~1~
D B Reynolds – Vampires in America 7,5
- Unforgiven ( A Cyn & Raphael Nowela )
Tłumaczenie: panda68
~2~
Rozdz...
8 downloads
24 Views
1MB Size
~1~
D B Reynolds – Vampires in America 7,5
- Unforgiven ( A Cyn & Raphael Nowela )
Tłumaczenie: panda68
~2~
Rozdział 1 Cynthia Leighton splotła swoje palce z Raphaela, gdy szli w stronę schodów. Uścisnął je w odpowiedzi, jego duża dłoń była ciepła i bezpieczna. Jej piękny wampirzy kochanek. Był ubrany jak zawsze w jeden ze swoich eleganckich garniturów – ciemno stalowy i dobrze dopasowany do jego wspaniałej sylwetki – wysoki, muskularny, z szerokim torsem i barkami. I cały był jej. Dreszcz pożądania wstrząsnął całym jej ciałem, sprawiając, że zapragnęła, by to była jedna z tych nocy, kiedy mogli zostać, tylko we dwoje, sami w ich podziemnej kryjówce z dużym łóżkiem. Westchnęła cicho. Ale nie. Raphael musiał wyjść zająć się swoimi sprawami pana wszechświata, podczas gdy ona i Elke skierują się do siłowni na odrobinę tortur. Albo jak nazywała to Elke, na dobry trening. A potem Cyn sama będzie miała swoja pracę do zrobienia. Raphaelowi mogło nie podobać się jej wychodzenie czy szpiegowanie krnąbrnych małżonków, ale jej prywatny interes detektywa był wciąż aktywny i rozwijał się w Internecie. Juro, japoński wampir rozmiarów zawodnika sumo, który był szefem ochrony Raphaela, szedł przed nimi otwierając podwójne frontowe drzwi, zatrzymał się, by dostać kiwnięcie zgody od swojego brata-bliźniaka, który już czekał przy limuzynie. To była siedziba dowodzenia Raphaela, jego prywatna posiadłość, z wielką ilością ochrony. Ale mimo to, Juro nie pozwoliłby mu wyjść na zewnątrz przez próg, dopóki nie upewni się, że jest bezpiecznie. Zawsze był uważny, ale czasy były bardziej niebezpieczne niż kiedykolwiek, ponieważ europejskie wampiry czaiły się przy granicy i nikt dokładnie nie wiedział, co następnego zrobią. Tylko jedna rzecz była pewna – nadchodzili i Raphael będzie ich celem numer jeden. Jeśli Europejczycy się go pozbędą, otworzy im się szeroka droga do zmiękczenia reszty kontynentu. Albo tak myśleli. Cyn uważała, że europejskie wampiry rażąco bagatelizowały siłę i determinację innych wampirzych panów Ameryki Północnej. Pewnie, jeśli coś stałoby się Raphaelowi, będzie wstrząs. Ale nie chodziło o to, że cokolwiek miało mu się przytrafić. Juro nie był jedynym, który zginąłby zanim pozwoliłby, żeby to się stało. Ale mówiąc czysto hipotetycznie, jeśli coś przydarzyłoby się Rapaelowi, inni panowie nie przewrócą się na plecy i nie pokażą swoich brzuchów. Jeśli już, śmierć Raphaela sprawi, że niektórzy z nich będą walczyli jeszcze twardziej. Na pewno Lucas i Duncan ~3~
podpadali pod tę kategorię. Ci dwaj nie spoczną, dopóki nie pomszczą morderstwa swojego Pana. Celem Cyn, jednak, było upewnić się, że do tego nie dojdzie. Cokolwiek to weźmie, ktokolwiek inny będzie musiał umrzeć, włączając ją samą, nie pozwoli, żeby Raphael stał się czyjąś inspiracją śmierci do twardszej walki. - Lubimaja? Uśmiechnęła się na znajome czułe słowo, na ciepłą falę szczęścia w swoim brzuchu na dźwięk głębokiego, aksamitnego głosu Rapaela. - Tak, kochanie – powiedziała, pochylając się do jego boku i spoglądając na niego. Jego usta wygięły się w uśmiechu. - Będziesz tu, gdy wrócę. Arogant. Ale też Raphael nie prosił. On wydawał rozkazy, nawet jej. Albo próbował. Tym razem mu się powiedzie, ponieważ i tak miała zamiar kręcić się w pobliżu. - Będę tu – przytaknęła, a potem sięgnęła roztargniona do swojej komórki, kiedy rozbrzmiała znajoma muzyczka. – To Luci – stwierdziła do wiadomości Rapahela, a potem zmarszczyła brwi. Luci była jej najlepszą przyjaciółką, ale dzisiaj był czwartek, a Luci nigdy nie dzwoniła w czwartkowe wieczory. Prowadziła w schronisku grupę wsparcia dla nastolatków-uciekinierów, dla tych wszystkich dzieci, które zdecydowały się zjawić, nieważne czy mieszkały w domu, którym zarządzała, czy nie. Raphael czekał, zatrzymując ich oboje, podczas gdy Juro obchodził limuzynę, by otworzyć drzwi od kierowcy. - Luci? – odezwała się odbierając. – Co się dzieje? - Dlaczego myślisz, że coś się dzieje? – warknęła Luci, jej irytacja była pewnym sygnałem, że coś z pewnością jest nie tak. - Dzisiejsza grupa, Luce. - Och. Cóż, tak, zaczyna się za kilka minut. Dlatego dzwonię. - Czy jedno z dzieci sprawia ci kłopoty?
~4~
- Nie, żadne z dzieci. Ale jest… – Luci zamilkła, jej język cmoknął z frustracji. – To chyba nic takiego. - Po prostu powiedz mi. - Chodzi o tego nowego chłopaka. Wygląda na jakieś szesnaście, może siedemnaście lat, ale… coś mi w nim nie gra. Myślę, że jest wampirem, Cyn. Nie wiem, czy to ma sens, ale wyczuwam od niego dziwne wibracje. Do tego, wciąż zadaje mnóstwo pytań o ciebie i Raphaela. Takie rzeczy jak, gdzie mieszkacie, czy w ogóle chodzicie wokół domu, czy znam innych pracujących tam facetów. - Jak długo się tak kręci? – zapytała Cyn, jej oczy uniosły się na spotkanie oczu Raphaela, wiedząc, że jego super-wrażliwy wampirzy słuch wyłapuje obie strony rozmowy. - Tylko jakiś tydzień i jest tutaj każdego wieczoru. O boże, prawdopodobnie za bardzo się przejmuję… - Nie, absolutnie nie. Czy jest tam dzisiaj? - Tak, jest. Dlatego dzwonię. - Okej, zaraz przyjadę. Jeśli wyjdzie, daj mi znać. Inaczej zobaczymy się tak szybko jak zdołam tam dojechać. - Dzięki, Cyn – powiedziała Luci, jej oddech wyszedł w długim westchnieniu. Cyn rozłączyła się akurat w momencie, by zobaczyć jak Raphael i Juro robią tę swoją połączenie się umysłami rzecz, patrząc na siebie nad dachem limuzyny, ich identycznie obojętne twarze skrywały rozmowę, która bez wątpienia odbywała się w ich głowach. - Juro będzie ci towarzyszył – powiedział nagle Raphael, przyciągając Cyn do swojego boku, gdy Juro z powrotem obszedł limuzynę, by stanąć obok nich. - Będzie ze mną Elke – zaprotestowała. – A ty potrzebujesz mieć Juro przy sobie. - Juro jest bardziej potężny od Elke – mruknął Raphael. – Będzie w stanie poradzić sobie z kimkolwiek, kto to jest. - Nawet nie wiemy, czy to wampir – nalegała Cyn. - Cynthia.
~5~
Protest Cyn zamarł na dźwięk głębokiego basowego głosu Juro. Odzywał się bardzo rzadko, ale kiedy już to robił, warto było posłuchać. - Martwię się o Luci – powiedział cicho. Cyn próbowała powstrzymać swoją reakcję, by nie pojawiła się na jej twarzy, gdy na niego spojrzała, i wiedziała, że tylko częściowo jej się to udało. Juro od miesięcy tańczył wokół Luci i Cyn równie długo popychała ich ku sobie. To był pierwszy raz, kiedy przyznał się do jakiegokolwiek zainteresowania i to dało Cyn mały dreszcz satysfakcji. W tym samym czasie… - Myślisz, że Luci grozi niebezpieczeństwo? - Nie w sposób, w jaki myślisz – zapewnił ją Raphael. – Jeśli to jest to, co podejrzewam, to schronisko Luci jest po prostu drogą wejścia. - Spodziewasz się kogoś? - Spodziewam się pewnego rodzaju wstępu. To może być to. Cyn przyglądała się przystojnej twarzy Raphaela, ale jego mina niczego nie pokazywała, nawet jej, i zastanawiała się, czy czegoś nie ukrywa. Znowu. Nie tak dawno temu, prawie go zostawiła, ponieważ miał przed nią tajemnice. Tajemnice, które prawie go zabiły. Jakby czytając jej myśli, wyciągnął rękę i przeciągnął palcem przez jej policzek. - Nic nie ukrywam, moja Cyn. Nie wiem nic więcej niż już ci powiedziałem. Cyn kiwnęła głową. Wierzyła mu, ponieważ nieważne, jakie problemy stawały między nimi, nigdy nie wątpiła w siłę jego miłości. I wiedziała, że nie zaryzykowałby jej utraty. Nie ponownie. - Będziesz miał włączoną komórkę? – zapytała. - Będę, chociaż Juro nie będzie jej potrzebował. - Skoro Juro będzie ze mną, kto będzie chronił ciebie? Może tego właśnie chcą. - Będzie ze mną brat Juro, a także Jared – przypomniał jej. Jakby przywołany dźwiękiem swojego imienia, zastępca Raphaela, Jared, otworzył drzwi i dołączył do nich na szerokiej werandzie. - Jakiś problem, mój panie?
~6~
- Próba, jak sądzę. Wejście przez program dla bezdomnych nastolatków prowadzony przez przyjaciółkę Cyn, Luci. Jared spojrzał na Cyn. Ich dwójka nie bardzo dogadywała się ze sobą, ale współdziałali ze sobą dla bezpieczeństwa Raphaela. - Mam to sprawdzić? – zapytał Raphaela. - Nie, zostaniesz ze mną. Juro będzie towarzyszył Cyn i Elke. Zanim skończy się noc, będziemy wiedzieli, czy to zagrożenie czy nie. To może być proste nieporozumienie. - Ale tak nie sądzisz – stwierdziła Cyn, podchodząc bliżej i opierając dłoń na jego piersi. - Nie. Cyn ponownie kiwnęła głową. - Okej. W takim razie zajmiemy się tym. - Idź za wskazówkami Juro, moja Cyn. - Oczywiście – zapewniła go, ale za dobrze ją znał, żeby jej radosne słowo było uspokajające. - Posłuchasz mnie w tym – powiedział ponuro. Cyn przewróciła oczami. - Taa, taa. Pozwolę dużemu facetowi wydawać rozkazy. Jeśli nie będzie zbyt zajęty flirtowaniem z Luci. – Nie mogła powstrzymać się przed dodaniem z szelmowskim uśmieszkiem. Oczy Raphaela zamknęły się na moment. - Prawdopodobnie powinienem odwołać moje spotkanie i pojechać z tobą osobiście. Cyn wypuściła zirytowany oddech. - Odpręż się, zębatku. Obiecałam się zachowywać, okej? Poza tym, sama nie jestem bezradna, jak wiesz. - Aż za dobrze, moja Cyn. Juro? – powiedział obracając się do wielkiego japońskiego wampira. – Wiesz, co robić.
~7~
Juro przytaknął w milczeniu, co zmusiło Cyn do posłania mu zwężonego spojrzenia. Skąd wiedział, co ma robić, a ona nie? - Juro poinformuje cię w drodze, lubimaja – mruknął Raphael, właściwie odczytując jej spojrzenie. – A teraz pocałuj mnie na do widzenia. Im wcześniej wyjedziemy, tym wcześniej wrócimy z naszych oddzielnych wypraw. Cyn uniosła się na palce, by dać mu namiętny pocałunek, nie dbając o to, że obserwuje ich połowa jego grupy ochroniarzy, i wiedząc, że on również o to nie dba. Jedną z wielu rzeczy, jaką kochała w Raphaelu było to jak otwarty i oczywisty był w swojej miłości do niej, jakby wyczuwał, że potrzebuje tego rodzaju zapewnienia. I to działało. - Wracaj szybko do domu, kochanie – wyszeptała przy jego ustach. Przykrył jej szczękę swoją dużą dłonią i przytknął usta do jej w zmysłowej pieszczocie. - Bądź bezpieczna, lubimaja. A potem ruszył, wsuwając się w ciemne wnętrze czekającej limuzyny. Cyn poczekała aż limuzyna zniknie z widoku, a potem zabrzęczała kluczykami w stronę Juro. - Bierzemy mój, czy chcesz coś większego? – zapytała go. Jej regularnym pojazdem był duży Range Rover, ale wiedziała, że Juro woli większe SUV-y, którymi Raphael czasami podróżował. Były zmodyfikowane pod względem bezpieczeństwa, ich przyciemnione szyby były kuloodporne, a każdy cal wnętrza uzbrojony, włączając w to podwozie. Juro błysnął swoim własnym zestawem kluczy z zabawnym wyrazem na swojej twarzy, który zmienił się w rozbawienie. - Weźmiemy mój – odparł jak przewidywała. - Gdzieś jedziemy? – zapytała Elke, dołączając do nich na schodach. Była ubrana w swój zwykły strój do treningu i wyglądała na wyraźnie niezadowoloną z oczywistej zmiany planów. - Do Luci – oświadczyła Cyn. – Może mieć u siebie wampirzego szpiega. Elke posłała jej zwężone spojrzenie.
~8~
- Czy to jest twój sposób na wyrwanie się z treningu? - Nie tym razem – powiedziała posępnie Cyn. – Zagrożenie jest na tyle realne, że Raphael posyła z nami Juro. Blade oczy Elke rozszerzyły się z zaskoczenia, gdy spojrzała na Juro, pytający wyraz pojawił się na jej twarzy. Ostatecznie, jako szef ochrony Raphaela, Juro był jej bezpośrednim przełożonym w wydawaniu poleceń. - Co się stało? - Możemy omówić to w samochodzie – zagrzmiał Juro. – Luci jest sama z obcym wampirem. Ciepły blask rozjarzył się w sercu Cyn na oznaki uczuć Juro do Luci. Kochała ich oboje, a zwłaszcza kochała myśl, że dwoje jej przyjaciół znajdzie ze sobą szczęście. - Bierzemy Forda Expedition – oznajmił Juro, żeby nie było wątpliwości. Nie żeby Cyn to obchodziło. Ale tak naprawdę, jeśli rzeczywiście u Luci czeka na nich wrogi wampir, wolała mieć bardziej wzmocniony pojazd. Nie wspominając o gigantycznym wampirze. - W takim razie jedźmy, wielkoludzie. Luci czeka – dodała, mrugając do niego. Nie zareagował na jej droczenie się. Żadnego rumieńca, żadnego drgnięcia. – Nie jesteś zabawny – warknęła Cyn. Posłał jej uśmiech Mony Lisy, a potem obrócił się i ruszył do SUV-a z gracją atlety, która przeczyła jego czystej wielkości. Cyn i Elke podążyły za nim, a ta druga narzekała, że jadą na konfrontację z wrogim wampirem wciąż mając na sobie treningowe ciuchy. Cyn zignorowała ją. Elke była wkurzona, ponieważ sądziła, że jej garnitur daje jej bardziej onieśmielający wygląd. Z jej krótkimi, blond włosami i stosunkowo małą postacią, Elke zbyt często była odrzucana, jako zagrożenie. Ale to czasami było przydatne. Mimo to, Elke czuła, że to wpływało na jej zdolność efektywnego wykonywania pracy, jako ochroniarza Cyn. Cyn mogła jej powiedzieć, że to nie była prawda. Elke wysyłała całkiem silne nie-zadzieraj-ze-mną wibracje, więc nie potrzebowała męskiego garnituru, by dać sobie radę. Jednak Juro był w mniej życzliwym humorze niż Cyn. Posłał Elke jedno uciszające spojrzenie i zamknęła się. Ponieważ te nie-zadzieraj-ze-mną wibracje Elke były zwielokrotnione tysiąc razy u Juro. Cyn zdławiła uśmiech, rozsiadając się na podróż do Luci.
~9~
Jazda z posiadłości Raphaela z Malibu do Luci w zachodnim L.A. zajęła więcej czasu niż powinna. Ale też, za każdym razem, gdy wsiadasz do samochodu w L.A., otwierasz wielką loterię ulicznych korków. Jednego dnia szesnastokilometrowa podróż zajmuje ci dziesięć minut. Następnego, ta sama podróż może zabrać godzinę. Dzisiaj było pomiędzy, ale zanim w końcu dojechali do Domu Jessiki, schroniska dla zbiegłych nastolatków, które Luci i Cyn zafundowały kilka lat temu, niepokój Cyn był potężny aż do nieba. Luci była bardzo kompetentną kobietą. Każdego dnia i nocy dawała sobie radę z bandą hałaśliwych, nieszczęśliwych i nieprzystosowanych nastolatków, i robiła to bez mrugnięcia okiem. Jeśli ten nowy chłopak ją martwił, to znaczy, że był powód do martwienia się. Juro zajechał przed dom, jego oczy były na wejściu, gdy się zatrzymywał. Cyn podążyła za jego wzrokiem, ale zobaczyła tylko kilku nastolatków wymykających się frontowymi drzwiami z ostrożnym spojrzeniem skierowanym na duży, czarny pojazd przy krawężniku. Nie wyglądało na to, żeby w domu było coś, co uzasadniało ten rodzaj intensywnej kontroli, jaką poddawał go Juro, ale też był trudnym do rozgryzienia facetem. Jego nieobecny wyraz twarzy był starannie wypracowaną obojętnością. On i Cyn dość dobrze się dogadywali, wiedziała jak wywołać u niego mały uśmiech, ale teraz wyglądało to na niemożliwe. - Juro? – zapytała. - Luci nic nie jest – mruknął, jego głos był tak głęboki, że był niczym więcej jak grzmieniem. Cyn otworzyła usta, żeby zapytać, co ma na myśli, ale on już wysiadł z pojazdu i ruszył chodnikiem, biorąc cztery kroki do frontowego ganku w jednym, pełnym gracji skoku i otwierając siatkowe drzwi. - Do cholery, pędzi, jakby ktoś podpalił mu tyłek – burknęła Elke wysiadając z samochodu, ale jej stopy nie uderzyły jeszcze o trawę, a już wystrzeliła ramieniem, by zatrzymać Cyn przed podążeniem za Juro do domu. Albo przynajmniej próbowała. - Pieprzyć to, Elke – powiedział Cyn, okrążając swojego ochroniarza. – Idę tam. - Oczywiście, że tak – zgodziła się Elke, przewracając oczami. – Dlaczego się tym przejmuję? - Dość tych cierpiętniczych bzdur – odparła Cyn wspinając się na ganek i szarpiąc za drzwi. – Żyjesz tym gównem. Zanim się pokazałam, byłaś bardzo znudzona strzeżeniem frontowych drzwi Raphaela przed tymi wszystkimi groźnymi lalami. ~ 10 ~
- Taa – prychnęła Elke – teraz muszę martwic się tylko jedną. Cyn odetchnęła udawanym oburzeniem. - Nazywasz mnie lalą? - Jeśli buty pasują, złotko. Wszystko wygląda tu… – Słowa Elke zamarły, gdy zerwała się z wampirzą szybkością, by ustawić się przed Cyn, a potem stanęła tak raptownie, że Cyn prawie na nią wpadła. Każdy strzęp rozbawienia zniknął, gdy Elke zablokowała Cyn przed wejściem dalej do domu, całe jej ciało napięło się w gotowości, niczym nieruchomy kamienny posąg, jej kły wysunęły się z dziąseł w niezaprzeczalnym pokazie agresji. Cyn nie próbowała przepchnąć się obok niej, ale zrobiła krok w bok, żeby broń, którą wyciągnęła, trafiła w faceta, nie w Elke. Jej oczy były na Juro, gdy zdecydowanie szedł krótkim korytarzem na tył domu, gdzie Luci była zajęta poważną rozmową z nastoletnim chłopcem. Był wyższy niż ona, szczupły, z ciemnymi niechlujnymi włosami i miał na sobie poprzecierane dżinsy i T-shirt, oraz parę butów sportowych, które wyróżniały się nie tylko dlatego, że wyglądały na całkiem nowe, ale też były najnowsze i w bardzo pożądanym modelu. Ale u uciekającego dzieciaka, to była czerwona flaga, że buty prawdopodobnie zostały ukradzione. Stał również zbyt blisko Luci, wisząc nad nią i okupując jej przestrzeń z wyraźnym zamiarem, jeśli nie zastraszenia, to ustalenia dominacji w tej rozmowie. Ale Luci przez cały czas radziła sobie z młodymi mężczyznami, takimi jak on, traktując ich ze współczuciem i prawdziwym uczuciem, co jak można się było spodziewać rozgrzewało nastolatki. Przy wszystkich postawach agresywnych dzieciaków, był po prostu kolejnym nieszczęśliwym nastolatkiem i Cyn nie rozumiała skrajnej reakcji Elke. Przynajmniej tak długo, dopóki nie zobaczyła jak Juro wsuwa się między Luci i chłopaka. Bez słowa, Juro wyciągnął jedno wielkie ramię za siebie i otoczył Luci opiekuńczym chwytem za swoimi plecami. Normalnie, ten dowód uczucia wielkiego faceta byłby wystarczający, by przyciągnąć uwagę Cyn, ale nie dzisiaj. Była zbyt skupiona na groźnym spojrzeniu, które Juro skierował na nastolatka, a który, jak Cyn nagle sobie uświadomiła, wcale nie był nastolatkiem. Był wampirem i on był powodem, dla którego tu byli. - Elke? – szepnęła Cyn. – Znasz go? Elke ostro potrząsnęła głową. - Ale Juro go nie lubi i to mi wystarczy. ~ 11 ~
- Kim jesteś? – zagrzmiał głęboki głos Juro. – I dlaczego tu jesteś? - Mój panie – odparł gładko nowoprzybyły – wybacz mi. Moją intencją nie było przeszkadzać komukolwiek czy samemu się wychwalać. Kiedy Juro nie zareagował na bezczelne pochlebstwo, obcy wampir wydał z siebie długie, cierpiące westchnienie. - Na imię mi Pascal i pochodzę z Chicago – oświadczył niechętnie. – Nie mam nic przeciwko Adenowi, ale on nosi w sobie żal i nie jest zbyt gościnny dla tych z nas, którzy pracowali dla Klemensa. Pomyślałem, że tu spróbuję szczęścia. Mam bardzo dużo szacunku dla Raphaela. Cyn zmarszczyła brwi. Aden był nowym Panem Środkowego Zachodu. Pokonał, to znaczy zabił, wszystkich innych pretendentów po nieopłakiwanej śmierci byłego pana Klemensa. Klemens był dupkiem najgorszego sortu, więc mogła zrozumieć, dlaczego Aden nie chciał, by żaden ze starych popleczników Klemensa pracował dla niego. - W dziwny sposób pokazujesz swój szacunek - czając się wśród nastolatków, grożąc przyjaciołom – powiedział Juro, ani trochę nie próbując ukryć swojej nieufności. Intruz wzruszył ramionami, prosty gest demonstrujący wdzięk nie z tego świata, który Cyn widziała tylko u wampirów. Skarciła się w duchu za przegapienie oczywistego. Nie potrzebowała Juro czy kogokolwiek innego, by sama zidentyfikować wampira. Cyn żyła z wampirami. Wiedziała, jakich małych rzeczy szukać, niewątpliwych znaków. To, że przegapiła to u tego faceta, powiedziało jej, że popada w zbytnie samozadowolenie, że robi się zbyt zależna od swoich wampirzych ochroniarzy. A to nigdy nie było dobre. - Nie chciałem nikogo skrzywdzić – powiedział wampir. – Ale nie byłem pewny mojego przyjęcia. Usłyszałem na ulicy, że wokół tego domu kręcą się wampiry, więc zrobiłem to, co zawsze robimy, żeby przeżyć. Wmieszałem się, ukryłem z widoku aż nie wymyślę sposobu jak skontaktować się z Raphaelem, nie będąc straconym. Jego słowa praktycznie śmierdziały szczerością, ale coś nie bardzo było tak w tym wszystkim, w nim. Był trochę za szczery, trochę zbyt emocjonalny, jakby trochę za bardzo się starał. - Jeśli chcesz żyć przez najbliższe dwie minuty, przestań – warknął Juro. Drugi wampir roześmiał się nerwowo. - Nie możesz winić wampira, że próbuje. ~ 12 ~
Juro nie odpowiedział, ale wymiana przyciągnęła uwagę Cyn. Czy ten facet próbował użyć swoich wampirzych umiejętności, by manipulować Juro? Co za idiota. - Trochę napieram czterostopniową odpowiedzią – mówił dalej wampir, drgając nerwowo i nierozsądnie w opinii Cyn. – Plotki mówią, że panna Luci jest przyjaciółką partnerki Raphaela. – Posłał Cyn przebiegłe spojrzenie, które powiedziało jej, że wie, kim ona jest, nawet jeśli nikt nie wydawał się znać jego. – Ale całe to zamieszanie… Och – powiedział, jego oczy się rozszerzyły w przesadnym zaskoczeniu, jakby teraz pojął opiekuńczą postawę Juro. – Czy to sama kochana Luci? Czy ona jest twoja? Juro zmierzył mniejszego wampira zza pół przymkniętych oczu, które nabrały złotego blasku jego mocy, gdy zacisnął ramię wokół Luci. Cyn nie mogła nie zauważyć, że jej przyjaciółka wydawała się być całkiem zadowolona z przytulenia do szerokich pleców japońskiego wampira, więc zdecydowała, że ona i Luci z pewnością później będą musiały pogadać… po tym jak zmiotą pył tego intruza, który najwyraźniej był zbyt głupi, żeby żyć. - Nie martw się o Luci – zagrzmiał Juro, jego głos był wypełniony taką groźbą, że Cyn nie mogła sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek wcześniej słyszała taką od niego. - Nie miałem zamiaru nikogo obrazić – mruknął wampir, jego spojrzenie przeniosło się na Cyn i Elke. – Panno Leighton? – zapytał, patrząc na Cyn. Elke natychmiast ustawiła się bardziej bezpośrednio przed Cyn. Cyn przez chwilę przyglądała się nowemu facetowi, a potem ostentacyjnie wsunęła broń z powrotem do kabury. - Jestem Cynthia Leighton – potwierdziła. – A ty, kim jesteś? – Pozwoliła, żeby nic więcej jak tylko uprzejma ciekawość zabarwiła jej słowa. Pierwszą zasadą zadawania się z wampirami było, żeby nigdy nie pokazywać, ani nawet myśleć, że zostałeś przez nie zastraszony. - Partnerka Raphaela – wyszeptał wampir. – Jestem zaszczycony, moja pani. - Nie powinieneś – ostrzegła go sucho Cyn. – Jestem tu dla Luci, nie dla ciebie. Wybuchł radosnym śmiechem i ruszył do niej, tylko po to, żeby zostać powstrzymanym przez Juro i Elke. Wampir wypuścił zirytowany oddech.
