SANTA: Nie miałam czasu zastanawiać się nad tym, jakie konsekwencje będzie miało to, że Nash został na noc, ani nad tym wszystkim, na co mu pozwoliłam...
10 downloads
35 Views
646KB Size
SANTA: Nie miałam czasu zastanawiać się nad tym, jakie konsekwencje będzie miało to, że Nash został na noc, ani nad tym wszystkim, na co mu pozwoliłam – i na co ja pozwoliłam sobie wobec niego, jeśli chodzi o ścisłość. Nie wiedziałam, gdzie podziały się wszystkie zwykłe obawy i cała ta niepewność, które zazwyczaj mi towarzyszyły, gdy w grę wchodził seks. Ale kiedy mój telefon zadzwonił w Nowy Rok przed szóstą rano, nadal byłam bardzo naga i bardzo mocno wtulona w bardzo wielkiego i gołego faceta. Nie miałam wyjścia, bo dzwonili ze szpitala, a kiedy coś dotyczyło pracy, wszystko inne schodziło na dalszy plan. Włącznie z niesamowicie apetycznym, wytatuowanym ciałem Nasha w moim łóżku – nieważne, jak kuszące było zostać przy nim. Sunny była wściekła. Dwie osoby odwołały dyżury i musiała sama wziąć dodatkową zmianę, a do obsadzenia drugiej potrzebowała mnie. Tego dnia byłam wpisana w grafik na wieczór, co oznaczało, że spędzę cały dzień w pracy. Nie brzmiało to zbyt zachęcająco – tym bardziej że Nash nie dał mi spać prawie do białego rana – ale wiedziałam też, że dzięki pracy uniknę całej tej dziwnej, niezręcznej atmosfery, która pojawia się zwykle w takich sytuacjach, więc się zgodziłam. Kiedy skończyłam rozmawiać przez telefon, Nash wygramolił się półprzytomnie z łóżka, ubrał się, a potem dał mi szybkiego buziaka i poprosił, żebym w wolnej chwili do niego zadzwoniła. Nie robił mi wyrzutów ani nie miał do mnie pretensji. Wyszedł bez zbędnych wymówek i zawracania głowy dociekaniem, czy w końcu jesteśmy ze sobą, czy nie. I czy jeszcze to kiedyś powtórzymy. Wyszedł, dając mi do zrozumienia, że decyzja należy do mnie – i że ode mnie zależy, czy chcę to dalej ciągnąć, czy nie. Dał mi wolną rękę – to dla mnie coś niecodziennego poza pracą – i musiałam przyznać, że możliwość wyboru sprawiała, że cała ta sytuacja była o wiele prostsza. Nie mówiąc już o tym, że byłam coraz bliższa przyznania się przed sobą, że jeśli chcę brnąć dalej w to, co między nami kiełkowało, będę musiała wybaczyć mu stare grzechy.
Kiedy dotarłam do pracy, zastałam nieopisany chaos. Na dyżurze aż kłębiło się od rannych ubiegłej nocy pacjentów. Był ktoś, kto obciął sobie dłoń piłą łańcuchową; gliniarz wezwany do domowej kłótni, który skończył z raną od noża; maluch, który dobrał się do środka czyszczącego w łazience, i dwie kobiety w ciąży – jedna z ułożeniem pośladkowym płodu, a druga z przedwczesnymi skurczami. Nie miałam czasu zawracać sobie głowy czymkolwiek innym ani zastanawiać się nad dziwnymi spojrzeniami, które rzucała mi Sunny za każdym razem, kiedy znalazłyśmy się w tej samej sali albo mijałyśmy się na korytarzu. W chwili, w której powinnam zaczynać swoją zwykłą zmianę, podpierałam się już nosem. Siedziałam akurat w świetlicy, siorbiąc kawę, jakby to był eliksir życia, kiedy w końcu moja drobna szefowa mnie dorwała: – No-o i-i…? Aż podskoczyłam i oblałam się gorącym napojem. Spojrzałam na Sunny spode łba i rozejrzałam za papierowym ręcznikiem. – „No-o i-i” co? Przewróciła oczami i trzepnęła mnie żartobliwie w ramię. – I jak tam randka z doktorkiem? Gdy zadzwoniłam do ciebie rano, wydawałaś się nieprzytomna, więc zakładam, że się udała? Byłaby z was piękna para! Próbowałam nie dać nic po sobie poznać, ale nie mogłam spojrzeć jej w oczy – nie po tym, jak spławiłam strasznego konowała i spędziłam resztę upojnej nocy w ramionach Nasha. – Nie zostałam na imprezie zbyt długo… Wybałuszyła na mnie oczy i zmarszczyła śmiesznie nos. – Wylądowaliście od razu u niego? Westchnęłam i wyrzuciłam papierowy kubek z resztką letniej kawy do kosza. – To egoistyczny dupek. Jego przyjaciele byli straszni, a przyjęcie okazało się niewypałem. Miałam wrażenie, że cała ekipa spotkała się tylko po to, żeby przechwalać się i jeden przez drugiego licytować w swoich osiągnięciach. Czułam się tam beznadziejnie i nudziłam się jak mops, więc zadzwoniłam po kumpla i wyszłam wcześniej. Doktor Bennet i ja… Cóż, chyba nie jesteśmy dla siebie stworzeni.
Sunny przyjrzała mi się uważnie. – Mówisz o tym gościu z kółkiem w nosie? – A co z nim nie tak? – Do niego zadzwoniłaś? Uznałam, że nie mam najmniejszego powodu wstydzić się ani tłumaczyć. Nash był w porządku. Tak bardzo w porządku, że teraz trudno mi było sobie przypomnieć, dlaczego w ogóle aż tak starałam się przy nim pilnować. – Tak. Sunny prychnęła i wyszła za mną z pokoju. Jeden z pielęgniarzy podał mi nową kartę i poinformował, że w poczekalni mam kolejnego pacjenta. – Wiem, że na pierwszy rzut oka może się wydać dziwny, ale to naprawdę fajny facet – zapewniłam szefową. Wzruszyła ramionami i ruszyła w przeciwnym kierunku. – Moje zdanie chyba nie ma znaczenia – rzuciła przez ramię. – Wiedziałaś w ogóle, że cały dzień szczerzysz się jak głupia? Nigdy wcześniej cię takiej nie widziałam. Zawsze jesteś poważna i skupiona bez reszty na pracy, ale dziś… – Obejrzała się na mnie i dotknęła palcem wskazującym kącika ust. – Dziś byłaś radosna jak skowronek! I cieszy mnie to. Nie obchodzi mnie, kto cię uszczęśliwił, Santa. Po prostu cieszę się tym. Rzeczywiście, uśmiechałam się od ucha do ucha, zdałam sobie z tego sprawę dopiero teraz. Byłam zdechła i czułam się wypluta, miałam na obojczyku malinkę, a moje ulubione czarne majtki trafiły do kosza. Wiedziałam też, że nigdy więcej nie będę mogła założyć wysokich butów, nie rumieniąc się na wspomnienie ostatniej nocy. A jednak wciąż nie byłam stuprocentowo pewna, czy mogę być z facetem, który zawiódł mnie w przeszłości tyle razy. Czy mogę uwierzyć w to, że wszystkie uczucia, które we mnie wzbudzał, są szczere i prawdziwe. Nie mogłam jednak zaprzeczyć, że dzięki niemu było mi ze sobą lepiej i spokojniej. Jakbym pogodziła się ze sobą. Stałam się bardziej pewna siebie. Bardziej niż kiedykolwiek i przy kimkolwiek innym. Pierwszy raz czułam się przy kimś tak cudownie, zmysłowo – i pragnęłam więcej, jeśli tylko Nash zechce mi na to pozwolić. Nie tylko go pożądałam – naprawdę go lubiłam, podobał mi się i musiałam niechętnie przyznać, że zależy mi na nim. To wszystko było tak
skomplikowane i zagmatwane, że nie wiedziałam, czy którekolwiek z nas zdoła się z tego w razie konieczności wykręcić, nie cierpiąc przy tym i nie krzywdząc jednocześnie drugiego. Ale nie było mi dane się nad tym zastanowić. Druga zmiana okazała się tak samo pracowita jak pierwsza. Kiedy dowlokłam się do domu, byłam zbyt padnięta, żeby w cokolwiek włożyć ręce, nie mówiąc już o rozmyślaniu nad kontynuacją – albo nie – mojej przygody z Nashem. Kolejne dwa dni upłynęły równie pracowicie. Chociaż chciałam napisać do niego albo przynajmniej zadzwonić, żeby dać mu znać, że o nim pamiętam, nie mogłam się na to zdobyć. Trzeciego dnia uznałam wreszcie, że czas coś zrobić. Wysłałam mu do salonu tatuażu kwiaty – śliczny bukiet czerwonych, żółtych i pomarańczowych róż, w kolorach płomieni, którymi przyozdobione było jego ciało. To był trafny dobór barw także z innego względu – czerwień symbolizowała pożądanie… a może nawet miłość? Żółć – przyjaźń i sympatię, zaś pomarańcz – zaangażowanie i uwielbienie. Cóż, przynajmniej te dwa ostatnie kolory do nas pasowały. Zrobiłam to po części dlatego, że sam pomysł wysłania wielkiemu, wytatuowanemu gościowi kwiatków wydawał mi się zabawny, a częściowo dlatego, że chciałam, żeby wiedział, że o nim myślę. Nie pomyślałam ani przez chwilę, że uzna ten gest za głupi. Nie czułam się z tego powodu niepewnie ani nie martwiłam się tym, jak to przyjmie. Po prostu wysłałam mu bukiet z liścikiem, w którym napisałam tylko: „Dzięki!” Byłam mu wdzięczna za wspólnie spędzone chwile, za to, że został ze mną na noc, a także za to, że był po prostu, jaki był. Miałam nadzieję, że to zrozumie. Pod koniec dnia otrzymałam od niego MMS ze zdjęciem wielkiego bukietu ustawionego na biurku w bardzo twardzielskim salonie tatuażu. W tle nie było nikogo, ale nie mogłam nie zauważyć wytatuowanych palców ułożonych w gest aprobaty. Ten widok sprawił, że parsknęłam śmiechem. Podpis do zdjęcia był krótki, ale słodki: „Nigdy wcześniej nie dostałem kwiatów… Są równie piękne, jak ty. Dziękuję!” Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Ale ta wiadomość sprawiła, że zaczęłam się zastanawiać, czy do tej pory nie oceniałam siebie zbyt surowo. Odesłałam uśmieszek i wróciłam do roboty. Praca była dla mnie od zawsze odskocznią w momentach, kiedy w moim życiu działy
się rzeczy, z którymi trudno było mi sobie poradzić. Kiedy wieczorem wróciłam do domu, miałam zamiar zadzwonić do Nasha, ale koniec końców plany pokrzyżował mi telefon od Faith. Wyglądało na to, że moja mama wpadła w sklepie spożywczym na nową laskę taty i kiepsko się to skończyło – między innymi zniszczeniem paru półek, a także złożeniem oficjalnych zarzutów wobec mojej matki. Faith błagała ojca, żeby odwiódł swoją dziewczynę od oskarżenia mamy. Wiedział przecież, że pokryje wszystkie straty. Ale to nic nie dało. Tata upierał się, że mama powinna poszukać kogoś, kto pomógłby się jej z tym wszystkim pozbierać – i nie mogłam się z nim nie zgodzić. Potrzebowała pomocy. Cała ta sytuacja była niedorzeczna i zupełnie niepotrzebna, ale wyglądało na to, że sprawy wymknęły się spod kontroli. Moja matka posunęła się stanowczo zbyt daleko i wróciły do mnie moje słowa o tym, że nie chcę, żeby w coś się znowu wpakowała. Miałam do wyboru: albo zmusić ciężarną Faith do zapakowania dzieciaków do samochodu i pojechania do Brookside, żeby wyciągnąć mamę z kicia, albo zrobić to sama. Oczywiście, w grę wchodziła tylko ta druga opcja – nawet jeśli absolutnie nie miałam na to ochoty. Tak więc wyszłam z pracy, pojechałam do miasta i zajęłam się wyciąganiem mamy z paki. To wszystko było jakimś koszmarem i miałam wrażenie, że biorę udział w kretyńskim telewizyjnym show. Naprawdę żałowałam, że nie ma przy mnie Nasha. Z jakiegoś powodu miałam wrażenie, że dzięki niemu wszystko stałoby się łatwiejsze do zniesienia. Moja mama nie przywitała mnie z otwartymi ramionami. Może dlatego, że czuła się zawstydzona? A może dlatego, że cała była upaćkana jakąś bliżej niezidentyfikowaną substancją, miała rozmazany makijaż i podbite oko? A może po prostu dlatego, że do pokoju przesłuchań wprowadził ją – zakutą w kajdanki i wyglądającą zdecydowanie żałośnie – policjant na oko młodszy ode mnie? Możliwe też, że sprawił to fakt, iż ów policjant przypominał jej właśnie, żeby nie zapomniała o dacie rozprawy i że powinna rozważyć kurs panowania nad emocjami, bo sędzia z pewnością będzie na to nalegał. Na mój widok spuściła wzrok. Wzięłam ją pod ramię i wyprowadziłam na zewnątrz, do samochodu. Nie odezwała się ani słowem. Kątem oka zauważyłam, że łkała cicho, bezgłośnie. Byłam
rozdarta między chęcią przytulenia jej i uduszenia, ale to wszystko za bardzo mnie przytłaczało. Na dziś miałam dosyć wzruszeń. Wypuściłam głośno powietrze i zerknęłam na nią spode łba. – No dobra, mamo. Muszę wiedzieć, co planujesz z tym wszystkim zrobić. Naprawdę zamierzasz popijać każdą pigułkę butelką wina i potem zasłaniać się taką głupią wymówką? Naprawdę chcesz robić durne rzeczy, dopóki kogoś nie skrzywdzisz – może nawet siebie samej? Aż tak bardzo zatraciłaś się w gniewie i bólu, że chcesz stracić kontakt ze swoimi wnukami – także tym nienarodzonym – bo twoja córka boi się, co następnym razem odwalisz? Przykro mi, że muszę ci to mówić, mamo, ale jeśli nadal będziesz tak postępować, nikt… i to naprawdę nikt nie wyciągnie cię następnym razem z tarapatów. W końcu będziesz musiała ponieść konsekwencje swojego zachowania. Nie odezwała się. Zamiast tego łkała tylko cicho na siedzeniu pasażera, całkowicie mnie ignorując. Nie wiedziałam, co więcej mogłabym powiedzieć. To wszystko wymknęło się spod kontroli już dawno temu, a ja nie miałam pojęcia, jak to z powrotem poskładać. Kiedy dotarłyśmy do jej domu, wjechałam na podjazd i odwróciłam się, żeby na nią spojrzeć. Pociągnęła nosem i spojrzała na mnie z ukosa przekrwionymi oczami. – Twój ojciec był moją pierwszą miłością. Chodziliśmy ze sobą przez całą szkołę i poświęciłam wszystko, żeby tylko mógł iść na stomatologię. Dałam mu cudowną rodzinę i sądziłam, że jesteśmy szczęśliwi. Kiedy o tym myślę… Znacznie bardziej niż fakt, że się przeprowadził, boli mnie świadomość, że się tak po prostu odkochał. Jak można przestać cokolwiek do kogoś czuć, ot, tak, Santa? Po tym wszystkim? Jej słowa sprawiały, że ściskało mi się serce. – Nie wiem, mamo, i nie mogę udawać, że rozumiem, jak bardzo zranił cię tata. Ale wiem jedno, że to, co robisz, wcale nie przynosi ani tobie, ani nikomu innemu nic dobrego. Może i tata się odkochał, ale nadal masz dwie córki, które cię uwielbiają, a także wnuki, które tęsknią za szczęśliwą, zdrową babcią, by mogłyby spędzać z nią czas. My także się liczymy, mamo. I przykro nam jest patrzeć na to, co ze sobą wyprawiasz. – Chciałabym po prostu, żeby cierpiał tak samo jak ja. – Cóż, chyba nic z tego.
– To nie w porządku. Pokręciłam głową. – Nie, pewnie nie. Ale wierz mi, że w życiu są gorsze rzeczy od rozwodzenia się i zaczynania wszystkiego od nowa. Musiałam patrzeć, jak do rodziców stanowczo zbyt młodej dziewczyny dociera, że ich córka odebrała sobie życie tylko dlatego, że jej koledzy nie potrafili być dla niej mili. To nie jest wcale takie trudne być dla kogoś miłym. Ludzie nie muszą bezsensownie cierpieć, ale niestety, tak już jest, że żyjemy w świecie, w którym młode osoby giną niepotrzebnie. To też nie jest w porządku, mamo. Fakt, że ludzie się odkochują, jest okropny i niefajny, ale są gorsze rzeczy, które mogą nas spotkać w życiu. Wiem, że to brzmi brutalnie, ale… po prostu tak już jest. Coś się zmieniło w jej spojrzeniu. Odwróciła ode mnie wzrok. – Zapomniałam, jak niezwykłą ścieżkę kariery sobie wybrałaś, Santa. Jesteś taka silna… Całkiem możliwe, że w tym chaosie zwyczajnie przestałam o tym pamiętać. Mam nadzieję, że wiesz, jak bardzo jestem z ciebie dumna… Rany, musiałam przyznać, że tego się nie spodziewałam. – Dzięki, mamo. – Gdybyś się umalowała, założyła push-upa i zakręciła się za którymś z tych doktorków z pracy, byłabym wniebowzięta. No cóż, jesteśmy w domu, pomyślałam. Taki tekst był zdecydowanie bardziej w jej stylu. Wróciłyśmy do punktu wyjścia. – Postaraj się trzymać z dala od kłopotów, dobrze? – poprosiłam. – I może przestań brać te prochy… – Starałam się, żeby zabrzmiało to naturalnie, ale jednocześnie zależało mi, żeby dostrzegła w moim spojrzeniu troskę. Chciałam dla niej dobrze, ale wiedziałam, że jeśli ma się pozbierać, będzie musiała sama podjąć właściwe decyzje. Gdy wysiadła z samochodu i ruszyła do drzwi, odczekałam, aż wejdzie do środka, i sięgnęłam po telefon. Nie zastanawiałam się właściwie, co robię. Po prostu wyszukałam jego imię w książce adresowej i wybrałam numer. Odebrał po drugim sygnale. – Cześć! – Cześć. – Przywitałam się lekko zachrypniętym głosem. – Co tam? – Zajęty? – Taaa, właśnie mam klienta, a potem jeszcze jednego. Dlaczego
pytasz? Coś się stało? Przygryzłam dolną wargę i zabębniłam nerwowo palcami w kolano. – Nie, nic takiego. Po prostu miałam szalony dzień i pomyślałam, że może poczułabym się lepiej, gdybyśmy się spotkali… Nash milczał przez długą chwilę. Już, już myślałam, że powie mi, że przegapiłam swoją szansę albo, że może by na to przystał… gdybym tylko zadzwoniła do niego wcześniej. Cóż, właśnie dlatego byłam taka kiepska w stosunkach damsko-męskich. Zakładanie, że rzuci wszystko natychmiast, byle się tylko ze mną spotkać, było… głupie. Niedorzeczne. I niegrzeczne. Wiedziałam, że jest zajęty. Że ma mnóstwo przyjaciół i ludzi zabiegających o jego uwagę i czas. Kim byłam, żeby prosić go o poświęcenie mi go, kiedy w końcu łaskawie zdecydowałam się odłożyć pracę na bok? – Jasne, możemy się spotkać – usłyszałam wreszcie w słuchawce. – Czy to nie będzie problem, jeśli zobaczymy się trochę później? Chciałbym wpaść do Phila. Gdy wczoraj u niego byłem, nie wyglądał najlepiej. Nie wyrwę się z roboty przed ósmą, więc umówmy się jakoś bliżej dziesiątej, czy coś koło tego? Nazajutrz miałam wolne, więc jak dla mnie, mógł się zjawić nawet i o północy – jeśli tylko zechciał mi poświęcić nieco swojego cennego czasu. – Spoko. Będziesz chciał coś przegryźć? Roześmiał się i usłyszałam, że mówi coś do kogoś. – Nie. Zrobimy coś fajnego. Załóż coś, czego nie będziesz się bała pobrudzić. To było… intrygujące i wzbudziło moją ciekawość. O dziwo, bo nie przepadałam za niespodziankami. – Co masz na myśli, mówiąc „fajnego”, Nash? – Sama się przekonasz. Do zobaczenia wieczorem, Santa. Rozłączył się, a ja gapiłam się w telefon jak sroka w gnat. Nie wiedziałam, co w ogóle robię. Nie wiedziałam, co on ze mną wyczynia. Ale nie miałam żadnej wątpliwości, że moje życie staje się lepsze dzięki temu, że Nash po prostu istnieje. Przeszukałam playlistę, nastawiłam The Vines i wyruszyłam w drogę powrotną do miasta. Zadzwoniłam do Faith i zdałam jej relację z mojego spotkania z mamą. Wydawała się taka zdenerwowana i smutna! Było mi z tego
powodu nieskończenie przykro, ale nasza matka dorosła dawno temu i wiedziałam, że musi sama dokonać własnych wyborów i ponieść ich konsekwencje. Nie mogłyśmy jej w tym pomóc. Rozmawiałyśmy przez większość mojej drogi do domu. Faith nie mogła uwierzyć, że spławiłam doktorka. Nie zdradziłam jej, z kim spędziłam resztę nocy – wiedziałam, że by tego nie pochwaliła. Nie po tym, czego – jak wiedziała – doświadczyłam dawno temu ze strony młodszego alter ego Nasha. Nadal nie mogłam uwierzyć w to, że tak naprawdę nie chodziło mu wtedy wcale o mnie. Że po prostu gadał, byle gadać. Porywczość w jego głosie, kiedy mnie o tym przekonywał, ogień w jego oczach… wszystko to sprawiało, że chciałam mu wierzyć… Ale nie byłam pewna, czy mogę. Nawet jeśli wówczas mówił o kimś innym, jego słowa bolały. Gdybym odpuściła wspomnieniom, przyznała, że istnieje odległa szansa na to, że to moje sponiewierane, dawne ja i moje stłamszone poczucie własnej wartości sprawiło, że usłyszałam wtedy to, co chciałam usłyszeć… Musiałabym przyznać sama przed sobą, że sama ponosiłam odpowiedzialność za wszystko, co się potem wydarzyło. To była bardzo gorzka pigułka do przełknięcia. Posprzątałam trochę w mieszkaniu, wzięłam prysznic, uczesałam się i zjadłam płatki – bo mój żołądek bezpardonowo domagał się posiłku – a potem przegrzebałam szafę w poszukiwaniu czegoś, co mogłabym pobrudzić, ale w czym nie wyglądałabym jak ostatni menel. Stanęło na parze legginsów, flanelowej koszuli i bawełnianej koszulce. Nie wyglądałam może jak gwiazda filmowa, ale uznałam, że na mój widok Nash raczej nie powinien uciec z krzykiem. Minęła dobra chwila, zanim zdałam sobie sprawę z tego, że nie świruję na myśl o tym, że pokażę mu się w takim stroju. Może było tak dlatego, że zdawałam sobie sprawę z tego, jak często widział mnie w roboczych ciuchach i bez makijażu? A może sprawił to fakt, że w łóżku nie wydawał się mieć żadnych zastrzeżeń co do mojego wyglądu? Sądzę, że gdyby na moim miejscu znalazł się ktoś inny, taka pozawerbalna forma akceptacji – i aprobaty! – mile połechtałaby jego ego. Ale jako że byłam dziwaczką, cieszyłam się po prostu, że zachował wszelkie uwagi na ten temat dla siebie. Nash zjawił się parę minut po dziesiątej i obrzucił mnie taksującym spojrzeniem. Dał mi szybkiego buziaka, który sprawił, że
zakręciło mi się w głowie, i zaprowadził mnie do samochodu. Miał na sobie ubranie, które – jak zakładałam – było jego strojem roboczym. Dostrzegłam też, że ma podkrążone oczy i jest trochę zarośnięty, inaczej niż zwykle. Wyglądał na wyczerpanego i zmęczonego. Na jego widok ogarnęło mnie znów poczucie winy, że molestuję go o tej porze, ale starałam się je od siebie odegnać. – Długi tydzień w pracy? – zagadnęłam. Otworzył mi drzwi samochodu i zaprosił gestem do środka. W środku było ciepło, a wnętrze wypełniały dźwięki The Tossers. Za każdym razem, kiedy jechałam jego autem, z głośników ryczał celtycki punk rock. Nash zajął fotel kierowcy i spojrzał na mnie z krzywym uśmieszkiem. – Cóż, muszę przyznać, że ucieszyłem się, gdy się odezwałaś… Nie mówiąc już o kwiatach! W salonie aż wrzało od plotek. Pewnie jeszcze długo będą mi suszyć głowę. Ale mniejsza o to. Phil nie czuje się najlepiej, a ja cały czas próbuję wyciągnąć z niego, dlaczego dopiero teraz przyznał, że jest moim ojcem… Na co on odsyła mnie do matki. Wolałbym się pochlastać, niż jechać z nią rozmawiać. A do tego teraz, gdy Rule wrócił już z miesiąca miodowego, powinniśmy zacząć ustalać, co z nowym salonem… Wszystko naraz. Za dużo tego. – Przykro mi z powodu Phila. I dobrze rozumiem przejścia z matką – powiedziałam. – Dopiero co wyciągnęłam własną z kicia. Nash parsknął śmiechem i zerknął na mnie spod oka. – Żartujesz sobie? – Nie. – Opowiedziałam mu o dzisiejszym dniu, co skończyło się tym, że paplałam bez ustanku przez pełny kwadrans, aż dotarliśmy do dzielnicy magazynów za Coors Field. Nash wypytywał mnie o różne rzeczy, ale ani razu nie wszedł mi w słowo, a ja nie mogłam się nadziwić temu, z jaką łatwością mu się zwierzam. Nigdy wcześniej nie czułam się podobnie. Wreszcie zatrzymaliśmy się przed wielkim garażem; Nash wpisał kod w panel przy wielkich, metalowych wrotach i wjechał do środka. Nie miałam najmniejszego pojęcia, co tu robimy, więc rzuciłam mu pytające spojrzenie. – Jak grzebanie w samochodach może być fajne? Przyłożył tylko palec do ust i wprowadził swój wóz w jedną z
bramek. – Złożyłem tego potwora praktycznie od podstaw. Wiele mu zawdzięczam. W dawnych czasach to była moja odskocznia. Ten wóz i Phil to praktycznie jedyne rzeczy w moim życiu, które utrzymały mnie z dala od więzienia. To właśnie dzięki temu cacku utwierdziłem się w przekonaniu, że istnieją znacznie bardziej produktywne sposoby spędzania czasu niż pakowanie się w kłopoty i próby zwrócenia na siebie uwagi własnej matki. Phil twierdził, że będę potrzebował czegoś klasycznego. Czegoś, co… przetrwa. Powiedział mi, że jeśli się nim zajmę, będę o niego dbał i się o niego troszczył… odwzajemni mi się tym samym. Teraz wiem, że starał mi się przekazać wiedzę o czymś więcej niż tylko o samochodach. Pomógł mi ściągnąć to cacko z wysypiska i spędziliśmy mnóstwo czasu, chuchając na nie i dmuchając. – Wysiadł z samochodu i wklepał w następną klawiaturę nowy kod. Po chwili zaczęły się otwierać inne, ciężkie wrota. Początkowo wnętrze garażu wydawało się mroczne i ponure, ale po chwili zapaliły się światła, oblewając poświatą kilka starych wozów – na różnych etapach naprawy. To nie był zwykły warsztat, tylko miejsce dopieszczania starych aut. – To miejsce należy do mojego kumpla, Wheelera – wyjaśnił Nash. – Pomaga mi przy moim wozie, a ja odwdzięczam mu się, jak mogę. Co jakiś czas korzystam z jego warsztatu. Podniosłam pytająco brew. – Gość zajmuje się czterema kółkami i ma na imię Wheeler? Poważnie? Nash roześmiał się i wysiadł z wozu, a potem wyjął zza siedzenia czarną torbę i coś, czego wcześniej nie zauważyłam. – Ma na imię Hudsen. A poza tym – hej! – dziwisz się? Ty jesteś pielęgniarką o imieniu Santa! – Podał mi zwitek wyjęty zza siedzenia, to była rolka papieru. Nie miałam pojęcia, o co chodzi, i powiedziałam mu o tym. Nash wziął mnie tylko za rękę i poprowadził między samochodami do sali na tyłach warsztatu. Włączył światło i uśmiechnął się do mnie krzywo. Oczy lśniły mu dziwnie psotnie. Westchnęłam w duchu, zachwycona. Serio. Mogłam po prostu gapić się na niego cały dzień, i to wystarczyłoby mi do szczęścia. – W tamtych czasach bawiłem się w sprayowanie, żeby się
wyżyć. Wydawało mi się, że łamanie prawa jest czymś fajnym. Zostawianie własnych podpisów wszędzie na mieście… Dopóki mnie nie złapali i Phil nie musiał zapłacić cholernie wysokiej kaucji, żeby wyciągnąć mnie z więzienia. To właśnie w taki sposób wkręciłem się w grafikę, w projektowanie. Tak naprawdę wydaje mi się, że chciałem zostać przyłapany na robieniu czegoś nielegalnego, żeby moja matka zwróciła na mnie uwagę… Ale to stare dzieje, a ja nadal lubię malować sprayami. Weszliśmy do pomalowanego na biało pomieszczenia o skomplikowanym systemie wentylacyjnym; na ścianie wisiały maski na twarz, a pod nią stało mnóstwo sprzętu, służącego chyba do lakierowania samochodów. Nash rzucił torbę na ziemię; usłyszałam grzechot puszek farby. Potem wziął ode mnie papier i podszedł do jednej ze ścian. Zwieszał się z niej kabel i kilka metalowych zacisków. – Nie mogę już włóczyć się po mieście, mażąc po budynkach, murach i pociągach. Chyba że ktoś mi za to zapłaci… Ale graffiti to fajna sprawa. Jest w nim coś dzikiego, nieokiełznanego… I te żywe barwy! W malowaniu na ścianach nie ma żadnych zasad i czasem, po dziaraniu ludzi przez cały dzień, potrzebuję zmiany. Fajnie jest wyjść i robić coś po swojemu, przypomnieć sobie własny styl. Wheeler pozwolił mi się tu rządzić. Nie rozrabiam, nie narażam się na kaucje za wandalizm, a do tego świetnie się bawię. Przyglądałam się, jak wiesza na ścianie dwa kawałki papieru dorównujące długością mojemu wzrostowi i prawie tak szerokie, jak drzwi. Potem przykucnął i zaczął szperać pośród puszek w torbie. Były tam chyba wszystkie kolory tęczy. Nigdy nie spotkałam kogoś, kto dopuściłby mnie do swoich małych rytuałów. Nigdy nie byłam z nikim aż tak blisko. Znowu poczułam ten dziwny magnetyzm, jakby coś mnie do niego przyciągało. – Nie umiem namalować nawet prostej kreski, Nash. – Na miłość boską, był profesjonalnym artystą! Jak miałam w ogóle próbować popisywać się swoim beztalenciem pod okiem kogoś tak uzdolnionego? Nash mruknął coś pod nosem i włożył czapeczkę bejsbolową, którą miał w torbie, daszkiem do tyłu. Dobrze w niej wyglądał. – Santa, nie we wszystkim chodzi o to, żeby być najlepszym. To nie jest konkurs. Zabrałem cię tu, żebyśmy spędzili razem fajnie trochę
czasu, w ciszy i spokoju. Po prostu odpręż się i… spróbuj. Cóż miałam zrobić? Posłuchałam go, bo tak naprawdę nie miałam wyboru. Tęskniłam za nim i chciałam z nim pobyć. Czułam się, jakby dał mi na moment zajrzeć do swojej głowy. Staliśmy ramię w ramię i patrzyliśmy na wielkie płótno. Zaczął pierwszy. Zanim zdążyłam sięgnąć po puszkę farby, wypełnił już całe tło rozedrganymi, żywymi barwami – intensywnymi i przyciągającymi wzrok. Nie wiedziałam, co robi, ale obserwowałam go z zafascynowaniem, jak zaczarowana… A potem przygryzłam czubek języka i zaczęłam bazgrolić zielone drzewka i białe obłoczki. Zanim się spostrzegłam, zapomniałam o Nashu, zapomniałam, że jestem w warsztacie samochodowym i rzeczywiście zaczęłam się dobrze bawić. Dodałam tęczę, a potem na jej końcu garnek ze złotem. Oczywiście, skoro już pojawił się krzywy i koślawy rondel ze złotem, trzeba było uzupełnić obrazek o karła. Kiedy skończyłam, śmiałam się tak mocno, że zgięłam się wpół. Papierowe płachty były pokryte niechlujnymi, pełnymi zacieków bazgrołami, na widok których można było dostać oczopląsu. Nie mogłam przestać, a kiedy zobaczyłam, jak Nash zagląda mi przez ramię, przechyla głowę na bok i mruży oczy, żeby lepiej przyjrzeć się mojemu dziełu, wybuchnęłam jeszcze głośniejszym śmiechem. To właśnie dlatego ludzie powtarzają mi, że powinnam częściej wychodzić z domu – nie pamiętam, kiedy ostatnio śmiałam się tak niepohamowanie, niemal histerycznie. Obeszłam go, żeby przyjrzeć się efektom jego pracy, i śmiech zamarł mi na ustach. Opadła mi szczęka i wybałuszyłam na niego oczy. – Czy… czy to ja? – Ledwie zdołałam wykrztusić. – Serio, jeszcze się pytasz? – Jego głos brzmiał żartobliwie, ale było w nim coś jeszcze. Postać, którą namalował, była w kreskówkowym stylu – nieco przesadzona i przejaskrawiona. Barwy wydawały się aż tryskać z tła. Przedstawił mnie w agresywnie seksownym stroju pielęgniarki, z rodzaju tych, jakie zakładają wyruszające na halloweenowe podboje napalone laski. Miałam jaskraworude włosy, w jednej ręce trzymałam wielką strzykawę, a w drugiej – serce. Pomimo zaburzonych proporcji i wyolbrzymionych „walorów”, mających uczynić postać maksymalnie seksowną, nie było wątpliwości. To byłam ja. Włosy, oczy, twarz…
wykapana ja. Jak, u licha, zdążył stworzyć coś takiego w ciągu dwudziestu minut? – Jest… niesamowita. – Zupełnie jak ty. Cały czas ci to powtarzam. Po prostu nie słuchasz. – Podszedł do graffiti, chcąc je zerwać ze ściany, ale go powstrzymałam. – Mogę to zatrzymać? Podniósł brew. – Jasne! Dzieło było ogromne i nie miałam pojęcia, co z nim zrobię… Ale świadomość, że właśnie tak mnie postrzegał: seksowną, piękną, profesjonalną… Nie chciałam tego stracić. – Nash, chodźmy gdzieś – poprosiłam. – Co masz na myśli? Sądziłem, że wrócimy do ciebie. Oczywiście, jeśli będziesz miała ochotę… Wzięłam płachtę papieru i przycisnęłam ją do piersi. – W szkole nie chodziłam na randki. Nigdy nie miałam faceta, który zabierałby mnie gdzieś i był taki niecierpliwy, żebym mogła mu dać po łapach. Pierwszy raz całowałam się tuż przed tym, jak stuknęła mi dwudziestka. Chciałabym, żebyś zabrał mnie w jakieś miejsce, w które chodzą dzieciaki, żeby się zabawić. Malowanie było naprawdę fajne. A wierz mi, że rzadko mi się zdarza zapomnieć i po prostu cieszyć tym, co robię. Sądzę, że randka w samochodzie to niezły pomysł… – Chciałam, żeby to zabrzmiało seksownie i pikantnie, bo było ucieleśnieniem najśmielszych fantazji, jakie miałam z nim w roli głównej. – Santa, jest zimno – upomniał mnie łagodnie. – Mamy się gdzie podziać… A poza tym jesteśmy wysocy. Nie jestem już takim kurduplem, jakim byłem w szkole. Może i to brzmi fajnie, ale wierz mi, skończy się na tym, że zmarzniemy na kość i będziemy cali połamani. – Mówiąc to, uśmiechał się jednak lekko i wiedziałam, że trzeba go po prostu trochę mocniej namówić. Położyłam mu dłonie płasko na piersi; czułam jak pod moim dotykiem jego serce bije równo, mocno. Spojrzałam mu błagalnie w oczy. – Pro-oszę, Nash. Westchnął i wsunął mi rękę pod warkocz, na kark.
– Jeśli tylko zdajesz sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie nie skończy się jedynie na zdobywaniu drugiej bazy, co oznacza, że to twój tyłek będzie na wierzchu i zmarznie… Wchodzę w to, że tak to ujmę. Roześmiałam się – beztrosko, radośnie, tak jak nie śmiałam się od nie wiem jak dawna. I ucałowałam go w zarośnięty policzek. – Umowa stoi. Wrzucił akcesoria malarskie do bagażnika – miałam nadzieję, że po to, żebyśmy mieli wolną tylną kanapę, och, tak! – i wyjechaliśmy za miasto, kierując się ku Brookside. – Gdzie jedziemy? – Na Lookout Mountain. Wzgórze Lookout Mountain leżało pod Golden i mieścił się tam grób Buffalo Billa Cody’ego. Słyszałam o tym miejscu, ale nigdy tam nie byłam. Podobno widziało się stamtąd całe miasto. – Czy to właśnie tam zabierałeś swoje dziewczyny? – Hm… Nie. W okresie, kiedy zorientowałem się, że dziewczyny mają do zaoferowania coś więcej poza tym, że miło pachną i odrobią za mnie pracę domową, jeśli tylko powiem którejś, że jest ładna, mieszkałem już z Philem. Gość lubił dobrą zabawę – i to znacznie bardziej niż ja czy kiedyś Rule. Prawie codziennie miałem wolną chatę, więc jak tylko nadarzyła się okazja, zabierałem je do domu. – Co masz na myśli mówiąc „jak tylko nadarzyła się okazja”? – Pamiętałam, że w szkole był wiecznie obwieszony laskami. Nie wyglądał jak ktoś, kto musi się bardzo starać, żeby wyrwać sobie pierwszą lepszą niunię na noc. – Obijałem się z gościem z kapeli, typem zbuntowanego rockmana, chodzącym ideałem i kapitanem drużyny futbolowej. Byłem po prostu zwykłym, niegrzecznym chłopcem, który wciąż musiał wysłuchiwać w domu, że jest chodzącą pomyłką. Nie wiedziałem, ile znaczy rozmawianie z dziewczynami. Wokół kręciło się mnóstwo łatwych panienek, których tak naprawdę nie obchodziło, z kim się prześpią. A to oznaczało, że wylądują w łóżku Jeta albo Rule’a. Wierz mi, to czy nadarzyła się okazja, czy nie, o wszystkim wówczas przesądzało. To było takie dziwne! Moja szkolna rzeczywistość tak bardzo różniła się od tego, co teraz mówił! Miałam ochotę poprosić go, żeby opowiedział mi o tych czasach coś więcej, ale właśnie dotarliśmy do
płaskiej, wysuniętej skały – dość przestronnej, żeby móc na niej zaparkować. Nash zgasił silnik, otoczył mój fotel ramieniem i spojrzał na mnie w półmroku. – Jeśli chcesz, możemy wrócić do miasta. Wystarczy jedno twoje słowo. Nie odpowiedziałam. Zamiast tego podniosłam się z siedzenia i wgramoliłam na kanapę z tyłu, po drodze ściągając flanelową koszulę. Nash zostawił włączone ogrzewanie, ale byliśmy w Kolorado, był styczeń, a do tego parkowaliśmy wysoko w górach, więc panował rześki chłód i szyby zaczynały już parować. Nash przyglądał mi się przez chwilę, a potem wysiadł z samochodu. Nie było szans, żeby zdołał przejść przez fotel jak ja. Wyciągnął portfel, podał mi foliowe zawiniątko, a potem zamknął drzwi. Zdjął bluzę z kapturem i usiedliśmy zwróceni twarzami do siebie. Sądziłam, że przyciągnie mnie do siebie, ale patrzył na mnie tylko, a po ustach błąkał mu się dziwny uśmieszek. Oparł się łokciami o oparcia siedzeń i powiedział: – To twoja gra, Santa. Jak chcesz ją rozegrać? Za każdym razem oddawał mi inicjatywę, zmuszając do przekraczania granic i do mówienia mu, na co mam ochotę. Może to właśnie dlatego między nami zawsze iskrzyło i nie kwestionowałam niczego, co robiliśmy, bo sama wszystko inicjowałam? Dzięki temu nie było miejsca na osąd ani odrzucenie. Zadrżałam. I to nie tylko z zimna. – Chcę, żebyś mnie pocałował. Sięgnął po mój warkocz i przyciągnął mnie za niego do siebie. Kiedy nasze wargi się zetknęły… To było coś znacznie więcej niż tylko zwykły pocałunek. Smakował jak przyszłość i przeszłość zarazem, jak „teraz” i „kiedyś”. Nash był taki silny i twardy… A jednocześnie jego wargi były tak miękkie… I spragnione mnie! Jego skóra była bardziej szorstka niż zazwyczaj, ale kiedy przyciągnął mnie bliżej i nasze nosy otarły się o siebie, poczułam gładki dotyk metalowego kolczyka. Nasze języki splotły się, a jego zęby przygryzły lekko wnętrze mojej wargi. Jęknęłam cicho i poczułam, że Nash dygocze – wstrząsa nim cichy śmiech. Kiedyś odruchowo uznałabym, że naśmiewa się ze mnie – teraz jednak wiedziałam, że cieszy się po prostu, bo wie, że jest mi dobrze i podoba mi się to, co robimy.
Oparłam dłonie o jego pierś i zaczęłam podnosić mu koszulkę, odsłaniając płaski brzuch. Pomógł mi, podnosząc ręce do góry – na tyle, na ile zdołał. Zważywszy na ciasnotę w wozie i gabaryty Nasha, rozebranie się wymagało niezłej gimnastyki. Jego złotą skórę pokryła gęsia skórka i pochyliłam głowę, żeby przesunąć językiem po jego obojczyku. Odpowiedział na pieszczotę zadowolonym mruknięciem. – Teraz ja chcę całować ciebie. Nadal trzymał mój warkocz, ale musiał go puścić, kiedy przejechałam językiem po jego sutku, a później drugim. Zaklął łagodnie pod nosem i wymamrotał: – Obrałaś zły kierunek, moja piękna. Powiodłam palcami po wypukłościach – twardych mięśniach jego brzucha – i patrzyłam z rozkoszą, jak tężeją i napinają się pod moim dotykiem. Wyglądało to, jakby wytatuowane na jego brzuchu skrzydła trzepotały w nocnym powietrzu. – Nie, wcale nie. Może i odrobinę się martwię, jak poradzę sobie z całym tym żelastwem na dole, ale jestem pewna, że kieruję się w dobrą stronę. Zaklął znów pod nosem, a ja zajęłam się rozpinaniem klamry paska. Nie miałam okazji robić tego zbyt często, nie mówiąc już o tym, że Nash lubował się w prawdziwie pancernym sprzęcie, ale byłam nim zafascynowana i chciałam, żeby poczuł się tak dobrze, jak ja zawsze czułam się przy nim. – Po prostu udawaj, że tego tam wcale nie ma. – Dlaczego? Skąd wiesz, że to nie moje ulubione zabawki? Roześmiał się znowu, ale jego śmiech przerodził się w jęk, natychmiast gdy poczuł na swoim gorącym, twardym penisie moje dłonie. Jego fiut pulsował, gruby i zniecierpliwiony, gdy pochyliłam się nisko nad nim. Potarłam delikatnie kciukiem kółeczko na jego główce, a Nash odpowiedział gwałtownym drżeniem ciała. Gdy wypuściłam powietrze i wilgotny oddech musnął wrażliwą, nagą skórę, wydyszał cicho moje imię. Pochyliłam głowę jeszcze niżej i wsunęłam ozdobioną kolczykiem główkę penisa do ust. Najwyraźniej nie był na to przygotowany, bo wyprężył całe ciało i szarpnął mnie za włosy na tyle mocno, żeby odrobinę mnie zabolało. – Jezu… – Cóż, tym razem nie było to moje imię, ale wzięłam to
za dobrą monetę i uznałam, że mu się podoba. Przesunęłam po kółeczku językiem, a potem prześliznęłam nim po ukrytej niżej sztandze i dalej w dół, dopóki starczyło mi miejsca w ustach. Przesunęłam wargami z powrotem w górę, a potem znowu włożyłam go sobie do ust – z tą małą różnicą, że tym razem otoczyłam podstawę jego penisa dłonią i zaczęłam nią poruszać rytmicznie, w miarę jak moja głowa opadała się i podnosiła – cały jego kogut w życiu nie zmieściłby mi się do ust! Nash wymruczał jeszcze raz moje imię i poczułam, że jego nogi sztywnieją, a mięśnie brzucha stają się twarde jak skała. Jednak ledwie zdążyłam poczuć na języku lepką słoność, która potwierdziłaby, że odwaliłam kawał dobrej roboty, pociągnął mnie za włosy – jeszcze mocniej niż poprzednio – i zmusił do podniesienia głowy. Dyszał ciężko, a jego oczy przybrały kolor indygo. – Jeśli natychmiast nie przestaniesz, jedno z nas skończy niedopieszczone i bardzo zaniedbane. Mała podpowiedź, to nie będę ja. – Mówiąc to, zaczął ściągać mi legginsy. Cieszyłam się, że włożyłam coś, co dawało się łatwo zdjąć w takiej ciasnocie i takim zniecierpliwieniu i pośpiechu. Kiedy uporał się z legginsami, zabrał się do zdejmowania mi przez głowę koszulki. Musiałam przyznać, że miło było czuć, jak mocno na niego działam, jak bardzo mnie pragnie. To naprawdę bardzo poprawiało mi nastrój. Jak tylko pozbyłam się spodni, bez zdejmowania tenisówek, a Nash naciągnął gumkę, przyciągnął mnie do siebie, wszedł we mnie i oboje wydaliśmy z siebie odgłosy, których nie można by nazwać inaczej jak tylko zwierzęcymi – głębokie, gardłowe, połączone w jeden ochrypły jęk, gdy nasze ciała połączyły się w jedno. Pochyliłam nieco głowę i skorzystałam z nowej pozycji, aby possać jego sutek. Poczułam elektryzujący dreszcz, pełznący mi wzdłuż kręgosłupa, kiedy jego kolczyki podrażniły mój punkt G. Poruszyłam się w górę i w dół i przyspieszyłam tempa, bo było zimno, a poza tym wiedziałam, że jest już na skraju spełnienia. To było niesamowite – za każdym razem wiedział dokładnie, jak doprowadzić mnie na skraj rozkoszy, sprawić, żebym była sobą i skupiła się na tym, co czuję. Ciasnota sprawiała, że ledwie mogliśmy się ruszać, widziałam, że Nash się hamuje – widziałam naprężone ścięgna na jego szyi, podczas gdy czekał, żebym dotrzymała mu kroku.
