Jenna Black
– Nikki Glass 02 –
Deadly Descendant
Tłumaczenie dla: Translations_Club
Tłumacz: mary003
Korekta: sylwikr
Korekta całości: Majj_
PROLOG
Ni...
3 downloads
9 Views
Jenna Black
– Nikki Glass 02 –
Deadly Descendant
Tłumaczenie dla: Translations_Club
Tłumacz: mary003
Korekta: sylwikr
Korekta całości: Majj_
PROLOG
Nie było nic fajnego w podłamaniu dziewczyny na duchu,
gdy ona już i tak miała kiepski dzień. Ostatnio miałam wiele kiepskich
dni.
Podniosłam pióro, zastanawiając się, czy będzie na tyle mocne, by
przełamać butelkę znajdującą się po drugiej stronie polany. Był tylko
jeden sposób, aby się tego dowiedzieć.
Skoncentrowałam wzrok na małej, ośmio-uncjowej butelce Coca –
Coli, a potem cofnęłam rękę i rzuciłam z całych sił pióro. Pióra nie są
idealnie aerodynamiczne, więc moja broń leciała trochę
niekonsekwentnie. Ale skoro byłam potomkinią Artemidy, bogini
polowania, mój cel był nieomylny. Pióro przebiło się przez butelkę Coca-
Coli, upadając na polanę, a ja podeszłam zobaczyć lepiej swój cel.
Zakołysała się, ale nie upadła ani nie złamała się. Mając
„nieomylny”, nie miałam na myśli rzutu ważnego gracza Ligi
Baseballowej. Regularna praktyka definitywnie sprawiała, że moje ramię
było coraz bardziej silne – bo kiedy zaczynałam, nigdy nie trafiłabym w
butelkę z tej odległości – ale byłam tu, by przełamać kilka rzeczy, a nie
tylko po to, by udowodnić, że mogłam w nie trafić. Pochyliłam się i
chwyciłam za torbę z ramiączkami, wypchaną małymi przedmiotami
użytku domowego. Wyciągnęłam satysfakcjonującą, ciężką, ceramiczną
tacę. Jak pewnie myślicie, to nie do końca nadawało się na śmiercionośną
broń, ale mogłam się założyć, że dałaby radę.
Zamiast rzucić zamachnięciem ręki, rzuciłam ją na wysokości
bioder, dzięki czemu wyglądała jak latająca frisbee. To nie był
najpiękniejszy rzut na świecie, ale był trudny i dokładny. Butelka rozbiła
się na satysfakcjonujące kawałeczki, siła uderzenia była wystarczająco
duża, by przełamać również i tacę. Poszło o wiele lepiej niż z piórem.
Gdybym rzuciła nią w jakąś osobę, mogłabym wywołać u niej naprawdę
poważne i liczne szkody.
– Myślałem, że drobny złodziej okradł dom, ale teraz widzę, że po
prostu zbierasz amunicję.
Głos dobiegał zza mnie, a ja nie mogłam się powstrzymać i trochę
pisnęłam z zaskoczenia, odwracając się, by znaleźć obserwującego mnie
Andersona Kane’a.
Anderson był przywódcą małej grupy Liberi – nieśmiertelnych
potomków starożytnych bogów – którzy posiadali swoje własne idee o
tym, że Liberi powinni wykorzystywać swoje umiejętności, aby uczynić
świat lepszym miejscem. Byłam najmłodszym i najbardziej niechętnie
widzianym członkiem tego zespołu. Wszyscy mieszkaliśmy razem w
rezydencji Andersona, chociaż osobiście nie mogłam tego miejsca nazwać
jeszcze domem. Nie zamierzałam zrezygnować z mojego mieszkania w
najbliższym czasie i starałam się spędzić noc we własnym łóżku
przynajmniej raz w tygodniu.
Anderson był również bogiem – nie tylko potomkiem boga, jak
reszta jego ludzi, ale prawdziwym bogiem, synem Tanatos i Alecto.
Śmiercią i zemstą dla swoich przyjaciół. Był również jedyną istotą we
wszechświecie – a przynajmniej z tych, które znałam – która potrafiła
zniszczyć nieśmiertelnego Liberi. Śmiertelni Potomkowie bogów mogli
ukraść nieśmiertelność Liberi zabijając go, ale tylko Anderson mógł tak
naprawdę ich zniszczyć, o czym przekonałam się na własne oczy, gdy
zredukował dwóch Liberi do niczego więcej, jak tylko stosu pustych
ubrań. Byłam jedną z dwóch osób, które znały jego sekretną tożsamość i
od kiedy znam prawdę, nie byłam w stanie patrzeć na niego tak samo jak
kiedyś.
