Copyright by Wydawnictwo Złote Myśli & Aleksander Sowa, rok 2010
Nr zamówienia: 925597 Nr Klienta: 305004 Data realizacji zamówienia: 2010-12-06 Zapłacono: 10,85 zł
Autor: Aleksander Sowa Tytuł: Autor 2.0
Data: 2010
Zdjęcie do projektu okładki zostało użyte za zgodą istockphoto.com
Wydawnictwo Złote Myśli sp. z o.o. 44-100 Gliwice ul. Daszyńskiego 5 www.ZloteMysli.pl e-mail:
[email protected] Autor oraz Wydawnictwo "Złote Myśli" dołożyli wszelkich starań, by zawarte w tej książce informacje były kompletne i rzetelne. Nie biorą jednak żadnej odpowiedzialności ani za ich wykorzystanie, ani za związane z tym ewentualne naruszenie praw patentowych lub autorskich. Autor oraz Wydawnictwo "Złote Myśli" nie ponoszą również żadnej odpowiedzialności za ewentualne szkody wynikłe z wykorzystania informacji zawartych w książce. Niniejsza publikacja, ani żadna jej część, nie może być kopiowana, ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana, powielana, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji. Jeśli przez myśl przeszło Ci, aby udostępnić tę książkę za darmo w internecie łamiąc tym samym prawa autorskie, POMYŚL, czy nie lepiej przyłączyć się do Programu Partnerskiego i ZARABIAĆ poprzez promowanie tej i kilkuset innych książek z naszego wydawnictwa. Zobacz szczegóły. Wszelkie prawa zastrzeżone. All rights reserved.
Spis treści Wstęp................................................................................................. 5
Część pierwsza: Jak wydać (własną) książkę? Co publikują wydawcy?............................................................13 Mein Kampf...................................................................................21 Jak powstaje książka?................................................................33 Wytnij swojej książce numer...................................................37 Przygotowanie manuskryptu.................................................41 Dziękujemy, nie skorzystamy..................................................47 Drogi do publikacji.....................................................................53 Małżeństwo z wydawcą............................................................57 Własne wydawnictwo................................................................65 Self-publishing.............................................................................77 Konkursy literackie ....................................................................87 Indies — pisarstwo niezależne...............................................95 Hiperpublikacja......................................................................... 101 Agent literacki........................................................................... 107 Paragrafy...................................................................................... 113 Pod pseudonimem.................................................................. 133 Pisarz czy grafoman................................................................. 137 Lista wydawnictw..................................................................... 141
Część druga: Jak zarobić na (własnej) książce? Parę słów na początek............................................................ 151 Honoraria autorskie................................................................. 155 Kontrola sprzedaży.................................................................. 159
Generowanie zysków na papierze..................................... 165 Programy partnerskie............................................................. 171 Sprzedaż praw autorskich..................................................... 177 Promocja swojej publikacji................................................... 185 Strona internetowa....................................................................... 186 Artykuły............................................................................................. 190 Udostępnianie darmowych fragmentów.............................. 196 Fora internetowe............................................................................ 197 Serwisy społecznościowe........................................................... 198 Patronat medialny......................................................................... 199 Konkursy........................................................................................... 200 Kontakt z czytelnikiem................................................................. 201 Wieczory i spotkania autorskie................................................. 202
Krytyka i recenzja .................................................................... 205 Sprzedaż i dystrybucja........................................................... 213 Quo vadis?.................................................................................. 223 Bibliografia.................................................................................. 229 Aneks............................................................................................ 231
Wstęp
Przed użyciem informacji tutaj zawartych nie trzeba czytać ulotki, ale warto przeczytać wstęp. Jeśli wystąpią objawy niepożądane, można skonsultować się z lekarzem lub farmaceutą. Albo z autorem, chociaż pewnie będzie zajęty pisaniem następnego tekstu. Wydanie własnej książki, a jej napisanie, to dwie różne sprawy. Publikacja swojej książki i zarobienie na niej — także. Od tego chciałbym zacząć. Dlatego już na samym początku daję jasno do zrozumienia, że nie znajdziesz tutaj rad dla początkujących pisarzy w przedmiocie trzymania pióra. Otrzymasz za to garść informacji o tym, co robić, przelawszy już cały atrament z owego pióra, tak ochoczo przez autora-narratora w charakterze metafory przed chwilą użytego. Pisać o tym, jak pisać, chyba nie powinienem. Zbyt dużo jeszcze muszę się nauczyć, by móc to robić. Przynajmniej taką mam świadomość. Może kiedyś w szaleńczym ataku aroganckiej pewności siebie zdecyduję się porwać z motyką na słońce. Ale jeszcze nie teraz. Dziś zająłem się czymś zupełnie innym. Pisaniem o wydawaniu i zarabianiu na tym.
5
Aleksander Sowa W wirtualnym świecie, świecie web 2.0, nieporównywalnie więcej ludzi niż kiedyś chciałoby wydać to, co napisali, co stworzyli. Najpotężniejsze medium świata, jakie kiedykolwiek powstało — internet, znakomicie ułatwia sprawę. Dzięki niemu nie tylko można zasięgnąć informacji o tym, jak to zrobić, ale też sprawdzić, jak to zostało przez innego autora już kiedyś zrobione. Wreszcie internet może się stać zarówno wydawcą, jak i kanałem dystrybucji dzieła, które pragniemy opublikować. Możliwości jest wiele. Korzystają z tego coraz nowsi autorzy-amatorzy. Czy to źle? Może to oczywiście powodować, że na rynku wydawniczym będą się pojawiać publikacje niskiej wartości i niskiej jakości. Nie zapominajmy jednak, że tak było zawsze. Z tą różnicą, że w świecie web 2.0 rolę recenzenta, krytyka i redaktora przyjmującego dzieło przejmuje w coraz większym zakresie odbiorca. Nie ulega wątpliwości, że jest to persona najbardziej w tej roli kompetentna. Wydany utwór w sposób możliwie najbardziej niezakłócony zostaje poddany najsurowszej ocenie. To zapewnia swoisty, niczym w naturze, mechanizm obronny przed zachwaszczeniem rynku gniotami. Swoisty mechanizm samomoderacji1 znany wszystkim z Wikipedii. Może nie doskonały, jak twarz modelki spod pipety Photoshopa, ale chyba najlepszy. Wikipedia jest encyklopedią powszechną, ciągle pisaną i redagowaną przez internautów ją tworzących. Dzięki temu zapewniona jest nieustanna weryfikacja materiałów, usuwanie błędów i prób manipulacji informacjami. 1
6
Wstęp Inną od problematyki napisania i potem wydania własnego utworu jest kwestia zarabiania na nim. Celowo nie użyłem słowa „sprzedaży”, bowiem zarabiać można w sposób różnorodny, nie tylko sprzedając. Jednocześnie temat zarabiania jest o wiele bliższy wydawaniu, niż nawet sam proces tworzenia książki. Ale w większości również wybiega poza ramy tego, o czym tutaj przeczytasz. Przy okazji publikacji mojej powieści powiedziałem kiedyś w Radiu Opole, że własne utwory wydaje się po to, aby mogły dotrzeć do czytelnika albo… aby na wydaniu zarobić2. Tak sądzę. Dlatego problemy wydawania są tak bliskie kwestii zarabiania. Oczywiście można wydać jakąś publikację, zdając sobie sprawę z tego, że zysk będzie znikomy. Można wydawać utwory w celu autopromocji albo reklamy. Owszem. Niemniej w książce, którą czytasz, za punkt wyjścia przyjąłem, że wydaje się głównie dla pieniędzy. Mając na uwadze, że nie każdy myśli tak jak ja, oraz by ułatwić odbiór informacji, tekst został podzielony na dwie odrębne części: pierwszą — o wydawaniu, i drugą — o zarabianiu. Wreszcie pozostaje sprawa przedmiotu dzieła. Wielokrotnie będę zamiennie używał słów: dzieło, książka, ebook, publikacja itd. Choć w istocie każde z nich ma inne znaczenia. Nawet w podtytule użyłem słowa „książka”, na dobrą sprawę w odniesieniu do treści mojej publikacji nieprzyzwoicie nieprecyzyjnego. Wywiad dostępny na stronie: www.wydawca.net/umrzec-wdeszczu.htm. 2
7
Aleksander Sowa Ale uważam, że uproszczenia służą jednak lepszemu odbiorowi, a akcja będzie się toczyć płynniej. Jak w tangu, bez potknięć. Nie każdy jest doktorem habilitowanym, a mój esej pracą habilitacyjną nie jest. Uznajmy zatem, że są to wszystko rodzaje (odmiany) książki, którą wydajemy i skupmy się właśnie na wydawaniu. A potem na zarabianiu na wydanej własnej publikacji. Wstęp zamyka postać twórcy. Paradoksalnie, to sprawa kluczowa. Autor 2.0. Tutaj twórca jest ważniejszy niż samo dzieło. Dla mnie postać owa to przede wszystkim miks artysty i rzemieślnika, w którym proporcje składników twórczej duszy mogą zależeć od faz księżyca czy cyklu menstruacyjnego, ale głównie od tego, jak własną twórczość się postrzega. I co chce się osiągnąć, kiedy się już przed samą śmiercią dorośnie. Twórca wykluczający stronę komercyjną własnej aktywności jest dla mnie przede wszystkim amatorem. Jasne, że jednym będzie wystarczało, jeśli czytelnicy spotkają się z dziełami przez niego stworzonymi, ale dla mnie taki ktoś to grafoman. Dla każdego pisarza, poety, felietonisty słowo brzydkie, przykre i obraźliwe. Jedyne jednak, co w ogromnej większości przypadków odróżnia pisarza od grafomana, to kwestia pieniędzy. I to należy sobie uświadomić. Twórca osiągający zyski ze swojej twórczości, choćby pisał jak ostatnia pokraka, zrzuca z siebie ciężar grafomańskiej etykietki i staje się niewątpliwie (gorszym lub lepszym) pisarzem rzemieślnikiem. Rzemieślnik, 8
Wstęp który opanował sztukę pisania do perfekcji, ma wierną rzeszę czytelników (właściwie nieistotne ilu), a jeśli jego dzieła znajdują uznanie odbiorców, to wtedy jest artystą. Jeśli do tego taki twórca przejął nad wydawanym dziełem niemal całkowitą kontrolę (pisanie, wydawanie, projektowanie okładki, działania marketingowe itp.), to jest to prawdziwy niezależny artysta pisarz. Oczywiście pojęcie sztuki jest płynne i nie istnieje jedna ogólnie przyjęta i spójna definicja. Granice sztuki są ciągle na nowo definiowane. W każdej chwili może pojawić się dzieło, które w arbitralnie przyjętej, domkniętej definicji się nie (z)mieści. A teraz przyszła pora na warning3. Zanim przeczytasz, przyjmij do wiadomości, że informacje tutaj zawarte stanowią wyłącznie poglądy autora i nie bierze on odpowiedzialności za skutki wywołanie po ich przeczytaniu. To znaczy ja nie biorę. Z moimi poglądami możesz się nie zgadzać. To naturalne. I mało to mnie, prawdę mówiąc, obchodzi. Nie zmuszam, by słuchać o tym, jak wydaje się książki i jak się potem na nich zarabia. Tylko do tego zapraszam.
3
Warning (ang.) — ‘ostrzeżenie’.
część pierwsza
Jak wydać (własną) książkę?
Co publikują wydawcy?
Każdy wydawca na tak zadane pytanie odpowie truizmem: wydawcy wydają dobre książki. Przy okazji jednak często skłamie. Tak byłoby wyłącznie w świecie rządzonym przez ideę i najwyższe wartości. Światem jednak, niestety, rządzi mamona. Nie łudź się, ten esej wydałem po to, by zarobić pieniądze. Napisałem go także z potrzeby tworzenia, owszem. Piszę, bo lubię, ale i dlatego, że zarabiam na tym. Nie siedziałbym przed monitorem po kilka godzin dziennie, nie wstawałbym o piątej nad ranem i nie czytał dziesiątków artykułów i książek, tylko żeby napisać nowe dzieło. To byłaby grafomania. Robiłem to po to, aby napisać książkę i potem na niej zarabiać. Oczywiście nie jestem oszustem, zatem coś za te pieniądze sprzedaję. Tym czymś jest wiedza. Są rady, wskazówki i pomoc w tym, co jest tematem niniejszego poradnika. Zresztą nazywaj to dziełko jak chcesz. Dla mnie istotne jest, że chciałbyś wydać swój tekst (książkę, komiks, ebook czy jeszcze coś innego, niepotrzebne możesz skreślić) i być może również na tym zarobić. A ja mam Ci w jednym i w drugim pomóc.
13
Aleksander Sowa Zakładam, że czytasz moje słowa, i to ze zrozumieniem. Wiem, ambitne założenie, ale co tam. Pewien Litwin napisał kiedyś: „Tam sięgaj, gdzie wzrok nie sięga / Łam, czego rozum nie złamie”4. Mam nadzieję, że założenia mam słuszne. Zatem prawdopodobnie jesteś w jednej z trzech sytuacji: a) napisałeś książkę, b) piszesz, ale jeszcze jej nie ukończyłeś i c) jeszcze nie zacząłeś pisać, ale masz zamiar to zrobić, a potem pisanie skończyć. Te 3 niezbyt skomplikowane możliwości mają wspólny mianownik: to, co napiszesz, zamierzasz wydać, prawda? To Twój cel. To akurat ważne założenie. Może bowiem zdarzyć się tak, że owszem, jesteś w przypadku a, b albo c, ale tego, co powstało, powstaje albo powstanie, nie zamierzasz wydać. Lubisz pisać, ale nie interesuje Cię sława pisarza, ciężkie od tantiem autorskich konta bankowe, błyszczące felgi nowiutkiego mercedesa SL 500 i tak samo błyszczące usta jego pasażerki. Proszę bardzo. Nie moja sprawa i książka nie dla Ciebie. Zanim cokolwiek wydasz, musisz to napisać. Tu jest tzw. pies pogrzebany. Zgodnie z tym, co napisałem w innej części tej publikacji, masz właściwie dwa wyjścia. Albo wydać swoje dzieło samodzielnie, albo Twoje dzieło wyda specjalizujący się w takiej działalności podmiot gospodarczy. Jeśli jesteś bystry, zapewne się domyślasz, że jest nim wydawnictwo. Nieprzypadkowo użyłem sformułowania: podmiot gospodarczy. Zrobiłem to przede wszystkim dlateA. Mickiewicz, Oda do młodości [w:] Idem, Wiersze, Warszawa 1970. 4
14
Co publikują wydawcy? go, abyś zrozumiał, że wydawnictwo to firma. Zatem coś, co ma przynosić zysk. Na tę firmę składa się właściciel (plus wspólnicy, albo i nie) oraz pracownicy. Nadrzędnym jej celem nie jest wydawać książki, broszury, ulotki reklamowe czy też magazyny ilustrowane. Celem wydawnictwa jest zarabiać. Powtórzę raz jeszcze — niech utkwi Ci to w korze mózgowej i w sercu: ZARABIAĆ. Zatem prawidłowa odpowiedź na pytanie z tytułu tego rozdziału brzmi: wydawnictwa wydają to, na czym mają nadzieję zarobić. Z tym że nadzieja to wiadomo, czyją jest matką. Mnie ta branża przypomina trochę bliskie mojemu sercu latanie i spadochroniarstwo. Lądowanie jest obowiązkowe, start niekoniecznie. Wydawać nie trzeba, ale na wydawaniu wydawcy muszą zarabiać. W biznesie ten, kto ryzykuje, ten zyskuje albo traci. Nadzieja nie ma tu nic do rzeczy, a liczy się chłodna kalkulacja. Wydawca wyda na pewno to, na czym wie, że zarobi. Może też wydać coś, na czym nie wie, że zarobi, ale postanowi zaryzykować. Ryzyko oznacza jednak wyłożenie jakiejś kwoty i poświęcenie jakiegoś odcinka czasu na przygotowanie do wydania. To wszystko kosztuje. Publikacja książki, powiedzmy 150-stronicowej, bez ilustracji, w miękkiej kolorowej okładce i wprowadzanie jej do sieci dystrybucji, to koszt ok. 10–15 tys. zł przy minimalnym opłacalnym nakładzie w technice druku offsetowego. Taki nakład to tysiąc sztuk. Wyobraź sobie, że właściciel wydawnictwa siada do stołu w kasynie (kasynem jest rynek wydawniczy) i kładąc 15
Aleksander Sowa na blacie 10–15 tys. zł, ma nadzieję, że ta kwota się podwoi. Istnieje jednak niebezpieczeństwo, że może pieniędzy nie odzyskać. O wiele przyjemniej jest grać, mając pewność, że się wygra, nieprawdaż? Oczywiście wydawanie ma więcej wspólnego z grą w kasynie, niż można by po moich wcześniejszych zdaniach wnioskować. Może przecież zdarzyć się również tak, że wydawca wydaje jakąś książkę, wykładając te nieszczęsne 10 albo 15 kawałków i… okazuje się, że z jakichś powodów (skandal medialny, nakłady na reklamę, dobre recenzje krytyki i czytelników itp.) ten minimalny opłacalny nakład rozchodzi się w trymiga. Tak było np. z pierwszym wydaniem Władcy Pierścieni. Zostało opublikowane w bardzo małym nakładzie i w sumie niechętnie. Uznano, że książka nie zarobi wiele. Krytycy powiesili wszystkie bezdomne psy Wielki Brytanii i Stanów Zjednoczonych na tym dziele. Mimo to nakład został natychmiast wyczerpany. Taka sytuacja jest porównywalna z trafieniem szóstki w Lotto albo ze złapaniem złotej kury za jaja. Właściwie złapanie kury, która znosi złote jaja, ale co tam. Trochę humoru rodem z polskich komedii nie zaszkodzi. Wystarczy bowiem zainwestować następne pieniądze na kolejny nakład. Tyle że teraz bez obaw o ich utratę. Wydawca otrzyma towar, który — sprzedany — z pewnością da zysk. I jeśli okaże się, że zamiast tysiąca egzemplarzy sprzeda się 10 tys., potencjalny zysk to nie 10–15 tys. zł, ale 100 czy 150 tys. zł! Teraz pomyśl 16
Co publikują wydawcy? — niektóre książki sprzedają się w kilkumilionowym nakładzie! To dlatego tak trudno jest wydać cokolwiek nieznanemu autorowi. Nikt nie wie, kim ów jest. Nikt nie zna jego twórczości. To może oznaczać, że nikt nie kupi książki, w którą wydawca zainwestował swoje pieniądze i czas. A on, wiadomo, jest bezcenny. Dlatego wydawcy chętnie publikują znanych autorów. Wybierają tzw. sprawdzone rozwiązania. Z bardzo prostego powodu — wiadomo, że ich książki się sprzedadzą. Warunkiem zysku jest sprzedanie ponad 65% nakładu. To dużo. Zdarza się, że tzw. uznani twórcy wydają o wiele słabsze dzieła niż te, które wydawnictwa odrzucają u początkujących twórców. To jest magia nazwiska, które przyciąga, a dla wydawnictwa oznacza ono sprzedaż. Innymi słowy — zysk. Problemem debiutanta jest absurd. Nikt nie wydaje jego dzieł, bo jest nieznany. Jest nieznany, bo niczego nie wydał. Do tego, jeśli nie pisze w jakiś wyjątkowo oryginalny czy nowatorski sposób — nie bardzo ma szansę zaistnieć. Właściciel wydawnictwa woli publikować książki, które są podobne do innych, bo takie ludzie czytają (kupują — czytać nie muszą). Dobrze znane tematy są poszukiwane, nowy — nie wiadomo, czy chwyci. Z drugiej strony jest jeszcze gorzej. Jeśli tak, to trzeba pisać tak jak wszyscy. Stare tematy, styl na czyjeś podobieństwo. Tylko że gdzie tu swoboda tworzenia i oryginalność? A na dodatek, podróbki są niechętnie widziane. Przede wszystkim przez czytelnika, co au17
Aleksander Sowa tomatycznie oznacza, że także przez wydawcę. Oczywiście zdarza się, że oficyny chętnie publikują też książki nieznanych autorów, ale jeśli o wydawanym dziele jest głośno w mediach. Dobrym przykładem jest tutaj Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną Doroty Masłowskiej5. W wieku 19 lat, w 2002 roku, nikomu nieznana licealistka zamiast uczyć się do matury, napisała w miesiąc swoją pierwszą książkę. Krytyk literacki i dziennikarz, a przy tym właściciel wydawnictwa Lampa i Iskra Boża, Paweł Dunin-Wąsowicz, zdecydował się powieść Masłowskiej wydać. Książka spotkała się z bardzo przychylnymi recenzjami Jerzego Pilcha i Marcina Świetlickiego oraz promocją Roberta Leszczyńskiego w programie Idol. Oprócz tego zebrała wiele negatywnych opinii. Dzięki temu, a także dzięki nagrodzie Paszport Polityki i nominacji do Nagrody Literackiej Nike, stała się jednak bestsellerem. Do końca roku 2002 sprzedano jej 50 tys. egzemplarzy, a łączny nakład przekroczył 120 tys. egzemplarzy. Sama pisarka w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” w kwietniu 2009 roku przyznała, że książka była „histerycznie i ogromnym kosztem nagłaśniana przez media, co spowodowało, że na fali medialnego hałasu czytelnicy kupowali coś, czego nie rozumieli”6. Nieważne. Książka się sprzedała, a wydawca zarobił. D. Masłowska, Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną, Warszawa 2002. 6 J. Cieślak, Masłowska. Jedna z miliona [dok. elektr.] http:// www.rp.pl/artykul/2,296205_Maslowska__Jedna_z_miliona. html [dostęp 26.10.2010]. 5
18
Co publikują wydawcy? „No dobra” — zapytasz. „Facet, piszesz poradnik o tym, jak wydać książkę, a mendzisz o jakiejś Masłowskiej! Po kiego grzyba?” Przede wszystkim po to, aby uświadomić Ci raz na zawsze, Drogi Kandydacie Na Pisarza, że wydawcy publikują książki takie, na których zarobią. Jeśli napisałeś coś, co w ich oczach jest niekomercyjne — nie wydadzą tego. Książka jest towarem, produktem, który przynosi zyski. Nie jest najważniejsze, co ta książka zawiera. Ona ma zarobić, dać zysk, a to można osiągnąć tylko ją sprzedając. Nie po stronie wydawnictw leży wina, że statystyczny Kowalski albo raczej Kiepski czyta tylko pół książki rocznie. Nie są odpowiedzialni za to, że ogromna część z tego, co czytają, to poradniki, przewodniki turystyczne, podręczniki szkolne i literatura popularna. Oni tylko odpowiadają na zapotrzebowanie, na popyt patrząc przez najszerszy pryzmat. To z tego powodu wydawcy wolą zawalić półki księgarni poradnikami o gotowaniu i tresurze psa. Wówczas istnieje prawdopodobieństwo, że sprzedadzą cały nakład i zarobią. Tak samo jest w przypadku tłumaczeń z języków cudzych. Jest — powiedzmy — autor, który w Stanach Zjednoczonych sprzedał milion egzemplarzy swojej książki. Automatycznie zostanie ona wykupiona w Polsce. Pod warunkiem że autor jest znany także u nas. Do tego najlepiej jeśli nakręcono film na podstawie dzieła — to wybitnie podniesie zainteresowanie. Najciekawsze jest, że nawet poradniki rodem ze Stanów albo Wielkiej Brytanii, które są czasem tylko przetłumaczone (bez adaptacji do warunków krajowych) i mają się nijak do polskiej 19
Aleksander Sowa rzeczywistości, także sprzedają się jak świeże bułeczki. Wydanie mają zagwarantowane. Podsumowując — nie chcę, abyś nabrał przekonania, że wydawcy są źli, chciwi i działają na szkodę tzw. kultury. Chcę uświadomić Ci, że wydawcy są przedsiębiorcami, którzy aby przetrwać, muszą zarabiać. Na rynku jest ich wielu, jest spora konkurencja i kilka błędnych decyzji wydawniczych może doprowadzić do bankructwa. A to skutkuje brakiem pracy dla kilku, czasem kilkunastu ludzi.
Mein Kampf7
Jednym z zadań pisarza jest wstrząsać i zakłócać spokój. Masz drażnić dziełem, które ma jednocześnie wabić nieuświadomioną alchemią. To dlatego tytuł tego rozdziału zaczerpnąłem z pewnego niemieckojęzycznego bestsellera. To dobry przykład, że nie jakość dzieła stanowi o tym, czy zostanie ono opublikowane. Jeśli uznasz, że moja historia jest dla Ciebie mało interesująca albo wręcz niepotrzebna, nie wahaj się przerzucać kartek, nie czytając. Są tacy, którzy robili tak w podstawówce, a potem w najlepszym razie w szkole zasadniczej. Teraz zarabiają kilkakrotnie więcej niż ci, którzy czytali wszystko, co im kazano przez 8 lat podstawówki, 4–5 lat szkoły średniej i 5–6 lat studiów. Pisać umiałem w wieku 4 lat. Dziś mam ponad 30 i to sens mojego życia. Lubię to. Prawdopodobnie jesteś kimś, bez kogo nie miałoby to najmniejszego sensu. Potrzebuję Cię, a Ty mnie. Właśnie czytasz moje słowa. Kupiłeś8 tę książkę, a to najlepszy dowód na to, że jesteś czytelnikiem, a ja pisarzem. Mein Kampf (niem.) — ‘moja walka’. Moja twórczość jasno dowodzi, że jestem szowinistą. To pozwala zakładać, że Czytelnik jest mężczyzną. Niemniej jeśli zdarzył 7
8
21
Aleksander Sowa Oczywiście tutaj może pojawić się pytanie, czy czuję się artystą, czy może grafomanem. Zaraz udowodnię, że jakkolwiek jest naprawdę — nie ma to większego znaczenia. Mogę być także rzemieślnikiem, choć niczego to teraz nie zmieni. Posłużę się słowami autora kilku wspaniałych powieści, takich jak: Cień wiatru9 czy Gra anioła10. Otóż właśnie w tej wymienionej jako druga Carlos Ruiz Zafón napisał, że „pisarz nigdy nie zapomni dnia, w którym po raz pierwszy przyjmuje pieniądze lub pochlebstwo…”11. Wierz mi, jest to najprawdziwsza prawda! Pierwsze pieniądze za to, co napisałem, przyjąłem gdzieś w mrokach szkoły średniej. Był rok 1998 albo 1999, miałem długie włosy, ważyłem 68 kg, a 400 m przez płotki przebiegałem w czasie poniżej jednej minuty. Za wypracowania z języka polskiego pisane dla kolegów z internatu dostawałem kilka złotych. Potem przyszły studia. W tym czasie w moim życiu pojawił się komputer z Windowsem 95 i edytorem tekstowym Word. Komputer nie był mój, niestety. Była to dla mnie maszyna wielce luksusowa. Stypendium socjalne, jakie wielkodusznie przyznała mi Politechnika Opolska, wyniosło 50 zł, a za miejsce w pokoju studenckim musiałem zapłacić 180 zł. Mając 21 lat, by zapłacić za akademik, kromkę chleba i piwo, się jakiś niewyjaśniony cud i nie jesteś mężczyzną — witam Cię tym serdeczniej. Ergonomia jest dla mnie bardzo ważna, więc jako Czytelnika pozbawię Cię płci. 9 C. R. Zafón, Cień wiatru, Warszawa 2005. 10 Idem, Gra anioła, Warszawa 2008. 11 Ibidem.
22
Mein Kampf musiałem zacząć pracować. Podjąłem pracę ochroniarza w jednej z opolskich firm z tej branży. Prawda była taka, że pracowałem jako nocny stróż (czytaj: cieć) za 3,70 zł netto, wypracowując 190–210 godzin w miesiącu (wynik rekordowy wyniósł 245) przeważnie pilnując maszyn, budów, magazynów albo od święta Michała Wiśniewskiego na koncertach. Długie, samotne noce „na obiekcie” można było przeznaczyć na picie alkoholu, czytanie albo na spanie… Wybrałem inną drogę. Po tym jak kolega z pokoju, dziś mój przyjaciel, nauczył mnie podstawowej obsługi komputera, dostałem pierwszą wypłatę w wysokości 750 zł. Nagle, mając pieniędzy „jak lodu”, mogłem zaszaleć. Odkryłem Allegro.pl i w kafejce internetowej wylicytowałem swój pierwszy komputer. Był to laptop z procesorem 386 (o ile dobrze pamiętam), mający 16 MB pamięci RAM, z twardym dyskiem o pojemności 250 MB. Po zainstalowaniu Worda 95 pozostało z tego niecałe 50 MB pamięci na dokumenty, które odtąd mogłem ciemnymi nocami tworzyć na służbach. Mniej więcej wtedy zacząłem pisać też swoją pierwszą w życiu powieść zatytułowaną Artur12. Musiała wprawdzie poczekać prawie 6 lat na publikację, ale dzięki temu dziś rozumiem, co Zafón miał na myśli, pisząc: „Nigdy (pisarz — przyp. aut.) nie zapomina tego momentu, kiedy po raz pierwszy słodka trucizna próżności zaczyna mu krążyć w żyłach, wierząc, że jeśli zdoła ukryć swój brak talentu, sen o pisarstwie zapewni mu dach nad głową, ciepłą strawę pod wieczór…”13. 12 13
A. Sowa, Umrzeć w deszczu, Szczecin 2006. Zafón, Gra anioła, Warszawa 2008.
23
Aleksander Sowa Równocześnie z powieścią zacząłem interesować się czymś, co było jeszcze właściwie nowością w Polsce. Były to publikacje elektroniczne czy też ebooki. Oczywiście muszę szybko napisać sprostowanie. Na Allegro sprzedawano wtedy publikacje mające kilka, kilkanaście stron, nazywając je ebookami. Z tymi prawdziwymi te kilka stron w formacie .doc nic wspólnego nie miało. Zacząłem zgłębiać tematykę modyfikacji samochodu Fiat 126p. Dla wielu dziś — można by powiedzieć — „wiejskiego tuningu”. Niemniej odkryłem, że wielu ludzi się tym interesuje. Nazywamy to niszą. A pisze się albo dla siebie, albo dla kogoś. Chciałem pisać dla kogoś. Skontaktowałem się z administratorami stron internetowych zrzeszających miłośników samochodu, którzy mi bardzo pomogli w napisaniu książki — była ona moją pierwszą wydaną pozycją, zatytułowaną Jak ulepszyć mojego Fiacika. Po kilkudziesięciu nocnych służbach na twardzielu mojego laptopa miałem prawie 50 stron. Dla próby wystawiłem to na Allegro… I okazało się, że ludzie chcą to kupować. A skoro chcą kupować, to warto dla nich pisać. Oczywiście warsztat i umiejętności były fatalne i dziś wstydzę się tego, ale tak jest z każdym dziełem. Nigdy nie będzie doskonałe, idealne, ostatecznie ukończone. Opinie były różne. Skrajne. Jedni byli bardzo zadowoleni z tego, co za swoje 5 czy 7 zł otrzymali pocztą elektroniczną. Inni przeciwnie, byli bardzo niezadowoleni, twierdząc nawet, że podkradam po24
Mein Kampf mysły na przerobienie ich kochanego samochodziku. Albo że nie mam prawa pisać o wykonanych przez kogoś przeróbkach, usprawnieniach i modyfikacjach. To jednak mnie nie zniechęciło, ale zdopingowało do dalszej pracy. Kolejna wersja mojej pierwszej publikacji elektronicznej miała 70 stron. Potem 114, 160, aż ostatecznie 280. Swoje dzieło ciągle udoskonalałem, poprawiałem i nad nim pracowałem. Na czwartym roku studiów do 50 zł stypendium socjalnego doszło 400 zł, za średnią ze „stypy naukowej”. Sprzedaż ebooków o Fiacie 126p zaczęła przynosić realne dochody, zerwałem więc z pracą w ochronie. Pracowałem za to dorywczo jako monter sieci internetowej. Pieniądze takie same, ale pracy mniej, czyli czasu na pisanie więcej. Zdałem sobie sprawę, że sprzedawanie własnego ebooka bez wydawnictwa jest nie do końca legalne. W trosce o legalizację pewny swego przesłałem manuskrypt14 do pewnego wydawnictwa. To wtedy po raz pierwszy zetknąłem się z tzw. odmową, która jest częścią żywota każdego prawdziwego pisarza. Nikt nie był zainteresowany wydaniem, co dziś wcale mnie nie dziwi. Nie porzuciłem klawiatury na rzecz ciągnięcia (internetowego) druta, ale napisałem następnego ebooka. Pisałem z myślą, by móc zainteresować o wiele szerszą rzeszę czytelników. Powstał uniwersalny poradnik Kupuję używane auto (późniejszy tytuł brzmiał: Jak kupić używane auto). Tą samą drogą — ciągłą rozbudową i poprawianiem 14
O moim rozumieniu słowa manuskrypt przeczytasz później.
25
Aleksander Sowa w moich oczach doprowadziłem ów manuskrypt do doskonałości i rozesłałem do kilku wydawnictw. Znów wrócę do Zafóna. Otóż twierdzi on, że pisarz skazany jest na wieczne wspomnienie tej chwili, kiedy ziści się jego marzenie: ujrzeć wydrukowane swoje nazwisko na nędznym skrawku papieru, który zapewne go przeżyje15. Wydawnictwa Komunikacji i Łączności postanowiły mój poradnik wydać! Po kilku miesiącach od otrzymania listu podpisanego przez zastępcę redaktora naczelnego wydawnictwa moja pierwsza prawdziwa, papierowa książka16 znalazła się na półce w każdej większej księgarni. Z moim nazwiskiem na okładce. W 3 miesiące sprzedano prawie 700 egzemplarzy z liczącego 2 tys. sztuk nakładu. Wtedy moje życie zaczęło się zmieniać. Skończyłem studia. Rozstałem się po prawie 4 latach zamieszkiwania z ukochaną dziewczyną. Zmieniłem lokum, pracę i dokończyłem wreszcie swoją powieść17. Zacząłem ją pisać w pewną listopadową noc 2001 roku i zakończyłem po raz pierwszy zaledwie po kilkunastu dniach. Miała wtedy zupełnie inny tytuł i była o połowę krótsza. Potem leżała w komputerowej szufladzie przez długie miesiące, aż pewnego dnia, sam nie wiem dlaczego, wróciłem do niej. Poczułem chyba, że coś jest niedokończone. Odtąd wracałem do jej pisania co kilka dni, co kilkanaście tygodni. Co jakiś czas. I tak pisałem prawie 5 lat. Treść zmieniałem setIbidem. A. Sowa, Jak kupić używany samochód, Warszawa 2005. 17 Idem, Umrzeć w deszczu, Szczecin 2006. 15
16
26
Mein Kampf ki, jeśli nie tysiące razy. Zebrałem w ten sposób tyle materiału, że pewnie byłyby z tego 3 inne powieści. Kiedy już miałem dosyć, postanowiłem, że albo spróbuję przedstawić tę historie światu teraz, albo nigdy. Dopisałem ostatnie rozdziały i zmieniłem tytuł na Hemingwayowe Umrzeć w deszczu. Wysłałem wydrukowane manuskrypty do kilkunastu wydawnictw i dostałem od nich w zęby. Na chyba dokładnie 14 odpowiedziało jedno: „Niestety nie jesteśmy zainteresowani tym tekstem”. Zrozumiałem, jak bardzo trudno jest się przebić początkującemu autorowi powieści. Oczywiście przez cały czas nadal pisałem, zatem w komputerze (miałem już Pentium II) czekały na dokończenie następne ebooki18. Dokończyłem je i znalazłem wydawcę. Wkrótce wydawnictwo Złote Myśli zdecydowało się wydać moje pierwsze ebooki o Fiacie 126p. Ciągle pisałem. Za pierwsze honorarium autorskie, które dostałem za swój poradnik, wydałem wreszcie Umrzeć w deszczu. Swój prozatorski debiut miałem za sobą. Równocześnie z poradnikami i książkami technicznymi rozpocząłem przygodę z literaturą. Dziś widzę, jak wielki błąd popełniłem. Wszystko nie tak, jak powinno być: debiut, wydawnictwo, tematyka… Jednym słowem — porażka. Cały czas tworzyłem, uczyłem się czegoś nowego i doskonaliłem swój grafomański warsztat. Wtedy też A. Sowa, Jak działają magnetyzery i jak je wykonać, Kraków 2006; Idem, Samochodowe instalacje zasilania gazem, Kraków 2006; Idem, Jak jeździć oszczędnie, Kraków 2007. 18
27
Aleksander Sowa zrozumiałem, jaka jest różnica między grafomanem a pisarzem. Ten pierwszy pisze, a drugi pisze i dostaje za to pieniądze. Zmęczony śrubami M10 i strumienicami dolotowymi, aby odetchnąć spróbowałem znów czegoś innego. Namówiono mnie i wydałem tomik wierszy19, choć nigdy nie czułem się poetą. Ale co mi tam, pomyślałem. Tak pojawił się tomik 68 wierszy z fotografiami. Wyobraź sobie, że ludzie kupują także poezję. Doprawdy byłem zaskoczony. Jestem nadal, ale bardzo pozytywnie. Odpocząwszy od nazwiska, śrub, poradników i poezji tomików, znów poczułem ten znajomy zew. Zapach historii do opowiedzenia, do opisania. Tym razem nową powieść20 pisałem tylko pół roku. Była lepsza, dojrzalsza. Bardzo odpowiednia, no i nowa… Zupełnie jak kobieta. Wydawcę znalazłem z zadziwiającą łatwością, więc ukazała się szybko. Czułem, że beletrystyka i proza to kierunek, który ambicjonalnie mnie satysfakcjonuje. Niemniej wiedziałam już, że czym innym jest ambicja, a czym innym regularny przelew na konto. Odkryłem, że ebooki są świetnym towarem. Należy po prostu wymyślić temat, siąść do komputera i przeznaczyć swój czas, by za kilkanaście miesięcy odcinać tylko kupony od swojej pracy w postaci przelewów. Przy okazji zrozumiałem, że niekoniecznie trzeba puIdem, Requiem do miłości, Dobczyce 2007. Idem (pseud. A. Szulc), Jeszcze jeden dzień w raju, Warszawa 2007–2008. 19
20
28
Mein Kampf blikować pod własnym nazwiskiem. Pseudonim niczego nie zmienia, może poza tym, że czytający dzieło, jeśli kiedykolwiek spotka mnie twarzą w twarz, nie będzie wiedział, że podaje rękę autorowi, którego czytał. A to może być niezwykle wygodne. Pisanie pod pseudonimem wielu, zwłaszcza niepiszących, dziwi. Uważam, że każdy ma prawo robić to, co chce ze swoim dziełem, jakiekolwiek by ono nie było. Jeśli chcę, podpisuję swój tekst własnym nazwiskiem. Jeśli nie chcę — podpisuję wymyślonym. Jestem artystą lub rzemieślnikiem, jako twórca mam do tego prawo. Piszę, bo dostanę za to pieniądze. Piszę, bo lubię. Karl Kraus twierdził, że „skromność jest prawem artystów, próżność ich obowiązkiem”. Mogę być próżny albo skromny. Postaram się jeszcze ten temat rozwinąć. Dziś, 5 lat po tym, jak moja pierwsza książka otrzymała numer ISBN, opublikowałem 17 następnych pozycji. Łączny ich nakład to 25 tys. egzemplarzy, z czego niewiele ponad 5 tys. to publikacje papierowe, reszta — elektroniczne. Żadnej z nich nie pisałem jako ebooka. Wszystkie tworzyłem jako po prostu dzieło. To, w jakiej formie zostanie wydane, okazało się potem. W istocie ebook czy audiobook jest tylko zdigitalizowaną formą książki. Uważam, że każdy może napisać książkę. Może nawet dobrą. Nieistotne, o czym. Przyznaję jednocześnie, że był czas, kiedy chciałem zrezygnować z pisania. Było to przy okazji wydania mojej drugiej powieści. Nie 29
Aleksander Sowa sprzedawała się tak samo jak pierwsza, stwierdziłem więc, że nie ma sensu pisać dla siebie. Takie rzeczy robi się z pamiętnikiem, ale ten etap skończyłem w wieku dwudziestu kilku lat21. Po co tworzyć książki — myślałem — które będą tylko wirować w meandrach czytelniczego dna. I nagle pojawiły się listy subskrybentów newslettera mojej strony autorskiej i mojego blogu. I wiesz, co zrozumiałem po jednym z nich? Nawet jeśli byłby choć jeden czytelnik, który chce mojej literatury; nawet jeśli tylko jeden czytelnik chce się czegoś dowiedzieć z moich poradników, to według mnie warto jest pisać. I niech nazywają mnie: dziadem, grafomanem, megalomanem i Bóg wie jeszcze czym (kim). Nadal będę pisał, o czym chcę, wydawał, co chcę i w takiej intensywności, jak chcę… I sprzedawał to. Nawet jeśli jest to prawie literatura, a prawie robi wielką różnicę. Bo kiedyś, u bram piekła, do którego najpewniej trafię za moje dzieła i bezczelność, kiedy Belzebub zasmolony będzie chciał wskazać moją utraconą szansę, pokażę dupę i powiem: „Żyłem tak, jak chciałem, tylko czemu umarłem — nie wiem! Ale nie zmarnowałem swojego czasu”. Esej, który czytasz, napisałem, by przekazać innym to, czego się nauczyłem. Jasne, że możesz zobaczyć w nim zbyt wiele informacji dotyczących mnie samego. Pewnie, że tak. Zapytam jednak, patrząc Ci prosto w oczy: „Stary — a jak niby miałbym to zrobić, aby Cię nie oszukiwać? Piszę o sobie, i to jest wielka zaleta”. 21
Pamiętnik pisałem przez 11 lat (1990–2001).
