Jordan Nicole Legendarni kochankowie 03 Tajniki uwodzenia Jay, na zawsze 1 East Sussex, Anglia, wrzesień 1816 Jeszcze nigdy nie poważyła się na zdobyc...
8 downloads
19 Views
1012KB Size
Jordan Nicole Legendarni kochankowie 03 Tajniki uwodzenia
Jay, na zawsze
1
East Sussex, Anglia, wrzesień 1816
Jeszcze nigdy nie poważyła się na zdobycie mężczyzny, ale w sprawach sercowych dama powinna brać los we własne ręce. Skye Wilde spojrzała w zapadającym zmroku przez okienko powozu na zrujnowaną budowlę majaczącą we mgle i deszczu. Hawkhurst Castle, wzniesiony dwieście lat wcześniej, był dużym zamkiem z kamienia o złotawej barwie, zwieńczonym wieżyczkami. Kiedyś robił imponujące wrażenie, ale teraz wyglądałby na opuszczony, gdyby nie słabe światło w oknie z zaciągniętymi zasłonami, które wzbudziło w niej nadzieję, że jej wyprawa nie spełznie na niczym. Hrabia Hawkhurst potrzebował żony, Skye zaś za wszelką cenę pragnęła nią zostać. Rozmyślała o tym przez całe lato, odkąd się tylko dowiedziała, że lord Hawkhurst ma zamiar ponownie się ożenić. Teraz, gdy upragniona chwila wreszcie nadeszła, Skye czuła się tak, jakby rój motyli trzepotał gwałtownie skrzydłami w jej żołądku. Doskonale wiedziała, że cała jej przyszłość może zależeć od tego pierwszego spotkania. Nie chcąc stracić odwagi, naciągnęła kaptur płaszcza na jasne włosy i wysiadła z powozu. Bez wątpienia robiła niemądrze, celowo pozwalając sobie zmoknąć, ale gwałtowna burza sprzyjała jej zamiarom, by dostać się do zamku frontowym wejściem. Ulewa zwiększała szanse, że hrabia zlituje się nad nią i udzieli jej schronienia, a może nawet pozwoli u siebie przenocować. Gdzieś w pobliżu zalśniła ostro błyskawica i Skye zrozumiała, że powinna się pospieszyć, nim burza zacznie szaleć na dobre. A jednak z wahaniem podeszła ku kamiennym stopniom przed masywnymi drzwiami. Zetknęła się z hrabią tylko raz, ale Hawkhurst – zwany przez bliskich mu ludzi Hawkiem – nie był mężczyzną, którego jakakolwiek kobieta albo też dziewczyna zdołałaby zapomnieć… Jako trzynastolatka o mało nie spadła mu prosto na głowę, a potem doznała bolesnego rozczarowania, dowiadując się, że jest już żonaty. Wkrótce potem Hawkhurst przeżył jednak osobistą tragedię, tracąc ukochaną żonę i malutkiego synka podczas pożaru rodowej siedziby. Z miejsca, gdzie stała, nie mogła jednak dostrzec zwęglonych szczątków tych pomieszczeń. Widocznie pożar musiał wybuchnąć w drugim skrzydle. Po kolejnej błyskawicy, tym razem dużo bliższej, huknął potężny grom, wzbudzając popłoch w i tak już niespokojnych koniach. Skye odwróciła się i krzyknęła do stangreta, by odprowadził powóz do stajni, a także sam poszukał tam schronienia. – Milady, nie chciałbym zostawić tu pani samej! – odkrzyknął, usiłując przemóc coraz ostrzejszy wiatr i strugi deszczu. Skye doceniała troskę lojalnych sług, dwóch stajennych i woźnicy, którzy raczej dbali o jej bezpieczeństwo, niż byli lokajami. Quinn, jej brat, nastawał, by towarzyszyli jej w podróżach, choć miała już całe dwadzieścia dwa lata. Zwykle odpowiadała jej obecność tych postawnych mężczyzn, bo gwarantowała niezależność, której większości niezamężnych kobiet brakowało. Teraz jednak stanowczo jej zawadzali.
– Nic mi nie będzie! – zawołała z uporem. – Lord Hawkhurst to bliski przyjaciel mojej ciotki. Nie wyrzuci mnie na zewnątrz w podobną burzę! „Przynajmniej taką mam nadzieję”, dodała w duchu. Hawkhurst słynął jako wielki miłośnik koni i doskonały jeździec, najpewniej nie chciałby więc pozbawiać przerażonych zwierząt schronienia, nawet gdyby miał go odmówić ich właścicielce. – Skoro pani tak mówi, milady… Kolejny huk gromu nie pozwolił mu skończyć zdania. – Owszem, ale pospiesz się, Josiah! W tejże chwili deszcz przeobraził się w ulewę. Obydwaj stajenni pospiesznie wdrapali się na żerdkę z tyłu powozu i kareta ruszyła. Skye rzuciła się pospiesznie ku kamiennym stopniom z lękiem, że nie doceniła zagrożenia burzą. Kaptur nie był zbyt dobrą osłoną i ulewa siekła już jej delikatną cerę. Niemal bez tchu i prawie nic nie widząc, wbiegła na schodki, a gdy stanęła na ich szczycie, była już przemoczona z kretesem. W mroku i zacinającym deszczu ledwie zdołała dostrzec brak kołatki. Stukała więc przez dłuższą chwilę, a potem uderzyła w drzwi całą dłonią. Nie było odpowiedzi. Choć spodziewała się, że drzwi będą zamknięte, spróbowała jednak nacisnąć klamkę. Poddała się bez trudu, pchnęła je zatem, a wtedy rozwarły się raptownie na oścież, tak ostro, że niemal wpadła do wnętrza. Potknęła się o próg i ległaby jak długa na posadzce, gdyby nie schwyciły jej silne ręce. Skye zabrakło tchu. Jakiś mężczyzna trzymał ją przyciśniętą do szerokiej piersi swego bardzo męskiego ciała. Z bijącym sercem uniosła wzrok. Płomień pojedynczego kinkietu rzucił migotliwe światło na twarz jej wybawcy. Był nim właściciel zamku we własnej osobie, Morgan Blake, szósty hrabia Hawkhurst. Skye ponownie zaparło dech na widok jego urody. Wysokie czoło, piękny zarys kości policzkowych, arystokratyczny nos, zmysłowe wargi… A największe wrażenie robiły w tej twarzy czarne łuki brwi nad parą szarych, gniewnych oczu. Rysy jego wyglądały na surowsze, niż je zapamiętała, może z powodu zmierzwionych i zbyt długich czarnych włosów, a także zarostu kiełkującego na silnie zarysowanych szczękach. Cała twarz była też dużo bardziej wyrazista dzięki wyżłobionym przez ból bruzdom, których wcześniej nie zauważyła. No jasne, przecież liczył sobie teraz dziesięć lat więcej. Zdążył już poznać mroczną stronę życia, skoro miał ich już trzydzieści cztery. Przenikliwe oczy tak samo ją jednak urzekały jak przedtem. Gdy skrzyżowały się ich spojrzenia, poczuła, że całe jej ciało ogarnia gorąco. Może i on odczuł coś zbliżonego, bo odchylił głową brzeg kaptura, odsłaniając jasne, złociste włosy. Ze zmarszczonymi brwiami dotknął jej twarzy, jakby chciał się przekonać, że Skye jest kimś rzeczywistym. Nawet sobie nie wyobrażała bardziej fascynującej chwili. Wciąż jeszcze bez tchu, rozchyliła wargi, ale nie zdołała nic powiedzieć i tylko odwzajemniła mu pytające spojrzenie. Wreszcie Hawkhurst zrozumiał, że trzyma ją w objęciach. Odniosła jednak wrażenie, że wcale nie chce jej z nich wypuścić. Zrobił tak dopiero wtedy, gdy dzięki jego pomocy odzyskała równowagę. Poczuła dotkliwe rozczarowanie, bo jego uścisk był właśnie tak oszałamiający, jak sobie wymarzyła, wcale więc nie chciała, by się skończył. Niezamierzona bliskość ich ciał okazała się czymś o wiele wspanialszym, niż się spodziewała… póki nie dostrzegła w jego drugiej ręce
ostrza. Ściskał w niej jakieś ostre narzędzie o przerażającym wyglądzie i wyglądało na to, że chce je w nią wbić. Z trudem przełknęła ślinę, ale chwilę później przekonała się, że to tylko nożyk do ostrzenia piór. – Mi… milordzie… – zdołała z trudem wykrztusić, choć głos miała względnie opanowany – …nie musi się pan przede mną bronić. Nie jestem złodziejką ani morderczynią, bo przecież nie stukałabym wcześniej do pańskich drzwi! – W takim razie kim? – spytał głosem stanowczym, ale też przyjemnie głębokim. – Jestem Skye Wilde, krewna pana bliskiej przyjaciółki, lady Isabelli Wilde. Zmarszczył ostro brwi. – Czy to Bella panią do mnie przysłała? – Tak… to znaczy… niezupełnie. – O co więc chodzi? – spytał zniecierpliwiony. – Właściwie ona mnie tu nie przysłała, przyjechałam aż z Londynu na własną rękę… – Skye urwała. Gdy ją coś zdenerwowało, zawsze zaczynało brakować jej tchu i mówiła wtedy zbyt pospiesznie. – Proszę mi wybaczyć, milordzie. Nie potrafię się jasno wyrażać, kiedy jakiś dżentelmen patrzy na mnie srogo i grozi mi nożem. Złagodniał nieco i odjął od niej ostrze. – Czy pani straciła rozum, żeby jechać w taką burzę? O mało się nie roześmiała, bo sama też się temu dziwiła. – Gdy wyjeżdżałam po południu, burzy jeszcze nie było. Nie straciłam wcale rozumu, tylko nie wiem, co począć z pewną sprawą. Czy wolno mi wejść? Potem może pan mnie sobie łajać do woli. Hawkhurst mruknął coś pod nosem z niechęcią, ale cofnął się, żeby mogła wejść do środka. Kiedy go mijała, wyjrzał na ogarnięty już mrokiem podjazd, niemal niewidoczny w strugach deszczu. – Gdzie pani powóz? – Pozwoliłam sobie odesłać go do pańskich stajni. Moim koniom i służbie potrzeba było schronienia. Miałam pewność, że udzieli im pan gościny. Czy można zamknąć drzwi? – dodała możliwie uprzejmym tonem. – Deszcz wpada do środka i zalewa pańską marmurową posadzkę. Znów zatrzymał na niej wzrok, jakby nie chciał ustąpić wobec jej śmiałości. Zrobił jednak, o co prosiła, i zamknął drzwi, broniąc dostępu burzy, po czym znów zaczął się jej przyglądać. W przedsionku było teraz ciszej, choć na zewnątrz nadal dudniła głucho ulewa. Skye uśmiechnęła się do niego. – Przepraszam, milordzie. Nie zrozumieliśmy się dobrze. Może zacznę od nowa? Jestem lady Skye Wilde i miło mi wreszcie pana spotkać. Słyszał pan może o mnie? – Owszem, słyszałem. Nie wyglądał na zachwyconego. – Sądziłam, że ciotka Bella o mnie wspominała. Jesteśmy w gruncie rzeczy spokrewnione ze sobą. Znów spojrzał na nią nieufnie i nieco sceptycznie. – Co pani każe tak myśleć? – No, cóż… nie jesteśmy właściwie jednej krwi, ale ciotka Bella zna pana od dziesięciu lat. A że jesteście niezwykle zaprzyjaźnieni, czułam się zatem tak, jakbym znała pana osobiście. Zna pan zresztą mojego brata, Quinna Wilde’a, hrabiego Traherne. Nigdy nas sobie oficjalnie nie
przedstawiono, ale już się raz widzieliśmy, dawno temu, kiedy był pan z żoną na balu w naszym domu, Tallis Court. To właśnie ja o mało nie spadłam z balustrady, patrząc na gości tańczących w sali poniżej. Nawet w tym słabym świetle mogła dostrzec, że Hawkhurst sobie to niejasno przypomina. – Miło mi, że mnie pan zapamiętał – ciągnęła, mówiąc zresztą całkiem szczerze. – Tylko że poza tą krótką chwilą już pan na mnie więcej nie zwracał uwagi. – Obawiałem się, że mogło pani coś grozić. Skye poczuła, że pieką ją policzki na samą myśl o tym incydencie. Razem z kuzynką Katharine obserwowała wtedy wytworne towarzystwo z galerii nad salą balową. A gdy niesłychanie wprost przystojny lord Hawkhurst spojrzał w górę i uśmiechnął się do niej, zamarła z wrażenia, przechylając się zanadto przez poręcz. Lord podbiegł ku niej, chcąc ją ratować. Tylko że na szczęście – a może na nieszczęście? – nie pozwolił na upadek i uchronił Skye od katastrofy, chwytając ją mocno za suknię. Poczuła się niepewnie. Już drugi raz o mało nie padła przed nim jak długa. Co za pech, że okazuje się niezręczna właśnie wobec mężczyzny, na którym chciała zrobić wrażenie. – Słowo daję, że nie zawsze jestem niezgrabna. Najwyraźniej jednak Hawkhurst wcale nie miał ochoty roztrząsać tego tematu. – Co panią do mnie sprowadza w środku burzy, lady Skye? Był niezbyt uprzejmy, ale mogła mu to wybaczyć. Przybyła przecież całkiem nieoczekiwanie. – Ciotka napisała dla mnie list polecający i wyjaśniła w nim powód mojej podróży… – Skye pogrzebała w torebce, wyciągnęła z niej złożony list, co nieco już zmięty, i wręczyła go Hawkhurstowi. – Może zechciałby pan to przeczytać? Złamał wprawdzie pieczęć, lecz ledwo zerknął na treść, bo trudno mu było czytać w słabym świetle. Gdy podszedł do kinkietu, Skye spytała: – Czy mogłabym się gdzieś ogrzać przy ogniu? Zawahał się, ale w końcu odparł: – W moim gabinecie. Proszę za mną. Poszedł wielkimi krokami przez przedsionek, a ona pospieszyła za nim, podziwiając jego atletyczną sylwetkę. Ubrany był bardzo nieoficjalnie, w koszulę, bufiaste spodnie i buty do konnej jazdy. Strój ten podkreślał jego rozłożyste ramiona, smukłe biodra i muskularne uda. Skye musiała przyznać, że przygląda mu się w sposób trochę zbyt śmiały, ale robił na niej niesłychane wrażenie, o wiele mniej zresztą niewinne niż wtedy, gdy była trzynastolatką. Musiała przyznać, że jej obecność w opustoszałej wiejskiej siedzibie bez odpowiedniej przyzwoitki też jest czymś zbyt śmiałym. Chcąc jednak zdobyć to, czego pragnęła, musiała być śmiała i ryzyko skandalu nie mogło jej powstrzymać. Skandaliczne zaloty należały bowiem w rodzinie Wilde’ów do tradycji, a ona była jej nieodrodną córką. Gdy szli mrocznym korytarzem, rzucała okiem na mijane pomieszczenia. Zionęło z nich stęchlizną i wilgocią – nic dziwnego, skoro w zamku nie mieszkano od przeszło dziesięciu lat. Meble jednak wciąż okryte były płóciennymi pokrowcami. – Spodziewałam się, że otworzy mi drzwi ktoś z pana służby. – Staruszek, który służy tu jako stróż, jest przygłuchy i nie usłyszałby, jak się pani dobija do drzwi. – Ale pan przyjechał tu przecież już tydzień temu. Sądziłam, że zaczął pan już porządkować zamek. Odpowiedział na jej uwagę dopiero po kolejnej długiej chwili.
– Jeszcze nie zatrudniłem stałych służących. Kilka kobiet ze wsi przyszło tu dzisiaj, żeby rozpocząć sprzątanie, ale odesłałem je do domów przed burzą, nim zrobiło się zbyt ciemno. – Postąpił pan bardzo uprzejmie. Hawkhurst znów mruknął coś lekceważąco pod nosem, nie zatrzymując się. – Jestem panu bardzo wdzięczna za wpuszczenie mnie do zamku – ciągnęła Skye – choć o mało nie padłam z przerażenia, kiedy przyłożył mi pan nóż do gardła. – Nie wyglądała pani na zbyt przerażoną. No i rzeczywiście nie była, tyle że zrozumiała wówczas, z jakim mężczyzną będzie musiała mieć do czynienia. – Chyba można zrozumieć pańską przesadną reakcję. Przecież nauczono pana podejrzliwości. W końcu był pan agentem Foreign Office przez wiele lat. Od ukończenia studiów, prawda? Hawkhurst zatrzymał się nagle i zmierzył ją bacznym spojrzeniem. – Kto pani o tym powiedział? – Ciotka, rzecz jasna. Uprzedziła mnie też, że jest pan skamieniałym odludkiem. Mógłby pan traktować mnie trochę uprzejmiej choćby ze względu na nią. Uniósł brwi, słysząc podobną impertynencję, i przyglądał się jej jeszcze dłużej niż przedtem. Najwyraźniej myślał teraz o niej inaczej. Musiał sobie w końcu zdać sprawę, że próbowała go rozbawić, bo uśmiechnął się lekko. – Wdziera mi się pani do domu, a potem pozwala sobie mnie upominać? – Wcale się nie wdarłam – zwróciła mu uwagę. – Pan sam mnie wpuścił. – Głównie ku memu niezadowoleniu. W tejże chwili mrok korytarza rozświetliła kolejna błyskawica. Hawkhurst nie zatrzymał się jednak, a Skye wciąż szła tuż za nim. Przepuścił ją przodem, gdy dotarli do gabinetu. Ku jej wielkiej uldze, ten pokój wyglądał przynajmniej na zamieszkany. Ogień buzował na kominku, a na masywnym biurku stała lampa z opuszczonym nisko abażurem. – Może pani tu siąść przy ogniu – powiedział, wskazując na głęboki, obity skórą fotel koło paleniska. Zaproszenie było nieco mrukliwe, ale Skye nie wzięła sobie tego do serca. – Pozwoli pan, że najpierw zdejmę płaszcz? Strasznie przemarzłam. Wcale nie kłamała. Płaszcz przemókł na wskroś, a suknia zwilgotniała aż do samego gorsu i była całkiem mokra dołem. Hawkhurst wymamrotał pod nosem coś, co brzmiało całkiem jak: „zasłużyła sobie pani na to”, ale podszedł, żeby jej pomóc. Wyciągnął ręce, żeby zdjąć z niej płaszcz, a oddech Skye przyspieszył wtedy gwałtownie. Pod płaszczem miała na sobie elegancko skrojony strój podróżny z delikatnej wełenki o skośnym splocie. Hawkhurst skierował wzrok ku jej piersiom. Instynktownie znieruchomiała, gdy przyjrzał się jej z obiektywnym uznaniem. Skye dobrze wiedziała o swojej atrakcyjności, a kobiece walory jej sylwetki robiły wrażenie na mężczyznach. Zazwyczaj to ona miała u swoich stóp wielbicieli wyznających jej uczucie. Nie wiedziała jednak, co myśli albo czuje Hawkhurst. Natomiast reakcja własnego ciała Skye była jednoznaczna. Nie doznała jeszcze erotycznych doświadczeń, ale intensywna fascynacja, jaką w niej budził, miała jawnie zmysłowy charakter. Było to pożądanie dorosłej już kobiety, a nie uwielbienie młodej dziewczyny. Gdy tylko Hawkhurst się do niej zbliżał, czuła, że cała drży z podniecenia. Nie budził w niej dotąd podobnych odczuć żaden inny mężczyzna.
Bez trudu wyobrażała sobie go teraz jako swego męża, jak to już wiele razy robiła w romantycznych rojeniach przez ostatnie kilka miesięcy. Gdyby nim jednak został, mogłaby teraz zdjąć z siebie suknię, zamiast stać, trzęsąc się z zimna, bo kleiła się jej do ciała. Rozebrałaby się wówczas do koszuli i rzuciła w jego ramiona. Obnażyłaby przed nim całe swoje przemarznięte ciało i odczuła ciepło jego własnego… Kuszący obraz rozwiał się, gdy Hawkhurst rozwiesił jej mokry płaszcz przed kominkiem, a potem bez jednego słowa podszedł do biurka. Ściągając mokre rękawiczki, mogłaby przysiąc, że nie był zadowolony z jej obecności w swoim domu. Powinno ją to było onieśmielić. Każda normalna młoda dama zareagowałaby podobnie. Ale żaden mężczyzna nie działał na nią tak mocno, mimo że nawykła do przestawania z członkami własnej rodziny, mężczyznami pełnymi siły i determinacji. Zazwyczaj potrafiła ich sobie podporządkować, przemawiając im do rozsądku. Czuła jednak, że w tym przypadku trzeba czegoś dużo silniejszego niż rozsądek. Zaczęła się obawiać, że to zadanie ją przerośnie. Jeśli jednak lord Hawkhurst chciał mieć żonę, to ona, jak uznała, też może nią zostać! Chciała się przynajmniej przekonać, czy pasowaliby do siebie. Niezależnie od swoich romantycznych nadziei, pragnęła bohatera – a Hawkhurst z pewnością nim był. Nabrała tchu i zebrała całą swoją odwagę. Skoro już zdołała znaleźć się w jego domu, to powinna skorzystać ze zdobytej sposobności. – Czy nie zechciałby pan przeczytać listu ciotki, milordzie? – spytała. Usłuchał jej. Podkręcił knot w lampie na biurku, a potem przysunął kartkę do światła. Wtedy dopiero dostrzegła ślady po oparzeniach na wierzchu jego dłoni. Zaczęło ją dławić w gardle. Hawkhurst był najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego widziała, ale też najbardziej poznaczonym bliznami. I to nie tylko w widocznych miejscach, jeśli dokładnie ją poinformowano. Rzucił się przecież w ogień, żeby ratować żonę i synka, zresztą daremnie. Po tej tragedii dobrowolnie wyjechał z kraju, osiadł na dalekiej wyspie nad Morzem Śródziemnym i całe dziesięć lat życia poświęcił niebezpiecznym działaniom, nie dbając wcale, czy wyjdzie z nich żywy. Serce się jej ścisnęło na myśl o tym. Może było ono zbyt czułe, ale jako najmłodsza z Wilde’ów uchodziła powszechnie za osobę wrażliwą. Tylko że zarazem za najbardziej przewrotną. Skarciła się w duchu za to, że obserwuje jego poparzone ręce, i zajęła sie rozwieszaniem rękawiczek nad paleniskiem. Potem siadła głębiej w fotelu i zaczęła wyciągać szpilki z fryzury, by rozpuszczone włosy prędzej wyschły. Gdy Hawkhurst czytał list, w pokoju panowała głucha cisza. Mącił ją tylko odgłos deszczu bębniącego w okiennice i od czasu do czasu potrzaskiwanie polan w kominku. Kiedy sięgnął z roztargnieniem po prawie już pusty kieliszek, Skye zauważyła na wpół opróżnioną kryształową karafkę wypełnioną czymś, co wyglądało na brandy. Najwyraźniej hrabia nie był trzeźwy, co częściowo wyjaśniało jego posępny nastrój. Nic dziwnego, że siedział tutaj sam, zatopiony w rozmyślaniach. Z nią byłoby tak samo, gdyby musiała wciąż mieć do czynienia z widmami zmarłej rodziny, jak on, który przybył do zamku po dziesięciu latach nieobecności. Właśnie zamek kazał Skye zwątpić, czy hrabia mógłby być jej idealną parą. Według teorii jej kuzynki, pięcioro kuzynów Wilde – Ashton, Quinn, Jack, Katharine i Skye – mogło znaleźć prawdziwą miłość na wzór legendarnych kochanków znanych z historii lub literatury. Skye żywiła nadzieję, że jej romans winien się wzorować na francuskiej baśni napisanej blisko sto lat wcześniej. Piękna młoda dama uwalniała w niej od czaru Bestię kryjącą się samotnie w głębi pałacu.
Rzecz jasna, lord Hawkhurst nie był bynajmniej bestią w dosłownym znaczeniu, ale jego uparte odosobnienie upodabniało go do niej. A ten ponury zamek, jak pomyślała Skye nie bez dreszczu lęku, mógł odgrywać rolę jej legowiska. Hawkhurst spojrzał ku niej znad listu, gdy przeczesywała sobie włosy palcami. Zatrzymał na nich wzrok, a potem powiedział dość cierpkim tonem: – W liście Isabelli wcale nie ma wyjaśnienia, o którym pani wspominała. Napisała jedynie, że ma pani do mnie jakąś prośbę. Czego więc sobie pani życzy, lady Skye? Zawahała się, wiedząc, że musi ostrożnie dobierać słowa. Oczywiście nie mogła mu wyjawić prawdziwego powodu, bo pomyślałby, że celowo się wkradła do jego domu. Musiało to pozostać sekretem. Miała jednak na podorędziu całkowicie odmienną wymówkę. – Chciałabym, żeby pan kogoś odnalazł. – Kogo? – Zaginioną ukochaną mojego stryja. Hawkhurst najwyraźniej w to wątpił. – Dlaczego, do licha, sądzi pani, że mógłbym w tym pomóc? – Bo ma pan doświadczenie w rozwikływaniu tajemnic i odnajdywaniu zagubionych osób. Gdy berberyjski szejk uprowadził niegdyś lady Isabellę i ukrył ją w górach koło Algieru, odszukał ją pan i uratował, za co jest niesłychanie wdzięczna. Gdy hrabia milczał, Skye dodał: – Wynagrodziłabym pana bardzo hojnie. Nie było to właściwe pociągnięcie, bo Hawkhurst pokręcił przecząco głową. – Moje usługi nie są na sprzedaż. – W takim razie niech pan to zrobi z życzliwości dla mojej ciotki. Najwyraźniej i to również nie skłoniło go do ustępstwa. Skye westchnęła z desperacją: – Przecież jest pan bohaterem, lordzie Hawkhurst. Powinien mi pan z chęcią pomóc. Odparł ze szczerym rozbawieniem: – Wcale nie jestem bohaterem. – Ależ tak! A prócz tego członkiem tajnego stowarzyszenia bohaterów zwanego Strażnikami Miecza. W dodatku najsłynniejszym ze wszystkich. Hawkhurst nie dał wprawdzie niczego poznać po sobie, ale sądząc z jego tonu, nie był wcale rad, że Skye tak wiele o nim wie. – Spodziewałem się po Belli większej dyskrecji. – Niesłusznie ją pan oskarża. Nie dawałam jej spokoju, póki mi wszystkiego nie zdradziła. Skye nie kłamała. Wyciągnęła z niej wszystko, co tylko Isabella o nim wiedziała. Od dawna bowiem znała dobrze Strażników, z którymi zetknęła się za pośrednictwem pierwszego męża, hiszpańskiego szlachcica. A że znała też Hawkhursta, i to przez całe ostatnie dziesięć lat, uważała się wręcz za coś w rodzaju jego starszej siostry i bardzo pragnęła jego szczęścia. – Proszę się nie bać – dodała pospiesznie Skye. – Wyjawiła mi tylko nazwę waszej ligi agentów i to, że działa ona jako tajna komórka Foreign Office. Wiem też jednak, że jest pan człowiekiem honoru, niezwykle bystrym i pełnym zdolności przywódczych. Wcześniej był pan oddanym mężem i ojcem, a potem ryzykował niezliczoną ilość razy życiem i uratował wiele osób. Hawkhurst niemalże burknął w odpowiedzi: – Ale to nie wystarczy, żebym mógł spełnić pani prośbę. Skye spojrzała na niego zgnębiona. Nie chciała zgodzić się na porażkę, zwłaszcza wtedy,
gdy tak bardzo pragnęła działać. Może kariera szpiegowska Hawkhursta pozostawała tajemnicą, ale ciotka o innych jego sprawach mówiła całkiem otwarcie. Hawkhurst zamierzał wkrótce ożenić się z młodą krewną swego zwierzchnika i mentora. Było to pozbawione uczucia małżeństwo z rozsądku, zawierane tylko z przyczyn politycznych. Wprawdzie nie zaczął się jeszcze starać o tę dziewczynę i dopiero zamierzał doprowadzić dom do porządku na przyjęcie panny młodej. Skye miała jednak niewiele czasu, by się przekonać, czy oboje są dla siebie stworzeni – a gdyby tak istotnie było, musiałaby w jakiś sposób zapobiec jego ślubowi z inną kobietą. Nigdy się jednak nie cofała przed wyzwaniami. Pohamowała więc rozczarowanie i zaprezentowała Hawkhurstowi najbardziej triumfalny ze swoich uśmiechów. – Proszę mnie tylko wysłuchać, milordzie. Chyba może pan się na to zdobyć, zważywszy na przyjaźń z moją ciotką. Hawkhurst siadł wygodniej w fotelu i skrzyżował ręce na piersi. – No, dobrze. Daję pani pięć minut.
2
Hawk, czekając na odpowiedź, przyglądał się lady Skye i uznał, choć wbrew woli, że mimo całkowitego przemoczenia jest prześliczna. Miała delikatne, klasyczne rysy, jasne włosy były jedwabiste, a oczy, błękitne jak niebo w bezchmurny dzień, harmonizowały z jej osobliwym imieniem[1]. Jakby nie chcąc się zgodzić na jego stanowcze oświadczenie, nie zaczęła mówić od razu, tylko nachyliła się jeszcze bardziej ku palenisku, chcąc prędzej wysuszyć wilgotną fryzurę. Blask płomieni uwydatnił jej profil, który wyglądał teraz jak wyrzeźbiony z kości słoniowej, i przeświecał przez rozczesywane palcami włosy. Hawk zaklął z cicha pod nosem, bo jej ruchy pełne były nieświadomej zmysłowości. Prawda, że zbyt długo już obchodził się bez kobiety, ale nie umiałby powiedzieć, dlaczego właśnie ta wzbudziła w nim tak dojmujące pożądanie. Poczuł je już w chwili, gdy otwierał jej drzwi. Zdołała go całkowicie zaskoczyć. Był to nie lada wyczyn i nawet jego najgorszym wrogom rzadko się udawał. Gdy zaś padła mu w ramiona, wzięły w nim górę najniższe instynkty i poczuł zesztywnienie w pachwinie. Właśnie ta niepożądana reakcja, a prócz tego tożsamość Skye sprawiły, że mówił bardziej szorstkim tonem niż zazwyczaj. No i w dalszym ciągu tak na niego działała. Gdyby dał się ponieść zmysłowym fantazjom, lady Skye pasowałaby do nich idealnie: giętkie ciało, dojrzałe piersi, kobieca gracja, kuszące ciepło. Niezbyt wysoka, wyglądała jak kruche kryształowe naczynie o wytwornej linii, ale podejrzewał, że ta kruchość jest złudna. Stanowczo wniosła ze sobą świeżość, wdzierając się przemocą do jego posępnego, niemalże opustoszałego domu o późnej porze, uparcie domagając się, żeby jej wysłuchał. Była zuchwała, ale miała w sobie jakiś diabelski lub raczej syreni urok. Przez chwilę zastanawiał się nawet, czy to nie jest nieprzyjacielski podstęp. W jego profesji nie było niczym niezwykłym posługiwanie się pięknymi syrenami, żeby poznać sekrety o fundamentalnym znaczeniu. Tylko że on już się z nią zetknął przeszło dziesięć lat temu. Zachwycająca dziewczynka stała się teraz kobietą: wilgotna suknia wyraźnie uwydatniała opływowe kształty jej sylwetki. Pachniała deszczem i różami, a ten zapach zawsze go oszałamiał. A swoimi uśmiechami mogłaby pokonać niejedno monstrum – albo pozbawić mężczyznę rozumu. Bez wątpienia zawdzięczał te wrażenia nadmiarowi brandy, ale już od lat nie czuł takiego podniecenia. Poruszył się nerwowo w fotelu, wiedząc aż za dobrze, że musi trzymać swoje pragnienia na wodzy. Po pierwsze lady Skye była powinowatą Isabelli. Po drugie przebywała u niego bez towarzystwa przyzwoitki. Żaden człowiek honoru nie skorzystałby z jej bezbronności, nawet gdyby wyszło na jaw, że sama świadomie doprowadziła do tej kompromitującej sytuacji. Najlepiej byłoby się jej pozbyć, gdy tylko pozna szczegóły sprawy, którą mu pobieżnie wyjaśniła, równie zaskakującej, jak jej nieoczekiwane najście. Hawk potrząsnął głową, usiłując zmniejszyć alkoholowe zamroczenie, i raz jeszcze powtórzył, że chodzi najwyraźniej o pięć minut, chcąc, by jak najbardziej ograniczyła swoje wyjaśnienia. – Nie jestem pewna, czy mi wystarczy pięć minut – odparła nonszalancko. – To długa
historia. – A więc niech pani się streszcza. Nie wydawała się wcale onieśmielona jego szorstkimi manierami, wręcz przeciwnie. Błękitne oczy zdawały się patrzeć na niego ze zrozumieniem i współczuciem, gdy zaczynała swoją opowieść. – Wie pan zapewne, że zmarły trzeci mąż ciotki Isabelli, Henry Wilde, był młodszym bratem mojego stryja, lorda Corneliusa. Hawk skinął głową. Wiedział, że pełna temperamentu wdówka, na wpół Hiszpanka z pochodzenia, wychodziła za mąż trzykrotnie, a jej ostatnim małżonkiem był syn brytyjskiego szlachcica. Bella miała teraz czterdzieści kilka lat, ale jej uroda i urok wciąż mogły zawrócić mężczyznom w głowach. – Proszę mówić dalej. – Wprawdzie lord Cornelius jest dość dalekim krewnym naszej rodziny, ale mój brat Quinn i ja sama uważamy go za naszego stryja. Kiedy miałam dziesięć lat, objął oficjalnie opiekę nade mną i moimi trzema kuzynami, kiedy nasi rodzice zginęli w katastrofie morskiej. W sposób dość dla niego zaskakujący prześlizgnęła się gładko nad tą stratą i skoncentrowała uwagę na stryju. – Stryj Cornelius był już wtedy znawcą literatury o pewnej renomie, ale porzucił życie mola książkowego, by zająć się wychowaniem pięciorga niesfornych dzieci. Teraz ma już blisko sześćdziesiąt lat i pozostał zatwardziałym starym kawalerem, ale mimo to jest najcudowniejszym człowiekiem, jakiego można sobie wymarzyć. Dlatego właśnie uważałam, że nie ma w nim nic z prawdziwego Wilde’a, bo przez wiele pokoleń członkowie naszej rodziny słynęli ze skłonności do gorących romansów. Stryj nigdy nie był mężczyzną tego pokroju, a przynajmniej tak uważałam, póki ostatniej wiosny nie pomagałam mu w porządkowaniu biblioteki. Znalazłam tam wtedy plik listów napisanych ćwierć wieku temu. Była to jego korespondencja z młodą damą mieszkającą w pobliżu. Proszę sobie wyobrazić moje zaskoczenie, gdy odkryłam, że nasz stateczny, podstarzały stryjaszek przeżył za młodu tragiczny romans. Skye spojrzała na Hawka wyczekująco, licząc bez wątpienia na to, że zaciekawi go i w ten sposób zyska na czasie. Kiedy wcale nie zareagował, ciągnęła dalej. – Kiedy go spytałam, powiedział mi, że jego ukochana już nie żyje. Zmuszono ją do małżeństwa z pewnym baronem, ale po urodzeniu córeczki wpadła w taką melancholię, że utopiła się w rzece. Śmierć jej złamała stryjowi serce i właśnie dlatego nigdy się nie ożenił. Ale całkiem niedawno dowiedziałam się, że ona wcale nie umarła! Uciekła się tylko do podstępu, a ja zyskałam dowody, że to prawda. – Zapewne chce mi pani teraz zdradzić, co się z nią stało? – spytał Hawk bez entuzjazmu. Skye uśmiechnęła się triumfalnie, uradowana, że zdobył się na to pytanie. – Przyznam, że niesłychanie zaciekawiły mnie te listy i postanowiłam rozwikłać tajemnicę stryja. Znalazłam w nich pewne wskazówki. Położna, która odbierała poród córeczki, była też poufnym łącznikiem między dwojgiem zakochanych i ułatwiała im spotkania, a jej imię często pojawiało się w tej korespondencji. Listy wysyłano z miasteczka koło Beauvoir, rodzinnej siedziby markizów Beaufort, gdzie stryj wzrastał i gdzie później wychowywał całą naszą piątkę. Beauvoir leży niedaleko mojego domu, Tallis Court. Dwa miesiące temu udałam się do miasteczka i wypytałam położną. Jest wprawdzie bardzo wiekowa i sporo zapomniała, zdołałam jednak wydobyć z niej pewne wiadomości. Hawk uśmiechnął się cierpko. Mimo że dopiero co poznał Skye, mógł sobie doskonale wyobrazić, jak zręcznie jej to poszło. – Zdumiała mnie ta historia niesłychanie – zwierzyła mu się. – Utytułowany mąż tej damy
maltretował ją tak okrutnie, że zaczęła się obawiać o życie. Żeby od niego uciec, nie miała innego wyjścia i upozorowała swoją śmierć przy pomocy położnej. Niedługo po uprowadzeniu córki uciekła potajemnie do Irlandii, gdzie miała życzliwych krewnych. – Niełatwo upozorować utonięcie – stwierdził Hawk. – Ciało można przecież bez trudu rozpoznać. – Ale nie znaleziono zwłok od razu i przypuszczano, że woda je zniosła. Kilka miesięcy później natknięto się na jakąś topielicę o wiele mil dalej z biegiem rzeki i uznano, że to właśnie ona. Nie było więc powodu, żeby jej nadal poszukiwać. – Skye zacisnęła wargi. – Nie mam co do tego pewności, ale sądzę, że ona nadal żyje w Irlandii. – Chce pani ją więc odnaleźć? – Tak, jeśli okaże się to możliwe. Ogromnie bym chciała, żeby się teraz oboje połączyli, a prócz tego chodzi mi jeszcze o coś innego. – Mianowicie o co? Skye znów uśmiechnęła się czarująco. – Nigdy by pan nie uwierzył, ale… myślę, że ta córeczka jest w rzeczywistości dzieckiem mojego stryja, a nie barona. – Dlaczego pani tak sądzi? – Przede wszystkim dzięki dacie urodzenia. Przyszła na świat ledwie dziewięć miesięcy po małżeństwie tej damy, a są też inne wskazówki, na przykład wygląd dziecka. Ma na przykład oczy takie same jak mój stryj, a także kolor włosów, choć stryj oczywiście już posiwiał. – Spotkała się pani z nią? – Tak. Kiedy dowiedziałam się, że mieszka w Londynie, odszukałam ją. Jest niemal w moim wieku, a już sporo osiągnęła w życiu jako znawczyni botaniki, zwłaszcza róż, i uzdolniona artystka. Oczywiście nie zdradziłam jej, dlaczego się interesuję jej pracami. Na Hawku szczegółowość jej relacji zrobiła spore wrażenie, wciąż jednak był sceptyczny. – Dlaczego jej matka nie powiedziała pani stryjowi, że ma z nim dziecko? – Bo wydano ją za bogatego i wpływowego arystokratę i lękała się jego zemsty. Położna uważała też, że nie mogła prosić Corneliusa o pomoc, bo nie chciała go zranić. Rozpaczała, że musi porzucić malutkie dziecko, ale ujawnienie jej niewierności spowodowałoby ogromny skandal, a baron mógłby się mścić na dziewczynce lub przynajmniej ją wydziedziczyć. Gdyby chciała ją zabrać ze sobą, baron zapewne nie przerwałby tak łatwo poszukiwań, gdyby natomiast została tylko uznana za zmarłą, dziecko mogłoby dorastać w dobrych warunkach. – Co za melodramat – wycedził Hawk przez zęby. – Zgoda, ale wybuchłby skandal, gdybym wszystko ujawniła. Baron ożenił się powtórnie rok później, a gdyby wyszło na jaw, że pierwsza żona jeszcze wtedy żyła, okazałby się bigamistą. Teraz już umarł, ale tytuł barona odziedziczył jego syn, ten zaś okazałby się z kolei dzieckiem nieślubnym! Jeśli zatem chcę dalej w to brnąć, widzi pan chyba, że muszę zachować ostrożność. Hawk również to rozumiał, ale Skye wcale nie czekała na jego odpowiedź i ciągnęła dalej. – W dodatku póki nie zyskam pewności, że ukochana stryja żyje, nie mogę budzić jego nadziei. Jeśli zmarła, nie ma sensu odnawianie bolesnych wspomnień. Nie mogę jednak po prostu poniechać wszystkiego ani zignorować tego, o czym już wiem. Stryj najwyraźniej nie ma pojęcia, że mógł mieć córkę. Ale jeśli tak, to powinien się o tym dowiedzieć – a córka o nim. Mówiłam już, że był dla mnie zawsze jak ojciec i zasługuje na osobiste szczęście. – Czemu nie poprosi pani o pomoc brata lub kuzynów? – Są teraz zaprzątnięci czymś innym. Quinn, prawdziwy geniusz nauki, zniknął ostatnio z Londynu, bo – jak się domyślam – pracuje nad swoim najnowszym wynalazkiem, a niekiedy robi
mi na przekór tylko po to, żeby sobie ze mnie zażartować. Moi kuzyni, Ashton i Jack, właśnie się ożenili, a ja nie chcę odrywać ich od świeżo poślubionych żon, zwłaszcza że poszukiwania musieliby prowadzić w innym kraju. Tylko ciotka Isabella i kuzynka Katharine znają bolesną przeszłość stryja i obydwie szczerze pragną mu pomóc w jej przezwyciężeniu, jeśli tylko będzie to możliwe. – A więc przez kilka miesięcy starała się pani po kryjomu połączyć obydwoje rozdzielonych od dawna zakochanych? Uśmiechnęła się promiennie. – O tak, ale zrobiłam już wszystko, co mogłam, i właśnie dlatego potrzeba mi pańskiej pomocy, milordzie. Komuś z pana specyficznymi doświadczeniami o wiele łatwiej będzie odnaleźć zbiegłą damę po tak wielu latach. Położna przypomniała sobie tylko nazwisko jej irlandzkich krewnych, ale nie nazwę hrabstwa, do którego uciekła. Wiem, że zna pan dobrze Irlandię, bo często kupuje pan tam konie. – Irlandia jest sporym krajem. – Ale dzięki pańskim szpiegowskim doświadczeniom może pan tę kobietę odnaleźć. W pliku listów znalazłam jej miniaturę, którą stryj kazał sporządzić. Córka jest do niej uderzająco podobna, różni się tylko kolorem oczu i włosów, więc pozna ją pan łatwo. Mam tę miniaturę w torebce. Może pan zechce ją obejrzeć? Hawk zignorował tę zachętę. – Gdybym nawet chciał pani pomóc, brak mi teraz czasu. Skye natychmiast zareplikowała: – Ciotka powiedziała mi, dlaczego wrócił pan do Anglii. Żeby zawrzeć małżeństwo z rozsądku. – Że też nie mogła ugryźć się w język! – mruknął Hawk z irytacją i przygnębieniem jednocześnie. – Mówiłam już, że nie należy jej obwiniać – odparła, nic sobie nie robiąc z jego zgryźliwości. – Musiałam przecież wydobyć z niej informacje o pańskim tajnym stowarzyszeniu – uśmiechnęła się niemal przepraszająco i absolutnie uroczo. – Kiedy sobie coś postanowię, zwykle mi się udaje tego dopiąć. Hawk prychnął z pogardą, co z kolei zignorowała Skye. – Ciotka Isabella ogromnie pana lubi, milordzie, i jest głęboko przekonana, że mi pan pomoże, częściowo dlatego, że – jak powiedziała – lubi pan i tajemnice, i wyzwania. Hawk zajrzał do listu leżącego na biurku. Istotnie, Bella wyraźnie prosiła go o podjęcie tego wyzwania i wyznała, że zrobiłby jej ogromną przysługę, przychodząc Skye z pomocą. Choć sam się temu dziwił, jego również to kusiło, nie tylko dlatego, że cieszyła go sposobność wypróbowania własnych umiejętności. Pragnął w gruncie rzeczy pretekstu do opóźnienia swoich starań o narzeczoną. Nie miał wielkiej ochoty żenić się powtórnie, zwłaszcza z nieśmiałą panienką tuż po szkole. Ogromnie mu jednak leżała na sercu przyszłość Strażników Miecza i spełnienie obietnicy danej sir Gawainowi Olwenowi, wiekowemu już przywódcy, który chciał się wkrótce wycofać z działalności. Nikogo nie cenił bardziej od niego. Olwen nie tylko zwrócił stowarzyszenie na nowo ku jego pierwotnym celom i kierował nim przez dziesięć lat walki przeciwko francuskiemu zagrożeniu, ale był też od dawna mistrzem, przewodnikiem i czymś w rodzaju ojca dla licznych członków ligi, zwłaszcza zaś dla niego. Sir Gawain uwolnił go od głębokiego żalu po stracie rodziny i wskazał mu cel w życiu, przyjmując Hawka do stowarzyszenia. Uczynił też z niego niezwykle skutecznego agenta. Gdyby nie on, Hawk byłby się osunął w szaleństwo.
Gniewało go jednak, że Isabella wyjawiła Skye aż tyle z jego sekretów. Sekretami Strażników nie wolno się było dzielić z nikim. Złożył w tym celu przysięgę wiele lat temu. Nie mógł też wyjawić prawdziwego powodu swego dążenia do ożenku z panną Olwen. Aby samemu przewodniczyć Strażnikom, musiał poślubić kobietę spokrewnioną z ich przywódcą, gdyż wymagał tego statut. Strażnicy, których główną kwaterą była wyspa Cyrene przy południowym wybrzeżu Hiszpanii, istnieli już od kilku wieków. Krewna sir Gawaina pochodziła wprawdzie z rodu założycieli, lecz miała dopiero dziewiętnaście lat i była cichą, łagodną, lękliwą istotą, gotową zemdleć w razie gwałtowniejszych doznań. Poślubiłby ją niechętnie, ale gotów był na wszelkie poświęcenia dla dobra Strażników. Zostałby wówczas następcą sir Gawaina i przewodziłby stowarzyszeniu w imię żony i przyszłych dzieci, gdyby je potem spłodził. Postanowił więc poślubić tę dziewczynę mimo braku osobistych skłonności. Co więcej, zaczął już czynić do tego przygotowania, o czym samemu sobie przypomniał, pociągając łyk brandy. Musiał podążyć tym szlakiem w najbliższej przyszłości, co nie pozwalało na wypad do Irlandii i szukanie czyjejś zaginionej ukochanej, jeśli w ogóle jeszcze żyła. – Obawiam się, że nie mogę pani pomóc. Nie starczy mi czasu. Skye nie robiła wrażenia zgnębionej jego odpowiedzią. – Mogłam się tego spodziewać. Przypuszczam, że musi pan wyremontować swój dom, żeby przyjąć w nim żonę, ofiarowując jej godną podziwu siedzibę. Hawk spojrzał na nią z niechęcią, ale wzruszył ramionami. – Nie mogę wprowadzić żony do mauzoleum. – Z pewnością nie. – Skye zawahała się, nim powiedziała cichym głosem: – Powrót do Hawkhurst Castle z pewnością nie przyszedł panu łatwo. Istotnie. Hawk znów pociągnął łyk brandy. Trudniej mu było zetknąć się ponownie ze zniszczonym i opuszczonym dawno temu zamkiem, niż przypuszczał. Sądził, że czas złagodził jego ból, ale po przyjeździe odczuł go równie dotkliwie jak przedtem. Choć unikał pobytu w skrzydle, gdzie przedtem mieszkał, zwłaszcza zaś pokoju dziecinnego, w którym wybuchł pożar, nie mógł uniknąć wspomnień. Były czymś nie do zniesienia. Tego wieczoru pragnął utopić je w alkoholu. Gdy milczał, Skye zagadnęła go znów o remont. – Co pan przedsięwziął w sprawie gruntownej przebudowy? Ten temat go nie drażnił, więc odpowiedział bez niechęci: – Zatrudniłem architekta, który polecił robotnikom wyburzyć zniszczone pomieszczenia i przebudować uszkodzone skrzydło. Zaczną pracować pod koniec tygodnia. – Wprawdzie niedużo zdołałam zobaczyć, ale wydaje mi się, że trzeba będzie zrobić jeszcze wiele innych rzeczy. Powinien pan wynająć stałą służbę, by usunęła nagromadzony brud, sporządzić inwentarz dobytku… A co się stanie z resztą posiadłości? Nie wiedział, dlaczego pytała, ale odpowiedział jej bez oporów. – Stajnie i farmy dzierżawców są w dużo lepszym stanie niż zamek. Moi stajenni dbają o konie, a rządca o ziemie. Nigdy nie chciał narażać swoich ludzi na ubóstwo. Pozwalał niszczeć jedynie zamkowi. Skye już miała zadać mu kolejne pytanie, gdy jej przerwał. – Nie tylko remont domu zatrzymuje mnie tutaj. Wkrótce będę musiał zacząć starania o żonę. – No oczywiście. Nie spotkałam nigdy panny Olwen, bo nie udziela się w towarzystwie. Sądziłam, że żyje gdzieś spokojnie na wsi. Hawk uznał, że Skye staje się doprawdy zbyt natrętna, co go nieco rozdrażniło. Skoro
sądziła, że wolno jej będzie wypytywać go o przyszłą żonę, powinna była dwa razy pomyśleć. Kiedy spojrzał na nią z niechęcią, Skye powróciła do suszenia swoich jasnych włosów i zdawała się zadowolona z milczenia, które między nimi znów zapadło. Spojrzał na nią przez szkło kieliszka, nie mogąc powstrzymać się od porównywania jej z Amelią Olwen. Skye stanowczo nie była nieśmiała ani powściągliwa, przeciwnie, wprost emanowała witalnością i zmysłowością. W łagodnym świetle kominka oddziaływała na jego własne zmysły. Od bardzo dawna nie przebywał w tym pokoju z żadną piękną kobietą i dobrze o tym wiedział. Urok Skye jakby rzucił na niego jakiś czar. A może to wszystko to tylko sen? Jeśli tak, od dawna nie śniło mu się coś równie przyjemnego. Wzajemne przyciąganie między nimi nie mogło jednak być złudzeniem. Gdy znów napotkał jej wzrok, ich milczenie nagle stało się pełne znaczenia. Pragnął jej, a ona jego również. Bez trudu mógł sobie wyobrazić, jak ją bierze do łóżka, a nawet że robi to tutaj, w swoim własnym gabinecie. Powoli ściąga z niej wilgotne odzienie i kładzie ją na dywaniku przed kominkiem. Jedwabiste włosy rozsypują się wokół jej twarzy, a on rozchyla jej uda i powoli w nią wnika, podejrzewając, że namiętność Skye dorówna jego własnej… Skrzywił się, zirytowany na siebie samego. Wzbudza w sobie zakazane fantazje, które wzmagają i tak już bolesne zesztywnienie w lędźwiach. Stanowczo zbyt długo obywał się bez kobiety. Tylko że czynienie ze Skye przedmiotu tych fantazji było dobrym sposobem na odwrócenie uwagi od ponurych wspomnień nawiedzających go w tym domostwie. Hawk raptownie uciął swoje rojenia i wypił resztkę brandy, nim dał jej ostateczną, krótką odpowiedź: – Pojmuję, że chce pani pomóc stryjowi, lady Skye, ale z żalem muszę odmówić. Spodziewał się protestów lub przynajmniej sporu, ale Skye tylko uśmiechnęła się i powiedziała miłym głosem: – Pomówimy o tym jutro rano, milordzie.
3
Nie zaskoczyło jej, że hrabia zmrużył oczy i powtórzył po niej: – Jutro rano? – Owszem. Mam nadzieję, że pozwoli mi pan zostać tutaj na noc. – To niemożliwe. Skye spojrzała ostentacyjnie w pociemniałe już okna, po których ciurkiem spływały krople deszczu. – Przecież na dworze szaleje bura. Nie wygna mnie pan chyba z domu w tę straszną pogodę? Zignorował jej całkiem rozsądne pytanie. – Nie zostanie tu pani na noc. Skye nie robiła wrażenia, że przejęła się bezwzględną odpowiedzią. Przysięgła sobie, że pomoże stryjowi, i nie chciała z tego zrezygnować. A co jeszcze ważniejsze, za nic nie chciała też rezygnować ze zdobycia lorda Hawkhursta, skoro dopiero zaczęła to robić. Zdobyła się na pełną przejęcia minę i zaczęła go błagać: – Milordzie… przyjechałam z daleka, żeby z panem pomówić. Moi stajenni i stangret są przemoczeni, zziębnięci i głodni. Z pewnością użyczy nam pan chyba schronienia na tę jedną noc? – A kiedy milczał, dodała jeszcze: – Jeśli nas pan teraz wyrzuci, mogą na tym ucierpieć moje konie. Spostrzegła, że zaczął się wahać, posłużyła się więc jeszcze mocniejszym argumentem: – Sądziłam, że jest pan zbyt wielkim dżentelmenem, żeby nas wypędzić. Usłyszała jedynie krótką odpowiedź: – Jestem zbyt wielkim dżentelmenem, by was nie wypędzić. Nie może pani spędzić nocy w domostwie nieżonatego mężczyzny. – Co to szkodzi? Jest pan wielkim przyjacielem mojej ciotki. Cóż dziwnego w tym, że poszukałam schronienia w pańskim domu podczas burzy? Prócz tego nikt nie wie, że tutaj jestem. – Służba będzie plotkować. – Powiedział mi pan, że ma tylko służących na przychodne, a moi są wobec mnie absolutnie lojalni. – Prawda, że prawie nie mam stałej służby, ale przywiozłem ze sobą pół tuzina stajennych z Cyreny. – Czemu tak wielu? – spytała Skye ze zdziwieniem. – Bo hoduję konie. Kupno koni czystej krwi łącznie z wyjazdami zabiera mi sporo czasu i jestem wtedy bardzo zajęty. „A także nie muszę wtedy myśleć o remoncie”, pomyślała sobie Skye w kolejnym przypływie współczucia. – Ciotka mówiła mi, że pańska stajnia jest wspaniała, a pan twierdzi, że te budynki są w lepszym stanie niż dom. Czy nie można by tam umieścić mojego stangreta i stajennych? – Owszem, moi pracownicy mają kwatery za stajnią, jest tam również sporo miejsca dla czyjejś służby, ale tu nie chodzi o przestrzeń, tylko o pani reputację. – Nie martwię się o nią.
Miała niemal całkowitą pewność, że może uniknąć wszelkiego zagrożenia pod tym względem. Wychowanie, rodzina, fortuna i koneksje w wyższych sferach byłyby dostateczną osłoną przed ludzkim potępieniem, gdyby rozeszła się wieść o jej szalonym postępku. Aby mieć szansę znalezienia w nim bratniej duszy, warto było zaryzykować. A co do rodziny, to ciotka i kuzynka Katharine całym sercem poparły jej plan zdobycia hrabiego, nie towarzyszyły jej jednak, bo musiała się osobiście przekonać, czy zdoła urzeczywistnić swój zamiar. Miała zaś na tyle rozumu, by nic nie mówić pozostałym krewnym. Była kobietą i najmłodszą z Wilde’ów, więc brat, stryj i kuzyni okazywali się wobec niej zbyt opiekuńczy. Skye jednak trochę przesadzała, mówiąc, że brat zbyt skwapliwie jej pomaga. W rzeczywistości Quinn był ostatnio rzadkim gościem w domu, ale raczej z przekory niż z chęci uniknięcia matrymonialnych machinacji Katharine. Quinn jawnie szydził z każdej wzmianki o legendarnych kochankach. Skye natomiast skwapliwie chwyciła się tej możliwości, nawet jeśli analogia z baśnią o Bestii, która nie jest w istocie Bestią, i Pięknej uwalniającej ją od złego czaru wydawała się nieco naciągana. Cyniczny braciszek nie pojmował jej przemożnego pragnienia, by znaleźć prawdziwą miłość. Quinn, który często zarzucał jej zbytni idealizm i nierealne marzenia, wcale się nie mylił. – Bardzo proszę, milordzie – ponownie próbowała go ubłagać. – Może mnie pan przecież wyrzucić stąd jutro, kiedy burza ustanie. Na szczęście jego upór złagodniał. – No, dobrze. Ale odjedzie pani stąd z samego rana, obojętne, czy się wypogodzi, czy nie. Skye nie chciała dać poznać po sobie, jak jej ulżyło. – Dziękuję. Jest pan bardzo wielkoduszny. – No i bez wątpienia tego pożałuję – mruknął. Nim zdołał zmienić zdanie, Skye wstała i podeszła do kominka, chcąc włożyć mokry płaszcz. – Co pani robi? – Muszę powiedzieć sługom, że zostajemy tutaj, i upewnić się, czy dostaną kolację oraz jakieś miejsce do spania. – Nie pozwalam pani iść do stajni. – Może w takim razie poszedłby tam pański stróż? Hawkhurst zmarszczył gniewnie brwi. – Mówiłem już, że to staruszek. Jest taki słaby, że wiatr mógłby go przewrócić. Sam tam pójdę. Była to kolejna cecha świadcząca o tym, że jest człowiekiem nietuzinkowym: wysoko urodzony arystokrata chciał spełnić obowiązek starego służącego. – Cieszy mnie, że chce mu pan oszczędzić fatygi – odparła. – Ale ja również mogłabym to zrobić. Już i tak cała przemokłam. – Czy wzięła pani ze sobą sakwojaż z ubraniem na zmianę? – Tak, ale mogę spać i w dziennej koszuli. Przez chwilę jego szare oczy przesunęły się po niej z góry na dół, jakby sobie ją wyobrażał w tej koszuli. – To zbyteczne. Przyniosę pani sakwojaż. – Nie chciałabym sprawiać panu kłopotu. Wystarczyłoby mi, gdyby pan znalazł dla mnie jakąś bieliznę, byle suchą. Zawahał się, ale potem pokręcił głową i szybko wstał. – Nie, nic bym dla pani nie znalazł.
Znów przemawiał do niej szorstkim tonem. Zabrał lampę z biurka i ruszył ku drzwiom. – Czy znajdę coś do jedzenia w kuchni? – spytała. – Nie mam kucharki, która mogłaby pani coś ugotować. – Nieważne. Z pewnością poradzę sobie sama. Nie wyglądał na przekonanego, ale wzruszył tylko ramionami. – Wskażę pani drogę do kuchni. Skye szybko zgarnęła resztę swoich rzeczy i poszła za nim. Musiała się szybko poruszać, by dotrzymać mu kroku, kiedy szli wzdłuż korytarza. Był co najmniej o głowę wyższy od niej, miał władcze maniery wyraźnie świadczące o jego wysokim pochodzeniu, a silna budowa i atletyczna sylwetka sprawiały, że czuła się intensywnie kobieca i bezpieczna. Autorytarna postawa Hawkhursta działała na nią uspokajająco, gdy światło lampy budziło wokół nich tańczące cienie. Hawkhurst Castle wyglądał raczej na elegancki pałac niż na warownię lub fortecę, ale był tak mroczny i ponury, że łatwo mogła uwierzyć, iż nawiedzają go widma zmarłej rodziny. Skoro siedziba Hawkhursta była majoratem, nie mógł jej sprzedać, ale miał przecież dosyć pieniędzy, żeby kupić jakiś inny dom dla swojej nowej żony; tym bardziej godny podziwu wydawał się jego powrót i stawienie czoła przeszłości. Dreszcz przebiegł jej po plecach na myśl o widmach i przysunęła się bliżej do Hawkhursta. Kiedy musnęła go niechcący ramieniem, doznała kolejnego raptownego przypływu podniecenia. Gdy spojrzała na jego silnie zarysowany profil, dostrzegła, że drgnął mu mięsień w policzku, jakby i on poczuł to samo. Sprowadził ją na dół schodami aż do najniższej części zamku. Kiedy wreszcie dotarli do kuchni złożonej z kilku dużych pomieszczeń, Skye z ulgą ujrzała, że płonie tam ogień na kominku i pod piecem kuchennym. Hawkhurst wskazał jej, gdzie się mieści spiżarnia, i rzucił cierpko: – Zostawię tu pani lampę. A potem naciągnął płaszcz na szerokie barki i wyszedł bocznymi drzwiami. Gdy tylko się za nim zamknęły, Skye usłyszała, jak deszcz bębni na zewnątrz o bruk. Pożałowała, że musiał dla niej wyjść na zewnątrz w taką pogodę, ale zamierzała mu to wynagrodzić ciepłą herbatą i jakimś posiłkiem. Przeszukała spiżarnię, potem zawiesiła nad ogniem kociołek, pokrajała chleb i ser, żeby zrobić grzanki, a w końcu obrała jabłka. Zapaliła też dwie inne lampy, żeby przepędzić mroczne cienie. Myśl o spędzeniu nocy w zamku denerwowała ją trochę. Nie lubiła spać w nieznanych miejscach, bo cudze łóżka sprowadzały na nią zwykle niedobre sny o śmierci własnej rodziny. Rodzice Skye i kuzynów zginęli w katastrofie morskiej. Postanowiła jednak, że nie pozwoli, by kaprysy losu traktowały ją niczym bezwolną, szmacianą lalkę. Jak dotąd wszystko przebiegało po jej myśli, uznała, nabijając grubą pajdę chleba na nóż, żeby upiec grzankę. Pierwsze zetknięcie z Hawkhurstem było pomyślne. Czuła absurdalną nadzieję, iż może się odważyć na następny krok i szybko zacieśnić z nim znajomość. Czy miało to przypominać baśń, czy też świadczyć o tym, że są dla siebie stworzeni, musiała najpierw dużo lepiej go poznać. Miał jednak niezliczone sekrety, których nie chciał ujawniać lub był niezdolny do dzielenia się nimi z kimkolwiek. Mimo że zawsze wolała szczerość od podstępu, musiała się na razie kryć z teorią o legendarnych kochankach. A także udawać obojętność i nie zdradzać swoich pragnień, bo Hawkhurst z pewnością stroniłby od niej, gdyby zrozumiał, do czego ona dąży. Wiedziała, że nie może być agresywna. Wprawdzie mnóstwo mężczyzn interesowało się
nią całkiem jednoznacznie, ale sama nigdy nie była stroną atakującą. Na szczęście zastosowała się do bezcennej rady. Ciotka Bella, która miała trzech mężów, wiedziała, jak wziąć górę nad mężczyzną, jeśli już do tego dojdzie. Skye topiła właśnie na ogniu kawałek sera, gdy usłyszała za sobą ciche kroki. Gdy hrabia wyłonił się niespodziewanie nie wiadomo skąd, niemalże podskoczyła i ledwie zdołała stłumić krzyk. – Nie usłyszałam, jak pan wchodził – mruknęła ledwo dosłyszalnie, unosząc dłoń ku gardłu. – Wróciłem innym wejściem. Pani służący są już należycie zakwaterowani – powiedział i powiesił mokry płaszcz na kołku wbitym w ścianę. – A ja przyniosłem sakwojaż tylnymi schodami. – Dziękuję, milordzie – odparła tonem całkiem serio. – Widzę, że już się tu pani rozgościła – dodał, przyglądając się temu, co przygotowała: ustawiła na tacy porcelanę, nakrycia i nalała herbaty do imbryka. Uśmiechnęła się niepewnie. – Może przypominam teraz dziewicę w potrzebie, ale za nic nie chcę być bezradna. – Coś mi się zdaje, że rzadko bywa pani bezradna – stwierdził zgryźliwie. – Ale to dość osobliwe, by dama potrafiła dać sobie radę w kuchni. – Mój kuzyn Jack często bywa głodny. Kiedy dorastałam, nieraz dotrzymywałam mu towarzystwa w kuchni, nawet w środku nocy, uznałam więc, że nauczę się przygotowywać choćby najprostsze posiłki. – Wskazała na imbryk i kromki chleba z serem. – Nie byłam też pewna, czy ktoś panu ugotował kolację, zrobiłam więc tyle jedzenia, żeby starczyło dla nas obojga. Czy zechce pan zasiąść ze mną do stołu? – Nie jestem głodny. Zawahała się, nie wiedząc, czy wolno jej nalegać. Pragnęła wprawdzie nakarmić go i okazać mu serdeczność, wątpiła jednak, czy pozwoliłby jej na to, gdyby nie kryła, że się nim interesuje. – Ale może zostanie pan ze mną choćby przez chwilę? Nie lubię jadać samotnie. Hawkhurst zmierzył ją spojrzeniem, jakby wątpił w jej motywy, ale w końcu wzruszył ramionami i mruknął: „No dobrze” – ku jej wielkiej satysfakcji. – Może zaniesie pan tacę z herbatą do jadalni dla służby, a potem wróci tutaj? Gdy to zrobił, ułożyła na tacy resztę wiktuałów i pozwoliła, by postawił ją na długim stole, gdzie zapaliła wcześniej kolejną lampę. Rozstawiła nakrycia, poczekała, póki nie usiedli, po czym stwierdziła tonem zwykłej rozmowy: – Myślałam, że będzie pan zadowolony, gdy zostanę tutaj na noc. Przynajmniej mogłabym dotrzymać panu towarzystwa. – Nie mam ochoty na niczyje towarzystwo. – Nic dziwnego, skoro zamknął się pan w tym ponurym zamku. Niemiło tu chyba mieszkać samemu, ale trochę ciepłego jedzenia i herbaty poprawi panu nastrój. Odpowiedzią Hawkhursta był kolejny nieartykułowany pomruk oznaczający sprzeciw. – Sporo pan mruczy do siebie, prawda? – spytała. – Co pani ma na myśli? – Ten niski, głuchy dźwięk świadczący o niezadowoleniu, który pan wydaje. Właśnie dlatego robi pan wrażenie zrzędy. Hawkhurst uniósł jedną brew. – Na szczęście potrafię sobie radzić ze zrzędami. Zwłaszcza z Jackiem, kiedy za wiele wypije.
