Addicted to You
1 | S t r o n a
Addicted to You
Krista & Becca Ritchie
Nieoficjalne tłumaczenie waydale.
Korekta Vynn.
Tłumaczenie w całości należy do...
43 downloads
8 Views
Addicted to You
1 | S t r o n a
Addicted to You
Krista & Becca Ritchie
Nieoficjalne tłumaczenie waydale.
Korekta Vynn.
Tłumaczenie w całości należy do autora książki, jako jego prawa autorskie.
Tłumaczenie jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym, służącym do promocji
autora. Tłumaczenie nie służy do otrzymania korzyści materialnych.
Proszę o nie udostępnianie tłumaczenia.
Addicted to You
2 | S t r o n a
{1}
Budzę się. Moja koszulka leży pognieciona na puchatym dywanie. Szorty spoczywają
porzucone na komodzie. I wydaje mi się, że bielizna zniknęła na dobre. Gdzieś pomiędzy
warstwami kołdry, a może skryta przy drzwiach. Nie pamiętam, kiedy ją zdjęłam i czy ja to
zrobiłam. Może on mnie rozebrał.
Moja szyja się rozgrzewa, gdy zerkam szybko na śpiącego królewicza, jakiegoś kolesia
ze złotymi włosami i blizną wzdłuż kości biodrowej. Odwraca się leciutko w moją stronę i
zamieram. Jego oczy pozostają zamknięte i na półprzytomnie przytula się do swojej poduszki,
praktycznie całując biały materiał. Gdy zaczyna chrapać z otwartymi ustami, w moją stronę
napływa silny zapach alkoholu i pizzy z pepperoni.
Z pewnością wiem, jak ich wybierać.
Zwinnie wysuwam się z łóżka i przechadzam się ostrożnie po jego pokoju, zakładając
czarne szorty – bez majtek, kolejna para zniknęła dzięki bezimiennemu facetowi. Podnosząc
rozdartą szarą koszulkę, obszarpaną i praktycznie w strzępach, w mojej głowie oczyszcza się
zamazany obraz zeszłej nocy. Przestąpiłam przez próg jego pokoju i dosłownie zdarłam z
siebie ubrania, niczym wściekły Hulk. Czy to było w ogóle seksowne? Wzdrygam się.
Musiało być na tyle seksowne, żeby móc się ze mną przespać.
W zdesperowaniu znajduję odbarwioną bluzkę z wyciętymi bokami na jego podłodze i
udaje mi się założyć ją przez moje brązowe włosy do ramion, proste pasemka są splątane i
tłuste. Wtedy znajduję moją wełnianą czapkę. Bingo. Zakładam moje maleństwo i wynoszę
się z jego sypialni.
Po korytarzu rozrzucone są puste puszki po piwie i potykam się o butelkę Jacka Danielsa
pełną czarnej śliny i czegoś, co wygląda na Jolly Rancher. Drzwi po mojej lewej dekoruje
kolaż nietrzeźwych studentek – na szczęście nie tego pokoju, który opuściłam. Jakoś udało mi
się uniknąć tego zboczeńca z Kappa Phi Delta i znalazłam faceta, który nie promuje swoich
zdobyczy.
Powinnam była wiedzieć lepiej. Wyrzekłam się bractw studenckich po moim ostatnim
wyskoku w Alpha Omega Zeta. W noc, kiedy przybyłam do bractwa, AOZ urządzali imprezę
tematyczną. Niczego nieświadoma weszłam do czteropiętrowego budynku, żeby spotkać się z
wiadrami wody i facetami skandującymi, żebym ściągnęła biustonosz. Przerwa wiosenna nie
poszła w moich planach. Nie, żebym miała wiele do pokazania w górnej części ciała. Zanim
zatopiłam się we wstydzie, uchyliłam się przed ramionami, przepchałam się między torsami i
odnalazłam przyjemność w innych miejscach z innymi ludźmi.
Tam, gdzie nie czułam się, jak oceniana krowa.
Zeszłej nocy złamałam zasadę. Dlaczego? Mam problem. Cóż, mam wiele problemów.
Ale mówienie nie jest jednym z tych problemów. Kiedy Kappa Phi Delta ogłosili, że Skrillex
zagra w ich piwnicy, to sądziłam, że tłum będzie mieszanką studentek i innych normalnych
ludzi. Może udałoby mi się złapać normalnego faceta, który lubi muzykę house. Jak się
Addicted to You
3 | S t r o n a
okazuje, populacja skupiała się na facetach z bractwa. Na wielu facetach z bractwa.
