- 50%- Nigdy więcej wyprzedaży… - pomyślała Hermiona przeciskając się przez rozszalały tłum rzucający się na kolejną okazję pod tytułem „wszystko -50%...
4 downloads
8 Views
- 50%- Nigdy więcej wyprzedaży… - pomyślała Hermiona przeciskając się przez rozszalały tłum rzucający się na kolejną okazję pod tytułem „wszystko -50%”. Nie wiedziała, jak to się stało, że dała się namówić na wyjście do tego durnego centrum handlowego. Lepiej by spędziła czas czytając książkę i czekając niecierpliwie na wyniki OWUTEMów. Prawda była taka, że Hermionę zżerało z ciekawości i nie potrafiła robić nic innego, jak stać przy oknie i wypatrywać sowy z Hogwartu. Dlatego też jej mama zdecydowała, że dość tego dobrego i wyciągnęła córkę na zakupy. A że akurat był koniec sezonu wiosennego, to mogły zaoszczędzić. Jak wiadomo przecież, każdy grosz piechotą nie chodzi. Teraz więc, Hermiona starała się usunąć z terenu zagrożonego natychmiastowym podbiciem, ale w międzyczasie, podczas tych nieudolnych prób straciła z oczu swą rodzicielkę.
- Cudownie, jeszcze tego mi brakowało – zdecydowała szybko, że obijanie się o żądnych krwi zakupowiczów – to nie żarty, niektórzy już zdążyli się pobić o przecenione towary – nie jest wymarzonym zajęciem, więc postanowiła iść na parking i poczekać przy samochodzie. Spojrzała w kierunku wyjścia i załamała ręce.
Droga przed nią była całkowicie zablokowana przez kolejną falę rozwścieczonej gawiedzi, która nie mogła się dostać do półek ze skarbami, po które przybyli. Rozejrzała się szybko w poszukiwaniu drogi ucieczki i ujrzała wybawienie. Kilka metrów od niej znajdowało się przejście do działu z bielizną męską, w którym panował błogi spokój. Decydując, że nie ma nic do stracenia, skierowała się do tego zakątka ciszy potrącana przez przepychającą się klientelę.
Kiedy już przekroczyła próg dzielący dwa działy zamknęła oczy i rozkoszowała się pogłębiającą ciszą. Nie patrzała przez to, gdzie idzie i już po chwili uderzyła o coś twardego. Lądując na ziemi pomyślała, że zdobyła właśnie kolejne siniaki do kolekcji. Spojrzała w górę i zamarła. Wpatrywała się w swojego, byłego już, profesora Eliksirów, Severusa Snape’a. Co ją zdziwiło, to fakt, że Mistrz Eliksirów był w mugolskim stroju, to jest, miał na sobie czarną, jakże by inaczej, koszulę z, uwaga!, krótkim rękawem, mógł sobie na to pozwolić, od kiedy Voldemort zginął, a Mroczny Znak zniknął nie pozostawiając po sobie śladu; do tego czarne jeansy i czarne eleganckie buty. W ręku zaś trzymał parę jedwabnych, oczywiście czarnych, bokserek.
- Panna Granger – warknął poirytowany. Czarne oczy mordowały ją bezlitośnie.
- Ja… Ja przepraszam, profesorze, nie wiedziałam, że pan tu stoi – wytłumaczyła się szybko i wstała wbijając wzrok w ziemię.
- Dało się zauważyć – mruknął, a po chwili uśmiechnął się złośliwie. – Można wiedzieć, co robisz w takim miejscu?
Hermiona nie zauważyła z początku ironii w jego głosie i odpowiedziała zgodnie z prawdą.
- Próbuję uciec…
- Uciec? Nie wiem, czy wiesz, ale ciężko się ucieka stojąc w miejscu. Z resztą, nie sądziłem, że jestem aż tak straszny, że musisz przede mną uciekać. Kto, jak kto, ale ty w końcu jesteś posiadaczką gryfońskiej odwagi, czyż nie? – Z każdym słowem jego uśmieszek się powiększał, a ironia w głosie stawała się coraz wyraźniejsza.
- Nie uciekam przed panem! Tylko przed tamtym rozszalałym tłumem idiotów! – mówiąc to wskazała przejście, który tu dotarła.
Snape powoli zbliżył się do progu i zajrzał za róg. Ułamek sekundy później cofnął się gwałtownie. Zmarszczył brwi w zastanowieniu.
- Prawda, że stąd jest jakieś inne wyjście? – zapytał niepewnie.
- Tak mi się wydaje. Ale jeśli chce pan zapłacić za… zakupy, to jedyne kasy są właśnie tam – powiedziała cicho żałując trochę, że wystawia Mistrza Eliksirów na ryzyko. W końcu te krwiożercze tłumy były gorsze niż Śmierciożercy. – Nie wiem, jak pan, ale ja idę poszukać bocznego wyjścia.
