Dla Lily, która tyle razy zwracała się do mnie z prośbą: „Mamusiu, opowiedz mi bajkę”. Młoda damo, nie mogę się doczeka...
1 downloads
26 Views
2MB Size
Dla Lily, która tyle razy zwracała się do mnie z prośbą: „Mamusiu, opowiedz mi bajkę”. Młoda damo, nie mogę się doczekać, kiedy przeczytasz opowieści o Kylie i Delli.
Podziękowania
Wszystkim moim fanom, którzy piszą do mnie, by powiedzieć, że zarywają noce dla moich powieści i że dzięki nim na nowo zaczynają zastanawiać się nad wartością przyjaźni, miłości i radości. Dziękuję, że je czytacie. Mojej rodzinie i przyjaciołom, bo sprawiają, że moje życie jest kompletne. Wiecie, kogo mam na myśli. Każde z was stanowi fundament mojego życia. Mojej agentce Kim Lionetti, która zachęca mnie, bym słuchała swojego instynktu. I mojej redaktor Rose Hillard, której wiara we mnie jest dla mnie inspiracją. Dziękuję.
Rozdział 1
Della
Tsang przerzuciła nogę przez parapet okna swojej sypialni. Słońce wznosiło się już nisko nad horyzontem, dając akurat tyle światła, by niebo przybrało barwę krwawej czerwieni. Ten kolor przyprawił Dellę o ślinotok. Zaburczało jej w brzuchu. Potrzebowała krwi. Później. Najpierw musiała się zająć poważniejszymi sprawami. Wiedziała, co trzeba zrobić – nie spała z tego powodu przez pół nocy. Podmuch późnopaździernikowego wiatru sprawił, że czarne włosy zasłoniły jej oczy. Wiatr był zimny, ale nie tak jak wtedy, gdy miała gorączkę. Po tym, jak ocknęła się z dwudniowej śpiączki po tym, jak się odrodziła, co oznaczało rzadko spotykaną drugą przemianę w wampira, wszystkie objawy grypy jej przeszły. Zsunęła się z parapetu, a jej buty mlasnęły o wilgotną ziemię. Zatrzymała się przed domkiem, nasłuchując, czy nie obudziła swoich współlokatorek Mirandy i Kylie. Miała wręcz nadzieję, że ktoś jej będzie towarzyszył.
Odpowiedziała jej tylko cisza. Obie bardzo późno wróciły do domku po spotkaniach ze swoimi chłopakami. Della widziała się ze Steve’em, ale powiedziała, że jest zmęczona, i wcześnie poszła spać. Zrobiła krok, wciąż nasłuchując, czy któraś z przyjaciółek się nie obudziła. „Nie potrzebuję ich. Naprawdę”. Della musiała to zrobić sama. Powtarzała to sobie przez cały poprzedni tydzień. No, może nie dokładnie to, raczej: „nie z Chase’em”. Kłamliwym, przebiegłym wampirem, z którym została związana wbrew swojej woli, po tym, jak zdołał przekonać Steve’a, jej prawie chłopaka, by wymieszać swoją krew z jej krwią, dzięki czemu miała się zwiększyć szansa na to, że Della przetrwa tak zwane odrodzenie. Związani. Pamiętała, co na ten temat powiedział jej Chase. To łączy dwa wampiry. Stają się nawzajem prawie częścią siebie. Ich relacja jest porównywalna do związku bliźniąt jednojajowych albo bratnich dusz. Starając się o tym nie myśleć, Della rozejrzała się po ciemnym lesie. Czuła, że coś na nią czeka… Wzywa ją. Nie było już odwrotu. Zamknęła za sobą okno sypialni. Z lasu dobiegł odgłos pękającej gałązki. Odwróciła się w stronę drzew i pociągnęła nosem. Czuła tylko wilgotny, piżmowy zapach oposa. Ruszyła przed siebie. Gdy tylko zagłębiła się w las,
wszystko ucichło. Nawet drzewa zdawały się wstrzymywać oddech. Della była nosicielką wirusa wampiryzmu i została przemieniona prawie rok temu. Druga przemiana, niezwykle rzadka, oznaczała, że teraz stała się jeszcze szybsza i silniejsza – innymi słowy, mogła najpierw bić, a pytania zadawać potem. Oddałaby tę moc natychmiast, gdyby tylko mogło to przywrócić do życia Chana. Może i powinna doceniać to, co zrobił Chase. Że dopilnował, by przeżyła. Ale wolałaby, aby zrobił to dla jej ciotecznego brata. Burnett, komendant obozu, także odrodzony wampir, przetrwał ten proces bez transfuzji. Ona pewnie też by przeżyła. Poza tym Chase zrobił to po kryjomu i okłamywał ją aż do samego końca. A najgorsze było to, że kłamie dalej. Wysłała mu esemesa z pytaniem: Kto cię przysłał do opieki nade mną i Chanem? Odpowiedź: Nie wiem. Wykonuję tylko rozkazy. – To przecież wierutne kłamstwo. Poprzedniego wieczoru dostała od niego takiego esemesa: Pięć minut… Daj mi pięć minut. Jestem przy bramie. Odpisała: Dopóki nie uzyskam odpowiedzi, nie mam dla ciebie pięciu minut. Aż się wytłumaczy. Ten facet miał więcej tajemnic niż
wilkołak wyrzutek pcheł. Jeśli jej podejrzenia były słuszne, a mogłaby się założyć o swoje kły, że były, to Chase miał informacje na temat jej zaginionego stryja, który został przemieniony i jako nastolatek sfingował własną śmierć. Komu innemu mogło na niej zależeć? Kto jeszcze wiedział, że Chan był jej ciotecznym bratem? A jeśli to był jej stryj, to czemu nie zależało mu na tyle, by uratować także i Chana? Myśl o stryju sprawiła, że zaczęła myśleć o ojcu i o tym, jak łatwo się od niej odwrócił. A do tego bolało ją odkrycie, że był podejrzewany o zabójstwo własnej siostry. Nie mogła tego zrozumieć. Jej ojciec nie mógł tego zrobić. Nie był zdolny do czegoś takiego. Szła dalej, a jej buty zapadały się w błotnistej ścieżce. Tej nocy sporo padało. Leżała w łóżku i słuchała uderzeń kropli o blaszany dach domku. Nie był to jednak jedyny odgłos wody, jaki słyszała. W oddali szumiały wodospady. Nawet z jej wampirzym słuchem nie miała szans dosłyszeć ich z domku. A to znaczyło, że wodospady ją wzywają. Wodospady były magicznym, a zarazem niepokojącym miejscem, gdzie podobno lubiły przebywać anioły śmierci – mityczne stworzenia, które sprawowały sądy nad wszystkimi istotami nadnaturalnymi. Odgłos wodospadów stał się wyraźniejszy.
– Bez obaw. Idę. – Della nie zamierzała się cofać nie tylko dlatego, że wodospady ją wzywały. Nigdy nie należała do osób, które przychodzą na wołanie. Zdecydowała się na tę wyprawę, ponieważ pamiętała coś, co powiedziała jej kiedyś Kylie: Chodzę nad wodospady w poszukiwaniu odpowiedzi. Jeśli te anioły śmierci mogły odpowiedzieć na pytania Kylie, to – do cholery – mogły też odpowiedzieć na pytania Delli. I co z tego, że gdy poszła tam za wezwaniem ostatnim razem, to ktoś… na przykład same anioły śmierci… przywalił jej kamieniem w głowę. Przeszedł ją nerwowy dreszcz, ale wędrowała dalej. Była gotowa zaryzykować, byle tylko uzyskać odpowiedź. Ale jeśli to anioły śmierci walnęły ją w głowę, to lepiej, żeby uważały. Tym razem będzie ją znacznie trudniej unieszkodliwić. Im była bliżej wodospadów, tym mniej czuła niepokoju, za to ogarniało ją poczucie ciepła. Wyszła spomiędzy drzew i ujrzała kaskadę wody. Rozejrzała się wokół. Całość otaczały drzewa, których gałęzie wznosiły się wysoko, jakby obejmując wodospady i nadając temu miejscu wrażenie przytulności. Słońce, wciąż jeszcze wiszące nisko nad horyzontem, nadawało wszystkiemu złoty odcień. Powietrze było świeże, przesiąknięte zapachem natury i spokoju. Nigdy wcześniej nie zastanawiała się, jak pachnie spokój, ale
teraz wiedziała. Atmosfera przypominała Delli nastrój buddyjskiej świątyni, którą zwiedzała w Chinach, gdy miała dwanaście lat. Nagle, bez żadnych wyjaśnień, zyskała pewność, że to nie anioły śmierci uderzyły ją wtedy w głowę. – Więc kto? – powiedziała na głos i nie czuła się wcale głupio, zadając to pytanie lasowi. To, że ich nie widziała, nie znaczyło, że ich tu nie ma. Nie była sama. Czuła to. Po raz pierwszy, od kiedy zbudziła się ze śpiączki po odrodzeniu, czuła się… mniej samotnie. Czuła się kompletna. – Kto to był? – Szum wodospadu zmieszał się z czyimś głosem. Serce Delli podskoczyło. Uniosła wzrok i ujrzała wynurzającą się zza zasłony wodospadu postać. Kiedy go rozpoznała, cały spokój zniknął. – Co ty tu robisz? – zapytała. – Pewnie to samo, co ty. – Chase obrzucił ją spojrzeniem. – Słyszałem je całą noc. – Śledziłeś mnie – zawołała. Uśmiechnął się złośliwie. – Przecież to kompletnie nielogiczne. Byłem tu pierwszy. Jeśli już, to ty śledziłaś mnie. – Nieprawda. – Miotały nią sprzeczne uczucia, aż zaczęła zaciskać pięści. Czy powinna sobie stąd iść, by nie złamać słowa
i dalej z nim nie rozmawiać, dopóki nie powie jej, kto go tu przysłał? Czy raczej przejść przez wodę i skopać mu tyłek, by wydusić z niego prawdę? Wiedziała, na co ma ochotę. Co dziwne, skopanie tyłka w miejscu, które aż pachniało spokojem, wydawało jej się nieodpowiednie. Podjąwszy decyzję, obróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie. Miała nadzieję, że wampir pójdzie za nią do jakiegoś mniej uświęconego miejsca i tam będzie mogła mu nawtykać. – Hej! Zaczekaj! – zawołał. Zignorowała go. Zignorowała odgłos wodospadów. Szła dalej, skupiając wzrok na ziemi. Na tym, jak mlaskała pod jej stopami. Nagle na linii wzroku pojawiła się druga para obuwia. Della zatrzymała się, ale nie podniosła oczu. Nie musiała. Wiedziała, że to buty Chase’a. Serce znów jej podskoczyło. Wciąż zadziwiała ją jego prędkość. „Czy ja też jestem teraz taka szybka?” Nie miała okazji przetestować swoich możliwości. Zwłaszcza przy Burnecie, przyglądającym się uważnie jej mocom, i przy tych wszystkich sprawach, które miała na głowie. Ale te sprawy nie wymagały jej natychmiastowej uwagi, więc postanowiła skupić się na obecnej kwestii. Chase. Uniosła wzrok, a szczegóły jego postaci – szczegóły Chase’a – znów ją uderzyły. Gapiła się na niego, wchłaniając je niczym gąbka. Patrzyła, jak mokre czarne włosy oblepiają mu czoło. Jak biała koszulka opina jego tors, podkreślając każdy
mięsień. O ileż wydawał się potężniejszy. A może po prostu zapomniała, jak idealna jest jego sylwetka. Nienawidziła ideałów! – Hej. – Cichy głos Chase’a zdawał się płynąć w powietrzu, gdy wampir się do niej zbliżał. Skóra Delli wyjątkowo reagowała na tę bliskość. Może wcale nie nienawidziła ideałów aż tak bardzo. Czy on zawsze miał na nią taki wpływ, czy to tylko efekt tego głupiego związania? Warknęła, wkurzona na własną słabość. Ale za nic na świecie nie potrafiła się zmusić, by się cofnąć. „Patrz, ale nie dotykaj” – narzuciła sobie zasadę. Chase uśmiechnął się szeroko, zupełnie jakby czytał w jej myślach. Warknęła głośniej. – Twój widok to balsam dla zmęczonych oczu. – Wyciągnął rękę, by ją przytulić. Della zebrała się w sobie i cofnęła się tak gwałtownie, że na ziemi zostały koleiny. Nie zamierzała łamać zasady „patrz, ale nie dotykaj”. Podszedł bliżej. Ogarnął ją jego piżmowo-miętowy zapach. Uniósł rękę. Zassała przez zęby chłodne powietrze i powiedziała: – Jeśli mnie dotkniesz, to nie tylko z oczami będziesz miał problem! Chase uniósł dłonie w geście poddania, ale jego seksowny uśmiech zwiastował kłopoty. Nie zamierzała, nie mogła poddać się tym szalonym uczuciom. Przecież
część jej serca należała do kogoś innego. – Dobra, będę trzymał łapy przy sobie. – Spojrzał jej przez ramię na wodospady, a potem znów na nią. – Ale nie widzisz, że to przeznaczenie? Promień słońca przebił się przez liście drzew i rzucił na jego twarz wirujące cienie. Wtedy zauważyła, że Chase ma podbite oko. Biorąc pod uwagę, jak trudno jest nabić siniaka wampirowi, musiał to być potężny cios. – Jakie przeznaczenie? – zapytała, próbując nie przejmować się tym, że ktoś go uderzył. Zranił. Że Chase mógł zginąć. Związani… – To – powiedział, wskazując na ich oboje. – Jakie to? – zapytała. – My. – Co my? – My. Tu. Zmierzyła go wzrokiem. – Zapomniałeś, jak się mówi pełnymi zdaniami? – prychnęła. Roześmiał się. – No wiesz. Czy to nie dziwne, że oboje zostaliśmy tu zwabieni? – Przesunął się odrobinę, a złote światło padło mu na twarz. Jego włosy, wciąż mokre po wizycie pod wodospadem, wydawały się prawie czarne, a jasnozielone oczy lśniły w słońcu. Ale widząc znów sińca, Della poczuła ból współczucia pod swoim lewym
okiem. Musiała uważać, by się nie zapomnieć i nie utonąć w tych oczach, w uczuciach, których nie potrafiła wyjaśnić. – Ja nie zostałam zwabiona. – Jej serce zatrzepotało przy tej półprawdzie, a w oddali zaszumiał wodospad. – Przyszłam tu w konkretnym celu. – To była prawda. Wyprostowała się. – W jakim? – zapytał. – Znaleźć odpowiedzi. Odpowiedzi, których ty nie chcesz mi udzielić – powiedziała oskarżycielskim tonem. Położyła ręce na biodrach i spojrzała na niego. Co dziwne, zapomniała, jaki był wysoki. Górował nad nią. Nie była przyzwyczajona do tego, by czuć się małą albo kobiecą, ale w jego obecności tak właśnie było. Wsunął ręce do kieszeni dżinsów i zakołysał się na piętach. – Jakich odpowiedzi? Uniosła podbródek i przyjrzała mu się uważnie, próbując nie zwracać uwagi na siniec pod okiem ani nie martwić się, co robił, by go zdobyć. – Kto cię wysłał, żebyś sprawdził mnie i Chana? Przez moment wahał się, po czym stwierdził. – Już ci mówiłem. Rada Wampirów. – Ale gdy tylko wypowiedział te słowa, odwrócił wzrok, a Della wiedziała, że robił tak zawsze, gdy kłamał. – Bzdura! – odparła. – Wciąż coś przede mną ukrywasz.
Spojrzał na nią. – To nie kłamstwo. Rozkazy dostałem od rady. Przyjrzała mu się uważnie. Tym razem nie odwrócił się ani nie zamrugał. Czy to znaczyło, że mówił prawdę? Nie, wciąż mu nie ufała. Jeśli zdołał się nauczyć, jak kontrolować bicie serca, gdy kłamał – a przyznał, że to potrafi – to mógł też nauczyć się panować nad twarzą. Na pewno już odkrył, czemu Della ciągle podważa jego słowa. – Czy rada rozkazała ci, byś pozwolił umrzeć Chanowi? – Gdy tylko to powiedziała, poczuła, jak wraca jej pewność siebie. Nawet jeśli ta siła brała się z jej własnego poczucia winy, to i tak zamierzała z niej skorzystać. Chase westchnął, spuścił wzrok i wbił czubek buta w wilgotną ziemię. Kiedy znów podniósł głowę, w jego oczach mignął smutek. – Nie. To ja postanowiłem, że Chan sam będzie się musiał zmierzyć z odrodzeniem. Mówiłem ci. Podejrzewałem, że nie przeżyje. A gdybym próbował go uratować, nie mógłbym uratować ciebie. – Zdajesz sobie w ogóle sprawę, jak się czuję z tą świadomością? – Coś złapało ją za gardło. Chase pozwolił umrzeć Chanowi, by uratować ją. Opadły mu ramiona. W jego oczach pojawiło się współczucie. Nienawidziła współczucia. Tak samo jak litości.
Odwróciła się, a on złapał ją delikatnie. Przesuwał lekko kciukiem po jej łokciu. – Przykro mi. Ale za jego śmierć nie jestem ani trochę bardziej odpowiedzialny od ciebie. To nie my do niej doprowadziliśmy. I zrobiłem to, co uznałem za słuszne. Dla mnie też nie było to łatwe. Lubiłem Chana, ale był po prostu zbyt słaby. Skóra mrowiła ją w miejscu, gdzie jej dotykał. Przypomniawszy sobie o swojej zasadzie niedotykania, strząsnęła jego rękę. – I właśnie dlatego powinieneś był mu pomóc. Jeśli w rzece są dwie osoby, to ratuje się tę, która nie umie pływać. – I miałem pozwolić ci utonąć? – zapytał. – Może by mi się udało. Burnett przeżył. – Gdy tylko to powiedziała, przyszło jej do głowy, że Chase może nie wiedzieć o tym, że Burnett jest odrodzonym, ale jego brak zaskoczenia ją uspokoił. Chase zmarszczył brwi. – Burnett jest wyjątkiem. Przemianę przeżywa niecałe trzy procent odrodzonych. Miałaś nikłe szanse. – Mimo to zaryzykowałabym, gdybym tylko miała taką możliwość, ale jej nie miałam! Nie powiedziałeś mi nawet, że Chan nie żyje. A wiedziałeś! Nie raczyłeś mnie poinformować o całej tej kwestii odrodzenia i o tym, że jesteś tu, by mi pomóc. A czemu? Bo wiedziałeś, że się na to nie zgodzę. Chase kopnął leżący na ziemi kamień, który
przeleciał kilka metrów i z łoskotem uderzył w drzewo. – Czyli jestem niedobry, bo chciałem ci ocalić życie? Nachyliła się do niego. – Jesteś niedobry, bo nie byłeś szczery. Nadal nie jesteś. Zacisnął usta i skrzyżował ramiona na piersi. – No dobra. Nie powiedziałem ci wszystkiego. Możesz się o to na mnie złościć. Ale nie możesz zignorować tego, że jesteśmy związani. Czujesz to. Ja to czuję. Nie zaprzeczysz. – To patrz! Doskonale sobie radzę z zaprzeczaniem idiotyzmom! – syknęła, obiegła go i ruszyła przez las. – Boże, aleś ty uparta! – zawołał, a potem znów pojawił się tuż przed nią. Zatrzymała się gwałtownie i oparła o jego pierś, by nie upaść. Złapał ją w talii. Delikatnie. Jego dotyk sprawił, że serce zaczęło jej mocniej bić. – Powiedz mi prawdę albo odejdź – stwierdziła, cofając się. Dawała mu ostatnią szansę. – Dla kogo pracujesz, poza Radą Wampirów? I nie mów, że dla nikogo, bo mój detektor wciskania kitu uruchamia się za każdym razem, gdy tak twierdzisz.
Rozdział 2
Chase stał tak, wpatrując się w Dellę. Żałowała, że nie może mu czytać w myślach. W końcu jej cierpliwość się skończyła. – Odejdź! Jeśli Burnett odkryje, że tu jesteś, to… – I nagle uświadomiła sobie, że Burnett już dawno powinien był to odkryć. Uruchomiłby się alarm. Więc czemu komendant obozu nie zmywał teraz Chase’owi głowy i go nie przesłuchiwał? Coś tu nie grało. Spokojna mina Chase’a potwierdzała to. – Wie, że tu jestem. Widziałem się z nim. – W jego głosie słychać było szczerość. Della próbowała nie okazywać zawodu, ale zmarszczyła brwi. Czyżby Burnett znów zakumplował się z Chase’em? Przecież był na niego równie wkurzony jak ona, gdy młody wampir zebrał manatki i zniknął. – Kiedy skończyliśmy, poprosiłem, by pozwolił mi iść do wodospadów. Powiedziałem mu, że wciąż je słyszę. – Chase wzruszył ramionami. – Burnett powiedział tylko, że nie wolno mi się zbliżać do twojego domku, a tego nie zrobiłem. – Znów wzruszył
ramionami, jakby z poczuciem winy. – W każdym razie jeszcze nie. Ale pewnie przed odejściem i tak bym tam poszedł. Musiałem cię zobaczyć. Jak chce, to może się na mnie wściekać. Podszedł bliżej. Della cofnęła się o krok. – Po co spotkałeś się z Burnettem? – Rada mnie przysłała. – Dlaczego? Nie odpowiedział. Della miała już dość tych gierek, więc okrążyła go i pobiegła najszybciej, jak umiała, byle tylko się od niego oddalić. Odsunąć się od pokusy, by się do niego przytulić i odkryć, co tak naprawdę oznaczało związanie. „A może nic nie znaczyło”, zastanowiła się, pragnąc, by właśnie tak było. Tym razem jej nie gonił. „Dobrze”, pomyślała, nachylając się, by ominąć gałęzie, i popędziła dalej. Tego właśnie chciała. Więc czemu nie czuła radości? Czemu teraz wyraźniej słyszała wodospady? Czy to wodospady ją wabiły? Czy Chase? Wysłali go po ciebie – usłyszała głos. Zatrzymała się gwałtownie. Skąd się wziął ten cholerny głos? Rozglądała się wokół. Słyszysz mnie? Tym razem była pewna, że głos nie dobiegał ani
z lewej, ani z prawej, ale z jej wnętrza. Już wcześniej słyszała taki wewnętrzny głos. Chan? Ale przecież on przeszedł na drugą stronę. Tego była pewna. A może czekał, aż JBF, drużyna z Jednostki Badawczej w Fallen – organ FBI zajmujący się istotami nadnaturalnymi – odda jego ciało, by je pochować? Słuchasz mnie? – Tak – odpowiedziała Della, uświadamiając sobie, że to głos kobiecy. – Lorraine? – wyszeptała imię zamordowanej dziewczyny, ducha, którego słyszała w swojej głowie ostatnio. Holiday zapewniała ją co prawda, że Lorraine już przeszła na drugą stronę… Więc kto to, do cholery, był? Czyżby kręcił się przy niej jakiś nowy duch? – Cholera! – mruknęła. Słyszysz mnie? – powtórzył głos, jakby się z niej naśmiewał. – Wolałabym nie słyszeć. – Serce Delli zaczęło bić mocniej. Próbowała opanować ogarniającą ją panikę. Odetchnęła głęboko, starając się zachować spokój. Już kiedyś zajmowała się duchami. Najpierw kontaktowała się z Chanem, a potem z Lorraine. To nie powinno jej przerażać. Kogo próbowała oszukać? Komunikowanie się z duchami było rzadką umiejętnością, która przerażała większość istot nadnaturalnych. Ją także. Adrenalina przyprawiła ją o gęsią skórkę na karku, która szybko
rozprzestrzeniła się aż do palców u stóp. Rada Wampirów wysłała go po ciebie – powtórzył głos. – Nie jesteś ciekawa? Po raz pierwszy naprawdę zrozumiała, co mówił głos. – Czego chce ode mnie Rada Wampirów? – powiedziała głośno. I nagle niepokój zastąpiła… „Kurde, pewnie, że jestem ciekawa”. Musiało chodzić o jej stryja, do cholery! Odwróciła się na pięcie i pognała przed siebie. Pędziła na złamanie karku, ale liczyła, że nic sobie nie zrobi. Odgłos butów uderzających o mokrą ziemię był tłem dla szumu wodospadów. Kiedy się do nich zbliżyła, zobaczyła, jak postać Chase’a znika za ścianą wody. A przynajmniej sądziła, że to on. W gruncie rzeczy to mógł być każdy. Nic jej to nie obchodziło. Ciekawość i coś jeszcze… Coś, czego nie potrafiła wyjaśnić, pchało ją naprzód. „Związani”. To słowo odezwało się w jej sercu niczym wytłumaczenie, ale nie chciała w to wierzyć. Biegła dalej, rozchlapując wodę strumienia. Wbiegła pod ścianę wody, chłodną, ale nie zimną. Rzęsiste krople oblały jej twarz i spłynęły po ramionach, przemaczając ubranie. Gdy tylko znalazła się po drugiej stronie, przestała cokolwiek widzieć. Pochłonęła ją kompletna ciemność. Zamrugała, by oczy przyzwyczaiły się do mroku.
Sekunda. Dwie. Zero światła. Nic. Ucichł nawet odgłos wodospadu. Coś tu było nie tak.
Rozdział 3
Uwięziona.
Skurczona. Głodna. Della siedziała na
zimnej ziemi. Te emocje ogarnęły ją niczym ogień naftę. Wtedy to usłyszała. Czyjś oddech. Wdech. Wydech. Powietrze wciągane w czyjeś płuca. Przypomniała sobie, że nie jest sama. – Chase? – Wyszeptała jego imię, ale wymawiając je, wiedziała, że to nie on. To był Liam. Ale kim, do cholery, był Liam? Nie znała żadnego Liama, więc skąd wiedziała, jak ma na imię? Serce zabiło jej mocniej. Poczuła na języku krew. No kurde! Co się działo? – Wszystko w porządku? – odezwał się jakiś głos, głos Liama. – Nie – odparła Della. „Jestem prawie pewna, że tracę rozum”. – Masz, napij się jeszcze trochę.
Wyczuła innego wampira. Liam był wampirem. Ale już to wiedziała. Skąd mogła coś wiedzieć i nie wiedzieć zarazem? Ramię, silne ramię z krwi i kości, przysunęło się do jej ust. – No masz, napij się jeszcze trochę. Podciągnęła kolana pod brodę, a jej pusty żołądek skręcił się, gdy zrozumiała, co jej proponuje. Wampiry nie pijały krwi innych wampirów. Przynajmniej te, które znała. – Nie. – Della odsunęła jego ramię, ale dotykając go, poczuła pod palcami malutkie ranki… Zupełnie jakby to były ślady po zębach. Kiedy oparła rękę na nagim kolanie, poczuła takie same ranki na swoim nadgarstku. – Zrób to, Natasho. Proszę, nic mi nie jest. – Znów przysunął rękę do jej ust, a ona odsunęła ją delikatnie, w pragnieniu bliskości przytrzymując jego dłoń odrobinę dłużej, niż było trzeba. Chciała mu powiedzieć, że nie jest Natashą, ale byłoby to kłamstwo. Byłą Natashą. W jakiś dziwny sposób znalazła się w Natashy. A potem przypomniała sobie, że już kiedyś jej się to przydarzyło, z Lorraine. Ale Lorraine nie żyła. A ta dwójka… Zamrugała, próbując się zorientować, gdzie się znajduje. Widziała tylko ciemność. Była zamknięta z chłopakiem o imieniu Liam w ciemnym, wilgotnym miejscu, które pachniało mokrą ziemią. Na ustach czuła smak krwi. I wtedy coś do niej dotarło. Nie byli martwi. Nie czuła się martwa.
Oni próbowali przetrwać. A w tym celu żywili się sobą wzajemnie. – Naprawdę, nic mi nie jest – powtórzył Liam. – Nie jestem głodna – skłamała. Ledwie zauważyła zatrzepotanie serca, wsłuchując się w swój własny głos. Nie Delli, ale Natashy. Kim była Natasha? Zaczęła ją ogarniać panika. Wbiła palce w mokrą ziemię, na której siedziała, i prawie krzyknęła z bólu. Najwyraźniej już próbowała wykopać się spod ziemi gołymi rękami. I się nie udało. Nie mogli się ciągle żywić sobą wzajemnie. Ona i Liam umrą. Nie, to Natasha i Liam umrą. Ta świadomość wcale nie poprawiła Delli samopoczucia. Ogarnęło ją pragnienie, potrzeba uratowania Natashy i Liama. Miała wrażenie, że ta potrzeba wytatuowała się w jej duszy, jakby była częścią jej przeznaczenia. I jeśli tego nie zrobi, to umrze nie tylko Natasha i Liam, lecz także jakaś część niej. Część jej duszy. Uratuj ją! Uratuj ją! – rozległy się w oddali słowa. Ten sam głos, który słyszała, nim dotarła do wodospadów. Duch? Może. – Wszystko w porządku? – dał się słyszeć inny głos, głęboki, męski. Wdarł się w jej myśli.
– Wszystko w porządku? – powtórzył ten sam głos. Tym razem to nie był Liam. Głęboki tenor przepełniony był pewnością siebie, którą rozpoznawała. Tonem, który wbrew sobie podziwiała. Pojawiło się jeszcze inne uczucie i w jej sercu rozbrzmiało jedno słowo. Związani. Chase. Wyrwała się z tego dziwnego stanu, przypominającego sen. Chase trzymał ją za ramiona i delikatnie nią potrząsał. – Hej. Co się dzieje? – zapytał, marszcząc brwi. Usta zbielały mu od zaciskania. – Odpowiedz. – Dotknął jej twarzy. Przesunął dłońmi wzdłuż jej ramion. A jego dotyk był… taki przyjemny. A nie powinien być. – Dello? – Przestań mnie głaskać. – Pacnęła go w rękę i cofnęła się o krok, rozglądając się po jaskini. – Ja cię nie… Co się stało? – zapytał. Dech jej zaparło, gdy zastanawiała się, jak długo tak stała, zagubiona w tym innym miejscu. No, może nie tyle zagubiona, co uwięziona. Uwięziona jak Natasha. Nagle przypomniała sobie, co duch, czy co to tam było, mówił o Chasie. Rada Wampirów przysłała tu Chase’a z jej powodu. – Czego chce ode mnie Rada Wampirów? – zapytała.
Rozdział 4
Chase popatrzył na nią zaskoczony. – Nie mówiłem, że przysłali mnie tu po ciebie. – Usiadł na dużym kamieniu. Światło sączące się przez wodospady rzucało wokół niego cienie. Niektóre kolorowe. – Chase, powiedz prawdę, proszę. – To „proszę” nie brzmiało dobrze. Nie powinna błagać o prawdę. „I właśnie dlatego nie mogę nigdy w pełni zaufać temu facetowi”, powtórzyła sobie w myślach. Westchnął. – Chcą, żebyś się zajęła jedną sprawą – powiedział sfrustrowany. – Burnett skopie mi tyłek za to, że ci powiedziałem, ale pewnie się z tego ucieszysz. Zignorowała ten komentarz i zraniony ton głosu, by skupić się na informacji, którą wreszcie podał. – Jaką sprawą? – Tą, którą już częściowo rozwiązałaś. – Co? – Podobno złapałaś, a potem doprowadziłaś JBF do tego zboczeńca Craiga Anthony’ego, który
ubezwłasnowolniał nowe wampiry i jako przykrywki używał domu pogrzebowego. Owszem, trafiła na jego organizację, gdy poszła zapytać o pogrzeb Chana i swojego stryja, ale… – Craig Anthony został złapany, więc czego ma dotyczyć sprawa? Chase spojrzał na wodospady i położył ręce na kolanach. Wciąż wilgotne dżinsy opinały jego umięśnione nogi. – Anthony został złapany, ale nie chce mówić. W JBF i radzie przeważa opinia, że udało nam się zatrzymać większość jego klientów przetrzymujących wampiry. Ale pewne fakty wskazują, że jeszcze dwadzieścia do trzydziestu świeżo przemienionych wampirów może być wciąż przez kogoś przetrzymywanych. – To JBF i Rada Wampirów współpracują? Chase się skrzywił. – Rzadko i tylko wtedy, gdy jest to z korzyścią dla JBF. – Albo na odwrót – stwierdziła Della. A potem przypomniała sobie, jak okropny był Craig Anthony. Nie miała wątpliwości, że te nowe wampiry były traktowane okropnie. Ktoś musiał je znaleźć. Czemu nie miałaby to być ona? – Więc chcą, żebym pracowała z JBF i je odnalazła? – Niezupełnie. Chcą, żebyśmy odnaleźli je my. – Przyglądał się jej uważnie. – Chcą, żebyś pracowała dla rady.
Della spojrzała na wodę, próbując ogarnąć to, co usłyszała. Od kiedy dowiedziała się o istnieniu rady, zawsze uważała, że jej członkowie są przynajmniej w części wyrzutkami. JBF było prawnie uznanym ciałem zarządzającym. Fakt, że Chase był choćby częściowo związany z radą, stawiał go w gorszym świetle. Znów spojrzała na wampira w tych jego mokrych ubraniach. Myśl, że miałaby z nim pracować, przebywać z nim, przyprawiła ją o atak paniki. – Muszę to przemyśleć. – Nie ma potrzeby. Burnett już odmówił prośbie rady. Odmówił? – Jestem pewna, że chce to ze mną omówić – powiedziała Della z nadzieją, ale nie była co do tego przekonana. Po pierwsze, wiedziała, że Burnett nie ufa Radzie Wampirów. Po drugie, jak go znała, wciąż by się wahał, aby dać jej jakieś jego zdaniem niebezpieczne zadanie, nawet z jej nowymi mocami. Mimo to uważała, że decyzja powinna należeć do niej. Kurde, pewnie, że tak, krzyknął w jej głowie tajemniczy głos. Odnajdź Natashę! I w tym momencie uświadomiła sobie, że te sprawy są połączone. Natasha i Liam byli ofiarami Craiga Anthony’ego. On został złapany, ale ci uwięzieni i zniewoleni wciąż czekali na ratunek. – Burnett natychmiast odmówił – prychnął Chase. – Trzyma was wszystkich na krótkiej smyczy.
Odepchnęła od siebie tę myśl i skupiła się na Chasie. Splotła ręce i zaczęła się zastanawiać nad jego oskarżeniami wobec komendanta obozu. Wiedziała, że Chase ma rację. Przez ostatnie kilka miesięcy zajmowała się głównie szarpaniem na tej smyczy, ale lojalność wobec Burnetta wymagała, by go broniła. – Nie takiej krótkiej. W końcu złapałyśmy Craiga Anthony’ego, co? – Owszem – odparł. – Ale założę się, o co zechcesz, że zrobiłyście to, łamiąc jakieś zasady. Chase znów miał rację. Nie zamierzała mu jednak o tym mówić. Spojrzała na niego i ponownie zwróciła uwagę na podbite oko. – Niektóre zasady mają głębszy sens. Na przykład mamy nie ujawniać naszych mocy odrodzonych. Czy to tak zarobiłeś śliwę pod okiem? Popisywałeś się i wpakowałeś się w problemy? – Ja nie pakuję się w problemy, ale jak już się pojawią, to je rozwiązuję. – No to przestań. Przestań się popisywać. Burnett ma rację. To na pewno prowokuje mnóstwo typów, którzy chcą ci pokazać, że są lepsi. Następnym razem zamiast z podbitym okiem skończysz ze skręconym karkiem. Uśmiechnął się od niechcenia. – Ostrożnie. Brzmisz tak, jakby ci zależało. Cholera! Bo tak było. Związani. Co to w ogóle miało znaczyć? Już miała go poprosić o wyjaśnienia, ale skąd
by wiedziała, czy mówi prawdę? Odwróciła się, by odejść, ale zanim przeszła pod wodospadem, Chase pojawił się przed nią. – Nie odchodź – powiedział. Potrząsnęła głową. – Jedyna rozmowa, jaką chciałabym z tobą przeprowadzić, dotyczy tego, kto wysłał cię po mnie i Chana. – Już mówiłem – warknął sfrustrowany. – Rada Wampirów. Della przyglądała się jego twarzy. Tym razem ani drgnęła. Czyżby mówił prawdę? Nie wiedział, kto jeszcze maczał w tym palce? Kurde, nie wiedziała już, w co wierzyć. – Więc skąd o mnie wiedzieli? – zapytała. – Dello, pracuję dla nich, tak jak ty dla JBF. I co, mówią ci wszystko? Nie. Gdy szukaliśmy tego chłopaka Billy’ego, Burnett nie powiedział nam nawet, że wysłał także innych agentów. – Prawda w jego słowach sprawiła, że ogarnęło ją jeszcze więcej wątpliwości. Nienawidziła niepewności. A on zdawał się to wyczuwać. – Teraz powinniśmy być razem. – Podszedł bliżej i położył jej rękę na ramieniu. – Czemu wciąż z tym walczysz? – Przyjrzał jej się, a potem skrzywił usta. – Chodzi o Steve’a? Wciąż coś do niego czujesz? Odchyliła głowę. – Tak, zależy mi na nim.
Nie zamierzała kłamać. Właściwie była teraz ze Steve’em. Kiedy był tu w ostatni weekend, przestała udawać przed innymi. Steve objął ją nawet, gdy szli w piątek na obiad. A ponieważ czuła, że to test, to mu na to pozwoliła. Kurde, nie chciała oblać testu. Nie chciała zawieść Steve’a. A mimo to jakaś część jej martwiła się, że jej przeznaczeniem było go zawieść. A to wszystko z powodu jakiegoś głupiego związania z facetem, który stał przed nią. – A to – wskazała na nich – to nie to samo. Zagłębiła się w sobie, szukając wyjaśnienia. Widziała w jego oczach uczucia. Zawód, złość, może nawet zazdrość. – Przecież nawet mi mówiłeś. Tę więź można przyrównać do związku łączącego bliźnięta jednojajowe. Z niedowierzaniem uniósł brew. – Więc kochasz mnie jak brata? A ten pocałunek w zeszłym tygodniu… – Nie jak brata, ale… ale… – Powtórzyła sobie jego słowa. A w każdym razie to ostatnie. Miłość. – Nie kocham cię. Kropka. Zacisnęła dłonie. – Nawet nie zawsze cię lubię. To, że jej się podobał i że przejmowała się tym, czy nic mu nie jest, było czym innym. Czymś, nad czym nie chciała się teraz zastanawiać. Czymś, czemu próbowała zaprzeczyć.
Prychnął. – To jakaś głupota. Nagle poczuła, że musi się zająć innymi sprawami, niezwiązanymi z nim. Spojrzała na kolejną tęczę tańczącą na ścianach. – Muszę lecieć. – Odwróciła się na pięcie i opuściła jaskinię. Chłód wodospadu wydawał się wręcz surrealistyczny. Spłynął jej po głowie, wpadł za koszulę. Gdy tylko stamtąd wyszła, ogarnęło ją poczucie straty. „Wrócę tu”. – Czemu? – Chase natychmiast się do niej przyłączył, ale ona szła dalej. Nie odwracała się i nie chciała przyjąć do wiadomości, że uczucie straty może mieć jakiś związek z nim, a nie z wodospadami. „Niech to będą tylko wodospady, proszę”. – Co takiego musisz zrobić? – powtórzył pytanie, gdy nie odpowiedziała. – Porozmawiać z Burnettem – odparła, myśląc o tym, że odmówił jej udziału w pracy, nawet nie pytając jej o zdanie. A potem przypomniała sobie ducha i tę dziwną wizję. – Oraz z Kylie i Holiday – powiedziała głośno, jakby układała plan. Jeśli ktoś mógł jej wyjaśnić, co tam się stało, to właśnie one. – O czym? – zapytał tuż przy jej uchu. Jego bliskość wydawała jej się zarówno zła, jak i dobra. – O mnie i pracy z Radą Wampirów. – Znów pomyślała o Holiday i Kylie. – O znalezieniu Natashy
i Liama – powiedziała głośno, bardziej do siebie niż do niego. Przypomniawszy sobie desperację, którą czuła w wizji, zaczęła biec. Słońce wznosiło się coraz wyżej, ale niebo wciąż jeszcze miało tę złotą poświatę świtu. Ciepło słońca przyjemnie rozgrzewało jej mokrą skórę, a ona nie mogła zapomnieć o ciemnościach spowijających Natashę i Liama. Słuchając swoich kroków, stwierdziła, że Chase już za nią nie idzie. Była w połowie drogi do biura, gdy uświadomiła sobie, że nie zapytał jej, kim są Natasha i Liam. Naszła ją dziwna myśl. Czyżby on miał tę samą wizję? Miała ochotę odwrócić się i odnaleźć go, zapytać. Ale nie, to był szurnięty pomysł. Po pierwsze dlatego, że wyciągnięcie od niego odpowiedzi było niczym wyrwanie zęba wściekłemu lwu, a po drugie, bo… na pewno taka podwójna wizja nie mogła nastąpić. A potem przypomniała sobie, jaki był zdenerwowany, gdy ocknęła się po wizycie w tym ciemnym, wilgotnym miejscu. Czy jego zachowanie wynikało z niepokoju o nią, czy też on także to przeżył? Zwolniła bieg, wyciągnęła komórkę i wybrała numer Kylie. Kameleonka odebrała telefon. Była trochę zaspana, ale też zaniepokojona. – Co się stało? – Nic… Naprawdę. Wszystko w porządku. Mam tylko kilka pytań. Spotkajmy się w gabinecie Holiday, dobra?
– Rozłączyła się, wiedząc, że Kylie tam będzie. Kylie nigdy by jej nie zawiodła. Nagle przyszła jej do głowy jeszcze jedna myśl. Poszła do wodospadów, by uzyskać odpowiedzi, a wróciła z jeszcze większą ilością pytań. To nie było fair. Czemu anioły śmierci odpowiadały Kylie na pytania, a jej nie? * * *
– To niemożliwe, prawda? – Della siedziała na kanapie w gabinecie Holiday i opowiadała im o tajemniczym głosie, o wizji. Zapytała, czy Chase mógł być w wizji razem z nią. Elfka tkwiła za biurkiem skonsternowana. Kylie, prawie równie zadziwiona, siedziała obok Delli. – Rany – powiedziała Holiday. – Ależ miałaś dzień, a nie ma nawet siódmej. – Mnie to mówisz? – odparła Della z ciężkim sercem. – Więc o co tu chodzi? Znów pomyślała o Natashy i Liamie. Jeśli Holiday i Kylie nie będą potrafiły jej pomóc, to jak ma ich uratować? Nie miała pojęcia, jak to wszystko rozumieć. – Znasz jakąś Natashę albo Liama? – zapytała Holiday. – Nie – odparła Della. – Ale… myślę, że to może mieć coś wspólnego ze sprawą Craiga Anthony’ego. Chase powiedział, że nadal nie odnaleziono wielu świeżo przemienionych. A jeśli to Anthony ich uwięził?
Holiday skinęła głową. – To możliwe, ale… zwykle jest jakiś bliższy związek. – Może to nie jest zwykły przypadek. – Della zacisnęła dłonie. – Po pierwsze, nie bój się – powiedziała Holiday. – Nie boję się – odparła Della, a potem uświadomiła sobie, że Holiday odczytuje jej uczucia. Ale elfka się myliła. – To znaczy tak. Nie podoba mi się to i jak po raz pierwszy usłyszałam ducha, to się trochę przeraziłam. – Serce przyspieszyło jej na to kłamstwo. – No dobra, nawet bardzo, ale już sobie z tym poradziłam. To, co mnie przeraża, to że nie odnajdę Natashy i Liama na czas. Nie przeżyją długo w takim stanie. Della zauważyła, że Kylie i Holiday spoglądają na siebie znacząco, jakby wiedziały o czymś, o czym ona nie miała pojęcia. – Co? – zapytała. Holiday wstała zza biurka i usiadła obok Delli. Na jej twarzy malowało się współczucie. To, że podeszła bliżej, oznaczało, że ma do przekazania coś niedobrego. A wręcz tak złego, że Della będzie potrzebowała jej uspokajającego dotyku. Kiedy Holiday przysunęła rękę, Della poderwała się z kanapy. – Nie, nie dotykaj mnie. Po prostu powiedz. Czego twoim zdaniem nie chcę usłyszeć?
Rozdział 5
Della
usłyszała westchnienie Kylie, a ta zwykle wzdychała, gdy była zaniepokojona albo zestresowana. Della spojrzała w jasnoniebieskie oczy przyjaciółki i zapytała. – O co chodzi? Po prostu powiedz. Kylie popatrzyła na Holiday, a komendantka skinęła głową. – Zwykle – powiedziała Kylie – kiedy masz wizje, te, w których jesteś konkretną osobą, to dlatego… dlatego, że ta osoba już nie żyje. – Wiem, ale tym razem oni żyli. – Może tacy się wydawali, ale to oni pokazują ci… – Nie. – W oczach Delli zalśniły łzy. – Więc po cholerę mi to pokazała? Jeśli nie żyją, to co ja niby mogę zrobić? Tak nie powinno być. To chore. Po co mnie tym męczą? Kylie skinęła głową. – Za pierwszym razem miałam takie same odczucia, ale… Wtrąciła się Holiday.
– Robią to, bo chcą być odnalezieni. Bo pragną, aby osoba, która ich skrzywdziła, została powstrzymana. Della próbowała jakoś ogarnąć całą sytuację. Ale to bolało. Tak bardzo bolało. A potem przypomniała sobie inną wizję, tę, w której była zamordowaną dziewczyną, Lorraine, i patrzyła na zakrwawione ręce. W tamtej wizji wyczuła jakoś, że dziewczyna nie żyje, ale nie tym razem. – Nie, to było inne – stwierdziła Della. – Oni żyją – powiedziała. – Czułam to. Gorąca łza potoczyła się po zimnym policzku Delli. Otarła ją. A potem przypomniała sobie głos ducha. Odnajdź Natashę. – Nie – powtórzyła Della. – Duch kazał mi odnaleźć Natashę. Ten duch nie był Natashą. Holiday wstała i podeszła do Delli. – Ale jeśli byłaś w ciele Natashy, to zwykle oznacza… – Zwykle. Obie ciągle to powtarzacie. Ale co w tym wszystkim jest tak jak zwykle? Jestem wampirem, w ogóle nie powinnam się zadawać z duchami. Może cała ta kwestia duchów w moim przypadku jest niezwykła! Holiday przerzuciła przez ramię długie rude włosy i zaczęła je skręcać. – Nie powiem, że to niemożliwe, Dello. Ale ty i Burnett jesteście pierwszymi wampirami, jakie znam, które są medium. Mówię tylko to, co wiem. – Ale słuchaj – dodała Kylie i spojrzała na Dellę,
jakby chciała jej pomóc. – Babcia Sary przyszła do mnie, bym uzdrowiła Sarę, która miała raka. Może ten duch przyszedł do ciebie, byś komuś pomogła. – To prawda – przyznała Holiday. – Ale nie byłaś w ciele Sary, prawda? – Nie. – Kylie oparła się na sofie i spojrzała w oczy Delli. Della odwróciła wzrok, by nie widzieć współczucia w jej oczach. Rozumiała, że próbowały jej pomóc i mówiły to, co uważały za prawdę, ale ona po prostu nie mogła w to uwierzyć. A może tylko nie chciała w to wierzyć? Serce jej się ścisnęło, a ból, prawdziwy ból, przeszył klatkę piersiową. Czuła ich współczucie i próbowała odsunąć od siebie smutek na później, tak samo jak wszystkie inne problemy. Później. Naprawdę robiła się dobra w opóźnianiu swoich załamań. Odetchnęła głęboko, by się uspokoić, i zadała kolejne pytanie. – A cała ta sprawa z Chase’em. Czy on mógł doświadczyć tej samej wizji, co ja? – To możliwe – powiedziała Holiday. – Zwłaszcza że byliście przy wodospadach, a to miejsce magiczne. Della już chciała się z nią zgodzić, ale kiedy pomyślała o tym, że Natasha i Liam mogą już nie żyć, zaczęła się zastanawiać, jak to miejsce mogło być zarazem magiczne i przekazywać tak okropne wiadomości.
Byłoby magiczne, gdyby żyli. Gdyby miała szansę ich uratować. Nie, prawdziwa magia nie pozwoliłaby, aby w ogóle znaleźli się w tej sytuacji. „Później”, powtórzyła sobie, odpychając emocje, które dusiły ją w gardle. Holiday skręciła włosy jeszcze bardziej. – Fakt, że Chase był przy wodospadach, wskazuje na to, że może mieć te same umiejętności zaklinacza duchów, co ty i Burnett. A to może mieć związek z… – Elfka spojrzała na Kylie i zamilkła. – Z czym? – zapytała Kylie. – Nie wiem – stwierdziła Holiday, wzruszając ramionami. Della wiedziała, co chciała powiedzieć komendantka. Bo wszyscy byli odrodzeni. Czy wszyscy odrodzeni są zaklinaczami duchów? Kylie spojrzała na nie zaskoczona. Della nie powiedziała jeszcze o tym Kylie ani Mirandzie. Wciąż sądziły, że po prostu złapała dziwnego wirusa. Wiedziała, że nie może tego przed nimi wiecznie ukrywać, ale wolałaby zrozumieć to sama, nim będzie próbowała wyjaśnić innym. Della przechyliła na bok głowę. Usłyszała, jak ktoś wchodzi po schodkach do domku. Uniosła nos. Poprawka. Dwa ktosie. Chociaż słychać było tylko jedne kroki. Jedna z tych osób była niewinna i słodka, obsypana zasypką dla niemowląt. A druga… z drugą Della miała
na pieńku. A biorąc pod uwagę cały ten niepokój, który w niej buzował, nigdy nie czuła się bardziej gotowa do kłótni. Burnett wszedł do gabinetu Holiday bez pukania. Miał na rękach ich córeczkę Hannah. Spojrzał na Holiday, a potem na Kylie i Dellę. – Co się stało? – Zatrzymał wzrok na Delli, na pewno doskonale odczytując jej wściekłą minę. Nie musiała nawet odpowiadać, sam to zrobił. – A żeby pokręciło tego cholernego krwiopijcę. Zakazałem mu… Hannah zaczęła płakać. – Widzisz, nawet nasza córka jest przeciwna używaniu takiego języka. – Holiday podeszła do Burnetta. – Przysięgam, że jeśli pierwszym słowem mojej córki będzie przekleństwo, to do końca życia będę ci dwa razy dziennie myć usta mydłem. Burnett skrzywił się, najwyraźniej niezbyt zachwycony tym pomysłem. – Przepraszam – powiedział i pocałował ciemne włoski Hannah z czułością, o jaką trudno byłoby posądzić wysokiego, mrocznego wampira. – Nie mów tak jak tatuś – zwrócił się do dziecka. Po przekazaniu maleństwa matce znów spojrzał na Dellę, a w jego wzroku nie pozostało nic z delikatności. – Do mojego gabinetu – zarządził i skinął na Dellę. Nie wahała się ani chwili. Pognała za nim, szykując się na kolejną ciężką bitwę z upartym, szowinistycznym
wampirem. Jeśli sądził, że zdoła ją powstrzymać przed odnalezieniem Natashy i Liama – nawet jeśli już nie żyli – a także innych nowo przemienionych, którzy zostali uwięzieni, to najbliższe minuty nie zapowiadały się różowo. ***
Burnett bezszelestnie usiadł za dużym dębowym biurkiem, które zajmowało większość jego małego gabinetu. W odróżnieniu od gabinetu Holiday, który był kobiecy i nieco magiczny, ten był chłodny. Jedynymi rzeczami osobistymi były stojące na biurku zdjęcia Holiday i Hannah. Della skrzyżowała ramiona na piersi i usiadła na krześle naprzeciwko starszego wampira. Spojrzała na niego wściekłym wzrokiem. On odpowiedział tym samym, jakby chciał czegoś dowieść. Uznała, że pozwoli mu zacząć… Niech się plącze w zeznaniach. Niestety, okazało się, że był cierpliwszy od niej, więc w końcu rzuciła. – Zamierzałeś mi w ogóle powiedzieć? – Oczywiście, że tak – odparł znacznie spokojniej od niej. – A nie sądzisz, że należało powiedzieć mi, zanim zadecydowałeś, że tego nie zrobię? Od kiedy to nie mam nic do powiedzenia w kwestii tego, co robię? Burnett nachylił się i spojrzał jej stanowczo w oczy. – Uspokój się.
– Nie uspokoję. Nie pozwoliłeś… Uderzył dłonią w biurko. – Oczywiście, nie zgodziłem się, żebyś dla nich pracowała. Ale już podzwoniłem i próbuję skontaktować się z kimś, kto złoży kontrpropozycję. A co do twojego pytania: nie masz nic do powiedzenia, gdy uznam, że chodzi o narażanie twojego życia – syknął przez zęby. – I zanim zaczniesz: nie chodzi o to, że jesteś dziewczyną! Nie pozwoliłbym na to nikomu z Wodospadów Cienia. Położyła ręce na kolanach, bo jego głos i równe bicie serca świadczyły o tym, że mówił szczerze. – Jaką kontrpropozycję? – Zaproponowałem, żeby pozwolili Chase’owi pracować z nami, i wtedy moglibyście razem zająć się tą sprawą. – Uniósł rękę. – Może… może pójdę na kompromis i pozwolę, by działał w ich i naszym imieniu, ale tylko jeśli zgodzą się na moje warunki. – Jakie warunki? – Wszystkie zadania muszą być ustalane najpierw ze mną, a ja będę miał prawo wysłać za wami dodatkowych agentów, jeśli uznam, że tego wymaga sytuacja. – A jeśli się na to nie zgodzą? – zapytała, myśląc o Natashy i Liamie. – Wtedy nie widzę powodu, dla którego JBF nie miałoby zacząć własnego śledztwa. Już i tak zrobiliśmy wstępne rozeznanie. – I włączysz mnie do sprawy? – zapytała dla
pewności. – Będzie trzeba to ustalić z JBF, ale nie widzę powodu, dla którego mieliby odmówić. Mają o tobie niezłe mniemanie. Della rozluźniła się, słysząc te słowa, ale to nie rozwiązywało jej prawdziwych problemów. – Dziękuję. Burnett skinął głową, a potem się skrzywił. – Można było tego wszystkiego uniknąć, gdyby Chase nie nachrzanił. – Chciałeś powiedzieć „nie narobił problemów” albo ewentualnie „nie nabroił” – poprawiła go Della, a gdy spojrzał na nią zaskoczony, dodała: – Nie możesz przeklinać, pamiętasz? Uśmiechnęła się na myśl o groźbie Holiday, że będzie mu myć usta mydłem. – Nie narobił kłopotów – odparł, poprawiając się. – I… – ciągnęła – prawdę mówiąc, Chase wcale nie przyszedł tu robić problemy. Po prostu poszedł do wodospadów w tym samym czasie co ja. – Jej serce zatrzepotało lekko, bo tak naprawdę nie wierzyła, że to był przypadek. Zostali tam wezwani. Ale czy chodziło o nią i Chase’a, czy też o Natashę i Liama? – Ale mimo wszystko powiedział ci o sprawie – odezwał się Burnett ze złością. – Niezupełnie. Powiedział mi ktoś inny, a ja tylko zmusiłam go, żeby to potwierdził. Burnett przyglądał jej się uważnie, pewnie wsłuchując
się w jej serce, by sprawdzić, czy nie kłamie. – Nikt inny o tym nie wie – powiedział. – Ktoś wie. – Kto? – Zmarszczył brwi i nachylił się do niej. – Duch – odparła Della, czując, jak ogarnia ją złość. – Jaki… duch? – zapytał, rozglądając się wokół, jakby się spodziewał, że zaraz go zobaczy. Nakreśliła Burnettowi obraz tego, co wydarzyło się przy wodospadach, wspominając o głosie, o wizji, w której dwoje ludzi żywiło się wzajemnie swoją krwią. Wampir słuchał jej, obracając w dłoniach ołówek. – Opowiedziałaś o tym wszystkim Holiday? Della skinęła głową, serce jej się ścisnęło, gdy próbowała chwytać się tej niewielkiej nadziei, jaka jej została. – Ona uważa, że Natasha i Liam nie żyją. – A ty? – Palce Burnetta znieruchomiały, gdy czekał na odpowiedź. – Nie. Ja uważam, że ta zjawa chce, aby zostali uratowani. Mówiła o Natashy po imieniu. Nie powiedziała „znajdź mnie”. Burnett odchylił się na krześle, aż zachrzęściło. – Ona? Della skinęła głową. – I, co dziwne, nie wspominała Liama. Zupełnie jakby bardziej niepokoiła się o dziewczynę. Burnett znów zaczął się bawić ołówkiem. – Tylko że zwykle, gdy Holiday ma wizje… takie jak
twoja… – Wiem – stwierdziła Della. – Zazwyczaj ta osoba już nie żyje. Ale ja nie jestem Holiday. Może przez to, że jestem odrodzona, u mnie działa to jakoś inaczej. – Spojrzała na niego i poprawiła się. – U nas. Miałeś jakieś wizje, w których chodziło o żywe osoby? Spojrzał na nią tak zbulwersowany pytaniem o rozmowy z duchami, jakby zapytała go o radę w kwestii użycia tamponów. – Ja… Ja nigdy nie miałem wizji. Wyczuwam je tylko, gdy kręcą się przy Holiday, a czasem je słyszę. A widziałem tylko jednego ducha. To była Hannah, siostra Holiday. – Masz szczęście. – Tak – przyznał aż nazbyt ochoczo. – Ale to właśnie dlatego, że widzisz i słyszysz duchy, złapaliśmy tego zabójcę i nie skazaliśmy niewinnej osoby. Holiday uważa, że to dar. I czasami trudno nie przyznać jej racji. – Wiem. I nawet jestem skłonna się zgodzić, jeśli nie będę widywać martwych ludzi. – Na tę myśl przeszedł ją dreszcz niepokoju. Czy była skazana na los Kylie? Co chwilę będą ją odwiedzać duchy? Nie miała na to najmniejszej ochoty. Burnett wzruszył ramionami i w tym samym momencie skinął głową, jakby chciał się sprzeciwić, ale nie mógł. Znów nachylił się do niej. – Holiday mówi też, że takie wizje pochodzą zwykle od kogoś, kogo znasz albo kto jest z tobą w jakiś sposób
związany. Della przytaknęła. – Mnie też to mówiła, ale nie znam żadnej Natashy ani Liama. I to duch mi powiedział, że mam ich znaleźć. Więc może to ona zna Natashę, bo ja na pewno nie. – No dobrze, załóżmy, że masz rację, i to nie jest duch Natashy. Myślisz, że znasz tego ducha? – Nie sądzę. Myślę, że wybrał mnie, bo jestem związana ze sprawą Craiga Anthony’ego. W pokoju zapadła cisza, a myśli Delli znów skupiły się na tej drugiej sprawie. – Naprawdę rozmawiałeś już z kimś z Rady Wampirów? – Zadzwoniłem tam i powiedziano mi, że ktoś się ze mną skontaktuje. – Dzisiaj czy w tym tygodniu? – zapytała Della, czując, że niepokój ściska ją za gardło. Jeśli miała rację i Natasha z Liamem wciąż żyli, to potrzebowali pomocy, i to szybko. A może Holiday, która znała się na duchach, miała rację i ich los został już przypieczętowany? Burnett poprawił się na krześle. – Piłeczka jest teraz po ich stronie. Jeśli będę naciskał, to mogę uzyskać negatywny efekt. Ale tymczasem postaram się rozpocząć śledztwo z naszej strony. I dopilnuję, żeby ktoś przejrzał papiery, które skonfiskowaliśmy u Craiga Anthony’ego. Może znajdziemy tam jakieś informacje na temat Natashy
i Liama. Nie znasz przypadkiem ich nazwisk? – Nie. – A cokolwiek innego, co mogłoby nam pomóc ich odnaleźć? Skupiła się na wspomnieniach wizji. – Nic poza tym, że są w ciemnym miejscu pachnącym ziemią. Jakby w podziemnym pokoju. „Zakopani żywcem”. Na tę myśl przeszedł ją dreszcz. – Ale… – Ale co? – zapytał Burnett. – Nie mam pewności, ale uważam, że Chase też może coś na ten temat wiedzieć. – Skąd? – Wiesz, mogę się mylić, ale wydaje mi się, że on także był połączony z tamtą wizją. Oboje zostaliśmy z jakiegoś powodu zwabieni do wodospadów i sądzę, że to ze względu na tę wizję. – Chodzi ci o to, że on też ją miał? – Tak. Holiday powiedziała, że to możliwe. – Della zawahała się. – Czy już opuścił teren obozu? – Tak. Tuż przed moim przyjściem. Wyciągnęła komórkę i wybrała numer Chase’a. Burnett oparł się na łokciach i zaczął bębnić palcami w biurko. Della została przekierowana na pocztę głosową. – Hej, to ja, Della. Muszę… muszę cię o coś spytać. Oddzwoń, dobra? Rozłączyła się. Burnett przypatrywał jej się uważnie.
– Oddzwania do ciebie? – Nie wiem, nigdy wcześniej do niego nie dzwoniłam. – Była dumna, że nie uległa tej pokusie. Ale teraz chodziło o coś innego. Nie potrzebowała go dla siebie, tylko dla Natashy i Liama. – Coś mi mówi, że oddzwoni – dodała, pamiętając, ile już razy wysyłał jej wiadomości i dzwonił. Z drugiej strony przypomniała sobie jedną z ostatnich rzeczy, jakie mu powiedziała. „Nie kocham cię. Kropka. Nawet nie zawsze cię lubię”. Na wspomnienie bólu w jego oczach coś ją ścisnęło za serce, ale zmusiła się, by nie koncentrować się na tkliwych emocjach i skupiła na innych sprawach. Spojrzała na swoje dłonie, zastanawiając się nad zadaniem pytania, na które bała się odpowiedzi. Jednak brak tej świadomości nikomu nie mógł pomóc, więc zapytała: – Jak długo? Jak długo wampiry mogą przeżyć, żywiąc się wzajemnie swoją krwią? Burnett upuścił ołówek i złączył palce, opierając je na biurku. – Może po prostu ich znajdziemy? – powiedział. – Poza tym, jeśli Holiday ma rację, to czas… – Ale jeśli to ja mam rację i oni żyją, to muszę wiedzieć. Ile mam czasu, by ich odnaleźć?
Rozdział 6
Burnett mocniej zacisnął dłonie, a wyraz jego twarzy sugerował, że on również uważa to pytanie za obrzydliwe. – Dello, to były dla ciebie ciężkie tygodnie. Nie przejmuj się wszystkimi problemami tego świata. Jest niedziela, może skorzystasz z tego, że jesteś nastolatką? Zaczekajmy, aż dostaniemy zielone światło dla sprawy, a potem zaczniemy się martwić… – Nie utrudniaj – syknęła Della. – Po prostu mi powiedz! Westchnął. – To zależy. Jeśli będą uważać, by za bardzo się wzajemnie nie wyczerpać, to mogą przetrwać nawet trzy tygodnie. To dłużej, niż sądziła. Próbowała się tym pocieszać. To jednak niewiele zmieniało. Jeśli nadal żyli i jeśli Chase nie miał tej wizji, to na Delli spoczywała większość odpowiedzialności za ich odnalezienie. No, może niezupełnie. Był jeszcze duch. Żołądek Delli skręcił się odrobinę. Czyj to duch? I czemu
zwrócił się po pomoc do Delli? Jednak ważniejsze od tożsamości ducha i od związku łączącego z nim Dellę było to, jak miała go namówić, by przekazał jej informacje. Boże, jeśli ten nieproszony duch chciał, aby wampirzyca odnalazła Natashę, to musiał ruszyć swój martwy tyłek i dać jej jakieś wskazówki. Dellę ogarnęła panika, gdy przypomniała sobie, jak Kylie wielokrotnie jej mówiła, że duchów nie można poganiać ani zmuszać do rozmowy. Tego jej tylko brakowało, kolejnego trudnego do współpracy osobnika. Spojrzała na Burnetta. Nachylił się do niej. – Mówię poważnie, powinnaś iść i… – Korzystać z tego, że jestem nastolatką – dokończyła. – Słyszałam za pierwszym razem. Jak, do cholery, miała korzystać z czegokolwiek, skoro tyle spraw ciążyło jej na sercu i męczyło sumienie? Wstała, by wyjść, ale przypominała sobie jedną z tych spraw. Odwróciła się od drzwi. – Wiadomo już, kiedy pochowamy Chana? Na twarzy Burnetta widać było frustrację. – Próbowałem się dowiedzieć dziś rano. Wciąż czekam na informacje. Czekać. Wyglądało na to, że wszystko w jej życiu było w zawieszeniu.
* * *
Della spędziła kilka nerwowych godzin w swoim pokoju, po czym postanowiła iść za radą Burnetta. Oczywiście, siedzenie w pokoju w oczekiwaniu, aż odwiedzi ją duch, nie było łatwe. Mirandy i Kylie nie było, pewnie wyszły gdzieś ze swoimi chłopakami, więc i Della poszła poszukać swojego „prawie chłopaka”. Po tym, jak poprzedniego wieczoru zostawiła go tak wcześnie, chciała z nim spędzić trochę czasu, nim wyjedzie do pracy u lekarza i jego córki. Wciąż denerwowała ją myśl, że Steve pracuje z Jessie, której wpadł w oko. Skoro jednak zapowiadało się, że i ona znów będzie pracować z Chase’em, nie powinna się czepiać. Kiedy wyszła z ponurego cienia drzew, spojrzała na domek Steve’a i spostrzegła wychodzącego Perry’ego. Podeszła bliżej. Zanim ją zauważył, zarejestrowała wyraz jego twarzy: smutny i zatroskany. – Co się stało? – zapytała, a on aż podskoczył na dźwięk jej głosu. – Nic – odparł szybko. Za szybko, a Della usłyszała, jak serce przyspiesza mu od kłamstwa. I był tylko jeden powód, dla którego mógł skłamać. Skrzyżowała ręce na piersi i przyjrzała mu się uważnie. – Wiesz, że cię lubię, prawda? – Tak – odezwał się Perry niepewnie.
– To dobrze. Więc nie weźmiesz tego do siebie, jeśli skopię ci tyłek, gdyby to „nic” miało skrzywdzić Mirandę? Skrzywił się. – Tylko uprzedzam. Lubię cię, ale ją lubię bardziej. I jeśli ją zranisz… Perry warknął: – Dobra, zmieniam odpowiedź na „to nie twoja pieprzona sprawa”. I jeśli sądzisz, że mógłbym naumyślnie skrzywdzić Mirandę, to jesteś idiotką. Della patrzyła, jak jasnowłosy zmiennokształtny odchodzi wściekły, i nagle uświadomiła sobie, jakie to dziwne. Perry rzadko się złościł. Zwykle rzucał jakiś dowcipny komentarz, używając poczucia humoru do odwrócenia uwagi albo rozładowania napięcia. A to znaczyło, że sytuacja musiała być na tyle niedobra, że zupełnie nie było mu do śmiechu. Odwróciła się i ujrzała w drzwiach Steve’a, patrzącego na nią z lekkim uśmiechem. Ten delikatny uśmiech zawsze był niezmiernie seksowny. To, jak mrużył oczy, a rzęsy skrywały jego ciepłe, brązowe tęczówki. Ciemne włosy wyglądały tak, jakby przed chwilą wstał z łóżka. Lubiła, jak były lekko potargane. Miał na sobie dżinsy, które opinały go w odpowiednich miejscach, a granatowa koszulka wydawała się tak miękka, że miała ochotę jej dotknąć. I jeszcze był boso. Nawet to do niej przemawiało. Przestała myśleć o problemach Perry’ego i Mirandy,
pragnąc tylko położyć głowę na piersi Steve’a i poczuć, jak ją obejmuje. By jego magia sprawiła, że jej problemy okażą się mniej znaczące. Nawet jeśli i ona przy tym stanie się mniej znacząca. Później weźmie się w garść. Poza tym spełniała tylko rozkazy Burnetta. Korzystała z bycia nastolatką. Kiedy weszła na ganek, uśmiech Steve’a zniknął. Wszystkie ciepłe uczucia Delli także. Przypomniała sobie, że widziała Chase’a i te wszystkie szalone rzeczy, które wydarzyły się przy wodospadach. – Co się stało? – zapytał Steve. Czyżby miała równie ponurą minę co Perry? Otworzyła usta, ale nie wiedziała, od czego zacząć. Ani co mu powiedzieć. Czy wszystko? Że Chase przyszedł się z nią zobaczyć? Że Rada Wampirów chciała, aby dla nich pracowała? Że znów kręcił się przy niej duch? Czy miała mu powiedzieć, że podejrzewa, iż gdzieś jest para zakopanych żywcem wampirów i do niej należy ich odnaleźć? Miała niejasne wrażenie, że Steve nie chciał słyszeć o jej problemach. Spojrzała z ukosa. – Mogę powiedzieć, że wszystko, i na tym poprzestać? – Nie. – Przyciągnął ją do siebie. Położyła głowę w swoim ulubionym miejscu. Po dwusekundowym uścisku odwrócił się i ruszył do
domku. – Co się dzieje? – zapytał, posadziwszy ją na kanapie. Usiadł obok i objął ją ramieniem. Czuła jego ciepło. A kiedy przez dłuższą chwilę nic nie mówiła, ujął ją za podbródek i zmusił, żeby na niego spojrzała. – Czemu odnoszę wrażenie, że to ma jakiś związek z Chase’em? Kurde. Miała rację, Steve’owi się to nie spodoba. – Poszłam do wodospadów – powiedziała. – Czemu? – zapytał. Brzmiał zupełnie jak Miranda. – Bo wciąż je słyszałam. Holiday mówi, że wodospady cię wzywają. W każdym razie… – Przełknęła i zebrała się na odwagę. – Był tam Chase. Poczuła, że Steve cały się spiął i mogłaby przysiąc, że skoczyła mu temperatura. – Włamał się na teren? Czy Burnett złapał go i dał mu nauczkę? – Nie, ponieważ… bo przyszedł właśnie na spotkanie z Burnettem. – Czemu? – Rada Wampirów chce, abym wraz z Chase’em spróbowała odnaleźć zaginione świeżo przemienione wampiry, które ten zboczeniec Craig Anthony sprzedał w niewolę. – Ale Burnett nie zgodził się na ten układ, prawda? – Brązowe oczy Steve’a przybrały ciemnobursztynową barwę. Czekał na odpowiedź. – Chce załatwić to tak, żebyśmy pracowali dla JBF,
a nie dla rady. – Ale nadal będziesz pracować z Chase’em? – zapytał zduszonym głosem. Nie chciała kłamać. – Jeśli się zgodzą. – Nie podoba mi się to. Naprawdę, wystarczy, że złapałaś tego zboka Anthony’ego. Niech teraz ktoś inny zajmie się resztą. Della splotła dłonie. – Nie mogę. – Czemu? „Bo tak powinnam zrobić, bo…” – Duch. – Chan? – zapytał, robiąc wielkie oczy. – Nie, nowy duch. Prosi mnie, abym uratowała dziewczynę imieniem Natasha. – I musisz robić to, o co prosi cię duch? A jeśli poprosi, żebyś skoczyła z mostu albo zjadła miskę… Della przyłożyła mu palec do warg. – Ona… pokazała mi wizję, w której byłam Natashą. Steve, ona jest uwięziona, w jakimś tunelu czy podziemnym pokoju, z drugim wampirem i… Musiała nabrać głęboko powietrza, by to powiedzieć. – I oni żywią się wzajemnie swoją krwią. – Dellę zapiekły oczy na wspomnienie upiorności wizji. – Ona się boi, nie, jest przerażona… i… i wiem to wszystko, bo przez kilka minut byłam nią, w jej ciele, i to czułam. Muszę jej pomóc, Steve.
