Rozdział 1 "No więc jak długo już jesteś zakochany w moim najlepszym przyjacielu?" Dare Moon upuścił butelkę wódki, któ...
7 downloads
10 Views
674KB Size
Rozdział 1 "No więc jak długo już jesteś zakochany w moim najlepszym przyjacielu?" Dare Moon upuścił butelkę wódki, którą obracał. Na szczęście droga butelka alkoholu z górnej półki wylądowała na antypoślizgowej wycieraczce. Gąbczasta guma uchroniła ją od stłuczenia na betonowej podłodze. "O czym ty mówisz?" Żachnął, próbując uspokoić walące serce. "Chyba będę musiał powiedzieć Silverowi, żeby ograniczył ci limit alkoholu." Nie było mowy, żeby przyznał się do jego pociągu. Nie kiedy mężczyzna, którym był zainteresowany nie okazywał żadnego znaku odwzajemniania jego uczuć. Anthony pełnym gracji ruchem wzruszył ramionami, biorąc przy tym łyk swojego owocowego drinka. "Silver nie jest zbyt zmartwiony moimi alkoholowymi limitami. Za wiele nie piję." Mrugnął do Dare'a swoimi olśniewającymi bursztynowymi oczyma. "A teraz pomówmy o Stevenie. Skoro go nie kochasz, to dlaczego patrzysz na niego tak, jakbyś chciał się na niego rzucić i rozebrać jak piszczącą mysz?" Wzdychając, Dare spojrzał na ciemnowłosego wilka szukającego kogoś, kogo mógł zabrać do domu. Kogoś, tylko nie jego. "Tyle, że ze Stevenem nic się nie dzieje i nie zanosi się, by to się miało zmienić. Jasno powiedział, że nie chce kota.” I niech to chuj strzeli, jeśli nie złamało mu to serca. Nie mógł zmienić tego, że był tygrysołakiem, nawet jeśli tego chciał, nic nie mogło pomóc mu dostać przystojnego wilkołaka. Anthony zdawał się niewzruszony cierpieniem Dare'a. "Mimo, że bardzo go kocham, mój przyjaciel to idiota. W ciągu ostatnich trzech miesięcy żadne z tych ułomnych dupków, z którymi się umawia nie dotknął ani ułamka jego serce. Jest zdeterminowany, żeby mieć wilczego partnera, bo jego adopcyjni rodzice byli ludźmi, a on zawsze pragnął należeć do sfory." Dare połykał łzy, pochylając głowę, by wrażliwy partner Alfy tego nie zauważył. "Nie mogę dać mu sfory, tygrysołaki jedynie mają partnerów." "Cholera, Dare. Dam mu sforę, jeśli tak kurewsko chce sfory. Tym, czego potrzebuje jest partner duszy, a to moja działka, lub tak jak powiedział mi Silver, mam dbać o jak najlepsze interesy sfory. A najważniejszym jej interesem jest by jej bajeczny barman był szczęśliwy." Małe błyskawice błysnęły w pięknych oczach blondynka; znak zbliżającej się najgorszego rodzaju burzy. Burzy Anthony'ego. O cholera. Trudno było zdenerwować z natury słodkiego partnera Alfy, ale kiedy to się już stało, był wtedy niepowstrzymaną siłą. Dare spojrzał nerwowo na ścianę z butelkami. Miał nadzieję, że nie będzie musiał wyjaśniać Silverowi, co się z nimi stało. Złość Anthony'ego była znana z tłuczenia szkła. Zanim zdążył coś powiedzieć, Anthony maszerował już po zatłoczonym parkiecie. Używając trochę silnej, mistycznej umiejętności, podszedł wprost do swego przyjaciela, podczas gdy wszyscy schodzili mu z drogi tak naturalnie jakby ich nigdy tam nie było. Dare potrząsnął głową. Mimo, że widział to zjawisko wiele razy, zawsze go to zdumiewało.
Stając na palcach, Dare patrzył jak mniejszy mężczyzna toruje sobie drogę do przyjaciela. Przelotnie zauważył jak Anthony wyjmuje coś z kieszeni. Ale wtedy było już za późno. *** Furia towarzyszyła każdemu krokowi Anthony'ego. Jak Steven mógł nie widzieć tego, co miał tuż przed oczami? W każdy weekend przychodził do klubu i podrywał innego wilka. W każdy poniedziałek żalił się Anthony'emu, że nie był on 'tym jedynym', a tu był ten słodki mężczyzna z sobolimi włosami i olśniewającymi zielonymi oczami, którego całkowicie ignorował. Cóż, nigdy więcej, już on o to zadba. "Steven." Krzyknął Anthony ponad tłumem. Znajoma ciemnowłosa głowa odwróciła się w jego kierunku od wilka, z którym rozmawiał. Anthony nie miał pojęcia, co Steven myślał zadając się z chudym uległym typem, na którego brodzie rosło coś, co powinno umrzeć z wdziękiem. Dzieciak był co najmniej z dziesięć lat za młody i trzydzieści puntktów IQ za głupi. "Co?" "Mam coś dla ciebie." Steven spojrzał na puste dłonie Anthony'ego szukając prezentu. "Co?" Anthony wyjął z kieszeni kopertę. Zwinnymi palcami otworzył ją i wysypał zawartość na swoją dłoń. "To." Biorąc głęboki wdech, Anthony dmuchnął całą garść zielonego proszku na niebieską jedwabną koszulkę Stevena i brązowe skórzane spodnie. "Kurwa." Steven próbował strzepać z siebie ten proszek, ale dobrze się go trzymał, tak jak planował Anthony, kiedy wcześniej polecał mu koszulkę. "Coś ty do kurwy nędzy zrobił?" Łypnął na Anthony'ego, jego niebieskie oczy żarzyły się gniewem. Anthony posłał mu szeroki uśmiech. "Ciesz się nocą." Odwracając się na swojej idealnie obutej pięcie, oddalił się niespiesznie pozwalając tłumowi go pochłonąć. *** Zszokowany Steven patrzył jak jego najlepszy przyjaciel opuszcza go po tym jak zniszczył jego ubranie. Co do kurwy? Członkowie sfory Silvera mogli uważać jego przyjaciela za słodkiego, ale Steven wiedział, jaki manipulator kryje się za tym niewinnym uśmiechem. Jeśli Anthony sądził, że coś było dla ciebie dobre, najlepiej było usiąść i wziąć to jak mężczyzna albo uciekać, jakby cię piekło goniło. "Kurwa, koleś, co ci dał partner Alfy?" Powiedział twink [wg. Wikipedii młody gej od 18 do 21 lat o szczupłej budowie, śliczny i bez włosów na klacie, nogach rękach itp.] patrząc na niego podejrzliwym wzrokiem, jakby został skazany na śmierć i nie chciał się z nim zadawać.
Głośny ryk odwrócił jego uwagę w kierunku baru. Dare, uroczy barman z sympatycznymi zielonymi oczami, wyglądał jakby szykował się do przemiany.Steven rozejrzał się po pomieszczeniu zastanawiając się kto wkurwił spokojnego zazwyczaj mężczyznę. Zwykle trzymał się z dala od seksownego tygrysołaka, bo czuł do niego niewyobrażalne przyciąganie. Coś ciągnęło go do młodszego mężczyzny jak metal do magnesu i to uczucie było silniejsze niż to co czuł do każdego mężczyzny, z którym sypiał każdego miesiąca. Zastanawiając się, co wytrąciło barmana z równowagi, rozejrzał się po pomieszczeniu szukając tego, kto rozjuszył seksownego mężczyznę, by wykopać stąd tego bydlaka. Może nie chciał Dare'a dla siebie, ale nie zamierzał pozwolić żadnemu dupkowi go martwić. Wtedy uderzył w niego ten zapach. Kocimiętka. Ten mały pokręcony gnojek obsypał go proszkiem z kocimiętki jak jakąś cholerną zabawkę do żucia. Kurwa! Ledwie miał czas, by przekląć, gdy uderzył plecami o podłogę i został przygnieciony przez prawie dwustukilogramowego białego tygrysa syberyjskiego. Na szczęście tygrys rozstawił się nad nim jedynie z przednimi pazurami wbitymi w pierś Stevena. Jak tylko Steven był no dole, miękki e prychnięcie odwiało włosy z jego twarzy. Patrząc w te niesamowite zielone oczy Steven uświadomił sobie, że słodki barman pozwolił całkowicie opanować się swojej bestii i prawdopodobnie za prędko nie wróci do swojej postaci. Ja cię pierdolę. Anthony za to zapłaci. Musi tylko być na tyle bystry, by Silver go nie rozszarpał. "Cześć Dare." Powiedział ostrożnie, majac nadzieję, że sięgnie mężczyny ukrytego w ciele olbrzymiej bestii. "Pamiętasz mnie, to ja Steven. Jesteśmy kumplami." Nie była to do końca prawda, starał się unikać tego słodkiego dzieciaka, bo był zbyt kurewsko kuszący. Chciał wilczego partnera, nie kociego, nieważne jak bardzo był cudowny, miły i seksowny... Był kompletnie zakręcony. Długi język zaatakował bok jego szyi zostawiając za sobą skrawek poszarpanej skóry. "Ouch." Kolejne prychnięcie. "Dare, złaź ze Stevena, dobry kotek. Pamiętaj, że mnie lubisz. Zjedzenie mnie będzie złe." Miał cholerną nadzieję, że kot go zrozumie. Zdziczały kot nie dawał mu wielkiej nadziei. Kątem oka zauważył Bena zbliżającego się do białego tygrysa w wolnych, ostrożnych ruchach. Pot zrosił jego czoło, młody mężczyzna kontynuował podchodzenie w ich stronę. Dare warknął, kucając nad Stevenem jak zwierzę broniące swej zdobyczy. "Odsuń się, Ben." Syknął Steven. "On nie zamierza zrobić mi krzywdy." Czuł w kościach, że barman, nie zerwałby nawet włoska z jego głowy. Dwie pary dłoni sięgnęły i odciągnęły Bena. Wiedział, że młodszy mężczyzna dostanie niezłą burę, kiedy wrócą do ich apartamentu. Jego partnerzy mieli na punkcie jego bezpieczeństwa fioła.