Modlących się o jakąkolwiek osobę z dwiema piersiami i pochwą.
A Skrillex nigdy się nie pojawił. Był tylko kiepski DJ i parę wzmacniaczy dźwięku.
Jakżeby inaczej.
Głębokie, męskie głosy odbijają się echem od marmurowej balustrady balkonu i
schodów, i moje stopy zamierają przy ścianie. Ludzie nie śpią? Na dole? O nie.
Droga wstydu jest przygodą, której planuję unikać przez całe cztery lata studiów. Po
pierwsze, rumienię się. W naprawdę szkarłatnym odcieniu. Nie są to urocze, zaczerwienione
policzki. Tylko plamy przypominające wysypkę, które obsypują moją szyję i ramiona,
jakbym miała alergię na zawstydzenie.
Męski śmiech się nasila, a w brzuchu mnie ściska na koszmarny obraz chodzący mi po
głowie. Taki, w którym staczam się po schodach i wszystkie głowy obracają się w moją
stronę. Wyraz zaskoczenia pojawia się na ich twarzach, zastanawiają się, który z ich „braci”
postanowił przespać się z płaską, chudą dziewczyną. Może rzucą we mnie kością kurczaka,
będą mi dokuczać, żebym ją zjadła.
Niestety, zdarzyło się to w czwartej klasie.
Prawdopodobnie wyduszę z siebie niezrozumiałe słowa, aż któryś z nich zlituje się nad
moimi płomiennymi, lamparcimi plamami i wyprowadzi mnie za drzwi, jak niechciane
śmieci.
To był straszny błąd (dom bractwa, nie seks). Nigdy więcej nie będę zmuszona do
pochłaniania tequili, jak odkurzacz. Presja rówieśników. To istnieje.
Moje opcje są ograniczone. Jedne schody. Jedno przeznaczenie. Chyba, że wyrośnie mi
para skrzydeł i wylecę przez okno na drugim piętrze, wtedy uniknę drogi wstydu. Podchodzę
niepewnie do balkonu i nagle zazdroszczę Veil z jednego z moich nowszych komiksów.
Młody Avenger potrafi zmaterializować się w nicość. Moc, która na pewno by mi się teraz
przydała.
Gdy tylko dochodzę do najwyższego stopnia, rozbrzmiewa dzwonek do drzwi i zerkam
przez barierkę. Na skórzanych sofach siedzi około dziesięciu braci, wszyscy ubrani w różne
wersje spodni khaki i bluzek z kołnierzykami. Najprzytomniejszy facet postanawia wziąć na
siebie obowiązek podejścia do drzwi. Udaje mu się stanąć na dwóch nogach, ma zaczesane do
tyłu brązowe włosy i groźnie kwadratową szczękę. Kiedy otwiera drzwi, mój humor się
poprawia.
Tak! To jest moja okazja na niezauważoną ucieczkę.
Wykorzystuję rozproszenie, żeby zejść niepostrzeżenie po schodach, włączając w sobie
wewnętrznego Veil. W połowie drogi na dół, Kwadratowa-Szczęka opiera się o framugę,
blokując wejście. – Impreza się skończyła, stary. – Słowa brzmią puszyście w jego ustach.
Zamyka drzwi przed twarzą tamtej osoby.
Addicted to You
4 | S t r o n a
Przeskakuję przez dwa schodki.
Dzwonek znowu dzwoni. Z jakiegoś powodu brzmi gniewniej.
Kwadratowa-Szczęka jęczy i ciągnie mocno za klamkę. – Czego?
Inny koleś z bractwa śmieje się. – Daj mu piwo i każ się odwalić.
Jeszcze parę kroków. Może naprawdę mi się to uda. Nigdy nie byłam szczególnie
szczęśliwą osobą, ale chyba należy mi się jakaś dawka szczęścia.
Kwadratowa-Szczęka trzyma rękę na framudze, nadal blokując przejście. – Gadaj.
- Po pierwsze, wydaje ci się, że nie potrafię odczytywać zegarka albo, co więcej, nie
wiem jak wygląda dzień? No co ty, nie ma imprezy. – Cholera… znam ten głos.