Spojrzał na nią, a jego oczy znów przybrały brązową barwę, z plamkami zieleni i złota. Wiedziała, że zaakceptował to, że zrozumiał. Nie był zachwycony i wciąż wydawał się zły, ale nie zamierzał protestować. Odgarnął jej kosmyk włosów z policzka. – Zawsze próbujesz udawać twardzielkę, ale w rzeczywistości nie ma w tobie nic twardego. Pomogłabyś nawet wrogowi. – Przeceniasz mnie. – Nieprawda, to ty siebie nie doceniasz. – Westchnął głęboko, nie odrywając od niej wzroku. – No dobra, rozumiem, czemu musisz zająć się tą sprawą, ale po co Chase? Czemu ma z tobą pracować? Czemu nie mogę tego zrobić ja albo Lucas? Zawahała się, nim mu to powiedziała, ale uznała, że chłopak zasługuje na szczerość. – Chase był przy wodospadach, ponieważ także został tam wezwany. Myślę, że mieliśmy tę samą wizję. Z jakiegoś powodu mamy to zrobić razem. Steve westchnął i opadł na oparcie kanapy. – Nie lubię… Nie lubię, kiedy z nim jesteś. Spojrzała mu prosto w oczy. – A ja nie lubię, kiedy jesteś z Jessie. – Ja przynajmniej… nie jestem z nią związany. Cokolwiek to znaczy. – Znów wyciągnął rękę i wsunął jej kosmyk włosów za ucho. – Wiem, że nie lubisz o tym mówić, i staram się to szanować, ale naprawdę przydałoby mi się tu jakieś zapewnienie.
Kurde, co miała mu powiedzieć? Że nie dba o Chase’a? To byłoby kłamstwo. Że wcale jej się nie podoba? To także byłoby kłamstwo. Że nie boi się tego, co czuje? Kolejne kłamstwo. Była przerażona. Przerażona tym, jak to wszystko się skończy, ale wiedziała jedno, była pewna jednego… Steve’a. Tego, jak się przy nim czuła. Bezpieczna. Akceptowana. Otoczona opieką. Znał ją i nadal lubił, wciąż chciał być częścią jej życia. Zależało mu. Spojrzał na nią i czekał. Na coś czekał. Serce bolało ją z braku zdecydowania, a potrzeba, by coś mu dać, jeszcze ten ból zwiększała. W końcu przyszło jej coś do głowy. Coś, co mogła mu dać. – Jestem tutaj, prawda? Uniosła się i przycisnęła usta do jego ust. To musiało wystarczyć, przynajmniej na razie, bo odpowiedział pocałunkiem.
Rozdział 7
Usta Steve’a były ciepłe, a ich smak uzależniał. I ta magia. Magia, która należała tylko do Steve’a, znów zaczęła działać. Della zapomniała o swoich problemach, o strachu, duchach przeszłości i dała się pochłonąć pocałunkowi. Temu cudownemu uczuciu, które dawały jego wargi. To uczucie wywołało kolejne. Mrowienie. Chęci. Pragnienia. Sprawiło, że się poruszyli, przysunęli bliżej. Położyli razem na kanapie. Kilka minut później byli jeszcze bliżej siebie. Ręce i nogi się splątały, a serca biły jednym rytmem. Mimo swojej wampirzej temperatury płonęła… Była cała w ogniu od jego twardego ciała, przyciśniętego do niej. Pochłonięta tym, jak jego delikatny oddech łaskotał jej szyję. Wsunął rękę pod jej koszulkę, a ona go nie powstrzymywała. Chciała tego tak samo jak on. Nie zamierzała dopuścić, aby sprawy zaszły tak daleko, ale… to tego potrzebowała. Spełniała tylko rozkazy. Była nastolatką.
I wtedy je usłyszała. Głosy. Głosy i kroki zbliżające się do domku. Jęknęła i złapała go za rękę. – Wygląda na to, że będziemy mieli towarzystwo. Steve warknął i uniósł głowę znad czułego miejsca na jej szyi, które całował. – Zabijesz ich sama, czy chcesz, żebym ja to zrobił? Zachichotała. Kiedy spojrzała w jego seksowne, półprzymknięte oczy, zobaczyła w nich pragnienie i żar. Zaparło jej dech i zdała sobie sprawę, że ją przepełniają te same uczucia. Gdyby nie to, że znów usłyszała głosy, poddałaby się i zaczęła go dalej całować. To cudowne miejsce, do którego szła, by zapomnieć o różnych rzeczach, mogło sprawić, że zapomniałaby także o własnych ograniczeniach. Przyjdzie moment, kiedy nie będą w stanie się powstrzymać. Czy była gotowa, by iść tam ze Steve’em? Kurczę, kolejna rzecz, którą musi się martwić. * * *
Po pożegnalnym pocałunku, przepełnionym frustracją, Steve wyprowadził ją na zewnątrz tylnymi drzwiami. Woleli uniknąć towarzystwa. – Wyjeżdżam za jakąś godzinę – powiedział. Skinęła głową i splotła z nim palce. – Bądź grzeczny. – Przed oczami stanęła jej Jessie. – Ty też – dodał, a ona wiedziała, kogo miał na myśli.
Ścisnął ją na pożegnanie, a potem pochylił się i jeszcze raz pocałował. W tle słychać było ćwierkanie ptaków. Ten pocałunek był równie upajający jak pozostałe. To niesamowite, że nawet najkrótszy dotyk jego ust na jej wargach był tak ponętny. Ledwie odeszła kilka kroków, jej komórka pisnęła, informując o esemesie. Serce jej przyspieszyło na myśl, że to może być Chase. Nie sprawdziła jednak, dopóki nie weszła między drzewa. Minęła kilka sosen, dębów i klonów, by zniknąć z pola widzenia Steve’a. Myśl, że mogłaby go skrzywdzić, przeszyła ją bólem. Bo gdyby Steve dostał teraz wiadomość od Jessie, Dellę zabolałoby to jak cholera. Jeśli Steve’owi zależało na Jessie choćby w takim stopniu, w jakim jej zależało na Chasie, to byłaby bardzo wkurzona. Kurde. Musiała ranić Steve’a. Ale jak miała to naprawić? Miała dwie możliwości. Tylko dwie. Zostawić go albo odmówić pracy nad tą sprawą z Chase’em. I w ogóle zerwać z nim jakiekolwiek kontakty. Ta myśl była niczym ciernista kula. Zapiekły ją oczy, gdy telefon znów zapiszczał. Spojrzała na komórkę. To nie Chase. Burnett. Wiadomość była krótka: Przyjdź do biura. Nie wahała się. Burnett uniósł wzrok, gdy wpadła do gabinetu.
– Mam nadzieję, że byłaś blisko, bo jeśli nie, to przybiegłaś za szybko. Ostrzegałem cię, żebyś… – Byłam blisko – powiedziała i właściwie nie było to kłamstwo. Była blisko, ale pewnie i tak przemieszczała się szybciej, niżby tego chciał. Bycie odrodzonym dawało przynajmniej jakieś korzyści, na przykład superprędkość. – O co chodzi? – Dzwonili z Rady Wampirów. – Zgadzają się, żebyśmy z Chase’em pracowali dla JBF? – Nie. Jeden z członków rady pytał, czy Chase się do nas odezwał. Nie stawił się u nich na spotkaniu. I nie odbiera telefonu. Mówią, że to nie w jego stylu. Della poczuła, jak skacze jej ciśnienie. – Przypuszcza, że coś mu się stało? – Wciąż pamiętała, jak jęczał, gdy podczas procesu odrodzenia przyjmował jej krew. Zrobił to z własnej woli, wziął na siebie ten ból, by ją uratować. „Nie kocham cię. Kropka. Nawet nie zawsze cię lubię”. – Nie. Raczej się obawia, że przekonałem Chase’a, by pracował tylko dla nas. Zapewniłem go, że tak nie jest, a on stwierdził, że ty na pewno wiesz, gdzie go znaleźć. Podobno ostatnio miał na twoim punkcie obsesję. Obsesja? Potrząsnęła głową. – Nie dzwonił ani nie pisał od naszego spotkania przy wodospadach. Powiedziałabym ci, gdyby się odezwał. – Tak im przekazałem – odparł.
Della znów wyciągnęła komórkę i napisała do Chase’a kolejną wiadomość. Martwię się. Rada Wampirów cię szuka. Wszystko ok? Wpatrywała się w telefon. Czuła gulę w gardle i modliła się, by odpisał. Jako że odpowiedź nie nadchodziła, spojrzała na Burnetta. – Może powinnam go poszukać? – Gdzie? – Nie wiem, ale… – Nie, gdybyś wiedziała, gdzie jest, to zupełnie inna sprawa, ale… Telefon pisnął. Della spojrzała na numer. To był Chase. – To on. – Przeczytała po cichu wiadomość. Jeśli się martwisz, to znaczy, że ci zależy. Zacisnęła zęby. – I? – zapytał Burnett. Zignorowała wampira i napisała. Wszystko w porządku? Wiadomość przyszła prawie natychmiast. Tak, pracuję nad sprawą. Na razie. Della podniosła wzrok i nabrała powietrza. – Mówi, że wszystko w porządku i pracuje nad sprawą. Spodziewała się, że Burnett będzie chciał zobaczyć te wiadomości. Nie chciał, a to oznaczało, że darzył ją sporym zaufaniem. Doceniała to bardziej, niż mógł
sądzić. – Odpisz mu, że mówię, aby skontaktował się z radą. Musi teraz być z nimi w dobrych stosunkach. Zrobiła, jak kazał Burnett. Siedzieli kilka minut w milczeniu, czekając na odpowiedź. Telefon nie zadzwonił. W końcu Della odłożyła komórkę… – Co może wiedzieć Chase albo Rada Wampirów, czego nie wiemy my? Jak on może pracować nad sprawą? Burnett spochmurniał. – Nie wiem. Moi ludzie wciąż analizują zebrane dokumenty. Wiem, że jeden z domów Craiga Anthony’ego został przeszukany, zanim do niego dotarliśmy. Możliwe, że ktoś z rady coś tam znalazł, ale to mało prawdopodobne. Większość dowodów odkryliśmy w dokumentach z domu pogrzebowego, w jego telefonie i komputerze. – Strasznie mi się to nie podoba – powiedziała Della, tym razem myśląc o Natashy i Liamie, a nie o swoich uczuciach do tego szurniętego wampira. – Wiem, ale teraz nic nie możemy zrobić. Nagle zadzwonił telefon Burnetta. Wampir spojrzał na komórkę. – Muszę odebrać. Della uznała, że chciał jej powiedzieć, aby wyszła, więc wstała. Skierowała się do drzwi, gdy usłyszała głos po drugiej stronie słuchawki.
– Tu Leo. Dostałem zgodę. Ale idziemy w ciemno. Nie udało się skontaktować z właścicielem. Tak czy inaczej, możemy to zrobić dziś w nocy. O trzeciej nad ranem. O co chodziło? Czy miało to jakiś związek z Chase’em? Ze sprawą? No dobra, nie chciała być niegrzeczna, ale ciekawość brała górę. I wzięła. Della postąpiła jeszcze o krok w stronę drzwi, ale ich nie otworzyła. – Dobrze, będę na miejscu – odezwał się Burnett. Kiedy wampirzyca sięgnęła do klamki, zwrócił się do niej. – Dello? Cholera. Czy rozzłościł się na nią, że podsłuchiwała? Odwróciła się z poczuciem winy. To było niegrzeczne. – Przepraszam. Powinnam wyjść, ale pomyślałam, że może to… – Usiądź. – Rozłączył się. Spojrzał jej w oczy. I wtedy zrozumiała. Ta rozmowa dotyczyła jej. Nie wykonała rozkazu. – O co chodzi? – Czuła jego wahanie, a to mogło oznaczać tylko jedno. Było źle. – Usiądź – powtórzył. – Musimy porozmawiać. * * *
Zegar na stoliku nocnym Delli wskazywał za pięć trzecią nad ranem. Miała pięć minut. Spojrzała na swój
strój. Była gotowa. Czerń. Czarne buty. Czarne dżinsy i czarna przylegająca koszulka. Wszystko czarne, by wtopić się w noc. To była pierwsza zasada bycia wampirem, jakiej nauczył ją Chan. Ten kolor idealnie pasował do okazji. Czerń na smutek. Czerń na ból. Czerń na złożenie ciała Chana do grobu i na pożegnanie. Telefon do Burnetta dotyczył Chana. Wreszcie skończono autopsję i wydano jego zwłoki. W końcu mógł zostać pochowany. Kiedy Della o nim myślała, nie potrafiła go sobie wyobrazić jako ciała w jakiejś zimnej kostnicy. Burnett próbował ją przekonać, by została w domku. Ustalili, że cmentarz należy do wilkołaków, które nie odpowiadały na telefony. Burnett jednak był nieprzejednany i stwierdził, że muszą pochować Chana w jego prawdziwym grobie. Kiedy Chan nie przetrwał odrodzenia, inne wyrzutki pochowały go w nieoznaczonym grobie w lesie, by nikt nie odkrył jego tajemnic. Teraz, gdy został odnaleziony, zasługiwał na to, by na jego pogrzebie była przynajmniej jedna osoba, która go kochała. Nawet jeśli miałaby złamać rozkaz Burnetta, zamierzała dotrzeć tam i być świadkiem tego, jak opuszczają trumnę do grobu. Po raz drugi.
„Niech cię, Chan! To powinnam być ja”. Della przełknęła gulę w gardle, przypominając sobie jego pierwszy pogrzeb. Ten sfingowany. Chan, kiedy przemienił się w wampira, sfingował swoją śmierć, jak większość wampirów, by się odciąć od dotychczasowego życia. A Della opłakiwała go wtedy tak samo jak teraz. Tyle że wtedy nie miała poczucia winy. Holiday wyjaśniła jej, iż czuje się winna, że przeżyła. Dlatego że Chase postanowił uratować ją, a nie Chana. Jednak Delli nie obchodziło, jak nazywano to uczucie. Wciąż czuła się obrzydliwie. Westchnęła i podeszła do okna. Na niebie świeciło kilka gwiazd. Chmura zasnuła prawie cały księżyc. Patrzyła, jak szara kłębiasta masa nasuwa się na niego coraz bardziej, niczym duch. Chociaż od wizyty przy wodospadach nie odwiedził jej żaden duch, to wciąż o nich myślała. Jej telefon pisnął, informując o esemesie. Wyciągnęła go z kieszeni z nadzieją, że to Chase znalazł coś na temat Natashy i Liama. Po wyjściu od Burnetta napisała do niego jeszcze raz, ale tym razem nie odpowiedział. Czy nie odpowiadał, bo był obrażony za to, co powiedziała wcześniej? Teraz nie miała czasu martwić się głupstwami. Może to nie było takie kompletnie nieistotne, ale w porównaniu ze sprawami życia i śmierci traciło na znaczeniu. Teraz chciała tylko ustalić, czy Chase też
miał wizję o Natashy i Liamie. A jeśli tak, to czy odkrył w niej coś, co mogłoby im pomóc. Gdy przeczytała wiadomość, zrobiło jej się ciężko na sercu. Nie pochodziła od Chase’a. Burnett informował tylko, że spóźni się pięć minut. Odpisała mu: Dobra. A potem, wciąż myśląc o Natashy i Liamie, zaczęła przeglądać poprzednie wiadomości od Chase’a. Westchnęła, napisała: Zadzwoń i już miała to wysłać, gdy przyszło jej coś do głowy. Dopisała proszę. Wciąż wpatrując się w telefon, zwróciła uwagę na delikatne skrzypienie materaca za ścianą. Miranda, współlokatorka Delli, przewracała się z boku na bok. Najwyraźniej nie mogła zasnąć. Czy miało to jakiś związek z Perrym i jego okropnym humorem tego dnia? Della powiedziała sobie, że tak naprawdę nie ma czasu sprawdzać, co u czarownicy. Poza tym, biorąc pod uwagę jej ból po stracie Chana, niepokój o wizje, problemy z rodziną i sprawy sercowe… nie powinna przejmować się problemami innych. A potem usłyszała pociąganie nosem. Kurczę, to nie był nikt inny, tylko Miranda. Gdyby to Della miała doła, Miranda już dawno by tu była. „Pięć minut”, pomyślała, wychodząc z pokoju i delikatnie pukając do drzwi Mirandy. – Proszę – odezwał się niepewny głos. Della weszła do środka.
– Mam tylko kilka minut, ale… czy coś się stało? Miranda usiadła i podciągnęła okryte kocem kolana pod brodę. – Tak, ale nie mogę o tym mówić. – Czemu? – Della weszła do pokoju. – Obiecałam, że nie będę o tym wspominać. – Po co składać takie głupie obietnice? Przecież wszystkim się dzielimy. – Ledwie to powiedziała, uświadomiła sobie, że i ona ma tajemnice przed Mirandą i Kylie. Ale już niedługo. Musiała im powiedzieć. – Wiem, że tak, ale… nie mogę – westchnęła drżąco Miranda. Della zrobiła jeszcze jeden krok w stronę przyjaciółki, nie mogąc ścierpieć tego bólu w jej głosie. – Mam skopać komuś tyłek? Nie musisz mi nawet mówić dlaczego. Powiedz tylko komu, a to zrobię. Więc nie złamiesz żadnej obietnicy. – Nie – odparła czarownica. – Ale kocham cię za to, że byś to dla mnie zrobiła. – Chodzi o Perry’ego? – zapytała Della. Jeśli tak, to zamierzała mu skopać tyłek, ale na pewno nie była odpowiednią osobą do dawania rad. To Kylie była guru od związków. Kylie potrafiła naprawić prawie wszystkie romantyczne potknięcia. No, poza tymi Delli. Jej uczucia do Steve’a i emocjonalne więzi z Chase’em z powodu związania – cokolwiek to tak naprawdę znaczyło – nawet
dla takiego guru pozostawały tajemnicą. – Nie mogę o tym rozmawiać – powiedziała znów Miranda i załkała. Czy to znaczyło, że chodziło o Perry’ego, czy nie? Della wyciągnęła telefon i sprawdziła godzinę. Musiała już iść. – Przyprowadzić ci Kylie? Prawda była taka, że Della nie była najlepszą pocieszycielką. Bolało ją jednak, że Miranda nie chce jej się zwierzyć. Miranda potrząsnęła głową. – Nie. – Otarła policzki. – Ale uścisk by mi nie zaszkodził. – No jasne – mruknęła pod nosem Della i pozwoliła się przytulić czarownicy. Ciepło Mirandy przypomniało Delli o jej temperaturze ciała, czyli tym czymś, o czym nienawidziła myśleć. Ale ze względu na przyjaciółkę nawet poklepała ją lekko po plecach, co prawda dość niezręcznie. – Dokąd idziesz? – Miranda odsunęła się i spojrzała na wampirzycę wielkimi, zielonymi, pełnymi łez oczami. Della otarła dłonie o spodnie. – Chowamy dziś Chana. – O rany, jestem okropna – odezwała się czarownica. – Ja cię proszę o przytulenie, kiedy to ty tego potrzebujesz. Chodź tu. No chodź.
Wyciągnęła ramiona i poruszyła palcami. – Nie, nic mi nie jest. – Della cofnęła się o krok, ale serce ścisnęło jej się ze smutku. To właśnie wywoływały czasem uściski: wyciągały wszystko na powierzchnię. Niektóre sprawy nie powinny tam wychodzić. Miranda poderwała się z łóżka, aż załopotała jej różowa koszula w serduszka. – Może ja i Kylie pójdziemy z tobą? Czekaj. – Miranda machnęła ręką, jakby cofała pytanie. – Zapomnij o tym, że pytałam. Idziemy, nawet jeśli nas tam nie chcesz. Nie powinnaś iść sama na pogrzeb. Ruszyła do drzwi, by obudzić Kylie. – Nieee! – Della złapała ją za rękę. Cholera, przyszła tu wesprzeć Mirandę, a nie wywoływać trzecią wojnę światową. A ostatnio tak wyglądały wszystkie jej kłótnie z czarownicą. – Czemu? Czy Steve idzie? – zapytała Miranda. Dellę ścisnęło coś za serce. Wpływał tak na nią sam dźwięk jego imienia, a do tego miała lekkie poczucie winy. Z powodu tego, co czuła do Chase’a. Nie potrafiła dokładnie zdefiniować, czym było to „coś”, ale było. A zaprzeczanie nie mogło sprawić, by zniknęło. – Nie, nie idzie. – Della powiedziała prawdę i nagle do niej dotarło: gdyby Steve o tym wiedział, to by z nią poszedł. Taki był. Zależało mu. Jej też na nim zależało. Ale czy na tyle, by go zostawić? Przestać krzywdzić? Miranda delikatnie strząsnęła rękę Delli.
– Poddaj się, wampirzyco. Bo bez względu na wszystko nie damy ci iść tam samej. Ja i Kylie idziemy z tobą. – Nawet potrząsnęła głową w ten swój charakterystyczny sposób, który Delli kojarzył się z figurkami piesków z ruchomym łebkiem, które ludzie czasem wożą w samochodach. Dellę ogarnęła frustracja. – Daruj sobie, czarownico! – warknęła. – Nie idziesz. Poza tym to nawet nie jest pogrzeb – powiedziała ponuro. Gdyby na spotkaniu z Burnettem pojawiła się z Mirandą i Kylie, na pewno by się wściekł. A Della ponad wszystko chciała tego uniknąć. Widząc determinację i miłość w oczach Mirandy, uniosła rękę. Pragnęła zachować spokój, własny i czarownicy. – Posłuchaj, Burnett nie chciał nawet, żebym ja przyszła. Będą chować Chana w grobie, w którym leży jego pusta trumna. Więc to dość niebezpieczne. Musimy wykopać trumnę, włożyć ciało i zrobić to wszystko tak, żeby nas nie złapano. Podobno za bezczeszczenie grobów grozi pięć lat więzienia. A w pomarańczowym nie będzie ci do twarzy. – W pomarańczowym jest mi równie dobrze jak tobie – prychnęła czarownica, skręcając kosmyk swoich wielokolorowych włosów. A potem się skrzywiła i do jej oczu znów napłynęły łzy. – Proszę. Naprawdę nie chcę, żebyś szła tam sama. To boli, o tu. – Położyła rękę na piersi.
Na te słowa serce Delli też się ścisnęło. – Będzie tam Burnett – zapewniła czarownicę. Miranda zrobiła kwaśną minę i przewróciła oczami. – Tak jakby on mógł cię przytulić w momencie, gdy będziesz tego potrzebowała. Della nie podejrzewała o to Burnetta, ale nie wątpiła, że okaże jej współczucie. A jak na wampira to aż nazbyt wiele. – Dam sobie radę. – Musiała. Pochowanie Chana w jego oficjalnym grobie było właściwe. Chociaż jego śmierć już nie. – Muszę iść. – Skierowała się do drzwi. – Poczekaj – zawołała Miranda. – Jeszcze jeden uścisk na drogę. Della już miała zaprotestować, ale powstrzymywanie Mirandy przed przytulaniem było niczym powstrzymywanie psa przed obsiusianiem hydrantu. Niemożliwe. Della nachyliła się i bardzo szybko cofnęła, patrząc na wciąż zaniepokojoną czarownicę. – Później usiądziemy w kuchni z dietetyczną colą i pogadamy o naszych problemach. A zanim to nastąpi, musisz odnaleźć tego, komu obiecałaś, że nic nie powiesz, i cofnąć obietnicę. Miranda wydęła dolną wargę. – Nie mogę. Della się skrzywiła. – Dobra, w takim razie nie powiem wam, co się dzieje
u mnie, a to naprawdę spora sprawa. – To niesprawiedliwe – odparła Miranda. – Owszem, to beznadziejnie mieć przyjaciółki, które oczekują, że wszystko im o sobie powiesz, a same milczą. Więc szykuj się na zwierzenia. Na razie. Wypadła z sypialni Mirandy, a potem z domku, spiesząc się na spotkanie z Burnettem i mając nadzieję, że pochowanie Chana zamknie w jakiś sposób tę sprawę i pozwoli jej zająć się czymś innym. Na szczycie listy zadań miała Natashę i Liama. Dalej znajdowała się sprawa Steve’a i Chase’a. A może i kolejna próba odnalezienia stryja. Biorąc pod uwagę, ile miała teraz na głowie, mogła przebierać w możliwościach. * * *
Chmury, które przypominały duchy, zniknęły, a półksiężyc i gwiazdy nadawały niebu ciemnogranatową barwę. Ubrany na czarno Burnett czekał przy głównej bramie Wodospadów Cienia. Spojrzał na nią tak, jakby próbował odczytać jej nastrój. A może jej zdolność do nierozsypywania się w trudnych chwilach? Nie mógł wiedzieć, że to przećwiczyła już dawno. Czasami sama nie miała pojęcia, jakim cudem udawało jej się zebrać w sobie, ale czuła, że ma to związek z Wodospadami Cienia. Ze spotkanymi tu ludźmi. Z przyjaźniami. Może nie z uściskami – chociaż
szczerze kochała za to Mirandę, to bez nich mogłaby się obejść. Sama świadomość, że innym na niej zależy, sprawiała, że po każdym życiowym zawodzie potrafiła znów zebrać się w sobie. Jej także na nich wszystkich zależało. Nawet na stoickim komendancie obozu. Powiedzmy sobie szczerze, gdyby się całkiem załamała, zawiodłaby ich. Jeśli miałaby wskazać jedną rzecz, której nauczył ją ojciec azjatyckiego pochodzenia, byłaby to lojalność. I pewnie dlatego, chociaż wyglądało na to, że ojciec już machnął na Dellę ręką, to ona na niego nie. – Gotowa? – zapytał Burnett. Skinęła głową. Ruszył biegiem. Jego ciężkie buty uderzyły o ziemię trzy czy cztery razy, po czym wzbił się do lotu. Della nie wiedziała, czy też tak potrafi, ale traktując to niczym wyzwanie, postanowiła spróbować. Musiała pokonać siedem kroków, nim uznała, że ma w sobie dość siły. Zmusiła do pracy wszystkie mięśnie i poczuła, jak unosi się w powietrzu. Radość z osiągniętego sukcesu na chwilę przytłumiła ból tego, co miało zaraz nastąpić. Burnett spojrzał na nią. Jego wzrok przypominał jej sposób, w jaki patrzył na nią ojciec, gdy wykonała wyjątkowo dobry ruch szachowy. Delli zrobiło się cieplej na duszy i lekko skinęła głową w stronę starszego wampira. „Tak”, pomyślała. To, co trzymało ją w ryzach, miało
związek z ludźmi, których poznała w Wodospadach Cienia. Gdyby się załamała, uznaliby to za swoją porażkę. Nie zamierzała pozwolić, by obwiniali się o coś, co przydarzało się jej. Po dwudziestu minutach lotu z prędkością, której Della nawet nie potrafiła określić, zauważyli cmentarz. Gdy tylko znalazł się w zasięgu ich wzroku, Burnett zwolnił do prędkości uznawanej za typową dla wampirów. Oblecieli posesję, po czym Burnett wylądował wśród drzew. Della nie stanęła jeszcze pewnie na ziemi, gdy wyczuła charakterystyczny zapach. Rozejrzała się wokół, po czym spojrzała na Burnetta. On także uniósł nos. Też musiał to wyczuć. – Ktoś znajomy? – zapytała z nadzieją, że agenci, którzy mieli przywieźć ciało Chana, byli wilkołakami. Odpowiedź znalazła w pałających zielono oczach Burnetta. Nie miała czasu na zastanowienie, gdy zza drzew wyskoczyły trzy postacie i rzuciły się na nich.
Rozdział 8
Stop! – rozkazał Burnett. Cholera! Czy chodziło mu także o nią? Della była gotowa do walki i aby spełnić rozkaz, musiała tak zacisnąć palce, że aż wbiła sobie paznokcie w skórę dłoni. Stojąc przy Burnecie, całą sobą czuła niebezpieczeństwo. Nabrała gwałtownie powietrza. Nawet ono zdawało się mieć groźny posmak. Spojrzała na czoła potencjalnych napastników, by sprawdzić ich wzory. Wszystkie istoty nadnaturalne mają wzory pozwalające ustalić ich gatunek, a te potwierdzały to, co powiedział jej nos. Wilkołaki. Zauważyła też ich mundury. Ochrona. Co za kpina. – Nie chcemy sprawiać kłopotów – odezwał się Burnett. Odsunął ciemną koszulę, by pokazać przypiętą do paska odznakę JBF. Della była pod wrażeniem, że działał zgodnie z zasadami. Tak naprawdę nie znała jeszcze rozporządzeń JBF, ale zamierzała szybko się w tej kwestii dokształcić.
Skupiła się na Burnecie, który stał nieruchomo, ukazując odznakę. Widok zrobił na niej olbrzymie wrażenie. Miała nadzieję, że w przyszłości ona także będzie nosić taką odznakę. – My też mamy odznaki, brudny wampirze! – rzucił wilkołak z rudą kudłatą czupryną. Wypiął pierś, na której widniała odznaka z celtyckim krzyżem w zieleni i błękicie, przypięta do brudnej koszulki. – Jestem pewien, że moja jest wyższej rangi – syknął Burnett, a jego oczy zalśniły złoto. Oczy wilkołaka pałały pomarańczowo, ale tym razem przyjrzał się odznace Burnetta. Po nim odezwał się wilkołak stojący pośrodku, trochę większy od pozostałych. – Słyszałem, że wiele podrabianych odznak JBF trafiło do gangów. – Ta nie jest podróbką – dodał Burnett niższym, groźniejszym tonem. Della czuła, jak skręca jej się żołądek. Szykowała się na wszelkie ataki ze strony przeciwników, a ci nie wydawali się zbyt niebezpieczni. Było ich tylko trzech. Mogła wraz z Burnettem pokonać ich z zamkniętymi oczami. A biorąc pod uwagę jej nowe moce, to pewnie byłaby w stanie zrobić to nawet w pojedynkę. – Naprawdę myślisz, że kupimy tę historyjkę? – prychnął rudzielec. – Pojawiasz się w środku nocy na naszym cmentarzu, ze swoją panną, i oczekujesz, że uwierzymy, że to sprawa oficjalna?
Stwierdzenie o „swojej pannie” przelało czarę. Della warknęła, oczy jej zalśniły i wysunęły się kły. – To nie jest moja panna. – Oczy Burnetta zalśniły jeszcze mocniej, ale natychmiast spojrzał na mężczyznę stojącego pośrodku, jakby wyczuł, że to on jest przywódcą stada. – Pokażcie dokumenty i powiedz swojemu wyszczekanemu kumplowi, żeby się uspokoił, albo wszyscy trzej spędzicie noc w areszcie JBF. – Rób, jak ci każe – odezwał się szef, wyciągając portfel. Della zauważyła, że rudzielec wyciągnął coś z kieszeni. Natychmiast dostrzegła pewien mały problem. To nie był portfel, tylko nóż. Z prędkością, która zaskoczyła nawet ją, wyskoczyła do przodu. Zanim wilkołak się zorientował, złapała go za nadgarstek i wykręciła mu rękę za plecy. Ułamki sekundy później powaliła go na ziemię. Burnett pojawił się u jej boku, ale tylko obserwował sytuację. Co oznaczało, że wierzył w jej umiejętności. Ogarnęła ją duma zbliżona do tej, którą czuła wcześniej, podczas lotu. Sprawianie, że Burnett był z niej dumny, było prawie tak dobre, jak sprawianie, że był z niej dumny jej tata. Wyrwała nóż z ręki wilkołaka, a potem pchnęła go na ziemię i przyszpiliła kolanem, by nie mógł się podnieść. Co ciekawe, wciąż miała równy oddech i spokojny puls. Nie musiała się w ogóle wysilać. – Wyświadcz sobie przysługę i nie ruszaj się –
rzuciła. – Albo nie. Chętnie bym się trochę posiłowała. Wilkołak uniósł głowę. Della ujrzała pomarańczową poświatę jego oczu odbijającą się na ziemi. – Musiałem wyjąć nóż, żeby dosięgnąć do karty – warknął. – Jasne, a jego panna musiała ci go zabrać – odwarknęła Della. Mogłaby przysiąc, że słyszała chichot Burnetta. – Zamknij się, Evert – odezwał się przywódca. – Przepraszam za jego zachowanie. Jest nowy i wyraźnie zbyt porywczy do tej roboty. Podał Burnettowi swój dokument tożsamości. Było to zwykłe prawo jazdy, ale miało specjalne oznaczenie, świadczące o tym, że był zarejestrowany. – Nie wiedziałem, że jesteście z prawdziwego JBF – wypalił facet przytrzymywany przez Dellę. Drugi wilkołak też wyciągnął portfel i podał kartę. Burnett spojrzał na karty i oddał je. Podszedł do Delli i kucnął przy facecie leżącym na ziemi. – Spróbuję przekonać moją stażystkę, by cię puściła, ale radzę wstawać bardzo powoli. A potem przeproś, a ona zadecyduje, czy mamy cię aresztować. Della przestała przytrzymywać wilkołaka. Ten wstał, chociaż oczy wciąż pałały mu pomarańczowo. – Przepraszam – mruknął, ale jego ton jasno dawał do zrozumienia, że nie mówi tego szczerze. Zastanawiała się, czy to dlatego, że miał przeprosić wampira, czy że dziewczynę. Jego pannę. Pewnie
pomyśli dwa razy, nim znów kogoś tak nazwie. Burnett potrząsnął głową. – Jestem pewien, że stać cię na więcej. Wilkołak spojrzał na Burnetta, a potem na Dellę. – Przepraszam. – W jego głosie słychać było wściekłość. Z jakiegoś powodu Della pomyślała o innym facecie, który wymusił na kimś przeprosiny wobec niej. Chasie. Natychmiast odpędziła tę myśl i poczucie tęsknoty, jakie się z nią wiązało. Burnett popatrzył na nią. – Sądzisz, że powinniśmy go zabrać, by przemyślał swoje zachowanie w areszcie? Della obrzuciła wzrokiem wampira. Naprawdę zamierzał pozostawić jej decyzję? Spojrzała na żałosny nożyk, który wyciągnął z kieszeni wilkołak. – Nie, ale myślę, że powinien wiedzieć, że jeśli chce zaatakować wampira, to nie takim nędznym kozikiem. Podała Burnettowi nóż o pięciocentymetrowym ostrzu. Burnett skinął głową. – Odejdź, zanim zmienię zdanie. Rudzielec uciekł żwawym krokiem, tak typowym dla wszystkich wilkołaków. Nagle zapadła kompletna cisza i Delli zdawało się, że aż odbija się echem w jej wnętrzu. Kręcąc czubkiem buta w idealnie przystrzyżonym trawniku, patrzyła, jak wilkołak znika za horyzontem. Po raz pierwszy rozejrzała się wokół. Srebrzyste
światło księżyca zalewało płaski teren. Nagrobki wystawały z ziemi niczym wyciągające się do nieba ręce zmarłych, którzy chcieliby wyrwać się z zimnej ziemi. Co kilka kroków na nagrobkach stały zmurszałe posągi aniołów i świętych, zupełnie jakby strzegły mogił. Pytanie, czy chroniły zmarłych, czy też dbały o to, by się nie wydostali? Ponure, niepokojące otoczenie o wszystkim jej przypomniało: o tym, że znalazła się tu, aby pochować Chana. Chłód i myśl o znajdowaniu się pod ziemią wywołały wspomnienia Natashy i Liama. Ogarnął ją smutek i gwałtowna potrzeba działania. Przełknęła z trudem i zaczęła się zastanawiać, kiedy wreszcie przywiozą ciało Chana. Przeszedł ją dreszcz. Czyżby to był duch? Zaczęło jej się kręcić w głowie, ale zmusiła się, by spojrzeć na żywych, stojących obok niej. Burnett podszedł o krok do przywódcy stada. Wilkołak, z pięć centymetrów niższy od Burnetta, nie okazał strachu, a jego postawa nie sugerowała agresji. – Nie chcę bronić mojego byłego pracownika – odezwał się wilkołak – ale muszę przyznać, że wasze pojawienie się na cmentarzu zarządzanym przez wilkołaki jest dość zaskakujące. Burnett stanął prościej. Nie na tyle, by wyglądać na urażonego, ale wystarczająco, by okazać, że nie pochwala tego podejścia. – JBF próbowało się skontaktować z właścicielem,
panem Hendersonem, ale recepcjonistka poinformowała nas, że wyjechał z kraju. – A mnie zlecono pilnowanie interesu – odparł wilkołak. – Czemu nie skontaktowaliście się ze mną? Jego słowa mogły oznaczać brak szacunku, ale zarówno postawa, jak i ton były ostrożne. – Jakbyś sprawdził swoją służbową komórkę, to by się okazało, że JBF zostawiło trzy wiadomości. Sam dzwoniłem dziś po południu. Wilkołak uniósł ramiona. – Więc postanowiłeś ominąć procedury prawne, by zrobić coś, co na pewno jest moralnie naganne. Czy JBF zawsze działa w ten sposób? Oczy Burnetta zalśniły mocniej, ale Della widziała, że wampir się hamuje. Na pewno był przygotowany na utarczki słowne, byle tylko uniknąć konfrontacji fizycznej. – Nie zamierzam tu robić nic nieetycznego. Wilkołak z niedowierzaniem zmarszczył brwi. – To zależy, kogo spytasz. To oczywiste, że jesteście tu, by ekshumować ciało, bo szukacie jakichś dowodów. Pewnie chcecie przyszpilić jakiegoś wilkołaka, skoro jesteście wampirami. Della nie mogła się powstrzymać. – To zupełnie bezpodstawne oskarżenia. Nie ma na świecie porządniejszego człowieka niż ten, który przed tobą stoi. Wilkołak rzucił na nią okiem, a potem znów skupił
się na Burnecie, jakby ona nie miała najmniejszego znaczenia. Kurde, czyżby nie dość się wykazała? Warknęła ostrzegawczo. Miała olbrzymią ochotę wymusić na nim, by okazał jej szacunek. Burnett rzucił jej znaczące spojrzenie. To wystarczyło, by zrozumiała, co miał na myśli. „Uspokój się”. Przywódca stada stanął w bardziej obronnej pozie. – Wiecie, ile to sprawi kłopotów mojemu pracodawcy? Ludzie bardzo nie lubią, gdy się bezcześci groby. To może wywołać skandal. Burnett stanął na lekko rozstawionych nogach i słuchał niewzruszony. Zdawał się wręcz zbyt pewny siebie, niczym pokerzysta, który wie, że ma asa w rękawie. – Owszem – odparł Burnett. – Sądzę jednak, że mimo wszystko byłby to mniejszy skandal niż, powiedzmy, cmentarz, który przyjmuje łapówki od domu pogrzebowego, by chować puste trumny. Tajemnica zaginionych ciał na pewno trafiłaby do prasy, i to nie tylko lokalnej. Już widzę te nagłówki: Rodziny zmarłych rozpaczliwie poszukują ciał swoich bliskich. – Rozejrzał się po cmentarzu. – Ile pustych trumien przyjęliście od Craiga Anthony’ego i jego ojczyma? Oba wilkołaki wyraźnie straciły rezon. Burnett wygrywał tę rozgrywkę. Aczkolwiek przywódca stada jeszcze nie chciał tego przyznać. – Biorąc pod uwagę, że jesteś wampirem, powinieneś
wiedzieć, że w JBF przymyka się na to oko. Burnett skrzyżował ramiona na piersi. – Nie, jeśli nowo przemienieni stają się niewolnikami. – Nie byliśmy świadomi jego działań. Mieliśmy umowę z jego ojczymem. – Miejmy nadzieję, że nasze śledztwo to potwierdzi. Wróćmy jednak do powodu, dla którego tu przybyliśmy – rzekł Burnett i wyraźnie się rozluźnił, jakby dawał do zrozumienia, że mogą jeszcze iść na kompromis. – Mam ciało kogoś, czyja pusta trumna tu spoczywa. Chcę po prostu złożyć zmarłego w jego własnym grobie. Wilkołak nie był jednak zainteresowany propozycją. – Nie było takich ustaleń. Jeśli raz tak zrobimy, to w kółko będziemy rozkopywać groby. Poza tym, nawet jeśli nowo przemieniony zmarł, to jego rodzina nigdy się o tym nie dowie. I tak już sądzą, że leży w grobie. A czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. To tylko ludzie. Tylko ludzie! – Ja będę wiedziała – rzuciła ponuro Della, a oczy zalśniły jej złowieszczo. Wilkołak aż się cofnął. – No dobra. Rozkopujcie, co chcecie. Dam wam nawet koparkę. Jeśli potem szef będzie chciał kogoś za to zamordować, to powiem mu, żeby się zgłosił do JBF. Pół godziny później grób był rozkopany, a Della siedziała na zimozielonej trawie, głaszcząc piękne źdźbła i patrząc, jak koparka wyciąga trumnę Chana.
Zanim odeszli ochroniarze, pojawili się pozostali agenci. Przynieśli ze sobą worek ze zwłokami Chana, który leżał teraz obok nagrobka z nazwiskiem jej ciotecznego brata. Wiedziała, że w worku jest ciało. Zamknęła oczy, zastanawiając się, czy chce go jeszcze raz zobaczyć. Czy może powinna jednak zostawić sobie to wspomnienie jego twarzy, gdy widziała go po raz ostatni, kiedy zapadła w śpiączkę podczas odrodzenia? Byli wśród chmur, a on był szczęśliwy, uśmiechał się do niej tym swoim krzywym uśmieszkiem i żartował z czegoś. Ale z czego? Skupiła się, próbując dotrzeć do bardzo odległego wspomnienia. Chan żartował z jej nieporadności w grze w kręgle i pewnego pamiętnego wypadku. Cofnęła rękę, by rzucić kulą, a ta zsunęła jej się z palców i poleciała w przeciwną stronę. Cała piątka graczy czekających na swoją kolej przewróciła się, by uniknąć uderzenia. Chan nalegał, by uznać to za strike, bo wszyscy leżeli. Na wspomnienie tej chwili w chmurach i tego, jak bardzo jego uśmiech przypominał jej starego Chana, spod zamkniętych powiek Delli potoczyły się łzy. Otarła policzki. Tak, właśnie w ten sposób chciała go zapamiętać, a nie jako zwłoki w worku. Usłyszała, że ktoś mówi coś cicho, jakby nie chciał, by to usłyszała. Otworzyła oczy. Agenci, w tym Burnett, stali nad otwartą trumną i wyglądali tak, jakby w środku
coś było. Delli zaparło dech. Czyżby ktoś zamieszkał w trumnie Chana? – O co chodzi? – Poderwała się na równe nogi. Jeśli to było ciało, to lepiej, żeby się wyniosło, bo inaczej je stamtąd wykopie. To była trumna Chana i na Boga, to Chan miał tam spocząć.
Rozdział 9
Serce
podskoczyło Delli w piersi, nim spojrzała w otwartą trumnę z obawą, że ujrzy rozkładające się ciało, które będzie musiała stamtąd usunąć. Westchnęła z czymś, co niepokojąco przypominało ulgę. To nie było ciało, tylko pudełko. Duże pudełko po butach. Owszem, to było dziwne, ale wyraz zadziwienia na twarzy trzech agentów i Burnetta wydał jej się przesadzony. A potem to zauważyła. Pudełko wibrowało. Jakby znajdowało się w nim serce. Bum. Bum. Bum. W tym momencie srebrną poświatę księżyca przysłoniła wielka szara chmura. Powietrze, którym przed chwilą westchnęła z ulgą, znów wypełniło jej płuca. To tylko szczur, powiedziała sobie. Ale w tym momencie z pudełka zaczął wydobywać się dźwięk bijącego serca.
– Ktoś musi sprawdzić, co jest w środku – odezwał się najmłodszy agent, czarownik, ale z jego tonu wynikało, że nie chciał się zgłaszać na ochotnika. – A po co mamy to otwierać? – zapytał drugi agent, wampir. Pudełko jakby go usłyszało, bo zaczęło się szybciej ruszać, a potem odskoczyło wieczko. Della próbowała sobie wmówić, że to wiatr, ale nocne powietrze było kompletnie nieruchome, nawet liście nie drżały. W ciemnościach nie dało się ustalić, co jest w pudełku. Della nachyliła się. Na górze leżało coś metalowego, ale nie potrafiła stwierdzić, co to. A potem zauważyła coś, co wyglądało jak zdjęcia. Czy to były rzeczy Chana? Znów złapało ją coś za serce. Czy to jego duch sprawił, że pudełko się trzęsło? Czy chciał, aby zajrzała do środka? Della spojrzała w stronę worka, w którym spoczywało bardzo zimne ciało Chana. Bardzo martwe. I w tym momencie poczuła chłód. „Czy to ty, Chan?” Zrezygnowana, wypuściła z płuc długo przytrzymywane powietrze. – Podnieście trumnę jeszcze trochę, to wyciągnę pudełko – powiedziała w końcu. – Nie, ja to zrobię. – Głos Burnetta zdradzał zażenowanie, że to ona zgłosiła się pierwsza. Spojrzał na elfa, który wcześniej kierował koparką, a teraz stał obok nich. – Podciągnij to trochę wyżej.
Della obserwowała i słuchała, jak łańcuchy wyciągają ubłoconą trumnę wyżej. Kiedy Burnett sięgnął do środka, Della powstrzymała go. – To należało do Chana. Myślę, że ja powinnam to wyjąć. Skinął głową. Della wzięła pudełko. Wszyscy agenci patrzyli na nią wielkimi oczami, jakby w obawie, że zaraz ją ugryzie. Nie zrobiło tego. Przynajmniej nie w dosłownym tego słowa znaczeniu. Za to gdy tylko zajrzała do środka, poczuła, jak wgryza jej się w psychikę. To był jeden z pucharów Chana za zwycięstwo w turnieju kręgli. Powiedział jej kiedyś, że nie obchodzi go, iż bycie czempionem w kręglach sprawia, że wygląda jak palant. To był jedyny sport, w którym był dobry. A przecież nigdy nie był palantem, a tylko chudym dzieciakiem azjatyckiego pochodzenia, trochę nonkonformistą, ale serce miał dobre. Della poczuła, że oczy ją pieką, więc odeszła na bok. Chmura odsłoniła wreszcie księżyc, a ją oblało srebrzyste światło. I chociaż wydawało się to dziwne, miała wrażenie, że blask księżyca rozgrzewa ją niczym słońce. Usiadła pomiędzy rzędami nagrobków i postawiła przed sobą otwarte pudełko. Powinna się bać pulsującego pudełka, ale – o dziwo – nic takiego nie czuła. Chodziło o Chana, a Chan nigdy by jej nie
skrzywdził. Spojrzała na leżące w środku rzeczy i momentalnie zrozumiała, co to jest. Chan pochował swoje stare życie. Wszystkie te przedmioty w pudełku coś dla niego znaczyły. Wszystko to stracił w dniu, w którym został przemieniony. I kurde, doskonale wiedziała, co czuł. Ona co prawda nie sfingowała swojej śmierci, ale straciła tak wiele. Przesunęła palcem po pucharze z imieniem Chana. Zauważyła zdjęcia rodziny i przyjaciół oraz list od jego jedynej dziewczyny. Uznała, że może być osobisty, więc go nie przeczytała. Zaczęła za to przeglądać fotografie. Chan i jego młodsza siostra na rowerach. Rodzinne zdjęcie jego mamy, taty i siostry na kocu piknikowym. Zdjęcia z jego studniówki: Chan w smokingu podkreślającym szczupłość sylwetki i jego dziewczyna, też pochodzenia azjatyckiego, lekko przy kości, w różowej falbaniastej sukience. Na widok Chana w muszce Della uśmiechnęła się nagle. Kiedy chowała zdjęcia, zauważyła naszyjnik. Zaparło jej dech. To był prezent od niej na jego ostatnie urodziny, na przyjęciu w kręgielni. Przedstawiał znak pokoju. Della zobaczyła go podczas jakichś zakupów na tydzień przed urodzinami Chana i pomyślała o swoim ciotecznym bracie, który zawsze miał hippisowskie skłonności. Wzięła do ręki naszyjnik, zastanawiając się, czy go nie zatrzymać, a potem pomyślała, że przecież on nie
należy do niej, tylko do Chana. A teraz Chan zostanie pochowany ze wszystkimi przedmiotami, które były dla niego ważne. To wydawało jej się słuszne. Della podniosła wzrok. Okazało się, że agenci włożyli już ciało Chana do trumny i czekali na jej decyzję, czy chce go zobaczyć. Uświadomiła sobie, że woli zachować w pamięci wizję Chana z chmur. Spojrzała na Burnetta i potrząsnęła głową. Podszedł do niej. – Chcesz zachować pudełko? – zapytał, najwyraźniej rozumiejąc, że Della nie chce już patrzeć na zwłoki Chana. – Nie – odparła, a to jedno słowo wydało jej się strasznie ciężkie, zupełnie jak jej serce. – Należy do Chana. Zamknęła je, a kiedy wstała, by podać je Burnettowi, pokrywka odskoczyła. Oboje aż jęknęli. – To tylko wiatr – powiedziała Della, chociaż w to nie wierzyła. – Gdyby tylko. – Burnett rozejrzał się wokół. – Czy on tu jest? – zapytała Della, czując chłód. Nie miała jednak pewności, czy to Chan. – Ktoś jest – odparł Burnett. – Myślisz, że chce, abyś zachowała pudełko? Zastanowiła się nad tym, ale szybko odparła: – Nie, to jego rzeczy. – Podała pudełko Burnettowi. A widząc, że agenci na nią czekają, sięgnęła po
pokrywkę. Zanim zdążyła ją nałożyć, ze środka wyfrunęło zdjęcie. Przez moment unosiło się w powietrzu, a potem wylądowało na jej bucie. Della podniosła je i przyjrzała mu się uważnie. Przedstawiało Chana, jego mamę i… i jeszcze jakąś dziewczynę. Była trochę podobna do Delli i jej siostry. Mieszanka krwi azjatyckiej i amerykańskiej. Powtarzając sobie, że to tylko wiatr, Della włożyła zdjęcie z powrotem do pudełka, ale ono znów wyleciało. Burnett zrobił wielkie oczy. – Myślę, że ktoś chce, abyś je zachowała. Della skinęła głową, czując, jak zasycha jej w gardle. Podniosła zdjęcie, a potem zamknęła pudełko. W świetle księżyca obserwowali z Burnettem, czy pokrywka znów odskoczy. Tym razem pozostała nieruchomo. Burnett spojrzał współczująco na Dellę, a potem odwrócił się i podszedł do grobu. Patrzyła, jak klęka i wkłada pudełko do trumny. A potem wstał i zamknął wieko. Dudniący odgłos zamykanej trumny odbił się echem po okolicy. Della miała ochotę krzyknąć, by się zatrzymali. Może jednak należało zmusić się i spojrzeć na jego twarz jeszcze raz, aby się pożegnać? Ale gdyby go zobaczyła, to zapragnęłaby go dotknąć, a nie chciała poczuć, że jest martwy. Przełknęła łzy i patrzyła, jak agenci opuszczają trumnę do grobu. Silnik koparki i zgrzyt łańcuchów brzmiały niezwykle ponuro.
Wiedziała, że tak naprawdę Chana w tej skrzyni nie ma. Jego dusza była w chmurach, w szczęśliwym miejscu. Ale wciąż uważała, że nie powinno tak być. On powinien żyć. Znów poczuła chłód. Może Chan nie był w chmurach? Czyżby był tutaj? Czy to on chciał, aby zachowała zdjęcie? Spojrzała na nie ponownie, ale łzy sprawiały, że dostrzegała tylko jego. – Będę za tobą tęsknić – wyszeptała i z powrotem usiadła na ziemi, walcząc z pragnieniem, by zapłakać. Obserwując, jak koparka zasypuje grób, objęła kolana i przełknęła łzy. Czuła się pusta w środku, a zarazem było jej tak ciężko. Agenci i Burnett stali ledwie piętnaście metrów dalej, a ona była taka samotna. A potem, niczym niewidzialna chmura, ogarnął ją chłód. I wiedziała, że nie jest już sama. Był tu ktoś jeszcze, ale kto? – Chan? – wyszeptała Della, rozglądając się wokół. Niczego nie dostrzegła, ale odczuwała wyraźnie. Tylko że to odczucie było inne niż to towarzyszące Chanowi. Przypomniała sobie słowa Holiday, że ją i ducha, który chciał, żeby odnalazła Natashę, na pewno łączy jakiś związek. – Kim jesteś? – wyszeptała. I wtedy coś sobie uświadomiła. Była przecież na cholernym cmentarzu. Popatrzyła na groby. Jeśli było
tak, jak podejrzewała Holiday, i Della rzeczywiście wyczuwała duchy, to przecież ten chłód mógł pochodzić od kogokolwiek, a nawet od całej grupy. Obok niej mogły stać setki duchów. Na samą myśl przeszedł ją dreszcz. Gdyby nie chodziło o Chana, uciekłaby stąd szybciej niż wiatr. Kilka minut później podszedł Burnett i usiadł obok niej na przystrzyżonej trawie. Chłód zniknął. Della nie wiedziała, czy duch albo duchy tylko się odsunęły, czy zniknęły na dobre, ale doceniała to. Burnett położył jej rękę na ramieniu. Nie był to silny ani ciepły uścisk, ale i tak wiele jej dał. – Wszystko w porządku? – zapytał. Della przestała myśleć o strachu, znów skupiona na smutku. – Na pewno za jakiś czas będzie, ale na razie boli jak cholera. On był… był częścią mojej rodziny. Burnett ścisnął jej ramię, a jego dotyk stał się prawie tak budujący jak przytulenie. – Wiem, że cierpisz. Rodzina to… – Zamilkł na chwilę. – Jakiś rok temu wyśmiałbym pomysł posiadania rodziny, a teraz, spójrz na mnie. Della skinęła głową i zamiast się skupiać na smutku, pomyślała o małej Hannah. – Wasza trójka jest idealną rodziną. – Trójka? – Burnett roześmiał się ciepło. – Rany, kiedy zakochałem się w Holiday, zakochałem się też w Wodospadach Cienia i w was wszystkich. Dello, nie
jesteśmy spokrewnieni, ale jesteś teraz częścią naszej rodziny i nigdy o tym nie zapominaj. Dellę ścisnęło w piersi ze wzruszenia. I, Boże dopomóż, miała ochotę położyć Burnettowi głowę na ramieniu. Może nawet poprosić, by ją przytulił. Może jednak należało zabrać Mirandę i Kylie. Kurczę, czyżby przytulanie było uzależniające? Czy jest jakiś lek, który sprawi, że nie będzie tego potrzebowała? Taka pastylka przeciwprzytuleniowa?
Rozdział 10
Odprawię pozostałych agentów – odezwał się Burnett. Della skinęła głową i zamrugała, by pohamować łzy. Kiedy wampir odszedł, znów przyjrzała się fotografii. Kim była ta dziewczyna? Odwróciła zdjęcie, ale na odwrocie nic nie zauważyła. Usłyszała zbliżające się kroki. Spojrzała w ich kierunku. To był agent JBF, czarownik. Nie wydawał się dużo starszy od niej. Kilka niesfornych loczków na jego krótko przystrzyżonej czuprynie nieco go jednak odmładzało. Zatrzymał się w odległości paru kroków. Della nie miała ochoty na kontakt wzrokowy, więc wstała, chowając zdjęcie do tylnej kieszeni spodni. – Hej. – Skinął głową. Odpowiedziała tym samym. – Wiesz, tak się zastanawiałem, czy nie przeszkadzałoby ci, gdybym naprawił trawnik, żeby wyglądał na nieruszony… Na wypadek, gdyby przyszła jakaś rodzina… żeby nikt nie zadawał żadnych pytań. – Nie ma sprawy – odparła. Czarownik odwrócił się i skinął ręką. W srebrzystym
świetle księżyca, dzięki jego magii, zbrylona ziemia wyrównała się. Idealne źdźbła trawy wyrosły na odpowiednią wysokość, a przy pomniku pojawiło się nawet kilka żółtych kwiatków. Wiatr sprawił, że zaczęły się ocierać o nagrobek. – Dziękuję – wydusiła Della z trudem, uświadomiwszy sobie, że nie pomyślała o przyniesieniu kwiatów. – Nie ma za co. – Wydawał się nieśmiały, jakby chciał o coś ją zapytać. – Ty jesteś tą Dellą, która pomogła aresztować Craiga Anthony’ego? Wampirzyca skinęła głową, pamiętając, że wtedy pojawił się jakiś agent czarownik, ale był starszy od tego. – Więc znasz Mirandę? – Tak – odparła zaskoczona. – Wychowywałem się w tej samej okolicy co ona. Przyjaźniła się z moją… młodszą siostrą. Możesz jej przekazać pozdrowienia od Shawna Hansona? I że… że słyszałem, co zrobiła tamtego dnia, ratując was tym niesamowitym czarem i że… że uważam, że to super, że wreszcie się usamodzielnia. Zawsze podejrzewałem, że jest bardziej utalentowana, niż się niektórym wydawało. – Przekażę jej – odparła Della, czując powiew feromonów. A więc agent Hanson leciał na Mirandę? Della była pewna, że czarownica ucieszy się z tej informacji. Może nie na tyle, by rzucić Perry’ego, ale która dziewczyna
nie chciałaby się podobać? Zwłaszcza starszemu chłopakowi? Czarownik skinął głową i odszedł. W tym momencie Della usłyszała niezadowolony głos Burnetta. Uniosła wzrok. Musiał przed chwilą rozmawiać przez komórkę, bo właśnie chował ją do kieszeni. Tak się skupiła na czarowniku, że ta rozmowa zupełnie jej umknęła. Burnett podszedł bliżej, a jego postawa sugerowała, że ma złe wieści. – Co się stało? – zapytała Della. Skinął, by podążyła za nim. Weszli między drzewa. – Czy Chase się do ciebie odezwał? – zapytał cicho. – Nie, a co? – Podejrzewam, że właśnie się włamał do magazynu JBF. Della zmarszczyła brwi. – Po co? – By zdobyć dokumenty Craiga Anthony’ego, które skonfiskowaliśmy. – Skąd wiesz, że to on? – zapytała Della. – Włamywacza opisano jako młodego mężczyznę z ciemnymi włosami. No i uciekł naszym najlepszym agentom. Kogo ci to przypomina? Della nie wiedziała, czemu się cieszy, że Chase’owi udało się uciec, ale tak było. – Zabrał coś? – Dokumenty, które odłożyliśmy na bok. – Burnett westchnął i spojrzał na nią. – Te, w których była mowa
o dwu nowo przemienionych Natashach. Delli aż serce podskoczyło. – Znaleźliście dokumenty dotyczące dwu dziewczyn o imieniu Natasha? Czemu mi nie powiedziałeś? – Znaleźliśmy je około dwudziestej trzeciej. Zamierzałem ci o nich powiedzieć, jak tylko… jak skończymy tutaj. – A znaleźliście coś o Liamie? – Nie. Nagle ogarnęła ją panika. – A jeśli tych dokumentów nie ukradł Chase? Wtedy stracimy je na zawsze. – Wcześniej zostały zeskanowane do komputera, więc nie ma się co martwić. Poza tym myślę, że oboje wiemy, kto za tym stoi. A on nie może robić takich idiotyzmów. Nie wkurza się JBF! Della skinęła głową, ale nic nie powiedziała. Kurde, gdyby wiedziała, że tam są dokumenty, to może sama by się po nie włamała. I nagle dotarło do niej, co to oznacza. Chase był w tej wizji wraz z nią. Bo skąd by wiedział, że należy zabrać tylko te dokumenty? – Pójdę z tobą – powiedziała. Znów ogarnęła ją ta nagła potrzeba pośpiechu w poszukiwaniach Natashy, którą czuła przy wodospadach. – Nie – odparł. – Nie dostałem jeszcze zgody, byś zajęła się tą sprawą. Powinienem ją mieć jutro po południu, a wtedy we wszystko cię wprowadzę. Wiem, że to trudne, ale na razie… wracaj do Wodospadów
Cienia i spróbuj odpocząć. Nie spałaś. Nie idź do szkoły. Jutro będziesz nam potrzebna w szczytowej formie. – Trudno mi będzie siedzieć z założonymi rękami, kiedy mogłabym coś zrobić. Czemu nie mogę…? – Nie – odrzekł stanowczo. – Idź odpocząć. Della zacisnęła zęby, by się nie kłócić, a potem dodała: – Chcę tu chwilę zostać, a potem… chcę zobaczyć się ze Steve’em. Później pójdę odpocząć. Nie myślała wcześniej o tym, by zobaczyć się ze Steve’em, ale gdy tylko to powiedziała, poczuła, że to nie tylko ochota, ale i potrzeba. Potrzebowała Steve’a. Potrzebowała… by ją przytulił. Znowu? Cholera, naprawdę musiała się zastanowić nad jakimś środkiem antyprzytuleniowym. A może nawet anty-Steve’owym. – Dobra. Muszę lecieć do agencji. Chcesz, by eskortował cię agent…? – Przestań mnie niańczyć. Myślisz, że nie dam sobie rady? Burnett się skrzywił. – No dobra, uważaj na siebie. Nie rozpędzaj się i w świetle dziennym leć poniżej linii drzew. – Dobrze. – A jeśli odezwie się do ciebie Chase, to przekaż mu, że muszę się z nim natychmiast zobaczyć, a potem do mnie zadzwoń. Skinęła głową, ale nie było w tym wiele przekonania.
Co zamierzał zrobić Burnett? Odwrócił się, jakby miał odejść, gdy nagle przypomniała sobie, że potrzebuje odpowiedzi. – Czekaj – zawołała. – Czy Rada Wampirów się do ciebie odzywała? Czy Chase się z nimi skontaktował? Czy JBF podjęła już ostateczną decyzję co do tego, czy będziemy pracować razem? Skoro Burnett nie powiedział jej o dokumentach, to mógł nie wspomnieć jeszcze o czymś. I sądząc z jego miny, tak właśnie było. – Dzwonili z Rady Wampirów. Pytałem, czy Chase może pracować dla JBF. Albo czy przynajmniej może współpracować z tobą. Powiedzieli, że to przemyślą. Jestem pewien, że JBF się zgodzi, ale… – Ale co? – zapytała. Burnett rozejrzał się po lesie, jakby chciał się upewnić, że pozostali agenci już się wynieśli. – Ale jeśli odkryją, że to on ukradł dokumenty, to nie zgodzą się na współpracę. Aresztują go przy pierwszej nadarzającej się okazji. Nie może robić takich idiotyzmów. JBF nie toleruje nieposłuszeństwa. I jeśli ci na nim zależy, to dopilnuj, by to zrozumiał. Jeśli jej na nim zależy? Owszem, zależało. Tyle że właśnie pomyślała, że postanowiła zobaczyć się ze Steve’em, na którym także jej zależało. I wtedy przypomniała sobie coś, co uświadomiła sobie wcześniej. Raniła Steve’a. Miała wybór. Albo zrezygnuje z pracy z Chase’em, albo ze
Steve’a. Na myśl o utracie Steve’a zaprotestowało całe jej ciało, a serce skurczyło się boleśnie. Ale myśl, że mogłaby odsunąć od siebie Chase’a i zmniejszyć szanse na odnalezienie Natashy i Liama, także bolała. Czy naprawdę nie było innego wyjścia? Odnajdź Natashę! Odnajdź Natashę! Serce Delli ścisnęło się, gdy usłyszała ten głos, ale nie miała pewności, czy to był głos ducha, czy tylko jego wspomnienie. – Muszę lecieć – powiedział Burnett, przywracając Dellę do rzeczywistości. – Co zrobisz? – zapytała. Spojrzał na nią. – Z czym? – Z Chase’em. – I nagle dotarło do niej, że nie powinna pozwolić mu odpowiadać na to pytanie, bo ta odpowiedź może jej się nie spodobać. – Posłuchaj, nie możesz powiedzieć JBF, że to on się włamał. Czuła, że Chase pomoże jej odnaleźć Natashę. Że jest częścią planu i że nie bez przyczyny został wezwany do wodospadów w tym samym czasie, co ona. – Nie rób tego ze względu na Chase’a, ale dla dobra Natashy i Liama. Burnett rozmasował dłonią szyję. – Nie zamierzałem go wsypać, ale mam nadzieję, że nie zostawił żadnych śladów, które do niego zaprowadzą. Nie uda mi się ich powstrzymać, jeśli
ustalą, że to on. Della skinęła głową. – Jesteś pewien, że nie mogę iść z tobą? Mogłabym zacząć przeglądać te dokumenty dotyczące Natashy. Burnett zmierzył ją złym wzrokiem. – Dello, jestem prawie pewien, że będziesz pracować nad tą sprawą, a Chase będzie twoim partnerem, ale musisz poświęcić przynajmniej jeden dzień na oswojenie się ze stratą kuzyna. Potrzebujesz odpoczynku. – Oswajałam się z tym niemal od miesiąca – odparła. – To… – Skinęła w stronę grobu. – To zamyka sprawę. Sfrustrowany, zacisnął mocno wargi, jak zawsze, gdy się z nim kłóciła. Wiedziała jednak, że nie może zaprzeczyć logice jego rozumowania. To, że jej uczucia nie respektowały logiki, było jej tajemnicą. Podejrzewała, że jeszcze długo będzie dochodzić do siebie po śmierci Chana. – Jestem w stanie to zrozumieć, ale mimo to nie możesz ze mną iść. Nie mam pozwolenia, by wprowadzić cię w sprawę. Idź do Steve’a, a potem odpocznij. Przygotuj się na jutro. I pobiegł. Della znów podeszła do grobu Chana. Usiadła na zimnej ziemi, skurczona, i próbowała jakoś ogarnąć najistotniejsze sprawy. Śmierć Chana. Natasha i Liam. Steve i Chase.
Gwiazdy i księżyc powoli bladły na niebie. Wschodzące słońce odpędziło noc, ale mimo nadchodzącego dnia wciąż czuła się samotna. Siedziała nieruchomo wśród nagrobków. Sama. Znów ogarnął ją chłód i musiała zweryfikować ostatnią myśl. Może nie była tu całkiem sama. Rozejrzała się wokół. Nikogo nie widziała, ale czuła. Na rękach i wzdłuż kręgosłupa dostała gęsiej skórki. – Znam cię? – Jej słowa jakby rozpłynęły się w szarzyźnie świtu. Znów spojrzała na grób Chana. Słońce uniosło się trochę wyżej i pojawiły się pasma różu i fioletu. Patrzyła, jak pomarańczowa kula powoli wznosi się po nieboskłonie. Kolory zniknęły, zastąpione przez światło i białe chmury. Próbowała zignorować chłód. Chłód, który wydawał się nawiedzony. Popatrzyła na niebo, gdy zrobiło się jeszcze zimniej, a chmury zaczęły zmieniać kształt. Wyglądały prawie jak troje ludzi pozujących do… Przypomniała sobie o zdjęciu, wyciągnęła je więc z kieszeni i znów mu się przyjrzała. Kiedy podniosła wzrok, by porównać układ chmur, już się rozpierzchły. Znów popatrzyła na fotografię, a potem ją obróciła. I tam, napisane ołówkiem tak delikatnie, że wcześniej nie dało się ich dostrzec z braku światła, widniały trzy imiona. Chan, Miao – czyli matka Chana – i… – Kurde! – Jej głos wydawał się cichy na tej ponurej
przestrzeni. Natasha. Chan znał Natashę? Czy to była ta sama Natasha? Ale jaki był związek? Della wstała i podeszła do grobu Chana. Spojrzała na jego nagrobek i żółte kwiaty przed tablicą. – Kim jest Natasha? Jak ma na nazwisko? – Nie wiedziała, do kogo się zwraca. Do Chana czy do ducha, którego słyszała wcześniej, tego, który mówił damskim głosem. Ale lepiej, żeby ktoś jej odpowiedział. I to szybko. – Albo Natasha Brian, albo Natasha Owen – odezwał się za jej plecami głos i w tym samym momencie usłyszała, jak czyjeś stopy uderzają o ziemię.
Rozdział 11
Wystarczył moment, by Della uświadomiła sobie, że zna ten głos, a także rozpoznaje zapach. Odwróciła się i spojrzała prosto na Chase’a. Stali tak w ciszy poranka i wpatrywali się w siebie. – Wszystko w porządku? – zapytał w końcu, patrząc na nią współczująco, a może przepraszająco. Domyśliła się, że jego mina i ton dotyczą Chana. I nagle jej niechęć do Chase’a, że nie zrobił wszystkiego, by uratować jej ciotecznego brata, wróciła. A chwilę później Della zaczęła się zastanawiać, czy to sprawiedliwe. Doskonale pamiętała, jak bardzo cierpiała podczas drugiej przemiany, a Chase cierpiał wraz z nią, nie mniej niż ona, byle tylko zwiększyć jej szansę na przetrwanie. Przypomniała też sobie, że wielokrotnie jej mówił, iż jego zdaniem Chan nawet z jego pomocą nie miał szans na przeżycie. Czy ona zdobyłaby się na coś takiego dla kogoś, kogo prawie nie znała, gdyby miała wątpliwości, czy to coś da? I pozwoliła, by zginął ktoś inny, chociaż miał większe szanse przeżycia?
