POLECAMY Jenot-15 – przeciwlotniczy poligon 4. pułku przeciwlotniczego 25 czerwca 2015 roku na płycie lotniska w Wicku Morskim rozpoczęło się dla przeciwlotników z Leszna i Czerwieńska szkolenie poligonowe.
Paweł Kierach ...................................................................................... 18
18
Pociski manewrujące na lądzie – szansa dla Polski?
W NUMERZE:
Szeroko omawiany w mediach oraz budzący okazjonalnie spore emocje program Polskich Kłów wart jest nieco szerszego omówienia, tym bardziej, że istnieje nieeksploatowane dotychczas przez decydentów pole do popisu. Są nim pociski samosterujące bazowania lądowego.
Przekazywanie dowodzenia Dowództwem Generalnym........ 6 Wodowanie i chrzest ORP „Ślązak”........................................ 6 Mi-14PŁ/R na certyfikacji Czernickiego................................. 7 Certyfikacja Czernickiego..................................................... 8 Sojusznicza współpraca na śmigłowcach – 6. Brygada Powietrznodesantowa..................................... 9 Święto 7. Brygady Obrony Wybrzeża................................... 10 Szkolenie lotnicze – 7. dywizjon lotniczy – 25BKPow...................................... 12 Wizyta Szefa Szkolenia Wojsk Lądowych Niemiec w Czarnej Dywizji............................................................... 14 Ćwiczenie Moving Guard III w Czechach zakończone............ 15 Czasem niewidoczni, zawsze obecni – przeciwlotniczy „Bursztynowej Dywizji”...................................................... 16
Wojsko polskie
Bartłomiej Kucharski ..................................................................... 24
Pokaz AMPV i Eagle V w WITPiS Koniec czerwca i początek lipca dały okazję do bliższego poznania konstrukcji dwóch pojazdów, które będą walczyć o zamówienie Ministerstwa Obrony Narodowej na przyszły wielozadaniowy pojazd wojsk specjalnych, który wbrew nazwie ma też trafić do Wojsk Lądowych i Żandarmerii Wojskowej. Łącznie w ramach programu Pegaz, bo takim kryptonimem opatrzył go MON, Polska zakupi nawet około pół tysiąca takich pojazdów. Stąd też spore zainteresowanie polskim przetargiem i udział w nim takich wozów jak AMPV i Eagle V.
Adam M. Maciejewski ................................................................. 32
wydarzenia
Jenot-15 – przeciwlotniczy poligon 4. pułku przeciwlotniczego................................................. 18
Morska moc Czerwonego Smoka. Część 1 Rozpędzona od dwóch dekad chińska gospodarka stwarza władzom Państwa Środka duże możliwości finansowania rozwoju sił zbrojnych. Okres prosperity przeżywa chińska marynarka wojenna, która seryjnie dostaje nowe okręty. Najbardziej widocznym symbolem rozwoju floty jest przekazanie do służby w 2012 roku lotniskowca „Liaoning”. Jeśli tempo rozbudowy sił morskich nie osłabnie, to za 15–20 lat na oceanach będzie królowała flota „Czerwonego Smoka”.
Paweł Kierach
Jan Radziemski ................................................................................... 54
Na Lądzie
XXIII edycja MSPO już we wrześniu...................................... 22
Analizy
Pociski manewrujące na lądzie – szansa dla Polski?............. 24 Bartłomiej Kucharski
Pokaz AMPV i Eagle V w WITPiS........................................... 32 Adam M. Maciejewski
Na okładce: Eagle V podczas sesji fotograficznej na terenie WITPiS [Fot. IMS-Griffin/GDELS-Mowag]
50
www.armia24.pl Adres Redakcji i Wydawnictwa
20-258 Lublin, ul. Akacjowa 100, Turka, os. Borek tel./faks 81 501 21 05
[email protected] • www.kagero.pl RadA Programowa
24
32
Wiesław Barnat – przewodniczący, Hubert Marcin Królikowski, Krzysztof Kosiuczenko, Przemysław Kupidura, Sławomir Augustyn, Przemysław Simiński, Mirosław A. Michalski, Norbert Wójtowicz redaktor naczelnY
Scypion Słowacki – debiut eksportowy Rosomaka.............. 46
Damian Majsak
Bartłomiej Kucharski
redaktor prowadzący
Adam M. Maciejewski tel. 605-233-805 redakTor działu Historia Militaris
Kamil Stopiński Redakcja
Bartłomiej Kucharski
str. 46
Po długich latach nadszedł od dawna oczekiwany sukces – Rosomaki, słynne „Zielone Diabły Afganistanu”, trafią do użytkownika zagranicznego. Pierwszym i miejmy nadzieję nie ostatnim będą Siły Zbrojne Słowacji.
W powietrzu
Bezzałogowy statek powietrzny ITWL Atrax........................ 50 Adam M. Maciejewski
Bartłomiej Kucharski, Jerzy Garstka, Maciej Ługowski, Tomasz Nowak, Gian Carlo Vecchi Korekta
Adam M. Maciejewski, Karolina Kaźmierska Dyrektor Marketingu
Joanna Majsak
[email protected] Biuro Reklamy
Na morzu
Kamil Stopiński, Maciej Łacina
[email protected] [email protected] tel. 609-326-009
Morska moc Czerwonego Smoka. Część 1............................ 54 Jan Radziemski
sekretarz redakcji
Historia Militaris
Kamil Stopiński
[email protected], tel. 601 602 056
Kawalerzyści z wrocławskiej defilady zwycięstwa................ 68
DTP Marcin Wachowicz, Łukasz Maj KAGERO STUDIO –
[email protected]
Bartłomiej Błaszkowski
Northrop YF-17 Cobra......................................................... 76
Adam M. Maciejewski
str. 50
Leszek A. Wieliczko
Ostatnie konflikty zbrojne – w tym te z udziałem Wojska Polskiego – pokazały, że bardzo często polem walki są tereny miejskie. Działania toczone w takich warunkach mają często charakter manewrowy, gdzie ograniczone liczebnie oddziały muszą zlokalizować, zidentyfikować i związać walką siły nieprzyjaciela i to w dość krótkim czasie.
Kolportaż
Sprzedaż i prenumerata redakcyjna, prenumerata RUCH, KOLPORTER, sprzedaż sieć Empik, salony prasowe: RUCH i KOLPORTER, INMedio, wybrane księgarnie, podczas pokazów lotniczych, rekonstrukcji historycznych, targów, konferencji i wystaw przemysłu obronnego
Wydawca
Oficyna Wydawnicza KAGERO ul. Akacjowa 100, Turka, 20-258 Lublin 62 www.kagero.pl
Prezes zarządu
Damian Majsak
[email protected]
Sekretariat wydawnictwa
Kamil Stopiński Tel. 601 602 056
Współpraca
Leszek A. Wieliczko ����������
54
str. 76
Lekki samolot myśliwski Northrop YF17 powstał w odpowiedzi na konkurs Lightweight Fighter (LWF), ogłoszony przez amerykańskie Siły Powietrzne na początku 1972 r. W jego konstrukcji po raz pierwszy zastosowano nowatorskie rozwiązania aerodynamiczne, przede wszystkim skrzydła pasmowe.
ISSN
1898-1496 Wszystkie materiały są objęte prawem autorskim. Przedruki i wykorzystanie materiałów wyłącznie za zgodą redakcji. Redakcja zastrzega sobie prawo skracania tekstów i zmiany tytułów nadesłanych tekstów. Opinie zawarte w artykułach są wyłącznie opiniami sygnowanych autorów. Redakcja nie odpowiada za treść reklam, materiałów promocyjnych. Wydawca Ilustrowanego Magazynu Wojskowego ARMIA ostrzega P.T. Sprzedawców, że sprzedaż aktualnych i archiwalnych numerów czasopisma po innej cenie niż wydrukowana na okładce jest działaniem na szkodę Wydawcy i skutkuje odpowiedzialnością karną.
Wojsko polskie
Przekazywanie dowodzenia Dowództwem Generalnym 30
czerwca gen. broni pil. Lech Majewski i gen. dyw. Mirosław Różański podpisali protokoły przekazania-objęcia stanowiska Dowódcy Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych. Kameralna uroczystość odbyła się w Dowództwie Generalnym RSZ, w obecności kierowniczej kadry dowództwa oraz dowódców najważniejszych związków taktycznych i instytucji podległych DGRSZ. 1 lipca o godz. 8.30 w Dowództwie Generalnym odbyła się oficjalna ceremonia przekazania dowodzenia – w obecności przedstawicieli najważniejszych władz państwowych. Generał Majewski podziękował kierowniczej kadrze i bezpośrednio podległym podwładnym za owocną współpracę, dzięki której zaistniała nowa jakość w dowodzeniu wojskami i ich szkoleniu. Przyznał, że na strategicznym szczeblu wymagania wobec dowódców i osób funkcyjnych są niebagatelne, a godziny służbowe trudno oddzielić od czasu prywatnego. Dlatego podziękował również za wyrozumiałość dla żołnierskich obowiązków rodzinom podwładnych. Generał Różański stwierdził, że docenia dotychczasową działalność DG RSZ i nazwał ją sukcesem, tym większym, że osiągnięty w zmienionej sytuacji geopolitycznej i przy zwiększonych oczekiwaniach społeczeństwa wobec wojska. Ponadto podziękował generałowi Majewskiemu za stworzenie „eleganckich warunków przekazywania dowodzenia”. – Od postanowienia prezydenta o mianowaniu mnie na stanowisko Dowódcy Generalnego generał Majewski regularnie dzielił się ze mną doświadczeniami i wiedzą na temat zadań DG RSZ oraz funkcjonowania podległych wojsk. Dziękuję Ci za to, Leszku – podkreślił. Podczas uroczystości generałowie Majewski i Różański wpisali się do księgi pamiątkowej DG RSZ. Przedsięwziecie zakończyło wspólne zdjęcie dowódców ustępującego i nowego wraz z kierowniczą kadrą DG RSZ oraz przybyłymi dowódcami dywizji, skrzydeł, flotylli oraz jednostek organizacyjnych. Przyjaciołom, znajomym i żołnierzom gen. Różańskiego przypominamy, że w kilka dni po otrzymaniu od Prezydenta RP postanowienia o mianowaniu na stanowisko Dowódcy Generalnego gen. Mirosław Różański zaapelował na swoim profilu w portalu Facebook o nieprzysyłanie materialnych dowodów uznania. Poprosił natomiast, aby w zamian chętni wpłacali pieniądze na konto Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach Poza Granicami Kraju (rachunek numer: 68 1020 3570 0000 2902 0049 2306, PKO BP SA oddział w Bartoszycach). n tekst: ppłk Artur Goławski zdjęcia: Mirosław C. Wójtowicz
Wodowanie i chrzest ORP „Ślązak” 2
lipca, o godzinie 11.00 w Stoczni Marynarki Wojennej S.A. w Gdyni odbyła się uroczystość wodowania i chrztu okrętu patrolowego ORP „Ślązak”. Główne zadania okrętu patrolowego typu Ślązak: – Zwalczanie celów nawodnych, powietrznych, mniejszych jednostek i zagrożeń asymetrycznych; – Patrolowanie i ochrona torów podejściowych oraz morskich linii komunikacyjnych;
6
– Eskortowanie i ochrona jednostek komercyjnych; – Kontrola morskich szlaków żeglugowych jako element sił wielonarodowych; – Zwalczanie piractwa i terroryzmu morskiego; – Współpraca z siłami specjalnymi w zakresie zabezpieczenia ich działań; – Doraźne bazowanie śmigłowca na pokładzie; – Udział w akcjach humanitarnych i ekologicznych.
www.armia24.pl
Charakterystyka ogólna: Długość całkowita – 95,2 m; Szerokość – 13,5 m; Wysokość do pokładu otwartego – 9,35 m; Zanurzenie – 3,6 m; Wyporność standardowa – ok. 1800 ton; Autonomiczność – 30 dni; 2 Silniki Główne o mocy 2×3240 kW; Turbina mocy szczytowej 25 000 kW; Elektrownia okrętowa – 4 zespoły prądotwórcze o mocy 4×600 kW; Prędkość maks. 30 węzłów +; Prędkość marszowa 18 węzłów – zasięg 2000 Mm; Prędkość ekonomiczna 14 węzłów – zasięg 4500 Mm; Wyposażenie dodatkowe: dziobowy pędnik azymutalny i aktywne stabilizatory kołysań. Planowane uzbrojenie: – System dowodzenia wraz z konsolami – dostawca firma Thales; – Armata morska OTO Melara – 76 mm; – 2 armaty Marlin-WS – 30 mm; – 4 wyrzutnie pocisków rakietowych Grom; – 4 wielkokalibrowe karabiny maszynowe 12,7 mm; – Stacja radiolokacyjna; – Sonar nawigacyjno-ostrzegający; – Głowica optoelektroniczna; – System kierowania ogniem; – Środki łączności i nawigacji.
n
Tekst: Zespół Prasowy 3 Flotylli Okrętów Zdjęcia: chor. mar. Piotr Leoniak, Marian Kluczyński
Mi-14PŁ/R na certyfikacji Czernickiego Z
ałoga śmigłowca ratowniczego Mi-14PŁ/R z Darłowskiej Grupy Lotniczej uczestniczyła w ćwiczeniu certyfikacyjnym ORP „Kontradmirał X. Czernicki”. Ćwiczenie odbyło się 8 lipca na Zatoce Pomorskiej. 8 lipca na Zatoce Pomorskiej rozpoczęła się faza morska certyfikacji okrętu dowodzenia siłami obrony przeciwminowej ORP „Kontradmirał X. Czernicki”. W ramach przygotowania do przyszłorocznego dyżuru w Siłach Odpowiedzi NATO komisja Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych sprawdzała między innymi procedury działania podczas współpracy ze śmigłowcem w trakcie ewakuacji rannego marynarza z pokładu okrętu. Zadanie ewakuacji poszkodowanego wykonała załoga śmigłowca Mi-14PŁ/R
ARMIA • 7–8 (81) lipiec–sierpień 2015 7
Wojsko polskie z Darłowskiej Grupy Lotniczej wchodzącej w skład 44. Bazy Lotnictwa Morskiego. Mi-14PŁ/R to śmigłowiec przeznaczony do wykonywania zadań poszukiwawczo-ratowniczych nad wodą i lądem, w zróżnicowanych warunkach atmosferycznych w dzień i w nocy. Podnoszenie rozbitków na jego pokład może się odbywać za pomocą pętli, trójkąta ratowniczego, kosza lub noszy. Śmigłowce te mogą również lądować na morzu i przyjąć rozbitków na pokład bezpośrednio z powierzchni wody. Mi-14PŁ/R jest przystosowany do podjęcia i transportu 19 osób. W skład jego załogi wchodzi: dowódca, drugi pilot, technik pokładowy, ratownik oraz opcjonalnie lekarz. Mi-14 w wersji PŁ/R powstał w związku z zakończeniem eksploatacji (w latach 2008–2010) trzech śmigłowców ratowniczych Mi-14PS. Dwie tego typu maszyny wprowadzono do służby po przebudowie i modernizacji Mi-14 przeznaczonych do zwalczania okrętów podwodnych. Obydwa śmigłowce znajdują się na wyposażeniu Darłowskiej Grupy Lotniczej. Ich załogi pełnią całodobowe dyżury w krajowym systemie ratownictwa morskiego i lotniczego. W tym roku uczestniczyły już w pięciu akcjach ratowniczych na morzu. n
Tekst i zdjęcia: kmdr ppor. Czesław Cichy
Certyfikacja Czernickiego O
d początku swojej służby pod biało-czerwoną banderą ORP „Kontradmirał X. Czernicki” działał w misjach poza granicami kraju. Przez ostatnie lata, po modernizacji i przekształceniu w okręt dowodzenia siłami obrony przeciwminowej, aktywnie uczestniczy w działaniach stałego natowskiego zespołu sił obrony przeciwminowej – grupa
8
www.armia24.pl
1. Z początkiem 2016 roku znowu rozpoczyna swoją służbę na rzecz Paktu Północnoatlantyckiego. Tym razem pełnił będzie dyżur w ramach NATO Response Force, czyli tzw. Sił Odpowiedzi NATO. Pełnienie takiego dyżuru wymaga odpowiednich przygotowań zarówno pod względem technicznym – okrętu, jak i merytorycznym – załogi. Gotowość okrętu do udziału w SON zweryfikowana została podczas certyfikacji narodowej, która odbyła się na początku lipca tego roku. Certyfikacja okrętu przeprowadzona została przez komisję z Dowództwa Operacyjnego przy współudziale specjalistów z Centrum Operacji Morskich – Dowództwa Komponentu Morskiego. Składała się z dwóch faz: portowej i morskiej. Podczas fazy portowej sprawdzana była dokumentacja, wyposażenie okrętu oraz wiedza załogi dotycząca znajomości okrętu oraz wiedzy specjalistycznej, zależnej od pełnionej w załodze funkcji. Faza morska sprawdzała gotowość okrętu i załogi do działania podczas rzeczywistego wykonywania zadań na morzu. Przez okres roku, gdy okręt pełnić będzie dyżur w Siłach Odpowiedzi NATO, utrzymywany będzie w wysokiej gotowości do działania. W razie konieczności włączenia się do akcji będzie musiał uzupełnić zapasy oraz wyjść na morze w ciągu pięciu dni od otrzymania odpowiednich rozkazów. n
Tekst: kmdr ppor. Jacek Kwiatkowski Zdjęcia: kmdr ppor. Czesław Cichy
Sojusznicza współpraca na śmigłowcach – 6. Brygada Powietrznodesantowa N
a poligonie w Nowej Dębie pododdziały polskich i amerykańskich wojsk powietrznodesantowych i rozpoznawczych doskonaliły umiejętności prowadzenia walki z użyciem śmigłowców. Od początku lipca na poligonie w Nowej Dębie szkolili się polscy żołnierze z 6. Brygady Powietrznodesantowej oraz amerykańscy z 2. Regimentu Kawalerii Strykerów i 173. Powietrznodesantowej Brygadowej Grupy Bojowej Piechoty. Zasadniczym celem ćwiczenia było doskonalenie sojuszniczej współpracy w zakresie prowadzenia działań przez wojska powietrznodesantowe na współczesnym polu walki. Szkolenie stanowi także doskonałą okazję do poznania procedur taktycznych obowiązujących w obu armiach oraz wymiany doświadczeń między żołnierzami. Po dwóch tygodniach szkolenia skoncentrowanego na wykonywaniu strzelań amunicją bojową oraz prowadzeniu prostych zadań taktycznych, przyszedł czas bardziej złożone działania. Na poligonie w Nowej Dębie wylądowały dwa amerykańskie śmigłowce typu UH-60L Black Hawk z 4. batalionu 3. pułku lotnictwa Armii Stanów Zjednoczonych. Szkolenie z użyciem śmigłowców zostało podzielone na trzy części. Pierwszego dnia polscy i amerykańscy żołnierze ćwiczyli na ziemi procedury załadowania na śmigłowiec oraz opuszczania jego pokładu. Ten etap był szczególnie ważny dla Polaków, którzy musieli zapoznać się z tym typem statku powietrznego. Dwa kolejne dni wypełniło praktyczne wykonywanie zadań taktycznych z wykorzystaniem przerzutu powietrznego na małych dystansach oraz skoki spadochronowe. Drugiego dnia pobytu śmigłowców w Nowej Dębie ćwiczono praktycznie już typowe działania desantowo-szturmowe. W ich czasie
ARMIA • 7–8 (81) lipiec–sierpień 2015 9
Wojsko polskie żołnierze polscy i amerykańscy przerzucani byli na pokładach Black Hawków, aby następnie razem wykonać szturm na obiekt. Tutaj zadania podzielone zostały zgodnie ze specyfiką pododdziałów szkolących się na poligonie. Najpierw śmigłowce zabrały Amerykanów z zadaniem rozpoznania obiektu ataku. Po nich do śmigłowców załadowali się polscy „szturmani”. Zanim jednak uderzyli na przeciwnika, otrzymali od zwiadowców z 2. Regimentu dane o aktualnym jego położeniu w rejonie obiektu, który mieli zaatakować. Dzięki tej skutecznej współpracy cel zadania został osiągnięty. Trzeci dzień wypełniły skoki spadochronowe, które miały charakter typowo szkoleniowy. Za każdym razem do śmigłowca wchodziło po ośmiu żołnierzy wyposażonych w amerykańskie spadochrony typu T-11, aby za chwilę opuścić jego pokład na wysokości około 300 metrów nad ziemią. Śmigłowiec, w odróżnieniu od samolotu, nie jest zasadniczym środkiem transportu dla wojsk powietrznodesantowych, jednak dzięki temu szkoleniu polscy spadochroniarze mieli okazję poznać amerykańskie procedury obowiązujące podczas desantowania, jak i sam sprzęt przez nich wykorzystywany. Pomaga to zrozumieć możliwości i ograniczenia pododdziałów powietrznodesantowych wyposażonych w konkretny typ spadochronów. To ważne szczególnie dla żołnierzy tak często ze sobą współdziałających jak polscy i amerykańscy spadochroniarze.
Polsko-amerykańskie szkolenie na poligonie w Nowej Dębie trwało do końca lipca. n
Tekst: kpt. Marcin Gil Zdjęcia: starszy szeregowy Mariusz Bieniek, Marcin Głodzik, kpt. Spencer Garrison, sierżant Brandon Anderson, specjalista Marcus Floyd
Święto 7. Brygady Obrony Wybrzeża 24
lipca 7. Pomorska Brygada Obrony Wybrzeża obchodziła uroczyście swoje doroczne święto w Słupsku. Obchody święta 7. Brygady Obrony Wybrzeża rozpoczęły się o godz. 9.00 Mszą Świętą w intencji żołnierzy i pracowników wojska oraz emerytów w Kościele Garnizonowym. Uroczystości na placu apelowym rozpoczęły się o godzinie 11.00 złożeniem meldunku Dowódcy 12. Szczecińskiej Dywizji Zmechanizowanej gen. dyw. Markowi Mecherzyńskiemu przez Dowódcę 7. Brygady Obrony Wybrzeża pułkownika Roberta Orłowskiego. Oprawę muzyczną uroczystości zapewniła Orkiestra Sił Powietrznych z Koszalina. Od marca 2004 roku 7. Brygada Obrony Wybrzeża jest oddziałem wchodzącym w skład 12. Szczecińskiej Dywizji Zmechanizowanej. Obecnie 7. Brygada jest jedyną brygadą obrony wybrzeża. Od 1963 roku „Niebieski Beret” jest na stałe wpisany w krajobraz Słupska. Z okazji święta brygady okolicznościowe przemówienia wygłosili Dowódca 7. BOW płk dypl. Robert Orłowski oraz były dowódca „Niebieskich Beretów”, aktualnie Dowódca 12SDZ gen. dyw. Marek
10
www.armia24.pl
Mecherzyński. Słów uznania nie szczędziła także przybyła na uroczystość wnuczka patrona naszej brygady gen. bryg. Stanisława GrzmotaSkotnickiego – Elżbieta Skotnicka-Tracka. Podczas apelu za nienaganną służbę oraz znaczące osiągnięcia żołnierze 7BOW wyróżnieni zostali Tytułem Honorowym „Zasłużony Żołnierz RP” z Odznaką Tytułu Honorowego – III Stopnia. Medale i odznaki wręczał Dowódca 12SDZ gen. dyw. Marek Mecherzyński. Związek Żołnierzy Wojska Polskiego Uchwałą Kapituły Odznaki „Za Zasługi dla ZŻWP” odznaczył Złotą Odznaką 7. Brygadę Obrony Wybrzeża. Dekoracji sztandaru dokonał Członek Zarządu Głównego – Prezes Związku Żołnierzy Wojska Polskiego w Słupsku ppłk Romuald Detmer. Podczas uroczystości drużyna rozpoznawcza zaprezentowała pokaz dynamiczny, po którym odbyła się uroczysta defilada pododdziałów 7. Brygady Obrony Wybrzeża. Po oficjalnej części uroczystości odbył się „Dzień Otwartych Koszar”. Wśród atrakcji znalazły się między innymi: prezentacja sprzętu wojskowego i uzbrojenia stanowiącego wyposażenie brygady oraz degustacja wojskowej grochówki.
***
7. Brygada w nowych strukturach organizacyjnych funkcjonuje od maja 2001 roku, kiedy to na mocy Rozkazu Dowódcy Wojsk Lądowych została przemianowana z 7 Pomorskiej Brygady Zmechanizowanej na 7. Brygadę Obrony Wybrzeża. Obecnie jednostka kultywuje bogate tradycje oręża polskiego. Tradycje, do których sięga, mają swój początek w roku 1794, kiedy to na czele 7. Brygady Kawalerii Narodowej generał Jan Henryk Dąbrowski słynnym rajdem do Wielkopolski i na Pomorze niósł płomień Powstania Kościuszkowskiego. Kolejne jednostki, których tradycje kontynuuje, wywodzą się z okresu 20-lecia międzywojennego, II wojny światowej i okresu powojennego. Dla upamiętnienia i zachowania w pamięci wszystkich bohaterskich czynów żołnierzy Pomorskiej Brygady Kawalerii oraz upamiętnienia bojowych zasług żołnierzy jednostek oznaczonych cyfrą „7” – Minister Obrony Narodowej decyzją Nr 77 MON z dnia 4 sierpnia 1994 roku polecił jednostce wojskowej przyjąć imię patrona generała brygady Stanisława Grzmota-Skotnickiego, bohatera wojny obronnej 1939 roku. W historii żołnierze jednostek oznaczonych cyfrą „7” walczyli we wszystkich wojnach, jakie rozgrywały się na polskiej ziemi. Ich udziałem było zaznanie zarówno smaku zwycięstwa, jak i goryczy porażek. Walka ta była istotnym wkładem w odrodzenie się Państwa Polskiego po latach zaborów. Dzień Święta 7. Brygady – 26 lipca – upamiętnia historyczne wydarzenie z wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku. W tym dniu żołnierze 16. Pułku Ułanów Wielkopolskich, którego tradycje 7BOW kultywuje, zdobyli wieś Szczurowice – silnie umocnioną pozycję Armii Konnej Budionnego. Pomimo dużych strat, ułani 16. Pułku przez trzy dni utrzymywali zdobyte pozycje, zapewniając tym samym bezpieczny odwrót innych polskich oddziałów. n
Tekst: kpt. Karolina Krzewina-Hyc Zdjęcia: st. chor. szt. Marcin Lasoń
ARMIA • 7–8 (81) lipiec–sierpień 2015 11
Wojsko polskie
Szkolenie lotnicze – 7. dywizjon lotniczy – 25BKPow
P
omimo trwających wakacji, dla wielu żołnierzy i pracowników wojska nie jest to czas wolny od pracy. Na bieżąco prowadzone są loty szkoleniowe, których celem jest nauka i doskonalenie umiejętności pilotażowych. Loty poprzedzone są briefingiem, w którym uczestniczą wszystkie załogi. W czasie odprawy przedlotowej zapoznają się oni z aktualnymi warunkami atmosferycznymi oraz z sytuacją nawigacyjną i ograniczeniami w rejonie lotów. Po zakończeniu briefingu dokonywane są przez załogę ostateczne obliczenia inżynieryjno-nawigacyjne. Loty odbywają się zgodnie z zaplanowaną i wcześniej zatwierdzoną przez organizatora lotów planową tabelą lotów, która powstaje na podstawie indywidualnych planów szkolenia i trening w powietrzu na dany rok danego pilota. Loty rozpoczynają się od wykonania przeglądów przedstartowych oraz prób śmigłowców. Po wykonaniu wszystkich niezbędnych czynności załogi przystępują do realizacji postawionych zadań lotniczych. W zależności od umiejętności i doświadczenia pilota mogą to być loty po kręgu, loty w strefie, loty po trasie, loty w szykach, podejścia nieprecyzyjne z wykorzystaniem radiolatarni NDB. Każdy z pilotów w roku musi wylatać określoną liczbę godzin na symulatorze śmigłowca W-3 Sokół Klaudia. Na symulatorze personel
12
latający doskonali swoje umiejętności głównie w zakresie sytuacji awaryjnych czy też lotów według przyrządów IFR oraz w wykonywaniu zadań ogniowych. Sprawne śmigłowce wymagają ciągłego nadzoru oraz obsług, które na bieżąco są zapewniane przez personel służby inżynieryjno-lotniczej, która dba o to, aby statki powietrzne były zdatne do lotu. W czasie lotów nad kierowaniem ruchem powietrznym czuwa służba kontroli ruchu lotniczego, która jest zapewniana przez całą dobę. Kontroler na bieżąco prowadzi korespondencję radiową ze znajdującymi się w jego MATZ (Military Air Traffic Zone) statkami powietrznymi, wydając im stosowne do sytuacji polecenia utrzymania separacji, aby nie doszło do zbliżeń statków powietrznych. Niemniej, ważne są również inne służby takie jak straż pożarna, która jest w ciągłej gotowości na wezwanie w przypadku zaistnienia jakiegokolwiek niebezpieczeństwa w czasie lotów. Trzeba również podkreślić pracę, jaką wykonują żołnierze odpowiedzialni za tankowanie czy też rozruch statków powietrznych. Po zakończeniu lotów każda załoga indywidualnie odbywa odprawę polotową, której celem jest podsumowanie wykonywanych zadań. n
Tekst i zdjęcia: kpt. Tomasz Pierzak
www.armia24.pl
www.wb.com.pl
Zapraszamy do odwiedzenia naszego stoiska nr F-01, ZG-12 podczas MSPO 2015 w Kielcach, 01-04.09.2015
Wojsko polskie
Wizyta Szefa Szkolenia Wojsk Lądowych Niemiec w Czarnej Dywizji G
enerał Walter Spindler, który pełni obowiązki szef szkolenia Wojsk Lądowych Niemiec, wizytował jednostki 11. Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej. W pierwszym dniu wizyty, 27 lipca, generał Spindler, któremu towarzyszył generał brygady Andrzej Reudowicz, Szef Zarządu Wojsk Aeromobilnych i Zmotoryzowanych Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych, zapoznał się z bazą szkoleniową 17. Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej, która stacjonuje w dwóch garnizonach: Międzyrzecz oraz Wędrzyn. Podczas wizyty przybyły gość miał okazję obejrzeć obiekty szkoleniowe znajdujące się na terenie obydwóch garnizonów, jak również obserwował realne szkolenie pododdziałów brygady. W kolejnym dniu wizyty, tj. 28 lipca, generał Spindler odwiedził jednostki znajdujące się w Garnizonie Żagań-Świętoszów. W pierwszej kolejności przedstawiono możliwości szkoleniowe Ośrodka Szkolenia „Leopard”, znajdującego się w 10. Brygadzie Kawalerii Pancernej w Świętoszowie. Na terenie ośrodka przybyły gość miał okazję zapoznać się z szeroką gamą możliwości szkolenia specjalistów, jak i załóg czołgów Leopard 2A4 oraz 2A5 w oparciu o posiadaną bazę symulatorów, jak również z realnym szkoleniem na pobliskich pasach taktycznych. Sala Tradycji Czarnej Dywizji w Żaganiu była kolejnym punktem, gdzie generał Spindler miał okazję poznać bliżej historię i tradycje 11LDKPanc. Ostatnim punktem wizyty była 34. Brygada Kawalerii Pancernej w Żaganiu, która w zeszłym roku została wyposażona w nowo pozyskane czołgi Leopard 2A5. Pełniący obowiązki dowódcy brygady podpułkownik Zbigniew Śliżewski przedstawił infrastrukturę, bazę szkoleniową, jaką dysponuje jednostka oraz możliwości szkoleniowe, jakimi dysponuje brygada. n
Tekst: chor. Rafał Mniedło Zdjęcia: kpt. Patryk Pater; chor. Rafał Mniedło
14
www.armia24.pl
Ćwiczenie Moving Guard III w Czechach zakończone
P
luton żołnierzy z 22. batalionu piechoty górskiej z Kłodzka uczestniczył w Czechach w ćwiczeniu Moving Guard III. Żołnierze szkolili się tydzień na poligonie Libava i strzelnicy przy koszarach 72. batalionu zmechanizowanego w Praslavicach. Od 26 do 31 lipca 2015 roku żołnierze 3. plutonu z 1. kompani zmechanizowanej 22. karpackiego batalionu piechoty górskiej realizowali ćwiczenie wymienne pododdziałów 21. Brygady Strzelców Podhalańskich z pododdziałami 7. Brygady Zmechanizowanej Republiki Czeskiej. Ćwiczenie realizowane było na poligonie Libava w Republice Czeskiej. Stronę Czeską reprezentował pluton z 1. kompanii zmechanizowanej z 72. batalionu zmechanizowanego z Praslavic. Dowódcą ćwiczącego plutonu ze strony polskiej był ppor. Marek Lepka. Głównym celem ćwiczenia było nawiązanie współpracy ze stroną czeską, a także wymiana doświadczeń z realizacji szkolenia na szczeblu plutonu. Dodatkowym elementem była możliwość zapoznania z bazą poligonową użytkowaną przez pododdziały czeskie. W ramach pierwszych dwóch dni zrealizowano szkolenie ogniowe, w czasie którego instruktorzy strzelectwa z 72 bz zaprezentowali sposoby realizacji ćwiczeń z amunicją ostrą, a także system szkolenia z pracy na broni. Dodatkowo zrealizowano szkolenie medyczne, na którym doświadczeniami wymienili się sanitariusze obu pododdziałów. Przeprowadzono także zawody na najlepszego strzelca kbs, które wygrał kpr. Sylwester Sobolewski z 22 bpg. Był też czas na wspólne szkolenie wspinaczkowe. Zajęcia realizowane były na symulatorze Jakub i umożliwiły wymianę doświadczeń pomiędzy instruktorami obu państw. Stronę czeską zainteresowały szczególnie sposoby wykorzystywania elementów wspinaczkowych w działaniach taktycznych. Jako dodatkowy punkt zorganizowano pokaz sprzętu, jakim dysponuje 72 bz, czyli wozów BWP-2. W kolejnym dniu przeprowadzono zajęcia na taktycznym torze przeszkód Smilov. Szkolenie realizowane było przez trzy drużyny łączone, każda składająca się z siedmiu żołnierzy polskich oraz czterech żołnierzy czeskich. Każdą z drużyn dowodził polski dowódca drużyny. Na zakończenie zorganizowano zawody w pokonaniu toru na czas. Zwycięską okazała się drużyna dowodzona przez mł. chor. Sebastiana Proszaka. Kolejnym elementem zrealizowanym w tym dniu było szkolenie C-IED, prowadzone przez instruktorów funkcjonujących na szczeblu batalionu. Było ono szczególnie ciekawe w związku z faktem, że wszyscy instruktorzy, a także żołnierze uczestniczący w szkoleniu trzy miesiące wcześniej powrócili z misji w Afganistanie.
ARMIA • 7–8 (81) lipiec–sierpień 2015 15
Wojsko polskie Świeże procedury oraz taktyka przeciwnika były zasadniczym tematem tych zajęć. W ramach wszystkich zrealizowanych elementów podstawą była organizacja współdziałania pomiędzy żołnierzami obu państw oraz wymiana doświadczeń. Całe szkolenie przebiegło w miłej atmosferze bez niezdrowej rywalizacji.
