MoreThanBooks 1 | S t r o n a MoreThanBooks 2 | S t r o n a Anna Banks Nieznajoma MoreThanBooks 3 | S t r o n a Tytuł oryginału: Stranger Copyright © ...
12 downloads
29 Views
1MB Size
MoreThanBooks
1|Strona
MoreThanBooks
Anna Banks
Nieznajoma
2|Strona
MoreThanBooks Wszystkie tłumaczenia w całości należą do autorów książek jako ich prawa autorskie, tłumaczenie jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym służącym do promocji twórczości danego autora. Ponadto wszystkie tłumaczenia nie służą uzyskiwaniu korzyści materialnych, a co za tym idzie każda osoba, wykorzystująca treść tłumaczenia w celu innym niż marketingowym,łamie prawo.
Tytuł oryginału: Stranger
Copyright © 2013 by Anna Banks
Wydanie I
Nieoficjalne tłumaczenie
3|Strona
Galen wymachuje naszyjnikiem przed swoją siostrą, a smakowite kąski wodorostów dryfują w wodzie między nimi. – To jest moje – mówi jej, trzęsąc nim bliżej twarzy Rayny. – Jeśli znów go zabierzesz, powiem ojcu o wszystkich twoich ludzkich skarbach. Rayna krzyżuje ręce na piersi, jej elegancka srebrna płetwa drga w irytacji – której główny ciężar spada na Torafa, ich najlepszego przyjaciela. – Co z ciebie za ulubieniec tropicieli? – żąda odpowiedzi Rayna. – Nie wyczułeś, że jest w mojej jaskini? Kradnąc moje rzeczy? Galen jest ostrożny w ukrywaniu swojego uśmieszku. Toraf wiedział, że jest w cennej jaskini Rayny z reliktami ludzi. Nie dlatego, iż trenuje, żeby zostać tropicielem – i dobrze się w tym zapowiada. Nie, Toraf nie musiał wyczuwać Galena węszącego wokół skarbu Rayny. Ponieważ był z nim przez cały czas. – Nie wciągaj w to Torafa – Galen przeciąga samogłoski. – Wciąż uczy się swoich umiejętności tropiciela. – Może powiedzieć, że Toraf nie lubi, kiedy umniejsza jego umiejętności, ale nie jest zbyt dumny z siebie, aby przyznać się do uczestniczenia w tej sprawie, więc trzyma gębę na 4|Strona
kłódkę. Jak dobra płotka. – Poza tym – kontynuuje Galen – Toraf jest moim
najlepszym
przyjacielem.
Dlaczego
miałby
ci
cokolwiek
powiedzieć? Rayna chwyta przedramię Torafa i przyciąga go do siebie. Syren krzywi się, rozdarty między przyjemnością bycia przyciągniętym do księżniczki Trytona i bólu ponownego wciągnięcia w sam środek afery. – Nie jest! – naciska Rayna. – Powiedz mu, Toraf. Powiedz mu, że jesteś moim najlepszym przyjacielem. Grymas Torafa napełnia Galena niezdecydowaniem. Chłopak mu nie współczuje. Wybór jest oczywisty. Toraf może żywić romantyczne uczucia do Rayny, kiedy nadejdzie odpowiedni czas – co nie będzie możliwe jeszcze przez pięć sezonów, kiedy wszyscy skończą osiemnastkę. – Nie o to chodzi – cedzi Galen. – Chodzi o to, że ukradłaś mi naszyjnik i ja ukradłem go z powrotem. Wyraz twarzy Torafa się rozluźnia, kiedy uwaga Rayny przechodzi z niego na jej brata bliźniaka. Galen tak dobrze zna wyraz na jej twarzy. Jego siostra zmienia taktykę. Gniew znika, zastąpiony przez falę smutku. Albo przynajmniej dobrej imitacji smutku. – Powinieneś mi go dać – mówi Rayna. – Wiedziałeś, że go chcę, odkąd go znaleźliśmy. Jak możesz być tak samolubny? – Ja go znalazłem. – mówi ciepło Galen. – To była jedyna rzecz, jaką znalazłem w starym wraku. Nic nie mogę poradzić na to, że był najlepszy. Odpłynęłaś z większą liczbą rzeczy, niż mogłaś udźwignąć. Myślę, że to ty jesteś samolubna. 5|Strona
Dolna warga Rayny wysuwa się i grozi drżeniem. – To ja go wyczyściłam i sprawiłam, że znów błyszczy. Nie wyglądał nawet w połowie tak dobrze, kiedy ty go miałeś. Galen unosi naszyjnik, pozwalając całej ciężkiej pracy Rayny zalśnić, gdy obraca go między palcami w popołudniowym świetle słonecznym padającym na nich z powierzchni wody. Wcześniej myślał, że medalion był gładki, czysty złoty dysk na końcu ładnego łańcuszka ze złota. Piękny, ale prosty. Teraz widzi, iż jest pokryty ludzkim symbolem – jednym z tych, które widział wcześniej w Jaskini Pamięci. Dwie linie przecinające się w środku. Inne symbole tańczą wokół nich, ładne grawerowania otaczające małe kolorowe kamienie wokół brzegu. Część z nich jest prawdopodobnie znakami ludzkich słów, chociaż Galen nie może dopasować do nich żadnych liter, których nauczył go Romul. Może być tak, ponieważ Rayna przywróciła tę rzecz do życia cal po calu. Z wielką troską starła zieloną narośl gromadzącą się przez wiele sezonów w brzuchu wielkiego statku. Z warstwami zieleni starła również zewnętrzne znaki. Galen nie ma pojęcia, co oznaczają linie; temat musiał już wypłynąć przy jego mentorze, Romulu, podczas lekcji w Jaskini Pamięci. Jednakże Jaskinia Pamięci jest ogromna, a zbiorcza pamięć Archiwum, taka jak Romula, jest jeszcze większa. Romul nie musiał zobaczyć naszyjnika, żeby wiedzieć, co oznaczają symbole. Co jest dobrą rzeczą, ojciec zostawi piętno na mojej płetwie, jeśli odkryje, że badałem ludzkie wraki – zwłaszcza jeśli dowie się, że Rayna popłynęła ze mną. Galen szczerzy się do swojej siostry. 6|Strona
– Dzięki. Wygląda świetnie. – Zakłada naszyjnik. Medalion zajmuje dużą przestrzeń na jego klatce piersiowej, ciężar spoczywa przy jego sercu. Rayna zaciska zęby. Jego siostra jest kochana, Galen to wie, ale kiedy zaciska zęby wygląda jak rozjuszona rozdymka. – Zamienię się z tobą. Na cokolwiek z mojej jaskini. – Nie ma szans. Rayna łapie rękę Torafa, natychmiast stawiając go na krawędzi. – Toraf, powiedz mu. Powiedz mu, że potrzebuję tego naszyjnika. Powiedz, że źle zrobi, jeśli go zatrzyma. Toraf odwraca się do Galena, wijąc się pod badawczym spojrzeniem Rayny. – No dalej, kijanko. To jej ulubiony skarb. I prawdę mówiąc, wygląda na tobie śmiesznie. Bardzo kobieco. – Twoja płetwa jest kobieca. – Galen wzrusza ramionami. – Zatrzymuję go. To ostateczne. – Przynajmniej na razie. Kto wie, co Rayna zechce zrobić, żeby go zdobyć. Byłby idiotą, by tak szybko oddać cenny przedmiot targu, wiedząc, iż to będzie gra pełna zabawy. Mógłby kazać jej wykopać jakieś smakowite ostrygi. Albo złapać w sieć jego ulubiony rodzaj tuńczyka – który może być znaleziony tylko na terytorium Posejdona. Albo jeszcze lepiej, może go wymienić za spokój i ciszę. Dzień bez siostry brzmi teraz tak kusząco.