30
Mein Kampf Mam nadzieję, że to docenisz. Nie zmyślam, nie kombinuję — piszę, jak jest i jak było. Nie jestem drugim Hemingwayem, Brownem czy de Saint-Exupérym. Nawet nie jestem Pilchem, Wiśniewskim, Kuczokiem albo Tokarczuk, Kalicińską czy Grocholą. Nawet nie chcę żadnym albo żadną z nich być. Jestem sobą. Piszę, by Ci pomóc choć trochę, i choć trochę na tym zarobić. Nie za uznanie, nie za podziw i pochlebstwa. Za pieniądze. To one pozwalają robić to, co się lubi i chce robić. Ja lubię pisać. Aby wydać książkę, trzeba Ci dwóch rzeczy. Pasji i determinacji. Ja mam obie. Życzę Ci tego samego.
Jak powstaje książka?
Skoro zamierzasz wydać książkę, warto żebyś zdawał sobie sprawę chociażby z etapów procesu wydawniczego. Pierwszym i najważniejszym dla Ciebie jego etapem jest wybór dzieła. Wydawcy dokonują tego na dwa sposoby. Zapewne domyślasz się, że pierwszym jest przeglądanie tego, co do redakcji dotarło. Z tego wybiera się odpowiednie prace i kieruje dalej albo… Wydawnictwa szukają odpowiednich książek zagranicznych, kupują prawa do tłumaczenia, szukają tłumacza i dalej jest już tak samo. Innymi słowy — najpierw książka, niebędąca jeszcze książką, jest czytana. Po przyjęciu książki do wydania, maszynopis w swoje ręce bierze redaktor. Książka otrzymuje numer ISBN. Następnie poddawana zostaje korekcie. Powinny ją teraz przeczytać przynajmniej 3 różne osoby i usunąć wszystkie możliwe błędy (merytoryczne i językowe). Jeśli jest to tłumaczenie, dochodzi jeszcze porównanie z oryginałem, ale tłumaczeniem wolałbym się nie zajmować. Jeśli korektor jest jeden, od razu wiadomo, że wydawnictwo oszczędza na kosztach wydania — najczę33
Aleksander Sowa ściej odbije się to na jakości książki. Zwykle w małych wydawnictwach korekta jest rzetelniejsza, ale nie jest to regułą. Ten etap w wydaniu książki jest żmudny, trudny i długotrwały. Jednocześnie odpowiedzialny. Wierz mi, nie jest miłe, jeśli czytelnik pisze do autora i zwraca uwagę na błędy. Końcowym etapem korekty redakcyjnej jest przekazanie poprawionego manuskryptu do autora, celem korekty autorskiej i zatwierdzenia zmian. Jeśli książka jest na tym etapie niezłożona, to teraz złamana i złożona być musi. Łamanie to nic innego jak nadawanie treści kształtu, jaki później widoczny będzie w książce. Układa się tekst w kolumny oraz dołącza ilustracje, tabele czy inne dodatkowe elementy (jeśli występują). Ten etap kończy ponowna korekta pod względem wyłapania nieprawidłowości dzielenia wyrazów, spójników i przyimków pozostawionych na końcach wersu (tzw. zawieszki) oraz innych, wcześniej przeoczonych usterek. Skład jest przy dzisiejszej technice reliktem dawnych czasów. Przygotowana do druku książka uzyskuje embrionalną postać filmów lub kalek. Jeśli ma to być druk cyfrowy, przenosi się książkę do pliku PDF z wbudowanymi czcionkami. W przypadku druku offsetowego będzie wykonany próbny druk. Książka jest drukowana w arkuszach po 16 stron. Arkusze są później łączone i obcinane, aby powstały pojedyncze strony, a następnie klejone lub szyte w całą książkę. W czasie gdy są dokonywane korekta, łamanie i druk, najczęściej jest też projektowana okładka. Zwykle 34
Jak powstaje książka? projekt konsultuje się z autorem. Końcowym etapem powstawania książki jest doklejenie okładki do druku środka i spakowanie książek w większe paczki. W przypadku wydania książki elektronicznej wszystko jest identycznie z wyłączeniem oczywiście obecności w drukarni. Zamiast papieru mamy bowiem jakiś format pliku (.pdf, .ePub, .lit itd.). Jeśli książka ma być w formie czytanej, ktoś musi ją do mikrofonu przeczytać. W wersji hipertekstowej książka też musi być zainstalowana na serwerze, a wcześniej skompilowana. Niezależnie od wszystkiego, co przeczytałeś powyżej, pozostaje jeszcze obowiązek ciążący na wydawnictwie, aby egzemplarze świeżo wydanej książki trafiły do księgozbioru narodowego. W tym celu, w zależności od nakładu, wysyła się do bibliotek tzw. egzemplarze obowiązkowe. Pozostaje jeszcze rozesłanie tzw. egzemplarzy recenzenckich, co wkracza już jednak w obszar zarezerwowany dla problematyki zarabiania, a ściślej reklamy, promocji i dystrybucji dzieła. O tym w części drugiej.
Wytnij swojej książce numer
Zakładam, że chcesz, by owo dzieło było profesjonalne. Oznacza to m.in., że otrzyma numer ISBN. A cóż to takiego, pomyślisz. Już wyjaśniam. Z angielskiego International Standard Book Number, czyli w skrócie ISBN — Międzynarodowy Znormalizowany Numer Książki. Innymi słowy, jest to indywidualny i unikatowy identyfikator książki. Do 31 grudnia 2006 roku zawierał 10 cyfr, obecnie książki mają ISBN w formacie 13-cyfrowym. Początkowo używano nazwy Standard Book Numbering (SBN). ISBN istnieje od roku 1966. Wydawnictwa polskie są nim oznaczane od 1974 roku. Używają go 174 kraje. Numer ISBN identyfikuje kraj wydania, wydawcę, tytuł oraz każdorazowe wydanie. Zatem ten sam tytuł będzie miał inny numer w wydaniu pierwszym, a inny w trzecim. Analogicznie będzie w wypadku edycji książkowej i formy elektronicznej, okładki miękkiej i twardej. Dla przykładu moja pierwsza powieść (Umrzeć w deszczu), wydana w 2006 roku, 37
Aleksander Sowa oznaczona została numerem 83–89770–54–7, natomiast jej wydanie z roku 2009 – numerem 978–83– 88330–38–4. Książkę Fiat 126p — Mały Wielki Samochód22 identyfikuje numer 978–83–7582–550–3, a jej wersję elektroniczną: 978–83–7521–220–4. Numery nadaje wydawca. Wcześniej jednak otrzymuje od odpowiedniej agencji narodowej określoną pulę do wykorzystania. W Polsce za przydzielanie numerów ISBN wydawcom odpowiedzialne jest Krajowe Biuro ISBN, podlegające od 1993 roku Bibliotece Narodowej. Numery są wydawane bezpłatnie po spełnieniu odpowiednich wymogów formalnych. Numer ISBN może otrzymać także podmiot niebędący przedsiębiorcą, a zatem osoba fizyczna. Istotne, że każde wydane w Polsce tak oznaczone dzieło trafia do Biblioteki Narodowej w Warszawie i Biblioteki Jagiellońskiej w Krakowie, tworząc Narodowy Księgozbiór. Biblioteki powinny przechowywać Twoją książkę wieczyście. Dlaczego o tym piszę? Przede wszystkim dlatego, że to numer ISBN jest wyznacznikiem wydania. Innymi słowy, jeśli Twoje dzieło otrzyma ten numer, powinien być to dla Ciebie sukces. Oczywiście możesz wydać swoją książkę bez numeru ISBN, ale nazwijmy to po imieniu. Jest to amatorszczyzna. Owszem, można publikować bez tego numeru, ale automatycznie w związku z tym powstaje problem natury finansowej. Wszystkie dzieła papierowe ozna22
A. Sowa, Fiat 126p — Mały Wielki Samochód, Gliwice 2007.
38
Wytnij swojej książce numer czone tym numerem są obłożone zerową stawką podatku VAT. Książki bez ISBN podlegają stawce 7%. Kuriozalną sytuacją jest w Polsce uznawanie sprzedaży ebooka za świadczenie przeniesienia własności egzemplarza utworu, co skutkuje VAT-em w wysokości 22%, nawet jeśli ebook jest oznaczony numerem ISBN i sprzedawany na nośniku (na przykład na CD). No cóż, żyjemy w przepięknym, acz równie dziwnym kraju. Dzięki numerowi ISBN można wyszukiwać dzieła w różnorodnych bazach danych. Warto wiedzieć, że w przypadku czasopism nie stosuje się numeru ISBN ale ISSN (International Standard Serial Number — Międzynarodowy Znormalizowany Numer Wydawnictwa Ciągłego), a książki w formie audiobooka powinny być oznaczone numerem ISAN (International Standard Audiovisual Number — Międzynarodowy Znormalizowany Numer Wydawnictwa Audiowizualnego). Można też wydawać bez numeru ISBN i bez korzyści finansowych. Ale to nie moja sprawa. Nie chciałbym się raczej w tym eseju taką formą wydawania zajmować. Niemniej parę słów o tym także padnie.
Przygotowanie manuskryptu
Piszesz swoją książkę i piszesz. Nieustannie poprawiasz, zmieniasz i tak w nieskończoność. Wreszcie masz już tego dosyć i ogarnia Cię niepohamowane pragnienie, aby ziściło się Twoje największe marzenie: ujrzeć swoje nazwisko wydrukowane na okładce. A zatem wydać swoją książkę. Proszę bardzo. Marzeń nie spełniam, ale pomagam w ich realizacji. Zanim jednak to zrobisz i ktokolwiek dostrzeże w Tobie Londona, Hemingawaya, Virginiię Woolf i Masłowską w jednym, musisz przygotować manuskrypt. To innymi słowy rękopis (łac. liber manu scripts), jeszcze niewydana książka napisana ręcznie, chociaż dziś ręcznie już się raczej nie pisze. A nawet jeśli się pisze, to z pewnością się tego nie czyta. Nawet więc nie myśl przez chwilę o tym, że komukolwiek pokażesz swoją niewydaną książkę, napisaną ręcznie. I nie jest istotne, jak pięknie kaligrafujesz. Możesz to robić piórem orła bielika i maczając w najprawdziwszym kałamarzu. Dziś rękopis, a właściwie manuskrypt, ma postać wydruku i koniec. Wydruk może być elektroniczny albo papierowy. Wydawnictwa mają zazwyczaj pewne zasady przyjmo41
Aleksander Sowa wania propozycji wydawniczych i nie są one jednolite. Zanim zaproponujesz zapoznanie się ze swoim dziełem komukolwiek, sam zapoznaj się z zasadami tego kogoś. Jeśli nie będziesz ich przestrzegał, Twoja propozycja zostanie automatycznie odrzucona. W najlepszym razie osoba odpowiedzialna za czytanie takich propozycji zrobi to z opóźnieniem. Porządne wydawnictwo powinno mieć na swojej stronie WWW zakładkę „dla autorów”, „wydaj u nas”, „przyślij swoją książkę” lub też „współpraca wydawnicza” albo „o nas” . Jeśli jej nie ma, można do wydawnictwa zadzwonić i zapytać o zasady przyjmowania propozycji wydawniczych. Z pewnością to lepsze rozwiązanie niż wysyłanie czegoś, na co nikt nie zwróci uwagi. Na witrynach większości wydawnictw odnośnik strefy dla autorów jest bardzo mały, ale strona pod nim ukryta zawiera zwykle istotne informacje. Czasem informacje dla autorów są umieszczone w zakładce „kontakt”. Niektóre oficyny proszą dodatkowo o wypełnienie ankiety autorskiej (na przykład Helion, Escape Magazine — wzory dołączyłem w aneksie książki). Czasem wymagany jest konspekt utworu albo streszczenie. Są wydawnictwa, które nie przyjmują wydruków (jak Czarne), inne nie przyjmują wersji elektronicznych (na przykład W.A.B, Prószyński i S-ka). Jeśli wydawnictwa przyjmują wersję elektroniczną, zazwyczaj są akceptowane 3 formaty plików: .doc, .rtf lub .pdf. Wzór manuskryptu dołączyłem na końcu książki. Z pewnością się przyda. Jaki powinien być idealny 42
Przygotowanie manuskryptu manuskrypt? Przede wszystkim czytelny. Ktoś, do kogo trafi, będzie go czytał. Jeśli okaże się, że na samym początku będzie czytało się źle, to wyrzuci Twoją pracę do kosza lub odłoży na piętrzący się stosik. Zatem mając przede wszystkim na uwadze wytyczne redakcji, przygotowujemy naszą propozycję wydawniczą bez jakichkolwiek poprawek ręcznych, schludną, czystą, z ponumerowanymi stronami i stroną tytułową. Część wydawnictw wymaga wydruku dwustronnego, ale najczęściej wystarczy jednostronny. Nasze dane zawarte na stronie tytułowej warto powtórzyć na ostatniej stronie — pod tekstem. Bywa i tak, że pierwsza strona w ferworze walki z wypocinami autora ulegnie zagubieniu. Bardzo często nie przyjmuje się całych manuskryptów, a jedynie pewną część: 20–40 pierwszych stron. Ma to swoje uzasadnienie. Do wydawnictw napływa ogromna liczba propozycji wydawniczych. Często kompletnego dziadostwa. I to widać po pierwszych kilkudziesięciu stronach. Najczęściej jednak widać to po kilkunastu, a w niezwykle optymistycznych wypadkach po kilku zdaniach. Nikt nie będzie marnował swojego czasu, czytając coś, czego czytać się nie da. Lecz jeśli trafi się wielce obiecujący fragment, zawsze można się z autorem skontaktować, by zapoznać się z całością dzieła. Utarł się zwyczaj przedstawiania propozycji wydawniczych w postaci tzw. maszynopisu znormalizowanego, choć przecież maszyny do pisania odeszły do lamusa. Niemniej na stronie winno być około 30 wer43
Aleksander Sowa sów po 60 znaków ze spacjami w wersie, co da około 1800 znaków na stronie. Oczywiście napisałem „około”, co oznacza, że nic się złego nie stanie, jeśli od tej wartości będą nieznaczne odchylenia. Odstęp między wersami winien wynosić 1,5 wersu. Kolejną ważną sprawą jest czcionka. Powinna być prosta i niemecząca w czytaniu. To oznacza Times New Roman lub Verdanę, ewentualnie Arial i tyle. Panie w niebiosach chroń przed wymyślnymi ozdobnikami. Należy też unikać pisania kursywą i niezwykle oszczędnie używać pogrubienia. Wielkość czcionki zawiera się zwykle w przedziale 12–14 punktów. Konieczne są wcięcia akapitów, także przy dialogach. Kolejne części dzieła powinny się rozpoczynać od nowej strony. Oczywiście wiele zależy od samego charakteru dzieła. Nieco inaczej jest w przypadku poradników, beletrystyki czy poezji, a z pewnością inaczej w wypadku książek historycznych czy technicznych. Dlatego tak ważne jest wcześniejsze zapoznanie się z wymaganiami wydawców. Jeśli nasze dzieło zawiera ilustracje, tabele czy wykresy, sprawa się komplikuje. Właściwie wszystko powinno być dostosowane do wymagań poszczególnych wydawców. Więc jedni wolą, jeśli w manuskrypcie zdjęcia nie są zakotwiczone, a jedynie jest miejsce na nie wyznaczone, a poszczególne ilustracje są zgromadzone w oddzielnym katalogu i odpowiednio ponumerowane. Inni preferują ilustracje już umieszczone w pliku. 44
Przygotowanie manuskryptu Zwykle grafika nie powinna być niższej rozdzielczości niż 300 dpi23, a najlepiej jeśli będzie to 600. Warto dodać, że większość tego, co widzisz w internecie, ma 72 dpi. Zdjęcia, jeśli nie są naszego autorstwa, powinny być oznaczone w sposób wymagany przez licencję albo autora. Innymi słowy, musisz mieć zgodę. Przypisanie sobie autorstwa całości lub części cudzej pracy, jej deformacja lub edycja bez zezwolenia autora podlega karze grzywny, ograniczenia wolności lub jej pozbawienia do 3 lat. Warto o tym pamiętać, choć prawdę mówiąc, nie wyobrażam sobie, aby ktokolwiek o zdrowych zmysłach mógł to uczynić świadomie. Manuskrypt nie powinien zawierać błędów, choć oczywiście takowe zawierać będzie. Trzeba ograniczyć ich zawartość do minimum. Niedopuszczalne są błędy ortograficzne, nie powinno być także literówek. Musisz mieć świadomość, że propozycja wydawnicza najeżona błędami niczym świąteczny sernik rodzynkami prawdopodobnie nie stanie się książką. W związku z tym proponuję następującą praktykę. Po ukończeniu pracy nad naszą powieścią, tomikiem wierszy, poradnikiem czy inną publikacją należy nie wracać do tego pliku przez najbliższe kilka tygodni. Im dłużej trwa przerwa, tym tak naprawdę lepiej, oczywiście w granicach rozsądku. Po tym jak maszynopis już się uleży na twardym dysku, trzeba go wydrukować i przeczytać w formie 23
DPI — liczba plamek przypadająca na cal długości.
45
Aleksander Sowa papierowej. Najlepiej głośno. Monitor bardzo często oszukuje i nie dostrzegamy błędów doskonale widocznych na wydruku. Czytanie na głos pozwala wyeliminować potknięcia stylistyczne czy interpunkcyjne. Ogranicza to też błędy gramatyczne. Błędy dobrze jest zaznaczać długopisami w dwóch różnych kolorach. Kolejnym krokiem jest naniesienie poprawek na nasz szlifowany diament. Wydruku nie należy zszywać, bindować czy sklejać. Jeśli uznamy, że nasz rękopis — wszystko jedno, czy elektroniczny, czy wydrukowany — jest gotowy, możemy przekazać go kandydatowi na naszego wydawcę. Warto jest wraz z materiałem dołączyć krótką wiadomość od siebie. Napisałem krótką. Nie trzeba się rozpisywać, bo redaktor odpowiedzialny za czytanie Twojej propozycji, zamiast zagłębić się w bestsellerze, utknie w wiadomości od Ciebie. Absolutnie nie można pisać, że: ten sam rękopis trafił także do innych wydawców; że książka powstała wiele lat temu (byłeś młody) i można by ją jeszcze poprawić, a także chwalić się, że masz w zanadrzu o wiele lepsze teksty. Jeśli masz lepsze, to dlaczego nie wysłałeś ich teraz właśnie — pomyśli redaktor. Nikt młodzieńczych bazgrołów czytać nie ma ochoty, a straszenie konkurencją może doprowadzić tylko do dna kosza. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, masz szansę otrzymać odpowiedź. Nieważne jaką. Istotne, że ją otrzymasz.
Dziękujemy, nie skorzystamy
„Dopóki walczysz — jesteś zwycięzcą”. Mądre, piękne słowa, prawda? Zacytowałem je nieprzypadkowo. Przede wszystkim dlatego, że są bardzo prawdziwe. Po drugie, powiedział je ktoś, kto dla zdecydowanej większości ludzi autorytetem nie jest. A nie ma nic fajniejszego jak wsadzić kij w mrowisko i namieszać. Wspomnę, że ich autor urodził się w Braunau am Inn. Nie, żeby był dla mnie idolem. Zdecydowanie wolę Ernesto Che Guevarę, choćby dlatego, że jego public relations ma lepsze notowania. Uważam jednak, że tekst bez prowokacji jest mdły jak rosół z kury bez soli. Do czego zmierzam? Podstawą powodzenia każdego przedsięwzięcia jest determinacja. Owszem, nie zawsze wystarczy, by osiągnąć zamierzony cel. Potrzebne jest jeszcze coś. Niemniej, jeśli owo coś mamy, w wypadku totalnej klapy pozwala żyć w zgodzie z samym sobą. A czasem pozwala też powiedzieć: „A nie mówiłem?”. Chodzi o pisarstwo. I książki. A skoro o wydawaniu jest dzieło, to wydawania to również dotyczy. Pierwszą powieść Stephena Kinga, Carrie24, odrzuciło kilka wydawnictw. Spotkałem się także ze stwierdze24
S. King, Carrie, Warszawa 1990.
47
Aleksander Sowa niem, że zanim Doubleday & Co przyjęło Carrie, była ona odrzucana 30 razy! Nieukończony rękopis trafił nawet do kosza. Za pierwsze wydanie pisarz otrzymał zaliczkę 2,5 tys. zielonych. Za drugie takich samych zielonych dostał 200 tys. Dziś powieść uważana jest za jego najlepszą, była dwukrotnie ekranizowana. King, wydawszy ponad 350 milionów egzemplarzy swoich kilkudziesięciu książek, które łącznie doczekały się prawie 100 ekranizacji, jest najbogatszym pisarzem świata. Opowiadanie Jazda na kuli tegoż samego autora nie zostało wydane w formie książkowej. Wydawca uznał, że jest za słabe. Na szczęście opublikowano je w formie elektronicznej. I dobrze. Pisarz zarobił milion dolarów. Przy okazji inni ludkowie (czytaj: wydawcy) zrozumieli, że na elektronicznych książkach można zarobić pieniądze. I to nie elektroniczne, ale prawdziwe. Filmowcy zaś mieli pomysł na jeszcze jeden scenariusz filmu. Zanim dwukrotnie wydano przenoszoną na kinowy ekran Lolitę25 Vladimira Nabokova, powieść została zgodnie i z oburzeniem odrzucona przez kilka wydawnictw. Pisarz, który przecież nie był debiutantem, szukał bezskutecznie publiszera przez ponad 2 lata. Na szczęście znalazł i dziś Lolita jest uznana za jedno z największych arcydzieł literatury światowej. Interesujące, że zanim na to zapracowała, była na brytyjskich i francuskich granicach rekwirowana, jako „najbrudniejsza książka, jaką kiedykolwiek czy25
V. Nabokow, Lolita, Warszawa 1991.
48
Dziękujemy, nie skorzystamy tałem”, jak twierdził redaktor londyńskiego „Sunday Express”. Tak bardzo niektórzy byli do Lolity nastawieni na nie. Nie lepiej miał się J.R.R. Tolkien. Kiedy już na dobre naraził na szwank swoją uniwersytecką poważną karierę wydaniem Hobbita26, przedstawił wydawcy Silmarillion27. Wydawnictwo kategorycznie odmówiło publikacji. Rękopis musiał na to czekać ponad 40 lat. Tego Tolkienowi było za długo. 4 lata wcześniej zmarł. Ciekawe, że również Władca Pierścieni został źle przyjęty przez krytyków i wydawców. Nakład był mały, bo jako „za bardzo bajkowe dzieło” musiał być z góry skazany na straty. Tym bardziej że — jak twierdzili — wykreowany tam fantastyczny świat zbyt odbiegał od rzeczywistości. I wtedy wydawcy i krytycy dostali w ryj od czytelników. Książka zniknęła z półek w ekspresowym tempie. A po ukazaniu się jej w Stanach Zjednoczonych w 1965 roku nic nie było już takie jak wcześniej… Odrzucono także Folwark zwierzęcy28 George’a Orwella. Gdyby manuskrypt nie ocalał z bombardowania Londynu, w PRL-u nie byłoby kłopotu z cenzurą. Zresztą autor Roku 198429 chyba za mocno patrzył w lewo, toteż na Drogę na molo w Wigan30 patrzono tak samo krzywo jak na Folwark, nie mając ochoty jej wydać. J.R.R. Tolkien, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Warszawa 1960. Idem, Silmarillion, Warszawa 1985. 28 G. Orwell, Folwark zwierzęcy, Warszawa 1988. 29 Idem, Rok 1984, Warszawa 1988. 30 Idem, Droga na molo w Wigan, Warszawa 2005. 26 27
49
Aleksander Sowa Czas zabijania31 Johna Grishama, jak bystry czytelnik zapewne przypuszcza, również odrzucono. Ale tu uwaga — w tej drużynce znalazło się aż 25 wydawców. Ściana hańby redaktorów jest o wiele grubsza. Oto kolejne przykłady: Ja, Robot32 Isaaca Asimova. Harry Potter i Kamień Filozoficzny33 Joanne K. Rowling (8 razy). Opowieści z Blarnii34 Michaela Gerbera. Kolekcjoner kości35 Jeffery’ego Deavera. Ulisses36 i Dublińczycy37 Jamesa Joyce’a, przy czym ostatni tytuł odrzucono 22 razy. Determinacja jednak może popłacać. Duma i uprzedzenie38 Jane Austen, gdyby nie została opublikowana jej własnym nakładem, być może nie byłaby opublikowana nigdy. A podobno to obciach, zresztą jeszcze do tego dojdę. Idźmy dalej chodnikiem pomyłek wydawców. Ojciec chrzestny39 Mario Puzo w Włoszech. W Niemczech i Stanach Zjednoczonych Nie trzeba głośno mówić40 Józefa Mackiewicza, Wyznania łgarza41 Philipa Dicka, Siostra Carrie42 Theodore’a Dreisera, Przeminęło z wiatrem43 Margaret Mitchell to J. Grisham, Czas zabijania, Warszawa 1994. I. Asimov, Ja, Robot, Warszawa 1988. 33 J.K. Rowling, Harry Potter i kamień filozoficzny, Poznań 2000. 34 M. Gerber, Opowieści z Blarnii, Warszawa 2006. 35 J. Deaver, Kolekcjoner kości, Toruń 2000. 36 J. Joyce, Ulisses, Warszawa 1999. 37 Idem, Dublińczycy, Warszawa 1991. 38 J. Austen, Duma i uprzedzenie, Kraków 2005. 39 M. Puzo, Ojciec chrzestny, Warszawa 2001. 40 J. Mackiewicz, Nie trzeba głośno mówić, Paryż 1969. 41 P. Dick, Wyznania łgarza, Poznań 1998. 42 T. Dreiser, Siostra Carrie, Poznań 1978. 43 M. Mitchell, Przeminęło z wiatrem, Warszawa 1976. 31
32
50
Dziękujemy, nie skorzystamy następne wisienki na torcie. Przy czym zaraz padnie nam tu rekord. Przeminęło z wiatrem — liczba odrzuceń to 38! „O rety! O rety! Aż tyle? Przecież to bardzo znane utwory” — zakrzykniesz. Jasne, że tak. Specjalnie o nich piszę, pewnie na coś chcę zwrócić Twoją uwagę. No, dobrze. Wiesz już o treści, przejdźmy zatem do formy — niech krew zabulgocze. Tu przebijają wszystko słowa, które usłyszał autor Księgi Dżungli44 Joseph R. Kipling: „Przykro mi, ale nie umie pan pisać po angielsku”. Fachową odmowę wydania powieści Zegarmistrz usłyszał też Jeffery Deaver45 — „Maszynopis jest tekstem nienadającym się do druku”. Dobre. U nas, oczywiście, było i jest nie lepiej. Czerwoną kartkę dostał Witold Gombrowicz za Ferdydurke46, Gustaw Herling-Grudziński za Inny świat47 oraz Marek Harny za Urodzony z wiatru48. Już dobrze, wystarczy. Fakt, pomieszałem powody — komercję, pieniądze, konwenanse i politykę. Tyle że efekt zawsze był identyczny. Maszynopis w szufladzie, na szczęście do czasu. Po co o tym napisałem? Bo twierdzę, że autor musi mieć skórę nosorożca, siłę woli samobójcy, odporność psychiczną wariata i wiarę w to, co robi, godną terrorysty Al-Kaidy. A już najbardziej przerąbane ma J.R.Kipling, Księga dżungli, Warszawa 1996. J. Deaver, Zegarmistrz, Warszawa 2009. 46 W. Gombrowicz, Ferdydurke, Kraków 2007. 47 G. Herling-Gruziński, Inny świat, Kraków 2006. 48 M. Harny, Urodzony z wiatru, Warszawa 2003. 44 45
51
Aleksander Sowa nieznany nikomu debiutant. Bez agenta literackiego, sam w świecie grubych brzuchów i cygar, zagubiony niczym wróbelek w deszczu. I jeśli nie będzie uparcie machał skrzydełkami pod wiatr, jego dzieło może nigdy nie dotrzeć do czytelnika. A jak pokazują błyszczące powyższe przykłady, mogłoby być trochę szkoda…
Drogi do publikacji
Aby Twoje dzieło mogło trafić do czytelnika, masz przynajmniej kilka dróg. Pierwszą, rzekłbym — domyślną — jest opublikowanie go przez tradycyjne wydawnictwo. Druga droga to wydanie Twojej książki w formie elektronicznej, a zatem ebooka lub też audiobooka. Opcja trzecia jest miksem poprzednich — dzieło zostaje wydane w wersji elektronicznej, ale czytelnik ma również możliwość zakupu profesjonalnie złożonej i wydrukowanej w technice druku cyfrowego książki papierowej. Przy okazji pojawiło się nowe pojęcie — druk cyfrowy. Skoro się pojawiło, warto, abyś wiedział, co w trawie piszczy. Nie zagłębiając się zbytnio w sprawy drukarskie, które autorowi nie są szczególnie potrzebne, w wypadku książek możemy wyróżnić dwa rodzaje druku: cyfrowy i offsetowy. Zasadnicza różnica obu rodzajów to nakład, czyli liczba wydrukowanych egzemplarzy. Druk offsetowy, aby był opłacalny, wymaga nie mniej niż tysiąca wydrukowanych egzemplarzy. Wtedy rachunek ekonomiczny ma jakiś sens. Oczywiście im nakład jest większy, tym cena wydruku książki w tej technice maleje. 53
Aleksander Sowa W wypadku druku cyfrowego najmniejszy opłacalny druk to jedna sztuka, jeśli komuś się to akurat zamarzy. Przy czym należy pamiętać, że opłacalność druku cyfrowego sięga nakładu kilkuset sztuk, zwykle około tysiąca. Powyżej opłaca się, jak się zapewne domyślasz, druk offsetowy. Na przykładzie mojej powieści (Umrzeć w deszczu) przeprowadzę krótką kalkulację, abyś zrozumiał. Ma kolorową miękką okładkę, format A5 (148 × 210 mm) i 142 strony z papieru satynowanego o gramaturze 80 g/m² (dla uproszczania nie wchodzę w szczegóły związanie z jakością). Cena druku w technice offsetowej przy nakładzie tysiąca egzemplarzy to ok. 4 tys. zł (brutto). W wypadku 500 sztuk to również 4 tys. zł, i tak samo w wypadku 100 egzemplarzy. W przypadku druku cyfrowego za wydrukowanie jednego tysiąca egzemplarzy należałoby zapłacić około 4 tys. zł. W wypadku 500 sztuk koszt wyniesie 2,8 tys. zł, a dla 100 sztuk — 900 zł. Myślę, że to wyjaśnia wszystko. Ale z kolei wydrukowanie 2 tys. egzemplarzy cyfrowo będzie kosztowało w granicach 6,5 tys. zł, a druku offsetowego najwyżej 5 tys. zł. W wypadku większych nakładów różnica jeszcze wzrośnie. Kalkulacja ma oczywiście charakter przykładowy i nie należy jej traktować jako sztywnego wyznacznika, a raczej pogląd na problem cyferek. Dobrze, myślę, że ta sprawa jest już wyjaśniona. Nieprzypadkowo wymusiłem na Tobie liźnięcie spraw 54
Drogi do publikacji drukarsko-wydawniczych, bowiem wracając do sposobów na opublikowanie Twojej książki, dochodzimy do czwartej możliwości. A jest nią zarejestrowanie działalności gospodarczej i wpisanie we wniosku — działalność wydawnicza niepodlegająca koncesji. Czyli założenie własnego wydawnictwa i wydanie swojej książki samodzielnie. Możliwość piąta jest podobna — bowiem zakłada sfinansowanie wydania książki we własnym zakresie, ale za wydanie odpowiadać będzie już inny wydawca. Innymi słowy, dość często pojawiający się termin — wydanie własnym sumptem, choć wysoce nieprecyzyjny. Pozostaje jeszcze możliwość ostatnia, czyli opublikowanie własnego dzieła online. W naszym kraju to niezbyt popularne rozwiązanie, ale kto wie? Przyjmujemy dobre i złe wzorce z Zachodu, więc z pewnością u nas taka forma wydawania (tzw. self-publishing) stanie się popularna. W następnych rozdziałach postaram się opowiedzieć jak najwięcej o każdej z tych dróg. Wyobraź sobie zatem, że znalazłeś się na rondzie, w samym środku i wokół Ciebie jest przynajmniej 5 dróg. Wszystkie prowadzą właściwie w to samo miejsce, ale każda z nich jest inna. Jednak wybrać będziesz musiał sam.
Małżeństwo z wydawcą
Jak już wiesz, masz kilka możliwości, by wydać swoje dzieło. Postaram się teraz i w kolejnych rozdziałach rozszerzyć tę tematykę. Przejdźmy do meritum. Masz już gotową książkę. W moim odczuciu pierwszym krokiem nie powinno być zakładanie własnego wydawnictwa, ale próba znalezienia kogoś, kto wyda dzieło, a Ty nie poniesiesz żadnych kosztów. Mamy pewne szanse. Mniej więcej 4–5 manuskryptów na 100 nadaje się do druku. Z czego wydane bywają 1–2 lub mniej. Statystyka jest nieubłagana. Przy tym w moim wyliczeniu optymistyczna. Ale sądzę, że powinno się spróbować szczęścia. Zatem musisz wyszukać wydawnictwa zajmujące się tematyką związaną z tym, o czym pisałeś. Listę wydawnictw działających w Polsce, wraz z odnośnikami do ich witryn, zamieściłem na końcu części pierwszej. Nie ma najmniejszego sensu wysyłać manuskryptu tomiku wierszy do wydawnictwa, które wierszy nie wydaje (na przykład Helion, PWN). Tak samo książki technicznej do wydawnictwa beletrystycznego (W.A.B, Novae Res, Rebis, Iskry), jak i powieści do wydawnictwa technicznego (jak WKiŁ czy Bellona). O tym, 57
Aleksander Sowa co wydają poszczególne oficyny, można zorientować się, analizując już wydane książki, czyli tzw. katalog, albo z zakładki „o nas”, „o firmie”, „wydawnictwo” itp. Dobrze jest też złożyć wizytę w księgarni i w ciszy zastanowić się nad tym, by wysyłając do oficyn religijnych (Bernardinum, Księgarnia Świętego Jacka, Wydawnictwo Diecezjalne), nie posłać dzieł z pogranicza pornografii. Po zapoznaniu się z warunkami przyjmowania propozycji wydawniczych kierujemy ową do odpowiedzialnej osoby. Zwykle bywa nią redaktor — naczelny, albo od prozy polskiej, książek technicznych, komiksów czy co tam napisaliśmy. Tożsamość tejże persony warto wyśledzić. Dzięki temu tytułując wiadomość przesłaną wraz z naszym dziełkiem, możemy napisać do konkretnej osoby. Nie ma raczej sensu składać wizyt osobiście, choć wiem, że niektórzy autorzy to polecają. Zwykle nie warto jechać ze Skarżyska do Sanoka, a z Marwałdu do Gętlewa, aby usłyszeć krótkie: „Nie”. Przesyłając propozycję do wydawnictwa, wydaje się oczywiste, że należy to zrobić tak, by zwiększyć do maksimum szanse na jej przyjęcie. To, co jednak jest oczywiste dla jednego, nie jest oczywiste dla wszystkich. Stąd pojawiają się propozycje z góry skazane na porażkę, z powodu nieumiejętnej prezentacji. Widmo porażki powinna oddalić krótka wiadomość załączona do manuskryptu, a w niej: tematyka dzieła (w kilku zdaniach), ze szczególnym uwzględnieniem cech odróżniających przyszłą książkę od innych. Warto 58
Małżeństwo z wydawcą dołączyć także kilka słów o sobie, ale nie w formie CV czy listu motywacyjnego, ale raczej krótką informację, dlaczego książka powstała i kim jesteś albo czym się zajmujesz. Niedopuszczalne są sformułowania, że „książka jest dla każdego” albo „nie napisano podobnej książki”. Książka dla każdego jest niezwykle trudna do wypromowania, bo to, co jest dla każdego, jest równocześnie dla nikogo, no bo kto to jest każdy? Z kolei nie ma takiej możliwości, by nie napisano podobnej książki. Owszem, nie napisano być może identycznej, ale podobne powstały na 99%. Jeśli propozycja wydawnicza to poradnik, zwykło się także podkreślać korzyści, jakie osiągnie czytelnik po przeczytaniu. Jeśli jest to dzieło innego typu, można dołączyć streszczenie utworu, ewentualnie konspekt. Ogólnie rzecz biorąc, przedstawienie propozycji wydawniczej można porównać do szczególnego rodzaju rozmowy kwalifikacyjnej. Wydawcy należy zaprezentować utwór i siebie z jak najlepszej strony, z uwzględnieniem korzyści, jakie osiągnie, wydając to dzieło. Zazwyczaj wystarczy wysłanie kilku propozycji, jak jednak wiesz po lekturze wcześniejszego rozdziału, może to być nawet i 39 prób. Po tym pozostaje nam tylko czekać. Jeśli otrzymamy odpowiedź, uznać należy, że jest to sukces. Zazwyczaj przyjdzie nam na nią poczekać, czasem i pół roku, ale najczęstszą praktyką wydawnictw jest nieodpowiadanie na propozycje. Odpowiedź należy uznać już za pewien sukces. Oznacza to, że prawdopodobnie ktoś się dziełem zainteresował na tyle, aby nam odpowiedzieć. Wprawdzie 59
Aleksander Sowa — dziękujemy, nie skorzystamy — ale przecież to już dużo. Pozbawia nas to przynajmniej złudzeń. Redakcje prawie nigdy nie opatrują swoich odpowiedzi wyjaśnieniami, recenzjami czy powodem odrzucania. Nie znaczy to, że nie można po odrzuceniu zadzwonić i zapytać o powód. Nie chodzi tu o to, aby się odgrażać, ale możesz czasem usłyszeć słowa, które pomogą w przyszłości. W wypadku braku jakiejkolwiek odpowiedzi na Twoją propozycję ze strony wydawcy, może okazać się, że manuskrypt np. zgubiono i nie zapoznał się z nim nikt. A przecież właśnie ten pliczek (kartek albo elektroniczny) może być początkiem wielkiej kariery i sukcesu dzieła, prawda?
60
Małżeństwo z wydawcą Z drugiej strony wygląda to tak, że nasze dzieło trafia do konkretnego pana lub pani. Ta pani lub pan ma biurko i komputer. Na to biurko trafiają wydruki od innych kandydatów na pisarzy albo są one w komputerze naszego kata. Nasz kat jest osobą z krwi i kości, ale zazwyczaj także z przypadku. Aby nim zostać, nie trzeba skończyć Wyższej Szkoły Redaktorów Wyborowych i Absolutnych. Zostają nimi psycholodzy, angliści, technicy albo w szczególnie szczęśliwym wypadku poloniści. Mogą to być także literaccy krytycy albo niespełnieni pisarze. Bywa, że jeden i drugi stanowi tę samą osobę. Potwór, do którego napisaliśmy, jest złośliwy i cyniczny. Zazdrości, że napisaliśmy coś lepszego niż on sam. Z dziką satysfakcją będzie podkreślał błędy. Na końcu wyrzuci wiekopomne dzieło przez okno, a jego histeryczny śmiech będzie odbijał się od ścian kamienic w całym mieście. Niestety jest tak, że gość ten przychodzi do pracy i ma do przeczytania stosik potencjalnych bestsellerów na swoim burku. Gdzieś na tymże meblu znajdzie się Twoje dzieło. Jeśli formalnie wszystko będzie zgodne z wymaganiami stawianymi przez macierzyste wydawnictwo Twojego oprawcy, weźmie je do ręki albo odłoży na potem. Z czasem, jeśli redaktor jest leniwy, nazbiera się pokaźny stosik i może się okazać, że Twój utwór będzie czekał w ciszy na swój czas. A nowych propozycji będzie przybywać. Zazwyczaj okazuje się — po kilku, kilkunastu stronach — że propozycja nie nadaje się do niczego. Bywa, że z tekstu wyraźnie wynika, że to autor propozycji nie 61
Aleksander Sowa nadaje się do niczego. Słyszałem o takiej sytuacji, w której wściekły na jakiegoś redaktora autor przesłał przepisane kilka pierwszych stron z dawno już wydanego światowego klasyka. Redaktor po przeczytaniu ów manuskrypt także odrzucił. Zatem to redaktor był do niczego. To oczywiście tylko człowiek. Niestety bardzo dużo od niego zależy. Może lubić pewne tematy, a inne nie będą go interesowały albo będzie nastawiony do nich negatywnie. Może być bałaganiarzem, więc m.in. dlatego warto dołączyć do ostatniej strony swojego manuskryptu namiary na siebie. Prawdopodobnie podczas czytania całej Twojej książki pierwsza strona ulegnie zatraceniu w odmętach jego biurka. Kto wie, czy nie jest zaborczy — dlatego nie powinno się wspominać o konkurencji. Niemniej jeśli redaktor uzna, że tekst się nadaje i zostanie wydrukowany, będziesz mieć swoją książkę. Otrzymasz piękny list i czeka Cię sława pisarza. Będziesz jeszcze musiał podpisać umowę, prawdopodobnie zatwierdzić korektę i jak dobrze pójdzie, to jeszcze okładkę. Możliwe, że konieczne będzie pojawienie się na jakimś konwencie czy wieczorku autorskim, ale właściwie całą promocją (jeśli będzie) książki zajmie się wydawca. Rola autora kończy się w zasadzie w chwili podpisania umowy. Nie musi się już niczym innym interesować, ale też ma najmniejszy wpływ na to, co się dzieje z dziełem po podpisaniu umowy (w granicach tego, na co się oczywiście w niej zgodził).