W ostatnim dniu przeprowadzono omówienie ćwiczenia z całym stanem osobowym, w ramach którego wskazano i wyróżniono najlepszych żołnierzy w konkurencjach indywidualnych oraz najlepsze drużyny w konkurencjach zespołowych. n
Tekst i zdjęcia: kpt. Krzysztof Hanek
Czasem niewidoczni, zawsze obecni – przeciwlotnicy „Bursztynowej Dywizji” M
iesiąc sierpień oraz 1 września to dni szczególnie ważnie dla Wojsk Obrony Przeciwlotniczej. W tym właśnie okresie odżywa pamięć o historycznych dokonaniach i tradycji Wojsk OPL. Historię polskich Wojsk Obrony Przeciwlotniczej datuje się na rok 1918, kiedy to w 1. Korpusie Polskim gen Józefa Dowbora-Muśnickiego, wchodzącej w skład Błękitnej Armii gen Józefa Hallera, zostały utworzone pierwsze dwie baterie przeciwaeroplanowe. Zostały one użyte do obrony przeciwlotniczej twierdzy Bobrujsk. W dowód uznania i wdzięczności za trud, oddanie i zaangażowanie przeciwlotników w służbie dla Ojczyzny, Minister Obrony Narodowej zarządzeniem nr 52 z dnia 20 listopada 1995 r. ustanowił miesiąc sierpień Miesiącem Wojsk Obrony Przeciwlotniczej, a dzień 1 września Świętem Wojsk OPL. Przez 97 lat swojego istnienia, Wojska Obrony Przeciwlotniczej strzegły polskiego nieba. Dziś po wielu zmianach strukturalno-organizacyjnych oraz technicznych, spełniają wymagania stawiane na współczesnym polu walki, cechując się wysoką wartością bojową. Pododdziały przeciwlotnicze 16 PDZ są zawsze tam, gdzie szkolą się pododdziały bojowe. To one prowadzą osłonę najważniejszych elementów ugrupowania bojowego w pasie odpowiedzialności dywizji. Zapewniają osłanianym wojskom i obiektom warunki do wykonania zadań, poprzez aktywne niszczenie przeciwnika powietrznego oraz ostrzegają i alarmują o zagrożeniu z powietrza. Szacunek i uznanie przeciwlotnicy „Bursztynowej Dywizji” zdobyli zarówno w środowisku wojskowym, jak i cywilnym poprzez ciężką pracę, poświęcenie oraz wysokie kwalifikacje do wykonywanych zadań. n
Tekst: por. Sylwia Klimkiewicz Zdjęcia: Archiwum 16 PDZ
16
www.armia24.pl
thalesgroup.com/naval
Rozwiązania dla sektora morskiego Razem bezpieczniej
POSZUKIWANIE I RATOWNICTWO Zapewnienie bezpieczeństwa dzięki szybkiej reakcji morskich samolotów patrolowych z całkowicie zintegrowany systemem
MISJE HUMANITARNE Skoordynowana pomoc w sytuacji katastrof i klęsk żywiołowych, operacje ewakuacji oraz poszukiwanie i ratownictwo PROJEKCJA SIŁY Z MORZA Wsparcie operacji desantowych i specjalnych, obrona przeciwrakietowa i uderzenia na cele lądowe
KONTROLA MORZA Zapewnienie spójności terytorialnej oraz najwyższego poziomu świadomości sytuacyjnej na morzu
ZADANIA POLICYJNE Zwalczanie przemytu narkotyków, operacje antyterrorystyczne, nielegalna imigracja, zanieczyszczenie środowiska
Każdego dnia podejmowane są miliony decyzji w obszarze morskiego bezpieczeństwa. Thales znajduje się w ich centrum. Naszym radarom, sonarom, systemom kontroli ognia, rozwiązaniom C4ISR oraz rozwiązaniom w zakresie integracji systemów i programów modernizacji okrętów wojennych zaufało ponad 50 marynarek wojennych świata, gdyż każde z nich zawiera przodujące w świecie inteligentne technologie. Zapewniamy osobom podejmującym kluczowe decyzje niezbędne informacje i narzędzia kontroli w celu bardziej efektywnego reagowania w środowiskach o znaczeniu krytycznym. Wszędzie, wspólnie z naszymi klientami zmieniamy świat na lepsze.
WYDARZENIA
Sierpień Miesiącem Wojsk OPL
Jenot-15 – przeciwlotniczy poligon 4. pułku przeciwlotniczego
Paweł Kierach
M
eldunek ppłk. Wiesława Kaweckiego złożony płk Markowi Śmietanie rozpoczął oficjalnie zgrupowanie poligonowe, na którym ponad 400 przeciwlotników z 4. zielonogórskiego pułku przeciwlotniczego rozpoczęło szkolenie na Centralnym Poligonie Sił Powietrznych w Ustce. Razem z przeciwlotnikami ćwiczyli żołnierze z 17. Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej z Międzyrzecza, 2. Warszawskiej Brygady Pancernej oraz specjali-
18
25 czerwca 2015 roku na płycie lotniska w Wicku Morskim rozpoczęło się dla przeciwlotników z Leszna i Czerwieńska szkolenie poligonowe. ści z 100. batalionu z Wałcza i 11. batalionu dowodzenia z Żagania. Bardzo serdecznie witam żołnierzy stojących w szyku. Cieszy mnie widok tak wielkiej liczby ludzi w mundurach, którzy przyjechali z Jednostek Wojskowych z całej Polski, aby doskonalić tutaj swoje umiejętności i podnosić poziom wyszkolenia wojskowego. Życzę
Wam wszystkim samych bardzo dobrych ocen – powiedział dowódca zgrupowania poligonowego płk Marek Śmietana. Głównym celem szkolenia przeciwlotników było zgrywanie wybranych dywizjonów w wykonywaniu zadań taktyczno-ogniowych oraz kierowanie ogniem w warunkach realnie działającego lotnictwa. Pododdziały
www.armia24.pl
2. i 3. dplot wzięły udział w ćwiczeniach taktycznych z wojskami pk. Baltops 2015, Ramstein Guard-15, Eagle Talon-15 oraz Jenot-15. Zwieńczeniem szkolenia były rakietowe strzelania bojowe pod koniec czerwca z zestawów PRWB Osa, Newa oraz ZUR-23-2. W dalszej części osoby funkcyjne Komendy Poligonu przedstawiły warunki bezpieczeństwa funkcjonowania i ćwiczeń na poligonie w Ustce. Całość zakończyła uroczysta defilada i złożenie kwiatów przy obelisku upamiętniającym żołnierzy przeciwlotników, którzy w 1988 r. zginęli
w katastrofie kolejowej w Pile. Kwiaty i znicze złożyło dowództwo zgrupowania poligonowego oraz przedstawiciele 4. pułku przeciwlotniczego. Rankiem 19 maja 1988 roku ze stacji PKP w Pile wyruszył po niespełna dwugodzinnym postoju 40-wagonowy skład wojskowy, wiozący żołnierzy przeciwlotników z JW 1259 w Bolesławcu na poligon w Wicku Morskim koło Ustki. Do tragedii doszło kilkaset metrów dalej – dziewiętnasty wagon ze środka składu wyskoczył z szyn, najechał kołami na iglicę sąsiedniego rozjazdu i przestawił kierunek jazdy reszty wagonów
ARMIA • 7–8 (81) lipiec–sierpień 2015 19
WYDARZENIA
na inny tor. Od tej chwili lokomotywa ciągnęła osiemnaście wagonów po torze 109, a pozostałe – cięższe, towarowe, m.in. z żołnierzami – po torze nr 110. Wykolejony wagon dziewiętnasty toczył się po podkładach szyn, uderzył w latarnię, zniszczył semafor, rozwalił koziołki przy rozjeździe. W tym samym czasie na torze 110 stał zestaw wagonów z cegłą i betonowymi kręgami. Wagon dziewiętnasty uderzył w niego prawym bokiem i wzniósł się niemal pionowo w górę. Na niego najechały następne. W katastrofie zginęli: st. chor. Walery Grygorowicz (rocznik 1956), chor. Krzysztof Siuda (rocznik 1963), st. sierż. Andrzej Maniak (rocznik 1955), st. szer. Mirosław Brodzikowski (rocznik 1966), st. szer. Andrzej Jordan (rocznik 1968), st. szer. Marek Pacek (rocz-
20
www.armia24.pl
Paweł Kierach Jenot-15 – przeciwlotniczy poligon 4. pułku przeciwlotniczego nik 1966), szer. Tadeusz Jakobczyk (rocznik 1966), szer. Jerzy Rosik (rocznik 1967), szer. Robert Skrzypczak (rocznik 1967), szer. Artur Szyszka (rocznik 1964). Ćwiczenie taktyczno-specjalne Jenot-15 miało na celu praktyczne sprawdzenie wyszkolenia dowódców, sztabów i żołnierzy 2. i 3. dywizjonu przeciwlotniczego 4. pułku przeciwlotniczego, w ramach którego ćwiczące pododdziały wykonywały zadania bojowe, na tle umownej sytuacji taktycznej. Dywizjony realizowały treningi kierowania ogniem w dzień i w nocy z realnie działającym lotnictwem i imitatorami celu powietrznego, atakującymi z różnych kierunków na różnym pułapie wysokości. Pododdziały 2. i 3. dplot w ostatnich dniach wzięły udział w ćwiczeniach taktycznych z wojskami pk. Baltops 2015, Ramstein Guard-15 i Eagle Talon-15. Uwieńczeniem szkolenia w salach wykładowych, przykoszarowych placach ćwiczeń i wielotygodniowych zgrupowań poligonowych w Żaganiu, Nadarzycach, Świdwinie i Ustce były rakietowe strzelania bojowe z Przeciwlotniczego Rakietowego Wozu Bojowego PRWB Osa i artyleryjskiego zestawu rakietowego ZUR 23-2 wykonywane 23 i 24 czerwca. Czas szkolenia na poligonie w Ustce był doskonałą okazją do zaprezentowania sprzętu bojowego i wyszkolenia żołnierzy podchorążym z Wojskowej Akademii Technicznej z Warszawy, którzy może w przyszłości zasilą szeregi 4. pułku. 2. dywizjon przeciwlotniczy pod dowództwem ppłk Pawła Pankania i 3. dywizjon przeciwlotniczy ppłk Czesława Iskry wykonały rakietowe strzelania bojowe w dzień i w nocy do imitatorów celu powietrznego typu Szogun atakujących z różnych kierunków na różnym pułapie wysokości. Dzięki takim strzelaniom obsługi PRWB mogły sprawdzić swoje zgranie i nabyte umiejętności w zakresie wykrywania, rozpoznawania i zwalczania celów powietrznych we wszystkich warunkach w czasie pokoju. n Tekst: kpt. Paweł Kierach Zdjęcia: Michał Wajnchold
ARMIA • 7–8 (81) lipiec–sierpień 2015 21
WYDARZENIA
Targi Kielce – centrum świata zbrojeń
XXIII edycja MSPO już we wrześniu
Międzynarodowy Salon Przemysłu Obronnego, który odbędzie się od 1 do 4 września w Targach Kielce, to największa i najważniejsza impreza tego sektora w centralnej części Europy. Jak co roku w MSPO udział wezmą największe koncerny zbrojeniowe z całego świata. Podczas ostatniej edycji wystawy swą ofertę zaprezentowało ponad 500 wystawców z 27 krajów. MSPO 2014 odwiedziło ponad 15 000 zwiedzających. Uznany prestiż
Na zdobycie pozycji najważniejszego wydarzenia w branży zbrojeniowej w Europie i trzeciego co do wielkości po Paryżu i Londynie na Starym Kontynencie Międzynarodowy Salon Przemysłu Obronnego pracował przez ponad 20 lat. Wystawie o tak istotnym znaczeniu każdego roku przyglądają
22
się przedstawiciele najwyższych władz państwowych oraz wojskowych z całego świata. MSPO to jedyna impreza tego sektora w Polsce, która co roku przyciąga do Kielc kilkanaście tysięcy gości, wśród których znajdują się głowy państw, oficjalne delegacje parlamentarne i rządowe, przedstawiciele ambasad, ministerstw obrony, wyż-
szych sztabów armii oraz resortów obrony zarówno z Polski, jak i zagranicy. Wśród dotychczasowych gości, oprócz przedstawicieli wszystkich państw Europy, znaleźli się reprezentanci m.in. Brunei, Arabii Saudyjskiej czy Meksyku. Kieleckie targi obronne to wydarzenie o wyjątkowym znaczeniu dla firm polskiego www.armia24.pl
sektora zbrojeniowego. Udział w nich biorą najważniejsi producenci i dystrybutorzy sprzętu z kraju i zagranicy. Od lat Targów Kielce nie omijają największe i najpopularniejsze na rynku zbrojeniowym firmy jak: BAE Systems, Boeing, MBDA, Raytheon, Thales czy Saab. Tegoroczna wystawa po raz kolejny objęta jest Honorowym Patronatem Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej.
Wszystko, co najlepsze
Zgodnie z tradycją podczas tegorocznego MSPO prezentowane będą sprzęt i wyposażenie obejmujące wszystkie segmenty produkcji wojskowej. Na stoiskach pokazywany będzie zarówno sprzęt lotniczy, w tym m.in. śmigłowce i bezpilotowce, jak i sprzęt wojsk pancernych, zmechanizowanych, wojsk inżynieryjnych, systemy artyleryjskie, rakietowe, przeciwlotnicze oraz najnowocześniejszy sprzęt rozpoznawczy oraz logistyczny. W czasie nadchodzącej wystawy będzie można zobaczyć również najnowocześniejsze środki łączności, systemy IT czy sprzęt ratownictwa medycznego.
Wystawa Narodowa Norwegów
Od dziewięciu już lat MSPO towarzyszą wystawy narodowe przemysłu obronnego poszczególnych krajów. Ich firmy zbrojeniowe prezentują wszystko, co mają najlepsze w swoim arsenale. Przed rokiem wystawę narodową mieli Francuzi. Wcześniej swój potencjał obronny oraz wyposażenie prezentowały Włochy, Turcja, Niemcy, Izrael, USA, Szwecja, Państwa Grupy V4 oraz Wielka Brytania. MSPO 2015 towarzy-
szyć będzie Wystawa Narodowa przemysłu obronnego Norwegii. Polska jest największym dla Norwegii partnerem gospodarczym w Europie Środkowo-Wschodniej. Do tej pory możliwości zwiększenia handlu, kooperacji gospodarczej, a także współpracy naukowo-technicznej czy wojskowej pozostawały niewykorzystane. Podczas MSPO 2015 Norwegowie zaprezentują m.in. pomysły i rozwiązania dotyczące współpracy z polskimi firmami tego sektora.
Rozmowy o sprawach ważnych
Targi MSPO to, oprócz biznesowych rozmów i kontraktacji, forum wymiany poglądów, a także czas wielu spotkań merytorycznych. W programie ubiegłorocznej edycji wydarzenia znalazło się blisko 40 seminariów, kongresów i konferencji bę-
dących doskonałą okazją do wymiany doświadczeń oraz pogłębienia wiedzy na temat najnowocześniejszych rozwiązań z dziedziny techniki wojskowej. W czasie tegorocznego wydarzenia, wśród wielu merytorycznych spotkań zaplanowano między innymi spotkanie Sekretarzy Stanu Ministerstwa Obrony Narodowej, Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Ministerstwa Gospodarki, Ministerstwa Skarbu Państwa, Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz dyrektora Narodowego Centrum Badań i Rozwoju z przedstawicielami przemysłu obronnego. Tradycją MSPO są również nagrody. W czasie nadchodzącej wystawy wręczone zostaną m.in. nagrody prezydenta RP oraz Defendery przyznawane najlepszym firmom i produktom prezentowanym na targach. n
ARMIA • 7–8 (81) lipiec–sierpień 2015 23
analizy
odstraszenie rakietowe
Pociski manewrujące na lądzie – szansa dla Polski? Szeroko omawiany w mediach oraz budzący okazjonalnie spore emocje program Polskich Kłów wart jest nieco szerszego omówienia, tym bardziej, że istnieje nieeksploatowane dotychczas przez decydentów pole do popisu. Są nim pociski samosterujące bazowania lądowego. Bartłomiej Kucharski Polskie Kły
O samych pociskach i wyrzutniach jednak potem. Najpierw wypada pokrótce omówić samą koncepcję Polskich Kłów, jej elementy i znaczenie. Sama nazwa pojawiła się w mediach po wystąpieniu ówczesnego premiera Donalda Tuska w 32. Bazie Lotnictwa Taktycznego, które miało miejsce w czerwcu 2013 roku. Było to jednak określenie późniejsze od rozpoczęcia budowy systemu mającego na celu odstraszyć potencjalnego nieprzyjaciela (czyli przede wszystkim Rosję) od ataku na Polskę, poprzez oddziaływanie naszych SZ na jego zaplecze. Z kolei w przyjętym do realizacji w 2012 roku Planie Modernizacji Technicznej Sił Zbrojnych 2013–2022 skonkretyzowano założenia, w myśl których narodowy system odstraszania miałby składać się z pocisków manewrujących przenoszonych przez samoloty wielozadaniowe, pocisków balistycznych odpalanych z wyrzutni naziemnych oraz okrętów podwodnych uzbrojonych w pociski manewrujące. Sam system (a właściwie „system autonomicznych systemów”) powstaje jako odpowiedź na dysproporcję potencjałów militarnych Polski oraz Federacji Rosyjskiej. Z pewnością będzie w stanie w jakiś sposób wpływać na rosyjskie planowanie militarne, ale czy w wystarczający? Obyśmy nie musieli się przekonywać. Faktem jest, że jeden z systemów – o czym dalej – miał już swój udział w zwiększaniu bezpieczeństwa Polski i Polaków. Nie tylko zresztą obrona naszego terytorium może być domeną Kłów, mogą także odegrać pewną rolę na misjach zagranicznych, np. przeciwko tzw. Państwu Islamskiemu. Niezmiernie trudną sprawą jest wskazywanie celów. Te znajdować się będą w bardzo dużej odległości od polskich granic, czasem liczonej w tysiącach kilometrów (co
24
Pocisk Lora izraelskiej firmy IAI, jeden z kandydatów na „długie ramię” Homara [Fot. autor]
teoretycznie możliwe jest np. dla okrętów kupowanych w ramach programu Orka), z czego niektóre będą celami ruchomymi. O ile na misjach zagranicznych można liczyć na wsparcie sojuszników o większych możliwościach (przede wszystkim USA), o tyle w obronie Rzeczypospolitej powinniśmy posiadać możliwie dużą samodzielność w doborze i wskazywaniu celów. Niebagatelną rolę odegrać musi rozpoznanie Polskich Kłów, na które składać się będą (zgodnie z zapowiedziami) bezzałogowce klasy MALE, Wojska Specjalne, zapewne też wywiad, hakerzy, wreszcie pomocne okazać się mogą informacje pozyskane od sojuszników oraz z własnych, na razie planowanych, satelitów rozpoznawczych. Spięciem wszystkiego zajmować się będzie Wydział Planowania, podlegający Zarządowi Planowania J-5 Pionu Planowania Dowództwa Operacyjnego SZ.
Pierwszym elementem był Nadbrzeżny Dywizjon Rakietowy (aktualnie wchodzący w skład mającej docelowo łączyć dwa takie oddziały Morskiej Jednostki Rakietowej). Jednostka posiada wybrane w 2008 roku pociski NSM, mające zasięg „ponad 200 kilometrów” i posiadające głowice o masie około 120 kilogramów. Nowoczesne pociski Kongsberga są bronią klasy „odpal i zapomnij”, zdolną do lotu zarówno na dużym, jak i bardzo małym pułapie. Wykrycie (a tym samym przechwycenie i porażenie) pocisku utrudniają zastosowane techniki stealth. Dzięki temu, że rakiety NSM są zdolne do rażenia celów lądowych, ich potencjał odstraszania sprowadza się nie tylko do odsunięcia od polskiego wybrzeża floty nieprzyjaciela (a przynajmniej jego okrętów nawodnych), co w oczywisty sposób ograniczy jej swobodę działania, lecz także są zdolne uderzyć na cele w Obwodzie www.armia24.pl
Kaliningradzkim. Czyni to z nich potencjalnego przeciwnika bardzo medialnych Iskanderów oraz system zdolny „wykonać wyrok” na rosyjskiej infrastrukturze militarnej, rozmieszczonej na terenie obwodu. Kolejnym orężem mają być zestawy rakietowe WR-300 Homar. Mają one być wkładem Wojsk Lądowych w narodową strategię odstraszania dzięki temu, że głównym „argumentem” dywizjonowych modułów ogniowych (DMO) mają być pociski balistyczne o zasięgu około 300 kilometrów. Głównymi konkurentami do wypełnienia etatów sprzętowych w DMO są amerykański system HIMARS, oparty o system MLRS (a więc pociski manewrujące z rodziny ATACMS) oraz izraelski pocisk balistyczny LORA, być może spięty z systemem Lynx. Docelowo WL mają posiadać 3 DMO o niejasnej jeszcze organizacji. Z dostępnych informacji wyłania się pewien chaos, bowiem pierwotnie była mowa o nawet 60 wyrzutniach, później zaledwie 20, a ostat- Wyrzutnia systemu HIMARS, amerykańska propozycja bazy dla WR-300 Homar [Fot. autor] nio o 56. Liczby pierwsza i ostatnia dotyczą dywizjonów posiadających trzy baterie po wersji ER (AGM-158B) o zasięgu 930÷1000 i zalety, łączy je jednak jedno – obligatoryjsześć wyrzutni (oraz baterię szkolną z 6 lub kilometrów (zależnie od źródeł). ny wymóg wyposażenia jednostek w pociski 2 wyrzutniami łącznie), druga trzech maOstatnim planowanym bojowym elemen- manewrujące o zasięgu co najmniej 1000 łych dywizjonów zorganizowanych na wzór tem Kłów są pozyskiwane w ramach pro- kilometrów. Posiadanie tak wyposażonych NDR oraz z baterią szkolną z 2 pojazdami. gramu Orka trzy okręty podwodne. W grę Orek otwierałoby przed MW RP zupełnie Czas (i polityka oraz budżet...) pokażą, które wchodzi kilka typów okrętów, w tym hisz- nowe możliwości, jak chociażby potencjalny rozwiązanie wyjdzie zwycięsko z postępo- pański S-80 (Navantia), francuski Scorpène bojowy udział w misjach zagranicznych, czy wania oraz ile wyrzutni uda się zakupić. (DCNS), szwedzki A26 (SAAB Kockums skryte przejście na Ocean Arktyczny w celu Same charakterystyki dostępnych pocisków AB) i niemiecki Typ 214 (TKMS; być porażenia baz wrogich nuklearnych okrębalistycznych wskazują raczej na użycie ich może pojawią się też licencyjni producenci tów podwodnych przenoszących w pociski przeciwko OPL średniego i dalekiego za- z Turcji i Korei Południowej, choć to mało balistyczne, nie mówiąc o znacznie prostsięgu oraz zgrupowaniom wojsk, sztabom prawdopodobne). Najbardziej prawdopo- szym działaniu na Bałtyku przeciwko celom itp., aniżeli przeciwko infrastrukturze i głę- dobne są jednak opcje szwedzka, francuska położonym na Północy Rosji. Wspomnieć i niemiecka. Wszystkie one mają swoje wady wypada, że ostateczna decyzja odnośnie bokim tyłom. Powietrznym aspektem odstraszania zajmą się polskie F-16, uzbrojone w pozyskiwane (umowa podpisana 11 grudnia 2014 roku) za około 250 milionów dolarów (w ramach FMS) pociski manewrujące AGM158A JASSM. Zakup obejmuje nie tylko 40 pocisków manewrujących (plus 6 do różnych testów) o zasięgu „około 370 km” i uzbrojonych w tysiącfuntową (około 454 kilogramy) głowicę, lecz także modyfikację naszych samolotów. W jej zakresie będzie nie tylko dostosowanie naszych Jastrzębi do JASSM, ale też innych systemów uzbrojenia, oraz aktualizacja oprogramowania z wersji 4.3 do 6.5, zmiany w systemie WRE, wprowadzenie nowych trybów pracy łącza Link 16 itp. To właśnie ta umowa jako pierwsza wydała owoce – według rosyjskiej prasy, zakup JASSM był jednym z najistotniejszych powodów zmiany lokalizacji białoruskiej bazy rosyjskich sił powietrznych (WWS) z Baranowicz na Bobrujsk, około 200 kilometrów dalej. Nieoficjalnie mówi się aż Rodzina systemu MLRS, z prawej HIMARS, kandydat Lockheed Martin w postępowaniu dotyczącym WR-300 Homar o 238 rakietach, w tym także w rozwijanej [Fot. autor] ARMIA • 7–8 (81) lipiec–sierpień 2015 25
analizy
Wyrzutnia pocisków NSM posadowiona na podwoziu Jelcza, stosowana w Nadbrzeżnym Dywizjonie Rakietowym [Fot. autor]
pełnego wykorzystania tego, co oferują Tomahawki, rozbudowa infrastruktury Wydziału Targetingu oraz tworzenie możliwości rozpoznania strategicznego są wręcz niezbędne, nie tylko ze względu na uzyskanie pełnej autonomii w zakresie decydowania o przeznaczeniu naszych rakiet, ale też ze względu na inne systemy wchodzące w skład Polskich Kłów (zwłaszcza JASSM ER, o ile zostaną kupione). Wracając, można się spodziewać, że tak skromna na pierwszy rzut oka liczba może okazać się smutnymi realiami polskich podwodniaków. Poza Szwedami, pozostali liczący się konkurenci oferują pociski odpalane z wyrzutni torpedowych, co sprowadzi zapas rakiet na okręcie do 6–8 sztuk, a więc 18–24 ogółem. Brzmi to dość komicznie (tragikomicznie?) w odniesieniu do potencjału kraju, którego pociski mają odstraszyć przed zaatakowaniem jego terytoriu. Bez głowic jądrowych i bez zgody na uderzenie w infrastrukturę naftową czy elektrownie jądrowe (co musiałoby się spotkać z raczej nuklearnym odwetem...) nie ma mowy o odstraszaniu za pomocą tak nikłej liczby rakiet. Czy istnieje realna alternatywa? Okazuje się, że tak.
Pociski manewrujące bazowania lądowego
Bodaj najciekawszą propozycję dotyczącą uzbrojenia przyszłych okrętów podwodnych Polskiej Marynarki Wojennej przedstawił szwedzki SAAB Kockums. 4 do 8 komórek pionowego startu ma się mieścić w specjalnie dodanym segmencie kadłuba. Na grafice jedna z wizualizacji A26 [Fot. SAAB Kockums AB]
wyposażenia okrętów podwodnych w coś więcej niż torpedy czy miny spowodowała kolejne opóźnienia programu. Tymczasem eksnorweskie Kobbeny są zdecydowanie starsze niż większość polskich marynarzy, a ORP „Orzeł”, wskutek braku poważnej modernizacji, również mocno „trąci myszką”, nie jest również okrętem nowym. Wracając zaś do samych pocisków manewrujących, wydaje się, że w grę wchodzą francuskie MdCN (o zasięgu około 1000 kilometrów) oraz amerykańskie Tomahawk Block IV, zwane też Tactical Tomahawk, inaczej TomTac o zasięgu około 1700 kilometrów. Odnośnie tych ostatnich złożono nawet zapytanie dotyczące 24 rakiet, rozpoczynające standardowo proces pozyskiwania uzbrojenia w Stanach Zjednoczonych. Warto pokusić się tu o drobną dygresję. Otóż często spotykany w mediach mit odnośnie konieczności uzyskiwania zgody USA na odpalenie każdego Tomahawka jest tylko mitem. Na okrętach uzbrojonych w Tomahawki można wprowadzać stosowne koordynaty, choć wówczas naprowadzanie
26
rakiety ograniczone jest do systemu GPS i nawigacji bezwładnościowej. W wypadku chęci korzystania z większych możliwości, tj. także z INS, DSMAC i TERCOM, dane muszą podlegać obróbce w USA, w Theater Mission Panning Center. Brytyjczycy, z racji użytkowania dużej liczby Tomahawków, mają własne centrum w Northwood. Dla
Bardzo interesującym rozwiązaniem są systemy rakietowe umieszczone na nośnikach lądowych, kołowych lub gąsienicowych. Posiadają one szereg bardzo istotnych z polskiego punktu widzenia zalet. Wśród nich pierwszą jest wysoka mobilność. Umieszczenie kontenerów startowo-załadowczych na samochodzie ciężarowym (lub przyczepie/naczepie) powoduje, że w stosunkowo krótkim czasie można przerzucać moduł ogniowy na znaczne odległości. Nie jest to oczywiście tak wygodne, jak w przypadku morskich kompleksów rakietowych, ale powinno być absolutnie wystarczające do realizacji zadań priorytetowych dla Wojska
Pocisk AGM-158A JASSM. Niebawem 40 takich wejdzie w skład możliwych podwieszeń dla polskich Jastrzębi. Tu prezentowany pod skrzydłem F-35 [Fot. Internet] www.armia24.pl
m 00
3000 m
55
SPZR POPRAD POPRAD jest przeznaczony do niszczenia celów powietrznych na małych i średnich wysokościach przy użyciu samonaprowadzających się pocisków rakietowych. Zestaw jest przystosowany do współpracy w systemie zautomatyzowanego kierowania obroną przeciwlotniczą, skąd otrzymuje łączami cyfrowymi wskazanie celów do zniszczenia.
PIT-RADWAR Spółka Akcyjna
tel. centrala 22 540 22 00
ul. Poligonowa 30, 04-051 Warszawa
[email protected], www.pitradwar.com
analizy
Czteropojemnikowa wyrzutnia GLCM. Zwraca uwagę opływowa obudowa wyrzutni ułatwiająca przetrwanie odległej eksplozji nuklearnej [Fot. USAF]
Polskiego, a więc dla obrony granic RP. Istotna jest również stosunkowa skrytość działania, niełatwo bowiem wytropić kilkanaście ciężarówek w stosunku do fregaty (której mieć może nigdy nie będziemy poza antycznym typem OHP; z okrętami podwodnymi sytuacja jest bardziej korzystna, ale z drugiej strony ich możliwości dostępne dla nas są ograniczone). Wreszcie koszt nośnika jest niewielki. Okręt podwodny to wydatek rzędu minimum 500 milionów dolarów (może niewiele mniej w przypadku A26), a do tego dochodzi przecież koszt szkolenia, pakietu logistycznego, eksploatacji, uzbrojenia typowo morskiego itd. Oczywiście same okręty podwodne są dla marynarki niezbędne (choćby ze względu na dużą przeżywalność, a tym samym możliwość prowadzenia działań na morzu przez dłuższy czas), niemniej wydają się być gorszym nośnikiem broni o znaczeniu strategicznym, jeśli chodzi o nasze narodowe potrzeby. Pewne wzorce już istnieją – MJR jest przecież uzbrojona w nic innego, jak w pociski manewrujące, tyle że krótkiego zasięgu. Tak de facto charakterystyka lotu każe klasyfikować pociski przeciwokrętowe NSM. Wskazują też częściowo, ile taki DMO (przy założeniu identycznej organizacji, to znaczy z 6 wyrzutniami po 4 kontenery) mógłby kosztować. Pojedynczy NDR to wydatek
28
rzędu około 800 milionów złotych wraz z dwiema jednostkami ogniowymi. Z racji większych możliwości oraz wyższych kosztów (np. droższe pociski), cena pojedynczego DMO z uzbrojeniem o roboczej nazwie „WR-1000+ Kraken” powinna zamknąć się w 1÷1,2 mld zł (w tym 48 pocisków rakietowych). Już pojedynczy DMO byłby w stanie wysłać w kierunku nieprzyjaciela w salwie tyle pocisków manewrujących, co wszystkie trzy nasze okręty podwodne (lub nawet nieco więcej w wypadku wyboru Scorpène z 6 wyrzutniami torped), kosztując jednocześnie mniej niż jedna Orka. Przy odpowiednio dużej skali zamówienia (3 DMO z 2–3 JO) możliwa byłaby zapewne dość daleko idąca polonizacja, obejmująca już nie tylko nośniki, ale też montaż wyrzutni czy nawet pocisków. Tych ostatnich byłoby potrzeba 144–216 (bądź nawet więcej, zależnie od organizacji pojedynczego DMO i ich ilości). Przy tak znacznym zapotrzebowaniu być może do uzyskania byłby nie tylko montaż, ale też pewne prace przy produkcji, czy nawet powstanie „narodowej” odmiany z nową głowicą. Byłaby ona o tyle istotna, że czy to dla odstraszenia, czy to w starciu z mocarstwem atomowym, nawet kilkaset pocisków z klasycznymi ładunkami nie gwarantuje odpowiedniego efektu. Stąd też warto zaintere-
sować się głowicami niekonwencjonalnymi, jak termobaryczne czy elektromagnetyczne. Te pierwsze nieco na wyrost są nazywane miniaturowymi bombami atomowymi, z racji stosunkowo dużej mocy rażenia. Drugie z kolei mogłyby oddać nieocenione zasługi przy rażeniu dowództw czy instalacji radarowych npl-a, bowiem przy odpowiednio silnym ładunku zabezpieczenie infrastruktury polowej przed impulsem elektromagnetycznym byłoby raczej niewystarczające. Przy tak mikrym zamówieniu jak dla okrętów podwodnych, szans na większy pożytek dla polskiego przemysłu (Mesko, Jelcz itp.) niestety nie ma. Tymczasem odpowiednie skonstruowanie umowy na hipotetyczny „WR-1000+ Kraken” byłoby pierwszym krokiem do opracowania polskich pocisków manewrujących w przyszłości. Wówczas polska zbrojeniówka weszłaby do rzeczywistej pierwszej ligi, dysponując tak zaawansowanym produktem. Nie powinien on być poza naszym zasięgiem tym bardziej, jeżeli użyto by podzespołów licencyjnych (jak w tureckim SOM). Pierwsze jednak byłyby rakiety pozyskiwane za granicą na mocy licencji i z czasem polonizowane. Ich wybór byłby z pewnością bardzo mocno związany z bieżącą sytuacją polityczną, co wydaje się faworyzować systemy amerykańskie (posiadający już niegdyś odmianę www.armia24.pl
Bartłomiej Kucharski Pociski manewrujące na lądzie – szansa dla Polski? Kontenery systemu Club-K w obu wersjach. Z prawej wersja startu „poziomego”, z lewej „pionowego” [Fot. YouTube]
lądową Tomahawk czy w przyszłości rozwijany dopiero LRASM), ale nie są one jedynymi. Istnieje też francuski MdCN (do którego wszakże trzeba by opracować całą wyrzutnię zupełnie od nowa; ma też znacznie mniejszy od TomTaca zasięg, rzędu 1000 lub 1400 kilometrów) czy południowokoreański Hyunmoo-3 (odpalany w wersji lądowej z dwuprowadnicowej wyrzutni). Samo istnienie opcji amerykańskiej i francuskiej automatycznie każe wskazać połączenie pozyskania technologii rakietowych z offsetem na następcę Su-22 i MiG-29. Luźne założenia decydentów mówią o nawet 64 samolotach wielozadaniowych, a więc łączny koszt wymiany maszyn produkcji radzieckiej wyniósłby około 10 miliardów dolarów w ciągu kilkunastu lat. Taka kwota kontraktu powinna pozwolić na uzyskanie odpowiedniej pozycji negocjacyjnej. Warto dodać, że takie systemy już na świecie istniały i istnieją nadal, wchodząc w skład wielu arsenałów. Jest więc skąd czerpać wzorce, a nawet rodzime doświadczenia z NSM, stanowiącymi uzbrojenie MJR, będą nie bez znaczenia. Jak zatem to robią inni?