Odetchnęła głęboko, by się uspokoić, i postanowiła wrócić do tych rozważań później. – Skąd wiedziałeś, że tu jestem? – zapytała. – Przed chwilą rozmawiałem z Burnettem. – Wsunął rękę do kieszeni. „Albo Natasha Brian, albo Natasha Owen”. Przypomniała sobie jego słowa. Niestety, na odwrocie fotografii były tylko imiona. – Więc to ty włamałeś się do magazynu JBF? Skinął głową. – Nie chciałem tracić więcej czasu. – Jeśli to odkryją, nie będą chcieli pracować z tobą i radą ani nie pozwolą ci współpracować ze mną. Zasępił się. – Nie odkryją. Zatarłem ślady. I nie myśl sobie, Burnett już zmył mi za to głowę. – Podszedł o krok bliżej. W złotej poświacie poranka jego oczy zdawały się kryształowo zielone. Wciąż trzymał rękę w kieszeni, co sprawiało, że jedno ramię miał trochę wyżej niż drugie. Coś w jego postawie wskazywało, że wydawał się mniej pewny siebie niż wcześniej i jakby bardziej podatny na zranienie. Sposób, w jaki na nią patrzył, sprawił, że zaczęła się zastanawiać, czy to przez nią, przez to, co wcześniej powiedziała. „Nie kocham cię. Kropka. Nawet nie zawsze cię lubię”. To nie było nawet kłamstwo. Ale gdy pomyślała, jak bolesne mogły być jej słowa, pożałowała, że je
wypowiedziała. W jego obecności czuła przedziwne napięcie, a zarazem wewnętrzny spokój. Taki sam jak przy wodospadach. Ta myśl sprowadziła ją na inny temat. – Wizja… Też ją widziałeś albo jej doświadczyłeś, prawda? Westchnął, jakby nie chciał się do tego przyznawać. – Tak, ale nigdy wcześniej nie spotkało mnie coś takiego. Nie wiedziałem, co to może znaczyć. I dopiero kiedy wymieniłaś ich imiona, zrozumiałem, że też byłaś jej częścią. – Byłeś Liamem? – zapytała. Skinął głową. – Tak, kimkolwiek on jest. Nie mogłem znaleźć nic na jego temat. A przejrzałem wszystkie dokumenty. W jego tonie słychać było tę samą desperację, którą czuła Della. Przypomniała sobie wszystko, czego dowiedziała się o Natashy podczas wizji. – Czy kiedy to się działo, dowiedziałeś się czegoś o nim albo o tej sytuacji? – Tylko jak ma na imię i że się boi. I… że… że oddałby Natashy całą krew, byle tylko ją uratować. Bardziej się martwi o to, że ona umrze, niż o własne życie. Kocha ją. Te słowa złapały Dellę za serce. Poczuła, jak łzy napływają jej do oczu, więc spuściła wzrok, by tego nie dostrzegł. Pamiętała, jak Liam nalegał, by Natasha
napiła się więcej jego krwi. Della czuła, że zależy mu na niej. Ale co Natasha czuła do Liama? Tego nie była pewna, wiedziała tylko, że dziewczyna odmówiła przyjęcia jego krwi. Na myśl o dwójce uwięzionych i zdesperowanych, a przy tym pewnie zakochanych młodych ludzi oczy Delli zaszły łzami. Przypomniała sobie, co sądziły o tym Holiday i Kylie. Ich wersja wydarzeń była wyjątkowo przykra. Zamrugała, by pohamować tę wilgotną słabość, i spojrzała na Chase’a. Przez moment zastanawiała się, czy z nim o tym porozmawiać, i ostatecznie uznała, że chłopak ma prawo wiedzieć. – Holiday jest specjalistką w kwestii duchów i… boi się, że Natasha i Liam już nie żyją. – Nie – odparł stanowczo, a jego jasnozielone oczy aż zalśniły z przejęcia. – Umrą, jeśli ich nie znajdziemy. Wciąż słyszę ten głos, żądający ode mnie odnalezienia Natashy. – Ja też – przyznała Della, dziwiąc się, że oboje słyszą ten sam głos. Z jakiegoś powodu to dawało jej nadzieję. Ale ponieważ Holiday znała się na duchach najlepiej, to nadal się niepokoiła. – Wciąż się boję, bo ona uważa… – Nie obchodzi mnie, co ona uważa. Myli się – odrzekł. – Chyba musimy w to wierzyć. – I kiedy tak stała kilka kroków od niego, zgadzając się z nim, doznała dziwnego objawienia. To oni musieli się tym zająć, ona
i Chase. Mieli pracować nad tą sprawą razem. Ale kto o tym decydował? Los? Anioły śmierci? Duch? I kim był ten duch? Jak to wszystko się ze sobą łączyło? – Miałaś to już kiedyś? – zapytał Chase. – Co takiego? – Rozmyślając, zgubiła wątek rozmowy. – Te wizje i głosy. Podobnie jak on wcześniej, teraz ona się zawahała. – Tak. Chan, a potem… Lorraine. Ale wizja z Lorraine była inna. Zmarszczył brwi, jakby się zastanawiał nad jej słowami. – Lorraine? Ofiara morderstwa w sprawie, nad którą pracowaliśmy? – Skrzywił się. – Czemu mi o tym nie powiedziałaś? „Może dlatego, że ty też nic mi nie mówisz”. Wciągnęła głęboko powietrze, a wraz z nim zapach mięty, ziół i słońca. – Ja… wciąż słyszałam głos, ale nie byłam pewna i… – Wiatr zdmuchnął jej włosy na twarz. Odgarnęła je. – Kurde, gdybym ci powiedziała, że słyszę duchy, to byś uznał, że oszalałam. Chase wyciągnął rękę z kieszeni. – Pewnie tak. Nie sądziłem, że wampiry mogą być zaklinaczami duchów. – Rozejrzał się po nagrobkach. Czyżby też czuł ten niepokój? Jakby coś chciało, żeby się przeszła po cmentarzu i czegoś poszukała. Ale co można było tu znaleźć poza zmarłymi? Zagubione
dusze. – Holiday sądzi, że mamy te zdolności, bo jesteśmy odrodzonymi. Zaczęła się zastanawiać, kiedy Chase się odrodził. Czy był jednym z nielicznych, którzy przetrwali samoistnie, czy też ktoś mu pomógł? Czy był związany z kimś innym? Uznała jednak, że to nie jest najlepsza pora na takie pytania. Chase przejechał ręką po twarzy, jakby próbował się opanować. – Czy Burnett też musi się mierzyć z tym cholerstwem? Och, zadawanie pytań szło mu coraz lepiej. Czy mogła podać informacje dotyczące Burnetta? Chase spojrzał jej w oczy i uznała, że powinien usłyszeć prawdę. Burnett chyba by nie miał nic przeciwko temu. – Nigdy nie miał wizji, ale potrafi nawiązać jakiś kontakt. Podobno każdy, kto może odwiedzać wodospady i nie czuje przy tym odrzucenia, ma trochę… daru. Dar to określenie Holiday, nie moje. Chase stał nieruchomo i rozmyślał. – Czy możemy skontaktować się z każdym, kto umarł? Podejrzewała, że myślał o swojej rodzinie, która zginęła w katastrofie lotniczej. Nagle serce jej się ścisnęło na myśl o wszystkich, których stracił. – Nie wiem, jak to działa. Może Holiday będzie w stanie ci odpowiedzieć.
Chase znów spojrzał na grób Chana. – Wiem, że to trudne. – Zamilkł, a cisza, która ich otoczyła, aż dzwoniła w uszach. A gdy odezwał się znowu, zdawało się, jakby wiatr porywał jego słowa. – Naprawdę rozmawiałaś z Chanem? – Popatrzył na nią. Kolejne pytania. Była w stanie tylko skinąć głową. Zmrużył oczy, a ona nie potrafiła odczytać jego emocji. – Czy on też mnie obwinia? O swoją śmierć? I wtedy rozpoznała to spojrzenie. Poczucie winy. Nie sądziła, że się przejmował. Czyżby się myliła? – Nikogo nie obwiniał – wypowiedziała z trudem przez zaciśnięte gardło. – To nie było w jego stylu. Pomyślała, ile straciła, i znów ścisnęło ją za serce. Zapanowała cisza. Nagle zadzwonił telefon Delli, a jego dźwięk odbijał się echem od nagrobków. Spojrzała na wyświetlacz. Dzwonił Burnett. – Zakazał mi tu przychodzić – powiedział Chase. – Ale wydaje się całkiem rozgarnięty, więc pewnie wiedział, że i tak przyjdę. – Zdaje się, że lubisz łamać zasady. – Wcale nie lubię ich łamać. Po prostu ustanawiam własne. W gruncie rzeczy Della robiła to samo, więc nie powinna była się czepiać. Spojrzała na komórkę i podjęła decyzję.
Przełączyła telefon na wibracje i schowała do kieszeni. – Chcesz obejrzeć te dokumenty? – odezwał się Chase niskim, smutnym głosem. Della powiedziała Burnettowi, dokąd się wybiera, a on pewnie się wkurzy, że nie odebrała telefonu i zmieniła plany. Ogarnęły ją emocje związane z wizją: rozpacz, głód i strach. No cóż, Burnett będzie się musiał trochę powkurzać. – Ruszamy, jak tylko będziesz gotów – powiedziała, jeszcze raz spojrzawszy na grób Chana. Chase poderwał się do lotu, ale trzeba mu było przyznać, że nie wzlatywał powyżej linii drzew. Dwa razy musieli lądować i przebiegać przez gęsto zaludnione tereny, gdzie właśnie rozpoczynał się poranny ruch i ktoś mógłby ich zauważyć. Della leciała tuż za nim, pamiętając jeszcze, że kiedyś nie mogła utrzymać jego tempa. Co prawda Chase nie leciał z maksymalną prędkością i najwyraźniej stosował się do zasad Burnetta, by nie okazywać swoich mocy. Jednak przed przemianą nawet z tą prędkością byłaby w stanie lecieć bez wysiłku najwyżej dziesięć minut. Leciał trochę inną trasą niż Burnett, ale rozpoznawała okolicę. Kierowali się do Fallen w Teksasie… w stronę Wodospadów Cienia. Kilka mil od obozu Chase zaczął podążać krętą gruntową drogą, aż w końcu wylądował na małej polance w lesie. Della dotknęła ziemi tylko z lekkim szarpnięciem.
Spojrzała na stojący za nią domek. Nie taki jak w Wodospadach Cienia, lecz elegancki, taki, jakie wynajmowali bogaci ludzie, by spędzić trochę czasu na łonie przyrody i odzyskać wewnętrzny spokój. Ten, kto go zaprojektował, wykonał kawał dobrej roboty. Chata z bali ze spadzistym dachem wyglądała, jakby wyrastała z ziemi. Z przodu był duży ganek, a na nim bujane fotele i wiklinowa huśtawka. Parę metrów od ganku, wśród drzew, rozwieszono pięć karmników dla ptaszków. Frontowa ściana składała się głównie ze szkła, więc nawet wewnątrz czuło się przestrzeń. Chase podszedł do ganku. Della podążała za nim. Kiedy dotarła do schodów, zauważyła zaparkowany pod domem samochód. Niebieski kabriolet. Nie znała się za bardzo na samochodach, ale wyglądał na szybki… i drogi. Czyżby ktoś tu był? Pociągnęła nosem, ale nikogo nie wyczuła. Tylko… psa. Mijając jeden z bujanych foteli, zauważyła leżącą na poduszce lornetkę. Spojrzała na karmniki i przypomniała sobie stwierdzenie Mirandy, że obserwowanie ptaków dobrze wpływa na aurę i duszę. Zerknęła na Chase’a z niedowierzaniem i zapytała: – Obserwujesz ptaki? – Nie – zaprzeczył trochę zbyt szybko. Popatrzyła przez wielkie okna na urządzenie wnętrza. Duże skórzane meble, drewniane podłogi, kolorowe dywany.
– Kto tu mieszka? – zapytała. – Ja – odparł. – A raczej ja i Baxter. – Baxter? Przesunął się trochę i otworzył drzwi. – Poznaj Baxtera. Z domu wytoczył się czarny labrador z posiwiałą kufą. I chociaż biegł w stronę Chase’a, Della cofnęła się o krok. Nie bała się psów, ale wolała być ostrożna. Chase podrapał psa za uchem, aż cała pupa zwierzaka zaczęła się trząść z radości. Della przypomniała sobie, jak Chase jej mówił, że poza nim katastrofę lotniczą przeżył tylko pies. Czyżby to był ten sam? Podejrzewała, że tak. – Nie gryzie – zapewnił Chase, gdy wciąż trzymała sie na uboczu. – Prawda, Baxter? – zwrócił się do psa. Baxter uznał to chyba za zaproszenie, bo podszedł bliżej. Chociaż jego posiwiała morda sugerowała, że jest już dość stary, to sprężyste ruchy i muskularne ciało mówiły co innego. Della wyciągnęła rękę, by ją obwąchał, a potem powoli pogłaskała psa po głowie. Zwierzak dał się dotknąć, ale patrzył na nią z rezerwą. – Nie jesteś psiarą? – zapytał Chase. – To nie tak, lubię psy. Tata jednak za nimi nie przepada, więc nigdy nie mieliśmy psa. Za to nasz sąsiad przez lata miał ich kilka i do niektórych się nawet przywiązałam. Sąsiad był rozwiedziony i zawsze się spóźniał z kolacją dla psa. Czasami nawet nie wracał na
noc. Więc namówiłam mamę, żeby kupowała karmę, i karmiłam psa, jeśli sąsiada do zmroku nie było w domu. Oczy Chase’a zalśniły wesoło. – A więc Della Tsang ma jednak jakąś słabość? – Niewielką – odparła Della z ponurą miną. W rzeczywistości ta słabość była znacznie większa, niż by tego chciała. Przesunęła się, a przez ganek przeleciał jakiś ptak i wylądował na jednym z karmników. Zaćwierkał coś, zupełnie jakby dziękował, a potem wbił dziób w drucianą siatkę, by wydobyć kawałek karmy, i odleciał. – Byłem pewny, że słyszałem… – zawołał Chase. Della spojrzała na niego. Patrzył przez lornetkę, a kiedy ją opuścił, miał zwycięską minę. – Tego ptaka nie powinno tu być o tej porze roku – powiedział. Pod wpływem jego entuzjazmu prawie się uśmiechnęła. – Czyli nie jesteś ptasiarzem, co? Nie wydawał się zawstydzony, tylko złapany na gorącym uczynku. – Może trochę. Ale to z musu. Mama była niesamowitą ptasiarą. Ciągała mnie na zjazdy obserwacyjne po cztery czy pięć razy do roku. W jego głosie słychać było oddanie, gdy mówił o kobiecie, która wychowywała go przez pierwsze
czternaście lat życia. Uświadomiła sobie, jak niewiele o nim wie. Nie z własnej winy. Od początku był bardzo skryty. I nie przestał. Instynkt mówił Delli, że Chase wiedział znacznie więcej na temat tego, kto przysłał go w związku z nią i Chanem. I tym kimś mogła być osoba, której Della szukała – jej stryj. Nie tak dawno ustaliła, że brat jej ojca był wampirem, który całe lata temu sfingował swoją śmierć. Była ciekawa, czy to on skontaktował się z Chase’em. Zdawała sobie sprawę, że nie powinna ufać w pełni Chase'owi, ale może, jeśli będą współpracować z Radą Wampirów, to uzyska odpowiedzi na swoje pytania. Kurczę, przecież jej stryj mógł nawet być członkiem rady. Na tę myśl poczuła, że muszą jak najszybciej rozpocząć pracę nad sprawą – odnaleźć Natashę i odpowiedzi na pytania Delli.
Rozdział 12
Przeleciał kolejny ptak i zrobiło się dziwnie. Della i Chase stali na wielkim ganku, wpatrując się w siebie, zatopieni w myślach. Della odwróciła się w stronę drzew i zadała kolejne pytanie: – Czy ten dom należał do twoich rodziców? Ponieważ nie odpowiedział od razu, spojrzała na niego. – Nie – odparł w końcu, obserwując karmniki. – Chociaż mama byłaby nim zachwycona. I w tym momencie, mimo że powtarzała sobie, iż mu nie ufa, zapragnęła dowiedzieć się więcej. O jego dawnym życiu i o tym obecnym. Ta potrzeba wydała jej się niebezpieczna i zła. Zakazana. Ogarnęło ją poczucie winy, a przed oczami pojawił się obraz Steve’a. Przełknęła, starając się pozbyć tego uczucia, i przypomniała sobie, po co tu przybyli. – Powinniśmy przejrzeć te dokumenty. Chase delikatnie uniósł brew, zupełnie jakby wiedział, że z rozmysłem zmieniła temat, ale tylko otworzył
szerzej szklane drzwi, by wpuścić ją do środka. W pokoju pachniało drewnem i skórą, a także nutką Chase’a i jego ukochanego Baxtera. – Rozgość się – powiedział. – A ja przyniosę dokumenty. Nie czuła się na tyle swobodnie, by iść za jego radą. Stała obok dużego stolika kawowego oraz brązowej skórzanej kanapy i rozglądała się wokół. Uniosła głowę, zadziwiona wysokim sufitem i idealnymi zdobieniami. Pod jedną ze ścian stała potężna sosnowa komoda z dużym telewizorem. Wampirzyca wyobraziła sobie, jak Chase ogląda telewizję, a obok niego leży zwinięty Baxter. Na półkach stały fotografie w ramkach. Nastawiła uszu, by się upewnić, że Chase nie przyłapie jej na przeglądaniu jego rzeczy. Szukał czegoś w szufladzie, więc podeszła bliżej i popatrzyła na pierwsze zdjęcie, na którym dwie dziewczyny obejmowały się za ramiona i śmiały, jakby były najlepszymi przyjaciółkami. Następne było grupowe. Znalazła takie, które wyglądało na zdjęcie rodzinne. Rozpoznała młodego Chase’a. Miał pewnie ze trzynaście lat, był wysoki i raczej chudy, ale już widać w nim było mężczyznę, którym miał się stać. Dziewczynka, która wyglądała jak jego siostra, była tą samą, co na pierwszym zdjęciu. Della westchnęła, myśląc o swojej siostrze i o tym, jak mało miały teraz ze sobą wspólnego.
Dotknęła szkiełka i przesunęła palcem po wizerunkach pozostałych osób. Rodzina. Utracona rodzina. Nagle poczuła się pusta w środku, myśląc o zdjęciach swojej własnej rodziny, schowanych teraz w szufladzie, ukrytych przed wzrokiem. Czy to znaczyło, że utracić kogoś z powodu śmierci jest łatwiej niż obserwować, jak się od ciebie odwracają? Popatrzyła na postać Chase’a na zdjęciu. Był szczęśliwy. Otoczony ludźmi, których kochał. A teraz ich nie ma. Pewnie jedno i drugie bolało. Oczy zaczęły ją piec. Przełknęła i odstawiła zdjęcie na półkę. Baxter podszedł bliżej i usiadł obok jej nogi. Wpatrywał się w nią intensywnie. To nie było groźne spojrzenie, raczej oceniające. Opuściła rękę i pozwoliła, by znów ją powąchał. Dotknął mokrym nosem jej palców i wciągnął powietrze. I to nie raz, a dwa razy. Zaczął powoli machać ogonem, podszedł bliżej i z miłością oparł głowę o jej nogę. Zupełnie jakby czuł w niej krew Chase’a. Czy to w ogóle możliwe? Czy teraz, po transfuzji jego krwi, pachniała inaczej? Uniosła dłoń i powąchała nadgarstek w miejscu, gdzie są żyły. Nie wyczuła nic niezwykłego. Uklękła i spojrzała w wielkie brązowe oczy psa. Nachyliła się do jego ucha. – Nie chcę go skrzywdzić, tylko z nim pracować –
wyszeptała cicho, by Chase nie mógł jej usłyszeć. – Choć kilka razy miałam ochotę skopać mu tyłek. Przesunęła dłonią po boku psa. Dotknęła obroży i na starej, miękkiej skórze wyczuła jakiś napis. Odgarnęła futro i przesunęła obrożę, by go przeczytać. W pokoju rozległy się kroki. – Nigdy nie odrzucaj wyzwań – przeczytała na głos. – To dla psa, czy dla ciebie? – Dla nas obu – odparł Chase. W jego oczach coś zabłysło. Della podejrzewała, że napis oznaczał coś więcej, ale co? Pohamowała ciekawość. Przyszła tu, by pracować nad sprawą, a nie kumplować się. – Zaprzyjaźniliście się? – Chase trzymał w ręku dwie teczki z papierami. – Na to wygląda. – Della wstała i podeszła do dużego stołu. Pies podążył za nią i otarł się o Chase’a, gdy ten przeszedł na środek pokoju. Wampirzyca usiadła na krześle, Chase zajął miejsce obok. Nie na tyle blisko, by ich ramiona się dotykały, ale wystarczająco, by zaczęła myśleć, że są blisko siebie. Podsunął jej dokumenty, marszcząc brwi. – Przeczytałem je z dziesięć razy. Nie wiem, czy nam pomogą. Myślę, że aby zdobyć więcej informacji, będziemy musieli odwiedzić Craiga Anthony’ego albo któregoś z jego najemnych zbirów. I podejrzewam, że JBF się na to nie zgodzi.
– Burnett się zgodzi. – Della była pewna, że Burnett zrobi wszystko, co w jego mocy, byle kogoś uratować. – Mamy tylko dwa potencjalne imiona. Nic, co mogłoby nam powiedzieć, która z nich to nasza Natasha. I chociaż nazwisko wydaje się ważne, to nie wiem nawet, jak może nam pomóc. – Musi. – Della otworzyła pierwszą teczkę. Przejrzała szybko papiery, szukając… Znalazła imię matki Natashy Owen. Jenny Owen. – To nie Natasha Owen. – Zamknęła teczkę i sięgnęła po drugą. Chase położył rękę na teczce. – Skąd wiesz? Postanowiła powiedzieć mu prawdę. – Ponieważ imię jej matki nie jest pochodzenia azjatyckiego. Oczywiście istniała możliwość, że mama Natashy przyjęła amerykańskie imię. Robiło tak wielu Azjatów, ale zwykle młodszych. Ktoś po trzydziestce czy czterdziestce z reguły trzymał się mocno starych zwyczajów. – Co? Jak? Nie rozumiem – stwierdził. – Natasha jest pół-Azjatką. – Della próbowała wyciągnąć teczkę spod jego ręki, ale trzymał ją mocno. – Skąd o tym wiesz? W wizji było zbyt ciemno, by można to było stwierdzić… Nie mogłaś jej widzieć. – Nie widziałam. – Uniosła się i z tylnej kieszeni spodni wyciągnęła zdjęcie. – Ale mam to.
Zastanawiała się, czy pokazać mu je, zanim odda jej teczkę, ale miała już dość gierek. Musieli sobie zaufać. „Oczywiście nie na poziomie osobistym”, powtórzyła sobie, wciąż uważając, że chłopak coś przed nią ukrywa, „ale na tyle, by razem pracować”. Na tyle, by uratować dwójkę ludzi… Dwójkę ludzi, którzy mogli być w sobie zakochani, którzy potrzebowali pomocy i zasługiwali na to, by ich uratować. Uratować Natashę. Podała mu zdjęcie i rozejrzała się po pokoju. Chase przyglądał się fotografii. – Odwróć je – powiedziała. Zrobił to, a potem spojrzał na nią zdziwiony. – Po co miałem je odwracać? Podał jej zdjęcie, a Delli zaparło dech. – Ja nie… Ale tu był… Tu były imiona. Było imię „Natasha”, a także imię mojej ciotki i Chana. – Uniosła wzrok i zobaczyła, jak Chase patrzy na nią z powątpiewaniem. – Mówię prawdę! Znów popatrzyła na idealnie biały, nietknięty tył fotografii. Kurde, czyżby miała omamy? Czy też zrobił to duch? * * *
Della spojrzała na stojącego przy lodówce Chase’a. – Wcześniej tu były – powiedziała po raz dziesiąty w ciągu ostatnich pięciu minut.
– Więc sądzisz, że napisał je duch, a potem wymazał? – Wampir podał jej napój w puszce. – N… nie wiem. – Wzięła od niego puszkę. Nie był to napój dietetyczny, ale trudno. Lodowaty chłód puszki przypominał jej uczucie, gdy odwiedzał ją duch, gdy był zbyt blisko. Otworzyła puszkę. Syk bąbelków sprawił, że zapragnęła znaleźć się teraz z Kylie i Mirandą, na jednym z ich spotkań przy okrągłym stole. By pomogły jej pojąć to wszystko, bo sama nic z tego nie rozumiała. Z drugiej strony, jak miała rozumieć? Nic nie miało sensu. Duchy, wizje, związanie – uczucie emocjonalnej więzi z kompletnie obcym facetem. To wszystko wydawało się szalone. I tego argumentu postanowiła użyć. – Wiem, że to nie brzmi logicznie, ale czy ostatnio cokolwiek brzmi logicznie? Mamy tu do czynienia z jakąś martwą kobietą i mamy wizje, w których jesteśmy kimś innym. Powiedz, czy to ma więcej sensu? Jeśli tak, to uznam, że rzeczywiście mam przywidzenia, i znajdę sobie jakąś kozetkę u psychoanalityka, by na niej zemdleć. – Nie powiedziałem, że masz przywidzenia. Po prostu uważam, że… że to pokręcone. – To wszystko jest pokręcone! – Owszem. – Otworzył puszkę. Pociągnęli kilka łyków, a potem Della opowiedziała mu o wibrującym pudełku w pustej trumnie i o tym, jak odskoczyła pokrywka i ze środka wypadło zdjęcie.
Chase skrzywił się i z niepokojem popatrzył na fotografię. – No dobrze, załóżmy, że to jest Natasha. Jak jej nazwisko ma nam pomóc ich odnaleźć? – Opadł na krzesło. – Nie wiem. Ale to musi być ważne. Duch chciał, abym to zobaczyła. Chase nachylił się ku niej. Jego silne przedramię dotknęło jej ręki. Przeszedł ją dreszcz szczęścia, a serce zaczęło bić szybciej. Odsunęła się gwałtownie. Spojrzał na nią, jakby uważał, że głupio się zachowała. Ale jej zdaniem to nie było głupie. Żadne dreszcze nie wchodziły w grę. Sięgnęła po drugą teczkę z dokumentami. Sprawdziła imię matki i westchnęła sfrustrowana. – I co? – zapytał. Potrząsnęła głową. – Kathy… Też nie azjatyckie. No wiesz, matka mogła zmienić imię, ale… – Ale to znaczy, że nadal nie wiemy, która Natasha to ta właściwa. – No właśnie. W pokoju zapadła cisza. Baxter otarł się o nogę swojego pana. Chase zaczął go głaskać, ale wciąż był skupiony na temacie rozmowy. – Naprawdę uważasz, że ta informacja jest istotna? Zastanowiła się nad tym. – Tak.
– No dobra, w takim razie chodźmy ustalić nazwisko Natashy. – Wstał. Ona zrobiła to samo, gotowa do działania. – Co teraz? Spotkamy się z rodzicami tych dziewczyn i sprawdzimy, czy któreś z nich jest pochodzenia azjatyckiego? – Nie, wybierzemy łatwiejszą metodę. – To znaczy? – Pogadamy z twoją ciotką, matką Chana. Della opadła z powrotem na krzesło. – Nie ma mowy. – Nie będziemy jej mówić prawdy. Wymyśl jakąś historyjkę o tym, że znalazłaś to zdjęcie, i zobaczymy, co wie. – Nie – odparła Della. – Spróbujmy odnaleźć rodziców Natashy. Znów zajrzała do dokumentów. Obie dziewczyny mieszkały nieopodal Houston, chociaż istniała możliwość, że po stracie córek ich rodzice się przeprowadzili. Kto wie, ile czasu te dziewczyny spędziły w niewoli? Kiedy uniosła wzrok, zobaczyła, że Chase przygląda się jej uważnie. – Czemu boisz się spotkać z ciotką? – Nie boję się. – Jej telefon zabrzęczał, informując o esemesie i dając doskonały powód, by nie odpowiadać Chase’owi na pytanie. I o tym nie myśleć.
Wyciągnęła komórkę. Gdzie jesteś? I nie ściemniaj! Odpowiedz. Burnett W tym momencie doszła do wniosku, że przychodzenie tutaj poza wiedzą komendanta obozu nie było jednak dobrym pomysłem. Wkurzanie Burnetta nie mogło w niczym jej pomóc, a za to wiązało się z masą gadania i skopaniem zadka. Żeby zająć się tą sprawą z Chase’em, musieli zostać dopuszczeni przez JBF i Radę Wampirów. Bo chociaż fajnie było myśleć, że dadzą sobie radę sami, to przecież nie była głupia. Uniosła wzrok znad telefonu. – To znowu Burnett – westchnęła. – Powinniśmy wracać. Powiemy mu, że chcemy się spotkać z rodzicami obu Natash. – Może powinienem sam się tam wybrać i zdobyć odpowiedzi – stwierdził wampir. – A ty wrócisz do Wodospadów Cienia. Czyżby bał się bury za to, że przyszedł do niej na cmentarz? Pewnie tak. I wcale mu się nie dziwiła. Bura od Burnetta to nie bułka z masłem. Chociaż nadal wydawało jej się zabawne, że Chase, który zdawał się nie bać niczego, trząsł portkami przed komendantem obozu. Z drugiej strony, ona też przyszła tu bez zgody Burnetta, co oznaczało, że nie tylko Chase miał przechlapane. A jej oberwie się bardziej. Zawsze tak było, gdy komuś na kimś zależało. – Nie – odparła. – Ten duch dał fotografię mnie.
Myślę, że powinnam tam być. Poza tym… – Spojrzała na jego zaniepokojoną minę. – Prędzej czy później musisz się z nim spotkać. – Wiem, ale zawsze wybierałem opcję „później”. – Ach, więc tchórzysz? – zapytała, unosząc z wyższością brew. Zmierzył ją wzrokiem. – Jeśli mamy pracować nad tą sprawą razem, to musisz się nauczyć, jak z nim postępować. A musieli pracować razem, bo jakaś cholerna siła wyższa najwyraźniej tak zarządziła. Miała szczerą ochotę skopać tejże sile tyłek, ale to nie miało znaczenia. Chodziło o to, że mieli do wykonania zadanie i jeśli zawiodą, to ktoś, a raczej dwa ktosie, umrą. – Burnett więcej szczeka, niż gryzie – powiedziała. – Nie lubię, jak na mnie szczekają – odparł ponuro. – Ja też, ale dla Burnetta robię wyjątek. I ty też powinieneś. – Czemu? Rozważała, czy zignorować to pytanie, ale uznała, że lepiej powiedzieć prawdę. – Bo on nigdy nie szczeka dla samego szczekania. Robi to, bo się przejmuje. I czy ci się to podoba, czy nie, wszyscy potrzebujemy kogoś, kto się nami przejmuje. Chase westchnął. – Przejmowanie się kimś nie daje nikomu prawa do sprawowania kontroli nad każdym aspektem jego życia. – Owszem, z tym ma pewien problem, ale pracuje nad
tym. – Dziwnie było bronić uporu Burnetta, ale czuła, że robi dobrze. Chase przyjrzał jej się, jakby w myślach łączył punkty. Ale jakie punkty? Czemu miała wrażenie, że zastanawiał się nad czymś, co dotyczyło jej? „Trzymaj się z dala od moich punktów, chłopie”. Usiadł z powrotem na krześle obok niej, tym razem jeszcze bliżej. – A twoja ciotka się nie przejmuje? To dlatego nie chcesz się z nią spotkać? – Wiesz co, chętnie poświęciłabym kilka godzin, żeby ci opowiedzieć o moich problemach rodzinnych – „nie ma takiej możliwości” – ale nie mamy czasu. Doprawdy, opowiadała o wszystkim tylko Kylie i Mirandzie. I naprawdę potrzebowała teraz ich spotkania przy okrągłym stole, z dietetyczną colą w ręku. Poderwała się na równe nogi. – Idziesz czy nie?
Rozdział 13
Pięć minut. Co do sekundy. Tyle czasu Burnett krążył po gabinecie Holiday. Della wiedziała ile, bo siedziała razem z Chase’em naprzeciwko zegara i zamiast dostawać zawrotów głowy od patrzenia na Burnetta, obserwowała przesuwające się wskazówki. Dochodziła dziewiąta rano, a ona jeszcze nie wylądowała w łóżku. – Po co? – odezwał się w końcu Burnett, wędrując od jednej ściany do drugiej. Dobrze, że przyprowadził ich do gabinetu Holiday, w jego własnym nie było dość miejsca na krążenie. – Co po co? – zapytała Della, próbując nie brzmieć zbyt przemądrzale, ale jakoś nie wyszło. Burnett warknął. – Po co wydaję wam rozkazy, skoro ich nie słuchacie? I czemu miałbym pozwolić wam pracować z JBF, jeśli nie potraficie wypełniać rozkazów? – Bo anioły śmierci i jakiś bezimienny duch postanowiły dopilnować, byśmy się tą sprawą zajęlii – westchnęła Della. Sekundę później, już spokojniejszym tonem,
opowiedziała o imionach na odwrocie fotografii i o tym, jak duch zdawał się chcieć, aby poszła z Chase’em, gdy ten pojawił się na cmentarzu. – Nie pracujecie z duchem! Pracujecie dla JBF i to ja wam mówię, co macie robić. – Ja nie pracuję dla JBF – odparł Chase. Dellę aż skręciło w środku z żalu, że Chase spiera się z Burnettem. – Więc nie chcesz pracować nad tą sprawą z Dellą? – warknął Burnett. – Bo w każdej chwili możesz stąd wyjść, a ja dopilnuję, żebyście się więcej nie spotkali. – Co takiego? – prychnęła wściekle Della. – Od kiedy to… Chase przerwał jej. – Mówię tylko, jak jest. Nie mam obowiązku spełniać twoich rozkazów. – Powiedziałem ci, że ona ma dość problemów i masz ją zostawić w spokoju – odparł Burnett. – Naprawdę tak trudno było ci to zrobić? Chase uniósł podbródek. – Owszem. Jesteśmy związani i jeśli ona cierpi, to moim obowiązkiem jest dopilnować, by znów było dobrze. Nie zrobiłbyś tego dla Holiday? Co takiego? Della zmierzyła chłopaka wściekłym wzrokiem. – To, że oddałeś mi swoją krew, nie oznacza, że chcę, abyś mnie teraz niańczył. – Nie powiedziałem, że chcesz – prychnął Chase. –
Wyjaśniłem tylko, dlaczego nie wypełniłem rozkazu, i to rozkazu, który tak naprawdę mnie nie obowiązuje. Znów spojrzał znacząco na Burnetta. Della syknęła ze złością. – To zabrzmiało, jakbyś… – Jakbym co? – Chase spojrzał na nią. – Jesteśmy związani. Kiedy wreszcie to zaakceptujesz? – Może nigdy! Nie prosiłam się o to, by być z tobą związaną. – Przestańcie! – warknął Burnett. – To ja tu jestem wściekły. – Nie – prychnęła Della. – Ja też. Nie lubię, kiedy używa się mnie jako argumentu. – Spojrzała z wściekłością na Burnetta, a potem na Chase’a. – Ani jak się mnie pakuje do tej samej kategorii co Burnetta i Holiday. Pracujemy razem nad sprawą. I tyle! – Pokaż mi to zdjęcie – odezwał się Burnett. Jako że Della i Chase siedzieli i mierzyli się wzrokiem, Burnett powtórzył: – Pokażcie mi to cholerne zdjęcie! Della nabrała głęboko powietrza, by się uspokoić, i wyciągnęła zdjęcie z tylnej kieszeni dżinsów. Burnett odwrócił je, szukając imion. No dobrze, zapomniała mu wspomnieć, że zniknęły. – W kwestii tego… – powiedziała Della. – Te imiona, one… tak jakby zniknęły. Burnett spojrzał na nią zaskoczony. – Jak to zniknęły?
– Myślę, że to sprawka ducha. Burnett zamrugał. – Chcesz mi powiedzieć, że duch wypisał tu imiona, a potem je starł? – Widzisz? – odezwał się Chase. – Nie tylko ja nie mogę w to uwierzyć. Della miała olbrzymią ochotę dać mu potężnego kuksańca w bok. Ograniczyła się tylko do kopnięcia go w kostkę. Chase mruknął coś brzydkiego, a ona, czując pewną ulgę, znów skupiła się na Burnecie. – Nie wiem, jak to zrobił – powiedziała. – Ale nie mów, że to niemożliwe. Widziałeś, jak trzęsło się to pudełko oraz jak odskoczyła pokrywka i wypadła z niego fotografia. Burnett oparł się o biurko Holiday i przejechał ręką po twarzy. Della brnęła dalej. – Myślę, że powinniśmy odwiedzić rodziców obu naszych Natashy i ustalić, o którą z nich chodzi. Duch dał mi to zdjęcie jako wskazówkę i muszę z niej skorzystać. Burnett znów popatrzył na fotografię. – Kim jest najstarsza kobieta na zdjęciu? Della stężała. – To moja ciotka. – A nie mogłabyś po prostu spytać… – Nie – warknęła Della. Burnett przyjrzał jej się uważnie.
– Czemu? – Nie. – Spojrzała mu w oczy, błagając bezgłośnie, by zmienił temat. Westchnął. – Problem w tym, iż ci rodzice sądzą, że ich córki nie żyją. Nie można tak po prostu do nich iść i zacząć zadawać pytania. – Nie zamierzamy zadawać pytań. Chcemy tylko sprawdzić, czy któreś z rodziców jest pochodzenia azjatyckiego, bo wiemy, że nasza Natasha jest z mieszanej rodziny. Burnett nie wyglądał na przekonanego. – Rodzice mogli się rozwieść albo któreś z nich mogło umrzeć. – Wiem – odrzekła Della – ale to zdjęcie jest wskazówką i uważam… – nie chciała tego mówić, ale nie miała innego wyjścia – że tego oczekuje od nas duch. – Co masz na myśli? – zapytał Burnett. – Nie wiem. Czuję po prostu, że tego od nas chce. I tak było. – Kurde – mruknął Burnett. – Zadzwonię i zobaczę, czy da się od razu uzyskać zgodę, by włączyć was do sprawy. – Zacisnął palce na karku. – Już dzwoniłem, by się dowiedzieć, czy Natasha Owen i Natasha Brian miały prawo jazdy. Niestety, żadna nie miała. Burnett spojrzał na Dellę. – Odpoczywaj, dopóki nie uzyskam zgody. Jesteś na
nogach od trzeciej nad ranem, a wątpię, czy wcześniej spałaś. A ty – spojrzał na Chase’a – idź… gdzie tam sobie chodzisz i czekaj, aż się do ciebie odezwę. W tym czasie poproszę Dereka, by spróbował znaleźć coś o tych dziewczynach w necie. Może i duch chce, żebyście chodzili i zadawali pytania, ale ja nie jestem zachwycony tym pomysłem. Della i Chase ruszyli do wyjścia. – I jeszcze jedno – odezwał się Burnett, a oni natychmiast się odwrócili. – Chyba wiemy, kim jest Liam. – Jak to? – zapytał Chase. – Przecież nie było jego dokumentów. – Wiem – syknął Burnett, który najwyraźniej nie był zachwycony włamaniem, którego dokonał Chase. – Ale policja Houston miała raport o zaginięciu Liama Jonesa, trzy tygodnie temu. W raporcie była informacja, że miał ciężki przypadek grypy, a potem zniknął. Mieszkał kilka przecznic od domu pogrzebowego Anthonych. – A więc został przemieniony i jeden ze zbirów Anthony’ego musiał go dopaść – powiedziała Della. – Na to wygląda. Wysłałbym tam jakiegoś agenta, ale mamy pewne problemy w Dallas i kilku naszych ludzi wciąż zajmuje się tam porządkowaniem sprawy. – Chcę pracować nad tą sprawą – zawołała Della. – Duch chce, abym się tym zajęła. – Chce, abyśmy zajęli się tym oboje – powiedział Chase.
Burnett skinął głową. – Zdobędę informacje na temat Liama i prześlę je wam, zanim zaczniecie. Odwrócili się i już prawie doszli do drzwi, gdy Burnett znów się odezwał. – Dello? Mogę jeszcze na słówko? Chase skrzywił się, jakby mu się nie podobało, że został pominięty. – Idź! – odprawił go Burnett. Chase posłał Delli pożegnalne spojrzenie. Wampirzyca, nagle zaniepokojona, weszła z powrotem do gabinetu Holiday. Burnett zaczekał, aż Chase oddalił się poza zasięg słuchu, a potem zaczął mówić. – Dwie sprawy. Po pierwsze, czy jest coś, o czym powinienem wiedzieć, jeśli chodzi o twoją ciotkę? Della zmarszczyła brwi. – Nie. Jeśli do niej pójdę i zacznę zadawać pytania, to ona powie mojemu tacie i to… to może przysporzyć trudności. – Niesamowite, jak niewinnie to brzmiało, a jak bardzo bolało. – Mój tata już i tak mi nie ufa, więc jakiekolwiek podejrzane zachowanie utwierdzi go tylko w przekonaniu, że zachowuję się jak naćpane dziecko z problemami. Burnett skinął głową. Nie był zadowolony, ale przynajmniej miał odpowiedź. – I jeszcze jedno. – Zamilkł, jakby zastanawiał się, jak to ująć.
– Co? – Ta cisza ją wykańczała. – Kiedy zadzwoniłem wcześniej, by poinformować cię o wieściach, które zdobyliśmy na temat Liama, a ty nie odpowiedziałaś, uznałem, że jesteś ze Steve’em. Zadzwoniłem do niego i powiedziałem mu, że mówiłaś, że się do niego wybierasz. Powiedziałem też, że pochowaliśmy twojego kuzyna. Wydawał się zasmucony, że go o tym nie poinformowałaś. Myślę, że powinnaś do niego zadzwonić. Della skinęła głową. Żołądek jej się skręcił. Jak ona to wszystko wyjaśni Steve’owi? „No wiesz, miałam cię właśnie odwiedzić, ale pojawił się Chase, więc poszłam do niego do domu”. Kurde. Co z tego, że do niczego nie doszło. Znów by zraniła Steve’a. Ale jaki miała wybór? Skłamać? Nie, gdyby to odkrył, zabolałoby go jeszcze bardziej. I uznałby, że ukrywała to przed nim… ponieważ czuła się winna. Nie była niczemu winna, więc czemu ogarnęło ją poczucie winy? Czy miała prawo wciąż mu to robić? Na tę myśl aż zaparło jej dech w piersiach. Ale przecież on robił jej to samo, prawda? Od poniedziałku do czwartku siedział w gabinecie weterynarza i pracował z Jessie. Jessie, która nie była związana ze Steve’em, ale na pewno na niego leciała. Uświadomiwszy sobie, że Burnett wpatruje się w nią, podczas gdy ona użala się nad sobą, ruszyła w stronę drzwi. – Dzięki… Zadzwonię do niego.
Wybiegła, powtarzając sobie w myślach te słowa. „Zadzwonię do niego. Zadzwonię do niego”. I tak zamierzała zrobić, jak tylko ułoży sobie w myślach jakieś wyjaśnienie, czemu do niego nie poszła. W połowie drogi do domku skręciła ze ścieżki i schowała się za kępą drzew. Wyciągnęła komórkę. Musiała to naprawić. Spojrzała na ekranik i nagle do niej dotarło, że Steve nie zadzwonił. Gdyby wiedział, że pochowała Chana, odezwałby się. Taka cisza nie była w jego stylu. Czyżby już się wkurzył? Dlatego że nie zadzwoniła i nie powiedziała mu, że tej nocy odbędzie się pogrzeb Chana? Czy też zgadł, że była z Chase’em? „Nic nie zrobiłam”. Zaczęła wymyślać przemowę o tym, że jest niewinna. Uświadomiła sobie, że chociaż nic nie zrobiła, to sam fakt, że polegała na Chasie a nie na Stevie, i tak musiał go zaboleć. Ogarnął ją strach. Rozsądek mówił jej, co musi zrobić: zrezygnować z niego. Ale serce nie chciało przyjąć tego do wiadomości. Przełknęła gulę w gardle, która zaległa jej w brzuchu niczym gruda surowego ciasta. Odetchnęła głęboko, wciąż zastanawiając się, co powiedzieć, i wybrała jego numer. Jeden dzwonek. Drugi. Trzeci.
A potem włączyła się poczta głosowa. – Hej… jestem w Wodospadach Cienia… Burnett powiedział, że dzwonił do ciebie i… Zadzwoń, dobra? Rozłączyła się i na chwilę zamknęła oczy. Steve zawsze oddzwaniał. Może akurat miał pacjenta? Coś istotnego. Psa, który połknął skarpetkę albo wilkołaka z kolcem w łapie. Chciała w to wierzyć. Zamierzała w to wierzyć, dopóki… dopóki się nie okaże, że jest inaczej. Miała za dużo prawdziwych problemów, żeby dodawać sobie jeszcze tych wyobrażonych. * * *
– Cholera! Co powiedział Burnett? – zapytała Kylie. – Przed czy po tym, jak nas obsobaczył? – zapytała Della, ciesząc się, że jej dwie współlokatorki i najlepsze przyjaciółki zrezygnowały z obiadu, by z nią porozmawiać. Czasami ich współczucie i zrozumienie były jedyną rzeczą, która trzymała ją przy życiu. – Rany – odezwała się Miranda. – Obsobaczanie w wykonaniu Burnetta przypomina mi pieczeń mojej mamy: ostrą i trudną do przełknięcia. Della wzięła pustą puszkę po dietetycznej coli i zgniotła ją w kulkę. Wcześniej próbowała się przespać, zgodnie z rozkazem Burnetta, ale nie mogła zmrużyć oka. Chociaż czuła się emocjonalnym wrakiem, to opowiedziała przyjaciółkom prawie wszystko:
o wilkołakach na cmentarzu, poruszającym się pudełku i o fotografii. O tym, jak pojawił się Chase, wbrew rozkazom Burnetta, i o tym, że poszła do jego domku obejrzeć dokumenty. Nie powiedziała im jeszcze o kwestii odrodzenia. To musiało zaczekać na inny dzień. Nadmierne wywnętrzanie się mogło poważnie zaszkodzić każdemu wampirowi. Spojrzała na leżącą na stole komórkę i przypomniała sobie, że nie powiedziała im też o Stevie. Tylko że tu nie było o czym mówić. Natomiast fakt, że minęło kilka godzin, a on się nie odezwał, bardzo ją bolał. – I te imiona po prostu zniknęły? – zapytała Kylie, która wciąż powracała do tego tematu, i to nie bez przyczyny: w końcu była specjalistką od duchów. – Tak – odparła Della. Kylie zamyśliła się. – Nie sądzę, aby w ogóle tam były. – Widziałam je – upierała się Della, dziwiąc się, że akurat Kylie podaje to w wątpliwość. – Nie mówię, że kłamiesz, tylko że duch sprawił, żeby ci się wydawało, że je widzisz. Taki rodzaj wizji. Czułaś ducha, gdy ujrzałaś te imiona? Della pamiętała, że na cmentarzu co jakiś czas ogarniał ją chłód. – Tak – stwierdziła po namyśle. – Czy w takim razie to, co zobaczyłam, jest… mniej prawdziwe? – Nie – odparła Kylie. – Duchy zwykle nie kłamią.
Czy Burnett zgodzi się, byście odwiedzili tych rodziców? – Gdy tylko dostanie zgodę z JBF, żebyśmy pracowali nad tą sprawą. Miał zadzwonić, ale to było całe godziny temu. – Znów spojrzała na komórkę i pomyślała o innym telefonie, na który czekała. Od Steve’a. Ta myśl sprawiła, że przypomniało jej się, jak nad ranem słyszała płacz Mirandy. Spojrzała na czarownicę i zapytała: – Czy cofnęłaś już swoją obietnicę i możesz nam powiedzieć, o co chodzi? – Jaką obietnicę? – zapytała Kylie. Della, czując, że ma szansę skierować rozmowę na inne tory, skupiła się na Kylie. – Nasza czarownica coś przed nami ukrywa. Obie przyjaciółki skoncentrowały się na Mirandzie, a ona aż skurczyła się na krześle w poczuciu winy. Della wycelowała palcem w czarownicę. – Płakała dziś o trzeciej nad ranem, ale stwierdziła, że nie może powiedzieć, o co chodzi, bo obiecała komuś milczenie. – Mirando, co się stało? – zapytała z niepokojem Kylie. – Wciąż nie mogę o tym mówić. Dopóki… – Dopóki co? – zapytała Della. – Dopóki ktoś inny czegoś nie powie. – Miranda znacząco spojrzała na Dellę. I nagle Della doszła do wniosku, że to w jakiś sposób
dotyczy jej. – Wiesz, że nic nie powiemy – odezwała się Kylie. – Wiem. – Miranda spuściła wzrok, a potem podniosła go na Dellę. – Czy chodzi o mnie? – zapytała Della, z nadzieją, że się myli, bo inaczej by się bardzo wkurzyła. Odwróciła wzrok, usłyszawszy zbliżające się do domku kroki. Przechyliła głowę, by posłuchać ich tempa, i natychmiast się zorientowała, kto się zbliża.
Rozdział 14
Steve zapukał do drzwi trochę za głośno. Della zaczęła się zastanawiać, czy nie należy się schować i poprosić przyjaciółki, by skłamały. – Proszę – zawołała Kylie, nim Della zdążyła wprowadzić swój plan w życie. Steve otworzył drzwi. Della spojrzała na niego. A potem Miranda dziwnie westchnęła. Wampirzyca znów spojrzała na Mirandę i ujrzała w jej oczach poczucie winy. Cholera! Tajemnica czarownicy dotyczyła nie tylko Delli, ale i Steve’a. – Co się dzieje? – wyszeptała Della do czarownicy. Miranda zsunęła się jeszcze niżej, jakby przygniatało ją poczucie winy. – Możemy porozmawiać? – zapytał Steve, a ton jego głosu przyprawił serce Delli o galop. Przyjrzała mu się uważnie. Ból w jego oczach zabolał ją tak, że na pewno musiał pozostawić ślad. Próbowała nabrać powietrza, ale zdołała złapać ledwie odrobinę. Nie wiedziała, o co chodzi, ale jednego była pewna. Steve wiedział, że była z Chase’em.
„Nie zrobiłam nic złego. Jestem niewinna”. Ale poczucie winy dusiło ją, niczym zarzucony na głowę worek. – To nie potrwa długo – powiedział, a jego ponury ton odbił się echem w głowie Delli. – Jasne. – Złapała komórkę, by nie przegapić telefonu od Burnetta, rozmowy, która znów miała połączyć ją z Chase’em. Musiała podjąć decyzję. Zrezygnować ze Steve’a albo odmówić pracy z Chase’em. Wstała, wiedząc, co musi zrobić. Smutek i okropny ból z serca rozszedł się na klatkę piersiową, do rąk i wyżej, aż po włosy, a także w dół, do nóg. Nawet małe palce u stóp ją bolały. To było metr sześćdziesiąt bólu. Ale jedyne, co mogło ją boleć bardziej niż strata Steve’a, to świadomość, że go rani. Podjęła decyzję. Gotowa na cierpienie ruszyła za Steve’em. Poprowadził ich przez las. Wyglądało na to, że wie, dokąd idzie. Della nie zwracała uwagi na kierunek, po prostu szła za nim, zdecydowana zrobić to, co należy. Milczał. Ona także. Odgłos kroków ginął między drzewami. Zatrzymał się tuż przy zatoczce do pływania, obecnie opuszczonej przez większość obozowiczów z powodu zimna. Wampiry, bardziej odporne na niskie temperatury od innych, wciąż tu przychodziły, ale rzadziej. Teraz,
gdy nie było tu innych obozowiczów, nie było też tak wesoło. Tego dnia nie było tu nikogo, nikt nie śmiał się i nie chlapał, a woda była tak nieruchoma, że okoliczne drzewa przeglądały się w jej tafli niczym w lustrze. Żółte, pomarańczowe i miejscami czerwone liście odbijały się w jeziorze. Della próbowała wchłonąć trochę spokoju z tego widoku, przez wielu uznawanego zapewne za piękny. Nie udało się. Jesień oznaczała śmierć liści, a Della czuła, że jakaś część jej też umrze tego dnia w tym miejscu. Słysząc jego oddech, Della spojrzała na Steve’a. W jego brązowych oczach widziała żal, smutek i ból. I poczucie winy? – Nie mogę tak dłużej – powiedzieli jednocześnie. Zobaczyła zaskoczenie na twarzy Steve’a i była pewna, że takie samo rysowało się na jej obliczu. Ścisnęło ją za gardło. – Nie zrobiłam nic złego. – Nie wiedziała, czemu to powiedziała, ale czuła, że to ważne. Steve nie powinien czuć się zdradzony. I nie chciała, aby myślał o niej jako o zdrajczyni. Podszedł bliżej. Tak blisko, że gdyby chciał, mógłby jej dotknąć, ale tego nie zrobił. To sprawiło, że prawie się rozpłakała. – Nic nie zaszło pomiędzy… – Wiem. – Wsunął ręce do kieszeni. Zaszurał nogami i wbił wzrok w ziemię, ale wcześniej zauważyła w jego oczach coś, co znów
wyglądało jak poczucie winy. Naszła ją brzydka myśl… Czyżby Steve ją zdradził? Czyżby zaczął chodzić z Jessie? Niesłusznie mu zaufała? – Ty? – zapytała i nie musiała mówić nic więcej. Gdy podniósł wzrok, wiedziała, że zrozumiał pytanie. – Nie. Boże, nie! – W jego głosie słychać było szczerość i wierzyła mu. Westchnął i przejechał ręką po twarzy. – Dello, umierałaś. – Powiedział to tak, jakby miał przygotowaną mowę, ale zapomniał początku. – Tamtego dnia, kiedy zadzwonił do mnie Chase… powiedział, że będziecie związani. Nigdy o czymś takim nie słyszałem, ale wiedziałem, że to nie ma znaczenia. Nawet jeśli uratowanie cię oznaczało, że cię stracę, to i tak musiałem to zrobić. Ale teraz… Oczy mu pociemniały, a Delli zaszły łzami. – Nie straciłeś mnie – powiedziała. Nagle chciała cofnąć wszystkie swoje słowa. Nie mogła go stracić. – Nie całkiem, ale… Zamilkł. – Powiedziałeś, że nie pozwolisz, aby to związanie cokolwiek zmieniło – przypomniała mu, chociaż wiedziała, że powinni się rozstać. I choć się z tym pogodziła, to z jakiegoś powodu cały czas czuła, że robią źle. – Wiem i sądziłem, że dam radę. Ale gdy myślę o tobie i o nim…
– Nic nie zrobiłam. My nie… Wyciągnął rękę z kieszeni i położył jej palec na ustach. – Wiem. – Jego ciepły dotyk sprawił, że po policzkach Delli popłynęły kolejne łzy. – To, co nas łączy – wskazał na siebie i wampirzycę – jest prawdziwe i pragnę tego bardziej niż czegokolwiek. Ale jest coś, jest też coś pomiędzy tobą a Chase’em. Widziałem to w sposobie, w jaki dziś na siebie patrzyliście. Widział? Dziś? – Co…? Jak? – Kiedy Burnett zadzwonił, a ty się nie pojawiłaś, poszedłem do domku Chase’a. Jakiś czas temu wyśledziłem go tam. Della przypomniała sobie ptaka, tego, którego wskazał jej Chase, i uświadomiła sobie, że to musiał być Steve. – Tak bardzo mi nie ufasz, że… – To nie tobie nie ufam. Chodziło o Chase’a. O to związanie. Tygodniami czekałem, byś mnie zapewniła, że to nie jest prawdziwe, że nic nie oznacza, ale nigdy tego nie zrobiłaś. Przetarł ręką czoło. – I nie mogę cię za to winić. Nie chciałaś mnie okłamać, a kiedy zobaczyłem, jak na siebie patrzycie, wiedziałem, że już dłużej nie mogę. Czuła, że musi coś powiedzieć, ale co? Więc milczała
i słuchała, jak Steve się z nią żegna. – Przez ostatnie tygodnie myślałem tylko o tobie i o nim. Wstrzymywałem oddech, czekając na koniec. Doszło do tego, że zacząłem go śledzić. Jestem tak przeżarty przez zazdrość, że nie potrafię jasno myśleć. To nie ja. Nienawidzę tego uczucia. – Znów przetarł ręką twarz. – Przez całe życie czułem, że dla rodziców jestem na drugim miejscu, po ich karierze. Ich marzeniach i celach. Nie chcę już więcej być drugi. Cholera, to bolało. – Uważasz, że jesteś drugi? Jak możesz… Nie dał jej dokończyć. – Wiesz, ile trwało, nim zgodziłaś się poświęcić mi chociaż trochę czasu? A ten… – Zamilkł, jakby przyznanie tego głośno coś go kosztowało… Dumę. – Pojawił się Chase i natychmiast cię omotał. Nie chcę walczyć o twoje względy. Della otarła łzy z twarzy. – To nie są zawody. – Tak to odczuwam. – Znów wsadził ręce do kieszeni. – Poza tym właśnie mi powiedziałaś, że też tak nie możesz. Wiesz, że mam rację. – Tak, ale powody są inne. – Chciała się z nim rozstać nie dlatego, że mu nie ufała, tylko dlatego, że nie mogła go dłużej krzywdzić. Westchnął głęboko. – Potrzebujemy trochę czasu. Czasu? Po policzkach popłynęły jej kolejne łzy.
Chyba zauważył, bo wyciągnął do niej dłoń. – Nie. – Zagubiona, wysunęła rękę, by go powstrzymać. On z nią nie zrywał? Chciał tylko przerwy? To wydawało się… złe. Znów chciał jej dotknąć. – Nic mi nie jest. – Głos jej zadrżał, podobnie jak serce, gdy wypowiedziała to kłamstwo, ale zebrała w sobie wszystkie pozostałe siły. Bez względu na to, jak bardzo ją to bolało, wiedziała, że tak będzie najlepiej. Skinął głową i odwrócił wzrok, jakby próbował znaleźć dobry sposób, żeby jej coś powiedzieć. Co jeszcze mógł dodać? – Wyjeżdżam – wydusił w końcu. Nie sądziła, że coś może ją jeszcze bardziej zaboleć, ale te słowa ją ubodły. Steve wyjeżdżał. Nie będzie go już widywać. Serce skręciło jej się na te słowa. Zanim zdążyła się powstrzymać, zaczęła zadawać pytania. – Wyjeżdżasz z Wodospadów Cienia? Czemu? Gdzie? – Do Francji. W Paryżu jest szkoła dla zmiennokształtnych. Bardzo elitarna. Zapraszają najwyżej dwie lub trzy osoby rocznie, a mnie i Perry’emu zaproponowali specjalne lekcje. Usłyszała to. Odrobinę dumy w jego głosie. Był zachwycony tym pomysłem. „I ma prawo”, powiedziała sobie. A mimo to ból sprawił, że zaczęła się złościć. – Przepraszam, że ci nie pogratuluję. – Rozsądek mówił jej, że ta złość jest nie na miejscu. A może
jednak? – Od jak dawna wiesz o tym zaproszeniu? – W pytaniu słychać było zarzut. Popatrzył na nią zaskoczony… Czyżby to znowu poczucie winy? – Jak długo? Kiedy nie odpowiedział, Della powiedziała, co myśli. – Wykorzystujesz Chase’a, by usprawiedliwić swój wyjazd? Steve potrząsnął głową. – Dowiedziałem się miesiąc temu, ale nie byłem pewien, czy jechać. Wiedział o tym od miesiąca? Miesiąca, podczas którego wkradał się do jej serca, kradł pocałunki, sprawiał, że zaczynało jej zależeć, a przez cały ten czas rozważał wyjazd? Na chwilę zamknęła oczy, próbując zapanować nad emocjami. W końcu dotarło do niej to, co powiedział wcześniej. Otworzyła oczy. – Chwila, powiedziałeś, że Perry jedzie? Skinął głową. – To zaproszenie to wielki zaszczyt. Nie może go odrzucić. Della pomyślała o swojej współlokatorce i najlepszej przyjaciółce, która miała utracić ukochanego Perry’ego. Czarownica będzie zrozpaczona. A Della wraz z nią. Kurde. Nawet ona będzie tęsknić za Perrym. Steve stał i na nią patrzył. Kilka kolejnych łez
popłynęło jej po policzkach na myśl o tym, co ukrywała przed nią przyjaciółka. Na szczęście była tak zszokowana słowami Steve’a i tym, jak będzie się czuła Miranda, że nie wkurzyła się nawet na czarownicę za to, że coś przed nią ukrywała. Nie. Cała jej złość skierowała się w jedną stronę. Wprost na przystojnego zmiennokształtnego, który stał obok. – Baw się dobrze we Francji. – Odwróciła się, by odejść, ale usłyszała swoje imię. Z jakiejś niezrozumiałej przyczyny – może była masochistką – odwróciła się do niego. – Tu nie chodzi o szkołę, Dello! Czy chciałem tam pojechać? No pewnie. Czy byłem rozdarty, myśląc o wyjeździe i zostawieniu cię tutaj? Tak. Ale potem przyszło mi do głowy, że chodzi nie tylko o tęsknotę za tobą, ale o to, że mogę cię stracić. Że stracę cię z powodu Chase’a. I wtedy zacząłem się nad wszystkim zastanawiać. A kiedy zobaczyłem, jak na siebie patrzycie, to zrozumiałem… zrozumiałem, że nawet jeślibym z tego wyjazdu zrezygnował, to i tak istnieje spore prawdopodobieństwo, że cię stracę. Coś jest między wami i musicie ustalić co. A ja nie mogę tu czekać i spokojnie się temu przyglądać. Skinęła głową. Tyle mogła mu dać. Ale jeśli uważał, że to w porządku, że przedarł się przez jej warstwę ochronną, sprawił, że zaczęło jej na nim zależeć, a przez cały czas wiedział, że wyjedzie, to nie. Nie było
w porządku. Miesiąc wcześniej pozwoliłaby mu odejść i nie cierpiałaby tak bardzo, gdyby tylko zostawił ją w spokoju. Gdyby nie wpakował się w jej nocne wyprawy. W jej życie. W jej serce. Zaczął coś mówić, a ona musiała się skupić, by usłyszeć jego słowa, bo w jej wnętrzu słychać było tylko pękające serce. – Lekcje będą trwały od trzech tygodni do sześciu miesięcy – powiedział. – W zależności od sytuacji. Możliwe, że przyjmą mnie na cały okres nauki, a to oznaczałoby cztery lata, ale to bardzo mało prawdopodobne. – Oczy zaczęły mu lśnić ze wzruszenia, a jej gula stanęła w gardle. Bez względu na to, czemu wyjeżdżał ani czy to było słuszne, czy nie, on też cierpiał. Ale czy to z jej winy? To on był prowodyrem w całowaniu się i nocnych przebieżkach. Tylko że teraz widziała ból w jego oczach. I nadal się tym przejmowała. Było jej przykro, że cierpiał. Ból przeszył jej pierś. Jak to możliwe, że jego cierpienie bolało ją bardziej niż jej własne? Chciała rzucić się na ziemię i zacząć płakać. Nie, nie płakać, błagać go, by nie jechał. Błagać, by zrozumiał całą tę kwestię związania z Chase’em, chociaż ona sama jej nie rozumiała. Jakież to było niesprawiedliwe! – Myślę, że wrócę za kilka miesięcy – powiedział. – Może… może podczas mojej nieobecności zdołasz… –
Spuścił wzrok. – Musisz ustalić dokładnie, czym jest to związanie, a czym nie jest. Może wtedy… zobaczymy, jak wygląda sytuacja. Nie wiedziała, co powiedzieć, ale to cholerne „może” ją bolało. Tak, że nie mogła myśleć, a co dopiero mówić. Zadzwoniła jej komórka. Wiedziała, że to Burnett informował, że pora iść. Nawet nie odebrała. – Muszę lecieć – powiedziała i tak zrobiła. Jednym skokiem wzniosła się nad drzewa. Pozostawiła za sobą nieruchome jezioro. I Steve’a. Czy przyjdzie się z nią pożegnać? Czy też to było pożegnanie? Słyszała, jak woła jej imię, ale tym razem już się nie odwróciła.
Rozdział 15
Kylie i Miranda czekały na nią na ganku zaniepokojone. Kiedy Della weszła na schodki, na twarzy czarownicy zobaczyła łzy. Takie same, jakie chwilę wcześniej otarła ze swoich policzków. Popatrzyła na ból w oczach przyjaciółki. Czyżby opowiedziała Kylie o wyjeździe Perry’ego? Najprawdopodobniej. Della chętnie złapałaby kolejną dietetyczną colę i porozpaczała z czarownicą, a może nawet rozzłościła się na nią za te sekrety, ale nie mogła sobie na to pozwolić. A jej emocjonalne konto już i tak miało przekroczony limit. Burnett powiedział jej przez telefon, że ma być w biurze za piętnaście minut. Miała jeszcze dziesięć na obmycie twarzy i opanowanie emocji. Stanęła przed przyjaciółkami i powiedziała: – Burnett dzwonił, nie mam czasu na rozmowy. Przepraszam. – Ale jesteś zdenerwowana. Musisz pogadać – wyjąkała Miranda, a w jej zielonych oczach znów zalśniły łzy. Czarownica była równie przejęta Dellą, co
własnym bólem. – Nic mi nie jest – odparła Della. Już miała podbiec, lecz zatrzymała się i znów spojrzała na Mirandę, która wstała i patrzyła na nią z ponurą miną. – Tobie też nic nie będzie. Miranda skinęła głową. – Przejdziemy przez to razem, prawda? – Tak – odrzekła Della, a ponieważ nie miała wyboru, pozwoliła się Mirandzie przytulić, ale tylko na moment. A potem wpadła do domku, zatrzasnęła drzwi od sypialni i przez kilka sekund użalała się nad sobą – tyle sobie dała czasu. Na trzy minuty przed wyznaczonym terminem wybiegła z domku i tylko pomachała przyjaciółkom, nie pozwoliwszy im nawet dojść do słowa. Poczucie winy, że zostawia Mirandę w potrzebie, sprawiło, że wznosiła się trochę wolniej. Ale przecież była z nią Kylie. A Kylie była doskonała w pocieszaniu. Kameleonka zawsze wiedziała, co powiedzieć, Della za to zawsze mówiła nie to, co trzeba. Poza tym trudno jej było zapanować nad tym całym bólem, a jeszcze trudniej będzie trzymać go na wodzy. Rozmawianie o tym z przyjaciółkami tylko pogorszyłoby sprawę. Kurde, jeszcze gorzej będzie pracować z Chase’em. Ale musiała to zrobić, dać z siebie wszystko. Później może się załamywać. I rozpaczać z Mirandą. Problem Natashy – groźba śmierci – sprawił, że zmartwienia Delli i czarownicy
wydały się nieistotne. I na tym Della musiała się skupić, zanim będzie za późno. Burnett poinformował ich, że Derek nie znalazł zdjęć dziewczyn na żadnym portalu społecznościowym. A to było dziwne. Po krótkiej przemowie Burnetta o tym, że mają przestrzegać zasad, uważać i wrócić o ósmej wieczorem, Della poszła z Chase’em na parking, do niebieskiego samochodu. Burnett się uparł, by w ciągu dnia podróżowali samochodem. Najwyraźniej Chase’owi powiedział o tym wcześniej, bo na parkingu stał ten sam samochód, który wcześniej widziała zaparkowany obok domku wampira. Chase otworzył centralny zamek. Della przeczytała nazwę auta: Camaro. Usiadła na skórzanym fotelu pasażera, który, podobnie jak nazwa, wskazywał na to, że był to drogi wóz. Prawie nadepnęła na dużą torbę stojącą na podłodze. – Przepraszam – powiedział Chase. – Zabrałem aparat. Mogę go schować z tyłu. – Nie trzeba. Jest mnóstwo miejsca na nogi. Kiedy Chase wsiadał za kierownicę, Della patrzyła przed siebie. To były pierwsze słowa, jakie do niego wypowiedziała. Wcześniej nie miała okazji… W chwili, gdy weszła do biura, w którym byli Chase i Burnett, starszy wampir zaczął mówić. Podczas tej przemowy czuła, jak Chase jej się przygląda. Przełknęła z trudem i próbowała zachować kamienną twarz, ukrywając ból. Wciąż czuła na sobie to spojrzenie. Odpalił silnik.
Usłyszała także inny dźwięk i dach samochodu zaczął się cofać. Wiatr strącił jej na twarz kilka kosmyków. Rzuciła okiem na kierowcę i zaczęła się zastanawiać nad jak najodleglejszym tematem od tego, który powodował ból w jej piersi. – Ładna torba na aparat. Pewnie w środku jest ładny aparat – rzekła, patrząc na podłogę. – Ładny samochód. Spojrzała na prawie czyste niebo z nielicznymi obłoczkami. – Twój domek też jest ładny. Czy to Rada Wampirów tak dobrze płaci, czy też jesteś bogaty sam z siebie? Zdawało się, że nie odpowie, ale potem przesunął z dumą dłonią po kierownicy. – Sam zapłaciłem za ten samochód. Domek wynajmuję, ale zastanawiam się, czy go nie kupić. A rada nie płaci za dobrze. – A więc sam się dorobiłeś? Wzruszył ramionami. – Nie sam. To po rodzicach. Ponieważ dla świata ludzi jestem martwy, to Jimmy, który mnie znalazł, pokombinował coś przy testamencie mojego ojca. Całe oszczędności i pieniądze z ubezpieczenia przyznano instytucji badawczej, w której prace angażował się mój ojciec. A kiedy osiągnąłem pełnoletniość, Jimmy przekazał je mnie. – Czy to Jimmy się tobą zajął i cię wychował? – zapytała Della. – To on jest niezarejestrowanym w JBF nadnaturalnym?