62
Małżeństwo z wydawcą Najczęściej prawa do wydania dzieł przechodzą na wydawcę (Copyright by…). Nie zdobędziesz wiedzy o niuansach rynku wydawniczego czy promocji, a pieniędzmi z ewentualnej sprzedaży dzieła trzeba będzie się podzielić. Dla jednych to bardzo wygodne, ale dla innych będzie to mocno ograniczające. Jeśli natomiast od kolejnych wydawnictw usłyszysz: „Nie”, albo też nie usłyszysz nic, masz dwa wyjścia. Najpierw zastanowić się chłodno nad sobą. Potem albo napisać następną, lepszą książkę, albo szukać innej formy wydania swojego dzieła.
Własne wydawnictwo
To jeszcze jedna droga do wydania książki. Rejestrując działalność gospodarczą i prowadząc działalność wydawniczą, uzyskujesz przecież coś, czego każdy z nas, twórca, pragnie najbardziej. Poczucie niezależności i wolność. Plus pieniądze, oczywiście. Już nikt nie odrzuci Twojego manuskryptu. Co najwyżej sam odrzucisz nadesłany przez kogoś. Nikt nie powie, że „właściwie rękopis jest bardzo dobry, ale w tym roku wydawnictwo zamknęło już plan wydawniczy” i musisz poczekać do roku następnego. I to też nie jest pewne. W pewnym sensie role ulegają odwróceniu. Odpowiadasz za własne decyzje. Pracujesz na własny rachunek. Marzenie tak wielu ludzi — by nie mieć szefa. Jeśli właścicielem wydawnictwa jest sam autor, zagrabione przez nie pieniądze trafiają do twórcy. Na całkowity dochód składają się: honorarium autorskie plus zysk wydawnictwa. Na pierwszy rzut oka takie rozwiązanie wydaje się idealne. Tym bardziej że wydawnictwo zakłada się tak samo jak każdą inną działalność gospodarczą. W tej chwili reguluje to Ustawa z dnia 2 lipca 2004 o swobodzie działalności gospodarczej. 65
Aleksander Sowa Pierwszym krokiem jest rejestracja w Wydziale Handlu i Ewidencji Działalności Gospodarczej Urzędu Miasta lub Gminy. Musisz zdecydować o rodzaju wykonywanej działalności gospodarczej zgodnie z Polską Klasyfikacją Działalności (PKD). W tym celu szukasz: Dział J — Informacja i komunikacja. Twoja nowa firma niewątpliwie będzie prowadzić działalność wydawniczą (58.1). Czyli wydawanie: książek, broszur, folderów, słowników i encyklopedii, atlasów i map (58.11), gazet (58.13), czasopism i pozostałych periodyków (58.14), książek telefonicznych i wykazów adresowych (58.12), pozostałych publikacji (58.19) oraz takich, jak gry komputerowe (58.21) i inne oprogramowanie (58.29). Informacje na temat Polskiej Klasyfikacji Działalności znajdziesz na stronie: www.pkd-24.pl. W urzędzie statystycznym wpiszą Twoje wydawnictwo do krajowego rejestru urzędowego podmiotów gospodarki narodowej i otrzymasz numer REGON. Określisz też siedzibę wydawnictwa. Będziesz potrzebował pieczątki. I firmowego konta bankowego. O fakcie rozpoczęcia działalności gospodarczej przez osobę fizyczną zawiadomisz właściwy urząd skarbowy, a przed rozpoczęciem swej działalności wybierzesz formę opodatkowania podatkiem dochodowym i odpowiednią ewidencję księgową (księgi przychodów i rozchodów, karta podatkowa lub ryczałt). W praktyce najlepiej od razu zdecydować się na funkcjonowanie jako płatnik VAT. 66
Własne wydawnictwo Pozostaje jeszcze Zakład Ubezpieczeń Społecznych, gdzie zgłosisz się jako osoba podlegająca obowiązkowemu ubezpieczeniu społecznemu. Jeśli będziesz miał pracowników etatowych, musisz zrobić to samo z nimi. Prawdę mówiąc, w to wątpię, ale nie moja to rzecz. Oczywiście potem będziesz odprowadzał kilkaset złotych miesięcznie do lśniącego budynku górującego nad miastem. Jeśli będziesz mieć pracowników, czeka Cię także wizyta w Państwowym Inspektoracie Pracy. Wydawnictwo może być oczywiście jednoosobowe albo kilkuosobowe. Możesz założyć spółkę cywilną — wydawnictwo Łopian & Pokrzywa z innym autorem. Należy wtedy działalność zgłosić w sądzie jako osoba prawna. Do wyboru masz spółkę jawną, spółkę z o.o., SA, czyli akcyjną, komandytową i komandytowo-akcyjną, przynajmniej w teorii. Zasadniczą różnicą pomiędzy spółkami osobowymi a prawnymi jest kapitał. W pierwszym wypadku musisz dysponować kwotą 150 zł, w drugim, o ile się nie mylę, 50 tys. zł plus 1,5 tys. zł na rejestrację. Dochodzi jeszcze wybór nazwy i wystąpienie do Biblioteki Narodowej o pulę numerów ISBN (bez opłat). Z chwilą rozpoczęcia działalności możesz zupełnie legalnie wydawać książki (ISBN może otrzymać także osoba fizyczna). Musisz jednak wiedzieć, że można legalnie wydawać książki, nie będąc przedsiębiorcą. Działalność wydawniczą może prowadzić osoba fizyczna, ale książek na szerszą skalę osoba fizyczna sprzedawać nie może. 67
Aleksander Sowa Dlatego praktykowane jest rozwiązanie pozwalające na wydawanie i od razu na handel książkami, a zatem wydawnictwo i księgarnia. Jesteś autorem, księgarzem i wydawcą równocześnie. Na naszym rynku funkcjonują takie wydawnictwa, na przykład Magia Słów Beaty Sawickiej. Również popularna pisarka prozy kobiecej Katarzyna Grochola od 2005 roku eksperymentowała z taką formą wydawania, prowadząc Wydawnictwo Autorskie — Katarzyna Grochola, Elżbieta Majcherczyk Spółka Cywilna. Tak działa Rafał Czoch (Wydawnictwo Autorskie Grafomania), Krystyna Alagor (Alagor) Krystyna Wieczorek (Tiger) czy rodzina Grzeszczyków (Wydawnictwo Autorskie Grzeszczykowie). Olga Tokarczuk, autorka kilku bestsellerów, pierwsze książki wydała w W.A.B., ale po pewnym czasie założyła oficynę Ruta i sama publikuje swoje książki. Identycznie Stanisław Franczak, Ryszard Krynicki i Jerzy Koperski. Z pewnością takie rozwiązanie ma swoje zalety i dla wielu twórców może być wręcz wymarzone. Zatem, dla kogo? Na pewno dla wszystkich, który mają o tym pojęcie, zatem tych, którzy pracują albo pracowali w wydawnictwie, ewentualnie agencji reklamowej, fotograficznej czy drukarni. Znasz się na tym, więc będzie Ci łatwiej. Masz już kontakty z dystrybutorami, hurtownikami, a nawet autorami — bardzo dobrze. Znasz grafika, który projektuje i wykonuje piękne okładki, doskonale — następny problem z głowy. To samo z korektorami. Może też masz znajomości w drukarni i wynegocjujesz wysoki rabat, tego Ci życzę. Ale… 68
Własne wydawnictwo No właśnie. Cały czas nad tym przemiłym wstępem i sielankową wizją drogi do nowej formy życia jako tzw. prawdziwy pisarz Rockefeller gromadziły się ciemne chmury. Przede wszystkim dlatego że, aby założyć wydawnictwo i wydać pierwszą książkę, potrzebujesz pieniędzy. Pół biedy, jeśli zdecydujesz się na formę elektroniczną. Aby wydać ebooka, potrzebujesz komputera i oprogramowania. Lokalem może być Twoje mieszkanie. Zatem aby opublikować swój ebook, potrzebujesz kilku tysięcy. Do tego dojdzie skład, przygotowanie do druku PDF, korekta, projekt okładki i oferta reklamowa. Gorzej, jeśli zdecydujesz się na wydanie w wersji audiobook. Po pierwsze, gdzieś będziesz musiał fonogram nagrać i komuś za to zapłacić. Użyczenie głosu i praca nad tekstem kosztuje. Oczywiście znów możesz oszczędzać, ale i tak zapłacisz parę tysięcy. Najgorsza sytuacja ma się, kiedy zdecydujesz się na samodzielne wydanie książki w formie papierowej. Oczywiście wiele zależy od nakładu. Ponosząc jednak koszty założenia i rozpoczęcia działalności, nie ma sensu skupiać się na pojedynczych egzemplarzach albo ich dziesiątkach, bo takie działania nie przyniosą zysku. Uważam, że celem założenia własnego wydawnictwa jest zarabianie na wydawaniu książek. Nie promocja własnej twórczości, szczególnie kosztem strat. To oznacza, że należy opublikować znaczący nakład. W myśl zasady, że wraz ze wzrostem nakładu maleją koszty i rośnie zysk. Ile jesteś w stanie zarobić? Maksymalnie 50% ceny brutto książki, w bardzo 69
Aleksander Sowa optymistycznym wariancie. Ile jesteś w stanie stracić — prawie wszystko! Przy książce kosztującej w księgarni 20 zł, wydanej w nakładzie tysiąca egzemplarzy i wyprzedanej do cna, dostaniesz do ręki około 10 tys. zł. Z czego koszty wydania pochłoną co najmniej połowę. To jest w granicach 5 tys. zł. Trzeba jeszcze liczyć się z kosztami utrzymania działalności gospodarczej, co jest szczególnie dotkliwe w wypadku obowiązkowej składki emerytalnej, rentowej i wypadkowej. Popularny ZUS. Na szczęście rozpoczynając działalność, przez pierwsze 24 miesiące prowadzenia firmy pod pewnymi dodatkowymi warunkami możesz odprowadzać niższe składki na ubezpieczenia społeczne. Jest to kwota w granicach 350 zł (stan na maj 2010), potem składka wzrośnie do około 830 zł. Będziesz też musiał zapłacić podatek od uzyskanych dochodów. Wprawdzie jest możliwość niezapłacenia podatku, a przeznaczenia tych środków np. na zakupy sprzętu dla firmy, ale tak czy inaczej z 10 tys. zł, które dostaniesz, część będzie trzeba odjąć. W przypadku publikacji większego nakładu książki (powiedzmy 10 tys. egzemplarzy), końcowa kalkulacja zawsze staje się o wiele bardziej korzystna. Tym niemniej, koszty są również znacznie większe. Pozostaje jednak światełko w tunelu. Są nim dotacje i preferencyjne pożyczki z Urzędów Pracy oraz projektów unijnych czy Fundusz Promocji Twórczości. Temat, o którym nie mam większego pojęcia, więc 70
Własne wydawnictwo rozwijał go nie będę, tym bardziej że w problematyce mojego eseju się już nie mieści. Tak mniej więcej wygląda sprawa finansowa. Nie wspomniałem jeszcze o kilku sprawach w związku z opisywanym pomysłem. Przede wszystkim powyższe knowania pieniężne odnoszą się do sytuacji, że książka zostanie sprzedana. To niezwykle ważne, a przy tym optymistyczne założenie. Z pewnością nie stanie się to przecież w ciągu miesiąca. Książki sprzedaje się miesiącami albo latami. Po drugie, nie ma pewności, że sprzedasz ją w ogóle. Jedno i drugie oznacza jednak, że ktoś będzie ją sprzedawał. Dochodzisz zatem do problemu dystrybucji. Tutaj masz dwie możliwości. Kanał jednoelementowy, polegający na tym, że książka trafia bezpośrednio do klienta, i pozostałe kanały, gdzie między Tobą (wydawcą) a czytelnikiem występują pośrednicy. Sprzedając książkę osobiście, przestajesz być już tylko autorem-wydawcą, ale stajesz się też sprzedawcą. Warto dodać, że nie masz szans na większy sukces przedsięwzięcia, chyba że Empik, Amazon albo Merlin należą do Ciebie. Kanał jednoelementowy ma sens jako sprzedawanie pojedynczych sztuk hobbystycznie albo do celów promocyjnych. Wykorzystuję osobiście ten kanał z powodzeniem. Przede wszystkim z uwagi na możliwości reklamowe. Robiąc aukcje na Allegro.pl, za niewielką opłatą umieszcza się ofertę, a de facto reklamę we wszystkich wyszukiwarkach na kilka tygodni. Sprzedaję 71
Aleksander Sowa nie więcej niż kilka książek w miesiącu, ale reklamę mam zapewnioną na o wiele dłuższy czas. Są to jednak zagadnienia do publikacji Jak zarobić na książce i o tym szerzej w części drugiej. Wracając do sprzedaży naszego bestsellera w księgarniach (czyli drugim sposobem) — z ceny 20 zł, którą zapłaci czytelnik, około 5 zł otrzyma hurtownik, drugie 5 zł księgarz. Proporcje mogą być inne, jeśli np. będzie 3 pośredników, ale to nie jest istotne. Ważne, że to hurtownie i księgarnie dają szansę na to, że czytelnik będzie mógł podejść do książki. Powąchał, przekartkował i kupił… Albo odłożył. Za 50–60% końcowej ceny książki dostaniesz więc co najwyżej dychę. I nie licz, że od razu… Opóźnienia w płatnościach są ogromne. Do tego dochodzą jeszcze zwroty. Księgarz nie będzie marnował przez 3 lata miejsca na półce swojej księgarni na badziewną książkę, o którą nikt nie pyta. Hurtownik tak samo. Zatem w najbardziej pesymistycznym scenariuszu może być tak, że założysz wydawnictwo, utopisz w nim kilkanaście tysięcy zł i nie zarobisz na tym interesie ani grosza. A Twoja książka będzie leżała gdzieś na stryszku albo piwniczce księgarni z szyldem „Tania książka” i nikt się o Twoim talencie nie dowie. Dochodzimy do miejsca, gdzie temat poradnika wdziera się ponownie w obszar zarezerwowany na tytuł o zarabianiu na książkach. Kto wie, może ją kiedyś napiszę? Ale nie teraz. Co mam jednak na myśli? Zauważyłeś może, że wydać —to nie znaczy zarobić? 72
Własne wydawnictwo Interesujący jest przykład Władysława Zdanowicza i jego książki Misjonarze z Dywanowa49. Książka została oficjalnie wydana przez niewielki sklep internetowy należący do autora. Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo publikowanie we własnym wydawnictwie, choć nie jest proste, spotykane jest coraz częściej. Książka Zdanowicza znalazła się jednak wśród 40 dzieł nominowanych do Literackiej Nagrody Europy Środkowej „Angelus”. Choć nie przeszła do drugiego etapu konkursu, sama nominacja musi być uznana za sukces. Wydanie własnej książki w swoim wydawnictwie może być trampoliną, z której dociera się do czytelnika. Z pewnością własne wydawnictwo to ogromny komfort. Pewnie dlatego liczba wydających we własnym zakresie się zwiększa. Jeśli ktoś jest przygotowany dokładać do własnego wydawnictwa przez jakiś okres i wierzy w sukces komercyjny własnej twórczości (i tym samym produkcji), to warto zaryzykować. Może nie chcesz zarobić, a Twoja działalność ma mieć charakter non profit, bo wydawać chcesz książki promujące ekologiczny tryb życia, a pieniądze będziesz mieć z innego źródła niż sprzedaż. Jesteś guru sekty i za własną biblię zapłacą Twoi wyznawcy — proszę. Ale to są wyjątkowe sytuacje. Większość sięgających po pozycję, którą teraz piszę, będą stanowić autorzy prozy. Im chcę zwrócić uwagę na pewne fakty, kończąc już temat własnego wydawnictwa. W. Zdanowicz, Misjonarze z Dywanowa, czyli Polski Szwejk na misji w Iraku, Kwidzyń 2007. 49
73
Aleksander Sowa Zastanów się, dlaczego inni wydawcy odrzucili rękopis. Owszem, masz rację, czasem słaba książka przynosi zyski. Czasem wydawcy się mylą. Pamiętaj jednak, że są przedsiębiorcami o doświadczeniu, czasem małym, a czasem ogromnym. Wyczuwają, czy na czymś zarobią, czy nie. Czasem przez promocje (czyli pompowanie pieniędzy w produkt), które decydują o sukcesie. Każdorazowo jednak podejmując decyzję o przyjęciu lub odrzuceniu, opierają ją na chłodnej kalkulacji zysków i strat. A teraz pojawiasz się Ty, żółtodziób nieopierzony, pyskacz smarkaty i chcesz być od nich mądrzejszy. Możliwe, że Ci się uda, tego Ci życzę, ale wątpię, że tak będzie. Podstawą do wydania książki, na której można zarobić, jest napisać ją. Więc może jeśli wydawcy odrzucają Twój manuskrypt, warto spojrzeć na niego jeszcze raz albo napisać od nowa inną, lepszą książkę. Spójrz chłodno prawdzie w oczy i nie oszukaj się i nie tłumacz. Oceń. Nie chcę Cię zniechęcać, nie odbierz tego źle, ale pragnę, abyś był świadomy, co Twoje pragnienia i plany ze sobą niosą. Dam Ci przykład. Własny. Wydałem 18 różnych publikacji. U obcych wydawców, nie u siebie. Mam stronę internetową, z domeną doskonale nadającą się pod witrynę wydawnictwa. Powiedzmy: Aleksander Sowa & Pseudonimy — Wydawnictwo Autorskie Wydawca. Adres to: www.wydawca.net. Po co wydaję więc u innych wydawców? Dochody z praw autorskich za sprzedawanie tych 18 publikacji opłaciłyby przecież mój podatek, ZUS i jeszcze 74
Własne wydawnictwo zostałoby na czynsz malutkiego mieszkania w Opolu. „Przecież to absurd” — pomyślisz. No dobra, pal licho mnie. Spójrz na pisarzy, którzy są znani: Stephen King, Tom Clancy, Thomas Harris albo Joanne Murray, znana szerzej jako Joanne K. Rowling. Dlaczego zamiast wydawać u obcych wydawców i dzielić się z nimi lwią częścią dochodów ze sprzedaży swoich książek, nie wydają ich we własnych wydawnictwach? Czy przykład Katarzyny Grocholi, która założyła w 2005 roku własne wydawnictwo, gdzie wydała Osobowość ćmy i poradnik wspólnie z Andrzejem Wiśniewskim, po czym zakończyła działalność, nie jest znamienny? Odpowiedź jest prosta. Ale musisz sobie na nią odpowiedzieć samodzielnie. Ja już to zrobiłem. Zastanów się, kim chcesz być i co robić. Być wydawcą i wydawać, czy pisarzem i tworzyć. Bycie jednym i drugim jednocześnie — owszem, jest możliwe, ale zawsze któraś ze stron Twojego ja będzie poszkodowana kosztem drugiej. I zbliża do zupełnie innej drogi wydawniczej, o której będzie na końcu. Poświęcając się pracy wydawniczej, zaniedbasz swoje pisarstwo. Ciągle pisząc, zaniedbasz swoje plany i prace wydawnicze. I tak bez końca. Tym mało optymistycznym akcentem kończąc, nadmienię, że jeśli nie przekonuje Cię tak początkowo radosna, ale o wiele bardziej skomplikowana niż się wydawało wizja założenia własnego wydawnictwa, koniecznie powinieneś przeczytać, co napisałem dalej.
Self-publishing
Podsumujmy po raz kolejny. Napisałeś książkę, którą odrzuciło szereg liczących się wydawnictw, więc nie masz już wątpliwości, że w taki sposób jej nie opublikujesz. Ze względu na widzimisię albo charakter samej książki, wydanie w formie elektronicznej (ebook, audiobook) nie wchodzi w grę (trudno, aby publikować katechizm albo śpiewnik kościelny w takiej wersji). Do tego wszyscy wydawcy publikujący e-książki też odrzucili Twój manuskrypt. Ale determinacja jest motorem sukcesu, a wiara w swoje dzieło opoką Twojej twórczości. Książkę wydać musisz, bo uważasz, że jest dobra i się sprzeda. Niestety na założenie wydawnictwa, w którym mógłbyś opublikować swoje wiekopomne dzieło, jesteś — powiedzmy sobie otwarcie — za cienki, albo nie chcesz się we własnej działalności babrać. Sytuacja nie jest do pozazdroszczenia, ale warto się jej przyjrzeć, bowiem stosunkowo często się powtarza. Tak biegną zazwyczaj losy rękopisów dzieł, których autor jest mocno zdeterminowany, żeby je wydać. I dobrze. Nie ma w tym nic złego. W moim odczuciu przemawia to nawet na korzyść autora. Taka postawa 77
Aleksander Sowa świadczy o nakierowaniu na cel, wiarę w swoje możliwości, talent i siłę dzieła, które stworzył. Po tym, co przeczytałeś w rozdziale: „Dziękujemy, nie skorzystamy”, wiesz, że czasem taka postawa się opłaca. Autor znajduje się w sytuacji, kiedy chcąc wydać swoje dzieło, musi w to zainwestować. Innymi słowy, trzeba wyłożyć własne, ciężko zarobione pieniądze. Istnieje, także w Polsce, wiele wydawnictw świadczących usługi wydawania książek. Te mniej lub bardziej złodziejskie firmy wydają zazwyczaj słabe lub bardzo słabe książki. Większość opublikowanych w ten sposób utworów stanowi nikczemnej jakości czytadła wydane przez autorów, którzy są niesłusznie przekonani o własnym talencie i wartości swojego dzieła. Niestety, ta prawda jest przytłaczająca. W związku z tym wydawanie własnym sumptem uogólniane jest do tragedii wydawniczej. W zdecydowanej większości to prawda. Wydawnictwa self-publishing nie wydają książek zupełnie beznadziejnych, choć czasem niektórym do tej subtelnej granicy niewiele brakuje. Czasem oficyny owe wydają też zupełnie porządne specjalistyczne publikacje, podręczniki albo pozostałe dzieła, które zostały odrzucone przez innych wydawców. Trafiają się także książki zupełnie dobre, ale powiedzmy, że o niezbyt atrakcyjnym temacie, albo których autor ma niezbyt atrakcyjne nazwisko. To znaczy nazwisko debiutanta, w dzieło którego — choć zupełnie przyzwoite — żaden wydawca nie zdecydował się zainwestować. 78
Self-publishing Najgorzej ze wszystkich twórców mają poeci. Poezja drukowana w Polsce to najczęściej Szymborska, Miłosz, Tuwim, Różewicz czy Świetlicki i z ich poezji są zyski. Początkującemu poecie jest jeszcze trudniej niż debiutującemu pisarzowi powieści. Toteż często młodzi poeci sięgają po tę formę wybicia się z własnym nazwiskiem. Wróćmy jednak do meritum. Zatem jeśli autor dzieli (w jakimkolwiek procencie) koszty wydania utworu z wydawcą, nazywamy to self-publishing. Po polsku będzie to samopublikowanie. Takiej działalności nie można wrzucać do jednego worka, co bardzo często jest czynione. Dzieje się tak, jak mniemam, z powodu marginalności zjawiska, a co za tym idzie, małej znajomości praw nim rządzących. Najlepiej jest wrzucić książkę do szufladki z napisem: „Wydana własnym sumptem” i żyje się prościej. Zanim opowiem Ci o wadach i zaletach tego rozwiązania, wyjaśnijmy sobie pojęcia. Pierwszym rodzajem samopublikowania jest subsidy publishing, czyli częściowy podział kosztów z wydawcą. Druga możliwość to true self-publishing. Bardzo podobna sytuacja do wydania we własnym wydawnictwie, bowiem pokrywasz całość kosztów, uzyskując pełnię praw autorskich i pełną „władzę” nad losami książki. Co więcej, panujesz nad tym, co dzieje się z książką przed jej wydaniem (a zatem masz wpływ na korektę, skład, okładki itd.), ale także po jej wydaniu. Czyli druk, dystrybucję, promocję, reklamę, a wreszcie cenę. 79
Aleksander Sowa Ostatnia możliwość to vanity publishing. Polega ona na interesującym z punktu widzenia psychologii zjawisku nierealizowania komercyjnych planów pisarza, lecz raczej zaspokojenia jego próżności. W graniach tej możliwości spotkamy się we wspominanym druku cyfrowym. Jest to tzw. print on demand, czyli druk na żądanie. To machina do zarabiania pieniędzy na próżności autorów. Książki są wydawane w określonym szablonie, okładki również są projektowane według niego (tak jest dużo taniej). Końcowa cena zależy od objętości dzieła, rodzaju okładki i nakładu (jeśli jest). Czasem takim książkom jest nadawany ISBN, a tak wydane utwory są wprowadzane do oferty sprzedaży kilku internetowych księgarń. Wydawca w takim wypadku zarabia nie na książce, ale na jej wydaniu. Stąd wcześniej pisałem o złodziejskich bardziej lub mniej wydawnictwach. Zrobiłem to nieprzypadkowo. Nie widzę bowiem najmniejszego sensu wydawania czegokolwiek, co nie miałoby przynieść korzyści. Nie muszą być one finansowe (bo czasem wydaje się w celach reklamowych). Nie do przyjęcia jest dla mnie sytuacja, w której miałbym zapłacić za wydanie książki właśnie tylko po to, bez szans trafienia do czytelnika. Cały problem rozbija się o wykorzystywanie chwytów psychologicznych przez wydawnictwo (albo agencję lub drukarnię) na niedoświadczonym, najczęściej debiutującym autorze. Wiem coś o tym, sam to przeżyłem. Niestety, prawda wychodzi dopiero po czasie. 80
Self-publishing Na początku jest bardzo pięknie. Tak jak z kobietą, zaraz przed tym, zanim pójdziecie do łóżka. Wydawnictwo zgadza się wydać Twoją książkę, jeśli zapłacisz w granicach 1,5–3 tys. zł w zależności charakteru utworu. Zapewniają Cię o różnych sprawach. Bądź czujny! Książka znajdzie się w ofercie najważniejszych księgarń internetowych, otrzyma ISBN, profesjonalną korektę, skład, okładkę, a potem promocję. Rzeczywistość jest taka, że korektę zamiast trzech redaktorów robi jeden, czego efektem są błędy. Okładka jest według schematu, niezbyt atrakcyjna w porównaniu z tym, co leży na półkach. Książka owszem dostaje ISBN i zostaje wprowadzona do sprzedaży w 2–3 księgarniach w Polsce, ale wyłącznie internetowych i na dobrą sprawę, mało znaczących. Na dodatek, aby czytelnik mógł książkę dostać do ręki, musi poczekać, czasem nawet 3 tygodnie. Zamówione dzieło nie zalega w magazynie, ale dopiero w chwili zamówienia zostanie wydrukowane i przesłane do zamawiającego. Taka książka ostatecznie jest droższa niż podobna w księgarni. Na sprzedaniu jej nie zależy ani wydawcy, ani księgarzowi. Wydawca swoje już zarobił na wydaniu i nie przewiduje zysków sprzedażowych. Nie promuje i nie reklamuje jej, bo zysk z jego działalności to pieniądze od autorów za usługę wydawniczą. Z kolei sprzedawca zarabia na takim pojedynczym egzemplarzu tak mało, że woli sprzedawać coś bardziej hurtowego. Nawet drukarz, drukując pojedynczy egzemplarz, będzie kręcił nosem, choć to jego zwykła działalność. 81
Aleksander Sowa Autor staje w obliczu, owszem, wydanej książki, ale bez szans na sprzedaż. Chyba że samodzielną. Kanał jednoelementowy już charakteryzowałem, więc nie muszę pisać, że nie daje on szans na komercyjny zysk. Skąd to wiem? Nie będę pisał tytułami, ale bystry Czytelnik, jeśli będzie chciał, odkryje, o czym piszę. Tak czy inaczej, popełniłem ten błąd bardzo dawno temu i jego efektem było obciążenie mojego konta przelewem na kwotę prawie 2 tys. zł i sprzedanie w ciągu prawie 4 lat 3 (sic!) egzemplarzy mojej powieści w sieci sprzedaży owego wydawnictwa. Można by rzec, że w takim wypadku musiałem wydać niezłego gniota. Skoro przez 4 lata sprzedałem tylko 3 egzemplarze, prawda? Tyle że w tym samym czasie kanałem jednoelementowym, we wspomnianych wcześniej celach promocyjnych, rozprowadziłem 78 egzemplarzy autorskich. Pojawiły się bardzo nieliczne, ale za to ciepłe i pozytywne recenzje. Kolejnym krokiem było wydanie tej samej powieści ponownie, w innym wydawnictwie, modelem true self-publishing, o którym zaraz. Efekt? Zupełnie zdawałoby się beznadziejna, niekomercyjna książka (w końcu wydawca i jego księgarnie internetowe sprzedawały jeden egzemplarz na rok) z nakładu tysiąca sztuk w ciągu pierwszych trzech miesięcy po opublikowaniu, bez jakichkolwiek nakładów na promocję i reklamę, sprzedała się w 486 egzemplarzach. Kolejne recenzje także potwierdziły, że czytelnik jest zadowolony.
82
Self-publishing Przez ten własny, na swojej piersi wyhodowany przykład, chcę pokazać Ci to, o czym pisałem już wcześniej. Wydanie nie jest równoznaczne z zarobieniem na nim. Aby książka miała szansę na sprzedaż, musi być dostępna. Nie może być dostępna w sytuacji, kiedy wydawcy nie zależy na jej sprzedaży. Oczywiście model wydawniczy vanity publishing ma swoje uzasadnienie w wypadku na przykład bardzo specjalistycznych dzieł, zwykle technicznych, prawnych albo niskonakładowych podręczników. Wydanie jednak tylko po to, by wydać, jest karmieniem własnej próżności i zakrawa na grafomanię. Powtórzę po raz kolejny, pisać i wydawać należy po to, aby zarobić. Pewnym wytłumaczeniem decyzji o wydaniu w ten sposób może być nadzieja, że książka po opublikowaniu i właściwie żadnej promocji zacznie się sprzedawać, na przykład dzięki marketingowi szeptanemu. Ale na to potrzeba czasu, szczęścia, no i książki, która faktycznie się do tego nadaje. Jest to z pewnością szansa, aby zaistnieć. Sławomir Shuty swoją pierwszą powieść Nowy wspaniały smak50 rozprowadził w ten sposób w nakładzie 100 sztuk. To wystarczyło, aby został dostrzeżony. Dziś wydaje w W.A.B, ma na koncie 8 powieści. Jest też autorem pierwszej polskiej powieści hipertekstowej51. Inny przykład to Zbigniew Masternak. W 2005 roku wydał własnym sumptem debiutancką powieść KsięS. Shuty, Nowy wspaniały smak, Nowa Huta 1999. Szerzej o takiej formie wydawania piszę w rozdziale Książka online. 50 51
83
Aleksander Sowa stwo52 i to wystarczyło, aby zainteresowało się nią duże wydawnictwo. Kolejną powieść, Niech żyje wolność53, wydano w z pewnością znanym wydawnictwie Zysk, a adaptacją filmową zajął się reżyser Andrzej Barański. Pisarzy wydających własne dzieła, obojętnie czy we własnych wydawnictwach, czy też w którymś z modelu self-publishing, jest dziś coraz więcej. Dla przykładu wspomniani Sławomir Łuczak, Zbigniew Masternak czy Adam Bolewski, Monika Błądek, a także w wypadku jednej z moich powieści — także ja sam. Co pewnie Cię zdziwi, we własnym wydawnictwie publikuje laureat Nagrody Nike i kilkukrotny do niej pretendent — Andrzej Stasiuk. Wydawnictwo nazywa się Czarne i z pewnością o nim słyszałeś. Publikując w ten sposób, można też pokusić się o próbę budowania wizerunku, ale to bardzo zły pomysł. Takie wydawnictwa są przez czytelników rozpoznawane, a dzieła raczej deprecjonowane lub w najlepszym wypadku omijane szerokim łukiem. Taki debiut, choć są pozytywne przykłady, najczęściej jest najgorszym z jego rodzajów. Trzeba jednak zaznaczyć, że w samej idei samowydawania nie należy doszukiwać się wyłącznie złych stron. Wielu autorów oraz niektórzy czytelnicy sądzą, że wydawanie własnym sumptem nie powinno mieć miejsca. Aleksandra Janusz, pisarka fantasy, mówi na przykład, żeby „w żadnym wypadku nie wydawać 52 53
Z. Masternak, Księstwo, Wrocław 2005. Idem, Niech żyje wolność, Poznań 2006.
84
Self-publishing własnym sumptem, bo to obciach i żenada!”54. Nie zgadzam się z tym twierdzeniem. Obciach i żenada to publikowanie czegoś, co nie jest czytane. Trzeba pamiętać, że tak wydawali Mark Twain, Lewis Carroll, George Bernard Shaw, Edgar Allan Poe, Rudyard Kipling, Erich von Däniken, Jane Austen, Ludvík Vaculík, Stanisław Horak i inni. A wydali oni znacznie więcej niż 2 powieści i 7 opowiadań na łamach czasopisma dla miłośników fantasy. Jeśli są czytelnicy, którzy chcą czytać, to należy wydawać. Nie należy wydawać dla siebie, wtedy to obciach i żenada. Przy true self-publishing oraz subsidy publishing kosztami wydania książki autor dzieli się z wydawcą w różnym procencie. Najlepiej jeśli owe części będą zbliżone do siebie. To pozwala przypuszczać, że obu stronom będzie zależało tak samo na większej sprzedaży, a co za tym idzie, większej promocji i reklamie. W tych wariantach najczęściej pojawia się już druk offsetowy w minimalnym opłacalnym nakładzie, a zatem 1–2 tys. sztuk i gros pieniędzy pochłania właśnie fizyczne wyprodukowanie książki. Do tego, jeśli sieć dystrybucyjna zostanie odpowiednio zorganizowana, książka ma szansę być sprzedana. Jeśli jest dostatecznie dobra, może osiągnąć pewien wymiar sukcesu. Obie strony wkładają w inwestycje pewne kwoty i zaangażowanie. Dzięki spółce ryzyko poniesienia straty zmniejsza się o procent udziału wspólnika. Wbrew A. Janusz, Pisarz — wolny zawód [dok. elektr.] http://ksiazki. polter.pl/Pisarz-wolny-zawod-c7867 [dostęp 26.10.2010]. 54
85
Aleksander Sowa pozorom, w moim odczuciu, to najbardziej korzystna strategia self-publishing. Nie oznacza to, że automatycznie będzie nadawała się dla każdego, bo to nieprawda, ale ma bardzo ważną zaletę. Książka — jeśli jest odpowiednio dystrybuowana — fizycznie trafia do czytelnika i ten może ją kupić. Nie ma tego w wypadku druku na żądanie, książki elektronicznej ani publikacji online, do której przejdę potem. Łukasz Gołębiewski55 wskazuje, że praktyka pokazuje ogromne przywiązanie do fizycznej formy książki, która jest bardzo istotna dla czytelnika. Z pewnością ma ona wpływ na decyzję o zakupie. To liczbą sprzedanych egzemplarzy mierzy się sukces naszego dzieła. Jest to oczywiście tylko jedno z kryteriów, ale z punktu widzenia finansowego najważniejsze.