– Czy wiesz, jak trudno jest mi znaleźć czas na to, by pobyć sama
w tym miejscu? – narzekałam na niego, bo choć przerażał mnie
piekielnie, starałam się tego nie okazywać.
Anderson spojrzał na zegarek.
– Widziałem cię szturmującą tu jakieś pół godziny temu.
Pomyślałem, że dałem ci wystarczająco dużo czasu, abyś porozmyślała o
czymkolwiek, o czym miałaś pomyśleć.
Zacisnęłam szczękę, żeby nie powiedzieć niczego, czego będę
mogła później pożałować. Anderson wyglądał dość normalnie, niezbyt
atrakcyjny, jak „przeciętny” facet. Średniego wzrostu, średniej budowy, o
średnio brązowych włosach… Sami wiecie. Ale widziałam go bez ubrania i
wiedziałam, że ponad wszelką wątpliwość nie chcę go wkurzyć.
– Nie rozmyślam – odparowałam. – Ćwiczę swój cel.
– Tak, widzę. Ale zauważyłem silną korelację między tym, co
ćwiczysz, a tym, że widać, że masz zły humor. Więc, mów, co się stało.
Sposób, w jaki sformułował zdanie – jak komendę, nie prośbę –
zadziałał mi na nerwy, ale tego popołudnia niemal wszystko działało mi
na nerwy.
– Nic, co by cię obchodziło – powiedziałam, brzmiąc nieco
bardziej ponuro, niżbym chciała. Czy wspomniałam, że to był naprawdę
kiepski dzień?
Anderson posłał mi jedno ze swoich upominających spojrzeń. Był
w tym naprawdę dobry, a ja postanowiłam pozbyć się go najszybciej, jak
się da, mówiąc mu, co mnie gryzie.
– W moim biurze był pożar – powiedziałam, kopiąc nogą skrawek
trawy. Teoretycznie byłam jeszcze prywatnym detektywem. A
przynajmniej taki napis widniał na drzwiach mojego biura. Miałam
odpocząć trochę od mojej pracy, gdy stałam się Liberi, ale teraz
próbowałam wznowić przynajmniej część mojego normalnego życia. I
może miałam teraz bezpłatne zakwaterowanie i wyżywienie w rezydencji
Andersona, ale nadal płaciłam czynsz za swoje mieszkanie, nie
wspominając o płatnościach związanych z samochodem. Przed moją
dzisiejszą wpadką jakoś udawało mi się pogodzić moje dwie prace. Nie,
nie wpadką, katastrofą.
– Jakiś idiota zostawił na noc włączony grzejnik i poszedł do
domu. Pomijając szkody wyrządzone dymem i to, że wszystko jest mokre
przez system zraszania, moje biuro jest kompletnie WYMARŁE –
kontynuowałam. Ubezpieczenie zwróci mi szkody, ale nie pokryje
utraconego interesu lub kosztów tymczasowego biura, które zamierzałam
znaleźć.
Kopnęłam w trawę ponownie. Nie tak dawno temu miałam
straszny wypadek samochodowy. Cóż, to była moja wina, a przynajmniej
częściowo. Emmitt Cartwright, jeden z Liberi Andersona, pojawił się
znikąd na środku oblodzonej drogi. Wiedział, że jestem śmiertelną
Potomkinią i dlatego czyniło mnie to jedną z niewielu osób na świecie,
które mogły go zabić. Wykorzystał mnie do popełnienia samobójstwa, a
zabijając go, skradłam jego nieśmiertelność i moje życie wywróciło się do
góry nogami.
Efekt domina tego wypadku przyprawiał mnie o ból głowy. Na
przykład, musiałam praktycznie opróżnić moje konto oszczędnościowe,
aby zapłacić za naprawę mojego samochodu, który został totalnie
zniszczony. Normalnie nie byłoby żadnych problemów, ale teraz, gdy nie
mam już żadnych pieniędzy, to zupełnie inna historia. Wyglądało na to,
że musiałam zrobić coś, czego nigdy w życiu bym nie zrobiła: zanurzyć się
w moim funduszu powierniczym.
