@kasiul Spis treści Dedykacja Podziękowania Rozdział 1 Rozdział 2 Rozdział 3 Rozdział 4 Rozdział 5 Rozdział 6 Rozdział 7 Rozdział 8 Rozdział 9 Rozdzia...
12 downloads
14 Views
1MB Size
@kasiul
Spis treści
Dedykacja Podziękowania Rozdział 1 Rozdział 2 Rozdział 3 Rozdział 4 Rozdział 5 Rozdział 6 Rozdział 7 Rozdział 8 Rozdział 9 Rozdział 10 Rozdział 11 Rozdział 12 Rozdział 13 Rozdział 14 Rozdział 15 Rozdział 16 Rozdział 17 Rozdział 18 Rozdział 19 Rozdział 20 Rozdział 21 Epilog
Przypisy
Moim przyjaciółkom z Peninsula Tennis Club, które uwielbiają podsuwać mi pomysły, zwłaszcza zaś Lindzie Benwenuto, Patty Kunse, Lani Fregosi, Patti Rossi i wszystkim paniom z drużyny 4.0
Podziękowania Serdeczne podziękowania należą się moim piszącym przyjaciółkom: Carol Grace, Candice Hern, Dianie Dempsey, Kate Moore, Lynn Hannie i Barbarze McMahon, które pomogły mi stworzyć intrygę. Chciałabym też podziękować mojej wspaniałej agentce, Andrei Cirillo, za niekończące się wsparcie oraz zachętę. Dziękuję wszystkim przyjaciółkom i koleżankom ze stowarzyszenia studentek – przypomniały mi dawne, dobre czasy i tych kilka szczególnych lat w college’u, gdy zawiązują się najtrwalsze przyjaźnie i wszystko wydaje się możliwe.
Rozdział 1 – Proszę wyciągnąć kartę, którąkolwiek. Natalie Bishop wpatrywała się w talię w dłoniach starego mężczyzny. – Naprawdę powinnam osłuchać pańskie serce, panie Jensen. Wspomniał pan, że miewał te bóle w klatce piersiowej już wcześniej? Starszy pan zignorował pytanie i skinął głową, wskazując karty. Miał długie palce, a dłonie pomarszczone i pokryte starczymi plamkami. Ciemne oczy spoglądały błagalnie. Gabinet na oddziale ratunkowym szpitala St. Timothy’s w San Francisco to nieodpowiednie miejsce na sztuczki karciane. Natalie nauczyła się jednak podczas trzech spędzonych tu lat rezydentury, że w leczeniu nie zawsze chodzi o medycynę, a pacjenci nie pojawiają się wyłącznie dlatego, iż czują się chorzy. Czasami chodziło o to, że są po prostu starzy i samotni. Zrobiła zatem, o co ją poproszono i wyciągnęła kartę. As pik. Karta śmierci. Dreszcz przebiegł jej po plecach. – Proszę nie mówić, jaka to karta, doktor Bishop, tylko ją trzymać. Zamknął oczy i jął mamrotać pod nosem. Natalie poczuła nagłą pokusę, by rzucić kartę na łóżko, co było śmieszne. Nie ulegała przesądom. Nie wierzyła we wróżenie z kart, w hokus-pokus ani żaden inny rodzaj magii. Nie wierzyła w nic, czego nie dało się udowodnić naukowo. As pik był jedynie kartą. Gdyby grała akurat w pokera albo blackjacka, ucieszyłaby się, że go wyciągnęła. Pan Jensen otworzył oczy i wpatrywał się w Natalie, jakby jej nigdy przedtem nie widział. – Czarny as – powiedział. – Pik. Przełknęła mocno ślinę. – Brawo. – Oddała mu kartę, pytając: – Jak pan to odgadł? – Poczułem, że pani zadrżała. – Spojrzał na nią z tak ponurą miną, że poczuła się jeszcze bardziej nieswojo. – Boi się pani. – Nieprawda. Nie miała czasu się bać. Jako rezydentka pracowała najczęściej na dwie zmiany. Była przepracowana, przemęczona i w najwyższym stopniu zestresowana. Brakowało jej energii, żeby bać się czegokolwiek poza tym, że kiedy wreszcie po dziesięciu latach walki i ciężkiej harówki od uzyskania statusu lekarza dzielił ją ledwie miesiąc, coś się wydarzy, ona zawiedzie i poniesie klęskę. A klęska nie chodziła w grę. Praca była jej życiem. – Szykuje się coś złego – kontynuował starszy pan. – Czuję to w kościach. A te stare kości nigdy się jeszcze nie pomyliły. – Nie wiem, o czym pan mówi. Może teraz osłucham panu serce? Przyłożyła stetoskop do piersi staruszka i wsłuchała się w rytm jego serca. Biło mocno i miarowo, przeciwnie niż jej. Za dużo kofeiny, powiedziała sobie, nic poza tym. – Chyba wszystko w porządku – powiedziała, skupiając się na chwili obecnej. – Coś pana boli? – Już nie. Natalie nie była zaskoczona. Pan Jensen pojawiał się na oddziale regularnie i zawsze wyglądało to tak samo. – Co jadł pan na lunch? – zapytała.
– Pizzę z pepperoni. Tak podejrzewała. – Znaleźliśmy winowajcę. Czy to było takie pieczenie tutaj? – Przyłożyła dłoń do piersi starszego pana. Skinął głową. – Dokładnie. – Wygląda na niestrawność, taką samą jak w zeszłym tygodniu i tydzień wcześniej. Pora dać sobie spokój z pizzą. – Sięgnęła po bloczek z receptami. – Przepiszę panu coś na trawienie, lecz przede wszystkim powinien pan się postarać zmienić dietę. – Może mógłbym trochę tu poczekać, upewnić się, że ból nie wróci. Natalie wiedziała, że powinna go odesłać. Fizycznie nic mu nie dolegało, a łóżko będzie wkrótce potrzebne innemu pacjentowi. Był piątkowy wieczór, to zaś oznaczało gorączkowy ruch i chaos. Pan Jensen miał jednak prawie osiemdziesiąt lat i mieszkał sam. Zapewne potrzebował towarzystwa bardziej niż pomocy medycznej. Nie angażuj się, nakazała sobie. Zadaniem medycyny ratunkowej było rozwiązywanie bieżących problemów, a nie nawiązywanie z pacjentami emocjonalnej więzi. Dlatego wybrała tę specjalność. Była dobra w szybkim udzielaniu pomocy, ale nie tam, gdzie potrzebne było osobiste zaangażowanie. – Pokażę pani jeszcze jedną sztuczkę – zaproponował, rozkładając karty w wachlarz. – Wie pani, byłem kiedyś magikiem, i to dobrym. Pracowałem nawet w Las Vegas. – Nigdy tam nie byłam. – I nie wierzy pani w magię – dodał, wzdychając. – Nie, nie wierzę. Przechylił w bok głowę i przyglądał się Natalie mądrymi, starymi oczami, aż poczuła się nieswojo. – Kiedy pani przestała? – Nie wiem, o co panu chodzi. – Kiedy przestała pani wierzyć w Świętego Mikołaja, zębową wróżkę i krasnoludki? – Nigdy w to nie wierzyłam. – Nigdy? Nawet gdy była pani małą dziewczynką? – zapytał zdziwiony. Otworzyła usta, by mu powiedzieć, że nigdy tak naprawdę nie była małą dziewczynką, gdy nagle wróciło do niej wspomnienie. Zobaczyła siebie w wieku około siedmiu lat. Ubrana w długą, różową nocną koszulę wieszała nad kominkiem pończochę, trzymana na rękach przez ojca. Na obramowaniu położyli zaś czekoladowe ciasteczka dla Świętego Mikołaja. To były ich ostatnie wspólne święta. Zalała ją fala smutku. Niemal o nich zapomniała. A teraz nie wiedziała, co było gorsze – to, że prawie zapomniała, czy że wspomnienie wróciło. Spojrzała na bloczek z receptami i zmusiła się, aby dokończyć pisanie. Wyrwała receptę i podała staruszkowi. – To powinno załatwić sprawę. – Chyba nie czuję się jeszcze tak dobrze, żeby już iść do domu – powiedział powoli. Przyłożył dłoń do piersi, błagając wzrokiem o zrozumienie. A ona rozumiała. Dobrze wiedziała, jak to jest być samotnym. Lecz ordynator miała bzika na punkcie przestrzegania zasad szpitalnej polityki, a podstawowa z nich głosiła, iż pacjentów należy pozbywać się z oddziału jak najszybciej. Z przyjemnością wezwałaby Natalie na dywanik i udzieliła jej nagany. Jeszcze tylko miesiąc, powtórzyła sobie w myślach. Musi zakończyć rezydenturę. O zmianę szpitalnej polityki będzie martwiła się później. Mimo to… – Wie pan – powiedziała, spoglądając na karty w jego dłoni – jestem pewna, że dzieciaki na oddziale
pediatrycznym chętnie zobaczyłyby kilka sztuczek. Może przyślę któregoś z wolontariuszy i jeśli czuje się pan na siłach, pójdziecie na górę i będzie pan mógł wziąć się do roboty. Uśmiechnął się leciutko. – Brzmi wspaniale. Dziękuję, doktor Bishop. – Bardzo proszę. Wyszła z gabinetu i skierowała się ku dyżurce pielęgniarek, gdzie zostawiła kartę pana Jensena. Poprosiła jedną z kobiet, aby znalazła kogoś, kto zaprowadzi staruszka na oddział pediatryczny. – Nieźle panią urobił – zauważyła Gloria, oddziałowa, z wiele mówiącym błyskiem w oku. Natalie wzruszyła ramionami. – Obie strony tylko na tym zyskają. Dzieciaki chętnie obejrzą sztuczki, a on będzie miał z kim porozmawiać. Może zostanie stałym wolontariuszem i przestanie zaglądać tak często na izbę przyjęć? – Próbuje pani zatrzymać walącą się tamę małym palcem. Co tydzień przychodzą tu setki takich jak pan Jensen. Zamierza pani wysłać ich wszystkich na oddział dziecięcy? – Tylko jeśli potrafią robić sztuczki. Mam czas na przerwę? – spytała, sprawdzając notatki na tablicy. – Krótką – odparła Gloria. – Wiesz, gdzie mnie znaleźć. Ruszyła korytarzem do pokoju socjalnego. Studentka medycyny, Karen Gregg, jadła tam samotnie kanapkę, wpatrując się w ekran małego telewizora. Uniosła dłoń, aby uciszyć Natalie, nim zdąży powiedzieć: „Cześć”. Natalie spojrzała na ekran, zastanawiając się, co tak zaintrygowało dziewczynę. Pokazywali akurat jeden z tych programów o książkach, kiedy to autor siedzi za biurkiem w księgarni, mając przed sobą otwartą powieść w twardej okładce. Tytuł tej akurat powieści brzmiał Upadły anioł, autorem zaś był niejaki Garrett Malone, mężczyzna po czterdziestce, z gęstą brodą, w modnych okularach i z poważnym wyrazem twarzy. Już miała się odwrócić, gdy usłyszała jego głos. Brzmiał dziwnie znajomo. A może to słowa, które wypowiedział, pobudziły pamięć… – Stały u wrót niebios, kandydatki po jednej stronie sali, członkinie korporacji po drugiej – czytał. – Piękne młode kobiety w białych sukienkach, z wiankami we włosach. Ich twarze jaśniały w blasku trzymanych w dłoniach świec. Szmer głosów tworzył pełne harmonii tło ceremonii nocnej inicjacji. Jedna z dziewcząt różniła się od pozostałych. Zamiast poczucia przynależności odczuwała przemożną potrzebę, by uciec, lecz otaczały ją przyjaciółki. Nazywano je Wspaniałą Czwórką, ponieważ trzymały się razem od pierwszego dnia pobytu w college’u i później, przez cały czas kandydowania do stowarzyszenia. Jedna chciała zostać lekarką, druga modelką, trzecia pragnęła jedynie męża i dzieci. Tylko ta jedna nie była pewna, czego właściwie chce. Może poza tym, by przyjaciółki poznały ją taką, jaka jest naprawdę. By nie musiała udawać więcej kogoś, kim nie jest. Nie miała jednak dość odwagi, aby zdjąć maskę, pokazać prawdziwe „ja”. Bała się, że będą ją osądzać, i miała rację. Garrett Malone zamilkł i spojrzał wprost w kamerę. Natalie głośno złapała oddech. Pomyślała o panu Jensenie i karcianej przepowiedni. Za kilka chwil staną się siostrami – kontynuował Malone. – A nim nastanie świt, jedna z nich będzie martwa. – Emily – wyszeptała Natalie, potrząsając z niedowierzaniem głową. To była historia Emily. Ich historia. To one były Wspaniałą Czwórką: Madison, Laura, Emily i Natalie. Poznały się w college’u i trzymały razem przez cały pierwszy i drugi rok nauki. Jednak mężczyzna czytał fragment powieści. To była fikcja, czyż nie? Oczywiście, że tak. Główny wątek przypominał po prostu ich historię. Dziwny zbieg okoliczności, nic innego. Prawda? – Coś się stało, doktor Bishop? – spytała Karen. Natalie uświadomiła sobie, że dziewczyna przygląda się jej zaniepokojona.
– Co takiego? – Jest pani blada jak prześcieradło. Źle się pani czuje? – Nic mi nie jest. Absolutnie. – Czytała już pani tę książkę? – Karen skinęła głową w kierunku telewizora. – Nie mam czasu na czytanie. – Ja też nie, ale kryminały to moja grzeszna przyjemność. A ten dostał wspaniałe recenzje w „Tribune”. „Tribune”? Gazeta Parishów? Nie zamieściliby recenzji książki, w której pisano by o śmierci ich córki, zatem powieść nie mogła być o Emily. Natalie zmusiła się, żeby miarowo oddychać. – Czytałam dzisiaj, że mają zrobić z tego film – kontynuowała Karen. – I wiem dlaczego. Zaczęłam czytać wczoraj i wsiąkłam. Nie mogę się doczekać, żeby się dowiedzieć, co było dalej. – O czym to jest? – spytała Natalie i natychmiast tego pożałowała. Nie chciała wiedzieć, jaka jest treść książki. Nie chciała wiedzieć nic więcej. Było już jednak za późno, by cofnąć pytanie. – O morderstwie w domu stowarzyszenia studentek. Dziewczyna imieniem Ellie traci życie w noc wstąpienia do bractwa. Spada z dachu. Natalie poczuła, że kurczy się jej żołądek. Ellie, nie Emily, ale imiona były podobne. – Nikt spośród przyjaciół ani rodziny nie wie, co się wydarzyło. Przynajmniej tak twierdzą. Nie jestem pewna, jakie będzie zakończenie, myślę jednak, że jedna z tych dziewcząt ją zabiła. Natalie się odwróciła. Serce waliło jej w piersi, a słowa studentki dudniły w głowie. Jedna z dziewcząt ją zabiła. Madison, Laura lub… ona. • • • Cole Parish w piątkowy wieczór przemierzał newsroom „San Francisco Tribune”, witając się skinieniem głowy z reporterami i researcherami, którzy będą pracowali do późna w nocy, wykonując telefony, śledząc doniesienia i przeglądając Internet w poszukiwaniu gorących historii mających zapełnić strony weekendowego wydania gazety. Ożywiona atmosfera pomieszczenia jakoś nie udzieliła się Cole’owi, a po tym, jak spędził popołudnie ze specjalistami od cięcia kosztów, każda dawka energii byłaby mile widziana. Jako jeden z szefów odpowiadał za to, żeby gazeta przynosiła dochód, co było niełatwym zadaniem w czasach dominacji mediów elektronicznych. Studiowanie zysków i strat stanowiło najmniej przyjemną część jego profesji. Był z duszy i serca reporterem, nie biznesmenem, jednak poczucie obowiązku wobec rodziny zmusiło go, by zasiadł na dobre za wielkim biurkiem, zamiast przebywać tam, gdzie działo się coś ważnego, co od zawsze było jego marzeniem. Trudno, ten statek odpłynął dawno temu. Nie ma co się użalać. Sekretarka, Monica, podniosła wzrok, kiedy nadchodził. Starsza kobieta o ciemnych włosach i bystrych, brązowych oczach pracowała na swoim stanowisku za czasów jego dziadka, a potem ojca i wuja. Prawdopodobnie o tym, jak prowadzić gazetę, wiedziała tyle samo co Cole. Na szczęście potrafiła zachować tę wiedzę dla siebie. – Jakieś wiadomości? – zapytał. – Pański ojciec dzwonił, by potwierdzić, że oczekują pana na kolacji w środę, gdy wrócą z wycieczki. Cole skinął głową. Jego rodzice, podobnie jak ciotka i wuj, spędzili miesiąc w podróży po Europie i podejrzewał, że obaj panowie chętnie dowiedzą się z pierwszej ręki, co działo się z gazetą podczas ich nieobecności. – Powiedziałam mu, że wszystko idzie gładko – zapewniła Monica. – Dzwoniła też pańska kuzynka
Cindy i… – Zmarszczyła brwi, wpatrując się w notatkę. – Nie zrozumiałam dokładnie, o co jej chodziło, ale wspomniała o recenzji książki w wydaniu niedzielnym. Ma zadzwonić jeszcze raz. Wydawała się mocno zdenerwowana, burknęła nawet coś o lojalności wobec rodziny. – Kiedy zadzwoni, przyjmij wiadomość. Mówiłem jej, że nie mam wpływu na to, jakie książki recenzuje nasz krytyk, i nie chcę znów o tym dyskutować. Coś jeszcze? – Ma pan gościa. Uparła się, żeby wejść – dodała z błyskiem dezaprobaty w oczach. – Kiedy znajdzie pan sobie miłą dziewczynę i wreszcie się ustatkuje? – Gisela jest bardzo miła. – Jest bardzo… Cóż, słowo „miła” nieszczególnie do niej pasuje. Rzeczywiście, pomyślał, wchodząc. Nasuwały się inne określenia: gorąca, uderzająco atrakcyjna i seksowna. Prawdę mówiąc, jego umysł przestał pracować, kiedy otarła się o niego bujnymi piersiami i obdarzyła długim, wilgotnym pocałunkiem. – Tęskniłam za tobą, kochanie. Gdzie byłeś? – spytała głosem małej dziewczynki, który natychmiast ochłodził jego pożądanie. Dlaczego kobiety sądzą, że coś takiego jest sexy? – Miałem przez cały dzień spotkania – powiedział, odsuwając się. – Wiesz, co mówią o mężczyznach, którzy tylko pracują i zapominają o zabawie. Stają się nudni. Uśmiechnęła się zalotnie. Jest naprawdę śliczna, pomyślał, z tymi popielatoblond włosami, ciemnobrązowymi oczami i krągłościami we wszystkich właściwych miejscach. Wolałby tylko, by poza sypialnią łączyło ich choć trochę więcej. Nie to, by pragnął długotrwałego związku. Zrezygnował z takich pomysłów już dawno temu. – Zapytaj, co dziś robiłam – kontynuowała. – Co dziś robiłaś? – Pojechałam z Margaritą do SPA w Napa Valley. Było niesamowicie. Zafundowałyśmy sobie błotną kąpiel i maseczkę, a potem owinęli nas wodorostami… Cole usiadł za biurkiem, słuchając jednym uchem, jak Gisela paple na temat wyprawy z przyjaciółką, także modelką reklamującą bieliznę. Włączył rząd monitorów na przeciwległej ścianie i przebiegał wzrokiem po kanałach, sprawdzając, co też wydarzyło się na świecie, gdy był zajęty. Główne wiadomości ze stref wojennych wyglądały w ostatnich czasach bardziej dramatycznie, ponieważ reporterzy przemieszczali się wraz z wojskiem. Było to niebezpieczne, a zarazem diabelnie ekscytujące. – Słyszałeś, co powiedziałam? – spytała Gisela niecierpliwie. – Słucham? – zapytał, wpatrując się w symbol na jednym z ekranów, zapowiadający pojawienie się istotnej wiadomości. Nie był w stanie przeczytać słów, lecz widok szalejącej wichury i kotłujących się fal wskazywał, iż nad wybrzeże Karoliny Północnej nadciąga sztorm. – To po prostu śmieszne. Wcale mnie nie słuchasz. Uderzyła dłonią w blat biurka – lekkie klepnięcie, które nie mogło sprawić nawet, aby od jej pomalowanych na czerwono paznokci odskoczył lakier. Jednak samo to, iż uderzyła w cokolwiek, ryzykując zniszczenie świeżo położonego manikiuru, powiedziało mu, że jest naprawdę zirytowana. Nic w tym nadzwyczajnego, była bowiem istną królową dramatu. Najmniejsza trudność, jakiej doświadczała, przeradzała się momentalnie w wielki dramat. – O co chodzi tym razem? Za mało kawioru w maseczce? – To ty stanowisz problem. Cole westchnął. Słyszał to już przedtem – niejeden raz. Potem następowało zwykle: Nie spędzasz ze mną dość czasu albo: Nie czuję, że się naprawdę znamy. Zawsze miał wtedy ochotę odpowiedzieć: A czy musimy? Nie możemy spędzać po prostu miło czasu, no wiesz: trochę śmiechu, mnóstwo seksu i na tym koniec?
Nie powiedziałby jednak czegoś takiego. Dobrze wiedział, że lepiej nie machać czerwoną płachtą przed bykiem. Lub rozgniewaną kobietą. Zanim Gisela zdążyła wyjaśnić, co ją zdenerwowało, zapukano do drzwi i do pokoju wszedł Josh Somerville. Wyglądał jak typowy kalifornijski surfer: smukłe, żylaste ciało, piaskowoblond włosy, zawsze rozczochrane, piegi, bardziej liczne po lecie, i szeroki uśmiech na wiecznie radosnej twarzy. Dzięki ci, Boże, za Josha, pomyślał. Jego radar pracuje nadal bez zarzutu. Ponieważ dorastali po sąsiedzku – Cole, Josh i jego brat bliźniak, Dylan – umówili się, że jeśli któryś będzie miał problem z dziewczyną i sytuacja zrobi się gorąca, pozostali pospieszą mu na ratunek. – W samą porę, Josh. – Spojrzał znacząco na przyjaciela. Josh zerknął na ewidentnie zirytowaną Giselę. – Widzę. Cześć, Gertie, jak leci? Cole jęknął w duchu. Gisela, a tak naprawdę Gertrude Hamilstein, zmieniła przed kilkoma laty imię, lecz Josh, sprawozdawca sportowy gazety, dowiedział się o tym i nie potrafił oprzeć się pokusie, żeby jej nie podokuczać. – To prywatna rozmowa, jeśli pozwolisz – powiedziała. – Absolutnie. Dalej, kontynuujcie. – Rozsiadł się na krześle przed biurkiem Cole’a i wyciągnął długie nogi. – O czym rozmawiacie? – O miłości – odparła. – Mój ulubiony temat. – Powiedziałam: o miłości, nie seksie. Nie odróżniasz jednego od drugiego. – Jak większość mężczyzn – zareplikował Josh żartobliwie. – Prawda, Cole? – Do licha! – zaklął Cole, zaabsorbowany sceną na jednym z monitorów. – Uderzyli na ambasadę w Jordanii. Podniósł słuchawkę i wybrał numer wewnętrzny do redaktora działu spraw zagranicznych i swego młodszego kuzyna, Randy’ego. Na szczęście Randy siedział akurat przy biurku. – Hal jest nadal w Jordanii? – Właśnie wraca – odparł Josh. – Jego żona będzie wkrótce rodzić. – Kogo tam jeszcze mamy? – Anita jest w Libanie, właśnie próbuję się z nią skontaktować. – Doskonale. – Odwiesił słuchawkę i zobaczył, że Gisela zdegustowana potrząsa głową. – Co? – Jesteś uzależniony – powiedziała. – Wiadomości są dla ciebie jak narkotyk. Nigdy nie masz dość. – W takiej branży pracuję, a to jest gazeta. Mamy pisać o tym, co dzieje się na świecie. – A tym, co dzieje się w twoim życiu, nie jesteś zainteresowany? – O czym ty, u licha, mówisz? Josh chrząknął. – Chyba nie jestem wam potrzebny. Wpadnę później, Cole. – Och, możesz zostać – powiedziała Gisela, potrząsając głową gestem pełnym frustracji. – Mam dość. Odchodzę. – W porządku, zobaczymy się później – powiedział Cole, kiedy Gisela chwyciła torebkę od znanego projektanta. Potrząsnęła znów głową, tym razem z pełnym niedowierzania zdumieniem. – Nie sądzę. Nie usłyszałeś nic z tego, co powiedziałam? – Eee… – zaczął czujnie. O czym ona, do diaska, mówiła? – Boże! – wykrzyknęła zdesperowana. – Ty naprawdę nie słuchasz. Zrywam z tobą! Nie chcę cię więcej widzieć. Dotarło? A może potrzebujesz, by tona cegieł spadła ci na głowę?
Chwyciła ciężki zszywacz i rzuciła nim w Cole’a, po czym wyszła. Uchylił się, lecz nie dość szybko i zszywacz uderzył go w skroń. Zobaczył gwiazdy, czemu towarzyszyła eksplozja bólu w głowie. Przyłożył palce do skroni i zobaczył krew. – Co, u diabła? Ledwie zarejestrował gorączkową krzątaninę, jaka nastąpiła potem. Ktoś podał mu ręcznik. Josh pomógł mu dojść do windy i zjechać do garażu, gdzie zapakował rannego do samochodu i zawiózł do najbliższego szpitala. Najwidoczniej na personelu izby przyjęć oddziału ratunkowego St. Timothy’s rana nie zrobiła wielkiego wrażenia, ponieważ wręczono mu paczkę lodu i kazano usiąść w poczekalni pełnej ludzi, z których większość nawet nie mówiła po angielsku. – To może zająć godziny – mruknął Cole. – Dajmy sobie spokój. – Nie możemy. Potrzebujesz zapewne kilku szwów. – Josh usiadł na sąsiednim krzesełku. – Naprawdę potrafisz zdenerwować kobietę, trzeba ci to przyznać. Jak twoja głowa? – Boli jak cholera. Pulsujący ból był tak silny, że Cole ledwie mógł mówić. – Następnym razem, gdy będziesz zrywał z kobietą, upewnij się, że w pobliżu nie ma ciężkich przedmiotów. – Nie wiedziałem, że zrywamy. – Właśnie na tym polegał problem – zauważył Josh z uśmiechem. Cole poruszył głową i jęknął, kiedy ból przeszył mu skroń. – Cholera! Tylko tego mi dzisiaj trzeba. Muszę stąd wyjść. Mam mnóstwo do zrobienia. – Co mianowicie? Jest piątek wieczór. – Wiadomości nie przestają napływać dlatego, że mamy weekend. Na wypadek gdybyś nie zauważył: świat zmierza ostatnio w szybkim tempie ku szaleństwu. Josh pochylił się ku niemu. – Na wypadek gdybyś nie zauważył: twój świat także ku niemu zmierza. – A co to miało niby znaczyć? – Na przykład to, że powinieneś zwracać uwagę na rzeczy, które dzieją się bliżej domu, na przykład uczucia twojej dziewczyny. Mógłbyś zapewne odzyskać Giselę, gdybyś jeszcze dziś do niej zadzwonił. – Dlaczego miałbym tego chcieć? O mało mnie nie zabiła. – Gdybyś ruszał się szybciej, toby cię nie trafiła. Robisz się powolny, Parish. – Nieprawda. – Choć musiał spędzać przy biurku długie godziny, i tak co dzień sumiennie ćwiczył. – Szczerze mówiąc, dobrze się stało. Ten jej dziecinny głosik! Miałem ochotę rwać sobie włosy z głowy, gdy go słyszałem! – Dzięki Bogu, przejrzałeś wreszcie na oczy. Doprowadzała mnie do szału od tygodni, choć była z niej niezła laska. – Cole Parish? – spytała pielęgniarka, przerywając im. – Proszę za mną. Cole wstał. – Możesz tu zaczekać, jeśli chcesz – powiedział do Josha. – Wolę pójść z tobą. To istne zoo – odparł Josh, kiedy do poczekalni weszła grupka drag queens. Pielęgniarka poprowadziła ich korytarzem do salki z trzema łóżkami oddzielonymi cienką zasłoną. Na jednym leżał starszy mężczyzna, drugie było puste. – Lekarz wkrótce przyjdzie – obiecała. Ledwie zdążyła wyjść, gdy na korytarzu wybuchło zamieszanie. Gromadka ludzi w białych fartuchach przemknęła obok drzwi, wykrzykując medyczne terminy i pchając nosze na kółkach. Reporterski instynkt zadziałał bezbłędnie mimo bólu głowy. Cole
wyciągnął szyję, próbując dojrzeć, co się dzieje. – Sprawdzę – powiedział Josh. Cole ściągnął brwi, zirytowany tym, że musi pozostać z boku, kiedy ktoś inny, choćby i przyjaciel, rusza do akcji. Usiadł na łóżku, przycisnął do rany lód i pożałował, że w sali nie ma telewizora. Skoro na pomoc trzeba czekać tak długo, można byłoby umilić pacjentom czas oczekiwania. Postarać się, by mogli zająć czymś umysł i zapomnieć o bólu. Josh wrócił po kilku minutach. – Ofiara strzelaniny – powiedział. – Napad na sklep w dzielnicy Mission. Właściciel postrzelił włamywacza, siedemnastoletniego dzieciaka. – Przeżyje? – Zabrali go na chirurgię. – Powinienem zadzwonić do Blake’a – powiedział Cole, mając na myśli redaktora działu miejskiego, który dyżurował w piątkowe noce. – Jestem pewien, że już o tym słyszał. – Gdzie moja komórka? – Kto to wie? Odpręż się, chłopie. Możesz mieć wstrząśnienie mózgu. – Nie mam i nie chcę, żeby „Tribune” przegapiła tę historię. Mam dość problemów, zważywszy że „Herald” przymierza się do porannego wydania. – Poradzimy sobie z konkurencją. – Josh usiadł na krześle obok łóżka. – Poza tym pracuje dla ciebie kilkaset osób. Pozwól im robić swoje. – Odchylił się w tył i zaczął bawić rurką zwisającą z jakiegoś urządzenia. – Co o tym myślisz? – Nie mam pojęcia. Gdzie ten przeklęty lekarz? Mógłbym wykrwawić się na śmierć. – „Zamordowany zszywaczem” – roześmiał się Josh. – To by dopiero był tytuł! Albo: „Szalona supermodelka uderza”? – To nie jest zabawne – jęknął Cole. – Ależ jest, w pewnym sensie. Josh miał rację. Jego życie osobiste stało się właśnie pośmiewiskiem. Pożegnalny rzut Gisele przyciągnął z pewnością jego uwagę. Może powinien skupić się na czymś więcej niż tylko wiadomości. Ale nie na Giseli. To skończone. Wiedział, że tak jest już od jakiegoś czasu, był tylko zbyt zajęty, żeby zakończyć sprawę. Teraz, kiedy to ona zerwała, odczuwał przede wszystkim ulgę. Do pokoju weszła kobieta i Cole podniósł wzrok. – Dobry wieczór, panie… – Zatrzymała się nagle, spoglądając na niego spoza podkładki z kartą szeroko otwartymi, szokująco znajomymi oczami. – Cole? Natalie? Serce zabiło mu mocniej w piersi. To nie mogła być Natalie. Nie teraz, po wszystkich tych latach. Nie tu, nie w jego mieście. Weszła głębiej do sali, poruszała się powoli, małymi kroczkami, jakby nie była pewna, czy chce podejść bliżej. Ciemnorude włosy, związane ciasno, uwydatniały owal twarzy. Oczy miała jaskrawobłękitne, wargi tak miękkie i pełne, jak je zapamiętał, ale to kilka drobniutkich piegów w kąciku ust sprawiło, że zaczerpnął gwałtownie tchu. Całował te wargi. I te usta. Boże! Natalie Bishop. Jedyna kobieta, którą kiedykolwiek… Nie, nie mógł o tym myśleć, a tym bardziej tego powiedzieć. Spotkanie nie powinno być tak trudne. Nie po dziesięciu latach. Tymczasem wydawało się, jakby minęły zaledwie minuty. Była teraz starsza – kobieta, nie dziewczyna. Wokół jej oczu i ust dostrzegł kilka cienkich linii. Nabrała nieco ciała, dorosła, i wróciła. Nie był gotowy, żeby ją znowu zobaczyć. I wyglądało na to, że
z nią sprawa ma się podobnie. Nagle uświadomił sobie, że Natalie ma na sobie biały fartuch, na szyi stetoskop, a w dłoniach podkładkę z kartą. Była lekarką. I przyszła, żeby go zbadać! – Cóż, czy to nie spotkanie po latach? – wymamrotał Josh, przerywając ciszę. – Pamiętasz mnie? Natalie przyglądała mu się przez chwilę, nim go poznała. – Oczywiście. Jesteś Josh, brat bliźniak Dylana i sąsiad Cole’a. – Dobra pamięć. Natalie odwróciła się z powrotem do Cole’a. – Przyszedłeś z powodu książki? Naprawdę jest o Emily? – Podniosła wzrok i spojrzała na jego głowę. – Och, jesteś ranny. Masz skaleczenie. To dlatego przyszedłeś. Oczywiście, że tak – dodała, potrząsając głową. – Jaka znów książka? O czym ty mówisz? Otwarła usta, a potem je zamknęła. – O niczym. Boli cię? – Bywało lepiej. Naprawdę jesteś lekarką? – Tak, jestem. Co się stało? Trzymała przed sobą podkładkę jak tarczę. – Ktoś czymś we mnie rzucił – odparł Cole, nie wdając się w szczegóły. – Dziewczyna. Zszywaczem – podsunął Josh usłużnie. – Próbowała zwrócić na siebie jego uwagę. – I podziałało? – spytała Natalie bystro. Jej zachowanie zmieniło się, gdy usłyszała o dziewczynie. A może zdołała opanować w końcu zaskoczenie spowodowane tym, że znaleźli się niespodziewanie w jednym pomieszczeniu. Jakikolwiek był powód, jej twarz nie wyrażała teraz żadnych uczuć. – Zdecydowanie przerzucam się na spinacze – odparł Cole. Wpatrywała się w niego przez dłuższą chwilę. Ciekawe, co widzi, co myśli, zastanawiał się w duchu. Choć przecież go to nie obchodziło. Dlaczego miałby przejmować się tym, co o nim myśli Natalie? Wiedział, co on o niej myśli. Nic dobrego. – Może trzeba będzie założyć kilka szwów – powiedziała. Ciekawe, skąd wie, skoro nie przyjrzała się ranie. Prawdę mówiąc, zatrzymała się o metr od niego i wyglądało na to, że nie jest w stanie się zmusić, by podejść bliżej. – Jak długo tu pracujesz? – zapytał. – Kilka lat. – Kilka lat? – powtórzył. Mieszkała w San Francisco od kilku lat, pracując w szpitalu odległym od redakcji zaledwie o parę przecznic? – St. Timothy’s to wspaniały szpital. Zaproponowali mi znakomite warunki, lepsze niż gdzie indziej. Dlatego wróciłam do San Francisco – odparła nieco obronnym tonem. – To nie miało nic wspólnego z tobą. Muszę przynieść narzędzia. Zaraz wrócę. Wyszła, a Josh zagwizdał. – Tego się nie spodziewałem. – Ani ja – wymamrotał Cole. Widocznie był tego dnia skazany na niespodzianki ze strony kobiet. – Wygląda dobrze. – Nie zauważyłem. – Taaa… Powiedz to komuś, kto nie pamięta, jak za nią szalałeś. – Nie mogę uwierzyć, że mieszka w San Fracisco od lat. Dlaczego wróciła po tym, co wydarzyło się z Emily i ze mną? – Zawsze uwielbiała tutejsze tramwaje.
Coś ścisnęło Cole’a w piersi. Natalie kochała tramwaje i jachty w marinie, świeże kraby na Fisherman’s Wharf, długie spacery po moście Golden Gate. Czasami zastanawiał się, czy nie kocha tego miasta równie mocno jak jego. Nie to, żeby dziś o to dbał. Była jak wczorajsze wiadomości. A nie ma nic gorszego niż wczorajsze wiadomości. Ani nudniejszego. – O jakiej książce mówiła? – zapytał Josh. – Nie mam pojęcia. Przypomniał sobie, że to już druga osoba wspomniała tego dnia o jakiejś książce. Zamilkli na dłuższą chwilę. Wreszcie Cole zapytał: – Myślisz, że zamierza wrócić?
Rozdział 2 Nie zamierzała. Nie mogła wrócić, zszywać rany Cole’a, jakby między nimi nic się nigdy nie wydarzyło. Jakby nie byli kiedyś przyjaciółmi, nie całowali się, nie kochali… Oparła się o ścianę i próbowała oddychać. Nie czuła się tak wytrącona z równowagi, odkąd zobaczyła pierwszy raz zwłoki. Była dwudziestodziewięcioletnią lekarką, nie dziewiętnastoletnim podlotkiem zakochanym bez pamięci w najprzystojniejszym mężczyźnie, jakiego kiedykolwiek widziała. Nie była już naiwna. Lekkomyślna. Ani głupia. Prawda? Nie. Nie mogła tam wrócić – ani do tego pokoju, ani do przeszłości. Pozbierała się i miała własne życie. Ciężko na nie zapracowała. Cole Parish nie był już jego częścią. Tego chciał wówczas i teraz ona też tego chciała. Dlaczego wszystko musiało wydarzyć się jednego dnia? Najpierw autor czytający w telewizji powieść, która mogła być o Emily, a teraz Cole. Czy to za sprawą pełni księżyca? Mieszkała i pracowała w San Francisco od trzech lat i ani razu ich ścieżki się nie skrzyżowały. Niemal o nim zapomniała, lub udawała, że zapomniała. Nie było to łatwe, skoro szefował największej gazecie w mieście. A dzisiaj oto stanął przed nią – całe metr osiemdziesiąt Cole’a Parisha. Był masywniejszy, niż go pamiętała, dorosły mężczyzna o szerokich barkach, silnych ramionach i długich, smukłych nogach. Jednak nie wszystko się zmieniło. Jego włosy zachowały głęboki, brązowy odcień, a oczy były równie ciemne i nieodgadnione jak kiedyś. W przeszłości te oczy spoglądały na nią oskarżycielsko. A jego głos… niski baryton mówił wpierw, że ją uwielbia, a potem, że nie chce jej więcej widzieć. Kochała Cole’a bardziej niż kogokolwiek w życiu, a on ją zranił. Nawet teraz czuła w sercu ból, kiedyś palący i wręcz nie do zniesienia. Nie sądziła, aby zdołała przejść przez to jeszcze raz. Ani że da radę wrócić do gabinetu. – Steve – powiedziała do mijającego ją młodszego rezydenta – w dwójce jest pacjent, który wymaga szycia. Możesz się tym zająć? Muszę pilnie zadzwonić. – Jasne. Zaraz tam pójdę. Skinęła głową i szybko odeszła. Była tchórzem, bez wątpienia. I dobrze. Cole zostanie jak należy opatrzony, a ona zajmie się ludźmi, których nie zna. I którzy nie złamali jej serca. • • • Cole przyglądał się młodemu mężczyźnie szykującemu się, by zszyć mu ranę. – Gdzie Natalie? – Doktor Bishop? Musiała zadzwonić. Jestem doktor Fisher. Zajmę się panem. Zapewne uwierzył, że Natalie musi pilnie z kimś porozmawiać, lecz Cole wiedział, że tak nie było. – Mógłby się pan nie ruszać? – poprosił lekarz. Wytrwanie w bezruchu wymagało całej siły woli, na jaką mógł się zdobyć. Jego umysł dryfował w różnych kierunkach, a wszystkie prowadziły do Natalie. Mieszkała i pracowała w San Francisco. Mogli wpaść na siebie przy byle okazji. Może widzieli się nawet w tłumie, mignęli jedno drugiemu w sklepie spożywczym lub kinie. Dlaczego wybrała pracę w San Francisco? Mogła pojechać dokądkolwiek. St. Timothy’s to dobry
szpital, lecz w stanie – a nawet w kraju – było takich mnóstwo. Czy miała inny powód, aby zdecydować się na rezydenturę akurat w jego mieście? Ponieważ nie ulegało wątpliwości, że San Francisco jest miastem Parishów. Jego rodzina wydawała tu największą gazetę i nic nie działo się bez nich. Od zawsze. Natalie o tym wiedziała. Spędzała z nimi wakacje i weekendy. Musiała zdawać sobie sprawę, że prędzej czy później gdzieś się na niego natknie. Może właśnie tego chciała… zobaczyć go znowu. Odepchnął tę myśl. Nie obchodziło go, czego chce Natalie. Nie było dla niej miejsca w jego życiu, i to od dawna. Za kilka minut opuści szpital i jeśli dopisze mu szczęście, nie spotkają się przez dziesięć następnych lat. Doktor Fisher skończył opatrywać ranę, wypisał receptę na środek przeciwbólowy i zostawił ich samych. Cole wstał. Czuł się cokolwiek niepewnie. Podejrzewał, że ma to więcej wspólnego z Natalie niż raną na głowie. Kiedy wyszli na korytarz, przystanął, niezdolny się powstrzymać. Dookoła kręciło się kilka osób w białych fartuchach, lecz żadna nie miała rudych włosów. Ani błękitnych oczu. Ust, których smak niemal czuł na wargach… – Chcesz porozmawiać z nią, zanim wyjdziemy? – spytał Josh. – Nie, nie chcę. Dlaczego miałbym chcieć? To ostatnia osoba, z którą chciałbym rozmawiać – dodał, nim zdążył się powstrzymać. Sądząc z rozbawionej miny Josha, robił z siebie durnia. – Skoro tak mówisz, niech ci będzie – odparł przyjaciel. – Zawiozę cię do domu. • • • Domem Natalie było małe mieszkanko na poddaszu trzykondygnacyjnej wiktoriańskiej kamienicy, odnowionej z wierzchu, lecz mocno zniszczonej od wewnątrz. Lecz kiedy wślizgiwała się po północy do łóżka, nie myślała o San Francisco, ale o Cole’u i Emily. Nie była w stanie wyrzucić z głowy żadnego z nich. Podczas przerwy obiadowej wymknęła się do pobliskiej księgarni i kupiła egzemplarz Upadłego anioła. Była pewna, że książka nie ma nic wspólnego z Emily. Gdyby było inaczej, gazeta Cole’a nie zamieściłaby recenzji. A gdy wspomniała o niej w szpitalu, Cole zdawał się nie wiedzieć, o czym mowa. Mimo to nie mogła przestać się zastanawiać. Otworzyła tom i zaczęła czytać. Pierwsza scena rozgrywa się w akademiku poza kampusem. Ellie poznaje Nancy oraz dwie inne współlokatorki, Lindę i Maggie. Oparła się o poduszki i zagłębiła w lekturze. Ich przyjaźń zaczęła się pewnego słonecznego dnia pod koniec września, gdy Ellie zjechała wraz z rodzicami na uniwersytet Santa Cruz, odległy o półtorej godziny drogi na południe od ich rodzinnego San Francisco i położony malowniczo na urwistym brzegu nad Pacyfikiem, skąd roztaczał się widok na niesławny deptak Beach Boardwalk i starą, troskliwie odrestaurowaną kolejkę rollercoaster. Przybywała pełna radości i podekscytowania, lecz także niepokoju. Martwiła się, jaka też będzie jej współlokatorka, odkąd dostała przydział do pokoju 232 w akademiku zwanym Fontana Garden, trzykondygnacyjnym budynku odległym o pół mili od kampusu. Wiedziała tylko, że dziewczyna ma na imię Nancy i pochodzi z Los Angeles. Ellie po raz pierwszy w życiu miała dzielić z kimś pokój. A prawdę mówiąc, nie tylko pokój. Rodzice rozpuścili ją do niemożliwości. Wiedziała, że tak jest, nawet jeśli oni nie zdawali sobie z tego sprawy. Miała nadzieję, że Nancy ją polubi, bo choć nie brakowało jej niczego, co można kupić za pieniądze, nie miała dotąd przyjaciółki. I ponad wszystko pragnęła, aby została nią Nancy. Natalie wzięła głęboki oddech i zamknęła książkę. Serce biło jej niczym po długim biegu. Imiona
zostały zmienione, ale to była ich historia. Akademik, Paloma Garden, wziął nazwę od ulicy, przy której był usytuowany. Ellie była Emily, a ona Nancy. Współlokatorki, z którymi bohaterki dzieliły korytarz oraz łazienkę: Maggie i Linda to w rzeczywistości Madison i Laura. Doskonale pamiętała też pierwszy dzień w akademiku. Martwiła się wówczas o to, jaka okaże się Emily, równie mocno, jak Emily przejmowała się Natalie. Odłożyła książkę. Nie musiała czytać następnej strony. Wystarczyło położyć się na wznak i powspominać. Podciągnęła kołdrę aż pod brodę i zapatrzyła się na sufit. Nie wiedzieć czemu bała się zamknąć oczy. Czy chciała przywołać wspomnienia? Wrócić do Paloma Garden, do Emily i dnia, kiedy się wszystko zaczęło? Oczy ją piekły, gdyż próbowała utrzymać je otwarte. Mimo to przeszłość wracała. Poczuła, że opadają jej powieki i poddała się pragnieniu, aby zobaczyć to znowu. Pokój był mniejszy, niż się spodziewała. Nagie ściany wręcz prosiły się, aby powiesić na nich plakaty. Obok każdego z bliźniaczych łóżek stała tandetna toaletka. Więc tak to wygląda?, pomyślała. To jest college? Pracowała ciężko, by się tu dostać, harując wieczorami na dwóch, a czasami trzech posadach i walcząc o jak najlepsze stopnie. I skończyła w sypialni wyglądającej niewiele lepiej niż ta, którą dzieliła z matką w byle jakim mieszkanku w Los Angeles. Lecz pokój nie miał tak naprawdę znaczenia. Była wolna. Zaczynała nowe życie i nie mogła się tego doczekać. To życie będzie inne. Nikt tu jej nie znał, nie wiedział, skąd się wzięła i co zostawia za sobą. Nikt nie musi poznać jej, pożal się, Boże, matki, na ogół pijanej. Nie musi wiedzieć, że aby się tu dostać, jechała pięć godzin autobusem i że nikt jej nie żegnał, nie wyprawił w drogę. Ani tego, że niemal cały jej majątek mieścił się w dwóch walizkach stojących obok jednego z łóżek. Mogła zostać, kimkolwiek zechce, a chciała być lekarzem. Pragnęła, by ojciec był z niej dumny. Powiedział kiedyś, że najbardziej w życiu pragnął się kształcić, pójść do college’u. Jego rodziców nie było na to stać, został więc kierowcą ciężarówki. Powiedział, że z nią będzie inaczej. I będzie, ale nie dzięki niemu. Umarł, gdy miała zaledwie osiem lat. Lecz jego marzenie nadal płonęło w sercu Natalie, choć matka, jak mogła, starała się je stłumić. To marzenie, ten sen zaczynał się dzisiaj. Miała nadzieję, że koleżanka z pokoju, Emily Parish, nie okaże się dziwaczką ani zapamiętałą imprezowiczką. Natalie udało się co prawda dostać do college’u, lecz był to zaledwie pierwszy krok w dziesięcioletnim planie zdobycia tytułu lekarza, a by w całości go urzeczywistnić, potrzebowała ciszy i miejsca do nauki. Drzwi otwarły się gwałtownie i do pokoju wpadła dziewczyna emanująca takim entuzjazmem oraz energią, że Natalie aż się cofnęła. Długie, falujące brązowe włosy, iskrzące się wesołością brązowe oczy i niewiarygodny uśmiech. Emily Parish dosłownie rozjaśniła pomieszczenie. – Natalie Bishop? – spytała. – Jesteś moją współlokatorką? Natalie skinęła głową i powiedziała: – Tak. Emily natychmiast porwała ją w objęcia i uścisnęła. – Rany! Możesz uwierzyć, że naprawdę tu jesteśmy? – spytała, kiedy puściła wreszcie Natalie. – Nie do końca. – Będziemy doskonale się bawiły. Czekałam na to od dawna. Nie potrafię powiedzieć, jak bardzo. – Ja też – przyznała cicho Natalie, gdy do pokoju weszli rodzice Emily. Richard i Janet Parishowie wyglądali w każdym calu na bogatych i wyrafinowanych, co podkreślały jeszcze drogie ubrania i biżuteria. Potraktowali Natalie uprzejmie, lecz widać było, że perspektywa zostawienia córki w akademiku mocno ich niepokoi. Z pomocą kilku silnych chłopaków rozpakowano samochód i wniesiono bagaże Emily. Gdy wszystkie znalazły się już na miejscu, w pokoju ledwie można się było obrócić. – Nie martw się – szepnęła Emily. – Gdy tylko wyjadą, urządzimy wyprzedaż. – Nie możesz sprzedać swoich rzeczy.
– W ogóle nie chciałam ich zabierać, lecz się uparli. Są trochę zbyt opiekuńczy. I rzeczywiście tak było. Nim wyjechali, udzielili obu dziewczętom dokładnych instrukcji, jak powinny się zachowywać, aby nic złego się im nie przydarzyło. Pani Parish odciągnęła w ostatniej chwili Natalie na bok i powiedziała: „Czuwaj nad naszą Emily. Jest taka niewinna. Nie wie nawet, czego nie wie”. Natalie przyrzekła, bo co innego mogłaby zrobić? Poza tym przywykła opiekować się matką, a z Emily sprawa z pewnością okaże się łatwiejsza. Ledwie za Parishami zamknęły się drzwi, Emily pogłośniła podłączone dopiero co stereo, wskoczyła na łóżko i zaczęła tańczyć. Długie włosy fruwały wokół jej twarzy. – No, dalej! – powiedziała zachęcająco. – Żartujesz? – spytała Natalie z powątpiewaniem. – Możemy połamać łóżka. – I co z tego? Nie wiem jak ty, ale ja po raz pierwszy w życiu mogę robić, co chcę. Czekałam na to od wieków! Nie minęła chwila, a Natalie próbowała już tańca na łóżku. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz czuła się tak niemądra, tak po dziewczęcemu beztroska. I właśnie ten moment wybrały sobie Laura i Madison, by poznać pozostałe współlokatorki. Laura: niska, nieco zbyt pulchna, o włosach w odcieniu brudnego blondu, przyniosła ciasteczka z czekoladą. Madison, wysoka, smukła blondynka o ciele i twarzy modelki, zaproponowała piwo, które jej chłopakowi udało się schować w walizce. Po kilku minutach Emily ochrzciła je Wspaniałą Czwórką i był to początek przyjaźni, która miała przetrwać całe życie. Przetrwała zaś ledwie półtora roku. Natalie otworzyła gwałtownie oczy. Przesunęła dłonią po policzkach i uświadomiła sobie, że płacze. Zamknęła wspomnienia na dziesięć lat w odległym zakamarku pamięci, a teraz wracały. Nie wiedziała: cieszyć się czy martwić? Westchnęła, wzięła do rąk książkę i odwróciła ją, by spojrzeć na zdjęcie autora. Garrett Malone. Kim był i skąd tyle o nich wiedział? Emily nie mogła mu powiedzieć. Czyżby rozmawiał z nim któryś z jej krewnych? Nie miałoby to sensu. Śmierć Emily wprawiła ich w rozpacz. Nie życzyliby sobie, by o ich córce pisano, zwłaszcza gdyby książka nie była fikcją i traktowała o… morderstwie. Na samą myśl o tym wywrócił się jej żołądek. Emily zmarła w wyniku tragicznego wypadku. Spadła z dachu podczas imprezy w budynku stowarzyszenia studentek. Wszyscy o tym wiedzieli. Gdyby było inaczej, rodzina Cole’a dopilnowałaby, żeby ktoś został ukarany. Musi przeczytać książkę, dowiedzieć się, dokąd zmierza intryga. Czy jeśli autor miał rację w kilku sprawach, oznacza to, że nie mylił się też w kwestii śmierci Emily? Czy było w tym coś więcej, niż ktokolwiek podejrzewał? Otworzyła książkę i zaczęła czytać. • • • Kilka godzin później obudziło ją natarczywe pukanie. Narzuciła szlafrok na spodnie od dresu i cienki podkoszulek i powlokła się ku drzwiom, zdając sobie niejasno sprawę, że musi być już rano, a jej udało się przespać zaledwie kilka godzin. Spodziewała się zobaczyć sąsiadkę z dołu, panią Bailey, która wpadała często w sobotni ranek z bajglami. Tymczasem na progu stał Cole. – Dlaczego sobie poszłaś? – zapytał stanowczo. – Co takiego? – Słyszałaś. Wparował do mieszkania z zawziętą miną. Ubrany w niebieskie dżinsy i czarny sweter wydawał się jeszcze bardziej męski niż w garniturze i krawacie. A może w zwyczajnym ubraniu bardziej przypominał chłopaka, którego znała i w którym
się zakochała? Zamknęła za nim drzwi, nakazując sobie zachować spokój. Niestety, bijące mocno serce i spocone dłonie za nic nie chciały współpracować. Zawsze tak było: wystarczyło, że na nią spojrzał, a miała wrażenie, że płonie. Ta chemia między nimi powinna już zniknąć. Z pewnością oboje zrobili wiele, by ją pogrzebać. Stało się jednak inaczej. Cole nadal bardzo na nią działał i nie wolno jej było tego okazać. – Co ty tu robisz? – spytała. – Chcę wiedzieć, dlaczego wczoraj nie wróciłaś. – Byłeś w dobrych rękach, a ja miałam innego pacjenta. – Kłamstwo! – Doskonale. Nie chciałam cię widzieć, a ty z pewnością nie chciałbyś, żebym się tobą zajmowała. Mam rację? W jego ciemnych oczach zabłysło coś, czego nie była w stanie rozszyfrować. Czy myślał o niej w ciągu tych dziesięciu lat? Zastanawiał się, gdzie jest, co robi i z kim? A może potrafił o niej zapomnieć – dokładnie tak, jak zapowiedział? Przesunęła dłońmi wzdłuż nogawek, żałując, że nie ma na sobie czegoś stosowniejszego, bardziej oficjalnego. Była boso, a nie wypolerowała nawet paznokci. Zdecydowanie przydałaby się jej para butów. Obuta czuła się zawsze wyższa i bardziej pewna siebie. – Nie powinnaś tak odchodzić – powiedział szorstko. – Dlaczego? Chciałeś zrobić to pierwszy? – Dostrzegła w jego spojrzeniu błysk niepokoju i już wiedziała, że się nie pomyliła. – A tak w ogóle, jak udało ci się mnie znaleźć? – Szefuję gazecie. Potrafię znaleźć każdego. Rozejrzał się po kawalerce, odnotowując zapewne niedostatek mebli, tapczan kupiony z drugiej ręki, skrzynkę zastępującą szafkę pod telewizor i dwie inne, służące jako stoliki. Zza kupionego na pchlim targu, orientalnego parawanu wystawało niepościelone łóżko. Jedynym, co w mieszkaniu można byłoby uznać za choćby w niewielkim stopniu inspirujące, były plakaty filmowe na ścianach. Od dawna dokuczała jej bezsenność, a stare filmy umilały wlokące się w nieskończoność samotne nocne godziny. Nie zamierzała przepraszać za to, jak mieszka. Studia i rezydentura pochłonęły wszystkie jej zasoby, pozostawiając dług wielkości Everestu. Używane meble to najmniejszy problem. Poza tym i tak nie spędzała w domu zbyt wiele czasu. Nie było też wcale przesądzone, że będzie mieszkała w tym samym miejscu za kilka tygodni. Mogła zatrudnić się gdziekolwiek, propozycji nie brakowało. A odkąd wpadła poprzedniego dnia na Cole’a, perspektywa przeprowadzki na drugi koniec stanu nabrała nieoczekiwanego powabu. Przycupnęła na oparciu sofy i czekała, przyglądając się, jak Cole przemierza pokój. Na pewno dojrzał jako mężczyzna i wypełniał teraz dżinsy we wszystkich właściwych miejscach. Gęste brązowe włosy tworzyły ramę dla twarzy – raczej zawadiacko atrakcyjnej niż klasycznie ładnej. Kwadratowa szczęka mówiła o sile, pasji i determinacji. Zakrzywiony koniuszek nosa przypominał, że Cole nie pozwolił nigdy, by zabłąkana piłka do baseballu czy złamany nos odwiodły go od tego, co chciał robić. I kiedy. Był typem faceta, którego kobieta pragnie przerobić na swoją modłę, uczynić bardziej wrażliwym. Ona z pewnością próbowała. Ciekawe, czy się ożenił, pomyślała, a potem przypomniała sobie, jak Josh powiedział, że to dziewczyna rzuciła w Cole’a zszywaczem. Jeśli chciała okaleczyć go na całe życie, to jej się nie udało. Szwy na czole sprawiały, że wyglądał jak ranny wojownik. Która kobieta mogłaby się temu oprzeć? Ona. Zdecydowanie. I zamierzała tego dokonać. – Jak twoja głowa? – spytała, kiedy przez dłuższą chwilę się nie odzywał. Łatwiej było zachowywać
się jak lekarka niż dawna przyjaciółka – jeśli tym właśnie kiedyś dla niego była. – W porządku. Dlaczego tutaj, Natalie? Dlaczego wybrałaś akurat San Francisco? – zapytał, wpatrując się w nią uważnie. – Powiedziałam ci… – W kraju pełno jest dobrych szpitali. Rzeczywiście, nie sposób zaprzeczyć. – Pomyślałam, że po tylu latach nie będzie to miało znaczenia. Nie sądziłam, by kogoś obchodziło, gdzie mieszkam, a już na pewno nie ciebie. – Cóż, nie obchodzi. – No właśnie. Wypowiedzenie tego kosztowało ją wiele samozaparcia. Wolałaby przy tym, żeby nie patrzył wprost na nią, lecz niech ją diabli, jeśli odwróci pierwsza wzrok. Nie da mu tej satysfakcji. – To wszystko? – Nie, nie wszystko. – Zamilkł na chwilę. – Wspomniałaś wczoraj o jakiejś książce i Emily. O co chodziło? Cholera! Musiał zapamiętać akurat to? Jeśli nie wiedział dotąd o książce, wolałaby nie mówić mu o niej jako pierwsza. Z drugiej strony, czy nie tak powinno to wyglądać? Zbliżyli się do siebie z powodu Emily i to jej śmierć brutalnie ich rozdzieliła. Cała ich znajomość była z nią nierozerwalnie związana. A teraz historia zatoczyła krąg. – Kupiłam książkę wczoraj, po tym jak usłyszałam fragment w telewizji. Intryga brzmiała znajomo. – To znaczy? – Sam się przekonaj, leży na nocnym stoliku – powiedziała, skinąwszy głową w kierunku łóżka. Cole podszedł, otworzył książkę i zaczął czytać informacje na skrzydełku. Wątpiła, by skojarzenie faktów zajęło jego bystremu umysłowi dużo czasu. I rzeczywiście. Już po chwili zesztywniały mu ramiona, a w spojrzeniu, jakim ją obrzucił, zabłysnął gniew. – Co to, do diabła, jest? Wspaniała Czwórka… akademik… nowicjuszka spada z dachu… Ellie Parks? – Jego głos wznosił się z każdym wypowiadanym słowem. – Czy to o… Emily? – Spojrzał na nią, jakby powinna znać odpowiedź, jakby była w jakiś sposób odpowiedzialna. Potrząsnął książką, a gdy nie odpowiedziała, zapytał wprost: – Czy to o mojej siostrze? – Na to wygląda. – Nie rozumiem. – Ja także. Dopiero zaczęłam czytać, ale książka opowiada o czterech przyjaciółkach z college’u, które nazwały się Wspaniałą Czwórką. Imiona są inne, ale zaczynają się na tę samą literę co nasze. Autor sugeruje, że główna bohaterka, Ellie – powiedziała, z rozmysłem używając książkowego imienia – nie ginie w wypadku, ale zostaje… – Zaczerpnęła głęboko oddechu, niepewna, czy zdoła to powiedzieć. – Zostaje… co? – Zamordowana. Słowo wystrzeliło jej z ust niczym pocisk. I trafiło go wprost w serce. Przycisnął dłoń do piersi. – To niemożliwe. Policja przeprowadziła drobiazgowe śledztwo. Widziałem raporty. Ojciec upewnił się, że zadano wszystkie niezbędne pytania. – Wiem. To był wypadek, okropny wypadek. Autor stara się wypaczyć rzeczywistość. – I kto to niby zrobił? – zapytał szorstko. – Skoro jest morderstwo, musi być i morderca. Kto zabił
moją siostrę? – To fikcja, Cole. Mieszanka fantazji z prawdą. Jej fragmenty nie układają się w spójną całość. – Powiedz mi zatem, kto jest tym fikcyjnym mordercą. – Nie wiem, jeszcze nie skończyłam czytać. – I nie byłaś na tyle ciekawa, by zajrzeć na koniec? Prawdę mówiąc, bała się to zrobić, ponieważ nie podobał jej się kierunek, w jakim zmierzała intryga. – Kim są podejrzani? – zapytał. – Madison, Laura i ja. Autor zdaje się sądzić, że któraś z nas zabiła przyjaciółkę, ale się myli. Ty to wiesz, i ja także. – Wiem? Naprawdę? – Oczywiście – powiedziała zaszokowana jego słowami. – Byłyśmy przyjaciółkami. Kochałyśmy Emily, a ona nas. Na kilka długich, bolesnych sekund w pokoju zapadło pełne napięcia milczenie. Wiedziała, że Cole wini ją, iż zawiodła Emily, nie opiekowała się nią, tak jak obiecała, nie mógł jednak z pewnością wierzyć, że z rozmysłem zrobiła jej krzywdę! W końcu spojrzał znowu na książkę i zdjęcie autora na okładce. – Kim jest ten facet? – Nie mam pojęcia. Musiał rozmawiać z kimś, kto dobrze nas znał. Rzucił książkę na stolik z taką siłą, że Natalie podskoczyła przestraszona. – Nie dopuszczę, by to się rozniosło. – W jaki sposób? Co zamierzasz zrobić? – Odnaleźć Garretta Malone’a, to po pierwsze. Na liście płac gazety mamy aż nadto śledczych. Jestem pewien, że zdołają namierzyć autora książkowego przeboju. – Nie będziesz potrzebował śledczych. – Podniosła „Tribune” i przerzucała strony, póki nie znalazła tej z działem rozrywki. – Mógłbyś przeczytać od czasu do czasu własną gazetę. – Podała mu ją. – Najwidoczniej w niedzielnym wydaniu zamieszczono recenzję książki. Nie nadzorujesz tego, co jest drukowane? – Nie marnuję czasu na czytanie recenzji książek – prychnął, sięgając po gazetę. – „Garrett Malone będzie podpisywał egzemplarze swojej powieści Upadły anioł w księgarni Page One w sobotę, od dwunastej do drugiej” – przeczytał. – Jest tutaj, w mieście. – Spojrzał na Natalie z błyskiem w oku. – O której musisz być w pracy? – O trzeciej, a co? – Mamy spotkanie z autorem. – Nie chcę tam iść. – Na pewno chcesz. Dlatego zakreśliłaś ogłoszenie. – Oddał jej gazetę. – Nie chcesz się dowiedzieć, co jest grane, Natalie? Oczywiście, że chciała. Nie mogła myśleć o niczym innym, odkąd usłyszała o książce. Nie chciała jednak spędzać czasu z Cole’em, patrzeć na niego, słuchać jego głosu. Wtedy wszystko wracało – dawne uczucia, miłość, nienawiść, emocje, które zamknęła w odległym zakamarku duszy na dziesięć długich lat. – Chodź ze mną – nalegał. Jego słowa przeniosły Natalie do czasów, kiedy poszłaby za nim wszędzie, zgodziła się na wszystko, co zaproponował. Te czasy dawno minęły, a jednak się wahała… – Jeśli to jest o Emily, powinniśmy wszystkiego się dowiedzieć. Jesteśmy jej to winni.
– No dobrze, pójdę – powiedziała w końcu. Im szybciej rozwikłają tę zagadkę, tym lepiej. Będzie mogła wrócić do swojego życia. A Cole do swojego.
Rozdział 3 Chodź ze mną. Co za diabeł go opętał? Nie chciał spędzać z Natalie czasu. Nadal nie mógł uwierzyć, że mieszka od kilku lat w San Francisco. Czyżby wróciła tutaj w nadziei na pojednanie? Jeżeli tak, dlaczego nie próbowała się z nim skontaktować? A jeśli nie chodziło o niego, powinna trzymać się z daleka. Spojrzał we wsteczne lusterko i zobaczył jej samochód. Z maski starego forda taurusa schodził lakier, co przypomniało mu, że jeśli chodzi o dobra materialne, nie miała ich nigdy za wiele. Zawsze walczyła, żeby utrzymać się na powierzchni i wyglądało na to, że nadal tak jest. Lecz teraz była lekarką. Osiągnęła to, dokładnie tak jak zapowiedziała, i nie mógł się powstrzymać, żeby choć trochę jej nie podziwiać. Nie zamierzał jednak pozwolić, aby się tego domyśliła. Im mniej będą o sobie wiedzieli, tym lepiej. Nie powinien jej prosić, by poszła z nim na spotkanie z autorem. Nie potrzebował jej. Był doświadczonym dziennikarzem. Wiedział, jak wywęszyć prawdę kryjącą się za opowieścią. Niestety, akurat ta historia rozgrywała się zbyt blisko domu. Nadal nie mógł dojść do siebie po tym, co przeczytał na okładce i co powiedziała Natalie. O co tu chodzi? Jak życie jego siostry mogło się stać kanwą słynnej powieści? Zapewne o tej właśnie książce chciała porozmawiać z nim kuzynka Cindy. Najwidoczniej przeczytała recenzję i skojarzyła fakty. Tylko skąd autor wiedział tyle o jego siostrze? Musiał mieć dobrze poinformowane źródło. Kto mógł nim być? Zaparkował przed księgarnią i wysiadł z samochodu. Zaczekał, aż Natalie wrzuci monety do parkometru. Jej rude włosy stanowiły plamę koloru w szarzyźnie dnia. Przebrała się w kremowy sweter, ciemnobrązowe spodnie i buty na obcasach. Zawsze lubiła wysokie obcasy. Jego ciało stężało na tę niechcianą myśl. Był na siebie wściekły, że nadal tak na nią reaguje. Związek pomiędzy nimi powinien był umrzeć razem z Emily, tymczasem wystarczyło jedno spojrzenie w te przejrzyście niebieskie oczy i poczuł, że czas się cofa. A przecież Natalie należała do przeszłości. Nie było dla niej miejsca w jego teraźniejszości, ani tym bardziej przyszłości. Po chwili dołączyła do niego na chodniku. Drzwi księgarni pozostawały otwarte z powodu tworzącej się kolejki. – Przyszli po autograf? – spytała zaskoczona. – Najwidoczniej. Ruszyli w milczeniu wzdłuż tłumu, przysłuchując się dobiegającym rozmowom. Niepokój Cole’a rósł z każdą mijającą chwilą. Nie przepadał za czytaniem, pracował jednak w mediach wystarczająco długo, by wiedzieć, że większość spotkań autorskich nie przyciąga aż tylu łowców autografów, zwłaszcza jeśli o autorze nikt do niedawna nie słyszał. – Facet musi mieć niezłego agenta – burknął. Spojrzał na zegarek. Dochodziło południe. Kolejka będzie prawdopodobnie przesuwała się szybciej, kiedy rozpocznie się podpisywanie. Powinien się zastanowić, co chce powiedzieć. Nie mógł doprowadzić przecież do konfrontacji w obecności wszystkich tych ludzi. Za nic by nie odgadł, że przyjdzie ich aż tylu. – O, nie! – jęknęła Natalie. Co znowu? Podążył za nią spojrzeniem ku przecinającej ulicę kobiecie z lekką nadwagą,
przeciętnego wzrostu, o sięgających ramion ciemnoblond włosach. Ubrana była w czarne spodnie i pasujący do nich żakiet. Z ramienia zwieszała się jej ciężka torba, w dłoni trzymała egzemplarz książki. Ciemne okulary zakrywały oczy kobiety, mimo to nie mógł się pozbyć wrażenia, że ją zna. – Laura – wymamrotała Natalie, kładąc mu dłoń na ramieniu. – To musi być Laura Hart. Idzie tu. Cole nie potrafiłby powiedzieć, co bardziej wytrąciło go z równowagi: dotyk dłoni Natalie czy pojawienie się kolejnej członkini Wspaniałej Czwórki. – Może to nie ona. Odsunął się i stał teraz oddalony od Natalie o pół metra. – Ona. Wszędzie poznałabym ten chód. Laura zatrzymała się nagle w pół kroku. Wpatrywała się w nich przez chwilę, a potem zdjęła okulary, odsłaniając parę znajomych, brązowych oczu. – Natalie? To naprawdę ty? Cole milczał, czekając, co powie Natalie. Lecz ona najwidoczniej nie była w stanie się odezwać. Gapiła się na Laurę, jakby nie mogła uwierzyć własnym oczom. W końcu chrząknęła jednak i wykrztusiła: – Tak, to ja. – Nie do wiary. Minęło tyle czasu. – Laura spojrzała na Cole’a i wytrzeszczyła oczy jeszcze bardziej. – Cole Parish? Ty tutaj? Jesteście razem? Myślałam, że to się skończyło dawno temu i… – Nie jesteśmy razem – wtrąciła Natalie pospiesznie. – Wpadłam na Cole’a wczoraj wieczorem… Przypadkiem. Przyszedł na ostry dyżur do St. Timothy’s. Jestem tam lekarką. – Mieszkasz i pracujesz w San Francisco? Naprawdę? – Laura potrząsnęła z zaskoczeniem głową. – Ja mieszkam na półwyspie, w Atherton. Nie miałam pojęcia, że jesteś tak blisko. – Zamilkła na chwilę. – Myślałam o tobie bardzo często w ciągu tych dziesięciu lat, Natalie. I oto jesteś. Wyglądasz dobrze, dokładnie tak jak wtedy. Poznałabym cię wszędzie. – Nie posunęłabym się aż tak daleko, ale ty też wyglądasz dobrze, Lauro. – Mam dwójkę dzieci, córeczki. Och, i wyszłam za Drew McKinneya. Możesz w to uwierzyć? – dodała, uśmiechając się z dumą. – Zawsze twierdziłaś, że to zrobisz. A co u niego? Jaki jest? – Cudowny. Został prawnikiem i przymierza się, by wkroczyć do świata polityki. Cole pomyślał, że akurat do polityki McKinney nadaje się doskonale. Natknął się na niego kilka razy, odwiedzając Emily i Natalie w Santa Cruz, i uznał za osobnika śliskiego, niezważającego zbytnio na zasady. Zdziwiło go, że poślubił kogoś w typie dziewczyny z sąsiedztwa. Nie postawiłby ani centa na to, że ich związek może przetrwać tak długo. – Kolejka ciągnie się w nieskończoność – zauważyła Laura, rozglądając się. – Nie myślałam, że przyjdzie aż tyle osób. – Ja również – mruknęła Natalie. Laura spoważniała. – Skoro tu jesteście, zakładam, że przeczytaliście książkę? – Ja przeczytałam kawałek – odparła Natalie. – Cole jeszcze nie zaczął. – Naprawdę? Zamieściliście przecież recenzję – powiedziała Laura. Znowu to samo. Choć miło wiedzieć, że ludzie czytają twoją gazetę, pomyślał z ironią. – To zapewne jedyna strona, której nie czytuję – powiedział. – Myślisz, że książka jest o Emily? Laura skinęła głową. – Tak. Czytanie jej to jak niechciana wyprawa w przeszłość. Nie uważasz, Natalie? – Absolutnie – zgodziła się Natalie. – Wiesz coś o tym Garretcie Malonie?
– Nie. Dlatego przyszłam. Chciałam zobaczyć, jak wygląda. I może chwilę porozmawiać. Za nic bym się nie spodziewała, że was tu spotkam. – Odetchnęła głęboko. – Wyszłaś za mąż, Natalie? – Nie. Byłam zbyt zajęta. Cole odwrócił się, unikając odpowiedzi na niezadane pytanie Laury. Nie zamierzał dzielić się szczegółami osobistego życia. Już to, że był tu z Natalie i Laurą, nie wydawało się właściwe. Nie zamierzał nigdy więcej się z nimi spotykać. Zawiodły Emily. Jego siostra nie żyła, a one tak. Były piękne, pełne życia – jedna miała rodzinę i dzieci, druga została lekarką. Emily nie dożyła dwudziestych urodzin, nie miała szansy zakochać się, wyjść za mąż. Było to tak niesprawiedliwe, że aż ścisnęło go w żołądku. – Cole? – Głos Natalie przywołał go do rzeczywistości. – Co? Wskazała skinieniem drzwi i uświadomił sobie, że kolejka mocno się przesunęła. Po kilku chwilach weszli do środka i zobaczyli Garretta Malone’a. Siedział za wielkim dębowym stołem, mając przed sobą stos książek. Obok stała asystentka i przygotowywała egzemplarze. Malone wyglądał dokładnie tak jak na okładce. Brązowa broda zakrywała mu dolną część twarzy, okulary o grubych szkłach sprawiały, że wydawał się nader inteligentny, a starannie uczesane włosy były na tyle długie, by nadać mu wygląd artysty. – Poznajesz go? – spytała Natalie. Potrząsnął głową. – A ty? – Jest w nim coś znajomego… ale nie wiem co. Jest za stary, by mógł studiować z nami i być tamtego wieczoru na imprezie. Musi mieć ze czterdzieści pięć lat, czyli wtedy byłby dobrze po trzydziestce. Ktoś taki na pewno by się wyróżniał. – Zgadzam się. Co nie znaczy, że nie mógł mieć przyjaciół. A nawet, do licha, córki – powiedział gwałtownie. – Może być starszy, niż się wydaje. Może mieć pięćdziesiąt lat i dwudziestodziewięcioletnią córkę, która była wtedy dziewiętnastolatką i kandydatką do stowarzyszenia. – Zapewne, choć nie pamiętam żadnej Malone. – Pokaż mi tę książkę. – Wziął od niej egzemplarz i otworzył na stronie, gdzie zamieszczono informacje na temat praw autorskich. – A to ciekawe. Prawa do książki ma Pen Productions. – Brzmi jak nazwa firmy. Co w tym interesującego? – Jeszcze nie wiem. Kolejka przesunęła się znowu i znaleźli się półtora metra od stołu. Garrett Malone podniósł wzrok, kiedy matka z dzieckiem na biodrze pochyliła się nad wózkiem, by wyjąć książkę. Spojrzał na kolejkę i uśmiechnął się z satysfakcją. Cole uznał, że go nie lubi. Facet coś kombinował. I to coś mogło zaszkodzić jego rodzinie. Spojrzał na Cole’a, lecz najwidoczniej go nie poznał. Skoro wiedział aż tyle o Emily, dlaczego nie rozpoznał jej brata?, pomyślał Cole. A potem autor przesunął spojrzenie w bok. Patrzył teraz na Natalie, a może na Laurę. Nagle uniósł się na krześle. – Wstaje – powiedziała Natalie. – Idzie tutaj? – Myślę, że nas zobaczył – dodała Laura. Malone powiedział coś do asystentki. Wydawała się zaskoczona i zaniepokojona. Wyszedł zza stołu i ruszył ku tylnemu wejściu. – Dokąd on idzie? – spytała Natalie. Nim Cole zdążył zareagować, asystentka stanęła za stołem i uniosła dłoń, aby uciszyć czekających.
– Pan Malone źle się poczuł. Bardzo przeprasza, ale nie będzie w stanie dłużej podpisywać książek. Zamilkła, ewidentnie zdenerwowana rozwojem wydarzeń. Ludzie zaczęli sarkać. Kierownik księgarni wystąpił i obiecał kolejkowiczom dziesięcioprocentową zniżkę. Cole nie czekał, żeby usłyszeć coś więcej. Ruszył w kierunku tylnego wejścia, skąd drzwi prowadziły wprost na parking. Gdy to zobaczył, uświadomił sobie, że jest za późno. – Pojechał? – spytała Natalie, niemal na niego wpadając. – Na to wygląda. Cholera! – Myślisz, że naprawdę źle się poczuł? – spytała Laura. – Do diabła, nie. – Uciekł – zauważyła Natalie. – Zniknął, gdy nas zobaczył. – Kiedy zobaczył ciebie – poprawił ją. – Patrzył przez chwilę wprost na mnie i nic, a potem spojrzał na ciebie. Musi cię znać, a może nawet was obie. – Ale my go nie znamy – odparła Laura. – Prawda, Natalie? • • • Kiedy wchodziły do Starbucksa w pobliżu księgarni, Natalie nadal zastanawiała się nad pytaniem Laury. Nie była pewna, dlaczego zgodziła się pójść z nią na kawę. Miała mieszane uczucia w kwestii odnowienia przyjaźni. Na szczęście nie musiała przejmować się Cole’em. Zostawił je, mamrocząc coś o „dotarciu do sedna tego wszystkiego”. – Poproszę odtłuszczoną latte bez kofeiny – zamówiła Laura. – Jestem znowu na diecie. A może powinnam powiedzieć: nadal? – dodała, uśmiechając się lekko. – Podwójne espresso – powiedziała Natalie, podchodząc do lady. Kofeina była częścią jej życia, równie niezbędną jak oddychanie i zdecydowanie ważniejszą niż jedzenie. Zapewne dlatego nie musiała, w przeciwieństwie do Laury, przejmować się wagą. Usiadły przy małym stoliku. – Myślałam o tobie wczoraj wieczorem – zaczęła Laura ostrożnie. – Książka sprawiła, że wszystko wróciło. Jakby te dziesięć lat po prostu znikło. A teraz, kiedy na ciebie patrzę, czuję się tak, jakbyśmy zamawiały dopiero co kawę u Pete’a na Boardwalk, paplając o szkole i chłopakach, którzy doprowadzają nas do szału. Jakby Madison i Emily lada chwila miały do nas dołączyć. – Posmutniała. – Wiem, że to się nie może wydarzyć. Nie powinnam nawet tak mówić. Zawsze za dużo gadałam. – Wiem, o co ci chodzi – odparła Natalie, głównie po to, by Laura nie czuła się winna. – Też tak się czuję, choć nie wiem dlaczego. Nie mamy już dziewiętnastu lat i od tamtego czasu mnóstwo się wydarzyło. Ich przyjaźń nie skończyła się w sposób naturalny. Nie odsunęły się od siebie, jak to bywa z koleżankami z college’u. To śmierć Emily sprawiła, że się rozstały. Jej śmierć i poczucie, że zawiodły przyjaciółkę. Madison wyjechała jeszcze przed pogrzebem, wysłana do Europy przez rodziców, a Natalie przeniosła się w ciągu tygodnia do college’u w Los Angeles. Nie trzeba było nawet dziesięciu dni, by mocna, piękna przyjaźń, która miała trwać wiecznie, na dobre się skończyła. Natalie wątpiła poważnie, czy jeszcze kiedykolwiek zdoła z kimś tak się zaprzyjaźnić. – Brakuje ci jej? – spytała Laura. Natalie spojrzała na nią i odparła szczerze: – Każdego dnia. Była z nas najlepsza. Laura skinęła głową, wstrzymując łzy. – Ja też tak myślałam. Próbowałam opowiedzieć ludziom o Emily, ale nie potrafiłam znaleźć
właściwych słów. Łatwo powiedzieć, że była piękna, zabawna i pełna życia, ale to przecież nie wszystko. Była duszą naszej czwórki, naszym natchnieniem. Sprawiała, że w siebie wierzyłyśmy. – Sfrustrowana potrząsnęła głową. – Zabrzmiało to tak, jakby nie była rzeczywista, nie mogła się załamać albo ubrudzić, wiesz? Oczywiście, że wiesz… Paplam bez sensu, prawda? Po prostu nie mogę uwierzyć, że siedzimy tutaj po dziesięciu latach milczenia. – Odetchnęła głęboko, a jej brązowe oczy złagodniały jeszcze bardziej. – Tęskniłam za tobą, Natalie. Za tobą i Madison. Za nami, kiedy byłyśmy razem. Nawet za sobą z czasów, gdy byłam częścią Wspaniałej Czwórki, choć ja akurat nigdy nie byłam szczególnie wspaniała. Nie uświadamiałam sobie tego, póki nie zaczęłam czytać tej książki. – Nie byłaś czwartą – zaprotestowała Natalie, powstrzymując emocje. Dzielenie się myślami i mówienie o uczuciach nie przychodziło jej z taką łatwością jak Laurze. – Nie miałyśmy numerów ani niczego podobnego. – Och, proszę. Zdecydowanie byłam tą czwartą. Emily była na pierwszym miejscu, bo zawsze wszystko inicjowała. Ty byłaś druga, ponieważ dzieliłaś z nią pokój. Madison była trójką, ponieważ nie było sposobu, żeby znalazła się za mną, czyli że ja byłam czwarta. Nic nie szkodzi. I tak czułam się szczęśliwa, mogąc być częścią naszej grupki. Zaczęła przesuwać na łańcuszku złoty medalionik. Ten nerwowy gest przypomniał Natalie inne okoliczności, kiedy to Laura tak się zachowywała. Mając dwie starsze, piękne i utalentowane siostry, błyskotliwego, odnoszącego sukcesy ojca adwokata i matkę, która oczekiwała od niej perfekcji, zawsze czuła się niepewna siebie. Zamartwiała się też bez końca czy zrobiła lub powiedziała to, co należało, czy ludzie ją lubią i czy do nich pasuje. Jej potrzeba zadowalania innych oraz bycia kochaną budziły wówczas u koleżanek zarówno współczucie, jak i irytację. Teraz, słysząc w głosie przyjaciółki ten sam żałosny ton, Natalie uświadomiła sobie, że potrzeba uznania oraz miłości nie zmalała w ciągu tych dziesięciu lat ani odrobinę. – Nie odezwałaś się od dobrej chwili. – Laura ściągnęła brązowe brwi. – Powiedziałam coś nie tak? – Po prostu się zamyśliłam. – Zawsze lubiłaś pomyśleć, zanim coś powiedziałaś. Ja nadal się tego uczę. Drew często narzeka, że odzywam się, gdy nie powinnam, zwłaszcza na firmowych przyjęciach. Wspomniałam, że pracuje w kancelarii mojego ojca? – Czyli wszystko zostaje w rodzinie. – Aż za bardzo. Nie możemy uciec od moich rodziców. A im więcej razem przebywamy, tym bardziej Drew staje się wobec mnie krytyczny. Czasami wydaje mi się, że oni sądzą, iż nie mam nawet grama rozumu. – Cóż, bardzo się mylą – zapewniła ją Natalie. Nie dlatego, że tak wypadało, ale ponieważ była to prawda. Laura może i odczuwała rozpaczliwą potrzebę zadowalania, ale nie była głupia. Ani wtedy, ani teraz. – Dzięki. Miło, że to powiedziałaś, lecz szczerze mówiąc, moje najbardziej błyskotliwe rozmowy w ciągu ostatnich ośmiu lat dotyczyły głównie dzieci, pieluch, uczenia maluchów, jak korzystać z nocnika, bezsenności, wyboru podstawówki, plotek z paniami z komitetu rodzicielskiego… To nie chirurgia mózgu. Hej, czy właśnie to robisz? Operujesz mózg? – W żadnym razie. Pamiętasz, jak nie szło mi szycie? Laura uśmiechnęła się na wspomnienie pewnej wyjątkowo spapranej roboty przy podszywaniu spódnicy. Kiedy wywołano ich zamówienia, poderwała się i powiedziała: – Ja przyniosę. Wróciła po chwili z kawą dla siebie i przyjaciółki.