Przekonawszy się, że młody wilk był ochroniony, Steven zwrócił swoją uwagę z powrotem do tygrysa przyszpilającego go do ziemi. Kolejne liźnięcie języka wysłało wzłuż jego ciała dreszcz bólu. Język tygrysa wywieszony z jego pyska dawał mu głupkowaty wygląd. Wyglądałby słodko, gdyby przymknąć oko na to, że ten duży kot mógł rozerwać człowieka bez większego wysiłku. "Słuchaj koleś. Anthony ma dziwne poczucie humoru. On tylko żartował." Mój. Słowa zabrzmiały w jego umyśle, stanowczo nie były to jego słowa. "Nie. Chcę wilka." Zaprotestował. Ten sprzeciw nawet dla niego brzmiał słabo. W nocy, sam, marzył o seksownym barmanie, ale nie zamierzał tego przyznać. Wciąż była szansa, że znalazłby wilka. Oporny. Jak to, oporny?" Steven obawiał się, że dobrze wiedział, co miał na myśli tygrysołak. Dare skończył z powstrzymywaniem ich wzajemnego pociągu i zdecydował się zatrzymać Stevena. Nie mógł tego zrobić. Mógł? Dare przesunął się na bok i zacisnął swój szeroki pysk na ręku Stevena. Delikatnym uściskiem, który był co najmniej dziwny przy olbrzymich kocich zębach, ciągnął tyłem przez parkiet w kierunku wind. Ich widownia odsunęła się z drogi. Nikt nie zaoferował Stevenowi pomocy. Większość wyglądała na rozbawionych. Skurwysyny. Ten cholerny kot ciągnął go do swojego legowiska i nikt nie zamierzał nic z tym zrobić. Wiedział, że większość wiedziała, że Anthony obsypał go kocimiętką i nikt nie zamierzał wmieszać się w to, co zrobił partner Silvera bez wygrawerowanego zaproszenia od Alfy. Zapierając się piętami, Steven starał się zwolnić ich wędrówkę po podłodze. Niestety, pod tym kątem nie miał za bardzo możliwości zatrzymać ogromnego kota. Nie mógł zdobyć odpowiedniej przyczepności, by ich zwolnić i nie chciał tego robić tak, by duży kot nie pomyślał, że potrzebuje lepszego uchwytu i nie zatopi głębiej zębichów w ciele Stevena "Trzecie piętro?" Głos Anthony'ego był spokojny i czysty, jakby rozmawiali o pogodzie. "Ty skurczybyku! Wydostań mnie z tego!" Wyrzucił z sobie Steven patrząc na swojego pierwszego prawdziwego przyjaciela. "Dlaczego miałbym chcieć to zrobić?" Błysk w oczach Anthony'ego pokazywał, że był ogromnie z siebie zadowolony. Steven poczuł guz na plecach, kiedy przechodzili z korytarza do windy. Zobaczył, jak Anthony nacisk przycisk zanim cofnął się w kierunku klubu, zostawiając go na łasce tego dużego
kota. "Życzę wam obu dobrej nocy." Ostatnim co widział zanim zamknęły się drzwi, był machający na pożegnanie Anthony. Jeśli istniała jakaś szansa, że przeżyje, skopie tyłek swojego przyjaciela przy pierwszej możliwej okazji. Wzdychając, Steven odpuścił i rozluźnił się pod Dare'em. Anthony może był czasem małym skurczybykiem, ale nie zostawiłby najlepszego przyjaciela w prawdziwym niebezpieczeństwie. "No więc co zamierzasz teraz ze mną zrobić? Zabrać mnie do swojego legowiska?" W odpowiedzi dostał kolejne bolesne liźnięcie. "Jeśli zamierzasz mnie lizać, to wolałbym, żebyś zrobił to w ludzkiej formie." I ta myśl wcale nie sprawiła, że stał się twardszy niż marmur. Kolejne prychnięcie zmusiło go do spojrzenia na ogromną bestię. Cholera, Dare był piękny, nie ważne w jakiej formie. Miesiące frustracji wyparowały kiedy gładził miękkie futro. "Jeśli mnie uwolnisz, pójdę za tobą jak potulna owieczka." Kot przekręcił głowę na jedną stronę, jakby rozważał jego ofertę. "Obiecuję." Zamrugał, starając się wyglądać niewinnie, ale właśnie wtedy zadzwonił dzwonek windy i drzwi się otworzyły. Ogromna szczęka złapała jego prawy skórzany but i ciągnęła Stevena wzdłuż korytarza. "No kurde, dopiero kupiłem te buty." Tygrys zatrzymał się przed apartamentem 341, puszczając stopę Stevena. Dare stanął pionowi na tylnych łapach i drasnął panel na drzwiach. Jak tylko został uwolniony, Steven wstał i stanął twarzą w twarz z ogromnym zwierzęciem. Tygrys postawił uszy. "Tylko wstaję, serio." Nie był aż tak głupi, by myśleć, że mógłby uciec olbrzymiemu kotu. Panel wysunął się odkrywając komputerowy wyświetlacz. Jedna gigantyczna łapa naparła na wyświetlacz. Kilka błysków i pojawiły się słowa odczytane i drzwi do apartamentu się otworzyły. "Całkiem mądre. Mógłbym założyć sobie coś takiego w domu." Wszystko co miał to dodatkowe drzwi zabezpieczające, ale jeśli zamierzał w przyszłości podejmować w domu ogromne koty, to będzie musiał wprowadzić parę ulepszeń. Skąd wzięła się u niego ta myśl? Duży kot zaprowadził go do środka. Steven podążył za nim, zamykając za sobą drzwi. Nerwy wzbudziły w jego żołądku stado motyli, jak rozszalałe tornado. Dare usiadł na środku salonu patrząc na niego z przechyloną głową, jak pies czekający na
aprobatę. Steven rozejrzał się dookoła i był zaskoczony bogatymi kolorami i gustowną kolekcją dmuchanego szkła upiększającego pomieszczenie. Barman miał wyrafinowane smaki. Pytanie teraz, jak zmusić mężczyznę z jego erotycznych snów do ponownej zmiany. Większość łaków potrzebowała do zamian jakiejś dźwigni. Księżyca, silnej emocji, lub niektórych narkotyków działających w zależności od osoby i od tego, czego pragnęli. Kocimiętka zapewne posłużyła Dare'owi jako dźwignia do zmiany. Może pomógłby widok jego ciała bez ubrania? Szukając u dużego zwierzęcia oznak cierpienia lub złości, Steven wolno rozpiął koszulę i pozwolił jej opaść na ziemię. Kot usiadł na zadzie i oblizał pysk. Mając nadzieję, że to oznacza, że podoba mu się to przedstawienie i nie planował w jaki sposób zjeść go na kolację, Steven pozbył się butów i skarpetek. "Teraz zamierzam pozbyć się reszty ciuchów. Nie ugryź niczego. Dostał kolejne prychnięcie oznaczające chyba zgodę albo bestia po prostu się z niego śmiała. Decydując się skupić na mężczyźnie wewnątrz kota, Steven sprawił, że jego ruchy były tak płynne i seksowne jak tylko możliwe, mając nadzieję, że młodszy mężczyzna wróci do swojej drugiej postaci. Wiedział, że nie ma seksownej kociej gracji barmana, ale on też nie był byle kim. Chociaż, jeśli tak dalej pójdzie, on też może się zmieni. Skoncentrowany na ściąganiu swoich ciasnych skórzanych spodni w najbardziej seksowny sposób, Steven wystraszył się, gdy bezlitosny palec przesunął się po jego ręce. "Kurwa, jesteś najbardziej seksownym facetem na ziemi." Powiedział Dare. Steven ledwie skończył zdejmować spodnie, kiedy gorące dłonie chwyciły go i przycisnęły do nagiego rozgrzanego ciała barmana. Usta Stevena zostały wzięte w bardzo zmysłowym pocałunku, przeszedł od niczego do pełnego pożądania w mgnieniu tygrysiego oka. Kto wiedział, że koty są tak cholernie gorące? Spójne myśli spłonęły przy zetknięciu się skóry o skórę. Wspomnienia wszystkich poprzednich kontaktów seksualnych roztopiły się pod palącym dotykiem kotołaka. Nigdy więcej nie będzie rozważał szybkich połączeń z innymi wilkami jako możliwymi substytutami. Steven wiedział, że odkąd poddał się Dare'owi nic nie będzie takie samo. Kurwa. Wyszarpał się. "Minutkę." Dare szarpnął się do przodu. Steven potknął się o swoje buty i upadł na ziemię. Gorące nagie ciało wsunęło się na niego przytrzymując go przy pluszowym dywanie. "Mam cię." Oczy Dare'a świeciły zielenią, mówiąc Stevenowi, że mężczyzna do końca nie zamienił się ze swoim kotem. I kurwa myśl bycia ofiarą sprawiła, że stał się boleśnie twardy.
Steven sięgnął, by pogładzić włosy Dare'a tylko po to by jego dłonie zostały przyszpilone do dywanu, tuż obok jego głowy. W ciągu tych wszystkich razów, kiedy wyobrażał sobie siebie w ramionach Dare'a, to on zawsze był dominujący. Był przyzwyczajony do rządzenia, do wydawania rozkazów. Dare potarł nosem o jego nos zanim pogładził jego policzek, a potem drugi w typowo kocim geście. Nieznaczne tarcie świeżego zarostu wysłało dreszcze wzdłuż kręgosłupa Stevena. Jego palce u stóp zwinęły się na te doznanie, a jego fiut stał się tak twardy, że był praktycznie pewien, że mógł nim wbijać gwoździe. "Kurwa." Prawie doszedł od tego pojedynczego trącenia. Nie było możliwości, żeby wytrzymał dłużej. "Pierwszy raz będzie szybki." "Tak długo jak jest tylko pierwszy." Głos barmana był głęboki i szorstki, jakby nie pozwolił całkowicie odejść kotu. Swawolne oczy spojrzały w dół na niego zanim ogromna dłoń Dare'a chwyciła oba ich fiuty jednocześnie i Steven zapomniał jak się mówi, jak tworzy się słowa, był tylko oralny język, który składał się z jęków, kwileń i pełnych zadowolenia westchnień. Iskry wybuchły pod jego oczami kiedy doszedł tak mocno, że był pewny, że wylał swą duszę wprost na dłoń drugiego mężczyzny. Dare wkrótce dołączył do niego również dochodząc zanim opadł na Stevena. Jego waga wcisnęła Stevena bardziej w pluszowy dywan i po raz pierwszy nie przejmował się ciężarem ani lepkością. Zazwyczaj, odprowadzał wilczego towarzysza do drzwi i dzwonił do Anthony'ego i żalił się z braku emocjonalnej więzi. Zamiast tego, przytulił Dare'a bliżej, zadowolony z leżenia bez oddechu, bo pieprzony Dare był ciężki. "Cholera, Steven." Powiedział Dare, zsuwając się z drugiego mężczyzny. "Nie chciałem cię zgnieść." "Nie martw się, dziecinko." Steven wsunął palce w zdumiewające sobole włosy Dare'a. Były miękkie i sięgały do podstawy szyi młodszego mężczyzny. "Dlaczego twoje włosy nie są białe?" Jego mózg rozpływał się po najlepszym orgaźmie jego życia, sfiksowany na punkcie drobych szczegółów. Większość zmiennych zachowywała swoją kolorystykę, kiedy się zmieniała. Pomarańczowe tygrysy miały kasztanowe włosy, ciekawe było, że Dare nie miał białych loczków. Tygrysołak wzruszył ramionami. "Jedna z tych dziwnych magicznych rzeczy. Chcesz iść pod prysznic?" Steven przytaknął. "Z wielką przyjemnością. Chciałeś bym później wyszedł, czy chcesz kąsek do zjedzenia?" Steven był za Dare'em idąc jak przypuszczał do łazienki, ale na jego słowa głowa tygrysołaka odwróciła się, a on nagle stał twarzą w twarz z jednym wkurwionym zmiennym kotem. Mógł powiedzieć, że jego kochanek ledwie utrzymywał swoją ludzką formę. Tygrysie oczy mogły swoim błyskiem rozświetlić całe pomieszczenie. "Idziesz?" Warknął. Steven podniósł dłonie w geście udobruchania. "Tylko sprawdzałem, nie chciałem się narzucać."
Dare zakręcił ramionami, jakby starając się poskramić tygrysa pod swoją skórą. Jego ciało zadrżało z wysiłku. Po kilku minutach był w stanie mówić. "Wybacz, mój tygrys chce żebyś został. Jeśli nie masz nic przeciwko spędzeniu tu nocy, będę bardzo wdzięczny." "Oczywiście, z przyjemnością." Miał nadzieję, że brzmiał w miarę nonszalancko. Steven nigdy nie zostawał na noc. Musiał brzmieć na bardziej szczerego, niż myślał, bo mógł praktycznie poczuć jak napięcie opuszcza Dare'a, kiedy rzucił ciche 'dziękuję' i podążył wzdłuż korytarza. Przeszli przez piękny pomalowany na zielono przedsionek, który przypominał Stevenowi bujny las, do najładniejszej łazienki, jaką kiedykolwiek widział. Nie była tak luksusowa i męska jak reszta apartamentu. W rzeczywistości była śliczna. Umywalka była jedną z tych ze stojącej bladoniebieskiej porcelany, a pomieszczenie dominowała wanna stała na starych zakrzywionych nóżkach z namalowanymi na bokach kwiatach. Zobaczył jak Dare rumieni się pod jego zaskoczonym spojrzeniem. "Już tak było kiedy się wprowadziłem. Pomyślałem, że jest ładnie." "I jest." Zapewnił swego kochanka. "I jest." Kiedy Dare odwrócił się, by włączyć prysznic, pozwolił sobie na uśmiech. Dzieciak był taki słodki, że mógł jeść go łyżką. Jego fiut drgnął na ten pomysł. "Woda gotowa." Powiedział Dare, wyciągając z pięknie rzeźbionej drewnianej szafki dwa ręczniki. Wsunął się do wanny, zostawiając Stevenowi otwartą zasłonę, by mógł do niego dołączyć. Steven bez zastanowienia podążył za tym pięknym tyłkiem. "Sądzę, że muszę raczej podziękować Anthony'emu niż skopać mu tyłek." Zadumał się, patrząc jak te cudowne ciało staje się mokre. Dare zaśmiał się. "Nie mógłbyś skopać Anthony'ego i tego przeżyć." Steven zaczął się śmiać. "Prawda. Walnąłem któregoś dnia Anthony'ego w plecy i Silver prawie wyrwał mi rękę." Niski warkot wydobył się z gardła Dare'a, jego oczy ponownie zabłyszczały. "Lepiej, żeby cię nie skrzywdził." "Ćśśś. Nie dziecino. Już dobrze." Kreślił kojące koła na ramionach Dare'a układając go bliżej siebie, tak by sięgnąć jego pleców. Mieli podobne wymiary, więc Stevenowi łatwo było tulić mężczyznę do siebie i dawać mu delikatne pocałunki. "Spokojnie dziecino. Nic mi nie jest." Czy to właśnie z tym musiał sobie codziennie radzić Anthony? Przez chwilę poczuł sympatię dla przyjaciela. Dare potrząsnął głową. "Kurwa, przepraszam. Nie wiem, czemu dzisiaj jestem taki drażliwy. Może to kocimiętka nie przestała do końca działać. Zazwyczaj, sprawia, że tylko trochę bzikuję." Powiedział, przytulając się bliżej. "A to, że jest na tobie sprawia, że staję się zaborczym draniem." Stali pod gorącym strumieniem wody, jakby chcieli zmyć z siebie ich zmartwienia.
Steven odepchnął na bok swoje własne zmartwienia, by uspokoić drżącego barmana. "Dalej dziecino, skończmy mycie i chodźmy spać." Był orobinę zmartwiony tym, jak przyjemnie brzmiały te słowa, jakby od dawna byli kochankami. Potrząsając głową, oddał się temu, co nieuniknione. Piękny tygrysołak był jego i będzie musiał nauczyć się do tego przystosować. Tym razem spłukiwali się bardziej z uczuciem, niż z namiętnością. Z uśmiechami na twarzy i łagodnymi dotykami wysuszyli się i poszli w kierunku sypialni. *** Dare obudził się rozgrzany, zaspokojony i owinięty ramionami swojego wyśnionego mężczyzny. Wzdychając, przytulił się bliżej, po raz pierwszy ciesząc się, że był typem kota, który nie umiał mruczeć. "Dzień dobry, koteczku." Ogromna gorąca dłoń gładziła jego głowę wywołując mimowolne westchnięcie wypływające z ust Dare'a. "Dzień dobry wilczku." Pochylił usta po poranny pocałunek. "Mam nieświeży oddech." Ostrzegł Steven. "Dwa nieświeży oddechy redukują się nawzajem." Dare wyszeptał, zamykając mu usta. Jeśli to był ich jedyny kontakt, jaki kiedykolwiek będą mieli, to chciał go całkowicie wykorzystać. Ne zamartwiał się nadzieją, że wilk zobaczy to jak w krok w kierunku ich przyszłości. Jeśli nie chciał go wcześniej, to nie zmieni teraz zdania. Mimo wszystko, nie znaczyło to, że Dare nie mógł cieszyć się ich wspólnie spędzonym czasem, nawet jeśli miał być bardzo krótki. Dwa twarde fiuty pocierały się o siebie, obficie przemakając. "Oh, właśnie tak dziecino." Dłonie Stevena złapały tyłek Dare'a, przyciągając go do niego bliżej. "Oh, tak. Właśnie tak." Nie zajęło długo nim jeden krzyk podążył za drugim kiedy dwaj mężczyźni oddali się namiętności. "Mmm." Dare lizał ścieżkę w górę szyi Stevena, zanim zmartwił się znakiem na jego skórze, znakiem który byłby widoczny ponad każdym kołnierzykiem. "Oznaczasz mnie, dziecino?" Spytał Steven, jego oczy błyszczały z rozbawienia. Dare odszrpnął się gwałtownie. "Och, boże. Nie miałem tego na myśli." Cóż, świadomie czy nieświadomie, najwidoczniej całym sobą chciał oznaczyć mężczyznę leżącego pod nim. Zapach, ugryzienia, cokolwiek co pokazałoby, że seksowny wilk był zajęty. Steven zaśmiał się. "Wszystko w porządku. Nie wstydzę się uprawiania z tobą seksu." Uprawiania seksu. Dare powstrzymał wilgoć nagle zbierającą się w jego oczach. "Lepiej umyję zęby i się ubiorę. Muszę iść do pracy." Stoczył się z łóśka i skierował w stronę drzwi łazienki. Nie chciał, by mężczyzna w jego łóżku wiedział, że podczas, gdy Steven miał kolejny niezobowiązujący seks, Dare się kochał.
