David Brin
Wojna wspomaganych
Tom III cyklu Wspomaganie
W skład cyklu wchodzą:
1. Słoneczny nurek
2. Gwiezdny przypływ
3. Wojna wspomaganych
4. Rafa J...
2 downloads
9 Views
David Brin
Wojna wspomaganych
Tom III cyklu Wspomaganie
W skład cyklu wchodzą:
1. Słoneczny nurek
2. Gwiezdny przypływ
3. Wojna wspomaganych
4. Rafa Jasności
5. Brzeg nieskończoności
Dla Jane Goodall, Samh Hardy i wszystkich pozostałych, którzy pomagają nam
nauczyć się wreszcie rozumieć. I dla Dian Fossey, która zginęła w walce o to, by
piękno i potencjał mogły żyć.
Słownik i spis postaci
Anglie – Język najczęściej używany przez Terragenów – tych, którzy wywodzą się od ziemskich
ludzi, szympansów i delfinów.
Athaclena – Córka tymbrimskiego ambasadora Uthacalthinga. Dowódca Nieregularnej Armii Garthu.
Biblioteka – Starożytna, pełna odsyłaczy skarbnica wiedzy. Jedna z najważniejszych podstaw
społeczeństwa Pięciu Galaktyk.
Fiben Bolger – Neoszympans – ekolog i porucznik milicji kolonialnej.
Bururalli – Ostatni gatunek, któremu uprzednio pozwolono na dzierżawę Garthu. Świeżo
wspomożona rasa, która cofnęła planetę na bardziej prymitywne stadium rozwoju i omal jej nie
zniszczyła.
"Człowiek" – Termin używany w anglicu na określenie istot ludzkich obojga płci.
Dzikusy – Członkowie gatunku, który osiągnął status gwiezdnych wędrowców bez pomocy opiekuna.
"Fem" – Termin używany w anglicu na określenie człowieka płci żeńskiej.
Galaktowie – Starsze gatunki gwiezdnych wędrowców, które przewodzą społeczeństwu Pięciu
Galaktyk. Wiele z nich stało się "opiekunami", uczestnicząc w starożytnej tradycji
Wspomagania.
Garthianin – Legendarne, wywodzące się z Garthu stworzenie – wielkie zwierzę ocalałe z
Bururalskiej Masakry.
Gubru – Pseudoptasi gatunek Galaktów wrogo nastawiony do Ziemian.
Infi – "Nieskończoność" albo Pani Szczęścia.
Gailet Jones – Szymka – ekspert od socjologii galaktycznej. Posiadaczka nieograniczonego prawa
rozrodu ("białej karty"). Dowódca miejskiego powstania.
Kault – Thennański ambasador na Garthu.
Mathicluanna – Nieżyjąca matka Athacleny.
Lydia McCue – Oficer w Terrageńskiej Piechocie Morskiej.
"Mel" – Termin używany w anglicu wyłącznie na określenie człowieka płci męskiej.
Nahalli – Gatunek, który był opiekunem Bururallich i poniósł srogą karę za zbrodnie swych
podopiecznych.
"Nogopalce i kciuch" – Małe i duże palce stóp neoszympansa, które zachowały pewną zdolność
chwytną.
Megan Oneagle – Koordynator Planetarny wydzierżawionego przez Terran świata kolonialnego
Garth.
Robert Oneagle – Kapitan Garthiańskiej Milicji Kolonialnej, syn Koordynatora Planetarnego.
Pan argonostes – Gatunkowa nazwa wspomaganego podopiecznego gatunku neoszympansów.
Major Prathachulthorn – Oficer Terrageńskiej Piechoty Morskiej.
"Ser" – Termin wyrażający szacunek, używany w stosunku do starszego Terranina bez względu na
płeć.
Soranie – Starszy gatunek Galaktów wrogo nastawiony w stosunku do Ziemi.
Streaker – Statek międzygwiezdny z załogą złożoną z delfinów, który dokonał odkrycia o krytycznym
znaczeniu po drugiej stronie galaktyki, daleko od Garthu. Reperkusje tego wydarzenia
doprowadziły do obecnego kryzysu.
Suzeren – Jeden z trzech dowódców gubryjskich sił inwazyjnych. Każdy z nich odpowiada za inną
dziedzinę: Poprawność, Biurokrację i Armię. Ogólna linia polityczna określana jest przez
consensus całej trójki. Suzeren jest również kandydatem do gubryjskiej kasty królewskiej i
pełnej płciowości.
