Prolog
Król Vasska klęczał przed ołtarzem a jego długie włosy ślizgały się po ziemi. Pochylił się i dotknął czołem zim...
6 downloads
11 Views
259KB Size
Prolog
Król Vasska klęczał przed ołtarzem a jego długie włosy ślizgały się po ziemi. Pochylił się i dotknął czołem zimnej podłogi. Szorstki kamień ścierał warstwę skóry z jego twarzy, pozostawiając na niej piekący szlak. Wyrzucając ból z umysłu, zamknął oczy. To była jego ostatnia szansa i nic nie powstrzyma go od modlitwy. W gardle króla rosła gula, kiedy połykał łzy, zaciskając mocno oczy. Jeśli w tej chwili nie znajdzie partnera, nigdy nie weźmie ślubu. Wiedział to tak jak wiedział gdzie są gwiazdy i księżyce. Myśl, że spędzi sam całe swoje długie życie ciążyła mu niczym kamień na piersi. Jaki rodzaj władcy może przewodzić swoim ludziom nie mając serca? „Proszę bogini, znajdź mi partnera.” Jego chropowaty głos odbijał się echem od ścian jaskini. „Mężczyzna czy kobieta, przystojny czy brzydka. Nie dbam o to. Po prostu daj mi kogoś z dobrym sercem i głową na karku. Kogoś z kim mogę spędzać moje dni i noce. Błagam cię. Na krew moich przodków, proszę daj mi moją drugą połowę.” Podnosząc się z ziemi, podszedł do okrytego kamienia i klęknął przed nim. Wyciągnął ostry nóż zza swojego pasa i przeciął nadgarstek w poprzek. Oprócz miękkiego syku nie wydał już żadnego dźwięku gdy trzymał rękę nad ołtarzem, a krew kapała na powierzchnie kamienia. „Błagam cię bogini Amethio, opiekunko niewinnych, strażniczko słońca i gwiazd, swatko w niebie i piekle, jeśli masz choć odrobinę sentymentu dla mojego ludu, proszę daj mi kogoś do kochania.” Skłoniwszy głowę, pozwolił łzom płynąć, mieszając się z jego krwią. Jeśli to nie pomoże, to nie miał już żadnych pomysłów. Wszyscy inni z jego rodziny połączyli się już dawno temu ze swoimi partnerami. Tylko on chodził nadal samotnie po świecie.
Rozprzestrzeniały się pogłoski, że król Vasska został opuszczony przez bogów. Szepty bez wątpienia wyszły od jego brata Derla, następnego w linii do tronu. Klęcząc na szorstkich kamiennych schodach najsilniejszy od tysiąca lat król wampirów, trzymał twarz w dłoniach i płakał.
Rozdział 1 „Ile masz lat?” Bastion westchnął wiedząc, dokąd to zmierzało. „Dwadzieścia jeden, sir.” „Moi uczniowie są młodsi o połowę.” Kowal zaśmiał się. „Poza tym nie wyglądasz jakbyś mógł podnieść młot a co dopiero go użyć.” Krzepki mężczyzna podniósł ogromne ramię i zgiął, pokazując imponujące mięśnie. „Dzięki i tak.” Bastion skinął głową i odwrócił się szybko, więc kowal nie mógł zobaczyć wilgoci gromadzącej się w jego oczach. To tyle jeśli chodzi o kowala, jubilera, bankiera, i niemal wszystkich inne możliwe miejsca zatrudnienia, pomyślał Bastion. „Pogódź się z tym Bas, jesteś bezużyteczny.” Mruknął, kopiąc kamień na ulicy. Od śmierci rodziców dwa tygodnie temu jego życie zmieniło się na gorsze. Nie mogąc skorzystać z swojego majątku, aż skończy dwadzieścia pięć lat, Bastion Karr był skazany na pozbawionych skrupułów wujków. Jeden, który chciał, aby Bastion poślubił jego pechową pasierbice i drugi, który chciał osaczyć Bastiona w ciemnym korytarzu i chwycić go swoimi lepkimi palcami. Jednak Bas preferował mężczyzn w zbliżonym do siebie wieku i nie spokrewnionych z nim. Musiał znaleźć sposób, aby zdobyć pieniądze i wydostać się z piekła rodzinnego domu. Jego wujowie wtargnęli do posiadłości po śmierci jego rodziców i nie widział sposobu jak ich stamtąd wyrzucić. Obaj byli wpływowymi politykami i przekonali wszystkich, że byli tam, aby pomóc swojemu siostrzeńcowi w potrzebie. To niesamowite, że ludzie im uwierzyli. Jednak w rzeczywistości, Bas był głównie bezdomny i biedny. Banki nie pożyczą mu pieniędzy ze względu na jego wpływowych wujów i nikt go nie zatrudni, ponieważ był zbyt stary, by uczyć się zawodu. Chociaż Bas umiał mówić w dwudziestu językach, grać na instrumentach muzycznych i być gospodarzem na przyjęciach, nie były to przydatne umiejętności do pracy. „Ciągle szukasz pracy, synu?” W pobliżu zabrzmiał mrukliwy głos.
Bastion szarpnął głową. Odwracając się, zobaczył młodego mężczyznę stojącego obok niego. Miał długie szare włosy, szary srebrzysty garnitur, nawet jego skóra miała szary odcień. Szybkie spojrzenie potwierdziło, że także jego oczy były szare. „Tak. Ciągle szukam.” Jeśli ten człowiek obserwował go, to wiedział o wszystkich niepowodzeniach Basa. „Czy próbowałeś w zamku?” Bastion spojrzał na wielki złoty budynek w oddali i wzdrygnął się. Zamek króla wampirów był świadectwem genialnej architektury. Zadrżał. „Nie” Mężczyzna spojrzał na niego przenikliwymi bezbarwnymi oczami, przez co Bas pomyślał że starszy człowiek może czytać w jego duszy. Bas westchnął i zapytał z ciekawości. „Kogo zatrudniają?” „Dawców krwi.” Bas wzdrygnął się. „Ja-a nie sądzę, że mogę to zrobić.” Już sam obraz wampira gryzącego go wysłał wstrząs w górę i w dół kręgosłupa. „Czy masz lepszą ofertę?” Obraz jego wujów mignął przez jego umysł. „Nie.” Wyznał. Z jakiegoś powodu nie czuł, by roztropne byłoby okłamywanie tego człowieka. „Masz.” Mężczyzna wyciągnął kawałek papieru. „Dzięki temu przejdziesz przez bramę.” „Czy myślisz, że mogę to zrobić?” spytał Bas. „Masz krew, prawda?” Mężczyzna uśmiechnął się. Zaraźliwy śmiech człowieka sprowadził niechętny uśmiech na usta Basa. „Tak, mam.” Wziął papier z szybkim zerknięciem. Pismo rozciągało się na całą stronę ale Bas był zbyt nerwowy, aby skupić się na nim. Lekko drżącą ręką złożył je i wsadził do kieszeni. „Dz-dziękuję.” „Nie ma potrzeby dziękować chłopcze. Tylko pamiętaj, aby pójść.” Bas skinął głową. „Pójdę.”
*** Bastion spojrzał na wysoką żelazną bramę wraz z uzupełniającym ją żołnierzem i prawie zawrócił. Papier drżał mu przez nerwy w ręku. „W czym możemy ci pomóc obywatelu?” Zapytał duży strażnik po lewej. Nerwowy, Bas nieśmiało przekazał papier nieprzyjaznemu mężczyźnie. Bojąc się mówić czekał w milczeniu, kiedy żołnierz przeglądał pismo. Oczy ostrożnie badały drobny druk przed przekazaniem go z powrotem z lekkim uśmiechem. „Idź w prawo na tyły i zaprezentuj się w kuchni. Morley porozmawia z tobą i sprawdzi, dla kogo nadasz się najlepiej.” Bas wydał miękkie westchnienie przed skinieniem głową. „Dz-dziękuję.” „Więc umiesz mówić”. Powiedział strażnik po prawej, jego ciemne włosy błyszczały w świetle zachodzącego słońca. „Zastanawiałem się, czy jesteś po prostu piękny i cichy.” Bas poczuł gorąco na policzkach wiedząc, że się zarumienił. Schylił głowę, aby ukryć zakłopotanie. „Zostaw w spokoju to słodkie maleństwo Larro”1. Powiedział pierwszy strażnik grubymi palcami otwierając Żelazną Bramę. „Idź dalej.” Marząc by odejść od tej pary, Bas przebiegł obok szepcząc dziękuje. Nie mógł uwierzyć, że jego życie zredukowało się do stania się sługą krwi. Myśl o byciu ugryzionym przez wampira przyprawiała go o mdłości ale nie czuł się tak chory jak będąc znowu uwięziony przez wuja w ciemnym kącie. Nigdy więcej. Może nie był dość młody, aby być uczniem i miał nieprzydatne umiejętności ale nawet idiota mógł stać bez ruchu wystarczająco długo, aby zostać ugryzionym. Wyzwaniem będzie nie zemdleć ze strachu. 1 W oryginale jest sweet thing ale takie tłumaczenie bardziej mi pasuje i pojawia się także trochę później.
Drżąc, Bas ruszył za przechodzącymi ludźmi wiedząc, że w razie czego doprowadzą go do zamkowej kuchni. Słudzy z dużymi metalowymi tacami zawrócili stawiając ostrożne kroki i trzymając ciężary, przechodzili pod łukowatymi drzwiami. Bas podążył za nimi i wszedł prosto w chaos. Ludzie chodzili w te i z powrotem, odkładali tace i brali następne. Byli tam ludzie, którzy krzyczeli zamówienia, noże latały. W odległym kącie siedziało kilkunastu chłopców i dziewcząt w skórzanych spodniach, białych koszulach i czerwonych obrożach wylegując się na różnych taboretach, jakby czekali na wezwanie. Byli bardzo spokojni w obliczu takiej aktywności, co jeszcze bardziej wyróżniało ich w oczach Basa. Uderzyło go, że tym miał się właśnie stać, dawcą krwi. Bastion widział ich wcześniej w mieście ale nigdy z bliska. Stanowiło to teraz trochę przykry kontrast. Wyglądali jak zwykła grupa dziewcząt i chłopców. Nie wiedział dlaczego ale Bas zakładał, że powinni świecić podobnie jak ich magiczne kopie.2 „Ty tam! Czego chcesz?” Pomarszczony siwowłosy mężczyzna podszedł do Basa. Jego migotliwe niebieskie oczy rozszerzyły się, gdy zauważył wygląd chłopaka. Bez słowa Bas przekazał mu swoje pismo. „Dawca krwi, hmmm.” Ponownie zmierzył go wzrokiem od góry do dołu. Złapał jeden z błyszczących, złotych loków muskających ramię Basa. „Tak, proszę pana.” Odpowiedział Bas. Mężczyzna emanował władzą. Mógł poczuć mrowienie na swojej skórze. Prostując kręgosłup, stał spokojnie do inspekcji. „Jestem Morley. Jesteś ładnym mężczyzną. Myślę, że wyśle cię do komnaty króla. Ten facet zawsze docenia kogoś miłego dla oka, kiedy je. Nie rumień się