"Zrobiłem coś nie tak?" Dare potrząsnął głową, nie zwalniając kroku. "Ja-ja po prostu muszę iść." "Pracujesz nocami." Powiedział Steven zsuwając się z łóżka. Opanował pokusę, by się obejrzeć. "Przez resztę tego tygodnia nie. Pracuję z Dillonem i Parkerem szukając tych zmutowanych wilków." "Jak to, pracujesz z tą dwójką? Jesteś barmanem, a nie detektywem." Dare wreszcie się odwrócił, patrząc gniewnie na stojącego przed nim niebieskookiego mężczyznę. "Jestem również dwustukilogramowym kotem. Jestem niezły w walce. Jeśli znajdą te inne wilki, ja mogę ich chronić." "A kto chroni ciebie?" Dare przewrócił oczami. "Chcesz prysznic?" Odchodząc z dala od Stevena, zanim powie coś, czego będzie żałował, udał sie do łazienki. *** Steven patrzył jak świetny tyłek jego kochanka od niego odchodzi, plecy Dare'a były wyprostowane, a ramiona sztywne ze złości. Kurwa. Wyglądało na to, że dzisiaj nie potrafił powiedzieć nic dobrze. Najpierw coś, co powiedział w łóżku zraniło uczucia jego kochanka, a teraz kot był na niego zły, za to, że się martwił. Wyczuwał emocje Dare'a jakby były jego własnymi i całe to doświdczenie było niepokojące. Cholera, kto wiedział, że kotołaki były takie drażliwe? Steven wszedł ostrożnie do łazienki, niepewny, jak zostanie przyjęty. Dare był właśnie pod prysznicem, cień jego pięknego ciała kusił w porannym świetle. No cóż, w tym jednym się zgadzali. Obaj pragnęli wzajemnego dotyku. Steven odsunął i wszedł do wanny, owijając ramiona wokół stojącej przed nim sztywnej postaci. "Przepraszam, jeśli cię zraniłem, dziecino. Po prostu nie podoba mi się myśl o tobie stojącym naprzeciwko złych kolesi. Cholera, ostatnim razem Anthony nawet został postrzelony, a jest cholernie niezniszczalny." "Przykro mi, że uważasz, że nie umiem się obronić." Zabrzmiała smutna odpowiedź. "Nie, nie. Dziecino." Gładził młodszego mężczyznę we wszystkich odpowiednich miejscach, dopóki Dare nie roztopił się pod jego dotykiem jak giętki kotek, którym był. Steven delikatnie zmoczył wodą włosy Dare'a spłukując całą odżywkę. Nie chciał zniszczyć pięknych włosów swojego kochanka. "Ja po prostu nie chcę, żeby coś ci się stało. Mogę pomóc." Steven miał
komputerową agencję detektywistyczną, gdzie zbierał informacje o ludziach dla przedsiębiorstw jak i dla osób prywatnych. Dare potrząsnął głową. "Silver chce to zatrzymać tylko w obrębie sfory." Steven odsunął się do tyłu, jakby został uderzony. "Nie jesteś w sforze." Dare pokiwał głową. "Może i nie jestem wilkiem, ale jestem członkiem sfory. Anthony przyłączył mnie podczas ostatniej pełni." Zazdrość wgryzła się głęboko. Anthony, który nie miał żadnego wilczego dziedzictwa i Dare, który był pieprzonym kotem mogli należeć do wilczej sfory, a Steven został pominięty. "Przykro mi, że nie jestem wystarczająco dobry, by dołączyć do twojego małego klubu." Oczy Dare'a rozszerzyły się. "Nie. Oh nie, Steven, nie miałem tego na myśli. Musisz po prostu złożyć wniosek. Jestem pewien, że Silver cię weźmie, jeśli będzie wiedział, że jesteś zainteresowany. Ale minął ponad rok, a ty nic nie zrobiłeś, więc wszyscy przypuszczaliśmy, że nie chcesz tu należeć. Jesteś przyjacielem Anthony'ego i zmiennym. Jestem przekonany, że wcieli cię do sfory, jeśli poprosisz." Steven przegryzł wargę. Nie gadał z Silverem o przyłączeniu się, bo miał nadzieję, że sparuje się w sforze, jak Dillon i Ben. Próbował nawet spotykać się z wilkami z innych watah, ale zawsze wracał do tej. I to nie dlatego, że jego najstarszy przyjaciel do niej należał. Coś go do ciągnęło do Sfory Moon. Teraz zastanawiał, się czy nie oszukiwał się sam siebie i to nie chodziło o sforę, a o Dare'a. Czy wilk naprawdę mógł sparować się z kotem? Skończyli prysznic w pełnej zadumy ciszy. Dare pożyczył Stevenowi kilka ciuchów, byli podobnego wzrostu i wagi. Steven w sekrecie czerpał przyjemność z noszenia jego ubrań. Wiedział, że każdy wilk, który znajdzie się blisko niego, wyczuje na nim zapach Dare'a otaczający go od koszuli do skarpetek. Czuł się przez to jak nastolatka w najlepszej kurtce swojego chłopaka. Nie podzielił się jednak tym z wychodzącym z apartamentu do windy Dare'em. "Wygląda inaczej, kiedy jestem na nogach." Drażnił, ciesząc się rumieńcem zabarwiającym jego policzki. "Przepraszam za to." Steven wzruszył ramionami. "Pogadam z Anthonym. Ten mały wyczyn był jego winą." Dare uśmiechnął się. "Taa, ale podobał mi się jego koniec, więc nie bądź dla niego zbyt twardy." Pochylając się, by złożyć na tych soczystych wargach pocałunek, Steven musiał się zgodzić. "Będę dla tego małego gówniarza delikatny, bo naprawdę podobała mi się zeszła noc." Dał zmiennemu tygrysowi jeszcze jeden pocałunek, zanim oderwał się od niego, gdy otworzyły się drzwi windy. Wczesnym popołudniem bar był praktycznie pusty.
Dare odwrócił się, by spojrzeć na Stevena. "Dogonię cię później. Powiedziałem Dillonowi i Parkerowi, że spotkam się z nimi w domu Parkera." Steven warknął. "Nie pójdziesz sam na spotkanie z niesparowanym wilkiem do jego domu." "O co ci chodzi?" Mętlik na twarzy Dare'a powiedział mu, że drugi łak nie miał pojęcia, że Steven rościł sobie prawa. Parker był jednym w tych kilku wilków, które chciały mieć własny dom zamiast zostać ze sforą. Odziedziczył po matce dom i odmówił dzielenia go lub mieszkania z innymi. Plotka głosiła, że dostał specjalne zezwolenie od Silvera i musiał przejść dodatkowy trening, by udowodnić, że potrafi się obronić. Nie było żadnej przeklętej możliwości, by Steven pozwolił swojemu partnerowi iść samemu do legowiska kawalera. Partnerowi? Kurwa. Chwiejąc się pod ciężarem tej nowej wiedzy Steven wyciągnął palec w kierunku pustego stolika. "Poczekaj tam na mnie." Wkurwił się na wyraz twarzy jego koteczka, ale Dare zrobił, to co on chciał. Dobrze. Ich związkowi przysłuży, jeśli Dare od początku uświadomi sobie kto tu rządzi. Nie oglądając się ponownie, udał się do biura Silvera. Zapukawszy, poczekał na zaproszenie, zanim otworzył drzwi. Biuro Silvera było ogromne i przystrojone wieloma siedzeniami dla zorganizowanych na poczekaniu spotkań z jego pracownikami, lub członkami sfory. Podnosząc wzrok, otrzymał półuśmieszek, kiedy Silver go zobaczył; największy wyraz twarzy jaki kiedykolwiek pokazywał, gdy nie było nigdzie Anthony'ego. "Anthony jest w swoim biurze na mieście." "Nie przyszedłem do Anthony'ego. Przyszedłem zobaczyć się z tobą." "Oh." Silver wzruszył ramionami. "Jeśli chodzi o ten wypadek z kocimiętką, to już rozmawiałem o tym z Anthonym." Steven zaczął się śmiać. "I jestem pewien, że należycie okazał skruchę i błagał na kolanach o wybaczenie." Rumieniec wypłynął na policzki bezwzględnego Alfy. "Zrobił coś na kolanach, co sprawiło, że zapomniałem, jak się nazywam, ale starałem się go zrugać." Potrząsając głową Steven odpuścił Alfie. "W porządku, wiem z doświadczenia, że ruganie Anthony'ego nie wychodzi na dobre. Poza tym, wyświadczył mi przysługę." "Ty i Dare?" Podniesione brwi Silvera wywołały falę niepokoju w piersi Stevena. "Co? Uważasz, że nie będziemy dobrymi partnerami."
"Właśnie kosztowałeś mnie diamentowy pierścień. Mówiłem Anthony'emu, że nie ma szansy, żebyś spiknął się z kotem." Steven potrząsnął smutno głową. "Powinieneś wiedzieć, że lepiej się nie zakładać z Anthonym." Na twarzy Alfy ukazał się zażenowany uśmiech. "Taa, ale ten jeden miałem nadzieję przegrać. Czasami zakłada golfy i nikt nie może zobaczyć jego obroży. Muszę oznaczyć go czymś co, zrozumie nawet zwyczajny człowiek. Oznaczenie go moim zapachem nie sprawdza się, skoro inny mężczyzna nie może go wyczuć." Steven musiał przytrzymać się biurka, kiedy śmiał się tak bardzo, że aż łzy wypełniły mu oczy. "Biedaczek. Sparowanie z pięknym mężczyzną to taka ciężka robota." "A żebyś wiedział. Nie jest łatwe stać krok za moim pięknym chłopakiem. Ale jest wszystkiego wart. Chcesz zobaczyć jego pierścień?" To było prawie słodkie widzieć jak ten wielki mężczyzna szaleje na punkcie Anthony'ego. Taka ilość cukru mogła popsuć zęby. "Jasne." Powiedział. Mimo wszystko, jeśli chciał być w dobrych stosunkach z Alfą, nie chciał w tej kwestii go wkurwić. Jeśli to oznaczało podziwianie najnowszego świecidełka jego najlepszego przyjaciela, to było to tego warte. Silver wysunął szufladę biurka i wyciągnął czarne skórzane pudełeczko. Otwierając je, Steven wstrzymał oddech. Nie był mężczyzną lubiącym biżuterię, ale wiedział, że jego przyjaciel będzie go uwielbiał. W pudełeczku leżał ciężki złoty męski pierścień z gigantycznym kwadratowym bursztynowym diamentem, z dwoma rzędami diamencików otaczających obrączkę. Steven założył się, że jeśli pierścień zostanie uniesiony do twarzy Anthony'ego, będzie dokładnie w kolorze jego oczu. "Nigdy wcześniej nie widziałem żółtego diamentu." Silver uśmiechnął się. "Są bardzo rzadkie, tak jak Anthony." Czy zrzyganie się zrujnowałoby jego szanse? Kto by się domyślał, że wielki Alfa był w środku takim wielkim mięczakiem? Mądrze powstrzymał się od komentarza. "Jest piękny, z pewnością mu się spodoba." Naprawdę nie mógł się ot, tak powstrzymać. "Wiesz, że możesz wysiusiać wokół niego koło. Inne wilki będą wiedziały, że go oznaczasz, a ludzie będą na tyle zniesmaczeni, że zostawią go w spokoju." Śmiejąc się, Silver potrząsnął głową. "Skądś wiem, że mój partner nie doceni takiej uczuciowości." Steven zaśmiał się na obraz Anthony'ego, który przyszedł mu do głowy. Dobrze, że Silver nie dostosował się do jego rady, bo mógł sobie wyobrazić, co w odwecie zrobiłby Anthony. Silver zmarszczył brwi patrząc na pierścionek, zanim wsunął go z powrotem do szuflady. "Lepiej, żeby mu się spodobał, musiałem dać zniżkę paru kretołakom, którym sprzedaję budynek." "Wiesz, że Anthony będzie cię kochał, nawet jeśli nie dasz mu pierścienia." Steven nie chciał, żeby Silver wpadł w tę samą pułapkę, co wielu mężczyzn starających się utrzymać
zainteresowanie pięknego kochanka. O tyle, o ile Anthony kochał prezenty, nie przejmował się, jeśli jego kochanek nie mógł sobie na nie pozwolić. Steven był przekonany, że jego przyjaciel kochał Silvera z, czy bez błyskotek. "Wiem." Westchnął Silver. "Ale chcę, żeby jego rodzice wiedzieli, że umiem o niego zadbać. Jego ojciec nie zdawał się przekonany, że pisane nam było być partnerami. Pierścień przynajmniej pozwoli każdemu wiedzieć, że mój chłopak jest kochany i doceniany, i że ma się trzymać z dala." Alfa posłał zażenowane wzruszenie ramion. "Dobra, starczy już o mnie. W jakim celu tu przyszedłeś?" Steven wziął głęboki wdech. "Chciałbym dołączyć do sfory." Przenikliwe oczy wpatrywały się w niego badawczo."Dlaczego teraz? Nigdy wcześniej nie okazałeś zainteresowania sforą. No chyba, że jest coś więcej w usłyszanej przeze mnie historii, kiedy to wielki kot wytargał cię wczorajszej nocy z baru." "Dare jest moim partnerem." Wyrzucił z siebie Steven. Kula strachu umiejscowiła się w jego gardle, kiedy głośno przyznał tę prawdę. Odrzucenie marzenia o wilczym partnerze było prawie bolesne, ale nie zamieniłby swojego tygrysołaka na nikogo innego. Wypełniła go czułość, gdy przypomniał sobie obudzenie się w ramionach drugiego mężczyzny. "Jesteś pewien? Jeśli jest naprawdę twoim towarzyszem, to sądzę, że wiedziałbyś o tym wcześniej." Steven zarumienił się. "Chyba wiedziałem. Chciałem po prostu, żeby był wilkiem." "Ah. Cóż, nie mogę powiedzieć, że nie rozumiem. Moje życie byłoby o wiele prostsze, gdyby Anthony był wilkiem. Mniej interesujące, ale prostsze. Ale czy Dare wie, że unikałeś go przez cały ten czas, bo jest kotem? Zgodził się być twoim partnerem?" "Zgodzi się?" Powiedział Steven z niskim warczeniem. "Lepiej niech się zgodzi, ale nie po to przychodzę. Chcę pomóc wam znaleźć tę zmutowaną sforę. Silver wstał. "Dam ci tymczasowe członkostwo do pomagania innym. Skorzystamy z każdej możliwej pomocy. Jednakże, dopóki Dare w pełni cię nie zaakceptuje, nie mogę uznać cię za członka sfory." "Co to jest?" Jego wilkołacza wiedza wciąż nie była pełna i wciąż znajdywał w niej braki, kiedy stykał się z wilkołakami dorastającymi w sforze. "To oznacza, że dołączasz bez żadnej przynależności oprócz więzów przyjaźni, Twój związek z Anthonym jest na tyle silny, że możesz dołączyć jako wolny wilk." Steven potrząsnął głową. "Poczekam, aż Dare mnie zaakceptuje. Jeśli dołączę jako wolny, może pomyśleć, że to znaczy, że go nie chcę, a jak dotąd wystarczająco naszkodziłem." "Więc witaj jako tymczasowy członek." Potrząsnął dłonią Alfy, pochylając się nieznacznie uznając przynależność do sfory. "Wiesz, że teraz musisz to robić również Anthony'emu."