Sylvie – Samica neoszympansa posiadająca "zieloną kartę".
Synthianie – Jeden z nielicznych gatunków Galaktów otwarcie przyjaznych w stosunku do Ziemi.
"Szen" – Termin używany w anglicu na określenie neoszympansa płci męskiej.
"Szym" – Termin używany w anglicu na określenie członka podopiecznego gatunku neoszympansa
(samca lub samicy).
"Szymka" – Termin używany w anglicu na określenie neoszympansa płci żeńskiej.
Tandu – Galaktyczny gatunek gwiezdnych wędrowców cechujących się przerażającą drapieżnością
oraz wrogością w stosunku do Ziemi.
Thennanianie – Jeden z fanatycznych gatunków Galaktów wplątanych w obecny kryzys. Pozbawiony
poczucia humoru, lecz znany ze swego honoru.
Tursiops amicus – Gatunkowa nazwa wspomaganych neodelfinów.
Tymbrimczycy – Galaktowie znani ze swej zdolności przystosowania oraz zjadliwego poczucia
humoru. Przyjaciele i sojusznicy Ziemi.
Uthacalthing – Tymbrimski ambasador na kolonialnym świecie Garth.
Wspomaganie – Starożytny proces, za pomocą którego starsze gatunki gwiezdnych wędrowców
wprowadzają nowe, poprzez hodowlę i inżynierię genetyczną, do galaktycznej kultury.
Powstały w ten sposób "podopieczny" gatunek służy swym "opiekunom" przez okres
terminowania , aby spłacić zaciągnięty w ten sposób dług. Status gatunku Galaktów jest w
części określany przez genealogię opiekunów oraz listę wspomożonych podopiecznych.
Tymbrimskie słowa i glify
fornell – Glif niepewności.
fsu'usturatn – Glif wyrażający pełną współczucia wesołość.
k'chu–non – Tymbrimskie słowo na określenie dzikusów nie mających opiekunów.
k'chu–non kranu – Armia dzikusów.
kennowanie – Wyczuwanie glifów i fal empatycznych.
kiniwullun – Glif potwierdzający, że "chłopcy są chłopcami".
kuhunnagarra – Glif przeciągającej się nieokreśloności.
la'thsthoon – Intymność w parach.
lurrunanu – Penetrujący glif mający skłonić odbiorcę do podejrzliwości.
1'yuth'tsaka – Glif wyrażający pogardę dla wszechświata.
nahakieri – Głęboki poziom empatii, na którym Tymbrimczyk może niekiedy wyczuć tych, których
kocha.
nuturunow – Glif pomagający powstrzymać reakcję gheer.
pilanq – Wzruszenie ramionami.
rittitees – Glif wyrażający współczucie dla dzieci.
sh'cha'kuon – Zwierciadło ukazujące innym, jak wyglądają z zewnątrz.
s'ustru'thoon – Dziecko biorące sobie od rodzica to, czego mu trzeba.
syrtunu – Westchnienie frustracji.
syullf-kuonn – Oczekiwanie z radością na paskudny dowcip.
jsyulif-tha – Radość płynąca z rozwiązywania zagadki.
teev'nus – Daremność porozumiewania się.
jtotanoo – Wycofanie się z rzeczywistości wywołane strachem.
transformacja gheer – Wypływ hormonów i enzymów pozwalający Tymbrimczykom szybko zmienić
swą fizjologię, za pewną cenę.
tu'fluk – Nie doceniony żart.
itutsunucann – Glif pełnego strachu oczekiwania.
yusunitlan – Ochronna pajęczyna rozwijana podczas bliskiego kontaktu z innym.
jzunour–thzun – Glif stwierdzający, jak wiele jeszcze pozostało do przeżycia.
Wstęp
To dziwne, że tak mały nieważny świat, mógł osiągnąć tak wiele znaczenie.
Pomiędzy wieżami Miasta Stołecznego, tuż za hermetyczną, kryształową kopułą urzędowego
palankinu, wrzał hałaśliwy ruch. Żaden dźwięk nie przedostawał się jednak do środka i nie zakłócał
spokoju biurokracie z Kosztów i Rozwagi, który skoncentrował się wyłącznie na holoobrazie małej
planety, wirującym powoli w zasięgu jednego z jego pokrytych puchem ramion. Właśnie pojawiły się
błękitne morza usiane lśniącymi jak klejnoty wyspami. Biurokrata serwował je, gdy błyszczały w
odbitym świetle gwiazdy, znajdującej się poza polem widzenia.
