U progu jesieni 01 Jacquie D'Alessandro Letni wietrzyk SUMMER BREEZE U progu jesieni Jacquie D'Alessandro Cathy Yardley Stephanie Doyle R S R S ROZDZI...
9 downloads
19 Views
389KB Size
U progu jesieni 01 Jacquie D'Alessandro Letni wietrzyk SUMMER BREEZE
S
U progu jesieni
R
Jacquie D'Alessandro Cathy Yardley Stephanie Doyle
R S
ROZDZIAŁ PIERWSZY
R
S
Elise Stanford spojrzała na stosy kartonowych pudeł, piętrzących się w przyszłym salonie, i po raz pierwszy od wielu miesięcy odetchnęła pełną piersią. W końcu, po tych wszystkich perypetiach, ona i jej dzieci zaczną nowe życie. Oczywiście nowy start, tak bardzo potrzebny całej trójce, nie będzie łatwy. Czeka ich wiele wyzwań. Przede wszystkim nowy dom trzeba zmienić w prawdziwe rodzinne przytulisko, a także przywyknąć do nowego otoczenia i nawiązać nowe przyjaźnie, zaś Elise musi się wdrożyć do nowej pracy. Ale przynajmniej wszystkich tych nowości nie narzucił im ślepy los, wynikły bowiem z jej świadomego wyboru. Przeciskając się między kartonami, podeszła do drzwi, uchyliła je i oparła się o futrynę. Łagodne podmuchy wiatru, dzięki bliskości zatoki Long Island podprawione solą, bawiły się jej włosami. Ciepłe promienie porannego słońca przyjemnie grzały w twarz.
R
S
Catcshcad. W tym sennym miasteczku na północnowschodnim krańcu wyspy Long Island nie była od piętnastu lat, choć wcześniej przyjeżdżała tu co roku z rodzicami na dwa tygodnie podczas wakacji. Zawsze wynajmowali ten niewielki, stojący na uboczu dom. Teraz bardzo zaniedbany, ale Elise łączyły z nim najpiękniejsze wspomnienia, dlatego postanowiła tu osiąść wraz z dziećmi. I opuścić piękną, okazałą rezydencję na elitarnym osiedlu w Westchester, którą wypełniały duchy przeszłości. Od śmierci Iana minęło pięć lat, lecz nadal żył w jej sercu. Piękny, inteligentny, tryskający humorem mężczyzna. Okaz zdrowia. W takim zakochała się bez pamięci i taki był, zanim rak nie zabrał wszystkiego. Gdyby nie dzieci, kilkuletni synek i malutka córeczka, Elise na zawsze pogrążyłaby się w rozpaczy. Potrzebowała jednak aż pięciu lat, by nastąpił przełom. By, wciąż pozostając wdową-matką, poczuła się kobietą. Umówiła się nawet kilka razy, głównie po to, by przekonać się, czy rzeczywiście gotowa jest do zasadniczej zmiany i znów ruszyć do przodu. Głośny dziecięcy śmiech wyrwał ją z zadumy. Maggie z rozwianymi włosami biegła co sił za piłką. Jamie zwalniał krok, żeby nie prześcignąć młodszej siostrzyczki. Uśmiechnęła się, czując, jak ze wzruszenia ściska ją w gardle. Jamie, jedenastoletni mężczyzna. Przez ten miesiąc urósł dobrych kilka centymetrów. Na pewno
R
S
będzie wysoki jak Ian. Odziedziczył po nim nie tylko wzrost, lecz również inteligencję, cierpliwość i dobre serce. Jest nadzwyczajnym bratem. Właśnie chwycił siostrzyczkę pod paszki i zakręcił się z nią w kółko. Zachwycona Maggie zanosiła się od śmiechu. Jamie postawił ją na ziemi i poprawił okulary na nosie. Gdy zauważył matkę, pomachał jej ręką, jednocześnie zręcznie kopiąc piłkę do siostry. Maggie... Jesienią pójdzie do przedszkola. Jak sobie poradzi to słodkie maleństwo? Pomachała do nich. - Hej, hej, kochani! Za pół godziny siadamy do stołu! Jamie uniósł kciuki na znak, że jest absolutnie za, a Maggie zawołała swoim słodkim głosikiem: - Dobrze, mamusiu! Elise weszła do środka. Nalała sobie kawy i spojrzała na kalendarz przyczepiony do lodówki. Co my tam mamy? A więc... meble przywożą jutro. Komplet wypoczynkowy do salonu - wreszcie skończy się koczowanie na rozkładanych krzesłach i dmuchanych materacach. Także nowe meble dla dzieci. Maggie dawno już nie jest niemowlęciem, jej nowy pokój powinien wyglądać inaczej. A Jamie marzył o biurku i regałach na książki. Przywiozą też wyposażenie sypialni. Elise, sprzedając dom w Westchester, pozbyła się prawie wszystkich mebli, także łóżka, które tyle lat dzieliła z Ianem. Chciała mieć w domu wszystko nowe. Nowy dom, nowa praca, nowe meble.
R
S
Dziś przyjdą instalować telefon i kablówkę, ale dopiero po południu, można więc zabrać się do rozpakowywania rzeczy. Niestety, ledwie zdążyła otworzyć karton z nalepką ,,kuchnia", kiedy ktoś zadzwonił do drzwi od frontu. Lawirując między stosami kartonów, poszła otworzyć uśmiechniętej damie o śnieżnobiałych włosach, która niewątpliwie przekroczyła już siedemdziesiątkę. Dama trzymała przed sobą duże, płaskie pudełko owinięte w biały papier. - Dzień dobry! - Spojrzała ciekawie ponad ramkami dwuogniskowych okularów. – Jestem Frannie Cabot, mieszkam w sąsiednim domu. Przepraszam, na pewno jesteś teraz zajęta rozpakowywaniem, ale wczoraj widziałam, jak zajeżdżał tu wóz meblowy i po prostu nie mogłam się powstrzymać. Wpadłam tylko na minutkę, żeby się przedstawić i powitać w Gateshead. Elise, uśmiechając się miło, otworzyła drzwi szerzej. - Bardzo miło z pani strony. Zapraszam do środka. Właśnie zaparzyłam kawę... - Tylko nie „pani", kochanie. Mówmy sobie po imieniu. A za zaproszenie dziękuję. Może innym razem. Szczerze mówiąc, też jestem w pędzie. Umówiłam się na plaży z córką i wnukami. Na kawę wpadnę z wielką przyjemnością jutro albo pojutrze. A dziś, na dobry początek, przyniosłam wam coś słodkiego od Carsona, najlepszego cukiernika w Gateshead. Proszę! Nie są to co prawda ciastka dietetyczne, ale uwierz mi, rzadko kiedy ma się do czynienia z kaloriami, z którymi widmo
R
S
cellulitu nie ma żadnych szans. Elise z uśmiechem odebrała od Frannie pudełko. - Och! Czuję sernik! Uwielbiam! - To nie jest zwykły sernik, lecz sernik z polewą czekoladową. Przepyszny. Można się od niego uzależnić. Geraldowi - tak ma na imię właściciel cukierni - wciąż powtarzamy, że powinien zadbać o kurację odwykową dla klientów. Proszę, i to jest jeszcze dla ciebie - Frannie podała Elise kartkę papieru. - Skopiowałam moją listę „Najlepszych". Rozumiesz, gdzie można zamówić najlepszą chińszczyznę czy pizzę, gdzie jest najlepszy sklep spożywczy, warzywniak i tak dalej. Masz tu też nazwiska najlepszych fachowców. Elektryk, malarz pokojowy, spec od prac remontowo-budowlanych. Oczywiście jeśli twój mąż zna się na takich rzeczach, można go również wciągnąć na listę. Uśmiech znikł z twarzy Elise. - Jestem wdową - powiedziała cicho. - Och... kochanie... Ja też, niestety. Już od dwóch lat, choć zdaje mi się... - A ja od pięciu. - Mój Boże... Wszyscy mi w kółko powtarzają, że z czasem będzie lżej. - W jakimś sensie tak, Frannie. Rana w twoim sercu się zabliźni. Ale ta blizna nigdy nie zniknie. - Dlaczego ma znikać? Nigdy o nich nie zapomnimy, prawda? Nigdy. - Elise westchnęła, potem spojrzała na listę. Dziękuję. Ten spis bardzo ułatwi mi życie.
R
S
Czeka mnie duży remont. Modernizacja kuchni i łazienki, budowa drewnianego tarasu... - Faktycznie... O! - Frannie rozpromieniła się. - Widzę twoje dzieci! Urocza dwójka. A ja muszę się pochwalić całą gromadą wnuków. Czternaścioro, dasz wiarę?- Najmłodszy ma osiem miesięcy, najstarszy właśnie ukończył szkołę średnią. Często mnie odwiedzają. Bardzo się ucieszą, że w sąsiedztwie pojawiły się nowe dzieci. W tej okolicy mieszka zresztą dużo dzieciatych rodzin, a szkoły mamy pierwszorzędne. - Wiem. Między innymi dlatego postanowiłam tu zamieszkać. Jestem nauczycielką, będę uczyć matematyki w szkole średniej. - Naprawdę?! W takim razie muszę jak najszybciej poznać cię z Deidre Nelson. Mieszka kawałek dalej, też pracuje w tej szkole. Uczy przedmiotów ścisłych... Już wiem! Zorganizuję małe spotkanie, przy kawie i ciastkach. Zaproszę sąsiadów, byś mogła ich poznać. Zaraz... w ten weekend pilnuję wnuków, w poniedziałek idę na bingo. Może wtorek? - Świetnie. Dziękuję. Upiekę ciasteczka czekoladowe. - Cudownie. Więc jesteśmy umówione. A wracając do twojego remontu, zadzwoń koniecznie do Setha McGuire'a. Jest najlepszy i bardzo solidny. Liczy sobie sporo, ale dostaje się wszystko to, za co się płaci. - Seth McGuire? - powtórzyła Elise, unosząc brwi. Ciekawa jestem, czy to ten sam Seth, którego poznałam,
R
S
kiedy przyjeżdżałam tu z rodzicami na wakacje. Ostatni raz, kiedy go widziałam, był jeszcze dzieckiem. Ale to było piętnaście lat temu. Przyjaźniłam się z jego siostrami, Patti i Audrey. - To ten sam Seth. Jedna z jego sióstr mieszka na Zachodzie, druga na Florydzie. Matka też tam się przeprowadziła. Ojciec zmarł jakieś dziesięć lat temu. - Och, jak mi przykro! Był taki sympatyczny. Nie wiedziałam, że umarł. Kiedy przeprowadziliśmy się do Karoliny Południowej, przestaliśmy tu przyjeżdżać i kontakt z państwem McGuire'ami się urwał. - Nie zdążyłam poznać Adama McGuire'a. Wprowadziliśmy się tu z mężem sześć lat temu. Jednak sądząc po jego synu, musiał być dobrym człowiekiem. Koniecznie zadzwoń do Setha, kochanie. Skończył właśnie taras u Culpeppersów. Mieszkają po drugiej stronie ulicy. Ten taras jest przepiękny! Ale my tu gadu-gadu, a czas leci... - Spojrzała na zegarek. - Muszę już pędzić. Pamiętaj, wtorek! A ja będę pamiętać, że obiecałaś mi kawę. - Oczywiście! Serdecznie zapraszam. I jeszcze raz dziękuję za ciastka i listę „Najlepszych". Frannie wsiadła do ciemnoniebieskiej hondy accord, pomachała na pożegnanie i odjechała. Elise wróciła do kuchni. Pudełko z ciastkami położyła na lodówce i szybko przebiegła oczami listę. Seth McGuire. Doskonale pamiętała, kiedy widziała
R
S
go po raz ostatni. Ostatnie wakacje w Gateshead. Miała dwadzieścia pięć lat, była świeżo po studiach, dumna ze swego magisterium i certyfikatu uprawniającego do nauczania. No i była w przeddzień zaręczyn z Ianem. A Seth... Seth miał wtedy jakieś czternaście lat. Chudy, wyrośnięty chłopak z potarganą czupryną. Kochał wodę. Uwielbiał łowić ryby, dlatego piegowaty nos zawsze był spalony słońcem. W ciągu roku, jaki minął od jej poprzednich wakacji, bardzo wyrósł. Prawie go nie poznała. Pamiętała, że żartowała sobie z tego powodu, a Seth zrobił się czerwony jak burak. Pamiętała też, że ten małolat chyba... chyba trochę się w niej podkochiwał. A teraz - proszę. Najlepszy fachowiec od remontów, a kogoś takiego właśnie potrzebowała. Z uśmiechem sięgnęła po komórkę.
S
ROZDZIAŁ DRUGI
R
- Seth! Idziesz wieczorem do Salty'ego? Będziemy oglądać mecz. Seth McGuire oderwał wzrok od gwoździa, który właśnie miał zamiar wstrzelić do cedrowej deski. - Nie, nie mogę. - Wstrzelił gwoźdź i z satysfakcją ogarnął spojrzeniem taras Longmore'ów. Wyszło całkiem nieźle, a poza tym jeszcze kilka godzin i robota skończona. Sięgnął po następną deskę. - Umówiłeś się? - zawołał znów z drugiego końca tarasu Kevin; zajęty instalacją oświetlenia. - Nie. Mam spotkanie z klientką. - Jego serce podskoczyło, kiedy przypomniał sobie, kto rano zadzwonił do niego. Aż go przytkało, gdy usłyszał ten głos: - Cześć, Seth. Pewnie już mnie nie pamiętasz... Miałby nie pamiętać? Czy mógłby kiedykolwiek wyrzucić z pamięci Elise Weller, teraz Stanford? Który facet zapomina o swojej pierwszej miłości ?
R
S
- Przecież dziś piątek, koleś! - Znów Kevin, oczywiście. - Nie będziesz chyba zasuwał do północy. Sezon się zaczął, zapomniałeś? Będzie okazja zrobić przegląd, jakie laski przyjechały w tym roku. Ciekawe, czy znów zjawią się te dwie, Amber i Tiffani. Pamiętasz je? Seth skrzywił się. Amber i Tiffani, obie równie śliczne, jak beznadziejnie nudne. Gadały tylko o sobie, byłych chłopakach i ciuchach. Takich lasek co roku zjawiało się tu całe mrowie i Seth miał ich już po dziurki w nosie. - Kevin, nie znudziły ci się jeszcze te podrywy w barze? Brwi Kevina podskoczyły. Tylko to, bo poza tym milczał. Dlatego Seth zadał kolejne pytanie: - Nie wiesz, co odpowiedzieć? - Nie o to biega, koleś... Dziwny jakiś jesteś ostatnio. Chory czy co? - Bredzisz. Po prostu mam sporo roboty. Co do końca nie było jednak prawdą. Z Sethem naprawdę działo się coś niepokojącego. Do Salty'ego zaglądał prawie w każdy piątek, jak dotychczas. Czemu nie? Można było wlać w siebie kilka browarów i pogapić się na przyjezdne dziewczyny. A przyjeżdżało ich bardzo dużo, chociażby dlatego, że w North Fork, czyli na północnym cyplu wyspy Long Island, nie trzeba było płacić za pokój bajońskich sum, jakie zdzierano z turystów na cyplu południowym South Fork Hampton. Poza tym North Fork, oprócz plaży, malowniczych miasteczek i świetnych owoców morza, miało jeszcze
R
S
dodatkową atrakcję, a mianowicie winiarnie, do których ściągały tłumy, z rzadka panowie, głównie kobiety. Czyli zjawisko bardzo korzystne dla singla, którym w końcu był Seth. Niby więc tryb życia taki sam, coś jednak się zmieniło, bo od kilku miesięcy faktycznie Seth czuł się dziwnie. Taki stan permanentnego niezadowolenia. Mimo że święta Bożego Narodzenia spędził sympatycznie, na Florydzie, razem z matką, siostrami i ich hałaśliwymi rodzinami. Wrócił niby zadowolony, ale dziwny nastrój go nie opuszczał. Może i nie dziwny, bo potrafił go zdefiniować. Był po prostu zmęczony wysiadywaniem u Salty'ego, gdzie spotykał dziewczyny łudząco podobne do siebie. Miał dość przelotnych związków i powrotów do pustego domu. Dobijało go to, że każdego ranka budził się w swym łóżku solo. Krótko mówiąc, zmęczony był samotnością, a tydzień na Florydzie, gdzie napatrzył się na cudze szczęście, zdołował go jeszcze bardziej. Napatrzył się na zadowolone z życia siostry, spełnione jako żony i matki. Na zakochaną we wnukach matkę, która ponadto brylowała wśród sporej grupy znajomych, aktywnych emerytów. Co się dziwić, że po powrocie własny dom wydał się Sethowi jeszcze bardziej pusty. A on sam jeszcze bardziej samotny. Co było bez sensu. Wystarczyło przecież wybrać się do jednego z miejscowych lokali, gdzie zawsze znalazł się ktoś chętny do rozmowy. Nietrudno było też znaleźć towarzystwo do wspólnego łowienia ryb czy
R
S
wylegiwania się na plaży. Trzeba było tylko podzwonić po ludziach. Poza tym przecież nie zawsze był sam. Miał za sobą kilka przelotnych związków i jeden dłuższy, trwający rok. Jednak kiedy jesienią rozstał się z Andreą, poczuł ulgę. Wcale za nią nie tęsknił, a już na pewno nie za tymi jej głupimi gierkami. Brakowało mu natomiast samego związku. Bliskiej osoby, z którą, jak to się ładnie mówi, dzieli się radości i smutki. Nietrudno było doszukać się przyczyny takiego stanu ducha. Trzydzieste urodziny za pasem, a w takim momencie facet zazwyczaj podsumowuje swe dotychczasowe życie. On też to zrobił. Uświadomił sobie, że o ile praca daje mu dużo satysfakcji, to życie prywatne jest do bani. Dlatego pewnie przyjmie tę ofertę pracy na Florydzie. Zmiana scenerii często wychodzi na dobre. Odchrząknął. - Kevin, a wiesz, wczoraj zadzwonił do mnie Bob Wexford? - Co?! Bob Wexford? Z Wexford Builders? - Zgadza się. W zeszłym tygodniu był z wizytą u Sperlingów, w East Hampton. Robiłem kiedyś dla nich taras i remontowałem basen. Podobno Wexford był zachwycony moją robotą. Mark Sperling dał mu namiary na mnie. No i Wexford zadzwonił. - Co mówił? - Zaproponował spotkanie. Chce, żebym pracował dla niego.
R
S
- Tutaj ? - Nie. Na Florydzie. Główna siedziba Wexford Builders jest w Jacksonville. Kevin powoli odłożył kabelek i równie powoli poprawił na głowie bejsbolówkę Yankees, znanej drużyny z Nowego Jorku. - Zamierzasz wynieść się na Florydę?! - Czemu nie? Jeśli Wexford zaproponuje mi przyzwoite warunki, na pewno się zgodzę. Tym bardziej że jedna z moich sióstr i matka mieszkają na Florydzie. Miło będzie znaleźć się w pobliżu rodziny. - Tylko nie to, koleś! Od rodziny należy trzymać się z daleka, zwłaszcza kiedy jest się singlem, bo inaczej matka, siostra i sąsiadki będą cię umawiać na siłę z każdą panienką, która rwie się do małżeństwa. I nie licz na to, że podsuną ci laskę podobną do Carmen Electry. Nie psuj tego, co masz, a masz sytuację wprost idealną. Ty w Nowym Jorku, Patti i matka na Florydzie, a Audrey w Phoenix. Prawdziwy trójkąt bermudzki, tyle że błogosławiony, a nie zabójczy. - Mówisz tak, bo twoi rodzice i całe rodzeństwo mieszkają na Long Island. - I dobrze wiem, co mówię. Dwa tygodnie temu kazali mi przyjść na kolację. Najpierw żarcie wyprodukowane przez moją matkę. Niby popis sztuki kulinarnej, a ja ledwie to przeżyłem. A potem dopiero się zaczęło. Matka i trzy kochane siostrzyczki wzięły mnie w krzyżowy ogień pytań. Wyjściowe pytanie brzmiało: dlaczego nie mam stałej dziewczyny. A na koniec usłysza
R
S
łem oczywiście, żebym się nie martwił, bo jest ktoś, kto będzie do mnie idealnie pasował. Masakra! Nie przesadzaj. Znam twoją rodzinę. Jest super, a jedzenie na pewno było świetne. - Są super, ale jeśli chodzi o ciebie. Gdybyś słyszał, co mówią siostry! - Kevin przeszedł z barytonu na dyszkant. - Och! Ten Seth! Jaki on przystojny! Zawsze trochę zamyślony, jakby rozmarzony... A jednocześnie taki sexy! No cóż... - Potrząsnął głową, spojrzał w niebo i dokończył normalnym już głosem: - Dla mnie wcale nie jesteś sexy, koleś. - Jeszcze by tego brakowało... A swoją drogą szkoda, że twoje siostry są już mężatkami. Gdybym załapał się na którąś z nich, jako twój szwagier dopiero bym ci dał do wiwatu, żebyś się ustatkował. - A ja bym takiemu szwagrowi skopał tyłek. Jak to w rodzinie. - Jasne... Ale teraz powaga, stary. Kiedyś spodobała mi się taka jedna. Dobrze znała moje siostry. Co roku przyjeżdżała do Gateshead na wakacje. - Przyjeżdżała, ale nic z tego nie wyszło ? I dobrze, koleś! Kręcenie z przyjaciółką siostruni to samobójstwo. Po pierwsze przypsiółki plotkują na okrągło, więc twoje siostry na bieżąco wiedziałyby o wszystkim. Po drugie stanęłyby na głowie, żeby was doholować do ołtarza. - Sprawa wygląda inaczej, jeśli znajoma siostrzyczek naprawdę ci się podoba.