Tkwię w trzeciej czwartej drogi na dół. Promienie słońca przelewają się przez maleńką
przestrzeń pomiędzy progiem, a pomarańczowym polo Kwadratowej-Szczęki. Zaciska zęby,
gotowy raz jeszcze zamknąć drzwi przed nosem tamtego faceta, ale intruz kładzie na nich
rękę, mówiąc. – Wczoraj coś tutaj zostawiłem.
- Nie pamiętam, żebyś tutaj był.
- Byłem. – Chwila ciszy. – Na krótko.
- Mamy miejsce na rzeczy znalezione – mówi szorstko Kwadratowa-Szczęka. – Co to
jest? – Odsuwa się od progu i kiwa głową komuś na kanapie. Przyglądają się tej scenie, jakby
to było jakieś reality show na MTV. – Jason, idź po pudło.
Gdy odwracam wzrok, zauważam faceta na zewnątrz. Który patrzy prosto na mnie.
- Nie trzeba – mówi.
Obrzucam spojrzeniem jego rysy. Jasnobrązowe włosy, krótkie po bokach, dłuższe na
górze. Przyzwoicie umięśnione ciało ukryte pod parą startych Dockerów i czarną koszulką.
Kości policzkowe, które tną niczym lód i oczy, jak płynna szkocka. Loren Hale jest trunkiem
i nawet o tym nie wie.
Drzwi wypełnia całe jego ciało mierzące metr osiemdziesiąt osiem.
Gdy na mnie patrzy nosi mieszankę rozbawienia i irytacji, mięśnie w jego szczęce drgają
od obu emocji. Faceci z bractwa podążają za jego spojrzeniem i zatrzymują się na celu.
Na mnie.
Równie dobrze mogłabym pojawić się z rozrzedzonego powietrza.
- Znalazłem ją – mówi Lo z napiętym, gorzkim uśmiechem.
Gorąco napływa mi do twarzy i zakrywam ją rękami, starając się ukryć upokorzenie,
kiedy praktycznie biegnę do drzwi.
Addicted to You
5 | S t r o n a
Kwadratowa-Szczęka śmieje się, tak jakby wygrał ich męski pojedynek. – Twoja
dziewczyna to dziwka, stary.
Nie słyszę nic więcej. Rześkie wrześniowe powietrze wypełnia mi płuca, a Lo zamyka
drzwi z większą siłą niż pewnie zamierzał. Chowam się za dłońmi, przyciskając je do
parzących policzków, kiedy całe wydarzenie powtarza się w mojej głowie. O. Mój. Boże.
Lo pojawia się za mną, obejmując mnie w talii. Kładzie brodę na moim ramieniu, garbiąc
trochę swoje wysokie ciało do mojego niskiego. – Lepiej, żeby był on tego wart – szepcze Lo,
jego gorący oddech łaskocze mnie w szyję.
- Wart czego? – Serce podchodzi mi do gardła; jego bliskość jednocześnie mnie
dezorientuje, jak i kusi. Nigdy nie wiem, gdzie leżą prawdziwe intencje Lo.
Prowadzi mnie do przodu, nadal przyciskając się do moich pleców. Ledwie mogę unieść
stopę, nie mówiąc już o rozsądnym myśleniu. – Twojej pierwszej drogi wstydu w domu
bractwa. Jak było?
- Wstydliwie.
Całuje mnie lekko w głowę i odrywa się ode mnie, wychodząc naprzód. – Przyspiesz,
Calloway. Zostawiłem w aucie mojego drinka.
Oczy zaczynają mi się rozszerzać, kiedy przetrawiam, co to znaczy, stosunkowo
zapominając o strasznej sytuacji, która właśnie miała miejsce. – Nie prowadziłeś, prawda?
Rzuca mi spojrzenie mówiące serio, Lily? – Biorąc pod uwagę, że mój zwykły kierowca
był niedostępny – unosi oskarżycielsko brwi – zadzwoniłem po Nolę.
Zadzwonił po mojego osobistego kierowcę i nie pytam nawet dlaczego postanowił
zapomnieć o własnym szoferze, który z radością powoziłby go po Filadelfii. Anderson ma
długi język. W dziewiątej klasie, kiedy Chloe Holbrook urządziła imprezę, Lo i ja mogliśmy
rozmawiać o nielegalnych narkotykach, które były sobie przekazywane w posiadłości jej
matki. Rozmowy na tylnym siedzeniu powinny być uważane za prywatne pośród wszystkich
pasażerów auta. Anderson musiał nie zdawać sobie sprawy z tej niewypowiedzianej zasady,
bo następnego dnia w naszych pokojach zrobiono rewizje w poszukiwaniu nielegalnych
rzeczy. Na szczęście pokojówka zapomniała przeszukać sztuczny kominek, gdzie kiedyś
trzymałam swoje pudełko z zabawkami dla dorosłych.