~ 13 ~
- No dobra, dobra – mruknął, unosząc obie dłonie w poddaniu. – Jak w takim razie mam złożyć prośbę u Lorda Raphaela? - Możesz pojechać z nami – zaproponowała Cyn. Większość wampirów wychodziło z siebie, żeby uniknąć spotkania z Raphaelem, woląc mieć do czynienia z pośrednikami takimi jak Juro. Ale nie ten facet. Wyraźnie miał jakiś ukryty cel, a ona pomyślała, że najlepszym sposobem, żeby stało się jasne, czego chce, będzie sprawdzenie jego intencji. Zobaczenie, co kombinuje. I nie chodziło o to, że był jakimś zagrożeniem, w każdym razie nie dla Raphaela. Było pewne jak diabli, że zanim przejdzie sprawdzenie, Juro go sobie najpierw podporządkuje. Elke i Juro najwyraźniej nie zgadzali się z jej myśleniem, ponieważ oboje posłali jej zabójcze spojrzenia. - Co? – zapytała. – Chce porozmawiać z Raphaelem, a my tam jedziemy. Elke tylko bardziej spiorunowała ją wzrokiem, ale Juro przyglądał jej się przez chwilę, a potem pozwolił, by domyślne wygięcie porozumiewawczego uśmiechu poruszyło jego ustami. Potem, będąc mężczyzną niewielu słów, po prostu przytaknął na zgodę. - Dziękuję, moja pani! – zawołał zachwycony przybysz, a potem obrócił się do Luci, pochylając się na bok, żeby zobaczyć ją zza Juro. – Panno Luci, twoja gościnność jest niezrównana – powiedział i sięgnął po jej rękę, zatrzymując się natychmiast, gdy Juro warknął w ostrzeżeniu. Zamiast tego wampir ukłonił się krótko, a potem skierował się do frontowych drzwi, posyłając Cyn wesołe mrugnięcie, gdy Elke wycofała ją z jego drogi. Wampir wyszedł pierwszy, a Cyn i Elke podążyły za nim. Cyn obejrzała się na Juro, akurat na czas, by zobaczyć jak przebiega dużą dłonią wzdłuż długich włosów Luci, a potem pochyla się i umieszcza miękki pocałunek na jej ustach. Cyn się uśmiechnęła. Tych dwoje było jej ulubieńcami; jak mogła nie cieszyć się widząc ich razem? Wciąż się uśmiechała, gdy Juro dołączył do nich, jego ciemne spojrzenie zwęziło się na nią w milczącym ostrzeżeniu. Cyn przełknęła swój śmiech, jej oczy zrobiły się okrągłe od wysiłku. Co sprawiło, że Juro jeszcze bardziej spochmurniał. - Elke… – warknął, nie odrywając wzroku od Cyn – ty i Cynthia usiądziecie z tyłu. Nasz gość pojedzie z przodu obok mnie. Elke kiwnęła, a potem obróciła się do Cyn.
~ 14 ~
- Ty za Juro – poleciła. Była w pełnym ochroniarskim trybie, więc Cyn zastosowała się bez pytania, wsuwając się na siedzenie. Była wdzięczna za wielkość SUV-a, ponieważ Juro miał całe siedzenie odepchnięte do tyłu, żeby mógł pomieścić swoją znaczną postać. Przy swoich stu osiemdziesięciu centymetrach, Cyn również potrzebowała miejsca dla nóg. Elke usiadła obok niej na tylnym siedzeniu, zamykając za sobą drzwi, gdy Cyn zapinała swój pas. Była jedyną, która to robiła. Nigdy nie widziała wampira, który się tym przejmował. Na szczęście droga powrotna do Malibu była krótka. Juro manewrował w ruchu ulicznym niczym kierowca rajdowy i nie powiedział ani słowa. Ich gościowi, natomiast, nie zamykały się usta. Utrzymywał ciągły strumień gadania, połowa z tego to były bezsensowne obserwacje o Malibu, domach, oceanie, a druga połowa chytre szpilki w Juro, jakby chciał, żeby duży wampir się złamał i go zaatakował. Cyn obserwowała to wszystko z ciekawością, wchłaniając nie tylko to, co wampir mówił, ale też czego nie mówił. Jak na faceta, który twierdził, że szuka nowego domu na terytorium Raphaela, nie zadał ani jednego pytania na temat życia pod rządami Rphaela, ani nawet o samym Raphaelu. Nie okazywał również najmniejszego zdenerwowania faktem stawienia się przed Raphaelem, by poprosić o zamieszkanie na Zachodzie, nawet jeśli wcześniej twierdził, że obawia się, iż Raphael może go stracić zanim będzie mógł przedstawić swoją sprawę. Cyn miała również nieodparte wrażenie, że pomimo każdego słowa wycelowanego w Juro, ona była prawdziwym celem. To było prawie tak, jakby jego słowa były przykrywką dla tego, co tak naprawdę robił: że podczas trajkotania, roztaczał jakieś inne czary wycelowane w Cyn. Może było tak dlatego, że była jedynym człowiekiem, a on próbował już czegoś wcześniej na Juro, a co zostało zduszone. Albo może specjalnie skupił się na niej z jakiegoś powodu. Ale jakąkolwiek grę prowadził, była ona ciągła i nieustanna. Jej palce drgnęły w pragnieniu złapania broni i zastrzelenia dupka, by po prostu zatrzymać to cokolwiek do diabła robił. Tylko absolutna pewność, że Raphael będzie chciał z nim porozmawiać, powstrzymywała ją. Ale szczerze mówiąc, Raphael czy nie, jeśli ten dupek w końcu się nie zamknie i tak go zastrzeli.
***
~ 15 ~
Pascal usiadł na przednim siedzeniu gigantycznego SUV-a, z jego ust swobodnie wypływała fala idiotycznej paplaniny, podczas gdy jego mózg pracował nad problemem. Pieprzony Juro. To było niespodziewane. Pascal był dokładny w swoich badaniach do tego zadania, czytając wszystko, co mógł znaleźć o wampirach, które stanowiły ścisłe grono Raphaela. Nie było tego dużo, ponieważ po pierwsze wampiry Raphaela były lojalne aż do przesady i odmawiały plotkowania o nim. Ale również dlatego, po większej części, że wampiry najbliższe Raphaelowi, wszystkie były przez niego stworzone i pozostawały przy jego boku od momentu ich ponownych narodzin. Zastępca Raphaela, Jared, był jedynym wyjątkiem. Chociaż on też był stworzony przez Rapahela, stał się człowiekiem Raphaela na scenie, podróżował po całym Zachodzie, tam gdzie był potrzebny. I z tego powodu, Pascal był w stanie dowiedzieć się czegoś więcej o Jaredzie. Ale Juro… Juro był u boku Raphaela od czasu swojej przemiany i nikt nie był pewny, kiedy to było. Był jednym poważnym, pieprzonym sukinsynem, prawie tak sławnym jak Raphael, i znanym ze swojej niezachwianej lojalności, tak samo jak ze swojej mocy i umiejętności wojownika. Był również ostatnim wampirem, z którym Pascal chciałby zadrzeć. Na szczęście, wielki facet wydawał się nie doceniać Pascala, jako potencjalne zagrożenie. To była jedyna korzyść zostania przemienionym w tak młodym wieku. W jego wczesnych dniach, jako wampir, podczas okresu dzieci kwiatów w latach sześćdziesiątych, Pascal żył wśród tłumów zagubionej młodzieży w wielkich miastach, znajdując swoje ofiary pośród swoich kolegów mieszkańców slumsów. Ale jak tylko osiągnął swoją pełną wampirzą moc, nie było już więcej potrzeby mieszkać w ubóstwie. Pascal nie był silny w sposób, w jaki liczył się w wampirzej społeczności. Gdyby kiedykolwiek wziął się za łby z wampirem takim jak Juro, zostałby zgnieciony jak robak. Ale miał jeden unikalny i potężny talent, tak unikalny, że zasłużył sobie na przezwisko wśród wampirów, z którymi się zadawał. Nazywali go Hipnotyzer, ponieważ to właśnie robił. Hipnotyzował innych, by robili to, czego chciał. Pospolitym określeniem była hipnoza, ale to co robił było o wiele bardziej skomplikowane. Sięgał prosto do ich mózgów i przekonywał ich, że to, czego on chciał, było ich największym pragnieniem. To działało na wampiry tak samo jak na ludzi, zwłaszcza jeśli wampir nie był świadomy tego, co mógł zrobić, i był nieprzygotowany bronić się przed nim. Co do ludzi… oni byli takimi prostymi stworzeniami, że dziecinną zabawą było nakłonienie ich do robienia tego, czego chciał. I to dlatego rozdrażniło go to, że kobieta Leightona okazała się być tak oporna na jego manipulację. Przez cały czas była jego celem. Niecały dzień po swoim przyjeździe na ulice L.A., usłyszał o domu dla nieudaczników Luci Shinn, ale nie zwracał na to ~ 16 ~
uwagi, dopóki nie zostało wspomniane słowo wampir. Wśliznął się do grupy nastolatków wpadających do domu dla uciekinierów i sam zrobił małe węszenie. Nie potrzeba było ani odrobiny jego talentu, żeby odkryć powiązania Cynthi Leighton z tym schroniskiem, i tylko nieznacznej perswazji na Lucii Sinn, żeby zadzwoniła do swojej dobrej przyjaciółki o nowym, prawdopodobnie groźnym nastolatku pętającym się po jej terenie. A Leighton pokazała się jak na zawołanie, z tym cholernym Juro w obwodzie. Skąd Pascal miał wiedzieć, że ta suka Shinn pieprzy szefa ochrony Raphaela? W chwili, gdy Pascal spotkał Juro, wiedział, że jego talent nie będzie działał, że wielki wampir jest zbyt potężny, ale czysty refleks i tak kazał mu spróbować. Z perspektywy czasu, to był źle przemyślany impuls. Zwłaszcza, jeśli to mogło mieć coś wspólnego z tym, dlaczego nie był w stanie przebić się przez naturalne tarcze Leighton. Może zauważyła tę małą wymianę z Juro i teraz pilnowała się przed nim. Ale nawet ostrzeżona, nie powinna być w stanie zablokować go kompletnie. Jego talent był niezrównany. I to nie było ego; to był fakt. Przez jego pięćdziesiąt lat, jako wampir, nigdy nie natknął się na ani jednego człowieka czy wampira, który potrafił oprzeć się jego wpływowi, z wyjątkiem tylko tych najpotężniejszych wampirów. To był powód, dla którego jego obecna pani go odszukała i wyprawiła z jego wesołej gromadki złodziei dając mu tę misję. A on nie mógł pozwolić sobie jej zawieść. Jego talent był silny i użyteczny, ale jeśli zawiedzie, zniszczy go bez namysłu. Jedyną dobrą rzeczą, żeby wyjść z tego fiaska, był fakt, że teraz był w drodze do wielkiej posiadłości Raphaela, przejechał przez bramę z całkowitym dostępem, dzięki uprzejmości nie tylko Leighton, ale też Juro. To było dokładnie to, na co miał nadzieję. Z wyjątkiem tego, że ostatnią rzeczą, jaką chciał w swoim życiu czy w następnym, była prawdziwa audiencja u samego Raphaela. Raphael rozgryzie go w mgnieniu oka. I jeśli Juro mógł rozgnieść go jak robaka, to Raphael… no cóż, po prostu powiedzmy, że to, co z niego zostanie po tym jak Raphael skończy, będzie warte rozgniecenia. Na nieszczęście, spotkanie z Raphaelem wydawało się być tym, do czego zmierzał, chyba że szybko zadziała. Jego sprytny plan dostania się do posiadłości Raphaela, jakoś zmienił się w olbrzymie komediowe bagno. Westchnął, gdy Juro przejechał SUV-em przez bramę w magiczne królestwo Raphaela. Pascal nie był wampirem, który martwił się o takie rzeczy jak wypielęgnowane trawniki czy estetycznie wyglądające widoki. Wolał mieszkać w wielkich miastach, gdzie jego jedynym areałem był balkon w wysoko położnym mieszkaniu. Ale nawet on docenił elegancki powab wspaniałej posiadłości Raphaela, z ~ 17 ~
jej zielonymi trawnikami i kępami drzew, wszystko rozświetlone małymi białymi światełkami niczym we śnie bajkowej księżniczki. Złapał mignięcie głównego domu, jego czyste białe linie błyszczały w jeszcze większej ilości świateł, ale przejechali obok niego, droga skręciła w gęste drzewa, aż z ciemności się wyłonił się dom zupełnie innego rodzaju. Ten wyglądał jak przeniesiony gdzieś z Europy, gdzie Pascal nigdy nie był. Był z ciemnoszarego kamienia z niebieskimi, strzelistymi dachami, pnącym bluszczem i wyszukanym labiryntem kęp krzewów osłaniających całe frontowe wejście. I to prawdopodobnie dlatego Juro podjechał SUV-em do bocznego wejścia. - Wysiadka – rozkazał Juro, najwyraźniej facet kilku słów. Pascal przełknął westchnienie ulgi na to, co wydawało się być tymczasowym odroczeniem, chociaż wątpliwe było, żeby Juro pozwolił mu zbliżyć się samemu do Raphaela. Do tego, był jedynym, który wysiadł z samochodu. Było oczywiste, że Leighton i Raphael nie mieszkają w tym pseudo-europejskim domu. Dlaczego mieliby, skoro mają tę wielką białą rezydencję? Przy odrobinie szczęścia, Pascal przynajmniej dzisiaj nie spotka się z Raphaelem, a to znaczyło, że wciąż była nadzieja na jego wielki plan. Jeśli rozpracuje wszystko w tej chwili, to jeszcze może mu się udać. - Czy Lord Raphael spotka się z nami tutaj? – zapytał Pascal, chcąc być pewny. Odpowiedzią Juro było lekceważące prychnięcie, jego wzrok się podniósł, gdy drzwi obok niego się otworzyły i wampir, którego Pascal rozpoznał, wyszedł na zewnątrz. Jared. Nowy zastępca Raphaela w wyniku wyniesienia Duncana do uświęconego szeregu wampirzych panów. - Juro – odezwał się Jared, kiwając głową na powitanie. Potem przeniósł spojrzenie na Pascala, jego ciemne oczy przyglądały mu się w milczeniu. Jared był przystojnym Murzynem ze schludnie przystrzyżoną brodą i wąsami, i był również bardzo dużym mężczyzną. Nie tak dużym jak Juro, ale wciąż bardzo dużym mężczyzną. - Jared – pozdrowił Juro. – To jest Pascal. Przyjechał w odwiedziny z Chicago – dodał, nadając każdej sylabie posmak wątpliwości. – Wciągnijmy go do pracy, dopóki tu jest. Pascal ukrył zachwycony dreszcz, który przebiegł przez niego na słowa Juro. Jego plan opierał się na jego zdolności dostania się samemu do grupy ochrony Raphaela.