R
S
Kevina przytkało. Odezwał się dopiero po długiej chwili osłupienia: - Koleś! Nie, to nie ty! Kim ty jesteś? I co zrobiłeś z naszym Sethem? - Stać cię tylko na wygłupy, Kevin. Sam też byś chciał w końcu znaleźć jakąś odpowiednią dziewczynę... - Ja? - Kevin zabawnie poruszył brwiami. - Ależ znajduję taką co i rusz. W piątkowe wieczory u Salty'ego. Tak samo zresztą jak ty. Więc jak tylko skończysz z tą nową klientką, leć na miasto, poderwij jakąś laseczkę i dobrze się zabaw. A wtedy przestaniesz gadać od rzeczy. Długo ci się zejdzie u tej klientki? - Trochę to potrwa. Ona kiedyś przyjeżdżała do Gateshead. Byłem wtedy dzieciakiem. Jej rodzice co roku wynajmowali tu dom na dwa tygodnie. Pewnie będzie chciała powspominać dawne czasy. - Fajna laska? Ma wszystko, co powinna mieć? - Tylko ci jedno w głowie, Kevin! - Pewnie! A więc mów! - A skąd ja mogę wiedzieć? Nie widziałem jej przez piętnaście lat! - No to powiedz przynajmniej, czy była ostrą laską? Ten Kevin to jednak debil. Elise - ostrą laską? To tak, jakby brylant nazwać ładnym świecidełkiem. I on się w tym brylancie zakochał. - Kobieta z klasą, jeśli wiesz, co mam na myśli. Rodzina z wyższej półki, ale nie była snobką. Przede wszystkim imponowała inteligencją.
R
S
Świetnie pamiętał to lato. Miał wtedy trzynaście lat i groziła mu szkółka wakacyjna. Audrey opowiedziała o tym Elise. Był wściekły, a tymczasem Elise, zamiast potraktować go jak leniwego szczeniaka, zaproponowała, że mu pomoże. Kiedy po raz pierwszy usiadł obok niej, kiedy poczuł delikatny kwiatowy zapach i usłyszał melodyjny głos, doszedł do wniosku, że jednak warto było umoczyć z matmy. - Poza tym była ode mnie sporo starsza i kumplowała się z moimi siostrami, a nie ze mną. - Starsza? O ile? - O jakieś dziesięć lat. Ale nawet gdybyśmy byli rówieśnikami, i tak byśmy nie grali w jednej lidze. Kapujesz? - Jasne, choć sam wiesz, jak to jest. Wiele z tych lasek z innej ligi lubi chłopaków z ikrą, bo ma dość tych wymoczków z wyższej półki. Dlatego lecą na nas. I co, przez tych piętnaście lat nie widzieliście się ani razu ? - Kiedy wyszła za mąż, przestała przyjeżdżać na wakacje do Gateshead. Teraz jest wdową. Ma dwoje dzieci. - Czterdziestoletnia wdowa z dwójką bachorowi Kevin skrzywił się. - Coś mi mówi, koleś, że po tych waszych wspominkach będziesz potrzebował kilku browarów. Jak tylko z nią skończysz, przyjeżdżaj do Salty'ego. Obiecuję, że poderwę taką laskę, która przyszła z przypsiółeczką w twoim typie. Postaram się też, żebyś nie musiał się już bawić w grę wstępną.
R
S
- Dzięki, stary. Sam potrafię znaleźć sobie kobietę. Oczywiście, że potrafił. Ale teraz, po latach szwendania się po boisku życia, miał wielką ochotę znaleźć w końcu tę jedną jedyną.
S
ROZDZIAŁ TRZECI
R
Seth zaparkował i spojrzał na niewielki dom, miniaturę ranczerskiej siedziby, ocienioną od frontu wielką wierzbą płaczącą. A więc to tu zamieszkała Elise, za tymi oknami, purpurowymi od blasku zachodzącego słońca. Seth dobrze znał okoliczne rezydencje, dlatego doskonale sobie wyobrażał, jak ten dom wygląda w środku. Na pewno są tam trzy sypialnie, dwie łazienki i kuchnia. I wszystko wymaga gruntownego remontu. Ale to nie perspektywa modernizacji kuchni przyśpieszała akcję jego serca. Przecież za chwilę zobaczy Elise. Do dziś pamiętał, jak wyglądała, kiedy widział ją po raz ostatni. Promienny uśmiech, wielkie niebieskie oczy i gęste, przetykane złotem, jasnobrązowe włosy, ściągnięte w koński ogon. W tym prostym uczesaniu, szortach i bluzce bez rękawów wyglądała olśniewająco. Jak zawsze. Elegancka, miła i cudownie uprzejma. Taka była Elise, którą znał przez prawie całe swoje życie. Do
R
S
diabła, przecież ona, wraz z jego siostrami, nieraz opiekowała się małym Sethem! Lecz kiedy w jego życiu zjawiło się dwunaste lato, a Elise, jak co roku, przyjechała do Gateshead, jedno spojrzenie wystarczyło, by się zakochał. Następnego lata uczucie zdecydowanie przybrało na sile, a stało się to, gdy Elise, wbijając mu matematykę do głowy, uratowała go przed wakacyjną szkółką. A rok później - tego lata, kiedy w Gateshead była po raz ostatni - czternastoletni Seth myślał już tylko o niej, rozważając scenariusze pod tytułem: co by było, gdyby... Gdyby był o dziesięć lat starszy. Albo - gdyby ona była o dziesięć lat młodsza. W ciągu minionego piętnastolecia oczywiście nie myślał o niej nieustannie, czasami jednak przywoływał ją w pamięci, zastanawiając się, jak ułożyło jej się życie. Wiedział, że ma dwoje dzieci i straciła męża. Czyli miała w życiu po równo i radości, i smutku. Jak większość z nas. Kiedy tego ranka odebrał telefon, był pewien, że usłyszy radosny ryk Kevina, lecz ze słuchawki dobiegł inny głos, łagodny, melodyjny. Głos, który przez ostatnich piętnaście lat słyszał tylko w snach. Pogadali chwilę jak starzy znajomi po długim niewidzeniu, wreszcie padło pytanie, czy mógłby wpaść do Elise około szóstej i porozmawiać o remoncie, a przy okazji powspominać dawne czasy. Naturalnie odpowiedział twierdząco. Dlatego był tu teraz, zdenerwowany i podekscytowa-
R
S
ny jak małolat przed spotkaniem ze swą pierwszą miłością. Ale w końcu przecież Elise była jego pierwszą miłością. To zawsze działa na człowieka. Wysiadł z pikapu, po chwili nacisnął dzwonek. I poczuł smakowite zapachy, przez co natychmiast poczuł głód. Usłyszał odgłos lekkich i bardzo szybkich kroków. Do drzwi podbiegła mała dziewczynka z główką w loczkach koloru miodu. Była w szortach i poplamionym trawą T-shircie z nadrukiem, który przedstawiał jednorożca. - Cześć! - zawołała śmiało, wpatrując się w niego z ciekawością. Oczy miała ogromne i oczywiście niebieskie. Wyglądała jak miniatura swojej matki. - Cześć! - powiedział z uśmiechem. - Czy twoja mama jest w domu? Jestem z nią umówiony. Nazywam się Seth McGuire. - Wiem! Mama powiedziała, że jak ciebie widziała po raz ostatni, to miałeś czternaście lat. A ty wcale tak nie wyglądasz! Roześmiał się. - Twoja mama widziała mnie dawno temu. Jestem teraz o wiele starszy. A jak ty się nazywasz? - Maggie Stanford. Mam pięć lat i na jesieni idę do przedszkola. - No proszę! Miło cię poznać, Maggie. Możesz powiedzieć mamie, że przyjechałem? - Dobrze, już idę. Mama jest na podwórku, za domem i robi dla nas obiad na grillu, - Uśmiechnęła się szeroko,
R
S
prezentując trochę pustki między drobnymi białymi ząbkami, ślad po ostatniej wizycie Wróżki Zębuszki, która kradnie dzieciom mleczaki. Potem odwróciła się i popędziła w głąb domu. - Mamo! Mamo! Ten pan, co miał przyjechać, już przyjechał! Elise wyglądała dokładnie tak samo. Może nawet lepiej, bo stała się odrobinę pełniejsza i bardziej kobieca. Lśniące jasnobrązowe włosy, tak jak wtedy, przed piętnastoma laty, ściągnięte były w koński ogon. Strój też był niemal taki sam: szorty khaki i top bez rękawów, turkusowy, podkreślający błękit jej oczu. Przez kilka długich sekund żadne z nich nie wymówiło ani słowa. Patrzyli tylko na siebie. Seth nie miał pojęcia, co Elise pomyślała na jego widok, za to swoje odczucia potrafił z wielką precyzją zdefiniować. Był porażony, zachwycony, a jednocześnie wyklinał siebie w duchu, że przed tą wizytą nie wpadł do domu, by wziąć prysznic i przebrać się w czyste ciuchy. Elise uśmiechnęła się promiennie. - Witaj, Seth! Jak miło znów cię widzieć. - Witaj, Elise. Nic się nie zmieniłaś. - Ja? Nic? W takim razie musisz sprawić sobie okulary! Za to ja będę szczera. Zmieniłeś się, i to bardzo. Proszę, wejdź. Wszedł do holu zastawionego kartonowymi pudłami. Zauważył jednak, że Elise już stara się stworzyć domową atmosferę, chociażby dzięki tym fotografiom w
R
S
ramkach, ustawionym na dębowym stoliczku do kawy. - Proszę tędy - powiedziała, kierując się na tyły domu. - Właśnie grilluję. Nic specjalnego, hamburgery, hot dogi i papryka. Masz ochotę się dołączyć? Jadłeś już? Sethowi, jak na komendę, głośno zaburczało w brzuchu. - Nie, nie jadłem. Trudno to ukryć - powiedział z uśmiechem. - Ale nie chciałbym sprawiać ci kłopotu. - Jaki kłopot? Serdecznie zapraszam. Zjemy, a potem przejdziemy się po domu i powiem ci, co chcę tu zrobić. Zgoda? - Jasne. Spore podwórze za domem Elise zacienione było koronami starych, rozłożystych drzew. Rabaty zarosła trawa i chwasty. Na cementowym patio, koło plastikowego wiaderka z różnokolorowymi kawałkami kredy, urzędowała Maggie. Na widok Setha podskoczyła i posłała mu swój szczerbaty uśmiech. Ciemnowłosy chłopczyk w okularach Harry'ego Pottera, rozparty w ogrodowym krześle, poderwał głowę znad książki. Elise podeszła do grilla i zabrała się do przewracania burgerów, wołając do synka: - Jamie! Chodź, przedstawię cię panu McGuire'owi! - Gdy chłopiec wstał, powiedziała: - To jest mój syn, Jamie. Seth z uśmiechem wyciągnął rękę. - Miło cię poznać, Jamie. Jestem Seth McGuire.
R
S
Chłopiec z powagą uścisnął jego dłoń. - Dzień dobry, panie McGuire. - Może będziemy mówić sobie po imieniu ? - Dobrze. Dziękuję - Spojrzenie Jamiego spoczęło na kotwicy wytatuowanej na przedramieniu Setha. - O, tatuaż! Dziadek Tom też ma taki. Zrobił sobie, kiedy służył w marynarce. - Ja też. Skończyłem służbę sześć lat temu. Maggie wyciągnęła szyję, żeby zobaczyć tatuaż. Nie! - zaprotestowała. - Kotwica dziadka wygląda inaczej. Jest cała pomarszczona. Kiedy będę w wieku twojego dziadka, Maggie, moja kotwica też się zmarszczy. - Dziadek mówił, że jak mu to robili, to go bolało. Dziewczynka ostrożnie dotknęła tatuażu paluszkiem pobrudzonym kredą. - Czy ciebie też bolało? Wcale, dzięki obfitości tequili, pomyślał. - Trochę. Drugi raz czegoś takiego już sobie nie zrobię. - A ja mam zdjęcie dziadka w mundurze - powiedział Jamie, poprawiając okulary na nosie.-Jak się rozpakujemy, mogę ci pokazać. - Dzięki. - Nie wiedziałam, że służyłeś w marynarce! - zawołała znad grilla Elise. - W ciągu tych piętnastu lat niejedno się zdarzyło rzucił z uśmiechem. - Może pomóc? - Nie, poradzę sobie. Siadaj, proszę. Pogoda jest piękna, zjemy więc na dworze. Dzieci! Nakrywajcie do stołu!
R
S
Dzieci weszły do domu, skąd po chwili rozległ się stanowczy głosik Maggie: - Teraz moja kolej zanieść picie. Ty bierzesz talerze. - Generał Maggie - mruknęła Elise. - Tak ją nazywamy. Zauważyłeś pewnie, jaka to nieśmiała istotka ? Seth roześmiał się. - Tak, wyjątkowo nieśmiała! Już to zauważyłem. A także to, że jest niesamowicie podobna do ciebie. - Mamy też podobny temperament. Uwielbiamy się szarogęsić. Seth usiadł na ławeczce przy stoliku i patrzył, jak Elise obraca hot dogi. Dokładniej, patrzył na jej nogi i w ogóle na śliczne kształty. Miło spoglądać na kobietę, która nie zadręcza się głodówkami. - Seth! Jakie lubisz burgery? - spytała. - Średnio spieczone. Może jednak w czymś pomóc ? - Skoro rwiesz się do pracy, to przynieś z kuchni bułki, są w torbie na blacie. Weź z lodówki musztardę i ketchup. I pikle. I jednego pomidora. - Masz rację. Nie tylko córka lubi rozkazywać. - Wydaję tylko instrukcje. W końcu jestem matką i nauczycielką. - Jasne. Na szczęście w marynarce wojennej poznałem, co to posłuch i dyscyplina. Wstał, zasalutował i odmaszerował do kuchni. Elise odprowadziła go wzrokiem. Kiedy znikł za drzwiami, ocknęła się. Nie, to niemożliwe! Przecież Ga
R
S
piła się na niego jak na... Ale to w końcu nie zbrodnia popatrzeć na faceta, szczególnie gdy sprawił tak wielką niespodziankę. Nie spodziewała się, że kościsty nastolatek wyrośnie na takiego właśnie mężczyznę. Nie był to facet, na widok którego kobieta powie po prostu, że jest bardzo przystojny. Nie. Seth McGuire, czyli długie ciemnobrązowe wijące się włosy, zielone oczy, mocno zarysowane szczęki, zabójczy uśmiech, opalone, umięśnione ciało - wzbudza na pewno innego rodzaju emocje. Na jego widok kobieta wydaje z siebie jęk i zduszony szept: - O matko... Ale sexy! Oczywiście tak reagują kobiety bardzo młode, natomiast reakcję Elise zdominowało przede wszystkim zdumienie. Bo i kto by się spodziewał, że Seth MacGuire za lat piętnaście będzie wyglądał tak powalająco! Ciekawe, czy jest żonaty. Bo jeśli nie, to przed jego domem na pewno zawsze koczuje tłumek dziewczyn. Spoza drzwi dobiegły wesołe głosy. Pierwszy na dworze pojawił się Seth i silnym, opalonym ramieniem przytrzymał drzwi, przepuszczając przodem dzieci. Spojrzenie Elise natychmiast przemknęło ku jego dłoni. Na palcu nie było obrączki. Jej serce zabiło szybciej. Idiotka! To ten żar bijący od grilla źle wpływa na jej głowę. Przełożyła burgery i hot dogi na fajansowy półmisek.