2 Nie bardzo wiem jak przetłumaczyć to zdanie. Jest trochę dziwne.
chłopcze. Nie mogę być pierwszym, który komentuje twój wygląd.” Morley pstryknął palcami. „Jorrell chodź tu. Weź tego chłopca, jak masz na imię?” „Bastion.” „Weź Bastiona do pokoju jego wysokości. Gdy go tam zostawisz, wróć do mnie. Słyszałem, że Lord Dallen przychodzi dzisiaj a jesteś jego ulubieńcem.” Rudy chłopiec zerwał się z krzesła i podbiegł, zielone oczy lśniły psotliwie. „Robi się, Morley.” Błysnął do Basa szerokim uśmiechem. „Chodź za mną.” Para
ledwie
przeszła
przez
drzwi,
zanim
Jorrell
rozpoczął
swoje
przesłuchanie. „Więc Bas, skąd pochodzisz? Musisz być dobrze sytuowany, ponieważ masz piękną skórę. Czy twoi rodzice przysłali cię tu? Twoje włosy są naprawdę naturalne?” Bastion roześmiał się czując, że jego nerwowość topi się pod przyjaznym atakiem. Trudno być nerwowym koło młodego człowieka, który podskakuje naokoło ciebie niczym hałaśliwy szczeniak. „Pochodzę z Corvel, nie jestem już dłużej dobrze sytuowany, moi rodzice nie żyją i tak, moje włosy są naturalne.” Mógł powiedzieć, że Jorrell chciał kontynuować jego przesłuchanie, ale zatrzymali się obok masywnych drewnianych drzwi z wygrawerowanymi liśćmi i z królewskim herbem z polującym ptakiem. „To są kwatery króla. Wejdź do środka i uklęknij na łóżku. Nie rozbieraj się. Nigdy nie odpycha dawców krwi, nie tak jak niektórzy”. Zanim Bas mógł zapytać o tych niektórych, jego nowy przyjaciel popędził z powrotem w dół korytarza. Jak wściekłe motyle, nerwy trzepotały wewnątrz brzucha Basa. Co on tu robi? Może mógłby wrócić do swoich wujków i po prostu ukrywać się w nocy lub podczas dnia, albo w każdej chwili gdy myśleli, że może być sam. Cholera, nie ma wyboru. Wstrzymując oddech, Bas otworzył drzwi.
Rozdział 2 Vas spojrzał w górę, gdy otworzyły się drzwi. Jego kolacja w końcu przybyła. Wysłał już trzy notatki do Morley’a i zaczynał myśleć, że trzeba będzie złapać następnego sługę wędrującego korytarzem, zamiast czekać na właściwego dawcę krwi. Cała jego frustracja i gniew rozwiały się, gdy boski złotowłosy przeszedł przez drzwi. „Zabrało ci to wystarczająco dużo czasu.” Ryknął. Przybysz podskoczył. „Ja-a przepraszam, sir. To znaczy Wasza Wysokość.” Jego głos był miękki jak aksamit. „Przybyłem dopiero kilka minut temu.” Król przeszedł przez pokój i spojrzał na parę najbardziej niesamowitych niebieskich oczu jakie kiedykolwiek widział. „Masz szkła kontaktowe?” Smugi bladego różu pojawiły się na pięknych policzkach. „Nie, one są naturalne ale mam dużo soczewek.” Fascynujące. „Stań prosto.” Rzucił Vas. Nieśmiały piękny zamrugał kilka razy, zanim wyprostował się na pełną wysokość. Ledwo sięgał do ramienia króla. „Czyż nie jesteś po prostu maleńki?” Zapytał rozbawiony. Błysk gniewu zaiskrzył w tych pięknych oczach. „Jestem wystarczająco duży.” Vas prychnął, „Założę się, że jesteś.” Kolor pogłębił się na policzkach dawcy sprawiając, że chciał zobaczyć na ile sposobów można sprawić, by niewinny się zarumienił. Ale najpierw kilka rzeczy musiało być wyprostowanych. „Ile masz lat?” „Dwadzieścia jeden.” „Twoje imię?”
„Bastion.” „Skrót od Sebastion?” „Nie.” Vas nie mógł powstrzymać się od uśmiechu. „Nie lubisz mówić, prawda mój słodki? Gdzie są twoi rodzice?” „Nie żyją.” Brak nadziei w słowach Bastiona mówił więcej niż cokolwiek innego, że młody człowiek nadal odczuwał dotkliwy ból po ich śmierci. „Ostatnio?” Szybkie mrugnięcie oczami ukryło błysk wilgoci. „Dwa tygodnie.” Vas nie wiedział, kto był bardziej zaskoczony, gdy objął chłopca swoimi ramionami. „Wszystko będzie dobrze.” Zdał sobie sprawę z tego, że mówi to otaczając młodego mężczyznę swoim zapachem. Wysyłał fale spokoju, coś czego używał tylko na swojej zdobyczy. Smutek nie pasował do serca tej delikatnej istoty. Vas przejrzał nieuważnie pamięć Bastiona zaczynając od jego pięknego dzieciństwa. Było pełne radości i śmiechu a zakończyło się wraz ze śmiercią jego rodziców i początkiem jego obecnego nieszczęścia. W jego wizji ujrzał mężczyznę, którego zidentyfikował jako wuja Basa chwytającego go. Uchwyt Vasa napiął się. Poluzował swój uścisk po dźwięku wydanym przez Bastion. „Przepraszam, mój słodki.” W roztargnieniu potarł policzkiem czubek jego głowy rozprzestrzeniając swój zapach, jak kot znaczący swoje terytorium. Zapach chłopca sączył się do świadomości Vasa,
bardziej kuszący niż
ktokolwiek, kogo dotykał wcześniej. Chciał lizać mężczyznę z jednego końca na drugi ale przez różnice w ich wzroście byłoby to niemożliwe. „Chodź, połóż się ze mną na łóżku.” Nie był przygotowany na to, że ustępliwy młodzieniec zdrętwieje w jego ramionach. „C-czy zamierzasz mnie ugryźć?” „Jeszcze nie.” Potarł ręką wzdłuż pleców Bastiona. „Poznajmy się po prostu nawzajem lepiej.”
***
Bas wziął głęboki wdech i powoli wypuścił powietrze. Uśmiechnął się do króla wampirów mając nadzieję, że był to uspokajający uśmiech. „Zdaję sobie sprawę z tego, po co tu jestem ale nigdy nie zostałem ugryziony.” Wspaniały, ciemnowłosy wampir pokazał mu w uśmiechu końcówki kłów. Nawet wiedząc, że mężczyzna miał zamiar zatopić zęby w jego żyle Bas nie potrafił zatrzymać pragnienia płynącego przez jego ciało. Miał nadzieję, że król nie zauważy jego podniecenia lub nie pomyśli, że nadeszło dla niego. Zwolnienie pierwszego dnia pracy nie było jego pomysłem na dobrą zabawę. Vas chwycił jego nadgarstek i Bastion usłyszał dźwięk zamykającego się zamka. „Nie chcemy, żeby nam przeszkadzano.” Powiedział. Gorący ton głosu króla wystarczył, by penis Basa podniósł się i zasalutował. Może Jorrell był w błędzie i król lubił bawić się ze swoim jedzeniem. „Rozbierz się piękny. Chcę zobaczyć, z kim będę dzielił łóżko.” „Umm. Ja-a myślałem, że nie uprawiasz seksu z jedzeniem.” Wyjąkał Bas. I cholera, jeśli nie brzmiało to nawet bardziej głupio poza jego głową. Król odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się. Jednym z tych głośnych śmiechów do rozpuku, o których zawsze się słyszy ale nigdy nie widziało się w prawdziwym życiu. „Oh jesteś wspaniały.” Król gładził ręką twarz Basa. To w ogóle nie pomagało na jego twardość. „W tym przypadku zrobię wyjątek. Czuję twoje pragnienie maleńki i to przywołuje mnie bardziej niż jakakolwiek syrena.” Vas mówiąc, rozpinał swoją koszulę, odsłaniając gładką klatkę piersiową z małą ilością włosów. Król miał imponująco ukształtowany brzuch, który doprowadzał do tego, że Bas zaczynał się ślinić. „Na bogów, jesteś doskonały” Wyszeptał.
Vas uśmiechnął się, ukazując swoje kły. „Chciałbym powiedzieć to samo o tobie ale nadal jesteś ubrany.” Król wydał przyjazny pomruk. „Jestem przekonany, że wydałem ci rozkaz.” Przełykając, Bas pracował nad rozpięciem guzików drżącymi dłońmi. Odpiął tylko trzy guziki, kiedy król stracił cierpliwość. „Wystarczy. Doprowadzisz mnie do załamania nerwowego.” Dwie duże ręce złapały poły koszuli Basa rozrywając ją głośno. „To była moja najładniejsza koszula.” Skrzywił się. „Pasowała do moich oczu.” Gorący, mocny pocałunek odpędził jego gniew. Miękkie, chłodne usta zabrały mu oddech. Jęcząc, Bas owinął swoimi ramionami twarde ciało króla. Cichy skowyt uciekł z gardła chłopaka, kiedy ciało Vasa naciskało na niego. Król uwolnił się. Dyszenie wypełniło powietrze. „Muszę cię wziąć, mój słodki. Miałeś już wcześniej mężczyznę?” Bas skinął głową. „Kto?” Oczy króla zabłysnęły wściekle. „To nie twój interes.” Vas potrząsnął nim, szarpiąc za szyję. Ale Bas zareagował instynktownie dźgając ręce króla w newralgicznych miejscach. Kiedy wampir go uwolnił zahaczył swoją stopą nogę drugiego mężczyzny i powalił króla na ziemię. Vasska wylądował na plecach z głośnym hukiem. „O, cholera.” W momencie gdy król wstanie, mógłby złamać kark Basa niczym gałązkę. Zamiast tego miękki dźwięk wypełnił pokój. Podchodząc ostrożnie do króla, Bastion zatrzymał się tuż nad nim. Król się śmiał. „P-przepraszam, Wasza Wysokość.” Złote oczy świeciły z zachwytu, patrząc na niego. „Nie spodziewałem się tego.” Vas podniósł się w jednym, pełnym wdzięku ruchu. „Choć dobrze wiedzieć, że potrafisz zadbać o siebie.”
Bas wzruszył ramionami eleganckim ruchem pomimo podartej koszuli i potarganych włosów. „Mój ojciec załatwił mi nauczycieli, żebym mógł się obronić
w nagłych
wypadkach. Zawsze się martwił, że zostanę porwany jako dziecko. Jestem również przeszkolony w walce mieczem.” „Imponujące.” Król się uśmiechnął. Wampir wstał i wziął z powrotem Basa w swoje objęcia. To było takie dobre uczucie, że chłopak musiał odpowiedzieć jękiem. Jak dotyk jednej osoby mógł sprawić że czuł się tak wspaniale, tylko po kilku godzinach? „Twój ojciec był mądrym człowiekiem. Widzę, że kontynuowałeś naukę. Przykro mi, że cię zaatakowałem ale myśl, że byłeś z innym rozgniewała mnie.” Bas potarł uspokajająco pierś króla. „Nie ma nic co mógłbym zrobić, aby zmienić przeszłość i nie masz prawa karcić mnie za rzeczy, które robiłem.” Vasska pogłaskał go po głowie. „Masz rację. Proszę przyjmij moje przeprosiny.” Złożył miękki pocałunek na policzku Basa. Chłopak zastanowił się, czy król opiekował się tak dobrze wszystkimi dawcami krwi. „Nie.” Vas odpowiedział, tak jakby Bas powiedział to na głos. „Ty jesteś szczególnym przypadkiem.” Z ramieniem ciągle owiniętym wokół jego talii, król poprowadził go do łóżka. W ciągu kilku minut Bastion został rozebrany do naga i rozłożony na łóżku. Król leżał na nim, pomiędzy jego udami. „Cześć.” Vas uśmiechnął się szeroko, migając koniuszkami kłów. „Hej.” Odpowiedział Bas nieśmiało. Atak nieśmiałości był śmieszny ale było coś takiego w królu co sprawiało, że czuł się jak dziewica w noc poślubną. „Byłoby lepiej, gdybym cię ugryzł po prostu i skończył z tym?” „Możliwe.” Opowiedział Bas po chwili. „Myślę, że to oczekiwanie tak mnie denerwuje.” Vas trącał nosem jego gardło wysyłając dreszcze w dół kręgosłupa Basa. „Ugryź mnie.” Wyszeptał pewien, że wampir może go usłyszeć.