Gdybym był jednym z bogów, o których mówią legendy dzikusów… – rozmarzył się biurokrata.
Jego lotki zgięły się. Odniósł rażenie, że musi tylko sięgnąć szponem i złapać… A jednak nie. Ten
absurdalny pomysł dowodził, że biurokrata spędził zbyt wiele czasu na poznawaniu nieprzyjaciela.
Szalone terrańskie idee zarażały jego umysł.
W pobliżu dwóch pokrytych puchem asystentów trzepotało cicho skrzydłami. Muskali pióra oraz
czyścili jasny naszyjnik biurokraty z myślą o oczekującym go spotkaniu. Dostojnik ignorował ich.
Autoloty i antygrawitacyjne arki umykały na boki, a ściśle wyznaczone pasma ruchu topniały w
jasnym świetle urzędowego pojazdu. Podobny status z reguły przysługiwał jedynie kaście
królewskiej, lecz wewnątrz palankinu biurokrata nie zauważał niczego. Schylił swój ciężki dziób nad
holoobrazem. Garth. Tyle już razy ucierpiał.
Zarysy brązowych kontynentów oraz płytkich błękitnych mórz były częściowo zatarte przez wiry
chmur burzowych, które wydawały się złudnie białe i miękkie, niczym upierzenie Gubru. Wzdłuż
jednego tylko łańcucha wysp lśniły światła nielicznych, małych miast. Poza tym wokoło świat
wyglądał na nietknięty. Jego spokój mąciły tylko gdzieniegdzie migotliwe uderzenia błyskawic
towarzyszących burzom. Łańcuchy symboli kodowych ujawniały mroczniejszą prawdę.
Garth był kiepską planetą, w którą nie warto było inwestować, W przeciwnym razie dlaczego
wydzierżawiono tam kolonię ludzkim dzikusom i ich podopiecznym? Galaktyczne Instytuty już dawno
spisały ten świat na straty. A teraz, mały, nieszczęśliwy świecie, wybrano cię na miejsce wojny.
Dla wprawy biurokrata z Kosztów i Rozwagi myślał w anglicu, zwierzęcym, nie
usankcjonowanym języku ziemskich istot. Większość Gubru uważała studia nad obcymi za
niewskazaną rozrywkę, teraz jednak wydawało się, że obsesja biurokraty nareszcie przyniesie mu
korzyść.
Nareszcie. Dzisiaj.
Palankin minął wielkie wieże Miasta Stołecznego. Wydawało się, że tuż przed nim wyrósł
gigantyczny budynek z opalizującego kamienia. Arena Konklawe, siedziba rządu całego gatunku i
klanu Gubru.
Nerwowe drżenie oczekiwania spłynęło w dół, wzdłuż grzebienia na głowie biurokraty, aż do
szczątkowych piór lotek. Wywołało to ćwierkanie skargi ze strony dwóch asystentów Kwackoo. Jak
mają dokończyć muskanie pięknych białych piór urzędnika – pytali – czy też wypolerować jego długi,
zakrzywiony dziób, jeśli nie może on siedzieć nieruchomo?
– Pojmuję, rozumiem, zastosuję się – odparł z pobłażaniem biurokrata w standardowym języku
galaktycznym numer trzy. Ci Kwackoo byli lojalnymi stworzeniami i można im było czasem pozwolić
na drobne zuchwalstwo. Aby się odprężyć, wrócił w myślach do małej planety, Garthu.
To najbardziej bezbronna z ziemskich placówek… najłatwiej ją wziąć na zakładnika. Dlatego
właśnie armia naciska na przeprowadzenie tej operacji, mimo że musi stawić czoła silnemu
naciskowi nieprzyjaciela w innych rejonach kosmosu. To będzie bolesny cios dla dzikusów. Być
może zdołamy ich w ten sposób zmusić, by oddali nam to, czego pragniemy.
Po siłach zbrojnych, stan kapłański jako drugi wyraził zgodę na plan. Stróże Poprawności orzekli
niedawno, że inwazji można dokonać bez żadnej ujmy na honorze.