~ 18 ~
Może to nie był taki zły obrót spraw, że jednak pojawił się Juro, który jednym zdaniem miał moc wciągnięcia Pascala do pracy. Oczy Jareda przeniosły się na dłuższą chwilę na Juro w milczącej komunikacji, chociaż czy to były proste znaczące spojrzenia czy faktycznie porozumieli się telepatycznie, Pascal nie wiedział. Ani go to nie obchodziło. To, co się liczyło, to że Juro odchodził, więc już dłużej nie będzie musiał się martwić o tego potężnego wampira zastanawiającego się, co Pascal kombinuje. I, jako bonus, Juro przekazał go Jaredowi, który mógł posłać Pascala tam, gdzie chciał być. Oczywiście Jared także był potężny. Nie stałby się zastępcą Raphaela bez powodu. Ale Pascal potrafił być subtelny i zręczny, kiedy musiał. Poczeka na odpowiedni moment, będzie posłusznym małym wampirem, dopóki straż Jareda nie uśnie. A potem wślizgnie się do umysłu wampira niczym szept, cichy i niewidzialny. Pascal uśmiechnął się pod nosem. Taa, to idealnie zadziała …
Tłumaczenie: panda68
~ 19 ~
Rozdział 2 Cyn nie powiedziała słowa, kiedy Juro podrzucił Pascala do rezydencji między drzewami, w której kiedyś mieszkała siostra Raphaela, Alexandra. W następstwie tego, co można było uprzejmie nazwać, jako niełaska Alexandry – ale co Cyn opisywała znacznie mniej dystyngowanym językiem, ponieważ suka próbowała zabić Cyn – ta rezydencja w prowincjonalnym francuskim stylu została przekształcona w baraki dla rosnącej stajni żołnierzy, zarówno wampirów jak i ludzi. Jeśli ktokolwiek wątpił, że nadchodzi wojna, musiał tylko policzyć ilość wampirów Raphaela na tym terenie. Jako Pan Zachodu, zawsze utrzymywał duży poczet wampirów wszystkich talentów i zawodów. Posiadłość o takich rozmiarach potrzebowała mnóstwa personelu, by ją utrzymać, a jeszcze więcej by prowadzić znaczne korporacyjne interesy Raphaela. A Raphael nie wierzył nikomu oprócz swoich. Poza ludzkimi strażnikami, których zatrudniał do ochrony posiadłości podczas dnia, każde inne zadanie było wykonywane przez wampiry, od prowadzenia domu po księgowość. Ale jego wampirzy wojownicy byli najbardziej lojalni ze wszystkich jego ludzi. Każdy z nich był stworzonym przez niego wampirem. Byli jego najbliższą strażą i wszędzie z nim podróżowali. I to dlatego Cyn wydawało się dziwne, że Juro pozwolił wampirowi, którego nie znał wkręcić się między strażników i zostać wciągniętym do pracy. Okej, oddanie go pod nadzór Jareda nie było dokładnie przepustką do wszystkiego. Ale coś w tej całej sytuacji brzęczało każdym instynktem samozachowawczym, który Cyn posiadała. A przez instynkt samozachowawczy, nie miała na myśli tylko swojego, ale Raphaela. Miała zmarszczone brwi, wciąż zastanawiając się nad tą szczególną sytuacją, kiedy dotarli do głównego domu. Juro zatrzymał się u stóp schodów, czekając aż ona i Elke wysiądą, a potem natychmiast skierował się do głównej bramy. - Myślisz, że jedzie z powrotem do Luci? – Cyn zapytała Elke. - Skąd mogę wiedzieć? – odpowiedziała rozdrażniona Elke. – Jest twoją przyjaciółką, zapytaj ją. Ja idę na siłownię. Dołączysz do mnie? - Nie. Straciłam motywację. Poza tym, niedługo wróci Raphael.
~ 20 ~
- Staniesz się gruba i sflaczała, suko. Zobaczysz, czy wtedy Raphael będzie cię chciał – sarknęła Elke i skierowała się do budynku naprzeciw podjazdu, gdzie była siłownia wraz z innymi funkcjami. - Nie stanę się! – zawołała za nią Cyn. Sięgnęła w dół i bezskutecznie próbowała uszczypnąć skórę wokół swojej talii. Nie było tam żadnego tłuszczyku, pomimo tego, co mówiła Elke. Wciąż mrucząc pod nosem, wmaszerowała po schodach, a potem ruszyła korytarzem do biura Raphaela. Nie zatrzymała się tam, tylko podeszła bezpośrednio do suwanych szklanych drzwi, otworzyła je i wyszła na zewnątrz na dźwięk fal obijających się o klify poniżej i znajomy powiew zimnego, mokrego powietrza. Zapach oceanu wypełnił jej nozdrza i uśmiechnęła się. To był dom, nieważne czy tu u Raphaela czy na dole w mieszkaniu na plaży, wciąż tu był na jej codzienny użytek. Ocean zawsze będzie dla niej domem. Tylko jednego brakowało w tej scenie i to był Raphael. Ich partnerska więź każdego dnia stawała się coraz silniejsza, a ona mówiła jej teraz, że nadal był daleko stąd. Westchnęła, rezygnując z czekania aż wróci, żeby mogła podzielić się swoimi podejrzeniami, co do Pascala. Ale to nie znaczyło, że przez ten czas będzie bezczynnie siedziała. Obróciła się i weszła z powrotem do środka, kierując się do windy i do prywatnych kwater głęboko pod ziemią, które dzieliła z Raphaelem. Cyn przez długi czas pracowała z wampirami, szukając starych rachunków bankowych i dawno zaginionych potomków między innymi sprawami. Była bardzo dobra w tym, co robiła, i zbudowała swego rodzaju sieć, nie tylko wśród wampirów, ale również z ludźmi, z którymi prowadziła interesy. Ktoś tam musiał wiedzieć coś o Pascalu i miała zamiar ich znaleźć.
***
- Pascal, prawda? Pascal przytaknął, a wtedy Jared wyciągnął rękę, oferując przyjazne potrząśnięcie ręki, które Pascal przyjął. Niektóre ze starszych wampirów odrzucały nowoczesne potrząśnięcie ręką, inne, ponieważ pochodziły z czasów, kiedy to nie było powszechne, albo po prostu dlatego, że pogardzali tym, co uważali za ludzki zwyczaj. Ale po pierwsze, Pascal nie był taki stary, a po drugie, był elastycznym facetem. Zrobi cokolwiek, co będzie potrzebne, żeby zdobyć tę pracę, by z łatwością dostać się do ~ 21 ~
swojego celu, do swojego obiektu. A w tej chwili, jego celem był Jared. Chciał uścisnąć dłoń? Pascal sprawi, że będzie ciepły i serdeczny. - To ja – odparł na pytanie Jareda. – Cieszę się, że tu jestem. - Nie lubisz Adena? Pascal zastanowił się jak odpowiedzieć na to pytanie. Jeśli Jared i Aden byli przyjaciółmi, to zadziała przeciwko niemu. - Aden jest w porządku – powiedział ostrożnie. – Nowy facet w mieście zawsze chce ustawić swoją własną drużynę. Wiesz jak to jest – dodał, wkładając w słowa odrobinę napięcia, sprawdzając w ten sposób, czy Jared jest podatny na jego moc. - Pewnie – zgodził się chętnie Jared. – Wszyscy wiedzą, prawda? Pascal przytaknął, uśmiechając się. - Usłyszałem, że Lord Raphael zatrudnia ludzi i pomyślałem, że nadszedł czas na zmianę otoczenia. Pogoda jest tu o niebo lepsza. Jared roześmiał się zgodnie i Pascal poczuł przypływ triumfu, który musiał ukryć. Jego przeczucie mówiło mu, że Jared z łatwością wpadnie pod jego wpływ, ale to nie mogło sprawić, żeby stał się zarozumiały. Będzie szedł wolno, ostrożnie. Tylko głupiec nie doceni wampira takiego jak Jared. Przecież był zastępcą Raphaela, a Raphael nie zatrudniał słabeuszy. Więc, podczas gdy pierwsze oznaki były sprzyjające, Pascal będzie mądry. Długie doświadczenie mówiło mu, że może przejąć prawie każdego, jeśli będzie działał wystarczająco ostrożnie, narzucając swoją kontrolę odrobinę na raz, aż jedyną rzeczą, jaka zostanie, będzie jego wola. - Oczywiście, ostateczna decyzja, czy dodać cię do szeregów, będzie należała do Raphaela – powiedział Jared. – A musisz wiedzieć, że nie toleruje żadnego rodzaju nielojalności. Zdradę spotyka tylko śmierć. - Nie ma problemu – skłamał łatwo Pascal. – Nie mam zamiaru zadzierać z panem tak potężnym jak Raphael. Jared kiwnął głową. - Będziesz uwiązany na kilka następnych tygodni, ale pomożemy ci się rozlokować i w międzyczasie znajdziemy coś do roboty.
~ 22 ~
- Byłoby świetnie – zgodził się entuzjastycznie Pascal. – Doceniam wszystko, co dla mnie robisz. – Musiał przygryźć od środka policzek, żeby powstrzymać się od śmiechu, ponieważ Jared nie wiedział, że zamierzał robić cholernie dużo.
***
Cyn wciąż pracowała na komputerze, gdy usłyszała jak włącza się winda. Już od kilku minut była świadoma powrotu Raphaela do posiadłości i musiała walczyć z pragnieniem, żeby pospieszyć schodami i powitać go. Nawet, jeśli najgorsze, co podejrzewała było prawdą, nie było szczególnej naglącej potrzeby do odwiedzenia Pascala. Mogła nie lubić Jareda, ale nie był głupcem. Nie wręczy kluczy do królestwa nieznanemu wampirowi po zaledwie kilku godzinach. Poza tym, Juro już, bez wątpienia, ostrzegł Raphaela przed ich niespodziewanym gościem. Wiedza o tym nie sprawiła, że Cyn była choć trochę mniej niecierpliwa, by sama pogadać z Raphaelem. Była na nogach i czekała tuż przed windą, kiedy przyjechała. Raphael patrzył z szerokim uśmiechem na ustach, gdy drzwi się rozsunęły. Wciąż miał na sobie garnitur, ale krawat był poluzowany, górne guziki koszuli rozpięte, pokazując silną kolumnę jego szyi. Serce Cyn odtańczyło mały radosny taniec na jego widok, zapominając na chwilę o Pascalu i jego intrygach. Raphael wsunął ramię wokół jej talii, gdy wyszedł z windy, przyciągając ją do swego mocnego ciała. Zawinęła ramiona wokół jego szyi i uniosła na palce, by pocałować jego usta. - Jak minął ci wieczór, lubimaja? - Nudny bez ciebie – wymruczała przy jego wargach. Roześmiał się. - Wiem, że to nieprawda, moja Cyn. Rozmawiałem z Juro. - Tylko dlatego, że coś się stało, nie oznacza, że moja noc nie była nudna bez ciebie tutaj. - Musisz bardziej się martwić o tego Pascala, niż oczekiwałem.
~ 23 ~
- Czyżbyś mówił, że nie tęskniłeś za mną? Ponieważ to brzmi… – Jej słowa zostały urwane westchnieniem, gdy Raphael podniósł ją i zgniótł w uścisku, a jego usta opadły, by wziąć jej w długim, namiętnym pocałunku, który powiedział jej jak bardzo za nią tęsknił. - Tęskniłem za tobą, moja Cyn – wyszeptał na końcu. - Taa – odetchnęła. Raphael postawił ją z powrotem na nogi, jego dłonie przesunęły się w wolnej pieszczocie z jej pleców na biodra zanim całkowicie opadły, gdy ruszył przez pokój do ich wielkiej garderoby. - Więc mów – odezwał się, zaczynając się rozbierać. – Mam wrażenia od Juro na temat tego Pascala, ale jakie są twoje? - Co powiedział Juro? – zapytała ciekawa, idąc za nim do garderoby i opierając się o futrynę, zachwycając się widokiem zdejmowania każdego kawałka jego ubioru. - Nie – powiedział. – Najpierw powiedz mi, co ty myślisz. - Okej. No cóż, na początku wydaje się być jak każdy pomniejszy wampir. Taki wykrętny i zbyt chętny do podlizywania się Juro, ale to ma sens w kontekście. Twierdzi, że jest z Chicago, mówi, że chciał przenieść się na zachodnie wybrzeże, teraz kiedy władzę przejął Aden. A wiedząc, jakim dupkiem jest Aden… To wymusiło uśmieszek u Raphaela, który zwróciła. Tak naprawdę nie uważała Adena za dupka. Już nie. Nie mieli najlepszego początku, ale jego partnerka, Sidonie, jest całkiem świetną laską i niesamowicie miłą. Cyn doszła do wniosku, że skoro Sid kocha tego faceta, to może nie jest on takim wielkim dupkiem jak z początku myślała. Do tego, okazał się być przyzwoitym władcą Środkowego Zachodu i, co najważniejsze, sam stał się sojusznikiem Raphaela w tym, co jak wszyscy panowie Północnej Ameryki myśleli, zmierza do wojny z europejskimi wampirami. Albo prawie wszyscy panowie. Lord Enrique z Meksyku zajął wyraźne stanowisko na ostatnim spotkaniu. Oddalał ich obawy w miejscach publicznych, podczas gdy prywatnie oskarżał Raphaela o próbę przejęcia kontynentu. Co sprowadziło ją z powrotem do Pascala. - W każdym razie, na początku wydaje się być nieszkodliwy, ale jak w każdym dobrym horrorze, pierwsze wrażenie nie zawsze jest prawdziwe. Przysięgam, że naciskał na mnie podczas drogi tutaj. ~ 24 ~
To kazało zatrzymać się Raphaelowi w tym, co robił, i obrócić do niej. - Naciskał jak? - Swoją mocą, czy jak to tam nazywacie. Mogłam czuć jego nacisk w mojej głowie. To był tylko słaby cień tego, co ty możesz zrobić, ale… – Wciągnęła oddech i wypuściła go, wiedząc, że nie ma żadnego dowodu oprócz swojej silnej wiary w złą wolę Pascala. – To był Pascal, Raphaelu. Wiem to. Przyglądał jej się przez chwilę, mocny grymas zachmurzył jego twarz. - Jutro porozmawiam z Juro i Jaredem. - Prawdopodobnie myślisz, że jesteś paranoikiem albo… - Nie – powiedział natychmiast, podchodząc do niej i kładąc jedną rękę na jej ramieniu, a drugą pieszcząc jej policzek. – Wierzę w twoje instynkty, Cyn. Jeśli mówisz, że coś z nim jest nie tak, w takim razie chcę wiedzieć, co to jest. Cyn oparła dłonie po obu stronach jego pasa. Teraz w większości był rozebrany, miał na sobie tylko ciemne spodnie, które wisiały rozpięte i z do połowy rozsuniętym zamkiem, ledwie trzymając się jego wąskich bioder. - Próbowałam znaleźć jakąś jego przeszłość – powiedziała, pozwalając zobaczyć mu swój niepokój, gdy patrzyła na niego. – Spędziłam cały wieczór w sieci, sprawdzając każdą stronę, jaką znam, każdą bazę danych. Nikt nigdy o nim nie słyszał. - Może być nowo zmieniony – odparł w zamyśleniu Raphael. - Ale tak nie mówił – przypomniała mu. – Twierdzi, że mieszkał na Środkowym Zachodzie pod Klemensem. Więc, jak to możliwe, że nikt o nim nie słyszał? - Sięgnę do Adena i każę jego ludziom to sprawdzić. Co bardziej prawdopodobne, podał nam fałszywe imię. Cyn podeszła jeszcze bliżej. - Myślisz, że jest szpiegiem? – zapytała cicho, chociaż nie było mowy, żeby ktokolwiek podsłuchał ich rozmowę. - Bardzo możliwe. Mówiłem ci, że spodziewamy się, iż nasi wrogowie zrobią ruch. To może być to. - Ale w co on gra? Czy on ma zamiar…
~ 25 ~
- Cyn – powiedział Raphael, powstrzymując ją otarciem swoich palców na jej ustach. – Juro nad tym pracuje, tak samo Jared. I jeśli nie powiedzie im się odkrycie prawdziwych motywów Pascala, mam całkowite zaufanie do swoich własnych skromnych zdolności… Tym razem to Cyn przerwała mu zirytowanym odsapnięciem. - W twoim ciele nie ma ani jednego grama skromności. Ale nie chcesz wiedzieć… - To właśnie wiem, lubimaja. Jest późno i jeśli idzie ku nam wojna, chcę kochać się z moją ukochaną partnerką jeszcze jeden raz zanim nastąpi koniec. - Nie mów tak – wyszeptała Cyn. – Nawet tak nie żartuj. Nikt nie umrze. - Ale i tak kochaj się ze mną. Zmusiła się do uśmiechu pomimo dreszczu, jaki wywołały jego słowa. - W każdej chwili, zębatku – zamruczała i weszła w jego uścisk. Jej dłonie zsunęły się po jego brzuchu prosto do zapraszających, na pół rozpiętych spodni. Znalazła go twardego i gotowego, gdy jej palce okrążyły jego długość, gdy pogłaskały go w górę i w dół, zachwycając się jego wielkością i szerokością, aksamitną grubością jego skóry, stalowym penisem pod nią. Zachłysnęła się, gdy jego fiut szarpnął się ochoczo pod jej ręką. Oddech Raphaela był pieszczotą na jej skórze, kiedy chwycił dwie poły jej bluzki i rozerwał ją, jego silne palce dość szybko poradziły sobie z delikatnym zapięciem jej stanika. - Cyn – zagrzmiał jego głos przy jej uchu. Spojrzała na niego i jego usta opadły na jej, jego palce zaplątały się w jej włosach, przytrzymując ją w miejscu, jego język zagłębił się mocno w jej ustach, omiatając jej dziąsła, pieszcząc język. Jej wargi zostały zmiażdżone o jego aż do punktu bólu, ale nie chciała się odsuwać, nie chciała stracić ciepłego nacisku na swoje usta, ostrych punktów jego kłów. Wepchnęła język do jego ust, szukając jego kłów, głaszcząc ich twarde długości, gdy nadal masowała jego fiuta, jej palce bawiły się wzdłuż jego długości, ściskając i rozluźniając się, dopóki sam nie pchnął w jej dłoń. Pięść Raphaela zacisnęła się we włosach z tyłu jej głowy, zawijając je wokół swoich palców i ostro odchylając jej głowę do tyłu. Krzyknęła, gdyż tym ruchem skrobnął o jej wargę jednym ze swoich kłów, przecinając delikatną skórę i uwalniając strużkę krwi. Cyn poczuła ciepło, krew popłynęła, odczuła jak ciało Raphaela zastygło w reakcji, jego ~ 26 ~
język wysunął się, by zebrać każdą kroplę, jego gardło pracowało, gdy przełykał ją z głodnym pomrukiem. - Cyn – powtórzył, ostrzegając ją tym razem. - Ale ja lubię dotykać… To było wszystko, co była w stanie powiedzieć zanim znalazła się cała podniesiona i rzucona na ich duże łóżko. Śmiała się, gdy leciała w powietrzu i podskoczyła na grubym materacu. Potem położyła się na plecach i patrzyła pełna uznania jak Raphael rozbiera się ze spodni i bielizny – coś, co nosił tylko pod spodnie od garnituru – zsuwając oba wzdłuż swoich nóg jednym niecierpliwym gestem zanim ruszył wolno przez pokój w stronę łóżka. Śmiech Cyn zanikł, jej oddech uwiązł w płucach, gdy objęła wspaniałość w pełni nagiego i w pełni pobudzonego Raphaela. Był ponad metr dziewięćdziesiąt czystym, męskim pięknem. Szerokie ramiona z gładkimi warstwami wyraźnych mięśni, dobrze wykształcona klatka piersiowa i pakiet mięśni brzucha, który był bliższy ośmiu niż sześciu. Jego brzuch był płaski, biodra wąskie, i… no cóż, wszystko inne było czymś z marzeń artysty. Raphael patrzył jak mu się przygląda, zadowolony uśmiech wyginał jego zmysłowe usta, gdy wspiął się na łóżko z całą gracją zabójczego drapieżnika, jakim był. W takich momentach jak teraz, Cyn była zmuszona sobie przypomnieć, że jej kochanek jest czymś więcej niż tylko człowiekiem. Żaden człowiek nie mógł posiadać takiego piękna i zabójczości w tak doskonałym opakowaniu. Mój, mój, mój, myślała sama do siebie. - Twój – zgodził się Raphael i zdała sobie sprawę, że powiedziała to głośno. Wciąż na czworakach, otaczając jej ciało ramionami i nogami, Raphael opuścił głowę do jej piersi, jego zęby zamknęły się na nabrzmiałym sutku zanim wciągnął jej pierś do swoich ciepłych, wilgotnych ust. Jej plecy wygięły się, oferując mu lepszy dostęp, podczas gdy jej place przedarły się przez gęste, krótkie włosy i zsunęły na jego kark. Zawinęła nogi wokół jego pasa i jęknęła, gdy uświadomiła sobie, że wciąż ma na sobie ubranie. - Raphael – poskarżyła się niespokojnie. Podniósł głowę, uśmiechając się na jej frustrację, a potem bez ostrzeżenia, zsunął się w dół jej ciała i zaczął zdejmować jej dżinsy, odpiął guzik i rozsunął zamek. Cyn uwolniła się z pozostałości bluzki i ze stanika, a Raphael zahaczył kciuki za jej dżinsy i
~ 27 ~
ściągnął je przez jej biodra, łapiąc wąski pasek jej majtek i zsuwając razem wzdłuż jej nóg i przez bose stopy. Zwolnił jak tylko była kompletnie naga, usiadł na piętach, przebiegł dużymi dłońmi po jej łydkach, głaszcząc w górę, by złapać za jej kolana i zgiąć w stronę jej piersi, unosząc jej uda i otwierając, oblizując wargi w jawnym uznaniu. Oddech Cyn zamarł w jej gardle, gdy jego oczy nabrały srebrnego blasku jego mocy, jego spojrzenie przebijało ją przez wachlarz gęstych, czarnych rzęs. - Moja – warknął, w świadomym naśladowaniu jej wcześniejszego twierdzenia. Jego kły wysunęły się zza jego warg, które jak wiedziała są myląco miękkie, i usta Cyn wyschły. - Raphael – szepnęła, a potem jej głowa opadła i wszystko, co mogła robić to tylko oddychać, kiedy pochylił się i przytknął usta do jej uda, gdzie jego kły przecięły miękką skórę i przebiły dużą żyłę na jej nodze. Cyn odetchnęła, gdy euforia jego ugryzienia przebiegła po jej krwioobiegu, gdy jej krew się ogrzała, a każde zakończenie nerwowe rozpaliło się jak Gwiazdka na sterydach. Krzyknęła, kiedy jej łechtaczka obudziła się do życia, zmieniając się z pobudzonej w o-mój-boże-dochodzę w pojedynczym, ogromnym uderzeniu. Próbowała zatrzasnąć swoje uda razem, instynkt kazał ochronić jej swoją pulsującą łechtaczkę od jakiejkolwiek stymulacji, ale Raphael nie pozwolił jej. Jego dłonie trzymały ją szeroko otwartą, gdy jego usta pieściły jej udo wokół jego kłów. Mogła poczuć pociągnięcie jego ugryzienia, mocną pracę jego gardła, gdy przełykał jej krew. Wypchnęła biodra w górę, nieświadomie szukając fiuta, by wypełnił jej pustą cipkę, kiedy przetaczał się przez nią orgazm, ślizgając się po jej skórze niczym elektryczny impuls, zaciskając sutki na wezbranych piersiach, wprawiając każdy nerw w drżenie, aż myślała, że się rozpadnie, ponieważ jej ciało zostało przytłoczone zbyt wieloma odczuciami, zbyt wielką przyjemnością jak na jedną kobietę, by je znieść. Jak przez mgłę, była świadoma, że kły Raphaela wysunęły się z jej uda, z szorstkiego otarcia jego języka, gdy zasklepiał punktowe rany. - Słodycz, moja Cyn – zagrzmiał swoim głębokim głosem. Jego oddech był gorący na jej cipce, kiedy pochylił się w dół i przeciągnął językiem po oblanych wilgocią wargach jej płci, smakując soki jej podniecenia. – Jeszcze słodsza – mruknął. A potem bez ostrzeżenia, jego biodra rozepchnęły jej uda jeszcze szerzej i wbił swojego fiuta głęboko w jej ciało, zmuszając jej pochwę do pomieszczenia go. Jej wewnętrzne
~ 28 ~
mięśnie drżały, pieszcząc go tysiącami palców, wciągając go i ściskając mocno, falując wzdłuż całej jego długości. Cyn zdławiła jęk przyjemności, zamiast tego wypuszczając wydech, gdy jej ramiona wyciągnęły się do jego szerokich barków, a nogi zawinęły się wokół jego bioder. Mogła czuć jego pracujący twardy tyłek, gdy wchodził i wychodził, poruszając się w miarowym, uderzającym rytmie. Jego usta opuściły się do jej szyi i myślała, że ponownie ją ugryzie, ale zamiast tego ją pocałował, liżąc i smakując swoją drogę do jej ust, gdzie wziął jej usta w głodnym pocałunku. Posmakowała swoich soków na jego języku, swojej krwi na jego ustach i zadrżała z pożądania, z czystej żądzy. - Raphael – wyszeptała, chcąc powiedzieć mu tak wiele. Jak bardzo go kocha, jak wypełnia jej życie światłem i energią, jak była czymś o wiele więcej, ponieważ ją kochał. Ale nie mogła nic z tego powiedzieć, nie mogła ułożyć wystarczająco pięknych słów, by wyrazić głębię uczuć, na jakie zasługiwał. Więc, po prostu szeptała jego imię i trzymała go mocno, czując jak między nimi pali się coraz gorętszy i gorętszy ogień, jak jej pochwa zaciska się wokół jego fiuta, faluje wzdłuż jego długości, pompuje go aż jego spełnienie zalewa jej ciało gorącem i oboje krzyczą razem przekraczając krawędź.