Rozwiązanie klasyczne – GLCM
Najbardziej klasycznym rozwiązaniem są wyrzutnie na pierwszy rzut oka możliwe do rozpoznania. Ich mniejszymi kuzynami są nasze Jelcze z NSM. Najbardziej znanym przedstawicielem „dorosłych” systemów był wprowadzony do służby w 1983 roku amerykański GLCM, oparty o rakietę BGM-109G Gryphon z rodziny Tomahawk. Od pozostałych różnił się tym, że jako jedyny wyposażany był tylko w głowicę termojądrową W84 o zmiennej mocy (zakres 0,2÷150 kiloton). Rakieta pozwalała razić cele odległe nawet o 2500 kilometrów, sam przelot zaś odbywał się z prędkością blisko 900 km/h (550 mil/h). Była to zdecydowanie niższa prędkość niż rozwijana przez rakiety balistyczne, zaletą jednakże miałby być niski pułap. Celność, tzw. CEP (promień okręgu, w którym zmieści się 50% trafień), była rzędu 80 metrów, co w wypadku broni nuklearnej. było wartością wystarczają-
cą. Bezwładnościowy system naprowadzania wspierany był przez TERCOM, system odpowiedzialny za prowadzenie pocisku na małej wysokości na podstawie rzeźby terenu po zadanym torze. Kierowanie pociskami odbywało się ze schronu w ramach skrzydła, któremu podlegał TMS (Taktyczny Szwadron/Eskadra rakietowa) odpowiedzialny za rozmieszczenie rakiet, oraz TMMS (Eskadra/Szwadron Obsługi Rakiet taktycznych), odpowiedzialnych za zabezpieczenie działań. Podstawowa jednostka ogniowa, tj. TMS, składał się z 4 umieszczonych na naczepach wyrzutni TEL, każda z czterema prowadnicami. Poza nimi były też dwa mobilne centra kontroli ognia LCC oraz 16 pojazdów wsparcia. Warto przy tym zwrócić uwagę na samą konstrukcję wyrzutni, zoptymalizowaną do wytrzymania niezbyt odległego wybuchu jądrowego. Obłe, aerodynamiczne kształty zwiększały znacznie szanse na przetrwanie konfrontacji z powstałą falą uderzeniową. Również znaczna masa zestawu (naczepa i ciągnik ważyły 33 tony, osobno były aeromobilne) wpływały pozytywnie na jego stateczność. Jednostka liczyła 69 żołnierzy. System, jako jeden z wielu, padł ofiarą traktatu INF (Treaty of Intermediate-range Nuclear Forces) z 8 grudnia 1987 roku. Ratyfikowany niewiele później, mówił o całkowitej likwidacji broni rakietowej pośredniego i średniego zasięgu. Obejmował arsenały dwóch supermocarstw, to znaczy USA i ZSRR. Wzajemne kontrole pozwoliły na likwidację przeszło 2500 sztuk broni. Obecnie oczywiście Gryphon jest już tylko ciekawostką historyczną, ale zachowana dokumentacja w połączeniu z najnowszymi wersjami Tomahawka (których los wszelako nie jest do końca jasny) i reszty systemu powinny pozwolić na stosunkowo szybką budowę analogicznego, choć znacznie nowocześniejszego, rozwiązania, jeżeli zaszłaby taka potrzeba. Problemem może być jednak wola polityczna Waszyngtonu. Innym przedstawicielem tej filozofii jest południowokoreański pocisk Hyunmoo-3, opracowywany od 2008 roku. Wbrew na-
zwie, nie jest rozwinięciem Hyunmoo-1 i 2, które były pociskami balistycznymi (niemającymi zresztą ze sobą nic wspólnego – można więc przyjąć, że nazwa Hyunmoo – od mitycznego Strażnika Niebios – znaczy tyle, co „broń rakietowa dalekiego zasięgu”), a zupełnie nowym opracowaniem, które w różnych wersjach znajduje się lub ma wejść na uzbrojenie różnych rodzajów wojsk Sił Zbrojnych Republiki Korei. Cała „rodzina” powstała jako przeciwwaga dla licznych, choć tragikomicznie przestarzałych sił rakietowych nieobliczalnego północnego sąsiada, rządzonego od lat przez komunistyczną dynastię Kimów. Znaczny udział przemysłu amerykańskiego (oraz podzespołów importowanych/licencyjnych) powoduje, że nie dziwi zewnętrzne podobieństwo pocisku do Tomahawka. Sam Hyunmoo-3 przeszedł ewolucję możliwego dystansu, dzielącego wyrzutnię i cel, od wersji A (500 km zasięgu) do C (1500 lub więcej km zasięgu), zaś prędkość ma być odrobinę wyższa niż prędkość dźwięku. Półtonowa głowica zawiera ładunek konwencjonalny. Same pociski mogą być odpalane z pionowych wyrzutni okrętowych VLS (np. niszczyciele typu Sedżong Wielki/Sejong the Great czy KDX-III), z wyrzutni torpedowych okrętów podwodnych (KSS-III) oraz z najistotniejszych dla niniejszych rozważań wyrzutni lądowych. Inaczej niż w wypadku GLCM, dwuprowadnicową wyrzutnię umieszczono na pace czteroosiowego samochodu ciężarowego, a nie na naczepie. Wspomniany już szeroki udział przemysłu amerykańskiego, wymagający zgody Waszyngtonu, zapewne nastręczałby znacznych trudności przy próbie pozyskania tego systemu.
Rewolucja w myśleniu o wyrzutniach – Club
Wyobraź sobie, Szanowny Czytelniku, że jadąc samochodem, zamiast ulubionej piosenki słyszysz w radiu, że jeden z sąsiadów napadł właśnie na Polskę. Zdziwienie, niepewność jutra i strach o los zarówno Ojczyzny, jak i własnej rodziny, wypełniają Twoje
ARMIA • 7–8 (81) lipiec–sierpień 2015 29
analizy zagrożenie dla Polski, jak też szansa. Szansa zresztą chyba niedostrzegana w MON, a szkoda, bowiem Kongsberg oferuje bardzo podobne rozwiązanie dla swoich NSM. Jedyną różnicą jest zastosowanie kontenera dwudziestostopowego, z racji mniejszych gabarytów rakiet. Można dziś jedynie żałować, że nikt najwyraźniej o nich nie pomyślał podczas dokonywania zakupu drugiego Nadbrzeżnego Dywizjonu Rakietowego.
Podsumowanie
Francuski pocisk MdCN, produkt koncernu MBDA [Fot. MBDA]
serce. Jednakże coś odrywa na chwilę Twe myśli od apokaliptycznych wizji... oto bowiem stojący na pobliskim parkingu, zupełnie niewinnie wyglądający tir, jakich w Polsce zarejestrowanych jest 3 miliony, otwiera dach kontenera. Po chwili przewożony na naczepie kontener wyrzuca z siebie bardzo szybko rozpędzający się, podłużny kształt. Po nim jeszcze jeden i kolejny, wreszcie czwarty. Błyskawicznie zamyka dach kontenera i znów dla postronnych staje się tylko jednym z tirów, jeżdżących pod znakiem „sklepu dla najuboższych”. Oto byłeś świadkiem odpalenia pocisków manewrujących, które 1000 czy więcej kilometrów dalej poważnie zaszkodzą temu, kto ośmielił się zagrozić Twojej Ojczyźnie. Niemożliwe? Śmieszne? Wcale nie! Według takiej logiki działa jedna z odsłon rosyjskiego kompleksu Club-K. Już od kilku lat koncern Agat promuje w świecie rozwiązanie, składające się z kompletnego kompleksu rakietowego, umieszczonego w standardowym, czterdziestostopowym kontenerze FEU. Świat zignorował wprawdzie debiut systemu na Euronaval 2012, ale aktualna sytuacja na Ukrainie wpłynęła na ocenę zagrożenia (zyskało ono nawet nazwę „Puszka Pandory”). Zgodnie z przyjętą filozofią, kontener ma być zupełnie samowystarczalny, to jest posiadać cztery pojemniki startowe z rakietami gotowymi do użycia, systemy kierowania, łączności, zasilania itd. Jedynie wskazywanie celu musi pochodzić z zewnątrz, co oznacza konieczność albo stworzenia drugiego typu kontenera, albo wpięcia kompleksu w szerszy system. W wypadku Club-K podstawą na razie są przeciwokrętowe pociski kierowane, więc można się spodziewać wykorzystania chociażby morskich samolotów rozpoznawczych oraz (wg producenta) wskazań z satelitów. W przyszłości kompleks korzystać ma z różnych typów rakiet o różnych charakterystykach startu. Wpływa to na kształt
30
pokazywanych wizualizacji, obrazujących wyrzutnie dostosowane zarówno do startu pionowego (np. 3M-54KE), jak i poziomego (właśc. skośnego, np. Ch-35UE). Ze wspomnianej już autonomiczności kontenerów wynika, że mogą trafić właściwie wszędzie: na lawety kolejowe, naczepy tirów, nawet cywilne kontenerowce. Trudne do przewidzenia skutki mogłoby mieć pojawienie się kilku takich kontenerów w pobliżu Kanału Panamskiego czy Sueskiego w czasie konfliktu Rosji („za pośrednictwem” Korei Północnej czy jakiegoś południowoamerykańskiego „reżimu”) z USA, nie mówiąc już o „przejęciu” (czyt. nielegalnym zakupie...) systemu przez organizacje terrorystyczne pokroju tzw. Państwa Islamskiego czy Hezbollahu. Jest to wizja przerażająca tym bardziej, że wg niektórych źródeł pociski Club są zdolne do przenoszenia nawet 200-kilotonowych głowic jądrowych... W tym kontekście należy wspomnieć, że przypuszczalnie system Iskander-K korzysta z rakiet opracowanych dla Club-K, a z powodu zasięgu ponad 500 km łamie wspomniany traktat INF. Zresztą już w 2008 roku Władimir Putin zapowiadał, że porozumienie jest sprzeczne z interesem narodowym Rosji i jako takie może zostać jednostronnie wypowiedziane. Niebezpieczeństwo związane z upowszechnieniem podobnych systemów jest niewyobrażalne. Ile kontenerów każdego dnia przemierza tylko polskie drogi? Ile europejskie czy światowe? Ile podróżuje koleją lub drogą morską, ile stoi pod gołym niebem? Znalezienie „tych właściwych”, zdolnych w każdej chwili wypuścić ze swoich trzewi śmiercionośne „cygara” będzie sprawą niezmiernie trudną, bo przecież każda „chłodnia z pomarańczami” może być groźna. Widać tu wyraźną przewagę koncepcji koncernu Agat nad klasycznymi systemami, jak dawny GLCM. W kontekście propozycji „WR-1000+Kalmar” jest to jednak na równi
Pozyskanie lądowych wyrzutni rakiet manewrujących nie będzie rzeczą ani tanią, ani łatwą, także politycznie (tu jednak pomóc może stanowisko naszego sąsiada względem INF). Może jednak wpłynąć znacząco na poprawę bezpieczeństwa Polski, bowiem potencjalny agresor musiałby mieć świadomość, że w razie ataku na nasz kraj musiałby się liczyć z poważnym odwetem. Dla wagi tego ostatniego ogromne znaczenie ma ilość porażonych celów (a więc liczba odpalonych pocisków, które trafią w cel – a nie wszystkie go dosięgną, co tym bardziej budzi konsternację w kontekście Orki i opóźnień wywołanych pozyskiwaniem 24 rakiet), jak też sposób ich porażenia, premiujący głowice specjalne. Bez głowic jądrowych nadal będzie to tylko półśrodek, niemniej dający nadzieję na zadanie nieprzyjacielowi poważnych strat, a więc na określone zyski polityczne i militarne. Wśród pierwszych wymienić można wzrost szans na rychłą pomoc sojuszników czy też wręcz na wynegocjowanie jak najbardziej korzystnego traktatu pokojowego, pośród drugich zaś redukcję potencjału militarnego przeciwnika. Pamiętać przy tym należy, że jakkolwiek kusi infrastruktura energetyczna czy naftogazowa, to nie możemy uderzyć jako pierwsi, opcja ta może być traktowana jedynie jako odwetowa, z powodu różnicy potencjałów między Polską i Rosją. Niezależnie jednak od tego, czy podobny system zostanie w Polsce stworzony, czy też nie, pamiętać należy, że nie tylko „WR1000+” ani nawet cały system Polskich Kłów nie zapewni nam bezpieczeństwa. Ono musi być traktowane kompleksowo, jako zbiór różnych zagadnień, problemów i rozwiązań, od rozbudowy własnej siły militarnej po sojusze. Ta pierwsza powinna być traktowana zdecydowanie priorytetowo, bowiem dopiero silnego sojusznika, zdolnego do utrzymania n się odpowiednio długo, warto bronić. Autor pragnie podziękować Marcinowi Niedbale za udzieloną pomoc.
Bartłomiej Kucharski Publicysta, na co dzień związany z historią i militariami, zwłaszcza z bronią pancerną.
www.armia24.pl
Na polu walki informacje o własnym położeniu i o rozmieszczeniu sił wroga i sojuszników to podstawa. Bez nich operacja prowadzona jest w ciemno. Najważniejsze w realizacji celów misji są precyzja, niezawodność i skuteczność. Umożliwiają to oferowane przez nas technologie. Za przykład może posłużyć TALIN™ — seria urządzeń do nawigacji lądowej, które udostępniając dokładne i wiarygodne informacje zawsze, kiedy są one potrzebne, umożliwiają elastyczność w dostosowaniu się do wymagań misji. Można z nich korzystać także w trudno dostępnym terenie, gdzie przy niedostępnym systemie GPS zapewnia nieocenioną pomoc. W Polsce od ponad 10 lat współpracujemy z WZE przy wdrażaniu urządzeń z serii TALIN. Znajdują się one obecnie na wielu polskich pojazdach, znacząco zwiększając ich precyzję.
Więcej informacji można znaleźć na stronie aerospace.honeywell.com/poland © 2015 Honeywell International Inc. All Rights Reserved
na lądzie
program Pegaz
Patrząc na AMPV, widać tendencję do ograniczenia wymiarów zewnętrznych. Nie zapomniano też o wzornictwie przemysłowym [Fot. arch. red.]
Pokaz AMPV i Eagle V w WITPiS Adam M. Maciejewski
P
ojazd wybrany w ramach programu Pegaz będzie nową kategorią sprzętu w Wojsku Polskim, dotąd nieeksploatowaną. Zatem wypełni lukę, a nie zastąpi inny sprzęt starszej generacji. MON poszukuje pojazdu kołowego w układzie 4×4, o masie całkowitej w granicach 10 ton, lekko opancerzonego, chroniącego załogę przed ostrzałem z broni małokalibrowej oraz wybuchami standardowych min przeciwpancernych, tudzież improwizowanych ładunków wybuchowych o analogicznej sile pod pojazdem albo znacznie potężniejszych w jego bliskości. Zarazem ma to być
32
Koniec czerwca i początek lipca dały okazję do bliższego poznania konstrukcji dwóch pojazdów, które będą walczyć o zamówienie Ministerstwa Obrony Narodowej na przyszły wielozadaniowy pojazd wojsk specjalnych, który wbrew nazwie ma też trafić do Wojsk Lądowych i Żandarmerii Wojskowej. Łącznie w ramach programu Pegaz, bo takim kryptonimem opatrzył go MON, Polska zakupi nawet około pół tysiąca takich pojazdów. Stąd też spore zainteresowanie polskim przetargiem i udział w nim takich wozów jak AMPV i Eagle V. pojazd o wysokiej mobilności taktycznej i strategicznej, zapewniający transport 4–5 żołnierzy (komandosów) wraz z niezbędnym uzbrojeniem, sprzętem, ekwipunkiem
i zapasami do wypełnienia określonej misji, np. zwiadowczej. Z oczywistych względów wersja dla Wojsk Specjalnych i Wojsk Lądowych będzie różniła się w detalach wyniwww.armia24.pl
rych pokazy odbyły się odpowiednio pod koniec czerwca i na początku lipca na terenie Wojskowego Instytutu Techniki Pancernej i Samochodowej w Sulejówku. Na marginesie można dodać, że oba te pojazdy, choć nie w identycznej konfiguracji co teraz, były wystawiane w czasie poprzednich odsłon Międzynarodowego Salonu Przemysłu Obronnego w Kielcach. Możliwość bliższego zapoznania się z tymi konstrukcjami jest o tyle ciekawa, że dość ściśle konkurują ze sobą na rynku niemieckim, gdyż skonstruowano je przede wszystkim (choć oczywiście nie tylko, czego dowodem jest polski przetarg) z myślą o Bundeswehrze, jako użytkowniku, co w przypadku Eagle V jest już faktem. Przejdźmy zatem do podzielenia się obserwacjami z prezentacji obu pojazdów.
AMPV
Nadjeżdża konkurencyjny Eagle V [Fot. autor]
kających z charakteru zadań realizowanych przez oddziały specjalne i np. zmechanizowane. Niemniej producenci takiej kategorii pojazdów oferują konstrukcje, które w łatwy sposób mogą być dostosowane do różnych wymagań. A zasadniczo będąc uniwersal-
nymi taktycznymi wozami patrolowymi lub rozpoznawczymi, mogą być zaadaptowane do roli wozów dowodzenia lub łączności niskiego szczebla. Takimi konstrukcjami jest również niemiecki AMPV oraz szwajcarski Eagle V, któ-
Akronim ten rozwija się jako Armoured Multi-Purpose Vehicle i jest to jeden z najmłodszych pojazdów tej kategorii na świecie, przez co nie może się jeszcze wylegitymować żadnym znaczącym zamówieniem. Być może pierwszym kupcem będzie Polska. Na co z pewnością liczą jego konstruktorzy, czyli niemieckie renomowane spółki branży zbrojeniowej, jakimi są Krauss-Maffei Wegmann (KMW) i Rheinmetall Defence (a dokładnie Rheinmetall MAN Military Vehicles, RMMV) kojarzone przede wszystkim z branżą pancerną. Przygotowując się do uczestnictwa w polskim
AMPV z całkowicie otwartymi drzwiami. Szkoda, że ani AMPV, ani Eagle V nie mają tylnej pary drzwi otwieranych w przeciwnym kierunku do przednich [Fot. arch. red.]
ARMIA • 7–8 (81) lipiec–sierpień 2015 33
na lądzie
Eagle V noszący ślady pokazów pirotechnicznych, z maksymalnie otworzonymi drzwiami [Fot. autor]
przetargu, porozumiały się z potencjalnym polskim partnerem przemysłowym, którym w przypadku wyboru AMPV przez MON będzie siemianowicki Rosomak S.A. Zatem od razu wiadomo, gdzie odbywałaby się obsługa serwisowa przyszłych polskich AMPV. A biorąc pod uwagę potencjalną wielkość polskiego zamówienia, zapewne Rosomak
S.A. uczestniczyłby w montażu wozów dla Polski. Wedle deklaracji producentów AMPV, ma to być najbardziej zaawansowany technicznie pojazd w swej klasie, którego konstrukcja oferuje unikatowe rozwiązania. Czy tak jest rzeczywiście, nie sposób w pełni obiektywnie stwierdzić. Choć z pewnością AMPV
Widok na deskę rozdzielczą AMPV. Wgłębienie po prawej to miejsce na instalację terminalu BMS [Fot. arch. red.]
34
oferuje bardzo dużo w zakresie mobilności, przeżywalności, niezawodności oraz wygody liniowego użytkowania. Na pewno przy projektowaniu AMPV bardzo duży nacisk położono na zapewnienie jego załodze jak najwyższego poziomu bezpieczeństwa w konfrontacji z typowymi zagrożeniami, jak miny ppanc., improwizowane ładunki wybuchowe, odłamki, ostrzał. Patrząc na AMPV, widać, że jest to konstrukcja, w której zrealizowano modną dla pojazdów minoodpornych koncepcję jednolitej pancernej kapsuły (określanej też w języku polskim za pomocą kalki z języka angielskiego, nadwoziem typu monocoque), w której siedzą żołnierze, i do której mocowane są wszystkie pozostałe podzespoły pojazdu, czyli zawieszenie, przedział silnikowy wraz z układem przeniesienia napędu oraz bagażnik. Pancerz zasadniczy kapsuły wykonany jest ze stali pancernej. Wnętrze pojazdu jest szczelnie wyłożone wykładziną przeciwodłamkową, chroniącą przed ewentualnymi odpryskami pancerza. Z zewnątrz do kadłuba można przymocować ceramiczny pancerz modułowy, którego panele mogą mieć różną odporność, w zależności od wymagań zamawiającego. Modułowy pancerz ceramiczny wykorzystuje technologie opracowane przez IBD Deisenroth, co nie dziwi ze względu na powiązania biznesowe tej spółki z Rheinmetall Defence. Dużą wagę przywiązano do zapewnienia odpowiedniej www.armia24.pl
Adam M. Maciejewski Pokaz AMPV i Eagle V w WITPiS
odporności przeciwminowej. Inżynierowie projektujący AMPV starali się pogodzić wysoki stopień ochrony z dobrym prześwitem potrzebnym do jazdy terenowej oraz nisko umieszczonym środkiem masy wozu. Ta ostatnia cecha jest istotna nie tylko ze względu na stabilność AMPV w ostrych zakrętach przy szybkiej jeździe, ale także ze względu na odporność na falę nadciśnienia uderzającą w bok pojazdu w przypadku detonacji przydrożnych bomb. Przybyli na pokaz mogli zobaczyć próbkę możliwości AMPV w tym zakresie, gdy obejrzeli krótki filmik pokazujący próbną eksplozję ekwiwalentu 100 kg trotylu umieszczonego nad gruntem w odległości zaledwie 5 metrów od burty nieruchomego pojazdu. Ten nie tylko nie został zniszczony przez bliski wybuch (wytrzymał pancerz pojazdu, w tym okna, wewnątrz nic się nie oderwało, manekiny „przeżyły” przypięte w fotelach), ale AMPV także się nie wywrócił, choć fala nadciśnienia była tak silna, że wyraźnie przesunęła mający około 8 ton masy pojazd w bok, co można było dostrzec na filmiku odtworzonym w zwolnionym tempie. Natomiast jeżeli chodzi o ochronę przed minami eksplodującymi pod kadłubem, zdecydowano się na (szczegółów nie chciano zdradzać) połączenie lekko wyprofilowanej (wypukłej) osłony spodu kadłuba – rezygnując jednak z klasycznego deflektora w kształcie litery V – ze specjalnie zaprojektowanym dnem pancernej kapsuły. Całość pochłania energię wybuchu (na zasadzie zbliżonej do zapadającego się dna), zapobiegając przekazaniu jej na podłogę kabiny i jej ewentualnej deformacji. Dodatkowo żołnierze siedzą (z wyjątkiem strzelca w obrotnicy, jeżeli odbiorca zdecydowałby się na jej instalację) w specjalnych fotelach podwieszonych do stropu, których mocowania mają zdolność nieznacznego wahadłowego odgięcia się, by zaabsorbować energię eksplozji przechodzącej przez pojazd. Jeżeli ujmować stopień ochrony gwarantowany (certyfikowany) przez AMPV wedle normy STANAG 4569, to ochrona balistyczna sięga 3. poziomu (odporność na ostrzał amunicją ppanc. kal. 7.62×51 mm z rdzeniami pocisków z węglika wolframu), przeciwminowa poziomu 4a/3b (eksplozja 10 kg trotylu pod kołem/8 kg pod kadłubem – w testach fabrycznych osiągnięto w tym drugim przypadku także odporność poziomu 4b). Do tego odporność na wybuch 100 kg trotylu 5 metrów od boku pojazdu (w testach
A tak wygląda stanowisko pracy kierowcy Eagle V [Fot. autor]
Szczegóły zawieszenia AMPV – dwa amortyzatory przy każdym kole, sprężyny oraz widoczny u góry zdjęcia hydrauliczny odbój [Fot. arch. red.]
Tylna oś typu De-Dion w Eagle V – widać stałe połączenie obu kół, jak również tarcze hamulcowe schowane w piastach kół oraz mechanizm różnicowy chroniony od spodu przez oś [Fot. autor] ARMIA • 7–8 (81) lipiec–sierpień 2015 35
na lądzie Podczas pokazu AMPV można było robić zdjęcia podwozia – elementu przeważnie objętego zakazem fotografowania w przypadku pojazdów minoodpornych [Fot. arch. red.]
fabrycznych dowiedziono odporności na eksplozję 150 kg). AMPV ma też układ chroniący załogę w przypadku skażenia chemicznego, biologicznego i promieniotwórczego. Kończąc temat ochrony, trzeba wspomnieć jeszcze o szybach. Te w bocznych drzwiach są dość małe, ale za to użyte szkło ma bardzo dobrą przejrzystość i nie zniekształca obrazu. Natomiast bardzo duża jest jednoczęściowa szyba przednia. Zapewnia bardzo dobre pole widzenia, choć ze wzglęZ tego ujęcia widać sposób podwieszania foteli w AMPV [Fot. arch. red.]
36
du na swoje wymiary jest narażona na bojowe i przypadkowe uszkodzenia. Jednak zastosowanie przedniej szyby dzielonej na mniejsze segmenty uniemożliwiały niemieckie przepisy dotyczące poruszania się pojazdów wojskowych publicznymi drogami. Jak przyznali przedstawiciele RMMV, był w tym względzie nawet problem z grubością przednich słupków bocznych. Zresztą patrząc na przednią szybę wozu Eagle V, widać wpływ tych samych regulacji.
W ciekawy sposób w AMPV osadzono pancerną kapsułę na podwoziu. Z przodu i z tyłu do kapsuły przyspawano walcowane płaskowniki, na których kapsuła jest „zawieszona”. W ten sposób w AMPV osiągnięto efekt nadwozia samonośnego, a nie ramowego. Celem takiego rozwiązania było najwyraźniej dążenie do obniżenia środka masy nadwozia. Zawieszenie jest w pełni niezależne, z podwójnymi wahaczami. Resorowanie odbywa się za pomocą amortyzatorów (dwa na koło) ze sprężynami śrubowymi (maks. skok sprężyny wynosi +/150 mm) i hydraulicznymi odbojami o iście pancernym rodowodzie (ich pracę – głuchy stukot przy tylnej osi – było słychać podczas szybkiej jazdy terenowej). Hydrauliczne hamulce tarczowe zapewniają skuteczne hamowanie. Zwolnice planetarne w piastach kół współpracują z układem ABS i układem centralnego pompowania kół, które mają ogumienie 385/80 R20, bezdętkowe z wkładkami typu run-flat. Zaprezentowany AMPV napędzał turbodoładowany silnik wysokoprężny Steyr Motors M 16 SCI, czterosuwowy, 6-cylindrowy, chłodzony wodą, tolerujący także paliwo
A tak wygląda mocowanie siedzeń w Eagle V. U dołu stelaża, na którym podwieszono przedni fotel, widać podnóżek, na którym osoba z tyłu może oprzeć stopy [Fot. autor]
www.armia24.pl
Adam M. Maciejewski Pokaz AMPV i Eagle V w WITPiS
Widok tylnej części kabiny AMPV. Pomiędzy fotelami widać miejsce na sprzęt łączności. Przy fotelu po prawej widoczna ruchoma podstawka pod kontroler zsmu [Fot. arch. red.]
W pokazanym Eagle V z tyłu zamontowane były dwa fotele, bez dodatkowego piątego siedziska między nimi [Fot. autor]
złej jakości, w tym zasiarczone. Pojemność silnika wynosi 3,2 l, moc to 272 KM przy 4000 obrotów/minutę. Maksymalny moment obrotowy wynosi 610 Nm przy 1800 obrotach/minutę. Silnik M 16 SCI spełnia normy emisji spalin Euro III. Z silnikiem współpracuje automatyczna 6-przekładniowa skrzynia biegów ZF 6HP28. Napęd prze-
zarządzający przeniesieniem napędu, jak można przetłumaczyć ten termin na język polski. ADM automatycznie steruje wzdłużnymi i poprzecznymi blokadami dyferencjałów podczas jazdy, także podczas zmiany podłoża (natychmiastowe zwolnienie blokad po wjechaniu na prostą, utwardzoną drogę), po jakim porusza się AMPV. Ostatecznie
kazywany jest cały czas na obie osie. Pojazd posiada automatyczną zsynchronizowaną skrzynię rozdzielczą z dwoma przełożeniami oraz automatyczną blokadę dyferencjału. Cechą konstrukcyjną AMPV, która bardzo ułatwia jego prowadzenie, odciążając kierowcę, jest system ADM (automatic drive train management), czyli system automatycznie
Drzwi dają pojęcie o ochronie pancernej AMPV – widać panele pancerza ceramicznego przymocowane na zewnątrz oraz wykładzinę przeciwodłamkową na ich wewnętrznej Dla porównania struktura drzwi Eagle V o widocznie niższym poziomie ochrony balistycznej niż w pokazanym egzemplarzu AMPV [Fot. autor] stronie [Fot. autor] ARMIA • 7–8 (81) lipiec–sierpień 2015 37
na lądzie
Tak wygląda dostęp do bagażnika AMPV – są jeszcze drzwiczki boczne [Fot. autor]
kierowca skupia się jedynie na prowadzeniu pojazdu i wykonaniu misji bojowej. Dzięki AMD skraca się czas potrzebny na szkolenie kierowcy, a AMPV może prowadzić także osoba bez doświadczenia w jeździe terenowej, nie ryzykując uszkodzenia pojazdu. AMPV można oczywiście uzbroić. W stropie wieży jest właz, w którym można zamontować obrotnicę z otwartym stanowiskiem strzeleckim. Innym rozwiązaniem jest instalacja na przedniej części stropu (zatem wspomniany właz nadal pozostaje funkcjonalny) zdalnie sterowanego modułu uzbrojenia (zsmu). W grę wchodzą moduły norweskie, izraelskie, także polskie oraz oczywiście niemieckie. AMPV został już zintegrowany z tymi oferowanymi przez KMW, czyli FLW 100/200. Są one uzbrojone w km kal. 5,56 lub 7,62 mm (FLW 100), albo 7,62/12,7 mm lub granatnik maszyno-
Załadowany bagażnik Eagle V – plandeka to łatwy dostęp do bagażnika i mniejsza masa kosztem niskiej ochrony ładunku [Fot. autor]
Zawartość bagażnika Eagle V po wyładowaniu [Fot. autor]
wy kal. 40 mm (FLW 200). Dodatkowym ich wyposażeniem są wyrzutnie granatów maskujących. Mogą one być przymocowane także w innych miejscach nadwozia. Przejażdżka AMPV umożliwiła zapoznanie się z ergonomią wnętrza oraz właściwościami jezdnymi samego pojazdu. Szkoda, że dzień prezentacji zbiegł się z okresem suszy, przez co trasa przejazdu musiała zostać skrócona. Niemniej można było się przekonać o bar-
Porównanie wybranych danych taktyczno-technicznych: Załoga Masa własna [kg] Dopuszczalna masa całkowita [kg] Ładowność [kg] Automatyczna skrzynia biegów System centralnego pompowania kół Długość [mm] Szerokość [mm] Wysokość [mm] Prześwit do obudowy dyferencjału [mm] Prędkość maks. [km/h] Zdolność pokonywania wzniesień Przechył boczny Przeszkoda pionowa [mm] Zasięg (drogi utwardzone) [km] Silnik Osiągi silnika Ogumienie Przy opancerzeniu 3. poziomu STANAG 4569 Przy opancerzeniu 2. poziomu STANAG 4569 3 Elektronicznie ograniczona wg niemieckich przepisów 1 2
38
AMPV 4–5 osób 78001 10 000 22001 tak tak 5660 2300 2180 345 1103 >60% 40% 400 >700 3,2 l, 6 cylindrów 200 kW, 610 Nm 385/80 R20
Eagle V 4–5 osób 67002 10 000 33002 tak tak 5400 2200 2400 425 1103 60% b.d. 500 700 3,2 l, 6 cylindrów 185 kW, 925 Nm 365/80 R20
dzo dobrych własnościach jezdnych pojazdu, bardzo dobrym przyśpieszeniu i zdolności do wykonywania gwałtownych manewrów. Zawieszenie faktycznie udowodniało swoje atuty przy pokonywaniu różnych wybojów z dużą prędkością, a fotele tłumiły wszelkie wstrząsy powstające w trakcie jazdy. Wnętrze było na tyle ciche, że umożliwiało głosowe porozumiewanie się siedzących w nim osób. O ile można zastanawiać się nad wygodą podróży ewentualnego piątego członka załogi, to trzeba przyznać, że w przypadku pozostałych czterech foteli (wyposażonych w 5-punktowe pasy bezpieczeństwa), żołnierze z nich korzystający mają do dyspozycji bardzo dużo miejsca, w tym również na swoją broń, która jest przewożona w bezpieczny sposób w przypadku wybuchu miny (broń nie staje się wtórnym „pociskiem”). Wnętrze kabiny jest fabrycznie dostosowane do instalacji różnych środków łączności, terminali BMS czy pulpitów sterowania zsmu. Drzwi otwierają się raczej ciężko (od środka), ale za to szeroko. Jak już zostało wspomniane, pojazd dla sił specjalnych musi posiadać odpowiednią przestrzeń ładunkową poza pancerną kabiną. Można do niej załadować „zestaw” obejmujący dodatkową broń i amunicję, pokrowce maskujące, plecaki razem z karimatami i namiotami dla pięciu ludzi, prowiant i wodę, 20-litorwy zbiornik paliwa, 5-litrowy zbiornik oleju, 6-kilogramową gaśnicę czy zestaw narzędzi i pakiet dekontaminacyjny. Konstruktorzy AMPV poddali prototypowe pojazdy serii bardzo wymagających testów, które miały dowieść niezawodności pojazdu bez względu na warunki eksploatacji oraz potwierdzić słuszność przyjętych rozwiązań technicznych. I tak cztery prototypy AMPV przejechały łącznie powww.armia24.pl
na lądzie
Otwarty właz w stropie AMPV [Fot. arch. red.]
AMPV daje pokaz brodzenia – bez przygotowania wóz może pokonywać przeszkody wodne o głębokości do 0,85 m [Fot. arch. red.]
nad 25 000 km. AMPV zaliczył m.in. testy prowadzone w ośrodku DEKRA Test Oval, testy zimowe w Alpach oraz pobyt w Chile, gdzie przejechał 2800 km, pokonując teren rozciągający się od wysokości 0 do 4800 m n.p.m. Trasa biegła m.in. przez pustynię Atakama pokrytą pyłem, z którego nadwozie można oczyszczać jedynie na sucho (dmuchawami), gdyż w kontakcie z wodą wiąże się w twardą masę, która jest nie do usunięcia. Dmuchawy były skuteczne, gdyż to właśnie ten egzemplarz (czysty) pokazano w WITPiS. Wykazano także możliwość zwiększenia masy całkowitej wozu do 10,1 t – próby statyczne takiego wariantu objęły „przejechanie” 4000 km. AMPV pomyślnie przeszedł też państwowe testy w ramach programu Bundeswehry oznaczonego GFF2
(w którym jednak niemieckie wojsko wybrało konkurencyjny Eagle V, zamawiając dotąd 176 egzemplarzy). Bieżące użytkowanie AMPV ułatwia jego modułowa konstrukcja z łatwo wymiennymi podzespołami, wbudowany osprzęt do diagnostyki pojazdu oraz rozbudowany system wsparcia eksploatacyjnego bazującego na olbrzymim doświadczeniu RMMV i KMW w tym zakresie. AMPV jest dostosowany do transportu powietrznego, nie tylko na pokładzie C-130 i większych transportowców, ale nawet na pokładzie C-160 (wymóg niemiecki) oraz na zaczepie podkadłubowym ciężkich śmigłowców transportowych (CH-47, CH-53).
