Chcesz iść ze mną?- zapytał, poruszając brwiami. - Mmmmm – położyłam palec na brodzie, myśląc.- Madoc Caruthers Przyłapany Ze Swoją Przyrodnią Siostrą Schyloną Nad Łazienkowym Blatem. Jason Caruthers Ośmieszony Przed Całym Chicago – przeczytałam jeden z wymyślonych nagłówków, uśmiechając się. Klepnął mnie w tyłek i odszedł, idąc tyłem, mówiąc bezgłośnie: - Jesteś strasznie seksowna. Odwrócił się i zniknął na korytarzu, podczas gdy Jared zabrał Tate na parkiet. Uśmiechnęłam się do nich, wdzięczna za to, że Madoc nie namawiał mnie na taniec. Obejmowali się i kołysali z jednej strony na drugą, ale było słodkie, że próbował. Ja zostałam przy barze czekając na Madoca, ale po jakichś pięciu minutach wciąż go nie było. Napięłam mięśnie ud, próbując zignorować jego propozycję, abym do niego dołączyła. Wyciągnęłam telefon i zauważyłam, że Jax także nie odpisał. Było to dziwne z jego strony, że nie utrzymywał z nikim kontaktu. Gdzie był?
Przepchnęłam się przez grupkę ludzi idąc powoli, aby nie przewrócić się na szpilkach. Kiedy dotarłam na znacznie cichszy korytarz, wybrałam jego numer i przyłożyłam telefon do ucha. - Jak bardzo tego chcesz?- usłyszałam kuszący głos mojej matki, który dobiegł z męskiej łazienki i spojrzałam na obrotowe drzwi. Mówiła cichym, seksownym głosem, który oznaczał tylko jedno. Podeszłam bliżej i otworzyłam je nieco, aby zajrzeć do środka. Stała tam wraz z Madociem i skrzywiłam się na widok jej opartej o ścianę z podciągniętą sukienką na uda. On tylko stał. Patrzył na nią. Dlaczego do cholery na nią patrzy? Przetarł twarz dłonią. - Naprawdę zwariowałaś, prawda? - Zatrzymałam się w pokoju w Four Seasons, Madoc. Pomyśl o tym, jak będzie przyjemnie. Jedna noc ze mną i dostaniesz to, czego chcesz. Oddam ci dom. Chciałeś mnie tamtej nocy, prawda? Tamtej nocy? Co się między nimi wydarzyło? Ledwo co słyszałam co mówili, gdyż pioruny grzmiały w moich uszach tak głośno, że aż załzawiły mi oczy. - Taa – odpowiedział, myjąc ręce.- Pragnąłem cię tak bardzo, że stamtąd zwiałem i przeleciałem kogoś innego, jak tylko wyszedłem z sali kinowej. O mój Boże. Zacisnęłam dłonie, biorąc szybsze oddechy. Moja twarz nie mogła się już bardziej napiąć ze złości. Ale moje stopy były jak przykute do podłogi. Co do cholery? Uderzyłam pięścią w drzwi, otwierając je tak mocno, że uderzyły o ścianę. Obydwoje odwrócili się ku mnie. - Fallon!- moja matka odwaliła niezły pokaz, aby poprawić sukienkę. Położyła dłoń na piersiach, patrząc na mnie ze współczuciem w oczach.
- Fallon – Madoc uniósł ręce i pokręcił głową, jakby próbował powstrzymać moje myśli przed pędzeniem.- Kochanie, to nic takiego. Spójrz na mnie. - Mówiłam ci, skarbie – zaczęła moja matka.- Madocowi na tobie nie zależy. On i ja… - Nie ma żadnego mnie i ciebie!- ryknął, odwracając się ku niej i posyłając jej mordercze spojrzenie. - W takim bądź razie powiedz jej – odepchnęła się od ściany ze spokojną miną.- Opowiedz jej o sali kinowej, jak mnie pocałowałeś… - Zamknij się!- Madoc podszedł do mnie, wyglądając, jakby cierpiał.- Fallon, spójrz mi w oczy. Co? Spojrzałam na ziemię, próbując to wszystko ogarnąć. - Zapytaj go – usłyszałam głos mojej matki za naszych pleców.Mówiłam ci, że nie można mu ufać, Fallon. Zamknęłam oczy, czując, jak moje stopy rozpuszczają się w podłodze. - Fallon, nic nigdy się nie wydarzyło!- ktoś powiedział.- Nigdy jej nie dotknąłem. To ona pocałowała mnie… Nie lubię wychodzić za zakrętów. Zamkniętych drzwi. Wciąż słyszałam jak mówił, ale nie miałam pojęcia co takiego. Moje nogi zniknęły. Moje nogi od kolan w dół zniknęły i nie czułam niczego, gdy próbowałam poruszyć napiętymi mięśniami. Twoje życie mnie nie interesuje, Fallon. Wiesz, jak cię nazywałem? Cipką-na-Zawołanie. Wciągałam głębokie oddechy, ale szybko ze mnie uciekły, gdy moje ciało nie znalazło już w sobie siły, aby znowu złapać powietrze. Szybko do środka. Powoli na zewnątrz. Do środka. Na zewnątrz. Jak mógł to zrobić? Jak mogła ona?
Jesteś taką samą dziwką jak twoja matka. Słowa Madoca przecięły mnie na pół, ale wiedziałam, że nie były prawdziwe. Ale dlaczego teraz powodowały ból? Myślisz, że naprawdę cię kochał? Wykorzystał cię! Mocniej zacisnęłam oczy i przełknęłam ślinę. Przełknij to. Przełknij to. Usłyszałam swoje imię. Madoc. Mówił moje imię. - Fallon! Spójrz na mnie! Otwórz oczy! Co widzisz? Otworzyłam oczy i zobaczyłam Madoca, który stał przede mną. Miał załzawione oczy i ściskał mnie za ramiona. Kim jesteś? Usłyszałam gładki, irlandzki głos mojego ojca. Kim jesteś? Znowu zacisnęłam pięści, mrugając, gdy Madoc pocałował mnie w czoło. Nie próbuję zabić twoich demonów. Ja biegam wraz z nimi. Właśnie dlatego Madoc jest dobrym dzieckiem, Fallon. Zbiera kawałki do kupy. Poczułam, jak dotyka mojej twarzy, jak kciukami zatacza kręgi na moich policzkach. Zbiera kawałki w całość. Powiedz to jeszcze raz. A rozwalę cię o ścianę, żeby do niej dotrzeć. Dokończ, Ojcze. Muszę ją pocałować. Madoc. Serce zaczęło mi znowu bić. Był mój. Zawsze był mój. Madoc. Mój Madoc. Spojrzałam mu w oczy i zobaczyłam w nich miłość, obawę, strach…
I patrzyłam w nie, napełniając płuca powietrzem. „Nic, co dzieje się na powierzchni morza, nie może zakłócić jego głębi.” - Fallon, proszę – Madoc poprosił.- Wysłuchaj mnie. - Nie – powiedziałam wreszcie, opuszczając dłonie i przechyliłam brodę.- Przestań mówić – powiedziałam stanowczo. Obeszłam go powoli - bardzo powoli – podchodząc do mojej matki z zaciśniętymi rękami. Miałam normalną minę i spokojny ton głosu, gdy weszłam w jej przestrzeń osobistą, zasysając powietrze wokół niej. - No dalej – zagroziłam.- Madoc i ja chcemy dom a ten jest bardzo samotny, gdy w nim siedzisz, matko – pochyliłam się ku niej, ledwo co otwierając usta.- Przeciwstaw mi się. A . Przegrasz. Odwróciłam się, zanim w ogóle miała okazję zareagować i wyszłam z łazienki, po drodze łapiąc Madoca za dłoń. - Fallon, daj mi wyjaśnić. Nic się nie stało. To ona się na mnie rzuciła i… Zatrzymałam się na korytarzu i odwróciłam ku niemu. - Nawet nie chcę tego słyszeć. Nie potrzebuję żadnych zapewnień, jeśli chodzi o ciebie. Chwyciłam jego twarz w dłonie i pochwyciłam jego wargi w swoje, przyciskając się do niego całym ciałem. Madoc miał moje ciało i duszę i już nikt nie mógł nas powstrzymać. Przynajmniej ta bestia, moja matka. Oczywiście, że nie zrobiłam z nią tego, na co zasługiwała, ale nie zrobiłoby to nic dobrego. Tylko zmarnowałabym czas. Jedyne co ta kobieta szanowała, to pieniądze i władza, a ja właśnie zagroziłam, że straci jedno i drugie. Odwaliłaby coś jeszcze, a nie wahałabym się ani chwili. Już. Nigdy. Madoc i ja mieliśmy życie do przeżycia.