Moi przybrani rodzice założyli dla mnie i dla swojej córki Steph
fundusz powierniczy, kiedy byłyśmy jeszcze dziećmi. Steph nie miała
żadnych skrupułów, by skorzystać z tych pieniędzy, ale ja stanowczo
odmówiłam dotknięcia ich. To było za dużo jak na dobroczynność i tak
jak ich kochałam, nigdy nie mogłam całkowicie przeboleć wrażenia, że nie
byłam ich „prawdziwą” córką. Do tego wszystkiego miała prawo jedynie
ich prawdziwa córka, a nie ja. Może i neurotyczne, ale tak właśnie było.
– Potrzebujesz trochę pieniędzy? – zapytał Anderson.
– Poradzę sobie – powiedziałam zgodnie z prawdą. Musiałam
pozbyć się swojej dumy i poczuć się jak hipokrytka korzystając z funduszu
powierniczego, ale nigdy nie stałam w obliczu takiego bankructwa.
Wszystko, co mogłam zrobić, to powiesić się za moją głupotę. – Nie
potrzebuję jałmużny.
Spojrzenie Andersona stało się iskrzące, jakby był zły, a ja od razu
przypomniałam sobie, z kim rozmawiam. To nie był typ osoby, z którą
chciałabym stoczyć walkę.
– Nie oferuję ci jałmużny – powiedział. – Oferuję ci pracę.
Jego odpowiedź kompletnie mnie zaskoczyła.
– Że co?
Zaśmiał się lekko, widząc moją minę.
– Starałem się dać ci trochę więcej czasu, abyś się
zaaklimatyzowała, zanim ci to zaproponuję, ale wygląda na to, że Los
chciał inaczej. Jedną z rzeczy, którą ja i moje ludzie robimy, jest pomoc
innym Liberi i ich rodzinom, którzy próbują uciec od Olimpijczyków.
Olimpijczycy to grupa Liberi pochodząca od greckich bogów.
Robią kilka naprawdę strasznych rzeczy, mordują całe rodziny
Potomków, by zatrzymać nieśmiertelność tylko dla siebie. Zdarza się, że
oszczędzają małe dziecko i wychowują je jako jednego z nich,
indoktrynują je do swoich własnych wartości, przywilejów i
okrucieństwa. Mieli całe stada takich Potomków, wszyscy walczą o
przywilej zostania Liberi przez ukradnięcie nieśmiertelności komuś
innemu. Ilekroć Olimpijczycy natkną się na Liberi, którzy nie pochodzili
od greckich bogów lub którzy nie chcą zaakceptować naturalnego
porządku rzeczy przyjętego przez Olimpijczyków, pozwalają swoim
Potomkom ich zabić i w ten oto sposób rodzi się nowy, kolejny
Olimpijczyk.
– Nie wszyscy, którym chcemy pomóc, dołączają do nas –
powiedział Anderson, uśmiechając się ponuro. – Czasami nie jestem
skłonny do wysłania zaproszenia.
Zmarszczyłam brwi.
– Więc jak pomagasz im dokładnie? Finansowo?
Skinął głową.
– To jeden sposób. Ale najważniejsze, że pomagamy im się ukryć,
upewniając się, że Olimpijczycy ich nie znajdą.
– To coś jakby program ochrony Liberi?
Uśmiechnął się.
– Dokładnie. – Uśmiech znikł. – Robiliśmy to od lat i pomogliśmy
wielu ludziom. Myślę, że odwaliliśmy cholernie dobrą robotę, ale nie ma
w tym samych plusów, straciliśmy kilka osób.
– Więc co chcesz, żebym robiła?
– Chcę, byś sporządziła całą dokumentację osób, które ukryliśmy.
Zobaczymy, czy znajdziesz jakieś błędy w zapiskach, a następnie
pomożesz nam przenieść je w jakieś lepsze miejsce w razie potrzeby. Będę
ci płacić tak długo, aż wszystko zbadasz i poprawisz.
Huk dzwonów ostrzegawczych rozległ się w mojej głowie.