Eagle V
Drugim pojazdem pokazanym w WITPiS był EagleV, skonstruowany przez szwajcarski Mowag, będący częścią General Dynamics European Land Systems (GDELS, inaczej GDELS-Mowag) – oddziału amerykańskiego koncernu General Dynamics. Eagle V, jak wskazuje nazwa, jest piątym pokoleniem
W przedniej części stropu Eagle V widać miejsce dla instalacji zsmu [Fot. autor]
Właz w stropie prezentowanego modelu Eagle V [Fot. autor]
wozów Eagle, choć z poprzednikami łączy go przede wszystkim nazwa. Eagle V ma zupełnie nowe podwozie. Wóz osadzono na dobrze przetestowanym podwoziu terenowego samochodu ciężarowego Mowag DURO III. Można dodać, że tak jak „dawca”, Eagle V występuje zarówno w wersji 4×4, jak i 6×6. Zgodnie z wymogami programu Pegaz, Polsce oferowana jest ta pierwsza. Pokazany wóz był w konfiguracji dla sił specjalnych. A samą prezentację dynamiczną, z elementami pirotechniki, przeprowadzili żołnierze rezerwy Wojsk Specjalnych. Eagle V, choć na pozór przypomina inne pojazdy tej kategorii, ma parę wyjątkowych cech konstrukcyjnych. Jedną z nich jest wspomniane podwozie. Otóż pojazd ten wykorzystuje zawieszenie (osie) typu DeDion, które nie jest w pełni niezależne, gdyż bezpośrednio łączy ze sobą oba koła w osi. W Eagle V zastosowano je razem z opatentowanym przez GDELS stabilizatorem przechyłów wykorzystującym prostowód Watta. Taka konstrukcja zawieszenia, razem z także obecnym w Eagle V mechanizmem różnicowym typu TorSen, zapewnia możliwie stały docisk wszystkich kół do podłoża, bez względu na Serce AMPV, czyli silnik Steyr Motors M 16 SCI [Fot. arch. red.]
40
www.armia24.pl
Adam M. Maciejewski Pokaz AMPV i Eagle V w WITPiS
To zdjęcie pozwala ocenić prześwit zawieszenia AMPV [Fot. arch. red.]
jego nierówności, z jednoczesnym zapewnieniem optymalnego rozdzielenia momentu obrotowego między kołami tej samej osi. Ma to znaczenie szczególnie na nierównym, mokrym lub oblodzonym terenie, kiedy doświadczamy różnicy w przyczepności między kołami tej samej osi. W zasadzie takie rozwią-
zanie w pojeździe pochodzącym z alpejskiej Szwajcarii nie powinno dziwić. Zastosowanie osi De-Dion może budzić pytania o prześwit poprzeczny w Eagle V, jednak ma on dobrą wartość, która wynosi maksymalnie 440 mm. Kolejnym oryginalnym rozwiązaniem technicznym, tym razem z zakresu ochrony
wnętrza, jest dno kabiny w formie podwójnego V – rozwiązanie znane z kołowych transporterów GDELS. Dno pancernej kapsuły mieszczącej załogę jest podłużnie wypukłe w swej centralnej części, gdyż przebiegają pod nią elementy układu przeniesienia napędu. Natomiast po obu stronach
Podwozie Eagle V odziedziczone po ciężarowym DURO III cechuje duży prześwit [Fot. autor]
ARMIA • 7–8 (81) lipiec–sierpień 2015 41
na lądzie
AMPV daje skromny popis możliwości swojego zawieszenia. Maksymalna szerokość rowów, które może pokonać, wynosi 750 mm [Fot. arch. red.]
tego kanału, równolegle do niego, spód kadłuba ma kształt litery V. Takie rozwiązanie sprzyja też stabilności pojazdu podczas jazdy, dzięki nisko położonemu środkowi masy. Odporność przeciwminową zwiększa podwójne „pływające” dno oraz absorbujące energię wybuchu, podwieszone do stropu fotele z 5-punktowymi pasami bezpieczeństwa. Pod tym względem konstrukcja Eagle V góruje nad Eagle IV, a o wcześniejszych modelach nawet nie ma co wspominać. Z pewnością Mowag mógł wykorzystać olbrzymi bagaż doświadczeń z eksploatacji poprzednich generacji Eagle, w tym Eagle IV, które w samym Afganistanie w składzie użytkujących ich kontyngentów wojskowych, pokonały ponad milion kilometrów.
Ochronę balistyczną zapewnia zasadniczy pancerz kadłuba ze stali pancernej oraz kuloodporne oszklenie. To ostatnie – podobnie, jak w konkurencyjnym wozie – ma bardzo dobrą przejrzystość i zostało elegancko wkomponowane w obrys kadłuba, więc nie wystaje na zewnątrz (lub do wewnątrz), jak to ma często miejsce w różnych pojazdach kategorii MRAP. Poziom odporności na ostrzał można zwiększać, montując opancerzenie modułowe, wykładzinę przeciwodłamkową czy nawet stelaże z siatkami przeciwkumulacyjnymi. Wszystko zależy od wymagań kupującego. GDELS-Mowag oferuje konfigurację opancerzenia balistycznego na 3. poziomie normy STANAG 4569. Istnieje też możliwość instalacji opancerze-
nia dla napędu i układu jego przeniesienia. Eagle V wyposażono w system chroniący przed skutkami użycia broni masowego rażenia. Jak już zostało wspomniane, standardowa aranżacja wnętrza przewiduje miejsca dla czterech osób. Istnieje jednak możliwość dołożenia piątego składanego podwieszonego siedziska z 4-punktowymi pasami bezpieczeństwa, pomiędzy pozostałymi dwoma tylnymi siedzeniami. Pomijając kwestię ewentualnej wygody takiego rozwiązania, to jest to miejsce przeznaczone przede wszystkim dla żołnierza obsługującego obrotnicę na dachu, jeżeli zdecydujemy się na jej montaż. Warto w tym kontekście wspomnieć, że w Eagle V pomiędzy dwoma tylnymi fotela-
Prezentacja Eagle V połączona była z inscenizacjami faktycznego działania [Fot. autor]
42
www.armia24.pl
WERSJA WIELOZADANIOWO TRANSPORTOWA / WSPARCIA BOJOWEGO
WERSJA SAR
WERSJA MORSKA
AFGANISTAN 3400 MISJI WOJENNYCH WARUNKI: 6000 STÓP, 40°C, STAŁE ZAGROŻENIE ! ŁADOWNOŚĆ: 20 W PEŁNI WYPOSAŻONYCH ŻOŁNIERZY, PONAD 4OOO KG ŁADUNKU ZASIĘG:
900 KM
TYP ŚMIGŁOWCA
EC725 CARACAL
Uzbrojony w najnowsze osiągnięcia techniki wojskowej. Zdolny do działań w każdych warunkach atmosferycznych. Niedościgniony w najtrudniejszym środowisku, sprawdzony w boju. Gotowy do operacji specjalnych z najdalszych lokalizacji i okrętów. EC725 – do akcji wyślij to, co najlepsze.
Important to you. Essential to us.
Zdjęcie: © A. Jeuland / Francuskie Siły Powietrzne
A J S I M NANA O WYK
na lądzie
Mimo swojej wysokości Eagle V bardzo pewnie czuje się w zakrętach [Fot. autor]
mi przewidziano miejsce dla zamontowania sprzętu łączności, więc ten piąty fotel ograniczałby dostęp do radiostacji. Choć oczywiście zamiast zwykłej obrotnicy, można wyposażyć Eagle V w zsmu, co wydaje się praktyczniejszym rozwiązaniem – zresztą nie tylko w tym pojeździe. Możliwości w tym zakresie są analogiczne, jak w przypadku AMPV, a ponieważ Eagle V kupiła Bundeswehra, jest on już zintegrowany z zsmu FLW. Tak samo, jak w AMPV, instalacja zsmu nadal umożliwia korzystanie z włazu w stropie. W środku siedzi się bardzo przyjemnie, miejsca jest sporo zarówno pod nogami, jak i nad głową. Bardzo dobre wrażenie robi izolacja akustyczna wnętrza. Można swobodnie rozmawiać nawet przy wysokich obrotach silnika i terenowej jeździe. Eagle V pozytywnie zaskakuje stabilnością, zwłaszcza w ciasnych zakrętach. A jest pojazdem dość wysokim – 2,4 m do poziomu stropu. Nadwoziem jednak nie kołysze. Co więcej, Eagle V może się też pochwalić małym promieniem skrętu, który wynosi 15 m (pomiędzy ścianami). Drzwi Eagle V otwierają się bardzo lekko – biorąc pod uwagę, że są pancerne – ale otwierają się niezbyt szeroko. Prezentowana wersja Eagle tylną przestrzeń bagażową miała okrytą plandeką, ale istnieje też wariant z bagażnikiem o sztywnej konstrukcji z trzema uchylanymi do góry drzwiczkami. Podczas prezentacji pojazdu, pokazano wyładunki załadunek typowego zestawu, jaki mógłby przydać się podczas
44
wykonywania zadania bojowego, więc przybyli mogli zobaczyć pełny i pusty bagażnik oraz ocenić, ile np. skrzynek z amunicją można przewozić w Eagle V. Masa całkowita Eagle V zamyka się w 10 tonach, z czego 3,3 t przypada na ładowność. Korporacyjne powiązania Mowag widać na przykładzie napędu Eagle V, który składa się z amerykańskich podzespołów. Jednostką napędową jest 4-suwowy 6-cylindrowy silnik wysokoprężny Cummins ISB6.7 E3 245 Common Rail o pojemności 6,7 l, dysponujący mocą w zakresie 250÷300 KM i maksymalnym momentem obrotowym rzędu 925÷1100Nm, spełniający normę emisji spalin Euro III. Prezentowany w Sulejówku pojazd miał silnik o mocy 245 KM i momencie obrotowym 925 Nm. Do tego mamy automatyczną skrzynię biegów Allison 2500 SP o pięciu przełożeniach. Koła z układem ich centralnego pompowania wykorzystują bezdętkowe opony 335/80R20 albo 365/80R20. Możliwości przerzutu powietrznego wozu Eagle V są analogiczne jak AMPV. W swojej ofercie GDELS-Mowag położył duży nacisk na łatwość adaptacji wozu Eagle V przez siły zbrojne nowego użytkownika. Zaprezentowany schemat zakłada, że załoga wozu zajmowałaby się serwisem pierwszego poziomu (doraźnym utrzymywaniem sprawności pojazdu), dedykowane warsztaty polowe zajmowałyby się naprawami zasadniczych podzespołów pojazdu, czyli podwo-
zie/zawieszenie, silnik, skrzynia biegów na drugim–trzecim poziomie. Natomiast producenci tych podzespołów zapewnialiby serwis poziomu czwartego–piątego (fabryczny) w oparciu o własne zaplecze przemysłowe. GDELS-Mowag oferuje polowy kontenerowy warsztat naprawczy, co jest z pewnością bardzo ciekawą propozycją dla kontyngentów w misjach poza granicami państwa. Kontener wyposażony jest we wszelkie zestawy narzędzi i urządzeń pomocniczych niezbędnych do serwisowania wozu Eagle, łącznie ze stanowiskiem do naprawy opon bezdętkowych (w tym przypadku mogłyby z tego korzystać też inne pojazdy z takim ogumieniem w określonych rozmiarach). Poza tym kontener zawiera zapas części zamiennych wraz z ich szczegółowym katalogiem. Szkolenie obejmowałoby przeszkolenie przez GDELS-Mowag najpierw kadry instruktorów z państwa kupującego Eagle, a następnie te osoby szkoliłyby wojskowych techników w przyszłości odpowiedzialnych za naprawy pojazdu. Oczywiście producent zapewnia wszelkie pomoce dydaktyczne konieczne w dalszym samodzielnym szkoleniu kadry technicznej, włącznie z funkcjonalnymi (jeżdżącymi) modelami podwozia wraz z zespołem napędowym. Z punktu widzenia przyszłej współpracy przemysłowej, GDELS-Mowag proponuje zawarcie umowy z polskim partnerem przemysłowym. Wówczas polska firma odpowiadałaby przede wszystkim za wsparcie www.armia24.pl
Adam M. Maciejewski Pokaz AMPV i Eagle V w WITPiS
techniczne oraz konserwowanie pojazdów, jego serwis i naprawy (w tym gwarancyjne). Natomiast centrala GDELS-Mowag zapewniałaby prowadzenie prac nad modernizacją i bieżącą optymalizacją (wedle np. zmieniających się potrzeb użytkownika) konstrukcji Eagle V wraz z wprowadzaniem gotowych rozwiązań i zmian w pojeździe, realizacją określonych zamówień na dostawy narzędzi, części zamiennych oraz zabezpieczeniem szkolenia i dostępu do niezbędnej dokumentacji technicznej.
Garść wrażeń
Zarówno AMPV, jak i Eagle V to pojazdy bardzo zawansowane technologicznie o nowoczesnej konstrukcji. Powstały w wyniku wielu lat doświadczeń w użytkowaniu lekkich minoodpornych pojazdów patrolowych, także w warunkach wojen asymetrycznych w Iraku i Afganistanie, ale także misji stabilizacyjnych i pokojowych w różnych rejonach świata. Niewątpliwie na konstrukcję obu wozów wpływ wywarły nie tylko doświadczenia zebrane przez ich producentów, ale także doświadczenia zebrane w polu przez użytkowników. W tym przypadku chodzi głównie o Bundeswehrę, gdyż to pod jej wymagania (wspomniany program GFF2) projektowano AMPV i Eagle V. Z jednej strony priorytety niemieckiego wojska nie muszą pokrywać się z naszymi. Z drugiej jednak, nie sposób nie zauważyć, że Polska może wykorzystać rezultaty prac
analitycznych przeprowadzonych w RFN. Tym bardziej, że pomimo naszego większego od niemieckiego zaangażowania w wojnę w Iraku i Afganistanie, nigdy żołnierze polskich kontyngentów nie dysponowali pojazdami tej klasy (najbliższy był o ok. połowę cięższy Oshkosh M-ATV), a okresami niedostatki sprzętowe trapiące polskich żołnierzy były wręcz żenujące i skandaliczne. Trudno silić się na rzetelną ocenę faktycznej mobilności – a tym bardziej możliwości bojowych – obu pojazdów po odbyciu paru rundek po WITPiS-owych leśnych duktach. Na pewno w tym względzie są potrzebne rzetelne testy wojskowe. Pytaniem otwartym w tym momencie pozostają faktyczne i szczegółowe wymagania programu Pegaz. Można założyć, że oba wozy powinny je spełnić, biorąc pod uwagę ich konstrukcję i dotychczasowe testy, które przeszły. Trochę inną kwestią jest, na ile proponowane konstrukcje pasują do przyszłych wymagań wobec takich pojazdów zgłaszanych przez Wojska Lądowe, a na ile przez Wojska Specjalne. Podczas pokazów w Sulejówku podkreślano przede wszystkim zalety AMPV i Eagle V w misjach sił specjalnych, co wydaje się słusznym podejściem, gdyż wymagania komandosów zawsze są bardziej „specjalne” niż oczekiwania piechoty zmechanizowanej, pod które łatwiej zaadaptować konfigurację pojazdów. Duże znaczenie ma wybór przez MON wyposażania i uzbrojenia przyszłych
Pegazów. W tym przypadku, np. wyboru modelu zsmu, obaj oferenci wykazują dużą elastyczność i gotowość do współpracy z różnymi dostawcami, także z Polski. Oddzielną sprawą jest atrakcyjność obu ofert z przemysłowego, a w konsekwencji eksploatacyjnego punktu widzenia. KMW i RMMV już znalazły polskiego partnera w postaci spółki Rosomak. W branży pojazdów pancernych jest to firma bez wątpienia o największym w Polsce doświadczeniu we wdrażaniu do produkcji rozwiązań licencyjnych. Dla odmiany deklaracje GDELSMowag w zakresie tego aspektu oferty są dosyć jasno sprecyzowane, pozostaje kwestia polskiego kooperanta. Choć tutaj może być i tak, że to MON wskaże firmę, z którą zwycięski podmiot zagraniczny będzie musiał nawiązać współpracę. Bez względu na to, który z obu pojazdów rozpatrywać jako przyszłego Pegaza, będzie on stanowił bez wątpienia olbrzymi skok jakościowy i techniczny w porównaniu z obecnym sprzętem polskich żołnierzy. Trzeba też jednak poczekać na marketingowe kroki pozostałych uczestników rywalizacji w programie Pegaz. n
Adam M. Maciejewski Publicystyka dotycząca głównie uzbrojenia wojsk lądowych oraz przemysłu obronnego. Zainteresowania obejmują też rolę czynnika militarnego w stosunkach międzynarodowych i teorii komunikowania masowego.
Przybyli na pokaz Eagle V mogli zobaczyć pojazd w takich zainscenizowanych sytuacjach [Fot. IMS-Griffin/GDELS-Mowag]
ARMIA • 7–8 (81) lipiec–sierpień 2015 45
na lądzie
eksport Rosomaka – pierwsze koty za płoty
Scypion Słowacki
– debiut eksportowy Rosomaka Po długich latach nadszedł od dawna oczekiwany sukces – Rosomaki, słynne „Zielone Diabły Afganistanu”, trafią do użytkownika zagranicznego. Pierwszym i miejmy nadzieję nie ostatnim będą Siły Zbrojne Słowacji. Ze względu na wprowadzone zmiany pojazd otrzyma nową nazwę: Scipio. Bartłomiej Kucharski Rosomak eksportowy – długa droga do celu
W 2002 roku rozstrzygnięto przetarg dotyczący dostaw nowego typu Kołowego Transportera Opancerzonego dla naszych Sił Zbrojnych, zwycięzcą okazał się transporter AMV XC-360P, fińskiej firmy Patria. Również na drodze konkursu, tym razem czytelniczego, wybrano nazwę dla przyszłej chluby polskiej armii: Rosomak. Na mocy umowy, z ogółem 690 zamówionych pojazdów aż 600 miały wykonać Wojskowe Zakłady Mechaniczne w Siemianowicach Śląskich. Cały program wyceniano na około 5 miliardów złotych w latach 2003–2012 (także za zintegrowane z bojową wersją transportera, de facto kołowym bojowym wozem piechoty, wieże OTO Melara Hitfist-30 w liczbie 313 sztuk). Transporter oficjalnie został przyjęty do uzbrojenia Wojska Polskiego 31 grudnia 2004 roku, zaś pierwsze pojazdy trafiły nieco ponad tydzień później do 17. Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej. Do dzisiaj wyprodukowano już około 600 wozów w różnych wersjach, choć nie wszystkie niestety trafiły do użytkownika, ze względu na liczne opóźnienia dotyczące poszczególnych wersji. Pomimo tego, że sam Rosomak okazał się być pojazdem nad wyraz udanym, oraz tego, że sprawdził się nie tylko na poligonach, lecz także w warunkach bojowych (Afganistan czy Czad), Polska nie mogła go eksportować, z racji błędnie skonstruowanej umowy licencyjnej. Powszechnie przyjętą praktyką jest przekazanie pierwszemu klientowi zagranicznemu szerokich praw (tym bardziej, gdy mowa o tak masowym użytkowniku, jak nasz kraj), by pierwszy kontrakt rozwiązał worek z kolejnymi. Niestety, nikt po polskiej stronie nie zadbał o prawo do sprzedaży za-
46
KTO Scipio podczas testów poligonowych [Fot. MO Słowacji]
granicznej, wskutek czego fiński transporter zyskał kilku nabywców. Tym bardziej jest to przykre, że Patria zastrzegła sobie prawa do modyfikacji dokonywanych przez polski przemysł na bazie doświadczeń eksploatacyjnych... Twarde stanowisko Patrii oraz nasze, dążące do zwiększenia możliwości siemianowickich zakładów w zakresie sprzedaży swojego flagowego produktu doprowadziły do tego, że w momencie upływu przewidzianego umową czasu pod znakiem zapytania stała wręcz dalsza produkcja Rosomaków dla Wojska Polskiego. Szczęśliwe, długe i burzliwe negocjacje z udziałem MON, MG oraz ówczesnego premiera Donalda Tuska zaowocowały podpisaniem w siedzibie polskiego Ministerstwa Obrony Narodowej 12 lipca 2013 roku umowy między Patrią a WZM Siemianowice Śląskie (obecnie noszącymi nazwę Rosomak). WZMS reprezentował prezes Adam Janik, zaś fiński koncern reprezentował wiceprezes Markku Bollmann. Przedstawicielom zbrojeniówki towarzyszyli minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak, ówczesny wiceminister ON gen. Waldemar Skrzypczak oraz
reprezentujący Ministerstwo Gospodarki wiceminister Dariusz Bogdan. Poza zwyczajowymi formułami grzecznościowymi na spotkaniu zawarto porozumienie dające zupełnie nowe możliwości naszemu przemysłowi zbrojeniowemu. Wśród zapisów znalazły się między innymi prawo do produkcji transportera przez następną dekadę (od 2012 licząc), prawo do serwisowania i napraw przez czterdzieści lat, przekazanie własności intelektualnej związanej z modyfikacjami w polskie ręce oraz, co najważniejsze dla niniejszego artykułu, przekazanie praw do sprzedaży wyrobu na rynki trzecie. Dzięki temu Rosomak zaczął trafiać na targi zagraniczne, w tym na słowacki IDEB 2014, który okazał się może najważniejszą tego typu imprezą, na jakiej zaprezentowano siemianowicki produkt.
Słowacja szuka transportera – od „Białej Księgi” do Scipio
Już kilka lat temu Słowacy rozpoczęli poszukiwania kołowego transportera opancerzonego w układzie 8×8. Pierwsze wzmianki konkretyzujące zapotrzebowanie pojawiły się w opublikowanej w czerwcu 2013 roku www.armia24.pl
„Białej Księdze”, gdzie była mowa jedynie o platformie wielozadaniowej, jaka miała być pozyskana do końca 2015 roku. Armia słowacka miała przez to rozumieć potrzebę pozyskania lżejszego pojazdu w układzie 4×4. Poza tym, miały być zakupione nowe bojowe wozy piechoty jako następcy BVP-2 (lokalna odmiana BMP-2), bądź też miała być przeprowadzona ich modernizacja (w ramach programu powstał IVF Ŝakal, głęboka modernizacja BVP-2). Później program pozyskania platformy kołowej rozbito na dwa różne: lekką, według pierwotnej koncepcji, oraz ciężką, jako następcę wycofanego transportera OT-64 (dobrze znany w Polsce SKOT), a bezpośrednio BVP-1 i OT-90. Ta ostatnia miała pojawić się w układzie 8×8, zaś zapotrzebowanie określono na 100 sztuk. Jako użytkownika wskazano batalion ISTAR z 2. Brygady Zmechanizowanej (ogółem posiadać ma 2 takie baony, po 31 transporterów w każdym). Wprawdzie początkowo słowackie MON planowało rozpisać przetarg (w którym również Polski Holding Obronny z WZMS zamierzały wziąć udział – stąd też prezentacja Rosomaka na Słowacji), ostatecznie jednak dokonano innego wyboru. Konkurencja (PARS 8×8 tureckiej firmy FNSS oraz Pandur, produkowany przez austriacki koncern Steyr-Daimler-Puch A. G.) okazała się być na tyle mało atrakcyjna w porównaniu z ofertą polską, że już w początkach 2015 roku pojawiły się pogłoski, jakoby nasi południowi sąsiedzi interesowali się wyłącznie Rosomakiem. Ostatecznie w maju szef słowackiego MON, Martin Glváč, podczas prowadzonych z wicepremierem Siemoniakiem negocjacji przyznał, że polska oferta jest faworyzowana. Dopiero niepowodzenie rozmów bilateralnych miało doprowadzić do rozpisania przetargu. Tak się jednak nie stało i 3 lipca tego roku w Siemianowicach, w siedzibie zakładów Rosomak, podpisano list intencyjny, dotyczący polsko-słowackiej współpracy w zakresie uzbrojenia. Strony reprezentowali premierzy obu krajów, odpowiednio Ewa Kopacz i Robert Fico. Obecni byli także szefowie resortów obrony. Z ust premier Kopacz padły wówczas historyczne słowa: Słowacja w ciągu najbliższych trzech lat zakupi 31 sztuk nowego wariantu
Uczestnicy spotkania w zakładach Rosomak S.A., podczas którego zapadła decyzja o zakupie kadłubów KTO Rosomak przez Słowację [Fot. MO Słowacji]
transportera Rosomak. Pierwsze 31 podwozi ma być warte około 120 milionów złotych. Wprawdzie to zaledwie część niezbędnych wojskom słowackim transporterów, ale Słowacji nie stać na zakup tak dużej liczby pojazdów w jednej partii, można się jednak spodziewać, że tym bardziej nie stać jej na eksploatację mieszanej floty, złożonej z kilku typów wozów jednej kategorii. Wygląda więc na to, że to dopiero początek miejmy nadzieję, że owocnej dla obu stron współpracy, która nie zakończy się tylko na Rosomaku. Przypomnieć bowiem wypada, że zaproszono państwa grupy V4 (Grupa Wyszehradzka, w skład której poza Polską i Słowacją Wchodzą także Czechy i Węgry) do programu nowej generacji bojowego wozu piechoty Borsuk. Bardzo istotnym novum dla polskiej zbrojeniówki jest sprawa podejścia do klienta, tak różnego od nie do końca udanego eksportu PT-91M do Malezji oraz WZT-3M do Indii. Otóż Słowacy, poza prawem do integracji podwozia z własną wieżą (o której dalej), otrzymać mają także pakiet szkoleniowy, kredyt na zakup podwozi (taka możliwość była zapowiadana przez MON już w 2014 roku) oraz, w razie potrzeby, także pewnych ilości polskiego demobilu. Co interesujące, strona słowacka informuje także o możliwości sprzedaży nowej odmiany Rosomaka dla polskiej armii, choć wobec naszych znanych planów należy ocenić to wyłącznie jako
KTO Scipio na poligonie w towarzystwie OT-90 i IFV Sakal [Fot. MO Słowacji]
opcję przewidzianą w memorandum. Pewne szanse dla słowackiego przemysłu wystąpić mogą w razie pojawienia się poważniejszych problemów z rodzimym ZSSW-30. O wiele poważniej brzmi wyrażenie nadziei na kontrakty związane z remontami polskiego uzbrojenia pochodzenia czechosłowackiego (BWP-1, armatohaubice wz. 77 Dana), które miałyby być prowadzone w zakładach ZŤS Špeciál z Grupy DMD. Dotychczas pewne prace w tym zakresie były prowadzone przez zakłady czeskie. Dla swojej odmiany Rosomaka Słowacy wybrali nazwę może nieco zbyt ambitną, bo pochodzącą od bodaj największego wodza Starożytności. Człowiek ten przez wiele lat grał pierwsze skrzypce w politycznym koncercie Republiki Rzymskiej, pełnił ważne funkcje religijne, stanowił wzór do naśladowania dla wielu swoich następców. Mowa tu o pogromcy zwycięzcy spod Kann, Hannibala Barkidy, Publiuszu Korneliuszu Scypionie Afrykańskim Starszym. Zresztą ród Korneliuszów Scypionów wydał wielu znakomitych Rzymian, o których pamięć trwa po dziś dzień – choć ze wszystkich najsłynniejszy jest zwycięzca spod Zamy.
Scipio – opis konstrukcji
Zasadniczymi elementami słowackiej odmiany Rosomaka są polski kadłub oraz słowacka wieża. Demonstrator zaprezentowany na targach IDET 2015 w czeskim Brnie przeszedł szereg modyfikacji, mających umożliwić mu sprostanie słowackim wymaganiom, ale też dać podstawy do dalszej modyfikacji polskich transporterów. Zasadniczym kierunkiem zmian było dążenie do zwiększenia wyporności KBWP, które osiągnięto poprzez zastosowanie wypełniacza piankowego umieszczonego między pancerzem zasadniczym i dodatkowym oraz w dodatkowym module, umieszczonym na przedniej dolnej płycie kadłuba. Wskutek zmian, kadłub zwiększył swo-
ARMIA • 7–8 (81) lipiec–sierpień 2015 47
na lądzie Wieża Turra-30, tu w konfiguracji słowackiej, z armatą 2A42 kalibru 30 mm, czkm PKT kalibru 7,62 mm i dwoma ppk Konkurs [Fot. EVPU]
ją szerokość o dziesięć centymetrów. Dzięki nim udało się uzyskać zachowanie pływalności przy masie powyżej 22,5 tony, co jest istotne nie tylko przy opracowywaniu docelowego Scipio, ale też dla polskiego programu dozbrajania wieży Hitfist-30P w kierowane pociski przeciwpancerne Spike-LR. Zmieniony przepływ wody oraz masa wymusiły wprowadzenie zmian w konstrukcji pędników wodnych oraz demontaż skrzynki narzędziowej. W przyszłości planuje się osiągnąć pływalność przy masie 24 ton (obecnie uzyskano wzrost o 1250 kilogramów), co wymusi także modyfikację konstrukcji falochronu. Poza zmianami zewnętrznymi, pojawiły się też wewnętrzne, związane z zabudową wieży bezzałogowej, jak elektroniczny panel działonowego. Seryjny kadłub zapewne będzie się nieznacznie różnił od zaprezentowanego w Brnie. Stanowiącą o sile ognia Scypiona wieżą jest słowacka Turra-30, znana już z prototypu IFV Ŝakal, skonstruowana w zakładach EVPÚ. Dostosowana jest ona do montażu różnych armat automatycznych, przede wszystkim licencyjną słowacką 2A42 na nabój 30×165 mm (była też jednak prezentowana z armatą ATK Mk44 Bushmaster II na „NATOwską” 30×173 mm; w tej wersji także z wkm M2 kalibru 12,7 mm). Drugim uzbrojeniem wieży jest karabin maszynowy, w wariancie przewidzianym dla Scipio jest to sprzężony z armatą (choć osadzony na stropie wieży) 7,62 mm czkm PKT. Uzbrojenie stabilizowane jest w dwóch płaszczyznach, kąt ostrzału w pionie zawiera się między –10 a +70 stopni, co daje pewne szanse na rażenie
celów powietrznych. Obronę przed ciężkimi pojazdami pancernymi zapewnią dwie wyrzutnie przeciwpancernych pocisków kierowanych Konkurs (choć możliwy jest też montaż systemu Fagot lub Spike-LR, a zapewne też i innych). Obsługa ma do dyspozycji nowoczesne przyrządy obserwacyjno-celownicze działonowego oraz, opcjonalnie, także dowódcy (niezależnie stabilizowane). Blok będący do dyspozycji celowniczego składa się z dziennej kamery TV, kamery termowizyjnej (zakres 8÷12 mikrometrów) i dalmierza laserowego. System kierowania ogniem składa się z pełnego zestawu czujników oraz przetwarzającego dane komputera balistycznego. Sama wieża bezkoszowa, bez uzbrojenia, ma wymiary 2244×765×2021 mm. Masa przy bazowym poziomie ochrony (Level 1) wynosi 1500 kilogramów, choć może ona wzrosnąć podczas montażu dodatkowego wyposażenia czy opancerzenia. Przeżywalność zwiększa wyrzutnia granatów dymnych Galix. Wielką zaletą wieży, prócz małych gabarytów (które mogą jednak wpływać niekorzystnie na przewożony zapas amunicji gotowej do użycia), jest jej cena, która ma się kształtować na poziomie zaledwie czwartej części wieży Hitfist-30P. Sam transporter pomyślnie przeszedł czerwcowe testy poligonowe na Słowacji.