Chase skinął głową, a Della mogłaby przysiąc, że skrzywił się, jakby żałował, że powiedział jej o Jimmym. A to sprawiło, że od razu chciała wiedzieć więcej. Co ukrywał Chase? I dlaczego? – Czy ten Jimmy znał twojego ojca? – dopytywała, postanowiwszy wydobyć od Chase’a jego tajemnice. Chase wyjechał z parkingu. Cały się spiął. Della zaczęła wątpić, czy jej odpowie. A może próbował wymyślić jakieś kłamstwo? – Tak. Znali się – powiedział w końcu. Samochód przyspieszył. Delli włosy opadły na twarz. Odgarnęła je i trzymała mocno, by móc obserwować twarz Chase’a. Dzięki temu istniała szansa, że zauważy, gdy ten skłamie. Wampir patrzył na drogę, ale mówił dalej. Della wpatrywała się w niego. Założyła nogę na nogę, by nie nadepnąć na jego aparat. – Znali się prawie rok. – Nie mrugnął i chyba nie drgnął. Czy mogła mu wierzyć? Z jakiegoś powodu uznała, że tak. – Twój tata wiedział, że Jimmy jest wampirem? – zapytała, uznawszy, że skoro odpowiedział na jedno pytanie, to może odpowie i na kolejne. Zobaczyła, że przełknął ślinę. Czyżby te odpowiedzi były takie trudne? A jeśli tak, to dlaczego? – Jimmy pracował z moim ojcem w klinice, na pół etatu. Ustalił, że tata jest nosicielem wirusa. Powiedział
tacie prawdę. – I twój tata mu uwierzył? No wiesz, Jimmy powiedział: „Hej, jestem wampirem, a ty nosicielem wirusa, który może cię przemienić w wampira”. To nie brzmi zbyt realistycznie. – Ileż to razy zastanawiała się, jak powiedzieć o sobie swoim rodzicom. Chase spojrzał na nią i prawie się uśmiechnął, a potem znów skupił się na drodze. – Jimmy powiedział, że to udowodni. Poprosił ojca, by zawiózł go dokądś do lasu. Zaczął latać, a gdy to nie pomogło, podniósł porsche taty. To zadziałało. Nikomu nie wolno było broić przy samochodzie taty. Wesołość w głosie Chase’a świadczyła o jego podziwie dla ojca, a Della zaczęła się zastanawiać, czy to właśnie dlatego Chase kupił ten samochód: bo jego ojcu by się podobał. Młody wampir skupił się na prowadzeniu auta. Gładko wchodził w zakręty i bez trudu zmieniał biegi. Silnik mruczał. Della nie znała się specjalnie na samochodach, ale musiała przyznać, że podobało jej się, jak się poruszał. Ta moc. To, jak Chase wyglądał za kierownicą. Rozwiane włosy, pewność siebie. – Jakże chciałbym zobaczyć minę taty w tym momencie – powiedział Chase, najwyraźniej wciąż myśląc o ojcu. – Minęło jeszcze kilka miesięcy, nim tata wyraził zgodę, aby nas przebadać. – Kogo? – zapytała Della. – Moją siostrę i mnie. – Zacisnął mocniej dłonie na
kierownicy. – To właśnie stamtąd wracaliśmy, gdy rozbił się samolot. Nigdy nie mówił wiele o sobie, a Della pragnęła dowiedzieć się więcej. – Czy Jimmy jest odrodzonym? Chase wzruszył ramionami, jakby nagle poczuł się nieswojo. – Tak. – Rzucił na nią okiem. – W schowku są te rzeczy do związywania włosów. A więc tym samochodem jeździły też inne dziewczyny? Zdusiła tę myśl i skupiła się na rozmowie. – Czy to on… czy jesteś z nim związany? – Tak. Della przemyślała to. – Jakie to uczucie? – Co? – zapytał. – Być związanym z dwojgiem… – Zajrzała do schowka. – Z iloma osobami jesteś związany? Popatrzył na nią, tym razem z innym uśmiechem, prawie jakby czytał w jej myślach. – Uważaj, to brzmi, jakbyś była zazdrosna. Chciała powiedzieć, że nie chodziło o zazdrość, ale nie wiedziała, jak to wytłumaczyć. Kurde. Nie mogła tego wytłumaczyć, bo sama tego nie rozumiała. – Po prostu zastanawiam się, jak to działa – warknęła. Wiatr porwał kilka kosmyków jej włosów i rzucił na twarz. Powinna być już do tego przyzwyczajona, ale czym innym było latanie na wietrze, a czym innym
siedzenie nieruchomo. Nachyliła się i wyciągnęła nową paczuszkę z trzema gumkami do włosów. – Kupiłem je po drodze, po tym jak Burnett polecił nam wziąć samochód. Moja siostra nienawidziła, gdy tata opuszczał dach. Ale dzisiejszy dzień jest zbyt piękny, by jeździć z zamkniętym. A więc nie było żadnej dziewczyny. – Dzięki – powiedziała, a po chwili tego pożałowała. Nie powinna być mu wdzięczna, skoro cierpiała z powodu… Nie teraz! Musiała się skupić na Natashy. Wzięła jedną gumkę, a resztę schowała z powrotem. Odgarnęła włosy i związała je w koński ogon. Zza chmury wyjrzało słońce i zaczęło ogrzewać jej twarz. Chase spojrzał na nią, znów poważny. – Jestem związany tylko z tobą i Jimmym. Nasuwało jej się tyle pytań. I to nie tylko związanych z próbą zrozumienia Chase’a i odkrycia jego sekretów. Chciała też zrozumieć to, co dzieje się z nią samą. – Z iloma osobami może być związany jeden wampir? Ilu odrodzonych możemy uratować? – Nigdy tego nie ustalono – powiedział, skupiając się znów na drodze. – A z iloma związany jest Jimmy? Chase zacisnął mocniej palce na kierownicy, jakby to pytanie mu nie pasowało. Wyglądało na to, że wolał mówić o sobie, a nie o Jimmym. Czyżby się bał, że Della przekaże informacje o niezarejestrowanym
wampirze Burnettowi? Przez moment naszła ją ochota, by opowiedzieć mu o swoim stryju i o tym, że nie wspominała o nim Burnettowi, bo się bała, że też może być niezarejestrowany. Jednak nie była jeszcze na to gotowa. Na zaufanie trzeba zapracować. Przed Chase’em była jeszcze daleka droga. Ale starał się, powiedział jej to wewnętrzny głos. Odpowiadał na jej pytania. – Ja bym nie… Nie obchodzi mnie, czy Jimmy jest zarejestrowany, czy nie. Potrzebuję tej wiedzy dla siebie – zapewniła go. „Musisz ustalić dokładnie, czym jest to związanie, a czym nie jest”. Przypomniała sobie słowa Steve’a. – Muszę to wiedzieć – dodała, znów odsuwając od siebie ból. Chase nie spojrzał na nią, ale się rozluźnił. – Jimmy jest związany z trzema osobami, ale ostatnim razem prawie zginął. I… – I co? – zapytała, gdy Chase zamilkł. Westchnął. – Za każdym razem, gdy odrodzony się z kimś związuje, oddaje część swojej mocy. Jimmy jest teraz prawie jak zwykły wampir. Nie może tego zrobić nigdy więcej. Della przemyślała to. – Czy ty… straciłeś moc, gdy się ze mną związałeś? – Trochę. – Nachylił się, by się przyjrzeć odległemu znakowi, a potem przyspieszył i wyprzedził jakiś
samochód tuż przed wjazdem na autostradę. A więc nie dość, że Chase cierpiał, to jeszcze oddał część swojej mocy. A sądząc z tego, jak prowadził samochód, moc miała dla niego olbrzymie znaczenie. Prawie Delli nie znał. Czemu to zrobił? – Nie powinieneś był… – Opadła na fotel. – Nadal uważam, że dałabym sobie radę sama. – Wszyscy chcemy w to wierzyć. – Spojrzał na nią ciepło. – Nie żałuję tej decyzji – powiedział miękkim głosem. Nie chciała takiego podejścia. Bez trudu zmienił bieg, a ona obserwowała go uważnie. – Umiesz prowadzić? – Pewnie zauważył, że go obserwowała. – Jasne. – Z manualną skrzynią biegów? – Nie. – Nauczę cię. – Nie ma potrzeby – zapewniła, chociaż miała wrażenie, że to musi być zabawniejsze niż prowadzenie auta z automatyczną skrzynią. – Nie chciałabym ci rozbić samochodu. – Gdybyś go rozbiła, kupiłbym następny. – Przestań. – Co? – Być miły. Roześmiał się.
Della przestała zwracać uwagę na Chase’a i jego uprzejmość, a skupiła się na wsuniętych między siedzenia dokumentach. Były tam adresy obu Natash. Przynajmniej niedługo ustalą nazwisko. Tylko czy to pomoże im ją odnaleźć? Z jakiegoś powodu duch był przekonany, że tak. A Della miała taką nadzieję. Odnajdź Natashę. Della skrzywiła się na dźwięk tego głosu. Tym razem nie zastanawiała się, czy naprawdę go słyszała, czy to tylko jej wspomnienie. Słyszała go. Na karku dostała gęsiej skórki, zupełnie jakby te słowa ją zmroziły. Był z nimi duch. Della spojrzała na niewielkie tylne siedzenie. Było puste. Może duch nie znajdował się w samochodzie, tylko w jej głowie? Silnik zawył głośniej. Della spojrzała na Chase’a. Zaciskał palce na kierownicy tak mocno, że aż pobielały mu knykcie. – Też to słyszałeś, prawda? – Kurde, tak – powiedział, doskonale ją rozumiejąc. Samochód pomknął do przodu. Zupełnie jakby chcieli przegonić ducha. A jeśli Holiday i Kylie miały rację w sprawie wytrwałości duchów i camaro Chase’a nie miało szans?
Rozdział 16
T o tutaj. – Niecałą godzinę później Chase zaparkował samochód przed jednopiętrowym domem z czerwonej cegły. Byli w niewielkim miasteczku za Houston, przy żwirowej drodze, nie na żadnym osiedlu. Dom był większy od tego, w którym wychowywała się Della, miał duży ganek z huśtawką, która poruszała się lekko na wietrze. Na prawo od działki stał wielki dąb, dwa razy wyższy niż sam budynek, a z jednej z gałęzi zwisała na linie opona. Wyglądała na starą, jakby należała do kogoś, kto już dawno wyrósł z tego typu zabaw. Coś w atmosferze domu mówiło o rodzinie i o miejscu, gdzie w leniwe niedzielne popołudnia zbierają się bliscy sobie ludzie, by zjeść domowe lody. Della pamiętała, jak kiedyś, gdy należała do swojej kochającej rodziny, zbierali się tak na tarasie za domem. Tak samo jak u jej ciotki Miao, gdy chodzili do niej na obiady. Odepchnęła od siebie tę myśl. Zauważyła, że ogródek przed domem jest zapuszczony. Wyglądało na to, że te
wesołe czasy odeszły w przeszłość. Czy to tu mieszkała Natasha? Czy jej rodzice dalej tu żyją, pogrążeni w żałobie po córce, którą uważają za zmarłą? I która umrze, jeśli Della i Chase jej nie odnajdą? Della zrobiła się spięta. Czy smutek, który czuła, tylko sobie wyobraziła, czy to była jakaś wskazówka? Już miała spytać Chase’a, czy też to czuje, ale uznała, że zabrzmiałoby to zbyt niedorzecznie. Opony camaro powoli toczyły się po żwirku, aż w końcu stanęły. Chase wyłączył silnik i przekrzywił głowę, tak jak Della, by posłuchać, czy ze środka dobiegają jakieś głosy. – Chyba nikogo nie ma w domu – powiedziała Della. – Może są w pracy – stwierdził Chase. – A może po prostu odpoczywają i się nie ruszają. Samochód może być w garażu. Nachylił się i przyjrzał się stojącemu obok garażowi. To był jeden z tych dni, gdy Della traciła poczucie czasu, więc wyciągnęła komórkę i sprawdziła godzinę. – Dochodzi piąta. – Położyła telefon na kolanach i sięgnęła po dokumenty. – To dom Owenów czy Brianów? – Owenów – odparł Chase. Della zajrzała do teczki. Były tam imiona i adres rodziców oraz nazwa cmentarza, na którym pochowano trumnę, by rodzice uwierzyli, że Natasha Owen nie żyje. Tego samego cmentarza, na którym Chan i inni nowo
przemienieni organizowali swoje lewe pogrzeby. Gdzie teraz naprawdę spoczywało ciało Chana. Della popatrzyła na zachodzące słońce. Dzień miał się ku końcowi. – Chcesz na wszelki wypadek zapukać? – zapytał Chase. Della popatrzyła na niego. Nie wymyślili żadnego planu. Ona chciała tylko sprawdzić, czy któreś z rodziców Natashy jest pochodzenia azjatyckiego. – Chyba tak. – Myśli w jej głowie wciąż kłębiły się jak dzikie i cały czas czuła ten niewytłumaczalny smutek i osamotnienie. Czy to przez ten dom, czy też wreszcie zaczynało do niej docierać to, co wydarzyło się ze Steve’em? Chase patrzył jej w oczy o sekundę dłużej, niż wypadało. Nachylił się i jego twarz zbliżyła się do jej… jego usta do jej ust. Cofnęła się gwałtownie, uderzając ramieniem o drzwi samochodu. – Nie zamierzałem… – Skrzywił się i odwrócił, by wziąć coś z tylnego siedzenia. Kiedy się wyprostował, położył jej na kolanach jakieś gazetki. – Po prostu sięgałem po to. Pomyślałem, że moglibyśmy powiedzieć, że sprzedajemy czasopisma, by pomóc opłacić wyprawę do Meksyku, podczas której buduje się domy dla ubogich. Della, rozzłoszczona swoim zachowaniem, mruknęła. – Więc może powinieneś odjechać kawałek i ukryć samochód.
– Czemu? – zapytał. – Bo ludzie, którzy jeżdżą wypasionymi camaro, nie sprzedają czasopism, by pomóc biednym. – Della spochmurniała wewnętrznie. Czemu zachowywała się tak okropnie? – Jasne. – Chase jeszcze bardziej spochmurniał. Przejechał kawałek dalej, za zakręt, aby z domu nie było widać samochodu. Kiedy się zatrzymał, odwrócił się znów do Delli. – Mylisz się jednak. Robiliśmy to z siostrą dwa razy do roku. I pewnie mogłabyś wytapetować cały Teksas czasopismami, które kupowała moja mama. Oczywiście od razu oddawała je do przytułków. Zwykle jeszcze zanim je otworzyła. – Przepraszam. – Jeszcze bardziej zażenowana wysiadła z samochodu z papierami. Chase poszedł za jej przykładem. – Nie sądziłem, że jesteś taka uprzedzona. Co ci przeszkadzają bogaci ludzie? – Nie jestem… uprzedzona. Przeprosiłam. – Zatrzasnęła drzwi samochodu, a odgłos zdawał się odbijać echem po okolicy. Miała wrażenie, że ktoś ich obserwuje, więc rozejrzała się wokół i zobaczyła wbity w ziemię znak, informujący, że to parcela na sprzedaż. Kilka dużych i pięknych drzew zostało już ściętych i leżało wśród wysokich traw. – A więc chodzi o mnie? – Podszedł bliżej, a ona cofnęła się odrobinę, aż oparła się o samochód.
– Tak, o ciebie. – Powiedziała prawdę. – I to wszystko. Jestem roztrzęsiona. – Ale oskarżasz mnie, co? – Jego bliskość była niczym wyzwanie. Della nie ruszyła się, nie chcąc mu okazywać, jak bardzo jej to przeszkadza. – O co mam cię oskarżać? – Uniosła brodę i spojrzała mu w oczy. – O to, że Steve wyjeżdża. Zachmurzyła czoło. – Skąd o tym wiesz? – Jak wychodziłem dziś z gabinetu Burnetta, to usłyszałam, jak ktoś mówił, że Steve wyjeżdża. Emocje – złość, ból i może nawet poczucie winy – wyłoniły się z miejsca, gdzie je skryła. Świadomość, że Steve powiedział o swoim wyjeździe wszystkim, zanim przekazał to samej Delli, naprawdę ją zraniła. Przełknęła gulę w gardle, ale cholerna kulka chyba utknęła. Zrobiła się tylko większa. – Przykro mi – powiedział Chase. Był tak blisko, że jego oddech łaskotał ją w skroń. To jej wystarczyło. Jego oddech i dwa słowa sprawiły, że wszystkie emocje skierowała na niego. – Nie kłam. Wcale nie jest ci przykro! – Uderzyła go dłonią w pierś. Nie cofnął się. Wciąż się w nią wpatrywał, prosto w oczy, jakby odczytywał, co czuła, jej myśli i ból. I przez ten jeden moment miała wrażenie, że nie ma między nimi tajemnic. On wiedział wszystko. Znacznie
więcej, niż ujawniał swoim zachowaniem. Wiedział o wszystkich jej porażkach i zawodach. Nie chciała, aby ktokolwiek znał ją tak dobrze. – Masz rację – powiedział szczerze. – Nie jest mi przykro, że Steve wyjeżdża. Nie jest mi przykro, że będę miał szansę dowieść ci, że powinniśmy być razem. Ale nie próbuj nawet wątpić, że nie jest mi przykro, że cierpisz. Ten ból w twoich oczach, gdy weszłaś do biura, ból, który tak starannie próbujesz ukryć. Widziałem go. Czuję go. I przez to, do cholery, jest mi przykro. Nie wiedziała, kiedy zaczęła płakać. Nie płakała często. Ale straciła Steve’a. I oto ledwie kilka godzin później była tu z Chase’em. Ogarnęło ją poczucie winy, ale powtarzała sobie, że jest tu tylko ze względu na Natashę, choć w głębi serca wiedziała, że chodzi o coś więcej. Nachyliła się, oparła głowę o pierś Chase’a i pozwoliła płynąć łzom. Objął ją i trzymał. I chociaż wydawało się to dziwne, czuła się z tym tak dobrze. A zarazem tak źle. Tak bardzo źle. Odsunęła się od niego i gwałtownie otarła łzy. – Powinniśmy iść i sprawdzić, czy kogoś nie ma w domu – powiedziała, próbując zapanować nad trzęsącym się głosem. Chase skinął głową, podszedł bliżej i jednym palcem otarł łzę, której nie zauważyła. – Będzie dobrze. Wierz mi. Odwróciła się i zaczęła iść. I wtedy do niej dotarło. I to mocno.
I gwałtownie. Uwierzyła mu. Nie wiedziała, co oznacza „dobrze”, bo wszystko w jej życiu się zmieniało. Znowu. A ona nienawidziła zmian. W domu Owenów nikt nie odpowiadał na pukanie, więc pojechali do Brianów, jakieś trzydzieści kilometrów dalej. Della nie odzywała się przez pierwszy kwadrans, podobnie jak Chase. Przecież jedyne, co zrobiła, to położyła mu głowę na piersi i pozwoliła się objąć, więc czemu miała wrażenie, że to coś więcej? Znalazła odpowiedź: ponieważ oparła się na nim. Fizycznie. I emocjonalnie. Della Tsang nie opierała się na innych. A przynajmniej na niewielu. A już zwłaszcza na kimś, kogo prawie nie znała. Szczególnie jeśli to ten ktoś był winien jej problemów. Cholera. Czuła się tak zagubiona. Spojrzała na pędzące po czteropasmowej autostradzie samochody. Miała wrażenie, że jej uczucia były mniej więcej równie niespokojne jak sytuacja na drodze. Zielony saturn zmienił nagle pas dwa samochody przed nimi. Kierowcy z Houston jeździli niczym wilkołaki, próbujące dopaść świeżej zdobyczy, zanim inne wilki dobiorą się do najlepszych kąsków. Nagle rozpoznała to miejsce. Byli ledwie kilkanaście kilometrów od zjazdu w jej okolicę. I w tym momencie przypomniała sobie lekcje jazdy z ojcem.
„To jak gra w szachy. Musisz być ofensywna i defensywna. Musisz zgadywać, co kierowca w samochodzie obok zamierza zrobić”. Co ciekawe, nigdy nie tracił do niej cierpliwości, nawet kiedy przez pomyłkę wjechała w ścianę garażu i rozjechała jego kije do golfa. Zrobiło jej się ciężko na sercu na myśl o tym, co Derek powiedział jej o tym spokojnym i dobrym mężczyźnie, który ją wychował i kochał… kiedyś kochał. Policja podejrzewała, że to on zamordował swoją siostrę Bao Yu. Ale to było po prostu niemożliwe. Nigdy nie uderzył ani jej, ani jej siostry. Nie musiał. Wyraz zawodu w jego oczach był dla niej i Marli wystarczającą karą. I wtedy serce ścisnęło jej się jeszcze bardziej. Tęskniła za nimi. I to tak bardzo, że to aż bolało. Przesunęła palcem po skroni, zastanawiając się, czemu nagle zaczęła o tym wszystkim myśleć. – Kurde! – syknął Chase. Della poderwała wzrok w chwili, gdy czerwona furgonetka zajechała Chase’owi drogę. Chłopak skręcił gwałtownie i przeskoczył na lewy pas, pomiędzy dwa samochody. A potem samochód przed nimi nagle zahamował. Chase zrobił to samo i aby auto za nim nie wjechało mu w bagażnik, znów zmienił pas. Wokół roztrąbiły się klaksony. Della ujrzała w myślach wypadek: najeżdżające na siebie auta, ranni ludzie, krew, mnóstwo krwi. Ale Chase
w jakiś sposób, Bóg jeden wie jak, zdołał uniknąć kraksy. Wampir mocno zacisnął ręce na kierownicy i znów zaklął. Della odetchnęła głęboko, chociaż w żyłach buzowała jej adrenalina. Wyjrzała przez boczne okno i zobaczyła złotą hondę. Jakby w zwolnionym tempie ujrzała, jak kierowca zaczyna obracać głowę. – Kurde! – Z wampirzą prędkością rozpięła pas. Spojrzała na podłogę, na której leżała olbrzymia droga torba z aparatem. Przyszło jej do głowy, co może zrobić, by kierowca samochodu obok jej nie zobaczył. Położyła się na konsoli, pomiędzy drążkiem zmiany biegów a fotelami, i schowała twarz w podołku Chase’a. – Kkkur… – jęknął, a jego pupa podskoczyła z pięć centymetrów nad siedzenie. Możliwe, że podbródek Delli trafił w jego klejnoty rodzinne. Miała dość twardy podbródek. Ale nic jej to nie obchodziło. Och, obchodziło. Na pewno nie miała ochoty tu być. Ale nie zamierzała się stąd ruszać. Nie mogła. Miała do wyboru chować twarz w kroczu Chase’a albo pozwolić, by jej ojciec zobaczył ją w zrywnym camaro z przystojnym chłopakiem. Z dwojga złego wolała się schować. Ojciec by się wściekł. Pewnie zabrałby ją z Wodospadów Cienia i upchnął w jakimś poprawczaku. Nie mogła stracić Wodospadów
Cienia. Nie mogła stracić Kylie, Mirandy, Holiday, Burnetta, a nawet małej Hannah Rose. Już krocze Chase’a było lepsze. Zamierzała tak zostać, dopóki jej ojciec nie zjedzie z autostrady. Ale jeśli Chase puści bąka, to będzie musiała gościa zabić.
Rozdział 17
Dello? – syknął Chase. – Zjedź z autostrady – warknęła, a potem przypomniała sobie, że następny zjazd prowadzi do ich domu. – Nie, nie zjeżdżaj. Odrobinę odwróciła głowę, a czubek jej nosa przesunął się po jego rozporku. – Dello! – powiedział ostrzej Chase. – Co ty, u diabła, robisz? „Poza tym, że staram się nie myśleć, gdzie jest teraz moja twarz?” – A jak sądzisz? – A potem uświadomiła sobie, co jej może odpowiedzieć. – Zapomnij. Ukrywam się. W tej złotej hondzie na prawo jest mój tata. – Kurde – powiedział. – Już to mówiłam – warknęła Della. Nagle znów ogarnęła ją panika. – Widział mnie? Patrzy na nasz samochód? – Nie – odparł. – Więc czemu powiedziałeś kurde? – Bo…
– Zrobiłam ci krzywdę? – zapytała, przypomniawszy sobie, jak gwałtownie zareagowała, i poczuła, że rumieni się ze wstydu. – Troszeczkę. – Przepraszam – powiedziała i poklepała go po nodze, nim sobie uświadomiła, jakie to mogło być krępujące. Jej ręce na jego nodze. Z drugiej strony, jakim cudem mogło być krępujące klepanie po nodze, skoro miała nos w jego kroczu? Następne, co usłyszała, to śmiech Chase’a. Głęboki, szczery, prawie muzykalny. A mimo to ją wkurzył. – Nie śmiej się – syknęła przez zaciśnięte usta. – Przepraszam, ale to zabawne. – Nieprawda – warknęła. – Owszem. – Poczuła, jak Chase delikatnie odgarnia włosy z jej policzka. Drążek hamulca ręcznego wbijał jej się w żebra. Zamknęła oczy, a upokorzenie rozgrzało ją do głębi. – Zjechał już z autostrady? – Jeszcze nie. Po prostu się nie ruszaj. – Przesunął palcem po jej uchu. – Patrzysz na drogę? – wyjąkała. – Tak. – W takim razie przestań się bawić moim uchem. Znów się roześmiał. – Martwisz się o ucho. Jęknęła. Zachichotał.
– Staraj się za bardzo nie ruszać. „Czy można umrzeć ze wstydu?”, zaczęła się zastanawiać. A po kilku sekundach zapytała: – Nie kłamiesz, prawda? – W jakiej kwestii? – Że mój tata nadal jest na autostradzie. – Nie, nie kłamię. Ale zaraz zjedzie. Powiem ci, jak będziesz mogła się podnieść. – Zamilkł na chwilę. – Już. Della podniosła się. I z braku innych możliwości spojrzała na Chase’a. Wybuchnął śmiechem. – Jesteś cała czerwona – wykrztusił, z trudem łapiąc powietrze. Warknęła na niego, a potem z jakichś zupełnie niezrozumiałych przyczyn też uznała, że to zabawne. Zachichotała i nie mogła już zapanować nad śmiechem. Śmiali się prawie całą drogę. Wrócili o 19.59. Minutę przed czasem. Burnett siedział na ganku z komórką w ręku. Della nie doszła jeszcze do biura, gdy do niej dotarło. Cała ta sprawa z wyjazdem Steve’a. – Już miałem dzwonić – powiedział Burnett i wstał, by otworzyć im drzwi. Chase i Della weszli za nim do gabinetu Holiday. – Jakie wieści? – zapytał, kierując się do biurka. Della żałowała, że nie powiedziała Chase’owi, by nie wspominał o tym, że prawie wpadli na jej ojca. Znając Burnetta, nawet taki drobiazg znów mógł go wprawić w ten nadopiekuńczy stan.
– Owenów nie było w domu – powiedział Chase. Della wstrzymała oddech, z nadzieją, że jednak o tym nie wspomni, w razie czego gotowa zmienić temat. – Za to widzieliśmy rodzinę Brianów – dodała Della. – Ustaliliście coś? – Burnett oparł się o biurko Holiday. – Tak. Oboje rodzice są biali. – Della opowiedziała Burnettowi, jak udawali, że sprzedają czasopisma. – Wiedziałem o tym – stwierdził Burnett. – Zaraz po waszym wyjeździe Departament Pojazdów Mechanicznych przesłał mi wreszcie kopie ich praw jazdy. Dostałem też prawa jazdy pana i pani Owen. Też biali. Della skinęła głową. – Ale mówiłeś… – Że może po prostu nie są jej biologicznymi rodzicami – dokończył za nią Burnett. – Nadal uważam, że to jedna z nich – stwierdziła Della. – Prawdę mówiąc, sądzę, że to Natasha Owen. W chwili, gdy to powiedziała, była już tego pewna. – Gdybyśmy mieli więcej czasu, to przejechalibyśmy jeszcze raz obok jej domu. – Miała nawet zadzwonić do Burnetta i poprosić o przedłużenie czasu pracy, ale ponieważ to był ich pierwszy dzień, uznała, że i tak nic nie załatwi. – Ale gdybyśmy wyjechali teraz… – Nie, jest późno. Musisz odpocząć. Pojedziecie jutro wieczorem. Burnett przeczesał palcami włosy i spojrzał w stronę
drzwi. Della usłyszała, jak ktoś wchodzi na ganek, a potem dobiegło stamtąd gaworzenie dziecka. – Czemu uważasz, że nazywa się Owen? – zapytał Burnett, czekając wyraźnie, aż w drzwiach staną jego żona i dziecko. Della popatrzyła na Chase’a. Nie pytała go o to wcześniej. Pewnie dlatego, że nie chciała o tym myśleć. – Poczułam coś przy jej domu. Smutek. Myślę, że duch tam był. Nie czułam tego w domu Brianów. Chase zmarszczył brwi. – Ty też to poczułeś? – zapytała. – Tak – odparł. – Ale miałem nadzieję, że to tylko moja wyobraźnia. „To zupełnie jak ja”, pomyślała Della, ale nie powiedziała tego głośno. – Jasne – stwierdził Burnett. – Możecie tam jutro pojechać. Może coś odkryjecie. – Nie tak szybko – odezwała się Holiday, stając w drzwiach z dzieckiem na ręku. – Trochę się tym niepokoję. Na widok ojca Hannah Rose zaczęła wymachiwać rączkami. Burnett wziął dziecko od żony i przytulił do piersi. – Sprawdziłem w lokalnych komisariatach obie rodziny. Nie mają żadnych kryminalnych zaszłości. Nie sądzę, aby stanowili zagrożenie. Holiday wyglądała na zasmuconą. – To nie oni wzbudzają moje obawy. – Komendantka
popatrzyła najpierw na Dellę, a potem na Chase’a. – A kto? – zapytała Della, prawie pewna, że Holiday powie coś o Chasie. Chase spiął się, jakby przyszło mu do głowy to samo. – Duch – powiedziała Holiday. – Czemu duch miałby nas skrzywdzić? – zapytała Della. – Chce tylko, żebyśmy znaleźli Natashę. – No właśnie – dodał Chase. – Możliwe. – Holiday zaczęła zwijać kosmyk włosów. – Ale zjawa zdołała wciągnąć was oboje do wizji, a jeśli zrobiła z tymi imionami na odwrocie zdjęcia to, co powiedział mi Burnett, to jest naprawdę potężna. Duch z taką mocą i tak zdesperowany może być niebezpieczny. Nawet jeśli nie ma złych intencji. Duchy mogą powodować lawiny błotne i tornada. Ostatni karambol na dwadzieścia samochodów w Los Angeles został wywołany przez ducha. Della pomyślała o tym, jak prawie mieli wypadek na autostradzie. Ale to chyba nie była zjawa? Po co miałaby ich krzywdzić, skoro potrzebowała ich pomocy? – Nie przestanę szukać Natashy – stwierdziła stanowczo Della i popatrzyła znacząco na Chase’a, z nadzieją, że nie wspomni o niedoszłym wypadku. Jeśli Holiday i Burnett uznają, że duch jest niebezpieczny, to tym bardziej nie zgodzą się na ich udział w sprawie. Chase zrobił wielkie oczy, jakby przypomniał sobie to zajście. Della delikatnie potrząsnęła głową. – Nie mówię, że macie przestać – odezwała się
Holiday. – Po prostu dopilnujcie, by dał wam więcej informacji, nim znów zaczniecie szukać na oślep. Della rozumiała niepokój Holiday, ale… – Mówiłaś, że zjawy robią, co i kiedy im się podoba. Przecież nie wyślę jej esemesa z prośbą o dane. – Za to jeśli przestaniesz podążać za jej sugestiami, to będzie musiała dać ci coś więcej. A im więcej da, tym więcej będziesz w stanie ustalić. – Nie chcę przestawać – powiedziała Della. Duch też nie chciał, żeby przestała, czuła to, chociaż wcale jej się to uczucie nie podobało. – Natasha i Liam zginą, jeśli ich szybko nie odnajdziemy. Della znów to zobaczyła w oczach Holiday. Komendantka uważała, że oni już nie żyją. – Nie mów tego – rzekła Della, pochylając ponuro głowę. – Czego? – zapytał Chase. Della rzuciła na niego okiem. – Mówiłam ci, ona uważa, że oni już nie żyją. – Oni żyją! – zawołał Chase, równie przekonany co Della. Odnajdź Natashę! Duch w głowie Delli odezwał się tak głośno, że aż się skrzywiła. Spojrzała na Chase’a, który zamknął oczy. Też to słyszał. – Wiem, że trudno się z tym pogodzić, ale nie wiemy, czy oni jeszcze żyją – powiedziała Holiday. Temperatura w gabinecie spadła tak gwałtownie, że
z ust wszystkich zaczęła unosić się para. Stojący na biurku Holiday szklany wazon z kwiatami pękł. Szkło poleciało w jedną stronę, a woda w drugą. Kropelki zamieniły się w lodowe kulki i potoczyły się po blacie biurka, układając się w litery. Ż Y J Ą
Gdy tylko powstało Ą, drzwi do gabinetu Holiday zatrzasnęły się z takim hukiem, że po zmrożonym pokoju aż poszło echo. Kuleczki lodu sturlały się z biurka i zaczęły roztapiać się na podłodze. Della ze strachu wstrzymała oddech. To samo przerażenie rysowało się na twarzy Chase’a. Burnett tulił swoją córkę. Holiday tylko uniosła brew. – No dobrze – powiedziała zupełnie spokojnie. – Może jednak żyją. Pół godziny później, po kolejnych ostrzeżeniach, ale i zapewnieniu, że mogą dalej działać, Della i Chase zostali odesłani. Burnett zgodził się, by następnego popołudnia sprawdzili, czy Owenów nie ma w domu. Postanowili się też pokręcić po okolicy, w której mieszkał Liam, i spróbować coś ustalić. Burnett miał przesłuchać mężczyznę aresztowanego
w związku ze sprawą Craiga Anthony’ego i spróbować go „przekonać”, by podał jakieś informacje dotyczące zaginionych wampirów. Widząc niepokój malujący się na srogim obliczu wampira, Della wolała sobie nawet nie wyobrażać, jakie metody perswazji zastosuje. Kiedy wyszli na ganek, Chase trzymał się blisko Delli. W świetle księżyca, zbliżającego się do pełni, wampirzyca zeszła po schodkach i skierowała się w stronę ścieżki wiodącej do jej domku. – Odprowadź mnie do samochodu – powiedział szeptem Chase. – Czemu? – Przypomniała sobie Steve’a, który patrzył na nią z takim bólem w oczach, i znów ogarnęło ją zduszone wcześniej poczucie winy. Chase zmarszczył czoło i spojrzał w stronę domku, jakby sugerował, że nie chce, aby ktoś ich usłyszał. Kurde, odprowadzi go do samochodu. Spędziła z nim cały dzień, więc równie dobrze może poświęcić mu jeszcze kilka minut. „Poza tym”, odezwał się jakiś podstępny głosik, „Steve wyjeżdża”. Kiedy wyszli na parking, Chase otarł się o nią ramieniem, a ona odsunęła się o krok. Popatrzył na nią i się skrzywił. – To było przerażające. – Nie bój się, obronię cię – odparła zadziornie. Zmierzył ją wściekłym wzrokiem. – Zawsze musisz być taka przemądrzała? – Tylko w wyjątkowych przypadkach.
– Ach, więc uważasz mnie za kogoś wyjątkowego. – Uśmiechnął się, ale szybko spoważniał. Przesunął palcem pod jej okiem. – Naprawdę wyglądasz na zmęczoną. Odsunęła jego dłoń. – Nic mi nie jest. – Ale miał rację. Była zmęczona. Wręcz wykończona. A nawet nie zaczęła rozważać wszystkiego, co wydarzyło się tego dnia. Skinął głową. – Myślisz, że to duch prawie doprowadził do wypadku na autostradzie? Żołądek zaczął jej się skręcać na myśl o tym, że zjawa mogła być aż tak potężna. – Nie wiem, po co miałby to zrobić. – Masz rację, ale to było dziwne. Nie wiem, czy to widziałaś, ale tuż przed tym, jak to nastąpiło, wszystkie samochody zaczęły się dziwnie zachowywać. I przez moment miałem wrażenie, jakby samochód prowadził się sam. – Myślisz, że opętała samochód? A nawet kilka samochodów na autostradzie? – Della nie chciała w to wierzyć. Nie. Zdecydowanie nie. – Po tym, co zobaczyłem tutaj, myślę, że to możliwe. Poza tym Holiday powiedziała… – Nie. – Della potrząsnęła głową. – Zrobiła tę sztuczkę z lodem po to, żeby nam czegoś dowieść. Na autostradzie nie musiała nam niczego dowodzić. Chase westchnął, jakby nie był przekonany. Ona sama
też nie bardzo wierzyła w swoje słowa. – Nie podoba mi się to. – Chase zniżył głos, jakby się obawiał, że duch może podsłuchiwać. – I chcę, żebyś powiedziała jej, że ma przestać. Powiedz jej, że robimy wszystko, co w naszej mocy, by odnaleźć Natashę i Liama, ale niech przestanie mieszać mi w głowie i kombinować przy moim samochodzie. – Chwila – zawołała Della. – Czy ja dobrze rozumiem? Chcesz, żebym to ja jej to wszystko powiedziała? – syknęła sarkastycznie. – Tak – odparł, jakby nie widział problemu. – A czemu ty jej nie powiesz? – Della oparła rękę na biodrze. Chase sposępniał. – To twoja zjawa. – Moja zjawa? A od kiedy to jest niby moja zjawa? – Bo jest ci bliższa. – Niby czemu? Otworzył usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Aż w końcu wykrztusił: – Bo… bo ona… – Nagle szeroko otworzył oczy, jakby coś przyszło mu do głowy. – Bo ona dała ci zdjęcie Natashy. A Natasha ma jakiś związek z twoją rodziną. To był całkiem logiczny wywód, ale Della nie chciała tak na to patrzeć. Nie chciała zostać sam na sam z jakimś umarlakiem. Dzielenie go z Chase’em nie było może rozwiązaniem idealnym, ale to nie był jej pomysł.
– To nie znaczy, że jest moja – odparła Della. – Rozmawia z nami obojgiem. Przypadła nam wspólna opieka, stary. Należało o tym pomyśleć, zanim się ze mną związałeś. I nie próbuj uchylać się od odpowiedzialności. – To jest duch – stwierdził Chase. – Nie dziecko. – Na jedno wychodzi! – prychnęła i odwróciła się, by odejść. – To olbrzymia różnica – zawołał za nią. – Dobranoc – dodał. Nie zatrzymała się. – Do jutra – dorzucił. – Pa – odparła, ale się nie odwróciła. Ruszyła ciemną ścieżką. W piersi czuła ból, który z każdym krokiem narastał. Jakby odchodziła od czegoś, co było jak dom, zamiast się do niego zbliżać. Przygniatało ją poczucie samotności. A może wcale nie była sama? Zza pleców dochodził do niej powtarzający się szumiący odgłos. Niepokojący odgłos. Serce aż jej podskoczyło. Czy duchy szumią? I pachną jak… kurczak?
Rozdział 18
Della
pohamowała chęć ucieczki i odwróciła się gwałtownie, szczerząc kły. Olbrzymi ptaszor obrócił głowę i spojrzał na nią. – To tylko ja – odezwał się głosem Perry’ego, a wokół niego pojawiły się skrzące się bąbelki, jak zawsze, gdy zmieniał kształt. – Wiesz, że mogłam urwać ci głowę? – syknęła Della, patrząc jak znika ptak, a pojawia się Perry. – Bo cię wystraszyłem, czy dlatego, że jesteś na mnie wściekła? – zapytał trochę zmienionym głosem, ponieważ dziób przechodził właśnie w usta. Della odwróciła wzrok. To było zbyt dziwne, by się temu przyglądać. Patrząc na drzewa, w ułamku sekundy przypomniała sobie, czemu miałaby być wściekła. Perry wyjeżdżał. I nie dość, że będzie tęskniła za tym głupkiem, to jej najlepsza przyjaciółka była z tego powodu załamana. Della nie lubiła, gdy ktoś przyprawiał o załamanie jej przyjaciół. Nawet jeśli osoba załamująca też była przyjacielem.
Znów odwróciła się do Perry’ego. – Bo jestem wściekła! I wcale się nie przestraszyłam! – Serce podskoczyło jej na to kłamstwo, ale zmiennokształtny nie mógł tego usłyszeć, więc się nie liczyło. – Wiesz, jaką szkodę twój wyjazd wyrządzi Mirandzie? Wydął usta i kopnął jakiś kamyczek. – Ja też będę cierpiał. Ale co mam zrobić? Zrezygnować? To moja jedyna szansa na… – Na co? – zapytała Della. – Nic – odparł. – Nie wciskaj mi kitu! Co chciałeś powiedzieć? Kolejny kamyczek poleciał w krzaki. – Na zmianę. – Czego? – Mnie – odrzekł. Della potrząsnęła głową. – Przecież nic ci nie jest. – Jasne – rzucił, jakby z niego kpiła. Nie widział, że była zbyt zmęczona na kpiny? – Co jest z tobą nie tak? – zapytała, uświadomiwszy sobie, że nie pojmuje, czemu Perry wybiera się do elitarnej szkoły. Rozumiała, czemu jedzie tam Steve. Czekał go intensywny kurs nadnaturalnej medycyny. Ale Perry’ego nie interesowała medycyna. – No już, ptaszyno! – warknęła. – Padam ze zmęczenia i nie mam czasu na gadki szmatki. – Nie zauważyłaś, że w dni odwiedzin rodziców
muszę się chować? A jeśli Burnett wysyła mnie z jakimś zadaniem, to muszę być już przemieniony? – Czemu? – Bo nie potrafię tego kontrolować. – Czego? – zapytała Della. – Koloru oczu. A jak się wkurzę… to przemieniam się wbrew swojej woli. Della przemyślała to. – No i co, że kilka razy zdarzyło ci się przemienić w smoka czy przerośniętego lwa? To jeszcze nie koniec świata. – Tu nie, ale w świecie ludzi to by wywołało niezłą burzę. Nie mogła zaprzeczyć. Trafiłoby pewnie do wiadomości. Już widziała oczami wyobraźni, jak CNN robi o tym program. Pewnie oskarżyliby o to jedną z partii politycznych. Albo badania nad komórkami macierzystymi. – Naprawdę nie potrafisz tego kontrolować? – Niestety. Serce Delli, już i tak obolałe, ścisnęło się z żalu. – Więc jedź i naucz się nad sobą panować, a potem wróć. Miranda ma świra na twoim punkcie i na pewno poczeka. – Nie powinna. – Co? – zawołała Della. – O kurde! Nie mów, że z nią zrywasz. – Nie zrywam, tylko robimy sobie przerwę.
– To jak zerwanie, idioto. Nie możesz jej tego zrobić! – Ty i Steve tak zrobiliście. Delli szczęka opadła. – Nie. Ja i Steve nie byliśmy razem. Nie można zerwać czegoś, co nie było połączone. – To było kolejne kłamstwo, przecież byli razem, całowali się, ale zignorowała to, a także ból, jaki sprawiło jej to kłamstwo. Skupiła się na kwestii Mirandy. – Po cholerę to robisz? – syknęła. Zmarszczył brwi. – Ona musi określić, czego chce. – Przecież już to zrobiła! Chce ciebie. – I wtedy coś przyszło jej do głowy. I ta myśl sprawiła, że zagotowało jej się w żołądku i wkurzyła się okropnie. Złość pomagała zwalczyć zmęczenie. – Chodzi o seks? – zapytała. – Bo jeśli tak, to stłukę cię na kwaśne jabłko. Jej pytanie chyba go zszokowało. – To nie… To znaczy… – Faceci! – syknęła. Podeszła do zmiennokształtnego i ubodła go palcem w pierś. – Posłuchaj, ty napalony idioto. Nikt nie powinien być zmuszany do robienia tego, na co nie ma ochoty. Zwłaszcza jeśli trzeba się do tego rozebrać! – To nie… Nie rozumiesz. – O, doskonale rozumiem. – Znów puknęła Perry’ego palcem. – Faceci są bydlakami, którzy uważają, że jeśli nie
mogą dostać tego, czego chcą, od jednej dziewczyny, to po prostu muszą sobie poszukać innej. – Przestań – zawołał sfrustrowany. – Nie rozumiesz. Oczy zalśniły mu czerwono. Zamierzał się przemienić w coś dużego i groźnego, ale Della była w takim nastroju, że chętnie by się z nim zmierzyła. Już się szykowała do ataku, gdy Perry, zamiast zmienić kształt, obrócił się na pięcie i odszedł. – Jasne – zawołała za nim. – Lepiej podkul ogon i uciekaj. I wtedy coś do niej dotarło. – A tak przy okazji. Właśnie zdołałeś się opanować. Nie musisz jechać do Paryża. Zostań z Mirandą. Nie odpowiedział. Szedł dalej. Rozzłoszczona Della ruszyła biegiem do domku, przygotowana na to, że zastanie tam zapłakaną Mirandę. Ku jej zaskoczeniu w domku panowała cisza. A także chłód. Rozejrzała się wokół, spodziewając się, że zaraz posypią się na nią lodowe kuleczki, lecz po chwili znów zrobiło się ciepło. Powtarzając sobie, że to tylko jej wyobraźnia, skierowała się do swojego pokoju, ale po drodze zauważyła kartkę leżącą na kuchennym stole. Zbliżyła się ostrożnie, w obawie, że mógł ją zostawić duch, ale odprężyła się, widząc pismo Kylie. Dello, nie wiemy, kiedy wrócisz. Miranda poszła na spotkanie czarownic, a ja jestem z Lucasem. Jeśli nas potrzebujesz, zadzwoń, a natychmiast się zjawimy. Obiecuję wysłuchać
waszych jęków. Najlepsze przyjaciółki na zawsze!
Della westchnęła. – Jesteście najlepsze. Już sięgała po telefon, ale nie chciała wyjść na potrzebującą. Przekroczyła próg sypialni i spojrzała na łóżko. Miała taką olbrzymią ochotę wsunąć się pod koc i zasnąć. Nie chciała myśleć. Ani płakać. Zasnąć i zapomnieć. Przez godzinę, może dwie. Od kiedy się odrodziła, tyle jej wystarczało, aby się odświeżyć. Padła na łóżko, a jej oczy zamknęły się w chwili, gdy ciało dotknęło materaca. Sen się zbliżał, był na wyciągnięcie ręki, ale w tym momencie zapiszczała komórka, którą wciąż miała w kieszeni spodni. „Nie odbieraj”, odezwał się głos w jej głowie. Jęknęła, a potem, nie mogąc się powstrzymać, wyciągnęła komórkę i obróciła się na brzuch. Musiała się skupić, by otworzyć oczy. W chwili, gdy zobaczyła numer, opadła twarzą na poduszkę. Znów całą mocą ogarnął ją ból, który tak próbowała zdusić. Podniosła głowę i przeczytała wiadomość. Hej… Tak będzie chyba łatwiej się pożegnać. Będę tęsknił. Papa. Steve. I na koniec wstawił smutną buźkę. Jakby smutna buźka mogła jej poprawić nastrój. Znów opadła na poduszkę i płakała, póki nie zasnęła.
Dwie godziny później obudziła się, słysząc, że ktoś wchodzi do domku. Uniosła ciężkie powieki i pociągnęła nosem, by ustalić, kto to. Rozpoznała świeży, ziołowy zapach pewnej czarownicy. Przypomniawszy sobie krótkie spotkanie z Perrym, od razu zaczęła współczuć przyjaciółce. Miranda uchyliła drzwi i zajrzała do pokoju. – Nie śpisz? Della usiadła. – Nie. Ale żadnego przytulania, jasne? – Powiedziała to, nim zobaczyła zapuchnięte oczy czarownicy. Nie tylko ona płakała tego wieczoru. W tym momencie pożałowała, że nie skopała Perry’emu tyłka. Miranda nie zasługiwała na coś takiego. I zasługiwała na coś lepszego niż Della. Na Kylie. Kylie wiedziała, jak sobie radzić ze złamanym sercem. Della zawsze mówiła nie to, co trzeba. Nawet jeśli bardzo się starała. – Wszystko w porządku? – zapytała ją Miranda. Czarownica cierpiała, serce jej pękało, Della wręcz to słyszała, a mimo to szczerość w głosie Mirandy świadczyła o tym, że niepokoiła się o przyjaciółkę wampirzycę. – Wiesz, jak to ze mną jest, nic mnie nie rusza. – Serce aż jej podskoczyło na to wielkie kłamstwo. – Czego chciał Steve? – zapytała Miranda. – Skończyć to – powiedziała Della, próbując nie okazać słabości.
– Chciałabym być taka jak ty. Nieprawda. – A ty jak? – zapytała Della, bo wydawało jej się, że właśnie to należy w takiej chwili powiedzieć. Ale tak naprawdę nie musiała pytać. Ból Mirandy wisiał w powietrzu niczym chmura. – Cier… pię. – Głos Mirandy zadrżał. Cholera, Miranda była jej przyjaciółką. – No dobra, możesz się raz przytulić – odezwała się zrezygnowanym głosem wampirzyca. Jakoś to przeżyje, a potem istniała szansa, że Miranda pójdzie spać. Czarownica weszła do pokoju, padła na łóżko i objęła Dellę. Tylko że to nie był uścisk typu „zaraz pójdę spać”. To był taki, który mówił, że nie zamierza jej puścić. I chociaż to dziwne, Della też nie miała ochoty go przerywać. Chciała, żeby było tak, jak dotychczas. Będzie dobrze. Przypomniała sobie słowa Chase’a, ale wiedziała, że dla niego „dobrze” oznacza, że nie będzie Steve’a. I Perry’ego też nie.
Rozdział 19
Ja… po prostu nie rozumiem… tego całego robienia sobie przerwy. – Miranda płakała na ramieniu Delli. – Ludzie tego nie robią. Owszem, robią. Gorące łzy czarownicy spływały na koszulkę Delli, a ona myślała o wszystkich ludziach, którzy ostatnio zniknęli z jej życia. W końcu, nie mogąc już dłużej wytrzymać tego przytulania, wyswobodziła się z objęć Mirandy. Przytulanie nie powinno trwać dłużej niż piętnaście sekund. – Będzie dobrze. – Della powtórzyła słowa Chase’a, ale bez jego przekonania. Tak naprawdę chciała powiedzieć, że wszystko jest beznadziejne. A najgorsze było to, że była beznadziejna w pocieszaniu. – Nieprawda! – warknęła Miranda. – Powiedziałam mu, że poczekam na niego. Trzy tygodnie, miesiące, lata. Wszystko jedno. Ale on stwierdził, że nie, że nie ma prawa mnie o to prosić. A potem dodał, że jeśli nadal będę go kochać, jak wróci, to szczęśliwi odejdziemy w stronę zachodzącego słońca. – Zachodzącego słońca? Kto opowiada takie głupoty?
– prychnęła Della, mówiąc pierwsze, co przyszło jej do głowy. Ale z miny Mirandy wywnioskowała, nie były to właściwe słowa. Miranda dostała czkawki, ukryła twarz w dłoniach i płakała przez dobrą minutę, a potem podniosła twarz z rozmazanym niczym u pandy makijażem. – Chcesz, żeby cię odprowadzić do łóżka? – zapytała wampirzyca z nadzieją, że czarownica się zgodzi, nim Della powie coś, co jeszcze bardziej popsuje jej nastrój. Miranda albo jej nie słyszała, albo po prostu nic do niej nie docierało. – Zapytałam, czy nadal mnie kocha. I wiesz, co odpowiedział? – Na pewno coś okropnego – odparła Della. – Powiedział, że nie wyobraża sobie, że mógłby mnie nie kochać. – Bydlak – stwierdziła Della, starając się pomóc, ale nadal czuła, że nie sprawdza się jako pocieszycielka. – A potem powiedział, że musimy podejść do tego racjonalnie – jęknęła Miranda. – On zachowuje się tak… dorośle! To ostatnie słowo wypowiedziała tak, jakby ją brzydziło. – Jasne, komu to potrzebne? – No właśnie. W tej kwestii nie chcę być dorosła – mówiła dalej czarownica. – Wiem, że związek na odległość może być trudny, ale czy jemu tak mało na nas zależy, że nie chce nawet spróbować? Po prostu się
poddał. Najwyraźniej nie jestem warta nawet tyle, by spróbować. Dellę ścisnęło w żołądku. Przecież to samo czuła do Steve’a. On rezygnował z niej, z nich, a mimo jej mieszanych uczuć do Chase’a ona nadal nie chciała zrezygnować ze Steve’a. Wiedziała, że nie powinna tak się go trzymać, ale kurde, to bolało. – Tak mi przykro – powiedziała Della szczerze i znów przytuliła czarownicę. Cierpiała wraz z Mirandą. ***
Godzinę później Della leżała w milczeniu. Miranda, a zajęła połowę poduszki Delli i zasnęła w końcu, płacząc. Wampirzyca usłyszała, że do domku wchodzi Kylie. Kameleonka zatrzymała się w saloniku i zaczęła nasłuchiwać. Pewnie zamieniła się w wampira, by korzystając z supersłuchu ustalić, co się dzieje w domku. Podeszła do drzwi Delli i uchyliła je. Zgrzytnęły odrobinę. – Cii – odezwała się Della cichuteńko. – Jeśli ją obudzisz, to ty ją będziesz lulać do snu. Kosztowało mnie to pięć uścisków. Della wysunęła się z łóżka jak wąż. Kylie cofnęła się do saloniku, a wampirzyca cicho zamknęła drzwi. Wyszły na ganek i usiadły na jego skraju, tak że nogi dyndały im kilka centymetrów od trawy.
– Przepraszam. – Kylie spojrzała na nią i przygryzła dolną wargę. – Powinnam była wrócić już dawno. Holiday poprosiła mnie i Lucasa, byśmy skoczyli do sklepu. Skończyły im się jajka. Zadzwoniłam do Mirandy, ale powiedziała, że wszystko w porządku. Nie sądziłam, że już wróciłaś. I że tyle to potrwa. – Nic się nie stało – odparła Della. Kylie spojrzała w stronę drzwi wejściowych. – Była bardzo załamana? – Była sobą. – A więc bardzo. – Kylie uśmiechnęła się smutno. – I musiałaś się nią zająć, chociaż sama cierpisz. Cholera. – Nic mi nie jest – stwierdziła Della. – Kłamiesz. – Kylie, najwyraźniej wciąż jako wampir, przechyliła głowę, jakby wsłuchiwała się w bicie serca Delli. – No dobra, też cierpię, ale jestem twardsza. – Nie – odparła Kylie. – Po prostu lepiej udajesz. Popatrzyła znacząco na Dellę. – Czego chciał Steve? Della westchnęła. – Tak jakby Miranda ci tego nie powiedziała. – Owszem – stwierdziła Kylie. – Ale boję się, że było coś więcej. – Było. – Serce Delli znów się ścisnęło. – Powiedział, że nie może znieść tego, że ja i Chase pracujemy razem. – A czy to nie to samo co on, pracujący z tą uśmiechniętą panną od weterynarza, która na niego leci?
– On uważa, że nie. – A ty? – Ja… Ja nie wiem, co myśleć. Czuję teraz milion różnych rzeczy i żadna nie jest dobra. Kylie westchnęła współczująco. – A więc wyjeżdża? Della skinęła głową i poczuła gulę w gardle, a potem znów pomyślała o Mirandzie. – Mniej więcej rozumiem, czemu Steve zdecydował się wyjechać, ale Perry… to mnie po prostu wkurza. Myślisz, że to dlatego, że Miranda mu nie uległa? Zapytałam go o to wprost, ale zaprzeczył, a bicie jego serca świadczyło o tym, że mówił prawdę, ale nie jestem pewna, czy mu wierzyć. Kylie podciągnęła nogę pod brodę. – Mogę się mylić, ale nie sądzę, aby o to chodziło. Nie w przypadku Perry’ego. On tak bardzo kocha Mirandę. – Owszem, ale wiesz, co chłopcy kochają najbardziej. Kylie wzruszyła ramionami. – Wiem, że nie zabrzmi to dobrze, ale sądzę, że Perry próbuje wyświadczyć Mirandzie przysługę. Widziałam go dziś po południu. Wyglądał na tak załamanego, że to aż bolało. – No jasne. Dlatego nie powinien jechać do tego cholernego Paryża! Czy to takie trudne? – Obawiam się, że tak – odparła Kylie. – Postaw się na jego miejscu. Jest praktycznie wyłączony z ludzkiego
świata. Ty i ja myślimy o studiach i o tym, co zrobimy z naszym życiem. A on nie może. Jeśli nie nauczy się nad sobą panować, to do końca życia będzie się musiał ukrywać. I jestem pewna, że Miranda opowiada mu o swoich planach i marzeniach. A on czuje, że będzie dla niej kulą u nogi. – Kurde! Bycie nadnaturalnym nastolatkiem jest okropne. Kylie westchnęła. – Zawsze mi się wydawało, że bycie zwykłym nastolatkiem było okropne. – Nieprawda – odparła Della. – Ja czułam się świetnie. Kylie popatrzyła na przyjaciółkę. – Nie mówiłaś przypadkiem, że twoi rodzice chcieli, żebyś została lekarzem? – No i? – I zamierzałaś to zrobić tylko po to, by ich nie zawieść? – Nie – odparła Della. – A więc prędzej czy później musiałabyś im się postawić, a wtedy nie byłoby już tak świetnie. Chodzi mi po prostu o to, że zarówno ludzie, jak i nadnaturalni mają ciężko jako nastolatki. – Możliwe – prychnęła Della. – Ale przemiana w wampira trochę pogorszyła sytuację. A to, że nie można pohamować zamieniania się w ziejącego ogniem smoka, jest jeszcze gorsze. – To prawda – przyznała Kylie. – Widok ducha
zmarłego ojca, o którego istnieniu nawet się nie wiedziało, też nie jest super. Ale znam ludzkie nastolatki, które też nie mają lekko. – Kylie przygryzła wargę. – Pomyśl o mojej przyjaciółce Sarze. Miała raka. Della potrząsnęła głową. – Wiesz, brzmisz teraz jak Holiday. Logicznie, optymistycznie. – Jestem aż taka okropna? – Kylie zmarszczyła brwi. – Nienawidzę, jak mówi coś kompletnie odjechanego, a potem sprawia, że brzmi to zupełnie logicznie. Della się roześmiała. – Będziesz świetnym pedagogiem. – Zastanowiła się chwilę. – Właściwie to może mogłabyś mi w czymś pomóc. – Pedagog Galen do usług – zachichotała Kylie. – O co chodzi? Czekaj. Niech zgadnę. Pewien wampir próbował cię dziś pocałować i nie wiesz, co o tym sądzić? Della się skrzywiła. – Nie. – Nie pocałował jej, ale Kylie trafiła w dziesiątkę w kwestii tego, że Della nie wiedziała, co o tym sądzić. – A więc nie próbował cię pocałować? – Kylie nachyliła głowę, by wsłuchać się w serce Delli. – Nie. Myślałam, że próbował, ale okazało się, że nie. – Więc nie był zbyt przytulny? Della pomyślała o tym, jak się do niego tuliła, a on trzymał ją w ramionach. A potem o tym, jak dotykał jej
ucha. I to jej przypomniało, jak chowała się na jego podołku. Zachichotała wbrew woli. – Co? – zapytała Kylie. Della zastanawiała się, czy o tym mówić, ale uświadomiła sobie, że właśnie takimi sprawami się dzielą. Szalonymi, głupimi, a nawet żenującymi. Po to ma się przyjaciół, by wszystko im mówić. Mimo chłodu, Della poczuła, jak robi jej się gorąco. A potem powiedziała Kylie, że widziała na autostradzie swojego tatę. – A on cię nie zauważył? – zapytała Kylie zaniepokojona. – Nie. Schowałam się… Na podłodze leżał aparat Chase’a, więc… musiałam położyć głowę na jego podołku. Mam wrażenie, że walnęłam go brodą w klejnoty. Kylie wybuchła śmiechem, a Della się przyłączyła. Śmiały się tak głośno, że nie usłyszały, jak ktoś do nich podszedł. – Co jest takie śmieszne? – zapytała zaspana Miranda. Usiadła obok nich i też spuściła nogi z ganku. Della powtórzyła opowieść o tym, jak schowała nos w kroczu majtkowego zboka. Siedziały we trzy w ciemnościach, w oddali słychać było cykanie świerszczy, a one zaśmiewały się do łez. Kiedy wreszcie się opanowały, Kylie spojrzała na Dellę. – To w jakiej sprawie mam ci pomóc? Della popatrzyła na Mirandę. Wiedziała, że
czarownicy nie spodoba się ten temat. Kurde, jej też się nie podobał, ale potrzebowała rady, a Kylie była specjalistką w takich kwestiach. Zwłaszcza jeśli się nie chciało, aby dowiedzieli się o nich Holiday i Burnett. – Chodzi o duchy. Kylie zrobiła dziwną minę, a potem spojrzała na Dellę z powagą. – Wiesz, że z duchami trudno dojść do ładu. Miranda jęknęła. – Porozmawiałabym raczej o tym, jak wtykasz nos tam, gdzie nie trzeba. Della wykrzywiła twarz. – Jak chcesz, to wróć do domku. – Nie ma mowy. Już wolę być z wami, jak gadacie o duchach, niż sama, wiedząc, że gadacie o duchach. Moja wyobraźnia bywa bardziej przerażająca niż rzeczywistość. Della nie mogła się z tym zgodzić. To, o czym zamierzała mówić, było naprawdę straszne.
Rozdział 20
Della opowiedziała Kylie o tym, jak na autostradzie, kiedy jechali z Chase'em, niemal doszło do karambolu, o tym, co Holiday mówiła o duchach zdolnych do takich działań. – Widziałaś zjawę, gdy to się wydarzyło? – zapytała Kylie. – Nie. Nigdy jej nie widziałam. Słyszę ją. I czuję chłód. – I nadal uważasz, że nie wiesz, kto to? Della pamiętała, że Holiday i Kylie uważają, że to ktoś związany z nią. – Nie, ale już wiemy, jaki jest związek. Chan znał Natashę. Kylie spojrzała na nią powątpiewająco. – Zwykle potrzeba czegoś więcej. – Nie tym razem – odparła Della. – Czułaś ją w chwili, gdy nastąpiła ta sytuacja? – Nie wiem – stwierdziła szczerze Della. – To było tak szybko, a potem zobaczyłam tatę i… – To wtedy zobaczyłaś tatę? – zapytała Kylie.
– Tak. – Della uświadomiła sobie, że do tej pory nie łączyła tych dwu sytuacji. – Myślisz, że to ma związek? – No jasne – wtrąciła Miranda. Della spojrzała krzywo na czarownicę. – Jeśli nie zamierzasz powiedzieć nic konstruktywnego, to lepiej siedź cicho. Miranda zmarszczyła brwi. – Powiedziałabym coś konstruktywnego, ale ty nie chcesz o tym słyszeć. – O czym? – odezwała się poirytowana Della. Miranda spojrzała na Kylie, jakby prosiła ją o pozwolenie. – Nie potrzebujesz jej zgody. Po prostu powiedz – warknęła Della. – Dobra. Zachowujesz się tak, jakbyś nie wiedziała, kim jest duch, ale moim zdaniem to dość oczywiste. – To nie Natasha – prychnęła Della. – Nie mówię, że to Natasha. – W takim razie kto? – zapytały jednocześnie Della i Kylie. Miranda popatrzyła na nie, jakby bała się powiedzieć to na głos. – Twoja ciotka. – Moja ciotka Miao żyje. – Nie ta, ta druga. Delli zaparło dech. – Masz na myśli Bao Yu? – Czy to tę zamordowano?
Della skinęła głową. – W takim razie tak, ta. To logiczne. Zobaczyła twojego ojca, przeraziła się i sprawiła, że samochody zaczęły szaleć… – Nie! – Della poczuła ciężar w piersi, a oczy zaczęły ją piec. – Mój tata nie zabił swojej siostry! Miranda odsunęła się od wampirzycy. Kylie delikatnie dotknęła ramienia Delli. Ciepło, jakim emanowała jej dłoń, oznaczało, że kameleonka zamieniła się w elfa. – Nie powiedziałam, że ją zabił – odezwała się Miranda współczującym tonem. – Jest mnóstwo powodów, dla których mogła być wściekła na twojego ojca. – Jakich? – zapytała Della. Dotyk Kylie koił jej złość, ale nie strach. Bez względu na to, czy jej się to podobało, czy nie, słowa Mirandy miały sens. A Della naprawdę nie chciała w to wierzyć. Miranda zmarszczyła brwi. – Nic mi w tej chwili nie przychodzi do głowy, ale na pewno coś wymyślimy. Prawda, Kylie? – Tak – odezwała się Kylie niepewnie. – Ale po pierwsze nie wiemy, czy ten duch to twoja ciotka. Po drugie, nawet jeśli tak jest, to nadal nie wiemy, czy sprawiła, że te samochody oszalały, bo była zła. – Owszem – dodała Miranda. – Może chciała, żebyście się zobaczyli z twoim ojcem i pogodzili. – Miranda wsunęła ręce pod koszulkę, by się rozgrzać.
– Gdyby zobaczył mnie w takim wypasionym samochodzie z przystojniakiem, to na pewno byśmy się nie pogodzili. Kylie podciągnęła pod brodę drugą nogę i objęła kolana rękami. – To może chciała cię ostrzec, że on tam jest, żebyś nie została złapana. – Miranda spojrzała na Kylie. – Zauważyłaś, że nazwała go przystojniakiem? Della warknęła. – To nie może być moja ciotka. Co moja ciotka, nastolatka zamordowana prawie dwadzieścia lat temu, miałaby wspólnego z Natashą? W tym momencie owiał je lodowaty wiatr. Malutkie kuleczki lodu zaczęły stukać o ganek. Della dostała gęsiej skórki na myśl o tym, co wcześniej wydarzyło się w biurze. Spojrzała na Kylie, która robiła wielkie oczy, jakby chciała jej coś powiedzieć. Miranda zaczęła szczękać zębami w tym samym tempie, co lód uderzał o deski. – Powiedz… że to… tylko zawieja. – To tylko zawieja – powiedziała Kylie i wstała. Della nie musiała się nawet wysilać, by usłyszeć, że serce Kylie mówi, że to kłamstwo. Miranda skuliła się, jak mogła najbardziej, i spojrzała na kameleonkę. – Tylko tak mówisz, prawda? – Owszem. – Kylie rozejrzała się wokół. Della potoczyła za nią wzrokiem, ale nic nie
zauważyła, co nie oznaczało, że nikogo tam nie ma. – Powinnyśmy wejść do środka – odezwała się niepewnie Kylie. W tym momencie o krok od ganku uderzył piorun. Powietrze zadrżało od napięcia. Włoski na rękach Delli stanęły dęba. Miranda poderwała się na równe nogi i wpadła do domku. Della poczekała, aż Kylie pójdzie jej śladem, a w końcu sama ruszyła do środka. Zanim jednak zdołała przekroczyć próg, drzwi zatrzasnęły się z hukiem i uderzył kolejny piorun. – Kurde! – Kylie krzyknęła z wnętrza domku. – Dello, wszystko w porządku? Della była przerażona, ale i zbyt uparta, by się do tego przyznać. Odwróciła się na pięcie i spojrzała w ciemność. – Kim jesteś? Powiedz, do cholery! I w tym momencie ogarnęła ją ciemność. Ręce i nogi jej zdrętwiały. Serce przestało bić. Była kompletnie sparaliżowana. Ciemność zniknęła, a wnętrze jej powiek zrobiło się czerwone. Zmusiła się, by otworzyć oczy. I zobaczyła to. Zobaczyła swojego ojca, za młodu, jak stał nad nią. W prawym ręku ściskał nóż. Krew, gęsta i czerwona, skapywała z ostrza na drewnianą podłogę obok miejsca, gdzie leżała. Gdzie leżała, nie oddychając… Martwa.
Poczuła, jakby się unosiła, i opuściła to ciało. A potem zobaczyła wszystko z góry. Dziewczynę o azjatyckich rysach, z długimi czarnymi włosami rozsypanymi wokół ciała. Miała otwarte oczy i wpatrywała się w pustkę, a na jej twarzy było tyle krwi, że prawie nie dało się rozpoznać rysów. Widać było tylko oczy. Takie nieruchome. Takie smutne. Ale był tam jej ojciec. Stał nad jej ciałem z nożem w ręku i morderstwem w oczach. Nie! Nie! Nie! – Della? Della? Usłyszała głos Kylie. Niski i mroczny, jakby była w swoim trybie ochronnym. Gdzieś z oddali dobiegł dźwięk otwierających się drzwi, a potem poczuła na ramionach dłonie Kylie. Wizja zniknęła, a Della ujrzała przed sobą lśniącą jasnowłosą kameleonkę. Za nią stała zapłakana Miranda. – Nic ci nie jest? – zapytała Kylie. „Kurde, nie!” On dał jej życie. Kochał ją. Czytał jej Pajęczynę Charlotty, gdy była mała. Nauczył ją grać w szachy. Pomagał w matematyce. I zabił swoją siostrę.
