1
Z niewielkich krzaków późny zmierzch wydobył rozlewiska cieni. Kelsie zadrżała, chociaż było jej dostatecznie ciepło w pikowanym płaszczu, obszerny...
8 downloads
17 Views
949KB Size
1
Z niewielkich krzaków późny zmierzch wydobył rozlewiska cieni. Kelsie zadrżała, chociaż było jej dostatecznie ciepło w pikowanym płaszczu, obszernych grubych spodniach i długich butach do połowy łydki, które zdawały się zapadać coraz głębiej przy każdym kroku, kiedy szła przez połać rozmiękłej torfiastej ziemi ku pasmu pagórków o zamglonych szczytach. Pejzaż wydawał się nierzeczywisty, nawet groźny, mimo to nie zamierzała wracać. Zacisnęła zęby i ujęła mocniej pałąk koszyka. Być może dzisiejszego wieczoru odniesie sukces; wzbraniała się zarówno przed uznaniem, jak i zaakceptowaniem tutejszych opowieści.
W otaczającej okolicy nie dostrzegała niczego pięknego czy też okazałego, niczego znanego z tych barwnych folderów, na podstawie których wyobraziła sobie owo szkockie pogórze daleko na północy. Zdawało się jej natomiast, że wędruje przez wyludniony kraj, w którym czyha na nią jakieś niewidzialne niebezpieczeństwo. Nietrudno było przecież uwierzyć w grasujące gdzieś tutaj Czarne Psy czy Szalone Kucyki z piekła rodem. Bóg jeden wie, ile takich opowieści Kelsie wysłuchała chciwie przy kominku; ale tym razem brakowało jej skrytego pod dachem, bezpiecznego, oświetlonego pomieszczenia.
Dziewczyna wsłuchiwała się bojaźliwie w odgłosy nocy. Doszedł jej uszu szczek lisicy, na który jakiś wiejski pies odpowiedział wyciem. Broniąc się przed zupełną
samotnością, którą owo ujadanie jedynie podkreślało, Kelsie nuciła półgłosem. Wznoszące się i opadające, pozbawione słów tony miała zwyczaj wyśpiewywać, gdy stawała oko w oko ze zranionymi czy też wystraszonymi zwierzętami. Powtórnie uczuła targnięcie rozpalającej do żywego wściekłości, która wypełniła ją dwa dni temu, kiedy ujrzała okrutne wnyki, a w nich poszarpane, umazane krwią dwie poduszeczki kociej łapy, odgryzione w celu zdobycia wolności. Za żadną cenę nie warto oznajmiały - dać się złapać przed kolejnym sezonem rozmnażania się owiec. Ten Neil McAdams jest zbyt pewny siebie.
Tylko Kelsie widziała drapieżnika. To była samica tuż przed okoceniem się. Tamtego dnia wytropiła ją w nieco lepszym świetle na pustynnym zboczu niewielkiego wzniesienia. Głuszce były grube i ciężkie, lecz za jej sprawą całe stadko poderwało się wbrew dziwnym prawom tego miejsca...
Kelsie zaciskała usta z uporem, ponieważ pamiętała, bynajmniej się nimi nie rozkoszując, całe partie snutej przy kominku rozmowy. Wytropienie samca z pięcioma odnogami na tykach wieńca... odstrzelenie (tak się to określa, lecz czemu nie nazywać rzeczy po imieniu - rzeź niewiniątek) stada jeleni w zeszłym roku... Na polowaniu wypuszcza się ptaki w powietrze tylko po to, by do nich strzelać dla sportu. Dla sportu!
Przynajmniej w porę uznała, że nigdy nie dopasuje się do tego miejsca. Wystawi dom na sprzedaż i...
Nieco powyżej, z przodu, długi cień oderwał się od kępy zarośli i ruszył w tym samym kierunku co Kelsie. Nie było żadnych wątpliwości - mężczyzna ze strzelbą. A to, na co tutaj polował, było...
Kelsie zaczęła biec naprzód. Ta ziemia należała jeszcze do niej i przysługiwał jej zarówno przywilej osądzania tego, kto się na nią zapuścił, jak i prawo niedowierzania motywom postępowania jakiegoś łobuza.
Dziewczyna dostrzegła przed sobą krąg głazów. Powia
dano, że wszystkie, z wyjątkiem trzech, zostały w dawnych czasach powalone przez władze kościelne. Najpierw miała to być nauka dla wszystkich, którzy zanadto przywiązali się do starych czasów i obyczajów, później zaś przestroga dla tych, którzy zechcieliby się wtrącać do spraw zakazanych. Trzy pozostałe tworzyły coś w rodzaju łuku; jeden potężny, prymitywnie ciosany głaz opierał się na dwóch swoich towarzyszach. Tam właśnie zmierzał intruz.
Kelsie znalazła się z nim teraz niemal ramię w ramię. Oczywiście był to Neil. Dziewczyna w jakiś sposób wiedziała to od razu. Wnyki zaciągnęły się, a więc mężczyzna zapewne dopadnie zaraz rannego zwierzęcia i użyje strzelby... Na mojej ziemi, nigdy!
Opodal rozległo się zawodzenie. Oprócz dzikiej nienawiści zawierał się w nim i ból, i zdecydowanie odzyskania wolności. Mężczyzna uniósł strzelbę, a Kelsie skoczyła naprzód i potknęła się. Jednakże jej wyrzucona gwałtownie do góry ręka zawadziła o myśliwego, który chybił oddając strzał.
- Co robisz? - W jego głosie pojawił się nie ukrywany gniew, ale uwaga Kelsie skierowana była gdzie indziej na przycupnięty, skurczony kształt, tkwiący w samym środku łukowatego przejścia. Dziki kot - pewnie zbyt ranny, by biec, zwrócony w ich kierunku, pełen nienawiści, gotowy walczyć na śmierć i życie.
- Przestań! - Kelsie brakowało tchu, kiedy stanęła na równych nogach. - Zostaw biedne stworzenie w spokoju! Czyż nie udręczyłeś go już wystarczająco?!
- Uspokój się, dziewczyno! - warknął gniewnie mężczyzna. - Ta bestia jest szkodliwa. Wiosną napadnie na jagnięta.
Myśliwy uniósł ponownie strzelbę w tym momencie, w którym księżyc, przedostawszy się przez jedną z mrocznych chmur, rozbłysł nad łukowatą bramą, a kot sprężył się do skoku. Kelsie stała już pewnie na nogach. Rzuciła koszyk ...