Wskazała na jego nietknięty talerz. Wypił wprawdzie herbatę, ale nic nie zjadł. – Ten ser z kawałkiem jabłka doprawdy świetnie smakuje, milordzie. Nie weźmie pan nawet kawałka? – Nie chcę, żeby mnie pani karmiła, lady Skye. Sam mogę sobie zrobić coś do zjedzenia, jeśli będzie trzeba. Skinęła porozumiewawczo głową. – Pewnie się pan tego nauczył, będąc szpiegiem. Hawkhurst znów zmarszczył brwi, tak bardzo, że się niemal zbiegły. – Ma pani doprawdy obsesję na punkcie mojej profesji. Dlaczego? Z niewinną miną stwierdziła: – Przyznam, że mnie ciekawi. – Pani ciekawość nie zostanie zaspokojona. – Rozumiem. Ciotka Isabella mówiła, że wszystkie pana sekrety muszą pozostać tajemnicą. Wydał jakiś dźwięk zbliżony do prychnięcia. – Już i tak wyjawiła zbyt wiele tajemnic. Chyba ją zaduszę przy najbliższej okazji. – Powinien pan jej wybaczyć, milordzie. Co więcej, również i mnie należało wybaczyć, że chcę sobie pana zjednać. Nawykłam do tego, mając do czynienia z moim bratem i kuzynami. Wiem również, że nadmiar brandy źle robi przy pustym żołądku. Mógłby pan sporo wypić, gdyby wcześniej coś zjadł. Jeśli więc pragnie pan topić smutki w alkoholu, należałoby zjeść przynajmniej kilka kęsów. Hawkhurst patrzył na nią przez dłuższą chwilę. Sądziła, że znowu coś burknie, ale uśmiechnął się, choć niechętnie. Odkroił nożem kawałek zmiękłego sera i położył go na grzance, a potem szybko zjadł. – Jest pani teraz zadowolona? – To dopiero początek. Skye doszła do wniosku, że jej pragnienie pocieszenia go jest czymś naturalnym. Bruzdy, które smutek wyżłobił na jego przystojnej twarzy, nie były przywidzeniem. Znów zauważyła ślady po oparzeniach na dłoniach, co wzmogło jeszcze jej współczucie. Wedle powszechnej opinii hrabia Hawkhurst żył jak w bajce, póki los nie obszedł się z nim tak okrutnie. Najwyraźniej mieli ze sobą coś wspólnego. Los zabrał jej ukochanych rodziców. Tylko że ona miała jednak kuzynów i stryja, co łagodziło ból. On zaś pozostał samotny, żyjąc jak odludek w tym ogromnym domu, nękany tragicznymi wspomnieniami. Mogłaby to zmienić, gdyby jej pozwolono tutaj zostać. Jasne włosy i delikatne rysy sprawiły, że wyglądała jak aniołek. Natura psotnicy już niejeden raz wpędziła ją w niezliczone kłopoty. Może właśnie trochę żartobliwości zdołałoby rozjaśnić życie Hawkhursta, choć na pewno ten wieczór nie był najodpowiedniejszym momentem. Mogłaby się jednak pokusić o złagodzenie jego nastroju i nakłonić go, by porzucił swoją nieufność. Najlepszym sposobem będzie, jak uznała, rozmowa o hodowli koni. – Ciotka Isabella mówi, że hoduje pan wspaniałe konie, krzyżując berberyjskie z arabskimi, żeby były odporniejsze i szybsze. – Tak. W zeszłym tygodniu kupiłem właśnie dwie klacze zarodowe i ogiera. – Chętnie bym je zobaczyła. Sama ogromnie lubię konie. Spojrzał na nią poprzez stół swoimi szarymi oczami. – Nie będzie na to czasu, bo opuści pani zamek o świcie. – Wie pan dobrze, że nie muszę tego robić. Jeśli chodzi o względy przyzwoitości, mogę
przecież poprosić ciotkę Isabellę, żeby tu przyjechała w charakterze przyzwoitki. Hawkhurst krótko uciął jej sugestie. – Nie. – Gdybyśmy mogli oboje tutaj przebywać przez jakiś czas, wyszłoby to panu na dobre – ciągnęła, wciąż w nadziei, że pozwoli jej zostać w zamku. – W pańskiej siedzibie jest sporo do zrobienia prócz remontu. Jeśli chce pan zrobić wrażenie na nowej żonie, przydałaby się pomoc kobiety. Znowu nic nie powiedział, ale przełknął kawałek jabłka. Skye podjęła swoje starania. – Mówił pan, że ma tylko starego stróża, a prócz tego kilka kobiet z wioski gotuje panu i sprząta. Mogłabym przynajmniej pomóc w zatrudnieniu na stałe gospodyni i innej służby. Mogłabym też poprosić moją kuzynkę Katharine o wyszukanie służby dzięki agencji z Londynu. Hawkhurst wypił resztkę herbaty. – Czy nikt nie uważa pani za przesadnie wścibską? – Och, jak najbardziej. To jedna z moich licznych wad – odparła i uśmiechnęła się z fałszywą pokorą, nalewając mu kolejną filiżankę. – Ale ja tylko chcę zaofiarować swoją pomoc. Muszę się przecież jakoś panu odwdzięczyć, gdyby miał mi pan pomóc w poszukiwaniach. Zamyślił się. – Nie trzeba, żebym się w nie angażował. Znam w Londynie kogoś, kto byłby w stanie ustalić, gdzie żyje ukochana pani stryja. Skye zaniepokoiła się. Wcale nie chciała pomocy kogoś innego. – Ale ja chcę, żeby zrobił to pan, milordzie. Wolałabym, żeby nikt inny nie słyszał o romansie stryja Corneliusa. Powszechnie wiadomo, że lady Isabella jest niemalże pańską starszą siostrą. Przeżyłaby wielkie rozczarowanie na wieść, że nie jest pan człowiekiem tak dżentelmeńskim, jak sądziła. Czy naprawdę chce ją pan rozczarować tak dotkliwie? Skrzywił się, słysząc jej pytanie. – O co pani chodzi? Żeby wmówić we mnie poczucie winy? – Ależ oczywiście. – Gotowa była posłużyć się wszelkimi argumentami, byle go tylko sobie zjednać. – Czyż inaczej zdołam pana przekonać? Zaśmiał się, choć z przymusem, w taki sposób, jakby już od dawna tego nie robił, co bez wątpienia było prawdą. – W żaden sposób nie uda się pani mnie do tego namówić, lady Skye. – Wiem, że teraz pan tak uważa. Zaskoczyła pana moja niespodziewana wizyta. Ale wierzę – a przynajmniej mam szczerą nadzieję – że po namyśle zmieni pan zdanie. Zapewniam, że ja się nie poddam. Hawkhurst pokiwał głową, najwyraźniej nie wierząc w jej upór. – Niech pan tylko pomyśli – dodała – o ile łatwiej byłoby nam zachować dyskrecję, gdybym została w zamku. Przekonałam się, że w wiosce nie ma zajazdu, a najbliższa oberża z wynajmem karetek pocztowych, gdzie mogłabym się zatrzymać, znajduje się na drodze do Londynu, w Robertsbridge, ponad sześć mil stąd. Mniej byłoby plotek, gdybym pozostała tutaj, zamiast ciągle jeździć tam i z powrotem, żeby się z panem zobaczyć. Znów pan będzie burczał? – spytała, choć uśmiechnęła się przy tym słodko, żeby wyrzuty zabrzmiały łagodniej. Skye nie była jednak aż taką optymistką, jaką chciała udawać, a Hawkhurst nadal nie ustępował, skończyli więc posiłek bez słów. Kiedy zanieśli naczynia do kuchni, odparł krótko: – Proszę zostawić te talerze. Służba je jutro umyje. Wskażę pani drogę do sypialni. Najwyraźniej chciał się jej jak najprędzej pozbyć, więc Skye nic nie powiedziała. Choć było o wiele za wcześnie, by iść spać, nie mogła narzekać. W końcu zabrała ze sobą powieść i
mogła ją czytać, zanim poczuje senność. Wolała jednak czuwać jak najdłużej, bo wtedy istniało mniejsze prawdopodobieństwo, że zaczną ją męczyć koszmary. Hawkhurst zgasił wszystkie lampy prócz jednej i zabrał ją ze sobą, gdy opuszczał kuchnię. Jeszcze raz Skye z trudem musiała nadążyć za jego krokami. Wziął sakwojaż, który wcześniej pozostawił na kuchennych schodach, a potem zaprowadził ją dwie kondygnacje wyżej i wyjaśnił, wskazując jej sypialnię: – Skrzydło, gdzie mieszkałem, zostało bardzo uszkodzone i jest teraz niedostępne, sypiam więc w tym dla gości. Moja sypialnia mieści się niżej od tej, koło przedsionka. Otworzył drzwi i przepuścił ją przodem. Weszli do ciemnego pokoju, gdzie postawił na podłodze sakwojaż. – Jak pani widzi, nie byłem przygotowany do przyjmowania gości. Meble osłonięte były zakurzonymi pokrowcami, a wnętrze było zimne i wilgotne. – Jeśli zapali pani lampę, rozniecę ogień. – Mogę się obejść bez ognia – zapewniła go. – Nie chcę sprawiać kłopotu. – Już i tak od dłuższego czasu go pani sprawia – odparł suchym tonem. – Proszę chwilę poczekać, przyniosę kilka polan od siebie. W tej szafie powinna być czysta bielizna pościelowa i kołdra, jeśli chce pani posłać łóżko. A w końcu korytarza jest spiżarnia gospodyni. Znajdzie tam pani ręczniki i świeżą wodę. Można jej nalać do dzbanka i umyć się. – Dziękuję, na pewno dam sobie radę. Wyszedł, a Skye pożałowała, że nie został trochę dłużej. Blask błyskawicy rozświetlił sypialnię, a tuż po nim rozległ się łoskot kolejnego gromu. Burza szalała z równą gwałtownością co przedtem. Skye poczuła, że niełatwo jej przyjdzie zasnąć w tym upiornym domostwie, ale przynajmniej lord Hawkhurst będzie blisko, gdyby jej sny okazały się zbyt przerażające. Skarciła się w duchu za brak hartu i ściągnęła pokrowiec z łóżka, a potem wyjęła z szafy odpowiednią pościel i bieliznę, ale ucieszyło ją, gdy Hawkhurst wrócił z potężnym naręczem polan. Złożył je obok kominka, ukląkł i zaczął rozniecać ogień. Znów się zdumiała, że człowiek tak wysoko urodzony chce spełniać przy niej proste posługi. Większość arystokratów uznałaby za coś niegodnego brudzenie sobie rąk robotą odpowiednią dla służby. Kiedy spojrzał na nią przez ramię, również wyglądał na zaskoczonego tym, że potrafiła sama rozścielić łóżko. Rozpalił ogień hubką i krzesiwem, a polana zajęły się płomieniem. Patrzył na nie przez chwilę i Skye zdała sobie wtedy sprawę, że ona natomiast patrzy na niego. Blask ognia podkreślił modelunek jego twarzy. Miała w sobie jakieś surowe piękno. Nie można jej było nazwać ładną, ale mimo wszystko robiła wielkie wrażenie. Skye wpatrywała się w nią z zapartym tchem, a jej fascynacja wcale się nie zmniejszyła, gdy wstał i otrzepał dłonie o spodnie. – Dziękuję, milordzie – szepnęła. – Czy trzeba pani jeszcze czegoś? Pomyślała, że już tylko jego samego. – Nie. I tak zrobił pan więcej, niż było konieczne. Poczuła, że mówi zduszonym głosem, odchrząknęła więc i zatrzymała się kilka kroków od Hawkhursta. – Jestem panu szczerze wdzięczna. – W takim razie zostawiam panią samą. Przez chwilę jednak nie odchodził, patrząc na nią. Ciemne rzęsy sprawiły, że oczy błysnęły mu urzekająco. Skye znieruchomiała. Motyle znów zaczęły skakać w jej żołądku, ale nie miało to nic
wspólnego z lękiem przed burzą lub koszmarami sennymi. Znalazła się z nim sam na sam w sypialni, a złocisty blask ognia podkreślał jego męską urodę. Poczuła, że cała skóra zaczęła ją nagle mrowić. Zdumiewające, jak ten mężczyzna na nią działał, jak łatwo jego bliskość sprawiła, że zapomniała o obcym otoczeniu. Całowała się przedtem z różnymi wielbicielami namiętnie i długo, ale żaden z nich nie wywarł na niej takiego wrażenia, jakie Hawkhurst zdołał wywołać jednym spojrzeniem. Nie była niewiniątkiem. Od ciotki usłyszała sporo o sztuce uwodzenia i zdawała sobie sprawę, choć tylko teoretycznie, co dzieje się między kobietą a mężczyzną w akcie miłosnym. Wiedziała też, że natrafiłaby na opór z jego strony, gdyby w najmniejszej nawet mierze zechciała mu robić awanse. Nie spodziewała się, że zrobi na niej takie wrażenie. Sprawiał, że serce biło jej jak oszalałe, a ciało płonęło. Błysnęły jej w myśli zmysłowe obrazy, wzniecając w niej najrozmaitsze odczucia. Zbliżyła się do niego o kolejny krok. Przyciągał ją jak ogień bezwolną ćmę. Gdy skierował wzrok na jej usta, wargi Skye rozchyliły się wprawdzie, ale nie wydała żadnego dźwięku. Mogła sobie wyobrazić, jak go całuje i obejmuje, widziała już, jak oboje na łóżku w tej sypialni ściągają z siebie odzienie i kładą się obok siebie, czując wzajemnie ciepło obnażonej skóry… Może on też wyobrażał sobie coś podobnego, bo przez moment uniósł dłoń, jakby chciał nią dotknąć jej twarzy. Ale równie szybko wszystko minęło. Zmysłowe obrazy zblakły nagle, a Hawkhurst cofnął się i bez słowa podszedł ku drzwiom. Odwrócił się jednak w jej stronę, by złożyć Skye pospieszny ukłon, nim wyszedł. Odetchnęła głęboko, z rozczarowaniem i ulgą jednocześnie. Gdyby to trwało choć moment dłużej, padłaby mu w ramiona, a wszystkie jej starannie opracowane plany ległyby w gruzach. Nie wolno jej nigdy do tego dopuścić, ostrzegła się w myślach. Musiała w sobie zdusić tę fascynację, bo po jednym fałszywym kroku zostałaby natychmiast wyrzucona z zamku. Skrzywiła się z niesmakiem na myśl, że o mało nie straciła kontroli nad sobą, a potem podeszła do sakwojażu, żeby wreszcie ściągnąć z siebie mokrą suknię i przygotować się do spędzenia samotnej nocy.
4
Hawk zatrzasnął drzwi gościnnego pokoju znacznie głośniej, niż zamierzał. Niezwykle trudno mu było odejść od Skye teraz, kiedy spoglądała ku niemu z jawnym pożądaniem. Chrypka w jej głosie, tęskny wyraz wielkich błękitnych oczu mówiły mu wyraźnie, że mógłby ją mieć, gdyby tylko tego chciał. No i rzeczywiście chciał, w dodatku gwałtownie. Była ucieleśnioną pokusą. Kiedy spojrzał jej w oczy, skręcało go wręcz z pożądania. Zmusił się, żeby odejść, nim ulegnie pierwotnym instynktom. Znowu zaklął cicho pod nosem. Rzeczywiście, to absurd, żeby dziewczyna o tak subtelnej urodzie bez wysiłku pozbawiła go wszelkich zahamowań. Nie mógł wprost uwierzyć, że zdołała zuchwale wedrzeć się do jego zamku, rozgościć się w nim, wymusić pozwolenie, by mogła u niego pozostać na noc, grożąc, że się poskarży ciotce na jego niegodny dżentelmena postępek. Doprawdy, zadała mu cios poniżej pasa, używając Belli jako pretekstu. A potem zarzuciła mu, że jest odludkiem i opryskliwym mrukiem. Nikt dotąd nie pozwolił sobie na przeciwstawienie się jego złym nastrojom. Nikt prócz Skye. A przecież nie zawsze był ponurakiem. Stał się nim dopiero z czasem. Opryskliwie dziś zareagował, gdy spytała go, czy nie miałby dla niej suchej odzieży na zmianę, bo dotknęła w ten sposób wciąż jeszcze bolesnej rany. Pewnie mógłby znaleźć jakieś suknie zmarłej żony, ale wyglądałoby to na zdradę Elizabeth. Na szczęście nie porównywał obydwu kobiet, bo były całkiem niepodobne do siebie i z figury, i z typu urody. Elizabeth, dużo solidniej zbudowana, miała czarne włosy i ciemniejszą karnację. Nie była pastelowa, delikatna i zmysłowa jak lady Skye. Ani też nieznośnie natrętna. Ani też nie miała w sobie zuchwałości Skye, mimo że było w niej coś odświeżającego. Mimo determinacji, z jaką nie chciał ulec jej prośbom, Skye rozbawiła go, a nawet zmusiła do śmiechu. Śmiał się po raz pierwszy, odkąd przybył z Cyreny do Anglii trzy tygodnie temu. Rozmowa i spory ze Skye zapewniły mu rozrywkę. Przestał myśleć o swoim domostwie, które zamieniło się w monstrualną ruinę. Zwłaszcza podczas nocy takiej jak ta przygnębiało go ono szczególnie. Burza wywołała zbyt wiele dokuczliwych wspomnień, bo przypominała mu tamtą noc, kiedy zginęli jego żona i syn. Przedtem pracował przez cztery lata dla Foreign Office, a od trzech był mężem Elizabeth. O późnej porze wracał do domu z Londynu po załatwieniu interesów i wjeżdżał właśnie przez bramę posiadłości, gdy ujrzał upiorną łunę na nocnym niebie. Pożar wybuchł w pokoju dziecinnym, a Elizabeth i dwuletni Lucas, jak mu później powiedziano, znaleźli się w pułapce. Ulewny deszcz zgasił w końcu ogień i pozostała część domu przetrwała, ale nadszedł zbyt późno, by uratować bliskich. Odmieniło go to na zawsze. Przeżył, choć tego nie chciał. W gruncie rzeczy właśnie żal i poczucie winy sprawiły, że udał się na Cyrenę. Gdy sir Gawain zaoferował mu członkostwo w elitarnym tajnym stowarzyszeniu, dobrowolne wygnanie
na śródziemnomorską wyspę, będącą prawie tysiąc mil od jego domu, wydawało się Hawkowi odpowiednią karą. Strażnicy Miecza dostarczyli mu jednak pretekstu do istnienia. Przez ostatnie dziesięć lat zapełniali bolesną lukę w jego życiu, bo rozpaczliwie tego potrzebował. A teraz, chcąc się im odwzajemnić, wrócił do Hawkhurst Castle, by zabiegać o względy bratanicy sir Gawaina. Nie spał wiele po przyjeździe, a w gruncie rzeczy każdej nocy zwlekał z pójściem do łóżka najdłużej, jak tylko mógł. Celowo chciał zamykać oczy dopiero wtedy, by uniknąć nawiedzających go przeraźliwych obrazów, i pił mnóstwo brandy w tym samym celu. Lady Skye miała słuszność. Zbyt duża ilość brandy i zbyt skąpe pożywienie nie wpływały na niego dobrze. Tylko że picie było czymś lepszym od krążenia po pustym domostwie i wspominania, jak pełno w nim było niegdyś miłości i śmiechu. Zrozumiał teraz, że jest całkowicie wyczerpany, ale mimo to nie chciał ryzykować pokusy i wolał wycofać się do własnej sypialni, zostawiając niechcianego gościa samego. Zacisnął zęby i skierował się ku tylnym schodom. Nie chciał ulec urokowi Skye, choć był doprawdy nieodparty. Odeśle ją stąd, kiedy się tylko rozwidni, nim jego wysiłki, by okazać się obojętnym i wyniosłym, w spektakularny sposób spełzną na niczym. A na razie chciał wrócić do gabinetu i ponownie zrobić użytek z zapasu brandy, drogiej i pierwszorzędnej. Gdy szedł znów po schodach cztery godziny później, burza przestała już szaleć i w domu zapanowała cisza. Hawk ze znużeniem zaczął się rozbierać w sypialni. Właśnie wkładał nocną koszulę, gdy usłyszał zduszony krzyk gdzieś poza jego pokojem. Otwarł drzwi, niepewny, czy nie wyobraża sobie czasem duchów, stanął w mrocznym korytarzu i uważnie nasłuchiwał. Gdy rozpaczliwy krzyk rozległ się ponownie, tym razem głośniej, zrozumiał, że dolatuje z pokoju Skye. Zaniepokoił się, szybko narzucił na siebie szlafrok i poszedł zobaczyć, co się tam dzieje. Pokój tonął w słabej poświacie dopalających się polan, ale Hawk mógł dojrzeć, że Skye rzuca się w łóżku, najwyraźniej pod wpływem jakiegoś koszmaru. Zrzuciła z siebie kołdrę, a koszula nocna podwinięta aż do połowy ud, odsłaniała jasne, smukłe ciało. Hawk zawahał się na progu, nie wiedząc, czy może wejść, wtedy Skye krzyknęła jednak po raz kolejny, a jemu, choć tego wcale nie chciał, zrobiło się jej żal. Zamknął cicho za sobą drzwi i podszedł bliżej, a jego opiekuńcze instynkty wzięły górę nad czujnością. Wiedział, jak okropną rzeczą są koszmary, bo sam walczył z nimi od wielu lat. Miała zwilgotniałe policzki, zrozumiał więc, że płakała we śnie. Łzy wciąż jeszcze widniały pod jej zamkniętymi powiekami, gdy się jej przyglądał. Chcąc ją pocieszyć, usiadł koło niej ostrożnie na łóżku i dotknął delikatnie jej ramienia. Obudziła się raptownie, całe jej ciało zadrżało. Gdy go rozpoznała, nabrała gwałtownie tchu, a potem objęła go kurczowo za szyję. On również ją objął, nim jeszcze rozpaczliwie załkała. – Och, proszę… niech pan mnie przytrzyma… – prosiła schrypniętym głosem. Hawk usiadł głębiej na łóżku i, ulegając tej prośbie, wziął ją w objęcia, mrucząc coś uspokajająco, całkiem tak samo jak niegdyś do swojego synka. Skye uchwyciła się go, drżąc na całym ciele. Wtuliła twarz w zagłębienie pod jego szyją i usiłowała przylgnąć do niego jeszcze mocniej, jakby chciała się w niego wtulić. Hawk gładził ją łagodnie po włosach, ramionach i plecach. Skye jednak drżała nadal. Chcąc znaleźć się jak najbliżej bijącego od niego ciepła, schwyciła za wyłogi szlafroka i przywarła twarzą do jego nagiej piersi. – Proszę… niech pan… nie odchodzi…
Hawk poczuł, że jej strach sprawia mu ból. Pragnął ogrzać ją i odegnać od niej lęki, przesunął dłonią po jej policzkach, ścierając z nich łzy. Przez cały czas mruczał jakieś uspokajające słowa, jakby była przerażoną młodą klaczką, całując delikatnie jej włosy i skronie. Zanim zdał sobie z tego sprawę, wchłaniał już chciwie jej zapach. Wzbudziła w nim wszystkie pierwotne instynkty, co podziałało na niego jak ostry cios. Niewiele dzieliło ich od siebie – batystowa nocna koszula i brokatowy szlafrok, w dodatku nieprzewiązany paskiem. Poczuł, jak całe ciało sztywnieje mu z pożądania. Stłumił w sobie jęk, bo unicestwiło to cały jego opór. Kojące obejmowanie przerodziło się nagle w żarliwy uścisk. Całe ciało przepełniało teraz napięcie, a już po chwili poczuł silne pobudzenie. Podejrzewał, że ona czuje coś całkiem podobnego, bo zamilkła. Wyczuł, jak gwałtownie pulsuje jej żyłka na szyi pod jego palcami. A potem objęła go i przyciągnęła ku sobie, chwytając za kołnierz szlafroka. Gdy zaczerpnęła drżącą piersią tchu, wiedział, że dotknęła głębokich blizn po oparzeniach na jego plecach, które powstały, gdy spadły na niego rozżarzone belki. Pogładziła go niepewnie po szyi i przywarła ustami do jego piersi, jakby to właśnie ona chciała go pocieszyć. – Jakże mi pana żal – wyszeptała. Zdał sobie sprawę, że znów miała twarz wilgotną od łez. Płakała nad nim. Hawk zamarł. Nie chciał jej litości. Schwycił ją za nadgarstek i oderwał jej palce od okaleczonego ciała, nie mogąc znieść tej pociechy. Tylko że, niestety, Skye uniosła twarz ku niemu. Pokusa znów się pojawiła: wielkie szafirowe oczy, pełne, różowe wargi, jasna skóra bez skazy. Hawk zacisnął zęby, walcząc z tym urokiem, ale nie mógł walczyć przeciw pełnym łez oczom. Nachylił się i okrył pocałunkami szlak wiodący od jej policzka po miękkie wargi. Zesztywniała ponownie, jakby przestraszona, ale usta, drżące pod pocałunkiem, powiedziały mu, że czuje to samo co on. Gdy pocałował je mocniej, opór Skye stopniał. Nie odepchnęła go, przeciwnie, odwzajemniła jego ferwor, jakby była spragniona jego warg i dotyku. Gdy otwarła usta przed jego językiem, poczuł w ciele żar. Żar, którego wcale nie pragnął. Zaborczość, której sobie nie życzył. O mało jej wtedy nie puścił. Na próżno chciał się wycofać w samym środku zmagań. Zamiast tego sunął dłonią po jej ciele, głaszcząc je z czułością. Zbyt długo obywał się bez kobiety i miękkiego kobiecego dotyku, którego domagało się całe jego ciało. Gdy musnął dłonią obnażone biodro, Skye wydała gardłowy pomruk, który nie miał nic wspólnego z protestem. A kiedy sięgnął ku pełnym piersiom, wygięła się w łuk pod tym dotykiem. Bez żadnych wątpliwości pragnęła go tak samo jak on jej. Wiedział o tym. Przesunął ustami po jej zaróżowionej twarzy, pchnął ją na poduszki i ściągnął z niej górną część koszuli nocnej, a potem cofnął się, pragnąc na Skye patrzeć. Wyobrażał ją sobie w złocistym blasku kominka. Jasna, aksamitna skóra, jędrne piersi z różowymi sutkami. Zachęcające ciepło ciała. Wciągnął z wysiłkiem dech. Żaden zdrowy mężczyzna nie oparłby się jej urodzie, choć on czasami nie był chyba zupełnie zdrowy – jak na przykład teraz, gdy w głowie kręciło mu się nie tyle od brandy, która rozluźniła narzucone sobie samemu rygory, co od zmysłowego oszołomienia. Sięgnął ku niej, spragniony ciepła jej ciała. Tym razem oczy miała zamknięte, a grzbiet znów wygięty. Piersi o jasnej skórze drżały i nabrzmiewały pod jego dłonią.
Schylił się i ucałował jedną z nich. Gdy Skye słabo jęknęła, zrozumiał, że kiełkuje mu na brodzie zarost i obawiał się, czy jej nim nie uraził. Gdy jednak zaczął ssać sutek, głośny jęk powiedział mu, że się mylił. Wzmógł swoje starania, mocniej zwierając wargi i zmuszając sutek do silniejszej reakcji na jego pieszczoty. Wyprężyła się pod nim cała, przyciągając go ku sobie, jakby chciała go błagać, żeby nie przestawał. Nie miał takiego zamiaru. Obchodziło go jedynie to, by wciąż mógł jej dotykać i odkrywać dla siebie jej ciało. Krew tętniła mu w żyłach, ale gdy legł na niej, zmusił się do cierpliwości, wiedząc, że to ona powinna pierwsza dojść do szczytu. Sięgnął pod jej koszulę, w miejsce złączenia nóg, a potem dotarł głębiej. Wciągnęła z trudem dech, ale rozsunęła szerzej nogi, nieświadomie ułatwiając mu dostęp. Przesunął palcem po jej drgającym ciele i dotarł do najbardziej intymnego miejsca, gładząc je kciukiem. Zadrżała z zachwytu. Wtedy wniknął w ciepło i wilgoć, tak że aż jęknęła. Nie poniechał swoich zabiegów i wnikał coraz głębiej, póki nie mogła powstrzymać szlochu. Chwilę później cała zadrżała, a jej biodra wygięły się ku górze. Już po chwili doprowadził ją do szczytu. Ściskając kurczowo jego ramiona, targnęła sobą o jego dłoń w oszałamiającym spazmie. Hawk objął ją i trzymał mocno, gdy cała pod nim zadrżała. A potem legła bez ruchu, bezwładna, z pełną błogości twarzą. Wreszcie uniosła powoli powieki i spojrzała na niego zdumiona. Wydawała się zaskoczona, pełna oszołomienia. Czyżby nigdy przedtem nie doznała spełnienia? Hawk zastanawiał się właśnie nad tą intrygującą kwestią, gdy Skye zdołała z trudem przełknąć ślinę i schrypniętym głosem wyszeptała: – Nie zostawiaj mnie… Serce w nim zmiękło, gdy usłyszał tę prośbę. – Nie zrobię tego. Zanadto cię pragnę. Nie byłby teraz w stanie od niej odejść. Była roznamiętniona, zwilgotniała i tak bardzo podniecona, że jego męskość nie mogła już długiej czekać. Myśl, co poczuje Skye, gdy on w nią wniknie, sprawiała mu jeszcze gorszy ból. – Ja ciebie też – wyszeptała ledwo dosłyszalnie, usiłując sięgnąć ku jego lędźwiom. To delikatne dotknięcie sprawiło, że oniemiał z zaskoczenia. Była osobą dobrze wychowaną i wyglądała na wrażliwą, mógł się więc spodziewać niewinności. Wszelkie wątpliwości co do jej braku doświadczenia znikły jednak, gdy zacisnęła palce wokół jego przyrodzenia. O mało nie jęknął na głos. Prawdę mówiąc, był rad z jej śmiałości. Najwyraźniej zapomniała już i o koszmarach, i o skromności. Spowijająca ich miękko ciemność wyzwoliła ją od powściągliwości. Hawk z kolei poniechał resztek uporu. Ściągnął z siebie szlafrok, a potem pomógł jej pozbyć się koszuli. Zamarł na moment, wpatrując się w pełne powabu kształty Skye. Jędrne, dumne piersi, wąską talię, elegancko wygiętą linię bioder, jasne kędziory chroniące samo jądro jej ciała. Gładka, różowa skóra lśniła w blasku kominka. Jego męskość zareagowała na ten widok z całą mocą. Pragnął być czuły i delikatny, ale okazało się to wściekle trudne, bo mógł myśleć jedynie o tym, by się zatracić w jej cudownym cieple. Gdy zapragnęła przyciągnąć go ku sobie, nakrył ją sobą, wspierając się na łokciach. Gdy znalazł się między jej udami, dał jej poznać całą skalę swojej erekcji. Dyszał wciąż szybciej i szybciej, ale ona, dziwna rzecz, robiła teraz wrażenie spokojniejszej. Wpatrywała się w niego nieustannie, twarz miała poróżowiałą z pożądania. Mógł
widzieć, że go pragnie, że chętnie w nim widzi kochanka. Była istnym ucieleśnieniem męskich erotycznych fantazji, oddając mu się w ten sposób. Bez zwłoki zrobił to, czego pragnął. Była tam wilgotna, co mu wszystko ułatwiało, choć jakby węższa, niż oczekiwał. Mimo całego zapamiętania dostrzegł lekki grymas na jej twarzy. Wnikał w nią najostrożniej, jak potrafił, a gdy wreszcie dotarł do samego kresu, zatrzymał się. Przygryzła wargę, ale potem zaczęła lekko poruszać biodrami, jakby chciała spróbować, czy do niego pasuje. Gdy zdobyła się na słaby uśmiech, on ledwie wtedy zdołał pohamować swój triumf. Pokrył pocałunkami jej nabrzmiałe wargi, gdy zaczął się w niej poruszać. Gdy wyczuł, że jej wewnętrzne mięśnie zaciskają się wokół niego, nie wzmógł od razu rytmu, tylko pocałował ją jeszcze mocniej, wnikając językiem w jej usta, podobnie jak pragnął zrobić z jej ciałem. Narastało w nim błyskawicznie dzikie zapamiętanie, a pożądanie wzmagało się niczym atak gorączki. Pragnął jej i tego, co właśnie robił, z desperacją, której wcześniej nie doświadczył nigdy. A ona zdawała się odczuwać to samo, bo oplotła go z całej siły nogami i ramionami. Hawk wiedział, że powinien to czynić powoli i starać się o delikatność, ale oszałamiające doznania doprowadzały go do szaleństwa. Trwały zbyt długo, a on posunął się już za daleko. Wprost spalała go pierwotna potrzeba, by ją posiąść. Wdzierał się w nią, a ona przywarła do niego, wbijając mu paznokcie w plecy. Oboje rozpaleni byli do białości. Aż wreszcie jego ciało ogarnął żar. Hawk zesztywniał na chwilę, nim cały eksplodował. Gdy dochodził do szczytu w serii gwałtownych wybuchów, doznał porażającej wprost ulgi. Wreszcie opadł na nią i ukrył twarz w jej lśniących, jedwabistych włosach, a jego ciężki oddech słychać było w ciszy pokoju. Rozkosz, jakiej z nią doznał, była czymś, co wstrząsnęło jego ciałem do głębi. Hawk zdał sobie sprawę, że wdycha głęboko jej czysty zapach. Skye osiągnęła jednak szczyt po raz drugi. Chcąc jej ulżyć, przekręcił się na bok, żeby się z niej zsunąć, ale nie pozwoliła mu tego zrobić. Wciąż go obejmowała, przesuwając palcami po jego plecach. Wiedział, że znów gładzi jego blizny, ale nie mógł zdobyć się na sprzeciw. Odetchnął ciężko i westchnął. Skye była prawdziwym paradoksem. Namiętna i zmysłowa w jednej chwili, stawała się czułym aniołem w następnej. Pełna była współczucia, gdy tuliła go do piersi, obejmowała i pocieszała swoim ciepłym, błogim ciałem. Dziwne, że podobała mu się ta pociecha. A jeszcze dziwniejsze było to, że po raz pierwszy od bardzo dawna czuł spokój. Spokój i wyczerpanie. Spłynęła na niego senność, czuł ociężałość w całym ciele. Nic dziwnego. Eksplozja namiętności pozbawiła go całej energii. Niezliczone bezsenne noce również odcisnęły na nim piętno, podobnie jak brandy, którą pił przez cały wieczór. Obojętne, co spowodowało tę ulgę. Wreszcie mógł otrząsnąć się z bólu i ponurych wspomnień. Hawk poddał się znużeniu i zasnął, trzymając Skye w objęciach i czując, choć było to zdumiewające, dogłębną satysfakcję.
5
Promienie porannego słońca przedostawały się przez zasłony jej sypialni, pozwalając Skye przyglądać się uważnie zmorzonemu snem Hawkowi. Spał spokojnie przez całą noc, ona również. Czuła jego ciepło w całym ciele i nie chciało jej się wcale ruszać. O świcie wstała, umyła się, włożyła koszulę nocną i poruszyła ogień w kominku, żeby przepędzić chłód. Potem siadła na łóżku koło niego, podciągnęła nogi i wsparła brodę na kolanach, przyglądając się Hawkhurstowi. Swojemu kochankowi. Zachwyciły ją te słowa. Podobnie jak wspomnienie ich niewiarygodnej wspólnej nocy. Ciotka Isabella uprzedziła ją, czego ma się spodziewać, ale teoria nie była tym samym, co praktyka. Doznania przewyższyły jej najśmielsze fantazje i były czymś w rodzaju pogrążenia się w słodkim żarze. Owszem, z początku ją bolało, ale przykre doznania szybko osłabły. Czuła się teraz, jak uznała, całkiem inaczej, jeśli zważyć natłok nowych wrażeń. Odczuwała niezwykłą wrażliwość piersi i ust i nieznaną jej obolałość pomiędzy udami. Zarost na podbródku Hawkhursta podrapał jej skórę i pozostawił na niej ślady, ale nie dbała o to. Po cóż miała przejmować się taką drobnostką, skoro przeżyła najwspanialszą rzecz w swoim życiu? Już sam jego widok ją zachwycał. Leżał na boku, twarzą zwrócony ku niej, okryty kołdrą tylko do pasa, dzięki czemu widziała jego nagi tors. Był brunetem o ciemnej karnacji, niewiarygodnie przystojnym, z wysoko osadzonymi kośćmi policzkowymi i pięknie zarysowanym podbródkiem. Wspaniała twarz, którą już znała, pasowała do imponującego ciała – mocnego, zgrabnego, smukłego. Szczerze podziwiała żar i siłę drzemiącą pod gładką skórą. Nie całą jednak skórę miał gładką. Widok jego blizn w coraz jaśniejszym świetle dnia przygnębił ją boleśnie. Jakie to straszne, by ktoś piękny niczym dzieło sztuki mógł zostać tak zeszpecony. Najbardziej ucierpiały jego plecy. Zwłaszcza barki pokryte były pomarszczonymi pręgami, grubymi i stwardniałymi. Dziwne, że miał też i inne blizny, być może związane z uprawianą przez niego niebezpieczną profesją. Jedna była okrągła, jakby od kuli. Dwie inne zadało pewnie ostrze noża lub rapier. Nie miały jednak znaczenia w porównaniu ze śladami po oparzeniach. Mogła sobie tylko wyobrazić, jakiego bólu musiał doznać podczas pożaru zamku prócz cierpień duchowych. Łzy stanęły jej w oczach, gdy o tym pomyślała. Zapragnęła, choć było to niemądre, przywrzeć ustami do zeszpeconej skóry, jakby blizny mogły zniknąć pod jej pocałunkami. Pragnęła jednak ukryć przed nim swój ból i smutek, bo nie chciałby jej litości. Nie był typem człowieka dopraszającego się współczucia. Nawet we śnie pozostawał kimś budzącym respekt i silnym. Nie miała jednak przedtem zamiaru, by oddać mu się już zeszłej nocy i utracić dziewictwo. Prawda, że przylgnęła cała do niego i objęła go tak mocno, że niemal stracił dech, ale z początku jej motywy były najzupełniej niewinne. A potem kojące ciepło jego ciała przeniknęło ją do głębi, przepędzając lęk przed koszmarami. Poddała się z drżeniem jego
doświadczonym pocałunkom. A gdy ją objął i zaczął czule całować, rozpalił w niej bolesne wręcz pożądanie. Doszła do wniosku, że i ona w ten sam sposób podziałała na niego. Nie mogła oderwać oczu od jego nagiej i muskularnej piersi. Nic dziwnego, że tak zareagował, skoro zachowała się wobec niego bez żadnych zahamowań. A w jego uściskach było coś niemal desperackiego. Jakby trzeba mu jej było bardziej niż powietrza. Ona czuła coś bardzo podobnego. Pragnęła go z oszałamiającą wręcz mocą. Chciała się z nim zjednoczyć. Nie żałowała, że to dzięki niemu stała się kobietą. Szczerze mówiąc, zdumiewało ją, jak bardzo oczywiste było ich zbliżenie. Całkiem jakby zbudziła się do życia dopiero wtedy, gdy jej dotykał, całował ją i razem z nią zdawał się stapiać w jedno. Wciąż jednak nie wiedziała, czy to, co między nimi zaszło, jest znakiem, że są idealną parą. Mogła sobie wyobrazić, że ten mężczyzna jest jej mężem i że budzi się koło niego codziennie. Ostatnia noc, jak sobie wyobrażała, mogłaby być ich nocą poślubną. Niezależnie jednak od tego, czy Hawkhurst byłby towarzyszem jej życia, nigdy nie potrafiłaby patrzeć na niego, nie przypominając sobie, jak czuła jego ruchy wewnątrz swego ciała. Nawiedziła ją kolejna fala rozkoszy, gdy przypomniała sobie twardość jego ciała w sobie i siłę pchnięć, gdy ją brał. Wciąż jeszcze czuła własne drżenie, gdy Hawkhurst w końcu się zbudził. Uśmiechnął się nieznacznie, gdy ją dostrzegł, i spojrzał na nią ciepło. Wyciągnął rękę i dotknął palców u jej stóp, wystających spod rąbka nocnej koszuli. Przypuszczała, że chciał się w ten sposób upewnić, czy to naprawdę ona. Ten intymny kontakt sprawił, że w jej żołądku znów zaczęły skakać motyle, ale potem Hawkhurst nagle zacisnął usta. Uniósł głowę i rozejrzał się po sypialni, nim skierował wzrok na nią. Musiał sobie przypomnieć, gdzie jest i z kim, bo wpatrywał się w nią szarymi oczami z intensywnością, która ją zaniepokoiła. Poczuła, że się czerwieni. Nie mogła dłużej ignorować tego, że wciąż jest w nocnej koszuli, a koło niej leży w łóżku nagi mężczyzna. Wspaniały nagi mężczyzna, który poprzedniej nocy poznał sekrety jej ciała. Zmieszała się i poczuła, że żołądek skręca się jej w supeł. Chciała wyglądać na osobę swobodną i doświadczoną, ale musiała po cichu przyznać, że pod pewnymi względami ta sytuacja ją przerosła. Jak należy się zachowywać po spędzeniu z kimś nocy? I to wobec pierwszego kochanka? Nagle pożałowała, że nie uciekła stąd, nim Hawkhurst się zbudził. Tylko że byłoby to tchórzostwem. Musi dać sobie z tym radę. – Uznałam, że lepiej będzie pana nie budzić – wyjaśniła pospiesznie. – Był pan tak znużony, że nie miałam serca tego zrobić i sądziłam, że lepiej byłoby, gdybym nie plątała się po pańskim domu, strasząc swoją osobą służące, póki nie uprzedzi ich pan o powodzie mojej wizyty, więc… Zdała sobie sprawę, że mówi za wiele, i przerwała nerwowy potok wymowy, żeby zaczerpnąć tchu. – Dziękuję, że pocieszył mnie pan w nocy, milordzie. Nadal nie mogła nic wyczytać z jego twarzy. Hawkhurst przewrócił się powoli na plecy i podłożył sobie pod głowę jedną poduszkę więcej, jakby sposobiąc się do niechcianej rozmowy. – Czy stale miewa pani koszmary? – spytał ostrożnie. Zabrzmiało to tak, jakby się czegoś obawiał. Głos miał zachrypnięty.
Skye przytaknęła. – Od dzieciństwa. Odkąd straciłam rodziców i kiedy posłano mnie do szkoły z internatem. Ale ostatnio ich nie miewałam. Chyba ten dom tak na mnie podziałał, i to, że spałam w obcym miejscu, no i burza… Koszmary były jej głównym mankamentem, bo nie potrafiła ich kontrolować. Zawsze śniło się jej to samo, śmierć rodziców pogrążających się w otchłani morza razem ze statkiem. Czuła, że toną, i wyciągała ku nim ręce, daremnie usiłując ich ocalić. W innych okolicznościach nigdy nie potrzebowała niczyjego ukojenia, ale była wdzięczna Hawkowi za to, że jej go udzielił. Hawkhurst jednak był zupełnie innego zdania. – Nie miałem wcale zamiaru wykorzystać pani zeszłej nocy – mruknął ze szczerym żalem. – Przecież pan tego nie zrobił – odparła pospiesznie, chcąc go uspokoić. Odchrząknął, najwyraźniej nie zgadzając się z nią, ale nic nie odpowiedział. Po chwili odrzucił kołdrę, chcąc wstać, ale gdy tylko spuścił nogi z łóżka, dostrzegł małą różową plamkę na białym prześcieradle. Skye zrozumiała, że to jej krew. Takie same plamy pokrywały wewnętrzną stronę ud, tylko że je zmyła. – Dobry Boże! Pani była dziewicą! – rzekł słabym, oszołomionym głosem i cały zesztywniał, przenosząc wzrok z plamy na nią. – Nigdy bym nie przypuszczał… była pani bardziej niż chętna. Skye poczuła, że czerwieni się jeszcze mocniej. Nic dziwnego, że wziął jej wyuzdanie za oznakę doświadczenia. – No, bo przecież byłam chętna. Posępna mina Hawkhursta wyraźnie jej uświadomiła, co sobie myślał o jej oświadczeniu. – Jak mogła pani dopuścić, żebym się posunął tak daleko? – spytał oskarżycielskim tonem, ale widziała wyraźnie, że zły jest i na nią, i na siebie jednocześnie, bo nie czekał nawet na jej odpowiedź. – Skompromitowałem panią w niewybaczalny sposób. – Przecież nikt o tym nie będzie wiedział – zaprotestowała. – Ale ja będę wiedział! Jest pani moim gościem i w dodatku krewną Isabelli. – Przeciągnął dłonią po rozwichrzonych podczas snu włosach i zaklął cicho pod nosem. – Bella głowę mi urwie, kiedy się o tym dowie! – Mój brat również by to zrobił. Quinn chyba chciałby pana zastrzelić. Ale oni się o niczym nie dowiedzą. Skye skrzywiła się na myśl o tym, co powie jej brat. Quinn mógł sam być rozpustnikiem, ale dostałby apopleksji na myśl, że jego młodziutka siostra oddała się niemal obcemu jej mężczyźnie, nieważne, że wysokiego rodu. Właśnie ta opiekuńczość Quinna sprawiła, że nic mu nie mówiła o swoim planie wyprawy do Hawkhurst Castle. – Ja im z pewnością o niczym nie powiem – dodała – a pan też tego nie zrobi. Hawkhurst wsparł się o zagłówek i naciągnął na siebie w roztargnieniu kołdrę, chcąc ukryć swoją nagość. – Ale nie mogę zignorować tego, co zaszło. – Znowu zaklął. – Nie mam zwyczaju uganiać się za dziewicami, żeby je gwałcić. Zaśmiała się z zażenowaniem. – No chyba, że nie. Spojrzał na nią lodowato. – Bawi to panią?
– Nie, ani trochę. Ale nie było przecież żadnego gwałtu. Pamiętam, że pana wprost o to błagałam. – Nie usprawiedliwia to mojego postępku. Zasłużyłem sobie, żeby mnie ktoś zastrzelił. Niemalże go uwiodła, a on uważa się za winnego? Nie chciała go obwiniać o coś, co było przede wszystkim jej błędem. – Niech pan nie oskarża siebie, milordzie. Chciał mnie pan tylko uspokoić, a ja o to prosiłam. – Zrobiłem coś niewybaczalnego. – Przecież mówię, że tego chciałam. Znów przygwoździł ją wzrokiem. – Czy pani celowo zwabiła mnie do łóżka, udając, że ma koszmary? – Skądże. – Również tak nie uważam. Pani krzyki były zbyt prawdziwe, żeby wziąć je za oszustwo. – Były jak najbardziej prawdziwe. A ja mogłam pana powstrzymać, gdybym chciała. – Czemu pani tego nie zrobiła? – Bo uległam porywowi namiętności. Była to niewątpliwie prawda. Nie uwiodła go świadomie. Po prostu ogarnęło ją tak wielkie pożądanie, że dobrowolnie oddała mu dziewictwo. Skye zaczerpnęła głęboko tchu i postanowiła przemówić mu do rozsądku. – Lordzie Hawkhurst, stało się i już. Nie musi się pan obwiniać. Milczenie Hawkhursta było wymowne. Wyglądał jak ktoś całkowicie załamany. – Zanadto się pan przejmuje tą błahostką – upierała się. – Błahostką? – spytał takim tonem, jakby za chwilę miał eksplodować. – Proszę nie udawać, że pani nie rozumie sytuacji, w jakiej się oboje znaleźliśmy. Zdumiała się. – O jaką sytuację panu chodzi? Wzniósł oczy do góry, usiłując się pohamować. – Musimy się pobrać. To jedyne honorowe wyjście. Skye spojrzała na niego, nic nie rozumiejąc. – Pobrać się? – Biorę odpowiedzialność za moje błędy. – Nie chcę być pańskim błędem! – Ale pani jest nim. Ledwie mogła uwierzyć własnym uszom. On rzeczywiście gotów był ją poślubić, choć z wielką niechęcią. – Ależ pan się wcale nie chce ze mną żenić, milordzie – przypomniała mu. – Przyjechał pan z daleka do Anglii, żeby się ożenić, nie pamięta pan? Podobno ma się pan wkrótce starać o względy bratanicy sir Gawaina Olwena. – To nie ma nic do rzeczy. Zacisnęła wargi. – Czy brał pan za żonę każdą kobietę, z którą sypiał? Zaskoczyło go jej pytanie. – Oczywiście, że nie. – Dlaczego więc ze mną ma być inaczej? – Dobrze pani wie dlaczego. Bo nie jest pani pierwszą lepszą kobietą. – Nie powinniśmy być zmuszeni do małżeństwa, jeśli tylko raz się ze sobą przespaliśmy. Możemy udawać, że nigdy do tego nie doszło.
– Niemożliwe. Może pani zajść w ciążę i nosić w łonie moje dziecko. Pomyślała pani o tym? Rzeczywiście, nie pomyślała. Ciotka Isabella pouczyła ją wprawdzie, jak tego uniknąć, ale była to ostatnia rzecz, o której pomyślałaby zeszłej nocy. – Nie ma rady – oznajmił posępnie Hawkhurst. – Gdyby tak było, nie mamy innego wyjścia prócz małżeństwa. Skye już otwierała usta, by mu się sprzeciwić, ale zaraz je zamknęła. Gdyby rozeszła się wieść, że spędziła noc z Hawkhurstem i nie chciała potem wyjść za niego, zrujnowałaby niewątpliwie swoją reputację. A z pewnością doszłoby do tego, gdyby urodziła nieślubne dziecko, co splamiłoby jej honor w równym stopniu. Oczywiście, mogłaby jakoś przetrwać skandal; w końcu po jej rodzinie właściwie spodziewano się skandali. Nigdy jednak nie skazały dziecka na życie z piętnem bękarta. Czyż nie wiedziała, ile musiał wycierpieć jej kuzyn Jack, nieślubny syn księcia z południowej Europy? Nie chciała jednak zastawiać pułapki na Hawkhursta i zmuszać go do poślubienia jej tylko dlatego, że mogła zajść w ciążę. Gdyby uciekła się do tak wyrachowanej intrygi, nigdy by jej tego nie darował. Nie, ona pragnęła, żeby najpierw ją pokochał. Może powinna posłużyć się właśnie tym argumentem? Miało dla niej kluczowe znaczenie, żeby kogoś kochać i do niego należeć, większe nawet niż pragnienie znalezienia idealnego partnera. Niewątpliwie Hawkhurst był kimś, kogo mogła kochać. Ale czy on mógłby kochać ją? Kochał już kobietę, która była miłością jego życia, i pochował ją. Skye czuła instynktownie, że z trudem ponownie pokochałby kogoś w ten sam sposób. Nigdy zaś nie dałby jej takiej szansy, gdyby zmusiła go do małżeństwa. – Nie wyjdę za mąż pod przymusem, milordzie – oznajmiła stanowczo. – Chcę męża, który by mnie kochał. – To, czego pani chce, nic dla mnie nie znaczy – odciął się. Upieranie się Hawkhursta przy małżeństwie mogło zniweczyć wszystkie jej ostrożne rachuby. Skye poczuła, że ogarnia ją panika, którą jednak zdusiła w sobie. Sama wpakowała się w tarapaty i sama musi znaleźć z nich wyjście. Zdobyła się na spokojny uśmiech. Łagodnością zawsze mogła uzyskać więcej niż uporem czy wojowniczością. – Pańskie zasady przynoszą panu zaszczyt, milordzie, ale nie mogę przyjąć takich oświadczyn. Zamierzam sama kierować swoim losem. – Skye skrzywiła się i powiedziała przepraszającym tonem: – Przyznaję, że to moja irracjonalna obsesja. Ale, widzi pan, nie mogę wyjść za mąż tylko dlatego, by uczynić zadość moralnemu kodeksowi dobrego towarzystwa. Hawkhurstowi zesztywniał muskuł w policzku, ale najwyraźniej zdał sobie sprawę, że wszelka dyskusja jest daremna. Spojrzał na nią ze złością, wstał z łóżka i podniósł leżący na podłodze szlafrok. Gdy go włożył, zawiązał mocno jego pasek, a potem stanął bez ruchu, wpatrując się w nią. Utknęli jednak oboje w impasie, bo Skye nie zamierzała się poddać. Hawkhurst odwrócił się, zmierzając ku drzwiom. – Czy nadal chce pan, żebym rano stąd odjechała? – spytała go celowo słodkim głosem. Spiorunował ją wzrokiem, nim wyszedł, trzasnąwszy drzwiami. Skye przygryzła wargę. Nie mogła rozstrzygnąć, czy jawna odmowa poślubienia go pomoże jej, czy zaszkodzi. Mówiła najzupełniej poważnie. Nigdy by się nie zgodziła na małżeństwo pod przymusem, jeśli tylko mogła mu zaradzić.
Hawkhurst nie powinien był żenić się z nią z konieczności. Ani też, jeśli już o to chodziło, poślubić panny Olwen wyłącznie z obowiązku, jak zamierzał zrobić. Wszystko, czego dowiedziała się o niej, wskazywało, że panna Olwen to tylko gąska. Hawkhurst nie zasługiwał na taki los. Gdyby uwikłał się w małżeństwo bez miłości z tak nieodpowiednią partnerką, zawarte wyłącznie z rozsądku, przysporzyłoby mu to tylko bólu. Niezależnie zaś od tego, czy był jej przeznaczony jako idealny partner, czy nie, Skye rozpaczliwie pragnęła oszczędzić mu bólu. A to w jakiś sposób oznaczało, że trzeba zapobiec jego staraniom o względy panny Olwen… Znieruchomiała, bo nagle uderzyła ją pewna myśl. Możliwość, że zajdzie w ciążę, mogła w gruncie rzeczy zadziałać na jej korzyść. Z pewnością Hawkhurst nie odeśle jej stąd, póki się o tym nie przekona. A dopóki nie uzyska zupełnej pewności, nie będzie mógł się starać o pannę Olwen. Po namyśle uznała, że najlepszym sposobem opóźnienia tych starań byłoby podsunięcie Hawkhurstowi myśli, że należy konkury odwlec, póki nie nadejdzie jej okres. Wolała jednak poczekać z tą sugestią, dając Hawkowi trochę czasu na ochłonięcie z gniewu. A tymczasem ona nie opuści Hawkhurst Castle, jak sobie przyrzekła. We francuskiej baśni Bestia więziła Piękną. W tym przypadku ona uwięzi samą siebie. Wtedy zaś lord Hawkhurst będzie się musiał zgodzić, by pozostała u niego w zamku. A jeśli się nie zgodzi? Skye zaczerpnęła gwałtownie tchu, wiedząc, że wszystko teraz będzie zależało od siły jej perswazji. Ale się nie podda. W żadnym razie.
6
Z ogierem niełatwo sobie było poradzić, bo parskał i stawał dęba. Właśnie takiego wyzwania było mu trzeba, żeby skończyć z frustracją, jak uznał ze złością. Często jeździł konno, by przezwyciężyć swoje demony, a tego ranka usiłował ujeździć swój najnowszy nabytek. Koń był młody, krnąbrny i niebezpieczny nawet dla doświadczonych stajennych. Jednym ruchem obcasa Hawk nakazał wspaniałemu karemu koniowi czystej krwi puścić się raczej kłusem niż galopem, który pozbawiłby zwierzę nadmiaru energii. Zazwyczaj spokojna łąka stanowiła idealne do tego miejsce, ale mżący deszcz sprawił, że trawa była śliska i zdradziecka. Hawk jednak myślał nie tylko o swoim aktualnym zajęciu. Uznał, że nie ma sposobu, by ochłonąć z gniewu. Nawet jeśli Skye oddała mu się dobrowolnie, był wściekły na siebie za to, że uległ swoim fizycznym potrzebom. Za młodu, nim poślubił Elizabeth, zdarzało mu się czasami hulać. A jako wdowiec również od czasu do czasu pozwalał sobie urozmaicić samotne życie na Cyrenie dzięki względom i towarzystwu różnych tamtejszych służek Wenery. Nigdy się jednak nie posuwał w tych igraszkach do uwodzenia dziewic. Nie krzywdził niewinnych dziewcząt i kropka! Niech to diabli! Ostatniej nocy uchybił swoim najświętszym zasadom, szukając zapomnienia w rozwiązłości. Zatracił się w ukojeniu, jakie dało mu ciepłe, błogie ciało Skye. A teraz wszystkie jego starannie ułożone plany stanęły pod znakiem zapytania. Gdyby został zmuszony do jej poślubienia, nie mógłby wypełnić zobowiązań wobec Strażników Miecza, a także ich uwielbianego przywódcy. Zły był w pewnym stopniu również, o czym dobrze wiedział, i na Skye. Za to, że kazała mu ponownie zapragnąć kobiety. Rozbudziła gwałtownie jego uśpione instynkty i, co było o wiele gorsze, sprawiła, że znowu doznawał uczuć, które – jak sądził – od dawna już w nim zamarły. A niech to wszystko diabli porwą! Prawdę mówiąc, już od pierwszej chwili należało się zorientować, że jest bardziej domyślna, niż się wydawało. Powinien był się w porę o tym przekonać, zwłaszcza zeszłej nocy, gdy próbowała ukryć ból, jakiego jej przysporzyła utrata dziewictwa. W ich zbliżeniu nie było niczego wyrachowanego. W tym, co zrobili, nie widział nic wykalkulowanego. Tego był teraz pewien. Nie zwabiła go do łóżka, żeby się skompromitować. Gdyby miał tu jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, rozwiałby je jej wygląd tego ranka – błogi cień pożądania na twarzy, szczere zachowanie i uczciwe spojrzenie błękitnych oczu. Nie udawała onieśmielenia, a nerwowa paplanina wydała mu się w gruncie rzeczy ujmująca. Była jednak ostatnią chyba kobietą, którą chciałby poślubić, po części dlatego, że robiła na nim tak niebezpiecznie duże wrażenie. Najwyraźniej i ona też nie chciała wyjść za niego. Szczerze się zdumiał, gdy odrzuciła bez wahania ideę małżeństwa. Wiele kobiet w jej wieku skwapliwie uchwyciłoby się szansy złapania za męża zamożnego hrabiego, nawet gdyby miał być pokrytym bliznami, burkliwym odludkiem. Znowu zyskała sobie w ten sposób jego uznanie – póki nie wyjawiła powodu. To, co mówiła o miłości, instynktownie wzbudziło w nim sprzeciw. Pragnęła, żeby mąż ją kochał, a on nie miał wcale zamiaru znowu kogoś pokochać. Nie żeby sobie tak postanowił, po prostu nie wierzył, by był do tego zdolny. Pogrzebał
swoje serce razem ze zmarłą żoną. Ciągle czuł w sobie ten sprzeciw, aż do tej chwili, i odbiło się to, niestety, na jego wierzchowcu. Gdy ogiera spłoszyło coś nieokreślonego w pobliskim lesie, Hawk ściągnął raptownie wodze, a potem zmusił go, zarówno obcasem, jak perswazją, by ponownie puścił się przed siebie pełnym galopem. Nie chciał pozwolić, by nerwowe zwierzę pogorszyło jego i tak już zły nastrój. Zataczając na nim niewielkie koła i każąc mu wykonywać bardziej skomplikowane ewolucje, chcąc skierować znów na nie swoją własną uwagę, przestał myśleć o irytującej piękności w jego zamku i ponownie skoncentrował się na tym, co robił. Niemal godzinę później, gdy tylko skończył ujeżdżanie ogiera, dostrzegł kątem oka, że zbliża się ku niemu jakaś amazonka. Rozpoznał w niej Skye i jeszcze raz zaklął pod nosem. Mógł się spodziewać, że zrobi coś nieoczekiwanego i dołączy do niego na łące za zamkiem. Nieoczekiwane było również to, że jechała na oklep i po męsku. Złote włosy miała rozpuszczone, a suknię tak mocno podwiniętą, że ponad czarnymi pończochami widać było sporą partię ud o jasnej skórze. Przypomniał sobie, jak otoczyły go te smukłe nogi, i poczuł, że nagle zrobiło mu się gorąco. Wygląd Skye także na niego podziałał w ten sposób, gdy dotarła do skraju łąki. Musiał się zatrzymać. Była czarująca i śliczna jak letni poranek. Zachwycający rumieniec podkreślał jedynie jej urodę, przypominając mu wyraźnie, jak na niego reagowała. Mógł ją wciąż wyczuwać pod sobą, pełną pożądania, które w niej wzniecił… Pohamował się gwałtownie i spojrzał na nią z niezadowoleniem, wyraźnie dając jej poznać, że niechętnie ją tu widzi. – Co pani u diabła tutaj robi, lady Skye? – Z okna sypialni dojrzałam, jak pan dosiada konia, poszłam więc do stajni, chcąc poczekać na pański powrót. Kiedy wciąż pan nie wracał, postanowiłam, że to ja do pana pojadę. Obawiałam się, że w przeciwnym razie nie będę mogła z panem pomówić. Kiedy z niechęcią spojrzał na jej konia, dodała pospiesznie: – On jest z mojego zaprzęgu. Nie chciałam brać bez pozwolenia żadnego z pańskich wierzchowców. – Obawiała się pani zrobić coś bez mojego pozwolenia? – wycedził niechętnie, chcąc, by cierpka replika trzymała ją na dystans. – Zdumiewające. Uśmiechnęła się zaraz, słysząc te sarkastyczne słowa. – Wiem, że bardzo pan dba o swoje konie, no i nie chciałam sprawiać kłopotu stajennym. Wzbudziło to jego uznanie, ale wolał, żeby Skye tego nie dostrzegła. – Patrzyłam na pana prawie przez pięć minut. Słyszałam, że jest pan wspaniałym jeźdźcem, ale pan wygląda wręcz jak centaur. Jak zrośnięty w jedno z koniem – dodała, spoglądając wymownie na ogiera, który posłusznie stał teraz bez ruchu. – Pańscy stajenni mówili mi, że ten wspaniały wierzchowiec jest bardzo ognisty i nikt inny nie śmiał go ujeździć. Jak pan to zrobił? – Chyba nie zjawiła się pani tutaj, żeby rozprawiać o moich umiejętnościach jeździeckich? – spytał ze zniecierpliwieniem. Znów się do niego uśmiechnęła, tym razem pojednawczo. – No, nie. Bałabym się, że pana rozzłoszczę. Rozbawiły go te słowa niesłychanie. – A tak naprawdę chciałam pana przeprosić. – Coś podobnego!
– Owszem. Tylko że nie za zeszłą noc. Wcale nie żałuję, że ją z panem spędziłam, bo była czymś zbyt niezwykłym, żeby jej żałować. Ale strasznie mi przykro, że skomplikowałam panu życie. Naprawdę nie zamierzałam tego robić. Hawk nie wiedział, czy ma się czuć wzruszony, czy zdesperowany tymi próbami rozbrojenia go. Odwrócił od niej wzrok, żeby oprzeć się jej urokowi. – Miałam nadzieję, że będziemy mogli spokojnie o tym porozmawiać. – Nie ma o czym. Jeśli będzie pani nosić w łonie moje dziecko, weźmiemy ślub. Nie zrobiło to na niej wrażenia. – Niewątpliwie. Nie mamy wyboru. Jeśli okaże się, że zaszłam w ciążę, poślubię pana. Mam jednak nadzieję, że do tego nie dojdzie. – Kiedy miała pani ostatni okres? Wyglądała na nieco zażenowaną. Młode damy nie rozmawiają z mężczyznami na podobne tematy. – Mówi pan bardzo otwarcie, milordzie. – Pamięta pani chyba, że przez kilka lat miałem żonę? Moje współżycie z nią zależało od dat jej okresów. – Mój skończył się kilka dni temu. – A więc wszystko rozstrzygnie się dopiero po kilku tygodniach. – Tak. Musimy czekać, żeby się o tym przekonać. A tymczasem mam dla pana propozycję. – Zamieniam się w słuch. – Chcę tu pozostać, póki nie zyskamy pewności. To nie potrwa długo. Najwyżej miesiąc. Skrzywił się. Co za upór! – Może pani równie dobrze czekać gdzie indziej, lady Skye, zamiast zostawać tutaj. Ryzyko skandalu jest zbyt wielkie. – Moja rodzina stale egzystuje na granicy skandalu. Nie dbam o niego. – A powinna pani. Odwzajemniła się mu hardym spojrzeniem. – Nie jestem niedojrzałą dziewczynką, lordzie Hawkhurst. Sama o sobie decyduję i chcę ponosić konsekwencje mojego postępowania. – Ale ja nie. Skye uniosła pięknie zarysowaną brew. – Wie pan, w czym cały kłopot? Jest pan zbyt honorowym człowiekiem. – Nie wiedziałem, że można być zbyt honorowym – odparł oschłym tonem. – Och, jak najbardziej. W mojej rodzinie też niektórzy potrafią przedobrzyć. Na przykład mój brat. Mógłby wyzwać pana na pojedynek w obronie mojego honoru. Chyba nie chce pan, żeby Quinn się dowiedział, co zaszło między nami zeszłej nocy? Powiedziała to od niechcenia, ale wniosek sam się nasuwał. Hawk znów poczuł się rozbawiony jej zuchwalstwem. Nie tylko wdarła się do jego domu i zakłóciła mu z trudem zdobyty spokój, ale dawała do zrozumienia, że posunęłaby się do szantażu. – Nic pani w ten sposób nie zyska. – Hawk pokręcił głową. – Nie powie pani o niczym bratu z obawy, że nalegałby, byśmy się pobrali. – Niestety, to prawda – westchnęła. – Jest pan zbyt bystry, milordzie. Ale mnie wciąż zależy na odnalezieniu ukochanej stryja. Nie mogę z tego zrezygnować. Potrzeba mi pana. Udawała bezradną. Zabrzmiało to fałszywie, ale Hawk uznał, że ona też tak myślała, bo spróbowała innej taktyki. – Misją pańskiego stowarzyszenia jest naprawianie krzywd, prawda? Otóż to, co spotkało
mojego stryja, jest dotkliwą krzywdą. A pan mógłby mi pomóc w jej naprawieniu. – Zaczęła mówić z przejęciem. – Proszę sobie tylko wyobrazić, jak bardzo jest samotny. Nie ma ani żony, ani dzieci. Nawet jeśli ta kobieta już nie żyje, wiele może dla niego oznaczać świadomość, że miał z nią dziecko. Gdy Hawkhurst milczał, wysunęła kolejny argument. – Zawarłabym z panem pewną umowę. Jeśli obieca mi pan pomoc w tej sprawie, to pomogę panu przygotować zamek na przyjęcie żony. – Uniosła dłoń, uprzedzając jego sprzeciw. – Proszę pozwolić, żebym wszystko wytłumaczyła, nim pan odmówi. Mogę już tego ranka posłać po ciotkę Bellę, żeby została moją przyzwoitką. A zanim przyjedzie, z pewnością można by prosić pana tymczasową gospodynię albo którąś z wiejskich kobiet, żeby została na jedną lub dwie noce w zamku. – Poszukiwanie ukochanej stryja może trwać tygodniami, a nawet miesiącami. Nie starczy mi czasu. – A może jednak go starczy? Mówił pan, że odbudowa zacznie się pod koniec tygodnia i że wynajął pan architekta, żeby ją nadzorował. Zanim pan tu wróci, prace mogą być już mocno zaawansowane. A ja mogłabym podczas pańskiej nieobecności wynająć służbę. Tyle tu jest do zrobienia… Nie tylko trzeba usunąć wieloletni brud i wymieść pajęczyny, ale ozdobić i odnowić dom. Ciotka Isabella ma znakomity gust, jak pan z pewnością wie. A ja również. Hawk pokręcił głową z niedowierzaniem. Skye próbowała objąć kontrolę nad jego życiem i robić, co się jej podobało, niczym guwernantka dokładająca starań, by dziecko łatwo przełknęło gorzkie lekarstwo. Tylko że nie przypominała żadnej ze znanych mu guwernantek. Znów go uderzyło, jak bardzo jest niezwykła. Niezwykła, jedyna w swoim rodzaju, pełna świeżości… i silnej woli. Całkiem jak ten przeklęty ogier, na którym siedział. Niewątpliwie liczyła na to, że złagodnieje i w końcu podda się jej namowom. – A kiedy już skończymy z domem – ciągnęła – mogę panu nawet pomóc w staraniu się o pannę Olwen. Moja rodzina ma duże wpływy w dobrym towarzystwie. Brat jest hrabią, a kuzyn Fish markizem. Możemy wprowadzić ją tam, gdzie nie chciano by jej przedtem przyjmować. Skye miała chyba sposób na każdą z jego wątpliwości. Daremnie jednak podsuwała mu różne rozwiązania, choć były logiczne. Nie miał wyboru, musiał jej odmówić z powodu wcześniej podjętych zobowiązań. – Proszę tylko powiedzieć, że się pan nad tym zastanowi – błagała. Zdawała sobie widocznie sprawę, że on tego nie zrobi, bo ostentacyjnie westchnęła. – Podejrzewałam, że będzie pan strasznym uparciuchem. – I to mnie nazywa pani w ten sposób? – Tak. Ale nie poddam się bez walki. Usiłuję zachować optymizm nawet w sprawach robiących wrażenie beznadziejnych. Wierzę, że w końcu postąpi pan właściwie. – Niech pani na to nie liczy – mruknął zniecierpliwiony. – Coś podobnego! Milordzie, nie burczał pan przez całe pięć minut! – Spojrzała na niego z rozbawieniem. – No i uśmiechnął się pan, choć nieznacznie. Co za postęp! Zdziwię się jednak, jeśli usłyszę pański szczery śmiech. Jakiż z pana okropny zrzęda! Musiał przyznać, że jej prowokacje go rozbawiły. Choć nie miał zwyczaju śmiać się i wolał, żeby tak pozostało, przyłapał się na tym, że odwzajemnia jej uśmiech. Och, do licha! Skye była wręcz irytująco z tego zadowolona. – Wrócę teraz do domu i zostawię pana tutaj. Tak bardzo się denerwowałam, że wcale nie zjadłam śniadania przed tą rozmową, ale teraz, kiedy już – żeby tak powiedzieć – poskromiłam lwa, czuję, że zgłodniałam. Spojrzała na niego z całkowitą niewinnością, ale i z rozbawieniem. Żartowała sobie z
niego, żeby przezwyciężyć jego zły nastrój. No i powiodło się jej. Gdy napotkał jej wzrok, poczuł w sobie ni to rozbawienie, ni to pożądanie. Uśmiech Skye zbladł, a on wiedział już, że poczuła to samo co on. Straciła nagle rezon i bez słowa zawróciła konia. Hawk patrzył w ślad za nią z wyraźną ulgą. O tak, lady Skye była ogromnie niebezpieczna. Ledwie po jednym dniu pozbawiła go wszelkich skrupułów i być może zdołałaby zrujnować całą jego starannie zaplanowaną przyszłość. Było to zresztą niczym w porównaniu z mnóstwem sprzecznych uczuć, które bez trudu w nim wzbudzała. Poprzedniego dnia był kolejno podejrzliwy, zaciekawiony, zirytowany, opiekuńczy, namiętny, wściekły, zrozpaczony, rozbawiony… i zaspokojony. Nie mógł też zaprzeczyć, że dzięki niej po raz pierwszy od dawna spał spokojnym, głębokim snem. Zdumiewało go jednak, że wciąż jej pragnął. Pragnienie fizycznej miłości nadal w nim tkwiło, a tymczasem powinien był gorąco pożądać tylko tego, żeby służyć i przewodzić Strażnikom. Wiedział, że będzie mu coraz trudniej, bo ani on nie mógł jej po prostu wyrzucić, ani ona nie odjechałaby spokojnie. Pod pozorami delikatności była twarda jak stal. Musi się jednak ugiąć, jeśli nadal będzie nieprzejednany. Mógł też wzmóc wysiłki, żeby się jej pozbyć, uprzykrzając jej, jak tylko się dało, pobyt u niego. Niezależnie od ryzyka skandalu, nie chciał, żeby lady Skye Wilde żyła w tym samym domu co on. Nie chciał jej serdeczności ani pociechy. Niczego kobiecego i subtelnego, co by mu boleśnie przypominało o jego stracie. Skierował ogiera w stronę przeciwną do zamku. Zamierzał przedtem wrócić do stajni, ale wolał trzymać się od niej z daleka, żeby Skye nie przypuściła znów na niego ataku swoim nieznośnym, upartym optymizmem i dźwięcznym śmiechem.