Steven puścił dłoń swojego nowego Alfy. "Osz, kurwa." Odwracając się, wypadł z pomieszczenia. Dare siedział tam, gdzie go zostawił, pijącego ze szklanki colę. Paru członków klubu siedziało z nim, gadając o tym i o tamtym, Steven nie zwracał na nich uwagi. Dopóki nie zauważył, że wszyscy siedzieli zbyt kurewsko blisko jego partnera. "Chodź, dziecino. Zabiorę cię do Parkera." Dare skinął pozostałym głową i po tym, jak odstawił szklankę za bar, pozwolił Stevenowi wyprowadzić się na zewnątrz. Rozdział 2 Dom Parkera był śliczny. Dare rozglądał się dookoła, jego oczy były błyszczące i ciekawe, ogarniając pluszowy czekoladowobrązowy dywan i ściany w kolorze nieba. Dom był urządzony w stylu rancha z szerokimi przestrzennymi pomieszczeniami i uczuciem prawdziwego domu. Rozumiał, dlaczego właściciel nie chciał zamienić tego domu na jeden z apartamentów sfory. "Ciekawski koteczek." Wyszeptał mu do ucha Steven. Odkąd weszli do domu, wilk był dziwnie troskliwy. Steven przebywał cały czas w zasięgu dłoni Dare'a i stawał cały ciągle między Dare'em a Parkerem, gdy byli wszyscy razem. Jeśli nie znałby go lepiej, pomyślałby, że jest zaborczy. Byłyby to pewnie tylko jego pobożne życzenia. We czwórkę usiedli wokół okrągłego stołu Parkera. Steven przyciągnął Dare'a tak blisko swojego krzesła, jak to możliwe, bez sadzania go na swych kolanach. "Przeprowadziliśmy śledztwo w sprawie pracodawców Cindy?" Spytał pozostałych Dillon. Cindy była człowiekiem uprowadzonym przez zmutowane wilkołaki. Odkąd wampir Alesandro zabił pierwszego mutanta, nie byli w stanie go przepytać. Nikt nie wiedział, jakie umiejętności posiada ta nowa rasa i priorytetem było dojście do tego, co ci nowi wrogowie potrafili. Wszystkim, co wiedzieli na tę chwilę było to, że przeszli jakiś rodzaj transormacji, dający im silniejsze wilcze zmysły, ale zostawiający ich w ludzko-wilczej formie. Teraz starali się określić, gdzie zbierały się tamte wilki, by mogli pojmać kilka i zadać im parę pytań. Było możliwe, że nie wszyscy polowali na sforę Silvera, ale dopóki nie upewnią się, że sfora trzymała się blisko i dołożyła dodatkowe zabezpieczenia wokół domów i biznesów sfory. "Jej szef, Richard Hale, śmierdział korupcją." Powiedział Dillon z szyderczym uśmiechem na jego przystojnej twarzy. "Przydzieliłem Sheilę i Farro do obserwacji ich kwater." Steven zmarszczył brwi. "Chyba nie poznałem dotąd Farro?" "Niezbyt często pokazuje się w klubie. Jego żona zmarła parę lat temu i jeszcze nie doszedł do siebie. Spędza większość czasu opiekując się swoim małym synkiem." Powiedział Dillon. Tym razem to Dare pokazał swoją ciekawską kocią stronę. "Myślałem, że wilki nie mogą przeżyć straty swojego partnera." "Nie była jego partnerką, była jego żoną. Farro jest biseksualny, ale wyczuł, że jego partner będzie samcem. Chciał mieć młode, więc poślubił ludzką kobietę. Może nie byli sparowani, ale ją kochał. Zmarła w wypadku samochodowym rok temu, zostawiając go samego z pięcioletnim
chłopcem." "To takie smutne." Oczy Dare'a zabłysnęły od łez. "Ćśśś. Dziecino, już dobrze." Steven gładził głowę kotołaka, starając się go uspokoić. Dare powstrzymał chęć otarcia się o niego jak kot w maglinie. Było coś nie do odparcia w dotykającym go wilkołku. Uspokajało go to aż do samych stóp. Pozostałe dwa wilki spojrzały na nich z ciekawością. "Jest coś, co chcielibyście nam powiedzieć?" Spytał Dillon z dociekliwym spojrzeniem. "Dare jest moim partnerem." Powiedział Steven. Dare wyszarpnął się z jego uścisku. "Jak to, jestem twoim partnerem? Myślałem, że wilki potrafią wyczuć swojego towarzysza? Gdybym był twoim, wiedziałbyś już miesiące temu." Zobaczył, jak Steven przełyka i już znał prawdę. Wiedział, że byli partnerami, kiedy pieprzył się z kim popadnie. Dopadły go nudności. "Muszę zadzwonić do Bena." Powiedział Dillon, wstając od stołu. "Muszę się napić." Powiedział Parker, podążając za drugim wilkiem, jak zauważył Dare w nadmiernym pośpiechu. Drań. "Wiedziałeś." Dare skoczył na nogi z kocią gracją. "Przez cały ten czas, gdy cię pragnąłem, ty spałeś z każdym wilczym dupkiem, jakiego spotkałeś, wiedząc, że jesteśmy partnerami. Ty draniu!" "Nie, to nie było tak." Steven chwycił ręce Dare'a, by zatrzymać jego łażenie w te i nazad. Dare błysnął na niego kłami, ale wilk trzymał go mocno. "Myślałem o tym, że możesz być moim partnerem, ale nie byłem pewny. Nigdy nie zbliżyłem się na tyle blisko, żeby się upewnić." "Bo nie byłem wilkiem." Syknął Dare. Ból spowodowany myślą, że dla swojego partnera nie był wystarczająco dobry ugodził go prosto w pierś. Posiadanie partnera, który nie cię nie chciał było pewnym rodzajem piekła. Każdy zmienny marzył o znalezieniu przeznaczonej mu osoby; niestety, tak jak udowodnił Steven, nie zawsze było to szczęśliwe wydarzenie. Steven przytaknął, potwierdzając najgorsze przypuszczenia Dare'a. "Nie będę miał przed tobą sekretów. Chciałem sparować się z wilkiem, nie przeczę, ale nie uprawiałem seksu z każdym wilkiem, z jakim się spotkałem. Czasami szliśmy na jakąś przekąskę, by zobaczyć, czy do siebie pasujemy. Teraz, gdy jestem pewny, że jesteś moim partnerem, nie zamienię cię na nic." Potrząsnął nim delikatnie. "Ani na nikogo. Jesteś. Mój. I zabiję każdego, kto będzie próbował mi ciebie zabrać." Oczy Dare'a szukały wzroku Stevena. Wszystko co widział, to potrzeba szczerości. Nie mógł winić wilka za pragnienie kogoś ze swojego gatunku, ale bolało to, że był chciany z powodu braku innego wilka. Gdyby nie byli przeznaczonymi sobie partnerami, nigdy nawet nie chciałby ponownie na niego spojrzeć. Mógł trzymać ból blisko przy sobie i być nieszczęśliwy przez resztę życia albo przyznać, że jego partner popełnił błąd i być szczęśliwy z tego, co mają teraz. Podnosząc
wzrok, zobaczył zaniepokojony wyraz na twarzy wilka i wiedział, że miał tylko jeden prawdziwy wybór. "Dobrze." Na przystojnej twarzy Stevena pojawił się szeroki uśmiech. "Będziesz mój?" Dare przytaknął. Gula w jego gardle nie pozwalała mu zrobić niczego innego. Radość na twarzy jego partnera długo rozwiewała urazę jaką czuł. Steven przyciągnął go w ramiona i ścisnął go mocno, zanim złożył na jego wargach rozgrzewający żyły pocałunek. "Chodź, dziecino. Czas na polowanie." *** Siedzieli w samochodzie Dare'a przed siedzibą firmy budowlanej i obserwowali wchodzących i wychodzących ludzi. Sheila i Farro zeszli godzinę temu, by odpocząć. Typowo dla przedsiębiorstw budowlanych, biuro było dwupiętrowym żółtawym budynkiem z naklejoną przy wejściu nazwą firmy, jako jedyną ozdobą. Metalowe ogrodzenie otaczało plac z maszynami mieszczący drogi sprzęt budowlany. O tej porze nie było tam żywej duszy. "Może powinniśmy wysłać Cindy na przeszpiegi." Powiedział Steven obserwując strażników sprawdzających wjeżdżający samochód. "Taa. Jestem pewien, że Alesandro będzie przeszczęśliwy, kiedy jego partner będzie się zamartwiał, tym że jego siostra będzie w niebezpieczeństwie." "Hmm. Wampiry mogą być drażliwe." Zgodził się Steven. "Naprawdę byś to zrobił?" "Zrobił co?" "Naraziłbyś bezpieczeństwo tej dziewczyny, żeby zdobyć informacje?" Dare nie był do końca pewny, jak czuł się z bezwzględną stroną swojego partnera. Steven przytaknął. "Nie podobałoby mi się to, ale mając do wyboru zdrowie psychiczne jednej dziewczyny, by dowiedziała się, kto stara się zabić sforę, a pozwolenie tym mutantom na zniszczenie nas, to podrzuciłbym ją wrogowi." Mimo, że docenił szczerą odpowiedź Stevena, to poczuł mdłości. Rozumiał potrzebę chronienia sfory, ale poznał Cindy i nie mógł wyobrazić sobie sytuacji, w której czułby sie komfortowo pozwalając jej wrócić do brutali, którzy ją porwali i bili. Między nimi panowała cisza, ciężkie uczucie nie mające nic ze swojej poprzedniej swobody. Wreszcie, Steven przerwał ciszę. "Zdenerwowałem cię." Powiedział cicho. "Tak."