– Nash… – Ci-i, Santa, będziesz musiała mi pomóc. Daj tu rękę. – Obie dłonie miał zajęte pomaganiem mi w utrzymaniu tempa, podczas gdy podskakiwałam w górę i w dół, ostrożnie, tak żeby nie rąbnąć głową w sufit samochodu. Zerknęłam na niego i od razu domyśliłam się, o co mu chodzi. Jasne, mógł sam dokonać tego jedną ręką, ale wiedziałam, że po prostu znowu to robi. Przesuwa granice, które – jak sądziłam – jasno wytyczyliśmy. Nie lubiłam się nawet sama przed sobą przyznawać do tego, że się dotykam. A on chciał, żebym zrobiła to nie tylko na jego oczach, ale i siedząc na nim, w trakcie seksu! To było prawdziwe wyzwanie. Coś, co powinno mnie wytrącić z równowagi w samym środku jazdy, która miała być nastrojowa i fajna, ale chciałam dojść i chciałam, żeby on także skończył, bo czułam, że powstrzymuje się ostatkiem sił. Cudownie było czuć go w środku, pulsującego i sztywnego, ale widziałam, że pragnie, abym posunęła się o krok dalej, przekroczyła pewną granicę i zapomniała o zasadach, którymi kierowałam się do tej pory. Nie myślałam. Po prostu zanurzyłam wolną rękę między nasze splecione ciała, wsunęłam ją między moje śliskie, rozchylone wargi w dole, dopóki nie natrafiłam na najczulszy punkt, pobudzony i nabrzmiały. – Och… – Jego szept przerodził się w jęk spełnienia na sam widok mnie robiącej to, o co mnie poprosił. Nie trzeba mi było wiele – zaledwie lekkie muśnięcie, nieskończenie delikatny dotyk i odpłynęłam. Zanim zdążyłam ochłonąć, pociągnął mnie na swoją falującą pierś i wycisnął na moich ustach mocny pocałunek. Smakował spełnieniem i zadowoleniem, jak zwykle. – To była chyba najseksowniejsza, najpiękniejsza rzecz, jaką widziałem kiedykolwiek w życiu. – Jego głos był lekko zachrypnięty i zdyszany. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nigdy nie wiedziałam, co mówić w takich sytuacjach, więc tylko przytuliłam się do jego piersi i mruknęłam: – Coraz lepiej wychodzi ci pieprzenie się ze mną bez zdejmowania spodni.
Roześmiał się chrapliwie i przejechał pieszczotliwie dłońmi po moim kręgosłupie. Nie skomentował tego, ale wiedziałam, że martwi go, że nigdy nie odpowiadam na jego komplementy. Nie miałam pojęcia, czy kiedykolwiek zdołam się tego nauczyć i czy kiedykolwiek zobaczę w sobie tę osobę, którą on widział, gdy na mnie patrzył.
NASH: Rany, człowieku, to miejsce… jest niesamowite! – Rule zagwizdał z uznaniem, spacerując po przestronnym pomieszczeniu, które już wkrótce miało się stać naszym nowym salonem tatuażu. Czas mijał nieubłaganie i zanim się spostrzegłem, upłynęło już kilka ładnych miesięcy, podczas których nie zajrzałem tu ani na chwilę. Teraz czułem się jak skończony dupek, bo lokal naprawdę był niesamowity, a na dodatek wciśnięty między dwie najpopularniejsze knajpy w tej dzielnicy, naprzeciwko znanego baru sportowego, rzut beretem od kafejek i sklepików, które przyciągały ludzi jak magnes. To było praktycznie samo centrum tętniącego życiem miasta, a na dodatek okolica znacznie modniejsza i bardziej stylowa niż rejon, w którym usytuowany był Marked. Czułem się tu… hm, szczerze powiedziawszy, naprawdę nie na miejscu. Potarłem z zakłopotaniem kark i zerknąłem kątem oka na Rule’a. Trochę tu nie pasowaliśmy i nie miałem pojęcia, jak tacy wychowani na skrzydełkach i browarze kolesie jak my mają rozkręcić biznes w miejscu kojarzącym się z mimozami i kawiorem. Czułem się, jakbyśmy urażali miejscowych samą naszą obecnością. A poza tym czekało nas jeszcze tyle roboty! Wszystko to trochę mnie przytłaczało. Zanim Phil zaklepał lokal, mieścił się tu jakiś frymuśny sklep z kawą i herbatą. Nie miałem zielonego pojęcia, jak się zabrać do przerabiania tego miejsca na salon tatuażu. I to właśnie dlatego wzięliśmy razem z Rule’em wolne popołudnie – żeby rozpoznać teren i spotkać się z kumplem Rowdy’ego, który miał rzucić na wszystko okiem i powiedzieć nam, co o tym myśli. Sądziłem, że to ryzykowne przedsięwzięcie, ale Rule był zaintrygowany i zgadzał się z pomysłem Rowdy’ego na temat pójścia o krok dalej i założenia sklepu na górze. Poza tym miałem u Phila dług i zamierzałem go spłacić, wcielając jego marzenia w życie. – Zmienimy to miejsce w zajebisty salon! – W głosie Rule’a brzmiała niezachwiana pewność. Chciałbym być nastawiony równie optymistycznie co on. Całkiem możliwe, że mój brak entuzjazmu był częściowo spowodowany faktem, że Phil czuł się coraz gorzej. Patrzyłem, jak marnieje w oczach, i nie mogłem nic na to poradzić. Właśnie dlatego
inwestowanie w salon i cieszenie się tym tak jak Rule wydawało mi się dziwnie niestosowne. Całkiem jakbym chciał przyspieszyć śmierć Phila. Nie mówiąc już o tym, że mój ojciec nadal nalegał, żebym zmusił matkę do udzielenia mi odpowiedzi na wszystkie nurtujące mnie pytania. A ja nie chciałem marnować czasu, jaki mu został, wykłócając się z nim o to. – Mam wrażenie, że w takiej modnej okolicy będziemy musieli proponować naszym klientom przy dziaraniu ciepłe ręczniki i perfumowaną wodę. Rule parsknął śmiechem i podszedł do przeszklonych drzwi, żeby wpuścić dobijającego się do środka kolesia. Uścisnęli sobie dłonie – teraz, kiedy dopasowałem nazwisko do twarzy, przypominałem sobie, że widziałem gościa więcej niż parę razy na fotelu Rowdy’ego. Zeb Fuller był dużym facetem o ciemnych włosach i poważnej twarzy, na której rzadko gościł uśmiech. Nie wyglądał na kogoś, kto miał często z górki. Boki jego szyi ozdabiały charakterystyczne tatuaże w oldskulowym stylu Rowdy’ego. Takie same wyzierały także spod długich rękawów jego bluzy. Podszedł do mnie, uścisnął mi dłoń i rozejrzał się po pustym pomieszczeniu. Wyglądał wypisz wymaluj jak ktoś, kto mógłby zrobić w tym miejscu demolkę gołymi rękami, a potem poskładać wszystko z powrotem w ułamku sekundy. Teraz już rozumiałem, dlaczego Rowdy nam go polecił. – Fikuśny lokalik. Parsknąłem śmiechem, słysząc, jak wyjmuje mi to z ust. – Taaa. – Czyli… chcecie to wszystko wybebeszyć i urządzić podobnie do innych salonów? Na czym konkretnie wam zależy? Rule i ja spojrzeliśmy na siebie, wzruszyłem ramionami. – Nie mam pojęcia. Chcemy mieć typowy salon, z miejscem dla sześciu tatuażystów i pomieszczeniem do piercingu wydzielonym z otwartej przestrzeni. Musimy gdzieś zainstalować biurko dla recepcjonistki i poczekalnię. A na górze najlepiej by było urządzić biuro, ale myślimy o otworzeniu tam sklepu. Nie odpowiedział; rozglądał się tylko w milczeniu po wnętrzu. Zerknąłem na Rule’a, który odpowiedział mi podobnie skonsternowanym spojrzeniem i pokręcił głową. Parsknąłem krótkim
śmiechem. – Naprawdę aż tak bardzo widać, że nie mamy pojęcia, jak się do tego zabrać? – Czułem potrzebę powiedzenia tego, nie mogłem nic na to poradzić. Zeb uśmiechnął się, dzięki czemu wydał się nieco mniej onieśmielający. – Cóż, z taką miodną miejscówką w zasadzie nie musicie robić zbyt wiele. Ludzie będą tu przychodzić, chociażby dlatego, że salon będzie akurat w tej okolicy. A jeśli dacie im coś, co będą mogli kupować… – Gwizdnął przez zęby. – Zbijecie na nim fortunę. Przeszliśmy się z nim po reszcie lokalu i z zaskoczeniem spostrzegłem, jaki jest przestronny. Marked był dość dużym salonem – nigdy nie wpadaliśmy na siebie, a w poczekalni spokojnie mieściło się z dziesięć osób – jednak tu było dwa razy więcej miejsca. Nie miałem pojęcia, jak miałbym zagospodarować coś tak wielkiego – począwszy od przeprojektowania i obsadzenia personelem. Czułem, jak z wolna czerwienieje mi kark. Pod koniec spaceru znaleźliśmy się z powrotem na parterze i Zeb skrobał coś w notesie, który skądś wyciągnął. Rule zadawał mu pytania, a ja stałem po prostu z boku, czując się bezużyteczny. Zeb podniósł na mnie wreszcie wzrok i zauważył moją minę. – Naszkicowałem wstępny projekt i spisałem kilka uwag. Kiedy chcecie ruszyć? Westchnąłem. – Cóż, za zatrudnienie i zawiadywanie biurem ma odpowiadać Cora, a ona wkrótce rodzi, więc może… maj, powiedzmy? – Nie miałem nawet pojęcia, kiedy mamy otwierać. Kiepski był ze mnie biznesmen. – Dzięki temu będzie mogła pobyć trochę w domu z dzieckiem, gdy my będziemy odnawiać to miejsce. Rule pokiwał głową. – Taaa, sądzę, że maj brzmi nieźle. Będziemy mieli wtedy napływ turystów. Zeb zapisał jeszcze w notesie parę uwag i wymamrotał coś pod nosem, a potem kiwnął krótko głową i wsunął ołówek za ucho. – Nie będę wam ściemniał: czeka nas trochę roboty. Ale ta miejscówka jest świetna i sądzę, że przy odrobinie wysiłku mogę wam dostarczyć projekt, który nie tylko wam podpasuje, ale i będzie
strzałem w dziesiątkę. Wiem, na co lecą tłumy w centrum. – Brzmi zajebiście. – Zgodziliśmy się razem z Rule’em. – Dam wam znać, jak tylko ustalę trochę konkretów. Wtedy będziemy mogli pogadać o terminach i kosztach. Wiedziałem, że Rowdy rzucił mnie na głęboką wodę, ale doceniam to. Rule podniósł przekłutą brew i przesunął językiem po kolczyku w wardze. – Każdy, kto jest przyjacielem Rowdy’ego… – zaczął. Zeb parsknął śmiechem. – Taaa, Rowdy to dobry facet – przerwał mu bez ogródek – i doceniam, że nie roztrząsa mojej przeszłości, tak samo jak Wheeler. – Kiedy wymienił imię mechanika, który – wyglądało na to – był naszym wspólnym znajomym, przechyliłem głowę na bok, zaciekawiony. – Przeszłości? – zapytałem. Westchnął głęboko. Jego szeroka pierś, sprawiająca wrażenie, jakby co dzień podnosił zamiast ciężarów ciężarówki, podniosła się i opadła. – Nie powinienem o tym wspominać, bo kosztowało mnie to już więcej niż jedną pracę, ale skoro mamy razem pracować, równie dobrze mogę wam powiedzieć, że siedziałem. Wyszedłem dwa lata temu, ale… Mam kartotekę. – Za co cię posadzili? – spytał Rule ostro, ale obaj wiedzieliśmy, że Rowdy nie podesłałby nam nikogo, kto mógłby narazić interesy salonu ani czyjekolwiek bezpieczeństwo. – Za napaść – wyjaśnił krótko. – Dokonałem złego wyboru… I już za to zapłaciłem. Cóż, nie byliśmy zbytnio zachwyceni, ale też każdy z nas miał na sumieniu jakieś ciemne sprawki. Szlag, niecały rok temu Jet trafił do pudła na dwadzieścia cztery za pobicie na kwaśne jabłko własnego starego! Trzeba jednak przyznać, że ten gnój zasługiwał był na coś znacznie gorszego, więc większość z nas starała się nie ferować wyroków, jeśli chodzi o zaszłości. – Dopóki dasz radę zrobić, co trzeba, za przyzwoitą cenę, nie interesuje mnie twoja przeszłość – powiedziałem po prostu. – Obchodzą mnie tylko interesy. To, co się będzie działo tu i teraz. Najwyraźniej wziął moje słowa za dobrą monetę, bo wymieniliśmy wizytówki. A gdy wyszedł, zatrzymaliśmy się na chwilę
z Rule’em przed budynkiem. – I co o tym myślisz? – zapytał Rule, podczas gdy zamykałem drzwi. W jego głosie brzmiała autentyczna ciekawość. – Chyba muszę zapalić. Posłał mi obraźliwe spojrzenie i ruszył za mną do miejsca, w którym zaparkowaliśmy samochody. – Poważnie? O co chodzi? – Mam nieodparte wrażenie, że nie wiem, co robię. Oglądałem ten lokal, oglądałem… I nie umiem sobie nawet wyobrazić siebie w nim pracującego, nie mówiąc już o klientach, którzy by tam przychodzili. Nie mam pojęcia, jak prowadzić biznes ani jak zmusić Phila do powiedzenia mi prawdy. A poza tym chyba właśnie zakochuję się w lasce, która do końca mi nie ufa, przez co nie chce dopuścić mnie tak blisko siebie, jakbym chciał. Wiesz, jakie to wszystko jest gówniane i frustrujące? Nigdy wcześniej na nikim tak mi nie zależało. – Och… – Roześmiał się krótko, a potem położył mi pokrzepiająco dłoń na ramieniu. – Spokojnie, brachu. Nie panikuj. Zakląłem pod nosem, oparłem się o zderzak mojego chargera i skrzyżowałem ramiona na piersi. – Poważnie, Rule. Czuję się, jakbym tracił nad wszystkim kontrolę. To może się w każdej chwili skończyć. I zostanę na lodzie. Bycie zadurzonym to gówniany stan. Podniósł wysoko brwi i stanął obok mnie, przyjmując niemal identyczną pozę. – Posłuchaj, Nash, musisz trochę odetchnąć. Wiele się dzieje i próbowanie stawienia czoła wszystkiemu naraz może sprawić, że ześwirujesz. Z Phila nic nie wyciągniesz, więc powinieneś pogadać z własną matką. Poważnie, to jedyne wyjście, a jeśli Wielka Ruby nie powie ci tego, co chcesz usłyszeć, będziesz musiał zaczekać, aż zjawi się tu ojciec Cory po narodzinach jej dziecka. Wtedy spróbuj pociągnąć za język jego. To brzmiało rozsądnie. Nie podobała mi się tylko ta część planu, która dotyczyła rozmowy z moją matką. – A jeśli chodzi o salon i jego prowadzenie… nie jesteś w tym sam. Masz mnie, Corę, a także Rowdy’ego, nie mówiąc już o wsparciu Phila. Porażka czy sukces tego salonu nie będzie zależeć tylko od ciebie, Nash. Wszyscy chcemy, żeby to wypaliło. Wszyscy chcemy,
żeby Phil był z nas dumny, niezależnie od tego, czy będzie tego świadkiem, czy nie. Miał rację. Tu chodziło o coś więcej niż tylko o moją przyszłość. Powinienem o tym pamiętać. – A skoro mowa o tej lasce… – Uderzył mnie żartobliwie w ramię. – Nie ma „właśnie zakochiwania się”. Już wpadłeś. Usidliła cię i się od tego nie uwolnisz. Mówisz, że się pilnuje, że trudno ci ją rozgryźć… A czy zastanowiłeś się chociaż przez chwilę nad tym, że może podoba ci się, że ci na niej zależy, właśnie dlatego, że nie jest tak łatwa jak reszta? Łatwe laski łatwo zapomnieć, stary. Skomplikowane i trudne zapisują ci się w pamięci na zawsze. Możesz mi wierzyć, bo ożeniłem się z takim jednym trudnym przypadkiem. Spojrzałem na niego, szukając w myśli czegoś, co obaliłoby jego teorię, ale nic nie przyszło mi do głowy. – Każdy z nas był kiedyś dupkiem – dodał. – Trzeba właściwej osoby, żebyśmy przestali chcieć się już tak zachowywać. Ty… cóż, ty zawsze byłeś tym miłym, ale nawet miły koleś może mieć zły dzień. Ona w końcu przestanie roztrząsać przeszłość, a jeśli tak się nie stanie, będziesz musiał jakoś się z tym pogodzić, bo to będzie oznaczało, że nie jesteście dla siebie stworzeni. Wypuściłem z sykiem powietrze z płuc i patrzyłem, jak zamienia się w parę na mrozie. – Od kiedy stałeś się takim specem od związków damskomęskich? – zażartowałem. – Wszyscy moi przyjaciele i najbliżsi ostatnio zakochują się masowo, więc po prostu staram się ich uchronić od błędów, które sam popełniłem wobec Shaw. Gdybym mógł cofnąć czas, nie marnowałbym czasu, nie zwlekałbym tyle. Zabawnie byłoby żartować sobie z jego sentymentalnego, ckliwego nastawienia, ale wiedziałem, przez co przeszedł, żeby być z tą dziewczyną. Nie zawsze było różowo i oboje zranili się nawzajem więcej razy niż to konieczne, żeby dojść do punktu, w którym teraz byli. Więc nabijanie się z jego doświadczenia nie było fair. – No dobra. Chyba wybiorę się na małą wycieczkę i sprawdzę, czy uda mi się pogadać z matką bez próby uduszenia jej albo pochlastania się. – Powodzenia. A, właśnie… Wybierasz się może w ten weekend
ze swoją siostrzyczką do baru? Cały tydzień przekonywania, namawiania i przekupywania seksem zabrało mi wymożenie na Sancie zgody, żeby wyszła ze mną i spotkała się z moimi przyjaciółmi. Ayden i Shaw przodowały w namawianiu mnie do sprowadzenia jej, żeby wreszcie mogły ją zobaczyć bez szpitalnego fartucha. – O ile mnie nie wystawi. W nowym środowisku bywa nieśmiała i wstydliwa. – Lepiej jej powiedz, że jeśli chce się wkręcić w towarzystwo, musi się przemóc, bo inaczej Cora zastawi na nią pułapkę i pewnego dnia laska zobaczy na swoim progu całą bandę dziewczyn, a ciebie nie będzie w pobliżu, żebyś mógł ją przed nimi uratować. Cóż, nie miałem złudzeń, że tak właśnie może się to skończyć, więc nakazałem sobie w myśli następnym razem jej o tym przypomnieć. Tak naprawdę nie miałem nic przeciwko, bo zazwyczaj próby przekonania jej do czegoś kończyły się tak, że oboje lądowaliśmy nadzy w łóżku. Ale też nie byłem do końca pewien, jak daleko mogę się posunąć, żeby jej nie spłoszyć. Szczerze, nie wiedziałem też, czy w ogóle powinienem naciskać. Naprawdę ją lubiłem i zależało mi na niej, niezależnie od tego, że łączył nas naprawdę dobry seks. Jednak ona wciąż trzymała mnie na dystans. Była twardą sztuką – musiała taka być, choćby ze względu na swój zawód. Jednak poza pracą otaczała ją aura wrażliwości, delikatności, a także pewnej niepewności. Kiedy byliśmy razem, widziałem niemal jak nieustannie toczy walkę ze sobą. Chciała ze mną być, chciała, żebyśmy spędzali razem czas, ale trybiki w jej głowie nieustannie się obracały i dostrzegałem, że cały czas się pilnuje – sprawdza, na ile może sobie ze mną pozwolić, tak aby jednocześnie dalej czuć się bezpiecznie. Ja ze swojej strony dawałem z siebie wszystko, byle tylko dobrze się bawiła, gdy byliśmy razem. Od czasu spotkania, które zakończyło się akcją na tylnym siedzeniu mojego samochodu, cały czas starałem się pamiętać o tym, że minęły ją wszystkie te jazdy, jakie zazwyczaj towarzyszyły szczenięcemu okresowi randek z napalonymi gówniarzami. Dlatego właśnie zabierałem ją do kina – właśnie tak, do kina, nie na film – i podczas seansów starałem się robić wszystko, żeby poczuła się jak na macanej randce. Zabierałem ją na pizzę i całowaliśmy się, kiedy ją odwoziłem do domu. Próbowałem ją
namówić na podwójną randkę z Rule’em i Shaw, ale wykręciła się, argumentując, że nie jest jeszcze gotowa tak się zaangażować. Co nieuchronnie prowadziło do pytania, gdzie tak naprawdę zmierzamy. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się spędzić więcej niż jednej nocy czy weekendu z tą samą laską, więc jak dla mnie nasza znajomość przeradzała się zdecydowanie w coś na kształt związku, jednak czym była dla niej… Nie miałem pojęcia. Pisała do mnie, dzwoniła, jak tylko miała wolne, jednak nigdy nie przenocowała u mnie ani nie prosiła mnie, żebym został po wszystkim u niej. Co prawda nigdy też mnie otwarcie nie wyprosiła, ale między nami istniało zbyt wiele niedopowiedzeń, niedomówień i czułem się, jakbym żeglował do nieznanego lądu. Tak naprawdę nie wiedziałem, ani na czym stoję, ani do czego dążę. Wiedziałem tylko, że jest niezwykłą osobą. Nie miałem tylko pojęcia, jak dać jej to do zrozumienia – poza tym, co do tej pory zrobiłem w tym kierunku. Jazda do Brookside minęła szybko. Głównie dlatego, że myśli miałem zajęte roztrząsaniem ostatnich zagwozdek, co nie dawało mi ani chwili na zajmowanie się głupotami. Wjechałem na podjazd mojego rodzinnego domu i odetchnąłem z ulgą, widząc, że przynajmniej nigdzie w pobliżu nie widać SUV-a mojego głupiego ojczyma. No, chyba że był w garażu. To jednak było bardzo mało prawdopodobne, bo ten stary debil zbyt lubił się chełpić swoim wozem, żeby chować go przed oczami sąsiadów w garażu. Dupek. Nigdy w życiu nie nienawidziłem nikogo bardziej i – jeśli Bóg był sprawiedliwy – modliłem się o okazję, żeby kiedyś moja pięść spotkała się z jego zakazanym ryjem. Całe swoje dzieciństwo spędziłem pod jego pełnym dezaprobaty wzrokiem. Nigdy nie zdarzyło mi się zrobić czegokolwiek, jak trzeba. Zawsze czułem na sobie jego karcące spojrzenie. Jedno z moich najwcześniejszych wspomnień związanych z jego dupkowatością pochodziło z okresu, kiedy miałem cztery, no, może pięć lat. Właśnie zacząłem odkrywać potencjał świecowych kredek. Zakochałem się w kolorach, uwielbiałem mazać fantazyjne wzory na wszystkim, co mi się nawinęło pod moje małe, niewprawne dłonie, włącznie ze ścianami. To były tylko kredki. Co może nimi namazać gówniarz na ścianie? Jednak dla Granta bazgranie na ścianach było przestępstwem równoznacznym z morderstwem. Do dziś widzę, jak łamie wszystkie kredki i każe mi na
to patrzeć. Pamiętam jak dziś ostry odór wybielacza, którym kazał mi szorować wszystkie wysmarowane przeze mnie ściany w domu. Byłem tylko dzieciakiem, jednak dla niego nie miało to żadnego znaczenia. Podobnie jak teraz, uważał, że cokolwiek robię, robię źle. Wszystko pogarszał jeszcze fakt, że uwielbiał moją matkę, traktował ją jak królową i dawał jej wszystko, czego tylko zapragnęła. Dla mnie nigdy nie miał czasu. Uważał, że nie jestem wart jego uwagi. A ja nigdy, przenigdy nie zamierzałem mu wybaczyć tego, że kazał jej wybierać między nami. Oczywiste wydawało się, że moja matka powinna była wybrać mnie – w końcu byłem jej dzieckiem, jej synem – powinna mnie kochać bezwarunkowo, ale tego nie zrobiła, i to przez Granta. Był człowiekiem, któremu zawsze zależało tylko na pozorach, na prestiżu i poklasku, więc fakt, iż wyglądałem, jak wyglądałem, i zachowywałem się, jak mi się żywnie podobało, działał mu na nerwy. Gdy dorosłem… za każdym razem, kiedy na mnie patrzył, gdy wydymał usta w pogardzie na widok mojego wyglądu czy na dźwięk moich słów… Ledwie nad sobą panowałem, żeby nie wybić mu tych jego perfekcyjnie wypolerowanych ząbków. Podbiegłem pokrytym cieniutką warstwą śniegu chodnikiem do drzwi i zapukałem. Pomyślałem, że to strasznie smutne – być obcą osobą w miejscu, które powinno być moim rodzinnym domem. Zobaczyłem przez okno ciemną głowę mojej mamy, ale musiałem odczekać pełne cztery minuty, zanim zdecydowała się mi otworzyć. Patrzyliśmy na siebie przez szklane drzwi.Wyraz dezaprobaty w jej oczach na widok mojej czarnej bluzy z kapturem, czapeczki bejsbolowej i dżinsów trudno było mylnie zinterpretować. Ubierałem się tak na co dzień, ale dla niej zawsze wyglądałem nieodpowiednio, źle. To nie powinno mnie aż tak boleć. Byłem dorosły i radziłem sobie sam zdecydowanie dłużej, niż ona sama była skłonna przyznać. Ale jakaś mała cząstka mnie nadal chciała dostrzec w jej oczach chociaż cień aprobaty. Nawet jeśli nasza konfrontacja zawsze kończyła się tym samym bolesnym rozczarowaniem. – Co tu robisz? Nie zadzwoniłeś, Nashville – warknęła na powitanie. Pełne imię? Na litość boską! Byłem przekonany, że zwraca się do mnie w taki sposób tylko dlatego, że wie, jak bardzo mnie to drażni.
– Nie, nie zadzwoniłem. Ale chciałbym z tobą chwilę porozmawiać i pomyślałem, że może zastanę cię w domu. Bawiąc się rubinowym wisiorkiem, wpuściła mnie do domu. Moja matka była drobną, szczupłą kobietą. Odziedziczyłem po jej przodkach ciemną karnację i włosy – mogłem się tylko domyślać, że całą resztę mam po Philu. Bogu niech będą dzięki za takie drobne łaski! – Grant niedługo wróci. Nie będzie zadowolony, że wpadłeś bez zapowiedzi. I tak do usranej śmierci. Znowu to samo – nieważne, czy coś wypadało, czy nie, ostatnie słowo zawsze należało do Granta. Ważne było to, czy coś mu się podoba. – To nie zajmie długo, mamo. Serio, daj mi tylko pięć minut. – Jechałeś tu dwie godziny tylko po to, żeby porozmawiać ze mną pięć minut, Nashville? To idiotyczne! – Jak zwykle, dezaprobata i niechęć. Cud, że wychowany przez taką matkę wyrosłem na w miarę normalną osobę. – Mamo… – Westchnąłem i spojrzałem na nią spod wpółprzymkniętych powiek. – Z Philem jest coraz gorzej. Cały czas jest przy nim ktoś do pomocy, ale on ledwo co je i cały czas śpi. Jestem u niego codziennie i co dzień proszę, żeby mi wyjaśnił, co, u diabła, się wydarzyło. Ktoś musi mi to w końcu wyjawić. Nigdzie się stąd nie ruszę, dopóki tego nie zrobisz. Jeśli chcesz się mnie pozbyć przed powrotem Granta, lepiej zacznij mówić już teraz, bo inaczej zostanę i chętnie na niego zaczekam, czego, jak mniemam, wszyscy wolelibyśmy uniknąć. Co pomyśleliby sąsiedzi? – dodałem kpiąco. Wyglądała, jakby zastanawiała się nad najlepszym rozwiązaniem. A gdy z garażu wyjrzał jak na komendę jeden z sąsiadów, parsknąłem rozbawiony ironią sytuacji, zaś ona otworzyła wreszcie drzwi i wpuściła mnie do środka. Ruszyłem za nią do kuchni, gdzie niechętnie zaproponowała mi coś do picia. Odmówiłem i oparłem się o kuchenny blat, podczas gdy ona nalewała sobie filiżankę kawy. – Chcę wiedzieć, dlaczego nie powiedzieliście mi, że Phil jest moim ojcem. Chcę wiedzieć, dlaczego kazaliście mi myśleć, że mój ojciec jest jakimś ostatnim dupkiem, który nas zostawił. Przez całe dzieciństwo byłem przekonany, że nie możesz mnie znieść i mnie nie kochasz, bo przypominam ci tego obcego, który cię rozczarował. –
Spiorunowałem ją wzrokiem. Miałem do niej pretensję o te wszystkie lata, podczas których byłem zmuszony dźwigać na dziecięcych, zbyt młodych barkach całe to brzemię niepotrzebnego poczucia winy i wyrzutów sumienia. – Phil był przez cały czas obok. Troszczył się o mnie, a także o ciebie. Był obecny w życiu nas obojga. Chyba zasługuję na to, żeby wiedzieć, co się stało i dlaczego dopiero w obliczu śmierci postanowił mi o wszystkim powiedzieć – dodałem. Splotła dłonie na kubku i zbladła nieco pod grubą warstwą makijażu. – Czy naprawdę teraz ma to jakieś znaczenie, Nashville? – zapytała. – Co ci przyjdzie z rozgrzebywania tego wszystkiego? – Przestań mnie tak nazywać! – warknąłem. – Wiesz, że tego nie lubię i wszyscy mówią mi Nash. Pytasz dlaczego? Wystarczy, że chcę wiedzieć, dlaczego nigdy nie byłem dość dobry. Dlaczego traktowałaś mnie, jakbym był twoją największą porażką. Zanim Phil odejdzie, chcę wiedzieć, dlaczego tak ważne było dla niego utrzymanie wszystkiego przede mną w sekrecie. Przygarbiła się lekko i westchnęła, całkiem jakbym drażnił ją bardziej niż cokolwiek innego, i spojrzała na mnie znad brzegu kubka. – Poznałam Phila, kiedy był na przepustce w marynarce. Byłam w Nowym Jorku na wakacjach w tym samym czasie, kiedy on trafił tam podczas obchodów Fleet Week. Był przystojnym, czarującym i niebezpiecznym młodzieńcem w mundurze. Uznałam, że nikomu nie stanie się krzywda, jeśli wdamy się w mały, niezobowiązujący romans. Sądziłam, że to przelotna znajomość. Byłam po prostu młodą dziewczyną, która chciała się dobrze zabawić. Ale… cóż, wyszło inaczej. Wróciłam tu, do domu, a kiedy Phil skończył służbę, przeprowadził się do mnie. Zawsze był rycerski… Ale po prostu nie widziałam w nim partnera na całe życie. – Odchrząknęła i odstawiła kubek na blat. Cały czas unikała mojego wzroku. – Phil mi się podobał, świetnie się w jego towarzystwie bawiłam i chociaż dobrze nam było razem… kiedy przyszło do ustatkowania się, nie chciałam żyć z kimś, kto jeździ motocyklem i uważa, że zarobi na życie tatuowaniem. Nie takie miałam plany. Rozstałam się z nim, kiedy poznałam Granta. Grant był kimś, kto potrafił mi zapewnić odpowiednią przyszłość, dać dom, którego zawsze pragnęłam. Wiedziałam, że to dla mnie odpowiednia partia, dobry wybór. Nie musiałam się nad tym zastanawiać.
Skrzywiłem się, bo wysłuchiwanie, jak mówi w ten sposób o Philu i swoich życiowych wyborach, było równoznaczne z umniejszaniem mojego znaczenia w jej życiu. Moja matka znów sięgnęła do zawieszonego na szyi rubinowego wisiorka i zaczęła się nim bawić. – Kiedy zaczęłam się widywać z Grantem nie wiedziałam, że jestem w ciąży. Gdy się o tym dowiedziałam, założyłam po prostu, że to jego dziecko. Prawie się zakrztusiłem. – Rany boskie, mamo, spałaś z nimi obydwoma naraz? – Zbyt późno zdałem sobie sprawę, że w zasadzie wcale nie chciałem znać odpowiedzi. Zmrużyła oczy i rzuciła mi dziwne spojrzenie. – Byłam młoda i nie wiedziałam, czego chcę od życia, Nashville. Tak czy owak, przed twoimi narodzinami zaręczyliśmy się z Grantem i pobraliśmy. Cieszyliśmy się na myśl o tym, że będziemy mieli syna. A Phil… Phil otworzył studio tatuażu i zaczął od nowa. Wszystko zapowiadało się idealnie… – Przeszła na drugą stronę kuchni i zdałem sobie sprawę z tego, że odeszła ode mnie najdalej, jak mogła, nie opuszczając pomieszczenia. – Jak tylko przyszedłeś na świat, stało się jasne, że to nie Grant jest ojcem. Byłeś śniady po mnie, ale miałeś włosy Phila, a te oczy… Nawet jako dziecko trudno było nie zauważyć, że odziedziczyłeś po nim jego żywe, jasne oczy. Oczy Donovana. Grant był wściekły, oskarżał mnie o romans i powiedział… Powiedział mi, że mam wybrać: albo on, albo bękart. Nie mógł pozwolić na to, żeby ludzie w Brookside plotkowali na temat tego, że dziecko nie jest jego. Byłam pewna, że mnie zostawi. I tak już nienawidziłem gościa z całego serca, ale teraz zapragnąłem mu powyrywać wszystkie zęby zardzewiałymi obcęgami. – Nie chciałam go stracić… Więc powiedziałam mu o Philu i o naszym związku. Do Granta w końcu dotarło, że nikt nie będzie go obwiniał o wzięcie pod swoje skrzydła dziecka osieroconego przez ojca. Mimo to odmówił podpisu na akcie urodzenia i nadania ci swojego nazwiska. Czułem, jak krew zaczyna mi niebezpiecznie szybko pulsować w skroniach i zacisnąłem odruchowo dłonie w pięści. – Ale przecież Phil nie zniknął! – zaprotestowałem. – Po prostu
nie wiedział o moim istnieniu! – Nie, nie wiedział. I lepiej by było, gdyby nigdy się nie dowiedział. – Westchnęła. – Grant się o nas oboje zatroszczył i postanowiliśmy trzymać się wersji, że twój ojciec mnie porzucił. Jednak w miarę upływu czasu stawałeś się coraz bardziej podobny do ojca. Miałeś może ze cztery latka, kiedy jeden ze znajomych Phila zobaczył mnie z tobą w markecie Cherry Creek Mall i powiedział mu o tym. Wściekł się i zagroził, że zaciągnie mnie do sądu, że będzie walczył o prawa ojcowskie. Grant nie chciał rozgłosu ani problemów, nie chciał, żeby skończyło się publiczną awanturą, a jako para nie potrzebowaliśmy wsparcia finansowego, więc stanęło na niepisanej umowie. Ubłagałam Phila, żeby zachował w tajemnicy ojcostwo i pokrewieństwo, dopóki nie podrośniesz. Chociaż niechętnie, zgodził się na to w końcu z zastrzeżeniem, że będzie cię mógł widywać i będziecie w kontakcie, o ile zgodzę się, żebyś zachował jego nazwisko. W akcie urodzenia nie figurowało nazwisko ojca, więc nie było problemu, żeby nadać ci je oficjalnie. – Splotła palce i rzuciła mi nerwowe spojrzenie, całkiem jakby obwiniała mnie o wszystko. – A gdy podrosłeś… Cóż, nie było mi lekko. Byłeś dzikim, głośnym dzieckiem, trudnym do okiełznania. Nie chciałeś się ładnie ubierać ani bawić się z grzecznymi dziećmi, a Grant i tak miał do mnie pretensję o to, że pod jego dachem wyrasta dziecko Phila… Jednak fakt, że byłeś tak podobny do ojca, przelał czarę goryczy. Łatwiej było nam powierzyć opiekę nad tobą twojemu biologicznemu ojcu, dać mu wolną rękę w wychowywaniu ciebie, bo ani ja, ani Grant nie mieliśmy na ciebie żadnego wpływu. Zawsze byłeś bardziej podobny do niego niż do mnie. Zacisnąłem szczęki i poczułem, jak gniew dosłownie wrze mi w żyłach. – Byłem dzieckiem! Może gdybyś nie próbowała cały czas zmienić we mnie wszystkiego, od koloru oczu począwszy, byłbym inny. Nie dałaś mi szansy. Byłaś zbyt zajęta próbą zadowolenia Granta, żeby zawracać sobie głowę tym całym kwasem, który na mnie wylewał. – Od zawsze byłeś kubek w kubek jak twój ojciec. Nawet wtedy, gdy nie wiedziałeś jeszcze, kim był. – On cię kocha. Nadal. Wiesz o tym.
Zacisnęła usta tak mocno, że zbielały w kącikach. – Był zapatrzony w wizję, jaką sobie stworzył. Nigdy tak naprawdę mnie nie znał. – Ale dlaczego nie powiedziałaś mi o wszystkim, kiedy byłem starszy? Kiedy już trafiłem pod jego opiekę? – Nie chciał tego. – Gówno prawda! – No dobrze, niech ci będzie. Chciał, żebym to ja ci o wszystkim powiedziała. A ja odmówiłam. Nie chciałam… Nie sądziłam, żebyśmy razem z Grantem chcieli się mierzyć z konsekwencjami. Przeprowadziłeś się i wiedziałam, że Phil będzie dla ciebie lepszym rodzicem, niż ja kiedykolwiek bym zdołała. Kości zostały rzucone. Miałem ochotę rzucić w nią czymś ciężkim. Chciałem potłuc całą pieprzoną elegancką zastawę w jej wymuskanej kuchni. Zaciskałem dłonie w pięści i rozwierałem je, dysząc ciężko. – Ale ja jestem tutaj, mamo! – wykrztusiłem wreszcie przez zaciśnięte gardło. – Próbuję żyć własnym życiem, a teraz ojciec, którego nigdy nie miałem, umiera. I nie mogę nic na to poradzić. Odebrałaś mi wszystko, co miałem… Odarłaś mnie z rodzinnych więzi, bo nie chciałaś ponosić konsekwencji? – spytałem z niedowierzaniem. – Bo nie chciałaś, żeby zdenerwował się na ciebie ten twój gówno warty mężulek?! Naprawdę sądzisz, że to była właściwa decyzja?! – Była właściwa dla mnie, nawet jeśli nie dla ciebie, Nashville. Nigdy nawet nie używałeś pełnego imienia, które ci nadałam… – Bo jest kretyńskie! To wszystko to czysty idiotyzm! To, co jest dobre dla mnie, nie musi być dobre dla ciebie, bo ja jestem zwykłą, ludzką istotą, z ludzkimi uczuciami. A ty, mamo – bez urazy – jesteś pieprzonym potworem. Od zawsze byłem spragniony jej uwagi, głodny akceptacji i miłości, jednak teraz, mając świadomość jej absolutnego braku skruchy i żalu, dziękowałem Bogu, że dała mi odejść. Gdybym starał się mocniej, robił więcej, by mnie pokochała… kto wie, jakim nieczułym, godnym pożałowania robotem bym się stał. Teraz byłem jednak dorosły – nadal na nią wściekły, wciąż miałem do niej pretensję o to, jak lekko mnie traktowała, jednak byłem też niepomiernie wdzięczny za to, że nie stałem się taki jak ona. Ani jak ludzie, którymi się otaczała. – Nie jestem potworem, Nash. – Och, wreszcie zdecydowała się
do mnie zwrócić po imieniu. Naprawdę! – Jestem… Po prostu nie jestem matką, której potrzebowałeś. Tak samo jak ty nie jesteś synem, którego bym sobie życzyła. A skoro już ująłeś to w ten sposób, chyba po prostu nie jestem stworzona do bycia matką. Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się nad tym, dlaczego z Grantem nie zdecydowaliśmy się na kolejne dziecko? Nie chcieliśmy po prostu ich mieć. – I Bogu niech będą za to dzięki! – Odepchnąłem się od kuchennego blatu i skierowałem do drzwi. Wiedziałem, że jeśli teraz stąd wyjdę, nie będę miał już powodów, żeby tu wracać. To wszystko, te rewelacje, tylko utwierdziło mnie w racji Phila. I wyjaśniło mi przy okazji, dlaczego sam nie chciał mi o tym powiedzieć i nalegał, żebym dowiedział się o tym od własnej matki. Wreszcie oswobodziłem się z więzów przeszłości, które mnie pętały. Nie potrzebowałem jej akceptacji. Byłem dobrym człowiekiem, żyłem dobrym życiem, miałem wspaniałych przyjaciół i robiłem wszystko, co w mojej mocy, żeby zdobyć kobietę, na której mi zależało. Nie potrzebowałem już udowadniać matce, że powinna być ze mnie dumna za to, kim jestem. Bo sam byłem z siebie dumny. A to wszystko dzięki Philowi. Nie miało znaczenia, że nie bardzo wiem, jak ogarnąć nowy salon, i że Santa bierze mnie na przetrzymanie. Wiedziałem, że prędzej czy później dam sobie z tym wszystkim radę – i nie zamierzałem pozwolić na to, żeby ktoś mnie powstrzymał. I to nie dlatego, że potrzebowałem potwierdzenia własnej wartości czy poparcia – wystarczy, że byłem tym, kim byłem. Byłem taką osobą, na jaką wychował mnie mój ojciec.