- Kocham cię – szepnęłam w jego wargi. Oparł się czołem o moje, gdy westchnął. - Dzięki Bogu. Wystraszyłaś mnie. Usłyszałam, jak ktoś odchrząknął i odwróciłam głowę, czując, jak serce podskoczyło mi do gardła. - Tatusiu!- jęknęłam i odsunęłam się od Madoca, niemal zwalając mojego ojca z nóg, gdy go uścisnęłam. - Hej, dziewczynko – powiedział, jęknąwszy. - Nic ci nie jest?- zapytała, odsuwając się, aby lepiej na niego spojrzeć. Jego jasno brązowe włosy były zaczesane do tyłu, a jego twarzzwykle gładko ogolona – była pokryta gęstym zarostem, który w niektórych miejscach przyprószyła siwizna. Miał na sobie czarny garnitur od Armaniego, dobierając do niego krawat jak Madoc i Jared, w przeciwieństwie do muszek, z których skorzystali wszyscy inni. - Dobrze – skinął głową, pocierając moje ramiona.- Przepraszam, że cię zmartwiłem. Chciałam zadać mu wiele pytań, ale wiedziałam, że nie było to ani miejsce, ani czas, zwłaszcza, że sam niewiele mówił. Ufał mi, ale myślę, iż uważał, ze lepiej było dla jego córeczki, żeby nie wiedziała o jego szemranych interesach, jakbym zresztą sama się nie zorientowała. - Proszę pana, mam na imię Madoc – mój mąż wyciągnął ku niemu rękę.- W przypadku, jeśli by pan nie pamiętał. Z tego co wiedziałam, to spotkali się tylko raz. Ale mój ojciec z pewnością go zapamiętał. Zwłaszcza po tym wszystkim, co się wydarzyło. Wahała się tylko przez moment i uścisnął Madocowi dłoń. - Pamiętam. I wiem o wszystkim – jego spojrzenie było ostrzegawcze.- To nie jest odpowiednie miejsce, aby o tym rozmawiać i
są rzeczy, które chcę powiedzieć wam obojgu, ale teraz powiem tylko tyle – zmrużył oczy, gdy patrzył na Madoca.- Jesteś świadom ciężaru, jakie niesie ze sobą to małżeństwo? Madoc uśmiechnął się do mnie. - Proszę pana, Fallon nie jest ciężarem. - Nie mówię tu o Fallon – powiedział mój ojciec.- Mówię o mnie. Nie chcesz mieć wkurwionego teścia. Byłoby lepiej, żeby moje dziecko było szczęśliwe. Rozumiesz? Wow. Niezręcznie. - Będzie szczęśliwa – zapewnił Madoc, patrząc mojemu ojcu w oczy. Uśmiechnęłam się do nich obojga. - Już jestem szczęśliwa. Widziałam, że było to trudne dla mojego ojca. Ledwo co mu dorosłam, zawsze walczyłam ze swoją matką, nie wspominając o jego interesach. Co nigdy nie pozwalało mu być ojcem, jakim chciał być, przez co mu współczułam. Kochałam go. Ale wybrałam Madoca. I zawsze bym go wybrała. - Gratulacje – powiedział, całując mnie w policzek.- Ale proszę, powiedzcie, że ślubu udzielił wam ksiądz. Madoc parsknął śmiechem, gdy ja powiedziałam mojemu ojcu o wszystkim, gdy odprowadził nas do stolika. Gdy dotarliśmy na miejsce, to zauważyliśmy, że każdy już zajął swoje miejsce. Jared siedział obok Tate, po drugiej stronie Jareda było puste miejsce dla Jaxa, potem siedziała Katherine z Jasonem, a dalej były trzy puste miejsca przeznaczone dla mnie, Madoca i mojej matki. Ale nie było mowy, żeby usiadła przy tym stole, więc posadziłam tam mojego ojca, podczas gdy z Madociem zajęliśmy dwa pozostałe miejsca.
Przedstawiłam mojego tatę Tate, Jaredowi i Katherine. Ale Jason nie czekał na moje słowa, gdy nadeszła jego kolej. - Ciaran – skinął głową, kładąc serwetę na kolana. - Jason – odpowiedział mój ojciec. I tyle sobie porozmawiali. Jason bronił w sądzie takich ludzi jak mój ojciec, ale też nie chciał być widziany w ich towarzystwie. I zdecydowanie się obawiał, że jego syn będzie medialnie przypisany do Pierce’sów. Byłam wierna mojemu ojcu, ale rozumiałam skąd pochodził Jason. Zaczęły nadchodzić kelnerki z tacami pełnymi pierwszego dania i każdy bardziej się rozluźnił. Katherine i Jared rozmawiali między sobą, pewnie zastanawiając się gdzie u diabła podziewał się Jax, zaś Tate opowiadała mojemu historię, jak Madoc zaprosił ją na bal maturalny. Byłam zapewniona, że bez romantycznych podtekstów. Jeśli nie, to przerwałabym ich wspólne bieganie. Zespół szumiał w tle w cichej jazzowej tonacji i przystawki zostały rozdane, podczas gdy jedni rozmawiali, inni tańczyli, a inni ruszyli prosto do posiłku. Była to doskonała kremowa zupa szparagowa i choć ją zjadłam ze smakiem, to wciąż nie mogłam uwierzyć, że dzisiejszej nocy ludzie zapłacili dziesięć tysięcy za talerz. Cóż, nie do końca za talerz. Za posiłek. Ale chyba takie były wymogi imprez charytatywnych ludzi z wyżej półki. - Mam nadzieję, że dobrze się bawicie tego wieczoru. Moja matka podeszła do naszego stolika i poczułam się pewniej, gdy Madoc położył dłoń na moich plecach. - Ciaran, Katherine – przywitała.- Jesteście gośćmi, których nie spodziewałam się tego wieczoru. Macie niezły tupet. Nie widziałam mojej matki, gdyż stała z tyłu. I nie zamierzałam też na nią patrzeć.
Ale dostrzegłam, jak oczy Katherine rozszerzyły się i odwróciła wzrok. - Wystarczy – interweniował Jason.- Poinformowałem cię, że zjawię się z Katherine. - Twoja kurwa siedzi na moim miejscu. Jared zerwał się ze swojego krzesła, niemal je przewracając, gdy zachwiało się na nóżkach. - Jeśli się nie postawisz i nie zapanujesz nad tą suką – ostrzegł ojca Madoca.- To zabiorę stąd moją matkę. Jason wstał, próbując załagodzić sytuację. - Nikt nie będzie wychodzić. Patricia. Robisz scenę. Przestań. - Mam przestać? Ależ już wychodzę – skrzyżowała ramiona, a jej drobna torebeczka zwisła z jej nadgarstka.- Dlaczego miałoby mi zależeć na robieniu przedstawienia? Prawdę mówiąc, to dopiero się rozkręcam. Może i przegram tą walkę w sądzie, ale twoja zdzira utopi się w błocie przed wszystkimi. Nawet nie zaczęłam. I w tym momencie rozbrzmiały dzwonki dwóch telefonów i każdy przestał zwracać uwagę na Jasona i Patricie. Nie będąc pewnym czyj telefon zaczął dzwonić, każdy sięgnął po swój. Ale po kilku dzwonkach dźwięki ustały i wszyscy dostaliśmy wiadomość. Usłyszałam jęk Tate: - Nie może być dobrze. I zaczęłam się zastanawiać, co się działo. Jason uniósł brew na moją matkę zanim przerwał kłótnię i zerknął na swój telefon.