Zostałam wciągnięta w zespół Andersona głębiej, niż mogłam to sobie
wyobrazić. Mieszkałam w cholernym pałacu, na litość Boską! Jako
dziecko spędziłam zbyt wiele czasu w rodzinach zastępczych, aby potem
nauczyć się nie polegać za bardzo na ludziach. Pomysł osiedlenia gdzieś,
bycia częścią rodziny, przynależności, był jak święty Graal. Nie był
prawdziwy i nie dałam sobie tego wmówić. Ostatnią rzeczą, jakiej
potrzebowałam, było pozwolenie Andersonowi uzyskać jeszcze więcej
haków na mnie, niż już miał.
– Dzięki za propozycję – odpowiedziałam. – Ale wolałabym zrobić
to na własną rękę. Nie spędziłam całego tego czasu, budując firmę, którą
rzucę przy pierwszym symptomie kłopotów.
Anderson prawdopodobnie odgadł z mojego tonu, że nie o to mi
chodziło. Nie byłam aż tak zaangażowana w swój interes, by odmówić z
jego powodu, ale to było najbardziej wygodne usprawiedliwienie, jakie
mogłam wymyślić. Oczywiście, powinnam wiedzieć, że Anderson nie
przyjmie odmowy.
– Być może w swojej propozycji nie wyraziłem się jasno –
powiedział Anderson. – Ludzie zostają zabici, bo niezbyt dobrze ich
ukryliśmy. Proszę cię o pomoc w ukrywaniu ludzi, którzy zostaną
zamordowani – lub co gorsze – ich przykrywka zostanie odkryta. Na
pewno uratowanie ich życia jest ważniejsze niż twoja niezależność.
Ach, wzbudzenie poczucia winy. To była bardzo skuteczna taktyka
przeciwko mnie, ale jednak…
– Chwileczkę. Chcesz, bym zbadała twoje zapiski i sprawdziła, czy
ci ludzie są dobrze ukryci?
– Tak.
Anderson nie był idiotą, a ja byłam pewna, że dokładnie wiedział,
o co mi chodzi. Jednak nie drgnął ani trochę, posyłając mi uprzejme
spojrzenie wypełnione ofertą. Coś w tych słowach mnie tknęło.
– Dlaczego, do diabła, chcesz prowadzić dokumentację osób, które
starasz się ukryć? To jak zakopać swój skarb i namalować w jego miejscu
gigantyczne X.
– Tylko jeśli Olimpijczycy posiądą te zapiski, ale oczywiście
jesteśmy bardzo ostrożni.
– Ale dlaczego?
– Wiesz dlaczego.
Oczywiście, że wiedziałam. Anderson był zdolny do bycia miłym
facetem, ale był również bezwzględnym i manipulacyjnym skurwysynem.
– Chcesz się upewnić, że ich znajdę, jeśli kiedykolwiek będą ci do
czegoś potrzebni.
Ukrycie uciekinierów Liberi dało Andersonowi ogromną przewagę
nad nimi. Jeśli czegoś potrzebował, a oni mu odmówią, mógł oddać ich
wszystkich w ręce Olimpijczyków. Nie wiem, czy był tak bezwzględny, by
to zrobić, ale to mogłoby dać mu szanse na zastraszanie ich.
– Nikki, może nie podoba ci się sposób mojego postępowania, ale
staram się utrzymać te osoby bezpieczne i chciałbym być pewien twojej
pomocy.
A ja potrzebowałam pieniędzy, chyba że zdecyduję się skorzystać z
funduszu powierniczego. Co było mniejszym złem: skorzystać z funduszu,
czy pozwolić Andersonowi jeszcze bardziej wciągnąć mnie do swojego
świata?
Byłam już i tak zmuszona do mieszkania w rezydencji Andersona z
powodu jego układu z Olimpijczykami. Uzgodnili, że Liberi mieszkający u
Andersona i ich rodziny będą dla nich niedostępni, a przez mieszkanie w
rezydencji było się „Liberi Andersona”. Gdybym nie mieszkała w
rezydencji, Olimpijczycy mieliby możliwość kontynuacji swoich wysiłków
zwerbowania mnie – wysiłki te obejmowały taką taktykę, jak na przykład
zgwałcenie mojej siostry. Dla Olimpijczyków był to uzasadniony atak,
tłumacząc się, że Steph nie należała do mojej rodziny, bo nie byłyśmy
spokrewnione. Anderson zabił drania, który skrzywdził Steph, a
Konstantin – który sam siebie mianował „królem” Olimpijczyków –
wysłał pozorne przeprosiny, wraz z obietnicą pozostawienia mojej
adopcyjnej rodziny w spokoju tak długo, jak jestem Liberi Andersona.