„Jeszcze nie. Lubię bawić się swoim jedzeniem.” Król zaśmiał się. Językiem lizał
skórę Basa niczym duży kot smakujący swoją ofiarę. „Smakujesz bosko a
jeszcze nawet nie spróbowałem twojej krwi.” Zanim zdążył odpowiedzieć, wampir uderzył. Tęsknota przeszła przez Basa jak prąd elektryczny, czyniąc go tak twardym, że aż poczuł zawroty głowy. Z własnej woli jego ciało zaczęło wyginać się w stronę króla. Potrzebował. Czegoś. Zbyt wiele wrażeń bombardowało Basa. Jego umysł nie potrafił oddzielić bólu ugryzienia od przyjemności zanurzającej w jego kościach. Wreszcie, kiedy myślał, że nie wytrzyma już dłużej, Vas uwolnił jego szyję i polizał rany. „Twoim ojcem był Lord Destion.” To nie było pytanie. Bas zamrugał, aby oczyścić swoje niewyraźne widzenie. „Tak. Skąd wiesz?” „Widziałem go w twoim umyśle a poza tym zawsze rozpoznam krew twojego ojca. On zawsze smakował jak uczciwy człowiek.” „Brzmi jak ojciec.” Bas był dumny, że jego głos nie załamał się. Ciekawość skłoniła go do zadania następnego pytania. „ A jak ja smakuje?” „Jak smutek.” Vas wziął twarz chłopaka w swoje ręce o długich palcach. „Ty smakujesz jak smutek, mój słodki a pod nim smakujesz wyjątkowo jak ja. Nie mogę z ciebie zrobić mojego niewolnika krwi.” „Co?” Bas próbował się podnieść ale nie mógł poruszyć się pod ciężarem drugiego mężczyzny. Był kompletnie do niczego. Nawet jego krew nie była wystarczająco dobra. „Jesteś młodym człowiekiem z tytułem i niebezpiecznymi koneksjami.” Vas podniósł rękę, aby uciszyć protesty młodszego mężczyzny. „Wiem że twoi wujowie są problemem. Widziałem twoje wspomnienia. Ale sprawią jeszcze większe
problemy, jeśli zrobię cię moim dawcą krwi. Nie mogę doprowadzić do buntu moich ludzi, ponieważ wziąłem jednego z nich.” „Więc co mam zrobić?” Bas z trudem powstrzymywał łzy. „To była moja ostatnia szansa.” Wyszeptał. Lekko jak motyl, miękkie usta króla delikatnie pocałowały czoło Basa. „Nie chciałem cię niepokoić cukiereczku. Nie zamierzam zostawić cię samego na środku drogi. W rzeczywistości, wręcz odwrotnie.” Vas wyskoczył z łóżka, pozostawiając w Basie uczucie pustki. Król szybko wrócił z małym kwadratowym pudełkiem. Drogie drewno, z którego było zrobione błyszczało w świetle, odbijając się od błyszczących mosiężnych zawiasów. Zamiast położyć się z powrotem, król usiadł koło Basa i pomógł mu usiąść tuż obok siebie. „Trzymałem go przez tysiąc lat, czekając na kogoś przeznaczonego od bogów. Wierzę, że bogini w końcu spełniła moje życzenie.” Nie czekając na odpowiedź Basa, król otworzył zatrzask i podniósł wieko. Wewnątrz leżał pierścień ze skomplikowanym wzorem wykonany ze splecionego złota i szmaragdów by wyglądał jak winorośl. To była najpiękniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widział. „Wow.” Vas uśmiechnął się. „Cieszę się, że Ci się podoba.” Wyciągnął pierścień, a pudełko odrzucił na bok. „To dla Ciebie, żebyś nosił go do końca twojego życia.” Król wsunął pierścień na środkowy palec prawej ręki Basa. „Jesteś teraz i zawsze będziesz znany jako mój partner.” „Partner?” Vas wziął usta Basa w pocałunku, który wykrzywił jego palce u stóp i znowu sprawił, że jego penis stał się sztywny. To było jak sen, gdzie książę porywał blond dziewicę z tym wyjątkiem, że Vas był królem, i mimo jego obecnych wahań nastroju, Bas nie był dziewczyną.
Kiedy w końcu rozłączyli usta, Bas był pod dobrze znanym mu ciężarem. Spojrzał na parę drapieżnych złotych oczu. „Masz jakieś zastrzeżenie co do bycia moim partnerem?” Czy miał? Bas przeszukiwał swój umysł szukając jakiegokolwiek powodu, dla którego nie mógłby być partnerem tego niezwykłego i wspaniałego mężczyzny, który będzie o niego doskonale dbać. „Nie. Nie mam żadnych zastrzeżeń.” Vas przechylił głowę i Bas myślał przez chwilę. Mógł poczuć wampira, kiedy przeglądał jego myśli. „Mam nadzieję, że jestem lepszy niż nic.” Dziwny grymas oszpecił twarz króla. Zajęło mu chwilę, by uświadomić sobie, że wyglądał na zranionego. Bastion pogładził ramię Vasa. „Nie bierz tego do siebie, kochany. Po prostu nie wiem, czy jestem gotowy żeby się ustatkować. „Jesteś gotowy.” Powiedział król, jego oczy lśniły żądzą posiadania. Ich naga skóra zetknęła się ze sobą i Bas zapomniał jak się oddycha, myśli, rozumie coś innego niż twarde ciało wciskające go w materac. „Chcę cię pieprzyć do jutra.” Warknął Vas. „Proszę.” Naprawdę, co innego mógłby na to odpowiedzieć? Oczy króla rozszerzyły się. „Olejek.” Jego zgrabne palce grzebały w szufladzie stolika. Zimna butelka dotykająca jego brzucha sprawiła, że Bas podskoczył z chichotem i bulgotem wydobywającym się z gardła. „Oh. Podoba mi się ten dźwięk.” Vas przechylił butelkę nad brzuchem Basa, polewając palce i sporą część na pępek chłopaka. Wampir zamoczył palce w powstałej kałuży i przesunął je w stronę dziurki Bastiona. Jeden palec wsunął się w jego tyłek, powodując urywany oddech. Doświadczył mieszanki bólu i przyjemności. „Trochę czasu minęło, co mój słodki?”3 3 Ponowne podziękowania dla lilah02 za radę.
Bas skinął głową. „Dużo czasu.” Król uśmiechnął się zadowolony. „Dobrze. Wtedy będzie to tak, jakby to wszystko było znowu nowe. Możesz być moją rumieniącą się panną młodą.” Bas parsknął. „Będę twoim partnerem. Nigdy nie będę twoją panną młodą.” „Słusznie. Poza tym panny młode nie mają tej zachwycającej rzeczy do zabawy.”4 Vas owinął swoją nawilżoną dłoń wokół penisa Basa, wysyłając wstrząsy przyjemności w górę jego kręgosłupa. Podczas gdy był rozproszony, król uderzył zanurzając kły w jego szyi i w tym samym momencie wsunął się do wnętrza jego ciała. Podwójna penetracja wygięła plecy młodszego mężczyzny. To było zbyt dużo. Pomiędzy pulsującym rytmem w jego szyi i pompowaniem w jego ciało wyzwolenie Basa było wspaniałe. Po orgazmie był całkowicie wyczerpany, słodkie odrętwienie sparaliżowało go. Kilka sekund później, król jęknął, wypełniając Basa swoim nasieniem. Uniósł usta z szyi a po zamknięciu ranek lizał leniwie ścieżkę wzdłuż jego gardła zanim zanurzył się w jego ustach. Język wampira jeździł po skórze Bastiona smakując sól, pot i metaliczny posmak jego krwi. „Jesteś mój, mój słodki, słodki mężczyzno.” Bas skinął głową a przynajmniej poruszył szyją w górę i w dół. „Twój.” Powiedział, zanim pozwolił pochłonąć się ciemności. Przez długi czas król patrzył na swojego małego partnera tuląc go w ramionach. Długi, nieuchwytny spokój wypełnił go, gdy tulił blisko swojego boskiego blondyna i podążył za nim w sen.
4 Jeden z lepszych tekstów, jakie widziałam :D
Rozdział 3
Delikatne pukanie do drzwi wyrwało Basa ze snu. Przecierając oczy, zdał sobie sprawę z tego, że był owinięty ramionami króla. Ciężkie ręce i nogi wpychały go w miękki materac. Znowu rozległo się pukanie, tym razem bardziej natarczywe. Z wykręcaniem się i delikatnymi pchnięciami, Bas w końcu uwolnił się od przytulającego go kochanka. Ledwo przypomniał sobie o wsunięciu spodni, zanim otworzył drzwi wystarczająco, by zerknąć. Jorrell stał z tacą jedzenia w ręku. „Wspaniale.” Bas otworzył szerzej drzwi i wpuścił chłopaka. „Umieram z głodu.” Dorastając z zajmującymi się nim służącymi, nie miał żadnych blokad w stosunku do swojego ciała, więc był zaskoczony gdy niski pomruk dobiegający z łóżka zatrzymał Jorrella w miejscu. „Zamknij oczy chłopcze.” Król warknął. Młody mężczyzna natychmiast zamarł i zamknął oczy. Vas wyszedł spod koców i wciągnął parę skórzanych spodni i niebieską jedwabną koszulę. Bas podszedł do Jorrella. „Wezmę tacę.” „Nie weźmiesz tacy.” Warknął król. „Założysz koszulę i nigdy więcej nie otworzysz drzwi tylko w połowie ubrany.” „Co?” „Od teraz, tylko ja będę oglądać twoje nagie ciało.” „O-oookay. Ale jeśli dobrze pamiętasz, to ty zniszczyłeś moją koszulę.”
Bas miał nadzieję, że jego spojrzenie jest srogie. Trudno było boczyć się na kogoś, kto wyglądał tak cholernie dobrze porankiem. „Więc tak, zrobiłem to.” Zgodził się. Podszedł do szafy i wyciągnął wspaniałą niebieską koszulę, prawie taką samą jaką Bas nosił zeszłej nocy. Z jednym wyjątkiem: gdy wsunął ją na siebie, rękawy wisiały kilka centymetrów poniżej palców. Uśmiechnął się i podwinął rękawy aż do nadgarstków. „Lepiej?” Król błysnął trochę kłami. „Wow, budzisz się naprawdę nieznośny.” Spostrzegł Bas. „Czy biedny Jorrell może położyć tacę, zanim mu upadnie?” Przyglądając się Bastionowi, zwrócił się wreszcie do drugiego człowieka. „Możesz otworzyć oczy i położyć ją na stole. Zakładam, że przygotowałeś wszystkie ulubione rzeczy Basa? Nie zamierzam zaniedbywać mojego partnera.” „Partner.” Wydyszał Jorrel. Odłożył tacę i owinął ramiona wokół chłopaka w entuzjastycznym uścisku. „Gratulacje.” Vas złapał Basa i wyrwał go z ramion drugiego człowieka. „Nie dotykaj.” Warknął, błyskając kłami. „Uspokój się.” Bas wykonał przeganiający ruch ręką na Jorrella. Ten ukłonił się nisko i zostawił ich. Nie było wątpliwości, że zamierzał przekazać dalej wiadomość o znalezieniu przez króla partnera. „Czy istnieje jakiś powód, dla którego czułeś się zmuszony, by przestraszyć miłego chłopca, który przyniósł mi śniadanie?” Król pocałował go w uścisku tak niegodziwie seksownym, że Bas zapomniał swojego pytania. Gdy wreszcie go wypuścił, musiał chwycić się stołu by utrzymać się na nogach. Potrząsnął głową, żeby oczyścić swój umysł ale król mówił, zanim zdążył uporządkować myśli. „Czekałem tysiąc lat nie ciebie mój słodki, więc będziesz musiał mi wybaczyć, że jestem zaborczy i apodyktyczny. Proszę zakładaj ubrania, kiedy inni są w pokoju.