"Dlaczego?" "Bo czuję, że to złe podrzucać kruchą ludzką kobietę sforze zmutowanych wilków, które złamią jej gardło jak gałązkę. Cindy jest słodką piękną dziewczyną, która nie zasłużyła na taki los." Steven warknął nisko. "Jeśli chodzi o bezpieczeństwo mojego partnera, poświęcę cały ten pierdolony świat. Te przeklęte wilki mogą włamać się do klubu i zranić cię. Nie obchodzi mnie, jak śliczna ona jest, jeśli chodzi o ciebie albo o nią, to nie ma nawet wyboru." Nie powinien czuć się tak mile połechatany. Naprawdę nie powinien. Na szczęście, czerwony samochód właściciela wyjechał właśnie przez bramę, odrywając ich od rozmowy. "No to jazda." Powiedział Steven delikatnie zjeżdżając z krawężnika i ustawiając się kilka samochodów za nim." Zobaczmy, gdzie ten koleś pojedzie." Dare westchnął. Odepchnął bezwzględność Stevena gdzieś w kąt swego umysłu i skupił się na samochodzie przed nimi. Steven lawirował między korkami, wprawnie trzymając się wystarczająco daleko, by tamten mężczyzna ich nie zauważył. Kiedy czerwony samochód zjechał z jezdni w stronę niebezpiecznej części miasta, Dare poczuł podekscytowanie. "Jak myślisz, gdzie on jedzie?" "Miejmy nadzieję, że na spotkanie z tymi skurwielami." Rzucił Dare'owi szybkie spojrzenie. "Jeśli okaże się, że spotyka się z innymi wilkami, zadzwonimy po resztę. Mimo wszystko ty tam nie wchodzisz." "Nie będę tu tak po prostu siedział, podczas gdy ty pójdziesz się z tym zmierzyć." Powiedział Dare niskim głosem. "Może nie jestem wilkiem, ale nie jestem mięczakiem. Będę twoim wsparciem." "Dziecino, jesteś barmanem, a nie wojownikiem." Zaprotestował Steven. "I jako twój partner, mam obowiązek cię chronić." Dare wywrócił oczami. "Jestem białym tygrysem. Mam większe szanse wyciągnięcia cię stamtąd żywego, niż inni. Szanse, że pokonam mutanty są większe, niż u ciebie." "Wiem, ale to nie znaczy, że muszę to lubić. " Steven zmarszczył brwi. "Chciałbym owinąć cię w koc i trzymać cię bezpiecznego. Nie chcę cię wpadającego do pomieszczenia pełnego psychopatycznych wilczych mutantów. Możesz być większy, ale jeśli będzie ich wystarczająco wielu, mogą cię zdjąć, tak jak to robią w dziczy. Są bestiami bez sumienia. Już porwali i pobili dziewczynę, tylko po to, by dostać się do Silvera." "Wiem." Warknął Dare. "Widziałem, jak bardzo są niebezpieczni. I dlatego nie staniesz na przeciw nim sam." Nie było mowy, by puścił wilka samego. Nie powiedzieli już nic więcej, kiedy podążali za samochodem serią wąskich uliczek prawie gubiąc go, gdy niespodziewanie skręcił. Pozostanie w bezpiecznej odległości było problemem na tej drodze. W końcu samochód zatrzymał się koło na pierwszy rzut oka opuszczonego magazynu. Na górnych piętrach wybite były szyby, a budynek był ponury z wyblakłymi szarymi ścianami, jakby duch tego miejsca opuścił je lata temu. Richard wysiadł z auta i ruszył w kierunku budynku, ani
razu się nie rozglądając. Albo był przekonany, że nikt nie kłopotał się pojechaniem za nim, albo nie obawiał się złapania. Steven odpiął pas. "Musimy dowiedzieć się, co tam się dzieje. Pójdę i zobaczę, co dam radę usłyszeć. Nie ruszaj się. Jeśli mnie złapią, zadzwoń po Parkera i Dillona. Nie wchodź do środka, dopóki reszta nie dotrze." Steven chwycił brodę Dare'a odwracając go w swoją stronę. "Spójrz na mnie. Chcę, żebyś obiecał mi, że nie wejdziesz tam bez pozostałych." Dare poczuł, jak jego oczy się zmieniają, a kły wydłużają się. "Jeśli cię wezmą, to nie mogę składać obietnic. Zadzwonię po pozostałych, ale pójdę i będę chronił to, co moje. Jeśli cię złapią, to nie ma możliwości, żebym zostawił cię samego." "Po prostu wiedziałem, że nie będzie łątwo." Steven wyciągnął telefon. Naciskając parę przycisków, odezwał się do słuchawki. "Parker, tu Steven. Pojechaliśmy za Halem do magazynu na Brenner Street. Sądzimy, że ma spotkanie z wilkami. Zamierzam iść tam i zobaczyć, co się dzieje w środku i sprawdzić, z kim się spotyka. Dare jest w samochodzie i chciałbym, żebyś podesłał paru chłopaków. Nie mogę liczyć na Dare'a, że zostaje na miejscu." Słuchał go przez chwilę, potem się roześmiał. "Taa, to właśnie powiedział." Po kilku kolejnych słowach rozłączył się. "Parker i Dillon są w drodze." Dare przytaknął. "Będę tu czekał tak długo, jak będę mógł." Steven zaśmiał się. "Mój ciekawski koteczek." Wilk pochylił się i złożył na policzku Dare'a pocałunek. "Zostań tu, kociaczku, zaraz wracam." *** Steven rozglądał się zbliżywszy się do budynku. Nawet jeśli facet nie spotykał się z wilkami, nie było żadnego dobrego powodu, by biznesmen szedł do opuszczonego magazynu w środku nocy. Badając ogromny budynek, szukał miejsca do podglądania i podsłuchiwania. Było parę wybitych okien, których mógł użyć. Musiał po prostu dostać się tam bez zrobienia hałasu. Jego wzrok przyciągnęła leżąca jakieś sześć metrów od wejścia drewniana beczka. Wyglądała na starą, ale solidną; powinna utrzymać jego wagę. Decydując się ją wypróbować, użył beczki, by wdrapać się na strop, lądując cicho jak kot, pomyślał z uśmiechem. Po raz pierwszy rozważył to, że Dare mógł być przerażony sparowaniem z wilkiem. Nie wolał swojego własnego gatunku? Steven musiał powstrzymać warkot na myśl o jego partnerze w innych rękach. Niedobrze. Jeśli seksowny facet chciał innego kota, będzie musiał przełknąć rozczarowanie. Nikt więcej nei dotknie jego tygrysołaka. Ostrożnie krocząc przez metalowy strop, Steven wolno przesuwał się w kierunku roztrzaskanego okna i klęknął przy framudze. Richard Hale stał na środku pomieszczenia, otaczał go tuzin zmutowanych łaków. Steven na ich widok powstrzymał wycie. W konfrontacji z tym strasznym widokiem, żołądek podjechał mu do gardła. Alesadnro i Calvin starali się wyjaśnić mu, jak wyglądały te kreatury, ale nawet ich opis nie oddawał prawdziwego okropieństwa. Brudne, potargane włosy otaczały nagie piersi, a ich ubiór stanowiła wyłącznie para
dżinsów. Pociągłe pyski wyrastały z ich twarzy, ostre wyszczerbione zęby sterczały z ich szczęk jak u dzika. Stopy zbyt zniekształcone na obuwie były nagie, ukazując łapy zakończone pazurami. Kurwa, ilu ich tam było? Cindy przypomniała sobie tylko dwóch albo trzech, którzy ją uprowadzili. A tu był ich co najmniej tuzin. Była to główna siła, czy tylko wierzchołek góry lodowej? Gdzie ukrywały się następne tuziny mutantów? Steven przyczaił się bliżej krawędzi okna akurat, by zobaczyć jak największy łak podaje Hale'owi walizkę. "Ta jest ostatnia." Powiedział łak głosem tak niskim, że Steven musiał się ostrożnie pochylić, żeby usłyszeć. "Upewnij się, że trucizna dotrze do Alfy. Po porażce z Silverem jego sfora będzie zbyt czujna. Zabij Madrosa i upewnij się, że dowody spadną na sforę Moon. Jeśli będą walczyli między sobą, to będziemy mieli mniej do zrobienia." Nikczemny uśmiech był prawie przerażający. Kurwa, byli mądrzejsi, niż wyglądali. Teraz sfora Moon miała dwa zadania; znaleźć siedzibę mutantów i ostrzec inne Alfy o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Zostawił ostrzeżenie dla Silvera i Anthony'ego. Jeśli ktoś miałby gadać z innymi sforami, to była to właśnie ta dwójka. Jak jeden mąż wszyscy wyszli z magazynu. Steven pozostał nieruchomo i cicho, nie chcąc przyciągnąć ich uwagi. Miał nadzieję, że jego partner był roztropny. Po chwili wszystkie dźwięki ucichły. Wolno się podnosząc, powstrzymał jęk, gdy się prostował, dostał skurczu nogi aż do uda. Ciche gwizdanie zabrzmiało gdzieś pod nim, jak ktoś wołając swojego psa. "Tutaj, mały. Tutaj, mały." Zabrzmiał głos Dare'a. Zamierzał go zabić. Bezszelestnie podkradł się na skraj stropu, dostrzegając Dare'a dokładnie pod nim. Nie myśląc, skoczył. Miękkie 'oof' wydobyło się z kota, kiedy uderzył w asfalt. Dare był naprawdę miękki, pomyślał z rozmarzeniem, kiedy usłyszał jak powietrze schodzi z ciała tygrysołaka. "Cześć skarbie, wołałeś?" Powiedział z przekornym uśmiechem. Zamiast warczenia na niego, jak zrobiłby to inny wilk, Dare posłał mu radosny uśmiech. "A wołałem." Jego duży kotek owinął go ramionami i niech go jeśli nie poczuł sie całkowicie, totalnie hołubiony. W tym momencie, tak długo jak jego kotek był bezpieczny nie obchodziło go, że świat był opanowywany przez mutanty. "Uwielbiam cię." Zadławił się gulą emocji wypełniającą jego gardło. Dare wyszczerzył zęby. "Wynośmy się stąd. Musimy zobaczyć się z Silverem." "To ty jesteś na górze." Powiedział jego zawsze uczynny partner z kolejnym zapierającym dech w piersi uśmiechem. Steven powstrzymał westchnienie. Będzie musiał zmienić swoją męską wizytówkę, jeśli zostanie złapany na wzdychaniu jak zakochany idiota za każdym razem, gdy jego chłopak się uśmiechnie. Nie było wątpliwości, że kotołak był pięknym mężczyzną i naprawdę był idiotą, że chciał, by był kimś innym, niż stworzyła go natura.
"No jestem." Zgodził się. Składając szybki pocałunek na wargach swojego partnera, podniósł się na nogi i pomógł Dare'owi wstać. "Chodź piękny, musimy pogadać z Alfą."
Rozdział 3 Silver rzucił swoją szklanką przez pokój. W zadowalający sposób rozbiła się o ścianę. "Wiesz, jak ja to robię, mówisz, że jestem zdenerwowany." Powiedział Anthony ze swojego siedzenia na kanapie, pijąc czerwone wino z kryształowego kieliszka. Dare patrzył, jak Alfa przechodzi z głębokiej furii do rozbawienia w przeciągu jednej sekundy. "Bo wiem, że robisz się wtedy bardziej wkurzony." Powiedział Alfa szczerząc zęby w uśmiechu. "A jesteś po prostu piękny, kiedy się złościsz." Nachylając się, Alfa dał swojemu partnerowi pocałunek tak gorący, że Dare mógł przysiąc, że poczuł, jak w pokoju zrobiło się gorąco. Parker oczyścił gardło. Para Alf oderwała się od siebie z zaczerwionymi twarzami. "Wybaczcie." Powiedział Anthony z rumieńcem. Silver pogładził dłonią olśniewające jasne włosy swojego chłopaka. "Skarbie, nigdy nie przepraszaj za to, że mnie kochasz." "Czy możemy skupić się na problemie?" Powiedział Parker, w jego głosie słychać było zniecierpliwienie. Wilk starał się mieć odwrócony wzrok nie chcąc uruchomić dominacji swego Alfy. Był zniecierpliwieny, a nie głupi. "Silver i ja pogadamy z innymi Alfami." Oznajmił Anthony. "Ja pójdę i pogadam z innymi Alfami." Powiedział Silver. "Ty się do nich nie zbliżysz." Anthony wstał, jego oczy błyszczały. "Jesteśmy partnerami, czy nie?" Wszyscy w popłochu ruszyli w kierunku drzwi. Dillon, Parker, Dare i Steven wypadli z biura trzaskając za sobą drzwiami. Parker głośno wypuścił powietrze. "Kurwa. Nienawidzę, kiedy jego oczy tak świecą." Dare przytaknął. "Uwielbiam Anthony'ego, ale czasami jest kurewsko przerażający." "Przyniosę nam coś do picia." Dare udał się do baru, szybko mieszając drinki i przyniósł je do stolika. Wilki rozmawiały, czekając na swoje Alfy. "No to Alesandro zrobi z Calvinem?" Spytał Dare. "Słyszałem, że wrócili do siebie." Powiedział z uśmiechem Dillon.
"Calvin zamierza się przekształcić? Nie potrafię sobie wyobrazić, jak to jest być wampirem." Spytał Dare z błyszczącymi z zainteresowania oczami. "I nigdy nie będziesz musiał." Warknął Steven. Nie powinien poczuć takiego gorąca, naprawdę nie powinien. "Myślę, że chcą poczekać, aż Cindy skończy szkołę i rozpocznie samodzielne życie. Słyszałem, jak Alesandro mówił Anthony'emu, że chcą trochę scementować swój związek zanim pójdą dalej." Powiedział Parker, biorąc łyk swojego drinka. "Dobry pomysł." Powiedział Dare z uśmiechem. "Partnerzy powinni się poznać, zanim podejmą jakieś nieodwracalne decyzje." Steven już otworzył usta, żeby coś powiedzieć, kiedy weszły Alfy. Anthony miał wydęte wargi, a Silver oczywisty znak po ugryzieniu na gardle. "Anthony i ja pojedziemy ostrzec inne Alfy. Parker, ty i Dillon będziecie obserwować dzisiaj dom tego właściciela firmy budowlanej. Zobaczycie, czy ktoś tam się pojawi. Dare i Steven, chciałbym, żebyście wrócili do magazynu i poszukali wskazówek. Jeśli spotykają się tam regularnie, to pewnie żyją gdzieś blisko. Nie wyobrażam sobie, żeby łatwo im było chodzić po mieście w takim wyglądem." Cała czwórka wilków przytaknęła i udała się w przydzieloną stronę. Dare wyszedł ze Stevenem, mając w głębi serca nadzieję, że znajdą sposób, by zatrzymać te potwory.