- O kurwa – wymsknęło się Madocowi, gdy patrzył na swój telefon.- To Jax? Wyglądał na zdezorientowane, więc szybko otworzyłam swoją wiadomość i niemal oczy wyleciały mi z orbit. Mój ojciec pochylił się, aby zobaczyć, zaś ja przycisnęłam telefon do piersi w przerażeniu. Rozejrzałam się po stoliku, przy którym każdy zamarł, a na każdej twarzy pojawiły się inne emocje, gdy obejrzeli nagranie. Jared. Wściekłość. Tate. Obrzydzenie. Katherine. Ból. Jason. Konsternacja. Patricia. Przerażenie. Madoc. Niepokój. - Fallon – jęknął.- Czy to Jax z twoją mamą? Powoli odsunęłam telefon od piersi i znowu na niego spojrzałam. Nie można tego było pomylić z niczym innym. Jax siedział na łóżku. Jego kucyk wisiał mu na plecach. Moja matka siedziała na nim. Nagranie przeszło do innej sceny, gdy to zeszła z niego i poszła do łazienki. Narzucił na talię białe prześcieradło i podszedł do kamery. Nikt nie ważył się oddychać przy stoliku. - Cześć – uśmiechnął się do nas.- Mam na imię Jaxon Trent. I mam siedemnaście lat. A potem zniknął. Nagranie pociemniało i serce każdego przy stoliku pewnie waliło tak samo jak moje. Wszystkie spojrzenia zaczęły przesuwać się ku mojej matce, która tam stała, wciąż patrząc na swój telefon w trzęsącej się dłoni. - Cześć wszystkim.
Wszyscy podskoczyliśmy. Jax podszedł do naszego stolika i odsunął swoje krzesło. Był ubrany tak jak Jared, minus krawat. Jego włosy zostały podzielone trzema przedziałkami i odgarnięte za uszy i ściągnięte w jego normalny koński ogon. - Co to?- moja matka pisnęła. Wyglądała tak, jakby miała się zaraz rozpłakać albo umrzeć. - Usiądź – rozkazał, chwytając za oparcie krzesła.- Teraz. Otworzyła szeroko oczy i usłyszałam jej ciężki oddech. Myślała o ucieczce? Jax uniósł swój telefon. - To nagranie jest gotowe do wysłania każdemu w tej sali. Siadaj – warknął głęboko, czego nigdy wcześniej nie było mi dane słyszeć. Moja matka podeszła jak w amoku do krzesła i usiadła lekko, nie patrząc w dół, ale też nie nawiązując z nikim kontaktu wzrokowego. - Jason. Papiery?- Jax wyciągnął rękę. Jason trzymał jedną rękę na oparciu krzesła Katherine. - Właśnie dlatego do mnie napisałeś? - Powiedziałem, abyś mi zaufał – powiedział zarozumiałym tonem. Jason sięgnął do wewnętrznej kieszeni swojej marynarki i wyciągnął coś, co wyglądało jak legalne dokumenty. - Usiądźcie, wszyscy – nakazał Jax.- Przykuwacie uwagę. Tylko ojciec Madoca i Jared stali, ale nie oderwali wzroku od Jaxa, gdy zajęli swoje miejsca. Nie miałam pojęcia, dlaczego żadne z nas nie zabrało głosu. Nikt nie zadawał pytań. Nikt nie wyraził swoich obaw. Wszyscy się zamknęli, patrząc, jak to Jax zapanował nad stolikiem.
- Jaxon?- odezwała się Katherine i było czuć od niej panikę, jak perfumy.- Jak mogłeś to zrobić. Spojrzał na nią niewinnie. - To ja t jestem ofiarą. A potem kącik jego ust uniósł się i położył dokumenty przed moją matką i wyciągnął długopis ze swojej marynarki. - Oto twoje poprawione papiery rozwodowe – powiedział, pochylając się nad ramieniem mojej matki.- Niezła suma kasy, zero domu, zero alimentów. Podpisz – rozkazał. - Jeśli sądzisz… - O nie – przerwał jej.- Nie rzucaj teraz pustymi pogróżkami. Stoisz przeciwko mojej mamie – wskazał na Katherine.- I chcesz spieprzyć jej szczęście. I teraz dobiegnie to końca. Zamrugałam, czując jak pieką mnie oczy z cudownego obrotu sprawy. Jax swoim zachowaniem przypominał mi mojego ojca. Opanowanego i swobodnego. Mój ojciec zawsze wiedział jaki będzie wynik, gdy wchodził do pomieszczenia, zawsze był przygotowany i nigdy się nie wahał. Kiedy moja matka nie drgnęła, Jax uniósł przed nią telefon. - Myślę, że nie chcesz, aby to nagranie rozniosło się poza ten stolik. Wiesz, że stan może wnieść przeciwko tobie oskarżenie, jeśli nawet ja tego nie zrobię? Zacisnęła usta ze złości i rozejrzała się na boki, jakby szukając ucieczki. Ale wiedziała lepiej. Podniosła długopis i podpisała papiery. - I tutaj – Jax odwrócił stronę, wskazują.- I jeszcze tu – obrócił kolejną kartkę. W ciągu dwóch sekund wyrwał papiery i długopis, zwinął je i wstał.
Spojrzał na Jasona. - Czek? Spojrzałam na Jasona i niemal się roześmiałam, kiedy dosłownie pokręcił głową, jakby próbował pojąć co właśnie się stało. Wyciągnął kopertę z kieszeni marynarki i podał ją Jaxowi. Jax podał, co podejrzewałam było ugodą finansową, mojej matce i uśmiechnął się swoim szerokim, białym uśmiechem. - Gratki. Jesteś rozwiedziona – i z powrotem spojrzał na Jasona.Co z domem? Jason rzucił mu więcej dokumentów, które Jax nam podał. - Właściciele domu – skinął głową.- Czy teraz każdy jest szczęśliwy? Madoc i ja otworzyliśmy paczkę i zakryliśmy rękami usta, widząc, że były to dokumenty na dom. Z naszymi nazwiskami. - Jax – ledwie co szepnęłam, czując jak ścisnęło mi się gardło. - Co z nagraniem?- moja matka była bardziej przerażona, niż kiedykolwiek ją widziałam. Niemal dosłownie drżała, gdy na niego spojrzała. Pochylił się w jej twarz, zwracając się do niej, jakby była dzieckiem. - Obecnie twoim jedynym zmartwieniem jest to, by już więcej mnie nie wkurzyć. Będziesz grzeczna, to będę i ja. Podniósł kopertę z pieniędzmi ze stołu, wepchnął w jej pierś i wyprostował się. - Wyjdź.
Ściskając kopertę, nie spojrzała nawet na mnie, gdy wyszła z sali balowej. Poczułam jak Madoc ścisnął moją lewą dłoń, a mój ojciec prawą. Mój mąż. Mój dom. I rozejrzałam się wokół stołu… moja rodzina. Moja pierś zadrżała od cichego histerycznego śmiechu. - To takie surrealne – Jason otarł twarz dłonią, gdy kelnerki zaczęły zbierać talerze.- Nie jestem pewien, jak powinienem się czuć co do tego – wymamrotał, gdy wstał i wyciągnął dłoń.- Jaxon, dziękuję. Nie wiem co… Jax wziął zamach i walnął ojca Madoca prosto w szczękę, wysyłając go prosto na podłogę, gdy każdy wyprostował się w swoim krześle, a Katherine krzyknęła. Srebro zagrzechotało i wszystkie rozmowy w pomieszczeniu ucichły. Każdy, kto nie zauważył co działo się przy naszym stoliku, teraz się na nas gapił. Jason leżał na plecach z podniesioną głową i trzymając się za szczękę. - Jaxon!- Katherine pisnęła, zeskakując z krzesła wraz z Jaredem i Madociem. Jax stanął u jej boku, patrząc na ojca Madoca. - Powinieneś się z nią ożenić już lata temu – warknął. Cmoknął Katherine w policzek i odwrócił się, odchodząc. Jared, Tate, Madoc i ja nie marnowaliśmy czasu, aby wstać i pobiec za nim. Katherine posadziła Jasona z powrotem przy krześle, a sala znowu wybuchła przerwanymi rozmowami. - Jax, zatrzymaj się!- krzyknął Jared.