SANTA: Wiedziałam, że spotkanie z matką wpędzi go w podły nastrój. Nie opowiadał o niej zbyt wiele – ani o tym, dlaczego to Phil go wychował – i samo to powiedziało mi o tym wszystkim więcej, niż gdyby próbował osobiście mi to wyjaśniać. Wspominał niejednokrotnie, że jako dziecko wybuchał raz po raz, bo za wszelką cenę chciał zadowolić swoją matkę i zwrócić na siebie jej uwagę. Dlatego podejrzewałam, że wizyta u niej rozdrapie stare rany. Byłam gotowa zrobić wszystko, byle tylko poczuł się nieco lepiej. Wcześniej dawał z siebie wiele, żeby zapewnić mi dobrą zabawę, żebyśmy spędzali fajnie czas, a jednocześnie cały czas starał się, żebym zrozumiała, że mnie pragnie i pożąda. Żebym wiedziała, że nie jestem mu obojętna. Czułam, że powinnam mu się jakoś odwzajemnić. Gdy zjawił się u mnie, był w podłym nastroju, cały nachmurzony i smutny. Oczy spowijał mu mglisty cień i nieważne, jak mocno starałam się z niego wyciągnąć coś na temat tej nieszczęsnej wizyty, otrzymywałam tylko zdawkowe bąknięcia i skrzywione miny. Bez żadnego konkretnego powodu. Nie potrafiłam go rozchmurzyć, a kiedy zaproponowałam, żebyśmy wyszli, posłał mi spojrzenie sugerujące, że chyba postradałam zmysły. Serio – dziś za nic w świecie nie nadawał się do przebywania w towarzystwie, ale nie mogłam pozwolić na to, żeby miał cały czas taki humor, i byłam gotowa zrobić dosłownie wszystko, żeby go z niego wyciągnąć. Sam fakt, że w końcu zgodził się gdzieś ze mną wyjść, świadczył o tym, jak bardzo mu na mnie zależy – chociaż widać było gołym okiem, że najchętniej zostałby na cały wieczór w domu, zagrzebany po uszy w pościeli. Miałam ochotę zacałować go na śmierć za to, że w ogóle zgodził się dać gdzieś wyciągnąć. Gdy już wsiadł do mojej jetty bez zadawania zbędnych pytań i ruszyliśmy przed siebie, mogłam się tylko modlić o to, żeby mój plan nie spalił na panewce i żeby Nash nie wpadł w jeszcze gorszy nastrój. Kiedy szukałam miejsca do zaparkowania, spojrzał na mnie pytająco, ale nic nie powiedział, gdy poprowadziłam go w stronę lodowiska w Skyline Park w pobliżu centrum Denver. Było otwarte tylko przez kilka zimowych miesięcy i można na nie było wejść za darmo, jeśli tylko miało się własne łyżwy. Od małego uwielbiałam
jeździć na łyżwach – to jedna z zalet dorastania w zimnym stanie. Nie było nic lepszego od pędzenia po lodzie w mroku, z migającymi nad głową światłami. Było coś zabawnego w robieniu czegoś tak niezwykłego w samym środku miasta. I miałam nadzieję, że Nash także to dostrzeże. Spojrzał na mnie i podniósł kruczoczarną brew. – Poważnie? Wzruszyłam ramionami i przygryzłam wargę. – No co? Zobaczysz, że będzie fajnie. – Jeżeli przez „fajnie” masz na myśli nabijanie się z tego, jak obijam sobie dupę, to… Jasne, może być fajnie. Uderzyłam go żartobliwie w ramię, a on objął mnie i przyciągnął do siebie. – Jeździłeś kiedyś na desce. Jestem pewna, że zdołasz utrzymać równowagę dość długo, żeby zrobić kilka okrążeń bez zaliczenia gleby – stwierdziłam. Pamiętałam, jak Nash pomykał w szkole na deskorolce, więc byłam pewna, że pomimo zbolałej miny świetnie sobie poradzi. – To było dawno temu i nieprawda, Santa. Przekonałam go, żeby pozwolił mi zapłacić za wypożyczenie łyżew, i poczułam miły dreszcz, kiedy usiedliśmy, żeby je włożyć. Nash uklęknął przede mną, żeby pomóc mi zasznurować moje. Nie mogłam oprzeć się chęci pochylenia się nad nim i ucałowania go w czubek głowy. Podobało mi się, jak jego króciutkie włosy łaskoczą moje wargi. Podniosłam wzrok na dźwięk chichotów grupki obserwujących nas dziewczyn. – Skup się na tym, żeby się nie przewrócić, a ja zajmę się resztą. Mruknął coś pod nosem i podniósł się tak zgrabnym ruchem, że aż załaskotało mnie w brzuchu, a stojące w pobliżu laski westchnęły. Niechętnie włożył swoje łyżwy i razem potruchtaliśmy na lód. Pierwsze dziesięć minut było prawdziwą udręką. Nash był wielki i chociaż poruszał się z gracją i wrodzonym wdziękiem, obuty w łyżwy i pchnięty na taflę lodu zamieniał się w taran, który wymknął się spod kontroli. Chciałam coś dla niego zrobić, ale nie miałam dość siły, żeby utrzymać go w pionie. W dodatku fakt, że rzucał mięsem na lewo i prawo, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie, sprawiał, że z trudem hamowałam się od śmiechu i ledwie udawało mi się utrzymać
równowagę. Dookoła nas śmigały dzieci. Nastolatki kręciły piruety, starając się zwrócić na siebie jego uwagę. Obok przemykali kolesie na hokejówkach, starając się mu zaimponować, ale Nash skupiał się bez reszty na utrzymaniu pionu. I na mnie. Wreszcie udało mu się utrzymać równowagę dość długo, żeby okrążyć całe lodowisko. Złapałam go za rękę, a on uśmiechnął się pod nosem i uścisnął moje zmarznięte palce. – Nigdy wcześniej nie byłem z dziewczyną na łyżwach! Jego słowa sprawiły, że ramiona pokryła mi gęsia skórka. Był dla mnie „tym pierwszym” pod tyloma względami, że nigdy nie przeszło mi przez myśl, że mogłabym się mu w jakiś sposób odwzajemnić. – To fajnie. Jechałam obok niego i przyglądałam mu się kątem oka. Napięcie widoczne wcześniej w kącikach ust nieco zelżało, a oczy nie były już tak pociemniałe od gniewu. – Wiesz, że możesz o tym ze mną porozmawiać? O tym, co zaszło między mamą a tobą… – bąknęłam. Całkiem nieźle radziłam sobie z niewtykaniem zbyt nachalnie nosa w jego prywatne sprawy, ale w razie potrzeby byłam skłonna go wysłuchać. Chciałam dać mu do zrozumienia, że jeśli tylko zechce, może mi się zwierzyć. Jasne, między nami istniało to piorunujące seksualne przyciąganie, magnetyczna więź, która nas łączyła, ale jeśli miało z tego wyjść coś poważnego, powinniśmy umieć ze sobą rozmawiać na poważne tematy. Nash przesunął kciukiem po wierzchu mojej dłoni i zmyliłam krok, nieomal pociągając nas oboje na lód. Był stanowczo zbyt dobry w rozpraszaniu mnie. – Szkoda gadać. Była równie niemiła jak zawsze. Za każdym razem, gdy z nią rozmawiam, czuję się podle. Wyszedłem dziś od niej przekonany, że nie mam już o czym z nią rozmawiać. Teraz już wiem, że ona nie jest moją rodziną. Nigdy nią nie była. Wciągnęłam zimne powietrze w płuca tak gwałtownie, że aż zabolały mnie zęby. – To naprawdę smutne… – Chyba tak, ale taka jest prawda. Miałam mnóstwo żalu do własnego ojca z powodu sposobu, w jaki się zachował i postanowił opuścić moją matkę. Jednak nawet mimo
iż nie pochwalałam jego zachowania i byłam na niego wściekła za cały ból, którego nam przysporzył, i zamęt, który spowodował, nie wyobrażałam sobie, że mogłabym zerwać z nim kontakt. Nigdy nie przeszłoby mi przez myśl, że mogłabym go wyrzucić z pamięci i wykluczyć z rodziny. Serce ściskało mi się z bólu na myśl, że Nash został zmuszony podjąć taką decyzję w czasie, kiedy jego ojciec borykał się z poważną chorobą. Pisnęłam, zaskoczona, kiedy potężna sylwetka u mojego boku nagle runęła naprzód i w dół, w widowiskowej plątaninie wymachujących gorączkowo kończyn. Zanim Nash rąbnął o lód, zdołał nas jakimś cudem przekręcić, więc plasnęłam o jego pierś z impetem, który wydarł dech z piersi nam obojgu. Otoczył mnie w talii ramionami i pokręcił głową, śmiejąc się cicho. – No dobra, Santa. Wygrałaś. To idiotyczne! Nie mogę być wściekły z pogruchotaną miednicą! Potarłam zmarzniętym nosem o jego szczękę. – Cóż, w końcu jestem pielęgniarką. Jak tylko wrócimy do domu, zajmę się każdym twoim „aua” najlepiej jak potrafię. Usłyszałam, jak wzdycha z rozmarzeniem. – A czy mogłabyś to zrobić nago? Roześmiałam się – bo co innego miałam zrobić? – a gdy zapewniłam go, że owszem, mogę zrobić to nago, oboje wiedzieliśmy już, że nie mamy czego szukać na lodowisku. Czułam się świetnie. Cieszyłam się z tego, że było mi przy nim dobrze i że nie tylko udało mi się wyciągnąć go z ponurego nastroju, ale i skłonić do śmiechu i do myślenia o czymś innym niż scysja z matką. Chciałam myśleć, że nikt na świecie oprócz mnie nie jest do tego zdolny, a kiedy dotarliśmy do domu i zaczęliśmy pracować nad naszą nagością i wprowadzaniem się w jak najlepszy nastrój, zaczęłam się zastanawiać, czy bycie ze mną było dla niego tak samo niezwykłe i odmienne jak dla mnie bycie z nim – bo tak się właśnie przy nim czułam. Następnego ranka robiłam w mojej maleńkiej kuchni kawę i przeczesywałam palcami wciąż mokre po prysznicu włosy. Czułam się leniwie, beztrosko i cudownie spełniona, bo pod prysznic poszliśmy wspólnie i wciąż jeszcze pławiłam się we wspaniałym poorgazmowym błogostanie, kiedy drzwi się otworzyły i do środka wpadła bez zapowiedzi moja siostra. Wyglądała na zdenerwowaną, zmęczoną i
bardzo, bardzo w ciąży. Była sama, bez żadnego z dzieciaków i miała zarumienione policzki. – Mama dzwoniła – oznajmiła bez ogródek, przechodząc przez salon i zaglądając nerwowo do pokoju na tyłach, gdzie zostawiłam Nasha, żeby się ubrał (obiecując mu, że kiedy skończy, będę na niego czekać z kawą). Nie chciałam, żeby Faith go tu zobaczyła. Nie chciałam, żeby próbowała dociekać, co mnie z nim łączy, bo tak naprawdę sama jeszcze do końca nie wiedziałam, a poza tym z pewnością trudno byłoby mi to jej wytłumaczyć. – No i…? Coś się stało? Wypuściła głośno powietrze z płuc i klapnęła na jedno z krzeseł przy stole w jadalni. – Przeprowadza się. Obciągnęłam nerwowo szlafrok i zerknęłam ukradkiem do przedpokoju. – Aha… – Powinnam była zapytać, gdzie się przeprowadza. Ale byłam zbyt zajęta modleniem się, żeby Nash nie wymaszerował nagle zza rogu w całej swej wytatuowanej i nagiej okazałości, żeby skupiać się na tym, co mówi moja siostra. Faith rzuciła mi karcące spojrzenie i opadła na oparcie krzesła. – Co masz na myśli, mówiąc „aha”? Ona wyjeżdża z Kolorado! Nic cię to nie obchodzi? – Cóż, jest dorosła, a przez ostatnie dwa lata zachowywała się jak obłąkana. Może wyrwanie się z Brookside, przeprowadzka gdzieś, gdzie nie będzie jej groziło, że wpadnie na tatę, i nic nie będzie jej o nim przypominało, dobrze jej zrobi? – Ale przecież my tu jesteśmy! Ma tu wnuki! Nie może ot tak zawinąć się, do innego stanu i zniknąć nam z oczu! To tata powinien to zrobić! To on namieszał! Nie mogłam odmówić jej racji. To tata narozrabiał i wina za to, że w naszej rodzinie nastąpił rozłam, leżała po jego stronie. Mama nigdy nie zachowywałaby się tak irracjonalnie, tak skrajnie nierozważnie, gdyby jej do tego nie sprowokował. Mimo wszystko, jeśli miałam być szczera, byłam dumna z tego, że podjęła taką decyzję. Że spróbowała wziąć sprawy w swoje ręce i zrobić coś z własnym życiem. Obwinianie taty o bycie dupkiem, nieprzyjmowanie do wiadomości faktu, że jest babiarzem, raczej nie mogło przynieść mamie
nic dobrego, ale naprawdę sądziłam, że zmiana otoczenia i spojrzenie na wszystko z dystansu bardzo jej się przyda. A przynajmniej zadziałało to w moim przypadku, kiedy potrzebowałam złapać oddech po szkole. Faith miała rację, że to nie mama powinna się przeprowadzić. Ale sam fakt, że w końcu poczyniła jakiś ruch ku temu, żeby wziąć sprawy w swoje ręce i ponosić konsekwencje własnych czynów, był dla mnie pozytywnym zaskoczeniem. Nie mogliśmy nic poradzić na to, że naszą rodzinę spotkało coś takiego, i musieliśmy się z tym pogodzić. A próba przekonania Faith, że na jedno by wyszło, gdyby to tata się przeprowadził, że tęskniłaby tak samo za tym, że nie może być z nami i z jej dziećmi, musiała poczekać… bo właśnie usłyszałam w sypialni jakiś hałas. Westchnęłam – i to bardziej dlatego, że zza drzwi właśnie wynurzył się Nash, niż w związku z tym, co mówiła moja siostra. Mój nie-do-końca chłopak wybierał się właśnie na spotkanie z Rome’em na siłowni, więc miał na sobie tylko czarny podkoszulek na ramiączkach i czarno-białe spodenki, a na głowie czapeczkę w swojej ukochanej czerni, którą tak lubił nosić. Na jego widok z trudem powstrzymałam rozmarzone westchnienie. Wyglądał bardzo, cholernie, idiotycznie seksownie – nie było co do tego dwóch zdań. Wkładał właśnie czarną bluzę z kapturem i pisał jednocześnie SMS, więc wątpię, czy w ogóle zauważył Faith, kiedy podszedł do mnie i otoczył mnie ramieniem, a potem przyciągnął do siebie i wycisnął na moich ustach namiętnego całusa. Pachniał świeżością i lekkim, kwiatowym aromatem mojego żelu pod prysznic. Niechybnie to wszystko sprawiłoby, że moje wargi rozciągnąłby szeroki uśmiech… gdyby nie widok osłupiałego i gniewnego spojrzenia Faith, które podchwyciłam nad jego ramieniem. – Nie zapomnij, że widzimy się dziś koło dziewiątej. Bar łatwo przeoczyć, bo nie ma właściwie żadnego szyldu, ale to blisko Broadwayu, a na parkingu będzie stał mój charger, więc powinnaś trafić bez problemu. – Mówiąc to, podniósł wysoko ciemną brew. – Jeśli mnie wystawisz, nie odpowiadam za to, co zrobią dziewczyny, byle tylko lepiej cię poznać. Wiedziałam, że jego przyjaciele chcieli mnie spotkać – i to nie na szpitalnym korytarzu, ale naprawdę poznać – i na samą myśl o tym ogarniała mnie panika. To, że miałam się z nimi zobaczyć, nadawało naszemu związkowi poważniejszego charakteru, niż byłam skłonna
przyznać, ale nie miałam pomysłu, jak się z tego wszystkiego wykręcić. Zresztą wiedziałam, że mu na tym zależy, i nie chciałam go rozczarować. Odchrząknęłam i położyłam mu dłoń na brzuchu. Był taki twardy… natychmiast nabrałam ochoty, żeby zacząć go pieścić. – Nash… – Jego druga brew powędrowała do góry. – Poznaj moją siostrę, Faith. Nie wiem, czy ją pamiętasz, była od nas o rok wyżej. – Wiedziałam, że Faith nie przeoczy zawartej w moich słowach sugestii. Pamiętała wszystkie rany, które ten wielki gość zadał w młodości mojemu niewinnemu sercu. Patrzyła na niego, jakby miała ochotę mu przylać. Ale Nash uśmiechnął się tylko krzywo i ruszył do drzwi. – Cześć, Faith. Miło mi cię oficjalnie poznać. Mówię poważnie, Santa. – Obniżył głos o pół tonu. – Jeśli nie przyjdziesz… złamiesz mi serce. Westchnęłam znowu i oparłam się oburącz na blacie kuchennym. – Przyjdę, przyjdę, nie martw się. Obiecuję. Uśmiechnął się do mnie i zniknął za drzwiami, zostawiając mnie w towarzystwie ziejącej nienawiścią siostry. Kiedy otworzyła usta, podniosłam rękę, nie dając jej dojść do słowa. – Nawet nie zaczynaj – ostrzegłam ją. Wstała, opierając o stół, i podeszła do mnie, zatrzymując się po drugiej stronie blatu. – Czyś ty oszalała?! Wolałabym, żeby zaczęła się na mnie drzeć, ale fakt, że wypowiedziała te słowa niemal szeptem, sprawił, że serce przeszył mi ból. – Niewykluczone. – Sięgnęłam po kubek z kawą głównie po to, żeby zająć czymś ręce. – On się zmienił. I nie mówię tylko o tym, co się działo w szkole. Jest miły, zabawny i… cudowny… Nie mówiąc już o tym, że przy nim czuję się świetnie. Naprawdę wspaniale. Lubię przebywać w jego towarzystwie, a poza tym Nash przechodzi teraz naprawdę ciężki okres i chciałabym mu jakoś pomóc. Wydaje mi się, że mnie teraz w pewnym sensie potrzebuje. – To ten sam facet, przez którego zwiałaś na Zachodnie Wybrzeże, Santa! – przypomniała mi, oburzona. – Zranił cię tak
mocno, że ukryłaś się przez wszystkimi i przez całe życie broniłaś się przed związkiem. To nie jest dobry pomysł… Machnęłam ręką. – Wiem. Z całej siły staram się o tym zapomnieć. O przeszłości. Twierdzi, że to było nieporozumienie – że nie mówił wtedy o mnie. Naprawdę chcę mu wierzyć, a to, co się wydarzyło na przyjęciu… – Wzruszyłam ramionami. – Może oczekiwałam więcej, niż powinnam była. Nastoletni chłopcy myślą tym, co noszą w spodniach. Wątpię, żeby mnie zignorował, gdyby wiedział, że przyszłam tam specjalnie dla niego. Nawet nie pamięta, że tam byłam. Faith skrzywiła się kwaśno. – No a co miał niby powiedzieć?! Jak inaczej miał ci się dobrać do majtek? Rusz tą swoją cholerną ryżą głową, Santa! To nie facet dla ciebie! Czas skończyć z tą idiotyczną chętką na niegrzecznego chłopca, czy co tam ci do łba strzeliło! Dorośnij wreszcie! – On taki nie jest, Faith – zaoponowałam. – To naprawdę miły chłopak. Troszczy się o przyjaciół prawie tak mocno jak ja o rodzinę i przez ostatnie miesiące naprawdę dzielnie znosił wszystkie moje humory. Nie obchodzi go, że jestem dziwna i czasami trudno mi się wysłowić. Nie wkurza się na mnie, kiedy świruję i go wystawiam do wiatru, a poza tym… – Zmusiłam ją, żeby spojrzała mi w oczy. Chciałam, żeby dostrzegła, jakie to dla mnie ważne, co zamierzam jej powiedzieć. – Sprawia, że czuję się normalna. I to zarówno w łóżku, jak i poza nim. – Stać cię na kogoś lepszego! Jej słowa tak mnie rozwścieczyły, że z hukiem postawiłam kubek na blacie i skrzyżowałam ręce na piersi. – Lepszego według czyich standardów? To pierwszy facet, który mi się spodobał. Pierwszy! I to także pierwszy mężczyzna, któremu chcę wierzyć, kiedy mówi mi, że jestem piękna. To pierwszy facet, którego mam ochotę rozebrać do naga i przywiązać do łóżka. Nigdy wcześniej przy nikim tak się nie czułam, Faith! Prychnęła i przyjrzała mi się krytycznie. – Oczywiście, że twierdzi, że jesteś piękna. Bo jesteś cholerną ślicznotką i tylko ślepiec by tego nie zauważył! Ale co z tym wszystkim, co było kiedyś? Co z okresem, kiedy nie uważał cię za piękność? Czy naprawdę chcesz być z kimś tak płytkim? A jeśli chodzi
o jego nagłą zmianę nastawienia… I to, że stał się miły… Co, jeśli to tylko wyrachowane zachowanie, mające na celu zaciągnięcie cię do łóżka, bo akurat teraz jesteś mu potrzebna? Co będzie, kiedy już mu się znudzisz, Santa? Co wtedy? Przygryzłam wargę, bo utrafiła w samo sedno moich lęków związanych z Nashem. Wiedziałam, że chce mnie po prostu chronić przed powtórnym złamaniem serca, ale jej ostre słowa trawiły w czuły punkt i podsyciły obawy co do tego, co rozwijało się między mną a Nashem. – Powiedział mi, że zawsze uważał, że jestem ładna. Że byłam dla niego zbyt mądra i zbyt nieśmiała, żeby próbował do mnie wystartować, ale… ale zawsze mu się podobałam. – Mniejsza o to, Santa. Nawet jeśli nie mówił źle o tobie, powiedział te słowa o kimś innym. A to nadal czyni z niego pieprzonego dupka. Z tym właśnie nie potrafiłam się uporać. Podczas tych rzadkich wieczorów, które spędzałam u niego, to właśnie świadomość tego faktu powstrzymywała mnie od zostania u niego na noc, przed poproszeniem otwarcie, żeby został ze mną, i tak naprawdę była to główna przyczyna, która powstrzymywała mnie przed zaufaniem mu w pełni. Wciąż jeszcze nie byłam do końca pewna, czy wiem, kim jest tak naprawdę. Ten Nash, z którym sypiałam, ten chłopak, który za każdym razem, kiedy wracał od swojego ojca miał najsmutniejsze, fioletowe oczy na świecie… Ten, który sprawiał, że wciąż przesuwałam granice własnych pragnień i z którym tak cudownie czułam się w łóżku… Byłam na dobrej drodze do zakochania się z nim. Jednak oprócz tego męczyły mnie paskudne, powracające wątpliwości, uwierające jak kamień w bucie pytania, swędzenie pod skórą, podświadomy lęk, że jest w nim coś złego i okrutnego i że nie powinnam mu ufać. Byłam niezachwianie przekonana, że mężczyzna – nawet taki, którego nie posądzałam o skłonność do popełniania czynów podobnych do tych, których dopuścił się mój ojciec – może się wycofać i uciec, nieważne jak wspaniały wydaje się związek, do czegoś, co uzna za lepsze dla siebie. Z tą świadomością, krążącą gdzieś z tyłu głowy, nie mogłam sobie pozwolić na zaufanie mu bez reszty – głównie dlatego, że byłam pewna, iż jeśli znowu mnie rozczaruje i zawiedzie, już nigdy nie zdołam się pozbierać. Tamten pierwszy raz… wówczas, gdy tylko
skrycie o nim marzyłam, i tak był już wystarczająco mocnym ciosem. Teraz, kiedy sny o nim się ziściły, wiedziałam, że jeśli okaże się kimś, kogo nie będę szanować czy akceptować… zabije mnie to. – Nie wiem, co ci na to odpowiedzieć, Faith. Staram się być ostrożna, nie zamierzam podejmować ryzyka, które mogłoby sprawić, że skończę ze złamanym sercem, ale… lubię przebywać w jego towarzystwie. Czy mogłybyśmy teraz zmienić temat i wrócić do rozmowy o mamie, żebyśmy nie musiały się kłócić? Nie sprawiała wrażenia zbytnio zachwyconej tym pomysłem, ale wiedziała, że mam dwadzieścia pięć lat, nie siedemnaście. I że sama powinnam ponosić konsekwencje własnych decyzji. – Mama chce sprzedać dom. Wynajęła już mieszkanie w Phoenix. Ma tam przyjaciółkę, która także niedawno się rozwiodła. Prosiłam ją, żeby przemyślała wszystko jeszcze raz i została chociaż do porodu, ale podobno ma już umówionych ludzi od przeprowadzki i agenta nieruchomości. Dom szybko się sprzeda. – Naprawdę sądzę, że to jej wyjdzie na dobre. I rzeczywiście tak myślałam. Przebywanie w tym domu, w tym mieście… czyniło ją niewolnicą wspomnień związanych z tatą, ich nieudanym małżeństwem i złamanym sercem. Może w Phoenix dojdzie do siebie… – Przeprowadziłaś się tutaj, żeby jej pomóc, żeby być bliżej niej i nas. Ona nawet nie zdaje sobie z tego sprawy, a teraz, patrząc na to, co się dzieje, żałuję, że nie zostałaś w Kalifornii. – Nadąsała się lekko i przewróciłam oczami na widok jej dramatyzowania. – Ty nadal tu jesteś. Dzieci są tutaj. Uwielbiam swoją pracę i moją szefową. Gdybym chciała wrócić do szkoły i się bronić, mam tutaj mnóstwo szkół, w których mogę wybierać i przebierać. Nie żałuję, że wróciłam do Denver. Lubię swoje życie, Faith. I tak było. Naprawdę lubiłam to, co robię, a teraz, kiedy w tym życiu pojawił się Nash, wraz z tymi wszystkimi nowymi i podniecającymi sposobami, dzięki którym zmuszał mnie do opuszczenia mojej bezpiecznej strefy, zaczynałam patrzeć na wszystko inaczej – i cieszyć się tym. – Czy powiedziałabyś to kilka miesięcy temu? Zanim… przed nim? – zagadnęła. To było podchwytliwe pytanie. Nigdy nie narzekałam na swój
los. Robiłam to, co planowałam robić – co od zawsze chciałam robić – więc czułam się spełniona. Ale nie do końca pewna, czy jestem szczęśliwa. – Nie wiem. – Byłam z nią szczera, najlepiej jak potrafiłam. – Cóż, muszę już lecieć i uratować Justina przed dziećmi. Pracuje dziś. – W jej głosie znać było zmęczenie i rozdrażnienie. Obeszłam blat i objęłam ją, a ona sztywno odwzajemniła gest. – Nie martw się o mnie ani o mamę. Poradzimy sobie. Uśmiechnęła się do mnie smutno i ruszyła do drzwi. – Chciałabym w to wierzyć. Widziałam, ile w tej rodzinie wycierpiały się kobiety z powodu złamanych serc. To się nigdy nie kończy dobrze. Miała rację, więc po prostu odprowadziłam ją bez słowa wzrokiem, dopóki nie zamknęły się za nią drzwi. Miałam dziś wolne i tak naprawdę nie wiedziałam, co z tym zrobić. Ostatnio, kiedy nie pracowałam, spędzałam czas z Nashem. Wcześniej, zanim zaczęliśmy się spotykać, spędziłabym cały dzień na czytaniu albo po prostu kręceniu się po domu, lub z Faith i dzieciakami. Czy to nie brzmiało nudno? Nie miałam w zasadzie żadnych przyjaciół, życia towarzyskiego, miejsca, do którego mogłabym wrócić. Nikogo, kto by za mną tęsknił. Może Sunny miała rację – po prostu zaczynałam się przekonywać wreszcie, co znaczy żyć pełnią życia? Ubrałam się i zamiast siedzieć w domu i smęcić, postanowiłam wyjść na zakupy i poszukać czegoś fajnego i modnego na dzisiejszy wieczór w barze, żebym podczas spotkania z ekipą Nasha czuła się pewnie i wygodnie. Nie zamierzałam pozwolić, żeby moja nerwowość i brak pewności siebie zepsuły coś, co w zamyśle miało być mile spędzonym wieczorem – nawet jeśli znajdę się w centrum zainteresowania. Jego przyjaciele chcieli mnie poznać, bo ostatnio spędzał ze mną mnóstwo czasu. A ja wiedziałam, że w jego przypadku kręcenie się wokół tej samej dziewczyny tak długo jest dość niezwykłe. Miałam tylko nadzieję, że zareagują na nasz związek inaczej niż Faith. Nie chciałam, żeby tłumaczyli mu, że stać go na kogoś lepszego, bo w głębi duszy chciałam być najlepszą rzeczą, jaka kiedykolwiek go spotkała. – Nie wkurza cię to? – Byłam trochę wcięta, lekko rozkojarzona i
bardziej gadatliwa niż zwykle. Ktoś postawił kolejkę tequili i, żeby uspokoić skołatane nerwy, dziabnęłam nieco więcej, niż zamierzałam sobie pozwolić. Shaw była naprawdę słodka i prześliczna. Była piękna jako panna młoda, ale przy bezpośrednim kontakcie emanowała taką łagodnością i słodyczą, że trudno było oprzeć się jej urokowi. Studiowała medycynę i wkrótce miała się bronić, więc miała do mnie sto tysięcy pytań, jak wygląda praca na oddziale ratunkowym. A to oznaczało, że miałam szansę porozmawiać na mój ulubiony temat – o pracy. Mogłam się przy tym w zasadzie obyć bez tequili. Pokręciła głową i uśmiechnęła się do mnie z odrobiną ironii. – Gdybym wściekała się za każdym razem, kiedy jakaś laska próbuje go poderwać albo z nim flirtować, czy chociaż robi do niego maślane oczy, nie miałabym czasu na nic innego. Cóż, takie już dobrodziejstwo inwentarza. Rule i Nash poszli grać w bilard na tyłach baru z mężem innej siedzącej z nami laski, rockmanem, a także blondynkiem o szopie jasnych włosów z wielką kotwicą wytatuowaną z boku szyi. Ayden była chyba najpiękniejszą kobietą, którą miałam okazję poznać osobiście. Miała niesamowite oczy i chociaż wydawała mi się odrobinę onieśmielająca i lekko zdystansowana, mówiła z uroczym akcentem i cechowała się tak zaraźliwym poczuciem humoru, że pomimo mojej początkowej irytacji i złości na Nasha, że zostawił mnie na pożarcie swoim koleżankom, bardzo dobrze mi się z nimi rozmawiało. – Ale one to robią tak ostentacyjnie! – zaprotestowałam bełkotliwie. – Miałam na myśli grupkę siks, które zbiły się w ciasne stadko dookoła chłopców grających w bilard. Wydały z siebie grupowe westchnienie, kiedy Jet, mąż Ayden, pochylił się nad stołem, żeby przymierzyć się do strzału. Trzeba było przyznać, że ciasne spodnie nie pozostawiały zbyt dużego pola dla wyobraźni. Ale tak czy siak, gdybym była na miejscu Ayden, zalałaby mnie krew. I tak już mnie zresztą zalewała, chociaż nawet nie byłam do końca pewna, jak mam traktować Nasha. To znaczy, eee… chyba zaczynałam dochodzić do pewnych wniosków, ale nie byłam dość odważna, żeby nazwać pewne rzeczy po imieniu. Ayden roześmiała się cicho i zlizała z wierzchu dłoni kryształki soli, pozostałe po ostatniej kolejce tequili.
– Normalka. Musisz po prostu pamiętać, że nawet jeśli laski obmacują ich wzrokiem, to na nich nie robi to specjalnego wrażenia. Nie możesz być z kimś, komu w pełni nie ufasz. To się nie sprawdza. Zważywszy na fakt, że Jet był nie tylko cholernie przystojny, ale też często wyjeżdżał w trasę ze swoim zespołem, przypuszczałam, że musi mu naprawdę, stuprocentowo ufać. Skrzywiłam się i wypaliłam z napędzaną tequilą szczerością: – Ale pamiętam ich ze szkoły! Chcieli przelecieć wszystko, co nie uciekło na drzewo. Skąd możecie wiedzieć, że teraz się zmienili? – Jak tylko to wyartykułowałam, zamrugałam, osłupiała, bo natychmiast dotarło do mnie, że po trzeźwemu nigdy nie powiedziałabym czegoś tak nieodpowiedniego. Poczułam, że policzki mi płoną, ale Shaw wyciągnęła rękę i położyła mi dłoń na ramieniu. Miałam ochotę wpełznąć pod stolik i już nigdy spod niego nie wyjść. – Byłam kilka klas niżej od ciebie, Santa, więc sama doskonale o tym wiem. Wiem, jaki był Rule. Pamiętam doskonale, jaki kawał skurwysyna był z każdego z nich, ale… wierz mi, ludzie się zmieniają. Z czasem dorastają. Przytrafiają się nam różne rzeczy, dobre i złe, ale w gruncie rzeczy chodzi o tego, kogo kochasz. O człowieka w tym kimś, bez którego nie możesz żyć, a nie sumę tego, co zrobił czy czego nie zrobił, kiedy był młodszy i próbował znaleźć swoje miejsce we wszechświecie. Ayden sięgnęła po swoje piwo i pokiwała poważnie głową. – Zmarnowałam wiele, naprawdę wiele lat, starając się zapomnieć o paskudnych wydarzeniach z przeszłości. Myślałam, że zamieniły mnie w złego człowieka. Osoba, którą teraz jestem, nie przypomina dawnej mnie, ale nie byłabym taka jak teraz, gdyby nie tamte doświadczenia. Przygryzłam dolną wargę – smakowała cierpko od limonki i alkoholu. Z piersi wydarło mi się głębokie westchnienie i powiodłam wzrokiem od jednej laski do drugiej. Były wspaniałymi młodymi kobietami. Na tyle silnymi, żeby nie przejmować się tym, że ich mężczyźni przyciągają uwagę innych kobiet, i dość miłymi, żeby przyjąć mnie do swojego grona, nie oceniając mnie – bo chciały, żeby Nash był szczęśliwy. Nie wiedziałam, czy kiedykolwiek uda mi się pogodzić z przeszłością w takim stopniu, z jaką pogodzone wydawały mi się one.
Postawiłam łokieć na stole i wsparłam podbródek na dłoni. – Byłam wtedy gruba. Spojrzały na siebie i zamrugały z niedowierzaniem. – No i…? – spytała mnie, zaciągając uroczo, Ayden. – Zrobiłam się przez to nieśmiała i zamknięta w sobie. I nigdy jakoś z tego nie wyrosłam. W szkole wiele przeszłam. Ludzie się nade mną znęcali. To bolało. Nawet jeśli nie jestem już tamtą małą tłuściochą zewnętrznie, to wciąż jestem nią w środku… I przez to zachowuję się jak kretynka. Shaw odrzuciła długie włosy za ramię i posłała mi pytające spojrzenie. – A co to ma wspólnego z Nashem? Machnęłam chwiejnie ręką w nieokreślonym kierunku. – Ufasz Rule’owi. Ayden ufa Jetowi… ale ja… Dlaczego miałabym ufać komuś, do kogo laski lecą jak muchy do miodu? Faceci lubią ładne laski, których nie trzeba urabiać. – Wypowiedziałam to takim tonem, jakbym rzeczywiście miała w tej sprawie coś do powiedzenia. Dziewczyny spojrzały po sobie jeszcze raz, a potem Shaw powiedziała prosto z mostu. – Nash taki nie jest. Po pierwsze, jest ostatnią osobą na świecie, którą posądziłabym o bycie krytycznym, a po drugie, nigdy, przenigdy nie spędził z żadną dziewczyną tyle czasu, co z tobą. Ayden parsknęła i poklepała mnie po kolanie. – Przykro mi ci to mówić, słonko, ale ci chłopcy mają do wyboru, do koloru laseczek, które chciałyby z nimi spędzać czas: chudych, pulchnych, blondynek, brunetek… każdych, o jakich tylko można zamarzyć. Do czego zmierzam? Mam wrażenie, że umknęło ci, że nasz przystojniak postanowił spędzać wolny czas z tobą. To ciebie wybrał i jak dotąd nie zmienił zdania. – Odsunęła z czoła ciemne kosmyki i spojrzała na mnie, podnosząc brew. – A wierz mi, że te wydry stają na głowie, żeby tylko zwrócić na siebie jego uwagę. Słuchałam jej słów, ale jednocześnie byłam świadkiem, jak jedna z laseczek odłącza się od grupy i podchodzi tanecznym krokiem do stołu. Nash opierał właśnie się na kiju bilardowym i chociaż dziewczyna kierowała się wprost na niego, patrzył tylko na mnie. Przyglądał mi się, nie spuszczając ze mnie wzroku, i mogłam tylko
odwzajemnić to spojrzenie. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że można kochać kogoś i ufać komuś tak bezgranicznie, że obiekt tych uczuć po prostu wiedział, że jest jedyną osobą w życiu ukochanej lub ukochanego – jedyną, o której ten ktoś myśli, i jedyną, której on pragnie. To było dla mnie jak… czysta abstrakcja. Coś takiego nie miało prawa się wydarzyć w prawdziwym życiu… czyż nie? – Nie wiem, czy powinnam się z tego powodu czuć lepiej, czy gorzej. Obie zaczęły mówić jedna przez drugą, starając się mnie zapewnić, że Nash jest lojalny, że to wspaniały facet, że był w grupie swoich kolegów tym miłym i że zazwyczaj stanowił głos rozsądku, bo Rule był w gorącej wodzie kąpany, a Jet miał tendencje do humorów i dąsów. Słuchałam ich jednym uchem, przyglądając się kątem oka, jak dziewczyna podchodzi do Nasha, opiera mu dłoń na piersi i uśmiecha się do niego nieśmiało. Nie wiedziałam, co mnie bardziej przeraża – to, że laska otwarcie z nim flirtuje, czy to, że tak się tym przejmuję. Przyglądając się całej tej scenie, czułam się niezręcznie. Nash pokręcił wytatuowaną głową, cofnął się o krok i oddał swój kij Rowdy’emu, a potem zaczął się przeciskać przez tłumek siks. Przez cały ten czas nie spuszczał ze mnie wzroku. Chyba widział, że jestem podenerwowana – i to nie z powodu rozmowy z dziewczynami, tylko uwagi, jaką na siebie zwracał. Nie był mój. Nie mogłam rościć sobie do niego żadnych praw, więc nie powinnam się tym przejmować… A jednak tak było. Kiedy dotarł do naszego stolika, położył mi dłonie na ramionach i poczułam, jak całuje mnie w czubek głowy. To było to. Jeden z tych prostych gestów, które rozluźniały węzły krępujących mnie, nawarstwiających się problemów. – Wszystko w porządku? – zapytał czule. Shaw i Ayden pokiwały głową, a ja westchnęłam i obróciłam się na krześle, tak że byliśmy teraz zwróceni twarzami do siebie. Nash wsparł ręce na podłokietnikach krzesła, tak że zablokował mi drogę odwrotu, i zmusił mnie do spojrzenia mu w oczy. – Serio, w porządku? Możemy stąd zaraz iść, jeśli tylko zechcesz. Dosłownie zaparło mi dech w piersi. To byłby już drugi raz, kiedy zostawiłby swoich przyjaciół tylko dlatego, że nie potrafiłam się
wziąć w garść. Otworzyłam usta, żeby coś mu odpowiedzieć. Żeby zapewnić go, że jest OK. Jego przyjaciele okazali się naprawdę wspaniali, a ja byłam dość wcięta, żeby udało mi się przetrwać kolejną godzinę czy coś koło tego, ale nie dane mi było dojść do słowa, bo nagle przy stoliku wyrósł jak spod ziemi Rule. Jego jasnoniebieskie oczy były wielkie jak spodki. – Rome właśnie dzwonił. Cora rodzi. Nagle wszyscy zerwali się na równe nogi. Jet i Ayden, Rule i Shaw – wszyscy wybiegli z baru, nie zawracając sobie nawet głowy płaceniem rachunku. Spojrzałam, zaskoczona, na Nasha, który strzelił palcami na zabójczo przystojnego barmana. – Dlaczego wszyscy nagle uciekli? Obok zmaterializował się Rowdy i wyciągnął z przypiętego do kieszeni łańcuchem portfela plik rachunków, które podał barmanowi. Nash podał mi dłoń i pomógł wstać. Chwiałam się trochę na nogach, więc otoczyłam go w pasie ramieniem. – Cora rodzi za wcześnie. Miała termin bliżej końca miesiąca. Rany, wścieknie się, że nie ma przy niej jej ojca… Wyciągnął telefon i zaczął pisać SMS. – Który to tydzień? – Z łatwością wcieliłam się w lekarkę. Rola zazdrosnej, lekko dziabniętej nie-do-końca-dziewczyny niezbyt mi pasowała. Nash spojrzał na mnie, jakbym nagle zaczęła mówić w obcym języku. – Sądzę, że nic jej nie będzie – dodałam. – Po prostu jest drobnej postury, a dziecko prawdopodobnie jest całkiem spore, zważywszy na gabaryty tatusia. Jeżeli wasza przyjaciółka jest w przynajmniej trzydziestym siódmym miesiącu ciąży, ona i dziecko powinny mieć się dobrze. Wyprowadził mnie w pośpiechu z baru, a gdy zatrzymałam się przy jetcie, nie chargerze, przemówił mi do rozsądku: – Piłaś shoty z Ayden, więc wiem, że wypiłaś więcej niż zazwyczaj. Nie chcę, żebyś prowadziła, więc zawiozę cię do domu, a po twój wóz wrócimy jutro. Wsunął w zamek kluczyki i spojrzałam na niego z mieszanką uznania i strachu. Naprawdę chciałam, żeby z taką łatwością przychodziło mi lubienie go… Cóż, w zasadzie coś więcej niż lubienie.
– Wiem, że martwisz się o przyjaciół. Zadzwonię po taksówkę… – Oczy pociemniały mu lekko od kłębiących się w nim uczuć. Było widać na pierwszy rzut oka, że jest wzburzony. – Santa… – Bąknął zachrypniętym, nabrzmiałym napięciem głosem i przesunął kciukiem po moim podbródku, przyprawiając mnie o dreszcz. – Tak samo martwię się o ciebie. Nie wiem, jak – ani kiedy – to się stało, ale to fakt. Zawiozę cię do domu, a potem pojadę do szpitala. Przełknęłam ślinę i pokiwałam w milczeniu głową. Nash pomógł mi wsiąść do samochodu i ruszyliśmy w noc, przed siebie. Czułam, że jest spięty. I chociaż mogłam mu sprzedać kilka głodnych kawałków na temat tego, że z medycznego punktu widzenia wszystko powinno być w porządku, wiedziałam, że nie poczuje się przez to wcale lepiej. Tracił już jedną osobę, którą kochał. Byłam pewna, że sama myśl o tym, że mógłby stracić kolejną, była dla niego nieopisaną udręką. Wyciągnęłam drżącą dłoń i odnalazłam w mroku jego ściskającą kurczowo drążek zmiany biegów rękę. Czułam, jak jego napięte mięśnie drżą. – Nash… – Gdy na mnie spojrzał, zobaczyłam, że usta wykrzywia mu grymas. – Czy… chcesz, żebym pojechała z tobą do szpitala? Oni wszyscy byli dla niego jak rodzina. Darzyli się bezwarunkową miłością i polegali na sobie nawzajem. A ja – ja byłam kimś z zewnątrz. Szpital był tak naprawdę moim drugim domem i czułam się tam bardziej na miejscu niż gdziekolwiek indziej… niż w tym samochodzie, starając się pocieszyć pogrążonego w rozpaczy człowieka. Wiedziałam, co powinnam zrobić. Widziałam, jak jego oczy zmieniają z powrotem barwę na jaśniejszą, a ramię, którego dotykam, nieco się rozluźnia. – Tak. Chciałbym. – W porządku. W takim razie jedźmy. Koła potężnego wozu zapiszczały i wcisnęło mnie w fotel, kiedy na środku ulicy Nash zawrócił i skierował samochód w stronę szpitala. To otrzeźwiło mnie znacznie skuteczniej, niż powrót do domu i przespanie się we własnym łóżku. Nash zaparkował, a gdy wysiadł, musiałam dosłownie biec, żeby dotrzymać mu kroku, kiedy popędził do wejścia. Całe szczęście, że byłam wysoka – inaczej musiałby mnie dosłownie za sobą wlec.
Trzymał mnie mocno za rękę i czułam, że dłoń ma wilgotną ze zdenerwowania. Kierował się na ostry dyżur, więc musiałam użyć całej siły, żeby zmusić go do zatrzymania się. – Porodówka jest tam. Pewnie właśnie tam ją zawieźli. Mruknął coś pod nosem i niechętnie pozwolił, żebym prowadziła. Widziałam pytające spojrzenia, rzucane mi przez personel, podczas gdy pędziłam przez korytarze, ciągnąc za sobą Nasha. Ktoś taki jak on zwracał na siebie uwagę. A zważywszy, że wszyscy wciąż plotkowali o mojej zakończonej fiaskiem randce z doktorem Bennetem, to nie wróżyło mi zbyt dobrze. Wiedziałam, że personel zyska kolejny temat do plotek. Wszyscy z paczki Nasha – poza Rule’em – zgromadzili się w poczekalni. Nash skinął głową przechadzającym się nerwowo w tę i we w tę facetom, a potem podszedł do dziewczyn. – I jak? – zapytał. Shaw, wyraźnie zdenerwowana, nawijała pasma jasnych włosów na szczupłe palce. Jej zielone oczy były wielkie jak spodki. – Wcześniak, ale nie jest źle. Trzydziesty szósty tydzień. Rome wariuje i dosłownie łazi po ścianach. Chyba przesadza, więc Rule i ich matka próbują go trochę uspokoić. Lekarz się go przestraszył… Nash prychnął, a ja wyobraziłam sobie scenę rozgrywającą się między Rome’em i lekarzem. Wystarczyło sobie przypomnieć, jak wygląda przyszły ojciec i eksżołnierz. – Czy ktoś dzwonił do Joego? – Nash zerknął na mnie i wyjaśnił: – To ojciec Cory. Shaw kiwnęła głową. – Rome to zrobił po drodze. Może powinieneś dryndnąć do Phila…? Nash zamarł na krótką chwilę i oczy z powrotem mu pociemniały. Wiedziałam, że jego tata był dla reszty ludzi z jego paczki jak drugi ojciec. Salon tatuażu, który założył, był dla nich drugim domem. Sama świadomość, że na świecie pojawia się nowa istota, podczas gdy on powoli z niego odchodzi, musiała być gorzka i bolesna. Gdy Nash spojrzał mi w oczy, ścisnęłam mocno jego dłoń. – Porozmawiam z personelem i zobaczę, czy uda mi się od nich wyciągnąć jakieś szczegóły – obiecałam. – Dobra? Nash przełknął głośno ślinę i wykrzywił usta w podkówkę.
– Idę zadzwonić. Wyglądał tak żałośnie, wydawał się taki rozdarty, że serce ścisnęło mi się bez porównania mocniej niż na widok tamtej laski, która próbowała go poderwać. Podniosłam dłoń i pogładziłam go po policzku. Ściągnięte rysy sprawiły, że obudził się we mnie instynkt pielęgniarki. Pragnęłam mu pomóc, ulżyć w cierpieniu… a także coś więcej. To nie wróżyło dobrze. Chciałam mieć więcej prywatności, przestrzeni, która dałaby mi gwarancję, że nie zostanę znów zraniona. Moja reakcja była oznaką tego, że padł kolejny bastion broniący mojego bezpieczeństwa. Odeszłam spiesznie, żeby wypytać personel o wieści na temat Cory i dziecka. Wykorzystałam swoją pozycję, żeby uzyskać więcej informacji, niż udzielono by ich bandzie domniemanych nieznajomych, zgromadzonych w poczekalni. Kiedy wróciłam, wszyscy się denerwowali, byli śmiertelnie poważni. Dzieci rzadko gorliwie prosiły się na ten świat, więc ta noc miała być dla nich długa. – Świetnie sobie radzi – poinformowałam ich. – Potrwa, zanim zacznie się prawdziwy poród. Dziecko jest zdrowe i silne, więc wszystko wskazuje na to, że wszystko się dobrze skończy. Musimy czekać. I trochę się uspokoić. Mała sama wie, kiedy przyjdzie na nią czas, i wątpię, żeby ktokolwiek mógł wpłynąć w jakiś sposób na jej decyzję. – Brzmi całkiem, jakby to powiedział jej wujaszek. Widać, że młoda to nieodrodna Archerówna. – Żartobliwy komentarz Shaw sprawił, że napięcie zelżało, a pełne wdzięczności spojrzenia i pełne ulgi uśmiechy tylko to potwierdziły. Prawie się zachłysnęłam, kiedy Nash objął mnie bez zapowiedzi i przytulił tak mocno, że ledwie mogłam złapać oddech. Przycisnął usta do mojej skroni. Czułam, jak pierś podnosi mu się i opada w pełnym ulgi westchnieniu. – Tak bardzo się cieszę, że tu jesteś! – wymruczał w moje ucho. – Rzygam już szpitalem, ale dzięki tobie potrafię to jakoś znieść. Nie wiedziałam za bardzo, co mu na to odpowiedzieć, więc tylko wtuliłam się w niego i pozwoliłam, żeby przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej. Wiedziałam, że muszę jak najszybciej dowiedzieć się, na jak wiele mogę sobie z nim pozwolić. Świadomość, że pragnie mnie mieć przy sobie – i to nie tylko dlatego, że wiedziałam, jak poruszać się na terenie szpitala, ale że chce, abym była przy nim, zwyczajnie mu
towarzyszyła – była czymś, co dodawało mi skrzydeł. Nie chciałam, żeby mnie zranił. Ale do tej pory nigdy, przenigdy nie przyszło mi do głowy, że gdybym opacznie go zrozumiała, skończyłoby się tak, że to ja bym go zraniła. I świadomość tego faktu wcale mi się nie podobała.