Rozdział 4 Pusty magazyn rozbrzmiewał echem, kiedy Steven podążał za krągłym tyłkiem swojego partnera do opuszczonego budynku. Kiedy weszli, zapach dzikich wilków wypełnił mu nos. Po jego prawej stronie zabrzmiał niski warkot. Zerknął na swojego partnera i zobaczył jak oczy Dare'a się zmieniają, źrenice się rozszerzają, a tęczówki błyszczą. "Trzymaj się, dziecino." Powiedział niskim głosem. "Nie mam dla ciebie ubrań na zmianę." "Wiem." Powiedział Dare, jego głos był głębszy, niż kiedykolwiek słyszał. Mógł stwierdzić, że jego chłopak miał trudności z powstrzymaniem swojego tygrysa przed zmianą czując w powietrzu odór tylu mutantów. Spojrzenie Stevena omiotły pomieszczenie. Na grubej warstwie kurzu widoczne były wcześniejsze ślady wielu stóp, ale nic więcej nie mógł zobaczyć. Powoli pozwolił swoim zmysłom zmienić się w ostrzejsze wilcze zmysły. Kichnął, kiedy głęboko wdychał powietrze. Jego oczy zwilgotniały od zapachu kurzu, mysich bobków, pleśni i silnego zapachu zła. Coś pokrętnego i nienaturalnego wypełniło jego nozdrza przytłaczając wszystkie wcześniejsze zapachy. "Nie zgub tego zapachu." Powiedział Dare.
"Idźmy za nim. Jak powiedział Silver, nie mogą być zbyt daleko od magazynu." "Nie jestem pewien, czy to taki dobry pomysł. A co, jeśli znajdą nas pierwsi?" "Więc musimy być ostrożni. Nie chcę, by coś ci się stało." To była główna myśl w umyśle Stevena. Nic nie mogło stać się jego partnerowi. "Zadzwonię do pozostałych i powiem im, gdzie idziemy." "W porządku." Dare czekał, aż skończył rozmawiać i szli dalej za zapachem zmutowanych wilkołaków. Wyszli za odorem przez drugą stronę budynku, wzdłuż rzędów innych opuszczonych magazynów. W końcu ścieżka doprowadziła ich na wzgórze. Kiedy zeszli w dół gdzie rzeka rozszerzała się, tuż powyżej grzbietu, który przeszli, Stevena ogarnął niepokój. Jeśli mutanty ukrywały się, to dlaczego zostawiły tak oczywistą ścieżkę do ich kryjówki? Nos Dare'a drgnął. Przez chwilę Steven myślał, że widział cień wąsów. "Co się dzieje koteczku?" "Nie podoba mi się to." Steven zamarł. Kot miał dobre instynkty. "Co?" Czyżby Dare wyczuł te samo, co on? Nie zdążył powiedzieć już ani słowa, bo coś ostrego przeszyło jego ramię. Jego wzrok stał się niewyraźny, kiedy tylko sięgnął dłonią w kierunku swojego chłopaka. Mrugając oczami zobaczył jak w ramieniu Dare'a tkwi srebrna strzałka. "Nie." Wyszeptał Steven. Wiedział, że nic mu nie będzie, jeśli go porwą i zaczną torturować, był twardy. Myśl o tych samych ludziach znęcających się nad jego delikatnym ukochanym była większym bólem, niż czuł kiedykolwiek wcześniej. Zamrugał jeszcze raz próbując zobaczyć, co się dzieje, ale jego mięśnie były unieruchomione, a po chwili wszystko stało się czarne. *** Steven odzyskał przytomność czując fale bólu. Ogień przypalał jego plecy. Zacisnął zęby, by powstrzymać krzyk. Nie da im satysfakcji, błagając o uwolnienie. Rozciągnięte i przywiązane zimnymi, ciężkimi łańcuchami jego ramiona płonęły od nacisku podpierania jego własnej wagi. Koniuszki jego butów ledwie dotykały ziemi. Ta pozycja nie dawała mu przyczepności. Ze sposobu w jaki łańcuchy były owinięte wokół jego nadgarstków wiedział, że nie było szansy na zmianę i wyciągnięcie się z ich ciasnego uścisku. Wiedząc, że tylko odciąga to, co nieuniknione, Steven otworzył oczy i był zadowolony, że jego wzrok po chwili się wyostrzył. Stanął przed nim ogromny zmutowany wilk, bestia tak wysoka, że stał z nim oko w oko, mimo że Steven zwisał prawie pół metra nad ziemią. Żółte oczy kreatury były wąskie, podłe i głęboko osadzone i miały wyraz takiej nienawiści, że wywołały u Stevena zimny pot. Odmówił cichą modlitwę, by jego kochanek uciekł, mimo że gdzieś głęboko wiedział, że nie zdołał. Gdyby Dare zwiał, Steven byłby już wolny. Jego ukochany tygrys nie zostawiłby go na pastwę tych mutantów. Czuł to w kościach. Teraz mógł mieć jedynie nadzieję, że Dillon i Farro odkryją, gdzie są i uwolnią ich, zanim będzie za późno. "Więc jednak zdecydowałeś się obudzić." Głos mutanta był tak niski, że aż prawie był
dudnieniem. Steven mógł poczuć wibracje w swojej piersi. Steven patrzył chorobliwą fascynacją jak ta kreatura podchodzi bliżej. Co zdołało stworzyć takie coś? Wiedział, że odraza odmalowała się na jego twarzy, ale nawet nie starał się jej powstrzymać. Nie było powodu, żeby był miły. Te potwory były ochydne w środku, jak i na zewnątrz. Okrutne, bezwzględe bestie, które nigdy nie powinny opuścić horrorów, były zbrodnią przeciwko naturze. Nie podnósł go na duchy widok batoga w dłoni potwora. Od kiedy próbowali zabić Anthony'ego, by dostać się do Silvera i spiskowali, by zabić inne Alfy, wątpił, by powiedzieli mu, że to wszystko była pomyłka i uwolnili go. "Gdzie jest Dare?" Skupił się na twarzy mutanta, zamiast na pejczu wjego dłoni. "Dare?" "Drugi mężczyzna, z którym byłem." Było już za późno, żeby ukrywać prawdę. Rozpaczliwie chciał dowiedzieć się, co stało się z jego partnerem. Co, jeśli go zabili? Co, jeśli jego piękny partner odszedł, a on nigdy nie miał szansy, by wynagrodzić mu te wszystkie noce, gdy spotykał się z innymi wilkami? "Masz na myśli tego nie-wilka? Dotrzymuje towarzystwa moim przyjaciołom. Czym jest?" Steven był zszokowany, mimo że starał się tego nie okazać. Dla większości zmiennych było oczywiste, kiedy spotykali jednego z dużych kotów. Może mutacja posiadała więcej wad, niż zalet. Ale wtedy zastanowił się, czy gdyby nigdy nie spotkał tygtysołaka, to rozpoznałby zapach. Batog uderzył w jego plecy. Odwrócił uwagę z powrotem do swojego porywacza. "Teraz będziesz uważał?" Warknęła kreatura. "Nie ma znaczenia, czym jest. I tak go zabijemy." Steven potrzebował całej siły woli, żeby zatrzymać krzyk tworzący się w jego gardle. Biczowanie bolało, ale grożenie jego partnerowi było o wiele boleśniejsze niż tysiące uderzeń. Nie mogąc się powstrzymać, uciekło mu warknięcie. "Oooh. No proszę. Nie wiedziałem, że wy dwaj jesteście tak blisko." Mutant był przepełniony pogardą, gdy patrzył na Stevena. "Para pedałów. To będzie dla mnie przyjemność zabić was obu w nienaturalny dla was sposób. Któremu Alfie pokazujesz brzuszek? Wkrótce będziemy jedynymi Alfami i wszyscy będziecie przemienieni albo martwi." Patrząc na tę ohydna mutację, był całkowicie pewien, że wybiera opcję numer dwa. Lepiej było już zgiąć, niż zmienić się w bestię taką jak ta przed nim: bezlitosą, okrutną i będącą wybrykiem natury. Steven milczał, wpatrując się w mężczyznę i czekając na okazję do ataku. Potrząsanie łańcuchami jedynie wywołało śmiech w tym czymś stojącym przed nim. "Kim jesteś? Czego chcesz?" Porywacz zaśmiał się, niski nieprzyjemny dźwięk. "To naprawdę proste. Jestem ostatnim kogo zobaczysz i chcę twojej śmierci." Mutant spojrzał na niego w zamyśleniu. "Nie zamierzam
tracić czasu na przemienianie pedała. Nie chcę cię w mojej sforze. Najlepiej zabić cię teraz, dopóki nie jesteś a tyle silny, by stanowić realny problem. Steven warknął. Jeśli się stąd wydostanie, jego priorytetem będzie ukatrupienie tego dupka. Donośne śmiechy jego prześladowcy dźgały jego skórę bardziej, niż kolce. "Co, myślisz, że zamierzam wyjawić ci wszystkie moje plany jak jakiś super złoczyńca w starym filmie szpiegowskim? Nie, nie ma nic, czego bym od ciebie chciał mały wilczku. Nie jesteś nikim potężnym. Twoją rolą jest zginąć z mojej ręki. Teraz powiedz mi tylko, kto jest twoim Alfą, żebym wiedział komu wysłać ciało, to zabije cię szybciej." Steven widział w oczach bestii swoją śmierć. Nie było szansy, żeby wyszedł z tego cało. Jedyną rzeczą, jaką żałował było to, że nigdy nie powiedział Dare'owi, jak ważny był dla niego. Zaatakowało go poczucie winy. Lepszy łak nie pozwoliłby, żeby jego partner został porwany. Kolejne uderzenie wstrząsnęło jego ciałem. "Jesteś... najbardziej... nietroskliwym... wilkiem..., jakiego... kiedykolwiek... spotkałem..." Każdemu słowu towarzyszyło uderzenie, aż Steven zaczął gwałtownie łapać powietrze. Poczuł, jak krew nasącza mu koszulę. Rany znikną zanim się wykrwawi, ale miał nadzieję, że umrze zanim mutant skończy. Jeszcze raz jego myśli powędrowały do Dare'a. Miał nadzieję, że jego słodki, delikatny mężczyzna poddał się, zanim skończyły się tortury. Żałował niedokończenia ich więzi partnerskiej. Gdyby byli należycie związani, mógłby czytać w myślach swojego tygrysa i wiedzieć, co robił. Rzeczą gorszą, niż zdychanie w tym piekle, było zdychanie nie wiedząc, co działo się z jego partnerem. Głośny ryk zabrzmiał gdzieś z daleka i powietrze wypełniły krzyki. "Co do kurwy..." Jego oprawca obrócił się w kieruku drzwi akurat wtedy, gdy olbrzymi tygrys wpadł do pomieszczenia. Futro powlekała krew i gdyby Stecen nie wiedział, że Dare jest białym tygrysem, to nawet by go nie poznał. Porywacz obrócił się w kierunku dźwięku, ale dla niego było już za późno. Bulgot i tryśniecie krwi zakończyło jego egzystencję. Tygrys usiadł na zadzie i oblizał pysk. Dzikie oczy zwróciły się na Stevena. Zamarł. Nie było ani krztyny ludzkości w tych oczach. Jego piękny partner zdziczał. "Hej, Dare." Powiedział Steven uspokajającym śpiewnym głosem. "Czas wrócić do mnie. No już, dziecino. Zmień się w człowieka." Dla zmiennego iebezpieczne było pozostanie zbyt długo w swojej zwierzęcej formie. Szczególnie bez partnera, który go sprowadza. Zdziczały zmienny mógł pozostać zwierzęciem na zawsze bez kogoś kto opanowałby jego dzikość. Miał nadzieję, że byli na tyle związani, że mógł odzyskać swojego kochanka. Tygrys okrążył go, jakby się zastanawiał, co zrobić z tą kuszącą pokusą. "Nie chcesz mnie zjeść. Jestem twoim partnerem, pamiętasz?" Może gdyby wciąż mówił, Dare znalazłby swoją ludzką połowę. Olśniewający tygrys powinien rozpoznać swojego partnera,
nawet w swojej obecnej formie. Największą obawą Stevena było to, że Dare zostanie w postaci tygrysa. Nie mieli jeszcze wystarczającej więzi, by mógł wymusić zmianę swojego partnera. Może jeśli zabierze go do sfory, Silver zrobi co trzeba, Bolało, że nie był w stanie odciągnąć Dare'a z granicy szaleństwa. Gdyby od początku był dobrym partnerem, byłby w stanie to zrobić. To właśnie było skutkiem tego, że opierał się wspaniałemu mężczyźnie, którego dali mu bogowie i próbował znaleźć zamiast niego wilka. Serce waliło Stevenowi w piersi, kiedy masywna istota ustała na tylnych nogach. Łapy wielkie jak spodki opadły na jego ramiona, Przez chwilę wisiał tam twarzą w twarz z ogromnym tygrysem. Dare pachniał krwią i śmiercią, ale był najpiękniejszą rzeczą, jaką Steven kiedykolwiek widział, bo żył. W jednej chwili tygrys zmienił się w mężczyznę, futro wtopiło się w skórę, a rozszerzone źrenice stały się ludzkie. "Partner." Wyszeptał Dare, jego oczy były trochę otępiałe z powodu przemiany. "Partner." Powtórzył drżącym głosem Steven. "Mógłbyś mnie uwolnić?" Dare spojrzał na hak, na którym wisiał Steven. Napinając smukłe ramiona kotołak podniósł Stevena i zdjął łańcuchy z haka. Parę minut szarpania rozerwało łańcuchy owinięte wokół jego nadgarstków. Szok i ulga mieszały się w Stevenie, kiedy owijał swoje świeżo uwolnione dłonie wokół swojego partnera. "Myślałem, że cię straciłem." "To się nigdy nie stanie." Powiedział Dare trzymając go mocno. "Zawsze będę po ciebie wracał." Rozejrzał się dookoła, kiedy uwolnił Stevena ze swego uścisku. "Powinniśmy rozejrzeć się za jakimiś wskazówkami. To jest powód, dla którego tu jesteśmy." "Masz ten fartuch." Powiedział Steven wskazując na kitel leżący na krześle. "Moja nagość cię rozprasza?" "Zawsze." Pomimo krwi na jego twarzy i ciele, Dare był wciąż najpiękniejszą istotą, jaką Steven kiedykolwiek widział. "Lepiej się ubierz albo nie znajdziemy żadnych śladów." Otrzymał olśniewający uśmiech, zanim mężczyzna zarzucił na siebie fartuch i pomógł mu przeszukiwać magazyn. Jak w tym, gdzie został postrzelony Anthony, tu nie było żadnych śladów. "Może źle się do tego zabieramy." Zadumał się Dare. "A o czym myślisz?" "Są ostrożni. Tu nic nie zjadziemy. Tu chcą nas zwabić, żeby mogli nas złapać. To nie jest ich siedziba. To tylko tymczasowa kryjówka do torturowania więźniów. Musimy iść ścieżką pieniędzy, sprawdzić szefa Cindy i odkryć jego powiązanie z mutantami. Tam znajdziemy nasze wskazówki." Steven przeszukał ciało martwego mutnta, bynajmniej nie zaskoczony, że nie znalazł nic w
jego kieszeniach. "Myślę, że masz rację. Wróćmy do domu sfory i przekażmy Silverowi, czego się dotąd dowiedzieliśmy."