Zatrzymał się w holu i odwrócił do nas. Ale nie zamierzałam pozwolić Jaredowi, aby na niego nakrzyczał. - Jax, dziękuje – zaczęłam.- Nie powinieneś stawiać siebie w takiej sytuacji – przycisnęłam umowę do mojej piersi. - Nie przejmuj się – wsunął ręce w kieszenie, patrząc na mnie jak chłopak, którego znałam, a nie jak niebezpieczny człowiek, którym był kilka chwil temu. Pokręciłam głową, czując napływające łzy. - Nigdy nie chciałabym, abyś… - Nic nie szkodzi, Fallon – przerwał mi.- Ty jesteś szczęśliwa, Katherine jest szczęśliwa, a to uszczęśliwia mnie - wziął głęboki oddech i poklepał Madoca po ramieniu.- Widzimy się jutro na wyścigu. Widziałam, jak skinął brodą Jaredowi, na co wyszedł wraz z Tate i Jaxem z budynku. Madoc objął mnie swoimi ramionami, a ja spojrzałam na niego przez zamglone oczy. - Jesteśmy wolni – szepnęłam. Chwycił w dłonie moje pośladki i podniósł mnie z ziemi, wsuwając do moich ust język i całując mnie mocno, podczas gdy ja objęłam go za szyję. - Już nikt nas nie powstrzyma – powiedział schrypniętym głosem w moje usta. Nikt. Ktoś odchrząknął i otworzyłam oczy, gdy Madoc postawił mnie na podłodze. Stał tam mój ojciec, pewnie żałując, że to widział. - Wychodzę – powiedział mi. Madoc puścił mnie i odchrząknął.
- Pójdę zobaczyć jak ma się mój ojciec. Uśmiechnęłam się do siebie, ciesząc się, że dał mi nieco czasu z moim ojcem. Przytuliłam się do niego, od razu czując się lepiej w jego zapachu skóry zmieszanej z Ralphem Laurenem. - Jadę na weekend do Shelburne Falls, ale wrócę w poniedziałek. Będziesz w Chicago? - Tak – odpowiedział.- Zadzwonię do ciebie i umówimy się na lunch. Z wami obojgiem – dodał. Posłałam mu wdzięczny uśmiech, gdy zaczął odchodzić, ale zatrzymał się. - Fallon?- odwrócił się.- Kim dokładnie jest ten dzieciak?- wskazał na Jaxa, który rozmawiał za drzwiami z Jaredem i Tate. - To Jaxon Trent. Przyjaciel Madoca. - Co o nim wiesz?- zapytał, wciąż patrząc na Jaxa. Niestety niezbyt wiele. - Um, cóż, mieszka z matką swojego brata. Jego ojciec jest w więzieniu, a jego prawdziwa matka zniknęła dawno temu. Jest w ostatniej klasie liceum. Dlaczego? Mruknął cicho, jakby myśląc na głos: - Jest niezwykle imponującym, młodym człowiekiem.
Rozdział 33
Madoc
- Więc czym tak dokładnie jest Pętla?- Fallon naciągnęła na oczy swoją baseballową czapkę i oparła głowę o zagłówek. - Tate ci nie powiedziała? - Wiem, że odbywają się tam wyścigi – ziewnęła.- Ale to prawdziwy tor czy jak? - Nie musiałaś dzisiaj przyjeżdżać. Wiem, że jesteś wykończyła – pochyliłem się i potarłem jej nogę. - Wszystko jest okay – próbowała brzmieć rześko nawet z zamkniętymi oczami. Zdecydowanie nie był to łatwy tydzień. Poza wczorajszą zabawą, poradzeniem sobie z jej matką, jej ojcem, a potem pojawienie się Jaxa, wzięła w tym tygodniu ślub i pomiędzy nauką a zadowalaniu mnie, jej ciało wymiękało. I to mocno. Wylądowaliśmy w łóżku dopiero o trzeciej nad ranem i obudziliśmy się wcześnie, zanim pojechaliśmy do Shelburne Falls. Kiedy się tam
zjawiliśmy, zaczęliśmy przemeblowywać moją sypialnię, aby zrobić miejsce dla niej i jej rzeczy. Chociaż lubiliśmy spędzać czas w Chicago, to tu podobało się nam bardziej. Tutaj chcieliśmy wychować nasze dzieci. Nie żebym już z nią o tym porozmawiał, ale zamierzałem ją zapłodnić jak tylko skończymy studia. Oczywiście, że się zgodzi. Nikt nie potrafił mi odmówić. - Jesteśmy tutaj – ogłosiłem, zatrzymując się na parkingu, który był zrobiony przy Pętli. Okrągło-kwadratowy tor znajdował się po lewej przed nami, więc skręciłem w prawo, zatrzymując się z boku na trawie. Krew zaczęła szybciej płynąć mi przez ciało i poczułem nowy przypływ energii. Cholera, dobrze było tu wrócić. Nie przyznałem się do tego nikomu, ale obawiałem się nieco nowych kierowców, którzy teraz chodzili do liceum. Podczas gdy studenci tacy jak Jared, Tate i ja wracaliśmy od czasu do czasu, to była to głównie scena licealistów. Ale gdy wysiadłem z samochodu, zobaczyłem przynajmniej dziesiątkę ludzi, których znałem i poczułem się jak w domu. Jared i Tate już byli na torze, a wokół nich zebrał się tłumek ludzi, w tym K.C., która musiała wrócić do domu na weekend z uczelni w Arizonie. Rozejrzałem się i zauważyłem także jej chłopaka, Liama i kilku znajomych moich i Jareda, którzy tego roku też trzymali się blisko domu. Jax trzymał się z tyłu, siedząc na masce swojego samochodu i mając w uszach słuchawki, wpatrując się w tłum. Nigdy się nie ścigał. Chociaż przyjeżdżał na wyścigi, to odnosiłem wrażenie, że go nudził, chociaż branie w nich udziału było lepsze, niż obserwowanie. Powiedział, że pracował nad czymś nowy dla Pętli, ale nie zdradził nam szczegółów. Znając go, bałem się zapytać.
Fallon wysiadła z mojego GTO i chwyciłem ją za dłoń, ciągnąc w stronę toru. Przedarliśmy się przez gęsty tłum, ignorując okrzyki i wiwaty z gratulacjami naszego małżeństwa. Wiedziałem, że wszyscy śmiali się za moimi plecami. Madoc po ślubie? Taa, jasne. Zastosowałem się do rady mojego ojca. Nie zwracaj na nich uwagi, to oni nie będą jej zwracać na ciebie. Tylko osoby bliskie mnie i Fallon rozumiały i nie zamierzaliśmy się nikomu tłumaczyć. Byłem pewien, że większość z nich sądziła, że zaszła ze mną w ciążę. - Hej, stary – przywitałem Jareda, który odwrócił się od Sama, uśmiechając się. W jego samochodzie było słychać „Inside the Fire” Disturbed i poczułem się jak za starych czasów. Fallon poszła porozmawiać z Tate, która opierała się o swój samochód, rozmawiając z K.C. - Uśmiechasz się – stwierdziłem płasko, przyglądając się Jaredowi.To dziwne. Wsunął dłonie w przednie kiszenie swojej czarnej bluzy z kapturem i wzruszył ramionami. - Dlaczego nie miałbym się uśmiechać? Nawet jeśli przegram – i jest to wielkie jeśli – Tate przestanie wydziwiać, a ja nie będę już sypiać sam. Jutro są jej urodziny i nasza rocznica. Mam plany. Zaśmiałem się do siebie, kręcąc głową. - Naprawdę chciałem cię zobaczyć tańczącego – zmrużyłem oczy, myśląc.- Prawdę mówiąc… Odwróciłem głowę, spoglądać na rozmawiające Tate, Fallon i K.C. - Tate!- krzyknąłem.- Chodź tutaj. Posłała mi zirytowane spojrzenie i podeszła, a za nią pozostałe dwie. - Jadę z tobą – powiedziałem jej.