W swoich esejach Śmierć Książki. No Future Book oraz Eksiążka. E-book. Szerokopasmowa kultura. 55
Konkursy literackie
Nie mogę pominąć jeszcze jednej możliwości wydania swojej książki, jakim jest udział w konkursie pisarskim, ewentualnie poetyckim. Oczywiście sam udział nie wystarczy, często jednak nagrodą za wygranie lub wyróżnienie bywa publikacja zwycięskiego utworu. Najczęściej korzystają z tej formy wierszokleci, choć bywa, że dzięki zwycięstwie w konkursie są publikowane opowiadania, a nawet całe książki. Jeśli chodzi o wydźwięk, to publikacja utworu w nagrodę za wyróżnienie w konkursie jest doskonałą promocją własnej twórczości. To dobry sposób na udany debiut. Lepiej zadebiutować można, tylko jeśli wcześniej publikujemy krótkie formy (wiersze, opowiadanie, felietony) w jakimś uznanym medium, jak gazeta literacka albo inna, a potem, kiedy czytelnicy znają już Twój styl i tematykę tekstów, spotykają się z prawdziwą książką. Wróćmy jednak do igrzysk. Oczywiście nie każdy konkurs zapewnia w nagrodę publikację Twojego dzieła. A konkurs konkursowi nierówny. Pomyśl zresztą (wiem, że to, co napiszę jest banałem, ale otwiera oczy bardzo szeroko), że nie można porównać pierwszego miejsca w Turnieju Jed87
Aleksander Sowa nego Wiersza zorganizowanym przez Gminny Dom Kultury w Dobrzeniu Wielkim do Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego Wydawnictwa Prószynski i S-ka. Oczywiście teraz zmyślam, ale specjalnie. Pochwalenie się w ankiecie autorskiej wielkiemu wydawcy, że wygrało się konkurs „na najpiękniejszy wiersz o naszym ryneczku” zorganizowany przez Gminną Bibliotekę Publiczną w Koziegłowach Średnich nie będzie raczej nobilitacją, ale w najlepszym wypadku powodem do kpin. Zatem zanim zdecydujesz się próbować tak wydać swoją książkę czy też tomik wierszy, zastanów się, w którym konkursie weźmiesz udział. Następnie co się stanie, jeśli go wygrasz. Wreszcie: czego od konkursu oczekujesz. Udział w nim powinien oznaczać nagrodę, ale jest to też zazwyczaj koniec udziału w innych tego typu turniejach tego konkretnego utworu (wiersza, opowiadania czy powieści). Zakładam, że bierzesz udział w konkursie, aby zgarnąć nagrodę główną (którą jest opublikowanie konkursowego utworu) albo w celu promocji własnej twórczości. Można wziąć udział także dla zabawy albo dla nagrody pieniężnej. Z punktu widzenia szukania odpowiedzi na pytanie zadane w tytule tej książki, pierwszy powód jest nieprzydatny, drugi ma sens, jeśli ową nagrodę chcielibyśmy przeznaczyć na sfinansowanie (całkowite albo częściowe) wydania naszej książki. Przy okazji konkursów, w których nagrodami są pieniądze, muszę Ci uświadomić, że istnieje grupa pisarzy, literatów — popularnych lub też nie — którzy 88
Konkursy literackie uczestniczą regularnie w tego typu imprezach i co ciekawe, występują pod pseudonimami. Magnesem jest nagroda pieniężna. Takich konkursów — cenionych lub nie (nieistotne) — jest trochę i można z tego uzyskać całkiem spore sumki. Szczególnie jeśli po pewnym czasie posiada się już odpowiednie doświadczenie, aby w miarę regularnie (oczywiście zawsze się nie da) wygrywać lub zajmować czołowe miejsca, zganiając za to od 500, 15oo albo czasem nawet 5 tys. zł. Uważam, że pisanie nie jest sztuką, ale rzemiosłem, czasem z elementami sztuki, czasem zupełnie bez niej. Los pisarzy jest różny. Jedni piszą w życiu jedną powieść i stają się sławni, bogaci, piękni, a ich dzieło nieśmiertelne. Inni pracują na to przez lata, aż wreszcie im się udaje. Inni identycznie, ale im się nie udaje. Część musi chałturzyć, aby zarobić na wino, chleb albo wódkę i bułkę z masłem. Znam takich, którzy piszą sprośne historyjki do pism dla panów i nieźle na tym wychodzą (tak robili np. Nienacki i King), inni piszą prace magisterskie, doktorskie czy licencjackie (tutaj nazwisk wyjawić nie mogę), jeszcze inni oferty reklamowe. Część zajmuje się poradnikami, które się dobrze sprzedają, albo podręcznikami. Niektórzy dorabiają udziałem w konkursach z nagrodami pieniężnymi. Cóż, życie pisarza, a poety jeszcze bardziej — nie jest usłane płatkami róż. Przed przystąpieniem do jakiegokolwiek konkursu należy sprawdzić, kto jest jego organizatorem. Wszelkie konkursy organizowane przez domy kultury, biblioteki, kółka poetyckie, Wielkie i Prestiżowe 89
Aleksander Sowa Czasopisma Literackie, Których Nikt Nie Czyta Poza Samymi Do Nich Piszącymi oraz różnorodne portale pisarskie w moim odczuciu nic nie znaczą i start w nich to błąd. Nawet jeśli wygrasz — a nie jest to w Towarzystwach Wzajemnej Adoracji takie pewne — nic nie zyskasz poza satysfakcją i ewentualnie jakąś nagrodą niskiej wartości. Nie ma sensu branie udziału w konkursie, w którym nagrodą jest czapka śliwek, uśmiech pani Magdy i uścisk dłoni prezesa domu kultury. Po pierwsze, nic nie zyskujemy, a utwór już w innym konkursie wziąć udziału nie może. Niewykluczone, że tak możemy się pozbawić wygrania kilku tysięcy nagrody pieniężnej albo upragnionej publikacji, jeśli stanęlibyśmy w szranki z innymi literatami w bardziej prestiżowej rywalizacji. Laury zwycięstwa w takim konkursie nic nie znaczą i nie mają wpływu na promocję nazwiska. Dopiero wygrana albo wyróżnienie w uznanym, najlepiej ogólnopolskim konkursie, ma jakieś znaczenie. Tyle że tylko do momentu debiutu. Potem prawie nikogo już to nie obchodzi. Najlepsze są konkursy organizowane przez duże wydawnictwa, znane gazety („Gazeta Wyborcza”, „Polityka”, „Przegląd” itd.), wielkie portale (Wirtualna Polska, Onet.pl) czy prestiżowe uczelnie. Skoro chcesz szukać swojej drogi w ten sposób, powinieneś zwrócić uwagę na regulamin konkursu. Niedopuszczalna jest jawność prac. Powinny być niepodpisane, opatrzone godłem i z kopertą zawierającą dane autora. Uwagę powinny wzmóc błędy w regulaminie czy literówki, bowiem to świadczy o amatorszczyźnie. 90
Konkursy literackie Zastanowienia wymaga skład konkursowego jury. Nazwiska nie muszą być znane. Jeśli są, to tym lepiej. Gorzej, jeśli obok nieznanego nazwiska znajduje się bogata w osiągnięcia biografia. Taka osobistość, tzw. wybitny pisarz, poeta, krytyk, dziennikarz (którego nikt nie zna), może świadczyć, że konkurs jest narzędziem jego promocji. Do tego, jeśli prace nie są szyfrowane, zapewne wygra ktoś, kto o tym wie, zanim jeszcze konkurs się zaczął. Regulamin powinien dokładnie określać sytuację, która najbardziej Cię interesuje — mianowicie, że to Twoja praca wygra. Dość często pojawiający się zapis: „Organizator zastrzega sobie prawo do nieprzyznania nagrody” również powinien być zastanawiający. Można to interpretować zabezpieczaniem się na wypadek gdyby poziom konkursu był skandalicznie niski albo sytuacji zgłoszenia mniejszej liczby prac niż nagród. Z drugiej strony w tzw. „konkursie z prawdziwego zdarzenia” do takiej sytuacji dojść nie powinno, a jeśli dochodzi, to taki konkurs nie jest nic wart. Teraz kwestia: a co jeśli zwyciężysz? Przede wszystkim gratuluję! Przed Tobą nagroda, którą powinny być pieniądze albo publikacja utworu. Przygotuj się, że jeśli będzie to publikacja, prawdopodobnie powinieneś zapomnieć o honorarium autorskim. Możesz ewentualnie liczyć na jednorazową zaliczkę. Jeśli jest to publikacja zbiorowa — antologia, zbiór itp., tak będzie prawie na 100%. Nie bój się (z doświadczenia wiem, że są to obawy nader częste), że wydawnictwo będzie chciało Cię oszu91
Aleksander Sowa kać. Zarobić na Tobie, owszem, ale nic najprawdopodobniej nie ukaże się, o ile się na to (na piśmie) nie zgodzisz. Nie wspomniałem jeszcze o hierarchii wartości. Otóż jeśli jako nikomu nieznany twórca wystąpisz w mało znanym konkursie i wygrasz go, nie tracisz niczego. Jeśli potem, właściwie nadal jako twórca nieznany, wygrasz już konkurs ważniejszy, to bardzo dobrze o Tobie świadczy. Jeśli za trzecim razem wygrasz jeszcze ważniejszy konkurs — stawiam Ci piwo, bo okazujesz się mistrzem w budowaniu swojego wizerunku. Nie musisz nawet każdorazowo wygrywać. Istotne jest, aby piąć się ku górze. Wspomnę koleżankę D. M., znaną wszystkim autorkę książki, w adaptacji której Borys Szyc zagrał Silnego. W wieku 16 lat otrzymała nagrodę główną czasopisma „Twój Styl” w konkursie Dzienniki Polek 2000 za cykl opowiadań Mięśnie skrzydeł. Potem pojawiła się książka i Paszport Polityki w kategorii literatura. Następnie nominacja do Nagrody Pegaza, a potem do najbardziej prestiżowej Nagrody Nike. Wreszcie Nike D.M. dostała. Wspominam o tym nieprzypadkowo. Znana pisarka Ewa Białołęcka, po tym jak stała się znaną pisarką, po otrzymaniu Nagrody im. Janusza A. Zajdla56 opublikowała opowiadanie na forum potterowskim, za które nikt nie zostawił na niej suchej nitki. Nagroda nadawana autorom najlepszych polskich utworów literackich z dziedziny fantastyki, wydanych w poprzednim roku kalendarzowym. 56
92
Konkursy literackie Wyobrażasz sobie teraz, że Masłowska, Tokarczuk, Pilch czy Stasiuk startują w konkursie literackim „O naszej szkole”, zorganizowanym przez IV Liceum Ogólnokształcące w Częstochowie im. H. Sienkiewicza i przegrywają z Anią Bąk z IV C albo Jasiem Trzmielem z II A, że już się terminologii owadziej będę trzymał? Nie ma szans! No właśnie. To jest hierarchia wartości.
Indies — pisarstwo niezależne
Do tej pory radziłem, podpowiadałem, przedstawiałem za i przeciw poszczególnych rozwiązań, ale wszystkie one miały jedną wspólną cechę. Był nią wydawca. Nawet w sytuacji kiedy założyłbyś własne wydawnictwo, nadal jego idea pozostaje. A co, jeśli by go nie było? Wyobraź sobie, że możesz publikować bez wydawcy. ISBN jest niepotrzebny. Swoje ebooki udostępniasz za darmo albo za tyle, ile chcesz. Możesz też publikować, co chcesz, nie łamiąc oczywiście prawa. Chyba że odmówisz sobie sam. Jesteś recenzentem, korektorem, grafikiem, webmasterem. Jesteś pisarzem web 2.0. W dotychczasowych rozwiązaniach na wydaniu swojej książki zarobiłbyś od 10 do maksymalnie 50% ceny, za którą zapłaciłby czytelnik. Tu nie ma wydawcy. I aby do czytelnika dotrzeć, pośrednik nie jest konieczny. Sprzedając swoją publikację, dostajesz niemal 100% tego, co płaci czytelnik. Publikujesz swoje dzieła w formie elektronicznej. Wybierasz platformę dla self-publisherów. Na rynku ciągle pojawiają się nowe, z czego wśród najbardziej znanych wymienię 95
Aleksander Sowa Feedbooks, Smashwords, Manybooks, Goodreads, Wattpad albo dobrze znany Amazon. Po założeniu konta dodajesz swoją publikację, opis i wprowadzony plik jest automatycznie konwertowany do jednego lub kilku wybranych z najpopularniejszych formatów: ePub, .pdf, Kindle, .mobi, .prc, .rtf, .lrf, .pdb, .text, .html i JavaScript. Zostanie jeszcze dodanie okładki i tak wydaną książkę elektroniczną można czytać na ekranie komputera, wszystkich e-readerach (czytnikach takich, jak: eClicto, Bookeen, iRex itp.), palmtopach i telefonach. Taka postawa jest definiowana jako Indie. Independent writer (pisarz niezależny — Indie) samodzielnie wydaje swoje książki na marginesie głównego, komercyjnego nurtu wydawniczego. W dotarciu do czytelnika wykorzystuje internet. Ruch pisarzy niezależnych działa, korzystając z platform umożliwiających samodzielne publikowanie oraz z serwisów społecznościowych (Facebook, Twitter). Postawa pisarza web. 2.0 jest jednak dużo bardziej odmienna od pisarza 1.0, niż można by przypuszczać. Wprawdzie 90% twórczości pisarzy niezależnych najprawdopodobniej nigdy nie osiągnie jakiegokolwiek sukcesu, są jednak liczne przykłady, że i tą drogą można dojść do sławy, pieniędzy i własnych książek na półkach w księgarni. Tak jest na przykład w wypadku Cora Doctorowa, a u nas Piotra Kowalczyka czy Łukasza Gołębiewskiego. Interesujący jest także przykład Paula Coelho. Jego książki są znane w ponad 150 krajach i tłumaczone na 68 języków. Łącznie sprzedały się w nakładzie ponad 96
Indies — pisarstwo niezależne 100 milionów egzemplarzy (do 2008 roku). Pisarz publikuje również na platformach dla self-publisherów, Indies, czyli pisarzy niezależnych. Przenikanie się pisarstwa 1.0 i 2.0 stało się faktem. Wprawdzie można usłyszeć głosy, że internet dewaluuje sztukę, skoro każdy amator może być pisarzem. Przyjrzyj się jednak wydawnictwom tradycyjnym. Czy 100% tego, co jest wydawane na papierze, jest naprawdę wartościowe? Oczywiście że nie! Inną sprawą jest to, jak wyobrażasz sobie pisarza. A konkretnie własną osobę w jego roli. Bycie pisarzem web 2.0 powoduje znaczny dysonans z wizją archetypu owego człowieka, powiedzmy sobie starego typu. Większość zaczynających swoją przygodę z pisarstwem sądzi, że to człowiek, który zajmuje się tylko i wyłącznie pisaniem. Resztę zrobi za niego wydawca. I tak właściwie jest. Rolą literata jest napisać dzieło i przedstawić je redaktorowi. Potem książka trafia w tryby machiny wydawniczej i sam pisarz ma znikomą kontrolę nad tym, co się z nią dzieje. W ten sposób poczytni pisarze przedstawiają jedną powieść na 3 lata. Tylko niektórzy pracują rzetelnie i wypuszczają 3 powieści na rok (na przykład Andrzej Pilipiuk). Wydawca, z którym pisarz popełnił małżeństwo, książkę promuje, reklamuje autora i wszyscy na tym zarabiają więcej lub mniej. W przerwach miedzy pisaniem literat pojawia się od czasu do czasu na konwencie czy spotkaniu autorskim w Miejskiej Bibliotece Publicznej, ubrany w sztruk97
Aleksander Sowa sową marynarkę na czarnym golfie, w wytartych dżinsach i mokasynach. Przeczyta kilka stron swojej powieści dziewczynom w skromnych sukienkach i o błyszczących oczach zasłoniętych szkłami w drucianych oprawkach. Odpowie na pytania w stylu: „Co pana inspiruje?”. Potem wraca gdzieś do swojego domu, najlepiej na wsi — albo na wsi w górach. Tam w oparach papierosowego dymu i przy śpiewie ptaków za oknem w pracowni wyłożonej modrzewiową boazerią tworzy swoje dzieła albo w okresach tzw. niemocy twórczej chleje wódkę do nieprzytomności. Jeśli jest naprawdę dobrze wypromowany, obojętnie, czy przez własną twórczość, czy przez wydawcę, zapraszają go do telewizji, radia, a nawet ma szansę na film zrobiony na podstawie swojej książki. Bonusem jest osobisty, choć epizodyczny udział w ekranizacji (np. S@motność w sieci, Wojna polsko-ruska…). Jest też wersja wizji pisarza — nazwijmy ją — industrialna. Ten będzie zamieszkiwał miejskie strychy, piwnice albo pofabryczne budynki. Tam będzie tworzył w odosobnieniu, zażywając kokainę, amfetaminę, a w najlepszym razie paląc jointy popijane Red Bullem albo szklanką wódki z wodą. Nie będzie śmierdział groszem i będzie ubierał się jak lump. Jego powieści będą ciągle odrzucane, a debiut książkowy pozostanie wizją z marzeń. Charakterystyczną cechą takiego rodzaju niespełnionego literata będzie skłonność do chorób natury psychicznej, co stwarza ogromne prawdopodobieństwo, że karierę owego pisarza zakończy samobójstwo. 98
Indies — pisarstwo niezależne Ta wizja nie jest wcale taka prześmiewcza, jak można by przypuszczać. Rady, by zamieszkać na wsi (najlepiej w górach, bo tak zrobili Tokarczuk i Pilch) można przeczytać w podręcznikach dla chcących nauczyć się pisać powieści. Sam bardzo się zdziwiłem, słysząc od koleżanki, z którą chodziłem do klasy w technikum, jaki był powód zakupu mojej książki i prośbę o autograf: „Po tym, jak popełnisz samobójstwo, ta książka będzie warta o wiele więcej”. A ja chciałem z nią iść do łóżka! Tłumaczy mnie wyłącznie fakt, że kiedy miałem 20 lat, chciałem iść do łóżka prawie z każdą dziewczyną. Chyba zrobię jej na złość. Podsumowując. Pisarstwo niezależne jest dla tych twórców, którzy czują się artystami o wiele bardziej niż pisarze w tradycyjnym pojęciu. Przy tym są „techartystami”. Całkowicie kontrolują swoją książkę do chwili jej publikacji. Wielu z pisarzy niezależnych to twórcy odrzuceni przez główny nurt wydawniczy, lecz w ich szeregach znajdziesz takich, którzy wydawniczą banicję wybrali świadomie. Trzecia grupa to pisarze wydający w różnorodnego typu mezaliansach z wydawcami oraz jako Indie. Sam kwalifikuję się właśnie tu. Wspólną cechą autorów wpisujących się w nurt twórczości niezależnej jest świadomość zbliżającej się rewolucji cyfrowej, zachodzącej na rynku książki. Książka nie umiera, jak głoszą niektórzy, ale zmienia swoją postać. Oczywiście w pewnym momencie swojej kariery Indies musi stać się wydawcą w pojęciu działalności gospodarczej, bo generowany zysk jest znaczny, 99
Aleksander Sowa a prowadzona działalność systematyczna. A mówiąc ściślej, powinien założyć działalność gospodarczą, by sprzedawać własne książki. Oddajmy się na chwilę moim uroczym przykładom na cyfrach. Wyobraź sobie, że napisałeś książkę, zrobiłeś do niej okładkę i ofertę reklamową. Książka przeszła korektę i postanowiłeś ją sprzedawać. Masz do wyboru różne rozwiązania. Może to być portal dla self-publisherów, portal społecznościowy, aukcja internetowa, własna strona www albo blog. Książkę sprzedajesz tylko za złotówkę. Sprzedając 1 tys. sztuk, zarobisz około 1 tys. zł. Z tego ponad dwie stówy to podatek. Jako autor, z tysiąca też powinieneś oddać prawie stówkę. Tak czy inaczej na dłuższą metę trzeba zarejestrować się jako samodzielny wydawca (sprzedawca), aby być legalnym, albo przynajmniej płacić podatki zgodnie z prawem. Więcej na temat Indies będziesz mógł przeczytać w publikacji, nad którą właśnie pracuję — Pisarstwo niezależne.
Hiperpublikacja
Szczególną formą jest sytuacja, kiedy swoje dzieło (powieść) chcesz opublikować w internecie albo na wybranym nośniku, ale w formie nie jednego pliku, a przynajmniej kilku części. I nie chodzi tu nawet najbardziej o miejsce publikacji, ale jej formę. Chodzi o publikacje w formie hipertekstowej. Trafnie napisał o tym Michael Joyce na przykładzie własnej powieści afternoon, a story: „Chciałem po prostu napisać powieść, która zmieniałaby się w trakcie lektury, i sprawić, by te zmieniające się wersje odpowiadały powiązaniom wewnątrz tekstu”57. Tak powstaje szczególna forma literacka, jaką jest hiperfikcja. Książka podzielona jest na kolejne spójne, ale zarazem autonomiczne fragmenty hipertekstu — części (tzw. leksje). Przy tym ma postać samodzielnej witryny internetowej (często z własną domeną) połączonej z podstronami (leksjami) za pośrednictwem wielu linków. Na poszczególnych podstronach tejże witryny (cyfrowej książki) jest zawarta pełna treść plus na przykład dane o autorze i kontakt. M. Pisarski, Powieść hipertekstowa [dok. elektr.] http://www. techsty.art.pl/hipertekst/hiperfikcja.htm [dostęp 26.10.2010]. 57
101
Aleksander Sowa Taka cyfrowa książka, powieść hipertekstowa czy książka online, obojętnie jak by ją nazwać, oprócz leksji hipertekstu ją tworzącej może zawierać dźwięk czy dodatkowy obraz. Tak dzieje się bardzo często w wypadku hipertekstowych dzieł poetyckich. W ten sposób jest prezentowana poezja chaosu, która z założenia nie powstała dla treści. Nie dla wierszy i tekstu, ale dla całości dzieła, jaką jest strona internetowa hiperksiążki. Najbardziej znane przykłady to Intergrams Jima Rosenberga albo A Life Set for Two Roberta Kendalla. Czytanie polega na przechodzeniu do kolejnych rozdziałów (leksji) poprzez wybrane linki. Jeden wybór pociąga za sobą następne. To czytelnik decyduje, który link kliknie i tym samym do jakiej części przejdzie. Oczywiście autor ma w ten sposób możliwość wbudowania w treść dzieła co najmniej kilku scenariuszy. To powoduje swoistą wędrówkę, porównywalną z przygodą. Czytelnik, wybierając swoją drogę, uczestniczy w nadawaniu czytanemu utworowi ostatecznego kształtu. Im bardziej przedłuża się czytanie, tym bardziej hiperdzieło jest atrakcyjne i fascynujące. Rzecz jasna, dobór tekstu nie może być linearny i jest niestały, a nawet może sprawiać wrażenie chaotycznego. Poszczególne leksje mogą być czytane w różnych kontekstach. Nieuchronnie prowadzi to do skojarzenia ze scenariuszami przygodowych gier komputerowych. W najlepszym polskim wortalu o hipertekście można znaleźć zdanie, które świetnie oddaje istotę rze102
Hiperpublikacja czy: „Hipertekst to permanentna dygresja tekstu” (www.techsty.art.pl). Taka możliwość wywraca do góry nogami dotychczasowe pojmowanie ról autora i czytelnika. Pozwala to sklejać w jednej chwili i kiedy tylko zechcesz oddzielne partie teksu, zapewniając sobie osobisty odbiór. Ktoś inny ten sam tekst będzie mógł poznać zupełnie inną drogą. Rzecz jasna liczba możliwości, tzw. scenariuszy, będzie ograniczona (tak jak w grze komputerowej) i czytelnik ma świadomość skończoności, ale to nic nowego. Każda książka się przecież kończy. Choć czasem koniec w powieści tekstowej może nas przenieść znów do początku. To wszystko jest możliwe dzięki obecności w hipertekście połączeń między linkami. Interesująca jest dla przykładu ich liczba. 900 tekstowych ogniw i 1,2 tys. połączeń w powieści The Life of Geronimo Sandoval Steve’a Ersinghausa. Inna sławna, wspomniana już powieść afternoon, a story zawiera 539 leksji i 951 hiperpołączeń. Powieść hipertekstowa nie jest zjawiskiem nowym. W roku 1759 Laurence Sterne opublikował Życie i myśli J.W. Pana Tristrama Shandy58 z pustymi kartkami, które czytelnik sam sobie mógł uzupełnić. W tym samym stuleciu Jan Potocki skończył Rękopis znaleziony w Saragossie59, podzielony na 66 dni. W 1963 roku Julio Cortazar wydał swoją Grę w klasy60. Tę L. Sterne, Życie i myśli J.W. Pana Tristrama Shandy, Warszawa 1974. 59 J. Potocki, Rękopis znaleziony w Saragossie, Warszawa 1976. 60 J. Cortazar, Gra w klasy, Warszawa 1994. 58
103
Aleksander Sowa papierową książkę można było czytać po kolei, kartka po kartce, albo według wyznaczonej przez autora drogi. Można było też łączyć obie możliwości. W 1970 roku Roland Barthes dokonał „rozkładu” opowiadania Balzaca Sarrasine61, udowadniając, że odbiorca może sam decydować o tym, co przeczyta. Wreszcie w 1987 roku została napisana, a w 1989 roku opublikowana pierwsza na świecie powieść hipertekstowa przeznaczona do odczytywania na ekranie komputera. Była to wspomniana afternoon, a story. Wkrótce pojawiły się inne. Patchwork Girl Shelley Jackson, Sunshine ‘69 Roberta Arellano, Victory Garden Stuarta Moulthropa (pisane w programie Storyspace) oraz Uncle Buddy’s Phantom Funhouse Johna MacDaida, napisany w Hypercard. W latach dziewięćdziesiątych nastąpił złoty wiek dla tej formy publikacji. W Polsce Hipertekst (Æ)62 Roberta Szczerbowskiego, wydany na dyskietce w 1996, jest uważany za pierwszą hipertekstową publikację w języku polskim, natomiast pierwsza tego typu powieść to Blok63 Sławomira Shutego z 2002 roku. Powieść ta przedstawia życie 30 bohaterów, którzy tworzą 10-piętrowy tytułowy blok. Spis lokatorów przenosi nas do opowieści o kolejnych lokatorach. Tak rozwija się opowieść. Budzi to skojarzenia z Grą w klasy Cortazara. R. Barthes, S/Z, Warszawa 1999. R. Szczerbowski, Hipertekst (Æ) [dok. elektr.] http://www. techsty.art.pl/ae/raster.html [dostęp 26.10.2010]. 63 S. Shuty, Blok [dok. elektr.] http://www.blok.art.pl [dostęp 26.10.2010]. 61
62
104
Hiperpublikacja Do innych, najbardziej znanych w Polsce powieści tego typu, należą: Gmachy trwonienia czasu64, Gilgamesh65, Koniec świata wg Emeryka66, Tramwaje w przestrzeniach zespolonych67, 0Rh+68, Carlos69 takich autorów, jak: Radosław Nowakowski, Joanna Roszak, Jarosław Szatkiewicz i Robert Szczerbowski. W literackim labiryncie hipertekstu można się zgubić. Wrażenie chaosu jest ogromne. Wartości estetyczne i artystyczne tekstu to raczej przypadek i margines. W tym wypadku liczy się połączenie tekstu i technologii. Oczywiście słowa, które niosą, nie zastąpią nigdy papierowej książki, ale zastępować wcale nie muszą. Udana książka hipertekstowa, traktowana jako eksperyment, może być doskonałym sposobem na wydanie i publikacje. Hiperliteratura to wprawdzie raczej forma zabawy, ale uważam, że powinienem w swoim eseju tę sprawę poruszyć, toteż to robię. Do publikacji w formie hipertekstu najbardziej potrzebujesz odpowiedniego dzieła. Następnie ważne jest przemyślenie struktury i narzędzia do stworzenia takiej książki. Mogą to być Storyspace, Hypercard X. Nauta, Gmachy trwonienia czasu [dok. elektr.] http:// www.gmachy.net/spis.htm [dostęp 26.10.2010]. 65 Gilgamesh [dok. elektr.] http://gilgamesh.psnc.pl [dostęp 26.10.2010]. 66 R. Nowakowski, Koniec świata wg Emeryka [dok. elektr.] http://www.emeryk.wici.info [dostęp 26.10.2010]. 67 Dr Muto, Tramwaje w przestrzeniach zespolonych [dok. elektr. niedostępny]. 68 J. Roszak, 0Rh+ [dok. elektr. niedostępny]. 69 J. Szatkiewicz, Carlos [dok. elektr.] www.techsty.art.pl/carlos [dostęp 26.10.2010]. 64
105
Aleksander Sowa czy dowolny edytor stron www. Konieczne będzie też wykupienie odpowiedniej domeny. Najlepiej, by była dobrana do tytułu powieści i była krótka — nie dłuższa niż 5 słów, bo takie są trudniej zapamiętywane (www.blok.art.pl). Warto wybierać domenę najwyższego poziomu — .pl, .com (www.sunshine69.com), .edu, .net (www.wydawca.net), .info czy .name. Konieczny będzie własny serwer, choć teoretycznie można zainstalować książkę na darmowym. Nie musisz jej oznaczać numerem ISBN. Nie jest też konieczne zakładanie wydawnictwa, bo zysku raczej nie osiągniesz. Przynajmniej na początku. Na dobrą sprawę nie musisz nawet znać się na komputerach, bo samą książkę może wykonać za Ciebie ktoś, komu za to zapłacisz. Jedyne czego potrzebujesz, to odpowiedni pomysł i dzieło. Istnieje także możliwość opublikowania swojej książki, napisanej w tradycyjnym linearnym układzie, przystosowując ją do takiegoż czytania i należy to zaznaczyć. Sądzę, że ma to sens w wypadku krótkich albo mocno ilustrowanych form. Zbliża się to do formy serwisu internetowego czy blogu, a nie książki, ale to sytuacja normalna w naszej rzeczywistości świata web 2.0. Media przenikają się i będą się przenikać.
Agent literacki
Podejrzewam, że chcąc wydawać własne książki, sięgniesz albo nawet już sięgnąłeś po publikacje związane z tematyką pisarską. Na naszym rynku jest dostępnych przynajmniej kilkanaście takich dzieł, przy czym większość wątpliwej przydatności, tym bardziej w polskich warunkach. Jednak spotkasz się tam z tematem agenta literackiego albo agencji wydawniczej. To obliguje mnie do napisania tych kilkudziesięciu następnych zdań. Opublikowałem kiedyś w jednym z portali literackich (nie wiedziałem jeszcze, że takie portale są szambami pełnymi szczyn) felieton, za który tradycyjnie obrzucono mnie gównem. Bystry czytelnik wychwyci, mam nadzieję, o jakim indrustialno-literackim portalu piszę. Niemniej wspomniałem tam o agencie literackim. Napisałem: „A już najbardziej przerąbane ma nieznany nikomu debiutant. Bez agenta literackiego, sam w świecie grubych brzuchów i cygar zagubiony niczym wróbelek w deszczu”. I ten fragment pięknie posumował jeden z członków ekipy tamtej „fabryki”. Przeczytałem bowiem komentarz: „Tekst z agentem literackim śmieszny. W Polsce agenta to ma Magda Kozak i może ze 3 innych autorów (chociaż 107
Aleksander Sowa wątpię). W Stanach Zjednoczonych to jest standardem, gdzie indziej dziwactwem”. Hm… Agent literacki (literary agent) to nic innego jak pośrednik w sprzedaży utworu literackiego wydawnictwom, oczywiście zanim zostanie on opublikowany. Innymi słowy, zadaniem agenta literackiego jest znalezienie dla zaproponowanego przez autora manuskryptu oficyny gotowej ów manuskrypt wydać. W ten sposób twórca zostaje odcięty od problemu mojego eseju. Należy natychmiast zaznaczyć, że rolą agenta — czyli pośrednika między autorem a wydawnictwem — jest także wynegocjowanie możliwie najbardziej korzystnych warunków owego wydania. Agent ma w tym interes. Wynagrodzenie za jego działalność to najczęściej pewien procent od całkowitej liczby sprzedanych egzemplarzy (podobnie jak w wypadku honorarium autorskiego, zwykle 10%; agent reprezentujący autora za granicą bierze do 20%). Zatem jeśli agent zapewni jakiemuś dziełu dobre warunki, a co za tym idzie, spory nakład, dobrą reklamę i dystrybucję, to przełoży się to na większą sprzedaż. A ona oznacza większe honorarium autorskie i zysk agenta. Często agent literacki jest utożsamiany z łowcą talentów. Powodem jest pewnie to, że do agencji literackich zgłaszają się zwykle debiutanci nieobeznani z rynkiem i niuansami wydawniczymi. Wolą oddać część zysków agentowi, w zamian za dbanie o interesy autora. Natomiast autorzy już dość dobrze znani korzystają z usług agentów z zupełnie innych powodów. W wypad108
Agent literacki ku znanych nazwisk zadanie agenta literackiego zaczyna przypominać bardziej rolę impresario (menadżera) z branży muzycznej. Jego obowiązki sprowadzają się do organizacji wieczorów autorskich, spotkań z czytelnikami, wykładów, negocjowania honorariów i generalnie dbania o interesy autora z nim związanego, w myśl zasady: im więcej zarobi autor, tym więcej dostanie agent. Idealny agent to osoba o ogromnej znajomości rynku wydawniczego i rozległych kontaktach w światku wydawniczym. Dlatego też wielu z nich to osoby, które wcześniej piastowały funkcję redaktora. Idealny agent to bardzo często też przyjaciel, mentor i doradca finansowy autora. Często w role agentów wcielają się partnerzy życiowi pisarzy. Ogromnym atutem agenta literackiego jest znajomość prawa, szczególnie w zakresie prawa autorskiego. Interesujące, że zawód ten jest mocno sfeminizowany. Dobry agent często wkracza w proces twórczy. Zwraca uwagę na błędy, proponuje rozwiązania dotyczące fabuły, bohaterów itp. Doradza zmiany mogące zwiększyć prawdopodobieństwo znalezienia dobrego wydawcy albo sukcesu komercyjnego dzieła. Ken Follett tak pisał o swoim agencie Alu Zuckermanie: „Posyłałem mu szkic, a z powrotem przychodziło małe kazanie. Nieodmiennie zaczynało się od słów: Nie mogę sprzedać tej książki w Stanach Zjednoczonych, ponieważ…”70. Por. http://student.interia.pl/tylko-u-nas/ankiety/piszesz-do-szuflady/news/tajemniczy-agent,999363 [dok. elektr. dostęp 26.10.2010]. 70
109
Aleksander Sowa Kto wie, czy poznalibyśmy bodaj jedno z najbardziej znanych zdań w kinematografii: „My name is Bond. James Bond”, gdyby Ian Fleming nie spotkał Petera Jansona-Smitha. To on tylko jednym telefonem załatwił sprzedanie praw do tłumaczeń 3 książek w Holandii. Potem o 007 zrobiło się głośno nie tylko w Wielkiej Brytanii i Holandii, ale na całym świecie. Janson-Smith był także inicjatorem napisania książki o Irenie Sendlerowej71. Agenta można mieć, ale nie trzeba. Aby go mieć, trzeba jednak przede wszystkim być kimś. Powinieneś wiedzieć, że są wydawnictwa, które nie przyjmują innych propozycji wydawniczych, jak tylko te przedstawione przez agentów. Tyle tylko, że zawód ten jest popularny w Stanach Zjednoczonych, Skandynawii czy Wielkiej Brytanii. U nas agent literacki to raczej zjawisko, o którym niewielu słyszało, a jeszcze mniej widziało. Znamienne jest, że dopiero w tym roku po raz pierwszy na Targach Książki w Krakowie doszło do Salonu Spotkań Agentów Literackich. Kogoś takiego ma np. Joanna Chmielewska (Tadeusz Lewandowski, autor książki Chmielewska dla zaawansowanych. Psychobiografia gadana72) czy Dorota Masłowska (na wydawnictwa zagraniczne), a nie mają m.in. Edward Redliński, Jerzy Pilch i Wiesław Myśliwski. Decydując się na współpracę z agentem literackim, należy zdać sobie sprawę z tego, że trzeba będzie się A. Mieszkowska, Matka dzieci Holocaustu. Historia Ireny Sendlerowej, Warszawa 2004. 72 T. Lewandowski, Chmielewska dla zaawansowanych. Psychobiografia gadana, Warszawa 2005. 71
110
Agent literacki z nim podzielić honorarium. Warto zastanowić się nad samą jego osobą. Jeśli jest taka możliwość, można zapytać o wrażenia kogoś, kto z daną osobą współpracował. Koniecznie należy w wypadku akceptacji dzieła spisać z agentem umowę. Agent żądający pieniędzy przed opublikowaniem utworu nie powinien być brany pod uwagę. Sugerowanie pokrycia kosztów wydrukowania i wysłania maszynopisu do wydawców powinno być potraktowane jak ostrzeżenie, a współpraca zakończona natychmiast. Nie wolno zapominać, że podjęcie współpracy z agencją literacką to spółka długoterminowa. Poniżej znajdziesz adresy stron internetowych witryn krajowych agencji wydawniczych. Pierwsze dwie są największe.
Agencja Literacka Graal: graal.com.pl/pl ANAW: www.literatura.com.pl Polska Agencja Literacka: www.pal-twins.pl Alicja Solska Literary Agency: alicjasolska.blogspot.com/2008/04/szanowni-autorzy.html Citart Biuro Artystyczne: www.citart.pl Agencja Literacka Puenta — Czesław Apiecionek Agencja Literacka Fundacji Korporacja: www.ha.art. pl/agencja/o-agencji.html POLISHRIGHTS.COM c/o Wydawnictwo Karakter: www.polishrights.com Syndykat Autorów/Baj-Pros Sp. z o.o.:
[email protected]
Paragrafy
Nieuchronnie zbliżam się do tematu, który mnie nudzi jak chyba żadna sprawa na świecie. Zdaje się, że tylko jeszcze przesadny makijaż jest tak samo odpychający jak zagadnienia prawne procesu wydawniczego. Celowo wcześniej nie poruszałem tego tematu, aby przebrnąć go w jednej leksji i więcej nie tworzyć do niego odnośników. Dlatego pewnie nie dziwi fakt, że te zagadnienia należą do mało znanych. Zatem muszę zacząć od tego, że Twoją robotę reguluje Ustawa z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Dz. U. z 2006 r. Nr 90, poz. 631 z późn. zm.). Stanowi ogólnie, że z utworu może korzystać lub nim rozporządzać tylko osoba uprawniona. Powodem posługiwania się prawem autorskim jest ochrona i zabezpieczenie interesów twórcy i producenta. Stąd prawa autorskie dzieli się na prawa osobiste i prawa majątkowe (producenckie). W pierwszym wypadku to do Ciebie należy uznanie ojcostwa dzieła. W drugim chodzi o prawo do zarabiania na utworze. Prawa osobiste są niezbywalne i zawsze będą należały do twórcy. Prawa majątkowe (ang. copyright) można przekazywać odpłatnie lub 113
Aleksander Sowa nie. Mogą one przechodzić na spadkobierców. Ochrona majątkowa obowiązuje przez całe życie twórcy i 70 lat po jego śmierci. Jeśli nie wiadomo, kto jest autorem, ochrona dzieła trwa 70 lat od daty pierwszego rozpowszechnienia utworu. Gdy nie został rozpowszechniony — 70 lat od ustalenia istnienia utworu. O ile chodzi o wersję audiobook Twojej książki, okres ten skraca się do 50 lat, licząc od roku nagrania. Teraz sprawa umowy. Zanim ktokolwiek opublikuje Twoje dzieło, jakiekolwiek by ono nie było, będziesz musiał spisać z wydawcą umowę. W praktyce stosuje się 2 rozwiązania: umowę wydawniczą albo umowę licencyjną na przekład. W wypadku tłumaczy odpowiednim dokumentem jest umowa o przekład, ale tej sprawy podejmować się nie chcę. Jeśli jesteś zainteresowany kwestiami związanymi z wydawaniem tłumaczeń, to polecam fantastyczną pod tym względem pozycję Jak wydać książkę73. Tymczasem wróćmy na ziemię i zajmijmy się umowami. Przede wszystkim jeśli dostaniesz od jakiegoś wydawnictwa odpowiedź, że są zainteresowani opublikowaniem zaproponowanego przez Ciebie manuskryptu, powinieneś poczekać, aż minie czas, w którym reszta wydawców udzieli (lub nie) odpowiedzi. Jak już wcześniej wspominałem, w zawód wydawcy, a przede wszystkim redaktora, wpisane jest permanentne lekceważenie terminów i czyjegoś czasu, dlatego też warto czasem zadzwonić do oficyny i zapytać, jak toczą się losy przesłanego im tekstu. Może jest akurat 73
P. Pollak, Jak wydać książkę, Wrocław 2007.
114
Paragrafy czytany i kolejny wydawca będzie zainteresowany? W ten sposób — mając już 2 pretendentów do opublikowania — jesteś na mocniejszej pozycji i bardziej twardo możesz stawiać warunki, na przykład dotyczące Twoich praw albo honorariów. Wydawcy, jeśli już zainteresują się dziełem, zazwyczaj są skłonni do pewnych ustępstw i negocjacji, ale w pierwszym rzucie podsyłają tzw. gotowca (czyli standardowy szablon umowy) albo też umowę dla autora możliwie najbardziej niekorzystną. Warto negocjować, ale tylko o rzeczy istotne. Bezwzględnie należy zwrócić uwagę na takie zapisy, jak: „Autor z dniem 30.07.2006 r. przenosi na firmę …………… na cały czas trwania ochrony praw autorskich autorskie prawa majątkowe do tego utworu na zasadzie wyłączności”. Czyli zezwalasz wydawcy na sprzedaż swojego dzieła. Zezwolenie zostaje udzielone na wyłączność co najmniej do końca życia autora i 70 lat po jego śmierci. Niezbyt to korzystny zapis dla autora, ale dość powszechny. „Autor oświadcza, że napisał i dostarczył Wydawcy utwór pt.: …………………………… o objętości 94 stron wydruku komputerowego wraz z materiałem ilustracyjnym”. Im umowa jest dokładniejsza, tym lepsza. Tutaj wydawca zaznacza objętość dzieła. To na wypadek gdyby padły zarzuty o plagiat albo inne złamanie prawa autorskiego. Można nawet dokładniej: 115
Aleksander Sowa „Autor oświadcza, że jest upoważniony do rozporządzania utworem …………. napisanym w formie elektronicznej pliku .rtf o objętości 452 458 znaków”. Twórca składa też oświadczenie, że jest twórcą przedstawionego, tego konkretnego maszynopisu, będącego przedmiotem umowy. Dalszy ciąg zabezpieczania się na wypadek złamania prawa autorskiego wygląda w umowach zazwyczaj w ten sposób: „Autor ponosi całkowitą odpowiedzialność za opracowany przez siebie tekst w aspekcie prawa autorskiego i praw pokrewnych oraz oświadcza, że dzieło nie narusza praw autorskich osób trzecich”. Albo: „Autor oświadcza, że utwór jest wynikiem jego oryginalnej twórczości, nie był dotychczas publikowany i nie narusza praw osób trzecich, że Autorowi przysługują prawa autorskie do utworu i że nie są ograniczone w zakresie objętym niniejszą umową”. Tutaj jednak zwraca uwagę zapis zaznaczający, że utwór nie był publikowany. Nie jest sprecyzowane jak, zatem nie mógł być wydrukowany w szkolnej gazetce albo nawet zamieszczony na blogu, którego prawie nikt poza autorem nie czyta. Dalsza część zabezpieczeń wydawcy na wypadek nieuczciwości twórcy w zakresie autorstwa może przyjąć następującą postać: „W razie zaistnienia okoliczności udowodnionego wyrokiem sądu braku praw autorskich do Dzieła przez Autora w zakresie objętym niniejszą umową, 116
Paragrafy w tym także braku pełni osobistych praw autorskich (plagiat), Autor zobowiązuje się zwrócić Wydawcy otrzymane przez niego wynagrodzenie tytułem zwrotu kosztów przygotowania Dzieła do publikacji, promocji Dzieła oraz zadośćuczynienia za naruszenie rynkowej wiarygodności Wydawcy”. Zatem jeśli okaże się, że utwór nie był Twojego autorstwa albo że popełniłeś plagiat, a sąd to udowodni (nie ma nic o prawomocności wyroku, a jedynie o udowodnieniu), będziesz musiał nie dosyć, że oddać wszystkie pieniądze, jakie od wydawcy za wydanie i rozpowszechnienie utworu otrzymałeś, ale jeszcze czeka Cię wypłata odszkodowania. Najbardziej rozwiniętą wersją zabezpieczenia się wydawcy na taki wypadek stanowi zapis: „Autor oświadcza, iż Utwór (tak w całości, jak i w części) jest Utworem oryginalnym, nie stanowi kopii ani łudząco podobnej kreacji, nie zawiera także zapożyczeń z innego dzieła mogących naruszać prawa osób trzecich oraz jest wykonany pod względem merytorycznym, formalnym i językowym ze starannością i na poziomie wymaganym przy wydawaniu tego rodzaju utworów drukiem oraz w formie zapisu magnetycznego (ebooka i audiobooka). W przypadku wykorzystania materiałów osób trzecich (rysunki, wykresy itp.) Autor oświadcza, że dopełnił wszelkich formalności niezbędnych do wykorzystywania tych materiałów w swoim Utworze i ponosi pełną odpowiedzialność za wykorzystywanie w nim tych materiałów”.