Przyszłość
Polsko-słowacki transporter (faktycznie kołowy bwp) to, miejmy nadzieję, dopiero początek wspaniałej kariery międzynarodowej, jaka czeka Rosomaka. Transportery kołowe
ZSSW-30, opracowywana przez Hutę Stalowa Wola, w konfiguracji prezentowanej na MSPO 2014. Czy Turra-30 może być dla niej konkurencją lub... uzupełnieniem? [Fot. autor]
48
w układzie 8×8 pozyskać planuje między innymi Litwa, która wprawdzie interesuje się niemieckimi GTK Boxer, te jednak mogą okazać się dla niej zbyt kosztowne. Dzięki nowej umowie, można będzie oferować różne konfiguracje „Zielonego Diabła” – z ZSSW-30 dla bardziej wymagających klientów oraz z Turrą-30 dla tych z mniej zasobnymi portfelami. Ponadto Scipio staje się przyczółkiem polskiej zbrojeniówki na obszarze Grupy Wyszehradzkiej, która być może w całości przezbroi się w przyszłości w „dziecko” programu następcy BWP-1? Doświadczenie zdobyte podczas dopracowywania Scipio może się również okazać potrzebne przy pożądanym tzw. MLU (Middle Life Upgrade, modernizacja zalecana w połowie cyklu życia uzbrojenia) KTO Rosomak, jak też podczas prac nad jego następcą. Sama wieża również może zainteresować polskich wojskowych i decydentów z MON, może nie w kontekście alternatywy dla pochodzącego z HSW ZSSW-30, ale... w kontekście modernizacji BWP-1. Należy mieć bowiem świadomość, że BWP-1 jest pojazdem wręcz tragicznie przestarzałym i zupełnie niespełniającym wymagań współczesnego pola walki. Planowana wiele lat temu modernizacja została ostatecznie zarzucona pod koniec pierwszej dekady XXI wieku ze względu na zbyt wysokie koszty w stosunku do efektu oraz trudności techniczne – z racji niskiej masy i małych gabarytów, radziecka konstrukcja bywa określana jako „modernizacjoodporna”, m.in. ze względu na konieczność znalezienia wieży o masie poniżej 1500 kilogramów. Ten wymóg Turra (jakkolwiek bez ppk i z najniższym poziomem opancerzenia, chroniącym właściwie wyłącznie przed amunicją strzelecką) spełnia, a przy tym jest bardzo tania. Być może „odzyskane” podczas złomowania BWP-1 wieże mogłyby zostać użyte podczas przeprowadzania MLU już dostarczonych Rosomaków, co pomogłoby ominąć problemy związane z integracją obecnej wieży z ppk Spike. Najważniejszą jednak korzyścią, której znaczenia nie da się wycenić wprost, jest wyraźny postęp polskich specjalistów od marketingu. Bogaty pakiet, jaki zaproponowano Słowakom, z pewnością wspomógł wybór naszej oferty. Widać tu wyraźny postęp w stosunku do lat poprzednich, co pozwala myśleć o przyszłości eksportu polskiego uzbrojenia nieco cieplej niż o dotychczasowej, dość smutnej, praktyce. n
Bartłomiej Kucharski Publicysta, na co dzień związany z historią i militariami, zwłaszcza z bronią pancerną.
www.armia24.pl
Bartłomiej Kucharski Scypion Słowacki – debiut eksportowy Rosomaka
INSTYTUT TECHNICZNY WOJSK LOTNICZYCH ul. Księcia Bolesława 6, 01-494 Warszawa, skr. poczt. 96 tel.: 261 851 300; faks: 261 851 313 www.itwl.pl e-mail:
[email protected]
Prowadzimy działalność innowacyjną w zakresie: • Badania naziemne i w locie • Systemy diagnostyczne dla techniki lotniczej • Wspomaganie sterowania eksploatacją • Symulacja i modelowanie • Awionika • Uzbrojenie lotnicze • Systemy rozpoznania, dowodzenia i szkolenia • Integracja systemów C4ISR • Bezzałogowe statki powietrzne • Diagnostyka powierzchni roboczych lotnisk • Badania paliw i cieczy roboczych • Testów i certyfikacji wyrobów
Posiadamy: • Koncesję Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji Nr B-404/2003 • Natowski Kod Podmiotu Gospodarki Narodowej (NCAGE) 0481H • Wewnętrzny System Kontroli Nr W-45/8/2015 w zakresie naukowobadawczego wspomagania eksploatacji lotniczej techniki wojskowej • Świadectwo Bezpieczeństwa Przemysłowego pierwszego stopnia: krajowe, NATO Secret, EU/UE Secret • Uprawnienia do nadawania tytułu naukowego doktora habilitowanego
w powietrzu
program Ważka
Bezzałogowy statek powietrzny ITWL Atrax Adam M. Maciejewski
O
ddziały wojsk lądowych, które walczą w terenie zurbanizowanym, potrzebują niezawodnego środka rozpoznania powietrznego, który umożliwi im prowadzenie rozpoznania w promieniu od kilkuset do kilku tysięcy metrów od własnych pozycji. Często jest to kwestia sprawdzenia, jak wygląda sytuacja parę ulic dalej czy też „zajrzenia” za zamykające perspektywę i ograniczające pole widzenia wysokie budynki. Czasami nawet zajęcie ostatnich kondygnacji okolicznych budynków nie gwarantuje prowadzenia skutecznej obserwacji ze względu na gęstość zabudowy. Jednocześnie jednostki wojsk lądowych, zwłaszcza te niższego szczebla, jak pododdziały, nie zawsze mogą liczyć na aktualne (czyli przesyłane w czasie rzeczywistym lub quasi-rzeczywistym) dane rozpoznawcze płynące z wyższych szczebli dowodzenia. Ze względu na swoją liczebność nie mają też możliwości, by być wyposażone w niektóre klasy większych latających bezzałogowców. Natomiast w przypadku działań w terenie miejskim, nie mogą też używać bezzałogowców klasycznego startu i lądowania, potrzebujących odpowiednio dużo wolnej przestrzeni do startu i wznoszenia oraz przyziemienia (dotyczy to nawet tych swobodnie opadających ze spadochronami). Rozwiązaniem są bezzałogowce, które mogą startować i lądować pionowo, jak załogowe śmigłowce, jednocześnie będąc na tyle małymi, by mogły być przenoszone złożone i schowane w plecakach pojedynczych żołnierzy. Takie też wymagania wobec przyszłego bezzałogowego systemu powietrznego pionowego startu i lądowania klasy mini stawia Ministerstwo Obrony Narodowej. ITWL, mający już wcześniej doświadczenia w konstruowaniu małych bezzało-
50
Atrax i jego charakterystyczny układ współosiowych wirników przeciwbieżnych, pod kadłubem głowica optoelektroniczna [Fot. ITWL]
Ostatnie konflikty zbrojne – w tym te z udziałem Wojska Polskiego – pokazały, że bardzo często polem walki są tereny miejskie. Działania toczone w takich warunkach mają często charakter manewrowy, gdzie ograniczone liczebnie oddziały muszą zlokalizować, zidentyfikować i związać walką siły nieprzyjaciela i to w dość krótkim czasie. To wszystko przy obecności cywilów. Aby tego dokonać, oddziały naziemne potrzebują skutecznych środków rozpoznania dostosowanych do takich warunków. Skonstruowany w Instytucie Technicznym Wojsk Lotniczych bezzałogowy statek powietrzny Atrax wychodzi naprzeciw powyższym wymaganiom. gowych statków powietrznych (Koliber) i współuczestniczący w opracowaniu prototypowego bezzałogowego śmigłowca (ILX-27), opracował kolejną konstrukcję tej kategorii, jaką jest bezzałogowy statek powietrzny pionowego startu i lądowania Atrax. Miał on swój debiut podczas MSPO 2014 (ARMIA 10/2015), w trakcie którego zdobył nagrodę Defender.
Konstrukcja Atraxa
Niewielki, w ogólnym swym kształcie prostopadłościenny kadłub Atraxa jest zbudowany z kompozytów węglowych, co przekłada się na niewielką masę połączoną z dużą odpornością mechaniczną. Kadłub mieści elektronikę pokładową, a u jego spodniej strony swoje gniazdo ma obserwacyjny system optoelektroniczny. Z kadłuba sy-
Atrax – dane taktyczno-techniczne: rozpiętość między końcówkami śmigieł wysokość masa startowa (w zależności od konfiguracji wyposażenia) udźwig maksymalny promień działania loty prostoliniowe długotrwałość lotu (w zależności od konfiguracji wyposażenia) prędkość lotu (maksymalna) prędkość lotu (optymalna) pułap operacyjny
190 cm 65 cm 6÷25 kg 15 kg 5 km 35 km 45÷80 min 80 km/h 20 km/h 5÷1000 m
metrycznie wystają cztery ramiona. Każde z nich jest zakończone parą dwułopatowych wirników w układzie współosiowym przeciwbieżnym, w którym górny wirnik obraca się przeciwnie do ruchu wskazówek zegara, natomiast dolny zgodnie z nim. Każdy z wirników dysponuje indywidualnym napędem w postaci silnika elektrycznego (czyli www.armia24.pl
Adam M. Maciejewski Bezzałogowy statek powietrzny ITWL Atrax łącznie Atrax ma osiem takich silników), co gwarantuje stosunkowo niski poziom hałasu generowanego przez lecącego Atraxa, jak również niezawodność działania. Dzięki takiej zwielokrotnionej konfiguracji napędu, Atrax cechuje się bardzo dużą niezawodnością działania. Nawet przy dwóch niesprawnych silnikach możliwy jest dalszy lot. Każde z ramion, mniej więcej w ⅓ swojej długości wyposażone jest w przegub, dzięki któremu jest składane do dołu na czas transportu. Podwozie Atraxa stanowią dwie płozy przymocowane do dolnej części kadłuba na dwóch długich wysięgnikach. Podwozie tym samym stanowi fizyczną ochronę układu optoelektronicznego zarówno podczas lotu, jak i transportu. W tej drugiej konfiguracji dodatkową ochronę zapewniają cztery złożone ramiona. Całe technologia i produkcja, zarówno kompozytów jak i systemów elektronicznych zabudowanych na pokładzie Atraxa zostały opracowane w Instytucie Technicznym Wojsk Lotniczych.
Wyposażenie zadaniowe i pokładowe
Atrax wyposażono w stabilizowaną głowicę optoelektroniczną, której dokładne parametry mogą być dostosowane wedle wymagań docelowego użytkownika. I tak głowica optoelektroniczna dysponuje stabilizacją w dwóch albo trzech osiach z dokładnością do 0,1°. Głowica może być wyposażona w cyfrową kamerę dzienną lub termowizyjną (zgodnie z wymaganiami ministerialnymi wobec bezzałogowca pionowego startu i lądowania klasy mini) o rozdzielczości SD lub full HD, dysponujące maksymalnie 36-krotnym zoomem optycznym oraz dodatkowo funkcją tzw. zoomu cyfrowego. Jako wyposażenie opcjonalne można zamówić instalację dalmierza laserowego. Pole obserwacji dowolnej głowicy wynosi 360°. Pozostałe wyposażenie pokładowe obejmuje autopilota z możliwością planowania misji przed lotem oraz możliwością zmiany parametrów w czasie rzeczywistym, czyli w czasie lotu. Dostępny autopilot może też zaktualizować pozycję bazy w czasie rzeczywistym, jeżeli jest nią np. pojazd, z którego Atrax wystartował do swojej misji. Łatwo sobie taką sytuację wyobrazić w przypadku pododdziałów prowadzących działania manewrowe. Atrax posiada zabezpieczenie na wypadek utraty łączności lub awarii jednego z systemów lub utraty sygnału nawigacji satelitarnej GPS. Atraxa wyposażono w cyfrowy szyfrowany układ transmisji danych i obrazu o przepustowości 5–6 Mbit/s zapewniający łączność dwukierunkową oraz możliwość transmisji obrazu jakości full HD.
Atrax w locie, z tego ujęcia widać jego płozowe podwozie [Fot. ITWL]
Docelowo konstruktorzy Atraxa przewidzieli możliwość uzbrojenia tego bezzałogowca. Atrax przenosi (już po próbach) – w ramach dopuszczalnej masy użytecznej – granaty hukowe, dymne, błyskowo-hukowe lub z farbą fluorescencyjną w ilości 12 sztuk. Taki dobór przenoszonych granatów (w grę z pewnością wchodziłyby też granaty np. z gazem łzawiącym) dobrze predysponuje Atraxa do zastosowania przez Policję lub inne służby porządku publicznego. Natomiast w przypadku zastosowań stricte wojskowych Atrax można byłoby uzbroić także w granaty odłamkowe lub kumulacyjno-odłamkowe, jeżeli zachodziłaby taka koniczność taktyczna.
Pozostałe składniki systemu
System, którego zasadniczym elementem jest bezzałogowiec Atrax, dopełnia uniwersalne Naziemna Stacja Kontroli, zespół antenowy, wyposażenie eksploatacyjne oraz skrzynia transportowa mieszcząca pojedynczego Atraxa. Naziemna Stacja Kontroli ma formę konsoli z wbudowanym pośrodku kolorowym wyświetlaczem ciekłokrystalicznym prezentującym najważniejsze parametry lotu czy dane zbierane przez aparaturą pokładową Atraxa. Po obu stronach ekranu są zamontowane dwa kontrolery w formie niewielkich manipulatorów. Podczas pracy
Atrax nagrodzony Defenderem Podczas XXII Międzynarodowego Salonu Przemysłu Obronnego (MSPO 2014) zespół konstruktorski z ITWL został wyróżniony nagrodą Defender przyznaną za bezzałogowy statek powietrzny Atrax. Ten był prezentowany w Kielcach statycznie na stoisku ITWL, jak również w locie podczas pokazu dynamicznego dla przedstawicieli komisji konkursowej. Konstrukcja, osiągi i faktyczne możliwości Atraxa spowodowały, że dołączył do innych projektów autorstwa ITWL wyróżnionych prestiżową statuetką Defendera podczas poprzednich odsłon MSPO.
Pamiątkowie zdjęcie po otrzymaniu Defendera, od lewej: Dyrektor ITWL prof. dr hab. inż. Ryszard Szczepanik, inż. pil. Wojciech Lorenc, inż. Krzysztof Figur, Zastępca Dyrektora ITWL dr hab. inż. Andrzej Żyluk [Fot. ITWL]
ARMIA • 7–8 (81) lipiec–sierpień 2015 51
w powietrzu
Transmisja obrazu z Atraxa przekazywanego w czasie rzeczywistym. Kadr pochodzi z pokazowej akcji SAR przeprowadzonej w trakcie Balt Military Expo 2014 [Fot. ITWL]
w przygodnych warunkach Naziemną Stację Kontroli można zawiesić na pasie nośnym w taki sposób, że korzystająca z niej osoba ma wolne ręce, a całość staje się wówczas pulpitem zawieszonym prostopadle do ciała operatora. Naziemna Stacja Kontroli ma solidną kompozytową obudowę chroniącą
przed uszkodzeniami mechanicznymi lub negatywnym oddziaływaniem środowiska. W jej górnej części zamocowano uchwyt transportowy do wygodnego przenoszenia. Naziemna Stacja Kontroli ma masę 4,5 kg, w czym zawiera się także wbudowany akumulator zapewniający do sześciu godzin
nieprzerwanej pracy. Jak zostało już wspomniane, Naziemna Stacja Kontroli jest uniwersalna, czyli może służyć do kontrolowania również innych bezzałogowych statków powietrznych skonstruowanych w ITWL, np. Crixus czy tych klasy mikro. Łączność z Atraxem w locie zapewnia składany zespół antenowy, do pracy rozstawiany na statywie, który podobnie jak pozostałe składniki systemu może być przenoszony w plecaku. Poza niezbędnym wyposażeniem eksploatacyjnym, w skład zestawu wchodzi jeszcze skrzynia transportowa o wymiarach 90×90×60 cm, w której można schować jednego Atraxa. W ten sposób bezzałogowiec może być bezpiecznie magazynowany lub transportowany na duże odległości. Oferta ITWL zawiera także szkolenie operatorów bezzałogowych systemów latających, w toku którego kursanci nabywają niezbędną wiedzę oraz praktyczne umiejętności pozwalające na samodzielne pilotowanie bezzałogowców podczas lotów w zasięgu wzroku i poza nim. Obecnie takie szkolenie ITWL oferuje dla cywilnych operatorów komercyjnych. Jednak zakres szkolenia może być dostosowany do wymagań użytkowników wojskowych. Gdyż w przypadku szkolenia do lotów poza zasięgiem wzroku – czyli najbardziej dla wojska użytecznych – od strony teoretycznej program uczy m.in. meteorologii, nawigacji w lotach bezzałogowych, procedur operacyjnych, planowania lotu, zasad wykonywania lotów – w tym z uwzględnieniem zasad bezpieczeństwa, wiedzy dotyczącej samych bezzałogowców czy istoty sprzężenia na linii operator–bezzałogowiec. Natomiast wśród umiejętności praktycznych, szkolenie kładzie oczywiście nacisk w pierwszej kolejności na operowanie bezzałogowcem podczas lotu, także na obsługę i procedury konieczne do startu, wykonania lotu i po lądowaniu. Poza tym uczy się planowania misji i jej analizy, czy też procedur postępowania w przypadku zaistnienia sytuacji awaryjnych. Zatem takie szkolnie pozwala na uzyskanie przez odpowiednią liczbę żołnierzy kwalifikacji koniecznych, by następnie skutecznie wykorzystywać Atraxa w warunkach bojowych.
Zastosowanie operacyjne Atraxa
Niewielka uniwersalna Naziemna Stacja Kontroli jest poręczna i łatwa w transporcie, a jej obudowa dobrze chroni przed trudami polowego użytkowania [Fot. ITWL]
52
Zbliżenie na uniwersalną Naziemną Stację Kontroli podczas pracy [Fot. ITWL]
Bezzałogowy statek powietrzny Atrax skonstruowano do prowadzenia rozpoznania na szczeblu kompanii, baterii lub plutonu, w zależności od tego, jaki rodzaj wojsk potrzebuje takich zdolności operacyjnych. Biorąc pod uwagę wyposażenie pokładowe i osiągi Atraxa, w tym 5-kilometrowy promień działania oraz masę ładunku użytecznego, widać że Atrax może z powodzeniem wypełniać szereg misji zarówno na www.armia24.pl
Adam M. Maciejewski Bezzałogowy statek powietrzny ITWL Atrax rzecz użytkowników wojskowych, jak i różnych innych służb mundurowych oraz użytkowników cywilnych, w tym komercyjnych. Atrax umożliwia autonomiczne prowadzenie obserwacji określonego pasa terenu. Może być wykorzystywany do prowadzenia bardzo szybkiego rozpoznania możliwych tras przemarszu wojsk własnych, w tym przejazdu kluczowej techniki wojskowej. Atrax może wspierać działania oddziałów inżynieryjnych i saperskich poprzez prowadzenie rozpoznania inżynieryjnego z powietrza. W przypadku działań bojowych w terenie zurbanizowanym, dzięki zdolności pionowego startu i lądowania, może na bieżąco prowadzić rozpoznanie poszczególnych regionów miasta (dzielnic, kwartałów, ulic i placów, poszczególnych budynków), dając wykorzystującym go oddziałom możliwość do elastycznego dostosowania swoich działań do szybko zmieniającej się sytuacji taktycznej. W przypadku prowadzenia takiego rozpoznania Atrax może szybko dostarczyć danych o pozycjach i wielkości sił nieprzyjaciela, co następnie może być wykorzystane do prowadzenia celnego, skutecznego ostrzału, np. przez oddziały artylerii. Możliwość uzbrojenia Atraxa w ładunki wybuchowe i granaty powoduje, że w pewnych specyficznych sytuacjach, Atrax może wykonać misję niemożliwą do wykonania w inny sposób, w tym przez samoloty bezzałogowe. Kompaktowe wymiary i łatwość operowania wśród miejskiej zabudowy czynią z Atraxa interesująca propozycję dla Policji lub Państwowej Straży Pożarnej.
Przykłady obrazu rejestrowanego przez głowicę optoelektroniczną Atraxa w różnym zakresie widma fal elektromagnetycznych [Fot. ITWL]
Atrax może też wspierać misje ratunkowe i poszukiwawcze (Search And Rescue, SAR), tak nad lądem, jak i nad wodą. W przypadku wyposażenia w odpowiednią aparaturę pokładową, Atrax może też prowadzić rozpoznanie skażeń – zarówno jeśli chodzi o skażenia powietrza, jak i akwenów. W analogicznych zastosowaniach, Atrax może poAtrax w powietrzu [Fot. ITWL]
magać w monitorowaniu obszarów leśnych, pomagać przy tworzeniu szacunkowych skutków klęsk żywiołowych (lub katastrof przemysłowych) albo też pomagać przy różnego rodzaju badaniach flory i fauny. W przypadku zastosowań bardziej komercyjnych, Atrax może służyć do monitorowania i kontroli infrastruktury (linie wysokiego napięcia, tory kolejowe, rurociągi) albo pomagać w ochronie mienia lub osób (np. podczas imprez masowych). Z punktu widzenia wymogów wojskowych, w tym programu Ważka, Atrax to system, który spełnia szereg kryteriów. W tym te najistotniejsze dla użytkownika wojskowego, a mianowicie łatwość eksploatacji – transport w warunkach polowych poszczególnych elementów systemu przenoszonych złożonych w plecakach. Poza tym długotrwałość lotu zauważalnie przekraczająca wymagane pół godziny czy wspomniany na początku tego paragrafu, 5-kilometrowy promień działania także bardzo dobrze pasują do wymogów sformułowanych przez Ministerstwo Obrony Narodowej na rzecz Wojska Polskiego.
n
Adam M. Maciejewski Publicystyka dotycząca głównie uzbrojenia wojsk lądowych oraz przemysłu obronnego. Zainteresowania obejmują też rolę czynnika militarnego w stosunkach międzynarodowych i teorii komunikowania masowego.
ARMIA • 7–8 (81) lipiec–sierpień 2015 53
na morzu
66 lat marynarki ChRL
Część 1
Morska moc
Czerwonego Smoka
Rozpędzona od dwóch dekad chińska gospodarka stwarza władzom Państwa Środka duże możliwości finansowania rozwoju sił zbrojnych. Okres prosperity przeżywa chińska marynarka wojenna, która seryjnie dostaje nowe okręty. Najbardziej widocznym symbolem rozwoju floty jest przekazanie do służby w 2012 roku lotniskowca „Liaoning”. Jeśli tempo rozbudowy sił morskich nie osłabnie, to za 15–20 lat na oceanach będzie królowała flota „Czerwonego Smoka”. Niszczyciel rakietowy „Shenyan” proj. 051C (typ Luda III)
54
www.armia24.pl
Jan Radziemski
Po pierwsze gospodarka
Chiny odrobiły ważną lekcję z historii Związku Radzieckiego i nie chcą wzorem swojego sąsiada rozwijać sił zbrojnych kosztem gospodarki. Wręcz przeciwnie, uznały, że siła militarna powinna być pochodną wzrostu gospodarczego. Niedawno Państwo Środka wysunęło się na drugie miejsce wśród potęg gospodarczych świata. Teraz przyszła kolej na wzrost potencjału militarnego państwa. Bogate zasoby finansowe pozwalają Chinom na realizację ambitnego programu modernizacji armii. Budżet obronny Chin odnotowuje co roku dwucyfrowy wzrost i to od dobrych kilkunastu lat. Obecnie Państwo Środka pod względem wydatków na zbrojenia ustępuje tylko Stanom Zjednoczonym. Wśród wielkich mocarstw podobną tendencję wykazują tylko wydatki na wojsko w Rosji. Tak gwałtowna rozbudowa potencjału militarnego budzi poważne obawy w regionie. Chińscy przywódcy próbują uspokajać opinię publiczną, twierdząc np. ustami przewodniczącego parlamentu Li Zhaoxing, że Chiny pozostają zaangażowane na rzecz pokojowego rozwoju i prowadzą defensywną politykę obronną. Chiny mają 1,3 mld mieszkańców, duże terytorium i długą linię brzegową, ale nasze wydatki obronne są relatywnie niskie w porównaniu z innymi krajami. Oficjalne dane Pekinu są otwarcie kwestionowane. Uważa się, że rzeczywiste wydatki tego państwa są dwa razy wyższe. Podawany do publicznej wiadomości budżet nie uwzględnia bowiem wydatków na program zbrojeń nuklearnych, w tym na pociski międzykontynentalne, a także na inne programy o charakterze wojskowym. Rzekomo w 2010 r. Pekin wydał na ten cel 78 mld USD, w 2012 roku 106,7 mld USD, a w 2014 r. – 132 mld USD. Tymczasem amerykańskie raporty mówią o wydatkach rzędu 105–150 mld USD już w roku 2009 i 180 mld USD w roku 2011 r. I chociaż budżet obronny USA jest dalej kilka razy większy (w 2011 r. – 548,9 mld USD), to jego udział w światowych wydatkach na zbrojenia w 2012 roku po raz pierwszy spadł poniżej 40%. Zdaniem Amerykanów Pekin ma też najlepiej opłacany na świecie wywiad wojskowy i gospodarczy. Zajmuje się on przede wszystkim wykradaniem nowych technologii i danych ekonomicznych. W ten sposób Chiny chcą w szybkim tempie pokonać lukę technologiczną dzielącą je od rozwiniętych państw Zachodu. Trudno w tym nie dopatrywać się analogii z metodami stosowanymi przez były Związek Radziecki.
Prezydent Xi Jinping podczas wizyty na pokładzie nuklearnego okrętu podwodnego
Najludniejszy kraj świata w swojej dotychczasowej doktrynie militarnej podkreślał decydującą rolę czynnika ludzkiego w konflikcie zbrojnym. Doświadczenia wojny w Iraku zmieniły to nastawienie. Modernizacja odbywa się więc według zmienionego schematu. Chiny odchodzą od kryteriów ilościowych na rzecz kryteriów jakościowych i efektywnościowych. Większą wagę zaczyna się zwracać na rozbudowę foty wojennej. Potrzeba zabezpieczenia interesów ekonomicznych wymusza na Chinach konieczność zbudowania silnej i nowoczesnej floty, która dotychczas była traktowana
po macoszemu. Jeszcze do niedawna udział marynarki wojennej w ogólnych wydatkach obronnych wynosił zaledwie 10%, ale sytuacja zdecydowanie zmienia się na korzyść i obecnie wydatki na flotę przekraczają już 30% budżetu wojskowego Chin. Kierownictwo państwa zrozumiało, że osiągnięcie statusu globalnego mocarstwa nie jest możliwe bez rozbudowy tego rodzaju sił zbrojnych. Tym bardziej, że rozwijająca się dynamicznie gospodarka potrzebuje surowców energetycznych, a te są importowane głównie drogą morską1. Kolejnym powodem reorientacji, nazwijmy ją „kontynentalną”
Prezydent Xi Jinping wita się z kadrą oficerską podczas inspekcji lotniskowca „Liaoning” ARMIA • 7–8 (81) lipiec–sierpień 2015 55
na morzu na „morską” są liczne konflikty z sąsiadami o wyspy i archipelagi leżące często w dużej odległości od macierzystego wybrzeża oraz nierozwiązana kwestia „zbuntowanej prowincji” – Tajwanu. Właśnie z wymienionych powodów Chiny już drugą dekadę realizują ambitny plan modernizacji swej marynarki wojennej.
stanowił drugi etap w rozbudowie sił morskich. Charakteryzował się budową okrętów, stanowiących dalszy rozwój radzieckich konstrukcji. W połowie lat 80. chińska flota weszła w trzeci etap swojego rozwoju. Charakterystyczne cechy tego okresu to: poszukiwanie nowych rozwiązań, szeroko zakrojone prace konstruktorskie i realizacja oryginalnych projektów nowych bojowych okrętów i jednostek pomocniczych różnorodnych klas. W ostatnich dwóch dekadach jesteśmy świadkami niezwykle dynamicznej rozbudowy sił morskich tego kraju.
Chiński smok uczy się pływać
Chińska marynarka wojenna, oficjalnie nazywana Siłami Morskimi Narodowo-Wyzwoleńczej Armii Chin, powołana do życia 23 kwietnia 1949 r., stanowiła początkowo część składową armii lądowej. Odziedziczyła po flocie Czang Kaj-szeka dużą liczbę jednostek pływających różnego pochodzenia, często o małej wartości bojowej, których i tak nie było kim obsadzić, bo brakowało przeszkolonego personelu. Z pomocą pośpieszył Związek Radziecki, przekazując, począwszy od 1954 roku, wysłużone niszczyciele, okręty podwodne i mniejsze jednostki zbudowane przed bądź tuż po zakończeniu wojny. Kilka lat później Chiny otrzymały dokumentację techniczną wybranych projektów okrętów podwodnych, eskortowców i różnego rodzaju „drobnoustrojów”. W oparciu o te projekty w stoczniach chińskich rozpoczęto budowę licencyjną w miarę nowoczesnych – jak na owe czasy – jednostek wojennych. Pierwsza połowa lat sześćdziesiątych oznaczała dla Chin początek potężnego kryzysu. Zapoczątkowane „wielkim skokiem”, a potem „rewolucją kulturalną” eksperymenty gospodarcze i społeczne zamiast wprowadzić Chiny do grona liderów gospodarczych świata, skończyły się niepowodzeniem. Chaos wewnętrzny, izolacja od świata zewnętrznego, zerwanie współpracy
Flota w „trzech smakach”
Admirał Wu Shengli – dowódca Marynarki Wojennej Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej
międzynarodowej, również ze Związkiem Radzieckim odbiły się na kondycji chińskiej marynarki wojennej. Przestarzałych i wyeksploatowanych okrętów nie można było wymienić na nowe i nowocześniejsze. Radzono sobie z tym, wykorzystując dokumentację sowiecką, niekiedy ją modyfikując. Od 1965 roku rozpoczęto budowę własnych okrętów. Prostej konstrukcji jednostki, budowane w masowej skali i co istotne bardzo tanie, znajdowały także nabywców w krajach trzeciego świata. W tym czasie powstały takie „przeboje eksportowe” jak patrolowce typu Shanghai czy też kutry torpedowe typu Huchuan. Okres od drugiej połowy lat 60. do początku lat 80
Prezydent Xi Jinping w trakcie wspólnego posiłku z marynarzami na niszczycielu „Haikou” typu 052C
56
Marynarką Wojenną Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej, (Zhōngguó Rénmín Jiěfàngjūn Hăijūn), nazywaną na Zachodzie People’s Liberation Army Navy (w skrócie PLAN), kieruje dowództwo z siedzibą w Pekinie. Dowódcy MW, którym obecnie jest admirał Wu Shengli, podlega zastępca ds. politycznych oraz sztab marynarki posiadający 5 wydziałów: operacyjny, zaopatrzenia, uzbrojenia, wyszkolenia i personalny. Specyfiką Chin jest to, że najwyższym organem kreującym politykę wojskową państwa jest Centralna Komisja Wojskowa (CKW) Komunistycznej Partii Chin. Admirał Wu Shengli jest najstarszym (70 lat) członkiem CKW. Jak się przewiduje, powinien wnet opuścić to stanowisko. Ma podobno zostać Ministrem Obrony ChRL. W okresie pokoju organizacyjnie siły morskie dzielą się na trzy odrębne związki operacyjne: – Flotę Północną (Běihăi Jiàndui) na Morzu Żółtym z dowództwem w Qingdao w prowincji Shandong, – Flotź Wschodnią (Dōnghăi Jiànduì) na Morzu Wschodniochińskim z dowództwem w Ningbo w prowincji Zhanjiang, –Flotę Południową (Nánhăi Jiàndui) na Morzu Południowochińskim z dowództwem w Zhanijiang w prowincji Guangdong. Flota Północna utworzona w 1960 r., ze sztabem w Qingdao, obejmuje strefę operacyjną Morza Żółtego i Zatoki Bochajskiej. Oprócz głównej bazy w Qingdao dysponuje bazami w Lijuszań, Weichai, Huludało, Luda, Xiaopindao, Penlaj, Tiasoliń. Głównym zadaniem tego związku operacyjnego jest ochrona stolicy w Pekinie oraz północno-wschodnich rejonów kraju. W jej skład wchodzą: 1. Baza atomowych okrętów podwodnych (SSBN Xia i SSN Han), 1. Flotylla OP, 12. Flotylla OP, 1. Flotylla niszczycieli, 10. Flotylla niszczycieli, 1. Flotylla szybkich okrętów szturmowych, 1. Eskadra okrętów desantowych, 1. Flotylla okrętów wsparcia. Operacyjnie dowództwu floty podporządkowane są jednostki lotnictwa morskiego. www.armia24.pl
Jan Radziemski Morska moc Czerwonego Smoka
Polski wybór
M-346
Samolot szkolenia zaawansowanego M-346 Alenia Aermacchi jest podstawowym elementem najbardziej opłacalnego i zaawansowanego technologiczne Zintegrowanego Systemu Szkolenia dla pilotów samolotów najnowszej generacji. Ta szkoleniowa platforma jest zwyciezca wszystkich otwartych konkursów na takie systemy na świecie. Doskonale sprawdza sie w jednostkach eksploatujacych mysliwce F-16. Została wybrana przez siły powietrzne Włoch, Republiki Singapuru, Izraela, oraz Zjednoczonych Emiratów Arabskich. W ciagu ostatnich 50 lat, na 2 tysiacach samolotów Alenia Aermacchi, w 40 krajach, na 5 kontynentach – wyszkolono 20 tysiecy pilotów!
Always Flying Higher www.aleniaaermacchi.it
follow us on:
na morzu
Okręty Floty Wschodniej w porcie Dinghai
Flota Wschodnia utworzona 23 kwietnia 1949 r. jako pierwsza wojenno-morska jednostka chińskich sił zbrojnych. Sztab floty mieści się w Ninbo. Uważana jest za największą i najsilniejszą jednostkę operacyjną floty ChRL. Główna baza mieści się w Szanghaju, podstawowe bazy i punkty bazowania to: Dinghai, Czengsi, Hanczou, Chousan, Amoy. Flocie Wschodniej powierzono zadanie ochrony uprzemysłowionego regionu Szanghaju oraz kontrolę nad wodami Cieśniny Tajwańskiej. Jej głównym przeciwnikiem są siły morskie Tajwanu. Podstawowe jednostki obejmują: 22. Flotyllę OP, 42. Flotyllę OP, 3. Flotyllę niszczycieli, 6. Flotyllę niszczycieli, 1. Flotyllę korwet, 16. Flotyllę szybkich okrętów szturmowych, 21. Flotyllę szybkich okrętów szturmowych, 5. Flotyllę okrętów desantowych, 2. Flotyllę okrętów wsparcia. Ponadto w jej skład wchodzą jednostki lotnictwa morskiego i samodzielna brygada radiolokacyjna. Flota Południowa utworzona w 1952 roku na bazie 44. Armii z bazą w Guangou. Początkowo jej zadania obejmowały pomoc wojskom lądowym w obronie wybrzeża przed wtargnięciem nacjonalistycznej floty Kuomintangu i wyzwolenie wysp od nacjonalistów. W 1955 roku przyjęto oficjalną nazwę Flota Południowa. Pod koniec lat 60. sztab floty został przeniesiony do Zhanijiang. Strefa operacyjna floty obejmuje akwen Morza Południowochińskiego i Zatoki Tonkińskiej. Jej zadaniem jest osłona południowej części terytorium Chin oraz
58
kontrola Morza Południowochińskiego. Oprócz głównej bazy w Kantonie, jednostki floty korzystają z szeregu innych baz, takich jak: Yu Lin, Tao, Fang Cheng. W jej składzie znajdują się: 2. Baza atomowych okrętów podwodnych, 32. Flotylla OP, 72. Flotylla OP, 2. Flotylla niszczycieli, 9. Flotylla niszczycieli, 11. Flotylla szybkich okrętów szturmowych, 26. Flotylla szybkich okrętów szturmowych, 6. Flotylla okrętów desantowych, 3. Flotylla okrętów wsparcia. W skład Floty Południowej wchodzą też dwie brygady piechoty morskiej oraz jednostki lotnictwa morskiego.
Od strategii „brązowych wód” do strategii „błękitnego oceanu”
Jeszcze w latach 80. chińska flota budowana była zgodnie z koncepcją „bliskiej obrony”, a jej główne zadanie polegało na niedopuszczeniu do lądowania nieprzyja-
ciela na chińskim wybrzeżu (morski „Wielki Chiński Mur”). W myśl tej strategii flota miała charakter przybrzeżny i składała się głównie z małych okrętów artyleryjskich, torpedowych i rakietowych. Liczna też była artyleria obrony wybrzeża. Pod koniec lat 80. zaczęto prace nad nową doktryną morską. Zatwierdzona przez najwyższy organ obronny – Centralną Komisję Wojskową Chińskiej Partii Komunistycznej – oficjalnie przedstawiona została w 1995 roku. Jej długofalowym celem jest realizacja „Strategii aktywnej obrony”, przewidującej nie tylko obronę własnego terytorium przed uderzeniami z morza, ale i ofensywne operacje („uderzenia prewencyjne”), w tym również w strefie oceanicznej. Realizacja tej strategii została rozłożona na trzy etapy. W pierwszym etapie (do 2000 r.) planowano stworzenie floty zdolnej do zatrzymania potencjalnego przeciwnika w obszarze strefy ograniczonej tzw. „pierwszym łańcuchem wysp”, obejmującym japońskie wyspy Riukiu, Tajwan, Filipiny strefę Morza Żółtego, Wschodniochińskiego i Południowochińskiego. To zadanie zostało w zasadzie wykonane. W drugim etapie (do 2020 r.), którego realizację obserwujemy dziś, planuje się wzmocnienie floty, tak aby była zdolna do operowania na obszarze ograniczonym „drugim łańcuchem wysp”, obejmującym wyspy Kurylskie, Hokkaido, wyspę Nampo, archipelag Marianów i Karolinów, Nową Gwineę oraz obszar mórz Japońskiego i Filipińskiego i mórz archipelagu Sundajskiego. Trzeci etap (do 2050 r.) ma przekształcić Chiny w państwo morskie pierwszej wielkości, którego flota będzie zdolna do realizacji zadań o zakresie globalnym. W tym okresie główny nacisk zostanie położony na stworzenie lotniskowcowych grup uderzeniowych i zbudowanie floty atomowych okrętów podwodnych. Chociaż Chiny deklarują, że nie zaatakują pierwsze, to wcale nie oznacza biernego wyczekiwania na aktywność przeciwnika. Ponieważ przez atak rozumiane są również wrogie działania polityczne lub militarne,
Niszczyciele (m.in. „Harbin”) w Zhanijiang – głównej siedzibie sztabu Floty Południowej www.armia24.pl
Jan Radziemski Morska moc Czerwonego Smoka niegodzące bezpośrednio w to państwo, ale np. zagrażające komunikacjom łączącym Chiny z partnerami handlowymi. Wówczas możliwe jest prewencyjne uderzenie na potencjalnego przeciwnika. Za przykłady „strategicznej defensywy” mogą służyć: interwencja w wojnie koreańskiej w 1950 r., konflikt graniczny z Indiami w 1962 r., potyczki ze Związkiem Radzieckim nad Ussuri w 1969 r. czy też wreszcie wojna z Wietnamem w 1979 r. Priorytetowymi zadaniami sformułowanymi dla floty przez chińskich strategów, w ramach nowej morskiej strategii, są: stworzenie 300-milowej strefy wód terytorialnych i ustanowienie efektywnej kontroli na tym obszarze, wzmocnienie morskiej suwerenności Chin i niedopuszczenie do powtórzenia się sytuacji z XIX wieku, kiedy Chiny zostały odepchnięte od morza. Zapewnienie integralności kraju, przez co rozumie się przede wszystkim niedopuszczenie do ogłoszenia niepodległości Tajwanu. W tym ostatnim przypadku flota powinna zapewnić pełną kontrolę w przestrzeni powietrznej i morskiej Cieśniny Tajwańskiej i zabezpieczenie operacji desantowej. Przesunięcie przedniej linii obrony poza granice strefy ekonomicznej Chin i stworzenie floty „błękitnych wód”, odgrywającej decydującą rolę w zachodniej części Oceanu Spokojnego, to kolejne cele wynikające z nowej strategii. Realizacja tych zadań wymaga stworzenia silnych zgrupowań floty, których jądro stanowić będą lotniskowce. Zmiany dotkną również sferę taktyki prowadzenia walki na odmiennych od poprzednich zasadach. Zadania marynarki wojennej klasyfikuje się w trzech głównych grupach: po pierwsze ma chronić kraj przed agresją od strony morza, po drugie ma zapewnić suwerenność i po trzecie zapewnić przestrzeganie prawa morskiego. W ramach przedstawionej taktyki przewiduje się sześć typów operacji ofensywnych i defensywnych: blokadę morską, działania przeciwko morskim liniom komunikacyjnym nieprzyjaciela, atak na obiekty lądowe (w tym desant), operacje przeciwko nieprzyjacielskim okrętom, ochronę transportu morskiego i ochronę własnych baz i portów. Zgodnie z tak nakreśloną strategią i wynikającymi z niej zadaniami Chiny konsekwentnie rozbudowują swoje siły morskie. Najważniejszym ich komponentem są oczywiście okręty.