- Dlaaaaczego?- jęknęła. - W razie jakbyś potrzebowała rady. Chcę, żebyś wygrała. Uśmiechnąłem się do Jareda, widząc jego uniesioną brew. - Ścigałam się już wcześniej – powiedziała Tate, jakbym myślał, że nie miała doświadczenia. Jej włosy zatańczyły na lekkim wietrze, który zdmuchiwał je w jej twarz. Objąłem Fallon w talii i przyciągnąłem ją do swojego boku. - Ale nie ścigałaś się z Jaredem – wskazałem na Tate.- Jadę z tobą. W ten sposób to skończymy. Jedziesz z nami?- spojrzałem na Fallon. - O nie – wtrącił się Jared.- Jeśli ty zabierasz moją laskę, ja zabieram twoją – chwycił za kołnierzyk koszulki Fallon i przyciągnął ją do siebie.- Ale nie do pomocy. Jako zakładnika. - Nie ma mowy!- wypaliła Fallon.- Jakbym chciała zostać zabita albo odnieść poważne rany w nielegalnym rajdzie, chronionym przez podejrzane prawo i tłum pijanych nastolatków. - Taa – zignorowałem ją.- Boi się. Jej zielone oczy cisnęły we mnie kule. - Cmoknij mnie – warknęła, krzyżując ramiona na piersiach.Pójdziesz na mnie. - Fallon!- wtrąciła się Tate.- Jesteś moją przyjaciółką! - Nie martw się – spojrzałem na Tate i wyciągnąłem swojego iPoda z kieszeni płaszcza.- Mamy MC Hammera – powiedziałem Jaredowi i Fallon, wskazując między siebie i Tate.- You can’t touch this. Tate momentalnie przepadła. Zgięła się, chwyciła za brzuch i roześmiała, gdy puściłem piosenkę MC Hammera. - Nie puścisz tego przez głośniki!- wykrztusiła przez śmiech. - Och, zobaczymy – zagroziłem.
I właśnie wtedy się wyprostowaliśmy. Zack, Mistrz wyścigów, stanął między dwoma rajdowcami – albo drużynami – i odchrząknął. Otoczył usta dłońmi i ryknął w niebo: - Niech. Zacznie. Się. Zabawa! Fallon i ja uśmiechnęliśmy się do siebie. I niech nigdy się nie skończy.
***
Błyskawica eksplodowała na ciemnym niebie i otworzyłem oczy, gdy ryknęła nad domem. Powoli przesunęła się dalej i zamrugałem, widząc grzmoty za oknem. Obróciłem głowę w bok i ujrzałem Fallon, która wciąż spała w swojej zielonej koszulce i majtkach. Skopała swoją kołdrę na bok i doszedłem do wniosku, że mieliśmy jedną wspólną cechę. Obydwoje się przegrzewaliśmy, gdy spaliśmy. Było wiele wad, które w niej znalazłem i miałem nadzieję, że moje nie drażniły jej zbyt mocno. Jej szyja błyszczała od potu i nieświadomie rozchyliła lekko wargi. Kawałek jej brzucha był odsłonięty, a jej niewinna twarz wyglądała niesamowicie pięknie. Stwardniałem z pożądania przez samo patrzenie na nią. Już zaatakowaliśmy się nawzajem po wyścigu. Prawdę mówiąc, to po
wyścigu Jared, Tate, Fallon i ja przyjechaliśmy prosto tutaj, pomijając ognisko. Poszli do swojego pokoju, a my do swojego. Zabiłaby mnie, jeśli obudziłbym ją dla seksu, Nie żebym to zrobił. Była wyczerpana. Wziąłem głęboki oddech, odrzuciłem kołdrę i wyszedłem z łóżka, podciągając spodnie i wychodząc tak szybko jak to możliwe. Choć byłem cholernie twardy, to nie chciałem zginąć. Więc wyszedłem. Poszedłem do piwnicy, przez całą drogę pocierając kciukiem swój palec. Miną miesiące odkąd grałem i czułem mrowienie w dłoniach. Chłodne klawisze pod moimi palcami. Granie nie było obsesją albo czymś, co musiałem zrobić. Jednak lubiłem swoją umiejętność grania na fortepianie. Każdy powinien ulepszać siebie, wydobywając z siebie stres – nawet jeśli nade mną teraz panowała frustracja seksualna. Wyciągnąłem ławeczkę i usiadłem przy moim kompletnie odnowionym fortepianie Steinwaya z 1921 i zacząłem przeglądać kartki z muzyką. Położyłem palce na klawiszach i zacząłem grać nuty, które ćwiczyłem od lat. Nie zmieniałem zbyt często muzyki, preferując udoskonalić jeden kawałek, zanim ruszyłem do innego, ale gdy czułem się z muzyką pewniej, poczułem, że dodaję nieco własnego wyczucia smak. Przyspieszałem, zwalniałem, łagodziłem, wzmacniałem… Pojedyncza kompozycja mogła mieć wiele znaczeń, w zależność od osoby, która grała. Lubiłem wolność odkrywania i ryzykowania. Można było to samo powiedzieć o Fallon i jej jeżdżeniu na deskorolce. Lubiła to, ale tylko wtedy, kiedy była pozostawiona samej sobie. Chłodna skóra dotknęła moich nagi ramion i wyprostowałem się, ściągając dłonie z klawiszy.
- Addie powiedziała, że schodzisz tu, aby grać w nocy – Fallon oparła brodę na mojej głowie.- Dlaczego nie przeniesiesz fortepianu na górę? Sięgnąłem w górę i chwyciłem ją za dłonie. - Bo jest to coś, co wolę robić sam. - Och – powiedziała cicho.- Przepraszam – i odsunęła się. - Nie, nie to miałem na myśli – odwróciłem się i przyciągnąłem ją do siebie, wciągając na swoje kolana.- Miałem na myśli, że gdy nie ma mojego ojca. Lubię grać. Ale nie lubię być do tego zmuszany. Oparła się o mnie, siadając na moich nogach okrakiem i patrząc na klawisze. - To była smutna kompozycja. - Taka jest najlepsza – powiedziałem jej do ucha.- Ale jestem szczęśliwy. Przesunęła delikatnie po klawiszach, opierać głowę na moim ramieniu. - Myślę, że powinniśmy wziąć lekcje tańca z Jaredem i Tate. Będzie zabawnie – uniosła się, całując mnie w brodę.- Wciąż nie mogę uwierzyć, że przegrał. Zadrżała mi pierś. - Ustawił ten wyścig. Wiesz o tym, prawda? - Nieprawda – uparła się.- Tate była niesamowita. I… Zatopiłem zęby w jej szyi i jęknęła, urywając w połowie zdania, zanim w ogóle zaczęła. Zacząłem ssać jej szyję, a moje całe ciało skręciło się z potrzeby, gdy wyczuło jej sam zapach. Objąłem ramieniem jej brzuch i bardziej rozsunąłem nogi. Jako że jej uda były na zewnątrz moich, to i ona się rozsunęła. Trzymałem wargi przy jej szyi i wciąż obejmowałem ją w pasie, ale drugą dłoń wsunąłem w jej spodenki.
- Zawsze na mnie gotowa – westchnąłem, czując, jak mokra była między nogami. Przesunąłem usta na bok jej twarzy i do ucha. Gorąco przy moich palcach wystrzeliło prąd prosto do mojego fiuta, więc zacząłem masować jej cipkę, czując, jak guziczek twardniał pod moimi palcami. Sięgnęła za siebie i chwyciła mnie za tył głowy. - Po naszej jutrzejszej wspinaczce górskiej – zaczęła, oddychając ciężko.- Powinniśmy wrócić do domu i spróbować przenieść fortepian na główne piętro. Może mogliby nam pomóc nasi znajomi. Naprawdę próbowała teraz porozmawiać ze mną o tym na poważnie? Zamierzaliśmy jutro zabrać Lucasa na wycieczkę górską i w tym momencie nie potrafiłem myśleć o niczym innym jak o niej. Kiedy nie przestałem jej całować, aby odpowiedzieć, to poprosiła: - Proszę? Moja dłoń wokół jej talii przesunęła się pod jej koszulkę. - Pod jednym warunkiem – pochwyciłem jej wargi w jeden krótki, żarłoczny pocałunek.- Twoja deska też wyląduje u góry. Zaczęła się o mnie ocierać biodrami i zamknąłem oczy, czując, jak zalała mnie fala rozkoszy. - Nie sądzę, aby Jasonowi i Katherine spodobała się w salonie – brzmiała na słabą. I zaczęło mnie to podniecać. - Cudownie – zażartowałem.- Bo to nie jest ich salon. To nasz dom, pamiętasz? - Tak, ale oni też tu mieszkają. Oczywiście, że miała rację. Nic się nie zmieniło co do wspólnego mieszkania. Katherine zamierzała się tu wprowadzić, po tym jak Jax skończyłby szkołę w przyszłym roku. Jednak to był nasz dom, więc nie obchodziło mnie to.
