Podniósł wzrok, patrząc na mierzącą go pytającym wzrokiem brunetkę. Nie o to mu chodziło, gdy się z nią spotykał. Nie przeczył, Cindy była bardzo atra...
6 downloads
18 Views
Podniósł wzrok, patrząc na mierzącą go pytającym wzrokiem brunetkę. Nie o to mu chodziło, gdy się z nią spotykał. Nie przeczył, Cindy była bardzo atrakcyjną kobietą, być może, dlatego zwrócił na nią uwagę, jednak pochodziła z rodziny Mugoli, a to, dyskwalifikowało ją w konkurencji o poważny związek.
Spotykał się z nią tylko z ciekawości i przyjemności cielesnych, jakie mogła mu zaoferować.
Przygryzł wargę. W sumie, co mogła mu zrobić? To tylko naiwna dziewczyna, nie mająca żadnej pozycji. Spławiał już bardziej dumne i rozsądne dziewczyny.
- I co z tego? – Spytał, przywołując na swoją twarz wyraz wyższości.
- Co z tego? To twoje dziecko. To ja pytam się ciebie, co masz zamiar robić.
- Teraz mam zamiar wrócić do domu – powiedział wstając – I więcej nie widzieć cię na oczy.
Położył na stoliku kilka monet, zarzucił płaszcz i odwrócił się.
- Jeśli go nie uznasz – krzyknęła za nim – Powiem wszystkim, co nas łączyło.
Prychnął pod nosem odwracając się do kobiety.
- Nic nas nie łączyło. Nie masz dowodów.
- Owszem mam – powiedziała podsuwając mu pod nos plik fotografii. Przejrzał je szybko a uśmiech momentalnie spełzł z jego twarzy. Podniósł wzrok.
- Nie odważysz się – warknął zbliżając się do niej na niebezpieczną odległość.
- Znam takich jak ty, Black. Nie pozwolę, żebyś robił sobie ze mną, co chcesz. To twoje dziecko. Jeśli go nie uznasz i nam nie pomożesz, dopilnuję, by te zdjęcia trafiły do kogo trzeba.
Zmrużył wściekle oczy i opanował chęć wyciągnięcia różdżki.
Pomylił się. Dziewczyna, chodź wydawała się być tą pierwszą lepszą, potrafiła zadbać o swój interes.
- Więc?
- Zdjęcia. Pomogę ci, ale masz mi je oddać – powiedział w końcu, unikając jej spojrzenia.
- Muszę mieć zabezpieczenie, na wypadek gdybyś mnie oszukał.
- Jestem Blackiem, a Blackowie są honorowi – warknął.
- To bardzo honorowe, wykorzystać dziewczynę i zostawić ją w ciąży – zadrwiła odrzucając włosy do tyłu – Taki honor, nie jest dla mnie zabezpieczeniem. Jeśli dotrzymasz słowa, nikt tego nie zobaczy.
***
- Radę ci, uważaj, co mówisz – mruknął, stając przed salonem – Najlepiej nic nie mów.
- Boisz się własnej matki? – Zadrwiła unosząc wzrok – Wielki Regulus, jest maminsynkiem?
- To tylko dobra rada – mruknął, starając się ukryć szkarłatny rumieniec – Nic więcej.
Pchnął drzwi, wchodząc do salonu.
Na fotelu, tuż przy kominku siedziała kobieta. Słysząc kroki, podniosła wzrok i zmierzyła przychylnym spojrzeniem syna, poczym spojrzała na jego towarzyszkę.
- Matko, chcę ci kogoś przedstawić – powiedział robiąc krok do przodu i zerkając surowo na kobietę – To Cindy Andrews.
- Podejdź – poleciała kobieta patrząc na dziewczynę. Ta zrobiła krok do przodu, zerkając na Regulsa i rzucając mu spojrzenie „ Maminsynek” – Powtórz, jak się nazywasz?
- Cindy – powiedziała dziewczyna unosząc wysoko głowę – Cindy Andrews.
- Czemu ona? – Spytała, przenosząc wzrok na syna – Nie przeczę, że jest urodziwa, jednak…
- Regulus nie zdecydował się poślubić mnie z własnej woli. Obawiam się, że ślubu w ogóle nie będzie – powiedziała głośno dziewczyna, nim chłopak zdążył otworzyć usta. Jego oczy rozszerzyły się gwałtownie. Cały przebieg rozmowy, który chłopak ułożył sobie w głowie runął jak piramida ze szklanych naczyń.