117
Aleksander Sowa Zamieściłem ten ustęp, aby zwrócić uwagę na podkreślony fragment. Otóż dość często się zdarza, że dzieło zawiera materiały, których twórcą nie jest autor całej książki. Tak dzieje się najczęściej w wypadku zdjęć. W książce Legendy Naszej Motoryzacji74 zamieściłem dokładnie 104 fotografie, w innej, Fiat 126p — Mały Wielki Samochód, było ich niemal 200. Z tego jedynie kilku jestem autorem. Oznacza to, że nie dość, że musiałem wszystkie te zdjęcia odszukać, to jeszcze kontaktować się z autorem, wyjaśniać i prosić o możliwość ich nieodpłatnego wykorzystania. W przypadku fotografii objętych licencjami (Creative Commons Attribution, GNU Free Documentation License itp.) także należało o nich powiedzieć. Jedynie jeśli chodzi o zdjęcia nieobjęte majątkowymi prawami autorskimi (Public domain) nie zachodzi taka konieczność. Najlepiej jest jednak podawać zawsze, o ile jest taka możliwość, imię i nazwisko (albo pseudonim) autora zdjęcia lub autora (jeśli cytujemy dosłownie i sporymi fragmentami) tekstu. Wchodzę tu jednak w proces twórczy, który tematem książki nie jest, zatem powróćmy do problematyki zapisów umowy wydawcy z autorem. Kolejną ważną sprawą jest akceptacja zmian przez autora. Autorskie prawa osobiste, będące częścią praw autorskich, jakie przysługują twórcy, zobowiązują wydawcę do tego, że nie może niczego, nawet jednego znaku w naszym dziele zmienić, o ile nie wyrazimy na to zgody. Dlatego też zapis: 74
A. Sowa, Legendy naszej motoryzacji, Kraków 2010.
118
Paragrafy „Wydawca bez konieczności uzgodnień z Autorem ma prawo dokonywania w utworze koniecznych zmian wynikających z korekty językowej i opracowania redakcyjnego” — jest dla nas, autorów, wysoce niekorzystny. Oczywiście wiesz już, że maszynopis musi być poddany korekcie językowej, a czasem także i technicznej czy merytorycznej, jednak każdorazowo autor musi mieć kontrolę nad swoim dziełem. To on się pod nim podpisuje i nie można dopuścić do sytuacji, że wydawca zmieni imię któregoś z bohaterów albo wytnie sceny, które w naszym zamyśle winny w treści być. Takim zapisem ograniczamy własną i przyrodzoną twórcy licentia poetica. Jedynie autor decyduje w sposób ostateczny o tym, czy poprawki zaproponowane przez korektora albo wydawcę zaakceptuje czy odrzuci, zatem czy zostaną, czy znikną. „Umowa dotyczy WYDANIA przez Wydawcę dzieła ………………, zwanego dalej Dziełem, którego treść Autor zobowiązuje się przekazać Wydawcy w chwili podpisania niniejszej umowy”. To kolejny niekorzystny zapis dla autora. Wprawdzie jest w nim mowa o wydaniu i przekazaniu przez autora maszynopisu, ale nie o tym, że wydawca rozpowszechni książkę. W skrajnym przypadku będzie oznaczało to, że książka zostanie wydana, ale będzie zalegać w magazynie, a wydawca z jakichś powodów nie przystąpi do jej sprzedaży. Wydanie nie musi być interpretowane jako rozpowszechnienie. Jest to oczy119
Aleksander Sowa wiście sytuacja skrajna, ale aby dbać o swoje interesy, należałoby zaproponować dodanie słowa w postaci: „Umowa dotyczy wydania i rozpowszechnienia przez Wydawcę Dzieła W TERMINIE do 31.12.2011 roku”. Przy okazji pojawił się nam problem terminu, na który chciałbym zwrócić uwagę. Otóż we wszelkiego typu umowach z wydawcą powinieneś ze szczególną starannością zwracać uwagę na ustępy typu: niezwłocznie, bezzwłocznie, po wydaniu, po sprzedaży itp. Takie określenia nie mają prawa się w umowie znaleźć, bo nic konkretnego nie oznaczają. Terminem jest „do 31.12.2010 r.”, ale „po sprzedaży” terminem nie jest. „Rozpoczęcie wykonania Dzieła nastąpi 4.05.2009 roku, natomiast jego zakończenie 31.07.2009 roku”. „Umowa zostaje zawarta na czas nieokreślony”. „Autor z dniem …………… przenosi na Wydawcę …………… na cały czas trwania ochrony praw autorskich autorskie prawa majątkowe do tego utworu na zasadzie licencji…”. Szczególnie ważne są tego typu zapisy w paragrafach dotyczących rozliczeń oraz terminów wydania, nakładów, dodruków i rozpowszechnienia: „Wydawca zobowiązuje się wydać pierwsze wydanie utworu w Polsce, w języku polskim, w terminie do 9 miesięcy od dnia przyjęcia Utworu. Autor udziela Wydawcy licencji na wydanie utworu drukiem w nakładzie 1 tys. egzemplarzy oraz na jego rozpowszechnianie”. 120
Paragrafy Nakład jest jasno podany. Bardzo dobrze. Choć zwykle określa się to dokładniej. Dla przykładu: „Wydawcy przysługuje prawo do wykonania na każde wydane 3 tys. egzemplarze książki po 150 egzemplarzy przeznaczonych na cele upowszechniania książki”. „Autor wyraża zgodę na wydrukowanie poza nakładem 20 egzemplarzy promocyjnych utworu oraz zezwala na dowolną dyspozycję tymi egzemplarzami według uznania Wydawcy”. Kolejny często spotykany zapis wymaga Twojej szczególnej uwagi: „Autor udziela Wydawcy NIEWYŁĄCZNEJ LICENCJI na odpłatne rozpowszechnianie kopii Dzieła w FORMIE ELEKTRONICZNEJ (ebook) w formacie .PDF, .LIT LUB .PRC za pomocą sieci INTERNET na okres od dnia zawarcia niniejszej umowy DO 31.12.2010 ROKU. Na mocy obustronnego porozumienia okres ten może zostać przedłużony. Licencja będąca przedmiotem niniejszej umowy nie będzie ograniczona terytorialnie”. Dość typowy zapis, tyle że w zasadzie niekorzystny dla wydawcy. Po pierwsze, licencja niewyłączna oznacza, że autor ma prawo oferować do wydania ten sam utwór innemu wydawcy. Taki zapis stosują najczęściej wydawnictwa publikujące za pieniądze autora. Właściwie nic on nie daje, bowiem w niezmiernie rzadkich wypadkach zdarza się, że wydawnictwa godzą się na publikację czegokolwiek, jeśli już to jest wydane. Niemniej warto mieć taki zapis w umowie, bo kto wie, co 121
Aleksander Sowa nasza książka może osiągnąć. Przy okazji kolejnym niekorzystnym dla wydawnictwa jest zastrzeżenie, że owszem, dzieło może wydać, ale wyłącznie w formie ebooka, rozpowszechniane będzie przez internet i do określonego dokładnie terminu. Jasno jest też powiedziane, że ebook może być skompilowany jedynie w 3 formatach i na przykład sprzedaż w formacie do czytania na telefonach komórkowych albo w wersji audiobooka nie jest przedmiotem tej umowy. Trzeba spisać nową albo taką formę powierzyć innemu wydawcy. Dodatkowym sposobem zabezpieczania majątkowych praw autora może być zapis typu: „JAKAKOLWIEK inna forma rozpowszechniania Dzieła przez Wydawcę niż ta, o której mowa w § …, wymaga odrębnego porozumienia na zasadach określonych niniejszą umową”. Poniżej z kolei zapis w istocie dotyczący tego samego, ale wysoce niekorzystny dla autora: „Ponadto Autor upoważnia Wydawcę do wykorzystywania Utworu i jego eksploatacji w następujący sposób: KOPIOWANIE w formie elektronicznej w nieograniczonej ilości całości lub fragmentów utworu; TŁUMACZENIE na języki obce; NAGRYWANIE na urządzeniach służących do wielokrotnego odtwarzania za pomocą nośników dźwięku; UDOSTĘPNIANIE, OKAZYWANIE i ROZPOWSZECHNIANIE w całości lub w częściach w celach reklamowych lub promocyjnych; 122
Paragrafy DRUKOWANIE i rozpowszechnianie w tradycyjnych formach drukowanych”. Zwróć uwagę, że tutaj wydawca ma pełne prawa do publikowania w każdej formie. Nie ma zaznaczonego formatu wydania elektronicznego, może utwór nagrywać na płyty CD, DVD i sprzedawać w ten sposób. Może sprzedawać jako książkę drukowaną, a nawet, jeśli zechce, ma prawo do rozdawania całego dzieła. Na domiar złego, jeśli zechce, może zlecić tłumaczenie i wydanie poza granicami kraju. „Na każdym egzemplarzu Dzieła zostanie zamieszczona nota następującej treści: © Copyright by Aleksander Sowa 2007. W Dziele mogą być umieszczone inne noty copyright dotyczące zawartych w nim utworów innych twórców”. Zapis właściwie nic niewnoszący, poza kosmetyką. Miło, jeśli nota copyright będzie należała do autora, ale to nie niesie żadnego znaczenia prawnego. Inny zapis jest o wiele ważniejszy: „W ciągu 1 miesiąca od dostarczenia Utworu Wydawca OBOWIĄZANY JEST zawiadomić Autora o jego przyjęciu lub nieprzyjęciu. Wydawca może również przyjąć Utwór pod warunkiem wprowadzenia przez Autora do jego treści określonych zmian. W tym przypadku za termin złożenia Utworu Wydawcy uważać się będzie odbiór utworu poprawionego”. Mamy tutaj bardzo ciekawą sytuację. Wydawca z racji zapisów prawa autorskiego ma na przyjęcie lub odrzucenie tekstu 6 miesięcy. Tutaj wystarczy tylko 123
Aleksander Sowa miesiąc od konkretnego terminu, tj. od daty podpisania umowy. Jednocześnie drugie zdanie jest bardzo niebezpieczne. Oznacza bowiem, że daje wydawcy prawo do szantażu. Panie autorze — proszę zmienić zakończenie, w przeciwnym razie książki nie wydamy. Jednocześnie jednak zapis ten jest oczywisty, bo nikt nie będzie wydawał czegoś, co uważa, że się nie nadaje, zatem spierać nie ma się o co. Istotne, że przesunięciu ulegają terminy, i za przyjęcie do publikacji uznawana jest data odbioru utworu poprawionego. Do czego wydawca zobowiązuje się w umowie? „Firma …………… zobowiązuje się do: opracowania TEKSTU we właściwej formie elektronicznej, w tym do korekty technicznej; opracowania OKŁADKI promocyjnej dla dzieła, decydując o jej szacie graficznej; UMIESZCZANIA i REKLAMOWANIA dzieła w serwisie …………; zapewnienia dziełu NUMERU ISBN; DOSTARCZENIA AUTOROWI JEDNEGO EGZEMPLARZA opracowanego w formie elektronicznej; NIEODPŁATNEGO ROZPOWSZECHNIANIA FRAGMENTÓW utworu w celach promocyjnych i reklamowych”. Czyli właściwie do wszystkiego, co jest potrzebne do wydania i rozpowszechnienia ebooka. „Wydawca zobowiązuje się wypłacać autorowi za wydanie utworu w języku polskim WYNAGRODZENIA 124
Paragrafy W WYSOKOŚCI 10% (słownie: dziesięć procent) ceny detalicznej ustalonej dla księgarni ………… każdego sprzedanego egzemplarza książki”. Tylko 10%, ale za to liczone od ceny detalicznej w księgarni macierzystej wydawnictwa. „Autorowi przysługiwać będzie należność w wysokości 85% od ceny zbytu każdego sprzedanego egzemplarza utworu”. Taki enigmatyczny zapis wymagałby wyjaśnienia, czym jest cena zbytu. Bo w tym konkretnym przypadku honorarium autorskie 85% liczy się nie od ceny detalicznej, ale od jej połowy. A to w przeliczeniu na ostateczną cenę daje około 42%. Wprawdzie to dużo więcej niż wcześniej wspominane 10%, ale też o wiele mniej niż początkowe 85%. Tym bardziej że i tak będzie trzeba jeszcze zapłacić podatek dochodowy. Tym razem istotny staje się próg honorarium 200 zł. Jeśli kwota honorarium jest mniejsza, zapłacić trzeba 19%; jeśli większa, to tylko 18% od połowy honorarium — czyli ogólnie 9%. W związku z tym można spotkać się z takim zapisem: „Ustalone w § ………… wynagrodzenie płatne będzie w następujących okresach miesięcznych, do 10. dnia danego miesiąca. Chyba że wysokość wynagrodzenia należnego Autorowi za upływający miesiąc nie przekroczy kwoty 200 zł — wówczas wynagrodzenie będzie wypłacane po upływie miesiąca, w którym zostanie przekroczona powyższa kwota wynagrodzenia dla Autora”. 125
Aleksander Sowa Wróćmy do przedmiotu umowy: „Autor udziela Wydawcy wyłącznej i NIEOGRANICZONEJ W CZASIE i terytorium licencji uprawniającej do wydawania Utworu drukiem, zarówno w języku polskim, jak i w przekładzie na języki obce oraz do udzielania sublicencji innym Wydawcom”. Z pewnością widzisz, że zapis jest korzystny dla wydawcy. Nie dość, że może wydawać w dowolnym języku drukiem, to jeszcze może sprzedawać prawa do utworu innym wydawnictwom. Najgorsze jest jednak, że umowa jest bezterminowa. Wydawnictwa starają się jak najczęściej podpisywać takie umowy. Nie jest to korzystne dla autora, bowiem może oznaczać, że po pierwszym nakładzie wydawca wznowień nie opublikuje, ale zachowa prawo do dysponowania dziełem, a Ty jako autor nie będziesz mógł swojego utworu wydać gdzie indziej — nawet jeśli znajdzie się zainteresowany. Będzie to możliwe dopiero po wypowiedzeniu umowy, co może być kolejną pułapką: „Umowa została zawarta na czas nieokreślony z możliwością jej wypowiedzenia z zachowaniem 6-miesięcznego okresu wypowiedzenia, ze skutkiem na koniec roku kalendarzowego. Licencjodawca może wypowiedzieć umowę NAJWCZEŚNIEJ PO UPŁYWIE 5 lat od daty jej podpisania”. Czyli przez 5 lat od podpisania umowy wypowiedzieć nie możesz. Bardzo niekorzystny zapis. Najlepsze dla autora są umowy zawarte na 5–8 lat.
126
Paragrafy „KAŻDA ZE STRON może rozwiązać niniejszą umowę wyłącznie z 3-miesięcznym okresem wypowiedzenia, którego koniec przypada zawsze na ostatni dzień miesiąca następującego po miesiącu, w którym druga strona otrzymała wypowiedzenie w formie pisemnej”. Taki zapis wydaje się być uczciwy. Tu obie strony mają prawo do wypowiedzenia umowy w tym samym terminie i trybie. Terminy są określone dokładnie: „NIEPRZEKRACZALNY termin oddania gotowych rozdziałów wraz z propozycją rozwiązań graficznych (wykresy, rysunki, tabele, fotografie) strony ustalają na ……………. Jego niedotrzymanie powoduje pomniejszenie honorarium wymienionego w § …………… o 3% (trzy procent) za każdy pełny tydzień opóźnienia”. Nie ma żartów. Terminów bezwzględnie należy się trzymać. Przy czym ta uwaga powinna być skierowana raczej do wydawców, bo to oni zwykle owe terminy przekraczają. W przypadku niestosowania się do wyznaczonych dat, strony mają możliwość wypowiedzenia umowy. Ale najpierw muszą wyznaczyć dodatkowy termin i dopiero po jego przekroczeniu może do tego dojść. „Wszelkie spory mogące wyniknąć z Umowy Strony będą w pierwszej kolejności rozwiązywać w drodze mediacji. Spory nierozwiązane przez Strony na drodze ugody rozstrzygane będą przez sąd powszechny właściwy dla siedziby LICENCJOBIORCY”. W praktyce oznacza to, że jeśli mieszkasz gdzie indziej niż wydawca, a tak najprawdopodobniej jest, 127
Aleksander Sowa to o wyniku wszelkich sporów, jakie między Wami ewentualnie wystąpią, a w których osobą pozwaną lub pozywającą będzie Twój wydawca (tutaj jest LICENCJOBIORCA), będzie rozstrzygał sąd z miasta, gdzie wydawca ma swoją siedzibę. Jeśli można tutaj coś wskórać, to jedynie zupełnie skreślić taki zapis z umowy. W takiej sytuacji rozprawa będzie odbywać się w mieście, gdzie ma siedzibę pozwany. Prawa autorskie oprócz tego, że są osobiste i majątkowe, mogą być także pierwotne i zależne. Jeśli napisałem swoją powieść — to mam do tego utworu prawa autorskie pierwotne, ale jeśli ktoś nakręci na podstawie powieści film, ekranizując pierwotne dzieło, otrzyma on prawo zależne. Ustawa zgodę na tłumaczenie powieści nadaje autorowi, ale bardzo często chce o tym decydować właśnie wydawca. Dlatego jedyny uczciwy zapis na ten temat, jaki można zaakceptować, to: „Honorarium za ewentualne wydania w językach obcych, udzielenia licencji na wydanie Utworu innym wydawcom, wydania Utworu w konwencjonalnej wersji lub wydania na innych polach, będzie ustalane na drodze odrębnego porozumienia”. W umowie wydawniczej mogą pojawiać się również zapisy dotyczące reklamy. Najczęściej nie ma sensu się nimi przejmować. W większość są to reklamy innych dzieł tego macierzystego wydawnictwa albo tego samego autora i jego dzieł w macierzystym wydawnictwie. Reklamy komercyjne w książkach tradycyj128
Paragrafy nych lub nawet w ebookach właściwie się nie pojawią. Mimo to można spotkać takie zapisy: „Wydawca ma prawo zamieszczać w książce płatne ogłoszenia reklamowe”. „Strony ustalają dopuszczalność zamieszczania reklam w Dziele. Reklama może zostać zamieszczona na wniosek Wydawcy bądź Autora. Stronom przysługuje z tego tytułu wynagrodzenie w wysokości 50% ceny netto reklamy, na podstawie umowy zawartej z reklamodawcą”. Kolejną sprawą są egzemplarze autorskie, więc odpowiednie zapisy w umowie zwykle się znajdują. Nie mają one jednak większego znaczenia. Są obowiązkowe i powinieneś otrzymać przynajmniej 2. Ważniejsze, jeśli określa się zasady ewentualnych przyszłych zakupów do własnej dystrybucji albo wykupienia zwrotu: „Autor otrzyma 10 EGZEMPLARZY AUTORSKICH książki. Dodatkowo Autor może książkę nabyć do dystrybucji we własnym zakresie z rabatem 25% w księgarni ………………, przy zamówieniu co najmniej 20 egzemplarzy lub 20% przy zamówieniu mniej niż 20 egzemplarzy”. „Pozostałości nakładu, niesprzedane w ciągu roku od jego wyprodukowania, Wydawca będzie mógł przekazać na przemiał lub do celów bezpłatnego rozdawnictwa dopiero po bezskutecznym zaoferowaniu ich kupna Autorowi po cenie nie wyższej od kosztu wła-
129
Aleksander Sowa snego Wydawcy. Od tych egzemplarzy Autorowi NIE PRZYSŁUGUJE wynagrodzenie”. Warto zwrócić uwagę na to, że autor ma zagwarantowaną możliwość jednokanałowej dystrybucji słownego dzieła, jeśli wycofane zostanie z księgarń po cenie kosztów, ale za takie książki honorarium już od wydawnictwa nie dostanie. Ostatnie zapisy w każdej umowie autorskiej, dotyczącej wydania utworu oryginalnego, czy licencyjnej dotyczą formy pisemnej: „Wszelkie zmiany dotyczące niniejszej umowy wymagają FORMY PISEMNEJ pod rygorem nieważności”. Ostatnio jednak pojawiają się możliwości wykorzystywania do tego celu poczty elektronicznej, przynajmniej w pewnym, jeszcze okrojonym zakresie. A wiadomość można w razie potrzeby przechowywać, a nawet wydrukować jako dowód. Stąd: „Oświadczenia woli: Strony oświadczają, że AKCEPTUJĄ OŚWIADCZENIA WOLI skierowane za pomocą poczty elektronicznej wysłanej z następujących adresów: dla Wydawcy: wydawnictwo@………….pl; dla Autora:
[email protected]”. I tak skończę ten bardzo nieprzyjemny temat. Oczywiście tutaj ledwie poruszyłem problematykę i jako autor z pewnością spotkasz się z licznymi zapisami w umowach, których wcześniej nie widziałeś, a nawet nie miałeś pojęcia, że ktoś mógłby o tym nawet pomyśleć. Ale pomyślał, a teraz Ty będziesz musiał się 130
Paragrafy zastanowić, co mogą one ze sobą nieść. Są to ważne, choć dla mnie nieciekawe sprawy. Jest wielu ludzi, których one interesują i tym z pewnością będzie łatwo. Mam nadzieję, że ta krótka prezentacja (choć i tak przecież rozdział ten jest najbardziej obszerny w całej książce) pozwoli innym okiem spojrzeć na papier, który przyjdzie Ci podpisać. O wszystkich problemach w książce takiej jak ta napisać jest niepodobna, ale skupiłem się na sprawach najważniejszych i najbardziej popularnych. Na koniec powiem Ci, że masz fart. Serio — bo oto otrzymujesz ode mnie garść naprawdę ważnych informacji. Aby bowiem napisać to, o czym tutaj przeczytałeś, musiałem uczyć się na własnych błędach 6 lat. Wszystkie cytowane fragmenty to oryginalne zapisy z umów, które podpisałem w swoim życiu autora. W większości nawet nie ma w nich żadnych zmian. Usunąłem dane identyfikujące moich wydawców i złożyłem w tekst. Jasne, że wyciąłem je z kontekstu, trzeba mieć tego świadomość, ale mam nadzieję, że efekt jest przyzwoity.
Pod pseudonimem
Kiedyś właścicielka pewnego poważnego wydawnictwa internetowego — jak się potem okazało, sama zupełnie niepoważna — stwierdziła, że nie rozumie nas, autorów. „Pod pseudonimem — po kiego diabła? Dlaczego ktoś, kto włożył wiele setek godzin pracy w jakiś projekt, nie chce podpisać się pod nim własnym imieniem i nazwiskiem?” — pytała. Pomyślałem — no właśnie, dlaczego? Zrozumiałem to dopiero, kiedy światło dzienne ujrzała moja pierwsza książka, której nie podpisałem tak jak wszystkie pozostałe, ale wydałem właśnie pod pseudonimem. Odpowiedź jest bardzo prosta — przede wszystkim po to, aby ukryć swoją tożsamość. A ukrywa się tożsamość z powodów, których oczywiście może być masa. Po pierwsze — autor tworzy zwykle w jakichś określonych ramach, czy to gatunkowych, czy tematycznych. Na przykład Aleksander Sowa pisze przede wszystkim poradniki i książki o samochodach, ale wydał też 2 powieści i tomik wierszy. Po pewnym czasie jest przez odbiorcę szufladkowany i tak zostaje w świadomości. I kiedy autor chce pokazać światu coś zupełnie innego, może to nie być zbyt pochlebnie przyjęte. No 133
Aleksander Sowa bo wyobraź sobie, że Aleksander Sowa wydaje teraz książkę o tym, jak się całować. Albo uwodzić. Z pewnością takie eksperymenty mogłyby mieć interesujące konsekwencje, ale sądzę, że nie zarobiłbym wiele na sprzedaży. Przykre, ale prawdziwe. Tymczasem nieznane nazwisko nie pociąga za sobą całego ciężaru tego, co już było wyśpiewane, przeczytane czy obejrzane. Odbiorca skupi się wyłącznie na tytule i tematyce, wycinając rolę nieznanego nikomu autora. Oczywiście taka podwójna tożsamość pisarska może doprowadzić do sytuacji, że autor będzie funkcjonował jako dwóch odrębnych autorów i może się to dziać w całkowitej tajemnicy przed czytelnikami. Ale czy jest w tym coś złego? Twierdzę, że nie ma. Dobrze jest nie pozwolić się szufladkować, choćby dla samego siebie. Nikt nie chciałby przecież być Jankiem Kosem przez całe życie. Czasem bywa i tak, że temat dzieła jest tak bardzo osobisty, że publikacja pod własnym nazwiskiem mogłaby narazić autora lub jego bliskich na nieprzyjemne perturbacje. Niepotrzebne jest to nikomu, więc tak jest bezpieczniej. Nikt nie chciałby przecież, aby wszyscy znajomi i bliscy znali szczegóły, których nie można uniknąć, a które chciałoby się ukryć. Wtedy sięgamy po pseudonim. Temat utworu może być także bardzo kontrowersyjny i budzić wiele emocji. Jeśli jest ich wiele — często są również o różnej temperaturze. Miłość, zdrada, polityka czy religia i przekonania. Nie chcąc się poparzyć bądź zamarznąć, używa się pseudonimu. I po 134
Pod pseudonimem krzyku. Może być tak, że nie chce się być utożsamianym z jakimś problemem, tematem czy historią, jakkolwiek temat byłby kuszący. Wyjściem jest pseudonim. Czy Nabokov podpisałby swoją Lolitę własnym nazwiskiem, gdyby wiedział, że potem będą na niego patrzeć przez pryzmat upodobań do nimfetek? Pewnie nie. Czasem decyduje mamona. Częściej, niż moglibyśmy przypuszczać. Krótki i chwytliwy pseudonim jest o wiele lepszy niż nazwisko, którego nikt nie może wymówić, a cóż dopiero zapamiętać. Niestety pieniądze są nieważne, kiedy się je ma — ale są ważne wtedy, kiedy ich brakuje. Violetta Villas, Madonna czy Prince. Freddie Mercury zamiast Farrokh Bulsara. Prawda, że ładniej? Pseudonim to także taka skóra na artystyczne życie przy alter ego. Tak lubiany przeze mnie Stephen King wydawał książki pod pseudonimem Richard Bachman, a raz jako John Swithen. Albo w drugą stronę: Zbigniew Nienacki — znany przede wszystkim dzięki serii o Panu Samochodziku — naprawdę nazywał się Zbigniew Nowicki. Bolesław Prus był w istocie Aleksandrem Głowackim, a kochanka Chopina, George Sand, to właściwie Aurore Dudevant. Z kolei Janusz Korczak to naprawdę Henryk Goldszmit. Czasami pod jednym nazwiskiem podpisuje się wielu ludzi, jak przy Q. Taniec śmierci75 opublikowanej pod pseudonimem Luther Blisset. A czasem po prostu 75
L. Blisset, Q. Taniec śmierci, Warszawa 2005.
135
Aleksander Sowa pseudonim wybiera się dla zabawy, bo taki już jest przywilej twórców. Jeśli zrobisz coś z niczego, możesz to nazwać jak chcesz. I siebie też. A jak jest w moim przypadku? Jeśli nadal nie wiesz, to więcej nie mogę już napisać niż to, co przeczytałeś wcześniej. Prawda jest taka, że można i tak odkryć prawdziwą tożsamość autora, kiedy jest to naprawdę konieczne. Prokurator wytłumaczy Ci to — jak śpiewają dinozaury polskiej sceny rockowej. Ale przyjemne zwykle to nie jest. W swojej twórczości i działalności wydawniczej używałem pseudonimu dwukrotnie. Po raz pierwszy przy swojej drugiej powieści. Drugi raz wkrótce potem. Tego drugiego pseudonimu używam do dziś. Prawdziwą tożsamość pewnego autora znam tylko ja, osoby z wydawnictwa i kilku moich bliskich. Tak wydałem (pod pseudonimem) 5 publikacji, z czego 3 są ciągle w sprzedaży. Z ogólnego nakładu 25 tys. sprzedanych publikacji 80% było podpisanych moim pseudonimem.
Pisarz czy grafoman
Mam przyjaciela. Najlepszego. Owszem, kilka razy zaskoczył mnie i zdarzyło się też, że zawiódł. Ale wybaczyłem i staram się o tym zapomnieć. Nikt z nas przecież nie jest doskonały. Przyjaciel mój jest pisarzem, choć sam twierdzi uparcie, że co najwyżej grafomanem. Dla mnie to zresztą żadna różnica. Grafomana od pisarza niewiele przecież odróżnia, za to o wiele więcej łączy. Pisząc, trzeba mieć przecież przede wszystkim upór, determinację i wiarę, że wreszcie czytelnik doceni efekty tej pracy. Tak jest w obu przypadkach. I u pisarza, i u grafomana. A jeśli się uda, grafoman staje się pisarzem. Jeśli nie — pisarz zostaje grafomanem. Grafoman — mówią ludzie mądrzy — to taki ktoś, kto nie mając nic do powiedzenia, stara się to dokładnie opisać. Pisarz opisuje coś, co lepiej jest przeczytać, niż wysłuchać. Pisać trzeba stale, żyć niekoniecznie, więc ciągłe pisanie niesie ze sobą pewne niebezpieczeństwa. Ciągle pisząc, zamiast pozostać poczciwym grafomanem, można stać się prawdziwym pisarzem. A to klęska straszna. Bo choć się tworzy dzieła, któ137
Aleksander Sowa re się podobają, to nad klawiaturą się czasem z głodu przymiera, jeśli krytyczny tyłek wyroczni w Delfach języczkiem się po pośladkach nie przeciągnie. Pytie to lubią. W ten sposób znów staje się grafomanem. Na honory można liczyć dopiero po śmierci, co się psu na budę akurat zdaje. Dlatego jeśli pisarz pragnie honorów już teraz, za życia, i chce efektami swojej pracy zapłacić za czynsz, znów staje się grafomanem. Więc lepiej być zamiast grafomanem albo pisarzem na przykład chałturnikiem. Nikt nie wyzwie człowieka od beztalencia i fanatyka, za to trochę tłuszczu człowiekowi po brodzie skapnie. Ma to jednak tę wadę, że nie zaspokaja tzw. pisarskich ambicji, a one, jeśli będą, tłamszone staną się gorsze od Duce. Jak by sprawy nie ugryźć, jak bym mojego przyjaciela nie nazywał, ciągle jest niedobrze. „Mów o mnie, że jestem pisanką” — szepcze kiedyś. — „Po śmierci będę mógł liczyć na zmartwychwstanie. A umrę niedługo, bo grom z jasnego nieba mnie trzaśnie”. Poszedłem wczoraj do niego. Odgromnik ma zepsuty, pomóc chciałem elektrykę naprawić. Na fachowca go nie stać, bo jest tylko grafomanem. Otwieram drzwi i patrzę, a biedak zmęczony, śpi nad manuskryptem swojej powieści, którą zaczął ponad rok temu, a teraz poprawia. Obok poduszki na potwierdzeniu uznania z rachunku tytułem „Honorarium autorskie” czytam odręcznie napisaną uwagę: „Jeśli piszesz i sprzedasz 138
Pisarz czy grafoman choć jedną swoją książkę — jesteś pisarzem. Jeśli nie — zostajesz grafomanem”. Spojrzałem. Zmęczony, ale spełniony, szczęśliwy i zupełnie niezagłodzony. Grafoman-pisarz-chałturnik, który ma gdzieś to, co o nim piszą i mówią. Nieważne jak go nazywają — ważne, że jest sobą. I że go czytają. Tak samo jak nie jest ważne, kto historię opowiada, ale o czym opowiada ta historia. Cały on. Cały ja. Teraz talent. Na ten temat tylko jedno zdanie. I to nie moje. King znalazł taką definicję talentu: „Jeśli piszesz coś, za co ktoś daje Ci czek, jeśli pomyślnie pieniężysz czek i płacisz tymi pieniędzmi rachunek za prąd, to można powiedzieć, że jesteś utalentowany”.
Lista wydawnictw
Poniżej znajdziesz listę wydawnictw działających w Polsce. Są to wydawnictwa wszelkiego typu, wydające literaturę, poradniki, poezje, a nawet książki akademickie i nuty. Znajdziesz wśród nich te oficyny, które oprócz na papierze wydają w formie elektronicznej (ebook, audiobook), jak również publikujące wyłącznie wersje elektroniczne. W zestawieniu nie zabrakło wydawców zajmujących się self-publishingiem. Po tę część książki sięgniesz zapewne w chwili, kiedy będziesz mieć już gotowe, ukończone dzieło i staniesz przed rajską wizją szukania wydawcy. Proponuję zacząć rozsyłać propozycje wydawnicze w pierwszej kolejności do największych i najbardziej znanych, a dopiero w dalszym etapie do mniej znanych, o mniej ugruntowanej pozycji na rynku.
3kropek: www.3kropek.com Abe Marketing: www.abe.pl/html/polishm Ad oculos: www.adoculos.pl Adam Marszałek Wydawnictwo: www.marszalek. com.pl Adamantan: www.adamantan.pl 141
Aleksander Sowa
Akapit Press: www.akapit-press.com.pl Aksjomat: www.aksjomat.com Amber: www.wydawnictwoamber.pl AMEA: www.amea.pl Ameet: www.ameet.pl Art Colony: www.ac-ip.com Arti: www.artibiuro.pl Attyka: www.wydawnictwoattyka.pl Audiobook: www.audiobook.pl Audioteka: www.audioteka.pl Barbara: www.barbara.sklep.pl Belamed: www.belamed.pl Bellona SA: www.bellona.pl Bernardinum: www.bernardinum.com.pl BEST CLASS: www.bestclass.pl Bezkartek.pl: www.bezkartek.pl Biały Kruk: www.bialykruk.pl Biblioteka Akustyczna: www.bibliotekaakustyczna.pl Black Unicorn: www.blackunicorn.pl Book House: www.bookhouse.com.pl BooxBox: www.booxbox.pl Bratni Zew: www.bratnizew.pl Buchmann: www.buchmann.pl Carta Blanca Sp. z o.o.: www.cartablanca.pl Czarna Owca (dawniej Santorski): www.czarnaowca.pl Czarne: www.czarne.com.pl 142
Lista wydawnictw
Daunpol: www.daunpol-pilot.com.pl Dialog: www.dialog.edu.com.pl Difin: www.difin.pl DiG: www.dig.com.pl Dobry eBook: www.dobryebook.pl Drzewo Babel: www.drzewobabel.pl Dwie Siostry: www.wydawnictwodwiesiostry.pl e-bookowo: www.e-bookowo.pl Edgar: www.jezykiobce.pl Egmont: www.egmont.pl Eneteia: www.eneteia.pl Ex Libirs: www.exlibris-pl.com Exter: www.exter.pl Ezop: www.ezop.com.pl Firma Księgarska Jacek Olesiejuk: www.olesiejuk.pl Galeria Książki: www.galeriaksiazki.pl Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne: www.gwp.pl Goneta.net: www.goneta.net Grasshopper: www.grasshopper.fm Hachette: www.hachette.com.pl Harmonia: www.harmonia.edu.pl Ibis: www.wydawnictwoibis.pl IBL: www.ibl.waw.pl Idea Grafia: www.ideagrafia.pl Impuls: www.impulsoficyna.com.pl Initium: www.initium.pl 143
Aleksander Sowa
Karakter: www.karakter.pl Klucze: www.wydawnictwoklucze.pl KOS: www.kos.com.pl Książka i wiedza: www.kiw.com.pl Księgarnia Świętego Jacka: www.ksj.pl L&L: www.ll.com.pl Lampa i Iskra Boża: www.lampa.art.pl Latarnik: www.latarnik.com.pl Libenter: www.libenter.pl Literatura: www.wyd-literatura.com.pl LTW: www.ltw.com.pl Macmillan: www.macmillan.pl MAG: www.mag.com.pl Magia Słów: www.monikasawicka.pl Magnum: www.wydawnictwo-magnum.com.pl Mak Verlag: www.oficynamak.pl Marginesy: www.marginesy.com.pl MG: www.wydawnictwomg.pl Mimochodem: www.mimochodem.com.pl Muchomor: www.muchomor.pl Muza SA: www.muza.com.pl MyBook: www.mybook.pl Nasza Księgarnia: www.nk.com.pl NaszeDebiuty.pl: www.naszedebiuty.pl Niebieska Studnia: www.niebieskastudnia.pl Niedziela: www.niedziela.pl 144
Lista wydawnictw
Noir sur Blanc: www.noir.pl Nortom: www.nortom.pl Novae Res: www.novaeres.pl Nowa Proza: www.nowaproza.eu Nowy Horyzont: www.nowyhoryzont.com.pl Nowy Świat: www.nowy-swiat.pl/ns Oficyna Wydawnicza Branta: www.ksiegarnia. branta.com.pl Oficyna Wydawnicza Rytm: www.rytm-wydawnictwo.pl One Press: www.onepress.pl Papierowy Motyl: www.papierowymotyl.pl Philip Wilson: www.philipwilson.pl Platforma Wydawnicza Backpen.com: www.backpen.com Pointa: www.pointa.com.pl Poligraf: www.fortunet.eu Powergraph: www.powergraph.pl Promatek: www.a-promatek.pl Propaganda: www.propaganda.com.pl Prószyński i S-ka: www.proszynski.pl Publicat: www.publicat.eu Radwan: www.radwan.pl Rafael Dom Wydawniczy: www.rafael.pl REA Sj: www.rea-sj.pl Read Me: www.rm.com.pl 145
Aleksander Sowa
Rebis: www.rebis.com.pl Red Horse: www.redhorse.pl Remi Wydawnictwo: www.wydawnictworemi.pl Replika: www.replika.eu Rosner&Wspólnicy: www.riw.pl Rzeczpospolita Przedsiębiorstwo Wydawnicze: www.pwrsa.pl Sara: www.saraksiazki.pl Semen: www.semen.pl Semper: www.semper.pl Siedmioróg: www.siedmiorog.pl Składnica Księgarska: www.sk.com.pl Skrzat: www.skrzat.com.pl słowo/obraz terytoria: www.terytoria.com.pl Smak Słowa: www.smakslowa.pl Sol: www.wydawnictwosol.pl Solaris: www.wydawnictwosolaris.pl Sonia Draga: www.soniadraga.pl Stentor: www.stentor.pl Stopka: www.stopkapress.com.pl SuperNOWA: www.supernowa.pl Świat Książki: www.swiatksiazki.pl Telbit: www.telbit.pl Trio: www.wydawnictwotrio.pl Unibook: www.unibook.com Universitas: www.universitas.com.pl 146
Lista wydawnictw
Vesper/Inrock: www.vesper.pl Videograf II: www.videograf.pl Vocatio: www.vocatio.com.pl WAM: www.wydawnictwowam.pl Warszawska Firma Wydawnicza: www.wfw.com.pl Wiedza Powszechna: www.wiedza.pl Wojciech Marzec: www.w-wm.pl Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne: www.waip.pl Wydawnictwa Komunikacji i Łączności: www. wkl.com.pl Wydawnictwo A: www.awyd.com.pl Wydawnictwo Aha: www.wydawnictwoaha.pl Wydawnictwo Ardius.pl: www.ardius.pl Wydawnictwo Bis: www.wydawnictwobis.com.pl Wydawnictwo Cyklady: www.cyklady.com.pl Wydawnictwo Czytelnik: www.czytelnik.pl Wydawnictwo Debit: www.wydawnictwo-debit.pl Wydawnictwo Diecezjalne: www.wds.pl Wydawnictwo Dolnośląskie: www.publicat.eu Wydawnictwo Edukacyjne: www.we.pl Wydawnictwo Feeria: www.wydawnictwofeeria.pl Wydawnictwo Galaktyka: www.galaktyka.com.pl Wydawnictwo Helion: www.helion.pl Wydawnictwo Indigo: www.wydawnictwoindigo.pl Wydawnictwo Insignis: www.insignis.pl 147
Aleksander Sowa
Wydawnictwo Iskry: www.iskry.com.pl Wydawnictwo JanKa: www.jankawydawnictwo.pl Wydawnictwo Jedność: www.jednosc.com.pl Wydawnictwo Karakter: www.karakter.pl/informacje Wydawnictwo Ligatura: www.ligatura.pl Wydawnictwo M: www.wydm.pl Wydawnictwo Mateusza: www.mateusza.pl Wydawnictwo Media Rodzina: www.mediarodzina.com.pl Wydawnictwo Otwarte: www.otwarte.eu Wydawnictwo Publikacji Elektronicznych Escape Magazine.pl: www.escapemagazine.pl Wydawnictwo Ravi: www.ravi.com.pl Wydawnictwo Sic!: www.wydawnictwo-sic.com.pl Wydawnictwo Studio Emka: www.studioemka.com.pl Wydawnictwo Święty Wojciech: www.swietywojciech.pl Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego: www.wuj.pl Wydawnictwo W drodze: www.wdrodze.pl Wydawnictwo W.A.B.: www.wab.com.pl Wydawnictwo WBPiCAK: www.wbp.pl Zakamarki: www.zakamarki.pl Zielona Sowa: www.zielona-sowa.com.pl Złote Myśli: www.zlotemysli.pl Znak: www.znak.com.pl Zysk i S-ka: www.zysk.com.pl
część druga
Jak zarobić na (własnej) książce?
