Antologia - Zachcianki Dziesięć zmysłowych opowieści Spis Treści Sylwia Chutnik - NIEWINNE CZARODZIEJKI Łukasz Dębski - ŚPICOLOTEK PIĘCIOPIÓR, C...
8 downloads
8 Views
583KB Size
Antologia - Zachcianki Dziesięć zmysłowych opowieści Spis Treści Sylwia Chutnik - NIEWINNE CZARODZIEJKI Łukasz Dębski - ŚPICOLOTEK PIĘCIOPIÓR, CZYLI PRZYPADKI DOKTORA MOTYLA Jacek Dukaj - PORTRET NIETOTY Manuela Gretkowska - CHANNEL Nş 5 Krystyna Kofta - ADELA Z DZIELNICY ROZPUSTY Wojciech Kuczok - MOMENTY Zygmunt Miłoszewski - IDEALNY DZIEŃ LATA Grażyna Plebanek - WWW.FUCKCLUB.COM Magdalena Tulli - CZERWONA SZMINKA Szczepan Twardoch - „A MARTYR FOR MY LOVE FOR YOU” Sylwia Chutnik NIEWINNE CZARODZIEJKI Tak nie można, żeby o czternastej, zamiast stukać drewniakami w jakiejś hucie szkła, uprawiać seks z koleżanką. Nawet taką, którą zna się od dwudziestu lat, z którą się ściągało na maturze, wymieniało karteczki z segregatorów i robiło rzeczy, o których lepiej zapomnieć. A tu sytuacja skrajna, niby przyjaźń do czegoś zobowiązuje, ale gdzie kończy się przysługa, a zaczyna desperackie życie innym życiem? Palce na materiale, mój przyspieszony oddech, sama nie wiem, czego chcę, jakieś zawirowanie w głowie. Krótka pauza, a może to nie wypada, co ludzie powiedzą, za chwilę z tego wszystkiego przygryzam sobie język. Chodź, ona mówi, powygłupiajmy się, i już mocno przyciska mnie do siebie, czuję na sobie jej całe ciało, absolutnie wszystkie części. Trochę jakbym dotykała swojego odbicia w lustrze, bo ona to ja, tyle że z innej skóry uszyta, z innych kości jej rusztowanie. Mam wobec tego dnia inne plany, ja się potwornie gdzieś spieszę, tylko nie pamiętam gdzie. Przypominam sobie jakieś prace, które zawsze mam. Jakieś maile do napisania, sprzątanie w domu, ustawianie butów od najniższych do najwyższych. Cokolwiek, co sprawi, że będę mogła naturalnie i spontanicznie oświadczyć: „Ooch, tak mi przykro, było interesująco, lecz czas goni, pa”. Jej palce na materiale bluzki pachnącym płynem do płukania. Wyobrażam sobie tę dziewczynę, jak leży gdzieś nad wodą i się opala. Nie chodzi o wygląd jej ciała, raczej zapach skóry pełnej słońca, jakichś klimatów z wakacyjnej pocztówki. Tego relaksu nadmorskiego, kupowania pamiątek z budki i jedzenia gofrów. Lipcowa Warszawa pachnąca gorącym asfaltem i smarem torów tramwajowych. Zepsutymi ciastkami; w tym upale wszystko jest zbyt intensywne. Ona od zawsze miała krótkie włosy i nosiła się po berlińsku. Szerokie spodnie z paskiem z ćwiekami, opuszczone do granic możliwości. Bokserki – bokserki! I jeszcze podkoszulek, a na nim jakiś śmieszny bohater z kreskówki. Styl androginiczny, styl nawet nie butch, tylko alternatywa połączona ze sportowym wdziankiem. Bez stanika, w za małych piersiach, za dużych oczach mrużonych to na lewo, to na prawo. Tego ranka jadłyśmy razem lody, siedząc na murku przy Chmielnej. Ona wzięła malinowe z czekoladowymi, a ja cytrynę i truskawkę, ale sorbet. Miejski żar atakował z każdej części chodnika. Wyzierał zza płyt, wynurzał się z ich pęknięć. Przeciwko nam, naszemu spotkaniu i całej tej sytuacji. Jadłyśmy lody i tak gadałyśmy, że rozmiękły nam wafelki, a strużka malinowych pociekła jej po ręku. Aż do łokcia. Odruchowo przeciągnęłam palcem po jej skórze i zlizałam resztki. Słony smak, bo ona dużo jeździła na rowerze i jej skóra cały czas robiła porządki. „Masz grzech, bo zjadłaś nabiał, koniec koszernego”, powiedziała do mnie, ale wcale nie była w tym złośliwa, raczej taka melancholijna. Dwa dni temu zginął jej kot, widziała, jak spada z siódmego piętra. Nie miała odwagi spojrzeć przez okno, ale usłyszała taki plask i kiedy zbiegła na dół, kot zdążył jeszcze spojrzeć na nią i przymrużyć oczy. Mrużył je zawsze, kiedy odpoczywał przy balkonie, jak świeciło słońce, malując panele na żółto. Paski ciepła, Rudy wyczuwał je od razu. Biegł przez pół pokoju i z impetem rzucał się na nie, rozpłaszczając się we wszystkie strony. Czy mógłbyś, kocie, się przesunąć, idę z praniem na balkon i nie mogę przejść. A Rudy wtedy ani drgnął, mądrala, udawał, że nie słyszy i tak leżał. Może wtedy zobaczył przez okno jakiś smakowity promień słońca i niewiele myśląc, skoczył do niego? Dwa miesiące temu zginął mój mąż, widziałam, jak wpada pod samochód. Nie miałam odwagi spojrzeć chwilę potem, ale słyszałam huk i kiedy później zobaczyłam jego ciało w kostnicy, wydawało mi się, że patrzy na mnie i mruży oczy. Przymrużał je zawsze, kiedy chciał się przekomarzać lub zrobić mi na złość. Leżał na zimnym stole, w kostnicy nie ma słońca. W każdym razie ona nie mogła dojść do siebie po tym wszystkim i cały czas na przemian mówiła o kocie i zapewniała, że nie chce o tym mówić. Właściwie wyszłam z domu tylko dla niej, bo co innego mogłabym zrobić. Nie myślałam już o niczym, po prostu budziłam się, jechałam na grób, wracałam do domu i jadłam suchy chleb. Gryzłam skórkę, aż wrzynała mi się w dziąsła. Ona zadzwoniła do mnie i poprosiła, żebym z nią poszła na miasto, to mi opowie o kocie. Wyszłam więc na miasto dla niej, z dobrego serca, aby ją pocieszyć i trochę się po...