Jej ojciec był mordercą. Nie! Wszystko w jej wnętrzu chciało temu zaprzeczyć. Ale przecież to widziała. Jak mogłaby nie wierzyć? Nie, nie widziała. Na twarzy dziewczyny było tyle krwi, że nie dało się stwierdzić, czy to rzeczywiście była jej ciotka, czy ktoś inny. – Nic mi nie jest – skłamała Della. Odsunęła się od Kylie i przebiegła obok Mirandy. Wpadła do sypialni, odwróciła się, złapała za klamkę i spojrzała na swoje przyjaciółki. Patrzyły na nią z niepokojem, ale Della teraz nie mogła się tym zająć. – Musimy porozmawiać – powiedziała Kylie. – Nie. – Nie tym razem. Nie mogła tego powiedzieć. Nie chciała o tym myśleć. – Chcę zostać sama! Zatrzasnęła drzwi. Gdy się odwróciła, na łóżku zobaczyła album. Album ze zdjęciami ze szkoły jej ojca, który zdobyła, szukając jego brata. Nie było go tam, gdy wychodziła. Jak… Duch? Czy mogła? I nagle do niej dotarło. – Przepraszam – rozległ się za nią głos i usłyszała otwierające się drzwi. – Nie obchodzi mnie, co mówisz, nie możesz teraz być sama. Miałaś wizję, prawda? Wiem, jak człowiek się po nich czuje. – Jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami – dodała Miranda. – Nie zatrzaskujemy sobie drzwi przed nosem. Della odwróciła się, słysząc swoje współlokatorki,
ale wciąż skupiona na własnych przemyśleniach. – Są bliźniakami. To nie musiał być on. – Co? – zapytały równocześnie Kylie i Miranda. – Mój stryj wtedy jeszcze żył. Był tylko wampirem. Więc to mógł być on, brat bliźniak mojego ojca. To jego mogłam nad nią widzieć. – Kto mógł być twoim stryjem? – Kylie podeszła bliżej. Patrzyła na Dellę współczująco. – Byłam martwa. Nie wiem, kim byłam. Może ciotką. I stryj mógł ją zabić. – Twoją ciotkę? – odezwała się Kylie. – Więc Miranda miała rację i twoja ciotka jest duchem? Della potrząsnęła głową. – Nie wiem. Na jej twarzy było tyle krwi. – Jestem pewna, że miałam rację – odparła Miranda. – Niby kto to mógł być? – Powiedziałam, że nie jestem pewna! – warknęła Della. Kylie milczała zamyślona. – Czy powiedziała ci, jaki jest jej związek z Natashą? – Nie. – Della walczyła z napływającymi do oczu łzami. – Widziałam jej ciało. I mężczyznę, który wyglądał zupełnie jak mój ojciec. Stał nad nią z zakrwawionym nożem. – I sądzisz, że to twój stryj? – To musiał być on – odrzekła Della. – Musiał. Przez resztę nocy Della przewracała się z boku na bok, próbując spać. Nie dziwiło jej to. Wizja poruszyła
ją równie mocno jak pierwsza akcja JBF, kiedy to ujrzała dwa martwe ciała. Zasypiała i budziła się gwałtownie na widok ojca – nie, stryja – z zakrwawionym nożem. To musiał być jej stryj. Wierzyła w to tak głęboko, że niemal się z tym pogodziła. Co z tego, że wiązała z nim wielkie nadzieje. Mogła zrezygnować z członka rodziny, który był wampirem, rozumiał ją i kochał. Wolała to wszystko odrzucić, niż uwierzyć, że jej ojciec może być mordercą. Znów przewróciła się na drugi bok. Za oknem niebo powoli różowiało. Wstawał nowy dzień. Miała nadzieję, że lepszy. Po chwili usłyszała kroki. Zbliżające się do jej domku… jej okna. Tylko jedna osoba regularnie odwiedzała jej okno. Jedna osoba, która powiedziała, że nie chce się żegnać osobiście i przesłała smutną buźkę. Od czasu wizji cały ból związany z wyjazdem Steve’a Della upchnęła na dnie serca. Ale ten dźwięk. Te znajome kroki – nagle wszystkie związane ze Steve’em uczucia, dobre i złe, odżyły. Zanim zdążyła zdecydować, czy ma się schować, czy też go wpuścić i stłuc mu tyłek, w oknie pokazała się jego stroskana twarz. Della stała i zaciskała dłonie. Chciała krzyczeć, śmiać się i płakać jednocześnie. Otworzył okno i wskoczył do środka, jakby tu było jego miejsce. W jej sypialni i w jej życiu. I cholera, wcale nie była pewna, czy tak właśnie nie było.
Rozdział 21
Steve zbliżył się o krok. Della cofnęła się o tyle samo. Za jego plecami niebo zaczynało czerwienieć. – Mówiłeś… – Nie mogłem. – Wyjechać? – Wstrzymała oddech, nie mrugała, nawet jej serce zamarło, gdy czekała z nadzieją, że właśnie to powie. „Ale co wtedy?”, odezwał się głos w jej głowie. „Co z Chase’em?” – Nie. Nie mogłem odjechać bez pożegnania. Cały ten wyjazd staje się po prostu koszmarem. Podszedł i objął ją w talii. Powoli przyciągnął ją do siebie, a ona się nie opierała. Nie mogła. Zupełnie zapomniała, że chciała mu skopać zadek. Nie całował jej, tylko tulił. Oparła głowę na jego piersi, w tym specjalnym miejscu, które nazywała swoim. Poczuła jego zapach, pikantny, ziemisty aromat zmieszany z wonią wiatru. Zaciągnęła się nim. Do oczu napłynęły jej łzy. Kiedy się odsunęła, zobaczyła, że jego oczy też są zamglone.
– Chcę, abyś wiedziała, że bez względu na to, co się wydarzy, nigdy nie będę żałował tego, kim byliśmy. Co mieliśmy. A jeśli cię stracę, to będziesz tą, o której nigdy nie zapomnę. Zamilkł i spojrzał w górę. Na sekundę, dwie, trzy. Odetchnął z drżeniem. A może to był jej oddech? – Obiecaj mi – dodał, spoglądając znów na nią. – Obiecaj, że nie zrobisz nic głupiego i nie dasz się zabić. Obiecaj, że nie będziesz już pozwalać na to, aby nieświadomość twoich rodziców tak bardzo cię bolała. Nie zasługujesz na to. Obiecaj, że zanim zakochasz się w Chasie, zapamiętasz na zawsze, że to ja kochałem cię pierwszy. I wtedy znów poczuła, że ma ochotę go stłuc! Uderzyła go dłonią w pierś. Zatoczył się do tyłu, ale ustał. – Dlaczego doprowadziłeś do tego, że zaczęło mi na tobie zależeć, skoro wiedziałeś, że wyjedziesz? Mogłeś mnie po prostu zostawić w spokoju! Nie cierpiałabym teraz! Dlaczego? W tym momencie złapał ją i pocałował. Jego usta były ciepłe i smakowały Steve’em, tak słodko, ale też dziwnie słono. Może od jej łez, a może nawet od jego. Zanim się zorientowała, nim poczuła, że tego pragnie, pocałunek się skończył. Otworzyła oczy. Nie było go. Ujrzała w powietrzu kilka malutkich banieczek. A potem zauważyła go – na parapecie siedział sokół wędrowny. Wyglądał królewsko. Skłonił głowę, chwilę później
zaś poderwał się do lotu i odfrunął. I zabrał ze sobą część jej serca. I nie była pewna, czy kiedyś ją jeszcze odzyska. Della usłyszała, jak Miranda i Kylie wychodzą na śniadanie. Sama zrezygnowała z posiłku i opuściła godzinę spotkań. Ogarnęła się na tyle, by dotrzeć na pierwszą lekcję. Matematykę. Następną miała fizykę. Była połowa lekcji, a Hayden Yates, brat Jenny, omawiał fale dźwiękowe. Pewnie byłoby to nawet interesujące, gdyby bodaj cokolwiek ją obchodziło. Ale nie. Była zbyt zajęta rozważaniem wizji z poprzedniej nocy. Możliwości, że jej ojciec, a jeśli nie on, to stryj, był mordercą. I że minął kolejny dzień, a ona nie była ani trochę bliżej odnalezienia Natashy. Jeśli dodać do tego fakt, że część jej serca była właśnie w połowie drogi do Francji, trudno się chyba dziwić, że miała fale dźwiękowe w głębokim poważaniu. Ktoś z tyłu sali zachichotał. Della spojrzała w tamtą stronę i wtedy się zorientowała, że coś jest nie tak. Rozejrzała się wokół dla pewności. Nie, nie myliła się. Była tak zajęta użalaniem się nad sobą, iż nie zauważyła, że na lekcji nie było Kylie i Mirandy. Cholera. Co z niej była za przyjaciółka? Zwłaszcza że Miranda była na tym samym tonącym okręcie co ona. No, może nie prześladowała jej zmarła ciotka, ale jej też złamano serce. Della poderwała się z krzesła, by wyjść, po czym
przypomniała sobie, że nie należy wychodzić z klasy w połowie lekcji o falach dźwiękowych. – Dello? – odezwał się pan Yates. Popatrzyła na niego. Już chciała wyjaśnić, że musi poszukać swoich przyjaciółek, ale tego nie można było uznać za wystarczający powód opuszczenia klasy. A pan Yates ostatnio narzekał na jej nieobecności, nawet jeśli były usprawiedliwiane przez Burnetta. – Em… przepraszam, ale muszę wyjść. – Ponieważ? – Z przyczyn osobistych – odparła z nadzieją, że to wystarczy, bo jeśli nie, to zamierzała podać powód, który nie miał prawa mu się spodobać. Była gotowa go użyć, nawet jeśli to było kłamstwo. – Jakie to przyczyny osobiste? – zapytał rozdrażniony. No cóż, chciała mu tego oszczędzić. Położyła rękę na biodrze i spojrzała na niego. – Właśnie zaczął mi się okres i zaraz zrobi się nieprzyjemnie. Oczywiście, pan tego nie zrozumie. Panu Yatesowi opadła szczęka. Wciąż jednak powstrzymywał Dellę przed opuszczeniem klasy, więc mówiła dalej. – Zdaję sobie sprawę, że mężczyźni nie rozumieją, o co chodzi z tym całym okresem. Nauczyciel zaczął się rumienić, wyglądało to komicznie, ale nadal nie pozwolił jej wyjść. – Ale serio, gdyby wasze penisy krwawiły co
miesiąc… – Idź! – prawie krzyknął, a jego głos ledwie się przebił przez śmiech pozostałych uczniów. – Dziękuję. – Wypadła z klasy i pognała do swojego domku. Ze środka dobiegały głosy Mirandy i Kylie. Głośniej było słychać załamany głos czarownicy. Z okropnym samopoczuciem, że opuściła je w takiej chwili, podczas gdy one wspierały ją przez te ostatnie miesiące, Della wpadła do środka. Dziewczyny siedziały przy kuchennym stole. Miranda miała półlitrowe opakowanie lodów bananowych z orzechami i czekoladą. A trzy puste opakowania stały na stole. Wylizane do czysta. Kylie spojrzała na Dellę, jakby nie wiedziała, co robić z czarownicą. Co prawda Delli też nic nie przychodziło do głowy. – O przepraszam. Nie wiedziałam, że mamy lodową imprezę. – Della stanęła przy stole. Miranda załkała i wsadziła do ust kolejną łyżkę lodów. – Nnnieeee zadzwoooonił – jęknęła z pełną buzią. Della westchnęła, próbując zachować spokój. – Jest dopiero w połowie drogi. Na wysokości sześciu kilometrów trudno złapać zasięg. – Dałam mu specjalny telefon. – Czarownica czknęła. – Nie potrzebuje zasięgu. – Wszystkie komórki potrzebują… Och, magiczny?
Miranda skinęła głową i znów załkała. – Fajnie – odparła wampirzyca. – Wcale nie, jeśli nie dzwoni. Dlaczego nie… zadzwonił? Kylie zrobiła minę i popatrzyła na Dellę, jakby chciała dać do zrozumienia, że nie wie, co powiedzieć. – Jestem pewna, że zadzwoni – rzekła Kylie, a jej serce przyspieszyło na to kłamstwo. Della usiadła na krześle, zastanawiając się, czy rzeczywiście kłamstwo to najlepsze rozwiązanie. Próbowała sobie wyobrazić Perry’ego w samolocie i nagle coś do niej dotarło. – Jak Perry może lecieć z ludźmi, skoro przebywanie w ich towarzystwie jest dla niego ryzykowne? Miranda znów zanurzyła łyżkę w lodach. – Burnett dał mu środek antyhistaminowy. To spowalnia możliwość przemiany u zmiennokształtnych. Della zastanowiła się nad tym. – Więc czemu nie bierze go codziennie? Wtedy nie musiałby jechać do jakiejś szkoły, żeby opanować nieprzemienianie się. – Musiał wziąć dwanaście pastylek – powiedziała Miranda. – Dwanaście? – zdziwiła się Kylie. – No, to wszystko jasne – odparła Della. – Pewnie zemdlał w samolocie i dlatego nie dzwoni. – Myślę, że nie dzwoni z rozmysłem – jęknęła Miranda.
– Nie sądzę, aby tak było – odparła Kylie, a jej serce zapukało szybciej, sygnalizując Delli, że dokładnie to pomyślała. Kurde, pewnie Perry powiedział jej przed wyjazdem, że nie będzie dzwonił do Mirandy. Cholerny Perry! Co z tego, że zerwał z Mirandą z braku pewności siebie. Mimo to łamał jej serce i ducha. A duch Mirandy był delikatny. A to wkurzało Dellę na maksa. Wzięła głęboki oddech, próbując opanować wściekłość, która rozświetlała jej oczy. Miranda wsadziła do ust kolejną łyżkę lodów, a po policzkach popłynęły jej łzy. Wyglądała żałośnie i obrzydliwie, bo z nosa jej ciekło, a ona dalej jadła. I w tym momencie Della nie wytrzymała. Nie mogła siedzieć i na to patrzeć. – Przestań! – krzyknęła i wyrwała lody z rąk Mirandy. – Oddawaj! – zażądała czarownica, podrywając się na równe nogi i próbując wbić łyżkę w lody. – Nie kłóćmy się – odezwała się Kylie. – Oddaj jej lody. – Nie! – Della odsunęła pudełko dalej, ale Miranda znów spróbowała się do niego dobrać. Della wsadziła palec w lody. – Mam brudne ręce! – Zmierzyła wzrokiem zapłakaną przyjaciółkę. – Wcześniej miałam problem z nosem. Dalej wbijała palce w lody, z nadzieją, że zniechęci do nich czarownicę. – Nic mnie to nie obchodzi! Chcę lody – wrzasnęła Miranda i rzuciła się na opakowanie.
– Przestańcie! – zawołała Kylie. Della zignorowała kameleonkę, rzuciła się do tyłu i wyciągnęła palec z lodów. Udała, że podaje opakowanie Mirandzie, ale zamiast to zrobić, rzuciła je na podłogę, a potem z wampirzą prędkością odtańczyła na nim polkę galopkę, rozgniatając je obcasami buciorów tak, że czarownica potrzebowałaby słomki, by zjeść lody z podłogi. Miranda stała i patrzyła z wściekłością na to, co się działo. – Zerwałam się ze szkoły, by kupić te lody. Z obłędem w oczach wycelowała w Dellę mały palec i zaczęła nim kręcić. – Przestańcie! – krzyknęła Kylie. – Nie. Niech to zrobi! – Della przysunęła twarz do Mirandy tak blisko, że stykały się nosami. Co było trochę obrzydliwe, biorąc pod uwagę, że miała na nich lody. Della miała przynajmniej nadzieję, że to lody, a nie… – Nie rób tego! – Kylie odciągnęła czarownicę o krok. – To się może fatalnie skończyć. Della uniosła rękę. – Nie wtrącaj się – powiedziała do Kylie. – Niech mnie zamieni w kangura albo przyprawi o pryszcze. Nic mnie to nie obchodzi. Wampirzyca znów spojrzała na Mirandę. – Jesteś moją przyjaciółką, do cholery! Nie będę stać i patrzeć, jak objadasz się do porzygania i robisz się
gruba. – Nie obchodzi mnie, czy utyję – powiedziała Miranda. – Ale mnie obchodzi! – warknęła Della. – Nie rozumiesz – załkała czarownica. – Jak to nie! – zawołała Della i łzy napłynęły jej do oczu. – Posłuchaj, oni nas zostawili! Nie chciałyśmy tego. Nie prosiłyśmy się o to. To oni powinni cierpieć, nie my. – Ale ja kocham… – Wiem, że go kochasz, ale nie zasługujesz na takie traktowanie. Ja też nie zasługuję! Steve i Perry powiedzieli nam właściwie to samo: mamy się zastanowić, czego chcemy. I właśnie to, do cholery, powinnaś zrobić. Nie możesz się nad sobą użalać i tyć, jedząc lody. Musisz żyć dalej i ustalić, czego chcesz! I wiesz co? Może odkryjesz, że chcesz czegoś lepszego niż Perry’ego. – Wampirzyca ma rację – powiedziała Kylie. Miranda pociągnęła nosem. – Ale ja nie chcę… – Posłuchaj. Nie mówię, że masz się zakochać w kimś innym, ale możesz trochę poflirtować, otworzyć się na nowe możliwości. Może nawet będziesz się przy tym dobrze bawić. – Z kim mam flirtować? Wszyscy tutaj wiedzą, że… – To poflirtuj z kimś nie stąd. – Nie ma nikogo, z kim miałabym ochotę flirtować.
I bum, Della przypomniała sobie o czymś, czego nie powiedziała Mirandzie. O czarowniku z JBF, który pomagał przy pogrzebie Chana. Musiała się chwilę natrudzić, by przypomnieć sobie jego nazwisko, ale się udało. – A Shawn Hanson? Mirandzie szczęka opadła. A potem gwałtownie ją zamknęła. – Ty paskudna mała pijawko. Czytałaś mój pamiętnik? – Znów wycelowała w wampirzycę mały palec. – Powinnam, powinnam… – Nic nie czytałam. – Della sposępniała. – Ale gdybym wiedziała, że masz pamiętnik, to na pewno bym to zrobiła. Gdzie on jest? Musi w nim być sporo ciekawych rzeczy. – Nie kłam! – warknęła Miranda. – Skąd wiedziałabyś o Shawnie? – Stąd, że go spotkałam. – Kłamiesz! – zawołała i spojrzała na Kylie. – Zamień się w wampira i sprawdź bicie jej serca. Kylie wzruszyła ramionami. – Jestem wampirem, a ona nie kłamie. Della uśmiechnęła się zwycięsko. – Słuchaj kameleonki, wie, co mówi. Miranda nic nie odpowiedziała, więc Della ciągnęła dalej. – Na tym nie koniec, bo kiedy wypowiedział twoje imię, zaczął zatruwać powietrze mnóstwem feromonów.
Chłopak na ciebie leci. – Teraz już wiem, że kłamiesz. – Przysięgam – zawołała Della. Miranda się skrzywiła. – Skąd w ogóle miałby wiedzieć, że mnie znasz? Gdzie się spotkaliście? – Pomagał przy pogrzebie Chana. I wiedział, że cię znam, bo wszyscy mówili o aresztowaniu i o tym, jak zamieniłaś pięciu bydlaków w kangury. Mówił, że przyjaźniłaś się z jego siostrą i że zawsze wiedział, że masz większy talent, niż się wszystkim wydaje. Oczy Mirandy lekko zalśniły. – Wszyscy mówili? Naprawdę powiedział to o moim talencie? Della położyła dłoń na sercu. – Przysięgam na własne serce. – I na igłę w oku, jeśli kłamiesz? – zapytała Miranda. – Na igłę też. – I te feromony… on naprawdę…? – Przysięgam! Miranda opadła na krzesło. Siedziała tak kilka sekund, rozmyślając. A potem znów spochmurniała. – I tak nie chcę Shawna. Chcę Perry’ego. – Wiem. Ale nie możesz się zamartwiać tylko dlatego, że Perry wszystko zawiesił na kołku, dopóki nie wróci. Wykorzystaj ten czas, by się upewnić, że właśnie tego chcesz. To trudne. Ale, kurczę, znajdź i pocałuj kilka żab, żeby sprawdzić, czy któraś nie zamieni się
w księcia. Miranda położyła ręce na podołku, a potem spojrzała na Dellę. – A ty tak zrobisz? – Nie znam żadnych żab – odparła Della. – Nie, chodzi mi o to, czy się otworzysz i sprawdzisz, czy Chase tak naprawdę nie jest żabą, lecz księciem. – Nie sądzę, aby majtkowy zbok… – Chwila! – Miranda poderwała się na równe nogi i spojrzała na Dellę ponuro lub, jak ktoś mógłby to określić, złym okiem. – Nie możesz zniszczyć komuś rozstaniowych lodów, obsypać go poradami, a potem sama się do nich nie zastosować. – Czarownica ma rację – powiedziała Kylie. – I jeszcze jedno – dodała Miranda. – Od dawna nie nazywałaś go majtkowym zboczeńcem. Czemu? „Bo już przestałam tak bardzo wątpić w jego intencje”, pomyślała Della. A poza tym nie wspominał już nic o jej majtkach, a od nich miał tę ksywkę. – Dobra, zastosuję się do własnej rady. – W gruncie rzeczy już to robiła. I może powinna lepiej pamiętać o tym, jak bardzo nie ufała Chase’owi na początku. – Przysięga na palec czarownicy? – Miranda wysunęła mały palec. Della splotła swój mały palec z palcem przyjaciółki, zastanawiając się przy tym, jaka jest kara za złamanie takiej przysięgi. Poprzedniego dnia pozwoliła sobie, by się na chłopaku oprzeć, ale tym razem tak nie zrobi.
Przynajmniej dopóki nie pozbędzie się wszystkich wątpliwości związanych z majtkowym zboczeńcem. – Powiedz, że przysięgasz – zażądała Miranda. – Przysięgam – odparła Della, uświadomiwszy sobie, że nie obiecywała nic konkretnego, a tylko że spróbuje ustalić, czy Chase jest raczej żabą, czy księciem. A nawet jeśli jest księciem, to nie znaczyło wcale, że ma być jej księciem.
Rozdział 22
Della poszła na ostatnią lekcję, a zaraz po niej prosto do domku, skąd zadzwoniła do Dereka i poprosiła o spotkanie. Chociaż ciągle rozmyślała o Stevie, Perrym i Mirandzie, nie zapomniała swojej wizji. A jeśli ktoś mógł ją wesprzeć, to właśnie Derek. Były chłopak Kylie pracował kiedyś w biurze prywatnego detektywa i pomógł Delli znaleźć pewne informacje na temat przeszłości jej rodziny. To on ustalił, że Bao Yu została zamordowana. – Co się dzieje? – zapytał. – Mam kilka pytań… w sprawie mojej ciotki. Zamilkł na chwilę. – Nie wiem zbyt wiele. – Chciałabym usłyszeć wszystko, co wiesz – odparła. – Dobra. Jestem z Jenny, możemy przyjść razem? – Pewnie – odrzekła Della, uświadomiwszy sobie, jak ostatnio zaniedbywała świeżą przyjaźń z Jenny, nową kameleonką. Ale w końcu była raczej zajęta, prawda? Ukłuło ją poczucie winy. Kiedy się rozłączyła, usiadła na ganku.
Jesienne powietrze było przyjemne, niebo czyste i błękitne, a słońce ogrzewało jej twarz. Dzień wydawał się zbyt piękny, by rozmyślać o morderstwie. Morderstwie, które wydarzyło się wiele lat temu, ale skoro duch pokazał jej tę scenę, podejrzewała, że to ważne. A może po prostu musiała ustalić, czy nie popełnił go jej ojciec. Kiedy usłyszała kroki, uniosła wzrok i obserwowała, jak zza zakrętu ścieżki wyłaniają się Derek i Jenny. Trzymali się za ręce, uśmiechali i rozmawiali cicho. Serce się Delli ścisnęło na widok tak idealnie dobranej pary. Zawsze to czuła, gdy widziała razem Kylie i Lucasa. A może nawet czasem Mirandę i Perry’ego, tego małego drania. Ujrzawszy wampirzycę, Jenny puściła rękę Dereka, podbiegła do Delli i ją uściskała. Della nie protestowała. – Wiem, że zajmujesz się śledztwem JBF, ale tęskniłam. I martwiłam się o ciebie… w związku z wyjazdem Steve’a. – Nic mi nie jest i przepraszam – odezwała się Della, wciąż myśląc o tym, jak niektórzy do siebie pasują, i zastanawiając się, czy zdaniem innych ona i Steve tak do siebie pasowali. – Za co przepraszasz? – zapytała Jenny. – Za to, że jestem zbyt zajęta. Zjedzmy jutro razem obiad. – Jestem zaproszony? – zapytał Derek. – Nie – odparła Jenny. – Nie mogłybyśmy o tobie
rozmawiać, gdybyś siedział z nami. Dziewczyna roześmiała się zawadiacko. Czyżby z miłości? Derek się skrzywił. – Co zamierzacie o mnie mówić? – Nie dowiesz się – stwierdziła kameleonka. – Ale na pewno same dobre rzeczy. Della przewróciła oczami. Może wcześniej czuła jakieś wzruszenie, ale teraz robiło się zbyt tkliwie. – Wejdziecie? – zaproponowała Della, zanim tych dwoje zabrało się do całowania albo co. – Jest tak ślicznie, zostańmy na dworze – odparła Jenny. Usiedli na ganku, opierając się o ścianę domku. Derek podciągnął kolano pod brodę, a kiedy spojrzał na Dellę, widać było, że myśli o przyczynie, dla której go zaprosiła. – Wydaje mi się, że powtórzyłem ci wszystko, czego się dowiedziałem. – Nie mówiłeś, jak umarła – stwierdziła Della. – Dostałeś kopię raportu? – Nie, mój znajomy detektyw powiedział tylko to, co przekazał mu śledczy. – Zamyślił się na chwilę, a potem zmarszczył brwi. – Jestem prawie pewien, że została zatłuczona na śmierć. Powiedział, że w raporcie napisali, że było mnóstwo krwi. – Więc nie została zadźgana? – zapytała. – Gdyby została zadźgana nożem, to by ci o tym powiedział,
prawda? Derek przemyślał to. – Chyba tak, a co? – Nic takiego – skłamała Della, jeszcze mniej przekonana co do tego, że nawiedzający ją duch należał do jej ciotki. To, że była Azjatką, nie znaczyło wcale, że były spokrewnione. No dobra, może to były tylko jej pobożne życzenia, ale chyba miała do tego prawo. I w tym momencie uświadomiła sobie, że wcale nie widziała, by duch został zadźgany nożem. Założyła tylko, że ofiara zginęła od ciosu. Kurde, była jeszcze bardziej zagubiona niż wcześniej. – Możesz ustalić coś jeszcze na ten temat? Może o czymś zapomniałeś? Albo nie sądziłeś, że to ważne? Możesz poprosić tego detektywa, by jeszcze raz wszystko ci opowiedział? Wyglądało na to, że Derek chce zaprotestować, ale w końcu tylko westchnął. – Zapytam go, ale… – Ale co? – Rzecz w tym… od początku nie podobało ci się to, co odkryłem, że twój ojciec był jedynym podejrzanym, i nie sądzę, aby udało się ustalić coś innego. – Muszę wiedzieć – odparła Della. – Nieistotne, czy mi się to spodoba, czy nie. * * *
Kilka godzin później, w drodze do biura Della
zauważyła majtkowego zboka. Wcześniej wysłał jej esemesa z informacją, że muszą się spotkać trochę wcześniej. Szedł, jakby miał jakiś konkretny cel… a może raczej dużo pewności siebie. Miał na sobie dżinsy, żółtą koszulkę i brązową bluzę z kapturem. Buty pasowały kolorystycznie do bluzy. Kolor koszulki podkreślał jego zielone oczy i sprawiał, że wydawały się jaśniejsze, prawie złotozielone. Poczuła, jak puls jej przyspieszył, zupełnie jakby czekała na to spotkanie. Powiedziała sobie, że to nieprawda, ale czuła, że oszukuje samą siebie. – Co się stało? – zapytał, jak tylko znalazł się blisko niej. – O co ci chodzi? – odparła pytaniem, nie chcąc kłamać. Jego mina świadczyła o tym, że wiedział, iż coś jest nie tak. Nic jej to nie obchodziło. To, że on mógł kontrolować bicie swojego serca i dzięki temu kłamać do woli, było po prostu niesprawiedliwe. Owszem, zwykle potrafiła złapać go na kłamstwie, obserwując jego twarz, ale nie zawsze miała stuprocentową pewność. – O czym chcesz porozmawiać? – Tego popołudnia zaczęła się niepokoić, że Chase miał wieczorem tę samą wizję. Jeśli tak, to czy mógł podejrzewać, że ofiara jest spokrewniona z Dellą? Czy mógł wiedzieć, że jej ojciec
albo stryj popełnił to morderstwo? Chase łatwo mógł się tego domyślić, jeśli jej podejrzenia były słuszne – że to jej stryj sprawił, że Rada Wampirów wysłała go, by zajął się nią i Chanem. Kto wie, może nawet stryj należał do rady. Albo Chase mówił prawdę i po prostu wypełniał rozkazy. Tak czy inaczej, musiała się dowiedzieć, kiedy wreszcie spotka się z radą i zdoła ustalić, czy jej stryj miał z tym jakiś związek. – Odpowiedz, to ci powiem. – Na co mam odpowiedzieć? – spytała, nie zwalniając kroku. Chase ujął jej łokieć. Delikatnie, jakby ten dotyk coś znaczył. I to ją wkurzyło. – Przestań sobie pogrywać, Dello. Powiedz, co się stało. Czy to znaczyło, że on wiedział? Czy po prostu wiedział, że próbowała nie kłamać? Serce jej podskoczyło z niepokoju. – Czemu uważasz, że coś jest nie tak? – Wysunęła łokieć z jego palców i dalej szła w stronę biura. – Wyglądasz na zmartwioną. – Podążył obok niej. – Mam zły dzień. – To nie było kłamstwo. Mało brakowało, a przyjaciółka zamieniłaby ją w kangura. A rozmowa z Derekiem o ciotce Bao Yu sprawiła, że znów zaczęła się zastanawiać nad wszystkim, co wydawało jej się już ustalone. Idąc, nie patrzyła na Chase’a, tylko pod nogi. Jej
czarne glany wciąż były upaprane lodami. Spod podeszew rozchodził się bananowy aromat. Pewnie należało je wytrzeć. Kiedy znów pociągnęła nosem, poczuła ostry zapach męskiego mydła i zaczęła się zastanawiać, czemu się nie przebrała. A potem przypomniała sobie, że przecież nie powinna się przejmować tym, jak wygląda. Prowadzili śledztwo, nie szli na randkę. – Myślę, że to coś więcej niż tylko zły dzień – odparł Chase. Della zatrzymała się i spojrzała na niego. – Skąd ten pomysł? – Przestań odpowiadać mi pytaniami na pytania. Po prostu porozmawiaj ze mną. Dellę ogarnęło jeszcze więcej wątpliwości. Położyła rękę na biodrze. – Czy duch coś ci powiedział? – Ledwie wypowiedziała te słowa, a miała ochotę je cofnąć. Chase popatrzył na nią. – Nie. Ja tylko… odczytuję cię… To chyba przez to związanie. – Jak to odczytujesz? – Na pewno nie mógł wiedzieć, co myślała. To byłoby straszne. – Widzę, że jesteś zdenerwowana. – Jak to? – Dostrzegam różne drobiazgi. Takie, na które w innym wypadku nie zwróciłbym uwagi. – Jakie?
– Po pierwsze, jesteś trochę bardziej przemądrzała. – Prawie się uśmiechnął. – A po drugie, kiedy jesteś spięta, twoja prawa brew unosi się o jakieś trzy milimetry. Della natychmiast zmarszczyła brwi. Chase zachichotał. – A ty zauważasz coś u mnie? Chciała zaprzeczyć, ale musiałaby skłamać i on od razu by o tym wiedział. Przecież zauważyła już, jak kolor koszulki podkreśla barwę jego oczu. I ta pewność siebie, z jaką szedł. I… – Zawsze byłam spostrzegawcza. – W tym też było trochę prawdy. Chase spoważniał. – Ale tak serio, co się stało? – zapytał. – To sprawa osobista. – Na to nie miał co odpowiedzieć. Della ruszyła przed siebie. – Poczekaj. – Znów złapał ją za ramię. No, może jednak znalazł jakąś odpowiedź. – Czy duch coś ci pokazał? O to chodzi? No właśnie, wiedziała, że to był błąd. Odsunęła się od niego. – Burnett na nas czeka. – Jest wcześnie. Cholera, porozmawiaj ze mną. Jeśli duch… – Powiedziałam, że to sprawa osobista. – Chodzi o wyjazd Steve’a? – W jego głosie słychać było nutkę zawodu, a oczy zalśniły mu odrobinę, jakby
ta myśl go niepokoiła. W pierwszej chwili chciała mu powiedzieć, że Steve to nie jego sprawa, i może wtedy by się zamknął. Uniosła wyżej brodę. – To też sprawa osobista. Skinął głową, jakby uznał, że o to właśnie od początku chodziło. – Dobra, ale jeśli będziesz chciała pogadać, to możesz na mnie liczyć. Nie była pewna, czy Chase naprawdę chciał wysłuchiwać jej marudzenia o wyjeździe Steve’a, ale brzmiał szczerze. – Jasne, już to widzę – odparła. – No i znów ta przemądrzałość. – Ale jestem w tym dobra – odrzekła przekornie. – Z tym się zgodzę. – Uśmiechnął się. Ten uśmiech, szczery i seksowny, zaskoczył ją i patrzyła nań o sekundę za długo. On oczywiście to zauważył. Widziała to w jego spojrzeniu, które nagle stało się delikatne i wabiące. Opanowała się jednak szybko. – Czemu chciałeś się ze mną zobaczyć przed rozmową z Burnettem? Chase zatrzymał się i uprzątnął gałąź, która zagradzała ścieżkę. – Chcę poprosić o zgodę na późniejszy powrót. Jeśli mamy się kręcić przy tamtym domu pogrzebowym, żeby dowiedzieć się czegoś na temat Liama, to może nam się
trochę zejść. Ale jeśli uważasz, że Burnett się nie zgodzi, to może trzeba zastosować zasadę, że lepiej prosić o wybaczenie niż o zgodę. Della się skrzywiła. – Burnett nie lubi tej zasady. – Dobra, spytamy go. – Czy w ten sposób pracujesz z Radą Wampirów? – Postanowiła skorzystać z okazji i poruszyć interesujący ją temat. Spojrzał na nią tak, jakby spadła z księżyca. – Rada Wampirów nie śledzi każdego mojego kroku jak Burnett. Można by pomyśleć, że jesteś jego córką. – W takim razie nie zależy im na tobie. – Owszem, zależy, ale uważają, że wykonam zadanie i nie trzeba mnie przy tym non stop kontrolować. Della ruszyła ścieżką. – Zakładam, że jak już będę agentką, a nie tylko pomocniczką, to też tak będzie. – Nie mogła się pohamować, by nie bronić Burnetta. – Ale nie mogę się doczekać, kiedy ich poznam – dodała szybko. Chase nie odpowiedział, więc spojrzała na niego. – Jak sądzisz, kiedy to nastąpi? – Co takiego? – zapytał, a ona natychmiast rozpoznała swój własny sposób odpowiadania pytaniem na pytanie. – I kto sobie teraz pogrywa? – odpowiedziała pytaniem. Udał, że nie wie, o co chodzi. – Spotkanie z Radą Wampirów – odrzekła wprost. –
Kiedy nastąpi? – Nie wiedziałem, że przedsięwzięto jakieś kroki. – Och, po prostu zakładałam, że skoro z nami współpracują, to się z nimi spotkam, tak jak ty z Burnettem. – Mogę to ustalić – odezwał się. – Ale podejrzewam, że Burnett nie będzie tym zachwycony. – Burnett nie musi o wszystkim wiedzieć. – Ale chcesz go poprosić o zgodę na późniejszy powrót. To bez sensu. – Wiedziałby, gdybym wróciła później. – Wskazała mu różnicę. – Nie musi wiedzieć… – Nadal uważam, że się wścieknie na myśl, że mógłbym cię dłużej zatrzymać, i się nie zgodzi. – Wściekanie się jeszcze nikogo nie zabiło. A poza tym, to się okaże, jak spytamy. – No i wracamy do punktu wyjścia – odparł. – Zapytajmy go o twoje spotkanie z Radą Wampirów. – Nie – stwierdziła Della. Chase ściągnął brwi, a pomiędzy nimi pojawiła się wąska zmarszczka. Może niepokoju? Della miała wrażenie, że nie tylko Burnett nie życzy sobie, aby spotkała się z Radą Wampirów. Czy był jakiś konkretny powód, dla którego Chase nie chciał, aby się z nimi widziała? Czy to dlatego, że zgodnie z przewidywaniami Delli jej stryj należał do rady? Stryj, który, jak sądziła, zamordował jej ciotkę. I Chase o tym wiedział.
Przypomniała sobie przysięgę, którą złożyła Mirandzie. Ustalić, czy Chase jest raczej żabą, czy księciem. Na razie wyglądało na to, że majtkowy zboczeniec żywi się na kolację konikami polnymi. * * *
Burnett dał im zdjęcie Liama Jonesa. – To dobry chłopak. Żadnych przestępstw na koncie. Chodził na studia, miał zostać inżynierem. Jest mulatem. Mieszkał z matką. Della popatrzyła na zdjęcie i chociaż w wizji było zbyt ciemno, by mogła dostrzec jego twarz, to z jakiegoś powodu miała niemal pewność, że to ten Liam. Sposób, w jaki Chase patrzył na fotografię, wskazywał, że on też to czuł. To był ich Liam. – A tak przy okazji, to potrzebujemy dziś więcej czasu, wrócimy później. – Chase spojrzał na Burnetta. – Jak bardzo? – odezwał się z ponurą miną starszy wampir. – To się okaże. – Chase znów zapatrzył się na zdjęcie. Della była pewna, że Chase czuje z Liamem jakąś więź. Nie dziwiła mu się, ona też czuła ją z Natashą. Tak to jest, jak masz wrażenie, że jesteś w ich skórze i głowie. – Nic nam nie będzie – dodała Della. – Wiesz, że potrafimy o siebie zadbać.
– To, że jesteś szybsza i silniejsza, nie oznacza, że jesteś niezwyciężona. – O rany, słyszała to już ze sto razy, od kiedy się odrodziła. – Prawie oznacza – odparł Chase. Della skurczyła się wewnętrznie. Nie należało tego mówić. Spojrzała wymownie na Chase’a. – I właśnie dlatego nie mogę wam zaufać. – No to mamy szukać Liama czy nie? – zapytał chłopak. Burnett zastanawiał się dłuższą chwilę, ale ta cisza nie mogła trwać długo. – Tak – odrzekł stanowczo. – Ale na tę część wieczoru przydzielę wam jeszcze jednego agenta. Chase nachylił się. – Nie chcę się kłócić, ale zrobiłem drobny wywiad. W tamtej okolicy jest kilka gangów nadnaturalnych. Młodych, nastolatków. Nie ma sensu, żeby kręcił się z nami jakiś stetryczały dziad. To nas natychmiast zdemaskuje. Oczy Burnetta zaświeciły mocniej. – Sam z wami pójdę. – To nic nie zmieni. – Chase skrzyżował ramiona na piersi. Kurde! Czy Chase nazwał właśnie Burnetta stetryczałym dziadem? Della wstrzymała oddech, bojąc się, że Burnett zaraz w ogóle odwoła całe zadanie. Oczy mu zalśniły i zacisnął zęby, żeby nie zwymyślać Chase’a.
– Wyślę młodszego agenta. Chase westchnął. – Naprawdę, nie potrzebujemy… – WYŚLĘ MŁODSZEGO AGENTA! – huknął Burnett, nie pozostawiając wątpliwości, że nie ma o czym dyskutować. – Dobra. – Chase ruszył do wyjścia. Della opuściła gabinet, a potem się odwróciła i spojrzała na wciąż wkurzonego Burnetta. Zaczekała, aż Chase wyjdzie, i z powrotem wsunęła głowę za drzwi. – Ja nie uważam, żebyś wyglądał jak stetryczały dziad. On cię nie widział bez koszulki. – Dziękuję – odparł Burnett. – Chyba. Wstał. – Uważaj. I pilnuj się, on może być jeszcze bardziej szurnięty niż ty. – Dobrze. * * *
U Owenów grało radio, ale znów nie wyglądało na to, by ktokolwiek był w domu. Albo ten ktoś spał i oddychał tak cicho, że nie mogli tego usłyszeć. Della pociągnęła nosem. Musiała wyłączyć zapach Chase’a, by sprawdzić, czy nie czuje jakiegoś człowieka. I rzeczywiście. – Czuję… – Wiem, ale to samo czułem wczoraj – powiedział Chase. – Pewnie mają siłownię, w której czuć potem. Nie
byłaś nigdy na ludzkiej siłowni? Zapach jest prawie nie do wytrzymania. Della nie była na siłowni, od kiedy przemieniła się w wampira. Spojrzała na niego krzywo, zastanawiając się, po co on miałby tam chodzić. Znajdujące się na siłowni urządzenia nie były przecież żadnym wyzwaniem dla wampira. A potem przypomniała sobie, po co chłopcy chodzą zwykle na siłownię: by poznać niezłe laski. Znów kopnęła drzwi. Postali jeszcze kilka minut pod zielonymi drzwiami, ale nikt nie otwierał. Della zaczęła skręcać swój koński ogon. Na włosach znów miała frotkę z samochodowego schowka. W drodze Chase próbował z nią rozmawiać, ale ona milczała. Wciąż zastanawiała się nad tym, czy Chase mógł znać jej stryja. – Mamy kilka możliwości – odezwał się w końcu, cofając się o kilka kroków. – Jakich? – zapytała Della, próbując opanować zawód i wszechogarniający smutek. Ten sam, który czuła tu i poprzedniego dnia. Chodziło o dom? Czy o ducha? – Możemy wejść do środka i zobaczyć, czy nie mają jakichś zdjęć, które potwierdziłyby, że Natasha Owen to nasza dziewczyna. – Zdaje mi się, że to się nazywa włamanie – powiedziała Della. – Niekoniecznie – odparł. – Okno na górze jest otwarte. I usłyszymy zbliżający się samochód.
Pomyślała o słowach Burnetta, że Chase może być jeszcze bardziej szurnięty niż ona, ale pokusa była duża. – Przecież nie będziemy nic kraść – dodał. Della cofnęła się i spojrzała na okno na piętrze, uchylone na jakieś dziesięć centymetrów. Kurde, w końcu co mogło się stać? Mogła zostać złapana i aresztowana, a wtedy ojciec na pewno zabrałby ją z Wodospadów Cienia. Przed oczami stanął jej obraz Natashy i Liama. Czy to była sprawka ducha? Czy też musiała się po prostu pogodzić z tym, że czasem trzeba zaryzykować? – Do dzieła.
Rozdział 23
A może lepiej nie – dodała sekundę później, gdy uświadomiła sobie, że mają popełnić przestępstwo. A jako siedemnastolatka byłaby potraktowana jak dorosła. Chase rzucił na nią okiem. – Chcesz tu zaczekać? – Nie – warknęła, mając wrażenie, że nazwał ją tchórzem. Chase rozejrzał się, pochylił głowę, jakby się upewniał, że nic nie nadjeżdża. – No to do roboty. – Podskoczył, złapał się parapetu, a następnie, trzymając się jedną ręką, drugą otworzył okno. Dopiero jak wszedł do środka, Della podskoczyła do parapetu. Zignorowała jego wyciągniętą dłoń i podciągnęła się do środka. To był pokój do rekreacji. W jednym kącie stała duża skórzana kanapa, w drugim duży telewizor. Z boku była bieżnia i hantle. Della miała nadzieję, że to dlatego zapach ludzi był taki silny. Z dwóch głośników w suficie sączyła się piosenka
Dido. Della rozejrzała się po ładnym wnętrzu. Tu uczucie smutku było jeszcze silniejsze. Spodziewała się jakichś zdjęć, ale na ścianach wisiały tylko fotografie przyrody. Chase podszedł do drzwi, otworzył je powoli i ruszył korytarzem. Della, czując się jak włamywacz, poszła za nim. Już mieli zejść schodami, gdy spojrzała na ścianę korytarza, na której wisiały rodzinne zdjęcia. – Popatrz – wyszeptała. Spojrzała na rodziców. Ojciec wydawał się przynajmniej po części pochodzenia azjatyckiego. I na młodą dziewczynę. Natashę. Serce Delli aż podskoczyło z radości. – To ona – powiedziała. – Wiedziałam! – Dobra – stwierdził Chase. – To już wiemy, że nazywa się Natasha Owen. Zobaczmy, czy uda nam się znaleźć jej pokój i wyszukać tam jakieś wskazówki. Podszedł do pierwszych drzwi na prawo i otworzył je. Sypialnia. W delikatnych kremowych kolorach, pozbawiona osobowości. Łóżko było zasłane, jakby nikt w nim nie sypiał. „Pokój gościnny”, uznała Della. Wyszli z niego w tym samym momencie. Drzwi zamknęły się z cichym kliknięciem. Następny pokój, do którego zajrzał Chase, sprawił, że Delli zrobiło się cieplej na duchu. Pomalowany na fioletowo, z białymi przecieranymi meblami, na pewno należał do nastolatki. Nawet pościel, w jaśniejszym odcieniu fioletu, mówiła, że to pokój kogoś młodego. Kogoś, kto kochał życie i żył z entuzjazmem.
To było to. Pokój Natashy. Della była tego pewna. Po podłodze walały się trzy pary butów, w kącie leżały dżinsy i różne bluzki, jakby Natasha, będąc tu po raz ostatni, nie była pewna, co założyć, i przebierała się kilka razy. Wybierała się na randkę? A może na pizzę z przyjaciółmi? Co dziwne, stojąc w tym pokoju, Della czuła, jak wnikają w nią cząstki osobowości Natashy. Na komódce leżało kilka płyt CD. Kochała muzykę. A może nawet taniec. Starając się o tym nie myśleć, skupiła się na zadaniu. Mieli znaleźć jakieś wskazówki. Łóżko było niepościelone, zupełnie jakby świat zatrzymał się w dniu, w którym zaginęła albo, jak sądzili jej rodzice, kiedy umarła. Della przypomniała sobie, że jej mama też nie dotykała niczego w jej pokoju po tym, jak wyjechała do Wodospadów Cienia. Czy to była oznaka miłości? Na stoliku nocnym stało duże zdjęcie Natashy i dwu innych dziewczyn. Wszystkie się śmiały. Della podeszła bliżej i pomyślała o swoich przyjaciółkach Mirandzie i Kylie. Czy to były najlepsze przyjaciółki Natashy? Czy one też były zrozpaczone, że – jak sądziły – umarła? Della wzięła do ręki fotografię i pomyślała o swoich przyjaciółkach ze starego życia. Co dziwne, nie wydawały jej się tak ważne jak Miranda i Kylie. Otrząsnęła się z rozmyślań i zauważyła kolejne
zdjęcie tych samych dziewcząt, w uroczystych biretach na zakończenie szkoły średniej. Natasha była starsza, niż wydawało się Delli. Albo wcześniej skończyła szkołę. Odstawiła jedno zdjęcie i wzięła drugie. Twarz Natashy z czymś jej się kojarzyła. Jakby było w niej coś… znajomego. I chodziło o coś więcej niż tylko to, że widziała ją na fotografii z Chanem i swoją ciotką. Na dźwięk otwieranych szuflad natychmiast podniosła głowę. Miała wrażenie, że włamali się do sanktuarium, jakie rodzice Natashy stworzyli z jej pokoju. Odstawiła zdjęcie, żałując wręcz, że go dotykała. Popatrzyła na Chase’a. – Nie przesuwaj za bardzo rzeczy – powiedziała, czując, że rodzice dziewczyny często tu przychodzili i na pewno doskonale zapamiętali, co gdzie leżało. Przedmioty, które opowiadały o jej życiu. – Szukam tylko czegoś, co mogłoby nam pomóc ją odnaleźć. Della nie wiedziała, co to mogłoby być, ale miała poczucie, że dobrze zrobili, przychodząc tu, zupełnie jakby przyprowadził ich tu duch. Na komódce stało zdjęcie mężczyzny. Miał ciemne włosy i skośne oczy. Della była prawie pewna, że to ten sam mężczyzna, którego zdjęcie wisiało w korytarzu. To zabawne, ale Natasha miała bardziej azjatyckie rysy niż jej własny ojciec. „Szczęściara”, pomyślała Della, żałując, że u niej prawie w ogóle nie widać azjatyckich korzeni.
Nagle przez dźwięki muzyki przebił się warkot samochodu. – Ktoś jedzie – powiedziała. – Wiem – odparł Chase. Nim dotarli do okna, samochód wtaczał się na podjazd. – Kurde – jęknęła Della. – Nie ma sprawy – stwierdził Chase. – Zaczekamy, aż otworzą drzwi, i wtedy wyskoczymy oknem. Będzie dobrze – dodał, jakby czuł ogarniającą ją panikę. I dobrze wyczuł. Delli adrenalina podskoczyła jak wściekła. Wizja tego, że zostaną złapani, sprawiła, że ogarnęło ją przerażenie. A potem to usłyszała. Nie kierowcę, który właśnie wyłączył silnik. Samochód był najmniejszym z ich problemów. Della usłyszała kroki. I to dochodzące z wnętrza domu. Ktoś już był w środku. Czy był tu cały czas? Słyszał ich? Przyszedł sprawdzić, co się dzieje? Chase, który najwyraźniej też to usłyszał, wyjrzał za okno. – Jeszcze nie wysiadł z samochodu. – Ledwie dosłyszała jego głos. – Więc co robimy? – zapytała równie cicho. – Plan B – odparł. – To znaczy? Zamyślił się chwilę. – Nie mam najmniejszego pojęcia. – Kurde – wyszeptała znów Della.
Odgłos kroków zbliżał się korytarzem, był tuż przy drzwiach do sypialni. Od złapania dzielił ich tylko wąski kawałek drewna. Nigdy wcześniej Della nie zazdrościła Kylie daru znikania tak jak teraz. Tylko że ta zazdrość nic jej nie mogła dać. Potrzebowała planu. I to szybko. – Do szafy. – Złapała Chase’a za rękę i wciągnęła go do środka. Ledwie zamknęli drzwi i osunęli się na podłogę, zasłaną butami i ubraniami, które spadły z wieszaków, a kroki się zatrzymały. I to tuż za drzwiami sypialni. Della podciągnęła kolana pod brodę. W szafie było ciemno. Dotykała ramieniem Chase’a. Próbując zapanować nad atakiem paniki, nabierała gwałtownie powietrza z nadzieją, że robi to cicho. Powietrze wypełniał zapach perfum i szamponu Natashy. Chociaż Della i tak prawie nic nie widziała, zamknęła oczy. Mocno. I modliła się. „Niech tu nie wchodzą. Niech tu nie wchodzą”. Drzwi otworzyły się i ktoś wszedł. Sądząc z kroków, kobieta. I co dalej? Jeśli ten ktoś ich usłyszał, to czy zajrzy do szafy? O nie. Czemu wymyśliła, by schować się akurat tutaj? Na myśl o tym, że będzie musiała wyjaśniać rodzicom, czemu włamała się do czyjegoś domu, aż jej się żołądek skręcił. Cholera! Cholera! Zostaną z Chase’em złapani i będzie źle. Bardzo źle. Kroki przemieściły się w głąb pokoju. Della dalej
zaciskała oczy i nasłuchiwała. Ktoś głęboko nabrał powietrza. Chase przysunął usta do jej ucha. – Jeśli otworzą drzwi, to lecimy do okna. Schyl głowę i uważaj na szkło. Jeśli się pospieszymy, to nie będą w stanie opisać nas policji. Della otworzyła oczy. Przez szparę pod drzwiami wpadała odrobina światła. No chyba że wzrok przyzwyczaił jej się do ciemności i zaczęła rozpoznawać rzeczy na podłodze – ubrania i parę zużytych tenisówek w kącie. Znów spojrzała na drzwi, szykując się do biegu. Zaczęła liczyć, myśląc, że tyle czasu zajmie temu komuś decyzja, czy otworzyć szafę. Raz. Dwa. Trzy. Drzwi pozostały zamknięte. Łóżko zgrzytnęło pod czyimś ciężarem. Ten dźwięk, w połączeniu z muzyką w tle, sprawił, że Delli zrobiło się jeszcze smutniej. A potem rozległ się szloch. Kobiecy szloch. Nie płynął z głośników, za to był znacznie bardziej przejmujący. Tak bolesny. – Czemu wciąż cię słyszę? – odezwała się kobieta. – Kochanie, jesteś tu? Czemu nie mogę się pogodzić z tym, że już cię nie ma? Słyszysz mnie? Kocham cię. Tęsknię. Tak bardzo za tobą tęsknię. „Ona nie odeszła”, chciała zawołać Della. Do oczu napłynęły jej łzy. A gdy tak współczuła Natashy i jej mamie, zaczęła się zastanawiać, czy jej matka też za nią
tęskni. Czy mama wchodziła do pokoju Delli i płakała? Della nie zdawała sobie sprawy z tego, że wciąż trzyma Chase’a za rękę, dopóki nie ścisnął lekko jej palców. Czy on też współczuł kobiecie? Miała wrażenie, że chciał jej powiedzieć, iż wszystko będzie dobrze. Ale jak? Ból kobiety był coraz większy, powietrze zdawało się cięższe. Uczucie niesprawiedliwości oraz smutku wkradło się do serca Delli i sprawiło, że wnętrzności jej się skręciły. Muzyka ucichła nagle i w głośnikach rozległ się dzwonek telefonu. Chwilę później dał się słyszeć mechaniczny głos: dzwoni Miao Hon. Delli zaparło dech. Musiała się przesłyszeć, ale wiadomość się powtórzyła. Dzwoni Miao Hon. Czemu jej ciotka, matka Chana, dzwoniła do mamy Natashy? Della westchnęła ciężko. Spojrzała na Chase’a, ale on chyba nie skojarzył nazwiska Chana z tym telefonem. Usłyszała, jak materac się podnosi, a kroki opuszczają pokój. Odgłos zamykanych drzwi dotarł do jej uszu, ale brzmiał jakoś inaczej. Jakby był odległy. Zbyt odległy. W szafie zrobiło się ciemniej. To już nie była kryjówka, ale więzienie. Della odwróciła się, by powiedzieć Chase’owi, że musi wyjść. Chciała się stąd wydostać, wydobyć się z tego całego bólu, ale obok niej nie siedział już Chase.
Rozdział 24
Zaczęła się bać, ale strach szybko zamienił się w coś innego. Coś, co przyprawiało ją o skręt kiszek. Ale taki przyjemny. Spojrzała na chłopaka, o którego ramię się opierała, próbując to zrozumieć. Miał ciemne, prawie czarne migdałowe oczy i gładką skórę koloru kawy z mnóstwem mleka. Krótkie czarne włosy opadały mu na oczy. Miał idealne rysy… jeśli nie liczyć wciąż czerwonej blizny nad lewą brwią. Jego twarz coś Delli przypominała, ale nie była pewna co. Miała natomiast przedziwną ochotę przesunąć palcem po bliźnie. I nagle coś sobie przypomniała. Nie widziała wszystkiego, tylko jakieś urywki bijatyki, w której, broniąc jej, nabawił się tej rany. Patrzył na nią ciepło i namiętnie. Chciała zbliżyć się do niego, ale nie musiała. To on się nachylił, a jego usta znalazły się tuż przy jej wargach. Jego oddech łaskotał ją w usta. Miał zamiar ją pocałować. A nie, całował ją.
Nie ją. Całował Natashę. To był Liam. A Natasha odwzajemniała pocałunek. – Jesteś taka piękna – wyszeptał, odsuwając się i dotykając palcem jej warg, wilgotnych od pocałunku. – Nieprawda. Włosy mam pełne błota i muszę wziąć prysznic – roześmiała się. – Nic takiego nie widzę – odparł. – To dlatego, że jest ciemno. Znów ją pocałował, a tym razem pocałunek był gorący. Jego usta smakowały tak dobrze. Słodko i pikantnie, jak krew. Jej krew. Jego krew. Musieli przed chwilą znów się pożywiać, ale tym razem nie czuła obrzydzenia. Była zbyt pochłonięta pocałunkiem, Liamem, by się przejmować. Może i czekała ją śmierć, ale w tym momencie pragnęła życia. Namiętności. Dotykać go i być dotykaną. Po chwili leżeli już na boku. Twarda ziemia nie wydawała się już taka okropna. Myślała tylko o Liamie. Leżał obok. Nie miał koszuli. Wodziła palcem po tatuażu na jego ramieniu przedstawiającym dziwny krzyż. Liam włożył dłoń pod jej bluzkę, a pocałunki stały się gorętsze i słodsze. Natasha przesunęła rękę po jego brzuchu, wokół talii. Powinni to przerwać, nim będzie za późno. A z drugiej strony… Mieli tylko siebie. Co mogło być w tym złego? Wsunął palce pod jej biustonosz i dotknął nimi jej sutka. To było cudowne i takie prawdziwe. Prawdziwsze
niż wcześniej. Odwróciła głowę, otworzyła oczy i zobaczyła tenisówkę. Tenisówkę Natashy. W szafie Natashy. Znów poczuła na piersi dłoń. – Kurde! – jęknęła Della. – Zabieraj rękę z mojej… – Cii. – Chase zasłonił jej usta drugą dłonią, tą, która nie skupiała się na jej piersi. Della natychmiast przypomniała sobie, czemu mają być cicho, ale jego dłoń wciąż spoczywała pod jej stanikiem. I chociaż nie chciała się przyznać, to uczucie było cudowne. Ale też złe. Bardzo złe. – Natychmiast zabierz drugą rękę – wyszeptała na tyle cicho, by nie mógł się czepiać, ale groźba chyba do niego dotarła, bo zrobił wielkie oczy. – Przepraszam, ja nie… ja… – szeptał tak cicho, że tylko ona mogła to usłyszeć. – Kurczę, zabiorę moją, jeśli ty zabierzesz swoją. „Moją dłoń?” Wciąż nie do końca przytomnej Delli zaparło dech, gdy coś sobie uświadomiła. Nie tylko Chase postanowił wkładać ręce nie tam, gdzie trzeba. Jej dłoń była wsunięta w jego dżinsy i miękkie bawełniane majtki i delikatnie go pieściła. Della natychmiast spurpurowiała. Wyrwała rękę z jego spodni. – Spokojnie – powtórzył, wysuwając dłoń spod jej koszulki, i przyciągnął ją do siebie. Zaczęła się szarpać. – Uderzysz w ścianę i nas złapią – wyszeptał. „I to obściskujących się w szafie Natashy, podczas gdy jej rodzice są na dole”, odezwał się głos w jej głowie.
Zaczęła nasłuchiwać. Nie głosu, lecz tego, co działo się w domu. Usłyszała dwa głosy, męski i damski. Della nabrała głęboko powietrza, by się uspokoić, i powoli odsunęła się od Chase’a, ale to nie poprawiło jej samopoczucia. No bo jak? Właśnie zaliczyła z majtkowym zboczeńcem drugą bazę. I to całkowicie nieświadomie. Ale to i tak musiało się liczyć. Próbowała sobie coś z tego przypomnieć – jak ją dotykał albo ona jego – ale pamiętała tylko, że była Natashą i poddawała się pocałunkom Liama. I zrozumiała, że Chase był wtedy w ciele Liama, tak jak ona w ciele Natashy. Czy to znaczyło, że nie mogła być na niego wściekła? Pewnie tak. Podejrzewała, że on raczej nie wsunął jej ręki w swoje spodnie. Sama to zrobiła. Albo z pomocą Natashy. Mimo to chciała się wkurzyć na Chase’a. A kiedy na nią spojrzał, spiorunowała go wzrokiem. Może i nie powinna, ale dobrze jej to zrobiło. Skrzywił się. – Myślę, że możemy wyjść. Po cichu. Chyba oboje są na dole. Otworzymy okno i wyskoczymy, a nikt nas nie zauważy. Della przełknęła gulę w gardle. Gulę wywołaną przez dwa rodzaje napięcia. To, które czuła głęboko w brzuchu, spowodowane dotykiem Chase’a, i drugie. Mówiące, że jeszcze nie są bezpieczni i wciąż mogą zostać aresztowani za włamanie. Co z tego, że okno
było otwarte. Chase wysunął się z szafy, a ona za nim, na kolanach. Gdy się podniosła, spojrzała na jego tyłek, jego umięśniony i ładny tyłek, i znów się zarumieniła. Chase ostrożnie i cicho otworzył okno, a potem znów spojrzał na nią. – Skacz na prawo, żeby cię nie było widać z okna salonu. Ukryj się za drzewami i kieruj się w stronę samochodu. Będę tuż za tobą. – Powiedział to tak cicho, że ledwie go usłyszała. Zrobiła, jak mówił, i wylądowała daleko na prawo. Dotarła między drzewa. Słońce zaczęło już zachodzić. Złote światło podkreślało czerwień i żółć jesiennych liści. Della zrobiła jeszcze kilka kroków pod wpływem adrenaliny, po czym stanęła. Nie słyszała, by wylądował. Odwróciła się. Chase’a nigdzie nie było. Gdzie on się podział? Raz. Dwa. Trzy. Zamierzała doliczyć do dziesięciu, a potem po niego wrócić. Dotarła do dziewięciu, gdy w końcu pojawił się w oknie i wyskoczył, lądując jakieś trzy metry dalej. Razem przemknęli się przez zagajnik do samochodu. Kiedy dotarli do camaro, Della zdołała wreszcie złapać oddech. – Czemu to tyle trwało? – zapytała. – Wsiadaj, to ci powiem. I wtedy zauważyła coś pod jego koszulą.
– Zabrałeś coś! – syknęła. – Zorientują się. Na pewno pamiętają wszystko, co leży w tym pokoju! – Był w szafie, za pudełkami od butów. Pewnie nawet nie wiedzieli o jego istnieniu. – Wyciągnął niewielki zeszyt. – Sądzę, że to pamiętnik. Della natychmiast pomyślała o Mirandzie i jej pamiętniku. Owszem, groziła, że go przeczyta, ale nie zrobiłaby tego. To były prywatne sprawy. – Nie należało tego zabierać – stwierdziła. – Jeśli to ma pomóc w odnalezieniu Natashy i Liama, to spokojnie zniosę wszelkie wyrzuty, które mi będziesz robić za tę kradzież. Della walczyła z sumieniem, rozważając, czy Chase postąpił słusznie, po czym doszła do wniosku, że ona pewnie zrobiłaby to samo. Mimo to uważała, że postąpił źle. A może po prostu była na niego zła z innych powodów. Które miały miejsce na dnie szafy. Och, to było takie złe. Wsiedli do samochodu. Chase podniósł dach, by mniej rzucali się w oczy, i odjechał. Kiedy mijali dom, mężczyzna i kobieta stali przed drzwiami i patrzyli na otwarte okno. Szybko przemknęli obok, ale Della zdążyła się zorientować, że stojący z mamą Natashy mężczyzna nie był tym, którego wdziała na rodzinnej fotografii. Tak czy inaczej fakt, że tam stali, oznaczał, że mało brakowało, a młode wampiry zostałyby złapane. Zdecydowanie zbyt mało. – Znalazłaś coś przydatnego? – zapytał Chase
piętnaście minut później. Della nie odzywała się, od kiedy ruszyli, skupiona na zawartości pamiętnika. – Nie – odparła. – Typowy pamiętnik. Zaczyna się prawie dwa lata temu. Popatrzyła na zapisane ręcznie kartki. Minęły kolejne dwie minuty, po czym Chase się odezwał. – Chcesz o tym porozmawiać? – O pamiętniku? – zapytała, chociaż doskonale wiedziała, co miał na myśli. A przynajmniej obawiała się, że wie. – Milczysz, więc lepiej po prostu to omówić. Nie milczała z rozmysłem. Była tylko zajęta czytaniem pamiętnika Natashy i związanymi z tym wyrzutami sumienia. A potem myślała o tym, czemu jej ciotka dzwoniła do mamy Natashy. Musiał być jakiś związek. Sądziła, że chodziło o Chana, ale skoro mama Chana dzwoniła do mamy Natashy, to musiało chodzić o coś więcej. I Della musiała ustalić, o co. Ale jak miała to zrobić, nie odwiedzając ciotki? I nie narażając się ojcu? – Słyszysz mnie? – zapytał Chase. – Tak i nie. – Co? – zdziwił się. – Tak, słyszę, i nie, nie chcę o tym rozmawiać. – Nie możesz się o to na mnie wkurzać. – Owszem, mogę – syknęła cicho.
– Jesteś niesprawiedliwa. – A skąd pomysł, że miałabym być sprawiedliwa? Roześmiał się. – Hej, trzymałaś dłoń na moim tyłku, a ja się nie złoszczę. – To tylko świadczy o tym, które z nas lepiej radzi sobie z tą sytuacją. Bo powinieneś być wkurzony. Obmacywanie obcych nie… – Nie jesteśmy obcy. – Znów spojrzał na drogę, ale wcześniej dostrzegła w jego oczach uśmiech. Kilka sekund później dodał już poważnie: – Jesteśmy związani. Prędzej czy później będziesz się musiała z tym pogodzić. Już miała powiedzieć, że to nigdy nie nastąpi, ale tak naprawdę nie wiedziała nawet, czy byłoby to kłamstwo, więc po prostu zamknęła buzię. Co dziwne, to chyba zaniepokoiło go bardziej niż cokolwiek innego. Postanowiła to przemyśleć kiedy indziej. – Posłuchaj – odezwał się. – To się wydarzyło z powodu wizji. I może zamiast się tym niepokoić, powinniśmy się zastanowić, czy było w niej coś, co mogłoby nam pomóc. – Masz rację – stwierdziła. – Rany, mogę to dostać na piśmie? – zapytał ironicznie. Della wydęła usta i zamknęła pamiętnik. Wpisy dotyczyły chłopca, który się Natashy podobał, i tego, co robiły jej przyjaciółki. I to łamało Delli serce, bo
wyglądało na to, że przyjaźń Natashy, Amy i Jennifer była wyjątkowa. Tak wyjątkowa, jak jej z Mirandą i Kylie. Co się stało z tymi dziewczynami? Czy brakowało im Natashy? – Nie pamiętam wiele z wizji – stwierdziła Della. – Tym razem widziałem lepiej – powiedział Chase. – Nie wiem, czy to znaczy, że było więcej światła, czy też to sprawka ducha. – Też widziałam lepiej. Ale nie wiem dlaczego. – Della próbowała sobie przypomnieć szczegóły. – Liam miał rozcięcie nad brwią. – Skupiła się na wizji. – To dlatego, że bronił Natashy. – Przed kim? – zapytał Chase, zupełnie jakby Della znała klucz do zagadki ich zaginięcia. Żałowała, że tak nie jest. – Nie wiem, po prostu… Natasha pomyślała o bijatyce i zobaczyłam, jak dostał cios, a ona próbowała to przerwać i miała wyrzuty sumienia. A o czym myślał Liam? – zapytała. Spojrzał na nią, jakby z poczuciem winy. – O kurde! Po co w ogóle pytałam? Myślałeś tylko o tym, żeby ją rozebrać, co? – warknęła ponuro. – Hej, to on, nie ja. – Znów spojrzał na drogę. – I nie on jeden o tym myślał. Della nie mogła zaprzeczyć. Natasha też pragnęła Liama. Żałowała tylko, że pragnienia Natashy spowodowały, że obmacywała tyłek Chase’a.
– Ona miała tatuaż – powiedział Chase, zmieniając bieg. – Nie wyglądała na dziewczynę, która się tatuuje – odparła Della. – No ale miała. Na ramieniu. – Della przypomniała sobie nagle, że widziała też tatuaż na ramieniu Liama. Pamiętała, że Natasha wodziła po nim palcem, wiedząc, że tam jest, chociaż Della prawie go nie widziała. – To dziwne – stwierdziła. – Co takiego? Zadzwonił telefon. Della zamilkła i wyciągnęła komórkę z kieszeni. Serce jej zamarło. „Niech to nie będzie Steve”. Kiedy zobaczyła, że to nie Steve, odetchnęła. A potem znów serce jej się ścisnęło. Nie zadzwonił. I pewnie nie zamierzał. Tak jak Perry. Cholera, ale to bolało. Patrząc na komórkę, zmusiła się do mówienia. – To Burnett. Chase poprawił się na siedzeniu, aż skrzypnęła skóra. – Na pewno chce tylko sprawdzić, czy nie zrobiliśmy nic głupiego. – Zrobiliśmy. – To nie było głupie. – Spojrzał na nią z seksownym uśmiechem. – Możesz mnie za to nienawidzić, ale mnie się podobało. Warknęła na niego. – Widzisz, jesteś jak wszyscy faceci. Myślisz tylko o seksie. A mnie chodziło o to, że weszliśmy do tego
domu. – Och, w takim razie to na pewno nie było głupie. Zdobyliśmy potrzebne informacje. Z tym się zgadzała, ale nie mogła się powstrzymać i dodała: – Byłoby głupie, gdybyśmy zostali złapani. – Ale nie zostaliśmy – odparł. Spojrzał na drogę, a potem znów na nią. – I wcale nie myślę wyłącznie o tym. Nie przy tobie. – Jasne. – Della znów popatrzyła na dzwoniący telefon. – Lepiej odbierz, bo zawału dostanie. Posłała Chase’owi zniesmaczone spojrzenie. – Musisz opanować swoją niechęć wobec Burnetta. – Jest strasznie nadopiekuńczy. – Bo się przejmuje. – Odebrała. – Halo – odezwała się do słuchawki. – Co robicie? – Głos Burnetta zadudnił w samochodzie. Della wyczuła od cholery napięcia, ale postanowiła to zignorować z nadzieją, że to tylko typowe wampirze „niepokoję się, więc warczę”. – Jakieś piętnaście minut temu ruszyliśmy spod domu Owenów. – I? – To ona – powiedziała Della, czując na sobie wzrok Chase’a. I nie mogąc się powstrzymać, spojrzała w jego stronę.
Wyglądał na zaniepokojonego i wyciągnął rękę, jakby to on chciał porozmawiać z Burnettem. Potrząsnęła głową. – A rodzice? Nie nabroiliście? – Pytanie zabrzmiało wręcz agresywnie. „Może troszkę”. – Nie bardzo – odparła, licząc, że w ten sposób nie skłamie. – To wyjaśnij mi łaskawie, czemu jedzie tam właśnie policja?