R
S
- Kto jest głodny? - zawołała wesoło, podchodząc do stołu. - Ja! - odkrzyknięto unisono. Elise rozlała do wysokich szklanek mrożoną lemoniadę. - Chciałabym wznieść toast – powiedziała z uśmiechem. - Z okazji naszego pierwszego posiłku w nowym domu. Oby mieszkało nam się tu jak najlepiej! Wznoszę też toast z okazji spot kania starego przyjaciela. Na zdrowie! Stuknęli się szklankami, po czym zajęto się jedzeniem. - Co się z tobą działo, Seth, przez tych piętnaście lat? - zagadnęła po chwili Elise. - Opowiadaj ! - Po szkole zaciągnąłem się do marynarki wojennej. Tak jak obiecali, zobaczyłem świat i przekonałem się, że nauczycielka geografii nie kłamała: siedemdziesiąt pięć procent naszego globu to faktycznie woda! Po ukończeniu służby wróciłem do Gateshead, za zaoszczędzone pieniądze kupiłem niewielki dom i założyłem jednoosobową firmę remontowo-budowlaną. - Moja sąsiadka, Frannie Cabot, która cię poleciła, powiedziała mi o śmierci twojego ojca. Bardzo ci współczuję, Seth. Twój ojciec był wspaniałym człowiekiem. - Tak. Taki był. Odszedł nagle. To był trudny czas, zwłaszcza dla mojej matki. Przez kilka sekund patrzyli sobie w oczy. Elise w oczach Setha, oprócz smutku, dostrzegła też współczu
R
S
cie. Tego ranka powiedziała mu, że jest wdową. Teraz milczał, ale ona prawie słyszała jego myśli: „Ty też przeżyłaś stratę kogoś bardzo bliskiego, Elise. Bardzo ci współczuję". - Mój tata też umarł - powiedziała Maggie, zajęta wyciskaniem na talerz dużej kropli musztardy. - A jak umarł twój tata? - Miał atak serca. - Mój tata miał raka. Byłam wtedy jeszcze malutka. Ty też byłeś malutki, kiedy twój tata umarł? - Nie. Miałem dziewiętnaście lat. - Aha... Ja nie pamiętam mojego taty, ale kiedyś go widziałam. Mama ma zdjęcia i tam jesteśmy wszyscy. Jamie wygląda jak mój tata, tylko tata nie nosił okularów. Powiało smutkiem. Elise zastanawiała się, jak zmienić temat, obawiała się bowiem, że Maggie swoją dziecinną dociekliwością może sprawić Se-tłiowi przykrość. On jednak zręcznie poradził sobie z sytuacją. - Mój tata nakładał okulary tylko do czytania - powiedział. - Ciągle gdzieś je gubił. Szukał ich potem, denerwował się, a wiecie, gdzie były najczęściej? - Gdzie? Gdzie? - dopytywała się niecierpliwie Maggie. - Na jego głowie. A wszystko zwykle odbywało się tak! - Nasadził sobie na głowę okulary przeciwsłoneczne. Zmarszczył czoło i z posępną miną zaczął macać się po kieszeniach koszuli, potem szperać w kieszeniach
R
S
spodni. - No i gdzie są te przeklęte okulary?! Gdzie?! Elise uśmiechnęła się, dzieci wybuchnęły śmiechem, a Jamie zdradził rodzinną tajemnicę: - Mama też ciągle gubi okulary przeciwsłoneczne. Szuka ich i najczęściej nie znajduje. Wtedy idzie do sklepu i kupuje od razu sześć par. - I znowu je gubi! - Maggie zachichotała. - Oczywiście! - przytaknął Jamie. - Nigdy też nie pamięta, gdzie położyła kluczyki do samochodu. Tak samo komórkę. Wtedy dzwonimy na jej komórkę ze stacjonarnego i... - Dzieci! - zawołała Elise. - Wystarczy! Zanudzicie Setha! Wcale nie wyglądał na znudzonego. - Okulary, kluczyki, komórka? Jesteś bałaganiarą, Elise. Ale... - wskazał głową na w połowie zjedzony hamburger - ale kucharką super! - Pewnie!- wykrzyknęła Maggie. - Takich ciasteczek, jakie piecze mamusia, nie piecze nikt na całym świecie! - Mama robi najlepsze ciasteczka z kawałeczkami czekolady- poinformował Jamie. -Ale ciasto z bakaliami jej się nie udaje. Przerabiamy to w każde święta. - Nieprawda! - zaprotestowała Elise. - Moje ciasto z bakaliami wcale nie jest takie złe! - Mamo, prawda ponad wszystko! Sama często to powtarzasz- z hultajskim uśmieszkiem stwierdził synek. - A prawda jest taka, że twoje bakaliowe ciasto jest jeszcze gorsze niż babci. Wiesz, Seth, co one tam doda
R
S
ją? Coś takiego zielonego, w kawałeczkach. Obrzydliwe. -Znam ten ból - ze zrozumieniem stwierdził Seth. Moja babcia dodaje takie coś żółte, poza tym jej ciasto zawsze jest przypalone od spodu. - No pięknie - burknęła Elise. - Nie spodziewajcie się, że jeszcze kiedykolwiek upiekę ciasto z bakaliami! - Naprawdę?! - ucieszył się Jamie. - Super! Tylko czekoladowe ciasteczka, dobrze, mamo? To jak, umowa stoi? - Czekoladowe! Czekoladowe! - darła się Maggie, podskakując na ławce. Elise spojrzała z uśmiechem na Setha. - Ty też głosujesz za czekoladowymi? - Oczywiście! To moje ulubione. - Ulubionej Hm... - Elise wypiła łyk lemoniady. Pomyślimy o tym. A powiedz mi, jak się wiedzie twojej mamie i siostrom? - Mama osiem lat temu przeniosła się na Florydę, żeby pomóc Patti, która urodziła bliźnięta. A miała już jedno dziecko. Mama zresztą czuła się tu bardzo samotna. Audrey wyprowadziła się do Phoenix, ja służyłem w marynarce. Trochę to trwało, zanim mama przyzwyczaiła się do nowego miejsca. Ale teraz jest świetnie. Mieszka w Tampa. Ma mnóstwo znajomych, działa w klubie golfowym. - To ile dzieci ma Patti? - Na bliźniętach poprzestali, czyli troje. Mieszkają blisko mamy. Patti nie pracuje zawodowo, całkowicie poświęciła się dzieciom. Trenuje drużynę pływacką
R
S
chłopców, jest też drużynową w drużynie skautowskiej, do której należy jej córka. Ona i Rob, jej mąż, niedawno obchodzili dwunastą rocznicę ślubu. - A co słychać u Audrey? - Jest dyplomowaną pielęgniarką, jej mąż policjantem. Mają dwoje dzieci. - A ty masz dzieci, Seth? - Nie, ale noszę w portfelu zdjęcia wszystkich moich siostrzenic i siostrzeńców. Jeśli chcecie, po jedzeniu mogę wam je pokazać. - Ojej! A nie możesz teraz?! - Nie - powiedziała Elise stanowczym głosem. - Bo wysmarujesz zdjęcia musztardą. Seth wskazał głową Jamiego i Maggie. - Widzę, że miałaś się czym zajmować przez tych piętnaście lat, Elise. Ale pracowałaś, prawda? - Oczywiście. Jestem nauczycielką z zamiłowania. Uczyłam matematyki, dopóki nie urodził się Jamie. Kiedy poszedł do przedszkola, podjęłam pracę. To samo planowałam po urodzeniu Maggie, ale... ale wtedy nasze życie się zmieniło... Kiedy dowiedziałam się, że szukają nauczycielki w Gateshead, odbyłam z dziećmi naradę wojenną. Orzekliśmy zgodnie, że chcemy mieszkać koło plaży. Poza tym to najlepszy moment na przeprowadzkę. Maggie idzie do przedszkola, a Jamie w tym roku skończył podstawówkę, więc i tak musi iść do nowej szkoły. - A jak miewają się twoi rodzice? - Świetnie. Niedawno kupili dom w Mystic,
R
S
w stanie Connecticut. Stąd to tylko godzina dwadzieścia minut promem. - Nie mogę się doczekać, kiedy popłyniemy tym promem! - wtrąciła Maggie. - Na pewno spodoba się wam w Gateshead - powiedział Seth do dzieci. - Mieszkam tu całe życie i choć to bardzo małe miasto, nikt tutaj się nie nudzi. Można pójść do kina albo na kręgle, ale przede wszystkim chodzi się na plażę. Popływać, łowić ryby i kraby. No i blisko stąd, w Riverhead, jest piękne akwarium. - Naprawdę? Super! -wykrzyknął Jamie. -Widziałem już takie akwarium. W Nowym Jorku, byliśmy tam na wycieczce klasowej. - Mama obiecała, że będziemy pływać łódką - poinformowała Maggie. - Kiedy kupimy łódkę. - Oczywiście bardzo małą - wtrąciła Elise. - Mama będzie uczyć nas łowić ryby i żeglować - dodał Jamie. - Kiedy sama się tego nauczy! - Łowić ryby? Pamiętam, że wasza mama brzydziła się przynęty - powiedział ze śmiechem Seth. - I dalej tak jest - wyznała Elise. - Ale cóż, taki już los matki... - W takim razie może przyda się męska pomoc ? Umiem żeglować i łowić ryby. Poza tym mam łódź. - Naprawdę masz łódź?! - Oczy Jamiego rozbłysły. Jaką? - Boston Whaler, pięć metrów długości. Świetna do łowienia ryb, nart wodnych i morskich wycieczek. - To kiedy popłyniemy? - spytała rozpromieniona Maggie.
R
S
- Jak możesz! - skarciła ją matka. - Nieładnie tak się napraszać. - Ale dlaczego?- obruszył się Seth. - Z przyjemnością zabiorę was na przejażdżkę. Jeśli, oczywiście, masz ochotę. - Mamo, proszę! Zgódź się! Ton Maggie był odpowiednio płaczliwy, minka błagalna. - Mamo, zgódź się! - poparł siostrę Jamie. Elise spojrzała na Setha niepewnym wzrokiem. - Sama nie wiem... - A ja wiem! Zabieram was na pokład w niedzielę. Zapowiadają piękną pogodę. - W niedzielę? Świetnie. Dziękujemy, Seth. - Nie ma za co. A więc jesteśmy umówieni! Umówieni... Serce Elise podskoczyło. Znów kretyńska reakcja, szybko więc w duchu rozprawiła się z sobą. To żadna randka, tylko wspólna wycieczka z dziećmi. A jeśli już o randkach mowa, to nigdy z takim mężczyzną jak Seth. Był za młody, do niego pasowały kobiety od osiemnastki do dwudziestki piątki, z kolczykiem w pępku, bez śladu cellulitu i rozstępów. Do Elise pasuje stateczny czterdziestolatek, z małym brzuszkiem i siwizną na skroniach, na widok którego żadna dziewczyna nie westchnie: „ale ciacho...". A takim ciachem był Seth.
ROZDZIAŁ CZWARTY
R
S
Po obiedzie dzieci pobiegły na dwór, natomiast dorośli zajęli się remontem. Na pierwszy ogień poszła kuchnia. Elise przedstawiła swoją wizję, a Seth pilnie notował, popytał o to i owo, sugerował różne rozwiązania. Krótko mówiąc, spisywał się nieźle. Jakoś udawało mu się skoncentrować na pracy. Dopóki Elise nie podniosła ręki, by pokazać, jak mają wyglądać górne szafki. Kiedy jej ramię niechcący otarło się o jego ramię, Sethem wstrząsnęło. Dla uspokojenia głęboko odetchnął, czym tylko pogorszył sytuację, bo zapach Elise był oszałamiający. Pachniała świeżością i kwiatkami, jakby przed chwilą, po wyjściu spod prysznica, przeszła się po bujnym ogrodzie. Co tam ogród... W jego głowie natychmiast powstała wizja związana z prysznicem. Elise w strugach wody spływających po nagim ciele. Oczy na wpół przymknięte, usta rozchylone. Podnosi ręce i odgarnia z twarzy mokre włosy. Za nią pojawia się Seth, obejmuje ją wpół...
R
S
- Coś nie tak, Seth? Głos Elise brutalnie przywołał go do rzeczywistości. Uświadomił sobie, że po prostu gapi się na nią tak jakoś... A ona to zauważyła... - Co? Wszystko w porządku. Zastanawiam się tylko... - Nad szafkami? - Nie, nad blatem. Jaki chcesz mieć blat ? - Z granitu. A także barek, przy którym można coś szybko zjeść. A na podłodze terakotę. - Co dalej ? - Łazienki. Obie trzeba przerobić. Najpierw poszli do łazienki dzieci, potem ruszy li korytarzem w głąb domu. - Moja sypialnia. - Elise otworzyła ostatnie drzwi. Do niej przylega druga łazienka. -Weszli do pokoju, w którym jedynym sprzętem był dmuchany materac na podłodze. - Meble przywiozą jutro. Wszystko nowe. Łóżko, materac, szafy i tak dalej. - Człowieku! Spokój! Tylko nie wyobrażaj jej sobie w łóżku! Niestety, ostrzeżenie przyszło za późno. W głowie Setha już pojawiła się pikantna wizja... Weszli do archaicznie wyposażonej łazienki. Podczas ustalania szczegółów dotyczących nowego wystroju, Elise zakomunikowała: - Wannę trzeba wyrzucić. Chcę mieć nową z hydromasażem. Oczywiście natychmiast zaatakowała go nowa wizja: Elise plus wanna plus hydromasaż. I podczas tej wizji usłyszał jej niski, uwodzicielski głos:
R
S
- Kochanie, przyjdziesz do mnie? - Tak! - rzucił bez wahania. - Tak? - powtórzyła zdziwiona. - To znaczy co, Seth? - Co? Chodzi o wannę. Wanna z hydromasażem to świetny pomysł. - Miałam taką w Westchester. Znakomity relaks, mówię ci. Miał w zanadrzu co najmniej dziesięć propozycji, co mógłby robić z Elise w takiej wannie. Po takim relaksie ludzie zazwyczaj są bardzo zmęczeni... i bardzo zrelaksowani. Chłopie, opanuj się! Dość tych fantazji! Ona nie jest jedną z tych dziewczyn, które przychodzą do Salty'ego w poszukiwaniu nowych wrażeń. Ona jest... matką. Ma dwoje dzieci... A co tam! Matka nie matka, Elise przede wszystkim jest kobietą. Kobietą, która podoba mu się nie od dziś i która niesamowicie na niego działa. Poza tym świetnie czuł się i z nią, i z jej dziećmi. Od dawna nie było mu tak po prostu przyjemnie... Głos Elise po raz kolejny sprowadził go na ziemię. - Ściany pomaluję sama. - Lubisz się brudzić? - A tak. - Uśmiechnęła się. - Przekonałam się o tym, kiedy przed wystawieniem domu w Westchester na sprzedaż sama odmalowałam kilka pokoi. Obiecałam dzieciom, że zabiorę je do sklepu, żeby same wybrały kolory do swoich sypialni. Odkryliśmy, że uwielbiamy sklepy z farbami,
R
S
pędzlami i tak dalej. - Kiedy wrócili do kuchni, Elise oznajmiła: -To by było wszystko, jeśli chodzi o remont domu. - A na zewnątrz?- Tylko taras? - Z prac budowlanych tak, ale muszę zadbać o otoczenie, wypielić rabaty, posadzić kwiaty. Niestety, choć uwielbiam rośliny, nie mam do nich ręki. Biednym pomidorom, które próbowałam kiedyś wyhodować, zgotowałam prawdziwą drogę przez mękę. Powinnam wynająć jakiegoś fachowca, ale Maggie bardzo lubi grzebać w ziemi. Spróbujemy więc sami. - Jest tu znakomita ziemia. Na pewno wkrótce będziesz miała tu mnóstwo kwiatów. - Ja ? To się po prostu nie ma prawa udać. Co posadzę, to marnieje. - Pamiętaj więc o mnie. Znam się na tym. - Dziękuję, Seth. Mam nadzieję, że jakoś sami sobie poradzimy. Poza tym na pewno nigdy nie pracowałeś w ogrodzie z pięcioletnią pomocnicą, przez co wszystko trwa dwa razy dłużej. - Jestem przyzwyczajony. Moi siostrzeńcy i siostrzenice też przepadają za grzebaniem w ziemi... - Z dworu dobiegł głośny śmiech. Podeszli do okna. Maggie i Jamie rzucali do siebie dużą, plażową piłkę. - Masz wspaniałe dzieci, Elise. - Dziękuję. Nie ukrywam, że jestem tego samego zdania, lecz wiadomo, z dziećmi bywa różnie. Dziś zachowują się wzorowo, ale Maggie lubi się rządzić i bywa kapryśna. Mała królewna, a Jamie wchodzi w trudny wiek.
R
S
- Niełatwo ci samej je wychowywać. - Tak, przyznaję. Ale cóż, dzieci nie rodzą się z instrukcją obsługi. - Na pewno znakomicie dajesz sobie radę. - Wyraziłabym to inaczej. Dajemy sobie radę. - Masz jakiegoś faceta? Oczywiście, że rzucił to lekko i swobodnie, choć go aż skręcało. Kiedy Elise przecząco potrząsnęła głową, poczuł niebywałą ulgę. - Szczerze mówiąc, w ciągu ostatnich lat umówiłam się tylko kilka razy. - Na pewno nie dlatego, że brakowało ci propozycji! - Lizus. Co, zachciało ci się ciasteczek czekoladowych? - Nie powiem nie. - Oblizał się wymownie. - I co, udane miałaś te randki? - Niby nieźle, ale to nie było to. Zwykle z jakimś facetem umawiali mnie znajomi. Godziłam się na to, bo nie chciałam urazić przyjaciół. Poza tym nie byłam jeszcze gotowa, bo wciąż przeżywałam żałobę. Dopiero w zeszłym roku zaczęłam poważnie zastanawiać się nad tym, by odmienić swoje życie. Stąd ta przeprowadzka. - Rozumiem. I życzę ci powodzenia. Oby dobrze ci było w Gateshead i żebyś spotkała odpowiedniego faceta. Odpowiedniego. Jasne. Takiego w garniturze od znanego projektanta i z wypasiona bryką. Nie w lewisach, T-shircie i z ciężarówką. Elise
R
S
przyzwyczajona jest do facetów, co pachną dobrą wodą, a nie trocinami i farbą... - Dziękuję, Seth. A wracając do naszych spraw... Kiedy będziesz mógł przedstawić mi kosztorys? - Kosztorys?- Niech pomyślę... Może jutro - Podrzucę ci go po pracy. Odpowiadać - Cudownie! Ale jutro jest sobota. Pracujesz w weekendy? - Czasami, kiedy gonią mnie terminy, a właśnie mam mały poślizg, bo producent spóźnił się z dostawą zlewu i wanny. Wpadnę koło ósmej. Jeśli nie będzie cię w domu, wrzucę kosztorys do skrzynki na listy. Świetnie. I na pewno będziemy w domu, bo jutro przywożą meble, więc zajęć nam nie zabraknie. - Rozumiem. To na razie. - Do zobaczenia, Seth. - Mamo! - Drzwi do kuchni otwarły się gwałtownie. Mamo! Możemy iść na lody? - spytał Jamie, ocierając spocone czoło. Elise rozwichrzyła mu włosy. - Oczywiście. Wyglądasz jak człowiek, który powinien zjeść lody. - Ja też! Ja też! - włączył się sopranik Maggie. - Ja też wyglądam na takiego człowieka! - Oczywiście, skarbie! Seth, nie wiesz, gdzie tu można zjeść dobre lody? Kiedyś chodziłam do sklepu ze słodyczami Fergusona. - I nadal tam się chodzi, ale nie tylko do sklepu, lecz również do kawiarni. Kilka lat temu Dave Ferguson rozbudował interes. Oprócz lodów można u niego zjeść
R
S
domową zupę, kanapki, napić się kawy i zamówić deser. Na przykład mój ulubiony, czyli gelato. - Gelato?! Uwielbiam! - A co to jest? - spytali Jamie i Maggie unisono. - Coś w rodzaju lodów - wyjaśnił Seth - ale o niebo lepsze. Nie jedliście jeszcze gelato? Elise! Zaniedbujesz swoje dzieci! - Ale ja to jadłam tylko we Włoszech! W Stanach nigdy nie natknęłam się na gelato! - No proszę! Nasze Gateshead może i jest sennym miasteczkiem, ale, jak widać, w deserach należymy do światowej czołówki. - Jasne! - roześmiała się Elise. -Dzieci! Myjcie buzie i ręce, za chwilę wychodzimy. Wprowadzę was w cudowny świat włoskich lodów! - Gdy rozpromieniony Jamie, a za nim Maggie, pognał do łazienki, Elise spojrzała na Setha. - Może masz ochotę iść z nami? To prawda, bywamy hałaśliwi i żarłocznie pożeramy lody, ale nie robimy nikomu krzywdy. Seth szybko rozważył możliwe opcje na dzisiejszy wieczór. Zimne piwo i gorące laski u Salty'ego, czekające na szybki numerek, albo lody w towarzystwie dojrzałej kobiety i matki dwójki dzieci, co do której szanse na podryw były zerowe. Uśmiechnął się do błękitu jej oczu. - Jasne. Idę z wami.
ROZDZIAŁ PIĄTY
R
S
Następnego ranka, o dziewiątej, ktoś zadzwonił do drzwi. Elise i dzieci właśnie wnieśli do domu pojemniki z farbami, czyli łupy z wyprawy do hipermarketu Home Depot. W drodze powrotnej kupiono również u Carsona świeżutkie rogaliki. - Pewna, że przyjechały meble, Elise wysłała dzieci na dwór, by zjadły śniadanie, a sama pomknęła do drzwi. Nie była to jednak dostawa mebli, tylko Frannie Cabot. - Dzień dobry, kochanie! Nie za wcześnie na obiecaną kawę ? - Ależ skąd! Proszę, wejdź, Frannie. Mam świeże rogaliki od Carsona. - Poszły do ogrodu, gdzie przy stole urzędowali już Jamie i Maggie. Frannie opowiedziała dzieciom o wspaniałym dniu, który spędziła na plaży ze swoimi wnukami, o zbieraniu muszelek i budowaniu wielkich zamków z piasku. - A co wyście porabiali wczoraj ? - spytała na koniec.
R
S
Z raportem pośpieszyła Maggie: - Był u nas Seth. Mama go kiedyś znała. Zjadł z nami obiad. Potem oglądał nasz dom. A potem wszyscy razem poszliśmy... Mamo, jak nazywają się te lody ? - Gelato. - Elise, niestety, poczuła ciepło na policzkach. Znak, że pojawiły się tam .rumieńce. - A więc byliście w cukierni Fergusona - powiedziała Frannie. - To jedno z moich ulubionych miejsc. - Setha też - oznajmiła Maggie, przeżuwając kawałek rogalika. - On ma tatuaż, taką kotwicę. Jego tata umarł, tak jak mój. Ale jego tata nie umarł na raka. - Seth jest super. Jutro zabiera nas na swoją łódź - pochwalił się Jamie. - Pokaże nam, jak się łowi ryby - uzupełniła Maggie. - Bo mama boi się zakładać przynętę - powiedział Jamie z typowo męską pogardą w głosie. - Mamo, skończyłem już. Mogę wstać od stołu? - Ja też! - wykrzyknęła Maggie. - Też mogę? - Oczywiście. Tylko wstawcie do zlewu swoje naczynia. Frannie odprowadziła dzieci wzrokiem. - Masz wspaniałe pociechy, Elise. - Dziękuję. Chciałabym mieć choć w połowie tyle energii, co one. - Każdy by chciał, moja droga. A z tego, co mówiły, wynika, że posłuchałaś mojej rady i zadzwoniłaś do Setha.