NASH: Cora urodziła. Nie mogę uwierzyć, że taka z niej drobina! Pokiwałem głową i podałem Philowi szklankę z wodą. Wyglądał naprawdę paskudnie. Przykro było go oglądać w takim stanie – chorego i umęczonego; sypialnia w jego mieszkaniu została praktycznie przekształcona w szpitalną salę. W miarę upływu czasu coraz więcej tracił na wadze, stawał się coraz bledszy, a każdy jego rzężący i charczący oddech brzmiał coraz gorzej. Pochyliłem głowę i wbiłem wzrok w dywan między moimi vansami. Nie chciałem, żeby widział, jak ciężko znoszę wizyty u niego. – Gdy Rome ją przytula, wygląda jak szmaciana lala. Czasami mam wrażenie, że zdołałby ją podnieść w tej swojej niedźwiedziej łapie! Jest taka drobna i krucha, a owija sobie wszystkich facetów bez trudu dookoła palca. I nawet tego nie zauważa. – To był żart, ale jakże prawdziwy! Remy Josephine Archer była małą, jasnowłosą idealną miniaturką swojej wyszczekanej mamy. Chociaż jej oczy miały nadal ciemny, niebieski kolor – jak u wszystkich niemowlaków – nietrudno było dostrzec w nich błysk firmowego błękitu oczu Archerów. Pewne, że gdy podrośnie, będzie miała oczy Rule’a i Remy’ego. Wszyscy będą z niej dumni. Ojciec Cory był już tak zakochany w swojej wnuczce, że zaczynał przebąkiwać o przeprowadzce z Brooklynu do Denver. Mała R.J. była pierwszym dzieckiem w naszej paczce, naszej barwnej rodzinie, i na sto procent będzie cholernie rozpieszczana i traktowana maksymalnie nadopiekuńczo. Zasługiwała na to. – Jak sobie radzicie w salonie bez Cory? – Phil zaczął kasłać i spojrzałem na niego spod ściągniętych z troską brwi. Brzmiało to tak okropnie, że serce ścisnęło mi się z bólu i miałem wrażenie, że na moment się zatrzymało. – Mogłoby być lepiej. Przyjmuję teraz mniej klientów. Cora ogarniała tak wiele rzeczy! Przez pół dnia załatwiam nowych, zajmuję się całym tym netowym gównem i płaceniem rachunków. To kijowa robota. Zaczęliśmy prace renowacyjne w nowym salonie, więc kiedy nie załatwiam spraw w Marked, jestem zajęty robotą w mieście. Rule i Rowdy znaleźli kilku dobrych artystów, którzy są skłonni podjąć się roboty u nas i podłubać trochę w nowym salonie, ale musimy znaleźć
kogoś na recepcję, do ogarniania roboty papierkowej. – Pokręciłem głową. Phil znowu zakasłał, tak gwałtownie, że aż cały się zatrząsł. – Nie znajdziesz drugiej Cory. Jest jedyna w swoim rodzaju, a kiedy będzie gotowa, wróci. Chciałbym, żebyś zadzwonił do tej dziewczyny, którą spotkałem ostatnio w Vegas. Byłem tam na konwencie. Przyjechała jako jedna z pin-upowych modelek, z którą kolesie robili sobie zdjęcia. Parsknąłem krótkim śmiechem. – Potrzebuję kogoś do prowadzenia interesu, nie modelki. – Potrzebujesz kogoś, kto zdoła okiełznać ten cały bajzel i złą atmosferę, którą rozsiewacie, a na dodatek, kto będzie pasował do salonu. Kogoś, kto ma do tego serce i nie da sobie w kaszę dmuchać. A ona jest rozgarnięta. I piękna. Ale nie wziąłem namiarów tylko dlatego, że miała ładną kieckę. Zadzwoń do niej, a jeśli okaże się zainteresowana robotą, umów ją na rozmowę. Chciałem go uszczęśliwić, więc się zgodziłem: – Skoro tak mówisz… – Mówię. Może i jestem chory, ale nadal wiem, co napędza mój interes. Sądzę, że nadaje się do tej roboty i będzie wam skłonna pomóc bardziej niż ktokolwiek, na kogo byście teraz mogli liczyć. – Dlaczego tak myślisz? – Bo wszystkich nas łączy przeszłość, Nash. Żaden z nas nie byłby w tym miejscu, gdzie teraz jest, bez rzeczy, które kiedyś nam się przydarzyły. Nazywa się Salem Cruz. Powiedz jej, że to ja dałem ci namiary… I wspomnij może, że powinna zajrzeć na stronę salonu, żeby przejrzeć prace naszych tatuażystów. Jego słowa brzmiały enigmatycznie i dziwnie tajemniczo, ale z drugiej strony to był właśnie cały Phil, więc nie drążyłem tematu. A zresztą mój ojciec zaraz go zmienił: – A tak przy okazji, jak się miewa śliczna pielęgniareczka? Cóż, to było dobre pytanie. Nie miałem bladego pojęcia, co ostatnio u niej słychać. Odkąd spędziła z nami noc w szpitalu, czekając, aż Cora urodzi, miałem wrażenie, że mnie unika. Nadal się widywaliśmy, nadal sypialiśmy ze sobą – tak często, jak się dało, i tak często, jak pozwalały na to nasze napięte grafiki – ale od jakiegoś czasu Santa zachowywała się dziwnie. Zbudowała jakiś osobliwy dystans,
całkiem jakby wzniosła ochronny mur. I chociaż nie chciałem się przed sobą do tego przyznać, bo byłem ostatnio zarobiony po pachy, miałem wrażenie, że się od siebie oddalamy. Chciałem ją o to zapytać. Pragnąłem, żeby potwierdziła, że nadal ze sobą jesteśmy, że nasz związek przeradza się w coś poważnego i po prawie trzech miesiącach, które spędziliśmy ze sobą, powinna być przekonana, że chcę być tylko z nią i z nikim innym… Jednak zamiast się do siebie zbliżyć, wyglądało na to, że dzieli nas coraz większy dystans. Nie pozwoliła mi nawet uczcić w żaden specjalny sposób walentynek. To była dziwna, trudna sytuacja. Nie miałem problemu z zaciągnięciem jej do łóżka, przekonaniem, za jak cudowną i atrakcyjną dziewczynę ją uważam. Ale poza łóżkiem miałem wrażenie, że jeśli spróbuję ją przycisnąć, nakłonić do nazwania rzeczy po imieniu i przyznania, że obchodzę ją bardziej niż gość na jedną noc, zostawi mnie na lodzie. Domyślałem się, że stara się po prostu być ostrożna i nie jest do końca pewna, czy może mi stuprocentowo zaufać – w ogóle zaufać jakiemukolwiek facetowi. I tak naprawdę nie mogłem mieć do niej o to pretensji. Opowiadała mi o swoim ojcu i jego dziewczynie, a także o jakimś kolesiu, z którym spotykała się na studiach. Obaj bardzo ją zawiedli. Chciałem z całych sił przekonać ją, że nie może mierzyć wszystkich tą samą miarką. Robiłem wszystko, co w mojej mocy, żeby się do niej zbliżyć, i nie było opcji, żebym to wszystko spieprzył, przesypiając się z pierwszą lepszą, która się nawinie, ale miałem wrażenie, że Santa nie potrafi mi zaufać. Nie mogła się pogodzić ze wspomnieniami ze studiów, ale kiedy mówiła o swoim ojcu, o tym, że jej rodzina była tak sobie bliska, o tym, jak jej matka prawie postradała zmysły po tym, jak ojciec ją zdradził… Słyszałem w jej głosie ból, który był nie do zniesienia. Jego niewierność nie tylko złamała serce matce, ale pozostawiła też głębokie blizny w sercach wszystkich kobiet w rodzinie Fordów. Santa mówiła co prawda dużo o tym, jak to stara się pogodzić z wyborami, których dokonał, o nadstawieniu drugiego policzka, byle tylko nie tracić z nim kontaktu, i o nieżywieniu do niego urazy, ale z każdego jej słowa wyzierał żal i ból, które trudno było przeoczyć. Rozumiałem ją, bo nawet jako osoba bezpośrednio niezaangażowana w to, co spotkało jej rodzinę, byłem przekonany, że jej ojciec zachował się jak ostatni
gnojek, wystawiając swoją rodzinę do wiatru. Nie wiedziałem tylko, czy Santa kiedykolwiek się z tym wszystkim pogodzi i zda sobie sprawę z tego, że nie powinna mnie porównywać do ojca… A jeśli nie zechce przyjąć do siebie tego, że ludzie potrafią zawodzić – i to nawet ci, z którymi wiążemy naszą przyszłość? Rozumiałem żal i urazę, jakie do niego żywiła, jednak wiedziałem też, że jeśli sama sobie z tym nie poradzi, nasz związek może utknąć w martwym punkcie. Ojciec ją rozczarował i utwierdził w przekonaniu, że nie powinna ufać facetom – przekonaniu, którego nabrała wcześniej z mojego powodu. Nie miałem pojęcia, jak skłonić ją do tego, żeby zauważyła, że robię wszystko, co w mojej mocy, żeby znowu jej nie zawieść. Nie byłem jej ojcem i nigdy by mi przez myśl nie przeszło, że mógłbym zamienić kochającą rodzinę na łatwy, szybki łup. – Jest… trudna. Phil roześmiał się – naprawdę, szczerze – co sprawiło, że i ja się uśmiechnąłem i wbiłem wzrok w podłogę. Poczułem, jak kładzie mi dłoń na głowie i mierzwi mi czule włosy. Przymknąłem oczy i wstrząsnął mną nagły dreszcz. – To właśnie chyba obecnie motto twojego życia, Nash. Trudności. Przeszkody. Jesteś silnym facetem, dobrym człowiekiem… poradzisz sobie ze wszystkimi kłodami, które życie rzuci ci pod nogi, nieważne, jak trudnymi do ominięcia czy przeskoczenia. Chciałbym, żebyś wiedział, że ten człowiek… ta osoba, którą jesteś… to ktoś, z kogo możesz być dumny. Jesteś najlepszą rzeczą, jaka mi się w życiu przytrafiła. Nie zapominaj o tym. I nigdy w to nie wątp. Jasna cholera! Miałem ochotę się rozwrzeszczeć, tu i teraz! Zwinąłem dłonie w pięści, byle tylko stłumić kłębiące się we mnie emocje. – Od zawsze chciałem usłyszeć to od matki… A teraz… kiedy słyszę to od ciebie – osoby, bez której nigdy nie stałbym się tym, kim jestem – to dla mnie milion razy cenniejsze. Dzięki, Phil. Wciąż miałem problem ze zwracaniem się do niego per „tato”. Poklepał mnie po krótko ostrzyżonych włosach. – Powinienem… powinienem był być odważniejszy. Nie powinienem był tak bardzo bać się, że mnie znienawidzisz dlatego, że ci o wszystkim nie powiedziałem. Chciałem, żeby twoja matka wzięła na siebie odpowiedzialność za to, co zrobiła. Ale kiedy trafiłeś pod
moją opiekę… powinienem był ci wyznać prawdę. – Żałuję, że nie dowiedziałem się o wszystkim wcześniej. – Westchnąłem. – Żałuję, że nie mogłem docenić tego, że chociaż jeden rodzic jest ze mnie dumny. Potrafię pogodzić się z tym, że mama dokonała takich, a nie innych wyborów. W końcu zdecydowała się mnie urodzić. Ale… nigdy nie była dla mnie prawdziwą matką. – Byłem z ciebie dumny na długo przed tym, zanim dowiedziałeś się, że jesteś moim synem, Nash. Twoja matka… to skomplikowana osoba. Od zawsze miała jasny obraz tego, jak powinno wyglądać jej życie. I ani ty, ani ja nie pasowaliśmy do tej wizji. – Zabrał dłoń i w końcu podniosłem wzrok, żeby spojrzeć mu w oczy. Nadal jeszcze próbowałem to wszystko przetrawić – targające mną uczucia, stracony czas… Widziałem w jego oczach, że on także próbuje opanować wzruszenie. – Powinna była po prostu pozwolić ci zabrać mnie ze sobą… To oszczędziłoby wszystkim niepotrzebnego cierpienia. – Nie możemy cofnąć czasu, synu. Możemy tylko żyć dalej, mądrzejsi o nowe doświadczenia i bardziej ostrożni. – Przerwał, zanosząc się kolejnym paskudnym atakiem kaszlu, tak silnym, że musiałem mu podać tlen i pokaźną dawkę środków przeciwbólowych. Dotarło do mnie, że wizyta dobiega nieuchronnego końca. Otuliłem go kołdrą i starałem się z całej siły odpędzić od siebie myśl, że za każdym razem, gdy go widzę, mam wrażenie, że to może być nasze ostatnie spotkanie. – Zadzwoń do Salem – poprosił na odchodnym. – Jest dokładnie tą osobą, jakiej wam potrzeba… I sądzę, że szybko się o tym przekonacie. – Dlaczego mam wrażenie, że opowiadając mi o niej, coś kręcisz? Uśmiechnął się słabo i zamknął oczy. – Znasz mnie. Lubię pomagać osobom, na których mi zależy: ty, Rule, Jet, Rowdy, Cora… Stworzyłem sobie rodzinę z zagubionych duszyczek. Mam nadzieję, że w miarę upływu czasu będziecie kontynuowali tę tradycję. Nauczyłem cię wszystkiego, co potrzebne, aby żyć dobrym życiem, synu. I tak właśnie było. Phil przekazał mi mnóstwo wiedzy, która przydała mi się w dorosłym życiu. To on nauczył mnie wszystkiego, co
teraz umiałem. Wróciłem do swojego chargera, wsiadłem za kierownicę i włączyłem na maksa radio. Z głośników ryknęły dźwięki kawałka Flatfoot 56 i pomyślałem przelotnie, że chyba tracę zmysły. Nie mogłem się pogodzić z bólem, który ściskał mi serce na myśl o tym, że Phil niknie w oczach. Odchodził bezpowrotnie, kiedy przy nim czuwałem. Wysłałem wiadomość do Santy – bo tak naprawdę nie było nic innego, co mogłoby mi w tym momencie poprawić humor. Jasne, mogłem iść się nabzdryngolić z Asą w barze. Mogłem zadzwonić do Rome’a i pójść wyciskać z siebie siódme poty na siłowni… Wiedziałem, że wystarczy jedno słowo, żeby Rule rzucił wszystko i zjawił się, żeby wysłuchać moich skarg, a Rowdy porzucił laskę, którą akurat obracał i przybył mi na ratunek, a Jet… cóż, Jet i tak przeważnie był w trasie, ale wiedziałem, że w razie czego mogę mu postękać przez telefon. Miałem przyjaciół – ludzi, którzy mnie kochali i cierpieli z powodu straty dobrego człowieka tak samo jak ja – a jednak tylko ona, tylko Santa była zdolna uśmierzyć ból i palące poczucie żalu, które trawiło mnie po tej wizycie. Ja: „Mam ochotę na pizzę. Wpadniesz do mnie po pracy?” Santa: „Jestem zajęta do późna”. Ja: „W porządku. Może zostaniesz u mnie tym razem na noc?” Wiedziałem, że to była żałosna, szczeniacka zagrywka, w pewnym sensie emocjonalny szantaż, ale czułem się jak gówno, więc w kolejnej wiadomości spróbowałem się wytłumaczyć: Ja: „Byłem u Phila. Kiepsko z nim. Mam wrażenie, że ledwo zipie. Chciałbym się z Tobą zobaczyć… i chciałbym, żebyś została przy mnie na noc”. Długą chwilę czekałem na odpowiedź, aż wreszcie odpaliłem silnik i ruszyłem w stronę domu. Wnętrzności skręcały mi się w ciasny węzeł i czułem podchodzącą do gardła żółć. Miałem ochotę w coś rąbnąć pięścią… zniszczyć coś… zanim pozwolę, żeby to wszystko mnie przytłoczyło. Zawijałem właśnie przed Victorian, kiedy w końcu nadeszła wiadomość zwrotna. Byłem cały spięty. Nigdy wcześniej z taką niecierpliwością nie wyczekiwałem na SMS od laski – a już na pewno nie od laski, której w zasadzie nie znałem, a na której zależało mi tak bardzo, jak… cóż, miałem nadzieję, że jej na mnie. Taka była prawda: zależało mi na niej jak cholera i z trudem przyznawałem się sam przed
sobą do tego, że z całej siły chcę, żeby jej tak samo zależało na mnie. Santa: „Sorry, właśnie mam na tapecie gościa postrzelonego tuckerem. Przyjadę do ciebie, jeśli nie masz nic przeciwko temu, że trochę się spóźnię. Zjedz beze mnie”. Ja: „A zostaniesz?” Musiałem, musiałem ją o to zapytać. Czułem się zbyt skołowany i rozżalony. Ból był zbyt dotkliwy, zbyt świeży i nie potrafiłem w żaden sposób się pohamować. Santa: „Czy możemy obgadać to później? Mam jeszcze dwóch pacjentów”. Ja: „Wracaj do pracy – do zobaczenia”. Westchnąłem żałośnie; czułem się smutny i opuszczony, kiedy przeczytałem kolejny SMS od niej: Santa: „Przykro mi z powodu Phila. To nie w porządku… i przykro mi, że tak cierpisz…” To właśnie było sedno tego wszystkiego – nieważne, jak bardzo była wycofana, zawsze istniała między nami jakaś więź, która sprawiała, że jakimś cudem wierzyłem w to, że w końcu mury runą i ona da się przekonać, że możemy zbudować razem coś wspaniałego i niepowtarzalnego. Wysiadłem z samochodu i zadzwoniłem do pizzerii, w której już mnie kojarzyli. Zamówiłem jedzenie i wkładałem właśnie telefon do kieszeni, kiedy usłyszałem serię wypowiadanych damskim głosem imponujących przekleństw i jakiś rumor. Pod drzwiami stała moja sąsiadka, kopiąc w nie żarówiaście różowym butem na wysokim obcasie. Klęła tak siarczyście, że nie mogłem się nie uśmiechnąć, a gdy zapytałem, czy mógłbym jej w czymś pomóc, skrzywiła się kwaśno. Odrzuciła na ramię szopę ciemnoczerwonych włosów i wsparła dłonie na biodrach. Wyglądała, jakby dopiero co wróciła z jakiegoś pokazu mody. No, może poza skrzywioną miną. – Zawsze zamykam za sobą drzwi! – poskarżyła się. – Każde, co zazwyczaj popłaca. Ale nie, kiedy zatrzaskuję w środku własne klucze. Zostawiłam komórkę w samochodzie i byłam już w korytarzu, kiedy uświadomiłam sobie, że nie zabrałam tych pieprzonych kluczy! – Jęknęła teatralnie i wyrzuciła ramiona nad głowę. – I tak oto zatrzasnęłam sobie komórkę w samochodzie, klucze – w mieszkaniu – i
zrobiłam z siebie ostatnią idiotkę. Podniosłem brew i spojrzałem na nią pytającym wzrokiem, a ona warknęła gniewnie i przeczesała dłonią włosy. – Możesz zadzwonić do właściciela z mojej komórki… Chociaż pewnie szybciej będzie, jeśli zadzwonisz po ślusarza. Zamówiłem dopiero co pizzę. Możesz u mnie przeczekać. Ona także podniosła brwi i przyjrzała mi się podejrzliwie. – A czy twoja dziewczyna nie wydrapie mi z tego powodu oczu? Cóż, prawda była taka, że nie miałem bladego pojęcia. – Nie wiem – przyznałem otwarcie. – Masz na myśli reakcję dziewczyny czy wydrapanie oczu? – I to, i to. Chcesz skorzystać z mojego telefonu czy nie? Westchnęła i podreptała za mną do środka. Podałem jej telefon i wyszukałem w Internecie namiar na ślusarza, który zdołałby dotrzeć tu w ciągu godziny. Royal zaś klapnęła z impetem na moją kanapę i wbiła wzrok w sufit. – Gdybym tylko zdołała dostać się do mojego samochodu… mam tam zestaw wytrychów. Na pewno udałoby mi się włamać do mieszkania. Podałem jej piwo i usiadłem po drugiej stronie na kanapie. – Po co go ze sobą wozisz? Olała mnie, całkiem jakby nie usłyszała mojego pytania. – A mój partner… Rany, jak tylko o tym usłyszy, nie da mi żyć! Zaledwie dwa tygodnie temu uwolniłam nas z suki! Że co niby?! – Royal? Kiedy na mnie spojrzała, nie mogłem nie zauważyć, jak bardzo jest wzburzona. – Co takiego? – Czym się w ogóle… noo, eee… zajmujesz? Wypuściła głośno powietrze i przetoczyła puszkę piwa między dłońmi. – Jestem gliną. Że co?! – Poważnie? – Nie mogłem ukryć zdumienia. – Taaa. Mówiłam ci już kiedyś, że nie uwierzysz, kiedy ci powiem, czym się zajmuję. Nikt mi nie chce wierzyć. Skończyłam
akademię w ubiegłym roku, więc jestem świeżakiem, ale mimo to jestem gliną. Nie mogłem się powstrzymać, żeby nie obrzucić pełnym niedowierzania spojrzeniem jej butów i całej reszty eleganckiego stroju. – Serio? – Za nic nie potrafiłem wyobrazić jej sobie z odznaką policyjną na piersi i gnatem, stającą w obronie uciśnionych. – Taaa, wiem, jestem laską, ale pracuję w policyjnym patrolu. Mam posrany grafik i potrafię z łatwością przejrzeć innych. Przerwało nam pukanie do drzwi i wstałem, żeby odebrać pizzę. Położyłem karton na stole i nie zawracałem sobie nawet głowy pójściem po talerze. Nie, żebym chciał jej zaimponować czy coś… Royal przewróciła oczami i sięgnęła po kawałek pizzy. – Cóż, twoje przeczucia co do Santy niezbyt się sprawdziły – parsknąłem. – Twierdziłaś, że ona na mnie leci, że chce, żebyśmy byli razem, ale ostatnio mam wrażenie, że gonię w piętkę. Royal roześmiała się i przeszło mi nagle przez myśl, że naprawdę wcale, ale to wcale mnie nie pociąga. Byłem tak bardzo skupiony na Sancie, że nawet mimo iż moja sąsiadka była bez dwóch zdań piękna, seksowna i zabawna… po prostu na mnie nie działała. – Nash, widziałam ją, wierz mi! Kiedy do ciebie przychodzi… kiedy odchodzi… patrzy na ciebie zawsze w ten sam sposób. Uwielbia przy tobie być, wprost za tobą przepada, ale… czegoś się boi, coś ją hamuje. Nie wiem, o co chodzi, ale skoro sprawia, że gonisz w piętkę… Wierz mi, ona tak samo goni własny ogon, nieświadoma, że tak naprawdę chce, żebyś ją usidlił. Rany boskie! Miałem taką nadzieję, bo jeśli byłem jedyną osobą w tym związku, której rzygać już się chciało od tej pokręconej jazdy… to, Bóg mi świadkiem, byłem gotów z niej zrezygnować. – Chodziliśmy razem do szkoły, ale obracaliśmy się w zupełnie różnych kręgach – wyjaśniłem. – Wpadłem na nią na ostrym dyżurze w zeszłym roku, po tym, jak mój znajomy wdał się w bójkę. Wtedy, w czasach szkolnych, podobałem się jej… W którymś momencie utwierdziła się w przekonaniu, że opowiadam o niej straszne rzeczy. To ją bardzo zabolało. Wygadywałem głupoty, bo byłem narwańcem i głupkiem, ale nie chodziło o nią… A jednak ona nie potrafi tego przyjąć, nawet jeśli to było wieki temu.
Royal posłała mi surowe spojrzenie i sięgnęła po kolejny kawałek pizzy. – Pierwsza miłość to u lasek trudna sprawa. Nigdy tak naprawdę do końca o tym nie zapominamy. – Wątpię, żeby była we mnie zakochana. Wycelowała we mnie szyjkę swojej butelki i zmrużyła ciemne oczy. – Sądzę, że możesz być w błędzie. Jeżeli tak kurczowo trzyma się tych wspomnień, nadal bojąc się, że wystawisz ją do wiatru i znowu ją zranisz. Nawet jeśli to oczywiste, że się zmieniłeś i ci na niej zależy… To musiała być pierwsza miłość. Chciałem z nią polemizować, ale sam dobrze wiedziałem, jak silnym uczuciem może być pierwsza miłość. Shaw zakochała się w Rule’em od pierwszego wejrzenia i chociaż dostrzegł to dopiero po wielu, wielu latach, ona cały czas cierpliwie na niego czekała i ani przez chwilę nie zainteresowała się kimś innym. Pierwszy facet, któremu Cora oddała serce, zranił ją swoją niewiernością i porzucił, co niemal kosztowało ją ideał, którego szukała, kiedy w jej życie wparował jak taran Rome. Pierwsza miłość była potężną, nieokiełznaną siłą… I jeśli naprawdę to z mojego powodu Santa tak źle ją wspominała, istniała poważna obawa, że nigdy już nie dopuści mnie do siebie i nie będzie w stanie mi stuprocentowo zaufać. Właśnie zamierzałem powiedzieć mojej ślicznej sąsiadce, że to słabo, jeśli tak to wszystko wygląda, kiedy rozległo się ciche pukanie do drzwi. Przekonany, że to ślusarz, wstałem i otworzyłem… I dosłownie opadła mi szczęka, kiedy znalazłem się oko w oko z kobietą, która tak mocno zawróciła mi w głowie. Wyglądała, jakby dopiero co wyszła z pracy – włosy miała ściągnięte na czubku głowy w kok i wciąż była ubrana w fartuch. Zamierzałem ją zapytać, jakim cudem udało jej się wyrwać tak wcześnie, ale na widok wzroku, jakim spiorunowała Royal, i sposobu, w jaki zacisnęła usta w cienką linię, zrezygnowałem. Nie zaszczyciła mnie nawet jednym spojrzeniem. – Cześć – powiedziałem. Oczy w kolorze skłębionych, burzowych chmur odnalazły moje i na jej twarz wystąpił lekki rumieniec. – Cześć. – Wcześnie skończyłaś.
Santa zerknęła znowu na Royal, która właśnie wstała i szła teraz w stronę drzwi. – Tak. Okazało się, że jedna z moich koleżanek przyszła wcześniej, a ja martwiłam się o ciebie. O to, jak się czujesz po wizycie u taty. – W jej głosie nie dało się nie zauważyć oskarżycielskiej nuty. Zmarszczyłem czoło. Byłem urażony myślą, że w ogóle mogło jej przyjść do głowy, że mógłbym poświęcić czas, który chciałem z nią spędzić, komukolwiek innemu. Była jedyną osobą zdolną poprawić mi samopoczucie po spotkaniu z Philem. Z całej siły chciałem, żeby w to uwierzyła. Royal wyjrzała ponad naszymi głowami – frontowe drzwi awaryjne otworzyły się i do środka zajrzał gość w roboczym kombinezonie, trzymający w dłoni skrzynkę z narzędziami. – Ktoś się tu zatrzasnął? Santa przestąpiła nerwowo z nogi na nogę, przepuszczając Royal. Mijając mnie, sąsiadka mrugnęła do mnie, poklepała Santę po ramieniu i ruszyła w stronę swoich drzwi. – Dzięki za pomoc, Nash – rzuciła na pożegnanie, a pod adresem Santy dodała: – To dobry chłopak, słonko. Nie daj mu odejść. Cofnąłem się o krok i przyglądałem się Sancie, która najwyraźniej toczyła ze sobą walkę o to, czy wejść do środka, czy nie. Niezdecydowanie i strach wyzierały z jej bladej twarzy, widoczne jak na dłoni. Ten widok sprawiał, że aż mnie mdliło. Postanowiłem, że jeśli nie wejdzie, koniec z nami. Nie byłem w stanie dłużej tego znosić. Lubiłem ją, podobała mi się – i to bardziej niż ktokolwiek inny – ale cała ta niepewność, pogoń za niedoścignionym… Była po prostu kolejną rzeczą w moim życiu, która się paskudnie komplikowała. Chociaż z całej siły chciałem utrzymać ten związek, pragnąłem jej, oczekiwałem także jakiejś pewności, oparcia, czegoś solidnego. Santa podniosła rękę i zaczęła rozplątywać ściągnięte w kok włosy. Uciekła wzrokiem w bok i prześliznęła się koło mnie, ocierając się przy tym lekko o moją pierś. Zamknąłem za nią drzwi i podszedłem do niej. Przycupnęła na podłokietniku kanapy. – Dzięki, że przyjechałaś. Ledwie zauważalne skinięcie podbródka. – Na pewno jest ci ciężko. Kiedy Phil opuszczał szpital, nie dawali mu zbyt dobrych rokowań… Stanąłem przed nią i podniosłem palcem jej podbródek,
zmuszając, żeby spojrzała mi w oczy. Pod perłową szarością jej tęczówek czaiły się ciemniejsze, łupkowe cienie. – Po prostu pomogłem sąsiadce. Wiesz o tym, prawda? Przymknęła oczy, ukrywając przede mną kłębiące się w nich uczucia, odzwierciedlające myśli. – Nieważne. Niczego sobie nie obiecywaliśmy. No i masz. Ja chciałem więcej i więcej, a ona… Ona najwyraźniej nie oczekiwała ode mnie niczego. Poczułem, jak żołądek wypełnia mi chłód, i cofnąłem się o krok. Widząc to, zerknęła na mnie, marszcząc niepewnie czoło. – Szkoda, Santa. – Westchnąłem, zrezygnowany. – Chciałbym, żeby było inaczej. Nie wiem, o co w tym – wskazałem ręką na siebie i na nią – wszystkim chodzi, ale to, co nas łączy, wiele dla mnie znaczy… Jeśli jesteś innego zdania, nie chciałbym być po prostu gościem, którego trzymasz się kurczowo, bo uważasz, że nikt inny cię nie zechce. Nie wystarcza mi to. Co więcej, czuję się z tego powodu naprawdę gównianie, wierz mi. Podszedłem do drzwi, gotów je otworzyć i poprosić ją, żeby wyszła. Byłem wściekły i rozdrażniony. Nie zawracałem sobie nawet głowy ukrywaniem tego. Nie byłem w stanie rozdzielić gniewu i żalu, które czułem z powodu Phila, od pretensji i goryczy, które przepełniały mnie w związku z sytuacją między mną a Santą. – Chciałem, żebyś została dziś u mnie, bo jedyna osoba, której na mnie w życiu zależało i która uważała, że jestem coś wart, umiera. A ja muszę na to patrzeć i nie mogę nic zrobić. Nic nie jest w stanie tego zmienić. Nic tego nie naprawi, jednak kiedy jestem z tobą… – potarłem twarz dłonią i pomasowałem sobie napięty kark – boli trochę mniej. Sprawiasz, że chcę się skupiać na tym, co jest dobre, na wspomnieniach, które czyniły mnie szczęśliwym. Ale mam wrażenie, że dla ciebie to zupełnie co innego. Nie chcesz nawet zostać u mnie na noc, Santa. Rozumiem to – nie chcesz się angażować tak jak ja. Nie ma sprawy. Nie będę cię zatrzymywał. – Trzymałem dłoń na klamce, czując pod skórą pulsujący żar. Na samą myśl o tym, że mogłaby odejść, krajało mi się serce, ale wiedziałem też, że taka decyzja jest słuszna, jeśli chciałem pozostać przy zdrowych zmysłach i zachować spokój umysłu. Już, już miałem otworzyć drzwi, kiedy nagle Santa znalazła się między mną a nimi. Położyła mi dłonie na piersi,
rozcapierzając palce. Serce zaczęło mi bić szybciej, walić jakby chciało mi wyskoczyć z piersi, prosto w jej dłonie. – Nash… – szepnęła. – Nie mogę już tak dłużej, Santa. Nie wiem nawet, jak nazwać to, co się między nami dzieje. – Przykro mi. Naprawdę. Nie chcę cię odtrącać, umniejszać tego, co nas łączy. Po prostu nie wiem… jak mam się zachować. Nie chcę być zazdrosna ani strachliwa, ale… ale taka jestem. Na widok Royal miałam ochotę odwrócić się na pięcie i nigdy nie wrócić. – Przesunęła ręce wyżej i ujęła w dłonie moją twarz. – Czułabym się lepiej, myśląc, że nieważne czy robiliście coś… podejrzanego… Nieważne, bo nie znaczymy nic dla siebie. Jeśli nie darzysz kogoś uczuciem, ten ktoś nie może cię zranić. Rany, takie myślenie było… niedorzeczne! Oczywiście, że to nadal mogło boleć, bo nawet jeśli Santa próbowała się utwierdzić w przekonaniu, że nic do mnie nie czuje, jej reakcja wciąż mnie raniła, bo ja czułem coś do niej – i to czułem jak jasna cholera! – Świata poza tobą nie widzę! Dlaczego to do ciebie nie dociera? Nikt nie znaczy dla mnie więcej niż ty. Nie ma dla mnie słońca, księżyca ani gwiazd na niebie, tylko nieskończone morze burzowych chmur w najpiękniejszej na świecie szarości w twoich oczach. Przesunęła dłonie jeszcze wyżej i powiodła palcami po płomieniach wytatuowanych nad moimi uszami. Starała się mnie uspokoić, próbowała poskładać razem pogruchotane fragmenty mojego zbolałego ego i uleczyć rany, które bezwiednie mi zadała. – Tak bardzo chciałabym w to uwierzyć, Nash… – szepnęła. – Nie umiem ci tego wytłumaczyć, ale jakaś cząstka mnie z całej siły pragnie postrzegać siebie w taki sposób, w jaki widzisz mnie ty… Jednak większa, silniejsza część nie chce uwierzyć w to, że to w ogóle możliwe. Zamknąłem jej szczupłe nadgarstki w moich dłoniach. Czułem puls tętniący pod bladą skórą. – Czego tak naprawdę chcesz, Santa? Czego pragniesz? Zsunęła dłonie z mojej głowy i opuściła je na ramiona. W oczach kłębiły jej się emocje, chmury barwy wszystkich odcieni szarości. Widziałem, jak walczy z miotającymi nią uczuciami. – Chciałabym, żeby twój tata wyzdrowiał i żebyś nie musiał
patrzeć, jak cierpi. Chciałabym się cieszyć czasem, który spędzamy razem, jak normalna, zwyczajna osoba, a nie czekać nieustannie i zastanawiać się z lękiem, kiedy świat zawali mi się na głowę. Chciałabym dostać awans w pracy. Chciałabym, żeby moja mama zapomniała o tacie i przestała rozdrapywać stare rany. A przede wszystkim chciałabym, żeby to, co się między nami dzieje, nie sprawiało, że jedno z nas jest smutne i pełne żalu. Tak naprawdę nie mogłem mieć do niej pretensji, ale i nie mogłem dać jej żadnej gwarancji ani zapewnienia, że którakolwiek z rzeczy, których pragnęła, jest możliwa. Jeśli miałem być szczery, wiedziałem, że niektóre z nich nigdy nie mają szans się ziścić. – A czego oczekujesz ode mnie? Czego ode mnie chcesz? – wykrztusiłem przez ściśnięte gardło. Przekroczyłem już dawkę silnych emocji na ten dzień – miałem w nim aż nadto wzruszeń. Ta rozmowa była ostatnią rzeczą, jakiej pragnąłem czy potrzebowałem. Santa westchnęła i zobaczyłem, że burzowe chmury w jej oczach rozchodzą się, ustępując czystej, spokojnej szarości. – Chcę ciebie, Nash. Zawsze cię pragnęłam. Wiem tylko, że czuję się z tobą dobrze. – Ale dlaczego jesteś tak głęboko przekonana, że cię skrzywdzę? Że wszystko spieprzę i cię rozczaruję? Uśmiechnęła się do mnie krzywo i wsunęła ręce za kołnierzyk mojej koszulki, żeby pogładzić mój kark. – Bo tak się pewnie stanie, wcześniej czy później. Ale wcześniej naprawdę chciałabym się nacieszyć wszystkim, co się między nami wydarzy. Jak miałem z tym walczyć? Jak miałem ją zapewnić, że jest inaczej, skoro wydawała się taka pewna, że jeśli pozwoli sobie na więcej, jeśli zaufa temu, co między nami rozkwitało, zamiast zamartwiać się nieustannie tym, co może się wydarzyć czy co się wydarzyło, możemy uczynić to, co się między nami dzieje czymś trwałym i pewnym? Miałem ochotę się z nią wykłócać i prowokować ją, żeby zmusić do dostrzeżenia, iż to coś więcej niż romans, coś więcej niż cudowny seks dwojga stworzonych dla siebie ludzi. Chciałem, żeby czuła, wiedziała, że nie zdołałbym przejść przez to piekło, które rozpętało się w związku z Philem i nowym salonem, bez jej łagodności, troski i
cierpliwości. Niestety, jej dłonie wędrowały po moim ciele, a jej usta znalazły się nagle na moich. I chociaż wiedziałem, że celowo stara się mnie odwieść od kontynuacji tej rozmowy, uznałem, że nie będę jej powstrzymywał. Jeżeli to był jedyny sposób, żebyśmy mogli być razem – musiałem się z tym pogodzić i chwilowo tym zadowolić. W końcu byłem tylko facetem… a w życiu bywały gorsze rzeczy niż wspaniała, napalona na ciebie dziewczyna, próbująca zaciągnąć cię do łóżka. Nie mówiąc już o tym, że Santa naprawdę mnie pragnęła – wiedziałem o tym – i udowadniała to raz za razem. Uznałem, że muszę po prostu zdecydować wreszcie, czy powód, dla którego mnie pożądała, wystarczy, podczas gdy sam pragnąłem ofiarować jej wszystko, co miałem.
SANTA: Mało brakowało, a wszystko bym schrzaniła. Sama myśl o tym sprawiała, że krew ścinała mi się w żyłach. Musiałam go dotknąć. Musiałam złagodzić ból, który mu zadałam, sprawić, żeby rany przestały krwawić. Przecież widziałam, jak moje wahanie, mój opór sprawiały, że ciemniały mu oczy, a usta wykrzywiał gorzki grymas. Nawet pomimo iż był wyraźnie rozczarowany, nigdy nie przestawał się kontrolować – nigdy nie pozwolił sobie na ostre słowo, co jeszcze bardziej to wszystko komplikowało. Znalazłam się w kropce… zrobiłam więc jedyną rzecz, co do której byłam pewna, że na chwilę rozwieje jego ponure myśli i odwróci jego uwagę: pocałowałam go, wsunęłam mu dłonie pod ubranie i przywarłam do niego całym ciałem. Był cały spięty i niechętnie reagował na moje pieszczoty – z początku, ale jak zwykle, kiedy byliśmy razem, wkrótce po jego oporze nie było śladu. Widok Royal, siedzącej jakby nigdy nic na jego kanapie, obudził moje wszystkie lęki, wszystkie obawy, zabrał całą pewność siebie i sprawił, że nabrałam ochoty, by dać nogę i nigdy już nie wrócić. Przez głowę przewalały mi się niczym fale wzburzonego oceanu setki pytań. Dlaczego chce ze mną być i ile czasu minie, zanim znajdzie sobie kogoś normalnego, kogoś bez moich jazd, niewracającego co rusz do przeszłości. Gdyby nie widok prawdziwej radości i ulgi, które zalśniły w jego fioletowych oczach, kiedy zobaczył mnie w drzwiach… uciekłabym i nigdy w życiu już się do niego nie odezwała. Nienawidziłam siebie samej za to, że tak zareagowałam i że byłam taka słaba. Miałam przez to wrażenie, że utknęłam na dobre w przeszłości. Nie mogłam tego znieść, więc kiedy spróbował drążyć temat, zbyłam go. Próbowałam chronić samą siebie, strzec własnego serca, nie wiedziałam jednak, że moje słowa tak bardzo go poruszą i że jego serce jest tak samo kruche i wrażliwe jak moje. Kiedy kazał mi wyjść i podeszłam do drzwi, jakby to wszystko naprawdę miało się zakończyć… czułam, jak krew przestaje mi krążyć w żyłach, serce ścina lód, a z płuc ucieka mi całe powietrze. Nie mogłam dać mu wszystkiego, czego pragnął – gdybym się na to zdecydowała, zbyt mocno bym się obnażyła – jednak musiałam jakoś utwierdzić go w przekonaniu, że jest dla mnie równie ważny jak ja dla
niego. A jedynym sposobem, żeby mu to udowodnić bez słów, był seks. Jasne, pragnęłam Nasha i on o tym wiedział, ale wątpię, żeby domyślał się, że to oznacza coś znacznie więcej. Nie miałam po prostu pojęcia, jak mu to wszystko wyjaśnić, żeby nie wziął mnie za świruskę czy niedojrzałą emocjonalnie gówniarę. Wydałam z siebie zaskoczony okrzyk, kiedy przycisnął mnie nagle do drzwi i zanurzył palce w moich włosach. Jego oczy zalewały mnie falami rozpalonego błękitu i fioletu. – Wiesz, że kiedyś będziemy musieli skończyć tę rozmowę, Santa? Wsunęłam mu dłonie pod koszulkę i przejechałam palcami po żebrach. Miał zawsze taką ciepłą skórę! Zawsze wydawał się taki silny i pełen życia, czułam się przy nim taka bezpieczna… Sam fakt, że pozwolił mi decydować, narzucać tempo, w jakim nasz związek się rozwijał, sprawiał, że czułam się najsilniejszą i najmocniej pożądaną kobietą na świecie. To było… odurzające. Nie mogłam tak po prostu z tego wszystkiego zrezygnować – nawet jeśli miało to być wszystko, na co obydwoje mogliśmy kiedykolwiek liczyć. – Ale to może zaczekać, Nash. Przesunęłam wargami w górę po jego szyi. Czułam, jak przełyka ślinę. Nienawidziłam myśli, że w tak trudnym okresie życia, mając na głowie tyle spraw – nie mówiąc już o umierającym ojcu – musi jeszcze użerać się ze mną i moimi fanaberiami. Ucałował moją skroń i przejechał językiem po moim uchu, sprawiając, że zadrżałam. – Nie teraz – usłyszałam jego szept. – Ale wkrótce. Przylgnął do mnie całym ciałem jeszcze mocniej, zmuszając do rozsunięcia nóg, a potem opuścił dłonie na moje pośladki. Zaczerpnęłam głośno tchu, kiedy podniósł mnie i przycisnął do siebie, tak że musiałam zarzucić mu nogi na biodra. Byłam wysoka i nie należałam do chudzielców – nie byłam typem delikatnego kwiatuszka – ale w porównaniu z nim wydawałam się kruszyną, więc gdy trzymając mnie w objęciach, skierował kroki do swojej sypialni, zdawał się nawet nie zauważać mojego ciężaru. Zarzuciłam mu ramiona na szyję i przycisnęłam usta do jego ust. Wspaniale było czuć jego ciało ocierające się o moje w rytm jego kroków. Nawet pod szpitalnym
fartuchem i ubraniem czułam, jak moje brodawki twardnieją, a jego ciało reaguje na bliskość pod grubym materiałem dżinsów. Owinęłam język wokół jego języka i splotłam je w zapierającym dech w piersi pocałunku, który – gdy już dotarliśmy do sypialni – zmusił nas oboje do zaczerpnięcia głęboko powietrza. Nash pochylił się, położył mnie delikatnie na łóżku, i ciągnął przez głowę koszulkę. Wiedziałam, że widok jego nagiego ciała nigdy mi się nie znudzi. Wszystkie te mięśnie pod złocistą skórą za każdym razem sprawiały, że do ust napływała mi ślinka, a palce zaczynały mnie swędzieć, naelektryzowane pragnieniem dotykania go… Rysunki, symbole zdobiące jego skórę, będące nierozłączną częścią tego, kim był, i czyniące z niego chodzącą galerię sztuki tylko dodawały mu uroku. Jego ramiona pokrywały wirujące i rozwibrowane wszystkimi kolorami tęczy tatuaże, przyciągające wzrok, ale to smoka, innego obrazka na jego skórze, chciałam zawsze dotykać. Skrzydła, ogień i łuski, które zasłaniały większość jego potężnego ciała… To było tak, jakby miał drugą skórę, którą w całej okazałości dane było oglądać tylko nielicznym wybrańcom. A ja byłam jedną z nich. Nash zaczął rozpinać pasek od spodni i spojrzał na mnie, unosząc brew. Usiadłam na łóżku i zdjęłam bluzę. Szpitalne ubrania nie należały do zbyt seksownych strojów, ale najwyraźniej nie miał nic przeciwko nim. Oczy rozbłysły mu, kiedy znalazłam się przed nim na łóżku w samej bieliźnie. Dosłownie pożerał mnie wzrokiem. Wreszcie sięgnął ku mnie palcem i powiódł nim od mojego obojczyka do rowka między piersiami. – Uwielbiam twoje piegi – wymruczał. Zadrżałam, ale już po chwili, na widok jego spojrzenia i miny, moje ciało ogarnął żar; miałam wrażenie, że roztapiam się pod jego wzrokiem. Wyciągnęłam rękę, żeby go do siebie przyciągnąć, ale Nash zamiast tego pochylił się i tym samym palcem odsunął jedną z miseczek mojego stanika. Obnażona brodawka wyprężyła się w gotowości pod jego językiem. Wiłam się i wierciłam pod jego pieszczotą, podczas gdy on ssał ją, lizał, przygryzał i zataczał dookoła niej malutkie kółka językiem. Sięgałam spazmatycznie ku jego króciutkim włosom i odrzucałam głowę na kołdrę – był taki skrupulatny, tak bez reszty skupiał się na pieszczeniu mnie! W końcu nie wytrzymałam – podniosłam głowę, żeby mu powiedzieć, żeby
ściągał w tej chwili majtki i zabrał się do rzeczy, ale w tej samej sekundzie przesunął usta na moją drugą pierś, poświęcając jej nie mniej uwagi niż pierwszej. Kiedy skończył ją pieścić, dyszałam i miałam wrażenie, że za chwilę eksploduję. Nash zdjął mi stanik i przesunął się wyżej na łóżku. Sądziłam, że teraz wreszcie ściągnie mi majtki i przejdziemy do głównej części rozrywkowej – pragnęłam go tak desperacko, że moje ciało drżało od wyczekiwania, gotowe na jego przyjęcie… Jednak wydawał się wcale nie spieszyć i najwyraźniej nie zamierzał zakończyć swoich słodkich tortur. Ściągnął dżinsy i przez chwilę napawałam się widokiem imponującego wybrzuszenia na przedzie jego bokserek. W tym facecie nie było ani jednej rzeczy, którą chciałabym zmienić, a kiedy głęboko zaczerpnął tchu i wypuścił powoli powietrze, pozbawiał mnie ostatniej części garderoby. Skrzydła wytatuowane na jego żebrach zdawały się trzepotać. Oczy mu pociemniały, a na jego lśniącą skórę wystąpił rumieniec. Coś się działo w tej ostrzyżonej na jeża głowie. Coś, czego nie mogłam rozgryźć. Ale kiedy ułożył się między moimi nogami i pocałował wnętrze jednego z ud, przygryzając skórę, a potem podniósł tę nogę i położył sobie na ramieniu – już wiedziałam. W ciągu ostatnich kilku miesięcy bardzo często się kochaliśmy – całkiem możliwe, że nawet więcej niż często – i teraz seks oralny nie był już dla mnie czymś nowym ani przerażającym. Nash był w tym dobry, a ja zawsze czerpałam z jego pieszczot ogromną przyjemność, jednak tym razem… Tym razem było inaczej. Tym razem to nie był zwykły seks. To było coś więcej. Nash nie próbował podkręcić temperatury czy mnie podniecić. Oddawał mi hołd. Starał się mi pokazać – w jeszcze jeden, nowy sposób – za jak piękną i idealną kobietę mnie uważa. – Nash…? – Na wpół wydyszałam, na wpół wyszeptałam jego imię. Jego usta i dłonie robiły rzeczy, które sprawiały, że traciłam przytomność. Kiedy przesunął powoli językiem po najwrażliwszym punkcie między moimi nogami, zacisnęłam dłonie kurczowo na kołdrze. – Mmm? – wymamrotał, a ja krzyknęłam, bo zrobił to, przygryzając jednocześnie moją łechtaczkę, i wibracje sprawiły, że niemal odleciałam.