7
Hawkhurst unikał jej przez cały dzień. Podejrzewała, że robił to celowo, ale o zmroku zaczęła się martwić, że będzie wyczerpany konną jazdą bez żadnego odpoczynku. Pod wieczór tymczasowa gospodyni i służące odeszły. Został jedynie Thomas Gilpin, siwy staruszek, który pełnił w zamku funkcję stróża. Pracował tam od dawna i był świadkiem śmierci bliskich hrabiego, ale niezbyt chętnie odpowiadał, gdy go pytała o tę tragedię, może z powodu osłabionej pamięci. Wiedział jednak, gdzie podziewa się jego pan. Gdy wkładała płaszcz, zamierzając szukać hrabiego w stajniach, Gilpin oznajmił, że jego lordowska mość jest już w swoim gabinecie. Zrozumiała z rozdrażnieniem, że Hawkhurst wślizgnął się do domu chyłkiem, mimo że na niego czekała. Znalazła go w gabinecie. Leżał na sofie, zaglądając nieustannie do butelki. – Dobry wieczór, milordzie. Przyszłam zaprosić pana na wspólną kolację. Myślałam, że pan zgłodniał. Ledwie na nią spojrzał. – Myliła się pani. Nie dała się zbyć tak łatwo. – Zapoznałam się dzisiaj z pana dochodzącą służbą. Powiedziałam, że moja ciotka wkrótce przyjedzie. Zrobiłam to z uwagi na przyzwoitość. Kiedy Hawkhurst spojrzał na nią ostro, dodała pospiesznie: – Proszę się nie obawiać. Nie zaprosiłabym tu ciotki Isabelli bez pańskiego pozwolenia. – Dziękuję za uprzejmość – mruknął. – Poleciłam służącym wysprzątać ten duży pokój. Zaczęłam też sporządzać spis mebli wymagających naprawy lub wymiany. Uznałam, że skoro już muszę tu czekać, mogę w tym czasie zrobić coś pożytecznego. – Chyba nie żąda pani pochwał za te zbędne wysiłki? Zignorowała jego sarkazm. – Wspomniał pan, że Gilpin jest słaby i niedosłyszy. Wydaje mi się bardzo zacnym staruszkiem, ale niezdolnym do ciężkiej pracy, bo dokucza mu reumatyzm i bolą go stawy. Gotować też nie potrafi. Poprosiłam więc gospodynię, żebym jej mogła pomóc w ugotowaniu pańskiej zupy. Całkiem dobrze nam poszło, jeśli mi wolno powiedzieć. – Mówiłem, że nie jestem głodny. – Ale powinien pan coś zjeść. – Jadłem w południe ze stajennymi. – Przecież dużo czasu już minęło – odparła. Kiedy nie odpowiadał, Skye dodała łagodniejszym tonem: – Może by pan zechciał mi towarzyszyć? Widziała, że Hawkhurst usiłuje pohamować gniew. – Dziękuję, nie. Tamten pokój przywodzi mi na myśl zbyt wiele wspomnień. Poczuła wyrzuty sumienia. – W takim razie przyniosę zupę tutaj. – Proszę się nie trudzić. – To żaden trud.
– Lady Skye – powiedział w końcu niechętnie – nie potrzebuję, żeby ktoś wtrącał się w to, jak jem, a także jak piję. Skye, nie chcąc nalegać, wycofała się chwilowo z batalii i wróciła na dół, do kuchni, gdzie miała już przygotowaną dla Hawka potrawę, udziec barani z rożna. Dodała do tego budyń chlebowy, karczochy i kompot z gruszek, a potem ustawiła wszystko na tacy i nalała kufel mocnego piwa. Staruszek Gilpin poszedł już spać, więc w kuchni było cicho i spokojnie. Gdy Skye nagle dostrzegła za sobą jakiś cień, krzyknęła i odwróciła się gwałtownie. Hawkhurst zjawił się bez uprzedzenia, stąpając bezgłośnie. Wcale jej nie przeprosił, raczej wydawał się rad z tego, że ją przestraszył. Schwyciła się dłonią za serce i spojrzała na niego gniewnie. – Zrobił pan tak umyślnie, prawda? – Natręt taki jak pani całkowicie na to zasługuje. – To niegodna taktyka. – Może pani zaraz się stąd zabrać, skoro nie lubi mojej taktyki. Rozzłościła się. – Chce pan okazać się krańcowo niegościnny, żebym się wyniosła? – Ależ pani jest domyśla, no, no! Uśmiechnęła się. – Powinien pan wiedzieć, że niełatwo mnie onieśmielić. Musiałam sobie w rodzinie radzić z czterema władczymi mężczyznami. – Już mi to pani mówiła. – Co pan robi w kuchni? Mówił pan przecież, że nie jest głodny. – Wiedziałem, że nie zostawi mnie pani w spokoju – stwierdził, patrząc na tacę. – Woli pan zjeść tu czy w gabinecie? – Może tutaj. Zjedli wspólnie kolację przy stole dla służby, jak poprzedniego wieczoru. Hawkhurst wydawał się jednak czymś zgnębiony i ledwie spróbował jedzenia, wypił natomiast piwo. Skye, której ciężka, pełna napięcia cisza dawała się we znaki, usiłowała złagodzić jakoś nastrój i zażartowała sobie z Hawkhursta. – Przyznam, że rozczarował mnie pan, milordzie. Bohater nie powinien straszyć niewinnych kobiet i dzieci. – Raczej nie jest pani niewinna, a poza tym przecenia pani moje bohaterstwo. – Nie sądzę. Jest pan nadzwyczajnym człowiekiem. Skrzywił się. – Jeśli chce mnie pani sobie zjednać fałszywymi pochwałami, to się nie uda. Podziw Skye wcale nie był fałszywy. Choć może wyolbrzymiła w wyobraźni jego zalety, zasługiwał na miano bohatera. – Jest pan jednym ze Strażników Miecza, a to wystarczy, by go uważać za bohatera. Odparł jeszcze bardziej cierpko: – Nic pani o nich nie wie. – Chętnie bym się dowiedziała więcej. – Isabella mówiła za wiele. – Tylko dlatego, że chciała uzmysłowić mi, jak trudno mi będzie namówić pana do opóźnienia starań o żonę, żeby pomóc mojemu stryjowi. Obowiązki wobec Strażników stawia pan przecież najwyżej. – Nie mam ochoty o tym mówić.
– W takim razie o czym mamy rozmawiać? Upił znowu wielki haust piwa. – O niczym. Przydałoby się mi trochę spokoju i ciszy. Nie słyszała pani, że milczenie jest cnotą? – Słyszałam, ale uprzejma rozmowa również, lordzie Mruku. Przyjrzał się jej uważnie. – Umyślnie mnie pani prowokuje, co? – Miałam nadzieję, że uda mi się przemóc pańską apatię. Spojrzał na nią niechętnie i Skye intuicyjnie zrozumiała, że zrobiła fałszywy krok. Najwyraźniej nie był w nastroju do żartów, dała sobie więc z nimi spokój. – Potrafię milczeć, jeśli się bardzo postaram – powiedziała ze skruchą i zabrała się do jedzenia. Gdy spoglądała od czasu do czasu na niego, widziała, że patrzy w talerz, ale tak, jakby go nie dostrzegał. Przygnębienie nadal malowało się na jego przystojnej twarzy i wciąż zdawał się zatopiony w myślach. Chciała powiedzieć coś, co złagodziłoby jego nastrój, uznała jednak, że lepiej tego nie robić. Zaczął w końcu jeść, ale, jak podejrzewała, raczej machinalnie niż z głodu. Kiedy skończyli posiłek, wstał od stołu bez słowa. – Jeśli pan chce, żebym mu dotrzymała towarzystwa w gabinecie – powiedziała pospiesznie – chętnie to zrobię. Obiecuję, że nie będę panu zawracać głowy pomocą dla stryja. Uważam wprawdzie, że moglibyśmy dojść do porozumienia w tej sprawie, ale już o tym nie wspomnę. Nie doczekała się odpowiedzi. Hawkhurst wymamrotał tylko słowa znane jej aż za dobrze: – Proszę mnie zostawić w spokoju. Patrzyła w ślad za nim, gdy odchodził. Gdy znowu została sama, ogarnął ją smutek. Nienawidziła bezradności, ale jeszcze bardziej tego, że Hawkhurst wydawał się bez reszty zatopiony w ponurych myślach i z godziny na godzinę pogrążał się w nich coraz głębiej. Zaczął istotnie przypominać Bestię z baśni. A ona najwyraźniej nic nie mogła na to poradzić. W rzeczywistości Hawk zamierzał udać się do zniszczonego skrzydła domu, a właśnie Skye zawdzięczał, że mógł zdobyć się na to, do czego brakowało mu sił, odkąd przybył do zamku. To niegodne, żeby dał się pokonać temu domowi. Mimo to wrócił do gabinetu po kolejną butelkę brandy. Wiedział, że będzie jej potrzebował, by stanąć twarzą w twarz ze szczątkami pokoju syna. Musiał jednak zmierzyć się z przeszłością, obojętne, teraz czy później. Wziął też ze sobą lampę, chcąc oświetlić sobie drogę, i metalowy pręt, żeby odsunąć belki blokujące spalony korytarz od prawie dziesięciu lat. Pożar niemal całkowicie zniszczył kraniec skrzydła, poczynając od piętra, aż do pomieszczeń dla służby na poddaszu, nim dach się zapadł. Dopiero ulewny deszcz nie dopuścił do przeniesienia się ognia na resztę domu i przyległe budynki. Ściskało go w gardle, gdy usuwał belki, póki nie zrobił w nich otworu na tyle szerokiego, by mógł się przez niego przecisnąć. Woń stęchlizny i pleśni mieszała się ze słabą, ale gryzącą wonią dymu, choć może to wyobraźnia płatała mu figla. Gdy usiłował poradzić sobie z gruzem na posadzce, po ścianach tańczyły cienie. Wzbudzały w nim przerażające wspomnienia i ożywiały zgrozę, wciąż nawiedzając go w snach. Starając się utrzymać opanowanie, które tak bezlitośnie wymuszał na sobie, odpędził od siebie te obrazy i ostrożnie torował sobie drogę wśród ruin. Gdy dotarł do końca korytarza, dziura
ziejąca w podłodze zagrodziła mu drogę. Tu był pokój dziecinny. Przeszył go dotkliwy ból. Sądził, że niemal już zdołał zdusić w sobie żal, ale się mylił, bo tylko zakonserwował go w sobie. Czuł się teraz tak, jakby rąbano mu ciało na kawałki, a w piersi miał pustkę. Osunął się na zniszczoną posadzkę, wsparty plecami o ścianę. Wspomnienia narastały w nim z nieubłaganą siłą. W duszącym dymie, na wpół oślepiony, przedzierał się wtedy jak szaleniec przez płonące pokoje, nawołując schrypniętym głosem Elizabeth i Lucasa, tłukąc okna, by deszcz mógł dostać się do środka. Ale było za późno. Czołgał się na czworakach, gdy wymacał wreszcie ich bezwładne ciała w odległym krańcu sypialni niańki. Zginęli od dymu, nie od ognia – jedyna rzecz, za którą był wdzięczny losowi. Mógł sobie jednak wyobrazić, jak krzyczeli. Jakże straszne musiały być ich ostatnie chwile. Uniósł do ust butelkę z brandy i pociągnął potężny łyk, daremnie usiłując złagodzić ból. Skye znalazła go tam później, ale nie wiedział, od jak dawna tam był. – Po co pani tu przyszła? – spytał bełkotliwie. – Żeby… żeby zaspokoić nie… niezdrową ciekawość? – To… nie ma nic wspólnego z ciekawością… – odparła z wahaniem, cichym głosem, z trudem szukając odpowiednich słów. – Nie chciałam, żeby… żeby pan był tu sam w takiej chwili. Tylko że on chciał być sam. Zasłużył sobie na samotność, bo nie zginął razem z bliskimi. Uklękła przy nim, nie dotykając go wprawdzie, ale na tyle blisko, że czuł ciepło jej ciała. Ale on tego ciepła nie pragnął. Obyż ją diabli wzięli. Milczała tak długo, że stracił cierpliwość. – Chce pani wiedzieć, jak straciłem żonę i dziecko? – Tylko jeśli zechce mi pan sam o tym powiedzieć. Przeciągnął zeszpeconą ręką po twarzy. Widniały na niej ślady łez, ale nie czuł wcale, że płakał. – To… była… moja wina. Spojrzała na niego z powagą. – Mówiono mi całkiem co innego. Słyszałam, że desperacko próbował ich pan uratować. – Powinienem był tu być. – Znów napił się brandy. Cieszył się, że alkohol piecze go w gardle. – Jak to się stało? – spytała cicho. Nabrał z trudem tchu. – Pożar… wy… wybuchł… w pokoju dziecinnym. Niańka mojego syna upuściła przeklętą świecę… i zajęły się… firanki. A ona… ona uciekła… zostawiając Lucasa w łóżeczku. Elizabeth przybiegła… żeby go… szukać. – Tak strasznie mi przykro – powiedziała Skye po chwili. – Wyciągnąłem ich ciała. – Tak… wiem. – Całkiem spokojnie wyglądali, kiedy… kiedy ich znalazłem. Wyciągnąłem oboje… z ognia… Ktoś tam… zabrał je ode mnie… nim pułap się… zapadł. – Słyszałam – szepnęła, jakby tłumiąc łzy. – Kiedy sufit się zapadł, stracił pan przytomność i służba wyciągnęła pana z płonących ruin. Hawk przytaknął jej ruchem głowy i znów uniósł butelkę do ust. Ze złością spostrzegł, że była już prawie pusta.
– Kiedy się… ocknąłem, niczego… co kochałem… już nie było. Zaniósł się ostrym, gorzkim śmiechem. – A wcześniej…. jak na ironię… wybuchła cholerna burza! Tak lało, że za późno dojechałem… do domu. Za późno… dla mojej rodziny. Gdybym wrócił… pół godziny wcześniej… – Milordzie… nie może się pan oskarżać. – A właśnie że mogę, do diabła! To moja wina. Trzeba mi było być tutaj. I zginąć z… z nimi razem. Poczucie winy nękało go przez całe lata. A także gniew, że nie zdołał zapobiec śmierci Elizabeth i synka. Zaklął wściekle i cisnął butelką o ścianę. Szkło rozprysnęło się w drobne kawałki, resztka brandy utworzyła kałużę na posadzce. Skye drgnęła nerwowo, ale nie wstała. – Mam nadzieję – powiedziała łagodnie – że kiedyś zdoła pan sobie wybaczyć. Poczuł znów dziką złość, słysząc tę groteskową uwagę. – Wybaczyć sobie? Idźże sobie do diabła! Nie poruszyła się. – Nie mogę tu pana zostawić. Mógłby pan sobie zrobić jakąś krzywdę po pijanemu. Spojrzał na nią z wściekłością. Któż go powstrzyma od topienia zgryzoty w alkoholu lub ryzyka, że może sobie zrobić coś złego? – Precz stąd! – parsknął z tą samą zawziętością. Skye również spojrzała na niego. Wyczuwała ból, który wręcz z niego emanował. Rozpaczliwie pragnęła go pocieszyć, podobnie jak on chciał zrobić to zeszłej nocy. Hawkhurst upił się całkowicie, ale nie mogła go ganić ani za to, ani za wybuchy wściekłości. Może by mu trochę pomogło, gdyby cały swój gniew i żal zdołał wyrzucić z siebie. Nie chciała go jednak tak zostawić. – Nie może pan tu zostać przez całą noc. Ale jeśli tak, to zostanę i ja. – Ale z ciebie przeklęta, namolna sztuka, wiesz? – Wiem, milordzie, ale proszę ze mną stąd wyjść. Nie odpowiedział. Siedział nadal zamroczony i nic nie mówił. Bezradność doprowadzała Skye do rozpaczy. Czas się jej niewiarygodnie dłużył. Milczenie Hawkhursta mówiło o jego straszliwej izolacji i osamotnieniu. Gorąco zapragnęła objąć go i przytulić jego głowę do piersi. Po kolejnych kilku minutach zaklął w końcu dosadnie. – No dobrze… niech cię licho… pójdę stąd. Stanął na czworakach i usiłował się podnieść. Skye z ulgą sięgnęła po lampę i wstała, a potem objęła go w pasie i podtrzymała ramieniem. Szli, potykając się, po sczerniałym parkiecie i wilgotnym, przegniłym dywanie. Chłodny wiatr wnikał do środka przez dziury w okiennicach. Szyb od dawna nie było już w oknach, bo stłukł je tamtej strasznej nocy w daremnych staraniach, by deszcz mógł dostać się do środka. Skye słyszała o tym. Powrót ułatwił im wyłom zrobiony przez niego wcześniej w gruzach. Hawkhurst nie zataczał się już tak bardzo i mówił trochę mniej bełkotliwie, gdy zażądał, by zajść do gabinetu, kiedy prowadziła go ku schodom. – Trzeba mi jeszcze brandy. – Nie sądzę, żeby to było mądre. Gdy zaczął ją przeklinać, przerwała mu ostro. – Może mnie pan zwymyślać rano. Teraz zaprowadzę pana do łóżka.
Przebrnęli powoli przez schody i mozolnie posuwali się wzdłuż korytarza wiodącego do jego sypialni. Skye weszła tam z nim i zostawiła Hawkhursta stojącego pośrodku pokoju, chcąc najpierw postawić lampę na stole i zdjąć kapę z łóżka. Potem zażądała, by siadł na brzegu materaca, ale on nadal stał chwiejnie na środku z zamkniętymi oczami, ignorując jej słowa. – Trzeba, żeby pan położył się spać, milordzie. Zmęczył się pan ogromnie. – Nie… mogę. Nie chcę… koszmarów. Wyczuła w nim tak wielkie zgnębienie, że jeszcze bardziej zapragnęła objąć go uściskiem. Nie mogła jednak okazywać mu litości. Uznała, że najlepiej będzie potraktować go jak brata lub kuzyna. – Jeśli nie położy się pan zaraz i nie zaśnie, to daję słowo, że przeszukam cały dom i gdy znajdę choćby jedną butelkę brandy, wyleję ją za okno. Po tej groźbie otworzył jedno oko i próbował na nią spojrzeć. – Nie ośmie… lisz się. – Może się pan sam przekonać. Usiłowała tylko uśmierzyć jego ból i w pewnej mierze się jej to jednak udało. Hawkhurst stęknął ciężko i opadł na łóżko, a potem legł bezwładnie na boku i znów zamknął oczy. Skye z wysiłkiem zdjęła mu z nóg dopasowane buty, a potem zaczęła ściągać z niego surdut. Kiedy zdołała dźwignąć na łóżko obie jego nogi, obrócił się ku niej i wcisnął twarz w poduszkę. Skye przeszła na drugą stronę łóżka, położyła się obok i naciągnęła na nich kołdrę, nie dbając ani trochę o przyzwoitość. Przecież już wcześniej połączyła ich całkowicie intymna sytuacja. W porównaniu z nią spędzenie nocy w jego sypialni było błahostką. Nie mogła pozwolić, żeby teraz został sam. A ona też nie chciała być sama. Przysunęła się bliżej do niego, objęła go w pasie i przycisnęła czoło do jego pleców. Dziwna rzecz, ale Hawkhurst wytrzeźwiał na tyle, żeby mruknąć: – Będziesz spać ze mną dzisiaj? – Tak. – Zamierzasz mi się znów oddać? – Nie. Żałowała tego zresztą, bo pragnęła go niesłychanie. Nie była to jednak odpowiednia chwila. Chciała teraz złagodzić tylko jego ból, ogrzać go, pomóc mu zasnąć. Kiedy zaczęło go przenikać bijące od niej ciepło, stęknął ponownie. Wkrótce potem odprężył się i zaczął równo oddychać. Skye trudniej niż jemu było zasnąć. Wciąż widziała przed sobą jego oczy, zagubione i ponure. Nie zasługiwał na takie cierpienie, uznała nie po raz pierwszy. Zrobiłaby wszystko, co w jej mocy, żeby je tylko zmniejszyć. Wtuliła nos w jego włosy, wdychając ich zapach, i ponownie zaczęła rozmyślać o swoich własnych rozterkach. Obejmowanie go wydawało się jej czymś niezwykle naturalnym. Czy rzeczywiście był jej przeznaczony na męża? Tego dnia zyskiwała coraz większe przekonanie, że tak jest naprawdę. Jakże łatwo mogłaby się w nim zakochać. W ciągu jednego dnia jej dziewczęce zauroczenie przeobraziło się w coś o wiele silniejszego. Ale czy zdoła sprawić, by i on ją pokochał? To była zupełnie inna kwestia. Gdyby nawet się jej nie udało do tego doprowadzić, chciała zrobić wszystko, byle tylko złagodzić jego los. Zapragnęła, by jej misją stało się uratowanie go przed fatalną przyszłością, czyli małżeństwem z młodą, nieśmiałą panną, której nie był w stanie pokochać.
Gdy wreszcie zmusiła się, by zamknąć oczy, przyrzekła sobie, że uwolni go od wspomnień o przeżytej tragedii, choćby nawet miało ją to drogo kosztować.
8
Zbudziło go wczesnym rankiem gwałtowne stukanie do drzwi. Głowa mu beznadziejnie ciążyła, ale siadł i rozejrzał się po sypialni. Skye znikła. Gdy stukanie rozległo się ponownie, schrypniętym głosem powiedział, żeby wejść. Do środka wsunął się Thomas Gilpin z dużym kubkiem. Siwy, brodaty i drobny, wyglądał niczym gnom. Służył w zamku od wielu dziesiątków lat, a po pożarze poprosił, by raczej pozostawić go tutaj jako dozorcę, niż całkowicie zamknąć Hawkhurst Castle. Niewiele mówił i był dosyć zgryźliwy, co zazwyczaj odpowiadało Hawkhurstowi. – Milady mi przykazała, żebym to panu przyniósł, milordzie – powiedział życzliwym tonem, zbliżając się do łóżka. – Co to jest? – spytał Hawkhurst nieufnie. – Jakaś mikstura, dobra podobno na ból głowy, tak mi mówiła. Ale przepisu nie znam, bo to sekret, tak że nie potrafię panu powiedzieć, z czego to zrobione. No i jeszcze przykazała mi tu zostać, póki pan wszystkiego do dna nie wypije. Hawk utkwił wzrok w starym słudze, który się nieoczekiwanie uśmiechnął, ukazując liczne szczerby w zębach. – A jakby pan chciał jeszcze czego, milordzie, to trza zejść na śniadanie. Milady kazała. – Coś podobnego. – Ano, tak. Mówiła, że nie chce, żebym ciężką tacę nosił po schodach, bo ręce mam za słabe. Zacna z niej kobita, ot co. Najwidoczniej Skye zdołała oczarować starego sługę, ale Hawk uznał, że on się temu urokowi nie podda. Kiedy wskazał groźnie drzwi i warknął: „Precz!”, Gilpin tylko zachichotał i postawił kubek na stoliku obok łóżka. – A jakże, pójdę sobie, milordzie, ale milady rada temu nie będzie. Służący wycofał się z pokoju i zamknął za sobą ostrożnie drzwi. Gdy Hawk został sam, potarł zarośniętą już twarz i zaczął się zastanawiać, co właściwie czuje. Był krańcowo wyczerpany, ale jego wybuch zeszłej nocy zdołał częściowo złagodzić ból. Wyspał się też porządnie, po części dlatego, że Skye dzieliła z nim łóżko. Stwierdził z rozdrażnieniem, że brak mu jej ciepła tego ranka. Niezależnie od uczuć, jakie wzbudzał w nim kłopotliwy gość, był już czas, żeby się otrząsnął z odrętwienia. Miał całkiem dosyć użalania się nad sobą. Wypił zawartość kubka, choć była obrzydliwie gorzka, a potem wstał i włożył strój do konnej jazdy. Powinien był się wykąpać i ogolić, żeby należycie wyglądać, ale uznał, że jak na tę okazję, jego swobodny ubiór jest wystarczający. Gdy wychodził z sypialni, poczuł, że w głowie przestało mu dudnić. Jeszcze dziwniejsze było, że wrócił mu apetyt. Zeszedł do kuchni, gdzie zastał Skye przy stole dla służby. Sporządzała właśnie coś, co wyglądało na listę porządków i reperacji w jego domu. Patrzyła na niego bez słowa przez chwilę, nim odłożyła pióro i uśmiechnęła się. – Chyba czuje się pan trochę lepiej. – Muszę podziękować za miksturę – powiedział mniej zgryźliwie niż zwykle. – To przepis mojego kuzyna Jacka, rezultat wielu mozolnych eksperymentów oraz
naukowej wiedzy Quinna. Obydwaj ręczą za jego skuteczność. Pańskie śniadanie wciąż jeszcze jest ciepłe. Proszę usiąść, zaraz je przyniosę. Jej pogodne zachowanie dawało do zrozumienia, że wolała pominąć milczeniem wydarzenia ostatniej nocy, za co Hawk był jej szczerze wdzięczny. Wstała z gracją i zniknęła na chwilę w kuchni, po czym powróciła z zakrytym talerzem. Gdy znów usiadła przy stole, Hawk powiedział niespodziewanie: – Postanowiłem zająć się sprawą pani stryja. Wyglądała na szczerze uradowaną. – Czy mogę spytać, dlaczego zmienił pan zamiar? Dlaczego? Bo potrzebował zarówno działania, jak też uwolnienia się od widm, które w tym domostwie nie dawały mu spokoju. Prócz tego pragnął zasłużyć na wdzięczność Isabelli. Przez całe lata przyjaźniła się z nim serdecznie, zwłaszcza w pełnych smutku dniach, kiedy po raz pierwszy przybył na Cyrenę, a teraz uważał Bellę niemal za własną krewną. – Jestem to winien Isabelli. – Spodziewałam się, że może pan tę sprawę tak właśnie odczuwać. Kiedy więc zaczynamy? – spytała skwapliwie. – Powinienem ułożyć plan postępowania. Przede wszystkim chciałbym przeczytać listy pisane do pani stryja Corneliusa przez jego ukochaną. – Nazywała się Rachel Pearse, nim poślubiła barona Farnwella, ale zapewne ukrywa się pod innym nazwiskiem. – Postąpiłaby całkiem rozumnie. Skye poszła do swojej sypialni po plik listów i wkrótce z nim wróciła. Po śniadaniu Hawk przeczytał każdy z nich dwukrotnie, szukając w nich jakichś wskazówek. Skye nie powiedziała ani słowa, póki nie skończył czytać ostatniego. – Czy znalazł pan coś istotnego? – Jak na razie nic, co mogłoby mi się przydać. A Irlandia to spory kraj. Żeby dokładniej określić miejsce, gdzie schroniła się lady Farnwell, musiałbym najpierw wysondować tę położną, która obojgu pomagała. – Nie będzie to trudne. Peggy Nibbs mieszka w Brackstone, w hrabstwie Kent, tylko jakieś dwie godziny drogi stąd. Możemy pojechać do niej i wrócić jeszcze tego samego dnia. Spojrzał na nią znad ostatniego listu. – Jacy znów „my”? – Peggy Nibbs zapewne nie zechce zdradzić panu sekretów, które zachowywała przez wiele lat, bo jest pan dla niej kimś obcym. Poza tym ja już wyciągnęłam z niej wszystko, co się tylko dało. Nie pamięta zbyt wiele. – Ale ja mógłbym wyciągnąć z niej więcej, zadając właściwe pytania. W błękitnych oczach Skye błysnęło rozbawienie. – Ach, powinnam się była domyślić, że wy, Strażnicy Miecza, stosujecie takie metody, o jakich my, zwykli ludzie, nie mamy pojęcia. Hawk zignorował jej prowokacyjne słowa. – Jeśli ma mi pani towarzyszyć, proszę być gotową do wyjazdu za godzinę. – Jak pan sobie życzy. Obiecuję, że nie opóźnię podróży. – A także będzie pani musiała robić dokładnie to, co powiem. Zawahała się przez chwilę nad jego żądaniem. – Zgoda – odparła życzliwym tonem. – Pan jest przecież szpiegiem, będę więc polegać na pańskiej znajomości rzeczy. Z pewnością pan będzie najlepiej wiedział, jak postąpić. Czy nie powinniśmy raczej posłużyć się pańskim powozem i służbą zamiast moich? Oczywiście pokryję
wszelkie wydatki. – Nie będzie to konieczne. – Ale uczciwe. Poniesie pan duże koszty z mojej przyczyny, a mnie stać na to, żeby je zwrócić. Mam własne pieniądze, które mi zostawiła matka. Była francuską arystokratką, ale zdołała uniknąć śmierci za Rewolucji, poślubiając mojego ojca, angielskiego hrabiego. Hawk spytał podejrzliwie: – Czy już się pani zaczyna ze mną spierać, lady Skye? – Ależ skąd. Nigdy bym się ośmieliła. Uśmiechnął się pod nosem. Rozbawiło go jej udawane posłuszeństwo. Skye przyjęła jego uśmiech z zadowoleniem. – Cieszę się, że przestał pan wreszcie być ponurakiem. Jest pan o wiele przyjemniejszym człowiekiem, kiedy nie burczy pan i nie prycha. Nie potrafił ukryć rozbawienia. – Proszę się nie spodziewać, że mój dobry nastrój długo potrwa. – Nazywa pan to dobrym nastrojem? – spytała ironicznie. Hawk pohamował chęć ciętej odpowiedzi i zwrócił jej pakiet listów, a potem wskazał na drzwi: – Lepiej niech pani stąd teraz wyjdzie, milady. Zamierzam wykąpać się tutaj, żeby Gilpin nie musiał dźwigać całych wiaderek gorącej wody na piętro. – Ależ oczywiście. Przebiorę się tylko w strój podróżny, żeby być gotowa do wyjazdu. Gdy jednak ociągała się z odejściem, zaczął wyciągać koszulę ze spodni. Ku jego rozbawieniu Skye pospiesznie zgarnęła listy i wycofała się, aby tylko nie ujrzeć go rozebranego. Uznał, że tę potyczkę wygrał, był jednak pewien, że następne nie będą równie łatwe. Wprawdzie Skye jak najbardziej chciała pozostawić Hawkowi wolną rękę w wybadaniu położnej, ale była zadowolona, że zyskała sposobność do wywabienia swojej Bestii z legowiska. Nie chciała, żeby wciąż rozpamiętywał swój ból, a podsunięcie mu jakiegoś celu było najlepszym sposobem, by go od tego uwolnić. Była gotowa do wyjazdu po godzinie, tak jak obiecała, i spotkała się z nim na stajennym dziedzińcu, gdzie czekały już jego powóz i zaprzęg. Jeśli podobał się jej nawet z zarostem na podbródku i w stroju wiejskiego dżentelmena, to wyglądał wręcz zabójczo przystojnie z gładko wygoloną twarzą, czysto umytymi, lśniącymi czarnymi włosami i śnieżnobiałym halsztukiem, który podkreślał harmonijne rysy smagłej twarzy. Ubiór, jaki nosił, świetnie zaś pasował do jego sylwetki. Doskonale skrojony surdut perfekcyjnie uwydatniał szerokie ramiona, a płaszcz z pelerynką zdawał się wręcz spływać z ramion. Skye po raz kolejny poczuła się tak, jakby motyle skakały jej w żołądku, gdy pomógł jej wsiąść do powozu i usiadł przy niej. Podróż do Kent trwała dość krótko. Hawkhurst mówił niewiele, ale Skye, niespodziewanie dla samej siebie, opowiedziała mu wszystko o swojej rodzinie i o tym, jak weszła do niej Isabella. Dopiero gdy dojeżdżali do niewielkiej wioski Brackstone, zdała sobie sprawę, jak zręcznie z niej wszystko wydobył pytaniami, podczas gdy ona nie dowiedziała się w gruncie rzeczy niczego o nim. Uznała, że to najbardziej zagadkowy człowiek, z jakim się kiedykolwiek zetknęła. Dziwiło ją, że pod zasłoną gęstych czarnych rzęs jego szare oczy zdolne są ukryć wszelką emocję. Podejrzewała, że jego przejmujące wyznania z zeszłej nocy będą jedynymi, jakie zdoła od niego usłyszeć. Obrośnięty bluszczem domek Peggy Nibbs był ładny i porządnie utrzymany, ale dość pospolity, tak że Hawk ze swoją aurą elegancji i siły wydawał się w nim kimś nie na miejscu. Kiedy Skye powiedziała, kim są, stara kobieta wyglądała początkowo na onieśmieloną, ale po
kilku filiżankach gorącej herbaty, którą im nieśmiało zaofiarowała, Hawkhurst z powodzeniem ją sobie zjednał i uprzejmą indagacją zdołał ożywić jej pamięć, by wydobyć z niej to, co wiedziała o ucieczce lady Farnwell sprzed ponad dwudziestu lat. Skye przysłuchiwała się ich rozmowie z rosnącą fascynacją. Pani Nibbs wiedziała mniej więcej, gdzie Rachel zamierzała szukać schronienia, ale nie znała nazwy hrabstwa, choć twierdziła, że zaczyna się ona na „Kil”. Przypomniała sobie jednak, że nie chodziło o jakieś duże miasto niedaleko Dublina, ale o wioskę. Zapytana, czy leżała ona koło jeziora, nad morzem czy w górach, zdołała sobie przypomnieć tylko tyle, że był tam jakiś zamek. Lady Farnwell, jej zdaniem, mogła przybrać nazwisko dalekiej krewnej brzmiące jakby z hiszpańska, bo kojarzyło się jej z osławionym uwodzicielem, Don Juanem. Kiedy Hawkhurst podsuwał jej kolejno Donovana, Donaghue i O’Donnella, skinęła w końcu głową: – Może Donnelly. Chyba właśnie tak się nazwała. Coś mi się zdaje, że milady wspominała o imieniu Meg, a to się rymowało z moim, Peg. Kiedy Hawkhurst skończył ją wypytywać, Peggy Nibbs odetchnęła z wyraźną ulgą. – Ogromnie się cieszę, że ten sekret wyszedł na jaw. Nie chciałam go zabierać ze sobą do grobu. Łza stoczyła się po jej pomarszczonym policzku. – Oby pan teraz znalazł milady! Kamień by mi spadł z serca. Okrutnie mnie nękało, że nie wiem, co się z nią dzieje. – Jeśli jeszcze żyje, to będzie można ją znaleźć – zapewnił Hawkhurst staruszkę. Peggy Nibbs najwyraźniej mu uwierzyła, bo pociągnęła z wdzięczności nosem i wmusiła w niego jeszcze jedną filiżankę herbaty. – Ale jakby ją pan jakimś cudem znalazł, proszę nowemu lordowi Farnwellowi nie mówić, gdzie ona jest – poprosiła ze smutkiem. – Edgar to nic dobrego, podły i skąpiradło, całkiem na kształt ojca, choć może nie tak podły i okrutny jak tamten. Ale źle się obchodzi ze swoją przyrodnią siostrą, panną Daphne. Skye wiedziała, że Daphne to opuszczona przez Rachel Farnwell córka, a Edgar, obecny baron, jest od niej o dwa lata młodszy. William, mąż Rachel, ożenił się bowiem ponownie w rok po jej domniemanym utonięciu. Na odchodnym Skye uściskała starą położną i podziękowała jej za pomoc, obiecując, że dowie się jako pierwsza, czy lady Farnwell odnaleziono. W powrotnej drodze Skye wyraziła Hawkhurstowi swój szczery podziw. – Zdobył pan dużo więcej wiadomości, niż uważałam za możliwe. – Powinna pani była bardziej mi ufać. – Słusznie. A co teraz? – Najpierw przyjrzę się mapie Irlandii. Może łatwiej będzie znaleźć Rachel w wiosce niż w dużym mieście. Ale zasięgnę chyba rady u mojego londyńskiego kolegi i poproszę go o pomoc. Skye zaniepokoiła się nieco. – Czy musi pan w to włączać kogoś innego? Spodziewałam się, że poszukiwania będą dyskretne. Nie powinniśmy ujawniać sekretów lady Farnwell przed ludźmi, zwłaszcza że może to zaszkodzić Daphne. – Ale Macky jest Irlandczykiem i może się orientować, gdzie należałoby szukać jej matki. – Czy to także szpieg? Hawkhurst nie zniżył się do odpowiedzi na jej prowokujące pytanie. – Od razu pojadę do Londynu, żeby spotkać się z nim jeszcze dzisiaj, ale najpierw
odwiozę panią do domu. Nie chciała się z nim spierać, bo w Londynie znało ją zbyt wielu ludzi, a całe towarzystwo uważało, że Skye przebywa w Tallis Court, rodzinnej siedzibie Traherne’ów. Wolała podtrzymywać tę fikcję. – W czym mogę jeszcze pomóc? – spytała Hawkhursta. – Proszę się nie martwić. Już ja się tym zajmę. – Zamierza pan samodzielnie poszukać lady Farnwell? – Być może. Chciałbym to omówić z tym kolegą. – Mogłabym przecież panu towarzyszyć w Irlandii. Stryj Cornelius jest moim krewnym. Powinnam mieć swój udział w odnalezieniu jego ukochanej. Może udałoby mi się namówić ją do powrotu i ponownego połączenia się z nim i z córką? – Może pani napisać do niej list. – A jeśli lady Farnwell mu nie uwierzy? Gdybym udała się do niej osobiście, miałabym na to więcej szans. – Zbędny pośpiech – odparł spokojnie Hawkhurst. – Najpierw musimy ją znaleźć, a potem pomyślimy, co dalej. Może mi pani ufać. Na pewno postąpię, jak należy. Rzeczywiście, ufała mu, co uświadomiła sobie nagle. W akcji wydawał się wręcz fascynujący – dynamiczny, stanowczy, bystry, ale też serdeczny. Właśnie serdecznością ujął starą Peggy. Uznała, że jest właśnie takim człowiekiem, a nie posępnym odludkiem lub zbolałym wdowcem, jakim się jej wydawał przez ostatnie dwa dni. Gdy jednak znaleźli się z powrotem w zamku, znów powrócił jego poprzedni nastrój. Wchodząc z nią do frontowego przedsionka, powiedział: – Poprosiłem gospodynię, żeby została tu przez kilka następnych nocy w charakterze pani przyzwoitki. – Czy obawia się pan być ze mną sam na sam? – spytała wesoło, ale najwyraźniej on miał już dość żartów i spojrzał na nią z niechęcią. – Moglibyśmy chociaż zjeść razem obiad dzisiejszego wieczoru? – spytała go. – No, dobrze – mruknął z niechęcią. – Ale teraz pomyślę o sprawie pani stryja. Zobaczymy się o siódmej. O siódmej przyszedł do kuchni, znów w swoim dość niedbałym stroju. Ciało Skye wyrywało się wprost do niego, ale usiłowała się pohamować, gdy usiadł koło niej za stołem. Menu było tym razem bardziej odpowiednie dla kogoś jego rangi, a obiad nie miał już tak prywatnego charakteru jak przedtem, bo Hannah Yeats, gospodyni, oraz Maria i Betty, służące, biegały ciągle tam i z powrotem, podając mnóstwo talerzy. Podczas obiadu Hawkhurst oznajmił jej, że pchnął posłańca do Londynu, by wezwać Macky’ego. Beau Macklin – bo tak naprawdę brzmiało jego nazwisko – był przedtem aktorem, ale niczego więcej się nie dowiedziała prócz tego, że zapewne przyjedzie rankiem. Kiedy skończyli jeść, Hawkhurst wstał, chcąc odejść. – Czy nie zagrałby pan ze mną w szachy? – spytała. – Ciotka Isabella mówiła, że pan to potrafi, a ja przywiozłam komplet figur ze sobą. – Naprawdę? – spytał, przypatrując się jej uważnie. – A więc miała pani pewność, że pozwolę jej tu zostać? Spojrzała na niego rozbawiona. – Nie pewność, tylko nadzieję. Muszę pana uprzedzić, że jestem dosyć dobra w tej grze, odkąd brat mnie jej nauczył. Quinn jest błyskotliwym strategiem. – Może zagramy kiedy indziej. – Nie chce pan przegrać z kobietą?
Oczy mu podejrzanie błysnęły. – Znów mnie pani usiłuje rozerwać, lady Skye? – No, cóż – ma pan rację. Myślę, że trochę rozrywki dobrze by panu teraz zrobiło, bo w przeciwnym razie znów się pan zaszyje w gabinecie i przez cały wieczór będzie pił brandy. Skrzywił się niechętnie. – Po ostatniej nocy straciłem jakoś wszelką ochotę na picie brandy. Czuła, że osiągnęła jakiś postęp, skoro zdolny był sobie zażartować z jej nadmiernej troskliwości. Okazał się wspaniałym szachistą, co szybko odkryła, kiedy poszli do jego gabinetu. Wygrał z nią z miejsca dwa razy, a trzecią partię też, choć już nie tak błyskawicznie. Kiedy stłumiła ziewnięcie, uznał, że powinni się położyć. – Osobno? – spytała, choć domyślała się odpowiedzi. – Chyba nie powinniśmy spać w tym samym pokoju, skoro pani Yeats tutaj zostaje. Odpowiedział jej oschłym tonem: – Pani domysły są słuszne. Nigdy już zresztą nie będziemy spać w jednym pokoju. Skye powstrzymała się od sprzeciwu, choć miała szczerą nadzieję, że zdoła go przekonać do zmiany zdania. – A jeśli znów nawiedzą mnie koszmary? Albo pana? – Będziemy to musieli znieść. Hawkhurst zaprowadził ją do sypialni, a potem się rozstali. Skye z wielkim żalem patrzyła, jak odchodził, ale raz jeszcze poczuła nadzieję, że trochę się nią zainteresował. Kiedy spotkali się w kuchni przy śniadaniu, znów nawiedziły go gwałtownie wspomnienia ich wspólnej nocy, których nie chciał rozpamiętywać. Znów też poczuł ucisk w pachwinie i z trudem udało mu się to ukryć. Na szczęście przed południem przyjechał Macky i wyzwolił go od erotycznych fantazji. Macky również był jednym ze Strażników Miecza. Ten rudy Irlandczyk, uroczy flirciarz, ostatnio ożenił się całkiem nieoczekiwanie ze spokojną młodą pięknością, lady Claire Montlow. Starsza siostra Claire, hrabina Hayden, mniej już nieoczekiwanie wyszła za jednego z przyjaciół Hawka i również Strażnika, Alexa Rydera. Macky i jego świeżo poślubiona żona pozostali w Anglii, natomiast Ryderowie osiedli na Cyrenie. Skye, która miała równie wiele osobistego uroku jak Macky, tak zręcznie zawróciła w głowie Irlandczykowi, że przyznał się jej do okazjonalnej współpracy z Foreign Office. Nie zaspokoiło to w pełni jej ciekawości – zachłannej, jak powiedziałby Hawk – ale wolała nie być zbyt natrętna. Hawk polecił jej powtórnie opowiedzieć historię romansu stryja, a potem zdał przyjacielowi sprawę z tego, czego się dowiedział podczas rozmowy z Peggy Nibbs. Potem zaprosił Skye, by do nich dołączyła, a Macky rozłożył mapę Irlandii. W końcu postanowili skoncentrować poszukiwania na obszarze leżącym najbliżej Anglii, co zgadzało się ze wspomnieniami Peggy. W hrabstwie Kilkenny znajdowało się spore miasto o tej samej nazwie skupione wokół średniowiecznego zamku, a także drugie, mniejsze, a nazwie Castlecomer, położone nieco dalej na północ. Region ten miał jeszcze jedną zaletę: był bowiem znany z handlu rasowymi końmi i miejscem słynnych wyścigów. Na rozległej równinie Curragh w hrabstwie Kildare znajdowało się zaś wiele stadnin ogierów pełnej krwi. Macky miał się tam udać na zwiady jako rzekomy agent handlowy lorda Hawkhursta, który pragnął jakoby kupić jednego z tych koni do swojej stajni. Hawk miał w Irlandii sporo
znajomości, bo nieraz tam jeździł, lecz Macky z uderzającą łatwością potrafił się wtopić w lokalną społeczność, a więc łatwiej by mu też przyszło wypytywać ludzi, jak wyjaśnił Skye. – A więc robił już pan przedtem coś takiego? – zauważyła. – A jakże, milady – odparł Macky, puszczając do niej oko. Hawk wyjaśnił jej to całkiem rzeczowo: – Gdy Macky wybierze się tam jako pierwszy, wzbudzi to mniej podejrzeń i przyspieszy poszukiwania. A ja przyjadę kilka dni później, gdy już uporządkuję sprawy w domu. Nim Macky się pożegnał, Hawk dał mu kilka dodatkowych instrukcji: – Kiedy stamtąd wrócisz, chciałbym, żebyś się dowiedział możliwie najwięcej o zmarłym baronie Williamie Farnwellu, jego synu Edgarze i córce lady Farnwell, Daphne. Powinieneś wynająć w tym celu Lincha, żeby zaczął już robotę, kiedy ty wyjedziesz. – Kim jest Linch? – zapytała Skye. – Agentem policyjnym z Bow Street, który potrafi dostrzec różne drobiazgi. Prywatna agencja z Bow Street ścigała wprawdzie złodziei, ale Horace Linch słynął z różnych umiejętności, na które niegdyś liczyli Strażnicy Miecza. Kiedy Skye zmartwiła się wyraźnie, że jeszcze jeden obcy człowiek będzie zamieszany w smutną historię romansu stryja, Hawk zapewnił ją: – Możesz liczyć na dyskrecję Lincha. Macky obiecał jej to samo i zabrał ze sobą miniaturowy portrecik Rachel, który mógł mu się przydać podczas poszukiwań, a potem pożegnał się. Kiedy Hawkhurst znów został sam ze Skye, podziękowała mu za osobisty wkład w sprawę odnalezienia lady Farnwell. – A zatem za kilka dni wyjedzie pan do Irlandii? – Tak. Im szybciej, tym lepiej. Przedtem jednak będę musiał tu wiele zrobić, ale kilkudniowa zwłoka pomoże Macky’emu zacieśnić teren poszukiwań. Zgodziła się z tym. – Dobrze, że pan stąd wyjeżdża. Nawet gdyby musiał pan przewędrować całą Irlandię wszerz i wzdłuż w sprawie mego stryja, pańska nieobecność tutaj, kiedy będzie się wyburzać spaloną część zamku, będzie czymś właściwym. Hawk spojrzał na nią ostro. – Nie chcę, żeby mnie pani pocieszała. Nie trzeba mi tego. – Ależ właśnie że trzeba! Każdy tego potrzebuje, tak czy inaczej, pan nie jest wcale wyjątkiem. A ja posiadam pod tym względem pewne doświadczenie, bo mam dużą rodzinę i sporo przyjaciół. Hawk na próżno usiłował ukryć uśmiech. Pod pewnymi względami cenił sobie tę jej cechę. Miała doprawdy bardzo czułe serce i dlatego nie chciała pozwolić, by pogrążał się w bólu. Nie mógł jednak zgodzić się na jej wsparcie, bo przeczyło to jego zasadom. Przez następne dwa dni starał się trzymać tak daleko od niej, jak tylko mógł. Przed odjazdem poczynił najważniejsze przygotowania. Pierwszym z nich było posłanie po architekta w celu ostatecznego rozpoczęcia robót nad przebudową. Robotnicy mieli zacząć pracę wcześniej, niż poprzednio planował, i w taki sposób, by wyburzanie zniszczonego skrzydła było już w toku po jego powrocie do Anglii. Potem należało wezwać listownie Isabellę, która miała czuwać nad Skye. Nigdy by nie pozostawił jej samej na tak długo bez towarzystwa godnej szacunku krewnej, chcąc uniknąć plotek. Był jednak zadowolony, że może się teraz czymś zająć. Skye miała rację. Wyjazd pozwoli mu uniknąć zarówno nieznośnego hałasu, jak i widm przeszłości.
Jeszcze bardziej go ucieszyło, że będzie mógł później zacząć starania o rękę bratanicy sir Gawaina. Przykra konieczność nadskakiwania nieśmiałej panience ani trochę go nie pociągała. Choć było to dziwne, Skye nie żądała, by mogła mu towarzyszyć w podróży do Irlandii. Zapewniała natomiast, że będzie mieć mnóstwo do roboty podczas jego nieobecności. Nadzorowała już tymczasową służbę i zatrudniła pracowników stajni, w tym jego własnych stajennych, przy porządkowaniu oraz urządzaniu na nowo domu. Napisała też do kuzynki, Katharine Wilde, w sprawie wynajęcia służby za pośrednictwem londyńskiej agencji, poczynając od gospodyni i kamerdynera, choć ostateczną decyzję pozostawiła Hawkowi. Na ogół wszystko szło po jego myśli. Nawet kontakty z natrętnym gościem nabrały charakteru przyjaznego rozejmu, a Skye nie nękała go więcej pytaniami o przeszłość. Nie wydawała się też szczególnie zmartwiona tym, że zostawia ją samą. Ostatniej nocy przed odjazdem obudził go nad ranem głośny szmer koło sypialni. Obawiając się, że Skye znów nękają koszmary, Hawk otworzył drzwi na tyle szeroko, by dojrzeć, jak przemyka się ona na palcach przez korytarz z osłoniętą lampą w dłoni. – Wracam do siebie – wyjaśniła szeptem, gdy go spostrzegła. – Nie mogłam zasnąć, więc poszłam do kuchni po szklankę ciepłego mleka. Nawet w półmroku dojrzał jednak, co miała na sobie. – Po co więc włożyła pani strój podróżny? Podejrzliwy ton Hawkhursta wcale jej nie zaniepokoił. – Nie wzięłam ze sobą szlafroka, kiedy tu jechałam. Hawk przypomniał sobie wówczas, że postanowił nie pożyczać jej żadnej z rzeczy należących niegdyś do zmarłej żony. Mógł wprawdzie dać Skye któryś z własnych szlafroków, ale porzucił tę myśl, bo uznał, że wzbudziłoby to w nim niepożądane fantazje. Kiedy życzyła mu uprzejmie dobrej nocy, nie odpowiedział. Ze zmarszczonym czołem widział, że wślizgnęła się do swego pokoju, a potem wrócił do łóżka. Wstał o wczesnej porze, ale ona musiała widocznie spać. Z niespodziewanym rozczarowaniem przekonał się, że nie zeszła na śniadanie, żeby się z nim pożegnać. Kiedy wyszedł na dziedziniec stajni, gdzie czekał już na niego zaprzężony powóz, lokaj otworzył przed nim drzwiczki i cofnął się. Hawk już niemal do niego wszedł, gdy spostrzegł, że jest tam również ktoś jeszcze. Skye siedziała w kącie karety, ubrana w strój podróżny i płaszcz. Najwyraźniej wślizgnęła się tam, gdy on jadł śniadanie, a może nawet wcześniej. Opadł powoli na siedzenie i pokiwał głową z niedowierzaniem, ale też pełen uznania. – A więc dlatego wychodziła pani w nocy? Wcale nie po ciepłe mleko? – Ano, właśnie – przyznała. – Potrzebowałam jakiejś wymówki, gdyby przyłapał mnie pan na korytarzu. W nocy przemyciłam tu sakwojaż, a rano ukryłam się w środku, bo nie chciałam, żeby mnie pan dostrzegł i wykłócał się ze mną wobec służby. – O cóż to mielibyśmy się kłócić? – spytał z sarkazmem. – Na pewno sprzeciwiłby się pan moim zamiarom. Jedziemy razem do Irlandii i już! – oznajmiła pogodnie. – Nie, nie pojedzie pani. – W tym celu musi mnie pan własnoręcznie wyrzucić z powozu. – Proszę nie myśleć, że się przed tym cofnę. – Jeśli tak, to pojadę za panem moim własnym. Nie widzę powodu, żebym miała w dwójnasób płacić za szukanie ukochanej stryja. – Nie może pani jechać w tak daleką podróż razem ze mną. Moje poszukiwania potrwają co najmniej tydzień. Skye i na to znalazła odpowiedź.
– Nic sobie nie robię ze skandalu, nie pamięta pan? Będę nosić na twarzy woalkę, żeby skryć moją tożsamość i uchodzić za pańską owdowiałą kuzynkę, przynajmniej dopóki nie opuścimy Anglii. Proszę tylko zobaczyć – dodała, pokazując mu czarny kapelusz okolony woalką o tej samej barwie. – Pożyczyła mi go pani Yeats. Zapobiegnie rozpoznaniu mnie przez kogokolwiek. Hawk miał ochotę zgrzytnąć zębami. – Pani brat wpadnie we wściekłość. – Mój brat nie ma tu nic do powiedzenia – zapewniła go. – Mogę żyć, jak mi się podoba. Co więcej, Quinn złagodnieje, jeśli nam się powiedzie. Kocha naszego stryja i zależy mu na jego szczęściu prawie tak samo jak mnie. Zaczęła go prosić gorąco, nachylając się ku niemu: – Błagam, milordzie… Los spłatał stryjowi okrutnego figla, ale zyskałam teraz szansę, by to naprawić. Nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdybym nie próbowała mu pomóc. – Już i tak dużo pani zrobiła. – Nie, to ledwie początek. Hawk spojrzał na nią z przygnębieniem. Był niemal zrozpaczony, a także krańcowo zirytowany. Doszedł w końcu do wniosku, że istotnie pojechałaby za nim. Nie mógł jednak pozwolić, żeby podróżowała osobno po Irlandii. Musiał przynajmniej chronić ją przed nią samą. Westchnął ze znużeniem i zastukał w dach powozu, dając woźnicy sygnał do odjazdu. Wcale się jednak nie poddawał, jak uznał w duchu. Chciał po prostu wykonać swoje zadanie jak najszybciej, a potem pozbyć się Skye i pokusy. – Czy pani zawsze sobie tak dobrze radzi? – mruknął, gdy powóz ruszył. Uśmiechnęła się promiennie i zaśmiała dyskretnie. – Prawie zawsze – odparła, nie próbując nawet udawać, że czuje się winna. Zacisnął usta. – Jest pani nieznośną, podstępną nędznicą! Wie pani o tym? – Wiem, ale z czasem przywyknie pan do tego. – Wątpię! – prychnął Hawkhurst. Przyrzekł sobie w duchu, że Skye nigdy się tego nie doczeka, ale jak na razie nie mógł się jej pozbyć. Postanowił ignorować jej obecność tak bardzo, jak tylko było to możliwe, wyciągnął więc nogi i położył się na skórzanych poduszkach po przeciwnej stronie. Potem zaś skrzyżował ręce na piersi i zamknął oczy, żeby zdrzemnąć się spokojnie po nocy pełnej erotycznych rojeń. Udawał, że nie jest świadomy, iż naprzeciw niego podróżuje pełna uroku piękność, uśmiechająca się słodko w poczuciu całkowitej wyższości.
9
Skye szczerze ulżyło, gdy Hawkhurst zgodził się, by mu towarzyszyła, choć zrobił to pod przymusem. Zdystansował się jednak od niej, a gdy się ocknął z drzemki, ledwie raczył jej wyjaśnić trasę podróży. Zbliżali się do portu w Bristolu, gdzie musieli zaczekać na statek pasażerski, który miał ich przewieźć do Wexford Harbour w Irlandii. Stamtąd musieli dostać się do Kilkenny, hrabstwa położonego najbliżej Anglii, bo zgodnie z tym, czego się dowiedzieli od Peggy Nibbs, tam właśnie mogła ukrywać się Rachel. Hawkhurst przemierzał już niejednokrotnie tę samą trasę, szukając rasowych koni. Pierwszego dnia powstrzymywał się od wszelkiej rozmowy, nie chcąc ujawniać swych odczuć. Skye uznała, że poczeka na właściwy moment, ale nie było o to łatwo w ciasnej przestrzeni powozu. Z każdą milą podróży Hawk coraz bardziej działał jej na zmysły. Siedziała tak blisko niego, że czuła ciepło jego ciała i jego zapach, do którego zaczęła już przywykać, a także świeżą woń mydła. Gdy późnym wieczorem dojechali do Bristolu, zajęli dwa osobne pokoje w zajeździe, ale kolację zjedli razem, w prywatnym saloniku. Później Hawk po raz ostatni próbował ją odwieść od zamiaru wspólnej podróży. – Mogę z łatwością wynająć powóz, który rano odwiózłby panią do domu. Pokręciła przecząco głową. – Nie zmienię zdania, milordzie. Grała o bardzo wysoką stawkę, jak uznała w duchu, bo o szczęście stryja i własne. Miała teraz najlepszą i może jedyną szansę, by zdobyć Hawkhursta, i nie chciała z niej zrezygnować. On jednak nie dawał za wygraną. – Bella ma jutro przyjechać do mojego majątku. Zmartwi się, gdy pani tam nie zastanie. – Zostawiłam jej list z wyjaśnieniem. Ciotka nie tylko mnie zrozumie, ona by nawet popierała mój zamiar, by panu towarzyszyć. Poza tym ja naprawdę mogłabym pomóc w znalezieniu lady Farnwell. Co dwie głowy, to nie jedna. – Ja już mam drugą głowę, czyli Macky’ego. A nawet trzecią, wliczając w to Lincha. – To nie to samo. Nie wziął pan pod uwagę odczuć lady Farnwell. Jeśli po wszystkich tych latach będzie jej poszukiwać kilku obcych mężczyzn, może się przerazić. A tymczasem ja, jako kobieta, mogłabym złagodzić jej przestrach. Zwłaszcza że jestem krewną jej ukochanego. Hawkhurst pod tym względem przyznał jej rację, ale uznał, że poradziłby sobie z lękami lady Farnwell nawet i w pojedynkę. – A poza tym nie mam ochoty, żeby podczas całej podróży siedziała mi na karku natrętna i uprzykrzona osoba. Uśmiechnęła się do niego. – Zamiast zarzucać mi natręctwo, powinien pan być rad, że dzięki mnie zyskał powód do opuszczenia domu. – Ależ się pani o mnie troszczy. – Pewnie, że się troszczę. Pogrążenie się w smutku jest niezdrowe. Mogę zapewnić panu rozrywkę i dotrzymywać towarzystwa. – Nie mam ochoty ani na jedno, ani na drugie.
Kiedy zaproponowała mu jednak grę w szachy lub w karty, żeby złagodzić monotonię długiej podróży, zgodził się na szachy, ale zdawał się nie dostrzegać żartobliwego tonu jej głosu, gdy dodała: – Jeśli wygram, musi mi pan powiedzieć coś więcej o Strażnikach Miecza. Hawkhurst wzniósł oczy do góry. – Nie dowie się pani ode mnie niczego więcej. – Dlaczego pana stowarzyszenie musi być tajne? – Jeśli pani odpowiem, przestanie być tajnym. Poza grą w szachy i posiłkami Hawkhurst spędzał z nią jednak tak mało czasu, jak tylko się dało. Dwa dni później wchodzili na pokład statku pasażerskiego, razem z powozem i służbą. Gdy wypłynęli z ujścia Severn, kierując się ku Morzu Irlandzkiemu, Skye stała na dziobie koło Hawkhursta, nie mogąc ukryć podniecenia, mimo że wiał zimny wiatr, a morze było wzburzone. – Nigdy jeszcze nie byłam w Irlandii. W gruncie rzeczy rzadko opuszczałam Anglię, choć towarzyszyłam krewnym zeszłego lata w podróży do Francji, żeby wspierać Jacka, który odwiedził księstwo swego ojca, Navartanię, i była to niesłychanie ekscytująca przygoda. Nasza rodzina znana jest ze śmiałych posunięć, ale mnie nigdy nie pozwalano w nich uczestniczyć. Sądząc ze sceptycznego spojrzenia Hawkhursta, chyba jej nie uwierzył. – A jak pani nazwie swoje najście na mój dom podczas burzy? – Ono było denerwujące, a nie ekscytujące. Mój brat nadmiernie chroni moją osobę i stanowczo chce osłaniać mnie przed niebezpieczeństwem. – Czy może go pani obwiniać? – Chyba nie, ale to niesprawiedliwe. Quinn jest największym śmiałkiem w całej rodzinie, a nawet przyjaźni się blisko z lordem Byronem. Moim zdaniem ryzykuje własnym życiem o wiele za często, a brak dbałości o własne bezpieczeństwo często jest powodem do kłótni między nami. Straciłam oboje rodziców, nie zniosłabym więc utraty Quinna. A on podobnie myśli o mnie. Moja płeć jest tu dodatkowym obciążeniem. Ciągnęła dalej, spoglądając na Hawkhursta: – Podróżował pan wiele, więc nie może pan zrozumieć, że czuję się o wiele swobodniejsza dzięki tej wyprawie do Irlandii. Nigdy nie musiał się pan też naginać do tego, co dyktuje dobre towarzystwo. Doprawdy trudno mi znieść to, jak bardzo kobiety są ograniczane różnymi zakazami – zwłaszcza młode i niezamężne. Chcąc podkreślić swoje rozżalenie, Skye uniosła woalkę, którą nosiła w publicznych miejscach, odkąd tylko opuściła posiadłość Hawkhursta. Zawsze pragnęła robić coś więcej i być czymś więcej, niż było to dozwolone młodym damom z wyższych sfer. Po raz pierwszy jednak pozwoliła sobie na taką tyradę z dala od własnej rodziny. Nawet gdy posłano ją do szkoły, miała przy sobie kuzynkę Katharine. Kate wtajemniczona była w jej plan zdobycia uczuć Hawkhursta, ale nie chciała w nim uczestniczyć, chyba że Skye sama poprosiłaby ją o pomoc. Skye wolała za to nic nie mówić Quinnowi, bo z pewnością zatrzymałby ją siłą w domu. – Proszę mi pozwolić, żebym nacieszyła się tą chwilą, milordzie – poprosiła Hawkhursta. Przypatrywał się jej uważnie przez jakiś czas, jakby chciał osądzić jej szczerość. A potem, nieoczekiwanie, złagodniał. Nie kazał jej zejść pod pokład, tylko poprosił kogoś z załogi, by przyniósł jej koc, później zaś otulił ją nim, stanął obok i odpowiadał na jej liczne pytania dotyczące Irlandii. Opowiadał też o różnych interesujących zdarzeniach z własnych wypraw do tego kraju. Gdy statek wpłynął w kanał św. Jerzego, oczom ich ukazał się ląd o tak intensywnie zielonym kolorze, że wyglądał niczym wyłaniający się z wody klejnot. – Co za widok – szepnęła. – Teraz rozumiem, dlaczego Irlandię nazywa się Szmaragdową
Wyspą. Później, gdy podpłynęli bliżej, Hawkhurst pokazał jej różne miejsca na wybrzeżu, co z kolei sprawiło, że zaczęli rozmawiać o koniach. – Wydaje mi się, że pan dobrze zna Irlandię. Często pan tu przyjeżdża, żeby kupić konie pełnej krwi? – Co kilka lat. Najlepsze z nich pochodzą z Irlandii. – Czy zawsze pan je hodował? Sposępniał na chwilę. – Nie, dopiero odkąd przeniosłem się na Cyrenę. Zacząłem to robić, żeby się rozerwać, ale potem już traktowałem hodowlę serio, kiedy udało mi się skrzyżować berberyjskie i arabskie konie z irlandzkimi i angielskimi. – Dlaczego chciał je pan krzyżować? – Żeby połączyć odporność i wytrzymałość z szybkością i gracją. – Sprzedaje pan wyhodowane przez siebie sztuki? – Na ogół. Nie tyle dla zysku, co z satysfakcji, że osiągnąłem spektakularne rezultaty. – Ale ujeżdża je pan również? – Czasami. Robię to już wyłącznie dla satysfakcji. – Chyba rozumiem dlaczego – zauważyła. – Konie są wspaniałymi stworzeniami, a pan radzi sobie z nimi po prostu jak czarodziej, sądząc z tego ogiera, którego pan niedawno ujeżdżał. W jaki sposób tak łatwo potrafi je pan okiełznać? – Zaczynam od tego, że daję im poznać swój głos, dotyk i woń, aby się przekonały, że mogą mi ufać. Skye właśnie próbowała zrobić to samo. Tylko że wcale nie chciała, by Hawkhurst poznał jej strategię. Odstręczyłaby go od siebie, gdyby zrozumiał, jak bardzo go pragnie. Była to jedna z pierwszych zasad gry wpojonych jej przez ciotkę Isabellę: „Dama nigdy nie może uganiać się za dżentelmenem. Powinna natomiast zmusić go, by to on uganiał się za nią”. Skye wypytała ją bardzo dokładnie, jak mogłaby się zbliżyć do Hawkhursta. Isabella ostrzegła ją: „Musisz najpierw zdobyć jego przyjaźń i zaufanie, a potem być przy nim, kiedy będzie potrzebował pociechy”. Łatwiej to było powiedzieć, niż zrobić. Szybko się o tym przekonała, zważywszy na sposób, w jaki odgrodził się od świata. Poza tą jedną nocą, gdy zwierzał się jej po pijanemu, był kimś tak niesłychanie zamkniętym w sobie, że doprowadził do perfekcji sztukę chronienia swoich sekretów. Był wręcz kimś krańcowo nieprzystępnym i stroniącym od ludzi. Bez wątpienia wiele innych kobiet na próżno usiłowałoby przełamać tę nieprzystępność. Skye miała jednak zamiar odnieść tu sukces i dokonała wyboru. Była całkowicie pewna, że to on jest jej wymarzoną drugą połową. Musiała tylko sprawić, żeby i Hawk doszedł do tego samego wniosku. No i zdobyć jego uczucie. Spoglądała teraz na niego, w milczeniu rozmyślając nad swoimi wątpliwościami. Mimo że jego wczesna młodość była burzliwa, zakochał się i został oddanym mężem i ojcem, Skye miała nadzieję, że jeśli zakochał się jeden raz, może to uczynić i po raz drugi. Najpierw musiała jednak pomóc mu w przezwyciężeniu tragicznej przeszłości. Odkąd go tylko zobaczyła, czuła jego przemożny smutek i osamotnienie, a zamierzała położyć im kres. Nękało ją jednak jego poczucie winy i żal, że nie zginął razem z bliskimi. Zacisnęła usta z determinacji. Pragnęła dać mu nowy powód do życia, sprawiając, by ją pokochał. Zadanie było trudne, ale nie mogła go uznać za niewykonalne.