Natalie upiła łyk gorącego napoju i natychmiast poczuła, że się odpręża. To dziwne, ale spotkanie z Laurą zaczęło sprawiać jej przyjemność. Rozstały się w tak dramatycznych okolicznościach, iż nigdy nie przypuszczała, że łatwo będzie odnowić łączącą je więź. Musiała przyznać, że przyjemnie jest porozmawiać z kimś, kto nie wie nic o jej obecnym życiu, medycynie czy polityce szpitala i nie próbuje wywrzeć na niej wrażenia bystrością czy wiedzą. Ostatnie dziesięć lat było wyczerpujące. Biegła jak chomik w kołowrotku, nie zatrzymując się, by nabrać oddechu albo rozejrzeć się dookoła ze strachu, że jeśli raz spadnie z kołowrotka, nie zdoła się już na niego wspiąć. Nie pozwoliła też nikomu zbliżyć się na tyle, aby mógł poznać, jaka jest naprawdę. Postarała się nie tylko o to, by nie mieć czasu na związki, ale też na wejrzenie w siebie. Prawdę mówiąc, nie myślała prawie o niczym, co nie miało związku z chorobą albo procedurami medycznymi od… Nie była w stanie powiedzieć, od jak dawna. – Nie mogę uwierzyć, że mieszkamy tak blisko siebie – powiedziała Laura, wyrywając ją z zamyślenia. Uśmiechnęła się zagadkowo. – Nie przeszkadza ci, że Cole… – Nie – odparła Natalie szybko, ucinając pytanie. – To duże miasto, no i minęło już tyle lat. – Pewnie. Masz rację. Nie jestem znowu tak bardzo zdziwiona, że tu wylądowałaś. Zawsze uwielbiałaś San Francisco. Po tym, jak odwiedziłaś pierwszy raz dom Emily, paplałaś w kółko o tramwajach, wąskich wzgórzach, mostach. Byłaś zakochana. Nie tylko w mieście, ale i w Cole’u. – Co mu się stało? – spytała Laura. – Miał bandaż na czole. – Dziewczyna rzuciła w niego zszywaczem. – Naprawdę? – spytała Laura, otwierając szeroko oczy. – Tak powiedział w gabinecie. Był z nim Josh. Pamiętasz Josha? To jeden z bliźniaków, którzy wychowywali się po sąsiedzku z Parishami. – Ten wiecznie radosny i roześmiany, czy ciemnowłosy i posępny? – Roześmiany. Ten drugi to Dylan. – Racja, magik. Ciekawe, co się z nim stało. – Nie mam pojęcia. – Jak zareagowałaś, gdy zobaczyłaś Cole’a? – Byłam zaskoczona. – Niedopowiedzenie miesiąca, dodała w myślach. Nie pofatygowała się, żeby wyjaśnić, iż uciekła, a Cole ją odszukał. Zamiast tego powiedziała: – Wspomniałam mu o książce i spotkaniu z autorem. Dlatego byliśmy dziś razem. – I… nic? Żadnej iskierki? – spytała Laura. W jej brązowych oczach zabłysła ciekawość. – Prawie nie rozmawialiśmy – odparła Natalie wymijająco. – Poza tym to było dawno. – Wiesz, co się mówi o pierwszej miłości. Podobno nigdy nie mija. – Cóż, ty poślubiłaś pierwszą miłość, nie mogłaś więc o niej zapomnieć – odparła Natalie i zaraz zmieniła temat. – Opowiedz mi o ślubie. Miałaś na sobie białą suknię z trenem, o której tak marzyłaś? A ceremonia odbyła się w małej kaplicy oświetlonej jedynie blaskiem świec? – Usta Laury zadrżały i Natalie zorientowała się, że przyjaciółka zaraz się rozpłacze. – Przepraszam. Powiedziałam coś nie tak? – Nie mogę po prostu uwierzyć, że zapamiętałaś. – Wciąż o tym gadałaś – odparła Natalie lekko. – Zapewne. – Spojrzała na swój kubek, a potem na Natalie. – Ślub odbył się rano, w dużym kościele. Przyszły setki ludzi, w tym wielu nieznajomych. Było cudownie. Natalie jakoś jej nie uwierzyła, wolała jednak dłużej się nad tym nie rozwodzić. Najwidoczniej był to drażliwy temat. – Moi rodzice uwielbiają Drew – mówiła dalej Laura. – Tatuś uważa go za syna, którego nigdy nie
miał. – Zamilkła i dodała, poważniejąc: – Poślubienie Drew to moje największe osiągnięcie. Mama w kółko mi to powtarza. I ma rację. Dał mi dwie cudowne dziewczynki. Mieszkam w pięknym domu. Czego więcej może pragnąć kobieta? Niczego, prawda? Mam doskonałe życie. – Gdybyś tak bardzo nie starała się mnie przekonać, może bym ci i uwierzyła – odparła Natalie spokojnie, upijając łyk kawy. – Życie nie bywa doskonałe. Niczyje. – Chodzi jedynie o to, że Drew tak dużo pracuje. Nie miałam nawet okazji powiedzieć mu o książce. Wiem, że będzie zaszokowany. – Pochyliła się ku Natalie i dodała: – Czy kiedy ją czytałaś, nie miałaś wrażenia, że mówi jedna z nas? To szaleństwo. Nie napisałam jej i nie sądzę, żebyś ty miała z tym coś wspólnego, więc kto? Madison? Natalie wolałaby nie myśleć, że Madison mogłaby wykorzystywać do własnych celów historię Emily, ktoś jednak musiał rozmawiać z autorem. – To wydaje się najbardziej prawdopodobne – odparła zatem. – Może powinnyśmy spróbować ją odszukać. Zajrzeć do Internetu. Niewykluczone, że mieszka w rejonie zatoki. Jej rodzice mieli dom w hrabstwie Marin, więc może tu wróciła. Choć może przebywać nadal w Europie. – Laura zaczerpnęła oddechu. – Pamiętasz to Hallo-ween, kiedy Emily przebrała się za wróżkę i przepowiadała nam przyszłość? Powiedziała, że Madison zamieszka w Paryżu, pozna seksownego malarza i będą się kochali popołudniami. Może to się sprawdziło. – Możliwe, choć tobie powiedziała, że poślubisz księcia z jakiegoś niewielkiego kraju i będziesz nosiła we włosach tiarę. A ja skończę, przemierzając świat u boku łowcy przygód, pokonując wodospady, zdobywając szczyty i skacząc ze spadochronem. To była najbardziej niemądra przepowiednia. – Uświadomiła sobie ze smutkiem, że nikt nie przepowiedział przyszłości Emily. Dlaczego żadna z nich nie włożyła spiczastego kapelusza i nie zajrzała w kryształową kulę, aby powiedzieć Emily, co czeka ją w przyszłości? Siedziały przez chwilę, spoglądając na siebie ze smutkiem i z poczuciem straty – były to uczucia, z którymi Natalie już dawno nauczyła się żyć. Spojrzała na zegarek. Ulżyło jej, gdy zobaczyła, która jest godzina. Musiała wracać do pracy. Tylko tam była w stanie zapomnieć. – Muszę iść – powiedziała do Laury. – Za godzinę mam dyżur. – A co z Malone’em? Myślę, że to przed tobą uciekł, nie przede mną. – Dlaczego to powiedziałaś? – Jeśli przeczytasz trochę więcej, przekonasz się, że… – Zamilkła. – Nieważne. Po prostu czytaj. – O czym się przekonam? – spytała Natalie zaniepokojona. Laura przygryzła dolną wargę. – Mogę się mylić, ale jak wiesz, już w prologu autor wysnuwa przypuszczenie, że jedna z nas wiedziała, co przydarzyło się tamtej nocy Emily. Wszystko wskazuje, że tą osobą jesteś ty. – Jak to możliwe? – W książce Emily prosi Nancy, żeby wyniosła z przychodni pigułki, które pomogą jej skupić się podczas nauki, ponieważ Nancy tam pracuje i ma dostęp do leków. – Ale nie miałam i powiedziałam Emily jasno, że nie powinna brać niczego bez wiedzy lekarza, ponieważ byłoby to niebezpieczne. – Wiem, Natalie, lecz w książce przedstawiono to tak, że ty i Emily bardzo się pokłóciłyście. A obie wiemy, że zdobyła gdzieś te pigułki. – Lecz żadnej nie wzięła – odparła Natalie, czując, jak dopada ją przygnębienie. Policja znalazła w szufladzie toaletki Emily fiolkę leku, używanego do leczenia chorych z deficytem uwagi, wykorzystywanego przez zdrowe dzieciaki do wzmożenia koncentracji podczas nocnego wkuwania przed sesją. Co przypomniało jej, że ten koszmar stawał się z każdą chwilą gorszy. Jeśli książka
opisywała właśnie ją i sugerowano, że ukradła lek z przychodni, a w St. Timothy’s, ktoś ją przeczyta i skojarzy fakty, jej reputacja legnie w gruzach. Nie mogła znieść myśli, iż może stracić wszystko, na co tak ciężko pracowała. – To mogła być nie tylko ta jedna fiolka – powiedziała Laura. – Nikt nie wie, skąd ją wzięła ani ile ich było. Lecz to nie wszystko. Autor sugeruje także, że kłóciłyście się o Cole’a i że Emily była przeciwna waszemu związkowi. Sądziła, że wykorzystałaś ją, by się do niego zbliżyć. – Boże – westchnęła Natalie. Sytuacja pogarszała się każdą minutą. – A podczas tamtej imprezy byłaś pijana, tak pijana, że nie pamiętasz, gdzie byłaś ani z kim. Natalie nie potrzebowała, aby przypominano jej, jak zachowała się tamtego wieczoru ani że nie była w stanie przypomnieć sobie, gdzie była i co robiła. To był przełomowy moment w jej życiu. Po śmierci Emily przyjrzała się sobie i nie spodobało się jej to, co zobaczyła. Więc się zmieniła. Tylko że to nie przywróciło życia Emily. A poczucie winy, że nie ustrzegła przyjaciółki i nie potrafi sobie przypomnieć, co robiła podczas tych kilku kluczowych godzin, będzie prześladowało ją do końca życia. – Zatem, to ja jestem czarnym charakterem – powiedziała, czując, jak ogarnia ją gniew. – Co sobie ten facet wyobraża? Kim jest, żeby oskarżać mnie o rzeczy, o których nie ma pojęcia? – Cóż, jakieś jednak ma, to pewne. Może nikt poza nami nie zorientuje się, o kogo chodzi – odparła Laura z nadzieją. – Nie liczyłabym na to. Zbyt wiele osób przeczytało książkę. A podczas tamtej imprezy w domu stowarzyszenia też były tłumy. – Co mogłybyśmy zrobić? Nie możemy wycofać książki z księgarń. – Wydawca mógłby. Gdyby uwierzył, że przedstawiono mu ją fałszywie jako fikcję. Zadzwonię do adwokata i dowiem się, jakie mamy możliwości. – Nie musiałybyśmy wtedy udowodnić, że ta historia jest prawdziwa? A tym samym wyciągnąć ją na światło dzienne? Czy właśnie tego chcemy, Natalie? Nie pogorszy to jeszcze sytuacji? Laura miała rację. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowały, był rozgłos. – Możemy przynajmniej rozeznać się w możliwościach. Potem spróbujemy odszukać Madison. Jeśli żadna z nas nie rozmawiała z Malone’em, to musiała być Madison. – Dlaczego miałaby zrobić coś takiego? – Dla pieniędzy – odparła Natalie z goryczą. – Jeśli istniała kiedykolwiek dziewczyna, która znała wartość pieniądza, była nią Maddie. – Nie sprzedałaby Emily. Natalie spojrzała Laurze w oczy. – Jeśli tego nie zrobiła, to znaczy, że jedna z nas kłamie.
Rozdział 4 Madison Covington siedziała u szczytu stołu konferencyjnego. Trójka jej współpracowników czekała na instrukcje. Przeniosła się przed trzema miesiącami z Nowego Jorku do San Francisco i została opiekunką klienta w firmie z branży public relations. Przy odrobinie szczęścia zamierzała zmienić w najbliższej przyszłości nazwę tejże z dotychczasowego Barney i Baines na Barney, Baines i Covington. Bal kostiumowy, którego organizacją właśnie się zajmowali, miał być najważniejszą imprezą charytatywną roku i przyciągnąć wiele znanych postaci. Madison planowała zebrać w jeden wieczór pięćset tysięcy dolarów na pomoc dla niepełnosprawnych dzieci. Jeśli jej się uda, będzie miała zabezpieczoną przyszłość. A i niepełnosprawne dzieci skorzystają. – Chcę, by wszyscy założyli maski – powiedziała. – Bez wyjątku. O tym balu będzie mówiło całe miasto. A ona stanie się znana w światku PR jako królowa celebryckich imprez charytatywnych. Bardzo lubiła być królową i na samą myśl o tym uśmiechnęła się leciutko. Wpierw należało zająć się jednak interesami. – Na czym stoimy z hotelem, Liso? Dwudziestodwuletnia absolwentka college’u spojrzała na swoje notatki. – Wszystko gra. Menu ustalone. Dekoracje zamówione. Lista miejsc niemal w komplecie. – Zawahała się, a potem dodała: – Kilka osób wycofało się w ostatniej chwili, pani Covington. Mam tu gdzieś ich nazwiska. – Kto? – spytała Madison, zaniepokojona, czy nie byli to aby Parishowie. Bała się, że zrezygnują, dowiedziawszy się, kto stoi za organizacją imprezy. Była przecież jedną z dziewcząt, które dopuściły, żeby Emily zboczyła z prostej drogi, do tego nie starczyło jej przyzwoitości, aby zaczekać na pogrzeb ich córki. Tak jakby miała w tej sprawie cokolwiek do powiedzenia. Rodzice nie dali jej wyboru. Wiedziała, że jeśli wróci do San Francisco, prędzej czy później natknie się na Parishów, zwłaszcza na Richarda lub Cole’a, który szefował „Tribune”. Kontakty z prasą wchodziły w zakres jej obowiązków, a w tym mieście prasa to byli Parishowie. Szef sugerował już raz czy dwa, by poszukała okazji i jakoś się do nich zbliżyła. Na razie udawało jej się wymigać bez podawania przyczyny. – I co? – spytała niecierpliwie, widząc, że Lisa nadal przerzuca notatki. – Gwen Parker. Musi polecieć do Madrytu na zdjęcia. Niewielka strata. Gwen Parker nie była taką znów gwiazdą. – I Harry Stone – dodała Jean, dojrzała kobieta, która wróciła do pracy w PR po odchowaniu dzieci. – Jego żona jest w dziewiątym miesiącu ciąży, więc Harry nie chce uczestniczyć w żadnych imprezach. – Kim możemy ich zastąpić? – Jest Stephen Paoletti, tenor – odparła Jean. – Poświęcono mu właśnie specjalny program w HBO. I Colin Davies, quarterback w 49-tkach1. – Dobrze. A teraz, jeśli chodzi o rozrywkę. Nadal potrzeba nam czegoś na rozpoczęcie. – Spojrzała na Robina, asystenta opiekuna o dużych ambicjach. – Co znalazłeś? – Iluzjonistę – odparł Robbie. – Prowadzi nowy klub na południe od Market, a specjalizuje się w wirtualnej rzeczywistości i technomagii. Jest na ustach wszystkich. Dylan Somerville. Słyszała pani o nim?
Serce Madison zabiło mocniej. Czy słyszała? Nie przespała przez niego kilku nocy, a szczyciła się tym, że nie jest typem kobiety, którą mężczyzna mógłby pozbawić snu. Domyślała się, że Dylan musi być gdzieś w San Francisco. Zastanawiała się nawet, czy nie odnowić znajomości, ale na razie nie wystarczyło jej odwagi. Teraz okazja po prostu spadła jej z nieba. – Jest bardzo dobry – dodała Lisa. – Do jego klubu w weekend nie sposób się dostać. – Co mógłby zaprezentować? Wyciągnąć królika z kapelusza? To przyjęcie z klasą. – Potrafi sprawić, by coś zniknęło – odparł Robbie. – I to coś naprawdę dużego, na przykład samochód lub jakaś osoba. Tuż przed twoimi oczami. – Jasne – zauważyła cynicznie. – To prawda – wtrąciła znów Lisa. – Siedziałam niedawno w pierwszym rzędzie i robił niesamowite rzeczy. Powinnaś przynajmniej je zobaczyć. Myślę, że magia przydałaby balowi maskowemu szczególnej atmosfery. Mieli rację. Postanowiła, że zajrzy do klubu i przekona się, co Dylan ma do zaoferowania. Mogłaby zaproponować mu występ osobiście, a potem, jeśliby nie zareagował zbyt nerwowo, dotrzeć przez niego do Cole’a. Pomógłby jej unormować stosunki z rodziną Parishów. Uwielbiała, gdy sprawy dobrze się układały. – Niech wam będzie. Wpadnę do klubu. – Spojrzała na współpracowników. – Jeśli to wszystko, możecie sobie iść. Miłego weekendu. Gdy wyszli, oparła się wygodnie i zaczęła rozmyślać o tym, czy przeszłość wróciłaby z taką siłą, gdyby nie zdecydowała się przenieść do San Francisco. Może gdyby została w Nowym Jorku, udałoby się trzymać ją na odległość, jak robiła to przez dziesięć ostatnich lat. Cóż, już za późno. Dokonała wyboru i musi być konsekwentna. San Francisco to wspaniałe miasto, pełne możliwości, a ona była piękna i odnosiła sukcesy. Dylan Somerville nie będzie mógł jej teraz ignorować. Nie wspominając już o tym, że Emily wypadła nieodwołalnie z konkurencji. Co za okropna myśl, zganiła się w duchu. Biedna słodka Emily nie żyła i to nie była jej wina, że Dylan tak za nią szalał. Czasami Madison zastanawiała się, czy przyjaciółka w ogóle o tym wie. Bo on z pewnością się tym nie chwalił. Nie zwierzył się nikomu, nawet najbliższemu przyjacielowi i bratu Emily. Jednak Madison wiedziała. Jako dziewiętnastolatka nie orientowała się jeszcze, iż jej wyczulenie na detale, umiejętność rozpoznania tego, co się ludziom spodoba, może stanowić w świecie biznesu tak pomocne narzędzie. W wieku dwudziestu dziewięciu lat wiedziała już dobrze, iż aby uzyskać od ludzi to, na czym nam zależy, należy dać im coś, czego pragną. Pytanie brzmiało – czego chciała od Dylana po wszystkich tych latach? Trochę się zemścić, pomyślała, uśmiechając się z pobłażaniem. Odpłacić mu za tamte nieprzespane noce. Może już czas, aby przekonał się, z czego wówczas zrezygnował. Wstała, pozbierała papiery i spojrzała na telefon komórkowy akurat w chwili, kiedy zadzwonił. Nie rozpoznała numeru, dlatego głos w słuchawce ją zaskoczył. Unikała matki przez cały tydzień. – Gdzie jesteś, mamo? – spytała szorstko. – U Alicii – odparła pani Covington, mając na myśli swoją siostrę. – Zostawiłam ci na domowym telefonie dwie wiadomości, jedną wczoraj i jedną dzisiaj. Zaprogramowałaś aparat, żeby odrzucał połączenia ze mną? – Byłam zajęta. – Zbyt zajęta, by ze mną porozmawiać? Madison nie dała się nabrać na zbolały ton matki. Starsza pani Covington rozmawiała z córką tylko wtedy, gdy było jej wygodnie albo gdy czegoś chciała. Madison przekonała się o tym, zanim wyrosła z pieluch.
– Będziemy musiały porozmawiać o książce. I nie udawaj, że nie wiesz, o której. Coś takiego przemknęło Madison przez myśl, uznała jednak, że udając niewiedzę, naraziłaby się na słuchanie rozwlekłych wyjaśnień. – Nie ma o czym rozmawiać. – Oczywiście, że jest. Ktoś próbuje wywołać skandal, a nie możemy sobie na to pozwolić. Edward ma objąć w tym roku stanowisko w Kongresie. Nie wolno dopuścić, by o rodzinie krążyły plotki. – Edward to niezupełnie rodzina, mamo. Jest twoim czwartym mężem i to zaledwie od roku. Prawdę mówiąc, wolałabym nie poznawać kolejnych. – To było niemiłe, Madison. Edward był dla ciebie taki dobry. Nie mów, że zapomniałaś, jak zajął się wszystkim, kiedy uciekłaś w zeszłym roku sprzed ołtarza. Okaż trochę lojalności. Madison westchnęła. Nie chciała wdawać się w dyskusję o swoim niedoszłym ślubie ani o rodzinnej lojalności. – Posłuchaj, ta książka nie jest o mnie, lecz o Natalie. – Jesteś pewna? – Absolutnie. Przeczytałam każdziutkie słowo. – Mimo to ludzie będą plotkować. Twoje imię co prawda tam nie pada i nie zostajesz oskarżona o morderstwo, ale można powiązać cię z tą historią, a tego byśmy nie chcieli. Myślałam, że już po wszystkim, gdy wysłaliśmy cię przed dziesięcioma laty do Paryża, z dala od tych dziewcząt. – Nie martw się, nic mi nie będzie. A teraz muszę wracać do pracy. Wkrótce się odezwę. Zakończyła rozmowę pomimo protestów matki i odłożyła telefon. Podeszła do okna i zapatrzyła się na panoramę San Francisco. Tak, wszystko wracało. Nie było od tego ucieczki. Dla żadnej z nich. Nie mogła się nie zastanawiać, co sądzą o tym inni, zwłaszcza Laura i Natalie. Ich prywatne rozmowy, myśli, chwile spędzone razem zostały opisane w książce, którą mogły przeczytać miliony. Zostały obnażone i wystawione na widok publiczny… To nie było w porządku, ale życie nigdy takie nie było. Natalie powtarzała im to miliony razy. Natalie, ze swymi płomiennymi włosami i z ambicją, by odnieść sukces, została teraz wezwana, aby odpowiedziała na oskarżenie o zabójstwo najlepszej przyjaciółki. Czy przeczytała książkę? Domyślała się, kto jej to robi? • • • Natalie nie mogła spać. Przewracała się na łóżku, odkąd wróciła po północy ze szpitala. Teraz była już prawie trzecia i choć piekły ją oczy, nie była w stanie ich zamknąć. Zapewne mogłaby poczytać. Książka leżała na nocnym stoliku, przygotowana, by po nią sięgnąć. Tylko że Natalie bała się to zrobić. Odwracanie tych stron cofnęłoby ją w przeszłość, do miejsca, do którego nie chciała wracać. Miejsca, gdzie rozkwitały młodzieńcze marzenia, życie pełne było pasji, a miłość i przyjaźń były ważniejsze od wszystkiego. Kochała te dziewczęta: Emily, Laurę i Madison – kochała je jak nikogo przedtem. Przez piętnaście miesięcy – mgnienie oka, jak sobie teraz uświadamiała – była częścią czegoś szczególnego, cudownego i nie do zastąpienia. Słodkie wspomnienia sprawiły, że ścisnęło ją w gardle. Zamknęła oczy, łaknąc snu, błogosławionej nieświadomości. Lecz zamiast tego wróciła do niej przeszłość. Emily usiadła na łóżku i zapaliła światło. Brązowe włosy zaplotła na noc w warkocze i wyglądała jak dwunastolatka, ubrana na dodatek w różowy podkoszulek z napisem DZIEWCZYNY RZĄDZĄ, rozciągnięte spodnie od piżamy i niepasujące do reszty grube skarpetki. – Coś się stało? – spytała Natalie, mrużąc oczy. – Jest druga nad ranem.
– A ty nie możesz spać. Słyszę, jak przewracasz się na łóżku. – Przepraszam, postaram się leżeć spokojnie. Mam po prostu zbyt dużo na głowie. – Jak zwykle – skomentowała Emily ze smutnym uśmiechem. – O co chodzi tym razem? – O pieniądze, rachunki, pożyczki, wykłady, stopnie, wszystko. – Zawsze mogę ci pożyczyć pieniądze, jeśli będziesz ich potrzebowała. Nie musisz nawet mówić, na co. – Dzięki, lecz jakoś sobie poradzę. Emily pogroziła jej palcem. – Właśnie o to chodzi, Nat. Nie musisz robić wszystkiego sama. Masz mnie. Jestem twoją przyjaciółką i mogę ci pomóc. Wystarczy, że poprosisz. – Nie jestem w tym dobra, a ty nie powinnaś tak ochoczo się dzielić. Prędzej czy później ludzie spróbują to wykorzystać. – A niech próbują – wyznała Emily. – Spędziłam dzieciństwo zamknięta w czterech ścianach swojego pokoju, broniąc się przed zarazkami i dochodząc do siebie po kolejnych chorobach. Mam już dość wyimaginowanych przyjaciół. A i oni tak się znudzili, że wszyscy uciekli – dodała ze śmiechem, który nie zabrzmiał całkiem szczerze. Natalie spojrzała na piękną twarz Emily i dostrzegła w oczach przyjaciółki cień smutku, wywołanego samotnością. Wiedziała, że Em cierpiała w dzieciństwie na ostrą postać astmy. Najmniejsze przeziębienie kończyło się zapaleniem płuc, oskrzeli lub inną chorobą, często wymagającą leczenia szpitalnego. Rodzice najchętniej zamknęliby ją w szczelnej, wysterylizowanej bańce. Na szczęście z czasem jej system odpornościowy wzmocnił się na tyle, że zdołała ich przekonać, by pozwolili jej wyjechać do college’u i zacząć samodzielne życie. Emily otworzyła szufladę szafki pomiędzy ich łóżkami. – Mam pomysł – powiedziała, wyjmując niewielkie kartonowe pudełko. – Skoro nie zamierzamy spać, możemy urządzić sobie depilację. – Co takiego? – Natalie uniosła się na łokciu. Złoty zegarek ojca obciążał jej nadgarstek. – Depilować? Woskiem? Teraz? Oszalałaś. Jest środek nocy. – Właśnie wtedy włosy rosną najszybciej. – Uniosła pudełko ze zdjęciem pary gładkich nóg. – Widziałam to w telewizji. Nakładasz wosk, pokrywasz paskami papieru, zostawiasz na kilka minut, a potem zrywasz papier. I po włosach. – Cudownie. Będziemy miały worki pod oczami, ale gładkie nogi. Tak naprawdę powinnyśmy raczej się uczyć. – Zaskoczona patrzyła, jak Emily podnosi słuchawkę telefonu. – Do kogo dzwonisz? – Do Maddie i Laury. Wściekną się, jeśli zrobimy to bez nich. Natalie nadal zastanawiała się nad sensem tego przedsięwzięcia, kiedy Emily zaczęła mówić: – Zamierzamy wydepilować sobie nogi woskiem, oglądać telewizję i jeść popcorn. Natalie nie może spać. – Mogłabym spróbować – zaprotestowała, na próżno jednak. – Nie będzie im się chciało przyjść – zawyrokowała. Myliła się. Po kilku minutach Maddie i Laura klapnęły na łóżka w ich pokoju. Maddie miała na sobie czerwone jedwabne szorty i top w podobnym odcieniu, a Laura długą, flanelową koszulę, we włosach wałki i przeciwtrądzikowe mazidło na twarzy. Emily robiła popcorn, posługując się urządzeniem, które dostała od rodziców, podczas gdy Maddie przeglądała magazyn ze zdjęciami nagich facetów. Chichocząc z zażenowania, przeprowadziły głosowanie na najlepszy członek, zjadły przypalony popcorn i oderwały plastry z woskiem, piszcząc z bólu. A potem zaśmiewały się niemal do świtu, oglądając maraton komików z grupy Three Stooges. Zasnęły na godzinę przed tym, jak trzeba było wstać. Powieki Natalie uniosły się, a serce wypełniła słodko-gorzka tęsknota za czasami, gdy życie było proste, a ich niewiarygodna przyjaźń kwitła. Brakowało jej tamtych chwil, długich pogaduszek w nocy. Przyjaciółek. I jak zauważyła wcześniej Laura, także siebie z tamtych czasów. Dziewczyny, którą była kiedyś. Lecz ta dziewczyna dorosła. Przeszłość minęła i już nie wróci. Chyba że…
Spojrzała na książkę przy łóżku. Może przeczyta jeszcze kilka stron… • • • Odczuwała przemożną ochotę, by uciec. Myśl o ucieczce kierowała nią, gdy odłożyła po ósmej rano książkę i włożyła strój do biegania. Spędziła noc, wczytując się w każde szokujące słowo straszliwej opowieści, której była główną bohaterką. Wątek opisujący jej życie wydawał się zniekształcony i daleki od rzeczywistości. Niektóre słowa były jej, inne nie. Część spośród rzeczy, które jej przypisano, zrobiła, lecz inne nawet nie przeszły jej przez myśl. Najbardziej przerażające zaś było, że ktoś przez cały czas ją obserwował, słuchał tego, co mówi. Tajemniczy podglądacz, który wiedział o niej więcej niż ona o nim. Adrenalina buzowała jej w ciele, a potrzeba stawienia czoła przeciwnikowi zderzała się z chęcią natychmiastowej ucieczki. Wiedziała, jak walczyć, ale nie z kim, postanowiła więc wybrać drugą opcję – uciec, przynajmniej na chwilę. Chwyciła kluczyki i zbiegła po schodach. Chłodne powietrze uderzyło ją w twarz i nieco otrzeźwiło. To właśnie jest rzeczywistość, powiedziała sobie, ten moment, ta ulica i miasto, nie przeszłość, w którą przez całą noc się zagłębiała. Nie wolno jej o tym zapomnieć. Spojrzała na niebo. Poranna mgła zaczęła wreszcie opadać i przez gałęzie drzew prześwitywał błękit. Od razu poczuła się lepiej. Uczucie to rozwiało się jednak, gdy zza zakrętu wyjechał z piskiem opon samochód. Samochód Cole’a. No nie! Odwróciła się i zaczęła biec w przeciwnym kierunku, mając nadzieję, że jej nie zauważył. To, że przyjechał tak wcześnie, mogło znaczyć tylko jedno – przeczytał książkę! Co sobie musi teraz o niej myśleć! Boże! – Natalie! – zawołał, zwalniając, by się z nią zrównać. Nie odwróciła głowy i zaczęła biec szybciej. – Zatrzymaj się, Natalie. Spojrzała na niego z ukosa. – Zostaw mnie w spokoju. – Nie ma mowy – odparł, jadąc tuż obok. – Chcę z tobą porozmawiać. Cóż, ona nie miała ochoty rozmawiać z nim, nie teraz, kiedy czuła się tak obnażona i bezbronna. Nie chciała wysłuchiwać znów jego oskarżeń, widzieć gniewu w oczach, słyszeć cierpienia w głosie – także swoim. Potrzebowała czasu, by się pozbierać, zbudować linię obrony, zgromadzić amunicję i znaleźć sposób, by odpowiedzieć na pytania, które – była o tym przekonana – wkrótce padną. Minęła róg ulicy i pomknęła alejką za rzędem apartmentowców. Myślała, że go zgubiła, póki nie usłyszała, że znowu ją woła. Był tuż za nią. Musiał zostawić gdzieś samochód. Słyszała zbliżające się kroki. – Natalie, zatrzymaj się, do cholery! Mięśnie zaczynały piec ją z wysiłku, mimo to biegła dalej. Była dobrą sportsmenką, przyzwyczajoną do biegania, lecz Cole okazał się lepszy. Czuła, że ją dogania. Kiedy dotarli do końca alejki, zatrzymała się na moment, niepewna, gdzie skręcić – w kierunku mariny czy Union Street. I to był błąd. Poczuła na ramieniu ciężką dłoń. Szarpnęła się i uwolniła, lecz zaraz pochwycił ją znowu. Potknęła się i byłaby upadła, gdyby nie podtrzymał jej, pociągając ku sobie. Wolałaby uderzyć twarzą o chodnik, ponieważ spoglądanie w te pełne gniewu, żalu i poczucia zdrady oczy było z pewnością bardziej bolesne. Przez dłuższą chwilę chwytali tylko powietrze, dysząc ciężko. – Nie mów tego – wypaliła, gdy tylko odzyskała głos.
Potrząsnął głową. – Zrobiłaś to? Zepchnęłaś Emily z dachu? Przepychałaś się z nią? Byłyście tak pijane, że nie zauważyłyście, jak blisko krawędzi stoicie? Co się wydarzyło? Potrząsnął nią, trzymając za ramiona. – Nie! – krzyknęła. – Nie! – To dlaczego uciekałaś? I dlaczego masz minę winowajcy? – To nie poczucie winy, lecz gniew. Nie mogę uwierzyć, że zadajesz mi takie pytania. Akurat ty! – To nie jest odpowiedź. Tylko winni uciekają. – Uciekłam, ponieważ czułam w głębi duszy, że będziesz wolał uwierzyć nieznajomemu niż mnie. – Wyrwała ramię z uścisku jego dłoni. – Jak mogłeś, Cole? Jak mogłeś pomyśleć, że skrzywdziłabym Emily? Kochałam ją. Była moją najlepszą przyjaciółką. Ostry ból przeszył ją na wskroś, a oczy wypełniły się łzami. Nie rozpłacze się, nie przy nim. Nie da mu tej satysfakcji. Cole wpatrywał się w nią zaczerwienionymi oczami. Wyglądał okropnie: włosy miał potargane, twarz pokrywał mu jednodniowy zarost. Na pewno nie zmrużył tej nocy oka. Zapanowała nad współczuciem. Choć musiał być wstrząśnięty tym, co przeczytał, nie dawało mu to prawa, żeby na nią napadać. – Do licha, Natalie – powiedział w końcu. – W tej książce zawarta jest prawda. Oboje dobrze o tym wiemy. – Lecz są i kłamstwa. To także wiem. – Które jest które? – Przyglądał się jej przez chwilę uważnie. – Nie wiem, w co wierzyć. To, że nie wierzył jej, bolało. Objęła się w talii ramionami, broniąc przed chłodem i samotnością. Powinna przywyknąć już do tych uczuć, lecz kiedy Cole znajdował się tuż obok, wydawały się znacznie bardziej dokuczliwe. Przypominał jej tamten krótki okres, gdy miłość wypełniała jej serce i zaczynała nieśmiało wierzyć, iż czeka ją szczęśliwe życie. Wszystko to skończyło się wraz ze śmiercią Emily. A właściwie jeszcze wcześniej. – Szkoda, że nie potrafisz przypomnieć sobie, co robiłaś tamtego wieczoru – mówił dalej Cole. – Akurat wtedy musiałaś się upić i stracić przytomność w łazience? – Myślisz, że tego nie wiem? Nie żałowałam tysiące razy, że się tak głupio upiłam? Że nie czuję się okropnie, ponieważ nie było mnie wtedy przy niej? Boże, Cole. Nie jesteś w stanie winić mnie tak bardzo, jak winię siebie sama. Przedłożyłam swoje potrzeby ponad Emily, nie czuwałam nad nią, tak jak obiecałam, nie wiedziałam, z kim była ani co robiła. Była moją najlepszą przyjaciółką, a ja ją zawiodłam. – Nie mówiłaś tak przedtem – zauważył powoli. – Nie dałeś mi okazji. – Wpatrywał się w nią intensywnie, lecz nie spuściła wzroku. – Przykro mi, Cole. Jestem smutna, ale nie winna. Nie skrzywdziłabym Emily: ani z powodu kilku tabletek, których nie ukradłam, ani rzekomej kłótni. Czy mogę to udowodnić? Nie. Czuję jednak, że to prawda. – Położyła dłoń na sercu. – Tutaj. Ty też powinieneś to czuć, ponieważ kiedyś mnie znałeś. Znałeś mnie lepiej niż ktokolwiek. Cole przesunął dłonią po włosach. – Myślałem, że wiem, co się wydarzyło. Wierzyłem, że Emily wypiła za dużo, wyszła na dach, żeby popatrzeć na gwiazdy i po prostu się pośliznęła. Lecz ta przeklęta książka zmienia tamtą sytuację w opowieść o morderstwie. Emily przedstawiona jest tam jak osoba, której nie znałem. Uwagi na temat szkoły, przyjaciół i mężczyzn… – Zadziwiony potrząsnął głową. – Niektóre do niej pasują. Inne nie.
– Ponieważ niektóre były jej, a inne nie. Czułam to samo, kiedy czytałam książkę. Jakbym była na innej imprezie, z innymi ludźmi, chociaż niektóre sytuacje wydają się znajome. – Powinnaś odróżnić prawdę od fikcji łatwiej niż ja, ponieważ byłaś tam przez cały czas. Ja wpadałem tylko od czasu do czasu na weekend. Nie wiedziałem, co działo się podczas mojej nieobecności. – Zaczerpnął głęboko oddechu. – Najbardziej boli mnie to, że byłem tamtego wieczoru w okolicy. Mogłem zapobiec nieszczęściu. Byłem u Josha i Dylana, pięć minut jazdy od kampusu. Emily chciała się ze mną zobaczyć. Zadzwoniła i błagała, żebym przyjechał. Nie miałem ochoty i powiedziałem jej, że wpadnę później. – Natalie widziała, że Cole cierpi i bardzo ją to poruszyło. Odczuwała jego ból niemal jak własny. – Nie pojechałem, Natalie. A kiedy się wreszcie ruszyłem, było za późno. Em chciała, żebym był przy niej, a ja nie pojechałem. – Z mojego powodu – powiedziała cicho. – Nie chciałeś spotkać się ze mną. Zbyt poważnie zaczęłam traktować to, co było pomiędzy nami. Powiedziała mu, że go kocha. Był pierwszym i, jak dotąd, jedynym mężczyzną, który to od niej usłyszał. I uciekł, ile sił w nogach. Cole spuścił wzrok. – Powinienem spotkać się wtedy z siostrą. Zawiodłem ją. Widziała, że czuje się winny nie mniej niż ona i gniew zaczął powoli ją opuszczać. – Oboje powinniśmy wtedy zachować się inaczej. Nie zrobiliśmy tego i nie da się już nic zmienić. To skończone. Definitywnie i od dawna. – Nie jest skończone, przynajmniej dopóki ta książka krąży pomiędzy ludźmi i sieje zamęt. Wróciłem wczoraj do pracy i starałem się znaleźć jak najwięcej informacji na temat tego Garretta Malone’a. Wygląda na to, że niewiele o nim wiadomo. Jakby pojawił się znikąd. Dzwoniłem do jego wydawcy, agenta i faceta z biura reklamy. Jest weekend i żadnego z nich nie zastałem. Jeśli się odezwą, to nie wcześniej niż jutro. A jego strona w sieci nie została po wczorajszym spotkaniu z czytelnikami uaktualniona. – Udało ci się dowiedzieć, gdzie mieszka? – Ponoć w Kalifornii, i na tym koniec. Znajdę go, Natalie. Będzie musiał ze mną porozmawiać. – I ze mną – dodała stanowczo. – Mam własne pytania, które chciałabym mu zadać. – Domyślam się. – Zawahał się, a potem powiedział: – Cieszę się, że oczyściliśmy atmosferę. – Ja także. Nie była pewna, co właściwie czuje ani co myśli teraz o niej Cole, ale przynajmniej przełamali lodowate milczenie, jakie panowało pomiędzy nimi przez dziesięć lat. Cole chrząknął i zapytał: – To dokąd biegniemy? Nie spodobało się jej to „my”. – Ja biegnę do mariny, a potem do mostu Golden Gate. – Brzmi zachęcająco. Miałem pojechać na siłownię, lecz trochę świeżego powietrza dobrze mi zrobi. Dopiero teraz spostrzegła, że Cole ma na sobie buty do biegania i spodnie od dresu. – Nie zamierzam z tobą biegać. – Boisz się, że nie wytrzymasz tempa? – O ile pamiętam, to ty zostawałeś zawsze w tyle – przypomniała mu. Wspólne bieganie wczesnym rankiem należało do przyjemnych rytuałów, które pielęgnowali, gdy byli razem. – A ja pamiętam, że pozwalałem ci się wyprzedzić. Rzucał jej wyzwanie i łobuzerski błysk w jego spojrzeniu jeszcze bardziej wytrącił ją z równowagi. – Doskonale. Biegnijmy.
Ruszyła, nim zdążył zareagować. Był to tani chwyt, wiedziała jednak, jaki Cole jest silny. Miał też zdecydowanie dłuższe nogi i mógł bez trudu ją dogonić. I rzeczywiście, nie trwało to nawet minuty, a już był przy niej. – Nie jesteś już tak szybka, co? – zauważył złośliwie. – Dopiero się rozgrzewam. – Przedtem nie zabierało ci to aż tyle czasu. Przyśpieszyła, by uciec przed sarkazmem i wspomnieniami, jakie budziły w niej jego słowa. Biegali tą trasą, kiedy gościła w domu jego rodziców w Presidio Heights, eleganckiej dzielnicy z domami o wyrafinowanej architekturze. Ostatni raz była tam w Boże Narodzenie przed śmiercią Emily, która nastąpiła sześć tygodni później, w połowie lutego. Tyle zmieniło się w tym czasie – zwłaszcza pomiędzy nią a Cole’em. Ich znajomość przybrała poważniejszy charakter właśnie w tamte święta. Prawdę mówiąc, wszystko zaczęło się od wspólnego biegania, takiego jak to dzisiejsze. Natalie zeszła cicho po schodach. W domu Parishów wszyscy jeszcze spali. Była Wigilia, tuż po siódmej rano. Wieczorem mieli iść na świąteczną kolację do restauracji w hotelu Fairmont. Jutro rano zbiorą się wokół trzymetrowej choinki w salonie, otworzą prezenty i zjedzą późne śniadanie, a kilka godzin później świąteczny obiad. Mnóstwo jedzenia, przyjaciół, świątecznego nastroju – a ona będzie częścią tego wszystkiego. Miało to być pierwsze od dawna Boże Narodzenie spędzone z prawdziwą rodziną i chciała rozkoszować się każdą jego sekundą. A jednocześnie czuła się dziwnie przytłoczona i niespokojna. Parishowie tak bardzo różnili się od jej krewnych. Byli wyrafinowani, z klasą. Zamiast jednego na stole leżały u nich trzy widelce. A także dwie łyżeczki obok kilku talerzy. Musiała się nauczyć, do czego to wszystko służy. Na kolację zaproszono poważnych ludzi interesu i kilku polityków. Dowcipne, błyskotliwe rozmowy popłyną jak wino i będzie musiała uważać, żeby nie zrobić z siebie idiotki. Może najlepiej byłoby wybiec po prostu przez drzwi i zwiać. Potrząsnęła głową. Jak powtarzała jej nieustająco Emily, powinna przestać się martwić, a zacząć po prostu żyć. Emily, która spała teraz w pięknym łóżku pełnym najbardziej kosztownych antyalergicznych poduszek, otoczona luksusem niczym księżniczka. Czasami Natalie zastanawiała się, dlaczego udało im się zaprzyjaźnić. Były różne i pochodziły z różnych światów, jednak college potrafił niwelować różnice. Otworzyła drzwi wejściowe, a potem zamknęła je cicho za sobą. Porozciągała się chwilę i zbiegła na chodnik. Już miała ruszyć w dół ulicy, gdy usłyszała głos Cole’a. – Zaczekaj – powiedział, dołączając do niej. – Nie chciałaś chyba zacząć beze mnie? – Nie wiedziałam, że też chcesz pobiegać – odparła, onieśmielona cudownym uśmiechem na cudownie przystojnej, męskiej twarzy. Za każdym razem, gdy go widziała, zapierało jej dech. – Powiedziałem, że zamierzam robić w ten weekend dokładnie to co ty. – Myślałam, że chodzi ci o przyjęcia. – Chodziło mi o wszystko. Powiedział to z takim przejęciem, że zakłopotana oblizała wargi. Natychmiast przeniósł na nie wzrok i domyśliła się, że on także pamięta. Omal nie kochali się przed dwoma tygodniami, kiedy Cole przyjechał do Santa Cruz w odwiedziny. Przeszkodziła im Emily i Natalie nie wiedziała, co w związku z tym odczuwa: ulgę czy rozczarowanie. Chciała kochać się z Cole’em. Byłby to jej pierwszy raz, wiedziała jednak, że jest gotowa. – Biegniemy czy… – Biegniemy – odparła pospiesznie. Była na niego gotowa – ale akurat nie w tej chwili. Ruszyli w dół ulicy i przyspieszali, aż bieg zamienił się w wyścig. Zanim dotarli do Marina Greens, niemal unosili się nad ziemią. Przy końcu trawnika Cole zmienił kierunek. – Nie tędy – wydyszała, podążając za nim ścieżką prowadzącą do klubu jachtowego St. Francis. – Dokąd biegniesz?
– Tutaj – powiedział. Chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą w cień budynku. – Dlaczego się zatrzymaliśmy? – spytała. – Ponieważ nie mogłem się już doczekać, żeby cię pocałować. – Co… Przerwał jej, całując namiętnie. Pocałunek trwał i trwał. Żadne nie chciało go zakończyć, aż wreszcie Natalie zabrakło powietrza. Odsunęła się, zaszokowana własną reakcją i tym, że zupełnie nie obchodziło jej, iż znajdują się w publicznym miejscu. Na szczęście poza kilkoma amatorami porannego joggingu w okolicy nie było nikogo. Nigdy przedtem nie czuła się tak bezradna wobec własnych uczuć, nie odczuwała tak przemożnej pokusy, by przestać się kontrolować, odrzucić rozsądek precz i pójść na całość. Lecz chciała zrobić to z Cole’em. To i dużo więcej. Była w nim zakochana. Boże, dopiero teraz uświadomiła sobie, jak bardzo. – No, dalej, Natalie! Zamrugała, uświadomiwszy sobie, że zanurzyła się znowu w przeszłość i Cole mocno ją wyprzedził. Potrząsnęła głową i przyspieszyła, kiedy zbliżyli się do miejsca, które dopiero co wspominała: klubu jachtowego St. Francis. Spostrzegła, że Cole też patrzy na budynek. Przez ułamek sekundy zastanawiała się, czy on także pamięta tamten ranek. Nie, nie będzie o tym myślała. Cole jej nie lubił, nie kochał i nie chciał. Od bardzo dawna. Nie poświęciwszy budowli już ani jednego spojrzenia, minęła Cole’a i pobiegła ścieżką, która kończyła się pod mostem Golden Gate. Most nie był wcale złoty, ale czerwony, mimo to konstrukcja robiła wrażenie. Ocean przepływał pod nim, wypełniając masą wód zatokę. Był jak brama do dalekich, zachodnich krain. Wiatr rozwiewał jej włosy, gdy pochyliła się, by złapać oddech i rozprostować nogi. Cole zatrzymał się tuż obok, para z jego oddechu tworzyła w powietrzu mały obłok. Nie pokonała go i nie udało jej się go zgubić. Co teraz? Wyprostowała się i zapytała: – Dlaczego jesteśmy tu razem? Słowa wydostały się z ust, zanim zdążyła je powstrzymać. – Z powodu książki – odparł spokojnie. – Muszę się dowiedzieć, co wtedy zaszło. – Nie jestem w stanie ci w tym pomóc. – Możesz pomóc mi odkryć prawdę. – Uwierz mi, chcę poznać ją tak samo jak ty, ale nie sądzę, żeby to się mogło udać. Kiedy Emily spadła, na dachu nie było poza nią nikogo. Nikt nie widział wypadku. Policja przepytała wszystkich i niczego nie ustaliła. Cole nie pozwolił się zniechęcić. – Ktoś tam jednak był. Musiał być. Malone wspomina, że kilka osób rozmawiało tamtego wieczoru z Emily i teraz twierdzą, że kogoś widzieli. Natalie też to zauważyła, ale ponieważ tak wiele zawartych w książce oskarżeń było kłamstwem, sama nie wiedziała, w co wierzyć. – Mógł to wymyślić, tak jak inne rzeczy. – Albo ktoś nie mówi prawdy. Czy Laura powiedziała coś, kiedy was wczoraj zostawiłem? – Nie. Wydaje się równie skołowana jak ja. – A co z Drew? – Ponoć nie miała jeszcze okazji, aby powiedzieć mu o książce. – Może on już wie. Drew tam był. Nie tylko jako chłopak Laury. Przyjaźnił się też z tobą i Emily. Pomyśl o tym, Natalie. Czy ktoś mógł wiedzieć o waszej czwórce więcej niż on? – Chyba nie – odparła z wolna. – Nie zastanawiałam się nad tym.
– Cóż, to się zastanów. Drew był tamtego wieczoru na imprezie. I miał okazję słuchać wielu prywatnych rozmów, dużo się o was dowiedzieć. – To prawda. Emily i ja poznałyśmy go jeszcze przed Laurą. Chodziliśmy razem na zajęcia z chemii i byliśmy przy kilku projektach w tej samej grupie. – Czyli znał was od początku, odkąd zamieszkałyście w akademiku. – Tak, ale ja nigdy nie byłam z Drew blisko. Było w nim coś nieprawdziwego. Nie ufałam mu. Cole skinął głową. – Pomyślałem to samo, gdy go poznałem. A Emily? Co o nim sądziła? – Lubiła go. Potrafił ją rozbawić. Byli dobrymi przyjaciółmi, przynajmniej do czasu, aż zaczął umawiać się pod koniec drugiego roku z Laurą. – Zamilkła, rozmyślając o tym, co sugerował Cole. – Ale i tak nie ma to sensu. Dlaczego Drew miałby pomagać w napisaniu książki o nas i nazywać to fikcją? Ożenił się z Laurą. A jej wcale nie cieszy, że stała się bohaterką powieści. Powiedziała, iż Drew został prawnikiem i przymierza się do kariery politycznej. Nie bardzo widzę, jak mógłby być zaangażowany w napisanie książki. I co by na tym zyskał. – Masz rację. To bez sensu – zgodził się z nią Cole. – Musimy jednak od czegoś zacząć. Uważam, że powinniśmy złożyć dziś Drew i Laurze wizytę. Znowu to „my”. Natalie nie chciała spędzać z nim czasu, ale nie chciała także, aby rozmawiał z Laurą i Drew bez niej. Jeśli Drew miał coś wspólnego z książką, wolała być na miejscu, kiedy zostanie o to zapytany. – Dobrze. Zadzwonię do Laury, kiedy wrócimy. – Mam lepszy pomysł. Nie dzwoń. Lepiej dopaść wroga bez ostrzeżenia. – Laura i Drew nie są moimi wrogami. – Cóż, ktoś z pewnością nim jest, Natalie, inaczej nie zostałabyś w książce czarnym charakterem. Miał rację. – To prawda. – Gotowa ruszyć z powrotem? – Pobiegnijmy inną drogą – odparła. Wolała uniknąć kolejnej wycieczki aleją wspomnień. Cole uniósł brwi. – A co jest nie tak z tą, którą przybiegliśmy? – Już tam byłam – odparła znacząco, nie przejmując się, jak Cole to zrozumie.
Rozdział 5 Laura otworzyła drzwi gabinetu Drew. Widok męża wpatrzonego w ekran komputera bynajmniej jej nie zaskoczył. Praca była jego pasją, a to, gdzie się znajdował – w kancelarii czy w domu – nie miało znaczenia, podobnie jak fakt, że była niedziela. Musiał zacząć wcześnie rano. Zasłony były jeszcze zaciągnięte i w pokoju panował półmrok, rozjaśniony jedynie kręgiem światła z lampy, padającym na klawiaturę i złote włosy Drew. Spojrzenie ciemnoniebieskich oczu utkwił w ekranie. Nie wiedziała, czy podziwiać go za to, że potrafił aż tak skupić się na pracy, czy martwić tym, że była dla niego niewidzialna. Weszła do pokoju i zamknęła za sobą drzwi, nie starając się zrobić tego cicho. Drew podniósł raptownie głowę i ściągnął z niezadowoleniem brwi. – Potrzebujesz czegoś? – zapytał szorstko. – Pomyślałam, że chciałbyś zrobić sobie przerwę, zjeść lunch. – Jestem zajęty. Mam mnóstwo do zrobienia, zanim wyjadę. Zapomniała, że miał lecieć wieczorem na trzy dni do Los Angeles. Przez ostatnie pół roku wyjeżdżał z miasta tak często, że czuła się, jakby ich dom był raczej stacją przesiadkową niż domem. – Ostatnio prawie cię nie widuję – powiedziała cicho. Mars na jego czole jeszcze się pogłębił. – Naprawdę nie mam teraz na to czasu, Lauro. – Na co? Nie masz czasu dla mnie? Nie cierpiała siebie za to, że jej głos brzmi tak prosząco i żałośnie, lecz słowa już padły i nie można było ich cofnąć. – To nie będzie trwało wiecznie, ale jeśli chcę zostać partnerem w firmie, muszę się teraz poświęcić. Twój ojciec ma bardzo wysokie wymagania. Mam nadzieję, że potrafisz to zrozumieć. – Rozumiem. I rozumiała. Zwłaszcza tę część o wysokich wymaganiach jej ojca. Bóg jeden wie, że jej nie udało się nigdy im sprostać. Nic dziwnego, że Drew był przez cały czas tak zestresowany. Czując się winna, podeszła bliżej, by pomasować mu kark. – Co robisz? – prychnął zniecierpliwiony, naciskając klawisz, ściemniający ekran. – Chciałam pomasować ci kark. – Doceniam pomysł, ale naprawdę muszę się skupić. – Na czym? – Patrzyła na ciemny ekran, zastanawiając się, dlaczego nie chciał, aby wiedziała, nad czym pracuje. – Stałeś się ostatnio bardzo tajemniczy, Drew. – Muszę chronić prywatność klientów. – Przed żoną? – Stanęła tuż przy nim, opierając się biodrami o blat biurka. – Możesz mi zaufać. – Tu nie chodzi o zaufanie. Chciała go zapytać, o co w takim razie, wiedziała jednak, że to nieodpowiednia chwila. Był zbyt zaprzątnięty pracą. – Odpocznij, Drew. W parku ma być dziś darmowy koncert. Moglibyśmy wziąć koc, zrobić sobie piknik. Byłoby fajnie. – Nie mam czasu. Czy właśnie tego nie powiedziałem? A ty nie masz nic ważniejszego do roboty, niż
urządzać piknik i słuchać jakiegoś zespołu? Miała do zrobienia mnóstwo rzeczy, niezbędnych, aby ich dom funkcjonował jak dobrze naoliwiona maszyna, lecz jakoś nie chciało jej się teraz myśleć o praniu, rachunkach, pracy domowej dzieci, najnowszym projekcie komitetu rodzicielskiego czy sprzątaniu. Chciała porozmawiać z Drew o czymś innym niż dom i praca. Na przykład o książce i nieoczekiwanym spotkaniu z Natalie i Cole’em. Lecz nim zdążyła się odezwać, zadzwoniła komórka Drew. Natychmiast odpowiedział, a kiedy usłyszał, kto dzwoni, jego twarz się rozpogodziła. Uśmiechnął się, a potem głośno roześmiał. Laura nie była w stanie sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz tak radośnie się śmiał. – Jesteś najlepsza, Valerie. Mam u ciebie dług. – Zamilkł na chwilę. – Na pewno sobie poradzisz. Zaczekaj sekundę. – Zasłonił dłonią telefon i powiedział do Laury: – To chwilę potrwa. Mogłabyś mnie zostawić samego? Nie miała ochoty tego robić – nie dlatego, że chciał dokończyć służbową rozmowę, ale ponieważ Valerie Cain potrafiła przywołać na jego twarz uśmiech. – My też musimy porozmawiać. – Później, dobrze? Czy miała wybór? Wychodząc, zwalczyła pokusę, by podsłuchiwać, i zamknęła za sobą drzwi. Musi ufać mężowi. Zaufanie to podstawa dobrego małżeństwa. Poza tym Drew nie miałby czasu na romans. Pracował po dwanaście godzin na dobę. Oczywiście, Valerie też pracowała w kancelarii. A czy większość romansów nie zaczyna się w pracy? Nie wolno jej tak myśleć. Drew jej nie zdradza. To, że nie sypiali już ze sobą tak często, nie miało znaczenia. Byli razem od dziesięciu lat. Częstotliwość uprawiania seksu musi po latach się zmniejszyć. Prawda? Czy robiła coś nie tak? Utrzymywała dom w czystości. Co wieczór podawała rodzinie zdrowy posiłek. Starała się oszczędzić Drew domowych kłopotów. Czy za bardzo przytyła? Wiedziała, że waży pięć kilo więcej, niż kiedy się pobierali, ale starała się jeść zdrowo. Dużo ćwiczyła i dobrze się ubierała. Może powinna zafundować sobie odsysanie tłuszczu. Lub botoks. Zatrzymała się przy lustrze w holu i przyjrzała z dezaprobatą cienkim liniom wokół oczu i ust. Może zaczyna się starzeć. Zbliżała się do trzydziestki, nie była już tą dziewiętnastoletnią dziewczyną, w której Drew się zakochał. A może tylko wyobrażała sobie niestworzone rzeczy. Kto wie, co chodzi ostatnio po głowie jej mężowi? Ona z pewnością tego nie wiedziała. Potrząsnęła ze znużeniem głową i ruszyła na piętro sprawdzić, co robią dziewczynki. Oczywiście, zamiast czytać, jak im polecono, kłóciły się o domek dla lalek. – Książki, dziewczęta! – powiedziała ostro. Wprowadziła zasadę, że córki mają czytać przynajmniej przez godzinę dziennie. Obie wymamrotały coś pod nosem, lecz wyciągnęły posłusznie książki spod łóżka. Ruszyła korytarzem do swojej sypialni. Pokój, utrzymany w pastelowej tonacji z bogactwem kwiatowych deseni, miał wyciszać i przynosić ukojenie, lecz dziś kwiaty tylko ją irytowały. Gdyby odważyła się porozmawiać o swoim samopoczuciu z matką, usłyszałaby, że nie ma powodu się skarżyć. Miała męża, dom, dzieci. Nauczono ją, by właśnie tego pragnęła, ponieważ, jak powtarzali w kółko rodzice, w przeciwieństwie do starszych sióstr nie została obdarzona wysokim ilorazem inteligencji. Wysyłając ją do college’u, ojciec podkpiwał sobie nawet, mocno wątpiąc, aby uda jej się wrócić z tytułem magistra. A jednak go uzyskała. Czasami zastanawiała się, czy nie pragnęła wyjść za mąż tak rozpaczliwie, że zaciągnęła Drew do ołtarza niemal siłą. Nie to, żeby go nie kochała – kochała, wtedy i dziś.
Jednak odkąd wpadła poprzedniego dnia na Natalie i Cole’a, czuła się niespokojna, dręczona dziwną tęsknotą. Natalie była lekarką. Cole szefował „San Francisco Tribune”. Drew pracował, by zostać partnerem w kancelarii. Wszyscy których znała w college’u, robili coś ważnego. Wszyscy, poza nią. Nie to, żeby bycie matką nie było ważne. Wiedziała, że jest. I że sprawdza się w tej roli. Dziewczynki były dobrze wychowane i zawsze ładnie ubrane, a ona udzielała się w szkole i lokalnej społeczności. Ale czy nie stać jej było na więcej? Skończyła edukację, uzyskując nie tylko stopień magistra, ale też licencjat z muzyki. Dlaczego jakoś tego nie wykorzystała? Kiedyś chciała grać na flecie w orkiestrze symfonicznej. Teraz flet pokrywał się kurzem schowany w głębi szafy. Nie była w stanie przypomnieć sobie, kiedy ostatnio na nim grała. Albo robiła z przyjemnością coś, co było tylko dla niej, nie dotyczyło męża ani córek. Spotkanie z Natalie przywołało zapomniane uczucia. Obudziło wspomnienie tego, jaka była kiedyś. Podczas krótkiego okresu, gdy stanowiła część Wspaniałej Czwórki, odkryła w sobie cechy i umiejętności, których istnienia nie podejrzewała. Madison, Natalie i Emily skłaniały ją, żeby zajęła się czymś, czego dotąd unikała, rzucały jej wyzwania, ośmielały ją i wspierały we wszystkim, co chciała robić. Czytała książki, dyskutowała o polityce i religii, chodziła na zajęcia z dziedziny sztuki i grała na flecie w szkolnej orkiestrze. Dziewczęta przekonały ją, że nie jest taka głupia, jak pozwalali jej wierzyć rodzice. Może nie otrzymywała za swoje wysiłki najwyższych not, nie potrafiła rozwiązywać samodzielnie trudnych zadań matematycznych, lecz mogła robić inne rzeczy. Była twórcza i uzdolniona muzycznie. Była kimś więcej, niż wynikałoby z nieprzesadnie imponującego ilorazu inteligencji. Sądziła, że poślubienie Drew pomoże jej wyzwolić się od rodziców, lecz zamieniła jedynie ich oczekiwania na jego. A w głębi jej serca czaiło się okropne przeczucie, że poślubiła człowieka identycznego jak jej ojciec, kogoś, kto przykłada wielką wagę do rzeczy materialnych i osiągnięć, nie ceniąc zbytnio zalet charakteru, współczucia, uprzejmości i, ogólnie biorąc, tego, aby być dobrym człowiekiem. Jak mogła do tego dopuścić? Znała odpowiedź na to pytanie. Stało się tak, ponieważ rodzice od samego początku pokochali Drew. Ojciec wziął go pod swoje skrzydła, pomógł dostać się do szkoły prawniczej i zaoferował pracę, gdy tylko Drew ją ukończył. Był jak syn, którego ojciec nie miał, zadośćuczynieniem za nieudaną córkę, która zrobiła wreszcie coś jak należy. Jednak gdzieś pośród doskonałego życia, jakie stworzyła, zgubiła cząstkę siebie. Stała się niewolnicą codziennych nawyków, organizowania życia rodzinie, rachunków, podatków i tych samych telewizyjnych show każdego wieczoru. Nauczyła się zadowalać skrawkami uwagi rzucanymi jej niczym ochłapy przez męża, skrywając smutki i zmartwienia przed innymi kobietami z kręgu znajomych. Usiadła na łóżku, starając się nie naruszyć poduszek, które spulchniła i ułożyła starannie rano, a potem nagle zdała sobie sprawę z absurdalności takiego zachowania. Nie śmiała nawet pognieść poduszek na własnym łóżku. W przypływie nagłego gniewu chwyciła za róg narzuty, ściągnęła ją wraz z poduszkami i kołdrą i rzuciła na stos pośrodku łóżka. Nie sprawiło jej to wielkiej satysfakcji. Weszła do garderoby, sięgnęła za ubrania i buty i wymacała znajomy kształt czarnego futerału. Wyjęła go, a obłok kurzu, jaki się przy tym podniósł, sprawił, że kichnęła. Może nie była aż tak dobrą panią domu, jak jej się zdawało. Lecz wewnątrz futerału srebrzysty flet połyskiwał obietnicą. Poczuła przypływ podekscytowania. Uklękła na podłodze garderoby i wyjęła części instrumentu, a potem delikatnie połączyła je ze sobą, zatrzymując się na moment, aby przesunąć palcami po gładkim, wypolerowanym metalu. Czy potrafiłaby jeszcze grać? I czy chciała rzeczywiście spróbować?
Niepewność sprawiła, że się zawahała. Naprawdę chce wiedzieć, czy jeszcze to potrafi? Nie lepiej pozostać z głową w piasku? Zamknęła na chwilę oczy i usłyszała głos Emily. – Powinnaś grać w orkiestrze – powiedziała, gdy Laura odłożyła flet. Ostatnia nuta nie wybrzmiała jeszcze w powietrzu. – Nie jestem wystarczająco dobra, poza tym zarobki są tam bardzo niskie. – Lecz gra cię uszczęśliwia. I tylko to naprawdę się liczy. – Szczęście nie jest ważne. Liczą się sukcesy, osiągnięcia. Wszyscy wiedzą, że nie da się zarobić graniem na życie. – W życiu nie chodzi jedynie o zarabianie, lecz o zajmowanie się czymś, co się kocha. Nie sprzedawaj się tanio, Lauro. Nie pozwól, by inni definiowali to, kim jesteś. Ty i ja mamy wiele wspólnego. Obie spędziłyśmy zbyt dużo czasu, wyglądając przez okno, podczas gdy inni bawili się i korzystali z życia. Teraz nasza kolej. Ja odzyskałam w końcu zdrowie, a ty uciekłaś od rodziców i ludzi, którzy przekonywali cię, że powinnaś spędzać każdą chwilę, pracując na przyszłe szczęście. Ja twierdzę, że powinniśmy skupić się na tym, żeby być szczęśliwym już teraz, a przyszłość sama się o siebie zatroszczy. W końcu wszyscy twierdzą, że to dla nas najlepszy okres w życiu. Postarajmy się, żeby to była prawda. I to był rzeczywiście najlepszy okres w moim życiu, pomyślała. Otworzyła oczy i wpatrywała się przez chwilę w instrument. Może powinna pójść za radą Emily, przestać zamartwiać się o przyszłość i skupić na tym, co teraz. Co zrobiłaby przyjaciółka? Odpowiedź nagle wydała się jej oczywista. Podniosła flet do ust i dmuchnęła. Piskliwy dźwięk, jaki dobył się z instrumentu, choć sam w sobie okropny, sprawił jej przyjemność. Odprężyła się i zaczęła grać. Nuty zdawały się wypływać jej wprost z głowy, serca i duszy. Nie wiedziała, jak długo już gra, dopóki nie zobaczyła dwóch małych, bardzo zaskoczonych twarzyczek, spoglądających ku niej zza drzwi garderoby. – Co robisz, mamusiu? – spytała sześcioletnia Jennifer. – Mogę zagrać? – dodała siedmioletnia Suzanne. – To było takie ładne. – Grasz bardzo dobrze – kontynuowała Jennifer. Serce wezbrało jej wzruszeniem. Córki uważały, że jej muzyka ładnie brzmi i że jest dobra. Zamrugała, aby przepędzić niemądre łzy i roześmiała się. – Myślę, że już czas, byście i wy nauczyły się grać. – Dzisiaj? – zawołały podekscytowane. – Tak, dzisiaj, ale trochę później – powiedziała, podejmując nagłą decyzję. – Chciałabym, żebyście najpierw posłuchały, jak brzmi naprawdę dobra muzyka. Włóżcie sweterki i buty. Idziemy do parku. • • • – Nikogo nie ma – powiedziała Natalie, kiedy drzwi domu Laury pozostały zamknięte. – I to by było na tyle, jeśli chodzi o twoją strategię zaskoczenia. Cofnęła się o krok, żeby popatrzeć na willę w stylu śródziemnomorskim, stojącą pośród innych starannie wykonanych i zaprojektowanych domów na zamieszkanym przez wyższą klasę średnią przedmieściu, odległym od San Francisco o trzydzieści minut jazdy samochodem. – Laurze i Drew ewidentnie powiodło się w życiu. – Rzeczywiście, jak na przedmieścia, dom wygląda całkiem nieźle – zauważył Cole. – Co do mnie, wolę miasto. Natalie uważała podobnie. A może przywykła po prostu do miejskiego otoczenia. Ostatnim razem mieszkała w domu podobnym do tego, choć zdecydowanie skromniejszym, kiedy żył jeszcze jej ojciec.
Po jego śmierci wędrowały z matką od jednego mieszkania do drugiego, dzieląc czasami lokum z ciotką albo kolejnym facetem matki. – Może nie usłyszeli dzwonka. To duży dom. Nacisnął dzwonek trzy razy. Dźwięk był tak głośny, że musieli go zapewne usłyszeć sąsiedzi. Drzwi otworzyły się tak nagle, że odskoczyła przestraszona. Drew nie wyglądał na zachwyconego ich widokiem. Ubrany w ciemne spodnie i białą koszulę z długim rękawem, wydawał się konserwatywny, oficjalny i jakże daleki od roześmianego, skłonnego do flirtów chłopaka noszącego wyblakłe dżinsy, podkoszulki oraz japonki. Jeśli pominąć jasne włosy i złotawą opaleniznę, był jak odmieniony. – Co wy tu, u diabła, robicie? – wymamrotał, wpatrując się w nich z niechęcią. Natalie nie wiedziała, co odpowiedzieć. Nie mogła winić Drew, że zachowuje się nieuprzejmie. Minęło dziesięć lat, odkąd ostatni raz się widzieli, a teraz stanęli jak gdyby nigdy nic na progu jego domu. Nic dziwnego, że poczuł się zaskoczony. – Możemy wejść? – spytał Cole. Drew odsunął się i gestem zaprosił ich do środka. Wnętrze jest równie śliczne jak sam dom, pomyślała Natalie, podziwiając błyszczącą drewnianą podłogę w holu, rzeźbioną balustradę, łukowe przejścia pomiędzy holem wejściowym a salonem i jadalnią. Drew wskazał im salon, gdzie w rogu stał wielki fortepian. Reszta pokoju umeblowana została antykami. Pełno tam było starannie wybranych wazonów, lamp oraz stolików. Wszystko do siebie pasowało, włącznie z biegnącym wzdłuż gzymsu pasem bordiury i kwiecistymi zasłonami. – Jak tu pięknie – powiedziała cicho. – Zastaliśmy Laurę? – Musi gdzieś tu być, choć nie wiem, dlaczego nie otworzyła tych przeklętych drzwi. Podszedł bliżej schodów na piętro i zawołał Laurę. Ta jednak nie odpowiedziała. – Zaraz wracam. Natalie usiadła na kanapie, podczas gdy Cole przyglądał się fotografiom na kominku. Słyszeli, jak Drew nawołuje Laurę. Po chwili wrócił i ewidentnie zirytowany powiedział: – Musiała wyjść z dziewczynkami. Co mogę dla was zrobić? – Wpadłam wczoraj na Laurę. Nie mówiła ci? – spytała Natalie. – Nie, ale nie bardzo był na to czas. Nie spędzimy tego weekendu razem. Prawdę mówiąc, powinienem się pakować. Wyjeżdżam dzisiaj służbowo. Spojrzał wymownie na zegarek. Natalie zerknęła na Cole’a, zastanawiając się, dlaczego pozostawił jej prowadzenie rozmowy. Czyż to nie on wpadł na pomysł, by porozmawiać z Drew? Kiedy milczenie zaczęło się przeciągać, powiedziała: – To fatalnie. Myślałam, że porozmawiamy o starych czasach, nadrobimy zaległości. – Zazwyczaj rezerwuję takie rozmowy na zjazd absolwentów. – Drew zmarszczył brwi. – Co ty tu robisz, Natalie? Wyjechałaś bez pożegnania lata temu. Po co wróciłaś? Czego chcesz? – Pożegnałam się. – Zaskoczyła ją wrogość w jego głosie. – Zostawiłaś Laurę. Płakała potem całymi dniami – kontynuował Drew szorstko. – Teraz już cię nie potrzebuje. Może była zbyt uprzejma, aby ci to powiedzieć, ale… – Ty nie jesteś uprzejmy – wtrącił Cole. – Nie, nie jestem. Posłuchaj, Parish. Nie mam nic przeciwko tobie, ale jestem zajęty i szkoda mi czasu na grzebanie się w przeszłości. Natalie wpatrywała się w niego przez długą chwilę, próbując wyczytać coś pomiędzy wierszami, na próżno jednak. – Przepraszamy, że zajęliśmy ci czas – powiedziała w końcu, wstając.
– Zaczekaj chwilę, Natalie – wtrącił Cole. – Mam do ciebie kilka pytań, McKinney. – Jakich pytań? – O śmierć mojej siostry. Ktoś zwrócił mi ostatnio uwagę na fakt, że to mógł nie być wypadek. – Kto sugerowałby coś takiego? – Autor pewnego bestsellera. Może o nim słyszałeś. – Owszem – przyznał Drew, zacisnąwszy wargi. – Nie pamiętasz, czy widziałeś tamtego wieczoru Emily? – zapytał Cole. – Rozmawiałeś z nią? A może razem piliście? – Nie upiłem jej, jeśli to właśnie sugerujesz. Drew wsparł dłonie na biodrach, emanując czystą agresją. Cole nie zamierzał jednak się wycofać. – To jak, rozmawiałeś z nią? – Nie. Było tam mnóstwo ludzi, ponad setka. Powiedziałem o tym policji, gdy mnie przesłuchiwali. – Czyli nie byłeś tamtej nocy na piętrze? Nie słyszałeś, jak Emily kłóci się z Natalie? – Nie słyszałem niczego. Powiedziałem ci już: nie wchodziłem na piętro. – Autor uważa, że to Natalie zepchnęła Emily z dachu. A co ty sądzisz? Drew zerknął szybko na Natalie. – Oczywiście, że to bzdura. Emily spadła. Oto, co się wydarzyło. Choć tak naprawdę… Wszyscy wiedzieli, że Emily i Natalie kłócą się o ciebie. Kiedy wyjechałaś, w mieście aż huczało od plotek. – A gdzie ty byłeś, kiedy spadła? – zapytał Cole. – Jeśli wolno spytać. – Nie zamierzam znów się spowiadać. Powiedziałem wszystko dziesięć lat temu. Jeśli tego nie pamiętasz, z pewnością uda ci się zdobyć kopię policyjnego raportu. A teraz, jeśli wolno… Podszedł do drzwi i je otworzył, nie pozostawiając gościom wyboru. Nie mogli zrobić nic innego, jak tylko wyjść. – Jeśli dowiem się, że to ty stoisz za wydaniem tej książki, pożałujesz. – Cole zatrzymał się przy drzwiach. – Nikt nie zadziera bezkarnie z moją rodziną. – Ani z moją – odpalił Drew. Wyszli z Cole’em na ganek. Natalie skrzywiła się, kiedy drzwi zatrzasnęły się za nimi z hukiem. – Dobra robota, nie ma co – stwierdziła z przekąsem. – Myślę, że możemy dodać Drew do rosnącego klubu twoich fanów – powiedział Cole, kiedy szli do samochodu. – Nie pamiętam, żeby kiedyś aż tak mnie nie lubił. Cole otworzył drzwi i przytrzymał je dla niej. – Ja też uważam to za interesujące. Natalie nie spodobało się to, co sugerował. – Udało mu się sprawić, że znów we mnie zwątpiłeś, prawda? Tak łatwo zachwiać twoimi przekonaniami, Cole? – Wyrobię sobie zdanie, gdy poznam wszystkie fakty. – Nie ma ich zbyt wiele – odparła, wsuwając się na siedzenie pasażera. – Może powinniśmy porozmawiać teraz z twoimi przyjaciółmi. Emily spędzała dużo czasu z Dylanem Somerville’em. Może wiedzieć coś o tamtej nocy. I co z Joshem? Cole nie odpowiedział, póki nie wsiadł do samochodu i nie zamknął za sobą drzwi. – Mówiłem ci już, że byliśmy wtedy u Dylana. – Tylko że jego tam nie było. Wspomnienie Dylana idącego korytarzem siedziby stowarzyszenia rozbłysło jej w pamięci.
– O czym ty mówisz? – Widziałam Dylana na imprezie. Właśnie sobie przypomniałam. – Dostrzegła w jego oczach powątpiewanie. – Naprawdę – dodała obronnym tonem. – Bardzo dogodnie. – Zapewne stało się tak dlatego, że tyle rozmawialiśmy o przeszłości. Wszystko zaczyna do mnie wracać. – Może przypomnisz sobie coś jeszcze, na przykład to, gdzie byłaś, kiedy Emily spadła. – Powiedziałeś, że nie wierzysz… – Bo nie wierzę. Posłuchaj, Natalie, Dylan i Josh byli dla Emily jak bracia. Nie ma mowy, by któryś z nich ją skrzywdził. Zgadzam się natomiast co do jednego – powinniśmy z nimi porozmawiać, zwłaszcza z Dylanem, ponieważ mieszkał wtedy w Santa Cruz. Wracając, wstąpimy do niego do klubu. – To on ma klub? – Club V na południe od Market. Jest bardzo popularny, a zajmują się tam technomagią. Domyślam się, że w nim nie byłaś. – Nie, nie byłam. A co to takiego ta technomagia? – Rzeczywistość wirtualna, technologiczna iluzja i inne modne sztuczki. Otworzył klub w zeszłym roku i prawie co wieczór przed wejściem ustawia się kolejka. Dylan od zawsze zajmował się magią. Kiedy byli w college’u, występował jako magik w klubie w Santa Cruz. Emily często tam bywała, czasami występowała nawet jako jego asystentka. Byli bardzo zaprzyjaźnieni. Natalie nie przepadała za Dylanem. Zawsze odgrywał tajemniczego, podjeżdżając pod akademik na motocyklu, ubrany w czarną skórę, z oczami przesłoniętymi ciemnymi okularami. Nie pamiętała, żeby rozmawiał chętnie z kimkolwiek poza Emily, co doprowadzało Madison do szału. Dylan Somerville był zapewne jedynym facetem, który nie zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Co przypomniało Natalie, że powinni odszukać także Madison. • • • Madison spojrzała na kartkę z adresem klubu. Mieścił się w przebudowanym magazynie i był zapewne jednym z tych bezpretensjonalnych miejsc, które zdobywają klientów raczej dzięki przekazywanej z ust do ust informacji niźli reklamie. Prawdę mówiąc, o tym, że w ogóle jest tam jakiś klub, informowała jedynie niewielka plakietka z brązu, przymocowana do solidnych, czarnych drzwi. Szperając w sieci, dowiedziała się, że lokal, otwarty każdego wieczoru, oferuje drinki, możliwość zjedzenia kolacji, pokazy magii oraz iluzji. Pomieszczenie z urządzeniami do tworzenia wirtualnej rzeczywistości dostępne było w weekendy od pierwszej. Przyszła zatem o kilka minut za wcześnie, lecz może podziała to na jej korzyść. Złapie Dylana, zanim do klubu zwali się tłum. Położyła dłoń na drzwiach i zawahała się. Dylan Somerville był jedną z niewielu osób, którymi nie była w stanie manipulować. Wątpliwe, czy uzna propozycję występu na balu dobroczynnym za interesującą, o odnowieniu znajomości nie wspominając. Prawdę mówiąc, było wielce prawdopodobne, że znowu ją zignoruje, a nie była w nastroju, żeby to znieść. Nagły przypływ niepewności ją zaniepokoił. Przypomniał dni wczesnego dzieciństwa, zanim wyładniała i urosły jej piersi. Wątpiła wtedy w siebie, nie wiedząc, kim jest, co było dość naturalne u nieślubnego dziecka aktora, który odmówił uznania córki. Jeden z terapeutów, do których uczęszczała z powodu nalegań matki, twierdził, że to brak relacji pomiędzy Madison a biologicznym ojcem napędza w niej potrzebę sukcesu, sprawienia, by wszyscy dostrzegli, że jest kimś szczególnym, pięknym i ważnym. Gdy już tak się stało, ruszała dalej, porzucając oczarowaną osobę albo zajęcie,
które przestało dostarczać jej wyzwań. Dlatego też prawdopodobnie zerwała z dwoma narzeczonymi, ostatnim razem na kilka dni przed ślubem. Teraz uświadomiła sobie z niesmakiem, że właśnie to próbuje zrobić: zaimponować Dylanowi, ponieważ, niech go diabli, nie potrafił dostrzec, jaka jest wspaniała. Nie znosiła, kiedy terapeuci mieli rację. Lecz jeśli nawet, co z tego? Nie było chyba na świecie kobiety, która nie odczuwałaby od czasu do czasu potrzeby udowodnienia facetowi, który ją odrzucił, ile stracił. A Dylan stracił naprawdę wiele. Była teraz lepsza, niż kiedy miała dziewiętnaście lat, bardziej wyrafinowana. Rozumiała też lepiej, czego chcą mężczyźni. Mogłaby mieć Dylana – gdyby tylko chciała. Na razie nie była jeszcze tego pewna. Mógł podczas tych dziesięciu lat zbrzydnąć, utyć, wyłysieć, mogło mu wyrosnąć na twarzy owłosione znamię. Wiele mogło mu się przytrafić. Nie dowie się tego jednak, póki nie otworzy tych przeklętych drzwi i nie wejdzie do środka. Wyprostowała się i zrobiła właśnie to, pozwalając, by ciężkie drzwi zamknęły się za nią bezszelestnie. Lobby było niewielkie, okrągłe i słabo oświetlone. Ściany pokrywała ciemna boazeria, a podłogę czarna wykładzina. Wzdłuż ścian ustawiono czerwone, skórzane sofy. Na jednej z nich błyskały zawieszone rzędem monitory. Biurko recepcjonistki stojące pomiędzy dwojgiem drzwi było puste. Weszła głębiej i zobaczyła ścianę pełną wycinków z gazet i czasopism. Wszystkie traktowały o klubie. Kilka artykułów zamieszczono w gazecie Parishów, „Tribune”. Cóż, Cole na pewno troszczył się o interesy kumpla. Nie spodziewała się po nim niczego innego. Byli dla siebie jak bracia, choć Madison zastanawiała się czasem, czy Cole domyśla się, jakiego rodzaju uczucia żywił Dylan wobec Emily i jak były silne. Drzwi otworzyły się i Madison wstrzymała oddech. Okazało się jednak, że to nie Dylan, lecz młoda kobieta w niebieskich dżinsach biodrówkach i obcisłym topie, mniej więcej dwudziestoletnia i bardzo zgrabna. Uśmiechnęła się i powiedziała: – Nie miałam pojęcia, że ktoś tu jest. Otwieramy dopiero za kilka minut, ale mogę wskazać pani miejsce. Co chciałaby pani dziś przeżyć? Zjazd wodospadem Niagara, spacer po linie czy okrążenie samochodem toru wyścigowego? Jesteśmy w stanie zrealizować w wirtualnej rzeczywistości każdą fantazję. – Naprawdę? – Natychmiast pomyślała, czy byliby w stanie zrealizować fantazję z Dylanem w roli głównej. Z pewnością mogłaby podsunąć im kilka pomysłów. – Absolutnie. Co sprawia pani przyjemność? – To dwuznaczne pytanie. Kobieta się roześmiała. – Obawiam się, że wszystkie nasze wirtualne przygody nadają się też dla młodzieży. – Prawdę mówiąc, chciałabym porozmawiać z Dylanem Somerville’em. Jest tutaj? – Ja zawsze tu jestem – dobiegło ją zza pleców. Odwróciła się zaskoczona. Miała nadzieję, że to ona zobaczy go pierwsza, a nie odwrotnie. Powinna wiedzieć, że to nie będzie takie łatwe. Cóż, ona też nie zamierza niczego mu ułatwiać. Błysnęła uśmiechem, który zjednał jej legiony wielbicieli i z rozmysłem przesunęła po Dylanie szacującym spojrzeniem. Ubrany w czarne skórzane spodnie i sweter z golfem emanował męskością. Chociaż zaledwie przeciętnego wzrostu, był jednak ładnie zbudowany: szeroka klatka piersiowa, płaski brzuch, wąskie biodra i jędrne pośladki. A jego twarz z gęstymi brwiami ponad ciemnymi oczami, długim nosem i seksownym zarostem była dokładnie taka, jak ją zapamiętała. Usta wykrzywiał mu grymas niezadowolenia, jak zawsze, gdy próbowała z nim rozmawiać. Jedyną osobą, która potrafiła przywołać
na tę posępną twarz uśmiech, była Emily. – Co mogę dla ciebie zrobić? – zapytał, a Madison opadła szczęka. Zachowywał się, jakby jej nie poznawał. Co, u diabła, było z nim nie tak? Nikt jej dotąd nie zapomniał. Nigdy. – Pytanie brzmi: co ja mogę zrobić dla ciebie? – odparła, opanowując emocje. – Przyszłam zaoferować ci bardzo szczególną możliwość. – Nie jestem zainteresowany, cokolwiek sprzedajesz – odparł szorstko. – Nie usłyszałeś jeszcze, co takiego sprzedaję. – Mogę się domyślić. – Tym razem to on zmierzył ją spojrzeniem. – Nie zmieniłaś się ani trochę, Madison. A więc ją pamiętał. Poczuła falę niemądrej ulgi, lecz nie zamierzała tego okazać. – Ty także. Nadal jesteś w złym humorze. – Na czym polega więc ta możliwość? – Chciałabym cię zatrudnić, żebyś pokazał kilka sztuczek podczas balu maskowego na cele dobroczynne. Będą tam wszyscy, którzy coś znaczą. To byłaby dla ciebie znakomita reklama. – Nie potrzebuję reklamy. – Każdy jej potrzebuje, uwierz mi. Właśnie tak zarabiam na życie. – Reklamujesz ludzi? Czyżby dostrzegła na jego twarzy cień uśmiechu? Kto wie? – Pracuję w branży public relations – wyjaśniła. – Promuję ludzi i ich biznesy. Jestem pewna, że twojemu klubowi przydałoby się trochę rozgłosu. – Radzimy sobie. – I to wystarczy? Zastanawiał się przez chwilę, a potem zapytał: – Czego naprawdę chcesz? – Powiedziałam właśnie… – Nie. Zawsze miałaś ukryty cel. Nawet w college’u. W mieście jest mnóstwo magików. Dlaczego akurat ja? – Jesteś nowoczesny, nie pokazujesz staromodnych sztuczek z kartami. O twoim klubie dużo się mówi. Uznałam, że byłoby wspaniale, gdybyś podczas tego przyjęcia pokazał, co potrafisz – odparła, zastanawiając się gorączkowo. – Dochód przeznaczony jest na pomoc dla niepełnosprawnych dzieci. Z pewnością nie masz nic przeciwko chorym dzieciakom. – Dobra próba, lecz nie kupuję tego. – Kiedy to prawda. Potrzebuję czegoś innego, nowego, a ty zawsze byłeś inny: śmiały, odważny. – Zamilkła na chwilę. – Wiem, że mnie nie lubiłeś, ale z pewnością potrafisz odsunąć na bok osobiste uprzedzenia, przynajmniej tam, gdzie chodzi o interesy. – A kiedy nie odpowiedział, naciskała dalej: – Może oprowadziłbyś mnie po klubie i zastanowił się w tym czasie nad moją propozycją? Umieram z ciekawości, żeby zobaczyć, co dzieje się za tymi drzwiami. Zawahał się, a potem powiedział: – W porządku. Ty pierwsza. Nie dowierzała zbytnio tej niespodziewanej uległości, ale postanowiła jej nie kwestionować. Im więcej spędzi z nim czasu, tym lepiej go pozna, dowie się, na czym mu zależy i czego chce. Da mu to, a wtedy ona także dostanie to, czego pragnie. – Możemy zacząć tutaj. Otworzył jedne z drzwi i wprowadził ją do pomieszczenia wyglądającego jak żywcem przeniesione z filmu sciencefiction. Mnóstwo monitorów, platformy i kilka zamkniętych boksów.