Moje nogi spoczywały na jego szerokich ramionach, dłońmi przytrzymywał moje biodra, a jego ciemna głowa spoczywała między moimi udami. Jego zaangażowanie sprawiało, że czułam się perwersyjna i rozpustna. Zamarłam, czując wzbierające u podstawy kręgosłupa lekkie dreszcze, a kiedy usta Nasha ustąpiły miejsca zgrabnym, czułym palcom, wystarczyło jedno delikatne muśnięcie i było już po mnie. Jak przez mgłę czułam, że obsypuje pocałunkami mój drżący brzuch, czułam jego dłonie, błądzące po moim ciele w oczekiwaniu na odwzajemnienie pieszczot, ale to jego oczy – tak ciemne, tak bardzo na mnie skupione – sprawiły, że moje serce uspokoiło się, a natrętne głosy w mojej głowie wreszcie ucichły. Pozwolił, żeby moje nogi zsunęły się z jego ramion, i pogładził palcami skórę tuż pod moim biustem. – Jesteś taka słodka. W środku i na zewnątrz. – Miał zachrypnięty głos, więc wyciągnęłam do niego ręce i przyciągnęłam do siebie. Zawsze mówił mi takie rzeczy: że jestem piękna, że jest mu ze mną cudownie. Czasami zapewniał mnie, że z nikim nie było mu w łóżku tak dobrze jak ze mną. Nigdy mu na to nic nie odpowiadałam, ale tym razem nie mogłam nie zareagować. – Dziękuję – wymamrotałam, ale nawet w moich uszach zabrzmiało to słabo i banalnie. Przyjmowanie komplementów nie powinno być takie trudne! Sposób, w jaki Nash mnie postrzegał, odbicie mnie samej w tych fiołkowych oczach było najpiękniejszą rzeczą na świecie i coraz trudniej było mi udawać, że nie widzę, ile dla niego znaczę. A jednak jedno moje proste słowo wystarczyło, żeby w tych oczach zatańczyły blaski i cienie we wszystkich odcieniach błękitu. Podźwignął się na ramionach jak do niezgrabnej pompki, żebym mogła oswobodzić z bokserek jego pulsującą erekcję. Jego penis wysunął się z nich, nabrzmiały i gotowy… I przystrojony nową ozdóbką. Zamrugałam i spojrzałam na niego pytająco. – Dlaczego masz w członku kółeczko? Parsknął śmiechem – chyba bardziej z powodu użytego przeze mnie medycznego terminu niż samego pytania. – Po prostu zamieniłem sztangę. Tuż pod krawędzią główki jego imponującego fiuta widniała obręcz z cienkiego metalu, opasująca niemal cały jego obwód. Srebrna
biżuteria była fascynująca. Nie byłam specjalistką od piercingu, ale nigdy nie widziałam nic podobnego – a już tym bardziej w połączeniu z kolczykiem na czubku jego fiuta, którego byłam wielką fanką i który potrafił podczas seksu zdziałać cuda. – Masz klejnoty w klejnotach! Moje słowa sprawiły, że roześmiał się w głos, otoczył mnie ramieniem i obrócił nas, tak że teraz siedziałam na nim okrakiem. Założył ręce za głowę i uśmiechnął się do mnie szeroko. – Lubię je zmieniać. Będzie fajnie, zaufaj mi. Nie wątpiłam w to ani przez chwilę. Pierwszy raz, odkąd zaczęliśmy ze sobą sypiać, naprawdę żałowałam, że jestem zbyt zahukana i przerażona, żebym odważyła się rozmawiać o tym, co nas łączy. Jeżeli to był związek, relacja partnerska, mogłabym przejść na tabletki i czuć go już za chwilę w sobie, twardego i gorącego, z całym tym gładkim metalem, bez rozdzielającej nas warstwy lateksu. Sama myśl o tym wydawała się cudowna i byłam na siebie wściekła, że sama sobie utrudniam życie i nie potrafię się zdecydować, co mnie łączy z tym wspaniałym, niesamowitym mężczyzną. Sięgnęłam do szafki w poszukiwaniu paczki prezerwatyw, którą tam trzymałam. Gdy ja byłam zajęta szperaniem za kondomami, on przeciągnął opuszkami kciuków po moich żebrach. Zawsze, kiedy mnie dotykał, był taki pełen szacunku, taki delikatny… Nawet taka prosta pieszczota sprawiała, że serce zaczynało mi bić mocniej, a puls przyspieszał w oczekiwaniu tego, co miało za chwilę nastąpić. Zanim nałożyłam mu prezerwatywę, poświęciłam chwilę, żeby zapoznać się z jego nową ozdóbką. Jej kształt pod moimi palcami, gładkość i sposób, w jaki przyjmowała żar jego rozpalonego ciała, obiecywały dobrą zabawę. Chciałam go pieścić ustami, ale powstrzymał mnie, zanurzając mi dłonie we włosy. – Nie tym razem… Podniosłam brew, ale wziął ode mnie prezerwatywę i naciągnął ją na wzwiedzionego penisa, a potem podciągnął mnie wyżej i nakierował wprost na koniuszek swojej pulsującej erekcji. Zrozumiałam, że chce mi w ten sposób dać coś do zrozumienia. Że próbuje pokazać mi coś, czego nie chciałam usłyszeć z jego ust. Ponieważ jednak byliśmy w to zaangażowani oboje, pragnęłam, żeby on także zrozumiał, że nie jest mi obojętny. Nie wiedziałam po prostu, jak się do tego zabrać i
próbowałam być realistką – ukrywać wszystkie uczucia, dzięki czemu czułam się bezpieczna. Nie miałam szansy pokazać mu, co czuję, ani się odwzajemnić, bo zanim zdążyłam pomyśleć, wdarł się głęboko we mnie i straciłam zdolność myślenia. Nash był wielki – i to pod każdym względem. Wielka była każda część jego ciała. Jego penis był gruby i nabrzmiały, więc dodatek w postaci kolczyka jeszcze mocniej naparł na moje wrażliwe wnętrze, a gdy poczułam, jak gładki, ciepły metal przesuwa się we mnie… mogłam się skupić tylko na obezwładniającej przyjemności. Nacisk był większy niż zazwyczaj, doznania głębsze. Miałam wrażenie, że dojdę, zanim jeszcze wsunie się we mnie cały… – O rany… Nash roześmiał się, co tylko spotęgowało doznania. Otworzyłam oczy, żeby spojrzeć na niego, podczas gdy był we mnie zanurzony. Przypuszczałam, że najbardziej lubi, kiedy jestem na górze, bo wówczas byłam zmuszona patrzeć mu w oczy. W tej chwili wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie. – Będzie jeszcze lepiej, ale musisz się poruszać, Santa. – Podniósł dłonie i nakrył nimi moje piersi. Odrzuciłam głowę na plecy i jęknęłam, ale zaraz poszłam za jego radą i zrobiłam to, o co prosił. Zaczęłam go ujeżdżać, poruszać się w górę i w dół, a kółeczko w połączeniu z kolczykiem księcia Alberta ocierały się o mnie, doprowadzając do szaleństwa. Zwinęłam dłonie w pięści, wsparłam na jego piersi i obserwowałam, jak mi się przygląda. O ile to w ogóle możliwe, jego oczy ciemniały z każdą chwilą, która zbliżała mnie do spełnienia. Zmieniłam nieco pozycję i przyszpiliłam go do posłania, wsłuchując się w jego coraz szybszy oddech, napawając się coraz gwałtowniejszym falowaniem jego piersi. Byłam już blisko – tak bliziutko! – i wiedziałam, że jeśli poproszę, żeby mnie dotknął albo sama sięgnę między własne nogi, żeby to zrobić, zatracę się. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, żeby błagać go o dotyk, który zakończy moje słodkie tortury, ale zanim zdążyłam pomyśleć, Nash nagle usiadł prosto i przekręcił mnie na plecy. Pochylał się teraz nade mną, trzymając moją twarz w dłoniach. W oczach lśnił mu dziki blask, a kiedy spróbowałam go zapytać, co wyprawia, zamknął mi usta namiętnym pocałunkiem i zaczął poruszać się we mnie gwałtownie, wchodząc we mnie tak mocno i szybko, jakby
nagle opętał go jakiś demon. Mogłam tylko przyjmować to bez słowa, bo i tak już zaledwie cienka jak włos granica dzieliła mnie od orgazmu. Wpiłam mu paznokcie w ramiona i poczułam, jak skóra pod nimi ustępuje. Wystarczył jeden ruch jego języka w moich ustach, jedno ukąszenie w wargę i poddałam się dreszczowi, który wydawał się wywracać mnie na nice. Trzymałam się go kurczowo i pozwoliłam, żeby wchodził we mnie i wycofywał się raz za razem, dopóki nie wtulił twarzy w moje ramię i nie jęknął, kiedy sam dotarł na szczyt. To nie był zwyczajny seks. Tym razem Nash dał mi cząstkę siebie, chcąc, żebym zachowała ją na zawsze. Przestał gładzić mnie po twarzy. Nie poruszał się. W uchu dźwięczał mi jego urywany oddech, a na piersi czułam dudnienie jego serca. Przesunęłam czule palcami po kręgosłupie wytatuowanego smoka i poczułam, jak ciałem Nasha pod moim dotykiem wstrząsa dreszcz. – Przy tobie czuję się, jakbym rozpadał się na milion kawałków, wiesz, Santa? – wychrypiał. – Przykro mi. Westchnął i przekręcił się na plecy, tak że teraz leżałam znowu na nim. – Po prostu nie zapomnij poskładać mnie do kupy, kiedy już ze mną skończysz, dobra? Nie wiedziałam, co mu na to odpowiedzieć – nie mogłam mu tego obiecać. Wsunęłam mu dłonie pod ramiona i ukryłam twarz na jego piersi. Nie był zbyt wygodnym substytutem poduszki, ale miałam ochotę tak leżeć i leżeć, do końca świata. – Czy mogę zostać na noc, Nash? – spytałam cicho. Nie mogłam mu dać wszystkiego, czego ode mnie pragnął, więc to musiało chwilowo wystarczyć. Westchnął i zmierzwił mi włosy na czubku głowy. – Chciałbym, żebyś kiedyś dała się przekonać, że nawet nie musisz o to pytać. Nie wiedziałam, czy to w ogóle możliwe, ale miałam nadzieję, że jeśli taka chwila nastąpi, stanie się to w jednym z takich cudownych momentów, kiedy leżeliśmy wtuleni w siebie, a cały świat przestawał istnieć. Następnego poranka Nash wyskoczył z łóżka, klnąc pod nosem,
że się spóźni – co na pewno miało wiele wspólnego z faktem, że obudziłam się pierwsza i nie mogłam się oprzeć chęci bliższego zapoznania się z tym jego małym kółeczkiem. Byłam pewna, że taka forma pobudki mu się spodobała, ale kiedy było już po wszystkim, poderwał się jak oparzony, mamrocząc coś o tym, że musi zadzwonić do jakiejś laski, która zdaniem Phila mogła im pomóc w salonie, a także zajrzeć do niego i spotkać się z gościem, który pomagał im w nowym salonie. Załatwiał ostatnio tak wiele spraw, o których nie miałam pojęcia, że byłam zdziwiona, że w ogóle ma jeszcze ochotę zawracać sobie mną głowę. Dał mi słodkiego buziaka, powiedział, żebym zrobiła sobie śniadanie – czy co tam zechcę – i wypadł przez drzwi niczym wytatuowane tornado. Nieraz zdarzało się, że zostawał u mnie rano, kiedy musiałam wyjść wcześnie do pracy, ale dziwnie było znaleźć się po drugiej stronie barykady. Robiłam sobie właśnie kawę, ubrana w jeden z jego stanowczo na mnie za dużych T-shirtów, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Początkowo zamierzałam je zignorować – w końcu nie byłam u siebie, więc nie czułam się zobligowana otwierać – ale usłyszałam, jak ktoś po drugiej stronie drzwi woła mnie po imieniu: – Santa? Tu Royal. Czy możemy przez chwilkę pogadać? Wiem, że tam jesteś, bo na parkingu stoi twoja jetta… Uhm… Nie miałam najmniejszej ochoty z nią rozmawiać. Tym bardziej po tym, co wydarzyło się wczoraj. Nie chciałam, żeby domyśliła się, jak zazdrosna byłam o to, że spędziła wczoraj część wieczoru z Nashem, ale mimo to podeszłam do drzwi, żeby jej otworzyć. Na jej widok zamrugałam gwałtownie i dosłownie opadła mi szczęka. Ciemnoczerwone włosy miała ściągnięte w ciasny kok, była nieumalowana, a na dodatek ubrana w granatowo-czarny policyjny mundur gliniarzy z denverskiego patrolu. Pod pachą miała policyjną czapkę, a u pasa – pistolet w kaburze. Nie mogłam uwierzyć, że to ta sama dziewczyna, którą widziałam tu wczoraj w różowych szpilkach i obcisłych dżinsach. – Eee… jesteś gliną? Prześlizgnęła się obok mnie i weszła do kuchni, w której parzyłam właśnie kawę. Czuła się tu najwyraźniej jak u siebie, bo zaczęła szperać w szafkach, dopóki nie znalazła kubka. Powinnam była
zaprotestować, ale nadal byłam w szoku spowodowanym widokiem broni u jej boku. – Taaa – mruknęła i podała mi kubek z kawą, a potem sama poczęstowała się bez pytania. – Słuchaj, chciałabym ci coś wyjaśnić. Chodzi o twojego faceta. Już miałam zaprotestować i poinformować ją, że Nash wcale nie jest moim facetem, ale uciszyła mnie skrzywieniem ust. – Mam kiepski humor i jestem uzbrojona, więc lepiej ze mną nie zaczynaj, młoda. Wczoraj wieczorem zatrzasnęłam w swoim mieszkaniu klucze. Zostawiłam telefon w aucie, więc zostałam na lodzie. Nash pozwolił mi u siebie poczekać na ślusarza i pogadaliśmy sobie przy okazji o tobie. Czy wiesz, jak wielu palantów wykorzystałoby taką sytuację, żeby spróbować ze mną jakichś sztuczek? Albo ilu zrobiłoby coś gorszego, tylko dlatego, że nie miałam kontaktu ze światem i gdzie się podziać? Cóż, nie mogłam nie przyznać jej racji, więc skinęłam tylko w milczeniu głową. – Większość kolesi to dupki. Mówię serio, Santa. Ale Nash na pewno nie jest jednym z nich. Wiem, że między wami coś się dzieje. I cokolwiek to jest, powinnaś otworzyć wreszcie oczy, złotko. Ten facet oszalał na twoim punkcie, a to naprawdę kawał solidnego, dobrego chłopa. Superseksownego, a na dodatek miłego ciacha. Czy wiesz, jak rzadko się tacy trafiają? To cholerny, jednorożec! Sięgnęłam po swoją kawę i nadal wybałuszałam na nią oczy, jakby była jakimś rzadkim okazem w zoo. – A tak przy okazji… moja matka była tą drugą. Jestem dzieckiem listonosza… cóż, tak naprawdę maklera, jeśli chodzi o ścisłość, ale to nie ma najmniejszego znaczenia. Nigdy, przenigdy nie wpakowałabym się w czyjś związek. Wystarczy, że byłam świadkiem katuszy, jakie moja mama przeżywała, czekając, aż tamten kutafon zostawi swoją żonę. Nic nie poradzę na to, że mam fajne cycki i natura pobłogosławiła mnie zajebistymi włosami. Nie jestem typem femme fatale, która podkrada laskom facetów. Jej słowa brzmiały, jakby zdradzała mi bolesny sekret, więc odchrząknęłam tylko i spróbowałam się jakoś wytłumaczyć. – Na twoją niekorzyść przemawia, że jesteś śliczna i mieszkasz naprzeciwko, ale… to mogła być jakakolwiek inna fajna laska, Royal.
W takim towarzystwie faceci łatwo się zapominają. Poczęstowała mnie serią niecenzuralnych słów, które sprawiły, że aż cofnęłam się o krok. Bez dwóch zdań była ucieleśnieniem sprzeczności – prawdziwa ślicznotka z odznaką policyjną… i niewyparzoną gębą. Klęła jak szewc! – Naprawdę nie zdajesz sobie sprawy z tego, że przeginasz? Żadna laska nie jest w stanie zawrócić mu teraz w głowie! Świata poza tobą nie widzi! Nie jesteśmy klockami Lego, które można sobie dowolnie wymieniać i łączyć w różne kombinacje tylko dlatego, że do siebie pasujemy! Jeżeli on ci mówi, że cię pragnie, że zależy mu na tobie – jak inaczej ma cię o tym przekonać? Jeżeli nie wierzysz mu z powodu tego, przez co przeszłaś, skup się na tym, co chce ci pokazać! Czyny zawsze przemawiają lepiej od słów. – Sięgnęła po czapkę i nasunęła ją sobie na czoło, a ja przechyliłam głowę na ramię i przyglądałam jej się w milczeniu przez długą chwilę. – Zdajesz sobie w ogóle z tego wszystkiego sprawę? Dociera to do ciebie? – Odstawiła kubek do zlewu. – Nash jest superfacetem, a ty wydajesz się superlaską. Na tym łez padole nie ma zbyt wielu dobrych ludzi, którzy znajdują swoje drugie połówki. A poza tym, chciałabym się z tobą zaprzyjaźnić. Cóż, tego się nie spodziewałam. – Co takiego? Ale dlaczego? – Trzeba przyznać, że trochę mnie przytkało. – Bo dziewczyny przeważnie mnie nie lubią. Wszystkie co do jednej uważają, że mam zamiar poderwać im faceta, albo świrują, kiedy dowiadują się, że jestem gliną. Mam dwadzieścia trzy lata, Santa, i nie przypominam sobie, kiedy ostatni raz przyjaźniłam się z kimś innym niż chłopak. Mój najlepszy przyjaciel to mój partner, Dominic. Chodziliśmy razem do szkoły i wspólnie przetrwaliśmy akademię. Gdyby nie on, byłabym naprawdę samotna jak pies. A nie chcę się tak czuć. Gapiłam się na nią w milczeniu, starając się przetrawić słowa, które właśnie usłyszałam. – Gdybym była na twoim miejscu… Gdybym miała takiego faceta jak Nash – podjęła – skłonnego dać ci wszystko, co ma, nie ryzykowałabym utraty tego tylko dlatego, że boję się, co z tego wyjdzie. A teraz, wybacz, muszę się zająć łapaniem złoczyńców.
Kiedy zamknęły się za nią drzwi, zabrałam swoją kawę i klapnęłam na kanapę. Przed wyjściem chciałam jeszcze skoczyć po zakupy, żeby zaopatrzyć Nasha w podstawowe produkty spożywcze. Ile można jechać na samej pizzy i piwie? I to w takim trudnym okresie życia, kiedy wszystko wali ci się na głowę? Naprawdę, w głębi duszy czułam palącą potrzebę zatroszczenia się o niego, ale w tej chwili nie zamierzałam tego roztrząsać. W ciągu ostatnich kilku dni wiele się wydarzyło i byłam rozedrganym kłębkiem emocji. Royal miała rację. Nash przez całą noc próbował pokazać mi wszystko, czego nie chciałam słuchać z jego ust, i sprawił, że nie mogłam już dłużej chować głowy w piasek. Był nie tylko jedynym mężczyzną, który naprawdę był gotów przyjąć ode mnie więcej, niż kiedykolwiek byłabym skłonna przypuszczać, że potrafię dać, ale miał też wyszczekaną i emanującą aurą „nie zadzieraj ze mną” sąsiadkę, która była gliną wyglądającą jak gwiazda filmowa i chciała się ze mną zaprzyjaźnić. Nie miałam pojęcia, do jakiej alternatywnej rzeczywistości trafiłam i czyim życiem zaczęłam nagle żyć, ale byłam stuprocentowo pewna, że znalazłam się w zupełnie innej bajce niż ta, którą znałam. I nie wiedziałam, czy to najlepsza rzecz, jaka mnie dotąd w życiu spotkała, czy może najgorsza.
NASH: W salonie szło lepiej, niż mógłbym sobie wymarzyć w najdzikszych snach. Zeb był istnym czarodziejem i najprawdziwszym wizjonerem. Ostateczny projekt, który nam przedstawił, był ucieleśnieniem oldskulowego straganu z cudami, przeniesionego wprost z nadmorskiej promenady, a ponieważ moje życie przypominało ostatnio jeden wielki cyrk, bardzo mi to podpasowało. Wystrój był trochę staroświecki i kiczowaty, ale sam pomysł okazał się naprawdę zajebisty i wszystkim nam spodobało się, jak odmienny jest od uporządkowanego chaosu panującego w naszym macierzystym salonie. Każde ze stanowisk sześciu artystów, którzy mieli tu pracować, było stylizowane na atrakcję z gabinetu osobliwości z lat trzydziestych. Mieliśmy wymalowanych na ścianach siłacza, kobietę z brodą, wytatuowaną damę, wróżkę, pogromcę lwów, połykacza mieczy i cudacznego wilkołaka. Zeb chciał to wszystko okrasić staroświecką machiną do sprawdzania siły, vintage’ową budką do zdjęć i jedną z przyprawiających o gęsią skórkę maszyn przepowiadających przyszłość, która moim zdaniem stanowiłaby wisienkę na torcie. Zadbaliśmy też o specjalne dotykowe ekrany, na których potencjalni klienci mogli oglądać w wysokiej rozdzielczości prace i projekty naszych artystów. Całość stanowiła fantastyczne połączenie staroci i nowoczesności. Chociaż dopieszczenie samego salonu miało zająć jeszcze jakieś trzy tygodnie – czy coś koło tego – Zeb nie zabrał się jeszcze w ogóle do góry. Zamysł był taki, żeby urządzić ją w nieco nowocześniejszym klimacie, bardziej w stylu butiku. Jak dotąd nie zdołaliśmy jeszcze dojść do porozumienia, jeśli chodzi o połączenie jednego z drugim. Sądzę, że dlatego, iż był to dla nas swego rodzaju nieznany ląd, i wszyscy baliśmy się, że coś spieprzymy albo się ośmieszymy. A tego oczywiście nikt nie chciał, zważywszy na fakt, jak ciężko pracowaliśmy na nasze reputacje jako najlepszego salonu tatuażu w metropolitalnej dzielnicy Denver. Tutaj otoczenie było dla nas całkiem nowe i osoby, dla których Marked było wcześniej jak drugi dom, musiały się dopiero ze wszystkim oswajać. Zadzwoniłem do laski, na którą tak upierał się Phil. Rozmowa była… dość osobliwa. Dziewczyna z pewnością była bystra i
dowcipna. Kiedy zapytałem, czy ma jakieś doświadczenie w pracy w salonie tatuażu, roześmiała się w głos i powiedziała, że nie ma rzeczy, której by nie potrafiła. Właściwie nie wydawała się zbytnio zainteresowana rozmową o pracę, dopóki nie wspomniałem, że salon mieści się w Denver. Powtórzyłem jej to, co Phil kazał mi powiedzieć o przejrzeniu strony internetowej, i poprosiłem, żeby w razie czego się do mnie odezwała. Rozłączyła się ze śmiechem i pomyślałem, że skończy się na skreśleniu jej z listy jako zwykłej, rozkapryszonej modelki. Czekała mnie dziś jeszcze zwykła praca, ale przed Marked chciałem się gdzieś zatrzymać, zrobić sobie przerwę. Potrzebowałem wskazówki w sprawie radzenia sobie z widmem przeszłości i jedyną osobą, która przychodziła mi do głowy, kiedy zastanawiałem się nad tym, kto mógłby mi pomóc, był Asa. Prowadził dawniej straszne życie. Nadużywał chyba wszystkiego, co się dało, dopóki nie otarł się o śmierć, narażając także życie własnej siostry. Tamte wydarzenia zmusiły go do całkowitego przewartościowania i przemyślenia własnego życia. Teraz powoli starał się naprawić wszystko i zacząć od nowa. Chociaż jego stosunki z Ayden były nadal napięte i często chłodne, cały czas starali się mozolnie, krok po kroku, iść ku lepszemu. Asa robił wszystko, co w jego mocy, żeby nie określała go jego przeszłość. Parkowałem właśnie swojego chargera, kiedy rozdzwonił się mój telefon komórkowy. Na ekranie widniał numer z Vegas, pod który dopiero co dzwoniłem. Zaintrygowany, odebrałem: – Taaak? – Czy informacje na stronie waszego salonu są aktualne? Podczas gdy wcześniej nasza potencjalna recepcjonistka wydawała się znudzona i lekko rozbawiona moją propozycją, teraz w jej głosie brzmiało autentyczne zainteresowanie i dziwne podekscytowanie. Na linii prawie dało się wyczuć wyładowania spowodowane ciekawością i oczekiwaniem. – Owszem. – Te dotyczące pracujących u was artystów także? Rany, o co jej chodziło? Zrobiłem głupią minę i przewróciłem oczami. – Taaa. Za kilka miesięcy planujemy zatrudnić dodatkowo kilka osób.
– Phil to szaleniec. Ten człowiek uwielbia manipulować losami innych! – Roześmiała się lekko i zastanowiłem się, o co Philowi mogło chodzić z tą laską. Zdawała się mieć nierówno pod sufitem, ale wiedziałem też, że staruszek zawsze miał słabość do ślicznotek. – Słuchaj, Salem, musimy kogoś zatrudnić, i to szybko. Otwieramy nowy salon pod koniec maja, a w starym mamy cały czas pracy po pachy. Albo w to wchodzisz, albo nie. Nie mam czasu na pogaduszki, jeżeli ci na tej robocie nie zależy. To był pomysł Phila, nie mój. – Nie dodałem, że zrobiłbym dla niego wszystko, byle tylko go uszczęśliwić i wywołać na jego twarzy uśmiech, póki jeszcze żyje. – Och, teraz jestem znacznie bardziej zainteresowana! – zapewniła mnie słodko. – Słuchaj, kochaniutki, do końca kwietnia jestem zawalona robotą. W świąteczny weekend mam imprezę Viva Las Vegas, potem sesję dla magazynu tatuażu w Nowym Jorku, a poza tym muszę złożyć wypowiedzenie w starym salonie. W Kolorado teraz pada śnieg, prawda? Miałem mały problem z nadążaniem za jej szybkimi zmianami tematu – zafiksowałem się na festiwalu Viva. Jako miłośnik starych aut wiedziałem, że w jego trakcie odbywa się zjazd, na który ściągają amatorzy starych samochodów i kapele z całego świata. Zaczynałem podejrzewać, że Phil zataił przede mną kwalifikacje tej laski. – Taaak, o tej porze roku jest tu zimno. – Och, w takim razie muszę dopisać coś do listy zakupów! Umówmy się na pierwszy majowy weekend, OK? Będę u was, zwarta i gotowa! Mówiła, jakby już miała tę pracę w kieszeni! – Najpierw musimy się umówić na rozmowę – zacząłem wyjaśniać, lekko skołowany. – Zanim cokolwiek ustalimy, musisz porozmawiać z moim partnerem biznesowym i menedżerem… Roześmiała się chrapliwym, głębokim seksownym śmiechem. Nawet przez telefon nie dało się nie zauważyć, że była… wyjątkowa. – Idealnie nadaję się do tej pracy, złotko, a poza tym nigdy nie byłam w Kolorado. To będzie fajna przygoda. – Skąd to nagłe zainteresowanie? – Musiałem o to zapytać. – Podczas naszej ostatniej rozmowy wydawałaś się… hm, nieco znudzona i zupełnie niezainteresowana. – Salonów tatuażu jest co prawda na pęczki, ale wy, chłopaki,
odwalacie kawał świetnej roboty, a poza tym podoba mi się perspektywa pracy w salonie o dobrej reputacji, który myśli o rozwoju. A jeśli chodzi o zainteresowanie… – Zawiesiła głos, a kiedy podjęła, brzmiała w nim jakaś dziwna nuta. – Po prostu tak mnie jakoś naszło. Do zobaczenia w maju, Nashu Donovan! – Rozłączyła się, a ja gapiłem się w telefon jak sroka w gnat, starając się dojść, co właściwie przed chwilą się wydarzyło. Nie żartowałem z tą rozmową o pracę i oczyma duszy widziałem już, jak żrą się obie z Corą. Cóż, to przynajmniej byłoby zabawne, westchnąłem w duchu. Wsunąłem telefon do kieszeni i wszedłem przez niewyróżniające się niczym szczególnym drzwi do baru; chwilę zajęło, zanim moje oczy przywykły do panującego w środku półmroku. Jako że było wcześnie, przed jedenastą rano, nie było tu zbyt wielu gości – jedynymi klientami usadowionymi przy kontuarze byli posiwiali weterani, dla których ten lokal był domem na długo przed tym, zanim przejęli go Rome i Asa. Nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Ale Asa zauważył mnie – wychodził właśnie zza baru, dźwigając skrzynki piwa. Na mój widok podniósł jasne brwi, a ja podszedłem, żeby mu pomóc. Asa nie trzymał tak naprawdę specjalnie z naszą paczką. Kierował się dziwacznymi zasadami, wydawał się zbyt ułożony i grzeczny, żeby obijać się z resztą grupy. Jednak Ayden go uwielbiała, a Rome miał jakąś słabość do tego przystojniaka z południa, więc nawet jeśli był w najlepszym razie niepewny, na dobre dołączył do naszej radosnej grupki nieprzystosowanych społecznie wykolejeńców. Jet patrzył na niego wiecznie spode łba, ale ja byłem zdania, że dopóki nie odwali czegoś głupiego, jest całkiem w porządku. Nie mówiąc już o tym, że laski lgnęły do niego jak muchy do miodu. Nie wiedziałem, czy to jego południowy akcent, złote oczy, czy poza skromnisia, którą zazwyczaj przyjmował, ale był dyplomowanym magnesem na niunie. Zanim Santa przesłoniła mi cały świat, bardzo podziwiałem jego talent do wyrywania lasek bez żadnego wysiłku. – Co tu robisz tak wcześnie? – zapytał. Pomogłem mu postawić piwo na barze, a on przeszedł wzdłuż długiego, drewnianego blatu, który Rome niedawno odnowił, i stanął przede mną po drugiej stronie lady. Może i teoretycznie właścicielem tego miejsca był Rome, ale ponieważ właśnie został ojcem, a bar był otwarty praktycznie dwadzieścia cztery godziny na dobę, to Asa
ostatnio wszystkiego pilnował. Był także tysiąc razy sympatyczniejszy od mrukliwego byłego żołnierza, więc razem tworzyli zgrany zespół. – Chciałem zadać ci przed robotą kilka pytań. Masz chwilkę? Przechylił głowę na ramię i przyjrzał mi się w milczeniu. Nie było tajemnicą, że wybory, których Asa całkiem niedawno dokonał, nieomal kosztowały go życie. Jego siostra prawie się go wyparła. Raczej nie był kimś, do kogo można przyjść po radę. – Taaak, mam trochę czasu. To ostatnia partia z dostawy, więc teraz czekam tylko na Brite’a. Zadzwonił i powiedział, że trochę się spóźni i że chciałby mnie prosić o jakąś przysługę. Mam poprosić Darcy, żeby zrobiła ci coś do jedzenia? Pokręciłem głową. – Może później, wziąłbym coś na wynos. Dla wszystkich z salonu. Skinął głową i wskazał nią salę ze stołami do bilardu na tyłach baru. – Zajrzę tylko do kuchni i poproszę Darcy, żeby miała oko na salę. Poszedłem na tyły i usiadłem na brzegu jednego ze stołów. Splotłem dłonie i przyglądałem się, jak Asa idzie w moim kierunku, wycierając ręce w ścierkę. – Zrobi wam kanapki – poinformował mnie. Skinąłem głową. Darcy była eksżoną Brite’a – no, właściwie to jedną z eksżon – i teraz prowadziła w barze kuchnię. Była miłą, starszą panią, a jej kanapki z sałatą, bekonem i pomidorem były nieziemskie. – No to… o co chodzi, Nash? Westchnąłem i skrzywiłem się lekko. – Może to zabrzmi dziwnie, ale jesteś jedyną osobą, która przyszła mi do głowy, kiedy zastanawiałem się, kogo mogę o to spytać… Jego jasne brwi powędrowały do góry. Skrzyżował muskularne ramiona na piersi. Asa wyglądał jak facet, który cały dzień nic tylko łapie na lasso konie i rzuca kłodami. Oczywiście, nie zajmował się niczym takim, ale trudno było nie zauważyć w jego zachowaniu śladów wychowania na wsi. – To znaczy o co? – O… hm, zmiany i postrzeganie przeszłości. – Potarłem kark. –
Z tą dziewczyną, z którą się spotykam… łączą mnie pewne wspomnienia. Niezbyt chlubne… i naprawdę nie wiem, jak sobie z tym poradzić. Jedna ze złotych brwi uniosła się i poczułem się zupełnie jak jedna z tych zauroczonych nim siks, które wiecznie próbowały go poderwać. Faceci nie powinni prowadzić szczerych rozmów o uczuciach. Ale naprawdę byłem w kropce i nie miałem wyjścia. – Santa bardzo kiepsko wspomina szkolne czasy. Była wówczas skryta i nieśmiała, ludzie wyśmiewali się z niej i wciąż się na niej wyżywali. Chyba trochę się we mnie zadurzyła… A ja zraniłem ją. Niechcący. To było całe wieki temu, ale ona nadal nie może o tym zapomnieć. A co gorsza, zdarzało mi się wygadywać wówczas różne głupoty. Była przekonana, że mówiłem wtedy o niej. – Westchnąłem. – Na dodatek jej ojciec okazał się oszustem i dupkiem, a facet na studiach zostawił ją, bo nie chciała z nim pójść do łóżka. Skutek jest taki, że za cholerę nie mogę jej do siebie przekonać. Wiem, że moja niewyparzona gęba i głupota znacząco wpłynęły na obniżenie jej i tak już kiepskiej samooceny, ale nie mam pojęcia, jak ją przekonać, że się zmieniłem. Że naprawdę jestem przyzwoitym gościem, który jako dzieciak popełnił po prostu kilka głupich błędów. Jak ci się to udało? Jak udało ci się przekonać Ayden, że jesteś inny? Po tym wszystkim, co się wydarzyło? Jakim cudem zdołałeś ją namówić, żeby zapomniała o przeszłości, i zapewnić, że więcej jej nie zawiedziesz? Asa przyglądał mi się w milczeniu przez długą chwilę i przeszło mi przez myśl, że może w jakiś sposób go uraziłem. Ale nagle parsknął i pokręcił blond czupryną, wsuwając kciuki za patki swoich dżinsów. – Nie zrobiłem tego. Ayden mnie kocha, chce we mnie wierzyć, co czyni ją najlepszą istotą na świecie. Fakt, wykorzystałem ją i popsułem wszystko między nami kilka lat temu… Musisz wiedzieć, że wówczas nie byłem po prostu złym człowiekiem, Nash – byłem czymś znacznie gorszym: przestępcą i oszustem. I nie przeszło mi nawet przez myśl, że to, co robię, może zaszkodzić Ayden. Tak naprawdę zwyczajnie, podle ją wykorzystałem. Ale zdałem sobie z tego sprawę dopiero po czasie. Jeśli mam być szczery, Ayden miała wszelkie prawo mnie znienawidzić. I nie miałbym jej za złe, gdyby zostawiła mnie w szpitalu i postawiła na mnie krzyżyk. Teraz jednak… – Skrzywił się i przełknął głośno ślinę. – Nigdy nie zdołam przekonać jej w pełni – ani
Jeta, skoro już o tym mowa – że stałem się innym człowiekiem. Kiedy kilka miesięcy temu doszło do napadu na bar, była pewna, że to moja sprawka. Nawet mimo to, że lubię Rome’a i podoba mi się ta praca. Założyła odruchowo, że miałem z tym coś wspólnego. Wiem, że już zawsze tak będzie. I nie mam do niej o to pretensji. Nie byłem godny zaufania ani troskliwy… wtedy. Jedyną osobą, o którą się troszczyłem, byłem ja sam. I nie mogę o tym zapomnieć. Nigdy. Nie miałem co prawda bladego pojęcia o ich relacjach rodzinnych, ale jego słowa wyjaśniałyby, dlaczego Jet był w stosunku do niego taki podejrzliwy. I dlaczego między nim a Ayden panowało takie napięcie. Zdawałem sobie sprawę z tego, że zaangażowanym w to wszystko osobom trudno było przejść nad przeszłością do porządku dziennego. Podniosłem ramiona i opuściłem je bezradnie. – Nie ma na to żadnej rady? Że zawsze już będę kojarzył jej się z tymi wspomnieniami i nigdy nie będzie w stanie w pełni mi zaufać? Brzmi słabo… – Nash… – Wypowiedział moje imię z naciskiem, którego nie mogłem złożyć na karb jego charakterystycznego południowego zaciągania. – Dobry z ciebie człowiek. Mam wrażenie, że hodują ich tutaj w Kolorado w szklarniach na pęczki. Nie musisz robić nic poza byciem tym, kim jesteś. Ona w końcu zobaczy, że to nie poza, tylko prawdziwy ty. I że to, co się wydarzyło, nie jest warte wspomnień. Jesteś tylko człowiekiem. Każdy z nas popełnia błędy, to normalne. Gdyby nikt z nas nie dostawał drugiej szansy… już by mnie tu nie było. – Lubię ją. I zależy mi na niej bardziej niż na jakiejkolwiek lasce przed nią – powiedziałem. – Mam po prostu wrażenie, że Santa nigdy nie zapomni o przeszłości… To oznacza, że nasz związek utknął w martwym punkcie. – Nie chciałbym ci opowiadać swojego życiorysu, ale wierz mi, skoro moja siostra jest w stanie nadal spojrzeć mi w oczy i wciąż ją obchodzę, ty także nie powinieneś mieć problemu z dotarciem do serca tej dziewczyny. Rany, może nie powinienem był tak pochopnie szufladkować Asy jako w porzo gościa? Im więcej o nim wiedziałem, tym bardziej miałem ochotę wybić mu w imieniu jego siostry te śliczne, równe
ząbki. – A co z tobą? – spytałem zaczepnie. – Byłeś prawdziwym kutafonem, a teraz jesteś chodzącym ideałem? Jak zdołałeś przekonać wszystkich, że naprawdę się zmieniłeś? Kiedy obdarzył mnie tajemniczym, złośliwym uśmieszkiem, pomyślałem, że chyba nie chcę znać odpowiedzi na to pytanie. – Nie zmieniłem się. Nie jestem kimś innym. Każdego dnia toczę ze sobą walkę o to, żeby nie iść na łatwiznę, nie dać się starym nawykom. Jestem, kim jestem. I nie jest mi z tym lekko. Wiem, że żaden ze mnie chodzący ideał. Różnica jest taka, że teraz żyję życiem, którym chcę żyć. Chcę mieć dobry układ z siostrą. Chcę, żeby Jet, patrząc na mnie, nie zastanawiał się, czy mi za chwilę nie odbije. Chciałbym pomóc Rome’owi prowadzić ten bar tak, żeby dzięki niemu mógł utrzymać swoją rodzinę. Podoba mi się tu. Dzięki tej pracy mam coś, czego nigdy nie miałem w Kentucky, i zrobię, co w mojej mocy, żeby tak zostało. Może i na to nie zasługuję, ale skoro dostałem tę szansę, zamierzam ją wykorzystać. Rany… Nie przyszedłem tu z zamiarem wysłuchiwania historii życia Asy, ale to, co mówił… Cóż, nie mogłem zaprzeczyć, że mnie to poruszyło. Starałem się zrobić wszystko, żeby przekonać Santę, że nie jestem tym samym gościem, którego zapamiętała z czasów szkolnych… Jednak to nie była do końca prawda. Owszem, nie byłem już takim młodym gniewnym, nie pragnąłem tak rozpaczliwie akceptacji własnej matki, ale tak naprawdę nigdy nie byłem dupkiem. Byłem tak bardzo skupiony na próbie pokazania jej własnych zalet, że zapomniałem, iż od zawsze je miałem – nawet jeśli po drodze trzepałem językiem jak najęty i zachowywałem się jak typowy zakręcony nastolatek. Może powinienem był zapytać sam siebie, dlaczego sama nie dostrzega swojej wartości? Bez dwóch zdań była niesamowita – mądra i zabawna. Była łagodna i absolutnie, nieskończenie cudowna. Było nam świetnie w łóżku i wiedziałem, że gdybym tylko zdołał przekonać ją, żeby zapomniała o tym, co było między nami wcześniej, wpadłbym po uszy. Zdawałem sobie sprawę z tego, że jestem na granicy zakochania się w niej. Może powinienem przestać starać się jej udowodnić, że w gruncie rzeczy jestem dobrym człowiekiem, a zamiast tego spróbować pokazać jej, jaka jest wspaniała?
Zeskoczyłem ze stołu, uderzając ciężko buciorami o drewnianą podłogę. – Dzięki, Asa. Roześmiał się, a ja ruszyłem za nim do baru. – Popełniłem dość błędów w swoim życiu, żeby starczyło na nauczkę dla was wszystkich. Chociaż tyle z tego dobrego – parsknął. – Naprawdę mam nadzieję, że to dla ciebie zamknięty rozdział – rzuciłem. – Bo jeśli nie… ucierpi na tym więcej osób niż tylko Ayden. Znowu ten denerwujący uśmiech – jednak tym razem zabarwiony smutkiem. – Wiem, że odwalam tu kawał dobrej roboty. Nie mam najmniejszego zamiaru tego spieprzyć. Nawet jeśli moje plany dotąd nie zawsze szły po mojej myśli. Zgarnąłem pojemniki na wynos z kanapkami, które zrobiła nam Darcy, i pozwoliłem, żeby dała mi pożegnalnego buziaka w policzek. Wychodziłem już, kiedy usłyszałem, jak pyta Asę, czy widział się już z jej córką. Miałem dziwne wrażenie, że to nie skończy się dobrze. Z tego, co słyszałem od Rome’a, córeczka Brite’a i Darcy była niezłym ziółkiem… Do końca tygodnia nie widziałem się z Santą ani razu. W salonie mieliśmy kupę roboty. Na dodatek Rowdy się przeziębił i musiał wziąć kilka dni wolnego, zaś stan Phila wciąż się pogarszał. Pod koniec tygodnia było już z nim tak kiepsko, że chciałem przenieść go z powrotem do szpitala, ale mi na to nie pozwolił. Nie był w stanie nic przełknąć i pielęgniarka zaczęła wspominać o konieczności podłączenia go do kroplówki. Zżerały mnie nerwy. Czułem się, jakbym spacerował po cienkim lodzie, który lada chwila mógł się załamać pod moim ciężarem. Do końca tygodnia nocowałem u niego, co oznaczało, że nie widywałem się praktycznie z nikim. Gdy tak patrzyłem, jak marnieje z dnia na dzień na moich oczach, jakoś automatycznie przestawiłem się z myślenia o nim jako o Philu na traktowanie go jak swojego ojca. To mój ojciec umierał, to mój ojciec starał się zgrywać w obliczu śmierci twardziela. To mój tata patrzył na mnie tymi smutnymi, błękitnymi oczami, bo wiedział, że nie zostało mu wiele czasu, który mógł spędzić ze mną. Nie chciałem, żeby ktokolwiek oglądał go w tym stanie. Wszyscy z naszej paczki chcieli mu złożyć wizytę, ale Phil nie zamierzał na to
pozwolić. Musiałem zrezygnować z planów, jakie miałem względem Santy, jeśli chodzi o sobotę – co niepomiernie mnie wkurzało – ale wiedziałem też, że są sprawy ważne i ważniejsze. Kiedy usłyszałem pukanie do drzwi i zobaczyłem ją w progu, prawie ścięło mnie z nóg. Nie zapytała wcześniej, czy może zajrzeć. Na mój widok tylko wręczyła mi proteinowy koktajl i poprosiła, żebym namówił Phila, aby go wypił. Wyjaśniła, że zapytała zespół z onkologii, czy jest coś, co mogłoby opóźnić konieczność podłączenia go do kroplówki. Gapiłem się tylko na nią w milczeniu, niezdolny wykrztusić słowa. Przepełniała mnie nieopisana wdzięczność. I coś jeszcze, czego nie umiałem nazwać. Santa otoczyła mnie ramionami i przytuliła mocno, sprawiając, że poczułem się choć przez krótką chwilę lepiej. Dała mi szybkiego buziaka i poprosiła, żebym – podczas gdy troszczę się o Phila – nie zapomniał zatroszczyć się o siebie samego. Byłem zmęczony i wyczerpany emocjonalnie, ale jej krótka wizyta, świadomość, że pamięta o tym, przez co przechodzę, naprawdę mnie poruszyła. Może dlatego, że moja matka zawsze była taka oziębła i apodyktyczna… może dlatego, że zawsze szukałem w oczach Santy aprobaty i wdzięczności. Nieważne. Tym razem dostrzegłem w nich współczucie i troskę, na których tak mi zależało. Była wszystkim, czego kiedykolwiek pragnąłem, czego potrzebowałem. Gdy tak na mnie patrzyła, wszelkie wątpliwości na temat tego, czy mógłbym ją pokochać, znikały jak mgła w promieniach słońca. Pytanie brzmiało teraz inaczej: jak mógłbym jej nie kochać? Niemożliwe było jej nie wielbić. Ucałowałem ją tysiąc razy mocniej, niż miałem zamiar – ale chciałem, żeby poczuła wszystkie te rzeczy, które, gdyby usłyszała je z moich ust, sprawiłyby, że zamknęłaby się w sobie. Poprosiła mnie, żebym zadzwonił do niej w ciągu weekendu, jeśli tylko będę miał wolną chwilę. I odeszła… zabierając ze sobą moje serce. Kiedy wróciłem do Phila z miksturą, którą mi wręczyła, mój ojciec spojrzał tylko na mnie porozumiewawczo znad maski tlenowej. Pomogłem mu się podnieść i opadłem, wyczerpany, na fotel, który przysunąłem sobie jakiś czas temu do jego łóżka. Nie byłem jeszcze gotów o tym rozmawiać – szczególnie wiedząc, że Santa mogłaby się spłoszyć, gdybym spróbował jej wyjaśnić wprost, ile dla mnie znaczy.