Tłumaczenie: panda68
~ 29 ~
Rozdział 3 - Czy to prawda, co słyszałem? – zapytał Pascal od niechcenia. Był na rutynowym patrolu z młodym wampirem o imieniu Riley. Młody, niekoniecznie w latach, ponieważ Riley został zmieniony w tym samym czasie, co Pascal. Ale w latach doświadczenia, dzieliły ich światy. Riley był tak naiwny, że Pascal był prawie zażenowany dzieciakiem. - Co jest prawdą? – zapytał z roztargnieniem dzieciak. Jego uwaga była w najlepszym przypadku w połowie skupiona na rozmowie. Jasno wyraził się do Pascala, że nie sądzi, by było stosownie plotkować podczas patrolu. Jednak dla Pascala było prawie niemożliwe mówić. To była wada, z którą pogodził się dawno temu. Był tym, kim był. Inny mogli się z tym pogodzić, albo spadać. Generalnie nie uznawał innego sposobu. Na nieszczęście, jego obecne zadanie zmuszało go do ograniczenia jego uwielbianych zachowań na rzecz realizacji tej pracy. A to oznaczało dostanie się do środka gospodarstwa Raphaela, zwłaszcza do jednej określonej części jego gospodarstwa. - Czy prawdą jest, że Raphael trzyma gdzieś tu zamkniętą swoją własną siostrę? Riley spojrzał na niego, ale nic nie powiedział. - Dom, w którym mieszkamy, kiedyś był jej domem, prawda? – nalegał Pascal. – To znaczy, tak słyszałem. - Słyszałeś dużo rzeczy. - Hej, staram się podtrzymać rozmowę. Riley prychnął, jego stanowisko było oczywiste, i Pascal zdusił warknięcie gniewu. Zadufany w sobie mały kutas. Miał nadzieję zebrać tyle informacji ile to było możliwe bez używania swojego talentu. Każde użycie jego umiejętności zwiększało jego ujawnienie się i podwyższało prawdopodobieństwo, że zostanie złapany. Ale nie liczył się z tym, że jego usta zostaną tak szybko zamknięte. - Więc, siostra nie żyje? – zapytał Pascal, celowo prowokując.
~ 30 ~
- Słuchaj – powiedział Riley, obracając się do Pascala. – Nie znam cię… – Jego słowa zostały ucięte, gdy Pascal skierował ostrą sondę w jego mózg, przejmując go o wiele mniej finezyjnie niż zwykle to czynił. Riley skrzywił się z bólu, co dało Pascalowi ciepłe uczucie satysfakcji. Dzieciak powinien być dla niego milszy. - Powiedz mi, co wiesz o Alexandrze – rozkazał. Czuł jak dzieciak próbuje się buntować, więc zwiększył kontrolę, nawet jeśli podziwiał siłę lojalności wampirów Raphaela, którą wydawały się czuć do swojego pana. – Powiedz mi teraz – zażądał. Szczęka Riley’a rozluźniła się powoli. - Jest w specjalnym więzieniu, pod garażami blisko głównego domu. - Co ze strażnikami? - Zmieniają się. Nikt nie pracuje tam dłużej niż przez miesiąc. To suka, chociaż piękna, ale potrafi być słodka, gdy jej to pasuje. Lord Raphael nie chce, żeby ktokolwiek za bardzo się przywiązał. - Kto decyduje o rotacji? - Jared – odparł Riley, jakby to było oczywiste. - Doskonale. Byłeś bardzo pomocny. A teraz zapomnij, że odbyliśmy tę rozmowę. Riley otrząsnął się lekko, a potem zamrugał, rozglądając się wkoło. Rzucił winne spojrzenie na Pascala, jakby się bał, że spieprzył swoją pracę, i sprawdzał, czy Pascal zauważył. Pascal posłał mu słaby uśmiech. - Tutaj zawracamy – powiedział mrukliwie dzieciak. - Nasz obchód nie obejmuje głównego domu? – zapytał Pascal, jakby się nie zatrzymali, ale szli dalej. Chociaż tak naprawdę nie obchodziło go, gdzie ten cholerny obchód szedł, dopóki nie obejmowało to więzienia Alexandry. - Nie – odpowiedział Riley, nieświadomy lekceważenia Pascala. – To osobna trasa. - Dobrze wiedzieć – powiedział radośnie Pascal. – To duża pieprzona posiadłość. Zawrócili i zaczęli iść żwirową ścieżką do rezydencji zamienionej na koszary. Chociaż raz, emocje Pascala nie zawiodły. Naprawdę był zadowolony ze swojej pierwszej nocy pracy. Dowiódł, że mógł wpłynąć na Jareda, co było szczególne ważne biorąc pod uwagę to, czego dowiedział się od Riley’a. I gdzie swoje miejsce miał sam Riley. Nigdy nie wiadomo, kiedy twoje miejsce i ranga będą pomocne. ~ 31 ~
Uśmiechnął się. W sumie zachęcający początek.
***
Cyn siedziała we wnęce obok biurka Raphaela, wciśnięta w jeden koniec wielkiej, wyściełanej kanapy z ciepłym, wełnianym kocem narzuconym na nogi, gdy pracowała na swoim laptopie. Kominek był rozpalony i miała na sobie swoje najbardziej wygodne ciuchy: spodnie od dresu i T-Shirt, na stopach bambosze. Na zewnątrz noc była zimna i wilgotna, w ich stronę z wybrzeża Kalifornii nadciągała burza. Poniżej klifów wrzał ocean; pobrzękiwał oknami i wstrząsał podłogą za każdym razem, gdy uderzała wielka fala, ale ona to kochała. Kochała pracować bezpieczna i ciepła z Raphaelem obok, podczas gdy poniżej przewalał się ocean. Jej dzisiejszym zadaniem nie było nic, czego nie robiła już wcześniej, tropiąc starego przyjaciel dla wampira. Tym razem różnicą było tylko to, że ta praca była gratis – ponieważ jej klientem był Raphael – a przyjaciel był najwyraźniej wampirem, który był jeszcze starszy niż on sam. Raphael jednak nie chciał, żeby sama zlokalizowała wampira. Powiedział, że to dlatego, ponieważ nie sądzi, żeby ten stary wampir w jakikolwiek sposób był wciągnięty do systemu, co dość łatwo pomogłoby go znaleźć. Mimo to, jak daleko Cyn była zainteresowana, to sprawiało, że poszukiwania były bardziej atrakcyjne, a nie mniej, że było to wyzwanie zamiast wciąż tych samych rzeczy. Ale to nie było ważne, ponieważ prawdziwym powodem, dla którego Raphael nie chciał, żeby to robiła, było to, że znalezienie wampira oznaczało ujawnienie się Cyn, a Raphael nie chciał do tego dopuścić. Zwłaszcza, jeśli najbardziej prawdopodobnym miejscem znalezienia starego wampira, były głębokie ostępy Meksyku, gdzieś kompletnie w dziczy. Raphaelowi nie podobały się jej podróże nawet na terytoria przyjaciół i sojuszników, takich jak Lucas czy Rajmund, a tym bardziej do Meksyku. Cały ten kraj był wciąż w większości kontrolowany przez Enrique, który nie był przyjacielem Raphaela. Ani nikogo innego, z tego co mogła powiedzieć Cyn. Ponieważ nie mogła pojechać sama, Cyn nie zostało nic innego jak poszukanie prywatnych detektywów, którzy mogli i potrafili wziąć to zadanie dla Raphaela. Jego prawnicy, Kimiko i Boyd Lorick, mogli zająć się rzeczywistą częścią umowy, chociaż tym razem Rapheal nie żądał anonimowości. Chciał prywatnego detektywa, który wiedziałby przez kogo, on czy ona, zostali zatrudnieni w tej sprawie, a Raphael nawet ~ 32 ~
zasugerował, że kobieta będzie lepsza do zadania, jakie ma na myśli. Cyn nie miała z tym problemu. Tak naprawdę, kiedy to było możliwe, sama wolała korzystać z kobiety detektywa. Coś jak kobieca wersja w starej sieci chłopców. Tym razem, polecała kobietę, z którą pracowała w przeszłości, łowczynię nagród o nazwisku Lana Arnold. Która była biegła nie tylko w tropieniu przestępców, ale miała również zdolności w tropieniu zaginionych osób. Jedynym zadaniem Cyn byłoby dostarczenie Kimiko i Boydowi informacji o kontakcie z Laną. Naprawdę nudna rzecz. Skrzywiła się na ekran komputera, a potem podniosła wzrok, przenosząc swój grymas na Raphaela, który szczęśliwie był zbyt pochłonięty swoją pracą, by to zauważyć. Westchnęła i odchyliła się, by zapatrzyć się w czarną noc za oknami. Nie chciała niczego narzucać, więc zatrzymała myśli dla siebie, ale dla odmiany nie miałaby nic przeciwko małej przygodzie. - Panie. Cyn odwróciła się, kiedy z korytarza przez otwarte podwójne drzwi wszedł Juro, cała jego postawa ukazywała naglącą potrzebę i cel. - Będziesz chciał to zobaczyć, mój panie – mówił dalej, podchodząc do biurka Raphaela i wyciągając w jego stronę iPada. Cyn skrzywiła się i zdusiła nagłe wyrzuty sumienia. Urok. Wiedziała! Raphael spojrzał w milczeniu na iPada, który podał mu Juro, a potem nacisnął kilka przycisków na swojej klawiaturze, najwyraźniej otwierając to, co było na jego własnym komputerze. - Cyn – odezwał się, obracając się, żeby posłać jej znaczące spojrzenie. Cyn odrzuciła koc okrywający jej nogi i pospieszyła do jego biurka, marszcząc brwi, gdy zobaczyła, co wyciągnął z zapisu wideo z jednej z kamer bezpieczeństwa posiadłości. Wyglądała jak jedna z tych ustawionych na celę pod garażem, tyle tylko że… Jej oczy się rozszerzyły, kiedy zdała sobie sprawę, na co patrzy. To nie była jakaś tam cela, to była cela Alexandry. Alexandra była rodzoną siostra Raphaela. Została złapana i zmieniona w wampira tej samej nocy, co on, tylko że przez innego Pana. Raphael nic o niej nie wiedział, chociaż myślał, że tak naprawdę nie żyje, aż do jakiś 300 lat później. Kiedy odkrył prawdę, uwolnił Alexandrę z rąk jej agresywnego pana i przez wieki traktował ją jak księżniczkę, a ta, kiedy zakochał się w Cyn, odwróciła się od niego. Najwyraźniej Alexandra chciała być jedyną kobietą w życiu Raphaela, co było trochę chore, kiedy się nad tym zastanowić. Rozważała pozbyć się Cyn oddając ją ~ 33 ~
Jabrilowi, wrogiemu wampirzemu panu, który planował torturować Raphaela zgwałceniem i ostatecznie zabiciem jego kochanki. Każdy inny wampir zostałby z miejsc zabity za zdradzenie Raphaela w taki sposób, ale Alexandra była jego siostrą i ją kochał. Więc nie zabił Alexandry. Zamiast tego zamknął ją w celi, zapewniając każdą wygodę i komfort. Cyn wybrałaby śmierć nad życie w pudełku, nieważne jak byłoby komfortowe. Ale też, ona i Alexandra nigdy tak naprawdę nie patrzyły na rzeczy w ten sam sposób. Uwaga Cyn zaostrzyła się, gdy kolejny wampir pojawił się na ekranie. Ale kiedy zobaczyła, że to był tylko jeden ze strażników, posłała Juro pytające spojrzenie. To była ta wielka sprawa? Alexandra nigdy nie pozostawała niestrzeżona, więc jakie miało znaczenie, że… Czekaj. To nie był jakiś strażnik, to był Pascal. Teraz to było interesujące w taki co-do-cholery sposób. Wiedziała, że przyjezdny wampir wniósł wniosek o stały pobyt wśród sił bezpieczeństwa Raphaela, wiedziała, że na przekór wszystkiemu, Jared zaczął wysyłać go na patrol, ale nawet to… - Co on robi u Alexandry? – zapytała, nie ukrywając swojego niepokoju. Tylko kilku strażników zostało przydzielonych do tego szczególnego zadania i oni wszyscy dowiedli swojej lojalności do Raphaela, który był ich Panem ponad wszystko inne! Coś zdecydowanie tu było nie tak. Mogła nie za bardzo lubić Jareda, ale on podchodził równie fanatycznie, co każdy inny, do kwestii bezpieczeństwa Raphaela. Alexandra była żyjącym zagrożeniem tego bezpieczeństwa, więc dlaczego… Jej oczy się rozszerzyły, gdy Pascal wyciągnął zestaw kluczy i otworzył pierwszy poziom zabezpieczeń, co było klatką wokół panelu kontrolującego dostęp do drzwi celi. Sama cela miała dwa pomieszczenia – główny pokój, który był widoczny zza prętów i małą sypialnię i łazienkę, które zapewniały Alexandrze pewną dozę prywatności, której żaden inny więzień nie miał. Na ekranie, Alexandra stała w dużym pokoju, tuż przy żelaznych kratach, obserwując Pascala, a uśmiech igrał na jej wargach. Była piękną kobietą, kobiecą wersją Raphaela, a on był najbardziej wspaniałym mężczyzną, na jakim Cyn położyła swoje oczy. Ale podczas gdy serce Alexandry było kurczącą się bryłą węgla, Raphaela płonęło niczym najjaśniejsza gwiazda na niebie, jego moc ogrzewała każdego z tysięcy wampirów będących pod jego opieką. A jego miłość do Cyn była płonącym ogniem w środku tej gwiazdy. - Raphael – powiedziała Cyn w rosnącym niepokoju, kiedy Pascal zaczął naciskać guziki na panelu zabezpieczającym.
~ 34 ~
- Spodziewaliśmy się tego – uspokoił ją Raphael, wyciągając rękę, by przyciągnąć ją bliżej. – Albo czegoś podobnego. Przyznam, że jestem zaskoczony, iż taki jest ich plan. - Zamierzasz pozwolić mu ją zabrać? – zapytała, gdy drzwi celi otworzyły się i Alexandra wyszła, wyciągając do Pascala dłoń do pocałunku, niczym królowa i jej poddany. Pieprzona, pretensjonalna suka. - Tak – potwierdził Raphael. – Pascal jest tu tylko narzędziem. Chcemy wiedzieć, kto nim kieruje. - Wiesz, dokąd zmierza? Gdzie ją zabiera? - Jeszcze nie – odpowiedział Juro. – Ale dowiemy się. Mam zespół, który czeka od chwili jak wkręcił się tu do swego zadania. Podejmą trop jak tylko Pascal opuści posiadłość. Ale spodziewam się, że to będzie tylko pierwszy krok. Alexandra ma tylko taką wartość, by wyciągnąć Raphaela. Cyn poczuła wzrok Raphaela na sobie, więc spojrzała na niego, jej własne oczy były okrągłe. - Myślisz, że użyją jej, jako przynęty? Że ktokolwiek wynajął Pascala, spodziewa się, że przyjedziesz jej na ratunek? - Robiono to już wcześniej – przypomniał jej, tak jakby potrzebowała przypomnienia. Tak się poznali. Raphael wynajął Cyn, żeby odnalazła porywaczy, którzy wzięli jego siostrę. - Taa – zgodziła się – i każdy, kto tego próbował jest martwy. - Najwidoczniej, moi nowi wrogowie wierzą, że jemu bardziej się powiedzie w tej intrydze. - Najwidoczniej – przytaknęła ponuro. – Więc jak daleko zamierzasz bawić się w tę małą grę? - Ile będzie potrzeba, moja Cyn. Zmarszczyła brwi. - Ile będzie potrzeba – powtórzyła. – Czekaj. Nie możesz pójść tam sam, gdziekolwiek to jest. Nawet nie wiesz…
~ 35 ~
- W tym rzecz. Jest zbyt wiele niewiadomych – powiedział Raphael – a naszych wrogów jest zbyt wielu. To zmusi, przynajmniej niektórych z nich, to pokazania się. - To zmusi ciebie do odsłonięcia się! – sprzeczała się. – Juro, przecież nie możesz myśleć, że to dobry pomysł. - Podejmiemy wszystkie środki ostrożności – odparł Juro, ale Raphael mu przerwał. - Ciągle mnie nie doceniasz, moja Cyn – zaprotestował łagodnie Raphael. – Nie jestem bezsilny. - Świetnie – prychnęła. – W takim razie idę z tobą. – Spiorunowała go wzrokiem spodziewając się kłótni, ale on tylko się uśmiechnął. - Oczywiście, że tak. Spodziewam się, że to zajmie kilka dni, a ja nie chcę być bez ciebie na tak długo. Serce Cyn nabrzmiało emocjami, ale zwęziła na niego oczy w udawanym rozdrażnieniu. - Nie zapominaj o moich szalonych zdolnościach ochroniarza – mruknęła. Uśmiech Raphaela rozszerzył się. - Nigdy. Mam zamiar trzymać twoje ciało tak blisko mojego jak to tylko możliwe. - Więc, kiedy wyjeżdżamy? - Najpierw czekamy – wyjaśnił Juro. – Nie chcemy, żeby nasz wróg się dowiedział, że jesteśmy świadomi ich intrygi, więc musimy czekać aż skontaktują się z Raphaelem i wysuną swoje żądania. Mój zespół będzie na miejscu dużo przed czasem, więc nie pojedziemy w ciemno nieważne, gdzie to będzie. Cyn posłała Raphaelowi niezadowolone spojrzenie. Nie podobał jej się ten plan. Pamiętała ostatni raz, gdy ktoś próbował wykorzystać Alexandrę, jako przynętę. I, tak, źli faceci wszyscy skończyli martwi, ale w tym procesie Raphael został prawie rozerwany na kawałki, ponieważ jego wampirzy wróg próbował czegoś, czego Raphael się nie spodziewał. Juro zamarł, jego dłoń uniosła się do ucha, gdzie nosił prawie niewidoczną słuchawkę Blue Tooth. - Pascal i Alexandra właśnie wyszli za bramę, mój panie.
~ 36 ~
- Jak on to wszystko zrobił? – zastanawiała się Cyn. – Tak jakby był Houdinim albo… - Nie Houdinim – wtrącił się nowy głos. Cyn obróciła się, by zobaczyć wchodzącego do biura Jareda. – Bardziej jak Franz Mesmer – wyjaśnił. - Kto? – zapytała, próbując powstrzymać ostry ton w swoim głosie. - Franz Mesmer, ojciec hipnozy. - Mesmer – powtórzyła Cyn. – Więc to hipnoza. - Najwyraźniej. To było przed moim czasem, chociaż… mój panie? – powiedział, posyłając Raphaelowi pytające spojrzenie. - Nasze ścieżki nigdy się nie skrzyżowały – odparł sucho Raphael. – Co odkryłeś? - Nasz przyjaciel Pascal jest tak naprawdę bardzo zwyczajnym Paulem Modesti, magikiem z małą reputacją i jeszcze mniejszymi talentami. Albo był, dopóki ktoś nie zobaczył, że można zrobić z niego Wampira. To, co było jego skromną zdolnością do odwrócenia uwagi ofiary od tricku, jaki robił – co zazwyczaj było oszukiwaniem w kartach – stało się dość silnym telepatycznym talentem dzięki jego nowej wampirze krwi. Wyobraża sobie, że ma moc przez duże M, że jest kimś, z kim należy się liczyć. Nawet nadał sobie przezwisko, Hipnotyzer. Jest legendą w swoim własnym umyśle. - Co za dupek – mruknęła Cyn, a Jared spojrzał na nią, jakby nie do końca był pewien, czy odnosiła się do Pascala… czy do niego. – Miałam na myśli Pascala – zapewniła go z cukierkowato słodkim uśmiechem. To go nie zmyliło, ale mówił dalej. - Nikt nie wie, kto go zatrudnił. Nie jest jednym od Klemensa, chociaż gdy zapytasz, mówi, że jest. Prawda jest taka, że przez lata kręcił się wokół dworu Jabrila. Kiedy Jabril zamienił się proch… – Zerknął na Cyn. Ona była tą, która zabiła Pana Południa, chociaż pozwolili, by świat sądził, że to Raphael. – W każdym razie, kiedy Jabril zamienił się proch, Pascal został na Południu. Nigdy nikomu nie przysięgał, z tego co mogłem odkryć, ale wiemy, że pracuje na zlecenie. Głównie drobne kradzieże, ale ostatnio został zwerbowany do czegoś lub kogoś większego. Sądzi, że to jest jego szansa do wkroczenia do większej Ligii. Moim zdaniem, ktoś z prawdziwą mocą, zauważył jego talent i zdecydował się go wykorzystać. - Mówisz, że dzięki hipnozie wydobył od strażników Alexandry szczegóły? I od straży przy bramie także?