Wciąż ocierała się wolno o mojego fiuta, więc wsunąłem w nią palce. - W porządku – poddała się.- Deska też pójdzie. Wszystkim się spodoba – dodała sarkastycznie. Wyciągnąłem jej rękę ze spodenek i podciągnąłem jej koszulkę. - Byłoby dla mnie o wiele zabawniej, jeśli zrobiłabyś to topless – powiedziałem, bez oporu ściągając ją z jej głowy. Sięgnąłem do przodu i chwyciłem ją za wnętrze ud, przyciągnąłem jej tyłeczek do siebie i oparłem jej przód o klawisze. Schyliłem ją, odgarnąłem jej włosy na bok i przesunąłem językiem po jej plecach, przerywając na chwile, aby zatopić zęby w jej ciele i pocałować ją. Boże, kochałem ją. Nigdy nie było niczego ani nikogo, kogo pragnąłbym bardziej i była moja. Wparowała do mojego życia, gdy mieliśmy po czternaście lat, a po jej piętach deptała okrutna i zarozumiała kobieta, ale znowu bym to zrobił. Powtórzył każdą minutę. Każdą dawkę bólu. Znowu bym przeszedł przez to wszystko, aby ją zdobyć. - Madoc?- szepnęła, przechylając głowę na bok.- Co oznacza „Fallen”? Ten tatuaż na twoich plecach? Pytania. - To nie jest „Fallen” – rozsypałem pocałunki w górę jej pleców, ale podciągnęła się i obróciła ku mnie, aby spojrzeć na mnie ze łzami w oczach. - Fallon?- zmarszczyła brwi, wreszcie rozumiejąc. Chwyciłem jej twarz w dłonie, całując kącik jej ust. - Zrobiłem go kilka lat temu – powiedziałem jej.- Nigdy o tobie nie zapomniałem. Nigdy nie przestałem cię kochać. Zamknęła oczy i sięgnęła do tyłu, aby dotknąć mojego policzka.
Potem znowu na mnie spojrzała i uśmiechnęła się nieśmiało. - To dlatego, że jesteśmy nie do powstrzymania. Pochyliłem się i pocałowałem ją namiętnie. Cholerna racja.
Bonus
K.C.
Przesunęłam się powoli, przyglądając się jego smukłemu ciału, gdy zszedł ze schodów i skierował się ku mnie. Ciemno niebieskie, sprane spodnie wisiały nisko na jego biodrach i miałam świetny widok na jego mięśnie, które formowały się w kaloryfer w literce V. Miał ciało pływaka, ale nie byłam pewna, czy faktycznie pływał. Podejrzewałam, że nie miał na sobie bokserek, biorąc pod uwagę sposób, w jaki jego spodnie ledwo co zakrywały linię włosków… albo nie miał niczego pod spodniami. Stanął przede mną, górując nade mną, jako że był wyższy ode mnie o jakieś siedem cali. - Co ty tutaj robisz?- zapytał z pretensją. Skrzywiłam się na niego, zanim odwróciłam wzrok ku ziemi. - K.C.!- uniósł dłoń ku mojej twarzy, kilka razy pstrykając palcami.Dlaczego błąkasz się sama po ciemku? W końcu na niego spojrzałam i musiałam ukryć dziwny wyraz twarzy, gdy zobaczyłam jaki żar krył się w jego niebieskich oczach. Dla kogoś były strasznie ciemne i dzikie, jego oczy zdawały się nie pasować do reszty, ale jednak tam były. Były koloru tropikalnego morza. Koloru nieba, tuż przed burzą. Tate nazywała je kolorem ażurowym. Ja nazywałam je Piekłem. Skrzyżowałam ręce na piersiach i wzięłam głęboki oddech.
- Liam jest zbyt pijany, aby prowadzić, w porządku?odszczeknęłam się.- Usnął w samochodzie. Spojrzał w tył ulicy, gdzie stał samochód Liama i zmrużył oczy, zanim skrzywił się w moją stronę. - Więc dlaczego nie możesz go odwieźć do domu?- zapytał. - Nie potrafię jeździć ze sprzęgłem. Zamknął oczy i pokręcił głową. Przeczesał dłonią po swoich włosach i zacisnął ją w połowie. - Twój chłopak jest pieprzonym idiotą – mruknął, a później opuścił rękę, wyglądając na zirytowanego. Przewróciłam oczami, nie chcąc wgłębiać się w temat. On i Liam nigdy się nie dogadywali. Głównie z winy Jaxa. Skinęłam brodą i powiedziałam płasko. - Wiem, że Tate jest dzisiaj u Jareda i nie chciałam budzić jej taty, aby wpuścił mnie do domu, abym się przespała. Potrzebuję jej, aby pomogła mi zabrać Liama do domu i wpuściła mnie do domu. Śpi już?zapytałam. Pokręcił głową i nie miałam pojęcia, czy miał przez to na myśli „Nie”, czy „Robisz sobie ze mnie jaja.” Sięgnął do swojej kieszeni i wyciągnął kluczyki. - Zawiozę cię do domu. - Nie – powiedziałam pospiesznie.- Moja mama myśli, że nocuję dzisiaj u Tate. Zmrużył oczy, gdy się mi przyjrzał i poczułam się tak, jakby mnie oceniał. Taa, okłamałam moją matkę, aby spędzić noc ze swoim chłopakiem. Taa, miałam osiemnaście lat i wciąż musiałam się prosić dorosłego, aby uzyskać nieco wolności. Nie mogłam znieść sposobu w jaki ten mały gnojek się na mnie gapił.
No dobra, nie był małym gnojkiem. Ale wciąż był nieco młodszy, więc cieszyłam się z posiadania przywileju bycia starszą. - Nie ruszaj się – rozkazał, a potem odwrócił się, wracając do domu. Po jakiejś minucie wyszedł z domu i ruszył w stronę trawnika Tate, kiwając na mnie brodą, abym za nim poszła. Podejrzewałam, że miał klucz, więc pobiegłam za nim, gdy wszedł na schody od werandy. - A co z Liamem?- nie mogłam zostawić swojego chłopaka, aby przez całą noc spał w samochodzie. A co jeśli coś mu się stanie? Albo zachoruje? Ojciec Tate obudziłby się, jeśli spróbowałabym go wprowadzić do środka. Otworzył frontowe drzwi – nie byłam pewna, czy miał klucz Tate czy Jareda – wszedł do ciemnego holu, a potem obrócił klucz i wyciągnął. Odwrócił się do mnie, machnął nonszalancko swoją ręką, zapraszając mnie do środka. - Powiem Jaredowi, aby pojechał za mną jego samochodem, gdy odwiozę tego dupka do domu, w porządku?- przymknął oczy, wyglądając na znudzonego. - Nie rób mu krzywdy – ostrzegłam, przechodząc przez próg i go mijając. - Nie zrobię, ale zasłużył sobie na to. Odwróciłam się do niego, unosząc brew. - Och, myślisz, że jesteś o wiele lepszy, Jax?- uśmiechnęłam się. Jego usta natychmiast zacisnęły się. - Upewniłbym się, że jakakolwiek moja dziewczyna potrafi jeździć autem z ręczną skrzynią biegów i nie upiłbym się, aby przypadkiem coś jej się nie stało. Dlaczego zawsze próbowałam go zdenerwować? Jax nie był takim złym facetem. Jego zachowanie w szkole było zdecydowanie lepsze, niż
jego brata. Jax był szanowany przez nauczycieli i przyjaźnie nastawiony do każdego. Prawie do każdego. Wzięłam głęboki oddech i wyprostowałam ramiona, gotowa przełknąć dumę. - Dziękuję. Dziękuję za to, że odwieziesz Liama do domu – powiedziałam, podając mu klucze.- Ale co z twoimi… - wskazałam na niego dłonią, szukając odpowiedniego słowa.- … twoimi… randkami? - Poczekają – uśmiechnął się. Przewróciłam oczami. Oooookay. Uniosłam ręce i rozpuściłam swój luźny kok, pozwalając swoim mahoniowym włosom rozsypać się wokół moich ramion. I właśnie wtedy uniosłam wzrok i zauważyłam, że Jax do mnie podszedł. Jego głos był niski i silny, nawet przepełniony odrobinką humoru. - No chyba, że chcesz, abym się ich pozbył, K.C. – zaproponował, podchodząc bliżej, niemal ocierając się torsem o moje piersi. Pokręciłam głową, odrzucając jego flirt. Tak samo zareagowałam, gdy poznałam go ostatniej jesieni i za każdym razem, kiedy proponował coś podobnego. Była to moja bezpieczna, opatentowana odpowiedź, bo nie mogłam sobie pozwolić, aby zareagować w inny sposób. Ale tym razem nie uśmiechał się, ani nie był zarozumiały. Propozycja była oczywista. Jeśli powiedziałabym mu, żeby odesłał swoje dziewczyny, to zajęłabym ich miejsce. Gdy uniósł powoli rękę i przesunął delikatnie palcem po moim obojczyku, pozwoliłam, aby czas się zatrzymał, gdy zastanawiałam się nad propozycją. Gorący oddech Jaxa owiał moją szyją, moje włosy splątały się wokół ciała, moje ubrania zostały rozdarte i wylądowały na podłodze, gdy wgryzł się w moje wargi i sprawił, że zaczęłam się pocić.
