PAWN OF PROPHECY Copyright © 1982 by David Eddings
QUEEN OF SORCERY Copyright © 1982 by David Eddings
MAGICIAN’S GAMBIT Copyright © 1983 by David Eddi...
6 downloads
10 Views
PAWN OF PROPHECY Copyright © 1982 by David Eddings
QUEEN OF SORCERY Copyright © 1982 by David Eddings
MAGICIAN’S GAMBIT Copyright © 1983 by David Eddings
CASTLE OF WIZARDRY Copyright © 1984 by David Eddings
ENCHANTERS’ END GAME Copyright © 1984 by David Eddings
Projekt okładki
Dark Crayon/Piotr Cieśliński
Redaktor prowadzący
Joanna Maciuk
Redakcja
Lucyna Łuczyńska
Korekta
Grażyna Nawrocka
ISBN 978-83-8123-535-8
Warszawa 2017
Wydawca
Prószyński Media Sp. z o.o.
02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28
Spis treści
Pionek proroctwa
PROLOG
Część pierwsza. SENDARIA
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Część druga. CHEREK
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Rozdział XVII
Rozdział XVIII
Rozdział XIX
Rozdział XX
Rozdział XXI
Królowa Magii
PROLOG
Część pierwsza. ARENDIA
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Część druga. TOLNEDRA
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Rozdział XVII
Rozdział XVIII
Rozdział XIX
Rozdział XX
Rozdział XXI
Rozdział XXII
Część trzecia. NYISSA
Rozdział XXIII
Rozdział XXIV
Rozdział XXV
Rozdział XXVI
Rozdział XXVII
Rozdział XXVIII
Rozdział XXIX
Rozdział XXX
Gambit magika
PROLOG
Część pierwsza. MARAGOR
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Część druga. DOLINA ALDURA
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Część trzecia. ULGO
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Rozdział XVII
Rozdział XVIII
Część czwarta. CTHOLMURGOS
Rozdział XIX
Rozdział XX
Rozdział XXI
Rozdział XXII
Rozdział XXIII
Rozdział XXIV
Rozdział XXV
Rozdział XXVI
Rozdział XXVII
Wieża czarów
PROLOG
Część pierwsza. ALGARIA
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Część druga. RIVA
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Część trzecia. DRASNIA
Rozdział XVII
Rozdział XVIII
Rozdział XIX
Rozdział XX
Rozdział XXI
Część czwarta. RIVAŃSKA KRÓLOWA
Rozdział XXII
Rozdział XXIII
Rozdział XXIV
Rozdział XXV
Rozdział XXVI
Rozdział XXVII
Ostatnia rozgrywka czarodziejów
PROLOG
Część pierwsza. GAR OG NADRAK
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Część druga. MISHRAK AC THULL
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Rozdział XVII
Rozdział XVIII
Część trzecia. MALLOREA
Rozdział XIX
Rozdział XX
Rozdział XXI
Rozdział XXII
Rozdział XXIII
Rozdział XXIV
EPILOG
Rozdział XXV
Przełożył
Piotr W. Cholewa
Theone’owi,
który opowiadał mi historie,
ale nie mógł zaczekać na moje,
i Arturowi,
który pokazał mi, jak być mężczyzną...
i nadal mi pokazuje
PROLOG
będący historią wojny bogów
i dzieł czarodzieja Belgaratha
adaptacja z Księgi Alornów
Gdy świat był jeszcze młody, siedmiu bogów żyło w harmonii, a rasy ludzi
zdawały się stanowić jeden naród. Belara, najmłodszego z bogów, ukochali
sobie Alornowie. Mieszkał wśród nich i ich miłował, a oni rośli pod jego opieką.
Inni bogowie także zbierali przy sobie ludy i każdy z bogów miłował swój
naród.
Lecz najstarszy brat Belara, Aldur, nie był bogiem żadnego narodu. Mieszkał
z dala od ludzi i bogów aż do dnia, gdy odnalazło go zbłąkane dziecko. Przyjął
chłopca na swego ucznia i nazwał Belgarathem. Belgarath poznał sekrety Woli
i Słowa, i stał się czarodziejem. W latach, które nadeszły, inni także szukali
samotnego boga. Połączyli się w bractwo i pobierali nauki u stóp Aldura, a czas
nie miał do nich dostępu.