– To pomieszczenie, gdzie tworzymy rzeczywistość wirtualną. Możesz przeżyć każdą przygodę, jakiej zapragniesz. Spojrzała na niego z powątpiewaniem. – Nie jestem wielbicielką gier komputerowych. – To nie są gry. Tworzymy światy, które możesz badać i w nie wejść. Poczujesz się tak, jakbyś naprawdę uczestniczyła we wszystkim, co się tam dzieje, nieważne, gdzie się znajdujesz: na dworze króla Artura, w Białym Domu czy Tadź Mahal. Łączymy filmy wideo z cyfrowymi obrazami wziętymi z podręczników historii i starych filmów. – To mnóstwo pracy. – Stworzenie tej cyfrowej biblioteki zajęło mi dziesięć lat. Jest nieporównywalna z niczym. Wyglądało na to, że zajmuje się rzeczywiście czymś więcej niż tylko wyciąganiem królika z kapelusza. A jednak… – Nie sądzę, że byłabym w stanie uwierzyć, iż jestem gdzie indziej, spoglądając jedynie na ekran – powiedziała. – Nie mogłabym zapomnieć, że to jedynie fikcja, jak w kinie. – Byłabyś zaskoczona. Umysł ma wielką moc, lecz można manipulować nim za pomocą muzyki, obrazów, wspomnień, dźwięków i działania. – Zatem, gdybym stanęła na tej platformie, a ty byś nią zakołysał, uwierzyłabym, że wylatuję w przestrzeń kosmiczną? – Absolutnie – powiedział zdecydowanie. Jego pewność siebie raziła ją zarazem i podniecała. Lubiła mężczyzn pewnych siebie, zwłaszcza w łóżku, między pewnością siebie a arogancją była jednak cienka granica. Wątpiła, czy Dylan zdaje sobie sprawę, że ją przekracza. – Mógłbym zapewne przekonać cię, że wszystko, co widzisz, jest realne – dodał. – Wydajesz się bardzo pewny swego. – Bo jestem dobry w tym, co robię. – Teraz już sobie przypominam, dlaczego cię nie lubiłam. – Ja tak tego nie zapamiętałem. Rzucał jej wzrokiem wyzwanie, by zaprzeczyła, jednak wspomnienie pewnego wieczoru, kiedy to niemal rzuciła mu się w ramiona, nadal płonęło w jej pamięci. – Wątpię, czy pamiętasz wydarzenia takimi, jakie w rzeczywistości były – powiedziała. – Każdy ma własną wersję prawdy. – Rozejrzała się po sali. – Co dalej? – Może spróbowałabyś zakosztować jednej z naszych przygód i przekonała się, czy chcesz mi pomóc je wypromować. – Nie jestem pewna, czy rzeczywistość wirtualna nadawałaby się na tę akurat imprezę. Jakoś nie mogła wyobrazić sobie tych wszystkich urządzeń na balu kostiumowym. – No to się pożegnamy. Odwrócił się ku drzwiom. – Zaczekaj, mogę spróbować. To z pewnością coś fajnego. Nie była jeszcze gotowa, by wyjść. Potrzebowała czasu, żeby pomyśleć, jak ten technologiczny cyrk mógłby sprawdzić się podczas imprezy dla VIP-ów. Musi być jakiś sposób. Może gdyby wydzieliła część sali i umieściła tam urządzenia… Dylan podprowadził ją do jednego z foteli. – Usiądź tutaj. Włóż gogle, słuchawki i po prostu siedź. – Zamilkł, a potem spojrzał na nią z namysłem. – Mam dla ciebie coś specjalnego. – Mianowicie? – Zobaczysz.
Zaciągnął otaczające fotel zasłony, pozostawiając Madison w ciemności. Włożyła gogle i ciemność jeszcze zgęstniała. Słuchawki blokowały dźwięki otoczenia i nagle poczuła się bardzo wyizolowana i niepewna. Kompletnie zdezorientowana. Kiedy w słuchawkach rozbrzmiała muzyka, drgnęła, zaskoczona tym bardziej, że utworem, który słyszała, było I Will Survive Glorii Gaynor, jedna z ich ulubionych piosenek. Emily puszczała ją na okrągło, ilekroć którejś z nich nie wyszła randka lub zawiódł ją chłopak. Musiała słyszeć ten utwór setki razy. Emily należała do tych dziewcząt, które puszczają ulubioną piosenkę tak długo, że osoby z ich otoczenia, słysząc powtarzające się dźwięki, mają w końcu chęć wyrywać sobie włosy z głowy. Gdy się skarżyły, Emily śmiała się i mówiła, że tworzy wspomnienia. I że za jakiś czas, powiedzmy, za trzydzieści lat, będą jechały samochodem, może ze swoimi dziećmi, usłyszą w radiu tę piosenkę, przypomną sobie dobre stare czasy, ich przyjaźń i się uśmiechną. Teraz Madison nie było ani trochę do śmiechu. Przeciwnie, miała chęć się rozpłakać. A przecież ona nie płacze. Nigdy. Jednak, do licha, dlaczego Emily nie przeżyła kolejnych dziesięciu czy choćby trzydziestu lat? Dlaczego nie było jej dane słuchać starych piosenek i wspominać dawnych dobrych czasów? Ekraniki gogli nagle pojaśniały. Wzdrygnęła się, gdy zobaczyła znajomy widok: dwupiętrowy budynek w Santa Cruz, gdzie miało siedzibę ich stowarzyszenie i gdzie mieszkały. To właśnie tam zginęła Emily. Czy umysł płatał jej figle? O to chodziło z tą wirtualną rzeczywistością? Chciała odwrócić wzrok, ale nie była w stanie tego zrobić. Drzwi budynku otworzyły się i wyszła grupka dziewcząt – wyglądały jak Laura, Natalie i Emily. Uświadomiła sobie, że to naprawdę one, ubrane według mody sprzed dziesięciu lat. Dlaczego jej z nimi nie było? Zamarła, kiedy Emily wysunęła się przed koleżanki – Emily z roześmianymi, ciemnymi oczami, powiewającymi na wietrze brązowymi włosami, zaraźliwym uśmiechem, który sprawiał, że Madison też miała ochotę się uśmiechnąć. Emily żywa, szczęśliwa, pełna nadziei na przyszłość. Była tak blisko, że Madison miała chęć wyciągnąć rękę, dotknąć przyjaciółki, chwycić jej dłoń i nie puścić nawet za cenę życia. Emily nagle pogroziła jej palcem. – Brzydko się bawisz, bardzo brzydko. Natychmiast przestań. Madison zaczerpnęła głęboko oddechu. Czyżby Emily mówiła do niej? Boże! Nie mogła tego znieść. Zerwała z głowy słuchawki i gogle, wypadła zza zasłonek i zobaczyła Dylana. Stał, uśmiechając się chłodno, z wyrachowaniem. – Co to, u diabła, było? – zawołała wstrząśnięta do głębi. – Emily. Nie po to przyszłaś, Madison? Porozmawiać o Emily? Wpatrywała się w niego zaszokowana. Dostrzegła w oczach mężczyzny błysk gniewu. A także satysfakcji. Chciał zwalić ją z nóg i doskonale mu się udało. – Skąd masz ten film? – Nakręciłem go dawno temu. – Nie pamiętam, żebyś nas filmował. – Nie było cię z nimi tamtego dnia. To dlatego na filmie były tylko jej przyjaciółki. Co oznaczało, że Emily nie mówiła do niej, ale do Dylana, każąc mu wyłączyć kamerę. To miało sens. Przeciwnie niż to, że Dylan nie tylko zachował film, ale wykorzystywał go w swoich wirtualnych pokazach. – Używasz zdjęć Emily, jej głosu, tego, co mówiła, w swoich grach? Jak możesz? Byłeś jej przyjacielem. Jesteś chory!
W ciemnych oczach Dylana zabłysnął znów gniew. – Nie używam tego filmu na pokazach. Mam go po prostu w komputerze, podobnie jak wszystkie, które nakręciłem. Pomyślałem, że chętnie zobaczysz stare przyjaciółki, cofniesz się w przeszłość. Nie uwierzyła mu ani na chwilę. – Wcale tak nie myślałeś. Chciałeś tylko mnie zaszokować. Dlaczego? – Ponieważ przyszłaś tu, zachowując się jak zepsuty dzieciak, którym zawsze byłaś. Uciekłaś, Madison. Przed pogrzebem. A teraz wróciłaś, jakby nic się nie wydarzyło. Jakbyśmy byli po prostu starymi znajomymi. Myślę, że to ty jesteś nienormalna. Zatem pogardzał nią, bo wyjechała przed pogrzebem Emily. Przynajmniej uzyskała odpowiedź na jedno z pytań. Jeśli Dylan tak to odbierał, Cole czuł zapewne tak samo, podobnie jak jego rodzice. Miała chęć odwrócić się, uciec i zapomnieć o tym całym głupim pomyśle, ale nie pozwoliła jej na to ambicja. Tym razem zostanie i odparuje cios. – To rodzice tak zdecydowali, nie ja. Przyjechali i zabrali mnie wprost na lotnisko. Miałam dziewiętnaście lat i zero własnych pieniędzy. Co miałam zrobić? Nie miałam wyboru, Dylan, uwierz lub nie. Nic mnie to nie obchodzi. – Nie przyszłaś, żeby rozmawiać o Emily? Ani o książce? – Wiesz o niej? Spojrzała na niego pytająco, chociaż nie była tak naprawdę zaskoczona. Pomimo starannie wystudiowanej pozy złego chłopca, motocykla i czarnej magii Dylan zawsze lubił czytać. To właśnie łączyło go z Emily. Przez cały czas pożyczali sobie książki. Madison nie podzielała tych zainteresowań. Pasjonowały ją moda i magazyny poświęcone rozrywce. – Oczywiście, że wiem o książce. – Skrzyżował ramiona i oparł się o konsolę. – Masz pojęcie, kto ją napisał? – Dobre pytanie – dobiegł ich damski głos. Oddech uwiązł Madison w piersi. Natalie! Czy umysł znów płata jej figle, czy Natalie naprawdę tu jest? Pożałowała, że nie uciekła, póki był na to czas. Tysiące razy wyobrażała sobie, że spotyka się z Natalie, lecz nigdy w takich okolicznościach. Nigdy.
Rozdział 6 Natalie wstrzymała oddech, czekając, co odpowie Madison. Była ostatnią osobą, jaką spodziewałaby się spotkać w klubie Dylana. Do głowy cisnęły się jej tysiące pytań. Czy Dylan i Madison byli teraz parą? I czy to przyjaciółka dostarczyła Garrettowi Malone’owi informacje wykorzystane w książce? Madison powoli się odwróciła. Jest niesamowita, pomyślała Natalie. Jej twarz miała idealny kształt, błękitne oczy pod pięknie zarysowanym brwiami otaczały długie, ciemne rzęsy. Policzki miała muśnięte różem, na ustach szminkę w śmiałym odcieniu czerwieni. – A to ci niespodzianka! – zauważyła przeciągle. – W rzeczy samej – mruknął Cole. – Co tu się, u licha, dzieje, Dylan? Ty i Madison? Dylan wyrzucił w górę dłonie. – Hej, pojawiła się nie wiadomo skąd przed kwadransem. Chciałbym zadać ci to samo pytanie: ty i Natalie? – Też mnie to zaskoczyło – wtrąciła Madison. – Przyszliśmy razem z powodu książki. Wy najwidoczniej też spotkaliście się właśnie dlatego – odparła Natalie, nie wdając się w szczegóły. – Czy któreś wie, kim jest autor i jak udało mu się zebrać o nas tyle informacji? – Dziwię się, że pytasz o to akurat mnie – odparła Madison. – Naprawdę sądzisz, że gdybym to ja ją napisała, oskarżyłabym ciebie, Natalie? Daj spokój, nie byłabyś w stanie zepchnąć z dachu nawet kota, a co dopiero najbliższą przyjaciółkę. Nie mogłaś znieść, kiedy ktoś cierpiał. – Dzięki Bogu, że ktoś w to wierzy – zauważyła Natalie z ulgą. – Spojrzała na Dylana, lecz w jego oczach dostrzegła jedynie gniew. Najwidoczniej nie podzielał opinii Madison. – Masz coś do powiedzenia? – spytała. Wzruszył ramionami. – Ona znała cię lepiej niż ja. – Właśnie. Nagle drzwi salki otworzyły się i do środka weszło troje nastolatków. Pracownica klubu pomogła im wybrać przygodę, w jakiej mieli uczestniczyć. Dylan machnął dłonią w kierunku drzwi i powiedział: – Przenieśmy się gdzie indziej. Tym gdzie indziej okazał się jego gabinet – niewielkie, zagracone pomieszczenie z biurkiem, dwoma krzesłami, kilkoma szafkami na akta, stosami dokumentów i paroma dziwnymi przedmiotami, których, jak podejrzewała Natalie, Dylan używał podczas swych magicznych pokazów. Taką przynajmniej miała nadzieję, bo gdyby było inaczej, oznaczałoby to, że przyjaciel Cole’a ma też bardzo ciemną stronę. Może zresztą tak było. Zawsze fascynowało go to, co mroczne, niewiadome. Nigdy nie potrafiła znaleźć z nim wspólnego tematu. Nie spotkała dotąd mężczyzny, przy którym czułaby się tak nieswojo. Jednak Emily i Dylan blisko się przyjaźnili. Jej śmierć musiała mocno nim wstrząsnąć. Madison wzięła do rąk pióro, uniosła je i zapytała: – Co to takiego i czy mogę asystować ci, gdy będziesz tego używał? Dylan rzucił jej poirytowane spojrzenie, wyrwał pióro i cisnął na stos kapeluszy. Przez dobrą minutę cała czwórka po prostu wpatrywała się w siebie. Natalie nie wiedziała, od czego zacząć. Nie tylko ona
zresztą. Ledwie znała Dylana, a Cole Madison. Poza przeszłością nie mieli wspólnych tematów. Na szczęście do pokoju zajrzał jeden z pracowników, domagając się obecności Dylana w pomieszczeniu z konsolami. Najwidoczniej wynikł tam jakiś problem. Dylan wymamrotał pod nosem nieszczere przeprosiny i wyszedł, a za nim Cole, burknąwszy, iż musi czymś się zająć. Natalie podejrzewała, że woli porozmawiać z Dylanem na osobności. Ani trochę jej to nie przeszkadzało. Przesunęła stos dyskietek i oparła się o biurko. Skrzyżowała ramiona na piersi i spojrzała na Madison. – Gdzie byłaś przez wszystkie te lata, Maddie? Sądziłam, że zamieszkałaś w Paryżu, Londynie albo Madrycie… za nic nie spodziewałabym się jednak spotkać cię w San Francisco, na dodatek z Dylanem. Madison uśmiechnęła się i dobrze znanym gestem przerzuciła włosy przez ramię. – Mogłabym powiedzieć to samo o tobie i Cole’u. Co do mnie: pomieszkiwałam tu i tam, głównie w Nowym Jorku. Przeniosłam się tutaj przed trzema miesiącami, a to z powodu pracy w public relations. Natalie skinęła głową ani trochę niezaskoczona. Madison zawsze była dobrą promotorką, a teraz mogła zapewne rywalizować z najlepszymi. – Twoja kolej – powiedziała Madison. – Zaczekaj. – Uniosła dłoń. – Niech zgadnę. Jesteś lekarką. Przyjechałaś do San Francisco, ponieważ zakochałaś się w tym mieście przed laty i dlatego, że jest tu Cole. – Masz rację, choć tylko w połowie. Jestem lekarką, ale nie wróciłam tutaj dla Cole’a. Nie jesteśmy związani w sensie emocjonalnym. Ani żadnym innym. – Natalie westchnęła. – Chodzi o tę przeklętą książkę. Ostatnie dni to było czyste wariactwo, Madison. Wystarczy, że się obrócę, a już pojawia się ktoś, kogo nie widziałam od lat. I wszyscy chcemy dowiedzieć się tego samego – kim jest Garrett Malone i jak to się stało, że tak dobrze nas zna. – Może Laura wie. – Już z nią rozmawiałam. Nie wie. A tak przy okazji, wyszła za Drew McKinneya. Możesz w to uwierzyć? Madison uniosła brwi. – Laura i Drew się pobrali? Musiała bardzo poprawić swoje łóżkowe umiejętności. Natalie potrząsnęła z niedowierzaniem głową. Madison była, jak przed laty, nader bezpośrednia. – Nie mogę uwierzyć, że to powiedziałaś. – Daj spokój, Natalie. Drew był podrywaczem, a Laura bała się seksu. Musiała wypić trzy wódki z tonikiem, nim pozwoliła, by rozpiął jej bluzkę. – To było dawno temu. Wszyscy szukaliśmy wtedy własnej drogi. – Rzeczywiście. – Madison podeszła do regału i wzięła do rąk fotografię Dylana ubranego jedynie w czarne skórzane spodnie, z batem w ręku. Obok leżał groźnie wyglądający tygrys. – To ci dopiero mężczyzna. – Wypuściła powietrze z płuc. – Szkoda, że mnie nie znosi. Wyjechałam przed pogrzebem Emily. Dylan uważa, że ją zawiodłam. – Spojrzała na Natalie. – Ty też tak sądzisz? Pomimo lekkiego tonu Natalie odniosła wrażenie, że jej odpowiedź będzie dla Madison ważna. – Wszyscy zrobiliśmy to, co musieliśmy. Ja przeniosłam się do innej szkoły. Laura zawarła nowe przyjaźnie i została w Santa Cruz. Dziś to już bez znaczenia. Zostawiliśmy przeszłość za sobą i poszliśmy dalej. – A teraz jesteśmy znowu razem. Wszystko wraca. – Z powodu Emily. Mimo że już jej nie ma, sprawiła, że się spotkaliśmy. Zawsze tak robiła. Jednoczyła nas. Niemal czuję tu jej obecność. To niesamowite. – Nie tak znów bardzo – zauważyła Madison. – Nim przyszłaś, wypróbowałam jedną z tych
wirtualnych rzeczywistości Dylana. Postanowił pokazać mi wideo z wami trzema. Emily podeszła wprost do kamery i zaczęła mówić. Przez chwilę sądziłam, że mówi do mnie. To było dziwne. Dosłownie ciarki przebiegły mi po plecach. Jestem pewna, że Dylanowi zależało na tym, żeby mnie zaszokować. Natalie ściągnęła brwi. – Po co trzyma film z Emily w klubie? – Powiedział, że stworzył wirtualną bibliotekę wszystkich filmów, które nagrał kiedykolwiek, łącznie z tymi z Santa Cruz. Wykorzystuje je podczas pokazów. Najwidoczniej nadal jest w Emily zadurzony. – Zadurzony w Emily? Myślałam, że tylko się przyjaźnili. – Nie spodobał jej się wszystkowiedzący uśmieszek, który przemknął po wargach Madison. – Było inaczej? – Spędzałaś zbyt dużo czasu nad książkami, Natalie. – Dylan i Emily? Nie mówisz poważnie. – Dlaczego nie? Emily nie była święta. Była normalną dziewczyną i chciała doświadczać życia we wszystkich jego przejawach. Natalie skonsternowana wpatrywała się w Madison. Nie była pewna, co właściwie przyjaciółka chce jej powiedzieć. – Chodzi ci o seks? – Oczywiście – odparła Madison i westchnęła. – Emily naprawdę nic ci nie powiedziała? To dla mnie niespodzianka. Sądziłam, że jesteście ze sobą blisko. – Nie powiedziała mi o czym? Myślałam, że jest dziewicą. Chcesz powiedzieć, że uprawiała seks z Dylanem? Zaczęła zastanawiać się gorączkowo, czy Emily powiedziała krótko przed śmiercią coś, co mogłoby wskazywać na taką ewentualność. Nagle uderzyło ją, że przez kilka ostatnich tygodni życia przyjaciółki niewiele rozmawiały. Oddaliły się od siebie, a to z powodu związku Natalie z Cole’em. – Nie potrafię powiedzieć. – Nie potrafisz czy nie chcesz? – Posłuchaj, sekrety Emily powinny umrzeć wraz z nią. – Ale nie umarły. I jeśli coś wiesz… – Jedno jest bez wątpienia pewne: wszystkie miałyśmy swoje sekrety. – Nieprawda. Przez cały czas rozmawiałyśmy. – Ale nie zawsze o ważnych sprawach. Na przykład nie wiedziałam, czy sypiałaś z Cole’em. A sypiałaś? Pytanie zaskoczyło Natalie. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że taka była intencja Madison. – Och, nie, nic z tego. Nie uda ci się zmienić tematu tak łatwo. Rozmawiamy o życiu intymnym Emily, nie moim. Patrzyła, jak Madison wyjmuje ze srebrnej papierośnicy cienkiego papierosa i go zapala. – Nadal palisz? Kiedyś to cię zabije. – Jakoś nie udało mi się rzucić. – Powinnaś bardziej się starać. – Dlaczego w ogóle cię to obchodzi? – spytała Madison autentycznie zaciekawiona. Rzeczywiście, dlaczego? Nie widziała Madison od dziesięciu lat, lecz stare nawyki niełatwo umierają. Kiedyś Natalie bardzo troszczyła się o tę kobietę. I mimo pozy twardzielki Madison zawsze potrzebowała kogoś, komu by na niej zależało. Emily pierwsza dostrzegła tę potrzebę – jak zwykle zresztą. I to Emily powiedziała Natalie, że Madison traktuje przyjaźń z nimi bardzo poważnie, choć
nie jest w stanie tego przyznać. Czyżby Emily miała rację? A może była w kwestii ich przyjaźni nadmiernie idealistyczna? – Och, niech ci będzie. – Madison zgasiła papierosa w popielniczce. – Już po nim. Zadowolona? – Tak. A teraz, co do Emily… – Nie potrafię powiedzieć, Natalie. Nie to, że nie chcę, po prostu nie wiem. Był jednak w jej życiu ktoś ważny, inaczej nie prosiłaby mnie, żebym kupiła dla niej prezerwatywy. – Kupiłaś dla niej prezerwatywy? – Sama za bardzo się wstydziła. – I nie zapytałaś, do czego były jej potrzebne? – Wiedziałam, do czego są jej potrzebne. Zamierzała uprawiać seks. Miałam pewne podejrzenia co do tego, kim jest ten facet, lecz żadnych dowodów. – Nie mogę uwierzyć, że Emily nie powiedziałaby mi o czymś takim. Myślałam, że jesteśmy sobie bliskie. – Wiedziała, że ja nie będę jej osądzać. – A ja bym osądzała? Natalie przycisnęła dłoń do czoła. Czuła, że zaczyna boleć ją głowa. – Oczywiście, że tak. Zawsze próbowałaś ją chronić. – I popatrz, jak mi się udało. – Emily dokonywała własnych wyborów. – Na pewno nie tego, żeby spaść z dachu. To był tragiczny wypadek. – Zapewne. Natalie nie spodobała się nutka powątpiewania w głosie przyjaciółki. – Zapewne? Powiedziałaś przed chwilą, że nie sądzisz, bym miała ze śmiercią Emily cokolwiek wspólnego. – Co nie znaczy, że nie maczał w tym palców ktoś inny. Zawsze mi się wydawało, że to do niej niepodobne upić się i spaść. – Madison spojrzała na zegarek. – Do licha, muszę iść. Mam spotkanie. – Odwróciła się ku drzwiom, a potem zatrzymała. – Uważaj na siebie, Natalie. Ktoś bardzo cię nie lubi i zadał sobie dużo trudu, żeby przysporzyć ci kłopotów. Kto wie, do czego jeszcze się posunie? • • • – Natalie Bishop? Zupełnie ci odbiło? – zapytał Dylan, podając Cole’owi piwo zza baru. Gdy naprawił to, co szwankowało w pokoju z konsolami, przeszli do pustej o tej porze sali klubu. – Zapewne. – Cole upił łyk piwa. – Jednak Natalie jest w to zaangażowana i nie mogę jej odpuścić, póki nie dowiem się, o co w tym wszystkim chodzi. – Nie spodobał mu się domyślny błysk w oczach Dylana. – Co? Myślisz, że nadal mi się podoba? – To jedyna kobieta, na której naprawdę ci zależało. – Nic podobnego. – Pociągając kolejny łyk piwa, musiał jednak w duchu przyznać, że nie potrafi przypomnieć sobie innej kobiety, która potrafiłaby uczynić go tak szaleńczo szczęśliwym. – Może teraz, kiedy znowu ją odnalazłeś, nie pozwolisz jej odejść – zasugerował Dylan, spoglądając na Cole’a badawczo. – Chodzi jedynie o książkę. Tylko dlatego jesteśmy tu dziś razem. Ona wie o tym, co zaszło tamtej nocy więcej ode mnie. – Myślałem, że nie potrafi sobie nic przypomnieć. Czy to się zmieniło? – Nie, wie jednak, co wydarzyło się poprzedniego dnia i jeszcze wcześniej. Muszę od czegoś zacząć.
– Nie ufałbym ani jednemu jej słowu. Powinieneś trzymać się od niej z daleka. Ta dziewczyna oznacza kłopoty. – Uważasz, że miała coś wspólnego ze śmiercią Emily? – Nie był w stanie się zmusić, by użyć słowa „zabójstwo”. – Dlaczego? – Posłużyła się nią, by dotrzeć do ciebie, a kiedy to nie podziałało, wkurzyła się. – Dlaczego sądzisz, że posłużyła się Emily, by dotrzeć do mnie? – zapytał skonsternowany. – Przyjaźniły się, zanim pojawiłem się na scenie. – Emily powiedziała mi, że wolałaby, byście się nie spotykali. Czuła się rozdarta pomiędzy tobą a nią. Cole poczuł, że wywraca mu się żołądek. – Nie mówiłeś tego wcześniej, a Emily też nic mi nie powiedziała. – Milczałem, bo i tak katowałeś się wyrzutami, że wtedy do niej nie pojechałeś. A Em zapewne nie chciała ranić twoich uczuć. Cole nie zastanawiał się wcześniej, jak Emily odbiera jego związek z Natalie. Teraz uświadomił sobie, że właściwie nigdy o tym nie rozmawiali. Na trzy miesiące przed śmiercią siostry miotał się, krążąc pomiędzy San Francisco, gdzie miał pracować dla rodzinnej gazety, Waszyngtonem, gdzie starał się wyrobić sobie kontakty, które pozwoliłyby mu podjąć pracę reportera dla CNN za granicą, i Santa Cruz. A kiedy przyjeżdżał na kampus, spędzał czas głównie z Natalie. Rozmowy z Emily nie dość, że rzadkie, były też powierzchowne. Wydawała się szczęśliwa, nie dopytywał zatem o nic więcej. Teraz tego żałował. – Nie chciałem, żeby tak się czuła – wymamrotał. – Przecież nie była zła na ciebie, lecz na Natalie. Chciała, by pozwoliła ci odejść i zajęła się własnym życiem. Dałeś jej jasno do zrozumienia, że między wami wszystko skończone, lecz ona nie chciała się z tym pogodzić. Nalegała, żeby Emily interweniowała i wstawiła się za nią. Kto wie, co mogła zrobić, skoro była aż tak zdesperowana? Cole jakoś nie mógł wyobrazić sobie Natalie w roli zabójczyni, być może dlatego, że wiedział, jak to naprawdę między nimi było. Nie powiedział Natalie, że wszystko skończone. Zamiast tego unikał jej, niepewny, czego tak naprawdę chce. Przestraszył się uczuć, których wcale sobie nie życzył. Miał plany: chciał podróżować, pracować za granicą. Miłość się w nich nie mieściła. – A zostawiając na boku Emily i Natalie – powiedział, próbując się skupić – co sądzisz o książce? Dylan wzruszył ramionami. – Ktoś chce się zemścić. – Kosztem Emily. Nie tylko reputacja Natalie na tym ucierpi. Życie Emily zostanie obnażone. Słowa i myśli, które mogą nawet nie być jej, zostaną przedstawione jako bezsprzecznie prawdziwe. Nie obchodzi mnie, że zmieniono nazwiska. Wiemy, a wkrótce odgadną to inni, że chodzi tak naprawdę o Emily. Rodzice dostaną szału, kiedy się o tym dowiedzą. To ich zniszczy. – Są nadal w Europie, prawda? Kiedy wracają? – W środę. Zostały mi trzy dni, żeby uzyskać odpowiedzi. Masz jakieś pomysły? Byłeś w Santa Cruz z dziewczętami. Kto mógł wiedzieć o nich aż tyle? Komu, poza przyjaciółkami, mogła zwierzyć się Emily? Co z Drew McKinneyem? Na dźwięk imienia Drew Dylan tylko się skrzywił. – Ten facet to dupek pierwszej klasy. Cole zgadzał się z tą oceną, musiał jednak zapytać: – To twoja opinia czy Emily? Dylan westchnął.
– Emily lubiła wszystkich, taki już miała charakter. Nie umiała oceniać ludzi. Starałem się ją chronić, ale nie było mnie tam przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. – Mogła więc zwierzyć się Drew, może nawet rozmawiać z nim podczas przyjęcia? Widziałem się z nim dzisiaj i jestem przekonany, że facet definitywnie coś ukrywa. On też nie lubi Natalie. Był wtedy we właściwym miejscu i o właściwej porze. A teraz ma motyw i środki, ale czy naraziłby reputację Laury? Dlaczego zatem miałby pomagać w napisaniu książki o dziewczynie, którą jego żona znała przed dziesięcioma laty? – Jeśli chodzi o niego, niczego bym nie wykluczał. Podobnie ma się sprawa z Madison. Zawsze miała ukryty cel. – Zamilkł na chwilę. – Powinieneś pomyśleć jeszcze o jednym. Jeśli Emily ktoś zepchnął, może dzięki tej książce sprawiedliwości stanie się zadość. Nie chciałbyś, aby ewentualny morderca zapłacił za śmierć twojej siostry? Cole wpatrywał się w twarz jednego ze swoich najstarszych przyjaciół i zastanawiał się, dlaczego słowa Dylana sprawiły, że poczuł się tak nieswojo. Czy Dylan coś wiedział? Jeśli tak, dlaczego milczał? Nie powiedział nic już przed laty? Należał przecież niemal do rodziny. Nie, nic nie wiedział. Zgadywał tylko jak reszta z nich. – To nie jest właściwa metoda, aby wymierzyć sprawiedliwość – powiedział w końcu. – Jeśli ktoś miał istotne informacje, oparte na faktach, powinien skontaktować się ze mną albo z moimi rodzicami. Przeprowadziliby dyskretne śledztwo. – Najwidoczniej autor nie dysponował dowodami. – Emily by się to nie spodobało – mruknął Cole i ze zdziwieniem spostrzegł, że Dylan uśmiecha się leciutko. – Nie zgadzasz się ze mną? – zapytał ostro. – Nie sądzisz, że to, iż ktoś wkłada jej w usta słowa, których nie powiedziała, a w serca uczucia i robi z niej ofiarę, by ją wzburzyło? Krew gotowała się w nim na myśl o takim pogwałceniu prywatności, takiej niesprawiedliwości. W duchu rzucał Dylanowi wyzwanie, niemal pragnąc, żeby przyjaciel się z nim nie zgodził. Korciło go, by się z kimś pobić, a w tej akurat chwili Dylan wydawał się całkiem dobrym kandydatem. – Zgadzam się – zapewnił Dylan pospiesznie. Uśmiech znikł równie szybko, jak się pojawił. – Wyluzuj, facet. – Nie potrafię. Nie zaznam spokoju, póki nie dowiem się, kto za tym stoi. – Dowiemy się – obiecał Dylan. – A na razie, jeśli chcesz zadawać się z Natalie, trzymaj się z dala od wysokich budynków. – To nie było zabawne – prychnął Cole. – I nie miało być. Muszę wracać do pracy. Cole siedział jeszcze przez kilka minut przy barze, czując się sfrustrowany i wściekły. Przyszedł do Dylana, aby uzyskać odpowiedzi, a pojawiło się tylko więcej pytań. Dlaczego Dylan podchodził do sprawy z książką tak spokojnie? Co, u licha, było nie w porządku z tym facetem? Czegoś mu nie mówił? Dylan zawsze miał makabryczne i sarkastyczne poczucie humoru, dlatego był tak dobrym magikiem. Niestety, akurat teraz nie czyniło go to szczególnie pomocnym przyjacielem. • • • Natalie czekała przy samochodzie. Nie był pewny, czy na jej widok poczuł ulgę, czy niezadowolenie. – Wróciłabym sama, ale nie mam czym – powiedziała. – Gdzie Madison? – Musiała dokądś pójść. O czym rozmawialiście z Dylanem?
Cole skinieniem wskazał samochód. – Może omówilibyśmy to podczas lunchu? Umieram z głodu. Natalie zawahała się, a potem powiedziała: – W porządku. Byle gdzieś, gdzie jest patio. Mamy piękny dzień i przyda mi się trochę świeżego powietrza. – Znam takie miejsce. Lokalem, o którym mówił, okazała się popularna meksykańska restauracja Rosie’s Cantina przy Pier 24, wzdłuż Embarcadero. Wieczorami odbywały się tam pokazy latynoskich tańców oraz występy połykaczy ognia. Usiedli na zewnątrz, przy stoliku z widokiem na zatokę. Natalie zamówiła wodę gazowaną, a Cole piwo. Kelner postawił przed nimi przekąski, sięgnęli zatem po salsę i chipsy. Łatwiej było jeść, niż rozmawiać. Po raz pierwszy, odkąd spotkali się w piątek, nie musieli gonić za nikim ani za niczym, ale siedzieli przy wspólnym posiłku. Przypomniało mu to czasy, kiedy kolacja z Natalie była najbardziej wyczekiwanym momentem dnia. Jej bystry umysł, błyskotliwe uwagi, wgląd w to, co budziło w nim emocje, wydawały mu się z początku piekielnie atrakcyjne. Pod koniec przerażało go, że dopuścił, aby kobieta przeniknęła tak głęboko do jego serca i umysłu. – Salsa jest fantastyczna. – Natalie uśmiechnęła się tak, że zaparło mu dech. Pamiętał ten uśmiech, wyraz twarzy. To nie jedzenie, lecz jego obecność sprawiała wtedy, że się tak uśmiechała. Z jakiegoś powodu to, że teraz salsa i chipsy sprawiły jej niemal taką samą przyjemność, mocno go zirytowało. – Powinieneś spróbować – dodała. – Ach, ty nie lubisz przecież ostrych potraw, prawda? By udowodnić jej, że się myli, zanurzył chipsa w salsie i wrzucił sobie do ust. Sos niemal wypalił mu dziurę w żołądku. Zakaszlał, sięgnął po piwo i pociągnął solidny łyk. – Cholera, ale ostre. – Nigdy nie potrafiłeś oprzeć się wyzwaniu – zauważyła Natalie ze śmiechem. – Podobnie jak ty – odgryzł się, kiedy odzyskał zdolność mówienia. – Zmieniłam się, a ty najwidoczniej nie. Uśmiechnęła się, kiedy znów chwycił go kaszel. W jej oczach zabłysło rozbawienie, przeobrażając ją na powrót w piękną dziewczynę, którą pamiętał. Policzki miała zaróżowione, a usta, te gorące, seksowne usta były tak pełne, tak zapraszające… naprawdę powinien przestać się w nie wpatrywać, nim zrobi coś głupiego. – Opowiedz mi o sobie – poprosił zatem pospiesznie. – Wiem, że bardzo dużo pracujesz. Masz chłopaka? Kogoś ważnego? Kota? – Gdybym miała chłopaka, z pewnością nie wymieniłabym go razem z kotem. Prawdę mówiąc, nie mam jednego ani drugiego, chcę jednak, żebyś wiedział, że miewałam chłopaków. Nie byłeś jedyny. – Pomachała chipsem i dodała: – Uwolniłam się od ciebie dawno temu i miałam tuzin facetów. – Tuzin, tak? – powtórzył, uśmiechając się leciutko. Skinęła głową. – No, może nie dosłownie, ale było ich sporo. A co z tobą? Dlaczego dziewczyna rzuciła w ciebie zszywaczem? – Najwidoczniej ze mną zrywała, a ja nie słuchałem. W CNN mówiono właśnie o zamachu bombowym w Libanie. – Aha – skinęła ze zrozumieniem głową. – Nadal jesteś fanatykiem wiadomości. – Właśnie tym zajmuję się zawodowo. Gisela nie potrafiła tego zrozumieć. Wiadomości nic jej nie obchodziły. – Gisela? Modelka prezentująca bieliznę?
– Ta sama. – Co za niespodzianka, że nie miałeś wielu wspólnych tematów z modelką od bielizny – zauważyła Natalie kpiąco. – Z drugiej strony nie sądzę, byś związał się z nią dla pobudzających intelekt dyskusji. Trudno byłoby mu z tym polemizować. Usiadł zatem wygodnie, przyglądając się, jak Natalie nabiera salsę na kolejnego chipsa i wrzuca go sobie do ust. Uświadomił sobie, że cieszy go jej towarzystwo – bardziej niżby należało. Odczuwał trudną do opanowania ochotę, by przeczesać palcami jaskraworude loki, przyciągnąć Natalie do siebie i wycisnąć pocałunek na tych seksownych, różowych wargach. Zesztywniał, broniąc się przed zapuszczeniem na niebezpieczne terytorium. Nie byli już dzieciakami z college’u, a on nie był na tyle niemądry ani beztroski, żeby odnowić romans z tą kobietą. Jego rodzice nienawidzili Natalie i on też powinien jej nienawidzić. Z pewnością próbował, zwłaszcza podczas tych pierwszych kilku lat, gdy co rusz przypominał sobie, że Natalie zawiodła jego siostrę. Dopuściła, żeby Emily się upiła i poniosła konsekwencje. To była wina Natalie, że Emily zginęła. Teraz słowa te brzmiały głucho, a wspomnienie własnego nie tak znów idealnego zachowania nie dawało mu spokoju. Czyż nie był równie winien jak Natalie? Nie ignorował Emily? Nie dokonywał złych wyborów? O wiele łatwiej było nienawidzić Natalie, gdy była jedynie odległym wspomnieniem. Dziś nie potrafił wzbudzić w sobie dawnej niechęci. Pomyślał o tym, ile osiągnęła. Była lekarką. Ukończyła college i studia bez żadnej pomocy. Nie potrafił się powstrzymać, żeby nie myśleć, iż jest więcej powodów, by ją podziwiać, niż nienawidzić. Może uwiodły go po raz kolejny jej uroda, uśmiech, niebieskie oczy, które sprawiały, że nie mógł oderwać od niej wzroku. A może sprawiła to smużka piegów na nosie, delikatnej skórze i pięknych piersiach. Nawet teraz nie mógł się oprzeć, by na nie nie patrzeć. – Nie gap się tak, bo robi mi się nieswojo – powiedziała. – Mnie także – przyznał. Błysk w jej oczach uświadomił mu, że zrozumiała, co chciał tak naprawdę powiedzieć. – Porozmawiajmy o czymś innym – zaproponowała. – Na przykład? – Pochylił się i oparł łokcie na stoliku. – Opowiedz mi o swojej pracy. Wiem, że szefujesz z ojcem gazecie. Udało ci się zostać zagranicznym korespondentem, o czym tyle rozprawiałeś? Cole znowu zesztywniał. – Po śmierci Emily nie było to już możliwe. – Dlaczego? – Mama zupełnie się załamała. Przez ponad rok nie mogliśmy zmusić jej, by wstała z łóżka. Ojciec spędzał z nią każdą chwilę. Musiałem zająć się gazetą. Mój wujek to człowiek interesu, nie dziennikarz, a kuzyni są wszyscy ode mnie młodsi. Tylko ja byłem w stanie dopilnować, żeby gazeta przetrwała. Zarzuciłem więc plany i wziąłem się ostro do roboty. – Przykro mi, ale nie miałam o tym pojęcia. – Zamilkła. – Dlaczego nie zrobiłeś tego później, kiedy rodzice doszli już nieco do siebie? Dobre pytanie, na które nie miał dobrej odpowiedzi. – Jakoś nigdy chwila nie wydawała się odpowiednia. Zawsze miałem tu mnóstwo do roboty. – Żałujesz? – Nie chcę o tym rozmawiać. – Nie jest jeszcze za późno… – Jest. Pewne rzeczy po prostu nie mogą się wydarzyć. – Zwłaszcza jeśli się nie próbuje.
– Nadal mam obowiązki wobec rodziny. Owszem, sprawy mają się teraz lepiej, lecz tylko ja im zostałem. Nie mogę wyjechać na drugi koniec świata, narazić się na niebezpieczeństwo. Matka oszalałaby ze zmartwienia. Za każdym razem, gdy się widzimy, powtarza, jak bardzo dopisało jej szczęście, że ma mnie. Nie może stracić jeszcze syna po tym, jak straciła córkę. To by ją zabiło. Utknąłem tu na dobre. – Nic podobnego. Masz wybór. – Posłuchaj, z tobą sprawa przedstawia się inaczej. Nie musisz przed nikim odpowiadać. – Rzeczywiście. – Pochyliła się ku niemu i powiedziała z pasją: – Nie mam żadnej kuli u nogi. Nie traktuję rodziny jako wymówki, aby nie robić tego, co chcę. Za swoje niepowodzenia mogę winić tylko siebie i tylko sobie zawdzięczać sukcesy. Nie ma nikogo poza mną. Jestem sama. – Nie traktuję rodziny jako wymówki czy kuli u nogi. – Mam nadzieję, że to prawda, ponieważ Emily nie życzyłaby sobie, żebyś porzucił z jej powodu marzenia. Za bardzo cię kochała. Uważała, że trzeba żyć pełnią życia. Potrafiła sprawić, że próbowałam robić rzeczy, które wcześniej nie przyszłyby mi do głowy. Przepełniały ją ciekawość i radość życia. Dzięki niej uwierzyłam, że świat to piękne miejsce i że lepiej spoglądać w przyszłość, niż oglądać się za siebie. Cole’a ścisnęło w żołądku. Natalie miała rację. Emily powiedziałaby mu, żeby ruszył do przodu, i to zapewne lata temu. Przez większą część życia zachęcała go do poszukiwania przygód, a kiedy wracał z kolejnej, czekała niecierpliwie, by wszystko jej opowiedział. Tymczasem jedyną przygodą, jaką jej dane było przeżyć, był wyjazd do college’u. Żałował, że nie odwiedzał siostry na tyle często, by poznać szczegóły jej życia. Zaczynał sądzić, że nie znał Emily tak dobrze, jak mu się wydawało, i ta myśl go prześladowała. – To skomplikowane – powiedział, uświadomiwszy sobie, że Natalie czeka na odpowiedź. – Nie chcę się teraz w to zagłębiać. – Dobrze. Powiedz mi zatem, o czym rozmawialiście z Dylanem. – Zamilkła i spoważniała. – On chyba nie myśli, że ja… – Nie wyklucza tego. – Zobaczył, że sprawił jej ból i zaczął się mimo woli zastanawiać, dlaczego mężczyźni, których kiedyś znała, tak jej nie lubią. Może nigdy nie lubili, tylko on nie zwracał wówczas na to uwagi. – Jak dobrze znałaś Dylana? – Niezbyt dobrze, chociaż przychodził często do Emily. Byli ze sobą bardzo blisko. Pomagała mu czasem, gdy występował z magicznymi sztuczkami w klubach. – Naprawdę? – Wiedział, w jakiego rodzaju klubach występował wówczas Dylan i nie były to miejsca, do których zabrałby młodszą siostrę. Dlaczego Dylan nigdy o tym nie wspomniał? – Co on sobie, u diabła, wyobrażał? – mruknął. – Emily bardzo się to podobało – odparła Natalie. – Uwielbiała magię. Nie mogłam wyperswadować jej przekonania, że dookoła nas dzieje się coś mistycznego, a wierz mi, próbowałam. Przyjemnie było jednak mieszkać z kimś tak pozytywnie nastawionym do świata. Każdy oddech sprawiał, że czuła się szczęśliwa. Obrzucił Natalie długim, badawczym spojrzeniem, w nadziei że potrafi wyczytać z jej oczu prawdę. – Czyli była szczęśliwa? Do końca? Musiał usłyszeć to z jej ust. Uwierzyć, że Emily umarła, nie nienawidząc go. Lecz Natalie się zawahała. – Nie jestem pewna, Cole. Sądziłam, że tak właśnie było, ale Madison powiedziała, że oddaliłam się od Emily i że w jej życiu działo się coś, o czym nie miałam pojęcia. – Na przykład co?
– Najwidoczniej myślała o tym, by rozpocząć życie seksualne, a może już to zrobiła, ale nic mi nie powiedziała. – Natalie zaczerpnęła oddechu i obrysowała palcem na serwecie nieistniejące kółko. A potem spojrzała z poczuciem winy na Cole’a. – Ja też nie powiedziałam jej, co razem robiliśmy. Domyślam się zatem, że nie wiedziałyśmy o sobie wszystkiego. Cole’a ścisnęło w piersi na wspomnienie tego, co on i Natalie razem robili. Był zadowolony, że nikomu o tym nie powiedziała, że to, co się wówczas wydarzyło, należało jedynie do nich. – Madison nie wie, kto stoi za książką – mówiła dalej Natalie. – Dokądkolwiek pójdziemy, trafiamy w ślepy zaułek. Żadna z osób, które tam wtedy były, nic nie wie. – Ktoś nie mówi zatem prawdy. To musi być Madison, Laura lub może Drew. W książce jest zbyt wiele prawdziwych informacji, by mogła je zdobyć przypadkowa osoba. – Myślałam o tym. Było tam również mnóstwo dziewcząt, które mogłyby opisać ceremonię wprowadzenia. Kierowniczka bursy, Connie Richmond, także wiedziała o kilku incydentach. I była też Diane Thomas, nasza opiekunka ze stowarzyszenia. To do niej zwracały się ze swymi problemami kandydatki. Emily rozmawiała z Diane na okrągło. Zachęcano nas, byśmy zwierzały się jednej lub drugiej. Chłopcy, którzy mieszkali po sąsiedzku, Eric i Anthony, często przesiadywali u nas do późnego wieczora. Słyszeli, jak wyzłośliwiamy się na różne tematy. Drew też kręcił się w pobliżu. I Dylan. Była także Jessica Holbrook, przewodniczka Em w stowarzyszeniu. Jestem pewna, że Emily mówiła jej o wielu sprawach. Lista ciągnie się w nieskończoność. Dobry researcher potrafiłby zebrać dość materiału na książkę, rozmawiając po prostu z tymi osobami. – I pomijając najważniejsze. Dlaczego? – argumentował Cole. – Rozumiem, że wolałby nie rozmawiać z tobą, skoro to właśnie ciebie oskarża, ale dlaczego nie próbował skontaktować się ze mną, z Madison, Laurą, Dylanem lub Joshem? – Musiał wiedzieć, że nie odniósłbyś się do tego pomysłu zbyt entuzjastycznie. Nie chciałbyś, by życie Emily zostało opisane w skandalizującej powieści. Co się tyczy pozostałych, po prostu nie wiem. – Nadal sądzę, że moglibyśmy zawęzić listę do osób, które cię nie lubiły. Nie wolno nam też pominąć Madison i Laury. Może w jakiś sposób je uraziłaś. Ten typ zemsty wydaje się mieć wybitnie kobiecy charakter. Natalie wyprostowała się na krześle. – Nie podoba mi się to, co sugerujesz. Z wielu powodów. – Trudno. Tak jak ja to widzę, mamy co najmniej czworo podejrzanych, a zapewne więcej – po tym, co od ciebie usłyszałem. Najchętniej wyeliminowałby od razu Dylana, musiał jednak przyznać, że zaskoczyło go, jak bardzo przyjaciel nie lubi Natalie. Podobnie jak reakcja Dylana na książkę, sugerująca, że to, iż się ukazała, nie było takie znów złe. – Od wczoraj nie zbliżyliśmy się do prawdy ani na jotę – zauważyła Natalie z westchnieniem. – Nie powiedziałbym. Rozmawialiśmy ze wszystkimi. Teraz pozostało jedynie ustalić, które z nich kłamie. – Mówisz tak, jakby nie było w tym nic trudnego. Chyba nie powinnam być zaskoczona. Zawsze potrafiłeś znaleźć sposób, by dostać to, czego pragnąłeś – powiedziała cicho. – Podobnie jak ty. Uśmiechnęła się smutno. – Z wyjątkiem ciebie. Nie dostałam ciebie. Dobrze, że nie wie, iż była w tym względzie bliżej sukcesu niż jakakolwiek inna kobieta, pomyślał.
Rozdział 7 Po tym, jak Natalie skończyła jeść burrito z kurczakiem, odszukanie Malone’a nie wydawało się już tak pilne. Dawno nie czuła się tak najedzona i zadowolona. Gdy przyniesiono zamówione dania, zaprzestali dyskusji o przeszłości, zmieniając temat na bardziej neutralny: rezydenturę Natalie, pracę Cole’a w gazecie, kino i politykę. Cole zawsze był dobrze poinformowany. Wiedział, co dzieje się na świecie, a Natalie uwielbiała słuchać jego komentarzy. Znała mężczyzn inteligentniejszych: błyskotliwych lekarzy, potrafiących dyskutować godzinami o strukturze komórkowej mózgu, lecz Cole wiedział to, co było naprawdę interesujące. W ciągu kilku ostatnich lat nie czytała zbyt dużo poza podręcznikami i czasopismami medycznymi. I choć nie kłamała w kwestii posiadania męskich przyjaciół, tuzin stanowił grubą przesadę, zważywszy że w ciągu ostatnich dziesięciu lat umawiała się zaledwie z dwoma facetami i były to niezbyt satysfakcjonujące związki. Przeszkodę stanowił nie tyle brak czasu, ile wspomnienia, świadomość tego, jak cudowna może być miłość. Kiedy słuchała teraz opowieści o złodzieju, którego przyłapano ze spuszczonymi spodniami, nie mogła się powstrzymać, by nie wspominać z rozrzewnieniem, jak często Cole ją rozśmieszał. Pomimo silnego dążenia do sukcesu potrafił być też bardzo zabawny. Sprawiał, że się odprężała, zapominając o drobnych zmartwieniach. Rozumiał ją jak nikt inny. Szanował jej ambicję, dążenie, by zostać lekarzem, osiągnąć coś w życiu, ponieważ czuł podobnie. Niestety, ich ambicje zaczęły ze sobą kolidować jeszcze przed śmiercią Emily. Z perspektywy dziesięciu lat widziała jasno, że Cole zaczął traktować uczucie jako przeszkodę w realizacji celów. Nie potrafił uwierzyć, że mogłoby im się udać. Tak przynajmniej sądziła. Nie wiedziała dokładnie, co poszło źle. Nie było oficjalnego zerwania, połączonego z żalem i wymówkami, co być może oczyściłoby atmosferę. Zamiast tego ich związek kwaśniał jak zbyt długo przetrzymywane w kartonie mleko, póki śmierć Emily go nie przewróciła. A oskarżenia, jakie wtedy padły, miały związek wyłącznie z Emily, nie z Cole’em i Natalie jako parą. – Nie słuchasz – zauważył Cole. – Przepraszam – powiedziała, zastanawiając się, co przegapiła. – Zamyśliłam się. – Myślałaś o czymś interesującym? Przez ułamek sekundy chciała zapytać go, co poszło źle. Lecz kelner przyniósł właśnie rachunek, zaczął sprzątać talerze i odpowiednia chwila minęła. Może to i lepiej, pomyślała. Musieli rozwiązać problem z książką, nim zabiorą się do czegokolwiek innego. Nie to, żeby pragnęła coś z nim zaczynać, zapewniła samą siebie pospiesznie. Wolałaby tylko, by Cole przytył z czasem lub zaczął łysieć, zamiast wyrosnąć na jednego z najprzystojniejszych mężczyzn, jakich znała. Wyjęła portmonetkę, lecz Cole nie pozwolił jej zapłacić za lunch. Kiedy kelner przyniósł resztę, ruszyli do wyjścia. Skierowała się ku samochodowi, lecz Cole chwycił ją za rękę. Dotyk jego dłoni był ciepły, zdecydowany i… och, jakże znajomy. Zamarła, kiedy usłyszała: – Zaczekaj. – Co się stało? Zapomniałeś czegoś? – spytała, cofając dłoń. Nie skomentował tego. Przyglądał się, jak Natalie wciska ręce głęboko do kieszeni. – Przejdźmy się – zaproponował. – Muszę spalić to burrito. Uznała, że przyda jej się nieco ochłonąć, nim będzie musiała usiąść obok niego w ciasnym wnętrzu
samochodu. To śmieszne reagować tak mocno na zwykły dotyk, być tak świadomą męskiej seksualności. Widywała w pracy setki nagich mężczyzn i nie wywierało to na niej wrażenia, ale ten facet na nią działał, choć wcale nie starał się tego robić. Z pewnością powinna częściej umawiać się na randki. Ruszyli wzdłuż Embarcadero, pełnej turystów oraz mieszkańców rozkoszujących się nadspodziewanie ciepłą październikową pogodą. Kiedy mijali otwarty targ przed jednym z doków, dobiegła ich woń owoców i świeżych kwiatów. Wkrótce miała nadejść zima, lecz teraz słońce mocno świeciło, a od strony wody nadlatywał chłodny, orzeźwiający wiaterek. Kochała to miasto. Jak w znanej piosence, zostawiła w nim serce dawno temu. Dlatego tu wróciła. Skłamała, kiedy mówiła Cole’owi, że zwabiła ją tutaj oferta pracy. Z medycznego punktu widzenia trafiały jej się lepsze propozycje, jednak szansa, aby żyć i pracować w San Francisco, okazała się zbyt kusząca. Zapewne nie będzie jej dane dzielić życia z Cole’em, lecz może dzielić z nim miasto. Zatrzymali się na chwilę, aby poobserwować ścigające się żaglówki. – To ci dopiero życie – powiedział Cole. – Żeglujesz? – Wypływałem kilka razy na zatokę. Wujek ma jacht. Oczywiście, że jego wujek miał jacht. Kolejne przypomnienie, że nie obracają się w tych samych kręgach i nigdy nie będą. Choć Cole nie był snobem. Akurat tego nie dało mu się zarzucić. Arogancki, zbyt pewny siebie, zaborczy, narzucający swoją opinię, niecierpliwy – tak. Ale nie snob. – A ty? – zapytał. – Wiem, że nie masz zbyt dużo wolnego czasu, ale co robisz, kiedy już go znajdziesz? – Biegam lub staram się poćwiczyć w siłowni. – A co z kinem? – zapytał z uśmiechem. Pamiętał, że uwielbiała stare filmy, najchętniej zagraniczne. Z jakiegoś powodu mocno ją to poruszyło. Nie mogła się powstrzymać, żeby nie odpowiedzieć uśmiechem. – W zeszły weekend wybrałam się na festiwal kina włoskiego, wiesz, napisy i tak dalej. Wszystko bardzo romantyczne. Nie zniósłbyś tego. – Zapewne, lecz dajcie mi maraton z Gwiezdnymi wojnami i będę zachwycony. – Zawsze wolałeś akcję i przygody. – W rzeczy samej – wymamrotał, ruszając. Doszli już niemal do Bay Bridge, kiedy zatrzymał się i spoglądając w górę, powiedział: – Masz świadomość, że to już drugi most, pod którym jesteśmy dziś razem? Spojrzała na szarą stalową konstrukcję. Nie była ani w połowie tak ładna jak Golden Gate. Z jednej strony szpeciły ją dodatkowo rusztowania i płachty. Najwidoczniej wzmacniano most w obawie przed kolejnym trzęsieniem ziemi. – Może to znak – powiedziała cicho. – Most pomiędzy teraźniejszością a przeszłością. – Ten sięga jedynie do Oakland. – Wiesz, o co mi chodzi. Wiatr rozwiał jej włosy, zarzucając na twarz. Cole wyciągnął rękę i odsunął kilka pasm, które przywarły Natalie do ust, co nie byłoby takie złe, gdyby nie zamarł, utkwiwszy w tych ustach spojrzenie. Przełknęła głośno ślinę i zaniepokojona powiedziała: – Nie chcesz zrobić tego, o czym myślisz, Cole… – Chyba nie potrafię się powstrzymać. – Spróbuj. – Jakoś się nie odsuwasz. – Spojrzał jej głęboko w oczy. – A zapewne powinnaś.
– Utknęłam. Nie mogę się ruszyć. – Masz wybór – powiedział, przytaczając jej słowa. – Właściwego nie tak łatwo dokonać, prawda? Nie dał jej czasu na odpowiedź, ale przycisnął usta do jej warg w naglącym, stanowczym pocałunku. Objął dłonią głowę Natalie i przyciągnął ją bliżej siebie. Położyła mu dłonie na piersi, by go odepchnąć, lecz zamiast tego zacisnęła je na koszuli. Czuła, jak pod dotykiem jej dłoni napinają się jego mięśnie. Był taki silny, solidny, zdecydowany. Jeszcze chwila i się w nim zagubi. Powinna z tym walczyć, bronić się, lecz Cole smakował tak dobrze: jak przeszłość, jak najlepsze dni jej życia, jak wszystko, czego zawsze pragnęła. A kiedy uniósł wreszcie głowę, zostawił ją bez tchu, oszołomioną, ze smakiem jego ust na wargach. W ciemnych oczach Cole’a błyszczało pożądanie. Nadal jej pragnął. A ona – czy też go pragnęła? Bardzo się bała, że odpowiedź brzmi: tak. Chyba nie mógł wymazać jednym pocałunkiem wszystkiego, co było złe? Czy była aż tak słaba? – Nie powinieneś tego robić – powiedziała, odsuwając się w końcu. – Skończyliśmy z tym dawno temu. – Ja też tak sądziłem. A teraz nie był pewny? Co by zrobiła, gdyby okazało się, że chce zacząć wszystko od nowa? – Powinniśmy już iść. – Odwróciła się i ruszyła drogą, którą przyszli. Milczenie pomiędzy nimi nie było już swobodne i beztroskie, ale niezręczne i pełne napięcia. Natalie czuła się niepewna i skonsternowana. Czego Cole od niej chciał? Dlaczego ją pocałował? Z czystego pożądania? Z powodu chemii, która zawsze pomiędzy nimi była? A może w grę wchodziły także wspomnienia? Czy dawne uczucia wróciły, tak jak stało się to u niej? Szła ze wzrokiem wbitym w ziemię, niezdolna zadać żadnego z tych pytań. Kiedy dotarli do samochodu, ani sekundy dłużej nie mogła znieść ciszy. Dziesięć lat temu miałaby odwagę, by go przeczekać, ale nie była już tamtą niemądrą dziewczyną. – O co chodzi, Cole? Czego ode mnie chcesz? – spytała, patrząc mu w oczy. Wpatrywał się w nią przez długą chwilę. – Nie wiem już, czego chcę. Nic nie jest takie proste, jak było jeszcze kilka dni temu. – Nie jestem pewna, czy kiedykolwiek było, nawet przed śmiercią Emily. Nigdy nie powiedzieliśmy sobie jasno, co myślimy. – Masz rację – przyznał. – A jak stwierdziłaś wcześniej, teraz jest już za późno. – Czyż nie stwierdziłeś podobnie? • • • – Wróciłaś. Tuż po szóstej Dylan przyglądał się, jak Madison wkracza do jego biura, wyglądając jak milion dolarów. Przebrała się i miała na sobie czarną wieczorową sukienkę oraz wysokie do kolan czarne botki. Długie, jasne włosy otaczały piękną twarz ze lśniącymi brązowymi oczami. Madison była pożeraczką męskich serc, a on miał kłopoty. Nie zaskoczyło go, że wróciła. Zawsze była rozpieszczonym bachorem. Uważała, że jeśli czegoś pragnie, musi to dostać. Nieważne, czy na to zasłużyła. Musiał jednak przyznać, że podziwia jej upór. Czasami żałował, że Emily nie potrafiła bardziej o siebie zawalczyć, zwłaszcza tam, gdzie chodziło o rodzinę. Nie to, by porównywał Emily z Madison. Coś takiego było po prostu niemożliwe. – Wiedziałeś, że wrócę – odparła z wielką pewnością siebie.
– Przypuszczam, że masz dla mnie kolejną propozycję. – Rzeczywiście. – Zsunęła z krzesła stos papierów, rzucając je na podłogę. – Hej, są mi potrzebne. – Zatrudnij sekretarkę. Przydałoby się, żeby ktoś zaprowadził tu trochę porządku. Skrzyżowała ramiona i nogi, odsłaniając sporą część uda. Chciała, by na nią patrzył, a on to robił. Była gorącą laską, bez wątpienia. Ale też niebezpieczną. – Chcę… – Zamilkła na tyle długo, by jego wyobraźnia zaczęła pracować. – Chcę, żebyś… Jego umysł dokończył bezwiednie zdanie, a w oczach Madison zabłysły szelmowskie ogniki. Zdecydowanie odgrywała teraz niegrzeczną dziewczynkę. I musiał przyznać, że jest w tym bardzo dobra. Jego ciało zesztywniało w czysto męskim oczekiwaniu. – …wystąpił na moim przyjęciu – dokończyła wreszcie. – Powiedziałem ci, że nie jestem zainteresowany – odparł zły na siebie, że jego ciało tak na nią reaguje. – Myślę, że potrafię cię przekonać. I mam na ciebie haczyk. Nie chciał pytać, lecz nie był w stanie powściągnąć ciekawości. – Jaki haczyk? – Chodzi o Cole’a. Nie wie, że miałeś chętkę na jego małą siostrzyczkę, prawda? Ścisnęło go w piersi. Do diabła z tą kobietą! Skąd wiedziała? – Nie wiem, o czym mówisz. Pochyliła się w przód, a on mimo woli powędrował spojrzeniem ku jej piersiom. Były pełne i tak obfite, że niemal wysuwały się zza dekoltu. Z pewnością wiedziała, jak odwrócić uwagę mężczyzny. – Myślę, że wiesz – powiedziała. – Emily była jedną z moich najlepszych przyjaciółek. – Też mi przyjaciółka. Nie zostałaś nawet… – …na pogrzeb. Już to przerabialiśmy. Nie zmienia to jednak faktu, że Emily mi się zwierzała. Zwłaszcza w kwestii seksu. Wiedział, że użyła tego słowa specjalnie, nie był tylko pewny, w jakim celu. – Emily nie mogła rozmawiać z Natalie, ponieważ ona miała skłonności do osądzania i zbyt blisko była związana z Cole’em. A Laura myślała tylko o tym, jak by tu złapać Drew. Lecz ja… – Wzruszyła ramionami. – Dużo się tu i ówdzie kręciłam. Widziałam różne rzeczy. Rzeczywiście, ilekroć odwiedzał Emily, zawsze kręciła się w pobliżu. Kilka razy, kiedy Emily nie patrzyła, próbowała wykonać pierwszy krok, lecz nie był nią zainteresowany. W wieku dwudziestu jeden lat dostrzegał jedynie Emily: piękną, wrażliwą, pełną pasji oraz radości życia Emily. Do tej pory nie przebolał tego, że ją utracił. Lecz była z nim nadal na wiele sposobów. Zakładając klub, oddał hołd jej wyobraźni, jej wierze w magię, w niego, w to, że potrafi stworzyć świat, w którym ludzie będą mogli być, kim tylko zechcą. – Chciałabym zawrzeć z tobą układ – powiedziała Madison. – Wystąpisz na moim przyjęciu, a ja nie wspomnę nikomu o twoim zadurzeniu. – Nie ulegnę szantażowi. Powiedz Cole’owi. Co mnie to obchodzi? – Och, myślę, że jednak obchodzi, inaczej nie byłby to już sekret. A jest. Nie ma o tym wzmianki nawet w książce Malone’a. Wstała, podeszła do biurka i wśliznęła się pomiędzy niego a blat. Chrząknął, czując się dziwnie wytrącony z równowagi. – Zamierzasz mnie teraz uwieść? Madison przesunęła językiem po wargach. – Zostawię to sobie na później. Ona nie była dla ciebie odpowiednia, Dylanie. Gdybyś otworzył
szerzej oczy i naprawdę przyjrzał się Emily, zobaczyłbyś, że nie byliście dla siebie stworzeni. – Nie waż się wspominać o Emily. – Gdzieżbym śmiała. Wystąp na moim przyjęciu, Dylanie. Zareklamujesz swój klub, a my będziemy mieć okazję bliżej się poznać. Nie byłam nigdy tak okropna, jak ci się wydawało. Dylan się roześmiał. – Nie wierzę w to. Absolutnie. Spójrz tylko na siebie, jesteś szantażystką i… – Nie mów czegoś, czego mógłbyś później żałować – ostrzegła go ze stalowym błyskiem w oczach. – Dlaczego mój udział w przyjęciu jest dla ciebie tak ważny? – Powiedziałam ci. Chcę, żebyś naprawdę mnie poznał, no i możemy zyskać na tym zawodowo. – Niezły z ciebie numer, trzeba ci przyznać. – Myśl sobie, co chcesz. – Skrzyżowała ramiona i spojrzała na niego z namysłem. – Czy jest w twoim życiu kobieta? Ktoś, o kim powinnam wiedzieć? Jej szczerość i absolutne przekonanie, że będzie w stanie kontrolować to, co się pomiędzy nimi dzieje, zarówno go zadziwiały, jak i niepokoiły. – Nie muszę ci tego mówić. – Co oznacza, że nikogo takiego nie ma. A raczej nie było, bo teraz jestem ja. – Nie uznajesz odmowy, prawda? Pochyliła się i odpowiedziała z ustami tuż przy jego ustach: – Zapewne dlatego, że jeszcze żaden mi nie odmówił. • • • – Gdzie, u diabła, byłaś? – zapytał Drew szorstko. Laura zatrzymała się w progu sypialni. Jej dobry nastrój ulotnił się na widok gniewnej miny Drew i otwartej walizki na łóżku. – Zabrałam dziewczynki na koncert w parku. Bardzo się im podobało. – Cóż, kiedy cię nie było, wpadła tu twoja stara przyjaciółka Natalie. Z Cole’em Parishem u boku. – Naprawdę? – spytała zaszokowana. Natalie była wobec niej miła, kiedy spotkały się poprzedniego dnia, lecz nie zdradzała ochoty, aby odnowić przyjaźń. – Jestem zaskoczona. – Nie tak, jak byłem ja, kiedy się dowiedziałem, że spędziłaś z nimi wczoraj czas, rozmawiając o książce, którą ktoś napisał o Emily. – Wiesz o niej? – Twoja matka zadzwoniła do mnie trzy dni temu. – Moja matka do ciebie zadzwoniła – powtórzyła Laura, zastanawiając się, kiedy każde zdanie, które wypowiada Drew, przestanie walić ją obuchem w głowę. – Dlaczego nie do mnie? I czemu ty nic mi nie powiedziałeś? Nie wiedziałam o książce, póki Brenda nie przyniosła jej w piątek na spotkanie klubu. – Nie miałem czasu. A twoja matka chciała zasięgnąć w tej kwestii mojej opinii jako prawnika. – I jaka jest ta opinia? – W tej chwili żadna. Oto, co zrobisz – dodał. – Będziesz sprawdzała, kto dzwoni, także do drzwi. Nie życzę sobie, żebyś rozmawiała z Natalie, Cole’em czy kimkolwiek innym, kto był związany z tamtym domem albo z książką, póki nie dowiem się, o co w tym chodzi. Laurze nie spodobało się, że Drew jej rozkazuje. Ostatnio często to robił, traktując ją, jakby nie miała za grosz rozumu. – Czego się boisz? – Tego, czego i ty powinnaś się bać. Szumu w prasie i tego, że ludzie dowiedzą się, iż Linda to ty.
Dopisało mi szczęście, że o mnie w książce nie wspomniano. A właściwie dlaczego? – zadała sobie pytanie Laura. Jak to się stało, że autor przeoczył w książce Drew, skoro znaleźli się tam inni? Przyglądała się, jak mąż upycha skarpetki w walizce. – Czy nie dałoby się zablokować jakoś publikacji? – Nie, jeśli chcemy uniknąć publicznej batalii. Malone był sprytny. Zabezpieczył się, używając fałszywych imion. Musielibyśmy udowodnić, że kryją się za nimi prawdziwe osoby, które odniosły w wyniku publikacji szkodę. Zakładając, oczywiście, że to, co napisano w książce, nie jest prawdą. A nie jestem tego wcale pewny. Laura zmarszczyła brwi. – Myślisz, że Natalie zepchnęła Emily z dachu? – To z pewnością możliwe. – Nie sądzę. Zaszokowało ją, że w ogóle dopuszcza taką ewentualność. – Zawsze miałaś klapki na oczach, jeśli chodzi o te dziewczyny. – Zasunął suwak walizki. – Trzymaj się po prostu od tego z daleka, Lauro. Rób to, co potrafisz najlepiej: zajmuj się domem i dziećmi. – Nie tylko w tym jestem dobra – powiedziała obronnym tonem. – Spotkanie z Natalie przypomniało mi, że pragnęłam kiedyś innych rzeczy. Takich jak gra na flecie. Szło mi całkiem nieźle. – W porządku – powiedział, ewidentnie nie rozumiejąc, o co jej chodzi. – Jeśli chcesz uczyć dziewczynki gry na flecie, nie widzę przeszkód. – Nie chcę uczyć jedynie dziewczynek. Chcę sama grać. Zadzwoniła jego komórka. Natychmiast odebrał, nie przejmując się, że są w środku rozmowy. – Właśnie skończyłem się pakować, Val. Och, doskonale. Jesteś najlepsza. Zostało to powiedziane z tak pełną podziwu czułością, że Laurę aż ścisnęło w żołądku. Wiedziała, że zaczyna być o Val szaleńczo zazdrosna, lecz nic nie mogła na to poradzić. Drew patrzył na Val i widział piękną, inteligentną, ekscytującą kobietę. Patrzył na nią i widział przewidywalną, nudną żonę, która znała się jedynie na prowadzeniu domu i wychowywaniu dzieci. Jeśli nie wdał się do tej pory w romans, z pewnością był tego niebezpiecznie bliski. – A gdybym z tobą pojechała? – spytała pod wpływem impulsu. – Zadzwonię do matki, zajmie się przez kilka dni dziećmi. Na pewno dobrze byśmy się bawili. – Oszalałaś? To wyjazd służbowy. Będę przez cały dzień na spotkaniach, a pewnie i wieczorami. Nie mogę ciągnąć cię ze sobą. – Wielu mężczyzn zabiera żony w podróż służbową. – Nie, jeśli chcą naprawdę pracować. – Valerie też jedzie? Drew podniósł walizkę. – Valerie jest moją asystentką. Jeśli potrzebuję jej w L.A., to tam właśnie będzie. Koniec historii. Zadzwoniłem już po taksówkę, pożegnam się więc z dziewczynkami i zaczekam na zewnątrz. Wyminął Laurę, zatrzymał się tylko na chwilę, by pocałować ją w czoło. – Drew… – Zawahała się, patrząc mu w oczy. Miała dziwne uczucie, że on chce, by zapytała, czy ma romans, sprowokowała rozmowę, co do której nie była wcale pewna, czy jest gotowa ją przeprowadzić. Jej małżeństwo nie było może doskonałe, ale czy chciała je zakończyć? Powiedzieć coś, czego nie da się cofnąć? – Mam nadzieję, że podróż przebiegnie pomyślnie – powiedziała. – Na pewno – odparł i wyszedł. Siedziała potem przez długą chwilę na łóżku, czując się zagubiona i skonfundowana. Popołudnie
w parku przyniosło radość i beztroskę. Teraz te uczucia minęły. Chciała, żeby wróciły. Kiedyś była z Drew szczęśliwa, a on z nią. Gdzie podziała się miłość? Czy zupełnie zniknęła? Odeszła, ponieważ ona się zmieniła? A może on? Czy mogli przywołać na powrót uczucie? Tyle pytań i żadnej odpowiedzi. Chciała z kimś porozmawiać i pomyślała przelotnie o matce. Na szczęście ta myśl uciekła równie szybko, jak się pojawiła. Przyznanie, że w jej małżeństwie nie wszystko idzie jak należy, oznaczałoby narażenie się na kolejną falę krytyki i niezadowolenia ze strony rodziców, którzy i tak przez większą część życia Laury byli nią rozczarowani. Siostry zaoferowałyby protekcjonalnie wyrażoną radę, po czym stwierdziły, wzdychając, że znowu coś zrobiła nie tak. Nie mogła zadzwonić do mam, z którymi się „przyjaźniła”. Niektórzy z ich mężów pracowali z Drew lub grali z nim w golfa. Żadna nie była rozwiedziona, nie żyła w separacji ani nie przyznawała się, że w jej związku są jakiekolwiek problemy. Nie chciała, by plotkowano o niej jako o jedynej kobiecie, która nie jest szczęśliwa w małżeństwie. Żałowała, że nie ma prawdziwej przyjaciółki. A potem uświadomiła sobie, że to nieprawda. Czy mogła zadzwonić do Natalie? Drew jej zakazał. Czyż nie był to wystarczający powód, aby tak właśnie postąpić? Nie musi robić tego, co każe jej mąż. Jest dorosła i może podejmować własne decyzje. Wstała z łóżka, zeszła na dół i odszukała numer, który podała jej Natalie. Wybrała go i bardzo jej ulżyło, gdy usłyszała głos przyjaciółki. – Słyszałam, że się dziś rozminęłyśmy – powiedziała. – Co robisz wieczorem?