O Jezu. Zassałam oddech i odwróciłam wzrok, mrużąc oczy, gdy próbowałam zapanować nad swoimi myślami. Co do cholery? Ale potem Jax rozśmiał się i opuścił dłoń. Nie był to współczujący śmiech. Nie śmiech, jakby żartował. Nie, ten śmiech uświadomił mi, że to ja byłam żartem. - Nie martw się, K.C. – uśmiechnął się, patrząc na mnie, jakbym była żałosna.- Jestem świadom, że jesteś dla mnie za dobra, dobra? Że słucham? - Wiesz co?- krzyknęłam, czując jak pękam.- Nie wierzę, że to mówię, ale przy tobie Jared wypada jak dżentelmen. I ten cholerny uśmieszek. - Kocham mojego brata, ale w ogóle nie jesteśmy do siebie podobni. Taa, wiem. Moje serce nie biło szybciej przy Jaredzie. Włoski na moich rękach nie stawały dęba, gdy był blisko. Nie byłam świadoma tego, gdzie przebywał i co robił w każdej chwili, gdy znajdował się w tym samym pomieszczeniu. Jax i Jared znacznie się od siebie różnili. - Tatuaże – mruknęłam. - Co? Cholera! Naprawdę powiedziałam to na głos? - Um… - wykrztusiłam, patrząc przed siebie, a raczej na jego nagi tors.- Tatuaże. Jared je ma. Ty nie. Jakim cudem? – zapytałam, wreszcie unosząc wzrok. Ściągnął razem brwi, ale nie wyglądał na rozłoszczonego. Bardziej na… zamroczonego. Plecy Jareda, jego ramię i ręka i część jego torsu były pokryte tatuażami. Nawet kumpel Jareda i Jaxa, Madoc, miał jeden. Można by pomyśleć, że gdy miało się takie wzorce, Jax też by sobie jakiś sprawił, ale tak nie było. Jego długi, muskularny tors był nietknięty.
Czekałam, gdy tak na mnie patrzył, a potem oblizał wargi. - Mam mnóstwo tatuaży – szepnął cicho.- Zbyt wiele. Nie wiem, co zobaczyłam w jego oczach, ale byłam pewna, że nigdy wcześniej tego nie widziałam. Mógł to być smutek lub strata, a może nawet strach. Wiedziałam tylko tyle, że to nie był codzienny Jax. Odsunął się, nie patrząc mi w oczy, gdy odwrócił się i wyszedł z domu. Zamknął drzwi, zaklucz je i cicho zszedł po schodach. Kilka chwil później usłyszałam jak w ciemnej ulicy ryknął silnik Bossa Jareda i Camaro Liama. I godzinę później, gdy wciąż leżałam rozbudzona w łóżku Tate, przesuwając palcem po miejscu na obojczyku, które dotknąć, myślałam o Jaxonie Trencie, którego nigdy nie poznałam.
Dwa lata później…
Shelburne Falls było przeciętnym miastem o średniej wielkość w północnym Illinois. Nie było to małe miasto, ale na tyle duże, że miało własne centrum handlowe. Dla niewprawionego oka było malownicze. Było słodkie w swoim sposobie nie-znajdziesz-tu-takich-samych-dwóchdomów i witające w swoim mogę-pomóc-ci-zanieść-zakupy do samochodu. Tajemnice były dobrze utrzymywane za zamkniętymi drzwiami i oczywiste było to, że można było się spotkać ze wścibskimi spojrzeniami. Ale niebo było niebieskie, liście szeleściły w wietrze, który był niczym naturalna symfonia i dzieci ciągle bawiły się na zewnątrz, rezygnując z grania w te same gry wideo. Uwielbiałam to miejsce.
Ale także nienawidziłam tego, kim tu byłam. Kiedy dwa lata temu wyjechałam na studia, obiecałam sobie, że każdy dzień spędzę na próbowaniu bycia lepszą sobą. Zamierzałam być dziewczyną pełną uwagi, wartą zaufania przyjaciółką i idealną córką. Rzadko wracałam do domu, woląc spędzać lata dając konsultacje na obozach wakacyjnych w Oregonie, albo odwiedzać moją współlokatorkę Nik w jej domu w San Diego. Moja matka narzekała na mój napięty styl życia, a moi dawni przyjaciele zdawali się za mną nie tęsknić, więc wszystko się układało. Shelburne Falls nie było złym miejscem. Prawdę mówiąc, było cudowne. Ale tutaj byłam mniej perfekcyjna i nie chciałam wracać do domu, dopóki nie mogłabym pokazać, że byłam silniejsza, twardsza i mądrzejsza. Taa, a potem to gówno wybuchło mi prosto w twarz. Nie tylko wróciłam do miasta o wiele szybciej niż chciałam, ale po piętach deptał mi wyrok sądowy. Zrobiłaś cudowne wrażenie, K.C. Mój telefon zadzwonił i zamrugałam, zasysając oddech, gdy wróciłam do swoich myśli. Poprawiłam kołdrę, usiadłam i przesunęłam ekran mojego różowego iPhona. - Cześć, Tate – uśmiechnęłam się.- Wcześnie wstałaś. - Przepraszam. Nie chciałam cię obudzić – jej wesoły ton był niczym ulga. - Nie obudziłaś – przerzuciłam nogi przez łóżko i wstałam, przeciągając się.- Właśnie wstałam. Przez całe liceum Tate była moją najlepszą przyjaciółką. Chyba wciąż nią była. Podczas ostatniego roku liceum nieco ją wkurzyłam. Dobra, nieźle ją wkurzyłam. I to bardzo. Od tamtego czasu trzymała mnie na dystans, gdy byłam w pobliżu i nie winiłam jej za to. Spieprzyłam sprawę i nie dojrzałam jeszcze, aby poprosić ją o przebaczenie.