W końcu pochodziła z rodziny Wilde’ów. Spędzili noc w małym porcie Wexford, a następnego ranka wyruszyli do Kilkenny, gdzie Hawkhurst umówił się na spotkanie z Mackym. Kiedy przybyli do wyznaczonej przez niego oberży, zastali tam list z wiadomością, że jak na razie jego poszukiwania nic mu nie dały, jedzie więc do Castlecomer i powinien wrócić wieczorem następnego dnia. Usłyszeli też o innych rzeczach, które wywołały niezadowolenie Hawkhursta. W mieście trwał właśnie jarmark i mogli wynająć tylko jedną sypialnię, bez saloniku. Ku wielkiemu rozczarowaniu Skye, Hawkhurst powiedział, że spędzi noc ze służbą. Pewnie po to, by przez resztę dnia znajdować się z dala od niej. Zaofiarował się jednak, że pokaże jej, co tylko jest godne obejrzenia w tym mieście, zanim zjawi się jego kolega. Przyjęła to z zaskoczeniem i radością jednocześnie. W średniowieczu, jak jej powiedział, Kilkenny rywalizowało nawet z Dublinem, ale nie rozwijało się z należytą prężnością. Miało jednak katedrę i zamek z szarego kamienia nad rzeką Nore, a także sklepy i rynek. Obejrzeli jarmark, a Hawkhurst zaprowadził ją na pokazy żonglerów, akrobatów i występ trupy aktorów grających fragmenty ze Snu nocy letniej Szekspira. Rozrywki te sprawiły, że Skye poczuła się raczej jak na wakacjach niż podczas śledztwa. Nawet Hawkhurst wydawał się odprężony, a także raz czy dwa się uśmiechnął, kiedy żartem powiedziała, że są zbyt poważni. Pod koniec tego długiego dnia była przyjemnie znużona i wróciła do oberży z pewną niechęcią, żałując, że jest już po zabawie. – Dziękuję za miły dzień, milordzie – powiedziała całkiem szczerze, gdy wrócili do zajazdu Pod Zieloną Gęsią. – Nie pamiętam, żebym się kiedykolwiek lepiej bawiła. Hawkhurst nie zdążył jej jednak odpowiedzieć, bo nadbiegł ku nim właśnie oberżysta. – Milordzie, przed chwilą przyszedł do pana list. Hawkhurst wziął go, lecz złamał pieczęć i przebiegł treść wzrokiem dopiero wtedy, gdy weszli na górę do jej sypialni. – Czy to Macky go przysłał? – spytała. – Tak. Znalazł miejsce, gdzie być może mieszka Rachel Farnwell. – Co pisze? – spytała z ożywieniem. – Pewien sklepikarz w Castlecomer rozpoznał ją na miniaturce. Przypominała mu kobietę zwaną Meg Donnelly, która żyje w małej wiosce pod Castlecomer. – Nadzwyczajne! – Niech pani sobie nie robi zbytnich nadziei – ostrzegł ją Hawkhurst. – Ta kobieta nie musi być lady Farnwell. – Ale może to być i ona. Co teraz zrobimy? Czy możemy od razu tam pojechać? – Nie musimy się aż tak spieszyć. Macky chce jeszcze zasięgnąć dalszych wiadomości i potwierdzić jej tożsamość. Jeśli tak będzie, nie wybierze się do niej sam jeden. Wyjedziemy oboje rankiem, żeby się spotkać z nim w południe. Zajmie nam to niecałe dwie godziny. Skye z trudem powstrzymywała swoje zniecierpliwienie, rozumiała jednak, że nie ma powodu, by jechać tam już tego samego wieczoru. Mogli zjeść kolację na dole w wielkiej izbie, ale Hawkhurst kazał zanieść ją na piętro, do jej pokoju. Mimo że nie zasłaniała już twarzy, odkąd znaleźli się w Irlandii, nie mieli ochoty wystawiać się na cudze spojrzenia. Po kolacji Skye wyraźnie zrozumiała, że może po raz ostatni przebywa z nim bez świadków, bo następnego ranka dołączy do nich jego kolega. Odwlekała więc, jak tylko mogła, grę w pikietę, wiedząc, że Hawkhurst zamierza spędzić noc gdzie indziej. Gdy miał już odejść, zatrzymała go, nim wstał od stołu.
– Nie powinien pan odchodzić, milordzie. Po co spać na słomie, kiedy tu jest takie wygodne łóżko? Spojrzał na nią z lekceważeniem. – Ale tylko jedno. – Spędziliśmy wspólnie już dwie noce. Cóż by szkodziło, gdybyśmy zrobili tak jeszcze raz? Czy nie chciałby pan zostać tu ze mną? Nie będę dobrze spać po pełnym wrażeń dniu. Mówiła zupełną prawdę. Ostatniej nocy znów nękały ją koszmary, choć niezbyt silne. Chciała jednak spać razem z nim, by sprawić mu ulgę. Wciąż jeszcze miał cienie pod oczami, a ona pragnęła, by zniknęły raz na zawsze. – Byłoby to bardzo po dżentelmeńsku – dodała. – Uważa się pana za bohatera. Powinien pan postąpić jak bohater i pocieszyć mnie. Uśmiechnął się z rozbawieniem, choć nieznacznie, mimo że przyglądał się jej ze sceptyczną miną. – Znów pani coś knuje? Nie mogła uniknąć jego spojrzenia, więc nawet tego nie próbowała. – Może i knuję – przyznała – ale zwykle mam jakiś powód. W tym wypadku wiem, że z panem będę spała spokojniej. Nic się między nami nie wydarzy. Możemy pozostać w absolutnej czystości. Hawkhurst wahał się przez dłuższą chwilę. Kiedy już traciła nadzieję, pokiwał głową z pogardą, jakby z trudem wierząc sobie samemu, że chce przyjąć jej propozycję. – No, dobrze. Zostaję. Skye uśmiechnęła się, czując ogromną ulgę, po czym wstała i przeszła na drugą stronę stołu. – Proszę mi pozwolić, żebym zdjęła pański surdut. – Mogę sam się rozebrać – odparł sucho. – Ale nie ma pan tu służącego, co zresztą wcale mi nie przeszkadza. Poza tym chcę, żeby pan zrobił to samo ze mną. Niełatwo zdjąć samodzielnie gorset. Pozwolił jej ściągnąć z siebie surdut i kamizelkę. Kiedy wieszała je na kołkach, zzuł buty i rozwiązał halsztuk. Skye nie mogła się oprzeć i spojrzała ku niemu. Doskonale skrojona koszula i spodnie leżały na nim idealnie, podkreślając smukłość i muskularną grację. Po zdjęciu koszuli Skye mogła podziwiać grę muskułów na jego barkach i ramionach. Puls jej przyspieszył, gdy rozebrał się do kalesonów. Był tak przystojny, że zaparło jej dech. Potem podszedł do łóżka i odchylił kołdrę, odwrócony do niej plecami, tak że mogła dojrzeć jego poparzone plecy. Przypomniały jej raz jeszcze o jego tragicznej przeszłości. Poczuła się mniej pewnie na ten widok, ale też zaczęła się rozbierać. Suknię, buty i pończochy ściągnęła łatwo, ale potem i ona obróciła się do niego tyłem, chcąc zdjąć gorset. – Czy szykuje pani dla mnie jakąś kobiecą sztuczkę? – spytał, rozwiązując tasiemki. – Może i tak. Cóż mam począć z równie irytującym zrzędą jak pan? – Nie jestem wcale takim znów zrzędą. Okazałem podziwu godną wyrozumiałość, nie wyrzucając pani z mojego powozu. – Przyznaję. Był pan zresztą o wiele sympatyczniejszy już przez kilka ostatnich dni. Widocznie dobrze na pana wpływam. Hawkhurst wydał jakiś dźwięk pośredni między parsknięciem śmiechem a prychnięciem. Spojrzała na niego przez ramię. – Czy może mnie pan oskarżać o kobiece sztuczki? Przyznam, że lubię zapędzić mężczyznę w kozi róg. Bo, jak mówi ciotka Isabella, nam, kobietom, nie przysługują takie
przywileje jak wam, mężczyznom, musimy więc polegać na własnych talentach. W oczach Hawkhursta błysnęło rozbawienie. – Nie pozwolę, żeby się pani na mnie brutalnie rzuciła, czarująca nędznico. – Jasne, że nie – zgodziła się, ale toczyła ze sobą wewnętrzną walkę. Dobrze wiedziała, że nie poradzi sobie z Hawkhurstem tak łatwo jak z innymi mężczyznami. Miała jednak zamiar spróbować. Kiedy rozsznurował jej gorset, zdjęła go, zostając tylko w dziennej koszuli. Zamierzała spać raczej w niej niż w koszuli nocnej. Rozczarowała się jednak, bo Hawkhurst obojętnie spojrzał na jej dezabil. Obszedł za to wokoło pokój, gasząc lampy, podczas gdy ona wsunęła się do łóżka i naciągnęła kołdrę po szyję. Hawkhurst zatrzymał się na chwilę, nim zrobił to samo. Położył się jednak na plecach, a nie tuż przy niej, nie dotykając jej wcale. Uznała, że honor znów przejął nad nim kontrolę. Za to jej wcale nie wydawało się czymś niehonorowym, że leżą w jednym łóżku. Nie teraz, kiedy zaczęła już o nim myśleć jako o swoim przyszłym mężu. Nie byłoby czymś nieprzystojnym nawet i to, gdyby posunęli się o krok dalej. Przekonanie go o tym byłoby jednak trudne. A gdyby tak ona zrobiła pierwszy krok? Uwiedzenie go było jedynym sposobem, by Hawkhurst zaczął w niej widzieć potencjalną żonę lub nawet zakochał się w niej. Ciotka Isabella żywiła głębokie przeświadczenie, że miłość cielesna może prowadzić do uczucia. Była to jedna z najważniejszych zasad, jakie jej wpoiła. Skye bardzo pragnęła nocy z Hawkhurstem, nie tylko dla przyjemności, lecz by zmusić go do uznania, że istnieje już między nimi jakaś więź: przemożna więź, która każe jej ciała pragnąć i jednocześnie przynosi ukojenie duszy. Nigdy wcześniej nie czuła tej zadziwiającej mieszaniny pożądania i odprężenia. Pozwoliła, żeby jej oczy się zamknęły, bo pragnęła zasnąć. Teraz nie trafiła na odpowiedni moment, ale rankiem będzie gotowa do wykonania następnego ruchu. Hawk o wiele dłużej nie mógł zasnąć. Powinien był lepiej wiedzieć, że nie będzie to możliwe, jeśli znajdzie się w jednym łóżku razem ze Skye, ale prawda wyglądała, jak następuje: mógł spać spokojnie tylko wtedy, jeśli ona leżała przy nim. Albo raczej powinien był być bardziej spokojny. W tej chwili czuł tylko istną torturę, bo jego przyrodzenie tak pulsowało, że gotowe było niemal pęknąć, a całe ciało aż do bólu jej pragnęło. Naga prawda wyglądała, jak następuje: lady Skye Wilde rozpalała w nim krew, obojętne, czy spała, czy też nie. A to, że już raz ją wziął, czyniło jego opór czymś dużo trudniejszym. Pragnął jej bardziej niż jakiejkolwiek innej kobiety, nawet swojej zmarłej żony. Uświadomił sobie, że to nielojalność. Nie mógł jednak wymusić na sobie poczucia winy; nie teraz, kiedy już od tak dawna Elizabeth nie żyła. Co więcej, pragnął Skye nie tylko z powodu czysto fizycznego pożądania, do tego stopnia zaskoczył go jej zachwyt nad ich podróżą. Oczywiście nie było nic dziwnego w tym, że po raz pierwszy od długich miesięcy czuł w sobie jakąś zmianę. Prośba Skye o odnalezienie ukochanej stryja pozwoliła mu się skoncentrować na intrygującym problemie. Godne zachodu wyzwania były czymś o wiele rzadszym teraz, gdy trwająca całą dekadę wojna z Napoleonem już się skończyła. Usług Strażników nie potrzebowano tak często jak w poprzednich latach. No i sama Skye sprawiła, że lepiej działał jego mózg. Podobało mu się to, ale jej zdolność do nieustannego uspokajania go była jednak czymś bulwersującym. Mówiła do niego ciepłym tonem i żartowała z nim, jakby go znała od wielu lat. Za każdym razem, kiedy odwoływała się do żartobliwego tonu, Hawk odruchowo sztywniał. Przekomarzanie się, a nawet flirtowanie, nie
było w jego stylu. Cały kłopot w tym, że nie potrafił odseparować się od niej. Odkąd pojawiła się na progu jego domu ledwie dziewięć dni temu, rozbudziła w nim uśpione od dawna emocje i pragnienia, całkiem jakby mógł znowu prowadzić normalną egzystencję. Żywotność Skye kontrastowała jaskrawo z jego depresją i Hawk wiedział o tym. Iskierki tańczące w jej błękitnych oczach były czymś wprost cudownym. A jej uśmiech… Za każdym razem, kiedy się zachwycająco uśmiechała, czuł, że coś w nim gwałtownie ożywa, coś tak naturalnego i oczywistego jak oddychanie. Zbyt mocno jednak budziła w nim wrażliwość. Musiał wyznaczyć sobie granicę, do jakiej mogły sięgać jej wpływy. Miała nad nim władzę, bo go wabiła i nieustannie wystawiała w ten sposób na próbę siłę jego woli. Rozumiał, w jaki sposób osiągała sukces. Skye Wilde mogła sobie kalkulować i manipulować, ale była tak czarująca, że mężczyzna pragnął, by nie móc oprzeć się pokusie. Posługiwała się pochlebstwem, pochwałą i rozumem, żeby bez wysiłku podporządkować mężczyzn swojej woli. Bez wątpienia jej liczni wielbiciele mieli ciężki żywot. Większość normalnych mężczyzn nie miała wobec niej szans. Hawk nie był jednak normalny. Przez dziesięć lat działał jako Strażnik Miecza, stawiał czoło wielu mordercom, zdrajcom i innym nędznikom. Z pewnością nie mogła go pokonać czarodziejka o delikatnym wyglądzie, która robiła wszystko, żeby tylko zajść mu za skórę. Hawk przewrócił się na drugi bok, twarzą do niej, i zamknął oczy, wiedząc, że będzie to długa noc. Chętnie by znów śnił o Skye, bo jego erotyczne fantazje były czymś o wiele lepszym niż upiorne, pokrętne sny, które nawiedzały go przedtem. Już z samego tego powodu był rad ze swojej decyzji, by dzielić z nią łóżko. Fizyczny ból niezaspokojonego podniecenia był niewielką ceną za upragnione uwolnienie się od wspomnień.
10
W ciągu nocy ciała ich zbliżyły się jednak do siebie. O świcie Skye obudziło wrażenie, że ramię Hawkhursta obejmuje ją w pasie, a jego twarz niemalże dotyka jej własnej. Przez dłuższą chwilę leżała nieruchomo, delektując się jego ciepłem. Gdy otwarła oczy, spostrzegła, że Hawk się jej przygląda. Wzrok Skye zatrzymał się na jego pięknie ukształtowanych rysach. Kanciastość ich złagodniała, miały teraz miększy zarys, a w oczach widniała niekłamana satysfakcja. Sprawiło jej to szczerą przyjemność. Hawkhurst cierpiał o wiele za długo. Był osamotniony, pozostawiony samemu sobie, pozbawiony wszelkich radości życia. Ale teraz nadszedł już czas, by mu uświadomiła, że to się skończyło. Pocieszyli się wzajemnie w nocy, a ona pragnęła go teraz jeszcze mocniej. Znajdował się tak blisko, że chętnie by zanurzyła palce w jego włosach i przyciągnęła ku sobie jego twarz, by go pocałować, wolała jednak wyciągnąć tylko w milczeniu rękę i musnąć jego nagą pierś końcami palców, wyczuwając twarde mięśnie pod gładką powierzchnią skóry. Było to tylko dotknięcie, ale sprawiło, że cały zesztywniał. Nie pozwoliła się onieśmielić jego odruchowej reakcji. Przysunęła się jeszcze bliżej i ostrożnie ucałowała go poniżej obojczyka, w pobliżu serca. Uniósł jednak rękę, ujął nią jej ramię i odsunął ją od siebie. Spojrzała w dół, ku jego płaskiemu, twardemu brzuchowi. Poniżej brzegu pantalonów dojrzała duże wybrzuszenie. Wiedziała, co ono oznacza. – Boli cię. Głos miała zdławiony od snu, a jego własny również zabrzmiał nisko i gardłowo, gdy odparł: – To naturalna reakcja, gdy śpi się obok pięknej kobiety. Pragnął jej, pomyślała z zadowoleniem. Wątpiła jednak, czy bardziej, niż ona jego. – Mnie też boli, bo aż do bólu cię pragnę. Zaczerpnęła z trudem tchu, schwyciła kurczowo za ramię Hawka obejmujące jej talię i przyciągnęła jego dłoń do swojej piersi. – Znam lekarstwo na ten ból. Oczy mu błysnęły, ale pohamował się. – Nie jest to lekarstwo, które wolno by mi było zażyć. – Czy byłoby czymś złym, gdybyśmy znów zrobili to co poprzednio? – spytała miękko. – Nie powinno to już być żadnym problemem. Odpowiedź Hawka była zabawna. – Nie bierzesz pod uwagę praktycznego problemu. Czekamy właśnie, żeby się upewnić, czy nie zaszłaś po tym poprzednim razie w ciążę. Jeśli zaś w nią nie zaszłaś, nie mam zamiaru ponownie ryzykować, że zrobię ci dziecko. – Ale ja umiem zapobiec poczęciu. Uniósł nieznacznie brwi. – A niby jak? – Ciotka Isabella powiedziała mi o pewnej sztuczce znanej kurtyzanom. Kobieta wkłada w swoje ciało gąbkę, żeby uniknąć zapłodnienia. Nigdy o tym nie słyszałeś? Skrzywił się lekko.
– Owszem, słyszałem. Trudno mi wprost uwierzyć, że Bella tak dogłębnie cię zdeprawowała. – Wcale mnie nie zdeprawowała, tylko chciała dać mi dobrą radę. Ona uważa, że kobiety powinny mieć jakąś władzę nad mężczyznami, a taka wiedza tym właśnie jest. Ciotka pochowała już trzech mężów i wiedziała sporo o namiętności. Po wielu błaganiach podzieliła się z nią sekretami uwodzenia, żeby Skye była wyposażona w jakąś broń podczas czekającej ją batalii. Skye chciała się bowiem od niej dowiedzieć, co zrobić, żeby Hawkhurst ją pokochał. – Nie musimy też robić tego do samego końca. Hawkhurst zacisnął mocno powieki, jakby nie chciał stracić kontroli nad sobą. – Nie musimy w ogóle nic robić. – Nigdy się nie spodziewałam, że będziesz taki lękliwy – odparła lekceważąco. Zirytował go zarzut tchórzostwa, ale szybko zrozumiał, że Skye tylko go prowokuje. A potem zaśmiał się z cicha, co – jak Skye wiedziała – robił rzadko. – Uważaj, moja droga. Igrasz z ogniem. – A gdybym tak z nim poigrała? – Chcesz mnie nakłonić, żebym posunął się za daleko. – Nie przeraża mnie ta perspektywa. Sięgnęła śmiało ku wybrzuszeniu i pogładziła je. Zacisnął szczęki i odsunął jej dłoń. – Nie przerażasz mnie, lordzie Hawkhurst – oznajmiła jeszcze miększym głosem. Wsparł się na łokciu i patrzył jej w twarz przez chwilę, która zdawała się nie mieć końca. Potem wymamrotał jakieś przekleństwo, nachylił się i pocałował ją zachłannie. Skye poczuła, że odniosła triumf. Wreszcie złamała jego opór. Pocałunek był bezwzględny i fascynujący, a jego usta ciepłe i spragnione. Choć starał się ukrywać wszelkie uczucia, był najbardziej namiętnym mężczyzną, jakiego znała. Miał w sobie tyle dzikiej siły, że wszystko w niej zawrotnie zawirowało. Ciało jej wyprężyło się całe ku niemu, piersi szukały bliskości jego nagiego torsu. A on kołysał jej twarz w dłoniach i całował ją dogłębnie, jakby nie mógł się tym pocałunkiem nasycić. Ten gwałtowny i zarazem czuły atak sprawił, że poczuła niesłychane wprost pożądanie, ale Hawkhurst nagle oderwał się od niej i łapczywie zaczerpnął tchu. Poczuła rozczarowanie, lecz nie trwało ono długo, Hawk szarpnął za rąbek jej koszuli i ściągnął ją z niej przez głowę, niemal rozrywając tkaninę, tak nagły był jego ruch. Najwyraźniej sprowokowała Bestię należycie. Uznała, że być może Hawk jedynie walczy, by nie stracić nad sobą kontroli. Może miał już dość tego, że pozwalał jej zyskać nad nim przewagę i chciał się zemścić na niej za to, że się z nim drażniła? Jeśli taki właśnie był jego zamiar, powiódł mu się on w pełni. Kiedy patrzył na nią groźnie, poczuła raptowne pulsowanie między udami. – Mylisz się, moja droga – powiedział jedwabistym głosem. – To dopiero początek bólu. Poczuła nagle, że robi się cała gorąca, gdy muskał ją końcami palców pod piersiami. – Co… ty… masz zamiar zrobić? – Przekonać cię, jak wiele bólu mogę ci zadać. W jego gardłowym głosie pobrzmiewał jednak śmiech, nie uwierzyła więc w groźbę bolesnej kary. Ale za jego słowami poszły czyny. Ujął jej piersi w dłonie, sunął samymi koniuszkami palców po ich krągłych kształtach, a kciukami zataczał koła wokół sutków. Zadrżała cała pod tymi dotknięciami. Trącał stężałe czubki sutków, ujmował je lekko w palce i gładził na przemian. Potem zaczął je całować, zwilżał wyprężone sutki językiem. Gdy objął gorącymi wargami jeden z nich,
zaparło jej dech. Między jej udami narastał żar, czuła uporczywe tętnienie krwi w żyłach. Nie dość mu było jednak piersi. Powoli zaczął sunąć dłonią w dół po jej ciele, sięgając ku nogom, gładząc uda, szukając jądra jej kobiecości. Skóra paliła ją pod tym dotykiem, a dręczące i podniecające zarazem zabiegi wzmagały jej podniecenie. Zatrzymał się przy trójkącie pomiędzy jej biodrami, nim wsunął weń palce. Skye wydała słaby jęk, jakby przeszył ją dotkliwy ból. – Twój pierwszy raz sprawił ci zbyt wiele przykrości – mruknął Hawk. – Chcę, żebyś teraz doznała czegoś przyjemniejszego. Tak, żebyś zaczęła krzyczeć z rozkoszy, moja droga… Te czułe słowa były dziwnie uwodzicielskie, groziły i obiecywały coś jednocześnie. Całe jej ciało sprężyło się i zwarło w oczekiwaniu. Jego wargi poniechały już piersi i skierowały się niżej, znacząc gorący ślad na jej skórze. Skye poczuła, że jego ciepły oddech zwilża złote kędziory jej łona, a potem Hawk delikatnie dotknął językiem samego rdzenia jej ciała. Było to coś tak niesłychanego, że cała zadygotała. Przez dłuższą chwilę jego język tańczył powolny taniec. Skóra jej zdawała się topnieć pod wpływem tego, co robił. Skye czuła się teraz słaba i całkiem bezsilna. Zamierzała uwieść Hawkhursta, ale to on teraz sprawiał, że przeżywała niesłychane uniesienie, a jego usta ją ujarzmiały. Kiedy wcisnął twarz mocniej między jej rozchylone uda, jęknęła, a jej plecy wygięły się w łuk. – Spokojnie – mruknął. Jakże mogła zachować spokój, skoro czuła się tak, jakby ogarniał ją ogień. Jego ręce unieruchomiły jej biodra, tak że uda musiała mieć wciąż szeroko rozwarte i doznawała czegoś wprost niesłychanego. Zacisnęła powieki, a wewnątrz niej zaczęła narastać ekstaza, gdy jego język poruszał się w nieustannym rytmie, sprawiając, że cała zaczęła drgać. Przerwał tylko na chwilę, by zadać jej pytanie głosem chrapliwym i prowokacyjnym: – Czy przypominasz sobie, jak czułaś mnie wewnątrz siebie, aniele? Wyobraź więc sobie, że właśnie to teraz robię. Jego głos był teraz niesłychanie zmysłowy, podobnie jak paląca inwazja jego języka. Skye ledwie mogła znieść te oszałamiające doznania. Wydawała z siebie gardłowe, ochrypłe jęki, zaciskając powieki. Była nie do zniesienia rozpalona, nie do zniesienia podniecona. Słyszała swój własny skowyt, miotając się ślepo pod nim. Znała teraz tylko płomienny żar jego ust, szalone pulsowanie jej własnej krwi, obłędną rozkosz, którą jej dawał. Nagle ta rozkosz stała się zbyt intensywna, żeby ją znieść. Schwyciła go za ramiona i wydała jakiś dziwny dźwięk, na wpół szloch, na wpół krzyk, gdy przenikały ją, jedna po drugiej, fale porażającej rozkoszy. Cała zadygotała, nim opadła bezsilnie na pościel. Czuła niejasno tylko tyle, że Hawkhurst wyciągnął się koło niej. Wiedziała jednak, że i on odczuwa widocznie słabnące stopniowo drżenie jej ciała, bo pogładził ją łagodnie po włosach, a potem sunął palcem wzdłuż jej rozpalonego policzka. Otwarła w końcu oczy i spostrzegła, że on znów się jej przygląda, tak czule i uważnie, że aż ścisnęło ją boleśnie w gardle. Próbowała powiedzieć coś, co byłoby pochwałą jego kunsztu w sztuce miłosnej, ale głos miała zbyt zachrypnięty, zadowoliła się więc ukryciem twarzy na jego ciepłej piersi. Objął ją i przygarnął do siebie. Po dłuższej chwili przestała dyszeć, a galopujące tętno odzyskało względnie normalny rytm. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że choć dał jej niesłychaną rozkosz, sam nadal był obolały. – Chciałabym ci się teraz odwzajemnić – szepnęła.
Ręka, którą wsunął w jej włosy, znieruchomiała. Kiedy wyciągnęła dłoń ku niemu, nie powstrzymał jej. Zachęcona tym, wsparła się na łokciach. Ogromnie pragnęła rozniecić w nim taki sam ogień jak on przedtem w niej. Gdy rozchyliła pantalony, przyrodzenie jego wyskoczyło naprzód, potężne, grube i długie. Skye przygryzła wargę. Ciotka mówiła jej co nieco o męskim ciele i o tym, jak podniecić mężczyznę, ale teoria była czymś całkiem innym niż praktyka. – Co powinnam robić? – spytała. – Co ci się tylko spodoba. – Chcę zobaczyć, jak wygląda twoje ciało – odparła szczerze, wiedząc, że się rumieni. – Jak sobie życzysz. Uniósł biodra i ściągnął z siebie pantalony jednym sprawnym ruchem, a potem znów się położył, pozwalając, żeby patrzyła na niego. Była urzeczona widokiem jego wspaniałego ciała pełnego sprężonych muskułów. Zachęcił ją, żeby robiła, co chce, ale ona, choć pragnęła go dotknąć, wciąż się wahała. – Przesuń palcami po mojej skórze – podsunął jej. Posłusznie powiodła nimi po jego torsie. Przez jakiś czas gładziła go, nim opuściła dłoń niżej, ku muskularnym udom, zachwycona ich ciepłem i siłą. Czując, że jest jednocześnie onieśmielona i rozzuchwalona, przeniosła rękę wyżej i znów przesuwała końcami palców po twardym i zarazem jedwabistym ciele. Gdy zbliżyła się do stwardniałego członka, oddech Hawka przyspieszył. – Pogładź go – przynaglił ją. Skye uniosła głowę i ujrzała, że jego oczy, utkwione w jej twarzy, pociemniały. – Czy w ten sposób? – spytała, głaszcząc go. Ciało zesztywniało mu tak, jak jej własne niedawno. – Tak – odparł głosem, który nagle nabrał gardłowego brzmienia. Spojrzała w jego szare oczy i uradowało ją, co tam dostrzegła. Uczyła się jego ciała rękami, wodziła po nim kciukiem. Gdy znów objęła członek i ścisnęła go, uniósł się i zadrgał pod tym naciskiem. Ale jej nie było tego dosyć. – Zamierzam dotykać cię tak jak ty mnie… – wyszeptała. Nie była aż tak pewna siebie, jak chciała mu się wydać, ale nachyliła się, by dotknąć go tam ustami. Sprężył się cały i zacisnął zęby, dysząc ciężko. – Tak robiłeś ze mną, prawda? – Mniej więcej. Podrzucił gwałtownie biodrami pod wpływem delikatnych ruchów jej języka i zaczął nimi bez przerwy kołysać, a potem wydał cichy jęk. – Czy robię to właściwie? – Tak… całkiem właściwie. Przeszedł go dreszcz, a jej własne ciało odpowiedziało podobnym. Zdała sobie sprawę, że przejęła nad nim kontrolę. Spostrzegła, że zamknął oczy, wyglądając tak, jakby nie mógł już znieść nic więcej. Wreszcie chwycił jej dłoń i położył na szczycie pulsującej erekcji. Oddychał ciężko i nierówno, na jego twarzy widniało niemal bolesne uniesienie. A potem jego szczyt nadszedł gwałtownie i eksplodował w jej stuloną dłoń. Kilka sekund później Hawk opadł na poduszki, całkiem tak samo, jak przedtem ona. Rysy jego odprężyły się, mimo że oddech wciąż jeszcze był nierówny. Wreszcie przyciągnął ją ku sobie i objął najmocniej, jak mógł, tak że jej głowa spoczęła
na jego barku, a podbródek na jej włosach. Wydawał się wyczerpany, ale w pełni nasycony. Skye westchnęła cicho. Leżała w jego ramionach, wdychała jego woń, wchłaniała ciepło jego ciała, czując nieopisany błogostan. – Jesteś najwspanialszym z kochanków, lordzie Hawkhurst – powiedziała cicho. – Lord Hawkhurst? – spytał ironicznie. – Jesteśmy już chyba na tyle sobie bliscy, żebyś nazywała mnie Hawkiem. – Bardzo dobrze… Hawk. Jestem ci wdzięczna za ulżenie mojemu bólowi. – Sprawiło mi to satysfakcję, ale… nie dałaś mi wyboru. – Taki właśnie miałam zamiar… choć to w istocie wcale do mnie niepodobne. Wcale nie jestem przecież rozpustnicą. Mówią o mnie nawet: „ta porządna kuzynka Wilde”. – Nigdy bym się tego nie domyślił – powiedział z rozbawieniem. – Ależ tak! Tylko że już mi się trochę znudziła ta moja anielskość. – Miałabyś być anielska? – spytał, jeszcze bardziej rozbawiony. – No, względnie. – Zachowywała się czasem nieco dwuznacznie, ale nigdy jednak nie zrobiła czegoś jawnie skandalicznego. Ale to, że była porządna, nie pomogło jej wcale znaleźć prawdziwej miłości, jaka była udziałem jej przodków z rodziny Wilde’ów, a ostatnio jej kuzynów, Asha i Jacka. – Już nadszedł czas, żebym okazała się godna nazwiska i reputacji Wilde’ów. Pragnę przeżyć wielką namiętność, jak oni. Zawahała się, czekając na odpowiedź Hawkhursta – nie, Hawka, jak chciał, żeby go nazywała. Gdy milczał, dodała ze smutkiem: – Mógłbyś mi pokazać, jak wygląda prawdziwa namiętność. – Nie, nie mógłbym. – Dlaczego? – Bardzo dobrze wiesz dlaczego. Nie pozwoli mi na to pewien drobiazg zwany honorem, nie mówiąc już o ryzyku skandalu. – To nie w porządku, żeby kobiety nie mogły czerpać z miłosnego aktu radości tak samo jak mężczyźni. – Być może. – Jego ton zabrzmiał wprawdzie współczująco, lecz nie na tyle, by go uznać za zgodę na to, co powiedziała. – No, ale stało się – stwierdziła. – Moglibyśmy równie dobrze robić to nadal. Któż lepiej od ciebie nauczy mnie sztuki kochania? Gdy Hawk nie odpowiadał, uniosła głowę, by mu spojrzeć w oczy. Były zamknięte i wcale nie wyglądało na to, żeby miał je wkrótce otworzyć. – Chcę wiedzieć, jak się należy kochać, żebym mogła być dla mojego przyszłego męża dobrą żoną. Hawk otworzył z wolna jedno oko. – Spytaj ciotki. – Już to zrobiłam, ale potrzeba mi też doświadczenia, a nie tylko wskazówek. Czy mi go udzielisz? – Nie. – Proszę cię… Hawk, słysząc jej błagalny ton, zdusił w sobie desperacki uśmiech. Skye przesunęła wskazującym palcem po jego piersi, rysując na niej zmysłowy wzór, i utkwiła w nim spojrzenie wielkich błękitnych oczu. Było to błaganie wręcz niewyobrażalnie uporczywe. Jeszcze raz go zdołała zaskoczyć swoją śmiałością. Nikt go jeszcze nigdy tak nie zirytował ani nie zmusił do defensywy równie łatwo jak
Skye Wilde. Mógł zrobić tylko jedno: dotrzymać jej pola. W gruncie rzeczy musiał przyznać, że pomylił się w swoich rachubach. Zaświtała mu myśl, by zniechęcić ją agresywnym uściskiem, lecz powinien był przewidzieć, że ona nie da się łatwo odstraszyć. Ani też nie cofnie się przed niczym, gdy już sobie coś postanowi. Teraz zaś postanowiła pokonać jego zdrowy rozsądek, nie tylko racjonalnymi argumentami, lecz wabiąc go również swoim ciałem. A jego uczucia, jak zwykle, gdy chodziło o Skye, były mieszaniną rozbawienia, rozpaczy, złości i pożądania. Jak dotąd, pożądanie było z nich najsilniejsze. Rozpalał je niewinny erotyzm – i to po tym, gdy dzięki niej spędził najspokojniejszą noc, jaką pamiętał od lat. No i w dodatku cóż to była za satysfakcja, jakiej doznał, budząc się koło niej tego ranka… Leżała wtedy na tyle blisko niego, by mógł ją pocałować. Spędził kilka chwil, patrząc spokojnie na pasma jej jasnych, splątanych podczas snu włosów, na zmysłowe usta, lekko rozchylone podczas oddechu. Była rozczochrana, rozespana, krucha – i na tyle piękna, by odczuł to boleśnie. Wciąż jeszcze czuł własną obolałość, nawet po tym, jak go na pewien czas od niej uwolniła. Pragnął znów się w niej znaleźć, i to pragnął rozpaczliwie. Wściekle niebezpieczne pragnienie. A jednak coś w nim nakłaniało go usilnie, by zignorował ryzyko. Skye ofiarowywała mu się w pełni. Jakiż mężczyzna godny tego miana mógłby jej odmówić? Hawk zamknął oczy, usiłując umocnić słabnącą siłę woli. Rzecz jasna, nie mógł się poddać. Spełnienie jej prośby tylko by zwiększyło jego kłopot: co począć z zachwycającą syreną, która nie rozumie słowa „nie”? Musiał lepiej kontrolować swoją żądzę, upomniał w duchu samego siebie. Postanowił, że skoncentruje się tylko na odnalezieniu zaginionej ukochanej jej stryja. I na niczym więcej. Powtarzając to sobie w duchu, Hawk uwolnił się z jej objęć, a potem wstał i podszedł do umywalki, żeby opłukać dłonie. Czuł jednak na sobie jej wzrok. Wiedział, że Skye patrzy na jego plecy. Mimo całej swojej ciekawości nie była oswojona z widokiem jego nagiego ciała, a jej uważna obserwacja sprawiła, że raz jeszcze poczuł sztywność w lędźwiach. – Czy zamierzasz leżeć w łóżku przez całą resztę poranka? – rzucił przez ramię. – Sądziłem, że nie będziesz się chciała spóźnić na spotkanie z Mackym. Gdy oznajmiła, że z pewnością tego nie chce i wstała pospiesznie, powściągnął uśmiech. Mógł z nią przestawać jedynie pod warunkiem, że ograniczy się do podjętych przez siebie zobowiązań, ale było to piekielnie trudne. A może nawet nieosiągalne. Zwłaszcza że łączyła w sobie talent taktyczny godny Napoleona Bonaparte i powab olśniewającej uwodzicielki.
11
Powóz Hawkhursta szybko dotarł do Castlecomer i późnym rankiem wjechał na plac miejski obsadzony lipami. Stały wokół niego eleganckie, gregoriańskie domy. Zajazd Pod Lisem i Psem, gdzie mieli spotkać się z Mackym w południe, był staroświecką oberżą z wielodzielnymi oknami. Hawk wynajął prywatny salonik, gdzie na lunch zjedli smaczną zapiekankę z ziemniaków i mięsa. Skye wciąż spoglądała w okno, a gadatliwy oberżysta rozpływał się z uroczą irlandzką wymownością nad miastem, które częściowo spłonęło dwadzieścia lat wcześniej, lecz zostało odbudowane przez zamożną dobrodziejkę wysokiego rodu. Hawk wyprosił go z saloniku, gdy Macky przybył pół godziny później. Po łapczywym wypiciu kufla mocnego piwa, powiedział, czego zdołał się dowiedzieć do tej pory. – Twoje przeczucie, Hawk, że trzeba wypytać lokalnych właścicieli posiadłości, było słuszne. Zrobiłem, jak mnie pouczyłeś, mówiąc, że wkrótce przybędzie do Irlandii dobry znajomy mojej żony, żeby zasięgnąć wiadomości o jego zaginionej dawno temu krewnej, Angielce szlacheckiego pochodzenia, która osiedliła się w hrabstwie Kilkenny jakieś dwadzieścia pięć lat temu. Najpierw objechałem całe Kilkenny, pokazując miniaturę każdej krawcowej i modystce, jakie mogłem znaleźć, ale bez rezultatów. Jednakże w Castlecomer trzy różne sklepikarki rozpoznały na niej wdowę Donnelly, nazywaną pospolicie Meg. Bez wątpienia jest to zbiegła z Anglii lady Farnwell. – Uchodzi tu za wdowę? – Tak. Mieszkała od wielu lat z kuzynką, Bridget O’Brien, i jej mężem Seamusem na farmie koło miasteczka Clogh. – Jak daleko stąd do Clogh? – spytał Hawk. – Nie więcej niż pięć mil. Przyjrzałem się farmie O’Brienów, ale z daleka, bo sądziłem, że wy będziecie chcieli się tam zjawić jako pierwsi. – Dobrze zrobiłeś, Macky. Skye poczuła, że serce w niej rośnie po tych wieściach. – O tak, i ja dziękuję panu ogromnie. Według jego słów, Clogh było nieźle prosperującym miasteczkiem górniczym, ale zbyt małym, by mogła się tam znajdować oberża, Hawk zarezerwował więc oddzielne pokoje w zajeździe Pod Lisem i Psem, nim razem ze Skye znów wyruszył na północ, zgodnie z dokładnymi wskazówkami Macky’ego. Wkrótce po ich wyjeździe zaczął padać deszcz, co opóźniło ich tempo, bo drogi, po których jechali, były tylko porytymi koleinami ścieżkami. Farma O’Brienów wydawała się większa od wielu innych, ale główny budynek nie był wcale dworem, tylko miłym, czyściutkim wiejskim domkiem z dachem krytym strzechą – czyli czymś o wiele skromniejszym od wielkopańskiej siedziby, gdzie Rachel Farnwell żyła niegdyś jako baronowa. Skye zaczęła się zastanawiać, czy lady Farnwell – obecnie znana jako Meg Donnelly – nie żałowała czasami zmiany arystokratycznego stylu życia zamożnej damy na spokojną, ale skromną egzystencję angielskiej wdowy. Gdy zdobny herbem powóz Hawka zatrzymał się przed domkiem, Skye pełna była napięcia. Przeczuwała, jak wielkie znaczenie będzie miało pierwsze spotkanie z uciekinierką dla
stryja Corneliusa. Hawkhurst zdawał się rozumieć jej niepokój. – Pozwolisz, żebym to najpierw ja porozmawiał z wdową Donnelly? – Nie. Lepiej byłoby chyba, gdybym wyjaśniła jej, kim jestem, a potem przekonała się, co ona odpowie. Skye nabrała głęboko tchu i pozwoliła, by Hawk pomógł jej przy wysiadaniu z powozu prosto w deszcz i razem z nią po wyłożonej kamiennymi płytami ścieżce zbliżył się do frontowych drzwi. Nim jednak zdołali zastukać, otwarły się raptownie i stanęła w nich siwowłosa kobieta z widłami w ręce, zastępując im drogę. Skye spojrzała na nią z przerażeniem, a Hawkhurst zasłonił ją sobą jednym instynktownym, opiekuńczym ruchem. – Pani O’Brien, jak przypuszczam? – spytał spokojnie. – Kim pan jest, żeby mnie o to pytać? – odparła szorstko kobieta. – Hrabią Hawkhurst. A to lady Skye Wilde, która przybyła tu, żeby się zobaczyć z panią Donnelly. Nie zamierzamy jej zrobić nic złego. Może ją pani spyta, czy nas przyjmie? Spokój i uprzejme maniery Hawka złagodziły nieco wojowniczy nastrój Bridget O’Brien. – Poczekajcie tu państwo oboje – odparła i cofnęła się, zamykając im z trzaskiem drzwi przed nosem. Skye, słysząc szurgot zasuwki, przygryzła wargę. – Nie przejmuj się – uspokoił ją Hawk. – Mogliśmy się spodziewać, że będzie ostrożna i nieufna. Opanowanie Hawka sprawiło, że Skye też się nieco uspokoiła. Spojrzała na niego spod czarnego kapelusza, z którego skapywała woda. – Już to wiele razy przedtem robiłeś, prawda? – Owszem. A gdybyś tylko nie była zbyt ciekawska, mógłbym ci opowiedzieć o paru moich najciekawszych sprawach. – Uśmiechnął się. Skye uśmiechnęła się również, choć raczej słabo. – Chyba powinniśmy być zadowoleni, że pani O’Brien wymachiwała widłami, a nie jakąś groźniejszą bronią. – I ja też tak sądzę – przyznał. Skye była jednak pewna, że Hawk śmiało potrafiłby sprawnie władać każdą bronią, i odprężyła się. Dziwne, jak bardzo mu zaufała bez żadnych zastrzeżeń i jak łatwo potrafił sprawić, że czuła się bezpieczna. Uznała, że Strażnicy słusznie noszą taką nazwę. Po jakichś dwóch minutach znów usłyszeli szurgot zasuwki. Kiedy drzwi się powoli otwarły, w wąskim przedsionku stała szczupła, elegancka dama w średnim wieku. Ciemne włosy wyraźnie już poznaczyła jej siwizna, a blada twarz była wprawdzie smutna, ale bardzo podobna do tej na miniaturowym portreciku. Skye nie miała żadnych wątpliwości, że to naprawdę Rachel Farnwell. Lady Farnwell wpatrywała się w nich z natężeniem, pełna wprawdzie lęku, ale też i nadziei. Za przykładem Hawka Skye uśmiechnęła się możliwie najuprzejmiej. – Czy mamy przyjemność mówić z panią Donnelly? Ogromnie chciałam się z panią spotkać. Lord Cornelius Wilde jest moim stryjem. Dama wyraźnie ożywiła się na dźwięk tego nazwiska i spojrzała ukradkiem na powóz za nimi.
– Czy może Cornelius… przyjechał tu z panią? – Nie, on nawet nie wie, że pani wciąż jeszcze żyje. Nie chciałam budzić w nim daremnych nadziei, póki nie zyskam pewności, że jest pani kobietą kochaną niegdyś przez niego. Rachel uniosła drżącą dłoń do ust. – A więc pani wie, co się zdarzyło? – wyszeptała ledwo dosłyszalnie. – Wiemy o tym co nieco. Niedawno znalazłam pani listy do stryja i nie zaznałam spokoju, póki Peggy Nibbs nie powiedziała mi wszystkiego, co wiedziała. Wprawdzie pamięć mocno jej osłabła, ale dzięki temu dżentelmenowi – tu Skye rzuciła okiem na Hawka – zdołaliśmy się dowiedzieć, gdzie mogła się pani udać przed laty. Postanowiliśmy to sprawdzić i przyjechaliśmy do Irlandii w nadziei, że panią odnajdziemy. Lady Farnwell przyglądała się przez chwilę Hawkowi, a potem znów spojrzała na Skye. – Dlaczego chcieli mnie państwo odnaleźć? – Bo sądziliśmy, że mój stryj będzie chciał się dowiedzieć, czy jest pani cała i zdrowa. Rachel odwróciła się ze zmienioną twarzą, zasłaniając oczy dłonią. Całe jej ciało zadrżało, jakby walczyła o oddech. Gdy po długiej chwili znowu spojrzała na niespodziewanych gości, widać było, że płakała. – Proszę… niech państwo wejdą – wyjąkała słabym głosem. W środku wyszła im naprzeciw Bridget O’Brien, tym razem już mniej wojownicza. Zdjęła ze Skye mokry płaszcz i budkę, a z Hawka ciężki paltot i wysoki bobrowy kapelusz. – Gdzież się podziały moje dobre maniery – wyszeptała półgłosem lady Farnwell. Przedstawiła im Bridget, swoją daleką kuzynkę, która nazywała się Donnelly, nim poślubiła Seamusa O’Brien, i dodała: – Musieliście państwo zziębnąć. Może napijecie się ciepłej herbaty? – Bardzo chętnie – odparła Skye, choć nie tyle pragnęła się rozgrzać, co dać baronowej czas, by się uspokoiła. Kiedy Bridget O’Brien udała się do kuchni zaparzyć herbatę, weszli do małego saloniku, gdzie na kominku trzaskał żywo ogień, i usiedli na podsuniętych im krzesłach. Baronowa osunęła się na sofę obok Skye, wciąż jeszcze nieco oszołomiona. – Co Peggy Nibbs wam powiedziała? – Że okoliczności zmusiły panią do upozorowania śmierci, a potem schronienia się u krewnych w Irlandii, bo mąż traktował panią okrutnie. Tak właśnie było, prawda? – Tak – wyszeptała Rachel. Przez kilka następnych minut wyjaśniała im pospiesznie, że przed ślubem miała potajemny romans, a mąż, William, tak ją maltretował, że zaczęła się obawiać o życie. – Daję słowo, że po ślubie byłam mu wierna – mówiła z powagą – ale William mi nie wierzył, a ja nie byłam tutaj bez winy. Choć skończyłam swój… romans z Corneliusem, pisywałam nadal do niego listy, co było niemądre, bo nigdy ich nie wysyłałam. William znalazł je krótko po tym, jak urodziłam córkę. Nigdy wprawdzie nie dowiedział się, kim był mój ukochany, bo nie wymieniałam w listach jego nazwiska, ale nie zdołał ścierpieć myśli, że mógł być rogaczem. Był na to o wiele za dumny. Skye zawahała się przed zadaniem Rachel najważniejszego pytania w sposób możliwie taktowny. – Ogromnie pragnęłabym dowiedzieć się jeszcze jednej rzeczy – powiedziała ostrożnie. – Czy pani córka jest dzieckiem mojego stryja? Rachel odparła, choć z trudem: – Tak… ale nie powiedziałam o tym wcale Corneliusowi. Nigdy nie mógłby mieć do niej żadnych praw, a ja nie chciałam przysparzać mu bólu świadomością, że inny mężczyzna
wychowuje jego córkę. – Czy mąż się domyślał, że nie jest jego dzieckiem? – Nie sądzę. A może nie chciał nawet brać pod uwagę takiej możliwości. No, bo widzi pani… – tu Rachel zarumieniła się z zażenowania – Peggy pomogła mi ukryć, że… że nie byłam nietknięta, kiedy wychodziłam za niego. Skye przypuszczała, że położna znała pewnie jakieś sztuczki by upozorować krwawe plamy na pościeli i zmylić w ten sposób pana młodego. – Mój stryj nigdy chyba nie przypuszczał, że lady Daphne jest jego córką? Rachel, zgnębiona i pełna wyrzutów sumienia, spuściła głowę, wpatrując się w swoje splecione dłonie. – Milczałam, żeby go ochronić. William chyba by mnie zabił, gdyby prawda wyszła na jaw. Zresztą i tak o mało tego nie zrobił. Zamyśliła się z oczami znów pełnymi łez. – Był z niego straszny okrutnik… i cieszyło go zadawanie mi cierpienia. Nie mogłam tego dłużej znieść. Ale porzucenie mojego dzieciątka to najgorsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłam… Głos się jej załamał, a Skye poczuła, że ogromnie jej współczuje. Gdy Rachel rozpłakała się na dobre, Skye przysunęła się do niej i objęła jej szczupłe ramiona. – Z pewnością postąpiła pani jak najsłuszniej. Nie było wyboru. Rachel nabrała raptownie tchu, chcąc się opanować. – Ma pani… rację – wyszlochała. – Nie miałam go, gdybym nawet nie straciła życia, bałam się, że mąż mściłby się na Daphne… za mój grzech. Po pewnym czasie przestała płakać i otarła oczy podaną jej przez Hawka chustką. – Proszę mi wybaczyć mój płacz… – szepnęła. – Oczywiście – odparła Skye. – Nie ma nic dziwnego w opłakiwaniu utraty jedynego dziecka. Rachel skinęła głową bez słowa. Pociągnęła nosem raz i drugi, a potem znów nabrała tchu. – Niech mi pani powie… jak się ma Daphne? Pamiętam ją tylko jako malutkie dziecko. Wszystko w jej wyglądzie wskazywało, że rozpaczliwie pragnie dowiedzieć się czegokolwiek o córce, a Skye cieszyła się, że może jej coś powiedzieć. – Lady Daphne jest dziś uroczą, rozumną młodą damą. Zna się znakomicie na różach i z talentem maluje, a są to nie lada dokonania w tak młodym wieku. Jest prawie w tym samym wieku co ja. Rachel w odpowiedzi tylko się słabo uśmiechnęła. – Zawsze lubiłam róże… ogród był dla mnie jedyną pociechą w tamtych okropnych czasach. Ale niech mi pani powie… czy nie wyszła za mąż? Czy została starą panną? Skye zawahała się. Stara panna? Czyż można było tak powiedzieć o lady Daphne? – Raczej z nikim się jeszcze nie związała, jak sądzę, ale nie znam jej zamiarów. – Chyba nie chce pójść w moje ślady i poślubić kogoś bez miłości? – spytała Rachel nieco bardziej stanowczym tonem. A potem nagle zmieniła temat. – Proszę mi powiedzieć… jak się ma lord Cornelius? – Całkiem nieźle – odparła Skye. – Ściślej mówiąc, jego zdrowie jest w porządku… ale duch niezupełnie. Po pani zniknięciu znalazł pewną pociechę w książkach i stał się uznanym znawcą literatury. Nie ożenił się wcale, ale dopiero po znalezieniu listów zrozumiałam dlaczego.
– Nigdy nie sądziłam, że zrezygnuje z małżeństwa i rodziny. – Była pani miłością jego życia – odpowiedziała krótko Skye – a gdy ktoś kocha tak głęboko, miłość nie ginie łatwo. Stryj zachował wszystkie pani listy, a nawet zasuszoną różę, która w nich tkwiła. Pewnie na pamiątkę. Skye wyjęła z torebki plik listów. Rachel drżały wargi, gdy odwinęła skrawek muślinu, w który je zawinięto. Róża, zeschnięta i spłowiała, przewiązana była delikatną niebieską wstążeczką. – Wtedy się spotkaliśmy po raz ostatni… To pamiątka i znak mojej miłości. Uniosła znowu dłoń do ust, by stłumić kolejny szloch. – Nigdy nie mogłabym go poślubić. Moi rodzice nalegali, bym przyjęła oświadczyny bogatego barona. Hawk odezwał się po raz pierwszy od paru minut: – Czy wie pani, że Farnwell zmarł osiem lat temu? – O tak… Bridget w ciągu tych lat korespondowała z jakimś swoim krewnym w Anglii, od czasu do czasu dowiadywałam się więc czegoś o mężu. Syn z drugiego małżeństwa odziedziczył po nim tytuł. – Czy pani nie myślała o powrocie do Anglii? – Ależ tak… każdego dnia mego życia. Nigdy bym jednak nie śmiała tego zrobić. Bardzo mnie kusiła możliwość ujrzenia córki, ale byłoby to czymś niewybaczalnie samolubnym. Nic dobrego by z tego nie wynikło. Żyła przecież swoim własnym życiem. Skye nie myślała jednak wyłącznie o Daphe. – Czy nadal kocha pni mojego stryja? – Tak – przyznała Rachel zdławionym głosem. – Wciąż go szczerze kocham. Sama pani powiedziała, że wielka miłość nie ginie łatwo. Nie pokona jej czas, odległość ani nawet śmierć. – Może więc zastanowi się pani nad powrotem do Anglii? Stryj Cornelius na pewno niezwykle by się cieszył. Rachel pokręciła gwałtownie głową. – Bardzo mi przykro… ale nie mogę. Lękałabym się o Daphne, gdyby mój sekret kiedykolwiek wyszedł na jaw. – Nic nie musi wyjść na jaw, chyba że pani sama by tego chciała – odezwał się Hawk. – Sądzę, że moglibyśmy ukryć przed ludźmi, kim pani naprawdę jest, zwłaszcza gdyby nadal nosiła pani przybrane nazwisko. – O, właśnie – zachęcała ją Skye. – Chyba już czas na powrót. Cierpiała pani o wiele dłużej, niż trzeba. Gdy Rachel się wahała, Skye dorzuciła: – Czyż nie chciałaby pani znów ujrzeć córki? Ból na twarzy Rachel był wystarczającym świadectwem. – Oczywiście. Niczego nie pragnęłabym bardziej niż ujrzenia jej i wzięcia w objęcia. Ale konsekwencje… Proszę tylko pomyśleć, co musiałaby przeżyć. Mężczyzna, którego zawsze uważała za ojca, wcale nim przecież nie był. – Zgoda, wszystko należałoby Daphne wyjaśnić bardzo ostrożnie i początkowo nic nie mówić o jej prawdziwym pochodzeniu. A może nawet wolałaby pani nie wyjawiać tego nigdy. Postaramy się jednak pomóc pani, jak tylko to będzie możliwe, w uniknięciu niebezpieczeństw. Rachel najwyraźniej nie była o tym przekonana. – A syn Williama, obecny baron Farnwell? Podobno jest taki sam jak ojciec. – Zniżyła głos do szeptu. – Za długo żyłam w strachu. Wprawdzie, gdy rzekomo utonęłam, William był w Londynie i, jak wiem, bardzo mu ulżyło, że się mnie pozbył. Zawsze się jednak obawiałam, żeby
mnie nie odszukał. – Nie musi się pani już bać – przekonywała ją Skye. – Głęboko wierzę, że lord Hawkhurst zapewni bezpieczeństwo i pani, i córce. – Nie mogę ryzykować. – Myślę, że Daphne chciałaby znać swoją matkę. Rachel wyglądała jednak na tak przestraszoną, że Skye nie nalegała bardziej energicznie. Spytała jednak: – Czy zechce pani przynajmniej rozważyć naszą propozycję? Ale Bridget O’Brien wniosła właśnie w tej chwili tacę z herbatą i Rachel nic nie odpowiedziała. Skye zrozumiała, że lady Farnwell potrzebuje czasu, by spokojnie przetrawić wszystkie te rewelacje, i celowo przeszła do innych, mniej drażliwych tematów. Opowiedziała Rachel o rodzinie Wilde’ów i o tym, jak stryj Cornelius musiał się zająć wychowaniem pięciorga osieroconych kuzynków, których rodzice zginęli na morzu, z groteskowymi nieraz rezultatami, bo nie miał żadnego doświadczenia w wychowywaniu dzieci. Chwilę później spojrzała wymownie na Hawka, pytając go bez słów, czy nie powinni skończyć wizyty. Kiedy skinął dyskretnie głową, wstała i celowo zwróciła się do Rachel, używając przybranego jej nazwiska: – Pani Donnelly, wprawdzie pożegnamy się teraz, ale czy możemy jutro wrócić? – Ja… wolałabym raczej, żeby państwo poczekali z tym trochę. Muszę się zastanowić. – Oczywiście. – Wkrótce oznajmię o swojej decyzji, lady Skye. Mam nadzieję, że pani mnie zrozumie. Sądzę jednak, że ta część mojego życia należy już do przeszłości. Nie jestem pewna, czy po tylu latach chciałabym zaczynać wszystko na nowo… nawet gdybym mogła tak uczynić. Skye poczuła wielkie rozczarowanie, usiłowała jednak tego nie okazywać. – Oczywiście, że będziemy respektować pani prywatność. Zatrzymaliśmy się w Castlecomer, może nas pani odwiedzi w oberży Pod Lisem i Psem? Zostawię tutaj te listy. I Skye wskazała na paczuszkę. Wprawdzie nie bardzo chciała się rozstawać z bezcenną dla niej korespondencją stryja, ale uznała, że może ona ożywić wspomnienia Rachel o uczuciu, jakim go darzyła. Zostawili ją w saloniku, a Bridget odprowadziła ich do wyjścia. Podczas powrotnej drogi do Castlecomer Skye była dziwnie milcząca, co Hawkhurst z miejsca zauważył. – Sądziłem, że bardziej cię ucieszy odnalezienie lady Farnwell. – Ależ tak, jestem wprost wniebowzięta – zapewniła go pospiesznie. – Martwi mnie jednak, że ona może nigdy nie wrócić do Anglii. Ma niezwykle silny charakter, a on każe jej stawiać dobro córki ponad własnym. Oznacza to, że stryj Cornelius może już nigdy nie mieć szansy na ponowne narodziny miłości, która ich niegdyś łączyła. Ale dziękuję ci za odnalezienie jej – dodała mniej już patetycznym tonem. – Nie dopraszam się komplementów – odparł, najwyraźniej podejrzewając ją, że znów próbuje go sobie zjednać. – Chwalę kogoś tylko, jeśli naprawę mu się to należy. Nigdy bym sama tego nie osiągnęła, gdyby nie ty. – Macky też zasługuje na pochwałę. – Ale to twoje zręczne pytania stawiane Peggy Nibbs doprowadziły nas tutaj. Odnalezienie lady Farnwell okazało się jednak tylko początkiem czegoś jeszcze bardziej kłopotliwego. Skye westchnęła, zdając sobie sprawę, jak daleko są jeszcze od zakończenia swojej przygody.
– Nie spodziewałam się z jej strony takiego oporu przed powrotem do Anglii razem z nami. – Wierzę, że uda ci się ją przekonać. Masz imponującą siłę perswazji. Teraz to Hawk próbował ją podnieść na duchu. – Ale może to trochę potrwać. Nie mógłby pan przecież pozostać w Irlandii na dłużej. – Mogę sobie pozwolić na kolejny tydzień zwłoki. Spojrzała na niego zaskoczona. – Zrobiłby pan to dla niej? – Zrobiłbym to dla ciebie, ty przewrotna nędznico – rzucił cierpko. – Przybyliśmy tu w konkretnym celu, a ja nie lubię porzucać niedokończonych spraw. A skoro musimy poczekać, mogę zająć się moją pierwotną przyczyną przyjazdu do Irlandii, czyli szukaniem rasowych koni. – Myślałam, że to był tylko pretekst. – Istotnie, ale nie dam pani zrezygnować tak łatwo. Zacisnęła usta ze stanowczością. – Och, ja się wcale nie poddaję. Gdy tylko wrócimy do oberży, wyślę lady Farnwell list. Mam jeszcze w zanadrzu dużo więcej argumentów. I będę jej posyłać listy codziennie, póki wreszcie nie przekona się do naszego planu. Zgoda, nie muszę jej powtórnie odwiedzać, ale nigdy nie mówiłam, że do niej nie napiszę. Hawk poczuł się rozbawiony, ale Skye bynajmniej nie chciała przepraszać za to, że pragnie wybawić stryja od dalszej samotnej egzystencji. – Nawet gdyby to miało trwać rok – upierała się – nie wyjadę stąd z niczym. Tylko że decyzja musi należeć do niej. Rachel po swoich przejściach może jeszcze odzyskać szczęście, ale musi sama w tym współdziałać. Skye uznała jednak, że musi pohamować nadmierny ferwor. Jeśli miała urzeczywistnić swoje marzenia i rozkochać w sobie Hawka, musiała skorzystać z ich wspólnej podróży, by sposobność nie wyślizgnęła się jej z rąk. Po powrocie do oberży natychmiast zaczęła układać pierwszy list do lady Farnwell. Hawk spędził wieczór, przeglądając spis stadnin w Kilkenny i sąsiednich hrabstwach, a potem napisał do dwóch z nich, że nazajutrz je odwiedzi, i wysłał wiadomość przez posłańca. – Czy mogę ci jutro towarzyszyć? – spytała, chcąc poprawić sobie nastrój, choćby nawet niepowodzenie jej starań o powrót lady Farnwell miało być tylko czasowe. Hawk zgodził się, choć z wyraźną niechęcią. Gdy jednak mieli już iść spać, a Skye spytała, czy spędzą tę noc razem, odmówił stanowczo, mimo jej uwagi, że mogliby wzajemnie sobie pomóc. Gdy to mówiła, napotkała nagle jego spojrzenie. Ujrzała w nim namiętność, którą usiłował w sobie stłumić. Zwyciężyło w nim poczucie honoru. Oparł się jej prośbom i odprowadził ją do sypialni, choć patrzyła na niego błagalnie. Sądząc z jego ironicznego uśmiechu, bawiło go, że popsuł Skye szyki, gdy łagodnie wepchnął ją do środka i zamknął jej drzwi tuż przed nosem. Wpatrzyła się w nie, siląc się, żeby nie zakląć i ciężko westchnęła. Wprawdzie Hawk starał się przede wszystkim dbać o jej reputację i dobro, co było godne podziwu, ale czuła się dotkliwie rozczarowana tym, że nie pozwalał się jej uwieść. Miał doprawdy godną mnicha kontrolę nad sobą, a ona nie wiedziała, jak ją przezwyciężyć. Hawk wcale nie był tak powściągliwy, jak mogłoby się wydawać Skye, ale postanowił zdusić w sobie wszelką słabość do niej.
Była wcieleniem pokusy. Wręcz boleśnie pragnął wziąć ją w ramiona, bo całe jego ciało było jednym wielkim pragnieniem. Odepchnął jednak jej prośbę, choć było to prawie niemożliwe, zwłaszcza że obiecywała mu kolejną niesłychaną noc. Dopiero gdy sen uparcie nie nadchodził, poddał się tej pokusie, przywołując w pamięci ciało Skye, tak posłuszne jego palcom; jej usta tak chętne całującej go miękkimi wargami i, doprowadzającej go do bolesnego wręcz pobudzenia, masę jasnych włosów na jego lędźwiach i wszystko inne. Dopiero te pełne udręki fantazje pozwoliły mu wreszcie zasnąć.
12
Przez następne dwa dni Skye uparcie próbowała przekonać zarówno lady Farnwell, jak i Hawka do swoich planów i udało się jej odnieść małe, ale cenne sukcesy. Spędziła ten czas z Hawkiem, oglądając go w jego żywiole, gdy udali się na wieś w poszukiwaniu klaczy zarodowych i ogierów. Hawk objechał kilka stadnin i Skye znów mogła się przekonać, jak wspaniale radził sobie z końmi. Gnębiło ją jednak fiasko jej romantycznych zakusów. Nie tylko jawnie ignorował jej wysiłki, ale nawet zdawał się robić Skye na przekór tylko po to, by ujrzeć, jak na to zareaguje. Albo też świadomie ją czymś prowokował, może po to, by zapomniała o innych swoich troskach. Lady Farnwell nie odpowiedziała bowiem na żaden z listów, choć Skye kazała posłańcowi za każdym razem czekać na odpowiedź. Gdy się tym zanadto przejmowała, Hawk zawsze znajdował sposób, by poprawić jej nastrój, na ogół drocząc się z nią tak, jak ona poprzednio z nim, lub też ironizował, że tchórzy i powinna sobie dać spokój z całą tą sprawą. Przypominało jej to, jakie boje musiała nieraz toczyć z własną rodziną, żeby postawić na swoim i wziąć górę nad jej nieznośnymi kuzynami oraz bratem. Wynikały stąd słowne utarczki i Skye zatęskniła za ich spokojnymi wieczorami z grą w szachy lub w karty, bo wtedy stajenni lub służba z oberży nie zakłócali jej walki o uczucia Hawka. Innymi słowy, stawał się on teraz tą samą zagadkową i nieuchwytną Bestią, którą był od początku ich znajomości. Odmawiał wszelkiej odpowiedzi na pytania o jego działalność Strażnika i nic nie mówił o swoim życiu na Cyrenie, a była go ogromnie ciekawa. W pewnej chwili doprowadził ją do takiej rozpaczy, że ostrzegła go: – Lepiej miej się na baczności, gotowa jestem spoić cię brandy, a potem związać, bylebyś mi wyjawił swoje sekrety. Ale on wybuchnął śmiechem, słysząc tę groźbę. – Chętnie bym zobaczył, jak ci się to uda! Lubiła, gdy się śmiał, ale wciąż jeszcze robił to zbyt rzadko. Wieczorem drugiego dnia przygotowywała się do odwiedzenia wraz z nim kolejnej stadniny, gdy oznajmiono wizytę „pani Donnelly”. Z pewną nadzieją, ale i obawą, zaprosiła lady Farnwell do ich prywatnego saloniku, poleciała lokajowi przynieść herbatę i z zapartym tchem czekała, co powie Rachel. Rachel jednak od razu wyjaśniła swoje zamiary. – Rozważyłam dokładnie pani słowa i skłonna jestem wrócić do Anglii, ale… – Ale co? – spytała niecierpliwie Skye. – Nie uważam, żeby to było mądre. Skye już chciała palnąć, że miłość nieraz bywa niemądra, ale warto dla niej ryzykować. Choć Rachel zdołała uciec przed mężem, nadal potrzebowała oswobodzenia się z lęków. Miłość – zarówno Daphne, jak Corneliusa – mogłaby jej w tym pomóc. Skye chętnie by ją też przekonała, że życie jest zbyt krótkie, by godzić się na utratę rzadkiej szansy. Uzbroiła się jednak w cierpliwość i miała nadzieję, że w tym przypadku serce Rachel zwycięży nad rozumem. Nie odmówiła stanowczo, co oznaczało, że wciąż jeszcze się waha. Rachel pragnęła spytać, w jaki sposób zamiar Hawkhursta mógłby się powieść.