– Czy to ty zaaranżowałeś pożar mojego biura, bym łatwiej
zgodziła się na przyjęcie twojej oferty? – zapytałam, zastanawiając się
nad moją zdolnością postrzegania Andersona jako tego dobrego, a jednak
nadal byłam w stanie podejrzewać go o coś takiego.
– Nie – powiedział, nie obrażając się za to oskarżenie. – Zrobisz
to, by uratować kilka żyć, a nie dlatego, że potrzebujesz pieniędzy.
Anderson nie znał mnie od dawna, ale już mnie przejrzał. Gdyby
nie chodziło o taką stawkę, bez zastanawiania się, jako mniejsze zło,
wybrałabym fundusz powierniczy. Byłam już zmuszona polegać na
Andersonie, jeżeli chodzi o jedzenie i mieszkanie, a wszystko przez jego
głupi układ z Olimpijczykami. Poleganie na nim w związku z moim
wynagrodzeniem było czymś, czego raczej wolałabym uniknąć.
Ale poważnie, pieniądze trzeba było odłożyć na bok, i jak
mogłabym użyć swoich zdolności śledząc złych ojców, ludzi, którzy nie
płacili rachunków, skoro życie innych ludzi było zagrożone? Wiedziałam,
że to manipulacja. Ale wiedziałam też, że nie mogłabym spojrzeć sobie w
twarz, gdyby ludzie zginęli z powodu mojej egoistycznej niechęci, której
nie dało się nie pozbyć.
– Chcę z powrotem swoje dawne życie – powiedziałam skwaszona.
Anderson jak zwykle spojrzał na mnie wszystko wiedzącym
wzrokiem.
JEDEN
Początek stycznia nie był najlepszym okresem, aby cieszyć się
wyjściem na dwór w Arlington, ale Anderson i jego złośliwa żona, Emma,
kłócili się na cały dom, a to miejsce wydawało się być jedynym, gdzie nie
będę musiała tego słuchać. Zamknęłam za sobą drzwi, a wrzeszczące
głosy zostały stłumione w lekki szum. Zimne powietrze owiało moje
policzki i schowałam swoje dłonie do kieszeni kurtki, chcąc je uchronić
przed zimnem. Zdecydowanie to nie była moja ulubiona pora roku, ale
cisza była słodka i kojąca.
Myśląc przez chwilę o tym, jak poradzić sobie z zimnem,
siedziałam na malowniczym ganku, starając się udawać, że moje życie
należy tylko do mnie. Złudzenie to było trudne do utrzymania, kiedy
mieszkało się w rezydencji i spędzało czas pracując dla Andersona,
badając przykrywki, które wymyślił dla Liberi.
Rzeczywiście, wykonał zaskakująco dobrą robotę, w dużej mierze
dzięki Leo, potomka Hermesa, który stał się geniuszem komputerowym,
aby lepiej trzymać puls na swoim świecie finansów. Nie znalazłam zbyt
wiele rzeczywistych dziur, załatałam więc te małe, ale przede mną była
jeszcze długa droga, zanim uda mi się całkowicie skończyć.
Moje stopy zdrętwiały i zaczynałam się zastanawiać, czy wrócić do
środka, gdy zauważyłam nieznany mi samochód jadący przed podjazd.
Zadrżałam przez mroźne powietrze, gdy patrzyłam na samochód,
zastanawiając się, kto to mógł być. Nie mieliśmy zbyt dużo gości. To było
coś nowego. Ktokolwiek to był, oczekiwano go, bo aby wjechać do środka,
trzeba było poczekać na brzęczenie wydobywające się z domofonu.
Usłyszałam, jak drzwi za mną się otworzyły i odwróciłam się,
znajdując Andersona, który dołączył do mnie na ganku.
– Wracaj do środka, Nikki – powiedział, wskazując kciukiem dom.
– Mamy oficjalne spotkanie w salonie.
Przełknęłam swoją instynktowną ripostę. Nie lubię, gdy ktoś mną
kierował. Kilka dni temu, gdy myślałam, że Anderson jest tylko „Liberi”
pewnie bym mu coś odpowiedziała. Nie byłam nieśmiałą osobą, ale nie
mogłam patrzeć na Andersona inaczej jak na biały słup ognia, w który się
przekształcił, kiedy zdecydował ujawnić swoją prawdziwą tożsamość, a
obraz ten był wystarczający, aby zniechęcić mnie do otworzenia ust.