I odeszła zostawiając go na pastwę losu. Kiedy trzy minuty później wróciła zastała go wychodzącego z przymierzalni. Na jej widok uniósł pytająco brew.
- Co za kretyn to budował?! Jak można nie zrobić awaryjnego wyjścia?! – wykrzykiwała rozzłoszczona. Snape zmarszczył brwi.
- Czyli wygląda na to, że tak czy inaczej trzeba się tamtędy przebijać. Nie ma, więc, co marnować czasu – powiedział i ruszył w kierunku kasy. Hermiona osłupiała.
- Zaraz, pan naprawdę chce się pakować w to cholerne zoo? – spytała z niedowierzaniem.
- Granger, ty chyba nie znasz moich możliwości – mruknął uśmiechając się przy tym sadystycznie. Zatrzymał się w progu. – Idziesz, czy zamierzasz tak stać i wpatrywać się w przestrzeń z idiotycznym wyrazem twarzy?
Hermiona natychmiast się otrząsnęła i poszła za Mistrzem Eliksirów, który nie robiąc sobie nic ze złowieszczych okrzyków kierował się w stronę kasjerki. W pewnym momencie ktoś ją potrącił i na chwilę straciła go z oczu, ale zaraz potem poczuła silny uścisk na ramieniu i została bezceremonialnie pociągnięta za swoim byłym profesorem. Gdy potrącani z każdej możliwej strony dotarli wreszcie do kasy ich oczom okazała się długa, chyba kilometrowa kolejka. Hermiona przystanęła na moment załamując ręce na widok owej kolejki, ale ułamek sekundy później musiała się starać, by utrzymać równowagę, kiedy Snape pociągnął ją na początek ogonka. Zewsząd rozległy się naraz oburzone protesty, ale wystarczyło jedno mordercze spojrzenie profesora, by wszyscy ucichli i rozpierzchli się na boki, ustępując mu miejsca przy kasie. Dziewczyna spojrzała z podziwem na swojego byłego nauczyciela. Wiedziała, że ma silną osobowość i potrafi to okazać, co przed chwilą właśnie zrobił. Zapłacił szybko za swoje zakupy i wyszedł, a Hermiona za nim, korzystając z faktu, że wszyscy ustępowali mu z drogi. Przy wyjściu zatrzymała się i spojrzała za siebie w poszukiwaniu matki. Oczywiście, jak się tego spodziewała, nigdzie jej nie zobaczyła.
- Masz zamiar tu zostać i znowu zaginąć w tym, jak to pięknie określiłaś, cholernym zoo? – Prawie podskoczyła na dźwięk jego głosu tuż za sobą. Myślała, że profesor już poszedł.
- Nie, miałam nadzieję, że zobaczę gdzieś w tym tłumie mamę. Ale jak widzę, to jest zadanie niewykonalne…
Snape przyglądał jej się chwilę, zerknął przez ramię, po czym znów spojrzał na nią i się odezwał:
- Zawsze możesz na nią poczekać w tej kawiarni.
- Dobry pomysł. Mam nadzieję, że szybko się stamtąd wydostanie.
- No to chodź.
Snape odwrócił się i ruszył w kierunku celu, a Hermiona stała wpatrując się w niego z niedowierzaniem. Czy to miało znaczyć, że Severus Snape, Mistrz Eliksirów, Opiekun Slytherinu, największy, zaraz po martwym już Voldemorcie, wróg Świętej Trójcy zaprosił ją właśnie do kawiarni? Nie mogła w to uwierzyć. Chociaż, jakby się zastanowić, to widok owego profesora kupującego bokserki w centrum handlowym też był mało wiarygodny, więc wzruszyła tylko ramionami i poszła za nim.
Znaleźli wolny stolik w głębi pomieszczenia, gdzie panowały cisza i spokój i usiedli zamawiając kawę – Snape czarną i gorzką, Hermiona słodkie cappuccino. Siedzieli w całkowitej ciszy, a po kilku chwilach kelner przyniósł ich zamówienie i kłaniając się lekko odszedł. Hermiona zamieszała w swojej filiżance.
- Jak to się stało, że pana tu spotkałam? – zapytała z ciekawości spoglądając na niego sponad kawy.
- Wyobraź sobie, Granger, że też jestem człowiekiem i też czasem potrzebuję zrobić zwykłe zakupy, które tak zajmują normalnych śmiertelników – odparł z ironią.
- Och, wie pan, co mam na myśli. Na Pokątnej też są sklepy, a pan przyszedł akurat do tego, który stoi kilkanaście metrów od mojego domu.
- Bo się do ciebie wybierałem, a sklep był po drodze.
Hermiona osłupiała. Wpatrywała się w niego chwilę w osłupieniu.