Nie mogę walczyć z moją opiekuńczością i będę przeklęty jeśli nic nie zrobię, kiedy inni będą cieszyć się twoim pięknem.” Bas zadławił się sokiem, który pił. „Moim pięknem. Kochanie, ja nie sądzę, że mogliby mnie w ogóle zauważyć, kiedy ty będziesz w tym samym pokoju. Jesteś cholernie wspaniałym mężczyzną.”5
Vas spojrzał na swojego partnera nowymi oczami. Jego zdumiewająco wspaniały partner nie miał pojęcia, jak rzadkie było jego piękno. Jak jego błyszczące niebieskie oczy i gładkie złote włosy przyćmiewały innych biednych śmiertelników, którzy zaludniali planetę. Pogładził włosy Basa, rozkoszując się kontaktem. „Popraw moje samopoczucie, piękny.” Młody mężczyzna patrzył na niego przez dłuższą chwilę jasnymi i czystymi oczami, zanim wzruszył ramionami i usiadł. „Jeśli sprawi ci to radość, zakryję się.” „Dziękuję.” Nie chciał wyjaśniać temu słodkiemu mężczyźnie, że jeśli obudzą się jego instynkty ochronne, nikt nie będzie bezpieczny. To była jego natura, chronić wszystko co należało do niego i nie było niczego, czego by nie zrobił, by chronić swojego partnera, na którego zawsze czekał. „Jedz partnerze a potem pójdziemy przedstawić cię mojej rodzinie.” „Czy jesz też stały pokarm?” Spojrzenie Bastiona było mieszaniną podejrzliwości i nadziei. Vas zdał sobie sprawę z tego, jak ważne było dla jego partnera by mogli dzielić się posiłkiem. „Tak. Mogę jeść także stały pokarm.” Nie potrzebował tego ale jeśli jego ukochany chciał takiego związku, to mógł jeść trzy posiłki dziennie. Z uspokajającym uśmiechem usiadł, chwytając grzankę i zaczął jeść po raz pierwszy od trzystu lat.
5 Ale sobie słodzą aż zęby bolą :P
Cholera, po tylu latach oczekiwania, bogini wreszcie go wysłuchała. Teraz wystarczy przejść przez formalną ceremonię sparowania i Bastion będzie jego. Nieświadomy jego myśli, Bas spokojnie jadł śniadanie. „To bardzo dobre.” Powiedział, zgarniając jajka. „Będziesz musiał podać listę swoich ulubionych dań do kuchni.” „Dobrze.” Miło było zobaczyć cienie blaknące w oczach jego kochanka. Kiedy przybył w nocy, Vas mógł powiedzieć, że młody człowiek był niespokojny. Dobry nocny sen i trochę jedzenia obniżyło poziom jego stresu i to uświadomiło królowi, że jego partner wyróżniał się naturalnym optymistycznym usposobieniem. Bastion jadł swój posiłek schludnymi ruchami pokazującymi jego wykwintne maniery. Spojrzał na Vasa pytająco. „C-czy potrzebujesz krwi?” Połączenie nieśmiałości i przewidywania wysłało impuls prosto do jego pachwiny. „Nie, kochanie. Nie będę potrzebował krwi przez następne dwadzieścia cztery godziny ale jeśli chcesz uprawiać seks, to wystarczy tylko słowo.” Cholera, uroczo się rumienił. Vas nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu wypływającego mu na usta. Rozległo się pukanie do drzwi. „Wejść.” Powiedział bez odwracania wzroku od oczu kochanka. Przynajmniej tym razem Bas był ubrany. Derl wszedł do pokoju. Jego brat dumnie przekroczył drzwi jak drapieżnik którym był. Zimne szare oczy rozglądały się po pokoju, zanim zatrzymały się na parze. „Ciepły.” Powiedział wykrzywiając usta. Jego oczy złagodniały trochę, kiedy przyjrzał się lepiej Bastionowi. To było bardzo trudne ale Vas powstrzymał ryk, który budował się w jego gardle.
Wstał i skinął Basowi, by także się podniósł. Owinął ramię wokół talii kochanka i odwrócił się do młodszego brata. „Bracie, chciałbym ci przedstawić mojego partnera, Bastiona.” „Partner. PARTNERA!” Wrzasnął Derl. „Nie masz partnera. Zostałeś opuszczony.” Vas uśmiechnął się. Naprawdę się tym cieszył. Wtedy ku całkowitemu zaskoczeniu króla, jego słodki kochanek wpadł we wściekłość. „Nie waż się tak mówić do mojego mężczyzny!” Krzyknął Bas wychodząc przed Vasa, jakby kryjąc go swym ciałem przed krewnym. „On nie jest opuszczony.” „Proszę, proszę. Mały dawca krwi ma ząbki.” Okrutny uśmiech pojawił się na ustach Derla. „Idź powiedz reszcie rodziny, żeby się przygotowali. Chcę ceremonii wiązania podczas drugiego wschodu księżyca.” Cyialla, drugi księżyc w środku nocy, był uroczystym czasem na wiązanie. Nie zamierzał popełniać żadnych błędów w tym. Ten mężczyzna był jego partnerem i wiedział, że najlepiej związać się z nim, zanim jego wujkowie zaczną robić szum o jego zaginięciu. Wątpił, że Bastion powiedział draniom, gdzie się ukrył zeszłej nocy. Derl dał jeszcze jedno ostatnie, rozłoszczone spojrzenie na parę i wyszedł. Drzwi głośno trzasnęły za nim. „On będzie problemem.” Powiedział Bas odchylając głowę by spotkać się ze wzrokiem Vasa. „Zamierza cię skrzywdzić.” Król wzruszył ramionami. „Jeśli spróbuje coś zrobić, zabiję go.” Niewiele znaczyło to dla niego, jeśliby miał zakończyć życie brata. Jego matka dostałaby drgawek, ponieważ zawsze wolała jego młodszego brata zasiadającego na tronie. Derl był jej ulubieńcem, ponieważ miał równie zimne serce jak ona. Ale każdy kto groził jego partnerowi, nie pożyje na tyle długo, żeby się tym chwalić.
Rozdział 4
Były w życiu Basa momenty, kiedy się denerwował ale jeszcze nigdy w takim stopniu. Jego rodzice zabierali go na spotkania z gośćmi, odkąd był mały. Często były to znane osobistości albo wpływowi politycy ale nigdy nie było to dla niego tak osobiste. To nie był jakiś ważny gość, który mógłby zniszczyć polityczny sojusz z jego ojcem. Byli to najważniejsi ludzie dla jego kochanka, z którymi będzie mieć do czynienia przez resztę swojego życia. „Zrelaksuj się, partnerze. Pokochają cię. A nawet jeśli nie, to nieważne. Będą cię tolerować.” Świetnie. Nie ma to jak zaczynać coś, mając ambitny cel. Bas chciał być lubiany. Właśnie stracił rodzinę i nienawidził myśli, że nie zostałby przyjęty do drugiej. Zasysając oddech, pozwolił kochankowi przeciągnąć się przez podwójne drzwi do sali audiencyjnej, gdzie przejdzie przez uroczystość, która zmieni całe jego życie. Ludzie zebrani w pokoju wypełniali ogromną komnatę setkami ciepłych ciał. Bas otworzył szeroko oczy. Nie wiedział, że było tak wiele wampirów w królestwie. Duża ręka gładziła go po plecach. „Nie zapomnij oddychać, mój słodki.” Vasska wyszeptał mu do ucha. Ciepły oddech poruszył delikatne włoski na ciele Basa, wysyłając dreszcze na jego plecy. Rozglądając się wokół, zobaczył kobietę w kremowej sukni stojącą na podium. Jej rysy przypominały mężczyznę stojącego obok niego. „Czy to jest twoja matka?” „Tak. Chodź, pozwól mi przedstawić cię jej.”
Król nie zwracał uwagi na grupę gapiów, trzymając mocno owiniętą wokół Basa rękę i chroniąc go, prowadząc przez zatłoczony pokój. Bas czuł ciepło z powodu ochraniania go przez Vasa. Czuł się jak skarb. Zanim zdążył rozkleić się z sentymentem, stanęli przed matką wampira i mężczyzna poczuł jej chłodne spojrzenie jak dotyk, kiedy lustrowała go od czubka głowy po palce u stóp. „Matko, to Bastion Kerr, mój partner. Bas, to moja matka, królowa Siella.” Bas dał królowej swój najlepszy ukłon, starając się nie drżeć z powodu arktycznego wybuchu w jej oczach. Ona może wyglądała jak król ale oczy miała równie zimne jak jego brat. „Dobrze przynajmniej, że wybrałeś kogoś reprezentacyjnego.” Powiedziała. Jej głos był tak chłodny, że Bas mógłby niemal zobaczyć sople lodu tworzące się między nimi. „Jest również inteligentny.” Powiedział Vas, jego ton był niemożliwie jeszcze zimniejszy. „Został wybrany dla mnie przez boginie i zamierzam związać się z nim.” Jej usta skrzywiły się. „Jeszcze zobaczymy, czyż nie?” Bas bał się zapytać jak mają to sprawdzić. „Tak, zobaczymy.” Głos Vasski nie pozwalał na żadne wahanie czy sprzeciw. Bastion postanowił, że najlepiej będzie być spokojnym, póki nie dowie się o co chodzi. Król wkładał wiele wysiłku w zapewnienie mu bezpieczeństwa i wątpił by wampir pozwolił komukolwiek go skrzywdzić. Vas zwrócił ich obu przodem do tłumu. „Uwaga, wszyscy.” Potężny głos króla przetoczył się przez pokój, zmuszając ich do milczenia. „Przyprowadziłem wam mojego nowo odkrytego partnera.” Owacje rosły, kiedy podnosili się z ogłuszającym rykiem, który uciszył król podnosząc rękę. „Proszę was. Nie chcę go przestraszyć.” „Czy on jest więc nieśmiały?” Krzyknął jakiś mężczyzna z tłumu.