Flota w sosie słodko-kwaśnym Okręty podwodne
„Program zbalansowanego rozwoju Sił Morskich do 2000 r.” przewidywał realizację równolegle kilku programów. Przy tym za
Okręt podwodny proj. 039A/041 (typ Yuan)
Jeden z zakupionych w Rosji okrętów podwodnych proj. 636
priorytet uznano rozbudowę sił podwodnych zarówno nuklearnych, jak i z napędem klasycznym. Trzeba przyznać, że w tej dziedzinie Chiny zrobiły poważny krok już wiele lat temu, budując strategiczne okręty podwodne typu Xia (proj. 092). Rozpoczęty w 1978 roku i wodowany 30 kwietnia 1981 r. okręt stał się jednak „bezzębnym” tygrysem pozbawionym podstawowego oręża. Główna broń Xia – rakiety balistyczne typu JL-1 nie była gotowa. Pierwszy udany start tego pocisku odnotowano dopiero we wrześniu 1988 r., tj. już po wejściu okrętu do służby. Mimo że poziomem technologicznym i elementami taktyczno-technicznymi Xia znacznie ustępował analogicznym jednostkom czołowych flot świata, wprowadzenie go do służby stanowiło początek budowy morskiego komponentu chińskiej triady jądrowej. Obecny status operacyjny tego okrętu nie jest znany. Rakiety JL-1 nie figurują w zestawieniach dotyczących chińskiego potencjału jądrowego. Pierwsze nieudane podejście z typem Xia – zbyt hałaśliwym i zbyt wolnym, skłoniło Chińczyków do zaprojektowania nowych okrętów tej klasy. Projekt 094 (Jin) dysponował bardziej niezawodną siłownią jądrową niż poprzednik. Ponadto mniej hałasował i wyposażono go w nowocześniejsze środki hydrolokacji i systemy radioelektroniki. Może być rozpatrywany jako odpowiednik radzieckiego SSBN proj.
667BD, z mniejszą liczbą wyrzutni rakiet. To kompaktowy, półtorakadłubowy okręt o wyporności ok. 10 000 ton, uzbrojony w 12 wyrzutni rakiet balistycznych nowego pokolenia JL-2 na paliwo stałe o zasięgu ok. 7400 km. Zautomatyzowany system kierowania ogniem rakietowym skonstruowano na bazie francuskiego DMUX-80 firmy Thomson. Samoobronie służą 4 wyrzutnie torped kalibru 533 mm, zdolne do wystrzeliwania torped i rakiet przeciwokrętowych. Pocisk JL-2 (Julang-2; w kodzie NATO: CSS-NX-4) jest morską wersją 42-tonowych międzykontynentalnych rakiet balistycznych typu DF-31 bazowania naziemnego. Rakieta występuje w trzech wersjach: JL-2, JL-2Jia i JL-2Yi. Jest zdolna razić obiekty przeciwnika na odległość 7,4; 12 i 18 tys. km w zależności od liczby przenoszonych ładunków: 4, 8 i 10 o mocy po 250 kt każdy. Swoimi charakterystykami JL-2 porównywana jest do amerykańskich pocisków międzykontynentalnych Trident C-4, wz. 1979. Chiny mają mnóstwo problemów z JL-2, które zamierzano przyjąć do uzbrojenia jeszcze cztery lata temu, ale nie doszło do tego z powodu braku udanych startów próbnych. Część ekspertów uważa, że chińskie międzykontynentalne rakiety balistyczne typu JL-2 od 2014 roku znajdują się w początkowym stanie gotowości bojowej. W ten sposób, SSBN typu 094 stały się pierwszymi strategicznymi jądrowymi
ARMIA • 7–8 (81) lipiec–sierpień 2015 59
na morzu
Zespół okrętów podwodnych proj. 039 (typ Song)
Eksperymentalny konwencjonalny okręt podwodny proj. 032 (typ Qing), służący m.in. do prób pocisków balistycznych, z silosami w obrębie kiosku
okrętami podwodnymi Chin, zdolnymi do wykonywania uderzeń na obiekty na terytorium USA, znajdujące się w zachodniej części Pacyfiku, korzystając z osłony własnej floty i sił powietrznych. Pierwsza jednostka nowego typu Jin weszła do służby w 2004 r. Łącznie w latach 1999–2010 w linii miało się znaleźć pięć jednostek proj. 094. Według danych chińskich w marcu 2010 na wodę zeszła szósta jednostka tego typu. Aktualnie trwają prace projektowe nad kolejnym pokoleniem strategicznych okrętów podwodnych proj. 096 (Tan) mających na pokładzie 24 międzykontynentalne pociski balistyczne. To oznacza stałą tendencję rozbudowy morskich sił jądrowych ChRL. W obecnej chwili Chiny są jedynym krajem wśród „starych” krajów atomowych, który aktywnie rozwija te siły. Przypomnijmy, że członkami tego ekskluzywnego klubu jądrowego, zgodnie z układem o nieproliferacji broni jądrowej z 1968 roku, są Stany Zjednoczone, Rosja, Wielka Brytania, Francja i Chiny.
60
Obok rakietowych okrętów podwodnych Chińczycy od drugiej połowy lat 60. budują także podwodne atomowe okręty wielozadaniowe. Pięć jednostek typu Han (proj. 091) zbudowano w latach 1967–1990. Eksploatacja prototypowej jednostki ujawniła szereg poważnych wad konstrukcyjnych, przede wszystkim w systemie zabezpieczenia niezawodnej pracy reaktora. Ponadto okręty tego typu są niezwykle hałaśliwe i słabo wyposażone pod względem
elektroniki, co utrudnia efektywne ich wykorzystanie na współczesnym teatrze działań wojennych. Dlatego począwszy do trzeciej jednostki, zaczęła się ich modernizacja. Zaczęto od ulepszenia konstrukcji siłowni jądrowej. Dzięki francuskiej pomocy zmodernizowano kompleks hydroakustyczny. 31 października 2013 r. chińskie media poinformowały o wycofaniu ze służby pierwszego okrętu typu Han i przekształceniu go w muzeum. Spośród pięciu okrętów, w służbie pozostają trzy. Nawiasem mówiąc, w obu wspomnianych przypadkach (Xia i Han) widać wyraźny wpływ francuskich konstrukcji: Redoutable, Inflexible i Rubis. 16 lipca 2007 roku po raz pierwszy zaprezentowano model wielozadaniowego nuklearnego okrętu podwodnego nowego pokolenia proj. 093 (kod NATO Shang), który ma zastąpić nieudane jednostki typu Han. Wyporność nowego okrętu szacowana jest na ok. 8000 ton, a jego uzbrojenie obejmuje cztery wyrzutnie torped kalibru 533 mm, z których można wystrzeliwać torpedy, pociski przeciwokrętowe i manewrujące. Podobno mogą się zanurzać na głębokość do 400 m. Okręty mają charakterystykę podobną do radzieckich jednostek proj. 671RTM (Victor III). Tradycyjny układ dwukadłubowy ze starannie zaprojektowanym kształtem kadłuba lekkiego z jedną śrubą napędową o silnej krzywiźnie piór. Dziobowe stery zanurzenia znajdują się na kiosku, natomiast rufowe zaprojektowano w układzie +. Łącznie ma powstać 6–8 jednostek. Chiny modernizują także swoją flotę konwencjonalnych okrętów podwodnych. Na początku lat 90. stanowiła ona ponad 90% całości sił podwodnych. Najliczniejszą grupę wśród nich tworzą okręty zbudowane w oparciu o dokumentację radzieckiego proj. 633 (kod NATO Romeo), od połowy lat 90. wycofywane z linii. Obecnie część z nich znajduje się w rezerwie bądź służy celom szkoleniowym. Na ich zamianę w połowie lat 70. budowano serię okrętów. proj. 035 (Ming). Trzy pierwsze jednostki budowano aż dziewięć lat (1970–1979), co może świad-
Atomowy wielozadaniowy okręt podwodny proj. 093 (typ Shang) www.armia24.pl
Jan Radziemski Morska moc Czerwonego Smoka
na morzu
Moment wyjścia z wody pocisku balistycznego JL-2
Zdjęcie lotnicze pierwszego chińskiego „stratega” proj. 092 (typ Xia)
czyć o dużych kłopotach chińskich specjalistów w rozwiązywaniu trudnych problemów technicznych. Były one na tyle poważne, że budowę kolejnych okrętów serii wznowiono dopiero po 1987 r. Zbudowano tylko dwie jednostki. Ponieważ radziecka technologia sprzed lat wyczerpała już swoje możliwości, sięgnięto po rozwiązania francuskie. W maju 1994 roku na próby morskie wyszedł pierwszy okręt podwodny proj. 039 (kod NATO Song). Pierwszy od podstaw zaprojektowany okręt tej klasy w Chinach. Po nim miała nastąpić cała seria jednostek, które miały zastąpić wyeksploatowane okręty typu Ming. Pierwszy Song okazał się jednak bublem i do służby wszedł dopiero cztery lata później. Zbyt hałaśliwy i wyposażony w trudne do zintegrowania systemy okrętowe. Marynarka chińska zrezygnowała z ich dalszej produkcji. Projekt wrócił do biura konstrukcyjnego do poprawki. Żeby nie tracić czasu, zamówiono dodatkowych sześć okrętów typu Ming w ulepszonej wer-
sji 035G. W 2001 roku stocznia w Wuhan przekazała flocie zmodernizowany okręt proj. 039G (Song II). Łącznie do 2004 r. zbudowano ich 4 (lub 6). Stanowią one połączenie chińskiej myśli technicznej z technologią zachodnią lat 80. i być może wyposażeniem rodem z Rosji. Okręt jest znacznie lepiej wyciszony. Kształtem kadłuba przypomina francuskie jednostki typu Agosta. Najbardziej charakterystycznym elementem jest dość niezwykłych kształtów stopniowany kiosk. W podwyższonej, cylindrycznej części znalazł się wydech gazów spalinowych oraz chrapy, po bokach kiosku umieszczono stery głębokości, natomiast usterzenie rufowe otrzymało standardowy kształt krzyżowy. Pierwszy raz na chińskim okręcie podwodnym zastosowana została siedmioskrzydłowa śruba, której płaty mają kształt szabli. Napęd opiera się na niemieckich silnikach diesla. Silniki elektryczne i cztery zespoły baterii zapewniają mu maksymalną prędkość pod wodą do 22 węzłów. Część ekspertów uważa, że okręty w wersji 039G wyposażone są w system AIP (Air Independent Propulsion), który zwiększa czas pływania pod wodą. Okręty typu Song są zdolne do odpalania pocisków przeciwskrętowych YJ-81 (C-801A) ze standardowych wyrzutni torped kalibru 533 mm, które ulokowane są na dziobie. Natomiast wyposażenie hydrolokacyjne jest skromne
Strategiczny atomowy okręt podwodny typu Xia podczas parady morskiej
62
Lot pocisku balistycznego JL-1
i składa się z hydrolokatora pasywno-aktywnego i hydrolokatora bocznego pasywnego. Mimo istotnego postępu technologicznego jednostki typu Song nie znalazły uznania w oczach dowództwa chińskiej Marynarki Wojennej. Perturbacje z okrętami typu Song skłoniły Chińczyków do zakupu jednostek podwodnych za granicą. Najkorzystniejsza oferta wpłynęła z Rosji. Zawarty kontrakt zaowocował w latach 1998–2006 dostawą dwunastu jednostek trzeciej generacji projektu 877EKM (2 okręty) i 636 (10 okrętów). Z fragmentarycznych doniesień wynika jednak, że i z tymi okrętami Chińczycy mają problemy. Powód to prawdopodobnie niedostateczne wyszkolenie załóg, które nie opanowały wszystkich tajników eksploatacji tych nowoczesnych jednostek. W tej chwili jednostki te stanowią podstawę nieatomowej floty podwodnej Chin. Niezrażeni kłopotami chińscy inżynierowie przystąpili do projektowania okrętów podwodnych czwartej generacji. Na bazie rodzimego typu 039 i rosyjskiego proj. 877/636 zbudowano nowy okręt proj. 041 (Yuan). Niektóre źródła sugerują, że został www.armia24.pl
Jan Radziemski Morska moc Czerwonego Smoka
Strzelający niszczyciel „Harbin” proj. 052 podczas wspólnych chińsko-rosyjskich ćwiczeń na Morzu Wschodniochińskim, maj 2014 r.
Niszczyciel rakietowy „Changchun” proj. 052C (typ Luyang II)
wyposażony w system napędu niezależny od powietrza (AIP), konkretnie ma to być silnik Stirlinga. Napęd ten pozwala jednostce przebywać nieprzerwanie pod wodą przez okres dwóch tygodni. W jaki sposób tajny produkt szwedzkiej firmy Kockums trafił do Chin pozostaje póki co tajemnicą. Podobno w linii jest już dziesięć okrętów proj. 041 z zaplanowanych piętnastu. Główne uzbrojenie okrętu stanowi 6 wyrzutni torped kalibru 533 mm przystosowanych do wystrzeliwania pocisków rakietowych YJ-8 lub CX-1. Chińska flota podwodna należy do jednej z największych, a jeśli chodzi o okręty z napędem nieatomowym, jest niekwestionowanym liderem. Łącznie siły podwodne chińskiej floty liczą już ponad 50 nieatomowych okrętów podwodnych. Każda kolejna generacja tych jednostek świadczy o rosnącym poziomie kwalifikacji zarówno konstruktorów, jak i stoczniowców. Powtarzające się jednak awarie, w tym kończące się utratą okrętu, świadczą o istnieniu poważnej luki technologicznej dzielącej Chiny od przodujących mocarstw morskich.
Okręty nawodne Niszczyciele
Najnowszy chiński niszczyciel rakietowy proj. 052D
Jeszcze dekadę temu w swojej istocie flota chińska przedstawiała flotę przybrzeżną, gdzie nowoczesne okręty stanowiły zaledwie 19,4% całości sił okrętowych. Największą grupę okrętów w klasie niszczycieli tworzyły ARMIA • 7–8 (81) lipiec–sierpień 2015 63
na morzu
Niszczyciel rakietowy „Wuhan” proj. 052B
jednostki typu Luda (proj. 051) będące chińską wersją radzieckiego niszczyciela proj. 56 z drugiej połowy lat 50. Przy czym chińska modyfikacja uderzeniowo-rakietowa liczyła 16 okrętów wcielonych do służby w latach 1971–1985. Niszczyciele te, pomimo przeprowadzonej na przełomie lat 80./90. XX wieku modernizacji, sukcesywnie (po 2005 r.) są wycofywane ze służby, bowiem już nie odpowiadają współczesnym wymogom ze względu na przestarzałe uzbrojenie plot. i pop2. W celu ich zastąpienia pojawił się w 1993 roku niszczyciel rakietowy typu Luhu (proj. 052), pierwszy okręt tej klasy będący udanym połączeniem własnej myśli technicznej z szerokim wykorzystaniem pomocy firm włoskich, francuskich czy niemieckich, które dostarczyły też wiele gotowych podzespołów. Była to najsilniejsza jednostka bojowa (wyporność 5700 ton) chińskiej floty w całej jej dotychczasowej historii. Okręt dobrze uzbrojony w pociski przeciwokrętowe (16 rakiet o zasięgu 160
Lotniskowiec „Liaoning” podczas prób morskich
64
Niszczyciel rakietowy „Fuzhou” proj. 956E (typ Sowriemiennyj) zbudowany w Rosji
km) i broń pop miał też współczesne wyposażenie elektroniczne. Jego słabą stroną było za słabe uzbrojenie plot. składające się z wyrzutni pocisków kierowanych bliskiego zasięgu Naval Crotale – PDMS (zasięg 12 km) i czterech automatycznych działek kalibru 37 mm. Napęd okrętu stanowiła kombinowana siłownia złożona z silników diesla i turbin gazowych (CODOG), po raz pierwszy zastosowana na chińskim okręcie. Nowoczesna architektura kadłuba świadczy o próbie zerwania z typowym wyglądem postradzieckich okrętów. Druga jednostka tego typu zasiliła flotę dopiero w 1996 roku z powodu amerykańskiego embarga na dostawę turbin gazowych3. Trzy lata później pojawił się kolejny niszczyciel, niewiele się różniący od poprzednich, o nazwie „Shenzhen”, ale należący do zmodyfikowanego typu Luhai (proj. 051B). Słabość uzbrojenia plot. starszych jednostek rodzimej produkcji (proj. 052 i 051B) skłoniła Chińczyków do wzmocnienia floty poprzez zakup za granicą okrętów mogących zapewnić nie tylko własną osłonę plot., ale także zespołom floty. Zainteresowano się dwoma postsowieckimi niszczycielami typu Sowriemiennyj, których budowę wstrzymano po rozpadzie ZSRR. Kontrakt na zakup niszczycieli w wersji eksportowej (956E) podpisano w 1998 r. Dostawa nastąpiła w latach 1999–2000. Zakup był na tyle udany, że zaowocował kontraktem na dwie dalsze jednostki zmodyfikowanego projektu 956EM. Różnią się one od poprzedników zestawem uzbrojenia. Usunięto rufową wieżę z dwoma działami kal. 130 mm i przeniesiono w jej miejsce rufową wyrzutnię rakiet plot, a arwww.armia24.pl
Jan Radziemski Morska moc Czerwonego Smoka
na morzu
Start rakiety przeciwokrętowej YJ-83 z niszczyciela proj. 052 (typ Luhu)
Moment odpalenia rakiety plot. HQ-7/Naval Crotale-PDMS z chińskiego niszczyciela typu Luhu
maty AK-630 kal. 30 mm zastąpiono modułami artyleryjsko-rakietowymi typu Kortik. Ponadto okręty otrzymały nowocześniejszą, eksportową wersję pocisków plot. Uragan, tj. Sztil-1. W obu wariantach główną bronią są przeciwokrętowe pociski skrzydlate Moskit o prędkości ponaddźwiękowej. Pierwszy okręt dostarczono Chinom w 2006 roku. Kolejnym poważnym krokiem w modernizacji nawodnych sił okrętowych było zaprojektowanie i zbudowanie w 2004 roku dwóch niszczycieli projektu 052B (Luyang I). Stanowiły one efekt udanego połączenia rodzimej myśli inżynierskiej z technologiami zakupionymi w Rosji i państwach zachodnich. Zastosowano na nich wiele elementów typu stealth, jak pochylenie burt, zamknięty maszt w kształcie ostrosłupa itp. Kadłub okrętów pokryto farbami pochłaniającymi promieniowanie elektromagnetyczne. Te duże okręty (pełna wyporność 6500 ton) dysponują silnym uzbrojeniem plot., zbliżonym do tego z niszczycieli proj. 956EM. Dodatkowo posiadają jeszcze dwa zespoły obrony bardzo krótkiego zasięgu typu 730 kal. 30 mm rodzimej produkcji. Ten ostatni przykład świadczy o ciągłym dążeniu Chińczyków do produkowania w kraju coraz bardziej skomplikowanych systemów uzbrojenia i uniezależnienia się w tym zakresie od dostaw z zagranicy. W podobnie twórczy sposób zagospodarowano zakupione w Rosji w 2002 roku dwa okrętowe systemy plot dalekiego zasięgu Rif-M, eksportowej wersji systemu S-300FM (Fort-M). Dwa niszczyciele proj. 51C (Luzhou) o wyporności 7100 ton zostały zwodowane na przełomie 2004 i 2005 roku. Przeznaczone są do obrony plot. zespołów floty. Temu zadaniu służy 48 pocisków rakietowych typu 48N6E o zasięgu 120–150 km zgrupowane w sześciu wyrzutniach pionowego startu. Do śledzenia celów powietrznych i napro-
Wystrzelenie rakiety przeciwokrętowej Moskit z pokładu niszczyciela „Ningbo” proj. 956EM
66
www.armia24.pl
Jan Radziemski Morska moc Czerwonego Smoka wadzania na nie rakiet służą ścianowe anteny radaru. Żaden z tych wariantów (052B i 051C) nie doczekał się budowy seryjnej. Jednocześnie z niszczycielami proj. 051C zaczęto budowę dwóch okrętów typu 052C (Luyang II). Łącznie seria liczy sześć jednostek. Wykorzystując kadłuby i siłownie okrętów proj. 052B, wyposażono je, z małymi wyjątkami, w uzbrojenie rodzimej produkcji. Od projektu 052B różnią się wyposażeniem elektronicznym i uzbrojeniem plot. Najbardziej charakterystyczną cechą tych jednostek są wypukłe ścianowe anteny wielofunkcyjnego radaru typu 348C dozoru ogólnego i kierowania ogniem. Cztery takie anteny o wymiarach 3,9×4,6 m każda zamontowano na ścianach pomostu pod kątem ok. 5–7°, zapewniają wykrycie celu na dystansie ok. 450 km. Są podobne do SPY-1 amerykańskiego systemu Aegis4. Radar typu 348 jest sprzężony ze zmodernizowanym systemem automatycznego kierowania uzbrojeniem TAVITAC firmy Thomson-CSF. Czy to oznacza, że Chiny posiadły już technologię tak wysokich lotów? Nie jest to tak oczywiste, jakby się mogło wydawać. Posiadamy zbyt mało informacji na ten temat, aby udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Można jednak z dużą dozą prawdopodobieństwa pogratulować chińskiemu wywiadowi. Z uznaniem za to trzeba przyjąć fakt wyposażenia ich w pionowe wyrzutnie pocisków plot. dalekiego zasięgu typu HQ-9 (48 sztuk). To pierwsze chińskie jednostki tej klasy z wyrzutniami typu VLS (Vertical Launch System). Wyrzutnie te stanowią zapewne kopię radzieckiego plot. systemu Fort – zmarynizowanej wersji znanego systemu S-300. Pociski HQ-9 zapewne powstały w wyniku twórczej adaptacji na chiński grunt rosyjskich rozwiązań5. Do najnowocześniejszych nawodnych okrętów bojowych Chińczyków zaliczają się niszczyciele rakietowe typu Kunming (proj. 052D), w kodzie NATO określane jako typ Luyang III, których budowę rozpoczęto w 2011 roku. Otwierający serię 12 okrętów „Kunming” zasilił flotę w marcu 2014 r. Pozostałe jednostki wejdą do linii do 2018 r. Chiński odpowiednik amerykańskiego typu Arleigh Burke, o wyporności 7500 ton, zewnętrznie mało się różni od poprzedników. Opracowano go bowiem w oparciu o kadłub i układ napędowy jednostek proj. 052C (Luyang II). Główna różnica tkwi w uzbrojeniu i wyposażeniu elektronicznym. Rewolwerowe wyrzutnie rakiet zamieniono na dwa 32-komorowe zespoły pionowych uniwersalnych wyrzutni kadłubowych w typie amerykańskich wyrzutni Mk 41 z ogólnym zapasem 64 pocisków. Wśród nich są pociski HQ-9, manewru-
Niszczyciel rakietowy „Lanzhou” (proj. 052C) odpala pocisk plot. typu HQ-9
który był niedawno testowany na okręcie doświadczalnym o numerze burtowym 891. Charakterystyka tych radarów nie jest znana, jednak można zakładać, że ich zasięg znacznie się zwiększył. Jednostki proj. 052D są obecnie najsilniej i najlepiej uzbrojonymi bojowymi okrętami nawodnymi floty ChRL. Mimo to są mniejsze od podobnej klasy amerykańskich niszczycieli Aegis typu Arleigh Burke i japońskich typu Kongo. Flota Chin posiada obecnie mozaikę niszczycieli złożoną z ośmiu typów i modyfikacji. Wygląda na to, że dowództwo chińskiej floty nie może się zdecydować na jakiś konkretny projekt. Planowana budowa 12 niszczycieli proj. 052D być może stanie się n przełomem. Zdjęcia: MW ChALW, MON ChRL, Xinhuanet, Internet
Przypisy 1
Start pocisku plot. 48N6E systemu S-300FM/Rif-FM z pokładu niszczyciela proj. 051C. Silnik marszowy pocisku jeszcze nie pracuje
jące pociski skrzydlate dalekiego zasięgu DH-10 przeznaczone do rażenia celów lądowych, a także pociski przeciwokrętowe i pop. Dziobowe działo kal. 100-mm zamieniono na nowe 130-mm typu H/PJ-38 (skonstruowanego na bazie rosyjskiej armaty AK-130). Środki obrony plot. obejmują dodatkowo dwa zestawy artyleryjskie kal. 30 mm. Najważniejszą zmianą w wyposażeniu elektronicznym jest zainstalowanie nowego radaru z czterema antenami płaskimi wkomponowanymi w ściany nadbudówki,
2
3
4
5
Według opinii amerykańskich ekspertów, Chiny w 2030 roku będą konsumować 15,7 mln baryłek ropy naftowej dziennie, z czego 80% zapotrzebowania na ten surowiec będzie zaspokajane z dostaw z zagranicy. Wycofywane okręty tego typu, po przebudowie trafiają do jednostek cywilnej służby zajmującej się przestrzeganiem porządku na obszarach morskich – China Marine Surveillance (CMS). Wobec zaostrzenia stosunków z Japonią w kontekście sporu o wyspy Diaoyu, zauważalne jest w ostatnim czasie wzmacnianie sił CMS. Wydarzenia czerwcowe na placu Tian’anmen w 1989 r. stały się powodem zakazu dostawy m.in. turbin gazowych LM2500, zamiast nich zakupiono ukraińskie turbiny gazowe. Projekt radaru powstał w Instytucie Nr 14 w Nankinie przy współpracy z ukraińskim Instytutem Naukowo-Badawczym „Kwant”. Oba projekty (052B i 051C) powstały przy wydatnej pomocy rosyjskiego Północnego Biura Konstrukcyjnego.
Jan Radziemski Od wielu lat specjalizuje się w problematyce historycznej i technicznej marynarki wojennej ZSRR i Rosji. Autor licznych publikacji z tej dziedziny.
ARMIA • 7–8 (81) lipiec–sierpień 2015 67
Historia Militaris
SZKOLnictwo wojskowe w II RP
Kawalerzyści z wrocławskiej defilady zwycięstwa Z powojennymi dziejami Wrocławia swój los związało wielu szwoleżerów, ułanów, strzelców czy artylerzystów konnych. Jeden z nich, ppor. rez. Marian Idziński z 7. Dywizjonu Artylerii Konnej, uczestnik Kampanii Wrześniowej 1939 r., Pionier Wrocławia, był autorem niezwykle interesujących i cennych pod względem dokumentalnym fotografii, w tym również przedstawiających podniosły moment pierwszego wywieszenia biało-czerwonej flagi na wieży wrocławskiego ratusza. Bartłomiej Błaszkowski
D
ziś niewiele wiadomo o niezwykle interesującym kawaleryjskim epizodzie, który miał miejsce właśnie w stolicy Dolnego Śląska: defiladzie zwycięstwa, którą zorganizowano nieco ponad trzy tygodnie po tym, jak ucichły ostatnie salwy ulicznych walk zakończone podpisaniem aktu kapitulacyjnego Festung Breslau. Sformułowanie to może budzić pewien sprzeciw, gdyż w przedsięwzięciu tym nie brała udziału de facto żadna z istniejących wówczas jednostek kawalerii, ale wydaje się ono być uzasadnione z tej racji, że żołnierze konnego plutonu zwiadu 10. Dywizji Piechoty, wśród których znajdowali się posiadający za sobą służbę w szeregach jazdy II Rzeczpospolitej, mieli ambicję być kawalerzystami, podkreślając to stale chociażby używaniem typowych dla tego rodzaju broni nazw stopni wojskowych. Na Placu Wolności (niem. Exerzierplatz, Schloßplatz), w dniu 26 maja 1945 r., defilowały oddziały 10. Dywizji Piechoty, a bardziej precyzyjnie, żołnierze wydzieleni ze sztabu dywizji, 39. pułku artylerii lekkiej, 13. dywizjonu artylerii przeciwpancernej, 21. batalionu saperów, batalionu szkolnego oraz oddziałów specjalnych (zarówno dywizyjnych, jak i pułkowych), jak również Milicja Obywatelska i kolejarze. Przed udekorowaną biało-czerwonymi barwami trybuną, na której znaleźli się między innymi dowódca Dywizji oraz pierwszy polski prezydent miasta, przemaszerowali, depcząc swoimi nogami rzucone na miejski bruk flagi III Rzeszy, żołnierze; wśród nich zamykający kolumnę defiladową konni zwiadowcy dowodzeni przez ppor. Henryka Kamińskiego.
68
Ppor. Henryk Kamiński, dowódca konnego plutonu kompanii zwiadu 10. Dywizji Piechoty na zdjęciu portretowym wykonanym na przełomie lat 1944 i 1945 r.
W wiele lat od poruszonych w artykule wydarzeń, oficer ten, absolwent XVII Promocji Szkoły Podchorążych Kawalerii w Grudziądzu, żołnierz Kampanii Wrześniowej 1939 r., Związku Walki Zbrojnej i Armii Krajowej oraz 2. Armii Wojska Polskiego, przygotował pisemną relację zatytułowaną: Krótka relacja z przebiegu służby wojskowej w Ludowym Wojsku Polskim, w której to na czterdziestu trzech stronach maszynopisu utrwalił w sposób niezwykle interesujący i plastyczny oraz – biorąc pod uwagę czas powstania materiału – odważny i odbiegający znacznie od ówcześnie obowiązujących schematów, swoje wspomnienia z czasów wojennej i tuż powojennej służby w 10. Sudeckiej Dywizji Piechoty. Z ich fragmentów dziś pokusić się można o odtworzenie przebiegu
owego epizodu. Jej cennym uzupełnieniem były rozmowy, jakie dane było przeprowadzić autorowi z tym oficerem w latach 2010–2011 oraz kilka wizji lokalnych dokonanych w terenie, w miejscach opisywanych wydarzeń, jesienią i zimą 2010 r. Dostępne publikacje traktujące o udziale we wrocławskiej defiladzie zwycięstwa konnych zwiadowców z 10. Dywizji Piechoty prezentują się nader ubogo. Ich wykaz znajduje się w towarzyszącej temu tekstowi bibliografii. Wśród wymienionych tam pozycji jest także tekst Michała Żywienia, wrocławskiego dziennikarza, publicysty, poligloty, jednego z inicjatorów powstania Towarzystwa Miłośników Wrocławia, zatytułowany Defilada, którego fragment warto przytoczyć: Kiedyś – wspomina p. Henryk – nasza telewizja nadawała serial pt. „Najważniejszy dzień życia”. Kiedy się przeżyło dziesiątki tysięcy dni, to trudno jest wybrać ten najważniejszy. A każdy, kto był na froncie, przyzna, że tam każdy dzień był najważniejszy, bo każdy może być ostatni. Jednak mój odcinek tego serialu nosiłby, sądzę, tytuł „Defilada.” Bo tamten dzień, kiedy pierwszy raz spotkałem się z Wrocławiem, stał się zapowiedzią związku z tym miastem na zawsze. Powyższe słowa okazały się prorocze. Mjr Henryk Kamiński, ostatni z żyjących we Wrocławiu oficerów kawalerii, odszedł na wieczną wartę 23 maja 2011 r. w tym właśnie mieście. Pochowany został trzy dni później – dokładnie w 66. rocznicę defilady zwycięstwa, której był uczestnikiem – na cmentarzu Grabiszyn.
Kierunek: Wrocław
Zakończenie drugiej wojny światowej zastało 10. Dywizję Piechoty uczestniczącą w Operacji Praskiej Armii Czerwonej i 2. www.armia24.pl
Pododdział konny złożony z żołnierzy plutonu konnego kompanii zwiadu 10. Dywizji Piechoty oraz żołnierzy zwiadu konnego ze wszystkich oddziałów tej jednostki dowodzony przez ppor. Henryk Kamińskiego na ogierze Mosiek w drodze z Oporowa do miejsca koncentracji przed defiladą zwycięstwa. Zdjęcie wykonane zostało na ulicy Grabiszyńskiej (niem. Gräbscherner Straße), w godzinach przedpołudniowych w sobotę 26 maja 1945 r. Po prawej stronie teren należący do J. Kamina Werke (późniejsza Fabryka Maszyn Drogowych Fadroma). Za dwupoziomowym wiaduktem kolejowym widoczny fragment częściowo już usuniętej barykady zbudowanej między innymi z wagonu tramwajowego. Zwróćmy uwagę na nakrycia głowy jeźdźców – w większości są to sukienne czapki polowe nazywane „konfederatkami”, za wyjątkiem ppor. Kamińskiego noszącego ulubioną przez siebie furażerkę
Armii Wojska Polskiego, na terenie dzisiejszej Republiki Czeskiej, w rejonie miejscowości Skalka, Rasowice, Domasice, Velki Hubenor, Bylohor. Stamtąd, w dniach od 14 do 17 maja 1945 r. została ona przegrupowana na Dolny Śląsk w celu ochrony granicy południowo-zachodniej odradzającego się państwa. Należy wyjaśnić, że z uwagi na chronologię wydarzeń w tekście używana jest nazwa: 10. Dywizja Piechoty, bez cząstki wyróżniającej Sudecka w zapisie, bo ta pojawiła się dopiero w kilka miesięcy po wrocławskiej defiladzie (nadana została dnia 19 sierpnia 1945 r. Rozkazem nr 180 Naczelnego Dowódcy Wojska Polskiego). Wyznaczona trasa przemarszu kompanii zwiadu 10. Dywizji Piechoty wiodła z miejscowości Zittau, przez Gryfów Śląski, Lwówek Śląski, Złotoryję, Jawor do Wrocławia, z którym pierwsze zetknięcie zostało wiele lat później przywołane słowami: na widok kominów na horyzoncie, które skojarzyliśmy od razu z miastem Wrocławiem odetchnęliśmy i od razu poprawiły się humory.