Nieodwzajemnione uczucie było koszmarem mojego dzieciństwa. Nie wiedziałem, czy zdołam znieść to powtórnie. Zostałem u Phila na cały weekend. Mikstura od Santy zdziałała prawdziwe cuda, więc poprosiłem ją o przepis i zakupiłem potrzebne składniki, aby móc ją w razie potrzeby przyrządzić samemu. Phil codziennie przesypiał większość dnia i w sobotę zacząłem się już zastanawiać nad wyskoczeniem na chwilę do roboty, żeby spróbować coś ogarnąć, kiedy w drzwiach zjawiła się bez zapowiedzi Cora. Nie chciałem, żeby widziała go w takim stanie, żeby było jej przykro. Ale bezpardonowo przepchnęła się obok mnie i kazała mi się zmywać. Phil był dla niej równie ważny jak dla mnie, a Rome miał siedzieć do wieczora z dzieckiem w domu. Zakomunikowała mi bez ogródek, że mam się zająć własnymi sprawami, i bezceremonialnie wyrzuciła mnie z mieszkania mojego ojca. Chciałem być na nią wkurzony – ktoś tak drobny nie powinien być taki pyskaty i nieustępliwy! – ale musiałem przyznać, że przyda mi się chwila wytchnienia. Wróciłem do Marked i zacząłem się przedzierać przez stertę papierkowej roboty, która nagromadziła się w ciągu tygodnia. Umówiłem ponownie wszystkie sesje, które odwołałem w ciągu ostatnich kilku tygodni. Kiedy nadeszła pora zamknąć salon, Rule poprosił, żebym wpadł do baru, gdzie umówił się na kolację z Shaw i Ayden. Ostatnio nie mieliśmy okazji spędzać razem zbyt wiele czasu poza pracą, więc korciło mnie, żeby się zgodzić. Jednak chociaż lubiłem wychodzić z Rule’em, brakowało mi Santy i tęskniłem za nią, więc przeprosiłem go i zadzwoniłem do niej. – Cześć! – musiała mówić głośno, żeby przekrzyczeć harmider dziecięcych chichotów w tle. – Cześć. Cora jest z Philem, więc mam wolny wieczór. Miałem nadzieję, że może nie pracujesz i moglibyśmy się spotkać… – Zaczekaj chwilę. – Powiedziała do kogoś coś, czego nie dosłyszałem, po czym ze słuchawki dobiegło więcej krzyków, podczas gdy Santa przechodziła w cichsze miejsce, w którym mogła spokojnie porozmawiać. – Przepraszam. Faith musiała pojechać do szpitala i poprosiła mnie o zajęcie się dziećmi. Miała skurcze Braxtona-Hicksa i zaczęłam się trochę martwić. Nie wiem, ile to jeszcze potrwa… Skrzywiłem się. Naprawdę chciałem się z nią spotkać, a nie
wiedziałem, kiedy będę miał ku temu następną okazję. – Mam nadzieję, że wszystko będzie OK. – Będzie dobrze. Masz może ochotę wpaść? Robię smażony ser na kolację, a potem planujemy obejrzeć Gdzie jest Nemo? Może to trochę uspokoi tych małych wariatów. Nie miałem zbyt często do czynienia z dziećmi i, szczerze powiedziawszy, specjalnie za nimi nie przepadałem. To znaczy, teraz, kiedy Rome’owi i Corze urodziła się córeczka, pewnie to się zmieni. Tak naprawdę jednak byłem gotów na wszystko, byle tylko spędzić z nią choć trochę czasu, więc właściwie dlaczego nie miałbym się poświęcić i poznosić przez jakiś czas ich towarzystwo? – Jasne. Jakiś adres? Podała mi namiary na dom gdzieś w okolicy Littleton i odpaliłem silnik. Nie zastanawiałem się nad tym, że jej siostra dała mi jasno do zrozumienia, że mnie nie lubi ani że nie mam zielonego pojęcia, jak się zajmować dziećmi. Liczyło się tylko, że będzie tam Santa. A to sprawiało, że i ja chciałem tam być. Santa otworzyła mi drzwi zdyszana i zarumieniona. Wyglądała cudownie. Na biodrze trzymała jednego berbecia, a zza jej kolan wyglądała ciekawie nieco starsza dziewuszka. Santa uśmiechnęła się do mnie i dmuchnięciem usunęła sprzed oczu niesforny rudy kosmyk. – Dobrze cię widzieć. Rany, a niech mnie! To była najlepsza wiadomość, jaką usłyszałem od długiego czasu. – To jest Zoe. – Ucałowała bobasa w policzek. – Za mną chowa się Brea, a chłopcy, Owen i Kyle, grają w salonie na komputerze. Ruszyłem za nią do środka i mrugnąłem do dziewczynki, która przyglądała mi się szeroko otwartymi oczami. – Twoja siostra wygląda na zbyt młodą, żeby mieć tyle dzieci – zauważyłem. Parsknęła i zaprowadziła mnie do kuchni. Unoszący się w niej zapach zupy pomidorowej sprawił, że do ust napłynęła mi ślinka. – Młodo zaczęła i nie zanosi się na to, żeby wkrótce zamierzała przestać. Ona i jej mąż, Justin, od zawsze chcieli mieć dużą rodzinę. Zerknęła na kuchenkę, potem na mnie i bez zapowiedzi wepchnęła mi zdziwionego bobasa w ramiona. Przyglądaliśmy się sobie dłuższą chwilę – mała, zastanawiając się, czy powinna zacząć
krzyczeć, a ja, starając się wykombinować, jak najlepiej ją trzymać, nie zgniatając jej. Chyba uznała, że jestem w porządku, bo nie wybuchnęła płaczem. Zamiast tego z uporem zaczęła sięgać pulchnymi paluszkami do mojego kolczyka w nosie, co zaowocowało idiotyczną zabawą w „nie dotykaj!” Stojąca przy kuchni Santa roześmiała się tylko i zabrała do robienia kanapek. Druga latorośl jej siostry, licząca na oko jakieś cztery albo pięć lat, obeszła stół i stanęła obok mnie, zadzierając głowę, żeby mi się przyjrzeć. Santa obdarzyła ją ciepłym uśmiechem. – To kolega cioci, Nash. Przywitaj się z nim! Mała nie odezwała się ani słowem, więc uśmiechnąłem się do niej i zmełłem w ustach przekleństwo, kiedy maleństwo, które trzymałem na rękach wykorzystało chwilę mojej nieuwagi i szarpnęło za kółko w nosie. Oczy zaszły mi łzami, ale kiedy usłyszałem, jak śmieje się radośnie, nie mogłem być na nią zły. – Gorące. – Młoda była nieśmiała. Widać to było na pierwszy rzut oka i byłem pewien, że wdała się w Santę. Podniosłem brew, a ona wskazała paluszkiem moją głowę i powtórzyła: – Gorące. Miała na myśli płomienie wytatuowane na mojej głowie i ogniste jęzory, wypełzające zza kołnierzyka mojej koszulki, który właśnie szarpało maleństwo. Santa odwróciła się i spojrzała na mnie; w jej szarych oczach migotały srebrne ogniki. Podeszła do małej, przyklękła przy niej i pacnęła ją czule palcem w perkaty nosek. – Masz dobry gust, Breo. Rzeczywiście, wujek jest bardzo, bardzo gorący. Cała trójka wybuchnęła śmiechem, podczas gdy ja przyglądałem się Sancie. Wstała i ucałowała malutką w policzek, a mnie w usta, a potem zawołała chłopców na kolację. Byli starsi od dziewczynek, więc mieli mnóstwo pytań o moje tatuaże, plugi w uszach, o to, czym się zajmuję i jak poznałem Santę. Byli pełni energii – aż ich nosiło! – ale zabawni i naprawdę fajni. Zjedliśmy wspólnie kolację, a po wszystkim, gdy Santa zabrała się do ich uspokajania, wziąłem się do zmywania naczyń i sprzątanie kuchni. Gdy uśmiechała się do mnie, w jej uśmiechu było coś… nie wiedziałem dokładnie, co takiego, ale jakieś ciepło, słodycz. Uwielbiałem ten uśmiech bardziej niż wszystko i cieszyłem się każdą
spędzoną z nią chwilą, nawet jeśli była to najmniej romantyczna randka, na której zdarzyło mi się być. Starsze dzieci rozłożyły się na podłodze, a ja i Santa usiedliśmy na kanapie, z młodszymi dziewczynkami usadowionymi między nami. Nie miałem tak naprawdę zamiaru zostawać dłużej – chciałem się zmyć przed powrotem siostry Santy – ale po pięciu minutach Brea zasnęła, opierając główkę o moje ramię. Młodsza dziewuszka, Zoe, wspięła mi się na kolana, zwinęła w kłębek jak kotek i po chwili zapadła w głęboki sen. Nie chciałem budzić żadnej z nich, więc tylko usiadłem wygodniej i śledziłem przygody rybki wracającej do domu. Upór Nemo i to, że nigdy się nie poddawał i ani na chwilę nie stracił nadziei, sprawił, że zacząłem myśleć o własnym życiu, a potem o Philu. Kiedy zerknąłem na Santę, zauważyłem, że przygląda mi się szeroko otwartymi oczami, z wypiekami na policzkach. – Co jest? Pokręciła tylko lekko głową i skupiła się z powrotem na filmie. – Cały czas mnie zaskakujesz. Wypuściłem głośno powietrze, bo nie mogłem się oprzeć myśli, jak mocno jest to związane z moimi ostatnimi przemyśleniami na temat naszego związku i niej samej. – Tym, kto powinien cię zaskakiwać, jesteś ty sama, Santa. Uwierz mi, jesteś niezwykła i wyjątkowa. Jeśli zechcesz to zaakceptować, zmieni się całe twoje życie. Spojrzała na mnie tylko, jakby nie miała pojęcia, o czym mówię, ale dzięki temu, że to powiedziałem, poczułem się zdecydowanie lepiej. Gdyby tylko mi na to pozwoliła, pokochałbym ją bezwarunkowo. Jednak aby tak się stało, musiała najpierw w pełni zaakceptować siebie samą.
SANTA: I tak już miałam problem z kontrolowaniem się, tak mocno działał na mnie Nash. Ale widok wielkiego, wytatuowanego faceta, trzymającego w ramionach małą, kruchą dziewczynkę – jakby była czymś nieskończenie cennym i delikatnym – sprawił, że wszystkie barykady, które tak pieczołowicie wznosiłam, legły w gruzach. Kiedy Faith i Justin wrócili, dzieciaki leżały już w łóżkach, a Nash zbierał się właśnie do wyjścia. Mina mojej siostry, kiedy się żegnał, nie wróżyła niczego dobrego. Była zmęczona i nie chciała się awanturować. Wiedziałam, że tylko dlatego nie nakładła mi do uszu. Następnego dnia, gdy byłam w pracy, zostawiła mi na poczcie głosowej wiadomość – dobre dwadzieścia minut utyskiwania z powodu faktu, że chłopcy uparli się, że jak podrosną, wytatuują sobie głowy. Nie powinnam była się z tego śmiać, ale naprawdę mnie to rozbawiło. Próbowałam wziąć sobie troskę Faith do serca. Wiedziałam, że się po prostu o mnie martwi – o to, co się stanie, jeśli Nash znowu mnie zrani – jednak w słowach, które wypowiedział wczoraj wieczorem, było coś, co mnie uderzyło. Jakaś cząstka mnie nie chciała za nic w świecie uwierzyć, że postrzega mnie w taki sposób. Nigdy nie uważałam siebie za osobę ładną, kogoś, kogo można pożądać – i kiedy prawił mi komplementy, nigdy tak naprawdę mu do końca nie wierzyłam. W pracy byłam pewna siebie i zdecydowana – wiedziałam, co robię i że właśnie tym chciałam się zajmować od zawsze, że zostałam wręcz do tego stworzona. Jednak kiedy Nash patrzył na mnie tak, jakby na świecie nie istniało nic poza mną… Po prostu nie mogłam uwierzyć w to, że Nash Donovan coś do mnie czuje. Nadal brakowało mi pewności siebie, i to wszędzie, w każdej dziedzinie poza sferą zawodową. Wiedziałam, że nie zachowuję się fair wobec niego, czekając tylko, aż okaże się typowym facetem. Tak naprawdę cały czas stroję chimery, nie mogąc się zdecydować, o co mi chodzi, i nie pozwalając, żeby nasz związek rozkwitł. Aż w końcu on być może zadowoli się pierwszą lepszą bezproblemową laską. Nigdy nie narzekałam na swoją pracę – napięty grafik czy natłok obowiązków. Zawsze najwięcej radości i spokoju dawało mi troszczenie się o innych, ale ostatnio chciałam mieć też czas na
spotykania z Nashem. Wiedziałam, że stan Phila wciąż się pogarsza i że nie można nic na to poradzić, a Nash spędza przy nim prawie cały swój czas. Jednocześnie starał się mieć pod kontrolą postępy prac w nowym salonie i wszystko inne. W efekcie wciąż tracił na wadze i za każdym razem, kiedy go widziałam, miał podkrążone oczy, a jego silna szczęka często była porośnięta kilkudniowym zarostem. Nie było już zostawania na noc, zabawnych randek, na których potrafiłam się śmiać do rozpuku. Jedyne chwile, które dane nam było spędzać razem, trafiały się podczas szybkich lunchów; na nie wykradaliśmy się od czasu do czasu. Za każdym razem było świetnie, ale naszym krótkim spotkaniom brakowało intensywności i głębi uczuć towarzyszących seksowi. Jak na kogoś, kto zazwyczaj czuł się paskudnie nago i nienawidził wszystkiego, co się normalnie z tym wiązało, nie mogłam się doczekać chwil, które będę mogła spędzić bez ubrania, pod nim – lub nad nim – bez różnicy. Nie miałam w tym zakresie specjalnych wymagań. Szykowałam się właśnie do wyjścia z pracy, kiedy złapała mnie Sunny i poprosiła, żebym zajrzała do jej biura. Ostatnio byłyśmy zbyt zajęte, żeby móc swobodnie pogadać; brakowało mi jej pogody ducha i tego, jak nieustannie próbowała mnie wybadać. Zajęłam miejsce naprzeciwko niej za jej zagraconym biurkiem i uśmiechnęłam się pod nosem. – Zamierzasz mnie umówić z kolejnym doktorkiem? Po mojej nieszczęsnej randce plotki szybko się rozeszły wśród szpitalnego personelu. Byłam lesbijką, miałam atak padaczki i musiałam uciekać, byłam potajemnie mężatką z pięciorgiem dzieci… Nikogo nie interesowała prawda. Co zaskakujące, bycie przedmiotem plotek – nieważne, jakie głupoty o mnie nie wygadywano – wcale mnie nie peszyło. Zbyt się skupiłam na Nashu i na próbie zrozumienia, co tak naprawdę dzieje się między nami, żeby się przejmować głupotami. Sunny przewróciła ciemnymi oczami i uśmiechnęła się do mnie szeroko. – Nie. Odnoszę wrażenie, że wolisz typy… nieco barwniejsze niż większość lekarzy w tych murach. Cóż, to była prawda. To znaczy, znałam paru lekarzy ukrywających pod fartuchami i kitlami tatuaże, ale nic nie mogło się równać ze smokiem, który strzegł ciała Nasha.
– Pewnie masz rację. Co się stało? Nigdy nie zapraszałaś mnie na pogawędkę do biura. Zwykle próbowałaś mnie przydybać na korytarzu. Nie przestając się uśmiechać, opadła na oparcie fotela. – Cóż, to nieco oficjalniejsza rozmowa niż molestowanie cię na korytarzu o postępy w twoim życiu erotycznym. Zmarszczyłam czoło i natychmiast zaczęłam szukać w myśli czegoś, co w ciągu ostatnich kilku tygodni mogłam zrobić nie tak. Byłam rozkojarzona, bo cały czas skupiałam się na swoim życiu prywatnym, co było do mnie niepodobne. – Co takiego przeskrobałam? Pokręciła głową i zacmokała z dezaprobatą. – Dlaczego od razu zakładasz najgorsze? Cały czas ci powtarzam, że świetnie sobie radzisz w pracy. Jak mogłaś w ogóle pomyśleć, że kazałam ci tu przyjść, żeby opieprzyć cię za to, że zrobiłaś coś źle? Powinnam czuć się urażona. To obraża nas obydwie. Przełknęłam ślinę i przypomniałam sobie wczorajsze słowa Nasha. – Wybacz. To z przyzwyczajenia. – Którego powinnaś się wyzbyć. Słuchaj, Santa… Heidi przenosi się do szpitala na Florydzie, bo jej mąż dostał nową pracę. Chciałabym, żebyś przejęła jej obowiązki przełożonej pielęgniarek. Wiem, że myślałaś o dalszej nauce, ale sama chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że to świetna szansa na awans i zdobycie doświadczenia. Zgódź się, proszę. Nadajesz się do tego jak nikt inny. – Mówisz poważnie? – Dosłownie mnie zamurowało. To było moje marzenie od zawsze. Potwierdzenie moich umiejętności, szacunek, na który zasługiwałam, będący świadectwem, że jestem dobra w czymś, co kocham. Nie mogłam prosić o więcej… Poza tym, że z jakiegoś powodu, chociaż perspektywa awansu cieszyła mnie bardzo, najwięcej radości dawała mi myśl o tym, że podzielę się tą nowiną z Faith, mamą, a najbardziej – z Nashem. – Cóż, tak naprawdę czeka cię jeszcze rozmowa z szefową, ale ona wie, że zależy mi, żebyś objęła to stanowisko. Serce waliło mi w piersi jak oszalałe i miałam ochotę zerwać się z krzesła i odtańczyć zwycięski taniec. – To świetna wiadomość! Tak bardzo ci dziękuję! – Nikt nie zasługuje na ten awans bardziej niż ty.
Wstałam, a kiedy Sunny obeszła biurko, uścisnęłam ją mocno. Wiedziałam, że na to zasługuję… I pomyślałam, że całkiem możliwe, że zasługuję też na to, żeby mój związek z Nashem stał się czymś poważniejszym. Był pierwszą osobą, do której zadzwoniłam po wyjściu ze szpitala. Padało. Właściwie to lało jak z cebra, a sądząc po kałużach na ulicach, ulewa trochę już trwała. Ze słuchawką przy uchu pognałam co tchu w deszczu do samochodu. Nash nie odbierał. Zgłosiła się poczta głosowa, co ostudziło trochę mój entuzjazm i podekscytowanie. W samochodzie pokręciłam głową, żeby odgarnąć z twarzy mokre kosmyki, i uznałam, że nie zaszkodzi, jeśli po drodze zaczepię o Victorian i sprawdzę, czy jest w domu. Chciałam, żeby mnie objął, dał mi mocnego, soczystego buziaka i powiedział, jak bardzo jest ze mnie dumny. Byłam zaskoczona, jak bardzo mi na tym zależy. Włączyłam radio i słuchając Her Space Holiday pomknęłam przez Colfax do Victorian. Pogoda nieco się poprawiła, ale kiedy dotarłam do drzwi kamienicy Nasha, mijając po drodze znajomego chargera na swoim stałym miejscu parkingowym, byłam przemoczona do suchej nitki i szczękałam zębami. Nie dość, że padało, to było lodowato. Zatrzymałam się przed drzwiami i zapukałam. Rozplatałam właśnie warkocz i próbowałam przeczesać palcami mokre, splątane włosy, kiedy drzwi się otworzyły… I cały mój świat runął w gruzach. Serce przestało mi bić na ułamek sekundy. Krew w żyłach stała się nagle dziwnie gęsta i zimna i poczułam się jak liść porwany wiatrem. Wszystkie moje nadzieje i marzenia już drugi raz w moim życiu prysły w ułamku sekundy jak bańka mydlana… przez tego samego mężczyznę. W drzwiach Nasha stała Royal z taką samą osłupiałą miną, jaką, jak sądziłam, miałam w tym momencie. Przypuszczam, że jakoś bym zniosła jej obecność w mieszkaniu Nasha – w końcu dała mi jasno do zrozumienia, że nie jest nim zainteresowana – a przynajmniej nie w ten sposób, jednak nijak nie mogłam zignorować faktu, który pogruchotał moje serce na milion kawałków, raniących mnie niczym ostrza. Miała na sobie tylko ręcznik. – Santa… Wyciągnęłam przed siebie rękę i prawie się zachłysnęłam, kiedy
zza rogu, ze swojego pokoju, wyszedł Nash… Także na golasa, z wyjątkiem czerwonego ręcznika na biodrach. – Czy ktoś pukał? Wycierał sobie głowę drugim ręcznikiem. Ten widok tak bardzo poruszył moje serce, był tak intymny, że nagle przestraszyłam się, że za chwilę zemdleję. Musiałam się złapać futryny, bo dosłownie ugięły się pode mną kolana. Kiedy przestał wycierać głowę i podniósł ją, nasze spojrzenia się spotkały. Spodziewałam się dostrzec w jego oczach poczucie winy czy wstyd, jednak on tylko wpatrywał się we mnie spokojnie, jakby nigdy nic. – Ee… – Royal sprawiała wrażenie, jakby chciała mnie złapać za rękę i wciągnąć do środka, więc cofnęłam się, zanim zdołała mnie dotknąć. – Czy właśnie na tym według ciebie polega przyjaźń? – Ból, niedowierzanie i wściekłość ściskały mi żołądek tak bardzo, że niemal czułam gorycz przepełnionych żalem i nienawiścią słów, które wycedziłam do niej: – Chyba niedaleko pada jabłko od jabłoni. Miałam ochotę rąbnąć ją pięścią w brzuch, ale jeszcze bardziej chciałam cofnąć się w czasie i nigdy, przenigdy nie wpuścić Nasha Donovana do swojego życia. Jeżeli wydawało mi się, że poprzednio zranił mnie, każąc patrzeć, jak całuje Ashley Maxwell, to nie miałam pojęcia, jak mocno może we mnie ugodzić świadomość, że pieprzy się z takim chodzącym ideałem jak Royal. To nie był policzek ani nóż wbity w plecy. To był dowód, że miałam rację i że facetom nigdy, przenigdy nie można ufać, jeśli chodzi o ładne laski. Powinnam była wiedzieć lepiej. Powinnam była odpuścić, kiedy jeszcze miałam na to szansę – kiedy miałam pewność, że jeśli się wycofam, uniknę prawdopodobieństwa, że ktoś mnie zrani. Wyglądało na to, że los raz po raz sobie ze mnie drwił i znowu postanowił udowodnić mi, że nie mogę liczyć na nic więcej niż na zranione serce. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w deszczu do jetty, kiedy za ramię schwyciła mnie czyjaś silna dłoń, odwracając mnie ku drzwiom. Nash nadal miał na sobie sam ręcznik; deszcz spływał mu po czole i kapał z nastroszonych włosów. Potrząsnął mną, aż zaszczękały mi zęby. – Co ty, do cholery, wyprawiasz?! Znowu zatrzasnęła klucze! Była na siłowni, a w drodze powrotnej cała przemokła! Dałem jej
ręcznik i pozwoliłem wysuszyć ubranie w suszarce. Gdybym wiedział, że zamierzasz przyjechać, zadzwoniłbym, żeby cię uprzedzić, co się dzieje i że Royal jest u mnie. Dyszałam ciężko, a skóra paliła mnie pod jego dotykiem. Miałam złamane serce, coś we mnie umierało. A on miał czelność przyglądać się, jak rozpadam się na milion kawałeczków! – Gdybyś wiedział, że zamierzam przyjechać, pewnie nie przyłapałabym cię na gorącym uczynku. – Wiedziałam, że to wszystko jest zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe. – Jest piękna i zawsze pod ręką. Dlaczego miałbyś inwestować w coś, co może nigdy ci się nie opłacić? Prawda? Zawsze wiedziałam, że kiedy zjawi się lepsza, łatwiejsza… skorzystasz z okazji. Nie mogłeś się powstrzymać przed złamaniem mi serca po raz kolejny, co, Nashu Donovan? Krople deszczu ściekały mu po piersi i spływały po umięśnionym brzuchu. Sposób, w jaki dygotał, jak ciężko oddychał, sprawiał, że wyglądał, jakby smok wytatuowany na jego skórze chciał się spod niej wydostać, wyrwać na wolność, uciec spod chłoszczącego bicza moich pełnych jadu słów. Nash cofnął się o krok i położył dłoń na ręczniku. Pokręcił głową i zobaczyłam, jak usta wykrzywia mu gorzki grymas. Stał przede mną, nagi – i to nie tylko fizycznie. Widziałam w tych fioletowych oczach czysty ból, ale zagryzłam zęby i udawałam przed sobą, że go nie dostrzegam. – Właśnie o to chodzi. Zrobiłbym wszystko, nie zawahałbym się przed niczym – czy by to coś dało, czy nie – byleby tylko cię zdobyć. I nie udałoby mi się tym razem złamać ci serca, Santa, bo nie dopuściłaś mnie dość blisko, żebym mógł go dotknąć. Mówiłem ci, że świata poza tobą nie widzę, że jesteś dla mnie jedną jedyną i że nikt nie może się z tobą równać. Czy to wygląda źle? Owszem, wygląda. Nie jestem ślepy ani nie jestem idiotą, ale gdybyś wiedziała… – wypuścił powietrze i spojrzał w niebo, jakby skrywało odpowiedzi na wszystkie pytania – jak cholernie, piekielnie cię kocham… Nigdy byś nawet nie pomyślała, nie przyszłoby ci do głowy, że mógłbym spojrzeć chociaż na inną laskę. Jesteś dla mnie wszystkim, Santa. Nigdy nie zrobiłbym nic, co mogłoby cię zranić. Bo to zabolałoby mnie równie mocno. – Pokręcił gwałtownie głową, posyłając we wszystkie strony kropelki deszczu. – Nie jestem jak twój ojciec. Nigdy nie zrobiłbym nic, żebyś musiała znowu przez to przechodzić.
Zaczerpnęłam powietrza; miałam ochotę go spoliczkować. – Nie musisz mi tego mówić. Jak mógłbyś mnie kochać, skoro zapraszasz do mieszkania gołe laski? W moich oczach wyglądasz dokładnie jak on, Nash. – Nie. Nie muszę ci udowadniać, że cię kocham. Nigdy nie będę w stanie pokochać cię tak mocno, żebyś zrozumiała, że nie potrafisz pokochać samej siebie. Kochasz swoją pracę. Kochasz swoją rodzinę. Pewnie, do jasnej cholery, zdołałabyś pokochać także i mnie, ale dopóki nie przejrzysz na oczy i nie dotrze do ciebie, jak cholernie idealna jesteś i że nikt nie może się z tobą równać… Nie ma na to szans. Sądziłem, że toczę przegraną walkę z jakimś wyimaginowanym obrazem mojego młodszego ja, próbuję walczyć z innym człowiekiem, który cię już raz zawiódł, ale teraz wiem, że to walka z tobą. I tylko z tobą. Kocham cię, całym sercem. Ale jeśli sama w to nie uwierzysz, nie widzę dla nas szansy. Nie wiem, gdzie to nas doprowadzi. Płakałam. Szlochałam, wstrząsana spazmami. Łzy zamazywały mi obraz i miałam skrytą nadzieję, że deszcz chociaż częściowo je maskuje. – Odchodzę. Oto, gdzie mnie to doprowadziło. Nie masz pojęcia o miłości Nash. Wzdrygnął się na dźwięk moich słów, a jego oczy pociemniały tak, jak kiedy bywał wściekły. – Może nie wiedziałem o niej wiele wcześniej, ale możesz mi wierzyć, że po tym wszystkim, co przeszedłem z tobą… Po tym wszystkim, przez co przeszedłem z Philem… Z pewnością coś na ten temat wiem. Wiem, że zasługujesz na miłość bardziej niż ktokolwiek inny na tym świecie, chociażby z powodu tego wszystkiego, co robisz dla innych. Wiem także, że jestem dobrym człowiekiem, Santa. Ja także zasługuję na odwzajemnione uczucie, a jeśli ty nie chcesz mi go dać, w takim razie cieszę się, że już po wszystkim. Byłem gotów ofiarować ci wszystko. – Odwrócił się na pięcie i mogłabym przysiąc, że ten jego smok, zwykły rysunek na skórze, zbroja, która miała go chronić, odwzajemnia moje spojrzenie, łypiąc na mnie ponuro, oskarżycielsko. W tym wzroku było też coś jeszcze… czułam się, jakby mnie osądzał. Wsiadłam za kółko i, nie przestając szlochać, zaczęłam gorączkowo szukać telefonu. Jakaś cząstka mnie chciała wrócić pędem
do mieszkania i stawić im czoło – stanąć z nimi twarzą w twarz i nie dać im zasmakować mojego gniewu i żalu… jednak jakaś inna część mojego ja czuła się znowu jak niepewna nastolatka, która chciała uciec i udawać, że to wszystko przydarzyło się komuś innemu. Najpierw zadzwoniłam do Sunny. Słyszała, że jestem cała roztrzęsiona, zadała mi milion pytań, ale byłam jedynie w stanie poprosić ją o kilka dni wolnego. Miałam mnóstwo niewykorzystanego urlopu, więc to nie powinien być żaden problem. No, może poza faktem, że zostawiałam ją na lodzie i że będzie musiała przełożyć rozmowę z szefową, jednak w tej chwili nie miało to dla mnie znaczenia. Nic się nie liczyło. Czułam się, jakbym zamieniła się w kamień. Potem zadzwoniłam do mamy. Powinnam była zatelefonować do Faith, ale wiedziałam, że będzie na mnie wściekła, kiedy się dowie, że Nash znowu złamał mi serce. Nie miałam pojęcia, czy moja mama zrozumiała choć jedno słowo z tego bełkotu, który wyrzuciłam z siebie przez słuchawkę, szlochająca i cała w spazmach, ale zapewniła mnie, że jeśli tylko mam ochotę, znajdzie u siebie w Phoenix więcej niż dość miejsca dla swojej córki. O północy byłam w połowie drogi do Nowego Meksyku, a o świcie dojeżdżałam już do Phoenix. Jechałam całą noc bez przerwy. Po tym jak zadzwoniłam do Faith, żeby poinformować ją, że wyjeżdżam na kilka dni z miasta, wyłączyłam telefon. Kiedy usłyszała, co się wydarzyło, była wściekła. Chciała zmusić męża, żeby pojechał do Nasha i stłukł go na kwaśne jabłko, ale wiedziałam, że to nierealne, bo Justin był o połowę niższy, a poza tym – chociaż nie chciałam tego mówić Faith – wiedziałam, że Nash i tak już dość się wycierpiał. Jakimś cudem, w którymś momencie pędzenia przez bezkresną autostradę, serce przestało mnie boleć, a na języku nie czułam już gorzkiego posmaku zdrady. Nadal byłam roztrzęsiona, bezgranicznie wściekła, ale nieco ochłonęłam i już nie miałam wciąż przed oczami obrazu Royal i Nasha w samych ręcznikach. Byłam na siebie wkurzona i bałam się, że znowu popełniłam błąd i kolejny raz wyciągnęłam zbyt pochopnie wnioski, wiedziona instynktem samozachowawczym i tchórzostwem. Uciekłam, zanim zdołałam wszystko dobrze przemyśleć. Teraz jednak, mając przed sobą tylko szmat drogi i zastanawiając się nad tym, wsłuchana w dźwięki Sea Wolf płynące z
radia, zaczęłam dostrzegać wszystko wyraźniej, a świadomość i zrozumienie spłynęły na mnie niczym tuman ciężkiej, gęstej mgły. Słyszałam dźwięczące natrętnie w uszach słowa „kocham cię”. Najgorsze w tym wszystkim nie było jednak to, że zostawiłam Nasha. Nawet nie fakt, że Royal była ładniejsza ode mnie. Nie, najgorsze było to, że tak rozpaczliwie chciałam mu wierzyć. Chciałam mu ufać, chciałam brać na poważnie wszystko, co mi mówił, i przyjąć wszystko, co chciał mi dać, ale byłam tak bardzo skupiona na myśli, że w końcu mi to zabierze i zawiedzie mnie – tak jak wielu innych wcześniej – że koniec końców wybrałam najłatwiejsze dostępne wyjście. Tak bardzo chciałam wierzyć w to, że Nash mnie kocha, że widzi naszą wspólną przyszłość. I nawet mimo tego, co się dzisiaj wydarzyło, po prostu, najzwyczajniej w świecie pragnęłam go, chciałam go mieć na własność. I to łamało mi serce. Dlatego że zdawałam sobie sprawę, jak bardzo go potrzebuję. Przerażało mnie to. Nie mogłam z nim być, skoro sama stałam sobie na drodze do szczęścia – ale teraz potrzebowałam czasu i przestrzeni, żeby się nad tym wszystkim zastanowić. Powiedział, że chciałby dać mi wszystko. Miałam nadzieję, że oznacza to również czas na przemyślenie tego wszystkiego i próbę ustalenia, ile jestem zdolna dla niego zaryzykować. Kiedy o szóstej trzydzieści rano dotarłam do eleganckiego domu mojej mamy, spojrzała na mnie tylko, przytuliła mnie i zapakowała do łóżka. Leciałam z nóg i byłam wyczerpana emocjonalnie. Przespałam prawie cały dzień, a wieczorem wstałam tylko na chwilę, żeby dać się nakarmić kanapką z galaretką i masłem orzechowym. Następnego ranka wzięłam prysznic i odważyłam się włączyć telefon. Nie miałam żadnych nieodebranych połączeń ani wiadomości od Nasha i nie wiedziałam, czy powinnam się z tego powodu cieszyć, czy smucić. Zeszłam do kuchni i poczęstowałam się muffinką, którą zostawiła dla mnie mama. Widziałam, że siedzi na balkonie wychodzącym na pole golfowe, przy którym stał jej dom. Nalałam sobie filiżankę kawy i poszłam dotrzymać jej towarzystwa. Spojrzała na mnie znad okularów i uśmiechnęła się szeroko. – Paskudnie wyglądasz. Westchnęłam ciężko i klapnęłam na krzesło obok niej. – Mam złamane serce. Wyglądam dokładnie tak, jak się czuję. – Nie miałam nawet pojęcia, że z kimś się spotykasz.
Odsunęłam włosy z twarzy i spojrzałam w dół, na pustynny krajobraz. – Nie wiem nawet, jak nazwać to, co między nami było. Ale wiedziałam, że to się tak skończy. – Skąd? – Co „skąd”, mamo? – Skąd wiedziałaś, że to się źle skończy? Popatrzyłam jej prosto w oczy i z zaskoczeniem spostrzegłam, że patrzy na mnie moja dawna matka. Ta sama, co kiedyś. Wyjazd z Brookside zdziałał cuda. Wyglądała zdrowo i przytomnie, i dałabym sobie rękę uciąć, że nie zakrapia już porannej kawy pokaźną dawką whisky. – Bo on już raz złamał mi serce. Z powodu ciebie i taty. Bo… spójrz na mnie tylko. Jestem taka pokręcona! Jak inaczej mogłoby się to skończyć? – Co się właściwie stało, Santa? Naprawdę nie chciałam jeszcze raz tego wszystkiego przeżywać, ale kiedy zaczęłam mówić, nie potrafiłam powstrzymać potoku słów – począwszy od naszego spotkania tamtej nocy, kiedy Rome trafił do szpitala. Kiedy dotarłam do wydarzeń wczorajszego dnia, moja matka marszczyła czoło, ale gdy opowiedziałam, jak Nash wyznał mi miłość, uśmiechnęła się znowu szeroko. Zdziwiła mnie jej reakcja, ale ona tylko pochyliła się i poklepała mnie po kolanie. – Kochanie, jeśli ci na nim zależy, musisz mu pozwolić cię kochać. Nastroszyłam się i odstawiłam swoją kawę z hukiem na stolik. – Czyżbyś przeoczyła część, w której wspomniałam o tym, że u niego w mieszkaniu zastałam piękną, gołą laskę? Jak twoim zdaniem mam o tym zapomnieć? Podniosła brew i spojrzała na mnie znacząco. – Czy naprawdę wierzysz, że by cię oszukał? Zrobił coś, żeby zniweczyć całą ciężką pracę, którą włożył w przekonanie ciebie, że mu na tobie zależy? – A dlaczego nie? – Santa, pytanie brzmi: dlaczego miałby to zrobić? Po co? Po co miałby cię oszukiwać, skoro twierdzi, że tylko na tobie mu zależy? Dlaczego tak bardzo się starał, żeby cię do siebie przekonać, tolerował
twoje niezdecydowanie i dziwactwa, znalazł dla ciebie czas w swoim i tak już wypełnionym do granic obowiązkami życiu. I to wszystko, żeby spieprzyć wszystko przy pierwszej lepszej okazji? Czy to jakiś skończony palant? – Nie, jest naprawdę rozgarnięty. Ale tata też taki jest, a jednak cię oszukiwał. Skrzywiła się mimowolnie, a ja otwierałam już usta, żeby ją przeprosić. – Twój ojciec mnie oszukiwał, bo już mnie nie kochał i był znudzony. Wiele czasu zabrało mi pogodzenie się z tym i spojrzenie na to z dystansu. Był tchórzem. Zamiast powiedzieć wprost, że już nie czuje do mnie tego, co kiedyś, wdał się w romans. Ten twój młody człowiek nie wygląda mi na tchórza, Santa. Sprawia wrażenie takiego, który jest skłonny zaryzykować dla ciebie wszystko. Prychnęłam, poirytowana, i opadłam na oparcie krzesła, krzyżując obronnym gestem ramiona na piersi. – Dlaczego go bronisz, mamo? – Bo kocham cię i dociera do mnie, że mogę ci pomóc w pewnych sprawach, z którymi się borykasz i przez które nie jesteś szczęśliwa. Gdy byłaś młodsza, bywałam dla ciebie surowa. Nie mogłam się pogodzić z tym, jak skryta jesteś, i docinałam ci na temat twojego wyglądu i braku życia towarzyskiego, bo zdawało mi się, że w ten sposób ci pomogę. Sądziłam, że jeśli zaczniesz zachowywać się nieco normalniej, jak Faith, jeśli będziesz bardziej… ułożona, będzie ci łatwiej. Dzieci potrafią być okrutne. Żałuję, że nie zdołałam cię przed tym uchronić. Powinnam była docenić cudowne dziecko, jakim byłaś – a nie próbować zmienić cię w kogoś innego. – Rany boskie, mamo… Zdjęła okulary i spojrzała mi prosto w oczy. – Posłuchaj, kochanie. Przez całe życie kochałam twojego ojca. Był dla mnie wszystkim i, owszem, odbiło mi lekko, kiedy sprawy potoczyły się tak, jak się potoczyły. Gdy mnie zostawił, wydawało mi się, że nie mam po co żyć. Ale teraz, kiedy sobie to wszystko lepiej przemyślałam, niczego bym nie zmieniła. W pewnym punkcie naszego wspólnego życia nasza miłość była dla mnie najpiękniejszą rzeczą pod słońcem; dzięki niej mam ciebie i twoją siostrę – a to daje mi każdego dnia cel. Może i nie skończyło się happy endem, może i bolało
bardziej, niż sądziłam, że to możliwe, ale nie zamieniłabym ani chwili czasu spędzonego z twoim ojcem na nic innego. Nie zamieniłabym rodziny, którą stworzyła nasza miłość, na nic – bo jest ona warta całego tego cierpienia, przez które przeszłam. Czułam, że do oczu napływają mi łzy, i musiałam zamrugać, żeby się ich pozbyć, zanim jej odpowiedziałam: – Czy sądzisz, że kiedykolwiek będziesz w stanie wybaczyć tacie? Mruknęła coś pod nosem i pochyliła głowę, żeby na mnie spojrzeć. – Zostawienia rodziny i zranienia nas wszystkich… nie. Nie będę. Teraz mogę tylko przyjąć do wiadomości, że wszyscy jesteśmy ludźmi i każdy z nas może wybrać źle, nie zastanawiając się nad konsekwencjami własnych czynów. Santa, musiałaś wyciągać mnie z więzienia tylko dlatego, że próbowałam rozbić kobiecie na głowie butelkę syropu klonowego. Każdy z nas popełnia błędy. Niektórzy większe, inni mniejsze. – Nie chcę cierpieć przez czyjeś błędy, mamo. – Miałam na myśli coś więcej niż tylko Nasha. I to na poziomie, na którym, jak sądzę, potrafiła to zrozumieć tylko matka i kobieta zraniona przez mężczyznę, którego kochała. Rozumiała, co mam na myśli, nie musiałam jej niczego tłumaczyć. – Santa, dzięki cierpieniu wiesz, że to, co czujesz, jest prawdziwe. Gdyby on nie miał dla ciebie znaczenia, gdyby to był po prostu pierwszy lepszy facet… wówczas nie przejęłabyś się tym tak bardzo. Ne możesz uciec przed uczuciami – nawet jeśli niektóre z nich cię przerażają – bo miłość otwiera nas na odczuwanie emocji, o których nie mieliśmy wcześniej pojęcia. – Jest jedyną osobą, która sprawiała, że tak się czułam. – Był także jedynym, który wzbudzał we mnie pożądanie, nadzieję, a także skręcający wnętrzności żal, gdy patrzyłam, jak zmaga się z prawdą o swoim ojcu i później z chorobą Phila. – Jak sądzisz, na co zasługujesz, skarbie? Jeśli to nie na tego chłopca czekasz, jeśli nie chcesz przyjąć tego, co on chce ci dać – w takim razie na co? – Mam wspaniałą pracę, którą kocham i w której się spełniam. Troszczę się o innych i zasługuję na kogoś, kto to docenia.
– A czy ten wytatuowany chłopak tego nie docenia? Wydęłam usta i naburmuszyłam się nieco, całkiem jak małe dziecko. – Chodzi o to, że właśnie docenia. Właściwie to jedna z rzeczy, za które najbardziej mnie ceni. Powiedział mi, że zasługuję na wszystko, co najlepsze. Za to, co robię dla innych, za to, jak się dla nich poświęcam. – I za co jeszcze? – Co masz na myśli, mówiąc „za co jeszcze”? Spojrzała na mnie ostro i pochyliła się najbliżej, jak mogła, a potem uszczypnęła mnie w policzek, aż pisnęłam. – Jesteś prześliczna, pociągająca i pełna energii. Zawsze byłaś. I zasługujesz na kogoś, kto będzie cię wielbił, kto będzie na ciebie patrzył i miał pewność, że nikt nie jest bardziej idealny od ciebie. Teraz nie byłam w stanie już powstrzymać łez. Moja mama i ja byłyśmy w tej chwili na swój sposób w bardzo podobnej sytuacji, ale na dźwięk jej słów coś we mnie pękło – wyzwoliło się coś, co więziłam w podświadomości przez całe życie. Otarłam policzki i zamrugałam, próbując pozbyć się z rzęs łez. – On mi cały czas powtarza, że jestem ideałem. – Kochasz go? Pokiwałam smutno głową. – Nie chcę tego, ale chyba nie mogę się dłużej przed tym bronić. – Widać tak jest wam przeznaczone. Stłumiłam parsknięcie i sięgnęłam po swoją kawę. – Kim jesteś i co zrobiłaś z moją matką? Sięgnęła do mojej twarzy i założyła mi kosmyk włosów za ucho. – Wróciłaś do domu i spróbowałaś mnie wyciągnąć z dołka. Nigdy mnie nie skreśliłaś, nawet kiedy byłam okropna dla ciebie i twojej siostry. Przyjechałaś po mnie i wyciągnęłaś mnie z więzienia. I nigdy nie przestałaś mnie kochać. Nawet w tym chaosie, który sprowadził nam na głowy twój ojciec, nie przestałaś się o niego troszczyć. Chcę dla ciebie wszystkiego, co najlepsze. I chociaż od tatuażysty wolałabym zdecydowanie lekarza, to z otwartymi rękami powitam każdego mężczyznę, który będzie w stanie sprawić, żebyś przejrzała na oczy, i wyciągnie cię z tej bezpiecznej, nudnej bańki, w której się zamknęłaś. A teraz ubieraj się. Idziemy na zakupy jak
normalne, zdrowe kobiety cierpiące z powodu złamanych serc. Nie miałam ochoty na zakupy ani na lunch w klubie sportowym. Nie podobała mi się degustacja wina tego wieczoru ani tapas, na które poszłam z mamą i jej przyjaciółką następnego dnia. Pod koniec trzeciego dnia miałam ochotę wyrywać sobie garściami włosy z głowy. Nudziłam się jak mops, tęskniłam za swoją siostrą i pracą – i dowiedziałam się stanowczo zbyt dużo na temat nowego życia erotycznego mojej mamy. Niczego nie pragnęłam bardziej, niż wrócić w góry, a także – jak musiałam przyznać sama przed sobą – do Nasha. Czwartego dnia złamałam się i wysłałam mu SMS. Nie byłam w stanie napisać nic mądrzejszego niż: „Tak bardzo Cię przepraszam! Musimy pogadać”. Kiedy nie odpisał do końca dnia, uznałam, że starczy tego dobrego. Jeżeli sama byłam sobie przeszkodą na drodze do bycia z nim, jedynym wyjściem było tę przeszkodę pokonać. Nadal się bałam, wciąż zamartwiałam się o to, czy jestem jego warta, czy zdołam odwdzięczyć mu się za wszystko, co chciał mi dać, ale zdawałam sobie także sprawę, że aby się o tym przekonać, muszę wrócić do domu i stawić mu czoło. Jemu, a także osobie, którą widział, kiedy na mnie patrzył. Każdy zasługiwał na miłość i dobroć. A świadomość, że młoda dziewczyna potrafiła odebrać sobie życie z powodu ich braku, przekonała mnie o tym mocniej niż cokolwiek innego. Musiałam przyjąć to, co chciał mi ofiarować Nash – pogodzić się z tym, w jaki sposób mnie postrzegał. Nikt nie mógłby mnie kochać mocniej niż on. Byłam dopiero od dwóch godzin w dwunastogodzinnej podróży do domu, kiedy zadzwonił do mnie nieznany numer. Założyłam, że to coś związanego z pracą, więc odebrałam. – Tak, słucham? – Santa? – Minęła dobra chwila, zanim rozpoznałam głos Royal. – Gdzie jesteś? – Właśnie wyjechałam z Phoenix. Wracam do domu. Dlaczego pytasz? I skąd masz mój numer? – Wiem, że jestem ostatnią osobą, z którą masz teraz ochotę rozmawiać, ale im szybciej przyjedziesz, tym lepiej. A poza tym jestem gliną. Jak myślisz, skąd mam twój numer? – Mówiła szybko, poważnym głosem i po plecach przeszedł mi dreszcz niepokoju. – Coś się stało?