„Nie. On jest po prostu nowy i staram się go złamać delikatnie.”6 W tłumie wybuchnął śmiech ale Bas czuł się jak ofiara w pokoju pełnym drapieżników. Uważając aby nie emitować strachu, medytował powoli wdychając i wydychając powietrze, by uspokoić swoje nerwy. Nie różnili się znacznie od normalnych ludzi, oprócz tego, że mieli kły i dużo politycznej, finansowej i fizycznej siły. I większość była związana z mężczyzną obok niego. Już jego przyszła teściowa nie lubiła go. „Wezwałem was tutaj, abyście świadczyli o mojej więzi partnerskiej z Bastionem Kerrem, którą zamierzamy poddać Shaelibie, by potwierdzić nasze gody przez boginie.” Rozległ się szum szeptów, który rozprzestrzeniał się po pokoju niczym wiatr. Bas chciał się zapytać, co to Shaeliba ale nie chciał wyglądać jak idiota przed tymi wszystkimi ludźmi. Więc zrobił to, co jego ojciec zawsze zalecał. Jeśli nie wiesz co robić w sytuacji politycznej, udawaj że wiesz póki sprawy się nie wyklarują. Król wyciągnął dłoń, namawiając Basa by położył swoją prawą rękę na jego lewej. „Pójdziemy do kaplicy i wrócimy jako jedność.” Powiedział Vas. Bastion podążył za nim do drzwi w tylnej części pokoju wciąż nieświadomy tego, co robią. Ufał, że Vasska zrobi to, co najlepsze. „Chwileczkę.” Bas poczuł chłód pełznący mu wzdłuż kręgosłupa, kiedy poznał głos brata Vasa. Król odwrócił się a on za nim. Derl stał za nimi z niepokojącym uśmiechem i jadowitym spojrzeniem. „Sprzeciwiam się robienia Shaelibu bez odpowiedniego przygotowania. Nie spędzili
6 Nie podoba mi się to stwierdzenie :/
wymaganych dwudziestu czterech godzin kontemplacji. Nie chcemy, żeby nasz król skojarzył się bez pełnego przestrzegania tradycji.” Głos mężczyzny brzmiał rozsądnie ale Bas był rozproszony przez chłód w oczach Derla. Wampir coś kombinował. Vas oczywiście też tak sądził, ponieważ zacisnął rękę wokół Bastiona. „Po tak długim oczekiwaniu, myślałem żeby zrezygnować z tego rodzaju formalności.” Powiedział król. Bas poczuł napięcie przechodzące przez drugiego mężczyznę. „Przykro mi bracie. Nie chciałbym zaniedbać mojego obowiązku jako twój zastępca, jeślibym nie dopilnował żeby wszystko przebiegło prawidłowo.” „Jaki jesteś rozważny, wykonując swoje obowiązki.” Powiedział Vas, jego głos był bardziej suchy niż piaskowe wydmy Duillanu. „Zgadzam się.” Wtrąciła królowa Siella. Tłum rozchodził się na boki, kiedy do nich podchodziła. „Chcę, żeby mój syn podążał dokładnie za wszystkimi tradycjami. Nie chcemy żadnych oskarżeń, że to niedbała sprawa. Tak jak mówisz synu, czekałeś długo na swojego partnera, więc na pewno możesz poczekać kilka godzin więcej.” „Jak sobie życzysz, matko.” Vas zwrócił Bastiona przodem do siebie. „To jest tradycja w naszej ceremonii wiązania, że para musi spędzić osobno dwadzieścia cztery godziny przed ślubem, by zastanowić się nad konsekwencjami złączenia swojego życia na wieczność. Chcę, żebyś dokładnie przemyślał, co to znaczy być moim partnerem i o wszystkich kłopotach związanym z posiadaniem królewskiego małżonka.” „Ty też musisz to przemyśleć?”7 Vas zaśmiał się. Jego oczy oglądały Basa od góry do dołu. „Co ja muszę przemyśleć? Czekałem na ciebie całe moje życie i nic nie może zmienić mojej decyzji.” 7 Wreszcie się odezwał. Myślałam, że już stracił głos z tych wszystkich nerwów.
Bas stanął na palcach i pocałował króla w policzek. „Dziękuję.” Odwrócił się do królowej i Derla, którzy mieli podobne zadowolone wyrazy twarzy. „Jeśli taka jest właściwa ceremonia, to wchodzę w to.” „Idealnie.” Po raz pierwszy królowa uśmiechnęła się i Bas był zaskoczony widząc jaka jest niewyobrażalnie piękna i jeszcze bardziej podobna do jej starszego syna. „Będzie z tobą ochrona przez cały czas i przydzielę ci towarzysza, żebyś nie czuł się samotny.” „Na pewno może się sam zabawić przez dwadzieścia cztery godziny.” Zadrwił Derl. „Oczywiście ale chcę kogoś obeznanego z dworem, żeby odpowiedział na wszystkie pytania.” Vas uśmiechnął się do Bastiona. „Co sądzisz o Jorrellu? Wyglądało na to, że lubisz tego chłopca.” „Dawca
krwi?”
Derl
roześmiał
się.
„Zamierzasz
powierzyć
swoje
przeznaczenie dawcy krwi? Dlaczego nie chcesz, by jeden z twoich wiernych poddanych spędził z nim ten czas? Boisz się, że powiedzą mu jaki naprawdę jesteś?” Bas nie zauważył nawet ruchu ręki króla ale głowa Derla odskoczyła z powodu uderzenia. „Uważaj bracie. Jesteś bardzo blisko krawędzi, wręcz braku szacunku wobec króla.” Ostrzegł Vasska. Derl spojrzał na niego, trzymając rękę na szybko siniejącym policzku. „Nie chcielibyśmy tego. Każdy wie, jak bardzo cię szanuję.” „Dlaczego nie chcesz, żeby spędził czas z innym wampirem?” Spytała królowa Siella. Jej głos był mniej konfrontacyjny ale jej oczy świeciły z radości, jakby wiedziała, że jej syn jest w pułapce. Tłum poruszył się niespokojnie wokół niej. Wyglądało to, jakby niektórzy z nich nie byli zadowoleni ze sprzeciwu króla, by któryś z nich był w pobliżu jego przyszłego partnera.
„To nie jest tak, że nie chcę innego wampira obok niego.” Powiedział Vasska. „Chcę żeby poznał życie dworu z perspektywy człowieka. Ani ja, ani żaden wampir na dworze nie miał żadnych takich doświadczeń jak człowiek. Chcę, żeby dowiedział się o tym z innej perspektywy i podjął świadomą decyzję.” „I zamierzasz go wypuścić, jeśli nie spodoba mu się to co usłyszy?” Zakwestionowała królowa. Vas pozwolił sobie na gorzki śmiech. „Nie. Ale będę mógł przedyskutować z nim jego obawy.” Bas westchnął. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że wstrzymywał oddech. Nie chciał być wypuszczony. „Pozwól mi zabrać cię z powrotem do naszych pokoi. Chcę, żebyś komfortowo spędził noc i był w miejscu, które jest należycie chronione.” Bastion nie miał wielu związków w swoim krótkim życiu ale jak dotąd, ten był najlepszy. Poddając się impulsowi, nachylił się i pocałował swojego przyszłego partnera. Jego usta zamrowiły od niskiego pomruku. Wampir chwycił go i przyciągnął w swoje ramiona. Upływ czasu odpłynął od niego przez umiejętne usta kochanka.
Vasska zmusił się do uwolnienia swojego partnera. Nie chciał dać publiczności do zobaczenia więcej niż pocałunek a jeśli będzie to kontynuował weźmie tego pięknego mężczyznę na tronie. „Chodź wspaniały, zabiorę cię do moich pokoi.” „A gdzie ty zamierzasz spędzić noc?” Zapytał Derl. Jego twarz miała niewinny wyraz ale w jego głosie słychać było różne insynuacje. Vas owinął ramieniem mniejszego człowieka. „Spędzę ją w świątyni, dziękując bogini za mojego partnera. Sam.” Mała ręka Basa poklepała jego w wyrazie poparcia. „Podziękuj jej też za mnie.” Powiedział cichym głosem.
„Zrobię to.” Złożył miękki pocałunek na czole jego partnera, zanim poprowadził go przez tłum i do ich pokoi. Szybko zeskanował pomieszczenie żeby upewnić się, że są sami i zaprowadził go do łóżka, sadzając na krawędzi. Vasska klęknął przed nim. „Chcę, żebyś wiedział, że mimo ingerencji mojego brata, uważam nas za jedność. Nikt, tak jak ty nie pozna ponownie mojego ciała. Jesteś moją drugą połową więc proszę, nie wierz w nic co mój brat może sugerować.” Był zszokowany, kiedy Bastion zaśmiał mu się w twarz. Gniew przetoczył się przez niego. Zaczął się podnosić tylko po to, żeby z powrotem klęknąć ściągnięty przez delikatną dłoń. „Uspokój się. Nie uwierzę w nic, co ten wampir powie, nawet gdyby miał milion świadków. Idź, pomódl się do bogini. Będę siedzieć i miło pogawędzę z Jorrellem a potem pójdę spać. Jutro się połączymy i będziemy oficjalnie razem w oczach całego królestwa.” Oczy Basa były beztroskie. „Pilnuj się, mój słodki.” Vas czuł się zmuszony, by ostrzec swojego kochanka. „Mój brat zamierza nam przeszkodzić. Traktuj go z ostrożnością. Nie będzie działać bezpośrednio przeciwko tobie lub mnie ale jest podstępny i działa nikczemnie, gdzie tylko może.” „Będę miał oczy otwarte.” Obiecał Bas. Para wymieniła pocałunek i Vasska wstał, by odejść. „Zablokuję drzwi za sobą. Nie wpuszczaj nikogo poza Jorrellem. Niektórzy strażnicy przyjdą później zablokować twoje drzwi ale powiem im, żeby cię nie niepokoili.” Po wymianie krótkiego pocałunku, Vas opuścił pokój, zamykając drzwi, zanim udał się do wartowni. Żołnierze powstali na jego wejście. „Saddler i Harrow, wystąpcie.” Wysoki jasnowłosy żołnierz wyszedł z szeregu a następnie inny mężczyzna o szerokich ramionach i ciemnobrązowych włosach do ramion. „Chcę waszej dwójki do pilnowania drzwi mojej sypialni. Mój partner jest w środku. Nie zbliżajcie się do niego ani nie rozmawiajcie z nim, chyba że będzie miał
pytanie. Nie pozwólcie nikomu wejść do środka, z wyjątkiem Jorrella, który ma tam spędzić noc.” „Zamierzasz pozwolić innemu mężczyźnie spędzić noc z twoim partnerem?” Vas roześmiał się. „Mój brat nalegał na dwudziesto-cztero godzinny okres oczekiwania. Nie sądzę, że mam się o co martwić w związku z Jorrellem.” Bastion był jego. To była jedna z rzeczy, których był pewny w swoim życiu. „Teraz idźcie i pilnujcie mojego kochanka a ja pójdę dać instrukcje do kuchni.”
Kilka minut później Vasska dawał instrukcje Morleyowi w związku z tym, co ma dać Basowi na kolację, kiedy wszedł Jorrell. Rudzielec był blady, ale rudowłosi zawsze tacy byli. „Jorrell, chcę żebyś dotrzymał dzisiaj towarzystwa Bastionowi i opowiedział mu wszystko o twoim życiu tutaj. On oficjalnie przyłączy się do mnie jutro ale Derl nalega na oficjalne dwadzieścia cztery godziny oczekiwania.” „Oczywiście, że to robi.” Powiedział Jorrell, jego zielone oczy zabłysły gniewem. „On robi właśnie takiego rodzaju rzeczy.” Zatarł ręce. „Z przyjemnością nauczę się więcej o Basie.” „Kiedy jego jedzenie będzie już gotowe, zanieś mu je. Weź coś też dla siebie. Przypomnij mu, że powiedziałem by nikogo oprócz ciebie nie wpuszczał do pokoju. Nikogo.” Jorrell skinął z powagą głową. „Martwisz się, że Derl spróbuje go porwać?” „Oczywiście, że nie.” Zaprzeczył Vas ale jego oczy pokazywały wszystkie jego obawy. Kuchnia była wylęgarnią plotek i jeśli król powiedziałby cokolwiek na temat jego brata, rozniosłoby się to po całym zamku szybciej, niż zdążyłby dotrzeć do świątyni. Nie potrzebował tego rodzaju reakcji. Więc zamiast tego poklepał Jorrella po głowie i wyszedł, by pójść do świątyni.