– Mówił pan, że moja przeszłość nie musi wyjść na jaw. Jak to możliwe, milordzie? – Mówiłem już – odparł gładko – że może pani nadal używać nazwiska Donnelly. A jeśli będzie pani stronić od ludzi – zwłaszcza mieszkających tam, gdzie Edgar Farnwell – i nie pokazywać się w Londynie, nikt nie odkryje pani tożsamości. Na razie gościłaby pani w moim majątku, gdzie nikt o niczym nie wie. Możemy też łatwo wymyślić jakąś bajeczkę, by wyjaśnić pani podobieństwo do zmarłej lady Farnwell. Rachel jednak wciąż się wahała. – Czy może pan sobie wyobrazić wściekłość barona Farnwella, gdy dowie się o moim podstępie? Czy nie mściłby się na mnie w jakiś sposób? Skye przerwała jej. – Lord Hawkhurst z pewnością sobie poradzi, gdyby do tego doszło. A on pragnie chronić nie tylko panią, ale i, w co nie wątpię, również Daphne. Hawk uśmiechnął się dyskretnie, ubawiony zaufaniem Skye, choć nie wiedziała wcale, co robił jako Strażnik Miecza. Odparł jednak bardzo serio: – Mój kolega dowie się, co zamierza Farnwell, a agenci z Bow Street będą mieli na oku barona, ale najbardziej pomogłaby pani zmiana wyglądu. Skye spojrzała uważnie na Rachel. Baronowa wyraźnie się wprawdzie postarzała, ale wciąż przypominała swoją podobiznę na miniaturze. – Co macie państwo na myśli? – spytała Rachel. – Mogłaby pani obciąć włosy albo je ufarbować. Henna może tu znacznie pomóc. Rachel przygryzła wargę, wciąż jeszcze niepewna. – Sądzicie państwo, że można by nie mówić Daphne o jej pochodzeniu? Skye uznała, że z tym zmartwieniem sobie poradzi. – Chyba musimy najpierw się przekonać, jakie uczucia córka żywi wobec pani. Lepiej na razie nie wyjawiać jej prawdy. Moja kuzynka, lady Katharine Wilde, żyje w Londynie i byłaby tu idealnym pomocnikiem. Możemy ufać, że Kate wyjawi to Daphne w odpowiedniej chwili. – A… co z lordem Corneliusem? – spytała niepewnie Rachel. – Również i jego trzeba będzie przygotować – odparła Skye. – Mogłabym się tego podjąć, bo najlepiej znam wszystkie szczegóły. Może najlepiej byłoby zaprosić go na jakiś czas do Hawkhurst Castle. Moja ciotka, Isabella Wilde, już tam przebywa, pomagając w porządkowaniu zamku. A ja też się tam zjawię. Nie byłoby więc nic kłopotliwego ani niestosownego w tym, by stryj do nas dołączył. Gdyby chciała pani ożywić dawną miłość, można byłoby udawać, że spotkaliście się po raz pierwszy i zakochaliście w sobie. Rachel najwyraźniej była targana wątpliwościami. – Wolałabym, żeby ludzie nie wiedzieli, iż byliśmy kiedyś kochankami. Za nic nie chcę zranić uczuć Daphne. – Rozumiem – powiedziała Skye współczująco – ale zaczęlibyśmy od małych kroków, a potem zobaczylibyśmy, jak się rozwinie sytuacja. Decyzja należy jednak do pani. Rachel przymknęła oczy, nabierając powoli tchu. – Dobrze… pojadę z państwem do Anglii. Skye powstrzymała się od gratulacji, nie chcąc zwiększać wątpliwości Rachel, ale w duchu cieszyło ją ogromnie pokonanie przeszkody. Następną godzinę spędzono na planowaniu podróży i omawianiu szczegółów fortelu. Mimo że Skye chętniej myślała o baronowej jako o Rachel lub lady Farnwell, zgodzili się, że lepiej nazywać ją panią Donnelly lub Meg. Następnego dnia rano Rachel pożegnała się ze łzami z Bridget O’Brien i odjechali na południe, do Wexford, powozem Hawkhursta. Obecność Rachel zbliżyła Skye i Hawka bardziej nawet, niż się spodziewała. Niestety,
mogli tylko wymieniać ze sobą grzecznościowe uwagi i bardzo jej brakowało poufałych żarcików. Nie mogła jednak okazywać rozczarowania, bo główną jej powinnością było wspieranie Rachel i dotrzymywanie jej towarzystwa. Nie spodziewała się jednak, że tak trudno jej będzie udawać obojętność wobec niego teraz, kiedy znikły już jej najgorsze obawy co do Rachel. Nie mogli się nawet dotykać, nie mówiąc już o dzieleniu sypialni. Wymuszona separacja niezaprzeczalnie powodowała między nimi napięcie. Pierwszej nocy w Wexford, gdy Hawk wycofał się do własnego pokoju, Skye mogła sobie tylko wyobrażać, że idzie za nim, i nie mogła uwolnić się od myśli o jego wspaniałym ciele. O gładkich, napiętych mięśniach i ciepłej skórze. Była niemal pewna, że Hawk czuje coś podobnego. Gdy kierował na nią baczne szare oczy, odczuwała to jak pieszczotę, prawie jakby jej dotykał, co było wręcz bolesne. Wiedziała jednak, że musi ten ból przez jakiś czas znosić. Podróż natomiast przebiegała całkiem gładko. Drugiego dnia nie musieli zbyt długo czekać na statek. Pogoda była zaś całkiem dobra, tak że gdy późnym popołudniem dotarli do Bristolu, wynajęli świeży zaprzęg i ruszyli w drogę, nie zatrzymując się nigdzie poza oberżą, gdyż było już zbyt ciemno i zbierało się na kolejną jesienną burzę. Skye byłaby pewnie rada, gdyby wiedziała, że ta wymuszona separacja dokuczała także i Hawkowi. Ciągle śnił, że Skye leży w jego ramionach, równie pełna namiętności jak on, i każdego ranka budził się, pragnąc jej rozpaczliwie. A tego wieczoru, gdy deszcz bębnił w okna jego sypialni, bezsenność powróciła i mściła się na nim. Burza w końcu minęła i na nocnym niebie widniało tylko kilka niewielkich chmurek, ale Hawk nadal nie mógł zasnąć, gdy usłyszał ciche stukanie do drzwi. Kiedy je otworzył, rozpoznał ciemną sylwetkę w słabym świetle księżyca wpadającym przez okno na końcu korytarza. Stała tam Skye w płaszczu podróżnym, z jasnymi włosami rozsypanymi w nieładzie na ramionach. Po jednym spojrzeniu zrozumiał, że znów naszły ją koszmary. W oczach miała prawdziwy, nieudawany lęk. – Czy… czy mogę wejść? – spytała głuchym szeptem. Bez słowa odstąpił na bok i wpuścił ją. Gdy zamknęła za sobą cicho drzwi, padła mu prosto w ramiona i wtuliła twarz w jego nocną koszulę, szukając schronienia przed strachem. Objął ją odruchowo, a gdy poczuł, że cała drży, nie potrafił jej odmówić tej pociechy. Trwała w jego uścisku przez kilka minut. – Przepraszam, że cię zbudziłam – wyszeptała. – W domu pomaga mi wtedy ciepłe mleko z odrobiną brandy. Ale tu nie mam ani jednego, ani drugiego. – Ja mam brandy. Potrząsnęła głową i przylgnęła do niego jeszcze mocniej, obejmując go w pasie. – Bardziej trzeba mi ciebie niż brandy. Nigdy nie miewam złych snów, kiedy jestem przy tobie. Z nim było tak samo. Mógł spać spokojnie tylko wtedy, kiedy leżała koło niego. Nagle jednak spostrzegł, że jej płaszcz rozchylił się, pozwalając ujrzeć, co miała na sobie pod spodem. Jednocześnie poczuł bliskość krągłych piersi oraz ciepło bioder i ud przez cienką tkaninę batystowej nocnej koszuli. Cały jego spokój gdzieś zniknął. Miał zamiar tylko ją obejmować, ale współczucie w okamgnieniu ustąpiło miejsca zmysłowości i znów poczuł zesztywnienie w lędźwiach. Nagły żar, jaki ogarnął obydwoje, był jak suche drewno, które zajęło się ogniem. Wiedział, że ona czuje to samo, bo z wolna uniosła głowę, żeby spojrzeć na niego. W świetle księżyca przenikającym przez zasłony mógł dostrzec piękne rysy Skye. Jej
oczy przypominały teraz dwie ciemne sadzawki, rozległe i błyszczące. – Czy… czy mogłabym zostać u ciebie? Gdy się zawahał, przełknęła kurczowo ślinę i zwilżyła wargi językiem. – Proszę cię. Bo widzisz… to może być nasza ostatnia wspólna noc. Może nigdy nie będzie innej, kiedy wrócimy do twojego domu. Zdał sobie sprawę, że mówiła całkiem serio, nie żartem. Nie próbowała go też czarować ani manić pochlebstwami. Uczciwość i powaga jej słów wzruszyły go i poruszyły też jego zmysły. Hawk puścił ją i cofnął się, nie chcąc jej ulec. Wzniósł oczy ku górze, siląc się na powściągliwość. Skye jednak ciągnęła dalej spokojnym, ale błagalnym głosem: – Moja rodzina zawsze była zdania, że powinniśmy jak najlepiej wykorzystać nasz pobyt na tym świecie. Ja też tak uważam, Hawk. Obydwoje wiemy, że życie jest zbyt krótkie i zbyt cenne, żeby je marnować. Przemówiło to do niego. Lepiej niż ktokolwiek inny wiedział, że i życie, i szczęście mogą zniknąć w mgnieniu oka. – Cóż jest złego w pocieszeniu się nawzajem? – Dobrze wiesz co. Mogę wpędzić cię w ciążę, jeśli już tego nie zrobiłem. Wyjęła z kieszeni płaszcza małą torebkę z jedwabnej dzianiny i pokazała mu. – Mówiłam ci, że znam sposób, jak zapobiec poczęciu. Te gąbki właśnie temu służą. Hawk poczuł, że marszczy brwi z dezaprobatą. – Skąd je masz? – Od ciotki Belli. Nie powinno go to było zaskoczyć. Czuł jednocześnie rozbawienie i niedowierzanie. Wiedział, że Skye łączą z ciotką zadziwiająco szczere stosunki i że otwarcie rozmawiają ze sobą o sprawach płci. Skye rozchyliła poły płaszcza i pozwoliła mu opaść na podłogę. Potem znów przełknęła ślinę, jakby zbierała się na odwagę, i zaczęła rozpinać guziczki na przodzie koszuli nocnej. Jej palce rozpoczęły powolny, urzekający taniec, na który patrzył z zapartym tchem, aż wreszcie rozchyliła szeroko kołnierz koszuli, a ona również osunęła się na podłogę. Hawk gwałtownie wciągnął dech na jej widok. Jak w jego najbardziej erotycznych fantazjach, Skye stała przed nim naga, ofiarowując mu się bez żadnych zahamowań czy skrępowania. Światło księżyca lśniło na jej jasnej skórze. Dojrzałe, krągłe piersi, wąska talia, wdzięcznie wygięte biodra, smukłe nogi, złote włosy wabiły go nieodparcie. Zaczęła rozbierać z kolei jego, najwyraźniej zdecydowana przełamać jego rezerwę. Hawk zebrał resztki silnej woli i schwycił ją za dłonie, nim zdołała ściągnąć z niego nocną koszulę. – Lepiej sobie idź – mruknął z trudem. – Komu ma być lepiej? Bo nie mnie! A podejrzewam, że tobie też. Zgrzytnął zębami, dając jej ostatnią szansę, żeby się wycofała. – Uprzedzam cię, że nie skończyłoby się to z mojej strony na pieszczotach. – Wcale nie chcę, żeby się na nich skończyło. Chcę ciebie, Hawk. Bardziej niż jestem w stanie to wyrazić. Gdy i on był już nagi, syknął przez zaciśnięte zęby: – Jesteś przeklętą czarownicą, wiesz? Nie uśmiechnęła się i nic nie powiedziała, tylko uniosła twarz do pocałunku. Ich oddechy złączyły się w jedno, gdy wargi Skye musnęły lekko jego własne. – Wiem – szepnęła – ale to nasza ostatnia szansa, jak mówiłam.
Te słowa rozstrzygnęły o wszystkim. Doskonale wiedział, że powinien ją wyprosić, ale nie powstrzymało go to od pocałowania jej. Wiedział, że powinien zażądać, by natychmiast wróciła do swojej sypialni, ale nie mógł się zmusić, by to powiedzieć. Za bardzo jej pragnął. O wiele za bardzo. Chciał poczuć pod wargami jej smak, wypełnić jej ciałem swoje dłonie. Pocałował ją, podczas gdy jego ręce wędrowały po jej gładkim, nagim ciele. Skye oddała mu pocałunek z równym zapałem, dając w pełni wyraz swemu pożądaniu. Było równie silne, jak jego własne. Przestał walczyć ze sobą. Skye była po prostu zachwycająca, a on nie był w stanie się jej dłużej opierać. Równie dobrze mógłby przestać oddychać. Wszelka ostrożność, opór i niepewność znikły bez śladu, wszystko zastąpiło pożądanie. Skye wyczuła zapewne jego kapitulację, bo całowała teraz już nie jego usta, ale i podbródek, a potem szyję i dołek poniżej niej. Potem pocałunki objęły jego pierś i brzuch. Wreszcie powoli osunęła się przed nim na kolana. W rozjaśnionym poświatą księżyca mroku sunęła ustami aż do jego lędźwi. Każdy mięsień w jego ciele zesztywniał z napięcia. – Chcę, żeby ci było dobrze – wyszeptała, obejmując jego męskość, ciężką i tak twardą, jakby miała zaraz pęknąć. – Jest mi dobrze… – wychrypiał gardłowo, a ona przysunęła się jeszcze bliżej. Jej język dotknął go miękko i ciepło. Hawk jęknął słabo. Wczepił się dłońmi w jej włosy i przez długą chwilę stał nieruchomo, delektując się tym, co robiła. Nie chciał jednak poprzestać na tym, odsunął ją więc od siebie. – Daj mi te gąbki – zażądał głucho i nie pozwalając jej na sprzeciw, sięgnął po jedwabny woreczek. Gdy mu go podała, rozluźnił cienki sznurek, którym był zawiązany, i wyciągnął małą gąbeczkę, a potem fiolkę jakiegoś płynu. – Czy to brandy? – Myślę, że tak. Nigdy jeszcze się tym nie posłużyłam. Spojrzał na nią, klęczącą u jego stóp. – A mówiłaś, że nie masz brandy. – Za mało jej tu jest, żeby ją wypić, i za mało, żeby się bronić przed koszmarami. No i wolałabym jej użyć wyłącznie do tego celu. Odpowiedź Skye na razie mu wystarczyła. Podniósł ją z klęczek, zbliżył się z nią do okna i rozsunął zasłony, żeby lepiej się jej przyglądać. Światło księżyca zalało pokój. Hawk ujął ją za rękę, poprowadził ku stolikowi przy łóżku i szybko zwilżył jedną z gąbek. Potem siadł na skraju łóżka, uniósł Skye i posadził ją sobie na kolanach. Skierował jej głowę w swoją stronę, by móc ją pocałować, tym razem chcąc właśnie jej sprawić przyjemność. Dotknął wargami ust Skye, rozsuwając jednocześnie jej uda. Była tam już gładka od własnej, kobiecej wilgoci. Gdy wsunął w nią głęboko gąbkę, Skye zrazu wstrzymała dech, ale po chwili przywykła do chłodu brandy. Gorącej wilgoci pocałunku nie było im dosyć. Przestał ją całować i odchylił się w tył, żeby na nią spojrzeć. Skóra Skye połyskiwała jasno w poświacie księżyca, a jego dłoń spoczęła na jej piersi i objęła ją. Przesunął delikatnie kciukiem po sutku, okrążył go, a potem ściskał, póki się cały nie wyprężył ku górze. Skye odwzajemniła mu spojrzenie, a jej błękitne oczy pociemniały. Oddychała coraz szybciej, a on przesuwał dłońmi po jej brzuchu, coraz niżej, aż dotarły między uda. Wygięła ku niemu biodra, gdy dotknął najbardziej intymnego miejsca, a gdy wzmógł nacisk, zamknęła oczy i zadygotała.
Hawk z satysfakcją obserwował zapamiętanie na jej twarzy. Chciał ją doprowadzić do tego, by odczuła podniecenie aż do bólu, jak ona już zrobiła to z nim. Skye być może zrozumiała to, bo bez słowa uniosła ciało i otoczyła go nogami. Pomógł jej w tym, opierając jej kolana na materacu, tak by znalazła się nad jego uniesionym przyrodzeniem. – Powoli – uprzedził ją, gdy chciała osunąć się na niego. Z wysiłkiem znieruchomiała i przejęła nad nim kontrolę. Patrzył w jej twarz, gdy ją brał powolnymi ruchami, póki nie wniknął w nią całkowicie. Jej ciało przyjęło go chętnie w siebie, w gładkie, jedwabiste ciepło. Gładził jej skórę, dotykał pulsującej na szyi żyłki. Potem sięgnął ku jej plecom i jeszcze mocniej przygarnął ją do siebie, z piersiami przyciśniętymi do własnej piersi. Przyspieszony oddech Skye musnął mu wargi. Wyczuł, że aż zadrżała z satysfakcji. Podobną satysfakcję odczuł on, kierując nią, zachęcając do znalezienia wspólnego rytmu. Z początku poruszała się na nim powoli, ściskając go udami, ale potem przyspieszyła tempo. Po pewnym czasie już bez żadnego wsparcia unosiła się i osuwała w dół, z oczami utkwionymi w jego twarzy i w coraz szybszym rytmie. Hawk zacisnął zęby, utrzymując się w ryzach tak mocno, że aż drżały mu biodra. Była zbyt namiętna, zbyt ciasno opleciona wokół niego i tak oszałamiająco zmysłowa, że po raz kolejny jęknął. Gdy jednak znów chciała się unieść ku górze, powstrzymał ją, tak że całkowicie przywarła do niego, biorąc go w pełni w siebie. Skye dyszała spazmatycznie, wbijając kurczowo palce w jego ramiona i wyginając plecy, a jej ciało falowało nieustannie, gdy usiłowała wziąć go w siebie jeszcze głębiej. Napięcie rosło w nich z każdą chwilą. Hawk, z tętnem pulsującym jak szalone, pocałował ją ponownie, wręcz łapczywie, biorąc wszystko, co mu ofiarowywała, łowiąc uchem wydawane przez nią dźwięki. Rozkosz narastała w nich zawrotnie, aż wreszcie wymknęła się spod wszelkiej kontroli, a oba ich ciała splotły się gorączkowo w jedno. Skye była cała płynnym ogniem, a Hawk pragnął w nim spłonąć. Spletli spazmatycznie dłonie. Skye schwyciła go kurczowo za ramiona i przywarła do niego, jęcząc donośnie. Gdy Hawk cały się zatrząsł i wyprężył, krzyknęła na cały głos i targnął nią spazm tak silny, że Hawk odczuł go całym ciałem. Chwilę później dołączył do niej we wstrząsie przeraźliwym i olśniewającym jak błyskawica, który przeszył go i eksplodował wewnątrz niego, rozpływając się później w bezkresne fale. Dysząc ciężko, Hawk padł w tył na materac, pociągając Skye za sobą. Osunęła się w dół bezwładnie, z twarzą wtuloną w zagłębienie pod jego szyją, z włosami tuż przy jego ustach, ze skórą zroszoną potem. Podobnie jak ona, leżał przez pewien czas jak we śnie, a niewiarygodny spokój jeszcze raz spłynął na niego. Starał się oprzytomnieć i gładził lekko jej nagie plecy, a w jego myślach panował chaos. Wiedział tylko, że niczego nie żałuje. Skye opanowała całkowicie jego zmysły, zachwycając go swoim ciepłem, rozpalając jego krew swoim żarem. A jednak, gdy przesuwał palcami po jej krągłych pośladkach, delektując się tym dotykiem, jakaś niewyraźna myśl zaświtała mu w głowie. Gdy jej znaczenie w końcu do niego dotarło, otworzył oczy i ze zmarszczonym czołem spojrzał w mroczny sufit. – Mówiłaś, że te gąbki dała ci ciotka? – spytał przyciszonym głosem. – A kiedy? – Nie mogę sobie przypomnieć… – odparła, zakłopotana jego pytaniem. – Jakiś czas
temu. – Czy posłałaś po nie już po przybyciu do mojego domu? Zawahała się. – Nie. – A zatem przywiozłaś je ze sobą do Hawkhurst Castle? Znów zwlekała z odpowiedzią, a kiedy jej wreszcie udzieliła, powiedziała bardzo cicho, niemal przepraszającym tonem: – Tak, przywiozłam je ze sobą. Hawk wycofał się z jej ciała, ułożył Skye na boku, a potem wsparł się na łokciu tak, by mógł patrzeć prosto na nią. Chciał widzieć jej twarz, kiedy rzuci w nią oskarżenie. – Jeśli tak było, mogę z tego wyciągnąć tylko jeden wniosek, moja miła. Spojrzała na niego nieufnie i ostrożnie. – A jaki? – Od samego początku zamierzałaś mnie uwieść.
13
Wiedziała, że ta chwila nadejdzie. Patrzyła na Hawka w srebrzystym świetle księżyca. Wpatrywał się uważnie w jej twarz, ale Skye nie potrafiła odgadnąć wyrazu jego własnej. Bała się, jak przyjmie jej wyznania, nie była więc do nich skora, ale nadszedł już czas na szczerość. Nabrała tchu, żeby się uspokoić. – Tak, zamierzałam cię uwieść. Twarz mu stężała, stała się nieprzenikniona. Gdy spróbowała wyciągnąć rękę, żeby dotknąć jego policzka, zacisnął mocno palce wokół jej nadgarstka i zatrzymał jej dłoń tuż przed swoją piersią. – Czy tej pierwszej nocy… udawałaś, że męczą cię koszmary, żeby mnie zwabić do łóżka? Pokręciła przecząco głową. – Ależ skąd. Moje koszmary są czymś najprawdziwszym. Burza często się do nich przyczynia, podobnie jak spanie w obcym miejscu. Już ci o tym przecież wspominałam. Kiedy tamtej nocy przyszedłeś do mojego pokoju, pragnęłam tylko ukojenia. Nie planowałam tego, byśmy zaczęli się kochać. Tak się po prostu złożyło. Gdy Hawk nie odpowiadał, ciągnęła dalej z uporem: – Nie pamiętasz, co wtedy powiedziałam? Miewam okropne sny o śmierci moich rodziców tonących w morzu. Zaczęło się to, kiedy miałam dziesięć lat i posłano mnie do szkoły z internatem. Musiałam wtedy opuścić wszystko, co mi było drogie, prócz kuzynki Katharine. – Czuła się wówczas tak osamotniona i opuszczona, że płakała we śnie całymi tygodniami. – Nie przypuszczam, żebym mogła zwalczyć moje koszmary – albo przynajmniej nie potrafiłam tego, póki cię nie spotkałam. Daję ci słowo, że to nie był pretekst… Urwała nagle, bo dalszy ciąg byłby paplaniną, zamilkła więc, żeby Hawk mógł mówić. – Manipulowałaś mną od początku – zarzucił jej. – Skądże. Byłoby to niemożliwe, nawet gdybym tego pragnęła. Nie dałbyś sobą manipulować. – Nie mów mi, że nie próbowałaś. – Próbowałam – zgodziła się. – Ale nie planowałam, że oddam ci moje dziewictwo… to nie było nigdy częścią mojego planu. Daję ci słowo. Wstrzymała dech, czekając, co on jej odpowie. Przygnębiło ją, że milczał, ale jeszcze bardziej ją przygnębiło, kiedy gwałtownie odwrócił się od niej i wstał z łóżka. Hawk zapalił stojącą przy nim lampę, a ona skrzywiła się, gdy nagły rozbłysk światła wydobył z ciemności jego rysy. Twarz miał chłodną, beznamiętną, ale wyczuwała w nim wielki gniew. Była zbyt bezbronna, leżąc nago na jego łóżku, siadła więc na nim z zakłopotaniem. Kiedy Hawk rzucił jej nocną koszulę, włożyła ją bez słowa protestu. W piersiach czuła niesłychanie zmysłowe mrowienie, a między udami pulsowanie – był to ostry kontrast z nagłym i złowrogim chłodem powietrza. Hawk podniósł szybko swoją własną koszulę z podłogi i włożył ją na siebie energicznym ruchem. Skye przygryzła wargę z konsternacją. Nie była to scena, o której marzyła – intymna spowiedź kochanków, wyjawiających sobie swoje sekrety, szepczących czułe słowa pełne
miłości i pożądania. Jak szybko zmienił się cały nastrój! Ledwie pięć minut temu tuliły ją ramiona Hawka, a ona czuła żar pożądania w jego pocałunkach. Nawet w momentach największego uniesienia był niesłychanie delikatny, a teraz z jego twarzy znikła czułość: znów powróciła na nią zwykła maska, jakby w odwecie. Nie zostało w nim już nic ze wspaniałego kochanka wnikającego w nią z erotycznym ferworem, od którego zdawało się topnieć całe ciało. Mimo to ku jej zaskoczeniu Hawk zbliżył się do łóżka i gestem dał jej do zrozumienia, żeby zrobiła mu miejsce koło siebie. Kiedy usłuchała, ułożył na zagłówku poduszki, a potem położył się w ten sposób, by móc patrzeć na nią. Nie odwracał od niej wzroku, który przykuwał ją do miejsca. – Jesteś mi winna wyjaśnienie. Przynajmniej dawał jej szansę obrony. Skye podkuliła pod siebie nogi. Serce jej waliło na myśl, co teraz musi zrobić. Hawk mógł wprawdzie odebrać jej wszelką nadzieję i unicestwić marzenia, ale ona winna mu była powiedzieć całą prawdę, jeśli mieli przezwyciężyć ten konflikt i pogłębić swój związek. – Uznasz to pewnie za głupie, ale moja kuzynka ma pewną teorię dotyczącą legendarnych kochanków… Opowiedziała mu pokrótce o romantycznych wywodach Kate, że Wilde’owie mogą znaleźć partnerów życiowych na podstawie klasycznych romansów w dziejach i w literaturze. – Uznałam, że ja powinnam się wzorować na francuskiej baśni o Pięknej i Bestii pióra madame Le Prince de Beaumont. Czytałeś ją może? – Owszem, znam ją. – To ty jesteś moją Bestią. Istnieją liczne podobieństwa między tym, co przeszedłeś, a baśnią pani de Beaumont. Uznała, że może to zaskoczyć Hawka, więc pospiesznie dodała: – Nie biorę wcale baśni dosłownie, ale zawsze marzyłam, by znaleźć prawdziwą miłość, i dlatego teoria Kate mi się podobała. Ale dużo ważniejsze jest to, że podziwiałam cię od naszego pierwszego spotkania, choć byłam wtedy dziewczynką. Im więcej się o tobie dowiadywałam od ciotki, tym bardziej rósł mój podziw. Udałam się do Hawkhurst Castle, żeby się przekonać, czy pasujemy do siebie, czy też nie, i uznałam, że możesz być moją idealną „drugą połową”. „Możesz”, jak Skye sama przed sobą przyznała, było zbyt słabym określeniem. Bez wątpienia bowiem sądziła, że Hawk jak najbardziej się do tego nadaje. Niestety, jego milczenie świadczyło o sceptycyzmie i niedowierzaniu. – Mogę rzec na moją obronę – ciągnęła odważnie – że nigdy nie zamierzałam cię uwieść tamtej nocy ani nawet zwabić do łóżka. Na pewno nie zrobiłam tego świadomie. – A gąbki? Najwyraźniej przyjechałaś przygotowana na coś w tym rodzaju. – No, cóż… miałam nadzieję, że może pewnego dnia… To była tylko przezorność na wypadek, gdybyśmy w ogóle znaleźli się w intymnej sytuacji. Przypuszczam, że masz prawo być na mnie zły, bo posunęłam swój plan za daleko. – Doprawdy? – spytał z wyraźnym sarkazmem. – A czy nie powinienem być na ciebie zły za to, że oszukiwałaś mnie i okłamywałaś, odkąd tylko się u mnie zjawiłaś? – Może wymknęły mi się przypadkiem jakieś kłamstwa – ciągnęła niepewnie – ale nigdy nie okłamałam cię celowo i świadomie. Cóż miałam robić? Co byś powiedział, gdybym na samym początku wyjawiła swoje intencje? Przecież wiesz, że wtedy wyrzuciłbyś mnie natychmiast ze swojego domu. – Twoja prośba o odnalezienie ukochanej stryja też była podszyta kłamstwem. – Skądże, prosiłam cię o to całkiem szczerze. Byłeś idealnym człowiekiem do tego
zadania i wykonałeś je, muszę przyznać, w podziwu godny sposób. Całkiem słusznie pokładałam w tobie zaufanie. Ale zwróciłam się do ciebie z tą prośbą głównie dlatego, żeby cię lepiej poznać, a potem zyskać powód do pozostania w zamku. Gdy Hawk się w końcu odezwał, jego ton był już nieco spokojniejszy. – Nie jestem twoją wielką miłością, ty podłe stworzenie. Skye była zaskoczona, że zaczął właśnie od tej kwestii. – Jak możesz być tego pewien? – Przecież to nonsens. Musiała się uśmiechnąć, choć z pewną niechęcią. – Mój brat zgodziłby się z tobą jak najbardziej, ale moje pragnienie miłości nie jest nonsensem – oświadczyła z uporem. Może miała lekkiego bzika, licząc na jego miłość? Niełatwo było zdobyć serce Hawka. Musiałaby mu udowodnić, że właśnie ona jest jego wymarzoną miłością – oczywiście, gdyby w ogóle dał jej taką szansę. Pragnęła okazać, że jest tego warta, choć byłoby to nie lada wyczynem, zważywszy na jego bohaterską przeszłość. Przygnębiała ją również świadomość, że bardzo łatwo mogłaby przegrać. Ciotka Bella dała jej przecież jawnie do zrozumienia, że najważniejsi ze wszystkich są dla niego Strażnicy Miecza, nie zrezygnowałby więc z nich zbyt łatwo, Skye nie chciała jednak brać pod teraz uwagę niepowodzenia. – Nie chcę się poddać – dodała spokojniejszym już tonem. – Wierzę, że mogę zadecydować o własnym przeznaczeniu. Nie cierpię bezradności wobec wyroków przeznaczenia. Myślę też, że i ty pragniesz być kowalem własnego losu. Czy nie dlatego zostałeś Strażnikiem? Postanowiłeś ratować cudze życie, bo nie zdołałeś uratować własnej rodziny. Musiała trafić w jego czuły punkt, bo spojrzał na nią przenikliwie. Ale uznał widocznie, że w jej stwierdzeniu jest coś słusznego, bo mu nie zaprzeczył. – Nie usprawiedliwia to twojej dwulicowości – powiedział w końcu. – Może i nie. Nie lubiła mieć przed nim sekretów. Nie potrzebowała rady ciotki Belli, żeby wiedzieć, że miłość nigdy nie kwitnie w sekrecie, ani że nieuczciwość jest czymś zbliżonym do trucizny. Jedynie z tego powodu rada była, że wszystko wyszło na jaw. Ale jej sekret nie miał usprawiedliwienia. – Masz swoje własne sekrety związane ze Strażnikami Mieczy – wytknęła mu. – Jak więc mogłeś się spodziewać, że wyjawię mój, skoro odmówiłeś podzielenia się ze mną twoim? Hawk wydawał się zirytowany jej argumentem. – Dochowanie sekretu to coś całkiem innego niż nieuczciwość i podstęp. Złożyłem przysięgę, że będę chronił anonimowość stowarzyszenia. Są pewne rzeczy, których nie mogę zdradzić nikomu, a już na pewno nie osobliwej młodej damie, którą poznałem ledwie dwa tygodnie temu. Dochowanie tajemnicy to wcale nie jakiś mój kaprys. Tu może chodzić o życie. Skye skinęła głową z przygnębieniem. Rozumiała, że kariera Hawka musi pozostać tajemnicą, bo było to sprawą najwyższej wagi. Podziwiała to, że poświęcił się walce ze złem i wiele razy ryzykował życiem. Był teraz osłonięty batystową koszulą nocną, ale pamiętała, że jest pokryty bliznami. – Widziałam twoje ciało, Hawk. Wiem, że są tam blizny po oparzeniach, ale też inne, których nie spowodował ogień. Jedna wygląda jak ślad po kuli, a inną trzeba przypisać chyba jakiemuś ostrzu. – To był bułat – odparł krótko Hawk. Patrzył teraz na nią spod długich rzęs. Oczy miał czujne, posępne, ale odniosła wrażenie, że zastanawia się nad jej wyznaniami.
Dało jej to pewną nadzieję i przywiodło na myśl inny ważny powód, dla którego postanowiła dostać się do jego zamku. – Mogłam próbować zawrzeć z tobą znajomość w normalny sposób, prosząc ciotkę, żeby ci mnie przedstawiła, ale ty nigdy nie bywasz w towarzystwie. Prócz tego chodziło mi o czas. Podobno miałeś się wkrótce starać o bratanicę sir Gawaina Olwena. – Wciąż mam taki zamiar. Chyba że zdołałaby go przekonać, by go zmienił. Musiała odwlec te konkury na dostatecznie długo, by mógł ją pokochać. A jeśli tak, to musi mu uświadomić, że nie powinien żenić się z panną Olwen. Po wszystkich swoich walecznych czynach Hawk byłby nieszczęśliwy z tą cichą, nieśmiałą dziewczyną. Skye za to mogła dla niego być idealną parą, gdyby tylko zdołała sprawić, by to dostrzegł. – Czy naprawdę chcesz się ożenić z panną Olwen? Z wszystkiego, co o niej mówią, wynika, że to twoje całkowite przeciwieństwo. Myślę, że nie byłbyś szczęśliwy po tym ożenku. – Moje szczęście nie ma tu nic do rzeczy. – Wątpię. Już nieraz poświęcałeś się dla kraju. Nie powinieneś zawierać małżeństwa z rozsądku tylko z obowiązku wobec twojego mentora. Hawk odparł porywczo: – Gdybyś wiedziała, jakie mam zobowiązania wobec sir Gawaina, zrozumiałabyś, że muszę pojąć jego bratanicę za żonę. – Doprawdy nie wiem, dlaczego miałbyś to zrobić. – Panna Olwen pochodzi po prostej linii od założycieli stowarzyszenia. Aby stać się jego nowym przywódcą, musi istnieć związek krwi z nimi, bo tego żąda nasz statut. Sir Gawain jest już zbyt wiekowy, by nadal nam przewodzić, i życzy sobie, żebym go zastąpił. Skye ścisnęło się boleśnie serce. – Och. Wcześniej sądziła, że Hawk wybrał pannę Olwen tylko po to, by się przypodobać sir Gawainowi. – Czy to znaczy… że nigdy nie mógłbyś poślubić mnie? – Tylko gdybym nie chciał zostać następcą sir Gawaina. – Ale… przecież nalegałeś, żebym za ciebie wyszła, jeśli okaże się, że jestem w ciąży. – To by całkowicie zmieniło moje rachuby. „No, niewątpliwie”, pomyślała z przygnębieniem. Nie zdawała sobie sprawy, że Hawk, żeniąc się z nią, musiałby podjąć decyzję o niesłychanej wadze. A to by jej jeszcze bardziej utrudniało walkę o jego uczucie. Nie chciała jednak zgadzać się na porażkę. – Niezależnie od twojego dylematu wciąż uważam, że panna Olwen nie jest właściwą żoną dla ciebie. Hawk uniósł brwi. – Nie tak dawno zaofiarowałaś mi pomoc w staraniu się o nią. – Tak, ale byłoby to działanie pod przymusem. Pomoc w zawarciu tak niewłaściwego małżeństwa sprzeciwiałaby się całej mojej naturze. A co jeszcze ważniejsze… I to, co Skye od dawna pragnęła powiedzieć, wymknęło się jej teraz z ust spontanicznie. – Powinieneś mieć możliwość życia swoim własnym życiem, Hawk, zamiast zmuszać się do małżeństwa z obowiązku. Nawet jeśli wcale nie chcesz mnie poślubić. Już czas, żebyś pomyślał o sobie. Twoje szczęście jak najbardziej ma tu coś do rzeczy. Nie możesz karać samego siebie za tragedię twojej rodziny. Hawk zacisnął usta.
– Wcale nie karzę samego siebie. – Naprawdę? Gdy znalazłam cię wśród szczątków pokoju dziecinnego, powiedziałeś, że to twoja wina i że powinieneś był zginąć razem z bliskimi. Wątpię, czy twoja zmarła żona chciałaby tego. Powinieneś próbować coś zrobić ze swoim życiem. Zasługujesz na to, żeby żyć, śmiać się, radować i kochać. Hawk najwyraźniej nie spodziewał się tej solennej tyrady w jego obronie i przez dłuższą chwilę patrzył tylko na nią bez słowa. A potem się skrzywił i powiedział: – Jesteś najnieznośniejszą, najbardziej wścibską i natrętną istotą, z jaką kiedykolwiek miałem do czynienia. Skye poczuła ogromną ulgę, słysząc znany jej dobrze, pełen irytacji i złości ton. – Tak, ale moje motywy są uczciwe. – Twoje motywy są absurdalne. Chcesz znaleźć prawdziwą miłość na podstawie baśni! Mówił to z niedowierzaniem i jednocześnie z kpiną, ale wyciągnął ku niej ręce. – Chodź tu. Spojrzała na niego podejrzliwie. – Co zamierzasz zrobić? Patrzył na nią przenikliwie, ale już bez oziębłości. – Chcę cię objąć. Powinienem ukręcić ci tę śliczną szyjkę, ale oboje potrzebujemy trochę się przespać. Gdy Skye niepewnie zbliżyła się ku niemu, Hawk wziął ją w ramiona tak, by policzkiem wspierała się o jego ramię, i naciągnął na nich kołdrę. – Pozwolisz mi zostać przez noc ze sobą? – wyjąkała niemal pokornie, z nosem wtulonym w jego nocną koszulę. – Najwyżej przez parę godzin. Powinnaś wrócić do swego pokoju przed świtem, ale teraz pocieszymy się wzajemnie. Skye była nieco zaskoczona tym, że Hawk po wszystkim, co mu wyznała, nie kazał się jej wynosić lub nie zrobił czegoś jeszcze gorszego. Wprawdzie nie wybaczył jej chyba całkowicie tego, że chciała go uwieść, ale przynajmniej złagodniał. Hawk również był zaskoczony własną decyzją. Mimo nieznośnego natręctwa Skye Wilde dobrze znała ludzką naturę. Nie myliła się co do bratanicy sir Gawaina. Budziła też w niej wątpliwości ofiara, jaką musiałby ponieść, poślubiając ją. Małżeństwo z Amelią Olwen będzie dla niego bez wątpienia czymś okropnym, ale pod pewnym względem dobrym. Ryzyko, że mógłby ją pokochać, nie wchodziło w grę. Małżeństwo z rozsądku całkiem mu odpowiadało. Co więcej, jego zobowiązania wobec sir Gawaina nie były błahe. W młodości Hawk pędził beztroskie życie zamożnego młodzieńca wysokiego rodu. Współpracę z Foreign Office rozpoczął bardziej dla zabawy niż na serio, ale szybko się przekonał, że ma w sobie żyłkę szpiegowską i wniósł pewien wkład w zwycięstwo nad francuskim tyranem niskiego wzrostu, który uroił sobie, że zawładnie całym światem. Po tragicznej utracie rodziny sir Gawain uratował Hawka przed szaleństwem, przyjmując go w poczet Strażników. Wysoce elitarna organizacja była ściśle tajnym, zbrojnym ramieniem Foreign Office. Miała chronić Anglię oraz jej sojuszników przed zagrożeniami i bronić sprawiedliwości, jak Europa długa i szeroka. Hawk poświęcił się Strażnikom z całym oddaniem, żeby zmniejszyć swoje poczucie winy. Nie uratował żony i syna, zwrócił się więc ku ratowaniu innych. Podejmował się krańcowo niebezpiecznych misji, bo nie miał nic do stracenia. Bez obawy mierzył się ze śmiercią, bo jego życie było puste. Czyny jego wzbudziły jednak wielkie uznanie. A przewodzenie Strażnikom po
spodziewanym wycofaniu się sir Gawaina również było celem godnym podziwu, mimo że zapotrzebowanie na walecznych obrońców zmniejszyło się wydatnie po końcowej, krwawej klęsce Bonapartego pod Waterloo. Jeśli zaś chodzi o inne argumenty Skye, to całymi latami stronił od śmiechu, radości i szczęścia, więc nie odczuwał ich braku, obojętne, czy na nie zasługiwał, czy nie. A sama Skye? Hawk musiał przyznać: budziła w nim gniew przede wszystkim dlatego, że oszukiwała go od samego początku. Nie próbowała jednak złapać go na męża. Gdyby takie były jej intencje, łatwo by na nim wymusiła małżeństwo, skoro odebrał jej dziewictwo i spędził z nią noc w łóżku. A tymczasem stanowczo odrzuciła jego propozycję. Och, z niebywałą chęcią straciła tej nocy niewinność! Nie mógł zapomnieć, jak wtedy przywarła do niego, nie dbając, że chciał się cofnąć, i skwapliwie otoczyła go smukłymi nogami. Nie mógł się już dłużej na nią gniewać, a nawet dziwnie mu pochlebiało jej pożądanie. No i jakże mógł ją winić za uleganie romantycznym ideałom? Choć były nierealne, musiał ją podziwiać za stanowczość. Dzielił z nią ten rys charakteru. On też nie mógł znieść bezradności i nie chciał się poddać kaprysom losu. Choć wysiłki Skye były donkiszoterią, pod tym względem zasługiwała na jego uznanie, mimo że właśnie on był ich celem. Niełatwo mu było opierać się jej łagodnemu uporowi. Ale teraz, gdy już zrozumiał, do czego dążyła… no cóż, ktoś wcześnie ostrzeżony jest też w porę uzbrojony. Nie pozwoli, żeby go uwiodła. Powinien jak najszybciej wybić jej z głowy myśl, że jest jej idealnym partnerem. Chciała w małżeństwie miłości, a on nie mógł jej tego dać, bo raz już pokochał na śmierć i życie. Elizabeth oczarowała go od pierwszej chwili i poślubił ją natychmiast. Ale jego miłość skończyła się tragedią, a on nie mógł i nie chciał znów doznać podobnego bólu. Nie pozwalał więc sobie snuć marzeń o nadziei na szczęście, a już na pewno nie o miłości. Czuł jednak wyraźnie, że powinien wrócić do życia. Zdecydował, że przełamie ból po swojej stracie. Po dziesięciu latach pogrążania się w mroku nadszedł już na to czas. Rozmyślania przerwała mu Skye, która chwyciła go za dłoń i ucałowała delikatnie jej blizny. – Musiałeś doznać okropnych oparzeń – powiedziała przyciszonym głosem. – Utrata żony i syna była czymś jeszcze okropniejszym. – Mogę sobie wyobrazić. Uniosła nieznacznie głowę, a potem spojrzała prosto na niego z oczami pełnymi smutku i współczucia. Hawk zrozumiał, że leżąc przy nim, myślała o jego tragedii. Miała na tyle czułe serce, by nie móc znieść myśli o jego cierpieniu. – Myślałam, że złagodzę choć trochę twój ból – szepnęła, dotykając jego warg końcami palców. Hawk z wysiłkiem odwrócił od niej wzrok i spojrzał na stolik przy łóżku. Zgasił stojącą na nim lampę, bo nie chciał widzieć tych jej współczujących oczu, a potem odwrócił się, by ją pocałować. Zamierzał pozwolić jej, by odpoczęła, nim weźmie ją po raz drugi, ale jej przyzwolenie przekonało go, by zrobił inaczej. Pragnął dać Skye wyraźnie do zrozumienia, że nie może jej pokochać, że nic nie może zapełnić mroków i pustki w jego duszy. Najważniejsze było zduszenie w niej tych uczuć. Cielesna miłość winna była po prostu służyć temu, by im teraz ulżyć, co zresztą Skye sama podsunęła mu wcześniej. Słusznie też stwierdziła, że to może być ich ostatni raz. A Hawk uznał, że nie byłoby nic złego w tym, by pocieszali się wzajemnie podczas kilku godzin, które im jeszcze zostały.
14
Po przybyciu rankiem następnego dnia do Londynu stracili trochę czasu na zmianę koni i wizytę w sklepie modystki, gdzie Skye kupiła dwa wytworne turbany dla Rachel, by nosiła je publicznie, póki nie ufarbuje sobie włosów. W Londynie pożegnali się też z Mackym. Hawk polecił mu zasięgnąć wiadomości o dawnym życiu Rachel, tak by Horacego Lincha z Bow Street można było wysłać do Brackstone w Kent, gdzie miał się dowiedzieć wszystkiego, co tylko można, o zmarłym baronie Farnwellu, Williamie. Macky zaś miał się zająć aktualnym baronem, Edgarem, bo Hawk chciał wiedzieć wszystko o człowieku, z którym być może mieliby do czynienia. Edgar przyszedł na świat w kilka lat po ucieczce lady Farnwell z Anglii, mogła więc czerpać swoją wiedzę o nim tylko z pogłosek. Wiedza o jego charakterze pozwoliłaby im osądzić, co zrobi, gdy się dowie o jej „powrocie do świata żywych” – obojętne, czy przyjąłby go rozsądnie, czy też zareaguje gwałtownie. Prócz tego Macky miał też doręczyć list Skye stryjowi Corneliusowi w Beauvoir, rodzinnej siedzibie markizów Beaufort, również w Kent. Cornelius osiadł tam bowiem, gdy musiał się zatroszczyć o pięcioro osieroconych małych Wilde’ów. Gdyby się nagle dowiedział, że Rachel żyje, przeżyłby zapewne gwałtowny wstrząs, Skye pragnęła więc raczej przygotować na to stryja osobiście, niż zawiadamiać go od razu w liście. Napisała więc tylko, że bardzo potrzebuje jego pomocy, i prosiła, by przyjechał do Hawkhurst Castle w East Essex i pomógł w przywróceniu bibliotece hrabiego poprzedniej świetności. Przekonana była, że Cornelius z pewnością się zgodzi, bo zawsze przedkładał dobro wychowanków nad swoje własne, a biblioteka wymagająca uporządkowania będzie dla niego nieodpartą pokusą. Gdy zbliżali się już do zamku Hawka, więcej troski przyczyniali jej jednak on sam i Rachel. Niepokój Rachel raz jeszcze dał znać o sobie i Skye przez całą resztę podróży musiała go łagodzić, opowiadając jej, jak bardzo brytyjskie społeczeństwo zmieniło się podczas jej długiej nieobecności. Skye była niezwykle towarzyska i miała wrodzoną zręczność w rozpraszaniu cudzych obaw, żywiła jednak nadzieję, że pomoże jej w tym ciotka Isabella, prawdziwa mistrzyni w poprawianiu ludziom nastrojów. Hawk niepokoił ją bardziej. Skye przyglądała mu się uważnie, gdy wjeżdżali na tereny zamku przez bramę z kutego żelaza. Twarz miał ściągniętą, a gdy w oddali ukazała się zniszczona budowla, znikły z jego rysów wszelkie oznaki emocji i pozostała tylko zimna, obojętna maska. Skye usiłowała coś powiedzieć, chcąc złagodzić ból, który musiał odczuwać za każdym razem, wracając do opustoszałego domostwa, i z przejęciem skierowała rozmowę na pobliską wioskę Hawkhurst, rozwodząc się nad jej sklepami i rynkiem. Miała nadzieję, że Bella zdoła pomóc Hawkowi w przezwyciężeniu narzuconej samemu sobie izolacji, i skruszy niewidzialny mur obronny, jakim się otoczył, pragnąc uniknąć dotkliwego bólu. Lady Isabella spodziewała się chyba ich powrotu, bo gdy tylko powóz wjechał na wysypany żwirem podjazd i zatrzymał się przed zamkiem, wybiegła na schody, radośnie ich witając.
Dokładnie tak, jak się tego spodziewała Skye, serdeczność i pogoda ducha Belli podziałały na wszystkich. Pełna życia wdówka, półkrwi Hiszpanka, zbliżała się już do wieku średniego, ale wyglądała na osobę młodszą niż czterdziestosześcioletnia. Z miejsca uścisnęła czule Skye. – Jakże miło mi cię widzieć, moja droga! – Dziękuję, że przyjechałaś nam pomóc, ciociu Bello. – Nigdy bym nie zmarnowała takiej okazji. Zawsze traktowała Skye po macierzyńsku, ale też sprzyjała jej niezależności, bo gorąco wierzyła, że kobiety nie powinny znajdować się na łasce mężczyzn, jak ona podczas swojego pierwszego małżeństwa z hiszpańskim szlachcicem. Isabella przywitała się z Hawkiem w drugiej kolejności i przyjaźnie cmoknęła go w policzek. Gdy Skye dostrzegła, jak wymienili ze sobą spojrzenia, założyłaby się, że przenikliwy wzrok Hawka mówi: „Chętnie bym cię udusił, Bello, za to, że powiedziałaś swojej bratanicy tak wiele o mojej przeszłości”. Ale na głos rzekł jedynie: – Chciałbym z panią potem zamienić kilka słów, milady. Chwilę porachunków trzeba jednak było odłożyć na później, bo Isabella wprowadziła właśnie Rachel do zamku. Ujęła jej dłoń w obie ręce i – ze względu na służbę w pobliżu – powitała ją jako „panią Donnelly”. Kiedy jednak weszli wszyscy do środka i zdjęli wierzchnie okrycia, Isabella z miejsca stała się mniej oficjalna. Kazała podać herbatę i zaprowadziła ich do salonu, gdzie na kominku wesoło trzaskał ogień. Ze współczuciem i serdecznością podprowadziła ją do sofy ze słowami: – Proszę mi pozwolić, bym mogła wyrazić pani mój szczery podziw. Mimo tylu ciężkich przejść zachowała pani tyle siły charakteru i przytomności umysłu, aby uciec od dręczyciela i zacząć nowe życie w innym kraju… Nie wiem, czy zdobyłabym się na taką odwagę. Z pewnością szybko się zaprzyjaźnimy. Rachel zarumieniła się z wdzięczności i najwyraźniej słowa ciotki podniosły ją na duchu. Skye ucieszyła się, że ciotka wzięła Rachel pod swoje skrzydła. Były mniej więcej w tym samym wieku, ale Bella miała dużo więcej doświadczenia w sprawach światowych i z pewnością potrafiłaby dać odczuć komuś o tak pełnej bolesnych doświadczeń przeszłości, że jest bezpieczny i otoczony opieką. Hawk wyjaśnił, czego potrzeba, by Rachel zmieniła swój wygląd, poczynając od henny do ufarbowania włosów. Czarne oczy Isabelli błysnęły figlarnie i szybko zaczęła opowiadać, jak to kiedyś w Algierii, gdy jako branka przebywała w haremie pewnego berberyjskiego szejka, dowiedziała się wiele o egzotycznych kosmetykach i środkach upiększających, takich właśnie jak henna. – Proszę wszystko zostawić mnie. Obiecuję, że pani Donnelly dzięki moim zabiegom będzie wyglądać jak rodowita Irlandka. Gdy Isabella snuła wspomnienia, Skye dostrzegła, że salon został już przywrócony do swego poprzedniego stanu i wyglądał całkiem elegancko. Zniknęły okropne płócienne pokrowce, nawoskowane posadzki błyszczały, a w powietrzu nie wisiała już woń stęchlizny i wilgoci. Gdy Skye powiedziała coś na ten temat, Isabella odparła z dumą: – Muszę przyznać, że sporo tu zdołałam zrobić od mojego przyjazdu w zeszłym tygodniu. Posypałam dywany wilgotnymi listkami herbaty i powycierałam kurze, a przykre zapachy znikły po częstym okadzaniu. – Dokonałaś prawdziwych cudów, ciociu. – Zgodnie z twoją sugestią, Skye, porządkowałyśmy kolejno pokój po pokoju. Bardzo
nam pomogło wynajęcie przez Kate służby w Londynie. Lady Katharine Wilde jest moją drugą bratanicą – wyjaśniła Isabella, nim znowu zwróciła się do Hawka: – Sporo mebli wyszło już z mody, milordzie. Nowe będą pana drogo kosztować, ale ja z przyjemnością uszczuplę pańską sakiewkę – zażartowała zaczepnym tonem świadczącym o długiej przyjaźni. Hawk nie od razu jej odpowiedział, bo zaczął nasłuchiwać z napięciem, a Skye dosłyszała wtedy słaby stukot. Brzmiał całkiem jak odgłos młotków. – Czy odbudowę już rozpoczęto? – spytał Isabellę. – Jeszcze nie. Zniszczone pomieszczenia we wschodnim skrzydle trzeba wyburzyć i wywieźć stąd gruz. Architekt, pan Beald, chce się z tobą spotkać przy najbliższej sposobności. – Może nawet i teraz? Niech mi panie wybaczą… Gdy Hawk wstał z fotela i zmierzał ku drzwi, Skye schwyciła go za ramię, nim zdołał wyjść z salonu. – Gdzie idziesz? – Naradzić się z Bealdem i przyjrzeć dokładnie renowacji. – Czy mogę pójść z tobą? – spytała, nie chcąc, żeby musiał oglądać zniszczone skrzydło bez niczyjego towarzystwa. Zawahał się. – A jeśli ci nawet nie pozwolę, nie dasz mi spokoju i będziesz się za mną natrętnie wlec? – Ależ oczywiście. Cień irytacji znów pojawił się w jego głosie, ale Skye przyjęła go z ulgą, podobnie jak wypowiedziane dość łagodnym tonem: – No, to chodź. Hawk skierował się z miejsca ku zrujnowanej części zamku. Prace nad nią, co Skye od razu zauważyła, były dość zaawansowane. Na krańcu wschodniego skrzydła ziała pustka, a większość zniszczeń spowodowanych przez ogień została już usunięta. Robotnicy kręcili się pospiesznie tu i tam, ładując na wozy gruz, o czym wspomniała Isabella. Sądząc z licznej armii wykonawców, Hawk, jak podejrzewała Skye, zapłacił im mnóstwo pieniędzy za pośpiech, tak by wprowadzić nową żonę do zamku najszybciej, jak tylko można. Nieustannie drgał mu mięsień na policzku, ale poza tym nic nie dawał po sobie poznać. Skye uznała, że jego powrót mógłby wypaść gorzej. Zamek wyraźnie był teraz mniej zaniedbany i nie robił już tak przygnębiającego wrażenia. Być może częściowo przyczyniała się do tego żywa krzątanina. Słońce chyliło się ku zachodowi, a robotnicy starali się jak najwięcej zrobić przed zmierzchem. Może też sprawiła to łagodna, jesienna pogoda. Dzień był jasny i chłodny, a złoto-czerwone barwy pejzażu dodawały mu uroku. Skye ogromnie to ucieszyło. Słońce czyniło wszystko bardziej świetlistym, a gdyby tylko nie nadeszły burze, jej sny byłyby spokojniejsze, nawet jeśliby Hawk nie spałby koło niej. Miała też nadzieję, że i on teraz będzie lepiej sypiał. Hawk zdawał się odgadywać jej myśli, bo wycedził: – Nie będę pił ani ciskał karafkami, nie martw się. Skye uśmiechnęła się z ulgą. – Rzeczywiście, martwiłabym się o to. – No, to przestań się we mnie wpatrywać, jakbym zaraz miał się rozlecieć na kawałki. W istocie bardziej by ją martwiło, gdyby Hawk całą swoją gorycz i żal tłumił w sobie. Nim jednak uznała, że gwałtowny wybuch może być niekiedy uzdrowicielski, spostrzegła wysokiego, szczupłego mężczyznę, który szedł ku nim przez dziedziniec. Gdy Hawk przedstawił go Skye jako znanego architekta, Nataniel Beald skwapliwie
złożył mu sprawozdanie. – Milordzie, z satysfakcją donoszę, że wykonaliśmy nawet trochę większą część prac, niż to przewidywał plan. Wzniesiemy teraz rusztowania, żeby zacząć przebudowę. Użyjemy, jak się już zgodziliśmy, takiego samego kamienia, żeby wygląd skrzydła harmonizował z resztą budynku… Skye ucieszyła wiadomość, że renowacja zajmie być może pięć lub sześć miesięcy, ale ta zwłoka nie mogła zapobiec konkurom Hawka ani ich opóźnić. Nadal chciał poślubić pannę Olwen, nawet gdyby na razie nie mógł ofiarować swojej hrabinie wspaniałej siedziby. Była jednak zadowolona, że będzie zajęty, a nowy cel przesłoni ponure wspomnienia. Pozostawiła go pochylonego wraz z architektem nad planami i wróciła do zamku. Pragnęła, by ciotka Bella i Rachel miały trochę czasu, by się poznać, zamiast więc do salonu, poszła do kuchni pomówić z kucharką. Potem wróciła do swojego pokoju, żeby się przebrać do obiadu. Isabella przywiozła ze sobą cały kufer strojów, ale Skye wybrała tylko niebieską suknię z wełenki, żeby nie kontrastowała ze skromnym ubiorem Rachel. Upinała właśnie włosy w węzeł na karku, gdy Isabella zapukała lekko, a potem weszła do pokoju. – Umieściłam Rachel w sypialni obok mojej własnej. Bardzo mi jej żal, ale podziwiam ją za zdobycie się na ucieczkę od tego brutala, jej męża. – Ja także – zgodziła się z nią Skye. – Jutro zaczniemy się krzątać wokół przebrania i kupimy odpowiednie stroje, a dziś pożyczę Rachel jedną z własnych sukien. Z figury bardziej przypomina mnie niż ciebie. Obydwie były mniej więcej tego samego wzrostu, ale ciotka miała obfitsze kształty i szerszą talię. Gdy już wszystko ustaliły, Isabella nie traciła czasu i spytała z zaciekawieniem: – A więc, moja droga, jak się rozwija twój romans z Hawkiem? Co dotąd osiągnęłaś? – Przekonałam się, że to moja wymarzona druga połowa, ciociu – odparła Skye, ale z niezbyt wesołą miną. – A więc zgadzacie się ze sobą pod każdym względem? – Moim zdaniem pod wieloma. Kiedy go widzę, cała zaczynam drżeć, tak jak mi mówiłaś. Kiedy jestem przy nim, brak mi tchu. Zgadzamy się również i w tym, co nie dotyczy ciała. – A jakie postępy poczyniłaś właśnie w sprawach ciała? Skye poczuła, że się czerwieni, słysząc bezpośrednie pytanie ciotki. – Większe niż się spodziewałam. Miałaś słuszność. Namiętność do wybranego mężczyzny to coś wprost porażającego. Ale gorzej jest z moimi marzeniami, by znaleźć prawdziwą miłość. Hawk zachowuje się tak, jakby był poślubiony Strażnikom i nic, co mówię lub robię, nie liczy się dla niego. I Skye wyjaśniła Belli, z jakich powodów zdecydował się poślubić pannę Olwen, po czym westchnęła: – Nawet gdybym zdołała go nakłonić, by mnie pokochał, co jest bardzo wątpliwe, nie rysuje się przed nami żadna wspólna przyszłość. – A co on uważa? – Musiałam mu wyjawić teorię Kate o legendarnych kochankach, ale jego zdaniem to po prostu absurd. – Zrobiłabyś dobrze, mówiąc mu prawdę. – Wiem, wiem. „Miłość wzmaga się dzięki uczciwości”. Czyż nie tak mi mówiłaś?
Gdybyś chciała mi wyjawić jeszcze jakieś sekrety uwodzenia, chętnie ich wysłucham. Isabella zasznurowała wargi i zamyśliła się. – Na razie, moja droga, doradzałabym ci cierpliwość. Miłości nie sposób wymusić, zwłaszcza gdy chodzi o kogoś tak ciężko doświadczonego przez los jak Hawk. To właśnie on powinien znów nauczyć się kochać, a ty byłabyś tu idealną nauczycielką. – Zrobię, co tylko będę mogła. Ale chyba osiągnęłam pewien postęp. Nie jest już takim odludkiem jak wtedy, gdy tutaj przybyłam; stał się też trochę bardziej otwarty. Męczy mnie jednak moja bezradność. Rozmawiały jeszcze przez jakiś czas. Bella pocieszała ją i dawała jej rady, a Skye mówiła jej, co ma zamiar robić, poczynając od przygotowań do obiadu. Ubolewała nad niechęcią Hawka do własnej jadalni. Potem rozmowa zeszła na innych członków rodziny Wilde’ów i nadziei Skye na ponowne połączenie się stryja Corneliusa z Rachel. Ciotka Bella powiedziała jeszcze, nim poszła się przebrać, że Skye nie powinna tracić nadziei, a były to słowa, których Skye bardzo potrzebowała. Odprowadziła ciotkę do drzwi i uściskała ją gorąco ze słowami: – Nie potrafię wprost wyrazić, jak się cieszę, że tu przyjechałaś. – Wiem, kochanie. Ale nic się nie bój. Nie poddamy się. Gdy Skye zamknęła za nią drzwi, zdumiała się, jak bardzo ta pogawędka podniosła ją na duchu. W batalii o miłość Hawka potrzebowała sojusznika, który mógłby ją wesprzeć, a nikt nie nadawał się do tego lepiej od lady Isabelli Wilde. Wieczór okazał się znacznie przyjemniejszy, niż Skye się spodziewała. Na jej prośbę kolację podano w salonie, a rozmaite potrawy stały na bocznych stolikach, całkiem jak w bufecie podczas balu. Skye uznała, że wspólny obiad w jadalni byłby czymś bardzo formalnym jak na ich czworo, a poza tym wciąż jeszcze wymagała ona zbyt wielu starań, by można było z niej korzystać. Prócz tego ciepło bijące od kominka w salonie było dodatkową zaletą. Hawk dobrze wiedział, że celem Skye jest uchronienie go przed wspomnieniami: poznała to po jego przenikliwym spojrzeniu. Powstrzymał się też na szczęście od zgryźliwych uwag, świadomy, że Skye pragnie, by jej gość poczuł się tu jak u siebie w domu, a nawet razem ze Skye starał się, by pierwszy wieczór Rachel w nowym otoczeniu był jak najprzyjemniejszy. Po kolacji zasiedli do kart. Nie było muzyki, bo fortepian okazał się strasznie rozstrojony, a Skye uznała, że śpiew nie byłby w tej sytuacji odpowiedni. W przyszłości jednak zamierzała urozmaicić wieczory muzyką, szaradami i grami salonowymi, a czasem może i czytaniem na głos poezji. Gdy nadszedł czas udania się na spoczynek, pełen wdzięczności, choć co nieco znużony uśmiech Rachel sprawił Skye szczerą satysfakcję, a Hawk wydawał się znacznie swobodniejszy i życzliwszy niż przedtem. Dwa następne dni przebiegły lepiej, niż mogłaby się spodziewać. Nie spuszczała wprawdzie oczu z Hawka, ale zmiana atmosfery w zamku zdawała się dobrze na niego wpływać. Większość czasu spędzał codziennie w stajniach lub na łące. Ujeżdżał lub trenował tam nowego ogiera, żeby uniknąć hałasu budowy, który niekiedy bywał wprost ogłuszający. Skye krzątała się przy porządkowaniu domu, w starej sukni i muślinowej chustce na głowie. Nie tylko nadzorowała służbę podczas sprzątania, ale robiła mnóstwo innych rzeczy. Ciotka Bella i Rachel zabrały się energicznie do roboty, pomagając w decyzjach, gdzie przenieść lub jak oczyścić meble, dywany i tapety, a także wiele rozprawiały o wyborze tkanin i kolorów. Zdołano też odmienić wygląd baronowej, by w ten sposób ukryć jej tożsamość. Macky przez specjalnego posłańca przysłał hennę i Bella zabrała się zaraz do roboty, przeobrażając przetykane siwizną, ciemne włosy Rachel w atrakcyjne kasztanowate sploty, tak że nie
potrzebowała już ona dłużej turbanów. Starannie dobrane kosmetyki, zwłaszcza czernidło do rzęs, które nadało jej oczom egzotyczny wygląd, również sprawiły, że wyglądała całkiem inaczej niż na miniaturze. Wieczorem drugiego dnia Skye musiała jednak zmierzyć się z kolejnym wyzwaniem. Była właśnie na piętrze i wraz z Rachel oraz gospodynią sporządzała spis bielizny pościelowej, gdy jeden z nowych lokajów oznajmił, że przyjechał lord Cornelius i czeka na nią w bibliotece. Puls jej gwałtownie przyspieszył, a Rachel cała zesztywniała ze strachu. Skye uśmiechnęła się, żeby jej dodać odwagi. – Proszę nadal pracować nad spisem, pani Donnelly. Przyślę po panią, kiedy będzie trzeba, w odpowiednim czasie. „Oby taki czas naprawdę nadszedł”, westchnęła w duchu, schodząc pospiesznie na dół. Wiedziała, że czeka ją niejedna niełatwa rozmowa. Nie bez powodu chciała się spotkać ze stryjem w bibliotece. Przede wszystkim właśnie tam czuł się on najlepiej jako człowiek nauki. Prócz tego z pewnością uznałby za rzecz karygodną, że oprawnym w skórę tomom pozwolono butwieć i pleśnieć przez całe dziesięć lat. Dokładnie tak, jak się spodziewała, stryj nałożył już okulary i przyglądał się uważnie półkom z bardzo niezadowoloną miną na pobrużdżonej twarzy. Cornelius zbliżał się już do sześćdziesiątki, miał posiwiałe włosy i krzaczaste brwi. Wysoki wzrost, harmonijna sylwetka i szlachetne rysy nadawały mu wygląd elegancki i arystokratyczny. Ten wyrafinowany znawca literatury klasycznej był jednak dziwnie roztargniony, a towarzyskie kontakty przejmowały go lękiem. Zdaniem Skye był najukochańszym stryjaszkiem, który porzucił spokojne życie człowieka nauki, by wychowywać pięcioro rozbisurmanionych sierot. Skye najpierw uściskała go serdecznie, a potem ściągnęła pokrowiec z krytej skórą sofy i usiadła na niej razem z nim. – Wiesz już, bo pisałam o tym w liście, że ciotka Bella i ja pomagamy jej przyjacielowi, lordowi Hawkhurstowi, przy odnawianiu domu. Mam nadzieję, że ty z kolei pomożesz nam uratować jego bibliotekę. – O, tak – odparł żywo – oczywiście, że pomogę, i to jak najprędzej. Bezcenna edycja Etyki nikomachejskiej Arystotelesa butwieje tu na półce. – Zaprosiłam cię tu jednak i z drugiego, dużo ważniejszego powodu. – Cóż może być ważniejszego? – Chcę ci oznajmić o czymś – oświadczyła, zbierając się na odwagę – co, jak sądzę, bardzo cię ucieszy. A przynajmniej mam taką nadzieję. Gdy Cornelius czekał na dalszy ciąg, Skye z trudem przełknęła ślinę, bo dopiero teraz do niej dotarło, jak bardzo jest zdenerwowana. – No, bo… muszę ci coś wyznać. Kilka miesięcy temu znalazłam twoje listy do baronowej Farnwell. Niebieskie oczy stryja posmutniały, jakby czuł się przykro zaskoczony jej postępkiem. – A ja myślałem, że dobrze je ukryłem. – Niewątpliwie… Skye urwała i odchrząknęła, czując się znowu jak dziecko, które stryj z anielską cierpliwością usiłuje przywołać do porządku po przyłapaniu go na jakiejś psocie. Obawiała się, że odbiegnie od tematu, postanowiła więc przejść od razu do sedna. – …niewątpliwie bardzo ją kochałeś. – O, tak. – A co myślisz o niej teraz, po tylu latach?
Wydawał się zaskoczony jej pytaniem. – Wiem, że możesz uznać to za nietaktowne, ale tu nie chodzi o niedelikatność. Mam ważne powody, żeby o to pytać. Oczy stryja zamgliły się. – Nigdy nie przestałem jej kochać. – A gdyby tak wcale się nie utopiła przed laty? Cornelius zamrugał gwałtownie powiekami. – Co masz na myśli? – To, że… Rachel Farnwell… nadal żyje. Z niedowierzaniem, ale i z nadzieją, schwycił ją za rękę. – Co ty wygadujesz, do diabła?! Stryj był zawsze człowiekiem łagodnym i choć robił jej niekiedy wyrzuty, to jednak nigdy nie klął. Zrozumiała, że jego wzburzenie jest wynikiem szoku, i wyjaśniła pospiesznie, że Rachel z powodu okrucieństwa barona wpadła w depresję na tyle wielką, by upozorować własną śmierć, a potem uciec do Irlandii. Kiedy skończyła, Cornelius siedział nieruchomo, jak rażony gromem, usiłując pojąć jej rewelacje. – Rachel żyje, stryju – powtórzyła. – Dobry Boże! – jęknął ustami drżącymi z wrażenia. – A ja przez wszystkie te lata o niczym nie wiedziałem. – Czy nie chciałbyś jej zobaczyć? Cornelius wstrząsnął się gwałtownie i wpatrzył w nią na wpół przytomny. – Miałbym ją zobaczyć? Jak to możliwe? – Ona jest tutaj, w Hawkhurst Castle. – Tutaj…? W tym domu…? – Tak. A ja uznałam, że nie spocznę, póki nie wykryję, co się z nią naprawdę stało. Dlatego lord Hawkhurst pojechał ze mną do Irlandii, żebym spróbowała ją odnaleźć. – No i udało ci się? – spytał oszołomiony. – Owszem, zdołaliśmy nawet przywieźć ją do Anglii. A Rachel nadal cię kocha, stryju. – Dobry Boże! – powtórzył zdumiony i zachwycony. – Czy ona naprawdę żyje? – Naprawdę. A teraz czeka tam na piętrze, żebym ją wezwała. Czy mogę tu z nią przyjść? – Może za chwilę. Muszę przywyknąć do tego, że… – Oczywiście – odparła Skye ze zrozumieniem. Podejrzewała, że stryj pragnie jej zadać mnóstwo pytań, ale najważniejsze było, żeby przyjął do wiadomości prawdę. – Zostawię cię teraz na chwilę samego. Gdy jednak zamierzała wstać, Cornelius schwycił ją mocno za rękę. – Nie, chcę ją ujrzeć natychmiast. Od razu. – W takim razie zaraz tutaj z nią przyjdę. Skinął głową i puścił jej ramię. Gdy była już przy drzwiach, usłyszała za sobą donośne, drżące westchnienie, jakby wciąż nie mógł uwierzyć, że jego marzenia nagle się spełniły. Kiedy wróciła do niego razem z Rachel, zobaczyła, że stryj stoi na środku biblioteki całkiem nieruchomo, jakby bał się odetchnąć. Rachel, ściskając plik jego listów, weszła nieśmiało do środka i zatrzymała się, wpatrzona w niego. Powiedział wreszcie zdławionym głosem: – Nie mogłem uwierzyć własnym uszom, kiedy Skye mi powiedziała, że ty wcale nie zginęłaś.