Rozdział 8 Natalie otworzyła Laurze drzwi tuż po siódmej, nadal pełna wątpliwości, czy dobrze zrobiła, zapraszając ją. Lecz w głosie przyjaciółki wyczuła tęsknotę, która nie była obca także jej, potrzebę nawiązania kontaktu z kimś, kto zrozumie całe otaczające je szaleństwo. – Jak tu milutko – powiedziała Laura, wchodząc. – Podobają mi się te plakaty, choć mam nadzieję, że nie cierpisz już na bezsenność. – Przez większość czasu jestem tak wykończona, że po prostu odpływam, lecz kiedy mam wolne, mój umysł nie potrafi się odprężyć i zapomnieć o lęku przed przyszłością. Co tak pachnie? Laura podniosła dużą papierową torbę. – Kupiłam chińszczyznę, lody i czekoladę. – Trzy najważniejsze grupy żywności – wyrecytowały unisono, a potem roześmiały się, wspominając dawne powiedzonko. – Przynajmniej według Emily – dodała Natalie cicho. – Taaa… – zgodziła się z nią Laura z nutką smutku w głosie. – Szkoda, że jej tu nie ma. I że nie możemy być znów wszystkie razem. Zadzwonił telefon. – Odbiorę – powiedziała Natalie. – Mogą dzwonić ze szpitala. – Mam nadzieję, że nie będziesz musiała iść do pracy. – Ja również. Halo? – Ciarki przebiegły jej po plecach, gdy usłyszała głos Madison. Dziwnie było z nią rozmawiać, spoglądając na Laurę. – Myślę, że powinnyśmy dokończyć naszą rozmowę, Natalie – powiedziała Madison. – Jestem w samochodzie, wracam z popołudniowego przyjęcia. Może poszłybyśmy razem coś zjeść? – A może przyjechałabyś do mnie? Mam chińszczyznę. – Nie wyjaśniła, że to Laura kupiła jedzenie, ale podała po prostu przyjaciółce wskazówki i się rozłączyła. – Będziemy miały towarzystwo. Nie miałam okazji ci powiedzieć, lecz wpadłam rano na Madison. – Naprawdę? – spytała Laura zaskoczona. – W klubie Dylana, ale to już inna historia. – Nie mogę się doczekać, by ją usłyszeć. Mogę otworzyć wino? – Uniosła torbę, trzymaną dotąd w drugiej ręce. – Pomyślałam, że lepiej zatroszczę się o wszystko. – Prawdę mówiąc, nie piję alkoholu. Nie wypiłam ani kropli, odkąd… Od tamtej nocy. To było dla mnie prawdziwe otrzeźwienie. Laura spojrzała na nią ze współczuciem i zrozumieniem. Mimo upływu lat nadal coś je łączyło. Potrafiły odczuwać nawzajem swój ból. Dlatego że tak bardzo się przyjaźniły? A może spowodowała to wspólnie przeżyta tragedia? – Przepraszam, nie wiedziałam. Odstawię butelkę. – Nie, wszystko w porządku. Możesz napić się wina, to nie będzie mi przeszkadzało. – Na pewno? Gdy jestem na diecie, trudno mi wytrwać, jeśli ktoś zamawia tort czekoladowy. Ale ty zawsze miałaś silną wolę. – W niektórych sprawach. – Możesz jeść chow mein, prawda? – spytała Laura, gdy wypakowywały jedzenie na stolik do kart,
służący także jako stół. – Absolutnie – zapewniła ją Natalie. – Powinnyśmy zaczekać na Madison? – Na pewno nas dogoni. • • • Przez kilka następnych godzin rozmawiały o tym, co wydarzyło się w życiu każdej z nich. Natalie nie pomyślałaby wcześniej, że przebywanie z Laurą i Madison okaże się czymś tak naturalnym, słusznym. Po wymianie powitalnych uprzejmości Madison stwierdziła, że mieszkanie Natalie stanowi obrazę dla profesji lekarza, a brudnoblond kolor włosów Laury nie świadczy najlepiej o jej stylistce. Natalie odgryzła się, pytając, jak to się stało, że piersi Madison urosły aż tak od czasów college’u, a Laura rzucając kąśliwą uwagę na temat najmodniejszej torebki przyjaciółki. A potem zdjęły buty, rozsiadły się wygodnie i rzuciły na jedzenie z entuzjazmem równym temu, jaki wykazywały w college’u. Chociaż się nie umawiały, unikały rozmowy na temat Emily, opowiadając zamiast tego o swoim życiu. Laura opowiedziała o wielkim weselu, dzieciach, życiu pełnoetatowej mamuśki z przedmieścia. Madison zdała relację z podróży po Europie, a potem kontaktów i spotkań z celebrytami i milionerami w Wielkim Jabłku. Natalie pominęła trudy zostania lekarzem i uraczyła przyjaciółki zabawnymi i dramatycznymi historyjkami z izby przyjęć oddziału ratunkowego. Szybko stało się jasne, że życie każdej z nich potoczyło się inaczej. Nie miały teraz ze sobą wiele wspólnego, jeśli nie liczyć miejsca zamieszkania. – Prowadzisz życie pełne blasku – zauważyła Laura, kiedy Madison skończyła opowiadać o ostatniej wyprawie do Paryża. – Nie wspomniałaś jednak, czy jest w nim ktoś ważny, a miałaś na pewno mężczyzn na pęczki. Madison na chwilę spochmurniała, a potem przerzuciła włosy przez ramię i wzruszając ramionami, powiedziała: – Rzeczywiście, było ich paru. W zeszłym roku o mało nie wyszłam za mąż. Miałam już suknię, zarezerwowany termin w kościele i salę balową. Rozesłaliśmy nawet zaproszenia. – Nie uciekłaś chyba sprzed ołtarza? – spytała Laura ewidentnie zaszokowana. – Zastanawiałam się nad tym – przyznała Madison. – Ale byłoby to naprawdę podłe, a on był miłym facetem. Za dobrym dla mnie. Teraz dziękuje zapewne losowi, że się nie pobraliśmy. Nic by z tego nie wyszło. – Dlaczego? – spytała Natalie. – Co było nie tak? – Nudził mnie. Spojrzałam na niego pewnego wieczoru i zobaczyłam całe moje przyszłe życie. On pragnął żony, dzieci, psa, domu w Connecticut. – Potrząsnęła głową. – Uświadomiłam sobie, że nie chcę żadnej z tych rzeczy. To było zbyt łatwe, zbyt przewidywalne. Za jakiś czas pewnie uznam, że popełniłam wielki błąd. Moja matka z pewnością tak uważa. – Może wcale nie popełniłaś – powiedziała Laura. – Jeśli nie czułaś, że chcesz za niego wyjść, to pewnie nie był tym właściwym. Gdybyś się nie wycofała, zrobiłby się nie lada bałagan, na dodatek z dziećmi. Wtedy dopiero byś utknęła. – Mówisz o mnie czy o sobie? – spytała Madison otwarcie. – Oczywiście, że o tobie. – Kłamczucha. Co jest nie tak pomiędzy tobą a Drew? Laura podniosła ozdobną poduszkę i objęła ją ramionami. – Ciągle podróżuje służbowo. Bywa nieobecny duchem, no i jest jeszcze ta kobieta, jego asystentka –
piękna, bystra i nie jest jego żoną. – Zdradza cię? – Na pewno nie. To znaczy, nie mogę być tego absolutnie pewna. Może dopiero o tym myśli. Nie wiem, co robić. Próbuję być idealną żoną, lecz nie do końca mi się udaje. Nie chcę, by moje małżeństwo się rozpadło. To jedyne, co osiągnęłam w życiu. Trzymam się go kurczowo, ale i tak mi się wyślizguje. – Zamilkła na chwilę. – Nie mogę uwierzyć, że to powiedziałam. – Rozmawiałaś z Drew o tym, co czujesz? – spytała Natalie. – Próbowałam, ale jest ciągle zbyt zajęty albo po prostu to go nie interesuje. Powtarza, że pracuje od rana do wieczora, żeby zapewnić nam godziwy byt, być mężem, jakiego zawsze pragnęłam. Sprawia, że czuję się winna. – Kochanie, ty urodziłaś się winna – zaśmiała się Madison. – A Drew doskonale wie, jaki guzik nacisnąć. Zawsze wiedział. Dlaczego wyszłaś za niego tak szybko? Czemu się wpierw trochę nie rozejrzałaś? – Bałam się, że kiedy skończę trzydziestkę, nadal będę się rozglądać. – Auć! – jęknęła Madison. – Pije do nas, Natalie. – Nic podobnego – zapewniła Laura pospiesznie. – Proszę, nie myślcie tak. Patrzę na was dwie i czuję, jak zżera mnie zazdrość. Wiele osiągnęłyście, macie wspaniałe zawody. Wasze życie ma sens. – Twoje także – przerwała jej Natalie. – Wychowujesz dwie córki. To najważniejsze zajęcie na świecie. Uwierz mi, nie każdy by to potrafił – dodała, myśląc o swojej matce. – Nie ceń się zbyt nisko. – Dziewczynki są wspaniałe – powiedziała Laura z uśmiechem dumnej mamy. – Chciałabym, żebyście kiedyś je poznały. Są piękne, bystre i jedyne w swoim rodzaju. Wychowam je na kobiety świadome swojej wartości, takie, które nie pozwolą nic sobie wmówić. – I bardzo dobrze – stwierdziła Natalie. – Mogę podać wam coś jeszcze? – Nie tak szybko, doktor Bishop – powiedziała Madison stanowczo. – Nie usłyszałyśmy jeszcze ani słowa na temat twojego życia uczuciowego. Natalie potrząsnęła głową. – Ja nie mam życia uczuciowego. Spędzam cały czas w szpitalu. – Niecały. Znalazłaś go trochę dla Cole’a – zauważyła Madison. – Powiedziałam ci już, że spotykamy się wyłącznie z powodu książki. – I stare uczucia nie wracają? – spytała Laura. – Ponieważ Cole wygląda wspaniale i nadal jest sam. Może to twoja druga szansa. Natalie nie zamierzała się przyznać, że coś takiego przeszło jej przez myśl. – Cole już raz złamał mi serce. Nie sądzę, żebym była w stanie jeszcze raz przez to przejść. – Spojrzała na Madison i Laurę i powiedziała coś, do czego nie przyznała się przedtem nikomu. – To, że go straciłam, niemal mnie zabiło. Zwłaszcza po tym, jak straciłam Emily. Ból był nie do zniesienia. – Zaczerpnęła oddechu. – Ja też nie mogę uwierzyć, że to powiedziałam – dodała, powtarzając wcześniejszy komentarz Laury. – Zwłaszcza na trzeźwo – dorzuciła Madison lekkim tonem. – A skoro już o tym mowa, chętnie się jeszcze napiję. Całe to obnażanie duszy wzmaga pragnienie. Natalie położyła stopy na stoliku i odchyliła głowę na oparcie fotela, zastanawiając się, czy nie postradała aby rozumu, zwierzając się kobietom, których nie widziała od ponad dziesięciu lat. Może dostarczała im właśnie materiału do kolejnej książki, sequela Upadłego anioła. Natalie Bishop traci wszystko wydawało się ze wszech miar odpowiednim tytułem. – Powinnyśmy porozmawiać o Emily i książce – powiedziała Laura, kiedy Madison wróciła z kieliszkiem napełnionym po brzegi czerwonym winem. – Choć muszę powiedzieć, że Drew zabronił
mi rozmawiać o tym z którąkolwiek z was. – Dlaczego? – spytała Natalie. – Nie jestem pewna. Nie lubi tłumaczyć się ze swoich poleceń. Wspomniał coś o ograniczeniach prawnych i takich tam. Chce mnie chronić. – I siebie – dodała Madison. – Co masz na myśli? – spytała Natalie. – Właśnie? – zawtórowała jej Laura. – O Drew nie ma w książce nawet wzmianki. Nie musi chronić niczego poza moją reputacją. – Drew był tamtego wieczoru w pokoju Emily. – Madison upiła łyk wina i zapytała: – Nie wspomniał ci o tym? Natalie była równie zaszokowana słowami Madison jak Laura. – Nie zbliżał się do jej pokoju – zaprotestowała ta ostatnia. – Był w naszym, organizował prywatną imprezę. Wiesz o tym. Powiedział, że pomagałaś mu przy winie i świecach. – Zamilkła, a potem dodała: – Mieliśmy kochać się tej nocy po raz pierwszy. Natalie nie miała o tym pojęcia. – W domu stowarzyszenia? Chciałaś zrobić to w swoim pokoju w bursie? Wiedziała, że Drew naciskał na Laurę, by zgodziła się uprawiać z nim seks, jednak kochanie się w akademiku to było coś, co pasowało raczej do Madison, nie do Laury. – Madison powiedziała, że nikt nie będzie nam przeszkadzał. Że to pewniejsze i bezpieczniejsze niż u Drew, gdzie na okrągło ktoś imprezował – wyjaśniła obronnym tonem Laura. – Uznałam, że to ma sens. Nie czułabym się swobodnie, korzystając z męskiej łazienki. – Och, nie patrz tak na mnie – powiedziała Madison do Natalie. – Laura tego chciała, ja jej do niczego nie namawiałam. – Ale i nie odradzałaś. I zawsze powtarzałaś, że powinna trochę odpuścić – odparła Natalie. – Nam wszystkim to mówiłaś. – Laura przyszła do mnie i powiedziała, że chce uprawiać seks z Drew. – Powiedziałam, że chcę się z nim kochać – poprawiła ją Laura. – Na jedno wychodzi. – Dobrze, zostawmy to – powiedziała Natalie, próbując przypomnieć sobie, od czego zaczęła się rozmowa. – Jeśli Drew planował uwieść Laurę, dlaczego był w pokoju Emily? I czy ona wiedziała, na co się zanosi? – Wiedziała? – powtórzyła pytanie Laura. – Nie, chodziło o coś innego – odparła Madison. – Mianowicie? – spytała Natalie. – Nie wiem. Drew powiedział, że musi porozmawiać z Emily, nim Laura przyjdzie na górę, a ja powinnam zejść na parter i stanąć na czatach. Poszłam więc szukać Laury. – Ale mnie nie znalazłaś. Nie widziałam cię na parterze – zauważyła Laura skonsternowana. – Było mnóstwo ludzi, zagadało mnie paru chłopaków, a potem wszyscy zaczęli nagle krzyczeć, wybiegać na zewnątrz… Głos Madison zamarł, kiedy przeniosły się wszystkie tam, dokąd żadna nie chciała wracać. – Nie widziałaś Drew w pokoju Emily – stwierdziła po chwili Laura. – Nie wiesz, czy z nią rozmawiał. – Kiedy wpadliśmy do was z Cole’em, powiedział, że nie wchodził w ogóle na piętro. Dlaczego skłamał? – Zapewne bał się, że zaczniecie o coś go oskarżać – odparła Laura. – Posłuchajcie, może i nie jest
najlepszym mężem, lecz nie jest też złym człowiekiem i nie miał nic wspólnego ze śmiercią Emily. Wiem to na pewno. Musicie mi zaufać. Natalie zastanawiała się, czy to w ogóle możliwe. Nie widziały się od dziesięciu lat i choć nadal dobrze im było razem, nie wiedziały o sobie mnóstwa rzeczy. Prawdę mówiąc… Spojrzała na Madison. – Coś jeszcze nie daje mi od popołudnia spokoju. Dylan. Madison odstawiła kieliszek. – Co z nim? – Pamiętam, że widziałam go wtedy w budynku. Był z Emily? A może z tobą? – Na pewno nie ze mną – odparła Madison. – Nie spędziłby wówczas ze mną dobrowolnie nawet minuty. Teraz też zresztą za mną nie przepada, ale pracuję nad tym. – Dlaczego? – spytała Laura. – Czemu aż tak ci zależy? Natalie znała odpowiedź na to pytanie. Madison zawsze miała do Dylana słabość, a teraz, kiedy znaleźli się w tym samym mieście, była zdecydowana zmienić jego nastawienie wobec siebie. – Ponieważ Madison nie znosi, kiedy mężczyzna opiera się jej wdziękom, prawda, Maddie? – Jeszcze się nie poddałam. – O czym wy mówicie? – dopytywała się Laura. – Madison chce mieć Dylana – odparła Natalie, spoglądając wprost na przyjaciółkę. – Pragnęła go już wtedy i najwidoczniej pragnie nadal. – To niezupełnie prawda – odparła Madison, uśmiechając się szelmowsko. – Pragnę, żeby on pragnął mnie. Dopiero wtedy okaże się, czego ja chcę. – Prowadzisz niebezpieczną grę – ostrzegła ją Natalie. – Dylan już wtedy nie miał łatwego charakteru. Był humorzasty, nieprzewidywalny, szorstki i sądząc z tego, co widziałam, taki pozostał. Z pewnością nie zależy mu na mnie. Powiedział Cole’owi, że nie zdziwiłby się, gdybym zepchnęła Emily z dachu. – Nie lubił cię, bo wchodziłaś mu w paradę. Zachęcałaś Emily, by się uczyła zamiast pomagać mu w klubach – wytknęła jej Madison. – A co do mnie, prowadzę wyłącznie niebezpieczne gry. Inne są po prostu zbyt nudne. Komentarz rozgniewał Natalie. – To dla ciebie tylko gra? Czy to ty za tym stoisz, Madison? Książka to jedna z twoich niebezpiecznych gier? Bo jeśli tak, zapewniam, że od tej chwili twoje życie nie będzie ani przez chwilę nudne. Już ja się o to postaram. – Gdybym rzeczywiście prowadziła jakąś grę, sądzisz, że bym ci powiedziała? – odparła Madison. – Tak się jednak składa, że nie prowadzę. Natalie wpatrywała się w nią przez dłuższą chwilę i w końcu uznała, że Madison nie kłamie. – Nie chcę, żebyś to była ty, Maddie. Ani Laura. Nie zniosłabym, gdyby to któraś z was wbijała mi nóż w plecy. Jej słowa wisiały w powietrzu jeszcze długo po tym, jak je wypowiedziała, a fakt, iż żadna z przyjaciółek nie rzuciła się zapewniać, że nie ma z książką nic wspólnego, nie przekonał Natalie, że są na pewno niewinne. Gdyby jednak któraś zadała sobie tyle trudu, by ukryć się za plecami Garretta Malone’a, na pewno by się do tego nie przyznała. – To nie była żadna z nas – powiedziała w końcu Laura. – Jak mogłaś w ogóle tak pomyśleć? Nie tylko ty na tym cierpisz. W książce są rzeczy, których do dziś się wstydzę, na przykład incydent z paleniem trawki z Erikiem i Anthonym. Nie życzę sobie, by moje córki, a także rodzice, wiedzieli, że paliłam w college’u zioło. Jestem też pewna, że Madison wolałaby, by jej koledzy nie wiedzieli, że rozebrała się pewnego wieczoru do naga i przebiegła przez bursę Sigma Chi. Raczej nie ma się czym chwalić.
– Hej, wyglądałam cholernie dobrze – zaprotestowała Madison, lecz zaraz dodała: – Masz jednak rację. Wolałabym nie podawać tego do publicznej wiadomości. Zatem, kto jeszcze mógł pomóc w napisaniu książki? – Podniosła kieliszek i upiła kolejny łyk wina. – Może Jessica Holbrook? Ten babsztyl nas nie znosił. Jessica Holbrook była „starszą siostrą” Emily w stowarzyszeniu. Uwielbiała podopieczną, ale nie przepadała za resztą Wspaniałej Czwórki. Powiedziała im, i to nieraz, że w bractwie obowiązuje zasada „Jedna za wszystkie, wszystkie za jedną” i mniejsze grupki nie mają racji bytu. – Ciekawe, co się z nią stało – powiedziała Natalie cicho. – Ja wiem – odparła Laura. – Nadal jest w Santa Cruz. Pracuje z Diane Thomas w Biurze Panhelleńskim i jest opiekunką w stowarzyszeniu Gamma Delts. Wyczytałam to w ostatnim biuletynie dla absolwentów. – Wcale mnie to nie dziwi – skomentowała Madison. – Zawsze uwielbiała stowarzyszenie. – Zamilkła i uśmiechnęła się szelmowsko. – Powinnyśmy do niej zadzwonić. Natalie potrząsnęła natychmiast głową. – Mowy nie ma. – Chcesz się dowiedzieć, kto wbija ci nóż w plecy, prawda? Myślę, że masz jej numer – dodała, zwracając się do Laury. – Zapewne w tej wielkiej torbie. – To możliwe – przyznała Laura. – Ale nie mogę zadzwonić tak ni stąd, ni zowąd. Co miałabym powiedzieć? Nie rozmawiałyśmy, odkąd ukończyła college. A nie byłyśmy nigdy zbyt zaprzyjaźnione. – Na przykład, że planujesz spotkanie wszystkich, którzy mieszkali w bursie podczas tych czterech lat, kiedy i ty tam byłaś. A skoro ona jest teraz opiekunką Gamma Delts, postanowiłaś zacząć od niej. – I co dalej? Nie chcę wspominać o książce, jeśli Jessica jeszcze o niej nie wie. Zwiększyłoby to jedynie rozgłos. – Słuszna uwaga – poparła ją Natalie. – Po prostu spróbuj – doradziła jej Madison. – Jeśli Jessica słyszała o książce, na pewno o tym wspomni. A jeśli nie, postaraj się dowiedzieć, co słychać u innych dziewcząt, które tam wtedy były. Na przykład u Marie czy Danielle. – Drew to się nie spodoba – wymamrotała Laura, grzebiąc w torebce w poszukiwaniu notesu z adresami. – Zakazał mi zajmować się książką. – Jesteś dorosła. Możesz podejmować własne decyzje, tak czy nie? – spytała Madison. – Tobie wydaje się to proste, lecz Drew i ja… nasze życie jest bardziej skomplikowane: mamy dzieci, a moi rodzice praktycznie go adoptowali. Gdybyśmy się rozwiedli, zapewne wzięliby jego stronę. Lubią go i szanują. Nie tak jak mnie. – Może nie dostarczyłaś im powodu, by mogli cię szanować. Ludzie traktują cię tak, jak im na to pozwalasz – stwierdziła Madison. – Jeśli pozwolisz, by weszli ci na głowę, na pewno to zrobią. – Nie mam tyle pewności siebie, co ty i Natalie. Jesteście takie bystre. – Ty też taka jesteś, Lauro – przerwała jej Natalie. – Madison ma rację. Jeśli sama nie zaczniesz o siebie walczyć, nikt nie zrobi tego za ciebie. Skoro pragniesz zmiany, musisz się na nią odważyć. Laura westchnęła zakłopotana. – Chcę. – To zacznij od razu – zachęciła ją Madison. – Zadzwoń do Jessiki. Pomóż nam dotrzeć do sedna tej sprawy. Pomyśl o tym jako o małym kroku w kierunku niezależności. – Dobrze. Dajcie mi telefon. Natalie sięgnęła po przenośną słuchawkę zadowolona, że przedsięwzięły jakieś działanie. Nawet jeśli rozmowa z Jessicą niczego nie wyjaśni, przynajmniej nie siedzą bezczynnie, czekając na kolejną
katastrofę. Ustawiła telefon na tryb głośno mówiący i podała Laurze. – Halo? – usłyszały po chwili. – Czy rozmawiam z Jessicą Holbrook? – spytała Laura. – Tak, a kto mówi? – spytała Jessica ostrożnie. – Witaj, Jessico, tu Laura Hart. To znaczy, teraz Laura Hart McKinney. Pamiętasz mnie? – Oczywiście. Jak miło, że dzwonisz. Co mogę dla ciebie zrobić? Laura oblizała wargi i powiedziała: – Dzwonię, ponieważ chciałabym zorganizować spotkanie po latach. Wiem, że nie byłyśmy na jednym roku, lecz pomyślałam, że mogłabyś pomóc mi odszukać niektóre osoby. Słyszałam, że pracujesz w Biurze Panhelleńskim z Diane Thomas. – Tak, i obie chętnie ci pomożemy. Ale… – zamilkła na chwilę. – Mam nadzieję, że nie zamierzasz zaprosić wszystkich z roku? – Czyż nie tak się zwykle robi? – spytała Laura niewinnie. – Nie w tym przypadku. Wiem, że byłaś bardzo zaprzyjaźniona z Madison i Natalie, ale po prostu nie możesz zaprosić ich na zjazd, jeśli miałby się odbyć w domu stowarzyszenia. Masz z nimi kontakt? – spytała. – Straciłam go, gdy wyjechały – odparła Laura. – Nadal nie widzę nic złego w tym, by je zaprosić. – Niektórzy sądzą, że Natalie mogła mieć coś wspólnego ze śmiercią Emily. – Naprawdę? – zdziwiła się fałszywie Laura. – Dlaczego? – Najwidoczniej ktoś zauważył ją tamtej nocy na dachu. Na dźwięk tych słów Natalie opadła szczęka. Laura i Madison także wydawały się zaskoczone. – Jesteś tam, Lauro? – spytała Jessica, gdy cisza zaczęła się przedłużać. – Jestem – odparła Laura pospiesznie. – Kto widział Natalie na dachu? – Cóż, nie potrafię powiedzieć i nie wiem, czy jest na to jakiś dowód, lecz nie ma dymu bez ognia. I spójrz tylko, jak szybko Natalie się przeniosła. Nie mogła się doczekać, żeby się stąd wydostać. Może Madison także maczała w tym palce. Wyniosła się jeszcze szybciej. Rozmawiałyśmy o tym wczoraj z Diane przez cały dzień. Emily była taką cudowną osobą. To tragiczne, w jaki sposób zginęła. I takie niesprawiedliwe. Miała stowarzyszeniu tyle do zaoferowania, o wiele więcej niż Madison czy Natalie. Wiesz, przyjęłyśmy Natalie tylko dlatego, że tak blisko przyjaźniła się z Emily. Wiem, że większość dziewcząt czuje to samo. Jakikolwiek zjazd z udziałem Madison czy Natalie byłby skazany na niepowodzenie. Mówię ci to, żebyś nie marnowała czasu ani energii. Nie chodzi o ciebie. Wszyscy cię kochamy. Wiesz o tym, prawda? – Naprawdę nie sądzę, żeby Natalie miała coś wspólnego ze śmiercią Emily. – Zawsze miałaś miękkie serce, Lauro. – Tu nie chodzi o miękkie serce – odparła Laura zirytowana. – Znałam Natalie i Madison lepiej niż ktokolwiek inny. Podobnie jak Emily. – Czasami łatwiej odczytać czyjeś intencje, gdy minie już trochę czasu. Cóż, muszę lecieć, ale zadzwoń, proszę, jutro do biura. Są tam roczniki absolwentów. Prześlę ci nazwiska i adresy. – Dzięki. – Rozłączyła się i zapytała: – I co myślicie? Kto jest tym świadkiem? Garrett Malone? – Napisał, że ktoś widział, jak spycham Emily z dachu – odparła Natalie, zniechęcona komentarzami Jessiki. Sądziła, że jest jedną z nich, akceptowaną przez wszystkich, a teraz okazało się, że przyjęto ją do stowarzyszenia tylko ze względu na Emily. – Wiemy, że to nie byłaś ty – powiedziała Laura. – Jeśli na dachu był ktoś inny – zauważyła Madison – oznacza to, że Emily nie spadła przypadkiem. Wpatrywały się w siebie przez dłuższą chwilę, zmuszone stawić po raz pierwszy czoło
przypuszczeniu, że ich przyjaciółka mogła zostać zamordowana. – Wiemy, że wiele osób mnie nie lubiło – powiedziała Natalie z wolna. – Lecz kto nie lubił Emily?
Rozdział 9 Kończąc poniedziałkowy dyżur, Natalie nadal zastanawiała się na tym pytaniem. Miała za sobą trudny dzień: najpierw kraksa autobusu z wieloma rannymi, a potem wiele przypadków, począwszy od kontaktu z trującym dębem po atak serca, ze wszystkim co możliwe pośrodku. Wreszcie rzuciła ostatnią kartę na biurko i ruszyła do pokoju lekarskiego. Było tam już jednak dwóch lekarzy – jeden odpoczywał na leżance, a drugi czytał gazetę – o prywatności mogła więc tylko pomarzyć. Nalała sobie kawy, wyszła na zewnątrz i znalazła wolną ławkę w szpitalnym ogrodzie. Wyjęła komórkę i zadzwoniła do Cole’a. Odpowiedział natychmiast, ewidentnie rozpoznawszy jej numer. – Witaj, Natalie. Cieszę się, że dzwonisz. Mamy kolejny problem. Jeszcze bardziej poważny. Zacisnęła palce na telefonie, nie będąc ani trochę pewna, czy jest gotowa na poważniejszy problem. Nie rozwiązali jeszcze poprzedniego. – Rozmawiałem z agentką Malone’a – kontynuował Cole. – Powiedziała, że promuje książkę w L.A. i ma pojawić się dziś po południu w programie Corey Hart Show. Natychmiast włączyłem odbiornik, akurat na czas, żeby usłyszeć, jak jakaś kobieta pyta, czy książka została oparta na prawdziwej historii o dziewczynie imieniem Emily, która zmarła w bursie w Santa Cruz. Powiedziała również, iż jest pewna, że Wspaniała Czwórka rzeczywiście istniała i że Nancy nazywa się tak naprawdę Natalie Bishop. Natalie poczuła, że staje jej serce. – Boże! Wymieniła moje nazwisko? Z rozmysłem i w całości? – Tak. Niestety, nie dosłyszałem jej nazwiska. Zadzwoniłem znów do agentki, żeby zapytać ją wprost, czy zamierzają utrzymywać, że intryga oparta jest na prawdziwej historii, ale odpowiedziała mi automatyczna sekretarka. Natalie zrobiło się niedobrze. – Co ja mam zrobić, Cole? Tego programu słuchają miliony. I te miliony znają teraz moje nazwisko. Została napiętnowana w popularnym programie. Nie minie wiele czasu, a ktoś w szpitalu skojarzy fakty i jej reputacja stanie pod znakiem zapytania. Lekarze nie mogą sobie pozwolić nawet na cień skandalu, zwłaszcza tacy, którzy kończą właśnie rezydenturę i będą wkrótce szukali stałej posady. – Znajdziemy Malone’a – odparł Cole. – Poprosiłem naszego śledczego, by zajął się tym w pierwszej kolejności. Uważa, podobnie jak ja, że Garrett Malone to pseudonim. Może to zająć trochę czasu, ale dowiemy się, kim on jest. Możesz na to liczyć. Chciała mu wierzyć, ale Malone najwyraźniej był przez cały czas o krok przed nimi. – Polecę jutro do Los Angeles – mówił dalej Cole. – Zdobyłem plan podróży Malone’a i wiem, że będzie miał po południu kilka spotkań. Jeśli mi się poszczęści, dopadnę go i przycisnę, nim moi rodzice wrócą w środę z Europy. Natalie zastanawiała się już wcześniej, co powiedzą jego rodzice, lecz Cole nie poruszył dotąd tego tematu. – Zadzwonię do ciebie, kiedy znajdę Malone’a – obiecał. – Nie – powiedziała szybko. – Polecę z tobą. – Nie musisz iść do pracy?
– Oczywiście, że muszę, ale tu chodzi o moją reputację. Wezmę wolne. Kiedy wylatujesz? – Jutro rano. Chcesz, żeby moja sekretarka zarezerwowała ci bilet? – Tak. – Zamilkła. Wiedziała, że musi o to spytać. – Powiedziałeś, że nie dosłyszałeś nazwiska tamtej kobiety. A nie rozpoznałeś przypadkiem głosu? To nie była Madison, prawda? Ani Laura? Czuła się winna, zadając to pytanie po tym, jak poprzedniego wieczoru porozmawiały z dziewczynami od serca, wiedziała jednak, iż nie może sobie pozwolić, by komukolwiek zaufać. Już nie. – Nie sądzę, Natalie, ale nie mogę tego powiedzieć na pewno. Rozłączyła się, żałując, że nie jest w stanie uzyskać choć raz jasnej odpowiedzi. Wstała z ławki i zobaczyła, że zmierza ku niej Gloria Grayson, jedna z najlepszych pielęgniarek na oddziale pomocy doraźnej. Natalie lubiła z nią pracować, ponieważ Gloria, mając za sobą lata doświadczeń, znała się na medycynie lepiej niż większość rezydentów i bez względu na okoliczności zawsze miała dla każdego uśmiech. Dziś się nie uśmiechała. – Tu jesteś, Natalie. Doktor Raymond cię szukał. Prosił, żebyś natychmiast do niego zadzwoniła. Masz tu numer jego komórki. Podała Natalie świstek papieru. – Powiedział, czego chce? – spytała Natalie, zaskoczona i zaniepokojona telefonem od opiekuna rezydentów, zwłaszcza że przebywał akurat z rodziną na wakacjach. – Nie, ale nie był zadowolony. Masz kłopoty? – Możliwe – przyznała Natalie. – Powiedz, jeśli będę mogła jakoś ci pomóc. – Dzięki. Wpatrywała się w karteluszek z niemiłym przeczuciem, że tym razem będzie musiała pomóc sobie sama. Wybrała numer i ani trochę nie zdziwiło jej, kiedy doktor powiedział, nie bawiąc się w uprzejmości: – Natalie, twoje nazwisko zostało przed chwilą wymienione w telewizji. Czy to ty jesteś jedną z bohaterek tego kryminału? Proszę, powiedz, że chodzi o inną Natalie Bishop. – Chciałabym móc to zrobić. – Czy cokolwiek z tego jest prawdą? – Nie zrobiłam nic złego ani sprzecznego z prawem, jeśli o to pan pyta. – Możesz to udowodnić? – Pracuję nad tym. – Pospiesz się, Natalie. Szpitalowi nie jest potrzebna zła prasa. A pacjenci nie przepadają za lekarzami zamieszanymi w morderstwo. Kiedy wysiedli późnym rankiem z samolotu, temperatura w L.A. była wyższa o piętnaście stopni. Cole zarezerwował w wypożyczalni samochód, zatrzymali się więc wpierw na parkingu i odebrali małą, srebrną hondę. Polecieli na lotnisko Burbank, ponieważ stamtąd bliżej było do Studio City, gdzie Malone miał podpisywać książkę. A także, niestety, do miejsca, gdzie Natalie mieszkała w dzieciństwie. Dorastała w północnym Hollywood, o kilka mil od lotniska. Spacerowała po pobliskich ulicach, robiła tam zakupy i pracowała. Budziła się, spoglądając na smog u stóp wzgórz i na dolinę otuloną gorącą mgłą. Dorastała w mieście, gdzie spotkanie w pobliskim spożywczaku gwiazdy filmowej nie było niczym nadzwyczajnym, gdzie uroda, opalenizna i markowe ubrania były wszystkim, a ci, którzy ich nie posiadali – niczym. Należała właśnie do tej ostatniej kategorii. Zmusiła się, żeby odsunąć wspomnienia i skupić się na teraźniejszości.
– Skręć na następnych światłach w prawo i wjedź na dwupasmówkę. Cole zrobił, jak mu powiedziała. Już po kilku minutach skręcali w drogę dojazdową do studia Universal. Księgarnia, gdzie miał pojawić się Malone, stanowiła część handlową Parku Tematycznego. Hotel także znajdował się na wzgórzu. Natalie spojrzała na zegarek. Była dopiero jedenasta. Spotkanie z autorem miało zacząć się w południe. – Księgarnia czy hotel? – spytała. – Spróbujmy w hotelu. Może jeszcze tam jest. Zaparkowali, weszli do lobby i ruszyli prosto do wind. Cole zdobył jakoś numer pokoju Malone’a. Kiedy wysiedli na siedemnastym piętrze, Natalie czuła się zarówno zdenerwowana, jak i podekscytowana. Chciała stawić czoło Malone’owi. Zapytać dlaczego. Zmusić, by przyznał, że wszystko, co napisał, to kłamstwa. Cole zapukał do drzwi pokoju Malone’a. Odpowiedziała mu cisza. – Widocznie zdążył już wyjść – zauważyła Natalie, po raz kolejny rozczarowana. – Może przed spotkaniem z czytelnikami udziela wywiadu jeszcze komuś. – Wszystko możliwe. – Cole rozejrzał się, a potem wskazał wzrokiem wózek pokojówki. – Mam pomysł. Chodź. – Dokąd? Nie odpowiedział, póki nie skręcili za róg. – Zaczekamy, aż pokojówka otworzy pokój Malone’a, a potem wejdziesz do środka, jakbyś tam mieszkała. Zaniepokojona zmarszczyła brwi. – Ja? Dlaczego ty nie możesz tego zrobić? – Ponieważ kobieta nie będzie obawiała się innej kobiety. Ze mną sprawa wygląda inaczej. Zapewne ma rację, pomyślała Natalie. Do diabła, i tak wrobiono ją już w morderstwo. Czy bezprawne wtargnięcie pogorszyłoby znacząco sytuację? Westchnęła i podeszła do okna wychodzącego na budynki Universalu. Szare, dźwiękoszczelne studia wyglądały jak hangary dla samolotów pośrodku karnawałowego pochodu. Z tyłu za budynkami rozpościerała się dolina San Fernando, gdzie jedno miasteczko przechodziło niezauważalnie w kolejne, a to w następne. Jak okiem sięgnąć, nic tylko palmy i domy w stylu ranczerskim z basenem na każdym podwórku. A pośród nich centra handlowe i sieciówki. Ekskluzywne butiki ulokowały się głównie w Los Angeles Hills, Bel Air i bardziej zamożnych dzielnicach bliżej oceanu. – Byłaś tam kiedyś? – zapytał Cole od niechcenia. – Czy zwiedzałam studio? Dawno temu, gdy byłam dzieckiem. A ty? – Emily zawsze chorowała w nieodpowiednim momencie. Robiliśmy plany, a potem z nich rezygnowaliśmy. Po jakimś czasie łatwiej było zostać po prostu w domu. Rodzice robili, co tylko mogli, by zmienić nasz dom w prywatny Disneyland Emily. Natalie skinęła głową. – Kiedy zobaczyłam po raz pierwszy jej pokój, pomyślałam, iż musi należeć do księżniczki. Jej łóżko miało nie tylko baldachim, ale też kotary. Osłaniały je ze wszystkich stron. To było naprawdę super. – Była w tym pokoju szczęśliwa. Na pewno – dodał obronnym tonem. – Powiedziałaś, że wyjechała, by poczuć się wolna, ale ja nie odniosłem nigdy wrażenia, że czuła się w domu jak w klatce. – Fakt, że była to złota klatka, niczego nie zmieniał. – To jej choroba zmusiła nas, byśmy trzymali Emily w zamknięciu. – Nigdy nie twierdziłam, że było inaczej. – Chyba jednak tak.
– Nie, miałam na myśli, że Emily bardzo chciała doświadczyć samodzielności i studenckiego życia. Rozkoszowała się każdą jego minutą. – Poza kilkoma ostatnimi – zauważył szorstko Cole. – Nie zastanawiałaś się nigdy, czy ona wiedziała, co się dzieje? Czy nie zdawała sobie sprawy, że zaraz umrze? Choćby przez ułamek sekundy? Oczywiście, że się zastanawiała, że ją to dręczyło. – Podczas tych kilku pierwszych dni nie mogłam myśleć o niczym innym – odparła. – I nie mogłam tego znieść. Musiałam jakoś odsunąć od siebie ten koszmar. – Czekała, by rzucił drwiący komentarz na temat chowania głowy w piasek lub zaprzeczania prawdzie, on jednak milczał. – Dopiero wtedy mogłam żyć dalej. – Zaczerpnęła oddechu. – Sprawdzisz, co z pokojówką? Jeśli nie wejdziemy wkrótce do pokoju, możemy spóźnić się na spotkanie w księgarni. To już za godzinę. – Zaczekaj, sprawdzę. – Pojawił się po chwili i spojrzał na nią z błyskiem w brązowych oczach. – Czas na występ – powiedział. – Bądź pewna siebie, Natalie. Nie pozwól się onieśmielić. – Daj spokój, jestem lekarką. Kobietą uprawiającą męski zawód. Nauczyłam się dawno temu, jak nie dać się zdominować. A także udawać, kiedy zadano jej pytanie, na które nie znała odpowiedzi. Zwykle robił to arogancki lekarz mężczyzna, pragnący popisać się jej kosztem. Jeśli potrafiła stawić czoło takiej sytuacji, poradzi sobie i z pokojówką. Wyprostowała plecy i ruszyła korytarzem. Drzwi do pokoju Malone’a były otwarte. Pokojówka odkurzała właśnie wykładzinę. Natalie zatrzymała się na chwilę w progu, a kiedy dziewczyna wyłączyła odkurzacz, weszła do pokoju i rzuciła beztrosko torebkę na łóżko. – Dzień dobry! – zawołała radośnie, po czym zrzuciła kopnięciem pantofle na wysokich obcasach. – Oooo, zdecydowanie lepiej. Muszę skorzystać z łazienki. Nie będę pani przeszkadzała. Pokojówka uśmiechnęła się nieśmiało. Była młoda, o hiszpańskim typie urody. Zapewne nie mówiła zbyt dobrze po angielsku. Natalie weszła do łazienki i zamknęła za sobą drzwi. Puściła wodę do umywalki, modląc się w duchu, by pokojówka wyszła, nie donosząc o pojawieniu się w pokoju mężczyzny obcej kobiety. Odczekała dobre dwie minuty, zakręciła kran i otworzyła drzwi. Pokój był pusty. Nie mogła uwierzyć, że poszło jej tak łatwo. To by było na tyle, jeśli chodzi o zwiększone standardy bezpieczeństwa, pomyślała. Ciche pukanie niemal przyprawiło ją o zawał. Wpuściła Cole’a i zamknęła szybko drzwi. – O nic mnie nie spytała. – To zadziwiające, ile można osiągnąć, jeśli wygląda się tak, jakby się gdzieś przynależało. – Do roboty. Nie uspokoję się, póki stąd nie wyjdziemy. Już widzę te nagłówki: „Natalie Bishop aresztowana za włamanie. Prawdopodobnie zostanie jej też postawiony zarzut morderstwa”. – Masz talent do nagłówków. Mogłabyś zatrudnić się w gazecie. – Dzięki, wolę zachować moją prawdziwą pracę. Rozglądała się dookoła, podczas gdy Cole szperał w szufladach komody. Malone był schludny i nie miał wiele bagażu. Otworzyła szafę i zobaczyła dwa garnitury: brązowy i szary. Poza nimi było tam jedynie kilka koszul. Ma podłodze stała walizka. Natalie przyklękła, otworzyła ją i przekonała się, że jest pusta. Gdy zamykała drzwi szafy, usłyszała, że Cole gwiżdże. Podniósł dłoń z pękiem włosów. Włosów takiego samego koloru, jak te Malone’a. – To wygląda jak peruka albo jakaś przypinka. – Po co mężczyźnie peruka? Czyżby był łysy? Natalie podeszła do komody i zobaczyła, że Cole zagląda do czarnej skórzanej walizeczki.
– A to co, u licha, za gówno? – wymamrotał. – Kosmetyki do makijażu. Malone się maskuje – dodała, zdumiona. – Peruka, podkład sceniczny, czarna kredka, by zmienić linię brwi. – Oraz barwione szkła kontaktowe – powiedział Cole, podnosząc etui. Spojrzała na niego. Ewidentnie myśleli o tym samym. – Najwidoczniej obawia się zostać rozpoznanym. To ktoś, kogo znamy, Cole. Pytanie brzmi – kto? • • • Laura wiedziała, że nie powinna szpiegować męża. To nie w porządku. Nie była jednak w stanie się powstrzymać, by nie zajrzeć do kieszeni każdej sztuki odzieży w jego szafie. Przez jakiś czas udawała sama przed sobą, że sprawdza kieszenie przed odniesieniem ubrań do pralni, lecz było to kłamstwo. Szukała dowodów. Zadzwoniła późno wieczorem do jego pokoju i nie odebrał. Próbowała złapać go rano na komórkę, bez rezultatu. Gdyby naprawdę wydarzyło się coś ważnego, jak, u diabła, miałaby go powiadomić? Czy nie pomyślał o tym, że rodzina może go potrzebować? Jej gniew rósł z każdą minutą. Oczywiście, że się nad tym nie zastanawiał. To ona miała opiekować się domem i dziećmi. Dbać o wszystko, podczas gdy on wychodził, by przynieść łupy. A może coś było po prostu nie tak. Może Drew coś się przytrafiło. Jej wyobraźnia szalała, tworząc jeden okropny scenariusz za drugim. Musi się skupić. Na ogół instynkt ją zawodził. Nie była z tego dumna, ale tak właśnie wyglądała prawda. I bardzo dobrze, ponieważ oznaczało to, że większość wyimaginowanych nieszczęść nie miała się nigdy wydarzyć. Z Drew nic się złego nie działo. Był po prostu zajęty. Sięgnęła do kieszeni kolejnej marynarki i jej palce natrafiły na kawałek papieru. Wyjęła go i zobaczyła, że ma przed sobą plan podróży. Wyglądał jednak dziwnie. Nagle zrozumiała. Na górze kartki widniało nazwisko Garretta Malone’a, a pod nim lista numerów lotów, rezerwacji hotelowych, spotkań z czytelnikami i wywiadów radiowych w Los Angeles. Wszystko z dzisiejszą datą. Weszła do sypialni i usiadła na łóżku, wpatrując się w kartkę. Skąd Drew miał plan podróży Malone’a? I po co? Czy chciał się z nim skontaktować? Ale wyjechał przecież służbowo. Do L o s A n g e l e s. Nagle zrobiło jej się zimno. Drew i Garrett Malone przebywali w tym samym mieście. Nie mogła uwierzyć, że to jej mąż kryje się za wydaniem książki. Nie miało to absolutnie sensu. Nie potrafiła doszukać się motywu, powodu. Drew niczego by nie zyskał. Jednak poleciał zapewne do L.A., żeby spotkać się z autorem. A może chciał połączyć wyjazd służbowy z prywatnym? Zapewne próbował ją chronić. Dlatego nic nie powiedział. Nie podobało jej się wszakże, iż mąż ma przed nią sekrety. Mieli być partnerami we wszystkim. Jeśli milczał na temat Malone’a, co jeszcze ukrywał? Brak komunikacji w ich małżeństwie wydawał się nie do pokonania. Powinni porozmawiać o książce, jej autorze i Emily. O wszystkim, co się działo. Próbować rozwikłać to razem, nie oddzielnie. Zadzwonił telefon, wyrywając ją z zamyślenia. Podniosła słuchawkę, mając nadzieję, że to Drew. – Halo? – Laura McKinney? – spytała jakaś kobieta. – Zgadza się. – Laura Hart, która wyszła za Drew McKinneya? – A kto pyta? – Laura? Tu Kathy Allen – odparła kobieta. – Pamiętasz mnie? Chodziłyśmy razem do college’u. – Oczywiście, że cię pamiętam.
Poszperała przez chwilę w pamięci i przypomniała sobie, że Kathy Allen zaczynała naukę, gdy ona była już na ostatnim roku. Znały się tylko przelotnie. Należały jednak do tego samego stowarzyszenia, a to wiele znaczyło. Nadal. – Co u ciebie? – Wszystko w porządku. Jestem teraz reporterką „Santa Cruz Sentinel”. Tak bardzo mi się tu spodobało, że postanowiłam zostać po dyplomie. – Naprawdę? – spytała czujnie Laura, pełna złych przeczuć. Dlaczego Kathy miałaby dzwonić do niej z Santa Cruz? – Słyszałaś o książce zatytułowanej Upadły anioł? To ponoć fikcja, lecz plotka głosi, że opisuje prawdziwą historię dziewczyny, która spadła z dachu bursy na dwa lata przed tym, nim przyjechałam do college’u. Była twoją przyjaciółką, prawda? – Jestem pewna, że książka nie ma nic wspólnego z Emily. – Ludzie mówią co innego. – Jacy ludzie? – Odebrałam kilka telefonów od dziewcząt, które były w bursie tamtej nocy. Pewnie uznały, że skoro jestem reporterką, potrafię ustalić, co naprawdę się wydarzyło. Czytałaś książkę, Lauro? Nie było mnie tam wówczas, ale wszystko wydaje mi się znajome. A ty tkwisz w samym środku tej historii. Chociaż imiona zostały zmienione, to chyba jasne, że chodzi o ciebie i dwie dziewczyny, z którymi trzymałaś. – Zamilkła i uszu Laury dobiegł szelest papieru. – Natalie i Madison, zgadza się? – To tylko powieść – odparła Laura lekko. – Nie mam pojęcia, dlaczego wszyscy tak się nią interesują. – Autor sugeruje, że Emily została zamordowana, a sprawcą jest twoja przyjaciółka, Natalie. – Była nie tylko moją przyjaciółką, Kathy, ale też naszą koleżanką ze stowarzyszenia. Niemal siostrą. Mam nadzieję, że o tym pamiętasz. – Zabrzmiało to, jakbyś jej broniła – zauważyła Kathy. – Jestem lojalna wobec przyjaciół. Ty nie? – Nie znałam Natalie. Nim przyjechałam do college’u, jej dawno już tam nie było. Nie staram się nikogo dopaść, lecz poznać prawdę. – Emily spadła. Tak wygląda prawda. – A przynajmniej jej oficjalna wersja. Rozmawiałam z detektywem Bolandem z miejscowego posterunku policji. Pamięta tamtą sprawę. Powiedział, nieoficjalnie oczywiście, że zawsze wydawała mu się podejrzana. I że przeczyta uważnie książkę. Serce Laury zaczęło mocniej bić. Jeśli policja wznowi śledztwo, sprawa nabierze jeszcze większego rozgłosu. Co mogłaby zrobić, by to powstrzymać? Co powiedzieć Kathy, żeby zechciała o niej zapomnieć? Kobieta była reporterką. Nie odpuści, zwłaszcza że sprawa dotyczy stowarzyszenia, do którego też kiedyś należała. – Nietrudno było cię znaleźć – dodała Kathy. – Dostałam twój numer w stowarzyszeniu absolwentów. Nie byłam jednak w stanie zlokalizować Natalie ani Madison. Wiesz, gdzie one są? – Nie, nie wiem – skłamała Laura. – Będę dalej szukać. W epoce Internetu nie tak łatwo się ukryć. – Wątpię, żeby się ukrywały. – Mam nadzieję, że się nie mylisz, Lauro. Gdyby się bowiem okazało, że jedna z naszych koleżanek zabiła inną, wybuchłby okropny skandal. Jeszcze gorszy, gdybyście wy obie ją kryły. – Dziękuję za telefon, Kathy. Muszę odebrać córki ze szkoły. – Na pewno jeszcze porozmawiamy. Laura odłożyła słuchawkę drżącą dłonią. Przypominała sobie teraz Kathy bardzo dokładnie:
bezwzględna suka, która uwielbiała mieszać, a potem przyglądać się efektom swoich intryg. Trochę jak Drew, pomyślała. Zawsze uwielbiał dobrą walkę. Dlatego był tak skutecznym adwokatem. I czym jeszcze? Spojrzała na plan podróży Garretta Malone’a, zastanawiając się, czy mąż poleciał do L.A. głównie po to, by się z nim spotkać. Wiedziała, że Natalie, Madison i nawet Cole brali poważnie pod uwagę, iż to Drew mógł dostarczyć Malone’owi materiału do książki. Odrzuciła wtedy stanowczo ten pomysł. Teraz nie mogła przestać się zastanawiać. Drew był w ostatnich miesiącach bardzo skryty. Pracował do późna w kancelarii lub w swoim gabinecie w domu. Przypomniała sobie, jak ściemnił poprzedniego dnia błyskawicznie ekran, aby nie mogła zobaczyć, nad czym pracuje. Powiedział, że chodzi o sprawy zawodowe, ale czy na pewno tak było? To doprawdy śmieszne podejrzewać, że Drew miał coś wspólnego z wydaniem książki. Pochłaniała go praca. Myślał tylko o tym, by zostać w kancelarii partnerem, a potem rozpocząć karierę polityczną. Dlaczego miałby rozgrzebywać przeszłość? Nie byli z Emily bliskimi przyjaciółmi. I nie miał powodu szkodzić Natalie. Nie potrafiła wymyślić żadnej przyczyny, dla której miałby angażować się w podobne przedsięwzięcie. Żadnej, oprócz pieniędzy. Drew dorastał w biednej rodzinie. Wiedziała, że pieniądze są dla niego ważne. Bezpieczeństwo finansowe podkręcało jego ambicje. Wstała z łóżka, zeszła do gabinetu i otworzyła szafkę na dokumenty. To Drew zajmował się finansami rodziny. Ze wstydem musiała przyznać, iż będąc dorosłą kobietą, niezależną i niegłupią, nie ma bladego pojęcia, jak wygląda ich sytuacja finansowa, ponieważ to Drew się nią zajmował. W ich rodzinie role zostały rozdzielone bardzo tradycyjnie. On zarabiał na utrzymanie, a ona zajmowała się domem. I wszystko funkcjonowało doskonale – przez jakiś czas. Teraz sprawa miała się inaczej. Nie wiedziała, skąd ten powiększający się rozdźwięk między nimi. Chodziło o inną kobietę? Czy może o przeszłość? Wyjęła dokumenty bankowe za ostatni rok i usiadła przy biurku. Zamierzała wyeliminować z ich życia tajemnice jedną po drugiej.
Rozdział 10 I znowu minęli się z Malone’em. Cole wpatrywał się w pusty stół przed księgarnią, gdzie autor miał podpisywać książkę, i czuł, jak ogarnia go zniechęcenie. Po tym, co znaleźli w pokoju hotelowym, uznali, że tylko krok dzieli ich od chwili, kiedy odkryją jego prawdziwą tożsamość. – Kierownik powiedział, że spotkanie zakończyło się przed kilkoma minutami. Przyszło więcej ludzi, niż się spodziewali, i zabrakło im egzemplarzy – wyjaśniła Natalie, wzdychając ciężko. – Niedobrze. – W rzeczy samej. – Mówiłam, że powinniśmy przyjść wcześniej. – Gdybyśmy nie sprawdzili dokładnie pokoju Malone’a, przegapilibyśmy perukę i przybory do makijażu. Spróbujemy go złapać w rozgłośni radiowej. – Będzie tam dopiero o trzeciej. – Nic innego nam nie pozostaje. Chciałabyś coś zjeść? – Zatrzymał się, widząc, że Natalie przystanęła i wpatruje się z dziwną miną w stojak z książkami. – O co chodzi? – Nie mogę uwierzyć, że wcześniej o tym nie pomyślałam. – Wskazała rząd cienkich książeczek przed sobą. – Emily prowadziła pamiętnik. Pisała w nim każdego wieczoru, poczynając od pierwszego dnia w college’u. – Spojrzała na Cole’a z nadzieją. – Czy istnieje lepszy sposób, aby się dowiedzieć o naszych sekretach, niż przeglądając dziennik Emily? Kiedy czytałam książkę, miałam chwilami wrażenie, jakbym słyszała głos Emily. Malone musiał pozyskać informacje z tego dziennika. A to, czego w nim brakowało, dopisał sam, posługując się wyobraźnią. To ma sens. Żartowałyśmy nawet, że Emily mogłaby posłużyć się kiedyś pamiętnikiem do szantażu. – Zamilkła i skonfundowana potrząsnęła głową. – Ale skąd Malone wytrzasnął jej dziennik? Ty i twoi rodzice zabraliście po wypadku wszystkie rzeczy Emily. Cole zacisnął szczęki, przypominając sobie tamten okropny dzień. – Nie zwracałem uwagi na to, co pakujemy. – Gdzie je umieściliście? – W pokoju Emily w domu moich rodziców. Jeśli pamiętnik istnieje, powinien być właśnie tam. – Nie sądzę. Uważam, że ma go Malone. – W pokoju hotelowym niczego takiego nie znaleźliśmy. – Widać nie zabrał go ze sobą. Z pewnością możemy o to zapytać, gdy go znajdziemy. Jeśli znajdziemy. – Znajdziemy – stwierdził Cole z wielką pewnością siebie. – Nie będzie mógł wymknąć się wcześniej z rozgłośni. Dorwiemy go tam i zapytamy o dziennik. Chodźmy. – Dokąd? – spytała, kiedy ruszyli ku drzwiom. Zastanawiał się przez chwilę. Potrzebowali czegoś, co pomogłoby im oderwać na kilka godzin myśli od Emily i jego rodziny. A skoro żadne nie miało szczególnej ochoty na jedzenie, potrzebował innego pomysłu. I nagle na niego wpadł. – Zabierz mnie do domu – powiedział niespodziewanie. Natalie spojrzała na niego, nie rozumiejąc. – Teraz? Mamy spotkać się z Malone’em o trzeciej.
– Nie do mojego domu. Do twojego. – Nie rozumiem. – Owszem, rozumiesz. – Spostrzegł, że z wolna to do niej dociera. – Pokaż mi, gdzie dorastałaś, Natalie. Zabierz mnie do domu. – Nie ma mowy. – Kiedy widziałaś się ostatni raz z matką? – Pięć lat temu. Była na odwyku. Poprosiła o pieniądze i butelkę whisky. Dałam jej forsę. Pewnie kupiła za nią alkohol, gdy tylko wyszłam. – To czemu dałaś jej pieniądze? – Sama nie wiem. Pewnie z przyzwyczajenia. Poczucie winy, odpowiedzialność i takie tam. – Dlaczego miałabyś czuć się winna? – Nie chcę rozmawiać o mojej matce. – Nie musimy rozmawiać. Przejedźmy się po prostu do miejsca, gdzie dorastałaś. Nie musimy w ogóle się zatrzymywać, jeśli nie będziesz tego chciała. Natalie potrząsnęła głową. – Czy zdarzają ci się pomysły, które nie byłyby głupie albo niebezpieczne? – Ostatnio nie – stwierdził z uśmiechem. – Powinnam zbadać sobie głowę, skoro się na nie zgadzam. – Przyjrzała mu się uważnie. – Skąd to zainteresowanie, Cole? Przedtem moja przeszłość cię nie obchodziła. Czy zabijamy tylko czas? – Może nie byłem wtedy gotowy, żeby ją poznać – przyznał. – Cóż za spostrzegawczość. – Okaż mi odrobinę zaufania. Trochę jednak w ciągu tych dziesięciu lat wydoroślałem. – Myślę, że wstrzymam się z oceną – powiedziała, gdy wyszli z księgarni i skierowali się do wypożyczonego samochodu. Cole otworzył przed nią drzwi i powiedział: – Ja poprowadzę. Ty mów, dokąd jechać. Uśmiechnęła się. – Już ci mówiłam, dokąd możesz się udać, i to nieraz. A ty nadal tu jesteś. – Bardzo zabawne. Wiesz, jeśli nie będziesz uważać, jeszcze rozwiniesz w sobie na stare lata poczucie humoru. • • • Kiedy jechali ulicami jej dzieciństwa, czuła każde z minionych lat. Z jednej strony było tak, jakby wyjechała stąd dopiero wczoraj, a z drugiej, jakby od tego czasu minęło całe życie. Z każdym zakrętem zbliżała się do domu, w którym spędziła dzieciństwo. Nie wiedziała, dlaczego prowadzi tam Cole’a. Może uznała po prostu, że po upływie dziesięciu lat łatwiej jej będzie stawić czoło wspomnieniom. Jednopiętrowy dom w stylu ranczerskim stał na końcu ślepej uliczki w skromnym otoczeniu północnego Hollywood, gdzie osiedlały się głównie młode rodziny. Na podjazdach widać było rowerki, na trawnikach rozrzucone bezładnie zabawki, a zza parkanu dobiegało szczekanie domowych ulubieńców. – To tu się wychowałaś? – spytał zaskoczony Cole. – Sądziłem, że mieszkałyście w bloku. – To był mój pierwszy dom. Mieszkaliśmy tutaj do śmierci taty. Jest mniejszy, niż go zapamiętałam. – Zwykle tak bywa. – Cole zatrzymał samochód. – Kiedy się stąd wyprowadziłyście? – Gdy miałam osiem lat. Sześć tygodni po śmierci taty. Nie było nas stać, żeby dłużej tu mieszkać.
Tata nie miał ubezpieczenia. Nie spodziewał się, że w wieku trzydziestu sześciu lat dopadnie go zawał, więc się nie przygotował. – To zrozumiałe. – Zapewne. Wpatrywała się w dom, wyobrażając sobie pokoje, zielone płytki na kuchennej podłodze, sofę w saloniku i stary telewizor, na którym lubił przysypiać kot, małą sypialnię, gdzie miała podwójne łóżko tylko dla siebie, plakaty, swoje rzeczy. Nie byli bogaci, nawet kiedy żył ojciec, ale niczego im nie brakowało. – Co widzisz? – zapytał Cole cicho. – Tata i mama siedzą przy stole w jadalni, śmieją się i rozmawiają. – Uśmiechnęła się smutno, z tęsknotą. – Uwielbiali siedzieć tak po posiłku. Lubiłam kręcić się w pobliżu, przysłuchiwać się rozmowom. Nawet gdy się przekomarzali, słyszałam w ich głosach miłość. Prawdziwą i mocną. – Nie sądziłem, że masz z dzieciństwa dobre wspomnienia. – Ja także – przyznała zaskoczona. – Przez długi czas miałam w pamięci jedynie wieczór, gdy umarł mój tata. Siedziałyśmy z mamą na sofie, oglądając telewizję. Tata wszedł do pokoju i zaczął mówić do mamy coś na temat rachunku na karcie kredytowej. Pamiętam, że się zmartwiłam, ponieważ wydała więcej, niż tata sobie życzył. Twierdziła, że to dlatego, gdyż potrzebuję ubrań, więc czułam się winna. – Zamilkła, przypominając sobie tamtą chwilę. – Tatuś wyglądał, jakby miał zamiar się kłócić, a potem otworzył szeroko oczy przestraszony, jakby coś wyskoczyło na niego zza szafy. Przyłożył dłoń do piersi i upadł. Mama zaczęła krzyczeć. Siedziała po prostu dalej i krzyczała. Podbiegłam szybko do taty i próbowałam nim potrząsnąć, ale wpatrywał się tylko we mnie nieruchomo tymi szeroko otwartymi oczami. Powiedzieli, że umarł natychmiast, ale nie bardzo mogłam w to uwierzyć, nie po tym, jak się tak we mnie wpatrywał… Głos jej się załamał i musiała na chwilę zamilknąć. – Myślałam, że błaga mnie o pomoc – powiedziała, spoglądając na Cole’a. Dostrzegła w jego oczach współczucie i poczuła przypływ zaufania, jakiego nie doświadczyła od lat. Nie mówiła nikomu o tamtej nocy. Nigdy. Z jakiegoś powodu chciała opowiedzieć o niej teraz Cole’owi. – Nie wiedziałam, co robić. Matka nie była w stanie się poruszyć. Po prostu siedziała, zalewając się łzami. Czułam się taka bezradna i zła na nią o to, że nie próbuje mu pomóc. – Otarła łzy zbierające się w kącikach oczu. – Chyba wtedy po raz pierwszy uświadomiłam sobie, że spróbuję zostać lekarką. Nigdy więcej nie chciałam czuć się taka bezradna. – Nie zdawałem sobie sprawy, że to śmierć ojca skłoniła cię do zainteresowania medycyną. Dlatego pracujesz na oddziale ratunkowym? – Częściowo. Myślałam także o kardiologii albo pediatrii, uświadomiłam sobie jednak, że najlepiej idzie mi udzielanie pomocy doraźnej, niewymagającej długotrwałego kontaktu z pacjentem. Jak wiesz, nie jestem zbyt dobra w relacjach z ludźmi. Śmierć Emily, zerwanie z przyjaciółkami, rodziną, z tobą… – Potrząsnęła bezradnie głową. – Same porażki. Pacjent przychodzi na oddział z określonym problemem, udzielam mu pomocy i odsyłam do domu, a jeśli to niemożliwe, kieruję do specjalisty. Cole nie spuszczał badawczego wzroku z jej twarzy. Natalie czuła się nieswojo. Wolałaby, aby się tak w nią nie wpatrywał. Żeby nie czytał pomiędzy wierszami, jak miał w zwyczaju. Przypomniała sobie, że zawsze ją to denerwowało. – Wejdź, załatw sprawę i wyjdź – powiedział. – Żadnych komplikacji. – Właśnie. Nie muszą mnie znać, a ja ich. Uwierz mi, tak jest dla nich bezpieczniej. Możemy już jechać? – Dokąd się wyprowadziłyście?
– Przez rok mieszkałyśmy z młodszą siostrą mamy, lecz potem Gail zakochała się w biznesmenie, który nie życzył sobie mieć nas ciągle w pobliżu. Przedłożyła więc duży, piętrowy dom w Brentwood nad nasze towarzystwo. Nie to, żebym ją winiła. Po śmierci taty mama zupełnie się rozsypała. Zaczęła pić, brać leki nasenne. Pracowała jako kelnerka albo kasjerka, ale nie potrafiła utrzymać posady dłużej niż kilka tygodni. – Musiało być ci trudno. – Zamieniłyśmy się rolami i to ja opiekowałam się matką. Potem zamieszkałyśmy z jednym z jej narzeczonych. Był chyba w porządku. Nie poświęcał mi zbyt wiele uwagi, ale miałyśmy przynajmniej dach nad głową. Związek przetrwał dwa lata, a potem facet odszedł. Mama znowu się załamała. Nie znosiła być sama. To smutne, kiedy tak o tym myślę. – Zaniedbywała cię, ponieważ była słaba. A ty pogardzasz słabościami. – Nie czyni to ze mnie zbyt miłej osoby, prawda? Ale tak, gardziłam nią. Byłam dzieckiem. Powinna troszczyć się o mnie, otaczać opieką. – Wszystkie dzieci na to zasługują – zgodził się z nią. – Jak udało ci się zebrać tyle pieniędzy, żeby pójść do college’u? Wiem, że pracowałaś tu i tam, lecz nie wystarczyłoby to na opłacenie czesnego. – Umarł mój dziadek i, masz ci los, zostawił mi w spadku piętnaście tysięcy dolarów. Przedtem nie chciał mieć z nami nic wspólnego. Domyślam się, że pokłócił się z mamą i ją wydziedziczył, lecz najwidoczniej chciał zrobić coś dla mnie. Gdyby nie zostawił tych pieniędzy, nie dałabym rady przebrnąć przez szkołę, choćbym nie wiem ile pracowała. Dostawałam też jednak stypendia i zaciągnęłam mnóstwo pożyczek. Pewnego dnia spłacę je wszystkie, co do jednej. – Dopilnuje tego i będzie wolna od wszelkich więzów i zobowiązań. – Możemy jechać. Widziałam już dość. A ty umierasz pewnie z nudów. Cole się uśmiechnął. – Dużo można o tobie powiedzieć, Natalie, ale z pewnością nie to, że jesteś nudna. To ciekawe, zobaczyć, skąd się wywodzisz. Pomaga mi cię zrozumieć. Znowu poczuła się nieswojo. Nie chciała, żeby poświęcał jej zbyt dużo uwagi. Nie to, by się łudziła. Zabijali jedynie czas przed spotkaniem z Malone’em. Potem Cole zapomni o krótkiej wycieczce alejką pamięci. Niestety, jej nie przyjdzie to z taką samą łatwością. – Matka musi być z ciebie dumna – kontynuował. – Odniosłaś nie lada sukces. Czyżby słyszała w jego głosie podziw? – Nie wiem, czy jest dumna, spodziewa się jednak, że zaopiekuję się nią na starość. Tylko to się dla niej liczy. – Mieszka teraz sama? – Z facetem. Nie poznałam go, ale odebrał telefon, gdy zadzwoniłam. – Dzwoniłaś do niej? – Tak, nie tylko ty masz poczucie obowiązku wobec rodziny. Nie mogę zapomnieć, że jest moją matką. Nie dopuszczę, by głodowała albo skończyła na ulicy, lecz jeśli chodzi o głębszą więź: nic z tego. – Pogroziła mu palcem. – I nie próbuj mnie przekonać, bym zmieniła ten stan rzeczy. Pięciominutowa rozmowa nie czyni z ciebie eksperta od mojego życia albo psychiki. Poza tym to nie twoja sprawa. – Skończyłaś? – To zależy, co zamierzasz jeszcze powiedzieć. Ostrzegam cię, Cole. Musisz się wycofać. Nie jesteś moim facetem ani nawet przyjacielem. Moje życie osobiste to wyłącznie moja sprawa. – Nie odniosłem wrażenia, abyś miała w ogóle życie osobiste. Zaczynam rozumieć dlaczego. Zbudowałaś wokół siebie mur. Nie pozwolisz, aby ktoś znowu cię zranił. – I co z tego? To moje życie i tak jest mi dobrze.
– To nie jest zdrowe. – A odkąd to jesteś ekspertem od zdrowych związków? – spytała, udając zdziwienie. – Mam ci przypomnieć, że niedawno dziewczyna rzuciła w ciebie zszywaczem? – Nie mówimy teraz o mnie, lecz o tym, jak radzisz sobie z przeszłością. – Och, po prostu się zamknij – powiedziała rozdrażniona. – Jeśli zbudowałam wokół siebie mur, to nie z powodu matki, lecz ciebie. Słowa wyfrunęły jej z ust i już nie można było ich cofnąć. Nie czuła się też na siłach, by przestać mówić. Popchnął ją zbyt daleko i będzie musiał ponieść konsekwencje. – Wiesz, że jesteś jedynym mężczyzną, któremu powiedziałam, że go kocham? – spytała, patrząc mu w oczy. – Wiesz, ile kosztowało mnie, żeby obnażyć przed tobą serce i duszę? A ty jak zareagowałeś? „Wspaniale, Nat”, powiedziałeś. A potem zacząłeś mnie unikać, przestałeś odpowiadać na telefony. Byłam tylko głupią dziewczyną, która potraktowała seks zbyt poważnie, prawda? – Nie zaczekała na odpowiedź. – Zraniłeś mnie, Cole. Powinnam powiedzieć ci to dawno temu. Jeśli stałam się zimna i nieczuła, to przez ciebie. Przyglądał się jej z posępnym wyrazem twarzy. – Przykro mi. – Nieprawda. – A jednak – zapewnił. – Gdy powiedziałaś, że mnie kochasz – kontynuował, wpatrując się w nią – byłem przerażony. Nie wiedziałem, co z tym zrobić. Byłem młody i głupi. Nie miałem pojęcia, czego ode mnie oczekujesz. I jak ci odmówić, ponieważ jakaś część mnie chciała tego co ty. Była w jego słowach prawda, której nie słyszała przedtem, ale i tak ją znała. – Nieważne, zapomnijmy o tym. To skończone. – Nic podobnego. – Książka i śmierć Emily nie mają z nami nic wspólnego. Oboje wiemy, że wszystko się skończyło, zanim umarła. Po prostu formalnie ze sobą nie zerwaliśmy. – Natalie… – Przerwał mu dzwonek telefonu. Sprawdził numer i zaklął. – Tylko tego mi trzeba. – Kto to? – Mój ojciec. – Potrząsnął głową. – Odbiorę. Witaj, tato. Natalie słyszała, jak ojciec Cole’a krzyczy do słuchawki. Zdecydowanie coś musiało wyprowadzić go z równowagi. – Wiem. Zamierzałem wam powiedzieć, kiedy wrócicie, a ja zdobędę więcej informacji – mówił. – Właśnie się tym zajmuję. – Słuchał w milczeniu. – Jeśli to zrobisz, sprawa nabierze jeszcze większego rozgłosu. Pozwól, żebym zbadał ją sam. Tak, wiem. Nie zrobiła tego. Rozumiem, ale nadal nie sądzę, żeby… – Zamilkł. – Tato? – Spojrzał z gniewem na telefon. – Do licha, rozłączył się. – O co chodziło? – spytała Natalie. – A może nie powinnam pytać? Cole wsunął telefon do kieszeni. – Ojciec usłyszał o książce. Nadal jest w Europie, lecz wróci jutro. Tymczasem życzy sobie, żebym zadzwonił na policję w Santa Cruz i zażądał, aby wznowili śledztwo. Ostatnia rzecz, o jakiej chciałaby usłyszeć. – Dlaczego? – Chce, żeby znaleźli zabójcę Emily. To znaczy ciebie. – Dlaczego nie powiedziałeś mu, że już to zrobiłeś? Cole się zawahał, a potem potrząsnął głową. – Nie chciałem rozwodzić się nad tym przez telefon. – Myślisz, że policja może wznowić śledztwo na podstawie jakiejś powieści? Nie potrzebują więcej
dowodów niż tylko przypuszczenia i aluzje? – Moja rodzina ma powiązania – odparł Cole cierpko. – Jestem pewien, że ojciec zdoła wywrzeć na kogoś nacisk, aby postąpił tak, jak on sobie życzy. – Cudownie. Po prostu wspaniale. Może tego właśnie chciał od początku Malone. Zaangażować w to znowu policję. Nie mógł wskazać na mnie wprost jako na morderczynię, ale udało mu się sprawić, że wszyscy o tym mówią. Jedźmy do stacji, Cole. Chcę tam na niego zaczekać, gdy przyjdzie. Zerwać mu z głowy perukę i zdrapać z twarzy makijaż. Chcę dowiedzieć się, kim jest, i to natychmiast. – Gdy tylko pomyślę, że masz dość, ty się podnosisz – mruknął Cole z podziwem. – Zadziwiasz mnie, Natalie. – Jestem wściekła. – Rzeczywiście. I nie sądzę, byśmy mogli pozwolić, żeby ta pasja się zmarnowała. Zanim zdążyła zapytać, co ma na myśli, przycisnął wargi do jej ust w namiętnym, domagającym się odpowiedzi pocałunku, a jej ciało zareagowało tak, jak mogła się tego spodziewać. Gniew wymieszał się z pożądaniem i wszystkie emocje, które starała się kontrolować, eksplodowały w cudownym pocałunku, który dosłownie zwalił ją z nóg. Poddała się chwili, potrzebie, która podpowiadała jej, że zawsze pragnęła tego mężczyzny i to się zapewne nigdy nie zmieni. Objęła go za szyję i przyciągnęła bliżej, a kiedy nakrył dłońmi jej piersi, jęknęła cicho. Chciała, by jej dotykał. Zerwał z niej ubranie, a potem zdjął swoje. Nic nie powinno ich dzielić… nawet pamięć o tym, co było. Jej umysł zaczął dryfować, odepchnęła zatem wspomnienia i wsunęła Cole’owi język głęboko do ust, zaskakując go. Ich języki zwarły się w tańcu, walcząc o prowadzenie. Cole nie zamierzał łatwo z niego rezygnować; podobnie ona. Pragnęła go, ale nie mogła sobie pozwolić, aby się w nim zagubić. To byłaby katastrofa. – Do licha, potrafisz całować – wydyszał, gdy oderwali się wreszcie od siebie, aby zaczerpnąć oddechu. – Nie przerywaj – wymamrotała bezwiednie. – Na pewno nie mam na to ochoty. To coś pomiędzy tobą i mną musi mieć coś wspólnego z samochodami. Nie mogę utrzymać rąk z dala od ciebie. Te ręce przeczesywały teraz jej włosy. Przytrzymał jej twarz dłońmi i odsunął się, by na nią spojrzeć. Oczy miał pociemniałe z pożądania, a usta obrzmiałe, ze śladami jej szminki na wargach. Bardzo jej się spodobała ta mała oznaka posiadania. Może ten mężczyzna nigdy nie będzie należał całkowicie do niej, ale na jedną cudowną chwilę doprowadziła go tam, gdzie chciała. – Nie wiesz, jak bardzo chciałbym przenieść się z tobą na tylne siedzenie – powiedział. – Tak jak kiedyś. Fala gorąca zalała policzki Natalie. Zamknęła oczy, ale nie miało to znaczenia. I tak go widziała. Tamtego wieczoru miał na sobie smoking, a ona krótką, czerwoną koktajlową sukienkę, która kosztowała majątek. Zaczęli się całować w drodze na przyjęcie bożonarodzeniowe w hotelu Fairmont i robili to, zatrzymując się na każdych światłach, pod każdym znakiem stopu. A kiedy wjechali na parking w pobliżu hotelu, przetoczyli się na tylne siedzenie niczym para nastolatków w kinie dla zmotoryzowanych. Było im trochę niewygodnie, dlatego śmiali się z własnych, niezdarnych wysiłków, póki namiętność nie wybuchła z nową siłą, niewiarygodnie intensywną. Lecz taki właśnie był Cole. Jego energia, ogień, jaki w nim płonął, sprawiały, że miała ochotę złamać reguły, zrzucić krępujące ją więzy, być kimś szalonym i wolnym, tak innym od zwykle ostrożnej i rozsądnej Natalie Bishop. I może właśnie dlatego oddała się Cole’owi na tylnym siedzeniu samochodu jego ojca. Wydawało się to takie właściwe. Tak naturalne. Czekała na niego przez całe życie, a tamtego wieczoru nie chciała czekać ani sekundy dłużej. Oddech uwiązł jej w piersi na samą myśl o tym, że mogłaby mieć to wszystko znowu, tę namiętność,
intensywność, ten ogień. Mogłaby być znowu tamtą młodą, lekkomyślną dziewczyną. – Spójrz na mnie – powiedział. Nie chciała tego zrobić, zostać przywróconą do rzeczywistości, lecz w końcu posłuchała i zobaczyła, że on także pamięta. – To było dobre – powiedział cicho. – Wspaniałe. – W końcu w czymś się zgadzamy. Na początek. – Początek czego? Cole wahał się o sekundę zbyt długo i to wahanie ujawniło więcej, niż mógłby powiedzieć. – Nieważne – powiedziała szybko, spodziewając się kolejnego odrzucenia. – Ta rozmowa nie ma sensu. Nie możemy cofnąć czasu ani zacząć wszystkiego od nowa. Jesteśmy teraz innymi ludźmi, a to, co nas łączyło, minęło. – Przed chwilą czułem, że jest inaczej – mruknął. Odsunęła się od niego i zaczęła wygładzać pomiętą bluzkę, jakby mogła usunąć wspomnienie dotyku jego dłoni na piersiach. Prawda wyglądała jednak tak, że nadal je czuła, jej wargi płonęły, a ciało drżało, domagając się spełnienia. Nie zamierzała jednak o tym wspominać. Cole usiadł prosto, opierając dłonie na kierownicy. Nie wyglądało wszakże na to, aby zamierzał włączyć silnik. – Tamta noc w samochodzie i tamte święta dużo dla mnie znaczyły, Natalie. I nie tylko one. Z tobą to nie był nigdy tylko seks. Chcę, żebyś o tym wiedziała. Zaczerpnęła gwałtownie oddechu, czując, że jeszcze chwila i się rozsypie. – Powinniśmy jechać. Natychmiast, nim powiesz coś, czego będziesz potem żałował. Spojrzał na nią. – Nie byłem przedtem z tobą szczery, Natalie. – Nie chcę teraz w to wnikać, Cole. – Musimy. Dylan wspomniał wczoraj w klubie, jak to dałem ci jasno do zrozumienia, że z nami koniec, a ty nie chciałaś się z tym pogodzić. A tak nie było. – Zamilkł na chwilę. – Wiem teraz, że wysyłałem ci niejasne sygnały. Miałem zbyt wiele na głowie. Okłamywałem ojca w kwestii moich planów zawodowych, próbując załatwić sobie pracę za granicą i postawić go przed faktem dokonanym. Wmawiałem mamie, że szukam w San Francisco mieszkania i unikałem Em, by nie zorientowała się, jakim jestem kłamczuchem. Co gorsza, okłamywałem samego siebie, udając, że nie łączy nas nic szczególnego, bo gdybym przyznał, że jest inaczej, mogłoby mnie kusić zrezygnowanie z moich planów. Bałem się, że ugrzęznę przy tobie, prowadząc życie, jakiego nie chciałem. – A to, że wyznałam ci miłość, nie pomogło – zauważyła, rozumiejąc nagle o wiele więcej. – Miłość oznacza więzy. Bałem się, że tak mnie oplączą, iż nigdy się nie wyswobodzę. – Więc je przeciąłeś. – Byłoby lepiej, gdybym tak właśnie zrobił, oboje wiemy jednak, że wysyłałem ci sprzeczne sygnały. Nie byłaś w stanie odczytać moich intencji. – Miałeś nadzieję, że w końcu zrezygnuję, lecz kiedy czegoś chcę, potrafię być równie uparta jak ty, a chciałam ciebie. Nie potrafiłam spojrzeć dalej. Szkoda, że wcześniej mi tego nie powiedziałeś. Myślałam, że robię coś nie tak. I niemal doprowadziła się do szaleństwa, próbując odgadnąć, co myśli Cole i jak to się stało, że spieprzyła najlepszą rzecz, jaka przydarzyła się jej w życiu. – To nie była twoja wina. Byłem wtedy niemądrym dzieciakiem. Nie wiedziałem, jak zerwać z kobietą, zatrzymać się, zwolnić, więc nie robiłem nic.
Zastanawiała się przez chwilę, a potem zapytała: – Naprawdę się zmieniłeś, Cole? To dlaczego dziewczyna musiała rzucić w ciebie zszywaczem, żebyś zauważył, że z tobą zrywa? Jak na dziennikarza wydajesz się zaskakująco nieudolny w sferze komunikacji. Uśmiechnął się ze skruchą i skinął głową na znak, że się z nią zgadza. – Masz absolutną rację. Zrywanie nadal kiepsko mi wychodzi. To takie niemiłe. Trudne. – Lepiej być z kimś, na kim ci nie zależy? – Dużo pracuję – powiedział, wzruszając ramionami. – To także nas łączy, Natalie. Nie przypominam sobie, żebyś oficjalnie ze mną zerwała. I gdzie tu równość? – Nie chciałam zrywać, głuptasie – powiedziała zirytowana. – Byłam w tobie szaleńczo zakochana, Bóg wie dlaczego. Byłeś niecierpliwy, wybuchowy i denerwujący. – Daj spokój, chcę wiedzieć, co naprawdę myślisz – powiedział, śmiejąc się zaraźliwie. Natalie wpatrywała się w niego przez chwilę z gniewem, a potem kąciki jej ust uniosły się i parsknęła śmiechem, szczerym i zapewniającym tak potrzebne obojgu odprężenie. – Cieszę się, że oczyściliśmy atmosferę – powiedział, włączając silnik. – Chyba pora się ruszyć. – Pewnie. Spojrzała po raz kolejny na dom swego dzieciństwa, czując, że nigdy tu nie wróci. Jeden duch miał odtąd spoczywać w spokoju. Najwyższy czas pozbyć się reszty.
Rozdział 11 Malone nie pojawił się w rozgłośni. Poinformowano ich, że odwołał wywiad z powodu choroby. Natalie nie wierzyła w to ani przez chwilę, podobnie jak Cole. – To cholernie frustrujące – powiedziała, kiedy wracali do samochodu. – Zawsze wyprzedza nas o krok. – Myślę, że on ucieka. Wątpię, by pokazał się jeszcze gdziekolwiek publicznie. – To jak go znajdziemy? – Jestem pewien, że moi śledczy dadzą sobie z tym radę. – Jak dotąd, im się nie udało – odparła cokolwiek zgryźliwie. – Daj mi swoją komórkę. – Po co? – zapytał, podając jej telefon. – Chcę zadzwonić do agentki Malone’a. Masz jej numer, prawda? – Szukaj pod Malone – odparł. – Co zamierzasz powiedzieć? – To, co powinnam powiedzieć, gdy tylko usłyszałam o książce – odparła. Telefon zadzwonił dwa razy, zanim kobieta odebrała. – Burke Promotions – powiedziała. – Mówi Tracey. – Cześć, Tracey. Tu Natalie Bishop. Po drugiej stronie zapanowało na chwilę milczenie, a potem Tracey powiedziała: – Powinnam panią znać? – Zdecydowanie, ale skoro twierdzi pani, że tak nie jest, wyjaśnię: jestem kobietą opisaną w powieści Malone’a jako Nancy. – Książka pana Malone’a to czysta fikcja. – Może powtarzać to sobie pani do upojenia, ale i tak nie stanie się prawdą. Gdzie on jest, pani Burke? Czekaliśmy na niego w rozgłośni w Los Angeles, lecz się nie zjawił. – Jest chory – odparła pospiesznie Tracey. – Musiał odwołać wywiad. – Akurat! Cóż, proszę mu przekazać, że zamierzam go pozwać o zniesławienie i doprowadzić do tego, by pożałował, że kiedykolwiek o mnie usłyszał, a tym bardziej nazwał morderczynią. – Usłyszała, że agentka zaczerpnęła gwałtownie powietrza. – Czy wyraziłam się jasno? Na pani miejscu zaczęłabym się rozglądać za nową posadą, bo kiedy skończę z panem Malone’em, nie będzie co zbierać ani kogo wydawać. Rozłączyła się usatysfakcjonowana. – Lepiej ci? – zapytał Cole, biorąc od niej telefon. – Prawdę mówiąc, tak. Wiem, że chcieliśmy go zaskoczyć, ale jak powiedziałeś wcześniej, on i tak zapewne ucieka, unikając okazji do konfrontacji. – Zamilkła, a potem coś przyszło jej do głowy. – Wiesz, mogę zrozumieć, dlaczego stara się unikać mnie, ale nie ciebie. Skoro ma zamiar pomścić Emily, a ty jesteś jej bratem, powinniście chcieć tego samego. Być po tej samej stronie. – Masz rację, lecz ja nie załatwiłbym tego w ten sposób. Powinien zadzwonić do mnie któregoś dnia i opowiedzieć o swoich podejrzeniach. – Potrząsnął głową. – Gdyby chodziło mu o pomszczenie śmierci Emily i ukaranie mordercy, właśnie tak by postąpił. Tu się dzieje coś jeszcze. – Coś bardziej subtelnego – zgodziła się z nim. – Nazwałabyś tę powieść subtelną?
– W pewnym sensie. Nie sądzę, aby Malone przewidział, że książka wywoła aż taki oddźwięk. Już bardziej prawdopodobne jest, że napisał ją tak, by tylko niewielka grupka zainteresowanych zorientowała się, że chodzi o Emily. – A okazało się, że przeczytały ją tłumy. – Właśnie. – Kolejna myśl przyszła jej do głowy, więc ją wyraziła. – Zamiast skupiać się na tym, kto nie lubił mnie, powinniśmy rozważyć możliwość, iż Malone to ktoś, kto naprawdę lubił Emily, był z nią związany. – On ma ponad czterdzieści lat. – Chce, żebyśmy tak myśleli. Nie zapominaj o makijażu i peruce. – Zamilkła na chwilę. – Musimy dowiedzieć się, z kim Emily widywała się na kilka tygodni przed śmiercią. Madison wspomniała, że chciała uprawiać seks. Lepiej dowiedzmy się z kim. – Jak mielibyśmy to zrobić? – Na pewno warto byłoby odszukać dziennik Emily. Cole przytaknął. – Rodzice wracają jutro. Dziś wieczorem będzie więc doskonała okazja, żeby przeszukać pokój Emily. Muszę cię jednak ostrzec, Natalie: to może okazać się dosyć niepokojące. • • • Okazało się nie tylko niepokojące. Wchodząc do pokoju Emily, Natalie przeżyła szok. Po powrocie z L.A. pojechali prosto do domu Parishów. Stojąc na progu pokoju przyjaciółki, poczuła się tak, jakby cofnęła się w czasie. Wszystko było tak, jak to zapamiętała – łóżko z baldachimem i przejrzystymi kurtynami przewiązanymi jedwabnymi szarfami, tygrysy pluszaki na poduszkach. Gruby, biały dywan. Przesadnie wyściełany fotel i otomana zarzucona ozdobnymi poduszkami stały w pobliżu okna, tuż obok sięgających sufitu półek z książkami, naprzeciw telewizora, zestawu stereo i dziesięcioletniego komputera na biurku. Na przeciwległej ścianie wisiała korkowa tablica z przypiętymi zdjęciami przyjaciół i plakatami z magazynów dla nastolatek. I nigdzie ani odrobiny kurzu. Przełknęła mocno, poddając się fali smutku. Emily nie postawi więcej stopy w tym pokoju. Nie wbiegnie z błyszczącymi oczami i zarumienionymi policzkami, podekscytowana nowym pomysłem. Nie będzie spała w łóżku, nie przeczyta książek, nie przytuli pluszaków. Odeszła i już nie wróci, choć pokój wyglądał, jakby na nią czekał. Odwróciła się i wpadła na Cole’a. Objął ją i przycisnął jej głowę do piersi. – Wiem – powiedział cicho. – Ja też to czuję. Zamknęła oczy, aby powstrzymać cisnące się łzy i spróbowała poszukać ukojenia w mocnym biciu serca Cole’a. W ciągu minionych dziesięciu lat nieraz zetknęła się ze śmiercią. Przyglądała się, jak członkowie rodzin obejmują się i pocieszają nawzajem. Była świadkiem niewiarygodnych tragedii, lecz żadna nie napełniła jej aż takim smutkiem. – Kochałam ją – powiedziała. – Tak bardzo ją kochałam. Była dla mnie kimś więcej niż przyjaciółką. Była siostrą. I nie mam na myśli koleżanki z bractwa, lecz kogoś, kto wiedział, co dzieje się w moim sercu. – Uniosła głowę i spojrzała na Cole’a. – Tak mi przykro, Cole. Tak bardzo żałuję, że odeszła. Musi ci jej okropnie brakować. – Owszem – przytaknął, spoglądając na nią podejrzanie wilgotnymi oczami. – Dlatego nigdy tu nie wchodzę. – A kto wchodzi? Utrzymuje wszystko w takim stanie? Twoja mama?