Rozdział 25
Della z niechęcią opowiedziała wszystko Burnettowi. Owszem, wkurzył się, że weszli do domu, ale nie tak bardzo, jak się spodziewała. Wyglądało na to, że jemu też zdarzało się wchodzić w różne miejsca bez pozwolenia. Bo niby czemu nie zrobił im karczemnej awantury? Zaczęła się zastanawiać, czy Burnett i Chase tak się sprzeczają, bo są do siebie wyjątkowo podobni. Pamiętała, jak Kylie mówiła jej kiedyś, że Della na pewno spiera się z Burnettem dlatego, że mają podobne charaktery. W ten sposób Kylie chciała dać do zrozumienia, że są zakutymi łbami, które najpierw mówią, a potem myślą. Czy to dlatego Chase wciąż się spierał z Burnettem? Nie, wcale nie byli do siebie podobni. Ten był wrzodem na tyłku. I był to bardzo ładny tyłek. Della dała sobie mentalnego kopniaka, pozostawiając tym samym puste miejsce w mózgu. I proszę, kto wkradł się w to miejsce? Pewien zmiennokształtny, którego tyłek był równie
ładny. Który ją zostawił. I był teraz w Paryżu. I pewnie flirtował z francuskimi pięknościami. W kulturze, w której według telewizji i książek seks jest równie powszechny jak mycie zębów. W pewnym momencie ta kultura mogła ją interesować, ale nie wtedy, gdy facet, na którym jej zależało, i to przystojny facet, ją zgłębiał. Cholera! Cholera! Cholera! Próbując o tym zapomnieć, skupiła się na telefonie do matki Natashy. Delli bardzo się ten pomysł nie podobał, ale wyglądało na to, że jeśli w krótkim czasie nie znajdą innego tropu, to będzie musiała spotkać się ze swoją ciotką. A ciotka pewnie powie o tym jej ojcu. A potem ojciec zabierze ją z Wodospadów Cienia. Owszem, pamiętała, co tata powiedział mamie, gdy była mowa o wizycie Delli u ciotki: nie pierzemy publicznie swoich brudów. Brudy. Ojciec Delli uważał ją za brudy. Serce jej się ścisnęło. Przepraszam, tato! Myśl o ojcu przypomniała jej o wizji, w której widziała jego albo stryja stojącego z zakrwawionym nożem w ręku nad ciałem ciotki. Poprawka: na pewno stryja. Stwierdziła już, że to nie mógł być tata. Nie byłby do tego zdolny. Za dobrze go znała. Naprawdę! – Idziemy czy będziemy tu tak siedzieć? – Głos Chase’a sprawił, że przestała użalać się nad sobą. Rozejrzała się wokół. Zaparkowali przy barze szybkiej obsługi, w którym mieli się spotkać z agentem
stanowiącym ich wsparcie na wypadek problemów. – Nie, chyba zostanę w samochodzie – prychnęła i wysiadła. Podszedł do niej i ruszyli w stronę restauracji. – Co się stało? – zapytał. To pytanie, a może współczujący ton, sprawił, że stanęła jej gula w gardle. Przełknęła z trudem. Nie zamierzała się teraz rozsypywać. – Po prostu bierzmy się do pracy – powiedziała, starając się za bardzo nie warczeć. Popatrzyła na neon wiszący nad niewielkim budynkiem. Burgery Blacka, tylko że nie świeciły się ostatnie trzy litery i napis wyglądał jak Burgery Bla. Niezbyt apetycznie to brzmiało. Otworzyła drzwi i pociągnęła nosem, próbując wyczuć kogoś nadnaturalnego. Smród starego mielonego mięsa i przeterminowanego tłuszczu do frytek sprawił, że nie miała pewności. Burgery Bla wydały jej się całkiem adekwatną nazwą. Kiedyś uwielbiała zapach taniego tłustego jedzenia, ale w trakcie przemiany najwyraźniej jej przeszło. W pomieszczeniu słychać było liczne rozmowy i syk smażącego się na ruszcie mięsa. To nie była pięciogwiazdkowa restauracja. Podłogom nie zaszkodziłoby porządne szorowanie, a stoły zdawały się kleić od brudu. To na pewno było miejsce spotkań dla twardzieli. Della znów pociągnęła nosem, próbując ustalić, kto
jest w środku. Była prawie pewna, że wyczuła wampira. Chase stanął obok niej i szepnął: – Mówiłaś, że go znasz? – Widzieliśmy się raz. – Della rozejrzała się po sali. – Gdzie? – zapytał Chase. – Tam jest. – Ruszyła w stronę Shawna Hansona, czarownika, który był na tyle miły, że naprawił trawę na grobie Chana, i który leciał na Mirandę. Chase nalegał, by Burnett znalazł im kogoś młodego. I udało się. Shawn miał nie więcej jak dwadzieścia lat, może nawet dziewiętnaście, ale w bluzie z kapturem i dżinsach wyglądał najwyżej na szesnaście. A jak wziąć pod uwagę kolczyk, to nie dość, że wyglądał młodo, to jeszcze i twardo, a także słodko. Blond włosy miał trochę potargane, żadnego układania na żel. Podejrzewała, że właśnie taki Shawn wpadł w oko Mirandzie. Jego prosty wygląd, miła postawa i przystojna twarz o niebieskich oczach przypominały Delli Perry’ego. – Cześć – powiedziała. – Co tak długo? Czekam już prawie pół godziny. – Zmarszczył brwi ostrzegawczo. Nie żeby Della tego potrzebowała. Fakt, że Shawn natychmiast wczuł się w rolę, oznaczał, że coś się dzieje. Pohamowała chęć podniesienia głowy i pociągnięcia porządnie nosem. – Sorry. – Chase zaczął grać. – Stary Delli znów pokazał mi swojego gnata. Pewnie nie należało jej
całować na jego oczach. Zachęcił ją, by usiadła przy stoliku, i zajął miejsce obok. – Jeśli nie będziesz go szanował, to w końcu go użyje – powiedziała Della. Shawn się roześmiał. – Chcecie coś pić czy idziemy do parku i tam dam wam coś dobrego? – Nachylił się. W pierwszej chwili Della sądziła, że chciał im powiedzieć coś konkretnego. – Mam to, o co prosiliście. – To była nadal przykrywka. Sięgnął po plecak. – Litr zerówki. I to świeży. To by znaczyło, że Shawn robił przedstawienie dla wampira. Della znów pociągnęła nosem i wyczuła zapach dwóch, nie, trzech wampirów. A także czegoś pikantnego i słodkiego. Cholera. Shawn naprawdę przyniósł krew. I nawet pachniała jak zero. Ślinka jej pociekła… Dawno już nie piła nic smacznego. – Kurde, ja jestem gotowy. – Chase wstał i podał jej rękę. Della zignorowała ją. Podnosząc się, zauważyła w kącie trzech chłopaków. Wampiry. Młode, ale groźne na pierwszy rzut oka. Pewnie należeli do gangu. Chase objął ją w pasie i ruszyli do drzwi. Odsunęła się od niego i w tym momencie poczuła jeszcze coś. Wilkołaka. I to blisko. Jego zapach coś jej przypominał. Chciała się
odwrócić i go odnaleźć. Jego zapach nie kojarzył się całkiem negatywnie, ale poza wilkołakami z Wodospadów Cienia nie miała zbyt wielu dobrych wspomnień związanych z tym gatunkiem. Shawn odezwał się szeptem dopiero, gdy oddalili się od baru. – Zakładam, że za nami pójdą. – Na razie nie zrobili tego – odparł Chase. – Widziałeś wilkołaka? – Della zapytała Shawna, który szedł z jej prawej strony. – Jego zapach był znajomy. – Nie widziałem – odrzekł czarownik. – Ale było tam z sześciu facetów w kapeluszach i kilku na zapleczu. To mógł być jeden z nich. – Też go wyczułem. – Chase spojrzał na Dellę. – Nie wiesz, gdzie mogłaś go wcześniej spotkać? – Nie, ale to nie był całkiem negatywny zapach, tylko niepokojący. – Z Wodospadów Cienia? – zapytał Chase. – Nie. Nie czuję niepokoju przy żadnym z wilkołaków z Wodospadów. Szli dalej chodnikiem. Shawn spojrzał na Chase’a. – Tak przy okazji, jestem Shawn Hanson. Miło mi cię poznać. – Wzajemnie. – Chase skinął głową. Shawn popatrzył na Dellę i coś w jego spojrzeniu się zmieniło. – Wszystko w porządku?
Wiedziała, że myślał o śmierci Chana. – Tak – odparła i zakłuło ją poczucie winy, że tak mało się tym martwiła. – Jeszcze raz dzięki za… naprawienie grobu. – To nic takiego. Della poczuła, jak Chase ociera się o nią ramieniem. – Shawn był jednym z agentów, którzy pomagali w pogrzebie Chana. – Aha. – Chase przechylił lekko głowę. – Idą za nami. Della skupiła się i usłyszała w oddali kroki. Na pewno sądzili, że są poza zasięgiem ich słuchu. Tyle że wraz z dodatkową siłą odrodzeni zyskiwali też jeszcze lepszy słuch. – Czy powinniśmy się odwrócić i wyjść im naprzeciw? – zapytała. – Nie – odrzekł Shawn, zniżając głos. – Chodźmy do parku. Jest tam miejsce, gdzie prawie nikt się nie kręci. Będzie nam łatwiej zadawać im pytania. Szli dalej chodnikiem a ich kroki odbijały się echem w ciemnościach. Shawn przedstawił to tak prosto: znaleźć ciche miejsce i zadać kilka pytań. Może i była pesymistką, ale nie sądziła, aby poszło tak łatwo. Czuła, że ta noc nie minie bezproblemowo. I dobrze. Da sobie radę z trzema wampirami. Jej słabością były kwestie sercowe. Znów zaczęła myśleć o Chanie. Dotarli do parku i szli ścieżką, aż znaleźli się za jednym ze stawów. Przyświecały im tylko gwiazdy
i księżyc. Della nasłuchiwała kroków i usłyszała nawet szuranie jakichś niezadowolonych zwierzątek, które postanowiły się przed nimi skryć. Po kilku minutach usłyszała, że ścigający zmienili trasę. Podejrzewała, że domyślili się, dokąd idą, i postanowili zrobić zasadzkę. Spojrzała na Chase’a, a ten skinął głową, dając do zrozumienia, że wie, co się dzieje. Dotknęła ramienia Shawna i popatrzyła na niego ostrzegawczo. Kiwnął głową, jakby doskonale ją zrozumiał. Dotarli nad staw. W nieruchomej wodzie odbijały się gwiazdy i księżyc. Kilka kroków dalej poczuła silny zapach skunksa. Chase i Shawn jęknęli. Jej smród nie przeszkadzał. Należała do tych nielicznych osób, którym się podobał. Znów nabrała powietrza i wyczuła, że jest tam ktoś jeszcze. A dokładniej trzech ktosiów. Nie, znacznie więcej niż trzech. Oczy jej zalśniły z powodu czającego się zagrożenia. Spojrzała na Chase’a. Zasłaniał ręką nos i niczego nie zauważył. I na pewno na to liczyły tamte wampiry wyrzutki. Pewnie dali się spryskać skunksowi, by uniknąć wykrycia. Całkiem niezły pomysł. – Mamy towarzystwo. Ledwie to powiedziała, gdy wokół nich pojawiło się ośmiu wampirów. Na widok niebezpieczeństwa obnażyła kły. – Nie chcecie tego robić – odezwał się Shawn.
– Wygląda na to, że chcą – syknął Chase. Oczy mu pałały, a wysunięte kły lśniły. – Hej… ten jest całkiem sprytny – powiedział jeden z obcych wampirów, wskazując Chase’a. – Powoli i spokojnie – wyszeptała Della, ostrzegając Chase’a z nadzieją, że zrozumie, że to Shawn, agent wystawiony na dowódcę przez Burnetta, powinien rozpocząć pertraktacje. – A ja lubię szybko i mocno – odezwał się drugi wyrzutek, wulgarnie poruszając biodrami. Chase warknął. – Uspokój się – wyszeptała Della. – Oddaj plecak, czarodziejaszku – powiedział ciemnowłosy wampir na prawo od Delli. – Myślę, że jakoś to rozwiążemy. Mam plan – rzekł spokojnie Shawn. Della podziwiała jego opanowanie. Co prawda nie podejrzewała, by zadziałało, ale zawsze warto było spróbować. – Zrobimy tak – mówił dalej Shawn. – Oddam go wam i powiem, gdzie tu w okolicy zakopałem jeszcze parę litrów. Musicie tylko odpowiedzieć na kilka pytań. – Masz więcej zerówki? – zapytał szybki wampir. – Tak. Wystarczy, że udzielicie odpowiedzi. Ciemnowłosy wampir, najwyraźniej ich przywódca, a na pewno wyrzutek, wyciągnął z pochwy przy bucie nóż. I to duży. Ostrze miało z dziesięć czy dwanaście centymetrów. Dość, by porządnie zranić.
Della przypominała sobie cios, jaki otrzymała na pierwszej misji. Tamten nóż był podobny. Co prawda teraz nie mogło dojść do czegoś takiego. Ten facet nie miał z nią, jako odrodzoną, szans. A przynajmniej taką miała nadzieję. – Ta – odezwał się wyrzutek. – Ale widzisz, ja nie lubię pytań. Z to lubię krew zerówkę. Więc może po prostu powiedz, gdzie ona jest, a ja się zastanowię, czy darować ci życie. Albo chociaż szybko zabić. Ta groźba sprawiła, że Delli krew zaczęła szybciej krążyć w żyłach. Wampir z nożem uśmiechnął się i to tak złowieszczo, że aż zadrżała. Nie ze strachu, lecz z niecierpliwości. Miała szczerą ochotę pozbawić go tego uśmieszku. Spojrzała na Chase’a. – No dobra, może powoli i spokojnie to nie był najlepszy pomysł. – Chwileczkę. – Shawn uniósł dłoń, a potem znów zwrócił się do przywódcy: – Nie chcesz z nami zadzierać. Uniósł koszulkę, ukazując odznakę i twarde mięśnie brzucha. Tak, Della już wiedziała, co Miranda widziała w tym chłopaku. Zapadła cisza. Nawet liście znieruchomiały. Przywódca zastanawiał się pewnie, co robić: współpracować, uciec czy też spełnić swoje groźby. – Nie boimy się was – odezwał się szybki wampir. –
Prawda, Marco? – zapytał przywódcę. Marco w pierwszej chwili nic nie powiedział. Najwyraźniej nie był taki głupi jak jego kumpel. – Jest ich tylko troje – zauważył inny. Marco przybrał obronną postawę. Może jednak nie był zbyt mądry. Oczy zalśniły mu mocniej, sygnalizując, że nie zamierza się wycofać. Della miała ochotę zaklaskać. Marco uniósł nóż. – Za załatwienie agenta JBF dostaniemy chyba dodatkowe punkty, co chłopaki? Della ujrzała, jak wszystkie wampiry sięgają po noże. I nagle zaatakowali. Cała ósemka.
Rozdział 26
Della ruszyła na Marco. Wyrwała mu broń i rzuciła nożem tak mocno, że wbił się aż po rękojeść w pień drzewa. Odwróciła się szybko i kopnęła drania w brzuch. To go nie powaliło, więc wycelowała w klejnoty. Padł z jękiem na ziemię. Kątem oka zobaczyła, że szybki wampir też został już powalony. Chase walczył już z kolejnym i doskonale przy tym wyglądał. Popatrzyła, co u Shawna. Czarownik trzymał w obu rękach miecze, a te świeciły! Przypominały magiczny miecz Kylie. Chłopakowi szło nieźle, ale jako że atakowało go aż trzech, na pewno warto było mu pomóc. Della spokojnie podeszła do jednego i klepnęła go w ramię. Gdy się odwrócił z nożem w ręku, kopnęła go w krocze. Skoro zadziałało za pierwszym razem, to czemu miałoby zawieść za drugim? Padł na ziemię, zwinięty w kulkę, jęcząc jak jego przywódca. Della już miała pomóc Shawnowi z pozostałymi dwoma, gdy zauważyła, że jeden z wampirów ucieka z plecakiem z krwią zero minus.
A to było niedopuszczalne. – Wracaj tutaj, tchórzu! – Pognała za nim. Uciekinier był szybki. Na olimpiadzie miałby szansę na medal, ale z odrodzoną nie mógł wygrać. Po niecałych trzydziestu sekundach złapała go za kołnierz. Odwrócił się, celując w nią nożem. Zrobiła unik. Ścisnęła go za nadgarstek i wykręciła tak, że prawie pękła kość. Dopiero wtedy wypuścił broń. A także plecak. I zamachnął się lewą ręką. Tego się nie spodziewała. Trafił ją w podbródek. Zabolało jak cholera, a do tego jeszcze bardziej ją wkurzyło. – Już nie żyjesz! – Della usłyszała wrzask Chase’a, który pędził w ich stronę. – Nie! On jest mój. – Chcąc trochę zmienić taktykę, zacisnęła pięść i walnęła go z całej siły. Padł jak długi na ziemię. Wciąż jeszcze potrząsała ręką, która bolała ją od ciosu, gdy usłyszała krzyk Shawna. Nie wiedziała, czy krzyczał z bólu, czy z wściekłości. Nie miała czasu się nad tym zastanawiać. Wraz z Chase’em natychmiast polecieli do czarownika. Z ramienia blond agenta płynęła krew, stracił też jeden z mieczy. Ale jego zacięta mina mówiła, że w żadnym wypadku się nie poddawał. Poruszał się płynnie, walcząc z ostatnim, najwyższym z wampirów. Della spojrzała na niego. – Pomóc ci? – Nie – syknął przez zaciśnięte zęby i powstrzymał
kolejny atak wampira. – Daję radę! I rzeczywiście. Gdy wampir spojrzał na Dellę i Chase’a, Shawn wytrącił mu broń z ręki. Wyrzutek odwrócił się do ucieczki, ale nagle znieruchomiał. A wręcz zamarzł. Z nosa zwisały mu malutkie sopelki. Della znów spojrzała na czarownika, który stał z wyprostowanym małym palcem. – Czemu nie zrobiłeś tego od razu? – Rozmasowała obolały podbródek. Nie był pęknięty, ale trochę spuchł. – Żeby to zrobić, potrzeba sekundy spokoju. A oni zaatakowali tak nagle. Dużo szybciej wyciągam miecze, niż rzucam klątwy. – Ach – stwierdziła Della, nie bardzo rozumiejąc te magiczne kwestie. – Nieźle. – Chase przyglądał się zamarzniętemu wampirowi. – Nic ci nie jest? – Della wskazała ramię Shawna. – To tylko powierzchowna rana. – Trzymał się dzielnie, ale Della z doświadczenia wiedziała, że musiało go piec jak cholera. – Mam w plecaku trochę elektrycznych kajdanek, jeśli chcecie zacząć ich zakuwać. – Rozejrzał się za plecakiem. – Jeden z wyrzutków próbował go ukraść. Przyniosę go – odezwała się Della, ale kiedy się odwróciła, zobaczyła, że Chase już wraca z plecakiem, a drugą ręką ciągnie nieprzytomnego wampira, którego powaliła.
– To było łatwe – stwierdził Shawn kilka minut później, obserwując, jak Della i Chase zakuwają wszystkie wampiry, poza tym zamarzniętym. – Dobrzy jesteście. Shawn skinął na Dellę, a potem popatrzył na Chase’a. – Burnett ma rację. Musimy cię ukraść Radzie Wampirów. – Dzięki, ale nie, dziękuję – odparł Chase. – Wiesz, że płacimy dwa razy lepiej? – Nic z tego – stwierdził stanowczo Chase. „Czemu nie chce?”, zaczęła się zastanawiać Della, ale uznała, że zajmie się tym później. Westchnęła, czując, jak opada jej adrenalina. Zacisnęła lekko opuchniętą od uderzenia pięść i w tym momencie uświadomiła sobie, że boli ją broda. Zamarznięty wampir wydał jakiś odgłos. Najwyraźniej zaczynał rozmarzać, bo z ust popłynęła mu ślina. Della spojrzała na Shawna i rzuciła mu kajdanki. Chłopak złapał je i zakuł rozmrażającego się wampira. – Tobie też nieźle poszło – powiedziała Della. – Prawdę mówiąc… – Shawn zmusił wampira, by położył się na ziemi obok pozostałych, a potem cofnął się i wyciągnął komórkę. – Miałem zdobyć informacje bez rozróby. Burnett nie będzie zachwycony. – A czy kiedykolwiek był? – prychnął Chase. Podszedł do Delli i ujął ją za podbródek. – Ten idiota nabił ci siniaka. Spojrzał na nieprzytomnego napastnika.
– To nic takiego. – Della odsunęła się od niego. – Już po wszystkim – za nimi rozległ się głos Shawna. – Tak, nic jej nie jest. Della przewróciła oczami, wiedząc, że Burnett zapytał najpierw o nią, zupełnie jakby nie potrafiła o siebie zadbać. To było upokarzające! – Mówiłem, że jest nadopiekuńczy – wyszeptał Chase i znów próbował dotknąć jej brody. – A ty co? – Uderzyła go w rękę. – Wszystko w porządku – powiedział Shawn trochę głośniej, jakby chciał ich ostrzec, że Burnett może ich usłyszeć. Della i Chase spojrzeli na niego. Wampirzyca przechyliła głowę, by usłyszeć głos po drugiej stronie słuchawki. – A pozostali? – rozległ się głos Burnetta. – Wszyscy cali. – Shawn spojrzał na swoje krwawiące ramię. – Co się stało? – Burnett usłyszał w jego głosie kłamstwo. – Jestem draśnięty, ale to nic poważnego. Burnett jęknął. – Mamy coś? – No, nie poszło zgodnie z planem. Potrzebujemy radiowozu. Burnett znów jęknął. – Ilu? – Ośmiu. – Shawn odszedł na tyle daleko, że Della nie
słyszała już Burnetta. – Naprawdę nic ci nie jest? – zapytał Dellę Chase i sięgnął po rękę, którą przywaliła wyrzutkowi. – Przestań – warknęła Della. – Hej? – Shawn spojrzał przez ramię. – Są żywi, tak? Chase popatrzył na leżące rzędem na ziemi wampiry. – Owszem, ale możemy to zmienić. – Zmierzył wściekłym wzrokiem wampira, który ją uderzył. * * *
Della i Chase pojechali za samochodem przewożącym więźniów do biura JBF. Burnett czekał na nich przy wejściu. Podszedł do Delli i uniósł jej podbródek. – To tylko siniak! – fuknęła. – Który to zrobił? – zapytał z wściekłością. – A co to ma za znaczenie? – Ten w brązowej koszulce – powiedział Chase. Della rzuciła mu ponure spojrzenie, a potem zwróciła się do Burnetta: – Dlaczego Shawn, który dostał cios nożem, przeszedł tędy bez problemów, a ty się z nim tak nie cackałeś? Burnett się skrzywił. – Ponieważ moja córka nie nosi jego imienia. Poza tym właśnie opatruje go lekarz. A teraz mów, czy jeszcze coś cię boli? – Nie, nic mi nie jest. – Pięść – odezwał się Chase. – Jednego uderzyła tak,
że stracił przytomność. Nieźle to wyglądało. – Nic mi nie jest! – warknęła Della. Dopiero wtedy Burnett spojrzał na Chase’a. – A ty? – Nawet sińca. – Chwalipięta! – prychnęła Della. Burnett rzucił okiem w stronę drzwi. – Możesz dopilnować, by Della wróciła do Wodospadów Cienia? Przejmujemy sprawę. – Nie! – zawołali jednocześnie Della i Chase. Della uniosła posiniaczony podbródek. – Ja… my chcemy wiedzieć, czy oni powiedzą coś o Liamie. Burnett spochmurniał, ale z jego miny wynikało, że nie zamierza się kłócić. Odwrócił się i spojrzał na agenta siedzącego przy biurku. – Zabierz ich do szóstki, żeby mogli obserwować przesłuchanie. Chase podszedł do Burnetta. Della zauważyła, że Burnett jest od niego ledwie o dwa centymetry wyższy. – To ja powinienem ich przesłuchać – powiedział. – Przykro mi. – Burnett zmarszczył brwi. – Jak się u nas zatrudnisz, to będziesz prowadził przesłuchania. Tymczasem możesz robić tylko to, co ci każę. Oczy Chase’a zalśniły lekko, ale nic nie powiedział. Mając w pamięci negatywną reakcję Chase'a na sugestię Shawna, by przeszedł do JBF, Della znów zaczęła się zastanawiać nad jego pracą dla Rady Wampirów. Czemu
dla nich pracował? Jak tam trafił? Czy był jakiś konkretny powód, dla którego był tak oddany swojemu pracodawcy? Drugi agent, wilkołak, podszedł i skinął, by poszli za nim. Della przypomniała sobie w tym momencie o zapachu wilkołaka w restauracji. Agent otworzył drzwi na końcu ponurego szarego korytarza. – Będą ich wprowadzać pojedynczo, zaczną za jakieś trzy minuty. Będziecie ich widzieć i słyszeć, ale oni was nie. – Wilkołak wskazał szklaną ścianę. Nie musiał im tego tłumaczyć. Chase i Della już kiedyś tu byli. – Przesłuchanie poprowadzi Burnett. Kiedy zostali sami, Della z ciekawością spojrzała na Chase’a. – Czemu jesteś tak oddany Radzie Wampirów? – O co ci chodzi? – Wydajesz się wobec nich bardzo lojalny. Chase się spiął. – Oni nie są bandą wyrzutków, jak ci to sugerowano. Może i nie zgadzamy się ze wszystkim w polityce JBF, ale… – Tego nie powiedziałam. Po prostu pytam, skąd ta lojalność. Wyglądał na zaniepokojonego jej pytaniem. – Dziwne, że akurat ty o to pytasz, a zarazem bronisz Burnetta, mimo że nie cierpisz, gdy cię niańczy.
To, że zamiast odpowiedzieć wprost, zaatakował ją, tylko pogłębiło jej ciekawość. Czyżby coś ukrywał? – Wcale nie takie dziwne – odparła Della. – Właśnie dlatego jestem ciekawa. Jestem lojalna wobec Burnetta, bo… – Zamilkła na chwilę, jakby powiedzenie tego na głos wiele ją kosztowało. – Jest kimś więcej niż tylko szczeblem mojej kariery, jest rodziną. A ty jak się wytłumaczysz? Nie odpowiedział od razu. Czy zastanawiał się, jak skłamać, czy raczej… – Lubię swoją pracę. I wolność, jaką daje mi rada. Wiesz przecież, że uważam tę jego nadopiekuńczość za głupotę. – Tak, ale Burnett zachowuje się w ten sposób tylko wobec mnie. Mówimy o pracy dla JBF, a nie dla Burnetta. – To prawda, ale mam wrażenie, że on ma tu dużo do powiedzenia. A pozostali są tacy sami. Della nie mogła się z tym zgodzić. Nikt nie przejmował się tak jak Burnett i chociaż nie cierpiała jego niańczenia, to jej też na nim zależało. Jednak mimo wszystko rozumiała pobudki Chase’a. – Jak to się stało, że zacząłeś pracować dla Rady Wampirów? Młody wampir zapatrzył się w pokój przesłuchań. – Odkryli, że jestem odrodzony. I odnaleźli mnie. Z przyzwyczajenia słuchała jego serca. Nie zabiło mocniej, ale pamiętała, że potrafił to kontrolować. Jej
podejrzenia wzrosły. Czyżby się odwrócił, by nie mogła dostrzec oznak kłamstwa. Już miała go o to oskarżyć, gdy usłyszała, jak jeden z agentów, wampir, który pomagał w transportowaniu więźniów, wprowadził do pokoju wyrzutka i kazał mu usiąść na krześle. Kilka sekund później do sali wszedł Burnett i usiadł po drugiej stronie stołu, naprzeciwko skutego wampira. Otworzył teczkę i zaczął przeglądać papiery. Nie wyglądał na brutalnego, ale jak to zwykle w przypadku Burnetta, sama jego obecność sprawiała, że każdy czuł się trochę zastraszony. Nie odzywał się. Nie podnosił wzroku. Mimo dzielącej ich szyby Della czuła wzrastające napięcie. W końcu młody wampir nie wytrzymał. – Nie chcieliśmy ich skrzywdzić. Chcieliśmy tylko zdobyć krew. – Ciekawe, bo moim zdaniem to wcale tak nie wyglądało, co? – zwrócił się Chase do Delli. – Nie – przyznała. Burnett powoli zaczął podnosić głowę. – Powiedz to agentowi, który został raniony nożem, i tej, która dostała w szczękę. – Hej, ta dziewczyna kopnęła mnie w jaja. – Masz szczęście, że nie wyrwała ci ich, żeby pograć w ping-ponga. Chase zachichotał. – Burnett dobrze cię zna.
Della wzruszyła ramionami i nie odpowiedziała, zbyt zajęta śledzeniem sytuacji w sali obok. Miała nadzieję, że czegoś się dowie. Burnett odchylił się na krześle i złożył ramiona na piersi, a chłopak po drugiej stronie biurka jakby zmalał. Czyżby to było świadome działanie starszego wampira? W końcu Burnett znów spojrzał w papiery i odezwał się. – Zwykle nie jest zbyt łagodna dla idiotów, którzy nastają na jej życie. – Mówiłem, że nie… – Jason Von, prawda? Chłopak nie odpowiedział, więc Burnett, któremu oczy zalśniły, nachylił się do niego. – Czy tak się nazywasz? – Tak – odparł Jason. Burnett skinął głową. – Posłuchaj, Jasonie, nie będę owijał w bawełnę. Całej ósemce zostaną postawione zarzuty kradzieży, a dwóm jeszcze rozboju. Nasze więzienia są przepełnione. Zostały dwa miejsca w Burton. Może nie jest to bułka z masłem, ale za to Parkrow, nasze drugie więzienie, jest naprawdę ciężkie. Tylko pięćdziesiąt procent tych, którzy do niego trafiają, wychodzi na wolność. A dwadzieścia pięć procent z nich ostatecznie popełnia samobójstwo. Pierwszych dwóch bez oskarżenia o rozbój, którzy powiedzą nam to, co chcemy wiedzieć, trafi do Burton.
Wyciągnął z teczki zdjęcie i położył je przed złoczyńcą, który nagle wydał się zbyt młody jak na takie problemy. – To co, będziesz szczęściarzem, który trafi do Burton? – Burnett puknął w zdjęcie palcem wskazującym. – Potrzebuję informacji na temat tego dzieciaka. – Spojrzał wyrzutkowi prosto w oczy. – Znasz go? Widziałeś go wcześniej? Wiem, że kręcił się po waszym terenie. Wampir, który pewnie był w wieku Delli, spojrzał na fotografię. Oczy mu się rozszerzyły, jakby rozpoznał, kogo przedstawia. Della zauważyła w tych oczach coś jeszcze. Strach. – On się boi – powiedziała. – I słusznie – odparł Chase. – Widziałem Parkrow. Równie dobrze można trafić do piekła. – Nie – odparła Della. – Przestraszył się, gdy spojrzał na zdjęcie. On coś wie i boi się powiedzieć. Chłopak znów skierował wzrok na Burnetta. – Ja… – Burton czy Parkrow? – zapytał agent. – Ja… em… – zaczął się jąkać. – Dobra – stwierdził Burnett. – W takim razie Parkrow. Wstał. – Nie – jęknęła Della. – On coś wie. Tak, wie. Odnajdź Natashę. To odezwał się głos w głowie Delli. Popatrzyła na
Chase’a, by sprawdzić, czy on też to usłyszał, ale chyba nie. Della, wciąż wstrząśnięta tym, co usłyszała, znów poczuła zapach wilkołaka. Rozejrzała się, czy przypadkiem jakiś nie wszedł do pokoju, ale nie. Pociągnęła nosem, myśląc, że może się pomyliła, ale nadal to czuła. I był to znajomy zapach. Ten sam, który czuła w restauracji. – Czujesz to? – zapytała Chase’a. Spojrzał na nią zaskoczony, po czym uniósł głowę i wziął wdech. – Co takiego? Cholera! Duch próbował jej coś powiedzieć, ale co? Znów spojrzała na przestraszonego przesłuchiwanego. – Nic nie wiem – stwierdził. Della zauważyła, że drgnęła mu lewa brew. Tak samo jak u Chase’a, gdy kłamał. Burnett zatrzymał się przy drzwiach. – Będziesz tego żałował. On kłamie, odezwał się znowu duch. Burnett nacisnął klamkę. – Nie! – Nie mogąc się pohamować, Della podeszła do lustra weneckiego i uniosła pięść. – Nie! – Chase rzucił się, by ją powstrzymać. Za późno. Zdążyła już uderzyć w szkło. Burnett i więzień spojrzeli na szklaną ścianę. Chłopak wydawał się zaskoczony, za to Burnett aż kipiał ze złości. Wypadł z pokoju, na pewno po to, by zmyć
głowę temu, kto śmiał zapukać, ale jej to nie przeszkadzało. Musiała go zobaczyć. Ruszyła w stronę drzwi, gdy te otworzyły się i uderzyły w ścianę z takim hukiem, że z sufitu posypał się tynk. – Co ty, do cholery, robisz? – ryknął Burnett. – Nie wolno przeszkadzać w przesłuchaniu!
Rozdział 27
Chase podszedł do Delli, zupełnie jakby się bał, że Burnett ją uderzy. Della wiedziała, że nic jej nie grozi. Nie bała się Burnetta. Obawiała się, że może go zawieść albo że on odkryje jej słabe punkty, ale nigdy się nie bała, że ją skrzywdzi. – Przepraszam, ale on coś wie – warknęła Della. Burnett jeszcze bardziej zmarszczył brwi. – Wiem, że on coś wie! – Wyrzucił ręce w powietrze. – I właśnie miał mi powiedzieć, co wie! – Nieprawda. Zamierzał kręcić, bo się boi. – Nie, powie mi prawdę, bo się boi! – odparł Burnett. Della potrząsnęła głową. – Zapytaj go o wilkołaka. – Jakiego wilkołaka? – Em… nie wiem. Ale jeśli zapytasz… Czekaj, ja go zapytam. Będę udawać, że wiem coś więcej, i wyciągnę z niego prawdę. – Co? – syknął Burnett, a kiedy nie odpowiedziała, spojrzał na Chase’a. – O czym ona mówi, do cholery? Chase wydawał się zaskoczony, ale kiedy spojrzał
w oczy Delli, prawie się uśmiechnął. – Nie mam pojęcia, ale założę się o własną rękę, że ona coś wie. Jeśli masz trochę rozumu, to jej zaufasz. Burnett znów spojrzał na wampirzycę. – Ufam jej. Ale potrzebuję wyjaśnień. Della spełniła jego życzenie. Jednym słowem. – Duch. * * *
Wampirzyca stała pod drzwiami, zbierając się na odwagę. Sama się o to prosiła, więc musiała dać sobie radę. Chociaż miała wampirzą temperaturę, to poczuła, jak na czoło występują jej kropelki potu. Zdenerwowanie i tyle. A jeśli się myliła? Jeśli tylko jej się wydawało, że czuła wilkołaka? I ten chłopak nic nie wiedział? A ona zawiedzie? Burnett i Chase obserwowali ją przez lustro weneckie. Kurde! Co ją podkusiło, żeby to zrobić? Odnajdź Natashę. Och, właśnie, to. Ten głos. Duch. Della zebrała się w sobie, by nie okazywać strachu, i myśląc o tym, że od niej zależy życie Natashy i Liama, otworzyła drzwi. Pamiętając o tym, jak osobowość Burnetta wypełniała pokój, weszła do środka. Rozmyślnie nie patrzyła na więźnia.
– Ciebie przysłali? – odezwał się kpiąco. Skrzyżowała ramiona na piersi i w końcu na niego spojrzała. – Chodziło o to, co wiem. – A co wiesz? – zapytał, a w jego brązowych oczach nie było już widać strachu. Przełknęła gulę wątpliwości. Zastanawiała się, czy nie złapać więźnia i nie rzucić nim o ścianę, ale to pewnie nie spodobałoby się Burnettowi. – Zabrakło ci języka w gębie? – zapytał, prawie się uśmiechając. Porażka zbliżała się wielkimi krokami, ale Della nie zamierzała poddać się bez walki. Ze zgrzytem przyciągnęła krzesło i usiadła naprzeciwko młodego wampira. – Wiem, że zamierzałeś naściemniać agentowi. – Och, naprawdę? – Uśmiechnął się złośliwie. Miała ochotę mu przyłożyć. – Tak. Nie zamierzałeś mówić mu o wilkołakach. Spojrzenie więźnia powiedziało jej, że ta bitwa zakończy się jej zwycięstwem. – Nie rozumiesz… – Zamilkł na chwilę. – Kurde! – dodał. – Podaj nazwiska, a umieścimy cię w lepszym więzieniu. Jakby skulił się w sobie. – Chyba wolę zaryzykować to gorsze. – Naprawdę? – Nachyliła się, tak by się poczuł
nieswojo. – Bo z tego, co wiem, to połowa osadzonych w Parkrow to wilkołaki. I to z gangów – dodała, mając szczerą nadzieję, że wilkołaki, których bał się chłopak, były zrzeszone w gangu. – Chyba się domyślasz, że zdobędziemy informacje, a oni uznają, że to ty ich wsypałeś. Wampir poderwał się na równe nogi, zakutymi w kajdanki rękoma złapał krzesło i rzucił nim o ścianę. Upadło na podłogę kilkanaście centymetrów od miejsca, w którym stała Della. To nie był atak na nią, raczej wyładowanie złości. Della uniosła rękę do ściany, za którą kryli się Burnett i Chase. Nie chciała, aby interweniowali. Rozzłoszczenie wyrzutka było częścią planu. Podeszła bliżej, podniosła krzesło i znów postawiła je przy stole. – Siadaj! – nakazała, a gdy spojrzała mu w oczy, ponownie zwróciła uwagę na to, jaki był młody. Jego wiek nie był usprawiedliwieniem, ale znów pomyślała o tym, jak wiele miała szczęścia, że jej cioteczny brat pomógł jej podczas przemiany, a Wodospady Cienia dopilnowały, by nie zaczęła broić. Czy ten chłopak miał kogokolwiek? Nie odpowiedział od razu, postanowiła więc zastosować inną metodę. – Posłuchaj. Wiem, że jesteś wkurzony. I pewnie przestraszony. Ale jeśli powiesz nam, co chcemy wiedzieć, to JBF dopilnuje, byś pozostał żywy na tyle
długo, by zrobić ze swoim życiem coś sensownego. Wampir opadł na krzesło. Jego duma ucierpiała, był zdesperowany. Znała to uczucie. – Ja… nie wiem za wiele. Widziałem tego chłopaka z grupką wilkołaków. Chyba ma na imię Liam. Marco chciał go do nas zwerbować, ale szybko się wycofał, kiedy go z nimi zobaczył. Powiedział, że te wilkołaki to złe towarzystwo, łapią nowo przemienionych. I że nie warto o niego walczyć. – Jak się nazywa ich gang? – zapytała Della. Kiedy nie odpowiedział, uderzyła ręką w stół. – Nie wiem. Nie powiedział, jak się nazywa ten gang. Nie jestem nawet pewien, czy to jest gang. – Zamilkł na chwilę. – Ale podał nazwisko jednego z wilkołaków. Damian Baker albo Bryan. Coś na B. Nic więcej nie wiem. Della mu wierzyła. Już miała wyjść, ale przypomniała sobie, że w restauracji wyczuła znajomy zapach. – Czy ten Damian albo jego kumple siadują w Burgerach Blacka? – zapytała. – Nie wiem. Możliwe. – Jak wyglądają? – Jak wszystkie wilki. Brudne psy. Nagle zaczęło ssać ją w dołku. Przeszywający ból z głodu, a ona wiedziała, że pochodzi od Natashy. – Potrzebuję czegoś więcej! – powiedziała, a ssanie w żołądku mówiło jej, że będzie potrzebowała tego szybko, jeśli ma znaleźć Natashę i Liama przy życiu.
* * *
Burnett przesłuchał pozostałych więźniów, korzystając z informacji, jakie Della wyciągnęła z Jasona Vona. Zdobył więcej danych. Wampir, który porwał Liama, nazywał się Damian Bond. Burnett zamierzał poszukać go w bazie komputerowej JBF. Zanim wyszli z biura JBF, Burnett odwołał ją na bok i powiedział, że doskonale sobie poradziła z przesłuchaniem. Niestety, świadomość, że Natasha i Liam mają coraz mniej czasu, sprawiła, że nie potrafiła należycie cieszyć się komplementem. Chociaż Burnett kazał im wracać prosto do domu, zahaczyli najpierw o Burgery Bla. Zbliżała się pierwsza w nocy, lokal, jak większość tego typu miejsc, był zamknięty, a oni siedzieli w samochodzie z otwartym dachem. W okolicy nie wyczuli żadnego wilkołaka. Było cicho. Odsunęli trochę fotele i w ciszy nocy obserwowali gwiazdy. – Widzę mały wóz – powiedział Chase. – Tak, właśnie go zauważyłam. – Moja mama lubiła obserwować gwiazdy – stwierdził. – Czasami wynosiła na dwór śpiwory i leżeliśmy nocą, patrząc w niebo. – To miłe. – Della popatrzyła na niego. – Nadal za nimi tęsknisz? – Tak, ale już nie tak bardzo, jak kiedyś. Po kolejnych dziesięciu minutach Della uznała, że nie
mogą za bardzo wkurzyć Burnetta, i zaproponowała powrót. Gdy Chase zatrzymał się na parkingu Wodospadów Cienia, złapała pamiętnik, rzuciła krótko „do zobaczenia” i wyskoczyła z samochodu, nie otworzywszy nawet drzwi. Miała dziwne wrażenie, że gdyby szybko nie wysiadła, próbowałby ją pocałować. Odchodząc od samochodu, czuła na sobie wzrok Chase’a. – Do jutra – zawołał, wysiadając z auta. Nie odwróciła się, ale jakaś jej część czuła, że odchodzi od czegoś ważnego. Ta część chciała, by się odwróciła i przytuliła do Chase’a, i poprosiła, by ją zapewnił, że znajdą Natashę i Liama. – Będę tęsknił – krzyknął za nią, gdy przechodziła przez bramę. „Ja też”, pomyślała, ale nie powiedziała tego głośno. A potem przypomniała sobie o czymś i odwróciła się. Zanim się odezwała, nastawiła uszu, by sprawdzić, czy nikogo nie ma w pobliżu, ale nie. – Zajmij się umówieniem mojego spotkania z radą. Patrzyła, jak jej macha i wsiada do samochodu. A potem obserwowała, jak światła znikają za zakrętem. To zabawne, jak jej prośba przyspieszyła jego odwrót, chociaż wcześniej wcale nie miał ochoty jechać. Czy był po temu jakiś istotny powód?
Rozdział 28
Zbliżała się druga nad ranem, gdy Della weszła do swojej sypialni. W domku było cicho. Słychać było tylko oddechy śpiących w swoich pokojach Mirandy i Kylie. Della przebrała się w piżamę, wsunęła do łóżka i przytuliła poduszkę. Miała gonitwę myśli i nie mogła zasnąć. Dziwny chłód sprawił, że przestała myśleć o Chasie i skupiła się na… Rozejrzała się po pokoju, szukając ducha. Nic nie widziała, ale to nie znaczyło, że go tam nie było. – Jesteś moją ciotką? – Jej słowa jakby zawisły w powietrzu w postaci obłoczka pary. Della podciągnęła kołdrę pod szyję i wtedy zauważyła leżący obok pamiętnik. Odszukała miejsce, w którym skończyła czytać. Przy niektórych datach nie było roku, ale domyślała się, że zapiski pochodziły sprzed kilku lat, gdy Natasha była jeszcze w liceum. Chcąc ustalić, czy znajdzie tam coś na temat przemiany, otworzyła pamiętnik na ostatniej zapisanej stronie. Były tam tylko słowa „żegnaj pamiętniku”, ale
u góry widniała data: trzynasty października poprzedniego roku. A to oznaczało, że czytanie go nic nie da i jest tylko naruszeniem prywatności dziewczyny. Nudnej prywatności, ale mimo wszystko. Zamknęła pamiętnik i już miała go odłożyć, gdy nagle się otworzył. Rozejrzała się wokół. Wciąż czując chłód, zamknęła zeszyt z powrotem. Gdy otworzył się i tym razem, wampirzyca zyskała pewność, że powinna to przeczytać. Tak jak wtedy, przy trumnie Chana, gdy odnalazła zdjęcie. „Dobra. Ale jak to ma jej pomóc? To tylko zwykła codzienność”. Della określała ją jako nudną, ale w głębi serca uważała, że jest całkiem przyjemna. To musiało być miłe, gdy twoim największym problemem był fakt, że chłopak, który ci się podobał, nie wiedział o twoim istnieniu. Kiedyś prowadziła takie życie. I Natasha również. I jej życie też się kompletnie schrzaniło. Della spojrzała na stronę opisaną datą dziesiąty stycznia. Zaczęła czytać. Mama zawołała mnie dziś do swojego pokoju. Wiedziałam, co chce mi powiedzieć. Czułam, że to nastąpi. Wyjdzie za mąż za Toma.
Della westchnęła. A więc życie Natashy też nie było idealne. Przypomniała sobie zdjęcie mężczyzny o azjatyckich rysach, które widziała na stoliku nocnym Natashy. To musiał być jej prawdziwy tata. Czy umarł,
czy też jej rodzice się rozwiedli? A potem przypomniała sobie mężczyznę, który obserwował okno. To musiał być Tom. Wróciła do lektury. Zrobiłam to, co trzeba. Powiedziałam, że się cieszę. Ale było ciężko. Ciężko mi też ze świadomością, jaka jestem egoistyczna. Chcę jej dla siebie. Nie chcę się nią dzielić. Ale przecież nie będę tu mieszkać do końca życia. Za niecały rok kończę szkołę. A potem mama zostanie sama. Nie zasługuje na to. Nie chodzi o to, że nie lubię Toma. No, może nie tyle lubię, ale nie czuję do niego niechęci. I nie uważam, żeby był zły. Wiem, że kocha mamę. I jest dla mnie miły. Ale to nie mój tata. A mam wrażenie, że chciałby przejąć jego rolę. Nie chcę, żeby Tom był moim tatą. A kiedy jest blisko, przypomina mi o tym, którego straciłam. To przedziwne, że można za kimś tęsknić po tylu latach. Tęsknię za nim jak szalona, ale czas sprawia, że się zapomina. Na przykład jego głos. Kiedyś myślałam, że będę go pamiętać zawsze. To, jak nazywał mnie swoją gwiazdeczką – ale to zniknęło. Minęło już siedem lat od jego śmierci. Mimo to prawie każdego wieczoru patrzę na jego zdjęcie i próbuję go w sobie odnaleźć. Jestem trochę podobna, ale nie dość. Żałuję, że nie mam jego nosa.
Della zapatrzyła się na kartkę, myśląc, jak wiele miała wspólnego z Natashą. Ileż to razy patrzyła w lustro i żałowała, że nie wygląda bardziej jak ojciec, jak jego rodzina i kultura, z której jest taki dumny. Może po prostu mieszane pochodzenie tak wpływa na człowieka – czuje, że nie należy ani do jednej, ani do drugiej grupy. Della czytała dalej, ale zapiski znów skupiły się na
drobiazgach. Kłótni z Tomem, wyborze sukienki na studniówkę. Przeczytała to wszystko i zbliżała się do ostatnich stron. Jeden z końcowych wpisów był dłuższy niż pozostałe. Za tydzień skończę osiemnaście lat. Mama zapytała dziś, co bym chciała dostać na urodziny. Wiedziałam, że zapyta. Zawsze tak robi. To dlatego, że chce podarować coś, co naprawdę pragnie się dostać, a nie coś, co jej się spodoba. Ale w tym roku spojrzałam jej prosto w oczy i postanowiłam nie kłamać. Powiedziałam, że chcę usłyszeć prawdę. Jej mina sprawiła, że prawie się rozpłakałam. Przypominała mi tę, którą miała, gdy przyjechała policja i powiedziała jej, że mój ojciec zginął w eksplozji w fabryce. Myślę, że się boi, że mnie straci. Nie straci mnie, ale rozzłoszczę się, jeśli to, co mi się wydaje, będzie prawdą. Powinna była powiedzieć mi to lata temu.
Della z ciekawością przekręciła kartkę, ale nie było nic więcej na ten temat. O czym mówiła Natasha? O jakie kłamstwo chodziło? Zamknęła pamiętnik. Rozumiała, co czuła Natasha, bo ją też bolały kłamstwa ojca. Odłożyła pamiętnik na stolik nocny i patrzyła, jak przeleciał przez pokój i uderzył o ścianę. W pomieszczeniu zrobiło się jeszcze zimniej. – Czemu jesteś niezadowolona? – Della rozejrzała się i zobaczyła, jak z sufitu spadają kryształki lodu. W jej sypialni padał śnieg! – Dość tego zimna! – Usiadła. – Czemu po prostu nie porozmawiasz? Powiedz, gdzie jest Natasha, a ja ją uratuję. Powiedz, jaki jest między wami związek.
Słowa Delli znów przybrały formę obłoczków pary. Unosiły się kilkanaście centymetrów od jej ust. – Powiedz… Powiedz, kto cię zabił. Ale przysięgam, że jeśli powiesz, że to mój tata, to będę wiedziała, że kłamiesz. Della wstrzymała oddech. Pomyślała o tym, jak razem z ojcem spędzali czas w jego gabinecie. Jak się razem śmiali. Jak bardzo ją kochał. W odróżnieniu od ojca Natashy jej ojciec wciąż żył, ale i tak za nim tęskniła. – Odezwij się! – zawołała. Nie było odpowiedzi. To ją wkurzyło. – Dobra! Jak nie chcesz gadać, to zabieraj stąd swój lodowaty tyłek. Rozległy się kroki. Drzwi do sypialni Delli otworzyły się i stanęła w nich Kylie. – Wszystko w porządku? – Nie mam cierpliwości do duchów – odezwała się ponuro Della, strząsając z twarzy śnieg. – Chcesz, żebym spała z tobą? – Nie boję się, jestem tylko wkurzona. – Serce podskoczyło jej dziwnie. Jeśli Kylie była teraz wampirem, to na pewno to usłyszała. Della tego nie sprawdzała. Była zbyt zmęczona, by unieść głowę. Kylie wsunęła się do łóżka obok niej. Mimo zmęczenia Della opowiedziała przyjaciółce o wydarzeniach dnia. Począwszy od wizji w szafie i tego, że Chase ukradł pamiętnik, poprzez walkę w parku, a skończywszy na jej niepokoju, że Natashy
i Liamowi kończy się czas. – Nie możesz zrobić wszystkiego – powiedziała Kylie, ale w jej głosie Della usłyszała, że podobnie jak Holiday, kameleonka nadal miała wątpliwości, czy Natasha i Liam jeszcze żyją. Della nie przestawała wierzyć. W końcu temperatura w pokoju wróciła do normy. Mając obrońcę u boku, Della podciągnęła kołdrę pod brodę – nie po to, by skryć się przed chłodem, ale żeby uciec od myśli o morderstwach, duchach i dwójce ludzi, którym kończył się czas. Della już zasypiała, gdy Kylie zadała jeszcze jedno pytanie: – Zrobiłaś to, co powiedziała ci Miranda? – Co? – mruknęła wampirzyca. – Czy otworzyłaś swoje serce na tyle, by sprawdzić, czy Chase jest księciem, czy żabą? – Myślę, że jest jednym i drugim – odparła Della, przypominając sobie, jak się czuła, gdy ocknęła się po wizji z jego rękami na piersiach. Nagle zrobiło jej się gorąco i pożałowała, że duch ze śniegiem już odszedł. * * *
W środę rano Dellę obudził dzwonek telefonu. Usiadła i przypomniała sobie, że słyszała, jak Kylie wstawała i szykowała się z Mirandą do szkoły. Wyjrzała za okno i stwierdziła, że świeci słońce. – Cholera! – Najwyraźniej znów zaspała.
Jeśli będzie tak zasypiać i opuszczać szkołę, to Burnett nie pozwoli jej tyle pracować. Sięgnęła po komórkę. Serce jej podskoczyło na myśl, że to może być Steve. Spojrzała na numer, zamknęła oczy i opadła z powrotem na poduszkę, ganiąc się, że w ogóle pomyślała o Stevie. A potem z niechęcią odebrała. – Czego chcesz. – Dzień dobry, słoneczko. – Idź do diabła. Chase się roześmiał. Jego śmiech był niczym ciepły uścisk. Cholera! Wtedy przypomniała sobie, co powiedziała Kylie. Był księciem i żabą. Usłyszała, jak się porusza, zupełnie, jakby sam też był w łóżku. – Wiesz, jedyne, co byłoby lepsze, niż słuchanie twojego zaspanego głosu o poranku, to obudzenie się przy twoim boku. Twoje potargane włosy, słońce wpadające przez okno i rozświetlające twoją delikatną skórę. Założę się, że jesteś niesamowicie seksowna. Przeczesała ręką włosy i spojrzała na siebie – była w piżamie w smerfy. – Przegrałbyś zakład. – Nie mów. Masz na sobie piżamę w smerfy, prawda? Przygryzła wargę, by mu nie powiedzieć, że ma się wynieść do diabła. Pohamowała się nie dlatego, iż się nie wkurzyła, ale dlatego, że wtedy by wiedział, że miał rację.
– Masz też pasującą bieliznę? – zapytał, wyraźnie się z nią drażniąc. – Naprawdę jesteś majtkowym zbokiem! – zawołała. – Czym? – Majtkowym zboczeńcem! Roześmiał się. – Nie, tylko Dellowym zbokiem – odezwał się szczerze. – Wszystko w porządku? – Oczywiście, a co? – Zaspałaś. Nie mogłaś zasnąć, bo myślałaś o mnie? Już zamierzała krzyknąć, że nie, ale to byłoby kłamstwo. – Odwiedził mnie duch. – Powiedziała prawdę, nie odpowiadając przy tym na jego pytanie. – A ty jak się wytłumaczysz? Czy myślał o niej? Nie, nie chciała tego wiedzieć. – Z czego mam się tłumaczyć? Nie wiedziała, jak ominąć to pytanie. – Mam wrażenie, że też jeszcze jesteś w łóżku. Czy to nie materac jęknął? – Owszem. Chcesz wiedzieć, co mam na sobie? – Nie! – Ale wyobraziła to sobie. Zarumieniła się na wspomnienie tego, jak w szafie głaskała jego pupę. – Prawie do czwartej pracowałem nad sprawą. – Zamilkł na chwilę. – I może myślałem o tobie. Usłyszała, jak znów przekręcił się na drugi bok. Zamknęła oczy. Nie wiedziała, co odpowiedzieć, więc nabrała wody w usta.
– Co powiedziała? – zapytał. – Kto? – odparła, zgubiwszy wątek. – Zjawa. Dobrze, musiała zmienić temat. – W tym rzecz, że nic. Sprawiła tylko, że zaczął padać śnieg. – Śnieg? – Tak, w mojej sypialni! Zamyślił się. – Wiesz, kim ona jest? – Nie jestem pewna – odpowiedziała Della. – A jak sądzisz? – zapytał. Może ten temat nie był jednak taki dobry. – Która godzina? – zapytała, licząc, że odwróci jego uwagę. – Wpół do dziewiątej. – Jak się pospieszę, to jeszcze zdążę na pierwszą lekcję. Muszę lecieć. – Więc nie chcesz wiedzieć, co odkryłem na temat Damiana Bonda? O kurde, oczywiście, że chciała wiedzieć! – Co odkryłeś? – Usiadła na łóżku.
Rozdział 29
T o kim jest ten duch? – zapytał Chase, jakby zamierzał się z nią podzielić informacjami tylko pod warunkiem, że ona powie pierwsza. – Nie jestem pewna – stwierdziła szczerze Della. – A jak sądzisz? – Przecież sam mówiłeś, że to mój duch? – odparła. – A ty, że przypadła nam wspólna opieka – odparł sfrustrowany. – Jeśli to pomoże nam odnaleźć… – Gdyby to nam miało pomóc, to bym ci powiedziała, ale teraz jestem tylko zagubiona. Więc daruj sobie i powiedz, czego się dowiedziałeś o Damianie Bondzie. Przez kilka chwil trzymał ją w niepewności, aż w końcu się odezwał. – Najważniejsze jest to, że jest teraz w Kalifornii i był tam przez ostatnie trzy dni. To nie jego wyczułaś wczoraj wieczorem. – Skąd… Skąd to wiesz? – Nie tylko JBF ma bazy danych. Rada Wampirów się tym zajęła. Odezwali się do mnie, jak wracałem do domu. Mają go pod obserwacją. Swego czasu był
w gangu, który atakował wampiry. Podobno odszedł stamtąd, ale mamy jego adres. Odwiedziłem jego mieszkanie. Jego dziewczyna powiedziała, że wyjechał do Los Angeles. Pracuje tam jako kaskader w jakimś filmie, ale w piątek wieczorem wraca do domu. Co powiesz na to, by spotkać się z nim na lotnisku? Della zastanawiała się intensywnie. – Pewnie. – Czuła się zawiedziona, że to nie Damiana wywąchała w Burgerach Bla. Zwłaszcza że to właśnie ten zapach podpowiedział jej duch podczas przesłuchania. Jaki to miało związek? Westchnęła i spojrzała na swoje nagie stopy. – Powiedziałeś już o tym Burnettowi? – Jeszcze nie. Uznałem, że najpierw poinformuję o tym moją partnerkę. Coś w sposobie, w jaki powiedział „partnerka”, sprawiło, że żołądek jej podskoczył. I to w przyjemny sposób. Jakby była częścią czegoś… Albo kimś, kto ma znaczenie. Odgarnęła włosy z twarzy i spojrzała na drzwi sypialni, słysząc kroki na ganku. Wystarczyło pociągnięcie nosem i już wiedziała, że to czarownica. – Nadchodzi Miranda – odezwała się do telefonu. – Muszę lecieć. Zadzwoń do Burnetta i powiedz mu o tym. Jeśli tego nie zrobisz, to się wkurzy. – A to nie jest jego naturalny stan? – Po prostu zrób to. – Rozłączyła się w chwili, gdy drzwi do jej pokoju otworzyły się i do środka wpadła
Miranda. – Co się stało? – zapytała Della. Czarownica odetchnęła głęboko, jakby przed chwilą biegła. – Kylie powiedziała, że Shawn został ugodzony nożem – rzekła spanikowana. – Nic mu nie jest? Wciąż trzymała w ręku widelec, jakby dowiedziała się o tym przy śniadaniu i zapomniała go odłożyć. Della podjęła szybką decyzję, by odrobinę naciągnąć prawdę. No bo jeśli Kylie mogła się bawić w swatkę, to może i jej by się udało. – No nie wiem. Dostał porządnie. Mam jego numer. Powinnaś zadzwonić i sprawdzić, jak się czuje. Shawnowi tak naprawdę nic nie było. Wystarczyło kilka szwów i był jak nowy. Dał swój numer Delli i Chase’owi na wypadek, gdyby dowiedzieli się czegoś o wilkołaku. Miał im podobno dalej pomagać w śledztwie. Miranda zmarszczyła brwi. – Czemu miałabym do niego dzwonić? – Hm, zastanówmy się. Może dlatego, że ruszyło cię to na tyle, by przybiec tu ze stołówki z widelcem w ręku? – zapytała Della. – Ale… ja… my nie… My się nie przyjaźnimy. – A moglibyście. Miranda przewróciła oczami. – Pamiętam, co mówiłaś o nim i o feromonach, ale on jest ode mnie starszy.
– O ile? Dwa lata? Zadzwoń do niego. – Ale ja nie… Ja tylko… Della czytała jej w myślach. – Czy Perry zadzwonił? W oczach czarownicy zagościł smutek. – Nie. – Powiedz, czy ja dobrze rozumiem. Perry mówi, że chce przerwy od waszego… hm… związku. Wyjeżdża. Dajesz mu magiczny telefon, by mógł zadzwonić o każdej porze, z dowolnego miejsca, a on nawet nie raczy go użyć. Tak? Dolna warga Mirandy lekko zadrżała, ale kiwnęła głową. – No to olej go! I dzwoń do Shawna! Della sięgnęła po komórkę i wysłała Mirandzie numer telefonu czarownika. – Zadzwoń do niego! – warknęła, gdy komórka czarownicy pisnęła. – Umawiałyśmy się, pamiętasz? Miranda nadęła się i spojrzała wściekle na wampirzycę. A chociaż było to trudne, zdołała to zrobić równocześnie. – A ty dotrzymałaś słowa z Chase’em? Bo jeśli nie, to ja… – Wsadził rękę pod mój stanik, a ja trzymałam go za goły tyłek. To co, może być? * * *
Gdy godzinę później Della szła na lekcję matematyki,
zadzwonił jej telefon. Spojrzała na ekranik – dzwoniła jakaś firma oferująca ubezpieczenia. Zanim jednak wampirzyca schowała telefon do kieszeni, uświadomiła sobie, że od dawna nie rozmawiała ze swoją mamą. Mama nie dzwoniła codziennie, ale przynajmniej dwa razy w tygodniu sprawdzała, co u córki. Ta świadomość sprawiła, że Delli zrobiło się ciężko na sercu. Czy matka też postanowiła zapomnieć o jej istnieniu, jak wcześniej ojciec? A może była po prostu zajęta? Zanim Dellę opadły wątpliwości, szybko wybrała numer mamy i przyłożyła słuchawkę do ucha. Jeden dzwonek. Drugi. Trzeci. Włączyła się poczta głosowa. – Cześć, mamo, to ja, Della, jakbyś zapomniała, kim jestem. Właśnie sobie uświadomiłam, że dawno nie rozmawiałyśmy, i chciałam się upewnić, czy wszystko w porządku. Kocham cię, tęsknię. Zadzwoń. Ledwie schowała komórkę do kieszeni, podeszła do niej Holiday. – Cześć, szukałam cię. – Czemu? Dzwoniła moja mama? – zapytała Della, myśląc, że może po prostu przegapiła telefon mamy. – Em… nie. Czy coś się stało? – Nie, po prostu… dawno się nie odzywała. Dzwoniła do ciebie ostatnio, by sprawdzić, co u mnie?
Holiday zamyśliła się na chwilę. – W ostatnim tygodniu nie. Martwisz się czymś? – zapytała komendantka, wyczuwając emocje Delli. – Tym, co zawsze – odparła wampirzyca. – Potrzebujesz czegoś? – dodała. – No cóż, rozprostować nogi i pomyślałam, że mogłabyś się do mnie przyłączyć. Della przyjrzała się komendantce. – Co takiego zrobiłam? Holiday się roześmiała. – Nic. – Więc o czym musisz ze mną porozmawiać? – zapytała Della. – I nie mów, że o niczym, bo to byłoby kłamstwo, a dobre elfy nie kłamią. Holiday się skrzywiła. – Czasami kłamiemy. W dobrej wierze. – Uśmiechnęła się szeroko. – No dobra, chcę z tobą pogadać, ale nic nie zbroiłaś. – Jeśli jesteś w ciąży i chcesz, żebym przyjęła poród twojego drugiego dziecka, to od razu mówię, że nie. – Della zachichotała. – Nadal nie doszłam do siebie po pierwszym. Holiday uśmiechnęła się szeroko. – Jeśli potrzebujesz terapii, to ją opłacę. Chodź, przejdźmy się nad jezioro. Ruszyły ścieżką wśród drzew. Zrobiło się bardzo cicho. Nie było słychać głosów innych obozowiczów i tylko od czasu do czasu zabrzęczał jakiś owad.
– Jesteś pewna, że nic nie nabroiłam? – zapytała Della. – Po prostu trochę się niepokoję – powiedziała Holiday. – Czym? – Tobą… i całą tą kwestią związania z Chase’em. Spędzasz z nim sporo czasu. Chciałam się tylko upewnić, czy wszystko… w porządku. – Nie bzykamy się – rzekła Della. Holiday się roześmiała. – Młoda damo, stosujesz ciekawe słownictwo. I owszem, tym też się martwiłam, ale tylko częściowo. – Holiday spoważniała. – Więc nie jesteś nim w ten sposób zainteresowana? Wcale? Della kopnęła niewinny kamyk, który miał pecha leżeć jej na drodze. – Nie powiedziałabym, że wcale. – A co byś powiedziała? – Najchętniej nic. – Wzruszyła ramionami. Holiday westchnęła. Dotarły do jeziora. – Usiądźmy na pomoście. – Holiday skinęła w jego stronę. Doszły do końca pomostu, Holiday usiadła na skraju, zdjęła buty i podwinęła dżinsy. Ledwie sięgała palcami do wody. – Ładny dzień. – Owszem – przyznała Della. Było ładnie, ani zimno,
ani gorąco. Niebo było błękitne, obłoki kłębiaste, a słońce grzało im plecy. Della usiadła obok komendantki i też zdjęła buty i skarpetki. Woda była na tyle chłodna, że działała odświeżająco. – Gdzie Hannah? – zapytała Della. – Zatrudniłam nianię, która opiekuje się nią przez część dnia. Mam wrażenie, że ostatnio zaniedbywałam pracę. Po kilku minutach Holiday znów się odezwała: – Burnett sprawdził całą tę kwestię związania. Znalazł trochę wiadomości, które potwierdzają, że takie coś istnieje, ale są niejasne. I to bardzo. – Czego się dowiedział? – zapytała Della, zastanawiając się, czy dowie się czegoś więcej, niż przekazał jej Chase. – Że dwa wampiry są połączone emocjonalnie. Są informacje, że może to dotyczyć członków rodziny, więc niekoniecznie chodzi o więź romantyczną. Parę metrów od nich wyskoczyła w powietrze ryba. Holiday i Della popatrzyły w tamtą stronę. – A ty jak sądzisz? Czy to więź romantyczna? – Wiesz, że ryby siusiają i robią kupę w wodzie? – zapytała Della, gdy Holiday wyprostowała nogę na tyle, by zanurzyć całą stopę. Holiday przewróciła oczami. – Owszem. I to chyba najgorsza próba zmiany tematu, jaką kiedykolwiek słyszałam.
– Wiem, ale nie przychodziło mi do głowy nic innego. Holiday uśmiechnęła się szeroko, ale szybko spoważniała. – Zmierzam do tego, że to, co zrobił dla ciebie Chase, było wspaniałe, ale to nie znaczy, że musisz czuć się zobligowana, by dać mu coś, czego nie chcesz. – On nie nalega, żebyśmy uprawiali seks – powiedziała Della, wiedząc, że taka jest prawda. Cała ta sytuacja w szafie wynikała z wizji, a nie od nich. Nawet jeśli mu się podobało. I jej też, musiała przyznać. – Ulżyło mi – stwierdziła Holiday, poruszając w wodzie stopą. – Ale coś do niego czujesz. Wiem to. I wiem też, że nie czujesz się z tym dobrze. A to mnie niepokoi. Della kopnęła wodę. – Nienawidzę, kiedy to robisz, wiesz o tym. – Co takiego? – Holiday przerzuciła włosy na ramię. – Odczytujesz mnie. – Della popatrzyła krzywo. – Bo chociaż masz rację, że nie czuję się z tym dobrze, to nie jest tak, jak myślisz. Chodzi o to, co czuję, a nie o to, że on próbuje mnie do czegoś namówić. Holiday popatrzyła na nią. – A co czujesz? – Że to pokręcone – odparła Della. – Rozumiem. – Holiday dotknęła ramienia Delli. – Chcę pomóc. Wiem, że jesteś bardzo skryta, ale czasami
pomaga, jak się z kimś porozmawia. – O czym? – O tym, co czujesz? Della przełknęła sfrustrowana. – Mówiłam już, że to pokręcone – westchnęła. – Posłuchaj, gdybym wiedziała dokładnie, co czuję, to bym ci powiedziała, ale nie wiem. Czy go lubię? Tak. Czy mnie pociąga? Tak. Czy uważam, że to związanie jest prawdą? – Już chciała powiedzieć, że nie, ale prawda zwyciężyła. – Tak. Ale nie wiem, w jakim stopniu ani dokąd to doprowadzi. Jakaś część mnie mu ufa. A jakaś nie. Więc jak? Udało ci się coś z tego wymyślić, poza tym, że jestem kompletnie zagubiona i mi odbija? Holiday się uśmiechnęła. – Miłość potrafi zamieszać w głowie i sprawić, że ci odbija. – Nie mówiłam nic o miłości – odparła Della. – Nie chodziło mi o miłość w znaczeniu „do końca twoich dni”, ale o miłość jako taką. – Odchyliła się do tyłu i spojrzała w niebo. – Nie wypełniłabym dobrze swojej funkcji komendantki obozu, gdybym nie podzieliła się z tobą tym, co martwi Burnetta. – O kurde! Wysłał cię, żebyś porozmawiała ze mną o Chasie? – Nie, to był mój pomysł, ale gdy mu o tym wspomniałam, to… no cóż, powiedział, co on o tym sądzi.
– Nie lubi Chase’a – stwierdziła Della. – Nie do końca mu ufa. A już Radzie Wampirów nie ufa wcale. – I myślę, że jest trochę nadopiekuńczy. Holiday uśmiechnęła się szeroko. – Gdyby nie był, nie byłby sobą. Ale ma dobrą intuicję, więc chciałabym, żebyś była ostrożna.