Pozostawała administracja – trzecia noga Grzędy Przywództwa. W tym punkcie consensus został
złamany. Przełożeni biurokraty z Ministerstwa Kosztów i Rozwagi sprzeciwili się. Stwierdzili, że
plan jest zbyt ryzykowny. Zbyt drogi.
Grzęda nie może stać na dwóch nogach. Konieczny jest consensus. Konieczny jest kompromis.
Istnieją chwile, gdy gniazdo nie może uniknąć podjęcia ryzyka.
Ogromna jak góra Arena Konklawe stała się urwiskiem ociosanych kamieni zasłaniającym sobą
połowę nieba. Przed palankinem zamarzyły otchłanne wrota, które zaraz go pochłonęły. Grawitory
małego pojazdu cicho zamarły. Osłona kabiny podniosła się. Tłum Gubru w normalnym, białym
upierzeniu dorosłych, bezpłciowych osobników oczekiwał u wejścia na płytę lotniska.
Oni wiedzą – pomyślał biurokrata, spoglądając na nich prawym okiem – wiedzą, że już nie
jestem jednym z nich.
Drugim okiem spojrzał po raz ostatni na spowity w biel glob Garthu.
Wkrótce – pomyślał w anglicu – spotkamy się znowu.
Arenę Konklawe wypełniała orgia barw. I to jakich! Wszędzie wokół pióra mieniły się
królewskimi odcieniami – karmazynowym, bursztynowym oraz arsenowym błękitem.
Dwóch czworonożnych służących Kwackoo otworzyło ceremonialne wrota przed biurokratą z
Kosztów i Rozwagi, który musiał na chwilę zatrzymać się, by zasyczeć z zachwytu na widok
wspaniałości Areny. Setki pięknych, ozdobnych, delikatnych grzęd wiało rzędami wzdłuż tarasowych
ścian. Wykonano je z kosztowych gatunków drewna importowanych ze stu światów. Wszędzie wokół,
w królewskim splendorze, stali Władcy Grzędy gatunku Guru.
Biurokrata był dobrze przygotowany na ten dzień, a mimo to poczuł się dogłębnie poruszony.
Nigdy dotąd nie widział tylu królowych i książąt naraz!
Obcemu mogłoby się wydawać, że między biurokratą a jego władcami nie ma większej różnicy.
Wszyscy byli wysokimi, smukłymi potomkami ptaków-nielotów. Na zewnątrz jedynie uderzająco
barwne upierzenie Władców Grzędy odróżniało ich od większości przedstawicieli gatunku. Bardziej
istotne różnice leżały jednak wewnątrz. Byli to ostatecznie królowe i książęta, posiadacze płci oraz
Stwierdzonego prawa do sprawowania dowództwa.
Stojący najbliżej Władcy Grzędy zwrócili ostre dzioby na bok, by obserwować jednym okiem
jak biurokrata z Kosztów i Rozwagi wykonał pośpiesznie, drobiąc nogami, szybki taniec rytualnego
poniżenia.
Cóż za barwy!
Wewnątrz pokrytej puchem piersi biurokraty wezbrała miłość – fala hormonów wywołana przez
te królewskie odcienie. Była to odwieczna, instynktowna reakcja i żaden Gubru nigdy nie
proponował, by ją zmienić, nawet gdy nauczyli się już sztuki przemieniania snów i zostali
gwiezdnymi wędrowcami. Tym członkom gatunku, którzy osiągnęli cel ostateczny – barwę i płeć –
należała się cześć i posłuszeństwo ze strony tych, którzy wciąż byli biali i bezpłciowi.
To było samo sedno Gubru.
Było to dobre i słuszne.
Biurokrata zauważył, że przez sąsiednie drzwi na teren Areny wkroczyło dwóch innych
białopiórych Gubru. W ślad za biurokratą weszli na centralną platformę. Cała trójka zajęła nisko
położone stanowiska naprzeciw zgromadzonych Władców Grzędy.
Przybysz po prawej odziany był w srebrzystą szatę, zaś jego ciężką, białą szyję otaczał
prążkowany naszyjnik stanu kapłańskiego.
Kandydat z lewej miał u boku broń i nosił stalowe ochraniacze i szpony znamionujące oficera
armii. Barwy, jakie nadano czubkom piór jego grzebienia, wskazywały, że ma on stopień
pułkownika-jastrzębia.