~ 37 ~
- Po prostu chcemy, żeby myślał, że to zrobił – zapewnił ją Jared. – Juro rozpoznał, co próbował zrobić jak tylko spotkaliście go u Luci, i dał mi znać. Ja upewniłem się, że strażnicy, do których został przydzielony do pracy, zostali poinformowani, a Raphael zapewnił, że ich połączenie z nim było na tyle silne, żeby odeprzeć wszelkie umysłowe inwazje. - Dlaczego po prostu nie zamienić go w proch? Czy to nie wysłałoby sygnału? - Ale sygnału komu? – zapytał cicho Raphael. – Wolałbym wiedzieć, kto go przysłał. Pascal jest nikim. Może swobodnie przekraczać granice terytoriów i nikt go nie zauważy. Ale nie on to zaplanował. Planującym jest ktoś, kto nie może poruszać się będąc niezauważonym, co znaczy, że ktoś na tym kontynencie wspomaga ten spisek przeciwko mnie. Jeśli, jak podejrzewam, głównym mózgiem jest jakiś europejski gracz, w takim razie jego północnoamerykański sprzymierzeniec zdradzi każdego wampira na tym kontynencie, próbując sparaliżować nasz sojusz zanim się zaczął. - Ale skoro on przybył z Południa, w takim razie myślisz, że Anthony… - Nie, jako Pan Południa, Anthony jest moim lojalnym sprzymierzeńcem, ponieważ wie, że nie utrzyma swojej kontroli na swoim terytorium bez mojego wsparcia. W każdym razie podejrzewam, że zdrajca znajduje się dalej na południe niż w Meksyku. Pytanie tylko, czy Enrigue jest mimowolną ofiarą trucizny czającej się na jego terytorium, czy jest źródłem.
***
Cyn obróciła się w minucie jak drzwi do ich prywatnego apartamentu zatrzasnęły się za nimi. - Nie podoba mi się to – powiedziała, zrywając bluzę przez głowę. - Wiem – odparł Raphael, przesuwając dłonią po jej nagim ramieniu, gdy przeszedł obok niej i zaczął się rozbierać, zrzucając buty i rozpinając dżinsy. - Dlaczego po prostu nie możesz zrobić swojego na tym Pascalu, Paulu czy jakiekolwiek prawdziwe jest jego pieprzone imię? Wbij się w jego mózg i dowiedz się tego, co chcesz wiedzieć.
~ 38 ~
Raphael ściągnął sweter i wrzucił do kosza do prania, obracając się, by odezwać się nad ramieniem do Cyn krążącej za nim po pokoju. - Ponieważ podejrzewam, że wszystkiego nie wie – powiedział do niej. – Gdybym to ja planował taką operację, zachowałbym pewien poziom tajemniczości, by zabezpieczyć się przed jakimkolwiek wykryciem. Pascal będzie w stanie powiedzie mi tylko imię swojego pana, wampira, który go tu przysłał. Ja chcę pana jego pana. Cyn westchnęła. - Jestem tym zmęczona, Raphaelu. Za każdym razem jak się obrócimy, ktoś próbuje cię zabić. Na to, Raphael przestał robić to, co robił i obrócił się całkowicie, by zawinąć wokół niej swoje ramiona. - Przykro mi, lubimaja. Zrozumiem, jeśli zechcesz odejść… Cyn stężała w jego ramionach zanim uniosła obie ręce, by go odepchnąć. Cofnął się krok w tył, co powiedziało jej, że całkowicie go zaskoczyła. - Nie waż się kończyć tego zdania – syknęła ze złością, trzepiąc go po rękach, gdy sięgnął po nią. – Co do cholery, Raphaelu? Czy tak o mnie myślisz, że ucieknę na pierwszy znak… - Trudno mówić o pierwszym, moja Cyn, jeśli już to wytknęłaś. To powtarza się raz za razem, odkąd się spotkaliśmy. - W takim razie może to ty powinieneś uciec – praktycznie krzyczała. – Może to ja przynoszę pecha. Czy o to rzeczywiście chodzi? Udajesz to wszystko przede mną, żebym odeszła od ciebie, kiedy tak naprawdę to ty chcesz odejść od… - Przestań. – Raphael włożył dość mocy w ten rozkaz, by słowa Cyn zamarły niewypowiedziane w jej gardle. Jego oczy błysnęły, gdy złapał ją za ramię, zmuszając, by spojrzała na niego. – Moja miłość do ciebie jest jedyną palącą się prawdą w moim życiu. Jeśli mam zginąć w tej walce, chcę mieć cię przy moim boku i nigdzie indziej, a twoja twarz niech będzie ostatnią rzeczą, jaką zobaczę. Ale zrozumiem… - Nic nie rozumiesz – wyszeptała Cyn przez łzy płynące po jej twarzy. – Jeśli choć przez sekundę myślałeś, że cię opuszczę, to nic nie rozumiesz.
~ 39 ~
- Lubimaja – zamruczał Raphael, wciągając ją w swoje objęcia. – Czasami zapominam, że moja partnerka jest wojownikiem, kobietą, która stanie ze mną zamiast za mną. Cyn uderzyła pięścią w jego pierś, ale on tylko przytrzymał ją mocniej. - Ja też jestem już zmęczony tymi wyzwaniami – powiedział miękko, jego oddech poruszał jej włosami, które spłynęły po jej policzku. – Miałem nadzieję, że jeśli będziemy mieli zjednoczoną radę, jeśli Europejczycy zobaczą, że stoimy silni przeciw nim, to wtedy porzucą ten swój głupi plan. Nawet powitałbym kilku z nich na tym kontynencie, pozwolił im się rozgościć, tak jak ludzie robili to od wieków, nawet zawalczyć o terytorium, jeśli dany wampir byłby wystarczająco silny. Ale wygląda na to, że nie doceniłem ich desperacji, albo może też chciwości ich obecnych panów. Cyn słyszała zmęczenie w jego głosie i zmiękła przy nim, obejmując ramionami jego plecy, jej dłonie zahaczyły się o jego ramiona. - Pobijemy tych drani razem – szepnęła. - Pokonamy ich razem – poprawił Raphael. - Prawda – zgodziła się Cyn. – A kiedy to się skończy, zamkniemy drzwi i wyłączymy telefony na… jakiś miesiąc – mruknęła. Raphael się roześmiał, dźwięk zabarwiony był zaskoczeniem. To rozmroziło coś w piersi Cyn i przytuliła go jeszcze mocniej. - Jak myślisz, ile czasu minie zanim dostaniemy telefon od pracodawców Pascala? – zapytała. – Muszą wiedzieć, że raczej wcześniej a nie później odkryjemy zaginięcie Alexandry? Raphael przeczesał palcami przez jej włosy i w dół po plecach. - Pascal wierzy, że przekonał wystarczającą ilość moich strażników do swojej woli, że zignorują jej nieobecność, dając mu prawie pełną zmianę, prawie dwanaście godzin, by zdołał uciec. Cyn zaśmiała się głośno i odepchnęła się, by spojrzeć na niego. - A co z pieprzonym wideo? Jak planował przekonać to? - Mogliśmy zaniedbać poinformowanie go o istnieniu kamer.
~ 40 ~
- Sam tego nie zauważył? – prychnęła. – To amator. Miałeś rację. Nie ma mowy, żeby sam to zaplanował. - Już dość o Pascalu – powiedział gwałtownie Raphael. – Nie możemy nic zrobić aż do jutra, a jest wiele bardziej zadowalających sposobów spędzenia naszego czasu przed świtem. Czując się podle, Cyn zmarszczyła brwi. - Wiemy cokolwiek o pojedynczych wampirach z Europy? Może powinnam poszperać w sieci, zobaczyć, czy znajdę ślad tego, kto mógł go zatrudnić. Oczy Raphaela się zwęziły i jego palce zakręciły się w jej włosach, odchylając jej głowę do tyłu aż była zmuszona spojrzeć na niego. - Pieprzyć Pascala. - Ale Rapahelu, teraz kiedy znam jego prawdziwe nazwisko… Warknął gniewnie, jego uchwyt na jej włosach wzmocnił się do granicy bólu, jego drugie ramię ścisnęło ją w talii i przyciągnęło do jego twardego ciała… jego bardzo twardego ciała. Wszędzie. Cyn zdusiła uśmieszek i powiedziała z udawaną powagą. - Raphaelu, naprawdę sądzę… Nie czekał, by usłyszeć, co myśli. Jego usta opadły na jej w mocnym, pustoszącym pocałunku, pocałunku każdego męskiego alfy, który chciał swojej kobiety i żadnych bzdur. Trzymając ją mocno, pchnął ją do tyłu na ścianę, przycisnął się do niej, przytrzymując ją w miejscu, podczas gdy rozrywał na niej ubranie – zerwał krótką koszulkę, odpiął zamek jej stanika, by odsłonić piersi, szarpnął za sznurek w pasie jej spodni dresowych i pozwolił opaść im do kostek, a potem zerwał wąski pasek stringów, co było wszystko, co nosiła pod nimi. Cyn uśmiechnęła się pod jego pocałunkiem i dała z siebie tyle, ile dostawała. Jej ramiona otoczyły jego kark, palce przebiegły przez jego krótkie, grube włosy, chwytając je mocno, szarpiąc wystarczająco mocno, by zabolało, uważając, że spłata jest suką. Raphael warknął w cichym ostrzeżeniu, gdy przygryzła jego wargę, jej śmiech bardziej był chichotem, gdy wyzwała go, by coś z tym zrobił. Raphael opuścił głowę, by posłać jej spojrzenie zza wpół przymkniętych powiek.
~ 41 ~
- Chcesz się bawić? – zapytał z cichą groźba. – To zaczynajmy, słodka Cyn. – Wykorzystując pełną wagę swojego dużego ciała, przydusił ją do ściany i wepchnął dłonie między jej uda, jego palce wsunęły się w śliską wilgoć jej pobudzenia, wślizgując się między jej nabrzmiałe wargi, by pieprzyć ją szybko i mocno, krawędź dłoni ocierała się o jej łechtaczkę. Cyn jęknęła, wbijając zęby w miękką tkankę dolnej wargi… tyle tylko, że to nie była jej warga, tylko Raphaela, i sapnęła w szoku, gdy smak jego krwi wypełnił jej usta, ciepły i egzotyczny, skwiercząc wzdłuż jej nerwów, przyspieszając bicie serca i zmuszając płuca do wciągnięcia powietrza. Sięgnęła między ich ciała, jej ręka zanurzyła się za rozpięty przód dżinsów Raphaela, by chwycić jego fiuta, zawinąć palce wokół jego grubości, poruszać w górę i w dół, rozkoszować się przesuwaniem gładkiej skóry po marmurowym trzonie, ściskać i rozluźniać, czuć jak drży w jej dłoni, a jego jęk odpowiada jej. - Raphael – powiedziała żądającym tonem, potrzebując więcej, chcąc więcej, pragnąc go w sobie natychmiast. Raphael obnażył swoje zęby w prymitywnym uśmiechu, gdy wyciągnął palce z jej cipki, a potem obie jego dłonie przesunęły się i nakryły jej tyłek, jego prawa ręka była mokra i śliska od jej soków. Mięśnie na jego ramionach napięły się, gdy podniósł ją wyżej przy ścianie, potem wszedł między jej uda i zmusił jej nogi, by rozszerzyły się wokół jego bioder. Cyn ponownie sięgnęła do jego fiuta, ustawiając go przy otwarciu do swojej obolałej płci, czując jak czubek jego penisa wchodzi w jej cipkę, więc pchnęła do przodu w żądaniu, nakłaniając go by się ruszył, by ją pieprzył. Aż w końcu, z gniewnym pomrukiem posiadania, Raphael zatopił się głęboko w jej ciało, wyrywając swojego fiuta z jej palców, zmuszając drżące tkanki jej pochwy, by rozciągnęły się wokół jego grubości, gdy wbił się w nią, dopóki nie zanurzył się tak daleko jak mógł, ich brzuchy były skóra do skóry, biodra się dotykały. A potem się zatrzymał. Cyn otworzyła oczy, by znaleźć go wpatrującego się w nią, jego czarne oczy były wypełnione światłem gwiazd. Odczuwała go wszędzie; dotyk jego fiuta w swojej macicy; nacisk jego potężnej piersi, gdy oddychał, wyciskając powietrze z jej płuc; bicie jego serca, bijącego razem z jej własnym. Każdy cal ich ciał się dotykał, każda życiowa funkcja poruszała się w tym samym rytmie, dwie osoby tworzyły jedną. - Raphael – wyszeptała, przerażona siłą swoich emocji. - Kocham cię, moja Cyn – powiedział cicho. Jej oczy wypełniły się łzami i kiwnęła głową, niezdolna mówić przez chwilę. ~ 42 ~
- Ja też cię kocham. Znowu zaczął się poruszać, ale teraz łagodnie. Nie było już pieprzenia, nie było już gniewnego seksu. Kochał się z nią, jego kutas wsuwał się i wysuwał, wolno i rytmicznie, jego oczy ani na chwilę nie opuściły jej, dopóki nie wziął jej ust w miękkim, intymnym pocałunku. Przerwał pocałunek, oblizał pieszczotliwie jej wargi, a potem wytyczył więcej mokrych pocałunków w dół jej szczęki i naprężonej skóry na jej szyi, by zassać łapczywie jej naprężoną żyłę. Cyn poczuła ostry nacisk jego kłów o jedno uderzenie serca wcześniej zanim zatopił je w jej szyi, poczuła gorącą falę jego ugryzienia, a potem jej świat wybuchł. Euforia w jego ślinie przemknęła przez jej krwioobieg niczym ogień, uwypuklając już i tak nabrzmiałe sutki, sprawiając, że jej piersi stałe się obolałe, a cipka się ścisnęła. Raphael warknął głęboko w swojej piersi, gdy jej pochwa zacisnęła się wokół niego, dźwięk przebiegł przez jej już wrażliwą skórę, wywołując dreszcz przyjemności. Chwyciła go za głowę, przyciągając go do siebie, trzymając się go kurczowo, gdy raz za razem jej ciało omywał orgazm. Bryknęła przy ścianie, a duże ciało Raphaela było jedyną rzeczą, które ją trzymało. Jej nogi był wokół jego bioder, kostki skrzyżowane na jego napiętym tyłku, ściskając go tak mocno, że ledwie mógł się poruszać, by ją pieprzyć. Cyn krzyknęła bez słów, wstrzymując okrzyk, który usiłował wymknął się z jej gardła, łapiąc oddech, zanim Rpahael podniósł głowę i z warknięciem przełamał uścisk jej skrzyżowanych nóg, by wysunąć swojego fiuta prawie całkowicie zanim wbił się w nią z powrotem, robiąc to wciąż i wciąż, zwiększając tempo aż poruszał się tak szybko tak tylko potrafił wampir, zanurzając się głęboko w jej ciało w każdym pchnięciu, a jego palce ściskały jej tyłek tak mocno, że wiedziała, iż będzie miała siniaki. Ale miała to gdzieś. Pieprzyła go w odwecie, jej biodra poruszały się, by napotkać każde pchnięcie, miażdżyła swoje usta o jego, dopóki ich wargi nie rozcięły się o ostre czubki jego kłów i tępe krawędzie jej zębów, krew wypełniła ich usta i oboje jednocześnie jęknęli, gdy zmieszana krew spłynęła w dół ich gardeł. W końcu, Cyn wykrzyczała to, całe jej ciało drżało konwulsyjnie w jego ramionach, gdy gorąco jego spełnienia wypełniło jej ciało i ryk Raphaela urósł na tyle, by spotkać się z jej krzykiem w pięknej piosence ekstazy. Raphael trzymał Cyn, gdy jej mięśnie powoli się rozluźniały, jej skóra była jedwabista i gorąca, a nogi rozplątały się z jego pasa i bezwolnie opadły na podłogę. Trzymał ją mocno, czując drżenie jej mięśni, niepewny czy może już stanąć. Jej czoło opadło na jego ramię, jej oddech był gorący na jego spoconej skórze. Pogłaskał jej ~ 43 ~
plecy, jego dłonie wędrowały w górę i w dół w uspokajającym geście, palce uciskały na tyle, by odprężyć, a nie sprawiać ból. Ramiona Cyn owinęły się wokół jego pasa. Odchyliła głowę, by spojrzeć na niego, nadal opierając się o niego, i mruknęła. - Nie opuszczaj mnie. Raphael zmarszczył brwi. - Nigdy – przyrzekł i mówił poważnie. Przytaknęła lekko, a potem przekręciła głowę i pocałowała jego pierś na sercu. - Nie umieraj – szepnęła, tak cicho, że to było jak muśnięcie oddechu na jego skórze, które jak wiedział nie chciała, żeby usłyszał. Raphael zacisnął mocniej ramiona, przyciskając ją bliżej. Ale nie dał znać, że usłyszał jej ostatnią prośbę, ani nie odpowiedział. Kochał Cyn bardziej niż kiedykolwiek kochał albo będzie kochał inną istotę. Ale mimo to, a może ze względu na to, nie okłamie jej, nie będzie obiecywał tego, czego wiedział, że może nie dotrzymać.
Tłumaczenie: panda68
~ 44 ~
Rozdział 4 Pascal zerknął na Alexandrę. Nie powiedziała słowa od czasu jak odjechali z posiadłości Raphaela, ale mógł wyczuć brzęczenie podniecenia, które się przez nią przetaczało, gdy wyglądała przez okno luksusowego sedana, którego wynajął. To nie był jego normalny styl. Wolał sportowe auta, im szybsze tym lepsze. Ale jego pani powiedziała mu, co wiedziała o Alexandrze zanim wysłała go do tego zadania. Powiedziała mu jak Raphael przez długi czas rozpieszczał swoją młodszą siostrę, jak wybudował tylko dla niej tę głupią francuską rezydencję, żeby mogła udawać, że w zewnętrznym świecie nie minęły wieki. Pascal był bardzo zaskoczony odkryciem, kiedy w końcu ją poznał, że urządziła swoją celę modnymi meblami i była ubrana jak każda zwyczajna kobieta tego wieku. Ale chociaż Alexandra, jak w końcu się okazało, weszła w dwudziesty pierwszy wiek, to jednak w każdym calu pozostała rozpieszczoną księżniczką. Jej ubrania, jej meble w celi, wszystkie były najwyższej jakości. Więc Pascal sądził, że doceni komfort świetnego wyposażenia pojazdu, i miał rację. Pogłaskała miękką skórę i powiedziała. - Mój brat ma skórę we wszystkich swoich limuzynach. W swoich SUV-ach też. Ma tylko najnowsze modele. A potem pouczyła go, żeby zmienił muzykę na coś klasycznego, w dosłownym sensie, niż ten jazz, który wolał. O, tak, został pouczony. Alexandra wydawał się myśleć o sobie jak o kimś z rodziny królewskiej, a on był niczym więcej niż łotrem, który został przysłany ją uwolnić. Niejako spodziewał się, że usiądzie na tylnym siedzeniu zamiast z przodu z nim. - Mój brat kupił mi wielki fortepian, wiedziałeś o tym? Pascal chrząknął wymijającą odpowiedź, a ona mówiła dalej. - Był piękny, to Steinway. Pascal przewrócił oczami. Co to go, do cholery, obchodziło? - Gdzie dzisiaj zatrzymamy się na odpoczynek? – zapytała go nagle, wciąż wyglądając przez okno.