I zdarzyło się, że wziął Aldur kamień w kształcie kuli, nie większy niż serce
dziecka, i obracał go w dłoniach, aż stał się żyjącą duszą. Wielką miał moc ten
kamień, zwany przez ludzi Klejnotem Aldura; Aldur dokonywał nim cudów.
Ze wszystkich bogów najpiękniejszy był Torak. Lud Angaraków składał mu
ofiary i nazywał go Panem Panów, a Torakowi słodki był dym ogni ofiarnych
i słowa uwielbienia. Nadszedł wszelako dzień, gdy usłyszał o Klejnocie Aldura,
i od tej chwili nie zaznał spokoju.
Wreszcie, skryty pod maską obłudy, stanął przed Aldurem.
– Bracie mój – powiedział. – Nie jest właściwe, byś trwał z dala od naszej
kompanii i rady. Odrzuć Klejnot, który oderwał twój umysł od myśli o nas.
Aldur zajrzał w duszę brata i upomniał go:
– Czemu szukasz władzy i panowania, Toraku? Nie wystarczą ci
Angarakowie? Nie próbuj w swej bucie posiąść Klejnotu, by cię nie zabił.
Wielki wstyd poczuł Torak, gdy usłyszał słowa Aldura. Uniósł dłoń i uderzył
brata, a potem uciekł, porywając Klejnot.
Inni bogowie błagali Toraka, by zwrócił Klejnot, lecz odmawiał. Wtedy
powstały rasy ludzi i ruszyły do bitwy przeciw hufcom Angaraków. Wojny
ludzi i bogów szalały na ziemi, aż niedaleko wyżyny Korim Torak wzniósł
Klejnot i zmusił, by połączył swą wolę z jego wolą i rozbił ziemię na części.
Góry runęły i napłynęło morze. Lecz Belar i Aldur połączyli swą moc i wznieśli
morzu bariery. Jednak ludzie zostali rozdzieleni, a z nimi bogowie.
A kiedy Torak podniósł żywy kamień Aldura przeciwko ziemi, jego matce,
Klejnot zbudził się i zajaśniał świętym ogniem. Błękitny płomień spalił twarz
Toraka. Urodziwy bóg w męce powalił góry; w bólu rozłupał ziemię; w agonii
wpuścił morze. Lewa ręka zapłonęła mu i wypaliła się na popiół, lewa strona
twarzy stopniała jak wosk, a lewe oko zagotowało się w oczodole. Z wielkim
krzykiem skoczył w morze, by zgasić ogień, lecz cierpienie nie miało końca.
Gdy wynurzył się z wody, jego prawa strona pozostała piękna, lecz lewa była
spalona i poraniona straszliwie ogniem Klejnotu. Dręczony bólem poprowadził
swój lud ku wschodowi, gdzie na równinach Mallorei zbudowali wielkie
miasto. Nazwali je Cthol Mishrak, Miasto Nocy, gdyż Torak w ciemności
skrywał blizny. Angarakowie wznieśli dla swego boga żelazną wieżę
i umieścili Klejnot w żelaznej szkatule na samym wierzchołku. Torak
przychodził tam często i odchodził, płacząc. Lękał się, by nie pokonało go
pragnienie ujrzenia Klejnotu, bo wtedy by zginął.
Stulecia mijały, Angarakowie zaczęli nazywać swego okaleczonego boga Kal
Torakiem, jednocześnie królem i bogiem.
Belar zabrał Alornów na północ. Ze wszystkich ludów ci byli najtwardsi
i najwaleczniejsi, a Belar tchnął w ich serca wieczną nienawiść dla
Angaraków. Z okrutnymi mieczami i toporami w dłoniach przemierzali
północne krainy aż po pola wiecznego lodu, szukając drogi do swych
nieprzyjaciół.
Tak było do czasu, gdy Cherek o Niedźwiedzich Barach, największy z królów
Alornów, dotarł do Doliny Aldura i odnalazł Belgaratha Czarodzieja.
– Droga na północ jest otwarta – powiedział. – Znaki i przepowiednie nam
sprzyjają. Nadszedł czas, byśmy odszukali przejście do Miasta Nocy i odebrali
Jednookiemu Klejnot.