7|Strona
Jednak nie znaczy to, że musi pływać, nosząc go jak napuszony człowiek. Toraf ma rację; wygląda śmiesznie. Galen odwraca się, aby odpłynąć, walcząc z chęcią zdjęcia go. – To naszyjnik – mówi, prawie do siebie. – Został stworzony do noszenia. Pomimo protestujących okrzyków Rayny, Galen płynie dalej. Wyczuwa Torafa podążającego za nim. Normalnie zatrzymałby się i czekałby aż go dogoni. Jednak Toraf jest obecnie zauroczony jego siostrę; może spróbować odebrać tę samą rzecz, którą kilka dni temu pomagał Galenowi znaleźć. Jego przyjaciel jest lojalny, ale czasami jego serce go oszukuje. Galen się zatrzymuje. Toraf również. Rayna nie podążyła za nimi; z pewnością ufa Torafowi, iż postąpi zgodnie z jej poleceniem. Co irytuje Galena jeszcze bardziej. – Znaczy dla niej więcej niż dla ciebie – mówi cicho Toraf. – Dlaczego nie może go mieć? – W końcu go jej dam. Jednak nie teraz. – Wykonała ciężką pracę, aby zaczął lśnić. Galen unosi brew. Widział, jak robił to jego starszy brat Grom, i zawsze wyglądał przy tym bardziej przerażająco. – Powinieneś o tym pomyśleć, zanim pomogłeś mi go zabrać. Toraf krzywi się. – Cóż. Zabieram go z powrotem. – Przybliża się do Galena. 8|Strona
– Oczywiście zrobiłeś się zbyt przyzwyczajony do luksusu posiadania zębów, kijanko – mówi Galen – jeśli myślisz, że podpłyniesz tutaj i zabierzesz go z mojej szyi. Toraf to rozważa. – Poza tym, nawet jeśli spróbujesz, powiem Raynie, że mi pomogłeś. I powiem ojcu, gdzie jest jej jaskinia. – Nie zrobisz tego. Nie, z całą pewnością nie zrobi. Jego siostra może być nieskończenie wkurzająca, ale te ludzkie rzeczy były dla niej jednym z kilku źródeł szczęścia, odkąd zmarła ich matka. Galen nigdy by jej tego nie odebrał. Mimo to nie zaboli, jeśli Toraf będzie miał nad czym myśleć. Dodatkowo jest jedna kwestia, która właśnie dochodzi do Galena. Prawda, płetwa Torafa jest większa niż jego. Jednak młody tropiciel wie, że Galen jest szybszy. Tak szybki, iż wie, że jego czas będzie lepiej spędzony na pocieszaniu Rayny, niż na uganianiu się za ogonem, który prędko zniknie z pola widzenia. Galen widzi po wyrazie twarzy swojego przyjaciela, że sprzeczka została odsunięta na inny czas. Korzysta z okazji do odpłynięcia, naszyjnik robi się cięższy z każdym uderzeniem płetwy. Jednak jakoś podejrzewa, że jego ciężar jest owinięty bardziej wokół jego sumienia niż szyi.
Tłumaczenie: darkangelofrevolution Korekta: Thebesciaczuczek 9|Strona
Galen robi sobie znajomą podróż wokół krańca Długiej Ziemi i w ciepłe wody tego, co jego jedyny ludzki przyjaciel, doktor Milligan, nazywa Zatoką Meksykańską. Jest chętny pokazać mu swoje znalezisko. Zdecydował, że lepiej będzie pokazać Milliganowi naszyjnik niż powiedzieć o nim Romulowi. W końcu doktor jest człowiekiem. Powinien wiedzieć, co znaczą żłobienia na naszyjniku. Po co ryzykować wzrost ciekawości Romula – albo gorzej, podejrzenie – obciążającymi go pytaniami? W chwili, gdy Galen przekonuje samego siebie, że jest tak strasznie sprytny, słyszy pojawienie się łodzi na powierzchni. Od dołu może zobaczyć obniżenia i wysokie wezbrania fal przy dziobie. Łódź porusza się niebezpiecznie szybko, jak na swój rozmiar i zwłaszcza tak daleko od brzegu, gdzie fale są mordercze. Czasami jej kadłub znika całkowicie, potem uderza mocno w powierzchnię wody. Ci ludzie się spieszą. Właśnie wtedy, kiedy Galen myśli sobie, że łódź przepłynie, ona zwalnia, potem zupełnie się zatrzymuje. Galen kładzie się w ciemnym piasku, strasząc w trakcie kilka krabów i ukrywającą się płaszczkę. Syren nie musi długo czekać, nim ludzie ujawnią swoje intencje.
10 | S t r o n a
I robią coś nie do pomyślenia. Plusk jest duży, niespowodowany przez kotwicę, sieć, pułapkę na kraby lub przynętę, którą zrzucają z pokładu, aby zwabić ryby. To plusk człowieka. Nie nurka. Nie pływaka. Nie surfera. Człowieka, który jest przywiązany do dużego kawałka prostokątnego kamienia. Człowieka, który ma srebrny kawałek czegoś na ustach, aby stłumić jej krzyki. Człowieka, który został wyrzucony za burtę. Szum łodzi znów się rozlega i szybko się oddala. Znika tak szybko, jak się pojawiła. Galen patrzy z przerażeniem jak ludzka kobieta wije się jak złapana ryba, opadając w dół coraz głębiej, głębiej i głębiej. Jej ręce są związane za plecami. Nogi związane razem. Nie może kopać, nie może młócić rękami. Wszystko, co może to jedynie krzyczeć, wić się i krzyczeć jeszcze bardziej. A tego nie powinna robić. Doktor Milligan powiedział, że ludzie nie mogą wstrzymać oddechu przez długi czas. Galen pamięta, kiedy po raz pierwszy go spotkał. Duża metalowa rzecz na jego plecach dawała mu powietrze, więc mógł oddychać pod wodą. Ten człowiek nie ma dużej metalowej rzeczy na swoich plecach. Ten człowiek utonie. I Galen nie może na to pozwolić. Nie chce. Zna prawo, które zakazuje kontaktów z ludźmi. Jednak już niezliczoną ilość razy je złamał. Miał je złamać teraz, pokazując naszyjnik Milliganowi. 11 | S t r o n a
Więc spieszy ku niej, zostawiając za sobą ciemność wirującą przez jego gwałtowne powstanie. Natychmiast skupia swoją uwagę na kawałku czegoś na jej ustach. Jeśli kobieta mówi tym samym ludzkim językiem co doktor, może będzie mogła pomóc mu wymyślić, jak ma ją uratować. Zrywa kawałek, a ona krzyczy. Patrzy, jakby miała coś powiedzieć, ale się powstrzymuje. Wtedy jej oczy robią się bardzo, bardzo szerokie. Galen zastanawia się, czy pomagając popełnił błąd. Przez pokazanie się człowiekowi, którego nie zna. Ale ostatnim razem, kiedy pomógł człowiekowi – doktorowi Milliganowi – wyszło to na dobre. Na dobre czy złe, Galen nie może patrzeć, jak ten człowiek umiera. Nie, jeśli może jej pomóc. Ciągnie za oplatające ją więzy. Są mocne, zaciśnięte. Jego skóra nie jest jeszcze tak gruba jak dorosłej syreny, więc skóra jego palców zaczyna zabarwiać się krwią przez zbyt mocne ciągnięcie. Ze swojej strony człowiek się nie rusza. Ona wydaje się rozumieć, że próbuje pomóc. I pozwala mu na to. Właściwie wygląda na to, że się uspokoiła. W tym momencie Galen uświadamia sobie, iż ona wcale się nie uspokoiła. Traci przytomność. Kiedy ją straci, jej ciało zapomni jak oddychać. I utonie. Galen owija wokół niej ręce, przytulając ją do siebie. Wtedy zmierza ku powierzchni. Siła jego płetwy, której normalnie używa do nabierania prędkości jest teraz nadwyrężona do granic możliwości, tylko po to, żeby
12 | S t r o n a
się ruszyć mimo kamienia przywiązanego do jej stóp. Postęp jest mozolny, ale w końcu docierają na powierzchnię. Oczy człowieka są zamknięte. Nie. Niewiele myśląc, Galen silnie ją policzkuje. To ją ożywia. Kaszle słoną wodą prosto w jego twarz, co jest prawdopodobnie najbardziej niemiłą rzeczą, jaką kiedykolwiek doświadczył. Dochodzi do wniosku, ze teraz są kwita, skoro wcześniej ją spoliczkował. – Utonęłaś? – pyta Galen. Kobieta odpowiada jeszcze większym kaszlem. Ciężko jej utrzymać głowę nad falami z ciężarem przywiązanym pod nimi. – Muszę rozwiązać te więzy – mówi jej Galen. Kobieta w końcu się odzywa. Jej głos jest ochrypły, słaby. – W bucie mam nóż. Galen mruga. – Nóż? – Nie jest pewien, co to jest. Albo, jeśli o to chodzi, czym jest but. Kobieta
wydaje się pojmować jego brak
zrozumienia. W
rzeczywistości jest bardzo spokojna mimo wszystkiego, co się wokół niej dzieje. Jakby bycie uratowanym przez syrenę było normalnym wydarzeniem. – Jest z moją stopą. Może przeciąć linę – dodaje nieznajoma. Galen kiwa głową. 13 | S t r o n a
– Musimy wrócić pod wodę. Nie mogę cię trzymać i jednocześnie wyciągnąć twój nóż. Przytakuje. Część jej ciemnych włosów przylgnęła do policzka i kącika ust, sprawiając, że wygląda jakby złapała się na haczyk. – Wpierw pozwól mi wziąć głęboki wdech. – Bierze kilka dużych wdechów. – Jestem gotowa – mówi w końcu. Ale zanim się zanurzamy, dodaje: – Dziękuję. Na wypadek, gdyby to wszystko nie wyszło i w ogóle. Dziękuję, że próbowałeś. Uda się, chce jej powiedzieć Galen. Ale nie wie, czy tak będzie.