Rozdział 5 Silver rzucił kieliszkiem o drzwi, pięknie go roztrzaskując. "Naprawdę musisz przestać to robić." Powiedział siedzący na kanapie Anthony. Alfa warknął. "Czy ty właśnie na mnie warknąłeś?" Anthony skoczył na nogi. Wszyscy w pokoju zamilkli. Dare siedział sztywno koło Stevena obserwując, jak Alfy mierzą się wzrokiem. Po paru sekundach Silver zagarnął swojego pięknego partnera i trącił nosem jego szyję. "Przepraszam, skarbie. To wszystko mnie wkurwia." "Wiem, a ten piękny kawałek szkła za to zapłacił. Mimo wszystko pozostałe Alfy były słodkie." Silver zaczął się śmiać. "Byli zbyt olśnieni tobą, by nawet pomyśleć o sprzeczaniu się na temat ich bezpieczeństwa." Silver odwrócił się do pozostałych. Dillon, Parker, Dare i Steven patrzyli na Alfy szerokimi oczami. "Powinniście zobaczyć ich miny, kiedy Anthony wszedł do pokoju. Jedli z jego małej rączki, a mogę przysiąc, że każdy z nich był hetero. Myślałem, że Moira, Alfa sfory Sandstone udławi się własną śliną. Anthony zarumienił się. "Była bardzo miła." "Uh huh. Słyszałem, że oderwała głowę ostatniemu facetowi, który rzucił jej wyzwanie." Wzruszając ramionami, Anthony posłał mu mały uśmiech. "Nie rzucałem jej wyzwania, mimo że ty byłeś strasznie blisko." Silver błysnął kłami. "Gdybyś jasno nie wyjaśnił, że wolisz mężczyzn, pewnie złowiłaby cię w ciągu sekundy." Jeszcze raz trącił szyję Anthony'ego, tym razem zaborczo. "Mimo wszystko wciąż nie mamy żadnych wskazówek, gdzie zbierają się mutanty. Ani jak zamierzają przejąć sfory. Madros powiedział, że będzie ostrożny i dwukrotnie będzie sprawdzał swoje jedzenie. Muszą mieć jakiegoś szpiega, więc musimy rozglądać się za każdym, kto odniesie korzyści z rozpadu sfory." "Nie odniosłem wrażenia, by inne Alfy były w to zamieszane." Powiedział Anthony. Silver przytaknął. "Co teraz robimy?" Spytał Parker.
Silver westchnął. "Wszyscy mamy oczy otwarte. Upewnimy się, że sfora trzyma się blisko. Parker, byłbym wdzięczny, gdybyś przeniósł się do apartamentu sfory." "Nie." Oczy Silvera zabłysły. "Czy ty mnie wyzywasz?" Parker odwrócił wzrok i pokręcił głową. "Nie. Nie mogę po prostu opuścić domu. Czuję, że mój partner się zbliża, a w domu mam przygotowane wszystko, czego mi trzeba." Silver uniósł brew. "Ma na myśli to, że jest dominujący i czeka na właściwego małego uległego partnera, którym nie musiałby dzielić się z całą wpatrującą się sforą." Wyjaśnił Anthony. "Przecież my go nie będziemy oceniać." Powiedział Silver. Dare widział zamęt na twarzy swojego Alfy. "Cholera, różne typy przychodzą do klubu. Pamiętacie Lyle'a? Przychodził z fiutem swojego faceta na smyczy. Jeśli tego właśnie chcesz, to nie ma problemu." Parker oczyścił gardło, jego twarz poczerwieniała jak burak. "Wolałbym utrzymać mój związek w prywatności. Nie sądzę, by mój partner zgodził się na prowadzenie na smyczy." "Spotkałeś go już?" Spytał Anthony, jego oczy błyszczały z podekscytowania. Partner Alfy uwielbiał kiedy jego sfora się powiększała. Pamiętając jego interwencję ze Stevenem, Dare miał nadzieję że Parker wiedział, w co się pakuje. "Nie. Ale mam sny, więc musi być blisko." Silver westchnął. "No dobra, ale miej na wszystko oko i jeśli wyczujesz jakiekolwiek zagrożenie, zwijał swojego i przytaszcz tu swój tyłek." Parker przytaknął. "Nie wiem, kiedy się spotkamy, ale sny są coraz silniejsze." Pozostali członkowie sfory przytaknęli ze zrozumieniem. "Wilki zawsze śnią o swoich partnerach przed ich poznaniem?" Spytał Anthony. "Nie. To znak przed-parowania. To oznacza, że byli partnerami w poprzednim życiu i połączą się ponownie w tym." Wyjaśnił Silver składając pocałunek na policzku swojego partnera. "Często się to zdarza?" Spytał Anthony pochylając głowę po kolejnego buziaka. "Nie." Silver uśmiechnął się do Parkera. "To będzie silne sparowanie. Gratuluję, Parker." "Dzięki." "W międzyczasie chcę, żeby wszyscy zrobili listę dziwnych odłamów, które mogą być zainteresowane rozpadem sfory jako społeczeństwa. Jutro robimy burzę mózgów. Jeśli coś się do tej pory stanie, dzwońcie do mnie, lub do Anthony'ego. Dare, miałeś dobry pomysł idąc za śladem pieniędzy. Jutro powiem o tym naszym technikom." Łaki przytaknęły i opuściły pokój.
Dare odwrócił się do Stevena. "Zamierzasz dołączyć do sfory?" Steven zatrzymał się i odwrócił do niego, zaskoczenie widniało na jego twarzy. "Myślałem, że jesteśmy partnerami." Dare przytaknął ze wzrokiem utkwionym w podłodze. Steven położył dłoń na podbródku Dare'a i podniósł jego głowę, by spotkały się ich oczy. "Przepraszam, że wcześniej cię odrzucałem, mój słodki koteczku. Skończyłem z wypieraniem się ciebie. Jesteśmy partnerami już na zawsze. Wiem, że nie zawsze między nami będzie pokój, ale chcę spróbować." Dare poczuł jak miłość sączy się z jego partnera. "Żyj ze mną i dołącz do sfory. Wiem, że Anthony cię przyjmie." Steven prychnął. "Nie miałeś na myśli Silvera?" Dare uśmiechnął się szeroko. "A myślałem, że jesteś najlepszym przyjacielem Anthony'ego." Drażnił się. "Słuszna uwaga. Mam parę brudów na Anthony'ego, które mogę na niego wykorzystać, więc o niego się nie martwię, ale nie dołączę do sfory, dopóki nie będziesz częścią pakietu." Dare miał nadzieję, że jego oczy wyrażają całą miłość, jaką czuł. "No to sądzę, że powinniśmy zacząć negocjacje. Myślę, że moja sypialnia będzie najlepszym miejscem na dyskusję o przyszłości." Steven posłał mu szelmowski uśmiech. "Tak, wierzę, że masz rację." Udali się w kierunku windy w idealnym porozumieniu. Drzwi do apartamentu Dare ledwie zdążyły się zamknąć, zanim Steven przycisnął go do ich powierzchni. "Kiedy zostaliśmy porwani, wszystko o czym mogłem myśleć, było to, że nigdy nie powiedziałem ci jak bardzo cię kocham." Te słowa rozpaliły Dare'a tak samo jak pocałunki. Nigdy nie sądził, że usłyszy jak Steven wypowiada słowa, o których marzył odkąd tylko zobaczył ciemnowłosego wilka. "Kochasz mnie?" Niebieskie oczy Stevena straciły swój zwyczajny drażniący blask. "Jesteś dla mnie wszystkim. Kiedy ta bestia powiedziała, że zamierzają cię zabić, część mnie umarła." Serce Dare'a zaczęło bić szybciej. Nie mógł uwierzyć, że mężczyzna z jego snów mówił dokładnie to, co chciał usłyszeć. Mając nadzieję że nie śpi, Dare uszczypnął się. "Ałłł." Steven zaśmiał się. "Czemu to zrobiłeś?"
Dare posłał mu zażenowany uśmiech. "Miałem nadzieję, że to nie sen." "To nie sen, mój piękny. To rzeczywistość. Wiem, że w przeszłości byłem idiotą, ale to już jest za mną. Wszystko czego chcę, to żebyś był moim partnerem i żebyśmy spędzili razem resztę życia. Chcę wprowadzić się do tego mieszkania i kłócić się z tobą o to, co będzie na śniadanie, narzekać na dynamiczność sfory i śledzić mutanty. Nie chcę wracać do domu sam i tęsknić za tobą przy mym boku, kiedy obudzę się rano." Steven delikatnie pogładził policzek Dare'a, jakby upewniał się, że jest prawdziwy. "Prawie wcześniej zginąłem, a wszystko o czym mogłem myśleć, to ty." Dare połykał łzy. Cholera, zamieniał się w dziewczynę. "Też bym chciał." "Dobrze." Zanim zdążył powiedzieć coś jeszcze, Steven go pocałował. Nie było gorącej, kontrolowanej biegłości jego wcześniejszych pocałunków. Ten był delikatnym dzieleniem się miłością. Był miękki, słodki i sprawił, że Dare chciał rzucić tego mężczyznę na ziemię i wypieprzyć do granic możliwości. Niskie warczenie wypełniło pomieszczenie. Dare'owi zajęło parę minut uświadomienie sobie, że to on wydawał te dźwięki. Steven odsunął się, by na niego spojrzeć. "To jest takie gorące." Dare zaśmiał się. "Zazwyczaj nie warczę jak pies. Chyba twoja zaborczość na mnie przeszła." Wilk złapał głowę Dare'a między swoje dłonie, zmuszając go, by na niego spojrzał. "Nie obchodzi mnie, ile potrworów po nas przyjdzie. Nigdy więcej nie pozwolę ci odejść. Nie ma na świecie wilka, który by do mnie bardziej pasował i byłem idiotą, skoro myślałem, że jest" "Wiem." Powiedział Dare, przytulając do siebie Stevena. "Moje serce łamało się za każdym razem, gdy zabierałeś jakiegoś wilka do domu. Miałem już się poddać i zacząć ponownie się umawiać, gdy Anthony wywinął swój numer." Teraz była kolej na warczenie Stevena. Uścisk wilka wokół tygrysołaka mocno się zacieśnił. "Cieszę się, że się wstrzymałeś, musiałbym wyżyć się na niewinnym mężczyźnie za dotykanie tego, co moje." Dare posłał swojemu partnerowi szeroki uśmiech. "Jeszcze nie jestem twój. Nie oznaczyłeś mnie odpowiednio." "Wierz mi, skarbie. Kiedy skończę tej nocy, poczujesz się oficjalnie oznaczony." Niskie burczenie przetoczyło się przez pierś tygrysołaka. "Myślałem, że nie mruczysz?" "Nie mruczałem." Powiedział z oburzeniem Dare. "Nie jestem domowym kotkiem." "Oczywiście, że nie." Powiedział z uśmiechem Steven. "Nie wiem, o czym ja myślałem."