Poledra, żona Belgaratha, nosiła już dziecko i czarodziej nie chciał jej
opuszczać. Słowa Chereka przekonały go jednak. Wykradli się nocą, by
dołączyć do synów Chereka, Drasa o Byczym Karku, Algara o Chyżych
Stopach i Rivy Żelaznopalcego.
Okrutna zima ścisnęła Północ i mokradła lśniły pod gwiazdami od szronu
i szarego jak stal lodu. Szukając drogi, Belgarath rzucał zaklęcie i przybierał
postać szarego wilka. Bezgłośnie przemykał po zaśnieżonym lesie, gdzie
drzewa trzeszczały i pękały od przenikliwego mrozu. Szron posrebrzył pysk
i grzywę wilka; na zawsze już pozostały srebrne broda i włosy Belgaratha.
Poprzez śnieg i mgłę dotarli do Mallorei i wreszcie stanęli w Cthol Mishrak.
Znalazłszy sekretne przejście do miasta, Belgarath powiódł ich do stóp żelaznej
wieży. W milczeniu wspinali się na pordzewiałe schody, od dwudziestu wieków
nietknięte ludzką stopą. Lękliwie zakradli się do komnaty, gdzie Torak
dręczony bólem rzucał się we śnie, kryjąc okaleczoną twarz pod stalową
maską. Bezszelestnie przebiegli obok śpiącego boga i wreszcie wkroczyli do
komnaty, gdzie leżała żelazna szkatuła, w której spoczywał żywy Klejnot.
Cherek skinął na Belgaratha, by wziął Klejnot, lecz czarodziej odmówił.
– Nie mogę go dotknąć – rzekł – bo mnie zniszczy. Kiedyś przyjmował dotyk
boga i człowieka, lecz jego wola stwardniała, gdy Torak wzniósł go przeciw
jego matce. Nie pozwoli już tak się wykorzystać. Czyta w naszych duszach.
Tylko człowiek bez złych intencji, tak czysty, że nie myśląc o władzy
i posiadaniu, weźmie go i poniesie, narażając życie – tylko ten może go teraz
dotknąć.
– Który z ludzi w mroku swej duszy nie żywi złych intencji? – spytał Cherek.
Riva Żelaznopalcy otworzył szkatułę i wyjął Klejnot. Płomień zajaśniał mu
przez palce, lecz Riva nie spłonął.
– Niech tak będzie, Chereku – odparł Belgarath. – Twój najmłodszy syn jest
czysty. Jego przeznaczeniem i przeznaczeniem tych, którzy przyjdą po nim,
jest nieść i chronić Klejnot. – Westchnął, bo wiedział, jaki ciężar kładzie na
barki Rivy.
– Nie jest sam, ma mnie i braci – zauważył Cherek. – Podtrzymamy go,
dopóki będzie niósł ten ciężar.
Riva owinął Klejnot płaszczem i ukrył pod tuniką. Przebiegli znowu przez
komnatę kalekiego boga, po zardzewiałych stopniach w dół, sekretnym
przejściem do bram miasta i dalej, ku pustkowiom.
Wkrótce Torak obudził się i poszedł, jak zawsze, do komnaty Klejnotu.
Zobaczył otwartą szkatułę. Klejnot zniknął. Straszliwy był gniew Kal Toraka.
Chwyciwszy swój wielki miecz, bóg zszedł z żelaznej wieży, odwrócił się
i uderzył raz tylko, a wieża runęła. Potem krzyknął do Angaraków głosem
gromu:
– Za to, że staliście się niedbali i nieuważni, że pozwoliliście złodziejom
ukraść to, za co tak drogo zapłaciłem, zburzę miasto i przepędzę was.
Angarakowie tułać się będą, póki nie wróci do mnie Cthrag Yaska, płomienny
kamień.
Potem zmienił Miasto Nocy w ruinę, a hufce Angaraków pognał na
pustkowie. Cthol Mishrak przestało istnieć.
Belgarath z oddali usłyszał hałas i wiedział, że Torak się przebudził.
– Teraz ruszy za nami – oznajmił. – I tylko moc Klejnotu zdoła nas ocalić.
Kiedy się zbliżą, niech Żelazna Dłoń wzniesie Klejnot, by go zobaczyli.