Stłumiłam chęć protestu i weszłam z powrotem do rezydencji,
podczas gdy Anderson czekał na werandzie na naszego tajemniczego
gościa. Ciepłe powietrze owiało mi policzki, które były prawdopodobnie
czerwone, wyglądając, jakbym się opalała. Zgaduję, że byłam trochę
dłużej na dworze, niż zdawałam sobie z tego sprawę.
Udałam się na formalne spotkanie do salonu. Ostatni raz
postawiłam w nim stopę, gdy Maggie oprowadzała mnie po rezydencji w
noc, w którą się wprowadziłam. To naprawdę był formalny salon, a Liberi
Andersona zdecydowanie wyglądali nieformalnie.
Sofa i wiele krzeseł były już wypełnione innymi członkami
domostwa Andersona, z chlubnym wyjątkiem Emmy. Domyślam się, że
po walce stoczonej z Andersonem była ponad to – a przynajmniej
chwilowo. To było prawie niemożliwe wygrać walkę z Andersonem, ale
Emma nie brała pod uwagę przegranej. Często zdarzało się, że po niej
szaleńczo wybiegała, a później była obrażona; innym razem kompletnie
nie reagowała, tylko wpatrywała się w pustą przestrzeń. Była więźniem
Konstantina przez około dekadę, aż ją znalazłam i uratowałam ( z pomocą
Andersona). Kiedy przywieźliśmy ją do rezydencji, była na najlepszej
drodze do katatonii, czasami czułam się winna, myśląc, że wolałam ją w
tej wersji.
Kobieta była niezrównoważona – co do tego nie było żadnych
wątpliwośc – i czasami miałam ochotę utrzeć jej nosa. Nie mogłam się nie
zastanawiać, czy – nie wszystkie, ale niektóre – „epizody” przedstawione
Andersonowi zostały sfałszowane, by miał jeszcze większe poczucie winy.
Czasami wydawało się to działać. Innymi razy nie tak bardzo.
Usiadłam na krześle, które okazało się być nieco twarde i miało
różne wypukłości na oparciu, które służyło bardziej celom ozdobnym niż
funkcjonalnym, i pochyliłam się do Maggie. Była mi najbliższą osobą w
szeregach Liberi.
– Jakieś pomysły, co jest? – zapytałam ją.
Wzruszyła ramionami.
– Mamy gości i zgaduję, że to Olimpijczycy, bo Anderson znowu
zaznaczył „mój dom, moje zasady”.
Wykrzywiłam twarz w jakiejś ohydnej minie. Anderson zaznaczał
tą frazę, gdy podejmował decyzje, które mogły nie spodobać się reszcie,
jak na przykład wtedy, gdy zaprosił mnie do rezydencji. Byłam pewna, że
gdyby doszło do głosowania, wyleciałabym bez żadnych argumentów.
Grono Liberi Andersona było zwarte, a ja trzymałam się trochę na
zewnątrz.
– Żałuję, że to przegapiłam – mruknęłam, a Maggie się
uśmiechnęła. Była potomkinią Zeusa przez Heraklesa i miała super siłę.
Była też bez wątpienia najmilsza z Liberi, których spotkałam. – Dlaczego
Olimpijczycy tu przyjechali? – zapytałam. Nie mogłam powiedzieć, że
byliśmy z nimi w stanie wojny, ale było dość blisko. Chyba wiedziałam, o
co Anderson i Emma się kłócili – o jej nienawiść do Konstantina i reszty
Olimpijczyków, która była dość epicka.
– Zgaduję, że zaraz się dowiemy – powiedziała, szarpiąc brodę do
przodu, gdzie Anderson prowadził ze sobą trzy osoby – dwóch mężczyzn i
jedną kobietę – do salonu.
Kobieta była drobna i delikatna, jak ja, ale na tym podobieństwo
się kończyło. Jej popielato blond włosy były ścięte jak u pazia i choć nie
była klasycznie piękna, przyciągała uwagę. Przypuszczam, że miałaby
około trzydziestu lat – gdyby nie była Liberi , co oznaczało, że tak
naprawdę mogła mieć ich tysiące. Jej postawa była królewska, prosto z
arystokracji, gdy szła z ...