Westchnęła. – Zachowałaś się jak ostatnia suka, wiesz? Nieczęsto opowiadam ludziom o moim pochodzeniu, sytuacji mojej mamy i tamtym fagasie, ale uznałam, że skoro jesteś przeczulona na punkcie osądzania innych zbyt pochopnie, załapiesz. To, co mi powiedziałaś, było naprawdę chamskie. No i proszę – kolejna lekcja od życia. Nazwałam ją praktycznie dziwką i oznajmiłam jej, że jest warta niewiele więcej od własnej matki. Tak naprawdę wcale tak nie myślałam. Nie znałam jej nawet dość dobrze, żeby mieć prawo ją oceniać. Wykrzyczałam jej po prostu, co mi ślina na język przyniosła, bo cierpiałam i byłam wściekła. Wszystkie próby wykorzystania przeciwko Nashowi tego, co powiedział w przeszłości, straciły nagle rację bytu. Jak mogłam go obwiniać, skoro sama teraz postąpiłam identycznie? Na szczęście, w przeciwieństwie do mnie samej, Royal była chyba skłonna mi wybaczyć. – Wiem. Przepraszam. To było… Wierz mi, na twój widok trochę mną rzuciło. Wyciągnęłam pochopnie wnioski. – Cóż, wiem, że to wyglądało kiepsko. Dorobiłam już dodatkowe klucze i jeśli teraz znowu je zatrzasnę, połowa Denver pospieszy mi na ratunek, ale tak czy inaczej, musisz przytargać tu z powrotem swoją słodką dupcię. Z Philem jest naprawdę kiepsko. Ta mała wyszczekana blondi z bachorem ma do Nasha straszną pretensję, bo odkąd wyjechałaś nie odchodzi praktycznie od łóżka Phila. To nie wygląda dobrze. Nie powinien sam przez to wszystko przechodzić. Potrzebuje cię. Sądzę, że lekcją, którą powinnam wyciągnąć z tego całego koszmaru, było: nie przejmować się zanadto słowami – nieważne, jak gorzkimi – ani tym, co widziałam – nieważne, jak źle mogło to wyglądać. Musiałam mieć wiarę w ludzi, którzy mnie otaczają, nie wyłączając mnie samej. Błędy zdarzały się każdemu; to nie oznaczało, że powinnam odrzucać z tego powodu szczęście będące w zasięgu ręki. Nie, kiedy Nash udowadniał mi raz za razem, że jest warty całego tego bólu i zamętu. – Będę w Denver dopiero późnym wieczorem. Prychnęła pod nosem. – Mam nadzieję, że ojciec Nasha wytrzyma do tego czasu.
Także miałam taką nadzieję. – Dzięki, że dałaś mi znać. – Mówiłam ci, że chcę się z tobą zaprzyjaźnić. – Chyba w końcu jestem gotowa ci uwierzyć. Mimo to uprzedzam cię lojalnie, że jestem neurotyczką i świruską. Nie wiem, czy nadaję się na przyjaciółkę. Royal roześmiała się, chociaż w jej głosie nadal pobrzmiewał smutek. – Każdy z nas ma odchyły, Santa. Problemy, z którymi się borykamy, kompleksy, które powstrzymują nas przed postrzeganiem samych siebie tak, jak widzą nas inni. Jedyny sposób, żeby się z nimi uporać, to podzielić się tym z innymi. Nie wspomniałam jej o tym, że właśnie sama doszłam do takiego wniosku. Jeśli nie zdołam dotrzeć do Denver na czas, to będzie kolejna rzecz, którą będę musiała dopisać do listy koszmarnych błędów. Nigdy nie wybaczyłabym sobie, gdyby Nash musiał stawić czoło śmierci Phila samotnie. Jasne, miał mnóstwo przyjaciół i ludzi, którzy kochali go bezwarunkowo i którzy mogli mu pomóc ukoić żal, ale tak jak wspomniała Royal, potrzebował mnie. Wiedziałam, że nikt inny nie może mnie zastąpić. I wiedziałam też, że kochanie go i odwzajemnianie wszystkiego, co dla mnie robił, będzie łatwe – bo ja także potrzebowałam jego – i tylko jego – w identyczny sposób jak on mnie.
NASH: Kiedy wróciłem do mieszkania, Royal była wcieleniem skruchy. Zignorowałem ją i poszedłem się ubrać. Tak jak powiedziałem Sancie, zdawałem sobie sprawę z tego, że cała sytuacja wyglądała naprawdę gównianie, ale zabolało mnie jak cholera, że nawet nie chciała wysłuchać, co mam do powiedzenia. Po prostu automatycznie przyjęła najgorszy możliwy scenariusz. Wkurzyło mnie to niepomiernie. Naprawdę ją kochałem. Chciałem, żeby między nami się ułożyło, i trzymałem się tej myśli kurczowo jak ostatniej deski ratunku. Dawała mi nadzieję, podczas gdy wszystko inne w moim życiu wymykało się spod kontroli. Jej odejście złamało mi serce. Ale najbardziej bolało mnie rozczarowanie. Ubrałem się, zaczekałem na ślusarza i odprawiłem moją pechową sąsiadkę, a potem ruszyłem do Phila. Czułem się, jakby jego życie zmieniło się w ziarenka piasku w klepsydrze, przesypujące się stanowczo zbyt szybko. Nie dość, że Santa zostawiła mnie na lodzie, teraz czułem się, jakby zawodziła mnie druga najdroższa mi osoba. Wiedziałem, że to idiotyczne, ale nie umiałem nic na to poradzić. Siedziałem przy jego łóżku i biłem się z myślami. Napisać do niej czy nie. Układałem wyjaśnienia i prośby, byle tylko dała mi jeszcze jedną szansę. Chciałem ją błagać, żeby nie poddawała się i nie niszczyła wszystkiego, co z takim trudem udało nam się wypracować. Chciałem jej powiedzieć, jak bardzo jej potrzebuję. Że nie zdołam znieść tego wszystkiego bez niej, nie dam rady przyglądać się biernie, jak Phil odchodzi, bez niej u swego boku. A potem tchórzyłem. Nie mogłem tego zrobić. Kochałem ją, ale kochałem także samego siebie i nie mogłem być z kimś, kto nie potrafił tego zaakceptować, bo nie akceptował samego siebie. To bolało, ale wiedziałem, że taka jest gorzka prawda. Parę dni po tamtej aferze z zaskoczeniem odebrałem od niej krótką wiadomość. Nie wiedziałem, za co mnie przeprasza – za to, że złamała mi serce, za to, że podeptała moje uczucia, za wyciągnięcie zbyt pochopnych wniosków, za zostawienie mnie na lodzie drugi raz, bez żadnych wyjaśnień… Za to, że we mnie – w nas – nie wierzyła? A może za wszystko naraz? Nie miałem pojęcia, co odpisać, a Phil coraz częściej tracił kontakt z rzeczywistością, więc nie chciałem marnować
czasu na roztrząsanie tego. Nie, jeśli sama wybrała tak radykalne rozwiązanie. W jednej chwili Phil wiedział, że jest w Denver i mnie poznawał, ale już za moment wydawało mu się, że jest znowu w marynarce albo na Wschodnim Wybrzeżu, całkiem jakby przeniósł się w szalone dni swojej młodości. Robiłem, co w mojej mocy, żeby zapewnić mu wszelkie wygody. Cały czas czuwały przy nim pielęgniarki, ale nowotwór był w bardzo zaawansowanej fazie i zaczynały się przerzuty na najważniejsze organy. Czas mijał nieubłaganie. Nie byłem w pracy cały tydzień. Na szczęście miałem nie tylko wspaniałych przyjaciół, ale i najlepszych współpracowników pod słońcem, którzy zajęli się wszystkim i przejęli moje obowiązki. Wiedziałem, że się o mnie martwią i jest im przykro z powodu Phila, ale teraz chciałem wykorzystać maksymalnie każdą chwilę, którą mogłem z nim spędzić. Sądzę, że każdy z nich o tym wiedział. I szanował to. Siedziałem na swoim fotelu przy łóżku Phila i nieobecnym wzrokiem śledziłem wiadomości sportowe, kiedy nagle ojciec wyciągnął drżącą dłoń i położył mi ją na ramieniu. Ściszyłem telewizor i spojrzałem na niego. Jego oczy – moje oczy! – były załzawione i żółtawe, ale wpatrywał się we mnie, przytomny i skupiony. – Zrób coś dla mnie, synu, dobrze? Nagle zabrakło mi tchu, a płuca przeszył mi bolesny spazm. To było najtrudniejsze, przez co przeszedłem w całym moim życiu – włącznie z pochowaniem jednego z moich najbliższych przyjaciół, stanowczo zbyt młodo. – Jasne, Phil. Wszystko, co tylko chcesz. Zacisnął palce na moim ramieniu i zobaczyłem, że pod maską tlenową z trudem próbuje się do mnie uśmiechnąć. – Miałem dobre życie, wiesz, synu? – Poruszył mozolnie głową w geście, który, jak się domyślałem, miał być skinieniem. – Zwiedziłem cały świat, widziałem niesamowite rzeczy. Otworzyłem własny interes i nigdy nie musiałem się przed nikim tłumaczyć. Zakochiwałem się setki razy. Pomogłem garstce wspaniałych dzieciaków stworzyć własną rodzinę. I mam ciebie. Niczego nie żałuję, a moim największym marzeniem jest, żebyś ty przeżył równie dobrze własne życie. Wydawał się krańcowo wyczerpany. Słyszałem w jego głosie, jak
trudno jest mu artykułować słowa. Odetchnąłem głęboko i zmusiłem się do uśmiechu. – Cóż – odparłem pozornie lekkim tonem. – Zakochałem się tylko raz i nie wyszło z tego nic dobrego. Ale jeśli chodzi o resztę, zrobię wszystko, co w mojej mocy. – Pielęgniareczka? – Pielęgniareczka – potwierdziłem. – Nie poddawaj się tak łatwo, Nash. Jeżeli naprawdę ci na niej zależy, jeśli tylko jest tego warta… za nic się nie poddawaj. – A co, jeśli to ona mnie skreśliła? – W takim razie kochaj ją tak mocno, żeby nie mogła się oprzeć twojej miłości. Jakaś cząstka mnie zawsze zastanawiała się, czy nie za słabo walczyłem o twoją matkę. Och. Była ostatnią osobą, o której chciałem słyszeć. Tu nie było miejsca dla mojej matki, o nie. – Może. Czy właśnie tego ode mnie oczekujesz? Życia pełnią życia, bez wyrzutów sumienia? Przymknął oczy i poczułem, jak jego uścisk się rozluźnia. Serce zaczęło mi walić jak młotem. Za każdym razem, gdy zamykał oczy, zaczynałem się zastanawiać, czy jeszcze je otworzy. – Chciałbym, żebyś nazywał mnie tatą. Nigdy o to nie prosiłem, nie odważyłem się. Ale zależy mi, żebyś myślał o mnie jak o swoim ojcu. Tylko tego pragnę. Jasna cholera. Nie byłem w stanie myśleć, serce tłukło mi się w piersi jak oszalałe. Potrzebowałem – natychmiast! – wagonu fajek i szklanki najpodlejszej tequili, żeby jakoś to wszystko znieść. Miałem ochotę wstać i wyjść, żeby się pozbierać. Ale wiedziałem, że teraz nie mogę sobie pozwolić na marnotrawienie tej resztki czasu, jaki nam został. – Phil… tato. Rany, to ty mnie wychowałeś. Mama i tamten fiut nic tylko cały czas starali się mnie ustawić, wepchnąć mnie do szufladki, do której nie pasowałem. Jesteś jedynym rodzicem, jakiego kiedykolwiek miałem. I nie ma znaczenia, jak będę się do ciebie zwracał. – Ale „tata” brzmi fajnie. To jedyna rzecz, której kiedykolwiek od ciebie pragnąłem. Jego urywany oddech uspokoił się nieco i spostrzegłem, że
mięśnie okalające usta lekko się rozluźniają. Pierś opadała mu i podnosiła się rytmicznie, więc założyłem, że znowu odpłynął. Opadłem wyczerpany na oparcie fotela. To wszystko było… przerażające. Nie byłem pewien, czy wyjdę z tego wszystkiego bez trwałych zmian w psychice. Wstałem i poszedłem do kuchni poszukać piwa albo czegoś mocniejszego. Oparłem się o blat i zwiesiłem głowę. Nie wiedziałem, czy mam ochotę krzyczeć, czy tłuc i niszczyć wszystko, co wpadnie mi w ręce. Tego było za wiele. Zbyt dużo emocji, za dużo uczuć jak na jedną osobę; nie umiałem sobie z tym wszystkim poradzić. Wszystkie wydarzenia splatały się w jeden wielki chaotyczny węzeł, który zaciskał mi się coraz ciaśniej na szyi. Czułem się, jakbym nie miał czym oddychać. Nie miałem pojęcia, jak długo tak stałem i powtarzałem sobie w myśli, żeby oddychać. W pewnym momencie usłyszałem pukanie do drzwi i zdałem sobie sprawę, że jest naprawdę późno i że wyłączyłem się na dość długo. Było koło północy, więc nie spodziewałem się odwiedzin, choć moi przyjaciele nie trzymali się zwykłych zasad. Poza tym wiedziałem, że Rule dysponuje jakimś dziwnym szóstym zmysłem, kiedy coś idzie nie tak, więc uznałem, że nie będę zaskoczony, jeśli to jego zastanę za drzwiami, sprawdzającego, czy wszystko OK. Przeciągnąłem się i spróbowałem rozruszać zastały kark, dopóki nie usłyszałem satysfakcjonującego chrupnięcia, a potem poszedłem otworzyć. Bez namysłu nacisnąłem klamkę… I prawie ścięło mnie z nóg, kiedy nagle znalazłem się w objęciach drobnego rudego czorta, który rzucił się na mnie natychmiast, jak tylko drzwi otworzyły się na tyle, że mógł wcisnąć się do środka. Odruchowo objąłem szczupłą talię i poczułem, jak Santa zarzuca mi ręce na szyję. Wtuliła twarz w moją pierś, a moje ramiona i ręce otuliły miękkie, rude pukle. Kiedy potarła policzkiem o moją nieogoloną szczękę, poczułem, że jej twarz jest mokra. Nic nie mówiła – po prostu trzymała mnie w objęciach i płakała – nade mną, nad sobą, nad nami, a ja stałem jak wryty, niepewny i oszołomiony. Wiedziałem jedno, jeśli ona znowu spróbuje odejść, nie pozwolę jej na to. Będę ją kochał tak mocno i nieustępliwie… Tak jak powiedział Phil. – Santa…?
Otoczyła moją szyję ramionami jeszcze ciaśniej i przyciągnęła do siebie, tak że patrzyliśmy sobie teraz w oczy. Przez zasłonę łez ich szarość migotała srebrnymi iskierkami. Była najpiękniejszym i najwspanialszym zjawiskiem, jakie kiedykolwiek widziałem. – Mój Boże, Nash… – Przygryzła wargę i ujęła moją twarz w dłonie. – Tak bardzo mi przykro… Podniosłem brew i zamknąłem jej delikatne nadgarstki w dłoniach. – Dostałem twoją wiadomość. Nie wiem tylko, za co chcesz mnie przeprosić. Zamrugała i widziałem, jak stara się poukładać w myślach to, co chciała mi powiedzieć. Kiedy była niepewna, wyglądała tak słodko! – Przede wszystkim za to, że nie wierzyłam w ciebie… i w siebie samą. Naprawdę kocham tę osobę, którą jestem, Nash. Chyba potrzebowałam całego życia przeżytego w samotności i strachu, żeby to do mnie dotarło. Wygląda na to, że wyważyłeś drzwi mojej samotni i nie mogę już dłużej się w niej chować. Mam mnóstwo rzeczy, które mogę dać światu i zasługuję na miłość. Zasługuję, żebyś mnie kochał. Poczułem się, jakby właśnie sięgnęła do mojej piersi i złożyła w całość kawałki pogruchotanego serca, o których myślałem, że zabrała ze sobą, odchodząc – i to złożyła je w całość o wiele mocniejszą i lepszą. – Zasługujesz na wszystko, czegokolwiek kiedykolwiek zapragniesz, Santa. Uśmiechnęła się do mnie nieśmiało, nerwowo. – Jedyną rzeczą, której pragnęłam zawsze, oprócz bycia pielęgniarką, jesteś ty. Tak bardzo, cholernie cię kocham, Nashu Donovan! Uścisnąłem ją tak mocno, że aż pisnęła, i pocałowałem tak zachłannie, że mało brakowało, a zrobiłbym jej krzywdę. Postawiłem ją z powrotem na ziemi i zamknąłem drzwi. – A tak w ogóle… co tu robisz? – Nie miałem pojęcia, dlaczego tak późno zjawia się w domu mojego ojca. Nie, żeby jej widok mnie nie cieszył. Sama jej obecność sprawiała, że lżej mi było znosić to wszystko, przez co ostatnio przechodziłem. – Pojechałam do mojej mamy, do Phoenix. Czułam się zraniona i zachowałam się jak spanikowana gówniara. Nie myślałam jasno, nie
słuchałam, co do mnie mówisz, i wydawało mi się, że ucieczka pomoże. Odbyłyśmy z mamą bardzo szczerą, poważną rozmowę i dotarło do mnie, że nie mogę cały czas myśleć o sobie samych złych rzeczy. Wszyscy popełniamy błędy, ranimy siebie i innych, ale to nie określa tego, kim jesteśmy. Wracałam już do domu, kiedy zadzwoniła do mnie Royal. Spotkała Corę i dowiedziała się, że Phil jest w kiepskim stanie. Złamałam wszystkie ograniczenia prędkości między Denver a Nowym Meksykiem. Nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdybyś musiał przez to przechodzić sam. Boże, tak bardzo ją kochałem! – Potrzebuję cię. – Gdy to powiedziałem, głos mi się załamał i wszystkie uczucia, które starałem się od siebie odsunąć, tylko po to, żeby jakoś przetrwać, napłynęły z powrotem niepowstrzymaną falą. – Wiem o tym. I dlatego tu jestem. Na tym właśnie polega miłość. – Sięgnęła po moją dłoń i uścisnęła ją. – Jak on się czuje? Pokręciłem z głową i zwiesiłem ją smętnie, a Santa położyła mi dłoń na karku i ucałowała delikatnie w porośnięty szczeciną policzek. – Z każdą chwilą jest gorzej. Rzadko od niego odchodzę. Odpływa i wraca, zapomina, gdzie jest, ile ma lat. Pielęgniarki są zdania, że to kwestia dni. O ile nie godzin. Przyciągnęła mnie do siebie i na chwilę zatraciłem się w jej objęciach. Jej włosy były takie miękkie… pachniały wiosną i słońcem, chociaż był środek nocy. – Przykro mi. To musi być straszne. Czy jest coś, co mogę dla ciebie zrobić? Pocałowałem ją za uchem i poczułem, jak drży. – Bądź przy mnie. Chyba że dasz się namówić i skoczysz po paczkę fajek i coś mocniejszego. Odsunęła się ode mnie i skrzywiła kwaśno. Na ten widok uśmiechnąłem się szeroko. – Żartowałem. Sama twoja obecność sprawia, że jest mi nieco lżej. Tak bardzo się cieszę, że wreszcie dostrzegłaś, jak cudowną osobą jesteś… – Cóż, uprzedzam, że mogą mi się jeszcze zdarzać nawroty, więc będziesz się musiał uzbroić w cierpliwość. Muszę jednak przyznać, że skoro ktoś tak cudowny, zdolny i troskliwy jak ty może kochać kogoś takiego jak ja… Chyba muszę być wyjątkowa.
Mogłem na to odpowiedzieć tylko w jeden sposób – namiętnym pocałunkiem. W innym miejscu, o innym czasie, znalazłbym po prostu miejsce, w którym moglibyśmy zrzucić ubrania i kochać się, jednak teraz, choć byłem szczęśliwy, że jest tu ze mną, że mogę ją uważać za swoją, nie mogłem sobie pozwolić nawet na chwilę zapomnienia. Westchnąłem, nie odrywając warg od jej ust, i przymknąłem oczy. – Muszę zostać z Philem, czuwać przy nim. Ona także westchnęła. I przez chwilę było tak, jakbyśmy oddychali sobą nawzajem. – Nigdzie się nie wybieram, Nash. Jeśli zostajesz, zostanę z tobą. Chciałem zaprotestować. Niezbyt podobała mi się perspektywa okazywania przy niej nerwów i słabości, ale dobrze było mieć przy sobie kogoś, w kim miałem wsparcie. Przełknąłem ślinę i zaprowadziłem ją do pokoju, w którym leżał Phil. Podniosła rękę do ust i zobaczyłem, że drżą jej palce. Z jej pięknych oczu popłynęły znowu łzy, ale natychmiast je otarła i podeszła do łóżka, zostawiając mnie z tyłu. Przesuwała uważnym wzrokiem po jego ciele i położyła mu delikatnie palce na nadgarstku. Minęła dobra chwila, zanim dotarło do mnie, akurat kiedy opadłem na swój fotel, że wcieliła się po prostu w rolę pielęgniarki. Stała przy nim przez jakąś minutę, a potem odwróciła się do mnie z niepocieszoną miną. Chciałem wstawać, żeby przynieść jej drugie krzesło, ale usiadła mi z impetem na kolanach i skuliła się, wtulając w moją pierś. – Ma słaby, niepewny puls i oddycha płytko, z trudem – wymamrotała. – Tak. Pokręciła głową. – Tak bardzo mi przykro… Prychnąłem cicho i ucałowałem ją w czubek głowy. – W kółko to powtarzasz. – Bo tak jest. Naprawdę bardzo mi przykro. Przyciągnąłem ją tak blisko siebie, jak tylko zdołałem, i patrzyłem na swojego ojca. Żołądek skręcał mi się ze strachu i bólu. – Wiesz, Phil powiedział mi dziś, żebym niczego w życiu nie żałował. Powiedział mi też, że powinienem cię kochać tak mocno, żebyś nie zdołała przed tą miłością uciec. A potem poprosił, żebym nazywał go tatą. – Głos mi się załamał i pierwszy raz, odkąd to
wszystko się zaczęło, poczułem, że zaraz się rozkleję. Na szczęście było ciemno, a jedyną osobą w pobliżu była Santa. Po policzku spłynęła mi łza i wsiąkła w jej jasne włosy. Santa położyła mi dłoń na sercu i zaczęła postukiwać w moją pierś palcami w rytm jego szybkich uderzeń. – Możesz dla niego to wszystko zrobić. – Głos miała cichy i łagodny, całkiem jakby bała się mnie przestraszyć. – Teraz, kiedy jesteś przy mnie? Tak, mogę. Od tej pory milczeliśmy tylko, przytuleni do siebie w ciemności, czekając na to, co przyniesie następny dzień. Wiedziałem jednak, że cokolwiek to będzie, stawimy temu czoło razem. A to czyniło perspektywę nieuchronnego nieco znośniejszą. Następnego dnia Phil na zmianę tracił i odzyskiwał przytomność. Czasami wiedział doskonale, kim jestem, i uśmiechał się do mnie szeroko, zerkając porozumiewawczo na Santę. Próbowałem ją namówić, żeby poszła do domu, i tłumaczyłem, że nie musi ze mną siedzieć, bo i tak już opuściła kilka dni w pracy, ale nie dałem rady przemówić jej do rozsądku. Kręciła się wokół łóżka, zajmując tym, czym zwykle zajmują się pielęgniarki, i zachowując się przy tym jak moja dziewczyna. Byłem jej za to wdzięczny. Phil rozśmieszał ją, gdy tylko był przytomny i świadomy. Opowiadał jej straszne historie z moich szczenięcych lat, kiedy włóczyłem się z Jetem i bliźniakami Archerami, co doprowadziło do demonstrowania tych wszystkich okropnych tatuaży, które teraz już zakryłem czymś innym. Te okresy świadomości nie trwały długo, ale Santa potrafiła zdziałać cuda i świetnie sobie radziła, nawet kiedy sam czułem się zagubiony i bezużyteczny. Kiedy Phil tracił kontakt z rzeczywistością, kiedy sądził, że jest gdzie indziej, stawał się kimś innym, było mi naprawdę trudno. Miałem ochotę rzucać czymś ciężkim, gdy mamrotał bez ładu i składu o mojej matce i tamtym nieszczęsnym związku. To wszystko sprawiało, że cała moja pogarda dla matki wypływała na powierzchnię i wrzała, podsycana starym bólem i uczuciem poniżenia. Santa robiła, co mogła, żebym cały czas pamiętał o tym, że zachowanie mojej matki nie powinno mieć dla mnie już żadnego znaczenia. I że ludzie, którzy się w moim życiu liczyli, uwielbiali mnie i nie zmieniliby we mnie ani jednej rzeczy. Że ona nic by we mnie nie zmieniła.
Było wcześnie rano następnego dnia – słońce jeszcze nawet nie wzeszło – kiedy coś się zmieniło. Nie umiałbym powiedzieć co. Drzemałem niespokojnie na fotelu, budząc się co chwila, a Santa spała na kanapie w sąsiednim pokoju, gdy nagle całkiem oprzytomniałem. Nie wiem dlaczego. Wstałem, podszedłem do łóżka ojca i spojrzałem na niego. Miał półotwarte oczy i zdawałem sobie sprawę, że walczy z trudem o każdy oddech. Serce zaczęło trzepotać mi niespokojnie w piersi i wiedziałem – po prostu wiedziałem – że nadeszło nieuchronne. W klepsydrze przesypywały się ostatnie ziarenka piasku. – Hej… – Mogłem się zdobyć tylko na szept. Słysząc mój głos, otworzył oczy i zerknął na mnie. Nie miałem pojęcia, czy w ogóle mnie widzi – czy jest w stanie jeszcze mnie rozpoznać – ale podniósł słabą dłoń i wziął mnie za rękę. Gdy patrzyłem, jak ta wychudzona, zapadnięta pierś podnosi się i opada z coraz większym trudem, emocje ścisnęły mi gardło. Phil zacisnął kościste palce na mojej dłoni i nie wiedziałem, czy naprawdę to powiedział, czy może tylko sobie to wyobraziłem. Jednak jestem gotów przysiąc, że zanim zamknął ostatni raz oczy, usłyszałem szept: „z tobą… zawsze”. Nie umiałbym powiedzieć, ile czasu stałem tam, trzymając go za rękę i patrząc na niego w otępieniu. Nie wiem, czy coś mówiłem, czy nie, ale Phil już nie oddychał. Nagle z apatii wyrwał mnie jakiś stłumiony odgłos. Gdy obejrzałem się na drzwi, zobaczyłem stojącą w nich Santę z rękami przy ustach i szeroko otwartymi oczami. Wiedziała. I cierpiała razem ze mną. Podeszła do mnie i otoczyła mnie ramionami. I staliśmy tak po prostu w milczeniu i żalu, pogrążeni w smutku i nieco zagubieni. – Wydawało mi się, że zanim odszedł, powiedział… że zawsze będzie przy mnie. – Mój głos brzmiał chrapliwie i niepewnie. – Bo to prawda, Nash. Jest cząstką ciebie, we wszystkim, co robisz. Zawsze będzie z tobą, będzie nad tobą czuwał. – Poczułem, jak przeciąga palcem po moim kręgosłupie, strzeżonym przez uśpionego smoka. – Tak, ale bez niego nic nie będzie takie samo. Czułem na karku łaskotanie jej oddechu. Nakryłem dłonią jej ręce, splecione na moim brzuchu. – Nie, nie będzie, ale zrobisz, co w twojej mocy, żeby zachować
pamięć o nim. Jasne jak cholera, że zamierzałem to zrobić. Chociaż tyle mogłem uczynić po tym wszystkim, co Phil zrobił nie tylko dla mnie, ale i dla reszty zbłąkanych ludzi, których nazywałem swoją rodziną. Następnych kilka dni było jednym wielkim chaosem. Czułem się jak w oku szalejącego cyklonu. Zanim jeszcze na dobre zaświtało, Santa wzięła sprawy w swoje ręce. Zadzwoniła, do kogo trzeba, żeby umówić się na przeniesienie ciała, i upewniła się, że zostanie potraktowane zgodnie z ostatnią wolą Phila. W ciągu kilku godzin w domu mojego ojca zaroiło się od ludzi. Dziewczyny ustalały szczegóły związane z pochówkiem. Ponieważ Phil miał zostać skremowany, pogrzeb miał się odbyć za kilka dni. Nie byłem w stanie mówić, działać – a gdy ktoś mnie o coś pytał, ledwie kontaktowałem. Więc to Santa wszystkim się zajęła. Moja dziewczyna – nieśmiała, niepewna i nerwowa – przejęła dowodzenie, całkiem jak na ostrym dyżurze. I nie mógłbym jej za to bardziej kochać, nawet gdybym chciał. Byłem pewien, że przyjaciele dostrzegają, jak się o mnie troszczy i wspiera na duchu. Wiedziałem, że oni także ją za to uwielbiają. Bez niej nie potrafiłbym sobie z tym wszystkim poradzić. Chłopakom przypadł w udziale obowiązek powiadomienia o śmierci Phila bliższych i dalszych znajomych. Telefony się urywały, wszyscy mieli jakieś pytania i sprawy do ustalenia. Jeden dzień przechodził w kolejny, a ja tkwiłem w samym środku tego piekła, otępiały i odrętwiały. W pewnym momencie Rule chyba się zorientował, w jakim jestem stanie. Chociaż wciąż było jeszcze mnóstwo rzeczy do omówienia i potwierdzenia, uczczenie pamięci Phila i złożenie hołdu wspaniałej osobie, jaką był z całą pewnością, musiało znaleźć się na szczycie listy obowiązków związanych z jego śmiercią. Dlatego Rule poprosił Rome’a, żeby zorganizował w barze szybką stypę. Byliśmy w końcu Donovanami – to było jedyne słuszne wyjście. Piłem chyba trzeciego jamesona z colą, z Santą przyklejoną do mojego boku, wsłuchując się w lecących z szafy grającej The Pogues, zawodzących Waltzing Matilda i If I should fall from Grace with God i leniwe, sentymentalne opowieści wszystkich o tym, jak Phil wpłynął na nich życie, kiedy chłód i otępienie w końcu zaczęły mijać. Byłem smutny, byłem samotny i przerażony, jednak chciałem zrobić wszystko,
żeby mój staruszek był ze mnie dumny. Wiedziałem, że właśnie na tym by mu zależało. Przyciągnąłem do siebie Santę, pocałowałem ją w koniuszek piegowatego nosa i powiedziałem: – Dziękuję. Ściągnęła brwi i przyjrzała mi się. – Za co? Właściwie to byłem jej wdzięczny za wszystko. – Za to, że jesteś, jaka jesteś. Jej szare oczy zalśniły czystym srebrem, jak zawsze, gdy powiedziałem coś, co chwyciło ją za serce. Przytuliła mnie tak mocno, że ledwie mogłem złapać oddech. Odpuściłem. Powiedziałem Philowi w myśli „do widzenia” i wzniosłem toast. W odpowiedzi wszyscy pohukiwali i krzyczeli ile tchu w piersi. To było poruszające pożegnanie – i jedyne słuszne. Każdy, na kogo Phil w jakiś sposób wpłynął, cała nasza rodzina, którą pomógł stworzyć, uczciła jego pamięć – a także własną – wstawiając się należycie i obiecując żyć życiem bez wyrzutów sumienia. Następnego dnia odbył się pogrzeb. Dziewczyny znalazły mały, przytulny kościółek na przedmieściach – był zatłoczony po brzegi. Phil miał cały zastęp przyjaciół od motocykli, starych kumpli z marynarki – między innymi tatę Cory, który trzymał teraz na rękach małą Remy – stadko stałych klientów i tyle byłych dziewczyn i kochanek, że na ich widok mogłem tylko pokręcić z niedowierzaniem głową i przybić mojemu ojcu w myśli piątkę. Cała nasza paczka stała pod kościołem, witając żałobników. To był dziwny widok – oglądać ludzi zazwyczaj tak barwnie ubranych, teraz całych w odcieniach szarości i czerni. Nawet Rule ufarbował z tej okazji włosy na żałobną, kruczą czerń. Kochałem ich za to, że chcieli ze mną być, że miałem wokół mnóstwo pomocnych dłoni, które podtrzymają mnie, w razie gdyby groził mi upadek, ale czułem się całkiem pewnie – dopóki Santa nie oddalała się zbytnio. Była skałą, opoką, dzięki której trwałem pewnie w rzeczywistości. Z wnętrza kościoła zaczęły dobiegać dźwięki Danny Boy w wykonaniu Johnny’ego Casha i padłem ofiarą niezliczonych, zdolnych połamać kręgosłup niedźwiedzich uścisków i mokrych całusów od dziewcząt. Cora nie kryła już łez – a spłakaną widziałem ją dotychczas
tylko dwa razy: kiedy była w ciąży i kiedy Rome został postrzelony. Oczy Rule’a w kolorze zimowego nieba także były nieco szkliste i ponure, a kiedy weszliśmy do kościoła, ukrył twarz we włosach Shaw. Chwyciłem Santę za rękę i podniosłem ją do ust, żeby ucałować jej knykcie. – Gotowa? Otworzyła usta, żeby coś odpowiedzieć, ale zamknęła je, marszcząc czoło, na odgłos stukotu wysokich obcasów. Nie mogłem uwierzyć, że ona tu przyszła! A jeszcze bardziej, że miała czelność go tu ze sobą przywlec! Skrzywiłem się gniewnie na widok mojej matki i Granta. – Co tu robisz? – Nie kryłem wściekłości. Matka odchrząknęła. – Nashville, naprawdę, jak by to wyglądało, gdybyśmy nie przyszli? „Naprawdę”? Zacisnąłem odruchowo szczęki. – Nie interesuje mnie, jak by to wyglądało. To czas dla rodziny Phila, ludzi, którzy go kochali. Ty dokonałaś już wyboru. Nie wybrałaś żadnego z nas, więc równie dobrze możesz się stąd wynosić. Poczułem, jak Santa zaciska kurczowo palce na moim łokciu. – Jesteś niedorzeczny! Cóż, dla mojej matki zawsze taki byłem. Otwierałem już usta, żeby coś powiedzieć, gdy Grant uznał nagle, że pora wkroczyć do akcji. – Zawsze był z ciebie egoistyczny bachor. A teraz odsuń się, zanim ktoś wyjdzie i zobaczy, co tu się wyprawia. Miej trochę godności… Jeśli w ogóle wiesz, co to jest. Krew mnie zalała. Miałem ochotę rzucić mu się do gardła – i to dosłownie. Chciałem mu złamać nos. Musiałem… odciągnąć moją rozwścieczoną dziewczynę, która weszła nagle między nas i dźgnęła palcem w środek krawatu Granta. Nigdy nie widziałem jej tak wzburzonej, więc podszedłem i położyłem jej dłoń na ramieniu, żeby ją uspokoić. – Jak śmiesz?! – Była wściekła. Aż się gotowała i kipiała słusznym gniewem. Widok był imponujący i przerażający zarazem, ale Grant tylko zmrużył oczy i podszedł do niej o krok. – Jesteś zwykłym, nadętym dupkiem. Miałeś szansę wychować zdrowe, szczęśliwe
dziecko, ale z niej zrezygnowałeś. Nash jest milion razy więcej wart od ciebie. – Oczy rozbłysły jej gniewnie, kiedy wodziła wzrokiem od mojej matki do Granta. – Jesteście samolubni i okropni. I w pełni na siebie nawzajem zasługujecie. Nie jesteście warci tego, żeby Nash był waszym synem. Grant zabulgotał coś i podszedł jeszcze o krok, a ja wyciągnąłem ramię i pchnąłem go w środek piersi. Upewniłem się, że zrozumie powagę słów, które miałem mu do powiedzenia. – Jeżeli chociaż spojrzysz na nią krzywo, połamię ci wszystkie kości, a potem, kiedy się pozrastają, zrobię to znowu. Kiedy byłem dzieckiem, był z ciebie kawał fiuta i nie mogłem nic na to poradzić, ale teraz nie jestem już dzieckiem, więc licz się z tym. – Grozisz mi? – W jego głosie brzmiały uraza i nadęcie. – Nie. Po prostu uprzedzam, jak się sprawy mają. Nie chcę was tu widzieć! Żadnego z was. A teraz, jeśli mi wybaczycie, muszę wygłosić przemowę. Moja matka wyglądała, jakby chciała powiedzieć coś jeszcze, ale jak zawsze, kiedy Grant podjął decyzję – a odwrócił się na pięcie, ciągnąc ją za sobą – nie odezwała się ani słowem. Spojrzałem na Santę i uśmiechnąłem się do niej krzywo. – Chodź, miejmy to już za sobą. Uścisnęła moją dłoń i podniosła jedną rdzawą brew. – Naprawdę masz na imię Nashville? Jej pytanie sprawiło, że zrobiłem coś, czego nigdy nie zrobiłbym w tak smutnym dniu. Roześmiałem się. – Taaa… I nigdy więcej o tym nie wspominaj. Wszedłem do kościoła i posadziłem ją obok Cory, która natychmiast ją przytuliła, a sam ruszyłem w stronę niewielkiego podium ustawionego obok urny i czegoś w rodzaju tablicy pamiątkowej – dzieła dziewczyn. Były na niej zdjęcia Phila z różnych okresów jego życia, jego pierwsza maszynka do tatuażu, skórzana kurtka, pagony z munduru… to był wzruszający i wspaniały pożegnalny symbol. Zerknąłem na niego kątem oka, odchrząknąłem i powiodłem wzrokiem po zgromadzonych. Widziałem, jak Rule i Jet kiwają mi głowami; Rowdy uśmiechnął się do mnie smutno, ale pokrzepiająco, a Cora cicho łkała, wtulona w ramię Rome’a. Wyszukałem w tłumie te jedyne szare oczy. Santa
patrzyła na mnie, spokojna, łagodna – i taka mi droga! Nie zwracałem uwagi na nic innego, na nikogo. Skupiłem się tylko na tym, co miałem do powiedzenia jej. – Przez cały czas, przez jaki Phil Donovan był obecny w moim życiu, pełnił wiele ról. Nazywałem go przyjacielem, szefem, mentorem, wujem, a w końcu… ojcem. Był każdą z tych osób. A także znaczył dla mnie wiele, wiele więcej. Phil brał pod swoje skrzydła każdego, kto był zagubiony i kierował nim, dopóki nie znalazł właściwej drogi. W ten oto sposób zebrał razem garstkę zbuntowanych, zagubionych dusz – dzięki czemu mamy teraz siebie nawzajem. Dzięki Philowi mamy rodzinę. Słyszałem chrząknięcia i widziałem, jak zgromadzeni zmieniają pozycję w ławkach. – Gdy byłem młodszy, marzyłem o tym, żeby – gdy dorosnę – być taki jak Phil. Sądziłem, że facet jest naprawdę super, że ma świetną pracę, i podziwiałem to, że żyje na własnych zasadach, jednocześnie robiąc, co tylko mógł, żeby się o mnie zatroszczyć. Był wspaniałym człowiekiem, a gdybyście zapytali mnie wówczas, za co chciałby zostać zapamiętany… powiedziałbym, że za jego sztukę, za jego poświęcenie w tworzeniu miejsca, w którym mogła rozkwitać indywidualność i twórczość. Teraz jednak… – Musiałem odczekać sekundę. Odchrząknąłem i zwinąłem leżące przede mną na pulpicie dłonie w pięści. – Teraz odpowiedziałbym „za mnie”. Jestem człowiekiem, z którego jego ojciec był dumny. I zrobię wszystko, żeby zachować pamięć o nim, żeby godnie reprezentować jego dziedzictwo i żeby nadal spełniać jego marzenia. Sądzę, że byłby dumny z nas wszystkich. Pomimo trudności, przeszkód i kłód rzucanych nam przez życie pod nogi wszyscy odnajdujemy swoje drugie połowy, zakochujemy się, pobieramy, mamy dzieci, prowadzimy interesy i robimy rzeczy, które nas uszczęśliwiają. Sądzę, że właśnie tego zawsze dla nas chciał. Wszystkim nam będzie brakowało Phila Donovana – mojego ojca – ale będzie on żył w sercu każdego z nas, każdej osoby, w której życie wkroczył i pomógł je ukształtować. Nie wiedziałem, co jeszcze mógłbym powiedzieć, więc podziękowałem wszystkim i poinformowałem (w większości popłakujących w ciszy) żałobników, że jeśli ktoś chciałby coś jeszcze powiedzieć, teraz ma ku temu okazję, a potem zszedłem, żeby usiąść
obok mojej dziewczyny. Widziałem na jej bladych policzkach ślady łez, a kiedy zająłem miejsce u jej boku, przylgnęła do mnie całym ciałem i położyła mi głowę na ramieniu. – Dziękuję. – Szepnęła łamiącym się głosem. – Za co? – Za to, że jesteś, jaki jesteś. Cóż mogłem powiedzieć. Otoczyłem ją ramieniem i słuchałem, jak ludzie opowiadają historię o tym, jak cudownym człowiekiem był mój ojciec, jak wielki wywarł wpływ na ich życie, i pomyślałem, że kiedy będzie już po wszystkim, wsiądę do swojego chargera i przekraczając dozwoloną prędkość, pojadę w góry, żeby przywrócić mu wolność. Wiedziałem, że pochwaliłby taki scenariusz.
SANTA: Po pogrzebie Nash wyglądał, jakby za chwilę miał się przewrócić od braku snu i nadmiaru stresu. Jego przyjaciółka Cora i jej ojciec, który był kolegą Phila w marynarce, zorganizowali w jej domu przyjęcie pożegnalne. Wiedziałam, że Nash się tam pojawi i spróbuje jakoś przez to przebrnąć do końca, ale wiedziałam też, że nade wszystko powinien się położyć i odpocząć. Nie chciałam się odzywać – nie byłam pewna, czy w ogóle mam prawo się wtrącać – ale kiedy wspomniałam o tym, że wygląda na wyczerpanego, Rule i Rome zgodzili się ze mną. Stwierdzili, że powinnam zabrać go do domu i położyć do łóżka. Rule powiedział to z krzywym, porozumiewawczym uśmieszkiem, dzięki któremu zarobił od brata solidne trzepnięcie w potylicę. Kiedy Nash oderwał się wreszcie od grupki, z którą rozmawiał, zgarnęłam go i poprosiłam: – Zabierz mnie do domu. Nie protestował, nie oponował. Nie wrócił nawet, żeby się wytłumaczyć. Zgarnął mnie tylko do chargera i wróciliśmy razem do Victorian. W mieszkaniu zaczął ściągać z siebie ciemne ubranie – czemu przyglądałam się nie bez ulgi i zadowolenia – ale gdy już wziął prysznic i coś przegryzł, widać było, że pada z nóg. Nie było sensu próbować wciągnąć go w rozmowę, nie mówiąc już o czym innym. Zrzuciłam buty na obcasach, w których męczyłam się cały dzień. Przytuliłam się do silnego, pokrytego tatuażami ciała Nasha, i gładziłam płomienie zdobiące jego głowę i ramiona, dopóki jego pierś nie zaczęła podnosić się i opadać spokojnym, równym rytmem. Jego ciemne rzęsy zatrzepotały lekko na śniadych policzkach i przesunęłam delikatnie kciukiem po jego kruczoczarnych brwiach. Był piękny, idealny – i silniejszy niż ktokolwiek, kogo znałam. Był mój. Cały. Wiedziałam, że powinnam to doceniać – każdego dnia. Kiedy spał już spokojnym, mocnym snem, wyśliznęłam się z łóżka i zaczęłam się krzątać po zaniedbanym przez ostatnie kilka tygodni mieszkaniu. Zadzwoniłam do Sunny i powiedziałam jej, że wróciłam i że stawię się w pracy, jak tylko będę potrzebna. Poprosiłam też, żeby umówiła mnie na rozmowę z dyrektorką w sprawie awansu. Zdałam jej pobieżnie relację z tego, co się wydarzyło. i aż ścisnęło mnie w dołku, kiedy usłyszałam, jak wyrozumiale i łagodnie to
przyjmuje. Pomyślałam, że naprawdę powinnam lepiej zadbać o naszą przyjaźń, i to nie tylko w pracy, bo Sunny była świetną dziewczyną, a do tego trzymała mocno moją stronę. Zadzwoniłam też do Faith, żeby jej się wytłumaczyć i wysłuchać opieprzu za to, że wyjechałam bez uprzedzenia do Phoenix. Sądzę, że mimo wszystko ucieszyła się z mojego telefonu. Cieszyła się z mojego awansu i z tego, że mamie się polepszyło, ale dała mi jasno do zrozumienia, że nie uważa Nasha za dobrą partię dla mnie. Dawniej może i przejęłabym się jej zdaniem, tym, co o tym wszystkim sądziła, i wzięłabym sobie jej słowa do serca. Ale teraz sama wiedziałam, co jest dla mnie najlepsze. Tak jak powiedziałam Nashowi, wcześniej postrzegałam samą siebie i własne życie takimi, jakimi widziałam je ja sama – i nie słuchałam osądu nikogo innego. Teraz widziałam zaś jego i to, jaka byłam w jego pięknych oczach. Płukałam właśnie stertę zapomnianych kubków po kawie, żeby włożyć je do zmywarki, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Ponieważ wszyscy przyjaciele Nasha byli u Cory i Rome’a, a jego matka nie miałaby się po co tu pokazywać, uznałam, że to musi być Royal. Wytarłam ręce w ściereczkę i poszłam otworzyć. Na widok Royal wytrzeszczyłam oczy i otworzyłam ze zdziwienia usta. Ciemnoczerwone włosy miała zmierzwione, a pod jednym ciemnym okiem widniał żółtozielony siniec. Miała też paskudnie rozciętą dolną wargę. Była ubrana w spodnie od munduru i białą koszulkę na ramiączka – poplamioną krwią i porwaną. – Wszystko w porządku? – zapytałam. Prychnęła jak kotka, ale widziałam, że rozkwaszona warga drży jej lekko. – Ryzyko zawodowe. Zadarłam ze śmieciem, który okazał się większy i bardziej chamski ode mnie. Chciałam tylko sprawdzić, jak sobie radzicie. To było naprawdę miłe z jej strony. I sprawiło, że zapragnęłam dać jej i naszej rozkwitającej przyjaźni szansę. – Jasne. Przez chwilę było trochę nieprzyjemnie. Jego matka to prawdziwa jędza, a jego ojczym jest palantem, ale msza upłynęła spokojnie, a Nash rozczulił wszystkich przemową. Teraz padł jak nieprzytomny. Chyba od jakiegoś czasu potrzebował porządnego odpoczynku. Dzięki, że zadzwoniłaś.