Wyszliśmy czyści po tym incydencie i nauczyliśmy się bardzo ważnej lekcji. Nigdy nie
ufać Andersonowi.
Wolę nie korzystać z kierowców mojej rodziny i tym samym wpadać jeszcze bardziej
pod ich kontrolę, ale czasami Nola jest koniecznością. Tak jak teraz. Gdy mam lekkiego kaca
i nie mogę przewieźć wiecznie pijanego Lorena Hale’a.
Nadał mi tytuł swojego osobistego trzeźwego kierowcy i odmawia wydawania pieniędzy
na jakiekolwiek taksówki po tym, jak kiedyś zostaliśmy w takiej niemal okradzeni. Nigdy nie
Addicted to You
6 | S t r o n a
powiedzieliśmy o tym rodzicom. Nigdy nie wyjaśniliśmy im, jak blisko byliśmy czegoś
naprawdę okropnego. Przeważnie dlatego, że spędziliśmy tamto popołudnie w barze z
fałszywymi dowodami. Lo wychlał więcej whisky niż dorosły mężczyzna. A ja po raz
pierwszy uprawiałam seks w publicznej łazience. Nasze nieprzyzwoitości stały się rytuałami i
nasze rodziny nie musiały o tym wiedzieć.
Mój czarny Escalade stoi zaparkowany przy krawężniku wśród rzędów domów bractw.
Wszędzie widać budynki warte milion dolarów, każdy następny dom jest większy od
poprzedniego. Czerwone plastikowe kubki leżą porozrzucane na pobliskim podwórku,
przewrócona beczka tkwi smutno na trawie. Lo idzie przede mną.
- Nie sądziłam, że się pojawisz – odzywam się, omijając kałużę wymiotów na drodze.
- Mówiłem, że będę.
Prycham. – To nie zawsze wystarczy.
Zatrzymuje się przy drzwiach samochodu, okna są zbyt zaciemnione, żeby dostrzec Nolę
czekającą na siedzeniu kierowcy. – Tak, ale to jest Kappa Phi Delta. Przelecisz jednego i
wszyscy mogą zechcieć się z tobą przespać. Poważnie miałem o tym koszmary.
Krzywię się. – O tym, że mnie gwałcą?
- Dlatego nazywa się to koszmarami, Lily. Nie mają być przyjemne.
- Cóż, to pewnie moja ostatnia wyprawa do domu bractwa przez następną dekadę, a
przynajmniej dopóki nie zapomnę o tym poranku.
Otwiera się okno po stronie kierowcy. Kruczoczarne loki Noli okalają jej twarz w
kształcie serca. – Za godzinę muszę odebrać pannę Calloway z lotniska.
- Za chwilę będziemy gotowi – mówię. Okno znowu się zamyka, blokując nam jej widok.
- Którą pannę Calloway? – pyta Lo.
- Daisy. Właśnie skończył się tydzień mody w Paryżu. – Moja młodsza siostra w ciągu
jednej nocy wystrzeliła do osłupiającego rozmiaru metr osiemdziesięciu i przy swojej
szczupłej sylwetce jest doskonała do modelingu. Moja matka od razu zbiła kapitał na urodzie
Daisy. Tydzień po jej czternastych urodzinach została zapisana do agencji modelek.
Palce Lo drgają u jego boku. – Ona ma piętnaście lat i pewnie jest otoczona starszymi
modelkami ćpającymi w łazience.
- Na pewno wysłali z nią kogoś. – Nie cierpię faktu, że nie znam szczegółów. Odkąd
przyjechałam do Uniwersytetu Pensylwanii, nabyłam niegrzeczne hobby unikania rozmów
telefonicznych oraz wizyt. Odseparowanie się od domu Calloway’ów stało się o wiele zbyt
proste, kiedy poszłam na studia. Przypuszczam, że zawsze było mi to pisane. Lubiłam
napierać na granice moich godzin policyjnych i spędzałam mało czasu w towarzystwie
rodziców.
Addicted to You
7 | S t r o n a
Lo mówi. – Cieszę się, że nie mam rodzeństwa. Szczerze, ty masz wystarczająco za mnie.
Nigdy nie uważałam posiadanie trzech sióstr za dużą gromadę, ale sześcioosobowa
rodzina przykuwa szczególną uwagę.