R
S
Elise czuła, jak się topi pod czujnym spojrzeniem sąsiadki. - Tak. Zadzwoniłam. - Przystojniak, prawda- Tak mówiło się za moich czasów. Dziś dziewczyny nazywają go ciachem... A swoją drogą, to ciekawe, że Seth poszedł z wami na lody. Przecież wczoraj był piątek, a on piątkowe wieczory spędza u Salty'ego. To taki bar, bardzo znane miejsce. Przychodzi tam mnóstwo kobiet. - Pewnie poszedł tam po odwiezieniu nas do domu. - Możliwe... Dał ci już kosztorys? - Nie. Ma mi podrzucić dziś wieczorem. - Dzisiaj? A nie jutro, kiedy zabiera was na łódź? - Seth wie, że chcę ruszyć z tym remontem jak najszybciej. - Nie, moja kochana! Musiałaś zrobić na nim wrażenie. Tylko tak można wytłumaczyć fakt, że przystojny młody człowiek odwiedzi cię w sobotę, żeby wręczyć coś, co spokojnie może poczekać do następnego dnia. - Nie przesadzaj, Frannie. Seth jest wobec mnie uprzejmy, choćby ze względu na naszą długoletnią znajomość. - Oczywiście! A ja jestem królową Anglii - mruknęła Frannie. - No cóż... Skoro sprawy tak się mają... Muszę ci koniecznie coś powiedzieć, Elise. A powiem, bo zawsze mówię to, co mam na języku. A więc... W przypadku Setha McGuire'a zalecam największą ostrożność.
R
S
Tym bardziej że jesteś nauczycielką. Dwa lata temu mieliśmy tu prawdziwy skandal. Julię Bartlett, która była nauczycielką w liceum, przyłapano na figlach z robotnikiem budowlanym z ekipy, która remontowała boisko szkolne i korty. Niestety, Julie i jej absztyfikant nie byli ostrożni. Dali się przyłapać samemu dyrektorowi szkoły, Masonowi. I to gdzie! W bibliotece szkolnej! - Podekscytowana F rannie zniżyła głos. - Kilka miesięcy potem Julię zwolniono z pracy i wyjechała stąd. Deidre Nelson; ta nauczycielka, co mieszka kilka domów dalej, mówiła mi, że dyrektor Mason i rada szkolna do dziś nie mogą zapomnieć o tej aferze. Są bardzo czujni, przyglądają się wszystkiemu i wszystkim. Stare zgredy! Jakby nie mieli nic innego do roboty! Elise przypomniała sobie jedną z klauzul w swojej umowie o pracę. Była to klauzula moralności. - Doceniam twoją troskę, Frannie, ale zaręczam, że Seth i ja jesteśmy tylko przyjaciółmi z dawnych lat. Nic poza tym. - Oczywiście, kochanie. Nikt jednak nie jest w stanie przewidzieć, co stanie się w przyszłości. W każdym razie uważam, że najważniejsza jest dyskrecja. Gdyby Julie i tamten młody człowiek, oboje w końcu dorośli i wolni, wybrali miejsce bardziej ustronne niż biblioteka szkolna, nie byłoby żadnej afery i Julie nie wywalono by z pracy. W tak małym mieście trzeba bardzo uważać i starać się nie dawać powodu do plotek. - Frannie uśmiechnęła się. - A co do naszego wtorkowego
R
S
spotkania, to rozpuściłam już wici. Czekam z kawą, herbatą i drinkami, oczywiście bez alkoholu, a każdy przynosi coś słodkiego. Ty ciasteczka czekoladowe, jak obiecałaś. Proponuję ósmą wieczór. Odpowiada? - Jak najbardziej. Szczerze uśmiechnęła się do siwowłosej sąsiadki. Doceniała przezorność Frannie, która postąpiła słusznie, opowiadając jej o wpadce Julie Bartlett. Dobrze wiedzieć, nawet jeśli nie istniało żadne niebezpieczeństwo. Bo nie istniało. Elise nie zrobi niczego, co mogłoby zagrozić jej posadzie. A już na pewno nie zwiąże się z Sethem McGuire'em. O ósmej wieczorem, kiedy dostawcy mebli wreszcie sobie pojechali, Elise przystanęła w drzwiach swojej sypialni. Jak tu ładnie... W oknie cienkie zasłony w kolorze kości słoniowej. Łagodna bryza poruszała nimi delikatnie, a zachodzące słońce malowało na nich złociste pasy. I te nowe meble - łóżko, szafki nocne, szafa i komódka. Wszystko białe, ale nie była to śnieżna biel, tylko biel z leciusieńkim żółtawym odcieniem. Jak piasek na plaży na Karaibach. Całkiem inaczej niż w jej dawnej sypialni. Tam stały meble z wiśniowego drewna, które wybrali razem z łanem. Na miesiąc przed ślubem... Zamknęła oczy i natychmiast pod powiekami pojawiły się obrazy z przeszłości. Elise i Ian roześmiani, rozradowani swoim szczęściem i swoją miłością, trzymając się za ręce, przechadzają się po sklepie meblowym. Go
R
S
rący pocałunek, kiedy wybrali meble do sypialni, w której mieli razem spać, kochać się, śmiać się i płakać przez następne dziesiątki lat. Otworzyła oczy i spojrzała na plamę na ścianie. Była to próbka farby, którą wybrała do swojej sypialni. Jasny turkus, kolor spokojnego, cichego morza w tropikach. Sypialnia jej i Iana miała barwę jasnożółtą, lecz teraz będzie inaczej. By mogła dalej żyć. Ian na zawsze pozostanie w jej sercu i we wspomnieniach, lecz teraz, kiedy wreszcie odzyskała równowagę duchową, pragnęła rozwinąć skrzydła, poznawać nowych ludzi, którzy nie znali jej, kiedy była połówką teamu „Elise i Ian". Ruszyła korytarzem. Drzwi pokoi dzieci były otwarte. Najpierw pokój Jamiego. Wąski biały przewód, przebiegający na ukos przez tors, świadczył, że chłopiec czegoś słucha z odtwarzacza MP3, prezentu urodzinowego od mamy. Słuchał i podśpiewując w takt muzyki, rozkładał na komodzie karty ze zdjęciami bejsbolistów i inne sportowe pamiątki. Elise z czułością spojrzała na synka. Jamie tak bardzo przypominał ojca, nawet z tym porażająco fałszywym podśpiewywaniem. I rośnie jak na drożdżach. Powoli przestaje być dzieckiem. Słodki maluch, który cmokał mamę w policzki i zasypiał w jej objęciach, należy do bezpowrotnej przeszłości... Gdy Jamie zauważył matkę, natychmiast przestał śpiewać. Poczerwieniał trochę, ale uśmiechnął się i pomachał ręką.
R
S
Elise też pomachała do niego. - Wszystko w porządku ?! - zawołała, żeby usłyszał ją przez słuchawki. Uniósł kciuki. Powtórzyła jego gest i ruszyła dalej, by zatrzymać się przed drzwiami córki. Mała Maggie, tak samo jak jej brat, zajęta była urządzaniem pokoju. W jej przypadku polegało to przede wszystkim na rozlokowaniu kolekcji pluszowych zwierzątek. - Będziesz siedział tutaj, Wally - szczebiotała do szarego morsa, sadzając go na komódce obok uśmiechniętego aligatora i małej foczki. - Jak sobie radzisz, skarbie? - spytała Elise. - Nie wiem, gdzie posadzić Pasiaczka! Elise pomogła wybrać najlepsze miejsce dla ukochanego tygryska córki, ucałowała jedwabiste loczki i ruszyła dalej korytarzem. Nagle usłyszała dobiegający z dworu szum silnika, potem odgłos zamykanych drzwi samochodu. Przyjechał Seth McGuire. Serce zabiło jej szybciej. Zirytowana swoją reakcją, odetchnęła głęboko i spojrzała w sufit, jakby tam szukała ratunku. Bo nie działo się dobrze. Seth całkowicie opanował jej myśli. Co prawda były to myśli absolutnie niewinne, typu: ciekawe, jakie są ulubione rozrywki Setha, jakie ma poglądy polityczne, jakie preferuje filmy, jakiej muzyki słucha, co lubi jeść. Od razu przypominała sobie, jak było miło w cukierni Fergusona. Śmiali się prawie bez przerwy. Seth opowiadał zabawne historie ze swojego dzieciństwa, wypytywał Jamiego i
R
S
Maggie o ich zainteresowania. Ma wspaniały stosunek do dzieci... Niestety przypomniała sobie też, jak jadł lody gelato. Jak jego język przesuwał się po lodowym smakołyku... Jak całuje Seth McGuire? Wprost zapłonęła ze wstydu. Pomachała ręką, żeby się ochłodzić. - Zmieniasz się, kochana, w drugą panią Robinson mruknęła, mając na myśli filmową bohaterkę, kobietę dojrzałą, która romansowała z młodziutkim absolwentem college'u. - Wybij sobie tego chłopaka z głowy, bo zadręczysz się na śmierć, a przy okazji stracisz najlepszego w tym mieście fachowca. Albo zostaniesz drugą Julie Bartlett, bezrobotną skandalistką. Dotarła do holu i spojrzała w lustro, co ostatecznie ją otrzeźwiło. To prawda, nie była kobietą nieatrakcyjną. Dbała o siebie, jadła zdrowo i utrzymywała formę choćby po to, żeby dawać dzieciom dobry przykład. Ale wieku nie można ukryć. Nikt nie da jej dwudziestu pięciu łat! A teraz, na dodatek, wyglądała nie tylko jak kobieta dojrzała, ale i umordowana całodziennym rozpakowywaniem rzeczy. W pierwszym odruchu chciała pobiec do łazienki, żeby odświeżyć się i włożyć coś ładnego, ale się powstrzymała. Jeśli ukaże się w drzwiach odstrzelona i pachnąca, Seth na pewno pomyśli, że chce go poderwać, a to byłoby dla niej upokarzające, a dla niego przerażające. Poza tym wpadnie tu tylko na moment, żeby zostawić kosztorys. Pół, góra jedna minuta.
R
S
Pozostała więc w stroju niedbałym, próbując przy tym wyluzować się wewnętrznie. Nie była ani pierwszą, ani ostatnią czterdziestolatką, która pozwalała sobie na drobne fantazje na temat młodszego, seksownego faceta. Drobne i niewinne, bo na fantazjach przecież się skończy. Poza tym w sumie odgrywają one pozytywną rolę, bo pobudzają jej kobiecość, która przez długie lata pozostawała w stanie totalnego uśpienia, a to ważne, bo przecież zamierzała umawiać się z facetami. Rzecz jasna z takimi po czterdziestce, bo na pewno nie z Sethem McGuire'em! Gdy usłyszała pukanie do drzwi - otworzyła je. Seth na jej widok uśmiechnął się i podniósł rękę w powitalnym geście. - Cześć. - Poczuła się zdruzgotana, bo wyglądał jeszcze lepiej niż poprzedniego wieczoru. Gęste ciemne włosy były wilgotne po prysznicu, imponujący tors opinał czarny T-shirt, dżinsy opinały zgrabne, umięśnione nogi zakończone brązowymi butami TopSiders. Buty giganty! Elise wiedziała, co mówi się o facetach, którzy mają duże stopy... Kiedy zauważyła, że spojrzenie Setha prześlizgnęło się po całej jej postaci, poczuła żal. Jednak szkoda, że nie uległa pokusie i nie przebrała się w coś bardziej efektownego niż szorty z denimu i oliwkowy podkoszulek. Skubnęła ten podkoszulek. - Niestety, tak wygląda człowiek, który cały dzień zajęty był rozpakowywaniem.
R
S
- W takim razie powinnaś ten strój opatentować. Wyglądasz super. Może był tylko uprzejmy. Może rzeczywiście powinien nosić okulary. Niemniej policzki Elise zabarwił delikatny rumieniec. - Dziękuję i vice versa. Modernizacja łazienek bardzo ci służy. - Szkoda, że nie widziałaś mnie pół godziny temu, kiedy wchodziłem pod prysznic! - Z tylnej kieszeni spodni wyjął kopertę. - Proszę, to kosztorys. Jeśli będziesz miała jakieś pytania, dzwoń. A jak tam sytuacja? Przywieźli meble? - Przywieźli. - Otworzyła szerzej drzwi. - Masz ochotę zobaczyć? - Powiedziała to bez przekonania, pewna, że Seth poda jakąś zręczną wymówkę i zaraz się zmyje. - Jasne! - Z uśmiechem przekroczył próg. Jego ramię lekko otarło się o jej ramię, w którym natychmiast pojawiło się dziwne mrowienie. Spokój, tylko spokój... Zaprosiła Setha do salonu. Ustawił się na samym środku, oparł ręce na szczupłych biodrach i rozejrzał się wokół. - Bardzo ładne meble - pochwalił. - Muszą być też bardzo wygodne. - Pociągnął nosem. — Czy to przypadkiem nie ciasteczka? Wyglądał tak zabawnie z tą nadzieją wypisaną na twarzy, że Elise musiała się roześmiać. - Zupełnie jak moje dzieci! Tak, to ciasteczka. Po obiedzie upiekłam całą blachę. Masz ochotę przed wyjściem spróbować?
R
S
- Przed wyjściem? - Uniósł znacząco brwi. - Przecież dopiero co przyszedłem. Może w czymś przeszkodziłem? - Ależ skąd! Przepraszam. Za taką odzywkę zdyskwalifikowano by mnie w konkursie na najlepszą panią domu. Ale przecież dziś sobota, więc pewnie masz jakieś plany na wieczór. Lepsze niż... - Niż jedzenie domowych ciasteczek? Nawet gdybym miał, to należę do facetów, którzy z ciasteczek nie zrezygnują. Czy istnieje również szansa na popicie ciasteczek kawą? - Oczywiście! - zawołała szybko, tak szybko, jak zabiło jej serce. - Właśnie miałam zamiar włączyć ekspres i zrobić sobie latte. - Super! - Jego oczy rozbłysły. Pochylił się ku Elise i szepnął konfidencjonalnie: - Tylko nie rozpowiadaj w Home Depot, że pijam latte. Chłopaki wyśmieją mnie. Na pewno śmialiby się z niego jeszcze bardziej, gdyby dowiedzieli się, że sobotni wieczór spędza z kobietą w jej wieku. Kobietą, która mogłaby być jego... starszą siostrą. - Nie obawiaj się, Seth. Dochowam tajemnicy. - Dzięki. A gdzie Maggie i Jamie? - Urządzają swoje pokoje. To znaczy ubrania nadal leżą na łóżkach, ale prawie wszystkie pluszaki i karty bejsbolowe są na swoim miejscu. - Nie dziwię się. Układanie ubrań jest piekielnie nudne. - Słyszałam to już co najmniej dziesięć razy.
R
S
- Może chcesz przejść się po domu, a ja pokażę ci, co jest do pokazania? - Dobrze. Prowadź. Najpierw zatrzymali się u Maggie, która rozpromieniła się na widok kompana od lodów gelato. Wzięła go za rękę i oprowadziła po pokoju, pokazując z dumą kolekcję pluszowych zwierząt i książki, a na koniec oświadczyła: - Mama upiekła ciasteczka czekoladowe, twoje ulubione. Pomagałam mamie piec. Elise aż skurczyła się w środku. Zabrzmiało to przecież tak, jakby te ciasteczka upiekła przede wszystkim dla Setha, co przecież nie było prawdą, I tak by je upiekła. Prawdopodobnie. - Bardzo miło ze strony twojej mamy - rzekł z uśmiechem. - I z twojej też. - Maggie, za kilka minut siadamy do stołu - powiedziała Elise. - Zawołam cię. - Dobrze, mamusiu. Seth, zostaniesz, prawda? - Jasne. Nie ma mowy, żebym przepuścił taką okazję! Kiedy weszli do pokoju Jamiego, Elise ponownie była świadkiem, jak obecność Setha cieszy jej dziecko, zwłaszcza kiedy Seth oświadczył, że jest zagorzałym kibicem drużyny Yankee. - Tak?! - rozpromienił się Jamie. - Ja też! To moja ulubiona drużyna! - Naprawdę? Nigdy bym się tego nie spodziewał powiedział Seth ze śmiertelną powagą, choć przed oczami miał cały rządek laleczek z kiwającymi się
R
S
główkami. Laleczek ustrojonych w prążki drużyny Yankee. - Chcesz obejrzeć moje karty bejsbolowe? - spytał Jamie. - Jasne! Też mam niezłą kolekcję, chociaż muszę przyznać, że dawno do niej nie zaglądałem. - To wy sobie oglądajcie, a ja pójdę zaparzyć kawę powiedziała Elise, która bardzo potrzebowała chwilki, by wyciszyć gwałtownie budzącą się w obecności Setha... kobiecość. Wpadła do kuchni, oparła się rękoma o blat i zaczęła głęboko oddychać. Uff, już lepiej. Chwała Bogu, bo sytuacja była podbramkowa. Gdy Seth stał tak blisko niej... Na jakiś czas zażegnała niebezpieczeństwo, ale, ogólnie rzecz biorąc, tragedia. Nie przypominała sobie, kiedy po raz ostatni tak mocno reagowała na mężczyznę. Te fale gorąca, mrowienie, zawroty głowy... Czyżby ta rozbuchana kobiecość przyśpieszyła menopauzę?! Gdy postawiła na stole młynek do kawy, przypomniała sobie o kosztorysie. Wyjęła go z kieszeni i zaczęła czytać, a w miarę czytania jej cienkie brwi coraz bardziej przesuwały się do góry. Kiedy zaś przeczytała ostatnią linijkę, położyła kosztorys na blacie i zdecydowanym krokiem wymaszerowała z kuchni, udając się do pokoju Jamiego. Jamie i Seth siedzieli na podłodze, oparci plecami o szafę. Między nimi leżał otwarty album z kartami bejsbolowymi. - Seth, czy mógłbyś przyjść na chwilę do kuchni? -
R
S
spytała Elise, nawet nie próbując się uśmiechnąć. - Muszę z tobą zamienić kilka słów. - Oczywiście! - Zerwał się z podłogi. - Masz świetne karty, Jamie. Jak wrócę do domu, pooglądam swoje. - A mógłbyś mi je pokazać ? - Pewnie. Przyniosę je kiedyś. Podążył za Elise, która na odchodnym rzuciła przez ramię: - Jamie, zawołam cię na ciasteczka! Seth kroczył za Elise korytarzem, powtarzając sobie w duchu, że powinien przestać się gapić na zgrabny damski tyłeczek, ukryty w szortach z denimu. Niestety, jego oczy nie miały zamiaru słuchać, podobnie jak wyobraźnia. Od kiedy zobaczył Elise, stał się po prostu monotematyczny. Myślał tylko o niej i za dnia, i podczas niespokojnej nocy. Elise, Elise, Elise... Jej uśmiech, wielkie, błękitne oczy pełne ciepła. Smukła postać o wdzięcznych ruchach, wytworna nawet w zwyczajnych szortach. Przypominał sobie, z jaką czułością głaskała Maggie po główce czy kładła rękę na ramieniu synka. Jak uśmiechała się, rumieniła... Taka była noc, potem przez cały dzień czekał niecierpliwie, kiedy wreszcie pojedzie do niej z kosztorysem. Specjalnie zaproponował wieczór, z nadzieją, że Elise będzie w domu. Oczywiście kosztorys mógł wręczyć następnego dnia, kiedy zabierze ich na swoją łódź, ale chciał zobaczyć Elise jeszcze dziś. Czyli jednak zaczyna lekko świrować. Bo i co z tego,
R
S
że zobaczy ją jeszcze dziś? Nic. Tylko to, że sobie samemu sprawi kolosalną przyjemność. Już od dawna nie czuł się tak dobrze jak w towarzystwie Elise i jej dzieci. Dlatego przez cały dzień odliczał minuty. Kiedy wreszcie skończył z robotą, pognał do domu, wziął prysznic i przyjechał tutaj, z nadzieją, że Elise będzie w domu i zaprosi go do środka, dzięki czemu perspektywa kolejnego bezsensownego wieczoru u Salty'ego stanie się nieaktualna. W ciągu minionej doby co najmniej czterdzieści razy przypominał sobie, że ta kobieta gra całkiem w innej lidze. Ona to jedwab, on - drelich roboczy. Ona to kawior i szampan, on - chipsy i piwo. Ona ukończyła college i jest nauczycielką, on z trudnością przebrnął przez szkołę średnią. Jej mąż był świetnym maklerem giełdowym, dzięki czemu mieszkali w eleganckim domu na elitarnym osiedlu niedaleko klubu golfowego. Seth pracował trochę głową, ale przede wszystkim rękami, mieszkał w skromnym domku, zaś do klubu golfowego nawet nie zaglądał. I najważniejsze. Wystarczy, że Elise kiwnie palcem, a już zacznie kręcić się koło niej cała sfora typków z wizytówkami, na których wydrukowano „prezes", „dyrektor", „ordynator". Musi o tym wszystkim pamiętać, jeśli nie chce zrobić z siebie totalnego głupka. Ale przyjechał tutaj. Nie było siły, żeby z tego zrezygnował. Kiedy weszli do kuchni i Elise, odwróciwszy się, spojrzała na niego, jego serce natychmiast zareagowało,
R
S
a w głowie zaświtała przyjemna myśl. Te ciasteczka... Kto wie, czy nie upiekła ich, bo on powiedział, że je lubi... Och, upiekła je dla swoich dzieci, idioto, a ty się ciesz, że akurat tu jesteś. Z Elise i ciasteczkami. - Co to jest? - Wskazała palcem na blat. Spojrzał na leżącą tam kartkę. - Jak to co? Mój kosztorys. - Aha! - Elise skrzyżowała ramiona i spojrzała na niego tak, jak na pewno spoglądała na swoich uczniów, kiedy okrutnie pobłądzili na intelektualnych ścieżkach. Seth! Powiedziano mi, że jesteś najlepszym fachowcem w okolicy! - Może to zabrzmi nieskromnie, ale zgadza się. - Powiedziano mi również, że nie jesteś tani. Też prawda. - W takim razie wytłumacz mi, dlaczego twój kosztorys opiewa na kwotę dwukrotnie niższą niż w innym kosztorysie, który mi przekazano? A niech to... Powinien był przewidzieć, że bystra i ostrożna Elise wybada rynek. - Dałem ci rabat, jaki zawsze daję rodzinie i bliskim znajomym. Czy ten drugi kosztorys zrobił dla ciebie Greg Hutchins? - - Skąd wiesz? Nietrudno dojść. Greg jest drugi po mnie w rankingu. - Czyli wasze ceny są podobne? - Raczej tak. - W takim razie musiałeś się pomylić! - Podsunęła mu kartkę i puknęła palcem w rubrykę
R
S
„suma końcowa". - Nawet jeśli ze względu na naszą dawną znajomość udzieliłeś mi rabatu, nie może być on tak duży! - Tu nie ma żadnego błędu. - Jak to nie ma? Przecież uwzględniłeś tylko koszt materiałów. A co z robocizną? - Elise, zaniżyłem trochę koszty... - Trochę ?! - ...bo wiem, że zależy ci na czasie. Greg ma kilku pracowników, dlatego może zacząć już w przyszłym tygodniu. Ze mną sprawa przedstawia się inaczej. Pracuję zwykle sam, tylko czasami proszę kilku sprawdzonych chłopaków o pomoc. Poza tym mam teraz robotę, potrwa do połowy sierpnia. Na późniejsze terminy nie biorę zleceń, bo być może przyjmę pracę w innym stanie. W każdym razie u ciebie mógłbym pracować tylko wieczorami albo w weekendy, co z kolei dla was oznaczałoby dużą niewygodę. Dlatego obniżyłem cenę. - O swoją robociznę, czyli taka fucha za darmo. Do tego będziesz mógł pracować tylko wieczorami i w weekendy, a to już czyste szaleństwo. Czy możesz mi łaskawie powiedzieć, dlaczego się na to decydujesz? - Dlaczego? Bo to ja chcę wyremontować twój dom. Zrobić wszystko, jak sobie wymyśliłaś. Ja, właśnie ja. Żebyś potem, kiedy spojrzysz na to wszystko, pomyślała o mnie. Poza tym wolę spędzać wieczory i weekendy u ciebie, robiąc coś, co lubię. Mam szczerze dość Salty'ego, gdzie są tłumy, a ja i tak czuję się samotny...