Zebrała zmierzwione włosy w węzeł i kiwnęła głową. – I tak już wracałaś. Tylko to się liczy. Miałam gówniany dzień. Chyba też się położę. Kiedy odwróciła się na pięcie, złapałam ją za ramię. Zauważyłam, że jej ciemne oczy lśnią od łez. – Wiesz, z czasem to się staje łatwiejsze. – Co takiego. – Praca. Taka jak twoja. Pierwszej nocy na ostrym dyżurze miałam ofiary strzelaniny między gangami. Przywieźli pięciu rannych. Przeszłam szkolenie, więc teoretycznie wiedziałam, co mam robić, ale po wszystkim wróciłam do domu, porzygałam się i przez trzy godziny ryczałam jak głupia. Przywykniesz do tego. Z czasem wpadasz w rutynę. Pokiwała głową i przesunęła językiem po brzydkim rozcięciu na wardze. – Właśnie dlatego chciałabym, żebyś została moją przyjaciółką, Santa. Była już w korytarzu, prawie pod własnymi drzwiami, kiedy zawołałam za nią: – Masz mój telefon. Wiesz, że w razie czego zawsze możesz zadzwonić! Machnęła mi przez ramię i zniknęła w swoim mieszkaniu. Wróciłam do sprzątania, a kiedy skończyłam, postanowiłam wziąć prysznic. Gdy wróciłam do pokoju, żeby przebrać się w jedną z koszulek Nasha, musiałam użyć całej siły woli, żeby powstrzymać się od chęci całowania każdego centymetra jego pięknego ciała, dopóki się nie obudzi. Wycierałam właśnie mokre włosy ręcznikiem i wracałam do salonu, żeby pooglądać trochę telewizję, zanim Nash nie wstanie, kiedy zamarłam, zaskoczona. Mój chłopak był bez dwóch zdań przytomny; opierał się o zagłówek kanapy i przyglądał mi się spod wpółprzymkniętych powiek. W niebieskich bokserkach, ze skrzyżowanymi na cudownie wyrzeźbionej piersi rękami wyglądał jak młody bóg. Jak zawsze, mój wzrok powędrował odruchowo do skrzydeł, znikających pod jego bielizną. – Cześć! – Nie mogłam ukryć chrapliwej nuty, która wkradła się do mojego głosu.
Nash podniósł brew, a kącik jego ust uniósł się w uśmiechu. – Dziękuję, że się o mnie zatroszczyłaś, Santa. Weszłam kilka kroków w głąb salonu, a on złapał koniec ręcznika, który trzymałam w dłoni, i przyholował mnie za niego do siebie. – Dla ciebie wszystko. Przyciągnął mnie bliżej i wsunął mi rękę pod mokre włosy na karku, a potem zmniejszył jeszcze dzielący nas dystans, tak że wręcz przykleiłam się do jego nagiej piersi. Musiałam przyznać, że to było najcudowniejsze miejsce na świecie. – Czy pozwolisz, żebym teraz to ja się tobą odrobinę zajął? Cóż, musiałabym być idiotką, żeby odrzucić taką propozycję. Ostatnim razem, kiedy wylądowaliśmy razem na tej kanapie, wystawiłam go w bardzo chamski sposób i chciałam mu teraz to wynagrodzić. Pragnęłam się o niego zatroszczyć na wszelkie znane mi sposoby. – A co powiesz na to, żebyśmy zajęli się sobą nawzajem? Podniósł wysoko brwi, a potem – nareszcie, po stanowczo zbyt długiej przerwie – jego usta rozciągnął szeroki uśmiech. – Brzmi nieźle. – Mówiąc to, nachylił się i pocałował mnie, jakby była to jedyna rzecz, której pragnął każdego dnia, do końca świata. Nasze języki splotły się, głodne dłonie prześlizgiwały po nagiej skórze, a ciała dopasowały się, jakby były dla siebie stworzone. Gdy wsunął mi dłonie pod koszulkę, którą od niego pożyczyłam, i zatrzymał je na moich biodrach, z ust wyrwało mi się mimowolne westchnienie. Przyciągnął mnie do siebie, tak że nasze biodra się zetknęły, i poczułam między udami jego twardy, pulsujący wzwód. Szybkim ruchem ściągnął mi koszulkę przez głowę i przeciągnął palcami od mojego karku aż po krzyż, a potem westchnął z zadowoleniem – wprost w moje rozchylone usta, wciąż wpijające się w jego wargi. Zsunęłam niżej głowę i ucałowałam go w szyję; zadrżałam, kiedy przesunął palcami po moich żebrach i ujął w dłonie moje piersi. Nie mogłam nic poradzić na to, że moje ciało reagowało tak żywiołowo na jego dotyk. Chyba po prostu potrzebowałam zręcznych dłoni, których samo muśnięcie sprawiało, że czułam się jego własnością. Przesunął opuszką kciuka po brodawce, sprawiając, że moje ciało zamarło w oczekiwaniu na więcej. Wiedziałam, że jeśli tak dalej pójdzie,
wynagrodzi nam to ostatnie kiepskie spotkanie w tym pokoju. Zsunęłam głowę jeszcze niżej i ucałowałam go w sam środek mostka. Cudownie było czuć te wszystkie spięte, twarde mięśnie pod moimi ustami. Złożyłam wilgotnego całusa na jego lewej piersi, w miejscu, gdzie czułam spokojne, stałe bicie jego serca, i polizałam jego sutek. Kiedy brodawka wyprężyła się w odpowiedzi na dotyk, zachichotałam, a potem połaskotałam go w brzuch i przesunęłam dłonią po wytatuowanych na żebrach skrzydłach. Wcześniej sądziłam, że najbardziej lubię go w białych bokserkach, kontrastujących ze śniadą skórą, ale teraz, kiedy pomogłam mu się rozebrać, uznałam, że najbardziej podoba mi się w stroju Adama. Jego wzwiedziony penis pulsował, dosłownie wibrował w mojej dłoni. Nadal był przyozdobiony metalowym kółeczkiem i sztangą, a kiedy ścisnęłam lekko jego podstawę, zadrżał zachęcająco. Kiedy pochyliłam głowę nad jego fiutem, Nash wydał z siebie zduszony jęk. Jego oczy przybrały barwę nocnego nieba, a na policzki wystąpił rumieniec. Siła, duma, którą czułam, mając świadomość tego, że ktoś taki jak on reaguje na mnie w ten sposób, sprawiały, że czułam się jak najpiękniejsza kobieta na świecie. Gdy moje zęby szczęknęły lekko o metalowe kółeczko, zachciało mi się śmiać, ale powstrzymałam się, słysząc westchnienie. Nash zanurzył obie dłonie w moje włosy i przytrzymał mnie za głowę, podczas gdy ja ssałam, lizałam i pieściłam językiem jego męskość, sprawiając, że mięśnie jego brzucha i ud drżały niepohamowanie. Musiałam pomagać sobie rękoma, bo cały nigdy w życiu nie zmieściłby mi się do ust. I musiałam przyznać, że ta zabawa jest znacznie bardziej atrakcyjna dzięki wszystkim ozdóbkom, z którymi mogłam igrać językiem. Słyszałam jak przez mgłę, jak jęczy i szepcze moje imię. To było superpodniecające! Czułam, jak szarpie mnie za włosy, co oznaczało, że jest już blisko. Nie zwracałam specjalnej uwagi na to, co mówi – zanadto byłam zajęta skupianiem się na tym oszałamiającym uczuciu, jakim było doprowadzanie go do rozkoszy. Nigdy wcześniej nie pomyślałabym, jak cudownie jest sprawiać, że on czuł się wspaniale, dawać mu przyjemność… Jasne, w tym wszystkim może i bardziej chodziło o to, żeby to jemu było dobrze, ale ten smak, to uczucie… samo to wystarczyło, żeby rozpalić mnie do granic. Trzymałam jego penisa oburącz i pomagałam sobie dłońmi,
jednocześnie ssąc, przygryzając i pieszcząc go językiem, więc prawie krzyknęłam, zaskoczona, kiedy nagle poderwał gwałtownie moją głowę. Zaowocowało to niekontrolowanym spotkaniem jego najwrażliwszych części z moimi zębami i uściskiem, który nie był zapewne zbyt delikatny. Nash zmełł w ustach przekleństwo, a ja już, już miałam zażądać wytłumaczenia, gdy nagle moje majtki zostały bezceremonialnie zdarte. Niespodziewanie obnażona, dygotałam, zdyszana, tuż nad nim. Nash przyciągnął mnie do siebie i oparł moje dłonie o zagłówek kanapy, a potem położył mi dłoń między łopatkami, zmuszając, żebym opadła na niego. Kolanem rozchylił mi nogi, przyciągając mnie do siebie. Pocałował mnie mocno w kark, a potem nakrył moje nagie piersi dłońmi. Bez słowa wyjaśnienia wsunął się we mnie… I pomyślałam nieprzytomnie, że chyba za chwilę umrę. W tej pozycji wniknął we mnie głębiej niż zazwyczaj. Czułam go w sobie bardziej intensywnie, mocniej. A on… wsuwał się we mnie i ze mnie wysuwał. Wszystkie te jego metalowe ozdóbki czyniły prawdziwe cuda – w pewnym momencie zdawało mi się, że za chwilę zobaczę gwiazdy. Złapałam się kurczowo oparcia i przygryzłam mocno wargę – byle tylko nie krzyczeć, kiedy wchodził we mnie mocno i się wycofywał. W ciągu ostatnich kilku miesięcy często się kochaliśmy, ale nic nie mogło się równać z tym seksem – szorstkim, mocnym, szybkim. Czułam się, jakby chciał zostawić na mnie swoje piętno. W miarę jak przyjemność dążyła do nieuchronnego apogeum, w miarę jak tempo i rytm stawały się coraz bardziej szalone, nagle jedna z jego dłoni powędrowała w dół mojego brzucha, ku temu wrażliwemu punktowi, którego dotknięcie oznaczało przekroczenie ostatniej granicy… Byłam bardziej niż gotowa przyjąć wszystko, co miał mi do zaoferowania, i wydawało mi się, że za chwilę rozpadnę się na tysiąc kawałków. Wtedy rytm oddechu Nasha zmienił się, jego biodra zamarły na ułamek sekundy, a jego dłoń zatrzymała się na wysokości mojego brzucha. Jasny gwint! Byliśmy oboje tak blisko… balansowaliśmy na skraju spełnienia. Nie miałam pojęcia, co on robi – ale zamierzałam go udusić, jeśli natychmiast nie zacznie się z powrotem poruszać! Dyszał jak maratończyk, a kiedy spojrzałam na niego, skrzywił się i pocałował mnie, poruszając się jednocześnie tak wolno, jak tylko to możliwe. Oboje jęknęliśmy i zaklęliśmy jednocześnie.
– Chciałabyś porozmawiać o stosunku bez zabezpieczenia, który właśnie odbywamy, czy może pójdziemy do mojego pokoju, żeby to dokończyć? Pisnęłam i ukryłam twarz na jego piersi. – Rany, nic dziwnego, że było tak bosko! Parsknął krótkim śmiechem. Jęknęłam, kiedy podniósł mnie w ramionach i skierował się do sypialni. – Może w najbliższym czasie powinnaś pomyśleć o antykoncepcji? Przejechałam językiem po płatku jego ucha, przesunęłam palcami po płomieniach wytatuowanych na jego ramionach i uśmiechnęłam się do niego szeroko. Chciałam mu powiedzieć, że zajęłam się tym małym szczegółem już dawno, wkrótce po tym jak zostałam u niego na noc – na wszelki wypadek – ale nie dał mi dojść do słowa, bo przyssał się do boku mojej szyi i zaczął pieścić językiem wrażliwą na dotyk skórę. Gdybym wiedziała, że w taki nagły sposób przerwie cudowne rzeczy, które wyprawiał z moim ciałem w salonie, poinformowałabym go o tym wcześniej. Wydałam z siebie stłumione stęknięcie, kiedy brutalnie rzucił mnie na łóżko, i odchyliłam głowę, przyglądając mu się spod wpółprzymkniętych powiek… Jednak za chwilę zamrugałam gwałtownie i otworzyłam szeroko oczy, gdy pochylił się nade mną i usadowił między moimi nogami. – Jesteś taki piękny… – wyszeptałam. Bo tak było. Był nieskończenie piękny – wewnątrz i na zewnątrz. Podniósł brew i ucałował mnie w czubek nosa. – Ty także. Zazwyczaj, kiedy mówił mi takie rzeczy, ignorowałam go, sądząc, że to tylko puste słowa. Wydawało mi się, że mówi to, bo uważa, że tak trzeba. Teraz rozumiałam, że naprawdę tak myślał. Nie miało znaczenia, jak wyglądam, bo nawet gdybym wyglądała tak jak kiedyś, liczyła się osoba, którą uważał za piękną. Liczyłam się ja. – Dziękuję. Wsunął się z powrotem we mnie, a ponieważ moje ciało było już i tak maksymalnie pobudzone, nie potrwało długo, nim wykrzykiwałam jego imię w sufit, wbijając pięty w jego plecy. Założył sobie moje nogi wysoko na biodra, oparł się na jednym kolanie i zaczął metodycznie
zagłębiać się we mnie, dopóki sam nie doszedł i nie opadł na mnie bezwładnie. Kółeczko w jego nosie zawibrowało na nagiej skórze mojego ramienia, kiedy pocałował mnie w obojczyk i wymamrotał: – To ostatni raz, kiedy uprawialiśmy seks na tej kanapie. To zawsze źle się dla mnie kończy. Roześmiałam się i objęłam go mocno. – Ale tym razem skończyło się chyba dobrze? – Kocham cię, Santa. – Ja ciebie też, Nash. Nash nie chciał w życiu niczego żałować, a ja chciałam żyć pełnią życia. Potrzebowaliśmy siebie, aby wzajemnie się dopełniać. Teraz, kiedy mieliśmy siebie nawzajem, nie było już sensu wracać do przeszłości, konfrontować jej z teraźniejszością. Było tylko nasze wspólne życie. Dostałam awans. To było wspaniałe i byłam naprawdę z siebie dumna, ale jeszcze bardziej cieszyło mnie, że Nash jest taki dumny ze mnie! Moja praca nie musiała być dla niego ważna, ale była nieodłączną częścią mnie i Nash wiedział, jak wiele dla mnie znaczy. Dzięki temu kochałam go jeszcze mocniej. Oboje nadal mieliśmy bardzo napięte grafiki i niewiele czasu dla siebie. Tym bardziej że mnie czekały jeszcze szkolenia z zakresu nowych obowiązków. Nie miało to jednak znaczenia, bo teraz każdą noc spędzaliśmy razem, u niego albo u mnie, zawsze w jednym łóżku. I jak długo budziłam się następnego ranka u jego boku, nie obchodziło mnie, gdzie jestem. Pracowałam także nad swoim życiem towarzyskim. Wychodziłam z Sunny, starałam się dołączać do przyjaciółek Nasha podczas ich tradycyjnych czwartkowych babskich wieczorów – o ile nie kolidowało to z moją pracą. A każdego ranka po tym, jak zostawałam u Nasha, piłam kawę z Royal. Lubiłam spędzać z nimi wszystkimi czas, ale Royal… Royal miała w sobie coś szczególnego. Samo obserwowanie, jak inna młoda kobieta boryka się z wyczerpującą emocjonalnie i trudną pracą, przyciągało mnie do niej jak magnes. Nie musiałam się już starać z nią zaprzyjaźnić. Po prostu stałam się jej przyjaciółką i tyle. Byłam spóźniona. Nash zadzwonił do mnie podczas przerwy na
lunch i poprosił, żebym podjechała po pracy do nowego salonu tatuażu. Miałam późno umówione wizyty i musiałam zostać dodatkowe pół godziny, zanim lekarz zdołał wszystkich przyjąć. Wiedziałam, że w salonie właśnie uporali się z wykończeniami i zostało tylko zatrudnić resztę personelu, tak że w ciągu najbliższych tygodni wszystko powinno ruszyć z kopyta. Wszyscy z Marked włożyli w niego mnóstwo pracy i była to kosztowna inwestycja, ale każdy był podekscytowany i nie mógł się doczekać, kiedy otworzą nowe miejsce. Sądziłam, że Nash po prostu chce się pochwalić, i było mi głupio, że każę mu na siebie tyle czekać, więc w myślach nakazałam sobie pamiętać, żeby wynagrodzić mu to odpowiednią dawką „ochów” i „achów”. Byłam z niego naprawdę dumna. Musiałam zaparkować kawałek od nowej miejscówki i kilka minut zajęło mi przedarcie się przez zwykły tłumek ludzi wracających o tej porze z pracy. Lokalizacja była ekstra. Mogłam pójść o zakład, że jak tylko zaczną działać, nie będą wiedzieli, w co ręce włożyć, tylu będą mieli klientów. Nash opierał się o przeszkloną fasadę budynku i rozmawiał przez komórkę. Na mój widok mrugnął porozumiewawczo. Znałam go i wiedziałam, że nie potrafi stać bezczynnie. Zawsze musiał sobie znaleźć coś do roboty. Sądzę, że pomagało to mu zwalczyć chęć sięgnięcia po papierosa. Rzucanie palenia szło mu jak dotąd świetnie i za każdym razem, kiedy korciło go, żeby zapalić, przypominałam mu, że udało mu się przebrnąć przez całe to piekło z Philem bez jednego papierosa, więc z pewnością poradzi sobie bez fajek i teraz. Kiedy dotarłam do niego, uścisnął mnie mocno i pocałował tak zachłannie, jakbyśmy wcale tego ranka nie uprawiali szalonego porannego seksu. Byłabym najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, gdyby za każdym razem był na mój widok taki szczęśliwy. – Dostałeś ode mnie wiadomość, że się spóźnię? – zapytałam. – Tak. Dzięki temu miałem czas, żeby zapakować prezent. Spojrzałam na niego pytająco, ale za chwilę spostrzegłam, że przeszklony front sklepu jest cały zaklejony szarym papierem pakowym. – Sądziłam, że chcesz po prostu oprowadzić mnie po nowym salonie… Roześmiał się i pociągnął mnie za jeden z kucyków, w które upięłam włosy do pracy.
– Bo tak jest. Jest niesamowity, ale najpierw chciałbym ci coś pokazać. Bardzo długo debatowaliśmy nad tym, jak powinniśmy nazwać to miejsce. Wpadaliśmy na setki pomysłów i natychmiast je odrzucaliśmy. Zaczynałam się trochę niecierpliwić. Przygryzłam wargę i spojrzałam na niego spod zmrużonych powiek. – Co odwaliłeś, Nash? – Ten salon to przyszłość Marked, ale moją przyszłością jesteś ty. Pomyślałem, dlaczego by nie połączyć jednego z drugim, bo obie te rzeczy są w moim życiu najważniejsze. Sięgnął za siebie i zerwał płachtę z szyby, a ja odruchowo zasłoniłam usta dłońmi. Byłam w stanie tylko wodzić w milczeniu wzrokiem od niego do liter wymalowanych na szybie. Wykaligrafowany staroświecką czcionką, stylizowany na szyldy zdobiące stare gabinety osobliwości albo wystawy aptek napis głosił: THE SANTAS OF DENVER TATTOO. Na ten widok zakręciło mi się w głowie, a do oczu napłynęły łzy. – Corze i reszcie strasznie się ten pomysł spodobał. Jest oryginalny, a poza tym pasuje do wystroju retro, na który się zdecydowaliśmy. – Nash… – Nie wiedziałam nawet, co powiedzieć. To był zaszczyt, owszem, ale i coś więcej. To było świadectwo tego, jak ważna dla niego byłam. I będę. – Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? Był z siebie bardzo zadowolony, a ja miałam ochotę jednocześnie go pocałować i kopnąć. Przechyliłam głowę na ramię i spojrzałam na niego, jakby postradał zmysły. – Wiesz, że jesteś niesamowity? – zapytałam go, a on podniósł mnie do góry i obracał dookoła, dopóki nie śmiałam się tak mocno, że aż po policzkach popłynęły mi łzy. Wtedy postawił mnie na ziemi, odchrząknął i potarł kark. – Nigdy, przenigdy nie chciałbym, żebyś żałowała, że dałaś mi drugą szansę, Santa. – Ty także dałeś mi drugą szansę, Nash. Chyba właśnie tak jest. Gdy się kogoś kocha, daje się kolejne szanse. A teraz chodźmy do środka i pokaż mi swoje nowe dziecko. Otworzył drzwi salonu, który nazwał na moją cześć, a ja weszłam
za nim w naszą wspólną przyszłość. Nie musiałam się już oglądać za siebie, żeby rozgrzebywać bolesne i przykre wspomnienia. Miałam Nasha, który był dla mnie wszystkim, a co ważniejsze, odzyskałam także samą siebie i wszystkie te rzeczy, które czyniły mnie mną. Kochałam dobrego, cudownego człowieka, ale co ważniejsze, kochałam także siebie. I to sprawiało, że czułam się sobą jak nigdy dotąd. Wiedziałam, że zasługuję w życiu na wszystko, co najlepsze, a Nash Donovan był najlepszym, co mogło mnie kiedykolwiek w życiu spotkać.
Epilog. NASH: No i jak brzmi decyzja? Cora powiodła wzrokiem ode mnie do Rule’a, a potem spojrzała na mnie, jakbym był skończonym idiotą, że w ogóle zadałem takie pytanie. – Sądzę, że jeżeli jej, tępaki, nie zatrudnicie, istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że was zamorduję. Parsknąłem śmiechem, a Rule podniósł wzrok znad różowego zawiniątka, które trzymał w wytatuowanych ramionach, i ściągnął brwi. – Jestem jej ulubionym wujkiem! Nie możesz mnie zamordować! Mała gaworzyła, jakby w zupełności zgadzała się z tym stwierdzeniem. Nawet mimo iż tak naprawdę Rule był jej jedynym wujkiem. Nie powiedziałem im, że i tak zamierzałem ją zatrudnić, niezależnie od jej kwalifikacji – bo Phil mnie o to poprosił. Miał jakiś plan, a od jego śmierci minęło dopiero kilka tygodni, więc nadal czułem dojmującą pustkę, a wypełnienie tego planu – jakkolwiek szalony by nie był – wydawało mi się jedynym słusznym wyjściem. Wspomniana „ona” w istocie ścięła całą naszą trójkę z nóg. To znaczy, byłem przygotowany na to, że skoro jest pin-upową modelką, to pewnie będzie z niej niezły kociak, jednak rzeczywistość przerosła moje oczekiwania. Salem Cruz była bez dwóch zdań najbardziej uroczą i seksowną rockandrollową laską, jaką kiedykolwiek widziałem, i byłem pewien, że Rule bez reszty podziela moje zdanie. Oba jej ramiona pokrywały od barków aż po dłonie tatuaże. Na jednym miała rękaw z klasycznych katolickich grafik i charakterystycznych meksykańskich czaszek, a na drugim oldskulowe rysunki w stylu znanego tatuażysty, Sailora Jerry’ego. Ciemne włosy z krwistoczerwonym pasemkiem na przedzie miała upięte na czubku głowy w misterne loki, a reszta spływała długimi falami na plecy. Jej oczy były ciemne jak niebo o północy. Podobał mi się przyczajony w nich łobuzerski błysk, każący podejrzewać, że wie coś, o czym reszta z nas nie ma pojęcia. Była średniego wzrostu, ale jej krągłościom z pewnością daleko było do średniości, a całości dopełniała buzia z rodzaju tych, o jakie faceci w
klasycznych powieściach toczą wojny. Była idealną mieszanką stylu pin-up z lat pięćdziesiątych, klasycznego rockabilly i gorącej latynoskiej bogini – perfekcyjna w każdym calu. A gdyby sam jej wygląd nie wystarczył, żeby zagwarantować, że ludzie będą tu walić drzwiami i oknami, to z pewnością zrobiłyby to jej referencje. To właśnie jej CV i jej bezczelność i charyzma przekonały do niej Corę. Salem nie była zwykłą ładną buźką. Miała koneksje w najpopularniejszych i cieszących się największą estymą salonach tatuażu na Zachodnim Wybrzeżu, a studio, z którego zwolniła się dla nas w Vegas, to nie była jakaś ostatnia dziura, tylko jedna z wielkich fabryk dziar działających przy kasynach. Jej właściciel był szychą i słynną gwiazdą sportów ekstremalnych. W rzeczywistości, w porównaniu z jej doświadczeniem i dotychczasową karierą, nasza ekipa i salon, który otworzyliśmy w Denver był raczkującym oseskiem. Salem miała także rękę do projektowania i doświadczenie w promocji własnej marki ubrań, więc jeśli naprawdę chciała wziąć tę pracę, musielibyśmy być skończonymi idiotami, żeby jej odmówić. Nasza trójka wyszła z biura, w którym rezydowała Cora i Rule oddał małą R.J. jej mamie. Młoda powiodła wzrokiem po wciąż jeszcze niedopracowanym wnętrzu przyszłego sklepu i zagruchała. W pełni się z nią zgadzałem. Przebudowa przestrzeni okazała się znacznie poważniejszym wyzwaniem, niż początkowo założyłem, i nie mogłem się doczekać, kiedy wszystko zostanie dopięte na ostatni guzik. Nasz nowy nabytek spacerował po wnętrzu, rozglądał się i oceniał wystrój, i zacząłem się zastanawiać, dlaczego w ogóle zgodziła się przyjechać do miejsca tak odmiennego od tych, w których dotychczas pracowała – świeżego i niepewnego, podczas gdy mogła się ubiegać o pracę w największych salonach tatuażu. W pewnej chwili odwróciła się w naszą stronę i przyglądała się roziskrzonym wzrokiem, jak do niej idziemy. – I jak poszło? Cora roześmiała się i ucałowała Remy w czoło. – W tym momencie zatrudniłabym nawet kogoś z ulicy. Mamy mnóstwo roboty, potrzebujemy pomocy, a fakt, że bijesz na głowę wszystkich, z którymi dotychczas rozmawialiśmy, nie pozostawia nam zbyt wielkiego wyboru. Nie mówiąc już o tym, że temu miejscu przydałaby się kobieca ręką.
Jasnoczerwone usta Salem rozciągnęły się w uroczym uśmiechu. Nad górną wargą miała szkarłatny kolczyk, pasujący do szminki. – Zapowiada się fajnie – powiedziała. – Salon jest piękny. Sądzę, że wystarczy kilka detali i będziecie tu mieli prawdziwą kopalnię złota. To miejsce ma mnóstwo potencjału. Cora przewróciła oczami i zaczęła kołysać małą, która zaczęła coś marudzić. Zapowiadało się, że młodej mamie rośnie mała konkurencja, jeśli chodzi o hałaśliwość i wyszczekanie. – Wierz mi, że stylizacja na gabinet osobliwości to strzał w dziesiątkę. Ci goście to banda pajaców i przez większość czasu można odnieść wrażenie, że uczestniczysz w jakimś wariackim show. Łypnąłem na Corę spode łba, ale nie mogłem się nie zgodzić z jej oceną. Skinąłem Salem głową i wtrąciłem własne trzy grosze. – Jeśli tylko pasuje ci wynagrodzenie i zgodzisz się z nami pracować, masz tę robotę w kieszeni. Chyba możemy się uważać za szczęściarzy, że trafił nam się ktoś taki jak ty, a poza tym Phil był zdania, że idealnie się do tej fuchy nadasz. A dla mnie jego opinia jest święta. Mimo to jesteśmy… cóż, czymś w rodzaju rodziny, więc musisz się liczyć z tym, że czasem dochodzi do dziwacznych sytuacji, jak to w rodzinie. Rule odchrząknął i wyciągnął do niej rękę. – Witamy na pokładzie. Nasz szalony pociąg jest zawsze gotów na przyjęcie nowych pasażerów. – Pochylił się i ucałował małą podobnie jak wcześniej Cora, a potem się cofnął. – Muszę lecieć do domu. Shaw ma od kilku dni humory. Muszę się o nią zatroszczyć. Jak wychodziłem, marnie się czuła, miała mdłości. Cora zerknęła na niego i podniosła brew ozdobioną kolczykiem z różowym kamieniem. – Jesteś pewien, że to sprawy żołądkowe? Po przejściach z naszą małą niespodzianką jestem na takie rzeczy wyczulona… Wzruszył ramionami. – Szczerze powiedziawszy, nie mam pojęcia. Tak czy siak, jest w kiepskim stanie. Cora nie wyglądała na przekonaną, ale zanim zdążyła coś powiedzieć, na schodach w dole załomotały ciężkie buciory. Jedyną osobą poza mną, która miała klucze, był Rowdy, więc nie byłem zaskoczony, gdy za chwilę w drzwiach pojawiła się jego blond
czupryna. – Cześć! Zeb do mnie dzwonił i podsunął zajebisty pomysł. Moglibyśmy umieścić tu na górze trochę krzywych zwierciadeł, takich jak w gabinecie luster – wiecie, żeby nawiązywało do klimatu i zwiększyło optycznie prze… – Urwał nagle, a jego niebieskie oczy zrobiły się wielkie jak spodki. Szczęka mu opadła i bez słowa gapił się na naszą latynoską ślicznotkę. Wodziłem wzrokiem od jednego do drugiego. Salem uśmiechała się szeroko, całkiem jakby właśnie na jaw wyszedł jakiś wielki sekret, a Rowdy wyglądał, jakby właśnie zobaczył ducha. Jej obcasy zastukały seksownie, kiedy podeszła do schodów. Rowdy stał tam jak wryty, niezdolny się ruszyć z miejsca ani wykrztusić słowa. Widziałem, jak Cora rzuca Rule’owi pytające spojrzenie. A gdy oboje zwrócili się w moją stronę, wzruszyłem bezradnie ramionami. Także nie miałem pojęcia, co się tu, do licha, dzieje. – Witaj, Rowland. Kopę lat. – Przejechała krwistoczerwonym paznokciem po grzbiecie jego nosa. – Hm, zmężniałeś. Rowdy przełknął ślinę tak głośno, że wszyscy to usłyszeliśmy, ale nadal nie ruszył się z miejsca. – Rowland? Kim, do cholery, jest Rowland? – Wymamrotał Rule. Cóż, pytanie było jak najbardziej na miejscu, ale wyglądało na to, że nikt, przynajmniej chwilowo, nie zamierza udzielić mu na nie odpowiedzi. Salem stała z Rowdym oko w oko – tyle tylko, że ona miała na sobie wysokie szpilki i była o stopień wyżej od niego. Wyciągnęła dłoń i poklepała go lekko po policzku, co jakby go trochę otrzeźwiło, bo cofnął się o krok i zamrugał niczym sowa w świetle dziennym. – Salem? – wykrztusił z trudem. Nigdy wcześniej nie widziałem Rowdy’ego tak ogłupiałego. Był zawsze wygadany, był duszą towarzystwa. Nigdy nie zdarzało mu się zapomnieć języka w gębie. Co, do licha, to wszystko miało znaczyć? I dlaczego byłem dziwnie pewien, że to właśnie był powód, dla którego mój świętej pamięci ojciec zaaranżował to wszystko? Salem obejrzała się przez ramię, odrzucając włosy z wdziękiem hollywoodzkiej gwiazdki z dawnych lat. Mrugnęła do nas i zaczęła schodzić po schodach.
– Mówię wam, będzie bombowo. Do zobaczenia w poniedziałek w robocie! Przyślijcie mi mailem papiery, które mam wypełnić. Stukot jej obcasów cichł, a my staliśmy w milczeniu, patrząc w ślad za nią. Minęła dobra chwila, zanim wreszcie Rowdy pokręcił głową, jakby nagle się ocknął, i wspiął się do nas na piętro. – Rowland? Łypnął na mnie gniewnie. – Na pewno chcesz o tym pogadać, Nashville? Cóż, nie mogłem odmówić mu racji, ale i tak nie zamierzałem mu odpuścić. Różnobarwne oczy Cory zalśniły, kiedy przytrzymała dziecko jedną ręką, a drugą złapała Rowdy’ego za koszulkę. – Czy to ona? Czy to ta laska? – spytała pełnym napięcia głosem. Nie miałem pojęcia, co miało oznaczać „ta laska”, ale kiedy Rowdy pokręcił głową, Cora sprawiała wrażenie zawiedzionej. – Nie, nie ona… To jej siostra. Cora prawie się zachłysnęła, zaś Rule i ja spojrzeliśmy po sobie, skonsternowani. – Czy ktoś mógłby nas łaskawie oświecić? Rowdy westchnął i potarł dłonią kark. – Kiedy mieszkałem w Teksasie z rodziną zastępczą, Salem i jej młodsza siostra Poppy mieszkały po sąsiedzku. Ich ojciec był pastorem w naszym miasteczku. Wychowywał dziewczyny twardą, silną ręką. Bardzo się od siebie różniły, a każda poszła w końcu odmienną drogą. Salem dała nogę z domu, jak tylko nadarzyła się okazja, a Poppy… Poppy złamała mi serce, kiedy chciałem je jej ofiarować. Co ona tu, do jasnej cholery, robi?! Zerknąłem z ukosa na Rule’a, który przygryzł kolczyk w wardze. – Jest nowym menedżerem salonu. Właśnie ją zatrudniliśmy. Wielki blondas wyglądał, jakby miał za chwilę paść trupem albo zwymiotować. – Żartujecie sobie ze mnie? Cora pokiwała głową ze śmiertelną powagą i poklepała go po ramieniu. – Nash zaproponował jej pracę u nas. Wszystko już ustalone. Czy to dla ciebie jakiś problem? Rowdy podrapał się po jednym z imponujących bokobrodów i
spojrzał na nas z żałosną miną. – A mam jakiś wybór? – Raczej nie. – Przykro mi było sprowadzać go na ziemię. – Chyba po prostu potrzebuję chwili, żeby się otrząsnąć. Nie widziałem jej od lat. Nie mogę uwierzyć, że tu jest. – Prawdziwa z niej ślicznotka – zauważyła łagodnie Cora. Rowdy podniósł wysoko brwi i prychnął z przekąsem. – Serio? Jakoś nie zauważyłem. Rule parsknął śmiechem. – W takim razie cholerny z ciebie ślepiec! Odchrząknąłem i wszyscy spojrzeli na mnie. – Phil chciał, żeby z nami pracowała. To on to wszystko nagrał. Ile dasz za to, że wiedział o tym, że coś cię z nią łączy? Jestem pewien, że nie dał mi namiaru na nią ot, tak, od czapy. Rowdy zaklął pod nosem. – Ale dlaczego miałby mi to robić? – Miał swoje powody – odparłem. – Miłość nie podlega negocjacjom, zapamiętam sobie tę nauczkę do końca życia. Rowdy spojrzał na mnie, marszcząc czoło. – Do czego pijesz? Wyszczerzyłem się tylko szeroko. Wiedziałem, że wkrótce sam się dowie. – Sam się przekonasz. A teraz, chciałbym wrócić do domu, do mojej dziewczyny, żeby pokazać jej, jak bardzo ją kocham. – Nic nie czyniło mnie szczęśliwszym niż możliwość wypowiedzenia tych słów, kiedy tylko zechciałem. Santa była jedynym, o czym będę marzył pod koniec każdego dnia. Po prostu o tym wiedziałem. Cora podniosła w ramionach małą R.J., która wyciągnęła rączki, próbując chwycić kolczyk w moim nosie. Jasny gwint, to cholerne kółko było jak magnes na dzieci! – Tylko uważaj, bo to może mieć skutki uboczne. – Zerknęła porozumiewawczo na Rule’a, który jednak nie zauważył znaczącego spojrzenia. – A tak przy okazji, powiedz Zebowi, że krzywe zwierciadła są w porządku. Ten koleś to prawdziwy pieprzony geniusz. – Naprawdę byłem pod wrażeniem talentu naszego wspólnika. Rowdy wymamrotał pod nosem coś, co brzmiało jak
potwierdzenie, i wszyscy wyszliśmy z salonu. Współczułem trochę Rowdy’emu. Chciałem go zapewnić, że wszystko będzie w porządku, ale wiedziałem też, że – jak cała reszta naszej paczki – będzie musiał sam tego dopilnować. Znalezienie drogi do serca tej jedynej nie było łatwe. Przekonałem się na własnej skórze, że bagaż przeszłości bywa ciężki i czasami cholernie nieporęczny, a liczne zakręty i wyboje sprawiały, że miało się czasem ochotę zboczyć z raz obranej drogi. Ale nie było lepszego celu, nie było wspanialszej perspektywy od miłości i od kobiety gotowej ją zaofiarować u kresu tej ścieżki. eh.
Playlista Nasha i Santy Blood or Whiskey – Never Be Me Band of Skulls – Fires, Navigate The Pixies – Holiday Song Deadstring Brothers – Silver Mountain The Drive-By Truckers – Everybody Needs Love, Lookout Mountain The Dropkick Murphys – Echoes on „A.” Street The Kills – Heart Is a Beating Drum The Vines – Outtathaway The Tossers – Alone Flatfoot 56 – Son of Shame Her Space Holiday – No More Good Ideas Sea Wolf – The Cold, the Dark, and the Silence; Song for the Dead The Pogues – If I Should Fall from Grace; (And the Band Played) Waltzing Matilda Johnny Cash – Danny Boy
Podziękowania Na początku chciałabym przekazać wyrazy miłości dwóm drobnym blondynkom, które rządzą moim pisarskim światkiem – Stacey Donaghy z Donaghy Literary Group, mojej nieustraszonej agentce, a także Amandzie Bergeron, cudownej redaktorce z wydawnictwa HarperCollins. Obie odegrały równie ważną rolę w powołaniu tej serii do życia. I, szczerze powiedziawszy, nie wiem, jak wyglądałoby moje życie bez nich. Kocham je za to, że pozwalają mi robić to, co lubię (oczywiście, w granicach rozsądku), a co koniec końców owocuje znacznie lepszym efektem, niż mogłabym sobie wymarzyć. To naprawdę niesamowite szczęście pracować z kobietami, które lubię, szanuję i podziwiam. Kolejną osobą, która ma ogromny wpływ na to, co piszę, jest moja książkowa muza. Och, nieważne, jak ją nazwiecie. Zawsze powtarzam, że to kobieta wielu talentów i wielu przydomków. Dla mnie jest głosem rozsądku, przyjaciółką, bratnim molem książkowym, a jeśli chodzi o historię Nasha – także wzorem dla jednej z postaci. Służyła mi także pomocą jako guru medycyny – moja siostrzyczka bez miłosierdzia. Dziękuję ci, Mel, za to, że zawsze służyłaś mi pomocą, wiedzą i wsparciem, a także za porady interpunkcyjne i uwagi odnośnie do wszystkich roboczych wersji tekstu. Dziękuję ci także za to, że jesteś cudownym krytykiem i niesamowitą przyjaciółką. Uwielbiam ciebie i twój bystry umysł – bezgranicznie! Nigdy jakoś specjalnie nie narzekałam na pracę w barze. To była naprawdę świetna zabawa. Spotkałam mnóstwo wspaniałych i ciekawych ludzi. Całymi dniami miałam do czynienia z napojami wyskokowymi. Dostawcy piwa to naprawdę urocze mięśniaki, a do tego nigdy nie musiałam wstawać rano. Za to mogłam marudzić do późna w noc! Mimo to moja nowa praca bije tamtą na głowę, a ludzie, których miałam szczęście spotkać w ubiegłym roku… cóż, nie jestem w stanie wyrazić, jak cudownym i pouczającym doświadczeniem to było. Od autorów po fachu, poprzez profesjonalnych wydawców, od blogerów i czytelników, poprzez organizatorów imprez, po ludzi, z którymi zaprzyjaźniłam się przez Internet… Miłośnicy książek i ludzie zaangażowani w przemysł wydawniczy biją wszystkich na głowę. Koniec, kropka. Dziękuję wam wszystkim za uczynienie zeszłego roku
tak niesamowitym. Dziękuję także Sophie Jordan, Jennifer Armentrout, Corze Carmack i Lisie Desrochers za to, że wskazały mi drogę i przyjęły mnie z otwartymi ramionami. Uwielbiam się z nimi spotykać. A gdy już do tego dochodzi, zawsze doskonale się bawimy. Oczywiście, słowa uznania należą się także moim mężczyznom – chociażby za to, że są najlepsi na świecie i nie mają sobie równych. Czy wiecie, że w tym roku mój tata pojechał ze mną do Europy, żeby towarzyszyć mi podczas podpisywania moich powieści? Jeżeli kiedyś zobaczycie kręcącego się w pobliżu gościa z kowbojskim wąsem i logo Dodge’a gdzieś na ubraniu, to prawdopodobnie będzie właśnie on. Postawcie mu browar albo whisky i podziękujcie za to, że był pierwszą i główną inspiracją dla tych wszystkich ciach, które wyskoczyły mi z głowy i wskoczyły na karty powieści. Moja mama również jest niezrównaną osobą. Jest nie tylko moją największą fanką, ale i najbliższą powiernicą. Kocham ją bezgranicznie i jestem jej wdzięczna za wszystkie doświadczenia życiowe, do których się przyczyniła. Na wypadek gdybyście chcieli także i jej postawić drinka – uwielbia czerwone wino i ma burzę blond włosów. Nie mogłabym napisać historii o kochaniu samego siebie, o świadomości tego, jak cudownym się jest, nie dziękując przy tym mojej naj-naj psiapsióle. Jest pod tym względem niezastąpiona. Naprawdę rozumie, jakie to wszystko ważne, a podróż, którą musiała odbyć, aby zrozumieć, jak wspaniałą i niesamowitą jest osobą, jest naprawdę wzruszająca. Tak czy inaczej, dotarła do celu swojej podróży. I nie mogłabym być z niej bardziej dumna. Jest najsilniejszą i najpiękniejszą osobą, jaką dane mi było tak dobrze poznać. Po prostu kocham Settie Phillips bezwarunkowo! Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie, że mam zaszczyt nazywać ją swoją najlepszą przyjaciółką. A najważniejsze, najszczersze i największe podziękowania należą się… tobie, czytelniku. Rany boskie, kim bym była bez was, ludzie? Za każdym razem, kiedy dostaję e-maila, w którym czytam, że moja książka jest waszą ulubioną albo że identyfikujecie się z którymś z moich bohaterów czy doceniacie to, jak prawdziwe są moje historie, rozpadam się na milion kawałków i rozczulam. Tak naprawdę nigdy nie podejrzewałabym, że pierwsza książka przerodzi się w serię, więc nie jestem w stanie wyrazić, ile radości i dumy wnieśliście do mojego życia. Myślę o każdym z czytelników z osobna jak o darze, ziomku,
bratniej duszy i przyjacielu. Dziękuję wam wszystkim z głębi mojego wytatuowanego serca! Podziękowania należą się także wszystkim wspaniałym i pełnym poświęcenia blogerom – jestem wam bezgranicznie wdzięczna za wasze wsparcie. Dziękuję wam za udział w świecie, który stworzyłam. Dziękuję za rozpuszczanie wici i cały wysiłek włożony w pisanie recenzji, a także poświęcenie mi i moim chłopcom czasu i miejsca na waszych blogach. Dziękuję wam za wszystko, co robicie! Na koniec chciałabym wam powiedzieć, jak bardzo uwielbiam laski z http://literatiauthorservices.com/. Karen, Michelle i Rosette uczyniły moje – nagle jakże intensywne i pracowite – życie znacznie łatwiejszym. Są zorganizowane i skuteczne we wszystkim, co robią, ale ponad wszystko są cudowne i kochane. Wiedzą wszystko o prowadzeniu interesów, blogowaniu, czytelnictwie i promocji. Nie powierzyłabym losów moich chłopców nikomu innemu i cały czas powtarzam im, że współpraca z nimi jest najlepszą decyzją, jaką kiedykolwiek w życiu podjęłam! Gdybyście potrzebowali porady w sprawach promocji albo marketingu, bez wahania zwracajcie się do nich. Uwielbiam też moje psy. I to by było na tyle!