– Jakże mi przykro – wyszeptała. – Czy będziesz mógł mi przebaczyć? – Nie ma tu nic do wybaczania. Chciałaś ratować życie. To raczej ty powinnaś wybaczyć mnie, bo nie miałem pojęcia, że ten brutal cię bije. Rachel załkała cicho, zakrywając dłonią usta. – Czemu nigdy mi o tym nie powiedziałaś? – Nie chciałam narazić cię na niebezpieczeństwo. – Mój Boże, Rachel… – szepnął w rozterce. – Jakże musiałaś być samotna. Skye, stojąc przy drzwiach, nie mogła widzieć twarzy Rachel, ale wiedziała, że muszą po niej płynąć łzy. – Nie byłam samotna, bo pamiętałam o tobie. – Moja najdroższa… – Podszedł o krok bliżej, ale potem się zatrzymał, nie wiedząc, jak to przyjmie. W tonie Rachel zabrzmiała ta sama ostrożność, kiedy powiedziała: – Czy jestem nadal twoją najdroższą, Corneliusie? – Ależ tak. Oczywiście. Odetchnęła z ulgą. – Nie śmiałam w to uwierzyć. Nawet gdy się dowiedziałam, że zachowałeś moją różę razem z listami. – Pragnąłem mieć jakąś pamiątkę, choćby to nawet było bolesne. Długo cię opłakiwałem i nigdy właściwie nie przestałem tego robić… Głos mu się załamał. Zakrył dłonią oczy, a Skye zrozumiała, że on również chce ukryć łzy, i serce się jej ścisnęło. Tylko raz widziała go równie wstrząśniętego, gdy nadeszła tragiczna wieść o katastrofie morskiej, w której zginęli jego najbliżsi krewni. Nie chciała dłużej być zbędnym świadkiem czułego powitania, wyszła więc cicho z biblioteki i zamknęła za sobą drzwi, aby mogli znaleźć się ponownie razem w całkowitym odosobnieniu. A potem odwróciła się, ocierając własne oczy, i niemal pędem pobiegła do Hawka, który czekał już na korytarzu. – No i jak poszło? – spytał, przyglądając się jej. – Dużo lepiej, niż mogłam się spodziewać – odparła z bladym uśmiechem. – Marzyłam o tej chwili, odkąd tylko się dowiedziałam, że Rachel nadal żyje. – Pociągnęła nosem, po czym spojrzała za siebie, na drzwi biblioteki, a potem znów na niego. – Dziękuję ci, Hawk. Nigdy by do tego nie mogło dojść bez twojej pomocy. I spontanicznie wspięła się na palce, by go ucałować. Gest Skye był prosty i tylko przyjacielski, ale jednocześnie poczuła, że on ją obejmuje w pasie. Puls jej przyspieszył na widok błysku w jego oku. Hawk patrzył na nią tak, jakby jej pragnął… Przez chwilę miała nadzieję, że w jego uścisku znów odezwie się namiętność, ale to minęło i jego obojętna twarz przypomniała jej, że Hawk nadal ma zamiar trwać przy swojej obojętności. – Z pewnością poradziłabyś sobie nawet i beze mnie – powiedział, nim odszedł. Skye stłumiła westchnienie, patrząc w ślad za nim. Męczyło ją, że nie wie, jak mogłaby go przekonać do zmiany zdania. Na razie jednak pragnęła cieszyć się z tego, że jej ukochany stryj odnalazł miłość swojego życia. Godzinę później Rachel odszukała ją. Choć oczy miała spuchnięte od płaczu, wyglądała na szczęśliwą. – Cornelius wciąż mnie kocha – wyznała, gdy Skye wciągnęła ją do najbliższego pustego pokoju, by pomówiły w cztery oczy. – Nie mogę wprost uwierzyć.
– Chyba się ze mną zgodzisz, że taka miłość jak wasza niełatwo ginie. – Wiem, ale mimo wszystko… Chyba się będę musiała uszczypnąć, żeby w to uwierzyć. Ale tak jest naprawdę. – Tak, moja droga Rachel. – Cornelius chce mnie poślubić. Skye poczuła jednocześnie zaskoczenie i radość. – Czy ci się oświadczył? – Zrobił tylko pewną aluzję. A ja byłam rada, że nie nalegał. – Uśmiech Rachel zbladł. Spoważniała. – Nie mogłabym przyjąć jego oświadczyn, póki nie powiem mu o córce, a do tego jeszcze nie potrafię się zmusić. Może mnie znienawidzić, kiedy się dowie, że ukryłam to przed nim. – Z pewnością tak nie zrobi, ale może nie trzeba mu tego mówić teraz, gdy dopiero co się dowiedział, że żyjesz. Co mu odpowiesz? – Że jeszcze nie potrafię się zdecydować, bo trzeba mi trochę czasu – odparła ze słabym szlochem, który zmienił się zaraz w śmiech. – Cornelius gorąco pragnie zalecać się do mnie. Mówi też, że musi się poradzić ciebie i lady Isabelli, bo już jest za stary i nie wie, jak to się właściwie robi. – Myślę, że powinien mimo to polegać na sobie – odparła Skye, rozbawiona myślą, że jej podstarzały, stateczny i starokawalerski stryj pragnie u niej szukać rady. Rachel nagle posmutniała. – Wciąż jeszcze trzeba wszystko trzymać w wielkim sekrecie, bo nie mamy pojęcia, co zrobi Edgar Farnwell, kiedy się dowie o moim zmartwychwstaniu. – Istotnie. – Cornelius i ja zamierzamy pójść za radą lorda Hawkhursta. Będziemy udawać, że spotkaliśmy się dopiero teraz i zakochaliśmy się w sobie od pierwszego wejrzenia. – Sądzę, że to znakomity pomysł. A wasze konkury mogą przecież trochę poczekać. Rachel ujęła ją za ręce. – Jak mam ci wyrazić moją wdzięczność? – Czyniąc mojego stryja szczęśliwym – odparła ze szczerym przejęciem. – Daję ci słowo, że będzie to dla mnie ważniejsze niż wszelkie wyrazy wdzięczności.
15
Po południu tego samego dnia w zamku zjawił się jeszcze jeden gość: agent z Bow Street, który miał zdobyć wiadomości o zmarłym baronie Farnwellu i jego synu oraz dziedzicu, Edgarze. Hawk zamknął się z Haroldem Linchem na blisko godzinę, ale gdy dowiedziała się, kto to był, Linch już odjechał. Zaczęła szukać Hawka, żeby się dowiedzieć, co Linch powiedział. Usłyszała, że jest w stajniach. Gdy tam jednak poszła, ujrzała, że ujeżdża nowego ogiera. Hałas odbudowy był tak donośny, że Skye chętnie mu umknęła na własnym koniu. Znalazła Hawka na tej samej łące co przedtem. Przez chwilę podziwiała rasowe zwierzę, którego czarna skóra błyszczała w słońcu, ale też i wspaniałego jeźdźca, bez wysiłku kontrolującego siłę konia. Hawk zatrzymał się, gdy ją dostrzegł, i dał jej czas, by się z nim zrównała. Nie wyglądał na szczególnie zadowolonego z tego, że ją widzi, ale też nie kazał się jej wynosić. Gdy wyczekująco uniósł brwi, Skye wyjaśniła powód swego przybycia. – Czy Linch odkrył coś istotnego? – Kilka ważnych szczegółów. Możesz przeczytać jego raport, bo zostawił mi go na piśmie. Krótko mówiąc, William Farnwell był szczerze znienawidzony przez służbę i dzierżawców w jego dystrykcie, a Edgar Farnwell jest niewiele lepszy. Najwyraźniej odziedziczył po ojcu przykry temperament. Skye zmarszczyła czoło i przygryzła wargę. – To nie wróży dobrze Rachel. Jeśli Edgar jest choć w połowie takim brutalem jak ojciec, nie będzie można z nim dojść do porozumienia i chyba Rachel będzie musiała zawsze pozostawać w ukryciu lub przynajmniej w przebraniu. – Być może, ale jest jeszcze za wcześnie, by o tym rozstrzygać. – Wydaje mi się, że stryj chętnie by dzielił z nią jej wygnanie. Napomykał już o małżeństwie. Ale ja bym wolała, żeby oboje mogli swobodnie żyć w Anglii. – Chciałabyś, żeby się to stało jak najprędzej, prawda? Skye uśmiechnęła się z powątpiewaniem. – Chyba tak. Ale muszą jeszcze rozstrzygnąć między sobą sporo istotnych kwestii. Pragnę po prostu, żeby wszystko już było za nimi i żeby mogli żyć razem. – Musisz powściągnąć swoją niecierpliwość. – Ciotka Bella też mi coś takiego powiedziała. Skye rozejrzała się po tchnącej spokojem łące. W okalających ją lasach z drzew opadały już wielobarwne liście. – To miejsce jest przepiękne. Hawk wolał jednak powrócić do tresury konia niż jej przytakiwać. – Czy potrzebujesz ode mnie jeszcze czegoś? – Owszem. Chcę cię uprzedzić, że tego wieczoru zjemy obiad w jadalni. Powinniśmy choćby z uprzejmości siadać do stołu razem z naszymi gośćmi, chcę też oszczędzić służbie dźwigania talerzy aż do salonu. – Czuję się uprzedzony. – Czy możemy więc liczyć, że do nas dołączysz?
– Tak. – W porządku. Pojmuję, że wolałbyś jeść, a nawet spać w stajniach, ale stryjowi byłoby miło ujrzeć cię i lepiej poznać. Hawk zignorował jej ironię. – Czy jeszcze coś? Bo mój koń robi się niespokojny, kiedy stoi bez ruchu zbyt długo. Jakby na dany znak ogier zaczął przebierać nogami. Hawk najwyraźniej pragnął powrócić do swojego zajęcia. – Czy mogę zostać i popatrzeć? – spytała Skye. – Po co? – Bo jeszcze nigdy nie widziałam czegoś tak fascynującego. A także dlatego, że chcę, żebyś miał towarzystwo. Skrzywił się z sarkazmem. – Znów masz ochotę wziąć mnie pod włos, ty podłe stworzenie? Mówiłem ci już, że to na nic. – Ale ja chcę mieć pewność, że nie popadniesz w przygnębienie – oznajmiła, starając się, żeby to zabrzmiało niezobowiązująco. W jego szarych oczach błysnęło rozbawienie, ale szybko znikło. – Wcale nie jestem przygnębiony. A ty nie musisz nade mną czuwać. Skye jednak była wytrwała. – Mogę zrozumieć, czemu przy każdej sposobności chcesz unikać domu, ale niedobrze, że spędzasz tyle czasu samotnie. – Odpowiada mi to. – Czy nie czujesz się samotny? Zasępił się. – Nie pozwalam sobie na coś takiego. Skończyłaś już? – Ujął za cugle, gotów odjechać. – Nie przestanę się starać, żebyś porzucił swój nawyk odgradzania się od ludzi. Wiem, że to potrwa długo. Dzięki moim własnym krewnym zrozumiałam, że mężczyźni są czasem do szaleństwa cyniczni, a także uparci, i że właśnie kobiety winny sprawić, by nabrali nieco rozumu. Hawk spojrzał na nią z niechęcią. – Czy nie masz czegoś do roboty w zamku? – Nie w tej chwili. – A nie powinnaś czasem dotrzymywać towarzystwa stryjowi? – Zajęty jest całkowicie Rachel i zachwycony tym, że po tak długim czasie może ją mieć przy sobie żywą. – W takim razie znajdź sobie kogo innego do nękania! – parsknął. – No i pomyśleć, że dopiero co doradzałeś mi cierpliwość. Kiedy jednak Skye ujrzała, że ogarnia go prawdziwy gniew, poddała się. – Dobrze już, dobrze, odjadę stąd, zanim znów mnie zaczniesz łajać. Posłała mu możliwie najsłodszy uśmiech i zawróciła swojego konia do zamku. Jak jej radziła ciotka Bella, powinna była uzbroić się w cierpliwość i czekać na właściwy moment, ale nie było to łatwe. A jeszcze trudniejsze było dotarcie do serdecznego, ludzkiego człowieka, skrytego głęboko pod nieprzeniknioną i zagadkową fasadą. Nie chciała się jednak poddawać. Nieważne, ile jeszcze razy miał ją odprawić z kwitkiem. Hawk był zirytowany na siebie swoją własną reakcją. Uśmiech Skye podziałał na niego jak strzał prosto w lędźwie. Co gorsza, wzbudził w nim chęć odwzajemnienia się jej podobnym uśmiechem. Właśnie tym ujmowała ludzi. Oślepiała ich swoimi zaraźliwymi wręcz,
zachwycającymi uśmiechami, mamiła nimi nieświadome niczego ofiary. Na szczęście on nie da się jej omamić. Jasne, że Skye nadal widzi w nim idealnego partnera, a teraz, kiedy już osiągnęła główny swój cel, czyli zwrócenie stryjowi ukochanej, może swobodnie całą uwagę poświęcić Hawkowi. On jednak był równie jak ona zdecydowany trwać przy swoim. Wziął zaś do tresury ogiera w nadziei, że dzięki temu nie będzie myślał o Skye. Jednakże przez kilka następnych dni coraz wyraźniej toczyli ze sobą batalię. Skye nigdy nie traciła okazji, żeby mu dokuczać, drażnić go i nie pozwalać na powrót do życia odludka. Wciąż nie przerywała jednak wysiłków w celu upiększania jego siedziby. – Domostwo równie piękne jak to powinno wrócić do dawnego splendoru – powtarzała. – Co więcej, mam wobec ciebie wiele zobowiązań za pomoc okazaną stryjowi i w ten sposób zamierzam się odwdzięczyć. Kiedy w rezultacie starań lady Katharine do zamku zaczęła licznie napływać nowa służba, zabrała się z miejsca do woskowania posadzek, przecierania terpentyną mebli, polerowania lamp i świeczników tak, by całe błyszczały, oraz do wymycia i odkurzenia wszystkich możliwych zakamarków. Z mozołem czyszczono obfite złocenia oraz sztukaterie i kładziono świeże tapety na ścianach. Skye upierała się, by uzgadniać z Hawkiem szczegóły nowej dekoracji. Tym sposobem włączała go w dzieło odnowy, choć on nie dbał o nie zbytnio. Przekonała go nawet, by jej towarzyszył w objeździe gruntów i zasięgała jego opinii w sprawach zmian. – Musisz podejmować najważniejsze decyzje co do twego majątku, milordzie, skoro nie ma tu przyszłej żony, która mogłaby to za ciebie zrobić. Gdy prace nad odnową wnętrza toczyły się coraz szybciej, skoncentrowała uwagę na przywróceniu zarośniętemu ogrodowi poprzedniej świetności, narzekając: – Ależ tam jest prawdziwa dżungla! Nowy główny ogrodnik przywiózł ze sobą mnóstwo pomocników, którzy zaraz przystąpili do porządkowania splątanej roślinności, obcinania uschniętych gałęzi i sadzenia cebulek kwiatowych, a Skye powierzyła Rachel troskę o ogród różany. Teraz Hawk mógł bez trudu obserwować jej zręczność w działaniu i sposób, w jaki potrafiła manipulować ludźmi. Dokładała wszelkich starań, by wspomóc konkury stryja i cieszyć się każdą chwilą czułości między obojgiem, do czego przyznawała się bez fałszywej skromności. – Wiem, że jestem nieuleczalną romantyczką. A moja kuzynka Kate jeszcze większą. – Wzdrygam się na myśl o tym – wycedził Hawk przez zęby. Rozbawiły ją te słowa. – Chcę, żeby moje matrymonialne starania zostały uwieńczone powodzeniem. Najwyraźniej jednak nie jestem zbyt dobrą uwodzicielką, bo w przeciwnym razie lepiej by mi się z tobą powiodło. Hawk wpatrzył się nagle w jej błękitne oczy, pełne wyrazu, śliczne i ujmujące. Nie mógł temu zaprzeczyć, tylko co najwyżej zwrócić wzrok gdzie indziej. Nie mógł również uniknąć jej towarzystwa, bo ciągle się pojawiała przy nim. I ona, i ciotka Isabella ogromnie bowiem lubiły konną jazdę. A że nie chciały przeszkadzać Corneliusowi i Rachel, regularnie prosiły Hawka, żeby zechciał być ich przewodnikiem podczas konnych wycieczek po okolicy. Dni były więc niełatwe, a noce jeszcze trudniejsze, bo snuł fantazje na temat Skye jak nigdy dotąd. Niejednego poranka budził się z ciałem spragnionym jej bliskości. Na szczęście rzadko bywali sami, skoro w zamku przebywało tylu gości. A liczba ich zwiększyła się jeszcze po przybyciu kuzynki Skye, Katharine.
– Kate chce uczestniczyć w romantycznej przygodzie stryja – wyjaśniała Skye. – Musimy się też naradzić i zdecydować, co będzie z córką Rachel. Lady Katharine Wilde, również uderzająco piękna, górowała nad Skye wzrostem i bujniejszymi kształtami. Różniły się także kolorytem: włosy Katharine były kasztanowate, a oczy zielone. Podobnie jednak jak Skye, miała bystry umysł i żywe poczucie humoru, a także słynny urok Wilde’ów. Przenikliwe spojrzenie, jakim zmierzyła Hawka już przy pierwszym spotkaniu, było pełne rezerwy i uważne, jakby nie chciała go oceniać, póki bliżej nie pozna. Kate wydawała się również jawnie opiekuńcza wobec Skye, a obydwie najwyraźniej uwielbiały się wzajemnie. Często można było zobaczyć, jak się jednocześnie śmieją. Skye wyglądała na bardzo zadowoloną z towarzystwa kuzynki, a także uradowaną jej obecnością, co później w chwili szczerości wyjaśniła Hawkowi. – Kate jest tylko moją kuzynką, ale bliższa mi nie mogłaby być rodzona siostra. Obydwie musiałyśmy się zmierzyć ze śmiercią rodziców, a potem wzrastałyśmy w tym samym domu i uczyłyśmy się w tej samej szkole z internatem. Lady Katharine miała w sobie więcej werwy niż Skye. Hawk wyczuwał też, że podobnie jak ona, pragnęła sama brać los we własne ręce. Mógł również zauważyć, że obydwie piękności górowały nad resztą towarzystwa i wzbudzały uwielbienie licznych adoratorów, co jeszcze bardziej zagadkowym czyniło fakt, że obie można by z powodu ich wieku uznać za stare panny. Dziwiło go to, dopóki sobie nie przypomniał, że poszukiwały prawdziwej miłości na wzór największych znanych światu par kochanków. Pod koniec tygodnia w Hawkhurst Castle i na jego ziemiach było pełno ludzi – gości, służby, kupców, robotników. A także gwaru, zamętu i hałasu przebudowy, podobnie jak śmiechu i muzyki. Kontrastowało to niesłychanie z posępną atmosferą, z jaką się zetknął po przyjeździe. Dom był teraz o wiele bardziej pełen ciepła i życia dzięki hałaśliwym Wilde’om, ale to Skye sprawiała, że wszystko jaśniało od jej energii i zaraźliwej radości życia. Hawk przyłapał się na tym, że obserwuje ją wbrew woli. Umiała się cieszyć byle drobiazgiem, a on od dawna świadomie przestał czerpać radość z takich rzeczy, jak świeżość powietrza po deszczu, romantyczny wiersz, piękno zachodu słońca, kufel grzanego jabłecznika lub zapach jesiennych liści. Uświadomił to sobie wyraźnie, gdy celowo posypała mu dla żartu głowę liśćmi. Zaciągnęła go wówczas na skraj parku, żeby przyjrzał się sukcesowi ogrodnika, a potem schyliła się i zgarnęła garść liści, które podsunęła mu pod sam nos. – Powąchaj je, proszę. Czyż to nie cudowny zapach? – Nie ma się czym zachwycać. Parsknęła śmiechem, słysząc tę suchą odpowiedź, i nim się zdołał spostrzec, podrzuciła liście do góry, by wzleciały w powietrze, a potem opadły na nich. – Och, proszę mi wybaczyć, milordzie – przeprosiła go wylewnie ze swoją impertynencją, ale oczy się jej roziskrzyły i uśmiechnęła się iście po diabelsku lub raczej niby jakiś przewrotny anioł. Hawk poczuł, że uśmiecha się mimo woli. Wtedy Skye ukradkiem rozejrzała się wokoło. A gdy już zyskała pewność, że nikt na nich nie patrzy, zrobiła coś, co go zaskoczyło: podeszła do niego możliwie najbliżej i stanąwszy na palcach, pocałowała go w same usta, nim się zdołał od tego uchylić. Była zachwycona, że zdołała go podejść. Gdy na niego patrzyła, uśmiech jej był promienny i ciepły niczym słoneczny blask. Hawk poczuł tak gwałtowny przypływ pożądania, że zapragnął objąć ją i przyciągnąć do siebie. Wciągnął głęboko w nozdrza raczej jej własny zapach
niż woń liści, ale potem zaklął w duchu, siląc się na kontrolę nad sobą. Kiedy w rozterce spojrzał na nią zwężonymi ze złości oczami, Skye raz jeszcze parsknęła śmiechem i wymknęła mu się, uciekając przed jego odwetem. Tego wieczoru ciotka Isabella przy obiedzie przyłapała go na przyglądaniu się Skye i tak oto oceniła szansę oparcia się jej urokowi: – Dopięła tego, że chcesz się jej przypodobać i sprostać jej wielkim nadziejom, prawda? – spytała od niechcenia. Hawk znów spojrzał poprzez całą długość salonu na Skye. Elegancka i pełna wdzięku, w sukni z błękitnego jedwabiu, grała właśnie na świeżo nastrojonym fortepianie, akompaniując śpiewowi kuzynki. Gdy powstrzymał się od odpowiedzi na to jawnie retoryczne pytanie, Bella spojrzała na niego porozumiewawczo. – Przyglądałam się, jak Skye czaruje ludzi, od jej dzieciństwa i czasu dorastania. Rodzina ją uwielbia, przyjaciele również. A jej adoratorzy… Wątpię, czy zdołasz się jej oprzeć. – Skoro każdy nieszczęsny samiec jej ulega, dlaczego ze mną miałoby być inaczej? – No, rzeczywiście. Hawk poddał się bez walki. Czasami marzył o tym, żeby jej skręcić kark, ale też przyłapywał niekiedy siebie samego na tym, że tęskni za jej towarzystwem, za tym, by z nią rozmawiać lub po prostu być z nią i nic więcej. Nie tylko jej uroda go przyciągała, ale też ciepło i wielkoduszna natura, niezaprzeczalny urok, żywe usposobienie, wrażliwość, śmiałość, bystrość, optymizm, a nawet determinacja w próbach uwodzenia. – Byłaby bardzo odpowiednia dla ciebie, Hawk – zauważyła Bella. Być może. Z pewnością odmieniła jego dom na lepsze, a jego samego również. Nie pragnął już szukać zapomnienia w butelce brandy. Nie był też dłużej tym samym ponurym odludkiem, którego spotkała na początku. Skye podchwyciła jego spojrzenie, a Hawk przypomniał sobie jej wcześniejsze pytanie, czy jest samotny. Rzeczywiście, od czasu utraty rodziny wybrał samotną egzystencję, choć nie zrobił tego celowo. Był zresztą samotny nawet i w pokoju pełnym ludzi. Albo przynajmniej był taki, póki Skye nie pojawiła się u niego i nie wdarła w jego życie z siłą jesiennej wichury. Trudno mu było podtrzymywać to przygnębiające poczucie osamotnienia, tę mroczną pustkę, kiedy Skye znajdowała się w pobliżu. Jej energia i wesołość przepędzały posępny nastrój. Dziwne, że wpływała tak na niego również jej rodzina, jak to sobie zresztą Skye zamierzyła. Radowała go jej radość życia. Musiał w duchu przyznać, że gdy podda się czarowi Skye, zagrozi mu to wielkim niebezpieczeństwem i był tego świadomy. Każdego jednak dnia z coraz większym trudem przypominał sobie, że postanowił się owemu magicznemu urokowi oprzeć.
16
Jeśli Skye czuła się zgnębiona brakiem postępów w matrymonialnych zamiarach względem Hawka, to przynajmniej odniosła sukces, jeśli chodziło o stryja. Pod koniec tego wieczoru, kiedy goście zgromadzili się w salonie na herbacie, Cornelius ujął za rękę Rachel i zbliżył się z nią do kominka. Odchrząknął i, zwrócony twarzą do wszystkich zebranych, wygłosił oświadczenie: – Panie i panowie, widzicie przed sobą najszczęśliwszego z ludzi. Moja droga Rachel zgodziła się wreszcie wyjść za mnie. Skye, ogromnie ciekawa, co w końcu przywiodło baronową do zmiany zdania, podeszła ku niej, chcąc się o tym przekonać, i ujrzała, że Rachel uśmiecha się nieśmiało. – Powiedziałam Corneliusowi, że ma córkę – przyznała – a on wybaczył mi ukrywanie przed nim prawdy przez tyle lat. Cornelius mruknął z lekką ironią: – Nie mogłem zrozumieć, czemu wciąż mi odmawia ręki, aż wreszcie zacząłem nalegać i w końcu złamałem ten jej opór. Nie posiadam się z radości, że mam jakieś potomstwo z mojej własnej krwi. – Spojrzał ku Skye i Kate. – Wy byłyście wprawdzie dla mnie jak dwie córki, ale dobrze byłoby, żebym poznał teraz Daphne. Obydwie uściskały stryja z niekłamaną satysfakcją, bliskie płaczu ze wzruszenia. – Cieszy nas niezmiernie, że nareszcie się ożenisz, stryju – zapewniła go Skye, a Katharine dodała: – No i przyjmiemy Daphne do rodziny z otwartymi ramionami. Ciotka Isabella również była wniebowzięta. – Koniecznie trzeba wychylić toast, żeby to uczcić – uznała. – Czy możemy zajrzeć do pańskiej piwniczki z winem, lordzie Hawkhurst? Hawk, jak Skye wkrótce się przekonała, polecił już lokajowi przynieść szczególnie dobrej madery, a po napełnieniu kieliszków sam pierwszy wypił za zdrowie nowej pary. Skye poczuła szczere wzruszenie, widząc, jak czule stryj spogląda na swoją ukochaną. Widok ich radości wzmógł jednak jej własne tęsknoty. Chciała być tak samo szczęśliwa z Hawkiem, a ten cel, niestety, wydawał się bardziej odległy niż kiedykolwiek. Pomagała mu w gruncie rzeczy odnawiać zamek na przyjęcie innej kobiety, jak sobie teraz wyraźnie uświadomiła, ale mimo to nie szczędziła wysiłków, żeby przeobrazić ponurą siedzibę w domostwo wolne od tragicznych wspomnień. Odniosła niemały triumf, bo Hawk niemal zupełnie przestał być zobojętniały i przygnębiony. Z pewnością zaś nie był już taki ponury, a tego dnia, gdy podczas spaceru po parku cieszyli się jesiennym słońcem, zdołała sprawić, żeby jeszcze bardziej zmniejszyła się jego rezerwa. Przez kilka cennych chwil wydawał się całkowicie rozpogodzony, a zamkniętą zwykle twarz zupełnie przeobraził nagły uśmiech. Ten rzadki u niego, piękny uśmiech oczarował ją tak samo, jak najlżejszy choćby fizyczny kontakt. Gdy dotknął jej z tyłu, chcąc skierować ją na inną ścieżkę, ten prosty gest odczuła do głębi, rozumiejąc nagle, że chciałaby znaleźć się tuż przy nim, byle tylko zyskać kolejną szansę na takie dotknięcie. Była to niewysłowiona, choć zachwycająca tortura. Prawie przez pół godziny walczyła z pragnieniem, by go objąć. Aż wreszcie, nie mogąc się powstrzymać, pocałowała go impulsywnie,
choć przelotnie. Ujrzała wtedy nagły błysk w jego oku i zrozumiała, że on czuje coś całkiem podobnego. Wciąż czuła jeszcze ciepło jego warg. Pociągnęła łyk wina, pragnąc gorąco, by nie stracić resztek nadziei. Musiała się jednak zająć teraz stryjem Corneliusem. Cieszyło ją, że Rachel przyjęła jego oświadczyny, bo wzbudziło to w niej żywe zainteresowanie losem córki i sposobem, w jaki należałoby jej wyjawić, czyją właściwie jest córką. Nie można było przecież powiedzieć jej wszystkiego otwarcie. Doznałaby wstrząsu nie tylko na wieść, że jej matka wciąż żyje, jak i dowiadując się, że William Farnwell nie był jej ojcem. Dlatego też przez kilka ostatnich tygodni Kate starała się dokładniej poznać Daphne. – Usiłowałam przede wszystkim dowiedzieć się, co ona czuje względem swojej rodziny – wyjaśniła obojgu. – Mówiła, że bardzo by chciała znać swoją zmarłą matkę. Sądzę więc, że się ucieszy, gdy jej powiemy prawdę. – Mnie się jednak wydaje, że to bardzo poważna sprawa – przerwała jej Skye. – Chyba byłoby lepiej, gdyby dowiedziała się o tym od Peggy Nibbs. To przecież ona przyjmowała poród Rachel i pomagała dbać o Daphne, gdy była osieroconym dzieckiem. Obydwie wciąż są do siebie bardzo przywiązane. – Czy myślisz o zawiadomieniu jej listem? – spytała Rachel. – Wydaje mi się to strasznie chłodne i bezduszne. – Ależ nie – odparła Skye. – Najlepiej byłoby zrobić to osobiście. – Ale Daphne mieszka w Londynie, a nie w Kent. – Rzeczywiście – potwierdziła Kate. – Woli Londyn od Farnwell Manor, głównie dlatego, że w ten sposób unika łączności z bratem, Edgarem. No i po co by właściwie miała jechać do Kent? Chyba że zmyślimy jakiś powód. Może powiemy jej, że Peggy Nibbs ciężko zachorowała? – Nie – sprzeciwiła się Rachel. – Dosyć już było kłamstw w tej sprawie. – W takim razie trzeba nam będzie zabrać Peggy Nibbs do Londynu. Skye zawtórowała jej: – Kate i ja możemy już jutrzejszego ranka pojechać do Brackstone i poprosić panią Nibbs o pomoc. Hawk wtrącił się do rozmowy: – Trzeba najpierw powiadomić Peggy przez posłańca, żeby mogła się przygotować do drogi. Po krótkiej naradzie ustalono, że Skye i Kate wyjadą nazajutrz i przekonają położną, żeby wybrała się z nimi do Londynu. Omówiono też ważną kwestię dyskrecji. Od Harolda Lincha dowiedzieli się już sporo o obydwóch baronach Farnwell, a Macky przysłał właśnie Hawkowi sprawozdanie. Hawk zasięgnął też rady prawnej. Jeśli arystokrata ożenił się po raz drugi za życia pierwszej żony, jego drugie małżeństwo było z powodu bigamii nieważne, a całe zrodzone z tego związku potomstwo – nieślubne. Tytuł i posiadłość zostałyby zaś takim dzieciom odebrane. Edgar nie byłby więc wedle prawa dziedzicem Williama. Edgar zapewne nie życzyłby sobie straszliwego skandalu, który splamiłby imię jego i zmarłej matki, a bez wątpienia także i wyzucia go z dziedzictwa. Należało więc utrzymywać tożsamość Rachel w jak największym sekrecie. Co więcej, Daphne i Edgar nie żywili względem siebie, jak wyjawiła to Kate, żadnych cieplejszych uczuć. – Lord Farnwell nie jest zadowolony z tego, że Daphne uniezależniła się od niego finansowo. Przez całe lata i on, i jego doradcy prawni kontrolowali surowo jej wydatki, póki nie
zyskała sobie zamożnej protektorki, dzięki której może opłacić swoje badania nad gatunkami róż. Daphne nie tylko zresztą zdobyła sobie uznanie dzięki swojej pracy, ale też sporo zarobiła na sprzedaży własnych rysunków i akwarel. Skye cieszyła się z osiągniętych postępów, które później mogły doprowadzić do połączenia Rachel z córką, a w przyszłości może nawet i z Corneliusem. Tego samego wieczoru coś jednak znacznie osłabiło jej radość: nadszedł spóźniony okres. Opóźnił się zaś na tyle, by zaczęła już podejrzewać zajście w ciążę. Zmartwiło ją to, choć smutek ten był niemądry i nieuzasadniony. Powinna była się w gruncie rzeczy cieszyć, że nie nosi w łonie nieślubnego dziecka Hawka. Nie chciała przecież zmusić go do małżeństwa z obowiązku lub poczucia winy. Wprawdzie nie musiała się już tego obawiać, ale mogło to oznaczać koniec jej marzeń o ich wspólnej przyszłości. Kate bez trudu dostrzegła jej przygnębienie i spytała o przyczynę, a Skye musiała wykręcić się od odpowiedzi. – Ależ Kate, to nic takiego. Po prostu mam bóle menstruacyjne. Kate była naturalnie ciekawa jej romansu, ale choć obie zwykle niczego przed sobą nie kryły, ta kwestia była czymś zbyt osobistym, by o niej mówić nawet z najbliższą przyjaciółką. Skye musiała zatem kłamać, co ją drażniło, ale najbardziej dręczyło ją coś, co od dawna podejrzewała. Zakochała się głęboko w Hawku. Do szaleństwa. Nieodwołalnie. Należała do niego na zawsze. Pragnęła go aż do bólu. A także czuła lęk. Hawk najpewniej nigdy by przed nią nie otworzył serca. Doświadczył najokrutniejszego cierpienia i nie mógł przeboleć swojej straty, mimo że tak bardzo tego pragnęła. Przez chwilę zamierzała nie mówić mu wcale, co się stało, chcąc spędzić z nim choć trochę więcej czasu. Jeśli jednak w ciągu ostatnich tygodni nauczyła się czegoś, to wiedziała, że Hawk żądał od niej uczciwości. Jeśli pragnęła zdobyć jego miłość, należało do tego dążyć w godziwy sposób. Oznaczało to rezygnację z kobiecych sztuczek, do których się zwykle odwoływała. Musiała wyjawić mu nagą, nieupiększoną prawdę. Poprosiła go więc o rozmowę w cztery oczy, a kiedy spotkali się w jego gabinecie, powiedziała wszystko, patrząc mu przez cały czas prosto w twarz. Miał minę nieprzeniknioną, jak zawsze, i tylko odparł krótko: – Dobrze się stało. W jakiś dziwny, niewytłumaczalny sposób ta obojętna odpowiedź zabolała ją bardziej, niż mogłaby sobie wcześniej wyobrazić. A jednak Hawk nie przyjął jej słów z takim zadowoleniem, jak się spodziewał. Gdy tylko Skye wyszła z gabinetu, zrozumiał nagle, i to z zaskakującą siłą, że chciałby mieć inne dziecko. Przypomniał sobie Lucasa jako nowo narodzone niemowlę. A także radość, jaka go wówczas rozpierała, i duma, że został ojcem. A także uwielbienie, jakie wzbudził w nim syn, kiedy po raz pierwszy wziął maleństwo na ręce. A potem gwałtowną miłość, kiedy widział, jak uczy się chodzić w szeleczkach. Choć było to dziwne, rozpacz ustąpiła miejsca łagodniejszym wspomnieniom. Od bólu uwolnił się, jak zrozumiał, głównie dzięki Skye. Była pełna życia i ciepła niczym słońce, i podobnie jak słońce mogła uzdrawiać. Przez całe dziesięć lat czuł w sobie mroczną pustkę, a teraz zaczął rozumieć, że powoli wraca do życia, podobnie jak jego dom. Gdy zaś Skye wyruszyła z kuzynką do Kent, jawnie odczuł, jak bardzo zmieniła ten dom na lepsze. Nie mógł się powstrzymać od częstego myślenia o niej podczas jej nieobecności i, co gorsza, świadomy był, że bardzo mu jej brak. Uznał to za rzecz zdumiewającą, skoro weszła w jego życie tak niedawno. Brakowało mu
jej żywotności, optymizmu i ciepłego spojrzenia. Krótko mówiąc, tęsknił za nią. Ona tęskniła za nim również, ale zmusiła się do szukania sposobu, jak oznajmić Daphne Farnwell, że jej matka żyje, w sposób możliwie najdelikatniejszy. Peggy Nibbs z entuzjazmem przyjęła wieść, że jej ukochanej pani udało się zarówno bezpiecznie osiąść w Irlandii, jak też wrócić stamtąd do Anglii. Mimo że była coraz słabsza na ciele i zawodziła ją niekiedy pamięć, skwapliwie zgodziła się im pomóc. Skye i Kate uznały, że najlepiej będzie, by pannie Farnwell uświadomić wszystko stopniowo, krok po kroku, zważając na jej reakcje. Najpierw miała się dowiedzieć, że Rachel nie utonęła, tylko schroniła się w innym kraju, a potem poznałaby motywy jej ucieczki. Gdyby Daphne miała do matki żal i jawnie współczuła zmarłemu ojcu, lepiej byłoby na razie nie mówić nic więcej. Skye miała jednak nadzieję, że Daphne gorąco zapragnie poznać matkę, a jeśli tak, można by ją zaprosić do Hawkhurst Castle. Przybyły do Londynu późnym popołudniem, zaryzykowały jednak i postanowiły od razu pójść do Daphne, zamiast odłożyć wizytę na następny dzień i przybyć o właściwej porze. Daphne mieszkała w eleganckiej miejskiej rezydencji jej zamożnej protektorki, hrabiny Gowing. Skye zauważyła, że Daphne przypomina nieco z twarzy Rachel, gdy lokaj wprowadził je do biblioteki, gdzie panna Farnwell zajęta była właśnie lekturą. Jednakże złotorude włosy, jasnobłękitne oczy i dwadzieścia pięć lat różnicy wieku czyniły jej podobieństwo do matki mniej widocznym. Daphne okazała zaskoczenie i zakłopotanie, gdy Peggy Nibbs zjawiła się nieoczekiwanie w jej domu. W trosce o jej zdrowie usadowiła ją zaraz przy kominku i posłała po herbatę oraz ciepły szal. Skye szybko przekonała się, że Daphne reaguje na wieści dokładnie tak samo jak Cornelius. Najpierw doznała głębokiego wstrząsu. – Czyżby moja matka nie utonęła? – spytała z przejęciem. – Nie, milady chciała tylko, żeby tak sądzono – odparła Peggy. – Cóż ty wygadujesz, Peggy? Dlaczego miałaby udawać, że umarła? – Widzi pani, miss Daphne, to było tak… – i położna zwięźle wyjaśniła, jak okrutnie William Farnwell traktował żonę, zaznaczając wyraźnie, że zagrożone było życie Rachel. Zgroza Daphne odmalowała się wyraźnie na jej twarzy. Gdy dowiedziała się wszystkiego, trwała przez chwilę w milczeniu, a potem zacisnęła usta. – Nie dziwi mnie to wcale. Papa potrafił być brutalem. Do niektórych służących odnosił się w sposób wprost haniebny. – Ano, właśnie – zgodziła się z nią Peggy. Dopiero po jakimś czasie wstręt i gniew Daphne ustąpił miejsca zdumieniu. – Co się więc stało z moją matką, skoro nie utonęła? – Schroniła się u kuzynki w Irlandii. – Ale dlaczego zostawiła mnie u ojca? No i czemu nigdy nie próbowała mnie zobaczyć, skoro żyła? – Myślała, że lepiej tego nie robić – odparła spokojnie Peggy. – Wedle prawa nie mogła córki zabrać do siebie. Ty, panienko, byłaś wtedy ledwie dzieciątkiem i nie byłoby dla ciebie bezpieczne, żeby uciekła razem z tobą. A prócz tego myślała, że u jego lordowskiej mości będziesz miała lepsze, dostatniejsze i wygodniejsze życie. – Cóż warte życie bez matki? – szepnęła Daphne, niezdolna ukryć goryczy, a potem potrząsnęła gwałtownie głową. – Wybacz, Peggy, to niesprawiedliwe i niemądre, że tak
powiedziałam, myśląc tylko o sobie. Zwłaszcza że, jak mówisz, mój ojciec pchnął ją do tego… Urwała, patrząc na swoje splecione ciasno dłonie, a sądząc po wyrazie twarzy, przez głowę musiały jej gwałtownie przebiegać różne myśli. – Mój Boże… a więc nie zabiła się jednak! Po chwili jej oczy napełniły się łzami. – Nie pochowano jej w poświęconej ziemi jako samobójczyni. A ja przez wszystkie te lata miałam do niej żal, że zostawiła mnie samą. Wytarła jednak oczy i spojrzała na pomarszczoną twarz położnej. – No i co teraz? – spytała, biorąc głęboki oddech, jakby chciała przygotować się na złe wieści. – Tyle czasu upłynęło… chyba już nie żyje, co? – spytała, przenosząc nieustannie wzrok z Kate na Skye, zaintrygowana. Nagle spojrzała na nie z nadzieją i podejrzliwością. – Pani coś wie o niej, prawda, lady Katharine? No, bo po co by pani przychodziła tu do mnie razem z Peggy Nibbs? Kate i Peggy Nibbs bez słowa spojrzały na Skye, najwidoczniej dochodząc wspólnie do wniosku, że teraz nadeszła jej kolej. – Tak, panno Farnwell – odparła łagodnym głosem Skye, podejmując ostateczną decyzję – wiemy coś o pani matce. Ona jak najbardziej żyje.
17
Daphne wydała zduszony dźwięk, ni to westchnienie, ni szloch, i zakryła dłonią drżące usta. Zamknęła na chwilę oczy, po czym otwarła je ponownie i spojrzała błagalnie na Skye. – To chyba nie sen? – Nie, z pewnością – odparła łagodnie Skye. – Dobry Boże – powiedziała po raz wtóry Daphne słabym szeptem – a… a gdzie ona teraz jest? Niech mi pani powie! – Tutaj, w Anglii. Daphne zadrżała. – Ależ to niewiarygodne. Czy mogę ją zobaczyć? No i czy ona chce zobaczyć mnie? Jakże się miewa? Daphne w oszołomieniu wstała i chciała podejść do Skye, ale po dwóch krokach stanęła w miejscu. – Proszę mi wybaczyć, zachowuję się, jakbym była szalona. – Ależ skąd. – Skye uśmiechnęła się pospiesznie. – Przecież to całkiem naturalne, że wstrząsnęła panią tak niezwykła wiadomość. Daphne odetchnęła głęboko i zmusiła się, żeby znów usiąść. – Miałabym mnóstwo pytań, ale niech na razie mówi pani, lady Skye. – Przede wszystkim matka ma się dobrze i czeka na panią z utęsknieniem. Ogromnie ją boli, że musiała panią opuścić, pragnie się z tego usprawiedliwić i wyjaśnić wszystko dokładnie. A także prosi panią o wybaczenie. Daphne skinęła głową, bardziej już opanowana. – W jaki sposób pani i lady Katharine zdołały się porozumieć z moją matką? – Natrafiłam przypadkiem na jej listy do mojego stryja Corneliusa, jeszcze sprzed jej małżeństwa i zrozumiałam, że był jej kiedyś bardzo bliski. Kiedy pani Nibbs wyjaśniła mi okoliczności jej ucieczki, pojechałam do Irlandii, chcąc ją odnaleźć. Żyła tam pod przybranym nazwiskiem. Mam tu jej podobiznę z czasów, kiedy była dużo młodsza. Skye wyciągnęła miniaturę z torebki i podała ją pannie Farnwell, która wpatrzyła się w nią z uwagą. – Bardzo ją teraz przypominam z wyglądu. – Tak, ale dołożyliśmy starań, żeby zmienić jej wygląd, gdyż chcemy nadal utrzymywać, że ona nie żyje. Daphne zmarszczyła na chwilę brwi. – Z powodu mojego brata? Edgar o niczym chyba nie wie? – Nie wie, bo konsekwencje byłyby dla niego niełatwe. Zakwestionowano by jego sukcesję, gdyby wyszło na jaw, że drugie małżeństwo ojca jest nieważne. Najwyraźniej Daphne nie miała ochoty rozwodzić się nad bratem, bo powróciła do poprzedniego tematu. – Kiedy mogłabym zobaczyć matkę? – Całkiem szybko, jeśli tylko pani sobie tego życzy – odparła Skye. Na razie przebywa u dobrego przyjaciela naszej rodziny w East Sussex. Katharine i ja wynajdziemy na pewno jakiś pretekst, żeby mogła pani z nami pojechać. Może zamówiłabym u pani kilka akwarel z widokiem
pięknego, starego rosarium? – Byłoby to idealne – odpowiedziała Daphne, układając pospiesznie plan działania. – Mogłabym wyjechać nawet dzisiejszego wieczoru. Lady Gowing może przez jakiś czas obejść się beze mnie. Jeszcze tylko odwołam kilka umówionych spotkań… Kate przerwała jej: – Nie trzeba się tak spieszyć, panno Farnwell. Najlepiej byłoby pojechać jutro albo jeszcze dzień później. Nie chcemy wzbudzać żadnych niepotrzebnych podejrzeń nieprzemyślanymi działaniami. Daphne zmarszczyła brwi, namyślając się nad odpowiedzią. – Nie, rzecz jasna, że nie. Nawet gdyby Edgarowi powrót mojej matki miał być całkiem obojętny, nie chcę, żeby się o nim dowiedział. Jest na tyle złośliwy, by zawsze mi psuć szyki. Od dawna jesteśmy poróżnieni. – Rozumie pani więc, dlaczego musimy utrzymywać wszystko w sekrecie? – Jak najbardziej. Wszystkie zaczęły układać odpowiedni plan i uznały, że poczekają jeszcze półtora dnia, nim Skye odwiezie Daphne do Hawkhurst Castle. Kate wolała na razie zostać w Londynie, niż im towarzyszyć. Zamierzała też odwieźć następnego dnia Peggy Nibbs do Brackstone, a dopiero potem być do dyspozycji Skye. Tej nocy Skye po raz pierwszy od wielu tygodni spała we własnym łóżku. Uznała, że dobrze jest wrócić do domu, choć wspaniała rezydencja hrabiego Traherne wydawała się jej dziwnie pusta. Quinn wciąż był nieosiągalny, zaprzątnięty obsesyjnie własną wersją okiełznania losu. Rodzice ich zginęli na morzu blisko wybrzeża Francji, a tragedii tej można byłoby uniknąć, gdyby płynęli na statku zdolnym oprzeć się burzy. Quinn pracował więc nad projektem ogromnego parowca, mocniejszego od żaglowców. Zaszył się gdzieś ze swoją pracą ponad miesiąc wcześniej, ale Skye zadowolona była z jego nieobecności, bo nie chciała, żeby się mieszał do jej romansu z Hawkiem. Następny dzień spędziła, załatwiając korespondencję z przyjaciółmi i spełniając obowiązki towarzyskie. Rankiem kolejnego dnia wyruszyła zaś do East Sussex, wioząc ze sobą Daphne. Daphne była na zmianę podniecona, niespokojna, zdenerwowana i pełna nadziei. Gdy dojeżdżały już do Hawkhurst Castle, poprosiła Skye, by towarzyszyła jej przy pierwszym zetknięciu się z matką. Skye robiła, co mogła, żeby ją uspokoić i przygotować do spodziewanego spotkania, zwłaszcza zaś do wyglądu matki. Potem zaś wysłuchała cierpliwie wszystkich wątpliwości Daphne. Kiedy przybyły do zamku, było już prawie południe i zaczął padać chłodny deszcz. Prace nad renowacją nie rzucały się więc zanadto w oczy, żwirowany podjazd nie był zbytnio poryty koleinami, a park wydawał się wyraźnie mniej zarośnięty. Rachel musiała z niepokojem wyglądać przez okno, bo gdy tylko powóz się zatrzymał, wyszła na schody przed wejściem. Daphne wyglądała tak, jakby ledwie mogła oddychać, gdy lokaj otworzył drzwiczki powozu. Rachel najwyraźniej była równie zdenerwowana, gdy powoli schodziła po stopniach. Gdy doszła do Daphne, obydwie stanęły nieruchomo, nie zważając na deszcz, wpatrzone w siebie nawzajem. Stryj Cornelius, dyskretnie trzymając się z tyłu, również stał, przyglądając się obydwóm. Pozostawił Skye obowiązek przedstawienia ich sobie, a potem weszli wszyscy do środka, gdzie lokaj w liberii odebrał od nich przemoknięte płaszcze i kapelusze. Daphne i Rachel nie mogły przywitać się ze sobą na oczach całej służby, lecz gdy tylko znaleźli się w salonie, nie były w stanie oderwać od siebie oczu. Matka i córka płakały bezgłośnie, a łzy szczęścia spływały im po twarzach.
A potem Rachel ujęła dłoń Daphne i zdławionym głosem wyszeptała: – Czy możesz mi wybaczyć? Daphne zdobyła się na blady uśmiech. – Oczywiście, że mogę, mamo. – Ale zaraz spytała niepewnie: – Chyba nie powinnam cię tak nazywać, prawda? – Obawiam się, że istotnie nie powinnaś, moja droga. Musisz się do mnie zwracać „pani Donnelly” albo „Meg”. – Nieważne. Liczy się tylko to, że cię odnalazłam. Zawsze o tym marzyłam, ale wydawało mi się niemożliwe, by te marzenia się spełniły. – Bałam się, że mnie znienawidzisz – wyznała Rachel zduszonym głosem. Daphne spojrzała na nią z powagą. – Kiedy dowiedziałam się, że żyjesz, przyznaję, czułam pewien żal, że mnie porzuciłaś. – Nie mogłam zabrać cię ze sobą, choć wiedziałam, że to najokropniejsza z decyzji. Byłaś malutkim dzieckiem. Twój ojciec nigdy nie przestałby nas szukać, gdybym uciekła razem z tobą. Trudno mi było porzucać rodzinę i przyjaciół, ale najbardziej byłam zrozpaczona tym, że musiałam zostawić ciebie. Daphne powoli skinęła głową na znak, że ją rozumie. – Rozumiem, dlaczego uznałaś, że koniecznie musisz upozorować śmierć. Papa był nie tylko człowiekiem bez serca, ale i okrutnikiem. Trudniej mi jednak pogodzić się z tym, że nadal się ukrywałaś już po jego śmierci. – Obawiałam się konsekwencji. Prawda mogła przerażająco odmienić całe twoje życie. Nie śmiałam jej ujawnić, bo mogło cię to narazić na gniew przyrodniego brata. Z tego, co wiem, odziedziczył po ojcu usposobienie gwałtownika. – O tak, Edgar jest bardzo podobny do papy. – Może więc zrozumiesz, dlaczego uznałam, że ze względu na ciebie lepiej byłoby nie ujawniać kłamstwa, w którym żyłam przez dwadzieścia pięć lat. Nie miałam też pewności, jak ty byś to przyjęła, dopóki lady Skye nie przekonała mnie, żeby podjąć ryzyko. Daphne spojrzała ku Skye. – Jestem jej za to niesłychanie wdzięczna. Rachel spytała z wahaniem: – Muszę cię jednak spytać… czy ojciec podniósł kiedy na ciebie rękę? – Nie. Zazwyczaj nie zwracał na mnie wcale uwagi. Pewnie dlatego, że byłam córką, a nie synem. Rachel przymknęła z ulgą oczy. – Dzięki Bogu. Tego bałam się najbardziej – że może zrobić ci krzywdę. Spodziewałam się jednak, że zapewni ci dużo wygodniejsze życie niż ja. A potem… dowiedziałam się, że jego nowa żona to łagodna kobieta z nieposzlakowanej rodziny i miałam nadzieję, że wychowa cię na dystyngowaną młodą damę. Widzę, że się nie pomyliłam. Daphne uśmiechnęła się, słysząc ten komplement. – Moja macocha nie była kobietą złą, tylko frywolną i płytką. Dobrze się znała na modzie i stylu. Zachęcała mnie też do studiów nad różami i malowania, choć sama niechętnie przebywała na świeżym powietrzu ani nie miała zamiłowania do sztuki i nauki. Myślę, że moje upodobanie do róż musiałam odziedziczyć po tobie. Wiem, że je lubiłaś… Malowanie w twoim rosarium przy Farnwell Manor zawsze przynosiło mi ulgę. Czułam się w jakiś sposób bliższa tobie, kiedy tam przebywałam. Rachel nagle ukryła twarz w dłoniach i zaniosła się szlochem, a potem opadła na najbliższe krzesło, nie przestając płakać.
Daphne pochyliła się nad nią z wyraźną troską. Cornelius również był zaniepokojony, Skye jednak zrozumiała, że łzy Rachel były raczej wynikiem radości niż smutku, i tylko podała jej chustkę wyciągniętą z torebki. Chwilę później Rachel wytarła oczy i podniosła się z krzesła. Choć wciąż jeszcze pociągała nosem, uśmiechnęła się szeroko, wręcz promiennie. – Nic mi nie jest, moja droga. Płakałam jedynie z radości. Nie możesz wiedzieć, jak bardzo tęskniłam za tą chwilą. Rysy Daphne złagodniały. – Ależ mogę, bo ja czułam to samo przez całe życie. Po tych wzruszających słowach Skye odetchnęła z ulgą i jej własny lęk zniknął całkowicie. Ten budujący początek wróżył dobrą przyszłość. A potem wszyscy troje usiedli, chcąc lepiej poznać się nawzajem. Byli sobie w gruncie rzeczy wciąż obcy i mieli za sobą ćwierć wieku rozłąki. Uczucia i myśli wciąż dawały znać o sobie, ale za jednym zdaniem następowało drugie, jeden temat pociągnął za sobą inny i powoli zaczęły sobie wzajemnie opowiadać o swoim życiu oraz kolejach losu. Skye stwierdziła z zaskoczeniem, że Daphne całkiem dobrze zna rozprawy Corneliusa. Czytała jego traktat o Owidiuszu wiele razy i z niezwykłym podziwem. Skye martwiło wyłącznie to, że stryj i Rachel muszą ukrywać się ze swoją miłością. Cornelius miał bowiem uchodzić tylko za patriarchę rodziny Wilde’ów, który poznał Rachel całkiem niedawno. Ogromnie też pragnęła, by Daphne dowiedziała się, kto jest jej prawdziwym ojcem, ale na razie świadomość ta mogła ją jedynie zranić. Jako córka barona mogłaby przetrwać skandal związany z jej macochą i bratem. Gdyby jednak wyszło na jaw, że jest tylko dzieckiem kochanka matki, nieodwołalnie straciłaby w oczach socjety reputację i nic by tu nie pomogli sławni protektorzy ani żadne koneksje. To, że wszyscy troje wreszcie się połączyli, było jednak czymś nad wyraz radosnym i Skye uznała, że powinna się z tego cieszyć. Wieczorem Daphne poznała przy obiedzie ciotkę Isabellę, która bardzo się przyczyniła do tego, żeby przy stole zapanował pogodny i miły nastrój. Hawk również był na tym obiedzie, co Skye przyjęła z mieszanymi uczuciami. Nie widziała go przez cały dzień, a nie wiedziała, czy stało się tak dlatego, że był bardzo zajęty, czy też celowo jej unikał. Nic nie mogła odgadnąć z wyrazu jego twarzy, ale już samo zetknięcie się z nim było, jak zawsze, niezwykle silnym przeżyciem. Serce to w niej zamierało, to znów było pełne radości, a całe ciało wprost wyrywało się do niego. Nie miała sposobności, żeby pomówić z nim w cztery oczy, i była przeświadczona, że właśnie jemu zawdzięcza tę okoliczność. A następnego popołudnia, niemal w porze herbaty, ciotka Bella usłyszała od Skye, że martwi się bardzo o Hawka z powodu pewnego niekorzystnego epizodu. Ogrodnik znalazł zakopane pod jednym z krzewów pudełko na zabawki, które najpewniej należało do małego Lucasa. Hawk po jego otworzeniu cały zesztywniał, a potem szybko się oddalił. Ciotka Bella uznała, że zapewne poszukał schronienia w gabinecie. – Myślę, że powinnaś tam do niego pójść, Skye. – Tak, oczywiście – odparła. Wiedziała dobrze, że znaleziony przedmiot znów wywoła w nim przerażające wspomnienia. Poszła prosto do gabinetu. Drzwi nie były zamknięte na klucz, uchyliła je więc powoli i zajrzała do wnętrza. Hawk siedział przy biurku, przed nim leżał plik papierów, ale on ani ich nie czytał, ani niczego nie pisał. Wpatrywał się w małego konika z brązu, stojącego na biurku. Przeciągał rękami po włosach, a kiedy spojrzał ku niej, w jego oczach widniała jedynie udręka.
Przepełniło ją współczucie. Rozpaczliwie zapragnęła podejść do niego, przygładzić mu włosy, opadające w nieładzie na czoło, sprawić, by znikły bruzdy na jego twarzy wyżłobione przez ból. Chciała zarzucić mu ręce na szyję, okazać mu bezbrzeżną czułość. Ale niczego takiego nie zrobiła. Uśmiechnęła się jedynie i zawołała radośnie: – Och, wreszcie cię znalazłam. Nie odchodź stąd nigdzie, zaraz tu wrócę. A potem zamknęła ostrożnie drzwi i pobiegła do swojej sypialni, modląc się bez przerwy w duchu, by jakimś cudem mogła mu choćby na pewien czas ulżyć w tej rozpaczy.
18
Skye wróciła do gabinetu z notatnikiem, w którym prowadziła spis planowanych renowacji i przemeblowania zamku. Konik zniknął już z biurka, podobnie jak rozpacz z oczu Hawka, ale twarz jego nie wyrażała teraz absolutnie niczego, co jej zdaniem było czymś jeszcze gorszym. Nie zniosłaby, gdyby ją stąd teraz wyprosił. – Czy możesz pójść gdzieś ze mną? – spytała. – Chciałabym wiedzieć, co według ciebie należałoby zrobić z zachodnią wieżą. – Teraz? – Tak, właśnie teraz. Nie można z tym zwlekać. Przyjrzał się jej ubiorowi. Była w fartuchu nałożonym na suknię, co miało wzbudzić w nim przekonanie, że istotnie chodzi jej o jakąś konkretną sprawę. Chciała wyglądać raczej na gospodynię lub może panią tego zamku niż na uwodzicielkę. Nie dając mu czasu na to, by kazał się jej wynosić z gabinetu, wyjęła z ręki Hawka pióro i odłożyła je na podstawkę, a potem wyprowadziła go, choć z pewnym trudem, z gabinetu. Po drodze minęli w korytarzu kilka osób ze służby, ale nikogo już nie spotkali na krętych schodach wiodących do okrągłej wieży. Gdy tam dotarli, Skye wprowadziła Hawka do środka i zamknęła za sobą drzwi. Z wysokich dwudzielnych okien roztaczał się rozległy widok na pola, łąki i lasy okalające posiadłość Hawkhursta. W wieży było zimno, choć blade jesienne słońce dawało iluzję ciepła, a w jego promieniach wirowały w powietrzu pyłki kurzu. Inaczej niż w całej reszcie zamku, gdzie uporządkowano i wyszorowano wszystko, co tylko można było oczyścić, tego pomieszczenia nie tknięto od całych dziesięciu lat. Dwa fotele i stolik, wciąż jeszcze w pokrowcach, stały po jednej stronie wnętrza. Podejrzewała, że postawiono je tam po to, żeby móc tu czytać, marzyć lub oglądać zachód słońca. Innych mebli w tym pokoju nie było. Przekręciła w zamku klucz i stanęła zwrócona twarzą do Hawka, zamierzając wyjaśnić mu, po co tutaj z nim przyszła. Nękało ją, że jego tragiczna strata mogłaby odseparować ich od siebie na zawsze, ale jej własne romantyczne rojenia były niczym w porównaniu z jego bólem. Nic nie mogło wymazać tego strasznego doświadczenia, pragnęła jednak dokonać próby uzdrowienia Hawka. Chciała sprawić, by rozpacz znikła z jego oczu. A te oczy stawały się coraz bardziej podejrzliwe, gdy się jej przyglądał. – Martwi mnie, że Bestia wróciła – wyznała otwarcie. – I uważam, że gdybyśmy się teraz ze sobą kochali, złagodzi to choć trochę twój nastrój. – Zwabiłaś mnie tu w tym celu? – No, cóż… – przyznała – …tak. Wstrzymała dech, a on nadal się w nią wpatrywał. Jego przystojne rysy nagle złagodniały. Nie był już zły ani rozdrażniony, tylko raczej rozbawiony. Najwyraźniej zmuszał się, by z siebie strząsnąć wspomnienie zabawki synka. Skye poczuła taką ulgę, że ugięły się pod nią kolana – ale Hawk nie był gotów do kapitulacji, z czego zdała sobie sprawę po jego następnych słowach. – Nie jestem taki wrażliwy, jak ci się zdaje, mój ty aniele. Nie potrzebuję, żebyś mnie wciąż pocieszała. Muszę stanąć twarzą w twarz z niełatwymi wspomnieniami.
– Wiem. Ale myślę nie tylko o tobie. Ja też pragnę pociechy. Brakuje mi ciebie rozpaczliwie. A czy tobie nie brak mnie? – To nie ma nic do rzeczy. Ruszył ku drzwiom. Spojrzał na klamkę z tyłu za Skye, jakby miał zamiar odejść. Skye szybko schowała klucz do kieszeni fartucha razem z notatnikiem, a potem przywarła do drzwi plecami i, rozkładając szeroko ramiona, zabarykadowała sobą wyjście. – Skye… – rzucił ostrzegawczo. – Proszę cię, zostań, Hawk. – Wiesz, że byłoby lekkomyślne i ryzykowne, gdybyśmy tutaj to zrobili. – Wiem, że nie chcesz wpędzić mnie w ciążę. Ale wiesz także, że gąbki temu zapobiegają. Mam teraz w sobie jedną, Hawk. – Teraz? – powtórzył, unosząc brwi. – Wsunęłam w siebie jedną, kiedy chwilę wcześniej poszłam do mojego pokoju. Nie dowierzał jej. Parsknął śmiechem, a potem powiedział: – Wiesz, jaki z tobą kłopot? Masz stanowczo zbyt wielką skłonność do manipulowania ludźmi. – Zazwyczaj tak właśnie jest, ale nie w tym przypadku, daję ci słowo. A mój notatnik i fartuch nie są sposobem na oszukanie ciebie lub służby. Potrzebowałam jakiegoś uczciwego powodu, żebyśmy tu razem przyszli, ale nie mogłam wymyślić innego, a w tym domu nie ma nigdzie miejsca, gdzie moglibyśmy być sami, obawiałam się też, że nie zechcesz wcale pójść gdziekolwiek ze mną, gdybym cię po prostu zapraszała… Jesteś nieustępliwym uparciuchem, Hawk, i doprawdy doprowadza mnie to do… – Przestań paplać, kochanie. Skye usłuchała go, po części zresztą dlatego, że zabrakło jej tchu. Kiedy się wahał, spojrzała na niego z ukosa. – Znakomicie można mnie uciszyć pocałunkiem. Wciąż nie był jeszcze przekonany. – Nie wypuszczę cię stąd – oświadczyła. – Jak mnie zamierzasz powstrzymać? – Siłą. Musiałbyś wyrwać mi klucz. Spróbuj tylko. Oszołomiło ją rozbawienie w jego oczach. – Nie mogę uwierzyć, że taki wielki i silny bohater boi się ze mną kochać – powiedziała wyzywająco. Na widok jego rozzłoszczonej twarzy nie mogła powstrzymać się od śmiechu. – Pragnę cię, Hawk. A czy ty mnie nie pragniesz ani trochę? Kiedy nie zdołała zmusić go do odpowiedzi, dała sobie spokój z żartami. – Proszę, zostań tu ze mną – powiedziała błagalnie. Zbliżył się do niej o krok, spojrzał na jej okryte fartuchem piersi. Odczuła to spojrzenie tak, jakby było dotknięciem i czubki nabrzmiałych sutków wyprężyły się jej pod koszulą. Przeszyło ją podniecenie, gdy Hawk przebył już te kilka dzielących go od niej kroków. Pragnęła znaleźć się w jego objęciach i przylgnąć do niego. Pragnęła, żeby nakrył jej usta swoimi. Gdy jego twarz nachyliła się nad nią, westchnęła, pełna oczekiwania, ale Hawk jej nie pocałował. Za to przywarł do niej dolną częścią ciała, tak że znalazła się pomiędzy drzwiami a jego twardymi udami. Nie mogła jednak czuć się rozczarowana, skoro wyczuła twardość jego erekcji przez suknię.