~ 45 ~
- W samolocie. Obróciła się, by spojrzeć na niego, jej oczy były okrągłe. - Samolocie? - Tak. – Przełknął słowa moja pani, które chciały wyskoczyć nieproszone na jego usta. Było coś w Alexandrze, co wysyłało go z powrotem do ery, o której tylko czytał na długo przed czasem zanim urodził się, jako człowiek, a tym bardziej jako wampir. Nie mógł się już doczekać, kiedy podrzuci ją na próg swojej pani. - Moja pani czeka na nas w Meksyku. To jest za daleko, żeby jechać, i jeszcze mniej bezpieczne. Raphael i inni mogą nas złapać. Twój brat ma zbyt wielu ludzkich pomocników do swojej dyspozycji. - Oczywiście – zgodziła się. – Raphael nie będzie szczędził wysiłków, żeby mnie znaleźć. Pascal zaczął podejrzewać, że Alexandra nie była całkiem zdrowa psychicznie. Zrobiła tę ostatnią deklarację, jakby to było coś dobrego, jakby została porwana bez swojej woli, a poszukiwania jej brata były bardziej zmotywowane miłością i niepokojem, niż wściekłością po jej ucieczce. Ale też, Pascal podejrzewał, że Alexandra w pewnym sensie mogła mieć rację. Jeśli jakiś inny wampir zdradziłby Raphaela tak jak ona, ten wampir już dawno zostałby zmieniony w proch. Fakt, że Raphael pozwolił jej żyć, przemawiał za jego utrzymującą się miłością do niej, i to dlatego ich plan mógł zadziałać, tak czy inaczej. Nie obchodziło ich, czy wytropi ją z powodu gniewu czy miłości, tak długo jak będzie ją tropił… w końcu. - Jeśli mój plan zadziała – powiedział do Alexandry – Raphael aż do jutrzejszej nocy nawet nie będzie wiedział, że zniknęłaś. A my już będziemy w Meksyku. Oczy Alexandry rozszerzyły się jeszcze mocniej. - Tak szybko wyjeżdżamy? To znaczy, będziemy lecieli podczas dnia? - Oczywiście. - Raphael nigdy nie lata podczas dnia. Pascal jeszcze raz przewrócił oczami. Był już zmęczony słuchaniem o wielkim Raphaelu. Chciał przypomnieć tej głupiej suce, że jej idealny brat zamknął ją w
~ 46 ~
pieprzonym więzieniu w piwnicy. Ale nie zrobił tego. Jego pani nie będzie zadowolona, jeśli dostarczy mniej niż współpracującą Alexandrę. - Moja pani wysłała swój własny samolot z ludzkimi pilotami, żeby cię przewieź. Będziemy doskonale bezpieczni. Alexandra skrzywiła się z wątpliwością, ale przytaknęła. - Raphael ma dwa samoloty i korzysta tylko z pilotów wampirów. Pascal zacisnął zęby. To będzie długa, cholerna jazda. Po raz pierwszy, odkąd został wampirem, nie mógł doczekać się błogiej nicości dziennego snu.
***
- Są w Meksyku, mój panie. Tak jak podejrzewałeś. Cyn wychodziła z biura Raphaela, kierując się do siłowni i na swoją nocną sesję tortur z Elke, ale zatrzymała się, gdy Jared to ogłosił. - Spodziewaliśmy się, że w pewnym momencie Pascal wybierze powietrze w potrzebie jak najszybszej ucieczki z twojego terytorium, i tak zrobił. Samolot, na który wsiedli tuż przed świtem, miał zaplanowany lot do Mexico City. - Mexico City – powtórzył Raphael. – Enrique nigdy nie był przyjacielem i otwarcie gardził nowymi sojuszami w Radzie. Ale posunąłby się tak daleko? - To może być również zastępca Enrique, Vincent – zasugerował Juro. – Może Europejczycy zaproponowali coś za coś. Ty pomożesz nam pozbyć się Raphaela, a my pomożemy ci pozbyć się Enrique. - Nie, to nie Vincent – od razu powiedział Jared. – Nie jest taki głupi. Chociaż do jednej rzeczy masz rację. Vincent nie kocha Enrique. Jestem całkiem pewny, że wyzwie raczej szybciej niż później tego starego człowieka. Ale będzie dobrym sąsiadem dla Anthony’ego. Pracowali ze sobą więcej niż raz, gdy na granicy iskrzyło. Zapewnił mnie również prywatnie, że wspiera cel Raphaela o zjednoczonej Radzie. Postawiłbym na Enrique. To socjopatyczny narcyz. Zrobi wszystko, jeśli to zaliczy się na jego korzyść, co, w tym przypadku, oznacza oszczędzenie jego własnego terytorium od jakiejkolwiek obcej inwazji.
~ 47 ~
- Co jeśli to Enrique za tym stoi? – zapytała Cyn, podchodząc bliżej do Raphaela. – Wyzwiesz go? Raphael zmarszczył brwi i potrząsnął głową. - Nie mam ochoty brać na siebie brzemienia meksykańskich wampirów. Już wspieram Anthony’ego na Południu, oprócz dbania o swoich. Nie, jeśli Enrique pomaga w ten sposób naszym wrogom, zostawię to Vincentowi, żeby zniszczył dla mnie swojego pana. Cyn nic nie powiedziała, tylko przyglądała się Raphaelowi uważnie, myśląc o tym, że ją zatrudnił, by przesłać prywatną wiadomość do starego wampira w Meksyku. Intrygi Raphaela zawsze posiadały warstwy pod warstwami. Henrique był jedynym przeciwnym w Radzie, ostatnim ze starego porządku. Więc zastanawiała się, czy było jakieś powiązanie między tą prywatną wiadomością do starego przyjaciela i pragnieniem Raphaela, żeby to Vincent wyeliminował Enrique raz na zawsze. Oczy Raphaela spotkały się z jej przez długość pokoju w milczącej komunikacji. Twierdził, że nie potrafi czytać w jej umyśle, że ma dla niego zbyt silną wolę, by penetrował jej myśli. Ale to było dawno temu, zanim połączyli się przez krew, zanim zrośli się tak blisko jak tylko mogą dwie osoby. Albo może po prostu rozumiał ją, ponieważ ich umysły myślały w podobny sposób, oboje podstępni w swoich intrygach… i bezlitośni w swojej zemście. Oprócz tego jednego razu z Alexandrą. To Cyn namówiła Raphaela, żeby pozwolił żyć swojej siostrze. Była przekonana, że śmierć Alexandry w końcu wejdzie między nich, że Raphael zobaczy śmierć swojej siostry za każdym razem, gdy spojrzy na Cyn. Ale teraz, pomyślała, że może zrobiła błąd. Żyjąca Alexandra dowiodła, że jest wielkim bólem w tyłku. - W takim razie jedziemy do Meksyku? – zapytała Cyn. Trzy pary wampirzych oczu obróciło się i spojrzało na nią. – To oczywiste pytanie – powiedziała defensywnie. - Ktokolwiek zabrał Alexandrę będzie chciał się spotkać, twarzą w twarz. Nie ma powodu, żeby to zrobić w inny sposób – odezwał się do niej Jared. – Ale nawet jeśli pomaga zza sceny, Enrique nie będzie chciał się spotkać w Meksyku. Nie będzie chciał być wyraźnie kojarzony z tą intrygą, w razie gdyby coś poszło źle. - Zakładając, że będzie miał coś do powiedzenia w tej sprawie – skomentował Juro. – Albo że nawet chce wiedzieć, co oni robią. Jared przytaknął. ~ 48 ~
- Domyślam się, że zasugerują spotkanie gdzieś na Południu, ale blisko ich bezpiecznego schronienia zza granicą, w razie czego. Mogą nawet pozwolić nam wybrać ostateczną lokalizację, uważając, że w ten sposób bardziej im zaufamy. - Dlaczego mieliby dać Raphaelowi tego rodzaju przewagę? – zapytała Cyn. – Co nas powstrzyma, żeby ustawić zasadzkę? Jared wzruszył ramionami. - Pascal sądzi, że wszystkich nas oszukał, że nie będziemy mieli czasu, żeby cokolwiek zaplanować jak tylko się z nami skontaktują. Nie wiedzą, że my już jesteśmy świadomi ucieczki Alexandry, że wytropiliśmy ich samolot do Meksyku. Gdybyśmy zrobili normalne śledztwo, godziny zajęłoby nam samo odkrycie nieobecności Pascala i połączenie dwóch odlotów. W międzyczasie, ta dwójka już od kilku godzin byłaby w Meksyku. Ten samolot odleciał tuż przed wschodem słońca i leciał podczas dnia. Na biurku Raphaela zadzwonił telefon. - Powiedziałem, żeby dzwonili bezpośrednio tutaj – wyjaśnił Juro. Pochylił się i włączył głośnik, a potem powiedział. – Juro. - Juro! – zapiał Pascal, jakby właśnie odnalazł swojego dawno niewidzianego przyjaciela. - Powinienem był wiedzieć – warknął przekonująco Juro. – Powinienem był zamienić cię w proch w chwili jak się spotkaliśmy. - I zrobić bałagan ślicznej Luci, żeby go sprzątała? Nie sądzę. A tak poza tym, co u niej? Zająłeś się nią? - Przejdź do rzeczy, Pascal – warknął Juro, ignorując próby drugiego wampira, by go rozdrażnić. - Pozwól mi pogadać z Raphaelem – odparł Pascal, a jego głos nagle stał się poważny. - Nie ma mowy – poinformował go Juro. – Równie dobrze możesz mi powiedzieć to, co masz do powiedzenia. - Tym razem nie ty masz tu coś do gadania, wielkoludzie – powiedział zjadliwie Pascal. – Albo Raphael albo nie ma umowy.
~ 49 ~
- Dobra. Nie ma umowy. Możesz ją zatrzymać. – Juro sięgnął, by rozłączyć rozmowę, robiąc tak dużo hałasu jak to możliwe, żeby Pascal usłyszał jego ruch. Cyn wstrzymała oddech, dopóki nie stało się oczywiste, że sztuczka działa. - Nieważne – mruknął w końcu Pascal. – Pewnie i tak słucha, więc oto umowa. Przyjdzie sam, bez strażników, bez kierowcy, bez pieprzonej ochrony. Wam zostawiamy wyznaczenie miejsca, żeby czuł się bezpieczny. Ale musi przyjść sam. - A co wy dostanie w tej umowie? – zapytał zaciekawiony Juro. – Jak dotąd, zamierzacie zwrócić nam zaginione dobro bez dostania czegokolwiek od nas. Nawet Cyn usłyszała ciche przekleństwo Pascala, jakby nie był przygotowany na takie pytanie. - Pieniądze – odparł szybko. – Potrzebuję trochę pieniędzy na nowy początek, teraz kiedy Klemens nie żyje. - Mogłeś po prostu poprosić – zaszydził Juro. – Lord Raphael jest bardzo hojny dla swoich ludzi. - Taa, tylko że ja nie jestem jednym z jego ludzi. Wszyscy bardzo jasno daliście to do zrozumienia. Gorycz w słowach Pascala była łatwo rozpoznawalna i Cyn zastanowiła się, czy może w pewnym momencie w przeszłości nie spotkali się z Raphaelem i nabrał słabego wrażenia, że Raphael nawet tego nie pamięta. Nawet jeśli, czy on naprawdę myśli, że oni są tak głupi, żeby wierzyć, iż to wszystko jest z powodu pieniędzy? Podeszła jeszcze bliżej Raphaela, by położyć rękę na jego barku, gdy Juro i Pascal uzgadniali końcowe szczegóły. - Potrzeb nam czasu, żeby znaleźć bezpieczne miejsce spotkania – mówił Juro do Pascala. – Zapytamy Anthony’ego, czy możemy u niego zagościć. - Anthony – powiedział lekceważąco Pascal. – Raphaelowi powinno zająć kilka minut ustalenie z nim czegoś takiego. Każdy wie, kto ma prawdziwą władzę na Południu. - Nawet jeśli – powiedział Juro, nie zaprzeczając oskarżeniu. – Jedna godzina. – Rozłączył się na pierwsze sylaby ponownego protestu Pascala.
~ 50 ~
Nie zmarnowali swojej danej dobrowolnie godziny czekania. Zanim Pascal znowu zadzwonił – jedna godzina, co do minuty – już siedzieli w małym odrzutowcu Raphaela na lotnisku. - Ktoś jest niecierpliwy – zauważył Juro. Cyn wzruszyła ramionami. Niecierpliwość Pascala nie była żadną niespodzianką. To, co było niespodzianką, to głos, który powitał ich jak tylko Jared wcisnął guzik głośnika telefonu na pokładzie samolotu. - Raphael? Spojrzenie Cyn przemknęło do Raphaela na znienawidzony dźwięk głosu Alexandry. Nie dość było, że ponownie zdradziła swojego brata. Musiała swoimi małymi gierkami sypać solą na rany. - Raphael, proszę porozmawiaj ze mną. Wiem, że słuchasz. – Błaganie Alexandry skończyło się bardzo przekonującym małym szlochem w głosie. No ale przecież ona zawsze była doskonałą kłamczuchą. Szczęka Raphael się zacisnęła. - Alexandra – odezwał się. - Przepraszam, Raphaelu. – Teraz otwarcie szlochała. – Zmusił mnie, żebym z nim poszła! Zagroził, że zacznie zabijać strażników, że zabije ciebie! Nie wiedziałam, co robić! Oczy Raphaela zamknęły się na chwilę, jakby z bólu, i Cyn chciała sięgnąć przez linię telefoniczną i udusić sukę. Zrobił dla niej wszystko. I oto tak mu się odpłacała. Znowu. Cyn powinna była pozwolić mu zabić ją za pierwszym razem, tyle tylko że… Miała rację odwodząc go od tego. Nigdy by sobie nie wybaczył zabicia swojej własnej siostry. - Daj Pascala do telefonu, Alexandro – powiedział Raphael, nawet nie odpowiadając na jej udawaną rozpacz. Przez głośnik słychać było ciche odgłosy szlochania, a potem podszedł Pascal, a jego głos był pełen zadowolonej z siebie pewności. - Więc, jak będzie, Raphaelu? Twoja siostra czy pieniądze? - Będziemy na Cmentarzu Westlawn w Del Rio, w Teksasie za cztery godziny.
~ 51 ~
- Del Rio – powtórzył wolno Pascal. – Wiesz, co ci powiem. Dlaczego nie przekroczysz mostu i spotkajmy się w Acuna? Raphael i Jared wymienili spojrzenia, a Cyn wiedziała, że Pascal właśnie zdradził coś ważnego. - To niezbyt przyjemne miejsce na randkę – skomentował Jared. - Jared! Wiedziałem, że słuchasz. Ty też Juro, co? Hej, wielkoludzie, jesteś tam? – zawołał, złośliwość była jasno wycelowana w Juro. – A co złego jest z Acuną? – mówił dalej Pascal, kiedy Juro go zignorował. – Boisz się kilku zbirów od narkotyków? - Wampirze interesy najlepiej jest przeprowadzać prywatnie, Pascal – przypomniał mu Jared. - Nie chcemy, żeby ktoś zobaczył jak nisko upadł wielki Raphael, co? – Pascal się roześmiał. – W porządku, w takim razie, jest w Acuna stary kościół. Guadalupe jakiejś tam, czy coś takiego. Ma wielką białą dzwonnicę. Nie można przegapić. Zamyka się po zachodzie słońca, ale ufam, że poradzisz sobie z zamkiem drzwi. - Cztery godziny – powiedział gwałtownie Raphael, najwyraźniej zmęczony tą grą. – Będziemy tam. – Sięgnął, by się rozłączyć, gdy doszedł go głos Pascala. - Upewnij się, że pieniądze będą w gotówce. Tylko dolary amerykańskie. Raphael nie zaszczycił tego odpowiedzią. Wszyscy w samolocie wiedzieli, że ta mała farsa nie ma nic wspólnego z pieniędzmi. - Znasz to miejsce? – zapytał Raphael Jareda, jak tylko byli pewni, że się rozłączyli. - Nie bardzo. Kościoły to niedokładnie moja działka. Ten jest stary, otwarty przeważnie dla turystów. W mieście jest nowa katedra, która robi cały interes. Ale ma rację. W nocy, miejsce będzie opuszczone, a ulice będą na tyle ruchliwe, że nie przyciągniemy uwagi jadąc przez miasto. Raphael przytaknął. - Juro, czy twoi ludzie rozlokowali się po tamtej stronie granicy? Muszą zapewnić nam drogę ucieczki. Juro nic nie powiedział, ale nie wyglądał na szczęśliwego. I Cyn nie była jedyną, która to zauważyła. Raphael uśmiechnął się lekko. ~ 52 ~
- Weźmiemy dwóch dodatkowych strażników i drugiego SUV-a, ale to i tak jest bez różnicy. Wszyscy wiemy, że w tej konfrontacji nie chodzi o ilość. Cyn słuchała tej wymiany i starała się znaleźć sens w tym, co inni najwyraźniej rozumieli. Skoro Raphael uważał, że liczba wojowników za jego plecami nie ma znaczenia, w takim razie to oznacza, że spodziewa się spotkać z mistrzem wampirów, albo może nawet z innym wampirzym panem. Ale pomimo oczywistego fałszu swoich wrogów na każdym kroku, Raphael wydawał się spodziewać gwałtownej walki. To wydawało się jej szaleństwem. Skoro wrogi wampir był na tyle potężny, by spotkać się z Raphaelem jeden na jednego, nie trudziłby się tą szarada z porwaniem Alexandry, prawda? Wszystko, co musiałby zrobić, to przejść przez granicę terytorium Raphaela i czekać na niego aż przyjdzie na wezwanie. Ale nie to zrobił wróg. Zadali sobie cały ten trud, ponieważ chcieli mieć Raphaela w Meksyku, na terytorium Enrique, albo co ważniejsze, daleko od swojego. Najwyraźniej myśleli, że sprowadzając go tam, mogą go zniszczyć. Ale dlaczego tak myśleli? Cyn wstała, przyciągając uwagę wszystkich trzech wampirów. - Nigdy się nie zmienicie, panowie – powiedziała zamyślona. – Wciąż myślicie, że wrogowie zagrają według waszych zasad. Ale nie zagrają. Jest coś więcej niż widać na pierwszy rzut oka. Oczywiście, Alexandra jest przynętą. Ale w co oni grają? Kiedy uwolnią się sprężyny pułapki, co się stanie? Wszyscy posłali jej identyczne puste spojrzenia i nie została uspokojona świadomością, że oni nie znają odpowiedzi na to pytanie tak samo jak ona.
Tłumaczenie: panda68
~ 53 ~
Rozdział 5 Pomimo zmiany miejsca spotkania, nadal lecieli do Del Rio w Teksasie, w celu uniknięcia kłopotów z meksykańskim urzędem celnym. Podróżowanie prywatnym samolotem miało swoje zalety, ale uniknięcie Urzędu Celnego nie było jedną z nich. Każdy z podróżujących wampirów był zdolny wpływać na umysł ludzkiego strażnika, ale w tym przypadku to nie było warte wysiłku. Acuna w Meksyku, to była krótka podróż przez Międzynarodowy Most z Del Rio. Miasto wciąż miało stosunkowo silny przemysł turystyczny, dzięki swojej bliskości z USA, ale obecnie jak prawie każde miasto w Meksyku, było coraz bardziej nękane przez brutalne działania różnych przestępczych organizacji, głównie skoncentrowanych wokół narkotyków. To było złe dla lokalnej ekonomii, ale, jak się okazało, dobre dla spotkań wampirów, które mogły przychodzić tu na swoje własne krwawe bitwy. Jednak, pomimo tej wątpliwej korzyści, Cyn nie była zadowolona, że spotykają się w Meksyku. Było tu zbyt wiele niewiadomych, zbyt wiele okoliczności, że spotkanie może pójść źle, a co nie miało nic wspólnego z wampirami. Było mało prawdopodobne, żeby ktoś próbował zaczepić Raphaela albo któregoś z jego wampirów – a jeszcze mniej prawdopodobne, że im się uda – ale wciąż wolała być po amerykańskiej stronie granicy. Wyglądało na to, że wyczuwał jej niepokój, którego on bez wątpienia nie miał, ponieważ Raphael zarzucił wokół niej ramię, gdy szli do pojazdu czekającego na nich w Del Rio. To był zwykły SUV, bez przyciemnionych szyb i, na nieszczęście, bez kuloodpornego nadwozia. Pochylił się i szepnął. - Kocham cię, moja Cyn. - Nie mów tego – mruknęła. – To brzmi jak ostatnie słowa skazanego człowieka. Posłał jej pytający uśmiech. - Ty naprawdę się martwisz! Nie ma potrzeby.
~ 54 ~
- Wciąż nie wiemy, co tam na ciebie czeka. I wiesz równie dobrze jak ja, że w kościele będzie nie tylko Pascal i Alexandra. - Racja – zgodził się, stając z tyłu i pozwalając jej wsunąć się na tylne siedzenie wraz z nim. – Ale nie będzie też tak źle jak myślisz. Juro już wsiadł za kółko i ruszyli jak tylko za Raphaelem zamknęły się drzwi. Do mostu prowadzącego do Meksyku była krótka droga. - Skąd możesz wiedzieć? – zapytała ostro, gdy wyjechali z lotniska. Wiedziała, że jest upierdliwa, ale była zbyt zmartwiona, żeby odpuścić. - Ponieważ, moja Cyn, gdyby czekało tam na mnie prawdziwe zagrożenie, już bym je wyczuł. - To znaczy, osobiście sam Enrique? Kiwnął głową, ale jego mina wyraźnie mówiła, że ta możliwość jest mało prawdopodobna. - Enrique nigdy nie włączyłby się w to na tym poziomie. Wie, że nie może pobić mnie w wyzwaniu, no i nie ma ku temu żadnego powodu. Nawet jeśli mu się powiedzie, nigdy nie utrzymałby mojego terytorium tak dobrze jak swoje własne. - Ale podejrzewasz go o jakieś zaangażowanie w to. - W tym momencie, to jest prawie pewność, a nie podejrzenie. Fakt, że Pascal nalegał na spotkanie w Meksyku, jest obciążające. Ale udział Enrique jest bardziej w rodzaju pomocnictwa. Chce uratować siebie zdradzając resztę nas, dając moim wrogom bezpieczne przejście przez swoje terytorium. - Drań. Zabijemy go? - Zginie, ale nie z mojej ręki. I nie dziś. SUV został nagle omyty jasnym światłem, gdy skręcili na Międzynarodowy Most i zbliżyli się do przejścia granicznego. Była sobotnia noc i mimo późnej pory przed nimi stała kolejna samochodów kierujących się do Meksyku, przeważnie młodzi ludzie chcący się zabawić po bezprawnej stronie granicy. Cyn przyglądała się hałaśliwej młodzieży w samochodach, które mijali, i miała nadzieję, że wszystkim uda się wrócić. Tak niebezpiecznie jak było w nadgranicznych miastach w przeszłości, tak teraz było tysiąc razy gorzej. Nie było wystarczająco dużej łapówki, żeby powstrzymać grad kul.
