BELLE DE JOUR INTYMNE PRZYGODY LONDYŃSKIEJ CALL GIRL Z angielskiego przełożył GRZEGORZ KOŁODZIEJCZYK WARSZAWA 2006 Tytu...
50 downloads
22 Views
827KB Size
BELLE DE JOUR INTYMNE PRZYGODY LONDYŃSKIEJ CALL GIRL Z angielskiego przełożył GRZEGORZ KOŁODZIEJCZYK WARSZAWA 2006 Tytuł oryginału: THE INTIMATE ADYENTURES OF A LONDON CALL GIRL Druk: WZDZ - Drukarnia Lega, Opole Dedykuję F i N Ta książka nie powstałaby bez wsparcia i cierpliwości Patricka Walsha i Helen Garnons-Williams, ich personelu oraz współpracowników. Wszystkim tym osobom należą się słowa podzięki. Pierwsze, co powinniście wiedzieć, to to, że jestem dziwką. Nie żartuję i nie używam tego określenia jako analogii pracy przy biurku czy harówki w nowych mediach. Wielu moich przyjaciół powie wam, że praca tymczasowa lub stanowisko akwizytora jest tym samym co prostytucja. Nieprawda. Wiem to, bo miałam pracę tymczasową i rżnęłam się za pieniądze — między jednym a drugim nie ma żadnego podobieństwa. Nie są nawet z tej samej planety. To dwa różne układy planetarne. Po drugie, mieszkam w Londynie. Te dwa fakty mogą, ale nie muszą być ze sobą powiązane. Londyn nie jest tanim miastem. Tak samo jak większość moich znajomych, sprowadziłam się tutaj po studiach z nadzieją, że znajdę pracę. Jeśli nie dobrze płatną lub ciekawą, to chociaż taką, w której spotkam przystojnych facetów nadających się na męża. Ale takich posad nie ma na pęczki. Teraz prawie wszyscy uczą się na księgowych, między innymi moi przyjaciele A 2 i A 3, którzy cieszą się szacunkiem w kołach akademickich. Dobry Boże — to los gorszy niż śmierć. Jeśli chodzi o nieseksowność, księgowość przebija nawet wyższe uczelnie. Prostytucja to stała praca, lecz niewymagająca. Poznaję mnóstwo ludzi. Fakt, prawie wszyscy to faceci i większości z nich nigdy więcej nie zobaczę. Mam się z nimi rżnąć, bez względu na to, czy mają całe ciało pokryte włochatymi znamionami, a w ustach trzy zęby na krzyż, czy chcą, żebym zrealizowała ich młodzieńcze marzenie z udziałem nauczycielki historii z szóstej klasy. Ale i tak lepsze to niż zerkanie na zegar i czekanie na przerwę na herbatę w koszmarnej salce dla personelu. Więc kiedy moi znajomi po raz kolejny sięgają po wytartą analogię między pracą w firmie i prostytucją, kiwam ze zrozumieniem i współczuciem głową. Wypijamy następny koktajl i zastanawiamy się wspólnie, gdzie się podziały nasze młodzieńcze nadzieje. Ich nadzieje błąkają się pewnie na drodze dojazdowej do podmiejskiej dzielnicy. Moja rozkłada nogi za forsę. Ale przeskok do prostytucji na całego nie zdarzył się z dnia na dzień. Wylądowałam w Londynie tak jak tysiące innych świeżo upieczonych absolwentów.
Mając tylko mały studencki kredyt i trochę zaoszczędzonych pieniędzy, myślałam, że jestem zabezpieczona na kilka miesięcy, lecz moją nadwyżkę szybko pochłonął czynsz i tysiące drobnych wydatków. Program mojego dnia składał się z przeglądania ogłoszeń o pracy, pisania entuzjastycznych i lizusowskich podań — mimo iż wiedziałam, że i tak nikt nie zaprosi mnie na rozmowę kwalifikacyjną — oraz wściekłej masturbacji przed snem. Ta ostatnia była zdecydowanie kulminacyjnym punktem dnia w tych czasach. Wyobrażałam sobie, że jestem testerką w firmie produkującej materiały biurowe, co wymagało zapinania sobie na wnętrzu ud mnóstwa spinaczy, podczas gdy jakiś facet ostro mnie posuwa. Albo że jestem osobistą asystentką dominy na wysokim stanowisku, przykutą do biurka i wylizywaną przez inną jej niewolnicę, nadzianą na dildo. Lub że unoszę się w akwarium, odizolowana od wszelkich bodźców zewnętrznych, a niewidzialne ręce szczypią moją skórę, z początku delikatnie, a później boleśnie. Londyn nie był pierwszym dużym miastem, w którym mieszkałam, lecz z pewnością największym. Wszędzie indziej istnieje szansa, że spotkasz kogoś znajomego, a przynajmniej zobaczysz uśmiechniętą twarz. Nie tutaj. Dojeżdżający do pracy tłoczą się w pociągach, rywalizując między sobą w eskalacji odosobnienia; orężem w tej wojnie są książki w miękkich okładkach, telefony komórkowe i gazety. Kiedyś w wagonie linii metra Northern siedziała obok mnie kobieta trzymająca gazetę tuż przy twarzy; dopiero trzy przystanki później zauważyłam, że nie czyta, tylko płacze. Trudno mi było nie wyrazić jej współczucia, a jeszcze trudniej samej powstrzymać się od łez. Patrzyłam więc, jak moje skromne oszczędności topnieją; kupienie siedmiodniowego biletu stawało się najważniejszym punktem każdego tygodnia. Mam wyniszczający zwyczaj kupowania bielizny, ale nawet ograniczenie dopływu świeżych koronek nie mogło rozwiązać problemu. Niedługo po przeprowadzce dostałam SMS-a od znajomej, którą poznałam przez mojego przyjaciela N. To jest jego miasto; wydaje się, że zna tutaj wszystkich. N zasługuje na co najmniej czwórkę na mojej sześciostopniowej skali separacji. Kiedy więc złamał swoje zwyczaje, przedstawiając mnie tej damie, zwróciłam na nią baczną uwagę. „Słyszałam, że jesteś w mieście, i bardzo chętnie bym się z tobą spotkała, jeśli znajdziesz chwilę", brzmiała wiadomość. Była to zadbana, seksowna, w średnim wieku kobieta o gładkim jak szkło akcencie i doskonałym guście. Kiedy spotkałyśmy się po raz pierwszy, pomyślałam, że nie należymy do tej samej ligi. Ale gdy tylko się odwróciła, N półszeptem, gestykulując, wyjaśnił mi, że owa dama ma energię parowozu i lubi także kobiety. W moich majtkach momentalnie coś drgnęło. Trzymałam tego SMS-a przez kilka tygodni, a wyobraźnia podsuwała mi coraz gorętsze i coraz bardziej niepokojące obrazy. Wkrótce kobieta zamieniła się w obleczoną w lateks piekielną szefową z moich nocnych fantazji. Dziwki i opętane seksem biurowe markierantki ze snów dostały twarze, i były to jej twarze.
Odpisałam na SMS-a. Prawie natychmiast oddzwo-niła i powiedziała, że ona i jej nowy chłopak chętnie spotkają się ze mną na kolacji w przyszłym tygodniu. Przez kilka dni gorączkowo obmyślałam, w co się ubrać, wydałam masę forsy na fryzurę i nową bieliznę. W dniu spotkania przewróciłam szafę do góry nogami, kilkanaście razy zmieniając ubranie. Wreszcie zdecydowałam się na turkusowy sweter i matowoczarne spodnie — styl stażystki, ale umiarkowanie seksowny. Dotarłam do restauracji znacznie przed czasem, mimo że przez pół godziny szukałam lokalu. Obsługa oznajmiła, że mogę zająć miejsce dopiero wtedy, gdy przyjdzie moje towarzystwo. Wydałam ostatnie pieniądze na drinka przy barze, mając nadzieję, że tamci zapłacą za posiłek. Odgłos rozmów w wąskich salach mieszał się ze szmerem muzyki w tle. Wszyscy wyglądali na starszych ode mnie, a z pewnością na lepiej sytuowanych. Kilkoro gości przyszło prosto z pracy, inni zdążyli wpaść do domu, żeby się odświeżyć. Ilekroć otwierały się drzwi, do lokalu wpadał podmuch chłodnego jesiennego powietrza i zapach suchych liści. Przyszła para, z którą byłam umówiona. Usiedliśmy przy stoliku w rogu, z dala od miejsc, którym obsługa poświęcała uwagę; ja znalazłam się w środku. Mężczyzna wpatrywał się w przód mojego swetra, podczas gdy kobieta opowiadała o galeriach sztuki i sporcie. Poczułam jego rękę wślizgującą się na moje prawe kolano, a jej stopa w pończosze zaczęła wędrować po mojej nodze pod spodniami. Aha. Więc o to im chodzi, pomyślałam. Ale czy nie wiedziałam tego od samego początku? Byli starsi ode mnie, piękni, libertyńscy. Nie miałam żadnego ważnego powodu, żeby się z nimi nie rżnąć. Zamówiłam potrawy podobne do tych, które oni zamówili: aromatyczne, soczyste. Risotto z pieczarek, tak gęste, że trzeba je było odrywać od dna płaskiej miseczki, i tak lepkie, że musiałam ściągać je z łyżki zębami. Ryba wciąż miała głowę i patrzyła na nas lśniącymi od gorąca oczami. Kobieta oblizała palce; odniosłam wrażenie, że jest to świadomy gest, a nie przejaw złych manier. Moja dłoń prześliznęła się po jej obcisłych spodniach do krocza, a ona ścisnęła nogami moje palce. Akurat w tym momencie kelnerka postanowiła otoczyć nasz stolik baczniejszą uwagą. Przyniosła tacę z drobnymi ciasteczkami i czekoladowymi smakołykami; mężczyzna jedną ręką wsuwał swojej partnerce łakocie do ust, a drugą trzymał mnie za rękę. Ja zaś pieściłam palcami jej krocze. Doszła łatwo, prawie bezgłośnie. Musnęłam wargami jej szyję. — Wspaniale — mruknął mężczyzna. — Zrób to jeszcze raz. Spełniłam jego prośbę. Po posiłku wyszliśmy z restauracji. Kazał mi zdjąć sweter i usiąść na przednim fotelu; prowadziła kobieta. On usiadł z tyłu, złapał mnie za piersi i szczypał sutki. Do domu, w którym mieszkała kobieta, było blisko. Przeszłam od samochodu do drzwi półnaga, a gdy znalazłam się w środku, mężczyzna kazał mi uklęknąć. Kobieta zniknęła w sypialni, a on tymczasem udzielił mi kilku podstawowych lekcji uległości: klęczenia nieruchomo w niewygodnych pozycjach, trzymania ciężkich przedmiotów w niewygodnych pozycjach, trzymania ciężkich przedmiotów w niewygodnych pozycjach z jego członkiem w ustach.
Kobieta wróciła ze świeczkami i biczami. Czułam już kiedyś na skórze gorący wosk i rzemień bicza, lecz to było dla mnie nowym doświadczeniem, bo tym razem trzymałam nogi w górze i wpychano we mnie zapalone świeczki, z których wosk kapał na mój tułów. Po dwóch godzinach on wszedł w nią i posługiwał się członkiem jak domina z moich fantazji dildem, jednocześnie przyciskając jej twarz do mojej cipki. Ubraliśmy się, ona wzięła prysznic. Mężczyzna wyszedł ze mną na ulicę, żeby złapać mi taksówkę. Szliśmy pod rękę. Przechodzień pomyślałby, że jesteśmy ojcem i córką. Wyglądaliśmy razem tak swobodnie. — Masz niezłą kobietę — stwierdziłam. — Robię, co mogę, żeby była szczęśliwa — odparł. Skinęłam głową. Mężczyzna zamachał na taksówkę i powiedział kierowcy, gdzie ma jechać. Kiedy wsiadałam, wręczył mi zwitek banknotów i powiedział, że zawsze jestem mile widziana. W połowie drogi do domu rozwinęłam banknoty i zobaczyłam, że jest to przynajmniej trzy razy więcej, niż mogła wynieść opłata za przejazd. Mój mózg natychmiast wykonał obliczenia: zaległy czynsz, liczba dni w miesiącu, zysk netto za noc. Przyszło mi na myśl, że powinnam czuć żal lub zaskoczenie, bo zostałam wykorzystana i zapłacono mi. Ale niczego takiego nie poczułam. Oni dobrze się zabawili, a wydatek na kolację i taksówkę nic dla nich nie znaczył. A dla mnie, prawdę powiedziawszy, nie był to uciążliwy obowiązek. Kazałam kierowcy zatrzymać się kilka ulic od domu. Obcasy moich butów zadudniły miarowo na chodniku. Była wczesna jesień, lecz noc była jeszcze ciepła. Czerwone ślady od wosku ze świec emanowały przyjemnym gorącem pod moim ubraniem. Myśl o sprzedawaniu seksu nie dawała mi spokoju, narastała. Ale na pewien czas ukryłam głęboko w sobie ciekawość prostytucji. Pożyczałam pieniądze od znajomych i zaczęłam spotykać się na poważnie z pewnym młodym mężczyzną. To była przyjemna rozrywka aż do dnia, w którym otrzymałam wyciąg z kasy mieszkaniowej; sugerowano mi spotkanie w sprawie kredytu. Dręcząca myśl odzywała się po każdym odrzuconym podaniu o pracę i nieudanej rozmowie kwalifikacyjnej. Nie mogłam się powstrzymać od wspominania, jak to było, gdy siedziałam w czarnej taksówce w środku nocy. Mogłabym takie rzeczy robić. Musiałam to sprawdzić. Wkrótce po podjęciu decyzji, że w to wejdę, zaczęłam prowadzić dziennik... Novembre Alfabet londyńskiego seksbiznesu według Belle A-C A jak agencje Agencja bierze zwykle jedną trzecią honorarium, z wyłączeniem kosztów podróży i napiwków. Mężczyzna powinien zapłacić za przejazd, co oznacza dodatkowych 30 do 40 funtów.
Prowizja agencji pokrywa koszty reklamy, organizowania spotkań oraz zapewnienia bezpieczeństwa, jeśli to konieczne. Niektóre agencje odciągają koszty zdjęć od pierwszego honorarium dziewczyny lub każą jej płacić z góry. Agencja, w której jestem zarejestrowana, nie zrobiła tego — fotki i stworzenie profilu były darmowe. Jeśli ma się szczęście, kontakty z agencją ograniczają się do minimum. Kiedy ostatnio widziałam się z moją menedżerką, skrytykowała moją kredkę do ust. To tyle, jeśli idzie o kobiecą solidarność. B jak bad hair [(ang.) — zła fryzura] Często spotkanie zostaje wyznaczone tak nagle, że nie ma czasu na trzyetapowe pieczołowite przygotowania. Włosy cierpią na tym najbardziej. Jeśli się spieszę, wyglądają, jakby były słabe i trochę się przetłuszczały. Istnieje sposób, którego nauczyła mnie koleżanka ze studiów: trzeba posypać włosy talkiem, a później lekko przeczesać. Będą dobrze wyglądać wystarczająco długo. Trzeba jednak unikać wilgoci, bo głowa może się przylepić do ściany. C jak cash [(ang.) — gotówka] Nie przyjmuję zapłaty kartą. Gdzie miałabym nosić czytnik? C jak chatter [(ang.) — pogawędka] Podtrzymywanie rozmowy jest nie tylko korzystne — jest prawdopodobnie najważniejszą umiejętnością w tym zawodzie. Trzeba udawać, że interesuje cię wszystko. O polityce i innych potencjalnie zapalnych kwestiach należy wyrażać się mgliście. Innymi słowy, łgać jak z nut. Można to uważać za przygotowanie do przyszłej kariery politycznej. samedi, le 1 novembre Klient przypiął się do moich sutków. — Ostrożnie, jestem przed okresem — powiedziałam, delikatnie kierując jego ręce gdzie indziej. — Opowiedz mi o swoich fantazjach — poprosił. — Zostaję uprowadzona przez czterech mężczyzn, odarta z ubrania, związana i rzucona na tylne siedzenie samochodu. Porywacze zatrzymują auto, wysiadają, onanizują się na mnie przez otwarte okienka. — Czy w pobliżu są jakieś konie? — Całe mnóstwo. Jesteśmy na wsi. Na farmie. Oni są farmerami. — Czujesz zapach koni? — Tak, czuję. Rżą w boksach i są bardzo podniecone. Konie mają ogromne członki, prawda? — O, tak. Olbrzymie.
— Kiedy farmerzy kończą, prowadzą mnie do stajni. — Nie rżnij się z koniem. — Ależ skąd, nawet się nie zbliżam. Jest zbyt wielki! Ten koń... ogier... nie daje się okiełznać, jest zbyt podniecony. I jest o wiele za duży. Chyba zaraz wywali nogami drzwi boksu. — Aaaaach... dimanche, le 2 novembre Oto kilka rzeczy, których nauczyłam się w pracy: W świecie, w którym dwunastolatki noszą seksowne botki, a babcie ubierają się w lśniące spódniczki mini, najpewniejszym sposobem wytropienia prostytutki wśród kobiet wchodzących do hotelu na Heathrow jest rozglądanie się za damą w kostiumie od projektanta. To fakt. Wstęp do spotkania jest prawie zawsze taki sam. Klient kontaktuje się z agencją po zajrzeniu na stronę internetową. Później telefonuje, menedżerka dzwoni do mnie, następnie potwierdza spotkanie, dzwoniąc do klienta. Zwykle potrzebuję dwóch godzin. Jedną poświęcam na depilację brwi, prysznic, nałożenie makijażu i zrobienie włosów, a drugą na wezwanie minitaksówki i dojazd na miejsce. Kosmetyki leżą na osobnej półce, innej niż ta, na której trzymam przybory toaletowe. Staję przed pełnowymiarowym lustrem i zabieram się do roboty: puder i woda kolońska; majtki, stanik i pończochy; sukienka, buty, makijaż. Na koniec robię włosy. Mam trzy zestawy ubrań na zmianę: skromną, lecz seksowną szarą sukienkę z dżerseju, biały kostium w kremową kratkę i czarną lnianą sukienkę od krawca z eleganckim żakietem. Oraz mnóstwo bielizny i butów. Kluczowe znaczenie mają ostatnie trzy sekundy przed wejściem do hotelu. Czy są tam szklane drzwi? Jeśli tak, trzeba szybko rozejrzeć się za windą. Nie wolno się zatrzymywać i pytać pracowników hotelu o wskazówki. Trzeba przejść płynnie, kiwając im lekko głową. Gdy nie zauważysz windy lub toalety, musisz ruszyć do najbliższego korytarza i ocenić sytuację. Jeśli zostawiasz po sobie jakieś wrażenie, powinno to być wrażenie, że do hotelu weszła dobrze ubrana dama. Biznes woman. Co w zasadzie nie odbiega zbytnio od prawdy. Windy się przydają. Można wtedy wyłowić z torebki telefon i wysłać SMS-a do agencji, że dotarło się na czas. Jeśli się spóźniasz, dadzą znać klientowi, żeby na ciebie czekał. Można też odświeżyć usta szminką, poprawić ubranie. Nie wolno się pocić lub sprawiać wrażenia, że się spieszysz. Następnie trzeba znaleźć drzwi i zapukać krótko, mocno. „Miło mi cię poznać, kochanie", mówisz, wchodząc do pokoju. „Przepraszam, że czekałeś", dodajesz bez względu na to, czy jesteś spóźniona, czy nie. Nawet jeśli zjawiłaś się punktualnie co do sekundy, klient siedział i liczył minuty. Jeśli w pokoju ktoś się denerwuje, nie możesz to być ty. Zdejmujesz płaszcz i siadasz. Klient zwykle proponuje drinka. Nigdy nie odmawiaj, nawet jeśli jest to woda sodowa. Zainkasuj pieniądze, zanim cokolwiek się zacznie. Kiedyś zapomniałam to zrobić. Klient się roześmiał. „Musisz być nowa", powiedział, a kiedy weszłam do łazienki, żeby się umyć,
wcisnął banknoty do tostera. Nie licz forsy przy nim; jeśli masz podejrzenia, później to sprawdzisz. Wyjdź o czasie. Jeśli klient chce, żebyś została dłużej, musi zadzwonić do menedżerki, ustalić cenę i od razu ci zapłacić. Przy wychodzeniu dajesz mu szybkiego buziaka. „To była prawdziwa przyjemność. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy". W holu skiń głową obsłudze hotelu, tak jak przy wejściu. Gdy znajdziesz się na zewnątrz, zadzwoń do agencji lub wyślij SMS-a. Jeśli menedżerka nie może się z tobą połączyć, dzwoni do klienta, następnie do hotelu, później do swoich ochroniarzy, wreszcie na policję. Ona wie, bo kiedyś też była na twoim miejscu. Moja menedżerka jest słodka, prawdziwa z niej laleczka. Kiedy pyta, jak poszło, zawsze odpowiadam, że klient był uroczym dżentelmenem, nawet jeśli nieco naciągam prawdę. Nie chcę jej martwić. Czasem nie wychodzi dobrze — tak jak wtedy, gdy pomachałam na pożegnanie klientowi skąpo obdarzonemu przez naturę. Pomachałam wskazującym palcem. Brrr. W porządku, nic się nie stało, może nie zauważył. Poza tym zawsze jest następny raz. lundi, le 3 novembre Ruch w okolicy centrum miasta jest nieprzewidywalny, więc lepiej przyjść do pracy wcześniej, niż się spóźnić. Wczoraj miałam spotkanie niedaleko Leicester Sąuare. Przyjechałam pół godziny wcześniej i dla zabicia czasu weszłam do sklepu płytowego. Lubię sklepy płytowe, lubię muzykę. To był sklep należący do sieci, na parterze półki zapełniały płyty DVD i książki o muzyce. Na kilku regałach z winylowymi płytami leżały same przeboje i pozycje o obniżonych cenach. Pomknęłam na górę do sekcji z jazzem i bluesem. Większość klienteli stanowiły dzieciaki zabijające czas podobnie jak ja, choć nie miały takiego intensywnego makijażu. Zastanawiałam się, czy klient jest w umówionym miejscu spotkania, czy też gdzieś wyszedł? Może nawet jest tutaj? Rozejrzałam się. Jakiś wysoki chudy blondyn pochylał się nad samym końcem regału. Atrakcyjny jak młody nauczyciel podatny na zepsucie. Podeszłam i zerknęłam mu przez ramię. Trzymał w szczupłych palcach płytę Isaaca Hayesa. „Dobry wybór", mruknęłam, a on z zaskoczenia omal nie upuścił płyty. Musiałam stanowić niezły widok: wystrojona jak na bal, w bufiastym płaszczu i z twarzą niczym maska z makijażu. Idiotka i jeszcze raz idiotka. Ruszyłam na dół, stukając obcasami po schodach. Rzecz jasna, klient nie był tym mężczyzną, którego spotkałam w sklepie. To było zlecenie na całą noc; miałam zostać aż do świtu. Menedżerka otrzymała tak pozytywne opinie o moich umiejętnościach „kobiety z dyscypliną", że umieściła je w moim dossier na stronie internetowej. Nie jestem z natury dominująca, ale mogę to robić. Nagle jakby wszyscy klienci zapragnęli takiego traktowania. On: — Nie ma to jak rżnąć się z nieznajomymi. Ja: — Mogę to cytować?
— Tak. — I po krótkiej pauzie: — Co robisz? Opierając się na palcach, utrzymywałam ciało nad nim. — Nie chcę pozrzucać obrazów ze ściany. — Zacisnęłam zęby. — Słusznie. Postaraj się. O rany, facet, to nie jest twoja chata. Hm. Całkiem wymagający, jak na uległego, pomyślałam. Mimo to... On: — Masz klasę, złotko. Ja: — Nie wiedziałam, że tak się mówi. Takie kwestie słyszałam tylko w filmach. On: — Skądś muszę brać odżywki. N spotkał się ze mną koło hotelu tuż przed świtem. To bliski przyjaciel, kiedyś ze sobą chodziliśmy; wie, czym się zajmuję, w odpowiednim świetle mógłby uchodzić za sobowtóra Geor-ge'a Clooneya. Na przykład w całkowitej ciemności. Na jego ustach błąkał się uśmieszek. — Dobrze się bawiłaś? Rozchyliłam płaszcz i pokazałam mu dwa biczyki schowane w podszewce. — Przyniosłaś dyscyplinki. Więc naprawdę dobrze się bawiłaś. — Powiedzmy. Tak. Nie mógł utrzymać wzwodu, więc przez ostatnią godzinę oglądaliśmy Kanał Czwarty, popijając trunki z minibarku. — Wsiedliśmy do samochodu N, zaparkowanego na chodniku. — Dał mi srebrną zabawkę do puszczania baniek. — Wyjęłam podarunek z torebki. Był zapakowany w ozdobne drewniane pudełko ze złoto-czarnymi wstążkami i świecił się jak maleńka butelka szampana. Nie czułam się zmęczona; N też nie. — Będziesz puszczać bąbelki? — zapytał, gdy jechaliśmy przez most. Skręciliśmy i ruszyliśmy wzdłuż zielonego nabrzeża; coraz silniejsze światło poranka sprawiało, że woda błyszczała ciemno. N zna się na przypływach, widział ciała wyciągane z Tamizy; pokazywał mi, gdzie pływają żółwie i foki, kiedy jest ciepło. Wskazał budynek z basenem w piwnicy i powiedział, że chodził się tam kąpać, kiedy był w szkole. Pokazał mi most, z którego rzuciła się kiedyś kobieta, wcześniej napchawszy sobie kieszenie płaszcza kamieniami. Nie wiedziała jednak, że powietrze dostanie się między warstwy ubrania i nie będzie mogła utonąć. Kiedy nadpłynęła łódź ratunkowa, żeby ją wyciągnąć, krzyczała: „Zostawcie mnie, zostawcie mnie!". Siedziałam z półprzymkniętymi oczyma, słuchając jego miejskich opowieści. O świcie wylądowaliśmy na Charing Cross, puszczając mydlane bańki z mętnej wody Tamizy na pierwszych podróżnych udających się do pracy.
mardi, le 4 novembre Małe torebki, akurat. Magazyny mogą reklamować taką lub inną na sezon, ale ze względu na typowy ładunek, jaki zabieram ze sobą z domu, czyli hart nożucztk (Luźne nitki to unóaj dtugohii (mam dobrą pamięć, alt nit ai tan dobrą) ttitfon (żtbu zadzwonić do agzncji ho hrzubuciu na mitii.cc ihotkania i ohuizcztniu goj łyżeczkę buteleczkę z Lubnikanttm InuizczUK (malowanie Uit ho zrabitniu Łatki jtit zbut ikomhukowant) hudtrniczkę i tuiz do izęi. matą fiolkę zahacnoają (najLthlzt i.ą tt z cutxai.ową nutką) chui.ts.czki zahaiourt majtki i hończocnu kluczt, kaitu bankourt i innt tuhoujt drobiazgi czaitm ibinki na lutki, kntbtL i aumowu bacik z witLoma zakończeniami o wiele lepszy jest pokaźny neseserek. Zapakowanie tego wszystkiego do torebki Fendi to sztuka, której nie opanował nawet Harry Houdini. mercredi, le 5 novembre Przypomniałam sobie zwrot, o którego istnieniu dawno zapomniałam: żonglerka zabawkami. Żonglerka zabawkami! Cóż za intrygująca myśl! Wyobrażam sobie dealera w Las Vegas odwracającego kartę, piękność z edwardiańskiej socjety przerzucającą wizytówki na srebrnej tacce, dominę sado-macho obracającą związanych więźniów niczym kiełbaski na rożnie. jeudi, le 6 novembre Moi rodzice są mili. Wiem, że nie jestem obiektywna, ale to prawda. Mimo że odeszłam z domu lata temu, wciąż utrzymuję kontakt z jednym z nich lub obydwojgiem. Oficjalnie nie wiedzą, czym się zajmuję. Wiedzą, że pracuję w seksbiznesie, ale tylko tyle. Znając moją matkę i jej wrażliwość klasy średniej, domyślam się, że opowiada przyjaciółkom, iż jestem akwizytorką sieci Mylą lub kimś w tym rodzaju. Tak więc, choć oficjalnie nie wiedzą, podejrzewam, że wiedzą. Albo przynajmniej się domyślają. Nie są głupi. Dzwonię do domu bez szczególnego powodu. — Cześć, kochanie — mówi tata. — Wciąż szlifujesz chodniki? Ha, ha. — Ha, ha — powtarzam głucho. — Jest tam mama? Tata coś mruczy i oddaje słuchawkę. — Kiedy zajrzysz do domu? — pyta mama. Żadnego cześć, żadnych pytań o moje zdrowie. W jej rodzinie nikt nie zawracał sobie głowy uprzejmościami od czasów przedpotopowych. Prosto do sedna, tacy są. — Może za parę tygodni.
— Jak idzie poszukiwanie pracy? Coś niewyraźnie mamroczę. Nie pamiętam, co jej ostatnio powiedziałam. Że szukam posady czy że zaczynam projekt mercredi, le 5 novembre Przypomniałam sobie zwrot, o którego istnieniu dawno zapomniałam: żonglerka zabawkami. Żonglerka zabawkami! Cóż za intrygująca myśl! Wyobrażam sobie dealera w Las Vegas odwracającego kartą, piękność z edwardiańskiej socjety przerzucającą wizytówki na srebrnej tacce, domina sado-macho obracającą związanych więźniów niczym kiełbaski na rożnie. jeudi, le 6 novembre Moi rodzice są mili. Wiem, że nie jestem obiektywna, ale to prawda. Mimo że odeszłam z domu lata temu, wciąż utrzymuję kontakt z jednym z nich lub obydwojgiem. Oficjalnie nie wiedzą, czym się zajmuję. Wiedzą, że pracuję w seksbiznesie, ale tylko tyle. Znając moją matkę i jej wrażliwość klasy średniej, domyślam się, że opowiada przyjaciółkom, iż jestem akwizytorką sieci Mylą lub kimś w tym rodzaju. Tak więc, choć oficjalnie nie wiedzą, podejrzewam, że wiedzą. Albo przynajmniej się domyślają. Nie są głupi. Dzwonię do domu bez szczególnego powodu. — Cześć, kochanie — mówi tata. — Wciąż szlifujesz chodniki? Ha, ha. — Ha, ha — powtarzam głucho. — Jest tam mama? Tata coś mruczy i oddaje słuchawkę. — Kiedy zajrzysz do domu? — pyta mama. Żadnego cześć, żadnych pytań o moje zdrowie. W jej rodzinie nikt nie zawracał sobie głowy uprzejmościami od czasów przedpotopowych. Prosto do sedna, tacy są. — Może za parę tygodni. — Jak idzie poszukiwanie pracy? Coś niewyraźnie mamroczę. Nie pamiętam, co jej ostatnio powiedziałam. Że szukam posady czy że zaczynam projekt badawczy? Że myślę o programie dla absolwentów czy że już staram się o przyjęcie? — Nieźle, mam parę posad na widoku, ale na razie nie byłam na rozmowie. Nie jest to stuprocentowe kłamstwo, bo odbyłam nawet jedną rozmowę. Ale nie podniecajcie się, to nie była prawdziwa rozmowa. Miałam się spotkać z klientem w hotelu i dostałam e-mailem szczegółową instrukcję, jak mam się zachowywać. Chciał, żebym była skromną,
nieśmiałą, prawie dziewiczą sekretarką, która okaże się bezradna wobec jego siły perswazji. Nie muszę mówić, że oczekiwał dyplomu liceum, a nie akademickiego. Skończyliśmy przed czasem, facet błyskawicznie wypadł z roli. Znalazłam w łazience mydło o zapachu limonki i zaczęłam masować jego napięte ramiona. — Uważasz, że moje fantazje są dziwne? — spytał. — Dziwne? — Myślisz, że w ten sposób deprecjonuję kobiety? Odpowiedziałam, starannie dobierając słowa: — Myślę, że to odpowiednie ujście dla twoich pragnień. Porozmawialiśmy jeszcze trochę. Ciekawa rzecz: okazało się, że jego matka pochodzi z regionu, z którego pochodzi mój ojciec, i vice versa. Rozmowa zahaczała o miejsca, poglądy, potrawy, sport. Kiedy tak gawędziliśmy, poczułam gwałtowną tęsknotę za domem i nagle zaczęłam wyglądać wakacji. Mama wydawała się zadowolona, że unikam odpowiedzi na jej pytania. — Daj mi znać, gdy będziesz się do nas wybierać. I uprzedź, czy kogoś ze sobą zabierzesz, żebym mogła przygotować pokoje. — Oczywiście — odparłam. Wyznaczanie daty było bezcelowe, bo ona zawsze zapomina. Kiedy staję na progu z walizką w ręku, woła: „Och, to dzisiaj miałaś przyjechać? Myślałam, że jutro!". To pewne jak w banku. Oddała słuchawkę tacie. — Powiedz temu miłemu chłopcu w okularach, że go pozdrawiam! — zagruchał. Chodziło o chłopaka, którego nazywam A 4, uroczego młodzieńca, bardzo inteligentnego i zawsze uśmiechniętego. Mój ojciec napomyka od czasu do czasu, że ma nadzieję, iż się pobierzemy. Nie wiem, czy to oznaka starczego zdziecinnienia, czy nieudana próba wyswatania mnie. Po A 4 miałam dwóch innych chłopaków. Nadal jesteśmy przyjaciółmi. Westchnęłam, życzyłam im przyjemnego weekendu i rozłączyłam się. dimanche, le 9 novembre Prostytucja nie jest moją pierwszą wycieczką w sferę seks-biznesu. Nie znaczy to jednak, że stawiam znak równości pomiędzy staniem za atrakcyjnym zestawem wibratorów i prawdziwym, „mokrym" seksem. Za nic nie chciałabym zbrukać świętoszkowatego świergotu ekspedientek, niemuszących nawet sprzątać kabin, w których faceci trzepią wacka. Zaszczytny obowiązek pilnowania magazynu pełnego gumowych kutasów nie daje prawa do pomstowania na striptizerki, aktorki porno i prostytutki, które nie grają ról siostrzyczek. Tak czy owak, może moje dziwaczne CV doprowadziło mnie do pracy, którą teraz wykonuję. Oto jego podsumowanie:
• Gdy byłam studentką, raczej nie narzekałam na nadmiar pieniędzy. • Ktoś zasugerował striptiz. Tym kimś był mój ówczesny chłopak, Al. Spotykał się kiedyś ze striptizerką i był gotów zaprowadzić mnie z przyjaciółmi do czerwonej dzielnicy, co mi się nawet spodobało. • Nie była to strasznie ciężka praca, ale moje koleżanki mnie przerażały. • Nie mogłam przestać uśmiechać się do facetów, którzy zagadywali mnie między numerami. Kto miałby ochotę — Powiedz temu miłemu chłopcu w okularach, że go pozdrawiam! — zagruchał. Chodziło o chłopaka, którego nazywam A 4, uroczego młodzieńca, bardzo inteligentnego i zawsze uśmiechniętego. Mój ojciec napomyka od czasu do czasu, że ma nadzieję, iż się pobierzemy. Nie wiem, czy to oznaka starczego zdziecinnienia, czy nieudana próba wyswatania mnie. Po A 4 miałam dwóch innych chłopaków. Nadal jesteśmy przyjaciółmi. Westchnęłam, życzyłam im przyjemnego weekendu i rozłączyłam się. dimanche, le 9 novembre Prostytucja nie jest moją pierwszą wycieczką w sferę seks-biznesu. Nie znaczy to jednak, że stawiam znak równości pomiędzy staniem za atrakcyjnym zestawem wibratorów i prawdziwym, „mokrym" seksem. Za nic nie chciałabym zbrukać świętoszkowatego świergotu ekspedientek, niemuszących nawet sprzątać kabin, w których faceci trzepią wacka. Zaszczytny obowiązek pilnowania magazynu pełnego gumowych kutasów nie daje prawa do pomstowania na striptizerki, aktorki porno i prostytutki, które nie grają ról siostrzyczek. Tak czy owak, może moje dziwaczne CV doprowadziło mnie do pracy, którą teraz wykonuję. Oto jego podsumowanie: • Gdy byłam studentką, raczej nie narzekałam na nadmiar pieniędzy. • Ktoś zasugerował striptiz. Tym kimś był mój ówczesny chłopak, A 1. Spotykał się kiedyś ze striptizerką i był gotów zaprowadzić mnie z przyjaciółmi do czerwonej dzielnicy, co mi się nawet spodobało. • Nie była to strasznie ciężka praca, ale moje koleżanki mnie przerażały. • Nie mogłam przestać uśmiechać się do facetów, którzy zagadywali mnie między numerami. Kto miałby ochotę 25 omawiać niuanse greckiej tragedii z dziewczyną w przezroczystym staniku? • Skasować to, bo już widzę oddźwięk. Kanał BBC 3 niech weźmie ten punkt pod rozwagę.
• Było to tymczasowe zajęcie i śmiertelnie się bałam, że w każdej chwili może wejść wykładowca. Rzuciłam je. Kilka lat później: • Byłam na balu czarownic z koleżanką, z którą mieszkałam w tym samym domu. • Ubrałam się na czarno i trzymałam w ręku bicz (własny). Koleżanka była przebrana za miss świata, co nie ma znaczenia, ale jest ciekawostką. • Podeszła do nas jakaś kobieta i zaczęła ze mną rozmawiać. Posiadała odpowiedni lokal i sprzęt. • Dowiedziałam się, że jest to o wiele bardziej opłacalne od striptizu. • Dostałam „legalną" pracę w księgarni w weekendy; była gorzej płatna, ale miałam darmowy dostęp do książek. • Patrząc na to z perspektywy czasu, uważam, że nie wybrałam dobrze. Ale dość tych retrospekcji. Dzisiaj są moje urodziny i chcę je świętować stylowo i z rozmachem. lundi, le 10 novembre Wczoraj o dziewiątej wieczorem, szykując się do urodzinowego przyjęcia (golenie tego, co zgolone, szczotkowanie tego, co wyszczotkowane, ścieranie tego, co starte). Chłopak i ja skończyliśmy quiz na temat seksu, zamieszczony w kolorowym magazynie. Jak zdążyliście już pewnie zauważyć, jestem cali girl posiadającą chłopaka. Który wie, czym się zajmuję. Jesteśmy ze sobą mniej więcej od roku. Ale on nie mieszka w mieście. Tak, powoduje to tarcia. Hm, tarcie nie zawsze jest takie złe. Zwłaszcza w łóżku. Jemu nie podoba się moja praca, lecz sam też ma pewne odrażające nawyki towarzyskie, na przykład ukradkowe dolewanie rumu do napitku ludziom, którzy głosują na konserwatystów. Zapiął pod szyją miękką granatową koszulę, którą dostał od matki. Ja ze skrzyżowanymi nogami siedziałam przy toaletce, odczytując pytania najbardziej pikantnym głosem. — O jakiej porze dnia mężczyzna jest najbardziej podniecony: A, rano, B, w południe, C, w nocy? Chłopak uniósł brew do swojego odbicia w lustrze. — Nie ma opcji D, „stale"? O dziesiątej spotkałam się z A 2, A 4 i innymi znajomymi w Blue Posts; ustawiliśmy koło kominka duże skórzane siedziska i zaczęliśmy napełniać żołądki alkoholem. Pomoc, atmosfera prawie klubowa. Wszystko otacza mgiełka. Mnóstwo drinków z dużą zawartością wódki. To bardzo zdradliwe. Posiałam gdzieś rękawiczki.
Druga w nocy. Trochę ostatnio ćwiczyłam, więc czułam się na siłach, żeby poderwać Chłopaka do tańca. Zachwiałam się na obcasach i oboje runęliśmy na podłogę. Gdybym nie była tak pijana, poczułabym się jak ostatnia cipa. Trzecia w nocy. Oxford Street, wszyscy maszerują, śpiewając unisono Armią siedmiu narodów. Nie pamiętamy całego tekstu, jedynie fragment o Wichita. Tracimy tych nielicznych celebrantów, którzy jeszcze nie doprosili się o zgodę na oddalenie się do mijanych przystanków. Jakiś czas potem, taksówka. Dwadzieścia minut później zwalamy się gdzieś w okolicach mojego łóżka. Dziewiąta rano. Wstaję, żeby skorzystać z toalety. Kiedy wracam, Chłopak stoi w drzwiach. „Zamknij oczy", mówi. Zamykam. Bierze mnie na ręce, zanosi do łóżka i kładzie delikatnie. Czuję miękkość wełny pod plecami i stopami. „Otwórz". Otwieram oczy i widzę, że rozpostarł na łóżku miękki koc z owczej wełny, taki sam jak ten, który leży na jego łóżku. „Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin", szepcze. Kochamy się trzy razy. To naprawdę wspaniałe urodziny. mardi, le 11 novembre Relaksujący odpoczynek od pracy, też mi coś: każdego ranka budzę się i znajduję niezauważone SMS-y i informacje o nieodebranych telefonach. Poza tym dobrodziejstwa kilku dni wolnego — oprócz szansy nadrobienia zaległości w praniu — są w dużej mierze natury duchowej. Ale człowiek uczy się też przyziemnych rzeczy. Na przykład takich, że dobrze jest pozwolić trochę odrosnąć włosom, by łatwiej można było je usunąć za pomocą woskowania. Poza tym przypominasz sobie, do czego w ogóle służy owłosienie. Do nawilżania. Naprawdę. Żal mi klientów, którzy nigdy się o tym nie dowiedzą. mercredi, le 12 novembre Dzwoni menedżerka. — Skarbie, pewnemu baaardzo miłemu dżentelmenowi przypadły do gustu twoje zdjęcia. Jesteś wolna? — Obawiam się, że nie — odpowiadam z nadzieją, że Chłopak nie słyszy. — Ale on jest baaardzo miły. — Przykro mi, ale nie. Kilka miesięcy po spotkaniu z tamtą kobietą i jej przyjacielem namierzyłam w Internecie małą dyskretną agencję. Cud ery informacyjnej polega na tym, że każdą zwykłą stronę dzielą od agencji
towarzyskiej tylko trzy kliknięcia. Jej stronę sieciową w odróżnieniu od innych zaprojektowano skromnie, lecz dziewczyny były atrakcyjne i opisane bezpośrednim językiem. Większość z nich wyglądała normalnie — nie były to podobne do robotów zdziry czy okropnie nieatrakcyjne dziewczyny filmowane amatorskimi kamerami. Po prostu w miarę normalne kobiety, tylko rozebrane, stojące okrakiem nad ogrodowym murkiem. Nawiązałam kontakt za pomocą e-maila, wysłałam zdjęcia i wreszcie zadzwoniłam, by umówić się z menedżerką na spotkanie w restauracji hotelu w centrum Londynu. Jej głos brzmiał bardzo młodo i miał silny wschodnioeuropejski akcent. Może polski? Czy powinnam zapytać? — Jak panią poznam? — spytałam. — Jak pani wygląda? — Kiedy byłam młodsza, wszyscy mówili, że wyglądam jak Brooke Shields. — W takim razie musi być pani bardzo piękna. — Nie, jestem stara i zniszczona. Teraz ludzie mówią, że wyglądam jak Daryl Hannah. Zakończyłam rozmowę z poczuciem nielojalności. Mój związek z Chłopakiem był wówczas dość nowy, a ja już umawiam się na spotkanie z madame, żeby pracować u niej jako dziwka. Czy to dla niego będzie problemem? Głupie pytanie, dziewczyno. Przebiegłam w myślach możliwe konsekwencje: • Rzuca mnie od razu i opowiada wszystkim znajomym. • Rzuca mnie od razu i jest zbyt zażenowany, żeby powiedzieć znajomym. • Nie rzuca mnie, ale staje się groźny i niezrównoważony, bo spotyka się z dziwką. • Nie rzuca mnie, ale staje się groźny, bo podoba mu się mój pomysł. • Proponuje, że się do mnie przyłączy pro bono. • Proponuje, że się do mnie przyłączy, i zarabia więcej ode mnie. • Godzi się z sytuacją i sprawy układają się normalnie. Pierwsze trzy ewentualności wydawały się dość prawdopodobne, a ostatnie cztery wahały się pod względem wiarygodności od „nie licz na to" do „chyba naprawdę ci się coś pomer-dało". Przed spotkaniem z menedżerką mogłam się jeszcze w każdej chwili wycofać, lecz oczywiście tego nie zrobiłam. Między pierwszym kontaktem e-mailowym i rozmową upłynęło kilka dni. Wyszłam do miasta i uzupełniłam zapasy kosmetyków. W dniu spotkania cały ranek poświęciłam na przygotowania. Polegało to na podkręcaniu rzęs, prostowaniu włosów i panikowaniu przed szafą. Seksownie, ale nie jak dziwka? Wobec tego potrzebny ci będzie ciemny jedwabny top. Młoda, ale poważna?
Dobrze skrojony płaszcz. Maksymalnie zaakcentowane wcięcie między piersiami. Botki, rzecz jasna, bo to w końcu zima w Londynie. Moje paznokcie to akrylowy koszmar, lecz nie było czasu, żeby coś z nimi zrobić. Mam okropny zwyczaj obgryzania skórek wokół paznokci, siejący spustoszenie w dziele manikiurzystek. W drodze na miejsce spotkania przechodziłam obok plakatu filmowego i przekonałam samą siebie, że przypominam trochę Catherine Zetę Jones. Teraz trzeba jeszcze przekonać tamtą. Przyszłam wcześniej i skierowałam się do toalety. Mój makijaż starł się w niektórych miejscach, w innych zaczynał się rozpływać. Spryskałam twarz zimną wodą, rozmazałam ją palcami i pomalowałam usta pomadką. Lepiej. Nie wiedziałam wtedy jeszcze, że ten mały rytuał stanie się centralnym wątkiem moich doświadczeń jako cali girl. Wsunąwszy głowę przez drzwi, zobaczyłam, że restauracja jest pusta, jak zawsze o tej porze w zwykły dzień. Znudzona azjatycka kelnerka przechadzała się wzdłuż doniczek ze sztucznymi kwiatami. Ja też nie miałam ochoty tam być. Zadzwoniła menedżerką i kazała mi zająć miejsce przy oknie. Czy po to, żeby przyjrzeć mi się niepostrzeżenie i uciec, jeśli nie okażę się godna uwagi? A może próbuje mnie w coś wrobić? Bardziej prawdopodobne było jednak, że zabezpiecza sobie odwrót. Zamówiłam kawę i usiadłam. Przyszła. Długie blond włosy, końska twarz. Obcisła sukienka i zabójcze brokatowe botki pasujące do jej torebki; moje wysokie czekoladowe kozaczki w porównaniu z nimi wyglądały nijako. — Cześć, skarbie. — Cmoknięcie w powietrzu. W czasie lunchu musiała odebrać kilka telefonów, a ja dowiedziałam się, że mówi płynnie po niemiecku i arabsku. Dominująca. Pewnie wielu facetów to uwielbia. Zapytała o moje doświadczenie. Trochę dominacji, trochę striptizu, żadnego seksu z klientami, wszystko lata temu. Skinęła głową. Spytała, czy mam partnera, odpowiedziałam, że tak. Opowiedziała mi o swoim i dodała, że facet nie wie, czym ona się zajmuje. Uznałam to za mało prawdopodobne — jej telefon już zdążył zadzwonić trzy razy. Zamówiła herbatkę ziołową. Ja piłam kawę. Czułam ciężar jej spojrzenia, gdy wsypałam do filiżanki pełną łyżeczkę cukru. Nie byłam pewna, czy to głód, czy dezaprobata. — Teraz musimy pomówić o usługach. — Wymówiła to słowo tak, jakby miało dwanaście samogłosek: usłuuuuu-gach. — Zaliczyłaś A? Tak, ale to było przed laty. Skąd miałam wiedzieć, że wykształcenie akademickie jest niezbędne w tej pracy? Może klienci są bardziej wybredni, niż mi się zdawało? — Egzamin na poziomie A? — powtórzyłam. Zniżyła głos do szeptu.
— Mówię o stosunkach analnych. Jestem pewna, że kelnerka nie musiała akurat w tym momencie dolewać mi wody do filiżanki. Nie mogła się zająć dolewaniem oliwy do ozdobnych karafek gdzieś na zapleczu? — Hm, tak. Mogę to robić. Pod warunkiem, że poprzedniego wieczoru nie jadłam curry. — Roześmiałyśmy się. Powiedziała, że potrzebuje do mojego profilu więcej aktualnych fotografii, bo te, które przysłałam, nie nadają się. Były to zwykłe fotki pokazujące mnie podczas zabawy w lokalach w różnych stadiach upojenia alkoholowego, a na jednej z nich na mojej czarnej jedwabnej bluzce znajdowało się coś, co podejrzanie przypominało wymiociny. Pierwsza klasa. Znów wykonałyśmy dwa cmoknięcia w powietrzu, po czym mene-dżerka oddaliła się, zostawiając mnie z rachunkiem. Na szczęście miałyśmy ten sam stosunek do jedzenia, polegający na podziwianiu z bezpiecznej odległości, więc nie było to dla mnie wielkim obciążeniem. Dwa czajniki herbaty i nietknięty czerstwy wafel czekoladowy: osiem funtów. Bez wątpienia okazyjna cena. dimanche, le 16 novembre Wpakowałam Chłopaka do samochodu i machałam mu, dopóki nie dojechał do końca ulicy. Przysłał mi SMS-em buziaka, zanim dotarł do autostrady. Robię to już przez większą część roku, a on wciąż ze mną jest. Chociaż z początku nie było łatwo, zwłaszcza kiedy musiałam mu o tym powiedzieć. Przyjechał do Londynu na rozmowę kwalifikacyjną. Nie byłam pewna, jak napomknąć o mojej nowej pracy. Delikatnie, w razie potrzeby naginając trochę prawdę? „Kochanie, powinieneś wiedzieć, że spotykam się z mężczyznami za pieniądze, ale cały czas pozostaję ubrana od stóp do głów, a oni spuszczają się w drugim pokoju w kondomy. Za każdym razem. Czy mówiłam już, że cię kocham?". A może powiedzieć otwarcie i zobaczyć, co się stanie. „Najdroższy, jestem dziwką. Czyżbyś nie zauważył mojej wystrzałowej biżuterii?". Zjedliśmy kanapki, wypiliśmy kawę, później poszliśmy do sklepu kupić ciasto, a on ględził o swojej rodzinie i pracy. Wreszcie wydusiłam to z siebie, gryząc chałwę. Nic nie powiedział, tylko wydął usta i skinął głową. Ale nie sprzeciwił się wprost. Wzięłam głęboki oddech. — Oczywiście, jeśli kiedykolwiek zechcesz, żebym przestała, zrobię to. Wciąż nic nie mówił. Wyszliśmy ze sklepu i ruszyliśmy z powrotem w blasku słońca. Liście spadały na chodnik, kreśląc w powietrzu spirale; rozgniatane stopami, pachniały ziemią i kurzem. Stawialiśmy równo kroki; biegamy razem i jesteśmy przyzwyczajeni do tego samego tempa. Chłopak otoczył mnie ramieniem, zaczął coś mówić, ale się zająknął. Spróbował ponownie. — Zdziwisz się, ale myślałem o tym i uważam, że to jest w porządku. Pocałowałam go. Poszliśmy razem do British Library, żeby rzucić okiem na Ewangelie Lindisfarne.
Chłopak wyjaśnił mi, że są to fragmenty Biblii zapisane gotykiem na skórze. Nie jestem zbyt dobrze zorientowana w historii chrześcijaństwa, ale podejrzewam, że Biblia króla Jakuba nie była zbyt często publikowana na produktach ubocznych rzeźni. Coś takiego musiało wymagać nie lada umiejętności. W półmroku sali wystawowej ozdobione złotem, malowane pergaminy świeciły ze zwierzęcą intensywnością. Wizerunki brutalnego końca życia świętych oraz pożeranie dziewic zawsze zajmowały poczesne miejsce w sztuce europejskiej tego okresu. Chłopak opowiedział mi o swojej wizycie na wyspie Lindisfarne, podczas której omal nie wjechał samochodem do morza. Roześmiałam się, gwałtownie przerywając nabożną ciszę. Wróciliśmy do domu i oglądaliśmy telewizję, a później ugotowaliśmy wspólnie obiad i odegraliśmy scenkę napaści lwa na gotycką dziewicę w wielkim białym łożu. (On był lwem). lundi, le 17 nwembre Klient: — Więc dlaczego to robisz? Ja: — Nie jestem pewna, czy mam na to odpowiedź. — Musi być jakaś odpowiedź, której sama sobie udzielasz. — Cóż, może jestem osobą, która jest skłonna coś robić bez żadnego powodu, tylko dlatego, że nie znajduje powodu, by tego nie robić. — Więc gdyby ktoś kazał ci skoczyć z mostu... — Zależy, jaki to byłby most. I zależy, ile ten ktoś by zapłacił. Czemu pytasz? — Och, bez powodu. Obciągniesz mi teraz? mardi, le 18 novembre Jedna z moich najbardziej podniecających fantazji jest taka, że Chłopak wkłada mi rękę. Nie dlatego, że to zrobił, tylko dlatego, że nie zrobił. Po pierwsze, ma najpiękniejsze dłonie, jakie kiedykolwiek widziałam u mężczyzny czy u kobiety. Moim zdaniem są to ręce artysty. Często rozkłada swoje szerokie pazurki, żebym mogła je podziwiać. Myszkują pod moim ubraniem, kiedy jesteśmy w miejscach publicznych; rzadko mogę się uchronić przed dotykaniem. Ale nie mam nic przeciwko temu. Chcę wiedzieć, że jestem na końcu jego ramienia, że stanowię jego przedłużenie. Pragnę być pod kontrolą. Mimo regularnych ćwiczeń erotycznych okazuję się zbyt spięta na przyjęcie dłoni Chłopaka. W podręcznikach można przeczytać, że to przyjdzie z czasem, ale spójrzmy prawdzie w oczy: zapracowana ze mnie dziewczyna, a siedzenie bezczynnie, podczas gdy on wsuwa nasmarowane palce w moje włochate zakamarki, to przeciwieństwo romantycznej miłości. Wiem, że kobiety z błyszczących kolorowych czasopism jakoś sobie radzą. Kiedy seks oralny był uważany za szczyt deprawacji, magazyny pornograficzne pokazywały wyłącznie stosunki analne. Obecnie, gdy seks analny może być pokazywany praktycznie przed telewizyjną godziną policyjną, zwolennikom mocniejszych wrażeń pozostaje pięściówka. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy żeby pozostać w awangardzie, nie powinnam czasem przeskoczyć do pięściówki analnej. Ale
34 damy zdolne do takich rzeczy albo mają znacznie wyższy próg bólu, albo pochodzą w prostej linii od tunelu kolejowego. Moje doświadczenia z pięściówką można opisać następująco: Pierwszy był chłopak, nastolatek. On tego chciał i ja chciałam. On miał wąskie dłonie, a ja byłam mokra w środku. Młodzi, durni, niemogący liczyć na więcej niż dwadzieścia minut prywatności w domach naszych rodziców, wybraliśmy się na świński weekend do hotelu. Ledwie znaleźliśmy się w pokoju, już leżałam rozłożona na łóżku, a on po męsku pracował nad postępem palców w głąb mnie. Nagle zawadził palcami o szyjkę mojej macicy. Później dużo na ten temat fantazjowałam, ale z nim tego nie próbowałam. Drugi był N. Lata temu, gdy jeszcze byliśmy ze sobą. On tego chciał, a ja miałam wątpliwości. Upłynęło dużo czasu od dnia, w którym tamten nastolatek próbował mi wydrapać macicę, a ja wciąż pamiętałam rozdzierający ból. Ale N był doświadczony, wiedział, jak zgiąć palec i wsunąć rękę tak, by kobieta nie została niechcący pozbawiona macicy. Niestety, miał dłonie, którymi mógł mnie objąć w talii. Jego poprzednia dziewczyna brała pięść wiele razy, często po rżnięciu w tyłek. Miała ponad metr osiemdziesiąt wzrostu i ważyła dwa razy więcej ode mnie. Próbowaliśmy wielokrotnie, ale nigdy się nie udało. Ćwiczyłam z wieloma narzędziami do rozszerzania: warzywami, sztucznymi penisami, latarką o wyjątkowo szerokim uchwycie. Wszystko na nic. Trzeci raz był wtedy, gdy moja dłoń powędrowała tam, gdzie nie było jeszcze żadnej. To znaczy do pochwy kobiety, która w tym czasie dzwoniła do swojego faceta we Włoszech. Ten facet płacił mi za to, żebym zapewniała jej tyle orgazmów w ciągu godziny, ile się da. Tego dnia odkryłam również, że aby wyciągnąć dłoń z powrotem, trzeba pokonać wewnętrzną próżnię, chyba że chcesz się pozwolić zassać. A ona nie przypominała gwiazdy porno Jenny Jameson. Hmm. Czwarte podejście było z klientem. Odkryłam, że choć czyjaś ręka może być poza moim zasięgiem — że się tak wyrażę — 35 moja jest dość szczupła i mała, by się wśliznąć. Jest to tak niewygodne, że można dostać skurczu, ale skuteczne. Moja pochwa i dłoń pasują do siebie idealnie. Dopiero później zauważyłam, że czarna magia pięściówki nie polega na wsadzeniu, tylko na wyciągnięciu tego cholernego łapska. Po powrocie do domu zadzwoniłam do Chłopaka, żeby powiedzieć mu o pięściówce. Nie wspomniałam, że to było z klientem. — Możesz to zrobić teraz? — zapytał. — Pewnie tak — odparłam. Leżałam już w łóżku pod kołdrą, byłam w piżamie. — Ale właśnie zasypiam. — Och. — Po drugiej stronie linii zapadła cisza. — A możesz to chociaż opisać? —
Oczywiście, że mogłam. — I następnym razem mi pokazać? — Jasne, wszystko dla ciebie, najdroższy. Nie znudziłam się tobą. Przyjedź i mnie zabierz. Kiedy się zbudziłam, znalazłam w telefonie SMS-a od niego: „To, co w życiu najlepsze, jest wciąż do odkrycia. Najbardziej ze wszystkiego brakuje mi twoich uścisków xx". mercredi, le 19 novembre Klęczałam między nogami tego mężczyzny. Wnętrze jego ud było gładkie; przesuwałam palcami po skórze. — Jak ci minął urlop? — Dobrze, całkiem dobrze. Japonia to ciekawy kraj. Byłaś tam kiedyś? — zapytał, leżąc na wznak na łóżku. — Nie. — Ujęłam twardniejący członek i delikatnie ściągnęłam napletek. Stwardniał i wydłużył się w mojej dłoni. — Co najbardziej lubisz tam robić? — To dziwny naród, mają takie lokale... — przerwał, kiedy wzięłam członek między wargi — w których symulują jazdę w zapełnionym wagonie metra. Ludzkie ciała ocierają się o siebie... Penis wysunął się z moich ust; zaczęłam poruszać dłonią w górę i w dół. 36 — Zawsze miałam taką fantazję: zatłoczony klub studencki, ja w krótkiej spódniczce pochylam się nad barem, sięgając po drinka, a ktoś podchodzi do mnie z tyłu. Nie ma miejsca, żeby się ruszyć, więc nie mogę się odsunąć i nikt nie może mi powiedzieć, co się dzieje. — Mm, brzmi nieźle. — Obiecasz mi coś? — zapytałam. — Jeśli po tym spotkaniu zobaczysz mnie kiedykolwiek w barze, podejdziesz i zrobisz mi tak? — Masz moje słowo — odparł, kierując członek z powrotem w moje usta. vendredi, le 21 nwembre Chłopak jest w mieście, więc nie spotykam się z klientami. Poszliśmy na siłownię rzekomo po to, bym mogła się nim pochwalić, ale bardziej po to, by on mógł zaszpanować. Zaczęliśmy od maszyny wioślarskiej. Nie cierpię jej. Nienawidzę. To diabelski bicykl. To moja nemezis, pragnie mojej śmierci. Ale chętnie siadam obok Chłopaka, gdy zmusza tę bestię na kółkach do posłuszeństwa. Po pięciu minutach na jego szyi pojawiają się kropelki potu. Po dziesięciu moją uwagę przykuwają wstęgi mięśni na jego przedramionach. Po wspaniałej półgodzinie aż do bólu
zapragnęłam na niego wskoczyć. Dysząc odpowiednio ciężko, skierowaliśmy się do ławeczki z naciskiem (na której nie mogę ćwiczyć) i ławeczki z wyciągiem (na której mogę ćwiczyć). Dość powiedzieć, że nie jestem wystarczająco silna, by utrzymać męski ręcznik. Jako piece de resistance wybrałam dla niego drążek do podciągania się. Cztery serie, po sześć bez koszulki; nawet stali bywalcy o grubych karkach poczuli się upokorzeni. Drzyjcie wobec jego męskich feromonów, wy narcystyczne sześciopaki! By odbudować nieco moją pewność siebie, zrobiliśmy coś, w czym jestem dobra: rozciąganie. To pewnie banalne, ale 37 zawsze umiałam założyć sobie nogi za uszy. Długie rozciąganie ścięgien i podniecenie wywołane wonią potu sprawiły, że — jak przystało na długodystansowych kochanków — dotarliśmy tylko do parkingu. To znaczy my tak, ale nasze ubrania — nie. A nasza godność pofrunęła razem z nimi. Och, ta młoda miłość. samedi, le 22 novembre Wśród usług, o których rozmawiałyśmy w czasie pierwszego spotkania z menedżerką, nie było jednego. Seksu oralnego. Ale wszyscy mogą zobaczyć, że na stronie internetowej jestem reklamowana jako SOB. Seks Oralny Bez. Czyli bez kondomu. Prawdę powiedziawszy, gdyby spytała, zgodziłabym się. Robiłam to w przeszłości z kondomami i moje usta źle reagowały na lateks i środek plemnikobójczy, puchły i piekły. Tak jak z każdym rodzajem seksu, wiąże się z tym pewne ryzyko, ale znacznie mniejsze niż w przypadku większości innych numerów. Nie zrobiłabym tego na przykład wtedy, gdybym miała zimno na ustach. Albo gdybym martwiła się o trwałość szminki. Jestem połykaczką, zawsze nią byłam. Kiedy sperma już jest w środku, nie ma znaczenia, czy ją wyplujesz, i szczerze mówiąc, nie jest wiele gorsza niż smak kobiety. Dziewczyna, z którą chodziłam do szkoły, powiedziała, że nasienie smakuje jak „ostryga na dwupensowej monecie". Nie wiem, bo nigdy nie próbowałam ani jednego, ani drugiego, ale pewnie wiele się nie pomyliła. dimnache, le 23 novembre Wczoraj wieczorem szłam Fulham High Street, licznie uczęszczaną przez cioty; szukałam taksówki. Jest tam księgarnia 38 na rogu, nie z tych atakujących cię stosami niesprzedanych egzemplarzy dzieł
Michaela Moore'a, do których przyczepia się torebki z kawą latte, ale taka, w której są cudowne, dziwaczne książki. Taka, której właściciel pamięta, co lubisz i co ostatnio kupiłaś, i nawet po latach umie ci polecić coś ciekawego. Mieszka na miejscu i albo posiada kolekcję identycznych kostiumów, albo nigdy się nie przebiera. Właścicielem takiego przybytku zawsze, ale to zawsze jest mężczyzna. Na moje nieszczęście księgarnia była zamknięta. Albo na szczęście, bo miałam plik notatek, trochę czasu do zabicia, a poza tym charakteryzuje mnie absolutna nieumiejętność odmawiania zakurzonym księgarzom. Kiedyś, jeszcze jako studentka, obliczyłam, że w ciągu semestru więcej wydaję na książki — nie zawsze związane z moim kierunkiem — niż na jedzenie. Sklep był jednak zamknięty na głucho. Na prostym białym regale przed drzwiami stało kilka książek w miękkiej oprawie. Nie wiedziałam, czy są to dary dla księgarni od ludzi, czy odwrotnie. Jestem ciekawska, więc zaczęłam czytać tytuły. W ten sposób natrafiłam na najlepszą rzecz, jaką kiedykolwiek przeczytałam na okładce książki: „Dziewczyna może iść wszędzie, jeśli posiada wiarę w siebie oraz futro z norek". Tak, tak! Jakie to cudowne i jakie prawdziwe! Jakie zamaszyście beztroskie! Nie będąc pewna, czy książki są na sprzedaż, czy nie, ale przekonana, że ta akurat jest przeznaczona dla mnie, pomyślałam chwilę i wrzuciłam jednofuntową monetę do otworu skrzynki pocztowej. (Teraz nadszedł odpowiedni moment, by wspomnieć, że nie posiadam futra z norek. Mam całkiem ładny zegarek i przypuszczam, że jest to najbardziej poprawny politycznie przedmiot zbytku, na noszenie którego można sobie bezkarnie pozwolić. Nie chciałabym, żeby posądzono mnie o dręczenie zwierząt lub nabijanie kiesy kartelom z Trzeciego Świata. Ewentualny wyzysk szwajcarskich rzemieślników nie zadręcza mojego sumienia dzień i noc). Gdybyście byli ciekawi, to książka, którą kupiłam, nosiła 39 tytuł B. F.s Daughter (Córka B. F.) i została napisana przez Johna P. Marąuanda, tego od powieści z panem Moto. Przeurocze czytadełko. Wyobraźcie sobie, że Mickey Spillane spotyka Francois Sagan w sklepie Saksa przy Fifth Avenue. W tysiąc dziewięćset czterdziestym szóstym. W literaturze dla dziewcząt typu „zakupy oraz sprawy damsko-męskie" nie uświadczysz niczego podobnego. lundi, le 24 novembre Czy nie wydaje się wam, że Boże Narodzenie zaczyna się z roku na rok wcześniej? Chyba w zeszłym tygodniu widziałam, jak ktoś rozwiesza światełka, i przysięgam, że w oknie mojej sąsiadki wdowy wisi czerwona lameta. Teraz wszyscy się do tego zabiorą i mimo że do Gwiazdki został jeszcze miesiąc, już robi mi się niedobrze. Przyznaję, że moja tolerancja pod tym względem nie należy do wysokich, gdyż nie jestem chrześcijanką. Co może się wydarzyć w czasie zakichanych „świąt": • Jakiś klient może poprosić, żebym włożyła czerwoną bieliznę wykończoną futerkiem; niektórzy
mężczyźni uważają to za dobry pomysł. Musieli mieć bardzo dziwne dzieciństwo, jeśli kręci ich widok Mikołaja. Pociechą niech będzie to, że za taką perwersję trzeba zapłacić. • Ludzie zamiast „Christmas" będą mówić „Crimbo". • Głęboko wierzący chrześcijanie będą nas błagać, żebyśmy pamiętali, jakie jest „prawdziwe znaczenie tych dni". Chodzi o błogosławione pojawienie się Naszego Pana Harveya Nicholsa, zgadza się? • Znowu nie będę wiedziała, co niektórym ludziom kupić. Do tej kategorii należy A 3, którego jedyną doroczną ekstrawagancją jest karta wstępu na stadion Manchesteru United. Co można kupić komuś, kto uważa, że ma wszystko? Dzwonię do A 4, który proponuje skarpetki. 40
I • Klienci będą pytać, co zamierzam robić w święta. Tylko dlatego, że nie mogę się zdecydować, jaka powinna być właściwa odpowiedź, rzucę efektowną bujdę (będę rzucać petardy z Donovanem) albo powiem trywialną prawdę (powlokę się na północ, żeby zapalić menorę). Ale święta są super, bo: • Czy to z mocy boskiego prawa, czy też z powodu cichej umowy cały kraj olewa robotę. W związku z tym nikt nie spodziewa się, że system komunikacji będzie działał jak należy. • Będą nadziewane babeczki. Skomplikowane, namiętne dyskusje o nadziewanych babeczkach. Wyprawy do sklepów w celu zakupienia nadziewanych babeczek. Ignorowanie normalnych posiłków z powodu nadziewanych babeczek. • Podniecenie związane ze zbliżającym się końcem roku będzie oznaczało dla mnie mnóstwo pracy. Czuję się wtedy jak dobra samarytanka seksu. • Spotkasz się z ludźmi, których znasz i kochasz. Spotkasz się z ludźmi, których znasz i którzy uwielbiają się urżnąć. W tym roku naprawdę chcę dostać mnóstwo strasznych prezentów od starych ciotek. Poproszę jak najwięcej wełnianych skarpetek i haftowanych chusteczek! mardi, le 25 nwembre Miałam dwóch klientów oddalonych od siebie o kilka przecznic, z godzinną przerwą między jednym a drugim. Wiało i padało tak mocno, że musiałam się gdzieś zamelinować. Znalazłam dogodnie usytuowany pub koło Southwork i wskoczyłam tam na drinka. Podeszłam do baru i zamówiłam podwójny rum z wodą sodową. Nieczęsto widuje się blondynkę w szpilkach w pubie 41 w środku tygodnia, ale ja już przywykłam do szumu, jaki słyszę, gdy wchodzę do lokalu. Telewizor z dużym ekranem, zamocowany nad kominkiem (prawdziwym) nastawiony był na mecz piłki nożnej. Wszyscy oglądali, więc ja też zaczęłam patrzeć. Oprócz siedemdziesięcioletniej barmanki — a może powinnam powiedzieć barmatrony — byłam jedyną niewiastą w sali. Ale spojrzenia mężczyzn nie były ani pogardliwe, ani pożądliwe. Wszyscy się obejrzeli, zobaczyli mnie, po czym wrócili do picia drinków i oglądania meczu. Musiało to być ważne spotkanie. Zakończyło się remisem. Kilku mężczyzn z głębi sali podeszło, żeby zamówić następne piwa. Jeden z
nich stanął koło mnie. — Kiedy zobaczyliśmy, jak pani wchodzi, pomyśleliśmy, że jest pani maskotką. — Naprawdę? — zdziwiłam się. — Ale nic to, Celtic wciąż jest na czele swojej grupy. — A jednak. Robiłam co w mojej mocy. Facet się roześmiał i wrócił na swoje miejsce. Właśnie wtedy zauważyłam, że kapelusz, który przez całą godzinę tkwił na mojej głowie, jest w zielono-białe paski. Niezła ze mnie maskotka. Opróżniłam szklankę i ruszyłam na drugie spotkanie. mercredi, le 26 novembre To kwestia zdrowia publicznego, wiem. Doskonale rozumiem takie podejście. W mojej pracy mam kontakt z mnóstwem osób. A mieszkam w mieście, do którego ciągną choróbska z całego świata. W tym okresie roku, czasie zabaw i świętowania, ludzie bawią się, imprezują, robią rzeczy, których normalnie by nie robili, wychodząc z założenia, że kończy się kolejny rok, trzeba używać i niczego sobie nie żałować. Następnego ranka budzą się, nie wiedząc, z kim byli i co złapali. A nawet jeśli ktoś wie, z kim był, nie wie, kto to ma, a kto nie ma. Jestem wektorem rozprzestrzeniania się chorób. Pewnie, nikt 42 nie jest bezpieczny, lecz niektórzy z nas są bardziej narażeni, mimo wszystkich zabezpieczeń, jakie teraz mamy: darmowych klinik, szczepień, kampanii uświadamiających. To dla mnie ważne. Nie ma czegoś takiego jak płatny urlop dla cali girl. I Boże broń przed wylądowaniem w szpitalu. Dlatego z całych sił pragnę was wszystkich uspokoić. Chcę, żebyście wiedzieli. Byłam szczepiona przeciwko grypie. jeudi, le 21 novembre Wczoraj późnym wieczorem dostałam SMS-a od Chłopaka: „Po pracy zabrali nas na darmowego drinka. Teraz jestem na drzewie". Tam jest zimno. Mam nadzieję, że jego błyskawicznie kurczące się chłopięce części ciała bezpiecznie dotrą do domu i wkrótce będą mogły zostać ogrzane. Pierwszy raz spotkaliśmy się w jego urodziny, mniej więcej rok temu, w klubie. Bramkarze nastroszyli się, gdy tylko on i jego równie rośli, nawaleni kumple stanęli w drzwiach. Nie byli jedynymi, którzy się nastroszyli. Nie mogłam oderwać wzroku od faceta, który sunął jak woda i
machał kończynami, jakby były tylko luźno przyczepione do jego ciała. Na zatłoczonym parkiecie utworzyła się wokół nich pusta przestrzeń. Mężczyźni poklepywali się ze śmiechem. Oczy Chłopaka błyszczały, prawdopodobnie od alkoholu. Jego kędzierzawe włosy i piegi wyróżniały się na tle sali pełnej bladych pozerów. Zażądałam od wspólnego znajomego, żeby nas sobie przedstawił. W klubie było bardzo głośno, on spojrzał na mnie i uśmiechnął się, ale nie usłyszał moich słów. Stanęłam na skraju parkietu i czekałam. Kiedy wyszedł na korytarz, żeby stanąć w kolejce do toalety, ruszyłam za nim. — Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin—powiedziałam. — Dzięki — odparł z uśmiechem. Wyglądał na zaskoczone-43 go, lecz nie protestował. Pociągnęłam go za rękaw koszuli w stronę mniejszego, cichszego pomieszczenia. Znaleźliśmy kącik z czerwoną pluszową kanapą i przysunęliśmy się do siebie. — Tak nie można — rzekł. — Dlaczego? — Wcale mnie nie znasz. Nie wiesz, jak się nazywam, skąd pochodzę. Nic o mnie nie wiesz. — Chcę cię poznać — odparłam, zaciskając rękę na jego ramieniu z prężącymi się muskułami. Jego ręce spoczywające na mojej talii były bez wątpienia największymi i najładniejszymi, jakie kiedykolwiek widziałam u mężczyzny. Właśnie wtedy weszła jakaś kobieta — choć biologicznie może nie całkiem była kobietą, ale w ciemności trudno było to ocenić — i przerwała nam. — Ładne kozaczki, skarbie — powiedziała. — Ku chwale. — Miałam na sobie skórzane buty do kolan z tak wysokimi obcasami, że kręciło mi się w głowie. Chodziłam w nich jak kaleka, ale było warto. Chłopak spojrzał w dół. — Są całkiem fajne — rzekł, przesuwając palcem po skórze pod kolanem. Cała się rozpłynęłam. — Ale lepiej nie wracajmy na parkiet. Jeśli zaczniesz w nich tańczyć, jak nic złamiesz sobie nogę w kostce. — Sądzisz, że powinniśmy znaleźć jakieś inne zajęcie? — Chyba tak — odparł z uśmiechem. Pomacaliśmy się jeszcze przez chwilę, a potem zerknęłam na zegarek. Nadszedł czas ucieczki Kopciuszka. — Chodź ze mną do domu —jęknął mi prosto w ucho, gmerając przy suwaku mojego kozaka. Kobiety marzą o takich rozkazach. Nie można się im oprzeć.
— Mam faceta — powiedziałam. Myślę, że tak było uczciwie. Chłopak odparł, że go to nie obchodzi. Ściśle rzecz biorąc, byłam w otwartym związku, ale wiedziałam, że mężczyzna, z którym rozmawiam, stanowi materiał na coś więcej niż jedna noc. Był o wiele bardziej interesujący, roztaczał mnóstwo pozytywnej energii. 44 — Możesz mnie mieć jedną noc albo spotkać mnie znowu. Co wybierasz? — Nie mogę nie zobaczyć cię jeszcze raz — powiedział Chłopak, a ja wzruszyłam ramionami. — Bezwstydna zdzira. Powiedział to jednak z uśmiechem i wziął mój numer. Odprowadził mnie aż do bramkarzy. Jego koledzy wciąż byli w środku. Milczeliśmy. Mogłam go zaprosić i chciałam to zrobić. Wychodząc przez szklane drzwi, wiedziałam, że odprowadzi mnie wzrokiem. W domu powiedziałam koleżankom, że się zakochałam. Dodam tylko, że mówiąc to, byłam zalana w trupa i stałam, chwiejąc się, z wiankiem z gałązek świerku na głowie, przystrojonym czterema świeczkami. Później w ciągu tygodnia spotykaliśmy się z Chłopakiem na drinka, ale nic się nie wydarzyło. Czułam się nieswojo, spełniając obietnicę złożoną w czasie pierwszego spotkania. On z początku próbował — tu spojrzał, tam przesunął dłonią—ale szybko dostrzegł granice. Może i był etatowym podrywaczem, ale na pewno nie chamem. A może czekał na właściwy moment. Związek, w którym trwałam, najwyraźniej nie wychodził mi na zdrowie. Zanim zerwałam z tamtym i przeprowadziłam się do Londynu, Chłopak miał już nową chatę w Brighton. Przyjechał po mnie i przewiózł wszystkie rzeczy do mojego nowego lokum. Pierwszy raz rżnęliśmy się wśród porozrzucanych pudeł, walizek i stosów książek na podłodze. Drewniane deski. Przez kilka tygodni miałam otarcia na skórze. samedi, le 29 novembre Sprzątam toaletkę, wyrzucam buteleczki z zaschniętym lakierem i gąbki przesiąknięte podkładem. Z początku myślałam, że moje nowe zajęcie będzie tylko zapchajdziurą, lecz robię to już od miesięcy. Stało się niemal rutyną, ale pamiętam, że nie zawsze tak było. 45 J*. Przed spotkaniem z pierwszym klientem czułam się tak, jakbym miała wyjść na scenę w teatrze. Pamiętam, że nałożyłam płynny podkład, starannie zrobiłam oczy i umalowałam usta. Przygotowania zaczęły się wcześnie. Za wcześnie. Nie miałam pojęcia, jak wszystko rozplanować, ile czasu to potrwa.