R
S
- Elise, po prostu chcę zrobić coś dla ciebie. Tak jak ty kiedyś dla mnie. - Ja? A co ja takiego dla ciebie zrobiłam? - Nie pamiętasz? Gdybyś nie pomogła mi w matmie, musiałbym pożegnać się ze szkołą. - Nonsens. Gdyby nie ja, twoi rodzice znaleźliby jakiegoś nauczyciela, który udzieliłby ci korepetycji... - I wyrzuciliby pieniądze w błoto, bo z zasady nie słuchałem żadnych nauczycieli. Byłem bardzo złym uczniem. Nienawidziłem szkoły, a matematyki szczególnie. Zrozumiałem ją tylko dzięki tobie. Potrafisz wspaniale wszystko wytłumaczyć. Poza tym... - Seth uśmiechnął się - wyglądałaś trochę inaczej niż mój nauczyciel matematyki, stary pan Brown. - Policzki Elise poróżowiały. Seth zacisnął pięści, bo tak go korciło, żeby pogłaskać ten cudowny róż. Korciło też, by coś jeszcze powiedzieć, ale zawahał się, choć tylko na moment. W końcu co szkodzi, minęło przecież tyle lat. - Elise, przecież wiedziałaś, że się w tobie podkochiwałem? - Oczywiście! - odparła natychmiast. - Tak łatwo było to zauważyć? - Tak. Ale byłeś z tym... uroczy. - Do tego tępy i niezdarny? - Przecież z tego wyrosłeś! - Aha... - Czyli co? Uroczy już nie jestem? - Przede wszystkim nie jesteś już niezdarnym nastolatkiem. A uroczy... Och... - Policzki Elise z różowych
R
S
zrobiły się czerwone. - Cieszę się, że mogłam ci wtedy pomóc, Seth. - Pomogłaś mi bardzo, więc pozwól, żebym ja teraz zrobił coś dla ciebie, oczywiście jeśli moja oferta ci odpowiada. Nie ma co ukrywać, że Greg na pewno zrobi to szybciej. Poza tym jego ludzie nie będą się tu plątać wieczorami czy w weekendy. - Ale ty jesteś lepszy! - Bez dwóch zdań! - Uniósł ręce jak zwycięzca. - Hm... Z tym plątaniem to żadna tragedia. Dom będzie prawie pusty. Jamie i Maggie na dwa tygodnie wyjeżdżają w piątek do Mystic, do moich rodziców. Chcę, żeby pobyły tylko z dziadkami, to ważne dla obu stron. Seth milczał, mógł tylko gapić się na Elise i przetrawiać tę rewelację. Ona będzie tu sama, bez bufora w postaci dzieci... Jezu! Dobra to wiadomość czy zła? Na pewno w jakimś stopniu zła, bo przebywanie z Elise sam na sam przez wiele godzin i opieranie się pokusie będzie dla niego torturą. A zarazem... krzyczał w duchu z radości! - Czy dobrze usłyszałam, Seth? Masz zamiar przyjąć pracę w innym stanie? - Być może, w firmie Wexford Builders na Florydzie. Czyżby w jej oczach dostrzegł żal? - Dla ciebie to wielka szansa, prawda? - Tak. Poza tym ostatnio zamarzyłem o jakiejś zmianie. - Rozumiem. Właśnie dlatego tu się przeprowadziłam.
R
S
- Umówiony jestem na rozmowę z właścicielem firmy w drugiej połowie sierpnia. Jeśli rzeczywiście zaproponuje mi tę robotę, wezmę ją. Czemu nie? A na razie zajmę się twoim domem, oczywiście jeśli przyjmiesz moją ofertę. A więc jak, Elise? Wytrzymasz pod jednym dachem ze mną i moimi głośnymi narzędziami? - A ty wytrzymasz ze spanikowaną nauczycielką, której włos jeży się na głowie na myśl o nowej szkole? Czy wytrzyma? On wytrzyma z nią w każdym stanie, ze zjeżonymi włosami i bez. - Myślę, że dam sobie radę. - Aha. Przez kilka sekund Elise wpatrywała się w niego swoimi ogromnymi, błękitnymi oczami. A on oddałby teraz wszystko za jej myśli. W końcu uśmiechnęła się. - Cóż, twoja oferta jest nie do odrzucenia. Odetchnął z ulgą, wyciągnął rękę. - No to masz fachowca! - Nie tylko fachowca - powiedziała z uśmiechem, ściskając jego dłoń. - Mam nadzieję, że również przyjaciela! - Oczywiście! - Był pewien, że nie zrobi niczego głupiego, co mogłoby tę przyjaźń zniszczyć. Ale Bóg jeden tylko wie, ile go to będzie kosztować...
ROZDZIAŁ SZÓSTY
R
S
Kiedy we wtorek, o godzinie ósmej wieczorem, Elise razem z dziećmi i tacą czekoladowych ciasteczek stawiła się u Frannie Cabot, zastała już dom pełen ludzi. Frannie szybko dokonała prezentacji, poinformowała Jamiego i Maggie, że wszystkie dzieci bawią się w ogrodzie, po czym powróciła do nalewania kawy. O dziewiątej przytulny dom Frannie nadal rozbrzmiewał śmiechem dwudziestu kilku osób, a Elise czuła się już, jakby mieszkała w Gateshead przez całe swoje życie. Szczególnie dobrze rozmawiało jej się z Deidre Nelson, koleżanką po fachu, która tak samo jak Elise kochała babskie filmy, namiętnie czytała romanse i przepadała za czekoladą. Deidre uczyła w miejscowej szkole od dziesięciu lat i obiecała Elise pomoc w zaaklimatyzowaniu się w nowym miejscu. - Rada szkolna jest trochę sztywna - opowiadała zwłaszcza po tej aferze z Julie Bartlett. Frannie na pewno ci już o tym opowiadała. Ale ogólnie pracuje się tam
R
S
świetnie, póki... -mrugnęła do Elise wesoło - póki nie przyłapią cię w szkolnej bibliotece w objęciach budowlańca. - Bez obaw! - odpowiedziała Elise równie pogodnie, choć zarazem poczuła niepokojącą falę ciepła. Cóż, słowo „budowlaniec" zabrzmiało dziwnie znajomo. Elise została zaproszona do mieszkającej nieopodal Jillian Roth na pogaduszki, a przy okazji na prezentację akcesoriów kuchennych firmy Tupperware. Z Deidre umówiła się na polatanie po sklepach, a z Barb i Curtisem Mackeyami i ich dziećmi na pobyczenie się na plaży. Obiecała także Frannie, że po skończeniu remontu podobne spotkanie zorganizuje u siebie. Wracając do domu, zauważyła, że na podjeździe nie widać ciężarówki Setha. Czyli na dzisiaj skończył i już pojechał. Chwała Bogu. Ten przystojny budowlaniec zbyt mocno opanował jej myśli. Poczuła ulgę, że go nie ma. Ulgę niestety zmiksowaną z rozczarowaniem, że dziś wieczorem go nie zobaczy. A więc podwójnie dobrze, że pojechał. Bo najtrudniej jest walczyć z sobą, z tą coraz większą ochotą, by jak najdłużej przebywać w jego towarzystwie. W następny piątek, o dziewiątej wieczorem, Elise z satysfakcją oglądała swoją świeżo pomalowaną sypialnię. Kiedy patrzyła na jasne, zielono-niebieskie ściany, miała wrażenie, jakby zanurzała się w wodach Morza Karaibskiego.
R
S
Zadzwoniła komórka. Elise uśmiechnęła się, gdy spojrzała na wyświetlacz. - Cześć, mamo! Co słychać? - Cudownie! - odparła Anne. - Dzieciom bardzo podobała się podróż promem przez zatokę. - To świetnie! - Były zachwycone, że na prom można wjechać samochodem. Zrobiliśmy już długi spacer po plaży, zbieraliśmy muszelki, wpadliśmy też do wypożyczalni kaset wideo. Teraz poszły z dziadkiem łapać robaczki świętojańskie. - Cieszę się, że dobrze się bawicie. Ale tęsknię za nimi. W domu jest stanowczo za cicho! - A my jesteśmy szczęśliwi, że mamy je tutaj. Dzięki temu w naszym domu nareszcie przestało być za spokojnie. Jak idzie ci malowanie? - Właśnie skończyłam moją sypialnię. Jutro zaczynam pokój Maggie. W poniedziałek Seth zacznie robić kuchnię. Mam nadzieję, że skończy przed powrotem dzieci. Teraz buduje taras. - Świetnie, że Seth nadal mieszka w Gateshead i robi remont u ciebie. Kiedy człowiek przeprowadza się do nowego miasta, dobrze, jeśli ma tam jakichś starych znajomych. A ja całą rodzinę McGuire'ów wspominam bardzo miło. Elise, powiedziałaś, że Seth robi teraz taras?- Jest u ciebie? - spytała obojętnym tonem. Prawdę mówiąc, trochę zbyt obojętnym. - Tak, jest. Mówiłam ci, że pracuje u mnie wieczorami i w weekendy. Elise spojrzała w okno, czyli zrobiła to, co robiła
R
S
wielokrotnie –i zbyt często! - w ciągu kilku ostatnich wieczorów. I za każdym razem widok, jaki ukazywał się jej oczom, powalał ją. Seth, ubrany w wystrzępione dżinsy i T-shirt. Wspaniałe męskie opalone ciało. Wspaniałe mięśnie, napinające się przy każdym ruchu. Elise gapiła się jak sroka w gnat, a myśli, przelatujące przez jej głowę, stanowczo nie nadawały się do ujawnienia. Wielki Boże! Ten Seth. Nawet brudny i spocony rozbudzał w niej najśmielsze fantazje, czego w żaden sposób nie potrafiła zwalczyć. A przecież wcale nie był w jej typie. Zawsze podobali się jej mężczyźni w garniturach, schludnie ostrzyżeni i z teczką. A nie taka kwintesencja wybujałej męskości. - Maggie i Jamie opowiadali o waszych nowych znajomych. Seth chyba im się bardzo spodobał. O, nie tylko im! - Nic dziwnego, mamo. Ma świetny kontakt z dziećmi - powiedziała, nie odrywając wzroku od cudownie szerokich męskich pleców. - Ma sporą gromadkę siostrzenic i siostrzeńców. - Podobno zabrał was na łódź. - Tak. I był po prostu nadzwyczajny. Wesoły i opiekuńczy, anielsko cierpliwy wobec dzieci. Szczegółowo wyjaśnił im zasady bezpieczeństwa, a kiedy został wzięty w krzyżowy ogień pytań, na każde z nich z zapałem odpowiadał. Najpierw odbyli mały rejs, potem zawinęli do przystani i posiedzieli na plaży. Popływali, zbudowali kilka zamków z piasku i zjedli wszystko, co Elise za
R
S
pakowała do koszyka. Seth w kąpielówkach to był szok. Elise bez przerwy wodziła za nim wzrokiem, błogosławiąc tego kogoś, kto wynalazł okulary przeciwsłoneczne. Seth ze swoją szeroką klatą i bicepsami wyglądał jak facet z reklamy sprzętu do ćwiczeń. A kiedy w pełnym blasku słońca wynurzył się powoli z wody, odchylił głowę i wielkimi łapskami odgarnął mokre włosy... Na szczęście zupełnie nie zdawał sobie sprawy, jakie odczucia wzbudza w Elise. Gdyby się jednak zorientował... Och! Wtedy poczułby politowanie dla starzejącej się kobiety, której on okazuje zwykłą życzliwość, zaś ona... Wygląd nie był jedynym plusem Setha. Elise już była pewna, że ma wspaniały charakter. To człowiek o dobrym sercu, przyjazny dla świata i ludzi, niezwykle pogodny i ujmujący. Każdemu było miło przebywać w jego towarzystwie. Elise również, chociaż jednocześnie dla niej była to sytuacja ze wszech miar niebezpieczna. Bała się, że straci panowanie nad sobą - i zrobi z siebie kompletną idiotkę. - Elise... czy przejażdżka łodzią sprawiła ci taką samą przyjemność jak dzieciom? - Oczywiście, że tak. - Maggie mówiła, że upiekłaś ulubione ciasteczka Setha, te z kawałeczkami czekolady. I że on codziennie jada z wami obiad. - Ciasteczka czekoladowe uwielbiają przede wszyst
kim twoje wnuki, mamo. A jeśli chodzi o wspólne obiady, trudno nie nakarmić kogoś, kto po całym dniu pracy przyjeżdża do mnie i haruje jeszcze ładnych kilka godzin! A płacę mu naprawdę niewiele. - Rozumiem, córeczko. Masz rację. I z tego, co mówisz, wnioskuję, że to wyjątkowo sympatyczny młody człowiek, prawda? - Tak, mamo. Bardzo sympatyczny i bardzo młody. Na pewno za młody... - Na co, skarbie? -Och, przecież doskonale wiem, do czego zmierzasz. Nieraz namawiałaś mnie na... bogatsze życie towarzyskie. - Owszem. Czyli co? Uważasz, że trzydziestoletni mężczyzna jest dla ciebie za młody? - Dwudziestodziewięcioletni, mamo! Stanowczo za młody dla kobiety czterdziestoletniej! To chyba jasne, prawda? - Dziś kobieta czterdziestoletnia to jak kiedyś trzydziestolatka. Mówią o tym we wszystkich talk-show. Powiedz... a może on nie jest atrakcyjny? - On... - Jest uosobieniem seksu. Ma cudownie zielone oczy, mogłabym wpatrywać się w nie godzinami. A piękniejszego uśmiechu w życiu nie widziałam. - Wygląda nieźle. - Umówiłabyś się z nim, gdyby miał czterdzieści lat? - Mamo... - Umówiłaby się z nim natychmiast, ale nie do kina, tylko po to, żeby robić z nim coś całkiem innego...
R
S
- Czyli nie chcesz się z nim umawiać z powodu różnicy wieku ? - Och, co za gadanie. Seth nie okazał mi, że interesuję go jako kobieta, więc nie ma tematu. - Nie interesujesz go? Mylisz się. Żaden mężczyzna, nieważne, czy trzynastoletni, trzydziestoletni czy stutrzydziestoletni, gdyby nie był tobą zainteresowany, nie zrobiłby tego, co zrobił Seth dla ciebie i twoich dzieci. Jamie opowiadał mi, że Seth uczył go prowadzić łódź. Specjalnie odszukał swoją kolekcję kart bejsbolowych, żeby pokazać ją Jamiemu. Podobno nawet grał z Maggie w grę wideo, w której pojawia się lalka Barbie. Trzeba przyznać, że to wyjątkowo cierpliwy człowiek. Dla mnie istnieje tylko jeden powód, dla którego poświęca wam tyle czasu i energii. - Oczywiście, że jest powód. Kiedyś pomogłam mu w matematyce, dzięki czemu skończył szkołę, więc teraz chce mi się odwdzięczyć. To prawda, zaprzyjaźniliśmy się, ale tak zostanie, mamo. Proszę, niczego sobie nie wyobrażaj. Seth jest młodym, przystojnym mężczyzną, za którym uganiają się dziewczyny. A ja doskonale wiem, ile mam lat i na samą myśl, że mogłabym być z młodszym facetem, skóra mi cierpnie. - Kochanie, spokojnie. Nie chodzi o wiek. Nie zapominaj, że jesteś piękną kobietą. Martwi mnie, że od tylu lat jesteś sama. - Wcale nie jestem sama. Mam dzieci i mnóstwo nowych znajomych. Bardzo szybko tu się zaaklimatyzowałam.