Skinął głową. – Przesiadywała tu całymi nocami. Czasami kładła się na łóżku, przytulała te tygrysy i zalewała się łzami. Słyszałem, jak szlocha. To było… straszne. Przytulił ją mocniej. – Nie mogłeś pozwolić, by zobaczyli, jak bardzo jesteś zrozpaczony, prawda? – spytała. – Musiałeś być tym silnym. – Ktoś musiał. Nie byłem jednak w stanie zrozumieć, jak to się mogło zdarzyć. W jednej chwili Emily tu była, a potem już nie. Miała tyle do zaoferowania światu. I całe życie przed sobą. Nie wyszła za mąż i nie urodziła dzieci. Nie uprawiała wybranego zawodu, nie miała własnego mieszkania, nie pojechała do Europy. Umarła zbyt młodo. To nie było w porządku. Jeśli ktoś w naszej rodzinie miał umrzeć, to powinienem to być ja. W jej wieku widziałem dwa razy tyle co Em. Natalie niemal słyszała, jak z każdym wypowiedzianym słowem pęka mu serce. Życie nie było sprawiedliwe. Ludzie umierali młodo każdego dnia. Jednak świadomość tego nie czyniła straty łatwiejszą do zniesienia. Uniosła się na palcach i pocałowała Cole’a leciutko w usta. Uchwycił się pocałunku, jakby od tego zależało jego życie. To, że potrafiła go pocieszyć, sprawiało jej przyjemność, ponieważ potrzebowała tego samego: więzi z Cole’em, z miłością, z życiem. Kiedy się od niej oderwał, w jego oczach oprócz powagi dostrzegła wdzięczność. – Dzięki. – Proszę bardzo. Poszukajmy dziennika. Chyba że wolisz tego nie robić. Nie chciałabym niczego tu naruszyć. – Będziemy ostrożni. Jesteśmy to winni Emily: odkryć prawdę. Natalie wzięła głęboki oddech i się odsunęła. – Od czego zaczniemy? – Garderoba. Wydaje mi się, że mama umieściła tam pudła z rzeczami Emily z college’u. Natalie odetchnęła z ulgą. Z garderobą nie wiązało się zbyt wiele wspomnień, otworzyła więc drzwi i zobaczyła cztery pudła pełne ubrań Emily sprzed dziesięciu lat. – Nie mogę uwierzyć, że twoja mama ich nie oddała. – Twierdzi, że to wszystko, co zostało jej po Emily. Wiem, że to nie jest normalne, lecz w ciągu kilku ostatnich lat trochę się jej poprawiło. Tata zabiera ją często w podróż, a kiedy wracają, zajmuje się dobroczynnością. Najwidoczniej nie potrafi się jednak zmusić, by zrobić coś z tym pokojem. Nie mogę przecież jej winić, prawda? Natalie położyła mu dłoń na ramieniu gestem dodającym otuchy. – Oczywiście, że nie. Jest twoją matką i próbuje radzić sobie z rozpaczą, tak jak potrafi. To, że zachowała w nienaruszonym stanie pokój Emily, nikomu nie przeszkadza. Ty już tu nie mieszkasz, prawda? – spytała, uświadomiwszy sobie, że tego nie wie. – Oczywiście, że nie! Wyprowadziłem się dawno temu. – To dobrze. Uklękła obok pierwszego pudła. Cole przyklęknął obok i otworzył drugie. Przez kilka minut grzebali w pozostałościach studenckiego życia Emily. Natalie pamiętała wiele z tych przedmiotów. Widywała je co dzień w akademiku, a potem w ich pokoju w domu stowarzyszenia. – Coś tu jest – powiedział Cole, wyjmując trzy związane razem książki. Natalie poczuła nagły przypływ podniecenia. Może wreszcie dane im będzie znaleźć jakieś odpowiedzi. Podekscytowanie minęło jednak, gdy zobaczyła daty na grzbietach. – Wszystkie są sprzed college’u – powiedziała rozczarowana. – Pamiętam, jak Emily mówiła, że zabrała dzienniki ze sobą, ponieważ nie chciała, żeby znalazła je mama. Musiało być w nich coś
osobistego. – Szukajmy dalej. Przekopali się przez resztę zawartości pudeł, lecz pamiętnika nie znaleźli. – On musi go mieć – powiedziała Natalie. Cole usiadł, opierając się o ścianę garderoby i wyciągnął przed siebie nogi. – Malone? – A któż by inny? – Madison lub Laura? – Nie sądzę. – Zamilkła, wracając myślami do tego, co już wiedzieli. – Co z Drew? Madison powiedziała, że wszedł tamtego wieczoru do pokoju Emily, żeby z nią porozmawiać. Może to on wziął dziennik. – Kiedy to powiedziała? – zapytał ostro. – Nie mówiłam ci? Zjadłyśmy wczoraj we trójkę kolację. – Nie, nie mówiłaś – powiedział zdenerwowany. – Uspokój się. Nic wielkiego z tego nie wynikło. Dowiedziałam się jedynie, że Drew był tamtego wieczoru u Emily. Trudno mi jednak sobie wyobrazić, po co miałby zabierać jej dziennik. – Chyba że napisała coś o nim. Coś kompromitującego. Powiedziałaś przedtem, że wszyscy wiedzieli o jej dzienniku, i nawet żartowałyście sobie, że mogłaby posłużyć się kiedyś tymi zapiskami, by kogoś szantażować. Natalie zastanawiała się przez chwilę. – Rzeczywiście. – Jeśli dziennik Emily został przez kogoś zabrany, nie możemy pominąć domu Laury. – Zadzwonię do niej, gdy wrócę – zgodziła się z nim Natalie. – Poproszę, by rozejrzała się za dziennikiem. Nadarza się doskonała okazja, ponieważ Drew chyba wspomniał, że wyjeżdża z miasta. – Owszem – mruknął Cole z błyskiem w oku. – Porozmawiaj z Laurą, a ja poproszę naszego śledczego, by przyjrzał się Drew. Ciekawe, dokąd też udał się w tę służbową podróż. • • • – Dylana nie ma w mieście? – spytała rozczarowana Madison. Siedziała na barowym stołku, czując się oszukana. Przyszła do klubu od razu po pracy, uznawszy, że skoro od poprzedniego spotkania minęła już doba, pora uczynić następny krok. Nie wzięła pod uwagę, że może Dylana nie zastać. – A ja ci nie wystarczę? – zapytał jakiś mężczyzna, wślizgując się na stołek tuż obok. – Nie mogłem się powstrzymać, żeby nie podsłuchiwać. Nie jestem co prawda Dylanem, ale kimś prawie tak dobrym jak on. Wiedziała dokładnie, kto to taki: Josh Somerville, brat bliźniak Dylana. Po raz kolejny zdziwiło ją, jak dwie osoby tak różniące się zarówno pod względem wyglądu, jak usposobienia mogą być bliźniętami. Josh był typowym blondynem o urodzie surfera: rozjaśnione słońcem złotoblond włosy, błyszczące błękitne oczy, białe, równe zęby i uśmiech mówiący: „No chodź, woda jest wspaniała”. Ani śladu podobieństwa do smagłego, posępnego Dylana, którego mina mówiła jasno, że lepiej z nim nie zadzierać. Z jakiegoś powodu „złoty chłopiec” Josh ani trochę jej nie pociągał. Szkoda, pomyślała. Nie była z mężczyzną od zbyt dawna. Niektórzy byliby tym zaskoczeni, ale ostatnio zrobiła się o wiele bardziej wybredna. – Witaj, Josh – powiedziała. – Dawno się nie widzieliśmy. – Dobrze wyglądasz, Madison. Co sprowadza cię do klubu?
– Miałam nadzieję zobaczyć trochę magii. – Naprawdę? Myślałem, że szukasz mojego brata. – Dał znak kelnerowi, by podał mu piwo. – Mogę postawić ci drinka? – Chętnie. Poproszę martini. – Wyrafinowany napitek. – Bo jestem wyrafinowaną dziewczyną. Nie sądzę, byś wiedział, gdzie podziewa się Dylan. – Poleciał chyba do L.A., nie jestem pewny. Dużo ostatnio podróżuje. – Dlaczego? Nie ma dość zajęć, prowadząc klub? Josh wzruszył ramionami. – Nie mam pojęcia. Nie tłumaczy się przede mną. A ta więź, która łączy rzekomo bliźnięta… U nas to nie działa. – I bardzo dobrze. Nie potrafię sobie wyobrazić, co dzieje się w głowie Dylana. – Zamilkła, czekając, aż barman postawi przed nimi drinki i się oddali. – Nie przepada za mną i zawsze tak było. Zamierzam jednak to zmienić. – Kiedy już raz wyrobi sobie o kimś opinię, potrafi być bardzo konsekwentny. Czyni to z niego lojalnego przyjaciela i niebezpiecznego wroga. Wrzuciła sobie oliwkę do ust i zamyśliła się na chwilę. – A kim był dla Emily? – spytała, zastanawiając się, ile Josh wie. Uśmiech Josha zbladł nieco. – Byli bliskimi przyjaciółmi – odparł. – Niczym więcej? – Odwrócił wzrok i Madison odniosła wrażenie, że zna odpowiedź. – To jak, Josh? Wiesz to co ja? – A co ty wiesz? – zapytał ostro, spoglądając znów na Madison. – Na przykład to, że był w niej po uszy zadurzony. Spędzali razem mnóstwo czasu. Tylko we dwoje. – Emily nie była tego rodzaju dziewczyną. Madison potrząsnęła głową zdumiona jego naiwnością. – To znaczy jakiego? Dziewczyną, która pragnie miłości, seksu i namiętności? Bo jeśli o to chodzi, była taka jak my wszystkie. Nie była świętą, ale kobietą. – I naszą przyjaciółką, dziewczyną z sąsiedztwa – powiedział Josh szorstko. – Dylana i Emily łączyła szczególna więź. – Co w niej było tak szczególnego? – spytała Madison, czując niespodziewane ukłucie zazdrości. – Jako dziecko Emily dużo chorowała i przebywała głównie w swoim pokoju. Z obawy, aby się czymś nie zaraziła, Parishowie nie pozwalali jej mieć przyjaciół. Nie powstrzymało to jednak Dylana. Wdrapywał się na drzewo przed jej sypialnią i wchodził do środka przez okno. Pokazywał jej magiczne sztuczki. Była jego najlepszą publicznością, uwierz mi. Reszta z nas szybko miała dość oglądania jego popisów, lecz nie Emily. Zawsze chciała zobaczyć kolejny trik. A on z chęcią go demonstrował. – Josh potrząsnął głową i upił łyk piwa. – Cole i ja woleliśmy sport, a Dylan książki. Pisywał nawet dla Emily wiersze i opowiadania. Robił wszystko, byle ją zabawić. Była księżniczką w wieży, a on rycerzem ratującym ją przed nudą. Zabawianie jej stało się jego życiową misją. W końcu zdrowie Emily jednak się poprawiło i zaczęła wychodzić z domu, a wtedy ich więź nieco się rozluźniła. Dylan wyjechał do Santa Cruz, a Emily podążyła tam za nim dwa lata później. Domyślam się, że wtedy ich przyjaźń odżyła. Madison trudno było sobie wyobrazić odzianego w skórę „złego chłopca” Dylana piszącego poezję, ale był przecież osobą pełną sprzeczności. Coś jeszcze uderzyło ją w słowach Josha. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, co to takiego.
– Powiedziałeś, że Dylan pisywał opowiadania. – Taaa… Głównie o świecie magii, rycerzach Okrągłego Stołu, tego rodzaju rzeczy. Teraz posługuje się nimi, tworząc swoje gry. Próbowałaś którejś? – Owszem – przyznała, nie zadając sobie trudu, aby wyjaśnić, do jakiej to wirtualnej rzeczywistości zabrał ją Dylan. Wolała podążyć za tokiem swych myśli. – Czyli potrafi posługiwać się słowem? Josh uniósł pytająco brwi. – O co ci chodzi? – To proste pytanie. Nieskomplikowane. – W tobie nie ma nic nieskomplikowanego, Madison. Wiem, że Dylan uważał, iż cokolwiek robisz i mówisz, kieruje tobą ukryty motyw. Dlaczego nie powiesz po prostu, co ci chodzi po głowie, zamiast krążyć wokół tematu? – W porządku. Jak myślisz, czy to Dylan napisał Upadłego anioła, ten kryminał o nas i Emily? Joshowi opadła szczęka. Albo coś takiego w ogóle nie przyszło mu do głowy, albo był doskonałym aktorem. – Odbiło ci? – Nie sądzę, Josh. Najwidoczniej słyszałeś o książce. – Rozmawiałem o niej z Cole’em. Chyba zwariowałaś, Madison. Dylan nie miał z książką nic wspólnego. Uwielbiał Emily. Nie zrobiłby jej czegoś takiego. – Jej może i nie, lecz dla niej? Pomyśl o tym, Josh. Kto miałby pomścić księżniczkę, jak nie jej rycerz na białym koniu? • • • Laura wyprostowała się na krześle, spoglądając na wyciąg z konta datowany osiem miesięcy wcześniej. Opiewał na sumę piętnastu tysięcy dolarów złożonych w depozycie. Skąd, u licha, Drew wytrzasnął taką kwotę? I dlaczego o niej nie wspomniał? Co zrobił z pieniędzmi wycofanymi z konta po jednym zaledwie dniu? Rzuciła wyciąg na biurko i zapatrzyła się na ślubną fotografię. Wydawali się na niej tacy młodzi, zakochani i ufni. Teraz to zaufanie stało pod znakiem zapytania, podobnie jak miłość. Czy jedno mogło istnieć bez drugiego? Najchętniej by się rozpłakała, nie mogła sobie jednak na to pozwolić. Córki były na górze i nie chciała, by zobaczyły ją płaczącą. Nie dopuści, żeby odczuły jej cierpienie. Sama nie lubiła, gdy matka skarżyła się jej na ojca lub ich małżeństwo. Zawsze czuła się wtedy nieswojo, jakby zdradziła ojca, była wobec niego nielojalna. Nie postawi córek w takim położeniu. Musiała jednak z kimś porozmawiać. Telefon zadzwonił jakby na zawołanie. Wahała się przez sekundę, zastanawiając, czy to Drew zdecydował się wreszcie oddzwonić. Chciała z nim porozmawiać. Musiała to zrobić, lecz bała się zadać pytanie, na które wolałaby nie uzyskać odpowiedzi. Telefon zadzwonił drugi raz, podniosła zatem słuchawkę niepewna, co powie, jeśli to rzeczywiście Drew. Na szczęście była to Natalie. Laura odetchnęła z ulgą. – Chciałam cię prosić, byś czegoś poszukała – powiedziała Natalie. – Dziennika Emily. Pamiętasz ten brulion w fioletowych okładkach, gdzie stale coś zapisywała? – Oczywiście, że pamiętam – odparła zaskoczona Laura. – Dlaczego chcesz, żebym go poszukała? Nie mam dziennika Emily. – Na pewno? Posłuchaj, Cole i ja wróciliśmy właśnie z L.A. Znaleźliśmy w pokoju Malone’a przebranie. To ktoś, kogo znamy, Lauro, i ten ktoś ukrywa się przed nami.
– Nie znaleźliście go, prawda? – Nie, znów nam się wymknął, lecz kiedy byliśmy w księgarni, zobaczyłam stos czystych pamiętników i przypomniałam sobie, że Emily też taki prowadziła. Kiedy Natalie wyjaśniła jej, że podejrzewa, iż to dziennik stał się kanwą powieści, Laura zorientowała się, dokąd zmierza rozmowa. – Myślisz, że to Drew, prawda? – Nie mogła uwierzyć, że mówi to na głos. – Jak mogłaś tak pomyśleć? To niemożliwe. Znam swojego męża. Ale czy rzeczywiście go znała? Tak naprawdę? – Madison powiedziała wczoraj, że Drew wszedł tamtego wieczoru do pokoju Emily. Mógł wziąć jej dziennik. – Dlaczego? Po co miałby go zabierać? – Żartowałyśmy nieraz, że Emily mogłaby któregoś dnia zacząć szantażować kogoś tym, co tam zapisała, pamiętasz? Może Drew miał coś do ukrycia i podejrzewał, że Emily o tym wspomniała. Chciałabym tylko, byś trochę się rozejrzała, sprawdziła, czy pamiętnika nie ma w domu. – Prosisz, bym szpiegowała męża. – Tak – przyznała Natalie. – Wiem, że on wyjechał, prawda? – Poleciał służbowo do Los Angeles. – Los Angeles – powtórzyła Natalie ostro. – Jest w Los Angeles? Tak jak Malone? – To duże miasto i codziennie lata tam mnóstwo ludzi z San Francisco – odparła Laura z desperacją w głosie. – Drew to nie Malone. Nie napisał tej książki. Jest prawnikiem. I moim mężem. Ojcem moich dzieci. Ufam mu. Na linii przez dłuższą chwilę panowała cisza. – Rozumiem, Lauro. Przepraszam, że poprosiłam. Masz rację. To nie mógł być Drew. Może sprawił to fakt, że Natalie się wycofała, przedłożyła uczucia Laury nad własne… Jakikolwiek był powód, Laura usłyszała nagle, że mówi: – Zaczekaj. – Zaczerpnęła głęboko oddechu, mając nadzieję, że nie zamierza zrobić nic, czego by potem żałowała. – Poszukam dziennika. – Ale powiedziałaś właśnie… – Wiem, co powiedziałam, ale i tak to zrobię. Odłożyła słuchawkę i utkwiła znów wzrok w blankiecie. Znalazła już tajemnicze piętnaście tysięcy dolarów, o których Drew jej nie wspomniał. Nie można zatem wykluczyć, że natknie się też na stary zeszyt w fioletowych okładkach zawierający coś kompromitującego jej męża. Ponieważ jedno, co powiedziała Natalie, było bezsprzecznie prawdą: Drew zrobiłby absolutnie wszystko, by się ochronić.
Rozdział 12 W środę Natalie stawiła się w szpitalu o jedenastej, gotowa rozpocząć popołudniowy dyżur. Po emocjonalnych zawirowaniach poprzedniego dnia chętnie pogrążyłaby się na jakiś czas w pracy. Zdecydowanie wolała skupić się na problemach innych ludzi, niż rozpamiętywać własne. Zbliżając się do wejścia na oddział, zauważyła gromadę reporterów. Ciekawe, co za ważną figurę przywieźli, pomyślała przelotnie. Zazwyczaj reporterzy gromadzili się przed głównym wejściem lub w jednej z sal konferencyjnych wykorzystywanych przez rzecznika prasowego szpitala. Dotarła już niemal do drzwi, gdy usłyszała za sobą męski głos, wykrzykujący jej nazwisko: – Natalie Bishop? – powtórzył mężczyzna. Odwróciła się zaskoczona. – Tak? – Czy to pani jest Nancy Butler z powieści Upadły anioł? – Co takiego? – spytała zaskoczona. – Chodziła pani do college’u z Emily Parish? Czy ta powieść jest o was? – wtrącił inny reporter. – Ja… ja… – Co zamierza pani zrobić w związku z sugestią, że to pani zamordowała przyjaciółkę? – Ja… muszę iść – wyjąkała, przepychając się przez tłum reporterów. Podążyli za nią do poczekalni, minęła ich jednak, wbiegła za kolejne drzwi i wpadła wprost na szefową personelu medycznego. – Dobrze, że jesteś, Natalie – powiedziała Rita Mills, ujmując ją pod ramię. – Chodź ze mną. – Poprowadziła Natalie do jednego z pustych gabinetów. Mijane pielęgniarki przypatrywały się im szeroko otwartymi oczami. – Reporterzy zjawili się przed godziną. Pacjenci wypytują o ciebie, a kilku wyraziło zaniepokojenie tym, że mogłabyś być ich lekarką. Nie rozumiem, dlaczego prasa aż tak się tobą interesuje. Najwidoczniej ma to związek z jakąś książką. Mam nadzieję, że potrafisz to wyjaśnić. Natalie nie wiedziała, od czego zacząć. Tym bardziej że mina szefowej sugerowała, iż sprawa przedstawia się poważnie. Rita prowadziła oddział ratunkowy żelazną ręką. Nie tolerowała błędów, niedbalstwa, ani lekarzy, którzy zachowywali się niemądrze w czasie wolnym. Do tej pory Natalie zdołała uniknąć jej gniewu. – Czekam – ponagliła ją Rita, zakładając ramiona na piersi. – Wydano książkę, a jej intryga przypomina coś, co wydarzyło się, gdy byłam w college’u – odparła Natalie. – To fikcja i nie ma nic wspólnego z prawdą. – Ale wspomina się w niej o miejscowych potentatach rynku prasowego, Parishach? – Tak. Chodziłam do college’u z ich córką, Emily. Zginęła w wypadku, kiedy byłyśmy na drugim roku. – Jedna z pielęgniarek powiedziała mi, że w książce sugeruje się, iż miałaś coś wspólnego z jej śmiercią. – Nie skrzywdziłam Emily Parish. Właśnie tu książka mija się z prawdą. – A rozpowszechnianie leków bez licencji? Natalie zaczerpnęła głęboko powietrza. Szpitalne plotki szybko się rozchodzą, pomyślała. – Tego też nie zrobiłam. – Pracowałaś wtedy w uniwersyteckiej przychodni, prawda?
– Tak, ale nie ukradłam żadnych leków ani ich nie rozpowszechniałam. – Możesz to udowodnić? – Nie muszę. Oskarża się mnie o to w książce, fikcyjnej powieści mającej służyć rozrywce. Rita wpatrywała się w nią przez dłuższą chwilę. – Jesteś wspaniałą lekarką, Natalie. Nie chciałabym cię stracić, lecz sądzę, że potrzebujesz odpoczynku, kilku dni, by się z tym uporać. Możesz zacząć od zaraz. – Ma pani rację. Jestem doskonałą lekarką – odparła Natalie zdecydowanie. – A ta książka to bzdura. Policja badała śmierć Emily bardzo dokładnie i orzeczono wypadek. Sprawa została zamknięta. Nigdy też nie było co do mnie cienia podejrzeń w kwestii tego, jakobym wynosiła leki z przychodni. – Rita nadal milczała i Natalie poczuła, że ogarnia ją gniew. – Nie mogę uwierzyć, że pozwala pani, by jakaś książka zmieniła pani opinię o mnie. Pracujemy razem od trzech lat, Rito. Zna mnie pani. Wie, jaką jestem osobą. I jaką lekarką. – A ty znasz mnie, Natalie. Zrobię, co będę musiała, by praca na tym oddziale toczyła się gładko, a ty prowokujesz zamieszanie. Pół godziny temu odebrałam telefon od Bennetta. Kazał mi się z tym uporać. Zachowanie typowe dla dyrektora administracyjnego szpitala. – Nie zrobiłam nic złego. – Jestem tego pewna. Musisz znaleźć jednak sposób, żeby wyplątać się z tej sytuacji i odbudować zawodową reputację. Nie muszę ci przypominać, że lekarz, zwłaszcza jeśli jest kobietą, nie może pozwolić sobie na żaden skandal. Załatw to. – Cholera! – zaklęła Natalie, gdy Rita wyszła, zostawiając ją w gabinecie. Nie mogła uwierzyć, że książka zaczyna mieć aż taki wpływ na jej życie. Wpatrywała się w znajome przedmioty, urządzenia i instrumenty, czując, jak ogarnia ją strach. Szpital był jej domem, lekarze i pielęgniarki rodziną. Żyła pracą. Nie może tego stracić. Powiedziała sobie stanowczo, że tak się nie stanie. Nie była niczemu winna. Najwidoczniej będzie musiała jednak to udowodnić. • • • Cole wpatrywał się w proponowany tekst artykułu. Przeczytał go już dwa razy i nadal nie mógł doszukać się w nim sensu. Jego kuzyn Marty siedział na krześle naprzeciw biurka. Szczupły, żylasty, nerwowy dwudziestokilkulatek nie przynosił zazwyczaj materiałów na biurko szefa, a jednak był tu dzisiaj, przełykając nerwowo ślinę co pół minuty, przeczesując włosy i ewidentnie martwiąc się o to, jak Cole zareaguje. Nie bez powodu. – Co to takiego? – zapytał Cole spokojnie, ledwie panując nad gniewem. Spojrzał na Marty’ego, wstrzymując nagłą chęć, by go uderzyć. Był zmęczony. Nie spał przez całą noc, próbując połączyć elementy układanki, na którą składały się: Malone, powieść, śmierć Emily i rola, jaką odegrała w całej tej sprawie Natalie. – Musieliśmy coś napisać – powiedział Marty z napięciem w głosie. – To przecież wiadomości. – Stare wiadomości. Emily umarła dziesięć lat temu. – Wiem, ale książka wyszła teraz. Szkoda, że mnie w to nie wprowadziłeś. Byłem kompletnie zaskoczony, kiedy dowiedziałem się z mojego źródła, że „Entertainment Tonight” opatrzyło zajawkę głównego artykułu w wieczornym wydaniu tytułem: Co naprawdę przydarzyło się Emily Parish, córce medialnej dynastii Parishów? – Cholera! Po rozmowie z ojcem spodziewał się, że sprawa trafi na czołówki gazet. Miał jednak nadzieję, jak
widać płonną, że nim tak się stanie, zdąży zlokalizować Malone’a. Kto, u licha, poinformował ET? Skąd bierze się cały ten szum? Jego źródłem nie są z pewnością on ani Natalie. – Ten krótki artykuł podaje dosyć szczegółów, aby utrzymać nas w grze – powiedział Marty. Cole zignorował to i wyprostował się na krześle. – Chcę, byśmy wstrzymali się na razie od komentarza. – Nie możemy tego zrobić. Tu chodzi o gazetę. Nie możemy pozwolić, by wszystkie inne poruszały temat, który dotyczy kogoś z nas. – Umilkł i zakaszlał nerwowo. – Wiesz, że ostatni rok był trudny. Liczba prenumeratorów spadała z każdym dniem. Mamy reporterów na całym świecie, lecz prawie nikogo, kto pisałby o tym, co dzieje się w naszym mieście. A teraz to. Jeśli zrezygnujemy z opisywania tej historii, możemy zamknąć sklepik. Cole słyszał każde słowo, jednak mówili tu o Emily. – Najlepszy sposób, aby przedstawić naszą wersję tej historii, to powiadomić świat, że prowadzimy własne śledztwo – argumentował Marty. Cole wiedział, że kuzyn ma rację. Musieli wydać jakiegoś rodzaju oświadczenie, a to był najlepszy kompromis. – Dobrze, puść to. Nie będzie jednak dalszych komentarzy, póki nie porozmawiamy z autorem książki. Marty wyszedł, a jego miejsce zajął Jack Hinkley. Pięćdziesięcioletni prywatny detektyw pracował od czasu do czasu dla gazety, a ostatnio zajmował się głównie poszukiwaniem Malone’a. Zamknął za sobą drzwi i usiadł naprzeciw Cole’a. – Malone zniknął z radaru – powiedział bez owijania w bawełnę. – Odwołał wszystkie spotkania. Jego agentka powiedziała, że zrezygnowała z reprezentowania go, gdy stało się jasne, że oszukał ją co od swojej tożsamości i treści książki. Twierdzi, że nie wie, gdzie on jest ani skąd się wziął. Najwidoczniej kontaktowali się tylko przez e-mail lub telefon. – Wydawca musi wiedzieć, kim jest autor książki, którą wydaje. – Cała korespondencja biznesowa kierowana była do skrytki pocztowej. W telefonie odzywa się automatyczna sekretarka. Prawa autorskie ma korporacja posiadająca jedynie numer identyfikacji podatkowej. Staram się dojść po nitce do kłębka, ale jest oczywiste, że facet zrobił, co tylko się da, by ukryć tożsamość. Nie ma co od tego wątpliwości. Oczywiście, że tak właśnie było. Malone bardzo starannie wprowadził w życie obmyślony scenariusz, łącznie z przygotowaniem dla siebie przebrania. I choć Cole wolałby zapomnieć o sugestii Natalie, musiał przyznać, że cała ta sprawa mogła wyglądać na robotę Dylana. Nie był tylko w stanie sobie wyobrazić, dlaczego przyjaciel miałby napisać tego rodzaju książkę. Chyba że naprawdę winił Natalie za śmierć Emily. Czy uznał to za najlepszy sposób, aby ukarać ją za zbrodnię, która – jego zdaniem – uszła winowajczyni na sucho? – Malone to śliski sukinsyn, ale i tak go znajdę – kontynuował Jack, kierując uwagę Cole’a z powrotem ku sprawom bieżącym. – Tymczasem poszperałem trochę, żeby dowiedzieć się czegoś o drugim gościu, którego nazwisko mi podałeś: Drew McKinneyu. – Zamilkł i spojrzał na Cole’a. – Przeszedł długą drogę z osiedla przyczep w Modesto. Jego ojciec jest hazardzistą, matka pracuje jako fryzjerka. Nie wiedzie im się dobrze, przeciwnie niż McKinneyowi. To ambitny, odnoszący sukcesy prawnik, który wżenił się w zamożną rodzinę. – Wszystko to wiem. Chciałbym się jednak dowiedzieć, co robił przez ostatni rok. – Głównie podróżował. Teraz przebywa od kilku dni w Los Angeles. – Tam, gdzie prawdopodobnie jest też Malone – zauważył Cole, wspomniawszy rozmowę Natalie z Laurą. – Spróbuj się dowiedzieć, czy inne jego podróże pokrywają się z datami spotkań
promocyjnych Malone’a. – Już się tym zająłem. Skontaktuję się, kiedy będę coś miał. Jeszcze ktoś, komu miałbym się przyjrzeć? Cole zawahał się, zastanawiając, czy powinien wspomnieć o Dylanie. W końcu potrząsnął jednak głową. Dylan był jego przyjacielem. Jeśli trzeba będzie go sprawdzić, zrobi to osobiście. – No dobrze. – Jack wstał. – Wiesz, Emily była wspaniałym dzieciakiem. Pamiętam, jak siadywała przy biurku twojego ojca i rysowała. To, co jej się przytrafiło, jest tragedią. Zrobię, co tylko będę mógł, aby wyjaśnić tę sprawę. – Dziękuję, doceniam to. Ledwie Jack wyszedł, zadzwonił telefon. Cole spojrzał na numer i ciarki przebiegły mu po plecach. Nie miał ochoty odpowiadać, wiedział jednak, że w ten sposób jedynie odwlókłby nieuniknione. – Witaj, tato. Jesteście w domu? – Nie, w szpitalu – odparł ojciec. – Reporterzy oblegli dom, a twoja matka źle się poczuła, kiedy zaczęli wypytywać ją o z a m o r d o w a n i e Emily. – Głos drżał mu z gniewu i żalu. – Sądziłem, że załatwisz to, zanim wrócimy. – Staram się – odparł, wiedząc, że ta odpowiedź nie zadowoli żadnego z nich. – Postaraj się bardziej. – Ojciec rozłączył się, nim zdążył zapytać, w którym są szpitalu. Pozostawało mieć nadzieję, że nie był to St. Timothy’s. • • • Natalie przesiedziała na szpitalnym parkingu dobrych pięć minut. Najchętniej wróciłaby na oddział i spróbowała przekonać Ritę, by pozwoliła jej pracować. Zajmowanie się pacjentami było tym, co robiła najlepiej. Szpital stanowił jej schronienie, bezpieczną przystań – obleganą teraz przez prasę. Skąd się, u licha, wzięli? Co pomiędzy wczorajszym wieczorem a porankiem zaalarmowało media? Może Cole będzie miał jakiś pomysł. Pracował przecież w mediach. Był jednym z nich. Ciekawe, czy któryś z reporterów pracuje dla „Tribune”? Z pewnością Cole nie pozwoliłby, żeby jego gazeta pisała o Emily. Prawda? Tylko czy nie zostanie do tego zmuszony? Był dziennikarzem, szefował jednej z największych gazet w mieście. Wiedziała lepiej niż ktokolwiek, że traktuje obowiązki wobec rodziny i rodzinnego interesu bardzo poważnie. Gdyby przyszło mu wybierać pomiędzy nią a rodziną, nie łudziła się, jakiego wyboru dokona. Włączyła silnik i wyjechała z parkingu. Nie osiągnie niczego, siedząc, a powrót do domu i wiążąca się z tym bezczynność ani trochę jej nie pociągały. Będzie tam spokojnie, zbyt spokojnie. Musi wykonać jakiś ruch. Coś przedsięwziąć. Zająć się sprawą, jak sugerowała jej szefowa. Lecz najpierw… potrzebowała przyjaciółki. Minęło wiele czasu, odkąd przyznała się do tej potrzeby. Przez lata powtarzała sobie, że poleganie na innych to głupota. Matka zawiodła ją tyle razy, nie wspominając o innych krewnych, którzy pojawiali się w jej życiu, a potem czym prędzej znikali. Musi pamiętać, że doskonale potrafi dać sobie radę sama. Wpadała w tarapaty jedynie wtedy, kiedy się przed kimś otworzyła, kiedy jej na kimś zależało – na przykład na Emily, Laurze, Madison, a przede wszystkim na Cole’u. Zburzył jej obronny mur. Pozwoliła, by znalazł drogę do jej serca i zapłaciła za kilka miesięcy miłości wysoką cenę. Odbudowanie tego muru zajęło jej sporo czasu i uwierzyła, że jest solidny i nie do pokonania. A teraz znowu trząsł się w posadach. Zerknęła za siebie, na życie, jakie wiodła z przyjaciółkami i Cole’em, i zatęskniła za nim – jak kobieta, która zbyt długo była na diecie i nagle zobaczyła kawałek pysznego czekoladowego ciasta.
Tylko jeden kęs, powtarzała sobie, jedna rozmowa, to wszystko, czego jej trzeba. Nie zamierza spotkać się z Laurą tylko z powodu łączącej je niegdyś przyjaźni, lecz po to, by porozmawiać o dzienniku. Kontynuowała tę racjonalizację przez całą drogę do przyjaciółki. I choć przemknęło jej przez myśl, aby zawrócić, w końcu zaparkowała przed pięknym domem Laury w spokojnej, zadrzewionej podmiejskiej dzielnicy. Wysiadła, podeszła do drzwi i już miała zadzwonić, gdy usłyszała dobiegające ze środka dźwięki muzyki, słodkie i jakże znajome. Laura grała na flecie. Natalie zawsze lubiła przysłuchiwać się grze przyjaciółki. Było tak, jakby grając, wyzbywała się braku pewności siebie, wszelkich wątpliwości, jakby nie zostawało już nic poza spokojem. Wszyscy, którzy się jej przysłuchiwali, odczuwali podobnie. Nagle muzyka ucichła i Natalie wcisnęła dzwonek. – Natalie – powiedziała Laura z uśmiechem. – Co za miła niespodzianka. – Wiem, że powinnam wcześniej zadzwonić, ale w szpitalu pojawili się reporterzy i musiałam uciec. – Zjawili się w twoim miejscu pracy? Niedobrze. Wejdź, proszę. Wprowadziła Natalie do wnętrza i zamknęła drzwi. – Słyszałam przed chwilą, że grałaś – powiedziała Natalie, zerkając na flet na stoliku do kawy. Weszła do salonu i podniosła instrument. – To ten, który miałaś w college’u, prawda? – Tak, zaczęłam znów grać kilka dni temu. Zdecydowanie zardzewiałam. – Brzmiało cudownie. – Naprawdę? – spytała Laura niepewnie. – Nie mówisz tak z grzeczności? Bo nie musisz. Nie grałam od dziesięciu lat. Na pewno było to słychać. – Gra zawsze przychodziła ci w sposób naturalny. Jedyne koncerty muzyki klasycznej, na jakich udało mi się wysiedzieć, to te, na które nas zaciągnęłaś. Laura się uśmiechnęła. – Starałam się zaszczepić ci trochę kultury. – Potrzebowałam tego. Dlaczego nie grałaś przez dziesięć lat? Laura wzięła od Natalie flet i schowała do futerału. – Po tym, jak się zaręczyliśmy, nie było w moim życiu czasu ani miejsca na muzykę. Najpierw wesele. Przygotowania zajęły prawie rok. Potem chcieliśmy od razu mieć dzieci, Drew kończył studia i życie pędziło jak szalone. Po prostu odpuściłam. I tak nie mogłabym zrobić kariery jako muzyk. – Byłaś wystarczająco dobra, aby grać zawodowo. – Nie sądzę. Zresztą, nawet gdyby starczyło mi talentu, aż tak mi na tym nie zależało. Wtedy chciałam jedynie wyjść za mąż i założyć rodzinę. Natalie skinęła głową, przypominając sobie dyskusje, jakie wiodły na ten temat. Starały się przekonać Laurę, by się tak nie spieszyła, dała sobie czas, by się choć trochę wyszaleć, być młodą i beztroską. Ale choć Laura słuchała przyjaciółek jednym uchem, to w drugim rozbrzmiewał głos jej matki radzącej znaleźć sobie czym prędzej dobrego mężczyznę, skoro nie jest wystarczająco bystra, aby poradzić sobie w życiu sama. Podczas tych rzadkich okazji, kiedy Natalie stykała się z rodzicami Laury, nie wyrobiła sobie o nich dobrej opinii, ponieważ zawsze ranili uczucia córki, drwiąc z niej bezlitośnie. – Pozwoliłaś, aby rodzina miała na ciebie zbyt duży wpływ – powiedziała teraz. – Zawsze byłaś bystrzejsza, niż skłonni byliby przyznać. – Może jednak nie. Spójrz na mnie teraz: mam piękny dom, idealną rodzinę i wcale nie jestem szczęśliwa. Zamrugała gwałtownie, zaciskając drżące wargi. – O co chodzi, Lauro? Co jest nie tak? – Wszystko. Miało być dobrze, a nie jest. Nie wiem, co robić.
Natalie ujęła dłoń przyjaciółki i pociągnęła ją w stronę sofy. – Usiądźmy i powiesz mi, jakie masz możliwości. – Nie wiem – poskarżyła się Laura. – Właśnie na tym polega problem. Czuję się, jakbym była w pułapce i sama się w nią wpędziła. – Zamilkła. – Szukałam dziennika Emily, tak jak mnie prosiłaś. Nie znalazłam go, za to natknęłam się na coś innego. – Zaczerpnęła oddechu i mówiła dalej: – Dziwne depozyty na koncie. Pieniądze pojawiają się i są wycofywane. Wiesz, nie zajmuję się na co dzień finansami. Drew to robi. To on płaci rachunki. Zawsze szczycił się tym, że zarabia na rodzinę. Miałam tyle innych zajęć, że się nie sprzeciwiałam. Sprawdziłam jednak wyciągi i nie wiem, skąd biorą się te pieniądze ani gdzie znikają. Natalie też się to nie podobało, spróbowała jednak pocieszyć przyjaciółkę. – To mogą być premie. – Tak, masz rację. Drew dostaje premię za każdą większą sprawę, więc może być tak, jak mówisz. Niepokoi mnie tylko, że nie wspominał o żadnych premiach ani dużych przelewach. Piętnaście tysięcy dolarów pojawia się na koncie i zostaje wycofane. Za co nimi płacił? Nie potrafię się tego dowiedzieć. – Może powinnaś go po prostu zapytać. – Wróci dopiero jutro. Nie chcę robić tego przez telefon. Szczerze mówiąc, powinniśmy porozmawiać o wielu sprawach, ale Drew jest ostatnio wyjątkowo drażliwy. Nic, co powiem, mu się nie podoba. Myślę, że może mieć romans. – Mam nadzieję, że to nieprawda. – To moja wina. Staram się zachować figurę, lecz jem zbyt dużo i… – Przestań – przerwała jej Natalie stanowczo. – Jeśli Drew cię zdradza, nie ma to nic wspólnego z tobą, a wyłącznie z nim. Nie obchodzi mnie, czy przybyło ci pięć kilo, czy pięćdziesiąt. Nie możesz winić siebie za to, co robi twój mąż. – Dla ciebie wszystko jest zawsze czarne lub białe, tymczasem życie bywa skomplikowane – poskarżyła się Laura. – To ty sprawiasz, że jest właśnie takie, Lauro. – Zapewne masz rację. – Laura zamilkła i spojrzała z wahaniem na przyjaciółkę. – Myślisz, że ludzie mogą się odkochać? A może prawdziwa miłość jest wieczna? Natalie nie wiedziała, co odpowiedzieć. – Nie jestem w tych sprawach ekspertem, Lauro, myślę jednak, że utrzymanie związku wymaga wiele pracy. Na pewno zdarzają się lepsze i gorsze okresy. – Oglądałam niedawno talk show – powiedziała Laura – w którym występowała kobieta zamężna od czterdziestu lat. Na pytanie, w czym tkwi sekret trwałego małżeństwa, odparła, że jeśli temperatura uczuć u niej i u jej męża słabła, to nigdy nie w tym samym czasie. Zawsze jedno próbowało utrzymać związek. Myślę, że u nas tylko ja się o to staram. Czasami wydaje mi się, że Drew chciałby, bym o coś go zapytała, popchnęła w jakimś kierunku. Chce mieć pretekst, żeby się wściec, nawiązać romans lub odejść. Moi rodzice są nim oczarowani, ale nie spodobałoby się im, gdyby mnie zostawił. Gdyby jednak uznali, że to ja zawiniłam, prawdopodobnie wzięliby jego stronę. – Laura westchnęła. – Przepraszam. Z pewnością nie chcesz słuchać o moich problemach małżeńskich. – Nie przeszkadza mi to. Żałuję tylko, że nie mogę dać ci błyskotliwej rady, ponieważ nie wiem nic o małżeństwie. Uważam jednak, że powinnaś zrobić wszystko, aby być szczęśliwa, Lauro. Nie możesz liczyć, że ktoś zrobi to za ciebie ani szukać wsparcia u tych, którzy nie chcą ci go udzielić. Musisz zapewnić je sobie sama. Laura wpatrywała się w nią z poważnym wyrazem twarzy. – Jesteś taka bystra.
– Nie, mam po prostu więcej doświadczenia z ludźmi, którzy nie potrafią nikogo wesprzeć. Domyślam się, iż byłaś tak zaprzątnięta sprawami innych, że zapomniałaś o sobie. Może powinnaś zrobić coś tylko dla siebie. – Zabawne, że o tym wspomniałaś. Właśnie zobaczyłam ogłoszenie o przesłuchaniach do miejscowej orkiestry. To nic wielkiego, grywają w parku w weekendy i podczas wakacji. – Zamierzasz spróbować? – Nie powinnam. – Myślę, że to wspaniały pomysł. – Córki pomyślą, że zwariowałam. Natalie potrząsnęła głową. – Uważam, że raczej będą z ciebie dumne. Dzieci chcą być dumne z rodziców. Ja zawsze chciałam, by moja matka potrafiła radzić sobie sama, zamiast polegać na kolejnych mężczyznach, którzy nieodmiennie ją zawodzili. – Ty nie popełniłaś tego błędu – zauważyła Laura z uśmiechem. – Nie zrezygnowałaś ze swoich planów dla mężczyzny. – I pewnie umrę samotna. – Nie sądzę. – Zamilkła. – Cóż, zastanowię się. Przesłuchania odbędą się dopiero w przyszłym tygodniu, a ja i tak muszę poćwiczyć. Napijesz się kawy? – Z przyjemnością. – Ruszyła za Laurą do wielkiej, jasnej kuchni i usiadła na stołku przy wyspie. – Jak tu pięknie. – Dzięki. Zmieniliśmy kilka lat temu wystrój. Włączyła ekspres, a Natalie zaczęła się rozglądać. Zdjęcia na lodówce przymocowano kolorowymi literami alfabetu i magnesami. Gdziekolwiek spojrzała, widziała dowody rodzinnego życia. I choć w małżeństwie nie brakowało problemów, Laura nadal wiodła przyjemną egzystencję. Natalie serce ścisnęło się na myśl, że coś takiego może nie być jej dane. I nagle uświadomiła sobie, że tego pragnie. Przez dziesięć lat myślała jedynie o pracy. Teraz wystarczyła chwila w kuchni Laury, by zapragnęła czegoś więcej, a konkretnie męża, dzieci i własnego domu. Potrząsnęła głową, próbując wyrzucić z pamięci ten obraz, ponieważ mężczyzna na nim wyglądał jak Cole, a to już zakrawało na szaleństwo. – Co się stało? – spytała Laura. – Nic. – Zamiast czekać tu na kawę, może zejdziemy na dół? Mam w piwnicy trochę rzeczy, których na pewno od dawna nie widziałaś. Zeszły schodami do na wpół wykończonego pomieszczenia. Połowę piwnicy, przeznaczoną najwidoczniej na domowy warsztat, zajmowały różne narzędzia, a drugą pudła, walizki i kufry. Na stole pośrodku piętrzył się stos książek. Serce Natalie zabiło mocniej na widok znajomych okładek. Laura uwielbiała prowadzić albumy z wycinkami oraz zdjęciami i udokumentowała chyba każdą chwilę z ich wspólnego życia w Santa Cruz. Natalie wzięła do rąk jeden z albumów. Otwarła go i zobaczyła zdjęcia zrobione podczas pierwszego roku w bursie. – Boże, spójrz tylko na tę śmieszną fryzurę! – zaśmiała się. – Jest olbrzymia! Laura także się roześmiała. – Zawsze miałaś wspaniałe włosy, gęste i kręcone. Ludzie sporo płacą, by mieć na głowie to, co ty starasz się wyprostować. Natalie odwróciła stronę i zobaczyła pierwszą fotografię ich czwórki, zrobioną na korytarzu przed
pokojem w akademiku. Stały w typowo dziewczęcych pozach, objąwszy się ramionami, unosząc nieco nogawki szortów, aby pokazać więcej uda. Choć bardzo różniły się od siebie wyglądem: wysoka i niska, blondynka, brunetka i rudzielec, to na ich twarzach gościł ten sam uśmiech. To uosobienie młodzieńczej niewinności, pomyślała Natalie z żalem. Nie wiedziały, dokąd zmierzają, przez co będą musiały przejść i jak długo potrwa ich przyjaźń. Skupiła wzrok na twarzy Emily, na jej radosnym uśmiechu. Zagryzła wargi. Trudno było patrzeć na Emily, mając świadomość, że jej nadzieje nigdy się nie spełnią. – Em wygląda na szczęśliwą – zauważyła Laura. – Lecz ona zawsze tak wyglądała. Nadal nie mogę uwierzyć, że ktoś rozmyślnie zepchnął ją z dachu. Wszyscy ją uwielbiali. Jak jej tragiczna śmierć mogła zmienić się w kryminalną zagadkę? A ty zostać główną podejrzaną? Natalie też dużo się nad tym zastanawiała. – Emily musiała napisać w pamiętniku coś, co skłoniło Malone’a, aby uwierzył, że się tamtego wieczoru kłóciłyśmy. – Albo po prostu to wymyślił. Dlatego nazwał swoje dzieło powieścią. – Sądzę raczej, że chciał utrudnić pozwanie go. – Zawahała się, nie chcąc poruszać znów nieprzyjemnych tematów, lecz należało zajrzeć pod każdy kamień. – Nie uderzyło cię, że o Drew nie ma w książce ani słowa? Jak udało mu się ujść uwagi Malone’a? Dużo przebywaliśmy wtedy razem. A Drew mnie nie lubi. Kiedy wpadliśmy do was kilka dni temu z Cole’em, powiedział, że cię zawiodłam, więc teraz on nie ma dla mnie czasu. Nie rozumiem tego, Lauro, ponieważ nie przypominam sobie, żebym miała z nim jakiś konflikt. Nie przyjaźniliśmy się, to prawda, ale i nie byliśmy wrogami. A wygląda na to, że teraz jesteśmy. Może powiedział ci coś, o czym nie wiem? Laura utkwiła wzrok w albumie, wyraźnie zastanawiając się nad odpowiedzią. Natalie czuła, że jej puls przyspiesza. Laura coś wiedziała, ale co? – To nie było tak, że cię wtedy nie lubił. Przypominałaś mu jednak o czymś, o czym wolał nie myśleć – powiedziała w końcu. – Teraz to już zupełnie mnie skołowałaś. O czym ty mówisz? – Drew dorastał w osiedlu przyczep. Pojawił się znikąd, jak ty. Wstydził się tego, a także swoich rodziców. Gdy dostał się do college’u, chciał być kimś innym, kimś ważnym. Myślę, że obawiał się zbliżyć do ciebie, bał się tego, że w jakiś sposób go zdemaskujesz. Zawsze powtarzał, jaka jesteś inteligentna. Natalie opadła na krzesło przy stole. – Dlaczego miałabym go demaskować? Nie wiedziałam nic o jego przeszłości. Nie obchodziła mnie. – Wiem. Jestem z nim od kilkunastu lat. Wiem, jak pracuje jego umysł. Drew lubi obracać się wśród ludzi zamożnych, udawać, że zawsze miał pieniądze i prowadził luksusowe życie. W ciągu tych dziesięciu lat widzieliśmy się z jego rodzicami może z pięć razy. Nie pojechaliśmy nigdy do Modesto, gdzie się wychował. Zupełnie jakby chciał wykreślić tamtą część życia. – Muszę przyznać, że się nabrałam – powiedziała Natalie. Teraz rozumiała Drew McKinneya o wiele lepiej. – Uważałam go za złotego chłopca z wyższej klasy średniej, który zamierza spędzić czas w college’u, dobrze się bawiąc. – Chciał, żebyście tak myśleli. – Wykonał dobrą robotę, przeobrażając się. Laura ściągnęła brwi i zaniepokojona spojrzała Natalie w oczy. – Wiem, o czym myślisz, lecz ja po prostu nie sądzę, żeby to był on. Że Drew to Malone. – Cóż, ty znasz go najlepiej – zauważyła Natalie dyplomatycznie. – To prawda – przytaknęła Laura z przekonaniem. – Kawa chyba się już zaparzyła. Weźmiemy
albumy na górę? Natalie spojrzała na zdjęcia Wspaniałej Czwórki i potrząsnęła głową. – Myślę, że dość się już napatrzyłam. – Na pewno? Mam tu też ciebie i Cole’a na zdjęciach. Ostatnią rzeczą, jaką chciałaby oglądać, były zdjęcia ich dwojga. Uchwycony w przelocie obraz młodzieńczego uczucia uczyniłby trzymanie Cole’a na dystans jeszcze trudniejszym.
Rozdział 13 Kiedy Cole dojechał do szpitala Good Samaritan mieszczącego się na przeciwnym niż St. Timothy’s końcu miasta, jego matkę właśnie zwalniano do domu. Podziękował w duchu Bogu za drobną łaskę. Ostatnią rzeczą, potrzebną tego dnia matce, było spotkanie z Natalie. Wysiadł z auta i podbiegł do miejsca, gdzie ojciec pomagał mamie wsiąść do rodzinnego samochodu. Była ewidentnie wytrącona z równowagi i zapłakana, a jej brązowe włosy zmatowił pot. Gdy podszedł, praktycznie rzuciła mu się w objęcia. – Och, Cole, jak dobrze cię widzieć – powiedziała ze łzami w oczach. – Mnie ciebie także, mamo – zapewnił. Matka zawsze była niska i szczupła, lecz tego dnia wydawała się tak krucha, że wręcz bał się zgnieść ją w uścisku. Nagle uderzyło go, że spędził pierwszą część życia, zamartwiając się o siostrę, a drugą – o matkę. Przynajmniej ojciec był silny, chociaż nie tam, gdzie chodziło o żonę. Była jego piętą achillesową. Spoglądając ponad jej ramieniem, dostrzegł w oczach ojca niepokój. – Powinniśmy zapakować cię do samochodu, Janet – powiedział. – Trochę tu wieje. Nie byłoby dobrze, gdybyś się na dodatek przeziębiła. Janet odsunęła się nieco i przyłożyła dłoń do policzka syna. – Wydajesz się zmęczony, Cole – powiedziała z troską. – Nic ci nie jest? – Hej, raczej to ja powinienem pytać ciebie. Tata powiedział, że się załamałaś. Richard rzucił synowi ostrzegawcze spojrzenie, lecz było za późno. Pytania nie dało się cofnąć. – Nie mogłam uwierzyć w to, co ci reporterzy wykrzykiwali na temat Emily – odparła Janet, błagając go wzrokiem, aby zaprzeczył, że to, co usłyszała, jest prawdą. Bardzo chciał tak postąpić, lecz nie mógł. – Zajmiemy się tym – powiedział. – O nic się nie martw. Zadbaj o siebie i o to, by lepiej się poczuć. W oczach Janet zabłysły łzy. – Myślałam, że już po wszystkim, Cole. Powinno być, więc czemu nie jest? – Będzie – stwierdził autorytatywnie Richard. – Dowiemy się tego, co powinniśmy wiedzieć, Janet. Teraz musisz wrócić jednak do domu i trochę się przespać. Tak powiedział lekarz. Potrzebujesz odpoczynku. – Pojedziesz z nami, Cole? – spytała. – Jesteśmy umówieni na kolację. – Nie przejmuj się kolacją. Odpocznij dzisiaj, a jutro porozmawiamy. – Dobrze. Nie przepracowuj się. Wsiadła do samochodu i Cole zamknął za nią drzwi. – Z mamą naprawdę wszystko dobrze? – zapytał ojca. – Nigdy nie jest dobrze, kiedy chodzi o Emily – odparł Richard, wzdychając ciężko. – Mieliśmy taką miłą wycieczkę. Matka była we Włoszech szczęśliwa. Pokochała Wenecję. Nie mogłem wyciągnąć jej z tych gondoli. Ale kilka dni temu przyplątała się drobna niedyspozycja żołądkowa. Dodaj do tego długi lot i zgraję reporterów przed domem… A gdy usłyszała, jak wykrzykują, że Emily została… Zbladł i potrząsnął głową, niezdolny dokończyć zdanie. Cole nie mógł go winić. Miał więcej czasu, aby oswoić się z sytuacją, mimo to krzywił się na samą myśl o tym, że Emily mogła zostać z dachu zepchnięta. – Lekarz przepisał środek na uspokojenie – kontynuował ojciec po chwili. – Zapakuję ją do łóżka,
żeby przespała następnych dwanaście godzin. Cole skinął głową. – Dobry plan. – A co ze sprawą? Dowiedziałeś się czegoś? Rozmawiałeś z policją? – Jeszcze nie. – Dlaczego, do diabła? – Ponieważ musimy znaleźć najpierw Malone’a. – Nie sądzisz, że policja mogłaby nam pomóc? – Posadziłem do tego Hinkleya – odparł Cole. – Mówiłeś, że jest najlepszy. Starałem się uniknąć rozgłosu. – Na próżno, niestety. Przed domem koczowali reporterzy ze wszystkich sieci. To najbardziej gorący news w mieście. À propos, było coś o tym w „Tribune”? – Marty napisał neutralny kawałek, kładąc nacisk na to, że staramy się zbadać sprawę. Ukaże się w jutrzejszym wydaniu. – Co z Natalie Bishop? Nie mogę uwierzyć, że wcześniej nie wydała mi się podejrzana. Sądziłem, że były przyjaciółkami. – Były. – Może tak, a może nie. Zerwałeś z nią. Może Emily też miała z Natalie problem. – To nie było tak… – Cole zaczął wyjaśniać, lecz ojciec mu przerwał. – Nie obchodzi mnie, kto kogo rzucił. Chcę wiedzieć, co było pomiędzy nią a Emily. Kiedy dotrzemy do domu, zadzwonię do detektywa Bolanda. Jeśli dopisze nam szczęście, pracuje nadal w policji Santa Cruz. Ku wielkiej uldze Cole’a Janet wychyliła się z auta i zapytała, czy coś się stało. – Nic ważnego – odparł Cole. – Rozmawiamy o interesach. – Zaraz przyjdę – powiedział Richard, zamykając znów drzwi. – Coś jeszcze, o czym powinienem wiedzieć? – Wiesz coś o dzienniku, który Emily prowadziła w college’u? – zapytał Cole. – Ja nie, ale matka mogłaby. To ważne? – Może się okazać, że tak. – Zapytam ją, kiedy się trochę uspokoi. – Zmrużył bystre oczy. – Czy to z dziennika Malone mógł czerpać informacje? – To możliwe. Przejrzałem wczoraj pokój i rzeczy Emily, także te, które przywieźliśmy z Santa Cruz, ale go tam nie było. – Zamilkł, ponieważ matka znowu spojrzała na nich z niepokojem. – Lepiej już jedź. Zadbaj o mamę, a resztę zostaw mnie. – Nie zawiedź mnie, Cole. A co ważniejsze, nie zawiedź siostry. Przyglądał się, jak rodzice odjeżdżają, mając świadomość, że zawiódł już raz Emily i nie zamierza zrobić tego ponownie. Dowie się prawdy raz na zawsze. Nie spocznie, póki tak się nie stanie. Najpierw jednak musi ostrzec Natalie, że jego rodzice wrócili, a ojciec chce, by dostarczono mu na tacy czyjąś głowę. Najchętniej właśnie Natalie. • • • Kiedy Natalie wróciła przed drugą do domu, przed domem czatował tłum reporterów. Zaparkowała w dole ulicy i ruszyła z wahaniem ku domowi, zastanawiając się, czy nie lepiej byłoby zrejterować. Nie mogła jednak ukrywać się w nieskończoność. W końcu będzie musiała stawić czoło mediom.
Jakaś kobieta spostrzegła Natalie, wykrzyknęła jej imię i cała sfora natychmiast rzuciła się ku niej, wystrzeliwując pytania niczym pociski. Tym razem nie zabrakło również kamery i mikrofonu. Boże! Nagrywali to dla telewizji? W głowie jej huczało. Nie była w stanie zrozumieć pytań. Stanowiły jeden wielki, gniewny szum, wygłaszany oskarżycielskim tonem. Słowa wyskakiwały ku niej – morderczyni, zbrodnia, ofiara, tragedia, Emily, najlepsze przyjaciółki, Wspaniała Czwórka – poprzedzane ciągłym: dlaczego, dlaczego, dlaczego. – Natalie. Głos Cole’a brzmiał czysto i wyraźnie niczym róg mgielny. Poszukała go wzrokiem i znalazła. Przepchnął się ku niej, chwycił za rękę i pociągnął za sobą chodnikiem. Ruszyli biegiem ku samochodowi, a reporterzy za nimi. Dzięki Bogu, udało im się odjechać, nie potrącając nikogo, co Natalie uznała niemal za cud. Przez dłuższą chwilę oboje milczeli. Natalie czuła się, jakby przebiegła właśnie maraton. Nie mogła złapać tchu, a serce tłukło się jej w piersi. – W porządku? – zapytał Cole. Potrząsnęła głową, a wtedy położył dłoń na jej kolanie. – Będzie w porządku. Potrząsnęła znów głową. Nic już nie będzie w porządku. Wszyscy uznali ją za morderczynię. Zbrodniarkę. Najgorsze było zaś to, że nie mogła zaprzeczyć oskarżeniom ze stuprocentową pewnością. Nie miała na swoją obronę faktów, jedynie wiarę w to, że nie byłaby zdolna zrobić czegoś tak strasznego. – Zaufaj mi – powiedział. Boże, jak bardzo tego pragnęła! Bardziej niż czegokolwiek. – Co robiłeś pod moim domem? – Pomyślałem, że reporterzy mogą cię osaczyć. – To jak pora karmienia w zoo. – Mam nadzieję, że nie potrwa dłużej niż kwadrans. – Już trwa dłużej. – Zmarszczyła brwi, uświadomiwszy sobie, że dla Cole’a coś takiego to codzienność. – Czy któryś z tych reporterów był z waszej gazety? – Tak – odparł, rzuciwszy jej przepraszające spojrzenie. – Piszecie o tym w „Tribune”? Jak możesz, Cole? – Nie mam wyboru. – Rozumiem. – Patrzyła przez dłuższą chwilę wprost przed siebie, przygotowując się, by stawić czoło faktom. – Co piszecie o mnie? – Artykuł jest o Emily, mojej rodzinie i książce. Krótki i rzeczowy. Zgrabne wyjaśnienie, lecz ona go nie kupowała. Spojrzała znowu na Cole’a i zobaczyła, że unika jej wzroku. – Daj spokój, Cole. Stanowię najbardziej interesującą część tej historii. Popularna dziewczyna ze stowarzyszenia studentek, która stała się morderczynią. To dlatego reporterzy na mnie polują. A fakt, że zostałam lekarką, tylko dodaje sprawie smaczku. Wiesz, że poproszono mnie, bym wzięła wolne i udowodniła swoją niewinność? Proszę, powiedz, że czegoś się dowiedziałeś. Cole podjechał do krawężnika i wyłączył silnik. – Chciałbym – powiedział i obrócił się na siedzeniu. – Rodzice wrócili i spotkało ich to samo co ciebie. Mama dostała bólu w piersi i odwieziono ją do szpitala. Już wszystko dobrze – zapewnił pospiesznie. – To był jedynie stres. Ojciec wariuje. Nie mogę inaczej tego określić. Zamierza skontaktować się z policją w Santa Cruz i chce, żebym znalazł ciebie.
– Nie powiedziałeś mu, że już to zrobiłeś? – Chwila nie była odpowiednia. Kiwnęła głową. – Nienawidzą mnie. Twoi rodzice mnie nienawidzą. – Nie rozumieją, co się dzieje. – Co zatem zrobimy? Jakieś pomysły? – Myślę, że trzeba nam przerwy. Nie wiem jak ty, ale ja potrzebuję wyrwać się z tego młyna i złapać trochę oddechu. Nie potrafię powiedzieć, co czułem, kiedy ojciec zadzwonił i dowiedziałem się, że mama trafiła do szpitala. Natychmiast zobaczyłem ją leżącą na ziemi jak Emily. Oparł głowę o zagłówek i zamknął oczy. – Nadal ją widzę. Umilkł na dłuższą chwilę. – Kiedy przyjechaliśmy wtedy z Joshem do domu stowarzyszenia, usłyszeliśmy muzykę, a potem coś jakby krzyk. Nie wiedziałem, co to takiego, póki nie zobaczyłem, że wszyscy biegną na boczny dziedziniec. Ruszyliśmy za nimi i zobaczyliśmy Emily. Wyglądała, jakby spała, tylko z kącika jej ust sączyła się krew. Pochyliłem się i wytarłem ją rękawem, ale nie przestawała płynąć. Głos uwiązł mu w gardle. – Daj spokój, Cole. – Położyła mu dłoń na ramieniu, świadoma, że musi przerwać jak najszybciej te wspomnienia. – Nie rób sobie tego. Otworzył oczy i jął się przyglądać Natalie badawczo. – Widziałaś ją tamtego wieczoru? Zanim przykryto ciało? Natalie spróbowała przełknąć ślinę, ale w jej gardle tkwiła wielka gula. Wspomniała tłum, zebrany na dziedzińcu, krzyki i płacz. Madison wywlokła ją z łazienki i ciągnęła za sobą po schodach, powtarzając, że muszą dostać się do Emily, lecz nikt nie chciał ich przepuścić. W końcu przedarły się przez gapiów. Zobaczyła Cole’a. Klęczał obok siostry, a po drugiej stronie stał Josh, przyglądając się, jak sanitariusze próbują uratować jej życie. Było jednak za późno. Zmarła, kiedy uderzyła o ziemię. – Jedyne, co zobaczyłam – wykrztusiła w końcu – to piękne brązowe włosy Em, rozpostarte na białym betonie jak na poduszce. – Ścisnęła mocniej ramię Cole’a, szukając u niego pociechy. – Nie mogłam podejść bliżej. Ani uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Było jak koszmar, z którego tygodniami próbowałam się obudzić. – Ja także – powiedział głosem, który brzmiał cokolwiek ochryple. Objął dłonią tył głowy Natalie i przyciągnął ją do siebie. Oparł czoło o jej czoło. – Nadal chcę się obudzić, ale na próżno. Utknąłem tutaj. A kiedy mi się wydaje, że zrobiłem krok w przód, wydarza się coś, co ciągnie mnie z powrotem. Jak mógłbym odpuścić? – Nie wiem. Próbowali uciec, lecz przeszłość dopadła ich z całą mocą i bezwzględnością. – Nie mogę znów przez to przechodzić – powiedział cicho. – Ani stracić matki. – Odsunął się, by mogła widzieć jego twarz. – Przez rok po śmierci Emily bałem się, że matka coś sobie zrobi albo po prostu straci chęć do życia i umrze. Czułem się kompletnie bezradny. A jeśli coś takiego zdarzy się znowu? I ona tego nie przetrzyma? Natalie czuła, że jej serce otwiera się na Cole’a. Jego szczerość i zaufanie głęboko ją poruszyły. Wiedziała, że nie zwierzyłby się nikomu innemu i czuła się zaszczycona tym, że zaufał jej. Żałowała jedynie, iż nie potrafi sprawić, by poczuł się lepiej. – Twoja mama poradziła sobie wtedy, poradzi i teraz – powiedziała z przekonaniem. – Ludzie są silniejsi, niż się wydaje, zwłaszcza matki. No i ma jeszcze ciebie.
– Marna to pociecha. Emily była światłem jej życia. Wiedziałem o tym i nie byłem zazdrosny. Emily była wyjątkowa. Rozumiałem to. – Owszem, była wyjątkowa, ale ty też taki jesteś i wiem, że matka bardzo cię kocha. Często powtarzała, jaki jesteś bystry i jaka jest z ciebie dumna. – Nieprawda – zauważył sceptycznie. – A właśnie że tak. Podczas tamtego Bożego Narodzenia, które spędziłam u was, oglądałyśmy pewnego wieczoru domowe filmy. Wyszedłeś z ojcem, a my z twoją mamą i Emily oglądałyśmy amatorskie wideo i rozmawiałyśmy o tobie. Wiedziały, że jestem szaleńczo zakochana i chciały mi uświadomić, jakim niewiarygodnie wspaniałym jesteś facetem. Cóż, nie musiały mnie przekonywać. Już to wiedziałam. Cole uśmiechnął się wbrew sobie. – Teraz na pewno tak nie myślisz. Jestem pewien, że zmieniłaś o mnie opinię po tym, jak traktowałem cię przez kilka następnych tygodni. – Oczywiście. Naprawdę byłam na ciebie wściekła – przyznała szczerze. – Jednak minęło sporo lat. Mieliśmy dość czasu, by nabrać dystansu. I właśnie ten rzekomy dystans skłonił ją, żeby się odsunęła i usiadła prosto? – Musisz być wspaniałą lekarką – zauważył Cole. – Potrafisz uspokoić pacjenta. Już czuję się lepiej. – I dobrze. A skoro występuję teraz w roli twojej lekarki, mam dla ciebie receptę. – Czyli bawimy się w doktora? – zapytał, by rozładować nieco atmosferę. – Bardzo zabawne. Miałeś rację, mówiąc, że potrzebujesz przerwy. – Wiem, że tak powiedziałem, ale to kiepski pomysł. Jest tyle do zrobienia. Ojciec dzwoni już pewnie na policję. Muszę spotkać się z moim śledczym. Odszukać Dylana i… – Możesz zrobić to później. Powinieneś wrócić teraz do domu, zdrzemnąć się, obejrzeć mecz, a raczej, skoro chodzi o ciebie, włączyć któryś kanał z wiadomościami, i pozwolić, aby twój umysł się odprężył. – A co z tobą? Co zamierzasz robić? – Nie wiem – odparła. – Jak myślisz, reporterzy już sobie poszli? – Wątpię. Będą czekali, by się przekonać, czy nie wrócimy. – Cudownie. Kilka minut siedzieli w milczeniu, a potem Cole powiedział: – Mam pomysł. Nie chciałabyś pobyć przez chwilę kimś anonimowym? – Potrzebuję tego bardziej niż powietrza. Cole spojrzał na nią i się uśmiechnął. – Moglibyśmy zabawić się w turystów, pójść w miejsca, gdzie stali mieszkańcy nigdy nie chodzą. Założę się, że kilka ostatnich lat spędziłaś głównie w murach szpitala. Mam rację? – Zapewne. Skinął głową. – Wiedziałem. Ruszajmy. Włączył silnik. – Dokąd? – Cóż, najpierw musimy zdobyć przebranie. Jego słowa sprawiły, że pomyślała o przebraniu znalezionym w pokoju Malone’a. Poczuła się winna, że bierze sobie wolne, zamiast zająć się problemem. Jednak kilka ostatnich dni, a zwłaszcza minut, wyczerpało ją emocjonalnie. Potrzebowała świeżego powietrza, dotyku wiatru na twarzy. Może, jeśli odpocznie, trochę rozjaśni się jej w głowie.
• • • Nie minęło wiele czasu, a czapeczka z logo Giantsów zakryła jej wspaniałe włosy, ciemne okulary oczy, zaś obszerna, szara bluza dodała sporo kilogramów. Mimo to nadal uważał ją za najpiękniejszą kobietę, jaką widział kiedykolwiek. Lecz to nie wszystko. Choć bowiem podziwiał zawsze jej ciało, teraz fascynowała go także reszta: bystry umysł, szczodrość serca, czułość uśmiechu. Była skomplikowaną kobietą – ambitną, zdecydowaną, potrafiącą osiągać zamierzony cel, twardą, kiedy wymaga tego sytuacja. Od czasu do czasu dostrzegał w niej jednak tamtą samotną dziewczynę, która pragnęła jedynie, aby ktoś kochał ją tak, jak na to zasługiwała. Był tym kimś, lecz potem spieprzył sprawę koncertowo i zranił Natalie. Nie musiała nic mówić. Wiedział o tym od dawna. Natalie przechyliła się przez reling i spojrzała na wodę. Płynęli na Alcatraz promem linii Blue and Gold. Był chłodny październikowy dzień, zwłaszcza na wodzie, jednak Natalie to nie przeszkadzało. Wydawała się bardziej zrelaksowana, niż kiedy ostatnio ją widywał. Otoczył ramieniem jej plecy. Spojrzała na niego pytająco, lecz się nie odsunęła. A niech tam, zaryzykuję, pomyślał, przytulając ją mocniej. – Tak lepiej – powiedział. – Robi się zimno. – To najlepsze, co zdołałeś wymyślić? Dziesięć lat jako najbardziej pożądany kawaler w San Francisco i potrafisz posłużyć się jedynie tak sztampowym pretekstem? Nie robi wrażenia, Cole. No tak, tego się można było spodziewać. Natalie nie miała najłatwiejszego charakteru, choć kiedyś nie było to aż tak oczywiste. Zabawne, taka jak teraz bardziej mu się podobała. Podziwiał jej stanowczość, wiarę we własne siły, niechęć do tego, aby nią kierowano. Coś ścisnęło go w piersi i uświadomił sobie z zaskoczeniem, iż być może znowu się niej zakochuje. Nie, powiedział sobie, to jedynie wyzwanie związane z tym, że przebywa z kobietą, której świat nie kręci się wokół niego. Właśnie to sprawiało mu przyjemność. Odmiana, nic poza tym. Boże! Nie sądził nawet, iż jego słownik zawiera słowo miłość. Skąd mu się to wzięło? Nie zamierzał się zakochiwać. Potrzebował jedynie seksu i przyjaźni. Tylko tego chciał. Lecz Natalie nigdy by się tym nie zadowoliła. Prawda? A może jednak. Może przyjaźń połączona z seksem pasowałaby do jej wypełnionego pracą życia. Może tego właśnie by chciała. – Cole – powiedziała, przerywając mu tok myślenia, co było ze wszech miar pożądane. – Nie odezwałeś się od pięciu minut. Ten komentarz na temat twojej odzywki to był żart. – Wiem. Przesunął ją tak, by stała przed nim i oparł brodę na czubku jej głowy. Patrzyli, jak Alcatraz wyłania się z mgły. – Byłaś kiedyś na wyspie? – zapytał. – Nie. – To musiało być dla osadzonych piekło na ziemi, a przecież jest tu tak pięknie. Z więziennego dziedzińca roztacza się niewiarygodny widok. – Co tylko zwiększało ich udrękę – zauważyła Natalie. – Musieli spoglądać wciąż na to, czego mieć nie mogli. Z pewnością doprowadzało ich to do szaleństwa. Cole zaczynał się czuć podobnie. Przebywanie z Natalie, wdychanie zapachu jej skóry sprawiało, że pragnął jej z niewyobrażalną siłą. Nie mógł jej mieć nie tylko ze względu na przeszłe wydarzenia, ale i na to, co działo się teraz. Jego rodzina obwiniała ją o śmierć Emily. Nie zaakceptują jej w roli jego dziewczyny, kochanki… ani w żadnej innej. A nie mógł przedłożyć bycia z nią ponad rodzinę, choćby miał taki wybór. Jednak Natalie już go nie chciała. Pewnie, od czasu do czasu coś między nimi iskrzyło,
jak to zwykle bywa z ludźmi, którzy byli kiedyś kochankami, zwłaszcza gdy połączyła ich pierwsza, młodzieńcza miłość. Co się z nim, u licha, dzieje? Skąd te rozmyślania o miłości? Czuł, że z każdą chwilą bardziej się pogrąża. – Moja mama o mało nie trafiła raz do więzienia – powiedziała Natalie, zaskakując Cole’a nagłą zmianą tematu. – Za co? – Jej ówczesny facet napadł na sklep z alkoholem. Ona została w samochodzie. Była tak pijana, że straciła przytomność i to uratowało ją przed oskarżeniem o współudział. – A gdzie ty wtedy byłaś? – zapytał, czując, że bardzo nie lubi matki Natalie. – W bibliotece szkolnej. Chodziłam tam po lekcjach i spędzałam długie godziny, czując się bezpieczna. W szkole wiedziałam, kim jestem: dobrą uczennicą, kimś, kto może odnieść sukces. Podobał mi się porządek, jaki tam panował. Co godzinę rozlegał się dzwonek. Wiedziałam, gdzie powinnam wtedy być i co robić. Kiedy wracałam do domu, życie stawało się nieprzewidywalne. Musnął czule wargami jej kark. – Przykro mi – powiedział cicho. – To nie twoja wina. Nie wiem nawet, dlaczego ci to powiedziałam. – Zamilkła. – Matka nie była złą osobą, jedynie słabą i chorą. A picie jeszcze pogarszało sytuację. Nie wiem, dlaczego w ogóle wzięłam do ust alkohol, Cole. Wiedziałam, że robię źle. Że to może zniszczyć mnie i ludzi mi bliskich. Wiedziałam to z doświadczenia. – Obróciła się, by móc na niego spojrzeć. – Sądziłam, że dam sobie radę. Że mogę by inna. Silniejsza niż matka. – Potrząsnęła głową. – A byłam wtedy równie słaba. To się już nigdy nie powtórzy. – Wierzę. Wszyscy popełniamy błędy. – Przedtem mówiłeś co innego – przypomniała mu ze smutnym uśmiechem. – Wydawało mi się, że wszystko wiem, lecz się myliłem. – Założył jej za ucho kosmyk włosów i się uśmiechnął. – Teraz wiem, dlaczego jesteś tak bystra. To przez te godziny spędzone w bibliotece. – Uwielbiam uczyć się nowych rzeczy, ale już niemal skończyłam zawodową edukację. Trudno mi uwierzyć, że osiągnęłam wszystko, czego pragnęłam. – Jej spojrzenie zasnuł na chwilę cień. – O ile… Nie musiała kończyć. Wiedział, o czym myślała – o ile książka nie zniszczy jej kariery, życia, które dla siebie zbudowała. – Trochę dziwi mnie, że wybrałaś pracę na oddziale pomocy doraźnej – powiedział, by zmienić nieco temat. – Nie wydaje się, by wszystko dało się tam uporządkować. Było, tak jak lubisz, zorganizowane. Dlaczego nie wybrałaś czegoś mniej stresującego? – To jest uporządkowane, tyle że na swój sposób. Nie wiesz, co się wydarzy, gdy podjeżdża karetka, otwierają się drzwi, ludzie krzyczą, syreny wyją. Lecz całe to szaleństwo zostaje na oddziale. Gdy wracam do domu, panuje w nim spokój. Uświadomiłam sobie już dawno, że nie jestem najlepsza w relacjach z innymi. – To nieprawda… Położyła mu dłonie na piersi, powstrzymując go z uśmiechem. – Przeciwnie. Po tym, jak umarła Emily, a nasza grupka się rozpadła, nie szukałam nowych przyjaciół. Nie chciałam zbliżyć się do nikogo. A kiedy przyszła pora wybrać specjalizację, uświadomiłam sobie, że jeśli zostanę pediatrą, będę musiała znać rodziny pacjentów. Będą na mnie liczyć. Dzielić się fragmentami swojego życia. Będę się przyglądała, jak ich dzieci dorastają. A jeśli zrobię coś nie tak i ich zawiodę? Na oddziale ratunkowym nie muszę poznawać pacjentów, jedynie dolegliwości. Mogę myśleć o nich w kategoriach ściśle medycznych, jako o złamanej ręce, ranie na głowie, poparzonej dłoni. Nie muszę wiedzieć, jak się nazywają, gdzie mieszkają ani skąd pochodzą.
Tak jest bezpieczniej. – Zmieniłaś plany z powodu tego, co stało się z Emily? – spytał zaskoczony. – Po części na pewno. To był zdecydowanie punkt zwrotny w moim życiu. – W moim także. – Prom uderzył lekko o nabrzeże i Cole uświadomił sobie, że przybili do brzegu. – Gotowa na zwiedzanie? – zapytał. – Absolutnie. Zeszli z pokładu i ruszyli na wzgórze, gdzie mieściło się więzienie. Zaczęli spacerkiem, lecz potem Cole przyspieszył, by się przekonać, czy Natalie dotrzyma mu kroku. Oczywiście, że się jej udało. Zanim znaleźli się u celu, oboje biegli, chwytając łapczywie powietrze. – Zamieniasz wszystko w wyścig – zauważyła ze śmiechem. – Do wyścigu trzeba dwojga – odparł zadowolony, że w jej oczach zabłysły znajome iskierki. – Bogu dzięki, namówiłeś mnie, bym kupiła buty do biegania. W tych na wysokich obcasach nigdy bym się tu nie wdrapała. – Rozejrzała się dookoła i wskazała gestem krajobraz poniżej. – Miałeś rację. Widoki są niewiarygodne. Musiał się z nią zgodzić. Wiatr rozwiał chmury i San Francisco spoczywało w oddali niczym widoczek z pocztówki. Widział górującą nad innymi budynkami Transamerica Pyramid; Coit Tower, budowlę w kształcie strażackiego węża na wzgórzach ponad North Beach, a także mrowie kolorowych łódek, zacumowanych przy licznych nabrzeżach i w marinach. Spędził tyle czasu, marząc o tym, by wyrwać się z tego miasta, że zaskoczyło go, iż poczuł nagle, jak bardzo jest z nim związany. To było jego miasto. Jego rodzina żyła tu od pokoleń. Tu były jego korzenie. Do diabła, i on tu był. Nie wyglądało też na to, by prędko miał wyjechać. Czekał, żeby tęsknota i żal ścisnęły mu wnętrzności w znajomy supeł, lecz nic takiego nie nastąpiło. Dlaczego? Przecież zawsze tak się działo. – To co, wycieczka z przewodnikiem? – spytała Natalie, wyrywając go z zamyślenia. – Moglibyśmy po prostu sobie pochodzić. – Nie dowiemy się nic o historii wyspy ani więzienia, chyba że wszystko wiesz. Wykrzywił się do niej. – Nie wiem, jednak wycieczka z przewodnikiem kojarzy mi się ze szkołą. – Prawda? – spytała tak skwapliwie, że po prostu musiał się roześmiać. – Dobrze, wykupimy wycieczkę. Spójrz, można tam wziąć słuchawki. Po godzinie był już zadowolony, że posłuchał Natalie. Historia więzienia okazała się fascynująca. Interesujące było dowiedzieć się, w której z maleńkich cel odbywali wyrok poszczególni więźniowie. Alcatraz było z pewnością strasznym, ponurym miejscem. Nie potrafił sobie wyobrazić, przez co musieli przejść uwięzieni na wyspie mężczyźni. Nie mógł też przestać się zastanawiać, czy ci, którym udało się zbiec, przeżyli czy też utonęli pochłonięci przez wiry i prądy wokół wyspy, jak sugerował przewodnik. – Powinniśmy przygotować o wyspie dłuższy materiał – powiedział, gdy wyszli po godzinie na słońce. – Może przyjrzeć się bliżej tym ucieczkom. Zastanawiam się, czy rodziny uciekinierów nadal żyją. – Uświadomił sobie, że Natalie przygląda mu się z domyślnym uśmieszkiem. – Co? – Miałeś odpoczywać, a już myślisz o następnym artykule. – Obawiam się, że mam to we krwi. – Zawsze miałeś chłonny umysł. Kochałam to w tobie – powiedziała. – Kochałaś? Czas przeszły? – No dobrze, nadal to w tobie lubię – przyznała. – To nie to samo, co „kocham”. – Nie sądzę, byśmy chcieli rozmawiać o miłości, Cole. Hej, prom szykuje się chyba do odpłynięcia.
Nie powinniśmy się pospieszyć? Zawahał się, a potem skinął głową. Miała rację. Nie chciał rozmawiać z nią o miłości. – Pewnie. Co chciałabyś jeszcze zrobić? – zapytał, kiedy schodzili w dół zbocza. – Zamówić świeżego kraba lub zupę z mięczaków w wydrążonym bochenku francuskiego chleba. Jeść lody w waflu w kształcie stożka, oglądać foki na nabrzeżu numer trzydzieści dziewięć i przejechać się tramwajem po najbardziej stromych uliczkach. – Skończyłaś? Roześmiała się z czystą radością. – Przepraszam, nie trzeba było pytać. Podejrzewam, że stworzyłeś potwora, proponując, byśmy zabawili się w turystów. – Lubię, gdy jesteś taka – powiedział z aprobatą. – A ja lubię siebie taką – odparła. – Zawsze potrafiłeś to ze mnie wydobyć. Niemal zapomniałam już, jak to jest się odprężyć i po prostu bawić. Dzięki. Pochylił się i pocałował Natalie w usta, smakując sól na jej wargach. – Jeszcze mi nie dziękuj. Mamy wiele do zrobienia, a jeśli myślisz, że to była zabawa, jesteś w błędzie.
