Adornetto Alexandra
Blask 03
Niebo
przełożyła Beata Góralska-Gluma
Anielica Bethany oraz Xavier, jej ziemski ukochany, wystawili
cierpliwość niebios n...
2 downloads
0 Views
Adornetto Alexandra
Blask 03
Niebo
przełożyła Beata Góralska-Gluma
Anielica Bethany oraz Xavier, jej ziemski ukochany, wystawili
cierpliwość niebios na próbę już w chwili, gdy zaczęli się spotykać. Teraz
przekraczają ostateczną granicę: biorą ślub. W dniu, w którym poprzysięgli
sobie, że nic ich nigdy nie rozdzieli, dowiadują się, iż najtrudniejsze z
dotychczasowych wyzwań dopiero przed nimi: zmuszeni będą stawić czoło
Siódmym, specjalnie wyszkolonemu oddziałowi żołnierzy anielskiego
wojska powołanemu do pilnowania ładu we wszechświecie. A oni nie
spoczną, dopóki ich misja nie zostanie wypełniona, krnąbrny anioł
schwytany i doprowadzony przed oblicze niebieskiego sądu. Czy zakochany
anioł udowodni niebu i ziemi, że nie istnieje na świecie siła potężniejsza od
miłości?
Nie zależy mi na tym,
aby dostać się do nieba. Nie znajdę tam żadnego z mych przyjaciół.
Oscar Wilde
Jeśli niebo z dala jest od Południa,
to ja zostaje tu
Jeśli niebo z dala jest od Południa,
powrotny łapie kurs
Hank Williams Jr.
Tym, którzy wierzą
Aż do śmierci
Wszystko wokół zaczęło się trząść.
Chwyciwszy kurczowo krawędź stolika, patrzyłam, jak mój
zaręczynowy pierścionek toczy się po kafelkach kawiarnianej podłogi.
Choć wstrząs trwał zaledwie kilka sekund, szafa grająca umilkła, a
kelnerki z trudem utrzymywały równowagę, balansując tacami
pełnymi filiżanek.
Niebo na zewnątrz pociemniało i zrobiło się sine, wierzchołki
drzew zadrżały, jak gdyby poruszane niewidzialną ręką. Z twarzy
Xaviera zniknął wyraz błogiego szczęścia, ustępując zaciętemu,
wojowniczemu spojrzeniu, które ostatnimi czasy widywałam u niego
zdecydowanie zbyt często. Ścisnęłam mocniej jego dłoń i z
zamkniętymi oczami czekałam na oślepiające światło oznaczające mój
nieunikniony powrót do niebieskiego więzienia.
Gdy wstrząsy ustały i sytuacja wróciła do normy, dało się słyszeć
zbiorowe westchnienie ulgi - wszyscy wokoło obawiali się czegoś
znacznie gorszego. Teraz śmiali się, komentując nie-przewidywałność
Matki Natury, podczas gdy kelnerki pośpiesznie wycierały rozlane
napoje. Nikt głębiej nie zastanawiał się nad tym, co się właśnie stało,
przypuszczalnie za dzień lub dwa dzisiejsza sensacja pójdzie w
zapomnienie. Ale Xaviera i mnie nie tak łatwo było oszukać. W
Królestwie Niebieskim działo się coś niedobrego, czuliśmy to.
Wahałam się, czy nie powiedzieć Xavierowi, że ten ślub to może
jednak nie najlepszy pomysł, że powinniśmy zwrócić pierścionek i
jechać do szkoły na końcówkę ceremonii wręczania świadectw.
Gdybyśmy się pośpieszyli, zdążyłby jeszcze wygłosić swą pożegnalną
mowę. Jednak im dłużej mu się przyglądałam, tym trudniej było mi
podjąć decyzję.
Pokorniejsza część mnie przyznawała, iż najrozsądniej byłoby
przyjąć ostrzeżenie, potulnie zastosować się do reguł i nie próbować
sprzeciwiać się woli niebios. Ale czułam też narastający bunt, który
podpowiadał mi, że za późno już na zmianę zdania. Pozwoliłam
nieśmiałej dziewczynie o zajęczym sercu odejść w cień, oddając
kontrolę w ręce nowej Beth. Nie znałam jej zbyt dobrze, ale jakimś
sposobem wiedziałam, że nosiłam ją w sobie od zawsze, czekającą
cierpliwie niczym dubler i gotową wreszcie zabłysnąć.
I to właśnie ta Beth wstała teraz, sięgając po torebkę.
- Chodźmy.
Xavier rzucił na stolik kilka banknotów i wyszedł za mną na ulicę.
Uniósł twarz i mrużąc oczy, spojrzał w słońce, które chwilę wcześniej
ponownie zaświeciło, po czym przeciągle westchnął.
- Myślisz, że to o nas chodziło?
- Nie wiem - odparłam. - Być może jesteśmy przewrażliwieni.
- Może - zgodził się Xavier. - Ale nigdy wcześniej nic podobnego
się nie wydarzyło, a mieszkam tu od urodzenia.
Rozejrzałam się po ulicy. Zycie wydawało się toczyć zwykłym
trybem. Tylko szeryf wyszedł z biura, tłumacząc coś kilku
zdenerwowanym turystom. Jego spokojny głos niósł się z daleka.
- Nic takiego się nie dzieje, droga pani. To prawda, w tej części
kraju takie wstrząsy są raczej rzadkością, ale mimo to nie ma powodu
do obaw.
Rozmówców szeryfa te słowa najwyraźniej uspokoiły, ale ja
wiedziałam, że to nie mógł być zwykły przypadek. Dostaliśmy
ewidentne ostrzeżenie z góry, przysłane nie po to, by dokonać
zniszczeń, lecz aby zwrócić naszą uwagę. I odniosło ono pożądany
skutek.
- Beth? - zaczął z wahaniem Xavier. - Co teraz? Zerknęłam w
kierunku zaparkowanego po przeciwnej
stronie ulicy chevroleta. Dotarcie nad morze, do kościółka, w
którym czekał na nas ojciec Mel, zajęłoby nam nie więcej niż pięć
minut. Przypomniałam sobie, jak wkrótce po przybyciu do Venus Cove
odwiedziliśmy go z Gabrielem i Ivy po raz pierwszy. Choć temat ten
nigdy nie został oficjalnie poruszony, ojciec Mel zdawał sobie sprawę
z tego, kim jesteśmy. Wyraz jego twarzy mówił sam za siebie.
Pomyślałam, że skoro tak pobożny człowiek zgodził się udzielić nam
ślubu, musi to oznaczać, iż wierzy w nasz związek. Świadomość, że
mamy po swojej stronie choć jednego sojusznika, była pocieszająca.
Walczyłam ze sobą jeszcze przez chwilę, aż mój wzrok padł na parę
staruszków siedzących w promieniach słońca na drewnianej ławeczc...