Rozdział 30
Della zjadła obiad z Jenny, Kylie i Mirandą. Wzięły jedzenie ze stołówki, poszły za biuro i usiadły pod drzewami. Przez większość czasu zaśmiewały się, słuchając opowieści Mirandy o jej nieudanych czarach. Jak wtedy, gdy chciała usunąć plamę z koszuli swojego taty, a usunęła wszystkie jego ubrania. A że akurat była u nich w gościach pewna starsza „ludzka” sąsiadka, było trochę zamieszania. Zwłaszcza że ubrania jej ojca zniknęły, akurat gdy się schylał, by wyciągnąć z piekarnika pieczeń. Chwilę później musiał sobie zasłonić istotne części ciała rękawicami kuchennymi. Della potrzebowała trochę humoru. Raz czy dwa widziała w oczach Mirandy pokusę, by wspomnieć o tym, za co Della trzymała Chase’a, ale najwyraźniej czarownica dobrze odczytała jej wściekłe spojrzenie, bo jednak zrezygnowała z poruszania tego tematu. Tego tematu Della podejmować nie chciała. Zwłaszcza po rozmowie z Holiday. Co prawda nadal czuła to samo, ale nie chciała, żeby Burnett się o czymś
dowiedział i zaczął kompletnie wariować. Miranda nie powiedziała, czy dzwoniła do Shawna, a Della nie chciała bardziej naciskać. To musiała być decyzja Mirandy, ale gdyby czarownica znów próbowała dobierać się do lodów i płakać, to wampirzyca mogła zmienić zdanie. Nie mogła patrzeć, jak jej przyjaciółka cierpi i zamartwia się z powodu głupoty jakiegoś chłopaka. I owszem, uważała, że Perry jest głupi. Mirandzie na nim zależało, jemu na niej także, więc głupotą było proszenie o przerwę. Po wesołym obiedzie dzień wydawał się jakiś lepszy. Kiedy lekcje się skończyły, Della stanęła przy bramie w oczekiwaniu na Chase'a. Burnett musiał wyjechać z powodu jakiegoś innego śledztwa, więc omijała ich tym razem pogadanka. Mieli pojechać do Burgerów Bla i sprawdzić, czy wyczują tam jakieś wilkołaki. Kiedy Chase podjechał swoim niebieskim camaro, podeszła do samochodu. Nie jeździła tak dużo od miesięcy i chociaż kochała latać, to jazda samochodem sprawiała, że czuła się bardziej jak człowiek. Jak prawdziwa nastolatka. I to było całkiem miłe. Chase zatrzymał się tuż przy niej. Miał rozwiane włosy, ciemne okulary i uśmiech, który rozgrzewał niczym słońce. Wyczuła charakterystyczną radość, jaka ją ogarniała zawsze, gdy się spotykali. Czy to było związanie, czy też, jak sugerowała Holiday, zwykłe
zainteresowanie? W tym momencie nie chciała się nad tym zastanawiać. Wskoczyła na siedzenie pasażera i uniosła torbę. – Co to? – zapytała. – Kupiłem ci nowe gumki do włosów. Za każdym razem je zabierasz i nie odnosisz. Wysypała zawartość torebki na kolana i okazało się, że poza frotkami było tam coś jeszcze. Na jej kolanach leżał mały pluszowy smerf, Smerfetka. Spojrzała na Chase’a. Uśmiechnął się szeroko. – Przepraszam. Zobaczyłem to i musiałem kupić. Naprawdę, próbowałem odejść, ale nie mogłem. Wołała do mnie. A gdybyś zobaczyła minę wielkiego wytatuowanego gościa przy kasie… Zanim się zorientowała, na jej twarzy też pojawił się uśmiech. – Dziękuję. – Proszę. – Patrzyli sobie w oczy o sekundę za długo. Della wzięła jedną frotkę i związała włosy. Chase patrzył na nią, a gdy na moment spuścił wzrok na jej piersi, wiedziała, że wspomina zajście w szafie. Przez chwilę prawie zazdrościła Natashy, która przeżyła to wszystko, podczas gdy ona miała z tego tylko kilka sekund. Czy to nie dziwne, że dziewczyna w obliczu śmierci doświadczała więcej i brała więcej od życia niż Della? – Powinniśmy ruszać – powiedziała, przypomniawszy
sobie rozmowę z Holiday. – Jasne. – Chase odpalił silnik i cofając, położył dłoń na zagłówku pasażera, równocześnie się odwracając, by popatrzeć przez ramię. Robił tak za każdym razem, gdy cofał. Jednak teraz jego palce musnęły jej nagą szyję. Ten dotyk, czy rozmyślny, czy przypadkowy, sprawił, że przeszedł ją dreszcz. Patrzyła, jak Chase wykręca na parkingu, zmieniając biegi. Pociągało ją coś w tym działaniu. Przypomniała sobie, że jak była młodsza, jej tata oglądał wyścigi samochodowe, a ona podziwiała auta i kierowców. Kiedy podniosła wzrok, zobaczyła, że Chase znów jej się przygląda. Po kilku minutach, czerpiąc przyjemność z wiatru we włosach, zauważyła, że skręcił w boczną drogę. – Dokąd jedziesz? – Zobaczysz – odparł. Przejechał jeszcze kilkanaście kilometrów i zatrzymał się na jakiejś bocznej drodze, która kończyła się zaczątkami osiedla. Były ulice, ale nie było domów. Wysiadł z samochodu i podszedł do jej drzwi. – Co robisz? – zapytała, podnosząc wzrok i widząc swoje odbicie w jego ciemnych okularach. Przez moment ta wizja przypomniała jej starą Dellę, która mogła się cieszyć przejażdżką z przystojnym chłopakiem. – Przesuń się. – Co?
– Siadaj za kierownicą. Chcę, żebyś poprowadziła. – Nie. – Potrząsnęła głową, aż koński ogon połaskotał ją w szyję. – Mówiłam ci, że nie wiem, jak się prowadzi z manualną skrzynią biegów. – Jeszcze nie wiesz, jak się prowadzi. Nauczę cię. – Ja… nie… Zanim się zorientowała, co Chase zamierza zrobić, usiadł obok niej, wziął ją na ręce i przesadził na siedzenie kierowcy. Kiedy poczuła jego dłoń na swojej pupie, wstrząsnęły nią kolejne dreszcze. Skrzywiła się, a on tylko się uśmiechnął. Dobrze się bawił. I, Boże dopomóż, ona też! Może chodziło o obiad i to, że pośmiała się z przyjaciółkami. A może o to, że mogła spróbować czegoś nowego bez potrzeby wysłuchiwania gadki Burnetta o niebezpieczeństwie i zasadach. A może była już zmęczona całym tym napięciem i przez chwilę chciała się po prostu zapomnieć i dobrze bawić. – A teraz – powiedział – widzisz pedały? Są takie jak w samochodzie z automatyczną skrzynią, tylko jest dodatkowy pedał. Pierwszy z lewej to sprzęgło, drugi to hamulec, a trzeci to gaz. Kiedy odpalasz samochód i wrzucasz bieg, musisz nacisnąć sprzęgło, a potem powoli je puszczać, naciskając gaz. To proste. Puszczasz sprzęgło i naciskasz gaz. A potem zdejmujesz nogę ze sprzęgła. Della przechyliła głowę, przyglądając się pedałom. – To nie takie proste. Musisz zmieniać biegi.
– Owszem, ale to łatwe. Kiedy trzeba zmienić bieg, słyszysz to i czujesz. Puszczasz gaz i znów robisz to samo, wciskasz sprzęgło, zmieniasz bieg, naciskasz gaz. Wziął Dellę za rękę i położył jej dłoń na drążku zmiany biegów. Dalej ją trzymał, by pokazać jej, jak je zmieniać. – Tu jest pierwszy. Czujesz? Czuła jego rękę. I mrowienie. – Tak – powiedziała z nadzieją, że jej głos nie będzie równie rozedrgany, jak wnętrze. – Tu drugi. – Pociągnął drążek w dół. Jego kciuk przesuwał się po małym palcu Delli, wywołując przedziwne ciepłe uczucia w jej sercu. Pokazał jej wszystkie biegi. Della bardzo starała się skupiać na tym, gdzie są biegi, a nie jego ręka. – A teraz ty. – Zabrał dłoń. Tylko ze względu na dumę nie poprosiła go, by pokazał jej wszystko jeszcze raz. Dała sobie radę. Nie mogła znaleźć tylko szóstki. – Tutaj. – Przysunął się trochę bliżej, znów położył rękę na jej dłoni i pokazał ruch w dół i odrobinę w prawo. – Czujesz? – Tak. – Czuła wszystko. Jak objął lewym ramieniem jej fotel, a jego przedramię ocierało się o jej ramiona. Jak mówił do niej, będąc tak blisko, że jego oddech łaskotał ją w policzek. – Gotowa? – zapytał. Spojrzała na niego. Wciąż słyszała w głowie jego
pytanie. Czy była gotowa? Gotowa przestać walczyć z tym, co czuła? Walczyć z tak zwaną więzią, która sprawiała, że czuła się w środku kompletna? „Może”, odpowiedział jej umysł. – Tak – odparła, choć w zasadzie na to pytanie mogła sobie odpowiedzieć tylko „może”. I wiedziała, co ją powstrzymuje. Wciąż nie była pewna, czy on nie wiedział więcej na temat tego, kto go wysłał, by dopilnował, aby przeżyła odrodzenie. – Dobra – powiedział. – No to jazda. Musiała przysunąć fotel, by dosięgnąć pedałów. Odetchnęła głęboko, pragnąc opanować nową umiejętność. Wrzuciła na luz, nacisnęła sprzęgło i odpaliła silnik. Czuła, że Chase ją obserwuje i posłała mu uśmiech. – Bułka z masłem. Zaparkował tak, że nie musiała cofać, więc wrzuciła jedynkę. Zrobiła tak, jak mówił. Nacisnęła na gaz i powoli puszczała sprzęgło. Samochód ruszył do przodu. Ogarnęła ją radość, która zniknęła, gdy silnik zacharczał i zgasł. – Co się stało? – Spojrzała na niego. Jego uśmiech sprawił, że aż jęknęła. – Za szybko puściłaś sprzęgło. Musisz to robić wolniej. Ale prawie ci się udało. Spróbuj jeszcze raz. Zdecydowana dopiąć celu, powtórzyła wszystko od początku. Tym razem samochód, nim zgasł, przejechał z sześć metrów. Warknęła, uderzyła dłonią
w kierownicę i posłała mu ponure spojrzenie. – Coś jest nie tak. – Nieprawda, po prostu potrzeba trochę wprawy – zachichotał. – Nie śmiej się. – Nie śmieję się z ciebie. Śmieję się, bo… bo przypomniałem sobie, jak Jimmy próbował mnie uczyć. I dlatego, że bardzo mi się podoba, że… tu jestem. Z tobą. I nie walczysz ze mną, tylko z samochodem. – Nachylił się. – Spróbuj jeszcze raz. Jego usta były tak blisko. A potem delikatnie otarły się o jej wargi.
Rozdział 31
Na szczęście – powiedział Chase i odsunął się, jakby się bał, że Della się wkurzy. Nie wkurzyła się. No, może jakaś część jej tak, ale tymczasem nie zwracała na nią uwagi. A kiedy nic nie powiedziała, zrobił to jeszcze raz. Tym razem pocałunek trwał kilka sekund. Położyła mu rękę na klacie i pchnęła lekko. – Miałeś mnie uczyć, jak prowadzić samochód. Wysunął język i oblizał sobie dolną wargę. – Dobra – powiedział, a uśmiech miał tak szeroki, że naprawdę miała ochotę znów go pocałować. A potem pociągnął ją za kucyk. – Pamiętaj, powoli i spokojnie. „Jasne”, pomyślała. Tak właśnie chciała działać. Powoli i spokojnie Po kolejnych trzech próbach wreszcie jej się udało. – Widzisz – powiedział. – Mówiłem, że to opanujesz. Zaczęła jechać trochę szybciej. Wiatr był przyjemny. Warkot silnika był przyjemny. Czuła się silna. – To prawie tak fajne jak latanie, prawda? – zapytał,
obserwując, jak przejeżdża z jednej betonowej ulicy na drugą. – A może nawet lepsze – odpowiedziała, zmieniając biegi, zachwycona tym, jak gładko jej idzie. – Jak szybko może jechać? – Jest szybki – odparł. – Przyciśnij trochę. Rozejrzała się wokół, by się upewnić, że w okolicy nie ma innych samochodów. Nacisnęła na gaz i poczuła moc maszyny. Spojrzała na prędkościomierz – okazało się, że samochód dociągnął do stu pięćdziesięciu kilometrów na godzinę. Już miała zwolnić, gdy usłyszała ryk syreny. – Kurde! Ojciec mnie zabije – jęknęła. Zanim zdążyła coś dodać, a nawet spojrzeć w lusterko wsteczne, Chase jedną ręką złapał kierownicę, a drugą podniósł Dellę i zamienił ich miejscami. A potem szybko zwolnił i zjechał na bok. – Co ty robisz? – zapytała, patrząc, jak parkuje za nimi policja. – Dbam o to, żeby ojciec cię nie zabił – odparł. – Bo jeśli on cię skrzywdzi, to ja będę musiał mu dać nauczkę, a to nie byłby dobry początek naszego związku. Już miała mu powiedzieć, że nie ma żadnego związku, ale ugryzła się w język. – To kabriolet. Pewnie widział, kto prowadził. – Jechałaś tak szybko, że nie mógł tego zauważyć. Della spojrzała na niego. – No właśnie. Jechałam. To ja…
– Spokojnie – odparł. – Ja się tym zajmę. – Ale to moja wina. Nie powinieneś… – To ja cię namówiłem, żebyś prowadziła. Przypomniała sobie wykład, jaki zawsze robił jej ojciec, gdy brała samochód. Ten o niebezpieczeństwie, jakie grozi, gdy prowadzi się i pisze esemesy jednocześnie… – Twoje ubezpieczenie wzrośnie i… – Pieniądze nie stanowią problemu. – A twój tata… to znaczy Jimmy, się nie zdenerwuje? Nie chcę, żebyś brał na siebie winę za coś… Chase sięgnął do tylnej kieszeni i wyciągnął portfel, szykując się, by przyjąć na siebie winę. – Jestem pełnoletni. Jimmy już mnie nie niańczy. Della znów spojrzała na radiowóz. Zrobiło jej się niedobrze. – Co on robi? Czemu tu nie podchodzi? – Nie martw się. Po prostu sprawdza, czy samochód nie jest skradziony. Della z przerażeniem spojrzała na Chase’a. – Cholera! Ale nie jest, prawda? Wampir popatrzył na nią ponuro. – Nie jestem złodziejem. – Wiem… Przepraszam. Po prostu… nigdy wcześniej mnie nie zatrzymano. – Uspokój się. Nie aresztują nas. – O Boże, nawet o tym nie pomyślałam. Tata na pewno by mnie wtedy zabił. A Burnett… zabiłby mnie
jeszcze raz. Co mi strzeliło do głowy? Nie powinnam przekraczać prędkości. O rany, ale nas wpakowałam! Chase dotknął jej ramienia. – Spokojnie. Będzie dobrze. Jeśli przekroczenie prędkości to najgorsza rzecz, jaką zrobiłaś, to jesteś dobra. – A potem uśmiechnął się szeroko. – Jesteś słodka, jak się boisz. Uderzyła go w rękę. – Nie boję się. Jestem tylko… zaniepokojona. – Wiem, ale będzie dobrze. Obiecuję. Zaufaj mi. I nikt się o tym nie dowie. Ani twój tata, ani Burnett. To będzie nasza tajemnica. Spojrzała w jego jasnozielone oczy. Jakaś część jej wierzyła mu. Ale tylko część. Nagle ogarnęło ją poczucie winy, że bawi się, zamiast szukać Natashy i Liama. Znów spojrzała na radiowóz i zaczęła przytupywać. – Czemu to tyle trwa? Chase znów dotknął jej ramienia. – Uspokój się, bo glina jeszcze pomyśli, że cię porwałem albo co. – Dobra. Uspokajam się. Naprawdę. – Spojrzała przed siebie. A potem wzięła kilka głębokich oddechów, oparła głowę o zagłówek i zamknęła oczy. – Wiesz, że będzie dobrze. Wykaraskamy się. Chase dopiero co jej to powiedział, ale gdy znów usłyszała te słowa, głos ten nie brzmiał jak głos
Chase’a. Otworzyła oczy. Słońce, błękitne niebo, kabriolet i radiowóz zniknęły. Wszystko zniknęło. Widziała tylko ciemności. Zamrugała. – Wszystko w porządku? – Tym razem rozpoznała ten głos. Liam. – Mogę cię o coś spytać? – O tak, Della też miała mnóstwo pytań. „Gdzie jesteśmy?” – Jasne – odparł. Odwróciła się w jego stronę, ale ledwie go widziała. Był przystojny, chociaż jedno oko miał opuchnięte. „Powiedz, gdzie jesteście, żebym mogła was wydostać”. Próbowała to powiedzieć na głos, ale nie mogła. Może i była w ciele Natashy, ale nie miała nad nim kontroli. Natasha natomiast zapytała: – Czy jest ktoś inny? – Co masz na myśli? – chciał wiedzieć Liam. – Masz dziewczynę? Dotknął jej twarzy. – Po tym, co zrobiliśmy, trzy razy… To chyba znaczy… że jesteśmy parą – roześmiał się. Natasha uśmiechnęła się, ale nie była w nastroju do żartów. – Chodziło mi o wcześniej. Zawahał się. – Miałem. Rok temu, skończyła szkołę i wyjechała na
Uniwersytet Południowej Kalifornii. – Kochałeś ją? – Natasha strzepnęła ziemię z kolana, a Della czuła, jak bardzo ta dziewczyna pragnie, by Liam powiedział, że nie. – Tak mi się wydawało. Chciałem z nią pojechać, ale choć dostałem stypendium, moja mama nie mogła sobie na to pozwolić. Już i tak pracowała na dwóch etatach, żeby opłacić mi naukę tutaj. – A więc jesteś mądry. Tak mi się wydawało – odparła. – Owszem – stwierdził. – Ale jestem pewien, że tobie też nieźle szło w szkole. – Nie na tyle, żeby się dostać na Uniwersytet Południowej Kalifornii. – Zamilkła na chwilę. – Więc zerwaliście, kiedy wyjechała? – Nie, chcieliśmy spróbować. No wiesz, zaczekać na siebie. Odwiedzać się, ale po kilku tygodniach kogoś poznała. – Przykro mi. – A mnie nie – odparł. – Przemiana i tak by to skończyła. – Owszem, to trochę komplikuje sprawy. – Natasha posmutniała, a Della uświadomiła sobie, że ich odczucia w kwestii przemiany są bardzo podobne. Została pozbawiona swojego zwykłego życia. – Proszę, nie mów, że kogoś masz – stwierdził Liam. – Bo bardzo mi się to nie spodoba. – Nie mam – odparła. – Ja też kogoś miałam, ale
musiałam… odejść, jak zostałam przemieniona. – Sfingowałaś swoją śmierć? – zapytał. – Facet w domu pogrzebowym powiedział, że muszę. Powiedział, że zabiję rodziców albo co. – Wiesz, że to kłamstwo. – Ucałował ją w czoło. – Nie wiem. Na początku było okropnie. – Wiem, ale ja nie jestem zabójcą. Ty też raczej nie. – Objął ją. Wtuliła się w jego ramię. – Chcą, abyśmy nimi byli. Albo chcieli. Jak sądzisz, dlaczego nie wrócili? – Nie wiem. Della próbowała zrozumieć, o co im chodzi, ale nie miała dość informacji. Nad nimi rozległ się jakiś zgrzyt, jakby kopała jakaś duża maszyna. Natasha spojrzała w sufit. – Też sfingowałeś swoją śmierć? – zapytała Liama. – Nie, nie miałem okazji. Drugiego dnia odnalazła mnie grupa wilkołaków. Snułem się po ulicach, okropnie cierpiąc. Złapali mnie i wsadzili z innymi. – Zamilkł, a potem ujął ją za podbródek i spojrzał jej w oczy. – Nie obchodziło mnie, czy będę żył, czy umrę. Miałem ochotę z sobą skończyć. I wtedy zobaczyłem ciebie. Byłaś taka wystraszona. Miałem tylko ochotę cię pocieszyć. Uratowałaś mi życie. – Nie, to ty uratowałeś moje. I prawie dałeś się przy tym zabić. Uniosła rękę i dotknęła jego oka i czoła. – Nie, tylko trochę mnie zbili. Było warto. Zapadła cisza. Żołądek Natashy zaburczał z głodu,
a ona zaczęła rozmyślać o przeszłości. – Tęsknię za nimi – powiedziała. – Mam nadzieję, że nie za chłopakiem – odparł. – Nie, on był tylko… To nie było nic poważnego. Tęsknię za rodzicami. Przyjaciółkami Amy i Jennifer. Miałam dwie najlepsze przyjaciółki na świecie. I wiem, że oni wszyscy cierpią. Zwłaszcza mama. Tak bardzo mnie kochała. – Zaczęła płakać. Liam wziął ją na ręce i posadził sobie na kolanach. – Wydostaniemy się stąd, a wtedy będziesz mogła ich zobaczyć. – Jak? Myślą, że nie żyję. – Wtuliła głowę w jego pierś. – Coś wymyślimy. Powiemy, że zostałaś porwana albo co. Powiemy, że to było nie to ciało. Hej… coś wymyślę. Jakoś to naprawimy. Della poczuła, jak Natashę ogarnia rozpacz. – Kogo my oszukujemy? – Zacisnęła palce na koszuli Liama. – Nie wydostaniemy się stąd. Zginiemy tu. – Cholera! Nie mów tak. Wydostaniemy się, a potem się dowiemy, jak żyją inni, tacy jak my. Musi być jakiś sposób. Natasha płakała jeszcze chwilę, aż w końcu, wyczerpana, oparła się o niego. Wiedział, jak ją trzymać, by czuła się… kochana. Kochała go, uświadomiła to sobie. Nigdy wcześniej nie czuła czegoś takiego do nikogo. Liam, zupełnie jakby przejrzał jej myśli, pochylił się i znów pocałował
ją w czoło. – Aha, i jeśli dostaniesz jakieś stypendium do jakiejś szkoły, to jadę z tobą. Nie zamierzam cię stracić, jasne? – Nie stracisz – odparła. I chociaż chciała wierzyć, że wyjdą z tego żywi i będą mieli szansę rozpocząć wspólne życie, to nie potrafiła. Nie mogła uwierzyć. Ale przynajmniej mieli siebie. Uniosła głowę i pocałowała go. Z pasją. – Chcesz zrobić to czwarty raz? – Zadałem pytanie! – rozległ się jakiś głos. To nie był głos Liama ani Chase’a. Della otworzyła oczy, a słońce prawie ją oślepiło. – Przepraszam – powiedział Chase. Della odwróciła się i spojrzała na Chase’a. Wydawał się równie ogłuszony jak ona. A potem zauważyła stojącego przy drzwiach kierowcy policjanta i spojrzała w jego brązowe oczy. Niezadowolony wzrok. Niezadowolony mężczyzna. Wyglądał jak buldog, taki, który powinien dostawać trochę mniej karmy. Miał nawet obwisłe policzki jak te śliniące się buldogi. – Jesteśmy zdenerwowani – wyjąkała. – To znaczy ja. Nigdy wcześniej nie zostałam zatrzymana. – Pewnie dlatego, że nie za długo znasz tego Szybkiego Billa. Z twarzy Chase’a zniknęła typowa dla niego wyższość i spojrzał na policjanta przepraszająco. – Chciałem się popisać przed nową dziewczyną –
powiedział. – Wiem, że nie powinienem tak robić. Jak pan musi, to proszę wystawić mandat. Przynajmniej przyjechałem tutaj, żeby nie stwarzać zagrożenia. – Raczej żeby nie ryzykować złapania. – Gliniarz popatrzył groźnie, aż zatrzęsły mu się policzki. Nawet chodził jak buldog. Wsiadł z powrotem do samochodu, na którym wciąż palił się kogut. Chase popatrzył na Dellę. Nic nie mówiła, ale w jej oczach musiał dojrzeć ból. – Znajdziemy ich. – Musimy – dodała Della. Zadzwoniła jej komórka. Wyciągnęła ją z kieszeni i spojrzała na ekran. Pewnie mama. Wciąż nie oddzwoniła do Delli. Ale nie. – To Burnett. Chyba się nie dowiedział, że… – Jeśli tak, to znaczy, że ma informatorów we wszystkich komisariatach Teksasu. Della przygotowała się na zmycie głowy. – Nie zdziwiłabym się.
Rozdział 32
Burnett nie wiedział, że zostali zatrzymani i dostali mandat. Dzwonił, by ich poinformować, że Shawn nie spotka się z nimi w Burgerach Bla. Czarownik musiał podobno zająć się inną sprawą. Fakt, że Burnett nie podał szczegółów, wydał się Delli podejrzany. – Myślę, że powinniście wrócić do Wodospadów Cienia – stwierdził Burnett. – Nie, jedziemy do burgerowni. – Po co? Nasz główny podejrzany wróci do miasta w piątek. Tracicie czas. – Nie. Pamiętaj, że wyczułam w tej restauracji znajomy zapach wilkołaka. Myślę, że to musi coś znaczy. – Wiem, ale… Shawn nie może wam towarzyszyć. – Nic nam nie będzie – odparła stanowczo. – Zaufaj mi. Burnett zamilkł. – Dobra, ale pamiętajcie o zasadach. I nie pakujcie się w kłopoty. Jeśli coś znajdziecie, zawiadomcie mnie natychmiast. I… – Mówił tak jeszcze ze dwie minuty. –
I tak uważam, że tracicie czas – dodał na koniec. Na szczęście rozłączył się, zanim policjant wrócił z mandatem dla Chase’a. Niestety, po trzydziestu minutach siedzenia w Burgerach Bla Della zaczynała dochodzić do wniosku, że Burnett miał rację. Ani ona, ani Chase nie wyczuli żadnego wilkołaka. Było tam kilka wampirów, które wyraźnie zainteresowały się Chase’em i Dellą, ale postanowiły nie robić problemów. Chase zamówił im dwa napoje. Pamiętał, że Della pija dietetyczne, co z jakichś przyczyn poprawiło jej nastrój. Rozmawiali o czymś nieistotnym, wiedząc, że są podsłuchiwani. Kiedy wampiry wyszły, natychmiast zmienili temat. – Zauważyłaś podczas wizji coś, co mogłoby nam pomóc? – zapytał Chase. Della skupiła się na wspomnieniu, które łamało jej serce. – Mówili coś o tym, że ktoś chciał z nich zrobić morderców. – Wiem. – Myślisz, że ktoś robił z nowo przemienionych zabójców? Chase potrząsnął głową… – Możliwe, ale zlecając taką robotę, trzeba chyba ufać temu, kogo się na nią wysyła? – A ten hałas? – zapytała Della. – Zupełnie jakby nad nimi pracował jakiś ciężki sprzęt.
Chłopak skinął głową. – Ale to mogło być wszystko. Della zaczęła się bawić kubkiem. – Musimy powiedzieć o tym Burnettowi. Nie powiedzieliśmy mu nawet o poprzedniej. – Jeśli uważasz, że to coś da, to pewnie. Tylko ja nie widzę, jaki to ma sens. – Złapał serwetkę i zgniótł ją sfrustrowany. – Nie rozumiem, czemu zjawa to robi. Pakuje nas tam bez powodu. Nie pokazuje nic, co mogłoby pomóc w ich odnalezieniu. Della miała takie samo wrażenie, ale nagle ją oświeciło. – Ale nam zależy. – Co? – Zależy nam. Chce, żeby nam na nich zależało. Chase westchnął i spojrzał na swoje picie. – To dobrze jej idzie. – Wbił słomkę w kubek. Zamilkli, zastanawiając się nad całą sprawą. A potem Chase popatrzył na Dellę, a ona wiedziała, że zaczął myśleć o czym innym. – Czemu nie sfingowałaś swojej śmierci jak większość ludzi? – zapytał. Wzruszyła ramionami. – Miałam Chana, a kiedy rodzice zabrali mnie do szpitala, bo byłam chora, spotkałam innych nadnaturalnych, którzy dali mi numer do Wodospadów Cienia. Holiday nie pochwala sfingowania śmierci. Chłopak skinął głową i znów zapatrzył się w kubek.
– Ale na pewno nie było ci łatwo. Słyszałem, jak narzekałaś na tatę… i ciotkę. A jak byłem tam w dzień odwiedzin rodziców, to… siedziałaś z nimi i wyglądałaś na nieszczęśliwą. Westchnęła. – Czasami myślałam o tym, że tak byłoby łatwiej, ale po tym, co powiedziała Natasha, nie jestem pewna. Może Holiday ma rację. Skinął głową. – Straciłaś też kogoś innego? Pamiętając rozmowę Liama i Natashy, Della podejrzewała, że pytał o chłopaka. – Tak. Miałam kogoś. – Byliście blisko? – Tak sądziłam. Myliłam się. – Zranił cię? – zapytał, a oczy rozbłysły mu gniewem. – Tak. – Zaczęła kręcić kubkiem, przesuwając palcem po spływającej z niego kropli i zbierając się na odwagę, by zadać to samo pytanie. – A ty? – Miałem raptem czternaście lat. – Zamilkł, jakby to była odpowiedź. – Ale tak, miałem kogoś – dodał. – Kochałeś ją? – zapytała. – Szczenięca miłość – odparł Chase. – Była przyjaciółką mojej siostry. Podkochiwałem się w niej przed długi czas. W końcu przestała mnie traktować jak młodszego brata. – Widujesz ją czasami? To znaczy wiem, że ona
myśli, że nie żyjesz, ale czy obserwujesz ją z daleka, sprawdzając, jak sobie radzi? – Nie. – Spuścił wzrok. – Umarła. – Jak? – Della poczuła, jak coś ją dławi. – Była z nami w samolocie. Wtedy Delli naprawdę ścisnęło się serce. – Przykro mi. – Mnie też. Ale widziałem ją. Niejako. Wampirzyca zaczęła kręcić słomką w kubku. – Jako ducha? Skrzywił się. – Pewnie tak można by ją nazwać. Po katastrofie byłem w marnym stanie i tak jakby… byłem tam z nimi. Albo w połowie tam. Wiesz, co mam na myśli? Skinęła głową. – Tak. To samo stało się ze mną podczas… odrodzenia. – Cieszę się, że postanowiłaś tam nie zostawać – stwierdził Chase. – A ja, że ty nie zostałeś. Uśmiechnął się. – Posłuchaj, myślę, że ona o tobie wiedziała. Della zrobiła minę. – Twoja dziewczyna? Jak mogłaby o mnie wiedzieć? – Powiedziała, że widzą trochę przyszłości i że spotkam kogoś, kto będzie prawdziwym wyzwaniem. – Nie musiało chodzić o mnie – odparła Della. Zachichotał.
– Nie spotkałem chyba nikogo, kto byłby większym wyzwaniem niż ty. Uniosła nad kubkiem środkowy palec. Chase zobaczył to i się roześmiał. – Dobrze się dziś bawiłem. Della przygryzła wargę. – Oddam ci pieniądze za ten mandat. Nie wiedziałam, że mogą policzyć aż czterysta dolarów. – No, ale przekroczyłem dozwoloną prędkość o osiemdziesiąt kilometrów. Dziewczyna przewróciła oczami. – To ja przekroczyłam. – I bardzo ci się to podobało – dodał. – Zapłacę dwa razy tyle, byle znów zobaczyć, że dobrze się bawisz. – Dobra, ale nie będziesz za to płacił. Za pracę nad tą sprawą mam dostać jakieś pieniądze i wszystko ci zwrócę. – Widzisz, jakim jesteś wyzwaniem? Mam mnóstwo pieniędzy, Dello. – I masz bogate zdolności utrudniania życia – stwierdziła, ale nie mogła powstrzymać uśmiechu. W tym momencie jej partner bardziej przypominał księcia niż żabę. * * *
Tej nocy Della leżała w łóżku i patrzyła na siedzącą na stoliku nocnym Smerfetkę. Dlaczego taki drobiazg coś znaczył?
Bo Chase to dla niej kupił. Bo wstydził się, ale jednak to kupił. Bo na pewno myślał o niej, gdy to zobaczył. Przypomniała sobie ostrzegawcze słowa Holiday, by uważała. Owszem, będzie. Zanim sprawy zajdą za daleko, chciała… No właśnie, co? Chciała mieć pewność, że może Chase’owi ufać. Że nic więcej przed nią nie ukrywał. Kiedy tak zastanawiała się nad tym, czego chce, sięgnęła po komórkę, by się upewnić, że nie przegapiła telefonu od mamy. Ale nie. Zastanawiała się, czy nie zadzwonić ponownie, ale w końcu uznała, że to zbyt bolesne. Jeśli jej mama nie miała ochoty oddzwaniać, to Della nie zamierzała się narzucać. * * *
Telefon Delli odezwał się w czwartek zaraz po lekcjach. Sądząc, że to mama, nawet nie spojrzała na wyświetlacz. To nie była mama. Tylko znów Burnett. Musiał się z nią zobaczyć. Pognała na spotkanie, obiecując sobie, że nie będzie więcej myśleć o mamie. Komendant czekał na nią na ganku swojego domku. To nie był dobry znak. Poszła za nim do jego gabinetu, bo u Holiday ktoś był. Burnett oparł się o biurko i skinął, by usiadła na krześle. Wystarczył rzut oka, by stwierdzić, że działała
tu Holiday – na biurku leżał kryształowy przycisk do papieru, a także kolorowe zdjęcia Hannah, dumy i radości Burnetta. W kącie stała roślina. I to żywa. Pokój nie był już tak surowy. Dopóki Della nie spojrzała na minę Burnetta. Coś było nie tak. – Co się stało? – zapytała. – Próbowaliśmy przyszpilić Damiana Bonda w Kalifornii. Nie ma go w miejscu, które podał swojej dziewczynie. Został zwolniony dwa dni temu. Ale sprawdziłem i tymczasem wciąż ma zarezerwowany lot na piątkowe popołudnie. Pomyślałem, że może weźmiesz wolny wieczór, zostaniesz tu i odpoczniesz. – Chodzi o to, że wczoraj zaspałam, prawda? Dziś było okej. – Nie chodzi o to. No, może trochę. Ale pracujesz non stop. Wiem, że wczoraj w nocy biegałaś prawie do drugiej. Nie możesz się tak zamęczać. Wiem, co mówię. Jestem agentem. Musisz się uspokoić, odetchnąć. Della starała się nad sobą panować. – Nic mi nie jest. Nie potrzebuję już tyle snu. Powinieneś o tym wiedzieć. I wciąż oddycham. Nie słyszysz? – Nabrała powietrza. Skrzywił się. – Widzę to w twoich oczach. Myślisz tylko o tej sprawie. Musisz się nauczyć odpuszczać, bo inaczej to cię wykończy. – Odpuszczę i się rozluźnię, jak odnajdziemy Natashę
i Liama. Sam mówiłeś, że nie mają wiele czasu. Burnett westchnął sfrustrowany, a Della wyczuła, że wiedział coś jeszcze. Co przemilczał? – Chodzi o coś jeszcze, prawda? Nie odpowiedział od razu, a ona miała ochotę krzyczeć, ale się opanowała. Jeśli chciał, żeby pracowała nad sprawą spokojnie, to będzie spokojna… nawet gdyby miało ją to zabić. – Burnett, o czym mi nie wspomniałeś? Obszedł biurko i usiadł na swoim krześle. – Jeden z aresztowanych wilkołaków wczoraj zdecydował się mówić. Potwierdził to, co powiedział ci Jason Von. I do czego się dokopała w swoich papierach Rada Wampirów. Ale… – Zamilkł na chwilę. – Dodał też, że złapali Liama cztery tygodnie temu. Pamięta, bo to były urodziny jego brata. – Burnett potrząsnął głową. – Dello, oni nie mogliby przeżyć tak długo. Della, wciąż się hamując, stwierdziła: – Byłeś przy tym, jak duch to zrobił. Napisał, że żyją. Widziałeś to. Jak możesz wątpić? – Nawet Holiday mówi, że duchy czasami… są zagubione. Może to Natasha jest tym duchem i po prostu nie chce zaakceptować… – Nie. – Wampirzyca potrząsnęła głową. – Nie wiemy, czy wsadzili ich do tego tunelu, czy co to tam jest, cztery tygodnie temu. Mogli ich zamknąć całkiem niedawno. Burnett wciąż był pochmurny i wtedy Della zobaczyła to w jego oczach. Miał dowód, a przynajmniej tak
sądził. – Co jeszcze? Po prostu powiedz, co wiesz. – Serce jej się ścisnęło, bo wiedziała, że wcale nie chce tego usłyszeć. Ani w to uwierzyć. Wampir westchnął ciężko. – Chciałem, żeby była przy tym Holiday. Za kilka minut skończy. – Nie potrzebuję Holiday. Muszę się natomiast dowiedzieć, co się dzieje. Skinął głową. – Porywali nowo przemienionych i używali ich do nielegalnych walk. Della przypomniała sobie wizję z poprzedniego dnia… Teraz rozumiała, o co chodziło. Burnett poprawił się na krześle. – Odkryliśmy, że to samo działo się w Dallas, i zdołaliśmy to powstrzymać. Aresztowaliśmy winnych i uwolniliśmy kilkoro nowo przemienionych, których przetrzymywali. Sprowadzali ich z innych krajów. Della wciąż słuchała, ale na razie nie powiedział nic, co świadczyłoby o tym, że Natasha i Liam nie żyją. – Dopóki ten wyrzutek nie zaczął dziś sypać, nie wiedzieliśmy, że to samo dzieje się tutaj. Podał nam nazwiska odpowiedzialnych za to osób. O piątej rano aresztowaliśmy trójkę z nich. Podejrzewamy, że Damian Bond też może należeć do szajki. – To chyba dobra wiadomość – powiedziała Della. – Mamy większe szanse ich znaleźć. Czemu…?
– Jest jeszcze coś. – Burnett położył dłonie na biurku. – Przekazano nam, że kiedy w Dallas rozpoczęły się aresztowania, dali znać swoim współpracownikom w Houston, by usunęli dowody. – Usunęli? – powtórzyła Della. – Zabili ich? Burnett skinął głową. – Poinformowano nas o masowym grobie. Znajduje się na złomowisku, gdzie niszczą i zakopują samochody. I w tym momencie Della przypomniała sobie odgłosy, które słyszała podczas wizji. Ciężki sprzęt. Zaczęły ją ogarniać wątpliwości. – JBF wciąż wydobywa ciała. Zostaną zidentyfikowane. Wiem, że nie chcesz w to wierzyć, ale bardzo prawdopodobne, że są wśród nich Natasha i Liam. Do oczu napłynęły jej łzy, ale nie zwracała na to uwagi. Odnajdź Natashę. Głos znów się odezwał. A jeśli się mylił? Ale co z wizją, wizją kobiety, która została zamordowana przez kogoś, kto wyglądał jak jej ojciec albo stryj? Coraz więcej pytań kłębiło się w jej głowie. Otarła łzy. – Ile czasu minie… nim będziemy mieli pewność? – Identyfikacja ciał może zająć nawet tydzień. Della wstała. – Jasne, ale dopóki nie znajdziecie ciał Natashy i Liama, ja będę ich szukać. I nie uwierzę, że nie żyją,
dopóki nie zobaczę ich w kostnicy. – Dello, musisz… – Nie! – odparła wampirzyca. – Będę szukać dalej. – Gdzie? Nie masz już żadnych tropów. Telefon od Miao Hon. Usłyszała nagle w głowie słowa. To nie było wspomnienie, ale słowa ducha. Ale czemu? I nagle zrozumiała. Z tego samego powodu, z którego dostała zdjęcie. Jej ciotka wiedziała coś, o czym ona musiała się dowiedzieć. I może ta informacja mogłaby pomóc odnaleźć Natashę. – Właśnie że mam – odparła Della. Pozostał jeszcze ten, którego do tej pory unikała. Wyszła od Burnetta i nie odwróciła się, gdy za nią wołał. Wystartowała z ganku biura i poleciała do swojego domku. Wyciągnęła z szuflady zdjęcie i wybiegła. Ruszyła biegiem i przeskoczyła bramę. Wiedziała, że to uruchomi alarm, a Burnett będzie pewien, że to ona. Nic jej to nie obchodziło. Musiała dotrzeć do jedynej osoby, która mogła ją zrozumieć. I pomóc zrobić to, co musiała zrobić. Do Chase’a.
Rozdział 33
Chase stał na ganku, gdy doleciała do jego domu. Z telefonem w dłoni patrzył w górę, jakby na nią czekał. – Przyleciała – powiedział do aparatu. Pewnie do Burnetta, który zapewne był wściekły, że opuściła obóz bez pozwolenia. Kogo próbowała oszukać? Na pewno był wściekły. Nic jej to nie obchodziło. Chase rozłączył się i rzucił komórkę na jeden z bujanych foteli. Niezbyt zgrabnie wylądowała na ganku. Nic jej to nie obchodziło. Chase rzucił się w jej stronę, jakby chciał ją podtrzymać, ale zdążyła złapać się barierki. Był bez koszuli. Najwyraźniej nie spodziewał się gości. Nic jej to nie obchodziło. Czuła na twarzy wilgoć łez. Nic jej to nie obchodziło. Spojrzał na nią z niepokojem i troską. I cholera, to ją ruszało. Zależało jej na Chasie.
I wiedziała, że jemu na niej też. Jak do tego doszło, nie wiedziała, ale teraz nie miało to znaczenia. – Dzwonił Burnett – odezwał się wampir. – Powiedział ci? – zapytała, a emocje wstrząsały nią tak, że prawie kręciło jej się w głowie. – Tylko tyle, że zdenerwowałaś się nowymi wiadomościami i odleciałaś. Zaczął coś tłumaczyć, ale zobaczyłem cię i się rozłączyłem. Co się stało? – Oni uważają, że Natasha i Liam nie żyją. – Musiała przełknąć, by powstrzymać kolejne łzy. – Ale my wiemy, że to nieprawda – odparł i podszedł bliżej. Czuła jego zapach, zapach wiatru i jakichś ziół. Kiedy wyciągnął do niej ręce, cofnęła się. Musiała mu powiedzieć. Żeby potem mógł ją zapewnić, że jej obawy są bezpodstawne. – Ale część z tego, co mówią, ma sens. – Co takiego? – Burnett powiedział, że gang wilkołaków wyrzutków organizował dla rozrywki walki nowo przemienionych. Pamiętasz, jak mówili, że ktoś chciał, żeby zostali mordercami? – Pamiętam, ale jak to… Della opowiedziała mu o organizacji w Dallas i o tym, że JBF nie wiedziało, że takie rzeczy dzieją się też gdzie indziej, i jak ci, którzy działali w Houston, zostali poinformowani, że mają usunąć dowody. Słuchając tego, Chase spochmurniał.
– Ale oni wciąż mogą być żywi. To nie znaczy, że zabito wszystkich. Łzy przesłoniły jej wzrok. – Znaleźli masowy grób. Jest pod złomowiskiem. – Przełknęła znowu. – Pamiętasz te odgłosy maszyn, które słyszeliśmy? A jeśli to było… A jeśli… W jego oczach pojawiło się zwątpienie, ale ledwie zamrugał, zniknęło. – Nie. Pamiętam, że rozmawiali, że się całowali, śmiali i płakali. Pamiętam, że byli żywi. Więc nie – odparł z przekonaniem, które pragnęła usłyszeć. – Nie wierzę w to. Byliśmy nimi. Czuliśmy to, co oni. Oni nie mogą być martwi. Oni żyją. – A jeśli się mylimy? – Żołądek jej się skręcił. – Jeśli oni tylko chcą, abyśmy wiedzieli? – Co takiego? – Nie wiem. Może to, że się kochali? Chase potrząsnął głową, a potem podszedł do Delli i położył jej ręce na ramionach. – Oni żyją. Ja w to wierzę. – A ja chcę wierzyć. – Po policzku Delli potoczyła się łza. Przytulił wampirzycę do siebie. Oparła głowę o jego nagie ramię, czerpiąc z tego pocieszenie i siłę. Ale nie po to tu przyszła. Wiedziała, co musi zrobić. Czego, jak sądziła, pragnął duch. Odsunęła się od Chase’a. – Muszę pożyczyć twój samochód.
– Po co? – Jadę odwiedzić ciotkę. – Z powodu zdjęcia? – Bo duch tego chce. Chase sięgnął po komórkę leżącą na krześle i złapał koszulkę, która wisiała na oparciu. – Powiedział ci to? Że chce, żebyś pojechała do ciotki? – Poniekąd. – To znaczy? Della wyciągnęła rękę. – Pożyczysz mi samochód czy nie? – Nie. Pojadę z tobą – odparł. – Ale chcę się najpierw dowiedzieć, o co chodzi. Kiedy skinęła głową, spojrzał w stronę domu. – Wezmę tylko kluczyki i założę buty. Opowiesz mi wszystko po drodze. * * *
Della podała Chase’owi adres, a on wprowadził go do swojego GPS-a. Zapytał, czy chce jechać z otwartym dachem. Stwierdziła, że woli zamknięty, bo mieli przemieszczać się przez jej okolice i bała się, że ktoś znajomy mógłby ją zauważyć. Usiadła na przednim siedzeniu, rozmyślając, jak poprowadzić rozmowę z ciotką. Zapytać o Natashę. O jej stryja i ciotkę, o których ojciec nigdy jej nie wspominał. A do tego musiała jeszcze wymyślić, jak poprosić
ciotkę, by nie wspominała jej ojcu o tej wizycie. – Wyjaśnij „poniekąd” – przerwał jej rozmyślania Chase. – Co? – Jak duch mógł ci „poniekąd” powiedzieć, żebyś odwiedziła ciotkę? Kiedy nie odpowiedziała od razu, dodał: – Dello, odezwij się. – Zadzwoniła. Wtedy, gdy siedzieliśmy w szafie Natashy, zadzwoniła. – Twoja ciotka do ciebie zadzwoniła? – Nie do mnie, do mamy Natashy. Nie pamiętasz, jak muzyka się wyłączyła i przez głośnik padła informacja, że dzwoni Miao Hon? Zrobił wielkie oczy. – To nazwisko Chana. Nie załapałem. Miao to twoja ciotka? Della skinęła głową. – Czemu mi nie powiedziałaś? – Zapomniałam – skłamała, nie dbając o to, co powie jej serce. Spojrzał na nią, marszcząc brwi. – Czego twoja ciotka chciała od mamy Natashy? – Nie wiem. I myślę, że właśnie to mam ustalić. – A skąd ten pomysł? Czy wydarzyło się coś jeszcze? Powiedziała mu, jak znów usłyszała tę informację o telefonie, rozmawiając z Burnettem. – W takim razie to musi być ważne – stwierdził Chase
i skupił się na drodze. Po kilku sekundach zatrzymał się na czerwonym świetle i znów spojrzał na Dellę. – Czemu boisz się swojej ciotki? – Nie boję się ciotki. – To czemu nie spytałaś jej o zdjęcie Natashy od razu? Chwilę się wahała, czy mu powiedzieć. – Bo powie mojemu tacie. – Co takiego? – zapytał. – Że ją odwiedziłam. – A co w tym złego? Della potrząsnęła głową i zapatrzyła się w przestrzeń. – On jest Azjatą – powiedziała, zanim zdołała się powstrzymać. – A co to ma do rzeczy? Skrępowana, westchnęła i sięgnęła do dźwigni, by zmienić nieco ustawienie fotela. – Nie zrozumiałbyś. – Mógłbym, gdybyś mi wyjaśniła. Ustawiła oparcie pionowo i zaczęła szukać dźwigni, która przesuwa siedzenie do przodu. W końcu ją znalazła i z szurganiem przesunęła fotel. – Jaki jest związek między tym, że twój tata jest azjatyckiego pochodzenia, a tym, że nie możesz odwiedzić ciotki? Chociaż poprawiła sobie siedzenie, nadal nie było jej wygodnie. To rozmowa sprawiała, iż czuła się nieswojo. Della musiała się z tym pogodzić. Przypomniała sobie
słowa swojego taty. „Nie pierzemy publicznie swoich brudów”. – Wstydzi się – wyjąkała, chociaż kosztowało ją to wiele. I natychmiast pożałowała swoich słów. – Czego? – Mnie – powiedziała, chcąc jak najszybciej zakończyć tę rozmowę. – Co? Dlaczego… Nie rozumiem. Przełknęła z trudem. – Jestem… teraz inna. A w każdym razie… on tak myśli. Kurde, jestem inna. Tylko inaczej, niż mu się wydaje. Możemy zostawić ten temat? Chase popatrzył na nią. – Nie, dopóki nie zaczniesz gadać do rzeczy. Westchnęła. – Od czasu przemiany jestem inna. On myśli, że albo ćpam, albo jestem w ciąży. I że ich okradam. – Ale nie jesteś ani nie kradniesz. Więc to bez sensu. Wyjrzała przez okno. Nie chciała na niego patrzeć. – Mówiłam, że nie zrozumiesz. – Na moment zamknęła oczy, ale z jakiegoś głupiego powodu chciała mu to wyjaśnić. Chciała, żeby zrozumiał. – Byłam kiedyś jego dumą. A potem… – Co potem? Zamrugała, a gdy otworzyła oczy, zobaczyła, jak szybko mijają drzewa. Czyżby przekroczył prędkość? Spojrzała na prędkościomierz. Nie łamał przepisów. Nie, to tylko ona tak robiła.
Jej ojciec wściekłby się, gdyby się dowiedział. A dzięki Chase’owi się nie dowie. Miała wobec niego dług. I nie chodziło tylko o te czterysta dolarów, ale też o problemy, którym zapobiegł. Kiedy podniosła wzrok, zobaczyła, że on wciąż czeka na odpowiedź. – W jego rodzinie było coś w rodzaju prawa, że nie powinno się zawierać małżeństw z osobami innej rasy. Więc musieliśmy pokazać jego rodzinie, że jesteśmy równie dobrzy jak prawdziwi Azjaci. Uczyłam się lepiej niż ktokolwiek z mojego ciotecznego rodzeństwa i nigdy nie pakowałam się w kłopoty. Ale kiedy zostałam przemieniona, wszystko się zmieniło. Zaczęłam dostawać trochę gorsze oceny. Byłam… gburowata. I… Nie chciał, żeby jego rodzina mnie widziała. – To, że on złamał jakieś rodzinne zasady, nie oznacza, że ty masz za to płacić. I co z tego, że masz gorsze oceny? Potrząsnęła głową, uświadamiając sobie, jaką pomyłką była próba wyjaśnienia tego wszystkiego. – Azjaci są bardzo skryci. Nie chcą, aby ktoś widział, jak ponoszą porażki. A ja jestem… – Jego porażką? – zapytał Chase i uderzył ręką w kierownicę. – Poniekąd, ale nie… – Och, teraz rozumiem. Twój ojciec jest dupkiem! – Nieprawda – warknęła i spojrzała na Chase’a. Oczy
mu lśniły, jakby był wkurzony. I czuła, że jej oczy też zaczynają pałać, gdy broni ojca. – A to, że nadal ci na nim zależy, sprawia, że jest jeszcze większym dupkiem. Della potrząsnęła głową. – Chase, to wyglądało, jakbym była porażką. Kiedy się przemieniłam i zanim tu trafiłam, przyłapali mnie, jak w nocy wykradałam się po krew. Nie jadłam tego, co gotowała moja mama. W ciągu dnia byłam zmęczona. Cierpiałam, bo straciłam chłopaka, i nie pozwalałam się dotykać, bo byłam zimna. I nie byłam zbyt miła. – Większość nastolatków tak się zachowuje – odparł. – Na przykład ja. A moja siostra czasem bywała nieznośna. Nasi rodzice tylko kręcili głowami i mówili: „Musicie im wybaczyć, mają nastolactwo”. – Mój ojciec został wychowany w innej kulturze. – Wiem wszystko o azjatyckiej kulturze. Nie są dupkami. – Mój ojciec nie jest dupkiem! – odparła. – Gdybym bardziej starała się ukrywać sprawy, udawać… – Przemieniłaś się w wampira! To nie twoja wina. – Ale on tego nie rozumiał. A ja nie mogłam mu tego powiedzieć. Chase przejechał ręką po twarzy i odetchnął głęboko. A kiedy na nią spojrzał, zobaczyła, że jego oczy znów przybrały jasnozieloną barwę. – Przepraszam. Tak mnie wkurza, że… – westchnął. – Nie martw się, będę miły, gdy się spotkamy.
Delli opadła szczęka. – Jak to, kiedy się spotkacie? Jedziemy do mojej ciotki, nie do taty. I nawet ze mną nie wejdziesz. Chase zatrzymał samochód, a Della uświadomiła sobie, gdzie się znajdują. Serce zaczęło jej mocniej bić z nerwów, a żołądek skręcił się w rulonik. Spojrzała na niewielki ceglany dom, który tak doskonale pamiętała. Wraz ze swoją siostrą Marlą spędziła tu mnóstwo weekendów, bawiąc się z Chanem i Meiling, jego młodszą siostrą. Chowając jajka wielkanocne w krzakach, jedząc lody na ganku, grabiąc liście, by potem w nie wskoczyć. Chase położył jej dłoń na ramieniu, jakby wiedział, że ogarnia ją fala emocji. – Nie planowałem wchodzić tu z tobą – mówił bardzo spokojnie, jakby chciał sprawić, żeby ona też się uspokoiła. – I chodziło mi o jakieś późniejsze spotkanie z twoim tatą. Będzie dobrze. Zignorowała jego ostatnie stwierdzenie, bo nic nie było dobrze. Spojrzała na niego. – Czemu miałbyś się spotykać z moim tatą? Popatrzył na nią, jakby to ona była zagubiona. – Bo jesteśmy związani. – Wciąż trzymał rękę na jej ramieniu. I chociaż nie chciała się do tego przyznać, jakoś ją to pocieszało. A to tylko pogłębiało jej zagubienie. Przewróciła oczami w stylu Mirandy. – Jesteś szurnięty. A ja nie lubię szurniętych! –
Wycelowała w niego palcem. – Jak wysiądę, pojedź kawałek dalej i nawet nie myśl o tym, żeby się tu zakradać. A potem zatrzasnęła drzwi i nie zastanawiając się, jak się do tego zabrać – ani do kwestii Chase’a, ani do pytań o Natashę – podeszła do drzwi ciotki. Przypomniała sobie radę, jaką ktoś jej kiedyś dał. Udawaj, aż zadziała. Zaczekała, aż samochód Chase’a zniknie jej z oczu, i zapukała. A kiedy usłyszała, że ktoś zbliża się do drzwi, miała ochotę uciec gdzie pieprz rośnie. Wyglądało na to, że nawet udawanie wymagało pewnej dozy pewności siebie. A jej pewność siebie chwilowo wzięła urlop. Kiedy już uznała, że to był okropny pomysł, drzwi się otworzyły. – Della? O Boże, Della Rose! Wróciłaś do domu. – Ciotka wyszła za drzwi i objęła Dellę, zanim dziewczyna zdążyła się jakoś wykręcić. – Rany, jaka jesteś zimna. A gdzie reszta rodziny? – zapytała, patrząc jej przez ramię, jakby oczekiwała jej ojca, matki i siostry. – Jestem tylko ja. – Della zmusiła się, by coś powiedzieć. A te słowa odezwały się echem w jej duszy. Od dłuższego czasu była „tylko ona”. – Więc nadal jesteś w tej szkole? Ta szkoła. Della skinęła głową, zastanawiając się, co też powiedziano jej ciotce. Czy podobnie jak ojciec Delli
ciotka uważała, że Wodospady Cienia są obozem dla trudnej młodzieży, czy też coś innego? – Wejdź, jest zimno. Dopiero w domu, gdy otoczyło ją ciepło, Della uświadomiła sobie, że dzień był chłodny. Powietrze wydawało się gęste. Złoto i czerwień wnętrza były takie same jak rok temu. Wystrój zawsze przypominał jej chińską restaurację, ale ładną. W korytarzu było nawet duże akwarium z rybami morskimi. Della patrzyła, jak spora żółta ryba płynie powoli, i nabrała głęboko powietrza, by się uspokoić. Pachniało, a nawet prawie smakowało sosem sojowym. Tak jak u niej w domu, gdy ojciec przejmował kuchnię albo mama coś gotowała, by sprawić mu przyjemność. – No, no – odezwała się ciotka Miao, mierząc Dellę wzrokiem – ale urosłaś. Jak długo cię nie widziałam, rok? – Chyba tak. Ciotka uśmiechnęła się szeroko, chociaż nie było tego widać w jej oczach. Della pamiętała, że kiedyś uśmiech gościł także w jej ciemnych oczach, ale to było przed śmiercią Chana, tą, którą sfingował. Z jakiegoś powodu Delli się przypomniało, jak podczas pogrzebu ciotka mówiła, iż nie może uwierzyć w to, że Chan umarł, że tego nie czuje i że matka zawsze wie takie rzeczy. A czy teraz czuła? Czy czuła, że Chana naprawdę już
nie ma? Delli zaparło dech. I znów ogarnęło ją poczucie winy. Ona żyła, a Chan umarł. A facet, który podjął tę decyzję, czekał na nią w samochodzie. Przestała już oskarżać o to Chase’a, ale jeszcze się z tym nie pogodziła. – Młoda damo, dorobiłaś się wreszcie biustu – powiedziała ciotka. – To stanik z wkładką – próbowała zażartować Della, ale marnie jej to wyszło. Uświadomiła sobie, jak bardzo tęskniła za ciotką. I za swoim starym życiem. – Niemożliwe, żeby wkładka robiła aż tyle – odparła ciotka, a potem spoważniała. – Czy coś się stało? Wszystko u was w porządku? – Tak, po prostu… – Musiała coś szybko wymyślić. – Byłam… Moja klasa była w muzeum pogrzebów. No wiesz, tym dziwnym muzeum z trumnami, balsamowaniem ludzi i tym podobnymi rzeczami. – O rany, to musiało być przyjemne popołudnie – odparła. – A na jakich zajęciach? – Na biologii. – Należało wymyślić jakieś lepsze kłamstwo, ale to było jedyne muzeum w okolicy, jakie pamiętała. – Żałuję, że Meiling nie ma. Poszła do biblioteki pouczyć się z koleżankami. – Też żałuję – powiedziała Della, chociaż wcale tak nie myślała. Chciała porozmawiać z ciotką sam na sam. – Uświadomiłam sobie, jak blisko ciebie jesteśmy, i poprosiłam jedną z przyjaciółek, która nas przywiozła,
żeby mnie na chwilę podrzuciła. – To zaproś ją. Jego… Della uznała, że nie będzie wyprowadzać ciotki z błędu. – Nie, jest przyklejona do swojej komórki, Facebooka i tym podobnych. – Dzieciaki teraz takie są. Nie pozwalam Meiling przynosić telefonu do stołu. Rodziny muszą rozmawiać. – Na jej twarzy pojawił się smutek. Della wiedziała, że ciotka myśli o Chanie. – Tak – zgodziła się z ciotką, ale rozmowa o poważnych sprawach w tej rodzinie nie wychodziła, zwłaszcza jeśli chodziło o przeszłość. Zastanawiała się, jak poruszyć temat Natashy. – Zrobię ci herbatę – powiedziała ciotka. „Nie mam czasu na herbatę”. – Mogę zostać tylko kilka minut. Weszły dalej do domu. – Tylko filiżankę. – Nagle ciotka spojrzała na klimatyzator pod sufitem. – Przysięgam, że to ogrzewanie jest na ostatnich nogach. Podkręcę je. Della też to poczuła. W pokoju nagle spadła temperatura. Zrobiło się lodowato, ale to nie było zwykłe zimno. To był chłód ducha. „Tylko nie syp śniegiem. Nie syp śniegiem!” Miao wyszła, by przełączyć termostat. Della odezwała się pod nosem: – A więc jesteś moją ciotką Bao Yu? –
Wypowiedzenie tego imienia urealniło wszystko. Nie dostała odpowiedzi. I wtedy to zobaczyła. Coś zabłysło ze dwa metry od niej, jakby smuga na szybie. A potem w tym miejscu ukazał się duch. Stał odwrócony tyłem do Delli i patrzył w kierunku, w którym poszła Miao. Della nie mogła oderwać od niego wzroku. Było coś znajomego w tym, jak czarne włosy opadały duchowi na ramiona. W kształcie głowy, linii szyi. Coś ścisnęło ją w dołku. – Natasha? – Do oczu napłynęły jej łzy, a kolana ugięły się pod nią. Holiday miała rację. Natasha nie żyje.
Rozdział 34
Mówiłaś coś? – zapytała ciotka, wracając do pokoju. Nawet nie spojrzała na ducha, czemu trudno się było dziwić. Najwyraźniej go nie widziała. Duch odwrócił się i popatrzył na Dellę. Na widok twarzy ducha dziewczyna odrobinę się rozluźniła. Złapała oparcie fotela, by się nie zachwiać. To nie była Natasha. To była jej ciotka. Twarz zjawy była taka sama jak ta, którą widziała na zdjęciach z albumu szkolnego ojca. I to była ta sama twarz, którą w wizji widziała całą we krwi. Ale podobieństwo do Natashy było zbyt duże, by był to zwykły przypadek. W tym momencie Della zrozumiała, o jakim kłamstwie pisała w swoim pamiętniku Natasha. Była adoptowana. Wiedziała też, jaki jest związek między duchem a Natashą. To były matka i córka. Natasha była jej cioteczną siostrą. Ale jak to możliwe? Jej ciotka musiałaby być nastolatką, gdy urodziła dziecko. Della szybko dokonała obliczeń. A więc ciotka miała wtedy piętnaście albo
szesnaście lat. Pokaż jej. Głos ducha zdawał się odbijać echem po pokoju, ale Della uznała, że tylko ona go słyszy. „Co takiego?” I nagle sobie uświadomiła. Sięgnęła do kieszeni po zdjęcie. – Ja… Chan mi to dał. – Kłamała, ale co miała powiedzieć? Prawda na pewno by tu nie pomogła. Ręka ciotki zadrżała, gdy brała od niej zdjęcie. Zaczęła gwałtowniej oddychać. Kiedy podniosła wzrok, w oczach miała łzy. – Szukałam tego zdjęcia. – Kilka razy zamrugała, a potem przełknęła ślinę. – To moja cioteczna siostra, prawda? – zapytała Della. Ciotka skinęła głową, a potem znów spojrzała na zdjęcie. Powoli przesunęła palcem po postaci Chana, a potem Natashy. – Tak, ja… – Zamrugała, a z jej krótkich czarnych rzęs spłynęła łza. – Kiedy pojawiła się na moim progu, wiedziałam, że to moja siostrzenica, zanim się jeszcze odezwała. Jest taka podobna do matki. – Głos jej zadrżał. – Musiałam jej powiedzieć. Powiedzieć prawdę. Płakała. A ja z nią. Bao Yu podeszła bliżej. Jaką prawdę? Zapytaj o prawdę. – Co jej powiedziałaś, ciociu Miao? Jaka jest prawda? – Że jej matka… nie żyje. Ale Bao Yu kochała ją. Oddała ją tylko dlatego, że nasi rodzice nie mogli się z tym pogodzić. Byli staromodni. A rodzice ojca nie
chcieli nawet przyjąć do wiadomości, że to jego dziecko. Nie miała wyboru. Musiała je oddać. Powiedziano jej, że dziecko trafi do rodziny, która ma jakieś azjatyckie korzenie. I że będą ją kochać. Chciałam ją zatrzymać, krzyknął zdesperowany duch. Tak bardzo płakałam, gdy mi ją zabierali. Była moim dzieckiem. Moim! Della miała na końcu języka następne pytanie. Musiała je zadać. Musiała wiedzieć. – Jak? Jak umarła Bao Yu? Ciotka zamknęła oczy. – Została zabita. A teraz Natasha też nie żyje. Jak Chan. Czemu życie daje nam coś tak cennego, a potem zabiera? „Natasha żyje”, powiedziała sobie Della, chcąc w to wierzyć. – Jak? Jak zginęła? – Podobno w wypadku samochodowym. Ledwie miesiąc temu. – Nie, nie Natasha. Jak zginęła Bao Yu? – W pokoju zrobiło się jeszcze zimniej. Nawet Della dostała gęsiej skórki. Ciotka Miao objęła się rękami, by uchronić się przed chłodem, a sądząc z jej miny, również przed wspomnieniami. Della ujrzała, jak Bao Yu stoi tuż za jej ciotką i nasłuchuje. Zupełnie jakby pragnęła usłyszeć odpowiedź nie mniej niż Della.
– Nie wiem – powiedziała Miao, ale jej serce zabiło mocniej, zdradzając, że to kłamstwo. – Myślę, że wiesz – odparła Della. – Powiedz mi, proszę. – Nie, nie trzeba tego powtarzać. Niektóre sprawy najlepiej zapomnieć. – Spojrzała na Dellę tak, jakby ją prosiła, by na to przystała. Della przypomniała sobie te wszystkie testy ciążowe, które kazali jej robić rodzice. Czy jej ojciec myślał wtedy o swojej siostrze? – Jakbym słyszała mojego tatę, a myślę, że on się myli. Bo ty nie zapomniałaś i on też nie. – O Boże! – Ciotka przyłożyła dłoń do drżących warg. – Twój ojciec będzie taki zły, że ci o tym powiedziałam. Della chciała zawołać, że nie powiedziała jej dość, ale czuła, że to tylko bardziej zdenerwuje ciotkę, a nic nie da. – Mój ojciec nie musi o tym wiedzieć – odparła. – Nie powiem mu nawet, że tu byłam. To będzie nasza tajemnica. Jej ciotka nie wyglądała na przekonaną, ale skinęła głową. – Powiedz, co się stało? – Nie, nie mogę. Już i tak powiedziałam ci za dużo. – Uniosła dłonie. – Koniec rozmowy o przeszłości. Nie! Della poczuła, jak w pokoju zaczyna się robić ciepło. Spojrzała za plecy ciotki. Duch zniknął, a wraz z nim
jego chłód. – Pójdę po herbatę – powiedziała ciotka, ocierając łzy. – Możemy się napić. – Przepraszam, ale nie mam czasu, powinnam… Powinnam już iść. Ciotka spojrzała na zdjęcie w ręku. – Mogę je zachować? Della chciała odmówić, ale nagle poczuła, że Chan życzyłby sobie, żeby je zostawiła. – Pewnie. – Della ruszyła do drzwi, a ciotka za nią. Przekonana, że ciotka znów spróbuje ją przytulić, wampirzyca szybko sięgnęła do klamki i wyszła, zanim kobieta zdążyła jej dotknąć. – Dello, tęsknię za tobą. Dziewczyna poczuła gulę w gardle. – Ja za tobą też. – W takim razie napraw to, co jest nie tak z twoim życiem, i szybko wracaj do rodziców. Twoje miejsce jest przy nich, a nie w tej szkole. Jesteś dobrą dziewczyną. Czuję to. Więc napraw to. Tego nie da się naprawić. Della zebrała się w sobie i skłamała jeszcze raz. – Pracuję nad tym. * * *
– Czego się dowiedziałaś? – zapytał Chase, gdy tylko Della wskoczyła do samochodu. – Jedźmy – powiedziała.
Serce biło jej jak szalone. Odwracała się co chwilę, by się upewnić, że ciotka za nią nie poszła. Oczywiście usłyszałaby to, ale mimo to musiała się upewnić. A potem poczuła, jak pot występuje jej na czoło. Nie pamiętała, kiedy ostatnim razem oblał ją pot. Chase odpalił silnik i ruszył ulicą. A potem spojrzał na nią, wrzucając drugi bieg. – Co się stało? Zastanawiała się, co mu powiedzieć, albo jak dużo. Czy mu ufała? – Wiem, jaki jest związek pomiędzy mną a Natashą. – Jaki? – Rzucił na nią okiem. – Jest moją cioteczną siostrą. Zmarszczył brwi, zaskoczony. – To niemożliwe. Jest was czwórka. Ty, Marla, Chan i Meiling. – Było coś dziwnego w sposobie, w jaki wymienił ich imiona, jednym tchem. Nie chodziło o to, jak to powiedział, ale że znał imiona. Skąd znał imię siostry Chana? Pomyślała, że może Chan mu powiedział. Ale czy ona mówiła mu, jak ma na imię jej siostra? Raczej nie. Spojrzała na niego. – Skąd o tym wiesz? – Co takiego? – zapytał. – Skąd znasz ich imiona? Zrobił wielkie oczy, jakby to pytanie wpakowało go w kłopoty. Znów spojrzał na drogę. – To było w dokumentach – odparł. – A więc twoja
ciotka miała jeszcze jedno dziecko? Zignorowała jego pytanie. – W jakich dokumentach? Znów zmienił bieg. Silnik zamruczał. – W dokumentach dotyczących ciebie i Chana. Takich jak te, które dotyczyły Liama i Natashy. – To były papiery JBF – zauważyła. – Tak, ale dokumenty Rady Wampirów wyglądają właściwie tak samo. I znów miała wrażenie, że Chase wie więcej, niż jej powiedział. – Masz jeszcze te dokumenty? – Nie – odparł, nie patrząc na nią. – Po zakończeniu sprawy oddaje się materiały. – Co jeszcze było tam napisane? – To co zwykle. Gdzie mieszkałaś, imiona i nazwiska rodziców. – Coś jej nie pasowało, ale nie wiedziała co. – Więc skoro znałeś ich imiona, to czemu się nie zorientowałeś, że to moja ciotka dzwoni, jak byliśmy wtedy w szafie? Chase uniósł brew i uśmiechnął się delikatnie. – Kiedy byliśmy w szafie, moje myśli były zaprzątnięte czymś innym. Pokiwała głową. I wtedy do niej dotarło, co jej nie pasowało. – A więc w tych dokumentach miałeś informację o tym, że jestem w Wodospadach Cienia? – Tak.
Zmarszczyła brwi. – Więc po co przyłączyłeś się do Kling? Powiedziałeś, że zrobiłeś to, bo mnie szukałeś, i że tam się spotkaliśmy. Patrzył przed siebie, zaciskając ręce na kierownicy. – Odpowiadaj, do cholery! I patrz na mnie! Odwrócił się i spojrzał jej w oczy. – Rada Wampirów wiedziała, że zostałaś wysłana na misję. Na początku nie chcieli, żebym jechał do Wodospadów Cienia, bo się bali, że Burnett mnie rozgryzie. – Skąd? – Co skąd? – Skąd wiedziałeś, że będę na misji. Zacisnął szczękę. – Czemu rozmawiamy o tych sprawach, zamiast o tym, jak twoja wizyta u ciotki może nam pomóc w odnalezieniu Natashy i Liama? – Bo muszę ci ufać, by z tobą pracować. Skręcił gwałtownie na parking, wyłączył silnik i uderzył pięścią w kierownicę. – Nie ufasz mi? Oddałem ci swoją krew i przeszedłem z tobą przez przemianę, co, jak może pamiętasz, było okropnie bolesne, i dałem ci część mojej mocy. A ty uważasz, że chcę cię skrzywdzić? Pod wpływem jego złości sama wybuchła. – Nie mówiłam, że chcesz mnie skrzywdzić. Po prostu uważam, że coś przede mną ukrywasz. Nie mówisz mi
o ważnych sprawach. I, dla twojej informacji, wcale nie prosiłam, żebyś się ze mną związał. Pamiętam, że wręcz powiedziałam, iż nie chcę, abyś to robił! Warknął, zacisnął mocniej palce na kierownicy, odsunął głowę do tyłu i zamknął oczy. – Jesteś najbardziej upartą… – Nie bardziej niż ty! – syknęła. – Po prostu odpowiedz mi na pytania. Skąd wiedziałeś, że będę na misji? Odwrócił się i rozluźnił uścisk. – A ty powiesz o tym Burnettowi, prawda? Nie widziała powodu, by kłamać. – Pewnie tak. Westchnął ciężko. – A więc żeby zdobyć twoje zaufanie, muszę zdradzić radę? – Tak – odparła. Wydawał się zszokowany jej szczerością. Milczał przez chwilę, jakby zastanawiając się, co powiedzieć. – W JBF mają przeciek. I zanim spytasz, od razu mówię, że nie wiem, kto to. I z tego, co słyszałem, ten ktoś nie przekazuje nic, co by mogło zaszkodzić firmie. Wierzyła mu, może nie w kwestii tych szkodliwych informacji, ale w to, że nie wiedział, o kogo chodzi. Ale skoro w końcu zaczął odpowiadać na jej pytania, postanowiła zadać ich więcej. – Jakie miałeś zadanie wobec mnie i Chana?