Wzięłam prysznic i wytarłam się dokładnie, szukając włosków, które ostały się po goleniu i woskowaniu. Szybkie pryśniecie dezodorantem. Kropelka wody kolońskiej na dekolt i wnętrze łokci. Biały koronkowy stanik i majtki, pończochy, suszenie włosów. Rozdzielić je w tym miejscu czy w tym? Na którą stronę powinny opadać? Pierzaste czy proste? Wyprostowałam końcówki, żeby nie podwijały się w wieczornej wilgoci, ale poza tym zostawiłam je w spokoju. Małe perłowe kolczyki. Wciągnęłam sukienkę przez głowę, a później zaczęłam nakładać makijaż. Tylko podkład, żadnego pudru. Wilgotną chusteczką starłam nadmiar. Fioletowy cień do powiek, odrobina. Troszkę srebmobiałej kredki w kącikach oczu. Zrobić kocie oczy czy nie? Na wampa czy na podlotka? Ręka drżała mi lekko. Odkręciłam tusz do rzęs, starłam nadmiar chusteczką i potrzymałam chwilę w powietrzu. Nałożyłam jedną warstwę, potem drugą. Spojrzawszy w lustro, zobaczyłam, że oczy odstają na milę od reszty twarzy. Pomalowałam usta, zastanawiając się, ile szminki użyć i ile zostanie na kliencie. Co muszę ze sobą zabrać, czy będzie czas, żeby poprawić makijaż? Czubkiem małego palca rozsmarowałam na policzku płynny róż. Błysz-czyk, więcej błyszczyku. Przypomniałam sobie radę mene-dżerki. „Mężczyźni lubią błyszczące usta". Chyba nie trzeba być geniuszem, by wiedzieć dlaczego. Odrobina żelu, by włosy nie spadały mi na czoło i policzki. Spinka do ich przytrzymania. Włożyłam buty i zapięłam je na kostkach. Szpilki z lakierowanej skóry z niewiarygodnie wysokimi obcasami. Ale kiedyś goniłam w nich autobus i przetań-czyłam do rana niejedną noc. Buty, które zapraszają do tego, by zerżnąć ich właścicielkę. 46 Płaszcz. Studencki szal czy puchaty niebieski? Puchaty zostawi włókna na płaszczu, więc po namyśle z niego zrezygnowałam. Wieczór był zimny. Granatowe rękawiczki z maleńkimi guziczkami wzdłuż nadgarstka. W klapę płaszcza wpięłam spinkę z motylkiem. Byłam zdenerwowana, robiłam głębokie wdechy. Został jeszcze kwadrans czekania. Zaschło mi w ustach. Poszłam do kuchni i nalałam sobie drinka. Nie wiedziałam, czy napicie się alkoholu to zły pomysł. Jeden drink nie zaszkodzi. Moje wargi zostawiły na brzegu szklanki popękany różowy półksiężyc. Spakowałam rzeczy do torebki. Pociłam się w płaszczu, szalu i rękawiczkach. Do taksówki zostało dziesięć minut. Jeszcze raz zerknęłam na alfabetyczny plan miasta. Miejsce spotkania znajdowało się niedaleko stacji metra. Nie chciałam zabierać planu ze sobą. Jeśli zdołam zapamiętać kierunek od stacji, wszystko powinno być dobrze. Zeszłam na dół i stanęłam na ulicy. Zimny wiatr poruszył wilgotnymi włosami na mojej szyi. Rozejrzałam się. Nikt nie spacerował, jechało bardzo niewiele samochodów. Autobus zatrzymał się na przystanku i pojechał dalej, bo nikt nie czekał. Za nim nadjechał mały samochód; kierowca wyglądał przez okno. To musi być moja taksówka, pomyślałam. Zaczęłam pracę. Uśmiecham się, macham ręką, podaję adres. Od tej chwili nie jestem już sobą.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, zapłaciłam kierowcy. Podjazd, mosiężna kołatka na drzwiach. Światło w środku. Włosy spadały mi na twarz. Wyjęłam spinkę i strząsnęłam włosy. Uśmiechnęłam się i zapukałam do drzwi. Nie ma odwrotu. Nazajutrz rano obudziłam się we własnym łóżku. Podniosłam rękę i gapiłam się na nią bez końca. Czy coś powinno się zmienić? Czy powinnam się czuć wykorzystana, poniżona? Nie umiałam tego stwierdzić. Wykładnia teorii feministycznej nie znajdowała w tej sytuacji zastosowania. Wszystko wyglądało tak jak zawsze. Ta sama dłoń, ta sama dziewczyna. Wstałam i zrobiłam sobie śniadanie. 47 dimanche, le 30 novembre Chłopak od pewnego czasu szukał czegoś nowego (chodzi o pracę, nie o pozycję seksualną, choć był otwarty na wszystkie oferty). Od dawna źle czuł się w swojej firmie, ale z drugiej strony była to pewna praca, ale to, ale tamto, i tak dalej, i tak dalej. Pracuje z grupą dawnych kolegów ze studiów. Teraz jeden z nich został zwolniony i Chłopak czuje na sobie uważne spojrzenie zwierzchników. Sugeruję służbę w wojsku, i to nie tylko dlatego, że uważam, iż jego sylwetka atrakcyjnie prezentowałaby się w mundurze. Przysłał mi e-mailem swoje CV, żebym spróbowała coś z nim zrobić. Odesłałam mu je po trzydziestu minutach. Niemal natychmiast zadzwonił telefon. To był Chłopak. Śmiał się. — To jest super, kotku... ale chyba nie mogę wykorzystać twoich sugestii. — Nie? — Po pierwsze, nie sądzę, by armia interesowała się rozmiarem mojego członka. — Nie możesz wiedzieć tego na pewno. Nigdy nie wiadomo, kto przeprowadzałby z tobą rozmowę kwalifikacyjną. — Słyszałam, że wojsko stało się ostatnio bardzo nowoczesne. — Przyjemna myśl. — Słyszę, że przewija mojego e-maila. — Czas dochodzenia do siebie po wytrysku nie powinien znaleźć się w części Inne kwalifikacje. — Dla mnie to ważne, skarbie. -— Nie wątpię. „Seks oralny: daje i przyjmuje" w części Zainteresowania i Hobby? — Chcesz powiedzieć, że nie masz zainteresowań w tym kierunku? — Śmiejemy się oboje. Przyszło mi na myśl, żeby polecić mu moją specjalność, ale nigdy by na to nie poszedł. Jest zbyt prostolinijny. Ja w odróżnieniu od niego uchodzę wśród znajomych za amoralną. Nawet wśród tych, którzy nie wiedzą, jak zarabiam na życie. dimanche, le 30 novembre
Chłopak od pewnego czasu szukał czegoś nowego (chodzi o pracę, nie o pozycję seksualną, choć był otwarty na wszystkie oferty). Od dawna źle czuł się w swojej firmie, ale z drugiej strony była to pewna praca, ale to, ale tamto, i tak dalej, i tak dalej. Pracuje z grupą dawnych kolegów ze studiów. Teraz jeden z nich został zwolniony i Chłopak czuje na sobie uważne spojrzenie zwierzchników. Sugeruję służbę w wojsku, i to nie tylko dlatego, że uważam, iż jego sylwetka atrakcyjnie prezentowałaby się w mundurze. Przysłał mi e-mailem swoje CV, żebym spróbowała coś z nim zrobić. Odesłałam mu je po trzydziestu minutach. Niemal natychmiast zadzwonił telefon. To był Chłopak. Śmiał się. — To jest super, kotku... ale chyba nie mogę wykorzystać twoich sugestii. — Nie? — Po pierwsze, nie sądzę, by armia interesowała się rozmiarem mojego członka. — Nie możesz wiedzieć tego na pewno. Nigdy nie wiadomo, kto przeprowadzałby z tobą rozmowę kwalifikacyjną. — Słyszałam, że wojsko stało się ostatnio bardzo nowoczesne. — Przyjemna myśl. — Słyszę, że przewija mojego e-maila. — Czas dochodzenia do siebie po wytrysku nie powinien znaleźć się w części Inne kwalifikacje. — Dla mnie to ważne, skarbie. — Nie wątpię. „Seks oralny: daje i przyjmuje" w części Zainteresowania i Hobby? — Chcesz powiedzieć, że nie masz zainteresowań w tym kierunku? — Śmiejemy się oboje. Przyszło mi na myśl, żeby polecić mu moją specjalność, ale nigdy by na to nie poszedł. Jest zbyt prostolinijny. Ja w odróżnieniu od niego uchodzę wśród znajomych za amoralną. Nawet wśród tych, którzy nie wiedzą, jak zarabiam na życie. Decembre Alfabet londyńskiego seksbiznesu według Belle D-G D jak disaster [(ang.) — katastrofa, klapa] Nie ma dla mnie czegoś takiego jak totalna katastrofa. Jeśli dajesz potworną plamę, pociesz się świadomością, że prawdopodobnie nigdy więcej nie zobaczysz klienta. Nie zobaczysz go prawdopodobnie także wtedy, gdy wszystko idzie dobrze. Pamiętaj jednak, żeby mieć telefon w zasięgu ręki, i żeby miał naładowany akumulator. I zawsze miej przy sobie paczkę chusteczek pielęgnacyjnych dla dzieci na wypadek, gdybyś musiała zetrzeć jakąś nieapetyczną substancję pochodzenia biologicznego.
E jak eating [(ang.) — jedzenie] Praca dziwki jest jak ćwiczenie: nie wolno jeść bezpośrednio przed spotkaniem, chyba że chcesz zaryzykować beknięcie w najbardziej nieodpowiedniej chwili. Spotkanie w porze innej niż kolacyjna oznacza, że zwykłe posiłki są raczej wykluczone. Pozwól sobie na obfity lunch. Zabierz ze sobą jakąś przekąskę na drogę powrotną. I na wszelki wypadek noś łyżkę. E jak exercise [(ang.) — gimnastyka] Ktoś mi kiedyś powiedział, że pozycja na górze pozwala dziewczynie spalić w ciągu godziny tyle kalorii, co ćwiczenie na maszynie do steppingu. Trzeba jednak pamiętać, że facet zwykle skończy zabawę przed upływem godziny. F jak forgetfulness [(ang.) — zapominalstwo, roztargnienie] Zawsze sprawdź jeszcze raz szczegóły spotkania. Zapukanie do drzwi pokoju numer 1203 zamiast 1302 może spowodować nieoczekiwane konsekwencje. Ja wolę mieć pod ręką notesik niż polegać na mojej pamięci. Nie zapisuj informacji na wierzchu dłoni. G jak punkt G W czasie pracy nie musisz wiedzieć, gdzie to jest. Schowaj w domowej szafce i oszczędzaj na najlepsze okazje. lundi, le 1 decembre Kwadratowe dłonie klienta, z długimi palcami, błądziły po mnie. Przypominały mi dłonie Chłopaka. Obmacał mi piersi, uda, wreszcie zapuścił się do środka. Drgnęłam gwałtownie. — Przepraszam, zadrapałem cię? — zapytał. Leżałam na boku, a on wsuwał palce od tyłu. — Tylko trochę. — Podniosłam jego prawą rękę i obejrzałam paznokcie. Czyste, ale nieco za długie. I trochę poszarpane. — Obgryzasz je? — Tak. Przetoczyłam się na brzeg łóżka i sięgnęłam do torebki na podłodze. — Zaczekaj. — Wyjęłam z małej srebrnej kosmetyczki pilniczek. Klient się wzdrygnął. — Nie znoszę pilników.
— Zaufaj mi — powiedziałam i wyrównałam krawędzie jego paznokci. Klient przesunął kciukami po wypolerowanych owalach. — Jesteś zbyt miła do tej roboty — rzekł cicho. Pomyślałam, że albo miał wcześniej złe doświadczenia z dziewczynami z agencji, albo większość dziewczyn jest miła, a ja po prostu jestem pierwszą. Miałam nadzieję, że chodzi o tę drugą ewentualność. 51 mardi, le 2 decembre Co dziewczyna ma zrobić z wolnym dniem? Oprócz tego oczywiście, że może kupować majtki. Zabukowałam go sobie z dużym wyprzedzeniem, żeby nie było niespodzianek. Chłopaka nie ma w mieście, sesja z N na siłowni kiedy indziej. Próbowałam umówić się na lunch z A 1, A 3 i A 4, ale bez powodzenia. Żadnych dolegliwości, żadnych klientów. Pierwszorzędne wylegiwanko w łóżeczku. Żadnych spraw do załatwienia, żadnych umówionych spotkań, nic do prania. Czas na gotowanie i być może zostawienie zmywania na inny dzień. Żadnej pani do sprzątania i telefonów od mene-dżerki. Nigdzie nie muszę być, nikim nie muszę być. Sama na miękkim łóżku. Trzeba poszukać wibratora, który gdzieś się zawieruszył. jeudi, le 4 decembre Gdzieś w Londynie mieszka ktoś, kto właśnie zapłacił za to, żeby przez godzinę móc mi wylizywać tyłek. Czy nie o tym każdy marzy w życiu — żeby znaleźć kogoś, kto będzie całował cię w sam środek dupy, i to z przyjemnością? Gdyby ktoś powiedział mi na samym początku, że istnieją tacy idealni klienci, rzuciłabym się na tę robotę bez namysłu. vendredi, le 5 decembre — Byłaś kiedyś z kobietą? — zapytał klient, głaszcząc moje piersi. — Tak — odparłam. Westchnął. — Z wieloma. Ale nie za pieniądze. — Upłynęło trochę czasu od ostatniego razu. Chłopak trochę się krzywi i smęci, bo wie o mojej przeszłości i nigdy nie bawił się w trójkę. Boję się trochę problemów, które 52 mogą się pojawić w naszym związku, jeśli poderwę dziewczynę. Lepiej robić to w zakresie
obowiązków zawodowych, że się tak wyrażę. Może kiedyś. Nie teraz. — Jesteś homo? — Nie, po prostu lubię kobiety. — Do seksu są chyba nie gorsze od mężczyzn. Ale wolałabym związać się facetem, co chyba oznacza, że w zasadzie jestem hetero. Do tego wniosku doszłam po rozdzierającym moje ciało i psychikę procesie samoidentyfikacji. Pieprzę się z kobietami, ale nie chcę z żadną mieszkać. samedi, le 6 decembre Znów przeglądałam stronę sieciową agencji. Menedżerka co jakiś czas modyfikuje profile, żeby pomóc którejś dziewczynie w biznesie lub zwrócić uwagę na nową. Mój profil wygląda nieźle na tle innych dziewczyn ze strony i zdjęć w sieci, choć niczym szczególnym się nie wyróżnia, jest podobny do setek innych. Zawsze mnie zdumiewa, że tyle cali girls pracuje w Londynie. Wydaje się, że dla każdego napalonego biznesmena na świecie znajdzie się długonoga blondynka, ciemnowłosa bogini seksu albo jedna czy dwie ponętne mamuśki. Pamiętam, kiedy pierwszy raz zobaczyłam siebie na stronie. Profil wypadł przyzwoicie. Sądząc po sesji zdjęciowej, nie myślałam, że tak będzie. Później były retusze i trochę cza-rów-marów w programie komputerowym, ale kobietą na fotkach byłam bez żadnych wątpliwości ja. Czy ktoś mnie rozpozna? Nie bądź głupia, skarciłam się. Nikt, kto cię znał i rozpoznał podczas przeglądania stron agencji towarzyskich, nigdy się do tego nie przyzna. Potem jednak pomyślałam z przerażeniem, że ktoś taki może przecież spróbować umówić się ze mną. Pracująca dla agencji pani fotograf wyznaczyła mi spotkanie w hotelu. Wydawała się urocza, dopóki nie otworzyła buzi. 53 Z miejsca ostro się do mnie zabrała. „Włosy, za mało ich jest", oznajmiła, wyciągając grzebień, który wyglądał, jakby odsłużył swoje w jednym z najlepszych w kraju salonów piękności dla psów. Jej różowa kredka do ust miała sprawić, że moje usta staną się pełniejsze i nieco wydęte. Bielizna, którą przyniosłam, wciąż jeszcze w firmowych opakowaniach, została przez nią oceniona jako nieodpowiednia — czyli w zbyt dobrym guście. „Pasowałabyś do czegoś... purpurowego", stwierdziła, rzucając we mnie tanią koronkową koszulką. Przynajmniej nie była używana, bo nadal wisiały na niej metki. Zobaczyłam siebie skręcającą się na hotelowych meblach, w kolorach, których nigdy nie noszę, z makijażem, jakiego nigdy nie stosuję, z dziesięciokrotnie powiększonymi włosami. — Trzymajże te nogi w górze! — krzyczała, gdy moje uda zaczęły drżeć z wyczerpania. Przyjmowałam jedną pozę po drugiej. — I odpręż się!
Zrobiłyśmy kilkanaście standardowych, efekciarskich fotek. — Zaczynasz się już nudzić? — zapytała. — Tak. Spojrzała na mnie twardo. — Nudzisz się? To okropne. — To była ironia. Wcale się nie nudzę — odparłam, po raz trzydziesty ujmując piersi w dłonie. — Szkoda, że nie można wykorzystać tego bikini. Bardzo przypomina styl gwiazd porno z lat siedemdziesiątych. — I to mówi kobieta, która wcisnęła mnie w różowe majtasy z lateksu? Zmieniła film i wykorzystała wszystkie klatki. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, że istnieją jeszcze inne niewygodne pozycje, które mogłabym przyjąć. Po godzinie miałam dość, wstałam i przebrałam się w swoje ciuchy. — Kiedy spotkamy się następnym razem, podam ci nazwę pewnego salonu, w którym robią cuda z twarzą. — Wypuściła tę partyjską strzałę, gdy zmierzałam do drzwi. Subtelność nie była jej mocną stroną. 54 Werdykt dotarł do mnie w ciągu kilku godzin. Ku mojemu zaskoczeniu, menedżerka sprawiała wrażenie zadowolonej z rezultatów. — Skarbie, zdjęcia są fantastyczne — wymruczała przez telefon. Zauważyłam, że nigdy się nie przedstawia, tylko od razu zaczyna rozmowę. Pewnie była absolwentką tej samej szkoły dobrych manier, którą ukończyła moja matka. — Dziękuję, martwiłam się, że będę wyglądała na spiętą. — Nie, fotki są bezbłędne. Możesz coś dla mnie zrobić? Mogłabyś napisać coś o sobie do profilu? Przeważnie ja piszę coś dziewczynom, ale ty powinnaś sobie świetnie poradzić. Chyba była zadowolona, że udało jej się zgarnąć do agencji kolejną absolwentkę wyższej uczelni — może dają prowizję od poziomu wykształcenia? Brrr. Jestem wysoka, ponętna... och, nie. Amusant, savoir-faire? Nie, ratunku! Silnie zmotywowana, dobrze pracuję w grupie... Może to będzie bliższe prawdy. Gdzie jest jakiś dokształt w dziedzinie pisania CV dla kurew? Ale kiedy skończyłam, okazało się, że wynik mojej pracy jest zadowalający. Od początku podobał mi się wygląd strony sieciowej agencji, zwłaszcza charakterystyki kobiet. Wydawały się bardziej szczere
— nie było kręcenia co do wzrostu dziewczyn i tego, co robią — i jednocześnie wcale nie były pornograficzne. W żadnym dossier nie było zapewnień, że dziewczyna na zdjęciu potrafi połknąć wąż strażacki, że jest szalejącą seksmaszynączy że kiedyś jej fotki znalazły się w czasopismach z najwyższej półki. Kiczowate kostiumy z garderoby pani fotograf ku mojemu zaskoczeniu wyglądały na zdjęciach znacznie bardziej subtelnie i seksownie niż w rzeczywistości (oczywiście nie przyznałabym tego przed nią za skarby świata). Gdy zobaczyłam te same pozy na setkach fotek, wygibasy, do których mnie zmuszono, wydały mi się znajome. W robieniu dobrych zdjęć jest jakiś artyzm. Z jednej strony wymaga się perfekcji i nic innego nie wchodzi w rachubę, więc Werdykt dotarł do mnie w ciągu kilku godzin. Ku mojemu zaskoczeniu, menedżerka sprawiała wrażenie zadowolonej z rezultatów. — Skarbie, zdjęcia są fantastyczne — wymruczała przez telefon. Zauważyłam, że nigdy się nie przedstawia, tylko od razu zaczyna rozmowę. Pewnie była absolwentką tej samej szkoły dobrych manier, którą ukończyła moja matka. — Dziękuję, martwiłam się, że będę wyglądała na spiętą. — Nie, fotki są bezbłędne. Możesz coś dla mnie zrobić? Mogłabyś napisać coś o sobie do profilu? Przeważnie ja piszę coś dziewczynom, ale ty powinnaś sobie świetnie poradzić. Chyba była zadowolona, że udało jej się zgarnąć do agencji kolejną absolwentkę wyższej uczelni — może dają prowizję od poziomu wykształcenia? Brrr. Jestem wysoka, ponętna... och, nie. Amusant, savoir-faire? Nie, ratunku! Silnie zmotywowana, dobrze pracuję w grupie... Może to będzie bliższe prawdy. Gdzie jest jakiś dokształt w dziedzinie pisania CV dla kurew? Ale kiedy skończyłam, okazało się, że wynik mojej pracy jest zadowalający. Od początku podobał mi się wygląd strony sieciowej agencji, zwłaszcza charakterystyki kobiet. Wydawały się bardziej szczere — nie było kręcenia co do wzrostu dziewczyn i tego, co robią — i jednocześnie wcale nie były pornograficzne. W żadnym dossier nie było zapewnień, że dziewczyna na zdjęciu potrafi połknąć wąż strażacki, że jest szalejącą seksmaszynączy że kiedyś jej fotki znalazły się w czasopismach z najwyższej półki. Kiczowate kostiumy z garderoby pani fotograf ku mojemu zaskoczeniu wyglądały na zdjęciach znacznie bardziej subtelnie i seksownie niż w rzeczywistości (oczywiście nie przyznałabym tego przed nią za skarby świata). Gdy zobaczyłam te same pozy na setkach fotek, wygibasy, do których mnie zmuszono, wydały mi się znajome. W robieniu dobrych zdjęć jest jakiś artyzm. Z jednej strony wymaga się perfekcji i nic innego nie wchodzi w rachubę, więc 55 kto nie uciekłby się do manipulacji pikselami fotografii najlepszej przyjaciółki? Z drugiej strony te z
nas, które zadowala wygląd własnego ciała, są w wyraźnie gorszej sytuacji niż te, które gotowe są rozpylić sobie na głowę butelkę sprayu, byle wedrzeć się na wybieg dla modelek. Przeglądając zdjęcia, zauważyłam następujące trendy: • Pochylenie z wypiętym tyłkiem: każda kobieta wygląda dobrze w tej pozycji. Vanessa Feltz prawdopodobnie dubluje w tej pozycji Heidi Klum. Jeśli nie zobaczysz zdjęcia enface, nie zdziw się, że na żywo ciała będzie mniej (albo więcej), niż się spodziewałaś. Patrz też pozycje „na czworakach" i „orzeł na brzuchu". • Ściskanie cycków: przy odpowiednim chwycie kobieta nosząca stanik AA może wyglądać jak rekordzistka świata. Po co? Wielu mężczyzn lubi małe piersi. Jak ktoś kiedyś powiedział, jeśli jest ich więcej, niż się zmieści w ustach, jest to zmarnowane ciało (moich jest dokładnie tyle, że doskonale mieszczą się w dłoniach, ale musicie mi uwierzyć na słowo. I nie mówię, w czyich dłoniach). • Głębokie wcięcie między piersiami widziane z góry: patrz wyżej. • Wyciągnięte stopy: ona nie jest primabaleriną — stara się tylko wizualnie przedłużyć nogi. Pomyślałam, że gdyby Bóg chciał, żebyśmy wyciągały nogi w powietrze, nie wynalazłby szpilek. • Otulona chustą/w futrze: ma grube ramiona, i tyle. • Z podniesionym kołnierzem/długie włosy — zasłaniają policzek: dla tych, które mają podwójny podbródek lub nie mają go w ogóle. Julie Burchill stosuje tę sztuczkę i wydaje mi się, że nie muszę nic dodawać. • Kozaczki do kolan i spódniczka krótka jak ołówek: w rzeczywistości takie połączenie wygląda szalenie seksownie. Kto nie chciałby pogładzić paska mlecznobiałej skóry na damskiej nóżce? Jeśli kobieta pokazuje tylko kawałek 56 uda na seksownym zdjęciu, to znaczy, że ma poważne problemy. Kąpiel w pianie: dobra dla ukrycia masy grzechów. Odchylenie do tyłu: odwrotność pochylenia do przodu. Bardzo prawdopodobny psi brzuszek. Osobiście wolałabym pokazać kawałek do uszczypnięcia, niż zmuszać kobietę do wciągania brzucha przez godzinę. Skrzyżowane nogi: nie zrobiła sobie woskowania. Skarpetki: to samo. Dziewczęce krągłości i TLtcry w guście nastolatki: w rzeczywistości ma trzydzieści cztery lata. dimanche, le 7 decembre N, węzłowy punkt wszelkich plotek, miał się ze mną spotkać w siłowni i przyjść później na kolację. Interesuje się pornografią i na dowód tego ma kolekcję pisemek. Powiedział mi o planach wyjazdu do Amsterdamu z kolegą z pracy. — Może byście poderwali dziewczyny do trójki, kiedy tam będziecie? — zasugerowałam, pochylając się nad kierownicą stacjonarnego roweru. Trójka to jego najdawniejsze marzenie. Po babciach i koniach naturalnie.
Żal mi N. Raz czy dwa posmakował seksu grupowego i stało się to jego nieustającą obsesją. To właśnie on domagał się ode mnie, żebym opisała szczegółowo wieczór z bogatą kobietą i jej facetem; kazał mi nawet rysować. — Myślisz, że Holenderki są chętniej sze od Angielek? — Nie, ale może mógłbyś kogoś wynająć. — Hm. Jest atrakcyjnym mężczyzną. Choć popiera ideę prostytucji, nie sądzę, by próbował profesjonalistki. Ja pedałowałam, a on tymczasem zaczął truchtać po pasie do biegania. — Gdyby istniały legalne burdele, mógłbym wynająć wszystkie dziewczyny — rozmarzył się. 57 i*** — Zrobiłeś się pazerny — skarciłam go. — Jeśli dobrze pamiętam, dawniej wystarczała ci jedna. — Z nielicznymi wyjątkami. Kiedyś, dawno temu, zabawiliśmy się we troje, ale 0 ile mi wiadomo, od tego czasu więcej nie próbował. — Auu! — zawołał ze śmiechem, jakbym go ukłuła. Kiedy się śmieje i robią mu się zmarszczki koło oczu, wydaje mi się bardzo seksowny, jak gwiazdor filmowy. — A ty mogłabyś... — Przykro mi, skarbie, ale ten pociąg odjechał dawno temu. — Jeszcze tego brakowało, żeby przyjaciele wynajmowali mnie do usług seksualnych, brrr. Taka myśl nigdy nawet nie postała mi w głowie. Muszę zapamiętać, żeby w przyszłości dusić podobne sugestie w zarodku. Zwłaszcza że nie wszyscy wiedzą tyle samo o mojej pracy. A 2 zna sprawę na wylot, A 1 1 A 4 znają ogólne zarysy, ale nie szczegóły, a im mniej wie A 3, tym lepiej. N, rzecz jasna, wie o wszystkich jej fałdach i zakamarkach. Dosłownie. Ruchoma bieżnia trzeszczała i piszczała pod jego ciężarem. — Skończyłeś już dręczyć tę maszynę? Bo robię się głodna. Pojechaliśmy do mojego domu. Nie było późno, ale miasto wyglądało jak o północy. N był londyńczykiem od urodzenia, prowadził samochód uliczkami i objazdami, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Wieczorne powietrze wciąż było wilgotne po deszczu, który spadł po południu, jezdnia błyszczała od długich smug białego i czerwonego światła; opuściłam szybę, żeby posłuchać szumu opon sunących po asfalcie. — Ile mówisz temu swojemu facetowi? — spytał po długim milczeniu. N i Chłopak znają się, ale nie akceptują jeden drugiego. Mieszkają w innych miastach, więc rzadko się spotykają.
— Wystarczająco. — Nie mogę sobie wyobrazić, że mu to odpowiada. — Nie mogę sobie wyobrazić, że ma wybór — odparłam z przesadną brawurą. Jeśli zgłosi poważne zastrzeżenia, znajdę sobie inne zajęcie. Prawdopodobnie. 58 lundi, le 8 decembre Mam spotkanie z bankierem w hotelu nieopodal Bond Street. Wypiliśmy kawę, porozmawialiśmy chwilę o Nowym Jorku, a później zabraliśmy się do pracy. A praca popłaca, jak to mówią. On: — To był mój pierwszy stosunek analny. Ja: — Naprawdę? Jestem zaskoczona. — Może nie aż tak bardzo, bo już nieraz miałam do czynienia z analnymi nowicjuszami. Ale zdziwiłam się, że o tym nie wspomniał; zaskoczyła mnie też jego wyobraźnia przestrzenna, dzięki której tak płynnie manewrował swoim członkiem i mną. — Podobało mi się. — Powiedziałabym ci, że dla mnie to też był pierwszy raz, ale wiedziałbyś, że bujam. On (ze śmiechem): — Jak było? — Świetnie. Tylko zawsze pamiętaj, żeby użyć dużo żelu i zacząć od palców. Tak jak to zrobiłeś. — Dzięki, jesteś bardzo miła. — Cóż, to ty wziąłeś na siebie główny ciężar roboty, że się tak wyrażę. Później... On: — Nie rozumiem, czemu moi koledzy wolą romans z jakąś dziewczyną z biura, ryzykując rozpad małżeństwa, jeśli mogą sobie wziąć kogoś takiego jak ty. Kiwnęłam głową; nie było nic do dodania. — Musi im chodzić o imponowanie innym facetom. Ale ja... — zadrżał lekko jak mężczyzna, na którego palcu wciąż widać jaśniejszy pasek po pierścionku i jest tego świadom — nie mógłbym zaryzykować, że jakaś stażystka zadzwoni do mojej żony kilka tygodni lub miesięcy po fakcie. Mieliśmy jeszcze trochę czasu, więc porozmawialiśmy o libańskich restauracjach w Londynie (na ogół są dobre) i włoskich (wszystkie do kitu). Później powiedział, że próbował się ze mną wcześniej umówić, ale mnie nie było. Cieszę się, że jego wytrwałość się opłaciła.
59 lundi, le 8 decembre Mam spotkanie z bankierem w hotelu nieopodal Bond Street. Wypiliśmy kawę, porozmawialiśmy chwilę o Nowym Jorku, a później zabraliśmy się do pracy. A praca popłaca, jak to mówią. On: — To był mój pierwszy stosunek analny. Ja: — Naprawdę? Jestem zaskoczona. — Może nie aż tak bardzo, bo już nieraz miałam do czynienia z analnymi nowicjuszami. Ale zdziwiłam się, że o tym nie wspomniał; zaskoczyła mnie też jego wyobraźnia przestrzenna, dzięki której tak płynnie manewrował swoim członkiem i mną. — Podobało mi się. — Powiedziałabym ci, że dla mnie to też był pierwszy raz, ale wiedziałbyś, że bujam. On (ze śmiechem): — Jak było? — Świetnie. Tylko zawsze pamiętaj, żeby użyć dużo żelu i zacząć od palców. Tak jak to zrobiłeś. — Dzięki, jesteś bardzo miła. — Cóż, to ty wziąłeś na siebie główny ciężar roboty, że się tak wyrażę. Później... On: — Nie rozumiem, czemu moi koledzy wolą romans z jakąś dziewczyną z biura, ryzykując rozpad małżeństwa, jeśli mogą sobie wziąć kogoś takiego jak ty. Kiwnęłam głowąj nie było nic do dodania. — Musi im chodzić o imponowanie innym facetom. Ale ja... — zadrżał lekko jak mężczyzna, na którego palcu wciąż widać jaśniejszy pasek po pierścionku i jest tego świadom — nie mógłbym zaryzykować, że jakaś stażystka zadzwoni do mojej żony kilka tygodni lub miesięcy po fakcie. Mieliśmy jeszcze trochę czasu, więc porozmawialiśmy o libańskich restauracjach w Londynie (na ogół są dobre) i włoskich (wszystkie do kitu). Później powiedział, że próbował się ze mną wcześniej umówić, ale mnie nie było. Cieszę się, że jego wytrwałość się opłaciła. 59 — Masz chłopaka? — zapytał. — Tak — odparłam. mardi, le 9 decembre Weszłam do hotelu, szczelnie otulona obszernym płaszczem. Nie chodziło o ochronę przed zimną
pogodą, lecz o to, by nie wypadło mi żadne narzędzie pracy. Klient rozebrał się, a ja rozłożyłam przedmioty, których sobie zażyczył: opaskę, dyscyplinki, obrożę z łańcucha i spinki na sutki. — Jeszcze nigdy tego nie robiłem — rzekł, spoglądając na bicze. Wątpiłam w to, ale to jego fantazja, nie moja. — W takim razie będę delikatna. — Kłamałam i oboje o tym wiedzieliśmy. Skończyliśmy dokładnie w godzinę. Czasem ta robota jest niewiarygodnie łatwa. mercredi, le 10 decembre Jestem w podłym nastroju, nic ciekawego nie przychodzi mi do głowy. W zamian proponuję listę. Miłość: przewodnik poszukiwacza • Miłość od pierwszego wejrzenia: przemożna chęć znalezienia najbliższego odosobnionego pomieszczenia (publicznej toalety, jakiegoś zakątka w ogrodzie znajomego, ślepej uliczki). • Prawdziwa miłość: można przedstawić swojego partnera rodzinie bez irracjonalnej obawy przed kompromitacją (ze strony rodziny). • Miłość nieprzemijająca: dwoje ludzi sypiających przez całe lata na prawo i lewo, ale nie ze sobą. 60 Małżeństwo z miłości: sojusz między dwoma królestwami. Miłość życia: nieciekawy chłopak z ostatniego roku studiów, który przesiadywał po osiem godzin w Internecie, obżerając się nutellą, ale wspomnienie o nim bardzo zyskuje z czasem. Zakochanie: chwilowe zainteresowanie kimś, prawie dorównujące zainteresowaniu samą sobą. Kochanie kogoś: zdolność do znoszenia poczucia, że się dusisz. Matczyna miłość: jak wyżej. Braterska miłość: zakazana przez większość religii na świecie. Kochanek: ten, który przychodzi, gdy twój partner „pojechał do miasta w sprawach służbowych" (czytaj: żeby spotkać się z kochanką). Kochany milasek: przytulanka. W pejoratywnym znaczeniu (określenie podobne do zwrotu„kształtne nogi", oznaczającego grube nogi). Miłe: prawie nie do zniesienia („To było miłe przyjęcie! Mam nadzieję, że znów mnie tam zabierzesz!"). Napój miłosny: bodaj jedyna rzecz, która mogłaby skłonić Chłopaka, żeby zadzwonił. A ja tu schnę.
jeudi, le 11 decembre N podrzucił mnie do domu. On już jadł, ja jestem wykończona. Naszykowałam dla siebie kanapkę i zaparzyłam herbatę dla nas obojga, a on tymczasem czytał mi gazetę. Później próbowałam go wykopać z mieszkania, bo chciałam się wykąpać. Od tak dawna nie wymoczyłam się porządnie w wodzie z dużą ilością piany. „Zaczekam", powiedział. N jest dziwny i uparty, a ja byłam zbyt zmęczona na kłótnię, więc mu pozwoliłam. ¦ Kiedy wyszłam z wanny, położył mnie na łóżku i wygniótł od szyi po kostki. Podziękowałabym mu, ale moje westchnienia chyba wystarczyły. Idąc do drzwi, zatrzymał się. — Oczywiście następnym razem będę chciał, żebyś przynajmniej zrobiła mi za to laskę — rzekł. — To jest zabawne tylko dlatego, że wiem, że nie żartujesz, skarbie. Niektórzy by nie pytali. Zwłaszcza jeden przychodzi mi na myśl. Zawsze pociągali mnie silni, wysocy mężczyźni. Nigdy mnie do niczego nie przymuszali. Z wyjątkiem jednego. Ale błagałam go, żeby to zrobił. Uskutecznialiśmy przytulanie z lizankiem. Nazwę go W. Kiedy się spotkaliśmy, oboje byliśmy w kimś zakochani, ale to nie miało znaczenia. To, co zrobiliśmy, trudno nazwać stosunkiem seksualnym. W był wysoki i ładnie zbudowany dzięki temu, że uprawiał sport. Flirtowaliśmy ze sobą przez tydzień i umówiliśmy się na piątek wieczór. Ubierając się, myślałam o W, o jego długich, mocnych kończynach i dużych dłoniach; wiedziałam, że dzieje się ze mną coś dziwnego. Nie wyobrażałam sobie siebie w ramionach tego mężczyzny, tylko nadzianą na jego dłoń. Wydawało się, że może rozerwać mnie na kawałki, a potem ścisnąć te kawałki w kulkę. Nie mogłam przestać myśleć o tym, że zrobi mi krzywdę, i ta myśl przyprawiała mnie o mdłości. Oraz podniecała. Umówiliśmy się w pubie na południe od rzeki. Postaliśmy chwilę przy obleganym barze, a potem poszliśmy do klubu kabaretowego. Od dżinu z tonikiem miałam nogi jak z waty. Poziom występów wahał się od kiepskich do karygodnie złych. Zaczęłam sobie wyobrażać, że potężna ręka W wbija się w moją twarz. Zeszłam na dół do damskiej toalety. W ruszył za mną. — Nie dopadniesz mnie w kiblu, co? — zapytałam, kładąc mu rękę na koszuli. Moja głowa nie sięgała nawet do połowy jego klatki piersiowej. Owionął mnie zapach całodniowego potu i podnieciło mnie to. 62 — Nie podkradam się do ciebie — odparł. — No, może trochę. Ugryzłam go dla odstraszenia. Poczułam na języku szorstki materiał. Zacisnęłam zęby — tylko tyle, żeby go zabolało. Nawet nie drgnął.
— Hm, chyba będziesz musiała za to zapłacić — rzekł, ujmując w dłonie moją twarz. — Czekam na ciebie na zewnątrz. Chwiałam się na nogach, opierając się ciężko na jego ramieniu przez całą drogę do rogu ulicy, przy której stał mój dom. Zatrzymaliśmy się; popatrzyłam na niego. Podniósł mnie bez wysiłku i postawił na ławce. Na tej wysokości pierwszy raz się pocałowaliśmy. — Znajdźcie sobie jakiś lokal! — wrzasnął nastolatek z grupy idącej drugą stroną ulicy. Nie znaleźliśmy, w każdym razie nie tego wieczoru. Dopiero nazajutrz. Lokal znajdował się w hotelu w Hammersmith. Nawet nie zabrałam ze sobą torby. W pchnął mnie na łóżko, gdy tylko znaleźliśmy się w środku, i usiadł na mnie okrakiem. Wyciągnął członek i skierował go nie w moje usta lub między piersi, tylko w policzek. I tak to się zaczęło. Po tym pierwszym razie, gdy uderzył mnie napęczniałym członkiem w twarz tak mocno, że w ustach zrobiły mi się pęcherze, nie było już odwrotu. „Nigdy wcześniej nie doprowadziłem kobiety do płaczu — rzekł. — Podobało mi się". Żadnych pretensji do romansu. Tylko my, gdziekolwiek mogliśmy znaleźć się sami, i jego otwarta dłoń. W zimne dni na parkingach, gdy uderzenie bolało jeszcze bardziej, wysiadaliśmy z samochodu i W policzkował mnie. Potem moje majtki zawsze były mokre. Nie umiałam wytłumaczyć się z sińców. „Wpadłam na drzwi" — odpowiadałam na pytania, wzruszając ramionami. „Wyjątkowo trudne ćwiczenie na siłowni". „Siniak? Gdzie?". Nadszedł weekend. Zarezerwowaliśmy pokój w Royal College of Physicians. Mogą się tam zatrzymywać lekarze będący 63 z wizytą w Londynie; nie mam pojęcia, jak W udało się tam władować. Siedzieliśmy na pojedynczym łóżku, oglądaliśmy film dokumentalny o pornografii i jedliśmy pizzę. Za dużo zjadłam i kiedy się do niego zabrałam, jego członek okazał się za duży; zakrztusiłam się i zwymiotowałam na jego udo całą pizzę i dietetyczną colę. Jego penis jeszcze bardziej stwardniał. Pociągnął mnie za włosy, aż się rozpłakałam, a on zaczął się onanizować nad moją załzawioną, zarży ganą twarzą. Łazienka była wspólna z sąsiednim pokojem sypialnym. Kiedy wyszłam do przedpokoju, wynurzył się stamtąd młody indyjski lekarz. Spojrzał na mnie i zamarł z przerażenia. Musiał słyszeć, jak to robiliśmy, choć pewnie nie rozróżniał szczegółów; zdziwił się na widok wymiocin na moim podbródku i koszuli. Podniosłam rękę i zamachałam niepewnie. — Które z was jest lekarzem? — zapytał niezręcznie Hindus. — Ja — skłamałam, przechodząc obok niego do toalety. Naszemu sąsiadowi opadła szczęka.
W był nie mniej ode mnie zdumiony, że to, co robimy, tak nas pociąga. — Co myślisz, kiedy cię policzkuję? — spytał pewnego popołudnia. Siedzieliśmy na ławce w Regents Park, obserwując gęsi i łabędzie. Co kilka minut, rozejrzawszy się, czy nikt nie zbliża się alejką, uderzał mnie w twarz. — Nic — odparłam. Jego ręka przestała gładzić mój policzek i wiedziałam, że zaraz zostanę spoliczkowana; czułam mocne uderzenie jego dłoni, ukłucie bólu, od którego łzawiły mi oczy, a później rozchodzące się ciepło. Być może były to jedyne chwile, gdy nie myślałam o niczym innym. Bolało, ale ból był neutralny, nie kryła się za nim nienawiść ani odraza. To było czyste i ekscytujące, tak jak każde inne ćwiczenie fizyczne. Jak moment orgazmu, gdy zapominasz o sobie, o partnerze, o świecie. — Złościsz się na mnie? — Nie. 64 W tylko raz był w moim mieszkaniu. Chłostał mnie przez koszulę, a później toples; przestał dopiero wtedy, gdy zaczęłam krwawić. Pod prysznicem zalał mnie szczynami, a następnie zanurzył moją twarz w kałuży, jednocześnie bijąc mnie po udach. Później spuścił mi się na twarz i podstawił lusterko. „Super wyglądasz", westchnął. Oczy szczypały mnie od spermy, ale uniosłam powieki i ujrzałam dziewczynę z zaczerwienionymi policzkami, kucającą w wannie obłożonej białymi kafelkami. Miał rację. Dobrze to wyglądało. Choć nie był to obrazek na okładkę „Glamour". Uśmiechnęłam się szeroko. Spędzając wakacje w Szkocji, potajemnie wysyłałam listy do W. „Jadłam lunch z torebki i myślałam o twoich ogromnych dłoniach", napisałam jeszcze niepewnie w pierwszym liście. A później: „Kiedy się następnym razem spotkamy, nie zapomnij przynieść latarki i sznura". W ostatnim, napisanym po zimnej nocy, w czasie której stałam na dworze, a komary pożerały mnie żywcem, opowiedziałam mu dokładnie, co czułam, gdy wyjaśnił, co chce mi zrobić: „Kiedy powiedziałeś, jak mnie zbijesz i ubrudzisz, weszłam do domu i byłam cała mokra na dole". Tak, wciąż kochałam kogoś innego, ale to był chłopak śliczny jak model, łagodny, któremu nie przyszłoby nawet do głowy, żeby słuchać, co robię w toalecie, nie mówiąc o umazaniu mi twarzy odchodami. Ten związek był zbyt ciasny, żeby mógł przetrwać; musiał się rozpaść, bo inaczej któreś z nas trafiłoby do paki albo — to najgorsza możliwość ze wszystkich — skończylibyśmy jako małżeństwo na przedmieściu, od czasu do czasu pozwalające sobie na łagodne sado-macho. W też nie mógł ścierpiec tej myśli i pewnej nocy, pod najbardziej błahym pretekstem, doprowadziliśmy do rozpadu naszego związku. A ja, grzecznie, lecz zdecydowanie, jak kobieta w filmie noir, spolicz-kowałam go. — Marzyłaś o tym od chwili, gdy się spotkaliśmy — stwierdził.
65 Nigdy nie przestałam go pragnąć. Dwa tygodnie później wysłałam do niego kartkę. „Wciąż mam na lewej piersi ślady po twoich paznokciach. Tęsknię za tobą". vendredi, le 12 decembre Wczoraj wieczorem zadzwonił Chłopak. Wreszcie. Jak zwykle były jęki i zgrzytanie zębów, zarówno z pożądania, jak i z powodu naszego fatalnego losu kochanków rozdzielonych przez A 23. Pod koniec rozmowa stała się bardziej prozaiczna. — Mój ojciec spędzi w tym tygodniu kilka nocy w Londynie. — Dlaczego? — Ma jakieś kursy z pracy — odparł Chłopak. — Wiem, że się tego boi. Nie cierpi Londynu. Bo co można robić, kiedy jest się samemu w mieście i nikogo się nie zna? Natychmiast przyszła mi do głowy jedna myśl. Boże drogi, mam nadzieję, że nie zadzwoni do agencji. — Jestem pewna, że sobie poradzi. Twój stary to przystojniak, na pewno ktoś go gdzieś zaprosi na wieczór. — Niech nie dzwoni do agencji, błagam. Wiem, że proszę o bardzo dużo... niech to nie będę ja. — Może mama też mogłaby przyjechać? — Nie, w tym tygodniu jest zajęta. Kurwa. Potrafię myśleć logicznie i wiem, że to bardzo mało prawdopodobne. Ale na jutro i pojutrze mam umówione trzy wizyty w hotelach i nie mogę przestać się zastanawiać. Jeśli upływający czas czegoś mnie nauczył, to tego, że a) zdrada jest pospolitą ludzką cechą i b) gwiazdy zawsze układają się przeciwko mnie. samedi, le 13 decembre Wczoraj wieczorem miałam spotkanie w Bedford; wracałam do domu późnym pociągiem. Na peronie nie było prawie 66 nikogo: jakiś młody człowiek w tenisówkach i ze słuchawkami na uszach oraz kilka samotnych kobiet. Zastanawiałam się, czy ci ludzie wracają z pracy, a jeśli tak, to dlaczego o tej porze? Pociągi się opóźniały i wydawało się, że czekamy wieki. Grupka nastolatków wskoczyła do pociągu; byli pijani i hałaśliwi. Jeden zmierzył
mnie wzrokiem, a pozostali zajęli się dręczeniem grubego kolegi. Zdjęli mu but i rzucali go sobie; wreszcie trzewik został ciśnięty w okno innego pociągu. Gruby chłopak zaczął wrzeszczeć i rzucił się na dwóch kolegów. Wysiedli, jak należało się spodziewać, w Harpenden; miałam wagon tylko dla siebie aż do Kentish Town. Czułam się dziwnie szczęśliwa i poszłam pieszo do domu, zamiast wziąć taksówkę. Nie przerażają mnie ani wysokie obcasy, ani pijani idioci —jeśli ktoś przez całe życie chodzi na szpilkach, chodniki nie stanowią udręki, a opędziłam się od tylu zaczepiaczy, że mogłabym napisać książkę o przegranych przegrańcach. Śpiewałam sobie głośno piosenkę o dwojgu kochanków, którzy pragną swojej śmierci. Ulicą przetoczyło się kilka pustych autobusów. Facet na rowerze, mijając mnie, krzyknął: „Ale nogi!". Zwolnił i obejrzał się przez ramię, żeby sprawdzić, jak zareaguję. Uśmiechnęłam się i podziękowałam. Pojechał dalej. Noc była zimna i widna. Podniosłam głowę i zdziwiłam się, że na niebie jest aż tyle gwiazd. dimanche, le 14 decembre Zadzwoniła menedżerka, żeby powiedzieć mi o kliencie, z którym miałam się spotkać koło Waterloo. — Ten facet jest baaardzo milutki — zamruczała. Postanowiłam ubrać się od góry do dołu na biało, głównie dlatego, że miałam nowy koronkowy gorsecik, który nie widział jeszcze światła dziennego (ani nocnego), a także dlatego, że wszystkie pończochy oprócz białych puściły oczka. Zamówił 67 mnie na dwie godziny, co oznaczało, że albo ma jakieś nietypowe zachcianki, albo chce się wygadać. Okazało się, że to drugie. Zapukałam mosiężną kołatką; drzwi otworzył dość niski mężczyzna. Starszy, ale nie staruszek. Po obu stronach wąskich ust miał głębokie zmarszczki. Uroczy dom, bardzo ładnie urządzony. Opróżniliśmy dwie flaszki mrożonego chardonnay, obgadaliśmy hazardowe ciągotki sułtana Brunei i posłuchaliśmy kompaktów. — Pewnie się zastanawiasz, kiedy przejdziemy do rzeczy — powiedział z uśmiechem. — Owszem — odparłam, spoglądając na niego z podłogi, na której siedziałam boso. Pochylił się i pocałował mnie. To było jak pocałunek na pierwszej randce. Wstałam i ściągnęłam sukienkę przez głowę. -— Tak po prostu? — mruknął, przesuwając rękoma po moich biodrach i udach. Cienki materiał mojego gorsetu zaszeleścił pod jego suchymi dłońmi. Po chwili wstał, odwrócił mnie i zgiął nad stołem. Przycisnął usta do moich majtek między nogami i poczułam na ciele jego gorący oddech. Wstał, założył kondom i odsuwając na bok materiał, wziął mnie od tyłu. Skończył szybko.
— Zabiorę cię ze sobą na wakacje, kochanie — powiedział. — Zasługujesz na to, żeby wyrwać się z tego miasta. — Wątpiłam w tę deklarację, ale miło było ją usłyszeć. Miał stosy puchatych ręczników i ogromną wannę. Jedliśmy chipsy i piliśmy wino jeszcze godzinę po tym, jak miałam wyjść. To było dziwne: kiedy zobaczyłam taksówkę, wydało mi się, że przyjechała o wiele za wcześnie. Zapytał mnie o moje prawdziwe nazwisko i numer telefonu. Zawahałam się, bo było to niezgodne z zasadami obowiązującymi w agencji. Ale z drugiej strony menedżerka sama mówiła, że sporo dziewczyn tak robi. Podałam mu numer i wysłałam SMS-a do menedżerki z informacją, że jestem w drodze do domu. Na dworze było zimno; odczułam to nawet w ciągu tych kilku sekund, których potrzebowałam na dojście do taksówki 68 od drzwi. Miałam na sobie długi płaszcz oraz wełniany szal i cieszyłam się w duchu, że nie muszę iść do stacji metra czy przystanku autobusowego. Kierowca był z Croydon; rozmawialiśmy o Orlando Bloomie, noworocznych fajerwerkach i przyjęciach świątecznych. Powiedziałam mu, że jestem księgową. Nie sądzę, żeby choć przez chwilę dał się nabrać. Zamiast do domu, kazałam mu jechać do klubu w Soho. Kiedy wysiadłam i wyciągnęłam pieniądze, żeby mu zapłacić, poczułam w dłoni niesamowicie gruby zwitek banknotów. N jest bramkarzem w klubie gejowskim. Między innymi. Poszłam tam, żeby rozszerzyć trochę klientelę tego klubu. Mogłoby się to przydać, gdybyśmy spotkali się kiedyś w lokalu, do którego chodzą hetero. — Czy to bardzo źle być zazdrosną o transwestytę? — zapytałam, gdy obok nas przesunął się wizerunek samej Doris Day w białej futrzanej etoli. — Komu tym razem zazdrościsz? — zdziwił się. Skinęłam głową w stronę blondwłosej bogini. — Och, nie masz powodu — rzekł. — Słyszałem, że on poświęca trzy godziny dziennie na usuwanie włosów. Pomyślałam o moich własnych kłopotach. Nie istnieje optymalna metoda depilacji. Maszynki zostawiają okropne ostre włoski, które dają się we znaki zwłaszcza zimą. Zmierzyłam czas, dzielący gładką skórę od koszmaru gęsiej skórki: około trzech minut. Depilatory w kremie cuchną okropnie, a i tak nigdy nie usuwają wszystkich włosów. Wibrujące maszynki powinny być przeznaczone wyłącznie dla masochistek, a woskowanie zwykle robi stukilowa Filipinka imieniem Rosie. Poza tym na drugi dzień dostaje się strasznej wysypki. Nie narzekam, tylko stwierdzam pewien fakt związany z kondycją kobiety. Pewnie ma to jakiś związek z Drzewem Wiadomości Dobrego i Złego. W zamian za te wszystkie udręki dostajemy garść dobrodziejstw. Dolne rejony ciała gładkie jak skóra niemowlęcia. Łatwość oczyszczania się. Podwyższona wrażliwość zmysłowa. Ja chyba zostałam pobłogosławiona 69
w szczególny sposób, bo mam tyle cebulek, że mogłaby mi pozazdrościć większość zwierząt polarnych. Moja matka wprost przeciwnie: żartowała, że musi golić nogi raz w roku, „czy tego potrzebują, czy nie". Ja natomiast woziłam się z maszynkami, gdy tylko je dorwałam; jako nastolatka flirtowałam z myślą o ogoleniu także ramion. Usuwam owłosienie, łącząc metodę woskowania z goleniem z powodu awersji do wyrywania włosów spod pach. Podbrzusze natomiast nie stanowi problemu. Sami się domyślcie. — Wiem, jak ona się czuje — mruknęłam. N odsunął się na bok, wpuszczając grupę rozwrzeszczanych studentów. — Jak poszło? — spytał, wyglądając na ulicę. — Świetnie — odparłam. — Miły facet. — Samotny? — Być może rozwiedziony. — Wzruszyłam ramionami. — Wszędzie zdjęcia żony albo byłej żony. — Dzieci? — Dwoje dorosłych. — O rany, nigdy bym czegoś takiego nie zrobił — rzekł N. — Kłamczuch. lundi, le 15 decembre Siedzieliśmy w samochodzie, milcząc. — Zdawało mi się, że miało go nie być — powiedziałam. — Mnie też się tak zdawało — mruknął Chłopak. Wyglądał tak, jakby za chwilę miał się rozpłakać. — Wejdź, proszę cię. Jesteś moim gościem. Chcę, żebyś weszła, ten facet może to wytrzymać przez chwilę, skoro i tak wychodzi. Wiedziałam, że jest jakiś powód, dla którego Chłopak zawsze przychodzi do mnie, a nie odwrotnie. Kiedy ostatnio mnie odwiedził, zjedliśmy śniadanie z jego przyjacielem S, który został niedawno porzucony przez H. 70 S nie wiedział, że H od kilku tygodni sypia z kolegą mieszkającym z Chłopakiem; ustaliliśmy, że lepiej mu tego nie mówić. S wydaje się znacznie radośniejszy, gdy zaczął pobierać lekcje jazdy na motorze i nie ma dziewczyny, która by mu tego zabraniała. Zamierza kupić motocykl i nazwać go
„Seksrakietą". Natychmiast zaproponowałam, że przetestuję jego monstrualną maszynę, kiedy już będzie ją miał. Ten chłopak, który sypiał z byłą dziewczyną S, oszukiwał też swoją dziewczynę E, mieszkającą w tym samym domu; miał średnio trzy dziewczyny w tygodniu. E nie wiedziała o niczym, ale Chłopak i ja nie mieliśmy co do niego żadnych złudzeń. Co można zrobić w takich sytuacjach oprócz trzymania języka za zębami? Wzięliśmy moje torby i podeszliśmy do drzwi. Chłopak otworzył je i wsunął ostrożnie głowę do środka. — Hej, jesteś tutaj? — zapytał wesoło Współlokatora. — Chciałem cię uprzedzić, że jest ze mną śliczna... — NIE! — ryknął Współlokator. — Nie zniosę TEJ KOBIETY w moim domu. Współlokator nie lubi mnie rzekomo z powodu mojej pracy. Nie zawsze mnie tak nienawidził. Ja mam na ten temat inną teorię: wścieka się, bo jestem jedną z bardzo niewielu kobiet, które nigdy i pod żadnym pozorem. Nawet gdyby za to zapłacił. Współlokator jest młody, atrakcyjny i bogaty. Nie ma problemów z kobietami i wie o tym. W ciągu trzech lat przystawiał się do mnie co najmniej dziesięć razy, bez powodzenia. Nie mogłabym zadawać się z facetem, który był podobno najlepszym kumplem Chłopaka. A jego dziewczyna E nie zasługuje na to, żeby pod jej nosem odchodził jeszcze jeden potajemny romans. To zabawne, w jakich sytuacjach odzywa się moralność, prawda? Mogę znieść niewiernego faceta, ale na kłamcę nie mam czasu. — Słuchaj, ona wyjdzie wcześnie rano, więc nie będziesz musiał... 71 — Chyba słyszałeś, że powiedziałem NIE? Współlokator może tak powiedzieć, bo jest właścicielem domu. Ta konwersacja, mniej więcej w tym samym tonie, trwała jeszcze przez dziesięć minut. Średnio zachwycona, wsiadłam z powrotem do samochodu. Chłopak wrócił i pojechaliśmy do baru coś przekąsić. Wróciliśmy po godzinie, pewni, że Współlokator zdążył się już ulotnić. Ale mój nastrój i moje libido mocno ucierpiały. Oczywiście nie była to dolegliwość, której nie można uleczyć filiżanką czekolady i godzinnym masażem. — Co zrobimy, kotku? — zapytał Chłopak. — Sprowadź się do Londynu i zamieszkaj ze mną — wyrzuciłam z siebie. Już czas, żebym przeprowadziła się do lepszej dzielnicy, gdzie ćpuny obijają się o drzwi, ale przynajmniej nie wpadają do środka. — Ale mam pewien problem z forsą.
— Możesz pożyć trochę za moje pieniądze, dopóki nie znajdziesz sobie lepszej pracy — oznajmiłam. — Mogę sobie na to pozwolić. — O kurna, nie powinnam tego mówić, nie powinnam mu przypominać! — To byłoby trochę dziwne — odparł Chłopak. — Mógłbyś latać do rodziny, a nie jeździć samochodem. — Faktycznie. — I masz ładniejsze meble. — W moim mieszkaniu królują sprzęty w kwieciste wzory, tak lubiane przez właścicieli domów aspirujących do klasy wyższej. — Nie musisz się od razu decydować. Nie obrażę się, jeśli powiesz nie. Ale złożyłam ci propozycję. — Ach, to negocjowanie warunków nowoczesnej wspólnoty mieszkaniowej. Kto powiedział, że romantyzm umarł? Rozwiązałoby to jeden problem — problem wojowniczego Współlokatora. Z drugiej strony, gdyby Chłopak musiał znosić moje codzienne wyjścia i powroty, być może szybko by mu to obrzydło. Ale jestem pewna, że przydałby mi się widok przyjaznej twarzy i masaż stóp po codziennych przemarszach w szpilkach. 72 mardi, le 16 decembre Przyjmuję zapłatę w gotówce, więc dość często bywam w banku i zawsze korzystam z tego samego. Kasjerzy musieliby być bezmózgowcami, gdyby nie zastanawiali się, czemu kilka razy w tygodniu przychodzę ze zwitkami banknotów i wpłacam je na dwa rachunki, z których jeden nie należy do mnie. Któregoś dnia pokazałam numer mojego konta na skrawku papieru, na odwrocie którego Chłopak coś szkicował. Kiedyś, w zamierzchłej i zapomnianej przeszłości, studiował malarstwo i wciąż coś skrobie na kawałkach papieru. Kasjerka odwróciła papierek, spojrzała na rysunek i na mnie. — Dobre. Pani to narysowała? — zapytała. — Tak, jestem... karykaturzystką — skłamałam. Kasjerka skinęła głową, przyjmując moją odpowiedź. Pracownicy banku uwierzyli, że żyję z rysowania. Pozostaje dla mnie zagadką, dlaczego nie zadali sobie następnego logicznego pytania, mianowicie czemu legalnie pracująca rysowniczka przyjmuje zapłatę w gotówce. Jedną z zalet mojej pracy jest to, że nie muszę załatwiać wszystkich drobnych spraw w porze lunchu. Dlatego zakupy robię raczej wczesnym popołudniem. — Mieszka pani w pobliżu? — spytał sprzedawca w sklepie spożywczym koło stacji metra, kiedy kupowałam jabłka i kiwi.
— Za rogiem — odparłam. — Pracuję jako niania. — Było to całkowicie niewiarygodne, bo nigdy nie pokazuję się z dziećmi i kupuję produkty tylko dla jednej osoby, chyba że Chłopak mnie odwiedza. Mimo to sklepikarz pyta mnie od czasu do czasu, jak się miewają dzieci. Rzadko wpadam na sąsiadów. Tylko wieczorem, a wtedy widzą, jak idę do taksówki, odstrzelona jak lalka: w sukience, umalowana, ze świeżo umytymi włosami. — Wychodzi pani się zabawić? — pytają. — Przyjęcie zaręczynowe najlepszej przyjaciółki — odpowiadam. Albo: — Spotykam się z kolegami z pracy na drin-73 mardi, le 16 decembre Przyjmuję zapłatę w gotówce, więc dość często bywam w banku i zawsze korzystam z tego samego. Kasjerzy musieliby być bezmózgowcami, gdyby nie zastanawiali się, czemu kilka razy w tygodniu przychodzę ze zwitkami banknotów i wpłacam je na dwa rachunki, z których jeden nie należy do mnie. Któregoś dnia pokazałam numer mojego konta na skrawku papieru, na odwrocie którego Chłopak coś szkicował. Kiedyś, w zamierzchłej i zapomnianej przeszłości, studiował malarstwo i wciąż coś skrobie na kawałkach papieru. Kasjerka odwróciła papierek, spojrzała na rysunek i na mnie. — Dobre. Pani to narysowała? — zapytała. — Tak, jestem... karykaturzystką— skłamałam. Kasjerka skinęła głową, przyjmując moją odpowiedź. Pracownicy banku uwierzyli, że żyję z rysowania. Pozostaje dla mnie zagadką, dlaczego nie zadali sobie następnego logicznego pytania, mianowicie czemu legalnie pracująca rysowniczka przyjmuje zapłatę w gotówce. Jedną z zalet mojej pracy jest to, że nie muszę załatwiać wszystkich drobnych spraw w porze lunchu. Dlatego zakupy robię raczej wczesnym popołudniem. — Mieszka pani w pobliżu? — spytał sprzedawca w sklepie spożywczym koło stacji metra, kiedy kupowałam jabłka i kiwi. — Za rogiem — odparłam. — Pracuję jako niania. — Było to całkowicie niewiarygodne, bo nigdy nie pokazuję się z dziećmi i kupuję produkty tylko dla jednej osoby, chyba że Chłopak mnie odwiedza. Mimo to sklepikarz pyta mnie od czasu do czasu, jak się miewają dzieci. Rzadko wpadam na sąsiadów. Tylko wieczorem, a wtedy widzą, jak idę do taksówki, odstrzelona jak lalka: w sukience, umalowana, ze świeżo umytymi włosami. — Wychodzi pani się zabawić? — pytają. — Przyjęcie zaręczynowe najlepszej przyjaciółki — odpowiadam. Albo: — Spotykam się z kolegami z pracy na drin-73
ka. — Kiwają głowami i życzą mi powodzenia. Zamykam drzwi i zastanawiam się, jaką bajeczkę wstawię taksówkarzowi. mercredi, le 17 decembre Dzisiaj spotkałam się z moimi A na lunchu. Nie zawsze polują stadnie, lecz kiedy to robią, żadna jadłodajnia nie jest bezpieczna. A1, A 2, A 3 i A 4 już czekali na mnie w tajskiej restauracji. Nieoczekiwanie przyszłam na końcu, a przynajmniej trzech z nich to spóźnialscy z natury. Daliśmy sobie po buziaku i usiedliśmy w rogu. A1 ścisnął mnie za kolano i zachichotał jak stary lubieżnik. A 2 puścił oko znad menu. A 3 gapił się ponuro w kąt, jak to ma w zwyczaju. A 4 szczerzył wesoło zęby, spoglądając przed siebie. — Co dzisiaj chłopcy kombinujecie? — zapytałam. — Nic szczególnego — odparł A 1 z namysłem, jak nauczyciel w szkole. — Naprawdę nic szczególnego — powtórzył A 2. A 4 uśmiechnął się do mnie. — Chcemy zmarnować tyle twojego czasu, ile to możliwe. — Nie musicie czasem iść do pracy? — Nie wszyscy mieszkają w Londynie, ale interesy ściągają ich tutaj mniej więcej regularnie. — Teoretycznie tak — powiedział A 3, rudy, posępny typ z północy. — Bzdura — mruknął A 2, odwracając się do mnie. — A ty, moja droga? Nie masz czegoś do zrobienia, nie musisz się z kimś spotkać? — Dopiero później — odparłam. Podeszła kelnerka i przyjęła nasze zamówienia. A 1 zamówił coś specjalnego dla wszystkich. Nikt nie wiedział, co to takiego. Nieważne. A 3 nie miał ochoty rozstawać się z kartą. A 2 zapytał o Chłopaka. 74 — Poprosiłam go, żeby się tu sprowadził i zamieszkał ze mną — odparłam. — Błąd — stwierdził A 1. — Duży błąd — dodał A 2. A 3 wymamrotał coś niezrozumiale. A 4 uśmiechał się bez powodu. Właśnie dlatego najbardziej go lubię. W mojej kieszeni zadzwonił telefon. To była menedżerka z agencji. Zapytała, czy mogę być na
czwartą w Marylebone. — To czas czy liczba obecnych? — Miała na myśli czas. Zerknęłam na zegarek. Bez problemu. Czterej A udawali, że nie podsłuchują. Ludzie przeważnie unoszą brwi, słysząc, że moimi najbliższymi znajomymi są mężczyźni, z którymi sypiałam. A z kim powinno się sypiać, jeśli nie ze znajomymi? Z obcymi? Nie musicie na to odpowiadać. Cieszę się seksem od pierwszego razu, gdy spałam z A1. Dobrze pamiętam tamto popołudnie. Jego tors zasłaniał światło wpadające przez jedyne okno w mieszkaniu. Uśmiechnęłam się do niego. Byliśmy nadzy, oplataliśmy się kończynami. Sięgnął do mojej stopy i zaczął ją podnosić, aż znalazła się na wysokości mojej głowy. Przycisnął moje zgięte ciało i wszedł we mnie. — Co robisz? — pisnęłam. — Chcę czuć pod sobą cały twój tyłek — odparł. To nie był mój pierwszy raz — o nie — ale mógł być. Oto wreszcie spotkałam mężczyznę, który wiedział, czego chce, i wiedział, co zrobić, żeby to dostać. Z A1 spotykałam się przez kilka lat. Nie był to łatwy związek, z wyjątkiem seksu. Razem z ubraniami opadały wszystkie nasze wątpliwości. Wiedziałam, że mogę go poprosić o wszystko, i on mógł zrobić to samo. Przeważnie zgadzaliśmy się na wszystkie swoje sugestie, lecz w razie odmowy nie gniewaliśmy się na siebie. Był pierwszym mężczyzną, któremu uwierzyłam, gdy powiedział, że jestem ładna, i pierwszym, przy którym 75 mogłam chodzić nago. Uwielbiałam go: jest wysoki, ale nie za wysoki, muskularny, owłosiony. Jego ciemne włosy i poważny, głęboki głos są cudownie anachroniczne. Mężczyzna taki jak on powinien być wielkim przemysłowcem w latach pięćdziesiątych. Kłóciliśmy się niewiarygodnie. Czułam do niego namiętność, z którą nie umiałam sobie poradzić. Była dla mnie zbyt intensywna i śliska, niczym płynna rtęć wylewająca się z dłoni. Godziliśmy się w sypialni albo na jego kuchennym stole. Albo na biurku w pracy po wyjściu szefa. W windzie. W zakamarkach uniwersyteckiej poczty. Robiliśmy to na wszystkie wyobrażalne sposoby, od egzotycznych (podwójna penetracja, ze skrępowanymi rękami, złoty deszcz) po żenująco prozaiczne (w pozycji na misjonarza, podczas gdy on jednocześnie oglądał mecz w telewizji). Od tego czasu poznałam bardziej świńskie rzeczy, ale nigdy nie miałam takiego poczucia przekraczania własnych granic. On pierwszy bił mnie drewnianą łopatką, a ja w zamian wymierzałam mu razy skórzanym paskiem w tyłek wypięty nad kanapą. Jego imponująca kolekcja pornografii była pierwszą, którą widziałam; kupowaliśmy nowe magazyny i bawiliśmy się sortowaniem ich. Wszystko miało swoje miejsce:
sporty wodne, stosunki analne, kobiety ze spermą ściekającą z twarzy jak żabi skrzek; czasem oglądał też to, czego nie lubił: zoofilię, seks lesbijski — bo po prostu był kolekcjonerem. Cudowna jest możność swobodnego patrzenia na czyjeś ciało, w odróżnieniu od skrytego spojrzenia na siłowni lub przed zdjęciem ubrania, zanim zgaśnie światło. Z A 2 zaczęłam się spotykać kilka lat po rozstaniu z A 1. Był wrażliwym kochankiem. Nie delikatnym, ale silnym i powolnym. Miałam wrażenie, że nigdy nie wykonuje niepotrzebnych ruchów i zachwycały mnie jego długie, jakby odmierzone kroki. Czasem wyglądał jak nastolatek ze swoją bladą skórą i jasnymi włosami. Odkąd się rozeszliśmy, żadne ciało i żadne dotknięcie nie wydawały mi się tak seksowne. Żadne palce i żaden język 76 mogłam chodzić nago. Uwielbiałam go: jest wysoki, ale nie za wysoki, muskularny, owłosiony. Jego ciemne włosy i poważny, głęboki głos są cudownie anachroniczne. Mężczyzna taki jak on powinien być wielkim przemysłowcem w latach pięćdziesiątych. Kłóciliśmy się niewiarygodnie. Czułam do niego namiętność, z którą nie umiałam sobie poradzić. Była dla mnie zbyt intensywna i śliska, niczym płynna rtęć wylewająca się z dłoni. Godziliśmy się w sypialni albo na jego kuchennym stole. Albo na biurku w pracy po wyjściu szefa. W windzie. W zakamarkach uniwersyteckiej poczty. Robiliśmy to na wszystkie wyobrażalne sposoby, od egzotycznych (podwójna penetracja, ze skrępowanymi rękami, złoty deszcz) po żenująco prozaiczne (w pozycji na misjonarza, podczas gdy on jednocześnie oglądał mecz w telewizji). Od tego czasu poznałam bardziej świńskie rzeczy, ale nigdy nie miałam takiego poczucia przekraczania własnych granic. On pierwszy bił mnie drewnianą łopatką, a ja w zamian wymierzałam mu razy skórzanym paskiem w tyłek wypięty nad kanapą. Jego imponująca kolekcja pornografii była pierwszą, którą widziałam; kupowaliśmy nowe magazyny i bawiliśmy się sortowaniem ich. Wszystko miało swoje miejsce: sporty wodne, stosunki analne, kobiety ze spermą ściekającą z twarzy jak żabi skrzek; czasem oglądał też to, czego nie lubił: zoofilię, seks lesbijski — bo po prostu był kolekcjonerem. Cudowna jest możność swobodnego patrzenia na czyjeś ciało, w odróżnieniu od skrytego spojrzenia na siłowni lub przed zdjęciem ubrania, zanim zgaśnie światło. Z A 2 zaczęłam się spotykać kilka lat po rozstaniu z A 1. Był wrażliwym kochankiem. Nie delikatnym, ale silnym i powolnym. Miałam wrażenie, że nigdy nie wykonuje niepotrzebnych ruchów i zachwycały mnie jego długie, jakby odmierzone kroki. Czasem wyglądał jak nastolatek ze swoją bladą skórą i jasnymi włosami. Odkąd się rozeszliśmy, żadne ciało i żadne dotknięcie nie wydawały mi się tak seksowne. Żadne palce i żaden język
76 nie zbliżyły się tak bardzo do mojego wyobrażenia doskonałego kochanka. Jego ciało nie było masywne, lecz muskularne. Był wysoki, ale nie za bardzo. Nie było w nim ani jednego zbędnego kilograma. Miał w domu pralkę, a ja nie miałam. Pewnego dnia zaszłam do niego z praniem i w pustym bębnie znalazłam moje majtki. — Co one tu robią? — zapytałam. — Tęskniłem za tobą w weekend, więc je nosiłem — odparł. Obejrzałam materiał. Miał wąskie biodra, więc bielizna się nie podarła. — Może powinniśmy kupić jakieś dla ciebie — zażartowałam. — Może — odparł całkiem serio. Miałam jego klucz. Po przebudzeniu się i zjedzeniu śniadania (jajka sadzone i tost, jeśli byłam głodna, cappuccino i kawałek chałwy, jeśli nie byłam) jechałam rowerem do domu A 2. Zwykle wstawał późno i kąpał się, kiedy przyjechałam. Drzwi sypialni były otwarte, więc kierowałam się do komody, w której leżało ponad dwadzieścia par majtek. Wybierałam jedną i zostawiałam w szufladzie nocnej szafki koło jego łóżka, po czym wracałam do frontowego pokoju. On wychodził i się ubierał. Nie mówiliśmy nic o majtkach, które były na później. Większość dnia spędzaliśmy razem. On pracował w domu, a ja w pobliskiej księgarni; miałam nieregularne godziny pracy. Czasem robił sobie przerwę i przynosił mi kawę i herbatę. Czytaliśmy dodatki literackie, dawałam mu próbne egzemplarze książek, które miały się ukazać. Pracowałam wtedy z kobietą w średnim wieku, szurniętą miłośniczką absyntu, i wiecznie niezadowolonym, często nieobecnym szefem. Prawie zawsze miałam dwa razy więcej godzin od nich, ale mi to nie przeszkadzało. Książek było mnóstwo. Kilka razy do księgarni zajrzał jakiś znany autor i było to ekscytujące. Zauważyłam jednak, że wszyscy pisarze najpierw pędzą prosto do półek, żeby zobaczyć swoje książki, a dopiero później przychodzą się ze mną przywitać. 77 Po pracy A 2 czekał na mnie w domu. Nic nie mówiąc, biegłam prosto do kanapy. Siedział z rękoma na oparciu, a ja otwierałam zębami suwak jego spodni. Zawsze okazywało się to trudniejsze, niż pamiętałam. W rozporku ukazywał się skrawek jedwabiu lub koronki, zniekształcony jego napiętym członkiem. Przyciskałam twarz do krocza i wciągałam w nozdrza woń potu, moczu i kropli spermy pod materiałem. Skubałam ustami i lizałam, aż materiał przylgnął do członka.
A 2 lubił mnie obracać i przekręcać. Rozbierał mnie, zostawiając jednak dziewczęce majteczki. Wchodził we mnie — prawie zawsze od tyłu — odsuwając na bok majtki, które naciskały na jego członek i przywierały do jąder. Po kilku miesiącach okazało się, że majtki mu nie wystarczają. Kupiłam letnią sukienkę w jaskrawych kolorach. Przymierzył ją. Śmiałam się i pieprzyłam z nim, ubranym w tę sukienkę; zazdrościłam mu trochę, że ma węższe biodra i lepsze nogi ode mnie. — Chodźmy na wyprzedaż — zaproponował w któryś weekend. Nie musiałam pytać, czy to, co kupimy, będzie dla niego, czy dla mnie. Wkrótce do majtek w komodzie dołączyło kilka krótkich sukienek. Wiedziałam, że jest jeszcze jedna kobieta. Powiedział mi 0 tym, zanim pierwszy raz poszliśmy do łóżka. Chyba oszukiwałam się, że to już prawie skończone, bo ona mieszkała kilka godzin jazdy od Londynu i z tego, co wiedziałam, zawsze źle go traktowała. Ale w pewien weekend pojechał odwiedzić znajomych w mieście, w którym mieszkała. Przez kilka dni próbowałam ignorować ciężar klucza do jego mieszkania, który nosiłam w kieszeni, lecz w końcu nie mogłam się oprzeć. Przewróciłam wszystko do góry nogami, szukając dowodów: e-maili, zdjęć. Zwłaszcza jedno rozdarło mi serce: przedstawiało śliczną, szeroko uśmiechniętą kobietę, ubraną w różową piżamę rozpiętą do pasa. Znalazłam jej nazwisko oraz numer telefonu 1 zadzwoniłam do niej. Nikt nie odbierał. Zostawiłam wiadomość na sekretarce: „Jestem przyjaciółką A 2. Chciałam tylko z panią pomówić. Proszę się nie martwić, to nic pilnego". 78 Oddzwoniła. — Halo — powiedziała zmęczonym głosem. Trudno mi było powstrzymać się od krzyku. Czułam mocny puls na szyi. — Wie pani, kim jestem? — spytałam. — Znam pani nazwisko — odparła. Opowiedziałam jej o sobie i A 2. Słuchała w milczeniu. — Dziękuję—rzekła na koniec. Nazajutrz A 2 wrócił; otworzyłam sobie drzwi jego kluczem, lecz jego nie było w łazience. Czekał na mnie. Zaniepokoiłam ją, powiedział. Kto mi dał do tego prawo? Nie usłyszał odpowiedzi. Trzęsłam się ze złości. Czy ktokolwiek ma prawo czuć zazdrość? Jeden z wykładowców wygłosił dziewczynom z naszego roku pogadankę o małżeństwie. „Miłość to kwestia decyzji", oznajmił sali pełnej naładowanych hormonami nastolatek. Najeżyłyśmy się. Miłość nie ma nic wspólnego z decyzjami, w filmach i piosenkach mówi się coś zupełnie innego. To siła, to cnota. Byłyśmy w wieku, w którym można obciągać w swojej sypialni fiuta najlepszemu
koledze brata i wciąż wierzyć w jedyną prawdziwą miłość. Później zakochałam się w kimś, kto mnie zranił. Stopniowo dochodziłam do punktu widzenia nauczyciela. Trzeba otworzyć drzwi, żeby ktoś mógł przez nie wejść. Oczywiście nie ma gwarancji, że uda się zachować kontrolę, lecz cała sprawa była zrozumiała, nawet jeśli nie do końca logiczna. Myślałam, że zachowuję kontrolę. Ale pierwsza zazdrość rozdarła mnie na strzępy tak samo jak pierwsza miłość. Kłóciliśmy się z A 2 i pieprzyliśmy, później pieprzyliśmy się i kłóciliśmy, a później więcej się kłóciliśmy, a mniej pieprzyliśmy. Nasz seks się zmienił. Kiedyś on wkładał majtki i zginał się nad kanapą, a ja ze śmiechem biłam go batem. Po kilku minutach biegliśmy do łazienki, a on ściągał majtki i spoglądał w lustro. Jeśli na jego skórze nie odbiły się razy, wracaliśmy i próbowaliśmy jeszcze raz. 79 Oddzwoniła. — Halo — powiedziała zmęczonym głosem. Trudno mi było powstrzymać się od krzyku. Czułam mocny puls na szyi. — Wie pani, kim jestem? — spytałam. — Znam pani nazwisko — odparła. Opowiedziałam jej o sobie i A 2. Słuchała w milczeniu. — Dziękuję — rzekła na koniec. Nazajutrz A 2 wrócił; otworzyłam sobie drzwi jego kluczem, lecz jego nie było w łazience. Czekał na mnie. Zaniepokoiłam ją, powiedział. Kto mi dał do tego prawo? Nie usłyszał odpowiedzi. Trzęsłam się ze złości. Czy ktokolwiek ma prawo czuć zazdrość? Jeden z wykładowców wygłosił dziewczynom z naszego roku pogadankę o małżeństwie. „Miłość to kwestia decyzji", oznajmił sali pełnej naładowanych hormonami nastolatek. Najeżyłyśmy się. Miłość nie ma nic wspólnego z decyzjami, w filmach i piosenkach mówi się coś zupełnie innego. To siła, to cnota. Byłyśmy w wieku, w którym można obciągać w swojej sypialni fiuta najlepszemu koledze brata i wciąż wierzyć w jedyną prawdziwą miłość. Później zakochałam się w kimś, kto mnie zranił. Stopniowo dochodziłam do punktu widzenia nauczyciela. Trzeba otworzyć drzwi, żeby ktoś mógł przez nie wejść. Oczywiście nie ma gwarancji, że uda się zachować kontrolę, lecz cała sprawa była zrozumiała, nawet jeśli nie do końca logiczna.