Dwóch pełnych rezerwy białopiórych Gubru nie odwróciło się by okazać, że dostrzegli
biurokratę. On również nie pokazał po sobie, że ich widzi. Niemniej jednak przeszedł go dreszcz.
Jest nas trójka!
Prezydent Konklawe – stara królowa, której ongiś ogniste upierzenie wyblakło już do koloru
bladoróżowego – otrzepała pióra i otworzyła dziób. Urządzenia akustyczne Areny automatycznie
wzmocniły jej głos, gdy zaćwierkała celem zwrócenia na siebie uwagi. Otaczający ją ze wszystkich
stron królowe i książęta umilkli.
Prezydent Konklawe podniosła jedno szczupłe, pokryte puchem ramię, po czym zaczęła nucić i
kołysać się. Jeden po drugim pozostali Władcy Grzędy przyłączyli się do niej. Wkrótce cały tłum
błękitnych, bursztynowych i karmazynowych postaci kołysał się w jej rytmie. W królewskim
zgromadzeniu rozległ się niski, atonalny jęk.
– Zuuun…
– Od niepamiętnych czasów – zaćwierkała Prezydent w ceremonialnym trzecim galaktycznym –
zanim nadeszła nasza chwała, zanim zostaliśmy opiekunami, zanim jeszcze wspomożono nas i
uczyniono rozumnymi, było w naszym zwyczaju dążyć do równowagi.
Zgromadzenie zaśpiewało, tworząc kontrapunkt.
– Równowaga na brązowej glebie,
Równowaga wśród wichrów na niebie,
równowaga w największej potrzebie.
– Gdy jeszcze nasi przodkowie byli przedrozumnymi zwierzętami, zanim nasi opiekunowie
Gooksyu odnaleźli nas i wspomogli na drodze ku wiedzy, zanim posiedliśmy mowę czy narzędzia,
znaliśmy już tę mądrość, ten sposób podejmowania decyzji, ten sposób osiągania consensusu, ten
sposób kochania się.
– Zuuun…
– Jako półzwierzęta nasi przodkowie wiedzieli już, że musimy, musimy wybrać… musimy
wybrać trzech.
– Jednego, by polował i uderzał odważnie
dla chwały i posiadłości!
Jednego, by dumał rozważnie
o czystości i poprawności!
Jednego, by śledził uważnie,
co grozi jajek przyszłości!
Biurokrata z Kosztów i Rozwagi wyczuwał obecność pozostałych kandydatów po obu swych
bokach i wiedział, że ich również przenika, niczym prąd, świadomość wagi chwili i pełne napięcia
oczekiwanie. Nie istniał większy zaszczyt niż zostać wybranym w taki sposób, jak spotkało to ich
trójkę.
Rzecz jasna wszystkich młodych Gubru uczono, że to jest najlepsza metoda, gdyż jaki inny
gatunek równie pięknie łączył politykę filozofię z uprawianiem miłości i rozmnażaniem? Ten system
dobrze służył ich gatunkowi i klanowi od wieków. Doprowadził ich szczyt potęgi w galaktycznym
społeczeństwie. L teraz, być może, doprowadził nas do krawędzi zagłady. Nawet wyobrażanie sobie
tego mogło być świętokradztwem, lecz biurokrata z Kosztów i Rozwagi nie mógł nie zadać sobie
pytania, jedna z innych metod, które studiował, nie mogła mimo wszystko być lepsza. Czytał o tak
wielu formach rządzenia stosowanych przez inne gatunki i klany – autokracjach i arystokracjach,
technokracjach i demokracjach, syndykatach i merytokracjach. Czy nie jest możliwe, że któraś z nich
naprawdę była lepszym sposobem na odnajdywanie właściwej drogi w niebezpiecznym
wszechświecie?
Sam ten pomysł mógł oznaczać brak szacunku, lecz właśnie ten konwencjonalny sposób myślenia
był powodem, dla którego niektórzy z Władców Grzędy wybrali biurokratę, by odegrał dziejową
rolę. Podczas nadchodzących dni i miesięcy jeden z trójki będzie musiał mieć wątpliwości. Zawsze
było to rolą Kosztów i Rozwagi.
– W ten sposób osiągamy równowagę. W ten sposób docieramy do Consensusu. W ten sposób
rozwiązujemy konflikty.