Tłumaczenie: darkangelofrevolution Korekta: Thebesciaczuczek
14 | S t r o n a
Galen nigdy w życiu nie był tak wdzięczny, widząc ląd. Długi Ląd byłby dla niego krótką wyprawą, gdyby był sam. Jeśli nie miałby pary ludzkich rąk owiniętych wokół swojej szyi i ledwie trzymającego się ludzkiego ciała zwieszającego się na jego plecach, chrapliwego nierównego dźwięku ludzkiego oddechu przy uchu. Kilka razy chrapliwy dźwięk ustał i musiał się upewnić, że ona wciąż żyje. Nawet teraz wątpi, czy jej się uda. Nawet przez swoją grubą skórę czuje, jak chłodne stało się jej ciało. Ale kobieta nie może przestać się trząść. Zachodzące słońce oświetla ich drogę przez płytką wodę. Galen sięga za siebie i ostrożnie przyciąga człowieka do przed siebie. – Myślę, że woda jest na tyle płytka, byś mogła w niej stanąć. – Silny mięsień jego płetwy znika, a pojawiają się ludzkie nogi i nabierają pod nim kształtu. Instynktownie jego stopy zapadają się w piasek, do kostki. Delikatne fale sięgają do jego talii; jeśli poprawnie ocenił jej wzrost, gdy stoi, jej głowa powinna sięgać jego ramienia. Nieznajoma przytakuje, ale Galen może powiedzieć, że jej zdolność do stania nie ma nic wspólnego z głębokością wody. Zamiast ją puścić, 15 | S t r o n a
prowadzi ją całą drogę do brzegu. Ludzka istota kładzie się na plecach, jej lepkie czarne włosy przysypane piaskiem z plaży. Jej oddechy wychodzą w krótkich sapnięciach. Chowa nogi w piasek. – Dz-Dz-dziękuję ci – mówi, jej zęby szczękają tak mocno, że może je wykruszyć. Galen patrzy na nią przez dłuższą chwilę. Powinien iść. Powinien zanurkować, popłynąć do Królewskich Jaskiń i powiedzieć ojcu, co zrobił. – Rozpalę ogień – mówi jej. Nie może stwierdzić, czy kobieta kiwa głową w odpowiedzi, czy wstrząsy jej ciała są tak niekontrolowane. Galen przeszukuje teren po odpowiednie gałęzie i patyki, nieskończenie wdzięczny, że jego brat Grom już nauczył go, jak się robi ogień. Tradycja syren nie pozwala na tę lekcję, dopóki syren nie jest w odpowiednim wieku na wybranie partnerki. Para razem wybiera wyspę i po ceremonii sparowania, syren przygotowuje ognisko dla swojej nowej towarzyszki. Symbol jego przywiązania do niej. Potem… cóż, potem będą się parować. Galen krzywi się, zastanawiając, czy ludzie mają ten sam zwyczaj. Czy ludzka kobieta myśli, że on chce się z nią parować? Najpierw ratuję ją, sprowadzam na ląd i buduję jej ognisko. Co ona musi sobie teraz myśleć? Na wszelki wypadek znajduje drzewo z płaskimi liśćmi i przygotowuje sobie okrycie. Doktor Milligan ostrzegł go, żeby zawsze nosił to, co ludzie nazywają „szortami”, zanim wyjdzie na brzeg. Nawet 16 | S t r o n a
dał mu kilka par, aby ukrył je w piasku wokół Gulfarium, kiedy go odwiedza. To nie są spodenki, ale mają za nie uchodzić. Teraz z pewnością ludzka istota nie zrozumie źle jego intencji. Mężczyzna nigdy nie ukrywa się przed swoją partnerką. Przynajmniej nie sądzi, by mógł…
Tłumaczenie: darkangelofrevolution Korekta: Thebesciaczuczek
17 | S t r o n a
Ogień liże wczesnoranne niebo, wciąż na tyle ciemne, żeby rzucać egzotyczny taniec światła i cienia na twarz nieznajomej, gdy ta śpi niespokojnie. Przestała się trząść i jej ubrania są w połowie suche, ale jest nieświadoma swojego polepszonego stanu. Przez całą noc krzyczała, tłukła rękami i jęczała. Galen ciągle wmawiał sobie, że jej koszmary miną. Że nie powinien wplątywać się bardziej w sprawy tego człowieka, że jedynym powodem, dla którego został, było upewnienie się, czy przeżyła przez noc, nic więcej. Kiedy się obudzi, ich ścieżki się rozejdą. Ale kiedy zaczęła krzyczeć „Pomóż mi!”, nie miał innego wyboru jak interweniować. Zamieszanie mogło zwabić innych ludzi. Nie była w formie, by zadbać o siebie, jeśli inni z jej rodzaju zdecydowaliby się dokończyć zadanie, które wcześniej zaczęli na morzu. A Galen nie był w nastroju, aby cała jego ciężka praca poszła tak łatwo na marne. Wsunął się za nią na piasek, owijając wokół niej swoje ramiona. Bujał ją w tył i w przód, tak jak robiła to matka, kiedy koszmary wydawały się wyskakiwać z jego wyobraźni i być w sypialnej grocie wraz z nim. Wątpił, że jego koszmary można by porównać do snów dręczących nieznajomą. Doszedł do wniosku, że postąpiłby samolubnie, gdyby jej nie 18 | S t r o n a
pocieszył, kiedy mógł to zrobić bez jakiegokolwiek wysiłku. Jej najbardziej imponującą częścią była ogromna burza czarnych włosów. W pewnych miejscach splątana, w innych lokowana, opadająca w żadnym konkretnym porządku poza tym, że wszędzie. Ponadto ten człowiek był mały. Łatwo byłoby ją zgarnąć i bujać, dopóki nie przestałaby jęczeć. Szeptać słowa pociechy do ucha, dopóki nie przestałaby uderzać rękami. Trzymać ją, dopóki jej strachy nie utonęłyby w bezpieczeństwie głębokiego snu. Więc tak zrobił. Patrząc teraz na nią przez ogień, Galen nie żałuje swojego zaangażowania. Pewnie, jego oczy są ciężkie, brzuch pusty, nogi mrowią, chcąc poczuć słoną wodę rozciągającą je i zmieniającą w silną płetwę. Jednakże Galen pamięta jej oczy. Jak przestraszone i dziecinne wyglądały te ciemne oczy, kiedy po raz pierwszy go zobaczyła. Musiał ponownie zobaczyć te oczy. Zdecydował to w nocy, podczas jednego z jej gwałtowniejszych koszmarów. Musi wiedzieć, jak one wyglądają, kiedy nie lśnią przerażeniem. Tak nierozsądnie jak to brzmi, Galen chce mieć pewność, że wszystko będzie z nią w porządku. Nie tylko, że się obudzi lub będzie oddychać, albo nie zwymiotuje jedzenia i wody. Oczywiście są to dobre oznaki, ale nie są wystarczające. Nawet najprostsze stworzenia morskie mogą robić te bezmyślne, niewymagające wysiłku rzeczy. Robią to bez radości, uczucia czy emocji. Robią to, aby przetrwać. Jednak Galen chce od tej maleńkiej kobiety czegoś więcej. Z jakiegoś powodu chce wiedzieć, że nie tylko egzystuje, ale rzeczywiście żyje, znów będąc szczęśliwa. 19 | S t r o n a
Syren szturcha ogień długim patykiem, który znalazł. Po pierwsze, co jeśli nigdy nie była szczęśliwa, idioto? A jeszcze lepszym pytaniem byłoby, dlaczego to cię obchodzi? Ale to nie wystarcza, żeby zmusić go do wstania. Zamiast tego, szturcha mocniej, dopóki niektóre z grubych gałęzi i trawa z plaży nie opadają, sprawiając, że świeży chrust, który umieścił na górze, zaczyna skwierczeć. To skwierczenie ją budzi. Jej oczy się otwierają i natychmiast go odnajdują. Galen czuje się jak sopel lodu, zamrożony w miejscu, jakby czekając na jej pozwolenie, żeby się poruszyć, żeby odtajać. Aby zrobić cokolwiek innego niż patrzeć na nią. Ale nieznajoma nie torturuje go długo. Siada i rozciąga się, posyłając mu smutny uśmiech, który nie sięga jej ciemnych oczu. Jednakże w tych ciemnych źrenicach, w tym ostrożnym uśmiechu jest coś więcej niż tylko egzystencja. Tak, jest tam przytłaczający smutek. Niemniej jednak Galen domyśla się, że kobieta ma wiele powodów, by się smucić. Kto byłby zachwycony tym, że został odrzucony przez swój własny rodzaj? Galen może złagodzić ten smutek. Ponieważ w jej oczach jest coś innego – siła. Nie tylko to, również kalkulacja. Może powiedzieć, że jej myśli dotyczą przyszłości, oceniają sytuację, tworzą plany. O tak. Nawet teraz mu się przygląda, jej twarz jest przechylona na bok, gdy próbuje ujarzmić włosy. Galen zastanawia się, dlaczego ona nie