Myślałam, że zachowuję kontrolę. Ale pierwsza zazdrość rozdarła mnie na strzępy tak samo jak pierwsza miłość. Kłóciliśmy się z A 2 i pieprzyliśmy, później pieprzyliśmy się i kłóciliśmy, a później więcej się kłóciliśmy, a mniej pieprzyliśmy. Nasz seks się zmienił. Kiedyś on wkładał majtki i zginał się nad kanapą, a ja ze śmiechem biłam go batem. Po kilku minutach biegliśmy do łazienki, a on ściągał majtki i spoglądał w lustro. Jeśli na jego skórze nie odbiły się razy, wracaliśmy i próbowaliśmy jeszcze raz. 79 Później po prostu go chłostałam, aż skóra pękała i pokrywała się krwią. Robiłam tak, dopóki nie kazał mi przestać. Kiedy spaliśmy w jednym łóżku, A 2 oplatał mnie rękoma. Kopię i rzucam się w nocy, więc mnie trzymał. Pocieram nogami jak świerszcz, więc ogrzewał mi stopy swoimi stopami. Ilekroć jego ręka znalazła się na moim brzuchu, budziłam się, zdziwiona nie tylko jego nieruchomością—we śnie był niewiele mniej ożywiony niż na jawie — lecz także jego brakiem świadomości. Ciało ludzkie jest pozbawione zbroi: sukces naszego gatunku zależy od tego, co znajduje się wewnątrz, a nie od tysięcy kolców z wierzchu. Mogłam go zranić, kiedy spał. Gdyby się odwrócił, odsłaniając kręgosłup, mogłam go uderzyć. Kiedyś obudziłam się przed sygnałem budzika i zobaczyłam odsłonięte zasłony, za którymi zaczynał się doskonale szary poranek. Usłyszawszy westchnienie, odwróciłam się do A 2; myślałam, że już nie śpi. On jednak wciąż pogrążony był we śnie, a jego ręce leżały dziwnie poskręcane pod przesuniętą poduszką. — Czemu chowasz dłonie? — zapytałam. Jego łokcie wystawały na zewnątrz, lecz dłonie były wciśnięte pod poduszkę. — Żebyś nie mogła ich urwać — wymamrotał i zasnął mocniej. Na drzewie za oknem odezwał się pierwszy szpak. A 2 zerwał z drugą kochanką, ale ja nigdy w to do końca nie uwierzyłam; oddalaliśmy się od siebie coraz bardziej, coraz rzadziej ze sobą spaliśmy, aż pewnego dnia on zaczął się spotykać z kimś innym podobnie jak ja. Oboje się ucieszyliśmy. jeudi, le 18 decembre Pokłóciliśmy się z N na siłowni. Nie było to nic poważnego, coś w rodzaju sporu, czyje pośladki więcej korzystają z dodatkowych ćwiczeń. Kontrowersje dotyczyły kwestii ograniczenia dostępności usług i świadczeń publicznych. On był za takimi 80 ograniczeniami. Chyba przemknęło mi przez myśl określenie „paranoiczny uchodźcożerca", ale nie powiedziałam tego na głos.
Nie podusiliśmy się nawzajem i poszliśmy do mnie na risotto. Trzymaliśmy się bezpieczniejszych tematów, to znaczy mówiliśmy o butach, rugby oraz zastanawialiśmy się, którego piłkarza żona ma najlepsze wcięcie dekoltu. Jestem pewna, że w końcu przezwyciężymy tę kontrowersję—zarówno jeśli chodzi o wcięcie, jak i kwestię identyfikatorów. Jednak spory nie rozwiązują się tak szybko, kiedy nie można się już ze sobą pieprzyć. vendredi, le 19 decembre Menedżerka jest uroczą laleczką, ale łatwo ją skołować. Przykład? Siedziałam w taksówce, a kierowca próbował znaleźć hotel Royal Kensington (który nawiasem mówiąc, nie istnieje). Byłam spóźniona o kwadrans. Wreszcie uznaliśmy, że musiało jej chodzić o hotel Royal Garden w Kensington. Taksówkarz poczekał na zewnątrz, a ja sprawdziłam nazwisko i numer pokoju w recepcji. Wszystko się zgadzało. Dałam kierowcy znak kciukiem i odjechał. Klient był tuż po prysznicu; miał na sobie biały szlafrok. Przeszliśmy do frontowego pokoju, gdzie siedziała już inna kobieta, pijąc wino; była toples. Drobna, ładna blondynka z Izraela. Zdjęłam jej spódniczkę i buty, po czym rozwiązałam zębami wstążkę jej czarnych jedwabnych majtek. Powiedziano mi, że to jego dziewczyna, ale coś mi w tym nie pasowało. Wyglądało na to, że facet zna ją nie lepiej niż ja. Jeśli była dziewczyną pracującą, z pewnością nie przyszła z mojej agencji. Przeczucia mogą jednak wprowadzić w błąd, a w trójkach najlepszą taktyką jest skierowanie całej uwagi na kobietę. Nie była to żadna mordęga, bo dziewczyna pachniała dziecięcą zasypką i smakowała jak ciepły miód. 81
I Przeszliśmy na łóżko. On zaszedł mnie od tyłu, a ona uklękła i pracowała nade mną językiem, palcami i miniwibratorem. Zafascynowało mnie niezwykle gładkie ciało mężczyzny — ktoś spędza dużo czasu w salonie woskowania, pomyślałam; nie dotyczyło to szorstkiej, nieprzyciętej brody. Drapała i łaskotała, gdy przystawiał się do moich dolnych partii. — Nie wiem, co zamierzasz, ale myślę, że byłoby wspaniale, gdybyś spuścił się nam na buzie — powiedziałam, widząc, że mój czas dobiega końca. Dziewczyna oblizała usta i puściła do mnie oko. Profesjonalistka, to musi być profesjonalistka, pomyślałam. Kiedy wyciągnęłam buteleczkę olejku brzoskwiniowego, zrobiła klientowi i mnie niesamowicie zmysłowy masaż. Gdyby tak bardzo mi się to nie spodobało, chyba byłabym zazdrosna o jej umiejętności. Zebrałam swoje rzeczy, podczas gdy ona miętosiła i ugniatała plecy klienta. Mężczyzna wstał i podał mi płaszcz. Pocałowałam dziewczynę i wskazałam na buteleczkę, którą trzymała w drobniutkiej dłoni. — Zatrzymaj sobie ten olejek, zrobisz z niego lepszy użytek niż ja — powiedziałam. Facet zaborczo otoczył ją ramieniem. Mój umysł znów zaczął gorączkowo pracować. Dziewczyna z agencji? Jego własna dziewczyna? Nie miałam pewności. Napiwek, który mi dał, był taki sam, jak moje honorarium. samedi, le 20 decembre Zgodnie ze swoim zwyczajem wyruszam do domu, żeby zobaczyć się z przyjaciółmi i rodziną. Chłopak wyjechał na kilka tygodni do rodziców, zgodnie ze swoim zwyczajem. Niektóre rzeczy powinny być zakazane z chwilą dobrania się w parę; należy do nich oglądanie osób z rodziny w trakcie upijania się i wymiotowania w łazience. 82 Podróż pociągiem jest najbardziej ekscytującym cudem współczesności. Mimo że wynaleźliśmy wiele szybszych, tańszych i wygodniejszych sposobów podróżowania, nadal trwamy uparcie przy przestarzałym i ośmielę się powiedzieć, obłąkańczo niewygodnym środku transportu. Czy jakaś inna firma transportowa każe ci na własną rękę docierać do miejsca początku i końca podróży, czekać na rozpoczęcie tej podróży do chwili, która jej pasuje, siedzieć długo w jednym miejscu, i ocierać się udami o każdego zboczeńca na trasie King's Cross—Yorkshire, i przez cały czas nie dostaniesz nawet ciepłej wody sodowej za darmo? Uwielbiam to, przecież wiecie.
Odbywałam tę podróż tak często, że kilka sekund przedtem, zanim głos konduktora odezwie się przez głośniki, wiem, że do mojej stacji została minuta podróży, i wiem, który wagon zatrzyma się najbliżej wyjścia. Nawet jeśli nikt na mnie nie czeka, a do taksówki stoi dwudziestominutowa kolejka, zejście na peron to czysta radość. Nawet po omacku mogłabym oprowadzać wycieczki po dworcu. Przebywanie na własnym terenie to rozkosz. Ale wkrótce się skończy — gdy wyruszę do domu rodziców. Mniejsza z tym. dimanche, le 21 decembre Wyszliśmy z tatą na spacer tuż po zachodzie słońca. Twierdził, że nogi mu zdrętwiały od długiego siedzenia, ale podejrzewam, że chciał się wyrwać od żony, która wpadła w wir świętowania. Mama jest zwierzęciem świętującym, żongluje pięcioma lub sześcioma sezonowymi świętami naraz. Ostatnio próbowała wzniecić rodzinny entuzjazm dla pokazu sztucznych ogni z okazji święta Eid. Mając zaledwie mgliste pojęcie o Eid, o tym, kto je świętuje i jakie buty byłyby odpowiednie do stania w ogrodzie i przekrzywiania szyi, by patrzeć na eksplozje kolorowego prochu, wybrałam spacer. 83 W powietrzu czuło się lekki przymrozek, wystarczający, by policzki i uszy szczypały. Przeszliśmy obok domku z dymiącym kominem. „Węgiel", orzekł autorytatywnie tata. Kiedy byłam mała, mieliśmy piecyk na drewno. Gotowaliśmy na nim rodzinne posiłki. Było mi bardzo smutno, gdy pozbyliśmy się tego piecyka i przywieziono nową elektryczną kuchenkę oraz sztuczny kominek. Wróciliśmy do stojącego w ciemności domu i zobaczyliśmy, że jakiś zafrasowany facet odpycha swój samochód od naszego. Przestępował z nogi na nogę i starał się wyglądać niewinnie, ale jest to raczej trudne, gdy zderzak twojego samochodu sczepi się ze zderzakiem innego. Tata gwizdnął „Oo, pani nie będzie zadowolona", rzekł do nieznajomego, jakby groźba niezadowolenia mojej matki mogła sprawić, że facet nie da nogi, i okrążył miejsce wypadku. Nie był to poważny wypadek; nawet ja to widziałam. Ale nieznajomy najwyraźniej zażył wcześniej coś na wzmocnienie świątecznego nastroju i teraz panikował. — Hm, nie wiem — mruknął tata, zagryzając wargę. — Szkody mogą być poważne. — Mężczyzna prosił o wyrozumiałość. Opowiedział zwykłą bajeczkę: punkty karne, niskie ubezpieczenie, żona, która lada chwila urodzi wielogłową hydrę, a uratować ją może tylko obecność męża w domu. — No dobrze, da pan dwieście funtów i uznam sprawę za załatwioną — rzekł tata, drapiąc się po brodzie. — Mam przy sobie tylko sto dwadzieścia funtów. — Sto dwadzieścia i ta butelka whisky na siedzeniu. Mężczyzna skinął krótko głową i przekazał walory. Mój
ojciec przykucnął i wspólnym wysiłkiem oddzielili zderzaki. Tamten wsiadł do samochodu i odjechał powoli, mamrocząc słowa wdzięczności. Pomachaliśmy mu, gdy skręcał za rogiem. — Hm, to mogło być ekscytujące — stwierdził tata, otwierając przednie drzwi. Wręczył mi połowę banknotów. — Nie mówmy mamie, dobrze? 84 lundi, le 22 decembre Pierwszą prostytutką, którą poznałam, była przyjaciółka mojego ojca. Zdarzyło się to mniej więcej o tej samej porze roku. A ja byłam jeszcze studentką. Nie jest alfonsem, słowo. Ma tylko zwyczaj zabierania się do niewykonalnych projektów. Pewnie kwalifikowałby się do świętości, gdyby był, no wiecie, nieżyjącym katolikiem. Jego altruistyczne wysiłki przybierały różne formy: od prób wskrzeszenia skazanej na upadek restauracji do podniesienia z upadku szeregu skazanych nań kobiet. Spotkało się to z chłodnym przyjęciem mamy, ale miała kilkadziesiąt lat na przyzwyczajenie się do miękkości jego serca. Wiedziała, że porywa się na kolejną przegraną sprawę, jeszcze zanim zdołał otworzyć usta. „Zawsze przychodzisz z kwiatami tylko z jednego powodu", warknęła z kuchni. „I nie jest to rocznica naszego ślubu". Może to jej nazwisko powinniśmy wysłać do Watykanu. Radosny nastrój świąt tamtego roku umknął mi w dużej mierze z powodu niedawnej kłótni (a także tego, że nie jestem chrześcijanką). Trywialność świąt bywa czasem urocza, a czasem drażniąca, ale tego roku była nie do zniesienia. Widziałam tylko to, że tak wielu ludzi czerpie radość z wydarzenia, do którego większość świata przywiązuje minimalne znaczenie, symbolizowanego przez kilometry krzykliwej lamety i niechciane podarunki. Któregoś popołudnia, stojąc w kolejce w banku, zobaczyłam swoje zniekształcone odbicie w taniej czerwonej bombce choinkowej i pomyślałam, jakie to wszystko tymczasowe i pozbawione znaczenia: święta, bank i w ogóle cały świat. Nie byłam nawet w stanie złościć się, że jestem sama. Pokonana. Zrobiłam więc to, co zrobiłaby każda rozpieszczona najstarsza latorośl: udałam się do domu, żeby przez kilka tygodni należycie się podąsać. Dla uzdrowienia mnie ojciec zasugerował wizytę u jednego ze swoich „przyjaciół". Była to kobieta, właśnie zwolniona 85 z więzienia, gdzie odsiadywała wyrok za defraudację, związaną z uzależnieniem od narkotyków. Odzyskawszy prawo do opieki nad dziećmi, pracowała jako sprzątaczka w hotelu i próbowała trzymać się z dala od pokus. Czarujące. Uśmiechnęłam się sztywno i pojechaliśmy na spotkanie. Przez kwadrans siedzieliśmy bez słowa w samochodzie.
— Wiem, że wiesz, że mama tego nie pochwala — rzekł nagle, stwierdzając coś, co było oczywiste. Nic nie odpowiedziawszy, spojrzałam przez okno; ludzie wysypywali się ze sklepów i rozpływali w wieczornym półmroku. — To naprawdę urocza osoba — ciągnął tata. — Jej dzieci są fantastyczne. Mój ojciec jest beznadziejnym kłamcą. W przygnębiającej kuchni jego znajoma uraczyła nas opowieścią o zakażeniu kciuka, z powodu którego przez tydzień nie mogła chodzić do pracy. Synowie byli tacy, jak sobie wyobrażałam: starszy, około piętnastu lat, badał wzrokiem moją figurę ukrytą pod trzema warstwami grubego ubrania, a młodszego nie dało się oderwać od telewizora. Nie mogłam przestać myśleć o moim ostatnim chłopaku, który zostawił mnie nagle wśród oskarżeń o snobizm i całkowity brak współczucia dla innych. Dobrze się o tym dowiedzieć, jak to ujął Philip Larkin. Pozostali dorośli i nastolatek wyszli z mieszkania, żeby obejrzeć jego rower, zardzewiały grat leżący przed drzwiami, znaleziony na śmietniku. Mój ojciec ma zręczne ręce i obiecał, że się nim zajmie. Wiedziałam, że skończy się to wręczeniem chłopakowi forsy, a nie uratowaniem roweru. Zostałam, ze zmarszczonym czołem obserwując, jak młodszy syn atakuje pilota. Gdy tylko pokój opustoszał, chłopak odwrócił się do mnie. — Chcesz zobaczyć mojego ptaka? O rety! Czy to jakiś eufemizm? — Dobrze. 86 Podeszliśmy do okna; otworzył je. Na zewnątrz rosła duża jemioła. Chłopiec zaklaskał językiem i czekał. Słychać było tylko warkot skuterów i nawoływania rozbawionych klientów wychodzących z pubu. Chłopak znowu zaklaskał i gwizdnął. Z krzaka odezwała się sikorka, podleciała i wylądowała na jego ramieniu. Kiedy otworzył dłoń, usiadła na niej. Odwrócił się i powiedział mi, żebym wysunęła rękę. Tak zrobiłam. Pokazał mi, jak poruszyć dłonią, żeby sikorka straciła równowagę i złapać ją, gdy zacznie rozkładać skrzydełka. — Właśnie tak nauczyłem ją latać — rzekł. — Ty nauczyłeś ją latać? — Ktoś zabił jej mamę, więc przynieśliśmy gniazdo do środka — wyjaśnił. — Łapaliśmy świerszcze i karmiliśmy pisklęta szczypczykami. — W gnieździe było sześć młodych, ale tylko jedno przeżyło. Chłopiec pokazał mi następną sztuczkę: sikorka siedziała mu na ramieniu, a on spoglądał w prawo, w
lewo, później znów w prawo, a ptaszek zaglądał mu do ucha. Wrócili pozostali; starszy syn był zaczerwieniony z radości, że udało mu się pozbawić mojego ojca części zawartości portfela. Ptaszek wyleciał i młodszy syn zamknął okno. Ich matka ćwierkała o innej swojej dolegliwości, której nabawiła się — była tego pewna — dzięki jakości jedzenia w zakładzie karnym Jej Królewskiej Mości. — Prawie nic się nie dostaje, człowiek jest ciągle głodny, a mimo to tyje. Zostaliśmy na jeszcze jedną filiżankę herbaty i czekoladowego bourbona, a później w milczeniu pojechaliśmy z ojcem do domu. mardi, le 23 decembre Długi płaszcz: jest. Ciemne okulary: są. Alibi na godzinę dla rodziców: jest. 87 Zamknęłam za sobą drzwi i jestem wolna. Zdążyłam na randkę. A 4 się spóźnił. Popijałam kawę i udawałam, że czytam gazetę. Wśliznął się niezauważony i usiadł naprzeciwko. Skinęłam głową i pchnęłam pudełko w jego stronę. Uniósł wieczko i zajrzał do środka. — Jesteś pewna, że to właśnie te? — spytał. — Nie ma lepszych — odparłam. — Wynik gwarantowany. Wypuścił powietrze i rozluźnił ramiona. — Naprawdę potrzebujesz tego aż tyle, żeby przetrwać tydzień z rodziną? Jeśli wolno zapytać. — Inaczej by mnie wykończyli. — Znów otworzył pudełko i pociągnął mocno nosem. — Jak tylko wyczują krew w wodzie, rzucę im pod nogi te czekoladowe trufle. W ten sposób zyskam co najmniej kilka godzin. Sekretna recepta. — Właściwie to znalazłam ją w Internecie. Masło, czekolada, śmietana i rum. Tak proste, że nawet ja nie mogłam tego spartolić. Spotykaliśmy się z A 4 przez kilka lat, jakiś czas ze sobą mieszkaliśmy. Nie mieliśmy nawet nocnika, jak to mówią, ale było wygodnie, domowo, i łączyło nas wiele zainteresowań. Na przykład narzekanie na resztę świata. Trwało to, dopóki nie wyprowadziłam się, by podjąć jedną z wielu bezskutecznych prób zdobycia trwałego zatrudnienia. Z rozczarowaniem dowiedziałam się ostatnio, że lokal, który zajmowaliśmy po zakończeniu studiów, uważał za „norę". Ja zawsze wspominam go z czułością. — Ratujesz mi życie — rzekł A 4. To o niego wciąż pyta mój ojciec, jakbyśmy nadal byli razem.
Jego zdjęć mam najwięcej. Na moim regale stoi jedno w srebrnej ramce, przedstawiające A 4 w górach. Spogląda na mnie przez obiektyw aparatu; stoi z wyciągniętą dla utrzymania równowagi ręką. Uroczy typ. Często się uśmiecha. — Zapłacisz mi kiedy indziej. 88 mercredi, le 24 decembre Tęsknię do życia na północy. Wszystkie opowieści o niej są prawdziwe. Ludzie są tutaj życzliwsi, frytki smaczniejsze. Wszystko tańsze. Kobiety wychodzą z domu w środku zimy lżej ubrane. Tęsknię do upijania się za mniej niż pięć funtów. jeudi, le 25 decembre Od tygodni czekam, żeby powiedzieć: Wesołych świąt, hej-ho! Przynajmniej się uśmiałam. Jest Chanuka, zajadam czekoladowe monety i jest klawo. Ani śladu prezentu od Chłopaka, a to wcale nie jest klawe. vendredi, le 26 decembre Mój pierwszy pamiętnik był prezentem na siódme urodziny. Na szczęście większość dzienników z późniejszego okresu zaginęła. Rano, znudzona na śmierć, zabrałam się do porządkowania biurka i znalazłam niektóre sprzed paru lat. Były to zeszyty o miękkiej okładce z kwiatami. Pochodzą z okresu, gdy poznałam N. Od razu przypadliśmy sobie do gustu (to łagodniejszy sposób powiedzenia: „dorwaliśmy pokój w pierwszym lepszym hotelu"). Kilka dni później N wspomniał o swojej przyjaciółce J i możliwości zabawy we trójkę. Robił to z nią kilka razy i ręczył za jej urodę oraz obezwładniającą zmysłowość. Siedzieliśmy w jego samochodzie, spoglądając na rzekę koło Hammersmith. „Jasne", odparłam. Niewiele razy byłam z kobietami, ale w czasie weekendu robiliśmy tyle rzeczy, że nie potrafiłam mu odmówić. N zadzwonił do tej dziewczyny. Oto wpis w pamiętniku: 89 Spotkaliśmy się u Jane i poszliśmy zjeść śniadanie połączone z lunchem. Jedzenie było dobre, rozmawialiśmy o seksie i podwodnej archeologii. Po powrocie do jej mieszkania zrobiłam gorącą czekoladę dla N i siebie. Kiedy wyszedł z kuchni, pocałowała mnie i zapytała, z iloma kobietami byłam. Skłamałam, że z ośmioma czy dziewięcioma. Wypiliśmy czekoladę we frontowym pokoju, N powiedział, że się zdrzemnie. J wzięła mnie do sypialni, gdzie stało duże białe łoże z poszewkami na poduszki, które tworzyły napis „La Nuit". Całowałyśmy się i dotykałyśmy. J wydawała mi się drobna, dopóki nie zdjęłam butów; okazało się, że jesteśmy tego samego wzrostu.
Jej tyłek wyglądał doskonale w kremowych spodniach w paski, ale goły wyglądał jeszcze lepiej. Wczoraj w nocy N powiedział, że mam najlepszy tyłek, jaki kiedykolwiek widział, ale myślę, że tyłek J jest lepszy. Jej szyja, skóra i włosy pachniały wspaniale i nagle uświadomiłam sobie, że jestem spocona. „N to zrobił?" — spytała, pokazując głębokie zadrapania na moim ramieniu. Pokazałam ciemne siniaki na udach i blade ślady po jego członku na twarzy. Kazała mi się położyć, zawiązała mi oczy i skrępowała ręce. Przeciągnęła po mnie miękkim, wielożyłowym biczykiem. „Wiesz, co to jest?". „Tak". „Chcesz tego?". Najmocniejsze razy zostawiła na mojej piersi, a potem pieprzyła mnie sztucznym penisem z dwoma końcami. Kiedy wcisnęłam twarz w jej krocze, rozwiązała mnie i zdjęła opaskę. Lizałam ją przez majtki, a później je zdjęłam; była ogolona na dole. Doprowadziłam ją do orgazmu palcami. Wtedy zobaczyłam, że N obserwuje nas przez otwarte drzwi. Zapytałam, od jak dawna tam jest. — Od chwili, gdy założyła ci opaskę — odparł. — Czułem wasz zapach, zanim doszedłem do drzwi. W tym momencie pojawił się chłopak J i zapis w pamiętniku zrobił się trochę mętny. Ujmując sprawę krótko, miał problem z N: chodziło o to, że nie chciał, by N dotykał J. Sfrustrowany 90 N wymamrotał, że jeśli tak, to chłopak J nie może dotknąć mnie. Sam bezskutecznie spróbował zerżnąć mnie całą dłonią. Byłam tak rozkojarzona, że nie mogłam dojść. J obciągnęła swojemu partnerowi, wykąpaliśmy się, każde osobno, a później wyszłam z N. Wyrzucił mnie przy King's Cross i zapytał, czy potrzebuję czegoś przed podróżą. Jakiegoś sensu, dla którego warto żyć, odparłam. Żarcie i seks, powiedział bez namysłu i roześmiał się. Od tej pory kilka razy przypominałam mu tę filozoficzną uwagę, ale on nie pamięta, że to powiedział. Idąc przez dworzec, czułam się lżejsza niż powietrze, oszołomiona. Szczęśliwa. — Cóż — rzekł, wzruszając ramionami. — Czworo w łóżku to chyba za dużo. Pamiętam, że onanizowałam się, jadąc na północ. Nie było to łatwe, bo wagon był zatłoczony, ludzie siedzieli tuż obok mnie. Nie chciałam robić tego w toalecie. Ale miałam dużo czasu, więc rozpięłam spodnie tak cicho, że nikt nie zauważył. Obok mnie siedziała młoda Azjatka, która rozmawiała z przyjaciółką, siedzącą kilka rzędów za nami. Miałam kolana przykryte płaszczem i udawałam, że śpię. Później zadzwoniłam do N i wszystko mu opowiedziałam. To było w okolicach Grantham, tak mi się zdaje.
samedi, le 27 decembre Nigdy nie należałam do dziewczyn robiących postanowienia noworoczne. Takie rzeczy prowadzą do bezalkoholowych prywatek, nieprzemyślanych małżeństw albo czegoś jeszcze gorszego. Kiedyś postanowiłam, że przez cały rok będę używała nitki dentystycznej i płynu do płukania ust przed myciem zębów. Zaraz jednak uświadomiłam sobie, że utrzymywanie takiej higieny ust nie dość, że nie potrwa nawet tygodnia, to jeszcze jest nieatrakcyjne. Czy jakiś facet chciałby obudzić się w samym środku broadwayowskiego musicalu, w którym główną rolę grają migdały jego ukochanej? W następnym roku planowałam prowadzić ręcznie pisany 91 pamiętnik i nie rezygnować z tego z powodu znudzenia lub zapominalstwa. Jakimś cudem udało mi się dotrzeć do półrocza; bodźcem było dla mnie pewnie równoczesne czytanie dzienników Kennetha Tynana i Pepysa. W moim jednak brakowało relacji o odwszawianiu peruki i całonocnych popijawach z Ten-nessee Williamsem. Ale nawet najbardziej oporna lamparcica może zmienić skórę, a ja pomyślałam, ile dobrych uczynków i postanowień mogę zrobić w ciągu następnych dwunastu miesięcy. Niniejszym postanawiam, że nigdy więcej nie kupię butelki markowego lubrykantu. Nigdy. Wierzę, że istnieje szansa zachowania tej, którą mam. dimanche, le 28 decembre Och, to domowe łono. Takie krzepiące. Takie radosne. Rok w rok takie samo, można się udusić. Ruszam znów na południe, zanim mama zauważy wgniecenie w boku samochodu. lundi, le 29 decembre Dzwoni telefon. Ja: — Halo? Menedżerka (bo to ona): — Śpisz, skarbie? — Mm, nie. — To fajnie. Twój głos jest taki zrelaksowany. Myślałam, że jestem zrelaksowana, ale ty zawsze jesteś bardziej zrelaksowana ode mnie. Dużo czytasz? — Taak? — To pewnie dlatego. Ludzie, którzy czytają, są tacy zrelaksowani. Ale, ale. Mam dla ciebie zamówienie. Nie wiem, co się nagle porobiło, lecz wszyscy poszaleli na twoim punkcie. 92
Podobno burdelmamy słyną z tego, że faworyzują niektóre dziewczyny, ale ja jeszcze tego nie zauważyłam. Wydaje mi się, że interes idzie dobrze, kiedy odrzucam propozycje, i źle, kiedy zastanawiam się, czy w ogóle dostanę jeszcze jakąś ofertę. Ale menedżerka niezmiennie zachowuje się tak samo rzeczowo. — Hm, to dobrze? — Baaardzo dobrze, skarbie. Wyślę ci namiary SMS-em. Miłej lektury książki. Musiałam wziąć inną taksówkę niż zwykle. Nowy kierowca nie zrobił na mnie dobrego wrażenia: najpierw pojechał na wschód, a później wykonał szeroką pętlę, która objęła prawie całą dzielnicę Islington. Rozmawiałam przez telefon z A 4 i prawie nie zwracałam uwagi na drogę. Dwadzieścia minut później, gdy skręciliśmy w ulicę trzy przecznice na południe od mojego domu, nie wytrzymałam. — Pieszo doszłabym prędzej! — Straszny ruch o tej porze — odparł taksówkarz. Rozejrzałam się w lewo i w prawo. Nigdzie nie było widać ani śladu samochodu. — To nie do wiary! Wlokąc się w tym tempie, spóźnię się dziesięć minut i będę musiała zadzwonić do agencji. Na południe od Hyde Parku taksówkarz wjechał w kilometrową kolejkę samochodów; nawet ja wiedziałam, że powinno się unikać tej ulicy. — Przepraszam, czy pan na pewno wie, dokąd jedzie? — Oczywiście. — Ha. A ja spóźniam się na spotkanie. — Na spotkanie, na które jedzie się w środku nocy w koronkowym gorsecie, takim samym staniku i majtkach pod przezroczystą sukienką. — Zna pani lepszą trasę? — prychnął. — Nie, ale to nie moja praca. — O tej porze jest taki ruch, że nie mogę nic zrobić. — Nonsens. Mógł pan wybrać tuzin innych tras. Przez dwadzieścia minut obwozi mnie pan po mojej dzielnicy, a póź93 niej pakuje się w najgorszy korek? Daj pan spokój, nie urodziłam się wczoraj.
Taksówkarz spojrzał w lusterko i zobaczył, że to prawda. — Jak powiedziałem, nie mogę nic zrobić. — Przydałyby się chociaż przeprosiny. — Cisza. Siedzieliśmy dziesięć minut w milczeniu, a samochody wlokły się obok. Gotowałam się w środku. — Może mnie pan wypuścić? — Oczywiście, proszę pani, jak pani sobie życzy. Wysiadłam, nie płacąc, i znalazłam się w korku. Przed chwilą przejechaliśmy obok postoju taksówek na początku North End Road; ruszyłam prosto w tamtą stronę. Dotarłam na miejsce spotkania w pięć minut za okazyjną sumę czterech funtów, więc dałam kierowcy sześć funtów napiwku. Na szczęście klient był bardzo wyrozumiały i zaproponował mi drinka. Uwielbiam angielskie archetypy: chłopaczek z prywatnej szkoły, trzydzieści lat, stanowisko lekarza w firmie ojca. Taki przed wypiciem drinka mówi „chin, chin". Fan Borysa Johnsona. Rozebrałam się do bielizny na podeście schodów, a on patrzył, jak wchodzę po nich powoli. Zatrzymałam się na szczycie, odwróciłam i zerknęłam przez ramię. — Co chcesz, żebym zrobiła? — Chcę się z tobą kochać. — Tak jak w piosence Barry'ego White'a? — Właśnie. Zmagaliśmy się w pościeli prawie przez godzinę. Jego włosy były miękkie, gęste i miały lekko metaliczny zapach. — Co mogę zrobić, żebyś doszedł? — To bardzo skomplikowane. Spędzimy tu całą noc. Nie miewam orgazmów z klientami. Niektóre dziewczyny się nie całują, co uważam za bzdurę. W końcu to tylko usta. Ale orgazmy oszczędzam dla kogo innego. Zresztą nigdy nie osiągałam ich zbyt łatwo. — Brzmi świetnie. 94 — Nie bardzo, ale czy masz przy sobie wiertarkę i sześć kozłów? Poza tym planety nie znajdują się w odpowiednim układzie.
— W porządku. Następnym razem będę wiedziała. Kiedy wychodziłam, wsunął mi wizytówkę i powiedział, że kiedyś chce się spotkać na drinka. — Piłka jest po twojej stronie — rzekł, gdy schodziłam ostrożnie po schodach do czekającej taksówki. W światłach migających przez szyby samochodu zerknęłam na wizytówkę. Różowo-zielona, z wypukłym drukiem i modną czcionką; kusiłaby mnie, gdybym była sama, choć nie umiem sobie wyobrazić, co taka para opowiadałaby znajomym o swoim pierwszym spotkaniu. — Nie lubię tego rodzaju typów — stwierdziła menedżerka, kiedy zadzwoniłam do niej w drodze do domu.— Na pewno napisze raport. — Istnieją strony sieciowe dla napaleńców, opisujących wdzięki dziewczyn z agencji; czasem nawet jeśli po spotkaniu zostają najlepsze wrażenia, nie można mieć pewności, że uzyska się dobrą recenzję. Taksówkarz po raz trzeci okrążył korek w Kensington. Im chyba się zdaje, że ja nie widzę. — Jaki on był? — Skończony dżentelmen. — Po drugiej stronie rozległo się prychnięcie. — Oplotłam go wokół małego palca. — Bardzo szybko weszło mi to powiedzenie w nawyk, nawet jeśli nie było prawdą. Nie chcę, żeby menedżerka się martwiła, i nie chcę wypaść z jej łask. mardi, le 30 decembre — Jest klient, który chce na ciebie nasikać — oznajmiła menedżerka. Słowo daję, gdyby ktoś kiedyś dostał w swoje ręce zapisy moich rozmów, pewnie pomyślałby, że jestem... Ale zaraz, przecież ja naprawdę właśnie taka jestem. 95 1 — Czego chce? — zapytałam, choć doskonale wiedziałam, o co chodzi. — Nasikać. Na ciebie. Nie martw się, skarbie, nie musisz być ubrana. Będziesz w wannie. — W wannie pełnej czego? Moczu? — Nie, w normalnej wannie. Westchnęłam. — Wiesz, że nie lubię poniżania. — W każdym razie nie w pracy. To brzmi dziwnie, wiem, ale nawet gdy W traktował mnie najgorzej, wiedziałam, że robi to, bo mu na mnie zależy. Czułabym opór, pozwalając zrobić coś podobnego komuś obcemu. — Och, nie, skarbie, ależ skąd — odparła menedżerka. — On wcale nie chce cię poniżać. Chce
nasikać na dziewczynę, która to lubi. W końcu się zgodziłam, ale tylko za znacznie podwyższone honorarium. Klient był całkiem miły i sprawiał wrażenie wyjątkowo nieśmiałego. Porozmawialiśmy chwilę i napiliśmy się: on piwa, ja czegoś mocniejszego. Pewnie chciał sobie napełnić pęcherz. Kiedy nadszedł czas, rozebrałam go do pasa, zdjęłam z siebie wszystko i uklękłam w wannie. Spojrzał na mnie, na ścianę powyżej i westchnął. Przez kilka minut nic się nie działo. Zaczęło mi się robić zimno. — Wszystko w porządku? — zaniepokoiłam się. — Nic z tego nie będzie. Jestem za bardzo napalony — oznajmił. Znów opuścił wzrok. — Kiedy na ciebie patrzę, staje mi. Kiedy spoglądam w bok, myślę o tym, co ma się zdarzyć, i też mi staje. — Spróbuj pomyśleć o czymś, co cię nie podkręca. — Na przykład? — Że mama kupuje ci majtki, a ty wleczesz się za nią z tyłu. A masz trzydzieści pięć lat. — Zaczął się śmiać. Poczułam pierwsze krople na szyi, a potem strumień na piersiach. Później wzięłam prysznic, a on na mnie patrzył. Suszyłam włosy i ubierałam się przy wtórze westchnień nieśmiałego faceta. 96 — Nic ci nie jest? — zapytałam. — Chyba mam jeszcze trochę — rzekł zaczerwieniony, wskazując swój korzeń. — Nie musisz się zgadzać, ale mógłbym nasikać do szklanki i... — Mm, nie, dzięki — odparłam. — Zdrowie, bezpieczeństwo, i tak dalej. — Niektórzy ludzie piją to dla zdrowia — powiedział. — Tak, a inni uważają, że dieta wyłącznie mięsna jest zdrowa. — Włożyłam płaszcz i cmoknęłam go w policzek. — Może innym razem, kiedy będę wiedziała z odpowiednim wyprzedzeniem. mercredi, le 31 decembre Sama w Londynie w sylwestra. Chłopak miał mnie odwiedzić, w każdym razie tak mi powiedział. Zadzwonił wczoraj po północy i oznajmił, że nie może przyjechać. Pojechał na narty, może ja mogę polecieć do niego? I mówi mi to trzydziestego pierwszego grudnia, dwanaście godzin przed Nowym Rokiem.
Nawet nie wiedziałam, że gdzieś wyjechał. Dlaczego nie mógł tu dotrzeć? Bo zamiana biletu byłaby za droga, oczywiście. Jestem zdumiona, że ktoś, kto twierdzi, że ma tak mało gotówki, może wydać masę forsy na zjazdy po zboczach europejskich gór, ale nie stać go na to, by spotkać się z dziewczyną w Nowy Rok. Mimo to przeszukałam sieć, żeby zobaczyć, czy jakimś cudem uda mi się obudzić we Francji. Linia British Airways nie miała wolnych miejsc przed drugim stycznia. Nawet w Lastminute.com było za późno. Zrezygnowałam więc z żalem. Szczerze powiedziawszy, Chłopak nie wydawał się zbytnio zawiedziony. Podejrzane? Oczywiście. Towarzyszy mu w tym wypadzie jego współ-lokator, który mnie nienawidzi. Poszłam do miasta na lunch, do fryzjera, a później pospace-97 — Nic ci nie jest? — zapytałam. — Chyba mam jeszcze trochę — rzekł zaczerwieniony, wskazując swój korzeń. — Nie musisz się zgadzać, ale mógłbym nasikać do szklanki i... — Mm, nie, dzięki — odparłam. — Zdrowie, bezpieczeństwo, i tak dalej. — Niektórzy ludzie piją to dla zdrowia — powiedział. — Tak, a inni uważają, że dieta wyłącznie mięsna jest zdrowa. — Włożyłam płaszcz i cmoknęłam go w policzek. — Może innym razem, kiedy będę wiedziała z odpowiednim wyprzedzeniem. mercredi, le 31 decembre Sama w Londynie w sylwestra. Chłopak miał mnie odwiedzić, w każdym razie tak mi powiedział. Zadzwonił wczoraj po pomocy i oznajmił, że nie może przyjechać. Pojechał na narty, może ja mogę polecieć do niego? I mówi mi to trzydziestego pierwszego grudnia, dwanaście godzin przed Nowym Rokiem. Nawet nie wiedziałam, że gdzieś wyjechał. Dlaczego nie mógł tu dotrzeć? Bo zamiana biletu byłaby za droga, oczywiście. Jestem zdumiona, że ktoś, kto twierdzi, że ma tak mało gotówki, może wydać masę forsy na zjazdy po zboczach europejskich gór, ale nie stać go na to, by spotkać się z dziewczyną w Nowy Rok. Mimo to przeszukałam sieć, żeby zobaczyć, czy jakimś cudem uda mi się obudzić we Francji. Linia British Airways nie miała wolnych miejsc przed drugim stycznia. Nawet w Lastminute.com było za późno. Zrezygnowałam więc z żalem. Szczerze powiedziawszy, Chłopak nie wydawał się zbytnio zawiedziony. Podejrzane? Oczywiście. Towarzyszy mu w tym wypadzie jego współ-lokator, który mnie nienawidzi.
Poszłam do miasta na lunch, do fryzjera, a później pospace-97 rowałam po galerii Victorii i Alberta. Patrzyłam, patrzyłam, i co zobaczyłam? • Że wszyscy, którzy wsiedli do metra na King's Cross, wysiedli w Knightsbridge; zatłoczone wagony prawie opustoszały. • Mężczyznę wyprowadzającego na spacer dwa psy: ogromnego rottweilera i maleńkiego pekińczyka. Oba były umięśnione i miały czarne futra; jednemu krokowi rottweilera odpowiadały trzy kroczki pekińczyka. • Nastolatkę pochłaniającą bajgla z serem łososiowo-kre-mowym i frytkami. • Trzech mężczyzn maszerujących w pasujących do siebie czarnych dzierganych czapeczkach. • Trzy dziewczyny idące w przeciwną stronę w niepasują-cych do siebie różowych dzierganych chustach. Na Exhibition Road, tuż przed Muzeum Historii Naturalnej, tysiące opon zrobiło papkę z jesiennych liści, tworzących na jezdni pomarańczowozłoty wzór.
I Janvier Alfabet londyńskiego seksbiznesu według Belle H-J H jak hobbysta Hobbysta to mężczyzna, który regularnie korzysta z usług agencji. Bywają różni: od doświadczonych, czarujących dżentelmenów dających sute napiwki, po gburowatych sknerusów, porównujących cię z każdą prostytutką, z którą byli. Zawsze traktuj każdego hobbystę tak, jakby należał do tej pierwszej kategorii. Najprawdopodobniej opisze cię w Internecie. / jak invisibility [(ang.) — niewidzialność] Po wyjściu od klienta nie stercz w hotelowym holu, rozmawiając z menedżerką o jej części honorarium. Widziałam już takie obrazki; coś strasznego. Na co czekacie, hordy pełnych ubóstwienia fanów? Wychodzisz, łapiesz taksówkę i jazda do domu. Bądź dyskretna. J jak jealousy [(ang.) — zazdrość] Kiedy regularny klient — zwłaszcza taki, którego lubisz lub który daje porządne napiwki -— bierze sobie inną dziewczynę albo rzuca cię w jakiś inny sposób, nie zwalniaj kroku. Oni nie płacą za seks dlatego, że chcą związku, głuptasie. Będą inni. Zawsze są. J jak jet set [(ang.) — śmietanka towarzyska] Bardzo niewiele dziewczyn wyjeżdża dalej niż sto pięćdziesiąt kilometrów poza miasto. Stały klient może zaproponować ci rejs swoim jachtem dookoła świata, ale nie czuj się rozczarowana, jeśli nigdy do niego nie dojdzie. Nawet gdy mężczyźni płacą za seks, często przesadzają, mówiąc o swoich dochodach i koneksjach, żeby zrobić na tobie wrażenie i zabawić cię. Więc nie obiecuj sobie za dużo. jeudi, le 1 janvier Wczoraj wieczorem spotkaliśmy się w mieście z N, żeby przy okazji święta dać upust mizantropii. Nie cierpię noworocznych wyjazdów, ale samotne siedzenie w domu jest nieskończenie gorsze. N ostatnio lubi wlewać w siebie baileya z lodem, napitek przypominający pudding w szklance. Kiedy podnosiłam drinka do ust, znajomy facet rozlał połowę na moje dżinsy, przepychając się obok. — Jaki jest jej problem? — spytałam, wciągając nosem powietrze. — Dwa tygodnie spędzone w tureckim burdelu i nie byłoby po nim śladu — odparł N. To zainspirowało nas do sporządzenia listy osób, którym naszym zdaniem takie wakacje pomogłyby zmienić ogólne nastawienie: i Cam.fibs.LL
D\i.'ążnlczka c^rnna CLiU Btah U.oiaa.na (choć jzj tnoąloou uą to ifiodobać) <^>amantna jox JlaLs.czm. Jilaiia (L)Liz(aLtk) Jłuify 101 JLadu vicŁoxia cTiawzu un.zui.tkiE buiE <^H/\icka QaaąE\a i kgo LatoioilE Dhizia J\Ąay \Ja\a iPaLmei [Jomhkinion
zniszczy się czyjeś ego, ani takiej, że 102 trzeba mu zapewnić orgazm, bo w przeciwnym razie nigdy więcej się z nim nie zobaczysz. To jest bomba. Czasem wyścig jest doskonałą rozrywką, bez względu na to, gdzie się kończy. samedi, le 3 janvier SMS od Chłopaka: „Wszystko w porządku? Smutno mi, bo boję się, że nie chcesz ze mną gadać". Czasem się zastanawiam, czy nie jestem nienormalna. Trochę zimna w miłości, trochę za mało sentymentalna. Jak tylko spada czyjeś zainteresowanie mną, moje uczucia podążają tą samą drogą. Jak powiedział Clive Owen w Krupierze: „Trzymaj się mocno, odpuszczaj łatwo". Nie daję ludziom dość szans. Ale może wiem, kiedy to nie jest właściwe. Romantyczność to narcyzm, rzekł mi kiedyś A 1. Ten sam facet powiedział mi kiedyś, że kobiety po trzydziestce nie powinny nosić długich włosów, więc prawdopodobnie nie jest wiarygodnym źródłem informacji, ale jednak. Wyświadczam przysługę nam obojgu, nie odpowiadając na SMS-a Chłopaka. Zdarzyły się też inne rzeczy, o których nie chciałam myśleć czy pisać, bo tymczasem wszystko może się wyprostować. Może się jeszcze wyprostuje. Mogłabym zadzwonić albo wysłać SMS-a, ale to takie ubogie przybliżenie komunikacji. Jeśli nie potrafię dojść, co dzieje się w mojej głowie, jak mogłabym ująć to w zrozumiałe zdania? Ale jeśli będę czekać zbyt długo, decyzja przestanie należeć do mnie. Postanowiłam wydać całą forsę na bieliznę, a później rozrzucić zakupy po pokoju, żeby rozstrzygnęły o moim losie niczym satynowo-koronkowe I-Ching. Niech zadecydują bogowie Beau Bra. Kupiłam koronkowy komplet w kolorze czekoladowym z różowymi satynowymi wstążkami z boku majtek i między miseczkami stanika. Miał nie być ani do pracy, ani dla Chłopaka. 103 Metro w drodze powrotnej do domu pełne było klientów polujących na okazyjne zakupy oraz turystów. Próbowałam zgadywać, co zawiera każda torba z błyszczącego papieru. Paczkę chusteczek do nosa? Komiksy? Perfumy? Odbywał się masowy exodus do pomocnej części miasta, z każdego sklepu wybiegali ludzie: kobieta, niemogąca może się doczekać, kiedy znajdzie się w domu i nie zdjąwszy nawet płaszcza, zacznie gorączkowo rozdzierać papier; mężczyzna, który już zdziera opakowanie z nowego kompaktu, upuszczając na chodnik wstążki folii. Dziś wieczorem wychodzę z przyjaciółmi na doroczną kolację. Mężczyźni wcisną się w marynarki, które w tajemniczy sposób skurczyły się od ubiegłego roku, i będą psioczyć na jedzenie. Kobiety będą przemykać od stolika do stolika, całe w dżerseju i błyskotkach, z włosami gładkimi jak płatki kwiatów.
Pociąg zbliżał się do mojej stacji. W słuchawkach grała lekko pulsująca muzyka, popowa konfekcja, którą można było usłyszeć na tysiącach list przebojów dwa tysiące trzeciego roku. Podniósłszy głowę, zauważyłam, że czubki moich palców ocierają się o lampę na suficie, wiszącą tuż nad uchwytem. Wózek kołyszący się wraz z wagonem stuka w torby, w których matka dziecka wiezie zakupy. Nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu. Z głębi wagonu gapił się na mnie łysy mężczyzna. dimanche, le 4 janvier N poprowadził mnie pod rękę na oficjalną imprezę wczoraj wieczorem; czysto platonicznie, sami rozumiecie. Wciąż byłam zła na Chłopaka i trzymałam się twardo poglądu, że „wszyscy faceci to kutafony, chyba że płacą, a wtedy są kutafonami, którzy płacą". N zrozumiał i ze spokojem przyjął zakwalifikowanie go do kutafonów. Prawdopodobnie oznaczało to, że chce mnie zaciągnąć do łóżka. Wzięliśmy prysznic i ubraliśmy się u mnie; przed wyjściem zawiązałam mu krawat. Zamierzał włożyć gotowca, aleja nale104 gałam, żeby wybrał prawdziwy. Nie pokażę się publicznie z facetem, który nosi krawat podpadający pod jedną z trzech kategorii: przypinany, wirujący lub metaliczny. Komiczne wieczorowe wdzianka mały swoje miejsce i czas. Wydaje mi się, że ten czas przeminął, gdy Charlie Chaplin zrzucił swoją ziemską powłokę. Zaschło nam w gardle, więc zatrzymaliśmy się na przed-imprezowego drinka w barze, zakamuflowanym sprytnie pod innym barem. Było tam jeszcze kilku innych celebrantów; N przedstawiał mnie po kolei. Po mojej lewej stronie usadowiła się ćwierkająca kruczowłosa panna, przypominająca Nigellę. — Patrzcie, patrzcie, cześć — zaszczebiotała. — Mam na imię T... — Jej sukienka robiła wszystko, żeby utrzymać w sobie piersi, ale nie ręczyłabym, że dotrwa do końca nocy. Posłałam N spojrzenie typu: „Znasz tę laskę?". Odpowiedział mi spojrzeniem: „Nie, myślisz, że się ze mną prześpi?". T położyła na moim kolanie dłoń z idealnie obrobionymi pazurami. — Masz cudowny akcent! — zachwyciła się. — Skąd jesteś? — Z Yorkshire — odparłam. — A ty? — Z Michigan. Czarujące. Wśród gości zapanowało poruszenie, więc przenieśliśmy się na miejsce imprezy. Niestety T i jej facet siedzieli trzy stoliki od nas. Ja siedziałam z parami; dostało mi się miejsce obok żony wspólnego znajomego. Zmierzyła mnie i N
pijanym spojrzeniem. Kiedy mąż odwrócił się do kogoś, zapytała: — A wy od kiedy znów jesteście razem? — Mm, chcemy po prostu zobaczyć, co będzie. Jesteśmy tylko przyjaciółmi, wiesz. — Jasne, jasne. — Puściła do mnie oko na znak, że nie wierzy w ani jedno słowo. Zrobiłaby na mnie większe wrażenie, gdyby jednocześnie nie polała sobie sukienki czerwonym winem. Gwoździem wieczoru były przemowy. Jako pierwszy wystąpił wielokrotny medalista tej paraolimpiady, z niewyczerpanym zasobem dowcipów o seksie; później zabrała głos jakaś 105 osobistość ze świata sportu, a następnie srebrnowłosy mężczyzna z brzuszkiem. Poziom wystąpień był taki, że nawet ja, kompletnie zielona we wszystkim, co pachniało wysiłkiem niemającym nic wspólnego z seksem, mogłam przez dwadzieścia minut udawać zainteresowanie. Później zapanowała dyskoteka. Tańczyłam, piłam, potem znów tańczyłam. Kątem oka zauważyłam, że N nachyla się do ucha T. Grzeczny chłopiec, pomyślałam. Gdy poszła zatańczyć z partnerem, poszukałam N. — Ty szujo. Zdobyłeś jej numer? — Prawdę powiedziawszy, ona jest bardziej zainteresowana tobą. — Naprawdę? — Spojrzałam na parkiet; T kręciła się, obracana przez trzech facetów. Wyglądało to jak eksperyment z mimośrodem i siłą jego oddziaływania na tekstylia. Na razie sukienka nie chciała pęknąć; nie wiedziałam, czy dzięki czarom, czy za sprawą podwójnej taśmy klejącej. — Taak, ale chyba zrujnowałem twoje szansę. — Jak to? — Powiedziałem, że zrobisz to z nią tylko pod warunkiem, że ja też pójdę. — Ty podstępna bestio! — Wymierzyłam mu kuksańca pięścią, zadając więcej bólu sobie niż jemu. Pocałował mnie w czubek głowy. — Ratuję cię przed samą sobą, moja droga. lundi, le 5 janvier Seks: przewodnik poszukiwacza Sex shop: nie sprzedaje seksu jako takiego. To tak, jakby sklep wegetariański nazwać „rzeźnikiem".
Gorący seks: odtwarza możliwie najdokładniej wizualny efekt pornografii. Patrz także: Seks na telefon. 106 • Dobry seks: dostajesz wszystko, czego sobie zażyczysz. • Zły seks: ktoś inny dostaje wszystko, czego sobie zażyczy. • Sekskotka: kobieta o pewnym uroku, choć często zależy to od upiększającej bielizny. • Seksualny: zwykle związany z rytuałami parzenia się niektórych gatunków zwierząt bądź pączkującymi hormonalnymi zachciankami młodości. Słowo, które nigdy nie pada w kontekście prawdziwego zbliżenia seksualnego bez śmiechu. Za wyjątki potwierdzające regułę można uznać rozmaite piosenki Marvina Gaye'a. • Edukacja seksualna: przejście od banana do kondomu. Nie są znane przykłady przekazywania pożytecznych informacji. • Seksbomba: broń masowego rażenia. mardi, le 6 janvier Nacisnęłam dzwonek domofonu. Nie usłyszałam żadnego głosu, tylko od razu brzęczyk. Klient otworzył drzwi mieszkania i zniknął w kuchni, żeby przynieść drinka. W środku było czysto, niemal sterylnie. Wszędzie lustra z przydymionego szkła; miałam wrażenie, że jestem w restauracji. Dość trudno uwierzyć, że to kwatera studenta, a tak właśnie powiedziała menedżerka. Stypendia dla absolwentów pozwalają pewnie urżnąć się kilka razy w ciągu semestru, ale wątpię, żeby wystarczały na zapłacenie dziewczynie za noc. On: — Nie denerwuj się tak. Ja (przestraszona): — Jestem zrelaksowana. Co studiujesz? — Później ci powiem. Podał mi swoje imię. — Naprawdę? — zdziwiłam się. Było to dziwne, staroświeckie imię. — Mój chłopak też się tak nazywa. — Były chłopak, skarciłam się w myślach. Przestań myśleć o nim w czasie teraźniejszym. 107 Zaczęliśmy rozmawiać o jego zamiarze przeprowadzenia się do północnego Londynu, mającego ponoć „największe zagęszczenie psychoterapeutów na świecie". Znając parę osób, które tam mieszkają, rozumiem to doskonale. On: — Dziwna jesteś, nie mogę cię rozgryźć. Ja: — Jestem całkiem bezpośrednia.
— Otwarta księga, tak? — Coś w tym guście. Później... Ja: — Więc co studiujesz? On: — Psychoanalizę. To oznaczało, że jesteśmy towarzyszami, choć niekoniecznie kolegami. Rozmowa zabłądziła na biologię ewolucyjną i znaczenie feromonów dla atrakcyjności. Jeśli lubisz czyjś zapach, wpływa to podobno na prawdopodobieństwo, że spłodzicie razem dzieci wolne od wad genetycznych. Nie jest to typowa uwertura do romansu, ale na mnie działa całkiem nieźle. On lubił intensywny, zmysłowy seks z dużym udziałem języka. Mnie podobały się lustra. Rozsunął mnie i wziął analnie, wsuwając się i wysuwając. Kiedy doszedł, poszłam się podmyć i zauważyłam w łazience egzemplarz najnowszej książki Ri-charda Dawkinsa. Ja (ubierając się): — Podobało mi się. A ty ładnie pachniesz. On: — Doskonale, to znaczy, że możemy mieć dzieci. Roześmieliśmy się. — Chyba jeszcze nie. Sklepy były wciąż otwarte, a ja chciałam wydać pieniądze, które miałam w torebce. Stukając obcasami, weszłam do podziemnego przejścia. Na końcu jednego z korytarzy leżały pudła, a obok siedzieli ludzie, którzy w nich sypiają. Nigdy nie wiem, czy patrzeć im w oczy, czy nie; omijać szerokim hakiem czy nie. Dlaczego czujemy się w ich pobliżu tak nieswojo? Czy bezdomni emanują czymś, co może przejść na nas, jeśli blisko podejdziemy? Dwóch młodych mężczyzn zajętych rozmową. Nawiązałam 108 kontakt wzrokowy z jednym. Silny północny akcent. Zbliżając się do nich, wyraźnie słyszałam stukanie moich butów i czułam ciężar pieniędzy, które przy sobie miałam. Człowiek o dobrym sercu po prostu wyciągnąłby do nich rękę ze zwitkiem banknotów, prawda? Bzdura, odezwała się inna część mojego umysłu. Wydaliby je na narkotyki. A, mam cię, wielka damo. Kto przed chwilą sprzedawał seks za pieniądze? No cóż. To moja praca. Nie sprzedaję się. Nie płacą mi za coś, czego nie zrobiłabym i tak za darmo. Może to tylko wędrowcy, którzy z radością przyjęliby gotówkę. Albo gwałciciele. Korytarz skręcał nagle tuż przed ich prowizorycznym obozowiskiem. Dwóch młodych mężczyzn —
całkiem przystojnych, nawiasem mówiąc — podniosło głowy na mój widok. — Późny wypad? — spytał jeden. Uśmiechnęłam się. Mogłam powiedzieć im prawdę. Nie powiedziałam. — Impreza. — Fajnie — mruknął ten z brodą. Wrócili do rozmowy. Nie zwalniając ani nie przyspieszając, zniknęłam z ich pola widzenia. mercredi, le 7 janvier On: — Białe wino, jak przypuszczam? Ja: — Właśnie tak. Brawo za domyślność. Podaje mi kieliszek; wznosimy toast i pijemy. — Bardziej wytrawne niż zwykle. — Pomyślałem, że spróbuję. Kiedy stały klient staje się bardziej stały, zasady trochę się rozluźniają. Klienci nie powinni być pod wpływem w czasie 109 u spotkania — tak samo jak my — choć odrobina alkoholu nie jest otwarcie zabroniona. Spotkałam się z tym facetem już kilka razy i wiem, że przed moim przyjściem musi się trochę napić. Jestem zdziwiona, że alkohol nie wpływa na jego potencję. Wczoraj wieczorem dotarłam na miejsce kilka minut przed czasem — był wtorkowy wieczór, mały ruch — i przyłapałam go na gorącym uczynku. Inny jego zwyczaj to używanie inhalatora w czasie moich wizyt. Wiem, że nie jest to nielegalne (tak w każdym razie uważam), a ja nie mam nic przeciwko używaniu narkotyków. Żyj i pozwól żyć, zbrodnia bez ofiar i tak dalej. Sama tylko czasem pozwalam sobie na coś mocniejszego niż mocny drink, choć ci, którzy znali mnie na uniwerku, zeznaliby coś przeciwnego. Wczoraj wieczorem siedziałam na nim na podłodze sypialni. On, leżąc z zamkniętymi oczyma, sięgnął po dobrze mi już znaną małą brązową buteleczkę i powąchał. Później zaproponował mnie. Czy to może zaszkodzić? — pomyślałam, biorąc butelkę. Zrobiłam to jeszcze raz dziesięć minut później. Ale mną zakręciło. Poczułam, że skóra na mojej głowie, twarzy i uszach nabrzmiewa tak jak przy czerwienieniu się, tylko bardziej. Każdy dźwięk wydawał się głośniejszy i jakby metaliczny. Moje palce były jak niedźwiedzie łapy, szerokie na dwadzieścia centymetrów.
Dobrze, że trwało to tylko minutę albo coś koło tego. To znaczy działanie inhalatora. Bo seks trwał o wiele dłużej. jeudi, le 8 janvier W tej pracy jest kilka rzeczy, które trudno brać poważnie. Pierwsza to publiczne środki transportu. Pewnie w normalnym zawodzie dwudziestominutowe spóźnienie można załatwić zwyczajnym: „Ach, ta linia Northern, sam wiesz". Ale kiedy zaniedbywany mąż ma sześćdziesiąt minut między godziną 110 lunchu i następnym spotkaniem, wziął viagrę i stoi mu jak drut, nie wolno ci się spóźnić. Taksówki to moi starzy przyjaciele, skarbie. Druga to ludzie, którzy filują na ciebie w publicznych środkach transportu. Może myślą, że podążę za nimi do sekretnego gniazdka miłości? A może myślą, że oni podążą za mną i to będzie miłość od pierwszego wejrzenia w zatłoczonym wagonie metra jadącego na pomoc? Nic z tego. Trzecia to jednorazowy seks. Podobnie jak w wojsku bawię się i płacą mi za to. Czasem nie jest tak fajnie, ale zawsze dostaję forsę. Zaliczam w ciągu tygodnia więcej seksu oralnego z klientami niż przez cały czas na uniwerku. Czwarta to kłopoty z chłopakami. Nie chcę być samotną prostytutką. Nie chcę, żeby w moim życiu nie było Chłopaka. Ogłosiliśmy zawieszenie broni. Naprawdę. Piąta to moda. Płaskie buty, krótkie włosy, poszarpane spodnie i ekstrawaganckie spódnice? Nigdy więcej nie złapałabym klienta. vendredi, le 9 janvier Były urodziny Chłopaka, więc wpadł mnie odwiedzić. Był czyściutki i grzeczniutki, zachowywał się nienagannie. Przez większą część wieczoru wszystko przebiegało lekko i przyjemnie. Coraz mocniej się na nim opierałam, a on otaczał mnie ramieniem. O rany, pomyślałam. To było tylko drobne zakłócenie. Nie ma się co przejmować. Rozstaliśmy się z przyjaciółmi w Wimbledonie (im prędzej zaczniemy nadwerężać łóżko, tym lepiej) pod byle jakim pretekstem i wpadliśmy w kołowrót metra. Utknęliśmy na Earl's Court, a Chłopak przysnął na moim ramieniu. Ogłoszono zmianę trasy naszego pociągu. Wyskoczyliśmy więc przy Gloucester Road, żeby się przesiąść. Niestety, linia Piccadilly też była zatkana. 111
Podjęłam dyrektorską decyzję, wywlokłam nas na ulicę i zatrzymałam czarną taksówkę. — Ile zabulimy? — spytał Chłopak. — Nie przejmuj się, biorę to na siebie — odparłam. Nachylił się do kierowcy, żeby zapytać. — Och, przestań, idioto — zganiłam go i wcisnęłam do taksówki. Najpierw skierowałam taksówkarza do banku, żeby wyciągnąć trochę gotówki. Chłopak siedział nadąsany, kiedy wróciłam. — Licznik chodził, kiedy czekaliśmy — mruknął. — Co najmniej jeden funt więcej opłaty. Nie przejęłam się tym. — Czekał kilka minut — odparłam. Poza tym, ponieważ złapałam czarną taksówkę, a nie mini, miałam pewność, że bez względu na wysokość opłaty kierowca nie będzie próbował nas wozić wte i wewte. Mieszkam na zadupiu, więc czterdzieści funtów za dojazd do centrum nie jest czymś niesłychanym. Kiedy pracuję, koszt pokrywa rzecz jasna klient. Biorąc pod uwagę odległość i czas, uznałam, że gdybyśmy dojechali za dwadzieścia funtów, powinniśmy być wdzięczni. Chłopak wydął usta, wysunął rękę z mojej dłoni i zaczął się gapić w okno. Kiedy znaleźliśmy się jakieś dwie mile od domu, powiedział: — Myślę, że powinniśmy tu wysiąść, jesteśmy dość blisko. — Licznik przed chwilą wybił dwadzieścia funtów, ale ja byłam w butach na obcasie i nie interesowało mnie spędzenie trzydziestu minut na zimnie, podczas gdy mogliśmy słodko kotłować się w łóżku. Spojrzałam na niego ostro. — Jeśli chcesz wysiąść i pospacerować, nie będę cię zatrzymywała. — Nie miałam zamiaru nigdzie chodzić. Były jego urodziny, moja uczta, a czym są pieniądze w porównaniu z przyjemnością bycia w domu i obłapiania się? Światła zmieniły się na zielone. Kierowca spojrzał nerwowo w lusterko. - Wysiadasz tutaj, kolego? — zapytał. 112 — Nie. — Chłopak skrzyżował ramiona na piersi i głębiej zapadł się w siedzenie. W ciągu pięciu minut dotarliśmy do domu. Dałam kierowcy trzy funty napiwku, przerażona, że za chwilę czeka mnie scena. Weszliśmy po schodach. Otworzyłam drzwi i przestąpiłam próg. — A więc — powiedziałam. — Więc.
— Przeprosisz mnie? Bo jestem wściekła. — Nie mogę uwierzyć, że pozwoliłaś mu się tak oskubać. — Nie mogę uwierzyć, że tak się zachowywałeś. To tylko forsa. — To mnóstwo forsy. — To moja forsa i chciałam ją wydać na to, żebyśmy razem szybciej dotarli do domu. Tyle samo kosztowałaby kolejka w pubie. Wyobraźcie sobie całonocną kłótnię, w czasie której, o ironio, dziwka niesie sztandar z napisem Forsa Nic Nie Znaczy, a jej chłopak przypomina, ile w ciągu roku wyświadczył jej przysług i ile ją kosztował. Jeśli naprawdę chce zmienić zawód, może rachunkowość byłaby dla niego odpowiednia. Zabawa skończyła się dość raptownie, gdy wypisałam czek na sumę zbliżoną do mojego honorarium za godzinę i wsunęłam mu go do ręki. — Wystarczy? — spytałam. — Teraz ci lepiej? Chłopak wypadł jak burza i zapukał do sąsiadki, żeby pobawić się jej błyszczącymi zabawkami techno. Nie ma obrzyd-liwszego dźwięku niż chichot rudej zdziry chwalącej się palm-topem, a przy okazji szczerzącej dekolt. Spędziłam prawie godzinę, sprawdzając rozkład pociągów. samedi, le 10 janvier Byliśmy wyczerpani po nocnej kłótni. Chłopak musiał złapać pociąg przy London Bridge, a ja wybierałam się na spotkanie z przyjaciółmi, więc wyszliśmy w tym samym czasie. Na stacji 113 metra siedzieliśmy przedzieleni pustym miejscem. On bezmyślnie wpatrywał się w plan miasta. Nadjechał pociąg linii Northern. Wagony z naszego końca były puste. Podbiegłam i wskoczyłam do środka. Drzwi pozostały otwarte przez kilka sekund. Usiadłam i rozejrzałam się; Chłopak nie wsiadł za mną. Wysunęłam głowę przez drzwi. Nie było go. Drzwi się zamknęły. Usiadłam, oparłam głowę na dużej torbie, którą trzymałam na kolanach, i westchnęłam. Pociąg przejechał kilka przystanków. Ludzie wsiadali grupkami, rozmawiali. Wysiadłam przy Euston i przez chwilę myślałam, czy nie wsiąść z powrotem. Nie, na pewno już dawno go nie ma. Ale na wszelki wypadek stałam na peronie; przejechało kilka składów. Po dziesięciu minutach dałam spokój i wsiadłam do pociągu. Usiadłam naprzeciwko młodego Azjaty, dziewczyny w chustce na głowie, ze słuchawkami na uszach, i znudzonej blondynki z zakupami. Tuż przed London Bridge wyskoczyła przede mną twarz. Zerwałam się. To był on. Byłam zaskoczona, nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie była to właściwa reakcja.
— Nic nie szkodzi — rzekł i odszedł, by stanąć przy drzwiach. — Skąd się wziąłeś? — zapytałam. — O czym ty mówisz? Cały czas tu byłem. — W tym pociągu? W tym wagonie? — Tak. — Pociągnął nosem, złapał się za uchwyt i wyjrzał przez okno, gdy pociąg zwolnił na stacji. — Dzięki, że wrzasnęłaś. Teraz wszyscy uważają mnie za bandytę. — Nie wrzasnęłam. Po prostu mnie wystraszyłeś. Na pewno byłeś w tym pociągu? To niemożliwe. — Stałem obok ciebie przez całą drogę. — Nie, rozglądałam się. Czekałam w Euston. Nie mogło cię tam być. Chłopak wysiadł z wagonu i stanął na peronie. Pasażerowie rozdzielali się na dwa strumienie, żeby go ominąć. — Jeśli chcesz ze mną porozmawiać, to wysiądź i rozmawiaj. 114 metra siedzieliśmy przedzieleni pustym miejscem. On bezmyślnie wpatrywał się w plan miasta. Nadjechał pociąg linii Northern. Wagony z naszego końca były puste. Podbiegłam i wskoczyłam do środka. Drzwi pozostały otwarte przez kilka sekund. Usiadłam i rozejrzałam się; Chłopak nie wsiadł za mną. Wysunęłam głowę przez drzwi. Nie było go. Drzwi się zamknęły. Usiadłam, oparłam głowę na dużej torbie, którą trzymałam na kolanach, i westchnęłam. Pociąg przejechał kilka przystanków. Ludzie wsiadali grupkami, rozmawiali. Wysiadłam przy Euston i przez chwilę myślałam, czy nie wsiąść z powrotem. Nie, na pewno już dawno go nie ma. Ale na wszelki wypadek stałam na peronie; przejechało kilka składów. Po dziesięciu minutach dałam spokój i wsiadłam do pociągu. Usiadłam naprzeciwko młodego Azjaty, dziewczyny w chustce na głowie, ze słuchawkami na uszach, i znudzonej blondynki z zakupami. Tuż przed London Bridge wyskoczyła przede mną twarz. Zerwałam się. To był on. Byłam zaskoczona, nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie była to właściwa reakcja. — Nic nie szkodzi — rzekł i odszedł, by stanąć przy drzwiach. — Skąd się wziąłeś? — zapytałam. — O czym ty mówisz? Cały czas tu byłem. — W tym pociągu? W tym wagonie?
— Tak. — Pociągnął nosem, złapał się za uchwyt i wyjrzał przez okno, gdy pociąg zwolnił na stacji. — Dzięki, że wrzasnęłaś. Teraz wszyscy uważają mnie za bandytę. — Nie wrzasnęłam. Po prostu mnie wystraszyłeś. Na pewno byłeś w tym pociągu? To niemożliwe. — Stałem obok ciebie przez całą drogę. — Nie, rozglądałam się. Czekałam w Euston. Nie mogło cię tam być. Chłopak wysiadł z wagonu i stanął na peronie. Pasażerowie rozdzielali się na dwa strumienie, żeby go ominąć. — Jeśli chcesz ze mną porozmawiać, to wysiądź i rozmawiaj. 114 Usiadłam z powrotem. — Nie mogę. Jeśli chcesz ze mną porozmawiać, to wsiądź. — Nie, ty wysiądź. Drzwi zaczęły się zamykać. Powiedziałam ostrym, napiętym głosem: — Nie bądź idiotą. Wsiadaj. Drzwi się zamknęły, pociąg ruszył. Kiedy ostatni raz widziałam Chłopaka, machał do mnie ręką. Westchnęłam. Wagon był prawie pusty. Blondynka z torbami nachyliła się do mnie. — On kłamał — powiedziała. — Wsiadł do pociągu przy Bank. dimanche, le 11 janvier Seks analny to nowa czarna siła. Ręce w górę, jeśli pamiętacie czasy, gdy nawet słynne gwiazdy porno tam się nie zapuszczały, gdy nikt nie wymawiał tych słów na głos, gdy jedynymi ludźmi, którzy regularnie odbywali wycieczki do srajdziurki, byli pędzie i urolodzy. Mężczyzna, który zaproponował, by żona złapała się za kostki i wzięła w tyłek jak chłopiec z chóru, prawdopodobnie prosił się o rozwód, a przynajmniej narażał na jedzenie przez miesiąc spalonych potraw na kolację. Seks analny, podobnie jak wszystko, poszedł w stronę amator-stwa na dużą skalę. Dziewczęta, które kiedyś pytały, czy można położyć się z chłopakiem i wciąż być dziewicą z
„technicznego" punktu widzenia, teraz zastanawiają się, czy po otwarciu tylnej furtki nadal jest się teoretycznie czystą. A ja na to: Hurra! — bo anal jest cudowny. Aleja miałam to szczęście, że byłam wprowadzana w to łagodnie i wyrozumiale przez kilka tygodni, przez mężczyznę pragnącego, żebym go przyjęła, co skłaniało go do cierpliwości i wytrwałości. Zaczął od masowania i stymulowania odbytu, a później przeszedł do 115 wsuwania dobrze nasmarowanych palców. Po niedługim czasie zaczął wprowadzać małe wibratory. Kiedy wreszcie zbliżaliśmy się do wielkiego finału, błagałam go, żeby to zrobił. Inni na pewno też się do tego zabierają, bo teraz po prostu wszyscy to praktykują. Kiedy wspomniano o tym w „Sex and the City", moi znajomi wzruszali ramionami. „I co z tego?", mówili. „Bawimy się w to od ho, ho albo i dłużej". Spodziewam się, że Charlotte Church wypuści na rynek błyszczący T-shirt z napisem: „Moja lalka Barbie bierze w sraj-dziurkę". Może sama powinnam taką zrobić i jej sprzedać. Tak, anal. Nowa czarna siła. To, co kiedyś było om?, już takie nie jest. Wczoraj w nocy przeglądaliśmy z N magazyn z górnej półki, który dla mnie wybrał; na jednej ze stron laska w wieku mojej babci brała całe dłonie w obie dziurki i uśmiechała się. Nawet mnie to nie ruszyło. Niewiele tz.qcz)/ mnie szokuje, prawdę mówiąc. Ale jest jedna, która mnie bierze, i to zawsze. Wiem, że seks analny jest nową czarną siłą, bo moja cholerna matka właśnie zadzwoniła do mnie w tej sprawie. A skoro już była po drugiej stronie linii, pomyślałam, że wspomnę jej o Chłopaku. Trzeba jej przyznać, że nie odezwała się, dopóki nie skończyłam. „Moje małe biedactwo", powiedziała i w tej samej chwili poczułam pierwsze łzy. Tak. Małe biedactwo. Co za szczęście, że mam taką współczującą matkę. Która następnie kazała mi czekać przy telefonie, podczas gdy sama odwróciła się do ojca i opowiedziała mu całą historię, słowo w słowo. Wspólnie orzekli, że powinnam przyjechać na kilka dni do domu. Nie miałam siły się sprzeciwić. lundi, le 12 janvier Moja głowa opadła jeszcze niżej ku stołowi. Nie chciałam kubka parującej herbaty w dłoniach. Nie chciałam śniadanka. Matka westchnęła. Najwyraźniej zamierzała coś powiedzieć. 116 — Przynajmniej mam wrażenie, że każdy nieudany związek podnosi poprzeczkę dla następnego — bąknęłam. — Skarbie, nie boisz się, że pewnego dnia ta poprzeczka będzie tak wysoko, że nikt jej nie dosięgnie?
Gdybym miała siłę, żeby unieść głowę znad kubka, rzuciłabym jej najgorsze z moich spojrzeń. — Nawet nie wiem, dlaczego tak się stało — jęknęłam. — To znaczy wiem dlaczego, ale ogólnie dlaczego to nie wiem. Ojciec zaszeleścił gazetą i spojrzał na mnie z zatroskaniem. — Nie martw się, kochanie — rzekł. — On pewnie spotykał się z inną dziewczyną i tylko szukał powodu, żeby z tobą zerwać. — Bardzo mnie pocieszyłeś, dzięki. Może naprawdę było to pocieszające. Odebrałam przecież parę telefonów i parę SMS-ów, które dziwnie brzmiały. A kilka miesięcy wcześniej zdarzyło się coś poważnego. „Nigdy mnie nie zaskakujesz", mawiał Chłopak. Często to powtarzał. Zwykle kiedy dochodziło do drobnej sprzeczki, kiedy moje zdanie zderzało się z jego ego i pierwsze ostrzejsze słowo wypowiedziane przez którekolwiek z nas groziło, że wszystko rozpadnie się w proch. „Nigdy mnie nie zaskakujesz", mówił, a ja, spodziewając się, że za chwilę usłyszę listę moich Złych Postępków z Ubiegłego Roku, wychodziłam do drugiego pokoju i wyłączałam się: zamknięte drzwi, telewizor, toaleta, cokolwiek. Znałam już tę listę na pamięć. Był na niej krótki okres, w którym wróciłam do byłego chłopaka, a także mniej konkretne pozycje, na przykład to, że nie przedstawiam go przyjaciołom jako mojego chłopaka, tylko jako znajomego. Słuchawki na uszy. Godzina milczenia skłoni go do przeprosin. Pewnego ranka w grudniu byłam w ekspansywnym nastroju. Wschodziło słońce, a ja z przyczyn, których nie umiem określić, zbudziłam się razem z ptakami. Nigdy cię nie zaskakuję? Zobaczymy. Doszłam do stacji Kentish Town i poczekałam na pociąg jadący na południe. Do jego domu dotarłam taksówką. Powietrze było wilgotne 117 i pachniało solą. Jeszcze nie minęła dziewiąta. Tylne drzwi są zwykle niezamknięte na klucz, a ja nie chciałam budzić jego współlokatora. Podkradłam się do schodów i położyłam rękę na klamce pokoju Chłopaka. Przekręciłam. Nic. Przekręciłam mocniej. Dom z epoki regencji, czasem pogoda sprawia, że zamki się zacinają. Ale nie. Drzwi były zamknięte na klucz. Zapukałam. Już ściskało mnie w dołku. Usłyszałam jakieś szepty i skrzypienie łóżka. — Halo? — rozległo się z drugiej strony. To był jego głos. — To ja. — Och. — Znów stłumione głosy. — Hm, możesz mnie wpuścić?