R
S
- Ale nie umawiasz się z nikim. - Bo nie natrafiłam jeszcze na kogoś odpowiedniego. Deidre, moja nowa przyjaciółka, chce mnie umówić ze swoim kuzynem, który przyjedzie tu pod koniec łata. Poza tym w przyszłym tygodniu jest rada pedagogiczna, może tam spotkam kogoś ciekawego. - Kolega z pracy? Uważaj, Elise. Zaraz zaczną się plotki. - Tak? No proszę. Przeszkadza ci kolega z pracy, a jednocześnie nie masz nic przeciwko temu, żeby twoja córka, nauczycielka ze szkoły średniej, poznała bliżej młodszego o dziesięć lat budowlańca! Wtedy dopiero zatrzęsłoby się tu od plotek! Ale już dość o tym. Mam dość stresów. Remont, nowa praca... Nie mam zamiaru brać sobie na głowę dodatkowego kłopotu w postaci młodszego o dziesięć lat faceta. Kompletna bzdura. - Wcale nie. Co w tym złego, jeśli umówisz się z przyzwoitym, uczciwie pracującym człowiekiem, który jest dobry dla ciebie i dla twoich dzieci? Matka miała rację. Co w tym złego? Och, całe mnóstwo! Nie zrobi z siebie pośmiewiska, zadając się z młodszym mężczyzną, nie narazi się na plotki i utratę pracy... - Przecież wyczuwam, że Seth McGuire ci się podoba - ciągnęła niezmordowanie matka - a z tego, co mi opowiedziałaś, wynika jasno, że ty również mu się podobasz. - Co ty mówisz, mamo?! - Uwierz starej kobiecie. - Anne roześmiała się ciepło.
R
S
- Wykorzystaj te dwa tygodnie, kiedy nie ma dzieci. Przekonaj się, czy między wami naprawdę iskrzy. - Żartujesz! Próbowała zlekceważyć słowa matki, niestety, już wznieciły pożar. Nagle, wbrew zdrowemu rozsądkowi, poczuła, że musi to zrobić. Koniec wstrzemięźliwości! Wykorzysta te dwa tygodnie, bo inaczej... po prostu zwariuje. Musi zaryzykować. Albo zrobi z siebie idiotkę - trudno - albo zazna rozkoszy z mężczyzną, który działał na nią tak, że... Och, na to nie ma słów! Dwa tygodnie. Tylko dwa, potem powrót do roli matki, nauczycielki, kobiety dojrzałej, która może spotykać się tylko z mężczyznami w odpowiednim wieku. - Chociaż... Bo ja wiem... Mogłabym mimochodem spytać go, czy nie ma ochoty na kieliszek wina? - Właśnie, córeczko! Kochanie, zrozum, wcale nie namawiam cię do małżeństwa. Chcę tylko, żebyś rozerwała się trochę w męskim towarzystwie. Poczuła się znów kobietą, rozumiesz? - Sama nie wiem, co powiedzieć... - Powiedz po prostu, że spotkałaś miłego faceta i chcesz go poznać bliżej. - Dobrze. Spotkałam miłego faceta i chcę go poznać bliżej. Uff... Powiedziała to, ale wcale jej nie ulżyło. Bo i co z tego, że spotkała, że chce, że powiedziała, kiedy na podstawowe pytanie nikt nie jest w stanie udzielić odpowiedzi.
R
S
Jaka będzie reakcja Setha, kiedy zaproponuje mu ten kieliszek wina? Seth odłożył narzędzia, głęboko odetchnął i wolnym krokiem ruszył do drzwi, powtarzając w duchu przemowę, którą ćwiczył przez cały dzień. Serce waliło mu jak młot. Dziwne, bo nigdy się nie denerwował, kiedy chodziło o kobiety. No tak, ale przecież teraz chodzi o Elise. Tak samo na jej widok biło jego serce piętnaście lat temu. Podobnie tydzień temu, kiedy po tylu latach zapukał do jej drzwi. Teraz też, bo zamierzał podjąć pewne kroki. Dlatego był podminowany, choć jednocześnie od łat nie czuł się tak zadowolony z życia jak przez ostatnie dni. Poza tym był zdesperowany. Nie miał zamiaru marnować ani jednego dnia więcej. Poprosi Elise, żeby się z nim umówiła. Jeśli zrobi z siebie idiotę, to trudno. Każdemu może się to zdarzyć. A w tym przypadku naprawdę warto zaryzykować. Kiedy kończył myć ręce, w progu kuchni stanęła uśmiechnięta Elise. - Cześć! - powiedziała i to wystarczyło. Jak zawsze. Jedno jej słowo, jeden uśmiech i on był już ugotowany. Poza tym miała na sobie szary T-shirt z żółtym napisem: „To prawda, jesteś sprytny i potrafisz z ludzi robić głupków - ale swojej MAMY nigdy nie oszukasz!". Niżej widać było powypychane spodnie od dresu z efektowną dziurą na kolanie, jeszcze niżej stare tenisówki. Wyżej,
R
S
na głowie starą, wysłużoną czapkę bejsbolówkę. Wszystko dokumentnie poplamione farbą. Elise wyglądała rewelacyjnie. Bardziej seksownie niż gdyby miała na sobie czarną koronkową bieliznę... Idioto! - zgromił się w duchu Seth. Nie gap się jak cielę na malowane wrota, tylko coś powiedz! Odchrząknął i spojrzał znacząco na jej strój: - Czy oprócz spodni i T-shirta udało ci się coś jeszcze pomalować? Choćby tyci kawałek ściany? - Hej! Natychmiast to odszczekasz, kiedy się przekonasz, jak wygląda mój pokój! Bajecznie! Chcesz zobaczyć ? - Oczywiście. Ale nie teraz. Rozniosę piach po całym domu. - Żartujesz! Mam dwójkę dzieci, więc utrzymanie domu w pedantycznej czystości to jak odgarnianie śniegu podczas zamieci. Idziemy! - Chwyciła go za rękę małą, ubrudzoną farbą dłonią i pociągnęła za sobą przez korytarz, do swojego pokoju. Co o tym sądzisz? - O czym? O... tobie? O tobie myślę, że nie znam bardziej zachwycającej kobiety... Cholera. Znowu odleciał. Rozejrzał się szybko dookoła i pokiwał głową z aprobatą. - Świetna robota i piękny kolor. Jakbym był na plaży na Karaibach. - Tak? - Twarz Elise pojaśniała w uśmiechu. - Właśnie tak miało się kojarzyć! Zapadła cisza. Seth nabrał głęboko powietrza. Teraz albo nigdy. Strzelaj, bracie!
R
S
- Chciałem cię zapytać... - Chciałam cię zapytać... Wybuchnęli śmiechem. - Ty pierwsza, Elise. - Ja? No więc... chciałam zapytać, czy nie masz ochoty zostać jeszcze chwilę. Napić się wina albo latte, co wolisz... Szok. Nie mogła mu zrobić większej przyjemności. I większej nadziei. Skoro sama wystąpiła z taką propozycją, to... - A to zabawne! - powiedział z uśmiechem. - Bo ja chciałem ci również coś zaproponować. Kevin, mój kumpel, obchodzi dziś urodziny. Obiecałem mu, że wpadnę do Salty'ego. To najbardziej popularny bar w Gateshead. Nie wybrałabyś się ze mną? W piątki są tam prawie wszyscy, mógłbym cię przy okazji zapoznać z tak zwaną miejscową ludnością.... W jej oczach coś mignęło. Zaskoczenie?- Może. Ale zaraz potem uśmiechnęła się. - Brzmi zachęcająco. - A więc... - Tak! - Świetnie. W takim razie jadę do domu, doprowadzam się do porządku i wracam po ciebie. Ile czasu potrzebujesz? Elise spojrzała w dół, na całą siebie w turkusowej farbie. - Tygodnia, ale jak się sprężę... godzina wystarczy. Wyszoruję się i zadzwonię do dzieci, żeby powiedzieć im dobranoc.
R
S
- Czyli za godzinę. Pognał do samochodu, odjechał kawałek i wyrzucił rękę w górę w geście najwspanialszej radości. Zarazem gdzieś w głębi jego duszy pobrzmiewało pytanie: „stary, dokąd cię to zaprowadzi?" I roześmiał się w odpowiedzi.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
R
S
U Salty'ego aż pulsowało hałasem i energią. Elise, choć zadowolona, że wyrwała się z domu, czuła się trochę onieśmielona. Od dawna nie była w barze i odwykła od takich miejsc. Ale przynajmniej zaraz po wejściu do środka rozwiały się jej obawy, że będzie tu jedyną osobą po trzydziestce. W barze bawiły się osoby w bardzo różnym wieku. - Widzę Kevina. Idź za mną. - Seth chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą. Szła potulnie jak baranek. Po chwili stanęli przy przystojnym młodym człowieku - oceniła go na dwadzieścia parę lat - z gęstą jasnobrązową czupryną i śmiejącymi się oczami. - Myślałem, że już tu się nie pojawisz, koleś! - Kevin mocno klepnął Setha w ramię. - Zaczęliśmy imprezkę bez ciebie. Wszyscy są przy naszym stole bilardowym. - Zaintrygowany spojrzał na Elise. Kiedy Seth dokonał prezentacji, uśmiechnął się jeszcze szerzej i powiedział: - Miło cię poznać!
R
S
- Mnie również! - odparła Elise, przekrzykując hałas. - Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin! - Dziękuję! Seth mówił mi, że robi remont w twoim domu. Dobrze trafiłaś, bo trudno o lepszego fachowca. - Wiem. Przypomina mi o tym na każdym kroku! Kevin zaśmiał się i kiwnął na barmana: - Jimmy! Dwa browary i... Elise, czego się na- pijesz? Zwykle piła wino, ale skoro wlazła między wrony... - Piwo proszę. Nagle rozległ się przeraźliwy pisk. - Och, Seth! Jak cudownie! Wieki ciebie nie widziałam! Przebijała się ku nim młodziutka, atrakcyjna blondynka. Podskoczyła do Setha i rzuciła mu się na szyję. Jej usta szukały jego ust, on jednak zrobił unik. Skończyło się na głośnym cmoknięciu w policzek, udokumentowanym śladem szminki. Seth uwolnił swoją szyję i odsunął się o krok. - Witaj, Tiffani. Pozwól, że ci przedstawię Elise. Gdy Tiffani obrzuciła ją spojrzeniem nadzwyczaj wnikliwym, Elise z trudem stłumiła śmiech. Wolała taką reakcję, skupienie się na komizmie sytuacji, niż poddanie się... zazdrości. Choć Seth nie zachęcał Tiffani do tych czułości i zachował się powściągliwie, cały ten incydent wstrząsnął Elise. Kazał oprzytomnieć, przypomnieć sobie o różnicy wieku, o tym, jakie to kobiety
R
S
pasują do młodego wolnego mężczyzny i jacy mężczyźni do czterdziestoletniej wdowy z dwójką dzieci. Musi też pamiętać, że to żadna randka, tylko taki zwykły przyjacielski wypad. Cóż, najchętniej wróciłaby do domu, lecz nie zrobi tego, bo nie należy do osób, które łatwo się poddają. Potrzebowała tylko chwili samotności, by zebrać się w sobie. Uśmiechnęła się promiennie. - Witaj, Tiffani! - Cześć! - odparła obojętnie, ufna w swoją młodość i urodę blondynka. Ktoś taki jak Elise nie mógł jej zagrozić. Odwróciła się znów do Setha. - Gdzie są toalety? - spytała Elise, by nie być świadkiem dalszych poufałości. - Tam - odparł Seth. - Może cię zaprowadzić ? - Dam sobie radę. Zostań z przyjaciółmi. Zanim zdążył zaprotestować, szybko wmieszała się w tłum. Zdenerwowany Seth patrzył za znikającą w tłumie Elise. Do diabła, chyba nie pomyślała, że... - Seth, może rozpoczniemy naszą imprezkę? Zatańczysz? - spytała przymilnie Tiffani, poruszając efektownie biodrami, co jeszcze bardziej go rozdrażniło. - Tiffani, przyszedłem tu z Elise. - Co?! - Spojrzała na niego zdumiona. Sytuacja, kiedy facet jasno daje jej do zrozumienia, że ma się odczepić, była dla niej czymś nowym. Wreszcie wzruszyła ramio
R
S
nami. - Trudno! Może następnym razem. - Następnym razem też przyjdę z Elise. - O ile, oczywiście, wszystko potoczy się po jego myśli... - W porządku, Seth. Nie ma sprawy. - Ruszyła w tłum. Seth był przekonany, że minie pięć minut i Tiffani zapomni o nim. Odwrócił się i zauważył, że znów ktoś wbił w niego wzrok. Kevin. Gapił się, jakby jego kumplowi, dajmy na to, na środku czoła wyskoczyło trzecie oko. - Koleś, nie wierzę! Kazałeś się zmyć takiej lasce? - Nie jest w moim typie. - A od kiedy to tak ci się gust zmienił? - Odkąd szukam czegoś więcej niż seksu. - No nie! Chyba masz gorączkę! - Z pewnością nie! - Seth roześmiał się i sięgnął po piwo. - No i jak, Kevin? Zadowolony ze swojej imprezki? - Jasne. Ale byłoby jeszcze lepiej, gdyby takie laski jak Tiffani kleiły się do mnie. - Poczekaj, aż zabawa się rozkręci... Spojrzał w kierunku toalet, ale nie zauważył Elise. Trudno. Trochę cierpliwości. Kiedy się tu pojawi, wyjaśni jej, że z tą blondynką nic go nie łączy. - Seth! Co o tym myślisz? - O czym? - O czym! O czym! Mówię do ciebie, koleś,
R
S
i mówię, a ty jak zwykle masz odlot. Jedziesz jutro z nami do Hamptons? - Nie mogę. Jutro pracuję. - A w niedzielę ? - W niedzielę też. - U Elise? - Zgadza się. - Aha... - Kevin zadumał się. - Elise... - mruknął po chwili. - Całkiem niezła. - Fakt. - Naprawdę się z nią umówiłeś? A może powiedziałeś to tylko tak, żeby Tiffani się zmyła? Nie, nie... Coś mi się zdaje, że wpadłeś po uszy! Seth milczał, ponieważ zauważył Elise, która torowała sobie drogę przez roztańczony tłum. Na jej widok jego serce aż podskoczyło, więc Kevin, niestety, miał rację. Seth wpadł. Nie to, że Elise mu się podoba. Chodziło o coś głębszego. Patrzył, jak zręcznie omijała tańczących, widział, jak faceci wodzą za nią wzrokiem. Jeden z nich coś do niej zagadał. Koło czterdziestki, w eleganckich czarnych spodniach, białej koszuli i rozluźnionym krawacie. Pewnie z Manhattanu, absolwent jednego z najlepszych uniwersytetów, wpadł tu na weekend po ciężkim dniu na Wall Street. Ktoś odpowiedni dla Elise. Ścisnął mocniej butelkę. Cud, że nie pękła. Elise zamieniła z facetem kilka słów, uśmiechnęła się miło i wskazała głową na bar. Potem znowu ruszyła przez zbity tłum. Ale facet zdążył jeszcze podać jej wizytówkę.
R
S
Cholera! Sam już nie wiedział, co go bardziej wkurzyło. Czy fakt, że facet dał jej wizytówkę, a ona wsadziła ją do torebki, czy sposób, w jaki gapił się na nią, kiedy oddalała się od niego. W każdym razie - wkurzyło, i to ostro. Tak, to zazdrość. Czyli na pewno wpadł. Elise stała się dla niego ósmym cudem świata. W starych ciuchach poplamionych farbą wydała mu się najseksowniejszą kobietą na świecie. A teraz? Po prostu brakowało mu słów. - Seth!- Kevin szturchnął go w żebra.-Wyluzuj! - O co chodzi? - Masz taką minę, jakbyś chciał rzucić się na tego faceta, z którym ona rozmawiała! - A coś ty się raptem zrobił taki spostrzegawczy ? - Od kiedy warto cię obserwować, koleś! Seth poniechał riposty, ponieważ Elise skończyła swoją wędrówkę przez roztańczony tłum. Z miłym uśmiechem podeszła do nich, co Setha trochę zaskoczyło. Gdyby przyszedł tu z Tiffani, a jakaś dziewczyna przystawiałaby się do niego, z pewnością powstałby problem w skali krajowej. Niemniej zależało mu, żeby nie było żadnych niedomówień. - Elise... A tak dla porządku... Tiffani to tylko moja znajoma, nic poza tym. Nie jestem z nikim związany. Przez kilka długich sekund przyglądała mu się bacznie. - Dobrze wiedzieć - mruknęła.
R
S
Tylko tyle i tak wiele. Dwa słowa, dzięki którym spadł mu z serca ogromny kamień. - Czy to moje piwo? - spytała, wskazując głową na kontuar. - Tak, proszę! - Podał jej kufel. -Może grasz w bilard? - I tak, i nie. Nie grałam od lat. - Super! Więc na pewno z tobą wygram! - Tak myślisz? A jaka jest stawka? - Pięć dolców. Chcesz zobaczyć, jak rozkładam Kevina na łopatki? - Ej, koleś! Dziś moje urodziny! - zaprotestował Kevin. - Zgodnie z kodeksem urodzinowym w takim dniu tylko wygrywam. - To może ja zagram z tobą, Kevin? - spytała z uśmiechem Elise. - Mam na zbyciu pięć dolarów. Kevin uśmiechnął się szeroko. - Przyjmuję wyzwanie! Pół godziny później Elise chowała do kieszeni pięć dolarów Kevina, a Seth, pełen podziwu dla jej umiejętności, naigrywał się z solenizanta. - No i poległeś, koleś! - Zdarza się... - Kevin z szacunkiem spojrzał na Elise. - Ciekawe, gdzie taka dziewczyna z wyższej półki nauczyła się grać w bilard? - W college'u. Bilard to naprawdę nic w porównaniu z geometrią stosowaną. - Seth mówił mi, że uczysz matematyki. Na pewno pomaga to w grze. Bez wątpienia... Seth? Jesteś przygotowany na klęskę?
R
S
- Jasne! - Pełen zapału chwycił za kij. Dalszy bieg wypadków udowodnił niezbicie, że jego naiwność nie znała granic. Po dwóch godzinach Elise rozkładała na łopatki swego ostatniego przeciwnika, Ricky'ego Winsteada. Zgromadzony wokół stołu tłum nagradzał jej kolejne zwycięstwo gromkimi brawami. Zarumieniona ukłoniła się pięknie i odebrała od pokonanego wygraną, wręczoną jej z efektownym ukłonem. - Teraz żałuję, że nie przykładałem się w szkole do geometrii - wyznał Ricky. - Na pewno byłoby inaczej, gdybym miał nauczycielkę taką jak ty. Odłożyła kij, oświadczając, że jest już zmęczona grą, i podeszła do Setha, który stał kawałek dalej, oparty o ścianę. - Byłaś świetna. - Podał jej szklankę z wodą. - Jestem dumny, że cię znam. Wypiła łapczywie duży łyk i uśmiechnęła się. - Mówisz to każdej kobiecie, dzięki której podczas gry w bilard twój portfel chudnie? - Nie, bo dziś stało się to po raz pierwszy. Według moich obliczeń wygrałaś sześćdziesiąt dolarów. - Zgadza się. A mówiłeś, że jesteś kiepski z matematyki. - Miałem świetną korepetytorkę. Co zrobisz z pieniędzmi, które zdobyłaś w tak mało szlachetny sposób? - Wydam je na coś, czego normalnie bym nie kupiła. Może seksowną bieliznę z czarnej koronki? To skoja
R
S
rzenie natychmiast skierowało jego myśli na tory bardzo śmiałe. Ściślej - wzbudziło gwałtowną chęć dotknięcia Elise. Tak. Dotknąć jej, trzymać ją w ramionach. - Zatańczysz, Elise? - Zatańczyć? Od tak dawna nie tańczyłam. Zapomniałam już, jak to się robi. - To samo mówiłaś o bilardzie! Chodź! Zaprowadził ją na środek sali. Stanowczo musiał czuwać nad nim Anioł Stróż, bo w chwili, gdy stanęli na parkiecie, kapela zaczęła grać wolny kawałek. Objął więc Elise i przyciągnął do siebie... Jej oczy, jej usta... Po prostu ona. Zawładnęły nimi spokojne, miłosne rytmy, świat wokół przestał istnieć. I nie wiedzieć, jak to się stało, ale Seth musnął ustami usta Elise. Gdy rozchyliła wargi, zaczął ją całować... i znalazł się w raju. Spojrzał jej w oczy, piękne, tajemnicze, nieprzytomne. A więc ona tak samo zapamiętała się w tym pocałunku. Pogłaskał jej policzek. - Chodźmy stąd, Elise.