20 | S t r o n a
obetnie tego bałaganu. Ale nie uznaje się za kogoś odpowiedniego by z nią o tym porozmawiać. – Dzień dobry – mówi nieznajoma. Galen przytakuje głową. – Ty rozpaliłeś ogień? Znów kiwa głową. Mała kobieta wydaje się robić niecierpliwa. Galen zastanawia się, czy kobiety wszystkich gatunków łączy ta konkretna cecha. – Wiem, że umiesz mówić – stwierdza ludzka istota. Galen wstaje. – Mam zamiar zdobyć coś do jedzenia. Lubisz ryby? – Galen jest głodny, ale wtedy nachodzi go myśl, że dorastająca syrena zawsze jest. Nieznajoma mruga, pozwalając swojemu spojrzeniu zatrzymać się dłużej na złotym naszyjniku leżącym na jego piersi. Zastanawia się, co ona myśli. Opiera się pokusie zakrycia medalionu ręką. Czy będzie na tyle głupia, by spróbować go zabrać? Wie, co to jest? Nie zna tak dobrze natury ludzi, ale jest zaznajomiony z chciwością – widzi ją na twarzy Rayny przez cały czas. Ten człowiek nie ma chciwości w swoich oczach. Kobieta odchrząkuje i mówi: – Tak się składa, że lubię ryby. Galen nie może zdecydować, czy jej słowa noszą w sobie podwójne znaczenie. Ten człowiek może kryć w sobie więcej, niż się spodziewał. 21 | S t r o n a
– Zaraz wracam. Chłopak idzie plażą na tyle daleko, że nie może zobaczyć jak w ciemności zdejmuje okrycie. Kiedy nurkuje w wodzie i jego płetwa nabiera kształtu, oddycha z ulgą. Dobrze się rozciągnąć, pozbyć się lepkiego piasku, czuć się lżejszy. Na lądzie czuje się czasami jak głaz z nogami. Tak ciężki i powolny. Tutaj czuje się jak część prądu morskiego, poruszając się bez wysiłku, obracając z łatwością. Dryfując z przypływem, Galen robi połowiczne próby poruszania się tak szybko, jak jego zdobycz. W oddali słyszy nawoływania delfinów straszących swój poranny posiłek i rozważa dołączenie do nich. Ale delfiny są dla niego zbyt szybkie po tak długiej nocy. Stwierdza, że krab może być najlepszym wyborem, skoro nie ma sieci, przynęty i energii. Łapanie krabów wymaga spokoju i cierpliwości. Galen z przyjemnością je wykorzysta. Gdy jego dłoń zamyka się wokół wycofujących szczypiec kraba, wyczuwa puls Torafa. Gorzej niż to, wyczuwa również Rayny. I zmierzają prosto w jego kierunku. Po prostu świetnie. Wyjście z wody jest teraz bezcelowe, kiedy Toraf skupił się na jego pulsie. Poza tym, z umiejętnościami tropienia Torafa, jego przyjaciel wyczuł Galena na długo przed tym, niż on sam go wyczuł. Galena nie obchodzi, że Toraf go znalazł – w rzeczywistości, mógł wykorzystać jego pojawienie się w tej szczególnie dziwnej sytuacji – ale dlaczego Toraf musi sprowadzać Raynę? Dlaczego, dlaczego, dlaczego? 22 | S t r o n a
Po ponownym założeniu swojego okrycia z liścia palmy, Galen siada na brzegu i czeka, zgarniając resztę surowego mięsa ze skorupy kraba trzymanej w rękach. Bedzie musiał znaleźć więcej do ugotowania na ogniu dla ludzkiej nieznajomej. To nieprawdopodobne, żeby skosztowała czegoś żywego. Kiedy Toraf i Rayna się wynurzają, Galen macha do nich. Toraf staje nad nim, na tyle blisko, by strząsnąć kropelki słonej wody na jego nogi. – Wciąż nosisz ten naszyjnik, płotko? I dlaczego jesteś cały pokryty roślinami? – pyta. Galen przeciąga ręką po włosach. – Nie miałem czasu zdjąć naszyjnika. Chodzi mi o to, że nie miałem czasu gdzieś go zostawić. – Do Galena dociera, że ta dwójka podążała za nim tylko z tego powodu – mając nadzieję, że spróbuje ukryć naszyjnik, by mogli go ukraść z powrotem. Ta gra może trwać przez cały sezon, jeśli na to pozwoli. Rayna zakłada ręce na piersi. – Oczywiście, że miałeś. Miałeś czas na zrobienie dla siebie sieci z liści palmy. – To nie sieć i zrobiłem to dlatego... – Galen wstaje. – Chodźcie zobaczyć, o czym mówię. Świt skrada się szybko obok fal, ale wciąż jest na tyle ciemno, aby zobaczyć iluminację przed nimi. Im bliżej są ognia, tym bardziej 23 | S t r o n a
niecierpliwy robi się Toraf. Kiedy widzi nieznajomą leżącą na piasku obok płomieni, jego oczy wychodzą mu z orbit. – Parujesz się z człowiekiem? – pyta. Rayna gwałtownie wciąga powietrze. – Parowanie? Masz tylko trzynaście sezonów, Galen! – Jak głupi możesz być, płotko? – Ty rozpaliłeś ognisko, czy ona to zrobiła? – dopytuje Rayna. Oczy Torafa się rozszerzają. – Czy wy już… no wiesz…? Galen przewraca oczami. – Na trójząb Trytona, czy wy dwoje zamkniecie w końcu jadaczki? My. Się. Nie. Parujemy. Uratowałem ją przed utonięciem, oddechu kałamarnicy. Zostałem z nią ostatnią noc, żeby upewnić się, że przeżyje. – Cóż, w większości. – Och, oni właściwie umierają, kiedy toną – wyjaśnia Toraf. – Ona z całą pewnością żyje. Galen prycha. – Czy to prawda? Może możesz mi powiedzieć, co jedzą. Skoro zawyrokowałeś, że będzie żyć. Toraf z całą powagą przytakuje. – Ludzie jedzą piasek. Dlatego spędzają tylu czasu na lądzie. 24 | S t r o n a
Zanim Galen może odpowiedzieć, światło odbija się w oczach Torafa. – Kto tam jest? – Rozlega się za nimi głos. Nieznajoma podpaliła od ognia patyk i zmniejsza odległość między nimi. Galen jest zaskoczony, że ma siłę w końcu wstać. Może przeżyje w ogólnym rozrachunku. – Czy to ty… Uch, zdaje się, że właściwie nie znam twojego imienia – mówi. – Chłopczyku? Chłopczyku?, Toraf mówi bezgłośnie do Galena. Galen wzrusza ramionami i przechodzi bok przyjaciela i siostry. – I… moi przyjaciele też się zjawili. – Pięknie – syczy Rayna. – Teraz wszyscy łamiemy prawo. – Odkąd przejmujesz się prawem – mówi przez ramię Galen. Spotyka się z nieznajomą w połowie drogi. – O. Tutaj jesteś – stwierdza kobieta. – Znalazłeś coś jadalnego? Oddałabym duży palcem u nogi za pizzę. I całą stopę za butelkę wody. Galen nie jest pewien, czym jest pizza, ale fakt, że w ogóle pyta o jedzenie, sprawia, iż czuje się winny. Mimo to część o wodzie go niepokoi. – Jeszcze nie – odpowiada, czując, jak jego twarz wykrzywia kłamstwo. – Ale jeśli potrzebujesz wody, to jest tam. – Kiwa głową w kierunku fal w sposób, który ma nadzieję nie jest protekcjonalny. Nieznajoma uśmiecha się do niego. 25 | S t r o n a
– Och, słodki groszku – śmieje się. – Nie mogę pić słonej wody. I po moich dzisiejszych ciężkich doświadczeniach, nie sądzę, że zatoka i ja się nie dogadujemy, nie sądzisz? Galen mruga. Wydaje mu się, że ona i inni ludzie się nie dogadują. Kobieta puszcza mu oko. Jej zachowanie robi się obce z każdym oddechem, jaki bierze. – Któż wiedział, że anioły stróże mają płetwy zamiast skrzydeł? – pyta. Wariuje. Poza częścią o płetwach. Miał nadzieję, że może ją przekonać, iż tylko wyobraziła sobie tę część. Jednak wie, co widziała. Zanim może zaprotestować, nieznajoma unosi ręce do góry. – Nie, nie, nie martw się o to. Nie wiem, kim jesteście, albo czym, i nie obchodzi mnie to. Ani trochę. Nie powiem o was żywej duszy, obiecuję. Galen się odsuwa. Dr Milligan ostrzegł go, że niektórzy ludzie mogą tak powiedzieć. Aby zyskać jego zaufanie. Spogląda na falę za sobą. Łatwe byłoby dla niego, Torafa i Rayny zniknąć w morskiej pianie. Zostawić tego człowieka i niebezpieczeństwo, które sobą reprezentuje, groźbę, którą teraz posiada, stojąc tu i mówiąc, iż zna jego sekret. Że wszystko pamięta. – Mam na imię Rachel – mówi nagle kobieta, jakby chcąc go rozproszyć. – Jakie jest twoje?