– Pragniesz mnie – wydyszała. – Jasne, ty czarownico. Jakżebym mógł nie pragnąć ciebie? – W takim razie daj mi tego dowód. Dłoń Hawka wślizgnęła się między jej uda. Zakrzywionymi palcami wpił się mocno w nią przez wszystkie warstwy ubrania i ścisnął nimi mocno jej ciało. Natychmiast jęknęła, doznając pobudzenia. – Bądźże cicho – ostrzegł ją. – Chyba nie chcesz, żeby ktoś ze służby zajrzał tu i zastał mnie, jak cię obrabiam wspartą o ścianę? – Czy masz zamiar to zrobić? – spytała zaintrygowana. – Chyba tak. Poczuła niesłychaną radość. – W takim razie na co czekasz? Cmoknął tylko językiem. – Ach, jakaś ty niecierpliwa. – Nic nie poradzę, doprowadzasz mnie do szaleństwa. – Niech no się przekonam, czy możemy razem wzmóc to twoje szaleństwo. Odstąpił krok w tył; rozpiął plakietę z przodu spodni, żeby oswobodzić erekcję. Skye pragnęła go tam dotknąć i już nawet wyciągała rękę, ale on na to nie pozwolił. Pohamował się, a potem uniósł jej fartuch i schwycił kurczowo garścią za suknię. – Podnieś to – zażądał. Zdała sobie sprawę, że nie zamierzał jej rozbierać, tylko wziąć ją wspartą o drzwi i całkowicie ubraną. Z bijącym sercem usłuchała, obnażając się w chłodzie wieży. – A co teraz? W odpowiedzi pogładził ją tam i odszukał jej najbardziej intymne miejsce. – Chcę sprawić, żebyś była na mnie gotowa. Poczuła, że całe jej ciało sztywnieje i staje się gorące. Dotykał jej tam delikatnie i bez pośpiechu, póki nie zwilgotniała. – Jestem już gotowa – nalegała bez tchu. Mrowiące ciepło jego dotyku wzmagało jej narastające pożądanie. Zalała ją błogość tak silna, że aż od niej osłabła. – Jeszcze nie teraz – mruknął. Patrząc jej w oczy, wsunął w nią palec i pogładził wewnętrzne ścianki. Skye gwałtownie nabrała tchu. Cała topniała wręcz od tego, co czuła, piersi sprężyły się, a między udami coś nabrzmiewało i pulsowało. – Hawk, proszę cię… W jego oczach pojawiły się iskierki rozbawienia. Drażnił się z nią, każąc jej czekać, a sądząc ze zmysłowego błysku w spojrzeniu, bawił się jej bezsilnością. Znów wygięła się cała ku niemu, rozpaczliwie pragnąc mieć go w sobie. – Nie, jeszcze nie. – Co za diabeł z ciebie. Hawk uśmiechnął się z wolna, co oznaczało przewrotną obietnicę. Posługiwał się palcami, żeby z nią igrać, dawać jej przyjemność, aż wreszcie zaczęła dyszeć. Uznała jednak, że Hawk nie był tak niewzruszony, jaki chciał się wydawać. Rozbawienie, widoczne przedtem w jego spojrzeniu, zmieniło się w coś innego. W głębi szarych oczu gorzało pożądanie. Poczuła coś w rodzaju triumfu. Serce jej zaczęło walić, gdy odwzajemniła jego spojrzenie. Chciała, żeby zapragnął jej aż do bólu, podobnie jak on ją do bólu doprowadzał. Uniosła suknię, a potem kurczowo wsunęła palce w jego zmierzwione czarne włosy,
usiłując przybliżyć jego usta do swoich. Wargi ją piekły. Wyczekiwała chciwie ukojenia. Ale on wciąż jej jeszcze nie całował. Przylgnął tylko ustami do jej szyi, wyczuwając tam tętno, i językiem próbował smaku jej skóry. Jednocześnie wsunął kolejny palec pomiędzy jej uda, pocierając jej najintymniejsze miejsce kciukiem, co rozpaliło żar w jej żyłach. Skye o mało nie jęknęła donośnie. Zmysły miała krańcowo wyostrzone i bliska była bólu. Gdy zaczęły się pod nią uginać kolana, chwyciła go jeszcze mocniej niż przedtem za ramiona, żeby nie upaść. – Hawk – teraz! – zażądała gardłowym szeptem. Wreszcie jej usłuchał. Uniósł głowę, ujął Skye dłońmi za pośladki i podciągnął ją ku górze. Rozchylił jej uda i zaczął w nią powoli wnikać. Jego erekcja była pełna, gorąca i twarda. Twarda jak żelazo. Wpatrywał się w nią uważnie, wślizgiwał się w jej wyczekujące, ciepłe ciało, rozciągał ją i palił. Skye jęknęła cicho w błogiej pełności. Fascynujące oczy Hawka przykuwały ją hipnotycznie, gdy cofał się stopniowo. Jej wewnętrzne mięśnie zaciskały się kurczowo wokół niego. Instynktownie otoczyła nogami jego biodra. Była pełna zachwytu, pełna dławiącej wciąż rozkoszy. Hawk nie przestawał na nią patrzeć, poruszając się w niej powoli, a jego leniwe ruchy docierały głęboko i były pewne. Skye ponownie jęknęła, nie zważając na jego wcześniejsze ostrzeżenia. – Ciszej! – przypomniał jej. – Bo jeszcze ktoś nas usłyszy i będzie po całej zabawie. Skye czuła dziwne podniecenie na myśl, że ich potajemne randez-vous mogłoby zostać odkryte. Jeszcze bardziej wzmagało to pożądanie, jakie w niej budził Hawk. Doprowadzał ją do szaleństwa, do samego kresu, ale nie przekraczał nigdy ostatecznej granicy. Oczy miał teraz całkiem pociemniałe, twarz pełną napięcia. Gdy chwycił z całej siły za jej biodra, by ją unieruchomić, wygięła plecy i odchyliła się ku tyłowi, by dać mu do siebie lepszy dostęp. Jawna namiętność widniejąca na jego twarzy działała jej na zmysły. Wydała kolejny jęk i zamknęła oczy, gdy rytm Hawka uległ przyspieszeniu. Mogła wyczuć, jak jej ciało drży, gdy uderzał nim o drzwi. Za każdym jego pchnięciem przeszywał ją zapierający dech rozbłysk mrocznego żaru, aż wreszcie ta pożoga ogarnęła ją całą. Hawk napierał na nią, a jej ciało dygotało od jego uderzeń, dzikich i gwałtownych. Skye cała wibrowała wręcz w niesłychanym zapamiętaniu. Dopiero wtedy nakrył jej usta swoimi. Mimo całego oszołomienia delektowała się tymi drapieżnymi pocałunkami, którymi on nie mógł się nasycić. Był władczy i pozbawiał ją woli, gdy brał ją przemożnymi pchnięciami, z mięśniami spiętymi i stwardniałymi. Całe ciało Skye pulsowało wokół niego, gdy zanurzał się w nim i wynurzał z niego w paroksyzmie namiętności. Wykrzyczała głośno jego imię, gdy zagłębił się w nią krańcowo po raz ostatni, przygważdżając ją wręcz sobą do drzwi. Zanurzony w niej aż do samego dna, doznał eksplozyjnego wprost spełnienia. Zatrząsł się cały, a jego głuchy pomruk zabrzmiał donośnie w jej uszach, gdy się na nią osunął. Kiedy było już po wszystkim, wcisnął twarz w zagłębienie pod jej szyją, oddychając z największym trudem. Skye, wciąż jeszcze zadyszana, przywarła do niego. Chciała, żeby ta chwila trwała bez przerwy i żeby ten mężczyzna nigdy nie przestał jej kochać. Pragnęła go i nie chciała opuścić. Ku jej wielkiemu zadowoleniu Hawk przez jakiś czas zamarł w bezruchu. Rzeczywistość jednak wdarła się między nich już wkrótce, wraz z rozsądkiem. Skye zdała sobie sprawę, że jej krzyki ekstazy mogły narobić im kłopotu, nie mówiąc o tym, że znajdowała się w niezwykle męczącej, niewygodnej pozycji, bo silne ciało Hawka przyciskało ją mocno do drzwi.
Parsknęła zduszonym śmiechem. – Mówiłeś, że powinniśmy być cicho. Powiedziałabym, że pod tym względem oboje zawiedliśmy haniebnie! Gdy Hawk oderwał się w końcu od niej, uniósł z wolna powieki, by spojrzeć jej w oczy. Kiedy uśmiechnęła się prowokacyjnie do niego, odwzajemnił jej ten uśmiech. Ucieszyło ją to, podobnie jak jego nieoczekiwanie łagodne spojrzenie. Czuła, że ją ono uspokaja. Dopiero co wziął ją w bezwzględny sposób, ale gdy tylko na nią patrzył, widziała, jak w jego oczach tańczą lśniące iskierki. Nie wydawał się jednak świadomy, jak bardzo ją urzekał i może było to dobre. Wycofał się z niej ostrożnie, podtrzymując ją, póki jej stopy nie odnalazły podłogi, a potem objął mocno, gdy usiłowała stanąć na drżących, niepewnych nogach. – Chyba powinniśmy zejść na dół – powiedziała z niechęcią. – Wszyscy już pewnie zebrali się teraz w salonie na herbacie i czekają na nas. Hawk skrzywił się, najwyraźniej nie mając większej ochoty, żeby tam iść, ale skinął głową na znak, że się zgadza. Dopiero wtedy Skye poczuła wilgoć jego nasienia na udach. – Wątpię, czy mogłabym pójść na herbatę w takim stanie – powiedziała. – Lepiej wrócę do mojej sypialni i umyję się. – Odczekam trochę, zanim wyjdę stąd za tobą. – Słusznie. Nie powinniśmy zejść na dół jednocześnie. Wystarczy na nas spojrzeć, żeby poznać, co robiliśmy. Próbowała iść, ale po chwili zatrzymała się. – Chyba potrzeba mi chustki. Siliła się, żeby ją wygrzebać osłabłymi palcami z kieszeni fartucha, ale Hawk powiedział: – Pozwól, że ja to zrobię. Wsunął rękę pod suknię Skye i celowo potarł jej wciąż obolałe ciało delikatną tkaniną. Było to tak erotyczne i zmysłowe, że znów poczuła, jak ogarnia ją żar, nim ponownie wsunął chustkę między jej uda. – Czy to kara za moje żarty? – Że też się domyśliłaś. – A nie mówiłam, że prawdziwy z ciebie diabeł? – mruknęła i roześmiała się. Wciąż jeszcze tliła się między nimi namiętność, ale Skye zmusiła się, by wyciągnąć z kieszeni klucz i odemknąć drzwi. A potem pocałowała go raz jeszcze i wyślizgnęła się z pokoju. Kiedy wyszła, Hawk wytarł również i siebie własną chustką, a potem uporządkował ubranie, ale myśląc raczej o Skye niż o tym, co robi. Wciąż jeszcze czuł jej zapach i nadal miał w oczach jej obraz tuż przed wyjściem. Spojrzała wtedy na niego z uśmiechem, który był czuły, niewinny i zarazem pełen piekielnej złośliwości. Był jej wdzięczny za to, co zrobiła. Musiał jakoś oderwać myśli od konika z brązu, prezentu danego Lucasowi przez niego na pierwsze urodziny. Gardło miał ściśnięte od tego wspomnienia, gdy Skye wyciągnęła go z gabinetu. Dławił go ból, poczucie winy i gniew na zły los. Ból łagodniał powoli, gdy wraz z nią wspinał się na schody, ale jej uwodzicielskie zapędy zaskoczyły go. Ściągnęła go tutaj, żeby sprowokować do miłosnego aktu. Wciąż go zaskakiwała. Pożądanie brutalnie wzięło nad nim górę, a postawiony przez szansą zatopienia się w jej ciele nie miał właściwie wyboru. Musiał zresztą przyznać, że nie dawała mu wyboru od początku. Potrafiła przezwyciężyć jego sprzeciw nawet wtedy, gdy zdawał się brać nad nią górę.
Rozejrzał się wokoło. Wszędzie czaiły się tu widmowe cienie, ale ona regularnie je przezwyciężała. Coraz rzadziej jego sny pełne były mrocznych rojeń i nie pragnął już samotności. Podczas jej ostatniego wyjazdu do Londynu zdał sobie sprawę, jak zimny i pusty stał się ten dom bez jej ożywczej obecności. A co będzie, gdy Skye go w końcu opuści? Kiedy on poślubi pannę Olwen, przywiezie ją tutaj i weźmie do łóżka? Nie było to przyjemne pytanie, a on nie miał wcale ochoty zastanawiać się nad odpowiedzią. Łatwo zdołałby przyzwyczaić się do tego, że w łóżku ma Skye. Na zawsze. Zdrętwiał, bo nagle zrozumiał, że pragnie, by jego żoną została Skye. Po chwilowym zaskoczeniu zaczął się nad tym zastanawiać. Przypomniał sobie ciepło, które go przepełniało, gdy patrzył w jej roześmiane oczy. Najwyraźniej zaczynał się do niej przywiązywać. A może było to nawet jakieś silniejsze uczucie? Uznał, że jest jeszcze za wcześnie, by o tym decydować. Nie mógł już jednak sądzić, że Skye nic dla niego nie znaczy. To byłoby po prostu śmieszne. A jego plan, by się oprzeć jej zakusom, beznadziejnie spalił na panewce. Zamierzał jej dać do zrozumienia, że nie ma już serca i dlatego nie może go jej ofiarować, bo osobista tragedia je unicestwiła. Ale – podobnie jak uschnięte różane krzewy w jego rosarium, które wróciły do życia – serce nie zamarło w nim chyba na zawsze, tylko było uśpione. A jeśli tliło się w nim życie pod zaskorupiałą powłoką obojętności, mógłby może pokochać po raz wtóry. Pokręcił głową z niedowierzaniem. Niemożliwe, by do tego doszło. Po raz pierwszy od dziesięciu lat zaczął jednak zastanawiać się, czy jest to możliwe. Czekał na pełną wyrzutu myśl: jak może spodziewać się szczęścia z inną kobietą, skoro Elizabeth nie żyje? Ale dziesięć lat to bardzo długo jak na żałobę po zmarłej żonie. Skye miała rację, mówiąc, że Elizabeth nie chciałaby, żeby zginął razem z nią. A pełna przygnębienia wegetacja nie zwróci mu jej. Zaczął się nawet zastanawiać: czy z żalu po stracie najbliższych musi już zawsze pędzić pełne pustki życie? Jeszcze raz zaczął się zastanawiać nad swoimi zobowiązaniami. Powinien był już od dawna starać się o względy panny Olwen, czego na jakiś czas poniechał, by pomóc Skye w odnalezieniu ukochanej stryja, co wydawało mu się zrazu iście donkiszotowską fantazją. Zacisnął zęby. Nie mógł już odkładać wszystkiego na później. Nie wtedy, gdy poślubienie panny Olwen było jedynym sposobem, by mógł zostać zwierzchnikiem Strażników. Nie, sprawa jego przyszłości jest rozstrzygnięta raz na zawsze. Chyba że… Chyba że przeciwstawi się małżeństwu z rozsądku. Stanowczo była to zbyt pociągająca myśl. Gdyby spróbował odmienić swój los, łączyłoby się to z wielkim dylematem. Przedłożyłby pożądanie nad honor i obowiązek, osobiste pragnienie nad lojalność względem sir Gawaina. Ale może ten wybór nie będzie taki trudny? Pewnie będzie później żałować, że pokochał Skye, lecz jeszcze bardziej przyjdzie mu może żałować, że z niej zrezygnował.
19
Odkąd zaczął na serio rozmyślać o możliwości poślubienia Skye, nie mógł się pozbyć tej myśli. Nigdy nie pragnął ożenku z panną Olwen i wiedział, że opóźnił starania o jej względy o kilka tygodni tylko po to, by zyskać możliwość odwleczenia niechcianego związku. Ale dopiero teraz dotarło do niego, że byłby on po prostu błędem. Zamiar traktowania nieśmiałej panienki, znacznie od niego młodszej, jako klaczy zarodowej, tylko po to, by zwierzchnik Strażników pochodził z krwi ich założycieli, był krańcowo cyniczną kalkulacją mimo pozornie szlachetnych motywów. Im dłużej nad tym rozmyślał, tym bardziej go kusiło, by w jakiś sposób dać temu spokój. Mógł wycofać swoją kandydaturę, bo myśl o zwierzchnictwie już go nie nęciła. Ale nim zacząłby się zastanawiać nad równie dramatycznym krokiem, musiał pomówić osobiście z sir Gawainem. Ostatnio mówiło się o tym, że sir Gawain zamierzał przybyć do Londynu w zeszłym tygodniu. Bez wątpienia byłby bardzo rozczarowany, gdyby Hawk nagle dokonał drastycznego zwrotu i wycofał się ze swoich matrymonialnych planów. Rozczarowanie, jakiego przyczyniłby przyjacielowi i mistrzowi, ciążyłoby mu ogromnie na sumieniu. Musiał jednak brać choćby pod uwagę taką możliwość. Hawk napisał więc do sir Gawaina list, w którym prosił, by mógł się z nim spotkać w Londynie następnego dnia. Sir Gawain, zamiast przysłać mu odpowiedź na piśmie, zjawił się jednak u niego osobiście. Nic dziwnego, skoro rozstrzygnięcie kwestii przywództwa po jego spodziewanym wycofaniu się, było teraz dla niego sprawą najważniejszą. Po przyjeździe sir Gawaina natychmiast wprowadzono go do gabinetu Hawka. Dziwnym zbiegiem okoliczności stary baronet przypominał nieco z wyglądu stryja Corneliusa. Obydwaj byli wysokimi, szczupłymi, eleganckimi dżentelmenami o siwych włosach. Rysy sir Gawaina naznaczyły jednak niepokój i znużenie – rezultat trzydziestoletniego przewodzenia Strażnikom Miecza – a jego przenikliwe jasnobłękitne oczy były niezwykle poważne. Miał też o całe piętnaście lat więcej niż Cornelius i utykał lekko wskutek odniesionej dawno temu rany podczas jednej z misji. Po serdecznym powitaniu sir Gawain siadł na sofie w zamyśleniu. Uważnie wysłuchał zastrzeżeń wysuniętych przez Hawka, ale odpowiedział z wyraźną konsternacją: – Obawiałem się twoich wahań, odkąd nie odezwałeś się wcale do mojej bratanicy od czasu twego powrotu do Anglii. Czy mam ci przypomnieć, o co tu chodzi? Cała przyszłość Strażników jest zagrożona. – Nie musi pan tego robić. Rycerski zakon Strażników Miecza założyła ponad tysiąc lat wcześniej garstka legendarnych wojowników brytyjskich, którzy przenieśli się potem na śródziemnomorską wyspę Cyrenę, pragnąc dokonywać walecznych czynów, wyrównywać krzywdy i bronić słabszych. Dopiero ciąg długich wojen z Francją wymusił na nich rozszerzenie zasięgu działania. Teraz zaś byli w Europie głównie tajnym ramieniem brytyjskiego Foreign Office. Nieliczni tylko żyli na Cyrenie, większość rozproszyła się po Europie i Anglii, a kilku nawet znalazło się w Ameryce. – Jestem najzupełniej świadomy tego, że stowarzyszenie nie może pozostawać bez przywództwa – odparł Hawk – ale inni mogliby mnie zastąpić. – Nikt z nich jednak prócz ciebie nie jest skory się żenić w celu sukcesji i wypełniania
nakazów statutu. Hawk wiedział, że na tym właśnie polega cała trudność. Statut wymagał, by zwierzchnictwo sprawowali potomkowie rycerzy-założycieli, a właśnie z nich wywodziła się panna Olwen. Nominalnie to ona byłaby głową Strażników, a Hawk działałby w jej imieniu lub też w imieniu spłodzonych przez siebie synów. Hawk zrozumiał, że nawet sama myśl o spłodzeniu kolejnego syna z kimś innym niż Skye sprawia mu dotkliwy ból. Nie miał jednak najmniejszej ochoty dyskutować o tym ze swym mentorem. – Co więcej – ciągnął sir Gawain błagalnym wręcz tonem – niewielu zwierzchników działałoby tak skutecznie jak ty, Hawk. Potrafisz wzbudzać lojalność i oddanie. Dobrze wiesz, że to nieoceniona zaleta. Każdy z agentów wyróżniał się jakąś szczególną cechą. Głównym atutem Hawka była inteligencja, a najcenniejszym walorem – zdolności przywódcze. – Potrzebujemy twoich usług, Hawk. Jako mój następca możesz uczynić wiele dobra. Ratowanie życia i wymierzanie sprawiedliwości to zaszczytne cele. – Zgadzam się. Hawk nigdy nie kierował się żądzą władzy, lecz głębokim przekonaniem, że potrafiłby skutecznie działać. Był to jego podstawowy motyw w sprawie przejęcia zwierzchnictwa. Prócz tego wiedział, jak wiele zawdzięcza sir Gawainowi. – Ale nasza działalność nie jest już tak istotna po pokonaniu Bonapartego. – Wciąż ma jednak znaczenie. Nie możemy sobie pozwolić na brak silnego przywódcy. Sir Gawain z pewnością miał słuszność. Ale Hawk nie mógł, ani też nie chciał, pozostawić Strażników bez zwierzchnika. Może jednak dałoby się zmienić kryteria udzielania przywództwa… – A gdyby tak zmienić statut? W końcu nasze założenia nabrały innego charakteru z upływem czasu. Czego by to wymagało? Głosowania powszechnego? Sir Gawain zadumał się. – Nie wydaje mi się, by taka zmiana była możliwa. A gdyby nawet, ty i tak jesteś najbardziej predestynowany do przywództwa. Nagle powiedział błagalnie: – Obydwaj różnimy się od zwykłych ludzi, Hawk. Ty zawsze byłeś ofiarny. Co sprawiło, że teraz się wahasz? Przez cały zeszły rok, a może nawet dłużej, całkowicie się zgadzałeś na moje plany co do sukcesji. Hawk pomyślał, że sprawił to powrót do okropnych wspomnień, ale na głos powiedział: – Im bliższy jestem zawarcia małżeństwa z rozsądku z twoją bratanicą, tym mniej mam ochoty na czynienie z niej ofiary. – Amelia jest posłuszną dziewczyną, która zna swoje obowiązki. Nie będzie żadnego sprzeciwu z jej strony ani też ze strony jej rodziców. Widząc, że Hawk się waha, sir Gawain zaczął nalegać z coraz większym niepokojem: – Nie dziwi mnie, że masz opory przeciw powtórnemu małżeństwu, ale jestem pewien, że uznasz to za swój obowiązek. – Tak, zrobię to. Jeszcze nigdy dotąd nie podał w wątpliwość swego oddania dla sprawy Strażników ani też lojalności wobec ich zwierzchnika. A lojalność była dla sir Gawaina rzeczą najważniejszą. Od dawna wpajał swoim agentom poczucie honoru i wierność zasadom. Sprawy Strażników cenił ponad wszystko, i to właśnie czyniło jego przywództwo czymś tak godnym podziwu oraz skutecznym.
Powtórzył znowu, z nutą prośby w głosie: – Błagam cię, Hawk, nie wycofuj się teraz. Uważam cię niemal za syna. Przyrzekam, że nie będę już od ciebie żądał niczego więcej. Te proste słowa sprawiły, że Hawk poczuł wyrzuty sumienia. Pozwolił sobie zapomnieć, jak ważna była dla sir Gawaina sprawa sukcesji. Czyż mógł sprawić zawód komuś, kto był dla niego jak ojciec? Człowiekowi, który uratował go przed szaleństwem? No i czy miał prawo przedłożyć osobiste szczęście nad przysięgę daną Strażnikom? Hawk powoli skinął głową, zgadzając się, choć z ociąganiem, na nieuniknione. Dał przecież słowo sir Gawainowi. Było już za późno, by je cofnąć. – Dobrze. Nie wycofam się. Na twarzy sir Gawaina odmalowała się niemal namacalna ulga. – Dziękuję ci, Hawk. – Sir Gawain odetchnął z zadowoleniem i przeszedł do innych tematów. – Obawiam się, że muszę wrócić prosto do Londynu, bo pewna niecierpiąca zwłoki sprawa wymaga mojej uwagi. Byłbym ci bardzo zobowiązany, gdybyś mi towarzyszył. Musimy dokładnie omówić sytuację w Calais, a ty odnowisz znajomość z moją bratanicą. Już od kilku tygodni czeka na ciebie. Hawk zdołał, choć z trudem, powściągnąć grymas niechęci. – Zgoda. Pojadę z tobą do Londynu, ale muszę najpierw załatwić tu kilka spraw. Potrzeba mi na to około godziny. – Oczywiście, ale ja chciałbym odjechać stąd jak najwcześniej. – Wiem, sir – odparł Hawk, ale myślami był całkiem gdzie indziej. Musiał pomówić ze Skye i położyć kres jej romantycznym rojeniom o idealnym partnerze. Nie mógł jej zwodzić, skoro miał inne zobowiązania. Oczywiście nie mógłby jej poślubić i jednocześnie przewodzić Strażnikom, a oni byli dla niego czymś najważniejszym. Pragnął jednak wyjawić jej to w sposób możliwie najłagodniejszy, nim jeszcze bardziej zaangażuje się w swój romans. Budziło w nim wstręt to, że musi ją zranić, ale nie byłby wcale dla niej idealną drugą połową. Wniosła ponownie w jego życie namiętność, rozkosz, a nawet szczęście, ale rozkosz nie była tym samym, co miłość, tylko ucieczką. Schronieniem, ale tylko tymczasowym. A ciągła obecność Skye w jego życiu byłaby jedynie torturą. Gdy Hawk zostawił w gabinecie sir Gawaina i poszedł szukać Skye, miał w oczach jej obraz takiej, jaką widział ją ostatnio. Wracał zwłaszcza myślami do ich spotkania poprzedniego dnia w wieży. Wspominał czułość w jej głosie, uroczy uśmiech, serdeczny śmiech. Z przykrym grymasem na twarzy zmusił się do zrobienia tego, co było konieczne. Jeszcze tak niedawno odpowiadały mu chłód i pustka w jego życiu, może więc stanie się tak ponownie. Byłoby lepiej dla Skye, by zakończyć ich romans od razu, nim zada jej więcej bólu. Lepiej również dla niego, nim zacznie mu na niej jeszcze bardziej zależeć. Kiedy znalazł Skye w kuchni, poprosił ją na chwilę rozmowy i zaprowadził do najbliższego pustego pokoju, którym był kantorek gospodyni. Kiedy Skye roześmiała się, bo wybór kantorka jako miejsca spotkania wydał się jej zabawny, Hawk zrozumiał, jak bardzo będzie mu brakowało brzmienia tego śmiechu. Jego milczenie musiało zaintrygować Skye, bo jej pełen oczekiwania uśmiech zbladł, gdy spojrzała na niego. – Dlaczego wyglądasz tak poważnie? Czy coś się stało? W końcu Hawk zdobył się na to, by jej oznajmić możliwie szybko i obojętnym tonem: – Chcę ci powiedzieć, że wieczorem wyjeżdżam. Mam zamiar wrócić do Londynu z sir Gawainem Olwenem. Już od dawna powinienem był zacząć starania o jego bratanicę.
Skye również spoważniała. – Czy naprawdę chcesz ją poślubić, Hawk? – Tak – odparł po chwili wahania. Stwierdziła ze sceptycyzmem: – Nie mogę w to uwierzyć. Hawk celowo nie pozwolił jej mówić dalej. – Od początku wiedziałaś, jakie mam zobowiązania i plany. – Tak, ale miałam nadzieję… i spodziewałam się, że zdołam zmienić twoje postanowienie. – To niemożliwe. Żeby kierować Strażnikami, muszę poślubić pannę Olwen. – I zamierzasz zrobić coś takiego? – Błękitne oczy Skye napełniły się nagle łzami. – Jeśli nie chcesz się z nią żenić, to dlaczego masz zamiar torturować w ten sposób samego siebie? Hawkowi ścisnęło się serce. Rezygnacja ze Skye byłaby właściwym i honorowym krokiem, ale nie powstrzymało go to od chęci wzięcia jej w ramiona, wsunięcia palców we włosy i pocieszenia pocałunkiem. Jego milczenie mówiło samo za siebie. – Hawk, proszę cię… zastanów się nad tym, co chcesz zrobić. – W głosie Skye czuło się teraz ton prawdziwej rozpaczy. Nienawidził tego tonu. Świadczył on o tym, że zadał jej cierpienie. Chciał je złagodzić, zbliżył się więc ku niej i musnął końcami palców jej policzek. Zrozumiał, że popełnił błąd, gdy nakryła jego dłoń swoją, ściskając ją wręcz desperacko. – Hawk… wiem, że chcesz zadowolić twojego mentora, ale czy już nie nadszedł czas, byś pomyślał o sobie? O tym, żeby żyć własnym życiem, zamiast poświęcać je dla innych? Czy nie ukarałeś się już dostatecznie za to, że nie zdołałeś uratować bliskich? – Nie będę się z tobą o to spierał. – W takim razie nie spieraj się, tylko po prostu słuchaj. Mogę zrozumieć, że nie chcesz poślubić mnie… że nigdy nie mógłbyś mnie pokochać… – Moja decyzja nie ma nic wspólnego z miłością. – A czy powinno tak być? Kiedy się kogoś poślubia, miłość ma swoją wagę. – Nie w tym przypadku. Nabrała głęboko tchu, najwyraźniej usiłując się opanować. – Rozumiem, jak trudno ci pozwolić sobie, byś kogoś powtórnie pokochał. Czułam to samo, kiedy zginęli moi rodzice. Ale zabranianie miłości sobie samemu jest czymś dużo gorszym. Spójrz na mojego stryja i Rachel. Ileż czasu i miłości stracili? To, co ich spotkało, było prawdziwą tragedią. Podobieństwo było niewątpliwe, ale nie miało to znaczenia dla jego przyszłości. Ostrożnie, lecz stanowczo uwolnił swoją dłoń z jej uścisku. Widać było, że Skye rozumie daremność swoich wysiłków i czuje z tego powodu rozpacz, ale w typowy dla siebie sposób nie dawała za wygraną. – Obydwoje wiemy, że życie jest zbyt krótkie i cenne, żeby je marnować. Chciałabym ci to uświadomić… Przerwało im ciche stukanie do drzwi. Skye przez chwilę wyglądała na przestraszoną, a potem zacisnęła mocno wargi, żeby zdusić coś, co mogło być pełnym desperacji krzykiem. Gdy Hawk krótko rzucił: „Wejść!”, przez drzwi wsunęła głowę gospodyni. – Przepraszam najmocniej, milordzie, ale mówił pan, że chce wiedzieć, czy przybędzie tu lord Farnwell. A on właśnie przyjechał i domaga się rozmowy z panną Farnwell. – Gdzie on jest?
– Żąda, żeby go wpuszczono do salonu, milordzie. – Dobrze, że mi pani o tym powiedziała. Zaraz tam pójdę. Gdy gospodyni cicho zamknęła za sobą drzwi, Hawk spojrzał na Skye. Wyglądała na pełną rozterki i rozżaloną. – Po co właściwie baron Farnwell tu przyjechał? – spytała. – Zamierzam się tego dowiedzieć. – Nie wiem, co on chce powiedzieć Daphne, ale wolałabym być obecna przy tej rozmowie. – Jak sobie życzysz. Skye spytała z niepokojem: – Co zamierzasz mu oznajmić? – Będzie to zależało od jego żądań – odparł, wychodząc wraz ze Skye z kantorka. Czuł podobny niepokój co ona, ale też i ulgę. Z pewnością nie skończyli swego sporu na temat planów małżeńskich, ale na razie musieli go odłożyć i zmierzyć się z bratem Daphne.
20
Zdaniem Skye wtargnięcie barona Farnwella do zamku nie mogło nastąpić w gorszej chwili. Zdołała jednak się opanować. Najwyraźniej nie potrafiła przekonać Hawka, że jego zamiar poślubienia panny Olwen jest niedorzeczny, ale postanowiła pohamować swoje uczucia, by w razie potrzeby móc bronić Daphne. Obydwoje byli już na tyle blisko salonu, by słyszeć, jak ktoś skrzekliwym głosem miota przekleństwa. Gdy tam weszli, ujrzeli, że Daphne spiera się energicznie z dość korpulentnym młodym mężczyzną, średniego wzrostu, odzianym nadzwyczaj barwnie wedle najnowszej mody. Miał na sobie surdut z różowego atłasu, kamizelkę ze złocistego brokatu, a kołnierzyk koszuli tak wysoki, że jego ostre szpice sięgały mu niemal do uszu. Wojownicza postawa nie pasowała jednak wcale do jego modnego stroju. – Zapewne mam przyjemność z lordem Farnwellem? – spytał Hawk lodowatym tonem. Jaskrawo wystrojony gość przerwał kłótliwe wywody i odwrócił się ku niemu. – Owszem, a kim pan jesteś? – Moje nazwisko brzmi Hawkhurst. Ośmiela się pan przeklinać w moim domu, i to w obecności damy? Farnwell nerwowo poruszył grdyką, trochę onieśmielony budzącą respekt postawą Hawka. – Przepraszam, panie Hawkhurst – mruknął z niechęcią. – Co pana tu sprowadza? – Mam osobisty interes do mojej siostry. Mimo bogatego stroju, baron Farnwell nie mógł się pochwalić urodą, a jego włosy i oczy miały ten sam pospolity odcień ciemnego brązu. Pod żadnym względem nie dorównywał arystokratycznemu wyglądowi Hawka. Choć barwny jak paw, robił przy nim wrażenie papugi mierzącej się z orłem. Gdy Hawk powtórzył swoje pytanie, baron skrzywił się z niechęcią i wyjaśnił: – Chciałbym porozmawiać z Daphne na osobności. Daphne odparła spokojnym tonem: – Ale ja sobie tego nie życzę, Edgarze. Lord Hawkhurst śmiało może usłyszeć, co masz do powiedzenia, podobnie jak lady Skye. Nie mam przed nimi żadnych tajemnic. Zmieszany i zirytowany Farnwell nie był już tak wojowniczy, gdy powiedział: – Nie miałem zamiaru publicznie roztrząsać twoich prywatnych spraw, Daphne. – W takim razie możesz się stąd zabierać. Farnwell zgrzytnął zębami. – Wiesz dużo więcej, niż chcesz powiedzieć, co? Jestem tego pewien. – Dlaczego tak myślisz? – Bo zawsze się zanadto spoufalałaś z Peggy Nibbs. Jak już mówiłem, zanim nam przerwano – zaczął, spoglądając z ironią ku Hawkowi i Skye – wszystkie te eleganckie powozy przed jej chatką wzbudziły moje podejrzenia. Po co, u licha, tyle wysoko urodzonych dam miałoby odwiedzać Nibbs, nędzną wiejską babę? Daphne skrzywiła się z niesmakiem. – Pani Nibbs jest bardzo zręczną położną, która przyjmowała twoje narodziny, Edgarze.
Czemu jej ubliżasz? Skye niepokoiła się wprawdzie o Daphne, ale córka Rachel całkiem nieźle stawiała czoło młodszemu bratu i nie bała się jego bezwzględności. Zwiększyło to jednak jego rozdrażnienie. – Nibbs się upiera, że twoja matka wcale nie utonęła wiele lat temu. Daphne z wahaniem namyślała się nad odpowiedzią. – Naprawdę? – A jakże, ale nie powiedziała mi nic więcej, choć nie przebierałem w słowach. – Śmiałeś jej grozić? Skye poczuła zaskoczenie na wieść, że położna zdradziła sekret Rachel, ale być może zmusiła ją do tego bezwzględność lorda Farnwella. Z pewnością zdolny był do zastraszenia starej kobiety. Może też Peggy Nibbs wymknęło się coś przypadkowo lub zawiodła ją pamięć. Tak czy inaczej, Farnwell zamierzał zamknąć położnej usta. – Nie można dopuścić, żeby Nibbs rozpowiadała takie obrzydliwe kłamstwa! Rzecz jasna, zażądałem, żeby wszystko odwołała, a kiedy odmówiła, z miejsca pojechałem do Londynu, żeby cię znaleźć i przekonać się, co o tym wiesz – ale twoja służba powiedziała, że gościsz tutaj, w Hawkhurst Castle. Zdziwiło mnie to niesłychanie. Nie wiedziałem, że znacie się z hrabią – dodał, spoglądając znów na Hawka. – Poznaliśmy się niedawno – wyjaśniła Daphne. – No cóż, to i tak bez znaczenia. Życzę sobie, żebyś wróciła ze mną do domu i sama pogadała z Nibbs. Musisz nalegać, żeby przestała wygadywać te zuchwałe brednie. – Skoro sądzisz, że to brednie, dlaczego im w takim razie wierzysz? Farnwell wciągnął gwałtownie powietrze, usiłując się opanować. – Do diabła, Daphne! Nadużywasz mojej cierpliwości! – Przykro mi, Edgarze – odparła spokojnie – ale przyznasz chyba, że nie masz jej zbyt wiele. – Powiedz mi zaraz, czy w gadaninie Nibbs jest jakaś prawda? – No cóż, skoro chcesz już wiedzieć… Owszem, to prawda. Farnwell stękną z konsternacją: – Niemożliwe! – Niestety, możliwe. Naga prawda wygląda zaś tak: nasz ojciec był takim okrutnikiem, że moja matka musiała udać, że zginęła, żeby uniknąć jego brutalności. Farnwell nie był już teraz zaniepokojony, tylko oburzony. – Ubliżasz teraz naszemu ojcu! – Czyżby? Nie zaprzeczysz, że okrutnie obchodził się ze służbą. Czemu więc sądzisz, że nie mógł okrutnie traktować mojej matki? Farnwell przeszył ją wzrokiem, ale też najwyraźniej zaczął się gorączkowo zastanawiać. – Kiedy się o tym dowiedziałaś? – Dopiero tydzień temu. – Jak śmiałaś to przede mną zataić?! – spytał, podnosząc znów głos, ale tym razem słychać w nim było panikę. – Po części dlatego, że – jak wiedziałam – byłbyś tym zaniepokojony, a ja się bałam, że mógłbyś się zachować dokładnie tak jak teraz – odparła, próbując go ułagodzić. Widocznie już nieraz musiała to robić. – Ale przede wszystkim dlatego, że chciałam spotkać się z matką po raz pierwszy wyłącznie w cztery oczy. Farnwell wyglądał teraz nie tylko na wstrząśniętego, ale i przerażonego. – Dobry Boże! – wystękał. – To ona żyje. – Jak najbardziej.
– I jest tutaj? W tym domu? – Tak. – Dobry Boże! – powtórzył, ale tym razem już tylko głuchym szeptem. Skye rozumiała jego przestrach, bo zdawała sobie sprawę, co teraz może nastąpić. Istnienie Rachel Farnwell podawało w wątpliwość nie tylko jego tytuł, ale też prawowitość pochodzenia. Groźba utraty prawa do sukcesji czyniła nawet skandal z bigamią i przemocą ojcowską czymś mniej istotnym. Bez wątpienia dlatego właśnie żądał, by Peggy Nibbs podtrzymywała fikcję o utonięciu lady Farnwell. Baron był tak zgnębiony, że Skye niemal zaczęła go żałować, choć wiedziała, że zdaniem Daphne jej brat wcale nie zasługuje na współczucie. Edgar był samolubnym zarozumialcem, a skłonność do podłości i okrucieństwa najpewniej odziedziczył po ojcu. Jego wojowniczość ustąpiła jednak miejsca podejrzliwości. – Nie, ja w to nie wierzę – oświadczył. – Po prostu cię oszukano, Daphne. Ktoś podszywa się pod twoją matkę i kłamie jak z nut. – Masz prawo do własnego zdania, Edgarze, ale jesteś w błędzie. – Skąd możesz wiedzieć? Przecież byłaś małym dzieckiem, kiedy umarła. Gdzie masz dowody, że to naprawdę twoja matka? – Nie trzeba mi dowodów. Ja to czuję. Farnwell zdawał się nabierać tym większej pewności siebie, im dłużej się nad wszystkim zastanawiał. Nie było już w nim paniki. Wyprostował się energicznie ze słowami: – Chcę sam zobaczyć tę oszustkę. – Nie obawiaj się, Edgarze. Ona wcale nie zamierza ujawnić prawdy o naszym ojcu ani wracać do poprzedniej tożsamości. Farnwell nie zdążył nic odpowiedzieć, bo do salonu weszli Rachel wraz z Corneliusem i Isabellą. Zamknęła za sobą starannie drzwi, bez wątpienia po to, by służba nie usłyszała rozmowy. – Usłyszeliśmy jakieś krzyki – szepnęła zmartwiona i zwróciła się z pytaniem do Daphne: – Czy wszystko z tobą w porządku, moja droga? – Nic mi nie jest, pani Donnelly – zapewniła ją Daphne. Edgar znieruchomiał i zaczął się tak uważnie przypatrywać Rachel, jakby była jakąś dziwną, mityczną postacią. – Pozwoli pan, że się przedstawię, lordzie Farnwell – zaczęła Rachel, całkiem opanowana. – W moim poprzednim życiu byłam żoną pańskiego ojca. – Nie dam się oszukać, madame! – prychnął ze złością Edgar. Rachel podeszła do niego. – Dlaczego miałabym pana oszukiwać? – Żeby razem z córką zagarnąć moją fortunę. – Myli się pan, milordzie… Farnwell przerwał jej z wrogością w głosie: – Ostrzegam, że jeśli ośmieli się pani sięgnąć po moje dziedzictwo, wniosę skargę do sądu! Rachel przechyliła głowę na bok i spytała pogodnie: – Na jakiej podstawie? Doradca prawny lorda Hawkhursta wyjaśnił nam prawo tyczące zmarłych małżonek. To raczej ja mogłabym zaskarżyć pana, ale musiałabym najpierw dowieść, że naprawdę jestem lady Farnwell, co wymagałoby znalezienia godnych zaufania świadków, którzy mnie niegdyś znali. Farnwell zacisnął wargi, zgaszony.
Rachel uśmiechnęła się uprzejmie. – Może pan jednak być pewien, że nie mam zamiaru wnosić żadnej skargi. Nie będę podawać w wątpliwość prawowitości pańskiego urodzenia. – A dlaczego nie, u diabła?! – syknął przez zęby, spoglądając gniewnie na Hawka. – Bo, jak już mówiłam, chodzi tu o moje poprzednie życie. Skye oczywiście wiedziała, że istniał niezwykle istotny powód, by Daphne nie wyzuła z majątku Farnwella. Nie była przecież córką Williama Farnwella, nie należało się jej więc z przyczyn moralnych dziedzictwo po nim, choć pod względem prawnym byłoby to zapewne możliwe do osiągnięcia. Lepiej było jednak nie ryzykować wyjścia prawdy na jaw. Nie tylko wybuchłby wówczas niesłychany skandal, ale Daphne na zawsze straciłaby dobrą reputację w angielskiej społeczności. Co więcej, sama Daphne wcale jeszcze nie znała swego prawdziwego pochodzenia – a jej brat nigdy nie powinien się był o nim dowiedzieć. Na szczęście Farnwell myślał tylko o swoich własnych zmartwieniach. – Nie chodzi mi tylko o moje prawowite urodzenie – zwrócił się do Rachel. – Uważano panią za zmarłą, gdy mój ojciec ożenił się ponownie. Powinno to przesądzać o ważności tego małżeństwa. – Ale tak nie jest. – W takim razie prawo jest niesłychanie niesprawiedliwe! – Być może, ale nie musi się pan niczego obawiać z mojej strony. Daphne i ja rozstrzygnęłyśmy już tę kwestię. Uważamy, że lepiej zostawić wszystko po staremu. Kiedy Farnwell patrzył na Rachel podejrzliwie, Daphne wyraziła głośno swoją zgodę. – Pani Donnelly przekonała mnie, żeby przejść nad tym do porządku, choć nie z tych powodów, o których myślisz. – Spojrzała z powagą na matkę. – Najbardziej martwiło mnie zawsze, że nie miałaś godziwego pogrzebu. Pragnęłam, żeby ludzie wiedzieli, że się nie zabiłaś, bo wtedy pamięć o tobie nie byłaby splamiona. Rachel uśmiechnęła się ze smutkiem. – Nie dbam, co ludzie o mnie myślą, moja droga. Farnwell znów jej przerwał: – Gdyby pani chciała mnie zrujnować, Daphne tak samo groziłby skandal, jestem tego pewien. – Właśnie dlatego chcę, żeby wszystko pozostało w sekrecie. – Nie będzie można w żaden sposób ukryć pani tożsamości! – zawołał Farnwell, podnosząc głos o całą oktawę. – Pozwolę sobie być innego zdania. Dawno temu przybrałam nazwisko mojej irlandzkiej krewnej i będę je nosić do końca życia. Wszelkie podobieństwo do Daphne można przypisywać temu dalekiemu pokrewieństwu. A gdyby nawet tak się zdarzyło, że ktoś mnie rozpozna jako baronową Farnwell, zaprzeczę mu i wyśmieję go. Moja tożsamość pozostanie tajemnicą, chyba że pan woli ją rozgłosić, wrzeszcząc tak, że usłyszy pana cała służba lorda Hawkhursta. – A co z Nibbs? – Któż uwierzy temu – wtrąciła się Daphne – co plecie, jak sam powiedziałeś, stara wiejska baba? – Nawet i w tym wypadku nie dowierzam pani – syknął Farnwell. Słysząc jego ton, Cornelius i Isabella zbliżyli się do Rachel, jakby chcąc zaznaczyć, że ma licznych obrońców. Skye odruchowo zrobiła to samo. Jednakże Daphne, która lepiej znała swego brata, wtrąciła się do rozmowy: – Proszę cię, uwierz mi, Edgarze, ja wcale nie dybię na twoją fortunę, mimo że mi zawsze
wszystkiego skąpiłeś. Skye pomyślała, że z perspektywy Edgara jego zmartwienie było zrozumiałe. William Farnwell pozostawił Daphne skromny posag i niewielki legat, ale brat bezwzględnie kontrolował jej wydatki i był niesłychanie skąpy. – Nigdy wam nie uwierzę – upierał się nadal. Rachel usiłowała przemówić mu do rozumu. – Lordzie Farnwell, nie trzeba mi wcale pańskiej fortuny. Przez wszystkie te lata żyłam bardzo skromnie w wiejskim domku i mam niewielkie potrzeby. – A teraz pani mówi, że nie chce poprawić swojego stanu? Przecież to prawdziwy pałac! – powiedział, rozglądając się po elegancko urządzonym salonie. – Wolałaby pani wiejski domek od tych luksusów? Wprawdzie mówił to pogardliwie, ale tym razem czuło się w jego tonie cień zazdrości o zamożność Hawka. Skye dostrzegła, że w spojrzeniu Hawka błysnęła ironia. Farnwell nie miał pojęcia, ile Hawk wycierpiał i co jeszcze będzie musiał przejść. Rachel ciągnęła łagodnie: – Domek czy pałac – niewielka różnica. A nawet gdyby jakaś była, jestem teraz zaręczona z lordem Corneliusem Wilde’em, człowiekiem na tyle bogatym, by zapewnić mi luksusy, gdybym ich tylko pragnęła. Niespodziewana wieść o zaręczynach matki nieznacznie tylko poruszyła Daphne. Zapewne domyśliła się jej uczuć względem Corneliusa, przestając z obojgiem przez cały tydzień, choć postanowili utrzymywać, że są tylko parą dawnych przyjaciół, póki nie uznają, że można wyjawić jej prawdę. Farnwell jednak wcale nie poczuł się uspokojony i ponownie warknął pełnym wrogości tonem: – Znam lepszy sposób. Powinna pani nadal nie żyć! Rachel spytała przerażona: – Co… co pan na myśli? – Obietnica milczenia to za mało. Musi pani opuścić Anglię i wrócić tam, gdzie się przedtem ukrywała. Skye poczuła, że się wewnętrznie jeży. Daphne mówiła już, że brat stawał się napastliwy i groził jej, gdy nie mógł dojść z nią do porozumienia, a ton, jakim przemawiał teraz do Rachel, potwierdzał tę opinię. Jednakże, choć było to dość osobliwe, jego zachowanie tylko utwierdziło Rachel w stanowczości. – Nikt mnie nie zmusi do porzucenia Anglii – oświadczyła ze spokojem. Gdy Farnwell zbliżył się do niej o krok, Cornelius z groźnym pomrukiem wszedł pomiędzy nich i z zaciśniętym pięściami stanął przed baronem. Skye oniemiała, widząc, że jej łagodny, uczony stryj gotów jest do fizycznej walki. Czekał jednak całe dwadzieścia pięć lat, by bronić miłości swego życia, i może dlatego chciał teraz postąpić jak mężczyźnie przystało. – Ona cierpiała w niewybaczalny sposób przez pańskiego ojca! – wybuchnął, nim Rachel położyła mu dłoń na ramieniu, chcąc go uspokoić. – Dziękuję ci, mój drogi, ale zbyt długo nękał mnie strach, bym teraz nie potrafiła stanąć we własnej obronie. – I z całą godnością zwróciła się do Farnwella: – Zmarnowałam przez strach ponad połowę życia, milordzie. Nie będę już robić tego dłużej. Skye w duchu podziwiała ją za odmowę wyjechania chyłkiem z kraju. Teraz nie musiała się jednak dłużej bać skorego do przemocy tyrana. Miała bogatych i potężnych sojuszników –
lorda Corneliusa, rodzinę Wilde’ów i Hawkhursta. Farnwell poczerwieniał cały, patrząc na nich nienawistnie, ale gdy zaczął wygrażać pięściami Corneliusowi, do akcji wkroczył Hawk. – Nie radzę panu tego robić – ostrzegł go. Farnwell zsiniał z wściekłości, ale najwyraźniej uznał, że lepiej będzie wszcząć burdę. – Mój majordomus odprowadzi pana do wyjścia – wycedził jedwabistym głosem Hawk. Baron nie tylko poczuł się urażony, ale wręcz osłupiał. – Wyrzuca nie pan ze swego domu? Mnie? – Jak najbardziej. Polecę też mojej służbie, żeby pana więcej nie wpuściła. Jeśli pan tu jeszcze wróci, to na własną zgubę. I Hawk wpatrzył się w barona oczami pociemniałymi z gniewu. Farnwell był pełen furii, ale bezsilny. Wydał z siebie jakiś zduszony pomruk – i skapitulował. Wycofał się aż do wyjścia z salonu i otworzył na oścież drzwi. Na końcu zmierzył jeszcze wszystkich nienawistnym spojrzeniem, a potem wyszedł. – Wrócę za chwilę – mruknął Hawk, nim podążył w ślad za nim, bez wątpienia chcąc polecić służbie, by upewniła się, czy Farnwell rzeczywiście się wycofał. Skye powitała to z zadowoleniem. Hawk nie chciał dopuścić, by baron wyładował swoją wściekłość na Rachel. Choć nikt nie przypuszczał, by sprawa została ostatecznie zamknięta, wszyscy po odejściu Edgara odczuli ulgę. Rachel odetchnęła głęboko, a Cornelius wyraźnie się odprężył. Najszybciej jednak odzyskała spokój Daphne i wyraziła wielkie zadowolenie z zaręczyn matki. – Nie powinnam być zaskoczona waszym zamiarem. Wyraźnie było widać, że oboje jesteście sobie bardzo bliscy. Rachel przyglądała się jej ostrożnie. – Chcielibyśmy uzyskać twoje błogosławieństwo, moja droga. – Oczywiście, udzielę go. Jakże mnie cieszy, że kochacie się wzajemnie. Cornelius ujął Rachel za dłoń. – Pani matka mówiła prawdę, panno Farnwell. Mam sporą fortunę i mogę się zatroszczyć o nią, jak również i o panią. Nie będzie pani brakowało niczego, nawet gdyby nie zdołała pani uzyskać należnych jej pieniędzy od Farnwella. Choć Skye chętnie by teraz posłuchała ich rozmów, wolała pomówić w cztery oczy z Hawkiem, wymknęła się więc po cichu z salonu, chcąc go odszukać. W korytarzu dostrzegła eleganckiego, siwowłosego dżentelmena. Podejrzewała, że wyszedł z gabinetu Hawka, zaciekawiony głośną wymianą zdań. Musiał to być sir Gawain Olwen, jak uznała, gdy po chwili natknęła się na Hawka. Gdy stanęła bez ruchu, nie bardzo wiedząc, co ma począć, zdała sobie sprawę, że idzie za nią ciotka Bella. Belli wystarczyło rzucić okiem na zgnębioną minę Skye, by natychmiast spoważniała. – O co chodzi, moja droga? Założę się, że coś jest nie tak. Nie po raz pierwszy Skye zapragnęła, żeby ciotka nie była równie spostrzegawcza. Świadomie pokonała dławienie w gardle. Hawk był w tym momencie całkowicie zajęty, ale Skye nie chciała pozwolić mu na wyjazd z Londynu, nim po raz kolejny nie spróbuje zapobiec jego konkurom i małżeństwu. Żeby wymusić tę konfrontację, gotowa była walczyć o niego, a raczej o nich. Być może przydałaby się jej przedtem rada Isabelli. Po raz ostatni spojrzała w ślad za Hawkiem, a potem zwróciła się do ciotki: – Skoro już to sama zauważyłaś… Jesteś prawdziwym ekspertem w sprawach miłości, przydadzą mi się zatem twoje rady. Już nic więcej nie mogę zrobić.
– Oczywiście, moja droga – odparła łagodnie Bella, biorąc ją pod rękę. – Chodź do mojego pokoju, a tam sobie spokojnie pogawędzimy.
21
Rezygnacja była przeciwna naturze Skye, ale ciotka doradziła jej porzucenie nadziei na miłość Hawka. W rzeczywistości zaś, mówiąc o jego planach, Isabella była nawet głębiej przejęta jego rozterką niż tą, którą przeżywała Skye. – Rozumiem, dlaczego Hawk czuje się zobowiązany do przejęcia zwierzchnictwa po sir Gawainie. Nie chce zdradzić człowieka, który był dla niego jak ojciec. – Och, pojmuję to – zgodziła się Skye. – Ale co mam począć, ciociu? Robiłam absolutnie wszystko, żeby mnie pokochał, ale bez skutku. – A czy ty go kochasz? – Tak. Bardziej niż można sobie wyobrazić. On jednak najwyraźniej nie odwzajemnia moich uczuć. A gdyby nawet tak było, to nie widzę przed nami żadnej przyszłości, skoro obstaje przy poślubieniu bratanicy sir Gwaina, żeby móc zostać zwierzchnikiem Strażników. Isabella zacisnęła usta i zamyśliła się. – Wierzę, że zrobiłaś wszystko, co mogłaś, Skye. Ale, jak ci już mówiłam, miłości nie sposób wymusić. Jeśli jest wam jednak przeznaczona wspólna przyszłość, to tak się stanie. Skye wcale nie chciała zaprzeczać twierdzeniu ciotki. Wszystkie jej instynkty kazały jej mimo to żądać, by się nie poddawała. Chciała walczyć o miłość Hawka i wygrać. Ciotka Bella powiedziała jej jednak jeszcze coś. – Wiesz dobrze, że upór i zaborczość tylko odstręczą od ciebie Hawka. Musisz pozwolić, żeby jego miłość sama do ciebie przyszła, Skye. – Chcesz powiedzieć, że to on musi sam dokonać wyboru? – Właśnie. Rada była może i mądra, ale naturalne impulsy Skye nadal się buntowały. Nie miała ochoty pozostawiać decyzji Hawkowi, niezdolna zdobyć tego, czego pragnęła. Tylko że po raz pierwszy w życiu nie zdołała osiągnąć celu. – Strażnicy Miecza są całym jego życiem – dodała Isabella ze smutkiem. – Przyczynisz mu tylko bólu, zmuszając go do dokonania wyboru. Czy tego chcesz? Żeby bardziej cierpiał? – Nie, skądże. – Ale tak się właśnie stanie, gdy nadal będziesz nalegać. Ścisnęło ją w gardle. Ostatnie kilka dni spędziła wręcz radośnie, z sercem przepełnionym miłością i marzeniami. Były one jednak bliskie fiaska. – Sir Gawain pragnie uczynić Hawka zwierzchnikiem Strażników, bo Hawk jest urodzonym przywódcą – ciągnęła ciotka Bella. – Choć są wśród Strażników tacy, którzy odznaczają się podobną dzielnością i zręcznością, tylko kilku mogłoby pełnić tę szczególną funkcję równie dobrze jak on. Skye pokonała jakoś ucisk w gardle, usiłując spojrzeć na tę decyzję z perspektywy Hawka. Strażnicy Miecza byli jego powołaniem. To oni uczynili go tym mężczyzną, którym teraz był. Czy miała prawo żądać, żeby ich porzucił? Doprowadziło ją to do pytania o własne motywy i w rezultacie w głowie miała chaos. Próby przekonania go wydały się jej samolubne. Hawk był bohaterem, człowiekiem czynu. Poprzednie dziesięć lat życia poświęcił walce ze złem i ratowaniu cudzego życia. Robił to, co
było słuszne, niezależnie od własnego interesu. A czy ona też mogła zrobić coś podobnego? Poświęcał się, by służyć krajowi. Czy uczyniłaby to samo? Miłość oznaczała ponoszenie ofiar. A ona chciała się okazać godną jego miłości. Najszlachetniej byłoby, gdyby pozwoliła mu odejść. Jeśli go kocha, musi się z tym pogodzić. Skye zgodziła się z niepożądaną radą ciotki, choć nie bez wielkiego trudu. Poczuła w sobie pustkę i ból. Nie wiedziała, czy nie popełniła czasem błędu na samym początku. Czemu pozwoliła sobie zakochać się w Hawku? Czy gdyby wiedziała, że przyczyni jej to tyle bólu, naprawdę chciałaby go zdobyć? A jednak tak było. Zawsze szła za głosem serca, miała to we krwi. Jej krewni kochali aż do utraty tchu, a ona nie była wyjątkiem. Zamrugała załzawionymi nagle oczami. Musi okazać wobec Hawka stoicyzm, okiełznać wszelkie bolesne uczucia. Często bywała wylewna, ale z pewnością nie mogła mu wyznać miłości, bo tylko zwiększyłaby w ten sposób ciążące mu brzemię winy. Bez wątpienia ciotka miała rację. Skye zrobiła wszystko, co mogła. Resztę trzeba było pozostawić Hawkowi. Kwadrans później, gdy spotkała go na korytarzu za gabinetem, zatrzymał się i spojrzał na nią. – Czy mogę poprosić cię o chwilę rozmowy? – spytała spokojnie. Spojrzał na nią podejrzliwie, nim przymknął oczy, skrywając za gęstymi rzęsami wszelkie emocje. – Nie obawiaj się – dodała pospiesznie. – Nie będę powtarzać moich próśb. Chcę się tylko z tobą pożegnać. – Naprawdę? – spytał uprzejmie, ale z dystansem. Skye poczuła, że opuszcza ją odwaga. Hawk miał obojętną, kamienną twarz. Jak w pierwszych dniach ich znajomości. Wpuścił ją do gabinetu, a sam stanął przy oknie; jego profil odcinał się ostro od przyćmionego światła wieczoru. Była pełna lęku, że najgorsze ma wciąż przed sobą, ale zmusiła się do wypowiedzenia krótkiej, z góry przygotowanej przemowy. – Nie będę cię błagać, żebyś przemyślał swoje zamiary. Rzecz jasna, nie chcę, żebyś ożenił się z panną Olwen, ale rozumiem, że chcesz myśleć przede wszystkim o Strażnikach. Obowiązek jest dla ciebie ważniejszy od osobistego szczęścia. Musisz zrobić to, co jesteś zmuszony zrobić. – Tak. Muszę. Zwięzłość jego odpowiedzi zwiększyła tylko jej ból. Rozpaczliwie pragnęła, żeby ją pokochał, ale były to próżne nadzieje. Hawk nigdy nie otworzy przed nią serca. Nie pozwoli sobie na to. Skye siliła się, żeby nie okazywać rozpaczy. – Zgadzam się, że musisz przewodzić Strażnikom. Ratujesz życia, Hawk. Nie powinieneś z tego rezygnować. „Nawet gdybym ja musiała rezygnować z ciebie”, dodała w myśli. Czuła, że ból rozdziera jej serce. Uśmiechnęła się mimo to drżącymi wargami i stanęła przed nim. Chciała zachować w pamięci jego rysy, nim mu powiedziała: – Jeśli to ma być nasze pożegnanie… chciałabym, żebyś mnie pamiętał. – Nigdy cię nie zapomnę, moja droga. Uniósł dłoń i powiódł końcami palców wzdłuż jej policzka. – Powinnaś się nazywać Słoneczny Blask.
Czuła się tak, jakby ktoś wbijał jej gwóźdź prosto w serce. Stłumiła szloch. – Czy… pocałujesz mnie, zanim odejdę? Nie proszę o nic więcej. Hawk, choć z wyraźnym oporem, pochylił się ku niej, tak by ich usta mogły się zetknąć. Wargi miał ciepłe, ale obojętne. Skye zarzuciła mu ręce na szyję i przez jeden ulotny moment pojawiło się coś z łączącej ich przedtem namiętności. Pragnęła przylgnąć do tego muskularnego, twardego ciała, ale Hawk przerwał nagle ich uścisk i położył jej ręce na ramionach, celowo odsuwając ją od siebie. Skye dojrzała w jego oczach błysk pożądania mimo pozornej obojętności. Potem przesłoniły go jednak gęste rzęsy, a ona poczuła się tak, jakby wbito jej nóż prosto w serce. – Szczęśliwej drogi, Hawk – wyszeptała. A potem, nim głos jej się całkiem załamał, odwróciła się i wybiegła z gabinetu. Łzy oślepiały ją, ale nie zatrzymała się, póki nie dotarła do własnej sypialni i nie zamknęła się w niej. Wsparła się o drzwi, zaciskając mocno powieki, a łzy spływały jej po policzkach. Wszelkie jej nadzieje na szczęście rozwiały się. Płakała jednak nie tylko nad sobą, ale i nad mężczyzną, który nadal chciał żyć bez miłości.
22
Londyn był tak zimny i szary, jak się Hawkowi zdawało. Wewnątrz zatłoczonej rezydencji miejskiej sir Gawaina ciepło bijące od licznych świeczników i perfumowanych ciał maskowało tylko chłód. Hawk patrzył na istne morze barwnych sukien i eleganckie fryzury, walcząc z przemożnym uczuciem znużenia. Był to drugi, najważniejszy etap jego konkurów – obiad i bal wydawany przez sir Gawaina. Jego bratanica i jej rodzice już od kilku tygodni czekali w tym domu z niepokojem na jego przybycie. Pierwsze spotkanie z narzeczoną miało jednak niefortunny przebieg. Panna Amelia Olwen była ładna, miła i łagodna z natury, ale absolutnie pozbawiona wyrazu. Wyglądała również tak, jakby miała zemdleć przy najmniejszym choćby zagrożeniu. Najwyraźniej Hawk ją onieśmielał, a jego blizny po oparzeniach przerażały. Skye zaś widziała w nich dowód jego odwagi. Przez chwilę myślał o ich ostatnim, pożegnalnym pocałunku w Hawkhurst Castle. Oczy miała pełne smutku, a gdy uśmiechnęła się do niego drżącymi wargami, zapragnął porzucić wszystkie swoje plany. Przez trzy kolejne noce po przybyciu do Londynu nękały go męczące sny albo też bezsenność i uczucie wewnętrznej pustki. Nie nawiedzały go już widma utraconej rodziny – pokonał je dzięki Skye – tylko żal, że był zmuszony ją porzucić. Serce ciążyło mu w piersi jak kamień na myśl, że usunął ją bezwzględnie ze swego życia, że nigdy jej już nie dotknie ani nie usłyszy jej radosnego śmiechu. Ze zniecierpliwieniem zdusił przekleństwo. Mógł tylko siebie samego winić za to, że pozwolił, by zamroczył go jej ujmujący wdzięk. Poza tym sam przecież pogodził się ze swoją beznadziejną przyszłością. Z czasem jego życie znów stanie się takie, jakie było, zanim ona w nie weszła. Zimne, puste i pozbawione radości. Hawk otrząsnął się z ponurych myśli i skoncentrował wzrok na przyszłej żonie, tańczącej z kolejnym partnerem. Gdy orkiestra przestała grać, panna Olwen zerknęła ku niemu nieśmiało, jakby nie mając ochoty znaleźć się znów przy nim. Nieśmiałość jej wzbudziła w nim niepożądane wspomnienie Skye, pełnej życia, kipiącej energią i odwagą. Jakże niepodobnej do bezbarwnej dziewczyny, którą miał poślubić. Odmiennie niż Skye, panna Olwen najwyraźniej nie zdradzała chęci do poślubienia go czy choćby przyjmowania jego zalotów, co tylko wzmagało rozterkę Hawka. Już pierwszy taniec z nią utwierdził go w przekonaniu, że ich związek byłby poważnym błędem. Ale niełatwy problem nadal pozostawał nierozstrzygnięty. Jak miał wycofać się ze swoich zobowiązań? Nagle poczuł, że ktoś trącił go lekko w ramię i Hawk usłyszał czyjś głos, pytający go z rozdrażnieniem, skąd zdeklarowany odludek wziął się na tłumnym balu. Odwrócił się i z zaskoczeniem ujrzał jednego ze swych najbliższych przyjaciół, podobnie jak on Strażnika, sir Alexa Rydera. Ryder był, tak jak i on, wysokim brunetem, ale bardziej muskularnym i z twarzą ogorzałą od śródziemnomorskiego słońca. Ryder zaczynał karierę jako najemnik i znał się świetnie na broni oraz amunicji. Musiał przybyć do Anglii prosto z Cyreny, jak uznał Hawk, gdy uścisnęli sobie dłonie. – Nie spodziewałem się spotkać cię tak prędko, Ryder. Przecież miałeś podobno odbyć
podróż poślubną? – Wiesz przecież, że gdy kogoś wzywa sir Gawain, nie można mu odmówić, nawet dla rozkoszy małżeńskich. Polecił mi przybyć na twój ślub – ale chyba nie za dobrze wyglądają twoje konkury? Hawk nie podjął tego tematu. – Czy żona przyjechała razem z tobą? – Tak. Eve nie miała ochoty rozstawać się ze mną na zbyt długo, a także chciała zobaczyć Claire. Ryder poślubił niedawno miłość swojego życia, owdowiałą hrabinę Hayden, której młodsza siostra, Claire nieoczekiwanie wyszła za Macky’ego i osiadła w Londynie razem z byłym aktorem. W ostatnich latach wśród jego kolegów nastąpił istny wysyp szczęśliwych małżeństw, a także narodzin. Ryder i Eve spodziewali się na wiosnę pierwszego potomka. Ryder był jedynym ze Strażników, który pochodził z samej wyspy. – Zamierzasz osiąść na Cyrenie, Ryder? – Chyba tak. Dlaczego pytasz? „Bo nie mogę zwalczyć w sobie pragnienia odmiany własnego losu”, pomyślał Hawk, ale na głos powiedział: – Bo chciałbym się gdzieś przenieść, gdybym się miał wycofać z kandydowania na zwierzchnika. Ryder zmrużył oczy z zaskoczeniem. – Czy przez małą Olwen? – Nie jest odstręczająca, jeśli o to ci chodzi. – Ale masz wątpliwości? – Możesz to ująć i w ten sposób. „Albo w jakikolwiek inny”, dodał w myśli. Buntowniczym myślom towarzyszyło poczucie winy i żal. Rozczarowanie, którego przyczyniłby sir Gawainowi, i zdrada pokładanych przez niego w Hawku nadziei były ostatnią rzeczą, jakiej by pragnął. Nawet gdyby… – Przyznam, że nie byłbym tym zdziwiony – mruknął Ryder. – Nigdy nie sądziłem, żebyście choć trochę do siebie pasowali. – Również zaczynam być tego zdania – odparł Hawk z przykrym grymasem na twarzy. Doszedł też do wniosku, że będzie potrzebował wsparcia Rydera w rozwiązywaniu tego dylematu. A może i kogoś innego z elity Strażników. – Gdzie się w tej chwili podziewają inni członkowie? – Zostawiłem Caro i Maxa na Cyrenie. Cieszą się nowo narodzonym synkiem. Thorne i Diana są w Anglii z wizytą u jego ojca, księcia. A Deverill i Antonia planują podróż do Ameryki, żeby zobaczyć się z kuzynem Brandonem. Hawk już miał mu odpowiedzieć, gdy zwrócił uwagę na błysk koloru nad jego głową. Obydwaj z Ryderem zamarli, spoglądając ku górze, odruchowo sięgając po broń, której zresztą wcale nie mieli ze sobą, bo ubrani byli w wieczorowe stroje. Nie musieli się jednak bronić przed chłopcem, który siedział okrakiem na balustradzie. Przebrany za pirata, z opaską na oku i szeroką szarfą w pasie, miał przypasany u boku krótki mieczyk z malowanego drewna i liczył sobie jakieś dwanaście lub trzynaście lat. – Czy to nie wnuk brata sir Gawaina? – spytał Hawk. – Tak. Ma na imię Timothy. Chłopiec ani trochę nie przypominał swojej nieśmiałej starszej siostry, Amelii. Gdy ku
niemu spojrzeli, stanął ostrożnie na balustradzie i zaczął posuwać się wzdłuż niej z rozpostartymi ramionami, jakby szedł po desce wystającej za burtę statku, oczywiście pirackiego, czego domyślał się Hawk. Przypomniało mu to incydent sprzed lat, kiedy Skye jako młoda dziewczyna omal nie spadła mu z galerii prosto pod nogi. Timothy najwyraźniej nie bał się wcale, że spadnie. Przeciwnie, widząc, że na niego patrzą, zrobił oko do Hawka i uśmiechnął się od ucha do ucha. Hawk instynktownie pojął, że chłopiec jest odważny, nad wiek dojrzały i zuchwały. Mógł kiedyś dzięki tym zaletom stać się jednym ze Strażników. – Niech mnie licho – mruknął Hawk. – Taki chłopiec mógłby z sukcesem zająć wśród nas miejsce. A to by oznaczało, że on sam mógłby pójść własną drogą. Dać sobie spokój z konkurami. Zapewnić przyszłość Strażnikom. Hawk spodziewał się kolejnych wyrzutów sumienia, ale uznał w końcu, że to rozwiązanie jest uczciwe. Jedyną rzeczą, której zrobić nie mógł, była rezygnacja ze Skye. – Nie ożenię się z panną Olwen – powiedział na głos, jakby poddając próbie swoją decyzję. A potem poczuł się tak, jakby spadło mu z barków ciężkie brzemię. Ryder znów klepnął go po plecach. – Cieszę się, że odzyskałeś rozum, stary druhu. Małżeństwo z rozsądku to zbyt wysoka cena za przywilej przewodzenia Strażnikom. Hawk skrzywił się z ironią. – Trzeba jeszcze przekonać sir Gawaina. – Chętnie bym ci w tym pomógł. – Nie, muszę to zrobić sam. Rano poproszę go o wizytę i przedstawię mu swój pomysł. Mam dla ciebie propozycję tyczącą małego Timothy’ego… Twarz sir Gawaina posmutniała, gdy ujrzał rano Hawka. – Mogę się domyślić, z czym przychodzisz – powiedział z ciężkim westchnieniem. – Zrozumiałem, że Amelia nie będzie odpowiednią dla ciebie żoną, kiedy się wam wczoraj przyglądałem. Wasz związek był najwyraźniej tylko pobożnym życzeniem z mojej strony. – Godnym pochwały życzeniem – odparł Hawk szczerze. – Pańskie pragnienie zapewnienia Strażnikom przyszłości jest godne szacunku. Nie byłoby jednak uczciwe względem pańskiej bratanicy, by zawarła małżeństwo tylko ze względu na czyjeś rachuby, choćby nawet bardzo szacowne. Co więcej – dodał, usiłując wyjaśnić swoje motywy – mam osobiste powody, by się wycofać. Chcę, by wolno mi było ożenić się z miłości, a nigdy nie mógłbym pokochać pańskiej bratanicy. Sir Gawain spojrzał na niego przenikliwie. – W takim razie nie byłoby to uczciwe i wobec ciebie. Mogę na swoją obronę dodać tylko tyle: nigdy nie przypuszczałem, że zakochasz się powtórnie. – Ja też nie. A wszystko wyglądało, jak następuje: nie mógł się z nikim ożenić, skoro jego serce należało do Skye. Zdobyła je wbrew jego woli. – Przykro mi, sir Gawainie, ale muszę prosić, aby w swoich planach nie brał pan pod uwagę mojej kandydatury. Sir Gawain skinął powoli głową, widząc jego zdecydowanie, nim westchnął powtórnie. – Chyba trzeba będzie zmienić statut, tak by zwierzchnik nie musiał być potomkiem założycieli. – Jest jeszcze coś, czego nie braliśmy pod uwagę – odparł Hawk. – Młodszy brat panny
Olwen, Timothy, jest ich potomkiem, podobnie jak ona. Przyglądałem mu się zeszłego wieczoru i sądzę, że ma zadatki na Strażnika. Sir Gawain zamyślił się. – Tim jest jeszcze chłopcem, ale może… Czy jesteś zdania, że mógłby zostać Strażnikiem już teraz? – Tak. Oczywiście minie sporo lat, nim stanie się jasne, czy ma charakter i talenty, które uczyniłyby go jednym z nas, a może nawet zwierzchnikiem. Na razie może Strażnikami kierować Ryder. On, Deverill i Thorne z pewnością mogą nauczyć Timothy’ego, czego trzeba. Trey Deverill i Christopher, wicehrabia Thorne, również należeli do elity Strażników i byli prócz Rydera dwoma jego najbliższymi przyjaciółmi. – Po właściwym przygotowaniu Timothy mógłby zostać pańskim następcą. A jeśli nie, to Ryder może go zastępować przez nieokreślony czas. Sir Gawain uśmiechnął się słabo. – Właśnie z tego powodu zamierzałem wybrać ciebie, Hawk. Masz szerokie horyzonty i potrafisz podsuwać twórcze rozwiązania. Dobrze, zwalniam cię. Masz moje błogosławieństwo. Odpowiedź sir Gawaina sprawiła, że znikły resztki ciążącego Hawkowi napięcia. – Żałuję, sir, że pana rozczarowałem. Twarz sir Gawaina złagodniała. – Nie, nie, ty mnie nigdy nie rozczarowałeś. Spełniłeś moje największe oczekiwania. Poświęciłeś Strażnikom dziesięć lat życia i służyłeś mi wiernie. Nie mogę żądać więcej. Już czas, żeby ci wolno było pójść własną drogą. Przez te wszystkie lata korzystałem z twojego żalu po stracie bliskich. – Ale ja się na to zgadzałem. Hawk chętnie podążył szlakiem, który mu oferowano. Skye się nie myliła: karał siebie samego za to, że nadal żyje, mimo że jego bliscy zginęli. Początkowo nieraz wyzywał los, pragnąc honorowej śmierci. A potem wystawiał się bez przerwy na niebezpieczeństwo, bo jego życie było puste. Karał się jednak dość długo i nie potrzebował więcej cierpieć. Był już czas, żeby powrócił do świata żywych. – Czy zamierzasz na zawsze porzucić Strażników? – spytał z troską sir Gawain. Hawk zawahał się. – Jeszcze o tym nie zdecydowałem, ale chcę powrócić na stałe do Anglii. Zależy to od czego innego. – Od twojej przyszłej żony? Czy to ta młoda dama, którą widziałem przelotnie w Hawkhurst Castle? Musi być doprawdy kimś wyjątkowym, skoro ma na ciebie taki wpływ. Hawk uśmiechnął się cierpko, przypominając sobie wieczorną burzę, podczas której poznał Skye. Nie zdawał sobie wtedy sprawy, że będzie dla niego wybawieniem. Weszła w jego mroczne domostwo i wydobyła go z niego na światło. Zmusiła go, żeby otworzył na nowo swoje serce. – Istotnie jest kimś wyjątkowym. Zamierzam ją poślubić, jeśli mnie zechce. – Życzę ci więc wiele szczęścia. – Dziękuję. Zamierzam postarać się dziś o specjalne zezwolenie na ślub i wrócić wieczorem do domu, kiedy już przeproszę pańską bratanicę i jej rodziców. – Nie trzeba. Zajmę się tym. Sam ci przyczyniłem przykrości i sam też winieniem to naprawić. Hawk chciał jak najprędzej naprawić przykrość wyrządzoną Skye, pożegnał się więc pospiesznie z sir Gawainem. Nie miał żadnych wątpliwości co do swojej decyzji.