To samo miejsce na ulicy Grabiszyńskiej 65 lat później, sfotografowane podczas wizji lokalnej w grudniu 2010 r. W pierwszej kolejności uwagę zwracają zmiany dokonane w latach 90. XX w. polegające na poszerzeniu jezdni oraz zbudowaniu tzw. wysepki dla przystanku tramwajowego. Za ogrodzeniem terenów należących niegdyś do Fadromy, od 2015 r. istnieje targowisko [Fot. B. Błaszkowski] ARMIA • 7–8 (81) lipiec–sierpień 2015 69
Historia Militaris
Aleksander Struc Urodził się 3 sierpnia 1904 r. w Słobodzie, rej. Mohylów Podolski, pow. Winnica. Absolwent Instytutu Gospodarki Rolnej w Połtawie (1928). Wcielony w szeregi Armii Czerwonej, ukończył pułkową szkołę podoficerską w Pierwomajsku (1928–1930), Oficerską Szkołę Piechoty w Odessie (1932–1935), po której pełnił służbę na kolejnych szczeblach dowodzenia w wojskach ochrony pogranicza. Uczeń Akademii Wojskowej im. Frunze w Moskwie (1938–1941). Po ataku niemieckim na ZSRR walczył w składzie Frontów: Południowego, Zakaukaskiego, Stalingradzkiego, 1. Ukraińskiego jako dowódca pułku piechoty, a następnie Szef Oddziału I Sztabu Korpusu. Do Wojska Polskiego skierowany w stopniu podpułkownika w sierpniu 1944 r. Zajmował m.in. stanowiska: zastępcy dowódcy do spraw liniowych 5. Dywizji Piechoty (1945), dowódcy 10. DP (od 17 kwietnia 1945 r. do 13 stycznia 1946), dowódcy 14. DP (1946–1947). We wrześniu 1947 r. powrócił do ZSRR. Dalsze losy pozostają nieznane.
Płk Aleksander Struc, dowódca 10. Dywizji Piechoty, w rozmowie z dwoma oficerami na krótko przed rozpoczęciem wrocławskiej defilady zwycięstwa w dniu 26 maja 1945 r.
Po przybyciu kompanii do stolicy Dolnego Śląska, kompanię zakwaterowano w Oporowie (niem. Opperau), osiedlu które w 1951 r. zostało włączone w granice miasta. Dowództwo wraz z plutonami pieszymi umieszczone zostało w budynku szkoły położonym niedaleko cmentarza, natomiast pluton konny oraz tabory po jego przeciwnej stronie. Po rozlokowaniu się oraz uporządkowaniu miejsca postoju rozpoczęto przygotowania do udziału w zapowiedzianej defiladzie zwycięstwa. W pierwszej kolejności zadecydowane zostało, że do plutonu konnego dołączeni zostaną żołnierze z pododdziałów zwiadu konnego ze wszystkich oddziałów 10. Dywizji Piechoty i wystąpią one jako jedna całość, licząca około siedemdziesięciu jeźdźców. Dowodzenie powierzone zostało dowódcy plutonu konnego, ppor. Henrykowi Kamińskiemu, któremu towarzyszył wówczas ogier noszący imię Mosiek. Był on jednym z trzech ogierów czystej krwi arabskiej stanowiących wojenną zdobyczą żołnierzy plutonu, którego po upływie lat tak serdecznie wspomniał jego jeździec: Jak małe dziecko potrzebował pieszczoty i lubił ją. Kapryśny jak panna na wydaniu, dumny i ambitny jak kawaler przed ślubem i uparty jak osioł gdy mu mucha na nosie siadła (…). Najbardziej inteligentny był mój Mosiek – jak później rozpoznano po wypalonych znakach rodowodowych Madziar z pochodzenia, ze stajni węgierskiej. Warto dodać też słowo o pochodzeniu dwóch pozostałych ogierów – jeden ze stajni Potockich z Łańcuta, drugi z wiedeńskiego Schönbrunn. Dni pozostałe do defilady zostały pracowicie wykorzystane na wspólne
70
ćwiczenia mające na celu przede wszystkim zgranie pododdziału oraz jego prezencję. Wiele troski poświęcono prawidłowemu dosiadowi jeźdźców. Wszystko to odbywało się w nastroju zrozumienia dla podniosłej chwili oraz ciekawości przed tym, co nieznane. Ustalone zostały także pewne szczegóły związane z udziałem w uroczystościach. Pododdział konny miał się uplasować na samym końcu defilujących elementów 10. Dywizji Piechoty. Przed trybuną honorową miał przejechać kłusem, a w trakcie
tego, zgodnie z poleceniem ppor. Henryka Kamińskiego, dywizyjna orkiestra miała zagrać dobrze znany sprzed wojny marsz zatytułowany: Lekka kawaleria, będący uwerturą z jednoaktowej operetki austro-węgierskiego kompozytora i dyrygenta Franza von Suppé z librettem Franza Bodenstedta po raz pierwszy wystawionej w Carlstheater w Wiedniu 21 marca 1866 r. Pobyt polskich zwiadowców we Wrocławiu parokrotnie był zakłócany przez żołnierzy Armii Czerwonej. Pierwsze ze zdarzeń zakończyło się wyrzuceniem za ogrodzenie po-
Pierwszy polski prezydent Wrocławia, dr Bolesław Drobner, podczas defilady zwycięstwa. Nieco z tyłu, pierwszy z lewej, salutuje płk Aleksander Struc. Mało znanym faktem pozostaje, że dr Drobner od momentu swojego przybycia na Dolny Śląsk nosił w klapie marynarki przypięty metalowy orzełek wojskowy wz. 1943, nazywany potocznie kuricą www.armia24.pl
Bartłomiej Błaszkowski Kawalerzyści z wrocławskiej defilady zwycięstwa
Henryk Jan Kamiński Urodził się 26 listopada 1915 r. w Chorzelowie, pow. Mielec. Rodzicami jego byli Władysław i Marianna z d. Malinowska. Miał siostrę Stanisławę (1918–1936) oraz dwóch braci: Adama (1912–1945) i Jana (ur. 1925). W ośmioklasowym Państwowym Gimnazjum i Liceum im. St. Konarskiego w Mielcu odbył kolejne stopnie przeszkolenia w ramach Przysposobienia Wojskowego. W maju 1937 r. zdał maturę, po której rozpoczął naukę w Szkole Podchorążych Kawalerii w Grudziądzu. Latem 1939 r., po ukończeniu drugiego roku nauki, w stopniu plutonowego podchorążego był na praktyce w 7. Pułku Ułanów Lubelskich im. Gen. Kazimierza Sosnkowskiego w Mińsku Mazowieckim, gdzie zastał go wybuch wojny. Skierowany do wsi Leszczyny leżącej na wschód od Garwolina, uczestniczył w czynnościach mobilizacyjnych szwadronu zapasowego pułku. Wraz ze szwadronem marszowym (dowódca rtm. Jerzy Karwat) wyruszył na front. Promowany na stopień podporucznika w korpusie oficerów kawalerii Rozkazem Naczelnego Wodza z dnia 13 września 1939 r., ze starszeństwem z dnia 1 września 1939 r. 28 września 1939 r. w Sieniawie nad Sanem wzięty do niewoli przez Armię Czerwoną, trafił do obozu jenieckiego w Wołoczyskach, gdzie podając się za starszego ułana, robotnika leśnego z zawodu, został zwolniony i przekazany Niemcom. Podczas przekroczenia sowiecko-niemieckiej linii demarkacyjnej w Przemyślu aresztowany. Podając się za plutonowego, trafił do Stalag XI A w Altengrabow, następnie Oflag VI A w Braunschweig oraz ponownie do Altengrabow. Wiosną 1940 r. uwolniony z niewoli dzięki symulowanej gruźlicy. W 1941 r. zaprzysiężony w Związku Walki Zbrojnej. W organizacji tej przemianowanej z czasem na Armię Krajową zajmował się m.in. wywiadem. Wobec groźby aresztowania zmienił miejsce zamieszkania, udając się do Jaślisk, gdzie zatrudniono go w nadleśnictwie w Rymanowie. Po pobiciu komendanta policji ukraińskiej wiosną 1943 r. był zmuszony do powrotu w rodzinne strony. Po wkroczeniu Armii Czerwonej, ostrzeżony o zainteresowaniu NKWD jego osobą, zgłosił się w Lublinie do służby w odrodzonym Wojsku Polskim. Zweryfikowany w stopniu podporucznika, przydzielony został do formowanej 10. Dywizji Piechoty jako dowódca plutonu konnego samodzielnej kompanii zwiadu. Uczestniczył w operacji łużyckiej i praskiej. W marcu 1945 r. mianowany zastępca dowódcy kompanii ds. liniowych. Po zakończeniu wojny dyslokowany na Dolny Śląsk. 26 maja 1945 r. uczestniczył w defiladzie zwycięstwa we Wrocławiu. W lipcu 1945 r. objął dowodzenie kompanią zwiadu. Po jej rozwiązaniu w grudniu 1945 r., wyznaczony na stanowisko pomocnika szefa II wydziału zwiadowczego sztabu 10. Sudeckiej Dywizji Piechoty, a od marca 1946 r. mianowany szefem tego wydziału. Latem 1946 r. awansowany do stopnia porucznika ze starszeństwem z dniem 1 czerwca 1944 r. W sierpniu 1946 r. objął funkcję pomocnika szefa I wydziału operacyjno-szkoleniowego 10. Sudeckiej Dywizji Piechoty. Przewidziany na studia w Akademii Sztabu Generalnego w Moskwie odmówił wyjazdu, motywując to względami osobistymi. Pomówiony bezpodstawnie o nielojalność wobec swoich przełożonych, w styczniu 1947 r. przeniesiony do
sesji będącego pod wpływem alkoholu i grożącego użyciem broni sowieckiego czołgisty. Drugim incydentem była kradzież dokonana na przedmieściach miasta przez grupę żołnierzy radzieckich pod dowództwem oficera w stopniu młodszego lejtnanta. Ich łupem stała się para gniadych koni, nowa uprząż oraz reprezentacyjna bryczka. Podczas zajścia zraniony został jej woźnica, którym był st. uł. Jezierski, powracający z przygodnie zabranym po drodze żołnierzem-rekonwalescentem z Oławy, po wykonaniu rozkazu dowiezienia
dyspozycji Departamentu Personalnego Ministerstwa Obrony Narodowej. 23 stycznia tego roku zdemobilizowany ze względu na „zły stan zdrowia”. W cywilu zatrudniony początkowo jako kierownik kaflarni w Kraszewicach koło Bolesławca. Po trzech latach objął kierownictwo Zakładów Ceramiki Budowlanej w Żaganiu. W latach 1951–1957 pełnił funkcję dyrektora Mieleckich Zakładów Przemysłu Terenowego w Mielcu. W okresie sierpień – listopad 1957 r. zatrudniony jako zastępca dyrektora ds. technicznych w pokrewnym przedsiębiorstwie w Tarnobrzegu, po czym objął stanowisko starszego inspektora nadzoru budowlanego w Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego w Mielcu. 1 czerwca 1957 r. objął stanowisko dyrektora naczelnego Zgorzeleckich Zakładów Przemysłu Terenowego Materiałów Budowlanych. Po reorganizacji, z dniem 1 stycznia 1969 r. objął stanowisko dyrektora naczelnego Wrocławskich Zakładów Przemysłu Materiałów Budowlanych. Po połączeniu tej placówki z Legnickim Przedsiębiorstwem Materiałów Budowlanych został 1 stycznia 1972 r. zastępcą dyrektora ds. administracyjno-handlowych 31 lipca 1978 r. przeszedł na emeryturę, pracując na pół etatu do 1988 r. w macierzystym zakładzie jako specjalista ds. produkcji. Ukończył studium zarządzania przedsiębiorstwami przemysłowymi Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego w Łodzi, studium doskonalenia kadr kierowniczych w Instytucie Organizacji i Mechanizacji Budownictwa w Warszawie, studium NOT w zakresie nowych metod zarządzania i organizacji w Warszawie, studium NOT w zakresie psychologii, socjologii i ergonomii pracy w Krakowie, studium w zakresie organizacji i techniki pracy w Ośrodkach Wypoczynkowych Funduszu Wczasów Państwowych w Warszawie. Członek PPS, a następnie PZPR, Związku Zawodowego Pracowników Budowlanych, Ceramiki i Pokrewnych, NOT, Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Przemysłu Materiałów Budowlanych, Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego, ZBoWiD – gdzie przez dwadzieścia trzy lata był prezesem Koła Nr 1 Dzielnicy Wrocław – Stare Miasto, Towarzystwa Miłośników Wrocławia, Korpusu Oficerów Rezerwy, Ligii Przyjaciół Żołnierza. Autor niepublikowanych wspomnień zatytułowanych: Krótka relacja z przebiegu służby wojskowej w Ludowym Wojsku Polskim. Odznaczony: Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (1988), Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski (1977), Złotym Krzyżem Zasługi (1969), Krzyżem Walecznych (1945), Medalem Za Odrę, Nysę Bałtyk (1946), Medalem Zwycięstwa i Wolności (1946), Medalem za Udział w Walkach o Berlin (1966), Medalem za Udział w Wojnie Obronnej 1939 (1987), Medalem 40-lecia PRL (1984) oraz Medalem Za Pabiedu w Wielikoj Otiecziestwiennoj Wajnie (1946). W 1978 r. awansowany na stopień kapitana, a w 2001 r. na majora. W 1942 r. zawarł związek małżeński z Krystyną Fryzlówną, z którego na świat przyszły trzy córki: Maria Magdalena, Ewa, Anna. Odszedł na wieczna wartę 23 maja 2011 r. we Wrocławiu, pochowany trzy dni później w grobowcu rodzinnym na cmentarzu Grabiszyn, pole 55, grób 141, rząd 10.
jednej osoby na tamtejszy dworzec kolejowy. Trzecim była interwencja jednego z żołnierzy kompanii, który w obronie napastowanego, z powodu posiadania roweru, niemieckiego księdza użył swojej pepeszy.
Defilada
W sobotę 26 maja 1945 r., w godzinach przedpołudniowych, pododdział wyruszył na defiladę. Trasa konnego przemarszu wiodła z kwater na Oporowie, przez ulicę Grabiszyńską (niem. Gräbscherner Straße),
długą na ponad 4,5 km, brukowaną, z dwoma torami linii tramwajowej biegnącymi jej środkiem. Podobnie jak reszta miasta, nosiła ona wówczas widoczne, jeszcze niezabliźnione ślady walk. Choć jej nawierzchnia została już wtedy częściowo uprzątnięta, to zabudowa po obu jej stronach – mieszkalna, przemysłowa oraz użyteczności publicznej była morzem ruin i gruzu, czasem tylko urozmaiconym jakąś całą budowlą, jak zapamiętane dwie niezwykle charakterystyczne: neogotycki kościół zbudowany w latach
ARMIA • 7–8 (81) lipiec–sierpień 2015 71
Historia Militaris
Przemarsz oddziałów pieszych podczas defilady zwycięstwa we Wrocławiu. Po prawej stronie dobrze widoczny kapelmistrz i orkiestra 10. Dywizji Piechoty, która, w umówionym wcześniej momencie, zagrała marsz pt. Lekka kawaleria. Po lewej trybuna honorowa. W tle budynek Opery (wówczas Staatstheater)
1892-1896 pod wezwaniem Św. Elżbiety Węgierskiej zaprojektowany przez Josepha Ebersa oraz położony obok niego budynek z czerwonej cegły będący obecnie siedzibą Szpitala Chorób Płuc im. K. Dłuskiego. Po osiągnięciu rejonu koncentracji do defilady, oddziały 10. Dywizji Piechoty zajęły wyznaczone im miejsca – piechota oraz oddziały służb stanęły na Placu Wolności (niem. Schlossplatz), zajmując całą jego
szerokość, aż po dzisiejszy budynek Opery (wówczas Staatstheater). Artyleria znalazła się nieco z boku, lekko cofnięta w kierunku ul. Świdnickiej. (niem. Schweidnitzer Straße) pododdział konny uplasował się na lewym skrzydle, w szyku rozwiniętym, bardzo blisko trybuny honorowej. Uwagę zwracały tłumy zgromadzonej publiczności. O uroczystościach zawiadamiały między innymi licznie rozlepiane afisze, któ-
rych jeden z fragmentów brzmiał: Polacy! Spełnijcie swój obowiązek narodowy, stawiając się tłumnie na miejscu uroczystości, ażeby złożyć hołd armii wracającej ze zwycięskimi sztandarami spod Berlina, Drezdna (taki zapis znalazł się w oryginale dokumentu) i innych miast niemieckich. O godzinie 13.00 czasu miejscowego defiladę rozpoczął meldunek od oficera ją prowadzącego, którym był ppłk Andrzej Bielawski – zastępca dowódcy Dywizji do spraw liniowych – złożony dowódcy 10. Dywizji Piechoty, płk. Aleksandrowi Strucowi. Po nim miały miejsce przemówienia, z których pierwsze zostało wygłoszone przez prezydenta Wrocławia, dr. Bolesława
Andrzej Bielawski
Jeden z pocztów sztandarowych 10. Dywizji Piechoty podczas defilady zwycięstwa we Wrocławiu
72
Podczas I wojny światowej szeregowiec a następnie podoficer armii carskiej. Po rewolucji w 1917 r. dowódca różnych szczebli w Gwardii Czerwonej i Armii Czerwonej w czasie wojny domowej oraz po jej zakończeniu. Po ataku niemieckim na ZSRR pełnił służbę w szeregach Frontów: Briańskiego oraz 1. Ukraińskiego. Przydzielony do formujących się oddziałów Wojska Polskiego najprawdopodobniej latem 1944 r., gdzie początkowo pełnił funkcje szkoleniowe, następnie był zastępcą dowódcy 7. Dywizji piechoty do spraw liniowych. W okresie od dnia 27 kwietnia do 24 września 1945 r. zajmował stanowisko zastępcy dowódcy 10. DP. Powrócił do ZSRR. Dalsze losy pozostają nieznane.
www.armia24.pl
Bartłomiej Błaszkowski Kawalerzyści z wrocławskiej defilady zwycięstwa
Drobnera. Następnie wydany został rozkaz do przegrupowania do defilady. W związku z tym, pododdział konny, jako zamykający defiladę, cofnął się trójkami w kierunku Placu Teatralnego (niem. Zwingerplatz). W tym czasie kończył przemarsz ostatni oddział pieszy, a orkiestra przestała grać. Zapadła cisza, przez niektórych ze zgromadzonych na Placu skojarzona z końcem uroczystości. Jakież musiało być ich zaskoczenie, kiedy raptem, bez najmniejszej zapowiedzi, nastąpił mocny akord kończący defiladę. Najlepszym jego opisem będzie w tym miejscu pełen ekspresji fragment relacji ppor. Kamińskiego: W odpowiednim momencie z chwilą ukazania się mojego oddziału zza Opery orkiestra (…) zagrała umówioną „Lekką kawalerię”. Publiczność, która jakoś niechętnie już się rozchodziła zaczęła z powrotem wracać. Dowódca dywizji, który już z dr Drobnerem zszedł z trybuny ustawił się do defilady. Ktoś zakrzyknął: kawaleria! i to było jak gdyby hasłem do nieustannych okrzyków „nasze wojsko, polskie wojsko, nasza kawaleria, polska kawaleria” i „niech żyje.” Przestraszył się Mosiek, w szpaler który się utworzył wejść nie chciał. Próbował wyłamać to w jedną, to w drugą stronę. Ale tym razem ja go postanowiłem przechytrzyć. Pilnowałem, aby mi nie bryknął w bok, a tylko wyciskałem go niezbyt nerwowo a zdecydowanie do przodu. W końcu wszedł w szpaler. Brakło mu miejsca na boki oraz do tyłu, bo naciskały na niego idące za nim końskie trójki. Sprężył się cały i poszedł w krótki galop – jak na defiladzie. Publiczność bez przerwy witała okrzykami i zaczęła ob-
Widok na trybunę honorową w czasie wrocławskiej defilady zwycięstwa
rzucać żołnierzy i konie kwiatami, a nawet … całymi doniczkami. Dumny i zadowolony z postawy moich żołnierzy i z powitania przez publiczność stał dowódca dywizji w asyście, na porzucanych przed trybuną sztandarach niemieckich. Dumni i zadowoleni byli moi żołnierze z przebiegu i przyjęcia przez publiczność, której niespodziewanie było parę tysięcy. Po przemarszu pododdział udał się w kierunku ulicy Podwale (niem. Am Stadtgraben). Po krótkim odpoczynku żołnierze powrócili do swoich oporowskich kwater, ale zgodnie z decyzją dowódcy odbyło się to inną trasą – ulicą Świdnicką (niem. Schweidnizer Straße), a następnie Powstańców Śląskich (niem. Straße der SA), tak, aby zamanifestować obecność wojska polskiego w innej części miasta oraz aby pokazać żołnierzom nieznaną im jego część.
Wczoraj i dziś
26 maja 2015 r. bezgłośnie upłynęła 70. rocznica defilady zwycięstwa we Wrocławiu. Na wieczną wartę powoli powoływani są jej ostatni uczestnicy. Kiedy wiosną 2010 r. autor miał zaszczyt poznać mjr. Henryka Kamińskiego, wiadomo mu było o jeszcze trzech żyjących żołnierzach z plutonu konnego kompanii zwiadu. Kiedy kończyła się praca nad niniejszym artykułem, w czerwcu 2015 r., z grona tego pozostaje już tylko jeden. Wraz z upływem czasu zacierają się też w ludzkiej pamięci wspomnienia. Niestety, zjawisko owego zaniku dotyczy także zdawałoby się trwałych śladów materialnych, wzniesionych z myślą, by stanowiły przypomnienie minionych wydarzeń. Tak stało się z tablicą pamiątkową, ufundowaną
Żołnierze plutonu konnego kompanii zwiadu 10. Dywizji Piechoty na zdjęciach wykonanych latem 1945 r. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przypuszczać, że podobnie prezentowali się oni w czasie defilady zwycięstwa we Wrocławiu w maju 1945 r. ARMIA • 7–8 (81) lipiec–sierpień 2015 73
Historia Militaris
Bolesław Drobner Urodził się 28 czerwca 1883 r. w Krakowie. Był absolwentem Uniwersytetu Jagiellońskiego, doktor chemii. Działacz PPSD Galicji i Śląska Cieszyńskiego, PPSP, a następnie PPS. Orędownik współpracy z KPP. Po 17 września 1939 r. więziony przez NKWD. W 1943 r. zwolniony i wyznaczony do władz ZPP oraz PKWN (kierownik Resortu Pracy, Opieki Społecznej i Zdrowia). 14 marca 1945 r. powołany na stanowisko pierwszego polskiego prezydenta Wrocławia, które objął po zdobyciu miasta przez Armię Czerwoną. Pełnił swoją funkcję przez kilka miesięcy, do odwołania między innymi na skutek prób realizowania koncepcji wydzielenia miasta i eliminacji z obiegu pieniędzy. Od 1948 r. członek PZPR, w latach 1956–1957 I Sekretarz Komitetu Wojewódzkiego w Krakowie. Od 1944 r. poseł do KRN, następnie na Sejm Ustawodawczy oraz Sejm I-IV kadencji. Zmarł 31 marca 1968 r. w Krakowie, pochowany na Cmentarzu Rakowickim.
przez Towarzystwo Miłośników Wrocławia i Związek Bojowników o Wolność i Demokrację, odsłoniętą uroczyście w dniu 12 października 1981 r. na Placu Wolności na pamiątkę defilady zwycięstwa. Na gra-
nitowej płycie umieszczona została inskrypcja: 26 maja 1945 roku na tym placu w wolnym Wrocławiu odbyła się Defilada Zwycięstwa 10 Sudeckiej Dywizji Piechoty 2 Armii Wojska Polskiego. Inicjatorem oraz współtwórcą przedsięwzięcia był ówczesny kpt. rez. Henryk Kamiński. Podczas trwającej od kilku lat budowy Narodowego Forum Muzyki została ona w 2008 r. w sposób barbarzyński zniszczona. W 2009 r. pod egidą Muzeum Miejskiego Wrocławia otwarta została w pałacu Sppaetgena – notabene zlokalizowanego bardzo blisko od miejsca, w którym odbyła się defilada zwycięstwa, wystawa eufemistycznie nazywana „wielką”, traktująca o dziejach miasta na przestrzeni wieków. Wątek defilady podsumowuje tam tylko jedna fotografia od wielu lat obecna w popularnych publikacjach.
Zakończenie
W brzemiennym w następstwa dla Polski i Polaków roku 1945 odbyło się wiele defilad, nie tylko w kraju, w których uczestniczyli kawalerzyści. Brali w nich udział w spieszeni bądź też na czołgach czy też samochodach pancernych. Niezwykle rzadko, jeśli w ogóle, występowali konno, jak miało to miejsce podczas wrocławskiej defilady zwycięstwa. Rzeczą zupełnie zrozumiałą była radość i wzruszenie zgromadzonej
tam publiczności – w większości stanowili ją byli przymusowi robotnicy i więźniowie niemieckich obozów i więzień – przed oczami której, na jednym z placów zrujnowanego przez wojnę miasta, krótkotrwale ziściły się obrazy śnione w latach niewoli: o wolności, barwach narodowych i polskim wojsku. Nie dziwi też duma defilujących żołnierzy 10. Dywizji Piechoty. Znamienne jest również to, z jakim entuzjazmem powitani zostali wówczas żołnierze na koniach, bez najmniejszych wątpliwości skojarzeni z narodowa bronią – kawalerią. Wzniesione okrzyki na jej cześć były nie tylko wyrazem aplauzu, ale patrząc z perspektywy czasu, również i słowem pożegnania z tym pięknym rodzajem broni. n Niniejszy artykuł nie powstałby, gdyby nie pomoc i życzliwość Pana mjr Śp. Henryka Kamińskiego, jego Rodziny oraz Pana Romana Kobosa, wojennego kaprala kompanii zwiadu 10. Dywizji Piechoty. Osobne podziękowania kieruję pod adresem Pań: Moniki Jaroszewskiej, Anny Kamińskiej, Ingi Orlickiej, Ireny Zielińskiej oraz Panów: dr. Wojciecha Kucharskiego, prof. dr. hab. płk rez. Śp. Ryszarda Majewskiego, dr. Jarosława Maliniaka, red. Łukasza Orlickiego, red. Marka Szewczyka.
Bibliografia Materiały archiwalne Archiwum Rodziny Kamińskich oraz dokumenty osobiste Henryka Kamińskiego. Kamiński H., Krótka relacja z przebiegu służby wojskowej w Ludowym Wojsku Polskim, maszynopis niepublikowany, luty 1981 r. Zapis relacji ustnych oraz rozmów z Henrykiem Kamińskim z lat 2010–2011. Sprawozdanie z działalności Zarządu koła Terenowego Nr 1 ZBoWiD Wrocław-Stare Miasto za ostatnią kadencję, tj. od kwietnia 1980 r. do listopada 1982 r.
Literatura
Wrocław, 12 października 1981 r., odsłonięcie tablicy upamiętniającej udział 10. Dywizji Piechoty we wrocławskiej defiladzie zwycięstwa, której inicjatorem powstania był Henryk Kamiński. Na zdjęciu pierwszy z lewej gen. bryg. Kazimierz Stec, szef Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego we Wrocławiu, drugi płk Stanisław Majdra. Uroczystości odbyły się przy asyście kompanii honorowej z Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Inżynieryjnych we Wrocławiu. 17 lat później ten wydawałoby się trwały ślad zostanie zniszczony
74
10 Sudecka Dywizja Pancerna im. Bohaterów Armii Radzieckiej odznaczona Orderem Krzyża Grunwaldu II klasy, Opole 1979. Pierwsze spotkanie z Wrocławiem [w:] „Słowo Polskie”, wydanie z dn. 18 marca 1981 s. 5. Zarys Historii Szkoły Podchorążych Kawalerii w Grudziądzu 1922 – 1939, zebrał i oprac. S. Radomyski, Warszawa 1989. Z tamtych lat, „Nowiny” Nr 83/1979 oraz Z tamtych lat, cz. 2, „Nowiny” Nr 84/1979 (kserokopie artykułów bez pełnej datacji oraz numeracji stron). Błaszkowski B., Kawaleryjski epizod defilady zwycięstwa we Wrocławiu w relacji uczestnika - ppor. Henryka Kamińskiego [w:] Ziemie Zachodnie – historia i perspektywy, red. W. Kucharskiego i G. Straucholda, Wrocław 2011, s. 378–380. Błaszkowski B., Mosiek jego jeździec, [w:] „Koń Polski”, Nrr 2/2011, s. 55–57. Błaszkowski B., Proporczyki konnych zwiadowców 10. Sudeckiej Dywizji Piechoty, [w:] Militaria XX w., wydanie specjalne nr 1 (35)/2014, s. 44–49. Komornicki S., Wojsko Polskie. Krótki informator historyczny o Wojsku Polskim w latach II wojny światowej, t. 1, Regularne jednostki ludowego Wojska Polskiego. Formowanie, działania bojowe, organizacja, uzbrojenie, metryki jednostek piechoty, Warszawa 1965. Szczurowski M., Słownik biograficzny wyższych dowódców wojska polskiego na froncie wschodnim w latach 1943-1945, Warszawa 1993. Szczypiorski A., Ułani Lubelscy, Warszawa 2010. Witek J., Encyklopedia miasta Mielca, [w:] „«Korso» Tygodnik Regionalny”, nr 6 (592), 5 lutego 2003, s. 15. Wydra W., Dziesiąta Sudecka. Z dziejów 10 Sudeckiej Dywizji Piechoty. Październik 1944 Październik 1945, Warszawa 1977. Żywień M., Defilada [w:] Kalendarz Wrocławski na rok 1994, Rocznik XXXV, Wrocław 1993, s. 188–192. http://iwroclaw.pl/memento/app/details?id=409468 (data dostępu 18 sierpnia 2012 r.).
www.armia24.pl
Bartłomiej Błaszkowski Kawalerzyści z wrocławskiej defilady zwycięstwa
Historia Militaris
Zapomniany konkurent F-16 Uroczysta prezentacja pierwszego prototypu YF-17 (s/n 72-1569) w siedzibie firmy Northrop Corp. w Hawthorne w Kalifornii 4 kwietnia 1974 r.
Northrop YF-17
Cobra LESZEK A. WIELICZKO Geneza
Już od czasów II wojny światowej Siły Powietrzne Stanów Zjednoczonych (United States Air Force, USAF) wymagały, aby taktyczne samoloty myśliwskie były przystosowane do przenoszenia uzbrojenia powietrze-ziemia. Kolejne typy myśliwców stawały się coraz większe, cięższe i droższe, przekształcając się z czasem w skomplikowane, nafaszerowane elektroniką nosiciele rakiet i bomb. Skrajnym przykładem obowiązujących w USAF tendencji był General Dynamics F-111, który mimo oznaczenia w kategorii F (Fighter) był de facto bombowcem. W połowie lat 60. rozwój amerykańskich myśliwców zabrnął w ślepą uliczkę. Podstawowy myśliwiec taktyczny USAF McDonnell Douglas F-4 Phantom II miał wysokie osiągi i wielki udźwig uzbrojenia, ale zupełnie nie nadawał się do prowadzenia manewrowych walk powietrznych. Tymczasem już pierwsze walki nad Wietnamem
76
Lekki samolot myśliwski Northrop YF-17 powstał w odpowiedzi na konkurs Lightweight Fighter (LWF), ogłoszony przez amerykańskie Siły Powietrzne na początku 1972 r. W jego konstrukcji po raz pierwszy zastosowano nowatorskie rozwiązania aerodynamiczne, przede wszystkim skrzydła pasmowe. Mimo że YF-17 przegrał rywalizację z konkurencyjnym General Dynamics YF-16, stał się podstawą do opracowania podobnego myśliwca F/A-18 Hornet dla US Navy. pokazały, że zwrotność wciąż jest jednym z kluczowych czynników decydujących o zwycięstwie w walce na bliskim dystansie. Potężne F-4 z najwyższym trudem radziły sobie w konfrontacji z niewielkimi i prostymi, ale za to szybkimi i bardzo zwrotnymi radzieckimi MiG-ami-17 i -21. W 1965 r. Siły Powietrzne zainicjowały prace koncepcyjne nad nową generacją samolotów myśliwskich, przeznaczonych do wywalczenia i utrzymania panowania w powietrzu w starciu z dowolnym przeciwni-
kiem. Miały charakteryzować się zarówno wysokimi osiągami dzięki zastosowaniu najnowszych dwuprzepływowych silników turboodrzutowych, jak i dobrą zwrotnością, umożliwiającą prowadzenie manewrowych walk powietrznych w szerokim zakresie prędkości lotu. Zdolność do atakowania celów naziemnych miała być ograniczona do minimum lub wręcz żadna. Początkowo rozważano dwie kategorie takich myśliwców: ciężki, o masie startowej około 18 ton (40 000 funtów), wyposażony w zaawansowww.armia24.pl
wany radar i uzbrojony w kierowane pociski rakietowe dalekiego zasięgu oraz lekki, o masie około 11,3 tony (25 000 funtów), mający znacznie prostsze wyposażenie i słabsze uzbrojenie, ale za to znakomitą zwrotność. Ujawnienie przez Rosjan w lipcu 1967 r. myśliwca przechwytującego MiG-25 o prędkości Ma=2,8 spowodowało, że priorytet nadano rozwojowi ciężkiego myśliwca dominacji powietrznej (air superiority fighter). Program, oznaczony FX (Fighter Experimental), doprowadził do powstania używanego do dziś myśliwca McDonnell Douglas F-15 Eagle. Koncepcja lekkiego samolotu myśliwskiego (Advanced Day Fighter, ADF), choć oficjalnie została bezterminowo zawieszona, miała jednak swoich zwolenników w Pentagonie, Siłach Powietrznych i przemyśle lotniczym. Należeli do nich m.in. cywilny analityk Pierre M. Sprey z biura asystenta sekretarza obrony ds. analizy systemów uzbrojenia; doświadczony pilot myśliwski, instruktor i twórca teorii „energetycznej” walki powietrznej Maj. John R. Boyd; współpracujący z Boydem w Eglin Air Force Base (AFB) na Florydzie matematyk Thomas P. Christie; pracujący wówczas w Pentagonie były pilot myśliwski i doświadczalny Lt.Col. Everest E. Riccioni oraz inż. Harry J. Hillaker z firmy General Dynamics, późniejszy główny konstruktor słynnego myśliwca F-16. Grupa ta, sama siebie nazywająca żartobliwie „Fighter Mafią” (w opozycji do „Bomber Mafii”, mającej wówczas decydujący wpływ na politykę sprzętową USAF), pod koniec lat 60. zaczęła lobbować w Pentagonie i Kongresie na rzecz budowy nowoczesnego lekkiego myśliwca o bardzo dobrej zwrotności. Samolot, określany czasem jako FXX, miał być znacznie mniejszy, lżejszy i prostszy niż FX (F-15), a przez to dużo tańszy w produkcji i łatwiejszy w obsłudze. Przewagę w walce powietrznej nad porównywalnym radzieckim
myśliwcem MiG-21 miało mu zapewnić zastosowanie najnowszych osiągnięć aerodynamiki oraz zespołu napędowego o na tyle dużym ciągu, aby móc uzyskać nieosiągalną wcześniej wartość współczynnika ciąg/masa powyżej 1. Wysiłki „Fighter Mafii” trafiły na podatny grunt wraz z objęciem urzędu prezydenta USA przez Richarda M. Nixona w styczniu 1969 r. Nowy sekretarz obrony Melvin R. Laird i jego zastępca David A. Packard spojrzeli bardziej przychylnym okiem na koncepcję lekkiego myśliwca ADF/FXX. W maju 1971 r. powołano zespół ekspertów (Air Force Prototype Study Group), odpowiedzialny m.in. za opracowanie koncepcji i wymagań taktyczno-technicznych dla nowego lekkiego myśliwca, nazwanego teraz Lightweight Fighter (LWF). Jednym z kluczowych członków tego gremium był wówczas już Lt.Col. Boyd. Według założeń LWF miał być dziennym myśliwcem przeznaczonym do prowadzenia manewrowych walk powietrznych w warunkach dobrej widoczności, w zakresie prędkości Ma=0,6–1,6 na pułapie 9144–12 192 m (30 000–40 000 stóp). Jego masę startową ograniczono do 9072 kg (20 000 funtów). Największy nacisk położono na maksymalizację zwrotności (prędkości kątowej w zakręcie), także w locie z prędkością naddźwiękową, przyspieszenia, prędkości wznoszenia i zasięgu (długotrwałości lotu). W obliczu rosnących kosztów programu myśliwca F-15 (oraz F-14 dla US Navy) koncepcja LWF uzyskała akceptację Kongresu, który w maju 1971 r. przyznał na pierwszy etap jej realizacji w roku budżetowym 1972 kwotę 12 mln dolarów. Wobec tego 6 stycznia 1972 r. USAF skierowały do zainteresowanych wytwórni lotniczych oficjalne zapytania ofertowe (Request for Proposals, RFP) w sprawie LWF. Spośród nadesłanych ofert miały być wybrane dwie najlepsze, których twórcy mieli zbudować i dostarczyć
do prób po dwa prototypy. Rozstrzygnięcie konkursu i wybór zwycięskiej konstrukcji miał nastąpić dopiero po przeprowadzeniu szczegółowych prób porównawczych, zgodnie z koncepcją „fly-before-buy”. Powrót do formuły konkursu prototypów, wspierany przez Davida A. Packarda, był odejściem od wprowadzonej przez poprzedniego sekretarza obrony Roberta S. McNamarę praktyki wyłaniania zwycięzcy już na etapie projektu, jeszcze przed oblotem prototypu (jak to miało miejsce choćby w przypadku F-15). W odpowiedzi na RFP w połowie lutego swoje projekty wstępne nadesłało pięć wytwórni lotniczych: Boeing (Model 908909), General Dynamics (Model 401-16B), Lockheed (CL-1200-2), Northrop (P-600) i Ling-Temco-Vought (V-1100). Pozostałe zaproszone firmy – Fairchild Republic, Grumman, McDonnell Douglas i North American Rockwell – nie wyraziły zainteresowania udziałem w konkursie. Spośród zgłoszonych propozycji 18 marca najwyżej oceniono projekt Boeinga, projekty General Dynamics i Northropa zajęły odpowiednio drugie i trzecie miejsce, natomiast projekty Lockheeda i LTV zostały odrzucone. Jednak po dalszych analizach także projekt Boeinga został wykluczony, zapewne nie bez wpływu „Fighter Mafii”. USAF chciały bowiem przetestować zarówno samolot jednosilnikowy (taki zaproponowały Boeing i GD), jak i dwusilnikowy (Northrop). Projekt Boeinga nie oferował jednak zasadniczo innej jakości niż projekt General Dynamics, za to ta druga firma miała większe wpływy w Pentagonie i podobnie jak Northrop prowadziła wcześniej analizy dotyczące praktycznych aspektów zastosowania teorii Boyda w konstrukcji myśliwców. W tej sytuacji sekretarz Sił Powietrznych Robert C. Seamans ogłosił, że do fazy prób porównawczych wybrano projekty General Dynamics i Northropa. W ślad za tym 13 kwietnia USAF zawarły kontrakty z obydwiema firmami o wartości
Pierwszy prototyp YF-17 (s/n 72-1569) w bazie Edwards AFB. Próby w ramach programu LWF/ACF zakończyły się w styczniu 1975 r.