26 | S t r o n a
– Nazywa się Galen – odpowiada śpiewnie jego siostra – a to jest Toraf, a ja jestem Rayna. Dlaczego twoje paznokcie są czerwone? Galen jest rozdarty. Powinien pobiec w kierunku fali, czy najpierw udusić swoją siostrę? Nie ma czasu podjąć decyzji. Ludzka kobieta owija wolną rękę wokół Rayny – podczas gdy Torafowi szczęka opada do palców u nóg – i prowadzi ją w kierunku ognia. – Bardzo miło cię poznać, Rayno – mówi przyjaźnie Rachel Człowiek. – To się nazywa lakier do paznokci. Na lądzie, malujemy swoje paznokcie, żeby sprawić, aby ładnie wyglądały. Chciałabyś, abym czasami pomalowała twoje? Oczywiście nie mam żadnego ze sobą, ale możemy wybrać jakiś w sklepie. Są tam różnego rodzaju kolory, z jakich możesz wybrać. To wydaje się oczarować jego siostrę. Niedobrze. Toraf uderza go w ramię. – Idioto! Pozwoliłeś temu wstrętnemu człowiekowi porwać Raynę. Zrób coś. – Daj spokój – wyrzuca Galen przez zaciśnięte zęby. – Usiądziesz z nimi. Idę znaleźć coś czło… um, Rachel… coś do jedzenia. Nie pozwól im odejść od ogniska. – Myślisz? Ale Galen już zmierza w przeciwnym kierunku.
Tłumaczenie: darkangelofrevolution
Korekta: Thebesciaczuczek 27 | S t r o n a
– Nigdy wcześniej nie miałam w ustach pieczonego kraba – mówi Rayna, rzucając ostatnią skorupę na solidny stos resztek, który stworzyli podczas trwania posiłku. Mewy przypadkiem słyszą dźwięk, który je interesuje. – Dlaczego miałabyś mieć? – pyta Galen. – Żywe kraby są lepsze. – Jego nerwy są na granicy wybuchu. Rayna nie przestała gadać, Toraf nie przestał wymownie patrzeć na niego, a Rachel nie przestała oceniać go pełnymi uwielbienia oczami. To najdłuższy posiłek, jaki miał w życiu, i jest gotów na to, by wreszcie się skończył. Rayna posyła Rachel przepraszające spojrzenie. – Galen może być czasami tępy. Nie rozumie, jak skomplikowani są ludzie. Zazwyczaj to Galen usprawiedliwia zachowanie Rayny. Poczucie winy chwyta go jak małe płotki. Patrzy zmieszany na Rachel. – Chodzi o to, że nie spędzamy wiele czasu na lądzie. Nie powinniśmy – wyjaśnia. Rachel przyciąga kolana pod brodę, palce u nóg chrzęszczą w piasku. 28 | S t r o n a
– Rozumiem. – Wpatruje się w malejący ogień, jej ciało rzuca za nią nikły cień w późnym porannym słońcu. Nawet cień ma niesforne włosy. – Miałam nadzieję, że będziemy mogli lepiej się poznać. Wszyscy. Przyjaźnie zaczynają się opierając na znacznie błahych powodach niż… – Nie możemy – wtrąca szybko Galen. Wstaje. – Nie powinienem był zrobić tego, co zrobiłem. – Żałujesz, że mnie uratowałeś? – pyta bez emocji Rachel. Galen zastanawia się, czy to wyuczona reakcja. Widział jak jego brat, Grom, robi tak niezliczoną ilość razy, nosząc obojętność jak drugą skórę. – Nie. – Przebiega dłonią po włosach. – Nie. Ale zostawanie tak na lądzie, budując ognisko... To nie jest to, co robimy. – Co właściwie robicie? – Spogląda na naszyjnik dla podkreślenia. Galen chwyta go. To wygląda źle, wie o tym. Nosić ludzki naszyjnik i twierdzić, że nie spędza czasu na lądzie. Ale taka jest prawda. Marszczy brwi. – Nie ukradłem go, jeśli to masz na myśli. – Dlaczego miałabym tak myśleć? Galen uznaje, iż Rachel jest szczególnie dobra w sprawianiu, że czuje się winny. Nie wie, gdzie może zmierzać ta rozmowa i to sprawia, że czuje się nieswojo. Spogląda, co wydaje mu się setnym razem, w kierunku kuszących go fal. – Musimy teraz iść – mówi.