~ 55 ~
- Boże, nienawidzę tego – mruknęła. – I jeśli zasugerujesz, żebym tu czekała, sama się zastrzelę. Raphael się roześmiał, jego głowa odchyliła się z zadowoleniem. To wywołało u niej uśmiech, ponieważ to było takie niezwykłe. Raphael nie był zbyt poważny. Rozluźnił się bardzo, od kiedy zaczął przebywać w jej towarzystwie. Ale jego śmiech był zwykle bardziej powściągliwy. Minęli punkt graniczny bez kłopotów, czego raczej się spodziewała, i wkrótce jechali zatkanymi ruchem ulicami Acuny. Ulice były typową turystyczną pułapką, z licznymi sklepami i restauracjami, z białą wieżą widoczną w oddali. Pascal miał rację. Nie była wysoka jak na nowoczesne standardy, ale większość budynków w Acuna nie była wyższa niż na dwa piętra a nawet niższe niż to, więc wieżę łatwo można było zauważyć. Kościół, do którego chcieli dotrzeć, był na obrzeżach dużej dzielnicy mieszkaniowej. Kilka świateł paliło się w domach i jeszcze mniej na samej ulicy. Ich dwa SUV-y zajechały na mały parking za kościołem. Juro zgasił silnik i zapadła cisza, gdy strażnicy Raphaela zrobili to samo w drugim SUV-ie. Siedzieli przez chwilę nic nie mówiąc. Cyn wykorzystała ten czas do przeprowadzenia wizualnego przeskanowania ciemnego parkingu. Była pewna, że wampiry robią to samo, ale korzystając ze swoich nadzwyczajnych wampirzych mocy robią to bardziej efektywnie. Juro spojrzał i napotkał jej oczy w tylnym lusterku, posyłając jej krótkie kiwnięcie otuchy zanim przeniósł wzrok na Raphaela. - Mój panie? – odezwał się. Raphael wciągnął głęboki oddech, smutna mina zeszpeciła jego przystojną twarz. - Jest tu Alexandra – potwierdził. – I dziesięciu innych – dodał prawie niedbale. - Dziesięciu? – powtórzyła Cyn, zastanawiając się, dlaczego tylko ona była tym zmartwiona. - Pięciu z nich to panowie – mówił dalej Raphael. - W takim razie to ich gra – zauważył Jared. - Co? – zapytała ostro Cyn. – O czym on mówi, Raphael?
~ 56 ~
Raphael zacisnął ramię leżące na jej barkach. - Moi wrogowie wiedzą, albo podejrzewają, że nie mogą mnie zniszczyć jeden na jednego. Żaden z nich nie jest wystarczająco silny. Więc pomyśleli, by połączyć swoje siły i w ten sposób mnie zniszczyć. - Zamierzają zabić cię dziś wieczorem? I wiedziałeś o tym? - Tak podejrzewałem – powiedział lekceważąco. – Ale nie bój się, moja Cyn. W tym kościele nie ma dość mocy, żeby mnie skrzywdzić. - I nie jest sam, Cynthio. Ma nasza trójkę, jako wsparcie. – Juro mrugnął do niej w lusterku i Cyn uśmiechnęła się, pomimo ich sytuacji. Nie mogła dotrzymać kroku ani Juro ani Jaredowi, gdy chodziło o czystą siłę, i wiedziała to. I Juro nigdy nie stracił jej zaufania, jako część ochrony Raphaela. - Prawda – odparła. – Więc jak to rozegramy? - Bardzo prosto – powiedział Raphael, przypatrując się kościołowi - i wampirom czekającym w środku - ponurym, groźnym spojrzeniem. – Wejdziemy tam i zniszczymy naszych wrogów zanim oni zniszczą nas. - Kurwa – skwitowała Cyn.
***
Pascal stał w cieniu pustego kościoła, jego dłonie były zaciśnięte w pięści przy jego bokach, gdy walczył z podnieceniem, które kipiało w jego ciele. Jego pani, Violet, właśnie dostała wiadomość od wampira, który stacjonował w pobliżu przejścia granicznego. Raphael był w drodze do kościoła tylko z jednym dodatkowym SUV-em i co wyglądało na tylko dwóch dodatkowych ochroniarzy. Oczywiście, Jared i Juro będą z nim. I jego ludzka partnerka, pomyślał lekceważąco. Ledwie się liczyła. Był całkowicie pewien, że wampirzy pan pojawi się z całym zespołem ochroniarzy, ale jego pani wiedziała lepiej. Rozumiała Raphael w sposób, w jaki nigdy nie zrozumie Pascal. Siła wzywała siłę, zwłaszcza gdy chodziło o wampiry. Ale przecież, miał swoją własną siłę, prawda? Bardzo szczególną moc, która przyciągnęła jego panią do niego, czyniąc go częścią jej wielkiego planu, planu, który sprawi, że stanie się bogaty. Niedługo spełni swoje marzenia, z pieniędzy i piękną kobietą przy boku.
~ 57 ~
- Czy Raphael niedługo tu będzie? Pascal zacisnął w milczeniu zęby. Oto była jedyna kobieta, która nie będzie włączona w jego wymarzone życie. Alexandra była piękna, ale była również strasznym bólem w tyłku i była opętana niezdrową obsesją do własnego pieprzonego brata. Nie wiedział dokładnie ile miała lat, ani skąd pochodziła, ale zaczynał podejrzewać, że pochodziła z jednej z tych kultur, gdzie patrzono przychylnie na małżeństwo między rodzeństwem. - Pascal? - Tak, Alexandro – powiedział z wymuszoną uprzejmością. - Czy to był jej sługa, który dzwonił? Ten na przejściu granicznym? Co powiedział? Pascal zamknął oczy, szukając cierpliwości. Mówił jej milion razy, że jego pani ma na imię Violet, ale Alexandra wciąż obstawała przy nazywaniu jej tylko, jako ona albo jej. - Tak. Dzwonił sługa Lady Violet, by przekazać, że Raphael przekroczył granicę. - Pożałuje tego, co mi zrobił – syknęła z taką zawziętością, nagle drastycznie zmieniając nastrój, że Pascal rzucił jej zdumione spojrzenie. – Już nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć jego twarz – warknęła. Najwyraźniej, można było bezpiecznie dodać schizofrenię do listy grzechów Alexandry. Nic dziwnego, że brat ją zamknął. - Pascal. – Zastygł na melodyjny dźwięk głosu Violet. Był tak różny od chorobliwego skamlenia Alexandry, że pospieszył do jej boku. - Pani – powiedział, pochylając głowę i patrząc na swoje stopy. - Będziesz kontrolował tę kobietę – oznajmiła mu cicho. – Rób, co konieczne. Raphael jest potężnym wrogiem. Wierzę, że nasze połączone energie mogą go zabić, ale do tego potrzebna jest delikatna równowaga mocy i nie chcę, żeby ona wtrąciła się w krytycznym momencie. - Rozumiem, Pani. Zrobię to. – Już miał się odsunąć, gdy jeden ze sług Violet podszedł i wręczył jej telefon. - Wideo z przejścia granicznego, Pani – powiedział cicho wampir. Violet wzięła telefon, ale tylko zerknęła na niego zanim powiedziała. ~ 58 ~
- Pascal, spójrz na to. Powiedz mi, kim oni są. Wziął od niej telefon i jeszcze raz odtworzył film, patrząc jak dwa SUV-y zwalniają, by pomówić ze strażnikami, a potem jadą dalej spokojnie przez most do Meksyku. Fakt, że Violet poprosiła go, by zidentyfikował towarzyszy Raphaela, powiedział mu jak naprawdę mało wiedziała o działaniach Raphaela, a ponadto przekonało Pascala o jego własnym znaczeniu. Nie tylko w obecnym planie Violet zabicia Raphaela, ale w tym długoterminowym, kiedy już założy swój własny dwór w Północnej Ameryce. Wtedy będzie przy jej boku. Jako jej najbardziej zaufany doradca. Wypełniło go niespotykane ciepło, tak nieznane, że ledwie rozpoznał je, jako… satysfakcję. Chociaż to wydawało się być za słabe słowo, by opisać to, co czuł. Była tam duma. I arogancja, także, ponieważ zawsze wiedział, że został przeznaczony do większych rzeczy. - Pascal? Głos jego pani przypomniał mu, że jego przeznaczenie jeszcze nie było ustalone. - Kobieta obok Raphaela to jego partnerka, Cynthia. - Zabrał tego człowieka ze sobą? - Rzadko się rozdzielają, moja pani. Nosi broń i wyobraża sobie, że jest jednym z jego ochroniarzy. Prychnięcie dezaprobaty Violet jasno pokazało jej opinię zanim kontynuował dalej. - Kierowcą jest Juro, jego szef ochrony. Mówiłem ci o nim, moja pani. Ten drugi, czarny, to Jared, jego zastępca odkąd Duncan został panem. Oczywiście, zauważyłaś też wampiry w drugim SUV-ie. - Oczywiście – skarciła go. - Ci dwaj są członkami ochrony Raphaela. Mogą być dobrze wyszkoleni i zdyscyplinowani, moja pani. Raphael nie ryzykuje. - Ale? – zapytała, słysząc podniecenie ukryte pod jego słowami. Pascal się uśmiechnął. - Jared jest pod moim wpływem, tak jak ten łysy ochroniarz. Mogę zmusić własnych ludzi Raphaela, żeby stanęli przeciwko sobie.
~ 59 ~
- Czy Jared jest wystarczająco silny, by poradzić sobie z Juro? - Posiadają równe mocne, ale wierzę, że tak. I nie ma wątpliwości, że mój ochroniarz może zdjąć tego drugiego. Violet uśmiechnęła się do niego niczym dumny rodzic. - Bardzo dobrze, Pascal. - Dziękuję, Pani – powiedział, rumieniąc się z zadowolenia. Taka była spokojna moc osobowości jego pani. Miał zamiar z radością obserwować Violet zabijającą kołkiem tego drania Raphaela. Zamierzał jeszcze bardziej się tym cieszyć będąc częścią tego. Obok niego, Alexandra otworzyła swoje skamlące usta, ale warknął na nią, żeby się zamknęła. Wciąż myślała, że chodzi tu tylko o nią. Ta głupia suka wciąż nie domyślała się, że była jak jednorazowa serwetka użyta do wytarcia ust. Nic dziwnego, że brat ją spisał na straty. To był cud, że nie zrobił tego wiek albo dwa wcześniej. - Już tu są, moja pani – oznajmił cicho sługa Violet i Pascal poczuł falę podniecenia. To był jego moment, taki, który budował przez całe swoje życie. Drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem starego drewna i zajął miejsce przy boku swojej pani.
***
- Zmiana planów – oznajmił Raphael wysiadając z samochodu i wyciągając rękę do Cyn. – Nie wejdziemy głównymi drzwiami. Ulga osłabiła mięśnie Cyn do tego stopnia, że przyjęła jego dłoń dla wsparcia, gdy zsuwała się z tylnej kanapy i stanęła na ziemi parkingu. Za nic nie podobał jej się ten plan, jeśli można było nazwać planem wejście przez główne drzwi. - Dopóki tu jesteśmy – mówił dalej Raphael, przyciągając ją do swego boku – wejdziemy tylnymi drzwiami. Cyn spiorunowała go zmrużonymi oczami. - To nie jest śmieszne, zębatku. Mrugnął do niej.
~ 60 ~
- Zaufaj mi, Cyn. - Ufam ci – mruknęła. – Zróbmy to. Juro prowadził, zajmując pozycję po jednej stronie drzwi, a Jared po drugiej. Cyn i Raphael stali z tyłu, z dwoma ochroniarzami przed nimi, ustawionymi tak, że żadne z nich nie rysowało się w otwartych drzwiach. Juro spojrzał na Raphaela, otrzymując jego ruszaj kiwnięcie, i chwycił ciężką żelazną klamkę. To były stare drzwi, drewno było grube od warstw lakieru dodawanych w ciągu dziesięcioleci użytkowania, szerokie drewniane deski były połączone żelazem. Zatrzeszczały pod swoim własnym ciężarem, kiedy Juro pociągnął i otworzył. Wszyscy zamarli wyczekująco, ale kiedy żadne zagrożenie nie buchnęło przez otwarte drzwi, weszli do kościoła, a Juro i Jared ponownie przejęli prowadzenie. Cyn trzymała rękę Raphaela, ale puściła go jak tylko przeszli przez próg, robiąc krok w bok od niego, i dając im obu miejsce do manewrowania. Dzisiaj trzymała Siga, jako swoją główną broń, który był załadowany na niedźwiedzia – a dokładniej na wampiry – hydrowymi nabojami wampirzy-zabójca. To była ta sama broń i amunicja, której użyła do zabicia Jabrila nie tak dawno temu. Jej ulubiony Glock 9mm był wetknięty z tyłu za pasek spodni, ale teraz wyciągnęła Siga. Wrogie wampiry mogły się obrazić na jej wyprzedzający ruch, ale tym gorzej. Gdyby stawała naprzeciw ludzi, zostawiłaby broń w kaburze i po prostu odpięła do łatwiejszego wyciągnięcia. Ale wampiry były na to zbyt szybkie. Jeśli doszłoby do walki, nie będzie czasu na ten ruch, nieważne jak była szybka. Więc trzymała broń w prawej ręce i miała gdzieś to, kto coś sobie pomyśli. - Raphael! Dzięki Bogu! – Gorączkowe powitanie Alexandry zostało zignorowane przez wszystkich oprócz Pascala, który stał obok niej, gromiąc ją wzrokiem, by zamilkła. - Violet – odezwał się Raphael, nawet nie zwracając uwagi na wybuch swojej siostry. Wampirzyca wyszła z cienia. Szczupła i trochę niska jak na standardy tego wieku, miała długie, ciemne włosy wijące się na ramionach i plecach, oraz twarz, która była zupełnie zwyczajna. Cyn zmarszczyła brwi. To było zaskakujące. Jeśli Raphael znał tę Violet, musieli spotkać się już wcześniej zanim opuścił Europę, co dawało jej jakieś 250 lat życia, a może nawet więcej niż to. Zazwyczaj tak stare wampiry – kobiety czy mężczyźni – dość dobrze wyglądali, niektórzy byli nawet piękni. Wampirza przemiana wydawała się działać leczniczo na choroby i usuwała niedoskonałości w swoich gospodarzach, prawdopodobnie dlatego, by byli bardziej skutecznymi myśliwymi. I to
~ 61 ~
sprawiało, że bardzo zwyczajny wygląd Violet był tak niezwykły. Albo też wampirzej przemiany nie obchodziło to jak ona wyglądała, czy też po prostu to było najlepsze, co mogła zrobić z surowym materiałem, jakim była Violet. Ponieważ Cyn chciała nienawidzić suki, wolała myśleć, że Violet była trollem zanim zaczęła nad nią działać przemiana. Ale zatrzymała te myśli dla siebie. - Raphael – odparła Violet, jej głos był ślicznym sopranem w przeciwieństwie do jej raczej zwykłego wyglądu. – Pochlebia mi, że pamiętasz. - Pamiętam cię, Violet. Ale najwyraźniej ty nie pamiętasz mnie. - Ależ oczywiście, że tak! - Więc dlaczego tu jesteś? I po co ta farsa z Pascalem i nią – powiedział, machając lekceważąco ręką w stronę Alexandry. - Raphael – zajęczała Alexandra, ale Pascal ponownie na nią warknął, by się zamknęła. - Chciałam z tobą porozmawiać – powiedziała wstydliwie Violet. – I nie sądziłam, że jednak przyjdziesz. Raphael zamrugał leniwie. - Więc mów. Na sekundę błysk czegoś mignął w oczach Violet, ale było tam i zniknęło zanim Cyn mogła zidentyfikować emocję za tym. Usta wampirzycy rozciągnęły się w małym uśmiechu i coś wypełniło powietrze, energia, która sprawiła, że na karku Cyn uniosły się włoski. Stężała, kładąc obie dłonie na swojej broni i unosząc ją trochę, przeszukując ciemny kościół za celem. Violet zachichotała miękko i mruknęła. - Pascal. I wtedy Jared zaczął się śmiać.
Tłumaczenie: panda68
~ 62 ~
Rozdział 6 Pascal gapił się zszokowany na Jareda, starając się odnaleźć robaka kontroli, którego zostawił zwiniętego w mózgu drugiego wampira. Spojrzenie Jareda przeniosło się w jego kierunku i uderzyło w niego szarpnięcie energii. Pascal potoczył się do tyłu, prawie zbity z nóg, podczas gdy zastępca Raphaela stał idealnie zrelaksowany, a jego usta wygięły się w uśmieszku. Suchy głos Raphaela przeciął powietrze. - Jak powiedziałem, Violet, najwyraźniej mnie nie pamiętasz skoro myślisz, że mój zastępca może być zmanipulowany przez tanie sztuczki podrzędnego magika. Pascal wciągnął oddech oburzenia na tę zniewagę i sięgnął do umysłu ochroniarza Raphaela. Może Jared był poza jego kontrolą, ale drugi wampir miał mniejszą moc. Pewnie on… Łysy wampir ledwie spojrzał na niego, gdy odrzucił próbę Pascala kontrolowania go. - Powstrzymaj to, Violet – ostrzegł Raphael. – Zanim będzie za późno. - Arogant – warknęła Violet, jej moc zbierała się wokół niej w aurze energii. – Dobrze cię pamiętam, Raphaelu. Zawsze uważałeś, że jesteś lepszy niż reszta nas. – Dała milczący sygnał, zawiadamiający Pascala i inne wampiry, które wzięła ze sobą, każdy z nich miał swoją własną moc. Energia zawirowała wokół Violet zwiększając się wielokrotnie, gdy przekazywali jej swoją siłę, wspierając ją, gdy stanęła naprzeciw Raphaela, z wyrazem najwyższej pewności siebie na twarzy. - Nie tylko stajesz naprzeciw mnie, Raphaelu – zakpiła – ale naprzeciw wielu. Jeden ze sługusów Violet skoczył bez ostrzeżenia, kłębek śmiertelnej intencji wycelowanej nie w Raphaela, ale w jego ludzką partnerkę. Działanie mające na celu rozproszenie wampirzego pana, uczynienie go podatnym na ten jeden moment, co było wszystkim, czego potrzebowała Violet. Ale Raphael nie dał się nabrać, nawet się nie poruszył. Jednak zrobiła to jego partnerka, reagując niemal tak szybko jak potrafi wampir, uniosła broń i strzeliła w wampira, który ją atakował. Jego wrzask agonii wciąż
~ 63 ~
rozbrzmiewał echem przez pusty kościół, nawet gdy proch po jego ciele osiadł na podłodze. Pascal gapił się w głuchej ciszy. Broń. Zabiła wampira kulą. To niemożliwe. Raphael roześmiał się cicho. - Moja Cyn jest niezwykła, nie uważasz? W jednej chwili jego twarz stwardniała i zaatakował, jego moc wystrzeliła szybciej niż Pascal mógł zobaczyć. Jeden po drugim wampirze sługusy otaczające Violet zaczęły się przewracać pod niewidzialnym atakiem Raphaela, ich śmiertelne okrzyki były niczym więcej jak cichymi odetchnięciami niedowierzania, gdy stawały się prochem u jej stóp. Pascal wyciągnął rękę, jego palce zamknęły się na ramieniu Alexandry i wypchnął ją przed siebie, myśląc użyć jej, jako tarczy, ale szybko pojął swój błąd. Czarne oczy Raphaela przeniosły się, po raz pierwszy opadając prosto na Pascala. - Sądzę, Pascal, że zostałeś ostrzeżony, co dzieje się z tymi, którzy zdradzają moje zaufanie. Pascal wzmocnił swój uścisk na Alexandrze, jego usta otworzyły się, by się bronić, by się kłócić, że nie miał wyboru, że był niczym więcej jak narzędziem idącym za rozkazami swojej pani. Ale nagle w budynku jakby zabrakło powietrza, gdy próbował sformułować słowa, jakby jego płuca stały się suchymi łupinami ciała, a jego serce… Usta Pascala otworzyły się w niemym krzyku zaprzeczenia, gdy jego serce stanęło w płomieniach. Jego błagające spojrzenie pomknęło do Violet, jego ostatnim widokiem było kompletne przerażenie na jej twarzy, gdy stała sama przeciwko tego, co jak Pascal teraz wiedział, był najpotężniejszym wampirem na ziemi. - Raphael! Cyn patrzyła w mieszaninie pogardy i niedowierzania jak Alexandra zatacza się w typowo melodramatycznym stylu, by oprzeć się bezsilnie o jedną z drewnianych ławek, jakby to była jedyna rzecz, która utrzymuje ją na nogach. - Dzięki Bogu przyszedłeś – wysapała Alexandra. Cyn uniosła broń na tę zdradliwą, małą sukę, ale Raphael dotknął jej ręki i delikatnie opuścił broń.