I podeszli Angarakowie prowadzeni przez Toraka, lecz Riva podniósł Klejnot,
a okaleczony bóg i jego hufce zobaczyli go wyraźnie. Klejnot poznał swego
wroga. Nienawiść rozgorzała na nowo i niebo zapłonęło od jego furii. Torak
krzyknął i zawrócił. Pierwsze szeregi Angaraków pochłonął ogień, reszta
umknęła przerażona.
I tak Belgarath z towarzyszami uciekli z Mallorei i przeprawili się przez
moczary Północy, na powrót niosąc Klejnot Aldura do królestw Zachodu.
Bogowie, wiedząc, co się zdarzyło, zwołali radę.
– Jeśli wystąpimy w wojnie przeciw naszemu bratu, Torakowi – powiedział
Aldur – nasze starcie zniszczy świat. Zatem musimy się usunąć, żeby brat nie
mógł nas odnaleźć. Nie ciałem, lecz duchem tylko pozostaniemy obecni, by
kierować i chronić nasze ludy. Dla dobra świata musimy to uczynić. W dniu,
gdy rozpocznie się wojna, świat zostanie zniweczony.
Bogowie zapłakali z żalu, że muszą odejść. Lecz Chaldan, byk, bóg Arendów,
zapytał:
– Czy podczas naszej nieobecności Torak nie zdobędzie władzy?
– Nie – odparł Aldur. – Dopóki Klejnot pozostaje wśród potomków Rivy
Żelaznopalcego, Torak nie może zwyciężyć.
I tak bogowie odeszli, jedynie Torak pozostał. Lecz wiedza o tym, że Klejnot
w ręku Rivy odbiera mu panowanie, nie dawała mu spokoju.
Belgarath zaś przemówił do Chereka i jego synów:
– Musimy się rozdzielić, by strzec Klejnotu i sposobić na przyjście Toraka.
Niech każdy z was odejdzie i czyni przygotowania, jak was uczyłem.
– Tak uczynimy, Belgaracie – przyrzekł Cherek o Niedźwiedzich Barach. –
Od tego dnia nie ma już Alorii. Alornowie jednak będą walczyć z potęgą
Toraka, póki choć jeden pozostanie żywy.
Belgarath wzniósł głowę.
– Usłysz mnie, Toraku Jednooki! – zawołał. – Żywy Klejnot jest przed tobą
bezpieczny i nie zwyciężysz go. Jeśli wyruszysz przeciw nam, stanę do wojny.
Dniem i nocą trzymać będę straż i do końca dni czekać twojego przyjścia.
Wśród pustkowi Mallorei Kal Torak słyszał głos Belgaratha i w furii tłukł
wszystko wokół. Wiedział bowiem, że Klejnot Aldura na zawsze pozostanie
poza jego zasięgiem.
Cherek uściskał synów i odszedł, by więcej ich nie zobaczyć. Dras ruszył na
północ i zamieszkał na ziemiach, gdzie płynęła rzeka Mrin. Wybudował miasto
Boktor i nazwał swój kraj Drasnią. On i jego następcy zawsze stali u moczarów
Północy, by bronić ich przed nieprzyjacielem. Algar odszedł na południe wraz
ze swoim ludem. Na szerokich równinach, przez które płynęła rzeka Aldur,
znaleźli konie. Nauczyli się ich dosiadać i po raz pierwszy w historii ludzkości
pojawili się konni wojownicy. Nazwali swój kraj Algarią i stali się nomadami,
którzy podążają za swymi stadami. Posępny Cherek powrócił do Val Alorn
i zmienił nazwę królestwa na Cherek, gdyż był teraz samotny i bez synów.
Pogrążony w smutku budował wysokie okręty, by patrolowały morza i broniły
brzegów przed nieprzyjacielem.
Powiernikowi Klejnotu przypadł trud najdłuższej podróży. Wraz ze swym
ludem Riva dotarł na zachodnie wybrzeże Sendarii. Zbudowali okręty
i przeprawili się na Wyspę Wiatrów. Tu spalili statki, wznieśli twierdzę,
a wokół niej miasto o wysokich murach. Miasto nazwali Riva, a twierdzę
Dworem Rivańskiego Króla. Wtedy Belar, bóg Alornów, strącił z nieba dwie
gwiazdy. Riva wykuł z jednej klingę, a z drugiej rękojeść, w której umieścił
Klejnot. Miecz był tak wielki, że nikt prócz Rivy nie mógł go podnieść.