29 | S t r o n a
Rachel prędko wstaje. Tak prędko, że Toraf otacza Raynę opiekuńczym ramieniem, co przynosi mu łokieć w żebrach. – Przepraszam za owijanie w bawełnę – mówi Rachel. – Ja tylko... próbuję was rozgryźć, to wszystko. – Przesuwa plątaninę włosów na jedną stronę. – I nie miałam zamiaru wtykać nosa w wasze sprawy. Przysięgam na Boga, że nie o to mi chodzi. Ale jeśli miałabym zgadywać, kim – lub czym – jesteś, powiedziałabym, że znalazłeś ten naszyjnik gdzieś w morzu. Może we wraku statku? – Kiedy usta Galena opadają, uśmiecha się. – I jeśli tak jest w tym przypadku, wtedy może być wart dużo pieniędzy. – Pieniędzy? – pyta Rayna, próbując to słowo. Wciąż nie wstała, co oznacza, iż nie ma zamiaru odejść z Galenem. Pięknie. – Czy to coś dobrego? – Dla ludzi, bardzo dobrego – odpowiada Rachel. – Pieniądze to władza tutaj na lądzie. Galen krzyżuje ręce na piersi. – Nie potrzeba nam ludzkiej władzy. Tak jak mówiłem, nie spędzamy wiele czasu na lądzie. – Dlaczego nie? Galen mruga. – Co dlaczego nie? – Dlaczego nie spędzacie wiele czasu na lądzie? Nie interesuje was, co robią ludzie? Bo uwierzcie mi, że oni by się bardzo zainteresowali, jeśli 30 | S t r o n a
dowiedzieliby się o was. – Rachel macha w geście odprawy, kiedy robi krok do tyłu. – Och, słodki groszku, to jedna z rzeczy, które musicie się o mnie dowiedzieć. Jestem ekspertem w dochowywaniu tajemnic. Galen może wyczuć swoje serce w gardle. Musi zabrać Raynę i Torafa do wody, teraz. Rachel wydaje się wyczuwać jego niepokój. – Galen – mówi miękko. – Uratowałeś mi życie. Dlaczego miałabym narażać cię na niebezpieczeństwo? – Z powrotem siada, jakby chcąc wydawać się mniej imponująca. Po pierwsze, jak taki mały człowiek może w ogóle się taki wydawać jest poza zdolnością pojmowania Galena. – Myślę, że mogę wam pomóc, wiesz? Rayna powiedziała mi o waszych prawach. Że kontakt z ludźmi jest surowo zabroniony. Rayna przygryza wargę, ale Galen wie, że to tylko wstyd na pokaz. Żaden prawdziwy wstyd nie pływa w żyłach Rayny. Nigdy go tam nie było. – Całkowicie to rozumiem – kontynuuje Rachel. – Prawo was chroni. I myślę, że to dobry pomysł, aby większość waszego gatunku go przestrzegała. – Większość? – dopytuje pełna nadziei Rayna. Galen opiera się potrzebie uciśnięcia grzbietu nosa. Pokazują zbyt wiele z siebie temu człowiekowi. Rachel przytakuje. – My ludzie mawiamy: „Trzymaj przyjaciół blisko, ale swoich wrogów jeszcze bliżej” Rozumiecie, co to znaczy? 31 | S t r o n a
Galen podchodzi bliżej. Kiwa głową. – Kontynuuj. Rachel podnosi patyk i szturcha prawie nieistniejący ogień. Galen zastanawia się, czy znów próbuje wydawać się nieimponująco. – Ludzie każdego dnia znajdują nowe sposoby na eksplorowanie oceanów. Jeśli byłabym w waszej sytuacji, chciałabym mieć kogoś, kto może mieć na to oko. – Już mam doktora Milligana do… – Galen wciąga oddech. Powiedział za dużo. – Dr Milligana? – podpytuje Rachel. Może powiedzieć, że notuje sobie to nazwisko do zapamiętania. Nie podoba mu się to. – Cóż, oczywiście nie wiem nic na temat dr Milligana. Zakładam, iż to kolejny człowiek, który o was wie? Jak wielu nas jest? – Tylko on. I teraz ty. Przytakuje. – Dobrze. A teraz. Jestem pewna, że dr Milligan ma dobre zamiary i w ogóle. I jestem również, że pomaga wam obserwować ludzki świat. Ale obserwacja to tylko połowa walki, słodki groszku. Galen nie jest pewien, czym jest słodki groszek, ale brzmi to bardzo jak pieszczota. Ma nadzieję, że Rachel Człowiek nie ma głupiego pomysłu z ogniem, krabami i jego pozostaniem przez noc. Jednak Rachel nie wydaje się być w romantycznym nastroju. Zwłaszcza odkąd mówi o wojnie. 32 | S t r o n a
– Walka? Jaka walka? – Chodzi mi o to, że powiedzmy dr Milligan natknie się na ludzi, którzy dowiedzą się o was? Co z tym zrobi? – Powie nam. – W rzeczywistości, jacyś ludzie wiedzą o nich; tak spotkał doktora w pierwszej kolejności, nurkowanie z akwalungiem z ludzkimi przyjaciółmi. Zobaczyli Galena. Złapali go. Milligan go uratował. Ochronił przed ludźmi. Ale tej historii Rachel nie musi znać. – I co wy z tym zrobicie? Galen krzyżuje ramiona. – Myślę, że powiedziałbym o tym mojemu brata. Pewnego dnia zostanie królem. On będzie wiedział, co zrobić. – Co twój brat wie o ludziach? Bardzo mało. Galen wzrusza ramionami. – Wie wystarczająco wiele. – Szczerze wątpię, słodki groszku. Jestem pewna, że któregoś dnia będzie fantastycznym królem i w ogóle. Jednak jeśli nie wie wiele o ludziach, nie będzie mógł ochronić waszego rodzaju przed nimi. – Nie widzę związku, jak mają temu pomóc pieniądze. – Pieniądze nie. Władza, którą kupują pieniądze, tak. Mogę skontaktować się z ludźmi, którzy się o was dowiedzieli. Mogę dowiedzieć się rzeczy o nich, gdzie mieszkają, kim są członkowie rodziny. Mogę
33 | S t r o n a
przekupić ich, żeby trzymali gębę na kłódkę. Wiecie, co to jest przekupstwo? Galen kiwa głową. Robi tak z Rayną przez cały czas. Ta rozmowa przyprawia go o ból głowy. Albo może to brak snu. Albo to, że Rayna i Toraf grają w grę na piasku, zamiast słuchać tej wymiany poglądów i wypowiedzieć własne zdanie na temat przekupstwa. Nie to, że ich zdanie miałoby szczególne znaczenie przy tym punkcie widzenia, z Rayną wpatrzoną w Rachel i Torafem wpatrzonym w Raynę. Nagle Galen czuje się styranizowany przez tą małą nieznajomą. Wzdycha i siada. Rachel jest bezpośrednia. Dlaczego on nie ma być? – Powiedz mi. Dlaczego ludzie tacy jak ty są byliby zainteresowani w pomocy naszemu rodzajowi? Przynajmniej Grom interesuje się nami; pewnego dnia to będzie jego królestwo. Próbuję dociec, dlaczego ciebie to obchodzi. – Planował być bezpośredni, nie wredny. Jego słowa wydały się przebić przez Rachel. Przytłaczający smutek powrócił do jej głębokich brązowych oczu. – Pamiętasz ludzi, którzy wyrzucili mnie wczoraj przez burtę? Byli ludźmi, na których mi zależało. Którym najbardziej ufałam. A oni próbowali mnie zabić. – Wzrusza ramionami. – Można teraz powiedzieć, że jesteście jedynymi przyjaciółmi, jakich mam na całym świecie. Ty, Rayna i Toraf. Pokazaliście się, kiedy was najbardziej potrzebowałam. Chcę zrobić to samo dla was. – Jej głos prawie załamuje się za końcu. Galen jest oniemiały. 34 | S t r o n a
Rayna nie. Podnosi wzrok znad gry. Przez cały czas przysłuchiwała się rozmowie. – Oczywiście chcemy ci pomóc. Widzisz, jak Galen walczy bez powodu? Powiem ci coś… to robi się męczące. – Jego siostra otrzepuje piasek z rąk. – Powiedz nam o pieniądzach. Powiedz nam, jak możemy je zdobyć. Rachel patrzy na Galena, poczucie zwycięstwa praktycznie wycieka z jej twarzy. – Naszyjnik twojego brata musi być wart dużo pieniędzy. Jeśli mi na to pozwoli, wezmę go i sprzedam. O to chodzi, wymienię naszyjnik na ludzkie pieniądze. – Ludzie nie będą pytać, gdzie go zdobyłaś? – pyta Galen. – Nie będą interesować się, gdzie go znalazłaś? Rachel szczerzy się. – Oczywiście będą. Ale jestem dobrym kłamcą. I tylko ja zadaję się z ludźmi, którzy nie zadają wielu pytań. – Jeśli jesteś dobrym kłamcą, dlaczego mamy ci ufać? – pyta Toraf. Galen nie jest pewien, czy chce przyklasnąć swojemu przyjacielowi, czy walnąć go w twarz. Mógł użyć swojej pomocy na początku tej rozmowy, ale teraz, gdy ten problem jest prawie rozwiązany, nie może wyobrazić sobie, dlaczego Toraf chciałby robić zamieszanie poprzez kolejne oskarżenia.