ROZDZIAŁ ÓSMY
R
S
Patrzyła mu prosto w oczy. On wpatrywał się w nią tak intensywnie, że czuła, jak braknie jej tchu. „Chodźmy stąd". Wiedziała, co się za tym kryje, dlatego rozsądek wahał się. Rozsądek statecznej wdowy, matki, nauczycielki. Zarazem jednak odzywała się w niej kobieta, o której istnieniu Elise tak długo starała się nie pamiętać. Lecz teraz ta kobieta wyrwała się na wolność, odurzona myślą, że nareszcie może pobiec ku słońcu... - Chodźmy - szepnęła. Kiedy wsiedli do pikapu, Seth spojrzał na Elise tak, że omal się nie roztopiła, tak wiele żaru było w jego oczach. - Do mnie ? - spytał. - Tak. Do jego domu jechało się zaledwie kilka minut, a wydawało się, że całą wieczność. Czyli czasu na zastanawianie się miała aż za dużo. Nad swoją decyzją, swoim pożądaniem. Nad tym, czy będzie w stanie zadowolić
R
S
i jego, i siebie. Nad tym, że po tak długim czasie znów będzie kochać się z mężczyzną... z mężczyzną, który nie jest łanem. Niby nie było żadnych przeciwwskazań, lecz wszystkie obawy, o których zapomniała podczas zabawy u Salty'ego, odżyły. W rezultacie gdy Seth zamykał za nimi drzwi domu, cały jej zapał znikł. Pozostały tylko wątpliwości i niepokój. Wyczuł to, dlatego nie rzucił się na nią z gorącymi pocałunkami, tylko zaprosił do mrocznego salonu. Kiedy zapalił kilka lamp, zobaczyła dużą,' brązową sofę, wielki fotel, pod ścianą telewizor z płaskim ekranem. W kącie rzucone na podłogę ciężarki, obok wielkie adidasy. Z oparcia sofy zwisał smętnie T-shirt. Na stole ciemnoniebieski kubek ze śladami kawy, obok płachty gazet. Coś w tym pomieszczeniu - może właśnie ten samotny kubek - sprawiło, że poczuła ukłucie w sercu. Ten pokój był wypełniony samotnością. Czymś, co było jej boleśnie bliskie. - Elise - powiedział miękko Seth, ujmując jej dłonie. Co się stało? Spojrzała w jego piękne zielone oczy, skrzące się pożądaniem i czułością. Tak słodko było się z nim całować, tak cudownie, kiedy jej dotykał. Zbyt cudownie... - Ja... boję się. - Czego? - Zapomniałam już, jak to się robi. Boję się, że będziesz rozczarowany. Przecież od śmierci Iana nie byłam z nikim.
R
S
- Elise... - Przycisnął jej dłonie do swojej piersi. Czujesz? To moje serce. Bije tak mocno za każdym razem, kiedy jestem blisko ciebie, kiedy pomyślę o tobie. Pragnę cię. Jeśli jednak nie jesteś jeszcze gotowa albo po prostu mnie nie chcesz... Trudno, będę musiał się z tym pogodzić. Nie mów mi tylko, że boisz się mnie rozczarować. To po prostu niemożliwe. - Ale ja mam rozstępy i cellulit. - A ja nie jestem Mister Universum. Poza tym nie wyobrażam sobie, by cokolwiek w tobie mogło nie być piękne. - Ale ja... ja mogę się rozpłakać. - Wtedy będę cię tulił, dopóki znów się nie uśmiechniesz. - To może potrwać. - Nigdzie mi się nie śpieszy. Mówił to wszystko cichym, pełnym emocji głosem, skutecznie rozpędzając obawy Elise. Po co się opierać? Po co znów zamykać w skorupie swoją kobiecość, kiedy obok jest cudowny mężczyzna, kiedy są tak sprzyjające okoliczności, kiedy nikt się przecież o tym nie dowie.. A gdy zgaszą światła, ciemność zatrze różnicę wieku. - Seth, muszę cię jeszcze przed czymś przestrzec. Po tak długiej przerwie mogę być... nienasycona. - Och... nienasycona... Kiedy uniesienia minęły i znów otworzyła oczy, zobaczyła nad sobą majaczącą w mroku twarz.
R
S
- Jak się czujesz, Elise? - szepnął. - Nasycona... Seth, nie wierzyłam, że jeszcze kiedykolwiek będę z mężczyzną. A jeśli nawet, że będzie to smutne. Przypomni mi, co straciłam wraz ze śmiercią Iana. Ale to wcale nie było smutne. Było cudowne, radosne. Takie... uzdrawiające. - Musnęła ustami jego usta. - Dziękuję, Seth. Nigdy ci tego nie zapomnę. - Ja też. - Przyłożył czoło do jej czoła. - Marzyłem o tym. Od kiedy zadzwoniłaś do mnie, myślę wciąż o tobie. - Ja też...- Czuła, że łzy napływają jej do oczu. Nie zdołała ich powstrzymać. - Nie płacz, Elise. - Delikatnie pocałował wilgotne policzki. - To są łzy radości, Seth! - A to popłacz sobie, skarbie, popłacz...
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
R
S
Następne dwa tygodnie minęły jak z bicza strzelił. Elise miała huk roboty. Malowanie dziecinnych pokoi, pielenie rabat, przygotowanie planów lekcji, długie rozmowy z córką i synem, a także ponowne zaznajamianie się z Gateshead po piętnastoletniej przerwie. Podczas wypraw na miasto w towarzystwie Deidre odkryła cudowną księgarnię, którą Jamie na pewno pokocha, oraz sklepik, gdzie sprzedawano ręcznie szyte ubranka dla Barbie. Do tego sklepu Maggie będzie chciała przychodzić codziennie. Frannie dwukrotnie wpadła na kawę i dwukrotnie nie mogły się nagadać. Miały wiele wspólnych tematów, od straty współmałżonka począwszy, po ulubione filmy. Elise podejrzewała, że sąsiadka coś wyczuwa, jeśli chodzi o kontakty między Elise a Sethem. A przecież bardzo dbali o dyskrecję. Na przykład kiedy Seth spędzał noc u Elise, pikap nocował w garażu. Na szczęście Frannie nie zadawała żadnych pytań. Raz tylko pozwoliła sobie na małą uwagę:
R
S
- Cieszę się, że jesteś zadowolona, kochanie. Uważaj tylko, żeby nie dać powodu do narzekań tym sztywniakom z rady szkolnej. Elise wzięła udział w radzie pedagogicznej, dzięki czemu poznała resztę nauczycieli. Powitano ją bardzo życzliwie, podobnie życzliwi okazali się członkowie rady szkolnej. Widok tego szacownego grona ostatecznie uświadomił Elise, jak ważne jest, by nic z jej życia prywatnego nie wydostało się na zewnątrz. A kiedy Maggie i Jamie wrócą do domu, mowy nie ma, żeby Seth jeszcze kiedykolwiek spędził u niej noc. Dni były ciekawe, bogate w wydarzenia, ale nie mogły się równać z nocami. Nocami z Sethem. Seth... Wystarczyło, że o nim pomyślała, i już czuła rozkoszny dreszczyk. Do domu przyjeżdżał zwykle późnym popołudniem. Witał ją wspaniałym pocałunkiem. A potem było jeszcze przyjemniej, bo Seth do tych właśnie rzeczy miał prawdziwy talent. Robił to cudownie zarówno w łazience, jak i w holu. O kuchni czy salonie nie wspominając. Czasami przyjeżdżał od razu po pracy. Wtedy brał prysznic u niej - oczywiście w jej towarzystwie. Potem przypominał o swoich niebywałych talentach, a następnie brał do roboty i przez kilka następnych godzin doprowadzał do porządku dom Elise. Ona w tym czasie szykowała obiad. Siadali do stołu, jedli, rozmawiali i śmiali się. Opowiadali ciekawe historie ze swojego życia, dzielili się marzeniami i Nadzie
R
S
jami. Elise dowiedziała się, że Seth kocha klasyczny rock, kino akcji, zwierzęta, kuchnię włoską i niebo pełne gwiazd. A kiedy próbował nauczyć ją gry na gitarze - do czego nie miała talentu za grosz - przekonała się, że w stosunku do niej Seth ma też anielską wprost cierpliwość. Śpiewał całkiem nieźle. W grze w karty był beznadziejny - choć w jednej świetny. W pokera. Był nie do pobicia. Zwłaszcza w pokera rozbieranego. Chociaż Elise, mimo przegranej, w końcu i tak mogła uważać się za zwycięzcę. Ale najbardziej rozbawiło ją jedno odkrycie. Ten muskularny, spalony na brąz mężczyzna na łaskotki był wrażliwy jak dzidziuś. Czasami wieczorem szli na spacer po plaży. Czasami na lody albo do kina. Albo po prostu wieczór spędzali w domu, przytuleni na sofie. A noc... każda noc była najpiękniejszą przygodą, wynajdywaniem coraz to innych sposobów rozkoszy. Seth był cudownym kochankiem, wrażliwym, a jednocześnie pełnym humoru. Przy nim Elise błyskawicznie rozkwitła. Znów stała się zmysłową, pewną siebie kobietą, jaką była kiedyś. Potem zasypiała w jego ramionach. Ostatnia jej przytomna myślach była zwykle taka sama: Jak cudownie być właśnie tutaj. Jak bardzo będzie za tym tęsknić, kiedy dzieci wrócą do domu. Jak do tego doszło, że Seth w tak krótkim czasie stał się tak bliski? Jej plan tego nie zakładał. Seth miał być po prostu młodym, seksownym facetem, przy którym chciała obudzić swoją kobiecość.
R
S
Krótki trening przed wkroczeniem na randkową arenę w poszukiwaniu mężczyzny w odpowiednim wieku. Niestety, każda spędzona z nim minuta zasiewała w jej sercu nowe ziarenka. Ziarenka uczucia, które w każdej chwili mogły wykiełkować. A ona wcale nie była pewna, czy jest na to gotowa, zwłaszcza że obiektem uczuć miałby być mężczyzna bardziej niż nieodpowiedni. Młodszy o dziesięć lat. Już sam ten fakt dla jej pracy zawodowej mógł oznaczać katastrofą. Poza tym, ten mężczyzna chciał zatrudnić się w innym stanie... Nie, nie było łatwo. Bo co innego przeć do przodu i robić coś ze swoim życiem, a co innego doświadczać tornada nieoczekiwanych emocji, wzbudzanych przez Setha McGuire'a. Seth nigdy nie zainicjował rozmowy na temat przyszłości. Ona też nie, ponieważ nie chciała wybiegać myślą poza ten krótki, magiczny czas. Ale tego ostatniego wspólnego wieczoru - spędzanego na sofie - kiedy następnego dnia z samego rana miała jechać po dzieci, Elise uświadomiła sobie, że dłużej tego tematu nie da się unikać. - Och, Seth... - Wtuliła się w niego mocniej. - Będzie mi ciebie brakować. - Mnie też, kochanie. Ale przeżyjemy. W końcu wyjeżdżasz tylko na trzy dni - rzucił lekko, choć w sercu poczuł ból. Te trzy dni jawiły mu się niczym bezkresna pustynia. Bo teraz wszystko było inaczej. Beztroski singiel to przeszłość. W chwili, gdy Elise wkroczyła do jego życia, uzmysłowił sobie, że przedtem był bardzo samotny i niespełniony.
R
S
Teraz Elise wyjeżdża na trzy długie dni. Aż trzy. Chwała Bogu, że on ma mnóstwo roboty i będzie miał czym zapełnić czas. Przekręciła się w jego ramionach, żeby spojrzeć mu w twarz. - Naprawdę cieszę się z tych naszych wspólnych chwil - powiedziała miękko. - Ja też, Elise. Czas z tobą płynie inaczej. Ale dlaczego powiedziałaś to tak melancholijniej Jakbyś żegnała się ze mną. - Bo w pewnym sensie tak jest. Musimy pożegnać się z nieograniczoną wolnością, jaką dotąd mogliśmy się cieszyć. - Delikatnie wyswobodziła się z jego objęć i usiadła. Jej głos stał się mocniejszy, stanowczy. - Po moim powrocie nie będziemy już mogli spotykać się w taki sposób jak teraz. - Co to znaczy „jak teraz"? - Nie będziesz mógł tutaj nocować. - To zrozumiałe. - Nie będziemy już z sobą sypiać. - Chwileczkę... - Spochmurniał gwałtownie. Też usiadł i spojrzał jej prosto w twarz. - Chcesz, żebyśmy przestali się widywać, Elise? - No cóż... Robisz u mnie remont, siłą rzeczy będziemy się widywać, ale... -Westchnęła, splotła palce u rąk. - Seth, było mi z tobą cudownie. Potrzebowałam tego. Przez chwilę żyłam tylko dla siebie. Ale kiedy Maggie i Jamie wrócą do domu, sytuacja się zmieni. Moje dzieci są dla mnie najważniejsze. Muszę dawać im dobry
R
S
przykład. Dzieci nie mogą być świadkami romansu matki. - To oczywiste, Elise, że twoje dzieci są dla ciebie najważniejsze. Inaczej co z ciebie byłaby za matka. Ale nie mogą być tym jedynym, co dla ciebie ważne w życiu! Równie ważne jest twoje szczęście. Oczywiście, że nie będziemy mogli zachowywać się tak swobodnie jak dotychczas. Ale, kochanie... - Czułym gestem zaczesał jej pasmo włosów za ucho. - Przecież zawsze uda nam się znaleźć dla siebie czas. - Wiem, Seth, to nie jest niewykonalne. Zawsze przecież... Ale czy zastanawiałeś się, do czego może nas to zaprowadzić? - Nie, nie zastanawiałem się, ale chciałbym się o tym przekonać. A ty? - Nie. Bo to zbyt wielkie ryzyko. Dzieci w każdej chwili mogę się dowiedzieć, że ich matka ma romans. Nie chcę też dawać radzie szkolnej żadnych powodów do niezadowolenia. - Masz prawo do prywatnego życia! - Niby tak, ale w małym miasteczku między życiem prywatnym a romansem jest pewna drobna różnica. - Mówisz tak, jakbyś uważała, że robimy coś złego. - W ciągu tych dwóch tygodni nie robiliśmy nic złego, bo byliśmy sami, ale niedługo do domu wracają dzieci, co oznacza, że sytuacja zmienia się diametralnie. Poza tym jestem przekonana, że oboje w głębi duszy zdajemy sobie sprawę, jak istotna jest ta różnica wieku.
R
S
- Jestem starsza od ciebie o dziesięć lat! - I co z tego? Przez ostatnie dwa tygodnie jakoś ci to nie przeszkadzało. - Owszem... przeszkadzało. - A mnie nie! - Nerwowo przeczesał palcami włosy. Elise! Gdybym miał lat dwadzieścia, a ty trzydzieści, wtedy rzeczywiście mielibyśmy problem. Bo ja, kiedy stuknęła mi dwudziestka, byłem jeszcze strasznie głupi. Ale teraz mam lat trzydzieści i twoja czterdziestka nie jest żadnym problemem. Do diabła! Gdybym to ja miał czterdzieści, a ty trzydzieści, nie byłoby w ogóle tej rozmowy! - Nie, nie byłoby. Ale zrozum, problemem jest nie tylko wiek. Powiem ci szczerze, Seth. Z góry zakładałam, że będziemy z sobą tylko przez te dwa tygodnie. Zakładała z góry... Czuł się, jakby ktoś nagle walnął go na odlew. - Ja nie wyznaczałem sobie żadnego terminu! - A ja tak. Przede wszystkim dlatego, że i tak szybko byś się znudził taką starą krową jak ja i zatęsknił za dziewczynami w stylu Tiffani. - Elise, przestań! Nigdy nie byłem z tak fantastyczną kobietą jak ty! Czy tak trudno ci w to uwierzyć?- Posłuchaj, też miałem pewne wątpliwości. W końcu zdaję sobie sprawę, że nie jestem facetem po college'u, w garniturze i z teczką. Takim typkiem z Wall Street, jakiego najchętniej widziałabyś u swego boku! Rumieniec, który zalał policzki Elise, był niestety
R
S
wystarczającym dowodem, że strzał okazał się celny. Był tego pewien, choć zaoponowała słabym głosem: - Człowieka nie ocenia się tylko po tym, czy ukończył college, czy nie, Seth. Jesteś wspaniałym człowiekiem, ale.. - Właśnie! - rzucił gniewnie. - Jest jednak jakieś „ale"! - Tak. Bo ja naprawdę nie jestem gotowa na romanse, kiedy w pobliżu są moje dzieci. - Przede wszystkim z facetem młodszym o dziesięć lat! - Z kimkolwiek, Seth. Poza tym za kilka tygodni zaczyna się rok szkolny. Pójdę do nowej pracy... Och, Seth... Nie, nie będę ukrywać, chodzi mi przede wszystkim o tych nieszczęsnych dziesięć lat. Ta różnica wieku jest dla mnie po prostu upokarzająca. Niestety, tego nie można zmienić. Poza tym to wszystko wydarzyło się tak szybko, dla mnie o wiele za szybko. Seth! Zrozum! Teraz, w tych nowych okolicznościach, mogę zaofiarować ci tylko moją przyjaźń. Nic więcej. Przyjaźń! Ta propozycja strasznie go zabolała... i rozjuszyła. Miał wielką ochotę warknąć: „Nie!", ale w wielkich błękitnych oczach Elise było błaganie. Tego nie mógł zignorować, choć czuł, że go roznosi furia. Do diabła! Przyjaciel! Po tym, co było między nimi - raptem tylko przyjaciel! Zarazem docierało do niego, że jeśli nie zgodzi się na taki układ, być może straci ją na zawsze. Poza tym może ona rzeczywiście ma rację. Biorąc
R
S
pod uwagę wszystkie okoliczności, jedyne, co może ich łączyć, to przyjaźń. Z czym jego serce nie zgadzało się absolutnie. Ono dokładnie wiedziało, czego chce. Kogo chce. Niestety, Elise chciała czegoś innego.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
R
S
Lipiec minął błyskawicznie, prawdziwy festiwal gorących, słonecznych dni i ciepłych nocy z rozgwieżdżonym niebem. Elise zajęta była przede wszystkim dziećmi, chodziła też na plażę, do biblioteki i zacieśniała przyjacielskie więzy z sąsiadami. Jamie i Maggie zadomowili się na dobre. Kiedy zaczął się sierpień, przez dom Elise nieustannie przewijały się dzieci z sąsiedztwa. W użytku była konsola do gry wideo albo lalki Barbie, w zależności od tego, czy przyszedł ktoś do Jamiego, czy do Maggie. Poza tym stałym gośćmi były Frannie, Deidre oraz Alison Culpepper z naprzeciwka, która miała dwie córeczki w wieku czterech i ośmiu lat. Jednak zdecydowanym faworytem całej rodziny był Seth. Jamie uważał, że jest super i każdemu, kto przyszedł, pokazywał supertaras, który zbudował jego superprzyjaciel Seth. Serce Maggie Seth zawojował ostatecznie, kiedy w grę wideo „Barbie" zagrał nie tylko z nią, ale i z dwiema jej przyjaciółkami.