~ 64 ~
- Wracaj do swoich panów, Violet – powiedział, ignorując teatralne zachowanie siostry – i zanieś im tę wiadomość. Nie jestem tylko ja, przeciw któremu staną na tym kontynencie. Jestem jednym z wielu i jesteśmy potężni, zdeterminowani i zjednoczeni. Nie powiedzie ci się, jeśli spróbujesz coś na nas wymusić. Violet uniosła drżącą rękę, by zetrzeć ciemną smugę prochu ze swojej bladej twarzy, jej oczy były zmatowiałe, gdy wpatrywała się w Raphaela, chociaż Cyn mogła się założyć, że kobieta w ogóle niczego nie widzi. - Raphaelu, jestem wyczerpana – narzekała Alexandra, całkowicie nieświadoma rozgrywającej się wokół niej sceny. Wzrok Raphaela w końcu przeniósł się na siostrę. - Uwalniam cię, Alexandro – powiedział, jego głęboki głos wypełniony był takim smutkiem, że Cyn automatycznie wyciągnęła rękę, która pogładziła jego ramię w pocieszeniu. Przez kościół, Alexandra podskoczyła gwałtownie, jakby ktoś szturchnął ją patykiem. - Raphaelu – szepnęła – co… - Tak – powiedział, wskazując na kupkę ubrań, które były Pascalem – nagradzam tych, którzy mnie zdradzili. Mimo to wybaczam ci twoją zdradę, Alexandro, ze względu na krew, jaką dzielimy, ponieważ cię kocham. - Wybaczasz? – prychnęła Alexandra, całe jej zachowanie zmieniło się w ułamku sekundy, jakby opadł kamuflaż i pokazała się prawdziwa Alexandra. – Zamknąłeś mnie w klatce, kiedy wszystko, co próbowałam zrobić, to ocalić cię przed nią. – Wytknęła palec w stronę Cyn. – Nigdy nie pragnęłam niczego więcej jak twojego szczęścia – mówiła dalej, jej głos uniósł się piskliwie. – Straciłam wieki czekając, żebyś dał mi to, na co zasługuję. Jestem twoją siostrą! To ja powinnam być tą, która siedzi po twojej prawej ręce, nie jakiś głupi rolnik, którego znalazłeś, a którego wnętrzności rozlały się na błotnistym polu bitwy. Co też Duncan ci proponował, czego ja nie mogę? Mówiłam sobie, że jesteś mężczyzną swoich czasów, że nigdy nie pozwolisz, by to kobieta była u twego boku, że przynajmniej jestem pierwsza w twoim sercu, że na zawsze. A potem zjawiła się ta twoja ludzka suka i już nawet tego nie miałam. Ty zdradziłeś mnie dawno temu, drogi bracie. Gdy zostawiłeś mnie w ruinach domu naszego ojca, zostawiłeś mnie na łaskę diabła, który rozerwał mi gardło i ukradł mi moje człowieczeństwo. Myślisz, że
~ 65 ~
o tym zapomnę? Myślisz, że twoje pieniądze i prezenty wynagrodzą mi wieki nierządu dla tego potwora? Raphael kiwnął głową. - Chciałaś się ode mnie uwolnić. Więc od teraz jesteś wolna. – Zaczął się odwracać. - Czekaj! – krzyknęła Alexandra. – Gdzie mam iść? - Twój nowy sojusznik wydaje się potrzebować sługi – powiedział, wskazując Violet, która stała kompletnie sama. – Może wy dwie dojdziecie do porozumienia. Kiedy odwrócił się od niej, jego wampiry przesunęły się i otoczyły go, a on sięgnął po rękę Cyn. Wsunęła dużego Siga do kabury, a potem splotła swoje palce z jego, jego uścisk był prawie bolesny, gdy przyciągnął ją do swego boku. Wyszedł z kościoła, pokazując Violet plecy, pokazującym tym prostym ruchem, że nie była dla niego zagrożeniem. Zostawił za sobą również Alexandrę. Zostawił też winę, której pozwolił kontrolować się zbyt długo; wieki, które spędził na zdobyciu sobie przebaczenia, którego nie chciała mu dać, za zło, którego nigdy nie popełnił.
Tłumaczenie: panda68
~ 66 ~
Rozdział 7 Zapadła cisza, gdy Raphael i jego świta odjechali przy ryku silników i wyrzuconej spod kół ziemi. Alexandra obrzuciła niesmacznym spojrzeniem zatęchły kościół, by jej spojrzenie w końcu opadło na ciemnowłosą kobietę, która najwyraźniej teraz była jej nową panią. Albo może moc powinna iść w drugą stronę. Przecież Alexandra była starsza i miała do zaproponowania znajomości Raphaela. Teraz był zły, ale nie porzuci jej całkowicie. Jeśli wezwie go, zjawi się tu po nią, tak jak to robił od dnia jej narodzin. - No cóż – odezwała się, stając się niecierpliwa od bezruchu Violet. Kobieta wciąż wydawała się być w szoku po pokazie mocy Raphaela. – Tu jest trochę wilgotno, może… – Jej głos zamarł, gdy Violet w końcu się otrząsnęła, obracając się powoli do Alexandry. - Gdybym miała możliwość, zabiłabym cię tu i teraz – powiedziała Violet, jej głos był niski i ochrypły z wyczerpania. – Ale mam nad sobą pana, a on prawdopodobnie będzie chciał się z tobą spotkać. Umiesz prowadzić? Alexandra potrząsnęła głową. - Raphael zawsze… - Naprawdę nie chcę już słuchać o cudach Raphaela. Chodź, mój samochód jest w pobliżu i, na szczęście dla nas obu, potrafię prowadzić.
Mexico City – dwa dni później Alexandra weszła za Violet do eleganckiego salonu, podłoga z płytek była chłodna pod cienkimi podeszwami jej modnych ciżemek, które miała na sobie, gdy Pascal porwał ją z więzienia Raphaela. To było zaledwie kilka dni temu, mniej niż tydzień, ale odczuwało się, jakby to było dużo wcześniej. Ostatnie dwa dni były piekielną podróżą, z Violet prowadzącą przez całą noc, ich dwójką ukrywającą się podczas dnia w jakimkolwiek tanim motelu, jaki mogły znaleźć na krótki czas. Jeśli można było w ogóle powiedzieć coś dobrego, to tylko to, że miały szczęście, iż to była późna zima, że noce były dość długie, że zajęło im tylko dwie noce, a nie trzy, dotarcie do celu ~ 67 ~
podróży. Którym najwyraźniej była ta śliczna i raczej rozległa hacjenda poza Mexico City. Alexandra wiedziała, że Meksyk był terytorium Enrique, że w Mexico City miał swoją kwaterę główną. Ale to nie Enrique siedział w dużym fotelu, obserwujący nadejście Alexandry i Violet, niczym mężczyzna, który spodziewał się, że uklękną przed jego osobą. Enrique był dość przystojny, ale był też grymaśnym mężczyzną i sprzyjał bardziej formalnej prezentacji. Widziała go kilka razy przez lata pobytu, kiedy to była kolej Raphaela, by gościć spotkanie Rady, i Enrique zawsze był ubrany do perfekcji, przeważnie w trzyczęściowy garnitur i krawat. Nigdy nie ubrałby się tak jak ten wampir, w czarne spodnie i błyszczące kowbojskie buty, jego blond włosy były przygładzone, a dobrze umięśniona sylwetka była oczywista pod kaszmirowym swetrem. - Panie – powiedziała Violet, robiąc to, co Alexandra przewidziała, czyli opadając wdzięcznie na kolana, pochylając głowę. - Zawiodłaś, Violet. - Błagam o przebaczenie, mój panie. Raphael jest silniejszy niż my… niż ja się spodziewałam. A magik był bezużyteczny. Ludzie Raphaela tylko udawali, że są pod wpływem jego sztuczek. Przystojny wampir podniósł oczy, obejmując Alexandrę, która stała kilka kroków za klęczącą Violet, jego badanie było szokująco natrętne, gdy obejrzał ją od głowy do stóp. - To wszystko, co mi przyniosłaś? – zapytał, odprawiając Alexandrę kpiącym uśmieszkiem i zwracając się ponownie do Violet. – Mam nałożnice, Violet. Nie potrzebuję kolejnej. Alexandra spłoniła się mocno, ale chociaż raz zachowała milczenie. Zaczęła żałować, że nie została w swojej celi pod garażem Raphaela. Przynajmniej było tam bezpiecznie, a tego nie czuła w tej chwili. - To siostra Raphaela, mój panie – powiedziała szybko Violet. – To przez nią Raphael tak szybko zjawił się w Meksyku. Mogło nam się nie powieść, ale może wciąż ma jakąś wartość. Pan zwrócił swój wzrok na Alexandrę. - Jesteś siostrą Raphaela? Rodzoną czy zmienioną? – zapytał, kiedy Alexandra kiwnęła milcząco.
~ 68 ~
- Rodzoną, mój panie – odpowiedziała. – Mieliśmy tę samą matkę i ojca. Tej samej nocy zostaliśmy zmienieni, chociaż przez różnych panów. Wampir wydął usta, patrząc na nią w zamyśleniu. - Dlaczego tu jesteś? Alexandra zmarszczyła brwi nie rozumiejąc pytania. - Mój panie? - Skoro twój kochany brat pędził tu, by cię uratować, dlaczego jesteś tutaj zamiast w bezpiecznym uścisku jego kojących ramion? Wciągnęła oddech, wciąż nie bardzo wierząc w to, co się wydarzyło. - Dał mi wybór. Mogłam z nim wrócić, albo przyjść do ciebie. Zdecydowałam się go opuścić. - Dlaczego to zrobiłaś? - Raphael jest pod bardzo dużym wpływem swojego ludzkiego zwierzątka. Nie jest już mężczyzną, którym był kiedyś. Wampir przekrzywił głowę, przypatrując się jej pytająco. - Czy to prawda, Violet? – zapytał, nie zdejmując oczu z Alexandry. - Nie takie odniosłam wrażenie, mój panie. Zaatakowaliśmy kobietę wprost w odpowiednim momencie naszego szturmu, ponieważ zamierzaliśmy rozproszyć Raphaela, zmusić go do obrony jej zamiast siebie. - I? – zapytał niecierpliwie. - A on nawet nie spojrzał w jej kierunku, ani tym bardziej nie próbował jej bronić. - Czy ona nie żyje? - Och, nie, mój panie. Miała broń. - Broń. Zabiła jednego z moich wampirzych panów bronią? – Słowa były pełne niedowierzania, jego głos napięty od złości. - Tak, mój panie – wyszeptała Violet.
~ 69 ~
Wampir zamknął oczy i wciągnął głęboki oddech, ale czy po siłę czy cierpliwość, Alexandra nie wiedziała. Ale kiedy otworzył oczy, patrzył prosto na nią. - Co wiesz o działaniach swojego brata? Alexandra zamrugała zmieszana. - Mój panie? - Jego interesach – wyjaśnił ostro wampir. – Jego finansach. Prywatnych przedsiębiorstwach, rachunkach bankowych, hasłach? Kiedy chciałaś pieniędzy, jak je zdobywałaś? Alexandra zmarszczyła brwi. - Nie miałam pieniędzy. Miałam karty kredytowe, a przez ostatni rok… Nie dał jej skończyć. - A co z kodami do jego prywatnego sanktuarium, miejsca, gdzie śpi… wiesz coś o tym? - Nie – odparła Alexandra, wstrząśnięta, że mógł pytać. – Nikt tego nie wie, oprócz Raphaela. I jego suki, oczywiście. - Więc czym możesz mi się przysłużyć? Nie masz mocy, wiedzy… i irytujesz moją Violet. Alexandra pomknęła spojrzeniem do Violet, która obróciła głowę i teraz rzucała sztylety w jej stronę. - Ale… – zaprotestowała, a potem sapnęła, gdy przytłaczający ból zaczął rozrywać jej pierś, jej płuca się zacisnęły, a mięśnie drżały. Obróciła się z niedowierzaniem do wampira i poczuła miażdżącą siłę jego mocy, palącą się nienawiść w jego oczach. Ze śmiertelnym oddechem, wydusiła końcowe błaganie. - Raphael.
~ 70 ~
Malibu, Kalifornia Ponownie spotkali się w biurze Raphaela. Jared siedział na jednym z dwóch foteli przed biurkiem Raphaela, Juro stał z boku z ramiona splecionymi z tyłu niczym żołnierz stojący na spocznij. Cyn pół dupkiem siedziała na biurku Raphaela, ustawiona tak, żeby nie pokazywać pleców Jaredowi, ale bardziej zwrócona do Raphaela i Juro. - Więc nie ma już wątpliwości – powiedział Raphael. – Przyjechali do Mexico City. - I spotkali się z panem, którego nigdy wcześniej nie poznałem – przyznał Juro. – I nie robi tajemnicy ze swojej obecności. Enrique musiałby być ślepy i głuchy, żeby o tym nie wiedzieć. - Enrique w tym siedzi, mój panie – stwierdził Jared. – Zawarł układ, by zabezpieczyć swoje własne terytorium i do diabła z resztą nas. Cyn nic nie mówiła, ale chociaż raz zgadzała się z Jaredem. Enrique sprzedał się wrogowi. Raphael milczał przez chwilę, jego zadbane dłonie utworzyły przed nim piramidkę. Podniósł swoje czarne oczy, by napotkać spojrzenie Cyn, i pochylił się do przodu, jakby chciał coś powiedzieć. Ale wtem, nagle, szarpnął się do góry, jakby otrzymał ogromny cios. Jego oczy zamknęły się w oczywistym bólu, jego głowa opadła, broda uderzyła w pierś. Cyn zsunęła się zaalarmowana z biurka i przykucnęła przy jego boku. - Raphael? – zapytała, jej dłoń otoczyła jego kark, gdy pochyliła się wystarczająco blisko, by oprzeć swój policzek o jego. – O co chodzi, skarbie? Co się stało? Palące gorąco jego łez zmoczyło jej twarz i poczuła jak jej własne oczy wypełniają się współczuciem, chociaż nie wiedziała dlaczego. - Raphael? Mów do mnie – błagała cicho, zdezorientowana, gdy pozostałe dwa wampiry wymknęły się za drzwi. Juro zamknął drzwi zostawiając ją samą z Raphaelem. Raphael podniósł głowę, jej oczy wciąż płakały krwawymi łzami, gdy napotkał jej wzrok. - Alexandra odeszła – wyszeptał, a serce Cyn zacisnęło się z bólu, nie za siebie, ale za niego.
~ 71 ~
- Och, kochanie – szepnęła, pragnąc móc odgonić ból, w duchu myśląc, że Alexandra nie zasłużyła na taką żałobę, nie zasłużyła na ani jedną sekundę bólu Raphaela. - Jak mogę pomóc? – zapytała. – Czego potrzebujesz? - Tego – odparł Raphael, zawijając wokół niej ramiona i wciągając na swoje kolana. – Po prostu tego. I tak Cyn trzymała go, gdy noc przechodziła, a on cicho opłakiwał stratę, której Cyn wiedziała, że nigdy nie zrozumie.
Tłumaczenie: panda68
~ 72 ~
Epilog Minął tydzień zanim Raphael w końcu podjął temat niedokończonych spraw zostawionych w Acunie. Cyn wiedziała, że wciąż czuje ból i winiła za to Alexandrę. Samolubna suka nie potrafiła nawet umrzeć nie rozsiewając wkoło swojej niedoli. Ale poza tą jedną chwilą szoku w biurze Raphaela – kiedy jego żal był tak wielki, że przeniósł się na Juro i Jareda, a oni wiedzieli zanim Raphael powiedział głośno, że Alexandra umarła – trzymał swoje uczucia starannie na wodzy. Miał w tym wieki praktyki, by trzymać uczucia w ukryciu, ale to się jej nie podobało. Przygotowywali się do wyjścia na wieczór, by uczestniczyć w jakiejś imprezie charytatywnej czy czymś podobnym, na której Raphael musiał się pokazać ze względów politycznych. Mógł być panem świata wśród wampirów, ale prowadził mnóstwo interesów handlowych w świecie ludzi, a to oznaczało spoufalanie się z politykami i szefami korporacji, którzy robili i wpływali decyzjami na działalność Raphael Enterprises. Jeśli chodzi o Cyn, była starą wyjadaczką w tego typu rzeczach. Pojawiała się na rozkaz na zebraniach u swojego ojca i różnych imprezach dziadków od tak dawna jak tylko pamiętała. Położyła kres większości tego jak tylko dorosła na tyle, by wyrazić swoją własną opinie, której nikt nie chciał słuchać, ale jakoś nie przeszkadzało jej robienie tego dla Raphaela. Miłość każe robić ludziom różnego rodzaju rzeczy. Założyła parę pięknych satynowych czółenek z kryształkami od Manolo Blahnika. Obcas nie był tak wysoki jak zwykle lubiła, ale buty były tak śliczne, że i tak je kupiła. A one dodawały małe coś do małej czarnej, którą wyciągała na takie okazje. Ta okazała się być bez rękawów, ale to był tylko przypadek. Miała przynajmniej dziesięć małych czarnych wiszących w szafie, wszystkie nosiła na zmianę. Nawet nie patrzyła którą bierze, gdy ściągała do założenia. Sięgnęła do tyłu, próbując dopiąć zamek, ale potem zdecydowała się wykorzystać swojego wspaniałego mężczyznę w pokoju obok. Wymaszerowała z garderoby, by znaleźć Raphaela siedzącego w jego wielkim fotelu, jak zwykle wyglądającego niszczycielsko. Dzisiaj to było pół oficjalne
~ 73 ~
wydarzenie, sukienki koktajlowe dla kobiet, czarny krawat dla mężczyzn. A nikt lepiej nie nosił czarnego krawata jak Raphael. Spojrzał znad dokumentów, które czytał i posłał jej uśmiech. - Zapniesz mi? – zapytała. Od razu wstał, odłożył papiery na bok i okręcił palcem, żeby pokazać jej, by się obróciła. Cyn podeszła bliżej i pokazała plecy jak nakazał. Poczuła ciepłe muśnięcie jego dużej dłoni, gdy wsunął ją pod sukienkę i do przodu na jej brzuch, gdzie delikatnie nacisnął, przyciągając jej plecy do siebie, a jego wargi opadły na jej nagie ramiona. - Ślicznie wyglądasz, moja Cyn. - Ty też, mój Raphaelu – zamruczała i zamrugała gwałtownie, żeby powstrzymać łzy, które napłynęły do jej oczu, by nie zniszczyć makijażu. To był pierwszy raz od kilku dni, kiedy wydawał się być sobą. Pocałował je ramię, potem kark. - Co ja tu miałem zrobić? – droczył się. - Zapiąć. - Ach, tak. – Pocierając ostatni raz jej brzuch, wysunął rękę i zapiął sukienkę od talii do dekoltu. Spojrzała przez ramię. - Dzięki, zębatku. Uśmiechnął się, a potem nagle spoważniał. Ale to była jego zwykła powaga, bez tego cienia smutku, który zacieniał jego oczy od zbyt wielu dni. - Zidentyfikowałaś dla mnie tego posłańca, moja Cyn? Tego z Meksyku? Przytaknęła, przyjmując z ulgą, że wydawał się wrócić do interesów, ale trochę zmartwiona, ponieważ ten interes łączył się z Meksykiem. - Lana Arnold – powiedziała. – Jest łowcą nagród, ale ma też inną pracę, w której głównie wykorzystuje swoje zdolności łowcy, jak znajdowanie ludzi, którzy zaginęli. Ostatnio przyjęła ode mnie kilka zadań i dobrze się nam współpracuje. Jej agencja mieści się w Arizonie, ale wykonuje mnóstwo roboty po drugiej stronie granicy. ~ 74 ~
Raphael kiwnął głową, a potem podniósł papiery, które czytał, i podał jej. - Spójrz na to. Cyn wzięła proponowane papiery zerkając na niego, ale nic na jego twarzy nie powiedziało jej, czego ma się spodziewać. Pochyliła głowę i zaczęła czytać. To były trzy listy. Pierwszy był prosty, szkic listu z instrukcjami do jego adwokatów, Kimiko i Boyda Lorick’ów, z prośbą o dostarczenie pozostałych dwóch dokumentów do… i tu było puste miejsce, prawdopodobnie dlatego, że czekał na dowiedzenie się imienia od Cyn. Pozostałe dokumenty były bardziej interesujące. Jeden był krótki i słodki, odręczna notatka z pismem Raphaela do kogoś o imieniu Xuan Ignacio, mówiąca mu o tym, że nadszedł czas opowiedzenia historii temu, kto doręczy mu tę wiadomość. Historię czego, zastanowiła się. Zmarszczyła brwi i odłożyła to na bok, czytając ostatni dokument. To również było od Rapahela, ale podobnie jak list do jego adwokatów, to był szkic. Mówił, że wszelka pomoc i wsparcie zostaje dane… kolejne puste miejsce na imię Lany… aby ułatwić jej poszukiwania Xuana Ignacio, i był adresowany do… jej grymas się pogłębił. Spojrzała na Raphaela. - Vincent? Przytaknął w milczeniu. - Słuchaj, wiem, że jest dużym złym numerem dwa u Enrique – powiedziała. – Ale uważam go za rodzaj gracza. Jeśli to takie ważne, jesteś pewny, że wejdzie w to? I kim tak a propos jest Xuan Ignacio? Raphael założył kosmyk jej włosów za ucho, ostrożnie wyjmując go z wiszącego diamentowego kolczyka, który założyła. - Xuan jest bardzo starym przyjacielem z tajemnicą. A co do Vincenta, masz rację. Może być graczem. Ale nie ma już więcej czasu na zabawy, moja Cyn. Wojna jest blisko, a Enrique musi odejść. Cyn przyglądała się jego przystojnej twarzy, prawie bojąc się zadać następne pytanie, ale to było coś, co musiała wiedzieć.
~ 75 ~
- Czy to Enrique zabił Alexandrę, Raphaelu? – przemówiła miękko, próbując zmniejszyć siłę pytania. Krótki błysk zapamiętanego bólu przemknął po jego twarzy i zmartwiła się, że poszła za daleko. Ale potem uśmiechnął się lekko i przeciągnął łagodnie palcem po jej policzku. - Możesz pytać mnie o cokolwiek, lubimaja. Wiem, że się martwisz. Napotkała jego wzrok, czekała. - Nie, Enrique nie był tym, który pozbawił Alexandrę życia. To był ktoś inny. - Wiesz, kto to jest? – zapytała, ponieważ znała Raphaela, znała srogość jego lojalności i bezwzględność jego zemsty. - Wiem, a jego śmierć należy ostatecznie do mnie. – Srebro rozbłysło w jego czarnych oczach, zdradzając wściekłość, jaką czuł, zanim zamrugał i to zniknęło. – Ale śmierć Enrique przebija nawet moją zemstę – dokończył spokojnie. - Spodziewasz się, że Vincent wyzwie Enrique i zabije go, bo tak załatwiasz te sprawy. Mam rację? Raphael znowu kiwnął. - Albo to, albo umrę próbując. Cyn uniosła sceptycznie brew. - Wiesz chociaż, czy Vincent jest zainteresowany wyzwaniem Enrique? Czy w ogóle chce być Panem Meksyku? Raphael obnażył zęby w drapieżnym uśmiechu. - Jeśli nie teraz, to wkrótce. Xuan Ignacio i twoja przyjaciółka Lana zadbają o to.
Tłumaczenie: panda68
~ 76 ~