Rozdział 14 Natalie zanurzyła palce nagich stóp w piasku Ocean Beach i westchnęła z zadowoleniem. Po tym, jak odbyli przejażdżkę tramwajem i napełnili brzuchy różnego rodzaju pysznościami, pojechali na plażę i zajęli miejsce u stóp klifu, by obserwować zachód słońca. – Uwielbiam tę porę dnia – powiedziała. – Pomiędzy nocą a dniem. Przypomina historię, którą zwykła opowiadać Emily. – Umilkła gwałtownie zakłopotana. – Przepraszam. – Mów dalej. – Zgodziliśmy się, że nie będziemy mówić o książce. – I nie mówimy. Rozmawiamy o Emily. Opowiedz mi tę historię. Cole wyciągnął się na boku i bawił piaskiem, przesypując go przez palce. – Była o wróżkach i gremlinach żyjących w miejscach „pomiędzy”, takich jak progi i okna. Wychodziły, żeby się bawić pomiędzy dniem a zmierzchem i o północy, gdy jeden dzień przechodzi w drugi. Twierdziła, że jeśli będziemy patrzeć uważnie, to je zobaczymy – zakończyła ze śmiechem. Czuła się odrobinę głupio, powtarzając opowieść Cole’owi. – Nie wierzyłam jej, ale to była dobra historia. Emily zwykle opowiadała ją późnym wieczorem. Zapalała świecę, siadałyśmy w mroku i opowiadałyśmy historie lub dzieliłyśmy się sekretami. W blasku świecy łatwiej było dostrzec tańczące w progu cienie. Dla takiego pragmatyka jak ty brzmi to zapewne okropnie naiwnie. – Nic podobnego. Wierzę, że są na świecie rzeczy, których nie da się wyjaśnić. – Naprawdę? – Zaskoczyło ją to. – Sądziłam, że jesteś przysięgłym realistą. – To raczej ty taka jesteś. – Złagodził szorstkie słowa uśmiechem. – Dorastałem w sąsiedztwie magika i miałem siostrę, która przesiadywała każdego wieczoru w oknie sypialni i wymyślała historie o gwiazdach. I choć tą o wróżkach akurat się ze mną nie podzieliła, słyszałem kilka innych. – Usiadł i objął ramionami kolana. Przyglądał się, jak słońce dotyka widnokręgu. – Nie powinienem chyba się dziwić, że Emily była tamtej nocy na dachu. – Uwielbiała spoglądać w gwiazdy – zgodziła się z nim Natalie. – Lubiła też patrzeć na ocean i niebo. Spacerowałyśmy często o zachodzie słońca po plaży, a ona mawiała: „Uwierzysz, że stoimy na krańcu kontynentu, na samym jego skraju? A tam, za wodą, jest inny, zamieszkany przez ludzi o innym sposobie życia”. Musiała mieć w sobie trochę właściwej Parishom żyłki podróżniczej. – Tylko że nie dane jej było podróżować – zauważył Cole ponuro. – Była raczej typem podróżnika kanapowego. Wolała obserwować, niż uczestniczyć. – Próbujesz znów mnie pocieszyć. – Może trochę. – Zamilkła, wpatrując się w jego męski profil. Mogłaby patrzeć na niego przez sto lat, a widok i tak by się jej nie znudził. Cole wydawał się tak nieskończenie atrakcyjny. Mocna szczęka, zdecydowane rysy twarzy, opalona skóra, ślad ciemnego zarostu na policzkach. Musi golić się każdego dnia, pomyślała. Miał też długi nos, gęste brwi, a ciemne rzęsy ocieniały parę oczu o intensywnym, dociekliwym spojrzeniu. Zmusiła się, aby odwrócić wzrok, wziąć powolny, głęboki oddech i skupić się na czymś innym niż tylko rosnącym w trzewiach pożądaniu, uczuciu ledwie dającej się okiełznać potrzeby, by przestać wreszcie się kontrolować. Siedziała na plaży w towarzystwie mężczyzny swych marzeń, podziwiając zachód słońca. Tylko że mężczyzna nie należał do niej, a sytuacja nie miała być romantyczna. Musi
zacząć znów mówić, znaleźć sposób, żeby zapanować nad zdradzieckim ciałem podpowiadającym umysłowi, by się wyłączył. – Coś nie tak? – spytał Cole. – Jesteś strasznie milcząca. – Po prostu się zamyśliłam – odparła. – Powiedz, jakie masz plany na przyszłość? Cole uniósł brwi. – O jakiej przyszłości mówimy? – Roku, dwóch, może nawet trzech. Przewidujesz jakieś zmiany w swoim życiu zawodowym? Nadal chciałbyś zostać korespondentem i wyjechać gdzieś daleko? – Już za późno na zmiany. – Nieprawda. Masz trzydzieści dwa lata, nie osiemdziesiąt. Ale rzeczywiście, nie robisz się młodszy, więc na twoim miejscu podjęłabym szybko decyzję. – Dziękuję, że mi przypomniałaś. – Poważnie, Cole, jeśli chcesz spełnić swoje marzenie, dlaczego nie spróbujesz? – Już ci mówiłem. Mam zbyt wiele zobowiązań – odparł, podkreślając słowa pełnym frustracji gestem. – Jestem w pułapce. – Ta pułapka jest tylko w twojej głowie, nigdzie indziej. – Nieprawda. – A właśnie że prawda. Masz wybór, tylko nie chcesz go dokonać. – Nie wiesz, o czym mówisz. Mnóstwo ludzi oczekuje, że każdego dnia wypuszczę kolejny numer gazety. – A jednak udało ci się wygospodarować wczoraj i dziś wolny dzień i nic się nie zawaliło. – To jedyne wolne dni, jakie wziąłem w ciągu minionych dziesięciu lat. Ojciec i wuj spędzają ostatnio więcej czasu na korcie niż w redakcji. Nie skarżę się, gdyż potrzebują odpoczynku. Pracowali ciężko przez lata, a teraz pora na mnie. Jestem najstarszy spośród kuzynów. Poza mną nie ma nikogo, kto byłby gotów stanąć u steru. – Zamilkł. – Marty zaczął już mi pomagać. Jest niezły, lecz ma dopiero dwadzieścia sześć lat. Roześmiała się. – A ile ty miałeś, kiedy przejąłeś dowodzenie? – To co innego. Byliśmy w kryzysie. I nadal jesteśmy, od pięciu lat… – Jego głos cichł stopniowo. – W porządku, wyłożyłaś swój punkt widzenia. Byłem mniej więcej w takim wieku, jak teraz Marty. – Oto, co myślę, Cole. Nie będziesz w pełni zadowolony ze swojego życia, póki nie wsiądziesz do samolotu lecącego do jakiegoś odległego kraju i nie przyślesz stamtąd korespondencji. Jeśli tego nie zrobisz, zawsze będziesz się zastanawiał. Jesteś człowiekiem czynu, więc działaj. – Chcesz, żebym zaczął działać? – Tak – powiedziała, patrząc mu w oczy. – Na pewno? Zbyt późno dostrzegła w jego spojrzeniu podejrzany błysk. Zanim zdążyła zareagować, leżała już na plecach, a Cole na niej. Serce niemal wyskoczyło jej z piersi, kiedy spostrzegła, jak intensywnie się jej przygląda. Chciała mu powiedzieć, by przestał, ale nie była w stanie wykrztusić nawet słowa. Zamiast tego oblizała wargi i przyglądała się, jak w jego oczach zapala się ogień, kiedy skupił uwagę na jej ustach. Minęła długa, pełna napięcia sekunda, a potem kolejna. Nerwy Natalie drżały z wyczekiwania, lecz Cole się nie poruszył. – Po prostu to zrób – powiedziała. I zrobił, ofiarowując jej długi, powolny, głęboki pocałunek, który zwaliłby ją niechybnie z nóg, gdyby już nie leżała. Jego usta smakowały, badały, drażniły i pieściły, a jej dotrzymywały im kroku, póki nie
zagubili się w sobie. Nic innego się nie liczyło. Ryk oceanu współgrał z biciem jej serca. Cole wsunął biodra pomiędzy jej uda, jego twarde ciało napierało na krągłości jej ciała. Przeczesał palcami włosy Natalie, przytrzymując jej głowę, by wziąć to, na co miał ochotę. A ona mu pozwoliła. Nie chciała walczyć. Chciała się z nim kochać, tu, na tym skrawku piasku, gdzie słońce stykało się z wodą, a przeszłość, teraźniejszość i przyszłość zderzały się ze sobą. Pragnęła, aby w jej świecie znów wszystko było jak należy. W tym świecie, który nie był kompletny, odkąd Cole odszedł z jej życia. I wrócił. Nie miała pojęcia, jak długo zostanie, lecz teraz mogła go mieć. Mogła mieć wszystko. Tylko czym było to wszystko? Co ona robi? Zranił ją już raz i zrobi to znowu. Odepchnęła go. Musiała użyć całej siły woli, a jednak to zrobiła. Zsunął się z niej i przewrócił na bok, oddychając ciężko. – Domyślam się, że to znaczy nie. – Istotnie – wymamrotała. – Na razie. Najchętniej wymierzyłaby sobie kopniaka za to, że dodała te dwa słowa. Spostrzegła, że oczy Cole’a pojaśniały. Ewidentnie potraktował jej słowa jako obietnicę. Wyzwanie. – Na razie – przytaknął. – Nie powinnam tego mówić. – Za późno. Już powiedziałaś. Potrząsnęła głową. – Nie wiem, czego teraz ode mnie chcesz. – Ja też tego nie wiem, Natalie. Wiem jednak, że czegoś chcę. I sądzę, że ty również. Powiesz mi, co to takiego? Zastanawiała się przez dłuższą chwilę. Znała odpowiedź, lecz jeśli powie prawdę, on ucieknie. I może tak będzie najlepiej. Może chciała, aby zakończył to teraz, ponieważ sądziła, że nie będzie w stanie zrobić tego sama. – Chyba chcę, żebyś znowu mnie kochał – powiedziała, wpatrując się w morze, ponieważ nie mogła się zmusić, by spojrzeć na niego. – A czego ty chcesz? Odpowiedziało jej milczenie. Pełna napięcia cisza, której nie była w stanie znieść. Wstała więc i zrobiła to, czego spodziewała się po nim: uciekła. • • • Madison z lekkim poczuciem winy wbiegła po schodach prowadzących do mieszkania Dylana, ulokowanego dogodnie nad klubem. Fakt, że pod pretekstem odzyskania zapomnianego swetra wyłudziła klucze od biura Dylana i wzięła stamtąd zapasowe klucze do jego mieszkania, też budził w niej wyrzuty sumienia. Postępowała źle, lecz Dylan mógł być od niej gorszy. Jeśli to on był Garrettem Malone’em. Nie mogła wyrzucić z głowy tego, co powiedział jej poprzedniego wieczoru Josh. Wizja Dylana wdrapującego się po drzewie do sypialni Emily niczym współczesny Romeo przyprawiała ją o nudności, uświadamiając jednocześnie, że byli związani ze sobą znacznie bliżej, niż się ktokolwiek domyślał. Podejrzewała, że słabość Dylana do Emily zmieniła się w coś o wiele bardziej osobistego, kiedy oboje znaleźli się w Santa Cruz. Wsunęła klucz do zamka i drzwi otworzyły się bez problemu. Wchodząc do loftu, który musiał być kiedyś magazynem, czuła się trochę jak Alicja wkraczająca do Krainy Czarów. W jednym rogu przestronnego pomieszczenia stały trzy komputery, wielki telewizor, wieża stereo oraz kamera, w innym mikrofony, czarne pudła rozmaitych kształtów i rozmiarów oraz różnego rodzaju magiczne
rekwizyty. Wielkie łoże pośrodku było niezasłane, poduszki i kołdrę rozrzucono bezładnie. Nie mogła się nie zastanawiać, czy Dylan spędził ostatnią noc w mieszkaniu samotnie, czy z kobietą. Cóż, nie przyszła tutaj, żeby poznać jego życie erotyczne. Chciała sprawdzić, czy nie znajdzie dowodu wskazującego, że to Dylan jest Malone’em. Jeśli to on napisał książkę, zapewne zrobił to na jednym z komputerów. Włączyła więc urządzenia. Czekając, aż się uruchomią, podeszła do dwóch wieszaków na kółkach i zaczęła bacznie przyglądać się ubraniom Dylana. Z pewnością zakochany był w czerni, a jego ulubionym materiałem była skóra. Palce zwilgotniały jej na samą myśl o tym, co by poczuła, przesuwając dłońmi po czarnych skórzanych spodniach. Chrząknęła, odwróciła się i zobaczyła drzwi. Jedyne w pomieszczeniu i na dodatek zamknięte. Może powstrzymałoby to kogoś innego, ale Madison nie natknęła się dotąd na zamknięte drzwi, których nie miałaby ochoty otworzyć. Nie było mowy, żeby nie chciała sprawdzić, co jest za nimi. Na kółku Dylana było pięć kluczy i ostatni pasował doskonale. Drzwi się otworzyły. W środku było ciemno i chwilę zajęło jej znalezienie sznurka, włączającego pojedynczą żarówkę u sufitu. Pociągnęła za niego i wzdrygnęła się, kiedy z ciemności wyskoczyła ku niej twarz Emily. Zamrugała gwałtownie. Dobrą chwilę zajęło jej uświadomienie sobie, że zdjęcia Emily pokrywają każdy skrawek powierzchni niewielkiej garderoby. Niektóre zrobiono w dzieciństwie, inne w college’u. Na jednym, wykonanym w dziewiętnaste urodziny Emily, widniała Wspaniała Czwórka w komplecie. Poszły wtedy do miejscowej restauracji, a Dylan robił zdjęcia. Przypomniała sobie teraz tamten dzień, a także to, że kiedy był w pobliżu, zawsze miał przy sobie aparat. – Znalazłaś to, czego szukałaś? Drgnęła zaskoczona, odwróciła się gwałtownie i spojrzała wprost w przepełnione gniewem oczy Dylana. Nie była w stanie wymyślić logicznego usprawiedliwienia dla faktu, że znajduje się w zamkniętym pomieszczeniu zamkniętego mieszkania, zdecydowała się więc zaatakować. – Masz obsesję na punkcie Emily, prawda? Nawet po wszystkich tych latach. Czy Cole o tym wie? Dylan skrzyżował ramiona i wpatrywał się w nią nieruchomy jak posąg. Bardzo wkurzony posąg. – Mógłbym wezwać policję – powiedział. – Nie zrobisz tego – powiedziała z pewnością siebie, na jaką tylko mogła się zdobyć. – Nie chciałbyś, żeby ktokolwiek się o tym dowiedział. Chwycił ją mocno za nadgarstek, wywlókł z garderoby i zatrzasnął drzwi. Potarła ramię. – Bolało. – Myślisz, że mnie to obchodzi? Co ty tu, do cholery, robisz? – Chciałam z tobą porozmawiać. – Więc się do mnie włamałaś? Nie słyszałaś o czymś takim jak telefon? – Czy Malone to ty? – Nie – odparł krótko. – A ty? – Ostatnim razem, kiedy się sobie przyglądałam, byłam kobietą. Zmierzył ją szacującym spojrzeniem i Madison zadrżała. – Nadal jesteś – mruknął. – Wynoś się. – Tak po prostu? Tylko mnie wyrzucisz? – Tak. Wpatrywała się w niego, nie wiedząc, jak zareagować. Powinna być zapewne wdzięczna, że pozwala jej odejść. Lecz teraz, gdy dał jej taką możliwość, nie miała ochoty z niej skorzystać. – Myślę, że powinniśmy porozmawiać – powiedziała. – Nie przyszłaś tu, żeby rozmawiać, prawda, Maddie? Przysunął się o krok bliżej, a ona uświadomiła sobie nagle, że jest zamknięta w mieszkaniu
z facetem, który może być szalony. Zerknęła na drzwi. Wydawało się, że są bardzo daleko. – Zdenerwowana? – zapytał z nieprzyjemnym uśmieszkiem. – Wolisz, kiedy to ty rozdajesz karty, prawda? – Lepiej już pójdę. – Za późno. Chwycił ją w talii i popchnął, nie puszczając. Cofnęła się, potknęła i upadła wprost na łóżko. Przerzucił jej ręce za głowę i usiadł na niej. Poczuła na udach dotyk czarnej skóry. Podnieciło ją to, a zarazem lekko przestraszyło. – Tego właśnie chciałaś, prawda? – zapytał, wpatrując się w nią intensywnie. Oblizała wargi, starając się nie okazać strachu. Poradzi sobie z Dylanem. Po prostu odpłaca jej za to, że wdarła się do jego mieszkania. Tylko próbuje ją przestraszyć. – Tak traktowałeś Emily? – spytała. W jego oczach zabłysła wściekłość. Boże! Właśnie wrzuciła do ognia laskę dynamitu. Kiedy nauczy się najpierw myśleć, a potem gadać? – Nie waż się mówić do mnie o Emily – powiedział szorstko. – Nie dorastasz jej do pięt. – I nigdy nie chciałam – odparła. – Ale ty nie traktowałeś Emily w ten sposób. Nie była dla ciebie prawdziwą kobietą. Była świętą. To dlatego zrobiłeś jej w garderobie ołtarzyk. Nigdy nie miałeś jej pod sobą, jak teraz mnie. – Zamknij się! – Kochała cię? – zapytała, niezdolna powstrzymać się od gadania, choć rozum podpowiadał jej, by zamilkła. Dylan nie odzywał się przez dłuższą chwilę, a potem wstał i przeciągnął dłonią po włosach. – Wynoś się stąd, Madison. Wstała powoli. – Kochałeś ją, a ona ciebie nie, prawda? – Nie rozumiem, chcesz oberwać, czy co? – To nie jest odpowiedź. Wymaszerował gniewnie z mieszkania. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że zostawił ją w środku rozmowy – jeśli to w ogóle można było nazwać rozmową. Wstała i wybiegła na ulicę. Dylan wsiadał właśnie na motocykl. – Zaczekaj! – krzyknęła. – Musisz ze mną o niej porozmawiać. Potrząsnął głową i włożył hełm. – Dylan, musisz z kimś porozmawiać, a tylko ja ci zostałam. Nie możesz pójść do Cole’a ani zapewne do brata. Zawahał się, a potem sięgnął po zapasowy hełm. – Włóż to. – Myślałam, że wejdziemy do klubu na drinka i tam porozmawiamy. – Zamilkła, uświadamiając sobie, że to jej jedyna szansa. – Dobrze, daj mi go. Włożyła hełm i wsiadła na motocykl. Zrobiła w życiu wiele lekkomyślnych rzeczy, ale ta była zapewne najgorsza. Mimo to objęła Dylana mocno w pasie i ruszyli z rykiem silnika w dół ulicy. • • • Cole dogonił Natalie przy końcu plaży, w miejscu gdzie opadający ku morzu klif blokował przejście. Niebo przybrało teraz barwę głębokiej purpury. Słońce zniknęło za horyzontem, zastąpione przez
blady księżyc. Fale rozbijały się o skały w tumanie białej piany, równie wzburzonej jak jej uczucia. Był to jedyny dźwięk na ziemi. W pobliżu nie było domów, nie docierały tu także odgłosy miasta. Były jedynie ocean i jej bijące mocno serce. Obejrzała się i uświadomiła sobie, że poza nimi na plaży nie ma nikogo. Nikt nie uratuje jej przed Cole’em, a największym zagrożeniem było jej przeklęte serce. Dlaczego nie potrafiła pozwolić mu odejść? – Natalie. Stanął za nią i na dźwięk jego głębokiego głosu ciarki przebiegły jej po plecach. Chciała, by wypowiedział znowu jej imię – w chwili namiętności, wślizgując się w nią i sprawiając, że znowu poczuje się w pełni sobą. Zagryzła wargę, aby powstrzymać się przed zachęceniem go. – Dlaczego uciekłaś? – zapytał. – Chciałam być tą, która odchodzi. Nie powinieneś za mną biec. – Akurat! – Objął ją w pasie i odwrócił ku sobie. Ledwie widziała go w zapadającym szybko zmroku. Może tak było lepiej. – Nie dałaś mi szansy, bym odpowiedział na twoje pytanie. – Dałam. Twoje milczenie wystarczyło za odpowiedź. – Prawda wygląda tak, że nie wiem, czego od ciebie chcę. Wiem tylko, że nie mogę pozwolić ci odejść. – Może nie w tej chwili, lecz to się zmieni. – Czuła to głęboko w zranionym sercu. – Byłabym naiwna, gdybym sądziła inaczej. A nie chcę być taka po raz kolejny. – Nie wkładaj mi słów w usta, Natalie. Potrafię mówić za siebie. – To bezcelowe. Kręcimy się w kółko. Puść mnie. – Powiedziałem ci, nie mogę. Przyciągnął ją do siebie i zaczął całować. Chciała z nim walczyć, walczyć ze sobą, ale nie była w stanie przeciwstawić się przyjemności, jaką sprawiała jej pieszczota jego języka, dotyk ciepłych dłoni, zmierzających nieuchronnie ku piersiom. Tego właśnie chciała. Potrzebowała. Objęła go za szyję i odwzajemniła pocałunek. Nie mieli przeszłości ani przyszłości, tylko tę chwilę. Jedyną i doskonałą. – Natalie – jęknął z ustami tuż przy jej ustach. – Chcę się z tobą kochać. Pozwól, że zabiorę cię do domu. Potrząsnęła głową. – Tutaj – wyszeptała, pociągając go na piasek. Uklękli, zwróceni ku sobie twarzami. – Kochaj się ze mną, nim zmienię zdanie lub zrobisz to ty, zanim rozsądek podpowie nam, jakie to szalone i niewłaściwe. – Szalone, może, ale nie niewłaściwe – wymamrotał, przyciągając ją do siebie, aby znów pocałować. – Jesteś pewna? – Tak – powiedziała, wolna nagle i beztroska. W mrocznym zakątku plaży czuła się tak, jakby byli na ziemi tylko we dwoje. Dlaczego nie mieliby dzielić się sobą, skoro tak bardzo tego pragnęli? – Do licha, nie mam nic przy sobie. Nie możemy… Przycisnęła mu palec do ust. – Nie przejmuj się. Jestem na pigułce. Ze względów zdrowotnych – dodała, widząc jego pytające spojrzenie. – A ja przeszedłem niedawno badania. Ale… – Wszystko w porządku. Zaufaj mi, Cole. – Ufam – odparł, popychając ją na piasek. – I tak bardzo cię pragnę. – To mnie weź – powiedziała po prostu.
Zanurzyła palce w gęstych włosach Cole’a, kiedy całowali się i pieścili z pasją, która dalece przerastała młodzieńczą namiętność. Natalie nie wiedziała wtedy, czego właściwie chce. Teraz z głębokim poczuciem celu rozpięła koszulę Cole’a, a potem rozsunęła jej poły na boki, by móc przesunąć dłońmi w górę i w dół jego klatki piersiowej. A kiedy Cole się potknął, próbując zdjąć z niej bluzę, podkoszulek i stanik, usiadła i mu pomogła, czując się bardziej swobodna niż kiedykolwiek w życiu. Nadzy położyli się na chłodnym piasku. Rozpalone namiętnością ciała ogrzały wodny pył, tak że unosił się ponad nimi jak para. A kiedy zniknęła ostatnia dzieląca ich bariera, rozwiała się też wszelka myśl. Natalie pociągnęła ku sobie Cole’a. Ułożył się w kołysce jej ciała, a ona otoczyła go w pasie udami. – Powinniśmy zwolnić – wymruczał. Był twardy jak skała, a ona nie miała ochoty zwalniać. – Nie chcę sprawić ci bólu. – Jestem gotowa, i to od dawna. – Ujęła twarz Cole’a w dłonie i spojrzała mu w oczy. – Nie każ mi czekać. Nie potrzebował dalszej zachęty, lecz wbił się w ciało Natalie z siłą, która zaparła jej dech. Krzyknęła, pogrążając się w dzikiej, nieposkromionej namiętności, ponaglając go. Nie obchodziło jej, że twardy piasek ociera jej plecy, pośladki, nogi. Liczyło się tylko to, że Cole był wreszcie w niej, otaczał ją, otulał we wszystko, co było nim. Pragnęła się zagubić i to zrobiła. A kiedy było po wszystkim i Cole opadł na nią bezsilnie, otoczyła go ramionami, pragnąc zatrzymać w objęciach na wieczność. Wieczność, która trwała zaledwie pięć minut. – Przygniatam cię – powiedział. Tak rzeczywiście było, lecz ciężar jego ciała sprawiał Natalie przyjemność i poczuła się rozczarowana, gdy zsunął się z niej i ułożył obok na piasku. Przyciągnął ją do siebie i pocałował w policzek. – To było… – Taaa… było – przytaknęła z uśmiechem. A potem zadrżała, kiedy jej nagie ciało owionął chłodny wiatr. Byli w końcu w San Francisco, nie na Karaibach, co przypomniało jej dawno odbytą rozmowę, kiedy to Cole obiecał, że będą kiedyś podróżowali, sypiali na plaży pod księżycem, a ciepła bryza będzie pieściła ich skórę. – Na pewno ci zimno – zauważył, kiedy znów przeszył ją dreszcz. – Chyba tak. Usiadł i zaczął podawać jej części garderoby. Ubrali się szybko. Natalie czuła się nieco zażenowana tym, że tak bezwstydnie zażądała, by się z nią kochał. Co Cole musi teraz o niej myśleć? Zawsze szczyciła się tym, że potrafi zachować rozsądek, jednak kilka ostatnich godzin – niech będzie, ostatni tydzień – dowodziły czegoś wręcz przeciwnego. – Nie myśl tyle – polecił z uśmiechem. – Nie złamaliśmy prawa. – Jesteś pewien? Boże, mam nadzieję, że nikt nas nie widział. – Rozejrzała się dookoła, lecz było ciemno. – Kiedy jestem z tobą, opuszcza mnie rozsądek. – To tak jak mnie. – Odwróciła się, by odejść, lecz chwycił ją za ramię. – Nie żałuj tego, Natalie. Nie żałujesz, prawda? – Nie – odparła z absolutną pewnością. – Chciałam się z tobą kochać. I było cudownie. Skinął głową. – Chciałbym zrobić to znowu, w łóżku i bardzo, bardzo powoli. Chcę smakować każdy skrawek twojego ciała, Natalie. Zobaczyć cię w pełnym świetle. Spoglądać w twoje piękne niebieskie oczy, gdy razem osiągamy szczyt. Obserwować twoją twarz, czuć twoją skórę tuż przy mojej. – Przesunął palcami po jej policzku i Natalie zadrżała. – Jesteś piękna, Natalie. W środku i na zewnątrz.
Fala niespodziewanych emocji sprawiła, że oczy zaszły jej łzami. – Sądziłam, że mnie nienawidzisz. – Próbowałem. – To… my… nie może się udać. Wiesz o tym. Ja wiem… Uciszył ją pocałunkiem. – Powiedziałem, żebyś przestała myśleć – przynajmniej teraz. Możesz to zrobić? Dać nam tę noc? Błaganie w jego oczach współgrało z potrzebą jej serca. – Mogę. Jedźmy do domu.
Rozdział 15 – Boże! To lepsze niż seks! – oznajmiła Madison, gdy Dylan zatrzymał wreszcie motocykl. Frunęli ulicami San Francisco, wspinając się na wzgórza, zjeżdżając z nich i nie przejmując ograniczeniami prędkości. Kilka razy obleciał ją strach, o co zapewne Dylanowi chodziło, ale trzymała się go mocno i jakoś przeżyła. Nie wiedziała tylko, gdzie ostatecznie wylądowali. Przejechali most Golden Gate, kierując się na północ i byli teraz na jakimś odległym wzgórzu w Sausalito, skąd roztaczał się niewiarygodny widok nocnego San Francisco. Dylan zsiadł z motoru i podszedł do skraju wzniesienia. Ruszyła za nim, mając nadzieję, że nie przywiózł jej tutaj, by zepchnąć w przepaść. Przelotna myśl zmieniła się w niepokój, kiedy podeszła bliżej Dylana i skraju klifu. A może przywiózł ją właśnie po to? Może to on był wtedy z Emily na dachu? Kochał Emily. Na pewno by jej nie skrzywdził. Przeciwnie niż osobę, która, jego zdaniem, mogła sprawić jej ból. Czy właśnie tak o niej myślał? Zatrzymała się metr od niego i przeczesała palcami splątane przez wiatr włosy. – Co tu robimy? Dylan nie odpowiedział od razu skupiony na widoku miasta poniżej. – To było jedno z ulubionych miejsc Emily. Nietrudno było się domyślić dlaczego. W dole płonęło tysiące świateł, wysokie budowle rysowały się ostro na tle czystego, wieczornego nieba, a dwa sławne mosty tworzyły ramę niepowtarzalnego obrazu. – Tu jest pięknie – powiedziała. – Emily lubiła spoglądać na świat z wysokich miejsc. Głos jej się załamał, kiedy uświadomiła sobie, jak niewiele brakuje, aby zaczęli rozmawiać o ostatniej wyprawie Emily na dach budynku stowarzyszenia. Uznała, że lepiej zmienić temat. – Przywoziłeś ją tu na motocyklu? Z kocem i butelką wina? Roześmiał się i ten dźwięk rozładował nieco napięcie. – Myślisz, że Parishowie by na to pozwolili? Przyjeżdżaliśmy samochodem moich rodziców, kiedy sądzili, że jesteśmy w kinie. – Jakoś trudno mi wyobrazić sobie ciebie z rodzicami. Chociaż twój brat to miły facet. Odbyliśmy interesującą rozmowę o tobie i twoim wspinaniu się na drzewo pod oknem pokoju Emily. – Josh za dużo gada. – Dlaczego mnie tu przywiozłeś? Dylan wzruszył ramionami. – No dobrze, porozmawiajmy. – Umilkła, zaczerpnęła głęboko oddechu i zapytała: – Nadal kochasz Emily? – A ty? – odwrócił pytanie, obrzucając Madison bacznym, ostrym spojrzeniem. – Czy kiedykolwiek ci na niej zależało? A może chodziło jedynie o to, że mieszkałyście obok siebie w bursie i razem wstąpiłyście do stowarzyszenia studentek. Czy jej przyjaźń cokolwiek dla ciebie znaczyła? A może jesteś tak płytka i pozbawiona uczuć, za jaką zawsze cię uważałem? Zostało to powiedziane z takim gniewem, że Madison cofnęła się bezwiednie o krok. Zawsze sądziła, że ma grubą skórę, lecz słowa Dylana sprawiły jej przykrość. Dała sobie minutę, by zapanować nad emocjami, a potem spytała:
– Sądziłeś, że jestem płytka i pozbawiona uczuć? To twoja opinia czy Emily? Miała nadzieję, że tak nie jest. Mogła znieść to, że Dylan jej nie cenił, lecz nie Emily. – Potrafię sam osądzać ludzi. Byłaś rozrywkową dziewczyną, flirciarą. Pewnego wieczoru próbowałaś poderwać nawet mnie. – Większość mężczyzn poczytałaby to sobie za zaszczyt i wcale tak bardzo się nie broniłeś. – Przyglądała się, jak podnosi kamień i rzuca go w dal. – To cię niepokoi, prawda? Nie powiedziałeś stanowczo „nie”. Miałeś pragnąć jedynie Emily, a przez chwilę pragnąłeś mnie. – To było co innego. Zawsze miałaś o sobie nader wysokie mniemanie. – Znam swoje mocne strony, a seks jest jedną z nich. Jestem dobra w łóżku – stwierdziła otwarcie. – Nie wiesz, co tracisz. Choć może nie jest za późno, jeśli właściwie to rozegrasz. Zawsze podobali mi się mężczyźni, którzy pracują rękami. Mogłabym się założyć, że potrafisz dokonać tymi dłońmi magika zadziwiających rzeczy. Dylan wpatrywał się w nią przez długą chwilę, a potem potrząsnął głową. – Niezłe z ciebie ziółko, Madison. To, co i jak mówisz, musiało szokować Emily. – Podobało jej się, że jestem szczera, nie mówię wyłącznie tego, co powinna usłyszeć. Traktowałam ją jak przyjaciółkę, nie dziecko. – Ja też jej tak nie traktowałem, lecz była taka niewinna. Należało ją chronić. Madison potrząsnęła głową. To zadziwiające, jak wiele osób wierzyło, że Emily trzeba ochraniać. – Co w niej było takiego, że wszyscy starali się ją chronić? – spytała. Zastanowiła się, który spośród mężczyzn, z jakimi była, chciałby ją chronić i nie potrafiła sobie przypomnieć nawet jednego. – Nie wyobrażam sobie, że jakiś facet mógłby chcieć mnie chronić – powiedziała cicho. – Przez całe życie troszczę się o siebie sama. Dylan wsunął ręce do kieszeni i zapytał: – A twój ojciec? Na pewno starał się o ciebie troszczyć. – Niestety, ograniczył się do tego, że mnie począł. Był gwiazdą kina, a dziecko zaszkodziłoby jego wizerunkowi. Pozostałym facetom mojej matki bardziej zależało na tym, by dostać się do jej łóżka, niż żeby troszczyć się o jej córkę. Chociaż ostatni ojczym nie jest taki zły. Zapłacił w zeszłym roku za wesele, które nie doszło do skutku, ponieważ uciekłam niemal sprzed ołtarza. Zrobił to zapewne dlatego, że matka zagroziła, iż jeśli nie zapłaci, nie pójdzie z nim więcej do łóżka. – Zatem kobiety Covingtonów wiedzą, jak uzyskać to, czego pragną, posługując się seksem. – Wyssałam tę wiedzę z mlekiem matki. – Usiadła na trawie i poklepała miejsce obok siebie. – Usiądź i powiedz mi, jak to się stało, że zostaliście z Emily przyjaciółmi. – Dlaczego miałbym cokolwiek ci mówić? – Ponieważ umierasz z chęci porozmawiania z kimś o Emily, a masz tylko mnie. No dalej, przecież tego chcesz. Zawahał się, lecz w końcu usiadł i wyciągnął przed siebie nogi. Nie odzywał się przez kilka długich minut, a potem powiedział: – Emily była moją inspiracją. Wierzyła we mnie, nawet kiedy byliśmy dziećmi. Gdy sztuczki mi nie wychodziły, Cole i Josh pokładali się ze śmiechu, a ona mówiła, żebym spróbował jeszcze raz. A kiedy wreszcie się udało, patrzyła na mnie tymi wielkimi brązowymi oczami i klaskała, jakbym dokonał największego cudu na świecie. Zrobiłbym dla niej wszystko. Madison słyszała w jego głosie miłość – tak głęboką i bezwarunkową, że aż zaparło jej dech. Jej nigdy nikt tak nie kochał. To było coś nie z tego świata. Może dlatego Dylan i Emily, gdy byli dziećmi, marzyli o innych światach. Teraz znowu zapadła cisza. Madison nie wiedziała, co powiedzieć. Żaden błahy komentarz nie przychodził jej na myśl. Ostatnie słowa Dylana rozbrzmiewały jej w głowie raz za
razem. Zrobiłbym dla niej wszystko. – A ona dla ciebie – powiedziała po chwili. – Mawiała, że jesteś jednym z jej najlepszych przyjaciół. Nie bardzo mogłam to zrozumieć, ponieważ wydawałeś się taki inny. Podjeżdżałeś pod bursę na motocyklu z ryczącym silnikiem, ubrany w czarną skórę, paląc papierosa i spoglądając na wszystkich z góry, po czym odjeżdżałeś z Emily, zapewne najbardziej naiwną dziewczyną, jaką poznałam kiedykolwiek. Nawet Laura miała bardziej realistyczne wyobrażenie o świecie. Nie potrafiłam sobie uzmysłowić, o czym możecie rozmawiać. – O wszystkim i o niczym. To nie temat był ważny, ale rozmowa. Roześmiał się na wspomnienie czegoś, czym nie uznał za stosowne podzielić się z Madison. – Czy ona cię kochała? Nie tylko jako przyjaciela? Sypialiście ze sobą? – Nie twój cholerny interes – odparł szorstko. – Dlaczego nie możesz po prostu odpowiedzieć? – zamilkła, czekając na odpowiedź, a kiedy ta nie nadeszła, odpowiedziała sama sobie: – Myślę, że Emily kochała cię jak przyjaciela, bardzo bliskiego, drogiego przyjaciela, niemal brata. Nie domyślała się, że pragniesz czegoś więcej, prawda? Mam rację? Dylan nie odpowiadał przez chwilę. – Nie wiedziała – przyznał w końcu. – Nie chciałem zepsuć tego, co było pomiędzy nami, zmuszać jej, żeby coś czuła albo mówiła. – Czyli to nie dla ciebie kupowała kondomy – wymamrotała pod nosem. Z jakiegoś powodu poczuła się lepiej, wiedząc, że Emily nie była w Dylanie zakochana. Oznaczało to bowiem, iż nie musi czuć się aż tak winna z powodu swego zauroczenia tym facetem. – O czym ty mówisz? – zapytał Dylan gwałtownie, odwracając się, by na nią spojrzeć. – Jakie kondomy? – Powiedziałam to na głos? – Jak najbardziej. Wyjaśnij. – Nie wiem, czy zamierzała je wykorzystać. Powiedziała, że chce być przygotowana. Na wszelki wypadek. – A ty pomogłaś jej kupić prezerwatywy, zamiast wyperswadować seks? – zapytał z furią. – Oczywiście, że jej pomogłam. Chciałam, żeby miała możliwość się zabezpieczyć, na wypadek gdyby facet okazał się dupkiem. Wiem, że ty, Cole i Josh uważacie Emily za świętą, lecz była normalną dziewczyną, z typowymi dla tego wieku pragnieniami i ciekawością świata. – Dla kogo one były? – dopytywał się. – Te kondomy? – Nie wiem. – Wróciła myślami do rozmowy, jaką odbyła z Emily na kilka tygodni przed jej śmiercią. – Powiedziała jedynie, że to ktoś, z kim nie powinna się zadawać. Użyła chyba nawet słowa nieosiągalny. Ale kto to mógł być? Najpewniej facet, który umawiał się z kimś jeszcze. Tyle jestem w stanie wymyślić. A potem coś przyszło jej na myśl i aż się wyprostowała. Drew McKinney. Dlaczego nie pomyślała o nim wcześniej? Czy to możliwe, by dwie jej przyjaciółki, Emily i Laura, kochały się w Drew? – O czym pomyślałaś? – zapytał Dylan, przyglądając jej się badawczo. – O niczym – skłamała. – Sama nie wiem, o czym myślę. – Owszem, wiesz. Pomyślałaś o kimś. Chcę wiedzieć, kto to taki. – Dlaczego? Zamierzasz mu dołożyć? Po dziesięciu latach? – Mógłbym zadać mu kilka pytań. Na przykład, gdzie był tej nocy, kiedy Emily zginęła. – Jakie to ma znaczenie? Przecież nie zepchnął jej z dachu. – Spojrzała na Dylana i wyraz jego twarzy sprawił, że serce przestało jej na chwilę bić. – Boże! Ty naprawdę sądzisz, że ktoś zepchnął wtedy Emily, prawda? Dlaczego? Czemu tak uważasz? Byłeś tam?
Dylan wpatrywał się w nią, milcząc. – Byłeś – stwierdziła. – Natalie wydaje się, że widziała cię podczas imprezy. – A ja widziałem, jak kłóci się z Emily. Dlatego nie poszedłem do ich pokoju. Nie chciałem się wtrącać, wróciłem więc na parter. Powinienem wtedy zostać. Może Emily nadal by żyła. – Czyli teraz twierdzisz, że to Natalie zepchnęła Emily? – Madison nie spodobało się, że Dylan się od niej odwrócił. – Myślisz, że wyszły obie na dach, pokłóciły się, a potem Natalie ją zepchnęła. Właśnie tak, jak opisano w książce. Czy Dylan okłamał ją wcześniej, mówiąc, że nie jest Garrettem Malone’em? Najwidoczniej mieli na sprawę taki sam pogląd. – To możliwe – odparł. – Nie wierzę, żeby tak było. Poza tym nie tylko Natalie rozmawiała tamtej nocy z Emily. Inni także wchodzili do jej pokoju. – Na przykład kto? – Drew. – McKinney? – zapytał ostro. – Właśnie. Ktoś, kto spotykał się z jedną z najlepszych przyjaciółek Emily – dodała znacząco. Wiedziała, że jest dość bystry, by dodać dwa do dwóch i rzeczywiście to zrobił. Mars na jego czole dobitnie o tym świadczył. – Nie polubiłaby McKinneya. – Gdy mu zależy, potrafi być nader czarujący. Dylan potrząsnął głową i wstał. – Skończyliśmy. – Wcale nie. Zaczekaj sekundę. – Wstała niezdarnie i ruszyła za nim do motocykla. – Zamierzasz kiedykolwiek pozwolić jej odejść? Zostawić za sobą to, co was łączyło? – Naprawdę chciała go zapytać, czy da jej szansę, lecz nawet ona nie była tak odważna. – Nie chciałaby, żebyś marnował życie, czepiając się kurczowo jej pamięci – dodała. Odwrócił się i spojrzał na nią. – Nie mów mi, czego by chciała. – Dlaczego? Ponieważ wiesz, że mam rację? Emily chciałaby, żebyś był szczęśliwy. – Na przykład z tobą? Jak już wspomniałem, zawsze miałaś o sobie wysokie mniemanie. – Na pewno byłbyś szczęśliwszy niż teraz. – Nie wiesz nic o moim życiu, Madison. Wsiadaj na motor albo cię tu zostawię. Wszystko mi jedno. – Dlaczego aż tak się spieszysz? – Mam coś do zrobienia. Dostrzegła w jego oczach błysk i domyśliła się, o czym mówił. – Ty wiesz, prawda? Domyśliłeś się tego, kiedy rozmawialiśmy. Wiesz, w kim Emily się zakochała. Powiedz mi, Dylan. – Niczego nie wiem – zaprzeczył. – Kłamiesz. Wzruszył ramionami. – To co, jedziesz czy zostajesz? Przyglądała się, jak zakłada hełm w pełni świadoma, że jest w stanie zrealizować pogróżkę i odjechać, zostawiając ją na tym odległym wzgórzu. – Niech ci będzie – powiedziała, wkładając hełm. Nakłoni go, by powiedział, co sobie przypomniał, a jeśli nie, dowie się tego sama. Tymczasem miała mnóstwo do przemyślenia. Nie mogła się doczekać,
żeby powiedzieć Natalie, czego się dowiedziała. • • • – Znęcasz się nade mną – powiedziała Natalie, kiedy palce Cole’a tańczyły wokół zapięcia jej stanika. Dotarli do jego sypialni w rekordowym tempie, lecz po tym, jak zdarł z niej bluzę, Cole zwolnił znacząco tempo. Uśmiechnął się szelmowsko, całując kącik jej ust. – Naprawdę powinnaś nauczyć się cierpliwości, Natalie. Miała gdzieś cierpliwość. Chciała poczuć jego dłonie na nagiej skórze. A potem usta. Cole wydawał się jednak bardziej zainteresowany przesuwaniem palca wzdłuż skraju jej stanika. Jego dotyk był jak rozpalone żelazo. Wiedziała, że jest tylko jeden sposób, by skłonić go do pośpiechu. Opuściła dłoń i sprawnie rozpięła mu dżinsy i suwak. Westchnął przeciągle, kiedy zanurzyła dłoń głębiej, drażniąc się z nim, jak on drażnił się z nią. – Nie grasz fair – wymamrotał. – A komu to potrzebne? Wiem, czego chcę, więc po prostu to zrób. Teraz. – Uwielbiam, kiedy przemawiasz tak seksownie. Rozpiął jej stanik i uwolnił piersi, by móc napawać się ich widokiem, dotykać ich. Zamknęła oczy, kiedy wędrował ustami w dół jej szyi, a potem w rowek pomiędzy piersiami, zamykając je w końcu wokół sutka. Piersi jej nabrzmiały, kiedy ssał i lizał, rozniecając iskrę, która ledwie zdążyła przygasnąć po poprzedniej potyczce. Rozpiął jej spodnie i zsuwał je, póki nie została w skąpych figach. Odsunęła go, oddychając ciężko, i powiedziała: – Twoja kolej. Nie wahał się, ale zdjął naraz spodnie i bokserki. Z ubrania posypał się piach i oboje się roześmiali. Jednak gdy tylko na niego spojrzała, napięcie wróciło. Oddech Natalie przyspieszył, a serce zaczęło mocniej bić. Był naprawdę pięknym mężczyzną. – Twoja kolej, Natalie. Wsunął kciuk za gumkę majtek i je zsunął. Zrzuciła figi kopnięciem, a potem spróbowała się zakryć, na wpół świadoma tego, co robi. Odsunął jej dłonie, splótł palce z jej palcami. – Pozwól mi patrzeć na siebie w świetle. – Potrząsnął głową z niemym podziwem w oczach. – Ależ jesteś piękna. Zaczerwieniła się po czubek głowy. Potrafił wzniecić żar w każdym zakamarku jej ciała, na którym spoczęło jego spojrzenie. – Połóżmy się – powiedziała, popychając go w stronę łóżka. – Myślałem, że nigdy tego nie powiesz. Położyła się na plecach, żałując, że wszystko nie dzieje się szybciej. Łatwiej było nie myśleć, nie martwić się, kiedy jej dotykał, całował ją, sprawiał, że zapominała, jak się nazywa. Przewrócił się na bok i jął przesuwać z wolna dłonią po jej nodze, wpatrując się w usta i biust. – Możemy kontynuować? – spytała. Uśmiechnął się. – Więcej seksownego gadania. Gdzie się tego nauczyłaś, Natalie? – Nie kocham się zbyt często. Nie znam zasad. Pochylił się i pocałował ją w usta, przeciągając na koniec czubkiem języka po wargach. Nim skończył, paliło ją całe ciało.
– Lepiej? – zapytał. – Nie, jeśli zamierzasz na tym poprzestać – poskarżyła się. – Dopiero zaczęliśmy. – Przesunął dłoń na wnętrze jej uda, drażniąc i obiecując… – Jesteś taka ciepła – zamruczał jej do ucha, wsuwając dłoń pomiędzy uda. – A tu jeszcze bardziej. Przełknęła mocno ślinę, czując, że każdy nerw w jej ciele domaga się spełnienia. Przewróciła się na bok i przeczesała palcami miękkie, ciemne włosy na piersi Cole’a. – Moja kolej – powiedziała, obejmując jego członek dłonią. Był twardy, gotowy, a kiedy usłyszała, że oddech Cole’a znacząco przyspieszył, wiedziała już, że posunęli się w erotycznej grze nieco dalej. I bardzo dobrze, pomyślała. – Eee, Natalie, jeśli chcesz zwolnić… – Kto powiedział, że chcę? – spytała z ustami tuż przy jego ustach. – Chcę cię mieć teraz, Cole. Przejmuję dowodzenie. Masz z tym problem? – Żadnego – wymamrotał, kiedy pchnęła go z powrotem na materac. Przerzuciła nogę przez biodra Cole’a, dosiadła go i zaczęła przesuwać się po nim najwolniej, jak tylko była w stanie, drażniąc go piersiami, ustami… – Dosyć – powiedział, chwytając ją w talii. – Pragnę cię. – A ja ciebie – wyszeptała, przyjmując go w siebie z pełnym satysfakcji westchnieniem. Przez chwilę świat był taki, jaki być powinien. • • • Była środa wieczór. Laura siedziała przy stole, wpatrując się w dwa nietknięte nakrycia. Steki, przyrządzone dwie godziny wcześniej, zdążyły wystygnąć, pieczone ziemniaki zmiękły i się pomarszczyły, a sałata zbrązowiała. Jest wpół do dziewiątej, a Drew nie pojawił się w domu ani się nie skontaktował. Zadzwoniła na lotnisko i dowiedziała się, że samolot z Los Angeles przyleciał o czasie: za dwadzieścia szósta. Gdzie więc, u licha, się podziewał? Zaczynam być jak moja matka, pomyślała, wzdychając ze smutkiem. Oczyma wyobraźni widziała ją siedzącą przy pustym stole w jadalni eleganckiego domu w Atherton, wpatrującą się w piękną zastawę, wypełnioną potrawami przygotowanymi z miłością dla mężczyzny, który nie raczył zadzwonić i poinformować, że się spóźni. Znowu. Matka czekała i czekała, żeby pogasić w końcu światła, pójść samotnie do łóżka i płaczem ukołysać się do snu. Laura wyszła za Drew zdecydowana żyć inaczej. Sądziła, że mąż będzie jej kochankiem, przyjacielem, ojcem jej dzieci, a przede wszystkim towarzyszem. Wiedziała, że jest ambitny i zdeterminowany, nie sądziła jednak, by cokolwiek mogło stać się dla niego ważniejsze od niej – ani że będzie ją zdradzał. Ale czy na pewno robił właśnie to? Może jego częste nieobecności, skrytość oznaczały coś zupełnie innego? Na przykład konieczność wypromowania bestsellerowej powieści? Zegar tykał nieubłaganie, zwiększając tylko jej frustrację. W końcu wstała, podeszła do telefonu i wzięła do rąk słuchawkę, zastanawiając się, co robić. Mogła zadzwonić po raz piętnasty do Drew albo dać sobie spokój. Nim zdążyła zdecydować, telefon niespodziewanie zadzwonił jej w dłoni. Drgnęła zaskoczona. – Halo? – To ja, Lauro – usłyszała głos Drew. Odetchnęła z ulgą. – Dzięki Bogu. Tak się martwiłam. Gdzie jesteś?
– Nadal w L.A. – Myślałam, że dzisiaj wracasz. – Wynikło coś pilnego. Nie będzie mnie jeszcze przez kilka dni. Laura poczuła, że ściska jej się żołądek. – Dlaczego? – Nie mogę teraz o tym mówić. Potrzebuję, żebyś dała mi trochę czasu i przestrzeni. Możesz to zrobić? Zawahała się. – Nie sądzę, Drew. Dlaczego jesteś taki tajemniczy? – Pracuję nad czymś bardzo osobistym. Nie mogę o tym rozmawiać, nawet z tobą. Musisz mi zaufać. Laura niczego bardziej nie pragnęła, tylko jak byłoby to możliwe? Zbyt wiele pytań domagało się odpowiedzi. I chyba najwyższy czas, aby zaczęła je zadawać, przynajmniej niektóre. Zaczerpnęła oddechu i powiedziała: – Znalazłam w kieszeni twojej marynarki plan podróży Garretta Malone’a. Rozmawiałeś z nim? Drew nie odpowiedział. Nawet z oddali czuła, jaki jest zły. – Nie mogę teraz w to wnikać – powtórzył szorstko. – Mam spotkanie i kilka osób już na mnie czeka. Porozmawiamy później. – Nie jestem pewna, czy wystarczy nam czasu. Zadzwoniła do mnie reporterka z Santa Cruz. Wie, że byłam jedną ze Wspaniałej Czwórki. Powiedziała, że rozmawiała z policją i rozważają wznowienie śledztwa. – Nie mają nowych dowodów, więc nie mogą tego zrobić. – Jesteś pewien? – Jestem prawnikiem, czyż nie? Posłuchaj, Lauro. Nie musisz przejmować się książką. To Natalie powinna się martwić, nie ty. Nie zrobiłaś nic Emily. Masz czyste ręce. Chociaż byłoby pewnie lepiej, gdybyś zabrała dziewczynki i wyjechała na trochę z miasta. Może do domu twoich rodziców nad jeziorem Tahoe? Wróciłabyś po tygodniu, kiedy już wszystko przycichnie. – Dziewczynki mają szkołę, a ja spotkania – powiedziała zaskoczona jego sugestią. – Mogą opuścić kilka dni, a ty umówisz się na inny termin. Nie chcę, żeby prześladowała was prasa. Jeszcze powiesz coś niewłaściwego. Zapewne tego boi się najbardziej, pomyślała Laura cynicznie. – Nie mogę wyjechać. W poniedziałek mam przesłuchanie do miejscowej orkiestry. Co o tym sądzisz? – O czym ty mówisz? – Chcę grać na flecie w miejscowej orkiestrze. – Nie jesteś przecież aż tak dobra, prawda? Nie grałaś od lat, poza tym czy nie masz dość obowiązków, zajmując się domem i dziećmi? Jego słowa sprawiły, że natychmiast poczuła się winna. Madison miała rację. Drew dobrze wiedział, który guzik wcisnąć. Lecz teraz Laura mogła znaleźć wsparcie przyjaciółek. Madison. I Natalie. W głowie rozbrzmiewał jej głos Emily. Mówiła, że to nie przestępstwo pragnąć czegoś tylko dla siebie. Chciała powiedzieć Drew, że zrobi, co zechce, lecz nie zdążyła. – Muszę lecieć – powiedział. – Porozmawiamy, gdy wrócę. – Kocham cię – powiedziała szybko, automatycznie – lecz Drew już się rozłączył. Nie powiedział, że on także ją kocha. Bo może nie kochał. Ani ona jego. Nawet teraz wyznanie brzmiało głucho w jej uszach. Będą musieli szczerze porozmawiać, zaufać sobie od nowa. Nie nastąpi to, póki Drew nie wróci do domu, a jego tajemnicza sprawa nie zostanie załatwiona. Mogła mieć jedynie nadzieję, że nie
ma ona nic wspólnego z książką Malone’a, bo choć mogłaby wybaczyć mężowi wiele rzeczy, ta do nich nie należała.
Rozdział 16 W czwartek rano Natalie obudziły promienie słoneczne przenikające przez zasłony w sypialni Cole’a. Spojrzała na zegarek i zobaczyła, że nie jest wcale tak wcześnie – dochodziła ósma. Przewróciła się na plecy z westchnieniem absolutnego zadowolenia. Nie spała tak dobrze od lat. Żałowała jedynie, że ranek w końcu nadszedł. Będą musieli porozmawiać o przeszłości, teraźniejszości, a może nawet przyszłości. Tym razem nie chodziło jedynie o nich. Świat z pewnością nie pozostawi ich w spokoju. A nie była jeszcze gotowa zwrócić Cole’a reszcie świata. Może nigdy nie była. Powiedziała mu wcześniej, że o nic go nigdy nie prosiła, niczego nie żądała: obietnic, pierścionka, szczęśliwego zakończenia. Rzeczywiście, nie wypowiedziała na głos tych słów, lecz w głębi duszy właśnie ich pragnęła. Może Cole uciekł od tego, co zobaczył w jej oczach, a nie od tego, co usłyszał. I może znowu ucieknie. Ponieważ zakochiwała się w nim na nowo i chciała wierzyć, że tym razem będzie inaczej, chociaż rozsądek podpowiadał jej, że to daleki strzał. Drzwi łazienki otworzyły się i wyszedł z nich Cole, włosy i tors nadal miał wilgotne po prysznicu. Westchnęła w duchu na widok tego okazu męskiej urody ubranego jedynie w niebieskie bokserki. Chętnie poprzyglądałaby się dłużej, lecz Cole obdarzył ją seksownym uśmiechem, a potem wskoczył na łóżko i zaczął całować tak, jakby nigdy nie zamierzał pozwolić jej odejść. Jeden pocałunek prowadził do następnego. Nie dał jej szansy, by mogła zaprotestować albo poprosić, by nie przestawał. Bo właśnie to chciała powiedzieć. Przyciskał wargi do jej szyi, ramion, obojczyka… a ona wzdychała z zadowolenia. Nie chciała, by przestał. Nie chciała myśleć ani martwić się o to, co będzie z nimi później. – Uwielbiam, kiedy tak wzdychasz – powiedział, spoglądając na nią oczami pociemniałymi z pożądania. – Za każdym razem doprowadza mnie to do szaleństwa. Wiem, że powinienem pozwolić ci wstać. Musisz być głodna. I pewnie chciałabyś wziąć prysznic. Pojechać do domu. Coś zrobić. Położyła mu dłoń na karku, przyciągnęła do siebie i przesunęła językiem pomiędzy jego wargami, aż jęknął. – Jedyne, czego chcę, to kochać się z tobą znowu – wyszeptała. – Wiesz, noc się formalnie nie skończy, póki nie wstanę. Taka jest zasada. A obiecaliśmy sobie spędzić ją razem. – Naprawdę? Cóż, nie należy łamać zasad. Przesunął dłonią po piersi Natalie, drażniąc brodawkę. Pochylił głowę i zaczął ssać sutek, aż Natalie wydawało się, że zaraz umrze. Czuła nabrzmiewającą w dole ciała falę przyjemności. Skopała szybko kołdrę, by móc przycisnąć nogi do jego nóg. A potem wsunęła mu dłonie w bokserki i je opuściła. – Jestem gotowa na ciebie, Cole – powiedziała cicho, wciągając go w kolebkę swych ud. – Jak zawsze. Westchnęła znowu, gdy zapadł w nią głęboko. Objęła go nogami i ramionami. Później być może pozwoli mu odejść, teraz należał jednak do niej. • • • Uporczywy dźwięk dzwonka w końcu przywołał Natalie do rzeczywistości. Cole leżał obok, wiedziała jednak, że nie śpi. Jęknął i otworzył oczy. – Kto to, u diabła, może być?
– Nie mam pojęcia – odparła, nieco zaniepokojona. – Ktokolwiek to jest, portier musiał go wpuścić. – Czyli to nie reporter. – Cole zeskoczył z łóżka i wciągnął dżinsy. – Zapewne Josh lub Dylan. Gdy wyszedł, zebrała z podłogi swoje rzeczy. Zamierzała wziąć najpierw prysznic, lecz kiedy usłyszała dobiegające spoza sypialni głosy, uznała, że lepiej będzie natychmiast się ubrać. Słyszała kłótnię – najpierw męski głos, a potem kobiecy. Nie rozpoznała żadnego. Czyżby Madison? I Dylan? – Gdzie ona jest? – zapytał mężczyzna głosem nieznoszącym sprzeciwu. – Jest tutaj? Z tobą? Natalie zamarła. Wiedziała już, do kogo należy głos. To był Richard Parish, ojciec Cole’a. Nie wydawał się zadowolony. Miała okropne przeczucie, że chodzi mu właśnie o nią. Drzwi sypialni otworzyły się gwałtownie i Natalie podskoczyła. Bluzkę nadal miała rozpiętą. Zaczęła upychać gorączkowo jej poły w spodnie. Richard zatrzymał się w pół kroku – istne uosobienie gniewu i cierpienia. Jego włosy, kiedyś jasnobrązowe, były teraz całkiem siwe, a ciało, silne i muskularne, szczuplejsze, bardziej miękkie. Jego oczy, oczy Cole’a, wpatrywały się w nią z niedowierzaniem, twarde i niewybaczające. Spojrzał na Cole’a: – Spałeś z nią? Spałeś z dziewczyną, która zabiła twoją siostrę? – Nikogo nie zabiła – pospieszył jej z odsieczą Cole, za co była mu nieskończenie wdzięczna. – W książce napisano inaczej. Natalie westchnęła po raz kolejny, gdy do sypialni weszła matka Cole’a. Stanowiła starszą wersję Emily: ciemnobrązowe włosy, ciemne oczy, zadarty nosek w idealnie owalnej twarzy. Nie zestarzała się jednak tak ładnie, jak Natalie mogłaby się spodziewać. Wokół jej ust widniały zmarszczki, skórę miała bladą, a oczy podkrążone. – Natalie – wyszeptała, jakby nie mogła uwierzyć własnym oczom. – To naprawdę ty. – Tak – odparła Natalie. – To ja. – Richard powiedział, że widział cię wczoraj w telewizji. Biegliście z Cole’em ulicą. Nie uwierzyłam mu, lecz oto jesteś. Do licha! Reporterzy musieli sfilmować ich ucieczkę. Natalie się tego nie spodziewała. Czuła się winna, że spędziła ostatnich dwanaście godzin pogrążona w świecie fantazji. Cóż, teraz to się skończyło. Formalnie. Wyglądało na to, że nikt nie wie, co powiedzieć. Natalie nie podobała się ta cisza, lecz jej przerwania bała się jeszcze bardziej. I miała rację. – Zepchnęłaś Emily z dachu – powiedział Richard, rzucając jej wzrokiem wyzwanie, by ośmieliła się zaprzeczyć. – Nie wiem, dlaczego nie pomyślałem o tym wcześniej. – Ja nie… Przerwał jej machnięciem dłoni. – Wszystko, co napisano w książce, jest prawdą. Pokłóciłyście się. Chciałaś mieć Cole’a i próbowałaś namówić Emily, żeby pomogła ci go zatrzymać. A kiedy nie zgodziła się do niego zadzwonić, zepchnęłaś ją. – Nie zrobiłam tego. – Nie pamiętasz, prawda? – spytała Janet cichym, smutnym głosem. – Emily była tak słodka, tak miła. Kochała cię jak siostrę. Powiedziała mi to. Byłaś jej najlepszą przyjaciółką. – Czułam wobec niej to samo – powiedziała ze ściśniętym sercem Natalie. – Zamierzam udowodnić, że Malone kłamie. – Pan Malone musiał zdobyć gdzieś informacje – kontynuował Richard. – Policja Santa Cruz skontaktuje się z panią, panno Bishop. – Doktor Bishop – poprawiła go, unosząc wyżej brodę. Parishowie ewidentnie cierpieli, nie zamierzała jednak być dłużej kozłem ofiarnym. – Nie mogę się doczekać, żeby z nimi porozmawiać.
– Ja również – dodał Cole. – Wiele pytań domaga się odpowiedzi. – Nie! Nie chcę, żebyś się w to angażował – zaprotestowała Janet, wykorzystując resztkę energii, jaka pozostała jeszcze w jej ciele. – Nie zniosłabym myśli, że coś może się stać także tobie. Musisz trzymać się od tego z daleka. Tylko ty mi zostałeś. Obiecaj mi. Niech twój ojciec się tym zajmie. I śledczy. Chcę, żebyś był bezpieczny. Musisz to dla mnie zrobić. Ramiona Cole’a opadły, przygniecione ciężarem obaw matki. Teraz Natalie rozumiała, dlaczego nie opuścił rodziny, nie odszedł z gazety. Jego matka była krucha niczym laleczka z chińskiej porcelany. Wystarczyłby byle wstrząs, a mogłaby rozpaść się na tysiące kawałeczków. Uświadomiła sobie, że Emily także musiała odczuwać ten ciężar. Janet nie była wtedy aż tak słaba, potrzebowała jednak miłości i uwagi córki, a Emily czuła się zakładniczką tej niemożliwej do zaspokojenia potrzeby. – Nic mi się nie stanie, mamo. Obiecuję – powiedział Cole. – Nie możesz mi tego obiecać. Emily też zapewniała, że wszystko będzie w porządku. Myliła się. – Spojrzała z niepokojem na Natalie, a potem znowu na Cole’a. – Nie powinniście przebywać razem. – Natalie chce oczyścić swoje imię, a ja chcę dowiedzieć się prawdy. – Wasze interesy mogą być sprzeczne – wtrącił Richard. – Nie będą. Jestem o tym przekonany – odparł Cole. – Sypiasz z nią. I ta namiętność cię zaślepia. Myślałem, że lepiej cię wychowałem. Cole zesztywniał. – Posłuchaj, jesteś zdenerwowany, ale ja sobie poradzę. Wiem, co robię i z kim. Natalie ściągnęła brwi. Wolałaby, żeby Cole bardziej stanowczo bronił jej niewinności i charakteru. – Powinieneś mieć dla siostry więcej szacunku i trzymać się z dala od tej kobiety – kontynuował Richard ostro. – I tak robiłem, przez dziesięć lat – odparł Cole. – Jak długo jeszcze? – Do końca życia. – Richard obrzucił Natalie twardym, gorzkim spojrzeniem. – Przyjęliśmy cię do rodziny, spędzaliśmy razem święta i wakacje, traktowaliśmy jak córkę, a ty co zrobiłaś? Upiłaś Emily. Kłóciłaś się z nią. Pozwoliłaś jej wyjść na dach, choć była w takim stanie, że nie wiedziała, co robi. A potem zepchnęłaś ją lub pozwoliłaś, by sama spadła. Tak czy inaczej, zabiłaś ją. Natalie nie mogła oddychać. Czuła się tak, jakby ktoś wbił jej nóż w serce. – Będziesz musiał wybrać, Cole. – Richard wskazał głową w kierunku Natalie. – Pomiędzy nią a rodziną. Twarz Cole’a zbielała. – Nie stawiaj mi ultimatum – powiedział, lecz jego słowa zawisły w próżni. Rodzice wyszli, trzasnąwszy drzwiami. Natalie skończyła zapinać bluzkę, uświadamiając sobie ze zgrozą, że rozmawiała z rodzicami Cole’a na wpół naga. Kolejna rzecz, która przemawia przeciwko niej. Cole ruszył się w końcu i podszedł do komody. Wyjął podkoszulek i wciągnął na szerokie ramiona. Byli teraz ubrani. Każde w swoją zbroję. – Domyślam się, że noc definitywnie się skończyła – powiedziała, czując głęboki żal, pomimo iż bardzo się starała, by nie czuć nic. – Rzeczywiście. Nie podobało jej się, że Cole unika jej wzroku. Czyżby zamierzał zignorować to, co się właśnie wydarzyło? Nim zdążyła zapytać, wyszedł z pokoju. Najwidoczniej miała rację. Podążyła za nim do saloniku i zobaczyła, że szuka kluczy. – Nadal pracujemy nad tym razem? – spytała. – Słyszałeś, co twój ojciec o mnie powiedział. A matka błagała, żebyś mnie zostawił. – Byłem tu. Nie musisz mi przypominać.
Był zły, nie wiedziała jedynie na kogo. – Zawsze tak się zachowują? – Stracili wiele, kiedy Emily zginęła – powiedział i ciężko westchnął. – Mają prawo być zaborczy. Po prostu jakkolwiek bym się starał, nie jestem w stanie dać im tego, czego potrzebują. – Emily też tak mawiała – mruknęła Natalie pod nosem. – Już o tym rozmawialiśmy. Dużo chorowała w dzieciństwie. Trzeba było ją chronić. – Ale ty byłeś zdrowy. Nie trzeba było cię chronić. I też czułeś się jak w pułapce. Nadal tak się czujesz. – Spojrzała mu w oczy i wiedziała już, że się nie myli. – To dlatego przedtem ode mnie uciekłeś, Cole? Chciałeś zakończyć nasz związek jak najszybciej po tym, jak powiedziałam, że cię kocham? Cole przeczesał palcami włosy. – Nie wiem, Natalie. Nic już nie wiem. Możliwe. W pewien trudny do wytłumaczenia sposób Natalie była zadowolona, że rodzice Cole’a ich przyłapali. Teraz lepiej go rozumiała. Bał się otrzymać zbyt wiele miłości. A ona bała się, że nigdy nie dostanie jej dosyć. Jak, na Boga, mogliby razem żyć? – Odwiozę cię do domu – powiedział. – Muszę iść do pracy. • • • Natalie spędziła większą część ranka, sprzątając, robiąc pranie, opłacając rachunki, wysyłając emaile i walcząc z natłokiem myśli. Nie chciała wspominać wczorajszego dnia ani minionej nocy. Myśleć o tym, jak dobrze jej było z Cole’em i o ile trudniej będzie jej teraz bez niego. Mogła obwiniać jedynie siebie. Kochała się z nim z otwartymi oczami. Nie chciała myśleć o jutrze – czemu więc była zaskoczona, kiedy nadeszło i kopnęło ją boleśnie? Wiedziała, że czas spędzony z Cole’em to jedynie krótkie interludium. Musiała się z tym pogodzić i żyć dalej. Tylko że nie bardzo wiedziała, jak to zrobić. No i była jeszcze książka, reporterzy, to, że nie wolno jej było wrócić do pracy. Czuła się jak w pułapce. Potrzebowała drogi ucieczki. Kiedy późnym popołudniem zadzwonił telefon, poczekała, aż włączy się automatyczna sekretarka, ponieważ uznała, że to kolejny reporter zadający pytania, na które nie potrafiła odpowiedzieć. Zaskoczyło ją więc, gdy usłyszała znajomy głos – głos z przeszłości. – Tu Diane Thomas, Natalie – powiedziała kobieta. – Nie wiem, czy mnie pamiętasz, ale… – Diane – powiedziała Natalie, podnosząc słuchawkę. – Cześć! Właśnie weszłam i usłyszałam, że się nagrywasz. – Odszukanie cię zajęło mi kilka dni – powiedziała Diane. – Myślałam o tobie, odkąd ukazała się książka. Chciałam ci powiedzieć, że to okropne, co tam o tobie powypisywali. Jej słowa poruszyły Natalie. Diane była doradczynią w stowarzyszeniu i powierniczką kandydatek. Miło było usłyszeć, że nie wierzy w pomówienia zamieszczone w książce. Natalie usiadła na sofie. – Dzięki. Nie wiesz, ile dla mnie znaczy, że to powiedziałaś. – Wiem, że przyjaźniłyście się z Emily. To wszystko musi być dla ciebie okropnie bolesne. – Jest. Zamilkła na moment. – Jessica Holbrook pracuje teraz w moim biurze. Jest doradczynią w bractwie Gamma Delts. Nie podziela mojej opinii. Czułam, że powinnam cię ostrzec, Natalie. Niektóre spośród dziewcząt myślą, że miałaś coś wspólnego ze śmiercią Emily.
Natalie westchnęła. Choć słowa Diane jej nie zaskoczyły i tak zrobiło jej się przykro. – Rozumiem, lecz jestem niewinna. – Wiem o tym. Emily była taką miłą dziewczyną i blisko się przyjaźniłyście. Rozmawiałam wczoraj z Connie Richmond – dodała, mając na myśli kierowniczkę domu stowarzyszenia. – Chętnie ci pomożemy, jeśli zajdzie potrzeba. Jest coś, co mogłybyśmy zrobić już teraz? – Nie w tej chwili. Chyba że wiecie, kto napisał książkę. – To znaczy? – Sądzę, że Garrett Malone to nie jest prawdziwe nazwisko. Ten ktoś posługuje się pseudonimem. – Naprawdę? Dlaczego? – Najwidoczniej coś ukrywa. Nie wiem. – Podskoczyła, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Oby nie znowu prasa, pomyślała. – Możesz zaczekać minutę? Wyjrzała przez wizjer i zobaczyła Madison. Otwarła drzwi i wpuściła przyjaciółkę. – Przepraszam. Jest coś, o co chciałabym cię zapytać, Diane. Czy Emily rozmawiała z tobą o mężczyźnie, z którym się spotyka? Wiem, że bardzo ceniła twoje zdanie. I twoje rady. – Starałam się – odparła Diane ze śmiechem. – Co się tyczy faceta Emily, nie przypominam sobie nikogo szczególnego. Rozmawiałyśmy raczej o sprawach stowarzyszenia, przyjaźni i tym podobnych. Co znaczy, że rozmawiały także o niej i Cole’u. – Powiedziała, że nie życzy sobie, bym spotykała się z jej bratem? – spytała. – Wspomniała, że sprawy pomiędzy waszą trójką się skomplikowały – odparła Diane po krótkiej przerwie. – Jestem jednak pewna, że nie było tak źle, jak opisano to w książce. – Oczywiście, że nie. – Cóż, muszę kończyć. Proszę, nie wahaj się dzwonić do mnie lub do Connie, jeśli będziemy mogły jakoś pomóc. Śmierć Emily to był wypadek. Tragiczny, lecz jednak wypadek. – Tak, rzeczywiście. Bardzo ci dziękuję. To wspaniałomyślne z waszej strony, że mnie wspieracie. – Odłożyła słuchawkę i odpowiedziała na pytające spojrzenie Madison: – Diane Thomas. – Naprawdę? Kolejny głos z przeszłości. – Nie wierzy w to, co napisano w książce i zaproponowała pomoc. Powiedziała, że rozmawiała z panią Richmond i obie uważają, że jestem niewinna. – To dobrze. Zaskoczyło mnie, że pani Richmond nadal jest dyrektorką. Czy nie była już koło osiemdziesiątki, kiedy tam mieszkałyśmy? – Raczej koło pięćdziesiątki. – Z pewnością wyglądała staro. – Dlatego że my byłyśmy tak młode. – Przycupnęła na oparciu sofy. – Co u ciebie? – No więc, widziałam się wczoraj wieczorem z Dylanem. – Madison usiadła na krześle i skrzyżowała nogi. – Ma w mieszkaniu kapliczkę poświęconą Emily. Zamknięty pokój, a w nim setki jej zdjęć. Pokrywają wszystkie ściany. – Naprawdę? – spytała zaszokowana Natalie. – Skąd wiesz? – Pozwoliłam sobie tam wejść. To długa historia. Chodzi o to, że Dylan był w Emily szaleńczo zakochany. Słyszał, jak kłóciłyście się tamtego wieczoru w jej pokoju. – Czyli, że był tam wtedy. Tak myślałam. – Powiedział, że wyszedł, bo nie chciał się wtrącać i bardzo tego żałuje, bo gdyby został… – …Emily mogłaby nadal żyć – dokończyła Natalie. – Sądzi, że to zrobiłam, prawda? Zepchnęłam ją. – Tak, raczej tak. Rozmawialiśmy o innej możliwości, ale o tym za chwilę. – Zamilkła. – Uważam, że Dylan może być Malone’em. Natalie skinęła głową.
– Też przyszło mi to do głowy. Madison spochmurniała. – Myślałam, że cię zaskoczę, lecz najwidoczniej nic z tego. A co ciebie skłoniło do takich podejrzeń? – Polecieliśmy śladem Malone’a do Los Angeles i znaleźliśmy w jego pokoju przebranie – perukę, przybory do makijażu, cały komplet. – Dylan był w L.A. – powiedziała Madison podekscytowana. – Wiem o tym od Josha. – A kto mógłby mieć gotowe przebranie, jeśli nie magik? – Natalie zastanawiała się przez chwilę. – Powiedziałaś, że w garderobie Dylana było mnóstwo pamiątek po Emily? Zastanawiam się, czy nie znalazłby się tam też jej pamiętnik. Cole i ja uważamy, że to z niego Malone mógł czerpać informacje do książki. – Cholera! Powinnam o tym pomyśleć. Natalie wstała. – Musimy się tam dostać. – A co z Cole’em? Natalie się zawahała. – Jest w pracy i szczerze mówiąc, wolałabym teraz do niego nie dzwonić. Mieliśmy dziś rano niezłą scenę. – Pożałowała, że o tym wspomniała, gdy tylko dostrzegła w oczach Madison błysk zainteresowania. – Nie pytaj. – O nie, tak łatwo się nie wywiniesz. Co się wydarzyło? Natalie znowu się zawahała. Czy naprawdę chciała zwierzyć się Madison? Przyjaciółka była wszakże jedyną osobą, o której wiedziała, że nie będzie jej osądzać. Zaczerpnęła zatem oddechu i powiedziała: – Spędziliśmy razem noc, a rankiem do mieszkania wparowali jego rodzice i przyłapali nas niemalże w łóżku. – A to ci wpadka! – Do kwadratu. Byli wściekli i zranieni. Mówili straszne rzeczy i praktycznie kazali Cole’owi wybrać pomiędzy mną a rodziną. – Nie znoszę rozmów z rodzicami po nocy spędzonej na seksie – stwierdziła Madison lekko. Natalie się uśmiechnęła. – To było naprawdę coś, uwierz mi! – I co Cole na to? Jak zareagował? – Bronił się i powtarzał, że nie jesteśmy w tej sprawie po przeciwnej stronie, lecz nie wystąpił i nie powiedział stanowczo, że… – Wzruszyła ramionami, niezdolna dokończyć zdanie tak samo jak myśl. – Oczywiście pójście z nim do łóżka było niemądre. Nie wiem, co sobie myślałam. Tam, gdzie chodzi o Cole’a, wyłącza mi się rozsądek. Tak czy inaczej, coś takiego już się nie zdarzy, więc dość o tym. Madison się roześmiała. – Dobra próba, Natalie, lecz obie wiemy, że tak się nie stanie. Jeszcze ze sobą nie skończyliście. Nawet się do tego nie zbliżyliście. • • • Cole wyszedł z redakcji po czwartej, mając świadomość, że całkowicie zmarnował dzień. Nie był w stanie się skupić. Wracał na okrągło myślami do pełnej namiętności nocy z Natalie, a potem konfrontacji z rodzicami. Odczuwał potrzebę, aby z kimś porozmawiać. Josh nie odpowiedział na telefon, postanowił spróbować więc z jego bratem. Hostessa w klubie powiedziała, że Dylan jeszcze nie wrócił, Cole przeszedł zatem przez boczne
drzwi i wspiął się po schodach prowadzących do mieszkania przyjaciela. Zapukał. Drzwi otworzył mu Josh ubrany w spłowiałe dżinsy i podkoszulek. W jednej ręce trzymał piwo, w drugiej pilot do telewizora. – Co ty tu robisz, Cole? – Właśnie miałem zadać ci to samo pytanie. Nie powinieneś być w pracy? – Wieczorem obsługuję mecz, więc wziąłem wolne popołudnie. – Nie masz własnego mieszkania? – Skończyło mi się piwo, poza tym Dylan ma większy telewizor. Cole skinął głową, zaskoczony tym, że czuje się jak wieki temu, gdy jego potrzeby sprowadzały się do picia piwa i oglądania sportu w telewizorze z możliwie dużym ekranem. – Gdzie Dylan? – Wyjechał. Zimny dreszcz przebiegł Cole’owi po plecach. – Co to znaczy: wyjechał? – Zostawił mi rano wiadomość, że nie będzie go przez kilka dni. – Dokąd pojechał? Josh wzruszył ramionami. – Nie pytałem, a on nie powiedział. Wiesz, że nigdy nie mówi. – Spojrzał z namysłem na przyjaciela. – O co chodzi? Dylan często wyjeżdża. Dlaczego tak cię to interesuje? – Z powodu tej przeklętej książki. Uważam, że twój brat coś o niej wie. – Lepiej wejdź – powiedział Josh, zamykając za Cole’em drzwi. – Chcesz piwa? – Nie, dzięki. Jak myślisz, czy wtedy, w Santa Cruz, było coś pomiędzy Dylanem a Emily? Nie mógł uwierzyć, że o to pyta, jednak ta myśl nie dawała mu spokoju od kilku dni. – Interesujące pytanie – odparł Josh po chwili. – Madison zadała mi je wczoraj. Powiedziałem, że byli jak brat i siostra. A tak nie było? – Tak sądziłem. – Od razu poczuł się lepiej. Josh był bliźniakiem Dylana. Na pewno by wiedział, gdyby w życiu jego brata działo się coś niezwykłego, prawda? – Oczywiście, byli przyjaciółmi – dodał. – Dostaję szału, próbując ustalić, kto napisał tę przeklętą książkę. Malone zniknął. Mój najlepszy śledczy nie jest w stanie niczego wygrzebać. Zupełnie jakby facet zapadł się pod ziemię. Na dodatek wrócili moi rodzice wściekli jak diabli. – Mogę coś dla ciebie zrobić? – Możesz pomóc mi zlokalizować brata. – Ledwie skończył mówić, ktoś zapukał głośno do drzwi. – Otworzę. Stwierdzić, że doznał szoku, ujrzawszy na progu Natalie i Madison, to niedopowiedzenie. Najwidoczniej one czuły to samo. – Co tu robisz, Cole? Myślałam, że jesteś w pracy – spytała Natalie. – Chciałem porozmawiać z Dylanem. – To tak jak my – wtrąciła Madison, rozglądając się. – Gdzie on jest? – Tu go nie ma – odparł Cole. – I nikt nie wie, gdzie się podziewa. Dostrzegł na twarzy Natalie przebłysk rozczarowania, odwróciła jednak pospiesznie wzrok. Czy to możliwe, by tak szybko stali się sobie znów obcy? Znał odpowiedź na to pytanie. Rodzice przypomnieli mu, że Emily nadal stoi pomiędzy nimi. – Nie szkodzi – stwierdziła Madison zdecydowanie. – Może i lepiej, że go nie ma. Nie będzie w stanie nas powstrzymać. – Przed czym? – zapytał Josh z ciekawością.
– Przed przeszukaniem schowka. – Chwileczkę, Madison – zaprotestował Josh. – Nie mogę pozwolić, żebyś szperała w jego rzeczach. – Spróbuj mnie powstrzymać. – Wskazała zamknięte drzwi w kącie pomieszczenia. – Byłeś kiedyś w środku? Cole podążył za nią spojrzeniem, zastanawiając się, czego nie wie. Nie musiał długo czekać na odpowiedź. – Dylan urządził tam Emily kapliczkę – kontynuowała Madison. – Widziałam ją wczoraj. Potrzebujemy jedynie klucza. – Spojrzała na Josha. – Masz go? – Możliwe – odparł Josh powoli. – Szanuję jednak prywatność brata. Gapienie się w jego telewizor i podbieranie piwa to jedno, przeszukiwanie mieszkania to coś zupełnie innego. – Musimy tam zajrzeć – powiedział Cole. – Daj mi klucz. Josh zawahał się, w końcu podszedł jednak do stołu, wziął klucze i rzucił je Cole’owi. – To pewnie któryś z tych. Cole był w mieszkaniu Dylana setki razy i nie zauważył, że jest tam dodatkowe pomieszczenie. Teraz wydało mu się to podwójnie złowróżbne. Miał okropne przeczucie, że wcale nie chce otworzyć tych drzwi. Coś zmusiło go jednak, by przeszedł przez pokój, odszukał właściwy klucz, przekręcił go w zamku i sięgnął do klamki. Natalie, Madison i Josh stali tuż za nim, kiedy otwierał drzwi. – Tam jest światło – powiedziała Madison. Wyciągnęła rękę i szarpnęła za łańcuszek. Zabłysła żarówka i twarz Emily wyskoczyła ku nim ze ścian. Cole wpatrywał się zaszokowany w setki fotografii. – Cholera! – zaklął Josh. – Co to, u diabła, jest? – Koszmar – mruknął Cole, odwracając się. Czuł, że jeszcze chwila i zwymiotuje. Natalie położyła mu dłoń na ramieniu. – Nic ci nie jest? – Nie. – Dokąd idziesz? Musimy poszukać dziennika Emily. Cole potrząsnął głową. – Nie mogę. Muszę się stąd natychmiast wydostać. • • • Laura, zdenerwowana i niepewna, podeszła do gabinetu Drew mieszczącego się z tyłu sali pełnej boksów. Sekretarka Drew, Pamela Foyer, tkwiła na stanowisku przed drzwiami gabinetu szefa skupiona na pracy. Jej palce niemal fruwały nad klawiaturą. Jak większość kobiet zatrudnionych w firmie ojca, Laury była młoda, atrakcyjna i dobrze ubrana. Pracowała dla Drew od sześciu miesięcy, a Laura zdążyła zamienić z nią ledwie kilka słów. To miało się jednak właśnie zmienić. – Pani McKinney… – powiedziała zaskoczona Pamela. – W czym mogę pomóc? Drew nie ma. – Wiem – odparła Laura, starając się przypomnieć sobie szczegóły przygotowanej zawczasu historyjki. Po dalece niesatysfakcjonującej rozmowie z mężem poprzedniego wieczoru stało się dla niej jasne, że skoro chce uzyskać odpowiedzi, będzie musiała poszukać ich sama. Jeżeli Drew coś kombinował, nie zostawiłby dowodów w mieszkaniu. Trzymałby je w pracy, ponieważ Laura nie zaglądała nigdy do kancelarii. Aż do dziś. – Drew zabrał niechcący zgodę na wyjazd mojej córki, a jest mi potrzebna. Powiedział, iż leży
zapewne na biurku. Przyszłam, żeby ją zabrać. – Mam pomóc pani szukać? – spytała Pamela, wstając. – Nie, poradzę sobie. – Pan McKinney bardzo nie lubi, kiedy ktoś przegląda mu papiery na biurku – powiedziała Pamela z wahaniem. – Proszę mi wierzyć, wiem dokładnie, co pan McKinney lubi, a czego nie – odparła Laura, uznawszy, że pora okazać nieco charakteru. – Jestem jego żoną. – Oczywiście. Nie miałam na myśli… Nagle telefon na biurku sekretarki zadzwonił jakby za sprawą boskiej interwencji. Laura wśliznęła się do gabinetu. Wiedziała, że ma zaledwie kilka minut, należało więc się pospieszyć. Przeszukała błyskawicznie szuflady, nic jednak nie znalazła. Zerknęła przez żaluzje oddzielające gabinet od reszty sali i zobaczyła, że Pamela nadal rozmawia. Dawało jej to kilka dodatkowych minut, rzuciła się więc do szafek z aktami. Podchodząc, spojrzała na komputer. Drew lubił robić wszystko online. Włączyła urządzenie i czekała, stukając niecierpliwie palcami w blat biurka i zerkając jednym okiem na Pamelę, a drugim na ekran. Trudno byłoby jej wyjaśnić, dlaczego do niego zagląda, skoro przyszła jedynie po niewinny papierek. Wreszcie komputer się zalogował. Zerknęła na spis prywatnych dokumentów i serce zabiło jej szybciej, gdy zobaczyła, że jeden zatytułowany został „Malone”. Otworzyła go i przejrzała zawartość. Kolejny plan podróży. Czy była to kopia tego, który znalazła w kieszeni marynarki Drew? Nie, ponieważ ten dotyczył podróży do Nowego Jorku. Czy Drew nie poleciał tam w zeszłym miesiącu? Daty wydawały się zbliżone. Przesunęła kursor w dół z nadzieją, że uda jej się znaleźć coś jeszcze, ale niczego tam nie było. Zamknęła dokument i przesunęła palcem wzdłuż spisu plików. Większość nazwisk nic jej nie mówiła, lecz potem natknęła się na skrót S.C. Otwarła dokument, zastanawiając się, czy S.C. nie oznacza aby Santa Cruz, i znalazła listę znajomych nazwisk oraz numerów telefonów. Jessica Holbrook, starsza siostra Emily ze stowarzyszenia. Connie Richmond, dyrektorka siedziby stowarzyszenia. Diane Thomas, opiekunka kandydatek. Lista ciągnęła się w nieskończoność. Zawierała nazwiska dziewcząt, które mieszkały w bursie stowarzyszenia w czasie, kiedy zginęła Emily. Wpatrywała się w listę przez dłuższą chwilę. Po co Drew ją sporządził? Czego szukał? Czyżby chciał się dowiedzieć, kto napisał książkę? A może wykorzystał tych ludzi, żeby zdobyć do niej materiał? Potrząsnęła głową, starając się zapanować nad wyobraźnią. Drew był prawnikiem, nie pisarzem. Nie napisał książki. Nie miał motywu – innego niż pieniądze. Zarabiał jednak w firmie i to na tyle dobrze, aby wpłacać i wypłacać z ich wspólnego konta duże sumy. Chyba że pieniądze nie pochodziły wcale z firmy… Wyłączyła komputer i odsunęła się od biurka, kiedy w progu stanęła Pamela, spoglądając na nią z pytającym wyrazem twarzy. – Znalazła pani to, czego szukała? – spytała. – Tak, dzięki. – Laura? Usłyszała donośny głos ojca na chwilę przed tym, nim wszedł do gabinetu. Thomas Hart był wysokim, potężnie zbudowanym mężczyzną o dużej, kwadratowej twarzy i onieśmielającym sposobie bycia. Laura piekielnie się go bała, nawet teraz. Dobiegała trzydziestki, miała męża i dwójkę dzieci, jednak przy ojcu czuła się jak zahukana dziewczynka.