*** Steven pogładził dłonią włosy swojego partnera. Jego serce bolało z miłości to słodkiego tygrysa. Powody, dla których unikał Dare'a były nieistotne w porównaniu do korzyści ze związaniem z tym wspaniałym mężczyzną. Ta sekunda, kiedy myślał, że Dare jest martwy była najgorszą chwilą w jego życiu. To było wtedy, gdy uświadomił sobie, że piękny mężczyzna w jego ramionach był dla niego jedyny. Wilk, czy nie, Dare był jego. Po raz pierwszy zrozumiał determinację Silvera, by upewnić się, że każdy wiedział, że jego partner do niego należy. Może mimo wszystko to nie był po prostu głupi wewnętrzny przymus. Steven wiedział, że oznaczenie Dare'a tak jak zrobił Silver z Anthonym nie było możliwe, ale będzie musiał zobaczyć, co da się zrobić. "Co myślisz o tatuażach?" Zapytał pomiędzy namiętnymi pocałunkami. Jego fiut był twardy jak skała i błagał o zanurzenie się w jego partnerze. Nigdy nie dyskutowali o tym, kto będzie na dole; Steven był gotowy skorzystać z każdej pozycji, która przybliżałaby go o jego partnera. Zazwyczaj to on górował, ale jeśli chodziło o jego ukochanego tygrysa, był skłonny to rozważyć. "Tatuaże?" Dare odchylił się, by spojrzeć mu w oczy. "To ja zamierzam cię zniewolić, a ty chcesz gadać o tatuażach?" "Nie chcę o nich gadać. Zastanawiałem się, czy miałbyś coś przeciwko jednemu." "A jaki byś chciał, żebym miał? Własność Stevena?" Ta myśl zaświeciła przez jedną krótką chwilę jak gwiazda, ale szybko zniknęła, gdy zauważył gniewne spojrzenie swojego partnera. "Co? Wspomniałeś o tym?" "Żartowałem! Ty zacząłeś o tatuażach." Steven poczuł jak na twarz wypływa mu rumieniec. "Chciałem czegoś, co symbolizowałoby fakt, że jesteśmy razem." Zielone jak morze oczy Dare'a rozszerzyły się w zaskoczeniu. "Nie uważasz, że fakt, iż jesteśmy partnerami nie jest wystarczająco wyjątkowy?" Puścił ramiona Stevena, chodząc w te i z powrotem po małym salonie, w każdym jego ruchu widać było cierpienie. "Nie! Nie to miałem na myśli." Steven złapał Dare'a, trzymając go nieruchomo. Wiedział, że to nieporozumienie było całkowicie jego winą. Gdyby od początku nie zaprzeczał ich więzi, jego partner teraz bardziej by mu ufał. "Chciałem czegoś, co pokaże innym ludziom, że do siebie należymy. Nie sądziłem, że zgodzisz się na pierścień." "Więc pomyślałeś o tatuażach." Dokończył Dare. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. "To takie słodkie." "Nie jestem słodki." Warknął Steven. Z pewnością nigdy nie był oskarżany o bycie słodkim i definitywnie nie chciał, by Dare to rozpowiadał. "Jestem praktyczny. Zabezpieczny mnie to przed
zabiciem twoich fanów, jeśli będziesz miał na sobie mój znak." "Fanów?" Dare zmarszczył brwi, jakby nie był świadomy całych ich legionów. 'Taa, no wiesz, ci ludzie, którzy każdej nocy przychodzą i przymilają się do ciebie." Tygrysołak zaczął się śmiać. "Ja nazywam ich klientami." "Wierz mi, połowa z nich nawet nie wie, co pije." Widział spojrzenia, jakie te dzieciaki rzucały Dare'owi. Będzie musiał coś z nimi zrobić, jeśli którykolwiek przekroczy granicę. Może i nie chciał tak od razu domagać się tygrysa, ale jego wilk nie będzie tolerował innych dotykających jego barmana. Już ta myśl sprawiła, że wyrosły mu kły. Dare wciąż patrzył na niego, w jego oczach błyszczało rozbawienie. "Jeśli pozujesz się przez to lepiej, to mogę mieć ten tatuaż. O jakim myślałeś?" Słowo 'zajęty' wzdłuż policzka było kuszącą myślą, ale odepchnął to pragnienie. Nie chciał, by jego tygrys pomyślał, że nie bierze tego na poważnie. Chciał trwałego znaku na swoim kochanku bardziej, niż następnego haustu powietrza. "Co myślisz o wilczej łapie na twojej szyi, tuż powyżej kołnierzyka? Chciałbym, żeby wszyscy wiedzieli, że jesteś mój." "Nie wiem, Steven. Jeśli zdecyduje się zmienić robotę, możliwe, że będę musiał go ukryć. Co myślisz o ramieniu i w barze będę zakładał koszulki bez rękawów? Głupi pomysł Silvera z pierścieniem zaczynał mieć swoje zalety. "Dobra. Nie chciałbym ograniczać twoich przyszłych wyborów kariery. Chciałbyś zrobić coś jeszcze?" "Nie." Powiedział pogodnie Dare. "Ale nigdy nie wiesz, co może być jutro." "Jeśli będziesz miał robotę, gdzie będziesz musiał go zakryć, to wtedy pomyślimy o czymś jeszcze." "Zgoda. Chcę też tygrysią łapę na twoim ramieniu." Steven przytaknął. To było sprawiedliwe. "Zgoda. Myślę, że powinniśmy przypieczętować umowę pieprzeniem." "A to uścisk dłoni już nie wystarcza?" Spytał Dare, patrząc na niego spod grubych, ciemnych rzęs. Steven uśmiechnął się. "Wyszedł z mody." "Ach, zachowam to w głowie." Złapał tygrysołaka i zderzył ich ciała, dopóki nie można było wsunąć między ich ciała ani kawałka papieru. "Zrób to ze mną. To partnerska sprawa." "Zapamiętam to." Dare przegryzł zębami wargę Stevena. "Chcę cię." Jego głos był niski i warczący, o wiele niższy, niż zazwyczaj.
"Wspaniale. Ja też cię chcę." W rzeczywistości Stevn ledwie potrafił skoncentrować się na ich rozmowie. Jego fiut był tak twardy, że napierał na rozporek. Jak to dobrze, że rano założył bieliznę, bo czułby zamek od spodni na bardzo wrażliwej części jego ciała. "Bądźmy wreszcie partnerami." Wyszeptał mu w usta Dare. Oddech tygrysa na jego ciele sprawił, że zamrowiły go dziąsła, kły swędziały, by się wydostać. Z rykiem wydostał się z ramion swojego partnera, złapał jego dłoń i zaciągnął tygrysołaka wzdłuż korytarza. "Tak szybko?" Zaśmiał się Dare. "Tak. Jeśli zaraz się w tobie nie znajdę, to mój fiut eksploduje." Ciało tygrysa zatrzęsło się ze śmiechu, kiedy posłusznie za nim szedł. "No, to byłaby dopiero tragedia." "Oj byłaby." Dotarcie do sypialni Dare'a było ćwiczeniem niezwykłej kontroli. Na granicy cierpliwości Steven podniósł tygrysa i rzucił go na łóżko. Szybko zdjął swoje ciuchy, zanim odwrócił uwagę z powrotem do swojego wciąż ubtanego kochanka. "Nie wiedziałem, że to był wyścig," "Teraz już wiesz." Steven skupił się na zdejmowaniu ubrań Dare'a. Dźwięk rozdzierania wypełnił powietrze. "Ups." Rzucił spodnie tygrysa przez swoje ramię. "Ej, lubiłem te gatki." "Kupię ci drugie." Nie obchodziło go, jak drogie będą. Zobaczenie tego ciałka nago tak szybko, jak to możliwe było warte każdej ceny. Patrzył na Dare'a wygłodniałymi oczami. "Jesteś cudowny." Powiedział z podziwem. Jego chłopak był naprawdę pięknym mężczyzną. Piękno, które sięgało głębiej, niż powierzchowność. "Byłem idiotą." "Prawda." Dare posłał mu szelmowski uśmiech. Sreven ledwie zdążył krzyknąć, gdy uświadomił sobie, że jest przyszpilany przez swojego seksownego, śmiejącego się partnera. "Ty górujesz, czy ja?" "Zazwyczaj ja góruję, ale jestem skłonny być elastyczny." Cholera, mógł zrobić wszystko, żeby znaleźć się w tyłku Dare'a albo być przez niego pieprzonym. Zaatakowała go silna potrzeba związania się ze swoim partnerem, a jego wilk wyrazió swoje niezadowolenie z powodu czekania. *** Dare nie mógł przestać się uśmiechać. Prawda, spędził dzień na rozdzieraniu mutantów na strzępy, wspomnienie, o którym bardzo starał się zapomnieć, ale teraz był w domu ze swoim
towarzyszem życia. W domu, który jak miał nadzieję, będzie ich wspólnym domem przez wiele przyszłych lat. "Wybory, wybory." Drażnił swojego zdesperowanego partnera. Fiut Stevena stwardniał przy jego brzuchu, a szybkie bicie jego pulsu wabiło go jak syrenia pieśń. Pochylając się, Dare polizał ścieżkę od obojczyka do ucha, delektując się smakiem i zapachem mężczyzny leżącego pod nim. "Przestaniesz?" Gderał Steven. "Nie." Zrobił to samo po drugiej stronie. "Masz szorstki język, nawet jak nie jesteś w tygrysiej formie." Poskarżył się jego partner. Dare przycisnął nos do karku Stevena. Zapach potu i podniecenia wypełnił jego nozdrza. "Nie pachnie jakoś tobą." "Krętacz." Śmiejąc się, wgryzł się w szyję Stevena, ciesząc się nagłym skokiem pulsu kochanka. "Zamierzam cię wziąć i każdy będzie wiedział, że jesteś mój." Po raz pierwszy ogarnęła go zaborczość. Kiedy obserwował Stevena w barze była tam jakaś lekka tęsknota. Teraz była tu gwałtowna potrzeba oznaczenia tego mężczyzny jako swoją własność. Steven był jego i stanie na przeciw każdego, kto będzie chciał mu go zabrać. Nie zauważył, że warczy, dopóki uspokajające dłonie nie próbowały odciągnąć go od krawędzi. "Spokojnie kochanie, wszystko w porządku. Jestem tutaj." Dare zamrugał oczami, by ponownie się skupić. Do tego momentu nie uświadomił sobie, że odpędzili tygrysa. "Wybacz. Myślałem o tym, że prawie cię dzisiaj straciłem." Palce Stevena boleśnie się na nim zacisnęły. "Wiem. I nie wiem, co bym zrobił, gdyby coś ci się stało." Nachylając się, Dare zgarnął usta Stevena w zaborczym pocałunku. Napierając mocno na drugiego mężczyznę, wsunął język do środka i smakował całe bogactwo smaków składające się na jego partnera. Cholera, dobrze smakował. Przy nikim nie czuł się tak dobrze. Grzebiąc w szufladzie, wyciągnął z niej opakowania żelu nawilżającego. Jego dłonie zrobiły się niezdarne, kiedy otwierał pojemniczek. "Spokojnie, dziecino. Nie musisz być zdenerwowany. Mamy lata, by wszystko było dobrze." Dare nie chciał na to całych lat. Chciał, żeby wszystko było dobrze już za pierwszym razem. Byli partnerami, czyż nie zawsze powinno być idealnie? "Za dużo myślisz." Rozbawiony głos Stevena przyciagnął jego uwagę. "Nie napinaj się aż tak bardzo. Zawsze będziemy razem." Dare czerpał otuchę od swojego partnera. Biorąc głęboki wdech, pokrył palce żelem i
zakręcił nimi wokół dziurki Stevena. "Pieprz mnie teraz!" "Cierpliwości." Nie mógł powstrzymać uśmiechu. Mężczyzna skręcający się pod nim był wszystkim, czego chciał. Sny o Stevenie nie były nawet w połowie tak gorące jak rzeczywistość. "Teraz!" Wow, ten gardłowy ryk był naprawdę seksowny. Wsuwając jeden palec, potem kolejny, rozluźniał kochanka, dopóki nie był pewny, że Steven był na tyle przygotowany, by go przyjąć. Ustawiając się, wsunął się do raju. "Ahh." Czucie owiniętego wokół niego wilka ukoiło coś w jego piersi. Dom. Ten mężczyzna był jego domem. Nigdy nie czuł takiej bliskości z kochankiem i wiedział, że nikt więcej nigdy nie sprawi, że tak się poczuje. Ten mężczyzna tym właśnie dla niego był. "Pokaż mi do kogo należę." Niebieskie oczy Stevena przebijały go jego potrzebą. Pochylając się bliżej, Dare zaciągał się zapachem swojego partnera. Warcząc wsuwał się i wysuwał z mężczyzny, który szybko stawał się całym jego światem. "Mocniej." Wydyszał Steven. Dare przegryzł wargi kochanka, zanim wsunął między nie język, imitując nim ruchy swego ciała. Kwilenie w jego usta było o tyle gorące, bo wiedział, że Steven pragnął go, tak jak on jego. "Zamierzam cię oznaczyć, pieprzyć i sprawić, że będziesz mój." Powiedział, krzyżując spojrzenie ze swoim partnerem. "Zrób to." Namawiał Steven. "Uczyń mnie swoim." Z rykiem, Dare owinął dłonie wokół bioder kochanka i wbił się w niego. Wiedza, że nie mógł zranić drugiego zmiennego pozwoliła mu być ostrzejszym, niż byłby kiedykolwiek z ludzkim partnerem. Kiedy poczuł, że Steven jest blisko, polizał punkt na jego szyi i wbił się w niego kłami, oznaczając go jako zajętego. Jego tygrysia cześć była zadowolona, gdy podniósł usta, by zobaczyć ogromny znak na gładkiej skórze mężczyzny. Zapach spermy wypełnił powietrze, kiedy Steven doszedł od ugryzienia Dare'a. "Jesteś mój." Zadeklarował, patrząc w dół na te piękne niebieskie oczy. "Byłem twój już wcześniej." W tym momencie zrozumiał, dlaczego Steven chciał bardziej trwałego znaku. "Zrobię sobie tatuaż, jak ty też sobie zrobisz." "Zgoda." Steven wyszczerzył zęby, jego oczy były zaspane z zadowolenia. "Zgoda." Dare przyciągnął blisko swojego partnera. Będą musieli wkrótce wstać i wziąć prysznic i dowiedzieć się od Silvera, co dalej robić, ale teraz był szczęśliwy, leżąc tam przytulony do najważniejszej osoby w jego świecie.
Już wkrótce Enticing Elliott