Na pustkowiach Mallorei Kal Torak poczuł w duszy, że miecz został wykuty,
i po raz pierwszy posmakował strachu.
Miecz przytwierdzono do czarnej skały za tronem Rivy, z Klejnotem
u wierzchołka. Przylgnął do kamienia tak, że nikt prócz Rivy nie mógł go
zdjąć. Klejnot jarzył się zimnym ogniem, gdy Riva zasiadał na tronie, a kiedy
zdejmował miecz i wznosił go w górę, ostrze stawało się długim jęzorem
zimnego płomienia.
Największym cudem jednak był znak następców Rivy. W każdym pokoleniu
jedno dziecko z jego rodu nosiło na dłoni znamię Klejnotu. Dziecko takie
prowadzono do sali tronowej, gdzie dotykało kamienia, by mógł je poznać.
Za każdym dziecięcym dotknięciem Klejnot rozpalał się blaskiem, a więź
między nim a linią Rivy stawała się mocniejsza.
Belgarath rozstał się z towarzyszami i natychmiast pospieszył do Doliny
Aldura. Tam jednak przekonał się, że Poledra, jego żona, urodziła dwie córki
bliźniaczki i umarła. Pogrążony w rozpaczy, nazwał starszą Polgara. Włosy
miała czarne jak skrzydło kruka. Zwyczajem czarodziejów położył rękę na
czole dziecka. Pod jego dotknięciem jedno pasemko włosów stało się białe jak
śnieg. Zdziwił się, gdyż takie białe pasemko jest znakiem czarodziejów,
a Polgara była pierwszą dziewczynką w ten sposób naznaczoną.
Druga córka, jasnoskóra i złotowłosa, nie miała znaku. Nazwał ją Beldaran
i kochał nad wszystko, rywalizując z ciemnowłosą siostrą o jej uczucie.
Gdy Polgara i Beldaran ukończyły szesnasty rok życia, duch Aldura przybył
we śnie do Belgaratha.
– Mój ukochany uczniu – powiedział. – Pragnę połączyć twój ród z rodem
strażnika Klejnotu. Wybierz więc, którą ze swych córek oddasz Rivańskiemu
Królowi na żonę i matkę jego następców. W tej linii bowiem zawiera się
nadzieja świata, której nie zgasi mroczna potęga Toraka.
W głębi duszy Belgarath pragnął wybrać Polgarę. Znając jednak ciężar, jaki
dźwiga Rivański Król, posłał do niego Beldaran i płakał, gdy odjechała.
Polgara łkała także, długo i gorzko, wiedziała bowiem, że jej siostra zestarzeje
się i umrze. Z czasem jednak pocieszyli się wzajemnie i stali sobie bliżsi.
Połączyli swe siły, by trzymać straż przed Torakiem. Niektórzy mówią, że
żyją jeszcze, od nieprzeliczonych wieków trwając w pogotowiu.
Część pierwsza
SENDARIA
Rozdział I
Pierwszą rzeczą, którą zapamiętał Garion, była kuchnia na farmie Faldora.
Do końca swych dni żywił szczególnie ciepłe uczucia dla tych specyficznych
dźwięków i zapachów, jakie składają się na pracowitą powagę, związaną jakoś
z miłością, jedzeniem, spokojem, bezpieczeństwem, a nade wszystko domem.
I choć dotarł w życiu wysoko, nigdy nie zapomniał, że jego wspomnienia
zaczęły się od kuchni.
Kuchnia na farmie Faldora była wielkim, nisko sklepionym pomieszczeniem
pełnym palenisk, kotłów i ogromnych rożnów obracających się wolno
w kominkach podobnych do grot. Były tam długie, ciężkie blaty, gdzie
formowano bochenki chleba, dzielono kurczaki, a seler i marchew krajano
szybkimi, zdecydowanymi ruchami długich, zakrzywionych noży. Gdy Garion
był bardzo mały, bawił się pod tymi stołami i szybko się nauczył trzymać palce
z dala od stóp zapracowanych kucharek. A czasem, późnym popołudniem, gdy
się zmęczył, leżał w kącie i patrzył na migotanie ognia odbijane przez setki
wypolerowanych garnków, noży i łyżek z długimi uchwytami, wiszących na
kołkach wzdłuż wyszorowanych do białości ścian. Zapadał wtedy w sen,
w doskonałym pokoju i harmonii z całym otaczającym go światem.