Pociera ze zmęczeniem oczy. – Dobra, potrzebuję drinka i musimy jechać.
Nabieram głęboki wdech, zamierzając zadać pytanie, którego do tej pory unikaliśmy. –
Będziemy dzisiaj udawać? – Przy tak bliskiej obecności Noli, to zawsze jest loteria. Z jednej
strony, nigdy nie zdradziła naszego zaufania. Nawet w dziesiątej klasie, kiedy na tylnym
siedzeniu przeleciałam piłkarza z ostatniej klasy. Okienko zapewniające prywatność było
zamknięte, blokując widok Noli, ale on jęczał odrobinę zbyt głośno, a ja odbijałam się od
drzwi odrobinę za mocno. Oczywiście, że słyszała, ale nigdy mnie nie wydała.
Zawsze istnieje ryzyko, że pewnego dnia nas wyda. Kasa rozwija język i niestety, nasi
rodzice pływają w pieniądzach.
Nie powinno mnie to obchodzić. Mam dwadzieścia lat. Mogę uprawiać seks. Mogę
imprezować. Wiecie, mogę robić wszystkie rzeczy, których oczekuje się od studentów. Ale
moja lista brudnych (naprawdę brudnych) sekretów mogłaby stworzyć skandal w kręgu
przyjaciół mojej rodziny. Spółka mojego ojca na pewno nie doceniłaby tego rozgłosu. Gdyby
moja mama wiedziała o moim poważnym problemie, to wysłałaby mnie na odwyk i
doradztwo, aż zostałabym ładnie naprawiona. Nie chcę zostać naprawiona. Chcę po prostu
żyć i nasycać mój apetyt. Po prostu zdarza się, że mój apetyt jest seksualny.
Poza tym, mój fundusz powierniczy zniknąłby w magiczny sposób na widok mojej
nieprawidłowości. Nie jestem gotowa odejść od pieniędzy, które opłacają mi studia. Rodzina
Lo jest równie bezlitosna.
- Będziemy udawać – odpowiada. – Chodź, skarbie. – Klepie mnie po tyłku. – Do
samochodu. – Prawie się potknęłam na jego częste wykorzystanie słowa skarbie. W
gimnazjum powiedziałam mu, że to najseksowniejszy termin czułego słówka. A chociaż
Brytyjczycy przywłaszczyli sobie te słówko, Lo przyjął je do własnego słownika.
Przyglądam mu się, a on uśmiecha się szeroko.
- Droga wstydu cię sparaliżowała? – pyta. – Czy muszę cię także przenieść przez próg
Escalade’a?
- To niepotrzebne.
Jego krzywy uśmiech utrudnia powstrzymanie własnego uśmiechu. Lo celowo nachyla
się, żeby się ze mną podrażnić i wsuwa dłoń do tylnej kieszeni moich spodni. – Jeżeli nie
otrząśniesz się z tego stanu, to cię obrócę. Mocno.
Moja klatka piersiowa się zapada. O rany… Przygryzam wargę, wyobrażając sobie, jaki
byłby seks z Lorenem Halem. Pierwszy raz zdarzył się zbyt dawno, żeby dobrze go pamiętać.
Addicted to You
8 | S t r o n a
Potrząsam głową. Nie idź tam. Obracam się, by otworzyć drzwi i wspinam się do Escalade’a,
ale coś mi wpada do głowy.
- Nola przyjechała do dzielnicy domów bractw… już po mnie. Omójboże. Jestem
martwa. – Przeczesuję dłońmi włosy i zaczynam sapać, jak wieloryb wyrzucony na brzeg. Nie
mam żadnej dobrej wymówki, żeby tutaj być oprócz takiej, że szukałam faceta do bzykania.
A takiej odpowiedzi staram się unikać. Zwłaszcza, kiedy nasi rodzice uważają, że Lo i ja
jesteśmy w poważnym związku – takim, który zmienił jego niebezpieczne imprezowanie i
zrobił z niego młodego mężczyznę, z którego może być dumny jego ojciec.
To, odbieranie mnie z imprezy bractwa ze słabym zapachem whisky w ustach, nie jest
tym, czego jego ojciec chce dla własnego syna. To nie jest coś, co mógłby choćby
zaakceptować. Tak naprawdę pewnie nawrzeszczałby na Lo i zagroziłby mu jego funduszem
powierniczym. Dopóki nie chcemy się pożegnać z luksusami naszego oddziedziczonego
bogactwa, to musimy udawać, że jesteśmy razem. I udawać, iż jesteśmy dwójką idealnie
funkcjonujących, idealnie zdrowych ludzi.