R
S
Jeśli chodzi o Elise, ona też, naturalnie, uważała, że Seth jest super. Między innymi dlatego, że dotrzymał obietnicy i był tylko przyjacielem. Nadal pojawiał się u niej codziennie, kończąc remont domu. Czasami przyjeżdżał późnym popołudniem, czasami pod wieczór. Często przywoził z sobą Kevina i Ricky'ego. Dzięki ich pomocy prace posuwały się błyskawicznie. Elise zawsze zapraszała ich na obiad, nie zawsze jednak przyjmowali zaproszenie. Wtedy Elise, dręczona zazdrością, zastanawiała się, z kim Seth tego dnia zje obiad. Na pewno w towarzystwie jakiejś atrakcyjnej dwudziestoparolatki. Pięcioletnia Maggie nie miała żadnych oporów, tylko spytała go wprost: - A z kim jesz obiad, jak nie z nami? - Przeważnie z moim przyjacielem Kevinem - odparł z uśmiechem. Elise poczuła ulgę, ale wcale nie przeogromną. Seth powiedział przecież „przeważnie". Oczywiście nie powinna mieć do niego żadnych pretensji. Był człowiekiem wolnym, mógł jeść, z kim chce i śniadanie, i obiad, i kolację. Tak samo jak ona. Problem jednak w tym, że ona każdy posiłek chciałaby spożywać w jego towarzystwie. Taka chęć była oznaką, że jest niedobrze. Wręcz fatalnie. Oczywiście, że była zadowolona z przyjaźni. Sama tego chciała. Okazało się jednak, że przebywanie z Sethem pod jednym dachem plus konieczność zachowania odpowiedniego dystansu
R
S
stało się dla niej prawdziwą torturą. Wspominała tamte dwa tygodnie i... - Kevin jest bardzo miły - oświadczyła Maggie. Chociaż ciągle mówi do mnie „koleś". Jeśli już, to „koleśka", no nie? Uśmiechnęła się uroczo. - Seth,- a może zjadłbyś razem z nim obiad u nas? Bo jak ciebie tutaj nie ma, to nam jest smutno. Ponad głową Maggie spojrzał na Elise i powiedział cicho: - Mnie też... Och Boże, a jej?! Jej było potwornie smutno. Tęskniła za nim. Za dotykiem jego rąk, za zasypianiem w jego ramionach. I żadne argumenty na temat różnicy wieku i braku perspektyw nie były w stanie osłabić tego uczucia. Kiedy pierwszy tydzień sierpnia dobiegł końca, zakończył się również remont. Wieczorem Seth dokonał ostatniego przeglądu, a Elise wystąpiła z tacą czekoladowych ciasteczek. - Proszę, częstuj się, Seth. Wykonałeś kawał wspaniałej roboty. Dzięki tobie nasz dom ogrom nie wypiękniał. Wszyscy rzucili się na ciasteczka i przez chwilę słychać było tylko chrupanie. - Seth - powiedział Jamie z pełną buzią. - Ale będziesz do nas przychodził, prawda? - A będziecie mieli takie ciasteczka? - spytał po chwili wahania. - Jeśli tak, to wpadnę. Kiedy po ciasteczkach pozostało na tacy tylko kilka okruszków, Seth podziękował, wstał i oznajmił, że musi już jechać.
R
S
- Odprowadzisz mnie do samochodu, Elise? - Oczywiście. - Jej serce zabiło szybciej. Wreszcie będzie z Sethem sam na sam. Chociaż kilka minut... Wyszli na dwór. Zmrok już zapadł. Było ciepło i wilgotno, w powietrzu unosił się zapach świeżo skoszonej trawy. Seth podszedł do samochodu, oparł się o maskę i spojrzał na Elise. Jakoś tak... bardzo niewesoło. - Chciałem ci powiedzieć, że nie będzie mnie jakiś czas. Jadę na Florydę. - Coś się stało? - spytała z niepokojem. - Coś... z twoją mamą? - Nie, nie. Po prostu jadę spotkać się z Bobem Wexfordem. - To... to ten właściciel firmy budowlanej? - Tak. Zaprosił mnie na rozmowę. - Chce ci zaproponować pracę, tak? To jedyny możliwy powód. Elise czuła, jak jej serce umiera. - Ach tak... - Będziesz za mną tęsknić, Elise? Bo ja bardzo, chociaż to tylko kilka dni. Staram się postępować tak, jak sobie tego życzyłaś. Być tylko twoim przyjacielem. Ale nie jest mi lekko. Nie potrafię pogodzić się z tym, że nie wolno mi ciebie nawet dotknąć... - Podszedł do niej, porwał ją w ramiona. Pocałunek był krótki i zachłanny. Będzie mi ciebie bardzo brakowało, Elise - powiedział cicho nabrzmiałym od wzruszenia głosem. - Nie zapomnij o mnie. Kiedy wrócę, zadzwonię.
R
S
Trzy dni później Seth zadzwonił do drzwi Elise. I tak jak dwa miesiące temu, kiedy robił to po raz pierwszy, usłyszał tupot dziecięcych nóg. Za drzwiami z siatki ukazał się aniołek z rozwianymi loczkami koloru miodu. Tym razem jednak Maggie sama otworzyła drzwi, rzuciła się Sethowi na szyję i wycałowała go w oba policzki. Seth czuł, jak serce mu topnieje. Przecież do tego serca wkradła się nie tylko Elise, lecz i dwójka jej wspaniałych dzieci. - Witam panią, panno Maggie! - Podniósł małą i okręcił się z nią dookoła. - No i co pani porabiała podczas mojej nieobecności ? - Rusza mi się ząbek! Ten! Seth z poważną miną obejrzał wskazany przez Maggie ząbek i pokiwał głową. - Niedługo ci wypadnie i będzie po kłopocie. A gdzie twoja mama i Jamie? - W ogrodzie! Bawimy się w rzucanie podkową! Chodź! - Pociągnęła go za sobą. Kiedy znaleźli się na tyłach domu, Seth natychmiast odszukał wzrokiem Elise i jak zwykle na jej widok po prostu go przytkało. Elise w białych szortach i pomarańczowym topie wyglądała świeżo i elegancko, choć upał był niemiłosierny. Obok niej stał Jamie. Oboje śmiali się. Matka żartobliwie rozwichrzyła synkowi włosy. Elise. Piękna, mądra, pełna czułości... Seth patrzył, a jednocześnie nagle wszystko zrozumiał. Nie było już potrzeby analizowania uczuć, jakie wzbudzała w nim ta kobieta. Po prostu ją kocha. Na całym świecie nie ma-
R
S
drugiej kobiety, której by tak pragnął. Problem w tym, czego pragnie Elise. Musi z nią o tym porozmawiać, i to jak najszybciej. Zauważyła go. Na kilka sekund zastygła, potem uśmiechnęła się i pomachała ręką. Jamie podbiegł do niego i po męsku uścisnął dłoń. - Cześć! Super, że już jesteś, Seth. Wczoraj kupiłem nowe karty bejsbolowe. Chcesz obejrzeć? - Jasne. Ale najpierw pogadam z twoją mamą, dobrze? - Dobrze - powiedziała z uśmiechem Elise. - Zapraszam do środka. - Kiedy weszli do chłodnego domu, spytała: - Napijesz się czegoś? - Nie, dziękuję. Chciałem tylko powiedzieć... - Że cię kocham, Elise. Potrzebuję ciebie. Chcę być zawsze z tobą... - Bob Wexford zaproponował mi pracę. - Czyżby w jej oczach dojrzał rozczarowanie? Oby... - Na świetnych warunkach. Mogę zarobić trzy razy więcej niż teraz, kiedy jestem na własnym rozrachunku. Poza tym premie, ubezpieczenie zdrowotne, fundusz emerytalny, płatny urlop, służbowy samochód. Czyli oferta, jakiej się nie odrzuca. - Ro... rozumiem. Podszedł do niej bliżej. Ujął jej dłonie - i pełen desperacji rzucił na ring swoje serce. - Elise, proszę, podaj mi jakiś powód, żebym tej pracy nie przyjął. - Co?! - Tak. Powiedz, że nie powinienem wyjeżdżać na Florydę. Bo ty chcesz, żebym tu został i był kimś więcej niż
R
S
tylko przyjacielem. Na chwilę zapadła cisza. Najgłośniejsza, jaką Seth kiedykolwiek słyszał. W końcu w tej ciszy rozległ się głos Elise: - Seth, tę decyzję musisz podjąć sam. Tylko ty. Nie mam prawa prosić, żebyś z mojego powodu rezygnował z takiej okazji. Ścisnął lekko jej palce i do swojego serca na ringu dorzucił swoją duszę. - Och, mam wspaniały powód, najlepszy z najlepszych, by zrezygnować z oferty Wexforda. Kocham cię, Elise. Chcę na zawsze połączyć nasze losy, moje, twoje i twoich dzieci. Chcę, żebyśmy stali się rodziną. Milczała przez moment. Zaskoczona, oszołomiona, przekonana, że śni. - Ja... ja nie wiem, co powiedzieć, Seth. - To, o co proszę. Podaj powód, dla którego powinienem tu zostać. Znów kilka sekund ciszy. Seth czekał, wstrzymując oddech. Po tych kilku sekundach Elise potrząsnęła przecząco głową. - Nie, Seth. Nie mogę. Ona nie może... Dlaczego ?! - Mówiłaś, że jesteś gotowa zacząć nowe życie. - Tak. Jestem gotowa. Ale... nie tak szyko.Potrzebuję czasu do namysłu. Seth, to poważny krok. Naprawdę muszę się zastanowić. Bo ja, mówiąc o nowym życiu, miałam na myśli wyjście do ludzi, spotykanie się... A ty... Boże, jakie to skomplikowane! Jesteś młodszy ode mnie o dziesięć lat. Z mojego powodu chcesz zrezygnować z fantastycznej pracy.
R
S
- I znów tych cholernych dziesięć lat! Nie możesz o nich zapomnieć! Tak, wolałbym, żeby ich nie było, ale skoro są, to są. Dla mnie nic nie znaczą, rozumiesz? I wiesz, co ci jeszcze powiem, Elise? Chyba już wiem, na czym polega twój problem. Owszem, chcesz zacząć nowe życie, i to bardzo, ale nie ze mną. - Ja... ja sama już nie wiem. - Nie wiesz... Czyli wychodzi na to, że mam rację. Bo ja wiedziałem od razu. Wystarczyło jedno spojrzenie. Wcale nie zobaczyłem kobiety starszej ode mnie o dziesięć lat. Zobaczyłem najpiękniejszą kobietę na świecie. Przeżyłem wstrząs. Szkoda tylko, że nie przeżyliśmy go oboje! - Puścił jej ręce. Rozsadzały go emocje. Doszedł do takiego stanu, że powinien znikać stąd jak najprędzej, zanim się ośmieszy. - Muszę już jechać. Pożegnaj ode mnie dzieci. Nie wiedziała, jak długo płakała. Oprzytomniała, dopiero kiedy zobaczyła nad sobą wylęknione oczy Jamiego. - Mamo, co się stało?! - Nic, synku, nic... - Otarła łzy z policzków. Jamie złapał pęk papierowych serwetek. - Mamo, masz! Powiedz, dlaczego płaczesz. Pokłóciłaś się z Sethem? - A dlaczego tak myślisz? - Bo pojechał! Tak. Pojechał. I nigdy już tu nie wróci.
R
S
- Pojechał, bo miał mało czasu. Znów wyjeżdża. Prosił, żeby was pożegnać. - Znów wyjechał?! - Jamie przysiadł na terakocie obok matki. - Wyjechał - powtórzył rozżalonym głosem. - Kiedy wróci? - Nie wiem. Chyba przeprowadzi się na Florydę. Pod powiekami znów zapiekło. - Na Florydę? Dlaczego, mamo? Nie chcę, żeby Seth się przeprowadzał! - Ja też nie. - I nagle uświadomiła sobie, że skoro powiedziała to bez zastanowienia, to ujawniła swoje prawdziwe uczucia. Po co w kółko rozważać te wszystkie „tak" i „nie"?- Po prostu już wiedziała. - Mamo, dlaczego nie poprosisz go, żeby został? Ciebie posłucha, bo bardzo cię lubi. - Ja też go lubię. - Ale on ciebie lubi... no, rozumiesz, jak. Ty mu się podobasz. Jakbyś była jego dziewczyną - wygłosił ze śmiertelną powagą. - Jamie? A skąd to wiesz? - Po prostu widziałem, jak na ciebie patrzy i się do ciebie uśmiecha. - On jest bardzo wesołym człowiekiem i śmieje się do wszystkich. - Ale do ciebie inaczej. Mamo, czy on ci się też podoba? Elise najpierw głęboko odetchnęła. - A gdyby tak było, synku, to co? - Super, mamo. Jak myślisz, czy Seth mógłby być moim tatą? - Zanim zdążyła wykrztusić jakąś, chłopiec
R
S
nagle posmutniał. - Głupie pytanie - mruknął. - Przecież on i tak wyjeżdża na Florydę. A z sercem Elise działy się dziwne rzeczy. Kiedy przestało być uciszane tysiącem wątpliwości, doszło wreszcie do głosu. I działo się z nim źle, bo umierało z rozpaczy. Seth wyjedzie i zabierze z sobą wszystko, co wniósł do ich życia. Humor, ciepło, uczucie szczęścia. Cudowny, kochający, troskliwy, wspaniałomyślny, seksowny. Jedyną jego wadą jest tych dziesięć lat. Czy naprawdę nie można o nich zapomnieć? - Posłuchaj, Jamie. Możemy poprosić Setha, żeby został, ale musimy chcieć tego wszyscy, nie tylko ty i ja. Także Maggie. - Przecież Maggie kocha go! Sama mi o tym powiedziała. W tym momencie Maggie, jakby ściągnięta myślami, wpadła do kuchni. Na widok mamy i Jamiego, siedzących na podłodze, wzięła się pod boki i wygłosiła oskarżycielskim tonem: - To niesprawiedliwe, że bawicie się beze mnie. - Och, Maggie! - Elise ze śmiechem chwyciła córeczkę w objęcia i posadziła ją sobie na kolanach. - W co się bawicie, mamo? - Wcale się nie bawimy, kochanie. Zastanawiamy się, czy... - Zamilkła, gorączkowo szukając właściwych słów. - Seth wyjeżdża na Florydę - przejął pałeczkę Jamie. Mama może go poprosić, żeby został. Razem z nami, rozumiesz? Ale powiedziała, że zrobi to tylko wtedy,
R
S
kiedy wszyscy będziemy tego chcieli. Ja chcę. A ty? Usteczka Maggie zaczęły podejrzanie drżeć. - Pewnie, że chcę! Mamo, proszę, powiedz mu! Niech on nie jedzie. Niech zostanie z nami. Niech będzie moim tatą! On będzie lepszym tatą niż tata Alice. Bo on gra ze mną w grę „Barbie"! - Aha.- Ty się zgadzasz, ja też - podsumował Jamie. A ty, mamo? Bo tylko ty jeszcze nie powiedziałaś, czy chcesz. - Chcę, synku. Bardzo chcę. Następnego dnia, o trzeciej po południu, kiedy Seth ładował narzędzia do pikapu, odezwała się komórka. Nie odebrał. Był zmęczony, spocony, poza tym miał za sobą bezsenną noc. Nie chciało mu się z nikim gadać. Dokończył ładowanie narzędzi, dopiero wtedy wyciągnął komórkę i sprawdził, kto dzwonił. Elise. Zostawiła wiadomość. Szybko włączył pocztę głosową, zły na siebie, że serce zaczyna bić szybciej. - Seth, tu Elise. Przepraszam, że przeszkadzam, ale zlew w kuchni strasznie cieknie. Mam nadzieję, że znajdziesz chwilę czasu, żeby to sprawdzić. Proszę, zadzwoń. Wskoczył do auta, po pięciu minutach stukał do drzwi Elise. Kiedy ukazała się w progu, spojrzał w bok. Nie, nie chciał na nią patrzeć. W tej jasno żółtej sukience wyglądała... po prostu brakło mu słów.
R
S
- Wybierasz się na przyjęcie? - rzucił przez ramię, kiedy przekraczał próg, starając się nie myśleć, że Elise wystroiła się tak dla innego faceta. - Tak, idę - powiedziała z promiennym uśmiechem. Ty też. - Ja?! Zaraz... A co to znaczy? - Dopiero teraz zauważył, że pokój obwieszony jest kolorowymi balonami. - Przyjęcie będzie tutaj. Przyjęcie na twoją cześć. - Moje urodziny są dopiero za kilka tygodni. - To nie jest urodzinowe przyjęcie, tylko z okazji twojej nowej pracy. - A... rozumiem. Przyjęcie pożegnalne - powiedział ponuro. Powinien był docenić ten miły gest, ale nie potrafił. Wyjazdu na Florydę wcale nie uważał za radosne wydarzenie. - Co jest z tym zlewem? - Zlewem? Nic. To był taki mały podstęp. Seth chrząknął i przejechał ręką po karku. - Posłuchaj, Elise, to bardzo miło z twojej strony, ale... - Z tym zlewem to był pomysł Jamiego i Maggie. Chodziło o to, żeby cię tu ściągnąć. Jamie i Maggie zrobili dla ciebie laurki. - Laurki... Dla niego... Jezu! Ile razy serce może się tak ściskać?! - A gdzie oni są? U Frannie Cabot, naszej sąsiadki. Zadzwonię, żeby je przyprowadziła. Ale za chwilę, przedtem chciałabym wręczyć ci prezent ode mnie. - Podprowadziła go do
R
S
sofy. Kiedy usiadł, wzięła ze stolika dużą kartkę papieru zwiniętą w rulon. - Mój prezent to coś w rodzaju małego traktatu. Przeczytać ci? Zaintrygowany skinął głową. Elise rozwinęła kartkę i odchrząknęła. - Tytuł brzmi: „Traktat o korzyściach wynikających z tego, że jestem starsza od ciebie. A może nie tyle starsza, co dłużej zamarynowana w czymś, co nazywa się życie". A teraz treść owego traktatu. Korzyść numer jeden: kobieta starsza jest inteligentna, potrafi wypowiedzieć się na każdy temat, ponieważ z racji swego długiego życia z czymś podobnym już się zetknęła. Korzyść numer dwa: kobieta starsza jest emocjonalnie stabilna, choć czasami potrzebuje zapewnienia, że wcale nie jest stara, gruba i brzydka. Poderwała głowę i spojrzała mu prosto w oczy: - Mała poprawka. „Czasami" może okazać się trochę za rzadko. - Znów pochyliła głowę nad swoim traktatem. - Korzyść numer trzy, a zarazem korzyść ostatnia: Kobieta starsza dobrze wie, czego chce. Chociaż w niektórych przypadkach potrzebuje trochę czasu, żeby to sobie uświadomić. A czego ona chce? - Utkwiła w Secie błękitny wzrok. - Chce cudownego, przemiłego, przepięknego mężczyzny o anielskiej cierpliwości, który ją kocha i który jest nadzwyczaj dobry dla jej dzieci. Chce ciebie, Seth. - Z uśmiechem wskazała kolorowe balony. - To nie jest pożegnalne przyjęcie. To przyjęcie jest prośbą, żebyś został. Jeśli, oczywiście... - Na dokończe
R
S
nie swojej wypowiedzi nie miała żadnych szans. Seth chwycił Elise w objęcia i pocałował, wkładając w ten pocałunek całą swoją miłość, namiętność i wszystkie frustracje. Kiedy było już po, Elise objęła jego twarz i zadała króciutkie pytanie: - Zostaniesz? - Kochanie, wystarczy, że o to poprosisz. - Więc proszę. Czy wiesz, na czym tak naprawdę polegał mój problem? Miałam nadzieję, że pewnego dnia spotkam mężczyznę, z którym dzielić będę dalsze życie. Takiego zwyczajnego mężczyznę. A ty... ty jesteś nadzwyczajny i to całkowicie wytrąciło, mnie z równowagi. Dlatego trochę trwało, zanim się pozbierałam. - A ja od samego początku szukałem nadzwyczajnej kobiety. I znalazłem ciebie. Błękitne oczy zalśniły od łez. - Kocham cię, Seth. - Ja ciebie też kocham, Elise, i nigdy to się nie zmieni. Kiedy będziesz miała lat dziewięćdziesiąt, mnie stuknie osiemdziesiątka. Będziemy starzy, grubi, brzydcy i nadal w sobie nieprzytomnie zakochani. Wyjdziesz za mnie? Uśmiechnęła przez słodkie, pełne szczęścia łzy. - Tak. Bo jest to propozycja nie do odrzucenia, Seth.