Bastion był zdenerwowany, czekając na przyjście Jorrella. Czy było cokolwiek, co dawca krwi mógł mu powiedzieć, co sprawiłoby, że chciałby wycofać się z małżeństwa z Vasem? Chodząc po podłodze, Bas obgryzał paznokcie i czekał. Jego żołądek był wzburzony a jego serce waliło, kiedy odczuwał minuty jakby to były godziny. Pukanie sprawiło, że rzucił się do drzwi. Pamiętając ostrzeżenie Vasa, poprzestał tylko na nieśmiałym otwarciu. „Tak?” „To ja, Jorrell.” Bas otworzył szerzej drzwi. Rudzielec stał, trzymając w rękach dużą tacę. „Wejdź.” Cofnął się, więc drugi człowiek mógł wejść. Jego żołądek zaburczał głośno w chwili gdy pyszny zapach jedzenia dotarł do niego. Jorrel roześmiał się. „Chyba nie muszę pytać czy jesteś głodny.” Bas także się zaśmiał. „Nie sądzę.” Teraz, gdy chłopak wreszcie tu był, poczuł że jego nerwy się rozwiewają. Było w nim coś, co go uspokajało. Rudzielec postawił tacę na stole i usunął pokrywę. Wewnątrz były dwa talerze z soczystymi stekami i stosami duszonych warzyw. Butelka wina stała obok dwóch pustych szklanek. Bas zauważył, że wino było czerwone. „To potrzebne, żeby utrzymać twoje żelazo na wysokim poziomie.” Powiedział Jorrell, kiwając głową w kierunku tacy. „Jeśli król ma zamiar wykorzystać cię jako swoje jedyne źródło…” „Zamierza.” Przerwał Bas, chociaż nie wiedział czy to prawda. Myśl, że jego kochanek pożywiałby się na kimś innym, sprawiała że czuł się chory. Jorrell poklepał go po ręce. „Nie chciałem nic zakładać. Związane wampiry prawie zawsze piją ze swojego partnera. Jest tylko kilka wyjątków, tak mi się wydaje i mają specjalne okoliczności.” Bas prawie zapytał, co czyniło je specjalnymi ale spojrzenie w oczach chłopaka powstrzymało go. Było oczywiste, że drugi mężczyzna nie chciał o tym dyskutować, ponieważ bawił się niespokojnie zastawą stołową.
Rudzielec spojrzał w górę i rzucił Basowi jasny uśmiech. „Dlaczego nie zjemy najpierw a ty opowiesz mi coś więcej o sobie?”
Nad stekami i butelką wina, Bastion opowiedział Jorrellowi historię swojego życia. „I twoi wujowie po prostu zabrali wszystko?” Bas wzruszył ramionami. „Nie jestem pewien, ile zostało. Bankier nie będzie rozmawiał ze mną a moi wujkowie kontrolują wszystkich sędziów, do których udałem się po pomoc. Jestem bez pieniędzy, dlatego przyszedłem tutaj, by zostać dawcą krwi, kiedy ten facet dał mi ulotkę.” „Jaki facet?” Zapytał Jorrell, prostując się w fotelu. „Jakiś szary mężczyzna. Dał mi kartkę papieru i strażnicy wpuścili mnie do środka i wiesz co się stało dalej? Zaprowadziłeś mnie do króla wampirów i on zatwierdził mnie jako swojego partnera.” „Wow. Zostałeś wybrany przez szarego człowieka.” Zielone oczy Jorrella świeciły z podziwem. „Kim on jest?” Zapytał Bas, kiedy chłopak nadal patrzył na niego, jakby zrobił coś niesamowitego. „Nie wiesz o szarym człowieku?” Bas pokręcił głową. „Szary człowiek jest duchem uciśnionych, prawą ręką bogini. On pomaga tym, którzy naprawdę są w potrzebie. Jeśli przyszedłeś tutaj z jego intencji, bogini musiała chcieć, żebyś spotkał króla.” Jorrell zerwał się na nogi i przytulił Basa. „Mam zamiar iść i opowiedzieć o tym innym. Rozpowszechnią to dookoła.” „Ale nigdy nie porozmawialiśmy o tobie.” „Wrócę tu później. To jest zbyt ważne. Muszę powiedzieć innym dawcom, żeby
mogli
przekazać
to
wampirom,
kiedy
będą
im
służyć.
Będzie
rozpowszechnione do rana, że zostałeś starannie dobrany przez boginie.” Pocałował Basa w policzek. „Zaufaj mi. Wrócę i będziemy omawiać moją pracę i bycie istotą ludzką w świecie wampirów.” Bas obserwował ze zdumieniem jak jego towarzysz machnął szybko i zatańczył do drzwi. Nie wiedział co to oznaczało dla Vasski ale Jorrell wydawał się przekonany, że robiło to jakąś różnicę. Bastion westchnął, zamknął drzwi i rzucił się na łóżko, zastanawiając się na tym, co robi jego partner. Myśl o Vasie pochylającym się nad nim, o jego silnym nagim ciele sztywnym z pragnienia, wysłało dreszcze wzdłuż jego pleców i skumulowało je w pachwinie. Jego penis podniósł się, niespokojnie szukając uwolnienia. Bas myślał o zajęciu się problemem ale tak naprawdę nie chciał tego robić bez dotyku kochanka. W ciągu kilku godzin, będzie mógł mieć duże ręce Vasski pocierające jego ciało. Mógł poczekać. „Możesz poczekać.” Powiedział do sztywnego fiuta, rzucając mu groźne spojrzenie poprzez spodnie. Pukanie do drzwi wyrwało go z pożądania. To było zbyt wcześnie na Jorrella powracającego z kuchni. Kuchnia była blisko, ale nie aż tak. Miał złe przeczucia w związku z tym. Bas przeszukał pokój za czymkolwiek, co mógł wykorzystać jako broń i zawołał. „Tak?” „Nowy strażnik. Tylko sprawdzam.” Powiedział głęboki głos. „Dzięki, wszystko w porządku.” Jego złe przeczucie rosło. Vasska powiedział mu, żeby nikomu nie otwierać. Miał dać wszystkim strażnikom te same instrukcje. „Potrzebuję wizualnego potwierdzenia.” Powiedział strażnik.
Bas skanował pokój szukając miecza, ciężkiej rzeźby, czegokolwiek. Kawałek drewna wystawał zza szafy. „Zaraz będę.” Krzyknął poprzez drzwi. Podbiegł do szafy i wyciągnął drewno. Znalazł drewniany miecz do ćwiczeń. Miał ponad dwie stopy długości i wykonany był z wytrzymałego, twardego drewna. Vas prawdopodobnie schował go tam, nie zastanawiając się nad tym. Przy drugim pukaniu do drzwi, Bastion chwycił mocno drewniany uchwyt i zbliżył się do drzwi. Stojąc po drugiej stronie, pochylił się i odblokował je, ukrywając miecz za sobą, tak żeby nie był od razu widoczny. Jeżeli ta osoba nie miała na myśli nic złego, nie chciał by poczuła się zagrożona. „Vasska powiedział mi, żebym nie otwierał drzwi.” „Król chciał, żebym zaraportował czy wszystko z tobą w porządku. Nie zamierzam kłamać, jeśli nie widziałem cię osobiście.” Mężczyzna brzmiał rozsądnie ale on czuł się źle. Z drugiej strony nie chciał żeby ludzie zakłopotali go przed Vasem mówiąc, że jego nowy partner był paranoikiem. Wszystko byłoby lepsze niż to. Przeciwko rozsądkowi, Bas przekręcił klamkę i wyjrzał. Wysoki mężczyzna o blond włosach i okrutnym spojrzeniem w oczach obserwował go. Mężczyzna był sam i Vasska obiecał mu, że nie będzie widział strażników. „Jestem całkowicie w porządku.” Powiedział, zacieśniając uścisk. „Nie będzie tak na długo.” Człowiek pchnął drzwi, sprawiając że Bas się potknął. Tylko jego naturalny wdzięk i godziny z ćwiczeniem bronią pozwoliły mu odzyskać równowagę. „Co ty robisz?” „Dlaczego nie pójdziesz ze mną i nie wybierzemy się na mały spacerek?” Bas nie myślał, po prostu zareagował. Wiedział, że pójście gdzieś z tym facetem jest złym pomysłem. Wykorzystując wszystkie swoje siły, Bastion przekręcił drewniany miecz i uderzył intruza w głowę. Mężczyzna krzyknął i upadł.
Nie zadając sobie trudu, by sprawdzić czy facet jest ranny, Bas pobiegł przez drzwi i korytarzem. Słysząc dźwięk pogoni za nim, ruszył szybciej. Głośne przekleństwo tylko go zachęciło. Już za rogiem, uderzył w inne ciało. „Spokojnie.” Brunet i jego blond towarzysz spojrzeli na niego ze zdziwionymi wyrazami twarzy. „Przepraszam.” Bas obejrzał się, kiedy przysuwał się bliżej. „Czy to nie jest królewski miecz?” Zapytał blondyn. Bastion spojrzał. „Tak. Słuchaj, przepraszam za uderzenie w was ale muszę już iść.” Starał się manewrować między nimi ale ich ciała zagrodziły mu drogę. „Nie rozumiecie.” Zaczął mówić. „Tutaj jesteś.” Blondyn warknął, zbliżając się do niego z krwią pokrywającą jego czoło. Wyciągnął rękę, by chwycić Basa ale brunet wciągnął chłopaka za siebie. „Kim jesteś?” Zażądał brunet. „To nie ma nic wspólnego z tobą.” Warknął napastnik. „Harrow, zatrzymaj tego człowieka.” Rozkazał brunet. „Za co?” Pięść strażnika uderzyła w twarz napastnika. Mężczyzna przewrócił się po raz drugi tego popołudnia. Tym razem nie podniósł się. Bas wiedział, że zajmie mu to dłuższą chwilę. „Za atak na partnera króla.” Wymamrotał brunet. Mężczyzna o imieniu Harrow zwrócił się do Bastiona. „Jesteśmy strażnikami, których król wysłał do czuwania nad tobą. Przepraszam, że zajęło to tak długo. Mam przeczucie, że to było zaplanowane. Jestem Harrow a to Saddler.” Powiedział, wskazując na bruneta. „Wezmę tego idiotę w dół do podziemi a Saddler zabierze cię z powrotem do pokoju.”