- Jesteś nadzwyczaj bezczelną osobą – warknęła Walburgia, patrząc na dziewczynę – Nikt nie nauczył cię, że nie należy odpowiadać bez pytania.
- Nie miałam tego przywileju – odpowiedziała, mierząc kobietę obojętnym spojrzeniem
Gdzieś z tyłu pokoju, rozległ się cichy jęk młodego Blacka.
- Skoro nie zamierzacie się pobrać, to, czemu ją tu przyprowadziłeś? – spytała, ignorując wypowiedź dziewczyny.
- Bo…
- Jestem w ciąży – powiedziała szybko Andrews.
Black przymknął oczy, czekając na atak.
- Już drugi raz, odzywasz się niepytana! Jak żyję, nie widziałam tak nie wychowanej…
Urwała. Powoli, przeniosła wzrok z syna na dziewczynę, potem znów na syna a następnie na dziewczynę.
- Słucham?
- Jestem w ciąży – powtórzyła spokojnie Cindy odwracając głowę do Regulusa, który zrobił się blady jak ściana – Z nim.
- Mogę to wyjaśnić – powiedział szybko chłopak, nagle odzyskując głos. Zrobił gwałtowny krok do przodu.
- Odmawiasz ślubu z ta dziewczynę w takiej sytuacji? To jedyne wyjście, aby uniknąć skandalu i wstydu – zaczęła kobieta, mierząc syna wściekłym spojrzeniem – Nie możesz odmówić.
- Raczej nie – powiedziała szybko dziewczyna – Myślę że to ślub, będzie najgorszym rozwiązaniem.
- Bzdury! – warknęła kobieta nie zwracając uwagi na to, że dziewczyna znów jej przerwała – Ślub….
- Moja matka, jest mugolką – powiedziała dziewczyna unosząc dumnie głową. Regulus cofnął się gwałtownie pod drzwi, gotowy na atak.
Walburgia tylko zamrugała. Patrzyła na dziewczynę, a jej twarz z każdą chwilą przybierała coraz to ciemniejszy odcień czerwieni.
- Proszę byś wyszła – powiedziała drżącym głosem. Dziewczyna już otworzyła usta, ale Regulus złapał ją szybko za dłoń i pociągnął w stronę drzwi.
- Lepiej idź – syknął wypychając ją za drzwi i odwrócił się do kobiety.
- Jak śmiałeś - powiedziała a ton jej głosu gwałtownie się podniósł – Ze szlamą… !! Przynosiłeś mi hańbę! Ze szlamą!? Ty!! Jak mogłeś?
Teraz już nie mówiła. Z jej ust wydobywał się ochrypły krzyk furii. Chłopak cofnął się gwałtownie pod ścianę. Tak wściekła, nie była nigdy.
- Przyniosłeś wstyd naszej rodzinie!! Jesteś dokładnie taki sam jak on!
Opadła wściekła na fotel dysząc głośno. Był pewien że to nie koniec. Miał rację. Chwilę później, z jej ust wydobyła się kolejna fala wyzwisk i krzyków po to by nagle kobieta zamilkła.
- Weźmiecie ślub – powiedziała w końcu.
- Ale…
- Zamilcz!! – Krzyknęła – Przyniosłeś wstyd, naszej rodzinie! Tyle wieków! Tyle pokoleń! Na nic! Jednym głupim czynem! To ty, miałeś kontynuować linię Blacków! Ty miałeś pilnować by twój potomek był czystej krwi! Nigdy nie przypuszczałam, że to ty wbijesz mi nóż w plecy – warknęła – Wyjdź!
***
Przeanalizowała wszystko. Ród Blacków, jako rodziny o krwi czystej przepadł. Obie nadzieje – Syriusz i Regulus, dwaj prawowici potomkowie – zbezcześcili honor i reputację rodziny.
Wiedziała, że na nic zdałoby się wydziedziczenie Regulusa – nie było trzeciego potomka a ona straciłaby tylko drugiego syna.
Po jej głowie przeszła krótka myśl na temat innych rodzin czarodziejów. Prychnęła cicho.
- Stworku!
Skrzat pojawił się w salonie z cichym trzaskiem.
- Tak pani?
- Nalej mi wina – poleciał przymykając oczy.
- Oczywiście, pani. Panicz Regulus polecił, abym przekazał, że nie będzie obecny na kolacji. Ma odwiedzić rodzinę Panny Andrews, by poinformować ją o potomku. Pani musi być dumna.