Parę słów na początek
W części pierwszej zajmowałem się sprawami wydawniczymi. Sądzę, że naświetlone zostały na tyle jasno, że teraz można wziąć na widelec pieniądze. Konkretnie pieniądze, których jeszcze nie ma, ale masz nadzieję je zdobyć. Dlatego są one ważne. Bo generalnie pieniądze jednak ważne nie są — ale tylko wtedy, kiedy się je posiada. Pewnie z pierwszej części dobrze pamiętasz, jak wielokrotnie podkreślałem, że wydanie książki nie jest tożsame z zarabianiem na niej. Dlatego też oddzieliłem te dwa zagadnienia. Teraz chciałbym zająć się drugą stroną medalu. Jak zarobić na (własnej) książce? Odpowiedź na pytanie wydaje się banalna. Wystarczy przecież napisać dzieło, potem wydać, wykorzystując jedną z kilku dróg wydawniczych, nad którymi z takim zapamiętaniem rozwodziłem się w pierwszej części. I zostaje już tylko wydawać pieniądze, które na książce będziemy zarabiać. Po cóż więc zajmować się truizmami? Przede wszystkim dlatego, że to, co napisałem powyżej, jest skandalicznie optymistycznym scenariuszem, o ile nie jest to ewidentna bzdura. 151
Aleksander Sowa Podam przykład. Zabrałem się za pisanie tej publikacji i wkrótce ją ukończyłem. Doskonale. Kolejnym krokiem było skierowanie jej do kilku wydawnictw. Zanim jednak przejdę dalej, muszę wspomnieć, że nie planowałem zagłębiać się w tym dziele w sprawy związane z problematyką zarabiania. Do kolegów redakcyjnych trafiła pierwotnie publikacja Autor 2.0 Jak wydać (własną) książkę?. Niestety większość wydawców odparła niet. Kilku zgodziło się ją wydać, pod warunkiem że treść zostanie przepracowana. Tytuł będzie brzmieć Autor 2.0. Jak wydać (własną) książkę i na niej zarobić?, a w treści dodane będą rozdziały o zarabianiu mówiące. Cóż. Planowałem wydać dwa oddzielne dzieła. Jedno związane z wydawaniem, a drugie z zarabianiem. Uznano, że książki, w której poruszane są tematy związane wyłącznie z wydawaniem, nikt nie kupi. A konkretnie „nikt” oznacza dla wydawców tak niewielu czytelników, że nie warto w taką publikację inwestować. A zatem mamy tu klasyczny przykład tego, o czym pisałem w pierwszej części. Padła nawet propozycja wydania dwóch oddzielnych dzieł. Była w pewnym sensie kompatybilna z tym, co planowałem wcześniej. Miała to być zatem pozycja o wydawaniu (pierwsza) i zarabianiu (druga). Tyle że pierwsza miałaby być darmowa, a druga płatna. Uznano, że darmowa mogłaby świetnie promować tę drugą. Jako że ludzie w dziale marketingu mylą się jak każdy, z tym że w sprawach, w których są eksper-
152
Parę słów na początek tami, rzadziej niż inni, czytasz teraz moje słowa. Dostosowałem się do wymagań rynku. Przykład podałem specjalnie, aby uświadomić Ci, że z zarabianiem na książce wiążą się takie tematy, jak: tematyka książki, jej rodzaj, forma i adresaci (a zatem grupa docelowa). Innymi słowy, dobór do gustów i co ważniejsze — potrzeb czytelniczych. Oprócz tego dochodzi problem dystrybucji, promocji i reklamy. Wreszcie sprawa najściślej związana z pieniędzmi, jaką są niewątpliwie przychody. A tutaj wbrew pozorom jest wiele różnych źródeł. Zatem honoraria autorskie, ale również dochody pasywne, związane z możliwościami, jakie oferuje nam internet, możliwość umieszczania w książce reklam, sprzedaż praw majątkowych, praw autorskich, sprzedaż w formie pakietu, gratisu (tak!) czy sprzedaż praw do sprzedaży. Wreszcie należy powiedzieć kilka zdań na temat konkretnej sytuacji, kiedy stajemy się jednoczenie autorem i wydawcą. Zaczynajmy więc.
Honoraria autorskie
Zarabianie na własnej książce w pierwszym odruchu każdego w miarę jasno myślącego człowieka utożsamiane jest z otrzymywaniem honorariów autorskich, czasem zwanych także tantiemami. Urzędy skarbowe nazywają to punktem nr 8 części E zeznania podatkowego: Prawa autorskie i inne prawa, o których mowa w art. 18 Ustawy. Przyjmujemy, że publikujesz swoje dzieło w wydawnictwie, identycznie jak ja. Przesyłasz manuskrypt, podpisujesz umowę, w której zgadzasz się na wynagrodzenie. Najczęściej otrzymasz od 5 do maksymalnie 40% kwoty detalicznej ceny sprzedaży jednego egzemplarza utworu. Oczywiście znaczna rozpiętość poziomu honorariów zależy od wielu czynników. Pierwszym i najważniejszym jest forma wydania utworu. Jeśli jest to utwór wydany na papierze, możesz liczyć na kilka procent. Najczęściej pomiędzy 5 a 10%. Słyszałem, że niektóre wydawnictwa początkującym autorom prozy proponowały do niedawana 3% ceny końcowej książki. Na szczęście te czasy minęły. Doszły mnie również słuchy, że z kolei autorzy znani, uznani i cenieni — a co za tym idzie — sprzedający wiele swoich książek, otrzymują nawet 15%. Dodatkową 155
Aleksander Sowa kombinacją wynagrodzenia dla autora jest otrzymanie zaliczki przed wydaniem utworu. Oczywiście jej kwota będzie zróżnicowana w myśl podobnej do powyższej prawidłowości. Istotą zaliczki jest jednak, by nie była ona jedyną formą wynagrodzenia. Absolutnie nie możesz — jako autor — zgadzać się na wynagrodzenie wyłącznie w formie jednorazowej wypłaty za możliwość wydania utworu. Nawet gdyby była ona w Twoich oczach wysoka. Jest tak przede wszystkim dlatego, że nie masz — i mieć nie będziesz pewności, że Twoje dzieło nie osiągnie ogromnego sukcesu komercyjnego. Napiszesz powieść, wydasz ją w wydawnictwie Wydawniczy Kogucik, którego prezes, właściciel i redaktor naczelny w jednej osobie zaproponuje Ci 5 tys. zł wynagrodzenia. Taka kwota dla debiutanta, a nawet już autora z dorobkiem, jest poważna. W końcu za tyle kupiłem mój pierwszy od 15 lat motocykl. Zatem dostaniesz owe 5 kawałków, a potem wydasz je z uśmiechem i przeświadczeniem trzymania za kostki Boga. Teraz wyobraź sobie, że nazywasz się Janusz Leon Wiśniewski i jest rok 2001. Jesteś, powiedzmy, pracownikiem naukowym i masz stałe, stabilne dochody i zajmujesz się pracami naukowymi i oprogramowaniem. Nagle jednak piszesz swoją pierwszą w życiu powieść i Wydawniczy Kogucik zgadza się ją wydać, płacąc Ci całe 5 kawałków. I nie jest to zaliczka, ale wynagrodzenie. Umowę podpisujesz na 10 lat, bo kompletnie nie znasz się na niuansach w umowach wydawniczych, a Aleksander Sowa jeszcze wtedy nie napisał swojego poradnika dla pisarzy amatorów. Tymczasem okazuje się, że Twoja powieść, nazwij156
Honoraria autorskie my ją krótko Tryptyk, zostaje w pierwszym wydaniu tysiąca sztuk sprzedana. Oczywiście Wydawniczy Kogucik dodrukowuje kolejne tysiące egzemplarzy Tryptyku, który po dwóch latach od wydania staje się książką znaną i dla wielu ludzi genialną. Wydawniczy Kogucik dodrukowuje następne egzemplarze, ukazują się przekłady. I tak aż do wygaśnięcia umowy z Wydawniczym Kogucikiem. Efekt? 400 tys. sprzedanych egzemplarzy w cenie 30 zł za sztukę, a Twój zarobek — 5000 zł minus oczywiście podatek. Tymczasem gdybyś zgodził się na z pozoru liche 5%, zarobiłbyś 600 tys. zł! Minus podatek oczywiście. Myślę, że to powinno dać Ci do myślenia. Jasne, jest to przykład znacznie przejaskrawiony, prawie niemożliwy i raczej z tych na zasadzie prawie cudów. Skąd jednak możesz mieć pewność, że nie jesteś akurat z tych pisarzy, którym rzeczy niemożliwe zabierają kilka miesięcy, a cuda najwyżej kilka lat? Prawda jest taka, że S@motność w sieci76 Wiśniewskiego już na samym początku zdobyła tak wielką popularność, o jakiej wiele książek może jedynie pomarzyć. Okładka z klawiaturą, małpą i ciemnymi postaciami stała się rozpoznawalna. Życzę Ci tego samego. Pisarz na fali pierwszej powieści wydał kolejne, które niestety już nie powtórzyły ogromnego sukcesu poprzedniej. Dlatego też, jeśli mogę, dobrze Ci radzę, aby nie zgadzać się na jednorazową wypłatę przed wydaniem. Nawet jeśli miałaby ona wynosić 100 tys. zł. Żądaj procentów od sprzedaży. Zawsze. 76
L. Wiśniewski, S@motność w sieci, Warszawa 2001.
157
Aleksander Sowa Owszem, możesz zgodzić się na zaliczkę. Jak sama jednak nazwa mówi, zaliczka jest na poczet czegoś — to nie to samo, co jednorazowa wypłata. Zatem możesz zgodzić się na zaliczkę w dowolnej kwocie, pod warunkiem że oprócz tego będziesz otrzymywać procent od sprzedaży utworu. Jeśli wydawca zaproponuje Ci zaliczkę 1 tys. zł (to realna kwota), a Ty ją przyjmiesz, wypłatę honorarium za procent od sprzedaży otrzymasz po tym, jak procentowe dochody ze sprzedaży przekroczą owe 1 tys. zł. Innymi słowy, jeśli dostaniesz zaliczkę w takiej kwocie, a w pierwszym okresie rozliczeniowym procent ze sprzedaży osiągnie 1,5 tys. zł — powinieneś dostać 500 zł. Minus podatek, niestety. Sądzę, że jest to zrozumiałe. Plusem takiego rozwiązania jest, że jeśli zajdzie sytuacja, że honorarium za procent sprzedaży nie osiągnie 1 tys. zł, zaliczki oddawać nie musisz. Zapewne po przykładzie bestsellera Wiśniewskiego sam dojdziesz do wniosku, że lepsza mała zaliczka i duży procent niż duża zaliczka i mały procent. Jeśli książka będzie sprzedawała się dobrze i na odwrót — jeśli ze sprzedażą będzie także odwrotnie. W przypadku publikacji elektronicznej zazwyczaj poziom prowizji wynosi 20–30%. W jednym z wydawnictw otrzymuję 40%. Oprócz manuskryptu przygotowałem także okładkę, więc 10%, które otrzymałby grafik, trafiło do mnie. W przypadku publikacji elektronicznych zaliczki się nie stosuje, a jedynie wynagrodzenie procentowe. Wynagrodzenie za sprzedaż ebooka niższe niż 20% jest nie do przyjęcia i jeśli ktokolwiek Ci takie zaproponuje, zabij go śmiechem albo kopnij w… wiesz, w co.
Kontrola sprzedaży
Wiesz już, jakie formy wynagrodzenia są stosowane wobec autorów ze strony wydawców. Teraz chciałbym poruszyć sprawę częstotliwości rozliczeń oraz sposobów kontroli sprzedaży. To, jak często będziesz otrzymywać przelewy za Twoje honorarium, jest oczywiście uzależnione od zapisów w umowie (i tego, jak dzieło się będzie sprzedawać). Najczęściej wypłaty mają miejsce w okresach kwartalnych, miesięcznych, ale bywają także półroczne, a nawet roczne. Często warunkiem otrzymania jakiegokolwiek przelewu jest przekroczenie kwoty 210 zł. Czasem przelew jest uzależniony od wystawienia wydawcy rachunku. Zwykle nie można tego robić częściej niż raz w miesiącu. Ma to swoją dobrą stronę. Jeśli potrzebujesz akurat większego zastrzyku gotówki, czekasz, aż prowizja osiągnie wymagany poziom i wysyłasz rachunek. Po kilku, kilkunastu dniach na koncie pojawia się sumka, której potrzebujesz. Zliczanie dokonanych zakupów odbywa się różnorako. Znów należy wrócić do umowy — musi to być w niej szczegółowo zapisane. Zacznę od formy dzieł elektronicznych. W tym wypadku stosuje się tzw. 159
Aleksander Sowa panel autorski. W końcu rozdziału znajdziesz zrzuty ekranowe paneli 3 różnych wydawnictw. Świadomie nie podaję, którego wydawnictwa jest konkretny panel, bo nie ma to znaczenia. Istotne, by zrozumieć formę możliwości wglądu w sprzedaż cyfrowych wersji Twojej publikacji. Szanujące się wydawnictwo elektroniczne powinno udostępniać autorom taki panel. Okazuje się jednak, że nie we wszystkich wypadkach tak jest. Niestety. Jeśli takiego panelu nie ma, stosuje się typowe przy wydawnictwach papierowych prehistoryczne zawiadamianie autora w formie listu lub wiadomości e-mail. W wypadku książek papierowych taka praktyka jest zupełnie naturalna, bowiem zliczanie nie może być przeprowadzane w podobny sposób jak przy publikacjach elektronicznych. Wydaje się, że sprawa zliczania zamówień budzi spore kontrowersje. Nie ma jednak sensu wzniecać tutaj jakichś szczególnych emocji, bowiem prawdopodobieństwo, że wydawnictwo chciało tą drogą oszukać autora, jest minimalne. Nikt nie chciałby szargać sobie reputacji okradaniem twórcy, który z pewnością, wykrywszy taką praktykę, rozniósłby tę informację. Wracając zatem do systemu rozliczeń: bystry czytelnik zauważy, że na jednym z paneli (ostatnim) za publikację Jak jeździć oszczędnie autorowi nie jest zliczana prowizja. Nie jest to błąd i wyjaśnię to w części książki poświęconej możliwościom dodatkowego 160
Kontrola sprzedaży generowania dochodów z ebooków. Teraz wystarczy wiedzieć, że choć prowizja nie jest zliczana, to autor ma możliwość kontrolowania liczby pobrań. I to jest właśnie istotą systemu paneli autorskich. Kończąc, wspomnę o kwocie progowej wypłaty, która już wcześniej się pojawiała. Otóż od 1 stycznia 2009 roku inaczej rozlicza się umowy o dzieło. Stawka podatku spadła z 19 do 18%. Stąd też niekorzystna zmiana — dla kwot niższych od 200 zł brutto nie liczy się kosztów uzyskania przychodu. W związku z tym próg wypłaty wydawnictwa ustalają zazwyczaj od 210 zł. Nie oznacza to oczywiście, że jeśli się dwóch stówek nie przekroczy, to pieniędzy nigdy nie będzie. W wypadku nieuzyskania progu można w określonych sytuacjach prowizję otrzymać, tyle że płacąc większy podatek.
161
Aleksander Sowa
162
Kontrola sprzedaży
Generowanie zysków na papierze
Na początek zdanie, które powinno sporo wyjaśnić. Możliwości generowania zysków są inne dla publikacji elektronicznych i inne dla papierowych. W uproszczeniu: wydanie dzieła w formie tradycyjnej mocno szanse na dodatkowy zysk ograniczają. Przynajmniej teoretycznie, bo jeśli Paramount Pictures zechce przenieść na ekrany kin Twoją powieść, to poprzednie zdanie nie będzie prawdziwe. Ale jeśli pominiemy najbardziej optymistyczne scenariusze i skupimy się na realiach, to okaże się, że w przypadku wydania wersji papierowej publikacji jedyne możliwości dodatkowego zarobku na już wydanej książce to: płatna reklama, zarabianie przez promocję internetową i ewentualnie sprzedaż dodatkowa przy okazji sprzedaży własnego dzieła. Wyjaśnijmy. Możliwości generowania zysków na płatnej reklamie wewnątrz książek są mocno ograniczone. Po pierwsze, zwykle jakikolwiek zysk z umieszczania takiej reklamy trafia do wydawnictwa, a nie do autora. Aby się zabezpieczyć przed taką ewentualnością, zanim umowę z wydawnictwem podpiszemy, musimy ją przestudiować i rozumieć. Niewiele Ci to jednak najprawdopodobniej da, bowiem 165
Aleksander Sowa jakakolwiek reklama zamieszczona w Twojej książce dotyczyć będzie zazwyczaj produktów macierzystego wydawnictwa. Zatem nie są one komercyjne, bo nikt za nie nie zapłacił. Teoretycznie. A nawet jeśli są komercyjne, to autor, podpisując umowę, zazwyczaj zgadza się na ich umieszczanie bez zysku. Obok zaprezentowałem klasyczny przykład. Jest to czwarta strona okładki mojego poradnika Fiat 126p. Sportowe modyfikacje i tuning77. Myślę, że tytuł mówi o tematyce sam za siebie. Wydawca (Złote Myśli) zdecydował się umieścić na okładce papierowej wersji tego ebooka również reklamę dwóch pozostałych dziełek na temat Fiata 126p — Jak ulepszyć swojego Fiacika?78 oraz Fiat 126p — Mały Wielki Samochód. I taką praktykę stosuje wielu innych publiszerów. Dla mnie jako autora jest to korzystna sytuacja, mimo że nie dostaję pieniędzy od tej reklamy. Zwiększa jednak ona sprzedaż 77 78
A. Sowa, Fiat 126p. Sportowe modyfikacje i tuning, Gliwice 2008. A. Sowa, Jak ulepszyć swojego Fiacika?, Gliwice 2007.
166
Generowanie zysków na papierze dzieł, których jestem autorem, więc w ostatecznym rozrachunku zarabiam. I zarabia wydawca. Jednak jeśli jesteś wydawcą swojej książki, możesz próbować pozyskać zupełnie obcych reklamodawców. Jest to sztuka, ale przy odrobinie szczęścia i zdrowego rozsądku można uzyskać spory dochód albo przynajmniej zadbać o zwrot wydatków poniesionych na publikację. Proponując komukolwiek ofertę reklamową, trzeba się kierować tematyką książki. I skupić się na zyskach, jakie reklamodawca z reklamy wyniesie. Jeśli w książce piszemy o wyjazdach zarobkowych na zbiory winogron we Włoszech, to ofertę reklamy jest sens kierować do przewoźnika, który wozi autokarami ludzi z Polski do Włoch i z Włoch do Polski. Ale do producenta porcelanowych zastaw stołowych już raczej w tym wypadku nie bardzo. Takich reklamodawców ładnie nazywa się sponsorami. W zamian za sfinansowanie wydania można na czwartej stronie okładki umieścić logo reklamodawcy z adnotacją: „Sponsorem wydania książki jest…”. Kolejnym problemem jest to, że możliwości reklamy w książkach ograniczają się właściwie wyłącznie do okładki albo też do najdalej kilku ostatnich stron. Umieszczanie reklam gdzie indziej (np. nagłówek lub stopka) nie jest praktykowane. Reklam też nie należy umieszczać zbyt dużo, bo książka zacznie przypominać drzewko bożonarodzeniowe obwieszone ozdobami i ich skuteczność spadnie do zera. Kolejna droga to zarabianie przez promocję internetową. To nic innego jak program partnerski księgarni 167
Aleksander Sowa internetowej, która sprzedaje książki w tradycyjnej formie (np. Empik, Merlin czy Lideria). Istotą jest umieszczenie oferty reklamowej naszej książki z przekierowaniem przez odpowiednio skonstruowany link partnerski do serwisu, gdzie zakup de facto zostaje dokonany. W języku angielskim taki system jest nazywany: pay-per-sale (zarabianie przez sprzedaż). Tą drogą można uzyskać zysk w granicach kilku procent od ceny netto polecanej książki (zazwyczaj 5–8%). Niestety, aby zarabiać tą drogą, musisz posiadać nieco wiedzy na temat programów partnerskich. Więcej na ten temat możesz dowiedzieć się z fantastycznego poradnika Krzysztofa Abramka Zostań SuperPartnerem — jak zwiększyłem swoje zyski z programów partnerskich o 378%79. Dobrą stroną tej lektury jest to, że wiedza zawarta w tym poradniku przydaje się automatycznie przy zarabianiu tym sposobem również (a nawet bardziej) przy polecaniu własnego ebooka. Do linków partnerskich jeszcze wrócę. Ostatnia możliwość, jaka pozostała do wyjaśnienia, to sprzedaż dodatkowa przy okazji sprzedaży własnego dzieła. Cała filozofia sprowadza się do tego, że sprzedając komuś własną książkę, oferujesz także zakup innej — zwykle o podobnej tematyce, na sprzedaży której również zarabiasz. Postaram się to wyjaśnić na przykładzie. Będzie nim jedna z podstron mojego serwisu internetowego: www.wydawca.net.
79
K. Adamek, Zostań SuperPartnerem, Gliwice 2010.
168
Generowanie zysków na papierze Strona-wizytówka promuje dzieło Jeszcze jeden dzień w raju80. Powieść jest wydana w formie elektronicznej, czyli ebooka, i tej wersji cała strona jest poświęcona. Jest na niej możliwość pobrania darmowego fragmentu oraz odnośniki do sklepów internetowych, gdzie ebook ów zainteresowany czytelnik może kupić. Tyle że oprócz tego na tej samej stronie są umieszczone odnośniki do innej strony, która promuje tę samą powieść, ale sprzedawaną jako książka słuchana (audiobook). I to jest właśnie sprzedaż dodatkowa przy okazji sprzedaży własnego dzieła. Ta praktyka jest stosowana w większości księgarń. Na pewno widziałeś ramki pod opisem jakiejś książki z okładkami innych dzieł, opisane jako: „Kupujący pozycję (Twój tytuł) kupowali także…”. Dochodzimy nieuchronnie do zdania, którego unikałem od dawna. Sam z pewnością widzisz, że aby starać się generować dodatkowe zyski przez promowanie innych produktów albo sprzedaż przy okazji sprzedaży, jest konieczna własna, nawet prosta witryna internetowa. To jest to! W odpowiednim momencie rozwinę ten temat, tymczasem zajmijmy się możliwościami dodatkowego zarabiania na własnej publikacji, jakie daje nam internet. Wyczerpałem już bowiem najważniejsze kanały, którymi mogą popłynąć do Ciebie dodatkowe pieniądze przy wydaniu w formie papierowej. Czas zatem, by zająć się formą elektroniczną dzieła.
Por. http://www.wydawca.net/jeszcze-jeden-dzien.htm [dostęp 26.10.2010]. 80
Programy partnerskie
Pierwszym i najważniejszym sposobem na to, by zwielokrotnić zyski z wydania własnego dzieła (o ile jest ono wydane w formie elektronicznej), jest umieszczenie w treści linków partnerskich, z którymi zapoznałem Cię nieco wcześniej. Aby zarabiać tą drogą, nie trzeba mieć własnej strony internetowej, a nawet zapyziałego blogu. I jest to naprawdę bardzo proste. Wystarczy, że w treści zamieścisz poprawnie skonstruowany link partnerski do produktu na stronie internetowej serwisu (księgarni, sklepu internetowego itp.), który ten produkt sprzedaje. Dla przykładu: mój link partnerski do serwisu Nexto.pl, gdzie sprzedaję swój audiobook Jeszcze jeden dzień w raju, ma postać: www.nexto.pl/rf/pr?p=12732&pid=741
Do budowy linków serwisy udostępniają specjalne generatory albo wyjaśniają, jak prawidłowo je tworzyć. W tym powyższym przykładowym wbudowany jest mój indywidualny identyfikator, za pomocą którego jestem identyfikowany, i identyfikowany jest też ruch na stronie, kierowany dzięki moim działaniom (a zatem dzięki mojemu linkowi). 171
Aleksander Sowa Oczywiście wcześniej musisz się w programie partnerskim zarejestrować, a czytelnik Twojego ebooka musi zakupu dokonać, ale jeśli te warunki zostaną spełnione — zarobisz. W zależności od rodzaju produktu zarabia się zwykle od kilku do nawet 25%, co jest już naprawdę sporym kawałkiem tortu. Wyobraź sobie, że napisałeś poradnik na temat wędkarstwa, w którym opisujesz różne rodzaje przynęt i zanęt. Przy okazji zamieszczasz odpowiednio skonstruowany link do sklepu, który takie przynęty i zanęty oferuje. Jeśli czytelnik zainteresowany tematem dokona zakupu w takim sklepie za kwotę 100 zł, a prowizja w programie partnerskim tamtego sklepu wynosi 10%, zarobisz 10 zł. Może to i nie są jakieś ogromne sumy, ale zważ, że umieszczając taki link w treści, nic już nie musisz robić. Kompletnie, absolutnie, totalnie nic. A szansa, abyś zarobił, wraz z Twoim ebookiem trafia do kolejnego czytelnika, potem do następnego i następnego… To jest właśnie dochód pasywny. Chcę, abyś mnie dobrze zrozumiał. To nie jest jakaś forma okradania czy oszukiwania kogokolwiek. Inaczej, to właśnie wzbogacanie publikacji o nowe możliwości, a przy okazji szansa na dodatkowy zarobek. Oddając czytelnikowi, jako Autor 2.0, swój ebook, automatycznie wiążesz z nim źródła informacji związane z tematem głównym. Jeśli Twój czytelnik nie będzie zainteresowany poszerzaniem informacji albo dokonywaniem dodatkowych zakupów, nie będzie klikał w hiperłącza, które mu podasz. Jeśli będzie, to dokona zakupu i będzie Ci wdzięczny, że nie musiał szukać odpowiedniego produktu. A Ty zarobisz. 172
Programy partnerskie A teraz czas na kolejny przykład. Opisałem temat linków partnerskich w miarę szczegółowo, Ty jednak chcesz dowiedzieć się czegoś więcej i to nie tylko na temat samych linków i zarabiania w programach partnerskich, ale w ogóle na temat ebiznesu. Bardzo słusznie. Każdy myślący człowiek, jeśli się czymś zainteresuje, chce wiedzieć więcej o temacie. A o wszystkim w jednym dziele napisać nie można. Zatem polecam Ci odpowiednią do tego pozycję: Czas na ebiznes81 Piotra Majewskiego. To ponad 500-stronicowe dzieło jest naprawdę sporym kompendium na temat programów partnerskich, handlu w internecie i generalnie o tzw. ebiznesie. No właśnie. Klikając w link i dokonując zakupu w księgarni internetowej Lideria.pl, pozwalasz mi zarobić 5% z kwoty 41,30 zł (czyli 2,30 zł), a w wypadku drugiego hiperłącza (25% z 37 zł) — 9 zł 25 groszy. Teraz wyobraź sobie, że w ten sposób polecasz nie czyjeś, ale własne dzieło. Nie dość, że zwiększasz sprzedaż, a zatem swoje honorarium autorskie, to dodatkowym zyskiem jest prowizja za sprzedaż przez program partnerski. W ten sposób można zarobić nawet do 75% wartości końcowej publikacji. Oczywiście nie można najeżyć ebooka linkami partnerskimi i czekać na zysk. Jeśli już umieszczasz jakiekolwiek linki partnerskie, trzeba wiązać promowane produkty z tematem. Pewną trudność sprawia tego typu zarabianie na elektronicznych wersjach powieści, niemniej szanse są. Wystarczy, że rekla81
P. Majewski, Czas na ebiznes, Gliwice 2008.
173
Aleksander Sowa mując inną swoją powieść o podobnej tematyce (albo w ogóle inną powieść o podobnej tematyce), zrobisz to z zastosowaniem techniki linków partnerskich. Można tak zarabiać na innych swoich ebookach, podobnych książkach innych autorów albo np. na czytnikach ebooków. Spójrz na to w ten sposób, że taki link trafi do ogromnej rzeszy czytelników proporcjonalnie do liczby sprzedanych egzemplarzy Twojego ebooka plus wszystkich piratów w sieci, którym w ręce wpadnie Twój — z taką krwawicą napisany (i wydany) ebook. Wreszcie do tych wszystkich ludzi dojdą kolejni, którzy się z darmową (demo) wersją Twojego ebooka spotkają. Istny ocean możliwości. No dobrze, a co w sytuacji jeśli czytelnik nie dokona zakupu? Teoretycznie rzecz biorąc nic. Nie ma zakupu, nie ma zysku, ale… no właśnie, najczęściej bywa tak, że to „ale” jest. Przy użyciu specjalnych miniplików Twoja przeglądarka zapamiętuje przez jakiś czas, że wchodziłeś na stronę jakiegoś sklepu z linku partnerskiego. Jak jest on długi, zależy od zasad programu partnerskiego (PP). Zwykle od 30 do 180 dni. I jeśli Twój czytelnik jeszcze raz wejdzie na stronę owego sklepu (już niekoniecznie przez link z ebooka), i tak prowizja będzie Ci naliczona. A jeśli będzie to pierwszy zakup tego klienta, do końca istnienia tego sklepu będziesz otrzymywać procent (2–15%) od wszystkich zakupów tego człowieka. Jeśli jesteś posiadaczem własnej strony www albo blogu (a powinieneś nim być jako Autor 2.0), program 174
Programy partnerskie partnerski możesz wykorzystywać także na zarabianiu na sprzedaży własnego ebooka. W ten sam sposób jak z linkami partnerskimi w treści można zarabiać na stronach www. Aby za bardzo nie przedłużać, przyjrzyjmy się mojej stronie autorskiej: www.wydawca.net. Po wejściu na stronę zostaniesz przeniesiony na podstronę, gdzie zamieściłem podstawowe informacje o powieści Umrzeć w deszczu. Pomijając wszystko inne, przyjrzyj się, że w dolnej części strony umieszczone zostały hiperłącza m.in. do witryn Merlin, Lideria.pl czy Empik. Niektóre są linkami partnerskimi. Zatem jeśli czytelnik kliknie, zainteresowany tym, co znalazł na mojej stronie, przejdzie przez celowo skonstruowane linki partnerskie do sklepu oferującego moją książkę, i zakupi ją, otrzymam honorarium autorskie plus oczywiście procent za promowanie produktu z programu partnerskiego. Przy okazji zwróć uwagę, że na tej samej stronie znajdują się inne publikacje (Mężczyzna od A do Z82, Feng shui partnerstwa83, Rozwód i alimenty84 itd.). A zatem oferując sprzedaż własnej książki przez program partnerski, zarabiasz także na oferowaniu (niejako przy okazji) sprzedaży, również przez program partnerski, innych dzieł. Identycznie może być z Twoim ebookiem albo książką.
P. Mart, Mężczyzna od A do Z, Gliwice 2010. I. Kubis, Feng shui partnerstwa, Gliwice 2007. 84 D. Kostyra, Rozwód i alimenty, Kraków 2007. 82 83
175
Aleksander Sowa
Sprzedaż praw autorskich
Na pierwszy rzut oka takie zdanie ma wydźwięk pejoratywny dla większości autorów. Wiąże się z nim bowiem obawa, że tracimy kontrolę nad naszym dziełem. Owszem, w pewnym sensie tak jest, musisz jednak pamiętać, że prawa autorskie dzielą się na osobiste i majątkowe (producenckie). Pierwsze są niezbywalne. Oznacza to, że nie można sprzedać praw autorskich do własnego dzieła w ten sposób, że je napiszesz, a potem sprzedasz komuś innemu, kto podpisze ową publikację własnym imieniem i nazwiskiem. Literatura to nie prace magisterskie, a prawo autorskie to nie marketing i zarządzanie dla przytępych panien z bogatych domów na niepublicznej szkole wyższej. Obawy o utratę kontroli nad swoim literowym dzieckiem w kwestii utraty własnego nazwiska są bezzasadne. W tym rozdziale zajmiemy się tym drugim rodzajem praw autorskich — mianowicie prawami majątkowymi. Istnieje bowiem możliwość, aby zarobić, i to czasem zupełnie niezłą sumkę, drogą, o której jeszcze nie wspominałem. Chodzi o sprzedaż praw autorskich, a ściślej — sprzedaż praw do sprze177
Aleksander Sowa daży. Sprawa do pewnego stopnia jest analogiczna do wydawania w tradycyjnym czy elektronicznym wydawnictwie. Przecież oferując swój manuskrypt do opublikowania jakiemuś wydawcy, proponujesz zakupienie praw do sprzedaży pod Twoim imieniem i nazwiskiem Twojego dzieła. Z tym że za to będziesz dostawał określoną sumę — prowizję i ewentualnie jakąś zaliczkę. Czytelnik kupuje Twoje dzieło i tą drogą dociera do niego wiedza, której szukał. Istotne jest jednak, że nie ma on prawa do dalszego rozpowszechniania tej publikacji. I nieistotne jest przy tym, czy odpłatnie, czy nieodpłatnie. Taka praktyka będzie uznawana za przestępstwo w myśl Ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Rozpowszechnianie czyjegoś utworu bez zgody właściciela praw majątkowych do niego to przestępstwo z art. 116 Ustawy, za co w najgorszym wypadku można zarobić do 5 lat pozbawienia wolności. Wadą zarabiania na książkach, ebookach i w ogóle literaturze jest to, że o ile czasem zyski są dość duże, to trzeba na nie poczekać, a wpływy gotówki są rozłożone w czasie. A Ty akurat chciałbyś trochę zarobić w krótkim czasie. Tutaj może być rozwiązaniem sprzedaż praw do dalszej odsprzedaży. Na czym to polega? Być może spotkałeś się z ebookiem Piotra Majewskiego Wszystko, co musisz wiedzieć o wyszukiwarkach85. Jeśli się nie spotkałeś, nic się nie stało. Ważne P. Majewski, Wszystko, co musisz wiedzieć o wyszukiwarkach, Sopot 2004. 85
178
Sprzedaż praw autorskich jest, że autor na drugiej stronie tejże publikacji zawarł następujące słowa: „Do swobodnego kopiowania i rozpowszechniania. ZEZWALAM NA SPRZEDAŻ tej publikacji w cenie nie wyższej niż 100 złotych. Zezwalam na łączenie tej publikacji z innymi moimi publikacjami lub innymi produktami w zestawy rozpowszechniane odpłatnie lub nie. Zabraniam przekształcania, publikowania we fragmentach lub innej niż elektroniczna formie bez mojej indywidualnej pisemnej zgody”. Innymi słowy, autor zgodził się na sprzedaż swojej publikacji lub nawet rozdawanie jej. A teraz wyobraź sobie, że napisałeś ebook, o, powiedzmy, skutecznych metodach zbierania punktów PayBack za pośrednictwem sprzedaży kodów doładowujących do telefonów. Bardzo dobrze. I wiesz, że jest naprawdę wielu ludzi zainteresowanych tym tematem. Do tego masz bazę adresów e-mail kilkuset znajomych, którzy zgodzili się na wysyłanie do nich wiadomości. Nic prostszego jak zastanowić się dobrze nad zasadami sprzedaży, ceną i skierować do nich propozycje zakupu praw do dalszej odsprzedaży Twojego ebooka. Oczywiście w tym wypadku cena musi być wielokrotnie wyższa niż jednostkowa cena sprzedaży Twojego poradnika. Część ludzi skusi się na taką ofertę i jest skłonna zapłacić 100, 200 czy nawet 500 zł za prawa do dalszej odsprzedaży. Dlaczego? — a to akurat jest bardzo proste. Ponieważ liczy, że kupując za 100 zł prawa do sprzedaży Twojego ebooka, sprzeda tych ebooków kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt w cenie 179
Aleksander Sowa powiedzmy 10, 25 albo 50 zł i w ten sposób, inwestując owe 100, 200 czy nawet 500 zł, z powrotem dostanie te pieniądze plus jeszcze wielokrotność. Innymi słowy, ludzie są skłonni wydać jakąś sumę, mając nadzieję, że ją odzyskają i jeszcze na tym zarobią. Jasne, musisz sobie zdawać sprawę, że podałem tylko przykład, ale jest on, można by rzec, modelowy. W ten sposób w krótkim czasie powinieneś zyskać poważną sumkę. Dobrą stroną takiego rozwiązania jest pewna natychmiastowość i fakt, że osobiście nie musisz się zajmować sprzedażą, reklamą, budowaniem ofert handlowych itp. Problemem jest utrata kontroli nad taką publikacją w dość krótkim czasie. Nie jesteś temu w stanie zapobiec. Dlatego niezwykle ważne jest podpisanie umowy na rozpowszechnianie z kimś, kto od Ciebie ebook i prawa do jego rozpowszechniania kupi. Dzięki temu będziesz wiedział, czy ktoś rozpowszechnia Twoje dzieło legalnie czy nie. To przynajmniej może przez pewien czas przesunąć moment utraty całkowitej kontroli nad dziełem trochę w przyszłość. Bardzo ważne jest odpowiednie skonstruowanie umowy i przemyślenie jej warunków. Istotne jest bowiem, czy sprzedajesz prawa wyłącznie do dalszej odsprzedaży, czy też prawa do dalszej odsprzedaży praw itd. Takie rozwiązanie wydaje się nieco karkołomne, ale wierz mi, że jest stosowane. Najlepszym z rozwiązań jest sprzedaż praw jedynie kilku partnerom za wysoką cenę niż większej ich liczbie za cenę niższą. W ten sposób łatwiej jest utrzymać kontrolę. 180
Sprzedaż praw autorskich Przy okazji muszę zwrócić uwagę na kilka spraw. Po pierwsze i najważniejsze, jeśli napisałeś coś i od razu chcesz w ten sposób zarobić na swoim dziele, popełniasz błąd i istnieje nieprzyzwoicie wysokie prawdopodobieństwo, że okażesz się frajerem. Wyobraź sobie, że nazywasz się Aleksander Sowa i napisałeś jakiś poradnik pod pseudonimem. Nie proponujesz go żadnemu wydawcy, bo na pierwszy rzut oka temat wydaje się mocno trywialny i po prostu nie wierzysz, że znajdzie się wystarczająco wielu chętnych, aby kupić ów poradnik za 30 zł. Masz zatem przeczucie. Kierując się nim, wybierasz opcję sprzedaży praw autorskich swoim kumplom, którzy prowadzą strony internetowe, na których zarabiają dzięki programom partnerskim księgarń internetowych. Piszesz wiadomość, przesyłasz w załączniku ebooka i po kilku dniach sprzedajesz go za łączną sumę 1500 zł trzem z nich. Jesteś zadowolony, bo zarobiłeś. Miałeś przeczucie. Tyle że lepiej zrobiłbyś, sprawdzając, czy jest ono prawidłowe. Są na to różne sposoby. Mogłeś udostępnić na swojej witrynie darmowy fragment ebooka i sprawdzić, ile było pobrań. Mogłeś wystawić na Allego.pl, eBayu czy innej platformie aukcyjnej na próbnej aukcji i sprawdzić, jakie jest zainteresowanie. Bo mogło się okazać, że Twoje przeczucie nie jest warte funta kłaków. Nie jesteś specem od marketingu i przeczuciem możesz się kierować w sprawie ilości soli, jaką trzeba wsypać do wody na ziemniaki. Dlaczego o tym piszę? Bo napisałem taki 181
Aleksander Sowa poradnik. Trwało to nie więcej niż 2 tygodnie i po kilka godzin dziennie. Nie sądziłem, że zarobię na tym więcej niż kilkaset złotych. Ale postanowiłem spróbować. Kiedy okazało się, że jest zainteresowanie, skontaktowałem się z wydawcą. Ten się zainteresował i teraz przez ponad 3 lata co miesiąc zarabiam na tym jednym, wyłącznie jednym i napisanym w 2 tygodnie ebooku, 500–700 (a czasem więcej) zł. Gdybym wtedy zdecydował się na sprzedaż za 15000 zł, uciekłoby mi naprawdę sporo gotówki. Z drugiej jednak strony, jeśli przywołasz w pamięci przykładowe panele autorskie, jakie wcześniej zamieściłem, być może skojarzysz, że za jeden z poradników system nalicza za każdą sprzedaż tłuściutkie 0,00 zł. Rzecz dotyczy poradnika Jak jeździć oszczędnie86. To nie pomyłka i odgrażałem się, że jeszcze do tematu wrócę. Owszem. Pisałem poradnik przez prawie 8 miesięcy. Czytałem najnowsze publikacje techniczne, jak również te stare. Zajmowałem się aerodynamiką i konstruowaniem samochodów. Prowadziłem testy w swoim samochodzie i przejechałem wiele kilometrów. Rozmawiałem nawet z mechanikami, a jeśli kiedykolwiek z którymś prowadziłeś dyskusje, wiesz, jaka to męka. Zbierałem zdjęcia, oglądałem filmy i pisałem… Tak powstało ponad 130 stron wiedzy, którą zaproponowałem wydawcy. Ten zaś, po namyśle i przeprowadzeniu badań marketingowych (tak!) odpowiedział, że o ile publikacja jest ciekawa, napisana dobrze i wydawałoby się, że potrzebna, to 86
A. Sowa, Jak jeździć oszczędnie, Kraków 2007.
182
Sprzedaż praw autorskich jednak nie znajdzie wystarczającej liczby nabywców, aby opłacało się ją wydać na papierze. Co za bzdura, pomyślałem urażony! Rękopis trafił do innego wydawcy, który zgodził się w formie elektronicznej tę pozycję opublikować. I okazało się, że przez dwa lata od wydania poradnik znalazł mniej niż 100 nabywców. Po otrzymaniu propozycji od wydawcy, polegającej na sprzedaży praw majątkowych do niej, zgodziłem się. O kwocie pisał nie będę, bo nie uważam, aby było to stosowne. Obecnie wydawca nadal sprzedaje tego ebooka, niemniej już nie wypłaca prowizji za sprzedaż autorowi, a zatem mnie. Dodaje też moją publikację w formie gratisu do innych zakupionych ebooków, z czego czytelnicy są z pewnością zadowoleni. Otrzymują bowiem pełnoprawną publikację, która ich interesuje, ale nie byliby skłonni za nią zapłacić. Wprawdzie jako że zbyłem prawa majątkowe i nie dostaję także prowizji od tych rozdawanych egzemplarzy, mam swoje profity. Korzyścią dla mnie jest, że czytelnicy stykają się z moim nazwiskiem, co być może zaprocentuje kiedyś zakupem innej publikacji. Tym bardziej że w tej konkretnej książce zamieszczone są hiperłącza do mojej strony autorskiej. Kolejnym tematem jest sprzedaż praw autorskich zależnych. A zatem chodzi o tłumaczenia i tworzenie innych dzieł na podstawie naszego — filmów, sztuk teatralnych itp. Niewiele na ten temat z własnego doświadczenia wiem, toteż mądrować się nie będę i nagrodzonego Nagrodą Nike bufona udawać nie zamierzam. Tłumaczenia i adaptacje to oczywiście 183
Aleksander Sowa możliwość zarobienia dodatkowych pieniędzy, jeśli więc ktoś chce tłumaczyć Twoje dzieło lub dokonywać adaptacji teatralnej czy filmowej, gratuluję. Jest to z pewnością sukces. Konieczne będzie spisanie umowy dotyczącej zasad tych adaptacji czy też tłumaczenia i formy wynagrodzenia dla Ciebie. I jak zwykle proponuję wynagrodzenie procentowe, jako o wiele korzystniejsze. Tyle tylko, że najprawdopodobniej jeśli dojdzie do takiej sytuacji, obok Ciebie będzie już ktoś, kto będzie zajmował się Twoimi (i swoimi) interesami, tak aby zarobić jak najwięcej.