— Zaczekaj w ogrodzie na tyłach. Wyjdę do ciebie. Ściskanie w dołku? Nie zostało po nim ani śladu. Za to mój żołądek ulokował się pośrodku gardła. — Co jest grane? — pisnęłam. — Możesz wyjść na zewnątrz? — zapytał Chłopak odrobinę głośniej. Z pokoju znów dobiegły jakieś szmery. — Nie — odparłam, podnosząc głos. — Wpuść mnie. — On wyszedł, bardzo szybko i mocno zamykając za sobą drzwi. Rzuciłam się w ich kierunku. Powstrzymał mnie bez trudu. — O rany, nie rób mi tego — rzekł, patrząc na mnie błagalnie. Nic z tego, pomyślałam. Ktoś tam jest. Ale nie było możliwości, żeby przemknąć się koło Chłopaka. Ruszył w dół po schodach, prowadząc mnie przed sobą, mimo że się szarpałam. — Co się, do cholery, dzieje?! — wrzasnęłam. Słyszałam, jak otwierają się inne pokoje w domu; współlokatorzy wychodzili, żeby zobaczyć, co się wyprawia. Chłopak zaciągnął mnie do kuchni. Tak, powiedział, jest tam dziewczyna. Przyjaciółka współlokatora. W rozkładanym zapasowym łóżku? Nie, w moim łóżku. Kim ona jest?! — wrzasnęłam. Nie rób mi tego, to krępujące, powtarzał. Nie rób mi tego. Ona jest sanitariuszką w wojsku. To przyjaciółka kolegi, ale nic się nie stało. 118 Takiego wała, nikt nie śpi w jednym łóżku i... O, nic na sobie nie masz pod tym szlafrokiem, prawda? Zanurkowałam do jego krocza. Faktycznie nic na sobie nie miał. — Zaufaj mi — powiedział błagalnie. — Idź do kawiarni na końcu ulicy. Później o tym porozmawiamy. — Zaufać ci? Czy ja mogę ci zaufać? Twarz mu się wydłużyła. Zaczął rzucać oskarżenia. Zagrał kartą dziwki. Wyrażenie „tracić fason" zawsze wydawało mi się nieprecyzyjne. Nie wiedziałam dokładnie, co oznacza. Tak samo jak inne z tej serii: „co ty powiesz!" albo „no i masz!", których nie sposób wyjaśnić, bo mają sens tylko w kontekście. To właśnie był kontekst. Straciłam fason. — Nigdy nie zastałeś mnie w łóżku z kimś innym. I nigdy nie zastaniesz. Czy to jest cena, którą płacę za szczerość? — Sama kopię sobie grób, pomyślałam. Nikt nie ceni prawdy, wszyscy wolą fałszywą wierność. Pieprzę się z innymi facetami za pieniądze i mówię Chłopakowi tyle, ile chce wiedzieć,
ale... Och. Och. Moje serce zawsze było na właściwym miejscu, tak myślę. Głowa przestała komunikować się ze mną werbalnie. Wyszłam. Dotarłam nad rzekę, poczekałam na otwarcie sklepów i kupiłam sobie torebkę żelków kokosowych. Poziom wody był wysoki, a wiatr rzeźbił na falach białe grzywacze. Mój telefon dzwonił i dzwonił — to był Chłopak. Kiedy wyłączyłam aparat, zostawił wiadomość. Do niczego nie doszło, zarzekał się od góry do dołu. To był spisek wspołłokatora, tego, który go nie lubi. Sanitariuszka (chuda blondynka — czekałam w krzakach dość długo, żeby zobaczyć, jak wychodzi — ale nieładna, nieładna) upiła się i usnęła w jego łóżku ubrana w bieliznę, a on był za bardzo zmęczony, żeby rozłożyć sobie zapasowe łóżko albo zejść na dół i położyć się na kanapie. Mniejsza z tym. Nie oddzwoniłam. Złapałam pociąg do domu i tego dnia przyjęłam trzy zlecenia. Później, pachnąc potem i lateksem, słuchałam Charlesa Mingusa i sączyłam port do bladego świtu. W ciągu kilku dni pogodziliśmy się dzięki SMS-om. 119 Siedziałam przy stole z moimi rodzicami z kubkiem zimnej herbaty w dłoniach. Tata zwinął gazetę i zostawił przy moim łokciu. Wracaj do domu, do pracy, uporaj się z tym, powiedziałam do siebie. mercredi, le 14 janvier Załatwiłam kilka sprawunków przed spotkaniem z klientem — byłam między innymi w banku — po czym ruszyłam w stronę hotelu w pełnym makijażu, kostiumie, w butach na obcasie. Kiedy przechodziłam koło parku, jakiś mężczyzna zatrzymał się na mój widok. — O mój Boże, pani jest taka piękna. Jest pani modelką? Terefere — czy ten tekst kiedykolwiek zadziałał? — Nie, pracuję tu niedaleko. — Myśl szybko: gdzie to jest niedaleko? — W Royal Albert Hali. — Nie mogłam wybrać bardziej nieprawdopodobnego miejsca, prawda? On: — Podoba się pani tam? Ja: — Jest całkiem przyjemnie. Ludzie, z którymi pracuję, są ciekawi. — Zatrzęsienie primadonn, prawda? — Tak. — Zerkam rzecz jasna na zegarek. — Umówiłam się z przyjaciółką na lunch, muszę uciekać. — Czy to są prawdziwe pończochy? — Oczywiście! — Jest pani zbyt piękna. Chciałbym panią gdzieś zaprosić. — Cóż, nigdy nic nie wiadomo. Do zobaczenia.
jeudi, le 15 janvier Wsadzanie sobie ręki staje się coraz łatwiejsze w miarę nabywania wprawy. Wśród tych, którzy woleliby patrzeć, niż dotykać — a jest ich mnóstwo — staje się to bardzo popularne. 120 Nie sądzę jednak, żeby jakiekolwiek ćwiczenia pozwoliły mi wetknąć sobie całą pięść w tyłek, choć zdarzył się ktoś, kto chciał zobaczyć, ile palców wsadzę tam, kiedy będzie mnie rżnął. Poczułam nabrzmiałą główkę jego kutasa przez cienką tkankę oddzielającą obydwa otwory i poruszyłam palcami, łaskocząc go w członek. Doszedł szybko, po chwili znów stwardniał i zrobiliśmy powtórkę. On (padając na plecy na łóżko po trzecim razie): — Kiedyś naprawdę byłem w tym lepszy. Ja (wciągając pończochy): — Co chcesz przez to powiedzieć? — Staruszek dał z siebie wszystko. Będę zdziwiony, jeśli stanie mi w ciągu miesiąca. — Jako kobieta nie mam o tym pojęcia, ale myślę, że spisał się na medal. — Poklepałam pomarszczony teraz kawałek ciała. — Dobra robota, ty tam. Odpocznij sobie, bo zasłużyłeś. — Ty naprawdę lubisz to, co robisz, prawda? — Chyba byłoby ciężko, gdybym nie lubiła. Moja wyobraźnia nie jest dość silna, żeby pozwoliła mi oderwać myśli od podwójnej penetracji. vendredi, le 16 janvier Popijaliśmy z N herbatę w moim mieszkaniu i słuchaliśmy radia. — No dobrze — mówi N — zostajesz porzucona na wyspie na południowym Pacyfiku. Możesz zabrać ze sobą pięć płyt. Które byś wzięła? — Dużo rocka, dużo bluesa. — Pomyślałam przez chwilę. — Prawdopodobnie co najmniej trzy płyty bluesowe. — Na bezludną wyspę, gdzie byłabyś sama ze sobą? Czy nie byłoby to zbyt przygnębiające? — Już jestem na bezludnej wyspie. Tylko że nie jest bezludna, za to zimna i mokra. — Pamiętaj, że masz jednego Piętaszka — rzekł N, klepiąc 121 ś Nie sądzę jednak, żeby jakiekolwiek ćwiczenia pozwoliły mi wetknąć sobie całą pięść w tyłek, choć zdarzył się ktoś, kto chciał zobaczyć, ile palców wsadzę tam, kiedy będzie mnie rżnął. Poczułam
nabrzmiałą główkę jego kutasa przez cienką tkankę oddzielającą obydwa otwory i poruszyłam palcami, łaskocząc go w członek. Doszedł szybko, po chwili znów stwardniał i zrobiliśmy powtórkę. On (padając na plecy na łóżko po trzecim razie): — Kiedyś naprawdę byłem w tym lepszy. Ja (wciągając pończochy): — Co chcesz przez to powiedzieć? — Staruszek dał z siebie wszystko. Będę zdziwiony, jeśli stanie mi w ciągu miesiąca. — Jako kobieta nie mam o tym pojęcia, ale myślę, że spisał się na medal. — Poklepałam pomarszczony teraz kawałek ciała. — Dobra robota, ty tam. Odpocznij sobie, bo zasłużyłeś. — Ty naprawdę lubisz to, co robisz, prawda? — Chyba byłoby ciężko, gdybym nie lubiła. Moja wyobraźnia nie jest dość silna, żeby pozwoliła mi oderwać myśli od podwójnej penetracji. vendredi, le 16 janvier Popijaliśmy z N herbatę w moim mieszkaniu i słuchaliśmy radia. — No dobrze — mówi N — zostajesz porzucona na wyspie na południowym Pacyfiku. Możesz zabrać ze sobą pięć płyt. Które byś wzięła? — Dużo rocka, dużo bluesa. — Pomyślałam przez chwilę. — Prawdopodobnie co najmniej trzy płyty bluesowe. — Na bezludną wyspę, gdzie byłabyś sama ze sobą? Czy nie byłoby to zbyt przygnębiające? — Już jestem na bezludnej wyspie. Tylko że nie jest bezludna, za to zimna i mokra. — Pamiętaj, że masz jednego Piętaszka — rzekł N, klepiąc 121 mnie w stopy. Zasnęliśmy razem na kanapie, słuchając Roberta Johnsona. - samedi, le 17 janvier Oto kilka moich ulubionych rzeczy (o które klienci nigdy nie proszą): • Przeżywanie prawdziwego orgazmu — dlaczego mieliby o to prosić? Ktoś, kogo przed chwilą poznałam, kto nie zna mapy mojego ciała, potrzebowałby na to całej ery geologicznej, a jego język musiałby mieć siłę przemysłowego pasa transmisyjnego. Oczywiście udaję, kiedy mnie o to proszą. • Szklane kulki: bez porównania lepsze od kauczukowych, przeznaczonych do zabaw erotycznych. Tańsze od szklanych penisów. Łatwo je dopasować do wielkości i napięcia otworu. Dźwięk, jaki wydają przy wychodzeniu, jest równie uroczy jak zmiana temperatury.
• Erotyczne zabawy z jedzeniem: nigdy nie poproszono mnie, żebym zlizała z kogoś czekoladę albo żeby ktoś zlizał ją ze mnie. Ale prywatnie lubię o sobie myśleć jako 0 apetycznie udekorowanym talerzu (uwaga: nie dotyczy to wkładania w otwory ciała warzyw, których później i tak się zresztą nie je). • Przychodzenie na spotkanie w normalnym ubraniu: seks z przypadkowym partnerem jest super. Przypadkowy seks z kobietą, która wygląda na przypadkowo spotkaną, jest jeszcze lepszy. Poza tym jestem bardzo leniwa. • Kąpanie klienta po seksie: lubię namydlać męskie ciało, pełne uległości klękanie i przesuwanie dłońmi po kolumnach nóg, łagodne podnoszenie i mycie najpierw jednej stopy, potem drugiej. Uwielbiam wycierać mężczyznę: wyobrażam sobie, co chciałabym osuszyć najpierw (twarz 1 włosy), co wymaga łagodnego oklepywania (pachy i ge-122 nitalia) i co może zostać zapomniane (zgięcia pod kolanami, miejsce między łopatkami). Ale wielu klientów chce myć mnie, więc być może działają pod wpływem tego samego pragnienia. • Męska mineta: robię to po dokładnym wymyciu gorącą wodą z mydłem. Masz wrażenie, jakbyś chciała wcisnąć się w zaciśnięte usta. To wyzwanie, a najmniejszy ruch językiem pozwala wniknąć głębiej niż gdziekolwiek indziej. To taka minimineta. Tę prawdziwą natomiast robią mi ciągle, więc naprawdę nie powinnam narzekać. • Udawanie zwierzęcia: coś każe mi wyobrażać sobie, że będą tego chcieli. A nie chcą. • Naśladowanie postaci z Simpsonów: nie ma to nic wspólnego z seksem, ale jestem w tym całkiem dobra — najlepiej wychodzi mi Milhouse i Facet z Komiksu. Kto wie, może poznam mężczyznę fetyszystę, miłośnika Party i Selmy, i wtedy mój okręt naprawdę wypłynie na szerokie wody. Ale dzisiaj mam randkę. Prawdziwą randkę z kimś, kto używa mojego prawdziwego imienia i dzwoni na mój prywatny numer. Niewykluczone, że jest hologramem, ale na razie nie mogę tego wiedzieć na pewno. dimanche, le 18 janvier Od wieków nie miałam prawdziwej Pierwszej Randki. To znajomy N, który zapewnił nam konwersacyjną trampolinę, a ja szybko wpadłam w sidła jego urody, głosu i poczucia humoru. Zaskoczyło mnie, że flirtując z kimś, czuję się tak samo nieporadna i niezręczna jak zawsze. Czy denerwowałam się, zostawiając mu wiadomość na sekretarce? Tak. Czy zastanawiałam się, co włożyć? Tak. Czy obsesyjnie rozmyślałam o szczegółach, co kilka minut wpisując jego nazwisko w Google? A jakże. Czy moje serce biło szybciej, gdy widziałam e-maila albo SMS-a od niego? Jasne. 123 Wyszliśmy więc — szczegóły są bez znaczenia — i rozmawialiśmy, raz po raz aluzyjnie nawiązując do siebie i do tego, że wydajemy się sobie atrakcyjni. Wciąż patrzyłam na jego dłonie, kiedy zdawało mi się, że tego nie widzi. On też musiał patrzeć na
moje, bo nagle, siedząc w pociągu, trzymaliśmy się za ręce (Boże drogi, trzymaliśmy się za ręce), a on badał językiem rowki między moimi palcami (lekki dreszcz); ja położyłam głowę na jego ramieniu (tak, pasowała doskonale), a on wąchał moje włosy (o tak, proszę). A potem wzięliśmy i wszystko spieprzyliśmy, pieprząc się. Może to była lampka wina lub trzy. Może muzyka akurat w tym rytmie, który sprawił, że zakręciło mi się w głowie. Ale zrobiłam to, czego nie powinnam była robić: prosto od przytulania i całowania przeskoczyłam w tryb dziwki. I biedak musiał przejść przez wszystko. Ciche piski. Opaski na nadgarstkach. Rżnięcie na całego, pot, trzęsienie łóżka, od którego budzą się wszyscy sąsiedzi, gardłowe jęki, świntuszenie do ucha, twarz w krocze, wal-mnie-skarbie-aż-do-końca. Usnął zaraz potem, ale ja wiedziałam, co się stało. Odbyłam gorący, lecz całkowicie bezduszny stosunek z mężczyzną, którego — aż do tej chwili — chciałam częściej widywać. Jest takie powiedzenie, że nie trzeba kupować krowy, jeśli można kupić samo mleko — znacie je? Obudził się wcześnie i ubrał. Odprowadził mnie na dworzec, złapałam pierwszy pociąg. Nie mogłam na niego spojrzeć i czułam się jak totalna kretynka. Zakonotować sobie: nigdy nie chodź do łóżka na pierwszej randce. lundi, le 19 janvier Dziś w nocy śnił mi się Chłopak. To było w jakiejś restauracji z barem i tunelem do podziemnego świata, mieszczącej się w ruinach budowli sakralnej z placem zabaw na tyłach (nie sposób tego wyjaśnić, sny zawsze 124 takie są); piłam drinka z cycatą dziewczyną z siłowni. Rozmawiałam z Cycatą o końcu mojego romansu, a ona zapytała 0 nazwisko Chłopaka. Powiedziałam imię. A ona na głos wypowiedziała nazwisko. „O, więc wy się znacie?". Właśnie miałam zadać to pytanie, kiedy odwróciłam się i zobaczyłam, że Cycata zwraca się wprost do niego. Był tam ze swoją nową dziewczyną, znaną gwiazdą porno. Wyobraźcie sobie mój dyskomfort, gdy Cycata i Chłopak witali się wylewnie. Uśmiechnęłam się do gwiazdy porno, która nie wiedzieć czemu była goła. Później szliśmy z Chłopakiem w górę po trawiastym zboczu do placu zabaw; zatrzymałam się 1 położyłam, a on położył się obok. Powiedział, że za mną tęsknił, tęsknił do rżnięcia mnie. Poczułam, że twardnieje i wsuwa się między moje uda.
— Nie możesz — powiedziałam. A on wsunął się na centymetr. W tej samej chwili gwiazda porno (wyjątkowo tępi powinni wiedzieć, że ona nie spotyka się w prawdziwym życiu z moim byłym, to był tylko sen), wciąż nie wiedzieć czemu goła, usadowiła się przede mną tyłem. Nurkuję. Mówi mi, że nie lubi bezpośredniej stymulacji łechtaczkowej. Ocieram się o nią przez kapturek i liżę wewnętrzne wargi. Chłopak dosiada mnie z tyłu. Obudziłam się na wpół owinięta w kołdrę. Nie miałam orgazmu. Nie mogę przestać myśleć o jego dłoniach... O jego włosach pod moimi palcami. O zapachu skóry na jego plecach w czasie lata. mar di, le 20 janvier Mówią, że kiedy już pada, to leje jak z cebra, ale czy istnieje powiedzenie na odwrotną sytuację? Na przykład: „Kiedy już jest sucho, to jak na pustyni"? 125 Ostatnio klienci zamawiający mnie marnowali mój czas i zmieniali zdanie. W tej pracy zawsze jest trochę takich —jak ten, który chciał zamówić całą noc, ale nie zadzwonił do menedżerki po zameldowaniu się w hotelu. Więc choć znałam jego imię, nie zamierzałam obchodzić wszystkich pięter i pukać do każdych drzwi. Możecie to sobie wyobrazić? „Zamawiał pan służbę hotelową? Nie? Wobec tego spróbuję w następnym pokoju...". Kilka dni później skontaktował się z agencją, żeby przeprosić. Podobno nie zapisał naszego numeru i nie mógł zadzwonić po raz drugi. Jasne. Kiedy indziej znów ja odwołuję spotkanie. Robię się nerwowa, gdy ktoś zmienia miejsce i czas więcej niż jeden raz. Zbyt wiele specjalnych życzeń też budzi moją czujność. Odpicowanie się w określony sposób—w porządku. Przebranie się za siedemdziesięcioletnią babkę i przyniesienie ze sobą piankowej wyściółki do trumny — nie. Precyzyjnie nastawiony na świrów radar to nieodzowna część tego biznesu. Jeśli chodzi o bezpieczeństwo, moje zajęcie znajduje się gdzieś pomiędzy pracą kontrolera rdzeni nuklearnych i żywego manekina treningowego drużyny rugby. Z tą różnicą, że ja nie mam ani skafandra, ani butów z kolcami. Nauczyłam się też nie ufać zamówieniom składanym z po-nadtrzydniowym wyprzedzeniem, bo tacy faceci prawie nigdy nie dzwonią, żeby zweryfikować szczegóły spotkania. Z początku wyobrażałam sobie, że mój kalendarz roboczy zapełni się na kilka tygodni naprzód. Ale najbardziej wiarygodne wezwania pojawiają się z wyprzedzeniem od sześciu do dwunastu godzin, nawet od stałych klientów. Zdaje się, że im dłużej faceci o tym myślą, tym większe mają poczucie winy. Albo postanawiają rozwiązać problem metodą zrób to sam. Egzemplarz „Sunday Sport" nie zrobi ci loda ani nie podrapie po plecach, ale można go kupić w najbliższym kiosku za mniej niż funta. Byle jakie wymówki, odwołania wizyt, agresywni pacjenci, niestosujący się do zaleceń. Teraz wiem, jak się czuje lekarz domowy. 126
Na szczęście czterej A zjechali na kilka dni. Cytuję naszą rozmowę: A 2: — Więc co jutro robimy? A1: — Po pierwsze, z samego rana trzeba będzie kupić butelkę whisky. Lepszego towarzystwa nie można znaleźć, przysięgam. mercredi, le 21 janvier N przygotowuje się do pierwszej rocznicy zerwania. Jestem przekonana, że aby ból ustał, musi minąć tyle samo czasu, ile trwał związek, co oznacza, że powinien to mieć za sobą jakieś dziewięć miesięcy temu. Jego dziewczyna była lekkomyślną smarkulą. Nigdy nie sądziłam, że im się uda. Miałam rację, ale o takich rzeczach nie rozpowiada się znajomym zaraz po fakcie. Oto przykład: Wysłałem jej kartkę świąteczną i urodzinową, a ona nawet nie puściła mi SMS-a. Myślę sobie: No pewnie, głupolu. Teraz jest już może żoną magnata naftowego i ma stadko dzieci. A mówię: — Jak ona śmie. To absolutnie nie w porządku. N bardzo wysoko ceni swoje byłe. Naturalnie nie mam mu tego za złe. Jak najwięcej moich znajomych powinno używać określenia „godna pomnika". W związku z tym, że była nie ma ochoty się z nim skontaktować, N rozpamiętuje wszystkie inne nieśmiertelne ukochane, z którymi skrzyżowały się jego drogi — to się nazywa wysoki współczynnik wierności. Zaczęło się w zeszłym miesiącu od jego Pierwszej. Dzwonili do siebie przez parę tygodni. N był naprawdę uroczy. Rozmowy z nią przywoływały mnóstwo wspomnień: jak się poznali i zalecali do siebie w sekrecie przez kilka lat. Dlaczego nie chciała wyjść za mąż ani mieć dzieci. Ostatnie spotkanie i smutne, pełne napięcia, ostateczne rozstanie. Uwielbiam wzruszającą namiętność tak jak każdy. A ciekawe historie jeszcze bardziej. 127 Na szczęście czterej A zjechali na kilka dni. Cytuję naszą rozmowę: A 2: — Więc co jutro robimy? A 1: — Po pierwsze, z samego rana trzeba będzie kupić butelkę whisky. Lepszego towarzystwa nie można znaleźć, przysięgam. mercredi, le 21 janvier N przygotowuje się do pierwszej rocznicy zerwania. Jestem przekonana, że aby ból ustał, musi minąć tyle samo czasu, ile trwał związek, co oznacza, że powinien to mieć za sobąjakies dziewięć miesięcy temu. Jego dziewczyna była lekkomyślną smarkulą. Nigdy nie sądziłam, że im się uda. Miałam rację, ale o takich rzeczach nie rozpowiada się znajomym zaraz po fakcie. Oto przykład: Wysłałem jej kartkę świąteczną i urodzinową, a ona nawet nie puściła mi SMS-a. Myślę sobie: No pewnie, głupolu. Teraz jest już może żoną magnata naftowego i ma stadko dzieci. A mówię:
— Jak ona śmie. To absolutnie nie w porządku. N bardzo wysoko ceni swoje byłe. Naturalnie nie mam mu tego za złe. Jak najwięcej moich znajomych powinno używać określenia „godna pomnika". W związku z tym, że była nie ma ochoty się z nim skontaktować, N rozpamiętuje wszystkie inne nieśmiertelne ukochane, z którymi skrzyżowały się jego drogi — to się nazywa wysoki współczynnik wierności. Zaczęło się w zeszłym miesiącu od jego Pierwszej. Dzwonili do siebie przez parę tygodni. N był naprawdę uroczy. Rozmowy z nią przywoływały mnóstwo wspomnień: jak się poznali i zalecali do siebie w sekrecie przez kilka lat. Dlaczego nie chciała wyjść za mąż ani mieć dzieci. Ostatnie spotkanie i smutne, pełne napięcia, ostateczne rozstanie. Uwielbiam wzruszającą namiętność tak jak każdy. A ciekawe historie jeszcze bardziej. Później N załatwił spotkanie z Pierwszą sam na sam i jego reminiscencje zmieniły odcień z różanych na otwarcie erotyczne. Od romansu z nią nigdy nie miał kobiety z większymi piersiami. Wspominał potem, jak nauczyła go wszystkiego, co mężczyzna powinien wiedzieć o stosunkach oralnych. Jak reagowała na smak spermy. I tak dalej. — Boże, jeśli mi pozwoli, będzie cudownie znów ją mieć. Tylko raz, na cześć dawnych czasów. Myślę sobie: Nie przyjęłabym ani jednego z byłych. Jestem tego pewna w dziewięćdziesięciu pięciu procentach. Przeważnie. Zależy od tego, z której strony wiatr wieje. A mówię: — Wspaniały pomysł, skarbie. Założę się, że byłoby jeszcze lepiej niż kiedyś. — Chcesz powiedzieć, że one sąjeszcze lepsze niż kiedyś? — pyta, obmacując w powietrzu wyimaginowane krągłości. — Oczywiście. To właśnie miałam na myśli. N spojrzał na mnie i uśmiechnął się. — Więc jeśli uda mi się zaciągnąć ją do łóżka, zrobiłabyś z nami trójeczkę? Myślę sobie: Nie ma mowy, skarbie. Ona nigdy się nie zgodzi, a nawet gdyby się zgodziła, ja bym odmówiła. A mówię: — Spróbuj, milasku. Im więcej nas do zabawy, tym weselej! N otacza mnie ramieniem i oświadcza: — Jesteś najlepszą babką pod słońcem, wiesz? Przez jakiś czas na szczęście będzie w to wierzył. Z wiarygodnego źródła wiem, że największą poufałością, na jaką pozwoliła mu jego Pierwsza, było niezręczne przytulenie się na koniec. Może dalej myśleć, że jestem erotyczną świętą, i nigdy nie zostanie to poddane próbie. jeudi, le 22 janvier — Skarbie, czy możesz zapisać kogoś na popołudnie? Lakierowałam sobie paznokcie i czułam się podle.
128 — Nie. Obawiam się, że to ten czas w miesiącu. — Podejrzewam, że menedżerka albo nie zwraca uwagi na nasze cykle, albo jest zbyt grzeczna, by zarzucić mi oczywiste kłamstwo. Tylko że tym razem ta wymówka nie była kłamstwem. Była kłamstwem, kiedy posłużyłam się nią przed dwoma tygodniami. — Ten facet jest baaardzo bogaty — mówi menedżerka. — I ciągle o ciebie pyta. — Nie mogę — warknęłam, zastanawiając się, gdzie u licha posiałam nurofen, i nad innymi, boleśnie ważniejszymi rzeczami. Na przykład, jak nie rozmazać lakieru przy czytaniu gazety. — Wątpię, czy chciałby mieć krew na prześcieradle. — Dzwonił z hotelu. — W hotelu też pewnie nie chcieliby krwi na pościeli. — Kochanie, innym dziewczynom mówię zawsze, że wystarczy odrobina gąbki. Odrobina gąbki? — Odrobina gąbki? — Co to ma być: jakaś aluzja do chorych wyobrażeń o antykoncepcji z lat dziewięćdziesiątych czy może śliska zachęta do nurkowania po gąbkę w morzu? — Kochanie, po prostu odcinasz kawałeczek czystej gąbki i wkładasz sobie do... — Chyba wiem, do czego to zmierza. — Wzdrygnęłam się. Kiedyś, dawno temu, zdarzyło mi się zapomnieć wyjąć tampon przed stosunkiem i nie pali mi się do powtórki. Myśl o tym, że ktoś może się dobijać do mojej szyjki macicy, podczas gdy ja myślę o tym, jak mi się uda wydobyć z niej potem kawałek syntetycznej gąbki i czy aby nie wyląduję z tego powodu na pogotowiu, nie wydawała mi się szczególnie kusząca. A jeśli on ma nadzieję, że będzie mógł zanurzyć głęboko palce w moich zakamarkach? — Powinien wytrzymać godzinę. Kiedy na inne dziewczęta przychodzi ten czas, nigdy nie zapisuję ich na dłużej niż godzinę. Nic ci nie będzie, kochanie. Miała rację, oczywiście, choć trochę niezręcznie byłoby wyjaśniać komuś, kto znalazłby się w mojej łazience, dlaczego gąbka ma urwany róg. Jeśli zaś chodzi o wypadnięcie tego kawałka gąbki, to żaden klient nigdy nie dotarł tak głęboko, żeby mu zagrozić. vendredi, le 23 janvier Ku mojemu zaskoczeniu zadzwonił Randko wy. Okazuje się, że moje wyrzuty sumienia były nie do końca uzasadnione: nie zadzwonił, bo był na rajdzie pieszym gdzieś na północy i po prostu nie mógł. Nie będę się więcej rozwodzić nad chirurgicznym cięciem, które mu zafundowałam. Uśmiechnęłam się, słysząc jego głos. Może jednak warto to pociągnąć. Zaprosił mnie do teatru. Niestety, wieczory lubię sobie rezerwować na pracę, a ostatnio nie miałam
przesadnej nadwyżki na koncie. To pewnie przez ten okropny zwyczaj wydawania całej forsy na drobiazgi. Odmówiłam grzecznie, ale powiedziałam, że musimy się spotkać w tym tygodniu. — Możesz mnie puścić kantem, nie obrażę się — odparł. — Nie, ależ skąd. Naprawdę chcę się z tobą zobaczyć jak najszybciej. — Nie każdy facet chce cię zabrać do miasta, skoro wie, że może cię zaliczyć bez takich ceregieli. Większość uzna seks na pierwszej randce za zachętę do tego, żeby na wszystkich kolejnych randkach otwierać butelkę jabłecznika i oglądać w telewizji wyścigi samochodowe. Podejrzewałam jednak, że ten jest milszy, o wiele milszy. — Obiecujesz? — spytał. Słyszałam, że się śmieje. — Na bank — odrzekłam także ze śmiechem. samedi, le 24 janvier Trwają obchody chińskiego Nowego Roku. Nie wiedziałabym tego, ale dzisiaj, kiedy wychodziłam po spotkaniu, klient 130 gąbka ma urwany róg. Jeśli zaś chodzi o wypadnięcie tego kawałka gąbki, to żaden klient nigdy nie dotarł tak głęboko, żeby mu zagrozić. vendredi, le 23 janvier Ku mojemu zaskoczeniu zadzwonił Randko wy. Okazuje się, że moje wyrzuty sumienia były nie do końca uzasadnione: nie zadzwonił, bo był na rajdzie pieszym gdzieś na północy i po prostu nie mógł. Nie będę się więcej rozwodzić nad chirurgicznym cięciem, które mu zafundowałam. Uśmiechnęłam się, słysząc jego głos. Może jednak warto to pociągnąć. Zaprosił mnie do teatru. Niestety, wieczory lubię sobie rezerwować na pracę, a ostatnio nie miałam przesadnej nadwyżki na koncie. To pewnie przez ten okropny zwyczaj wydawania całej forsy na drobiazgi. Odmówiłam grzecznie, ale powiedziałam, że musimy się spotkać w tym tygodniu. — Możesz mnie puścić kantem, nie obrażę się — odparł. — Nie, ależ skąd. Naprawdę chcę się z tobą zobaczyć jak najszybciej. — Nie każdy facet chce cię zabrać do miasta, skoro wie, że może cię zaliczyć bez takich ceregieli. Większość uzna seks na pierwszej randce za zachętę do tego, żeby na wszystkich kolejnych randkach otwierać butelkę jabłecznika i oglądać w telewizji wyścigi samochodowe. Podejrzewałam jednak, że ten jest milszy, o wiele milszy. — Obiecujesz? — spytał. Słyszałam, że się śmieje. - Na bank — odrzekłam także ze śmiechem.
samedi, le 24 janvier Trwają obchody chińskiego Nowego Roku. Nie wiedziałabym tego, ale dzisiaj, kiedy wychodziłam po spotkaniu, klient 130 podarował mi dwa owinięte w złotko ciasteczka szczęścia. Nie uważałam ciasteczek za coś szczególnie mocno związanego z tradycją, ale podobała mi się myśl, że przypadkowo wybrany skrawek papieru może być kluczem do czyjejś przyszłości. Nie wydaje się to jednak dalsze od prawdy niż czytanie przyszłości z fusów. Napis na pierwszej karteczce brzmiał: „W przyszłym tygodniu odbierzesz radosny telefon". To mnie ubawiło. Czy chodziło o tydzień po wydrukowaniu napisu, tydzień po otwarciu ciastka, czy może ogólnie „przyszły tydzień"? Jakiś pedant mógł dzięki temu utrzymywać, że jeśli obiecany radosny telefon nie ziści się między dniem dzisiejszym a dwudziestym dziewiątym stycznia, to musi chodzić o następny tydzień. Na drugiej karteczce znalazłam napis: „W przyszłym roku wystąpisz w telewizji". To brzmiało o wiele groźniej (jasna cholera, mam nadzieję, że nie wystąpię w żadnej telewizji), a poza tym budziło te same wątpliwości, co pierwsza wróżba. Jeśli nie wystąpię w telewizji w Roku Małpy, to bez wątpienia zdarzy się to w Roku Koguta (Napalonego). Powody są nieistotne, ale mam wielką nadzieję, że wystąpię w telewizji w Roku Koguta. dimanche, le 25 janvier Osobliwym efektem ubocznym tej pracy jest wyczulenie na osobisty zapach. Zwykle nie biorę prysznica od razu po spotkaniu. Jest jeden stały klient, który kąpie mnie u siebie z użyciem gąbki i mydła migdałowego, ale zwykle robię to dopiero po powrocie do domu. Zdarza się, że idąc do taksówki albo wchodząc po schodach, czuję czyjąś woń. Nie jest to woń seksu, ale po prostu zapach czyjejś skóry, włosów lub kremu do rąk, który przeszedł na 131 moją skórę lub ubranie. Czasem miesza się z moim własnym zapachem i wiem, że gdy tylko się rozbiorę, zacznę wąchać moje rzeczy. Czy przypomnę sobie tych mężczyzn, kiedy znów poczuję ich woń? Powiadają, że zapach najsilniej ze wszystkich zmysłów związany jest z pamięcią. A także najbardziej zaniedbywany. Jest tak efemeryczny. Mocne zapachy szybko męczą, lecz nie można się nawąchać kuszącej woni kojarzącej się z przyjemnym wspomnieniem.
Chłopak pachniał mocno, ale nie nieprzyjemnie. Pocił się niewiarygodnie. Kiedy podnosił się po dłuższej sesji w sypialni, z jego klatki piersiowej i pleców spływały krople potu. Zapach był lekki, smak słony; czasem wylizywałam go do sucha. Nawet odrobina pettingu sprawia, że na j ego plecach poj awiaj ą się krople potu. Jedno dotknięcie i dłonie mu wilgotnieją. Przysięgał na wszystko, że jestem jedyną kobietą, która tak na niego działa. Żartowałam, że musi być częściowo psem, sapiącym zwierzakiem. Przechodząc przez ulicę, poczułam wodę kolońską, z pewnością tę samą, której używał psychoanalityk. Pamiętam, jak dotykałam gładkiej zielonej fiolki w jego łazience. Pewnego ranka włożyłam parę butów, które w niewytłumaczalny sposób przypominały mi klienta poznanego w tym samym tygodniu. Czy myślałam wtedy: „Ten mężczyzna pachnie skórą, starymi tenisówkami, przepoconymi skarpetami?". Nie. Ale zapach był bardzo podobny i przed lunchem musiałam zdjąć buty, bo nie mogłam przestać myśleć o pracy. Były to jednak niedawne przypadki, nie mogły dotyczyć pamięci długotrwałej. Czasem czuję, że przechodzi obok mnie mężczyzna pachnący jak Al. Tak długo byliśmy przyjaciółmi, że nasza zażyłość wydaje się pochodzić z dawnej epoki. On pachniał gorącym piaskiem. Zawsze kusi mnie, żeby podążyć za tymi ludźmi, dokądkolwiek zmierzają. Złapać za łokieć, nim znikną w tłumie na stacji metra, albo napisać liścik i wsunąć do kieszeni. Chcę wiedzieć, jakiego zapachu używają. Zapytać, kto im dał prawo pachnieć jak sam seks. 132 lundi, le 26 janvier N ma przyjaciółkę, Angel, która też jest pracującą dziewczyną. Widuję ją od czasu do czasu, włóczymy się po tych samych lokalach. Zawsze podziwiałam jej figurę, ale nigdy jej tak naprawdę nie pragnęłam. Wszelkie zaokrąglone kobiece linie zostały wyklęte na rzecz szczupłych ud i doskonałego tyłka. Angel jest rzeźbionym cudem — same długie nogi i długie włosy, jest tak wymodelowana, że zostało z niej tylko tyle ciała, ile jest niezbędne do życia. Nie byłaby to najgorsza rzecz na świecie, obudzić się pewnego dnia w jej ciele, odzianym w ciuchy od Versacego. Ale dążenie do osiągnięcia takiej figury prawdopodobnie byłoby najgorszą rzeczą na świecie. Parę dni temu wyskoczyłam wieczorem do lokalu, a tam wymknęłam się do łazienki, żeby poprawić usta. Na moje nieszczęście był to jeden z tych ultranowoczesnych przybytków z umywalką w kształcie koryta, gdzie woda pryska wszędzie, i zbyt wąskim lustrem oświetlonym niewyraźnie od spodu, w którym widać tylko miejsce pomiędzy obojczykiem i podbródkiem. Nikt nie wygląda w takim lustrze korzystnie. Upewniwszy się, że toaleta została zaprojektowana przez mizoginistę, odwróciłam się i zobaczyłam, że Angel siedzi w kucki na podłodze i płacze. Niewiele brakowało, a bym się nie zatrzymała. Angel jeszcze mnie nie zauważyła. Ale widok wątłych, unoszących się w szlochu ramion sprawił, że nie mogłam odejść.
— Dobrze się czujesz? — szepnęłam, przykucając obok. Opowiedziała mi wszystko wśród szlochów i jąkania się: o kłopocie z mężczyzną, potem o problemach rodzinnych, o niedawnym zabiegu chirurgicznym, który się nie udał, następnie o przyczynie zabiegu. Okazało się, że Angel padła ofiarą napaści, o której było głośno przed paroma laty. Właśnie mijała jego rocznica. — To byłaś ty? — Skinęła głową. — Tak mi przykro. 133 Pokazała mi blizny po zabiegu chirurgicznym, tuż pod linią włosów. Przytuliłam ją delikatnie. Opowiedziałam jej 0 moich ostatnich kilku latach, o utracie nadziei na lepszą przyszłość i o tym, że czasem człowiek czuje się jak korek ciskany przez ocean. O tym, że gdy ktoś ci mówi, żebyś się pozbierała i robiła dobrą minę, często tylko pogarsza sprawę. Tak, świat naprawdę jest niesprawiedliwy. Tak, nieszczęścia są na nas zsyłane, żeby nas sprawdzić. Nie musisz przez cały czas się uśmiechać. Powiedziałam, że to nie była jej wina. Siedziałam tam prawie godzinę; kobiety wchodziły, wychodziły, mijały nas. Potem Angel wstała, wygładziła ubranie 1 przeczesała szczotką włosy. I choć nie spodziewałam się, że to będzie początek czegoś pięknego między nami, pomyślałam, że może połączyła nas nić porozumienia. Nie będziemy kumpelkami oglądającymi telewizję w piątek wieczorem i zajadającymi czekoladki. Ale zdawało mi się, że uda nam się nawiązać kontakt bez słów. Czasem skiniemy sobie głową przez długość sali w pubie. Coś w rodzaju dwuosobowej wspólnoty kobiet. Spotkałam się z nią znowu wczoraj wieczorem. W innym klubie, w innej łazience. Powiedziałam cześć, a ona totalnie puściła mnie kantem. Pobiegłam prosto do N, zraniona takim potraktowaniem. — Taak — rzekł. — Poświęcałbym jej więcej czasu, ale ona w ciągu dziesięciu sekund potrafi zmienić się z potrzebującej w niedotykalską i nigdy nie wiadomo, na co się trafi. mardi, le 27 janvier Zadzwoniłam do menedżerki, żeby omówić grafik pracy. Za bardzo chichotała, żeby móc rozmawiać, co zupełnie nie pasowało do jej wschodnioeuropejskiej, lodowatej fasady superlaski. 134 — Mm, nic ci nie jest? — Może przyłapałam ją w złym momencie albo na radosnym chłostaniu biczem opieszałych klientów.
— Skarbie, słyszałaś zespół Darkness? — Tak? — Oni mnie po prostu rozwalają. Są tacy śmieszni. — Tak, na swój sposób. — Może jestem za bardzo arbitralna, ale uważam, że ktoś, kto wygląda jak bękart Roberta Planta i Steve'a Perry'ego spłodzony z dentystką Austin Powers, nie ma czego szukać wśród gwiazd rocka. — Mogę wziąć sobie wolne poniedziałki i środy wieczorem aż do odwołania? — Oczywiście, kochanie. Weź sobie tyle wolnego, ile chcesz. — Nagle drżącym głosem zaczęła podśpiewywać „Zabierz ręce od mojej kobiety", lecz jej falset rażąco odbiegał od stratosferycznej wysokości oryginału. Mam szczerą nadzieję, że nie pląsała wtedy w wysokich skórzanych kozakach i kombinezonie. Ale ceny biletów na takie przedstawienie byłyby niebotyczne (jeśli jej występ już nie stał się stałym punktem programu klubu Spearmint Rhino w Las Vegas). Ktoś zapytał ostatnio, jakich usług bym nie wykonała, a mnie nic nie przychodziło do głowy. Teraz na pierwsze miejsce na liście trafiło „naśladowanie owada z miejscowości Lowestoft, udającego Freddiego Mercury'ego". mercredi, le 28 janvier Wczoraj wieczorem zaprosiłam do siebie przyjaciół, nie tyle na świętowanie, lecz po to, by opróżnić spiżarnię z butelek, które plątały się tam od niepamiętnych czasów. Zadzwoniłam do paru osób, wysłałam kilka e-maili, wszystko na ostatnią chwilę. Na szczęście lokum panny Jour jest wystarczająco duże, by pomieścić kilkanaście osób, które uznały, że warto przyjść; nikt nie musi wspinać się na dach. Byłoby mi diabelnie głupio, gdybym musiała kogoś tam wysłać w taką pogodę. 135 W pewnej chwili, podczas dyskusji o malarstwie renesansowym we Włoszech i w Niderlandach ktoś wspomniał, że w Royal Academy trwa wystawa zdjęć kobiet opryskanych spermą. Jeśli tak, to jestem tam duchem. O trzeciej rano zostałam z dwoma zawianymi, lecz bardzo chętnymi do pomocy gośćmi, którzy pozbierali naczynia i szklanki, a później załadowali wszystko do zmywarki i wyprosili kota sąsiada. Z pewnością jednak nie byli w odpowiedniej formie, żeby usiąść za kierownicą. Należało wydać dyspozycje, gdzie kto śpi. Niestety, niedobitkami byli N oraz Randkowy, z którym się przespałam, doprowadzając do katastrofy. Trzymaliśmy się strzępów rozmowy, aż zrobiło się za późno na cokolwiek innego. N najwyraźniej nigdzie się nie spieszył, podobnie jak Randkowy; podejrzewam, że znów chciał zostać ze mną sam na sam. Moja zwykła pora chodzenia spać już dawno minęła i miałam nadzieję, że któryś zrezygnuje, ale oni nie dawali za wygraną. — W łóżku mieszczą się dwie osoby — oznajmiłam — a że nas jest troje, jakaś nieszczęsna dusza będzie musiała przytulić się do kanapy.
Spojrzeli na siebie, a później na mnie. Żaden nie zgłosił się na ochotnika do kanapy. Ani do łóżka. — Widzę, chłopcy, że obaj jesteście wysocy, więc może położycie się w łóżku? Tylko ja jestem dość niska, żeby przespać się tutaj bez kłopotu. — Znów żadnego odzewu. — I proszę się nie pchać na ochotnika. Upłynęła kolejna minuta, w czasie której próbowałam rozszyfrować sygnalizację brwiami, jaką uskuteczniali. — Ja wezmę kanapę — zaofiarował się Randkowy. Przebraliśmy się w łazience, a potem przyniosłam kołdrę i dwa koce. Randkowy je rozłożył. — W nocy będzie zimno — ostrzegłam. — Nie skorzystasz z kołdry? Wzruszył ramionami. 136 — Zostaw ją na wszelki wypadek. N i ja poszliśmy do sypialni. N zamknął drzwi. — Nie zamykaj — powiedziałam szeptem. — Pomyśli, że uprawiamy seks. — Otworzyłam szeroko drzwi. — Czemu się tym przejmujesz? Zresztą on już pewnie usnął. Nie wiem, czemu się przejmowałam. Po prostu zamknięcie drzwi wydawało mi się złym pomysłem. Obudziłam się po kilku godzinach z ustami zaschniętymi od nadmiaru alkoholu. Zeszłam do kuchni po szklankę wody. Randkowy leżał skulony na kanapie. Przykrył się kołdrą i wyglądał tak, jakby naprawdę było mu zimno. Przyniosłam z sypialni baranią skórę i owinęłam mu nogi. Nie obudził się. jeudi, le 29 janvier Ludzie są albo bardziej ufni, niż się tego po nich spodziewam, albo ja wydaję się bardziej godna zaufania, niż jestem. Ostatnio skutecznie urobiłam właścicielkę domu, żeby przeprowadziła mały remont w moim mieszkaniu. Pod pretekstem, że większość sprzętów kuchennych i tak trzeba wymienić, zorganizowałam frontalny atak na ten matecznik perkalu. Mam nadzieję, że operacja zakończy się pogańskim rytuałem radosnego spalenia wszystkich uroczych makatek od Colefaksa i Fowlera. A tymczasem mam w domu drobne zakłócenia. Nie takie, które uniemożliwiają życie, tylko je lekko utrudniają. Ostatnio rozmawiałam z jednym z A o zbliżającej się chwili, gdy trzeba będzie na nowo
urządzić mieszkanie. — Jeśli u mnie w pracy zakąszą kalesony i wezmą się do roboty, następne dwa tygodnie spędzę na konferencji. Chcesz klucze do mojej chaty? — Oczywiście, skarbie, ale nie boisz się, że rozleję ci coś na dywan? — A słynie z pedantyzmu; powszechnie wiadomo, że na rzeczy swojej dziewczyny przeznaczył tylko jedną półkę. Mimo że ta dziewczyna z nim mieszka. — Ufam ci — odparł, sącząc whisky z wodą sodową. — Wiem, że wiesz, jak zaprasowywać w pewnych miejscach tapetę tak, jak lubię. Ach, gdyby przynajmniej żartował. Inny przyczynek do tematu: niedawno klient zamówił mnie na większą część wieczoru w swoim domu. Kiedy opróżniliśmy ponad połowę butelki dżinu, nadwerężyliśmy sprężyny w łóżku i wyczerpaliśmy wszelkie tematy do rozmowy, wymknął się do łazienki, żeby wziąć szybki prysznic. Takie interludia przyprawiają mnie o dygot. Nie żebym zamierzała okraść mieszkanie, ale mam chorobliwą manię przyznawania się nawet do rzeczy, których nie zrobiłam. Kiedy w szkole cała klasa dostawała burę za postępek jednego ucznia, bez wątpienia to właśnie ja czułam się najbardziej winna. Zwłaszcza jeśli nie miałam z wykroczeniem nic wspólnego. Większość klientów i tak ma się na baczności. Kiedy przychodzę do domu, a nie do hotelu, często odkładają rytuał kąpieli na później albo proponują wspólny prysznic, żeby nie zostawiać mnie samej. Nie czuję się dotknięta. Ale ten klient zarzucił na siebie szlafrok i potruchtał do łazienki. Usiadłam na tapczanie. Pomyślałam o obejrzeniu kolekcji płyt CD, ale uznałam, że byłoby to niegrzeczne. Dokładnie przyjrzałam się akwarelom na ścianach. Nie mając nic innego do roboty ani żadnych telefonów do wykonania, a także nic do czytania, zrobiłam to, co zrobiłby każdy rozsądny człowiek. Klient wynurzył się z łazienki i zastał mnie pracowicie zmywającą naczynia. Może jestem bardziej godna zaufania, niż mi się zdawało. vendredi, le 30 janvier Wczoraj po południu padał śnieg. Studenci wypadli z gmachu uniwersyteckiego zrzeszenia i katedry archeologii, żeby porzucać się śnieżkami. Dziewczyny chodziły w parach i trój-138 kach, kuląc się pod parasolkami. Ściemniło się, ale wszystko było zalane łagodnym, rozproszonym światłem: ciepły blask latarni odbijał się od spadających powoli ogromnych puszystych płatków. Poszłam na spotkanie z A 2, który nie miał randki od wieków. Ale niedawno złapał na konferencji jakąś dziewczynę z Manchesteru. Długa wyprawa po seks. Zapewnia mnie, że nie chodzi wyłącznie o te rzeczy. A 2 to świetny facet, lecz wyjątkowo marny łgarz.
Zamelinowaliśmy się w pubie i obserwowaliśmy, jak autobusy wpadają na siebie na oblodzonej jezdni. To był lokal z dużą liczbą skórzanych stołków przy barze, w którym o siódmej podgłaśniają muzykę bez względu na to, ilu jest konsumentów. Żeby się usłyszeć, prawie musieliśmy do siebie wrzeszczeć. — Więc co sądzisz o lateksie? — ryknął A 2. — O lateksie? — powtórzyłam, niepewna, czy dobrze usłyszałam. — Ogólnie rzecz biorąc, przydatna rzecz. — Niestety, ostatnio odkryłam u siebie wrażliwość na ten materiał, kiedy po zrobieniu laski poczułam, że mam obrzmiałe, swędzące usta. Trudno to jednak nazwać eksperymentem naukowym. Równie dobrze sprawcą nieszczęścia mógł być środek plemnikobójczy na kondomie. — Nie, mam na myśli, jakie jest wrażenie... — Udał, że wciąga na dłoń gumową rękawiczkę. — Już rozmawiacie o gumowym seksie? — To niesamowita dziewczyna — rozmarzył się. — Robiłaś to kiedyś? Wyobrażam sobie piszczenie ocierającej się o siebie gumy. — Nie poszłam na całość. Mówisz o cewniku, masce i tak dalej? — Hm. „Wsadzę ci w cewnik" to najmniej podniecająca obietnica, jaką umiem sobie wyobrazić. — Chcę spróbować. — Ostrożnie, bo ją wystraszysz. — To był jej pomysł. Jakieś wskazówki? 139 — Dużo pudru. Nawet nie chcę sobie wyobrażać zapachu. — Mm, a ja tak. Dlaczego ludzie coś takiego wymyślają? Chyba nie ma sposobu, żeby się w tym nie spocić. — Wariat. A mówiłeś, cytuję, że nie chodzi wyłącznie o seks. — Sama wiesz, jak to jest. — Kto, ja? — Położyłam rękę na piersi w udanym zdziwieniu. — Ależ skąd, ja bym nigdy... Jestem czysta jak wiesz co. — Wskazałam na śnieg za oknem. — Pewnie, że ty byś nigdy. Jeszcze jednego? —¦ A 2 ryknął na barmana, przekrzykując podły cover w wykonaniu boys--bandu, którego nazwy nie warto wymieniać.
— Coś gorącego, jeśli mają. Z mnóstwem alkoholu. To jedyny sposób, żeby zagłuszyć ten jazgot. I wymazać wyobrażenie ciebie, posuwającego wielką gumową lalkę. samedi, le 31 janvier Przy takiej pogodzie trzeba się przyznać do klęski, odsunąć na bok mantrę „nigdy nie noś za dużo rzeczy" i poszukać nowego wzorca. Można go scharakteryzować jako trykotowe mąjty-kabaretkiskarpety-pod-spodniami i „obyś nie musiała korzystać z publicznej toalety i próbować uwolnić się od tego wszystkiego, ratując życie". Ale to chyba i tak niewysoka cena za hasanie po bajkowym świecie zimowej pluchy. W takie dni jak ten tylko ostami cham może rzucić: „Coś mi się zdaje, że przybyło ci w biodrach". I właśnie z tego powodu musiałam ukatrupić N i zakopać zwłoki pod warstwą wiecznej zmarzliny na Hampstead Heath. Żadna ława przysięgłych by mnie nie skazała. Fevrier Alfabet londyńskiego seksbiznesu według Belle K-Z K jak killer moves [(ang.) — popisowe numery} Czyli to, z czego dziewczyna jest znana. Dla niektórych jest to wygląd, dla innych poczucie bliskości albo szczególny talent. Seks analny i łagodna dominacja zdarzają mi się dość często, lecz nie jest to mój popisowy numer. Bo tym jest seks oralny. Tak często byłam komplementowana za technikę, że zanim zacznę, pytam mężczyznę, czy chce spuścić mi się do buzi, czy nie, a jeśli tak, to jak długo ma to trwać. Wielu nie wierzy, że czas ich orgazmu jest w moich rękach (lub wargach). Oczywiście, że tak, głuptasy. Właśnie dlatego jesteście mężczyznami. L jak lousy kissers [(ang.) — nieumiejący całować] Jest ich na świecie całe mnóstwo. Nie masz obowiązku ich reformować, choć delikatna sugestia, wypowiedziana w odpowiednim momencie, może być najlepszą korzyścią mężczyzny ze spotkania. Zdarza się też, że musisz umieć trzymać język za zębami. Zwłaszcza gdy on nie umie. M jak muzyka Winą za szajs mający towarzyszyć sesji hedonistycznego seksu obarczam wpływ konwencji ścieżek filmowych. Muzyka to kwestia gustu i zwykle nie jest oczywiste, czy mężczyzna coś włącza dlatego, że chce posłuchać i go to kręci, czy dlatego, iż uważa, że tak powinno się zrobić. Zabieranie się do rzeczy przy słodkich jak syrop dźwiękach smyczków Luthera Vandrossa to chybiona próba stworzenia nastroju. Z drugiej strony facet, który obija się o twój tyłek w rytm Święta wiosny Strawinskiego jest bez wątpienia namiętnym melomanem. N jak notse [(ang.) — odgłosy (rozkoszy)] Alternatywa dla muzyki. On chce odzewu, więc mu go daj. Ale na litość boską, nie wydawaj z siebie pornojęków, udających miłosny szał, chyba że on wyraźnie sobie tego życzy. Faceci płacą za seks, a nie za kretyństwo.
dimanche, le 1 fevrier Umówiłam się z Randkowym na przedstawienie. Nie na wysokobudżetową inscenizację z West Endu, tylko na sztukę wystawianą przez jego znajomych w pubie. To był dramat jednego z moich ulubionych renesansowych dramaturgów, więc miałam wątpliwości dotyczące adaptacji. — Zdziwisz się, co oni z tego zrobili — zapewnił mnie Randko wy. — Ręce same się składają. Zachichotałam. To wyrażenie znaczy chyba coś innego dla amatorów sceny niż dla cali girls. Rankiem tego dnia po przyjęciu u mnie, kiedy Randkowy przekimał się na kanapie, wszyscy troje wcześnie wstaliśmy i wypiliśmy kawę w kuchni. Wyszłam z nimi, pomachałam N, gdy odjeżdżał samochodem, a później odprowadziłam Randko wego do jego auta. Bałam się, że może mnie czekać zimne pożegnanie za chłód, który mu okazałam, ale nie: pocałował mnie w usta przed odjazdem. Może zasłużyłam na drugą szansę. Dziś wieczorem pojechałam metrem na drugi koniec miasta, żeby się z nim spotkać. Już był w pubie i sączył drinka z kolegą, któremu mnie przedstawił. Tytułem do sławy owego kolegi było to, że jako dziecko występował w reklamach, ale ponieważ wyglądał na co najmniej pięćdziesiątkę, nie miałam szans go rozpoznać, a tym bardziej przypomnieć sobie produktów, które reklamował. Zamiast tego porozmawialiśmy przez chwilę 143 o komputerach. Uważam je za diabelstwo, którego jedynym wartościowym zastosowaniem jest produkcja i dystrybucja pornografii. Podobnie uważają mężczyźni. Czyli nie są takie beznadziejne. Przedstawienie, od którego ręce same się składają, miało się odbyć na górze. Od samego początku było jasne, że nie przypadnie mi do gustu, lecz długie, umięśnione udo Randkowego przyciskało się do mojego, a on sam śmiał się we właściwych miejscach. Tak więc, mimo że trzy metry przed nami toczył się szmirowaty spektakl, miło było siedzieć razem w ciemnym pomieszczeniu. Widzowie ruszyli na dół po drinki. Zobaczyłam aktora grającego główną rolę i przyłączyłam się do tłumu, który prawił mu niezasłużone komplementy. — A co naprawdę myślisz? — spytał jeden z kolegów Randkowego, spoglądając na mnie z przebiegłym uśmieszkiem, gdy aktor się oddalił. — Bezkrwiste przedstawienie — stwierdziłam. — Pozbawione pasji. — Na przykład? — Ja bym to lepiej zrobiła. — Odwracając się do Randkowego, zacytowałam wers ze sztuki. Złapałam go za koszulę, jakby był Heleną Trojańską. Dobrze odegrał swoją rolę, wyniośle reagując na moje zaloty.
— Punkt dla was — rzekł kolega Randkowego. Opróżniliśmy nasze szklanki i wyszliśmy. Randkowy zaproponował, że mnie odwiezie. Nie było mu po drodze, ale się zgodziłam. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Przedstawiłam mu pokrótce, jak zakończyła się sprawa z Chłopakiem. On opowiedział mi o swojej dziewczynie, z którą niedawno się rozstał. Moje myśli powędrowały do A 2; usłyszałam, jak mówię: — To było dla mnie odkrycie, gdy zrozumiałam, że nie musisz kochać kogoś tylko dlatego, że on cię kocha. Ale nie możesz tej osobie powiedzieć, że popełnia błąd, kochając cię. 144 Nastąpiła pauza. — To dobrze — odparł Randkowy, biorąc ciasny zakręt na rogu Hyde Park. — Bo ja cię kocham. Nie, proszę. Poczułam, że wpadłam w pułapkę własnych słów. — Dziękuję — wymamrotałam i w tej samej chwili wiedziałam, że nie czuję tego samego. Jeszcze nie. Może nigdy nie poczuję. Pojechaliśmy do mnie, uprawialiśmy seks, spaliśmy. Randkowy zbudził się wcześnie; pewnie to nawyk mającego uczciwą posadę człowieka. Zjedliśmy ciche śniadanie, a później pojechał do domu. lundi, le 2 fewier Klient: — Mogę ci zrobić zdjęcie? Ja (widząc leżącą w pobliżu kamerę wideo wielkości dłoni): — Nie. — Proszę. Nie pokażę twojej twarzy. Hm. Dzięki. — Nie, przykro mi. Nasze zasady nie pozwalają na robienie zdjęć i nagrań. — Chcę tylko zobaczyć, jak rozszerzasz sobie wargi, a mój kutas tam wchodzi. — Dobrze, to możemy zrobić. Użyjemy lusterka. Ale bez zdjęć. — Inne dziewczyny to robią. — Ja nie jestem innymi dziewczynami. On (wydymając wargi): — Mówię o dziewczynach z tej samej agencji. Czy to ma skłonić mnie do zgody? Koleś, nie obchodzi mnie, czy masz fotki z moją matką ciągnącą ci druta. — Strasznie mi przykro, ale nie.
— Nawet jednego zdjęcia? I tak głównie mnie będzie widać. — Nie. — To stawało się nużące, a co ważniejsze, zabierało 145 nam mnóstwo czasu. Uśmiechnęłam się słodko, stanęłam obok niego i zaczęłam się bawić guzikiem koszuli. — Będziemy tak stać? Zabraliśmy się więc do rzeczy, choć on co jakiś czas wtrącał komentarze w rodzaju: „To jest niesamowite, szkoda, że nie mogę pstryknąć", albo „Naprawdę powinnaś wystąpić w filmie porno, wiesz?". Kiedyś z N wpadliśmy na pomysł, żeby sfinansować sobie urlop dziekański w Polsce, pracując w filmach porno w Europie Wschodniej. Ale to inna historia na inną okazję. Klient nie chciał dać za wygraną. W końcu wyginanie się i wykonywanie odpowiednich ruchów stało się trudne, bo nie mogłam się pozbyć wrażenia, że jestem obserwowana. Pod koniec spędzonej razem godziny byłam tak nakręcona, że nie mogłam się powstrzymać, by nie rozejrzeć się dookoła w poszukiwaniu ukrytych kamer. Był to pokój w hotelu, a nie prywatny dom, lecz kiedy klient wyszedł do łazienki, pootwierałam wszystkie szuflady i zajrzałam pod łóżko. Z mojego doświadczenia wynika, że lepiej jest być podejrzliwym. Nigdy mi to nie zaszkodziło. Nikt nie skorzystał z okazji i staram się, żeby tak zostało. To jeden z powodów, dla których pracuję w agencji. W dziedzinie seksu z nieznajomymi zajmuję miejsce uprzywilejowane. Wiele prostytutek — choć nie wszystkie — jest narkomankami, pozostaje w szkodliwych związkach, jest maltretowanych przez klientów albo wszystko naraz. Pewnie to świadczy o mojej naiwności, że tej garstki pracujących dziewczyn, które spotykam, nie pytam, czy lubią swoją pracę. Szczerze powiedziawszy, dopiero jako nastolatka zauważyłam istnienie ulicznic. Czasem trudno odróżnić dziewczynę idącą do klubu od takiej, która idzie zupełnie gdzie indziej. Kiedyś w czasie studiów wracałam do domu po imprezie. Mieszkałam w bloku niedaleko centrum; taksówkarz wysadził mnie przy końcu ulicy. Podeszłam do drzwi z kluczami w dłoni. — Szukasz pracy, kochanie? — zagadnął mnie jakiś facet. 146 Po sekundzie uświadomiłam sobie, o co pyta. — Och, nie. — Nie miałam na sobie niczego, co wyglądałoby bardzo sugestywnie... Wróć: byłam studentką, a studentki wracające z klubów zawsze wyglądają jak ubrane tylko do połowy. To była pomyłka. Nie zaczęłam jednak krzyczeć ani nie roześmiałam się drwiąco. — Jesteś pewna? — spytał. Co jakiś czas w okolicy pojawiały się prostytutki. W któryś weekend wyszłam wcześnie z domu po gazetę i ujrzałam babkę zataczającą się na głównej ulicy. Odpicowała się jak na nocną imprezę, ale był jasny dzień; wyglądała za młodo na studentkę i była
niedożywiona. Kiedy indziej znów, siedząc z przyj aciółmi w lokalu, zobaczyłam panią, która przyszła rozmienić dwadzieścia funtów. Barmani wymienili spojrzenia; najwyraźniej ją znali. — Jestem pewna — powiedziałam do faceta. Powstrzymałam się, by nie dodać: Ale dziękuję. mardi, le 3 fewier Remont mieszkania przebiega pomyślnie, lecz nie umiem wzbudzić w sobie zapału do pisania o wymienianiu armatury. Powiem tylko, że dawny wystrój (Laura Ashley w narkotycznym odjeździe z Peterem Maksem na Tahiti) ustępuje powoli miejsca wystrojowi rodem z tego wieku. Wczoraj dostarczono coś naprawdę interesującego. Gospodyni ileś lat temu zamówiła meble w firmie, której pracownicy zachowali w archiwum ich wykaz; teraz firma okazała się tak miła, że przysłała nowe atrakcyjne pokrycia poduszek dla tej nadętej szkarady (to znaczy kanapy, nie gospodyni). Dotarły tuż po lunchu razem ze szczegółową instrukcją, jak je zakładać, oraz odpowiednim narzędziem. Muszę dodać, że to narzędzie wygląda dokładnie jak trze-paczka. Jest to w rzeczy samej trzepaczka wysokiej klasy, z tego 147 samego lśniącego twardego drewna, z którego wykonana jest kanapa, z gładkim, zaokrąglonym uchwytem przypominającym odwrócone, zwężające się nogi mebli, i płaskim bokiem, najwyraźniej służącym do wciskania poduszek w nowe skórki. Mnie jednak wcale nie kojarzy się ona z tapicerką. Szczerze mówiąc, jest to dobrze zrobiona, wyjątkowo rasowa trzepaczka. Ma nawet rzemień przewleczony przez otwór w rączce, na litość. I jest dopasowana do mebli. Spojrzałam na trzepaczkę, a później na faceta, który ją przywiózł. — Chce pan to z powrotem, kiedy skończę? — Co takiego? Nie, proszę sobie zatrzymać albo wyrzucić. Nie potrzebujemy tego. — Dziękuję. — Od wieków nie dostałam bardziej przydatnego i nieoczekiwanego prezentu. To jakby przedterminowe walentynki. mercredi, le 4 fevrier Klient (stawiając na podłodze lustro od toaletki): — Chcę widzieć, jak się onanizujesz i patrzysz na siebie. O, to coś nowego. — Czym? — Najpierw rękami. Później wibratorem. — A ty potem...? — Nie, chcę tylko popatrzeć.
Podstawił mi krzesło; usiadłam. Zsunęłam majtki i zadarłam sukienkę na biodra. Oto ona, cała na widoku, taka, jaką rzadko widuję. Zwykle robię przegląd po woskowaniu i przed wyjściem, ale to było coś innego. Ręczne lusterka odgrywają ważną rolę w seksie zarówno w pracy, jak i w domu, ale tam byłam tylko ja, sama, niedotykana. Belle widziana okiem muchy na ścianie. A ponieważ jestem istotą opętaną samą sobą, byłam pewnie podobnie zafascynowana jak klient. 148 samego lśniącego twardego drewna, z którego wykonana jest kanapa, z gładkim, zaokrąglonym uchwytem przypominającym odwrócone, zwężające się nogi mebli, i płaskim bokiem, najwyraźniej służącym do wciskania poduszek w nowe skórki. Mnie jednak wcale nie kojarzy się ona z tapicerką. Szczerze mówiąc, jest to dobrze zrobiona, wyjątkowo rasowa trzepaczka. Ma nawet rzemień przewleczony przez otwór w rączce, na litość. I jest dopasowana do mebli. Spojrzałam na trzepaczkę, a później na faceta, który ją przywiózł. — Chce pan to z powrotem, kiedy skończę? — Co takiego? Nie, proszę sobie zatrzymać albo wyrzucić. Nie potrzebujemy tego. — Dziękuję. — Od wieków nie dostałam bardziej przydatnego i nieoczekiwanego prezentu. To jakby przedterminowe walentynki. mercredi, le 4 fewier Klient (stawiając na podłodze lustro od toaletki): — Chcę widzieć, jak się onanizujesz i patrzysz na siebie. O, to coś nowego. — Czym? — Najpierw rękami. Później wibratorem. — A ty potem...? — Nie, chcę tylko popatrzeć. Podstawił mi krzesło; usiadłam. Zsunęłam majtki i zadarłam sukienkę na biodra. Oto ona, cała na widoku, taka, jaką rzadko widuję. Zwykle robię przegląd po woskowaniu i przed wyjściem, ale to było coś innego. Ręczne lusterka odgrywają ważną rolę w seksie zarówno w pracy, jak i w domu, ale tam byłam tylko ja, sama, niedotykana. Belle widziana okiem muchy na ścianie. A ponieważ jestem istotą opętaną samą sobą, byłam pewnie podobnie zafascynowana jak klient. 148 Patrzyłam, jak moje wargi robią się pełniejsze, czerwieńsze, wilgotniejsze. O wiele ciemniejsze niż sobie wyobrażałam, prawie purpurowe, tak jak wielokrotnie widziana żołądź
członka. Szczelina się rozwarła i rozszerzyła. Słyszałam jej delikatne kląśnięcia, przypominające odgłos otwieranych i zamykanych ust; moja dłoń poruszała się coraz szybciej, a biodra coraz gwałtowniej. Przypominało to oglądanie samej siebie w telewizorze. Mój klient musiał odbierać to podobnie, bo zwracał o wiele większą uwagę na odbicie w lustrze niż na mnie siedzącą na krześle. Zastanawiałam się, czemu chce mi płacić za onanizowanie się, skoro nie ma między nami żadnego kontaktu. Nagle zrozumiałam: chciał być reżyserem. Zbliżając się do punktu bez powrotu zwolniłam i zmieniłam nieco pozycję, pozornie po to, by zapewnić mu lepszy widok z innej perspektywy, lecz tak naprawdę po to, by nie dojść. To było diabelnie trudne, powstrzymywać się od naciśnięcia spustu prawie przez godzinę. Klient siedział na łóżku, a później uklęknął na podłodze, stopniowo zbliżając się do lustra i od czasu do czasu wyrażając życzenia dotyczące tempa poruszania wibratora i położenia mojej wolnej ręki. Ale niczego nie dotykał. Kiedy się spuścił, sperma trysnęła na szkło i powoli spłynęła po moim odbiciu na dywan. jeudi, le 5 fevrier Wróciłam do domu przemoczona i zła, bo na Ladbroke Grove złapała mnie nagła ulewa, a ja nie miałam parasolki. Byłam na randce i powiedzmy tylko tyle, że nie przebiegła ona pomyślnie. Miałam trzy nieodebrane połączenia, wszystkie z komórki menedżerki. Oddzwoniłam do niej. — Nie ma się czym przejmować, skarbie. -— Menedżerka choć raz nie słuchała tego strasznego kudłatego rocka. — Miałaś zamówienie. 149 — Poszłam z kimś na lunch i zapomniałam telefonu. Coś ciekawego? — Ten bardzo miły pan. Zawsze prosi o ciebie. — Ach. — Od kiedy zaczęłam pracować, zdarzało się to mniej więcej raz na tydzień — Ten Francuz? — To taki uroczy dżentelmen. — Tak, i zawsze dzwoni mniej niż godzinę przed spotkaniem. Nie mogę się tak szybko uwinąć. — Moje mieszkanie znajduje się zbyt daleko od pierwszej strefy. — Przypuszczam, że dałaś go jakiejś innej dziewczynie? — Tak. Ale on zawsze pyta o ciebie, kochanie. — Powiedz mu, żeby zostawiał mi więcej czasu, dobrze?
— Mhm. — W tle odezwał się inny głos; menedżerka nagle ucichła, a potem wyszeptała: — Przepraszam, muszę uciekać! Miło było cię usłyszeć, pa! — To musiał być jej chłopak, który nie wie, w jaki sposób menedżerka zarabia na życie. Wydaje mi się to dziwne, ale w końcu to jej praca jest nielegalna, a nie moja. SMS od Randkowego wkrótce potem: „Ogród Tortur. Co o tym myślisz?". Jeśli próbuje mnie zaciekawić, to idzie mu nieźle. Już tam pędzę, dzwoniąc dzwoneczkami. Przypiętymi do sutków, ma się rozumieć. vendredi, le 6 fewier Szłam wczoraj do stacji metra District Linę przy Monument. Posadzka wykładana terakotą. Siedział tam jakiś uliczny grajek, pobrzękując po dylanowsku na gitarze i układając tekst o mijających go ludziach. „A ja mówię, przyjacielu, będzie kobieta/i będzie obok ciebie szła/i rozpoznasz ją po białym kostiumie i różowych szpilkach/będzie to piękna kobieta...". Nie mogłam się nie uśmiechnąć, spoglądając na swoje pan-150 tofle. Popiełatoróżowy kolor, wydłużone czubki. Bardzo w klimacie lat czterdziestych lub siedemdziesiątych, w zależności od tego, do czego się je nosi. „...i poznasz ją, przyjacielu/poznasz tę kobietę po uśmiechu...". Szłam dalej, ale śmiałam się przez cały czas, a przed skrętem odwróciłam się, żeby posłać mu uśmiech. samedi, le 7 fóurier N wpadł po zajęciach w siłowni, żeby pomóc z poduszkami. Mówiąc, że chciał „pomóc" mam na myśli to, że siedział na nich, podczas gdy ja gotowałam wodę w czajniku. To chyba też jest swoista pomoc. Ktoś musi zrobić pierwszą plamę na tapicerce. Mam na myśli wyłącznie rozlaną herbatę, wy świntuchy. Oczy N momentalnie zaświeciły się na widok ubijaka do poduszek vel trzepaczka. Kiedy wróciłam z dymiącymi kubkami, już ją wypróbowywał, uderzając się w udo. — Nowy sprzęt? — zapytał. — Do kompletu z kanapą — wyjaśniłam. — Pierwsza klasa. Jedna z byłych N, ta, która złamała mu serce, zaczęła od czasu do czasu pokazywać się na siłowni. Zauważyłam, że jego nigdy wtedy nie ma. Czasem kręcę się w okolicy szatni na wypadek, gdyby z
kimś rozmawiała; wiem, że informacje ojej aktualnej sytuacji zostałyby wysoko nagrodzone. A jeśli ona wie, kim jestem, nie dała tego po sobie poznać. Nie jestem pewna, czy mu powiedzieć, czy nie. W połowie herbaty rozmowa jak zwykle skierowała się na nią. To nieuniknione. — Nie wiem, czy powinienem tak po prostu do niej zadzwonić — myślał głośno N. — Jeśli się z kimś spotyka, poczuję się podle, a jeśli nie, to zacznę się zastanawiać, po cośmy ze sobą zrywali. 151 — Kiedy ktoś postanawia, że to koniec, nic nie można zrobić. — Wiem. Pomyślałem tylko, że wreszcie wszystko sobie poukładałem, wreszcie... o kurwa. — Co się stało? — Wyjrzyj przez okno. Wyjrzałam. Ulica w dzielnicy mieszkalnej, samochody zaparkowane po przeciwnej stronie. W niektórych domach palą się światła, w innych nie. Prawie niewidoczne krople deszczu znoszone przez wiatr, wyglądające w blasku latarni jak pomarańczowa woda lecąca z prysznica. — Tak? — To jego samochód. Auto twojego byłego. Zmrużyłam oczy. Nie są teraz takie, jakie powinny być, ale nie prowadzę samochodu i zmodyfikowałam swoje wyobrażenie o „normalnej odległości czytanej gazety od oczu" — teraz jest to około dwóch centymetrów od nosa. Tak, samochód stojący pół przecznicy dalej rzeczywiście bardzo przypominał fiata Chłopaka. Zatrzęsłam się mimo woli. Przy oknie było zimno, a ja odsunęłam zasłony. — Takich aut jest mnóstwo. — Nie było go tam, kiedy parkowałem — odparł N. — Żaden z twoich sąsiadów takiego nie ma. Odwróciłam się z powrotem do kanapy, opuściłam ręce splecione na piersiach, podniosłam kubek z herbatą i usiadłam. — Hm. Nie wydaje mi się. Nie wiem. Kiedy N wyszedł godzinę później, samochodu i tak już nie było. dimanche, le 8 fewier
A więc: jest połowa lat osiemdziesiątych. W czasie wakacji mama zostawia mnie w tygodniu z żydowską grupą młodzieżo-152 wą. Zwykle obijamy się po lokalnym domu kultury i gramy w gry planszowe; niekiedy zmuszają nas do uprawiania dziwnych sportów, których zasad nikt nie zna, takich jak korfball. Czasem chodzimy na wycieczki. Pewnego razu pojechaliśmy dwoma minibusami na plażę. Nie jest ciepło, lecz plaża to laba (tak nam mówią) i nie wolno nam tracić dnia (to też nam mówią). Nauczycielka w szkole przywiozła kiedyś z zagranicznych wakacji wypłowiałą rozgwiazdę, więc przez cały dzień spacerowałam boso po plaży w jedną i drugą stronę, szukając rozgwiazdy. Oczywiście żadnej nie znalazłam. Inne dziewczynki siedzą ze skrzyżowanymi nogami w płytkiej wodzie, nacierają sobie głowy piaskiem i udają, że to szampon. Proponują mi, żebym się przyłączyła, ale nie chcę. Zimno mi się robi na sam widok. Opiekunowie czeszą nas dokładnie, zanim pozwolą nam wsiąść do autobusu. Mimo to po powrocie okazuje się, że we wszystkim jest piasek, więc dorośli kierują dziewczynki do jednego pomieszczenia, a chłopców do drugiego, każą zdjąć kostiumy i wytrzepać ręczniki. Między pomieszczeniami znajduje się szatnia-korytarz. Chłopcy nie zdają sobie sprawy, że dwie starsze dziewczynki obserwują ich w czasie przebierania. Mnie nie udało się spojrzeć. Nie żebym się nie starała: starsze dziewczynki są tak wysokie, że zasłaniają widok i żadnej nie dopuszczają bliżej. Opisały, co zobaczyły (później zrozumiałam, że niedokładnie). Przez całe lata żyłam w przeświadczeniu, że męski członek ma na całej długości spiralny grzbiet, coś jakby fizyczny odpowiednik czasownika „wkręcać"*. Istnieje pewna popularna piosenka, lubiana przez wszystkie starsze dziewczynki; wciąż się spierają, która bardziej kocha jej wykonawcę, czyje imię najlepiej pasuje do jego imienia. Jego zapewnienia o aseksualności nic dla nich nie znaczą, sprawiają tylko, że wydaje się trudniejszy do zdobycia. Tak * ang. słowo screw znaczy nie tylko „wkręcać", ale także „pieprzyć", „rżnąć" 153 bardzo różni się od chłopców, którzy nas otaczają, jak tylko to możliwe. Jest piękny, antyczny, nieziemski i pochodzi z Manchesteru, a wszystkie dobrze wiemy, że Manchester jest o wiele fajniejszy od naszej miejscowości. Gdy rozpakowywałam naczynia w kuchni mojego pierwszego mieszkania po studiach, usłyszałam tę piosenkę w radiu — tym razem bez akompaniamentu chórku dwunastolatek. Tego lata, które spędzałam w grupie młodzieżowej, znajomi rodziców zaczęli mnie nazywać „Małą Alice". Tak jak nazywano tę, która przeszła na drugą stronę lustra. „Gdzie jest Mała Alice?", pytają, a ja natychmiast przybiegam z miejsca, w którym byłam. W czasie spotkań woła się mnie, abym popisywała się pamięcią. Pozwalają mi zostawać ze sobą w pokoju, to taka zabawa salonowa: chodź, popatrz sobie na
dorosłych. Wiem, że traktują mnie protekcjonalnie, lecz jednocześnie cieszę się, bo mogę mówić do nich w ich własnym języku. Pewien przyjaciel rodziny odmawia jedzenia przy naszym stole, jeśli nie zostanie posadzony obok mnie. Pyta o moje zdanie w sprawach dotyczących polityki, a ja ze zdziwieniem dowiaduję się, że posiadam jakieś zdanie. Mimo że niepoparte wiedzą. I w gruncie rzeczy niewiele się zmieniło od tamtej pory. Potem prosi, żebym wyrecytowała wiersz; mówi go linijka po linijce. Powtarzam słowo w słowo. „Pewnego dnia może nawet to wszystko zrozumiesz", śmieje się. Jestem więc w kuchni, sama, i słucham tej piosenki jako dorosła kobieta, niejako Mała Alice. Tekst jest raczej smutny. Mimo woli zaczynam płakać. mardi, le 10 fewier Jebanie: krótki przewodnik • Dobry jebaka: robi dużo hałasu, sąsiedzi dowiadują się, że w budynku odbywa się seks. Nic po sobie nie zostawia 154 i nie dzwoni zaraz potem. Krótko mówiąc, powinien — albo powinna — brać forsę za swoje usługi. Zły jebaka: liczy panele na suficie, a później domaga się zaręczyn. Do jebania: nie tyle atrakcyjny — lub atrakcyjna — w potocznym rozumieniu, co wyzwalający zwierzęce instynkty. Pod warunkiem, że to zwierzę nie jest wydrą. Pojebany: w najbliższym czasie raczej nieskłonny — albo nieskłonna — do prawdziwego jebania. Jebane piekło: zaludnione przez baby z gatunku opalonych blondynek, które wolą rozprawiać o diecie, duchowości i małych pieskach, niż uprawiać seks. (Patrz też: Chelsea, Tantal). Przejebany: taki, który już nie może liczyć na regularne jebanie. mercredi, le 11 fewier W ciągu ostatniego tygodnia umówiono mnie na trzy kolejne randki. To może znaczyć, że przyjaciele zamartwiają się moim stanem emocjonalnym, boją się zostawiać mnie zbyt długo samą albo jedno i drugie. A ja nie chcę zbyt szybko przywiązać się do Randkowego. Jest miły i dobrze nam się układa, lecz im więcej o nim myślę, tym bardziej wydaje mi się, że jego zamiary są zbyt... intensywne. Żaden z dżentelmenów nie spełnił oczekiwań, które składają się na moje wyobrażenie o miłosnym związku. Kawaler numer jeden był uroczym facetem: wysoki, z niezwykle ciemnymi oczyma i oszałamiającym walijskim akcentem. Jeśli istnieje coś, co doprowadza mnie do obłędu, to płynna jak miód mowa mężczyzn z Dolin. Wiem, że to powierzchowne, ale wszyscy mamy swoje słabości. Niestety, temu panu nie udzielono żadnych wskazówek dotyczących mojego życia zawodowego. W połowie przystawki
155 uraczył mnie skomplikowaną anegdotą, która w istocie sprowadzała się do wykpienia najlepszego przyjaciela za to, że „spotykał się z siostrą dziwki". No cóż, szkoda. Ale kolacja była przeurocza. Kawaler numer dwa spotkał się ze mną w pubie i już był nawalony. Następny zdrowy okaz męskości, lecz przezwyciężenie siły ciążenia sprawiało mu wyraźną trudność. Przez pół godziny podpierał barową ladę, odkrywszy, że jestem o wiele za mała, by podtrzymać chwiejącego się faceta o wadze prawie stu kilogramów. Kilka godzin później staliśmy w kolejce do klubu. Mimo deszczu i ogólnie psiej pogody stosowano tam politykę jeden wchodzi, jeden wychodzi, mimo że lokal był daleki od zapełnienia. Kawaler numer dwa uznał to za naruszenie swojej godności i postanowił omówić sprawę z bramkarzami. Ci zaś, co zupełnie zrozumiałe, wywalili go na zbitą twarz. Pozbierałam absztyfikanta z chodnika, odstawiłam taryfą do chaty, znalazłam w zamrażarce torebkę fasolki, przylepiłam ją do jego spuchniętego policzka, a następnie wyjaśniłam, że muszę się oddalić. Wątpię, czy do niego dotarło, bo był już nieprzytomny. Kawaler numer trzy należał do takich, przy których przypomina się motto: „Lepiej trzymać buzię na kłódkę i narazić się na opinię kretynki niż ją otworzyć i rozwiać wszelkie wątpliwości". Po godzinie mojego radosnego szczebiotania (jeśli o mnie chodzi, to się nie przejmuję, czy ktoś uzna mnie za kretynkę, czy nie), rzucił kilka zabójczych odżywek: — Nie mogę powiedzieć, żebym był wielbicielem [przedmiotu, który studiowałam na uniwerku]. Tak zmieść całą gałąź wiedzy akademickiej jednym zdaniem. Dobrze, w porządku, nie jestem drobiazgowa w tych sprawach. Zaczęliśmy rozmowę od nowa, tym razem o muzyce, który to temat wzbudzał w nim nieco więcej ożywienia. — Mogę słuchać czegokolwiek oprócz country. 156 uraczył mnie skomplikowaną anegdotą, która w istocie sprowadzała się do wykpienia najlepszego przyjaciela za to, że „spotykał się z siostrą dziwki". No cóż, szkoda. Ale kolacja była przeurocza. Kawaler numer dwa spotkał się ze mną w pubie i już był nawalony. Następny zdrowy okaz męskości, lecz przezwyciężenie siły ciążenia sprawiało mu wyraźną trudność. Przez pół godziny podpierał barową ladę, odkrywszy, że jestem o wiele za mała, by podtrzymać chwiejącego się faceta o wadze prawie stu kilogramów. Kilka godzin później staliśmy w kolejce do klubu. Mimo deszczu i ogólnie psiej pogody stosowano tam politykę jeden wchodzi, jeden wychodzi, mimo że lokal był daleki od zapełnienia. Kawaler numer dwa uznał to za naruszenie swojej godności i postanowił omówić sprawę z bramkarzami. Ci zaś, co zupełnie zrozumiałe, wywalili go na zbitą twarz.