- Nie jestem dumna – warknęła biorąc od skrzata kieliszek – Mój własny syn, jedyna nadzieja… zhańbiła dorobek pokoleń zaznając przyjemności ze… szlamą! Dolej.
Skrzat posłusznie wziął kieliszek.
- Ale nie pozwolę by w mojej rodzinie był bękart, co to, to nie. Może i synowie mi się nie udali, ale zrobię wszystko by zachować resztki godności…. Nawet, jeśli mój wnuk będzie synem szlamy… wnuk – mruknęła jednym łykiem opróżniając pół kieliszka – Wnuk. Mam zostać babką!
Skrzat spojrzał na kobietę, która zastygła w bezruchu, trzymając kieliszek w ręku.
- To paranoja – mruknęła w końcu – Przecież to szlama! Powinnam go wydziedziczyć… ale co by to dało?
- Prawdopodobnie nic, najjaśniejsza pani – powiedział skrzat, zauważając, że pytanie jest skierowane do niego – Czy Stworek ma dolać wina?
- Tak. Lej do pełna… Taka hańba! Taka hańba! Równie dobrze, mogłabym zacząć wypełniać twoje obowiązki – zaśmiała się na samą myśl – Gotować, prać….
Skrzat spojrzał z zainteresowaniem na kobietę i przeniósł powoli wzrok na butelkę, którą trzymał w ręku. W jego głowie pojawiła się myśl, że pani wypiła zbyt dużo.
- No, wystarczy już – powiedziała w końcu, gdy udało jej się opanować śmiech – Możesz odejść.
Skrzat ukłonił się i wyszedł z salonu, dostawiając na stolik pustą do połowy butelkę.
Kobieta opadła na oparcie fotela.
- Taki wstyd…
***
Kolejne tygodnie, mijały jej tylko na szwendaniu się z jednego kąta domu do drugiego. Przestały ją interesować dotychczasowe rozrywki dnia – nie czytała, nie spotykała się z dotychczasowymi znajomymi – tłumacząc się przygotowaniami do ożenku syna – zrezygnowała nawet z cotygodniowych herbatek u Malfoyów. Większość dnia, spędzała w sypialni, wychodząc tylko na posiłki a wówczas, wpatrywała się tylko w skrzata domowego, który krzątał się po kuchni szykując jedzenie.
Domownicy od razu zauważyli zmianę. Regulus próbował porozmawiać z matką, jednak został nazwany niewdzięcznikiem i uznał, że nie jest to najlepszy moment.
Zatrzymała się przed bibliotekę. A raczej tym, co kiedyś nią było. Od śmierci męża, nikt z niej nie korzystał – ona, miała inne zajęcia, Regulus korzystał z książek zakupionych w księgarni lub pożyczonych od znajomych a Stworek – nie umiał czytać.
Pchnęła drzwi. Przez krótką chwile, poczuła respekt do Stworka – nawet po tylu latach, gdy wszyscy przestali tam wchodzić, skrzat dbał by pomieszczenie było czyste i zadbane.
Hebanowe biurko lśniło wypolerowane pod oknem. Na ciemnym blacie, stały ułożone księgi, butelka z atramentem, eleganckie pióro – pamiętające czasy młodości jej dziadka – kilka pergaminów i dwa srebrne świeczniki z herbami Blacków.
Wzdłuż pokoju, ciągnęły się regały z księgami.
Podeszła do okna i ruchem różdżki odsłoniła zasłony. Światło przedarło się do pokoju, oświetlając pomieszczenia. Odłożyła różdżkę na blat stołu i podeszła do jednego z regałów.
Przejechała dłonią wierzch najbliższej księgi i zmarszczyła brwi, widząc jej tytuł.
„Mugole – wszystko to, co powinniśmy o nich wiedzieć”.
Wściekła wyjęła księgę z regału i odrzuciła ją na biurko.
- Co to tu robi? – Warknęła zbliżając się do niej.
Zawahała się i powoli wysunęła szczupłą w stronę książki. Drążącymi dłońmi podniosła ją i otworzyła na pierwszej stronie.
Poczuła wstręt do samej siebie, gdy przeczytała tytuł pierwszego rozdziału.
„Życie codziennie, nie magicznych przyjaciół”. Wzdrygnęła się cicho i opadła na krzesło, jednak nie zamknęła księgi.