Jednak nie wspominała o tym. Doszłam do wniosku, że zdała sobie sprawę, iż ja potrzebowałam nieco więcej czasu niż ona, żeby ją przeprosić. Jednak byłam pozytywnie nastawiona do dwóch rzeczy. Kochała mnie. Ale nie ufała mi. Przeżuwała coś, gdy mówiła i usłyszałam, jak zamykała lodówkę w tle. - Chciałam się tylko upewnić, że się rozgościłaś i że jest ci wygodnie. Naciągnęłam na brzuch swoją białą bluzkę i podeszłam do szklanych drzwi. - Tate, bardzo ci dziękuję i twojemu tacie też, że pozwoliliście mi się tu zatrzymać. Czuję się jak ciężar. - Żartujesz sobie?- wybuchła, a jej głos zapiszczał w zdziwieniu.Zawsze byłaś mile widziana i możesz zostać tak długo, jak tylko chcesz. Po tym jak ostatniej nocy wróciłam do Shelburne Falls – samolotem, a potem taksówką – szybko się rozpakowałam w pokoju Tate, wzięłam prysznic i zaczęłam przeszukiwać szafki, aby znaleźć jedzenie, którego było mi trzeba. Okazało się, że nie musiałam się niczym przejmować. Szafki i lodówka pękały w szwach od świeżego jedzenia, co było dziwne, biorąc pod uwagę, że ojciec Tate był w Japonii od maja i miał tam siedzieć aż do jesieni. - Dzięki – powiedziałam, opuszczając głowę. Czułam się winna z powodu jej hojności.- Moja mama może zmieni zdanie, gdy zrobię w lecie jakiś postęp – powiedziałam. - W czym ma problem?- jej szczere pytanie mnie odrzuciło. Och, od czego zacząć? Zaśmiałam się gorzko, gdy otworzyłam szklane drzwi i wpuściłam do pokoju letnie powietrze.
- Moja kartoteka policyjna nie pasuje do jej liliowo białego salonu. W tym tkwi jej problem, Tate. Moja matka mieszkała kilka przecznic dalej i było zabawne, iż naprawdę myślała, że uniknie plotek, jeśli nie wpuści mnie do domu, jeżeli nie odfajkuję swoich robót społecznych. Te suki z Klubu Obrotowego i tak ją dopadną. To nie było zabawne. Nie powinnam była się śmiać. - Twoja „policyjna kartoteka” – Tate sparodiowała.- Nigdy nie przypuszczałam, że nadejdzie taki dzień. - Proszę, nie drażnij się ze mną. - Nie drażnię – zapewniła mnie.- Jestem z ciebie dumna. Co? - Nie przez to, że złamałaś prawo – dodała szybko.- Ale że wreszcie obroniłaś samą siebie. Każdy wie, że pewnie też miałabym nabazgrane to i owo w mojej kartotece, gdyby Jared i Madoc wnieśli oskarżenia. Popełniasz błędy jak każdy inny człowiek. Przyzwyczaj się. Milczałam, wiedząc, że próbowała polepszyć mój nastrój. Ale potem pokręciłam głową i zaciągnęłam się świeżym, letnim powietrzem. Może i każdy inny popełniał błędy, ale nie każdy został aresztowany. Mogłam zrobić to lepiej. O wiele lepiej. I zamierzałam to naprawić. Wyprostowałam plecy, przytrzymując telefon w jednej dłoni i przyglądając się moim paznokciom na drugiej. - Więc kiedy wrócisz do domu?- zapytałam. - Nie w najbliższych tygodniach. Wczoraj Madoc i Fallon wyjechali na wakacje do Meksyku, a Jared zostaje w Obozie Komandosów do pierwszego lipca. W następnym tygodniu jadę odwiedzić mojego ojca, ale teraz chcę skorzystać z okazji, gdy Jareda nie ma, żeby upiększyć mieszkanie.
- Ach – mruknęłam, gapiąc się nieświadomie przez gałęzie drzew na dom naprzeciwko.- Nadchodzą zapachowe świeczki i poduszki – zażartowałam. - Nie zapomnij o włochatym pokrowcu na muszlę toaletową i dopasowane lampki. Zaśmiałyśmy się, ale ja się do tego zmuszałam. Nie lubiłam słuchać o ich życiu, którego nie byłam częścią. Jared i Tate chodzili na studia i zamieszkali razem w Chicago. Poszedł na ROTC czy coś takiego i pojechał na miesięczny trening na Florydzie. Jego przyjaciel, Madoc – i były kolega z mojej klasy w liceum – ożenił się i chodził na uczelnię w Chicago wraz z Jaredem, Tate i swoją żoną, Fallon, którą spotkałam z raz. Byli poniekąd małym gangiem, którego nie byłam już częścią i nagle poczułam dziwny ciężar na sercu. Tęskniłam za swoimi przyjaciółmi. - Tak czy inaczej – powiedziała.- Wszyscy wrócą do domu przed czwartym czerwca. Pojedziemy na wycieczkę w góry, więc zrób sobie przysługę. Przygotuj się. Bądź dzika. Nie bierz dzisiaj prysznicu. Zakładaj niedopasowane majtki i staniki. Spraw sobie seksowne bikini. Bądź. Dzika. Czaisz? Seksowne bikini. Kemping. Tate, Fallon, Jared i Madoc i ich szalone ścieżki. Dwie pary i ja, piąte koło u wozu. Jaaaasne. Spojrzałam na ciemne drzwi domu obok, gdzie kiedyś mieszkał chłopak Tate. Jego brat, Jax, też tam mieszał, ale oparłam się pokusie, żeby zapytać Tate o niego. Bądź szalona. Pokręciłam głową, czując łzy, które zebrały się w moich oczach i zacisnęłam zęby. Tate. Jared. Fallon. Madoc.
Wszyscy szaleni. Jaxon Trent. Szalony. - K.C?- Tate nacisnęła, gdy się nie odezwałam.- Świat ma wobec ciebie plany, czy jesteś na nie gotowa, czy nie. Równie dobrze możesz być kierowcą albo pasażerem. A teraz kup sobie seksowne bikini na kemping. Rozumiesz? Przełknęłam gulę, która powstała mi w gardle i skinęłam głową. - Rozumiem. - A teraz otwórz szufladę od mojej szafki. Zostawiłam tam dwa prezenty, gdy tydzień temu byłam w domu. Zmarszczyłam brwi i podeszłam do szafki. - Byłaś w domu od tak? - Cóż, chciałam się upewnić, że było czysto – odpowiedziała, gdy skierowałam się do przeciwnej strony.- I że będziesz mieć jedzenie. Przepraszam, że nie mogłam zostać, żeby cię przywitać. Otworzyłam szufladę i od razu zamarłam. Wstrzymałam oddech i otworzyłam szeroko oczy. - Tate?- pisnęłam jak myszka. - Podoba ci się?- zanuciła, a uśmiech na jej twarzy był dosłownie widoczny przez telefon. Wyciągnęłam drżącą rękę i podniosłam fioletowego wibratora z serii „Jack Rabbit”, który był w przezroczystym opakowaniu. O mój Boże. - Jest ogromny!- wypaliłam, upuszczając zarówno telefon jak i wibrator.- Cholera! Schyliłam się i podniosłam telefon z dywanu i objęłam się, gdy się zaśmiałam. - Jesteś szalona. Wiesz o tym?
Cudowny dźwięk jej śmiechu wypełnił moje uszy i od razu przeszłam z łez do śmiechu. Były czasy, kiedy byłam bardziej doświadczona od Tate. Kto by się spodziewał, że to ona pierwsza kupi mi wibrator? - Mam podobny – powiedziała mi.- Pomaga mi, gdy nie ma Jareda. A na iPodzie jest agresywna muzyka rockowa – powiedziała. Och, no tak. Znowu zerknęłam do szuflady, widząc iToucha, który był otwarty i miał wokół siebie owinięte słuchawki. Pewnie już załadowała na niego muzykę. - Pomoże ci zapomnieć o tym dupku – mówiła o Liamie i zdałam sobie sprawę, że ledwo co myślałam o tym podłym eks chłopaku. - Może pomoże mi zapomnieć o K.C. Carter – zażartowałam. Pochyliłam się i podniosłam wibrator, a potem zaczęłam się zastanawiać jakie baterie powinnam kupić. - Dziękuję, Tate – miałam nadzieję, że mój głos brzmiał szczerze.Już czuję się lepiej. - Użyj ich oba – rozkazała.- Dzisiaj. I od czasu do czasu użyj słowa skurwysyn. Poczujesz się o wiele lepiej. Zaufaj mi. I rozłączyła się bez pożegnania. Spojrzałam na swój telefon, uśmiechając się z zamyśleniem. Używałam już słowa „skurwysyn”. Tylko że nigdy na głos.