Promocja swojej publikacji
Skoro napisałeś coś i zamierzasz na tym zarabiać, musisz ten swój produkt promować. Sposoby na to są różne i różna jest też ich skuteczność. Oczywiście promocja zależy od tego, ile posiadasz na nią środków. Musisz mieć jednak świadomość, że wyłożenie ogromnej kwoty na promocję swojego dzieła automatycznie nie oznacza ogromnych zysków. Może bowiem okazać się, że niskobudżetowa kampania reklamowa będzie o wiele bardziej skuteczna niż bardzo droga ogólnopolska. Sekretem jest dobór tzw. grupy docelowej87. Co to oznacza? Mniej więcej tyle, że lepiej jest przedstawić ofertę zakupu Twojego ebooka, audiobooka czy książki 100 osobom prawdopodobnie zainteresowanym zakupem, niż tysiącu, o których nie wiem, czy są zainteresowani. Zagadnienia promocji i marketingu to bardzo obszerny temat i nie mam zamiaru go tutaj dogłębnie wyłuszczać, a jedynie zwrócę uwagę na pewne możliwości. Jeśli jesteś zainteresowany tym tematem, sięgniesz po odpowiednie publikacje, które Więcej o tym możesz dowiedzieć się w kursie M. Szmajdy: Grupa docelowa do sprzedaży w internecie. 87
185
Aleksander Sowa napisane zostały stricte pod tym kątem. Nie musisz ich od razu wszystkich kupować. Nie musisz kupować nawet żadnej. Wydawcy i autorzy za darmo udostępniają pewne fragmenty, w których z pewnością znajdziesz wiele istotnych informacji. I wcale nie musisz za nie płacić. Nie będę tutaj poruszał spraw związanych stricte z płatną reklamą, jako że wykraczają one poza temat. Jeśli masz na nią pieniądze, po prostu wydajesz je w nadziei odzyskania w zwiększonej sprzedaży. Możliwości jest wiele: reklama na wystawach księgarń i eksponowanych specjalnie miejscach, na stronach internetowych, w prasie, TV i radio. Do tego dochodzi płatny mailing i rozsyłanie egzemplarzy recenzenckich do tzw. wybitnych krytyków i dziennikarzy zajmujących się literaturą. Tym zajmować się nie będę, za taką postawą bowiem stoją pieniądze. Małe, większe lub duże, ale zazwyczaj w takiej chwili autor jest już tak zaawansowanym twórcą lub też tak wielu w niego zainwestowało, że nie ma do powiedzenia zbyt dużo. I jest Autorem 1.0, a ja piszę o zupełnie czym innym. Zaczynajmy więc.
Strona internetowa Każdy szanujący się współczesny twórca, nieważne, czy profesjonalny, czy amatorski, musi mieć swoją stronę WWW. Autor 2.0 wręcz nie może istnieć bez własnej witryny internetowej. Nieważne, czy opublikował jedną, jedyną książeczkę czy ma ich na koncie 10. Alternatywna do osobistej strony autorskiej 186
Promocja swojej publikacji jest rezygnacja z witryny na rzecz blogu. Tak czy inaczej taka strona — nazwijmy to internetowa wizytówka autora — powinna zawierać informacje o autorze, o jego dziełach, kontakt do niego, a także musi wskazywać, gdzie dzieła kupić albo skąd pobrać. Ponadto na stronie takiej można zamieścić dodatkowe elementy, jak darmowe fragmenty dzieła do przeczytania albo pobrania, informacje o nagrodach, wyróżnieniach itp. Strona internetowa może być zamieszczona na jednym z darmowych serwerów, choć oczywiście najlepszym rozwiązaniem jest wykupienie własnego miejsca na jakimś komercyjnym serwerze oraz posiadanie dobrze dobranej domeny internetowej. Założenie własnej strony internetowej nie jest trudne i drogie. Można to zrobić nawet w pół godziny88. Pomocą służą gotowe wzory, szablony i generatory. Domena powinna być krótka (najlepiej pięcioliterowa) lub też łatwo kojarząca się z autorem (np. www.wydawca.net). Optymalne są pod tym względem domeny pierwszego poziomu (net, com, pl). Więcej o domenach dowiesz się z publikacji Filipa Lewandowskiego Domeny internetowe89, a o budowie stron internetowych ze świetnego poradnika dla początkujących webmasterów 7 rzeczy, które musisz wiedzieć, zanim założysz własną stronę www90 Krzysztofa Morawskiego. Warta przeczytania jest także pozycja Aleksandra CzeZobacz tutorial video Nieprzyzwoicie łatwa strona www Macieja Dutki. 89 F. Lewandowski, Domeny internetowe, Gliwice 2008. 90 K. Morawski, 7 rzeczy, które musisz wiedzieć, zanim założysz własną stronę www, Gliwice 2009. 88
187
Aleksander Sowa cha Jak stworzyć skuteczną stronę www?91. Nieważne, czy zamierzasz zbudować swoją stronę autorską samodzielnie, czy też zapłacisz za to komuś 100 czy 1000 zł. Istotne, abyś zdawał sobie sprawę, że Twoja strona autorska to Twoja wizytówka. Musisz zrobić wszystko, aby internauta (czytelnik-kupujący), jeśli już trafi pod Twój adres, zniesmaczony zaraz strony nie opuścił. Ma się zainteresować tym, co na stronie umieściłeś, potem tym, co napisałeś, a wreszcie tym, co sprzedajesz. Twoja strona musi świadczyć o Tobie jak najlepiej. Nie myśl przy tym, że jeśli zapłacisz tzw. profesjonalnej firmie webmasterskiej jakieś 2000 zł, to tak będzie. Nie będzie. Dopiero jeśli poznasz kilka prostych zasad i tricków, według których strona ma być zbudowana, ma ona szansę stać się potężnym narzędziem promującym Ciebie, Twoją twórczość i Twoje produkty (dzieła). Wystarczy wspomnieć o pozycjonowaniu. Co z tego, że zlecisz profesjonalnej firmie budowę własnej strony, jeśli nie będzie ona przy tym dobrze wypozycjonowana pod kątem Twojego nazwiska i dzieł, które we własnej witrynie prezentujesz? Twoja wspaniała strona utknie w odmętach wielu innych, gdzieś na dziesiątych stronach wyszukiwarek i bez obecności w katalogach. Tak wyrzucasz swoje pieniądze w błoto i tracisz czas. A pieniędzy trwonić nie można. Proponuję Ci proste doświadczenie — jak na lekcjach chemii w liceum. Wpisz frazę „Aleksander Sowa” w jakąkolwiek wyszukiwarkę. Z pewnością w każdej z nich w jednym A. Czech, Jak stworzyć skuteczną stronę www?, Gliwice 2008. 91
188
Promocja swojej publikacji z pierwszych wyników znajdziesz odnośnik do mojej strony. Możesz pójść dalej i wpisywać tytuł mojego dzieła — będzie podobnie. No właśnie! I wiesz, do czego się przyznam? Nie zapłaciłem nikomu ani jednego grosza za to, aby tak było. Nie musisz tego oczywiście robić sam, jak ja, powinieneś jednak posiadać wiedzę o istnieniu czegoś takiego i jeśli będziesz budowę strony komuś zlecał — wiesz już, czego wymagać. W tym temacie polecam kurs Własne zaplecze pozycjonera. Zrób je sam! Pawła Mrozińskiego. Kolejnym ogromnie ważnym narzędziem autopromocji w internecie dla Autora 2.0 jest WŁASNY BLOG. Blogi przyjmują różnorodne formy, ale najkrócej można by ich sens określić takim zdaniem: jest to specyficzny rodzaj osobistej witryny internetowej, na której autor, najczęściej w określonych odstępach czasowych (dzień, tydzień, miesiąc), publikuje swoje wpisy. Charakter wpisów nawiązuje najczęściej do twórczości, do konkretnych dzieł lub też jest związany z działalnością autora. Blog, jak wspomniałem, może zastępować własną witrynę autorską lub też może być jej uzupełnieniem, tak jak jest to w moim wypadku. Zapraszam pod adres: wydawca.blogspot.com. Istotą blogu jako narzędzia promocji jest publikowanie w faktycznie zbliżonych do siebie odstępach czasu (ja robię to raz na miesiąc) postów i kierowanie ich treści do pewnej określonej grupy docelowej. Zatem należy pisać o czymś konkretnym. Dla przykładu, jeśli wydałeś podręcznik o akwarystyce, na swoim blogu pisz o akwarystyce: o rybach, roślinach, sprzęcie 189
Aleksander Sowa i wszystkim, co jest z tym bezpośrednio związane. Nie pisz o hodowli papug i wystawach psów rasowych, bo zniechęcisz swoich czytelników. A na przyciągnięciu takich (interesujących się akwarystyką) zależy Ci najbardziej. W obu wypadkach, tzn. przy własnej witrynie WWW czy własnym blogu, oprócz tego, że po pewnym czasie przyciągniesz jakąś liczbę stałych czytelników, pojawi się możliwość generowania dodatkowych dochodów. Innymi słowy, nie dość, że strona lub blog jest narzędziem bezpośrednio podnoszącym Twój zysk ze zwiększenia sprzedaży Twojego dzieła, to jeszcze sama w sobie może być źródłem dodatkowych przychodów (np. z reklam). Więcej na temat blogów dowiesz się z ebooka Angusa Mcleoda Blogi od A do... sławy i pieniędzy92. Jeśli zainteresował Cię temat dodatkowego zarabiania na reklamach, zajrzyj też do publikacji Andrzeja Herzberga Google AdSense93.
Artykuły Kolejnym ogromnie ważnym i potężnym narzędziem w Twoich rękach są artykuły. Oczywiście nie chodzi tutaj o newsy w „Gazecie Wyborczej”, choć pewnie dałyby ogromnie dużo. Posłużę się przykładem. Pociągniemy temat ichtiologiczno-akwarystyczny. Napisałeś poradnik o akwarystyce, który chciałbyś wypromować, tak? Doskonale. Do im większej liczby miłośników akwarystyki dotrze informacja o tej pozycji, tym masz więcej potencjalnych klientów. To jasne. W tym celu piszesz 92 93
A. Mcleod, Blogi od A do... sławy i pieniędzy, Gliwice 2006. A. Herzberg, Google AdSense, Gliwice 2007.
190
Promocja swojej publikacji artykuł na jakiś temat. Treść powinna być konkretna i związana z akwarystyką. Może nim być, powiedzmy, Pielęgnacja roślin albo Uwagi o hodowli pielęgnic. Istotne jest, aby artykuł był naprawdę fachowy i dobrze napisany. Nie musi być długi i rodem z pracy naukowej. Ważniejsze, aby czytelnik po jego przeczytaniu otrzymał informacje, a w jego głowie autor artykułu (czyli Ty) jawił się w roli autorytetu, eksperta albo przynajmniej kogoś, kto ma pojęcie, o czym pisze. Tak wzbudzisz zaufanie. Taki artykuł powinien być zaopatrzony w stopce w informacje o autorze. Może nim być wyłącznie imię i nazwisko, jako hiperłącze do Twojej strony, bądź imię nazwisko i adres Twojej strony (blogu) jako link. Drugie rozwiązanie jest lepsze, bo oprócz zasadniczego zadania — tj. połączenia z Twoją stroną — pozwoli zapamiętać adres (o ile oczywiście ten jest dobrze dobrany, ale to oddzielny problem). Możesz dodać też dłuższą wersję: imię i nazwisko, adres strony i krótką informację: autor poradnika Moje akwarium. A teraz pozostaje najważniejsze. Taki artykuł dodajesz do jednego lub kilku serwisów gromadzących artykuły do swobodnego wykorzystywania, np. Artelis.pl, Publikuj.pl, Artykuly.net.pl lub innego podobnego. Serwisów takich jest naprawdę sporo, a ich najistotniejszą cechą wspólną jest to, że każdy może pobrać wybrany przez siebie artykuł i umieścić go na własnej stronie WWW, blogu, portalu, forum albo też e-zinie czy innym czasopiśmie. Tyle że bez dokonywania zmian, co oznacza, że muszą pozostać (przynajmniej w teorii, bo praktyka bywa różna) wszystkie linki weń wbudowane.
191
Aleksander Sowa Pomyśl. To automatycznie oznacza, że Twój artykuł pojawi się w kilku lub w kilkuset miejscach w internecie i zetkną się z nim tysiące internautów. Tą drogą nie dość, że spotkają się z Twoją osobą, to jeszcze mają szansę zetknąć się z Twoją stroną WWW, blogiem albo bezpośrednio ze stroną promującą Twój ebook. I nie będą to przypadkowe osoby, ale te zainteresowane tematem, o którym piszesz. A zatem są to wszystko potencjalni czytelnicy. Osoby, które kupią Twój ebook albo książkę. Artykuły do darmowego przedruku są potężnym narzędziem promocji, która kosztuje Cię czas, jaki poświęcisz na napisanie i dodanie w serwisie. Reszta będzie działa się już sama. Podam Ci tylko jeden przykład. Zanim wydałem swoją publikację Legendy naszej motoryzacji, fragment jednego z rozdziałów opublikowałem jako artykuł Syrena Sport — najpiękniejszy polski samochód. W samym tylko serwisie, gdzie został opublikowany licznik wejść, do dzisiaj artykuł zanotował ponad 46 tys. wyświetleń. W innym serwisie wyświetleń jest „tylko” nieco ponad 20 tys. Trzeci pod tym względem serwis zanotował 12 tys. wyświetleń tego artykułu. Do tego przedrukowano go na dziesiątkach (jeśli nie setkach) różnych stron internetowych. Oczywiście z linkiem do strony promującej moją publikację. Jasne, że zawsze znajdzie się jakiś internauta, który złamie regulamin i link usunie, ale jest to cena, którą po prostu trzeba zapłacić. Spójrz na fakty — kilkadziesiąt tysięcy wyświetleń plus kolejne tysiące na dziesiątkach innych stron. Za darmo. Jeśli jesteś bliżej zainteresowany tym tematem (a powinieneś), polecam fantastyczną, 192
Promocja swojej publikacji a przy tym zupełnie darmową pozycję Anny Grabki Wykorzystaj potęgę artykułów!94 Nie zapominaj też, że w artykułach oprócz linków do własnej strony możesz wbudowywać linki partnerskie. Następnym narzędziem doskonale nadającym się do promocji własnej publikacji jest AUTORESPONDER. Przy pomocy wielokrotnego autorespondera pocztowego można przesyłać zainteresowanej osobie wiadomość. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że przy okazji taką samą wiadomość można przesłać dowolnej liczbie innych osób, których adresy masz w swojej bazie i które zgodziły się na wysyłanie do nich korespondencji. Bardzo ważne jest, aby nie wysyłać pod każdy przypadkowy adres, tą drogą bowiem narazić się można na posądzenie o spamerstwo, a tego byśmy nie chcieli. Autoresponder, jako że dziś nie stanowi jedynie skryptu, ale jest systemem obsługi klientów, oprócz możliwości wysyłania wielokrotnych wiadomości pozwala gromadzić bazę danych. Może ona zawierać określone informacje o adresatach, które można potem wykorzystywać jako filtry, według których rozsyłane będą wiadomości, np. wiek, płeć itp. Oprócz tego dzięki autoresponderowi można śledzić kliknięcia w linki zawarte w wysyłanych wiadomościach i podglądać statystyki, a samo narzędzie może być nawet wykorzystywane w sprzedaży Twojego ebooka. Najważniejszą zaletą tego systemu jest to, że wszystko jest zautomatyzowane i nie zabiera Twojego czasu. Problemem jest tylko zdobycie bazy adre94
A. Grabka, Wykorzystaj potęgę artykułów, Gliwice 2007.
193
Aleksander Sowa sowej. Wyjścia tutaj są dwa: zakup bazy albo pozyskiwanie własnych adresów. O ile pierwsza metoda daje efekt od razu, to druga jest lepsza. Po pierwsze adresy są aktualne, a ludzie, zostawiając swój adres ze zgodą na wysyłanie do nich wiadomości, są przygotowani na otrzymywanie ich, a nawet na nie czekają. Czyli znów trafiasz w samo sedno — a zatem w grupę docelową — w konkretnych ludzi, zainteresowanych określonym tematem, nie zaś błądzeniem po omacku. Adres internauty zdobywa się, gdy on sam, akceptując Twoją politykę prywatności, udziela zgody na rozsyłanie newslettera. Najlepiej zachęcić jest do tego internautę jakąś korzyścią. Ja zrobiłem tak, że w zamian za pozostawienie swojego adresu internauta otrzymuje fragment mojej najnowszej powieści, który nie był jeszcze opublikowany. Zapewniam, że działa. Więcej na temat pozyskiwania adresów możesz przeczytać w kursie Jak błyskawicznie i tanio zbudować dochodową listę adresową? Piotra Majewskiego. Autoresponder to potężne narzędzie. Niektórzy nawet nazywają autorespondery najbardziej efektywnym narzędziem marketingu internetowego i sporo w tym prawdy. Musisz zdawać sobie sprawę z faktu, że jeśli ktoś zostawia swój adres, jest przygotowany na otrzymanie oferty. Prawdopodobieństwo, że taka osoba dokona zakupu, w porównaniu z kimś zupełnie obcym, jest kilkunastokrotnie wyższe. A jeśli ten ktoś już od Ciebie kupił, następny zakup będzie o kolejne kilkanaście razy bardziej prawdopodobny niż zupełnie obcej osoby. Skąd o tym wiem? Bo mam wielu 194
Promocja swojej publikacji czytelników, którzy po przeczytaniu jednej książki czy ebooka dokonywali zakupu następnego. O autoresponderach pisze m.in. Tomek Urban w ebooku Programy partnerskie w praktyce95. Polecam. W tej chwili na naszym rynku jest kilka systemów autoresponderów. Osobiście używam impleBOT.pl, którego można przetestować za darmo, a potem przekonać się o jego wygodzie i skuteczności. Zasadniczą sprawą w promowaniu swojej książki lub ebooka jest to, że musisz mieć już swoich (subskrybentów) klientów96, a na to potrzeba czasu. Jeśli już subskrybentów masz, konieczne jest odpowiednie skonstruowanie wiadomości, aby była skuteczna. E‑mail marketing, żeby taki był, powinien być ciekawy graficznie, merytorycznie i nie być za długi. Temat wiadomości odgrywa kluczową rolę, bo jeśli będzie intrygujący, adresat otworzy wiadomość. Jeśli nie będzie nic ciekawego obiecywał, to w najlepszym razie adresat nie zapozna się z treścią wiadomości. W najgorszym wiadomość natychmiast skasuje albo przeniesie do folderu ze spamem. Wiadomość powinna być możliwie jak najkrótsza, nieprzeładowana treścią i ofertami. Lepiej jest zainteresować jednym zdaniem i umieścić link „więcej”, niż od razu proponować całą zawartość. Wszystkie wiadomości powinny być wysyłane z tego samego adresu, a linki powinny prowadzić do Twojej strony lub T. Urban, Programy partnerskie w praktyce, Gliwice 2007. Więcej informacji w kursie P. Majewskiego Jak błyskawicznie i tanio zbudować dochodową listę adresową?. 95
96
195
Aleksander Sowa blogu. Unikaj wysyłania wiadomości w weekend i rzadziej niż raz w miesiącu. Jednocześnie nie rób tego zbyt często i niepotrzebnie. Więcej na temat prawidłowego budowania wiadomości służącej promowaniu własnego ebooka czy książki przeczytasz w pracy Dariusza Puzyrkiewicza Błyskawiczny e‑mail marketing97, a także Sebastiana Schabowskiego Potęga jednego e-maila98.
Udostępnianie darmowych fragmentów Kolejnym narzędziem doskonałej promocji własnego dzieła jest udostępnianie darmowych fragmentów. Wielu autorów obawia się takiego narzędzia, moim zdaniem zupełnie niepotrzebnie. Udostępniając darmowy fragment, dajesz przecież internaucie możliwość wstępnego zapoznania się z Twoim dziełem. Wszystko jedno, czy jest to ebook, audiobook, poradnik czy powieść. Nie wiem, czy Ty tak masz, ale ja, jeśli znajdę się w księgarni i zwrócę uwagę na jakąś książkę, biorę ją do ręki. Jeśli nie jest to beletrystyka, pobieżnie przeglądam jej zawartość, zwracając szczególną uwagę na spis treści, ilustracje i ewentualnie zatrzymuję się na jednym wybranym fragmencie na dłużej. Jeśli jest to powieść, zazwyczaj czytam obowiązkowo pierwsze zdanie, czasem kilka pierwszych, a jeśli książka mnie zainteresuje, kilka pierwszych stron. Zwykle jednak nie dokonuję zakupu od razu i odkładam publikację na półkę. Dopiero po jakimś 97 98
D. Puzyrkiewicz, Błyskawiczny e-mail marketing, Gliwice 2010. S. Schabowski, Potęga jednego e-maila, Gliwice 2006.
196
Promocja swojej publikacji czasie dojrzewa we mnie myśl, że chciałbym tę książkę kupić lub nie. Jeśli tak, robię to. Jeśli nadal się waham, wracam do księgarni i powtórnie, już nieco bardziej dokładnie, oglądam dzieło. W takim postępowaniu jest prosta i czytelna analogia do darmowych fragmentów ebooków czy audiobooków. Przy czym czytelnik nie bierze książki do ręki, bo wziąć jej też nie może, niemniej zapoznaje się z dziełem, właśnie oglądając fragment. Znajduje tam spis treści, kilka, a czasem kilkanaście reprezentatywnych fragmentów, co pozwala podjąć decyzję o zakupie. Po zapoznaniu się z gratisem nie kupuje już kota w worku, bo w pewnym sensie wie, za co płaci. Identycznie w wypadku audiobooka. Słuchacz poznaje głos lektora i język, jakim książka była napisana, a teraz jest czytana. Darmowe fragmenty są świetnym narzędziem promowania własnego dzieła. W każdym z nich jest zamieszczona pełna informacja o nim, a także wbudowane są linki do stron internetowych, gdzie można o tejże publikacji cokolwiek przeczytać więcej, i co najważniejsze — gdzie można ją kupić.
Fora internetowe Można promować swoją publikację na forach internetowych. Oczywiście w myśl zasady, że szukamy grupy docelowej, więc nie ma sensu promować kultowego poradnika Moje akwarium na forum miłośników motocykli. Promowanie własnej książki na forach niesie ze sobą kilka niebezpieczeństw. Otóż otwarte zachwalanie zalet własnego poradnika albo bezceremonialne linkowanie do strony ofertowej może być 197
Aleksander Sowa uznane za spam. Spamowania nikt nie lubi i w najlepszym razie Twoje wypowiedzi będą moderowane przez administratora. O wiele lepszym rozwiązaniem wydaje się zdobycie uznania forumowiczów przez mądre, zgodne z netykietą i wartościowe posty, z linkiem w stopce prowadzącym do własnej strony (bądź bezpośrednio do poradnika).
Serwisy społecznościowe W erze web 2.0 ogromną popularnością cieszą się serwisy społecznościowe. Jest ich (tych najważniejszych) przynajmniej kilka: Facebook, Nasza Klasa, YouTube, Flickr, GoldenLine, Grono.net czy MySpace. Wszystkie one umożliwiają skupienie wokół swojej osoby innych osób z nami w jakichś sposób związanych. Mogą to być znajomi ze szkoły albo wyłącznie fani fotografii przez nas tworzonych czy filmów kręconych naszą ręką. Wszystko zależy od charakteru portalu. Niemniej każdy z nich umożliwia informowanie naszych znajomych (a co za tym idzie, znajomych naszych znajomych) o tym, co robimy. A konkretnie, co napisaliśmy i wydaliśmy. Chcesz przykładu? Doskonale — zapraszam na moją stronę na Facebooku, MySpace albo Digart.pl99 (jeśli lubisz zdjęcia lotnicze). Umieszczając informacje o naszych dziełach, promujemy je. Skąd możesz wiedzieć, że akurat któryś z Twoich bliższych lub dalszych znajoFacebook: http://www.facebook.com/pages/Aleksander-Sowazostan-fanem-na-fecebooku/289328584229; MySpace: www.myspace.com/zamach; Digart.pl: http://zamach.digart.pl/digarty/. 99
198
Promocja swojej publikacji mych (albo znajomek znajomego) nie jest zainteresowany tematem, o którym pisałeś, albo nie zechce mieć Twojej książki na półce?
Patronat medialny Pozostało do omówienia jeszcze zjawisko patronatu medialnego. Jest to bardzo ciekawy i zwykle skuteczny sposób na dostarczenie czytelnikowi informacji o Twojej książce, ebooku czy audiobooku. Idea patronatu medialnego polega na nawiązaniu kontaktu z redakcją jakiegoś czasopisma, rozgłośnią radiową, portalem internetowym albo najlepiej stacją telewizyjną o zasięgu ogólnopolskim. Jako autor masz tu ograniczone pole do popisu. Tym najczęściej zajmują się odpowiedni ludzie z wydawnictw, niemniej jako Autor 2.0 możesz również próbować sam. W zamian za to, na co się umówisz z Twoim patronem medialnym, otrzymasz (a właściwie Twoje dzieło) promocję. Dla przykładu w zamian za umieszczenie logo rozgłośni radiowej na czwartej stronie okładki (przykład poniżej), rozgłośnia owa wyemituje z Tobą wywiad. Lub w zamian za umieszczenie logo na okładce, linków wewnątrz ebooka i na stronie promującej Twoją powieść, portal internetowy zamieści serię 3 artykułów o książce, recenzję lub przeprowadzi konkurs dla czytelników. Niebezpieczeństwem takiej formy promocji jest nieuczciwość patronów, która najczęściej sprowadza się do tego, że po wstępnych ustaleniach nie wywiązują 199
Aleksander Sowa się ze swoich zobowiązań. W chwili kiedy logo patrona znajduje się na okładce książki, często pojawiają się dziesiątki przeszkód, aby jednak nie pojawił się artykuł na stronie albo wywiad nie został wyemitowany na antenie. Dla przykładu: wśród patronów medialnych drugiego wydania mojej powieści Jeszcze jeden dzień w raju dwaj pierwsi patroni (Internetowe Imperium Książki oraz Portal Studencki „Dlaczego”) nie zrobili kompletnie nic, aby powieść tę promować. No cóż, taki jest świat. Dlatego też, nauczony doświadczeniem, polecam zabezpieczanie się spisaniem krótkiej umowy.
Konkursy Skoro poruszyłem temat patronatu medialnego, przejdę do następnego narzędzia promocji Twojego dzieła, jakim są konkursy. Możesz je organizować i przeprowadzać sam, co zajmuje czas i pochłania 200
Promocja swojej publikacji energię, albo umówić się z patronem medialnym, że to on konkurs przeprowadzi, a Ty dostarczysz jedynie nagrody. Jeśli będą to książki papierowe, kosztem konkursu będą tylko one plus wysyłka pocztą. Jeśli będą to egzemplarze elektroniczne, nie zapłacisz nic. Korzyści z konkursu są za to niewspółmierne. Zwróć uwagę, że zazwyczaj każdy, kto uczestniczy w konkursie, robi to, bo liczy na wygraną, prawda? Nikt nie gra w Lotto po to, by tylko wydawać pieniądze. Zatem jeśli ktoś uczestniczy w konkursie, gdzie nagrodą jest Twoja książka lub ebook, liczy, że książkę lub ebook za darmo zdobędzie. Tak jednak najprawdopodobniej nie będzie, bo zazwyczaj uczestników konkursu jest dużo więcej niż nagród. Niemniej przy okazji organizowania zmagań pojawia się szansa, aby coś o dziele napisać albo przynajmniej przedstawić sylwetkę autora — i to jest prawdziwy zysk. Promocja. Oczywiście istnieje prawdopodobieństwo, że uczestnik konkursu, który nagrody nie zdobędzie, po prostu ją sobie kupi, ale to dla Ciebie jest tylko zysk dodatkowy. Tobie zależy, aby informacja o Twoim dziele dotarła do jak najszerszego grona czytelników.
Kontakt z czytelnikiem Jedną z form promocji swoich dzieł jest kontakt z czytelnikiem. Oczywiście w granicach zdrowego rozsądku. Jeśli bowiem umieścisz swój prywatny numer telefonu albo namiar na komunikator internetowy w treści książki, po pewnym czasie stanie się to bardzo meczące. Niemniej na końcu książki albo 201
Aleksander Sowa ebooka można pozostawić specjalnie do tego stworzony adres e-mail i co jakiś czas poświęcać parę chwil, aby odpowiedzieć na pytania odbiorców lub chociaż podziękować za wiadomość. Zaufaj mi — taka praktyka zaskarbi Ci uznanie i zdobędziesz tą drogą stałych klientów. Jeśli wydasz następną książkę, istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że jeśli będą taką pozycją zainteresowani — dzieło kupią. Klient, który kupił coś od jednego sprzedawcy, dokonuje powtórnego zakupu u niego czterokrotnie częściej niż osoba trafiająca na ofertę po raz pierwszy. Wyrabiaj sobie opinię. A im będzie ona o Tobie lepsza, tym więcej zyskasz.
Wieczory i spotkania autorskie Na koniec zostawiłem sobie, niczym wisienkę na torcie, najbardziej prehistoryczne narzędzie promocji własnych dzieł, jakim są wieczory i spotkania autorskie. Organizacja czegoś podobnego bardziej jest typowa dla autora starej daty niż Autora 2.0, jednak nie wolno lekceważyć swojej szansy na promocję tą drogą. Wszystkie do tej pory omówione przeze mnie metody na promocję siebie i własnego dzieła, mimo swoich niewątpliwych zalet (niskie koszty, wysoka skuteczność itp.), mają jedną wspólną wadę. Mianowicie mimo pozornego zbliżenia do czytelnika (np. przez serwisy społecznościowe), spotkania takie nie umożliwiają bezpośredniego kontaktu czytelnika z autorem. A wierz mi, dla wielu odbiorców jest to sprawa bardzo ważna. Dlatego też, jeśli masz możli202
Promocja swojej publikacji wość spotkać się ze swoimi czytelnikami (choćby było ich tylko kilku lub kilkunastu), nie rezygnuj z tego. Jeśli zrobisz dobre wrażenie na jednym z nich, jest on w stanie metodą marketingu szeptanego promować Cię przez długi czas. A polecenie przez kogoś, kogo znamy, jakiejś książki bywa bardziej wartościowe niż przeczytanie dziesiątek recenzji. Zastanów się, jak często sięgałeś po książkę, którą polecił Ci ktoś bliski albo znajomy? No właśnie — o to chodzi. Niewątpliwą zaletą wieczorów autorskich jest możliwość rozdawania autografów, na co wielu czytelników czeka. Oczywiście jako autor początkujący nie możesz liczyć na spotkania autorskie w aulach uniwersytetów czy największych księgarń w Polsce, niemniej jeśli masz możliwość zorganizowania czegoś takiego w lokalnej bibliotece miejskiej albo niewielkiej księgarence, gdzie np. pracuje Twoja dziewczyna, czy w innym miejscu tego typu — nie wahaj się. Spotkanie autorskie zazwyczaj ktoś prowadzi. Musisz zatem mieć kogoś do pomocy. Agenta z pewnością nie masz, zatem poproś o to kogoś znajomego albo zaufanego. Schemat jest podobny. Przychodzisz na spotkanie, prowadzący Cię i Twoje dzieło (albo dzieła) krótko przedstawia, a potem czytasz głośno jakiś fragment. Warto po przeczytaniu coś wyjaśnić albo opowiedzieć anegdotkę. Następnym stałym punktem programu jest odpowiadanie na pytania publiki. Końcowy akord to podpisywanie książek i ewentualne odpowiadanie już w cztery oczy na pytania czytelników. 203
Aleksander Sowa Rzecz jasna, odpowiednio wcześniej należy w jakiś sposób poinformować swoich ewentualnych czytelników, że spotkanie autorskie się odbędzie (plakat, ogłoszenie w prasie, wzmianka w lokalnej rozgłośni radiowej itp.). Po lekturze tego rozdziału zauważysz z pewnością, że możliwości promowania własnego dzieła ograniczonymi środkami są ogromne100, tyle że zajmują one czas. Ponadto istnieje naprawdę wiele źródeł informacji101, jak to robić. Taka jest jednak specyfika bycia Autorem 2.0. W chwili kiedy staniesz się sławny, popularny i bogaty, będzie Cię stać, aby zapłacić kilkadziesiąt tysięcy za reklamę własnej książki. Być może nawet nie będzie Cię to interesowało, bo wszystkim zajmie się wydawca lub agent. Ale dopóki nie staniesz się Danem Brownem, możesz promować się sam. Teraz już wiesz, jak.
100 101
Zobacz kurs P. Majewskiego Proste metody promocji. Zobacz też: www.ekademia.pl.
Krytyka i recenzja
Ten rozdział poświęciłem tylko i wyłącznie tematyce krytyki i recenzji. Tym samym dałem wyraz temu, że dla powodzenia komercyjnego Twojego dzieła rola recenzji i krytyki jest kluczowa. Wrócić jednak muszę do podłoża czasowego, w jakim się znajdujemy. Uważam, że jesteśmy świadkami wielkiej przemiany i cyfrowej rewolucji. Książka papierowa na razie jeszcze nie umrze, jednak nie mam wątpliwości, że w ciągu kilku najbliższych lat przegra walkę z książką elektroniczną. Tak stało się wcześniej z płytami winylowymi, a potem kasetami, tak było z fotografią czarno-białą, która przegrała z kolorową. A potem fotografię analogową wyparła fotografia cyfrowa, identycznie jak płyty CD wyparły kasety. W wypadku książek, zresztą w muzyce także, zmiany fizycznego nośnika treści pociągają za sobą dużo więcej. Wraz ze zniknięciem formy papierowej książki lub też zepchnięciem jej do swoistej niszy, tzw. offtopu, znikną biblioteki, księgarnie z witrynami za szybą i znikną bibliotekarze. Przewartościuje się również zjawisko krytyki literackiej (proces ten już się rozpoczął). 205
Aleksander Sowa Krytyka literacka to z założenia działalność intelektualna polegająca na dyskusji, ocenianiu i interpretacji dzieł literackich i ogólnie literatury, która ma ogromny wpływ na sukces i odbiór książki. Do niedawna głos krytyka, im bardziej był sławny, tym bardziej był donośny. Dla wielu czytelników stawał się wyrocznią, którą kierowano się przed podjęciem decyzji, czy książkę przeczytać, czy raczej nie tracić na nią czasu. Stąd wielu twórców z zapamiętaniem zabiegało o namaszczenia starszych, sapiących panów. Wielu pisarzy latami podlizywało się redakcjom pism poetyckich i zarządom fundacji literackich w nadziei, że zostaną nie tyle zauważeni, co wynagrodzeni za zasługi. Wynagrodzeni pozytywną krytyką, oczywiście. Szukano znajomości i dostępu do stetryczałych klik. Ci bardziej zdesperowani zaprzedawali nawet własne umysły i ciała w czasie nocy spędzonych z kochankami krytyków albo nawet bezpośrednio z nimi samymi, niezależnie od płci. Krytyka miała nawet wpływ na proces twórczy, bo już na etapie pisania starano się jej przypodobać. Najgorsze jednak w krytyce literackiej było to, że cierpiała na pewne schorzenia. Jest tak nadal, ale piszę w czasie przeszłym, bo o gatunku umierającym. Pierwsza przypadłość krytyki to ograniczone horyzonty ludzi się nią zajmujących. W myśl tej choroby pozytywne recenzje otrzymywało wszystko, co jest do siebie na jakimś obszarze podobne. Tymczasem novum, to, co się wyróżnia, zostaje automatycznie zganione. Odwrotną wersją tego schorzenia jest przyj206
Krytyka i recenzja mowanie in plus tego, co jest w jakikolwiek sposób odmienne. Kolejną przywarą krytyki była megalomania. Krytyk, jeśli był znany, nie mógł zgodzić się ze swoim konkurentem co do odbioru tego samego dzieła. Stąd wniosek, że krytyka literacka nie zajmowała się tym, czym powinna — oceną i hierarchizacją dzieł literackich, a jedynie ustalaniem wewnętrznej hierarchii między… krytykami. Następnym problemem krytyki była przeszłość, czyli korzenie samej postaci krytyka. Jeśli był to niespełniony pisarz, istniało niebezpieczeństwo, że będzie się na utalentowanych i piszących dobrze twórcach wyżywał za swoje niespełnienie. Niestety jednak, w kilku wypadkach tak właśnie było. Gros krytyków było ludźmi doskonale wykształconymi, oczytanymi, jednak bez tej iskry bożej, którą mają pisarze. W tym świetle rola krytyka dla czytelnika może wydawać się dziwna. Tym bardziej jeśli okazywało się w 8 na 10 przypadków, że odbiorca zamiast dzieł von Triera i Lyncha woli M jak miłość i Złotopolskich. Zatem przekonywanie, że Miłosz i Gombrowicz napisali lepsze utwory, nic nie dawało, i niewyrobiony czytelnik wybierał Grocholę i Szwaję. Wyrobiony z kolei z ciekawości przeczytał opinię krytyka, tyle że nie była mu ona potrzebna, jako że literatura była jego pasją, a gust miał ukształtowany setkami przeczytanych dzieł. Co ważne — dzieł, nie krytycznych opinii krytyków. 207
Aleksander Sowa Oczywiście widać, jak wiele zależy od samego czytelnika. Jasne, że moglibyśmy przyjąć, że krytyk będzie przyjacielem tych bardziej ukształtowanych, a wrogiem tych wyrobionych mniej. Albo odwrotnie, bo tak naprawdę i jedno, i drugie będzie nieprawdą. Czy wszyscy muszą zachwycać się Ferdydurke, a Osobowość ćmy uznawać za sieczkę dla gospodyń domowych? Jak można jednocześnie uznawać literaturę popularną za niskiej jakości i mienić się rolą kogoś, kto zajmuje się popularyzacją literatury w ogóle? Tyle tylko, że czasem tam, gdzie zwykły czytelnik nie dostrzeże nic poza interesującą fabułą, rasowy krytyk literacki stworzy wielopoziomową interpretację dzieła, wskazując czytelnikowi to, co pominął. I to jest prawdziwa rola krytyka. Niestety, krytyka literacka musiałaby być ściśle powiązana z badaniami z zakresu literaturoznawstwa. Musiałaby być obiektywna. Powinna była istnieć w interakcji z utworem literackim — wtedy miałaby sens. I musiałaby być trafna w odniesieniu do większości. Tymczasem wielokrotnie okazywało się w historii literatury, że krytycy oceniali dzieło bardzo źle, a czytelnicy się dziełem zachwycali (dla przykładu: Władca Pierścieni Tolkiena, S@motność w sieci Wiśniewskiego, Opowieści z tranzytu102 Andrzeja Brychta). Bywało też i tak, że krytyka zachwycała się utworem, a czytelnicy już niekoniecznie (np. Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną). Jeszcze częściej bywało tak, że część krytyków oceniała dzieło 102
A. Brycht, Opowieści z tranzytu, Łódź 1986.
208
Krytyka i recenzja bardzo pozytywnie, a część negatywnie. Tak czy inaczej sądzę, że w tej chwili krytyka jest tworem skostniałym i wymierającym. Przetrwa tylko pozostałość po niej, czyli negatywnie brzmiące znaczenie słowa, a zwycięży recenzja. Dla współczesnego czytelnika jest znacznie ważniejsza od krytyki. Rekomendacje księgarzy i bibliotekarzy, jak słusznie zauważa Łukasz Gołębiewski, tracą na znaczeniu w myśl tego, jak oceniają konkretne dzieło czytelnicy. Obecnie opinia czytelnika nie tylko zdaje się być bardziej wartościowa od profesjonalnego krytyka, ale nie ulega to wątpliwości. Wystarczy spojrzeć na analizę wejść na strony z recenzjami popularnych komercyjnie utworów. Każda księgarnia internetowa oferuje możliwość oceniania książek i recenzowania ich przez samych czytelników bezpośrednio na stronie ofertowej. Dzieło po jakimś czasie jest automatycznie hierarchizowane pod względem jakości (ocen czytelników). Najważniejszą zaletą takiego systemu jest to, że ocena internautów nie jest głosem pojedynczego specjalisty, ale wielu ludzi, zatem dla większości czytelników też jest miarodajna. Tą drogą znika możliwość i obawa o manipulację. Drugim elementem nowoczesnej krytyki literackiej web 2.0 są portale, gdzie czytelnicy wymieniają opinie na temat książek przez siebie przeczytanych i oceniają je. Ich rekomendacje są najpotężniejszym narzędziem marketingowym. Zastępują głos krytyki, polecenia księgarzy, wielkie (drogie) kampanie 209
Aleksander Sowa reklamowe i opinie doświadczonych bibliotekarzy. We współczesnym świecie liczy się głos pojedynczego internauty, zwielokrotniony przez sieć. A że internet znosi w pewnym stopniu interpersonalność lub też stwarza wrażenie anonimowości, oceny i recenzje internautów są pozbawione zahamowań. Tym samym bardziej miarodajne i wartościowe. Oczywiście jako autor nie masz wpływu na krytykę (i nie powinieneś go mieć) ani na opinie czytelników. Wspaniale byłoby otrzymywać same pozytywne noty od uznanych krytyków i okraszać to recenzjami rozradowanych odbiorców. Nazywamy to marzeniami. Możesz mieć wpływ na recenzje. A ściślej mówiąc, możesz mieć wpływ na to, aby recenzje się pojawiły. Służy do tego instytucja egzemplarzy recenzenckich. Jeśli wydasz swoje dzieło w wydawnictwie, to ono powinno się zająć rozprowadzaniem wspomnianych egzemplarzy wśród krytyków i dziennikarzy zajmujących się literaturą. Jeśli jesteś autorem-wydawcą lub prawdziwym Indies, możesz zrobić to sam. W tym celu należy się skontaktować z wybranymi magazynami czy też portalami i zapytać o taką możliwość, a następnie — jeśli otrzymasz zgodę — przesłać nieodpłatnie egzemplarz. Staraj się zawsze wykorzystywać pozytywne opinie o swoich dziełach. Nie zapominaj także o tych najbardziej kontrowersyjnych. Nawet obraźliwych. Ważne, aby było ich dużo. Podsumowując temat krytyki literackiej, recenzji i oceniania książki, napiszę coś, co być może Cię zdziwi. Na naszych oczach ciągle rodzi się coś, co jest 210
Krytyka i recenzja nowe. Większość z nas tego nie chce, bo wychowaliśmy się w innej rzeczywistości. Nie wiemy, jak będzie. Ale nie uciekniemy od tego. Walka ze zmianami jest daremna, bo nikt nie wygra z postępem. Śmierć krytyki literackiej na rzecz recenzji czytelnika nie jest niczym złym. W temacie promocji Twojego dzieła przez krytykę literacką i recenzje mam dla Ciebie jedną myśl, która ciśnie mnie pod czaszką: nie przejmuj się krytyką. Nieważne, jak mówią i piszą. Istotne, aby to robili. Głośno i dużo.