A nimi nie jesteśmy. Nie jesteśmy. Moje ramiona drżą.
- Ej! – Lo kładzie mi ręce na ramionach. – Rozluźnij się, Lil. Powiedziałem Noli, że twój
znajomy urządził urodzinowy brunch. Nic się nie wyda.
Nadal mam poczucie, jakby moja głowa miała zaraz odpłynąć, ale przynajmniej to lepsze
od prawdy. Hej, Nola, musimy odebrać Lily z dzielnicy domów bractw, gdzie miała nocną
przygodę z jakimś frajerem. A wtedy ona spojrzałaby na Lo, czekając na jego wybuch
zazdrości. I dodałby: A tak, jestem jej chłopakiem tylko wtedy, kiedy trzeba. Nabraliśmy was!
Lo wyczuwa mój niepokój. – Niczego się nie dowie. – Ściska moje ramiona.
- Jesteś pewien?
- Tak – mówi niecierpliwie. Wsiada do samochodu, a ja podążam za nim. Nola odpala
Escalade’a.
- Z powrotem do Drake’a, panno Calloway? – Po wielu latach próśb, żeby nazywała mnie
jakkolwiek chce, nawet mała (z jakiegoś powodu sądziłam, iż to nakłoni ją, by zrezygnowała
z tym per pani, ale chyba ją tylko uraziłam), zrezygnowałam ze starań. Przysięgam, że mój
tata płaci jej ekstra za te formalności.
- Tak – odpowiadam, a ona kieruje się do kompleksu mieszkań Drake.
Lo trzyma termos na kawę i chociaż bierze duże łyki, to jestem pewna, że nie znajduje się
tam kofeinowy napój. Znajduję puszkę Diet Fizz w środkowej konsoli chłodzącej i otwieram
ją. Ciemny gazowany płyn uspokaja mój wariujący żołądek.
Lo obejmuje mnie ramieniem i opieram się lekko o jego twardy tors.
Addicted to You
9 | S t r o n a
Nola zerka w lusterko. – Pana Hale’a nie zaproszono na urodzinowy brunch? – pyta
uprzejmie. Jednakże, kiedy tylko Nola zaczyna zadawać pytania, uruchamia się moja
paranoja.
- Nie jestem tak popularny, jak Lily – odpowiada za mnie Lo. Zawsze był o wiele
lepszym kłamcą. Obwiniam o to fakt, że ciągle jest pijany. Byłabym o wiele bardziej pewną
siebie Lily, gdybym cały dzień piła Burbon.
Nola śmieje się, uderzając o kierownicę pulchnym żołądkiem. – Na pewno jest pan tak
samo popularny, jak panna Calloway.
Wszyscy (najwyraźniej Nola także) przypuszczają, że Lo ma przyjaciół. W skali
atrakcyjności znajduje się tuż pomiędzy wokalistą zespołu rockowego, którego chciałoby się
przelecieć i wybiegowym modelem dla Burberry i Calvina Kleina. Chociaż nigdy nie był w
zespole, ale Burberry raz go zwerbowało. Wycofali ofertę po zobaczeniu, jak wypija
duszkiem niemal pustą butelkę Whisky. Agencje modelingu również mają standardy.
Lo powinien mieć mnóstwo przyjaciół. Przeważnie w kobietach. I te zazwyczaj pojawiają
się gromadami. Ale nie na długo.
Samochód kieruje się kolejną ulicą i odliczam minuty w głowie. Lo obraca ciało w moją
stronę, muskając palcami moje nagie ramię, niemal czule. Patrzę mu krótko w oczy, szyja mi
się rozgrzewa, kiedy wpatruje się we mnie swoim głębokim spojrzeniem. Przełykam ciężko
ślinę i staram się nie odwracać wzroku. Skoro niby ze sobą chodzimy, to nie powinnam bać
się jego bursztynowych oczu, jak niezręczna, niepewna dziewczynka.
Lo odzywa się. – Charlie gra dzisiaj na saksofonie w Eight Ball. Zaprosił nas na występ.
- Nie mam planów. – Kłamstwo. W mieście otwarto nowy klub o nazwie The Blue Room.
Dosłownie wszystko ma być niebieskie. Nawet napoj...