– Cześć, tato – powiedziała, zmuszając się do uśmiechu. – Pamela powiedziała, że tutaj jesteś, ale nie wyjaśniła dlaczego. Zatem sekretarka Drew powiadomiła jej ojca, że córka zjawiła się niespodziewanie w biurze? Posłała kobiecie znaczące spojrzenie i Pamela wymknęła się czym prędzej z gabinetu, bąknąwszy ciche: – Proszę mi wybaczyć. – Zezwolenie na wyjazd Jennifer zaplątało się w papiery Drew. Jest mi potrzebne, więc przyszłam. Ojciec wszedł głębiej do gabinetu i zamknął za sobą drzwi. – Naprawdę tylko po to przyszłaś? – A po cóż by innego? – spytała nerwowo. Utkwił w niej spojrzenie ciemnych oczu i Laura poczuła się tak, jakby mógł przejrzeć ją na wylot. – Drew przebywał ostatnio dużo poza biurem – powiedział. – Czy w domu jest jakiś problem? Ma powód, żeby wyjeżdżać tak często z miasta? Spojrzała na niego zaskoczona. – Wyjeżdża służbowo. Na pewno wiesz o tym więcej ode mnie. – Obawiam się, że nie. Drew brał ostatnio często wolne. Powiedział, że ma osobiste problemy. Próbowałem się nie wtrącać, Lauro, lecz jego powtarzająca się nieobecność zaczyna być problemem dla pozostałych partnerów. Nie mogę go kryć w nieskończoność. Drew brał wolne? Czyżby okłamywał ich oboje? – Posłuchaj, Lauro, nieczęsto daję ci rady, lecz powiem tak: jeśli chcesz zatrzymać męża w domu, dopilnuj, by chciało mu się tam wracać. – A cóż to miało znaczyć? – Dobrze wiesz. Mężczyźni, którzy są szczęśliwi w domu, nie szukają szczęścia gdzie indziej. Wyszedł, a ona z trudem powstrzymała się, by za nim nie pobiec i nie zapytać, czy usprawiedliwiał w ten sposób także własne zdrady. Zawsze podejrzewała, że miał przez lata co najmniej kilka romansów. Nikt jednak nie wspomniał o tym nawet słowem. Czyżby zachowywała się jak jej matka – odwracała wzrok, udając, że wszystko jest w porządku, choć wcale tak nie było? Czy Drew miał romans? Dlatego zwalniał się z pracy i znikał z domu? Musiała z nim porozmawiać. Zapytać wprost. Dość owijania w bawełnę, łudzenia się, że problemy same znikną. Najpierw trzeba było jednak go znaleźć.
Rozdział 17 Natalie spędziła piątkowy ranek, szukając Cole’a. Zajrzała do jego mieszkania, do redakcji, przejechała nawet koło domu Parishów, by sprawdzić, czy w pobliżu nie stoi jego samochód. Nie było go tam i z każdą chwilą zaczynała bardziej się martwić. Odkąd wybiegł poprzedniego dnia z mieszkania Dylana, nie można było się z nim skomunikować. Postanowiła dać mu trochę czasu, aby uporał się z emocjami związanymi z tym, co Dylan najwidoczniej czuł do Emily, ale ten czas się skończył. Chciała – a właściwie musiała – porozmawiać z nim, upewnić się, że nic mu nie jest. Zaryzykowała i podjechała pod most Golden Gate. Był tam. Stał, opierając się o ceglany mur i spoglądając na wodę. Otuliła się ciaśniej swetrem, ponieważ znad oceanu nadciągnął chłodny wiatr. Podeszła bliżej. – Skąd wiedziałaś, że tu jestem? – zapytał, nie patrząc na nią. Oparła się o mur. – Zgadywałam i dopisało mi szczęście. Nie jest ci zimno? Miał na sobie jedynie koszulę i spodnie, lecz żadnej kurtki. – Nie wiem. Nie zastanawiałem się nad tym. – Zamilkł na chwilę. – Znalazłaś dziennik Emily? – Nie było go tam. – Spostrzegła, że żyła na szyi Cole’a zaczęła mocniej pulsować. Najwyraźniej nadal nie był w stanie myśleć spokojnie o tym, co zobaczył w mieszkaniu Dylana. – To nie było takie okropne, jakie się wydawało, Cole. – Jak możesz tak mówić? – Odwrócił się. W jego spojrzeniu dostrzegła ból i gniew. – Dylan miał obsesję na punkcie mojej siostry. To było dziwaczne, chore. A ja się nie domyśliłem. Myślałem, że jest moim przyjacielem. Ufałem mu. Wszyscy mu ufaliśmy. Rodzice cieszyli się, że jest w Santa Cruz i będzie mógł się zaopiekować Emily. Na miłość boską, zachęcaliśmy go, żeby się z nią widywał. – Zdegustowany potrząsnął głową. – Nie mogę uwierzyć, że tak mu ufałem. – Dylan troszczył się o Emily. Madison twierdzi, że był w niej zakochany, ale się z tym nie zdradził. A ona traktowała go jak przyjaciela. Nie sądzę, żeby przekroczył granicę, Cole, może jedynie w wyobraźni. – Nie wiedziała, dlaczego odczuwa potrzebę, by go przekonać, ale tak właśnie było. Może dlatego że Cole stracił już siostrę. Nie mogła pozwolić, by stracił też jednego z najbliższych przyjaciół. – Miało miejsce tyle nieporozumień. Nie pozwól, by wydarzyło się kolejne. Porozmawiaj z Dylanem, nim go osądzisz. – Czego nie rozumiem, Natalie? – zapytał, machając niecierpliwie dłonią. – Mój najlepszy przyjaciel mnie okłamywał. Nawet jeśli było to jedynie kłamstwo przez zaniechanie, to i tak kłamstwo. Dlaczego go bronisz? On cię nie znosi. – Dziękuję, że mi przypomniałeś – odparła chłodno. – Wiem, że nie jest moim największym fanem, ale przyjrzeliśmy się tym fotografiom, Cole. Owszem, są ich dziesiątki, lecz żadna nie przedstawia Emily rozebranej. Znaleźliśmy także rysunki. Pochodzą z czasów, kiedy Emily była jeszcze dzieckiem. Wygląda na to, że próbowali wymyślić własne sztuczki. Pisywali też razem historyjki o magicznych krainach. Domyślam się, że Dylan wykorzystał niektóre do swoich gier. Z tego, co przeczytałam, wydają się całkiem dobre. Garderoba była jak jeden wielki album. Powinieneś wrócić i obejrzeć. Przekonałbyś się, że nie ma tam żadnych potworów. Cole wpatrywał się w Natalie, jakby nagle wyrosła jej druga głowa.
– Nie rozumiem tego, Natalie. Wydajesz się taka wyrozumiała. Nie pomyślałaś o tym, że istnieje realna możliwość, iż to Dylan napisał książkę albo dostarczył Malone’owi materiału do niej, ponieważ chciał ukarać cię za śmierć Emily? Z pewnością coś takiego przyszło jej do głowy. – Oczywiście, że o tym pomyślałam, Cole. Jeśli Dylan sądzi, że skrzywdziłam Emily, to się myli i w końcu to do niego dotrze. Zwłaszcza jeśli to on napisał książkę, która niszczy mi reputację. – Umilkła, zastanawiając się, jak wytłumaczyć Cole’owi, że to, co zobaczyła w mieszkaniu Dylana, głęboko ją poruszyło. – Muszę ci powiedzieć, że jestem pod wrażeniem siły uczuć Dylana dla Emily. On ją uwielbiał. To oczywiste. Cokolwiek zrobił, zrobił to z miłości. – Chorej miłości. – Dlaczego uważasz, że była chora? Ponieważ był twoim przyjacielem? – A ona moją siostrą – dodał Cole ewidentnie zdegustowany. – Wykorzystał ją. – Nieprawda. Zaczynam się domyślać, dlaczego nic ci nie powiedział. – Milczał, gdyż wiedział, że by mi się to nie spodobało. Natalie westchnęła. Miała wrażenie, że wali głową w mur. – Tylko w gazecie wszystko jest czarne lub białe, Cole. Życie bywa bardziej skomplikowane, zwłaszcza związki. Dylan miał prawo zakochać się w Emily. Jestem pewna, że jej też na nim zależało. Byli najlepszymi przyjaciółmi. Musisz z nim porozmawiać. Cole nie odpowiedział. Widać było jednak, że nadal jest zły. Natalie spojrzała na wodę. W oddali jakaś żaglówka usiłowała wpłynąć do zatoki, przeciwstawiając się morzu, wiatrom i zmiennym prądom. Żeglarze nie poddali się, ale skręcili wpierw w lewo, a potem w prawo, próbując schwytać wiatr w żagle. Czuła się tak, jakby uczestniczyła w tej samej bitwie. Ona też się nie podda. Nie przegra, nie, kiedy jest już tak blisko osiągnięcia wszystkiego, czego zawsze pragnęła. I nie pozwoli, by Cole się poddał. – Musisz się skupić – powiedziała. – Pozwoliłeś, by ta historia z Dylanem odwróciła twoją uwagę. Nadal musimy znaleźć Malone’a, dziennik i odkryć prawdę. Teraz zbliżyliśmy się przynajmniej do celu. Rzucił jej sceptyczne spojrzenie. – Skąd, u licha, taki pomysł? Za każdym razem, gdy się odwracam, dowiaduję się o siostrze czegoś nowego. Czy była tą dziewczyną, której pamięć noszę w głowie i sercu? A może kimś zupełnie innym? – Może była i tym, i tym. Nie zawsze pokazujemy rodzinie prawdziwą twarz, zwłaszcza kiedy jesteśmy nastolatkami, a Emily miała przecież tylko dziewiętnaście lat. Nie była całkowicie dorosła. Nie stała się jeszcze tym, kim mogła być. I nie była idealna. – Myślałem, że była – powiedział Cole, wzdychając ciężko. – Za każdym razem, gdy o niej myślę, widzę iskrzące się radością, brązowe oczy, piękny uśmiech i czuję gniew, że już jej nie ma. Miała przed sobą całe życie. Mogła być, kimkolwiek by zechciała. Natalie przesunęła dłonią po jego ramieniu i nakryła w geście pocieszenia zaciśniętą pięść. – Czuję tak samo, Cole. Emily pozostała dla nas zamrożona w czasie. Dlatego nie potrafimy pozwolić jej odejść. Nie umiemy pogodzić się z faktem, że mieliśmy szansę pójść dalej ze swoim życiem, a ona została jej pozbawiona. Może dlatego Dylan utrwalił swoje wspomnienia na fotografiach i je zatrzymał. Może nie powinniśmy oceniać go zbyt surowo. – Chcę, żeby wróciła – powiedział Cole ze ściśniętym gardłem. – Chcę pięciu minut z Emily. Natalie przygryzła wargę, żeby powstrzymać łzy. Gdzie podziały się jej mury obronne? Dlaczego nie potrafi wznieść ich na nowo?
– Wystarczyłoby mi pięć minut – kontynuował, wpatrując się w oczy Natalie. – Powiedziałbym, że jestem z niej dumny, że ją kocham i że oddałbym duszę, by móc przeżyć tamtą noc jeszcze raz, sprowadzić ją z powrotem. Czy żądam tak wiele? Natalie potrząsnęła głową, niezdolna się odezwać. Ona także chciałaby spędzić z Emily kilka minut – powiedzieć jej, że przeprasza za to, iż postawiła ją w niezręcznej sytuacji, nie zwracała uwagi, co dzieje się w życiu przyjaciółki, że była egocentryczna. Nie dostaną jednak nawet pięciu sekund, a co dopiero pięciu minut. Kiedy Cole otoczył ją ramionami, przytuliła się do niego ochoczo. Oparła policzek na jego piersi i objęła go ramionami w pasie. Stali tak przez kilka długich minut. Pragnęła, by trwało to wiecznie. Teraz wiedziała już, że nie wróciła do San Francisco ze względu na urodę miasta ani na wspomnienia. Wróciła, by przeżyć tę chwilę. Tu, w ramionach Cole’a, był jedyny dom, jakiego kiedykolwiek pragnęła. Wiedziała jednak, że jak wszystkie poprzednie jej domy, ten również jest tymczasowy. Nie było drugiej szansy. Nie dla nich. Zadzwoniła komórka Cole’a, odsunęła się więc, by mógł odebrać. Sprawdził numer i potrząsnął głową. – To znowu Josh. – Martwi się o ciebie. Nie zamierzasz odebrać? – Porozmawiam z nim później. Potrzebuję czasu, żeby pomyśleć. Jak sądzisz, czy on wiedział… – Nie. To, co łączyło Dylana z Emily – cokolwiek to było – dotyczyło jedynie ich. Cole ściągnął brwi. – Emily nie bała się Dylana, prawda? Natalie potrząsnęła głową. – Absolutnie nie. Widywałam ich razem. W ich relacji nie wyczuwało się strachu. Ani odrobiny. Emily sprawiała, że Dylan się uśmiechał. A on, że Emily się śmiała. Uwielbiała z nim rozmawiać. Nie było w tym nic niepokojącego. – Chciałbym w to wierzyć. – Więc uwierz. Mamy inne zmartwienia. – Na przykład jakie? – Usiadłyśmy z Madison i porównałyśmy notatki. Oto, co wiemy: Emily była na krótko przed śmiercią zakochana w kimś, z kim, jak sądziła, nie będzie mogła się związać. Jedyną znaną nam osobą, która pasuje do tej kategorii, jest Drew, ponieważ chodził już wtedy z Laurą. – Drew? – powtórzył Cole. – Myślisz, że między Drew a Emily coś się działo? Poważnie? – Chyba nie możemy tego wykluczyć. Wiemy, że Drew był w L.A. w tym samym czasie co Malone. – Zamilkła na chwilę. – Czy to nie ciekawe, że z żadnym z nich nie można się dziś skontaktować? – Nie tyle ciekawe, ile cholernie frustrujące. – Mogliby działać razem? – spytała Natalie. – Dylan lubi pisać, a Drew jest wystarczająco sprytny, by wydać książkę i pozostać anonimowym. I obaj wręcz mnie nie cierpią. Cole nie odpowiedział. Wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę i niemal widziała, jak obracają się trybiki w jego głowie. – Zapewne byłoby to możliwe – powiedział w końcu. Zadzwoniła jego komórka. – Mój śledczy. Lepiej odbiorę. Natalie obserwowała, jak podczas krótkiej rozmowy zmienia się jego twarz. Teraz nie był już zły i spięty, lecz podekscytowany i pełen zapału. – Mamy przełom – powiedział, gdy się rozłączył. – Mój śledczy znalazł Malone’a. Cofnął się po jego
śladach i trafił na kogoś nazwiskiem Jerry Williams. To nazwisko nic Natalie nie mówiło. – Nie rozumiem. Kim jest Jerry Williams? – Nie mam pojęcia. Mieszka w Santa Cruz. Chyba powinniśmy to sprawdzić. – Sama nie wiem – odparła Natalie z wahaniem. Czy naprawdę chciała wrócić do miejsca, gdzie zginęła Emily, a ona spędziła najgorszą noc w życiu? – Czego nie wiesz? – zapytał Cole gwałtownie. – To pierwszy prawdziwy trop. Musimy za nim podążyć. – Spojrzał na nią i jego twarz złagodniała. – Wiem, że to nie będzie łatwe, lecz jeśli chcemy poznać prawdę, nie mamy chyba wyboru. – Na pewno chcesz, żebym z tobą pojechała? Po tym, co powiedzieli wczoraj twoi rodzice? Ostatnią rzeczą, jakiej bym sobie życzyła, jest poróżnienie cię z rodziną, Cole. Coś przemknęło przez jego twarz, emocja, która zniknęła tak szybko, że nie zdążyła jej rozpoznać. – Tkwimy w tym razem, póki nie uzyskamy odpowiedzi. Tylko o tym mogę teraz myśleć. Póki nie uzyskamy odpowiedzi. Przynajmniej określił ramy czasowe tego szaleństwa. – No dobrze – powiedziała, podejmując szybką decyzję. – Pojadę. Wszystko zaczęło się w Santa Cruz i jeśli dopisze nam szczęście, tam się zakończy. • • • Madison stukała niecierpliwie palcami w blat biurka. Powinna wziąć się ostro do pracy, tymczasem nie była w stanie się skupić, zapomnieć o przeszłości, zwłaszcza o Dylanie. Będzie wściekły, gdy dowie się, że jego obsesja przestała być tajemnicą. I pewnie więcej się do niej nie odezwie, zwłaszcza że to przecież ona go wydała. To dziwne, lecz czuła raczej smutek niż złość. Podczas kilku ostatnich dni zaczęła dostrzegać inną stronę jego osobowości i to, co zobaczyła, wywarło na niej wrażenie. Ten facet reprezentował sobą coś więcej niż tylko starannie wyreżyserowany wizerunek złego chłopca. O wiele więcej. Bardzo chciałaby, żeby się przed nią otworzył. Teraz nie było już pewnie na to szans. Potrząsnęła głową i spróbowała skupić się na szczegółach organizacji balu maskowego. Dzięki Bogu, jej zespół radził sobie całkiem dobrze. Zaczęła czytać dostarczone materiały, lecz słowa rozmywały jej się przed oczami, a umysł dryfował. Ucieszyła się, kiedy do gabinetu weszła sekretarka, Teresa Myers, z plikiem kartek w ręku. – Kiedy byłaś na spotkaniu, dzwoniło kilka osób. Detektyw Boland z policji Santa Cruz prosił, byś oddzwoniła do niego najszybciej, jak to możliwe. Madison poczuła, że zaciska się jej żołądek. Cholera! Nie to chciałaby usłyszeć. – Wszystko w porządku? – spytała zaciekawiona Theresa. – Jak najbardziej. Coś jeszcze? – Jest też wiadomość od jakiejś Natalie Bishop. Powiedziała, że rusza właśnie do Santa Cruz. Jeśli będziesz chciała się z nią skontaktować, dzwoń na komórkę. Potrzebujesz czegoś jeszcze? Zejdę na parter do drukarki i wezmę wizytówki do wyznaczania miejsc przy stole. – To wszystko. Madison machnęła dłonią, polecając sekretarce, żeby zostawiła ją samą. Musiała pomyśleć. Wstała i zaczęła krążyć wokół biurka. Policja chciała z nią rozmawiać. Niedobrze. A Natalie jechała do Santa Cruz. Czy do niej także dzwoniono? Wyglądało na to, że odpowiedzi należy szukać w Santa Cruz. Może już czas, aby i ona tam wróciła. Wyjęła torebkę z szuflady, otwarła portfel i odszukała skrawek papieru, na którym Laura zapisała jej swój numer domowy oraz na komórkę. Wybrała domowy, mając nadzieję, że ją zastanie.
Laura odebrała po drugim dzwonku. – Halo? – spytała czujnie. – To ja, Maddie. – Dzięki Bogu. Właśnie dzwonił jakiś detektyw z policji. Chce porozmawiać ze mną o śmierci Emily. – Wiem. Do mnie też dzwonił. Posłuchaj, Natalie jest w drodze do Santa Cruz. Uważam, że też powinnyśmy tam pojechać. – Do Santa Cruz? No, nie wiem. Boję się tam wracać. Mam w tej kwestii złe przeczucia. – To zupełnie jak ja, mimo to pojadę. Laura zawahała się, a potem powiedziała: – Poproszę mamę, by odebrała dziewczynki ze szkoły. – Dobrze. Co powiesz Drew? – Nic. Nadal jest poza miastem i nie mam pojęcia, co robi. Ale to już zupełnie inna historia. – Porozmawiamy o tym po drodze. Wpadnę po ciebie za godzinę. Podaj mi adres. Zapisała go, a potem rozłączyła się z pełnym zadowolenia uśmiechem. Cieszyło ją, że może podjąć wreszcie jakieś działanie. Dla odmiany słuszne i w dobrej sprawie. – Santa Cruz, przybywamy – wymamrotała pod nosem, kierując się ku drzwiom. • • • Ledwie Natalie zobaczyła stary drewniany rollercoaster, zwany Giant Dipper, poczuła się jak w domu. W tym urokliwym, spokojnym, nadmorskim miasteczku przeżyła najpiękniejszy okres w życiu i choć spędziła tam zaledwie szesnaście krótkich miesięcy, wszystko wyglądało znajomo. – Pamiętasz, jak jeździliśmy kolejką? – spytała Cole’a. Nie odzywał się prawie przez całą, trwającą dwie godziny, drogę. – Jak mógłbym zapomnieć? To pewnie wtedy straciłem słuch w prawym uchu. Nutka humoru w głosie Cole’a ucieszyła Natalie. Martwiła się o niego, lecz chyba zdołał się już pozbierać. – Nie wrzeszczałam – zaprotestowała – choć wszyscy to robią. Tak to już jest. Dziewczyna wrzeszczy, a chłopak trzyma się kurczowo barierki. – Ach, więc nas rozgryzłyście. Wy, kobiety, jesteście o wiele za sprytne. – Najwyższy czas, żebyś się o tym przekonał – powiedziała z uśmiechem. Bardzo nie chciała psuć nastroju, spostrzegła jednak, że Cole spogląda na tabliczkę z nazwą ulicy. Ciekawe, czy wie, dokąd jedziemy, pomyślała. – Mam sprawdzić na mapie? – Chyba zdążamy we właściwym kierunku. Za mniej więcej milę powinniśmy dotrzeć do Haller Avenue. – Zamilkł. – To twoja komórka? – Och. – Uświadomiła sobie, że dźwięk dobiega z jej torebki. Otwarła klapkę telefonu. – Halo? – Cześć, Natalie – powiedziała Madison. – Jesteś już w Santa Cruz? – Właśnie mijamy deptak. – Odprężyła się na dźwięk głosu przyjaciółki. – Domyślam się, że otrzymałaś wiadomość. – Owszem, i też jestem w drodze. – Przyjeżdżasz tutaj? – zdziwiła się Natalie. – Nie musisz być w pracy? – Trudno się skupić, kiedy wydzwania do ciebie policja. Kontaktował się z tobą detektyw Boland? – Nie – odparła Natalie niemile zaskoczona. – Czego chciał? – Przesłuchać mnie. Jeszcze z nim nie rozmawiałam. Jeśli masz trop wiodący do Malone’a, to ja w to wchodzę. I Laura także. Jest tu ze mną.
– Cześć, Natalie – dobiegł ją głos przyjaciółki. – Co zatem macie? – spytała Madison. – Możliwe, że adres. Najwidoczniej założył spółkę, posługując się nazwiskiem Jerry Williams. Brzmi znajomo? – Niestety, nie. Będziemy w Santa Cruz za godzinę. Moglibyśmy spotkać się przy bursie stowarzyszenia? Natalie się zawahała. Myślała o bursie, odkąd Cole zaproponował, by pojechali do Santa Cruz, i wcale nie miała ochoty tam wstępować. Nie było też sensu odbywać tej podróży, jeśli tego nie zrobi. To epicentrum wszystkiego, co się wówczas wydarzyło. – Dobrze. Jeżeli dopisze nam szczęście, może do tego czasu znajdziemy już Malone’a. Zadzwonię, jeśli tak się stanie. – Zakończyła rozmowę i schowała telefon do torebki. – Madison i Laura także tu jadą. – Domyśliłem się. – Zerknął na kolejną tabliczkę z nazwą ulicy. – Czy to nie Haller? – Tak, a nam potrzebny jest numer 2302. To powinno być gdzieś tutaj, w następnym szeregu domów – dodała, przyglądając się numerom na mijanych posesjach. – Jest. Cole zatrzymał się przed dużym piętrowym budynkiem, na którym widniał szyld: Apartamenty Wschodzące Słońce. – To dom spokojnej starości – powiedziała zaskoczona Natalie. – Garrett Malone nie jest stary. Nawet w przebraniu nie wygląda na więcej niż pięćdziesiąt lat. To nie może być tutaj, choć adres się zgadza. Cole wyłączył silnik. – Dotarliśmy aż tak daleko, więc sprawdźmy. Wysiedli i podeszli do drzwi wejściowych. W lobby z wygodnymi sofami wokół stolików do kawy siedziała za kontuarem kobieta ubrana w zwykły strój. W rogu stał włączony telewizor. Starsza pensjonariuszka tkwiła przed ekranem, robiąc na drutach. – Słucham państwa? – powitała ich recepcjonistka. – Przyjechaliśmy odwiedzić Jerry’ego Williamsa – powiedział Cole. – Pana Williamsa? – Kobieta wydawała się zaskoczona. – Jesteście krewnymi? – Nie, znajomymi. Czy to problem? – Nie, oczywiście, że nie. Po prostu rzadko miewa gości. Jest na piętrze, w pokoju dwieście dziesięć. Miewa lepsze i gorsze dni, sami wiecie. Musicie się wpisać, zanim wejdziecie. – Podsunęła Cole’owi podkładkę z listą. Cole złożył podpis, podziękował i ruszył wraz z Natalie ku schodom. Weszli do pokoju dwieście dziesięć i zobaczyli starszego mężczyznę na wózku. Był bardzo szczupły, niemalże skóra i kości, kruchy, o nieobecnym spojrzeniu. – Pan Williams? – zapytał Cole. Mężczyzna nawet nie mrugnął. – Chcielibyśmy z panem porozmawiać – spróbował znów Cole. Zero reakcji. Cole spojrzał pytająco na Natalie. – Co z nim jest nie tak? – Cierpi na alzheimera lub inny rodzaj demencji. Wiem jedno: to nie Garrett Malone. Może trafiliśmy na innego Jerry’ego Williamsa. To popularne nazwisko. – Nie sądzę, żeby tak było. To, że ten Williams mieszka w Santa Cruz, nie może być wyłącznie zbiegiem okoliczności. Malone musiał posłużyć się numerem jego ubezpieczenia. To jedyne wyjaśnienie. – Po co zadawał sobie tyle trudu? – Ponieważ pisał o prawdziwych wydarzeniach, a chciał sprzedać swoje dzieło jako fikcję. Nie życzył sobie, aby ktokolwiek wiedział, kim jest. Ani jego agent, ani wydawca czy nawet znajomi.
– Chciał się zabezpieczyć. Zdystansować od sytuacji, rzucając nas na pożarcie – dokończyła Natalie. – To ma sens. Ale skąd wziął numer ubezpieczenia tego biedaka? – Musi być z nim jakoś związany. Podczas gdy Cole próbował nawiązać z Williamsem kontakt, Natalie przeszła przez pokój i otworzyła szufladę nocnego stolika. Zobaczyła kilka czystych notesów, ołówki, Biblię, pudełko czekoladek, odtwarzacz CD i tomik poezji. Otworzyła go i westchnęła, spoglądając na ekslibris. – Spójrz na to – powiedziała, podając tomik Cole’owi. – Greg Martin, profesor literatury angielskiej, Uniwersytet Santa Cruz. Znam to nazwisko. Wykładał, gdy tam byłyśmy. Jestem niemal pewna, że Emily i Laura uczęszczały na jego wykłady. Pamiętam to, ponieważ jak na profesora był całkiem przystojny. – Jeśli nadal tu jest, możemy go odszukać. Może znaleźliśmy wreszcie Malone’a. Inicjały się zgadzają: Greg Martin, Garrett Malone. – Możliwe. – Jakoś trudno jej było uwierzyć, aby wykładowca literatury angielskiej napisał książkę o Emily, a ściślej mówiąc, o niej. – Skąd mógłby dowiedzieć się o nas aż tyle? – Nic trudnego, jeśli miał dziennik Emily. – Ale jak miałby go zdobyć? – Nie wiem. Nie wszystko naraz. Pomyśl o tym. Profesor literatury wiedziałby z pewnością, jak napisać książkę. – Zapewne. – Nie wydajesz się przekonana – powiedział, przyglądając się Natalie uważnie. – O co chodzi? – Byłam tak pewna, że to musi być Dylan, Drew lub ktoś, kto był z nami blisko zaprzyjaźniony. Ale profesor Martin… Po co miałby się ukrywać? I jaki jest jego związek z tym człowiekiem? – dodała, wskazując na Williamsa, który nadal zdawał się ich nie zauważać. – Nie noszą takiego samego nazwiska, jednak profesor najwidoczniej przychodzi go odwiedzać. – Pewnie są jakoś spokrewnieni. Wybierzmy się na uniwersytet i spróbujmy znaleźć profesora. Może będzie umiał odpowiedzieć na twoje pytania lepiej niż ja. Skinęła głową. – Po drodze zabierzemy Laurę i Madison. Może któraś wie o profesorze więcej niż my. Czekają przed siedzibą stowarzyszenia. Cole zbladł. – To ostatnie miejsce, w którym chciałbym się znaleźć. – Ja także, nie sądzę jednak, by to się skończyło, póki się na to nie zdobędziemy. *** Madison pojechała zaparkować samochód, a Laura czekała, spacerując po chodniku przed piętrową siedzibą stowarzyszenia Gamma Delta, która była jej domem przez trzy lata. Osłoniła dłonią oczy i zapatrzyła się na budynek. Przeżyła tam wiele chwil: dobrych i złych. Powrót znaczył dla niej więcej niż dla Natalie czy Madison. Gdy wyjechały, stowarzyszenie stało się jej bezpieczną przystanią, drugą rodziną. I choć nie zaprzyjaźniła się już potem z nikim tak blisko jak z Natalie, Emily i Madison, udało jej się wpasować i znaleźć grupkę dziewcząt, z którymi mogła śmiać się i uczyć, tańczyć na imprezach, a w końcu uczestniczyć w ceremonii rozdania dyplomów. Nie wróciła nigdy więcej do siedziby, budynek wyglądał jednak tak samo, choć chyba otynkowano go na nowo. Od parkingu do wejścia prowadziło przejście, ukryte za białą kolumnadą. Między nią a chodnikiem znajdował się wąski pas trawy oraz rabaty z kwiatami. Na parterze mieściły się:
biblioteka, salonik, jadalnia i kuchnia, a także, nieco z tyłu, mieszkanie kierowniczki. Na piętrze zaś pokoje dla studentek z centralnie rozmieszczonymi, wspólnymi łazienkami pośrodku. Pierwszego dnia naboru do stowarzyszeń Laura stała na chodniku z przyjaciółkami, czekając, aż zostaną zaproszone. To był jedyny dom stowarzyszenia, jaki odwiedziły, nie wiedziały zatem, czego oczekiwać. Zaskoczyło je, gdy drzwi budynku i okna na piętrze otwarły się, ukazując dziesiątki ubranych kolorowo dziewcząt, śpiewających hymn stowarzyszenia, które zaprosiły je do środka. Wydawało się to staromodne, trochę niemądre i dosyć zabawne. Weszły, a wtedy otworzył się przed nimi zupełnie nowy świat. Kandydowanie stanowiło pomysł Emily. Poznały kilka dziewcząt ze stowarzyszenia, kiedy mieszkały na pierwszym roku w kampusie, i zazdrościły im, że są tak zżyte i tak dobrze się bawią. Życie pośród sióstr ze stowarzyszenia wydawało się o wiele bardziej zabawne. Na trzecim roku zdecydowały się więc spróbować. Umówiły się, że przeniosą się tam wszystkie albo żadna. Na szczęście Gamma Delta zaprosiło Wspaniałą Czwórkę w komplecie. Drzwi wejściowe otwarły się i na ulicę wyszła młoda kobieta ze słuchawkami w uszach i z torbą na książki przewieszoną przez ramię. Nie mogła mieć więcej niż dziewiętnaście lat. Zdaniem Laury wyglądała jak dziecko. Naprawdę były wtedy tak młode, tak beztroskie? Dziewczyna nie zatrzymała się ani nie zareagowała na obecność Laury. Podeszła do opartego o ścianę roweru, wskoczyła na siodełko i odjechała, zapewne na zajęcia. – Nic się tu nie zmieniło – zauważyła Madison, podchodząc. W czarnej mini, sięgających kolan czarnych kozakach i jedwabnym swetrze wyglądała w każdym calu na kobietę wyrafinowaną i odnoszącą sukcesy. Laura, ubrana w spodnie i kremowy sweter, czuła się przy niej jak wystrojona na zakupy gospodyni domowa. – Od ściągania brwi robią się zmarszczki – poinformowała ją Madison z uśmiechem. Znajomy komentarz sprawił, że zmarszczka pomiędzy brwiami Laury zniknęła niczym zdmuchnięta. – To była chyba pierwsza rzecz, jaką od ciebie usłyszałam. Byłyśmy w naszym pokoju w bursie i rozmyślałam właśnie o tym, jaki jest mały, jak wąskie są łóżka i w co ja się wpakowałam. A potem weszłaś ty, blond seksbomba o uśmiechu zdradzającym niezachwianą pewność siebie, i powiedziałaś, że od ściągania brwi robią się zmarszczki. – Och, daj spokój, nie mogłam być seksbombą w wieku osiemnastu lat. – Byłaś wtedy i jesteś teraz. Nie próbuj udawać, że o tym nie wiesz. – Dobrze, nie będę. Musiałaś czuć się dziwnie, mieszkając tu nadal po tym, jak Emily umarła, a my wyjechałyśmy. – Madison zerknęła na nią zaciekawiona. – Zwłaszcza pierwszy tydzień musiał być dla ciebie trudny. – Nie tylko pierwszy tydzień. Pokój Emily i Natalie pozostał niezamieszkany do końca roku. Latem odnowiono go, pomalowano i wprowadziły się studentki, których nie było tu tamtej nocy. Słyszały, naturalnie, co się wydarzyło, lecz kiedy porozkładały swoje rzeczy, pokój zaczął wyglądać inaczej. Nie wchodziłam do niego za często. Nie mogłam. Ani przechodzić przez boczny dziedziniec czy wychodzić na dach. Zabito zresztą wyjście gwoździami na czas, póki nie zbudowano balustrady. Nim znalazłam się na ostatnim roku, wszystko zostało już przywrócone do poprzedniego stanu. Jakby nic się nie wydarzyło. – Wszystko poza tobą. – Właśnie. Upływ czasu nie wymazał z mojej pamięci tego, że Emily spadła z dachu – Madison milczała i Laura nie mogła się powstrzymać, żeby nie rozmyślać o tym, co też chodzi przyjaciółce po głowie. Madison wydawała się tak spokojna, tak niezainteresowana, a przecież tu była. Zwolniła się
z pracy, żeby przyjechać do Santa Cruz, coś zatem musiało nie dawać jej spokoju. – Wiem, że nie przyjechałaś tutaj, ponieważ zadzwonili do ciebie z policji, Madison. Ani dlatego że Natalie wpadła na trop prowadzący do Malone’a. Czego więc szukasz, Madison? I nie próbuj mnie zbyć. Chcę usłyszeć prawdę. Madison nie odzywała się przez chwilę, a potem powiedziała: – Chcę się dowiedzieć, czy Dylan ma coś wspólnego z książką. – Dylan? – powtórzyła Laura, uświadamiając sobie, że za słowami przyjaciółki kryje się coś więcej. – Lubisz go, prawda? – Intryguje mnie, to wszystko. Jestem ciekawa. Nie rób z tego wielkiej sprawy. – Myślę, że jest w tym coś więcej, ale na razie dam temu spokój. – Bogu dzięki! A skoro już mówimy o mężczyznach, mam pytanie. Wiem, że Emily zadurzyła się w kimś na krótko przed śmiercią. Powiedziała ci, o kogo chodziło? – Ja… nie wiem – odparła ewidentnie zaskoczona Laura. – Dlaczego? – Może ten facet stanowi klucz do wszystkiego. Laura potrząsnęła głową, próbując coś sobie przypomnieć. – Zawsze rozmawiałyśmy o facetach. Nie pamiętam, aby był ktoś szczególny. – Myślisz, że Drew mógłby wiedzieć? – Nie rozumiem, dlaczego Emily miałaby się zwierzyć Drew, a nie nam – odparła Laura z wolna. Nie podobało jej się, dokąd zmierzają pytania. – Byli ze sobą dość blisko, prawda? – Zapewne. Nie sugerujesz chyba, że… – Mina Madison świadczyła aż nadto jasno, że właśnie to sugeruje. – Naprawdę myślisz, że Emily była zainteresowana Drew? Poważnie? – Poszedł tamtej nocy do jej pokoju. – Tak, ale planowaliśmy spędzić ją razem. Gdyby był zainteresowany Emily, nie starałby się tak bardzo, żeby być ze mną, prawda? – Nienawidziła siebie za to, że jej głos brzmi niepewnie. Drew się z nią ożenił. Kochał ją. Nadal kocha. – Poza tym Emily nie zgodziłaby się chodzić z Drew. Wiedziała, że mi na nim zależy. – Właśnie dlatego zapytałam. Kiedy o tym rozmawiałyśmy, powiedziała, że mężczyzna, którego pragnie, jest nieosiągalny. Próbuję po prostu ustalić, kto mógłby taki być. – Nieosiągalny? Uważasz, że chciała mieć Drew? – To była tylko taka myśl. – Mylisz się. Byli jedynie przyjaciółmi. Może chodziło o któregoś z bliźniaków Somerville’ów: Dylana lub Josha. Emily często mawiała, że to, iż jest młodszą siostrą Cole’a, uniemożliwia jej randkowanie z wieloma fajnymi chłopakami, ponieważ traktują ją jak małą siostrzyczkę kumpla. – Nie chodziło o Dylana – powiedziała Madison. – Był w niej zadurzony po uszy, ale bez wzajemności. Chociaż nie brałam pod uwagę Josha. Nie przebywał z nami zbyt często. Po prostu wpadał czasami z Cole’em. – Kiedy Cole wychodził z Natalie, Emily zostawała z Joshem. – Interesujące – zauważyła Madison. – Josh… Muszę to przemyśleć. – Rozejrzała się dookoła. – Ciekawe, co też zajmuje Natalie i Cole’owi tyle czasu. Nienawidzę czekania. Zza rogu wyszła grupka dziewcząt ubranych od stóp do głów na czerwono – czerwone swetry, podkoszulki, szaliki, czapeczki, wszystko z logo uniwersytetu. Gdy ich mijały, Laura usłyszała, jak paplają ze śmiechem: – Myślisz, że on naprawdę mnie lubi… wiem, że mu się podobam, ale… on chyba uważa, że ty go nie lubisz… Boże, jak może nie wiedzieć, że mi się podoba…
Laura spojrzała na Madison i parsknęły obie śmiechem. – To my – powiedziała. – Nie byłyśmy chyba aż tak niemądre? – Ja byłam. – Taaa… rzeczywiście – przytaknęła Madison, uśmiechając się lekko. – To było milion lat temu. – Co najmniej – zgodziła się z nią Laura, czując się staro. Oddałaby wiele, żeby być znowu tak młodą i beztroską. Frontowe drzwi domu otwarły się i wyszła przez nie grupka studentek, także ubranych na czerwono. Gdy je mijały, jedna z dziewcząt podeszła i zapytała: – Cześć, przyjechałyście na mecz z absolwentkami? – Eee… tak – odparła Laura pospiesznie. – W rzeczy samej. Kiedyś tu mieszkałyśmy. – Super! Wszyscy zdążyli już wyjść. Od siódmej dom będzie otwarty dla absolwentek, więc jeśli chcecie, możecie wtedy wrócić. – Dzięki – powiedziała Laura. – Zapomniałam, że to weekend z absolwentkami – dodała, zwracając się do Madison. – To wyjaśnia ciuchy. Zaczynałam już sądzić, że te dziewczyny nie mają za grosz wyczucia mody, lecz dobrze się składa. Wolałabym przejść się po domu, kiedy nie będzie tam prawie nikogo. – Myślę, że powinnyśmy zaczekać na Natalie – powiedziała Laura. – Musimy zrobić to razem. • • • Natalie stężała z napięcia, kiedy skręcili w ulicę, przy której mieściła się siedziba stowarzyszenia. Każdy obrót kół przybliżał ją do przeszłości, a nie była wcale pewna, czy jest gotowa stawić jej czoło. – Tam są – powiedziała, wskazując Madison i Laurę. – Wyglądają, jakby czekały na zaproszenie. Stałyśmy dokładnie w tym samym miejscu pierwszego dnia, czekając, aż zostaniemy zaproszone do wejścia. – Żałuję, że to zrobiłyście. – Wiem. – Uświadomiła sobie, że ta wyprawa może być dla Cole’a trudniejsza nawet niż dla niej. Odwiedzał bursę stowarzyszenia jedynie po to, żeby spotykać się z Emily. A gdyby nie wprowadziła się do tego domu, może nadal by żyła. Zatrzymał samochód przed Laurą i Madison. Natalie opuściła szybę. – Wskakujcie – powiedziała. – Znaleźliśmy Malone’a. Wyjaśnię wszystko po drodze. Madison otwarła tylne drzwi i wsiadły obie do auta. – Co się dzieje? – spytała. Natalie odwróciła się ku nim, a Cole zawrócił samochód i skierował go w stronę kampusu. – Śledczy Cole’a przyjrzał się bliżej firmie występującej w imieniu Malone’a. Trop zaprowadził go do mężczyzny nazwiskiem Williams, rezydenta domu spokojnej starości, chorego na alzheimera. To oczywiste, że nie mógł być autorem książki. W jego szufladzie znalazłam jednak tomik poezji z ekslibrisem profesora Grega Martina. – Profesora Grega Martina? – powtórzyła Laura. – Uczęszczałyśmy z Emily na jego wykłady w semestrze jesiennym trzeciego roku. Natalie poczuła przypływ podekscytowania. – Pamiętam, że Emily o nim wspominała. To była nieliczna grupa? – Przeciwnie, wykłady odbywały się w audytorium dla co najmniej setki studentów. Naprawdę uważacie, że profesor Martin może być Malone’em? Jak to możliwe, żeby napisał o nas książkę?
– O to właśnie musimy go zapytać – powiedziała Natalie. – Przynajmniej poda nam nieco informacji na temat tego Williamsa. Na przykład, czy jest powiązany z kimś, kto mógłby napisać książkę. Zostawili samochód na pobliskim parkingu i weszli do budynku mieszczącego wydział literatury angielskiej. Gabinet profesora Martina znajdował się na drugim piętrze. Minęli windę i skierowali się ku schodom. – Tak tu pusto – skomentowała Natalie. – Ciekawe, gdzie też się wszyscy podziali. – Poszli na mecz futbolowy – wyjaśniła Laura. – To weekend otwarty dla absolwentów. Co za ironia, prawda? Natalie nie odpowiedziała, ponieważ stanęli właśnie przed drzwiami opatrzonymi wizytówką profesora. Cole zapukał, a potem nacisnął klamkę. Nikt nie odpowiedział, a drzwi okazały się zamknięte. – Cholera! – Uderzył w nie pięścią. – Powinienem przewidzieć, że go nie będzie. Nigdy nie ma go tam, gdzie powinien się znajdować. Natalie westchnęła, zawiedziona równie mocno jak Cole. Nim zdecydowali, co robić dalej, zadzwoniła komórka Cole’a. – Parish – burknął. A potem: – Co takiego? Żartujesz? Prawdę mówiąc, jestem właśnie w Santa Cruz. Dobrze, zaraz tam będę. – To znaczy, gdzie? – spytała Natalie, gdy się rozłączył. – Na posterunku policji Santa Cruz. Przesłuchują Dylana. – Dylana? W jakiej sprawie? – spytała Natalie. – Nie może być Malone’em, skoro jest nim profesor Martin. – Nadal nie mamy co do tego pewności. Lepiej tam pojadę. – A ja z tobą. – Nie. To ostatnie miejsce, w którym powinnaś się znaleźć – odparł Cole. – Twoje pojawienie się tylko by wszystko skomplikowało. – Ma rację, Natalie – wtrąciła Madison. – Lepiej, żebyś nie pchała się teraz na policję. Najpierw musimy dowiedzieć się, co zaszło. – No dobrze – ustąpiła Natalie. A kiedy Cole zaczął zbiegać po schodach, spytała przyjaciółki: – To co robimy? Jakieś pomysły? – Może powinnyśmy odszukać dom profesora – zasugerowała Laura. – Założę się, że ktoś tu będzie znał jego adres. – Może Diane – podsunęła Natalie. – Powiedziała, że chętnie pomoże, jeśli zajdzie potrzeba. Hej, czy ona nie wyszła aby za jakiegoś profesora? Twarz Laury zbladła. – O Boże, Natalie. Masz rację. Myślę, że poślubiła właśnie profesora Martina.
Rozdział 18 Cole nie mógł uwierzyć, że Dylan jest w Santa Cruz, i na dodatek został zatrzymany przez policję. Musieli przesłuchiwać go w sprawie śmierci Emily. Ale co Dylan wiedział, czego nie wiedział on? Nic nie przychodziło mu na myśl. Po tym, jak zobaczył poświęconą siostrze kapliczkę, nie był już pewny, co myśleć o mężczyźnie, z którym razem dorastał. Jeszcze niedawno mógłby przysiąc, że nie mają przed sobą tajemnic. Teraz okazało się, że było ich mnóstwo. Cóż, Dylan zbyt długo zgrywał tajemniczego. Koniec z sekretami. Gdy wszedł na posterunek, zobaczył, że Dylan siedzi na krześle przed biurkiem, rozmawiając z detektywem. Miał na sobie dżinsy, podkoszulek i kurtkę z czarnej skóry, a na twarzy wyraz takiej powagi, że Cole natychmiast poczuł się nieswojo. Obaj mężczyźni wstali, kiedy go zobaczyli. Detektyw wyciągnął rękę. – Cole Parish, zgadza się? Jestem Robert Boland. Być może mnie pan pamięta. Prowadziłem śledztwo w sprawie śmierci pańskiej siostry. Cole skinął głową. Pamiętał detektywa, choć słabo. Spojrzał na Dylana. Zdziwiło go, że jest nieogolony, a pod oczami ma ciemne kręgi. – Wyglądasz podle. Co zrobiłeś? – Włamał się do jednego z gabinetów na uniwersytecie – odpowiedział zamiast Dylana detektyw. – Należącego do profesora Grega Martina. – To on jest Malone’em – powiedział szybko Dylan, napotkawszy pytające spojrzenie Cole’a. – Martin to Malone. Jestem o tym przekonany. – Skąd wiesz? Rozmawiałeś z nim? – Nie zastałem go w gabinecie. A drzwi nie były zamknięte – dodał, spojrzawszy z wyrzutem na detektywa. – Po prostu tam wszedłem. To z Martinem powinien pan rozmawiać, nie ze mną. – Ma rację – przerwał mu Cole. – Ja także sądzę, że profesor Martin i Garrett Malone to ta sama osoba. To on napisał książkę o okolicznościach śmierci Emily. Nie mogę jeszcze tego udowodnić, ale nad sprawą pracuje jeden z moich śledczych. Podam panu jego nazwisko i numer telefonu. Opowie, jak szedł śladem dokumentów. – W porządku – odparł detektyw. – Jak pan zapewne dobrze wie, panie Parish, pański ojciec ostro naciska na mojego szefa, żebyśmy ponownie przyjrzeli się sprawie. Zadzwoniłem do trzech kobiet, które blisko przyjaźniły się z pańską siostrą. Chciałbym jeszcze raz je przesłuchać. Muszę jednak panu powiedzieć, że nadal nie mamy dowodu, przemawiającego za tym, że jej śmierć nie była wypadkiem. Mimo to bardzo chciałbym porozmawiać z panem Malone’em, zapytać go, skąd czerpał informacje. – Detektyw spojrzał na Dylana. – Co się tyczy pana, może pan iść, lecz proszę zbytnio się nie oddalać. Mam numer pańskiego telefonu i oczekuję, że kiedy zadzwoni, pan go odbierze. Posłałem już kogoś do domu profesora, panie Parish. Proszę pozwolić, że sami się tym zajmiemy. Cole nie zadał sobie trudu, by odpowiedzieć. Nie zamierzał składać obietnic, których i tak by nie dotrzymał. Zrobi wszystko, co możliwe, żeby odszukać Malone’a, ale najpierw… Zaczekał, aż oddalą się nieco od posterunku, a potem odwrócił się i uderzył Dylana pięścią w twarz. Dylan zatoczył się i przycisnął dłoń do oka. – Do cholery, co ci odbiło! – krzyknął.
– Chciałem zadać ci to samo pytanie – powiedział Cole, potrząsając prawą ręką. Dłoń zdrętwiała mu po ciosie. – Widziałem twój sekretny pokoik, Dylanie. Widziałem zdjęcia Emily. Wiem, że miałeś na jej punkcie obsesję. Nawet nie próbuj zaprzeczać. – Włamałeś się do mojego mieszkania? – Nie o to chodzi. Zamierzasz mi powiedzieć czy mam to z ciebie wydusić? – Zacisnął znowu dłoń w pięść. Dylan cofnął się o krok. – To nie tak jak myślisz. – Nie wiesz, co myślę. Nawet ja tego nie wiem. – Potrząsnął głową. – Wyglądasz jak facet, z którym dorastałem, lecz wcale cię nie znam, prawda? Czy ty i Emily… – Nie mógł się zmusić, by to powiedzieć. – Boże! Ufałem ci. Prosiłem, żebyś się nią opiekował. Czuwał nad tym, by była bezpieczna. A ty przez cały czas… – Opiekowałem się nią. Nie robiliśmy nic niewłaściwego – zapewnił Dylan. – Byliśmy przyjaciółmi, to wszystko. Nie wiedziała, że jestem w niej zakochany. W porządku? Nigdy się nie dowiedziała. Cole usłyszał w głosie przyjaciela ból, dostrzegł w jego oczach cierpienie, i jego gniew zaczął się rozmywać. Wpatrywali się w siebie przez dłuższą chwilę, a potem Cole zapytał: – Dlaczego nie powiedziałeś mi, co czujesz? Dylan wzruszył ramionami. – Uznałem, że to nie twoja sprawa. – Emily była moją siostrą. – To niczego nie zmienia. Miała prawo do prywatności. Rodzina czuwała nad nią jak jastrząb. Kiedy tu przyjechała, poczuła się wreszcie wolna. Nie mogłem jej tego odebrać i wcale nie chciałem. Była tu bardziej szczęśliwa niż kiedykolwiek. Cole’a zabolało, że Emily czuła się szczęśliwsza w Santa Cruz, niż była w domu z rodziną, ale po wydarzeniach minionego tygodnia lepiej ją rozumiał. Żałował tylko, że nie ufała mu na tyle, żeby się zwierzyć. – Mógłbym jej pomóc – powiedział. – Nakłonić rodziców, by dali jej więcej swobody w domu. Gdybym tylko wiedział, że czuje się jak w pułapce. Powinna mi powiedzieć. – Zamilkł. – Dlaczego nie powiedziałeś jej, co czujesz? Dylan wcisnął dłonie do kieszeni i wzruszył ramionami. – Jakoś chwila nigdy nie wydawała się odpowiednia. Poza tym nie chciałem, żeby coś się między nami zepsuło, żeby Emily czuła się niezręcznie. A potem było za późno. – Za późno – powtórzył Cole, wzdychając ciężko. – Możemy porozmawiać o tym kiedy indziej – powiedział Dylan. – Teraz potrzebuję dostać się z powrotem na uniwersytet. Podwieziesz mnie? – Pod jednym warunkiem. Powiesz mi, dlaczego uważasz, że Martin to Malone. • • • – Jesteś pewna, że Diane wyszła właśnie za profesora Martina? – spytała Natalie, otrząsając się z szoku po tym, jak Laura rzuciła swoją bombę. – Nazwiska się różnią – dodała, kiedy zmierzały w kierunku biura Diane. – I nie pamiętam, by wspominała kiedykolwiek o mężu. – Powiedziała mi kiedyś, że pozostała przy panieńskim nazwisku – odparła Laura. – Wtedy wydawało mi się to takie wyrafinowane. – Zamilkła. – Mogę jednak się mylić. Może to inny profesor. Nie mówiła zbyt wiele o swoim prywatnym życiu. Co zamierzamy? Nie możemy wparować po prostu
do pokoju i spytać, czy to jej mąż napisał o nas bestseller. – Myślę, że właśnie to powinnyśmy zrobić – powiedziała Madison. – Trochę za późno na owijanie w bawełnę. – Madison ma rację – poparła przyjaciółkę Natalie, kiedy wchodziły do budynku. – Nie możemy pozwolić sobie na kolejną stratę czasu. Potrzebujemy odpowiedzi, i to natychmiast. – Zatrzymała się na chwilę przed drzwiami gabinetu Diane. – Zanim wejdziemy, chciałam wam powiedzieć, że bardzo się cieszę, iż jesteśmy tu razem. To wydaje się słuszne, prawda? – Pewnie – odparła Laura z uśmiechem. – Jasne, jasne – dorzuciła pospiesznie Madison, machając niecierpliwie dłonią. – Sentymentami możemy zająć się później – dodała, pukając do drzwi. Ktoś zawołał, by weszły, i Natalie poczuła przypływ adrenaliny. Zbliżały się do prawdy. Niemal czuła już jej zapach. Diane wstała zza biurka. Mimo upływu lat pozostała atrakcyjną blondynką. Ubrana w czarne spodnie, turkusową bluzkę i czarny żakiet wydawała się w każdym calu tak wyrafinowana, jak ją Natalie zapamiętała. Kiedy studiowały, zbliżała się do trzydziestki – była dość młoda, żeby rozumieć podopieczne i wystarczająco dojrzała, by dawać im rady. – Natalie – powiedziała. – Co za niespodzianka. Kiedy wczoraj rozmawiałyśmy, nie wspominałaś, że się tu wybierasz. Madison, Lauro, witajcie – dodała. – Wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam. Od tego czasu sporo się jednak zmieniło. – Co mianowicie? – spytała Diane pospiesznie. – Macie nowe informacje? – Ja mam – odezwała się Natalie. Zamilkła, kiedy Madison wzięła z półki na książki fotografię w ramkach i pokazała ją przyjaciółkom. – To twój mąż, Diane? – spytała. – Tak – odparła Diane czujnie. – Profesor Martin – stwierdziła Laura. – Jakiś problem? – spytała Diane, strzelając oczami na boki, jakby szukała drogi ucieczki. – To dlatego do mnie zadzwoniłaś, Diane? – spytała Natalie. – Próbowałaś dowiedzieć się, co wiem? Żeby powtórzyć to mężowi? Diane nie potrafiła ukryć strachu, który zagościł na chwilę w jej oczach. – O czym ty mówisz? – My wiemy, Diane. Prześledziliśmy drogę, jaką przebył twój mąż, odnaleźliśmy też pana Williamsa. Jeśli wolisz zaczekać, aż policja zacznie zadawać ci pytania, w porządku. Jestem pewna, że wkrótce tu będą; albo możesz porozmawiać ze mną. – No dobrze. – Diane podeszła do drzwi i je zamknęła. – Greg napisał tę książkę, lecz dowiedziałam się o tym dopiero po fakcie, przed kilkoma miesiącami. – Och, daruj sobie – powiedziała Madison z niedowierzaniem. – Jak mogłaś nie wiedzieć? – Wiedziałam, że pracuje nad powieścią. Robił to od lat, jest w końcu wykładowcą literatury. Uwielbia książki. Nie zastanawiałam się nad tym, a on nie wspomniał, czym dokładnie się zajmuje. – Skąd czerpał informacje? – spytała Natalie. – Ma dziennik Emily? – Co takiego? – spytała Diane, skonsternowana. – Nie sądzę. Powiedział, że odtworzył przebieg wypadków na podstawie tego, co usłyszał od studentek po śmierci Emily. – Uśmiechnęła się przepraszająco do Natalie. – Domyślam się, że nie odmalował cię w najjaśniejszych barwach. – To niedopowiedzenie. Nazwał mnie morderczynią. Napisał, że zepchnęłam Emily z dachu i ją zabiłam. – Twierdzi, iż nikt nie miał się dowiedzieć, że chodzi o ciebie albo że książka oparta została na
faktach. – Nie uwierzę w to ani przez minutę. Uważam, że chciał, by wszyscy się dowiedzieli – kontynuowała Natalie. – Po to napisał książkę: by opowiedzieć o Emily. Tylko że się pomylił. – Doprawdy? – spytała Diane twardo. – Próbujesz chronić Emily czy siebie? To nie tajemnica, że byłaś tamtej nocy pijana i nic nie pamiętasz. Wszyscy wiedzą także, że się pokłóciłyście. Gdybyś tu została, nasłuchałabyś się plotek. Zapytaj Laurę, to ci opowie. Natalie nie pofatygowała się, by spojrzeć na Laurę, lecz nie spuszczała wzroku z Diane, próbującą ewidentnie zerwać się z haczyka. – Chcę porozmawiać z twoim mężem. Gdzie on jest? – Nie wiem. – Myślę, że wiesz. Jak również o tym, że wpakował się po uszy w kłopoty. Mogę go pozwać o zniesławienie. – Nie wygrasz. – Nie muszę wygrać, żeby rozpieprzyć wam życie – odparła Natalie zdecydowanie. – Nie popełnij błędu, zakładając, że się boję, Diane. Nie jestem przestraszona, ale wyłącznie wściekła. A jeśli sądzisz, że będę siedziała z założonymi rękami i pozwolę, żeby twój mąż niszczył moją karierę, życie moich przyjaciół, zwłaszcza pamięć Emily, to lepiej się zastanów. Zrezygnowana Diane podniosła dłoń. – Posłuchaj, naprawdę nie wiem, gdzie on teraz jest. I musisz zrozumieć, że nie miałam z tym nic wspólnego. Gdybym wiedziała, że Greg pisze o Emily, tobym go powstrzymała, lecz dowiedziałam się, dopiero gdy książka się ukazała. Musisz mi uwierzyć. Natalie nie wiedziała, czy wierzy Diane, w tej chwili nie to było jednak najważniejsze. – Pytanie nie brzmi: co wiedziałaś i kiedy, ale co zamierzasz zrobić teraz? Nim Diane zdążyła odpowiedzieć, zapukano do drzwi. Diane podeszła i je otworzyła. W korytarzu stała młoda kobieta z wyrazem oczekiwania na twarzy. – Gotowa do gry? – spytała. – Przepraszam, nie wiedziałam, że masz gości. – Zaraz będę – zapewniła Diane pospiesznie. – Dasz mi chwilę? – Zamknęła znów drzwi i odwróciła się do Natalie. – Postaram się znaleźć Grega i skłonić go, żeby się z tobą skontaktował. Zostajesz na noc w Santa Cruz czy wracasz do domu? – To zależy od twojego męża – odparła Natalie. Pochyliła się i zapisała na kartce numer swojej komórki. Diane chwyciła papier i schowała do torebki, a potem wzięła do rąk płaszcz wiszący na oparciu krzesła. – Zamierzasz wpaść do domu stowarzyszenia? – Właśnie się tam wybieramy. – Licz się z tym, iż może cię spotkać chłodne przyjęcie, Natalie. Wiele dziewcząt przeczytało książkę. – Ich też się nie boję. Diane otworzyła drzwi i wskazała je gestem. Gdy wyszły, zamknęła gabinet na klucz i oddaliła się wraz z koleżanką. Natalie wypuściła powietrze z płuc, a potem spojrzała na Madison i Laurę, uświadomiwszy sobie, iż żadna nie odezwała się od dobrych kilku minut. Wpatrywały się w nią ze zdumieniem podszytym podziwem. – Co jest? – spytała. – Powiedziałam coś nie tak? – Byłaś cudowna – odparła Laura. – I dałaś Diane popalić. – Trzeba przyznać, że z wiekiem przybyło ci charakteru – dodała Madison z pełnym aprobaty
uśmiechem. – Skopałaś jej tyłek. – Dzięki, lecz tyłek, który naprawdę powinnam skopać, należy do jej męża. – Chodźmy. – Madison ruszyła przed siebie raźno korytarzem. – Po co ten pośpiech? – spytała Natalie, podbiegając, by zrównać się z przyjaciółką. – Uważam, że powinnyśmy śledzić Diane. A właściwie ja powinnam. Założę się, że pobiegnie prosto do męża. Wy wracajcie do bursy. Może powrót tam odświeży ci pamięć, Natalie. – Pójdziemy z tobą – odparła Natalie, uświadomiwszy sobie, że Madison ma rację. Diane pobiegnie zapewne wprost do męża. – Łatwiej mi będzie chodzić za nią w pojedynkę – zaprotestowała Madison. – Wtopię się w tłum, poza tym chodzę szybciej niż wy. Jeśli Diane zobaczy naszą trójkę, może zrezygnować ze spotkania. Dołączę do was później – dodała, gdy wyszły na zewnątrz. Zaczęła biec truchtem, ledwie Diane wraz z przyjaciółką zniknęły za rogiem. – I to by było na tyle – powiedziała Natalie do Laury. – To co, idziemy do bursy? – Możemy pójść ścieżką między drzewami – zaproponowała Laura. – To skrót. – Pamiętam. Dziwnie jest tutaj wrócić. Minęło tyle czasu, a przecież czuję się, jakbym wyjechała wczoraj. Dla ciebie to musi być jeszcze trudniejsze, Lauro. Spędziłaś tu cztery lata. – Przeciwnie, jest mi łatwiej, bo mam też dobre wspomnienia. – Laura westchnęła, gdy weszły w głąb gęstego zagajnika. – Ostatnim razem szłam tędy po rozdaniu dyplomów. Wracaliśmy z Drew do bursy, nadal w togach, niosąc z dumą dyplomy. A on… – Zatrzymała się i wskazała pobliskie drzewo. – Pocałował mnie pod tym drzewem. Powiedział, że mnie kocha i nie może się doczekać, byśmy zaczęli wspólne życie. – Otarła łzę, która spłynęła jej z oka. – To naprawdę były stare, dobre czasy. – Przykro mi. – Natalie nie wiedziała, co powiedzieć. Z pewnością trudno ją było uznać za eksperta w kwestii małżeństw i związków. – Może dałoby się do nich wrócić. – Nie sądzę, że to możliwe. Nie wiem, gdzie jest Drew. Zostawiłam mu z dziesięć wiadomości, ale nie odpowiedział na żadną. W ostatniej poinformowałam go, że jadę do Santa Cruz dowiedzieć się, kto napisał książkę. Sądziłam, że przyciągnę jego uwagę, ponieważ życzył sobie, żebym trzymała się od tego z daleka. Och, kogo ja oszukuję? Prawdopodobnie nie obchodzi go, co robię. – Jestem pewna, że to nieprawda. – Przynajmniej wiem teraz, że nie jest Malone’em. Muszę przyznać, że zaczęłam już podejrzewać, iż to on napisał książkę. Spojrzała z poczuciem winy i Natalie domyśliła się, że to ona zasiała w umyśle przyjaciółki ziarno wątpliwości. – Przepraszam, że podsunęłam ci to, prosząc, byś poszukała dziennika. Jednak Drew przebywał wtedy w L.A. i tyle o nas wiedział… – Wiem. Zaczęłam rozmyślać o tym, co powiedziała Madison, że Drew poszedł wtedy do pokoju Emily… I zastanawiać się, czy nie wyszedł za nią na dach. – Przycisnęła dłoń do ust. – Nie wierzę, że to powiedziałam. – Ja także. Ciekawe, czy nie zawiódł jej instynkt, pomyślała Natalie. – Tyle było dziwnych rzeczy: wyciągi z rachunków bankowych, wyjazdy służbowe – mówiła dalej Laura, czerpiąc z wewnętrznej studni odwagi. Natalie nie podejrzewała nawet, że przyjaciółka takową posiada. – Zajrzałam wczoraj do kancelarii i tatuś powiedział mi, że Drew nie wyjeżdżał do L.A. w sprawach służbowych, ale brał urlop z przyczyn osobistych. Dlaczego? Co tam robił? Czyżby miał romans? A może miało to coś wspólnego z Malone’em i książką? Znalazłam w jego komputerze plan podróży
i spotkań Malone’a. Nie wyjaśnia to jednak sprawy pieniędzy, prawda? – Spojrzała błagalnie na Natalie. – Co mi umyka? Zawsze byłaś taka bystra. Potrafiłaś dodać dwa do dwóch. Zrób to dla mnie teraz. Natalie potrząsnęła głową. Informacje, którymi podzieliła się z nią Laura, nie dawały się tak szybko ogarnąć. Jeśli Drew był tamtej nocy w pokoju Emily, co widział? I słyszał? Czy wyszedł za nią na dach? Pokłócili się? Czy to on stał za książką? Czy wyjaśniałoby to kwestię pieniędzy? Nim zdążyła zadać pytanie, Laura znowu się odezwała. – Muszę z nim porozmawiać – kontynuowała. – Zapytać wprost, co robi i z kim. Bałam się zadawać pytania, ponieważ nie jestem pewna, czy chcę poznać odpowiedzi. – Wiedza jest zawsze lepsza niż jej brak – powiedziała Natalie, przypominając sobie, jak bardzo była przed laty sfrustrowana, nie wiedząc, co czuje Cole. – Gdy ją posiadasz, możesz radzić sobie z tym, co jest, zamiast z tym, co może być. – Masz rację. Chodzi po prostu o to, że próbowałam uwiesić się ramienia Drew od dnia, gdy go poznałam. Nie potrafiłam odpuścić. Poślubiłam go, ponieważ był najprzystojniejszym, najbardziej seksownym, najbystrzejszym facetem, z jakim się umawiałam, a także dlatego że uwielbiali go moi rodzice. Postarałam się szybko o dzieci, by trudniej było mu odejść. Zachęcałam go nawet, byśmy kupili duży dom, ponieważ w głębi duszy wiedziałam, że hipoteka to kolejna więź, której nie byłby w stanie zerwać. Jednak pomimo że przywiązałam go do siebie tyloma więzami i tak chyba mi się wymyka. Natalie wpatrywała się w Laurę oszołomiona. – To ci dopiero psychoanaliza! – Oglądam dużo talk shows – przyznała Laura, uśmiechając się z poczuciem winy. – Może powinnaś wyłączyć telewizor. – Myślisz, że to by pomogło? – Na pewno by nie zaszkodziło. Jeśli naprawdę chcesz żyć inaczej, musisz wprowadzić kilka zmian. Odważyć się i zaryzykować, że utracisz Drew. Po to, by go zatrzymać. I walczyć wszelkimi metodami. Laura skinęła głową. – Nadal jesteś bystra, Natalie. Natalie parsknęła urywanym śmiechem. – Łatwo jest dawać rady, mówić ludziom, jak powinni postępować. To nie ja muszę żyć potem z konsekwencjami. Trudniej podejmować decyzje dotyczące własnego życia. – A skoro już o tym mowa… Natalie jęknęła cicho. – O nie… Laura ją zignorowała. – Co zamierzasz w kwestii Cole’a? – spytała. – Nie mam pojęcia. – Musisz się choć trochę orientować, czego chcesz. – To, czego ja chcę, a co byłoby możliwe, to dwie zupełnie różne rzeczy. Rozumiem teraz Cole’a lepiej, Lauro. Wiem, dlaczego kiedyś ode mnie uciekł. Może tamte powody już nie istnieją, ale zrodziło się kilka nowych przeszkód, niemożliwych do pokonania. – Na przykład jakich? – Jego rodzice i ich stosunek do mnie. Richard i Janet mnie nienawidzą. Nie mogą na mnie patrzeć, żeby nie myśleć o stracie córki. Ojciec już powiedział Cole’owi, że będzie musiał wybrać pomiędzy mną a rodziną. On nie może dokonać takiego wyboru. Nie chciałabym tego. Wiem lepiej niż
ktokolwiek, jak ważna jest rodzina. Jak cenna. – Westchnęła. – Kiedy to wszystko się skończy, zamierzam się pożegnać, tym razem na dobre. Wyjadę z San Francisco i zacznę życie gdzieś indziej. Tak musi być. Musimy pójść dalej, oboje. – Nie chcę, żebyś wyjeżdżała. – W głosie Laury brzmiało rozczarowanie. – Dopiero co się odnalazłyśmy – ty, ja i Madison. Nie chcę cię znowu stracić, Natalie. – Nie stracisz. Tym razem pozostaniemy w kontakcie, lecz nie chcę o tym teraz rozmawiać. Mamy dość zmartwień. Zostawmy przyszłość na inny dzień. • • • – Nadal czekam, żebyś mi wyjaśnił, jak się domyśliłeś, że Malone to profesor Martin – powiedział Cole, podjeżdżając do miejsca w pobliżu biura profesora, gdzie Dylan zaparkował motocykl. – Rozmawiałem któregoś dnia z Madison. Wspomniała, że Emily zainteresowała się kimś na krótko przed śmiercią. Zacząłem przypominać sobie różne rzeczy, które mówiła mi Emily, i uznałem, że Madison ma rację. W życiu Em był inny mężczyzna. Kiedy wróciłem do domu, zajrzałem do pomieszczenia, gdzie trzymam kilka rzeczy Emily… – Gdy pomagałeś mi uprzątać jej pokój w Santa Cruz, zatrzymałeś niektóre dla siebie, prawda? – przerwał mu Cole. – Tylko te, nad którymi razem pracowaliśmy. Emily pomagała mi przy planowaniu urządzenia klubu. Zapisywaliśmy pomysły na gry, sztuczki, pokazy, opowieści do wirtualnej rzeczywistości. Wiedziałem, że trzyma to wszystko w szufladzie biurka, opróżniłem więc ją do pudła i zatrzymałem. Naprawdę nie sądziłem, że te papiery mogłyby znaczyć cokolwiek dla kogoś oprócz mnie. Kiedy wczoraj je przeglądałem, znalazłem niewywołany fragment filmu z deptaka, wiesz, kilka zdjęć, jakie robi się sobie i przyjaciołom. Zobaczyłem na nich faceta i poznałem w nim profesora, który miał udzielać Emily dodatkowych konsultacji. Kawałki łamigłówki wskoczyły nagle na miejsce. Emily powiedziała Madison, że facet, którego pragnie, jest nieosiągalny, a Martin był żonaty. Domyśliłem się, że facetem, w którym Emily się zakochała, był właśnie profesor. Sądząc po tym, z jaką goryczą wypowiedział ostatnie zdanie, przyznanie tego musiało Dylana wiele kosztować. Cole nie był gotów wybaczyć przyjacielowi kłamstw i sekretów, jedno nie ulegało wszakże kwestii – Dylan kochał Emily. – Przyjechałeś więc tutaj, żeby spojrzeć w twarz profesorowi. Dlaczego nie przyszedłeś do mnie i nie powiedziałeś o swoich podejrzeniach? – Nie miałem pojęcia, co profesor wie o mnie i Emily. Wolałem najpierw rozeznać się w sytuacji. – Ponieważ nie chciałeś, żebym ja się dowiedział. – Taaa… próbowałem uniknąć podbitego oka – odparł Dylan. Cole nie czuł wyrzutów sumienia, mimo iż oko Dylana spuchło i zaczęło przybierać filetowy odcień. Zasłużył sobie na to, skrywając tak wiele sekretów. – Mam inne pytanie. Co z twoją wyprawą do L.A.? Skoro domyśliłeś się, że Martin to Malone, po co tam pojechałeś? – Chciałem spotkać się z kolegą magikiem. To nie miało nic wspólnego z książką ani z Malone’em. – Zamilkł na chwilę. – Możemy wrócić do tego później, teraz chciałbym coś ci pokazać. Chodź ze mną. – Dopiero co złapano cię, jak włamywałeś się do gabinetu profesora. Nie chcesz chyba zrobić tego znowu? – Nie wejdziemy do środka. – Dylan poprowadził Cole’a dookoła budynku. Podszedł do kępy gęstych krzaków. – Gdy usłyszałem, że ktoś nadchodzi, wyrzuciłem go przez okno.
– Co wyrzuciłeś? Dylan zanurkował pomiędzy krzaki i wyłonił się, trzymając w dłoni notatnik w fioletowej okładce. – To. Dziennik Emily. Znalazłem go w gabinecie profesora. Cole poczuł, że robi mu się zimno. Na okładce widniał napis, wykonany ozdobnym pismem, a także kilka ozdóbek oraz dziewczęcych naklejek, umieszczonych tam przez Emily wiele lat temu. Potrząsnął głową, czując zalew mieszanych emocji: bólu, gniewu, a w końcu przejmującego smutku. – Natalie się nie pomyliła. Miał ten dziennik przez cały czas. Słowa z książki były słowami Emily, przynajmniej część z nich. – Zamilkł, a potem powiedział: – Muszę zadzwonić do Natalie, powiedzieć jej, że znaleźliśmy dziennik i potwierdzić, że Martin to naprawdę Malone. Pewnie zastanawia się już, gdzie się podziewamy. – Przyjechałeś tu z Natalie? – Tak. – Spojrzał na przyjaciela, mrużąc oczy. – Nie rozumiem, czemu aż tak jej nie znosisz. Dlaczego wydało ci się prawdopodobne, że zepchnęła Emily z dachu? O co tu chodzi? – Słyszałem, jak się o ciebie kłóciły. Natalie była pijana. Było wielce prawdopodobne, że kontynuowały kłótnię na dachu. Zawsze wydawało mi się podejrzane to, że niczego nie pamięta. – To wszystko, co masz przeciwko niej? Nie wierzę. Dylan pochylił głowę. – No dobrze. Natalie mnie nie lubiła. Nie chciała, żeby Emily pomagała mi w klubach. Nie podobało jej się, że jeżdżę motorem i palę papierosy. Uważała, że sprowadzam Emily na złą drogę. Nie lubiłem jej ani ona mnie. – Chwała jej za to. – Cole poczuł się dziwnie zadowolony i dumny z Natalie. Starała się dotrzymać danej rodzicom obietnicy i opiekować się Emily. – Widzę, że znowu jej się udało cię usidlić. – Prawdę mówiąc, zaczynam wreszcie postrzegać, jaka naprawdę jest Natalie. Nie jaką chciałem ją widzieć ani za jaką uważali ją inni. Natalie nie zawdzięcza nic żadnemu z nas, Dylanie. Nie musiała opiekować się Emily. Czuwać nad nią. Nie była jej matką, ale współlokatorką i przyjaciółką. Uważam, że zrobiła co mogła, by chronić tę przyjaźń. To, co wydarzyło się pomiędzy nami, nie powinno wpłynąć na stosunki Natalie z Emily. Winię za to siebie. Nie byłem z Natalie szczery. To dlatego szukała odpowiedzi u Emily. To ja wpakowałem w to Em. – Lecz nie zepchnąłeś jej z dachu. – Natalie też nie. Dałbym za to głowę. – Zaczerpnął oddechu. – Masz jeszcze jakieś tajemnice? Wiesz coś o Emily, Natalie lub reszcie? To ty dałeś Emily tabletki, które znaleziono w jej szufladzie? – Do diabła, nie! To McKinney. – Drew McKinney? – powtórzył Cole zaskoczony. Ale czy naprawdę aż tak go to zdziwiło? Drew zawsze był trochę śliski. Dylan skinął głową. – Zobaczyłem je tamtego wieczoru, gdy otworzyła torebkę, i próbowałem zabrać, lecz powiedziała, żebym pilnował własnego nosa i przestał zachowywać się jak jej brat. Ponieważ bardzo nie chciałem być zaliczany do tej kategorii, odpuściłem. Powiedziała, że to Drew je dla niej zdobył. Domyślam się, że czuła presję. Bała się, że obleje egzaminy i wyleci z college’u. Nie chciała zawieść rodziny ani stracić szansy na uwolnienie się od niej. – Umilkł i zastanawiał się przez chwilę. – Podejrzewałem nawet, że McKinney może być Malone’em. Kręcił się przez cały czas w pobliżu. Wiedział dużo o dziewczętach i zawsze był pazerny na pieniądze. Dlatego załatwił Emily te tabletki. Miała forsę, a on jej potrzebował. Cole przypomniał sobie, co powiedział mu śledczy – że Drew dorastał na osiedlu przyczep w Modesto.
– Chcesz powiedzieć, że Drew sprzedawał Emily prochy, a ty nie uznałeś tego za na tyle ważne, żeby przyjść do mnie? Co jest z tobą, do cholery, nie tak, facet? – To nie była przecież heroina. Emily obiecała, że ich nie weźmie, zanim mi o tym nie powie. Nie sądzę, żeby wzięła choć jedną, widzę jednak, że popełniłem w przeszłości kilka błędów. – Na pewno. Cóż, teraz już wiem, dlaczego Drew zachowywał się tak nerwowo, kiedy kilka dni temu odwiedziliśmy go z Natalie. Zastanawiał się pewnie, czy wiem o tabletkach i czy zamierzam uwikłać go w skandal. – To się zdarzyło dawno temu. Naprawdę sądzisz, że jeszcze by się tym przejmował? – Możliwe. Laura wspomniała, że przymierza się do kariery politycznej. Na pewno nie życzyłby sobie, by wyszedł na jaw jakiś incydent z narkotykami, zwłaszcza jeśli był dilerem. Może Emily nie była jego jedyną klientką. Zadzwonił telefon Cole’a. Zobaczył na ekranie numer Natalie. – Natalie? – Gdzie jesteś? – spytała. – Znalazłeś Dylana? – Jesteśmy razem. – Dobrze. Może przyszlibyście do domu stowarzyszenia? Teraz jest tu zupełnie pusto. Wszyscy poszli na mecz. Kierowniczka, pani Richmond, wpuściła mnie i Laurę. Laura zagaduje ją na parterze, dając mi czas, bym mogła się rozejrzeć. Stoję właśnie przy oknie naszego dawnego pokoju i zastanawiam się, czy wystarczy mi odwagi, żeby wyjść… O Boże! – Co? – zapytał, kiedy nagle zamilkła. – Co się stało? – Nie zgadniesz, kto podjechał właśnie pod dom. Drew. Drew był w Santa Cruz? Z niepokoju Cole’a aż ścisnęło w żołądku. – Natalie, musisz wiedzieć coś o Drew… – Powiesz mi, kiedy tu przyjedziecie. Chcę wyjść na dach, nim wszyscy wrócą. Pomyślałam, że to pomoże mi przypomnieć sobie tamten wieczór. Rozłączyła się, nim zdążył ją ostrzec, żeby trzymała się z dala od Drew, i, co ważniejsze, od przeklętego dachu. Spróbował zadzwonić jeszcze raz, ale nie odebrała. – Musimy dostać się do domu stowarzyszenia – powiedział do Dylana. – Co się dzieje? – Natalie wyjdzie zaraz na dach. A Drew podjechał właśnie przed wejście. Ruszył do samochodu, by jak najszybciej znaleźć się przy siedzibie stowarzyszenia. – Hola, zwolnij. Drew nie skrzywdzi Natalie. – Jesteś tego absolutnie pewny? McKinney ma wiele do stracenia: żonę, rodzinę, karierę i reputację. – Gdyby Natalie wiedziała, że to Drew sprzedawał Emily prochy, powiedziałaby o tym dawno temu. Drew nie ma powodu się jej obawiać – przekonywał Dylan. – Może też sądzić, że gdzieś w jej głowie czają się zapomniane informacje o tym, co właściwie wydarzyło się tamtego wieczoru. Jeśli raz zacznie sobie przypominać, nie wiadomo, czym się to skończy. A może podchodzimy do sprawy ze złej strony. – Potrząsnął głową, gdy uderzyła go nagła myśl. – Cholera! Może Malone się pomylił. Natalie nie zabiła Emily. Zrobił to Drew.