Sprzedaż i dystrybucja
Dotychczas w większości roztrząsałem problemy i szanse rodzące się przed autorami, którzy skazali samych siebie na pójście łatwiejszą drogą, to jest popełnili małżeństwo z wydawcą. I właściwie nieistotne, czy wydano dzieło w formie elektronicznej czy papierowej. W wypadku wersji elektronicznej sprzedaż własnej publikacji jest o tyleż ograniczona, co właściwie niemożliwa. Nie sądzę, by którykolwiek wydawca zgodził się na taką praktykę. Papier zniesie więcej. Jeśli zakupisz od wydawcy jakąś pulę książek w cenie niższej o określony procent, możesz sprzedać sobie te egzemplarze. Co najbardziej jednak istotne, nie mając zarejestrowanej działalności gospodarczej, nie możesz legalnie na szerszą skalę sprzedawać ani swoich, ani cudzych dzieł. Zupełnie inaczej sprawy się mają, jeśli jesteś Autorem 2.0 pełną gębą. Zatem stworzyłeś dzieło, wydałeś je we własnym wydawnictwie i teraz zamierzasz zająć się dystrybucją i sprzedażą detaliczną. De facto w takim wypadku to właśnie powodzenie dystrybucji i sprzedaży będzie decydowało o Twoim zysku jako wydawcy i sukcesie jako autora. Podobnie jest 213
Aleksander Sowa w wypadku małżeństwa z wydawcą, przy czym jeśli decydujesz się na takie rozwiązanie, zazwyczaj nie kontrolujesz już niczego od chwili, kiedy dzieło się ukaże. Teraz jako samodzielny wydawca musisz zadbać o część najbardziej wpływającą na zysk, a zatem o dotarcie do klientów. Co z tego, że napiszesz świetną książkę i nawet biorąc pod uwagę moje wspominki o promocji, doskonale ją rozreklamujesz gdzie tylko się da, jeśli nawet zainteresowany czytelnik (klient) nie będzie miał możliwości jej znaleźć i kupić? Musisz mu to umożliwić — a zatem zająć się sprzedażą lub chociaż dystrybucją. Oczywiście na tym etapie jestem zmuszony rzucić truizmem. Sposób dystrybucji jest zależny od formy dzieła. Inaczej się dystrybuuje dzieła papierowe, a inaczej elektroniczne. Innymi słowy, nawet w wypadku ebooka nagrywanego na płytę dystrybucja będzie bardziej zbliżona do rozpowszechniania książki papierowej niż ebooka. Najpierw zajmiemy się wersją fizyczną książki. Wspominałem o tym. Możesz dystrybuować książkę kanałem jednoelementowym. To rozwiązanie najprostsze i najgorsze. Jeśli będziesz sprzedawał książkę bezpośrednio klientowi, to nie wróżę Ci większego powodzenia w tej dziedzinie. Oczywiście w pewnych sytuacjach — np. jesteś autorem podręcznika akademickiego i sprzedajesz go własnym studentom — ma to sens. Jednak tylko wtedy, kiedy działalność pisarsko-wydawnicza będzie traktowana jak dodatek do życia, a nie sposób na nie. Oczywiście, jeśli będziesz 214
Sprzedaż i dystrybucja autorem książki, która z pewnością nie znajdzie większej grupy nabywców, nie ma sensu podejmować wielkich działań. Jeśli uważasz, że możesz sprzedać tysiące egzemplarzy — kanał jednoelementowy się nie sprawdzi. Potrzebujesz pośredników. Otóż aby książka dotarła do czytelnika, musi najpierw dotrzeć do księgarni, ewentualnie stoiska z książkami w supermarkecie. Aby tak się stało, wcześniej książka lub nagrany na płycie audiobook musi znaleźć się w ofercie hurtowni, skąd zostanie przez księgarza czy kierownictwo tego nieszczęsnego supermarketu zakupiona (zamówiona). Hurtowni w Polsce jest przynajmniej kilkanaście. Nie masz wyjścia, jak tylko nawiązać kontakt z jedną z nich, lub kilkoma, i zaoferować swoje dzieło. Wystąpić musisz w roli podmiotu gospodarczego. Proponujesz swój towar — czyli książkę (w uproszczeniu coś fizycznego), aby hurtownik wprowadził ją do oferty i przyjął na magazyn. Umawiacie się, oczywiście na podstawie umowy (najczęściej zlecenia), co do długości obowiązywania Waszej współpracy i innych nie mniej istotnych szczegółów. Od tej chwili detalista — czyli księgarz — może przyjść do hurtownika i zakupić dowolną liczbę egzemplarzy Twojej książki. Tą drogą książka trafia na półkę w księgarniach i supermarketach. Zauważysz z pewnością, że decydując się na wybór hurtownika, należy wziąć pod uwagę profil jego działalności (niektóre hurtownie sprzedają np. tylko książki techniczne albo dla dzieci). Istotne jest również to, aby hurtownik współpracował z wieloma księgarniami. Najlepiej, aby współpracował z dużymi, ogólnopol215
Aleksander Sowa skimi sieciami. Nie chciałbym tutaj podawać nazw własnych, ale jedną niestety muszę, ponieważ wiele od niej zależy i jest też w naszym kraju najbardziej opiniotwórcza. Chodzi oczywiście o Empik. Jeśli książka trafi do księgarni i zostanie kupiona, hurtownia otrzymuje przelew pomniejszony o utarg detalisty (księgarza). Od tego, co zostaje, hurtownik odejmuje swoją część i reszta jest przekazywana Tobie, czyli wydawcy. Niestety to wszystko działa w dokładnie taki sposób, że pieniądze trafiają do wydawcy po sprzedaży, nie zaś w jej czasie albo przed. Jeśli chodzi o kwoty, to już tę sprawę w pierwszej części wyjaśniałem, więc wracać do niej nie będę. Ważne jest jednak to, że jako autor i wydawca możesz pozwolić sobie na zaoferowanie większego narzutu hurtownikowi i księgarzowi, co oznacza większą chęć do sprzedaży. To automatycznie powinno przełożyć się na Twój zysk. Wprawdzie mniejszy niż zsumowane honoraria autora i wydawcy, ale i tak większy niż samego wydawcy lub samego autora. Zazwyczaj liczba egzemplarzy na księgarnię to 3–5. Co jednak wówczas, gdy książka trafia na półki księgarń i nie zostaje potem sprzedana? No właśnie — taka sytuacja to ogromne niebezpieczeństwo, ale i chleb powszedni. Następuje zwrot towaru (książek) do hurtowni. A hurtownia zwróci towar wydawcy. Jest to dla wszystkich niekorzystne, lepiej więc w sytuacji, kiedy książka jednak nie stała się bestsellerem, sprzedać ją za niższą cenę lub po prostu po kosztach, aby nie stracić. Niestety. 216
Sprzedaż i dystrybucja Tym bardziej że w zależności od zapisów w umowie pomiędzy wydawcą a hurtownikiem, ten ostatni w wypadku zwrotów zażąda jakiejś kwoty. Wszak miejsce w jego magazynie zajmowane przez Twoją książkę, na której nic nie zarobił, także kosztuje. Zupełnie inaczej ma się sprawa, kiedy jesteś autorem i wydawcą ebooka lub audiobooka sprzedawanego przez internet. Mimo to schemat dystrybucji przedstawia się podobnie — kanał jednoelementowy i wieloelementowy. W pierwszym wypadku internauta znajduje informacje o Twojej książce (np. w wyszukiwarce) i trafia na Twoją stronę internetową, gdzie może dokonać zamówienia. W wypadku drugim internauta trafia na stronę internetową stworzoną przez innego niż Ty właściciela. Z niej zostaje przeniesiony na Twoją stronę, gdzie identycznie jak w pierwszym wypadku dokonuje zakupu. Sam proces sprzedaży polega najczęściej na zebraniu od kupującego wymaganych danych — wystarczy właściwie sam adres e-mail (ale zwykle pobiera się także imię lub imię i nazwisko). Kolejnym krokiem jest przekierowanie do szybkich systemów płatności internetowych (PayPal.pl, Dotpay.pl, Platności.pl itp.), gdzie kupujący zleca przelew. Rozwiązaniem alternatywnym lub też równoległym jest wysłanie (najlepiej za pomocą odpowiednio skonfigurowanego autorespondera) wiadomości na wcześniej podany (przy zamówieniu) adres e-mail z odsyłaczem do systemu płatności lub też danymi niezbędnymi do zrealizowania zwykłym przelewem lub przekazem pocztowym (jeśli mieszkasz na Arce Noego). 217
Aleksander Sowa W obu przypadkach po zarejestrowaniu płatności zostaje na podany przy zamówieniu adres wysłana wiadomość (najlepiej znów przy użyciu autorespondera), z linkiem, skąd można pobrać publikację. Często w wiadomości takiej podawane jest np. hasło (jeśli plik jest zabezpieczony). Wszystko może być oczywiście przeprowadzane ręcznie lub też całkowicie zautomatyzowane dzięki temu, że używasz autorespondera, a każdy przelew ma indywidualne oznaczenie. Autorespondery mogą być wykorzystywane nawet w prowadzeniu sprzedaży internetowej za pośrednictwem platform aukcyjnych (np. Allebot.pl). Oczywiście nie są wykluczone inne rozwiązania, jak np. możliwość pobierania w ramach abonamentu lub też wymiana za punkty w programach lojalnościowych. To jednak dotyczy sposobów bardziej „cywilizowanych”. To tyle na temat samego procesu sprzedaży. Jeśli chodzi o dystrybucję, to wydając książkę z zamiarem sprzedaży wyłącznie za pośrednictwem jednej (własnej) strony internetowej, musisz dysponować naprawdę wielkim bestsellerem, co najmniej na miarę Biblii. Każda inna publikacja elektroniczna potrzebuje, tak samo jak w wypadku książek papierowych, dystrybutorów. Przy czym w wypadku dzieł wydanych w formie elektronicznej rola księgarza zostaje zintegrowana z rolą hurtownika, a precyzyjniej — hurtownik znika. Aby publikacja elektroniczna miała szansę zaistnieć na rynku, potrzebny jest program partnerski. Możesz 218
Sprzedaż i dystrybucja stworzyć go samodzielnie — lub też pozwolić na jego realizację odpowiedniej firmie. Tak czy inaczej trzeba udostępnić internautom narzędzia, dzięki którym będą mogli promować Twoją publikację w zamian za pewien procent zysku od jej sprzedaży. Zazwyczaj wydawcy oferują 20–50% ceny publikacji, co należy uznać za spory kawałek pieniądza do zarobienia. Dodatkowo jeśli udostępnisz interesujące i dobre materiały marketingowe (linki partnerskie, banery, okładki ebooka 2D i 3D w różnych wielkościach, skrypty i teksty promujące), masz szansę, że wielu internautów zechce zarobić na sprzedaży Twojego audiobooka albo ebooka. Nawiasem mówiąc, takie rozwiązanie nie wyklucza sprzedaży wysyłkowej książki papierowej, jeśli to Ty będziesz wydawcą, hurtownikiem i księgarzem. Wracając jednak do programu partnerskiego, to tą drogą po jakimś czasie Twoja publikacja pojawi się na dziesiątkach innych stron internetowych, blogach itp. Programy partnerskie działają na podstawie zapamiętywania tzw. ciasteczek. Więcej o programach partnerskich pisze m.in. Tomek Urban w książce Programy partnerskie w praktyce. Jako wydawca i autor własnej publikacji elektronicznej oprócz sprzedaży za pośrednictwem partnerów Twojego programu partnerskiego masz możliwość wprowadzania do sprzedaży do księgarń internetowych zajmujących się m.in. publikacjami elektronicznymi. Aby sprzedaż w jednej z nich mogła zostać rozpoczęta, powinieneś się skontaktować z właścicielem lub też z osobą odpowiedzialną za pozyskiwanie publikacji. Takich platform mamy trochę — dla przy219
Aleksander Sowa kładu: Nexto.pl, Bezkartek.pl, eClicto, Virtualo.pl itp. Niektóre z nich oferują własny PP. Istnieje również inna droga. Wprawdzie jest jeszcze u nas, w Polsce, mało znana i niepopularna, jednak w najbliższej przyszłości się to zmieni. Tym bardziej jako Autor 2.0, Indies — pisarz niezależny nie powinieneś jej pomijać. Mam na myśli wspomniane wcześniej możliwości publikowania własnych dzieł na specjalnych platformach. Pisząc na ten temat wcześniej, włączyłem w to platformy, w których można publikować, ale z wyłączeniem sprzedaży. Pora zająć się więc stricte platformami, gdzie można publikować i sprzedawać. Do niedawana serwis Smashwords był jedynym, dzięki któremu Indies spoza Stanów Zjednoczonych mógł samodzielnie publikować i sprzedawać książki elektroniczne, dlatego też od tego serwisu zacznę. Dodana w nim publikacja automatycznie może być zapisana w jednym lub kilku wybranych formatach (.epub, .lrf, .mobi, .pdb, .pdf, .rtf, Plain Text) i niemal natychmiast może być sprzedawana w cenie ustalonej przez Indies, byle nie niższej niż 0,99 USD. Prowizja od sprzedaży dla autora-wydawcy wynosi 50–80%. Również Google zapowiadało na przełom lata i jesieni 2010 roku uruchomienie nowej usługi (GOOGLE EDITIONS), która będzie dawała możliwość publikowania przez Indies ebooków pozbawionych DRM (Digital Rights Management) i ich sprzedaży. Elektroniczne publikacje oferowane w tej usłudze będą 220
Sprzedaż i dystrybucja mogły być sprzedawane również przez inne księgarnie. Usługa rodem z Google jest odpowiedzią na możliwość publikowania przez pisarzy niezależnych w największej księgarni internetowej świata, jaką jest Amazon. Producent chyba najbardziej znanego na świecie czytnika ebooków z papierem elektronicznym, po zarejestrowaniu się na Kindle Digital Text Platform, umożliwia dodanie własnej książki elektronicznej, która po kilkudziesięciu godzinach może być sprzedawana na całym świecie. Autor otrzymuje 30–40% ceny, przy czym należy pamiętać, że dla odbiorcy spoza Stanów Zjednoczonych cena jest wyższa o kilka dolarów, niemniej konto w Amazon ma wiele funkcjonalności i pozwala zarabiać nie tylko na sprzedaży własnego dzieła. Także firma Apple umożliwia niezależnym autorom publikowanie i sprzedaż swoich dzieł. Producent iPoda podzieli się z autorem-wydawcą ceną ebooka: 70% wydawca (autor), 30% Apple, pod pewnymi warunkami. Aby sprzedawać swój ebook w księgarni iBook Store, należy się zarejestrować w iTunes Connect. Autor musi mieć ID podatkowy w Stanach i ważne konto w iTunes Store z kartą kredytową. Publikacje muszą mieć ISBN i być w formacie epub lub zgodnym z EpubCheck 1.0.5. O ile konwersja do epub nie przedstawia problemu, bo można to zrobić w serwisie Lulu, to reszta może nie być najwygodniejsza. Wspólną wadą rozwiązań dla self-pulisherów i pisarzy Indies opisanych powyżej jest fakt, że nie działają na terenie Polski. Oznacza to przede wszystkim, że 221
Aleksander Sowa do ich obsługi konieczna jest pewna znajomość języka angielskiego. Niemniej na teraz w Polsce żaden serwis bądź firma nie umożliwia niczego podobnego. A chcąc zarobić na własnej książce, nie powinieneś rezygnować z takich możliwości.
Quo vadis?
Jak wydać (własną) książkę i na tym zarobić? to oczywiście tylko podtytuł. Książka, którą właśnie kończysz czytać, powinna być tytułowana przede wszystkim jako Autor 2.0. Myślę, że zakończenie jest dobrym miejscem, aby rzucić ostatnie słowa wyjaśnienia. Po roku 2000 dwie cyfry i kropka zyskują ogromną popularność. Okazuje się zatem, że mamy serwisy web 2.0, mamy kulturę 2.0, a nawet księgarnie 2.0 i biblioteki 2.0. Witryna miasta, w którym przyszło mi mieszkać i tworzyć, to Opole 2.0. Pojawia się pytanie, co, tytułując swój esej czy też poradnik nieco pretensjonalnymi, a nawet wyświechtanymi słowami, chciałem osiągnąć? Otóż świat zmienia się na naszych oczach. Wprawdzie działo się tak zawsze, jednak nigdy zmiany nie następowały tak szybko. Dla każdego nieco bliżej związanego z książką jest jasne, że dotarły także do spraw związanych z literaturą. Dopadły także osobę autora. W przeciągu kilku, najwyżej kilkunastu lat zmienił się jego obraz. Oczywiście nadal jest wielu twórców tkwiących w erze, którą mamy za sobą. Jest 223
Aleksander Sowa też jednak już sporo takich, którzy swoją rolę widzą przyszłościowo. Paradygmat twórcy, który jeszcze do niedawna był powszechny, zaczyna się błyskawicznie zmieniać. Interakcje między czytelnikiem, wydawcą i pisarzem (autorem) a użytkownikami w dzisiejszym świecie są daleko inne, niż było to jeszcze do niedawna. Proporcje zadań uległy zachwianiu i przesuwają się w stronę kreacji treści przez odbiorcę, a na pewno wykluczaniu roli bibliotekarza, krytyka i wydawcy jako strony opiniotwórczej. Nowoczesne technologie powodują wywrócenie dotychczasowych ról i otwierają nowe możliwości. W tych wszystkich zmianach wciąż jest wiele niejasności i znaków zapytania (jak choćby sprawa praw autorskich i dochodów twórców). Niestety. Zmienia się wreszcie sama postać książki. Jeszcze do niedawna w Polsce publikacje elektroniczne, czyli tzw. ebooki, były w przytłaczającej większości poradnikami. Mam na myśli początki swojej kariery autorskiej, zatem kilka lat temu. Dziś jest już inaczej. Powieści w formie elektronicznej nie są niczym dziwnym i po prostu tak są wydawane (i kupowane). Wciąż jeszcze jako druga po podstawowej (papierowej) wersji książki, choć to tylko kwestia czasu. Ocenia się, że w 2009 roku globalnie udział zysków ze sprzedaży ebooków to nadal jedynie 2% w stosunku do publikacji papierowych. Jednak w początkach 2009 roku zysk ze sprzedaży ebooków w największej na świecie księgarni internetowej Amazon stanowił 13% jej obrotów. Na wakacjach zeszłego roku wy224
Quo vadis? niósł już 35%. Jednocześnie zysk firmy w porównaniu z tym samym okresem z roku 2008 wzrósł o 62%. W pierwszym tylko kwartale roku 2010 sprzedaż ebooków wzrosła aż o 26% w stosunku do okresu z roku poprzedniego. Ogólnie na najbardziej rozwiniętym rynku ebooków (Stany Zjednoczone) w 2009 roku odnotowano o 179% większe obroty (wg „Publishers Weekly”) niż rok wcześniej. W Hiszpanii wzrost ten przekroczył rekordowe 500% (wg „Barcelona Reporter”). Statystyka nie kłamie, czasem tylko kłamią statystycy. Dlatego polscy dystrybutorzy, księgarnie internetowe, wydawcy i autorzy nie mogą w nieskończoność przechodzić obok kawałka tortu i po niego nie sięgać. Nie boję się postawić tezy, że w ciągu najbliższych 5 lat książka elektroniczna będzie w Polsce tak samo popularna jak jej wersja papierowa, o ile nie będzie jej już skutecznie wypierać. Zwiastunów nowej ery w historii książki jest coraz więcej. Wystarczy podać przykład platformy aukcyjnej Allegro.pl. W dziale RTV i AGD wprowadzono kategorię: czytniki ebooków. Tej nocy, kiedy pisałem te słowa, trwało jednocześnie 95 aukcji w tej kategorii, a najtańszy czytnik (nowy) kosztował 500 zł. Mamy zatem coraz więcej wydawców oferujących w swoim katalogu publikacje elektroniczne. Kolporter podpisał umowy z ponad czterdziestoma. Pojawił się pierwszy polski czytnik w technologii papieru elektronicznego (eClicto Kolportera), który oficjalnie kosztuje 685 zł. To ciągle dużo, ale jeszcze rok temu 225
Aleksander Sowa w Polsce nie można było oficjalnie większości z takich urządzeń kupić, a ich koszt oscylował grubo powyżej 2000 zł, a przed wakacjami ten sam czytnik kosztował 899 zł. Obok dotychczasowych platform sprzedażowych zajmujących się handlem ebookami, takich jak Nexto. pl, BezKartek.pl czy ZłoteMyśli.pl, także Empik rozpoczął sprzedaż elektronicznych książek. Ceny elektronicznych urządzeń do czytania cyfrowych treści (ebooków i eprasy) ciągle spadają, a ich parametry techniczne i możliwości rosną. Księgarnia internetowa Nexto.pl, która wystartowała w styczniu 2008 roku z liczbą ok. 800 tytułów, obecnie (kwiecień 2010) oferuje ponad 7100 wydań. Kiedy rozpoczynałem pisać tę książkę w kwietniu 2010 było ich 5500. W ciągu niewiele ponad 2 lat oferta zwiększyła się o niemal 1000%! Inne znane polskie wydawnictwo internetowe ZłoteMyśli.pl, od debiutu w roku 2004 wydało do dziś ok. 200 własnych ebooków. Wspomniany wcześniej amerykański Amazon oferuje obecnie 500 tys. ebooków w samym tylko języku angielskim. Wszystkie liczby, o których napisałem w chwili, kiedy to czytasz, są już z pewnością nieaktualne, bo były prawdziwe tylko w momencie powstania tych słów. Nasz świat 2.0 ulega bardzo szybkim zmianom. Nie ukrywam, że głęboko wierzę w rozwój elektronicznej literatury. Większość tego, co wydałem, funkcjonuje właśnie w takiej postaci. Uważam, że w ciągu najbliższych lat książka papierowa zacznie ginąć na rzecz 226
Quo vadis? publikacji elektronicznych. Jest to jednak temat o wiele szerszy niż ramy tematyczne tego poradnika i zajmować się nim teraz nie będę. Zmiana postaci książki pociągnęła przewartościowanie roli wydawcy, autora i odbiorcy. Dlatego w moim eseju starałem się skupić na możliwościach, które się pojawiają i tym, co jest lub będzie, nie zapominając oczywiście o poradach dla autorów. Jak najmniej miejsca poświęciłem sprawom, które nie są już aktualne. Oczywiście nie tracę świadomości istnienia tematów ponadczasowych, ale nakierowałem się na erę przed nami, a nie na czas dinozaurów. Bystry czytelnik z pewnością zauważy, że pozycje zamieszczone w bibliografii, które wskazałem jako pomocne przy pisaniu książki, nie mają więcej niż 3 lata. Nie ma w tym żadnego przypadku. Starałem się, aby książka prezentowała możliwie najświeższe spojrzenie na opisywaną problematykę. Dlatego też przed zdaniem zawierającym w sobie sedno tematu tej pozycji dodałem słowa Autor 2.0. W ten sposób dałem do zrozumienia, że trzymasz w ręku najbardziej aktualną publikację na temat zawarty w podtytule. Oczywiście w chwili jej wydania.
Bibliografia
1. P. Sygnowski, Poznaj sekret, jak pisać ebooki, Gliwice 2007. 2. Ł. Gołębiewski, E-książka | Book. Szerokopasmowa kultura, Warszawa 2009. 3. Idem, Śmierć książki | No Future Book, Warszawa 2008. 4. M. Sopyło, Estetyka książki elektronicznej, Gdynia 2008. 5. P. Kowalczyk, Gdzie publikować książki, Feedbooks 2010. 6. Idem, Jak samemu wydać e-książkę?, Feedbooks 2010. 7. P. Majewski, Czas na ebiznes, Gliwice 2007. 8. P. Pollak, Jak wydać książkę, Wrocław 2007.
229
Aneks
Wydawnictwo HELION SA ul. Kościuszki 1c 44–100 Gliwice tel. +48 32 2309863 w. 171, e-mail:
[email protected] ANKIETA AUTORSKA 1 Proponowany tytuł książki 2 Imię i nazwisko autora 3 Telefon kontaktowy i e-mail 4 Publikacje (np. prasowe) autora 5 Książki wydane przez autora (tytuł, wydawnictwo, ISBN, rok wydania) 6 Recenzje książek autora (należy podać np. tytuł czasopisma, nr/ miesiąc/rok wydania oraz dołączyć najistotniejszy fragment recenzji)
231
Aleksander Sowa 7 Przebieg pracy zawodowej (naukowej) autora 8 Ukończone kursy, certyfikaty (tylko związane z tematyką informatyczną) 9 Przewidywana liczba stron manuskryptu 10 Sugerowany odbiorca książki 11 Czym książka będzie się różnić od innych, konkurencyjnych książek? 12 Czy jest przewidywany rozwój produktu, którym zajmuje się autor, oraz czy przewiduje uaktualnienie(-a) książki? 13 Czy autor planuje dołączenie nośnika do książki? (dyskietka, CD-ROM, FTP) 14 Co będzie zawierać nośnik (programy, dystrybucje programów, przykłady, prezentacje, kod źródłowy) 15 Zezwolenie na przetwarzanie danych osobowych autora 16 Przewidywany czas potrzebny na napisanie proponowanej pozycji (w tygodniach)
232
Aneks
Ankieta autorska (ankietę należy wysłać e-mailem pod:
[email protected])
DANE AUTORA 1. Wydawnictwo nie rozpatruje ankiet, które nie mają wypełnionych POPRAWNIE wszystkich pól. 2. Wydawnictwo nie przechowuje ankiet autorów, których dzieła nie wyda. Oznacza to, że po ewentualnej odpowiedzi negatywnej ankieta i dane autora są usuwane. imiona i nazwisko: adres zamieszkania, tj: ulica, numer domu i mieszkania: kod pocztowy i miejscowość: województwo: powiat: gmina: adres do korespondencji: (wpisać, jeśli jest inny niż zamieszkania): data urodzenia: PESEL: NIP: nazwa i adres Urzędu Skarbowego: nr konta autora: e-mail użyty przy rejestracji w EscapeMagazine.pl: (jeśli nie masz jeszcze konta, zarejestruj się: www.escapemagazine.pl/rejestracja) INFORMACJE O DZIELE Proponowany tytuł dzieła: Opis dzieła (tematyka, przewidywana ilość stron):
233
Aleksander Sowa Czym dzieło będzie się różnić od innych o tej tematyce? Czy jest przewidywany rozwój produktu, uaktualnienia, dalsze części? Czy autor planuje dołączenie załączników do publikacji? Słowa kluczowe (dla wyszukiwarki), które trafnie określają dzieło: Sugerowany przez autora odbiorca dzieła: Dotychczasowe publikacje prasowe (np. artykuły, recenzje) napisane przez autora: Dotychczasowe dzieła autora (tytuł, wydawnictwo, ISBN, rok wydania): Ukończone kursy, certyfikaty (związane z tematyką publikacji): Inne istotne fakty z życia autora (sukcesy, projekty, ciekawostki z życia, anegdoty, propozycja notki biograficznej, która zostanie zamieszczona w książce): Sugerowana przez autora cena publikacji: Załączniki autora do ankiety: [obowiązkowo: fragment dzieła wraz ze spisem treści lub całość dzieła (jeśli jest już ukończone)]
234
Aneks
Imię: Nazwisko: E-mail: Telefon:
Ankieta autorska
1. Czego ma dokładnie dotyczyć ta publikacja? Opisz tematykę. Czym wyróżnia się spośród innych poradników?
2. Jakie konkretne korzyści da czytelnikowi przeczytanie tej książki? Do kogo jest skierowana?
3. Na podstawie czego będzie pisany poradnik? Na podstawie Twoich doświadczeń, wiedzy, przeprowadzonych badań?
4. Co konkretnie będzie zawierać Twoja publikacja? Przedstaw konspekt pracy, planowany spis treści.
5. Opisz swoje kwalifikacje. Kim jesteś i czym się zajmujesz? Napisz kilka zdań o sobie.
6. Dlaczego uważasz, że Twoja publikacja jest dobrym materiałem do wydania? Przekonaj nas, że Twoja propozycja jest unikalna i wartościowa
235
Aleksander Sowa Imię i nazwisko autora Tytuł (lub pierwszy wyraz tytułu) str. 1
Aleksander Sowa Ulica, nr domu (i mieszkania) 45-056 Opole Telefon
[email protected]
TYTUŁ DZIEŁA Imię i nazwisko autora
236
Aneks Imię i nazwisko autora Tytuł (lub pierwszy wyraz tytułu) str. 2.
1 Mówią, że śmierć przychodzi nieoczekiwanie. O tak. Tym razem tak właśnie było. Przyszła co prawda nieunikniona, ale na pewno niespodziewanie. Bezdomny w pijackim amoku otworzył usta. Chciał przywołać kompana. Zamiast słów zniecierpliwienia wydał z siebie jednak niezrozumiały bełkot. Skąd mógł wiedzieć, że i tak zupełnie niepotrzebnie? Martwi przecież nas, żywych, nie są w stanie usłyszeć. Wprawdzie w sensie fizjologicznym nie był martwy. Ale trupem był właściwie już od dobrych kilku minut. Z tą różnicą, że serce kloszarda wciąż biło. Jeszcze przez kilka sekund. Od bezdomnego mimo chłodu ze swojej natury maskującego wszelkie zapachy, bił nieznośny fetor. Ktokolwiek znalazłby się obok, poczułby smród. Cuchnący melanż kału, moczu, najpodlejszego sortu alkoholu zmiksowany ze smrodem zapalonych po raz kolejny niedopałków. Bezdomnemu to najwyraźniej jednak nie przeszkadzało. Składało się na to kilka przyczyn. Przez lata życia na ulicy przyzwyczaił do permanentnego braku higieny. Drugi powód był znacznie mniej prozaiczny. Ten człowiek umierał. Nie wiedział tego. Nie był świadomy stanu, w jakim się znalazł. Ale fakty pozostawały nieubłagane. Ogień życia migotał już i nie było najmniejszych szans, że jeszcze zapłonie jasnym ogniem. Smród rozlanej na powierzchni morza ropy śmiesznie mało przeszkadza kapitanowi idącego na dno tankowca. Zirytowany nieobecnością swojego cuchnącego identycznie jak on sam towarzysza, mężczyzna postanowił ruszyć. Pijany podniósł się z połamanej, brudnej wersalki. Tylko niezwykle szczęśliwe zrządzenie losu sprawiło, że nie zranił sobie przy tym dłoni o wystające z materaca sprężyny. Zamiast kroku w przód, opadł bezsilny na zdezelowany mebel. Tak zakoń-
237
Aleksander Sowa Imię i nazwisko autora Tytuł (lub pierwszy wyraz tytułu) str. 3.
czyła się ta ekspedycja. Chwilę potem, bezwładne ciało wygiął nagły spazm. Skurczony z głodu i wlewania weń alkoholu żołądek, podniósł się. Z gardła wydobył się charkot. Niczym rezonans uwięzłych w krtani ciem, szerszeni i nieustannie latających między sobą pszczół. Trwało to krótko. Ot taka mniej więcej dziesięciosekundowa agonia. Potem głos z czeluści robaczywego ciała ucichł. W szalecie nastała głucha, zimna cisza. Nieruchome ciało przypominało manekina. Jak z witryn butików, ale z kończynami wykręconymi tajemniczą siłą w nienaturalnej pozie. Tymczasem, gdzieś dalej w szalecie na pozór identyczny jak ofiara konwulsji drugi człowiek w łachmanach wciąż nie wracał. Też bowiem spotkał swój koniec. I to zupełnie według innego, o wiele bardziej przerażającego i makabrycznego scenariusza. Brudne i ciemne wnętrze nieczynnego szaletu po kilku minutach wypełnił zapach świeżej śmierci. Nim trupia woń dotarła do najdalszych zakątków tej mrocznej budowli, pojawił się ktoś trzeci. 22 Siedział ze spuszczoną głową. Tkwił w bezruchu okryty czarnym, obdartym płaszczem do kolan. Obok leżało jakieś zawiniątko. Pewnie cały jego dobytek. — Witam, panie Profesorze — zagaił do drzemiącego. Wiedział, że bezdomny lubił, kiedy się do niego tak mówi. — A... To pan policjant — sprawiający wrażenie zupełnie niezainteresowanego menel, podniósł głowę, patrząc spode łba. — Widzę, że mnie poznałeś. — A co miałbym nie poznać? Zresztą wiedziałem, że pan policjant niedługo mnie odwiedzi.
238
Aneks Imię i nazwisko autora Tytuł (lub pierwszy wyraz tytułu) str. 4.
— Tak, a skąd wiedziałeś? — zainteresował się glina. Nie raz rozmawiał z Profesorem. Nie raz dał na piwo albo na coś więcej, aby ten chciał coś o kimś powiedzieć. Bezdomni bywają doskonałymi informatorami. Widzą bardzo dużo, jeśli chcą. Potrafią być też ślepi i głusi. Co najważniejsze, także niemi. — Po prostu wiedziałem — mruknął. — Miałem przeczucie. Ale spóźnił się pan — dodał pośpieszenie. — A to dlaczego? — Był tu przed panem ten szczyl — żulik podrapał się za uchem. — Rozmawiał ze mną. Nie był za bardzo rozgarnięty. Ale wiadomo, przy niedoborze funkcjonariuszy każda sztuka się liczy, prawda, szefie? — Tak. Masz całkowitą rację. Śmieszył go ten mężczyzna. Bezdomny, ale wyrażał się czasem tak, jak zupełnie nie spodziewano się tego po nim. Emil zastanawiał się, wielokrotnie nawet, kim był w poprzednim życiu. Czy miał rodzinę i dom, kiedy dopadło go życie poza nawiasem? Nikt przecież nie rodzi się bezdomny. Aleksander Sowa Ulica, nr domu (i mieszkania) 45–056 Opole Telefon
[email protected]
239
Poznaj sekret, jak pisać ebooki Paweł Sygnowski Poznaj sekret, jak pisać ebooki i naucz się na nich zarabiać korzystając z doświadczenia autora bestsellerów. Ebooki wzbudzają coraz większe zainteresowanie, dlatego też im szybciej wykorzystasz tę okazję, tym bardziej na tym skorzystasz i odniesiesz większy sukces. Ebooki, to wirtualne odpowiedniki tradycyjnych książek, tylko że w postaci elektronicznej. Charakteryzują się one kilkoma niepowtarzalnymi cechami: Ebooki są dostępne non stop z każdego miejsca na świecie. Ebooki są tańsze w porównaniu do klasycznych książek. Kupując ebooki, klient nie płaci nic za wysyłkę. Ebooki nie zajmują żadnego miejsca na półkach i się nie kurzą ani nie niszczą. Ebooki są proste w tworzeniu, publikowaniu, przesyłaniu, drukowaniu oraz czytaniu. Jeśli się wie, jak to robić. :-) Dzięki tej publikacji poznasz świat ebooków od środka oraz dowiesz się, jak to naprawdę było, czyli poznasz historię ebooków; sam przekonasz się, że naprawdę warto zainwestować we własnego ebooka; poznasz całą prawdę o tym, że Ty także możesz napisać własnego ebooka i przede wszystkim dowiesz się, jak to zrobić! Książkę możesz zamówić na stronie wydawnictwa Złote Myśli: http://ebooki.zlotemysli.pl
)) )) )) )) ))
Praktyczny kurs pisarstwa Katarzyna Krzan Jak napisać fascynującą książkę z intrygującą fabułą i odnieść sukces? Rozpoczynasz właśnie swoją przygodę z pisarstwem? Twoja wyobraźnia z pewnością szaleje, a Ty marzysz o przelaniu swoich myśli i stworzeniu niesamowitego dzieła… Pewnie wydaje Ci się, że wystarczy przecież usiąść i zacząć pisać. Jeśli masz talent, to pomysły same przyjdą do głowy. Proszę bardzo — pisz! Czego się nauczysz, aby zadziwiać swoich czytelników? Jak konstruować emocjonującą fabułę? Jak prowadzić wartką narrację? Jak wykreować pobudzające wyobraźnię charakterystyki postaci? Jak tworzyć inteligentne dialogi? Jak budować sceny pełne napięcia? Jak wprawiać czytelnika w zachwyt w sekwencjach scenicznych? Autorzy bestsellerów od lat wykorzystują podstawowe, niezwykle skuteczne techniki, dzięki którym ich książki po prostu pochłaniają czytelnika. Umiejętne konstruowanie fabuły, struktury książki, zabiegów językowych to więcej niż połowa sukcesu. Już teraz dołącz do grona pisarzy, którzy znają te tricki. Książke możesz zamówić na stronie wydawnictwa Złote Myśli: http://jak-pisac.zlotemysli.pl
)) )) )) )) )) ))
Sztuka pisania Wiktoria Nester Co zrobić, aby teksty, które napiszesz, były poprawne i ciekawe dla czytających? Sztuka pisania to kompletny przewodnik po tym, jak tworzyć najpopularniejsze formy pisarskie, z którymi możesz się spotkać w swoim życiu prywatnym lub zawodowym. Niezależnie od tego, czy jesteś przedsiębiorcą, czy dopiero uczysz się w szkole, w tym poradniku znajdziesz wiele praktycznych porad i wskazówek, w jaki sposób pisać różne typy tekstów. Dużą zaletą książki jest jej praktyczność. Duża liczba sprawdzonych przykładów tekstów pozwoli Ci pisać praktycznie od ręki gotowe teksty. Czego dokładnie dowiesz się z tego poradnika? Jak pisać teksty, począwszy od opowiadania, CV, listu motywacyjnego czy recenzji, a skończywszy na ofercie handlowej lub rozprawce. Poznasz najważniejsze zasady pisania poszczególnych tekstów oraz wskazówki, jak redagować teksty, aby nie tylko spełniały wszystkie wymogi formalne, ale były zrozumiałe i ciekawe. Zyskasz umiejętność pisania w sposób zrozumiały dla odbiorców tekstów, przez co Twoje pismo będzie lepiej odebrane przez adresata.Poznasz zasady prawidłowej kompozycji i właściwego formatowania takich dokumentów, jak podanie, list motywacyjny czy protokół. Książkę możesz zamówić na stronie wydawnictwa Złote Myśli: http://sztuka-pisania.zlotemysli.pl
)) )) ))