35 | S t r o n a
– Nie powinniście mi ufać – mówi stanowczo Rachel. – W rzeczywistości nie powinniście ufać żadnym ludziom. Chociaż nie sądzę, żeby była to dla was nowa wiadomość. Ale co tym razem macie do stracenia? Ten naszyjnik? Założę się, że macie więcej niż jeden. – Zanim Galen może odpowiedzieć, Rachel dodaje: – I nie zawadzi mieć dwa ludzkie kontakty obserwujące dla was świat. Jeśli sprzedam naszyjnik, będziecie mieli kogoś, kto właściwie będzie też dzierżył władzę na waszą korzyść. Zawsze dobrze jest mieć plan awaryjny. Galen nie może znaleźć pojedynczego argumentu przeciwko jej logice. Nigdy nie miał zamiaru zatrzymać naszyjnika; ewentualnie wymieniłby go z Rayną na coś innego. Ale pomysł wymienienia go na ludzką władzę jest nieodparcie kuszący. Oczywiście jeszcze nie ufa całkowicie tej filigranowej, strasznej nieznajomej. Jednak ma rację. Wszystko, co ma do stracenia, to naszyjnik. Nie musi nigdy więcej rozmawiać z Rachel, jeśli nie ma na to ochoty. Cała trójka może zniknąć w falach i nigdy nie wrócić. Albo może skorzystać z okazji, ryzykując tylko samemu, i prawdopodobnie zyskać możliwość zaoferowania syrenom przynajmniej małej ilości dodatkowej ochrony. A więc pytanie brzmi: jak mógłby tego nie zrobić? Rayna wstaje, ciągnąc za sobą Torafa. Ziewa. – W takim razie załatwione. Galen, daj Rachel naszyjnik. Rachel, jak długo zajmie ci sprzedanie go? – Kiedy odbiorę to, co zostało ukryte z mojego starego życia i w ogóle, mogę zadziałać w ciągu dwóch tygodni, żaden problem. 36 | S t r o n a
Galen nie jest pewien, co oznacza „zadziałać”, ale rozpoznaje słowo „tygodnie”. – To znaczy czternaście obrotów słońca – mówi swojej siostrze, której oczy lśnią niezrozumieniem. Galen zdejmuje naszyjnik z piersi i podaje go Rachel. Przyjmuje go ostrożnie i przez chwilę wydaje mu się, że wstrzymała oddech. Trzyma ku niej wyciągniętą rękę. – Spotkamy się z tobą w tym samym miejscu za dwa tygodnie – mówi jej Galen, podnosząc ją. Przytakuje. – Nie zawiodę cię, słodziutki. Masz moje słowo. – Żegnaj, Rachel – mówi Galen, odwracając się w kierunku ponętnej, kuszącej fali. – Nie żegnaj, Galen. Do kolejnego spotkania. Ale on już brodzi w wodzie, Toraf i Rayna są za nim.
Tłumaczenie: darkangelofrevolution Korekta: Thebesciaczuczek
37 | S t r o n a
Galen odkłada swoją sieć z wodorostów na tyle daleko, żeby móc wciągnąć kąpielówki, które ukrył pod kamieniem obok nowego domu Rachel. Kupiła mu kilka par tych spodenek, ale Galen lubi sposób, w jaki te pasują lepiej niż reszta. I jeśli jest szczery, lubi również jasnoczerwony kolor. Łapie sieć pełną ludzkich skarbów i idzie brzegiem. Ciepły blask światła wydobywający się z okien oświetla jego drogę po plaży. Smakowity zapach upieczonej ryby tańczy w jego nosie, sprawiając, że jego brzuch protestuje z głodu. Galen uśmiecha się do siebie. Cały sezon minął, odkąd ludzie wyrzucili Rachel za burtę. Mówi, że ludzie mawiają: „Śmieć dla jednego człowieka jest dla innego skarbem”. Kiedy mu to powiedziała, odnosiła się do jakiś puszek, które chciała poddać recyklingowi. Cokolwiek to znaczy. Jednak Galen stosował to powiedzenie do samej Rachel. To, co ludzie wyrzucili, okazało się bezcennym skarbem dla niego. Będzie zadowolona z mojego łupu, myśli do siebie, gdy powoli wspina się po stopniach tylnego ganku, ludzkie pozostałości stukają o siebie w sieci przewieszonej przez jego ramię. Zwłaszcza, kiedy zobaczy skrzynię pełną złota, którą musiałem zostawić na płyciźnie. Zrobi drugi kurs na plażę, kiedy pozbędzie się sieci pełnej rzeczy. 38 | S t r o n a
Znajduje Rachel w kuchni, gdzie kobieta jak zwykle stuka wszędzie swoimi wysokimi obcasami. Głowy i ogony dwóch dużych, czerwonych lucjanów leżą na blacie obok lodówki. Upieczone mięso leży w patelni na kuchence, a Rachel rozrzuca małe, zielone rzeczy po patelni – dla dekoracji mówi – potem wyciska na to sok z połówki wyciśniętej cytryny. – Spodziewasz się Torafa? – pyta Galen, kładąc sieć na podłodze. Czerwony lucjan jest ulubionym gatunkiem Torafa, który polubił sposób, w jaki Rachel go przygotowuje. Kobieta płucze w zlewie pokryte sokiem palce. – Spodziewam się. Przyniósł mi te dziś rano. Ooo, co tam dla mnie masz? – pyta. Galen się szczerzy. – Wiele rzeczy. – Włączając to? –woła od tylnych drzwi Toraf. Burczy, gdy próbuje manewrować skrzynią z monetami bez wpadnięcia na jakiekolwiek meble. Część monet – i morskiej wody – rozpryskuje się na podłodze. Oczy Rachel zaokrąglają się. Co zwykle jest bardzo dobrym znakiem. – Musicie żartować! – piszczy. – Gdzie to znalazłeś? O jeny, czuję się, jakby były moje urodziny! Ludzie mają dziwny zwyczaj pilnowania dnia swoich narodzin i każdego sezonu, bo świętują fakt, że robią się starsi. To najśmieszniejsza rzecz, o jakiej Galen kiedykolwiek słyszał. Ale nie chce ostudzić entuzjazmu Rachel. 39 | S t r o n a
– Wydaje mi się, że to hiszpańska flota, o której mi mówiłaś – wyjaśnia nowej przyjaciółce. – Prześledziłem cały kurs, o którym rozmawialiśmy i napotkałem wrak, który może nim być. Jest tam również pełno innych rzeczy, ale chciałem na początek zobaczyć, czy to może przynieść coś dobrego. Rachel kładzie rękę na sercu. – To może być duża sprawa. Ogromna. Mówię ci. To wielka rzecz, czy to ta hiszpańska flota czy nie. Naprawdę będziesz najbogatszym nieczłowiekiem na planecie. Galen siada na krześle przy kuchennym stole. Toraf się przyłącza. – Czy nie powiedziałaś, że masz niespodziankę dla Galena? – pyta Toraf. Galen nie zapomniał o niespodziance dla siebie, ale nie chciał wyglądać na wyczekującego. Przeczuwał, co to mogłoby być, ale nie próbował robić sobie zbyt wysokich nadziei – albo Rachel. Jeszcze nie opanował do mistrzostwa sztuki kontrolowania wyrazu twarzy, żeby odzwierciedlał jakąś formę zadowolenia, i nie może znieść myśli, że rozczarowałby ją swoja reakcją. Chodzi o to, że… Czasami Rachel ma złe pomysły na to, co może stać się dobrym prezentem. Kiedyś kupiła mu coś, co nazwała „najlepszą wodą kolońską”. Rozpyliła ją na nim całym, zanim mógł uciec. Nawet morska woda nie mogła tego całkowicie zmyć. Pachniał tym całymi dniami. Nawet Rayna się do niego nie zbliżała. Galen nie może sobie wyobrazić, dlaczego ludzcy mężczyźni mieliby robić to sobie. 40 | S t r o n a
– Najpierw was nakarmię – mówi Rachel, stawiając patelnię pośrodku stołu. – Wtedy pokażę ci niespodziankę. Ale właściwie nie jest to prezent. Zasłużyłeś na to. Teraz wyobraźnia Galena działa na całego. Nie ma pomysłu, co to mogłoby być, zwłaszcza jeśli jest to coś, na co w jakiś sposób zasłużył. Poza tym, że wydaje się, kupiła to jego ludzkimi pieniędzmi. Po kolacji Rachel wydaje się umyślnie doprowadzać go do szaleństwa, sprzątając ze stołu. Galen pomaga jej z naczyniami i odkłada je na bok. Wtedy Rachel wyciera blaty i stół kuchenny. Kiedy to kończy, otwiera lodówkę i przesuwa pojemniki. – Celowo każesz mi czekać – mówi Galen, krzyżując ręce. Rachel śmieje się i zatrzaskuje drzwiczki. – Zastanawiałam się, jak długo ci to zabierze, słodki groszku. – Muszę przyznać – stwierdza Toraf – to wydawało się torturą i to nawet nie jest niespodzianka dla mnie. – Obiecuję, że to nie jest woda kolońska. – Rachel prowadzi ich do garażu i włącza światła. To pomieszczenie jest zazwyczaj puste poza „drobiazgami”, jak nazywa je Rachel. Narzędzia, pralka i suszarka do ludzkich ubrań, wielki zbiornik grzejący wodę dla pryszniców i zlewów. Jednak teraz jest tam ogromna zielona metalowa rzecz zajmująca przestrzeń. Galen wie, co to jest. Rachel ma jeden. Jej jest czerwony. Używa go, by zabrał ją tam, gdzie musi iść. Wychodzi na to, że ludzie nie lubią zbyt wiele chodzić. Więc używają czegoś w rodzaju lądowej łodzi, żeby się przemieszczać. Ona nazywa je samochodami. 41 | S t r o n a
– Samochód? – pyta Galen, ciężko przełykając. – To jest moja niespodzianka. Rachel podaje mu pierścień z metalowymi ozdóbkami. – To kluczyki. Potrzebujesz ich do uruchomienia. Galen oddaje je. – Nie chcę samochodu. – Wie, że brzmi to jak wymówki maleństwa młócącego płetwą. Rachel podchodzi do tego ze spokojem. Jak ze wszystkim. – Wiem, że to duży krok, słodki groszku. Jednakże myślę, że potrzebujesz nauczyć się, jak się prowadzi. Myślę, że potrzebujesz samemu zainwestować trochę czasu w ludzkim świecie. – Dlaczego? Mam ciebie. I doktora Milligana. Przytakuje zamyślona. – To prawda, masz. I jeśli to zależałoby ode mnie, nie poruszałabym sprawy. Ale różnimy się od was, słodki groszku. Ludzie umierają. I z tego, co mówisz, umieramy szybciej niż wy syreny. – Nie jesteś stara. – Oczywiście, że nie – mówi pogardliwie. – Dama nigdy nie jest. Ale pewnego dnia będę… wysuszona. Któregoś dnia umrę. I cała nasza ciężka praca, żeby ochronić wasz rodzaj, pójdzie na marne, jakby rozwiała się na wietrze.