Bez Skye nic nie było takie, jak trzeba. Sądził przedtem, że zdoła pędzić swoje puste życie bez niej, ale okazało się, że nie zniesie perspektywy długich lat samotności, jeśli ktoś nie będzie zachęcać go, by cokolwiek odczuwał. Na cóż mu było życie bez Skye? Pragnął móc spokojnie spać, trzymając ją w ramionach. Pragnął radować się jej obecnością przy nim każdego dnia, razem z nią patrzeć w przyszłość. Pragnął słyszeć, jak w jego domu rozbrzmiewa jej śmiech. Pragnął mieć z nią dzieci. A gdy miał wybierać między przywództwem Strażników a małżeństwem z nią i zezwoleniem sobie samemu na szczęście, wybrał Skye. Skye z kolei, mając do wyboru pławienie się w bólu lub ukazanie pogodnej twarzy Corneliusowi, wybrała to drugie. Nie chciała zakłócać szczęścia ukochanego stryja, zajęła się więc gorliwie przygotowaniami do jego ślubu. Cornelius i Rachel nie mieli ochoty jechać do Beauvoir ani do Tallis Court; woleli skromną uroczystość w Hawkhurst Castle, wyłącznie w gronie rodziny. Nie zamierzali naruszać zdobytej z trudem anonimowości Rachel ani prowokować Edgara Farnwella i niepotrzebnie robić sobie z niego wroga, ujawniając jej tożsamość. Obyło się też bez zapowiedzi w kościele powtarzanych przez trzy tygodnie. Chcieli się pobrać za specjalnym zezwoleniem w ciągu czternastu dni. Gdyby zaś wszystko poszło po ich myśli, zostałoby dość czasu, by zebrać razem cały klan Wilde’ów. Najpilniejszym zadaniem Skye było odnalezienie brata. Mimo cynicznych poglądów Quinna na miłość i małżeństwo, chciał być obecny na ślubie, a jego pomocnik wiedział zapewne, gdzie on przebywa. Ash i Jack przysłali już swoje gratulacje i zgodzili się przyjechać z żonami. Katharine z wielką radością odpisała, że wróci do zamku pod koniec tygodnia. Najwięcej kłopotu sprawiały jej jednak plany Hawka. Myślała o nim bez przerwy, śniła o nim w nocy i bała się, że w każdej chwili może usłyszeć o jego zaręczynach, lub – co gorsza – o ślubie. Czwartego dnia po ich niewesołym rozstaniu coraz trudniej jej było opanować lęk i ukazywać innym pogodną twarz. Chłodna pogoda również nie sprzyjała jej nastrojowi. Dni były zimne i pełne przygnębienia, podobnie jak i ona. Zanosiło się na jedną z burz w przededniu zimy i bardzo wietrzny wieczór. Po obiedzie wszyscy zebrali się w salonie, gdzie w palenisku buzował ogień i świeciło się kilka dodatkowych lamp, żeby rozproszyć mrok. Zegar na gzymsie kominka wybił właśnie ósmą, gdy kamerdyner przyniósł list do panny Farnwell. Kiedy Daphne go przeczytała, jej początkowe zdziwienie ustąpiło miejsca nadziei. – To list od mojego brata – oznajmiła. – Pragnie przeprosić panią Donnelly za swoje haniebne zachowanie i prosi, by go przyjąć. – Czy lord Farnwell już tu przyjechał? – spytała kamerdynera Skye. – Tak, milady. Prosił również, by mu udzielić schronienia przed nadchodzącą burzą. Tylko że jego lordowska mość przykazał nam nie wpuszczać go do zamku. Co mamy wobec tego zrobić? Skye skłonna była raczej odrzucić prośbę barona o rozmowę, ale gdyby odmówiła udzielenia mu schronienia przed burzą, byłoby to czymś bezlitosnym, zwłaszcza jeśli chodzi o służbę i konie. Rachel wyglądała raczej na zbitą z tropu, ale Daphne najwyraźniej uwierzyła w skruchę brata, bo wzięła jego stronę. – Proszę cię, Skye, wpuść go, to może być nasza ostatnia szansa na pogodzenie się. W tej samej chwili Skye usłyszała odległy grzmot. Burza rozstrzygnęła o jej decyzji. Nie mogła odmówić Farnwellowi; sama znalazła się przecież w takiej samej sytuacji, gdy przybyła
do zamku po raz pierwszy. Zresztą w salonie przebywali przecież stryj Cornelius i ciotka Bella, a w zamku było pełno służby, która w razie konieczności mogła chronić Daphne i Rachel. – No, dobrze – mruknęła. – Proszę wprowadzić lorda Farnwella. Wszyscy obecni wstali, gdy Edgar wszedł do pokoju. Skłonił się uprzejmie damom i Corneliusowi, ale milczał, dopóki kamerdyner nie wycofał się, zamykając za sobą drzwi. Baron wydawał się tym razem znacznie spokojniejszy, a nawet się miło uśmiechnął. – Chciałem wprawdzie porozmawiać z panią Donnelly w cztery oczy, ale pojmuję, dlaczego państwo wolą, aby stało się inaczej. – Możesz mówić wobec wszystkich, Edgarze – przerwała mu Daphne. – Doskonale. – Farnwell energicznie wciągnął powietrze, jakby szykował się do jakiegoś przykrego zadania. – Postąpiłem niewybaczalnie, grożąc pani Donnelly – zaczął tonem pełnym żalu. – Proszę mnie zrozumieć: byłem wówczas zły i zaskoczony podaniem w wątpliwość prawowitości mojego urodzenia. Po namyśle jednak gotów jestem przedstawić pani bardzo korzystną propozycję. Zapłacę pani niemało za opuszczenie kraju i ponowne zniknięcie. Daphne utkwiła w nim wzrok, a potem potrząsnęła głową, rozbawiona i zgorszona zarazem. – Sądzisz, że uda się panią Donnelly przekupić? Rachel uniosła dłoń. – Muszę odmówić, milordzie. Ukrywałam się przecież przez ćwierć wieku, przedtem byłam zaś żoną pańskiego ojca, a w gruncie rzeczy znajdowałam się na jego łasce i byłam jego własnością, czymś nie lepszym od zwykłej rzeczy. Nigdy więcej nie chcę żyć w taki sposób. Baron najwyraźniej silił się, żeby ukryć gniew. Cornelius stanął przed nimi ze słowami: – Ona już się wystarczająco nacierpiała. – Wcale nie chcę przyczyniać jej dalszego cierpienia, ale proszę wziąć pod uwagę moją sytuację. Póki ona żyje, grozi mi ryzyko, że wszystko się wyda. – Ależ ona dochowa sekretu, może jej pan zaufać – nalegał Cornelius. – Nie wierzę! uciął krótko Farnwell. – W każdej chwili może mnie wyzuć z dziedzictwa! – Mówiłam przecież, milordzie – zapewniła go Rachel – że nie musi się pan niczego obawiać. Farnwell zgrzytnął zębami. – To nie jest odpowiedź, na którą czekałem. Proszę natychmiast opuścić Anglię, słyszy pani? Poczerwieniał cały niczym rozzłoszczone dziecko, ale w jego wzroku widniała wściekłość całkiem dojrzałego brutala. Skye zdrętwiała z przerażenia, gdy zacisnął pięści, i gorzko pożałowała, że pozwoliła go wpuścić do salonu mimo zakazu Hawka. Rachel uniosła z godnością głowę na znak, że nie ustąpi, co jeszcze bardziej rozjuszyło barona. – Pożałuje pani tego! – syknął i zamachnął się pięścią, jakby chciał ją uderzyć. Najwyraźniej uznał, że może na niej wymusić zgodę tylko przemocą. Cornelius uznał, że tego już za wiele. Z głuchym pomrukiem rzucił się na Farnwella i wymierzył mu tak mocny cios w szczękę, że baron zatoczył się do tyłu. Szybko jednak oprzytomniał, parsknął donośnie i uderzył Corneliusa prosto w żołądek, obalając go na dywan, a gdy stryj Skye konwulsyjnie zwinął się w kłębek, walcząc o oddech, Farnwell kopnął go jeszcze podstępnie w żebra. Skye znieruchomiała na moment z przerażenia, a Rachel krzyknęła donośnie, zerwała się
z miejsca i podbiegła do Corneliusa, padając przy nim na kolana. Podobnie uczyniła, choć z nieco większym trudem, ciotka Bella. A potem w salonie powstało jedno wielkie zamieszanie. Skye ocknęła się z bezruchu i rzuciła na Farnwella, ale Daphne zrobiła to szybciej od niej, najwyraźniej mniej zaskoczona zachowaniem brata. Skoczyła ku niemu z wyciągniętymi rękami, próbując przewrócić go na podłogę. Edgar jednak przyczaił się cały i o wiele sprawniej, niż można by sądzić po jego tęgawym ciele, odepchnął ją mocno od siebie, tak że bezwładnie, niczym szmaciana lalka, padła na pobliski stolik. Rozległ się głuchy trzask przewróconej lampy, która pękła na drobne kawałki. Pełna wściekłości Skye odwołała się do metody, której nauczyli ją brat i kuzyni: uniosła suknię, a potem z całej siły kopnęła Edgara wyprostowaną nogą. Wprawdzie jej stopa w lekkim pantofelku była słabą bronią, lecz Skye zdołała z rozmachem trafić Edgara prosto w kolano. Farnwell zgiął się w kabłąk, a wrzask bólu uświadomił jej, że go na jakiś czas unieruchomiła. Rozejrzała się wokoło, ciężko dysząc i zamierzając pomóc leżącej w oszołomieniu Daphne. Radość ze zwycięstwa nad Farnwellem rozwiała się jednak z miejsca, gdy Skye dojrzała jaskrawy blask ognia. Ze stłuczonej lampy wyciekał płonący olej, rozlewając się po dywanie. A co gorsza, najwięcej go było tuż koło Daphne. Skye patrzyła ze zgrozą, jak płomienie zaczynają już lizać suknię Daphne i rozpełzają się po całym salonie. Przesiąknięty olejem dywan zajął się ogniem sięgającym wkrótce ciężkich, welwetowych zasłon na oknach.
23
Gdy jego powóz zbliżał się wieczorem do zamku, Hawk zrozumiał, że jest teraz innym człowiekiem. Dzięki Skye uczucia, których nie chciał już więcej odczuwać, znów uzyskały do niego dostęp. Nawet bliskość burzy nie mogła zmniejszyć pragnienia, by jak najszybciej ujrzeć Skye. Deszcz jeszcze nie padał, ale przez okienko powozu Hawk dojrzał błyskawice, słyszał też grzmoty. Niedługo potem zerwał się wiatr i dosięgnął powozu w bramie wjazdowej Hawkhurst Castle. Choć pojazdem nieznośnie zatrzęsło, Hawk uśmiechnął się na myśl o zaskoczeniu Skye, gdy powie jej, że chce się z nią ożenić. Byli już na zakręcie podjazdu, gdy radość Hawka zniweczył zduszony krzyk. W przedniej ściance karety uchyliła się ruchoma deska i Hawk usłyszał, jak woźnica woła: – Pali się, milordzie! Hawk nie mógł jednak nic dojrzeć z tego miejsca, gdzie siedział. Pospiesznie opuścił szybę i wysunął głowę przez boczne okno. Wichura uderzyła go w twarz, gdy usiłował wyśledzić cokolwiek w mroku. Chwilę później na nocnym niebie rozbłysła ognista łuna, zalewając front zamku jaskrawym światłem. Potem rozległ się ogłuszający łoskot: piorun uderzył w ziemię tuż przed powozem. Ale to nie groźba śmierci od pioruna sprawiła, że Hawk poczuł zgrozę. Płomienie oświetliły frontowe okna na parterze jego domu, ale nie mógł dostrzec, który pokój płonie. – Prędzej! – wrzasnął donośnie, przekrzykując wycie wichru. – Tak jest, milordzie! – Woźnica z całej siły zaciął konie i zaprzęg pogalopował wzdłuż podjazdu. W pamięci odżyły mu najstraszliwsze wspomnienia. Powóz przechylił się ostro na zakręcie, potem nieco zwolnił, ale Hawk otworzył drzwiczki, zanim jeszcze powóz się zatrzymał. Usłyszał, jak woźnica krzyczy: – Niech Bóg ma pana w opiece, milordzie! Hawk powtarzał sobie w myśli te same słowa modlitwy, wbiegając na frontowe stopnie ze wzrokiem utkwionym w oknach tuż nad jego głową. Czy paliło się w salonie? W każdym razie na parterze, ale masywny cokół budynku sprawiał, że pokoje znajdowały się na dużo wyższym poziomie niż podjazd. Ujrzał ogień w drugim z kolei oknie. Panika odebrała Hawkowi przytomność umysłu. Wysokość nie pozwalała mu dostać się do wnętrza z zewnątrz, a deszczu, który mógłby ugasić płomienie, wciąż jeszcze nie było. Zaczął jednak nagle padać, gdy Hawk wbiegał na stopnie. Poczuł, że zimne krople spływają mu po twarzy i płaszczu, ale prawie tego nie dostrzegał, gdy pchnął drzwi frontowe. Z bijącym sercem przebiegł przez hol. Ledwie jednak znalazł się w korytarzu, czas jakby zwolnił bieg i Hawka nawiedziły dawne koszmary. W nogach czuł ołowiany ciężar, a gdy wpadł do salonu, miał wrażenie, że grzęźnie w gęstym mule. Ledwie mógł się poruszać, nie był w stanie oddychać, po raz drugi przeżywając grozę swojej pierwszej tragedii. Wydawało mu się, że trwało całą wieczność, nim dopadł drzwi salonu. Duszący dym sprawiał, że nic nie widział, choć usiłował się rozejrzeć. Posadzka paliła się na jednym z krańców pokoju, płomienie ogarniały już ściany. Jeśli Skye tam była, nie mógł jej dostrzec. Dobry Boże,
gdyby ją stracił… Rozpacz Hawka dorównywała tej sprzed dziesięciu lat. Zdjęty zgrozą zaczął ją nawoływać. Jak na ironię zbyt późno zrozumiał, że ją kocha. Jakiż był ślepy. Nie mógł żyć bez niej ani bez jej miłości. Strach ustąpił nagle miejsca lodowatemu spokojowi, powróciła znów stanowczość. Nie mógł i nie chciał stracić Skye. Nabrał głęboko tchu, zakrył usta i nos ramieniem i wbiegł do zadymionego pokoju. W świetle płomieni dojrzał, że poruszają się tam jakieś postacie. Wtedy ujrzał Skye i jej jasne włosy, ledwo teraz widoczne. Walczyła desperacko z pożarem, usiłując zerwać sięgające do podłogi zasłony. Inni próbowali zgasić płonący dywan poduszkami i własnymi ubraniami. Gdy znów zawołał ją po imieniu, odpowiedziała mu ochrypłym: „Tu jestem, Hawk!”, nim atak kaszlu nie odebrał jej mowy. Hawk zrzucił z ramion płaszcz, torując sobie do niej drogę. Żar parzył mu skórę, a dym gryzł w oczy, gdy pomagał jej zrywać zasłony, ale we dwójkę zdołali się z tym uporać. Welwetowe kotary opadły w dół na posadzkę niczym na stos pogrzebowy. Hawk wymachiwał płaszczem, chcąc zdusić najgorsze płomienie, a Skye schwyciła mały stoliczek z wiśniowego drzewa i cisnęła nim w szybę, rozbijając ją z głośnym trzaskiem. Hawk rzucił się naprzód i zdołał go złapać, nim stolik wypadł za okno. Nagły napływ powietrza podsycił chwilowo płomienie, lecz przez wybite okno natychmiast wdarł się deszcz, a jego zimne strugi stłumiły ogień. Hawk podbiegł ze stolikiem do następnego okna, gdzie zrobił to samo, co przedtem Skye. Zadeptywał właśnie tlące się jeszcze resztki zasłon, gdy ujrzał, że Skye zgina się wpół i zanosi dzikim kaszlem. Zmiatając rękawem płaszcza resztki szkła, schwycił ją mocno i przygiął, tak że uklękła, a potem wsadził jej głowę w wybity otwór. Natychmiast przemokła od deszczu, ale chciwie wdychała powietrze i w końcu przestała się dusić. Hawk usłyszał z tyłu za nią odgłos kaszlu wielu innych osób i chlupot wody gaszącej zgliszcza. A potem ujrzał mnóstwo służących z dzbanami i wiadrami. Ustawili się szeregiem, podając sobie kolejno pełne wiadra i odbierając puste. Kierowała nimi ciotka Isabella, wydając donośnym głosem rozkazy. Najwidoczniej objęła, razem ze starym Thomasem Gilpinem, komendę nad wodną brygadą. Gdy dym nieco się przerzedził, Hawk ujrzał, że Rachel, Daphne i Cornelius dogaszają resztki ognia. Bardzo się jednak zdumiał, widząc wśród nich lorda Farnwella, który mimo że mocno kulał, walczył równie zaciekle jak inni, aby uchronić salon od całkowitej ruiny. Za chwilę Skye wyciągnęła głowę z okna i spróbowała się podnieść. Hawk pomógł jej w tym, a potem odciągnął ją w tył, chcąc się przekonać, w jakim jest stanie. Twarz miała całkiem mokrą i zakopconą, a włosy opalone, ale nigdy nie wydała mu się piękniejsza. – Czy nic ci się nie stało? – spytał z oczami załzawionymi od dymu. – Nie poparzyłaś się? – Tylko trochę. Owinęłam sobie dłonie skrawkami sukni. Z ogromną ulgą przygarnął ją do siebie i ukrył twarz w jej włosach. – Dobry Boże, a ja już sądziłem, że cię stracę – szepnął z przejęciem. – Mogłaś zginąć. – Wszyscy mogliśmy zginąć – mruknęła tuż przy jego ramieniu między atakami kaszlu. – Dzięki Bogu… przybyłeś na czas. Przypomniało mi się, że… że stłukłeś tamtej nocy okna, żeby wpuścić deszcz do środka, gdy płonął pokój dziecinny, ale… firanki się zajęły ogniem, a ty nie zdołałeś… – urwała i usiłowała spojrzeć na Hawka nad jego ramieniem. – A co z moim stryjem? Z ciotką Bellą? Z innymi? Hawk spojrzał za siebie, żeby się o tym przekonać. Ugaszono już ostatnie płomienie, Corneliusowi najwyraźniej nic wielkiego się nie stało, kobietom również, choć wszyscy bez
przerwy zanosili się kaszlem. – Chyba nic im właściwie nie jest, ale każdemu z nas potrzeba świeżego powietrza. Dym już opadał dzięki deszczowi i wiatrowi wpadającym przez wybite okna, ale woń spalenizny nadal się unosiła w salonie. Hawk, ciągle trzymając mocno Skye wpół, odciągnął ją trochę dalej. Gdy mogła już objąć wzrokiem dymiące szczątki eleganckiego przedtem salonu, zawołała z konsternacją: – Strasznie mi przykro, Hawk. To moja wina! – Czy ty wznieciłaś pożar? – Nie, ale pozwoliłam wpuścić Farnwella do zamku, a ty przecież zabroniłeś mu wstępu. Rzucił się z pięściami na stryja Corneliusa i Daphne i strącił ze stołu lampę, która się zbiła, a wtedy wszystko zaczęło płonąć. Skye spojrzała z nienawiścią na barona, stojącego obok pozostałych. – Co prawda pomagał nam gasić ogień, zamiast uciec jak tchórz, ale jego brutalność jest czymś niewybaczalnym. Farnwell musiał zrozumieć, że tym razem posunął się z daleko, bo zaczął błagać: – Strasznie przepraszam, proszę mi wybaczyć… Hawk zamierzał się z nim rozprawić bez żadnych względów, ale bardziej go teraz obchodziła Skye i pozostali. Sama Skye wyglądała jednak na ogromnie zmartwioną zniszczeniami. – Och, twój piękny dom. Tyle tygodni starań się zmarnowało. – Nie dbam wcale o dom, tylko o ciebie. Czy na pewno nic ci się nie stało? – Dłonie trochę mnie pieką. – Pokaż mi je. Ostrożnie odwinął zwęgloną tkaninę zaimprowizowanych ochraniaczy i ujrzał czerwone ślady na palcach. Zacisnął szczęki. – Musimy to opatrzyć. – Opatrunki są w spiżarni gospodyni. – Musi tam być pewnie sporo maści na oparzenia – powiedział, prowadząc Skye ku drzwiom – ale nie wiem, czy po tylu latach będzie jeszcze działała. Nim Skye poszła tam razem z nim, uściskała stryja, ciotkę Bellę, Rachel i Daphne, upewniając się, czy nic złego im się nie stało. Dopiero wtedy Hawk wyprowadził z salonu damy i Corneliusa, pozostawiając Gilpinowi troskę o sprzątanie. Farnwell wlókł się potulnie z tyłu, ale trzymał się z dala od pozostałych, jakby sam chciał sobie wymierzyć karę. Gdy dotarli do kuchni, Isabella znów objęła prowadzenie, bo w swoim życiu miała już nieraz do czynienia z ranami jako przyjaciółka i wierna stronniczka Strażników, a Hawk wydobył ze schowka maść, której wielką ilość przechowywano niegdyś w zamku. Słuchając w roztargnieniu relacji Isabelli o tym, jak Farnwell o mało nie spalił zamku, Hawk sam opatrzył oparzenia Skye. Miał w tym pewną wprawę po swoich wcześniejszych tragicznych doświadczeniach. Skye musiała to rozumieć, bo jej zgnębiona mina wiele o tym mówiła za każdym razem, gdy spoglądała na jego własne dłonie. Uspokoiła się nieco, gdy kończył już ją bandażować, i bez słowa przyjęła jego pomoc. A potem podziękowała mu cichym głosem i cofnęła się, najwyraźniej nie chcąc go więcej dotykać. Kiedy zakręcał słoik z maścią, w końcu wykrztusiła z trudem pytanie, od którego nie mogła się powstrzymać.
– Czemu wróciłeś do domu, Hawk? Powinieneś być w Londynie i starać się o względy panny Olwen. – Zmieniłem swoje zamiary matrymonialne – odpowiedział dość obojętnym tonem. Uniosła gwałtownie głowę i spojrzała na niego z niedowierzaniem. – Nie żartuj sobie na ten temat. To zbyt okrutne. – Zgadzam się, ale daję słowo, że nie żartuję. Po jednym tańcu z panną Olwen zrozumiałem, że nie zniósłbym tego związku. A kiedy ujrzałem cię wśród płomieni, zrozumiałem też, że utrata ciebie byłaby dla mnie czymś nie do zniesienia. – Ja… ja nie rozumiem… – wyjąkała. – Co ty właściwie mówisz? Hawk pogładził ją po zakopconym policzku. – Czy wiesz, że wyglądasz jak kominiarczyk? Dźwięk, jaki z siebie wydała, był czymś pośrednim między kaszlnięciem a pomrukiem. – Nic mnie nie obchodzi, jak wyglądam! Co ty powiedziałeś? Że nie zniósłbyś mojej utraty? – Dokładnie tak. Byłem przerażony tym, że zbyt późno zrozumiałem, kogo naprawdę kocham. A kiedy milczała, Hawk pojął, że musi się wyrazić prościej. – Prawda wygląda, jak następuje: kocham cię, moja droga, moja urocza Skye.
24
Skye wpatrywała się w Hawka, nie dowierzając własnym uszom. Kłębiły się w niej strach, złość, ulga, rozpacz, ból… ale nie tyle ból z powodu oparzeń, bardzo zresztą nieznacznych, lecz przekonania, że nie ma prawa objąć go ani nawet dotknąć. Gotowa była, by – choć ze złamanym sercem – postąpić szlachetnie i zrezygnować z niego, lecz to, że teraz może być tuż przy nim, odczuwała wręcz fizycznie. Kiedy zrozumiała, że mówił serio, odczuła prawdziwy wstrząs. Ledwie ośmielając się mu wierzyć, wyciągnęła go na korytarz, gdzie akurat kilkoro służących niosło wiadra z wodą do kuchni. Odczekała, póki nie zostali sami, nim przeszła do tego, co najważniejsze. – A co ze Strażnikami? – spytała z trudem. – Jestem już wolny od zobowiązań wobec nich. – Wolny? – Tak. Znalazłem inną osobę, która zastąpi kiedyś sir Gawaina, i przekonałem go, żeby się na to zgodził. Skye nadal wpatrywała się w niego, ale wszystko w nim świadczyło o absolutnej uczciwości. To, co mówił, nie było okrutnym żartem ani snem. Odczuła tak niesłychaną ulgę, że wsparła się o ścianę i zakryła twarz zabandażowanymi dłońmi. – Myślałam już, że cię straciłam – wyjąkała, powtarzając jego własne słowa. – Nie. Możesz mieć mnie przez resztę życia, jeśli tylko zechcesz. Czy wyjdziesz za mnie, moja najdroższa Skye? Spojrzała na niego, nie odejmując wciąż rąk od twarzy. – Naprawdę mnie kochasz? – Naprawdę. Wyraz jego oczu mówił sam za siebie. – Oczywiście, że wyjdę za ciebie. Z chęcią… Skye oderwała się wreszcie od ściany i zarzuciła mu ręce na szyję, co tak go zaskoczyło, że się zachwiał i zatoczył do tyłu. A potem roześmiała się radośnie, z entuzjazmem całując go w usta i po całej twarzy. Gdy Hawk odzyskał równowagę, zrobił całkiem to samo, co ona, ku jej niezmiernemu zadowoleniu. Kiedy się w końcu cofnął, Skye była równie oszołomiona jak olśniona. – Chyba to znaczy, że ty mnie również kochasz – mruknął. – Z pewnością. Bez dwóch zdań. Kochałam cię, odkąd cię tylko ujrzałam jako trzynastolatka. – Czuję się zaszczycony, kochanie. Tylko że… – powiedział, uwalniając się z jej uścisku – …musimy omówić nasze plany co do ślubu. Specjalne zezwolenie już niemal wypaliło dziurę w kieszeni mojego surduta. Ale chociaż przykro mi to wspaniałe wydarzenie opóźniać, muszę najpierw zrobić porządek z Farnwellem. Skye zaśmiała się wprawdzie nerwowo, ale również uznała, że sprawa barona ma pierwszeństwo. Nie mógł ujść kary za swoje odrażające postępki. Poszła więc pospiesznie z Hawkiem do kuchni, gdzie znaleźli Farnwella na ławce w jadalni dla służby. Wpatrywał się w podłogę, przybity i pełen pokory.
– Przepraszam cię na chwilę – powiedział Hawk do Skye. Pełen zimnej wściekłości podszedł ku baronowi energicznym krokiem, schwycił go za wyłogi surduta i uniósł w górę, a potem zakręcił nim w koło i wymierzył mu potężny cios prosto w żołądek, drugi zaś w szczękę. Farnwell wydał kolejno jęk strachu i krzyk bólu, a kiedy Hawk zakręcił nim w kółko, wrzasnął z zaskoczenia, po czym padł na wznak, zwinął się w kłębek i znieruchomiał, z trudem łapiąc powietrze ustami. Zdaniem Skye, był to drugi całkowicie ją satysfakcjonujący czyn Hawka w ciągu ostatnich kilku minut. – A przecież cię ostrzegałem, Farnwell… – parsknął Hawk, rozprostowując palce, po czym podszedł do niego. Farnwell, wciąż jeszcze walcząc o oddech, jęknął płaczliwie i zakrył twarz ramieniem, jakby w obronie przed następnym ciosem. Hawk spojrzał na niego z obrzydzeniem. – Powinienem był to zrobić poprzednim razem. Tylko nędzny tchórz podnosi rękę na słabszego od siebie. A skoro przemoc jest jedyną metodą perswazji, którą rozumiesz, pozwól, że ci coś wyjaśnię. Jeśli się dowiem, że znów śmiałeś uderzyć kobietę, to nie tylko wybiję ci zęby, ale sprawię, że nie dożyjesz do następnego ranka. Po tym oświadczeniu zapanowała cisza, przerywana jedynie pojękiwaniami Edgara. Skye rozejrzała się wokoło i zobaczyła, że w kuchni zebrał się liczny tłumek widzów, patrzących na wymierzoną baronowi karę z satysfakcją. Służba wcale się nią nie zdumiała, zważywszy na wyrządzone przez niego szkody. Isabella, Cornelius i Rachel najwyraźniej w pełni akceptowali tę odpłatę, zwłaszcza zaś Rachel. Po tylu latach rozłąki była gotowa bronić Daphne przed śmiercią w pożarze z zaciekłością lwicy walczącej o młode. Nawet Daphne, najbliżej spokrewniona z Edgarem, wydawała się zadowolona. – Rozumiesz mnie, Farnwell? – warknął Hawk. Baron skulił się cały i pospiesznie skinął głową. Hawk dał służącym znak, żeby się oddalili, a gdy posłusznie odeszli, zamknął za nimi drzwi. – Trzeba rozstrzygnąć to raz na zawsze – dodał, zapraszając gestem pozostałych, by podeszli bliżej. Daphne, Rachel, Cornelius, Isabella i Skye zgromadzili się wokół barona. Skye całkowicie się zgadzała z Hawkiem. Było już po wszystkim, a oni musieli w końcu omówić sprawę przemocy Farnwella i ustalić, co będzie z przyszłością Rachel. Farnwellowi się to oczywiście nie uśmiechało. Widząc, że brat wciąż leży na ziemi, Daphne uklękła przy nim i położyła dłoń na jego ramieniu, chcąc mu pomóc przy wstawaniu. Farnwell pociągnął nosem i podniósł się ostrożnie, a potem skrzywił się, czując, że ma rozciętą dolną wargę: – Au! Krwawię jak zarzynana świnia! – Dobrze wiesz, że zasłużyłeś na coś dużo gorszego, Edgarze – powiedziała z powagą Daphne. – Będziesz miał szczęście, jeśli lord Hawkhurst nie wniesie przeciwko tobie skargi do sądu o wzniecenie pożaru lub nawet usiłowanie zabójstwa. – Już ci mówiłem z tuzin razy, że bardzo przepraszam. – To nie wystarczy. Winien jesteś jego lordowskiej mości przeprosiny a to, że o mało nie unicestwiłeś jego domu.
– No, dobrze. – Farnwell otarł rękawem krew z twarzy i spojrzał ze skruchą na Hawka. – Mam nadzieję, że przyjmie pan moje przeprosiny, milordzie. Oczywiście zapłacę za szkody wyrządzone pańskiemu domostwu. – Owszem – uciął Hawk. – Ale bardziej mnie interesuje, w jaki sposób zamierza pan wynagrodzić krzywdy wyrządzone siostrze. – Wiem, że mam gwałtowne usposobienie… – zaczął. – Usposobienie? – wybuchnął Cornelius. – O mało jej pan nie zabił! Skye nigdy jeszcze nie widziała, żeby stryj tak się uniósł, Farnwell jednak wydawał się szczerze żałować swego postępku i zaczął błagać siostrę. – Wybacz mi, Daphne. Słowo daję, że nigdy nie miałem zamiaru zrobić ci krzywdy. – Chyba ci uwierzę – odparła, dodając jednak zaraz – ale czyny liczą się bardziej niż intencje. – Wiesz, że nigdy przedtem nie zrobiłem czegoś tak strasznego. – Wiem, że strasznym przykładem był dla ciebie nasz ojciec. Ale to nie usprawiedliwia twojej brutalności. Farnwell skrzywił się żałośnie. – Co mam zrobić, żeby zasłużyć na twoje przebaczenie? Daphne odparła bez namysłu: – Byłoby dobrze, gdybyś ukorzył się przed panią Donnelly i powiedział jej, jak bardzo żałujesz, iż obsypałeś ją groźbami, gdy odmówiła opuszczenia Anglii. – Tak, oczywiście – i Farnwell skwapliwie powtórzył słowa przeprosin. – Musisz też przyrzec, że zostawisz ją w spokoju i pozwolisz jej żyć w Anglii bez strachu przed odwetem. – Przyrzekam. – Lordzie Farnwell – powiedziała powoli Rachel – ja mam lepszy pomysł. Odstąpi pan Daphne połowę swojej fortuny. Farnwell spojrzał z przerażeniem na Rachel, ale Daphne uniosła brwi. – Nie potrzebuję jego fortuny. – Może i nie – odparła Rachel – ale zasługujesz na nią. Byłoby rzeczą sprawiedliwą, gdyby musiał podzielić się z tobą majątkiem, skoro i tak wcale mu się on nie należy. – Wolałabym, żeby pozwolił mi należycie korzystać z legatu pozostawionego mi przez ojca. Rachel zasznurowała wargi. – Nie, moja droga. To nie wystarczy. On powinien ponieść surową karę za przemoc, której się wobec ciebie dopuścił. Gotowa jestem pozwolić mu zatrzymać tytuł i majątek, ale podejrzewam, że kiedy się go uderzy po kieszeni, odczuje to dużo boleśniej niż cios pięścią. Daphne zamyśliła się. – Owszem, chciałabym być niezależna i sama decydować o moich sprawach finansowych, nie będąc na łasce mojego brata i jego kaprysów. – Zgadzam się, powinnaś być zupełnie od nich niezależna. – Rachel spojrzała chłodno na barona. – Przyrzekam, że nigdy nie będę podważać prawowitości pańskiego urodzenia, lordzie Farnwell. W zamian za moje milczenie zaopatrzy pan hojnie Daphne. A to, że pozostawiam panu połowę majątku, jest raczej wielkodusznością z mojej strony. Gdybym nie milczała, okryłby się pan hańbą i pozostał bez grosza. Farnwell znów zerknął na Hawka i najwyraźniej uznał, że lepiej będzie nie protestować przeciw surowym decyzjom Rachel. – Co tylko pani chce.
Skye uznała, że Rachel istotnie okazała się bardzo szczodra, skoro mogła wyzuć barona z całego dziedzictwa i podać w wątpliwość jego prawowite pochodzenie. Wątpiła, by Farnwell wycofał swoją zgodę, mimo że Hawk właściwie wymusił ją na nim. A także wątpiła, czy okazałby się na tyle głupi, by kiedykolwiek jeszcze grozić Rachel lub Daphne, bo ściągnąłby wówczas na siebie gniew Hawka. Kiedy zdecydowano już o wszystkim, Hawk zaczął się niecierpliwić, a Skye jeszcze bardziej. Chciała jak najprędzej powrócić do kwestii jego oferty małżeńskiej, ale w tym celu musieli porozmawiać w cztery oczy. Spojrzała na niego i odchrząknęła. – Czy teraz, kiedy już wszystko jest załatwione, mogę zamienić z tobą kilka słów? Isabella dostrzegła ich wymianę spojrzeń i poczuła, że coś wisi w powietrzu. – O tak, możecie sobie pójść. My się zajmiemy sprzątaniem po tym okropnym incydencie. Musimy wynieść spalone zasłony i dywany, żeby zmniejszyć odór. Gdy tylko deszcz przestanie padać, wywietrzymy cały dom. A jutro zobaczymy, co się da jeszcze uratować. Skye spojrzała na ciotkę z wdzięcznością, po czym wzięła lampę i wyszła w ślad za Hawkiem z jadalni dla służby przez kuchnię. Wciąż jeszcze padał ulewny deszcz. Hawk ujął ją ostrożnie za łokieć, omijając poparzone dłonie, i zaprowadził na górę. Ku jej zaskoczeniu, wybrał do tego celu świeżo odnowioną sypialnię pana domu w mieszkalnym skrzydle. Choć było to dziwne, sypialnia wyglądała na nieużywaną. – Nie wiedziałam, że przeniosłeś się do tego skrzydła – zauważyła. – Zacząłem tu sypiać w zeszłym tygodniu, nim wyjechałem do Londynu, żeby nie poddać się pokusie, którą byłaś ty. Skye postawiła lampę na stoliku, a Hawk wziął dziewczynę w ramiona. – Chcę cię trzymać w objęciach – szepnął w jej włosy. Usłuchała go z zadowoleniem. Ciepło i twardość jego ciała były właśnie taką pociechą, jakiej potrzebowała. Pozostali tak spleceni ze sobą przez jakiś czas, z piersiami Skye wtulonymi w pierś Hawka, z jego udami tuż przy jej własnych. Kiedy ją w końcu znów pocałował, w jej ciele zaczęło rosnąć ciepło. Czuła końce jego palców na swojej twarzy, na szyi. Przysunęła się jeszcze bliżej do niego, pragnąc poczuć tuż przy sobie jego nagie ciało i dotykać go. Wezbrała cała pragnieniem i czuła w sobie dziwną ociężałość. Lecz Hawk najwidoczniej uznał, że nie jest to odpowiedni czas ani miejsce na poddanie się namiętności, i cofnął się. – Chyba moglibyśmy się teraz kochać – powiedziała, wzdychając. Hawk powiódł delikatnie wierzchem dłoni po jej twarzy. – Niestety, musimy poczekać. Kiedy to robię z tobą, pragnę absolutnej prywatności. Skye wcale nie chciała czekać, ale tę chwilę trudno było uznać za romantyczną – z jej oparzeniami i brudem na twarzy. Woń dymu była już mniej natrętna, ale ciągle jeszcze wszechobecna. Hawk musiał dojść do tego samego wniosku, bo zaprowadził ją do umywalki i delikatnie obmył jej twarz ze smug sadzy. – Czy nie uważasz, że masz prawdziwe szczęście? Zastępuję ci pokojówkę, skoro nie możesz zrobić tego sama z powodu bandaży. Skye zaśmiała się. – Bardzo by mi się też przydała kąpiel. Ale ciotka Bella pomoże mi umyć włosy i zmienić koszulę. – Później. Nie puszczę cię teraz od siebie.
Skye czuła coś całkiem podobnego. – Muszę wyglądać jak straszydło. Pogładził ją znów po policzku. – Nigdy jeszcze nie wydawałaś mi się piękniejsza, nawet okopcona i zabrudzona. Po prostu promieniejesz. – Bo powiedziałeś, że mnie kochasz. – Tak, i to bardzo. – Naprawdę chcesz się ze mną ożenić? – Naprawdę. Już jutro, jeśli zdołam to załatwić. – Tak szybko? – Nie widzę powodu, żeby czekać. A ty? Skye nie mogła powściągnąć uśmiechu. Niebłahy fakt, że jego dom o mało się nie spalił, był może dobrym powodem do zwłoki, ale chciała upewnić się o jego gotowości. – Możemy chyba ustalić szczegóły? – Owszem, mam właśnie zamiar to zrobić. Gdy umył własną twarz i ręce, zaprowadził ją do przyległej bawialni i usiadł koło niej na sofie, nic sobie nie robiąc z tego, że ich poplamione ubrania mogły zabrudzić pokrycie. Skye również o to nie dbała, zwłaszcza że ramię Hawka objęło ją i przycisnęło do niego, tak że oparła głowę na jego barku. W pokoju było ciemniej, światło lampy docierało tutaj z sypialni tylko przez drzwi, i raczej chłodno, bo na kominku się nie paliło, ale za to dziwnie zacisznie, z nieustannym bębnieniem deszczu w okna i regularnym biciem serca Hawka tuż przy jej policzku. Gdy poczuła, że przenika go dreszcz, zrozumiała, że Hawk myśli o niedawnych wydarzeniach. Uniosła jego dłoń do warg i ucałowała ślady po oparzeniach. – Tak mi przykro, że musiałeś po raz drugi przeżyć coś równie strasznego – powiedziała cicho. – Mnie też. – Objął ją mocniej. – Ten strach, który czułem… – Ja czułam taki sam. Dosłyszała głębokie wzruszenie we własnym głosie. – Nigdy mnie bardziej nie ucieszył czyjś widok. – Bo potrzeba ci było pomocy, żeby zgasić pożar? – Nie, nie tylko dlatego. – Całkiem dobrze sobie radziłaś. Nie potrzebowałaś mnie. Parsknęła zduszonym śmiechem. Przecież to nie była wcale prawda. – Jak najbardziej cię potrzebowałam. I zawsze będę potrzebować – w dodatku raczej rozpaczliwie. Pocałował ją w czubek głowy. – Jestem niewiarygodnym szczęściarzem. Zdjęła głowę z jego barku. Przyćmione światło lampy wydobyło z mroku jego pięknie ukształtowane kości policzkowe. Było na tyle jasne, by dostrzegła na tej przystojnej twarzy wyraz niekłamanej czułości. – Powiedz mi to jeszcze raz, Hawk. Zrozumiał, co chciała usłyszeć. – Kocham cię ogromnie, moja droga Skye. I chcę, żebyśmy się pobrali najprędzej, jak tylko można. Zawahała się. – Czy miałbyś coś przeciwko temu, żebyśmy wzięli ślub w Tallis Court?
– W twoim domu? Rodowej siedzibie Traherne’ów? – Tak. Chcę, żeby była przy tym cała moja rodzina i żeby dał nam ślub nasz proboszcz. Gdy Hawk przytulił ją ponownie, Skye wyjaśniła: – Oznaczałoby to zwłokę trwającą tydzień lub jeszcze dłużej, bo odnalezienie mego brata może zająć trochę czasu. Quinn utrzymuje, że pracuje pełną parą nad swoim najnowszym wynalazkiem, który ma zrewolucjonizować żeglugę, ale ja podejrzewam, że trzyma się z daleka, nie chcąc zostać kolejną ofiarą matrymonialnych zakusów Kate. Ale ślub jedynej siostry powinien go wywabić z ukrycia. Wyczuła rozbawienie w głosie Hawka. – A więc twój brat się ukrywa, żeby uniknąć zakusów kuzynki? – Podejrzewam, że tak. Quinn sądzi, że teoria o legendarnych kochankach jest niedorzeczna i nie chce mieć z nią do czynienia. Sądzę, że jego pomocnik wie, gdzie on jest, ale potrzeba mi czasu, żeby go wytropić, a także wysłać zaproszenia pozostałym. Prócz tego lista gości będzie raczej długa. Mimo przemeblowań nie wystarczyłoby tutejszych sypialni, żeby ich wszystkich pomieścić. – O ilu gościach myślisz? – O Kate, oczywiście, a prócz niej przyjadą Ash, Jack i dwie ich nowe żony. Znasz obydwu moich kuzynów, ale jeszcze nie spotkałeś Maury ani Sophie. A poza tym ciotka Bella, stryj Cornelius, Rachel i Daphne… – Widzę, do czego zmierzasz – stwierdził cierpko Hawk. – A skoro mamy mieć takie tłumne wesele, chciałbym, żeby byli na nim również sir Gawain i kilku moich innych kolegów oraz przyjaciół. Przynajmniej ci, którzy już są w Anglii. – Oczywiście. Na szczęście Tallis Court jest na tyle dużym pałacem, że pomieści całą armię gości. – Skye zamyśliła się i przyszła jej do głowy jeszcze jedna myśl. – A po ślubie moglibyśmy przez jakiś czas tam mieszkać, dopóki tu nie skończy się przebudowa. Jestem pewna, że Quinn nie będzie miał nic przeciwko temu. Nie ma go w Tallis Court od miesięcy. – Mam też inny pomysł. Co byś powiedziała na to, żebyśmy w podróży poślubnej pojechali na Cyrenę? Nie trzeba jej tego było dwa razy powtarzać. – Byłabym zachwycona. Chętnie zobaczę miejsce, gdzie żyłeś przez ostatnie dziesięć lat. – Podróż na Cyrenę przyda się też moim stajniom. Przywiozę stamtąd kilka doborowych sztuk do Anglii. – Co masz na myśli? – spytała zaintrygowana. – Zamierzam na stałe osiąść w kraju. Skye spojrzała na Hawka zaskoczona. – Przecież nie porzucisz chyba Strażników? Tak wiele dla ciebie znaczą! – Nie muszę zrywać z nimi całkowicie. Mogę jednak kontynuować moją działalność w Anglii. To moja ojczyzna i tu chcę żyć. Gotów jestem rozpocząć nowe życie… życie z tobą, moja droga. Teraz z kolei dreszcz przeszył Skye. – Dzięki Bogu, że już nie zamierzasz starać się o bratanicę sir Gawaina. – Również tak uważam. – Jesteś moją miłością, Hawk. Zawsze będę cię kochać. Ujęła go za dłoń i przyłożyła ją sobie do piersi, gdzie biło jej serce, pełne tej miłości. Zawsze chciała aż do bólu kogoś pragnąć. Chciała też doprowadzić za wszelką cenę do szczytu tę ich miłość i udowodnić Hawkowi, jak wiele dla niej znaczy. Potrzeba bycia posiadaną była w niej równie silna, jak przemożne
pragnienie, by ona posiadała kogoś. Gdy w oczach Hawka rozbłyskał nagle żar, wiedziała, że on czuje to samo. Musiała jednak poczekać. Uznała, że to konieczne, gdy uniosła usta do kolejnego długiego i niesłychanie satysfakcjonującego pocałunku. Wkrótce zostanie jego żoną, a wtedy nic już ich nigdy nie rozdzieli.
Epilog
Kent, Anglia, listopad 1816
Zniecierpliwienie Hawka zwłoką w zawarciu małżeństwa wzrosło, gdy Cornelius zapragnął by w Tallis Court odbyły się dwa śluby jednocześnie. Następny tydzień upłynął jednak nadspodziewanie szybko, skoro trzeba było załatwić kolejne specjalne zezwolenie w Londynie, naprawić szkody wywołane przez pożar, podjąć na nowo odbudowę Hawkhurst Castle i zaplanować podróż na Cyrenę. Hawk był rad ze swojej decyzji, by na stałe osiąść w Anglii wraz ze Skye. Choć Cyrena była śródziemnomorskim rajem, a sama wyspa i jej mieszkańcy zapewnili mu niegdyś schronienie, spędził już na dobrowolnym wygnaniu dosyć czasu. Mimo to nadal był zobowiązany do zachowania sekretów Strażników Miecza. Uznał jednak, że kiedy będą już małżeństwem, zapozna ją z legendą o utworzeniu tego stowarzyszenia i pokaże jej wspaniały miecz, który niegdyś należał do najbardziej walecznych rycerzy angielskich. Dokładnie w tydzień później Hawk i Skye pojechali do Tallis Court, gdzie wkrótce mieli do nich dołączyć członkowie rodziny, druga para narzeczonych i inni goście. Nic jednak nie wiedziano o Quinnie, choć Skye przepowiadała, że jej brat przybędzie na wesele w odpowiednim czasie. Serdecznie przyjęła Skye w domu liczna służba, której panią została po śmierci rodziców, kiedy liczyła sobie zaledwie dziesięć lat. Służba najwyraźniej ją uwielbiała i była niesłychanie poruszona jej małżeństwem. Hawk wolałby jednak, by mniej służących plątało się po domu i by nie starali się jej tak bardzo przypodobać. Tego wieczoru zjadł obiad ze Skye, a potem spędził dłuższy czas na omawianiu planów wesela. Czekał na stosowną porę, patrząc na Skye ze szczerą radością, pewien swego uczucia i z lekkim sercem. Gdy tylko jednak służba poszła spać, przyszedł do sypialni Skye. Niewiele brakowało, by ją stracił, nie chciał zatem czekać ani minuty dłużej, by uczynić ją swoją żoną, jeśli nawet oficjalna ceremonia miała się dobyć dopiero za dwa dni. Ogarnięty przemożną chęcią wzięcia Skye w objęcia, co zdarzało się z wielką regularnością, Hawk objął ją mocno ramionami. – Nareszcie sami – mruknęła, wzdychając z zadowoleniem. Rozebrali się wzajemnie z ledwie powstrzymywanym pośpiechem. Kiedy obydwoje byli już nadzy, ręce Hawka sięgnęły ku jej obnażonym piersiom, łatwo budząc w niej podniecenie, a ona gładziła go po torsie i lędźwiach. Zdjęła już z rąk bandaże. Po oparzeniach nie pozostały jej zbyt wielkie ślady, była więc zdolna odwzajemnić mu się w budzeniu namiętności. Po pewnym czasie zaprowadził ją w stronę łóżka i legł w nim razem z nią. Bolesne wręcz pożądanie sprawiło, że coraz głębiej zanurzył palce w jej jasnych włosach, w miarę jak ją zachłannie całował. Z ciałem stwardniałym z pragnienia wślizgnął się w nią i aż jęknął, gdy poczuła go w sobie. Wkrótce jej biodra zaczęły, jak zawsze, unosić się i opadać w odwiecznym rytmie,
dorównując energią jego natarczywości. Chwilę później, gdy zadrżała i krzyknęła w ekstazie, Hawk spłynął w jej ciało gwałtownym porywem, apogeum miłości i życia. A potem leżał wyczerpany, wchłaniając w siebie uzdrawiające ciepło jej ciała. Wierzył kiedyś, że już nigdy nikogo nie pokocha, ale na szczęście mylił się. Jego pierwsza miłość była młodzieńcza i głęboko idealistyczna, ta druga głębsza i intensywniejsza, niemal dosłownie ognista. Wiedział, że pozostanie jej na zawsze wdzięczny. Pomogła mu wydostać się z mrocznej przeszłości i przezwyciężyła przepełniające go uczucie wielkiej pustki. Dzięki niej był teraz na tyle silny, by leżeć w małżeńskim łożu, które niegdyś dzielił z Elizabeth. Smutek po jej stracie pozostanie w nim na zawsze, ale ból i żal niemal zniknęły, bo miał Skye. Nie nękały go już ponure myśli, gdy uniósł głowę znad poduszki, by spojrzeć na Skye. Zarumieniona, jak zawsze po nocy miłosnej, robiła wrażenie jeszcze bardziej promiennej niż zwykle. Senny, pełen zadowolenia uśmiech widniejący na jej ustach ogrzał go, podobnie jak pulsująca w niej żywotność. Była równie życiodajna jak blask słoneczny, pomyślał sobie, czując się tak, jakby ten blask padł na jego twarz po raz pierwszy od wielu lat. Nachylił się i ucałował lekko jej wargi. – Na zawsze – mruknął. Była to obietnica i zarazem przyrzeczenie. Skye wpatrywała się w niego na wpół przymkniętymi oczami. Widniejąca w nich miłość była tak przemożna, że zaparło mu dech, gdy powiedziała cichym głosem: – Będę cię mieć w sercu przez wszystkie dni mojego życia. Oczywiście musiał jej odpowiedzieć. Objął ją jeszcze mocniej i nachylił ku sobie jej twarz, by złożyć na niej gorący pocałunek. Opuścił jej łóżko następnego ranka, nim jeszcze wstała służba. Skye spała nadal, a po przebudzeniu musiała się uszczypnąć, aby zyskać zupełną pewność, że urzeczywistniła swoje marzenie o prawdziwej miłości. Hawk przyjął ją nareszcie do swego serca i dał jej poznać, jak wiele dla niego znaczy. Zawarli ze sobą uroczysty pakt, że będą cenić każdy moment ich wspólnego życia. Obydwoje wiedzieli, jak może ono być kruche i jak bezcenna jest miłość, a także mieli świadomość, że nie mogliby wiecznie żyć w strachu przed utratą ukochanych osób i lękiem przed miłością. Stryj Cornelius, Rachel, Daphne i ciotka Isabella przybyli z Hawkhurst Castle przed południem, zgodnie z tym, czego się spodziewano. Całkiem jednak niespodziewane okazało się to, że Daphne domyśliła się, czyją naprawdę jest córką. – Gdy ujrzałam czułość, jaką lord Cornelius okazywał mojej matce – zwierzyła się Skye – ta miłość wydała mi się zbyt mocna, by mogła pojawić się w tak krótkim czasie, a oni potwierdzili moje przypuszczenia. Prawdę mówiąc, jestem z tego całkiem zadowolona. Nigdy nie czułam się naprawdę częścią mojej poprzedniej rodziny ani nie mogłam zrozumieć, czemu jestem tak bardzo niepodobna do Edgara i z wyglądu, i pod innymi względami. A jeśli chodzi o człowieka, którego uważałam dotąd za ojca, to czuję prawdziwą ulgę, wiedząc, że nie jestem z nim wcale spokrewniona, choćby ze względu na jego okrucieństwo. Cieszę się ogromnie, że mam teraz nową, kochającą rodzinę, której nigdy bym nie zyskała, gdyby nie ty. Skye również to cieszyło. Spodziewała się, że Cornelius i Daphne będą mogli kiedyś uważać się za ojca i córkę, a teraz zyskali taką właśnie szansę. Cornelius skłonny był wspomóc Daphne finansowo i postanowił opłacać jej prace oraz podróże związane z badaniami nad różami, lecz gdyby Edgar dotrzymał obietnicy, uzyskałaby wkrótce znaczną sumę pieniędzy, którą mogłaby dowolnie rozporządzać.
Bez wątpienia w żyłach Daphne płynęła krew Wilde’ów. Dążenie do niezależności, urok osobisty, inteligencja, gardzenie narzucanymi przez społeczeństwo kobietom ograniczeniami, artystyczne zamiłowania i zainteresowania naukowe wskazywały, że dobrze będzie pasować do ich rodziny. Kate również to przyznała, kiedy po południu przyjechała razem z Ashem, Maurą, Jackiem i Sophie. Skye była niesłychanie wdzięczna swojej rodzinie za to, że serdecznie przyjęła jej przyszłego małżonka do swojego grona. Choć Kate zdołała i Asha, i Jacka przekonać do Hawka, Skye zaniepokoiła się nieco, bo kuzyni zdawali się wypytywać go bez końca. Nie mogła jednak mieć o to do nich pretensji. Klan Wilde’ów był może zbyt opiekuńczy, ale niewzruszenie lojalny i kochający. Właśnie taki, jaka powinna być rodzina. Najwyraźniej też jej bliscy nabrali gruntownego przekonania, że Hawk naprawdę ją kocha, nim inni goście weselni napłynęli do Tallis Court. Skye szczerze ucieszyło poznanie kilku najbliższych przyjaciół i kolegów Hawka. Starzejący się już sir Gawain wydawał się znużony życiem, co było zrozumiałe, zważywszy, przez ile lat z niesłychaną odpowiedzialnością przewodził Strażnikom. Zasłużył sobie na odpoczynek, a głęboką ulgę sprawiała mu świadomość, że Hawk nie porzuca Strażników nieodwołalnie. Alex Ryder i jego piękna żona, Eve, byli prawdziwie fascynującym dodatkiem do listy gości, podobnie jak Christopher, hrabia Thorne, i jego niezwykle piękna żona Diana. Daphne i Diana były artystkami, natychmiast więc znalazły wiele wspólnych tematów do rozmowy. Gdy zasiedli wszyscy do wieczornego obiadu, to, co zaczęło się jak oficjalne zgromadzenie, szybko przybrało swobodniejszy charakter dzięki żywej i wesołej konwersacji. Skye i Hawk zamierzali spędzić na Cyrenie tydzień, Skye z zadowoleniem więc przez kilka godzin po obiedzie nabierała wiedzy o wyspie i słuchała opowieści Isabelli o niektórych jej przygodach. Późnym wieczorem zaczął ją jednak nękać niepokój, że Quinn może się spóźnić na uroczystość. Gdy się zaś zbudziła następnego ranka, a jego wciąż nie było, rozmyślała już nawet o odłożeniu ceremonii, ale nie zdecydowała się ostatecznie na to, nie chcąc zniechęcić pozostałych gości. Po śniadaniu Kate i ciotka Bella pomogły jej włożyć suknię z różowego jedwabiu, a także pelisę z kremowego brokatu, bo ranek okazał się chłodny, mimo że świeciło blade zimowe słońce. Obydwie pary spotkały się w kaplicy na krańcu posiadłości, gdzie czekał proboszcz. Wszyscy mieli już do niej wejść, gdy rozległ się tętent kopyt. Skye szybko rozpoznała jeźdźca i uradowała się ogromnie, gdy Quinn zsiadł z konia ze sprawnością, która jej zdaniem z pewnością zyskała mu respekt Hawka. Zbiegła po stopniach kaplicy, by go powitać, i uznała, że Quinn wyglądał tak, jakby galopował przez całą noc, byle tylko zdążyć do Tallis Court na czas. Jasne włosy, nieco tylko ciemniejsze od jej własnych, miał rozwichrzone, a twarz od kilku dni niegoloną. A jednak mimo tego wszystkiego biła od niego niewątpliwa arystokratyczna elegancja. Quinn był również o wiele od niej wyższy, nie mówiąc już o muskularnej budowie, a intensywnie błękitne oczy miały ciemniejszy odcień. Mimo że była jego siostrą, oddziaływał na nią fizyczny urok brata. Aura męskości i zawadiackiego temperamentu wraz z krańcowym cynizmem nieodparcie przyciągały do niego płeć przeciwną. Mimo licznych skandalizujących romansów Quinn stale był celem matrymonialnych zabiegów niezliczonych wręcz dam. Skye gorąco go uściskała, ale i upomniała: – Gdzie ty się podziewałeś? Bałam się ogromnie, że się spóźnisz.
– Skąd miałem wiedzieć, że się zaręczyłaś? Nie dał jej bezpośredniej odpowiedzi na pytanie, ale kwestia, gdzie się zapodział, przestała ją zaprzątać, bo Hawk wyszedł w ślad za nią przed kaplicę. – Chyba już zdążyłeś przedtem poznać mojego nieobliczalnego braciszka – powiedziała, gdy Hawk się do nich zbliżył. Przywitali się obydwaj jak starzy znajomi, ale Quinn nieustannie przyglądał się Hawkowi z uwagą. – Nie martw się – zapewniła go. – Jack i Ash już go wybadali, jak należy, i uznali, że dokonałam właściwego wyboru małżonka. – Bez wątpienia nie przejęłabyś się ani trochę, gdyby moja opinia wypadła ujemnie. Nie mam co do tego żadnych złudzeń – odparł cierpkim tonem. – Ależ na pewno bym się z nią liczyła! – zaprzeczyła. – Tylko po prostu wykręciłabym ci wtedy rękę, żeby cię nakłonić do zmiany zdania. – Zawsze taka sama! – odparł rozbawiony. – Pewnie ty go upolowałaś, spryciaro, a nie odwrotnie? – Kto ci to powiedział? – Wiem, kogo należy pytać. Ale i tak sam bym się tego domyślił. Za dobrze cię znam. Hawk objął ją wpół. – Nie miałem szans, skoro zagięła na mnie parol – przyznał, ale jednocześnie spojrzał na nią z uśmiechem. Odwzajemniła ten uśmiech, a potem znów przeniosła uwagę na brata. – Dlaczego gdzieś zniknąłeś? – Dobrze wiesz sama dlaczego. Kiedy cię ostatni raz widziałem we wrześniu, razem z Kate gotowałaś się do znalezienia mi żony. Gdybym pozostał z wami, oznaczałoby to śmiertelne niebezpieczeństwo dla mojego wolnego stanu. Katharine dołączyła do nich dostatecznie szybko, żeby usłyszeć jego skargę. Uścisnęła go z miejsca i wzięła pod ramię. – Troje z nas pięciorga przestało już być wolnego stanu i nasz stryj również. Zostało tylko dwoje – ja i ty, Quinn. Brat skrzywił się z niechęcią. – Poszukaj sobie własnej bajeczki, a mnie zostaw w spokoju. Dobrze mi tak, jak jest. Kate, najbardziej zauroczona romantycznością z klanu Wilde’ów, nie poddawała się jednak. Była szczerze zgnębiona, że jej samej nie trafił się jeszcze żaden legendarny romans, ale Skye wiedziała, co już planuje dla Quinna. Był to grecki mit o Pigmalionie, który tak głęboko się zakochał w wyrzeźbionej przez siebie figurze, że bogowie ulitowali się nad nim i ożywili ją. – Wybrałam dla ciebie idealną żonę, Quinn – wyjawiła mu. – Potrzeba ci młodej damy, dobrze urodzonej i należycie wychowanej, ale tak wyraźnie podatnej na wpływ, żebyś mógł ją ukształtować wedle własnej woli. Wzruszył z rozbawieniem ramionami. – Niech mnie Bóg broni! – Przekonałam Asha i Jacka do mojej teorii. Twoja naukowa żyłka powinna ci łatwo dać poznać, kto będzie tą osobą. Skye przyłączyła się do niej. – Tallis Court powinno mieć własną panią, kiedy ja już je opuszczę. – Dam sobie z nim jakoś radę i bez żony. Skye nagle zdała sobie sprawę, że ich rozmowa trwa już zbyt długo. – Pogadamy o twojej żonie później. Opóźniasz mój ślub.
– Strasznie to brzydko z mojej strony. – Może byście weszli do środka i przywitali się z ciotką Bellą? Wrócę za chwilę. Kiedy Quinn i Kate usłuchali jej, zarzuciła Hawkowi ręce na szyję. – Czy żałujesz, że cię zdobyłam? – Przeciwnie. Jestem ci niebywale wdzięczny za twój upór. Uśmiechnęła się triumfalnie. – Niemalże mi żal panny Olwen. – A to dlaczego? – Nie wyjdzie za ciebie, bo ja cię na zawsze zagarnęłam dla siebie. Ale z pewnością Kate znajdzie dla niej odpowiedniego wielbiciela – razem z Daphne, jeśli już o to chodzi. Hawk pokiwał głową. – Pojmuję, dlaczego twój brat woli cię raczej unikać. – Quinn wciąż wierzy, że uda mu się uniknąć wspólnych wysiłków Kate i moich, ale zamierzamy posłużyć się nową strategią, a Kate jest zadziwiająco zręczną swatką. Przecież to ona mi pomogła trafić na ciebie. – Isabella bardziej zasługuje na uznanie za to, że się do tego przyczyniła. – Nie na pełne uznanie – sprzeciwiła mu się Skye. – Ciotka Bella mogła mi dawać rady, w jaki sposób przyciągnąć do siebie mężczyznę, ale pozwól sobie powiedzieć, że uwiedzenie Bestii to niemały wyczyn. Choć już nią nie jesteś. Od jakiegoś czasu wcale mnie nie łajesz. Uśmiechnął się po chwili. – Ale ty pozostałaś Piękną. Roześmiała się, zaglądając mu w oczy. – Piękna czy nie, z pewnością idealnie do ciebie pasuję. – Pod każdym względem. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. I ucałował ją tak serdecznie, tak kojąco, że poczuła się wzruszona do głębi. – Zrobiłeś nowy, dobry początek, pełen nadziei – wyszeptała, tuląc się do niego. – Co za piękne słowa, moja miła. – Czy możemy zaczynać? – Jak najbardziej. Przepełniła ją cała niewiarygodna radość, gdy ujął jej rękę. Zgodnie odwrócili się ku kaplicy, zgodnie przeszli przez jej wąską nawę i stanęli przed ołtarzem. Rachel i Cornelius stali już po drugiej stronie. Leciwy proboszcz spojrzał na nich dobrotliwie, a potem odchrząknął i zaczął: – Moi drodzy, zebraliśmy się tu wszyscy, żeby…
Przypisy
[1]
Sky znaczy po angielsku „niebo”.