„Dz-dziękuję.” Powiedział Bas, bardziej niż trochę oszołomiony rozwojem sytuacji. Przynajmniej teraz wiedział, że jego kochanek nie zapomniał przydzielić mu strażników. Patrzył z podziwem jak Harrow podnosi ogromnego blondyna na swoje ramię i idzie korytarzem. Podskoczył, kiedy ręka wylądowała na jego ramieniu. „Uderzyłeś go mieczem?” Bas skinął głową. „Dobrze pomyślane.” Powiedział Saddler. „Sprytnie, że uciekłeś zamiast próbować zdjąć faceta dwukrotnie większego niż ty.” „M-mój ojciec zawsze powtarzał, że lepiej jest uciec żywym niż walczyć do śmierci.” „Bystry człowiek.” Powiedział Saddler, delikatnie popychając Basa z powrotem, skąd przybiegł. „Zawsze tak właśnie myślałem.” Bastion zgodził się, pozwalając większemu mężczyźnie prowadzić się w dół korytarza. „Co się z nim stanie?” „Z facetem, który cię zaatakował?” Skinął głową. „Przesłuchają go i wtedy król wyda swój wyrok. Będzie on bardzo ciężki za zaatakowanie cię. To tak, jakby zaatakować samego króla.” Strażnik rzucił mu uspokajający uśmiech. „Nie martw się, nie zbliży się blisko ciebie nigdy więcej.” „Dobrze.” Bas nie chciał tego przyznać ale bał się. Teraz gdy cała afera skończyła się, jego nerwy puszczały. Był dumny z tego jak sobie poradził ale to nie znaczy, że nie denerwował się, że coś takiego wydarzy się ponownie. Czy bycie królewskim małżonkiem tak będzie wyglądało? Ciągłe oglądanie się przez ramię? Bas był cichy, kiedy strażnik prowadził go do pokoju. Mężczyzna najpierw wszedł do pokoju i przeszukał go, by upewnić się, że nikt się w środku nie ukrył.
„Wygląda w porządku. Zostań tu a ja będę nad tobą czuwał.” Jego oczy obserwowały uważnie Bastiona. „Spróbuj się przespać.” „Jorrell powiedział, że wróci porozmawiać.” „Może cię obudzić, kiedy się pojawi. Zamknij za mną drzwi.” Z przyjaznym uśmiechem strażnik wyszedł a Bas zamknął drzwi.
Niechętnie oparł drewniany miecz o ścianę zadowolony, że znalazł go na czas. Był pewien, że jeśli nie odpowiedziałby na pukanie do drzwi, mężczyzna wywarzyłby je. Jego ciało bolało od stresu i Bas potrząsnął ręką, żeby rozprostować palce zdrętwiałe od tak mocnego ściskania miecza. Zdecydował, że trzeba ćwiczyć w przyszłości swoją szermierkę lub wynająć naprawdę niezawodnych strażników. Zastanawiał się, czy mógłby zatrzymać parę, która czuwała nad nim teraz. Miękki dźwięk trzech uderzeń zabrzmiał od drzwi. „Kto tam?” „Jorrell.” Bas podleciał do drzwi i otworzył je, przytulając rudzielca. „Cii… wszystko w porządku.” Czuł jak drugi mężczyzna dotyka jego głowy w kojącym geście. „Strażnik powiedział mi co się stało.” Bas odsunął się ze śmiechem. „Wiem, że wszystko w porządku. Faceta już nie ma i przeżyłem moją głupotę.” „W jaki sposób byłeś głupi?” Pozwolił Jorrellowi poprowadzić się do łóżka i rozsiedli się na materacu, opierając się o zagłówek. To było wygodne, siedzieć tak z drugim człowiekiem. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz czuł się tak z przyjacielem, czy kimkolwiek innym i cieszył się chwilą.
„Otworzyłem drzwi facetowi, po tym jak Vasska kazał mi trzymać je zamknięte. Kiedy dowie się o tym, będzie wściekły.” Bas westchnął. „I nie dziwię mu się.” Jorrell poklepał jego nogę z sympatią. „Nie martw się o to. Król będzie zbyt zły na faceta, który cię zaatakował, żeby zadać pytanie, jak on się dostał do środka.” „Tak sądzisz?” Bas nie ale to było miłe ze strony jego nowego przyjaciela, że próbował sprawić, by poczuł się lepiej. „Nie.” Jorrell roześmiał się. „Ale jestem pewien, że jako nowo związany mężczyzna, możesz zastanowić się nad sposobami odwrócenia jego uwagi od krzyków na ciebie.” Wymienili uśmiechy a Bastion czuł jak znika jego trauma pod pełnym zrozumienia wzrokiem przyjaciela. „Jestem pewien, że coś wymyślę.” Zgodził się i przesunął, żeby leżeć wygodniej na poduszkach. „A teraz opowiedz mi wszystko o tobie.” Jorrel usiadł prosto i odchrząknął. „Co chcesz wiedzieć?” „Skąd pochodzisz? Jak się tu dostałeś? Czy lubisz to życie?” „Właściwie pochodzę stąd. Moja matka była kucharką dla dawców krwi i zaszła w ciążę z jednym ze strażników. Zmarł w wypadku, podczas jazdy konnej, kiedy miałem zaledwie kilka lat. Od tej pory żyję tutaj.” Bas był pewien, że mnóstwo rzeczy zostało pominięte w tej opowieści ale zignorował to. „Gdzie jest twoja matka teraz?” Jorrell odwrócił wzrok na chwilę. „Zmarła kilka lat temu.” Bas mógł słyszeć ból w głosie kolegi. Przyszła jego kolej na położenie ręki na nodze chłopaka ze współczuciem. „Też tęsknię za moimi rodzicami. To nie wstyd tęsknić za kimś, kto odszedł.” Jorrell skinął głową ale Bastion widział, że nie był przekonany. Najwidoczniej był jednym z tych ludzi, którzy czuli, że muszą ukrywać swoje uczucia. Uścisnął dłoń na jego ramieniu. „Żałoba za bliskimi to nie wstyd. Wstydem jest natomiast to, jeśli inni sprawiają iż uważasz, że nie masz do tego prawa.”
Jorrell oparł głowę na ramieniu Basa. Tylko dyskretne pociąganie nosem przełamywało ciszę. „Dzięki.” „Nie ma sprawy. Więc po śmierci twojej matki postanowiłeś zostać tutaj?” „Tak.” Jorrell wyprostował się i spojrzał na Bastiona. „Byłem tutaj, odkąd pamiętam. To mój dom.” „Lubisz być dawcą krwi?” Jorrell wzruszył ramionami. „Czasami mniej, czasami bardziej. Mam kilku stałych wampirów, którzy preferują moją krew i traktują mnie dobrze. Jak zawsze okazjonalnie znajdzie się jakiś palant ale większość dni jest dobrych.” Bas odwrócił głowę Jorrella, tak żeby móc spojrzeć mu w oczy. „Jeśli masz dni, kiedy nie jest dobrze lub ktoś cię nęka, to daj mi znać. Zmuszę Vasa, żeby coś zrobił. Nikt nie powinien być źle traktowany za pełnienie niezbędnych usług.” Jorrell dał mu słaby uśmiech. „Lubię zapewniać im pożywienie. To dobre uczucie i mogę robić, co chcę przez resztę mojego czasu.” „Co lubisz robić?” Zapytał zaciekawiony Bas. „Lubię śpiewać i grać na gitarze. To mnie relaksuje. Zawsze ukrywałem się w muzyce jako dziecko, kiedy życie dawało mi się we znaki. Jak jestem starszy, muzyka przestała być powodem do ukrywania się, a stała się powodem, by żyć.”8 „Dlaczego nie realizujesz tego profesjonalnie?” Bas wierzył w ludzi podążających za marzeniami, niestety on nigdy nie mógł się zdecydować jakie były jego. Może bycie małżonkiem da mu czas na przemyślenie tego, co chciałby robić. Jorrell westchnął. „Nikt nie bierze mnie na poważnie a nie jest tak, że mógłbym pójść do ministra rozrywki i poprosić go, żeby posłuchał dawcy krwi. Może jesteśmy potrzebni ale nie mamy żadnego statusu. Nie. Najlepiej będzie, jeśli będę po prostu zabawiał samego siebie.” 8 Strasznie mi się podoba to zdanie. Mogłaby pani Kell napisać jakąś część z Jorrellem jako głównym bohaterem. Fajny facet.
„Jest minister rozrywki?” „Oczywiście.” „Huh.” Bas ślubował sobie zrobić coś w związku z tą sytuacją ale na razie siedział, uśmiechając się do swojego nowego przyjaciela. „Być może któregoś dnia mógłbyś zagrać dla mnie?” „Mógłbym.” Powiedział. „Daj mi znać, kiedy będziesz dostępny i przyjdę ze swoją gitarą.” „Tak zrobię.” Bas ziewnął. „Chyba jestem bardziej zmęczony niż myślałem.” „Miałeś długi dzień.” Powiedział Jorrell. „Dlaczego nie pójdziesz do łóżka? Vasska obudzi cię, kiedy nadejdzie czas, aby wstać.” Bastion obserwował jak jego przyjaciel idzie w kierunku drzwi. „Jorrell.” Rudzielec odwrócił się, aby na niego spojrzeć. „Dzięki za wszystko.” Chłopak uśmiechnął się. „W każdej chwili, mój przyjacielu. W każdej chwili. Zamknij za mną.” Bas zwlókł się z łóżka i zamknął zamek, kiedy Jorrell wyszedł. Nie kłopotał się sprawdzaniem co u strażników. Widział ich obu, kiedy zamykał drzwi. Zdzierając ubranie, wsunął się do łóżka i natychmiast zasnął.
Rozdział 5
Bastion miał wspaniały sen. Miękkie pocałunki spadały na jego twarz i ramiona, duże ręce gładziły jego nagą skórę. Nie mógł zatrzymać jęku, który wydobył się z jego klatki piersiowej. „To takie dobre.” Wyszeptał do swojego wyśnionego kochanka, pławiąc się w znakomitym dotyku mężczyzny. „Cieszę się moja miłości, że od dziś będziesz związany ze mną na wieki.” Oczy Bastiona otworzyły się. Vasska pochylił się nad nim z nikczemnym uśmiechem na twarzy. „Oh.” „Dzień dobry.” Powiedział król wampirów, składając kolejny delikatny pocałunek na jego czole. „Dzień
dobry.”
Bas
nie
mógł
powstrzymać
wielkiego
uśmiechu
wypływającego na jego twarz. Dzisiaj zostanie związany. Wspaniały człowiek pochylony nad nim od dziś miał należeć do niego. „Nadszedł czas, żeby się ubrać. Ceremonia zacznie się za godzinę.” „Za godzinę!” Bas usiadł na łóżku tak szybko, że król musiał się cofnąć, by uniknąć uderzenia w głowę. „Ja nawet nie mam nic odpowiedniego do ubrania.” Vasska roześmiał się. „Mam dla ciebie komplet szat. Leżą na krześle. To tradycyjny strój na ceremonie partnerstwa.” Bas starał się spojrzeć ale król zasłonił mu widok. „Myślę, że mamy coś ważniejszego do zrobienia, zanim pójdziesz się ubrać.” Bas chciał się sprzeciwić, ponieważ chciał wyglądać dobrze na swoim ślubie ale dłoń króla schowała się pod przykrycia i owinęła wokół jego porannej erekcji. „Oh.” Powiedział Bas. 9 9 Cóż za elokwencja :D
„Tak jest, mój słodki. Po prostu odpuść.” Vasska pochylił się do przodu, liżąc ścieżkę. Oczekiwanie na ugryzienie króla, to było prawie za wiele niż mógł znieść. „Ugryź mnie.” Syknął, kiedy wampir kontynuował powolnie lizanie i podgryzanie w górę i w dół jego gardła. Wraz z powolnym ślizganiem się ręki Vasa, wystarczyło to aby doprowadzić go do utraty zmysłów. „Ugryź mnie.” Powiedział ponownie, próbując dać więcej rozkazującego tonu w swoim głosie ale wyszło to tylko jak miękki skowyt, kiedy Vasska przesunął się i położył swoje twarde muskularne ciało na niego. „Wszystko w swoim czasie.” Król dokuczał z uśmiechem. „Dosyć.” Jęknął. „Ugryź mnie.” „Jak sobie życzysz.” Powiedział z błyskiem kłów. Wampir zatopił swoje zęby w niego i stracił zdolność do tworzenia myśli. Czysta sensacja ogarnęła jego ciało, kiedy stał się istotą złożoną tylko z potrzeby. Zatopił palce w ciemnych włosach Vasa i przywarł do większego mężczyzny, kiedy tsunami pragnienia przepływało przez jego ciało. Kiedy Vasska potarł swoim ciałem o Basa, naciskając ich twarde penisy razem, młodszy mężczyzna stracił kontrolę. Wyginając się, doszedł. Wilgotna odpowiedź powiedziała mu, że nie był sam w swoim uwolnieniu. Król lizał długi pasek wzdłuż jego szyi, zanim wyszeptał, „Musisz wypuścić moje włosy, jeśli chcesz wstać żebyśmy mogli się wykąpać przed ceremonią.” „Oh. Przepraszam.” Bas uwolnił wampira. Czuł rumieniec na swoich policzkach. Król uśmiechnął się pocierając swoim nosem o nos kochanka w czułym geście. „Nigdy nie przepraszaj za pragnienie mnie, mój słodki. Uważam to za niezwykle pochlebne.” Bas śmiało umieścił szybki pocałunek na ustach wampira. „Chodźmy się wyczyścić. Nie chcemy przecież opuścić własnej ceremonii godowej.”