Pozbierałam absztyfikanta z chodnika, odstawiłam taryfą do chaty, znalazłam w zamrażarce torebkę fasolki, przylepiłam ją do jego spuchniętego policzka, a następnie wyjaśniłam, że muszę się oddalić. Wątpię, czy do niego dotarło, bo był już nieprzytomny. Kawaler numer trzy należał do takich, przy których przypomina się motto: „Lepiej trzymać buzię na kłódkę i narazić się na opinię kretynki niż ją otworzyć i rozwiać wszelkie wątpliwości". Po godzinie mojego radosnego szczebiotania (jeśli o mnie chodzi, to się nie przejmuję, czy ktoś uzna mnie za kretynkę, czy nie), rzucił kilka zabójczych odżywek: — Nie mogę powiedzieć, żebym był wielbicielem [przedmiotu, który studiowałam na uniwerku]. Tak zmieść całą gałąź wiedzy akademickiej jednym zdaniem. Dobrze, w porządku, nie jestem drobiazgowa w tych sprawach. Zaczęliśmy rozmowę od nowa, tym razem o muzyce, który to temat wzbudzał w nim nieco więcej ożywienia. — Mogę słuchać czegokolwiek oprócz country. 156 Co? Życie bez Dolly Parton? Bez Patsy Cline? Bez Latających Braci Burrito? Fakt, że obecne produkcje z Nashville są nieznośnie wtórne, ale żeby całkowicie spisywać na straty takich twórców jak Wilco i Lambchop? Parafrazując diwę country and western — czy po to depilowałam sobie nogi? jeudi, le 12 fevrier Siedzę na tylnym siedzeniu taksówki i trochę przysypiam. Mam za sobą jeden z tych dni, gdy człowiek budzi się zmęczony i taki już zostaje. Zadzwonił telefon. — Skarbie, mam nadzieję, że dobrze się czujesz. — Mene-dżerka. Zapomniałam ją poinformować, że wychodzę od klienta. — Tak, wszystko w porządku. Przepraszam. — Taksówka mknie na pomoc, ulice spokojne. — Wszystko poszło świetnie, był bardzo miły. — Ty zawsze mówisz, że są mili. Masz taki radosny głos. — Radosny? Chyba tak. Nie jestem przygnębiona. — Facet przypominał trolla, ale ona wolałaby tego nie wiedzieć. — To dlatego, że nie zetknęłaś się jeszcze z agresją w pracy. Parsknęłam śmiechem. W porównaniu z prawdziwymi związkami ci goście to potulne kociaki, i to takie, które łatwo zadowolić. Nawet gdy jestem śpiąca i niezbyt kontaktowa, nie przytrafia mi się nic, z czym nie mogłabym sobie poradzić — na razie. Szybko dojechałam do domu i niebawem leżałam w łóżku. Na wszelki wypadek wsunęłam aparat pod poduszkę, bo spodziewałam się jeszcze jednego telefonu. Zadzwonił koło północy.
— Kochanie, nie położyłaś się jeszcze? Możesz przyjąć jeszcze jedno zamówienie? — W: 111111X111X1111111 Ol1111111111111111111 chr iiiiiiiiiiniiiiiii. — Okay, prześpij się. Nie trać humoru, skarbie. vendredi, le 13 fewier Zwykle mam pozytywne zdanie o klientach, jako że są oni wodą, na której utrzymuje się mój balonik, i zwykle są mili, tak jak żaglowce mijające się w nocy. Jeśli ktoś ślini się na myśl o szkolnej pielęgniarce, którą znał w roku tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym ósmym, albo każe mi czytać gazetę chrapliwym pornograficznym głosem i wyobraża sobie, że bierze Fionę Bruce w pozycji na boku, sprężam się i spełniam swój obowiązek. Ale zdarzają się przegięcia. Niektóre rzeczy przyprawiają mnie o dreszcze do szpiku kości. Określenie wczorajszej wizyty w hotelu „popołudniem rozkoszy" na przykład. Na miłość Harveya N — człowieku, gdzie twój smak? samedi, le 14 fewier Menedżerką ma rację, rzecz jasna. Wcale nie jestem taka szczęśliwa. To błogosławiony czas wspólnoty, gdy obchodzimy rocznicę ścięcia chrześcijańskiego świętego, wymieniając się konfekcją sprzedawaną po paskarskich cenach. Ordynarna i oczywista lipa walentynek jest tak wszechpotężna, że nawet mnie potrafi przygnębić. Nie chodzi o fakt bycia samotną, bo ściśle rzecz biorąc, nie jestem sama — w Londynie nigdy nie jest się w odosobnieniu — mam przyjaciół bez liku i dość pracy. Nie — chodzi o słodką intymność, której zażywają zapatrzone w siebie pary. Nie żałuję nikomu szczęścia. Widziano mnie, jak szczerzę zęby do ściskających się par siedzących w metrze, podczas gdy ciężarne i starsze kobiety musiały stać. Jeśli masz tę drugą osobę, ważną lub mniej ważną, z całego serca zachęcam cię, żebyście tego dnia dali sobie tyle rozkoszy, ile wlezie. Tym, co mnie wkurza, jest bezwstydne zdzierstwo manikiu-rzystek, fryzjerek i sprzedawców seksownej bielizny. Ja wkła-158 dam mnóstwo wysiłku w to, żeby być gładka jak niemowlę i przyodziana w jedwab przez cały rok — i co dostaję w nagrodę? Figę z makiem. Ale kiedy chcesz sobie zarezerwować weekend w kurorcie dla dwojga w lutym, zaraz ci dadzą rabat. Hm. Chyba jednak zasługuję w tym miejscu na lepsze potraktowanie. Pewnie, że walentynki są modnym, napędzającym gospodarkę świeckim odpowiednikiem Bożego Narodzenia, ale co z
dzieleniem się słodyczą z podglądaczami, dzięki którym utrzymujesz się na powierzchni przez całą resztę roku? Podniosłam tę kwestię w rozmowie z kobietą, która ostatnimi czasy zajmuje się woskowaniem mojego futerka. Moja logika nie zrobiła na niej wrażenia. dimanche, le 15 fewier Nie wiedząc, co dalej zrobić z weekendem, poszłam odwiedzić mamę N. To wyjątkowa kobieta, krzepka na ciele i umyśle, ostatnio owdowiała. Wydawało mi się właściwe spędzenie walentynek z kobietą, której stosunek do mężczyzn wyraża się zdaniem: „Nie martw się, moja droga, nawet jeśli znajdziesz porządnego, on i tak cię odumrze". Ostatnio zastanawia się, czy nie sprzedać rodzinnego domu teraz, gdy wszystkie dzieci są dorosłe, a ona została sama. — Rozumiem, że musi się wydawać pusty — powiedziałam ostrożnie. Nigdy nie wiadomo, kiedy nadepnie się na odcisk w czasie rozmowy ze starszą osobą. — Wcale nie — odparła. — Widzisz, mam tutaj małe duszki. — Oczywiście. — Szurnięta babunia. Nie wzięłam tego poważnie. Później poszłyśmy na spacer po jej wiosce. Znajduje się ona na północ od Londynu, w okolicy, która nigdy nie stała się modna. Wciąż jest tam miejscowy rzeźnik (niesprzedający organicznego koperku i kiełbasy wieprzowej z Tamworth spóźnionym żarłokom), puby należą do miejscowych i nie podlizują 159 się Michelinowi ani Egonowi Ronayowi, mieszkańcy jeżdżą samochodami normalnej wielkości, a nie potworami marki Land-Rover albo — co jeszcze bardziej szokujące — korzystają z transportu publicznego. Innymi słowy, zadupie. I to całkiem urocze. Pogwarzyłyśmy chwilę w sklepie na rogu, kupiłyśmy gazetę i kanapki. Nalegałam, żebyśmy wzięły dwa bajeczne ciastka z różowym lukrem i małymi plastikowymi serduszkami na wierzchu. Poszłyśmy dalej, na cmentarz. Pogoda była kiepska, szaro, trochę wiało, ale spomiędzy chmur wyzierała plama błękitu. Mama N usiadła ciężko na kamiennej ławce obok pomnika. — Przeczytaj to. Przeczytałam. Leżała tam rodzina — ojciec, matka i cztery córki; nazwiska, daty urodzenia i śmierci zapisano wczesno-wiktoriańskimi, ozdobnymi literami. — Zauważyłaś coś? — Wszyscy zmarli tego samego dnia. To jakiś wypadek? — Pożar — odparła starsza pani. — W domu, w którym teraz mieszkam. — Białowłosa kobieta z
terierem, przechodząca nieopodal, stanęła. Zamachała do mamy N, podczas gdy jej piesek zbezcześcił wieczną pamięć jakiegoś uhonorowanego odznaczeniami oficera. — Przez cały czas spali. — Nabiera mnie pani — powiedziałam. Nie mogłam jednak powstrzymać się od wyobrażenia sobie łóżeczka z czterema dziewczynkami, zapalających się kocyków i flanelowych piża-mek. Prawdopodobnie zabezpieczyliśmy się przed takim losem dzięki centralnemu ogrzewaniu i niepalnym meblom. Podobne rzeczy zdarzają się teraz tylko wtedy, gdy bliski bankructwa ojciec rodziny wpada w szał i morduje wszystkich bliskich. — Kiedy jutro rano się zbudzisz, przyjdź do kuchni i zobacz, czy nie pachnie tam dymem. — A skąd mam wiedzieć, czy to nie będzie dym z pani tostów? — zapytałam z uśmiechem. — Bo nie będzie. To cztery małe duszki, które nigdy się nie obudziły. 160 Wróciłyśmy pieszo do domu, przeczytałyśmy gazetę i zjadłyśmy kanapki. Wysłałam SMS-a do N z wiadomością, że przyjemnie spędziłam czas z jego mamą, i skrycie zastanawiałam się, czy będę mogła spać tej nocy. Każdy trzask pękającej gałązki za oknem i każdy powiew wiatru brzmiał jak ryk płomieni; co parę minut siadałam na łóżku, pewna, że w powietrzu czuję woń dymu. Obudziłam się w kuchni niepachnącej dymem i odczytałam SMS-a: „Miłego weekendu. Nie pozwól jej opowiadać bajek o duchach. N". lundi, le 16 fevrier Rano, kiedy suszyłam włosy, rozległo się pukanie do drzwi. To był jeden z budowlańców z czerwonawą różą w dłoni. — Ee, hm — zagaił grzecznie. — To dla mnie? — spytałam. Mieli już skończyć, ale pojawiły się problemy ze zmywarką, o których wzdragali się powiedzieć takiej delikatnej istocie jak ja albo nie umieli ich ująć w słowa. Ich poranne prośby o herbatę i niejasne zapewnienia, że prace niebawem się skończą, są już stałymi składnikami mojego domowego życia. Gdyby któryś zdecydował się wzmocnić nasz związek, nie jestem pewna, czy umiałabym go zniechęcić, chyba że wymyśliłabym nagły brak herbaty. — Jakie to urocze. — To nie ode mnie — wyjaśnił fachowiec. — To znaczy, no... nie ode mnie, ktoś kazał mi to pani przekazać. — Cudownie. Jest tam jakiś liścik? — Nie widziałem.
— Od kogo to jest, bo nie dosłyszałam? — Nie mam pojęcia. — Pomyślał przez chwilę, drapiąc się po brodzie plastikową rurką otaczającą łodygę. — Od jakiegoś faceta. — A jak on wyglądał? 161 — Średniego wzrostu? Dobrze wiedzieć, że niejasny sposób ich wyrażania się nie jest tylko grą, dzięki której zapewniają sobie dostęp do herbaty. Podejrzewałam, że jeśli spróbuję dokopać się do dalszych szczegółów, pytając na przykład, czy ofiarodawca przyszedł pieszo, czy przyjechał samochodem, usłyszę równie bezużyteczne informacje. — Dziękuję za przyniesienie kwiatu — powiedziałam, biorąc różę. Fachowiec odwrócił się i podreptał do furgonetki. Zauważyłam, że na plastiku tkwi nalepka z kwiaciarni-ziele-niaka na rogu, więc nie była to żadna wskazówka. Biorąc pod uwagę, ilu klientów musiało tam być w tym tygodniu, sprzedawca na pewno nie będzie pamiętał, kto kupił tę różę. Przepytałam wszystkich kandydatów, którzy przyszyli mi na myśl, ale żaden nie przyznał się do tego gestu. Wynika z tego, że ktoś musi mnie podchodzić, lecz ponieważ jest akurat sezon na takich, tymczasem odpuszczę sobie dalsze śledztwo. Kto powiedział, że nie ma już romantyzmu? mardi, le 17 fewier W tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym drugim roku uczyłam się francuskiego od sześciu lat. Nigdy nie byłam z niego dobra. W szkole nie czytaliśmy niczego ciekawego. Miałam przyjaciółkę Kanadyjkę, Francoise, która powiedziała mi, że Marguerite Duras jest „sexy". Kupiłam więc najcieńszą jej książkę, jaką udało mi się znaleźć, bo mój francuski był słaby, a tłumaczenie tekstów już dawno przestało mnie bawić. Książka nosiła tytuł Kochanek. Tłumaczenia bardzo przypominają spaghetti. Z początku, jako że nic na ten temat nie wiesz, kupujesz wszystko, co jest oferowane. Książkę audio z Keithem Harrisem czytającym 162 Gunthera Grassa? Jasne. Komiksową wersję Iliady? Dawajcie. Lecz im bardziej zaczynają ci smakować oryginały, tym bardziej stajesz się wybredna. Próbujesz swoich sił z prostymi przekładami, uzbrojona tylko w najprostsze kuchenne przybory, i wynik okazuje się niezły. Twoi przyjaciele są pod wrażeniem. I szczerze powiedziawszy, ty też. Inwestujesz trochę więcej czasu i wysiłku i okazuje się, że rezultat jest pozytywny. Wreszcie idziesz na całość i rzucasz się na spaghetti pod tytułem Oxford Classical Grammar i zamieniasz się w jednoosobową maszynę spaghettitranslacji w wersji żeńskiej. Kupujesz książki uzupełniające, zapisujesz się do kółek zainteresowań i oglądasz odpowiednie programy. Później zauważasz, ile czasu pochłania ci nowe hobby, a co gorsza, jaką nudziarą stałaś się dla znajomych, opowiadając o produktach przemiału Hessego, jakby to miało
jakiekolwiek znaczenie. Dajesz sobie spokój. A ci, którzy go sobie nie dają, zaczynają zajmować się tym zawodowo albo zamieniają się w bomby zegarowe na imprezach. Ale nawet jeśli rezygnujesz z produkcji własnego spaghetti, czyli tłumaczenia z oryginału, wiesz już dość, by zepsuć sobie to, co z początku sprawiało ci frajdę. Nigdy nie będzie ci smakował „talerz zwykłego spaghetti" albo „fajna książka do poczytania". Ani jedno, ani drugie nie smakuje dobrze, gdy jest wziętą z półki, pozbawioną smaku, drętwą, „oczyszczoną" wersją dla czytelnika z Europy Zachodniej. Kupiłam więc Kochanka, żeby zobaczyć, czy będę mogła go przeczytać. Poza tym było to jedyne wydanie bez reklamy filmu na okładce. Nic tak skutecznie nie odrzuca mnie od kieszonkowej książki jak wiejący grozą zwrot: „Wersja filmowa już na ekranach kin". Zaczęłam czytać. Książka mi się nie podobała, nie uznałam, że jest sexy. Autorka przez kilkadziesiąt stron pisze o upale w Azji, o jedwabnej sukience, o kapeluszu. Opisuje dziewczynę podobną do mnie: drobną jak na swój wiek, z ciężką grzywą włosów, delikatną i trochę dziwną. Francoise musiała kłamać, pomyślałam: nikt, kto jest do mnie podobny, nie może być sexy. Może nawet rozumiałam, co miała na myśli, lecz ponieważ 163 ciągle musiałam zaglądać do podręcznika gramatyki francuskiej, żeby odgadnąć, co autorka chce powiedzieć w finezyjnie skomponowanych zdaniach, umykało mi znaczenie. Później czekała mnie niespodzianka. Gdy dotarłam do zakończenia — którego nie zdradzę, bo mówiąc o nim, zepsułabym efekt (choć samo w sobie nie jest zaskakujące) — zalałam się łzami. Złamało mi serce coś, co mnie samej się nie zdarzyło. Dzięki temu wiedziałam, że jestem zdolna do takiego uczucia. Czytam tę książkę od czasu do czasu. Często wtedy, gdy czuję się samotna. Zakończenie zawsze spada na mnie niespodziewanie i zawsze wywołuje ten sam efekt. mercredi, le 18 fevrier Kiedyś było łatwo kupować kłopotliwe rzeczy, ukrywając je wśród reszty zakupów. Nie jest to oczywiście sprytny wybieg, lecz społecznie akceptowana fikcja. Żadna ekspedientka nie da się nabrać, widząc silny dezodorant ukryty wśród pomarańczy, ale nieładnie jest mówić o spuchniętym paluchu, tkwiącym w niewyróżniającej się w żaden inny sposób masie wiktuałów. Wszyscy podlegamy funkcjom biologicznym. Ale biorąc takich rzeczy za dużo naraz, narażasz się na kpiny. Ktoś, kto zobaczyłby moje typowe zakupy kosmetyków, podejrzewałby, że zaopatruję co najmniej sześciu transsek-sualistów po zabiegu zmiany płci. Dlatego do jednego sklepu chemicznego chodzę po zwykłe rzeczy, a do drugiego po wszystko inne. Zwykłe zakupy w Sklepie Numer Jeden:
izamhon haita do zębów i.ou do kąhUli maisczka z żeLu oaćikowzao J J ącarka naiuiaLna 164 W najgorszym razie może to sprowokować komentarz w rodzaju: „O, maseczka do twarzy? Leczy się pani?". Natomiast w Sklepie Numer Dwa kupuję: tamhonu azohki dohocnwowt (na hodiainUnia) kondomy eukUnki miętows. ołz cukiu lubiukant wacihi ho woihoaraniu. kxan i.amoohaLającu maizunki do aoltnia culzunian hotalu w gtanuLkacn (na zah.aLe.n.it h$en.Lxza) Tam właśnie usłyszałam obojętnie wypowiedzianą przez jakąś kobietę uwagę: „Na końcu drugiego regału są lekarstwa na cuchnący oddech, jeśliby to panią zainteresowało". Suka. jeudi, le 19 fevrier Fachowcy zabrali się do rozwiązywania palącego problemu mojej lodówki. To mnie zaskoczyło, nie dlatego, że nie podejrzewałabym ich o znajomość skomplikowanych zagadnień dotyczących kondensatorów, tylko dlatego, że nie wiedziałam, iż z moją lodówką coś jest nie tak. — Co to za rumor? — spytał wczoraj z zaciekawieniem jeden z nich, odrywając się od uważnych oględzin pękniętej płytki podłogowej (spieszę dodać, że sam spowodował jej pęknięcie — zabrał się do montowania nowej zmywarki, gdy jedna z moich bardziej korpulentnych sąsiadek akurat postanowiła odbyć swoją codzienną przebieżkę; bardzo niefortunny incydent). 165 — Nie wiem — odparłam, podnosząc głowę znad gazety. — Pewnie zamrażarka. —
Przywykłam do tego, że od czasu do czasu sobie pobrzęczy; nawet mnie to uspokaja. Fachowiec otworzył drzwiczki. — Jak rany... Kiedy pani ją ostatnio rozmrażała? Rozmrażała? Czy lodówki nie robią tego same, tak jak dziesięcioletnie kalosze rzucone w sam koniec szafy? Przecież tego właśnie się od nich oczekuje! — Nie jestem pewna, czy w ogóle ją kiedykolwiek roz-mrażałam. Budowlaniec spojrzał podejrzliwie na pokryte soplami bochenki chleba i zmumifikowane butelki wódki. — Zdaje sobie pani sprawę, że nagromadzenie lodu w zamrażarce uniemożliwia prawidłowe działanie mechanizmu uszczelniania próżniowego? Że niby co? — Słucham? — Drzwiczki się nie domykają. Ten dźwięk znaczy, że lodówka przez cały czas próbuje zastąpić zimne powietrze, które się ulatnia. To by tłumaczyło, skąd w kuchni bierze się przeciąg. — Ale nie znaczy to, że mam pomyśleć o zakupie nowej lodówki? — Nie. — Przypuszczam, że rozmrażanie lodówek nie należy do pańskich obowiązków? — Ano nie. Szkoda, że zaniedbanie urządzeń domowych nie nakłada na właścicielkę obowiązku zakupu nowych. Muszę przejrzeć dokładnie umowę, kiedy przyjdzie czas jej odnowienia. Tak więc, gdy fachowiec w czasie przerwy popijał herbatkę, z przyjemnością zagłębiając się w lekturze jednego z najlepszych codziennych brukowców w kraju, ja przypuściłam atak na lodowiec dłońmi owiniętymi w ręczniki, z nożem do krojenia warzyw w pogotowiu; byłam jak nieustraszony badacz polarny albo 166 podmiejski kanibal z demencją, jak kto woli. A pęknięta płytka wciąż czekała na naprawienie. vendredi, le 20 fewier A 2 od wzmiankowanej wcześniej lateksowej miłości, uszczęśliwiony znalezieniem nowego fetysza, jest szalenie zatroskany
0 moje dobre samopoczucie. Usilnie powstrzymuję się od komentarza, że jeśli alternatywą dla bycia samotną jest rozsiewanie woni jak po wybuchu w fabryce gumy, to dziękuję, postoję. Spotkaliśmy się na kawie, żeby zerknąć na młode talenty w mieście. Właściwie to on oceniał młode talenty, a ja starałam się unikać nieuchronnego w takiej sytuacji zestawiania w pary. — Nad moim lewym ramieniem — syknął, a ja spojrzałam, kto się tam kryje. — Nie patrz prosto na niego. Zerknij szybko 1 odwróć wzrok. Co to jest, jakaś szkółka? Chcesz Mnie Pocałować? Zaznacz Tak albo Nie. — Zaczynasz gadać jak moja mama — prychnęłam. — Poza tym jest za niski. — Skąd wiesz? Przecież siedzi. — Och, wierz mi, ja to wiem. — Zapięta granatowa bawełniana koszula schowana w spodnie, z sięgającym za wysoko paskiem. —- Pewnie ma w domu wszystkie powieści Patricka 0'Briana. — Chyba żartujesz. — A 2 najwyraźniej nie widzi lasu, bo zasłaniają mu go drzewa. Gumowe. — Nie możesz kogoś przekreślać z powodu gustu... Nie, nawet nie gustu, tylko swoich domysłów na temat jego gustu. — Mogę i przekreślę, już to zrobiłam. Kilka minut później, gdy skubaliśmy wspólnie bułeczkę z czekoladą, A 2 wypatrzył następnego kandydata. — Po twojej lewej. Wysoki. Coś czyta. 167 Zerknęłam w tamtą stronę. Facet popijał wodę, czytając Requiem dla snu w miękkiej oprawie. — Całkiem nieźle — mruknęłam. Ale zaraz... nie. — E, on pali papierosy, nie ma o czym mówić. — Spotykałaś się już z palaczami. — Ale mi przeszło — odparłam. — Jeśli ktoś musi mieć jakieś kosztowne hobby, to wolałabym, żeby jeździł na nartach. Albo jeszcze lepiej, żeby kupował mi zbyteczne drogie rzeczy. — Jeśli dalej tak będziesz postępować, umrzesz w samotności. I słyszę to od faceta, który kiedyś, w wieku dwudziestu trzech lat, powiedział mi, że od sześciu miesięcy nie uprawiał seksu i w ten sposób usunął się na stałe z rynku. Faceta, który nie może przestać pragnąć swojej pierwszej kochanki, niewidzianej od czasu, gdy oboje mieli po
siedemnaście lat. Jeśli ma się takich przyjaciół, to czy potrzebni są krewni? — Co, chcesz powiedzieć, że mam już wszystko za sobą? — parsknęłam. — Poza tym, mój natalkowany druhu, i tak wszyscy umrzemy w samotności. samedi, le 21 fevrier Jest jeden klient, z którym spotkałam się dotąd dwa razy. Twarz o wyrazistych rysach, z wysokimi kośćmi policzkowymi, czystymi jak woda oczyma i brwiami, których można pozazdrościć. Chłodny, przystojny na swój surowy sposób, łagodny. Inteligentny. Rozmawiamy o książkach, on jest inżynierem, nie cierpi swojej pracy; gadamy o teatrze i filmach. Ja rozpływam się nad Benem Kingsleyem w tej czy innej roli, opowiadam o Anthonym Sherze. On nieznacznie się uśmiecha. Nie mam pojęcia, dlaczego jest sam. Może po prostu chce? Wyszłam z bloku i ruszyłam w stronę rzeki, żeby znaleźć taksówkę. W drodze do postoju, mijając wejście do stacji metra, zobaczyłam mężczyznę bez nóg, proszącego o datki. 168 Zerknęłam w tamtą stronę. Facet popijał wodę, czytając Requiem dla snu w miękkiej oprawie. — Całkiem nieźle — mruknęłam. Ale zaraz... nie. — E, on pali papierosy, nie ma o czym mówić. — Spotykałaś się już z palaczami. — Ale mi przeszło — odparłam. — Jeśli ktoś musi mieć jakieś kosztowne hobby, to wolałabym, żeby jeździł na nartach. Albo jeszcze lepiej, żeby kupował mi zbyteczne drogie rzeczy. — Jeśli dalej tak będziesz postępować, umrzesz w samotności. I słyszę to od faceta, który kiedyś, w wieku dwudziestu trzech lat, powiedział mi, że od sześciu miesięcy nie uprawiał seksu i w ten sposób usunął się na stałe z rynku. Faceta, który nie może przestać pragnąć swojej pierwszej kochanki, niewidzianej od czasu, gdy oboje mieli po siedemnaście lat. Jeśli ma się takich przyjaciół, to czy potrzebni są krewni? — Co, chcesz powiedzieć, że mam już wszystko za sobą? — parsknęłam. — Poza tym, mój natalkowany druhu, i tak wszyscy umrzemy w samotności. samedi, le 21 fewier Jest jeden klient, z którym spotkałam się dotąd dwa razy. Twarz o wyrazistych rysach, z wysokimi kośćmi policzkowymi, czystymi jak woda oczyma i brwiami, których można pozazdrościć. Chłodny, przystojny na swój surowy sposób, łagodny. Inteligentny. Rozmawiamy o książkach, on jest inżynierem, nie cierpi swojej pracy; gadamy o teatrze i filmach. Ja rozpływam się nad Benem Kingsleyem w tej czy innej roli, opowiadam o Anthonym Sherze. On nieznacznie się uśmiecha. Nie mam pojęcia, dlaczego jest sam. Może po prostu chce?
Wyszłam z bloku i ruszyłam w stronę rzeki, żeby znaleźć taksówkę. W drodze do postoju, mijając wejście do stacji metra, zobaczyłam mężczyznę bez nóg, proszącego o datki. 168 — Wspomóżcie inwalidę, wspomóżcie inwalidę — powtarzał śpiewnym głosem. Po wewnętrznej stronie mojego uda spłynęła kropla potu; może tylko ta część mojego ciała naprawdę odczuwała wtedy ciepło. Kiedy kropla dotarła do pończochy, spłynęła na nią i wsiąkła. Po chwili znów usłyszałam głos mężczyzny bez nóg. „Wspomóżcie inwalidę, wspomóżcie inwalidę". Głos był jednostajny, lecz melodyjny, zgodny z rytmem wybijanym przez stopy przesuwających się obok ludzi. „Wspomóżcie inwalidę, wspomóżcie inwalidę". Stanęłam w kolejce, ale przez parę minut nie było taksówek. Podszedł do mnie niski, okrągły człowieczek z plastikowymi torbami, z których aż się wylewało. — Czy przyjęłaś Jezusa jako swojego pana? — spytał. Zabrzmiało to jak powtarzane automatycznie, pozbawione wyrazu powitanie, jak „Witam". — Obawiam się, że nie, jestem żydówką — odparłam. Gotowa odpowiedź. Dla mnie jest to sprawa bardziej kulturowa niż religijna, ale wystarczy, żeby pozbyć się nawiedzonych popaprańców. Mężczyzna współczująco pokiwał głową, nie unosząc wzroku ponad wysokość mojego ramienia. — Żydzi pragnęli króla, a Bóg im go dał, ale był to przygnębiający król, który krył się w zaroślach, wychodził i krzyczał na ludzi. — Niezbyt przekonujący król, można by rzec. — Zamarznę, stojąc na tym moście — rzekł nieznajomy, zebrał swoje torby na zakupy i odszedł. dimanche, le 22 fevrier Dzisiaj dostałam: rn.on.Lti, fcdnofuntową iziztu ue.cn.atam auiolmiLm, dałam, awa funtuj biatucn i.kaxh&t (z liłoumi, gazie, ją zoiŁaariiam) 169 Oiobiitu alwun (od hizujaciua) l%uriną bxani.oUtkę z buxi.ztuns.rn (od kLUnta) hięć dziwnych odblaikowuch iŁokioIek (od nujiŁacącLCjO admiiatota) •tacnunek od fachowców (czu to nU wtaiciculka domu miała ią tym zająć?) kilka aobliwucn i.hojxzm od taki.6vjkaxza (czyli wiedział) ofnuizczki (hatiz hieiwizu hunkt na liicU) Tak więc osławiony transport publiczny Kena Livingstone'a okazuje się całkiem adekwatny do
drugiego członu nazwy — publiczny — natomiast z pierwszym jest na bakier. No cóż, najwyższy czas zaszyć się w domu z paroma dobrymi książkami i zażądać do łóżka dostawy naleśników od moich najbliższych i najdroższych. lundi, le 23 feurier Tajemniczy samochód powrócił; nie chcę patrzeć, ale nie mogę oderwać od niego wzroku; wcale nie uważam, że to wytwór paranoi; muszę pamiętać o zamknięciu wszystkich drzwi na zamek; fachowcy posyłają mi dziwne spojrzenia; myślę o zainwestowaniu w perukę i gigantyczne okulary a la Jackie Onassis, i nie tylko po to, by odświeżyć starą modę. Poza tym czuję się dzisiaj nieco lepiej, miło, że się o mnie troszczycie. mardi, le 24 fevrier On: — Hm, ty masz tutaj... nie jestem pewien... Ja (zerkając przez ramię na mężczyznę, klęczącego za mną): — Wszystko w porządku, skarbie? — Widzę... Nie bardzo wiem, jak ci to powiedzieć... Nagle się zaniepokoiłam — no bo co tam może być? Szrama 170 po ostrzu jednorazówki? Przeoczona kępka włosów? Tampon sprzed tygodnia? Przycięty ogonek? — Tak? — Masz siniaki z tyłu na udach. — A, to. One świadczą tylko o tym, że nie jesteś pierwszym, który ostro zapuszcza się w tamte rejony, skarbie. Okej? Możemy to zrobić inaczej. — Hm, no cóż — mruknął. Poczułam, że twardnieje i wciska się z nieco większą siłą. — Mogłabyś mi powiedzieć, jak powstały te siniaki... mercredi, le 25 fevrier A1 dociągnął do okrągłych urodzin. Jego partnerka zajęła się wszystkim i zamówiła stolik w przereklamowanej indyjskiej knajpie w Clerkenwell; było to do przyjęcia, bo ta dziewczyna nie ma smaku. Cieszyłam się na spotkanie w szerszym gronie. Moja praca bywa wyczerpująca. To jest jak długa seria randek w ciemno; starasz się, żeby z twojej strony odbywało się to lekko i bez wysiłku, wiedząc, że niewiele z tego wyjdzie. Nawał prawdziwych randek też nie pomógł. I choć lubię przesiadywać w kawiarniach i barach z małą grupką przyjaciół, zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że to, iż znacie się za dobrze, uniemożliwi
jakąkolwiek ciekawszą konwersację. Tylko z ludźmi, których znasz od czasów pokwitania, możesz poczuć się rozbawiona takimi oto racami dowcipu: — A pamiętacie jak... — Tu następuje niewyraźny ruch ręką. — Dokładnie tak jak w tym filmie. — O Boże! I ta broń, której użył B. Przypadkowo wybrany cytat z Gwiezdnych wojen. Nawiązanie do polityki łat dziewięćdziesiątych. 171 po ostrzu jednorazowki? Przeoczona kępka włosów? Tampon sprzed tygodnia? Przycięty ogonek? — Tak? — Masz siniaki z tyłu na udach. — A, to. One świadczą tylko o tym, że nie jesteś pierwszym, który ostro zapuszcza się w tamte rejony, skarbie. Okej? Możemy to zrobić inaczej. — Hm, no cóż — mruknął. Poczułam, że twardnieje i wciska się z nieco większą siłą. — Mogłabyś mi powiedzieć, jak powstały te siniaki... mercredi, le 25 fevrier A 1 dociągnął do okrągłych urodzin. Jego partnerka zajęła się wszystkim i zamówiła stolik w przereklamowanej indyjskiej knajpie w Clerkenwell; było to do przyjęcia, bo ta dziewczyna nie ma smaku. Cieszyłam się na spotkanie w szerszym gronie. Moja praca bywa wyczerpująca. To jest jak długa seria randek w ciemno; starasz się, żeby z twojej strony odbywało się to lekko i bez wysiłku, wiedząc, że niewiele z tego wyjdzie. Nawał prawdziwych randek też nie pomógł. I choć lubię przesiadywać w kawiarniach i barach z małą grupką przyjaciół, zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że to, iż znacie się za dobrze, uniemożliwi jakąkolwiek ciekawszą konwersację. Tylko z ludźmi, których znasz od czasów pokwitania, możesz poczuć się rozbawiona takimi oto racami dowcipu: — A pamiętacie jak... — Tu następuje niewyraźny ruch ręką. — Dokładnie tak jak w tym filmie. — O Boże! I ta broń, której użył B. Przypadkowo wybrany cytat z Gwiezdnych wojen. Nawiązanie do polityki lat dziewięćdziesiątych. 171
Pełna ukontentowania cisza lub napady nieuzasadnionego śmiechu, trwające przez pół godziny. To forteca, która niełatwo dopuszcza nowych czempionów, toteż dziewczyny N i wszystkich A zwykle wypadają poza nawias niezależnie od swoich wdzięków i zdolności. Jedna z nich wychowała się w komunie w Afryce Południowej, zbudowała dom od fundamentów i nigdy nie była w McDonaldzie (doprawdy godne podziwu osiągnięcie). Ale nie umiała cytować swobodnie fragmentów Narzeczonego księżniczki, więc popadła w stan permanentnego zdziwienia, zwłaszcza gdy A 2 bezskutecznie usiłował się jej oświadczyć, tłumacząc, że Życie to Ból. Musimy częściej wychodzić do miasta. Z innymi ludźmi. Normalnymi. Przyszłam późno, prezentując się szpanersko w czarnej jedwabnej koszuli i szytych na miarę spodniach. Włosy zaczesane do góry, subtelne kolczyki z perłami. No dobrze, wyglądałam jak sekretarka, która jest fanką gotyckiego rocka. Mniejsza z tym. Przy stoliku płynęły drinki i toczyła się ożywiona rozmowa, która była boleśnie, cudownie, fantastycznie normalna. Usiadłam naprzeciwko N, który przyprowadził swoją przyjaciółkę Angel, też pracującą dziewczynę, tę, na którą wpadłam w zeszłym miesiącu w łazience. Najwyraźniej wzięła się w garść, wyglądała ślicznie i była cała w skowronkach. W połowie posiłku błagalnym tonem poprosiła mnie, żebym pozwoliła jej skorzystać z mojego telefonu; chciała wysłać SMS-a, a wyczerpała jej się bateria. Ufna ze mnie dusza, więc pogrążyłam się we flircie z niebieskookim adonisem siedzącym po mojej lewej stronie i nie sprawdziłam, co Angel wysyła i do kogo. Dlatego zdziwiłam się, gdy w czasie otwierania prezentów zjawił się mój Randkowy. Uśmiechnął się do mnie, a ja do niego. Rozejrzał się i usiadł koło Angel. Powinnam była wiedzieć, że się znają, lecz nigdy bym nie pomyślała, że może z nich być para. 172 Adonis uśmiechnął się i przedstawił nowo przybyłemu. Mój Randkowy wyciągnął do niego rękę. — Przepraszam, a z kim ty jesteś...? — zapytał dociekliwie Adonis. — Z nią — odparł Randkowy, wskazując na mnie. Zaśmiałam się nerwowo. — Taak? — A nie zaprosiłaś mnie przed chwilą? Posłałam ostre spojrzenie Angel. — Tak to mogło wyglądać — odparłam. — Ale to nie moja wina. Przepraszam za nieporozumienie. Przez resztę kolacji hojnie obdarzałam względami bladą, nieśmiałą dziewczynę siedzącą obok mnie, podczas gdy Adonis i mój Randkowy — którzy, jak się okazało, mieli wspólnych znajomych — gawędzili o czasach studiów. N szybko się pożegnał, Adonis też przeprosił, że musi iść; wszyscy z drugiego końca stołu szli do przypadkowo wybranych domów, by pić dalej, a ja zostałam z Angel i Randkowym.
Angel poszła po swój samochód, sugerując, że wszyscy troje możemy uderzyć do otwartego do późna baru, który znała. Ja i Randkowy wyszliśmy na ulicę, a ona zniknęła za rogiem. — Przepraszam — rzekł Randkowy. — Daj spokój. Zeszłoroczny śnieg — odparłam, choć było oczywiste, że tak nie myślę. — Nie wiedziałem, że ten SMS nie jest od ciebie. — Wiem. — Czy ja... w czymś przeszkadzam? Odwróciłam się do niego, zła na sytuację, zła, że czuję się manipulowana, nawet jeśli to nie on był sprawcą. Byłam zła, że czuję się zła — bo po co w ogóle się wściekać? A najbardziej złościło mnie to, że on czuje się zraniony. I jego pragnienie, żebym go potrzebowała. — Bo ja cię kocham — powiedział głosem, w którym zabrzmiało coś dziwnego... A, taak. 173 Westchnęłam i zamknęłam oczy. Długo staliśmy w milczeniu na chodniku. Ja patrzyłam na czubki butów, a on patrzył na mnie. Nie chciałam tego i nie chciałam się tak czuć. Jakiś mężczyzna spytał o drogę, odesłaliśmy go do następnego skrzyżowania. Ogarnął mnie lęk, czarna mgła, poczucie, że za sprawą przyjaciół pełnych dobrych intencji wpadłam w pułapkę przeznaczenia. — Biorę taksówkę i jadę do domu — oznajmiłam wreszcie. — Sama. Idź z Angel do baru, bo zacznie podejrzewać, że ją zostawiliśmy. — Albo że poszliśmy razem do domu, pomyślałam. jeudi, le 26 fewier Nazajutrz rano po przebudzeniu znalazłam w telefonie trzy nieodebrane połączenia i SMS-a. Pierwsze dwa połączenia pochodziły z numerów, których nie rozpoznawałam. Żadnej wiadomości na poczcie głosowej. Nic nadzwyczajnego, ale coś mi śmierdziało, więc oddzwoniłam. — Dzień dobry. Czy dzwonił pan na mój numer wczoraj wieczorem? Obaj byli zdezorientowani, bo najwyraźniej mnie nie znali, lecz jeśli rejestr połączeń jest bezstronnym sędzią, próbowali się do mnie dodzwonić. Wygląda na to, że Angel wysłała więcej niż jednego SMS-a. A ci goście chcieli się do niej dodzwonić na mój numer. Straszna ze mnie idiotka. Dobrze chociaż, że nie były to rozmowy międzynarodowe. Trzecie nieodebrane połączenie było od Randkowego, który dzwonił bladym świtem.
SMS też pochodził od niego: „Wciąż widujesz się z N? Jeśli tak, to czy wiesz, że o tym nie wiedziałem?". Westchnęłam i zadzwoniłam do niego. Już siedział za biurkiem. 174 — Cześć, przepraszam, że niepokoję cię w czasie pracy. — W porządku — odparł zaskoczonym głosem. — Przeczytałam twojego SMS-a. — Milczał. — Nie spotykam się z N. Od bardzo dawna. Kto ci powiedział, że się spotykamy? — Wciąż żadnej odpowiedzi. — Rozumiem. Niepotrzebnie pytam, tak? — Jesteście ze sobą tak blisko, a że oboje nikogo nie macie... — Czy to automatycznie oznacza, że jesteśmy czymś więcej niż przyjaciółmi? — Nie. — Randkowy zamilkł na chwilę. — Ale Angel była bardzo zaskoczona, kiedy się dowiedziała, że coś między nami jest, i spytała, czy wiem o tobie i o N. — Przepraszam... coś jest między nami? — Mhm. — Dobrze, nieważne, ale... Czy ktoś, kogo ledwo znasz, jest bardziej wiarygodnym źródłem informacji o moim życiu niż ja? — No cóż... — Bzdura. — Hej, uspokój się. Kocham cię. Zależy mi na tobie. Ja... Och, znów to pieprzenie. — Ja nie czuję tego samego. Jeśli tego nie wiedziałeś, to teraz już wiesz. Nie zamierzam umniejszać twoich uczuć i mówić, że nie powinieneś ich mieć, ale nic o mnie nie wiesz. Tak czy inaczej to, co czujesz, do niczego cię nie uprawnia. — Och, przestań. Wiem, że wrzeszczę i wszystko jest nie tak. Nie pragnę go, ale nie chcę, żeby uznał mnie za zdzirę. Nie, to też bzdura. Im prędzej to zrozumie, tym prędzej zacznie rozglądać się za kimś, kogo naprawdę pokocha. Nie chcę z nim gadać. Nie chcę tego wszystkiego. Będę zdzirą. — To jakieś nieporozumienie. Możemy z nią o tym pomówić...
— Uspokój się... Nie chcę o tym rozmawiać. Nie chcę z nią rozmawiać. Ani z tobą. W ogóle mnie to nie interesuje. — Ale ja... — Cześć. 175 Pauza. Próbuję wyobrazić sobie, co na jego miejscu zrobiłabym w tej sytuacji. Grałabym na czas, czy przyjęła rzecz z godnością? Na swoje szczęście wybrał to drugie. — Cześć. Będzie mi brakowało naszych spotkań. — Dziękuję. — Rozłączyłam się i poszłam do komputera, żeby wysłać tej babie druzgocącego emaila o tajemniczych numerach i jej rozmowie z Randkowym. Postąpiłam jak tchórz, kryjąc się za elektroniczną skrzynką, ale nie byłam pewna, czy potrafię się powstrzymać przed podniesieniem głosu przez telefon. Wystukać, poprawić, wysłać. Potem zjadłam śniadanie i zrobiło mi się trochę smutno; poczułam się też trochę jak cipa i nawet myśl, że to wszystko nie ma znaczenia, nie podniosła mnie na duchu. vendredi, le 21 fevrier Po upływie pewnego czasu trudno przypomnieć sobie, jak i dlaczego kiedyś się kogoś lubiło; dobrze jest przyjrzeć się temu z bezpiecznej odległości. Chłopaka, który obmacywał mnie na publicznym basenie, kiedy miałam piętnaście lat. Romans w szkole, który się skończył, bo chłopak miał awersję do minety. Al, którego umiejętność manipulowania moim ciałem była równie zabawna, jak przerażająca. O pierwszym razie z kimś, o kim wciąż ciepło myślę, w kim zabuja-łam się szybko i mocno; o tysiącach razów później i tym ostatnim też. O tych kilku, których nigdy nie było mi dość. O ich zapachu, smaku, dotyku. O tym, jak będąc z Chłopakiem, pragnęłam, żeby po prostu się zamknął i mnie rżnął, bo nigdy z nikim nie miałam takich orgazmów. O tych wszystkich razach, gdy seks z nim wydawał się zarówno potrzebą biologiczną, jak i duchową. I o tym, jak te chwile tygodniami utrzymywały mnie na powierzchni jak perły błyszczące w węźle naszego konającego związku. 176 Miłe są te szkice mężczyzn, których lubiłam i smakowałam. Ich wspomnienie uprzyjemnia mi czas w pociągach i taksówkach. samedi, le 28 fevrier
Spędzam fajnie trochę czasu z rodziną, bo wyjeżdżają na urlop; nadrabiam zaległości w miejscowych plotkach, ogólnie sprawiam wszystkim kłopot i wchodzę w drogę. Taki jest przywilej najstarszej córki. Mama jedzie w przyszłym miesiącu na ślub. Jest to ceremonia, w czasie której dwie panny młode będą ubrane na biało, wymienią się pierścionkami, złożą przysięgę i odtąd już zawsze będą żyć szczęśliwie. To stare przyjaciółki rodziny. Jesteśmy wszyscy szalenie szczęśliwi. Ale mama nie może znaleźć partnera na tę okazję, gdyż jej regularny przytulański, mój ojciec, nie nadaje się, ponieważ stwierdzono u niego Nieodpowiedni Stan Ducha. Nie chodzi o to, że nie akceptuje pojęcia miłości lesbijskiej (który mężczyzna ją akceptuje, przynajmniej teoretycznie?) lub ma jakieś dziwaczne zahamowania w związku ze świętością małżeństwa (uwaga do światowych przywódców: jeśli najlepiej sprzedająca się artystka na świecie może pijana przemaszerować w dżinsach główną nawą kościoła tylko po to, by dwadzieścia cztery godziny później anulować związek, a partnerki na całe życie nie mogą się nazywać żonami, źle się dzieje w państwie duńskim). Nie, to właśnie nadmierny entuzjazm taty dla błogosławionego wydarzenia doprowadził do tego, że został wykreślony z listy gości. Całkiem serio nalegał, żeby zamówić na przyjęcie striptizerki. Mój ojciec nie należy do żartownisiów, a co gorsza, jego czułki towarzyskie słyną z niewrażliwości. Siedzieliśmy, jedząc bajgle, a on relacjonował dotychczasowy przebieg całej historii. Mama przewracała oczyma, jakby to był genetycznie odziedziczony odruch, co zresztą podejrzewam. 177 — Męskich striptizerów czy striptizerki? — zapytałam z odrobinę za dużą ciekawością. — Och, nie, córeczko — jęknęła mama. — Kobiety striptizerki! — krzyknął tata. — Wszędzie rozebrane kobiety! — Czy wspominałam już, że mój ojciec jest żenującym zboczeńcem? To pewnie przekazuje się potomstwu. — Nie jestem przekonana, czy to odpowiednia atrakcja na ślub — powiedziałam. Mama pokiwała mądrze głową; jej czarna farbowana czupryna podskoczyła. — Masz rację. — Odwróciła się do taty. — Widzisz? Widzisz? Nikt nie uważa tego za dobry pomysł... — Tak — podchwyciłam. — Wcale niedobry. Wieczór panieński ze striptizerami byłby super... — Nie zachęcaj go! — Mama zmroziła mnie złym spojrzeniem, a tata rozmarzył się na myśl o różnych możliwościach. dimanche, le 29 fevrier Wczoraj poszłyśmy z mamą na zakupy. Od lat nie spuszczano nas ze smyczy, żebyśmy mogły się wybrać do pałacu konsumpcji detalicznej, ale wierzcie mi, ekspedientki będą opowiadać o tym wydarzeniu swoim dzieciom i dzieciom swoich dzieci.
Jesteśmy głośne, sprawne i uzbrojone w poważne kredyty; nie można nas powstrzymać, gdy wśród ognia i dymu przedzieramy się od działu obuwia do bielizny. Mama jest zwolenniczką stylu Palm Beach (która matrona w jej wieku nie jest?). Koszulki z nadrukami Lily Pulitzer, najjaskrawsze jaskrawości, jedwabne swetry, białe spodnie. Jestem genetycznie zaprogramowana na takie same upodobania, lecz nie powinno się nosić kremowej wełny, jeśli w każdej chwili można wylądować w błocku. Najpierw zaatakowałyśmy obuwie. Ten sam rozmiar, ten sam gust; mama wyczyściła trzy sklepy z sandałów w kolorze 178 wiosennej zieleni i błękitu; ja zrobiłam to samo, tylko z wersjami karmelowymi i czarnymi. Torebki, kostiumy, drobiazgi — nic się nie ostało wobec naszej kampanii terroru. Mama kupiła co najmniej trzy zestawy na wesele, a oprócz tego tyle ubrań urlopowych, że wystarczyłoby do odziania całej armii jej klonów. Usiłowałam powstrzymać ją przed kupieniem kwiecistych bluzek wyszywanych koralikami, a ona ostrzegła mnie, że w butach w stylu retro kostki wyglądają, jakby były „pulchne". Oto siła bezwarunkowej miłości. Tylko matka może krzyknąć do córki: „Majtki ci prześwitują!" i przeżyć, by móc później o tym opowiedzieć. Ona: — Skarbie, tak ślicznie ci w zielonym! Nie kupisz tego? Ja: — Nie wiem, jestem w tym za bardzo cycata. Ona (wyrzucając do przodu swój bujny biust): — Nie ma czegoś takiego jak za bardzo cycata kobieta. Chcesz wyglądać jak nastolatka? — Po czym dorzuciła zielony ciuch do stosu moich zakupów. Ustąpiłam. To była siła wyższa, której nie potrafiłam się przeciwstawić. wiosennej zieleni i błękitu; ja zrobiłam to samo, tylko z wersjami karmelowymi i czarnymi. Torebki, kostiumy, drobiazgi — nic się nie ostało wobec naszej kampanii terroru. Mama kupiła co najmniej trzy zestawy na wesele, a oprócz tego tyle ubrań urlopowych, że wystarczyłoby do odziania całej armii jej klonów. Usiłowałam powstrzymać ją przed kupieniem kwiecistych bluzek wyszywanych koralikami, a ona ostrzegła mnie, że w butach w stylu retro kostki wyglądają, jakby były „pulchne". Oto siła bezwarunkowej miłości. Tylko matka może krzyknąć do córki: „Majtki ci prześwitują!" i przeżyć, by móc później o tym opowiedzieć. Ona: — Skarbie, tak ślicznie ci w zielonym! Nie kupisz tego? Ja: — Nie wiem, jestem w tym za bardzo cycata.
Ona (wyrzucając do przodu swój bujny biust): — Nie ma czegoś takiego jak za bardzo cycata kobieta. Chcesz wyglądać jak nastolatka? — Po czym dorzuciła zielony ciuch do stosu moich zakupów. Ustąpiłam. To była siła wyższa, której nie potrafiłam się przeciwstawić. Mars Alfabet londyńskiego seksbiznesu według Belle 0-P O jak oliwa Nie do przyjęcia jako lubrykant. Jeśli nie wiesz o tym, że oliwa wchodzi w reakcję z lateksem, zajrzyj do dowolnej książki o HIV wydanej w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Poza tym, że oliwa obniża poziom ochrony, jest po ptostu marnym lubrykantem. Kiedyś pewien mężczyzna, wyciągając tubkę wazeliny, zaproponował, że włoży mi całą rękę, używając żelu na bazie petrolatum. To miał być jakiś żart? Ten środek zatrzymuje ciepło i sprawia, że czujesz się, jakby ktoś przysmażał cię od środka. Warto jednak nosić przy sobie małą buteleczkę oliwy do masażu, bo czasem może się przydać. Mężczyźni to lubią i często dają napiwki. Częściej niż za prawdziwy seks. Dziwne stworzenia. P jak plastik Chodzi o cycki, nie o karty kredytowe. Czy mężczyźni wolą perfekcję, czy autentyczność? Czy wszystkie inne dziewczyny w agencji są tak obdarzone przez naturę, czy trochę podrasowane? Czy powinnaś odkładać zarobki na takie podrasowanie? Nawet najbardziej trzeźwo myśląca dziewczyna musi się czasem zastanawiać, czy gdyby zwiększyła sobie objętość, jej notowania skoczyłyby w górę. Ale gdybyś nie zrobiła tego w prawdziwym życiu, nie radzę ci robić tego w ogóle. P także (i oczywiście) jak porno Ci, którzy kupują książki w twardych okładkach z doskonałymi fotografiami scen erotycznych na ścianach neolitycznych jaskiń, ze snobistyczną wyższością spoglądają na aktorów filmów pornograficznych. Wierz mi, kochanie, snobizm działa w obie strony. Afrykańska rzeźba mężczyzny ze wzwodem nie czyni z nikogo libertyna. W zasadzie, jeśli w czasie kręcenia nie dochodzi do poplamienia czegoś spermą, jest to porno klasy B. Przepraszam, że pękł ci balonik. Jenna Jameson, hostessy w salonie masażu i facet, który czyści kabiny w salonie peepshow — wszyscy oni pracują w seksbiznesie. Ci zaś, którzy stoją za ladą, ubrani w różowe koszulki z laleczkami, i sprzedają niefalliczne wibratory z materiałów organicznych po recyklingu, w seksbiznesie nie pracują. Świńskie filmiki kręcone we Francji w latach sześćdziesiątych podczas studenckich protestów nie są pornografią. Dwustronna penetracja dłońmi kobiety obciągającej psu jest. Prosta reguła: dopóki pary będą postrzegać coś jako narzędzie wzmacniające ich związek, nie można mówić o pornografii. lundi, le 1 mars
Wciąż jestem na pomocy, śpię na sofie jednego z A, rozglądając się za dobrym miejscowym masażystą i pijąc zbyt dużo mikstur na bazie teąuili. Jest tutaj kotka, która gdy tylko mnie wypatrzy, ładuje mi się na kolana i mruczy jak zardzewiały motor. Bardzo tu cieplutko i milutko, w mojej głowie kołacze się niewyraźna myśl, żeby w ogóle nie wracać do Londynu. Żartowałam! Za dzień lub dwa będę w domu, odstrzelona w nowiutką, cienką jak babie lato bieliznę w błękitnym kolorze. mardi, le 2 mars Prawdopodobnie przeznaczeniem każdego jest bać się starości. Kiedy jesteś młoda, wydaje ci się niemożliwe, że pewnego dnia będziesz tak samo stara jak twoi krewni i że oni byli kiedyś tak młodzi jak ty. Lęk wkrada się, kiedy zostawiasz za sobą pierwszą falę młodości. Wzrok starszych ludzi na ulicy, ludzi, których jeszcze nie tak dawno w ogóle nie zauważałaś, jakby wbijał się w ciebie. Ty też niebawem będziesz w tym samym miejscu co my, zdają się mówić. Niedawno zobaczyłam moją przyszłość. A ściślej mówiąc, usłyszałam. 183 Byłam w domu. Moja mama i babcia rozmawiały w kuchni, nieświadome, że siedzę w pokoju obok, sprawdzając pocztę elektroniczną, i słyszę każde słowo. Ale nie zwracałam na nie uwagi, dopóki moje uszy nie wychwyciły dwóch słów: włosy łonowe. Moja matka powiedziała do swojej matki: „Czuję się stara. Przedwczoraj zauważyłam, że moje włosy łonowe są prawie całkiem szare". Na co babcia odparła: „Myślisz, że to źle? Poczekaj, aż zaczną ci wypadać". Chyba lepiej będzie, jeśli skończę ze sobą teraz, zanim będzie za późno. mercredi, le 3 mars Z czterech A tylko z jednym nie spałam. Jest to A 3. Kiedy się poznaliśmy, poczuliśmy natychmiastową, przemożną chemię. Przytulaliśmy się, ale do niczego więcej nie doszło. Mieszkał w sąsiednim mieście i kiedy wyjeżdżał do domu, czułam się samotna. Znasz to uczucie, kiedy cały nadmiar energii gromadzi się w nogach i chcesz biec i biec tak długo, aż skoczysz z urwiska? Zwierzyłam się A 2, powiedziałam, co się stało. Zabujałam się mocno i muszę zobaczyć tego faceta. Obmyśliliśmy plan: w weekend zjawię się niespodziewanie pod drzwiami A 3 i zobaczę, co z tego wyjdzie. Zostały cztery dni na planowanie i drżenie. Zrobiłam więc to, co zrobiłaby każda dziewczyna: przespałam się z A 2. Skołowałam was?
Nie? Więc słuchajcie dalej: spotykałam się wtedy z A4. To była końcówka, lecz wciąż stanowiliśmy parę. Zmiana pojazdu wydawała się bardzo pilna, a to była całkiem dobra okazja. Sytuacja wyglądała więc tak: A 4 wyjechał na konferencję, ja śpię z naszym wspólnym znajomym A 2 i kombinuję, jak 184 Byłam w domu. Moja mama i babcia rozmawiały w kuchni, nieświadome, że siedzę w pokoju obok, sprawdzając pocztę elektroniczną, i słyszę każde słowo. Ale nie zwracałam na nie uwagi, dopóki moje uszy nie wychwyciły dwóch słów: włosy łonowe. Moja matka powiedziała do swojej matki: „Czuję się stara. Przedwczoraj zauważyłam, że moje włosy łonowe są prawie całkiem szare". Na co babcia odparła: „Myślisz, że to źle? Poczekaj, aż zaczną ci wypadać". Chyba lepiej będzie, jeśli skończę ze sobą teraz, zanim będzie za późno. mercredi, le 3 mars Z czterech A tylko z jednym nie spałam. Jest to A 3. Kiedy się poznaliśmy, poczuliśmy natychmiastową, przemożną chemię. Przytulaliśmy się, ale do niczego więcej nie doszło. Mieszkał w sąsiednim mieście i kiedy wyjeżdżał do domu, czułam się samotna. Znasz to uczucie, kiedy cały nadmiar energii gromadzi się w nogach i chcesz biec i biec tak długo, aż skoczysz z urwiska? Zwierzyłam się A 2, powiedziałam, co się stało. Zabujałam się mocno i muszę zobaczyć tego faceta. Obmyśliliśmy plan: w weekend zjawię się niespodziewanie pod drzwiami A 3 i zobaczę, co z tego wyjdzie. Zostały cztery dni na planowanie i drżenie. Zrobiłam więc to, co zrobiłaby każda dziewczyna: przespałam się z A 2. Skołowałam was? Nie? Więc słuchajcie dalej: spotykałam się wtedy z A4. To była końcówka, lecz wciąż stanowiliśmy parę. Zmiana pojazdu wydawała się bardzo pilna, a to była całkiem dobra okazja. Sytuacja wyglądała więc tak: A 4 wyjechał na konferencję, ja śpię z naszym wspólnym znajomym A 2 i kombinuję, jak 184 rzucić się do stóp A3. Przychodzi weekend i zjawiam się u jego drzwi. Miał dziewczynę. Nic o niej nie wiedziałam, dopóki nie otworzyła drzwi. Jej pełen zmieszania uśmiech świadczył o tym, że biedaczka nie ma pojęcia, co jest grane, a ja poczułam się dokładnie tak nędzna, jak moje postępowanie. Dałam w długą tak szybko, że mogłabym się ścigać z Paulą
Radcliffe. Zerwaliśmy z A 4, jak należało się spodziewać; spróbowaliśmy krótko z A 2 i nie wyszło. Ale teraz to już zeszłoroczny śnieg: wszyscy się ze sobą przyjaźnimy. Większość ludzi, którzy nas poznają, uważa A 4 za mojego męża, A 2 za brata, natomiast A1 za naszego wujka — nie dlatego, że wygląda staro, tłumaczymy mu, lecz dlatego, że otacza go aura męskiego autorytetu. Pozostaje jednak drobny problem: A 3. Po tylu latach wciąż spotyka się z tą dziewczyną. A czasem, gdy jesteśmy gdzieś wieczorem, trochę się wkurza i zaczyna do mnie kleić. To trochę za mało, skarbie. I o parę lat za późno. Kilka dni temu byliśmy wszyscy w restauracji. A 2 przedstawił mnie koledze. Jakby w ogóle musiał mi zwracać na niego uwagę. Zauważyłam faceta, gdy tylko stanął w drzwiach. — Fajny — szepnęłam do A 2. — Pomyślałem, że jest akurat w twoim typie — odparł z uśmiechem. Faktycznie. Schludnie ubrany, wysportowana sylwetka, ręce, które wyobrażałam sobie obłapiające mnie. Inteligentny, grzeczny, cudowna buzia. — Skąd pochodzi? — Z Południowego Wybrzeża. — Gdzie go ukrywałeś? — Mieszka w San Diego. — Uu. Czemu? A 2 wzruszył ramionami. — Praca. Ściągnęłam brwi. Nie chciałam powtórki z Randkowego. Romans na odległość dziesięciu tysięcy kilometrów nie wchodzi 185 w rachubę, chyba że istnieje możliwość sowitej nawiązki za wydatki na podróże. Już raz pokonałam ocean tylko po to, by przekonać się, że nie było warto. Ale trochę poflirtowałam z nim przy jedzeniu. A 2 poczuł się zmęczony i poszedł do domu, zostawiając Doktora Kalifornię we wprawnych rękach A 3, A 4 i moich. Wybraliśmy się do pubu. A 3 był bez dwóch zdań nawalony.
— Podoba mi się twój świński ogonek — rzekł, głaszcząc moją kitkę. Owinął ją sobie wokół palców i pociągnął, aż poczułam mrowienie na szyi. Żeby było jasne, wciąż podobają mi się portki tego faceta, lecz bolesnych trójkątów miłosnych mam już zdecydowanie dość. — Dzięki — powiedziałam, odwracając głowę tak, że włosy wysunęły się z jego dłoni. Doktor Kalifornia ustawił bile i przez kilka godzin krążyliśmy wokół stołu, ja w parze z oficjalnym byłym A 4, a on z moim nieoficjalnym absztyfikantem A 3. Zjawiło się kilka osób, których nie widziałam od lat; wymieniliśmy się nowinami, trochę pośmialiśmy. Wodziłam oczami za szczupłą sylwetką Doktora K, który zajmował pozycję, a później uderzał płynnie. Zręczność strasznie mnie podkręca. Kilka razy, oddając kij, przesunęłam ręką po dole jego pleców. Twardy. A 3 wlepiał we mnie wzrok, coraz bardziej się upijając i wpadając w coraz gorszy nastrój. Wreszcie wymamrotał coś o ostatnim pociągu do domu. Idąc do drzwi, niepewnie otoczył mnie ramieniem w talii. Pocałowałam go w czubek nosa i zaszczebiotałam: — Dobranoc. Przycisnął mnie mocniej do siebie, tak że stanęłam na czubkach palców, i w obecności wszystkich wycisnął pocałunek na moich ustach. Od lat nie był tak bezpośredni. Przysunęłam twarz do jego szyi. Dmuchał mi w ucho gorącym powietrzem. — Bądź ostrożna. Nie chcesz przecież zepsuć tego nowego — powiedział i wyszedł. 186 Odłożyliśmy kije i dokończyliśmy drinki. A 4 zebrał okrycia i ruszyliśmy we trójkę do drzwi. Położyłam rękę na ramieniu Doktora K, powstrzymując go, aż A 4 nas wyprzedzi. Odwróciłam się i popatrzyłam na jasną twarz. — Mogę cię pocałować? — Proszę — odparł. Przycisnęliśmy się do siebie w drzwiach, blokując wyjście. — Gdzie śpisz? — zapytał. Powiedziałam, że na kanapie u A 2. — W hotelu jest ogromne łóżko. — Doskonale. A 4 pomachał nam ręką na pożegnanie i zniknął za rogiem. Mniej więcej jedną przecznicę przed hotelem Doktor K zapytał: — Nie pamiętasz mnie, co?
— Nie. — Poznaliśmy się trzy lata temu. Wtedy też uważałem, że jesteś sexy. — Przykro mi, nie pamiętam. Uśmiechnął się. Przeszliśmy przez tonący w półmroku brązowy hol hotelu i dotarliśmy na drugie piętro. Po drodze skinęłam głową znajomemu. Czasem myślę, że ten świat jest bardzo mały. Rano moi przyjaciele i znajomi będą o wszystkim wiedzieli. Jeszcze drzwi się za nami nie zamknęły, a już zaczęliśmy się szarpać za ubrania. Doktor K rozebrany okazał się tak wysportowany, jak myślałam, i miał tak dobre ręce, jak sobie wyobrażałam. Wzięłam w usta jego członek. — Aaa, cudownie — mruknął. — Amerykańskie dziewczyny nie wiedzą, co robić z napletkiem. Doktor K był miły w dotyku, wspaniale smakował i pachniał. Seks był bardzo przyjemny, nie taki jak w pracy. Rozkoszowałam się, cieszyłam się, że dzieli się ze mną swoim ciałem. Nie mogłam przestać go dotykać, skubać ustami, pragnąć. Czułam się tak, jakbym była z nim od zawsze. Wziął mnie znów i potem jeszcze raz z zadziwiającą intensywnością. Za każdym razem, 187 gdy dochodził, spazmy jego muskularnego ciała wstrząsały mną jak fala dźwiękowa, uruchamiając moje czujniki i wywołując orgazm. Spaliśmy przez kilka godzin, obudziliśmy się i znów bzykaliśmy. Wysłuchaliśmy wiadomości w radiu. Zwykłe historie: bomby, ofiary śmiertelne, wybory za granicą. Nie rozmawialiśmy wiele. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Dziękuję, to było upajające, wiesz, że już się nie zobaczymy, prawda? Ja za kilka godzin miałam lecieć do Londynu, a on później tego samego dnia odlatywał do San Diego. Ale była to przyjemna cisza; wyobrażam sobie, że taka cisza może się przedłużyć i zamienić w związek. Umyłam zęby. Kiedy wyszłam z łazienki, on był już ubrany. Patrzył, jak wkładam płaszcz; musiałam zdążyć na pociąg. — Wezwać ci taksówkę? — zapytał. Ile razy słyszałam to pytanie. — Nie, dziękuję. Pójdę pieszo. — To niedaleko? — Niedaleko. Wstał i podszedł do mnie. Położył dłonie na moich biodrach i pocałował czule. Za dużo się w tym doszukuję, prawda? To był pocałunek, który obiecywał więcej, gdybym zechciała. Otwarte pytanie, na które znaliśmy odpowiedź.
— Bezpiecznej podróży — rzekł. — Żegnaj — powiedziałam i wyszłam. Do Kalifornii jest tysiące kilometrów. Uśmiechnęłam się. Ranek był cieplejszy i jaśniejszy, niż miałam powody się spodziewać. vendredi, le 5 mars W Londynie był ładny wiosenny dzień — nie gorący, lecz wystarczająco ciepły, by można było usiąść na zewnątrz, poczytać gazetę i zastanawiać się, czy zostawić płaszcz w domu. Wychodząc, zobaczyłam S, jednego z przyjaciół Chłopaka. 188 Kiedy go ostatnio widziałam, rzuciła go rudowłosa panienka, która aż przebierała nogami, żeby spiknąć się ze współloka-torem Chłopaka. Przyjmuję, że S jest też moim znajomym — bo zna nas mniej więcej tak samo — ale uznałam, że skoro nie skontaktował się ze mną w ciągu doby po miom zerwaniu z Chłopakiem, by zaproponować filiżankę herbaty i spostrzeżenie, że wszyscy mężczyźni są draniami, to jest po jego stronie. Uśmiechnęłam się i pomachałam mu ręką. S przeszedł na moją stronę ulicy i pocałował mnie w policzek. — Nie widzieliśmy się od wieków — powiedział. — Jak się miewasz? — Nieprzyzwoicie zdrowa. Że nie wspomnę o wszystkich innych nieprzyzwoitościach. Jak idą lekcje jazdy na motorze? — Przeraźliwie dobrze. Po południu będę oglądał Ducati Dziewięćset Dziewięćdziesiąt Sześć T. — Jeśli ktoś wplata w rozmowę niezrozumiałe skróty, niezawodnie świadczy to o żarliwości neofity. Na zdrowie. — To bombowy model. Miejmy nadzieję, że nie wybuchnie. Roześmiałam się. — Wrzucimy coś na ząb? Usiedliśmy w beznadziejnej orientalnej kafejce i zjedliśmy tajemnicze dania bez wątpienia przyrządzone na bazie zupek z torebki. Przynajmniej było dużo herbaty, gorącej i za darmo. S spotykał się z młodą kobietą, poznaną dzięki jakiemuś podziemnemu stowarzyszeniu, w którym spotykali się odziani w skóry entuzjaści motocykli. Musiał uciekać, a ja zaczynałam odczuwać skutki niestrawności wywołanej glutami-nianem sodu, więc ruszyliśmy razem do stacji metra Bays-water. — Nie jestem pewien, czy mogę o to zapytać, ale... — Zastanawiałam się, czy o nim wspomnisz. Zatrzymaliśmy się. Mijali nas ludzie wracający z lunchu. — Mm. Ciekawa jestem, co ci powiedział o przyczynie 189
\ naszego zerwania. — Ciarki przebiegły mi po grzbiecie, ale nie potrafiłam się oprzeć. S klepnął się bezradnie po nogach. — Och, jak to facet. Mało czasu, nie byliście ze sobą dość blisko... Myślę, że on jest raczej niedojrzały. — Nie musisz tego mówić tylko po to, żeby mi sprawić przyjemność — odparłam z uśmiechem. — To prawda. On ma mało doświadczenia z kobietami. — Jeśli dalej tak będzie postępował, sytuacja się nie poprawi. — Musiałam to z siebie wyrzucić, prawda? — Właśnie tak mu powiedziałem. — S westchnął i zerknął znacząco na zegarek. Pewnie go zatrzymywałam, nie wspominając już o tym, że zanudzałam go analizowaniem mojego nieudanego związku. Nic bardziej nie skłania mężczyzny do odwrotu. Cmoknął mnie w policzek. — Tak czy inaczej, miło było cię spotkać. — Mnie też. Powodzenia z motorem. (Jakie majtki mam dzisiaj na sobie? W motylki z szokującą różową koronką na nogawkach). dimanche, 7 mars Dochodzę do siebie po balu kostiumowym. Jeszcze bolą mnie uszy od najgorszej muzyki, jaką usłyszałam od dwudziestu lat. Rabin rzucił się na podłogę i udawał, że pływa, podczas gdy facet przebrany za drzewo wykonywał nad nim nieprzyzwoity taniec. Najwyraźniej Żydzi koniecznie muszą urżnąć się w czasie święta Purim i robić dużo hałasu. W porównaniu z tym karnawał wygląda dość skromnie, prawda? Przez większą część poranka walczyłam z kacem, zajadając ciastka kupione wcześniej przez przyjaciela i czytając „Big Issue"; w piątek kupiłam kilka egzemplarzy, każdy gdzie indziej. 190 i naszego zerwania. — Ciarki przebiegły mi po grzbiecie, ale nie potrafiłam się oprzeć. S klepnął się bezradnie po nogach. — Och, jak to facet. Mało czasu, nie byliście ze sobą dość blisko... Myślę, że on jest raczej niedojrzały.