– Zuuun! – zgodzili się zebrani królowie i książęta.
Potrzebne były długie negocjacje, by wybrać każdego z trzech kandydatów: jednego z armii,
jednego z zakonów kapłańskich i jednego z administracji. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, oczekujące
ich pierzenie przyniesie nową królową oraz dwóch nowych książąt. Wraz z niezbędną dla gatunku
nową linią genealogiczną jaj, nadejdzie też nowa linia polityczna powstała ze scalenia poglądów
trójki.
Tak – zgodnie z oczekiwaniami – miało się to skończyć. Początek jednak był zupełnie inny. Choć
przeznaczeniem ich było zostać kochankami, wszyscy trzej będą od początku również rywalami –
Przeciwnikami.
Gdyż królowa mogła być tylko jedna.
– Wysyłamy tę trójkę z misją o kluczowym znaczeniu. Misją zagarnięcia. Misją zniewolenia.
Wysyłamy ich również w poszukiwaniu jedności… w poszukiwaniu zgody… w poszukiwaniu
consensusu, który zjednoczy nas w tych niespokojnych czasach.
– Zuuun!
W tym pełnym entuzjazmu chórze dało się słyszeć, że Konklawe rozpaczliwie pragnie
rozwiązania, końca gwałtownych sporów. Trójka kandydatów miała dowodzić tylko jednym z wielu
oddziałów wysyłanych do boju przez klan Gooksyu-Gubru, najwyraźniej jednak Władcy Grzędy
pokładali w tym triumwiracie szczególne nadzieje.
Przyboczni Kwackoo wręczyli każdemu z kandydatów lśniące czary. Biurokrata z Kosztów i
Rozwagi wzniósł puchar i pociągną głęboki łyk. Płyn wydał mu się złocistym ogniem spływający w
dół gardła.
Pierwszy posmak Królewskiego Trunku…
Zgodnie z oczekiwaniami smakował on inaczej niż wszystko, co tylko można było sobie
wyobrazić. Już w tej chwili wydawało się, że białe upierzenie trzech kandydatów lśni w migotliwej
obietnicy barwy, która miała się pojawić.
Będziemy wspólnie walczyć, aż wreszcie jednemu z nas wyrosną pióra bursztynowe. Jednemu
wyrosną niebieskie. A jednemu, jak sądzono najsilniejszemu, temu, który wypracuje najlepszą linię
polityczną, przypadnie w udziale najwyższa nagroda.
Los przeznaczył ją mnie.
Mówiono bowiem, że wszystko zostało z góry zaaranżowane. Rozwaga musiała zwyciężyć w
nadchodzącym consensusie. Szczegółowa analiza wykazała, że pozostałe możliwości były nie do
przyjęcia.
– Wyruszycie więc – zaśpiewała Prezydent Konklawe. – Wy nowi suzerenowie naszego gatunku
i klanu. Wyruszycie, zwyciężycie w walce. Wyruszycie i upokorzycie heretyckich dzikusów.
– Zuuun! – krzyknęło radośnie zgromadzenie.
Dziób Prezydent opadł na jej pierś, jak gdyby ogarnęło ją nagłe przerażenie. Po chwili nowy
Suzeren Kosztów i Rozwagi usłyszał, co dodała cicho. – Wyruszycie i zrobicie, co będziecie mogli,
by nas ocalić…
CZĘŚĆ PIERWSZA
INWAZJA
Niech nas wspomogą, byśmy im weszli na ramiona.
Wtedy, patrząc nad ich głowami, ujrzymy kilka ziem obiecanych,
z których przyszliśmy i do których mamy nadzieję dotrzeć.
W.B. YEATS
Na sennym lądowisku Port Helenia przez wszystkie lata, jak przeżył tam Fiben Bolger, nigdy nie
było takiego ruchu. Port Piaskowa wznoszący się nad Zatoką Aspinal aż dudnił od paraliżującego,
infradźwiękowego warkotu silników. Pióropusze dymu przesłaniał silosy startowe, nie przeszkadzało
to jednak gapiom, którzy zebrali się przy zewnętrznym ogrodzeniu, w obserwowaniu całego tego
zamieszania. Ci, którzy mieli choć trochę talentu psi, mogli odgadnąć, w której chwili ma
wystartować gwiazdolot. Fale ogłupiającej n...