„ Aby zrozumieć życie Mugoli, musimy poznać ich codzienność. To, z jaką trudnością przychodzi im wykonywanie tak błahych dla nas, czarodziejów, czynności. Samo przygotowywanie posiłków, wykonywanie czynności higienicznych czy zachowywanie czystości, zajmuje im o wiele więcej czasu niż przeciętnemu czarodziejowi.
Brak mocy, sprawia, że człowiek zmuszony jest…”
Krzyknęła oburzona, widząc obrazek przedstawiający kobietę czyszczącą dywan. Pod obrazkiem widniał krótki opis.
„Czyszczenie domów mugoli, odbywa się za pomocą urządzenia, nazwanego przez nich odkurzaczem ( patrz słownik).
- O Salarzeze! – Krzyknęła, zagłębiając się w lekturę.
***
Zmarszczyła brwi. Coś się z nią działo.
Siedziała w sypialni, pochłaniając książkę o mugolach.
Co jakiś czas, wydawała z siebie okrzyk oburzenia. Z każdym zdaniem, które czytała jej przekonanie, że mugole są mniej rozwinięte niż skrzaty domowe, utwierdzało się.
Obrazki, pokazujące codziennie czynności kobiet, przerażały ją, będąc ziszczeniem największych koszmarów.
Zatrzymała dłoń na jednej ze stron i zmrużyła oczy. Coś jednak, było nie tak.
Duży stół, zastawiony po brzegi potrawami. Dookoła tłumek ludzi, uśmiechający się do siebie i – jak jej się zdawało – rozmawiający wesoło. Gdzieś z boku grupka dzieci układająca dziwne kolorowe prostokąty i pies, siedzący pod stołem i podgryzający nogawkę od spodni jednego z mężczyzna. Szybko zerknęła na podpis.
„Chodź może i ich życie, różni się do naszego jest coś, co nas łączy. Mugoli, w dużej mierze łączą silne więzi rodzinne.”
Podrapała się czole. Silne więzi rodzinne? Jak żyła, jeszcze nigdy nie była świadkiem takiej sielanki.
***
Mocne postanowienie, które się w niej ugruntowało okazało się być dość trudnym zadaniem. Już następnego dnia, wyruszyła z domu, ubrana w ciemny elegancki płaszcz. Przemierzała uliczki Londynu, zadziwiona tym, jak bardzo różnił się od ulicy Pokątnej czy Nokturnu, na której najczęściej bywała.
Zatrzymywała się, co jakiś czas, obserwując ludzi, którzy w pośpiechu przemierzali uliczki.
Miała rację – nieistniejąca fikcja autora książki.
Była gotowa wrócić do domu, gdy natrafiła na park miejski.
Powoli przeszła przez bramę i zatrzymała się jak wryta.
Na pierwszej z brzegu ławce, siedziała starsza para. Pomarszczona staruszka, trzymała za rękę mężczyznę w brązowym kapeluszu, który czytał gazetę. Staruszka uśmiechała się rzucając kawałki chleba dreptajacym ptakom.
Kilka stóp dalej po alejce biegała dwójka dzieci. Przekrzykiwali się piszcząc radośnie. Dziewczynka upadła na asfalt. Chłopak podbiegł do niej, pomagając jej wstać i oboje spojrzeli w stronę trawnika.
Kobieta w średnim wieku, rzuciła górą liści w siedzącego na trawie mężczyznę. Spojrzał na roześmianą dziewczynę i bez słowa rzucił się na nią powalając ją na ziemię. Dzieciaki zapiszczały radośnie i podbiegły do nich rzucając się na ziemię obok.
Zmarszczyła brwi, poprawiła płaszcz i powoli się odwróciła. Rzeczywistość, którą zobaczyła wydawała jej się inna niż ta, którą do tej pory znała.
Może jednak o mugole, byli ludźmi szczęśliwszymi?
***
Zatrzymał się gwałtownie w drzwiach od kuchni. Uchylił usta w zdziwieniu i spojrzała na siedzącego na krześle Stworka.
- Co się dzieje!? – Spytał, patrząc znów ma matkę. Ta zignorowała go – Stworku?
- Stworek nie wie, paniczu Regulusie – powiedział smętnie skrzat – Pani wstała rano i powiedziała Stworkowi, że ma ją nauczyć gotować. Stworek próbował, ale mu nie wyszło. Pani nakrzyczała na niego a gdy Stworek zaczął przepraszać rozkazała mu zamilknąć i usiąść, żeby nie przeszkadzał. Stworek siedzi tu od rana, paniczu Regulusie. Z panią jest coś dziwnego.