— Nie musisz tego mówić tylko po to, żeby mi sprawić przyjemność — odparłam z uśmiechem. — To prawda. On ma mało doświadczenia z kobietami. — Jeśli dalej tak będzie postępował, sytuacja się nie poprawi. — Musiałam to z siebie wyrzucić, prawda? — Właśnie tak mu powiedziałem. — S westchnął i zerknął znacząco na zegarek. Pewnie go zatrzymywałam, nie wspominając już o tym, że zanudzałam go analizowaniem mojego nieudanego związku. Nic bardziej nie skłania mężczyzny do odwrotu. Cmoknął mnie w policzek. — Tak czy inaczej, miło było cię spotkać. — Mnie też. Powodzenia z motorem. (Jakie majtki mam dzisiaj na sobie? W motylki z szokującą różową koronką na nogawkach). dimanche, 7 mars Dochodzę do siebie po balu kostiumowym. Jeszcze bolą mnie uszy od najgorszej muzyki, jaką usłyszałam od dwudziestu lat. Rabin rzucił się na podłogę i udawał, że pływa, podczas gdy facet przebrany za drzewo wykonywał nad nim nieprzyzwoity taniec. Najwyraźniej Żydzi koniecznie muszą urżnąć się w czasie święta Purim i robić dużo hałasu. W porównaniu z tym karnawał wygląda dość skromnie, prawda? Przez większą część poranka walczyłam z kacem, zajadając ciastka kupione wcześniej przez przyjaciela i czytając „Big Issue"; w piątek kupiłam kilka egzemplarzy, każdy gdzie indziej. 190 Teraz chyba będę musiała wrócić do łóżka. Jakie majtki mam dzisiaj na sobie? Żadnych. Kto wkładałby majtki do łóżka? lundi, 8 mars Czasem czuję się tak wykończona, że nie miałabym nic przeciwko temu, żeby ktoś inny odwalił za mnie harówkę, podczas gdy ja pojadę odsapnąć na pomoc. Ale selekcja do takiego zadania musiałaby być bardzo surowa. Jednym z kryteriów powinna być inteligencja. I zabójcze mięśnie brzucha. Ja mogłabym zginać się aż do końca wszechświata i nie miałabym tam falujących mięśni. Płaski brzuch, tak. Ale tarki nigdy. Więc po co to masochistyczne samo-udręczanie się w siłowni? Powinnam oddać tę robotę lepiej wyglądającej dublerce, a sama zająć się wyłącznie pisaniem i zajadaniem biszkoptów. Oto osoby, których nie wyrzuciłabym z łóżka, gdyby mnie udawały: -fyaioLina -J\uikoixra
ćaxo[inaJ(Lft ŁzotducznU każda kobieta o imUnieniu J\axoLina c^rnna -Jyiinikowa wiele innych c^fnn, choć nU wizuitku u U JLiia -LotiE ujUU innucn Jlii. z cals.ao itoiata J-iz Jauiox -Liz LyTU1LEU J.ti JyióUurika (Wui.okoić Jliz Proszę przysłać tam gdzie zawsze krótkie podanie (jedna strona formatu A 4) z wyjaśnieniem, dlaczego chciałaby pani 191 być mną, oraz adresem i referencjami. Każę mojej wyimaginowanej sekretarce posegregować podania i umówić panią na ewentualną rozmowę kwalifikacyjną. Proszę też dołączyć zdjęcie w najlepszej bieliźnie. Jak zwykle styl liczy się bardziej niż obfitość. mardi, le 9 mars Klient był młodym mężczyzną, chyba niewiele starszym ode mnie. Weszłam do pokoju i zobaczyłam faceta ubranego podobnie jak moi znajomi, w obcisłą koszulkę i szerokie, luźne spodnie. Natychmiast poczułam się przesadnie, wręcz teatralnie w moim kostiumie i makijażu. — Cześć — powiedziałam z uśmiechem i potwierdziłam jego nazwisko. Zawsze istnieje niewielka możliwość, że zapukałam do niewłaściwych drzwi. Czy ktoś odprawiłby niezamó-wioną prostytutkę? Prawdopodobnie tylko wówczas, gdyby kazano mu zapłacić przed konsumpcją. — Cześć — odparł. Miał piękną, gładką brązową skórę i amerykański akcent. Pokój był zawalony nierozpakowanymi bagażami i stosami książek. Czy przyjechał tu w interesach? Tak, odparł. Jutro wyjeżdża. Wskazał głową pieniądze w kopercie na biurku. Schowałam je bez liczenia. Wielu klientów przyjeżdża do Londynu służbowo. Większość z nich zamawia dziewczynę na początku pobytu, a jeżeli im się spodoba, przed wyjazdem powtarzają zamówienie. Jeśli nie, mają jeszcze czas, żeby spróbować innej. Fakt, że ten klient czekał do ostatniego dnia, nasunął mi myśl, że nie chciał płacić za krótkotrwały związek w czasie podróży i zamówił mnie z desperacji lub z nudów. — Czerwone wino czy białe? — zapytał, przeglądając zawartość minibarku. Szczerze powiedziawszy, wolę alkohole na spirytusie, ale zawsze wybieram spośród tego, co mi się proponuje. Jeśli klient nie precyzuje, mówiąc na przykład „Czego się 192
napijesz?", proszę albo o to, co sam pije, albo o szklankę wody. Usta wysychają mi dość szybko, a pierwsze zetknięcie warg powinno być wilgotne i zapraszające, choć nie niechlujnie mokre. Klient podał mi kieliszek, wznieśliśmy na wpół ironiczny toast — „za nowych przyjaciół" — i wypiliśmy. Zauważyłam tatuaż na jego ręce, trzymającej kieliszek. Mały czarny sztylet. Wyglądał złowieszczo prawdziwie. — Ładny — powiedziałam, dotykając palcem rysunku. Czasem trudno doprowadzić do pierwszego fizycznego kontaktu. Z mężczyznami, którzy całują cię w drzwiach, idzie znacznie łatwiej, lecz częściej klient jest zdenerwowany, a ja szukam pretekstu, by wyciągnąć rękę i dotknąć go. Niemal jak podczas randki, gdy bliskość partnera jest milczącą zachętą, żeby go objąć i pocałować. Mężczyzna wziął ode mnie kieliszek i pchnął na łóżko. Jego przedramiona były silniejsze niż mięknące bicepsy; sugerowało to, że jest byłym sportowcem, który już nie trenuje. Spojrzałam na niego, rozchyliwszy usta. Miał do połowy opuszczone spodnie i był bez majtek. W tej samej chwili przemknęło mi przez głowę, że żadna siła na świecie nie powstrzymałaby go, gdyby chciał mnie skrzywdzić. Pochyliłam się i wzięłam w usta jego członek. Ponieważ ogłaszam się jako dziewczyna zapewniająca „wszelkie usługi", wiem, że wielu klientów zamawiając mnie, oczekuje seksu analnego, więc jestem na to przygotowana. Zwykle pozwalają mi ssać się przez chwilę, później przechodzą na krótko do seksu waginalnego, a następnie pytają nerwowo o tylną furtkę lub niby przypadkowo zaczynają się kierować w tamtą stronę. Ale ten klient nie zrobił ani jednego, ani drugiego. Popchnął mnie na łóżko, nachylił nade mną i zadarł moje nogi nad głowę. Oblizał trzy palce i wsunął mi je w cipę. Sięgnęłam ręką w dół, wyciągnęłam jego dłoń i oblizałam palce. Często tak robię, trochę dlatego, że lubię swój smak, a trochę po to, by wiedzieć, co się u mnie w środku dzieje. 193 napijesz?", proszę albo o to, co sam pije, albo o szklankę wody. Usta wysychają mi dość szybko, a pierwsze zetknięcie warg powinno być wilgotne i zapraszające, choć nie niechlujnie mokre. Klient podał mi kieliszek, wznieśliśmy na wpół ironiczny toast — „za nowych przyjaciół" — i wypiliśmy. Zauważyłam tatuaż na jego ręce, trzymającej kieliszek. Mały czarny sztylet. Wyglądał złowieszczo prawdziwie. — Ładny — powiedziałam, dotykając palcem rysunku. Czasem trudno doprowadzić do pierwszego fizycznego kontaktu. Z mężczyznami, którzy całują cię w drzwiach, idzie znacznie łatwiej, lecz częściej klient jest zdenerwowany, a ja szukam pretekstu, by wyciągnąć rękę i dotknąć go. Niemal jak podczas randki, gdy bliskość partnera jest milczącą zachętą, żeby go objąć i pocałować. Mężczyzna wziął ode mnie kieliszek i pchnął na łóżko. Jego przedramiona były silniejsze niż mięknące bicepsy; sugerowało to, że jest byłym sportowcem, który już nie trenuje. Spojrzałam na niego, rozchyliwszy usta. Miał do połowy opuszczone spodnie i był bez majtek. W tej samej chwili przemknęło mi przez głowę, że żadna siła na świecie nie powstrzymałaby go, gdyby chciał mnie
skrzywdzić. Pochyliłam się i wzięłam w usta jego członek. Ponieważ ogłaszam się jako dziewczyna zapewniająca „wszelkie usługi", wiem, że wielu klientów zamawiając mnie, oczekuje seksu analnego, więc jestem na to przygotowana. Zwykle pozwalają mi ssać się przez chwilę, później przechodzą na krótko do seksu waginalnego, a następnie pytają nerwowo o tylną furtkę lub niby przypadkowo zaczynają się kierować w tamtą stronę. Ale ten klient nie zrobił ani jednego, ani drugiego. Popchnął mnie na łóżko, nachylił nade mną i zadarł moje nogi nad głowę. Oblizał trzy palce i wsunął mi je w cipę. Sięgnęłam ręką w dół, wyciągnęłam jego dłoń i oblizałam palce. Często tak robię, trochę dlatego, że lubię swój smak, a trochę po to, by wiedzieć, co się u mnie w środku dzieje. 193 Powstrzymałam klienta, przetoczyłam się na bok, wyjęłam z torebki kondom i wypuściłam sobie na palec grubą kroplę lubrykantu. Mężczyzna wziął ode mnie prezerwatywę i założył ją, a ja nasmarowałam sobie tyłek. Wsunął palce z powrotem i odwracając mnie ręką, skierował kutasa w moje tylne wejście. Wszedł na całą długość. Już wcześniej musiał ocenić, jaki będzie odpowiedni kąt dla jego członka. Pompował tak przez pół godziny i dosłownie przygwoździł mnie do łóżka; mogłam tylko jęczeć i wydawać zachęcające odgłosy. Wsunął we mnie rękę, pocierając dno pochwy, by czuć swojego kutasa przez ściankę. Poczułam pierwsze drgawki i jego nasienie wypełniło mój tyłek. Nie chciał, żebym go trzymała. Wyszłam do toalety, podmyłam się i ubrałam. Porozmawialiśmy o Iris Murduch i wyszłam. Na ulicy nie było ani jednej taksówki, więc doszłam aż do Regent Street. Światła sklepów i samochodów zlały się w iluzję. mercredi, le 10 mars Widziałam dzisiaj rano kwitnące wiśnie, zaczyna się wiosna. Kwitły pewnie od tygodni, ale drzewko niedaleko drzwi mojego mieszkania dopiero teraz pokryło się kwiatami. Dni robią się dłuższe. Dzisiaj wyszli fachowcy. Ten rudy stał niezręcznie w kuchni, kiedy gospodyni przesuwała wzrokiem po białych ścianach i czystych sosnowych szafkach. Nie wydawała się zachwycona efektem remontu tak jak ja, lecz nic nie powiedziała, tylko podpisała fakturę i wyszła. Drugi budowlaniec, ten wyższy, skinął w stronę stołu, na którym zostawił zapasowe klucze. — Dziękuję. Bardzo się do was przyzwyczaiłam — powiedziałam, gdy kierowali się do drzwi. To my dziękujemy — odparł z akcentem z południowego 194
Londynu, którego nie ośmieliłabym się naśladować, a tym bardziej odwzorować na piśmie; dość powiedzieć, że kiedy wymawiam słowa „pokój", „dom" i „rok", są tak samo rozbawieni jak ja, gdy słyszę te słowa w ich wykonaniu. — Dama z pani jak się patrzy. Omal nie pękłam ze śmiechu. Dama, też mi coś. Dama w skórzanym gorsecie, a jakże. vendredi, le 12 mars On: — To mój pierwszy raz. Ja: — Pierwszy raz z hostessą? — Pierwszy raz, kropka. Niewyraźne mamrotanie i po chwili: On: — Powiedz mi, co mam robić. Właśnie dlatego chciałem z cali girl. Od znajomych dziewczyn nigdy nie można się niczego użytecznego dowiedzieć. Później... On: — Tak szczerze, jak było? Ja: — Przyjemnie. Masz miłe ręce. Jesteś muzykiem? Kiwa głową. — A w ogóle to co o mnie sądzisz? — Miły. Inteligentny. Sprawny. Będzie z ciebie fajny połów dla dziewczyny. — Gdybyś poznała mnie gdzie indziej, spodobałbym ci się? — Ile masz lat? — Dziewiętnaście. — Nie, gdybym znała twój wiek. Marszczy czoło. Mówię, że wygląda na starszego, ale nie sypiałam z dziewiętnastolatkami, nawet gdy sama miałam dziewiętnaście lat. To chyba nie pomogło, bo chłopak sprawia wrażenie jeszcze bardziej przygnębionego. — Ty byś mi się podobał. Niebezpieczny z ciebie typ. Patrzy na mnie ze zdumieniem. 195 Muszę uważać. Powinnam powiedzieć coś prawdziwego, ale miłego, coś, co nie będzie jawnym pochlebstwem. To kuszące. — Nie chciałabym być pierwszą, która złamie ci serce. Znów marszczy brwi, choć nie powinien. Nie wątpię, że na świecie jest mnóstwo kobiet, które by chciały.
samedi, le 13 mars Zabawy klubowe dla kurew, odcinek pierwszy jednoczęściowego serialu PRZYJACIÓŁKI CZY LESBIJKI? Zasady są śmiesznie proste: przyklej się do przyjaciółki i — to ważne — bez całowania się i obściskiwania w tańcu przekonaj wszystkich w pobliżu, że jesteście parą. Czemu zakaz całowania? Bo tak właśnie kobiety hetero podrywają mężczyzn hetero. Kiedyś udało mi się w ten sposób utemperować pewnego ponurego typa, który przystawiał się do mojej znajomej. Wzięłam ją pod ramię i powiedziałam na głos: „W tył zwrot, koleś, ta pani jest ze mną. Chcesz wyjść czy mam ci skopać tyłek na miejscu?". Ponury typ czmychnął z baru. Niestety to rycerskie wystąpienie nie spotkało się z seksualną nagrodą ze strony tamtej kobiety. Wariant popularny: usadawiasz się z kimś w kącie i zaczynacie się zastanawiać, czy kobiety rozmawiające ze sobą obok was są przyjaciółkami, czy „przyjaciółkami". Spędziłam tak niejedną wesołą godzinę w czasie studiów.
NUDZIARSTWO Zapisz się na wieczorowe kursy konwersacji. Jesteś konsul-tantką, wolnym strzelcem, a twoje zainteresowania obejmują południowoamerykańskie czerwone wina, japońską kulturę i film Buffy, postrach wampirów w wersji DVD; zagadnienia, 196 Muszę uważać. Powinnam powiedzieć coś prawdziwego, ale miłego, coś, co nie będzie jawnym pochlebstwem. To kuszące. — Nie chciałabym być pierwszą, która złamie ci serce. Znów marszczy brwi, choć nie powinien. Nie wątpię, że na świecie jest mnóstwo kobiet, które by chciały. samedi, le 13 mars Zabawy klubowe dla kurew, odcinek pierwszy jednoczęściowego serialu PRZYJACIÓŁKI CZY LESBIJKI? Zasady są śmiesznie proste: przyklej się do przyjaciółki i — to ważne — bez całowania się i obściskiwania w tańcu przekonaj wszystkich w pobliżu, że jesteście parą. Czemu zakaz całowania? Bo tak właśnie kobiety hetero podrywają mężczyzn hetero. Kiedyś udało mi się w ten sposób utemperować pewnego ponurego typa, który przystawiał się do mojej znajomej. Wzięłam ją pod ramię i powiedziałam na głos: „W tył zwrot, koleś, ta pani jest ze mną. Chcesz wyjść czy mam ci skopać tyłek na miejscu?". Ponury typ czmychnął z baru. Niestety to rycerskie wystąpienie nie spotkało się z seksualną nagrodą ze strony tamtej kobiety. Wariant popularny: usadawiasz się z kimś w kącie i zaczynacie się zastanawiać, czy kobiety rozmawiające ze sobą obok was są przyjaciółkami, czy „przyjaciółkami". Spędziłam tak niejedną wesołą godzinę w czasie studiów.
NUDZIARSTWO Zapisz się na wieczorowe kursy konwersacji. Jesteś konsul-tantką, wolnym strzelcem, a twoje zainteresowania obejmują południowoamerykańskie czerwone wina, japońską kulturę i film Buffy, postrach wampirów w wersji DVD; zagadnienia, 196 o których możesz dyskutować, to kredyty hipoteczne, diety wysokobiałkowe oraz powody, dla których strefa gęstego zaludnienia nie powinna sięgać do Kensington i Chelsea. Z entuzjazmem polecaj So Bar, Front Room etc. Widziałam, jak najbystrzejsze umysły mojego pokolenia wysiadały, gdy rozmowa schodziła na ograniczenia dotyczące parkowania w drugiej strefie. WEZMĘ TO SAMO CO TA PANI Kto nie chciałby udać orgazmu w miejscu publicznym? Idź w ślady kobiety z reklamy Bailey i ciesz się drinkiem bardziej, niż się powinno.
UNIKALNA PRACA Kiedy facet się do ciebie przystawia, wymyśl sobie jakiś dziwny zawód, gdy zapyta cię, czym się zajmujesz (a zapyta na pewno, bo mężczyźni są bardzo przewidywalni w konwersacji). Do sprawdzonych należą: akrobatka powietrzna, programistka dzwonków w telefonach komórkowych, modelka prezentująca stopy, muzyk grający na indonezyjskich instrumentach. Zobacz, jak długo potrafisz udawać, że posiadasz specjalistyczną wiedzę, o której napisałaś w swoim lipnym CV. Możesz zaliczyć sobie punkty dodatkowe, jeśli facet wykonuje właśnie taką pracę. „Naprawdę? Jesteś epidemiologiem? Co za zbieg okoliczności?". NIE MÓWIĆ ANGIELSKI Zrozumiałe samo przez się. Zabawne zwłaszcza wtedy, gdy twój wygląd wcale nie świadczy o przynależności do jakiejś obcej grupy etnicznej. DO MNIE MÓWISZ? „...Szmuglowałam właśnie broń z Serbii, a tu na granicy zatrzymuje mnie oddział ONZ. Te pajace nie mogły wiedzieć, że jestem naspidowana, a pod kurtką trzymam odbezpieczonego obrzyna...". Wersja w stylu Travisa Bickle'a. Sprawiaj wrażenie 197 niebezpiecznej kobiety. Urozmaicaj rozmowę wzmiankami o kałasznikowach, życiu jak z filmów Johna Woo i magazynu „Soldier of Fortune". Dziewięćdziesiąt dziewięć procent facetów pryśnie, gdzie pieprz rośnie, przed socjopatką, i to przypuszczalnie uzbrojoną. A jak sobie poradzisz z tym jednym procentem... hm, to może być niezła zabawa. Ale nie pozwól się zdemaskować. NATŁOK INFORMACJI Im bardziej sensacyjnych, tym lepiej. Omawiaj długo (i bardzo głośno) szczegóły swojego życia seksualnego. Tylna mineta, podporządkowanie i dyscyplina, sado-macho, techniki masturbacji przy fantazjach na temat Michaela Howarda i genetycznie zmienionej świni. Wszystko jest fair. Wygrywa ta informacja, która sprawi, że najwięcej osób ewakuuje się z lokalu. Większość moich rozmów przebiega właśnie w ten sposób. TIK-TAK, TIK-TAK „Tak się cieszę, że cię widzę... bo widzisz, rano zmierzyłam sobie temperaturę w pochwie i przez dwadzieścia cztery godziny będę jajeczkowała. Mieszkasz w pobliżu czy mam zadzwonić po taksówkę?".
OSACZENIE Podejdź do przypadkowo wybranego dżentelmena i zaskocz go informacją, że spaliście ze sobą niedawno, a on później nie zadzwonił i jesteś bardzo dotknięta. Głośno opowiadaj najintymniej sze szczegóły waszej namiętnej nocy. Uwagi o jego niedostatkach w kluczowych miejscach ciała skutecznie urozmaicają program. Uwaga: jeśli jest z grupą męskich przyjaciół, to on zdobędzie punkty, a nie ty. Najlepiej zaskoczyć go z partnerką albo samego. I nie daj się ponieść. Smażenie zajączka to uzależniający sport. 198 COŚ TAKIEGO...? Zacznij rozmowę z nieznajomym, jak gdybyście znali się od lat, a on przerwał w połowie zdania. Pamiętaj, żeby często dotykać jego ramienia, pytać o rodzinę etc. Uwaga: w ten sposób poznałam A 1.
PRAWDA Powiedz komuś, że jesteś cali girl, a potem się zaśmiej. Nikt nie uwierzy. „Och, nabieram cię. Naprawdę jestem zakonnicą". dimanche, le 14 mars Koniec tego romansu był w niego wpisany od początku. On jest mężczyzną wynajmującym kobiety do seksu, ja jestem dziwką; w pewnej chwili jego upodobania wezmą górę. Przyzwyczaiłam się do niego, i choć go nie kocham, przyznaję, że całonocne rozmowy z nim interesują mnie tak samo jak strona fizyczna. W łazience na górze jest duża wanna z pozłacanymi kranami i czterema rysunkami francuskiej wioski na ścianach. On mówi, że to podarunki od artysty. Patrzyłam na nie tyle razy, myjąc się po seksie, że kiedy malarze po pobieleniu ściany zawiesili je w niewłaściwej kolejności, zauważyłam to wcześniej niż on. — Rzeczywiście — rzekł, mrużąc oczy. — Brawo za spostrzegawczość. Ten klient wie o mnie dużo. Zna moje prawdziwe nazwisko i wie, co studiowałam, a ponieważ pracuje w pokrewnej branży, często mówi, że gdybym kiedyś w przyszłości szukała pracy... Nie wiadomo który raz wsuwa mi do kieszeni swoją wizytówkę. To tak, jakbyś miała opiekuńczego wujka. Który cię posuwa. Czasem nie pieprzymy się dużo. On nie lubi lateksu, a ja nie jestem ryzykantką, więc wali nade mną konia. Rozkładam się na łóżku, tapczanie, czasami na podłodze z głową opartą na jednej lub dwóch poduszkach, a on siada na mnie okrakiem poniżej piersi. Ja bawię się sutkami albo jego jądrami, a on spuszcza mi się na twarz. Później bierzemy lusterko i oglądamy efekt: za równy rozkład, celność i obfitość są przyznawane punkty. A ponieważ on lubi mnie myć, pozwala trochę spermie obeschnąć, po czym ściera ją wilgotnym flanelowym ręcznikiem. W ciągu kilku ostatnich tygodni trudno nam było organizować spotkania. Nigdy nie mieliśmy ustalonego dnia i godziny, choć zawsze umawialiśmy się w tygodniu i zwykle po dziesiątej wieczorem. Byłam ostatnio zajęta, on też. Jeśli nie udaje mu się skontaktować ze mną, bierze sobie inną dziewczynę z agencji. Widzę, że nie odebrałam jego telefonu, więc wysyłam SMS-a. Trwa to przez parę tygodni. Zaczyna mi brakować szklanki bąbelkującego pola rogers, którą zawsze częstuje mnie na początek. Kiedy wyjechałam, zadzwonił trzy razy. Zaczyna się niepokoić. To jest jak koniec romansu: lepka atmosfera, bezpodstawne podejrzenia. Później postanowienie. SMS nazajutrz rano: „Przypuszczam, że naszym przeznaczeniem jest, abyśmy się nigdy więcej nie spotkali. Będzie mi ciebie brakowało. X". Mnie też będzie go brakowało.
lundi, le 15 mars Nie jestem pewna, czy oznacza to znaczący zwrot w moim sposobie myślenia, lecz nie chce mi się już oddzielać majtek do pracy od domowych. To nie znaczy, że wkładam do pracy zwykłe figi, ale sprawia czasem, że idę na zakupy, a z dżinsów wystaje mi centymetr koronki lub satyny w paski. Podobno w niektórych kulturach jest to pożądana cecha. Na samą myśl dostaję dreszczy. 200 mardi, le 16 mars Zadzwonił N. — Nie pokazujesz się ostatnio. — Tak. — Wszystko w porządku? — Świetnie. — Kłamczucha. — Jak zwykle miał rację. — Co jest grane? — Nie wiem. Może pierwszy prawdziwy wiosenny dzień. Wyszłam na spacer w słońcu nad rzeką i przyszło mi na myśl, że rok temu robiłam to samo z kimś, kogo kochałam i zdawało mi się, że za niego wyjdę. — Musi być coś na rzeczy. Ja też myślałem dzisiaj o mojej byłej. — O tej, która rzuciła go ni stąd, ni zowąd, bez pożegnania. — Przyjdę, jeśli chcesz. — Westchnęłam ciężko. — Będę u ciebie za dziesięć minut. Zapukał dwa razy i sam sobie otworzył. Siedziałam na kanapie ze zmarszczonym czołem. — Hej, laska — powiedział, mierzwiąc mi lekko włosy. — Może byśmy coś przekąsili. — Nie byłam głodna, ale wyszliśmy. — Gdybyś mogła spotkać się ze swoim byłym i tą, z którą teraz jest — rzekł N przy sałatce i piwie w jakimś podłym pubie — jaka ona by była? — Pewnie gruba. — A ja chciałbym zobaczyć moją z jakimś wspaniałym facetem, który jest impotentem. — Nie, nie gruba. Głupia. — Ze wspaniałym facetem, który jest impotentem i ma koszmarnych rodziców. — Głupia i trochę cuchnąca.
— O, to jest dobre. Najgorsza fizyczna przypadłość. Impotent, straszni rodzice i mówi jej, że nie będzie pracowała poza domem. — N dokończył swoje piwo i zabrał się do mojego, które było ledwie napoczęte. 201 — Głupia, cuchnie i ma okropny gust muzyczny. — Pomyślałam, że powinnam upomnieć się o swoje piwo, ale najwyraźniej była to stracona sprawa — N pochłonął jednym haustem przynajmniej połowę. — Hm, to akurat można wykreślić, bo on nigdy nie zainteresowałby się dziewczyną, która ma zły gust. Zawetowałby to od razu. N przełknął łyk gorzkiego piwa. — Impotent i do tego łysy. — On będzie łysy za pięć lat. Muszę w to wierzyć. Muszę. — Impotent, łysy i zdradzają. Bo ona wie, że ja nigdy bym jej tego nie zrobił. — Głupia, cuchnie i jest beznadziejna w łóżku. — Beznadziejna w łóżku. Teraz doszliśmy do sedna. — N się uśmiechnął. — Łysy, impotent i nigdy nie wsadzi jej całej ręki. — Naprawdę? Ona się w to bawiła? — O tak — odparł N. — Nigdy nie opowiadałem ci o ręce i ogórku jednocześnie? — A co gorsza, nigdy nie robiłeś zdjęć, prawda? — Zawsze mówiliśmy, że gdyby zawodowo jej się nie powiodło, może zarobić pieniądze na filmie. — Talent. Nic dziwnego, że się w niej zabujałeś. — Ścisnęłam w palcach mokrą krawędź podkładki do piwa. — Głupia, nie umie się zamknąć i puszcza się z jednym z jego braci. — Z którym? — Nieważne. Albo jeszcze lepiej: z jego ojcem. — Ale cuchnie też, prawda? — Oczywiście. — Łysy, impotent, nie wsadza jej całej ręki i jest niski. — Co złego w tym, że ktoś jest niski? — Ja też nie odrosłam zbyt wysoko od ziemi i nie uważam, by wzrost stanowił o wartości człowieka. I nigdy nie dostaję zawrotu głowy, kiedy szybko wstaję. No właśnie.
— Nic, tylko że ona jest wysoka. Chcę, żeby musiała spoglądać na niego z góry i widzieć tę łysinę tak często, jak to tylko możliwe. — Odstawił pustą szklankę na moją stronę stołu. 202 — No dobrze — powiedziałam z uśmiechem. — Wciąż za nią tęsknisz, prawda? — Jak jasna cholera. A ty wciąż go kochasz, prawda? — Wiesz, że tak. — Uważam, że to dziwne. Teoretycznie już mi przeszło, ale jeśli tak, to powinienem starać się umawiać z innymi kobietami, a nie ich unikać. — Ach, znam ten etap. Ja jestem w fazie sabotowania potencjalnie dobrych związków. Że nie wspomnę o obawie, że Chłopak może zjawić się akurat wtedy, gdy znajdę kogoś, z kim warto byłoby zostać. N poklepał się po brzuchu. W pubie nie było nikogo oprócz kilku osób personelu i pary, która z przerażeniem spoglądała na nędzną, grubo przepłaconą potrawę. — Idziemy? — Skinęłam głową. — Mogę zabrać cię do domu i na ciebie nasikać, jeśli dzięki temu poczujesz się lepiej. Ściągnęłam wargi i udałam, że się zastanawiam, ale potem zmieniłam temat. Czy lepiej jest mieć złamane serce, czy w ogóle nie znać tego uczucia? N odparł, że teraz, kiedy już to wie, nigdy nie chciałby sprawić, żeby ktoś tak się poczuł. Nigdy nie wiadomo, odparłam. Możesz złamać mi serce. Oplótł mnie rękoma i zaczął łaskotać. Poruszyłam się, jakbym chciała się wyrwać. — Ty gałganie. Nie mogę złamać ci serca, bo mnie nie kochasz. — Przestań — rzekłam zdecydowanie, ale z uśmiechem. Wiedział, że mówię serio. Wstał, włożył kurtkę i ruszył do drzwi. Powiedziałam, że po powrocie do domu pójdę prosto do łóżka. — Ale najpierw wstukasz tę rozmowę do komputera — oświadczył. Powiedział dobranoc i wyszedł. mercredi, le 17 mars Och, to mój ulubiony komplet: różowy jedwab z falbanką, staroświecką koronką, i dobrany do tego stanik. Szkoda nosić go pod dżinsami i swetrem w czasie wycieczki do sklepu po mleko. 203
Pewnego razu poszłam na spotkanie prosto z rozmowy kwalifikacyjnej. To dopuszczalna sytuacja, lecz nie idealna: byłam ubrana prawie odpowiednio na popołudniową randkę i na pewno dobrze umalowana, ale dziwnie jest paradować z CV schowanym obok paczki kondomów. Trochę się też bałam, że ktoś w czasie rozmowy zerknie mi do torebki i zauważy je. Zwiększyłoby to szansę mojego zatrudnienia czy zmniejszyło? Zaproponowano mi pracę, ale jej nie przyjęłam: zwykła bzdurna biurowa robota, która do niczego by mnie nie doprowadziła. Kiedyś przygotowywałam się do spotkania w toalecie muzeum. To było na początku, gdy jeszcze wydawało mi się, że napaleni klienci będą pchać się do mnie drzwiami i oknami, więc chodziłam z cienką letnią sukienką, w butach na wysokim obcasie, z zapasem lateksu i majtkami na zmianę w razie czego. Dopiero później zrozumiałam, że nie muszę pracować do upadłego, żeby wystarczyło mi na zapłacenie rachunków i wydatki, i że większość klientów zgodzi się na spotkanie godzinę czy dwie później, jeśli naprawdę mnie chcą. Jeśli nie, cóż, w morzu jest mnóstwo ryb. Malowałam sobie usta i czerniłam rzęsy, a przez toaletę przewijały się setki turystek. Jeśli istnieje mundur członków grupy turystycznej — a podejrzewam, że tak — to wygląda następująco: za długie szorty, białe tenisówki, obszerna koszulka z nazwą poprzednio odwiedzonego miasta, okulary, włosy w koński ogon i torba na ramię. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co one sobie o mnie myślały. jeudi, le 18 mars Klient stał ze spuszczonymi spodniami. Ja siedziałam przed nim na krześle. Moja koszula (biała, zgodnie z prośbą) była do połowy rozpięta. — Chcę wypisać na tobie moje imię spermą — rzekł. Uśmiechnęłam się. — Nie nabierzesz mnie, wziąłeś ten tekst z Pól Londynu. Spojrzał na mnie dziwnie. O nie, pomyślałam. Lepiej uważaj, co mówisz. — Wielbicielka Amisa? — spytał mimochodem, wyciągając członek jedną ręką. — Nie jest zły — odparłam, sięgając do bluzki, żeby wyjąć piersi ze stanika. — Strzała czasu była dość zagmatwana. — Na żołędziu jego członka kołysała się kropelka przedwczesnej spermy. — Skomplikowana koncepcyjnie. Dobra książka na długą podróż. — Kiwnął głową, widząc, że pociągam się za sutki. W pokoju było duszno i gorąco. Pogoda nie była zła, więc pomyślałam, żeby poprosić go o wyłączenie ogrzewania.
— Chcę poczuć twój zapach zmieszany z moją spermą — rzekł, jakby czytając w moich myślach. Później spotkałam się z jeszcze jednym klientem. Duży hotel w Lancaster Gate. Pokój był mały i bogato udekorowany, co sprawiało, że wydawał się jeszcze mniejszy. Pomyślałam, że jak na takie pieniądze jest trochę ciasnawy. W dodatku znajdował się na samym końcu korytarza. Klient był w koszulce z rękawkami. Koszulka z rękawkami pod sportową bluzą; nie cierpię tego — razi jak jasne skarpety w butach. Okno było otwarte. — Twoje sutki już są twarde — rzekł (miałam na sobie czarny koronkowy stanik i dobrane do niego figi). Okno było otwarte szeroko. Położyłam ręce na ramionach mężczyzny. — Nie jest ci trochę zimno? — Nie. — Masz gęsią skórkę na rękach. — Uśmiechnęłam się i podeszłam do okna, żeby zaciągnąć zasłony. — To dobrze robi na metabolizm. — Znam coś lepszego. yendredi, le 19 mars Chyba zostanę dzisiaj w domu. N wrócił z Belgii z toną porno; przywiózł między innymi niezawodną „Lady Anitę F (Gorętszą niż samo piekło!)" oraz inny magazyn, w którym apetyczna, krótko obcięta dziewczyna robi deszcz pewnemu biednemu chłoptasiowi, z pewnością na to zasługującemu. Dam wam znać, gdyby wydarzyło się coś ciekawego... samedi, le 20 mars Jeden z pierwszych złotych dni, gdy ludzie postanawiają zostawić płaszcze w domu i pokazują bladą jak brzuch ryby skórę. Wyszłam po gazetę i zainspirowana słońcem powędrowałam dalej. Po godzinie stukania obcasami o chodnik dotarłam do atrakcyjnej wystawy sklepowej. Widziałam ten sklep, ale z taksówki, poza tym był już zamknięty. Zawsze podobała mi się jego nazwa. Bardzo mocno kojarzy się z moją pracą. Na drzwiach wisiała niewielka tabliczka z napisem: „Proszę dzwonić obydwoma dzwonkami". Zadzwoniłam i czekałam. Wpuścił mnie mężczyzna i uśmiechnął się. Pomieszczenie było małe, pełne ubrań z cekinami i złoconych cherubinów. Dotknęłam rzeczy na półkach. Ładne, trochę wymyślne, może trochę gotyckie w stylu. I drogie. Często się zastanawiam, jak taki sklep utrzymuje się w interesie. Te produkty mają tak ograniczoną klientelę, że właściciel musi się modlić, żeby ten tuzin osób, dla których jego sklep jest rajem na ziemi, dotarł do niego w niezbyt odległej przyszłości.
Mężczyzna zniknął na zapleczu, zadzwonił dzwonek. To była młoda dziewczyna, nastolatka, pewnie jego córka. Miała na sobie krótką spódniczkę, sweter i różowe kalosze. Kiedy przyszedł ojciec, zwróciła się do niego po imieniu. Tata kumpel poprosił swoją latorośl, żeby coś zapakowała. 206 yendredi, le 19 mars Chyba zostanę dzisiaj w domu. N wrócił z Belgii z toną porno; przywiózł między innymi niezawodną „Lady Anitę F (Gorętszą niż samo piekło!)" oraz inny magazyn, w którym apetyczna, krótko obcięta dziewczyna robi deszcz pewnemu biednemu chłoptasiowi, z pewnością na to zasługującemu. Dam wam znać, gdyby wydarzyło się coś ciekawego... samedi, le 20 mars Jeden z pierwszych złotych dni, gdy ludzie postanawiają zostawić płaszcze w domu i pokazują bladą jak brzuch ryby skórę. Wyszłam po gazetę i zainspirowana słońcem powędrowałam dalej. Po godzinie stukania obcasami o chodnik dotarłam do atrakcyjnej wystawy sklepowej. Widziałam ten sklep, ale z taksówki, poza tym był już zamknięty. Zawsze podobała mi się jego nazwa. Bardzo mocno kojarzy się z moją pracą. Na drzwiach wisiała niewielka tabliczka z napisem: „Proszę dzwonić obydwoma dzwonkami". Zadzwoniłam i czekałam. Wpuścił mnie mężczyzna i uśmiechnął się. Pomieszczenie było małe, pełne ubrań z cekinami i złoconych cherubinów. Dotknęłam rzeczy na półkach. Ładne, trochę wymyślne, może trochę gotyckie w stylu. I drogie. Często się zastanawiam, jak taki sklep utrzymuje się w interesie. Te produkty mają tak ograniczoną klientelę, że właściciel musi się modlić, żeby ten tuzin osób, dla których jego sklep jest rajem na ziemi, dotarł do niego w niezbyt odległej przyszłości. Mężczyzna zniknął na zapleczu, zadzwonił dzwonek. To była młoda dziewczyna, nastolatka, pewnie jego córka. Miała na sobie krótką spódniczkę, sweter i różowe kalosze. Kiedy przyszedł ojciec, zwróciła się do niego po imieniu. Tata kumpel poprosił swoją latorośl, żeby coś zapakowała. 206 Westchnęła i trochę potupała nogami. Moich rodziców trudno stawiać za wzór, ale zawsze starali się wysłać mnie gdzieś na kilka tygodni między semestrami. Tak jest najlepiej dla wszystkich: rodzice mogą trochę odpocząć od dzieci, a ty nie musisz się żalić, jaki ten świat jest niesprawiedliwy, częściej niż, powiedzmy, dwa razy dziennie. „Dobra", rzuciła i zaczęła opatulać jakąś broszkę w metry kwadratowe czarnej bibuły. Momentalnie rozpoznałam sposób mówienia będący efektem kombinacji trzech składników: nauki w prywatnej szkole, pobłażliwości rodziców i południowego pochodzenia. Nic mnie tak nie jeży jak nieopierzona nastolatka, która uważa, że jest najważniejsza na świecie, i wedle wszelkiego prawdopodobieństwa zostanie kiedyś za taką uznana. Dzwonek znów zadzwonił i tata kumpel niemal natychmiast zniknął. Tym razem była to drobniutka kobieta ubrana od stóp do
głów w rzeczy ze sklepu. Chcę przez to powiedzieć, że wyglądała jak posiniaczona beza. Razem z dziewczyną zaczęły głośno narzekać na niską temperaturę w sklepiku; po chwili nadąsana mała krowa zniknęła, by domagać się od rodziciela, żeby coś z tym zrobił. Muszę powiedzieć, że byłam pod wrażeniem — myślę, że w tym wieku mój repertuar werbalny ograniczał się do „Nie wiem" i „Spadaj". — Czy ktoś panią obsługuje? — zapytała kobieta. Nie jestem okropnie wysoka, ale przerastałam o całą głowę tę miniaturową Morticię, wyglądającą w swoim czarnym gorsecie i spódnicy jak neoromantyczka po wypadku w fabryce tapety. Mniej więcej przed pięćdziesięciu laty. — Nie, dziękuję, tylko oglądam. Morticia wisiała mi u łokcia, podczas gdy ja grzecznie obmacywałam palcami brokatowe płaszcze i krynoliny. Może byłyby nawet atrakcyjne, gdyby odjąć im po dziesięć kilo pluszowej wstążki. — Macie państwo bardzo ładnie przystrojoną witrynę — powiedziałam z nadzieją, że krótka pogawędka ją do mnie zniechęci. — Często przejeżdżam tędy w drodze do pracy, ale nigdy nie byłam w środku. 207 — Gdzie pani pracuje? Myśl szybko, dziewczyno. — W V&A. — A co to takiego? — Victoria i Albert. — Nie wyglądała na zaciekawioną. Jak mogła nie znać muzeum kostiumów? — Victoria i Albert Museum. — Ach, w muzeum — powtórzyła, jakby chciała mnie udobruchać. O rany, paniusiu, pomyślałam. To przecież za rogiem. — Czy to pani projekty? — strzeliłam. — Tak — odparła beznamiętnie i odwróciła głową, żeby krzyknąć na córkę. Wciąż było jej zimno w sklepie. Przyszło mi do głowy, że jest anemiczką, i miałam ochotę powiedzieć, że powinna powygrzewać się na gorącej skale. — Śliczne — wykrztusiłam. — Czy mogę coś jeszcze dla pani zrobić? — spytała zniecierpliwiona. Oglądałam właśnie parę delikatnych kolczyków w kształcie motyli, ozdobionych kilkoma klejnocikami, ale zrezygnowałam. Morticia popędziła mnie do drzwi i wysiudała na ciepłe, świeże
powietrze. Po tym traumatycznym doświadczeniu natychmiast poszłam do najbliższego sklepu i wydałam sześćdziesiąt funtów na błyszczące szklane kolczyki. dimanche, le 21 mars Ja naprawdę tak mało chcę od życia. Wszystko, czego pragnie dziewczyna, to: • fryzura wyglądająca zawsze tak samo, bez względu na prędkość i kierunek wiatru • żeby ludzie, do których się uśmiecham, też się do mnie uśmiechali 208 buty, które cię podwyższają, ładnie wyglądają i naprawę można w nich chodzić żeby w miejscach dla nich przeznaczonych parkowali wyłącznie niepełnosprawni opanowanie wszystkich sprzętów kuchennych odrobina słońca od czasu do czasu ogólnoświatowy zakaz używania polifonicznych dzwonków ogólnoświatowy zakaz używania telefonów, pozwalających używać wyłącznie polifonicznych dzwonków położenie kresu wszelkiemu cierpieniu, poczynając od zarania dziejów lundi, le 22 mars Spotkaliśmy się z A 4 w polskiej restauracji. Rekomenduje się ją jako antidotum na dietetyczne włoskie traktiernie z gorzkimi warzywami i superkoszerne lokale z bajglami w północnym Londynie. Zawsze jestem zbyt sceptyczna wobec pierwszych i zbyt świecka dla drugich. Wystrój restauracji był utrzymany w ponurej, ziemistej tonacji z lat siedemdziesiątych, z kiepskimi reprodukcjami obrazów przedstawiających historyczne polskie bitwy i warstwą tłuszczu, wyglądającą, jakby została przeniesiona z kuchni mojego dzieciństwa. Dania mogły pochodzić prosto z pieca mojej matki: barszcz z czerwonych buraczków ze śmietaną i warzywami, smażone placki ziemniaczane z sosem jabłkowym i kwaśną śmietaną. Kelnerki też były tłuste i posępne, z jasnymi włosami upiętymi w ciasne koki i szarymi fartuchami zawiązanymi wokół kołyszących się brzuchów. Kiedy w ogóle zwróciły uwagę na obecność konsumenta, wydawały z siebie takie same pomruki jak te, które słyszałam w czasie podróży do północno-wschodniej Europy. Wszystko, dosłownie wszystko podawano smażone i z kapustą. Byłam zdruzgotana. 209 Mieliśmy stolik przy oknie i mogliśmy spoglądać na ruchliwy chodnik w porze lunchu: na biznesmenów chrupiących frytki, ludzi w kolejce do banku i sklepu chemicznego, na tanią chińską jadłodajnię wypełnioną studentami. Ale wewnątrz restauracji był inny świat, odgrodzony od szumu nowoczesności poskrzypywa* niem taśmy z przesuwaj ącymi się talerzami jako tłem muzycznym. Z rozbawieniem słuchaliśmy kobiety przy sąsiednim stoliku, która usiłowała zrozumieć coś z karty. To nie była uczta dla liczących kalorie i dbających o wygląd; ja przezornie nie zjadłam śniadania. Czekając na główne danie, pani zawołała jedną z powolnych kelnerek. „Podajecie cappuccino?". Ja i A 4 z trudem stłumiliśmy śmiech. Kelnerka o różowych policzkach zmarszczyła brew. „Cappuccino", powtórzyła kobieta i pokazała rękami mleko parujące z automatu do kawy. „No wie pani, szsz, szsz, szsz". Kelnerka pokręciła głową i odeszła. Ja i A 4 prawie płakaliśmy, zachłystując
się ze śmiechu. Podeszłam do szklanej gabloty, żeby zerknąć na desery. Rolada jabłkowa tonąca w cukrze pudrze. Ciężko wyglądające ciastka. Kiedy wracałam na miejsce, jakiś dżentelmen przesunął ręką po mojej talii. Spojrzałam na stolik. Siedziało tam czterech gości w średnim wieku; ubrani w garnitury, jedli służbowy lunch. Czy ja go znam? — pomyślałam. Nie mogłam umiejscowić twarzy. Jeden z moich klientów? — Proszę przynieść nam koszyczek chleba, dobrze? — powiedział mężczyzna. — Przepraszam, ale ja tutaj nie pracuję. — Zaśmiałam się krótko, ostro i poszłam. To było dziwne. mardi, le 23 mars Jestem tanią dziewczyną na randkę. Wiem, że to śmiałe stwierdzenie, bo przecież biorę kilkaset funtów za godzinę. Ale to prawda. W kontekście ekonomii 210 seksu — w której mężczyzna jest gotów zainwestować trochę czasu, pieniędzy, podarunków i rozrywek, żeby zachęcić kobietę do pójścia do łóżka — klienci zapewniają mnie, że koszt wynajęcia cali girl jest mniej więcej taki sam jak cena poderwania dziewczyny w czasie podróży służbowej. A ona raczej nie odwiedzi cię, żeby przyrządzić królika. Lecz ja nie myślę o pracy, bo ocena, czy moje usługi warte są tyle pieniędzy, wymagałaby znajomości matematyki na poziomie, który jest dla mnie niedostępny. W prawdziwym życiu jestem tanią dziewczyną na randkę. Na papierze wygląda to świetnie. Kobieta sama troszczy się 0 transport, kupuje sobie piwo i może kilka dla ciebie, a gdyby wynikł z tego romans, nie przywiązuje wielkiej wagi do podarunków, wakacji oraz innych błyskotek świadczących o uczuciowym przywiązaniu poza samym przywiązaniem. Jeśli pójdziecie razem, ona się dorzuci, a jeśli nie zdołasz wynająć sali w restauracji na ważną rocznicę, uśmiechnie się i powie, że woli zostać w domu. Nie będzie wymagać od ciebie błyszczących drobiazgów w błękitnych paczuszkach z napisem Tiffany; jeśli zobaczy coś, co jej się podoba, kupi to sobie, a gdy zdobędziesz się na coś ekstra, oczywiście przyjmie to z wdzięcznością. Ale nie pomyśli, że jej się to należy. Jestem działką drogą w utrzymaniu, lecz sama płacę moim stróżom. Upłynęło trochę czasu, zanim doszłam do wniosku, że nie to przyciąga mężczyzn. Oni lubią pogoń, wartość kobiety najpełniej oddaje wysiłek potrzebny do zdobycia jej uśmiechu lub pocałunku. Nawet jeśli okaże się do niczego w łóżku, po zainwestowaniu w rozwarcie jej ud weekendów na Sycylii 1 pierścionka z błyszczącym okruchem krystalicznego węgla będziesz tak wdzięczny, że w ogóle przestanie się to liczyć. To pewnie oznacza, że współcześni ludzie są gorsi w łóżku od swoich przodków, nie wykorzystują
już sztuki konwersacji do zdobycia partnera, potrzeba werbalizacji pragnień erotycznych niemal całkowicie zanikła (nawiasem mówiąc, nie zostało 211 to dowiedzione naukowo). Może to także oznaczać, że kobiety z sarnimi oczyma, lekko skręconymi do środka stopami i ustami łatwo składającymi się w nieśmiały uśmiech powinny być bardziej cenione. Film noir dał nam określenie na tanią w utrzymaniu kobietę na randkę, w typie postaci granych przez Ingrid Bergman i innych zimnych blondynek. Kiedyś nazywało się je babkami z klasą. Babka z klasą nie dzwoni do ciebie, szlochając do słuchawki: „Dlaczego oglądasz z kumplami mecz, kiedy powinieneś wybierać ze mną sizalową matę do domu?". Babka z klasą nie reaguje źle na rozstanie, a jeśli reaguje, to bez piśnięcia. Babka z klasą to sylwetka znikająca w mroku nocy, którą bez wątpienia zapamiętasz, lecz z którą nigdy więcej nie zamienisz słowa. Babka z klasą spędza dużo czasu samotnie, sącząc alkohol. Babka z klasą nigdy nie wynurzy się z miejscowego kościółka w chmurze białych płatków. Babka z klasą nigdy nie zostanie mamuśką, cukiereczkiem ani czymś podobnym. Babka z klasą nigdy nie będzie miała męża, który spotyka się z prostytutkami. Zapomnijcie, że o tym napomknęłam. mercredi, le 24 mars Kiedy sprawdzałam wczoraj wieczorem moją skrzynkę e-mailową, Hotmail podrzucił mi link do „Wskazówek Randko-wych z królestwa zwierząt". Strona nie okazała się inteligentna ani dowcipna — równie dobrze można szukać literatury na butelce szamponu — proponuję więc alternatywną listę wskazówek: • Zachowania naszych współbraci w ewolucji Canis fami-liaris (pies domowy) wskazują, że jeśli masz wątpliwości, w którą dziurkę celować, strzelaj na oślep. Na pewno trafisz w coś fajnego. 212 Serca krewetek są w ich głowach. Mężczyźni nie mają ani serc, ani głów. Język żyrafy {Giraffa camelopardalis) ma pół metra długości i jest dość długi, żeby zwierzę mogło nim sobie oczyścić uszy. Jeśli potrafisz dokonać tego samego, to być może istnieje dla ciebie szansa zrobienia kariery w dziedzinie, której dotąd nie brałeś pod uwagę. Delfiny uprawiają seks grupowy. Jeśli ci piskliwi pożeracze ryb to potrafią, i ty jesteś do tego zdolny. Samice z gatunku bonobo {Pan paniscus), blisko spokrewnionego z ludźmi, słyną z wykorzystywania względów seksualnych do zyskania wyższego statusu i lepszego jedzenia. Warto o tym pamiętać, kiedy następnym razem zabraknie ci drobnych w sklepiku na rogu.
Niektóre robaki z rodzaju wstężniaków zjadają siebie, jeśli nie mogą znaleźć pożywienia. Mężczyźni nieumiejący znaleźć zaspokojenia seksualnego nie są, niestety, równie utalentowani. Koty, po łacinie Felis, używają gruczołów odbytowych do oznaczania terytorium i identyfikowania się wobec innych kotów. Jest raczej wątpliwe, czy to wyjaśnienie przekona kierownictwo hotelu, że nie powinno obarczać cię kosztami za dodatkowe pranie. Żaglica, ryba piła i rekin piaskowy potrafią pływać z prędkością przekraczającą osiemdziesiąt kilometrów na godzinę. Jeśli spotkasz w klubie kogoś niemiłego, wątpię, czy umkniesz równie szybko. Lwy parzą się ponad pięćdziesiąt razy na dzień. Prawdopodobnie jest to jedyne kryterium, dzięki któremu można zostać królem dżungli. Róg nosorożca jest zbudowany z włosia. Mężczyznom wyposażonym w skromniejszy róg nie doradza się kompensować tego niedostatku przez zapuszczanie długich włosów. Ludzkie pigułki antykoncepcyjne działają na goryle. Jeśli 213 łatwiej ci znaleźć środki antykoncepcyjne i samicę goryla niż kobietę, to coś bardzo nie gra. * Czas jest ograniczony i niektóre okazje mogą się nigdy nie powtórzyć. Bierz przykład z jaskółek Hirundo, które parzą się w powietrzu. Nie zważaj na to, ile osób leci samolotem. Czytając listę wskazówek, trafiłam na stronę z delfinimi wibratorami. Nie oznacza to wibratorów w kształcie delfinów, tylko takie, które mają wielkość i kształt członka delfina. Taak. jeudi, le 25 mars Zjadłam śniadanie z N w podłym barze (on: jaja sadzone z frytkami, ja: jajecznica z tostem). Widać, że nie spał dobrze, choć nie umie wyjaśnić dlaczego. Może z przepracowania, może z powodu kłopotów rodzinnych albo może dlatego, że powinna być już wiosna, a jest tak zimno i mokro, że zegar wewnętrzny wciąż tyka według zimowego czasu. Jeden z naszych znajomych puścił w zeszłym tygodniu plotkę, że trzeba przestawić zegary przed Niedzielą u Matki, a nie dopiero w tym tygodniu, i to wybiło go z rytmu. Od tej pory N ani razu się nie wyspał. Słyszał różne rzeczy na mój temat. Historie lubią krążyć. Nic sensacyjnego, po prostu jedno czy dwa spostrzeżenia. Czy wspomniałam, że N sprawia wrażenie, jakby wszystko wiedział? Podajesz nazwisko, a on zna kogoś, kto tego kogoś zna. Usłyszałaś coś i nie wiesz, czy to prawda? On to zweryfikuje. Jest dealerem, rozprowadza narkotyk, którym są informacje. W grę wchodzi też zazdrość, która zwykle jest motorem najbardziej niszczycielskich plotek. I inne rzeczy. Nienawidzę tego Sturm und Drang. Przespałam się z kimś, kto prosił, żeby zachować to w sekrecie — nawet na ten temat nie napisałam
— a później okazało się, że pół miasta miele jęzorem. Jakieś sprawy osobiste, to mi nie przeszkadza. Ale jeśli prosi się 214 o dyskrecję, a później o tym trąbi — tego nie lubię. Źle wychowany kochanek. — Może powinnam mu coś na ten temat powiedzieć. — To nie jest dobry pomysł — odparł N. Stwierdził, że chłopak jest młody i lekkomyślny, że raczej powinnam poklepać go po głowie i wybaczyć, niż dać klapsa, na którego w oczywisty sposób zasłużył. — Teraz na nim spoczywa ten ciężar. To on powinien się czuć nieswojo na widok któregoś z nas. — Może sama powinnam rozpuścić jakąś plotkę. — Trzymaj się swoich zwyczajów. Na dłuższą metę wychodzi się na tym lepiej. — Moje czułki zła się poruszają—rzekłam, kiwając palcami w powietrzu. — Nie rób tego. — O kurna, coś mi się przypomniało... — Co? — Wychodząc, zapytał mnie, czy to prawda, że zrobiliśmy sobie trójkąt z tobą i jeszcze kimś. — I co mu powiedziałaś? — Że tak. N się wzdrygnął. — Hm, nic mnie to nie obchodzi, ciebie oczywiście też nie ani tamtej dziewczyny. Ale ciekawe, czemu go to interesowało? Na jego miejscu zapytałbym mnie, a nie ciebie. — Tak. Albo czy w ogóle kiedyś robiłam to w trójkącie, jeśli chodziło mu o nakłonienie mnie do tego. — No właśnie. Ciekawe, dlaczego zainteresował go tak trywialny szczegół z mojego życia w chwili, gdy wychodził z twojego łóżka? — Podrapał się po swojej szczecinie. — O jeden przystanek w czyimś łóżku za dużo. Trzeba uważać, co się mówi o życiu seksualnym kogoś innego. Wzruszyłam ramionami. Piłam bardzo mocną, bardzo świeżą kawę. N zapytał, czy widziałam ponownie samochód przed moim domem. Widziałam. Zapytał, czy czegoś potrzebuję. Odparłam, że nie. 215
* — Wynieś się, jeśli możesz — rzekł. — Z pracy, z domu czy z byłego chłopaka? — spytałam. — Ze wszystkich trzech rzeczy. Nie wiem, co zamierzasz, ale bez względu na to powinnaś mieć zapasową dziurkę, do której możesz umknąć. Przesunął skórką tostu po obwódce talerza. Knajpka, prawie pełna, kiedy siadaliśmy, teraz opustoszała. Kupiłam na później kawałek ciasta marchewkowego. N dał napiwek kelnerce i odwiózł mnie do domu. Przez całą drogę jego lewa ręka spoczywała na moim kolanie. — Uważaj na siebie — powiedział. Pomachałam mu na pożegnanie i weszłam na górę. (Jakie majtki mam dzisiaj na sobie? Przezroczyste czarne wykończone kremową koronką, z dziurką z tyłu. W tej chwili zajmują szczytowe miejsce na liście przebojów). vendredi, le 26 mars Przyjmuję gości w weekend; N przyjdzie odkurzyć mieszkanie. Zgłosił się na ochotnika. Ciekawe, czy gdybym zostawiła zmywanie, też by się zgłosił? Nieczęsto wpadam na sąsiadów, zwykle tylko podczas wychodzenia, więc albo myślą, że prowadzę niesamowicie bujne życie towarzyskie z mnóstwem przyjęć i chodzenia na premiery, albo wszystko wiedzą. Albo po prostu myślą, że lubię się odpicować. Tak czy inaczej z tamtego mieszkania dochodzi bardzo mało hałasów. Wczoraj było inaczej: wróciłam o drugiej w nocy i przez godzinę nie mogłam zasnąć, bo wyraźnie słyszałam, jak ktoś rzuca książkami w ścianę, raz po raz. Dziwne. Kiedy byłam ostatnio na siłowni, zauważyłam, że moje ścięgno Achillesa zrobiło się trochę sztywne. Powiedziano mi, że to od ciągłego noszenia butów na wysokim obcasie. Co sezon bombardują nas propagandą, że płaskie buty są fajowe 216 i sexy, ale namówienie mnie do noszenia ich ze spódnicą to projekt na miarę zasiedlenia Zachodniego Brzegu w strefie Gazy. Po prostu będę musiała się więcej rozciągać. samedi, le 27 mars Przez te lata usłyszałam mnóstwo dobrych rad, lecz nikt nigdy nie wyraził zdania o tym, co być może jest największym wyzwaniem w mojej pracy: jak radzić sobie z fiutem niestandardowej wielkości. Penisy mogą być dziwne z wielu powodów. Mogą mieć nietypowy stosunek długości do grubości, mogą być zakrzywione lub mogą ci się kojarzyć z upodobaniem stryjka do swetrów z golfem. W gruncie rzeczy więcej jest dziwnych niż zwyczajnych. Tak więc fiuty mają spory rozrzut osobowości.
Przeważnie różnice można podzielić na dwie kategorie: „dziwne, ale nie tak, żeby cię rozpraszały" i „dziwne, ale nie nienormalne z medycznego punktu widzenia". A kiedy członek wymyka się tej klasyfikacji, nie wiem, co powiedzieć. Potraktować sprawę lekko? Mruknąć: „O rety, ale masz nietypowy sztych"? Okazać nieco medycznego zainteresowania i spytać: „Byłeś z tym kiedyś u lekarza?". Wzdrygnąć się z przerażenia? Zapytać, jak powinnam obchodzić się z jego laską? A może wolałby, żebym powstrzymała się od komentarzy? Miałam kiedyś spotkanie z klientem o najnormalniejszym członku. Normalnym pod każdym względem. To jego napletek był nietypowy. Zamiast rozdzielać się na czubku, tak by żołądź mogła się wysunąć, otoczka penisa tego dżentelmena otwierała się z boku. Z boku. W połowie długości. Otwór był za mały, żeby jego siusiak mógł się wysunąć. Co oznacza, że pozostawał w kapturku przez cały czas, nawet gdy był pobudzony. Uśmiechnęłam się. Spojrzałam na członek, a później na 217 właściciela. Nic nie powiedziałam, a on nic mi nie doradził. Czy powinnam się zająć główką (całkowicie zakrytą), czy otworem (z którego sączyła się przedwczesna sperma), cofniętym o kilka centymetrów? Facet był starszy ode mnie i rozwiedziony, więc najwyraźniej ktoś zetknął się już z tą anomalią. Zastanawiałam się, czy jest mu niewygodnie, kiedy jego penis twardnieje? Czy będzie miał problemy w niektórych pozycjach? Czy będzie to miało jakiś wpływ na prezerwatywę? Czy jeśli zapytam, zostanie to uznane za obrazę? Obdarzyłam troską zarówno główkę, jak i otwór, uważając, by nie zacisnąć zbyt mocno dłoni na naprężonym członku. Kiedy przeszliśmy do stosunku, złapałam za koniuszek kon-domu, przesuwając go tak, by zebrał spermę, choć jednocześnie zastanawiałam się, czy ma to jakieś znaczenie. Wziął mnie od tyłu, nie mówiąc jednak, czy istnieje jakiś inny powód oprócz jego preferencji. Później sam zdjął prezerwatywę. Nie miałam okazji zobaczyć efektu. dimanche, le 28 mars Znowu mnie ustawiono, tym razem z kimś, kto został mi przedstawiony jako „mój przyszły małżonek". Żadnych nacisków. lundi, le 29 mars Mam taką jedną przyjaciółkę, która nie jest naprawdę moją przyjaciółką. Raczej sojuszniczką lub znajomą, która nie chce odejść. A ja zwykle nie jestem złośliwą kobietą, naprawdę. Poznałam ją przez A 3, który coś jakby kręcił z nią przed kilkoma laty. To znaczy, podobała mu się,
dopóki nie odkrył, jaka jest beznadziejnie okropna, ale wtedy już nie było odwrotu. Jak powiedział Churchill, jeśli wędrujesz przez piekło, nie zatrzymuj się. 218 Nazywaliśmy ją CWJTG. Był to akronim od Cyce Wielkie Jak Twoja Głowa. Wkrótce jednak to nawiązanie do jej ogromnych buforów, prawie nie do wymówienia, skróciło się do dwóch liter i gestu, symbolizującego jej przesadnie bujny biust. Przykład: — Wpadłam przedwczoraj na CW [gest]; chyba przeszła na dietę niskowęglowodanową. — Tak? I co, podziałała? — Dary natury, do których nawiązywał ów gest, harmonizowały z dolną częścią tułowia. Oraz środkową. I kostkami, do których z powodzeniem można byłoby cumować stateczki turystyczne pływające po Tamizie. Podniesienie w odpowiedzi na to pytanie brwi oznaczało, że jeśli w ogóle nastąpiła jakaś zmiana, to polega raczej na tym, że ciałko CW stało się jeszcze obfitsze. CW ma prawdopodobnie na koncie najwięcej nieudanych podejść do diet i gimnastyki ze wszystkich znanych mi osób. Nie zrozumcie mnie źle. To nieładnie wyśmiewać się z czyjejś wagi. A 4 na przykład ma kilo czy dwa nadwagi i nigdy nie pisnęliśmy nawet słówka na ten temat. Ale CW zasłużyła sobie na wykpiwanie, bo jeśli ktoś był szczupły, natychmiast stwierdzała, że ma zaburzenia metabolizmu. A mieści się w tej kategorii cała ludność świata oprócz mieszkańców niektórych budzących grozę dzielnic Glasgow oraz paru matron z Miami. Niemal każda rozmowa z CW zaczynała się mniej więcej tak: „Spotkałam przedwczoraj Ruth, wiesz? Właśnie urodziła dziecko i wróciła do poprzedniej wagi... chyba ma zaburzenia przemiany materii... mówiła mi, że jej partner gra w nowym zespole...". I tak dalej, i tak dalej. Bez końca. Widziała się przedwczoraj z mamą? Zaburzenia przemiany materii. Ta blondynka z serialu Nauczyciele! Zaburzenia przemiany materii. Odchudzona Vanessa Feltz? Krowa z bulimią. Ale jeśli spróbowałaś schrupać w jej obecności biszkopta, pozwalałaś sobie na obżarstwo. W zeszłym tygodniu A 3 był w mieście i zadzwonił, żeby zapytać, czy mam ochotę zjeść z nim lunch. Organizacyjnie 219 wyglądało to dość kiepsko: miał wcześniej dwa spotkania, jedno w Bayswater, a drugie w City. Ale mój dzienny program łatwiutko jest poprzestawiać, więc umówiliśmy się na trzecią w piątek. Godzinę wcześniej kupiłam sobie sandwicza, pokręciłam się przez chwilę po sklepach i przyszłam do restauracji. Obsługa patrzyła na mnie troszeczkę krzywo jako na kon-sumentkę, która przyszła nie w porę, po lunchu, ale ja nie miałam ani trochę poczucia winy. Pryszczaty kelner bez słowa zaprowadził mnie do stolika. Usadził mnie naprzeciwko CW i jej fantastycznie tapicerowanej piersi. Cholera, nie miałam pojęcia,
że ona też będzie. Gdybym wiedziała, pewnie bym nie przyszła. Jako jedyna zajadała chleb i oliwki. A więc tak wygląda dieta niskowęglowodanowa. — Cześć, skarbie — powiedziałam z radością, której wcale nie czułam. — Jaka miła niespodzianka. — Zapytałam o jej rodzinę, a ona opowiedziała mi, kto jest trochę za chudy, kto powinien coś zjeść oraz — choć żadne fizyczne dowody tego nie były widoczne — ile kilogramów ostatnio zrzuciła dzięki diecie i ćwiczeniom. Zaproponowała mi pajdę chleba, ale ja, jeszcze pełna sandwiczy, machnęłam ręką. — Jesteś pewna? — zapytała, taksując moje piersi, które na pewno nie dorównują rozmiarami mojej głowie, a tym bardziej jej. — Nie jesteś chyba jedną z tych... Zrobiłam zbolałą minę i położyłam rękę na brzuchu. — Niestety, mam celiakię — odparłam, krzywiąc usta, jakbym miała się rozpłakać. — Zdiagnozowali mi to w zeszłym miesiącu. Kiszki dosłownie ze mnie wypadają, nie mogę trawić glutenu, cała byłam w wysypce. — Ojej... nie. Naprawdę? — zatroskała się CW, otwierając usta. Nachyliłam się do niej konspiracyjnie. — A najgorsza jest ta wybuchowa biegunka — szepnęłam w chwili, gdy reszta naszego towarzystwa rozsiadła się na miejscach. — Nie wyobrażasz sobie, jakie to straszne. Ty to masz szczęście. Cudownie byłoby znów mieć prawdziwe uda. 220 Rzecz jasna oznaczało to, że przez resztę lunchu musiałam skubać jakąś złowioną przez kłusownika rybę i straszną sałatkę, ale było warto: przez godzinę CW nie powiedziała ani słowa i nie wzięła niczego do ust. Zazwyczaj nie jestem wiedźmą, naprawdę. mardi, le 30 mars Klient pochylił się nade mną, zajadle miętosząc członek. — Spuszczę ci się na twarz. — Wycharczał to po raz szósty w ciągu dziesięciu minut, jakby próbował siebie samego przekonać. To było wszystko: „Spuszczę ci się na twarz". Żadnych instrukcji dla mnie, choć bawiłam się piersiami i sutkami, dotykałam się i oblizywałam sobie palce, mając nadzieję, że to pomoże. Przed spotkaniem znałam tylko miejsce oraz czas i wiedziałam, że mam się mocno umalować. Moje wysiłki chyba nie pomagały. Klient patrzył na ścianę, a nie na mnie. Kilka razy jego rozedrgana ręka zwolniła i podsunął się do moich ust. Zaczynał mięknąć, więc ssałam go mocno. Ani razu na mnie nie spojrzał. Potem znów się onanizował i
powtarzał swoją mantrę: „Spuszczę ci się na twarz". Wiłam się na pościeli i stękałam. Żadnej reakcji. Nachyliłam się i polizałam go po wewnętrznej stronie uda. Znów żadnej reakcji. Pół godziny później przedstawienie wciąż trwało. Pomrukiwałam i sondowałam, moje palce błądziły, dopytywałam się delikatnie. Wyglądało jednak na to, że nic ode mnie nie chce oprócz tego, żebym była płótnem do pomalowania. Czułam się jak pragnąca uformować się w jakiś kształt glina, której się na to nie pozwala. Wreszcie jego ramiona opadły i spocony osunął się na moją pierś. — Przykro mi, skarbie, ale nic z tego nie będzie — rzekł, jakby to był mój pomysł. 221 mercredi, le 31 mars Zabawne, ale romans z moim „przyszłym mężem" nie ułożył się według planu. Przytaczam tę historię jako koronny argument, że przyjaciele nie powinni znajdować mi partnerów na randki. A1 zamierzał jednak nie tylko wyróżnić się jako swat, ale także zidentyfikować źródło moich problemów z partnerami. Tymczasem leniwie serfował po sieci, a ja polowałam w jego domu na kawałeczek ciasta. Nic nie znalazłam, więc zawarłam pakt z diabłem i ukręciłam miksturę z na wpół roztopionej resztki woskowatego batonika, pochodzącego chyba z wojskowych racji żywnościowych, i kawy instant. W białym kubku zawirowała oleista, paskudnie wyglądająca ciecz. — Gdzie i kiedy się urodziłaś? — spytał A1. — Po co ci to? — Do diagramu. — Astrologia sieciowa jest jednym z nieomylnych znaków bliskiego upadku życia towarzyskiego. Mimo to mu powiedziałam. — O rany... — Co się stało? — zapytałam, sącząc tłustawy czekolado-podobny napitek. Podły, owszem, ale nie można powiedzieć, że nie sycący. Muszę jednak znaleźć lepszą metodę radzenia sobie z cyklami hormonalnymi, bo jest wiosna, a o tej porze fantazja młodej kobiety zwraca się ku bikini. — Mars jest w Raku — powiedział. (Czy coś takiego. Nie jestem na bieżąco w tym temacie). — A co to dokładnie oznacza? — Że masz skłonność do emocjonalnej manipulacji. — Zaalarmuj prasę. Ciekawa jestem, kto jeszcze o tym nie wie. Avril Alfabet londyńskiego seksbiznesu według Belle Q jak ąuality [(ang.) — jakość]
Nie rozleniwiaj się. Możesz błądzić myślami w czasie pracy, ale podliczanie paragonów z karty kredytowej, kiedy jakiś biedny palant trąca cię od tyłu, nie przejdzie niezauważone. Udawanie zainteresowania to towarzyski lubrykant naszych czasów i można oczekiwać, że poświęcisz na to godzinę w ciągu dnia. Traktuj to jako zwiększenie szansy na napiwek i powtórne zamówienie od tego samego klienta. Q jak ąuitting [(ang.) — odejście z zawodu} Niektórzy powiadają, że jeśli raz zapłacono ci za seks, nigdy naprawdę nie odchodzisz z interesu. Jeśli będzie to prawdą w roku dwa tysiące trzydziestym siódmym, nie omieszkam o tym donieść. R jak relationship [(ang.) — związek] To nie jest film ani bajka. Nie wyjdziesz za bogatego, atrakcyjnego faceta, którego poznałaś w czasie pracy, i nie będziecie odtąd żyli długo i szczęśliwie. Smakuj mężczyznę, jeśli jest miły, ale nigdy nie zapominaj, gdzie przebiega granica. Czy oczekiwałabyś, żeby osobisty trener z siłowni chodził za klientem do domu albo spotykał się z nim w weekendy? Nie, to wykluczone. S jak sexy Seksowność to nie stosunek powierzchni ubrania do odsłoniętej skóry. Nie wynika ona w sposób naturalny z bycia opaloną, szczupłą blondynką, choć wydaje się, że taka zasada działa w przypadku dziennikarek telewizyjnych. Seksowność to efekt czucia się dobrze w swojej skórze. Wciąganie brzucha, kiedy jesteś rozebrana, nie zachęca do rżnięcia. Klepnięcie się w puszysty tyłek i zaproszenie faceta do jazdy owszem. jeudi, le 1 avńl Shark (Rekin) Źródłosłów: prawdopodobnie pochodzi od niemieckiego słowa Schurke (łotr). Funkcja gramatyczna: rzeczownik, czasownik nieprzechodni. 1. Jeden z licznych żarłocznych, drapieżnych gatunków ryb spodoustych żyjących w morzu, o wrzecionowatym ciele, z bocznymi szczelinami skrzelowymi. 2. Przebiegły osobnik żerujący na innych za pomocą lichwy, wymuszenia bądź oszustwa. 3. Ktoś, kto bardzo się wyróżnił w jakiejś dziedzinie. 4. Schwytanie w pułapkę, osaczenie kogoś, zazwyczaj młodszego lub niedoświadczonego. Od kilku miesięcy obserwuję kogoś na siłowni. Nie jest to mój stały zwyczaj. Sale gimnastyczne służą do ćwiczeń i trochę do zawierania znajomości, lecz pomysł traktowania ich jak targu mięsnego jest odrażający pod każdym względem. Poza tym,
jeśli poznasz kogoś w atmosferze przesiąkniętej wonią lycry i endorfinowego szaleństwa, możesz być spokojna, że zobaczył cię w najgorszym wydaniu, spoconą i rozczochraną, i na pewno nie uznał za atrakcyjną. 225 Chyba nie chciałabym się spotykać z kimś, kto regularnie oglądał mnie w najgorszym wydaniu. Ale na początku roku jeden facet szczególnie przykuł mój wzrok. Nieśmiały uśmiech, miękkie włosy, imponująco umięśniona sylwetka. Popytałam się i dowiedziałam jego imienia. — Gej — warknął N, który nie jest gejem, lecz utrzymuje, że ma najdoskonalszy radar na gejów w całej południowej Anglii. Bzdura, lecz nie śmiałam mu tego powiedzieć.—Bez dwóch zdań. — Nie sądzę — westchnęłam, starając się nie gapić na przedmiot naszej rozmowy, przechodzący od jednej sztangi do drugiej. — O dziesięć pensów, że jest. Bojowe słowa, jak to mówią. — Stoi. — Z przyjemnością zobaczę, jak rekin przegrywa — rzekł N, zacierając ręce. vendredi, le 2 avril Konwersacje z klientami trudno określić mianem „normalnych", lecz mają one swoje twarde reguły. Miło wiedzieć, skąd ktoś jest, czym się mniej więcej zajmuje. Większość mężczyzn to biznesmeni w podróży lub tacy, którzy niezbyt często korzystają z usług seksualnych. Odrobina rozmowy pozwala obu stronom poczuć się swobodniej. Istnieje cienka granica między ciekawością i wścibstwem i choć spotkanie z pracującą dziewczyną jest trochę jak pierwsza randka, niektóre indagacje po prostu tę linię przekraczają. Są to pytania o rodziców, położenie domu (nigdy nie przyjmuję klientów w domu), numery rejestracyjne samochodu... Z drugiej zaś strony fakt, że najprawdopodobniej nigdy więcej się nie spotkacie, oznacza, że klient może zadać pytanie, za które każdy inny mężczyzna błyskawicznie znalazłby się na chodniku. Kontekst jest wszystkim. 226 Pierwszy przykład: „Myślisz, że wyjdziesz za mąż i będziesz miała dzieci?". Lubię dzieci, owszem. Lubię je zwłaszcza wtedy, gdy wracają do swoich rodziców. Czasem — tylko czasem — ulegam czarowi jakiegoś malucha i przychodzi mi do głowy, że wychowywanie takiego byłoby dobrym pomysłem. A gdyby ktoś wziął na siebie odpowiedzialność
za dzieci w wieku jedenaście — szesnaście lat, sprawa byłaby niewypowiedzianie łatwiejsza. Klienci są prawdopodobnie jedynymi osobami, którym udzielę szczerej odpowiedzi. Ambiwalentny stosunek do przyszłej rodziny, niepewność, czy ten świat jest odpowiednim miejscem, by przywiązywać się łańcuchem do drugiej istoty ludzkiej, bardzo mnie męczy. Wielu klientów jest żonatych i ma dzieci, więc umieją docenić moją odpowiedź. Sporadycznie udzielają rad. Niektórzy uwielbiają swoje dzieci i życie rodzinne. A niektórzy... no cóż, postanowili zapłacić za seks, prawda? Moim rodzicom zdarza się czasem zadać głupie pytanie 0 moje plany w zakresie dziecioróbstwa, i wtedy otrzymują gotową odpowiedź: „Po prostu nie spotkałam odpowiedniego mężczyzny". Każdy kochaś, który ośmiela się o to zapytać, jest na najlepszej drodze do szybkich randek i piekła samotności. Przykład drugi: pytania o gust w dziedzinie filmów, książek 1 muzyki. Potencjalni partnerzy otrzymują szczerą odpowiedź. Mój smak artystyczny może jest trudny, ale jest mój własny, i jeśli ktoś ma nadzieję połączyć swój stan posiadania z moim w szczęśliwej powtórce budowania siedziby przez homo erectus w wąwozie Olduvai, będzie musiał wytrzymać ze zbiorem muzyki, który najlepiej określić jako „przyswajalną w sposób ograniczony". W kontakcie z klientem staram się rozpracować jego gust, a później nie odchodzić zbyt daleko od ubitego głównego traktu. Omawianie niuansów free jazzu, kiedy klient posuwa mnie między cycki, to lekkie nadużycie przywilejów mojego zawodu. Przykład trzeci: „Z iloma facetami byłaś w łóżku?". Żaden klient nigdy o to nie zapytał. Czasem pytają, od jak dawna pracuję, ale trudno stwierdzić, czy na tej podstawie próbują wydedukować liczbę moich byłych kochanków. A ponieważ z moją praktyką bywa różnie, raczej nie mają szans poznania trafnej odpowiedzi. Ci, którzy nie są klientami, zawsze pytają. Jeśli uważam, że facet ma poczucie humoru, podaję mu liczbę zbliżoną do rzeczywistej. Albo przynajmniej mieszczącą się w tym samym rzędzie wielkości. Sama nie znam prawdziwej odpowiedzi. Jajogłowym z dużym poczuciem humoru podaję liczbę w zapisie matematycznym lub w systemie szesnastkowym. Jeśli uznam, że gość nie ma poczucia humoru, staram się zmienić temat lub odwrócić pytanie. Czemu to ma znaczenie? Liczba nie jest gwarancją jakości. Częstotliwość na pewno nie jest. Ale nie świadczy też o osobowości. Wielu kochanków mogłoby oznaczać: „Jestem dobra jako hostessa, a to, że nikt się do mnie nie próbuje podkradać w złych zamiarach, świadczy o mojej umiejętności oceny sytuacji". Ale znacznie częstsza interpretacja brzmi: „Jestem wilgotną zdzirą z problemem alkoholowym". Mężczyźni — kobiety zresztą też — po usłyszeniu takiej odpowiedzi mamrotali pod nosem: „A wyglądasz na taką miłą dziewczynę".
Jestem miła. Naprawdę bardzo miła. Kiedy miałam siedemnaście lat, ktoś zerwał ze mną, bo był moim trzecim partnerem, a dla niego była to liczba nie do przyjęcia. Następny, numer czwarty, twierdził, że liczba moich wcześniejszych kochanków jest nie do przyjęcia, bo za niska. Niektórych nie da się zadowolić. Kochanka z większą liczbą partnerek (które znałam) miałam w wieku dziewiętnastu lat. Przykład czwarty: „Mamy tylko kwadrans. Mogę ci się spuścić do buzi?". W normalnej sytuacji w najlepszym razie mogłoby się to spotkać z grymasem, a w najgorszym sądowym zakazem zbli-228 żaniasię. Ale w pracy typowa odpowiedź brzmi: „Notojazda!". Albo „Dobrze, wolałabym jednak, żebyś spuścił mi się na twarz". dimanche, le 4 avril Rok temu lub dwa stało się jasne, że zostawiłam już za sobą pierwszą falę młodości. Linią Maginota okazała się, a jakże, muzyka. Oglądając wideo po długim rozbracie z kulturą popularną, zauważyłam ku mojemu przerażeniu, że ci, którzy nie są dość starzy, by pamiętać początek kariery Lionela Richiego, uważają go za kogoś w rodzaju pradziadunia miękkiego rocka. Lionel był wszędzie, szpanując minidredami i kolczykami. Nie, nie, nie! Czy jestem jedyną osobą, której wczesne wspomnienia muzyki w telewizji noszą blizny spowodowane przez pana Richiego, piejącego rzewnie do swojej glinianej głowy? Czasem naprawdę lękam się o losy młodego pokolenia. A propos. Urodziny mojej matki zbliżają się wielkimi krokami i naprawdę muszę pamiętać, żeby sprawić jej ten zestaw Neila Sedaki, który jej obiecuję — a może ją nim straszę? lundi, le 5 avril Wax (Wosk) Źródłosłów: średnioangielski, pochodzi od staroangielskiego słowa weax, spokrewnionego ze starowysoko-niem. wahs (wosk); litewskie vaskas. Funkcje gramatyczne: czasownik przechodni i nieprzechodni, rzeczownik. 1. Substancja wydzielana przez pszczoły i używana do budowy plastra, złożona z mieszaniny estrów, kwasu cero-tynowego i węglowodorów. 229 2. Dowolna substancja przypominającą wosk pszczeli; każda z licznych substancji różniących się od tłuszczów tym, że są mniej śliskie, twardsze i bardziej łamliwe, zawierająca głównie związki o znacznej masie cząsteczkowej (takie jak kwasy tłuszczowe, alkohole oraz nasycone węglowodory); substancja stała pochodzenia mineralnego, składająca się z węglowodorów o dużej wadze cząsteczkowej.
3. Coś przypominającego wosk ze względu na miękkość i łatwość formowania. 4. Pocieranie czegoś woskiem, zwykle dla wypolerowania lub usztywnienia. 5. Usuwanie owłosienia ciała w najboleśniejszy, choć jednocześnie najbardziej satysfakcjonujący sposób. 6. Podążanie za obiektem swojego uczucia w celu zwrócenia na siebie uwagi; snucie się za kimś. Stałam przy dozowniku papierowych ręczników, ścierając pot z szyi, aż w polu widzenia pojawił się Dziesięciopensowy. Przygotowywał się do tortury z użyciem ławeczki. Kiedy odwrócił się, żeby zdjąć ciężarek z podstawki, podeszłam niepostrzeżenie z boku. — Pozamieniamy się? — W żargonie stałych bywalców siłowni oznacza to ćwiczenie na zmianę tymi samymi ciężarkami. Nie uważa się tego za otwarte zaloty, bo ci, którzy się za tobą snują, zwykle stają z boku i patrzą. To była idiotyczna propozycja. Nie umiałam odłożyć na miejsce ciężarka, który on podnosił palcem u nogi. — Dźwigasz? — zapytał miękkim, miłym głosem. — Może podniosę sztangę plus dwadzieścia — odparłam. Cholera, naprawdę powiedziałam to tak, jakbym wiedziała, o czym mówię. Skinął głową. Zrobiliśmy po trzy zestawy. Stałam po drugiej stronie sztangi, gdy on wyciskał, i obserwowałam, jak koszulka z długim rękawem napina się na jego klatce piersiowej. Wykonując swoje ćwiczenia, starałam się robić chłodną i poważną 230 2. Dowolna substancja przypominającą wosk pszczeli; każda z licznych substancji różniących się od tłuszczów tym, że są mniej śliskie, twardsze i bardziej łamliwe, zawierająca głównie związki o znacznej masie cząsteczkowej (takie jak kwasy tłuszczowe, alkohole oraz nasycone węglowodory); substancja stała pochodzenia mineralnego, składająca się z węglowodorów o dużej wadze cząsteczkowej. 3. Coś przypominającego wosk ze względu na miękkość i łatwość formowania. 4. Pocieranie czegoś woskiem, zwykle dla wypolerowania lub usztywnienia. 5. Usuwanie owłosienia ciała w najboleśniejszy, choć jednocześnie najbardziej satysfakcjonujący sposób. 6. Podążanie za obiektem swojego uczucia w celu zwrócenia na siebie uwagi; snucie się za kimś. Stałam przy dozowniku papierowych ręczników, ścierając pot z szyi, aż w polu widzenia pojawił się Dziesięciopensowy. Przygotowywał się do tortury z użyciem ławeczki. Kiedy odwrócił się, żeby zdjąć ciężarek z podstawki, podeszłam niepostrzeżenie z boku.