***
Vasska stanął przed swoimi ludźmi i po raz pierwszy w życiu był nerwowy. Chciał by to było idealne dla jego partnera a spojrzenia jego matki i brata nie wskazywały, by tak się miało stać. Bas dał mu nerwowy uśmiech, zanim stanął twarzą do tłumu. Kiedy miał zacząć mówić, z tyłu pokoju zrobiło się zamieszanie. Saddler i Harrow przyciągnęli między sobą jasnowłosego więźnia mającego ręce i nogi zakute w kajdany. Bez ceremonii rzucili go u stóp króla wampirów. Saddler wystąpił naprzód. „Ten człowiek zaatakował wczoraj twojego narzeczonego. Twierdzi, że posłała go królowa.” „Zostałeś wczoraj zaatakowany?” Vas zwrócił się twarzą do Bastiona. „Nie jestem zraniony.” Bas przygryzł wargi, odwracając na chwilę uwagę króla. Wtedy to druga informacja dotarła do niego. Uwalniając spojrzenie od Basa, odwrócił się do matki. „Czy to prawda?” Nie chciał wierzyć faktom ale wątpił, że ktokolwiek byłby w stanie wytrzymać techniki przesłuchiwania Saddlera. „Nie będę zastąpiona przez człowieka.” Królowa rzuciła pogardliwą uwagę. Vasska poczuł ukłucie bólu w sercu. Wiedział, że jego matka była głodna władzy ale nigdy nie wiedział, jak daleko mogła się posunąć, że zapobiec jego szczęściu. Rozległ się niespokojny szelest w tłumie i Vas przez chwilę obawiał się, czy nie będzie zamachu. Królowa była potężnym monarchą i mogła mieć silny wyraz poparcia, gdyby zdecydowała się walczyć z nim o tron. Ku jego zaskoczeniu Jorrell podszedł i złożył im niski ukłon. „Mam więcej informacji dla ciebie, mój panie.” „Jorrel, proszę wystąp i podaj swoje informacje.”
„Chciałbym, żeby zapisano, że Bastion został wybrany przez szarego człowieka. Osobiście wysłał go tutaj, a to oznacza, że został starannie dobrany przez boginię.” Rozległy się szumiące pomruki i Vas zauważył, że sympatia tłumu skierowała się w jego stronę. Jego poddani patrzyli na Basa z podziwem. „Skąd wiemy, że mówi prawdę?” Zapytał Derl. Delikatny wiatr przeleciał przez pokój. Zapach bzu i świeżej krwi wypełnił powietrze.10 Zapach bogini. Wokół Basa pojawiła się poświata, rozświetlając go jak świece i znikając po chwili. Vas był pełen respektu. „To było niesamowite. To tak, jakby być owiniętym w ciepłym uścisku.” „Ktoś jeszcze wątpi, że został wybrany przez boginie?” Vasska zapytał zebranych w pokoju. W odpowiedzi była fala zaprzeczeń głową i powtarzania słowa nie. „Teraz, czy ktokolwiek chce zakwestionować moje prawo do partnera?” „My chcemy.” Dwóch mężczyzn utorowało sobie drogę przez tłum, podążając do pobladłego Derla. Wiedział bez wątpienia, że jego brat był odpowiedzialny za wprowadzenie ich ale wyraz jego twarzy powiedział mu, że interwencja bogini rozwiała wszystkie jego zastrzeżenia. Jego brat pragnął władzy ale nawet on nie stawał przeciwko bogini. Podobieństwo między dwójką mężczyzn a Basem pozwoliło królowi poznać, że to wujkowie jego kochanka. „Jakie prawo do tego macie, jeśli do tej pory próbowaliście go zgnębić? Jestem przekonany, że moje śledztwo wykaże, że ukradliście jego dziedzictwo.”
10 Mogę powiedzieć tylko jedno – fuj…
Część brawury zniknęła z ich twarzy. Jeden był odważniejszy od drugiego i podszedł bliżej aż stanął poniżej pozycji Basa. Chytry wyraz twarzy sprawił, że Vasska mu nie ufał. „Witaj Bastionie.” Powiedział obleśnym głosem. „Wujku.” Głos Basa był delikatny, jakby niechętnie odzywał się do tego człowieka. „Król zrobił ci pranie mózgu, mój chłopcze. Wróć z nami a my się dobrze tobą zaopiekujemy.” Vasska był zaskoczony pogardą, która przewinęła się przez twarz jego kochanka. Kto wiedział, że ten mężczyzna potrafi być taki wyniosły? „Pamiętam bardzo wyraźnie, w jaki sposób chciałeś się mną zaopiekować, wujku. Wolałbym poddać się praniu mózgu przez króla niż ponownie dotykowi twoich rąk. Teraz odchodzę i nie chcę cię już widzieć, chyba że to będzie przed sędzią.” Vas skinął na swoich strażników. „Proszę pokazać tym panom wyjście.” Mężczyźni wyszli spokojnie ale Vas wiedział, że w końcu doprowadzi te parę przed sąd. Nie było sposobu, by pozwolił im obrabować jego kochanka ze swojego dziedzictwa. Wyciągnął rękę do Basa. „Chodź, moja miłości. Przejdźmy przez ceremonie naszych godów.” Dał tłumowi ostrzegawcze spojrzenie. „Czy ktoś jeszcze ma coś do powiedzenia?” Cisza. Nikt nawet się nie wiercił. „Dobrze. Udamy się więc do kaplicy i spleciemy nasze losy.”
Bas pozwolił królowi poprowadzić się w kierunku podwójnych drzwi w kilka sekund. Przez chwilę zastanawiał się czy kiedykolwiek będzie wreszcie związany. Pomiędzy krewnymi Vasa i jego, było zbyt wielu ludzi, którzy chcieli przeszkodzić ich połączeniu.
Pokój za podwójnymi drzwiami był surowy w swej urodzie. Ściany były pomalowane na kremowo a podłoga miała pasujący do tego marmur. Jedynym obiektem w pokoju był marmurowy ołtarz, który wznosił się z podłogi, dokładnie w tym samym kolorze co resztą kamienia. Kiedy się zbliżyli, Bas mógł zobaczyć, że na wierzchu była wyrzeźbiona płytka misa. Był także rzeźbiony posąg bogini Amethii, jej ręce wznosiły się ku górze w modlitewnym geście. „Rozbierz się.” „Co?” Bas odwrócił wzrok od figury i zimnego pokoju. „Dlaczego?” „To część ceremonii. Świadczy o tym, że nie mamy między sobą nic do ukrycia. Zdejmij szatę i po prostu zostaw ją na podłodze.” Bastion wzruszył ramionami. Był zaskoczony, kiedy odwracając się znalazł Vasa nagiego. Zabrało mu chwilę na podziwianie jego przyszłego partnera. Wspaniała istota przed nim nie miała żadnych wad. Vasska był elegancki i muskularny. Jego penis rósł w oczach. „Chodź ze mną.” Król wyciągnął rękę i położył na wierzchu jego dłoni. Podeszli do piedestału w sposób dziwnie formalny, zważywszy na to, że obaj byli nadzy. Bas zdusił chichot.11 Vas poprowadził go z jednej strony a sam stanął z drugiej. Po raz pierwszy zauważył, że jego kochanek miał sztylet w drugiej ręce. Król musiał zauważyć wyraz jego twarzy. „Nie martw się, kochanie. Nie zamierzam cię ciąć ani nic takiego. Potrzebuję tylko trochę krwi do ceremonii. Nie sądziłeś, że wampirza ceremonia może obyć się bez krwi, prawda?” Bas zarumienił się. Był tak zaangażowany w myślenie o swoim przyszłym partnerze, że nie poświęcił za dużo uwagi samej ceremonii. „Tak naprawdę, nie myślałem o tym.” Wyznał. 1 Ja tam się nie krępuję i chichotam głośno 11
„Jestem zaszczycony.” Vasska dał mu uśmiech, który sprawił, że jego żołądek zatrzepotał nerwowo. Ledwo mógł uwierzyć, że ten człowiek miał należeć do niego. „Teraz chcę żebyś powtarzał za mną.” Owinął jedną rękę wokół nadgarstka Basa, trzymając w drugiej sztylet. Bastion skinął głową. „Moim sercem związuję się z tobą.” „Moim sercem związuję się z tobą.” Powtórzył. „Moją duszą związuję się z tobą.” „Moją duszą związuję się z tobą.” „Moją krwią związuję się z tobą.” Vasska przeciął sztyletem w poprzek nadgarstka. Bas skrzywił się na widok krwi swojego kochanka. „Um. Moją krwią związuję się z tobą.” Vas ciął linię na nadgarstku Bastiona, otwierając niewielką ranę. Przyłożył swoją otwartą ranę do rany Basa. Ten syknął, kiedy król dociskał cięcie. „Krew do krwi, ciało do ciała, jesteśmy związani na wieczność.” „Krew do krwi, ciało do ciała, jesteśmy związani na wieczność.” Posłusznie powtórzył Bas. Ból odcisnął piętno w jego głowie, podczas gdy czuł jak coś toruje sobie drogę. Słyszysz mnie, moja miłości? Głos Vasa przepłynął przez jego głowę jak woda. To było dziwne, słyszeć w głowie głos, który nie należał do niego. Ciepły baryton był przepełniony taką miłością i tęsknotą, że Bas ledwo powstrzymał łzy w oczach, zanim mógł cokolwiek powiedzieć. „Tak, słyszę cię.” „Spróbuj odpowiedzieć w swoim umyśle.” Bastion spojrzał na swojego partnera i skupił się. Kocham cię, Zaskoczony wygląd powiedział mu, że jego partner go usłyszał.
„Naprawdę?” „Myślałem, że mieliśmy prowadzić rozmowę w umysłach.” „Wolę raczej rozmawiać naszymi ciałami.” Vas pochylił się i polizał jego ranę, natychmiast ją zamykając. Zrobił to samo ze swoją. „Wróćmy do naszego pokoju i zakończy nasze gody w komforcie.” „Chodźmy.” Bas nachylił się i pocałował króla wampirów. „Jestem szczęśliwy, że bogini wybrała mnie dla ciebie.” Powiedział z uśmiechem. „Ja też.” Ubierając szybko swoje szaty, dwójka mężczyzn opuściła komnatę wiązania, aby rozpocząć wspólne życie.
Koniec.