- Jak to? W tym stroju?! – zapytała głupio, na co Snape spojrzał na nią, jak na pięcioletnie dziecko.
- Nie, wiesz, Granger, to jest mój strój na zakupy, żeby poderwać ekspedientki, na osiedle pełne mugoli wybieram się zwykle w szacie czarodzieja – odparł z ironią, a Hermiona spłonęła rumieńcem.
- Em, przepraszam, to było głupie z mojej strony…
- Nie wątpię.
Znów zapanowała cisza, a Gryfonka przeklinała w myślach swoją głupotę. Wpatrywała się w swoją kawę, a jej umysł układał w tym czasie kolejne pytania.
- Więc? – Poderwała głowę na dźwięk jego głosu.
- Co więc?
- Więc, o co chcesz zapytać?
- A skąd pan…
- Granger, uczyłem cię siedem lat. Widzę, kiedy masz jakieś pytania. Wtedy ci się tak charakterystycznie błyszczą oczy.
Hermiona znów się zarumieniła i wbiła wzrok w stół.
- Czy… Czy są już wyniki OWUTEMów?
- Są.
Siedziała chwilę cicho czekając na ciąg dalszy, ale ten nie nastąpił. Spojrzała na Snape’a. Popijał spokojnie kawę nie zwracając na nią najmniejszej uwagi.
- A kiedy będą wysłane? – zapytała cicho.
- Nie wiem, Minerwa się tym zajmuje – odparł i ponownie zamilkł racząc się kawą.
Hermiona siedziała cała w nerwach, aż w końcu wypaliła na jednych wydechu:
- Apowiemipancodostałam?
Snape odstawił filiżankę i spojrzał na nią uważnie. Miała dziwne wrażenie, że on się tą sytuacją całkiem dobrze bawi.
- Poproszę w wersji wolniejszej i wyraźniejszej.
Wzięła głęboki oddech i powiedziała powoli.
- Pytałam, czy mógłby mi pan powiedzieć, co dostałam.
Zastanowił się przez chwilę.
- Wiesz, Granger, bardzo trudno było nie zapamiętać twojego wyniku – urwał. Potarł palcem podbródek i dodał. – Właściwie, to w całej mojej karierze nauczycielskiej nie widziałem jeszcze czegoś takiego. – I znowu urwał. Hermionę aż zżerało z ciekawości, ale nie chciała go popędzać, bo mógłby jej w końcu nic nie powiedzieć. – Szczerze powiedziawszy, to nawet Albus sobie czegoś takiego nie przypomina. – Kolejna przerwa. Gryfonka zaczęła się wiercić niecierpliwie. Wydawało jej się, że Snape próbuje ukryć złośliwy uśmieszek. – Z tego, co pamiętam, to mówił, że to jedyny przypadek w tym stuleciu. – I przerwa. Hermionę zaczynało to coraz bardziej denerwować, ale starała się uspokoić. – Jedyny przypadek, żeby ktoś, szczególnie z mugolskiej rodziny, zdobył… - urwał, żeby napić się kawy. Hermiona wpatrywała się w niego intensywnie czekając na ciąg dalszy. - … Wybitne z każdego przedmiotu.
Wypowiedziane przez Snape’a słowa zawisły w powietrzu niepewne, co mają zrobić, gdyż adresat tej wiadomości uparcie nie chciał ich do siebie przyjąć.
- Słucham? – zapytała z niedowierzaniem.
- Już powiedziałem. A jeśli przez te siedem lat nie zdążyłaś zauważyć, to przypomnę, że nie lubię się powtarzać.
Hermiona siedziała wpatrując się tępo w stół i próbowała przetrawić, to, co właśnie usłyszała. Nie bardzo jej to wychodziło. Severus widząc to, uśmiechnął się z wyższością i dodał:
- Dyrektor wysłał mnie, żebym ci przekazał, że dzięki temu wynikowi zdobyłaś stypendium i miejsce na najlepszej magicznej uczelni, na której studiowali najpotężniejsi czarodzieje. W tym między innymi Albus Dumbledore.
Hermiona spojrzała na niego wielkimi oczami.
- A pan?
- Co ja?
- Pan też tam studiował?
Snape przytaknął lekko. Hermiona siedziała chwilę w ciszy, po czym niespodziewanie wydała z siebie nieartykułowany okrzyk radości i rzuciła mu się na szyję.
- Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję! – krzyczałaby tak dalej, ale przerwał jej złowieszczo.
- Nie ciesz się tak.
- A to niby dlaczego?
Snape uśmiechnął się sadystycznie.
- Bo przyjęli mnie tam na wykładowcę Eliksirów…
Hermiona momentalnie spoważniała i spojrzała na niego przerażona.
- Nieeee!! Za jakie grzechy?!