— Pozamieniamy się? — W żargonie stałych bywalców siłowni oznacza to ćwiczenie na zmianę tymi samymi ciężarkami. Nie uważa się tego za otwarte zaloty, bo ci, którzy się za tobą snują, zwykle stają z boku i patrzą. To była idiotyczna propozycja. Nie umiałam odłożyć na miejsce ciężarka, który on podnosił palcem u nogi. — Dźwigasz? — zapytał miękkim, miłym głosem. — Może podniosę sztangę plus dwadzieścia — odparłam. Cholera, naprawdę powiedziałam to tak, jakbym wiedziała, o czym mówię. Skinął głową. Zrobiliśmy po trzy zestawy. Stałam po drugiej stronie sztangi, gdy on wyciskał, i obserwowałam, jak koszulka z długim rękawem napina się na jego klatce piersiowej. Wykonując swoje ćwiczenia, starałam się robić chłodną i poważną 230 minę. Kiedy jestem z N, udaję wątłą, rozchichotaną trzpiotkę. Skończyliśmy ćwiczyć na ławeczce i przeszliśmy w inne miejsce siłowni. Rozegraj to na zimno, laska, myślałam. Nie chodź za nim po całej sali. Nie snuj się. Pół godziny później przeszłam do części, w której ćwiczy się aerobik. On od kilku minut siedział na przyrządzie do wiosłowania; pot zaczął występować mu na szyi. Usiadłam kilka przyrządów dalej i zapięłam pasek na stopach. — Dzień ciężkich ćwiczeń, co? — zapytał. Uśmiechnęłam się. — Dopiero się rozgrzewam. — Wiosłowałam przez pięć minut, kątem oka obserwując jego odbicie w szklanej tafli naprzeciwko. Naprawdę zaczynał się pocić. Zdjął koszulkę. Skończyłam i wyszłam drzwiami znajdującymi się za nim; zobaczyłam jeszcze, jak jego plecy ściągają się po każdym pociągnięciu wioseł; krople potu spływały rowkami wzdłuż kręgosłupa. Byłam sama w holu prowadzącym do szatni. Zaczekaj parę minut, pomyślałam. On wyjdzie i będziesz mogła coś powiedzieć. Nie rób tego. Będzie wiedział, że czekałaś. Tchórz. Dziwka. Właściwie co mogłam powiedzieć? „Och, być tą, która może zlizywać pot z twojego ciała", a później odejść? Zaskrzypiały drzwi. Nie czekałam, żeby zobaczyć, kto idzie. Czmychnęłam do damskiej szatni prędzej niż mysz do dziury. mardi, le 6 avril
Poszliśmy z N coś zjeść we włoskiej restauracji i wypić piwo. Usiedliśmy na zewnątrz i czekaliśmy najedzenie. Byłam zmęczona długim wyrzucaniem z siebie frustracji na siłowni, toteż piwo poszło mi do głowy. Pogadaliśmy trochę o nadcho-231
W • dzącym miesiącu, o pracy N, trochę o kobietach, które go interesowały. Przyznałam się, że śledziłam Chłopaka w Internecie. Musieliśmy być zsynchronizowani, bo N, któremu tak dobrze szło uwalnianie się od obsesji na punkcie swojej byłej, zdradził, że robił to samo. — Znalazłeś coś? — zapytałam. Nic, odparł. Może wyszła za mąż. Może się przeprowadziła. Zauważyłam, że to trochę za szybko. Impulsywna z niej była dziewczyna, lecz tak szybkie ustatkowanie się nawet w jej przypadku wydawało się mało prawdopodobne. Wtedy on zapytał, czy coś znalazłam. — Trochę—odparłam. — Wystarczająco. — Przeprowadził się, ale prawdopodobnie jest sam. Żadnego trzęsienia ziemi. Sączyliśmy piwo. Podano jedzenie. Pierwsze danie było obfitsze, niż się spodziewaliśmy; N dokończył moją porcję. Podano drugie danie, zjadłam tylko sałatkę. Przypuszczam, że pogwałciłam prawo Chłopaka do prywatności, ale nie mogłam się powstrzymać. — Wzajemna nieumiejętność oderwania się — podsumował N. — Tak. — Posiedzieliśmy jeszcze trochę w milczeniu, machnięciem ręki odprawiając wszędobylskich szpakowatych chłop-tasiów z pornograficznymi uśmieszkami na ustach. — Więc poznałaś ostatnio jakąś ładną dziewczynę z dużymi cyckami? — zapytał niespodziewanie N. Parsknęłam śmiechem tak głośno, że omal się nie udusiłam kęsem rokietty. mercredi, le 7 avńl Child (Dziecko) Źródłosłów: pochodzi od staroangielskiego dld, spokrewnionego z gotyckim kilthei (łono) oraz sanskryckim jathara (brzuch). Funkcja gramatyczna: rzeczownik. 232 1. Młody człowiek dowolnej płci między niemowlęctwem a młodością. 2. Ktoś pozostający pod silnym wpływem innej osoby, miejsca lub sytuacji. 3. Produkt lub skutek. 4. Każdy urodzony w roku, w którym ja miałam już dwucyfrową rocznicę urodzin. — Zgadnij — powiedział z uśmiechem N.
— Co? — Nie byłam w nastroju do zgadywanek. — Rozmawiałem z twoim małym przyjacielem. — Którym? — Miał na myśli Dziesięciopensowego. — I czego się dowiedziałeś? — Jest studentem. — Teraz mnóstwo ludzi jest studentami. Co jeszcze? — Ma osiemnaście lat. Nie, on żartuje. Nikt tak nie wygląda w wieku osiemnastu lat. — Nabierasz mnie. — Pierwszy rok na uniwerku, inżynieria jakaś tam. Zmarszczyłam czoło. Pomyślałam o gładkiej twarzy Dziesięciocentowego. I o tym, jaki jest grzeczny. W mojej głowie rozdzwoniły się dzwonki: przystojni mężczyźni nie są długo grzeczni. — To by pasowało — westchnęłam. — Nie powinni projektować nastolatków według specyfikacji dla dorosłych. To po prostu nie w porządku. samedi, le 10 avril — Dobrze się wczoraj bawiłaś? — spytał N, sznurując tenisówki. Byliśmy na siłowni. Oparłam się o ścianę tuż za drzwiami męskiej szatni. Na tablicach ogłoszeniowych roiło się od karteczek. Joga, fizjoterapia, piłka nożna halowa i coś, co nazwano ekstremalne. Co ekstremalne? — zdziwiłam się. 233 Ekstremalny stretching? Ekstremalne sporty wodne? Och, podajcie mi gumową matę. — Okej — powiedziałam. Wczoraj były urodziny A 3. Nie zamierzałam iść, bo bałam się, że zjawi się tam Chłopak. Kiedy powiedziałam o tym N, stwierdził, że byłabym głupia, gdybym z tego powodu nie poszła. Wahałam się, co włożyć, trochę bawiłam się myślą, żeby nie iść, a później i tak poszłam. N zaczął się rozgrzewać na pasie. Przyrządy po tej stronie siłowni stoją naprzeciwko okna. Nie umiem sobie wyobrazić, komu przyszło do głowy, że panorama z nielegalnie zaparkowanymi samochodami i nastolatkami zataczającymi się na ulicy będzie inspirującym widokiem. — Był tam twój były? — Był. Chłopak pojawił się, zanim towarzystwo wyszło z baru i udało się do klubu. Rozmawiałam z A 3; oglądaliśmy gości, oceniając ich pod względem przelatywalności.
— Ten w czerwonej koszuli? — zapytał. — Tylko po pijaku. — Ty pijana czy on? — Oboje. Nagle A 3, który stał przodem do drzwi, zauważył Chłopaka. — Facet w niebieskiej koszuli w kratę? — zapytał. Odwróciłam się, zobaczyłam, o kim mówi, i mimowolnie zadrżałam. — Odpieprz się. — Sorki, to było nie fair — przyznał A 3. — Okej. — Mówił coś? — N zwiększył tempo i zaczął biec. — Nie, zachował odpowiednią odległość. — Niepewność, czy Chłopak tam będzie, była najgorsza. Trudno mi było podtrzymywać rozmowę z kimkolwiek, bo wciąż lustrowałam pomieszczenie, szukając go wzrokiem. Kiedy zobaczyłam kogoś, kto go przypominał, robiło mi się sucho w ustach i plątał mi się język. Ale gdy już wiedziałam, że jest, odprężyłam się. 234 Chłopak na mnie nie patrzył, ja nie patrzyłam na niego. Krążył po obrzeżach dużej grupy ludzi, rozmawiając ze znajomymi. Oboje z N nie wysilaliśmy się. Poczułam krople potu na obojczyku. — Podrywałaś kogoś? — spytał N. — Nie bardzo. W barze podszedł do mnie jakiś facet nie wiadomo skąd, pociągnął mnie za włosy i ugryzł w szyję, a potem odszedł. — Naprawdę? I co zrobiłaś? — Nic. — Ale nogi mi zmiękły. Nieznajomy trzymał mnie za włosy przez dłuższą chwilę, wpatrując się we mnie. Ja też na niego patrzyłam. Pociągnął mocniej. Nie odrywaliśmy od siebie wzroku. Wiedziałam, że wszyscy znajomi patrzą. Niech spadają. I wtedy on odszedł do swoich przyjaciół. Nic nie powiedział. — Co zrobił?
— Nic. — Naprawdę? — N biegł przez chwilę w milczeniu. — Może się z kimś założył. Późno wróciłaś? — Bardzo późno. — Poszliśmy do klubu. Rozmawiałam z sąsiadką A 3 z jego domu, bardzo ładną niewysoką dziewczyną ze sterczącymi włosami. Podobała mi się i byłam świadoma, że Chłopak (którego głos słyszałam za sobą) prawdopodobnie patrzy na nas. Postaliśmy chwilę w kolejce i weszliśmy do środka. Muzyka była ze starej szkoły, puszczali nawet Vanilla Ice. Nie mogłam przestać tańczyć. Chłopak nadal trzymał się z boku. Opadłam na krzesło, pocąc się obficie po wysiłku na parkiecie. A 3 podniósł mi stopy, położył na kolanach i zaczął masować wewnętrzną część, widoczną w wycięciu czarnych szpilek. Ktoś pstryknął nam zdjęcie. Zamknęłam oczy, odcinając się od upału i mgiełki. Muzyka zawsze potrafi zmienić mój nastrój. A może to drinki. Łatwo było zapomnieć o wszystkim, co mnie otaczało. N zeskoczył z pasa i poszliśmy się rozciągać. 235 Chłopak na mnie nie patrzył, ja nie patrzyłam na niego. Krążył po obrzeżach dużej grupy ludzi, rozmawiając ze znajomymi. Oboje z N nie wysilaliśmy się. Poczułam krople potu na obojczyku. — Podrywałaś kogoś? — spytał N. — Nie bardzo. W barze podszedł do mnie jakiś facet nie wiadomo skąd, pociągnął mnie za włosy i ugryzł w szyję, a potem odszedł. — Naprawdę? I co zrobiłaś? — Nic. — Ale nogi mi zmiękły. Nieznajomy trzymał mnie za włosy przez dłuższą chwilę, wpatrując się we mnie. Ja też na niego patrzyłam. Pociągnął mocniej. Nie odrywaliśmy od siebie wzroku. Wiedziałam, że wszyscy znajomi patrzą. Niech spadają. I wtedy on odszedł do swoich przyjaciół. Nic nie powiedział. — Co zrobił? — Nic. — Naprawdę? — N biegł przez chwilę w milczeniu. — Może się z kimś założył. Późno wróciłaś? — Bardzo późno. — Poszliśmy do klubu. Rozmawiałam z sąsiadką A 3 z jego domu, bardzo ładną niewysoką dziewczyną ze sterczącymi włosami. Podobała mi się i byłam świadoma, że Chłopak (którego głos słyszałam za sobą) prawdopodobnie patrzy na nas. Postaliśmy chwilę w kolejce i weszliśmy do środka. Muzyka była ze starej szkoły, puszczali nawet Vanilla Ice. Nie mogłam przestać tańczyć. Chłopak nadal trzymał się z boku.
Opadłam na krzesło, pocąc się obficie po wysiłku na parkiecie. A 3 podniósł mi stopy, położył na kolanach i zaczął masować wewnętrzną część, widoczną w wycięciu czarnych szpilek. Ktoś pstryknął nam zdjęcie. Zamknęłam oczy, odcinając się od upału i mgiełki. Muzyka zawsze potrafi zmienić mój nastrój. A może to drinki. Łatwo było zapomnieć o wszystkim, co mnie otaczało. N zeskoczył z pasa i poszliśmy się rozciągać. 235 • — I to wszystko? Potańczyłaś trochę i wróciłaś do domu? — Nie. Przynajmniej czterech facetów próbowało mnie przygadać. Jeden ukląkł, kiedy siedziałam z zamkniętymi oczyma, rozkoszując się muzyką. — Nigdy nie widziałem kogoś tak szczęśliwego — rzekł. Ha, pomyślałam. — Dzięki — powiedziałam. Zaczęliśmy rozmawiać. On chciał tańczyć, ja nie chciałam. — Dostałaś czyjś numer? — spytał N, krzywiąc się; właśnie próbował sobie rozciągnąć ścięgno stawu skokowego. — Tylko jeden wart wzmianki. Latający kochaś z British Airways. — Steward czy stewardesa? — Facet. — Przystojny? — Czy oni wszyscy nie są przystojni? Chłopak był długo, ale nawet on zmył się przed trzecią. Został tylko rdzeń towarzystwa; zamawialiśmy jedną rundkę po drugiej na cześć solenizanta. Steward okazał się bardziej uparty od innych facetów, którzy mnie podrywali; dał mi wizytówkę. Pomachałam mu na do widzenia, kiedy zataczając się, wyszliśmy na przystanek, żeby złapać nocny autobus. — Ciężarki? — zaproponował N, kierując się w stronę budzącej grozę machiny w kącie. — Bierzmy się za nie. dimanche, le 11 avńl Podniosłam torebkę i wyciągnęłam paczkę kondomów. Klient trzymał członek tuż przed moją twarzą, a ja oderwałam narożnik opakowania. Złapałam penisa i nałożyłam zrolowaną gumę na czubek.
— Musisz to robić? — spytał mężczyzna. 236 — Obawiam się, że tak — westchnęłam. — Minimalizuje ryzyko. — Ufam ci — rzekł. — To bardzo miłe — odparłam z uśmiechem. — Sęk w tym, że nie wiem, gdzie ten drągal się wcześniej pakował. — Wskazałam ręką instrument, którym przede mną wymachiwał. — Och — mruknął, po czym zamilkł na chwilę. — Po prostu nie znoszę tego zapachu. Zastanowiłam się. — Mogłabym umyć go gorącą wodą i mydłem w łazience i nie używać kondomu — zaproponowałam. — To wystarczy? — Kłóciło się to z moimi zasadami, lecz stanowiło niewielkie ryzyko dla niego i prawie żadne dla mnie. Klient westchnął z ulgą. Było to duże, mięsiste czarne dildo, członek mężczyzny tkwił w rozporku. Nad umywalką zmyłam dokładnie mydło, żeby nie wyczuł go, kiedy później będzie zlizywał moje soki. lundi, le 12 avril Poszłam do klubu. Zobaczyłam Angel, która miała na sobie spódniczkę niewiele większą od szerokiego paska. Ta dziewczyna ma niesamowite nogi. Muzyka grała głośno, więc nie rozmawiałyśmy; zresztą i tak nie wiedziałabym, co jej powiedzieć. Tańczyłyśmy razem, podskakiwałyśmy i śpiewałyśmy, kiedy didżej puszczał To jest zabawa The Jam. Spojrzałam na chłopaków, którzy nas obserwowali, i uświadomiłam sobie, że żaden z nich nie może znać tej melodii, bo są za młodzi. Pewnie ich jeszcze wtedy nie było na świecie. Uśmiechnęłam się jak złoczyńca. Wybrałam jednego, wysokiego, chudego i piegowatego, który wyglądał jak rozciągnięta wersja Chłopaka. Zaprowadziłam go w pobliże toalet; ściskaliśmy się, a ja podciągnęłam jego ciemnozieloną koszulkę i lizałam mu sutki. „Mieszkasz gdzieś 237 niedaleko?", spytał zaskoczony. Potrząsnęłam głową i zapytałam go o to samo. Nie. Wyszliśmy tylnym wyjściem i pieprzyliśmy się na schodach obok pojemników na śmieci. mar di, le 13 avril
Powszechne jest przekonanie, że dostajesz to, za co płacisz. Nie zgadzam się z tym. Niektóre rzeczy są za darmo, a inne kosztują, lecz nie znaczy to, że jedne są lepsze od drugich. Istnieją ciemne strony bezpłatnego seksu, oczywiście. Czy nie jest tak zawsze? Wchodząc w całkowicie przypadkowy, jednorazowy kontakt, narażasz się na podchody, związki i wszystkie inne rodzaje schorzeń przenoszonych drogą płciową. Z jakiejś przyczyny jako naród podjęliśmy wspólną decyzję, że ściskanie się po pijaku w zatłoczonym klubie jest akceptowalną uwerturą wiecznej miłości. A nie jest. Więc wyprostujmy to nieporozumienie od razu. Mężczyzn, których poznałam w pracy, określa jedna wspólna cecha: lękliwość. Czy chodzi o sporty wodne, czy wejście tylną furtką, znaczna większość frajerów czuje się nieswojo, domagając się tego, do czego jako płacący klienci mają prawo. Można przewidzieć, że im bardziej egzotyczna prośba, tym więcej razy klient będzie dzwonił do menedżerki, żeby omówić sprawę. Natomiast mężczyźni na jedną noc po prostu biorą. Nie zrozumcie mnie źle. Czasem ujmuje mnie, że klient nie umie wyrazić swoich ukrytych pragnień. Ale to zabawne, gdy pytam faceta, co chce robić, a on odpowiada: „Wszystko, co ty chcesz". To znaczy, że mam iść do domu, włączyć telewizor, włożyć piżamę i popijać gorącą czekoladę? Mam wrażenie, że klient uznałby wówczas moje honorarium za wygórowane. Jeszcze lepsze jest, kiedy mamrocze: „No wiesz, zwyczajnie". Nie wiem. Może dla ciebie zwyczajnością będzie zabawa na wolnym powietrzu z gromadką dziewcząt w końskiej uprzęży. Wiem, że dla mnie jest. 238 Przeciętny klubowy ogier natomiast przyjmuje postawę „żadnego miłosierdzia", którą uważam za odświeżającą. Ty tam jesteś, on jest, didżej puszcza Carmina Burana, a to jednoznaczny sygnał, by zabrać kurtkę i się wynosić; po chwili jesteście jedynymi, którzy stojąc w kolejce do taksówki, nie bawią się w „znajdź moje migdałki". To oczywiste, co się za chwilę stanie, i oczywiste jest, że wizerunek czyichś pomarszczonych części ciała za chwilę znajdzie się na monitorze wewnątrz budynku, przed którym akurat stoicie. Szczerze powiedziawszy, nie podrywam przypadkowych facetów dlatego, że szukam miłości. Chodzi ni mniej, ni więcej tylko o to, żebym poczuła go na szyjce macicy, i rzadko bywam rozczarowana. Jak powiada N, skoro wiesz, że nigdy więcej jej nie zobaczysz, czemu nie przekroczyć granic? Kto oprócz przypadkowego, niepłacącego nieznajomego upierałby się, że zrobi to tylko pod warunkiem, że moje krocze będzie częściowo pokryte okruchami lodu? Kto inny próbowałby włożyć mi całą dłoń — bez powodzenia — prowadząc samochód (nawiasem mówiąc, nie polecam w miejskim ruchu ulicznym)? Żaden klient by się na to nie odważył z obawy, że wyjmę kalkulator i zacznę obliczać dodatkowy koszt usługi.
W kręgach hostess wiele się mówi o Girlfriend Experience (GFE) *. Jest to najbardziej poszukiwana rzecz, jaką oferujemy. Byłam przytulana tak, że obawiałam się o swoje życie, przez facetów z najlepszymi intencjami, którzy znali mnie tylko z anonsu w sieci. Popijałam czerwone wino i oglądałam telewizję z samotnymi mężczyznami dopóty, dopóki taksówkarz nie zatrąbił za oknem. I nie pamiętam ani jednego poderwanego faceta, który leżąc rozciągnięty na kołdrze, opowiadałby mi o swoim dzieciństwie w Afryce. Ostatni dżentelmen przed chłopakiem z klubu — słowo * Girlfriend Experience (ang.) dziewczyną — doświadczenie obcowania z własną 239 • dżentelmen jest tu mocno naciągnięte — poszedł za mną do domu i spędził u mnie dokładnie półtorej godziny. Zrobiliśmy swoje, zastanawialiśmy się, czy nie powtórzyć, ale wtedy on zaczął się martwić o swoją byłą, ubrał się i wyszedł. Poczułam się nieco dotknięta, że odrzucił propozycję wypicia herbaty. Mimo to położyłam się do łóżka z przeświadczeniem, że tej nocy dostałam to, o co mi chodziło, to znaczy porządne, ostre walenie. Klienci to całkiem inny gatunek. Zapraszali mnie na wakacje, pytali o zdanie w kwestii życia pozaziemskiego i czyścili buty, poetyzując na temat mojego profilu. Natomiast najbardziej wymyślny komplement, jaki usłyszałam od poderwanego faceta, brzmiał: „Kawa? Czysty ręcznik? Super — u ciebie jest jak w hotelu". Ach, nie. Byłam w wielu hotelach. Mężczyźni nie płacą za puszyste ręczniki. jeudi, le 15 avril Znałam już tego klienta. Pracował w wymiarze sprawiedliwości i za pierwszym razem zabrał mnie na półoficjalne spotkanie w pracy. Sądząc po stosunku liczby młodych lasek do brzuchatych inspektorów, nie byłam tam jedyną płatną dziewczyną. Chyba że praca metropolitalnych sił policyjnych przynosi nieoczekiwane owoce. Usiadłam obok mojego faceta, a jeden z jego kolegów, młody Szkot, zajrzał mi za dekolt w sposób, który miał być ukradkowy. Tym razem klient spotkał się ze mną w swoim mieszkaniu i zadawał mnóstwo pytań, przypuszczalnie dlatego, że byliśmy sami. To może być ryzykowne, bo nie wiadomo, czy facet jest tylko ciekawy, czy będzie próbował cię podchodzić? Jak powiadają, prawda jest jak słońce, z którego korzyść zależy od odległości. 240 Mam więc spreparowaną historię, która prawie w całości jest prawdziwa. Drobne różnice dotyczą
jedynie miasta, z którego pochodzę, uczelni, stopnia naukowego i obecnego miejsca zamieszkania. Na inne pytania nietrudno odpowiedzieć. — Dominowałaś kiedyś? — Skarbie, właśnie tak zaczynałam w tym biznesie. — Będąc studentką, pracowałam krótko jako domina, nie za bardzo jednak przypadło mi to do gustu i nie chciałam tego więcej robić. Głównie dlatego, że trudno mi było zmieniać charakter. Ale ponieważ prywatnie wolę się raczej podporządkowywać, zrozumienie dla tych, którzy lubią być dominowani, sprawiło, że robiłam to w pracy więcej niż kilka razy. — Naprawdę? — Klient potrząsnął głową i wydął usta. — Naprawdę. — Był wysoki, ponad metr osiemdziesiąt wzrostu. Postawny i mocno zbudowany. Około czterdziestu pięciu lat. Łysy. Samotny, co, jak stwierdziłam, wcale nie jest u klientów regułą. — To intrygujące... Co jest z tymi facetami znającymi siedem sposobów zabicia cię gołymi rękoma, że w sypialni lubią być bezbronnymi kociętami? — Pozwoliłeś kiedyś komuś przejąć kontrolę? — zapytałam. Siedział na puchatym krześle, a ja u jego stóp, popijając shiraz i głaszcząc go po łydkach. — Zawsze chciałem, ale... — Skarbie — powiedziałam, wyciągając rękę, by pogładzić go po brodzie — nie wstydź się. Właśnie po to tu jestem. Mężczyzna, który pierwszy raz się poddaje, jest zwykle łatwy w obsłudze i stara się zadowolić partnerkę. Dopiero po kilku miesiącach zaczyna podstępnie przejmować kontrolę nad rozwojem sytuacji. Zapytałam, czy pozwoli mi się związać. Chciał wiedzieć czym. Nie byłam przygotowana, więc poprosiłam o parę krawatów. Zaprowadził mnie na górę do sypialni i wyjął krawaty. Poprosiłam, żeby się rozebrał. Zrobił to, podczas gdy ja 241 siedziałam ze skrzyżowanymi nogami na łóżku. Kazałam mu wejść na łóżko. Wahał się przez chwilę. — Połóż się twarzą do góry, ręce i nogi wyprostowane — powiedziałam. Spełnił polecenie. Podciągnęłam spódniczkę i wsunęłam się na niego, nie zdejmując szpilek. Siedząc okrakiem na jego klatce piersiowej, przywiązałam jego ręce do łóżka. W nogach nie było niczego poręcznego, więc zawiązałam końce krawatów wokół kółek łóżka, mając nadzieję, że wytrzymają. Czułam, jak wyciąga szyję, usiłując zbliżyć usta do mojego tyłka. — Leżeć! — warknęłam. — Jeśli
będę chciała, żebyś mnie dotknął, to ci powiem. To było standardowe sado-maso, żadna trudność. Drażnienie i bardzo, bardzo lekkie tortury. Kiedy skończyłam, miałam najczystsze buty w całym Londynie, jeśli nie liczyć sklepu Russell & Bromley. dimanche, le 18 avril N przestał mówić o sporcie i cyckach, a zaczął o kociaku. To znaczy o swojej kotce. W odróżnieniu od mojej świętej pamięci kotki, która zawsze na wiosnę zaczynała szukać gniazd pełnych malutkich nieopie-rzonych ptaszków, skacząc z gałęzi na gałąź i odstraszając wszystkie inne koty od mieszkańców drzew, kotka N nie mogła nawet wdrapać się na schody. Wróciła z kliniki weterynaryjnej z zabandażowaną łapą i zbolałym spojrzeniem; dowiedziałam się, że miała w stopie wielki kolec. Utworzył się wrzód... To zbyt nieprzyjemne, żeby o tym szczegółowo opowiadać. Ale chyba trzeba było zrobić osuszanie, co nie ma nic wspólnego z melioracją. N opiekował się nią czule niczym szpitalna pielęgniarka. Było to urocze. Wczoraj wieczorem po wyjściu z siłowni nie zaproponował mi odwiezienia, drinka ani posiłku. Mamrocząc coś o zmianie opatrunku, prawie popędził na parking. 242 siedziałam ze skrzyżowanymi nogami na łóżku. Kazałam mu wejść na łóżko. Wahał się przez chwilę. — Połóż się twarzą do góry, ręce i nogi wyprostowane — powiedziałam. Spełnił polecenie. Podciągnęłam spódniczkę i wsunęłam się na niego, nie zdejmując szpilek. Siedząc okrakiem na jego klatce piersiowej, przywiązałam jego ręce do łóżka. W nogach nie było niczego poręcznego, więc zawiązałam końce krawatów wokół kółek łóżka, mając nadzieję, że wytrzymają. Czułam, jak wyciąga szyję, usiłując zbliżyć usta do mojego tyłka. — Leżeć! — warknęłam. — Jeśli będę chciała, żebyś mnie dotknął, to ci powiem. To było standardowe sado-maso, żadna trudność. Drażnienie i bardzo, bardzo lekkie tortury. Kiedy skończyłam, miałam najczystsze buty w całym Londynie, jeśli nie liczyć sklepu Russell & Bromley. dimanche, le 18 avril N przestał mówić o sporcie i cyckach, a zaczął o kociaku. To znaczy o swojej kotce. W odróżnieniu od mojej świętej pamięci kotki, która zawsze na wiosnę zaczynała szukać gniazd pełnych malutkich nieopie-rzonych ptaszków, skacząc z gałęzi na gałąź i odstraszając wszystkie inne koty od mieszkańców drzew, kotka N nie mogła nawet wdrapać się na schody.
Wróciła z kliniki weterynaryjnej z zabandażowaną łapą i zbolałym spojrzeniem; dowiedziałam się, że miała w stopie wielki kolec. Utworzył się wrzód... To zbyt nieprzyjemne, żeby o tym szczegółowo opowiadać. Ale chyba trzeba było zrobić osuszanie, co nie ma nic wspólnego z melioracją. N opiekował się nią czule niczym szpitalna pielęgniarka. Było to urocze. Wczoraj wieczorem po wyjściu z siłowni nie zaproponował mi odwiezienia, drinka ani posiłku. Mamrocząc coś o zmianie opatrunku, prawie popędził na parking. 242 Uśmiechnęłam się krzywo. — Gdybym nie wiedziała, pomyślałabym, że masz jakąś większą kotkę na boku. mar di, le 20 avril Kawa, N, A1 i ja. Powód? Roztrząsanie czegoś tak błahego jak moje życie uczuciowe. Znowu. — Więc co się stało z podniebnym kochasiem? — spytał N, sącząc americano. — Coś mogło z tego wyjść w weekend, ale telefonicznie odwołał spotkanie — odparłam. To było denerwujące. Fakt, prawdopodobnie spędzał w powietrzu więcej czasu niż w mieście, ale to nie powinno być żadną przeszkodą. Moim zdaniem związki, w których partnerzy rzadko się widują, należą do najlepszych. — Podał jakieś uzasadnienie? — indagował N. — Za dużo pracy. Nie mógł zawracać sobie głowy. — Naprawdę użył takiego wyrażenia? — zapytał zdziwiony N. — Nie, parafrazuję. — To chyba przesadny optymizm, uwierzyć, że mężczyzna byłby tak szczery, by powiedzieć, że jest zbyt zajęty pracą i że byłaby to prawda. A 1 wzruszył ramionami. — Pozostaje nam mieć nadzieję, że uświadomi sobie, ile traci. — Wątpliwe. Nigdy nie wyszliśmy poza obściskiwanie. — Trzy randki, mnóstwo rozmów, grad emaili. Skończyło się na paru niezręcznych obmacywankach i języczkach, a później kopciuszek musiał odjechać do domu. Pomna tego, co się ostatnio zdarzyło, nie chciałam go zbyt ponaglać. Lecz jeśli miał jakieś czułe guziki, z pewnością ich nie nacisnęłam. — Naprawdę? — zdziwił się N. — Ja przynajmniej bym się z tobą przespał. 243 — Zdrówko, kochanie — powiedziałam, puszczając mu ironicznego buziaka.
— Mam jednego kolegę — odezwał się A 1. — Ale jest trochę mały... — Czy to ma być eufemizm? Już widziałam tego twojego małego kolegę — przerwałam mu, zerkając na jego krocze. — Auu —jęknął A 1, odwracając się do N. — Zaczyna się wściekać. Nigdy nie jest taka ostra, kiedy regularnie się ciupcia. mercredi, le 21 avńl Znam jedną dziewczynę. Miłą, dobrze wychowaną. Jej samogłoski są okrąglutkie, a maniery wyśmienite. Znamy się parę lat, od czasów studenckich. Jej dyplom, podobnie jak mój, okazał się bezużyteczny, i podobnie jak ja przeprowadziła się do Londynu, żeby znaleźć swoją drogę. Okazało się jednak, że najważniejszą cechą stolicy jest to, iż osusza kieszeń. Moja znajoma przenosiła się z jednej tymczasowej pracy do drugiej i pracowała jako wolny strzelec, żeby utrzymać malutkie, niezbyt drogie mieszkanie. Myślę, że ta dziewczyna nie wie tak naprawdę, czego chce. Mogłoby jej się podobać życie akademickie, lecz bardziej jako ucieczka od świata niż z autentycznej miłości do literatury. Kiedy raz na kilka tygodni widzę ją w pubie z przyjaciółmi, wygląda jak zaniedbana bibliotekarka, ale zauważyłam, jak się porusza, i myślę, że mogłaby być o wiele bardziej seksowna. Ma fantastyczne nogi. Wiem też, że przez jakiś czas zmagała się z depresją i zostały jej po tym blizny — dosłownie. A mężczyźni w jej życiu to albo brutale, albo myszki pod miotłą. Stawiam jej piwo, wiedząc, że jest za późno, by mogła się odwdzięczyć tym samym, ale to dobrze, bo jej na to nie stać. Wszystkie pieniądze wydaje na książki. Uwielbia czytać, a kiedy podsuniesz jej właściwy temat, jej białe jak mleko ręce zaczną fruwać na wszystkie strony; wymachując zapalonym 244 papierosem, będzie ci wykładać taką lub inną teorię albo głosić, że jakiś pisarz to nieodkryty geniusz. Znacznie częściej jednak mamrocze, a ja staram się podtrzymać rozmowę z dwa razy większym wysiłkiem, niż czyniłabym to z kimś innym. Bo ona zawsze szczerze odpowiada na pytanie: „Jak ci się ostatnio wiedzie?". I zawsze jest to przygnębiająca odpowiedź. Co mogłoby zmienić jej życie na lepsze? Kto to wie? Chroniczny brak forsy to jeden problem. Lęk przed każdą babką, która pojawi się promieniu ćwierć kilometra od jej aktualnego chłopaka, też nie pomaga (tak, raz czy dwa zastosowała numer z przypadkową ciążą; nie udawała oczywiście, po prostu „zapomniała" wziąć pigułkę parę razy, kiedy trzeba było ściągnąć nieco smycz). Przyszło mi na myśl, że kilka miesięcy prostytuowania się mogłoby jej bardzo dobrze zrobić — choć wiem, że nie jest to panaceum na wszystko. Ale przynajmniej raz się odpicuje i zacznie uśmiechać. Zlikwiduje debet. Na jakiś czas przestanie myśleć o kłopotach.
Nic jednak nie mówię. Ona czeka na ogłoszenie informacji o funduszu doktoranckim na jesienny semestr. W wyjątkowo bezużytecznej specjalności. jeudi, le 22 avril Result (Wynik) Źródłosłów: średnioangielski, pochodzi od średniowiecznego łacińskiego słowa resultare. Funkcje gramatyczne: rzeczownik, czasownik nieprzechodni. 1. Wynik, konsekwencja, rezultat. 2. Dobroczynny lub namacalny efekt. 3. Coś uzyskanego dzięki kalkulacji lub dochodzeniu. 245 4. To, co powiem, kiedy sprawię, że N wyjdzie na głupka, którym jest. Bo nie chodzi wcale o forsę, tylko o zasadę. Poszliśmy z N do klubu, w którym kilka lat temu pracował. Grali zwykłą popową sieczkę, ale bramkarze nas znali, więc pomachali nam i weszliśmy. Typowa klientela. Kilka dziewczyn na parkiecie potrząsało tym, czym zarabia na chleb, większość siedziała przy barze, taksując obecnych. Targ mięsny, ale w sumie przyjazny dla użytkownika. Usiadłam na białej skórzanej sofie i rozejrzałam się. W gromadce mężczyzn mignęła mi znajoma twarz: Dziesięciopensowy. Szturchnęłam N. — Mówiłem ci — rzekł. Albo mógł rzec, bo nie usłyszałam go z powodu muzyki. Tylko poruszył ustami. Wiedziałam, co ma na myśli. Wzruszyłam ramionami. To, że facet przebywa w towarzystwie innych facetów, wcale nie musi oznaczać, że jest gejem. Zakład wciąż stał. Zobaczyłam, że Dziesięciopensowy odrywa się od grupy i dryfuje w stronę baru. Sam. To dobrze, bo konfrontacja nie wypaliłaby w obecności tłumu. Poszłam za nim i klepnęłam go w ramię. — Tak? — Odwrócił się, zobaczył mnie i uśmiechnął się. — Wiem, że zabrzmi to dziwnie — powiedziałam przepraszającym tonem — ale wygram dziesięć pensów, jeśli nie jesteś gejem. — Słucham? — Muzyka grała bardzo głośno; chłopak musiał się nachylić, żeby usłyszeć, co mówię. — Powiedziałam, że wygram dziesięć pensów, jeśli nie jesteś gejem. — Z kim się założyłaś? — spytał.
— Nie wolno mi powiedzieć. Czy to ważne? Uśmiechnął się i pomyślał chwilę. Później znów się nachylił i pocałował mnie. Jego miękkie, lekko wilgotne wargi spoczęły przez chwilę na moich. 246 — Wygrałaś — rzekł. Uśmiechnęłam się i odeszliśmy w przeciwne strony. Odszukałam N i oparłam się ciężko na jego ramieniu. — Wygrałam! — krzyknęłam mu do ucha. — Nienawidzisz mnie? — Udowodnię, że się mylisz — odparł, zanurzając rękę w kieszeni. — Dobrze, ale tymczasem dawaj dziesiątaka. vendredi, le 23 avril Miejsca, w których mogę się schronić — krótki przegląd: Kyle of Tongue Za: miejsce lubiane przez pedofilów i miłośników podłej pogody. Jeżdżą tam bez wątpienia z powodu fantastycznych krajobrazów. Przeciw: „ponuro" nie jest odpowiednim słowem. Co można powiedzieć o miejscu, gdzie przypływ pochłania główną drogę? Rodzinne hrabstwa Za: tak przygnębiające i nudne, tak beznadziejne, że nikt by nie pomyślał, iż nową sąsiadką mogę być ja. Przeciw: tak przygnębiające i nudne, tak beznadziejne, że nikt by nie pomyślał, iż nową sąsiadką mogę być ja. Zachód Za: produkty mleczarskie, wrzosowiska, plaże. Wyroby cukiernicze. Kucyki. Senne przyglądanie się opalonym na brązowo surferom w lecie. Przeciw: pociągi tam dojeżdżają, ale nie jestem pewna, czy wracają. 247 • Ameryka Północna Za: piękny akcent może wyzwalać w ludziach życzliwość i skłonność do stawiania drinków. Przeciw: koncepcja wyjazdu do Teksasu przeraża mnie.
Ameryka Południowa Za: słońce, ciekawe potrawy, góry. Przeciw: kontyngent nazistów na wygnaniu, którzy się tam ponoć schronili, może utrudniać życie towarzyskie. Australia i okolice Za: kilkoro znajomków, podobno dobra pogoda, przyzwoita konfekcja. Przeciw: kontyngent Brytyjczyków na wygnaniu, którzy się tam ponoć schronili, może utrudniać życie towarzyskie. Morze Śródziemne Za: doskonała pogoda, wyśmienite jedzenie, niedrogie mieszkania, możliwość dobrej rozrywki i nieprzerażająca odległość od domu. Przeciw: Costa del Croydon to nie jest mój ulubiony rodzaj wibracji. Fulham Za: przyzwoite połączenia. Przeciw: co to za azyl, jeśli jego największą zaletą jest możliwość wydostania się? Izrael Hm, nie. Po prostu nie... Jeszcze nie. 248 Wschodnia Anglia Za: dobre piwo. Och, nic mnie tak nie rajcuje jak piwko w słoneczne popołudnie pod siedzibą Międzynarodowego Stowarzyszenia Policjantów. Przeciw: nieestetyczny „garb" na mapie. Afryka Za: brak pomysłów. Przeciw: miałam kiedyś klienta z Zimbabwe. W tej chwili nie wydaje mi się to szczególnie atrakcyjne miejsce. Jork Za: bardzo git.
Przeciw: jeśli wierzyć telewizji, presja, żeby się spotykać i parzyć, jest przytłaczająca. Jestem samicą alfa noszącą szpilki, z obsesją na punkcie bielizny, czytającą laureatów Pulitzera, więc konkurencja może być zniechęcająca. Zwłaszcza jeśli łupem ma być bezrobotny absolwent finansów, wciąż mieszkający razem z rodzicami w Bronksie. Ostatnio mam wrażenie, że spędzam więcej czasu za miastem niż w mieście. Ładna pogoda, która panuje w Londynie, jest przyjemna i mile widziana, ale przyszła trochę za późno i trochę jej za mało. Znów się pakuję: majtki (wszystkie odmiany), książki (My Name is Asher Lev Dodswortha, parę głupiutkich thrillerów oraz zawsze niezawodnego Narzeczonego księżniczki), krem przeciwsłoneczny. Będę szukała plaż. Złożę raport ze szczegółową analizą omówionych wyżej lokalizacji. 249 • dimancbe, le 25 avril Kiedy byłam dzieckiem, co roku wyjeżdżaliśmy na wakacje. Nigdy w egzotyczne miejsca i nigdy z moim ojcem. Twierdził, że biznes go wyczerpuje, dopóki nie odszedł na emeryturę i nie mógł dłużej korzystać z tej wymówki. W ostatniej klasie moim najlepszym kumplem był kuzyn. Mamy taką samą karnację skóry, takie same drobne ostre rysy i piegi. Ludzie sądzili, że jesteśmy bliźniakami. Wciąż zachowywaliśmy się jak dzieci, drażniąc się ze sobą i poszturchując. Ale tego roku pojawiło się między nami podskórne napięcie: zaczęliśmy się ostrożnie obserwować, szukając nawzajem u siebie znaków, że jedno wie coś, czego nie wie drugie. Tego lata nasze matki zabrały wszystkie dzieci na wspólne wakacje. Pojechaliśmy samochodem do Brighton. Jeszcze nigdy nie byłam tak daleko na północy. Jechaliśmy w szóstkę, więc w samochodzie było ciasno. Podróż wydawała się dłuższa, niż była w rzeczywistości. Siostra mamy, matka mojego kuzyna, zabrała torbę kaset, żebyśmy się nie nudzili. Jej muzyczne upodobania w niczym nie przypominały naszych, lecz na szczęście nie były tak staroświeckie jak gust mojej mamy. Znaliśmy teksty wszystkich piosenek, więc śpiewaliśmy je na głos, opuściwszy szyby. Był piękny, słoneczny dzień. Myśleliśmy, że wakacje będą wspaniałe. Po dotarciu na miejsce okazało się, że plaża jest okropna, pada deszcz i wieje wiatr. Przez trzy dni nie było co robić. Matki siedziały w pokoju i oglądały telewizję, a my wyruszyliśmy na poszukiwanie sali z automatami do gier. Pokonałam wszystkich w hokeja na trawie i w końcu nikt nie chciał ze mną grać. Wszystkie pieniądze wydaliśmy na cukrową watę, automaty i chipsy. Pamiętam, jak któregoś dnia wróciliśmy do hotelu; mamy wciąż oglądały telewizję. Mój kuzyn zamknął się w łazience i śpiewał, wyraźnie nieświadom tego, że echo, dzięki któremu śpiew w łazience tak dobrze brzmi, sprawia również, że słyszą 250
dimanche, le 25 awil Kiedy byłam dzieckiem, co roku wyjeżdżaliśmy na wakacje. Nigdy w egzotyczne miejsca i nigdy z moim ojcem. Twierdził, że biznes go wyczerpuje, dopóki nie odszedł na emeryturę i nie mógł dłużej korzystać z tej wymówki. W ostatniej klasie moim najlepszym kumplem był kuzyn. Mamy taką samą karnację skóry, takie same drobne ostre rysy i piegi. Ludzie sądzili, że jesteśmy bliźniakami. Wciąż zachowywaliśmy się jak dzieci, drażniąc się ze sobą i poszturchując. Ale tego roku pojawiło się między nami podskórne napięcie: zaczęliśmy się ostrożnie obserwować, szukając nawzajem u siebie znaków, że jedno wie coś, czego nie wie drugie. Tego lata nasze matki zabrały wszystkie dzieci na wspólne wakacje. Pojechaliśmy samochodem do Brighton. Jeszcze nigdy nie byłam tak daleko na pomocy. Jechaliśmy w szóstkę, więc w samochodzie było ciasno. Podróż wydawała się dłuższa, niż była w rzeczywistości. Siostra mamy, matka mojego kuzyna, zabrała torbę kaset, żebyśmy się nie nudzili. Jej muzyczne upodobania w niczym nie przypominały naszych, lecz na szczęście nie były tak staroświeckie jak gust mojej mamy. Znaliśmy teksty wszystkich piosenek, więc śpiewaliśmy je na głos, opuściwszy szyby. Był piękny, słoneczny dzień. Myśleliśmy, że wakacje będą wspaniałe. Po dotarciu na miejsce okazało się, że plaża jest okropna, pada deszcz i wieje wiatr. Przez trzy dni nie było co robić. Matki siedziały w pokoju i oglądały telewizję, a my wyruszyliśmy na poszukiwanie sali z automatami do gier. Pokonałam wszystkich w hokeja na trawie i w końcu nikt nie chciał ze mną grać. Wszystkie pieniądze wydaliśmy na cukrową watę, automaty i chipsy. Pamiętam, jak któregoś dnia wróciliśmy do hotelu; mamy wciąż oglądały telewizję. Mój kuzyn zamknął się w łazience i śpiewał, wyraźnie nieświadom tego, że echo, dzięki któremu śpiew w łazience tak dobrze brzmi, sprawia również, że słyszą 250 go wszyscy na zewnątrz. Śpiewał piosenkę Madonny, a jej otwarcie erotyczny tekst — nie wspominając o falsecie kuzyna — zaniepokoił mnie. Mimo woli wyobraziłam sobie, że naśladuje tancerzy z wideoklipu. Uświadomiłam sobie jeszcze jedno: tego samego ranka też byłam pod prysznicem i śpiewałam piosenkę zespołu Divinyls' Dotykam się, a reszta towarzystwa siedziała w pokoju obok, przeglądając gazety i studiując plan miasta. mardi, le 21 avril Mieszkam w hotelu nad rzeką w Hiszpanii; kilka kilometrów dalej rzeka wpada do morza. Idę sama na krótki spacer. Wiosna jest bardzo ciepła i słoneczna, wokół pełno kwiatów. Powietrze jest tutaj suchsze i czystsze niż na Wyspach, ma inny zapach. Prawie wyczerpały mi się baterie w aparacie, lecz udaje mi się sfotografować niektóre kwiaty.
Fioletowe eksplozje bugen-willi, wyglądające jak wybuchające gwiazdy pomarańczowe kwiaty, których nigdy nie widziałam, maleńkie różowe kwiatki na gałęziach drzew o gładkich pniach. Jest tu więcej ogródków kawiarnianych niż w jakimkolwiek innym miejscu. Siadam w jednym z nich na zielonym plastikowym krześle pod parasolem z wielką nazwą lokalnego piwa, popijam sangrię i czuję się jak typowa turystka. Przechodzący mężczyźni czasem odzywają się do mnie, częściej mówią coś o mnie jeden do drugiego. Wydaje się, że przede wszystkim ich uwagę zwracają włosy kobiety. Włożyłam nieodpowiednie buty, więc muszę wcześnie wrócić do hotelu. Ale zamiast wrócić tą samą trasą, głównymi ulicami, ruszam brukowanymi bocznymi uliczkami, gdzie z płaskich fasad budynków odpada biały i żółty tynk. Mijam dwa kościoły z nazwami wypisanymi dachówkami wmurowanymi w otynkowane ściany. Chcę zrobić zdjęcie jednego z nich, ale bateria się wyczerpuje. Mogłabym kupić nową, lecz nie wiem, jak jest 251 po hiszpańsku bateria, i silnie odczuwam swoją obcość w kontakcie z tubylcami. Kiedy wracam, hotel wydaje mi się chłodnym azylem. jeudi, le 29 avril Tak więc mam szesnaście lat albo prawie tyle. Pewnego dnia jesteśmy z kuzynem na basenie, chodzimy w wodzie obok drabinki przy głębszym końcu. Kuzyn pyta mnie o kilka dziewczyn, które znam. Jestem trochę przerażona, że jego gust, jeśli chodzi o kobiety, jest tak oczywisty: wysokie blondynki oraz ciemnowłose dziewczyny z biustami, na które wszyscy się gapią. Wielu chłopaków skorzystało ze względów tych dziewczyn, lecz one nawet nie spojrzałyby na mojego kuzyna i jego kujonopodobnych kolegów, i to w tym wieku. Nasza przyjaźń staje się niezręczna. Ponieważ jesteśmy spokrewnieni, możemy się wszystkim dzielić i dzielimy się. Z racji wieku moglibyśmy być dla siebie atrakcyjni, ale to oczywiście wykluczone. Jesteśmy nieśmiali i inteligentni, więc kiedy pojawia się temat seksu, traktujemy go w sposób jak najbardziej neutralny. — Gdybym nie był twoim kuzynem i cię nie znał, pewnie byś mi się podobała. — Ty mnie też. Gdybym nie była twoją kuzynką i gdybym cię nie znała. Wiemy, co chcemy przez to powiedzieć. Potem następuje cisza przerywana odgłosem udającym puszczenie bąka, którym sprowadzamy się na ziemię. Te rozmowy są zapowiedzią moich związków w czasach studiów — defilada bladych, delikatnych chłopców, którzy są zbyt nieśmiali, by przyznać się do swoich pragnień, dopóki nie są zbyt pijani, by cokolwiek ich obchodziło. Bardzo przypominają tych kilku chłopców, z którymi spotykałam się w szkole, tyle że mają lepszy dostęp do alkoholu. Czasem koledzy mojego kuzyna wyrażają mną zainteresowanie, 252 ale on odpędza ich, mówiąc o moim łobuzerstwie („Złamałaby cię w pół, gdyby się dowiedziała") lub dojrzałości („Nawet by nie spojrzała na takiego dzieciaka jak ty".) Byłam przeraźliwie dorosła. Kiedyś nawet wyrzuciłam chłopaka z kina, przecież wiecie.
Są też inne sprawy. Dowiemy się o tym dopiero za rok, aleja pójdę na studia, a mój kuzyn nie. Miał dobre wyniki z egzaminów końcowych i dostał propozycje, lecz z nich nie skorzystał, a jego matka nie naciskała. Chce być królewskim komandosem lub mechanikiem. Uważam, że mu odbiło. Dziesięć lat później trafia do pracy w komercyjnej jadłodajni. Podciągam się i wychodzę z wody, idę do naszych ręczników, chwytam je i przynoszę na brzeg basenu. — Hej! — woła mój kuzyn nieco głośniej niż to konieczne. — Jakoś inaczej chodzisz. Czy to znaczy, że nie jesteś już dziewicą? — Tak — odpowiadam bez uśmiechu. Zaczyna gramolić się na krawędź basenu, a ja wrzucam jego ręcznik do wody. W ten sposób kuzyn dowiaduje się, że mi na nim zależy. Nie jest pewien, czy żartuję, i nie dopytuje się o szczegóły. Na wszelki wypadek przygotowuję lipną historyjkę. Kiedy jego mama przyjeżdża po nas, wsiadamy oboje z tyłu, a on wymienia szeptem imiona. — Marc? — Nie. — Marc chodził do tej samej klasy. Był wyższy od reszty chłopców, ale pluł przy mówieniu, nie wiedząc o tym, i za często za mną chodził. — Justin? — Nie. — Czułam miętę do Justina; mój kuzyn jest jedyną osobą, której to powiedziałam; mam nadzieję, że nikomu tego nie powtórzył. Przed studiami napiszę o tym Justinowi w liście, a on nigdy więcej się do mnie nie odezwie. Kuzyn wyczuwa, że jest mi nieswojo. — Eric, to musi być Eric. To żart. 253 ale on odpędza ich, mówiąc o moim łobuzerstwie („Złamałaby cię w pół, gdyby się dowiedziała") lub dojrzałości („Nawet by nie spojrzała na takiego dzieciaka jak ty".) Byłam przeraźliwie dorosła. Kiedyś nawet wyrzuciłam chłopaka z kina, przecież wiecie. Są też inne sprawy. Dowiemy się o tym dopiero za rok, aleja pójdę na studia, a mój kuzyn nie. Miał dobre wyniki z egzaminów końcowych i dostał propozycje, lecz z nich nie skorzystał, a jego matka nie naciskała. Chce być królewskim komandosem lub mechanikiem. Uważam, że mu odbiło. Dziesięć lat później trafia do pracy w komercyjnej jadłodajni. Podciągam się i wychodzę z wody, idę do naszych ręczników, chwytam je i przynoszę na brzeg basenu. — Hej! — woła mój kuzyn nieco głośniej niż to konieczne. — Jakoś inaczej chodzisz. Czy to znaczy, że nie jesteś już dziewicą?
— Tak — odpowiadam bez uśmiechu. Zaczyna gramolić się na krawędź basenu, a ja wrzucam jego ręcznik do wody. W ten sposób kuzyn dowiaduje się, że mi na nim zależy. Nie jest pewien, czy żartuję, i nie dopytuje się o szczegóły. Na wszelki wypadek przygotowuję lipną historyjkę. Kiedy jego mama przyjeżdża po nas, wsiadamy oboje z tyłu, a on wymienia szeptem imiona. — Marc? — Nie. — Marc chodził do tej samej klasy. Był wyższy od reszty chłopców, ale pluł przy mówieniu, nie wiedząc o tym, i za często za mną chodził. — Justin? — Nie. — Czułam miętę do Justina; mój kuzyn jest jedyną osobą, której to powiedziałam; mam nadzieję, że nikomu tego nie powtórzył. Przed studiami napiszę o tym Justinowi w liście, a on nigdy więcej się do mnie nie odezwie. Kuzyn wyczuwa, że jest mi nieswojo. — Eric, to musi być Eric. To żart. 253 — Nie ma mowy! — mówię, lecz powstrzymuję się od uszczypnięcia go w sutek, bo robiąc to, zdradziłabym atmosferę dojrzałości, wprowadzoną przez moje kłamstewko. Ale to i tak nie ma wielkiego znaczenia. W ciągu miesiąca naprawdę do tego doszło, z najlepszym kolegą mojego kuzyna. I o ile potrafię to ocenić, mój sposób chodzenia nazajutrz wcale się nie różnił. vendredi, le 30 avril Lecę na wschód, do Włoch, na spotkanie z przyjaciółmi. Samolot jest mały i zatłoczony, a mocno umalowana stewardesa wrzeszczy na dziecko, które biega w tę i z powrotem przejściem między fotelami nawet w czasie startu i lądowania. Nie jest jasne, do kogo dziecko należy; jego rodzice w żaden sposób nie starają się go powstrzymać. Pierwsze, co robię po postawieniu walizek na chłodnej terakocie w hali, to sprawdzam pocztę elektroniczną. Czeka na mnie tam mała niespodzianka, wiadomość od Doktora K z San Diego, który musiał zdobyć mój adres internetowy od A 2. Krótki, lecz czuły list sprzed dwóch dni. Odpowiadam równie krótkim i czułym listem. Alfabet londyńskiego seksbiznesu według Belle T-V T jak taksówki Zwykle dzwonię po minitaksówkę, jadąc w tamtą stronę, a z powrotem biorę czarną taksówkę.
Kierowcy minitaksówek nie zawsze wiedzą, którędy jechać, i często musiałam razem z nimi studiować plan miasta. Czarna taksówka zawiezie cię gładko na miejsce, ale kierowca może zrobić ci wycieczkę krajoznawczą, żeby podbić cenę. Czasem łapię czarną, wyjeżdżając z domu, lecz trudno liczyć, że się jakąś znajdzie w pobliżu, jeśli nie jest to weekend. Zbieranie wizytówek kierowców miejscowych minitaksówek może się okazać pożyteczne — nie jest dobrze trafiać ciągle na tych samych. T jak timewasters {(ang.) — marnotrawcy czasu] Teoretycznie praca w agencji powinna zapobiegać rezerwacjom na niby: faceci wyrażający zainteresowanie twoimi usługami umawiają się na określoną godzinę i zgadzają na cenę, a potem nagle okazuje się, że mają spotkanie później, niż myśleli, lub że żona mimo wszystko się pojawiła, albo że zapomnieli numeru telefonu (to moja ulubiona wymówka — w końcu właśnie na tym polega zaleta telefonów komórkowych, prawda?). Tak więc czasem robisz wszystkie przygotowania i kończy się na niczym. Ale przynajmniej możesz się pocieszać, że w odróżnieniu od sytuacji w prawdziwym związku, wina jest całkowicie po ich stronie. U jak underwear [(ang.) — bielizna] Dopasowana bielizna, seksowna i luksusowa. Chodzi o elegancję, nie o wygodę. Na samym początku menedżerka wyjaśniła dokładnie, jaką bieliznę lubi u dziewczyn: elegancką, drogą, z koronkami. Żadnych rzemyków. Podwiązki to banał, ale przyjemny. Nie inwestuj w coś, co trudno będzie włożyć i zdjąć. Wszystko musi być czyste i dobrze dopasowane: nie ma nic bardziej nieatrakcyjnego niż wałki tłuszczu z tyłu lub okropne podwójne zagłębienie pod źle dopasowanym stanikiem. V jak vagina Utrzymuj ją w czystości. Jeśli nie robisz woskowania ani nie golisz włosów, przycinaj je. Uważaj na wszelkie opuchlizny, zaczerwienienia, płyny i przebarwienia, a jeśli zauważysz jakiekolwiek niepokojące objawy, od razu ruszaj na badania. Wykonuj ćwiczenia zacieśniające, o których ciągle opowiadają ginekolodzy. Faceci to uwielbiają. samedi, le 1 mai Moje meszkanie znajduje się tak niedaleko targu rybnego, że czuję jego zapach. Nie stanowi to problemu. Tylko bez żartów o dziwkach i rybim zapachu, proszę. Najpoważniejszą wadą tego miejsca są ciężarówki, które przetaczają się z grzmotem około czwartej rano, żeby zostawić połów z poprzedniego dnia. Mężczyźni stają z tyłu i wyładowują skrzynki z rybami, pokrzykując na siebie. Później przez godzinę jest cicho, zanim pierwsi klienci pojawią się na rynku. Chyba przyszedł czas, żebym nauczyła się, czemu wstawanie ze słońcem jest dobre. Na przykład po to, by dostać najlepszą rybę. dimanche, le 2 mai
Poszłam z małą grupą na plażę. Byłam z jeszcze jedną dziewczyną; chłopcy usiedli nieco z boku na kamienistym brzegu. Wszyscy zdjęli ubrania i ułożyli się na ręcznikach. Ta dziewczyna nie jest moją bliską znajomą. Parę dni temu rozmawiałyśmy i zapytała mnie o wiek. — Dwadzieścia pięć — odparłam, odejmując sobie kilka lat. Ona ma najwyżej dziewiętnaście. — O rany! — zawołała z nieudawanym zaskoczeniem. — 257 Nigdy bym nie zgadła. — Kiedy byłam młodsza, wszyscy uważali mnie za o wiele starszą; teraz sytuacja się odwróciła. — Wiesz, nie musisz podawać ludziom swojego wieku — podpowiedziała życzliwie. — Mogłabyś powiedzieć, że masz dwadzieścia, i na pewno by uwierzyli. Tylko pod warunkiem, że ci ludzie okazaliby się nastolatkami. Ale pomyślałam, że to miłe z jej strony. Czytałam książkę. Jeden z chłopaków, blondyn, słuchał muzyki i głośno podśpiewywał, nie trzymając melodii. Nie sposób było się nie uśmiechnąć. Kilku innych bawiło się latającym talerzem i chlapało w płytkiej wodzie. Kiedy im się to znudziło, przyszli do nas. Moja sąsiadka, która przeglądała magazyn i słuchała muzyki, odwróciła się do mnie. — Czy moje okulary są bardzo ciemne? — zapytała cicho. — Tak, dość ciemne — odparłam. — Więc gdybym gdzieś patrzyła, nie mogłabyś zobaczyć moich oczu, prawda? — Tak. — To dobrze — mruknęła, odwracając głowę w stronę chłopców i opierając ją na ręce. Zauważyłam, że spogląda na jednego z naszych towarzyszy. Jej chłopak został w domu. lundi, le 3 mai Pierwsza dziewczyna, z którą spałam, była dziewczyną kolegi. Jeden z moich kumpli ze studiów, niski, chudy, przystojny chłopak, który uwielbiał Dr. Who i był seksczempionem dla kobiet. Nie umiem powiedzieć dlaczego. Po prostu był i uwielbiałyśmy go. Nazywałyśmy go Żydowskim Tancerzem, bo potrafił przejść przez parkiet w czasie potańcówki z okazji inicjacji twojego brata jak nóż przez rozgrzane masło. Cały zamieniał się w zgrab-258 ne biodra i powłóczyste spojrzenia i, na Jowisza, miałam na niego potężną chrapkę. Nigdy nie spróbowałam, choć na pierwszym roku zaliczył wszystkie moje koleżanki co do jednej. Wydawało się, że jest to granica, która nie może zostać przekroczona.
W końcu związał się z pewną dziewczyną. Nie mogłam pogodzić się z porażką, bo Jessica była ponętną drobną lisiczką o karmelowych ramionach i ciemnoblond włosach, zawsze układających się w idealne fale. Któregoś wieczoru ŻT i Jessica zaprosili mnie i mojego ówczesnego chłopaka do klubu. Był to lokal, którego nie znałam, w części miasta, do której nie chodziłam. Nie wiedziałam, co włożyć, i spotkałam się z całą trójką w pubie, ubrana w dżinsy, wsuwane buty i cienką koszulę z czarnej satyny, pod którą nie miałam stanika. Stałyśmy z Jessica na środku sali, podczas gdy chłopcy poszli po drinki; nagle uświadomiłam sobie, że wszyscy na nas patrzą. Wypiliśmy po piwie i ruszyliśmy do celu, którym okazał się gejowski klub. Pierwszy raz trafiłam do takiego lokalu. Klientela była mieszana, jak to w sobotę w mieście średniej wielkości, gdzie personel nie może zbytnio przebierać, jeśli chodzi o gości. Pary męskie i żeńskie, grupki studentów, samotni starsi faceci wiszący przy barze i mężczyźni ubrani jak kobiety. Były też pomalowane na złoto klatki, lecz nikt w nich nie tańczył. Nie wiedziałam, gdzie podziać oczy. Mój chłopak wlepił wzrok w swoje stopy. Patrzył na nie przez cały wieczór. Muzyka była słaba, ale głośna i zwariowana, tak jak cała muzyka klubowa w tamtych czasach. ŻT i Jessica kręcili się ze mną na parkiecie. Wspaniale razem wyglądali. Zbyt wspaniale, żeby można ich było opisać. Jej lekko kościste ramiona poruszały się sugestywnie, miała na sobie wiązaną koszulkę bez rękawów i pleców. Już wcześniej pociągały mnie dziewczyny, ale nigdy nie czułam się tak swobodnie, patrząc na którąś z nich. Tu nie było to nie na miejscu. 259 w • ŻT wziął mnie na stronę. — Wiesz, ona cię pragnie — rzekł. Czyżby żartował? Ta miniaturowa bogini? Ale gdy tylko wypowiedział te słowa, zrozumiałam, że to prawda; to było jak pstryknięcie włącznika. Mogłam sobie wyobrazić, że biorę ją do łazienki i wylizuję, kiedy siedzi na sedesie, śmiejąc się. Mogłam sobie wyobrazić, że wkładam w nią palce albo szyjkę butelki od piwa. — Ona jest twoją dziewczyną — odparłam, mając świadomość, jak okropnie i jękliwie to zabrzmiało. Wzruszył ramionami. Powiedział, że zajmie się moim chłopakiem. Dodał, że często to dla niej robi — to znaczy podrywa dziewczyny. Byłam oszołomiona. Odwiózł nas do domów. Na szczęście mój chłopak mieszkał najbliżej. Później pojechaliśmy do domu Jessiki. Jej rodziców nie było, spali albo ich to nie obchodziło; nigdy się tego nie dowiedziałam. Wzięła mnie za rękę i przeszłyśmy przez drzwi, tak po prostu. Jej chłopak poczekał, aż Jessica zamacha mu na pożegnanie, a potem odjechał. Jej szyja była naj szczupłej szą i najdelikatniejszą, jaką widziałam. Nigdy nie całowałam ust, które byłyby równie miękkie.
mardi, le 4 mai Późnym rankiem weszłam do sklepu. Sycylijskie słońce stało już wysoko, zmuszając ludzi do szukania zacienionych miejsc. Na półce leżały ciastka owocowe zapakowane w kolorowy papier. Sięgnęłam po jedno, ale mimo że stanęłam na palcach, było poza moim zasięgiem. Z tyłu podszedł do mnie mężczyzna. — Mogę pomóc? — Czy mogę dostać takie? — zapytałam. — To zależy, czy ja mogę dostać takie od pani? — odparł. 260 jeudi, le 6 mai Popłynęliśmy do Chorwacji i po raz pierwszy od dwóch tygodni kupiłam gazetę. Gazety pełne są niepokojących opisów kierujących myśli na politykę, wojnę i politykę wojny, oraz uświadamiających nam, że wszystkie te rzeczy zawsze istniały, tylko nigdy wcześniej ich nie widzieliśmy. Jakże często słuszne oburzenie i gniew wynikają z ignorancji, bo czy ktoś mógł przypuszczać, że do tego wszystkiego dojdzie? Czy naprawdę potrzebujemy gazet, żeby to wiedzieć? Czemu złościmy się na rządy, skoro dobrze wiedzieliśmy, co zrobią? Myślisz może, że jest jedna pewna rzecz w życiu (że się skończy) i jedno można stwierdzić z dużym prawdopodobieństwem (że jest bolesne) oraz że wolność i własność to złudzenia istniejące tylko w naszych myślach. I że mądrzejsi od ciebie już się nad tym zastanawiali i odrzucili te myśli, więc czemu nie przestaniesz głupio filozofować? O spójrz, kobieta w pasiastym kapeluszu prowadzi beżowego pudełka. Nie chcę żartować z tego wszystkiego, ale mam nadzieję, że po powrocie do domu złapię jakiegoś klienta z upodobaniem do seksterroru. Dobrze by mi to zrobiło. vendredi, le 7 mai Jest kredowobiałe popołudnie; od kilku dni spaceruję i słucham muzyki. To pomaga: masz słuchawki na uszach, więc wszyscy uważają, że ich nie słyszysz, i nikt do ciebie nie mówi. To dobrze. Nie najlepiej rozumiem język. Kiedy chcę słyszeć dźwięki, które mnie otaczają, wyłączam odtwarzacz, ale nie zdejmuję słuchawek. Uśmiecham się do ludzi, a oni uśmiechają się do mnie. Czy wszędzie na świecie ludzie są szczęśliwsi? Na to wygląda. Wiem jednak, że tak nie jest. Byłam w barze, rozmawiałam z mężczyzną w moim wieku. Przeżył trzy wojny, zanim skończył dwadzieścia jeden lat. 261
— Czemu ludzie są dla siebie tacy okropni? — pytam naiwnie. — Z moich doświadczeń wynika, że wszyscy ludzie są okropni. — Ale dlaczego tacy jesteśmy? — Nie wiemy, jak być innymi. Zamilkliśmy. Dopił drinka i z uśmiechem spojrzał na mój przewodnik. Ten uśmiech oznaczał: „Dokąd chcesz pójść? Wiesz przecież, że nie znajdziesz tam tego". Nie korzystałam zbyt intensywnie z przewodnika; lubię po prostu wybrać jakiś kierunek i iść. W ten sposób trafiłam do żydowskiej dzielnicy, zdziesiątkowanej i porzuconej wieki temu niczym zapomniany plan filmowy; znajdowała się nad morzem, które było bliżej, niż przypuszczałam. Uśmiech mężczyzny z baru był tak pełen zrozumienia i akceptacji, że niemal czułam, jak zalewa mnie jego życzliwość z domieszką litości. A może po prostu próbował mnie poderwać? My, angielskie dziewczęta pracujące, mamy za granicą okropną opinię. Czyżby w ciągu ostatniej dekady ktoś rozprowadził wśród mężczyzn za granicą broszurkę z informacją, że wręcz się o to prosimy? (To znaczy, jeśli o mnie chodzi, to owszem, ale jestem na wakacjach, czubie, więc się odpieprz). samedi, le 8 mai Wakacyjny seks jest zawsze najlepszy. Uprawiałam go wszędzie: w Poole, w Blackpool i na basenie. Ktoś inny ściele później łóżko, opróżnia kubeł z zużytymi kondomami, a nawet zbiera z podłogi twoje mokre, cuchnące ręczniki. Jeśli gościom mieszkającym pod tobą hałas nie pozwoli spać przez całą noc, istnieje szansa, że albo nie będą wiedzieli, kto jest temu winien, albo wyjadą nazajutrz rano. A może wystarczy, że się odrobinę zarumienisz i zachichoczesz 262 i ci się upiecze, bo jesteś na wakacjach, a tylko największy zgorzknialec odmawiałby komuś zdrowej i energicznej wakacyjnej gimnastyki. A 1 zawsze zabierał mnie na plażę, kiedy upadałam na duchu. Sam wcale za tym nie przepadał, bo wszędzie dostaje się piasek — co było przekleństwem dla takiego pedanta jak on — poza tym łatwo dostawał poparzeń, toteż większa część wycieczki mijała mi na smarowaniu kremem tych części jego pleców, do których sam nie mógł sięgnąć. Kiedyś wybraliśmy się na plażę, a on nie posmarował sobie stóp i się spaliły. Później przez cały tydzień nie mógł włożyć skarpet ani butów. Mówił, że robi to dla mnie, żebym sobie podładowała akumulatory. I wiedział, że zostanie nagrodzony dobrym ciupciankiem w pokoiku, w którym akurat mieszkaliśmy tego wieczoru. A 2 bardziej niż same wakacje lubił docieranie do miejsca przeznaczenia. Jechaliśmy i jechaliśmy, w ciągu tygodnia przemierzyliśmy cały kraj, zatrzymując się tam, gdzie
nam się podobało. Jeśli spędzaliśmy noc w szkockich górach, to można się było założyć, że w ciągu doby wylądujemy w jakimś zaniedbanym pensjonaciku w Devon. A 2 lubił też robić zdjęcia z okna jadącego samochodu, a ja zawsze parskałam wtedy śmiechem i rzucałam się na kierownicę. Zatrzymywaliśmy się i fotografowaliśmy siebie nawzajem przy opuszczonych budynkach, śmiesznych znakach drogowych i dużych drzewach. Rozkładaliśmy koc w kępach drzew i kochaliśmy się wśród brzęczenia komarów atakujących nagie ciało A 2. Gdy jechaliśmy w sznurze samochodów ciągnących na północ w świąteczne piątkowe popołudnia, robiłam mu loda. Myślę, że w czasie wszystkich naszych wycieczek nigdy nie zatrzymaliśmy się dwa razy w tym samym miejscu. Pewnego wieczoru znaleźliśmy na pustkowiu hotel o nieco staroświeckim szyldzie. Kobieta w recepcji przywitała nas jak znajomków. Mieszkaliśmy tam wcześniej tylko trzy razy i całkowicie o tym zapomnieliśmy. 263 Z A 3 tylko raz wybraliśmy się na wycieczkę, żeby obejrzeć jaskinie. W całkowitej ciemności, w absolutnej ciszy wnętrza ziemi złapał mnie za rękę. Przeszedł mnie dreszcz — nie doświadczyłam niczego podobnego nigdy wcześniej ani potem. Z A 4 zrobiliśmy wypad na plażę prawie w pierwszym tygodniu naszej znajomości. Dziewczyna jego współlokatora zapragnęła małży. Nie kupiliśmy ich, ale odwiedziliśmy trzy plaże, szukając kogoś, kto je sprzedaje. To był bardzo gorący poranek. W pierwszym miejscu, gdzie się zatrzymaliśmy, woda w zatoce była na niskim poziomie, a plaża przypominała stos muszli. Weszliśmy do wody, która była tak samo ciepła jak powietrze. Czuliśmy się, jakbyśmy kąpali się w pocie. Pojechaliśmy dalej. W drugiej wiosce nie było gdzie zaparkować. Zjechaliśmy z szosy i patrzyliśmy na plażę i wodę. Wciąż nie czuliśmy się ze sobą swobodnie i nie mieliśmy zbyt wielu tematów do rozmowy. Trzecia plaża była idealna, piaszczysta i pusta. Bywałam tam często z A 1. Wiatr przybierał na sile i upał się rozpłynął. Woda rozpościerała się na wiele kilometrów i nadpływała silnymi falami. A 4 rozebrał się do szortów; podziwiałam wtedy jego urodę i nie mogłam przestać patrzeć na jego ciało. Zanurkował w fali i pływał wesoło. Podeszłam do brzegu i zanurzyłam stopę. Woda była zimna jak lód! Odskoczyłam błyskawicznie. — Oszalałeś? — zawołałam do jego głowy podskakującej nad wodą. — Nie zimno ci? — To mobilizujące! — krzyknął, ale nawet z tej odległości słyszałam, jak szczękają mu zęby. Nie mogłam przestać się śmiać. W drodze powrotnej do domu mijaliśmy niezliczone farmy i w ostatnim blasku dnia patrzyliśmy na ryjące świnie. Didżej w radiu puszczał stare piosenki, swingujący jazz; słuchaliśmy go w milczeniu.
Czasem A 1 mówił „Mobilizujące!", kiedy chciał mnie rozbawić. 264
T Z A 3 tylko raz wybraliśmy się na wycieczkę, żeby obejrzeć jaskinie. W całkowitej ciemności, w absolutnej ciszy wnętrza ziemi złapał mnie za rękę. Przeszedł mnie dreszcz — nie doświadczyłam niczego podobnego nigdy wcześniej ani potem. Z A 4 zrobiliśmy wypad na plażę prawie w pierwszym tygodniu naszej znajomości. Dziewczyna jego współlokatora zapragnęła małży. Nie kupiliśmy ich, ale odwiedziliśmy trzy plaże, szukając kogoś, kto je sprzedaje. To był bardzo gorący poranek. W pierwszym miejscu, gdzie się zatrzymaliśmy, woda w zatoce była na niskim poziomie, a plaża przypominała stos muszli. Weszliśmy do wody, która była tak samo ciepła jak powietrze. Czuliśmy się, jakbyśmy kąpali się w pocie. Pojechaliśmy dalej. W drugiej wiosce nie było gdzie zaparkować. Zjechaliśmy z szosy i patrzyliśmy na plażę i wodę. Wciąż nie czuliśmy się ze sobą swobodnie i nie mieliśmy zbyt wielu tematów do rozmowy. Trzecia plaża była idealna, piaszczysta i pusta. Bywałam tam często z A 1. Wiatr przybierał na sile i upał się rozpłynął. Woda rozpościerała się na wiele kilometrów i nadpływała silnymi falami. A 4 rozebrał się do szortów; podziwiałam wtedy jego urodę i nie mogłam przestać patrzeć na jego ciało. Zanurkował w fali i pływał wesoło. Podeszłam do brzegu i zanurzyłam stopę. Woda była zimna jak lód! Odskoczyłam błyskawicznie. — Oszalałeś? — zawołałam do jego głowy podskakującej nad wodą. — Nie zimno ci? — To mobilizujące! — krzyknął, ale nawet z tej odległości słyszałam, jak szczękają mu zęby. Nie mogłam przestać się śmiać. W drodze powrotnej do domu mijaliśmy niezliczone farmy i w ostatnim blasku dnia patrzyliśmy na ryjące świnie. Didżej w radiu puszczał stare piosenki, swingujący jazz; słuchaliśmy go w milczeniu. Czasem A 1 mówił „Mobilizujące!", kiedy chciał mnie rozbawić. 264 Ale najlepsze wakacje z nim, a było ich wiele, spędziliśmy na kempingu. Rozbijaliśmy duży namiot w lesie nieopodal źródła zimnej wody i zostawaliśmy tam kilka dni. Woda była lodowato zimna nawet w czasie gorącego lata, a my kąpaliśmy się nago. Z wody sterczał ogromny pień drzewa, a on brał mnie na nim raz po raz. To było takie cudownie pierwotne. Dopóki jakiś turysta nie nadpłynął kajakiem po płytkiej wodzie, czuliśmy się, jakby nas w ogóle nie było.
Wakacyjny seks jest najlepszy. Przed nikim nie trzeba się tłumaczyć, żadnej pracy, żadnych sąsiadów. A jeśli się poszczęści, milczy też telefon. Czysta zmysłowość. Prawdopodobnie tego właśnie szukają moi klienci. lundi, le 10 mai Nie było ani jednego bezpośredniego lotu. Spędziłam jedną noc w Rzymie, w dużym schronisku w centrum. Sklep za rogiem musiał być jedynym otwartym wieczorem, bo panował tam tłok. Kupiłam chleb, pomidory i ricotta al forno. Targowiska w innych krajach zawsze mnie fascynują. Przechadzam się powoli między straganami, patrząc, jakie produkty leżą na półkach. Pasty mięsne w porcjach dla jednej osoby w Czechach, zakręcane butelki sangrii w Hiszpanii, idące jak woda sodowa, przedziwna różnorodność rzeczy w supermarketach Ameryki Północnej: maszynki do golenia, balony i suszone mięso. Kuchnia w schronisku była duża i dobrze wyposażona, przy stołach siedziały głośne grupy młodzieży. Usiadłam przy jednym z nich i zaczęłam jeść kanapki, Czytając gazetę. Owinęłam dwie bułki i trochę sera w kawałek papieru, żeby mieć na śniadanie. W pobliżu siedziało kilka osób. Byli to Anglicy, ale nie podróżowali razem. Zapytałam jednego z nich, skąd jest. Z Cheddar, odparł. A, znałam kiedyś kogoś stamtąd. Spytałam 265 • chłopaka, co porabia w Rzymie. Niewiele, odparł. Miał spotkać się ze znajomą, ale gdzieś wyjechała. Podobały mu się Włochy? Tak. Pokazał mi plan Rzymu ze wszystkimi miejscami, do których dotarł pieszo. Ktoś zostawił we wspólnej szafce bochenek słodkiego chleba colomba. Rozerwaliśmy go na kawałeczki. Miąższ pod skórą lepił się od cukru i syropu. Ktoś inny zapytał, czy chcemy iść na lody. — Jaki smak? — spytałam. — Oni mają wszystkie smaki — odparł nieznajomy. Chłopak z Cheddar się zgodził. Było późno, ale tego lokalu jeszcze nie zamknięto. Rozmawialiśmy prawie przez godzinę. Miasto się budziło, wszędzie widzieliśmy grupy mężczyzn i kobiet. Cieszyłam się, że jestem w towarzystwie tych chłopaków. Wszyscy byli inteligentni i zabawni, ale ja poczułam miętę do tego z Cheddar.