Kuchnią i wszystkim, co się w niej działo, niepodzielnie władała ciocia Pol.
Zdawało się, że potrafi jakoś znaleźć się we wszystkich miejscach
równocześnie. Ostatnie dotknięcie, układające gęś w brytfannie, zgrabnie
kształtujące rosnący chleb czy garnirujące dymiącą jeszcze, świeżo wyjętą
z piekarnika szynkę, zawsze należało do niej. Choć w kuchni pracowali także
inni, żaden bochenek, gulasz, zupa, pieczeń czy jarzyna nie mogły wyjść na
zewnątrz, jeśli choć raz nie dotknęła ich ciocia Pol. Wyczuwała smakiem,
węchem, może instynktownie, czego wymaga każde danie, i niedbałym na
pozór ruchem doprawiała je przyprawami, które miała w glinianych
dzbanuszkach. Sprawiała wrażenie, że otacza ją magiczna aura, że dysponuje
wiedzą i mocą większą niż zwykli ludzie. Ale nawet wtedy, gdy była
najbardziej zajęta, zawsze dokładnie wiedziała, gdzie jest Garion. W samym
środku klejenia pierogów, ozdabiania ciasta czy szycia świeżo nadzianego
kurczaka potrafiła wyciągnąć nogę i nie patrząc, odsunąć go piętą spod czyichś
stóp.
Gdy trochę urósł, zaczął traktować to jak zabawę. Pilnował, kiedy ciocia Pol
będzie zbyt pochłonięta pracą, by go zauważyć, a wtedy ze śmiechem biegł na
swych mocnych, krótkich nóżkach do drzwi. Ale ona zawsze go łapała. Wtedy
śmiał się jeszcze głośniej, zarzucał jej ramiona na szyję i całował, po czym
wracał na miejsce i czekał na kolejną okazję.
W tamtych latach uważał, że ciocia Pol jest najważniejszą i najpiękniejszą
kobietą na świecie. Przede wszystkim była wyższa od innych kobiet z farmy –
niemal tak wysoka jak mężczyzna. Zawsze miała poważną, nawet surową
minę – chyba że mówiła coś do niego. I długie, bardzo ciemne, prawie czarne
włosy – z wyjątkiem jednego pasemka nad lewą brwią, białego jak świeży
śnieg. Wieczorem, gdy układała go w małym łóżeczku, stojącym obok
własnego, w ich niedużym pokoiku nad kuchnią, wyciągał rękę i dotykał tego
białego pasemka. Uśmiechała się i gładziła jego twarz ciepłą dłonią. Wtedy
zasypiał spokojnie, wiedząc, że jest obok i że go pilnuje.
Farma Faldora leżała w środkowej części Sendarii, okrytego mgłami
królestwa ograniczonego od zachodu Morzem Wiatrów, a od wschodu zatoką
Cherek. Jak wszystkie w owym szczególnym czasie i miejscu, gospodarstwo nie
było jednym czy dwoma budynkami, lecz zespołem solidnych szop, stodół,
kurników i gołębników, ustawionych wokół centralnego podwórca z mocną
bramą od frontu. Z galerii na piętrze wchodziło się do pokoi, dużych
lub całkiem maleńkich, gdzie mieszkali robotnicy, którzy orali, siali i plewili
szerokie pola za murami. Sam Faldor zajmował pokoje w kwadratowej wieży
nad główną jadalnią, gdzie jego ludzie zbierali się trzy razy dziennie – podczas
żniw nawet cztery – by ucztować przy hojnych darach kuchni cioci Pol.
Ogólnie mówiąc, żyło się tu całkiem szczęśliwie i spokojnie. Farmer Faldor
był dobrym panem. Wysoki, poważny, z długim nosem i jeszcze dłuższą
szczęką, rzadko się śmiał czy choćby uśmiechał. Zawsze jednak był uprzejmy
dla swych ludzi i zdawało się, że bardziej mu zależy na ich zdrowiu
i dobrobycie niż na wyciskaniu z nich ostatniej kropli potu. Przypominał raczej
ojca niż pana sześćdziesięciu kilku osób żyjących na jego włościach. Jadał
razem z nimi – co było niezwykłe, gdyż wielu okolicznych...