ARMIA • 7–8 (81) lipiec–sierpień 2015 77
Historia Militaris
Pierwszy prototyp YF-17 w widoku z dołu. Doskonale widać kształt napływów LERX. Dwa pociski rakietowe AIM-9 Sidewinder na końcach skrzydeł były typową projektowaną konfiguracją uzbrojenia
odpowiednio 38 i 39 mln dolarów na budowę przez każdą z nich dwóch prototypów. Samolot General Dynamics Model 401-16B dostał oznaczenie YF-16, a Northrop P-600 – YF-17.
N-300/P-530 Cobra
Po sukcesie eksportowym lekkiego myśliwca F-5A Freedom Fighter, w 1965 r. konstruktorzy firmy Northrop podjęli prace koncepcyjne nad jego nowocześniejszym następcą. W skład zespołu, kierowanego przez Waltera E. „Walta” Fellersa, wchodzili m.in. inżynierowie Leon F. „Lee” Begin (główny
konstruktor), John W. Patierno (odpowiedzialny za zespół napędowy, późniejszy główny konstruktor bombowca stealth B-2 Spirit), Michael G. „Jerry” Huben (konfiguracja płatowca), Adam L. Roth, Hans W. Grellmann i Vernon L. White. Opracowano całą rodzinę projektów wstępnych pod wspólnym oznaczeniem N-300, różniących się detalami konstrukcji. Wszystkie miały kadłub, skrzydła i usterzenie podobne do zastosowanych w F-5, przy czym skrzydła przeniesiono wyżej, przekształcając dotychczasowy układ dolnopłata w górnopłat. Krawędzie natarcia skrzydeł tuż przy
Pierwszy prototyp YF-17 podczas prowadzenia ognia z działka M61A1
78
kadłubie wydłużono do przodu, tworząc charakterystyczne napływy o dużym kącie skosu, zwane Leading Edge Root Extensions (LERX). Układ górnopłata spowodował, że zespoły podwozia głównego musiały być chowane w kadłubie, za to pod skrzydłami było więcej miejsca na zamontowanie pylonów na uzbrojenie lub dodatkowe zbiorniki paliwa. Do napędu planowano dwa nowo opracowane silniki General Electric GE1/ J1A1 o ciągu z dopalaniem po 33,4–35,6 kN. Wloty powietrza do silników początkowo były takie same jak w F-5, ale w kolejnych iteracjach projektu krawędzie wlotów cofnięto pod skrzydła i umieszczono w nich ruchome półstożki poprawiające przepływ powietrza, podobne do zastosowanych w myśliwcu Lockheed F-104 Starfighter. W 1967 r. projekt N-300 zaczął ewoluować do zupełnie nowej postaci, w związku z czym jego oznaczenie zmieniono na P-530. Początkowo zmodyfikowano jedynie kształt kadłuba i powiększono LERX. W ukończonej w marcu 1968 r. wersji P-530-2 zastosowano podwójne usterzenie pionowe, ze statecznikami odchylonymi na zewnątrz o niemal 45° od pionu, które miało poprawić stateczność www.armia24.pl
Historia Militaris
Pierwszy prototyp YF-17 (s/n 72-1569) we wspólnym locie z pierwszym prototypem konkurencyjnego YF-16 (s/n 72-1567). Z tej rywalizacji zwycięsko wyszedł YF-16 firmy General Dynamics
i sterowność kierunkową przy dużych kątach natarcia. Napęd miały tworzyć mocniejsze silniki GE1/J1A2 o ciągu po 44,5 kN. W 1969 r. dodatkowo zmodyfikowano kształt i profil LERX, powiększono podłużne szczeliny w przykadłubowych częściach skrzydeł nad wlotami powietrza do silników, kabinę pilota przesunięto do przodu dla poprawienia widoczności, a stateczniki pionowe powiększono i również przesunięto do przodu, pomiędzy skrzydła a usterzenie poziome, przy okazji zmniejszając ich kąt odchylenia od pionu do 30°. Wreszcie w 1970 r. opracowano finalny wariant P-530-3, różniący się od poprzedniego zmodyfikowanym kadłubem z cofniętą kabiną pilota, nieco obniżoną pozycją skrzydeł względem kadłuba (do układu średniopłata), krótszymi wlotami powietrza do silników (bez półstożków, za to z płytami oddzielającymi warstwę przyścienną) oraz jeszcze mocniejszymi silnikami GE15/J1A5 o ciągu po 57,8 kN. Niewątpliwie najbardziej nowatorskim rozwiązaniem aerodynamicznym zastoso-
wanym w P-530 były napływy LERX. Po ponad 5000 godzin badań modeli w tunelu aerodynamicznym dopracowano ich profil i kształt. Zasadnicza część skrzydeł miała obrys trapezowy z niewielkim kątem skosu (20° w 25% cięciwy) i zaokrąglony nosek profilu, natomiast LERX miały bardzo duży skos z ostrą krzywoliniową krawędzią natarcia. Napływy generują spiralne strumienie wirów, poprawiające charakterystyki aerodynamiczne skrzydeł. Takie skrzydła, nazywane pasmowymi lub hybrydowymi, charakteryzują się dużym maksymalnym współczynnikiem siły nośnej, dużą krytyczną liczbą Macha, małym współczynnikiem oporu indukowanego przy dużych kątach natarcia w zakresie prędkości podi okołodźwiękowych oraz małym oporem falowym i oporem wyważenia w zakresie prędkości naddźwiękowych. Dzięki temu rośnie doskonałość aerodynamiczna samolotu w szerokim zakresie prędkości, co przekłada się na wzrost stateczności, sterowności i manewrowości. Innymi słowy, samolot ze
skrzydłami pasmowymi może wykonywać kontrolowane manewry bez utraty stateczności i sterowności przy kątach natarcia nawet ponad 30–40°, nieosiągalnych dla samolotów z klasycznymi skrzydłami skośnymi lub trójkątnymi. W widoku od spodu LERX przypominały rozłożony kaptur kobry, przyczyniając się do nadania projektowi P-530 nazwy Cobra. P-530 miał mieć klasyczną półskorupową konstrukcję wykonaną głównie ze stopów duraluminium. Jedynie w najbardziej obciążonych mechanicznie i termicznie elementach konstrukcji miały być zastosowane stal i tytan. Z kolei nieprzenoszące obciążeń fragmenty pokrycia płatowca (pokrywy, powierzchnie sterowe) zamierzano wykonać z laminatu grafitowo-epoksydowego oraz z duraluminiowego materiału przekładkowego typu plaster miodu. Cały zapas paliwa (3266 kg) mieścił się w czterech miękkich zbiornikach w kadłubie. Skrzydła o bardzo cienkim profilu miały konstrukcję wielodźwigarową i ujemny wznios 5°. Na całej
Drugi prototyp YF-17 (s/n 72-1570) w locie nad pustynią Mojave. Pomiędzy statecznikami pionowymi widać fragment pojemnika na spadochron hamujący, używanego podczas prób przeciągnięcia
80
www.armia24.pl
LESZEK A. WIELICZKO Northrop YF-17 Cobra
Oba prototypy YF-17 we wspólnym locie nad pustynią Mojave. Widać wychylone w dół klapy przednie na krawędziach natarcia skrzydeł. Podczas prób oba prototypy wykonały 288 lotów w łącznym czasie 345,5 godz.
Podstawowe dane taktycznotechniczne samolotu YF-17 Cobra
rozpiętości krawędzi natarcia (poza LERX) znajdowały się trzysegmentowe klapy przednie, a na krawędzi spływu klapy tylne i lotki. Płytowe stateczniki poziome mogły pracować jako stery wysokości lub – przy różnicowym wychyleniu – wspomagać pracę lotek. Stateczniki pionowe miały klasyczne stery kierunku. Pomiędzy statecznikami na grzbiecie kadłuba znajdowała się płyta hamulca aerodynamicznego. Silniki umieszczono w tylnej części kadłuba blisko siebie, aby zminimalizować efekt asymetrii ciągu w przypadku awarii jednego z nich. Oddzielono je od siebie tytanową przegrodą ogniotrwałą. Trójkołowe podwozie z kołem przednim było chowane do wnęk w kadłubie. Kabina pilota zakryta była kroplową osłoną z nieruchomym wiatrochronem i odchylaną do tyłu owiewką. Oba elementy wykonano z pojedynczych arkuszy szkła organicznego. Samolot miał być wyposażony w nowoczesny radar pracujący w paśmie X,
Wymiary rozpiętość długość (bez rurki Pitota) wysokość rozpiętość usterzenia powierzchnia nośna
[m] [m] [m] [m] [m2]
10,67 16,92–17,07 4,42 6,77 32,52
Masy masa własna masa startowa masa startowa maksymalna dodatkowe zbiorniki paliwa
[kg] [kg] [kg] [l]
7793 9526–10 433 13 894–15 550 2×2271
Osiągi prędkość maksymalna prędkość przelotowa prędkość wznoszenia pułap praktyczny promień bojowy zasięg maksymalny**
[Ma] [Ma] [m/s] [m] [km] [km]
1,95–2,05 0,85 254 18 288* >926 4500–4815
Napęd General Electric YJ101-GE-100
silniki ciąg maksymalny (bez dopalania/z dopalaniem)
[kN]
2×41,16/63,63–66,75
Uzbrojenie stałe liczba węzłów podwieszeń*** Załoga
[mm] 1×20 (sześciolufowe) 2+4+1 1
* podczas prób osiągnięto 15 240 m ** do przebazowania, z dodatkowymi zbiornikami paliwa *** na końcach skrzydeł+pod skrzydłami+pod kadłubem
umożliwiający zarówno wykrywanie celów powietrznych w dużym zakresie wysokości, jak i celów naziemnych. Konkretny model radaru miał być wybrany spośród propozycji firm Hughes, Westinghouse i Autonetics. W skład wyposażenia miały wchodzić m.in. wyświetlacz przezierny (Head-Up Display, HUD) i ekran wyświetlający ruchomą mapę terenu (Projected Map Display, PMD). Mimo iż samolot był statycznie niestateczny w osi pochyleń, miał być wyposażony w klasyczny mechaniczny układ sterowania, jedynie wspomagany komputerem. Uznano bowiem, że ówczesna technologia sterowania elektronicznego (fly-by-wire) nie jest jeszcze wystarczająco niezawodna. Stałe uzbrojenie tworzyło sześciolufowe działko rotacyjne General Electric M61A1 Vulcan kal. 20 mm, umieszczone w przedniej części kadłuba przed kabiną. Zamiast niego rozważano instalację dwóch lżejszych, jednolufowych działek kal. 20 lub 30 mm.
Pierwszy prototyp YF-17 uzupełnia paliwo w locie z latającego zbiornikowca Boeing KC-135 Stratotanker
ARMIA • 7–8 (81) lipiec–sierpień 2015 81
Historia Militaris
Pierwszy prototyp YF-17 w jednym z lotów testowych w ośrodku NASA Dryden Flight Research Center w lecie 1976 r. Wyniki badań wykorzystano w projekcie myśliwca F-18 dla US Navy
Uzbrojenie powietrze-powietrze i powietrze-ziemia (kierowane lub niekierowane pociski rakietowe, bomby, zasobniki) mogło być podwieszane aż na dziewięciu węzłach: dwóch na końcach skrzydeł, trzech pod każdym skrzydłem i jednym centralnie pod kadłubem. Projektowane dane taktyczno-techniczne myśliwca P-530 Cobra w finalnej konfiguracji były następujące: rozpiętość 10,67 m, długość 16,87 m, wysokość 4,32 m, powierzchnia nośna 37,16 m2, masa startowa w konfiguracji gładkiej 10 433 kg, maksymalna masa startowa 18 416 kg, prędkość maksymalna na dużej wysokości Ma=2,0, prędkość przelotowa Ma=0,85, pułap praktyczny 18 288 m, zasięg maksymalny (do przebazowania) 5889 km. Northrop ujawnił publicznie informacje o projekcie P-530 Cobra 28 stycznia 1971 r. i jeszcze w tym samym roku pokazał model i makietę wariantu P-530-2 na salonie lotniczym w Paryżu. Firma zainwestowała w rozwój projektu około 20 mln dolarów, licząc na powtórzenie sukcesu F-5. Potencjalnymi nabywcami nowego samolotu mieli być przede wszystkim dotychczasowi użytkownicy lekkich myśliwców F-5, F-104 czy Dassault Mirage III/5, głównie europejskie kraje NATO, ale także Australia czy Iran. W grudniu 1972 r. zbudowano pełnowymiarową makietę finalnej wersji P-530-3, którą w maju następnego roku również zaprezentowano na salonie lotniczym w Paryżu z fikcyjnym holenderskim oznakowaniem. Z myślą o zagranicznych klientach prace przy projekcie P-530 kontynuowano do 1974 r., kiedy to połączono go z YF-17.
P-600/YF-17
Mimo że N-300/P-530 Cobra projektowany był początkowo jako lekki taktyczny samolot wielozadaniowy (myśliwsko-bombowy),
82
to w trakcie rozwoju jego układ aerodynamiczny zoptymalizowano do prowadzenia manewrowych walk powietrznych. Pod tym względem P-530 świetnie wpisywał się więc w wymagania konkursu LWF. Przedłożony USAF w styczniu 1972 r. lekko zmodyfikowany wariant P-530-3 dostał oznaczenie P-600 (N-321). Przez krótki czas rozważano także jego jednosilnikową odmianę P-610 (N-322), napędzaną silnikiem Pratt & Whitney F100-PW-100 (takim samym jak F-15), ale szybko z niej zrezygnowano. Jak już wspomniano, po zakwalifikowaniu do fazy prób prototypów projekt P-600 dostał oznaczenie wojskowe YF-17. Podobnie jak P-530 w firmie Northrop samolot nazywany był nieoficjalnie Cobra. P-600/YF-17 różnił się od P-530-3 kilkoma elementami konstrukcji. Zmniejszono nieco powierzchnię skrzydeł, trzysegmentowe klapy przednie zastąpiono jednosegmentowymi, kąt odchylenia od pionu stateczników pionowych zmniejszono do 18°, a na przodzie kadłuba przed kabiną zainstalowano gniazdo do uzupełniania paliwa w locie metodą sztywnego bomu. Aby zmniejszyć masę samolotu uproszczono konstrukcję podwozia, a w konstrukcji płatowca w znacznie większym stopniu (około 10% masy) zastosowano kompozyty grafitowo-epoksydowe. Wykonano z nich panele dostępu do silników, pokrywy wnęk podwozia i przedziałów awioniki, płytę hamulca aerodynamicznego i panele inspekcyjne. Powierzchnie sterowe na skrzydłach oraz napływy LERX miały konstrukcję przekładkową typu plaster miodu, z rdzeniem z kompozytu nylonowo-fenolowego (nomexu) i pokryciem z kompozytu grafitowego. Stery kierunku i stateczniki poziome także miały konstrukcję typu plaster miodu, ale z aluminiowym rdzeniem, przy czym po-
krycie sterów kierunku wykonano z kompozytu grafitowego, a stateczników poziomych z duraluminium. Kabina pilota była ciśnieniowa, ogrzewana i klimatyzowana. Pilot siedział na fotelu wyrzucanym Stencel Aero IIIC, który odchylono do tyłu o 18°, aby umożliwić znoszenie większych przeciążeń. W porównaniu z P-530 zmodyfikowano tablicę przyrządów, gdyż na tym etapie YF-17 nie miał jeszcze zainstalowanej kompletnej planowanej awioniki, m.in. radaru. Niewielki, lekki radar z nieruchomą anteną ze skanowaniem elektronicznym miała opracować firma Rockwell International. W układzie sterowania lotkami zastosowano system elektroniczny (fly-by-wire), natomiast pozostałe powierzchnie sterowe były poruszane mechanicznie. Napęd sterów i lotek zapewniała zdublowana instalacja hydrauliczna, a ich wychylenia były kontrolowane przez komputer sterowania lotem (Electronic Control Augmentation System, ECAS), uwzględniający aktualny kąt natarcia i prędkość (liczbę Macha). Stałe uzbrojenie w postaci działka M61A1 pozostało bez zmian, natomiast liczbę węzłów podwieszeń pod każdym skrzydłem ograniczono do dwóch, zatem łącznie było ich siedem. Standardowy zestaw uzbrojenia tworzyły wszakże jedynie dwa kierowane pociski rakietowe AIM-9 Sidewinder, mocowane na końcach skrzydeł. W razie potrzeby można je było uzupełnić dalszymi dwoma lub czterema pociskami podwieszanymi na pylonach pod skrzydłami. Na wewnętrznych pylonach podskrzydłowych zamiast uzbrojenia można było podwiesić dodatkowe zbiorniki paliwa o pojemności po 2271 litrów (600 galonów). Do napędu służyły takie same silniki GE15/J1A5, które po zawarciu przez USAF www.armia24.pl
LESZEK A. WIELICZKO Northrop YF-17 Cobra
Historia Militaris umowy na ich rozwój w kwietniu 1972 r. dostały oznaczenie wojskowe YJ101-GE-100. Były to silniki dwuprzepływowe dwuwałowe, ale o bardzo małym stopniu dwuprzepływowości 0,2–0,25. Niewielki „zimny” przepływ służył wyłącznie do chłodzenia gorącej części silnika, dzięki czemu można było zmniejszyć masę izolacji cieplnej. Silnik YJ101 składał się z trzystopniowej sprężarki niskiego ciśnienia, siedmiostopniowej sprężarki wysokiego ciśnienia, pierścieniowej komory spalania, jednostopniowych turbin wysokiego i niskiego ciśnienia oraz dopalacza. W części gazodynamicznej wykorzystano pomniejszone podzespoły z silnika F101-GE-100, stosowanego do napędu bombowca North American Rockwell B-1A. Po dopracowaniu YJ101-GE-100 osiągał ciąg maksymalny około 41,16 kN bez dopalania i 63,63–66,75 kN z dopalaniem. Był to ciąg porównywalny z ciągiem silnika J79, używanego do napędu myśliwców F-4, przy czym YJ101 był około dwukrotnie lżejszy, mniejszy i miał znacznie niższe zużycie paliwa. Przy typowej projektowanej masie bojowej YF-17 silniki zapewniały rewelacyjny stosunek ciągu do masy na poziomie około 1,25–1,3 (w przypadku F-5A/E wynosił on zaledwie około 0,7). Dostęp do silników, np. w celu ich wymiany, umożliwiały zdejmowane panele pokrycia w dolnej części kadłuba. Do grudnia 1973 r. zakończono pomyślnie zasadniczy etap prób silnika YJ101 (Prototype Preliminary Flight Rating Test), obejmujący 60-godzinną próbę na hamowni i symulację 100 godzin lotu, które przeprowadzono w ośrodku badawczym USAF Arnold Engineering Development Center. W lutym
następnego roku silnik został dopuszczony do lotu. Do marca do zakładów Northropa zostało dostarczonych sześć egzemplarzy silników YJ101 – cztery przeznaczone dla prototypów YF-17 i dwa rezerwowe. Do stycznia 1975 r. General Electric zbudował dziewięć egzemplarzy silników, z czego siedem trafiło do zakładów Northropa.
Prototypy YF-17
Pierwszy prototyp YF-17 (s/n 72-1569) został uroczyście wytoczony z hali zakładów nr 3 (Plant 3) firmy Northrop Corp. w Hawthorne w Kalifornii 4 kwietnia 1974 r. Następnie samolot przewieziono ciężarówką do ośrodka doświadczalnego Sił Powietrznych (Air Force Flight Test Center, AFFTC) w bazie Edwards AFB na pustyni Mojave. Tutaj 9 czerwca szef pilotów doświadczalnych Northropa Henry E. „Hank” Chouteau dokonał jego oblotu. Po 61-minutowym locie pilot stwierdził z nieukrywaną satysfakcją: To jest myśliwiec dla pilota myśliwskiego! Dwa dni później YF-17 jako pierwszy amerykański samolot myśliwski przekroczył w locie poziomym prędkość dźwięku bez użycia dopalaczy. Drugi prototyp YF-17 (s/n 72-1570) został oblatany przez „Hanka” Chouteau 21 sierpnia, także w Edwards AFB. Program prób w locie obu prototypów YF-17 (oraz konkurencyjnych YF-16) zakończono w połowie stycznia 1975 r. W jego trakcie oba prototypy YF-17 wykonały 288 lotów (pierwszy 191, drugi 97) w łącznym czasie 345,5 godz. (w tym 13 godz. z prędkością naddźwiękową). Pierwszy prototyp wykorzystywano głównie do sprawdzenia własności lotnych, stateczności i sterowności, osiągów, charakterystyk układu sterowania,
flatteru, zespołu napędowego oraz wpływu użycia uzbrojenia na pracę silników. Drugi prototyp wykorzystano do prób obciążeń konstrukcji, charakterystyk przeciągnięcia oraz zachowania samolotu w manewrach bojowych. W trakcie prób osiągnięto prędkość maksymalną Ma=2,05 na wysokości 12 497 m, pułap 15 240 m, przeciążenie 9,4g i kąt natarcia 34° w locie poziomym. Przeprowadzono także próby zrzutu bomb oraz uzupełniania paliwa w powietrzu z latających zbiornikowców Boeing KC-97 i KC135 Stratotanker, a także pozorowane walki powietrzne z innymi myśliwcami USAF (głównie F-4) oraz zdobycznymi radzieckimi MiG-ami-17 i -21, testowanymi w Nellis AFB w Nevadzie. Nigdy nie doszło natomiast do bezpośredniej konfrontacji YF-17 z YF-16.
Rozstrzygnięcie konkursu
Program LWF od początku budził duży opór w dowództwie USAF, które postrzegało go jako zagrożenie dla realizacji znacznie bardziej pożądanego F-15. Z tego powodu LWF traktowano raczej jako eksperyment techniczny i nawet nie planowano skierowania zwycięskiej konstrukcji do produkcji seryjnej. Jednak w 1974 r. nastąpiła radykalna zmiana stanowiska wobec LWF. Na początku roku rządy czterech europejskich krajów NATO – Belgii, Danii, Holandii i Norwegii – zawarły porozumienie w sprawie wspólnego wyboru i zakupu następcy wysłużonych myśliwców F-104G w ramach Multinational Fighter Program Group (MFPG). Wśród potencjalnych kandydatów znalazły się zarówno YF-16 i YF-17, jak i francuski Dassault Mirage F1 i szwedzki SAAB JA 37 Viggen. Z powodu m.in. uwarunkowań po-
Drugi prototyp YF-17 w malowaniu i oznakowaniu, w jakim został zaprezentowany na salonie lotniczym w Farnborough w 1976 r.
84
www.armia24.pl
LESZEK A. WIELICZKO Northrop YF-17 Cobra
litycznych od początku faworytem wydawał się zwycięzca konkursu LWF, ale MFPG postawiła jeden istotny warunek – jeśli miałby to być samolot amerykański to tylko taki, który zostanie zakupiony także przez USAF. W tym samym czasie Siły Powietrzne zdały sobie sprawę, że wkrótce będą potrzebowały następcy starzejących się taktycznych myśliwców F-4 i jeszcze bardziej wyeksploatowanych Republic F-105 Thunderchief. W tym przypadku chodziło wszakże o samolot myśliwsko-bombowy, a nie klasyczny myśliwiec przeznaczony wyłącznie do manewrowych walk powietrznych. Aby zaoszczędzić czas i pieniądze, postanowiono przystosować do nowych zadań myśliwce skonstruowane w ramach LWF. Z tego powodu nazwę programu zmieniono na Air Combat Fighter (ACF). W kwietniu 1974 r. sekretarz obrony James R. Schlesinger poinformował Kongres o zmianie planów wobec lekkiego myśliwca, podkreślając zarazem, że ACF będzie uzupełnieniem F-15, a nie jego lżejszym, prostszym i tańszym zamiennikiem. Aby potwierdzić poważne zamiary wobec uczestniczących w konkursie firm, 11 września Schlesinger ogłosił decyzję o podjęciu produkcji seryjnej zwycięzcy rywalizacji. Wstępnie potrzeby USAF określono na 650 egzemplarzy, ale docelowo mogło ich być nawet ponad 1400. Był to niewątpliwy triumf „Fighter Mafii”, a w każdym razie wspieranej przez nią koncepcji lekkiego myśliwca. 13 stycznia 1975 r. sekretarz Sił Powietrznych John L. McLucas poinformował, że zwycięzcą konkursu ACF został myśliwiec YF-16. O takim wyborze zadecydowały niuanse (oraz być może po raz kolejny większe wpływy firmy General
Dynamics w Pentagonie), gdyż YF-16 i YF17 miały porównywalne osiągi i własności lotne. Wprawdzie YF-16 miał nieco większą prędkość maksymalną i zasięg od YF17, ale nie były to różnice dyskwalifikujące tego drugiego. Na korzyść YF-16 przemawiał głównie fakt użycia silnika Pratt & Whitney F100-PW-100, takiego samego jak w dwusilnikowym F-15. Dzięki temu YF16 miał być tańszy i prostszy w obsłudze niż YF-17 oraz gwarantować niższe koszty operacyjne. Ponadto silnik F100 miał już za sobą największe problemy rozwojowe, podczas gdy YJ101 wymagał jeszcze sporo wysiłku i pieniędzy aby pokonać choroby wieku dziecięcego. Także piloci wojskowi mający okazję latać obydwoma samolotami podczas prób niemal jednomyślnie wskazali na YF-16. Z dzisiejszej perspektywy wiemy, że F-16 Fighting Falcon okazał się jednym z najlepszych wielozadaniowych myśliwców w historii i odniósł ogromny sukces eksportowy.
Na drodze do F/A-18
Po przegranym konkursie LWF/ACF Northrop nie znalazł zagranicznych nabywców YF-17 (podobnie jak wcześniej P-530) i na tym rozwój tego samolotu zapewne zostałby zakończony. Z niespodziewaną „odsieczą” przyszła US Navy, która w lipcu 1974 r. zainicjowała program lekkiego myśliwca uderzeniowego VFAX (Naval Fighter Attack Experimental). Miał on w przyszłości zastąpić na pokładach lotniskowców US Navy oraz w jednostkach lotnictwa US Marine Corps myśliwce F-4 oraz samoloty szturmowe Douglas A-4 Skyhawk i LTV A-7 Corsair II. Zaledwie miesiąc później, w sierpniu,
Kongres polecił US Navy wykorzystać w jak największym stopniu osiągnięcia techniczne programu LWF/ACF, aby zminimalizować koszty opracowania nowego myśliwca. W ślad za tym program VFAX zastąpiono nowym Navy Air Combat Fighter (NACF). Specjalnie dla US Navy już w lipcu 1974 r. Northrop zaproponował lekko zmodyfikowaną wersję YF-17, oznaczoną P-630 (w wariancie dwumiejscowym P-630-II), różniącą się m.in. krótszym kadłubem (długość 15,7 m). Jednak szybko okazało się, że dla spełnienia wymagań Marynarki Wojennej samolot będzie musiał zostać poddany znacznie większym zmianom. W tym celu 7 października Northrop połączył siły z firmą McDonnell Douglas, która została liderem zespołu z racji większego doświadczenia w konstruowaniu samolotów pokładowych. W efekcie tej współpracy powstał praktycznie zupełnie nowy samolot, oznaczony w firmie MDD Model 267. Miał taki sam układ aerodynamiczny jak YF-17, ale był nieco większy i znacznie cięższy. 2 maja 1975 r. projekt Model 267 został ogłoszony przez US Navy zwycięzcą konkursu NACF i dostał oznaczenie wojskowe F-18 (później zmienione na F/A-18). Podobnie jak w USAF lekki F-16 miał być uzupełnieniem ciężkiego F-15, tak w US Navy F-18 miał być lekkim, prostym i tanim uzupełnieniem ciężkiego myśliwca pokładowego Grumman F-14 Tomcat. Znacznie później F/A-18 Hornet wyewoluował w jeszcze bardziej powiększony wariant F/A-18E/F Super Hornet, który ostatecznie zastąpił Tomcaty. Jako „przedprototypy” czy też demonstratory technologii przyszłego F-18 posłużyły prototypy YF-17, które z tej okazji
Historia Militaris
Drugi prototyp YF-17 w oznakowaniu sił powietrznych Kanady podczas kampanii marketingowej myśliwca F-18L
otrzymały nawet napisy NAVY na kadłubach. Wiosną 1976 r. pierwszy prototyp YF-17 przekazano do ośrodka badawczego NASA Dryden Flight Research Center (obecnie Armstrong Flight Research Center) w Edwards AFB. Tutaj od 27 maja do 14 lipca przeprowadzono 25 lotów testowych. W ich trakcie przebadano własności lotne samolotu przy dużych przeciążeniach, manewrowość w zakresie prędkości naddźwiękowych, stateczność i sterowność przy dużych kątach natarcia, sygnaturę cieplną oraz rozkład ciśnienia na różnych elementach płatowca. Wyniki tych badań zostały wykorzystane podczas projektowania samolotu F-18. Natomiast drugi prototyp YF-17 wykorzystano do promocji przyszłego F-18 oraz w kampanii marketingowej projektowanej wersji lądowej F-18L. Za jej opracowanie i ewentualną produkcję odpowiadała firma
Northrop, gdyż pod względem konstrukcji F-18L miał być bliższy YF-17 niż pokładowy F-18. Miał to bowiem być lżejszy, prostszy i tańszy wariant pokładowego F-18, przeznaczony dla klientów zagranicznych. We wrześniu 1976 r. YF-17 nr 2 zaprezentowano na salonie lotniczym w Farnborough w Wielkiej Brytanii, a w maju następnego roku na salonie lotniczym w Paryżu. Samolot był też prezentowany w kilku bazach lotnictwa US Navy, m.in. w Naval Air Station (NAS) Miramar w Kalifornii, aby zapoznać pilotów morskich z sylwetką F/A-18. Pod koniec lat 70. i na początku 80. odbył tury lotów pokazowych w malowaniu i oznakowaniu sił powietrznych Kanady, Francji, Hiszpanii i Grecji. Także w tym przypadku nie udało się zdobyć żadnych zamówień (w przeciwieństwie do standardowego F/A-18) i w połowie lat 80. prace nad projektem F-18L zostały zakończone.
***
Obecnie pierwszy prototyp YF-17 (s/n 721569) jest eksponatem Western Museum of Flight w Torrance w Kalifornii, a drugi (s/n 72-1570) trafił najpierw do National Naval Aviation Museum w Pensacoli na Florydzie, a obecnie jest prezentowany w USS Alabama Battleship Memorial Park w Mobile w Alabamie. Z kolei pełnowymiarowa makieta YF-17 znajduje się w ekspozycji Intrepid Air & Space Museum w Nowym Jorku.
n
Zdjęcia: NASA, Northrop, USAF
Leszek A. Wieliczko Publicysta specjalizujący się w tematyce lotniczej, zwłaszcza lotnictwa wojskowego.
W takim malowaniu i oznakowaniu YF-17 nr 2 został zaprezentowany m.in. na salonie lotniczym w Paryżu w 1977 r. Na nosie samolotu godło programu YF-17 – stylizowana sylwetka kobry z rozłożonym kapturem z wpisaną nazwą Cobra
86
www.armia24.pl
LESZEK A. WIELICZKO Northrop YF-17 Cobra