Isaac Asimov
Robert Silverberg
Pozytronowy Człowiek
Przełożył: Piotr Hermanowski
Tytuł oryginalny: e Positronik Man
Rok wydania oryginalnego: 1992
Ro...
6 downloads
0 Views
Isaac Asimov
Robert Silverberg
Pozytronowy Człowiek
Przełożył: Piotr Hermanowski
Tytuł oryginalny: e Positronik Man
Rok wydania oryginalnego: 1992
Rok i miejsce wydania polskiego: Poznań 1998
Dla Janet i Karen
— z miłością
TRZY PRAWA ROBOTYKI
1. Robot nie może skrzywdzić istoty ludzkiej lub — poprzez wstrzymanie się od
działania — pozwolić, by stała się jej krzywda.
2. Robot musi wykonywać rozkazy wydane mu przez istoty ludzkie, z wyjątkiem
sytuacji, kiedy byłyby one sprzeczne z Prawem Pierwszym.
3. Robot musi chronić swoje istnienie dopóty, dopóki taka ochrona nie jest
sprzeczna z Prawem Pierwszym lub Drugim.
5
ROZDZIAŁ 1
— Może zechciałby pan usiąść. — Chirurg wskazał krzesło stojące naprzeciw biur-
ka. — Bardzo proszę.
— Dziękuję — odrzekł Andrew Martin.
Usiadł spokojnie. Zawsze robił wszystko bardzo spokojnie. Taką miał naturę i ta
część jego osobowości nigdy się nie zmieniała. Patrząc na niego w tej chwili, nikt nie
domyśliłby się nawet, że Andrew Martin jest doprowadzony do ostateczności. A tak
było w istocie. Aby odbyć to spotkanie, przebył ponad połowę kontynentu; była to jego
ostatnia nadzieja na spełnienie życiowego celu.Wszystko sprowadzało się tylko do tego
jednego.Wszystko.
Twarz Andrew Martina wydawała się nieprzenikniona i spokojna, ale uważny ob-
serwator dostrzegłby w jego oczach cień melancholii. Włosy miał gładkie, jasnobrązo-
we i delikatne. Był starannie ogolony i wyglądał świeżo: żadnych wąsów, brody, żadnej
sztuczności ani ekstrawagancji. Jego ubiór, w którym dominowała welwetowa purpura,
był schludny, lecz o wyraźnie staromodnym, luźnym i falującym kroju, niegdyś bardzo
popularnym. Dziś jednak rzadko się taki widywało.
Twarz chirurga również była spokojna. Nie było w tym nic dziwnego, jako że twarz
chirurga, tak jak i wszystkich jemu podobnych, była zrobiona z nierdzewnej stali kolo-
ru jasnego brązu. Siedział wyprostowany przy swoim wspaniałym biurku w pozbawio-
nym okien pokoju, wysoko ponad jeziorem Michigan. W jego spojrzeniu dominowa-
ły spokojna życzliwość i pogoda ducha. Na skraju biurka znajdowała się mosiężna ta-
bliczka z wygrawerowanym numerem seryjnym; było to typowe, fabryczne oznakowa-
nie składające się z szeregu liter i cyfr.
Andrew Martin nie zwracał jednak najmniejszej uwagi na tę bezduszną metodę
identyfikacji. Tak ponure, mechaniczne oznaczenia nie były dla niego istotne.Ani teraz,
ani dawniej. Nie odczuwał też żadnej potrzeby zwracania się do robota-chirurga ina-
czej niż po prostu „doktorze”.
— To wszystko jest dość nietypowe... rzekłbym: nielegalne, proszę pana — powie-
6
dział chirurg.
— Tak, wiem o tym — odparł Andrew Martin.
— Od czasu, gdy dotarła do mnie pana prośba, myślę prawie wyłącznie o tym.
— Jest mi naprawdę bardzo przykro, że sprawiam tyle kłopotu.
— Dziękuję. Doceniam pańską troskę.
Wszystko to bardzo uprzejme, niemal wytworne, ale bezużyteczne. Pełne kurtuazji,
nic nie znaczące zwroty. Siedzieli tak naprzeciw siebie, a żaden z nich nie chciał przejść
do meritum sprawy. A teraz, w dodatku, chirurg zamilkł. Nie ułatwiało to sprawy. An-
drew czekał, aż lekarz coś powie, ale milczenie się przedłużało.
To nas do niczego nie doprowadzi, pomyślał.
— Chciałbym wiedzieć, doktorze, kiedy ta operacja mogłaby się odbyć — powie-
dział w końcu.
Chirurg zawahał się. Odezwał się dopiero po chwili, a w jego głosie pobrzmiewała
nuta respektu, z którą robot zwracał się zawsze do człowieka.
— Nie jestem w pełni przekonany, proszę pana, czy dobrze zrozumiałem istotę tej
operacji, nie mówiąc już o przyczynach, dla których miałaby ona być pożądana. Wciąż
też nie wiem, kto byłby ewentualnym pacjentem.
Słowom tym z pewnością towarzyszyłby wyraz pełnej szacunku stanowczości, gdy-
by nie to, że twarz chirurga była zrobiona z nierdzewnej stali i nie była w stanie wyra-
zić takiego uczucia, ani też jakiegokolwiek innego.
Teraz z kolei milczał Andrew Martin.
Przyglądał się uważnie ręce chirurga — ręce, którą tamten operował — leżącej teraz
spokojnie na blacie biurka. Była pięknie zaprojektowana: palce długie i zgrabne, o ideal-
nie kształtnych krzywiznach znakomicie dopasowanych do celu, któremu miały służyć.
Z łatwością można było sobie wyobrazić spoczywający w tej dłoni skalpel, który w mo-
mencie rozpoczęcia operacji stapia się z nią w harmonijną, perfekcyjną całość: chirurg
i skalpel połączeni w jedno wspaniałe narzędzie.
To bardzo pokrzepiające, pomyślał Andrew. Tu nie będzie miejsca ani na sekundę
wahania. Niemożliwe jest najmniejsze nawet drgnienie ręki, najmniejsza pomyłka, ani
nawet prawdopodobieństwo pomyłki.
Takie umiejętności przychodziły, rzecz jasna, wraz ze specjalizacją — specjalizacją
tak bardzo upragnioną przez ludzkość, że zaledwie kilka robotów ery nowożytnej było
autonomicznymi jednostkami. Pozostałe natomiast stanowiły jedynie składową część
potężnych procesorów, których połączone siły znacznie przekraczały możliwości jed-
nego robota.
Tak naprawdę chirurg również nie odczuwał potrzeby bycia niczym więcej, jak tylko
systemem sensorów, monitorów i sze...