42 | S t r o n a
Czasami Galen nie może nadążyć za jej doborem słów, ale łapie ogólny sens. – Grom tego nie pochwali. Akceptuje moje kontakty z ludźmi, ale to… to jest zbyt ludzkie. Zbyt się angażuję. – Grom nie musi o tym wiedzieć. – Rachel unosi dłoń do góry. – Och, wiem, że nie lubisz, jak tak mówię. Ale w tym rzecz, Galen. Grom nie wie, do czego zdolni są ludzie. Pamiętasz te wszystkie rzeczy, które pokazałam wam w komputerze? Wszystkie wojny? Grom wie więcej, niż by się tego po nim spodziewała, myśli. Znacznie więcej. Narzeczona Groma, Nalia, zmarła dawno temu na podwodnym ludzkim polu minowym. Galen nie potrzebuje poszukiwań w komputerze, żeby wiedzieć, do czego zdolni są ludzie. Każdego dnia może zobaczyć to na twarzy swojego brata. Ale to nie jest historia, którą byłby gotowy opowiedzieć Rachel. Jeszcze nie. Syren nie rozumie, jak nauczenie się prowadzenia samochodu pomoże mu ochronić syreny. Jednak odkrył, że Rachel nigdy nie robi niczego bez powodu. Nigdy. Wyciąga dłoń po kluczyki. Kobieta delikatnie kładzie je po środku jego dłoni. – To nie musi być teraz. Daj temu czas. Przemyśl to. To wszystko, o co cię proszę. Przytakuje, ciągle obracając kluczyki w swojej dłoni. – Mam dla ciebie coś innego. 43 | S t r o n a
Rachel sięga do tylnej kieszeni i wyciąga małą kartę. Wygląda tak jak ta, które nosi w swojej torebce. Poza tym, że na tej karcie jest jego zdjęcie. I jego imię. – Co to jest? – To prawo jazdy. Nie możesz jeździć samochodem bez prawka. – Potrzebujesz tylko czegoś takiego? – Ech. Nie. Ludzie muszą przeskakiwać przez obręcze, żeby zdobyć prawo jazdy. Myśl o tym brzmi absurdalnie i szalenie, skakanie przez obręcze i inne takie, ale Galen zdecydował, że ludzie są zbyt skomplikowani do zrozumienia. – Co to jest za słowo obok mojego imienia? F-O-R-Z-A. Rachel nauczyła go, jak używać ludzkiego alfabetu, by składać ludzkie słowa, ale tego konkretnego nie rozpoznaje. – Cóż, ludzie mają dwa określenia. Doktor Milligan to Jerry i Milligan, pamiętasz. Moje to Rachel i Culotta. Cóż, przynajmniej jest to ostatnie nazwisko, jakiego używam. Kiedy bierzesz ślub kilka razy tak jak ja, dziedziczysz wiele nazwisk, z którymi potem idziesz dalej. To mówi, że twoje nazwisko to Forza. Forza po włosku znaczy „siła”. To przeraża Galena. – Siła? Nigdy wczesnej nie myślałem o sobie jako o kimś silnym. Toraf się śmieje. 44 | S t r o n a
– Jesteś pewien, że to nie jest moje prawko? Rachel posyła mu oko. – Tobie również mogę jedno zrobić. – Ale na tę sugestię Toraf staje się nagle znacznie bledszy. – Och – mówi. – Ja nie… Mam na myśli, nie jestem… Galen postanawia go uratować. – Wygląda na to, że obaj musimy się przyzwyczaić do myśli posiadania ludzkiej tożsamości. Nie podoba mu się, jak to brzmi. Jakby jakoś stał się po części człowiekiem. W niewielkim stopniu sprawia, że czuje się, jakby zdradzał własne dziedzictwo. Posiadanie ludzkiej tożsamości, jeżdżenie samochodem… Galen nie jest pewien, czy jest na to gotowy. Oczywiście Rachel pewnie ma rację. Zawsze ma. Jednak to nie znaczy, że teraz musi się zdecydować. Nie znaczy, ze nie może podzielić się tym pomysłem z Gromem, niezależnie od twego, co myśli Rachel. W końcu jest widoczna granica między obserwowaniem ludzi i udawaniem jednego. Może pewnego dnia będzie na tyle ważny powód, żeby udawać człowieka. Ale dziś nie jest ten dzień. Oddaje Rachel zarówno kluczyki i prawo jazdy. – Zatrzymaj je tutaj. Dopóki nie będę gotowy. Rachel wzdycha. 45 | S t r o n a
– Okej, słodki groszku. Masz pomysł, kiedy to będzie? Galen wzrusza ramionami. – Będziemy wiedzieć, kiedy nadejdzie czas, tak myślę.
Tłumaczenie: darkangelofrevolution Korekta: Thebesciaczuczek
46 | S t r o n a
MoreThanBooks
Przeczytaj również
Anna Banks – „Utracone dziedzictwo”
On jest syrenim księciem, ona księżniczką, której rodzina poleca wyjść za niego, aby ich królestwa się połączyły. Grom boi się tego układu, dopóki nie spotyka Nalii – oboje piękni i młodzi, ona jest wszystkim, czego on kiedykolwiek chciał. Ale wtedy, gdy połączenie między nimi się pogłębia, zdarza się tragedia. „Utracone dziedzictwo” jest prequelem do debiutanckiej powieści Anny Banks „Dziedzictwo Posejdona".
47 | S t r o n a
MoreThanBooks
Anna Banks – „Dziedzictwo Posejdona”
Galen jest księciem syren, wysłanym na ląd, aby znaleźć dziewczynę, o której słyszał, że porozumiewa się z rybami. Emma jest na wakacjach na plaży. Kiedy wpada na Galena – dosłownie, auć! – między obojgiem nastolatków zaczyna tworzyć się pewnego rodzaju połączenie. Ale
zajmie
to
kilka
spotkań,
włączając
jedno
ze
śmiertelnie
niebezpiecznym rekinem, kiedy to Galen przekonuje się o zdolnościach Emmy. Ale gdyby tylko mógł przekonać Emmę, że posiada ona klucz do jego królestwa… Opowiedziana zarówno z perspektywy Emmy, jak i Galena, historia świeżo wyjęta z wody jak ryba, mieniąca się intrygą, humorem i falami romansu. 48 | S t r o n a
MoreThanBooks