— Czy to ten sklep? — zapytałam go, gdy przechodziliśmy obok kolejnej cukierni. — Nie, jeszcze nie — odparł. — Tamten jest lepszy. I był. Kiedy wreszcie dotarliśmy do celu, wpadłam w zachwyt. W dużym jasnym sklepie były wszystkie smaki, jakie można sobie wyobrazić. Naprawdę. Lody o smaku nutelli, ferrero rocher, masła orzechowego, owoców, o jakich nigdy nie słyszałam. Było tam więcej smaków samych lodów czekoladowych niż w większości cukierni jest wszystkich razem. Wzięłam rożek z jedną gałką lodów kokosowych i jedną mango. We trójkę próbowaliśmy nawzajem swoich lodów, a później kupiliśmy następne w innych smakach. Staliśmy na niewielkim placyku. Rozmawialiśmy z Cheddarem o bliźniętach i seksie, o tym, że chciałby kochać się z bliźniętami, czyli o sprawach, o jakich rozmawiają wyłącznie nawaleni ludzie — tylko że my nie byliśmy nawaleni. Może nasyceni lodami. Zapytałam, czym się zajmuje. Studiował jakiś rodzaj chemii. I oczywiście był biedny. Ktoś kiedyś zaproponował mu pracę striptizera. I co, nie przyjąłeś? — zapytałam. 266 Nie, odparł. Szkoda. Ja to kiedyś robiłam przez jakiś czas. W czasie studiów. — Naprawdę? — zainteresował się. Skinęłam głową. Wrócił nasz towarzysz. Zmieniliśmy temat. Chcieli zobaczyć fontannę Trevi. Właściwie to obaj już ją wcześniej widzieli. Chcieli, żebym ja ją zobaczyła. — Ile razy byłaś w Rzymie? — Moja odpowiedź ich zaskoczyła. — I nigdy nie widziałaś fontanny? Szliśmy i szliśmy. Dobrze ubrane pary znikały w oświetlonych lampionami restauracjach. Przy fontannie stały gromadki turystów, choć dochodziła północ. Ktoś sprzedawał tanią elektronikę. Były też drobniutkie dziewczyny z Azji, które prawie zmieściłyby się pod moją pachą. W wodzie leżało mnóstwo monet i śmieci. Podobno wrzucenie pieniędzy do fontanny gwarantuje, że pewnego dnia wrócisz do Rzymu; ciekawe, co gwarantuje wywalenie tam papierka od lizaka. Odeszliśmy. Ruszyliśmy wzdłuż rzeki i przez most. Po obu stronach stały posągi aniołów. Zatrzymaliśmy się, porozmawialiśmy o rzeźbie, 0 Tycjanie. O tym, że męska postać lepiej wygląda, kiedy jest zrobiona z kamienia, a kobieca — namalowana. Spojrzeliśmy na plan i skręciliśmy w ulicę prowadzącą do Watykanu. Stanęliśmy przed Bazyliką św. Piotra. Jest tam obelisk, iglica strzelająca w niebo. W Londynie też jest taka. To dziwne, że my, ludzie współcześni, rozmieściliśmy je w różnych miejscach
świata pojedynczo, podczas gdy Egipcjanie ustawiali je parami. To tak, jakby wznieść połowę minaretu lub samą nawę kościoła. Można wejść do kopuły bazyliki, powiedziałam. Pod dachem jest sklepik z pamiątkami, obsługiwany przez zakonnice; można tam kupić widokówkę z Watykanu 1 wysłać ją z dachu. To, moim zdaniem, jest najlepsza rzecz w religii. Ruszyliśmy w drogę powrotną. Okrążaliśmy ruiny, kolumny rzymskie, które runęły, zamieniając się w stosy kamiennych dysków. Coś — nie pamiętam co — przypomniało mi pewien 267 wiersz; wyrecytowałam go. Chłopcy rozmawiali o telewizji dla dzieci. Cheddar opowiedział nam o „Śpiewającym i dzwoniącym drzewie". Nie pamiętaliśmy tego programu. Żaden z nich nie czytał w dzieciństwie Małego Księcia, więc opowiedziałam im tę historię. — Toż to straszne — rzekł Cheddar. — Jak można opowiadać dzieciom coś takiego. Wzruszyłam ramionami. Przed restauracją zobaczyliśmy skuter oblepiony jedwabnymi kwiatami. Kupiliśmy do spółki kawałek okropnej, diabelnie drogiej pizzy z karczochem. Kiedy wróciliśmy do hotelu, tamten chłopak poszedł spać. Ja i Cheddar zostaliśmy i długo, długo rozmawialiśmy, głównie 0 Brighton. Rysowałam jakieś bazgroły na serwetce, a on ją sobie schował. Zaproponował, żebyśmy wrócili do Watykanu 1 z samego rana zobaczyli papieża. Później mieliśmy stanąć w kolejce do konfesjonałów ustawionych w drugie szeregi; ludzie ustawiają się wedle języków, którymi mówią księża siedzący w środku. Zapytał, czy pójdę. -— Mój samolot odlatuje o ósmej — odparłam. — Muszę się trochę przespać. — Było koło piątej. — Ja chyba nie będę się kładł. — Powinieneś się zdrzemnąć, inaczej niedługo padniesz. — Nie zapisałem jeszcze nic w moim dzienniku — odrzekł. — Pośpię sobie po śmierci. — Odprowadził mnie na moje piętro, wymieniliśmy się adresami e-mailowymi, na schodach musnęliśmy się ustami. mardi, le 11 mai Po powrocie do domu byłam jedynie w stanie sprawdzić zawartość skrzynki e-mailowej. Krótka wiadomość od Doktora K, który niebawem przybywa do Zjednoczonego Królestwa i chce się ze mną zobaczyć. Muszę się z tym przespać. Jak gdybym miała jakiś wybór. 268
dimanche, le 16 mai Kilka dni temu, przed wylotem do Rzymu, miałam nieodebrany telefon z agencji i SMS-a od menedżerki, która potwierdzała spotkanie z klientem o wpół do dziesiątej. Oddzwoniłam do niej. — Strasznie mi przykro, ale musisz to odwołać, nadal mnie nie ma. — No dobrze, skarbie. Widzisz, ten pan jest taki miły... — Nie, naprawdę mnie nie ma. Jestem za granicą. Wrócę dopiero w poniedziałek, późno. — To samo jej mówiłam wcześniej, gdy rozmawiałyśmy parę razy przez telefon, i powtarzałam w e-mailach przez ostatnich kilka tygodni. — Jesteś pewna? Bo on pytał konkretnie o ciebie. Czy jestem pewna, że nie ma mnie w domu? Tak, jestem tego całkiem pewna. Chyba że północny Londyn zamienił się nagle w słoneczne wybrzeże pełne kwitnących kwiatów. To mogło się zdarzyć. — Obawiam się, że tak. — Mogę go zapytać, czy zechce zamówić cię na jutro? Paniusiu, czyś ty ogłuchła? — Jutro nie mogę. Wracam dopiero w poniedziałek. Westchnęła. Na miłość... chyba ten facet nie chce się ze mną żenić. Któraś inna dziewczyna z agencji też by go pewnie zadowoliła. Powiedziałam to najłagodniej jak to tylko możliwe. — Myślę, że powinnaś zacząć traktować tę pracę mniej niezobowiązująco—rzekła sucho menedżerka i rozłączyła się. Po dziesięciu minutach odebrałam SMS-a: „Stracone zamówienie". Odpisałam jej dzisiaj, ale nie dostałam odpowiedzi. mardi, le 18 mai Och. Muszę wyglądać jak największa frajerka na świecie, bo przed chwilą na ulicy podeszło do mnie trzech chłopców z tej 269 w • dimanche, le 16 mai
Kilka dni temu, przed wylotem do Rzymu, miałam nieodebrany telefon z agencji i SMS-a od menedżerki, która potwierdzała spotkanie z klientem o wpół do dziesiątej. Oddzwoniłam do niej. — Strasznie mi przykro, ale musisz to odwołać, nadal mnie nie ma. — No dobrze, skarbie. Widzisz, ten pan jest taki miły... — Nie, naprawdę mnie nie ma. Jestem za granicą. Wrócą dopiero w poniedziałek, późno. — To samo jej mówiłam wcześniej, gdy rozmawiałyśmy parę razy przez telefon, i powtarzałam w e-mailach przez ostatnich kilka tygodni. — Jesteś pewna? Bo on pytał konkretnie o ciebie. Czy jestem pewna, że nie ma mnie w domu? Tak, jestem tego całkiem pewna. Chyba że północny Londyn zamienił się nagle w słoneczne wybrzeże pełne kwitnących kwiatów. To mogło się zdarzyć. — Obawiam się, że tak. — Mogę go zapytać, czy zechce zamówić cię na jutro? Paniusiu, czyś ty ogłuchła? — Jutro nie mogę. Wracam dopiero w poniedziałek. Westchnęła. Na miłość... chyba ten facet nie chce się ze mną żenić. Któraś inna dziewczyna z agencji też by go pewnie zadowoliła. Powiedziałam to najłagodniej jak to tylko możliwe. — Myślę, że powinnaś zacząć traktować tę pracę mniej niezobowiązująco — rzekła sucho menedżerka i rozłączyła się. Po dziesięciu minutach odebrałam SMS-a: „Stracone zamówienie". Odpisałam jej dzisiaj, ale nie dostałam odpowiedzi. mar di, le 18 mai Och. Muszę wyglądać jak największa frajerka na świecie, bo przed chwilą na ulicy podeszło do mnie trzech chłopców z tej 269 samej organizacji dobroczynnej. Przepraszam, koledzy, ale czy nie widzieliście, jak przed chwilą odprawiłam waszego kumpla? Pierwszy kwestujący: — Skąd pani jest? Ja: — Zgadnij.
— Barnsley. — Przykro mi, ale nie. A ty skąd jesteś? — Z Barnsley. Drugi kwestujący: — Jak pani na imię? Ja: — Linda. (Rzecz jasna, to nie jest moje prawdziwe imię). — Wspaniale, Lucy. Czy zastanawiała się pani kiedyś, ilu ludzi zostanie dotkniętych chorobą psychiczną? — Nie, ale wiem, że coraz więcej ludzi cierpi na kłopoty z pamięcią krótkoterminową. Trzeci kwestujący: — Zgadnie pani, ilu mieszkańców Zjednoczonego Królestwa będzie cierpiało na chorobę psychiczną w ciągu swego życia? Ja: — Jeden na trzech. Dowiedziałam się o tym pół minuty temu, dziękuję. mercredi, le 19 mai Pewien klient zna moje prawdziwe nazwisko i numer telefonu. Zadzwonił, żeby spytać, dlaczego się z nikim nie widuję. Czy jako mój regularny klient nie powinien być pierwszym, który wie, że zniknęłam z rynku? — Nie zniknęłam. Słyszałeś coś innego? Powiedział, że zadzwonił przed dwoma tygodniami i me-nedżerka stwierdziła, iż jestem na urlopie. Bo rzeczywiście byłam. Więc zadzwoniłem wczoraj, a ona powiedziała, że jesteś na urlopie bez końca, i zaproponowała mi inną dziewczynę. Czyżbym została wyrzucona w mało subtelny sposób? Zajrzałam na stronę internetowaj mój profil wciąż tam był, choć 270 nieco niżej na liście niż przedtem. Nieważne. Klient zaproponował, że umówi się ze mną prywatnie na przyszły tydzień. Powiedziałam, że się zastanowię. jeudi, le 20 mai Rzeczy, których być może nie potrzebujecie wiedzieć o Belle, ale może was zainteresują: Uwielbiam śpiewać Kiedy jestem sama, zwykle słucham muzyki lub śpiewam. Moi przyjaciele często są narażeni na
słuchanie mojego śpiewu. Zawsze śpiewam pod prysznicem. Kiedyś się zapomniałam i zaczęłam śpiewać w ubikacji u klienta; gdy wyszłam, zaśmiewał się. Uwielbiam śpiewać, lecz nie jestem niestety dobrą śpiewaczką. Uwielbiam perfumy Zwłaszcza gdy pachną owocami cytrusowymi lub lawendą. Lubię też wąchać je (w niewielkich dawkach) na innych. Wolą wygląd potraw od ich smaku Surowe grzyby, pomidory wiśniowe, ogórki konserwowe i krem karmelowy są w porządku, jeśli chodzi o smak. Makaron, masło orzechowe i gotowana marchewka nie. Potrafię odróżnić jadalne grzyby od trujących (przeważnie) Przyznaję, że ta umiejętność nie przydaje się zbyt często. Umiem także rozpoznać kwiaty przetacznika (Yeronica). Nie jest to przydatne ani ludziom, ani zwierzętom. 271 Najlepsza przyjaciółka mojej mamy przepowiedziała dzień mojego urodzenia Straszne. Na przyjęciu moich marzeń znaleźliby się... William Styron, Katherine Hepburn, pantofle japonki, Noel Coward, Iman, orzeszki nerkowca, Alan Turing, Margaret Mead, Dan Savage, koktajle owocowe, Ryan Philippe oraz podziemny loch. Tak naprawdę to nie chcę pracować niezależnie od agencji Bez względu na to, co się stanie. Klienci są filtrowani przez agencję, a większość z nich nawet nie dostaje mojego numeru. I tak spędzam przy nim dużo czasu, a widziałam, jak menedżerka musiała odpowiadać na telefony w miejscach publicznych. Mam jeszcze inne zajęcia oprócz tych, które tu opisuję. Załatwianie moich zawodowych spotkań kolidowałoby z nimi. Wciąż nie mam wieści od menedżerki Ktoś mógłby pomyśleć, że ma choć tyle przyzwoitości, by dać mi spokój w słoneczny weekend. Je ne regrette rien Jeśli wierzyć podręcznikom, takie wyznanie czyni mnie psychopatką. Jeśli wierzyć kolorowym magazynom, czyni mnie nowoczesną kobietą. 272
A Najlepsza przyjaciółka mojej mamy przepowiedziała dzień mojego urodzenia Straszne. Na przyjęciu moich marzeń znaleźliby się... William Styron, Katherine Hepburn, pantofle japonki, Noel Coward, Iman, orzeszki nerkowca, Alan Turing, Margaret Mead, Dan Savage, koktajle owocowe, Ryan Philippe oraz podziemny loch. Tak naprawdę to nie chcę pracować niezależnie od agencji Bez względu na to, co się stanie. Klienci są filtrowani przez agencję, a większość z nich nawet nie dostaje mojego numeru. I tak spędzam przy nim dużo czasu, a widziałam, jak menedżerka musiała odpowiadać na telefony w miejscach publicznych. Mam jeszcze inne zajęcia oprócz tych, które tu opisuję. Załatwianie moich zawodowych spotkań kolidowałoby z nimi. Wciąż nie mam wieści od menedżerki Ktoś mógłby pomyśleć, że ma choć tyle przyzwoitości, by dać mi spokój w słoneczny weekend. Je ne regrette rien Jeśli wierzyć podręcznikom, takie wyznanie czyni mnie psychopatką. Jeśli wierzyć kolorowym magazynom, czyni mnie nowoczesną kobietą. 272 dimanche, le 23 mai Wciąż mamy na pieńku z menedżerką. Nie zadzwoniła, a ja nie próbowałam zadzwonić do niej. Rozumiem, że takie traktowanie jest być może rdzeniem arsenału wszystkich mesdames, ale jak dotąd nie mam ochoty odezwać się do niej i powiedzieć: „Przepraszam, czy wie pani, kim jestem?". Muszę jednak się powstrzymać przed wybuchem. Zawsze mnie ciekawiło, dlaczego profile na stronie sieciowej przesuwają się i niektóre dziewczyny idą w górę. Teraz chyba wiem. Aach, ta (względna) wolność. Nie muszę iść na manikiur, woskowanie czy inny zabieg. Choć jeśli pokaże się słońce, a ja wyjdę do ogrodu w bikini i ktoś zbliży się do mnie z kosiarką, to wcale się nie zdziwię. Idąc wczoraj z domu A 3 do stacji metra, przeszłam obok sklepu przystrojonego najobrzydliwszymi przedmiotami, jakie kiedykolwiek widziałam: dziecięcymi stopami z gipsu. Pomalowane na pastelowo, wystawały ze ściany. Niech mnie ktoś uspokoi, że biologiczna potrzeba rozmnażania się nie oznacza końca dobrego smaku. W ten sposób można zniechęcić każdą dziewczynę do używania wibratora, bo będzie się bała, że wyskoczą z niej kauczukowe dzieci. mardi, le 23 mai
Wciąż ani słowa. — Mam tego dość — wyjęczałam do N. Lekceważenie menedżerki zaczyna na mnie działać. Jest mnóstwo innych przybytków tego rodzaju, lecz myśl o powtórce w innej agencji wydaje mi się ślepym zaułkiem. Posunęłam się nawet do odszukania swojego starego CV i zaczęłam myśleć, jak by tu uzupełnić luki tak, by nie miały szerokości Wielkiego Kanionu Kolorado. — Okej, ale nie odchodź tylko po to, by się sprzedać. 273 Przewróciłam oczyma. Czy nie zostawiliśmy już za sobą epoki, w której autentyczność była ważniejsza od wypłacalności? Wszyscy moi znajomi mają jakąś karierę zawodową, małżonka, nieruchomość lub fundusz emerytalny. Albo kilka z tych xtjqct^. Zakwestionowałam jego dobór słów. — Jaka jest definicja sprzedawania się? — zapytał. — Nie rób za pieniądze tego, czego nie zrobiłbyś za darmo. — Spędzam mnóstwo czasu, skubiąc paznokcie. — Zabrzmiało to ostrzej, niż się spodziewałam. — Nie myślisz chyba, że to droga do kariery. — Daj sobie spokój z sarkazmem. Nigdy do ciebie nie pasował. W godzinie rozpaczy zawsze jest coś, co możesz jeszcze zrobić. Kiedy zawiedzie wszystko inne, gdy konto gwałtownie się kurczy i wpada w debet, a potem w skrzynce pojawiają się nieprzyjemne listy z banku, musisz wziąć się w garść i przygotować na spotkanie z tym, co nieuniknione. Ze stronami ogłoszeń o pracy. Zaczęłam od stanowisk administracyjnych. Ogólna znajomość komputera? Zaliczone. Zdolności organizacyjne? Mnóstwo. Motywacja i pracowitość? Powiedzmy. Poświęcenie? Czemu — organizowaniu spotkań i faksowaniu listów? Umiejętność zaklejenia koperty i przełączenia rozmowy telefonicznej wymaga teraz poświęcenia? Może to nie dla mnie. Zaczęłam przeglądać oferty pracy na uczelniach. Przygnębiające. Wygląda na to, że im wyższy stopień naukowy, tym niższa pensja wyjściowa. A 2 i A 4 pracują na wyższej uczelni i potwierdzają moje podejrzenia, że fundusze na badania stanowią część tajnego rządowego planu, polegającego na tym, by zająć czymś inteligencję i odciągnąć ją od myślenia o problemach świata. Po co zaprzątać sobie głowę polityką i innymi ważnymi sprawami, jeśli w kasie uczelni jest pięć tysięcy funtów, o które można walczyć zębami i pazurami? 274 Przewróciłam oczyma. Czy nie zostawiliśmy już za sobą epoki, w której autentyczność była
ważniejsza od wypłacalności? Wszyscy moi znajomi mają jakąś karierę zawodową, małżonka, nieruchomość lub fundusz emerytalny. Albo kilka z tych rzeczy. Zakwestionowałam jego dobór słów. — Jaka jest definicja sprzedawania się? — zapytał. — Nie rób za pieniądze tego, czego nie zrobiłbyś za darmo. — Spędzam mnóstwo czasu, skubiąc paznokcie. — Zabrzmiało to ostrzej, niż się spodziewałam.— Nie myślisz chyba, że to droga do kariery. — Daj sobie spokój z sarkazmem. Nigdy do ciebie nie pasował. W godzinie rozpaczy zawsze jest coś, co możesz jeszcze zrobić. Kiedy zawiedzie wszystko inne, gdy konto gwałtownie się kurczy i wpada w debet, a potem w skrzynce pojawiają się nieprzyjemne listy z banku, musisz wziąć się w garść i przygotować na spotkanie z tym, co nieuniknione. Ze stronami ogłoszeń o pracy. Zaczęłam od stanowisk administracyjnych. Ogólna znajomość komputera? Zaliczone. Zdolności organizacyjne? Mnóstwo. Motywacja i pracowitość? Powiedzmy. Poświęcenie? Czemu— organizowaniu spotkań i faksowaniu listów? Umiejętność zaklejenia koperty i przełączenia rozmowy telefonicznej wymaga teraz poświęcenia? Może to nie dla mnie. Zaczęłam przeglądać oferty pracy na uczelniach. Przygnębiające. Wygląda na to, że im wyższy stopień naukowy, tym niższa pensja wyjściowa. A 2 i A 4 pracują na wyższej uczelni i potwierdzają moje podejrzenia, że fundusze na badania stanowią część tajnego rządowego planu, polegającego na tym, by zająć czymś inteligencję i odciągnąć ją od myślenia o problemach świata. Po co zaprzątać sobie głowę polityką i innymi ważnymi sprawami, jeśli w kasie uczelni jest pięć tysięcy funtów, o które można walczyć zębami i pazurami? 274 jeudi, le 27 mai Jestem zdecydowana nie dać za wygraną mimo faktu, że z gazet i stron internetowych wynika, iż gospodarka Londynu opiera się dokładnie na trzech rzeczach: 1. W agencji reklamowej lub wydawnictwie: byłam, widziałam... chociaż właściwie niezupełnie. Próbowałam oczywiście, ale zostałam odrzucona przez wszystkich pracodawców, od periodyków naukowych do „World Walrus Weekly". Krajowe wydawnictwa filatelistyczne nawet nie zaszczyciły mnie listem odmownym. 2. Praca na stażu albo jako osobista asystentka: z pewnością posmakowałam tego i nigdy więcej nie chcę. Palce stwardniałe od zaklejania kopert z rachunkami w biurze maklera giełdowego to los zbyt przygnębiający, żeby się nad nim zastanawiać. W porównaniu z poniżeniem, jakim jest odbieranie z
pralni mundurka szkolnego czyjejś córki, skatologia przypomina dziecięcą zabawę. 3. Prostytucja: przekleństwo. Mogłabym pozostać w tym biznesie i uniezależnić się. Oznaczałoby to brak konieczności oddawania agencji jednej trzeciej moich zarobków. Z drugiej strony oznaczałoby też samodzielne sprawdzanie klientów, przyjmowanie telefonów o każdej porze dnia i nocy, konieczność posiadania własnego dossier, organizowania ochrony... Za dużo pracy dla mnie samej. Ledwie starczyłoby mi czasu na woskowanie, nie mówiąc już o innych podstawowych zabiegach kosmetycznych. samedi, le 29 mai Listy. Podania. Ściąganie plików, drukowanie, wypełnianie. Koperty i znaczki do listów, na które prawdopodobnie nigdy nie otrzymam odpowiedzi. I nagle wczoraj późnym popołu-275 dniem telefon z działu personalnego. Chcą, żebym przyszła na rozmowę. Stanowisko, które bardzo chciałabym otrzymać. Jestem na krótkiej liście; wiem, że to bardzo krótka lista. Mam duże szansę. To jest właśnie to. Z profilów na stronie sieciowej agencji wynika jasno, że wiele dziewczyn — może nie większość, ale znaczna część — nie pochodzi ze Zjednoczonego Królestwa. Europa Wschodnia, Afryka Pomocna, Azja. Wielka Brytania to potentat w dziedzinie importu siły roboczej dla seksbiznesu. Nie pytam dziewczyn, dlaczego wybierają tę pracę. To nie mój interes. Nie zmuszano mnie do pracy dla agencji, i mam nadzieję, że ich też nie. Gdyby agencja była stajnią dla nielegalnych robotnic, trzymanych pod butem brutalnego alfonsa, nie zatrudniłoby się w niej tyle miejscowych dziewcząt. Prawda? Uświadamiam sobie, że abstrahując od tego wszystkiego, moje obecne położenie nie różni się zbytnio od sytuacji dziewczyn z Jordanii i Polski. Może mają studenckie wizy i wpadły w straszliwe długi. Ktoś tam kiedyś zasugerował — nie zagwarantował, rzecz jasna, ale zasugerował — że nagrodą za pilną naukę i uzyskanie dyplomu będzie możliwość zrobienia kariery zawodowej. A teraz ja głowię się, czy dla mojej kariery lepsze będzie przyjęcie na pół roku posady korektorki barw w magazynie ilustrowanym, czy stanowiska asystentki detalisty z siedzibą przy głównej ulicy. I rywalizowanie z setkami innych absolwentek wyższych uczelni o te same nędzne zarobki. Ale na razie muszę wyprasować bluzkę i zastanowić się nad pytaniami, które usłyszę w czasie rozmowy kwalifikacyjnej. lundi, le 31 mai Wstałam bladym świtem, żeby złapać pociąg. To był Londyn, który znałam tylko z plotek: mężczyźni
w garniturach i kobiety 276 w kostiumach, tłoczący się na peronach i czekający na miejsce w wyładowanym po brzegi wagonie. Większość z nich wyglądała na lekko oszołomionych, nie całkiem przebudzonych; inni najwyraźniej wstali wcześnie i mają opracowany plan całego dnia. Zastanawiałam się, czy te wszystkie starannie umalowane kobiety musiały wstać o wpół do piątej, żeby 0 ósmej tak wyglądać. Pociąg przyjechał punktualnie, lecz do biura było bliżej, niż się spodziewałam. Poszłam na filiżankę herbaty za rogiem; miałam trochę czasu do zabicia. Kobieta, której znajomość angielskiego wymagała podszlifowania, łagodnie rzecz ujmując, nalała mleka do mojej herbaty, zanim zdążyła się zaparzyć 1 zanim zdążyłam zaprotestować. Siedziałam przy małym stoliku obok okna wychodzącego na ulicę. Wszyscy wokół, od budowlańców po dyrektorów, pochylali się nad gazetami. Ja nie miałam gazety, mogłam więc obserwować ruch za oknem. Kiedy przyszłam na miejsce, dwoje pozostałych kandydatów już tam było. Przedstawiliśmy się sobie i porozmawialiśmy chwilę o naszych relacjach zawodowych i towarzyskich. Następnie weszliśmy do sali i razem z komisją obserwowaliśmy swoje krótkie prezentacje. Potem skierowano nas z powrotem do pierwszego pomieszczenia i wzywano po kolei na właściwą rozmowę. Wysoka blondynka o twarzy jak pudding była pierwszą kandydatką. Kiedy ruszyła do magla, drugi kandydat uśmiechnął się do mnie blado. — Jak tylko cię zobaczyłem, od razu zrozumiałem, że nie mam szans — rzekł. Ja pomyślałam coś podobnego, bo choć moje stopnie naukowe i referencje były lepsze, on miał większe doświadczenie. — Nie pleć głupstw — odparłam. — To może być każde z nas. Z nas dwojga, dodałam w myśli, bo było raczej pewne, że tamta dziewczyna nie ma szans. Jej wykształcenie było luźno związane ze stanowiskiem, doświadczenie właściwie nie ist-277 niało, a w czasie prezentacji mamrotała i gubiła się; zresztą sama treść prezentacji również nie była imponująca. Drugi kandydat wszedł na rozmowę i musiał wyjść od razu po jej zakończeniu, bo nie wrócił do pomieszczenia, w którym czekaliśmy. Pociłam się już przy wchodzeniu na rozmowę. Tylko nie wejdź pod stół, pomyślałam. I niczego nie upuść. Po drugiej stronie siedziały trzy osoby: wysoki chudy mężczyzna, starszy dżentelmen w okularach i kobieta koło trzydziestki z krótkimi ciemnymi włosami. Zajmowali się nami na zmianę. Podział zadań rychło stał się oczywisty: starszy mężczyzna mówił niewiele i najwyraźniej stał najwyżej w hierarchii. Chudzielec zadawał typowe pytania dotyczące
osobowości: co uważam za swoje słabe strony i jak widzę swoją karierę za pięć lat. Młodszej kobiecie pozostawili pytania natury technicznej i tych właśnie najbardziej się bałam, więc zastanawiałam się trochę dłużej. W pewnej chwili zauważyłam, że czekają na moją odpowiedź, ale pomyślałam, że tak jest lepiej, niż gdybym kluczyła bez celu. Po zakończeniu rozmowy wszyscy troje wstali razem ze mną. Oznajmili, że szybko dokonają wyboru, gdyż, jak powiedzieli, chcą, by nowy pracownik zaczął jak najprędzej. W ciągu najbliższych kilku dni mogę się spodziewać telefonu lub listu. Byłam ostatnią kandydatką, więc oni również wyszli z sali. Starszy mężczyzna i kobieta ruszyli do swoich gabinetów. Wysoki chudzielec natomiast zaproponował, że odprowadzi mnie przez hol. Staliśmy razem w windzie i milczeliśmy. Uśmiechnęłam się. — Pamiętam panią z konferencji przed trzema laty — rzekł. — Imponująca prezentacja. — Dziękuję. — Ale plama. Większa część mojej obecnej prezentacji została wzięta właśnie z tamtej i odświeżona. Szliśmy po wykładzinach cichymi korytarzami. Mężczyzna zaczął opowiadać o swojej pracy, która wyraźnie go pasjonowała. Lubię ludzi z pasją. Zadawałam mu konfrontacyjne 278 pytania, odgrywałam adwokata diabła, jednocześnie dając jasno do zrozumienia, że się z nim całkowicie zgadzam; w końcu wylądował razem ze mną na postoju taksówek i czekał, aż wsiądą. Podał mi życzliwie dłoń i zamknął za mną drzwiczki. Wciąż stał przy krawężniku, kiedy taksówka ruszała. Serce waliło mi mocno. Dobrze, pomyślałam. Teraz mam kogoś po swojej stronie. ¦ Alfabet londyńskiego seksbiznesu według Belle W-Z W jak whore [(ang.) — dziwka] Dziewczyna pracująca, prostytutka, cali girł, kobieta, której względy podlegają negocjacji. Nie sądzę, żeby któreś z tych określeń było bardziej uwłaczające od jakiegokolwiek innego. To tylko etykietka; nie wzbraniaj się przed nią, czerp z niej przyjemność. Oburzenie na słowo, jakim ktoś określa dziwkę, jest takie staroświeckie. Tak politycznie poprawne, tak głęboko tkwiące w latach dziewięćdziesiątych. Sprzedajesz seks, żeby zarabiać na życie — czego się spodziewasz, że nazwą cię „konsultantką w dziedzinie rozrywek erotycznych"? Ale określenie „seksterapeutka" nie byłoby takie złe. X jak Xerxes Kserkses był wielkim królem Persji w piątym wieku p.n.e. Nie udało mi się wymyślić dobrego tematu zaczynającego się na „x".
Y jak JOUth [(ang.) — młodość] W tym biznesie lepiej jest być młodym. To żelazna zasada — chyba że jesteś po czterdziestce, bo wtedy agencja pewnie doda ci mocną dychę, żebyś mogła lepiej odgrywać rolę niegrzecznej babci. Bądź przygotowana na to, że w swoim profilu nie znajdziesz własnego prawdziwego wieku. Jeśli aktorki dobrze po trzydziestce mogą dalej grać naiwne podlotki, to dlaczego ty nie możesz? Ale musisz pamiętać, komu jaką bujdę sprzedałaś, nie wypadać z roli. Klient płaci za złudzenie, dlatego sugestia, że miałaś dość lat, by głosować za Johnem Majorem, nie jest dobrym pomysłem. A może się okazać jeszcze gorszym, jeśli klient jest posłem Partii Pracy. Z jak zipper [(ang.) — zamek błyskawiczny] Ktoś kiedyś poprosił mnie, żebym go rozebrała, używając tylko zębów. Choć ogólnie brzmi to jak ciekawe zadanie, istnieje pewna rzecz, której nie da się rozpiąć samymi ustami, a jest to rozporek w męskich spodniach. Wiesz, jak musisz napinać mięśnie, kiedy odsuwasz suwak swoich własnych spodni? Nie dokonasz tego bez rąk. Minęło jakieś osiem minut, zanim ściągnęłam mu portki, i nastrój całkowicie prysł. mardi, le 1 juin Zadzwoniła Angel. Zrobiła mi niespodziankę, bo tylko miga mi od czasu do czasu i nie sądziłam, że jeszcze kiedyś się odezwie. Płakała. Siedziałam w taksówce i nie słyszałam jej dobrze, lecz zdawało mi się, że ona też jest w jakimś hałaśliwym miejscu, na ulicy albo przy wejściu do stacji metra. Powiedziałam, że jadę na spotkanie ze znajomym i że może do mnie zadzwonić później albo wpaść na kawę, jeśli chce pogadać. I wpadła. Uśmiechnięta i spokojniejsza, pozbierana; ja jednak wiedziałam, że to tylko kwestia czasu, kiedy się znów rozklei. Rzeczywiście się rozkleiła i wyglądało to bardzo efektownie. Ktoś ją właśnie rzucił. Jej związek — w tym miejscu musiałam się przyznać, że w ogóle nie wiedziałam, iż się z kimś spotykała — rozpadł się. Dowiedziała się o tym z e-maila. Byłam wstrząśnięta. — Jak mógł cię tak potraktować... — zagruchałam. Napełniłam automat wrzątkiem, pozwoliłam kawie się zaparzyć, po czym nalałam Angel parującego płynu. — Więc kto to był? — spytałam ostrożnie. — Nie wiedziałaś? — odpowiedziała pytaniem, zapłakana. — Będziesz się śmiała. — Okazało się, że był to mój Randkowy. Cholera jasna. — A najgorsze w tym wszystkim jest to, że on wciąż wzdycha do ciebie. 283 Cholera jasna do kwadratu. Jak się pociesza kogoś, kto właśnie został porzucony z powodu wspomnienia — między innymi rzecz jasna — i to mało ważnego?
— Tak mi przykro — wyszeptałam. — Ty dużo umiesz, jesteś utalentowana —jęknęła. — A ja tylko rozczarowuję ludzi. — Nie możesz brać tego do siebie. Jeśli ktoś jest tobą rozczarowany, to jego problem. — Prymitywne pocieszenie, wiem, ale nie wiedziałam, co powiedzieć. Ta dziewczyna była raczej moją znajomą niż przyjaciółką, i to taką, która przyprawiała mnie o stresy. Ale współczułam jej. Byłam po obu stronach tego równania. jeudi, le 3 juin Przed paroma tygodniami dostałam zaproszenie e-mailem. Jeszcze nie odpowiedziałam, bo nie wiem, co zrobić. Chodzi o weekend na wsi z okazji zaręczyn przyjaciela; zanosi się na dobrą zabawę z przyjęciem w ogrodzie i śpiewami po pijaku przy ognisku. W normalnych okolicznościach śmignęłabym tam jak na sprężynach, gdyby niejedna przeszkoda. Chłopak. Szansę, że nie dostał zaproszenia, są nikłe. Gdyby chodziło o mojego innego byłego, nie przeszkadzałoby mi to, ale nie miałam od niego znaku od przyjęcia urodzinowego jakiś czas temu, przyjęcia, na którym omal na siebie nie wpadliśmy; po tajemniczym samochodzie nie ma śladu, toteż nie wiem, czy wciąż o mnie myśli, czy mnie nienawidzi, czy całkiem zapomniał. I nie mogę się zdecydować, co byłoby najlepsze. Wystarczyłoby podnieść słuchawkę, zadzwonić do jego narzeczonej i zapytać, ale zdradziłabym moje zaniepokojenie, a wiem, że cudzy dyskomfort to dla tej pary gratka. Najlepiej siedzieć cicho. Z pewnością przydałby mi się weekend za miastem, lecz jak dotąd żadna inna opcja się nie pojawiła. 284 dimanche, le 6 juin Razem z N i A 3 przeprowadziliśmy dokładną analizę rozmowy kwalifikacyjnej. N nie ma pojęcia, co studiowałam, lecz przekonuje mnie, że dostanę tę pracę. A 3 natomiast pracuje w podobnej dziedzinie i pomrukuje coś sceptycznie. Czuję się, jakbym miała osobistego aniołka i diabełka, jak w kreskówkach. Choć myśl, że nosiłabym na plecach dwóch ważących razem prawie dwieście kilo facetów, trochę mnie śmieszy. mardi, le 8 juin — Na pewno przynajmniej biorą cię pod uwagę—rzekł N. — Kiedy pojechałem na rozmowę w Newcastle, zadzwonili do mnie, żeby powiedzieć, że nie dostałem u nich pracy, zanim zdążyłem wsiąść do pociągu powrotnego.
— Po co jeździłeś do Newcastle? — zapytałam. N spojrzał na mnie dziwnie. — Mniejsza z tym. Ważne jest, że powinnaś uzbroić się w cierpliwość. Dadzą ci znać w swoim czasie. Pewnie ma rację, ale to nie znaczy, że się nie martwię. Zastanawiam się, czy mogłam lepiej wypaść, bardziej profesjonalnie odpowiadać na pytania. Może coś w moim zachowaniu lub stroju wzbudziło ich niechęć? Może źle wypadłam na tle pozostałych kandydatów? A jeśli dostanę tę pracę, dopasuję się do zespołu czy nie? Czy pracują tam jacyś wysportowani mężczyźni? mercredi, le 9 juin Oto możliwe powody, dla których jeszcze się ze mną nie skontaktowano po rozmowie kwalifikacyjnej: 285 Postanowili zatrudnić kogoś innego i zapomnieli mi o tym powiedzieć. Postanowili mnie zatrudnić i zapomnieli mi o tym powiedzieć. Proponują pracę najpierw komuś innemu i czekają na odpowiedź, zanim odrzucą innych kandydatów. Odrzucają innych kandydatów, zanim skontaktują się z tym, który otrzyma pracę (tzn. ze mną). List zaginął w czasie transportu. List nie zaginął, lecz został doręczony pod zły adres. List został doręczony pod zły adres, ale właściciel mieszkania zmarł nagle i nikt nie znalazł dotąd ani jego, ani listu. List został doręczony pod zły adres, a właściciel domu ma psa, który pożarł mój list. List został doręczony pod właściwy adres, lecz w celu sprawdzenia mojej przytomności umysłu nadawca upodobnił go do tysięcy docierających do mnie codziennie ulotek, a ja przez pomyłkę go wyrzuciłam. List został mi doręczony i natychmiast uległ dezintegracji. List został mi doręczony, ale wkrótce potem doznałam silnego wstrząsu psychicznego, który całkowicie wymazał wspomnienie o liście i wstrząsie. Mój mózg zastąpił wymazane fragmenty czymś innym i teraz nie tylko nie pamiętam żadnego z tych zdarzeń, ale również nie mam niewyjaśnionych luk w pamięci. Cała rozmowa kwalifikacyjna tylko mi się przyśniła. List w ogóle nie został wysłany. Pracodawcy jeszcze nie podjęli decyzji. jeudi, le 10 juin Nie mogłam dłużej znieść czekania. Zadzwoniłam do działu personalnego. Kobieta po drugiej stronie była uprzejma, choć trzy razy musiałam jej podawać numer mojej sprawy. Prze-286 prosiła — pewnie wystąpiły jakieś problemy z pocztą wewnętrzną i listy nie zostały wysłane, mimo że decyzja już zapadła. Ona szukała informacji, a ja zagryzałam palce. — O, jest — powiedziała. — Wygląda na to, że dostała pani tę pracę. Serce skoczyło mi z radości. Uśmiechnęłam się szeroko.
— Naprawdę? — Pani jest Louise, tak? Moje serce runęło z hukiem w okolice żołądka. — Hm, nie. — Dziewczyna z twarzą jak pudding. Jak mogli wybrać ją zamiast mnie? — Och, przepraszam! — zaśmiała się nerwowo moja rozmówczyni. — Więc jednak pani się nie udało. — Podziękowałam i rozłączyłam się. Telefon od Doktora K, który przybył odwiedzić rodziców i chce przyjechać do mnie w przyszłym tygodniu. Moja obecna sytuacja ma przynajmniej tę zaletę, że daje mi sporo wolnego czasu. Dobre i to. Zdecydowałam się iść na przyjęcie zaręczynowe. Nic tak nie koi zranionej dumy jak alkohol i flirt. Tak więc pewnie spędzę weekend poza domem. Prawo Murphy'ego: jeśli w mieście panuje upał i duchota, ale wy-ściubię z niego nos, pogoda całkiem się popieprzy. A ja będę w sandałach i białych spodniach. Jeśli w ten weekend aura da się wam we znaki, możecie być pewni, że to moja wina. dimanche, le 13 juin Zalety seksu z byłym: • Nie ma niebezpieczeństwa, że doznasz szoku, widząc go pierwszy raz nagiego. To okropne znamię jest dokładnie w tym samym miejscu, w którym je zostawiłaś. 287 w 6 Po fakcie nie musisz zadawać niezręcznych pytań o numer telefonu. Jeśli go nie masz, to nie przez przypadek. • On zna twoje guziki, wie, ile ich jest, jak długo trzeba je naciskać, i czy powinien je naciskać od boku do boku, od góry do dołu czy po okręgu. A także wady: • Prawdopodobnie istnieje jakiś ważny, może nawet bardzo ważny powód, dla którego nie jesteście już razem. • Jedno z was pomyśli, że związek został reaktywowany. • Nie ma najmniejszej możliwości, że opowiesz o tym któremuś ze swoich znajomych, nie wychodząc przy tym na największą kretynkę na świecie. Wszak musieli cię znosić po waszym zerwaniu, prawda?
Niech to szlag. Muszę wprowadzić moją głowę w bliższy kontakt ze ścianą. Odezwę się, jak wbiję sobie do łba trochę rozumu. lundi, le 14 juin Więc jednak seks. Z kimś, z kim nigdy więcej się go nie spodziewałam. Z Chłopakiem. Z tym zakichanym Chłopakiem. Wciąż próbuję dojść z tym do ładu. To istny bajzel. Odwiózł mnie z powrotem do Londynu i teraz nie chce odejść. Ale muszę stwierdzić, że przed lekko nieprzytomną świetlistą fazą postkoitalną, zanim nastąpiło nieuniknione O-Rety-Znowu-Ty, było dobrze. A nawet lepiej niż dobrze. Siedział mi na piersiach i rżnął w usta, wziął mnie od tyłu, z góry i od spodu. Uśmiechnęłam się i zapytałam, jak to się stało, że tak dobrze manewruje językiem; pomyślałam, że nauczyła go tego jakaś genialna dziwka. 288 • Po fakcie nie musisz zadawać niezręcznych pytań o numer telefonu. Jeśli go nie masz, to nie przez przypadek. • On zna twoje guziki, wie, ile ich jest, jak długo trzeba je naciskać, i czy powinien je naciskać od boku do boku, od góry do dołu czy po okręgu. A także wady: • Prawdopodobnie istnieje jakiś ważny, może nawet bardzo ważny powód, dla którego nie jesteście już razem. • Jedno z was pomyśli, że związek został reaktywowany. • Nie ma najmniejszej możliwości, że opowiesz o tym któremuś ze swoich znajomych, nie wychodząc przy tym na największą kretynkę na świecie. Wszak musieli cię znosić po waszym zerwaniu, prawda? Niech to szlag. Muszę wprowadzić moją głowę w bliższy kontakt ze ścianą. Odezwę się, jak wbiję sobie do łba trochę rozumu. lundi, le 14 juin Więc jednak seks. Z kimś, z kim nigdy więcej się go nie spodziewałam. Z Chłopakiem. Z tym zakichanym Chłopakiem. Wciąż próbuję dojść z tym do ładu. To istny bajzel. Odwiózł mnie z powrotem do Londynu i teraz nie chce odejść. Ale muszę stwierdzić, że przed lekko nieprzytomną świetlistą fazą postkoitalną, zanim nastąpiło nieuniknione O-Rety-Znowu-Ty, było dobrze.
A nawet lepiej niż dobrze. Siedział mi na piersiach i rżnął w usta, wziął mnie od tyłu, z góry i od spodu. Uśmiechnęłam się i zapytałam, jak to się stało, że tak dobrze manewruje językiem; pomyślałam, że nauczyła go tego jakaś genialna dziwka. 288 — Nie wiem — odparł. — Po prostu dużo o tym myślę. Mój orgazm nastąpił szybciej, był silniejszy i dłuższy niż zazwyczaj. Przez chwilę myślałam: „Gdyby nie powiedział znowu czegoś głupiego, byłabym całkiem szczęśliwa". Drugie Prawo Murphy'ego: zanim upłynie pół minuty, ten facet otworzy usta i powie coś głupiego. Na dworze padało, więc nie mogłam pod byle pretekstem ewakuować się z mieszkania, pospacerować trochę i wrócić, kiedy już go nie będzie. mardi, le 15 juin Do seksu z byłymi nie ma zastosowania pytanie „czy" tylko Jak" (jak długo to potrwa, jak szybko się skończy i kiedy będę mogła odejść). Przyjaźnię się z większością byłych, a większość moich przyjaciół to moi byli i z zasady nie rżnę się z nimi później. Ale jest jeden czy dwóch, z którymi straciłam kontakt, a nie istniało między nami nic, na czym można zbudować przyjaźń. Chłopak był jednym z nich. Wczoraj, kiedy wychodził, zaproponował, że podrzuci mnie na spotkanie. Wielkie nieba, dzięki, pomyślałam, bo to oznaczało, że ruszy w swoją drogę i nigdy nie wróci. Ale zanim wyjechaliśmy, zapytał, czy mam przy sobie jakieś pieniądze. Nie miałam. Jeśli nie pracuję, to noszę przy sobie mniej drobniaków niż królowa. Wybrał trasę obok bankomatu, żebym mogła wyciągnąć pieniądze i oddać mu za pomidory, które mi kupił. (Notabene kupił je zamiast tych, które już miałam i którymi też się częstował. Wyszło więc na to, że dwa razy zapłaciłam za swoje pomidory). Wysiadłam z auta, potrząsając głową, i podeszłam do bankomatu. Wzięłam szeleszczącego dziesiątaka — pomidory tyle nie kosztowały, ale może ten facet zamierza pobrać dodatkową opłatę za moją bułkę? — i wróciłam. Włożyłam mu banknot do ręki, zatrzasnęłam drzwiczki i poszłam dalej pieszo. Minutę później odebrałam SMS-a: „Jadę po paliwo. Jeśli nadal chcesz, żebym cię podwiózł, wróć tutaj". 289 Nie odpowiedziałam. Zadzwonił. „Chcesz, żebym cię podwiózł?" — spytał. Tak, jeśli będziesz się zachowywał jak normalny człowiek. Powiedziałam, którędy idę, i że jeśli chce mnie podwieźć, może podjechać. Zadzwonił po minucie i powiedział, że jest na końcu tej ulicy i mnie nie widzi. Odparłam, że to dlatego, że wciąż idę. Rozłączyłam się. Zadzwonił jeszcze raz i zapytał, gdzie jestem. Opisałam ulicę, budynek, który właśnie minęłam, i dalszą trasę.
Rozłączyłam się. Przysłał następnego SMS-a: „To naprawdę głupie. Przez cały czas jadę dziesięć metrów za tobą. Jak zwykle dokładnie wiedziałem, co się stanie". Minutę później jego samochód podjechał z prawej strony. Stanęłam. Nachylił się i otworzył drzwi. — Właśnie dostałam twojego SMS-a — powiedziałam. — I co? — Cześć. — Zatrzasnęłam drzwiczki i poszłam. Samochód stał jeszcze przez chwilę, aż ktoś zatrąbił klaksonem; Chłopak podjechał do następnego ronda i zniknął. I to był koniec. Założyłam słuchawki. Następna piosenka opowiadała o tym, że ktoś wyszedł z domu. Czułam się dobrze i uśmiechałam tak mocno, że łzy napłynęły mi do oczu. mercredi, le 16 juin Wczoraj późnym wieczorem odebrałam telefon. Nie z pracy — A1 przechodził jakiś kryzys, bo jego kobieta gdzieś się zapodziała i nigdzie nie można jej było znaleźć. Dzwonił cztery razy i zostawił jakąś nie bardzo zrozumiałą wiadomość. Próbowałam oddzwonić, ale od razu połączyłam się z automatyczną sekretarką. Ach, ci chłopcy. Było późno, ale zdałam się na łaskę londyńskiej kolei podziemnej i pojechałam do niego. Na trasie ode mnie do domu A1 trzeba się dwa razy przesiąść. A o tej porze zawsze boję się, że się spóźnię na ostatni pociąg 290 i utknę na Earl's Court z biletem tygodniowym i bez pomysłu na to, co dalej robić. Metro jest bez wątpienia najbardziej antyspołecznym środkiem transportu, jaki wynaleziono. W autobusie możesz ocalić innych pasażerów przed swoimi zarazkami, kichając im na tył głowy. W metrze jesteś skazana na oddychanie wspólnym powietrzem z każdym nosicielem zarażonej flegmy stąd do Uxbridge. I mimo że stoisz z nosem pod pachą całkowicie obcych ludzi w mieszaninie wirusów gorszej niż w powieści Michaela Crichtona, nie wolno ci patrzeć ludziom w twarz. W normalnych warunkach byłoby to trudne. Mieszkańcy City to mistrzowie błyskawicznego taksowania: w ułamku sekundy potrafią ocenić człowieka, który wejdzie im w pole widzenia, i zlekceważyć go. Ale kiedy tkwisz w puszce pędzącej po wyboistych torach do Dollis Hill, zupełnie nie ma gdzie podziać oczu. Musisz patrzeć, ale ci nie wolno. Dlatego właśnie gazety są takie popularne: to tarcza, za którą możesz się schować, a także pretekst, by nie trzymać się uchwytu i potykać 0 zaspę gazet „Metro", leżącą w przejściu. Czekając na pociąg linii District, poczułam na sobie czyjś wzrok. Udałam, że zerkam na zegarek i
spoglądam w jedną 1 drugą stronę torów. Jakiś młodzik w garniturze. Pewnie z nudów obserwował wszystkich na peronie. W porządku. Potrzebowałam prysznica i snu, więc chyba nie zasługiwałam na drugie spojrzenie. Nadjechał mój pociąg; wsiadłam. Mężczyzna zajął miejsce naprzeciwko. Czy to było kolejne spojrzenie? Nie. Zignorować. Zerknęłam na jego dłoń. To była piękna, kształtna ręka. Bardzo atrakcyjna. Oparłam czoło na bocznym uchwycie. Kątem oka zobaczyłam, że zerknął na mnie kilka razy. Zdecydowanie więcej niż to konieczne. Ale nie było to spojrzenie drapieżnika. Prawdopodobnie zastanawiał się tylko, dlaczego o tej porze włóczę się po mieście; sama ciągle się nad tym zastanawiam, patrząc na innych ludzi. Pewnie nawalony. Kto trzeźwy jeździ metrem o tej porze, wystrojony w garnitur? 291 i utknę na Earl's Court z biletem tygodniowym i bez pomysłu na to, co dalej robić. Metro jest bez wątpienia najbardziej antyspołecznym środkiem transportu, jaki wynaleziono. W autobusie możesz ocalić innych pasażerów przed swoimi zarazkami, kichając im na tył głowy. W metrze jesteś skazana na oddychanie wspólnym powietrzem z każdym nosicielem zarażonej flegmy stąd do Uxbridge. I mimo że stoisz z nosem pod pachą całkowicie obcych ludzi w mieszaninie wirusów gorszej niż w powieści Michaela Crichtona, nie wolno ci patrzeć ludziom w twarz. W normalnych warunkach byłoby to trudne. Mieszkańcy City to mistrzowie błyskawicznego taksowania: w ułamku sekundy potrafią ocenić człowieka, który wejdzie im w pole widzenia, i zlekceważyć go. Ale kiedy tkwisz w puszce pędzącej po wyboistych torach do Dollis Hill, zupełnie nie ma gdzie podziać oczu. Musisz patrzeć, ale ci nie wolno. Dlatego właśnie gazety są takie popularne: to tarcza, za którą możesz się schować, a także pretekst, by nie trzymać się uchwytu i potykać 0 zaspę gazet „Metro", leżącą w przejściu. Czekając na pociąg linii District, poczułam na sobie czyjś wzrok. Udałam, że zerkam na zegarek i spoglądam w jedną 1 drugą stronę torów. Jakiś młodzik w garniturze. Pewnie z nudów obserwował wszystkich na peronie. W porządku. Potrzebowałam prysznica i snu, więc chyba nie zasługiwałam na drugie spojrzenie. Nadjechał mój pociąg; wsiadłam. Mężczyzna zajął miejsce naprzeciwko. Czy to było kolejne spojrzenie? Nie. Zignorować. Zerknęłam na jego dłoń. To była piękna, kształtna ręka. Bardzo atrakcyjna. Oparłam czoło na bocznym uchwycie. Kątem oka zobaczyłam, że zerknął na mnie kilka razy. Zdecydowanie więcej niż to konieczne. Ale nie
było to spojrzenie drapieżnika. Prawdopodobnie zastanawiał się tylko, dlaczego o tej porze włóczę się po mieście; sama ciągle się nad tym zastanawiam, patrząc na innych ludzi. Pewnie nawalony. Kto trzeźwy jeździ metrem o tej porze, wystrojony w garnitur? 291 Podniosłam wzrok. Patrzył na mnie niebieskimi oczyma. Beznamiętnie. Nie mogłam się powstrzymać i wyszczerzyłam zęby jak wariatka. Nie uśmiechnął się. Szybko odwróciliśmy głowy w drugą stronę. Och, ty szurnięta kretynko, pomyślałam. Nie mogę się powstrzymać, kiedy ktoś spojrzy na mnie niespodziewanie, i śmieję się. Musiał pomyśleć, że ma przed sobą kompletną idiotkę. Dwa przystanki. Znów odwrócił głowę w moją stronę. Spojrzałam na niego i znowu się uśmiechnęłam. A potem pokazałam mu język. Roześmiał się i odwrócił głowę. Kolejne dwa przystanki. Oboje wyraźnie odwracaliśmy od siebie głowy. Obsceniczne unikanie swojego wzroku. Moja stacja była coraz bliżej. Przeciągnęłam się. Widziałam, że na mnie patrzy, ale nie nawiązałam kontaktu wzrokowego. Co zamierza? Mogłabym mu pomachać, wysiadając. Mogłabym coś powiedzieć. Wstałam. Pociąg zwolnił, wjeżdżając na stację. Drzwi się rozsunęły. No, kiwnij przynajmniej głową, pomyślałam. A później: wysiądź za mną, wysiądź. Wyszłam na peron. Albo nie wysiadaj. Nie wysiadł. To tylko podpity szczeniak w garniturze wraca do domu. Pociąg odjechał i zniknął w mroku. (A 1 nic nie było, nawiasem mówiąc. Trochę zmęczony i rozemocjonowany. To znaczy nawalony). samedi, le 19 juin Byłam z koleżanką C w klubie. N miał się z nami spotkać później, przysłał SMS-a, że się spóźni. Stałyśmy przy barze z drinkami, unikając swojego wzroku i starając się nie słyszeć beznadziejnej, tandetnej muzyczki walącej z głośników. W naszą stronę przy dryfował jakiś facet. — Hej, moje panie — odezwał się, a ja pomyślałam, czy to nie za wcześnie, żeby być tak pijanym? — Są jakby urodziny 292 mojego przyjaciela, o, tam stoi... — Wskazał w stronę bezkształtnej plamy twarzy. C już ułożyła usta w uprzejmy uśmiech. Czy nie było jasne, że wcale nie czekamy, aż nas ktoś przygada?
Ale młodemu paniczowi chodziło po głowie coś innego niż przygadywanie nas. — Mój przyjaciel zastanawia się, czy zechciałybyście pokazać mu cycki. — Przykro mi, ale nie — odparła z uśmiechem C, spoglądając na swojego drinka. Ja również się uśmiechnęłam. — Jesteście pewne? Są jego urodziny i w ogóle. — Nie — oznajmiłam mniej uprzejmie i odwróciłam głowę. Wzięłyśmy po jeszcze jednym drinku. N bardzo się spóźniał. Próbowałyśmy rozmawiać, przekrzykując muzykę, która grała teraz jeszcze głośniej, ale sienie dało, więc tylko uśmiechałyśmy się niewyraźnie do siebie. C bawiła się pierzastymi frędzel-kami swojego wyjątkowo zmysłowego swetra. Podkołowało do nas dwóch mężczyzn. Ledwie się odwróciłyśmy na znak, że zauważamy ich obecność. To był ten sam chłopak z jeszcze jednym. — Witam panie — powiedział ten drugi. Pomyślałam, że mężczyźni zwracają się do kobiet per „pani" wyłącznie wtedy, gdy kpią z rycerskich póz. — Dzisiaj są moje urodziny i zastanawiałem się, czy zechciałybyście pokazać mi cycki? Przynajmniej nie zachowywał się niegrzecznie. C była niewzruszona. — Nie. — Nie — powtórzyłam jak echo. — Jesteście pewne? — zapytał przymilnym tonem. Czy to kiedykolwiek zdaje egzamin? — pomyślałam. Db licha, nawet nie zaproponował nam forsy. Czyli kobiety mają się zachowywać jak dziwki za darmo i uważa się to za dobrą zabawę, a prawdziwe prostytutki są przedmiotem kpin. Dziwne to wszystko. 293 — Nie — odezwał się jakiś głos zza pleców nieznajomych. To był N, o głowę wyższy od tamtych. Czmychnęli. N odwiózł nas obie. C to młoda dziewczyna, jeszcze prawie nastolatka. Właściwie ma dwadzieścia kilka lat, lecz zachowuje się jak osiemnastka. W przyjemny sposób. Rozmawialiśmy o małżeństwie. Interesowała ją sytuacja N, czemu wciąż jest sam.
Zapytała, czy chcę wyjść za mąż i pewnego dnia mieć dzieci. Powiedziałam, że nie. Ona też nie chciała. — Och, nie wierzę — rzekł do niej N. — Znajdziesz odpowiedniego faceta i to się po prostu stanie. Najeżyła się, ale nie spierała z nim. — A co sądzisz o mojej przyszłości? — spytałam. — Staropanieństwo? N spojrzał na jezdnię. Starannie dobierał słowa. — Myślę, że wybrałaś swoją drogę i nie chcesz, żeby ktokolwiek się wtrącał. Cenisz wolność ponad wszystko. Więc owszem, myślę, że właśnie to się stanie, jeśli tego zechcesz. Nie mówię, że nigdy nie zmienisz zdania, ale potrzebny byłby do tego wyjątkowy mężczyzna, a ty i tak jeszcze długo wolałabyś być sama. dimanche, le 20 juin Polegiwałam na łóżku, czytając. Zadzwonił telefon. To był Doktor K. — Na końcu ulicy, powiedziałaś? — Na początku. — Właściwie nigdy nie jestem pewna, gdzie jest koniec, a gdzie początek, ale jeśli nie widział numeru domu, to pewnie był po niewłaściwej stronie. Minutę później zadzwonił do drzwi. — Na początku ulicy? — Miał ładniejszy uśmiech, niż zapamiętałam. Przyjechał starym niebieskim autem. Wyjaśnił, że to jego brata. Wpuściłam go. 294 Postawił koło kanapy neseser, który trzymał w ręku. Ach tak, pomyślałam. Powinnam była schować poduszki i koce. Wolałabym, by nie myślał, że zakładam, iż będzie ze mną spał. Staliśmy naprzeciwko siebie z uśmiechem, nic nie mówiąc. — A więc. — A więc. Pójdziemy na spacer? — No to chodźmy. Włóczyliśmy się bardzo długo. Nawet nie zwróciłam uwagi na godzinę, póki słońce nie schowało się za drzewami. Opowiadał o rodzinie, o pracy. Mówił cudownymi ustami i rękoma. Usiedliśmy na ławce i obserwowaliśmy okrągłe kobiety wyprowadzające na spacer swoje maleńkie, jeszcze okrągłej sze pieski.
— Wracamy? — No to wracajmy. Zaproponowałam, że zrobię mu coś do jedzenia. — Szczerze powiedziawszy, nie jestem bardzo głodny — odparł. Ja też nie byłam głodna. Wyjął z neseseru dużą butelkę likieru. Na pewno nie było w nim miejsca, żeby zmieściło się coś jeszcze. Usiedliśmy w kuchni, postawiliśmy na stole miskę lodu i wykończyliśmy butelkę. Byłam podchmielona, on też, ale w przyjemny sposób, tak jak pierwszego wieczoru, który razem spędziliśmy. Kiedy butelka i szklanki zostały opróżnione, zaprowadziłam go do sypialni. Całowaliśmy się i pieściliśmy przez ubranie. — Twoje piersi są fantastyczne — stwierdził. — Mogę cię o coś spytać? O wszystko, pomyślałam prawie na głos. — Słucham. — Mogę wychłostać cię po piersiach? To znaczy przez koszulę. Podałam mu dyscyplinkę. Zaczął od lekkich uderzeń. Roześmiałam się. — Możesz mocniej — zachęciłam go. Uderzył mocniej. Zabolało. Byłam już chłostana mocniej, ale nie było tak przyje-295 mnie. Wciąż się śmiałam. On nic nie mówił, ale też się uśmiechał; wydawało się to niedorzeczne. Skończywszy, odłożył dyscyplinę i wsunął mi ręce pod koszulę. — Są ciepłe — rzekł, unosząc koszulę. Nie miałam na sobie stanika. — I różowe. — Przycisnął mnie do ściany i wziął w tej pozycji. Potem upadliśmy na łóżko i prawie natychmiast zasnęliśmy. lundi, le 21 juin Obudził mnie telefon. Byłam oszołomiona, więc odebrałam, nie patrząc na wyświetlacz. — Tak? — Halo. — To był Chłopak. Powinnam się rozłączyć, ale nie zrobiłam tego. — Gdzie jesteś? — zapytał. — W domu. — Nie było sensu kłamać. Ani czasu, żeby pomyśleć. — A ty? — Przed domem. — Och. — Odłożyłam telefon, przeciągnęłam się i delikatnym pchnięciem obudziłam śpiącego obok
Doktora K. — Mam gościa na dole — powiedziałam. Musiał zwrócić uwagę na ton mojego głosu. — Kto to? — Mój były. — Skrzywił się lekko. Zapytał, co chcę zrobić. — Chyba trzeba otworzyć drzwi. — Powiedział, że nie muszę. Że mogę zadzwonić na policję. Odparłam, że wiem. Ubraliśmy się. Zszedł do kuchni, a ja otworzyłam drzwi. W progu stał Chłopak, ubrany w szorty i koszulkę. Swój samochód zaparkował pod domem. Był sam. Zapytał, czy może wejść. Wpuściłam go. Skinął Doktorowi K, który był w kuchni. Przedstawiłam ich sobie. Spytałam, czy ktoś chce herbatę albo coś na śniadanie. Powiedzieli, że tak. Włączyłam radio. Wydawało się, że wszystko toczy się zbyt spokojnie. Odwróciłam się do kuchenki, na 296 której stała jajecznica, włożyłam chleb do piekarnika. Porozmawiałam z gośćmi o pogodzie (ładna), o tym, co puszczają w radiu (chłam), i o wiadomościach (przygnębiające). Wyjęłam talerze tej samej wielkości i postawiłam przed nimi. Chłopak od razu zabrał się do jedzenia, pochyliwszy głowę nad talerzem. Dziwnie było patrzeć na niego przy moim stole po upływie tych paru miesięcy. — A ty nie jesz jajecznicy? — spytał Doktor K. — Wystarczy mi kromka chleba — oświadczyłam. — Niskooktanowe paliwo — mruknął z uśmiechem. Milczeli. Nie mogłam usiedzieć na miejscu, zaczęłam chodzić po kuchni, skubiąc skórkę od chleba. Chłopak skończył szybko i zapytał, czy może skorzystać z toalety. Powiedziałam, że tak. Nigdy przedtem nie pytał. Po jego wyjściu Doktor K odwrócił się do mnie i spytał szeptem: — Czemu mi o nim nie powiedziałaś? — Nie sądziłam, że jest o czym mówić — odparłam równie cicho. — Nie widziałam go od miesięcy. Chłopak wrócił. Zapytał, czy może ze mną porozmawiać. Powiedziałam, że tak. Staliśmy w kuchni, milcząc, a Doktor K przyglądał się nam. Chłopak zapytał, czy może ze mną pomówić w pokoju. Powiedziałam tak. Weszliśmy na górę. Zostawiłam drzwi otwarte. Usiadł na łóżku i skinął ręką, żebym też usiadła. Usiadłam.
Wiedziałam, że w kuchni słychać każde słowo. — Chcę ci zadać pytanie i chcę, żebyś szczerze odpowiedziała — rzekł. Najeżyłam się. Jakie on ma prawo, żeby mnie o cokolwiek pytać? I kiedy to nie powiedziałam mu prawdy? — Tak? — Sypiasz z tym facetem? — Tak. — Spał tutaj tej nocy? — Tak — potwierdziłam i zaczęłam się zastanawiać, jak długo był przed domem. 297 1 — Nie mogę uwierzyć, że mi to zrobiłaś — rzekł. Nie posiadałam się ze zdumienia. Miałam prowadzić dla niego rejestr kochanków? Wciąż miałam przejmować się tym, co ten facet o mnie myśli, co ktokolwiek o mnie myśli? Poprosiłam go, żeby wyszedł. Był spokojny. Dziwnie spokojny. Zwykle jest nakręcony i gadatliwy, lecz tym razem zachowywał się spokojnie i z opanowaniem. Powiedział, że sam wyjdzie, ale nalegałam, że zejdę z nim na dół i odprowadzę go do drzwi. I wypuszczę. Wyszłam za nim i zamknęłam drzwi. Doktor K wciąż był w kuchni. Usłyszałam, że drzwi się zatrzaskują. Nie wzięłam ze sobą klucza. Jeśli Chłopak zamierzał się awanturować, nie chciałam pozwolić, żeby coś zrobił tamtemu. Będzie musiał zrobić to mnie. Odwrócił się; krew wróciła mu do policzków. — Muszę z nim pomówić — rzekł z nagłą niecierpliwością. — Nie — odparłam, krzyżując ręce. — Muszę z nim pomówić — powtórzył Chłopak. — Może cię sobie wziąć, ale chcę, żeby wiedział... żeby wiedział, co mi odbiera. — Niczego ci nie odebrał. Nawet nie wiedział, kim jesteś. Skąd miałby to wiedzieć? Pozwoliłeś mi odejść. Dwa razy. — Poprosił, żebym wpuściła go do środka. Odmówiłam. Poprosił jeszcze raz i jeszcze raz, a ja wciąż odmawiałam.
Nie sądziłam, że potrafiłby mnie pobić, ale nie mogłam na tym polegać i zastanawiałam się, kiedy puszczą mu nerwy. Na ulicy jak co dzień o tej porze zaczęli się pojawiać ludzie. Liczyłam, że to mnie uratuje, jeśli zajdzie taka potrzeba. Chłopak zrozumiał, że prośbami niczego nie wskóra. — Daj spokój! — syknął. —- Ten facet jest już duży. Potrafi o siebie zadbać. — Nie dotkniesz go? — spytałam. — Nie dotknę. — Kłamca. — Miał skrzyżowane ręce, ale widziałam, że 298 — Nie mogę uwierzyć, że mi to zrobiłaś — rzekł. Nie posiadałam się ze zdumienia. Miałam prowadzić dla niego rejestr kochanków? Wciąż miałam przejmować się tym, co ten facet o mnie myśli, co ktokolwiek o mnie myśli? Poprosiłam go, żeby wyszedł. Był spokojny. Dziwnie spokojny. Zwykle jest nakręcony i gadatliwy, lecz tym razem zachowywał się spokojnie i z opanowaniem. Powiedział, że sam wyjdzie, ale nalegałam, że zejdę z nim na dół i odprowadzę go do drzwi. I wypuszczę. Wyszłam za nim i zamknęłam drzwi. Doktor K wciąż był w kuchni. Usłyszałam, że drzwi się zatrzaskują. Nie wzięłam ze sobą klucza. Jeśli Chłopak zamierzał się awanturować, nie chciałam pozwolić, żeby coś zrobił tamtemu. Będzie musiał zrobić to mnie. Odwrócił się; krew wróciła mu do policzków. — Muszę z nim pomówić — rzekł z nagłą niecierpliwością. — Nie -— odparłam, krzyżując ręce. — Muszę z nim pomówić — powtórzył Chłopak. — Może cię sobie wziąć, ale chcę, żeby wiedział... żeby wiedział, co mi odbiera. — Niczego ci nie odebrał. Nawet nie wiedział, kim jesteś. Skąd miałby to wiedzieć? Pozwoliłeś mi odejść. Dwa razy. — Poprosił, żebym wpuściła go do środka. Odmówiłam. Poprosił jeszcze raz i jeszcze raz, a ja wciąż odmawiałam. Nie sądziłam, że potrafiłby mnie pobić, ale nie mogłam na tym polegać i zastanawiałam się, kiedy puszczą mu nerwy. Na ulicy jak co dzień o tej porze zaczęli się pojawiać ludzie. Liczyłam, że to mnie uratuje, jeśli zajdzie taka potrzeba. Chłopak zrozumiał, że prośbami niczego nie wskóra. — Daj spokój! — syknął. — Ten facet jest już duży. Potrafi o siebie zadbać.
— Nie dotkniesz go? — spytałam. — Nie dotknę. — Kłamca. — Miał skrzyżowane ręce, ale widziałam, że 298 jego pięści zaciskają się i rozwierają; kostki na dłoniach robiły się to białe, to różowe. Staliśmy dalej. Spojrzał na mnie. — Wsiadaj do samochodu i odjedź stąd — powiedziałam. Nie ruszył się. Powtórzyłam. Wtedy odszedł. Poszłam za nim do furtki i patrzyłam, jak wsiada do auta. Nie od razu włożył kluczyk do stacyjki. Zaczekałam, aż ruszy. Podeszłam do drzwi i zapukałam. Doktor K mnie wpuścił. Poszliśmy do sypialni i pieprzyliśmy się. mardi, le 22 juin Rano Doktor K zaczął się zbierać do wyjazdu. Musiał wracać na południe. Pościeliłam łóżko, gdy on pakował swój skąpy dobytek. Nie wiedziałam, czy się jeszcze zobaczymy; siniaki na mojej klatce piersiowej już blakły, ale być może przetrwają dłużej niż nasz romans. Nie wiedziałam tego i nie dbałam o to. Na rogu ulicy stał samochód, widziałam go z okna; Doktor K też o tym wiedział. Odprowadziłam go do auta i pomachałam mu, wróciłam do domu i zamknęłam za sobą drzwi. Zadzwonił telefon. Nie odebrałam. Kilka minut później znów zadzwonił. — Halo — odezwałam się. — Mogę wejść? — zapytał Chłopak. Powiedziałam, że nie, wyjdę do niego na dwór. Zamknęłam za sobą drzwi i wsunęłam klucze do kieszeni. Wzięłam ze sobą komórkę na wszelki wypadek. Chłopak wysiadł z samochodu i spotkał się ze mną przy furtce. Znów poprosił, żebym go wpuściła. Odmówiłam. Powiedziałam, że możemy pomówić w jego samochodzie albo w ogóle. Poprosił jeszcze raz, zobaczył, że nic z tego; ruszyłam za nim do samochodu. Usiadłam na fotelu pasażera i przymknęłam do połowy drzwi. 299 — Przepraszam, wiem, że tyle razy postąpiłem źle, bardzo mi przykro — wymamrotał.
Miał zaczerwienione oczy, a ramiona mu opadły. Poczułam ukłucie czułości, ale nic nie powiedziałam. Chłopak dalej przepraszał, płacząc. Pozwoliłam mu na to. Przypomniałam sobie, ile razy mi dokuczył i nie przeprosił, kiedy się spotykaliśmy, a ja mimo to rzucałam się, żeby go pocieszać i mówić, że to nie była jego wina. Tym razem nie będę mu przeszkadzać. Pozwolę mu zrzucić ten ciężar z piersi. Trudno było na to patrzeć. Wiedziałam, że mogę położyć temu kres. Wiedziałam, że mogę uczynić następne dziesięć minut łatwiejszymi dla nas obojga — może nawet dziesięć dni, gdybyśmy mieli szczęście i znów się nie pokłócili — mówiąc, że go przyjmę. Ale wiedziałam też, że kłótnia przez cały czas będzie się czaiła za rogiem. A ludzie się tak po prostu nie zmieniają, bez względu na to, co Chłopak mówił. Nie znaczy to, że nie zmieniają się w ogóle, lecz nie z dnia na dzień, a ja miałam już dość. I właśnie to mu powiedziałam. Szeptem. Że mam dość. Szlochał, ale przestał prosić. To naprawdę koniec, pomyślałam. Przypomniałam sobie, co powiedział N. Czy skazuję się na los, który sama sobie wybrałam? Czy to ostatnia szansa nie tylko dla Chłopaka, ale i dla mnie? W ogóle? — Tak bardzo cię kochałem — rzekł wreszcie. — Ja też cię kochałam. Wiedziałam, że to naprawdę jest ostatni raz. I wiedziałam, że on też wie. jeudi, le 24 juin Wróciłam z siłowni spocona i zmęczona. Wstawiłam czajnik bardziej z przyzwyczajenia niż z potrzeby napicia się czegoś 300 gorącego. Ale powiadają, że kiedy jest ci gorąco, powinnaś napić się herbaty. Na kuchennym blacie zadzwonił telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. To była menedżerka. Pomyślałam chwilę. Mało brakowało, a nie odebrałabym. Odebrałam. — Skarbie, jest zamówienie na dwie godziny... Czy ja się przesłyszałam? — Ach, tak. — Po tygodniach milczenia ni stąd, ni zowąd mówi mi o zamówieniu? — Jak się miewałaś? — Dobrze, skarbie, dobrze. Czy cię obudziłam? — Ja na to, że właśnie wróciłam z siłowni. Pochwaliła mnie. — Musisz trzymać formę — oświadczyła i przeszła do rzeczy: — Słuchaj, ten dżentelmen mieszka w Claridge, zamówił cię na dziesiątą.
— Dwugodzinne zamówienie z przejazdem i wszystkimi usługami. Przy najwyższej stawce za godzinę nie liczymy dodatkowo za niecodzienne usługi. Zagryzłam wargę. Darowany koń, któremu nie zagląda się do pyska, i tak dalej. Ale ja już umówiłam się w pubie z A 3. I od wieków nie byłam na woskowaniu. Samo przycięcie włosów łonowych zajmie godzinę. Poza tym byłam zmęczona, nic nie jadłam i mnóstwo innych rzeczy. — Przykro mi, ale obawiam się, że nie mogę. Jestem pewna, że któraś z dziewczyn z radością przyjmie zamówienie — powiedziałam cicho. — Podobał mu się twój profil, chce właśnie ciebie, skarbie. Mogę bawić się w drobne przekręty, ale nie takie, jak posłanie innej dziewczyny. Wielkie nieba! Co za niesłychana uczciwość u madame. Może jednak trzymałam kij z niewłaściwej strony? — Chciałabym, ale mam inne plany — oznajmiłam mocniejszym głosem. Pewnie bym zdążyła, a pieniądze też by się przydały. Nie chciałam jednak. A 3 będzie na mnie czekał, a ja nie wyobrażałam sobie lepszego wieczoru niż patrzenie, jak dopija moje piwo i ględzi o pracy. 301 — Dobrze, skarbie — rzekła śpiewnie menedżerka. — Ty zawsze jesteś taka zabawna. Usłyszymy się wkrótce? — Usłyszymy się wkrótce. Dobranoc. samedi, le 26 juin Jest słonecznie, a wylegiwanie się przed domem, choć to teren prywatny, daje intrygujące złudzenie, że publicznie opalasz się na golasa, więc piekę się od weekendu. Specjaliści od zdrowia powiedzą wam, że tylko całkowita abstynencja daje gwarancję; ja wierzę w bezpieczne opalanie. Przy wystawianiu delikatnego dziewczęcego ciała na promieniowanie słoneczne zawsze konieczna jest ochrona. Poza tym zastanawiam się, czy nadszedł już czas, by zacząć odbierać telefony. Powiadają, że świat jest jak otwarta ostryga. Nie znaczy to, że jadłam kiedyś ostrygę. Koszerność i te sprawy. Może więc raczej: powiadają, że świat jest jak siekana wątróbka. dimanche, le 27 juin
Jestem pisarzem, oznajmił klient. Naprawdę? Jakim? Piszę beletrystykę, odparł. Przytoczył listę bestsellerów „New York Timesa" i znany tytuł. Ach tak, Mickey Spillane. Zgadza się. Zawsze podobało mi się zakończenie powieści My Gun is Quick, powiedziałam. Kiedy Hammer zdziera peniuar z bohaterki. Ich jedyna wspólna namiętna noc. Usiadłam mu na kolanach; przesunął ręką po moich udach. — O, podwiązki — zauważył. Faktycznie je miałam. — Na co masz dziś ochotę? 302 — Prosty mężczyzna, proste przyjemności —¦ odparł. — Chcę się tylko spuścić do buzi nagiej kobiety. Zapłata za taką usługę może się wam wydać wysoka, lecz jeśli pomyślicie, ile pieniędzy i wysiłku trzeba poświęcić, żeby nakłonić jakąś kobietę do tego, aby się rozebrała i pozwoliła facetowi spuścić się sobie do buzi przed powrotem do domu, to cena nie wydaje się wygórowana. A rezultat gwarantowany. Zdjął mi majtki, rozebraliśmy się. Położył się na łóżku. — Przypominasz mi kogoś, w kim byłam kiedyś zakochana — powiedziałam. Spojrzał na mnie powątpiewająco. To była prawda: miał taki sam wysoki stan i szczupłe kończyny świętego z czternastowiecznej tempery. Sylwetka i twarz również przypominały mi A 2. Połaskotałam go po łuku stopy i pocałowałam wnętrze uda. Obciągałam mu przez kilka minut, a później zapytałam, czego jeszcze by chciał. Palcówkę, odparł. — Dawanie czy przyjmowanie? — Przyjmowanie. Rozłożyłam mu nogi i wsunęłam palce między krągłe pośladki. — Myślę, że pójdzie lepiej, jeśli będziesz miał pod sobą poduszkę. — Przystał na to z wdzięcznością. Miał miękki różowy odbyt bez owłosienia. Był czysty i lekko smakował mydłem. Znów wzięłam do ust jego członek i wilgotnym palcem połaskotałam dziurkę. Spuścił się szybko i mocno, napełniając mi gardło spermą. — To było tylko pół godziny — powiedziałam. Klient zapłacił za godzinę. — Podejrzewam, że drugi raz nie dasz rady? — Nie, przepraszam — odparł. — Za stary jestem, zbyt zmęczony. — Chcesz, żebym została i pogadała z tobą, czy mam wyjść? Albo mógłbyś odwrócić się, a ja wymiętosiłabym ci plecy marną imitacją masażu.
— Możesz spokojnie wyjść. Położę się spać szczęśliwy i zaspokojony. — Życzyłabym ci powodzenia z książkami, ale chyba nie jest ci to potrzebne. Muszę sobie którąś kupić. 303 __ Zacznij od wersji w miękkiej okładce i zobacz, czy ci się spodoba. Ubrałam się i poprawiłam szminkę na ustach. Pieniądze znajdowały się w hotelowej kopercie. — Czy to nie Dashiell Hammett powiedział, że nie płaci się cali girl za to, co robi, lecz za to, żeby sobie później poszła? — Prawdopodobnie tak — odparł z sennym uśmiechem. Po cichu zamknęłam za sobą drzwi. Przed hotelem stała tylko jedna taksówka. Wsiadłam. Taksówkarz błyskawicznie odstawił mnie do domu, śmigając wśród świateł i dźwięków miejskiego wieczoru. . J_E DE JOUR to literacki pset donim luksusowej prostytutki mii szkającej w Londynie. Jej interm towy blog www.belledejour.co.u notuje 15,000 odwiedzin dziennie W 2003 dziennik The Guardian przyznał mu tytuł „najlepiej napisanego brytyjskiego blogu". Na fali powodzenia powstały Intymne przygody londyńskiej cali girl (2005), bestseller w Wielkiej Brytanii, przetłumaczony następnie na 25 języków. W fazie produkcji znajduje się serial telewizyjny. Od 2005 Belle regularnie pisuje na temat seksu, m.in. do Cosmopo-litan i Esquire; publikuje też cotygodniowy felieton w Sunday Timesie. Jej następna książka The Further Adventures of a London Cali Girl ukaże się pod koniec 2006 roku.