Rozdział 19 Natalie zaczerpnęła głęboko oddechu i wyjrzała przez okno na dach. Spostrzegła, że musiało być kiedyś zabite gwoździami. Potem, po jakimś czasie, gwoździe usunięto i teraz można je było bez trudu otworzyć. Czy znajdzie w sobie dość odwagi, żeby to zrobić? Wyjść na dach, skąd spadła Emily? Owszem, lecz jeszcze nie teraz. Odwróciła się od okna i rozejrzała po pokoju. Mieszkały w nim dwie studentki. Na bliźniaczych łóżkach leżały kolorowe narzuty, a na nich pluszaki i puchate poduszki. Na ścianach wisiały plakaty, a na biurku stały komputery. Zastanawiała się, czy dziewczęta wiedzą, co przydarzyło się pewnej nocy innej młodej kobiecie, która wyszła na dach i skończyła martwa. Zamknęła oczy, nakazała sobie zapomnieć o teraźniejszości i cofnąć się w czasie. Musiała zobaczyć pokój taki, jaki był kiedyś, wysilić pamięć, żeby przypomnieć sobie wszystko o tamtym wieczorze. Na łóżku Emily leżał pled wykonany przez jej prababcię, a na nim pluszowe tygrysy wszelkich kształtów i rozmiarów. Na ścianie nad łóżkiem Emily zawiesiła plakat przedstawiający Davida Copperfielda. Na biurku i szafce nocnej stały oprawione w ramki fotografie rodziców Emily i Cole’a. Tkwiły w pamięci Natalie jak żywe – szczęśliwa rodzina bez jednej troski. Jakże ich kochała – nie tylko Cole’a, lecz wszystkich. Wypełniali dręczącą pustkę w jej wnętrzu, zaspokajając tęsknotę za rodziną – ludźmi, którzy by się o nią troszczyli. A Cole… cóż, zawładnął całkowicie jej sercem. Sprawił, że znowu zaczęła marzyć. Pragnąć od życia czegoś więcej niż tylko zaspokojenia podstawowych potrzeb. Pokazał, jak się odprężyć, bawić, być sobą. Kochała go namiętnie każdą komórką swego ciała. Po raz pierwszy i jedyny oddała komuś serce. A jedyne, co umiała robić naprawdę dobrze, to było trwać przy czymś… Właśnie dlatego błagała Emily, żeby skłoniła Cole’a do przyjścia na imprezę. Ale co wydarzyło się potem? Wytężyła pamięć. Widoki i dźwięki tamtego wieczoru zaczęły wracać – powoli, niechętnie. Słyszała śmiech, muzykę, odgłosy rozmów. Na parterze tłoczyły się tłumy dzieciaków. Ledwie była w stanie przedrzeć się ku schodom. Musiała jednak wejść na piętro. Odszukać Emily. Coś mokrego chlusnęło jej na rękę. Spojrzała na trzymaną w dłoni puszkę z wodą sodową. Uświadomiła sobie, że jest prawie pusta i że nie zawiera wody, lecz wódkę. Napełnili puszkę w łazience na górze. Wódka miała sprawić, że poczuje się lepiej. Inne dzieciaki wyglądały na szczęśliwe, gdy się napiły. Jej mama także – dlaczego więc ona nie czuła się lepiej? Czemu było jej tak smutno? Może powinna wypić więcej. Na piętrze. Wejdzie na piętro, odszuka Emily, napełni puszkę, a kiedy przyjdzie Cole, będzie już inną dziewczyną – radosną i beztroską. Cole zapomni, że wyznała mu miłość, i wszystko będzie jak dawniej. W miarę jak wchodziła po schodach, jej desperacja rosła. Nic już nie będzie takie samo. Gdy weszła do pokoju, Emily siedziała na łóżku, ubrana w krótką, czarną koktajlową sukienkę. Na bosych stopach miała czarne sandały na wysokim obcasie. Palce u stóp pomalowała, podobnie jak te u rąk, na krwistoczerwony kolor. Wszystkie pomalowały sobie paznokcie poprzedniego wieczoru, ulegając naleganiom Madison. Twierdziła, że nie mogą stawić się na inicjację bez odrobiny koloru. Emily podniosła głowę. Długie, falujące włosy opadły jej na twarz i ramiona. W oczach miała smutek i… tak, poczucie winy. Prawdę mówiąc, wyglądała, jakby płakała. Zanim Natalie zdążyła zapytać, co się stało, dostrzegła w jej dłoni tabletki. – Co robisz? – spytała. – I skąd je masz?
– Potrzebuję czegoś, co pomoże mi nie zasnąć dziś w nocy. Po imprezie muszę się jeszcze pouczyć, inaczej obleję angielski. Mój korepetytor… nie mogę się już z nim widywać. Nie pomoże mi. Mam poważne kłopoty, Natalie. Potrzebuję tych tabletek. Wszyscy je biorą, są bezpieczne. – Nie dla ciebie. Mogą ci zaszkodzić. Kto ci je dał? Madison? – Nie, Drew. Powiedział, że wszyscy je biorą, on także. Są bezpieczne. – Nie możesz tego wiedzieć – zaprotestowała Natalie. – Każdy reaguje inaczej. – Spróbowała przypomnieć sobie wszystkie powody, dla których Emily nie powinna brać tabletek, lecz w głowie miała zamęt, a wargi odrętwiałe. – Nie obchodzi mnie to. Narobiłam bałaganu, Natalie. Zakochałam się i zrobiłam coś głupiego. Tak mi wstyd. Natalie nie miała pojęcia, o czym Emily mówi. – Co zrobiłaś? – Zakochałam się w żonatym mężczyźnie. Profesorze. – Boże! W kim? Kiedy? – Natalie potknęła się, zmierzając ku przyjaciółce. Emily spojrzała na nią zawiedziona. – Jesteś pijana, prawda? – Wypiłam tylko parę kieliszków. – Dlaczego to robisz, Natalie? To do ciebie niepodobne. – Nic mi nie będzie, jestem tylko trochę nawalona. I szczęśliwa. Cole przyjdzie? Dzwoniłaś do niego? – Tak, dzwoniłam. Nie przyjdzie na imprezę, Natalie, a nawet jeśli, to bardzo późno. Nie życzy sobie, żebyś na niego czekała. Przykro mi. – Nie chcesz, żebyśmy byli razem, prawda? – stwierdziła Natalie oskarżycielsko. – Próbujesz doprowadzić do tego, żebyśmy zerwali. – Jak możesz tak mówić? Jesteś dla mnie jak siostra – zaprotestowała Emily ewidentnie zraniona. Natalie to nie obchodziło. Ona także cierpiała. – Nie pomożesz mi go odzyskać. A ja muszę go odzyskać. Nie wiem nawet, dlaczego go straciłam. Kocham go, Emily. Potrzebuję. – Musisz odpuścić, Natalie. Cole jest… Umawia się z kimś w San Francisco. – Co takiego? – Poczuła się tak, jakby dźgnięto ją w serce. Przyłożyła nawet dłoń do piersi, by sprawdzić, czy krwawi. – Ona ma na imię Cynthia. Jej rodzice przyjaźnią się z naszymi. To dlatego nie przyjechał w poprzedni weekend. Emily wyciągnęła do Natalie dłoń, ta jednak odskoczyła. – Kłamiesz! – Nic podobnego. Nie chcę, żebyś cierpiała, obawiam się jednak, że Cole cię skrzywdzi. Nie potrafi wytrwać przy jednej osobie. Nie jest jeszcze gotowy na związek. Musisz o nim zapomnieć. – Nie mogę. Powiedziałam mu, że go kocham, a ty chcesz, żebym zapomniała? Nie potrafię. Nie wierzę, że spotyka się z inną. Odwróciła się ku drzwiom. Musi wyjść, uciec od Emily. Potrzebuje kolejnego drinka. Jej puszka była znów pusta. Wybiegła, kierując się w stronę pokoju Madison, i zobaczyła, że przyjaciółka rozmawia z Drew. Nie chciała, by ją spostrzegli, wśliznęła się więc do pokoju jednej ze studentek ostatniego roku, o której mówiono, że trzyma w szafie zapas johnniego walkera. Dopisało jej szczęście. Butelka była w połowie pełna. Nalała sobie kieliszek, potem następny i piła, póki nie przestała czuć cokolwiek. Po kilku minutach udało jej się przekonać samą siebie, że Emily wszystko zmyśliła. Cole jej nie zdradzał. Nie zrobiłby tego. Wstała i ruszyła korytarzem, zdecydowana porozmawiać jeszcze raz z przyjaciółką. Kiedy zbliżyła się do drzwi ich pokoju, usłyszała przenikliwy krzyk. Nie była pewna, skąd dobiegł, lecz brzmiał okropnie, tak
strasznie, że aż zrobiło się jej niedobrze. Potykając się, pobiegła w kierunku łazienki. Zwymiotowała, ledwie zamknęły się za nią drzwi. Otworzyła szeroko oczy, gdy prawda objawiła się jej z porażającą jasnością. Słyszała krzyk Emily, lecz nie wiedziała, co się wydarzyło. Wbiegła do łazienki, gdzie po chwili znalazła ją Madison. Gdyby weszła zamiast tego do pokoju, wiedziałaby, czy poza Emily był tam ktoś jeszcze. To wielce frustrujące być tak blisko i nie móc uzyskać odpowiedzi. Westchnęła. Mogła zrobić tylko jedno. Wyjść na dach. Zakończyć to. Stanąć tam, gdzie stała Emily i przynajmniej się pożegnać. Wyszła na płaski dach, odnotowując, że wokół krawędzi zamontowano balustradę. Podeszła do skraju, lecz zatrzymała się na tyle daleko, by nie widzieć chodnika poniżej. Nie była jeszcze gotowa spojrzeć w dół. Zastanawiała się, co też skłoniło Emily, by tu weszła tamtej nocy. Była ewidentnie wytrącona z równowagi. A na górze panował spokój. Nawet teraz miejsce wydawało się odizolowane, zapewniając poczucie, że cokolwiek się tu wydarzy, nikt się o tym nie dowie. Emily chciała tu zapewne się uspokoić, może popłakać, pomyśleć o mężczyźnie, w którym się zakochała. Kim on mógł być? Zastanawiała się przez chwilę, a potem ją olśniło. Miała to tuż przed nosem. – Ty wiesz, prawda? – dobiegło ją z tyłu. Odwróciła raptownie głowę i przekonała się z zaskoczeniem, że nie jest na dachu sama. – Wiesz, że byłam tamtego wieczoru na dachu z Emily. Czułam, że jeśli tu wrócisz, wszystko sobie przypomnisz. – Ty? – zapytała zaszokowana Natalie. – Ty byłaś wtedy z Emily? Fragmenty układanki wskoczyły nagle na miejsce. • • • Cole prowadził jak szaleniec. Mógł myśleć jedynie o Drew – facecie, który nie cofnie się przed niczym, by dostać to, na czym mu zależy. – Jeśli zrobi coś Natalie, przysięgam na Boga, że go zabiję. – A ja ci pomogę – stwierdził Dylan ponuro. – Jeśli miał coś wspólnego ze śmiercią Emily, z pewnością za to zapłaci. Kiedy rozbłysło przed nimi czerwone światło, zniecierpliwiony Cole uderzył pięścią w kierownicę. – Niech to diabli! Nie mogę stracić także Natalie. Tyle jej mam do powiedzenia. – Na przykład to, że nadal ją kochasz. – Coś w tym rodzaju. Nacisnął na gaz, gdy tylko światło zmieniło się na zielone. Po chwili zaparkował przed domem stowarzyszenia i wyskoczył z samochodu. Drzwi wejściowe były otwarte, a w korytarzu stała Laura, rozmawiając z Drew. Cole zatrzymał się gwałtownie. – Gdzie Natalie? – Chyba na piętrze – odparła Laura. – Dlaczego? Co się stało? – Zrobiłeś to, prawda? – wycedził Cole, przewiercając Drew pełnym furii spojrzeniem. Drew cofnął się o krok, spoglądając czujnie na Cole’a. – O czym ty mówisz? – Zepchnąłeś Emily z dachu. Nie chciałeś, by powiedziała komuś, że sprzedawałeś jej prochy. – Sprzedawałeś Emily prochy? – spytała Laura z niedowierzaniem. Przez chwilę Drew wyglądał jak szczur zapędzony do kąta, lecz potem wyprostował się i powiedział
z wielką pewnością siebie: – Nie zdołasz tego udowodnić, Parish. – Nie potrzebuję dowodu, żeby wydusić z ciebie prawdę. Wszyscy wiedzą, że byłeś tutaj tamtego wieczoru. Rozmawiałeś z Emily. Nawet twoja żona o tym wie. – Rzeczywiście – przyznała Laura. – Po co poszedłeś do pokoju Emily, Drew? – Szukałem czegoś. – Może tego? – zapytał Cole, podnosząc dłoń z dziennikiem Emily. – Bałeś się, że Emily napisała coś o tym, że handlujesz prochami? – Skąd go masz? – Drew sięgnął po dziennik, lecz Cole usunął notatnik z zasięgu jego rąk. – Nieważne – powiedział. – Co zrobiłeś Emily? – Nic. – Drew, musisz nam powiedzieć – poprosiła Laura. – Cokolwiek się stało, musimy wiedzieć. Inaczej to się nigdy nie skończy. – Nie skrzywdziłem Emily – zapewnił Drew szorstko. – To po co poszedłeś tamtego wieczoru do jej pokoju? – Chcesz wiedzieć? Dobrze. Chciałem poszukać dziennika. Usłyszałem pewnego dnia, jak Madison żartuje, że Emily mogłaby szantażować kogoś tym, co tam zapisała i pomyślałem, że mogła napisać też o mnie. Nie miałem jednak szansy go poszukać, ponieważ Emily była w pokoju. Rozmawiała przez telefon, więc sobie poszedłem. Jestem pewien, że ktoś widział jeszcze potem Emily żywą. Może Madison. – Madison? – zapytał Dylan. – Madison była tamtej nocy z Emily? – Nie jestem pewien – odparł Drew. – Ale… – Cholera! – zaklął Dylan. – Co się stało? – Cole spojrzał zaciekawiony, na przyjaciela. – Madison przyznała, że podkochiwała się we mnie, gdy była w college’u i złościło ją, że nie poświęcam jej uwagi, bo jestem zbyt zajęty Emily. Cole połączył wszystko w całość i nagle przed jego oczami wyłonił się obraz, którego nie brał do tej pory pod uwagę. – Gdzie ona jest teraz? – Zostawiła nas przed kilkoma minutami i poszła za Diane, żoną profesora Martina – wyjaśniła Laura skonsternowana i zaniepokojona. – Co się dzieje? Nie sądzicie chyba, że Madison miała coś wspólnego z upadkiem Emily, prawda? Cole ruszył na górę, przeskakując po dwa stopnie. Musiał znaleźć Natalie, nim zrobi to Madison. • • • – Zepchnęłaś Emily z dachu – powiedziała Natalie, wpatrując się w stojącą przed nią kobietę. Wszystko nabrało nagle sensu. – To był wypadek. Pośliznęła się. – Tak mieliśmy wszyscy pomyśleć. – I pomyśleliście. Ty z pewnością niczego nie pamiętałaś, lecz pamięć wróciła, prawda? Wiedziałam, że prędzej czy później tak się stanie. Przypomnisz sobie, że wybiegłam z jej pokoju tuż po tym, jak krzyknęła. Miałam stosowne wyjaśnienie. Przygotowałam się i czekałam na pytania, lecz żadne nie nastąpiły. Natalie wpatrywała się w kobietę, którą – jak jej się do niedawna wydawało – znała. Czy naprawdę
widziała, jak wybiega z pokoju Emily? Zamrugała, przypominając sobie niejasno, że pędziła do łazienki targana nudnościami. Błysk czerwieni przyciągnął wtedy na moment jej spojrzenie, lecz szybko zniknął. – Nie pamiętałam aż do tej chwili – powiedziała. – Nie powinnaś mi mówić. W oczach kobiety zabłysła niepewność. Uświadomiła sobie, że popełniła błąd. – Nikomu nie powiesz. Nie pozwolę na to. – A jak mnie powstrzymasz? Nie zamierzam poślizgnąć się i spaść z dachu jak Emily. – Nie, nie zamierza – wtrącił Cole, wychodząc przez okno. Jego niespodziewane pojawienie się zaskoczyło Natalie, ale sprawiło jej też ulgę. Jeszcze bardziej szczęśliwa poczuła się, gdy zobaczyła, że w ślad za Cole’em na dach wychodzą Drew, Dylan i w końcu Laura. Kobieta uświadomiła sobie nagle, że została zapędzona do narożnika. – To był wypadek – powiedziała, unosząc dłoń. – Głupi wypadek. Nikt nie zdoła udowodnić, że było inaczej. – Ja zdołam, Diane – powiedziała Madison, wychodząc na dach. – Podobnie jak twój mąż. Proszę tu przyjść, profesorze. Natalie otworzyła ze zdumienia usta, przyglądając się, jak człowiek, którego bezskutecznie ścigała przez tydzień, wychodzi przez okno. Profesor Martin nie przypominał teraz Garretta Malone’a. Zniknęła bródka, okulary o grubych szkłach i długie włosy. Był blady, miał krótką fryzurę i zwyczajne brązowe oczy. – Proszę powiedzieć im to, co powiedział pan mnie – zażądała Madison, szturchając go w ramię. Greg Martin wpatrywał się z niedowierzaniem w żonę. – Czy oni właśnie powiedzieli, że zepchnęłaś Emily z dachu? Jak to możliwe? – To był wypadek. Przyszłam tutaj tamtego wieczoru, bo chciałam powiedzieć tej małej rozbijaczce małżeństw, żeby trzymała się z dala od ciebie – odparła Diane. – Byłabym w pełni usprawiedliwiona, gdybym ją popchnęła, prawda wygląda jednak tak, że się pośliznęła. To był wypadek i nikt by o niczym nie wiedział, gdybyś nie napisał tej przeklętej książki, Greg. – Nie wiedziałem, że to byłaś ty. Myślałem, że winna jest Natalie. Kiedy przyszedłem tamtego wieczoru do domu stowarzyszenia, zobaczyłem na dachu dwie kobiety. I zobaczyłem też… – Głos mu się załamał, lecz szybko odzyskał nad nim kontrolę. – Zobaczyłem, jak Emily spada. Słyszałem jej krzyk. Do końca życia nie zapomnę tego horroru. – Spojrzał na Natalie. – Myślałem, że ty to zrobiłaś. – Jak mógł pan tak pomyśleć? – Emily zadzwoniła do mnie wtedy cała we łzach. Powiedziała, że okropnie się pokłóciłyście. To dlatego przyszedłem. Wiedziałem, że jest wytrącona z równowagi, więc się spieszyłem. Dotarłem jednak za późno. – Potrząsnął z żalem głową. – Później znalazłem jej dziennik. Zostawiła go w moim gabinecie po jednej z lekcji. Przeczytałem, że kłóciłyście się o Cole’a i dodałem dwa do dwóch. – I wyszło panu pięć – zauważyła z goryczą Natalie. – Skoro mnie pan podejrzewał, dlaczego nie poszedł pan z tym do Cole’a albo Parishów? Po co książka? – Nie mogłem powiedzieć nikomu, co łączyło mnie z Emily. Straciłbym pracę, a Diane czułaby się upokorzona. Wiedziałem, że już i tak ją skrzywdziłem, wdając się w romans. – Spojrzał na Diane, która odwróciła szybko wzrok. – To dlatego napisałem książkę pod pseudonimem i podjąłem stosowne działania, by nikt nie dowiedział się, kto jest jej autorem. Dlatego przebierałem się podczas spotkań z czytelnikami. Nie miałem pojęcia, że książka okaże się takim hitem. Cieszyłem się jednak, gdy ludzie zaczęli identyfikować bohaterki. Nie obchodziło mnie, czy wyjdą na jaw wasze nazwiska. Chciałem, byś zapłaciła za śmierć Emily, Natalie, ponieważ ją kochałem i sądziłem, że udało ci się
wywinąć z morderstwa. Emily była piękna, niewinna i nie zasługiwała na śmierć – zakończył z pasją. – Boże, Diane, dlaczego to zrobiłaś? To było tylko dziecko, miłe i naiwne. To ja byłem wszystkiemu winien, nie ona. Po co tam poszłaś? Powiedziałem ci, że to skończone. Nie musiałaś do niej iść. – Owszem, musiałam. Musiałam powiedzieć tej małej dziwce, co o niej myślę – odparła Diane z gniewem. – Nie była miła i niewinna. Wiedziała, co robi i wcale tego nie żałowała. – Żałowała – przerwała jej Natalie. – Powiedziała mi to tamtego wieczoru. – To bez znaczenia. Żadne z was nie może nic udowodnić – stwierdziła Diane. – Niech policja o tym zdecyduje – powiedział ostrym tonem Cole. Podszedł do Diane i stanął tuż przed nią. – Powiem ci jedno: jeśli oni nie doprowadzą do tego, byś zapłaciła, ja to zrobię. – Nie możesz mi grozić. – Potoczyła dookoła oszalałym spojrzeniem. – Jeżeli coś mi się przytrafi, wszyscy będą wiedzieli, że to ty za tym stoisz. Mam świadków. Słyszeli, co powiedziałeś. – Jeżeli coś ci się przytrafi, to mogę za tym stać ja – powiedziała Madison. – Lub ja – dodał Dylan. – Albo ja – uzupełniła Natalie. – Greg, musisz mi pomóc. – Diane zwróciła się do męża, unosząc błagalnym gestem dłoń. – Zrobiłam to dla ciebie, dla nas. Chciałam tylko, by zostawiła nas w spokoju. Nie zamierzałam jej zabić. – Lecz nie przejęłaś się tym, że spadła i się zabiła – zauważył tonem bez wyrazu. – A ciebie wcale nie obchodziło, że sprawiasz mi ból – odpaliła. – Gdybyś nie napisał tej przeklętej książki, nie stalibyśmy tu teraz i nic by się nie wydarzyło. Co za ironia, pomyślała Natalie. Greg chciał ukazać światu prawdziwą morderczynię i okazała się nią jego żona. – Chodźmy. – Dylan chwycił Diane za ramię. – Pora na małą pogawędkę z policją w Santa Cruz. Trzymał ją mocno i Diane nie miała innego wyjścia, jak tylko z nim pójść. Madison, Laura i Drew ruszyli za nimi, zostawiając Cole’a i Natalie z profesorem. – Przepraszam – powiedział. – Bardzo mi przykro. Naprawdę sądziłem, że to byłaś ty. – Mylił się pan. Oczekuję, że przyzna to pan publicznie. I zapewni, że to nie ja dawałam jej prochy – zażądała Natalie stanowczo. – Wtedy zdecyduję, czy pana pozwę. Profesor skinął głową. – To nie ma znaczenia. Teraz i tak wszystko się wyda. I dobrze. Emily była zbyt cudowna, żeby być czyimś brudnym sekretem, nawet moim. – Spojrzał na Cole’a. – Była wspaniałą dziewczyną. I miała bzika na punkcie rodziny. To dlatego bliżej się poznaliśmy. Błagała mnie, żebym pomógł jej w nauce. Nie chciała zawieść nikogo, powtarzając rok. – Uwiódł pan ją – odparł Cole z furią. – Sprawił pan, że niewinna dziewczyna nie widziała innego wyjścia, jak tylko… – Nic takiego nie zrobił – przerwała mu Natalie. Dostrzegła w oczach Cole’a gniew i uznała, że dość już było nieporozumień. – Emily powiedziała mi, że się zakochała. I że romans to był jej pomysł. Przypomniałam sobie tamtą rozmowę. Wszystko sobie przypomniałam. – Dziękuję, że to powiedziałaś. – Profesor spoglądał przez chwilę to na Natalie, to na Cole’a. – Lepiej pójdę porozmawiać z policją. Natalie patrzyła, jak przechodzi przez okno, zostawiając ją sam na sam z Cole’em. Wpatrywali się w siebie przez dłuższą chwilę. Teraz, gdy wszyscy już sobie poszli, w pełni dotarło do niej, gdzie się znajdują i co się tu wydarzyło. Cole musiał czuć to samo, ponieważ minął Natalie i podszedł do skraju dachu. Chciała mu powiedzieć, by nie patrzył w dół, wiedziała jednak, że i tak nie posłucha. Po chwili odwrócił się znowu ku niej. Twarz miał pobladłą, szczęki zaciśnięte. Uświadomiła sobie, że stara się
zapanować nad emocjami i chciała mu pomóc. Dlatego podeszła, otoczyła go ramionami w pasie i wtuliła mu twarz w zagłębienie ramienia. Czuła, że cały drży, nie odezwał się jednak ani słowem. Nie był typem mężczyzny poddającego się emocjom, lecz jego uczucia musiały znaleźć ujście. Podniosła więc głowę i go pocałowała. Jęk, który brzmiał raczej jak szloch, dobył się gardła z Cole’a, gdy oddał pocałunek z namiętnością i rozpaczą, które porwały ją niczym fala przypływu. Chciała go pocieszyć, tymczasem niespodziewanie sama zaznała pocieszenia. Całując go, bez słów mogła wyrazić uczucia, do których nie miała prawa. Okazało się to zarówno bolesne, jak i wyzwalające. Łzy popłynęły Natalie po policzkach. Cole odsunął się, oddychając szybko, urywanie. Otarł jej łzy delikatnie palcem. – Nie płacz, Natalie. – Próbuję – odparła, pociągając nosem. Odsunęła się i zaczerpnęła solidny łyk świeżego powietrza. – To wszystko nagle mnie przytłoczyło. – Wiem. Naprawdę wiedział. Dostrzegała to w jego spojrzeniu. – Powinniśmy pójść na policję i zakończyć to raz na zawsze. Skinął głową. – Muszę zadzwonić też do rodziców. A potem będziemy musieli porozmawiać. – Przypomniałam sobie coś jeszcze, Cole. Emily powiedziała mi, że spotykasz się w San Francisco z dziewczyną. Miała na imię Cynthia. – Rzeczywiście, umówiłem się z nią kilka razy – przyznał Cole. – Była przyjaciółką rodziny, a ja chciałem zapomnieć o tobie. – I podziałało? – Nie – odparł. Wiedziała, że mówi prawdę. – Skończyło się na paru kolacjach. Czy naprawdę ma to jeszcze znaczenie? – Nie, lecz nie potrafię się nie zastanawiać, czy to nie dlatego nie mogłam sobie wszystkiego przypomnieć. Nie chciałam czuć znowu tamtego bólu. Cierpiałam, ponieważ nie rozumiałam, co się dzieje. Jak mogłeś spotykać się z inną po tym, gdy powiedziałam ci, że cię kocham? Teraz to rozumiem. Moje wyznanie było dla ciebie niczym stalowa pułapka. Chciałeś tylko uciec. – Możliwe. – Nie ma tu żadnego „możliwe”. Tak czy inaczej, to już przeszłość. – Naprawdę? – zapytał, rzucając jej wyzwanie. – A teraz? Co czujesz teraz? – Naprawdę sądzisz, że ci powiem? Zważywszy, co wydarzyło się, kiedy poprzednio to zrobiłam? Nie jestem aż tak głupia. Może dla odmiany ty powiesz mi, co czujesz? Wahał się o sekundę za długo. Najwidoczniej nie był w stanie powiedzieć tego, co chciała usłyszeć. – Natalie… – Nie, Cole. – Uniosła dłoń, by go powstrzymać. Nie zniosłaby, gdyby znów ją odtrącił. – Wolę nie wiedzieć. Coś takiego jak druga szansa nie istnieje. Nie dostała jej Emily i nie dostanie żadne z nas. Musisz pójść swoją drogą i ja także. Wszystko skończone. Nareszcie. To między nami także. • • • – Już po wszystkim, Drew. – Laura oparła się o drzwi samochodu Drew i założyła ramiona na piersi. W ciągu ostatniej godziny dowiedziała się o swoim mężu więcej niż przez dziesięć minionych lat. – Nie mogę uwierzyć, że sprzedawałeś Emily prochy. Jak mogłeś robić coś takiego? – Nie były niebezpieczne. Wszyscy je brali. A ja potrzebowałem gotówki. Nie każdy ma bogatych
rodziców, Lauro. – To było złe. Nie widzisz tego, Drew? – Stare dzieje. Byliśmy dzieciakami. – I to cię usprawiedliwia? – Tamten incydent nie ma nic wspólnego z naszym obecnym życiem. – Drew zsunął z ramion kurtkę i otworzył tylne drzwi, by wrzucić ją do wnętrza auta. – Możemy pomówić w domu. To nie najlepsze miejsce na taką rozmowę. – Dla ciebie żadne miejsce nie jest odpowiednie. Ani żadna pora. Porozmawiamy teraz. – Stoimy na parkingu przed twoją dawną bursą. – Właśnie. Tu wszystko się zaczęło, Drew. Tutaj się w sobie zakochaliśmy. A może tylko ja się zakochałam? Wpatrywała się w niebieskie oczy męża, ale jak zwykle nic nie dało się z nich wyczytać. Drew potrafił doskonale skrywać uczucia. – Ożeniłem się z tobą, prawda? – powiedział znużonym tonem. Trudno to było uznać za wyznanie miłości. – Ale dlaczego to zrobiłeś? Z powodu moich rodziców? Wpływów, jakie miał ojciec w szkole prawniczej? Moich pieniędzy? – Jesteś pewna, że chcesz poznać odpowiedź? – zapytał, wpatrując się w nią. Dreszcz przebiegł Laurze po plecach. Była odważna czy po prostu głupia? Zamierzała zniszczyć swoje życie i życie swoich dzieci? Odwróciła głowę i spojrzała na dom stowarzyszenia, czerpiąc siłę z tego, czego nauczyła się tam od ludzi, zwłaszcza od Emily. Emily nie chciałaby, żeby marnowała życie, dryfując i godząc się na wszystko, zamiast wymagać i stawiać warunki. – Tak – zażądała. – Odpowiedz. Proszę, Boże, niech to będą właściwe odpowiedzi. – Ze wszystkich powodów, które wymieniłaś – oznajmił Drew. Jego słowa sprawiły, że straciła na chwilę pewność siebie. Cóż, teraz już wiedziała, prawda? – I ja… ja cię kochałem – wykrztusił. Mówienie o uczuciach nigdy nie przychodziło mu łatwo. – Ale czy nadal mnie kochasz? – Jestem tutaj, prawda? – Dlaczego właściwie? I gdzie byłeś? Zostawiłam ci z dziesięć wiadomości i na żadną nie odpowiedziałeś. Wiem, że poleciałeś do L.A. w sprawach osobistych. Tatuś mi powiedział. – Zaczerpnęła oddechu i zadała pytanie, które od dawna nie dawało jej spokoju. – Masz romans? – Nie – zaprzeczył gwałtownie. – Po co więc te sekrety? Gdzie byłeś przez ostatni tydzień? I dlaczego nie możesz mi powiedzieć? – Lauro, naprawdę nie chcę tutaj o tym rozmawiać. Jedźmy do domu. – Nie. Porozmawiamy tu i teraz, gdyż później znajdzie się kolejna wymówka. Odpowiedz na pytanie, Drew. – A jeśli nie odpowiem, co zrobisz? – spytał zaczepnie. – Ponieważ zabrzmiało to jak ultimatum. Oblizała wargi, czując się znowu niepewnie. Czy naprawdę chciała postawić mu ultimatum? A jeśli odejdzie? Jeśli jej małżeństwo za chwilę się skończy? Co wtedy zrobi? Przeżyje. Pójdzie dalej ze swoim życiem. Nic się jej nie stanie. Odpowiedź nadeszła z głębi jej duszy. Wyprostowała się więc i powiedziała: – Nie odwracaj kota ogonem, Drew, i nie atakuj mnie. Chcę wiedzieć, co robiłeś w Los Angeles. Przyglądał się jej, jakby stała na podium dla świadków.
– No dobrze. Pojechałem spotkać się z Garrettem Malone’em. A kiedy tam dotarłem, uświadomiłem sobie, że jest nim profesor Martin. Wiedziałem, że miał z Emily romans, bo kiedyś ich przyłapałem. Zmusiła mnie, bym obiecał, że nic nie powiem – powiedział, unosząc dłoń, aby powstrzymać Laurę, zanim mu przerwie. – A ja się zgodziłem. Wszyscy mamy sekrety. Ona także zasługiwała, by mieć jakiś. – Emily miała sekret, a ty miałeś na nią haka – powiedziała Laura, dostrzegając nagle cały obraz. – Nie mogła powiedzieć nikomu, że to ty sprzedałeś jej prochy, gdyż bała się, że ujawnisz jej romans z wykładowcą. To właśnie chciałeś powiedzieć tamtego wieczoru, kiedy do niej poszedłeś? – Już o tym wiedziała. Poszedłem, żeby się przekonać, czy nie napisała o mnie w pamiętniku. – Ciekawe, czemu tego nie zrobiła. – Zapewne nie chciała sama się obciążać. Laura potrząsnęła głową. Nie podobały jej się rewelacje Drew, ale przynajmniej był z nią szczery. – No dobrze. Poleciałeś do Los Angeles, żeby porozmawiać z profesorem. Co się wydarzyło? – Udało mi się go złapać, nim zaczął podpisywać książki. Powiedziałem, że wiem, kim jest. – Ale skąd o tym wiedziałeś? Widziałam go i nie poznałam. – Przebranie było skuteczne – przyznał Drew. – Domyśliłem się jednak, że to on stoi za książką, blefowałem więc, a on się przyznał. Poleciłem mu, żeby zaprzestał publicznych wystąpień i reklamowania książki. Zagroziłem, że jeśli nie dopilnuje, aby sensacja umarła śmiercią naturalną, powiem wszystkim o romansie. – To dlatego odwołał spotkania. – Zamilkła. Nadal cisnęło jej się na usta mnóstwo pytań. – Dlaczego zostałeś potem w L.A? Skoro wystarczyła jedna rozmowa, żeby zastraszyć profesora… – Reszta nie ma nic wspólnego z Emily ani z książką. – I tak chcę usłyszeć odpowiedź. – Doskonale. Zastanawiam się nad opuszczeniem kancelarii twojego ojca. Chcę mieć więcej autonomii, swobody i pieniędzy. Twój tata chce, bym wspinał się po ścieżce kariery powoli, a ja nie jestem cierpliwy, dobrze o tym wiesz. Zaproponowano mi pracę w L.A. i przez dwa ostatnie dni odbywałem rozmowy kwalifikacyjne. Laura zaniemówiła. – Mówisz poważnie? – Nie wspominałem o tym, ponieważ nie zdecydowałem jeszcze, co chcę zrobić. – Nie zdecydowałeś? To nie może być wyłącznie twoja decyzja, Drew, lecz nasza. Jestem twoją żoną. Partnerką. – Opanuj się – powiedział, rozglądając się dookoła. – Nie, mam dość bycia opanowaną. To o moim życiu mówimy. Jeśli nie jesteś zadowolony, pracując z moim ojcem, powinieneś odejść. I porozmawiać ze mną, nim podejmiesz decyzję o wyrwaniu naszej rodziny z korzeniami i przeniesieniu do L.A. A może nie planowałeś zabrać nas ze sobą? Drew przeciągnął dłonią po włosach. – Nic już nie wiem, Lauro. Czy możesz uczciwie powiedzieć, że jesteś szczęśliwa? Wpatrywała się w niego skonsternowana. – Myślę, że mogłabym być… gdybyśmy wprowadzili kilka zmian. – Na przykład jakich? – zapytał szorstko. Normalnie to by ją onieśmieliło, lecz w ciągu jednego zaledwie tygodnia wyraźnie przybyło jej charakteru. – Musiałbyś zjadać w domu kolację przynajmniej trzy razy w tygodniu. Spędzać z nami więcej czasu. – Machnęła dłonią w powietrzu. – Chcę, żebyś był częścią rodziny. Słuchał, kiedy do ciebie mówię,
zamiast mnie zbywać. – To wszystko? – Nie. Chcę wiedzieć, na co idą nasze pieniądze. Widziałam na koncie zmiany, których nie rozumiem. Wpłaty i wypłaty. Prowadzisz na boku drugi biznes? – Rzeczywiście, dorabiałem trochę po cichu – przyznał. – Prywatne konsultacje. Posłałem pieniądze mojemu ojcu, żeby spłacił długi hazardowe, ponieważ grożono mu połamaniem nóg. Prawdopodobnie powinienem na to pozwolić, ale to jednak mój ojciec. Widziała, że się wstydzi i to ją poruszyło. W głębi duszy czuła, że za ambicje Drew i jego umiłowanie pieniądza, pogoń za pozycją, pragnienie posiadania idealnego domu i idealnej rodziny odpowiadają warunki, w jakich się wychował. Nigdy nie było to aż tak jasne jak w tej chwili. – Powinieneś mi powiedzieć. Nie chcę, żebyśmy mieli przed sobą sekrety. Jeśli twoi rodzice czegoś potrzebują, to jestem za tym, żeby im pomóc. – Zaczerpnęła oddechu, zdając sobie sprawę, że musi pokazać mu, iż wie, że ona również zawiniła i chce się zmienić. – Wiem, że to nie tylko twoja wina, Drew. Uczepiłam się ciebie niczym tonący koła ratunkowego i ciągnęłam w dół. Chcę być bardziej sobą. Nie wiem jeszcze, co to dokładnie znaczy, ale na pewno będę chciała wrócić do muzyki, grać na flecie, spotykać się z przyjaciółkami, które mnie rozumieją i inspirują. Zamierzam przestać zamartwiać się tym, czy ty albo rodzice aprobują każdy mój krok. – Skąd ci się to wzięło? – spytał, wyraźnie zaskoczony jej przemową. – Co się wydarzyło, Lauro? – Emily się wydarzyła. I książka. Przypadkowo spotkałam Natalie i Madison i przypomniałam sobie, kim chciałam kiedyś być. Jak cudownie było nam razem, jak się uzupełnialiśmy; lecz gdzieś po drodze weszliśmy w te role i zaczęliśmy żyć obok siebie. Nie chcę, żeby tak było. Nasze życie powinno się przeplatać. Czy ty też tego chcesz? Bo jeśli nie, jeśli naprawdę jest ci to obojętne, musisz mi powiedzieć. Drew nie odpowiadał przez chwilę, która, jak wydawało się Laurze, trwała wieczność. – Gdy cię poznałem, wiedziałem, że będziesz idealną żoną – zaczął w końcu. – Kobieta, która zostanie chętnie z dziećmi, stworzy dom i rodzinę. Pragnąłem tego ponad wszystko. Czegoś solidnego i trwałego, nieprzypominającego otoczenia, w którym wyrosłem. Ojca nigdy nie było. A kiedy się pojawiał, pił i uprawiał hazard. Był frajerem pierwszej wody. Matka pracowała na kilku posadach, aby zapewnić nam dach nad głową i była za bardzo zmęczona, by okazywać mi troskę. Nie tego chcę dla moich dzieci. – Zaczerpnął oddechu, a potem kontynuował: – Chciałbym naprawić nasze małżeństwo, Lauro, lecz będziesz musiała otworzyć szerzej oczy. Nie jestem twoim tatą: doskonałym biznesmenem, mężem i ojcem. Nigdy nie byłem tym, za kogo mnie brałaś. Udawałem, by cię nie stracić, ale jestem już zmęczony udawaniem. Jestem jaki jestem. Ambitny. Zdarza mi się iść na skróty. Nie zawsze wiem, gdzie leży granica, której nie powinienem przekraczać. Nie jestem też pewien, czy potrafię być dobrym mężem i ojcem. Przecież nie miałem skąd czerpać wzorców. Może to ty powinnaś spytać siebie, czy chcesz ze mną zostać, a nie odwrotnie. Spojrzała na niego zaskoczona i niezdolna uwierzyć w to, co właśnie usłyszała. – To chyba najuczciwsze słowa, jakie do mnie wypowiedziałeś. – Taaa… cóż, mamy widać dzień szczerości. – Nie chcę, żebyś był jak mój ojciec, Drew. Nawet nie bardzo go lubię. Uczynił życie mojej matki godnym pożałowania. Pracuje na okrągło. Miewa romanse. Jego ideał rodziny nie jest moim. Przez kilka ostatnich lat bałam się, że stajesz się taki jak on, a ja zamieniam się w moją matkę. To ostatnie, czego bym chciała. Chcę, żebyśmy byli oboje sobą. Szli własną drogą, podobnie jak nasze córki. I chcę, byś dzielił się ze mną swoimi planami i emocjami. – Zamilkła. – Trzymałam się ciebie przez dziesięć ostatnich lat, Drew. Jeśli chcesz, żebym została, to ty będziesz musiał trwać przy mnie i mnie
wspierać. Twoja kolej. Drew wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę, a potem wyciągnął rękę, ujął dłoń żony, ścisnął ją i powiedział: – Wracajmy do domu. Oczy Laury zamgliły się od łez. Słowo „dom” nigdy nie brzmiało tak cudownie.
Rozdział 20 Jazda do domu zdawała się trwać wieki. Natalie postanowiła wracać z Madison. Zostawiały Cole’a i Dylana, by załatwili formalności z Gregiem, Diane i policją w Santa Cruz. Wreszcie wszystko się skończyło. Jej nazwisko zostanie oczyszczone, opinia odbudowana. Będzie mogła wrócić do pracy i do swojego życia. Powinna czuć się wspaniale. – W ciągu ostatnich pięciu minut westchnęłaś już trzy razy – zauważyła Madison, zerkając na nią znad kierownicy. – Chcesz o tym porozmawiać? – Niespecjalnie. – Ma to coś wspólnego z faktem, że wracasz do domu ze mną zamiast z Cole’em? Natalie westchnęła znowu. – Naprawdę nie chcę się w to zagłębiać. – Żałujesz, że znów się zeszliście? – Tak. Nie. To bez znaczenia. – Założyła pasmo włosów za ucho w pełni świadoma, że mętna odpowiedź nie zadowoli Madison. Przyjaciółka zerkała na nią z boku już od kilku minut. – Posłuchaj, Madison. Cole i ja to już przeszłość. Dowiedzieliśmy się wszystkiego, czego chcieliśmy się dowiedzieć. Cole wróci do swojego życia, ja zrobię to samo. Koniec historii. – Nie sądzę. Kochasz tego faceta i mam niejakie podejrzenia, że on kocha ciebie. Natalie potrząsnęła głową. – Nic podobnego. Właśnie dałam mu dzisiaj szansę, by mnie odzyskał. Nie wykorzystał jej. Wie równie dobrze jak ja, że żaden związek pomiędzy nami nie ma przyszłości. – Dlaczego? Przeszłość to przeszłość. Dlaczego nie możecie mieć przyszłości? – Ponieważ teraz dzieli nas więcej niż przedtem. Jego rodzice nie mogą na mnie patrzeć, żeby nie myśleć o tym, co przydarzyło się Emily. Nawet jeśli uwierzą w końcu, że nie ja ją zepchnęłam, i tak obwinią mnie o to, że nie było mnie przy niej, gdy spadła. Nie potrafię powiedzieć, czy mają rację. Gdybym się wtedy nie upiła, byłabym bardziej uważna, nie tak zaabsorbowana sobą. Emily mogłaby nadal żyć. – Mogłaby to, mogłaby tamto. W życiu nie chodzi o to, co mogłoby być albo co powinno się było zrobić. Dokonujemy wyborów, czasami dobrych, czasami złych. Emily też to robiła. To ona sypiała z żonatym facetem. I to ona wyszła na dach, gdzie pokłóciła się z Diane. Nie miałaś nic wspólnego z żadną z tych rzeczy. Idealna Emily nie była taka znów idealna. Pora, byśmy wszyscy to zrozumieli i pozwolili jej odejść. – Masz rację – zgodziła się z nią Natalie. – Nie chcę jej osądzać. – Więc tego nie rób. – Odkąd wyszliśmy dzisiaj na dach, nie mogę przestać myśleć o tamtej nocy. W pewnej chwili Emily musiała dostrzec w oczach Diane błysk szaleństwa, cofnęła się więc i poczuła, że… Nie mogła zmusić się, aby dokończyć myśl. – Uważasz, że Diane ją zepchnęła? – Możliwe, w przypływie szału. A może tylko się na nią zamierzyła. Emily cofnęła się za daleko i spadła. Nie sądzę, by udało się odtworzyć przebieg wydarzeń, a tym bardziej cokolwiek udowodnić. Przynajmniej wiadomo jednak, że to nie ja byłam z Emily na dachu. Niestety, prawda o romansie
wyjdzie zapewne na jaw. Chyba że Parishom uda się ją pogrzebać. Nie byłabym zaskoczona, gdyby spróbowali. I trudno ich za to winić. Świat nie musi wiedzieć, że Emily zakochała się w żonatym mężczyźnie. A tak przy okazji, chciałam cię o coś spytać. Jak znalazłaś profesora i skłoniłaś go, by przyszedł z tobą do bursy? – To było proste. Poszłam za Diane i jej przyjaciółką na stadion i wałęsałam się w pobliżu, kombinując, co robić dalej, kiedy Diane wyszła i podbiegła do samochodu, który podjechał akurat do krawężnika. Wysiadł z niego mężczyzna i zaczęli głośno się kłócić. Domyśliłam się, że to profesor. Kiedy się rozstali, ona odeszła, a ja wsiadłam. – Tak po prostu – zdziwiła się Natalie. – Polowałam na tego faceta od tygodnia. A ty podeszłaś i powiedziałaś: Cześć! Niebywałe. – Dopisało mi szczęście. Poza tym i tak na nic się nam nie przydał. To Diane okazała się czarnym charakterem. Książka jej męża oczyściła atmosferę. Gdyby nie napisał Upadłego anioła, pewnie nigdy nie poznalibyśmy prawdy. – Masz rację. – Swoją drogą, to zabawne: sądziliśmy, że Emily nie rozmawiała tamtego wieczoru z nikim – kontynuowała Madison. – Tymczasem przez wasz pokój przeciągnęła istna pielgrzymka. Ty rozmawiałaś z nią, kiedy Dylan czaił się w korytarzu, potem nadszedł Drew. Powiedział, że rozmawiała z kimś przez telefon, zapewne z profesorem. Nic dziwnego, że wyszła na dach. Pewnie chciała pobyć trochę sama. – A zamiast tego została zaatakowana przez żonę mężczyzny, z którym sypiała. – Przynajmniej zaznała trochę seksu, zanim umarła. – Madison! – Wybacz, lecz nie chciałabyś chyba, żeby umarła jako dziewica? Nie lepiej wiedzieć, że kogoś kochała, doświadczyła miłości? Natalie zastanawiała się przez chwilę. – Chyba masz rację. Zawsze chciała znaleźć miłość. I znalazła. Uważam, że Greg Martin naprawdę ją kochał, mimo iż był żonaty i wiedział, że to, co robią, jest złe. – Miłość nie zawsze jest taka, jak powinna być. – Madison zamilkła. – A skoro już o tym mowa, jak przewidujesz: co stanie się z Laurą i Drew? Zostaną razem? – Mam nadzieję. Wiele ich łączy, w tym dom i dzieci. – Natalie zaciekawiona zerknęła na Madison. – Co z tobą? – A co ma być? – Jakoś tak mi się zdaje, że jesteś zainteresowana Dylanem. Madison parsknęła krótkim śmieszkiem. – Nawet gdybym była, co z tego? On nadal kocha Emily i pewnie zawsze będzie. Widziałaś tę kapliczkę w jego mieszkaniu. Jak można rywalizować z boginią? – Uważam, że jeśli komuś mogłoby się to udać, to jedynie tobie. Jesteś porażająco śliczna. – To prawda. – Madison odrzuciła na plecy pasmo falujących blond włosów. – A także bystra, ambitna i kompetentna. Powiedz mi coś – naprawdę pragniesz Dylana czy też stanowi dla ciebie wyzwanie, ponieważ ci się oparł? – Stanowi wyzwanie. – Madison zastanawiała się przez chwilę. – Czasami wydaje mi się, że jest szalony, lecz zawsze interesujący: twórczy, oryginalny, śmiały – bynajmniej nie nudny. – Zabrzmiało to tak, jakbyś była w nim zadurzona. – Nic podobnego. Wyłącznie zaintrygowana. Chciałabym, żeby zobaczył mnie taką, jaka naprawdę jestem. Osądził mnie dawno temu. Mylnie. Chcę, żeby to przyznał. Potem się zobaczy. Nie potrzebuję
do życia mężczyzny. Doskonale radzę sobie sama. – To tak jak ja – zapewniła przyjaciółkę Natalie. Kiedy oparła się wygodniej i zaczęła wyglądać przez okno, wiedziała, że to nieprawda. Wcale sobie nie radziła. • • • W poniedziałek Cole był z powrotem w pracy. Garrett Malone, znany też jako Greg Martin, zwołał rankiem w Santa Cruz konferencję prasową, po czym oświadczył, że zmyślił całą fabułę. Nie istnieją dowody obciążające Natalie lub pozostałe kobiety. Rodzina Parishów wydała za pośrednictwem swoich prawników oświadczenie. Stwierdzali w nim, iż czują się usatysfakcjonowani rezultatami policyjnego dochodzenia i wierzą, że śmierć Emily nastąpiła w wyniku wypadku. Cole długo, od serca, porozmawiał z rodzicami i w końcu zgodzili się, aby zamknięto dochodzenie. Wobec niemożliwości udowodnienia, że to Diane Thomas zepchnęła Emily z dachu nie widzieli sensu w prowadzeniu przedłużającego się śledztwa, a potem procesu. Jedynym jego skutkiem mogłoby być nadszarpnięcie reputacji ich córki. Nie byliby jednakże Parishami, gdyby nie doprowadzili do tego, iż poproszono, aby Diane i Greg odeszli z uczelni. Chociaż Cole’owi trudno było pogodzić się z myślą, że Diane nie zostanie ukarana, wiedział, że rodzice, zwłaszcza matka, nie przetrwaliby szumu, jaki media rozpętałyby wokół skandalicznego związku żonatego profesora ze studentką. Wychowano go tak, by chronił młodszą siostrę, a to była ostatnia rzecz, jaką mógł dla niej zrobić. Rozparty wygodnie w biurowym fotelu przyglądał się ustawionym w szeregu monitorom. Pokazywały, co dzieje się aktualnie na świecie. Już niedługo dołączy do przedstawiających wydarzenia reporterów. Najwyższy czas, pomyślał. Wczoraj późnym wieczorem podjął wreszcie decyzję, by zmienić swoje życie. Drzwi uchyliły się i do pokoju zajrzał Josh. – Jak leci? – zapytał Cole przyjaciela. – To zależy, ile prawdy jest w plotkach. – Josh usiadł na krześle naprzeciw Cole’a i jął uważnie mu się przyglądać. – Odchodzisz z gazety? – Wieści szybko się tu rozchodzą. Nie odchodzę, wyjeżdżam jako korespondent na Bliski Wschód. – Dlaczego? – Zawsze tego pragnąłem. Powinieneś wiedzieć. – Wiem, że dużo o tym mówiłeś. Pomyślałem jednak, że coś mogło się zmienić, zwłaszcza po ostatnim tygodniu. Cole potrząsnął głową. Nie chciał przyznać, iż jego żądza przygód rzeczywiście jakby ostatnio zmalała. – Rozmawiałeś z Dylanem? – Opowiedział mi o wszystkim, łącznie z tym, co dzieje się pomiędzy tobą a Natalie. – Nic się nie dzieje. To skończone. Josh pochylił się nad biurkiem i spojrzał na przyjaciela z wiele mówiącym błyskiem w oku. – Poprzednio też tak mówiłeś. – Tym razem to prawda. Wyjeżdżam. Robię to, co powinienem zrobić dawno. – Powinieneś? Nie powiedziałeś aby przed chwilą, że tego pragnąłeś? – Wiesz, o co mi chodzi. – Nie sądzę, żebyś sam to wiedział. Czy muszę rzucić w ciebie zszywaczem, by przejaśniło ci się w głowie? To, czego pragniesz, jest tutaj, w San Francisco, nie na Bliskim Wschodzie. Choć powinienem raczej powiedzieć: kogo pragniesz.
Cole wstał. Wizyta przyjaciela przestała sprawiać mu przyjemność. – Muszę przekazać coś Marty’emu. Może zaprosiłbyś mnie potem na drinka? Wylatuję dopiero jutro. – A wracasz…? – zapytał Josh, wstając. – Gdy mi się znudzi. Josh podszedł za nim do drzwi. – Natalie jest ci przeznaczona, Cole. Żadna inna nie zdołała zbliżyć się do ciebie tak bardzo. Nie sądzisz, że już najwyższy czas jej o tym powiedzieć? – Za późno. Natalie nie wierzy w drugą szansę. – Ale ty wierzysz. Dajesz ją sobie, wyjeżdżając, by robić to, czego zawsze pragnąłeś. Dlaczego nie możesz mieć także Natalie? – Ponieważ ona mnie nie chce. – Jesteś pewny? • • • – Doktor Bishop? Jakaś kobieta chciałaby z panią porozmawiać. Jest w poczekalni. – Pacjentka? – spytała Natalie, nanosząc uwagi na kartę chorego, który opuścił właśnie gabinet. Dobrze było wrócić do pracy. Szefowa personelu medycznego oraz pozostali szpitalni oficjele przeprosili ją i powitali z powrotem na oddziale. Zaoferowano jej nawet pełny etat, gdyby chciała zostać w St. Timothy’s. Nadal zastanawiała się, czy przyjąć propozycję. Nie była pewna, jak blisko Cole’a chce pozostać. San Francisco było jego miastem i zawsze będzie. – Nie jest chora, chce tylko porozmawiać – odparła pielęgniarka. – Siedzi przy drzwiach ubrana w drogi czarny kostium. Nie sposób jej nie zauważyć. – Zaraz tam przyjdę. Natalie skończyła notować, a potem weszła do poczekalni. Nie wiedziała, czego oczekiwać, z pewnością nie spodziewała się jednak zobaczyć Janet Parish. Wpatrywała się w starszą kobietę ze ściśniętym gardłem. W ciągu minionego tygodnia Janet mocno się postarzała. Zmarszczki wokół jej oczu były teraz bardziej widoczne, we włosach pojawiły się siwe pasma. W jej spojrzeniu dostrzegła łagodność, jakiej nie było tam, kiedy ostatnio się widziały – a była to jedna z najbardziej krępujących chwil w życiu Natalie. Janet wstała, ściskając mocno pasek torebki. – Mam nadzieję, że nie przeszkadzam, Natalie, lecz nie wiedziałam, jak cię znaleźć, nie pytając Richarda ani Cole’a, a chciałam zrobić to sama. Natalie rozejrzała się i wskazała kobiecie miejsce w odległym kącie pomieszczenia. – Zrobić co? – spytała, kiedy usiadły. – Podziękować ci. – Nie ma mi za co dziękować. – Owszem, jest. Przeczytałam wczoraj dziennik Emily. Czytałaś go? – Nie. Nie miałam prawa. – Ja także, ale ciekawość okazała się silniejsza. Myślałam, że znam córkę, lecz tylu rzeczy o niej nie wiedziałam. – Zamilkła na chwilę, by zebrać myśli. – Nie zdawałam sobie sprawy, że ją osaczam. I że Emily nie znosi, gdy do niej dzwonimy. Odbierała nasze nieustające zainteresowanie jako brak zaufania i wiary w to, że jest w stanie sama sobie poradzić. Nie rozumiałam również, że Emily wybrała college poza miastem, by uciec ode mnie. – Przygryzła dolną wargę, a jej oczy wypełniły się łzami. –
Tak bardzo ją kochałam, Natalie. Była całym moim światem. Chciałam wiedzieć o niej wszystko: co robi, co myśli. Byłam z niej taka dumna. Sądziłam, że jest wyjątkowa. – Bo była wyjątkowa. Wyjechała, żeby odnaleźć siebie, dowiedzieć się, kim jest – poprawiła Janet Natalie. Nie chciała, by matka przyjaciółki żyła, karmiąc się fałszywymi przekonaniami. – Jak reszta z nas, pragnęła doświadczać życia, zaznać niezależności. Była typową studentką college’u. – Miło, że tak mówisz. – Janet westchnęła głęboko, ewidentnie starając się nad sobą zapanować. – Kochała cię, Natalie, i uważała za siostrę, której nigdy nie miała. Nie wiem, czy Emily ci o tym mówiła, lecz po tym gdy ją urodziłam, byłam jeszcze dwukrotnie w ciąży i za każdym razem skończyło się poronieniem. Po ostatnim poważnie się rozchorowałam. Lekarze powiedzieli, że nie będę mogła mieć więcej dzieci. Może dlatego tak kurczowo trzymałam się tej dwójki. – Zamilkła. – Przepraszam, że winiłam cię o wszystko. Musiałam kogoś obwinić. Inaczej bym nie przetrwała. Cierpiałam tak bardzo, że tylko fakt, iż ktoś inny też cierpi, przynosił mi ulgę. A ty byłaś na podorędziu. – Rzeczywiście – przytaknęła Natalie. – Zachowywałaś się, jakbyś była winna. Nie potrafiłaś nam powiedzieć, co się wydarzyło. Nietrudno było nabrać przekonania, że jesteś w jakiś sposób odpowiedzialna. – Rozumiem, dlaczego mogliście pomyśleć, że mam coś wspólnego ze śmiercią Emily i głęboko żałuję tego, jak się tamtego wieczoru zachowywałam. – W głębi duszy wiedziałam, jaką jesteś osobą. Bywałaś u nas w domu. Spędzaliśmy razem wakacje. Znałam cię. Naprawdę bardzo mi przykro, Natalie. Mam nadzieję, że pewnego dnia mi wybaczysz. I Richardowi. Poszedł po prostu moim śladem. – Nie ma czego wybaczać. Naprawdę. Popełnialiśmy błędy, kochaliśmy jednak Emily i tylko to się liczy. Pora zostawić przeszłość za sobą. – Cole powiedział, że jesteś niezwykłą osobą i nie mówił o dziewczynie, którą znał kiedyś, lecz o kobiecie, jaką się stałaś. – Przyglądała się przez chwilę Natalie z namysłem. – Nie wiem, co wydarzyło się pomiędzy wami, chciałam cię jednak zapewnić, że nie będziemy stać wam na drodze, jeśli zechcecie być razem. Natalie potrząsnęła natychmiast głową. – Cole nie tego chce. – Nie jestem wcale pewna, czy mój syn wie, czego chce. Wyjeżdża jutro na Bliski Wschód. Zamierza być tam korespondentem. Serce Natalie przestało na chwilę bić. – Cole wyjeżdża? – Tak. Jutro. Chyba że go zatrzymasz. Nagle stało się jasne, po co Janet naprawdę tu jest. – Niepotrzebnie pani przyszła. Ponieważ ja go nie powstrzymam. Nawet nie będę próbować. Pani też nie powinna. – Tylko on mi został – odparła, wzruszając bezradnie ramionami. – To moje jedyne dziecko. – Cole nie jest dzieckiem, ale mężczyzną. Musi żyć własnym życiem. Pragnął tego od tak dawna. Cieszę się, że wyjeżdża. – Myślałam, że go kochasz. – Wystarczająco, by pragnąć, żeby był szczęśliwy. Naprawdę tego chciała. Poświęcił już Emily i rodzicom zbyt dużo lat. Zasługiwał na trochę swobody. Janet otarła łzę z policzka. – Wiem, że masz rację, lecz trudno mi puścić go w świat. Nie czujesz tego samego? – Mocniej, niż może pani przypuszczać – odparła Natalie. – Odprowadzę panią.
• • • Pierwszy reportaż Cole’a ukazał się w „San Francisco Tribune” w piątek. Opisywał w nim atak terrorystyczny w Turcji. W następnym, z wtorku, ubolewał nad ciężkim losem uchodźców koczujących wzdłuż granicy afgańskiej. W wydaniu niedzielnym pisał o tworzeniu się nowych rządów w niestabilnym politycznie rejonie Bliskiego Wschodu, a w następny czwartek skupił uwagę na zmieniającym się kursie dolara w Azji. Kolejny weekend przyniósł doniesienia o trzęsieniu ziemi w Chinach. Cztery dni później ukazał się artykuł o wzroście liczby dziennikarzy i przedstawicieli mediów w każdym zakątku świata, także w strefach, gdzie toczy się wojna. Artykuł opatrzono zdjęciem autora w czołgu. Natalie wpatrywała się w nie przez dłuższą chwilę, przesuwając czule palcem po twarzy Cole’a. W ciągu ostatnich trzech tygodni dowiedziała się sporo o bieżących wydarzeniach. Cole był ewidentnie w swoim żywiole, prowadził życie, jakiego zawsze pragnął. A ona robiła to samo. Przyjęła posadę w St. Timothy’s. Skoro Cole wyjechał z San Francisco, nie było powodu wynosić się z miasta. Tym bardziej że odnowiona przyjaźń z Madison i Laurą dostarczała jej wiele radości. Odłożyła gazetę, pochyliła się i wciągnęła buty do biegania. Była niedziela i nie miała nic do roboty. Dopiero wieczorem wybierała się na pierwszy koncert amatorskiej orkiestry z Atherton z udziałem nowej flecistki, Laury McKinney. Na samą myśl o tym, jak Laura się usamodzielniła, Natalie musiała się uśmiechnąć. Wszystkie ruszyły dalej ze swoim życiem, sprawy dobrze się układały. Wiedziała, że Laura i Drew będą musieli rozwiązać jeszcze kilka małżeńskich problemów, przyjaciółka twierdziła jednak, że w ich związku jest teraz więcej szczerości i że pracują nad tym, aby tak pozostało. Drew odrzucił co prawda ofertę pracy w L.A., lecz zastanawiał się nad przyjęciem innej, tym razem w San Francisco. Natalie wstała, porozciągała się przez kilka minut, a potem wybiegła z domu. Był piękny, rześki, październikowy dzień. Po błękitnym niebie płynęło kilka pierzastych obłoków, ale do zimowych burz zostało jeszcze sporo tygodni. Ruszyła w dół ulicy, jednak po chwili zatrzymała się gwałtownie, nie dowierzając własnym oczom. Cole biegł ku niej, ubrany w ciemnoniebieskie spodnie i szary podkoszulek. Nawet w luźnym sportowym ubraniu wydawał się szczuplejszy, niż kiedy go ostatni raz widziała. A kiedy podbiegł bliżej, spostrzegła, że ma pod oczami cienie. Wydawał się zmęczony. – Co ty tu robisz? – spytała, zaskoczona. – Myślałam, że jesteś na drugim końcu świata. – Wróciłem w nocy. Późno dzisiaj zaczynasz. Bałem się już, że się miniemy. – Czytałam gazetę. Zamieszczają tam korespondencje, które bardzo mnie interesują. – Uważasz, że są ciekawe? – zapytał z dumnym uśmiechem. – Bardzo. Wykonujesz wspaniałą robotę, Cole. Czuję się tak, jakbym tam z tobą była. – Ale nie byłaś – powiedział i jego uśmiech zbladł. – Nie było cię tam ze mną i… Czekała, żeby dokończył zdanie. Do licha z tym facetem! Potrafił pisać wciągające artykuły na temat wydarzeń na świecie, lecz kiedy miał powiedzieć jej, co czuje, brakowało mu słów. – I… – ponagliła go. – Tęskniłem za tobą. – Jego oczy pociemniały, kiedy wpatrywał się w nią z oczekiwaniem. Dreszcz przebiegł Natalie po plecach. – Ja także, lecz cieszę się, że robisz w końcu to, czego zawsze pragnąłeś. To ważne, żeby nie rezygnować z marzeń. – Już o tym nie marzę, Natalie. – Jesteś pewien? Minęło zaledwie kilka tygodni. – Wystarczyły dwa dni, żebym się przekonał, że już tego nie pragnę. Zostałem przez kilka tygodni,
ponieważ chciałem być pewny. – Pewny czego? – Swoich uczuć. Westchnęła, dostrzegłszy w jego oczach znajomy błysk. Bała się tego, co może powiedzieć, wcale nie mniej niż tego, czego nie powie. – I co czujesz? – Chodź ze mną, to ci pokażę. – Dokąd? – spytała skonfundowana. – Nie możesz po prostu mi powiedzieć? – Nie. – Odwrócił się i zaczął biec ulicą w kierunku, z którego przyszedł. Po chwili zatrzymał się, odwrócił i zawołał: – Idziesz? – Idę. – Nie miała pojęcia, o co mu chodzi, wiedziała jednak, że musi się tego dowiedzieć. • • • – Gotowa? – zapytał Dylan. Madison wpatrywała się w mężczyznę stojącego na progu jej mieszkania. W pierwszej chwili pomyślała, że to musi być złudzenie, ponieważ minęły trzy tygodnie, odkąd ostatni raz go widziała czy też z nim rozmawiała. A teraz stał tutaj, spoglądając na nią tak, jakby powinna wiedzieć, o co chodzi. A nie wiedziała. Prawdę mówiąc, trudno jej było skupić się na tym, co Dylan mówi. Zbyt była zajęta podziwianiem, jak obcisłe ma dżinsy, jak wspaniale wygląda w czarnej skórzanej kurtce i jak bardzo chciałaby przesunąć palcami po jego szerokiej piersi. – Maddie? – Co? Co ty tu robisz? – Przyszedłem zabrać cię na przejażdżkę. – Dlaczego miałabym z tobą pojechać? – Bo chcesz – odparł po prostu. Zmarszczyła brwi. Nie podobało jej się, że musi przyznać mu rację. Facet tak długo ją odtrącał. Miała ochotę zrobić to samo, lecz była ciekawa… – Dokąd pojedziemy? – Zobaczysz. – Podał jej hełm. – Jestem na ciebie wściekła. Nie dzwoniłeś. Odmówiłeś wystąpienia na mojej imprezie, która zresztą i tak okazała się sukcesem. Zyskałbyś darmową reklamę. A teraz przychodzisz jak gdyby nigdy nic, oczekując, że wskoczę z tobą na motor i pojadę Bóg wie gdzie. Myślisz, że zwariowałam? – Tak. Podobnie jak ja. To co, jedziesz czy nie? Zastanawiała się przez dziesięć długich sekund. Dylan domyślił się jednak, że blefuje i był gotów odejść. – Jadę – powiedziała więc szybko. – Postaraj się, żeby było warto.
Rozdział 21 Gdy biegli, Cole nie odezwał się nawet słowem, lecz kiedy minęli Marina Greens, Palace of Fine Arts i jachtklub, Natalie zorientowała się, że zmierzają ku znanemu im obojgu miejscu u podstawy mostu Golden Gate. Na końcu ścieżki zatrzymali się i rozciągnęli mięśnie. Zaczerpnąwszy kilku głębokich oddechów, zapatrzyli się na most i przepływającą pod nim błękitną wodę, na którą słońce rzucało złote błyski. – Tego także mi brakowało – powiedział Cole. – To moje miasto, Natalie. Uśmiechnęła się. – Wiem. – Nie zdawałem sobie sprawy, ile dla mnie znaczy, póki nie wyjechałem. – Czasami odległość pomaga zyskać perspektywę. – Właśnie. Wiesz, siedziałem w czołgu na pustyni i rozmyślałem o tym, co stało się z parkomatami na Union Square. Nie zamierzałem o nich pisać, a jednak nie mogłem wyrzucić przeklętych parkomatów z głowy. Uświadomiłem sobie, że to, iż uważamy coś za ważne, zależy od tego, gdzie się znajdujemy, czego chcemy i potrzebujemy. Teraz wiem, że chcę kontynuować tradycję Parishów i wydawać gazetę – lepszą niż dotychczas. Chcę, żeby mieszkańcy San Francisco otrzymywali informacje, na jakie zasługują, wszystko jedno – lokalne czy ze świata. – Jestem pewna, że twoich rodziców ucieszy ta wiadomość. – Powiedziałem im wczoraj i byli szczęśliwi. – Zamilkł i uśmiechnął się do niej. – Mama radzi sobie lepiej, niż mógłbym przypuszczać. Zaczęła nawet uprzątać pokój Emily. – To duży postęp. – Powiedziała, że rozmawiała z tobą, nim wyjechałem. Chciała, żebyś namówiła mnie do pozostania, lecz ty nie chciałaś nawet spróbować. – Rzeczywiście – przyznała Natalie. – Chciałam, żebyś wyjechał i dał sobie szansę na spełnienie marzeń. – A chciałaś też, żebym wrócił? Spojrzała mu w oczy i wiedziała już, że pyta o coś więcej niż tylko o swój powrót. Jak mogła powiedzieć mu, że tego pragnęła? Ofiarowała mu już raz swoje serce, a on je podeptał. – Zawsze masz więcej pytań niż odpowiedzi, Cole. – To ten reporter we mnie. Rozejrzał się dookoła, jakby czegoś szukał, a potem spojrzał na zegarek. – Co się dzieje? – spytała podejrzliwie. – Powiedziałeś, że chcesz coś mi pokazać. Co to takiego? – Zobaczysz. – Wkrótce? – Mam szczerą nadzieję. – Spodoba mi się? – Mam nadzieję – powtórzył, uśmiechając się szeroko. • • • Madison zsiadła z motocykla na tym samym spłachetku trawy, gdzie przywiózł ją wcześniej. Tym
razem w dole nie było świateł, jedynie panorama San Francisco z wysokimi budynkami, opadającymi łagodnie wzgórzami i kolorowymi żaglówkami znaczącymi błękit zatoki. A wszystko piękne jak na pocztówce. Dylan wyjął ze schowka białą reklamówkę i podszedł z nią do skraju klifu. Madison podążyła za nim, zastanawiając się, co się dzieje. – Co masz w torbie? – spytała. Zawahał się na chwilę. – Wspomnienia. – To zaczyna być cokolwiek dziwaczne – powiedziała. Nie wiedziała, co jest w torbie, a znając Dylana, można się było spodziewać wszystkiego. – Jako jedyna powiedziałaś mi, żebym odpuścił, prawda? Czy nie ty stałaś przed kilkoma tygodniami na tym klifie, przekonując mnie, że pora ruszyć dalej? – Tak – odparła czujnie. – Jestem jednak zdziwiona, że mnie posłuchałeś. Przedtem nigdy tego nie robiłeś. – Bo twoje rady nie miały sensu. – Nieprawda. Ale… co konkretnie zrobiłeś? – Uprzątnąłem schowek. Skinęła głową, starając się nie okazać, jak bardzo jest zaskoczona. – Mów dalej. – Spaliłem wszystko: zdjęcia, opowiadania, wszystko. – Dlaczego? – Emily odeszła. – Nieco drastyczne posunięcie. Mogłeś zachować kilka pamiątek. Nie musiałeś wszystkiego palić. Naprawdę nie uznajesz kompromisów, co? – Inaczej nie umiem. Nie potrzebuję tych rzeczy, żeby pamiętać Emily. Uwierz lub nie, ale nie zaglądałem do tego pokoju od dawna – dopóki nie ukazała się książka i ty się nie pojawiłaś. Wtedy wszystko wróciło. Ulżyło jej, kiedy się dowiedziała, że nie odwiedzał kapliczki ku czci Emily noc w noc przez dziesięć ostatnich lat. – Kiedy spojrzałem na tamten pokój twoim oczami, uświadomiłem sobie, że trzymanie tych wszystkich rzeczy może wydawać się niezdrowe. – Taaa… – przytaknęła zdecydowanie. – Faktycznie. – Teraz to wszystko jest tutaj. – Podniósł torbę. – Mogłeś wyrzucić ją po prostu do śmieci. Dlaczego zatrzymałeś popioły? Ponieważ, o ile nie ma po temu istotnego powodu, to, co robisz, nadal wydaje się dziwne. – Lubię ceremonie. Rytuały przejścia. Są ważne. Pomagają nam iść dalej. – Zamilkł. – Uderzyło mnie, że skoro nie byłaś na pogrzebie Emily, nie miałaś okazji oficjalnie się z nią pożegnać. – Mamy tu coś w rodzaju pogrzebu? Spojrzał jej w oczy. – Chyba tak. Co o tym myślisz? Zastanawiała się przez dłuższą chwilę. – Naprawdę nie ja zdecydowałam, że nie wezmę udziału w pogrzebie Emily. Rodzice zmusili mnie do wyjazdu. Nie chcieli, żebym była zamieszana w jakiś skandal. I brakowało mi tego, że nie mogłam się pożegnać. Czasami trudno było uwierzyć, że ona naprawdę nie żyje. To było jak sen. Nie mogłam wrócić i przekonać się, jak wygląda rzeczywistość. To było niesamowite, surrealistyczne. Może
pogrzeb coś by tu zmienił. – Cóż, teraz masz drugą szansę. Pomożesz mi rzucić te prochy na wiatr? – Pewnie aresztują nas za śmiecenie. – Od kiedy to przejmujesz się prawem? – Odkąd… Masz rację. Zróbmy to. Podeszli do skraju klifu i odwrócili torbę do góry dnem. Wiatr porwał popiół, nadpalone fragmenty zdjęć oraz papierów i poniósł wszystko w dół wzgórza. – Żegnaj – wyszeptała Madison. – Spoczywaj w pokoju, Em. Stali, milcząc, przez kilka minut. Madison czuła się tak, jakby zdjęto jej z ramion wielki ciężar. Przeszłość naprawdę odeszła. – Nie żałujesz? – spytała w końcu. – Ani trochę – odpowiedział, potrząsając głową. – Co teraz? – Będę żył dalej. – Zerknął na nią, a potem zapatrzył się znów na krajobraz przed sobą. – Myślałem o czymś jeszcze. Może ty i ja moglibyśmy od czasu do czasu wyjść gdzieś razem. – Masz na myśli randkę? – Jeśli tak chcesz to nazwać. – Rany, takiemu zaproszeniu trudno doprawdy się oprzeć. – Czy to znaczy, że się zgadzasz? – Powinnam zbadać sobie głowę – wymamrotała. – Ponieważ zastanawiam się poważnie nad tym, żeby się zgodzić. Najpierw chciałabym się dowiedzieć, skąd ta zmiana. Dlaczego chcesz się ze mną umawiać. Nawet mnie nie lubisz. – Zaczynam mieć o tobie lepsze zdanie – powiedział burkliwie, po czym odwrócił się i spojrzał na nią. – Poza tym gorąca z ciebie laska, na wypadek gdybyś nie zauważyła. – Och, zauważyłam. Nie sądziłam jedynie, że i ty to dostrzegasz. – Musiałbym być chyba ślepy. – Czyli tego właśnie chcesz, mojego seksownego ciała? – Nie, twojej denerwującej, bezczelnej paplaniny, seksownych warg i… – Zamknij się i mnie pocałuj – powiedziała. Dylan ujął jej twarz w dłonie i wycisnął na wargach długi, namiętny pocałunek. – O rany – powiedziała. – Zrób to jeszcze raz. – Zamierzałem. Nim zdążył wprowadzić w czyn swój zamiar, nad ich głowami przeleciał nisko samolot. – Co ten facet wyprawia? – spytała Madison. – Wygląda to na jakiś rodzaj wiadomości – odparł Dylan, kiedy na niebie zaczęły ukazywać się litery. – Czy tam jest napisane: Natalie? – spytała Madison z niedowierzaniem. • • • – Patrz – powiedział Cole, wskazując na niebo. Natalie podniosła posłusznie wzrok, choć prawdę mówiąc, wolałaby patrzeć na niego niż na przelatujący nad mostem samolot. Przynajmniej, póki nie zaczęły formować się litery… – Natalie? – odczytała zaskoczona. – Ty to zrobiłeś? – Czytaj dalej. Serce podskoczyło jej w piersi, gdy odczytała dalszą część napisu. NATALIE, KOCHAM CIĘ.
– Zwariowałeś – powiedziała, kiedy wziął ją w ramiona. – Dlaczego zrobiłeś coś takiego? – Ponieważ nie mogłem zdobyć się, by wypowiedzieć te słowa. Wiem, sądziłaś, że chodzi jedynie o ciebie, lecz ja nie potrafiłem powiedzieć ich nikomu. – Nadal nie powiedziałeś – przypomniała mu. – Napisałem je na niebie. – To nie to samo. – Twarda z ciebie kobieta. No dobrze, słuchaj. Pochylił się i spoglądając jej w oczy, powiedział: – Kocham cię, Natalie. Pokochałem pierwszego dnia, kiedy cię zobaczyłem, i już nie przestałem. Kochałem cię, nawet kiedy sądziłem, że cię nienawidzę. – To nie ma sensu, Cole. – Miłość nie musi go mieć. Jesteśmy sobie przeznaczeni. Próbowaliśmy z tym walczyć, lecz nasze uczucie tylko się wzmocniło. Jak powiedziałaby Emily, jesteśmy pokrewnymi duszami. Rzeczywiście, Emily tak by powiedziała, zgodziła się z nim Natalie. – A teraz… Czy też masz mi coś do powiedzenia? – zapytał. Czy mogła to zrobić? Zaryzykować znów swoje serce? Jednak tym razem to on wypowiedział magiczne słowa jako pierwszy. – Ja także cię kocham, Cole, lecz bardzo się boję. Masz nade mną niezwykłą władzę. To przerażające. – Ty też masz nade mną władzę, Natalie. – Właśnie o to chodzi. Nie chcę, żebyś czuł się przy mnie jak w pułapce. Widziałam, jak miłość rodziców sprawia, że czujesz się stłamszony i masz wrażenie, że się dusisz. Nie chcę, żebyś czuł się tak przy mnie. – Ty mnie nie osaczasz. Chcę tego, co możesz mi dać. Chcę ciebie. – Musisz być pewny, Cole, absolutnie pewny. Byłeś zawsze aż nadto kochany, a ja nie dostałam miłości prawie wcale. I teraz pragnę jej bardzo mocno. Nie sądziłam, że tak jest. Myślałam, że będę sobie żyła bez przyjaciół i rodziny, czerpiąc radość jedynie z pracy, lecz kilka ostatnich tygodni pokazało, że bardzo się myliłam. Zatem jeśli chcesz wrócić do mojego życia, to musi być na dobre… albo wcale. – Jestem tu, Natalie i nigdzie się nie wybieram. – Co z twoją rodziną? Nie chcę wchodzić pomiędzy was. Nie mogłabym z tym żyć. – Wczoraj dali mi swoje błogosławieństwo. – Powiedziałeś im? – Chciałem, żeby wiedzieli, że cię kocham i nie zamierzam marnować ani jednego dnia bez ciebie w moim życiu. Dość czasu już nam uciekło. Dotknęła czułym gestem jego twarzy. – Nie byliśmy wcześniej gotowi, Cole. Żadne z nas. – Teraz jesteśmy. To Emily nas połączyła. – Myślałam, że raczej profesor – poprawiła go z uśmiechem. – Nie, to była Em. Wiem, że jest tam w górze i nas obserwuje. Natalie spojrzała w niebo, gdzie wiatr zaczął już rozwiewać litery. – Mam nadzieję, że jest zadowolona. – Wiem, że tak. Chciała, żebyśmy byli szczęśliwi, a szczerze mówiąc, nie sądzę, byśmy mogli zaznać szczęścia, nie będąc razem. Sięgnął do kieszeni i wyjął pudełeczko obite czarnym aksamitem. Serce Natalie przestało bić.
– Nie zamierzasz chyba… Nie była w stanie dokończyć zdania, a co dopiero uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. To był Cole, mężczyzna z jej snów, ten, którego kochała od zawsze, lecz nie wierzyła, że może go mieć – aż do tej chwili. – …oświadczyć się? – zapytał, a potem otworzył puzderko i pokazał jej cudowny pierścionek z diamentem. – Właśnie to zamierzam zrobić. Wyjdziesz za mnie, Natalie? Uczynisz mnie najszczęśliwszym facetem na świecie? Patrzyła na jego twarz, tę przystojną twarz o zdecydowanych rysach i wiedziała bez cienia wątpliwości, że to jedyny mężczyzna, z którym chciałaby spędzić życie. – To się nie dzieje naprawdę. – Przeciwnie. Potrzebujemy jedynie właściwej odpowiedzi, by wszystko było jak należy. – Tak – powiedziała. – Tak. Cole wsunął jej pierścionek na palec, a potem przyciągnął ją do siebie i zaczął całować, jakby nigdy nie miał przestać. Dopiero oklaski i pohukiwania sprawiły, że się odsunął. – W końcu powiedziała tak – oznajmił zebranym dookoła przechodniom. – W końcu zapytałeś – odgryzła się i mimo że nie byli sami, zaczęła całować go znowu, niezdolna się powstrzymać. – Nie mogę się doczekać, żeby spędzić z tobą resztę życia. – Zacznijmy od razu. – Może w jakimś bardziej prywatnym miejscu – zasugerowała. Roześmiał się. – Nie mogę obiecać, chyba że będziesz biec naprawdę szybko. – Będę – obiecała, ruszając ścieżką. Dopadli bez tchu drzwi jej mieszkania. Cole zatrzasnął je za nimi i wyciągnął do Natalie ramiona. – Kiedyś zrobimy to wreszcie powoli. – Ale nie dziś – powiedziała, ściągając mu podkoszulek. – Ponieważ czekałam tak długo, nie zamierzam zmarnować ani sekundy. – Podoba mi się twój sposób myślenia. – Powstrzymał ją, kiedy sięgnęła do jego spodni. – Chwileczkę. – Co znowu – jęknęła. – Chcę, żebyś wiedziała, naprawdę wiedziała, że nie zamierzam cię opuścić. Nigdy. Jesteśmy teraz rodziną, Natalie. Ja, ty i dzieci, które będziemy kiedyś mieć. To, co było, odeszło. Przyszłość należy do nas. Oczy Natalie zamgliły się od łez. – Chłopcze, kiedy już zaczniesz mówić, naprawdę wiesz, co powiedzieć. – Kochasz mnie? – Teraz i na zawsze – odparła, przypieczętowując wyznanie długim, namiętnym pocałunkiem.
Epilog Natalie i Cole wemknęli się do Atherton Community Center akurat w chwili, kiedy orkiestra zaczęła stroić instrumenty. Była siódma wieczór, w niedzielę. Madison pomachała im, wskazując wolne miejsca obok siebie i Dylana. – Nie sądziłam, że ci się uda, Natalie – powiedziała, unosząc brwi. – I patrzcie tylko, kogo przyprowadziłaś. Czyż to nie interesujące? Domyślam się, że napis na niebie podziałał. – Widziałaś go? – spytała Natalie. – Całe San Francisco widziało. Jesteś szczęśliwa? – Bezgranicznie. Zaręczyliśmy się – odparła Natalie, błyskając pierścionkiem. – Super – powiedziała Madison z aprobatą, a potem dodała, zwracając się do Cole’a: – Wreszcie zrobiłeś, co należało. – Rzeczywiście – zgodził się z nią Cole, posyłając Madison i Dylanowi pełne zaciekawienia spojrzenie. – Jestem zdziwiony, widząc was razem. Coś przegapiłem? – Chciałam zapytać o to samo – wtrąciła Natalie. Nie żeby potrzebowała odpowiedzi. Madison promieniała ze szczęścia. – To nasza pierwsza randka – powiedziała z uśmiechem. – W końcu mnie zaprosił. Zabrało mu to jedynie dziesięć lat. Mężczyźni w San Francisco bywają trochę powolni. – Warto było na nas czekać – skomentował Dylan, przeciągając głoski. – Cholerna prawda – dodał Cole, uśmiechając się do Natalie. – Udowodnię ci to później. – Trzymam za słowo – powiedziała, czując się niezmiernie szczęśliwa. Miała przeczucie, że Dylan i Madison znajdą do siebie drogę, pozostawała więc tylko Laura. Dziś przyjaciółka wyglądała wspaniale, ubrana w elegancką, czarną sukienkę, z fletem w dłoni. Dostrzegła Natalie i pomachała jej, uśmiechając się z dumą i pewnością siebie. A potem skinęła głową w kierunku pierwszego rzędu, gdzie siedział Drew z dwiema uroczymi dziewczynkami, bardzo podobnymi do matki. Odwrócił się i skinął im na powitanie. Wyraz twarzy miał chłodny, ale nie było w nim uprzedniej wrogości. On także się zmienił. Jak oni wszyscy. Światła przygasły i dyrygent dał orkiestrze znak. Muzyka była piękna, nastrojowa i uduchowiona, a kiedy zagrały flety, Natalie wydało się, że to anioły śpiewają. Może tak właśnie było. Emily lubiła śpiewać. I jedynym, czego pragnęła, było to, aby jej przyjaciele znaleźli szczęście. Ujęła dłoń Cole’a przekonana, że Wspaniała Czwórka nigdy nie była równie wspaniała.
@kasiul
1 Zawodnik drużyny futbolu amerykańskiego z San Francisco 49er (przyp. red.)
Polecamy także inne książki Barbary Freethy: cykl o Zatoce Aniołów
Lato w Zatoce Aniołów Na Cienistej Plaży Trzy twarze Ewy Ukryte Wodospady Ogród tajemnic oraz
Nie mów nic Bez pamięci Zapraszamy do naszej księgarni internetowej www.wydawnictwobis.com.pl