– Co masz na myśli? – spytał. – Jakie dokładnie miałeś zadanie? – powtórzyła, tracąc cierpliwość. – Miałem sprawdzić, co z wami, i spróbować pomóc wam obojgu w odrodzeniu. – Więc zostałeś wysłany, aby związać się z jednym z nas? – Nie, to zależało ode mnie. Miałem dopilnować, byście zachowali siłę. Mówiłem już, że dowiedziono, iż ci, którzy są w lepszej kondycji fizycznej, mają większe szanse przeżycia. Nie pamiętasz, jak zmuszałem cię do biegania? Skinęła głową. – Muszę jeszcze wiedzieć, czemu i kto. – Czemu i kto co? – Czemu zostałeś wysłany i kto to wymyślił? – Właśnie ci powiedziałem, że zostałem wysłany, by pomóc wam w odrodzeniu. – Więc oni mają listę wszystkich potencjalnych odrodzonych? Skrzywił się sfrustrowany. – Nie wiem dokładnie, co mają… Wiem natomiast, że wiedzą, iż tylko kilka rodów podlega odrodzeniu, więc może i mają. – Przetarł dłonią twarz, a potem spojrzał na nią ponuro. – A ty wiesz o wszystkim, co ma JBF? Nie wiedziała, ale nadal nie czuła się usatysfakcjonowana. – Musi być jakiś powód, dla którego cię wysłali.
W idealnym świecie może po prostu dbaliby o ludzi, ale to nie jest idealny świat. A nie sądzę, by Rada Wampirów przejmowała się kilkoma ludźmi, którzy mogą zginąć, no chyba że uratowanie ich od śmierci coś radzie da. – Oni nie są takimi potworami, jak ci się wydaje. Problemy pomiędzy radą a JBF są natury politycznej. Nie wynikają z tego, że jedni są źli, a drudzy nie. Słyszała, co mówił, ale była zbyt zajęta poszukiwaniem własnych odpowiedzi. I nagle do niej dotarło. – Wysłali cię po to, żebym dla nich pracowała? A może miałam zostać jednym z ich szpiegów w JBF? Czy to tego chcieli? Tego chcą? – Mówiłem ci już, że chcą, żebyś dla nich pracowała. – I planowali to od samego początku? Uratować mnie, a potem użyć ciebie, żebyś mnie przekonał, abym została zdrajczynią?
Rozdział 35
Zdrajczynią? – zdziwił się Chase. – Więc to okropne, że Rada Wampirów chce, abyś dla nich pracowała? A myślisz, że co robi Burnett, od kiedy się dowiedział, że jestem odrodzonym? Czy facet, którego tak bardzo cenisz, jest zły, ponieważ chce mnie przekonać do pracy w JBF? A w ogóle jak sądzisz, po co pracuje w Wodospadach Cienia? Może nie zauważyłaś, ilu uczniów pracuje dla JBF? Osobiście wybiera sobie najlepszych. Na te słowa Della zamilkła, ale tylko na chwilę. – Burnett się przejmuje. Oddałby życie za każdego ucznia Wodospadów Cienia. I wcale nie włączył się w pracę w obozie po to, żeby mieć lepszy dostęp do uczniów. – Och, nawet mu to przez głowę nie przeszło – odparł sarkastycznie Chase. Nachyliła się do niego. – Tak się składa, iż wiem, że aby kogoś chronić, działał wbrew zasadom JBF. Dla szkoły był gotów narazić się przełożonym. I nawet ty zauważyłeś, że
hołubi swoich agentów. I jak sądzisz, dlaczego? – Puknęła go palcem w pierś. – Może dlatego, że mu na nich zależy? – A może nie tylko jemu? – warknął Chase. – Radzie Wampirów nie zależy. Już znowu miała puknąć go w pierś, gdy złapał ją za palec. Oczy mu lśniły. Nachylił się. Myślała, że zamierza dalej się z nią spierać, ale nie. – Nie mówiłem o radzie, tylko o mnie. Ich usta się spotkały w pocałunku, który smakował gniewem, namiętnością… Smakował dobrze. Tak dobrze. Puścił jej palec. Jedną dłoń położył jej na karku, a drugą ujął tył jej głowy. Della położyła mu rękę na piersi. Pogłębił pocałunek, a wraz z nim pogłębił się mętlik w jej głowie. Chase wsunął język pomiędzy jej wargi. Pozwoliła mu. I to z przyjemnością. W końcu zebrała myśli i się cofnęła. – Nie możesz mnie po prostu całować, by uniknąć odpowiedzi na pytania. – Naprawdę? – Zbliżył się i znów ją pocałował. I, cholera, ona mu na to pozwoliła. W końcu go odepchnęła. – Odpowiedz – rzuciła bez większego przekonania. Uśmiechnął się do niej. – Zapomniałem pytania.
Miała ochotę go uderzyć, ale w końcu dotarło do niej, że ona też już nie pamięta. Chase przesunął palcem po jej wargach, a jego seksowne spojrzenie powiedziało jej, że znów zamierza ją pocałować. Tym razem to ona złapała jego palec. – Czemu nie zorganizowałeś mi spotkania z Radą Wampirów? – Ależ zorganizowałem. Jesteśmy umówieni przed wyjazdem na lotnisko po Damiana Bonda. – Czemu mi nie powiedziałeś? – Zamierzałem, ale kiedy pojawiłaś się u mnie, skupiłem się na dostarczeniu cię do ciotki. – Uwolnił swój palec i dotknął jej podbródka. – A teraz ty mi odpowiesz na pytania? – Jakie pytania? – Natasha jest siostrą Chana? – Nie – stwierdziła Della i postanowiła wyjawić mu prawdę. – Ten duch to matka Natashy. Oddała Natashę do adopcji. – Więc miałaś jeszcze jedną ciotkę? – Wygląda na to, że rada miała braki w raporcie, co? – Owszem. – Spojrzał na nią z niepokojem. Już miała go zapytać o swojego stryja, miała to na końcu języka. – Jak zginęła mama Natashy? – Została zamordowana – odparła Della, ale nie była w stanie powiedzieć nic więcej. W jej głowie pojawiło się nagle mnóstwo pytań.
– Czy jeśli Chan i ja przeszliśmy ponowną przemianę, to Natashę też to czeka? – To nie jest pewne, ale ma pięćdziesiąt procent szans. Della zaczęła się zastanawiać nad innymi kwestiami. – Słyszałam, że w rodzinach, które są nosicielami wirusa, prawdopodobieństwo przemiany jest jak jeden do stu. I to tylko w młodym wieku. – To dlatego Della nie niepokoiła się o swoją siostrę. – Czy ten procent się zmienia, jeśli należy się do rodziny, która ma większe szanse na odrodzenie? – Nie odpowiedział od razu. – Czy istnieje większe ryzyko, że moja siostra i Meiling mogą zostać przemienione? – dodała. Skinął głową. – W przypadku silniejszych rodów to jeden na dziesięć. – Czyli moje przebywanie w obecności siostry, rodzonej lub ciotecznej, może je narazić? – Uaktywnienie wirusa następuje przez krew. Jak przy HIV. Więc sama twoja obecność nie sprawi, że się przemienią. Della usiadła głębiej w fotelu, próbując to wszystko ogarnąć… – Hej. – Chase dotknął jej ramienia. – Nie martw się tym, co się jeszcze nie stało. Lepiej się zastanówmy, jak uratować Natashę i Liama. Popatrzyła na niego i skinęła głową. Miał rację. – Powiedziałaś, że czułaś, że duch chciał, abyś tam poszła. Dowiedziałaś się czegoś, co mogłoby nam
pomóc? – zapytał. Przemyślała wszystko, czego się dowiedziała. – Nie sądzę. – Spojrzała na Chase’a i postanowiła podzielić się z nim jeszcze odrobiną prawdy. – Myślę, że chodzi o coś innego. – Co takiego? – Chce, żebym ustaliła, kto ją zabił. – Dobra – odezwał się Chase nieufnie. – A myślisz, że wiesz, kto to zrobił? Spojrzała na niego, zastanawiając się, co jeszcze mu powiedzieć. Już miała otworzyć usta, ale się pohamowała. Nie dlatego, że mu nie ufała, ale dlatego, że i tak już był źle nastawiony do jej ojca. Nie chciała, żeby myślał o nim jeszcze gorzej. – A możemy spróbować odnaleźć Natashę i Liama? – Dobra – odparł, ale wyraźnie nie był zachwycony sytuacją. – Co chcesz zrobić? Dokąd jechać? – Z powrotem do Bla. – Nadal uważasz, że wilkołak, którego wyczułaś w restauracji, ma coś wspólnego z Natashą? – Tak – odparła. – I tak samo uważa zjawa. To dzięki niej wiedziałam, że tamten wyrzutek boi się wilkołaków. – No to jedziemy do Bla. – Odgarnął jej z czoła kosmyk włosów. – Rozpracujemy to. – Co takiego? – Wszystko – powiedział. – Natashę i Liama. Mnie i ciebie. Serce jej się ścisnęło i zdołała tylko kiwnąć głową.
Odpalił silnik, a Della z jakichś niezrozumiałych przyczyn usłyszała w głowie słowa Steve’a. Obiecaj, że zanim zakochasz się w Chasie, zapamiętasz na zawsze, że to ja kochałem cię pierwszy. A potem przypomniała sobie słowa Holiday. Uważaj. Kurde, czyżby naprawdę zakochiwała się w Chasie? Zadzwoniła do Burnetta i powiedziała, że za kilka godzin wróci i wszystko mu opowie. Próbował ją przesłuchiwać przez telefon, lecz się uparła, że porozmawiają później. Nie był zachwycony, ale zgodził się, gdy mu powiedziała, gdzie dokładnie jadą. Uznał najwyraźniej, że w Bla nic im nie grozi. Dellę wkurzyło, że miał rację. Nic nie ustalili w Bla, ale ponieważ siedziało tam kilka wampirów, zamówili colę i gadali o prozaicznych sprawach. O jego rodzicach i siostrze. Ale z jakiegoś powodu miała wrażenie, że to wcale nie są prozaiczne tematy. Chciała to wszystko wiedzieć. A potem zapytał ją o jej przeszłość. Chciała, żeby poznał jej ojca z dobrej strony, więc mu powiedziała, jak grywali w szachy i nawet startowali w kilku turniejach. Opowiedziała, jak ojciec zabierał ją na ryby. O wieczorach scrabble'owych, kiedy się zbierali i grali całą rodziną. W trakcie tej rozmowy zrozumiała, czemu duch chciał, żeby przeczytała pamiętnik. Kiedy człowiek się o kogoś troszczy, chce o nim wiedzieć różne drobiazgi. Jej ciotka Bao Yu chciała się dowiedzieć o tych
drobiazgach z życia swojej córki. * * *
Tuż przed dziewiątą wieczorem Chase zaparkował pod bramą Wodospadów Cienia. – Chcesz, żebym poszedł z tobą na rozmowę z Burnettem? – zapytał. – Nie – odparła. – Dam sobie radę. Przyjrzał jej się uważnie. – Powiesz mu o przecieku z JBF? – Muszę – odparła. – A ty powiesz radzie, że o tym wiem i żeby ten ktoś wynosił się z JBF? – Już to zrobiłem, kiedy poszłaś do łazienki w restauracji. Westchnęła. – Przynajmniej jesteśmy szczerzy. – Dello, to, że pracujemy dla przeciwników, nie zmienia nic między nami. „To tylko kwestia czasu”, pomyślała Della. I nie miała pojęcia, co zrobi, kiedy to nastąpi. Ale to była tylko część problemu. – Nie jestem w stu procentach pewna, co się między nami dzieje – powiedziała. Nachylił się i znów ją pocałował. Pozwoliła mu tylko na sekundę, a potem odepchnęła go odrobinę. – Wyjaśnię ci to – powiedział. – To się nazywa związanie. I to bardzo mocna rzecz. Teraz jesteśmy sobie przeznaczeni.
– Muszę iść. – Odwróciła się od samochodu i słuchała, jak odjeżdża, czując pustkę, jak zawsze, gdy to robił. Poszła do Burnetta i złożyła mu dokładny raport. Gdy opowiadała o przecieku w JBF, miała wrażenie, że jest nielojalna wobec Chase’a. „Dello, to, że pracujemy dla przeciwników, nie zmienia nic między nami”. Znów sobie przypomniała słowa Chase’a i wiedziała, że się mylił. Ledwie powiedziała Burnettowi o przecieku, on sięgnął po telefon i zadzwonił do kogoś w JBF. Został poinformowany, że jeden z agentów już uprzątnął swój gabinet i złożył wypowiedzenie. – Widzisz, mówiłem, że Rada Wampirów wiecznie knuje. Della oparła się na krześle. – A ty nie masz agentów, którzy próbują uzyskać od nich informacje? – Po której stronie jesteś? – zapytał Burnett. – JBF – odparła. – Ale nie jestem pewna, czy w ogóle powinny być jakieś strony. – Powiedz to Radzie Wampirów – warknął. – To oni nie chcą z nami współpracować. Della przeczekała jego złość, po czym zapytała: – Dowiedziałeś się czegoś jeszcze na temat ciał? – Znaleziono dwadzieścia ciał. – A co z identyfikacją? – zapytała, aż bojąc się odpowiedzi.
– Jeszcze nie ma. Już miała powiedzieć mu o tym, że Natasha jest jej cioteczną siostrą, ale powstrzymała się, bo wtedy by odkrył, że jej ciotka została zamordowana. A potem by się domyślił, jaki to ma związek z jej stryjem. A może tego chciała? Jeśli jej stryj zabił jej ciotkę, to chyba zasługiwał na zdemaskowanie? Owszem, ale najpierw chciała uzyskać odpowiedzi na swoje pytania, a dopiero potem pozwolić wmieszać się w to Burnettowi. I to nie miało żadnego związku z tym, że bała się, iż jej ojciec może być winny. „Nie miało”, powtarzała sobie, wracając do domku. A kiedy podniosła wzrok i ujrzała gwiazdy, to zamiast podziwiać noc, uświadomiła sobie, że minął kolejny dzień, a Natasha i Liam wciąż byli uwięzieni. Albo martwi. Ta myśl pojawiła się w jej głowie i chociaż chciała jej zaprzeczyć, to jakaś jej część bała się, że wierzyła w to, w co chciała wierzyć Bao Yu. A jeśli jej ciotka po prostu nie chciała przyjąć do wiadomości, że Natasha nie żyje? * * *
Della mogła to nazwać rozsądkiem albo słabością… Nie była pewna czym, ale w końcu doszła do wniosku, że potrzebuje wsparcia i pomocy. Zamiast zamykać się w swoim pokoju, podeszła do lodówki, wyciągnęła trzy dietetyczne napoje i czekała na powrót do domu swoich dwu najlepszych przyjaciółek.
Jakiś kwadrans później weszły do środka. Pachniały dymem. Najwyraźniej były na ognisku. Kiedy zobaczyły ją i dietetyczne napoje, natychmiast spoważniały. – Coś jest nie tak? – zapytała Kylie, gdy usiadły przy stole. – Wszystko – odparła Della. W głowie kłębiły jej się problemy i nie była pewna, czy zdoła którykolwiek z nich naprawić. Czuła się bezsilna, chociaż miała teraz więcej siły niż kiedykolwiek. Więc zaczęła od prawdy, którą powinna była im powiedzieć całe tygodnie temu. Nie była już normalnym wampirem. Nie powiedziała im, że Burnett też jest odrodzony, ale sama nie mogła dłużej mieć przed nimi sekretów. Siedziały i patrzyły na nią, a potem spojrzały po sobie. W końcu Miranda zabrała głos. – Powiedz nam coś, czego nie wiemy. – Wiedziałyście? Skąd? – Widziałam, że latasz szybciej, niż jest w stanie zwykły wampir – powiedziała Kylie. – A raz wystartowałaś do lotu z ganku bez rozbiegu – dodała Miranda. – Zastanawiałyśmy się, kiedy nam powiesz. Mówiłam Kylie, że daję ci jeszcze tydzień, a później wezwiemy cię na rozmowę. Della wydęła usta. – Nie cierpię tego. – Czemu nam nie powiedziałaś? – zapytała Kylie,
a w jej głosie słychać było zawód. – Burnett powiedział, że lepiej wam nie mówić. Więc nie wspominajcie o tym. – To, co się dzieje przy kuchennym stole, zostaje przy kuchennym stole – powiedziała Miranda i udała, że zamyka buzię na kłódkę. Kylie skinęła głową. – A teraz powiedz, w czym naprawdę jest problem – odezwała się Kylie. Della wyjaśniła wszystko o związaniu. Powiedziała im, iż miała nadzieję, że to nieprawda, ale chyba jednak tak było. Słuchały. Współczuły jej, ale nie potrafiły pomóc. Bo jak? Nie rozumiały tego, tak jak i ona. – Dowiedziałaś się czegoś jeszcze od ducha? – Oczywiście Kylie się domyśliła, że Della miała problemy z duchem. Della powiedziała im, co odkrył Burnett, i o swojej wizycie u ciotki Miao. Głos jej zadrżał, kiedy opowiadała, jak ciężko jej było iść do ciotki, do kogoś, od kogo była odcięta, ponieważ jej rodzice uważali, że robiła straszne rzeczy. A zadrżał jeszcze bardziej, gdy powiedziała im o tym, co ustalił i myślał Burnett. Kylie siedziała w milczeniu, ale Della czuła, że kameleonka zgadza się z Burnettem. A potem powiedziała, że jest pewna, iż duch jest jej ciotką Bao Yu, a Natasha jej cioteczną siostrą. – A najdziwniejsze jest to – stwierdziła w końcu wampirzyca – że gdy zapytałam ciotkę o to, jak zginęła
Bao Yu, to wyglądało to tak, jakby duch chciał to usłyszeć. Jakby nie wiedział, co się stało. – To dość typowe – powiedziała Kylie. – Zwłaszcza jeśli śmierć była gwałtowna. To blokada psychiczna, by się chronić. – Więc wizja, którą mi pokazała, może nic nie znaczyć? – zapytała Della. Kylie się zawahała. – Na pewno coś znaczy. Może ona sądzi, że właśnie to się stało. – Czy to z czasem robi się prostsze? – jęknęła Della. – Ani trochę – odparła Kylie. – Każdy duch to nowe wyzwanie. Miranda zaczęła się kręcić na krześle. – Nie chcę zmieniać tematu. No dobra, kłamię, naprawdę nie lubię rozmów o duchach. Powiedziałaś nam o tym związaniu, ale… czy coś się stało między tobą a Chase’em? Czy jakieś ręce albo nosy trafiły tam, gdzie nie powinny? Della westchnęła i warknęła. Naprawdę nie planowała o tym mówić, ale w gruncie rzeczy, czemu nie? – Pocałował mnie. Trzy albo cztery, może nawet pięć razy. – Związanie związaniem, ale czy nadal jest żabą? – zapytała Miranda. – Trochę mniej oślizgłą – przyznała Della. Miranda spuściła wzrok, a potem popatrzyła na przyjaciółki.
– Zadzwoniłam dziś do Shawna. – Naprawdę? – Kylie była zaskoczona, ale nawet odrobinę nie zawiedziona. – Tylko rozmawialiśmy. Powiedziałam mu, że wspomniałaś o tym, że został ugodzony nożem. I porozmawialiśmy. – Spojrzała na Kylie ze łzami w oczach. – Czuję się tak, jakbym zdradziła Perry’ego. – Nie zdradziłaś go – warknęła Della. – Zerwał z tobą. Dzwonił? – Nie – odparła Miranda. – Więc czemu czuję się winna? – Bo jesteś dobrą osobą. – Della potrząsnęła głową. – Nie, cofam to. Nie może o to chodzić. Bo ja też czuję się winna, a nie jestem dobra. – Owszem, jesteś – powiedziała Miranda i otarła łzę, która potoczyła jej się po policzku. – Tylko czasem jesteś zrzędliwa i szczera. Czarownica pociągnęła nosem. – I rozdeptujesz ludziom lody, które mają im poprawić nastrój po zerwaniu. Kylie zachichotała. Della tylko uśmiechnęła się złośliwie do Mirandy. – I zrobię to ponownie, jeśli znów się rozmażesz i zaczniesz pochłaniać łyżkami lody, kiedy cieknie ci z nosa. – Wcale mi nie ciekło! – Owszem, ciekło – powiedziała Kylie. – Ale i tak cię kochamy.
Łapek, najwyraźniej zazdrosny, że nie zaproszono go do rozmowy, wskoczył na stół. Della pogłaskała kota i słuchała, jak mruczy. Kot odwrócił się i zaczął trykać ją noskiem, dając jej kocie buziaki. – Ja bym mu nie dawała tak się całować – powiedziała Miranda. – Jesteś zazdrosna, że on mnie kocha – powiedziała Della i wydęła wargi. – Nie o to chodzi. Po prostu widziałam, jak wczoraj zjadł mysz. – Fuj. – Della postawiła kota na podłodze. Wszystkie trzy zaczęły się śmiać. Wampirzyca kładła się do łóżka w lepszym humorze. Mimo że dostała buziaka od kota, który zjada myszy. A przynajmniej czuła się lepiej, dopóki o trzeciej nad ranem nie dostała esemesa. Przekręciła się na brzuch, zastanawiając się, kogo ma zabić za to, że pozbawia ją pierwszego porządnego snu od kilku tygodni. Pomyślała o Stevie. Sięgając po komórkę, zobaczyła, że ze stolika nocnego przygląda jej się Smerfetka. I nagle zatęskniła za Chase’em. I przyszły jej do głowy te wszystkie drobiazgi, których się dowiedziała tego wieczoru na temat jego rodziny. Zdezorientowana myślami o Chasie i Stevie jednocześnie, złapała komórkę. Nie znała tego numeru, ale treść wiadomości pozwalała ustalić, kto pisał. Nie mogła nikogo zabić. Autor już nie żył.
Wiadomość, napisana wielkimi czerwonymi literami, brzmiała: ODNAJDŹ NATASHĘ!!! – Staram się – powiedziała Della i spędziła resztę nocy w bardzo zimnej sypialni, zastanawiając się, co ma teraz robić. O piątej rano dostała kolejną wiadomość. Tym razem nie od ducha. Ta była prosta. Tęsknię. Steve.
Rozdział 36
Dello?
– Następnego ranka pan Yates, nauczyciel przedmiotów ścisłych, skinął, by podeszła do jego biurka. Cholera! Czy zamierzał zmyć jej głowę za opuszczanie lekcji i nieuważanie? Pewnie tak. Ale Delli trudno było się skupić na myśleniu o szkole. Na zmianę myślała o zatrzymaniu wilkołaka wyrzutka, Damianie Bondzie, tęsknocie za Chase’em, z którym nie widziała się ledwie kilka godzin, i o tym, że jakaś część jej nadal tęskni za Steve’em. No i jeszcze kwestia spotkania z Radą Wampirów. Czy czegokolwiek się dowie? Czy kompletnie się myliła w kwestii tego, że to jej stryj wysłał Chase’a, by zajął się nią i Chanem? A jeśli tak, to czy to znaczyło, że miała w pełni zaufać Chase’owi? I czy to by coś między nimi zmieniło? – Dello? – odezwał się znów pan Yates. Della wstała. A nauczyciel dodał: – Weź ze sobą książki. Książki? To jej przypomniało, jak została wysłana do
gabinetu dyrektora. Zdarzyło się to tylko raz, i to nie z jej winy. Zabrała swoje rzeczy i podeszła do biurka pana Yatesa. – Tak? – Burnett chce cię widzieć. No dobra, więc niejako została wysłana do dyrektora. Ale miała nadzieję, że nie ze względu na złe zachowanie. Kiedy wychodziła, Miranda i Kylie jej pomachały. Gdy opuszczała salę, przez głowę przelatywały jej najróżniejsze myśli, a najgorsza prawie przyprawiła ją o omdlenie. Czyżby wśród ofiar odnaleziono Natashę lub Liama? W niecałą minutę dotarła do biura. Głos Burnetta dolatywał z gabinetu Holiday. A że drzwi były otwarte, Della weszła do środka. – O co chodzi? – zapytała. – To nic strasznego – odezwała się od razu Holiday, wyczuwając niepokój Delli, i wstała, jakby chciała ją obdarzyć uspokajającym dotykiem. Della uniosła dłoń, nie chcąc wsparcia. Burnett, który przysiadł na biurku Holiday, podniósł się. – Chciałem tylko omówić wszystko, co się będzie działo wieczorem na lotnisku. Della odetchnęła z ulgą. – Jasne. – Usiadła na kanapie i położyła obok książki. Bułka z masłem.
– Pojadę z tobą. Chase spotka się z nami na lotnisku. Dobra, ta bułka nie była jednak taka smaczna. Już się z Chase’em umówiła, że przed wyjazdem na lotnisko spotkają się z Radą Wampirów, a wiedziała, że Burnettowi się to nie spodoba. Kurde, kogo próbowała oszukać – byłby wściekły. – Em… A czemu nie możemy się tym zająć we dwójkę z Chase’em? Burnett spojrzał na nią i zmarszczył brwi, jak zawsze, gdy zaczynali się kłócić. Fakt, że wiedziała, iż to jest jego mina przedkłótniowa, wiele mówił o ich znajomości. – To znany przestępca z kartoteką na trzy strony. Nie wysłałbym nawet dwóch najlepszych agentów samych przeciw niemu. Jadę ja i jeszcze jeden agent w ramach wsparcia. Jego ton mówił, że dyskusja nie wchodzi w grę. – Dobra, ale pojadę z Chase’em. Zabierze mnie o czwartej po południu. – Samolot ląduje dopiero po dziewiątej. – Wiem – rzuciła krótko. – I? – zapytał. Wiedziała, że to znaczy „i co w związku z tym planujesz do tego czasu robić”, ale nie zamierzała się z nim bawić. Jeśli chciał wiedzieć, musiał ją zapytać. A i tak by mu nie powiedziała. Nie mogła. – I zobaczymy się na lotnisku koło ósmej albo trochę wcześniej. Powiedz, gdzie mamy się spotkać.
Zasępił się. – Nie wiem, jak to ująć, ale nie mam o Chasie dobrego zdania. Della czuła, że poruszy ten temat, ale nie miała pojęcia, jak zareagować. – Wiem, że nie pochwalasz tej znajomości. Ale ja… owszem. Burnett znów oparł się o biurko Holiday. Holiday stanęła między nimi. Na pewno przeczuwała nadchodzącą kłótnię. Pewnie przewidziała taki rozwój wypadków, zanim jeszcze Della tu weszła. A gdy spojrzała na Dellę, prawie przepraszająco, wampirzyca wiedziała, że ta rozmowa nie będzie łatwa. – Nie ufam mu – powiedział Burnett. – I jeśli dobrze pamiętasz, na początku też nie miałaś do niego zaufania. – Wiem, ale tyle czasu z nim pracuję i poznałam go od innej strony. Poza tym pamiętam, jak Holiday nie była zachwycona tobą. Burnett się skrzywił. – A więc porównujesz siebie i Chase’a do mnie i Holiday? – Spojrzał na żonę. – Mówiłaś, że między nimi nic nie ma? Holiday potrząsnęła głową. – Nie. Powiedziałam, iż Della powiedziała, że nie uprawiają seksu. Della prychnęła. – Cieszę się, że gadacie o moim pożyciu seksualnym. Burnett spojrzał wściekle na Dellę.
– A więc jesteś związana uczuciowo z Chase’em? Już miała zaprzeczyć, ale nie mogła. – Niejako. –Zamyśliła się. – To ty kazałeś mi z nim pracować – dodała w swojej obronie. – To było, zanim się dowiedziałem, że pracuje dla rady i że wie o przeciekach z JBF. – Na jego obronę chciałam zauważyć, że to on mi o tym powiedział. – Powinien był powiedzieć już dawno temu. Zamilkł, a ponieważ Della znała już jego metody przesłuchiwania, wiedziała, że robi to, by wyprowadzić ją z równowagi. Ale nie zamierzała się wycofać. Musiała spotkać się z radą. – Wyznaczyłeś mi go na partnera w tej sprawie i zamierzam doprowadzić ją z nim do końca. – A potem? – zapytał. A potem? Sama zadawała sobie to pytanie. – Nie wiem. Burnett przejechał ręką po twarzy. – Dobra. Ale musisz o czymś wiedzieć. Skinęła głową. Zauważyła też, że Holiday zrobiła taką minę, jakby wiedziała, o co chodzi. – Jeśli po zakończeniu sprawy dalej będziesz się widywać z Chase’em, to twoja kariera w JBF się skończy. Della poczuła się tak, jakby dostała cios w brzuch. Ból złapał ją za gardło. Spodziewała się, że będzie miała przeprawę z Burnettem w kwestii Chase’a, ale nie
sądziła, że czeka ją coś takiego. Wszystkie jej nadzieje i marzenia, na które tak ciężko pracowała, od kiedy trafiła do Wodospadów Cienia, rozsypywały się w proch. – Czemu miałbyś to zrobić? – zapytała, z trudem hamując łzy. – Nie ja. – W jego głosie słyszała szczerość, gdy potrząsał głową. – To JBF by to zrobiło. Uniosła głowę i nawet nie mrugnęła, bojąc się, że pociekną łzy. – W takim razie po zakończeniu sprawy będę musiała podjąć decyzję. Dając jasno do zrozumienia, że zamierza spotkać się z Chase’em, wstała. Burnett złapał ją za ramię. – Ja tego nie zrobię, Dello. Jej serce mówiło, że ma nienawidzić wiadomości, a nie posłańca. Co z tego, że posłaniec wiedział, jak bardzo tego pragnęła. Że od swojej pierwszej sprawy z JBF wiedziała, że chce to robić przez resztę życia. – Wierzę ci – powiedziała, ale mimo to bolało jak cholera. Odsunęła się i pobiegła do swojego domku. Musiała wiele przemyśleć. Za kwadrans trzecia dostała esemesa. Chase przyjechał wcześniej. Napisał, że czeka na nią w samochodzie. Czyżby wyczuł, że nie jest mile widziany w Wodospadach Cienia? Czy Burnett coś mu powiedział?
Nie mogła tego wykluczyć. Wychodząc za bramę, zauważyła, że Burnett obserwuje ją z okna. Na jego widok coś ją ścisnęło w dołku. A potem zobaczyła, jak obok niego staje Holiday. Pewnie po to, by go uspokoić swoim dotykiem. Może też powinna była dać się dotknąć Holiday. Wampirzyca próbowała opanować poczucie winy w związku z zawiedzeniem Burnetta, ale nie mogła. Próbowała się nie złościć, ale to też nie wychodziło. Jak on by się czuł, gdyby ktoś próbował go szantażować, by się od kogoś odwrócił? Od kogoś, na kim mu zależało? Kto mógł stać się częścią jego życia na zawsze. To właśnie czuła w kwestii Chase’a. Z jednej strony sądziła, że łączące ich więzy są nie do zerwania. A druga jej część chciała wyciągnąć nożyczki i je poprzecinać. Widok stojącego przy samochodzie Chase’a, który nie spuszczał z niej wzroku, sprawił, że przestała się przejmować, iż zawiedzie Burnetta, wciąż jednak była wściekła. Chase miał na sobie ciemne okulary i wyglądał na wyluzowanego, gdy tak stał w dżinsach i jasnozielonej koszuli. Mimo że nie widziała jego oczu, czuła, jak na nią patrzy. Przyciąga ją do siebie, odczytuje ją i jej potrzebuje. On jej potrzebował. Wcześniej tego nie czuła, ale teraz już tak. Potrzebował jej. To uczucie sprawiło, że coś zabolało ją
w środku. – Coś nie tak? – Podszedł do niej. A więc Burnett nie zrobił mu wykładu. Cofnęła się, gdy wyciągnął do niej rękę, i skierowała się do samochodu. – Dello? Popatrzyła na niego. – Chyba wszystko – odparła, nie chcąc mu teraz nic mówić i zastanawiając się, czy w ogóle musi mu coś powiedzieć. – Nie zgodziłbym się z tobą – odparł i podszedł bliżej. – Niebo jest błękitne. Nie pada. Będziemy jechać z opuszczonym dachem i mam więcej tych rzeczy do włosów. Później złapiemy drania, który zaprowadzi nas do Liama i Natashy. A do tego… Poza tym, że jesteś niezadowolona, to wyglądasz niesamowicie seksownie. Spuścił wzrok. – Uwielbiam cię w tych dżinsach. Miałaś je na sobie, gdy pierwszy raz zobaczyłem cię w Wodospadach Cienia. – Zamilkł na chwilę. – A do tego spędzę z tobą całe popołudnie. Zbliżył się do niej i przesunął palcem po jej policzku. – A to, panno Tsang, nie jest nie tak. Złapała go za palec. – Czemu zawsze dotykasz mojej twarzy? Uśmiechnął się od ucha do ucha. – Bo na razie nie wolno mi dotykać pozostałych miejsc.
Rozdział 37
Della warknęła i wskoczyła do samochodu, ale twarz mrowiła ją w miejscu, gdzie jej dotknął. Chase obszedł samochód, otworzył drzwi i elegancko wsunął się na siedzenie kierowcy. – Hej, mam pomysł. Może ty poprowadzisz? – Nie – odparła. – Boisz się? – Że nie potrafię? Nie. Że dostanę kolejny mandat? Tak. Przyjrzał jej się uważnie, a potem oparł się na fotelu i zsunął okulary. – Co się stało? – Już raz pytałeś. – Owszem – prychnął, poprawiając okulary i krzyżując ramiona na piersi. – Ale jakoś nie przypominam sobie odpowiedzi. Della znów spojrzała na bramę i wyobraziła sobie, jak wychodzi z niej Burnett. – Jedźmy – powiedziała. – Dopiero jak powiesz, co się dzieje.
– Jedźmy, a ci powiem. Może. Uruchomiony silnik zamruczał głośno, ale przyjemnie. Wyjechali na ulicę. – Zacznij mówić. – Trochę podniósł głos. Dzięki supersłuchowi mogli rozmawiać mimo ryku silnika i opuszczonego dachu. – Burnett z drugim agentem spotkają się z nami na lotnisku. – Nie dziwię się. Rada też wysyła jeszcze jednego agenta. Podobno ten Damian to niezły drań. – Spojrzał na nią. – Martwi cię spotkanie z radą? – Trochę – przyznała, dzięki czemu nie musiała już nic więcej tłumaczyć. I mówiła prawdę. Nie miała pojęcia, jak wyciągnąć od nich informacje. Jeśli jej stryja nie było w radzie, to zapytanie ich wprost, czy go znają, raczej nie miało szans na powodzenie. Nie, tak naprawdę musiała ich zapytać czemu. Czemu wysłali Chase’a, by pomógł jej i Chanowi? Ktoś o tym zadecydował, ale kto? – Jeśli dajesz sobie radę z Burnettem, to z radą też sobie poradzisz, nic się nie martw. I w tym tkwił problem. Nie radziła sobie z Burnettem, biorąc pod uwagę to, jak poszło dzisiejsze spotkanie. „Ale to nie o Burnetta chodzi, a o JBF”, pomyślała. I nie miała pojęcia, jak sobie z nimi poradzić. – Spotkanie mamy o piątej, i to niedaleko. Chcesz na razie podjechać do mnie? – Po co? – zapytała, zanim uświadomiła sobie, że
zabrzmiało to, jakby była małą przestraszoną dziewczynką. I w gruncie rzeczy nią była. Nie była gotowa na to, co mógł mieć na myśli. A może wcale nie miał tego na myśli, ale teraz sądził, że ona o tym myślała. – Moglibyśmy posiedzieć na ganku i poobserwować ptaki – powiedział i uśmiechnął się delikatnie. Wygłupiał się czy próbował dać do zrozumienia, że nie miał nic więcej na myśli? Ponieważ oczy wciąż miał zasłonięte okularami, nie mogła mieć pewności. Z drugiej strony, poza kilkoma pocałunkami, żartami, no i zajściem w szafie, za które nie mogła go winić, niczego nie próbował. Nie naciskał, by uprawiała z nim seks. Pamiętała, jak powiedziała to Holiday, i nadal w to wierzyła. – Dobra – odparła. – Będziemy oglądać ptaki. I było dobrze. Pojechali do niego i siedzieli na ganku. Poczęstował ją szklanką zero minus. Była świeża i aromatyczna. Jedna z najlepszych, jakie kiedykolwiek piła. Siedzieli tak dłuższą chwilę w milczeniu. To nie była nieprzyjemna cisza, raczej spokojna. Przyszedł do nich Baxter. I co kilka minut trącał ją nosem, by go pogłaskała. Della zapomniała na chwilę o spotkaniu z radą i kłótni z Burnettem. Różne ptaki przelatywały w tę i z powrotem. Chase mówił jej, jakie to gatunki. Prawie wybuchła śmiechem,
gdy sobie uświadomiła, że on naprawdę jest ptasiarzem. I nawet jej się to spodobało. Miranda byłaby zachwycona. A potem Della pomyślała o swojej poprzedniej wizycie, gdy pojawił się pewien ptak imieniem Steve. Nie bała się oczywiście, że nagle przyleci. Był w Paryżu. I dlatego zbliżenie się do Chase’a było prostsze. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. „Nieprawda”, powiedziało jej serce. Myślała o nim. I tym bardziej nie wiedziała, co czuje. Wiedziała, co czuła do Steve’a. Bo chociaż była na niego zła, że się do niej zbliżył, chociaż wiedział, że wyjedzie, to nadal jej na nim zależało. Lubiła go. Za bardzo. Pociągał ją. Nie rozumiała jednak, jak to możliwe, że to wszystko czuje też do Chase’a. I nawet więcej. I właśnie to „więcej” ją przerażało. Wcześniej porównywała to, co czuła do Lee, z tym, co czuła do Steve’a. Tę samą emocjonalną bliskość. To samo pragnienie. Ale nie mogła porównać tego z tym, co czuła do Chase’a. To było większe. Silniejsze. Potężniejsze. I czuła się wobec tego bardziej bezbronna. Znacznie bardziej niż przy Stevie. Czy to była więź? Nie chciała o tym myśleć w ten sposób, bo nie chciała, aby cokolwiek ją kontrolowało. Nawet jeśli czasem poddanie się wydawało się cudownym pomysłem. Chase wstał i podszedł do niej. Odsunął okulary na czoło, a potem przyciągnął ją do siebie. Objął ją w talii,
a jego palce wsunęły się pod jej bluzkę. Nachylił się i dotknął czołem jej czoła. – Co powiedziałaś wcześniej? – Jego kciuki dotykały jej nagiej skóry, a ona się zastanawiała, jak to możliwe, że tak drobny dotyk może być taki przyjemny. – O czym? – zapytała i odsunęła się odrobinę. Wiedziała, dokąd to prowadzi. I wcale nie chciała tam iść. – Nie poruszyłbym tego tematu, ale skoro już wspomniałaś… – Więc zapomnijmy, że cokolwiek mówiłam. – Posłuchaj, Dello, nie będę ukrywał, że chociaż te dżinsy na tobie bardzo mi się podobają, to z olbrzymią chęcią bym cię z nich rozebrał, ale… – No, takiej gadki jeszcze nie słyszałam. Z jakiej piosenki country ją wziąłeś? – Zmierzyła go wzrokiem. Skrzywił się. – Pozwól, że skończę. Ale… gdy uznasz, że nadeszła pora, to mi powiesz. Nie będę na ciebie naciskał, byś robiła coś, na co nie masz ochoty. Rozumiesz? – zapytał. – To ty powiesz „kiedy”, nie ja. Po usłyszeniu tych słów aż zakręciło jej się w głowie z pragnienia. A może to był efekt jego kciuków, zataczających małe kółka na czułej skórze jej talii? Westchnął. – Dodam, że gdyby to ode mnie zależało, już dawno bym to powiedział. – Uśmiechnął się szeroko, a ona, chociaż jej to schlebiało, czuła się odrobinę osłupiała.
Otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale nie mogła nic wykrztusić. W końcu stwierdziła: – Ja… nie jestem wielką zwolenniczką mówienia „kiedy”. Ale jego dotyk i oddech łaskoczący ją w skroń sprawiły, że czuła dreszcze w miejscach, w których zwykle się ich nie czuje. I wiedziała, że powiedzenie „kiedy” byłoby przyjemne, tak samo jak jego dłonie na jej talii. Uniósł brew. – A czy kiedyś mówiłaś już „kiedy”? I to było to. Całe to uczucie schlebiania zniknęło, zastąpione osłupieniem. Czy on naprawdę ją o to spytał? Walnęła go w żołądek. – Aj. – Złapał się za brzuch i spojrzał na nią. – To nie było miłe. Zmierzyła go wściekłym spojrzeniem. – Wiem. A facet nie powinien pytać o takie rzeczy. Ciesz się, że nie dostałeś w jaja. Cofnął się o krok. Tym razem to on był zaskoczony. – Chłopcy powinni o to pytać. Facet, któremu zależy, musi wiedzieć. Nie musisz mi mówić teraz, ale zanim… tam dotrzemy, powinniśmy porozmawiać. Zakłopotanie sprawiło, że zaczęła się czuć nieswojo. – Po pierwsze, kto mówi, że tam dojdziemy? – Ja… no wiesz, niejako sugerowałaś, że myślisz o tym, że ja o tym myślę. Jesteśmy związani i istnieje duże prawdopodobieństwo, że w końcu tam dojdziemy.
Popatrzyła na niego, nie wierząc własnym uszom. A potem poczuła, jak się rumieni, tak jak wtedy, gdy wsadziła nos w jego krocze. Przyglądał jej się uważnie. – Jeśli jeszcze tam nie dotarłaś, to nie ma się czego wstydzić. – Nie wstydzę się – skłamała, a potem się wkurzyła, że sprawił, że tak się poczuła. – To ty nie potrafisz wymówić słowa „seks”. Nie jestem dziewicą, ale uważam, że to nie twoja sprawa. – Dobrze. – Tym razem to on wyglądał nieswojo. – Starałem się być miły. Spojrzała na niego. – Jesteś prawiczkiem? Roześmiał się. Miała ochotę znów mu przywalić. I to mocno. – Nie. – Więc czemu się śmiejesz? Bo masz mnóstwo nacięć na swoim pasku i jesteś z tego bardzo dumny? – Nie – odpowiedział poważnie. Zdawało się, że szuka odpowiednich słów. – Chyba też jestem trochę zażenowany. Próbowałem podejść do tego jak dorosły, ale najwyraźniej mi nie wyszło. Miej litość. – Nad czym? Bo wiesz, to nie leży za bardzo w mojej naturze. Roześmiał się. – Nie ułatwiasz niczego, prawda? – Jeśli chcesz iść na łatwiznę, to chyba wybrałeś zły
adres. – O nie, to dobry adres, chociaż trochę trudny. – Podszedł do niej o krok. Cofnęła się, przypomniawszy sobie rozmowę z Burnettem. – Nie liczyłabym na to. – A potem uświadomiła sobie, jak wiele minęło czasu. – Powinniśmy chyba jechać – dodała. – Muszę cię spytać o jeszcze jedno. – Co? – To. – I znalazła się w jego ramionach. I znów ją całował. To było przyjemne. Zbyt przyjemne. Przesunął dłonie pod jej bluzką na plecy. Jego słodki dotyk przypomniał jej o tym, jak trzymał ją za pierś, i w tym momencie miała ochotę powiedzieć „kiedy”, ale odsunęła się i spojrzała na niego. – Powinniśmy jechać. – Wypowiedzenie tych słów trochę ją kosztowało. – Tak – odparł i dotknął jej nosa. – Chodźmy przedstawić cię radzie. Czeka ich niezła atrakcja. * * *
Dziesięć minut później – dziesięć minut, w czasie których Della próbowała wymyślić, jak zapytać radę o stryja – Chase zatrzymał się na parkingu przed niewielką restauracyjką. Della popatrzyła na knajpkę, która wyglądała prawie tak samo jak ta, do której jej ojciec zabierał ich
w niedzielne poranki. Przynajmniej dopóki nie trafiła do Wodospadów Cienia. – Żartujesz sobie? – zapytała Della. – Co? Wyobrażała sobie różne miejsca spotkania z Radą Wampirów, ale nigdy nie przyszło jej do głowy, że spotkają się w rodzinnej knajpce, gdzie zwykle przesiadują ludzie po sześćdziesiątce. – Tutaj? Spotkam Radę Wampirów w rodzinnej knajpce, gdzie można zjeść jajecznicę z tostem za dolara dziewięćdziesiąt dziewięć? – Bardzo lubię ich naleśniki – odparł Chase. Dalej nie mogła uwierzyć. – Serio? – To doskonałe naleśniki. Spojrzała na niego, wiedząc, że sobie z niej żartuje. Chase odsunął okulary na czoło. – Z tyłu jest sala, którą restauracja wynajmuje. – I wynajęli ją na spotkanie ze mną? – zdziwiła się. Skinął głową, jakby nie widział problemu. I może rzeczywiście to tylko jej nerwy go wywołały, ale nie mogła przejść nad tym do porządku dziennego. – Ale to nie jest ich biuro? – Nie – odparł. – Ale mają biuro? – zapytała. – Tak. – Więc nie ufają mi na tyle, by mnie do niego zabrać. Zmarszczył brwi.
– Pracujesz dla JBF. Sam fakt, że się z tobą spotykają, to duża rzecz. – Burnett zabrał cię do biura JBF. – To co innego – odparł. – Czemu? – JBF możesz znaleźć w książce telefonicznej pod agendami federalnymi. – Aha – stwierdziła. – To dlatego, że JBF jest poważną, uczciwą organizacją, a Rada Wampirów nie. Skrzywił się. – A więc JBF jest ważniejsze, ponieważ udaje ludzką organizację, ukrywając się pod przykrywką agencji rządowej? – Ukrywają się tylko przed ludźmi. Nadnaturalni wiedzą, kim są. – Ale gdyby Rada Wampirów wywiesiła sobie szyld, to JBF od razu by przyjechało i aresztowało ich wszystkich. – Tylko jeśli popełnili jakieś przestępstwa – odparła Della. – Jasne. A bycie niezarejestrowanym jest przestępstwem. Della przemyślała to. Przypominało jej to trochę debatę pomiędzy socjalistami i liberałami. Jedni wierzyli w zorganizowaną władzę, a drudzy nie chcieli, by rząd się do nich zbliżał. – Przyznaję, że braku zarejestrowania nie uważam za zbrodnię, ale problem leży w tym, że większość
kryminalistów i złoczyńców pochodzi z tamtej strony. Nie chcą się zarejestrować, bo knują coś złego. A skoro nie są nigdzie zapisani, to mają większe szanse na ucieczkę. – A może po prostu nie chcą, żeby ktoś wtykał nos w ich sprawy? Nie wszyscy niezarejestrowani są przestępcami. – Możliwe – odparła Della. – Ale z tego, co wiem, niecałe trzydzieści lat temu Rada Wampirów hodowała ludzi do zjedzenia. – A czy nie jakieś trzydzieści lat temu JBF zgodziło się na polowania na wilkołaki? – A więc obie organizacje mają swoje grzeszki – stwierdziła Della. – Ale przyznasz, że większość zbrodni przeciw ludziom popełniają niezarejestrowani. I jeśli chcemy, by sprawiedliwości stało się zadość, musimy dopaść tych, którzy są za to odpowiedzialni. – I dlatego Rada Wampirów ma własną jednostkę do zajmowania się wyrzutkami. – A JBF próbuje sprawić, by różne gatunki pracowały razem. – Nie promujemy uprzedzeń. Po prostu uważamy, że każdy gatunek powinien odpowiadać za swoich. – Rada Wampirów starała się doprowadzić do zamknięcia Wodospadów Cienia. – Tak, ale wtedy sądzili, że w obozie robi się młodym wampirom pranie mózgu, by się zarejestrowały. – To „pranie mózgu” uratowało życie mnie i wielu
innym. – Nie przeczę. Rada się myliła. Przez ostatnie kilka lat przestali działać na rzecz zamknięcia obozu. – Jesteś zarejestrowany? – zapytała, znając odpowiedź, bo Burnett jej już kiedyś o tym wspominał. – Rada uznała, że to da mi większe możliwości. – Czy uważasz, że to było naruszenie twojej prywatności? Zawahał się. – Mów szczerze – powiedziała. – Chyba nie. Ale to się może zmienić. Popatrzyła krzywo. – Nie zgodzimy się w tej kwestii, co? – Pewnie nie – odparł. – I nie zabiorę cię na spotkanie, jeśli zamierzasz dyskutować o polityce. – A mogę zadawać pytania? – Jeśli dotyczą tej sprawy, to tak. – A jeśli dotyczą sprawy mojej i Chana? – Na te odpowiedziałem. – Zacisnął zęby. – Może wiedzą coś, o czym ty nie wiesz. A może nadal coś ukrywasz. Sfrustrowany, przejechał dłonią po twarzy. – Jeśli zaczniesz dla nich pracować, to będziesz mogła zadawać wszelkie pytania. – Co masz na myśli? Spoważniał, a jego ociąganie się z odpowiedzią wskazywało, że zamierzał minąć się z prawdą. – Chodziło mi tylko o to, że póki pracujesz dla JBF, to
nie będą mogli rozmawiać z tobą otwarcie. – Więc co przede mną ukryją? – Nie mówiłem, że będą coś ukrywać. – Sugerowałeś – odparła. – Nic nie sugerowałem. Posłuchaj, pogadaj z nimi, ale nie próbuj ich przesłuchiwać. To im się nie spodoba. A nie chcę… – Czego? – zapytała. Popatrzył na nią szczerze. – Walczyć z radą w twojej obronie. To nie są odrodzeni, ale i tak są twardzi. – Zrobiłbyś to? – zapytała, zanim zdążyła się powstrzymać. – Gdybym musiał. Ale nie chcę. Więc się zachowuj. – Będę zadawać pytania – powiedziała. Spojrzał z ukosa. – Dobra, pytaj. Ale nie krzyw się, jeśli ci nie odpowiedzą. Wysiedli z samochodu i podeszli do restauracji. Powietrze wypełniał zapach spalonego bekonu i jajek. Za barem stała wampirzyca, a kiedy sprawdziła ich wzory mózgów i posłała Chase’owi zalotny uśmiech, wskazała im salę na tyłach. Della szła za Chase’em i czuła, jak żołądek skręca jej się z niepokoju. Prawie pożałowała, że napiła się u niego krwi. Drzwi na zaplecze były zamknięte. Chase zapukał. – Wejść – rozległ się niski glos.
Chase spojrzał na Dellę przez ramię i wyszeptał: – Zachowuj się.
Rozdział 38
W odróżnieniu od sali głównej, w tej na tyłach wisiały ciężkie zasłony. I były zaciągnięte. Pomieszczenie oświetlał tylko żyrandol z kilkoma sześćdziesięciowatowymi żarówkami. Przy długim stole siedziało sześciu mężczyzn. Della przyjrzała im się uważnie, szukając pewnej twarzy. Twarzy jej ojca, a raczej jego brata bliźniaka. Nie było go. Pod wpływem zawodu jej skręcony ze zdenerwowania żołądek zapętlił się jeszcze trochę bardziej. Sama nie wiedziała, czemu sądziła, że pójdzie jej tak łatwo. Co wcale nie znaczyło, że jej stryj nie maczał w tym palców. Chase ją przedstawił, ale nie podał jej nazwisk mężczyzn, których określił po prostu jako Radę Wampirów. I nie podejrzewała, by dowiedziała się czegoś więcej. Nie wstali, tylko skinęli jej głową. Przed każdym stał brązowy kubek. Mogła się założyć, że nie było w nim kawy.
Nie było wśród nich Azjatów. Było dwóch Latynosów, jeden rdzenny Amerykanin, jeden Afroamerykanin i dwóch białych. W wieku od trzydziestu do stu kilku lat. A przynajmniej jeden z Latynosów wyglądał na starego jak świat. Z jakiegoś powodu skojarzyło jej się to z wizytą na sali sądowej JBF. Po drugiej stronie stołu stały dwa krzesła. – Panno Tsang, panie Tallman – odezwał się najstarszy. – Usiądźcie. Czy chcielibyście się czegoś napić? Delli zaschło w gardle, ale chyba nie zdołałaby niczego przełknąć. Zmusiła się, by podejść do krzesła i się odezwać. – Nie, dziękuję. – Pan Tallman wypowiadał się o pani w samych superlatywach – odezwał się inny. – Na pewno przesadzał – odparła Della. – Wątpię – odezwał drugi, jeden z blondynów, mniej więcej w wieku jej ojca. – Mówiłem samą prawdę – odezwał się Chase. Starszy wampir skinął głową. – Cieszymy się, że zechciałaś się z nami spotkać. I nie będziemy ukrywać, że liczymy, iż zechcesz zostać jedną z naszych agentek. No dobra, to nie będzie łatwe. – W tej chwili nie mam tego w planach. Natomiast lubię mieć wybór.
– Czuję się zawiedziony, ale to było dobrze powiedziane, młoda damo – odezwał się inny. – Więc w jakim celu chciałaś się z nami spotkać? – zapytał najstarszy. – Powiedzmy, że jestem ciekawa. – Nas? – Nie tylko. – To znaczy? – odezwał się najmłodszy. Della zebrała się w sobie. Usłyszała, jak Chase kręci się na krześle obok. Nie mogła stchórzyć teraz, kiedy dotarła tak daleko. – Ciekawi mnie, dlaczego wysłaliście agenta, by dopilnował, abym wraz z kuzynem przeżyła odrodzenie. – Współczujemy śmierci kuzyna – odezwał się wysoki, smagły mężczyzna. Współczucie? Wiedziała, że nie może się wściekać na Chase’a, że nie zdołał uratować zarówno jej, jak i Chana, ale… – Nie mogliście wysłać dwóch odrodzonych, by nam pomogli i uratowali także i jego? Spojrzała na najmłodszego z grupy, który zdawał się najchętniej odpowiadać na pytania. – Niestety, nie mieliśmy dość pracowników, by to zrobić – odparł. – Więc jak dajecie radę sprawdzać sytuację wszystkich potencjalnych odrodzonych? – Kiedy nie odpowiedział, dodała: – Czy jest jakiś powód, dla którego wysłaliście kogoś właśnie do mnie i mojego kuzyna?
– To oczywiste, że ktoś z twoim talentem i zdolnościami stanowiłby korzystny dodatek do naszej drużyny – odpowiedział znów najmłodszy. – Więc macie listę wszystkich potencjalnych odrodzonych? – zapytała. – I wysyłacie kogoś do każdego z nich? – Musimy być dobrze poinformowani – odezwał się najstarszy. Della miała wrażenie, że nie tyle odpowiadał jej na pytania, co starał się ją udobruchać. Skinął pomarszczoną dłonią i dodał: – Staramy się pomagać wszystkim, którym możemy. Nie bardzo starali się ratować Chana. Gdyby tak bardzo im zależało, to chyba by wysłali dwóch agentów? Usłyszała, jak Chase mówi coś pod nosem, ale go zignorowała. – Kto poinformował was o mnie i moim kuzynie? – Masz mnóstwo pytań, panno Tsang – ponownie zabrał głos najstarszy. – Jeśli zdecydujesz się dla nas pracować, zyskasz dostęp do olbrzymiej ilości informacji. Della stężała. To brzmiało prawie jak przekupstwo, tak samo jak wcześniej sugestia Chase’a. „Jeśli zaczniesz dla nich pracować, to będziesz mogła zadawać wszelkie pytania”. – Biorąc pod uwagę, że niejako dla was pracuję, sądziłam, że będziecie mnie na tyle szanować, by
odpowiedzieć na moje pytania już teraz. – I tak zrobiliśmy – stwierdził najstarszy. Bzdura! – Czy chciałabyś jeszcze o coś spytać? – zapytał. – Może o coś, co cię zachęci do wstąpienia w nasze szeregi, by nieść sprawiedliwość naszemu gatunkowi? Jeśli nie, to uznaję to spotkanie za zakończone. Zabrzmiało to protekcjonalnie. – Wydaje mi się, że tak naprawdę nie odpowiedzieliście na… – Dość tego – wyszeptał Chase i ścisnął ją za rękę. A potem wstał. – Dziękujemy, że zgodziliście się poświęcić nam swój czas. Della się zastanawiała, czy zadać jeszcze jedno pytanie. Rada nie potwierdziła jej przypuszczeń, ale też im nie zaprzeczyła. – Życzymy powodzenia w poszukiwaniach zaginionych wampirów, Chase. I tobie, panno Tsang – odezwał się blondyn. Chase kiwnął głową, spojrzał na Dellę i skinął, by wstała. Gdy się nie ruszyła, pociągnął ją za sobą. Spojrzała na niego z wściekłością. – Panno Tsang? – odezwał się jeden z przedstawicieli rady. Spojrzała na niego przez ramię, nie przejmując się tym, że jej oczy pewnie pałały z wściekłości. – Jeśli zmienisz zdanie w kwestii pracy dla nas, to wiedz, że czeka tu na ciebie miejsce.
Ugryzła się w język, by nie odpowiedzieć czegoś na temat zamarzającego piekła. A potem bez słowa wyszła z sali i restauracji tak szybko, że pewnie klientom musiała się wydać rozmazaną plamą. Zbliżało się wpół do szóstej. Słońce już zaszło i było prawie ciemno. Della wskoczyła na siedzenie pasażera i czekała, aż Chase otworzy drzwi i wsiądzie do samochodu z tym wkurzającym spokojem. – To była granda! – Odpowiedzieli ci na pytania, Dello. – Wykręcili się sianem. – A myślisz, że JBF jest lepsze? Gdybym ja poszedł gadać z szefostwem JBF, to uważasz, że dostałbym proste odpowiedzi? Przypomniała sobie krótkie spotkanie z szefostwem JBF. – Może nie, ale czy ta twoja rada nie mogła mi po prostu odpowiedzieć, zamiast… – Wydaje mi się, że jeden z nich powiedział ci, że masz talent i umiejętności, które moglibyśmy wykorzystać. To brzmiało jak całkiem jasna odpowiedź. – Więc czemu nie brzmiało prawdziwie? – Może nie chcesz tego przyjąć do wiadomości. – Spojrzał przed siebie na jakiegoś przechodnia. – Czego chcesz się dowiedzieć? Kiedy nie odpowiedziała, zapytał: – Chcesz ich oskarżyć o śmierć Chana? – Nie. Chcę… – Już miała mu powiedzieć o swoim
stryju i o zamordowaniu ciotki, a potem przypomniała sobie jego wcześniejsze słowa: „Jeśli zaczniesz dla nich pracować, to będziesz mogła zadawać wszelkie pytania”. Zapewniał, że nic nie sugerował, ale… wciąż miała wątpliwości. – Może nie wiem, czego chcę – stwierdziła i było w tym trochę prawdy. Czy nadal chciała odnaleźć stryja, skoro podejrzewała go o zamordowanie ciotki? Chase wyjechał z parkingu. – Powinniśmy kierować się na lotnisko. Wiesz, gdzie mamy się spotkać z Burnettem? – Powiedział, że zadzwoni. W tym momencie odezwała się jej komórka. Wyciągnęła ją z kieszeni. – O wilku mowa. – A więc przyznajesz, że jest zły – powiedział z uśmiechem Chase. Spojrzała na niego ostro i odebrała telefon. – Hej, właśnie się zastanawiałam… – Gdzie dokładnie jesteście? – warknął Burnett. – Jakieś dwadzieścia pięć kilometrów od Fallen, kierujemy się w stronę Houston. – Gdzie? Della podała mu mijany adres. – Chwila – powiedział, a potem usłyszała, jak zwraca się do kogoś innego. – Są blisko. – A potem: – Dello, wiesz, gdzie jest lotnisko Coopera? Spojrzała na Chase’a, a ten skinął głową…
– Tak, Chase wie. Co się dzieje? – W samolocie z Damianem Bondem leci nasz człowiek. Dziesięć minut temu zorientował się, że na miejscu wyrzutka siedzi jego sobowtór. Przyznał się naszemu agentowi, że Damian poleciał wcześniejszym lotem, mniejszym samolotem, który ma wylądować na lotnisku Coopera za kwadrans. Jesteśmy prawie pewni, że to lot dziesięć-dwadzieścia-sześć linii Token. Jesteśmy już w Houston. Nawet lecąc, dotarłbym tam dopiero za dwadzieścia minut. Ale wy, jeśli zostawicie samochód i polecicie, zdążycie w dziesięć. Wysłałem wam na komórki jego zdjęcie. Della usłyszała, jak oba ich telefony pisnęły. Chase rozglądał się za miejscem do parkowania. – Trzymajcie się z dala od głównych ulic – mówił dalej. – Nie jest jeszcze dość ciemno, a nie chciałbym, żeby was ktoś zauważył. – Bez obaw – odparła Della. – I pod żadnym pozorem nie wchodźcie w konfrontację z Damianem. Po prostu go śledźcie. Ma glocka i lubi go używać. Jasne? – Tak. – A ty, Chase, rozumiesz? – warknął Burnett. – Tak – odparł Chase, krzywiąc się. Skręcił na parking pod apteką i zatrzymał się pod drzewami. Idealne miejsce na start. Burnett się rozłączył. Della nacisnęła guzik i spojrzała na twarz Damiana Bonda. Nadeszła pora
działania. Dziewięć minut i trzydzieści sekund później wylądowali na zadrzewionym placu nieopodal lotniska. Della leciała z taką prędkością po raz pierwszy, od kiedy się odrodziła. Gdyby nie martwiła się tak bardzo tym, co mają zrobić, na pewno bardzo by ją ta wycieczka cieszyła. Słońce już zaszło i tylko na zachodzie niebo było jeszcze jasne. Nie rozmawiali. Nie było czasu. Gdyby samolot przyleciał wcześniej, straciliby ostatnią szansę na odnalezienie Natashy i Liama. Krew krążyła jej szybciej w żyłach, szykując ją na pogoń za Damianem. Przeczesała palcami potargane włosy i ruszyli przez las w stronę jednopiętrowego budynku lotniska. – Patrz. – Della wskazała światełka samolotu, który toczył się po płycie lotniska. – To pewnie on – stwierdził Chase. Przyspieszyli kroku, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Na parking pod lotnisko podjechało kilka samochodów. Weszli do hali, zbudowanej głównie ze szkła, w której na pasażerów czekało jakieś trzydzieści osób. Della zauważyła matkę z dwójką rudych dzieci. Musiała przyznać, że pomysł, by tylko śledzili Damiana, miał sens. Nie chciała, aby komuś postronnemu coś się stało. Idąc wśród tłumu za Chase’em, obserwowała samolot przez szybę. Pasażerowie wysiadali i czekali na bagaż.
Wciąż nie zauważyła Damiana. Wyciągnęła komórkę i jeszcze raz przyjrzała się zdjęciu. – Jest tatuś – odezwała się kobieta, podchodząc wraz z dziećmi do szyby. – Pomachajcie mu. Della spojrzała na Chase’a. – Mamy go śledzić – wyszeptała. – Nie chcemy, żeby tu narozrabiał. – Wiem. Spojrzał na kobietę, doskonale rozumiejąc, co Della miała na myśli. – O – powiedział, a ona podniosła wzrok na wysiadającego z samolotu wilkołaka. Światło z budynku oświetlało samolot i poprawiało widoczność. Damian był lekko po trzydziestce, miał na sobie dżinsy i czarną kurtkę, pewnie po to, by ukryć broń. Ciemne włosy zaczesał do tyłu, co nadawało mu gangsterski wygląd. Miał zbyt szeroko rozstawione oczy. A usta za wąskie. W tym samym momencie, co on, z samolotu chciała wyjść jakaś kobieta, ale ich podejrzany, który najwyraźniej nie należał do dżentelmenów, zaszedł jej drogę. Był równie brzydki, co zły. – Cofnijmy się – powiedziała Della w obawie, że wilkołak zauważy dwa wampiry i domyśli się, że na niego czekają. Na pewno ich wyczuje, ale jeśli będą dalej, to może uzna, że nie czekają na niego. Wmieszali się w tłum, ale
Chase stanął tak, by móc go cały czas obserwować. Della przesunęła się trochę na prawo, za starszą panią, by też mieć go na oku. Pasażerowie zaczęli wchodzić do hali. Zrobiło się jeszcze głośniej. – Kurde! – mruknął Chase. – Co? – Spojrzała na niego i stwierdziła, że Chase nie patrzy na Damiana, tylko w drugą stronę. Odwróciła się i zrozumiała, czemu się zdenerwował. Przed lotnisko podjechały dwa radiowozy na sygnale. Światła kogutów rzucały na wszystko niebieską poświatę. – Czy Burnett zadzwonił na policję? – syknął Chase. – Nie sądzę – odparła Della, obserwując, jak czterech policjantów wpada do budynku. Della złapała komórkę, by zadzwonić do komendanta, ale zanim zdążyła wybrać jego numer, krzyknęła jakaś kobieta. Wrzasnęło dziecko. Padł strzał.
Rozdział 39
Kula odbiła się od czegoś metalowego i potoczyła się po hali. – Policja! – krzyknął za ich plecami jeden ze stróżów prawa. – Na ziemię! – Rzuć broń! – zawołał drugi. Wszyscy padli na podłogę. Della i Chase przykucnęli, gotowi w razie potrzeby rzucić się do działania. Chase objął ją ramieniem, przytrzymując ją tym samym i zasłaniając jej widok. Niezadowolona z tego stanu rzeczy, odtrąciła jego ramię. Pod szklaną ścianą stał Damian i jeszcze jeden facet. Obaj wyjęli broń, ale Damian miał coś jeszcze. Rudowłosą dziewczynkę, która była mniej więcej w tym samym wieku co Hannah. Przyłożył pistolet do głowy rozkrzyczanego dziecka, którego matka łkała na podłodze. – Nie chcesz tego zrobić – zawołał jeden z policjantów. Della znów zwróciła uwagę na drugiego mężczyznę z bronią. Nie był nadnaturalny. Czy Damian miał
ludzkiego wspólnika? A potem zauważyła, że obaj patrzą na siebie ze zdziwieniem. Cholera. Jakie było prawdopodobieństwo, że w jednym samolocie będzie dwóch przestępców? Damian znów spojrzał na policjantów. – Rzućcie broń albo rozwalę dzieciakowi łeb! Rozległy się krzyki. Delli ścisnęło się serce i poczuła, jak wysuwają jej się kły, a oczy zaczynają pałać. Drugi facet stał z pistoletem w ręku i wydawał się kompletnie ogłuszony. Della spojrzała znów na policjantów, zastanawiając się, na którego z przestępców czekali. Czy zbrodnie Damiana dosięgnęły już zwykłych ludzi, czy też chodziło o tego drugiego? – Nie podnoś głowy – szepnął Chase, ale ledwie go słyszała poprzez krzyki ludzi. Zniżyła głowę, lecz nadal wszystko uważnie obserwowała. – Jest nas czterech – odezwał się jeden z policjantów. – To nie skończy się dobrze. Damian obrzucił dziecko chłodnym spojrzeniem. – Owszem, i nawet wiemy dla kogo – stwierdził i pociągnął nosem, najprawdopodobniej wyczuwając ich zapach. – Wie, że tu jesteśmy – wyszeptała cichutko Della. – Tak, ale jeszcze nie wie, kto z tłumu to my – odszepnął. – Więc nie podnoś głowy. Będziemy mieli większe szanse go pokonać. Krew bulgotała jej w żyłach, a serce waliło tak, jakby
chciało wyskoczyć z piersi. Krzyki dziecka sprawiały, że miała ochotę zaatakować od razu. – Rzućcie broń albo dzieciak zginie! – wrzasnął Damian, ale zamiast skupiać się na policji, rozglądał się w poszukiwaniu Delli i Chase’a. Matka znów krzyknęła, a Della ujrzała, jak ktoś przytrzymuje kobietę przy ziemi. Nikt za to nie trzymał Delli. Napięła mięśnie łydek, gotowa do skoku, ale Chase musiał to wyczuć. Znów ją objął. – Jeszcze nie – wyszeptał jej do ucha. Della nie miała jednak wyboru. Widziała, jak Damian położył palec na spuście. Wyskoczyła w stronę wilkołaka, modląc się, by zdążyć. Jeszcze w powietrzu zobaczyła, jak drugi przestępca unosi pistolet w jej stronę. Chase rzucił się przed nią. Padł strzał. Chase! Serce jej zamarło, ale nie mogła się zatrzymać. Musiała uratować dziecko. Sekundy ciągnęły się jak minuty. Chwyciła Damiana za prawą rękę i wykręcała ją, aż usłyszała trzask. Upuścił dziecko, ale matka dziewczynki rzuciła się i ją złapała. Pistolet Damiana upadł na ziemię, a Della kopnęła go jak najdalej od niego. Z wściekłością rzuciła wilkołakiem, aż jego głowa z głuchym łoskotem uderzyła o podłogę. Rozległ się kolejny strzał.
I więcej krzyków. Ludzie zaczęli się przepychać. Policja ruszyła naprzód. Della odsunęła się, gdy dotarli do Damiana. Serce jej zamarło, gdy zaczęła się rozglądać za Chase’em. Ludzie byli wszędzie. Przewracali się o siebie, próbując dostać się wyjścia. Policjanci powalili drugiego złoczyńcę. Dwóch mundurowych stało nad Damianem. Della rozejrzała się wokół. I jeszcze raz. Nie mogła dostrzec Chase’a. Do oczu napłynęły jej łzy. Gdzie on się, do cholery, podział? Poczuła, że ktoś do niej podszedł, ale jedno pociągnięcie nosem wystarczyło, by wiedziała, że to nie Chase. Zignorowała tego kogoś i dalej szukała młodego wampira. A potem do niej dotarło. To nie był Chase, ale inny wilkołak. – Jesteście tutaj, by pomóc, czy sprawiać kłopoty? – rozległ się głos tuż za nią. Odwróciła się i zobaczyła jednego z policjantów. Była wcześniej tak skupiona, że go nie wyczuła. Jeden rzut oka na jego czoło potwierdził to, co powiedział jej nos. To był pół wilkołak, pół człowiek. – Pomóc. Ja… jesteśmy z JBF. – Znów zaczęła rozglądać się za Chase’em, czując, jak ogarnia ją coraz większa panika. Policjant złapał Dellę za rękę. – W takim razie pokaż odznakę. Zanim zdążyła go zmierzyć wzrokiem, zza pleców
usłyszała warkot. – Puść ją. Odwróciła się gwałtownie, wyrywając się z uścisku policjanta. Dopiero gdy ujrzała Chase’a, zdołała nabrać powietrza. – Nic ci nie jest? – zapytała i w tym momencie zauważyła, że na ramieniu ma plamę krwi. – Jesteś ranny! – Tylko draśnięty – odparł, wciąż mierząc policjanta wściekłym wzrokiem. – Nadal nie pokazałaś mi odznaki – odezwał się policjant. Równie dobrze mógł tu zatańczyć i rozebrać się do naga, a i tak nie zwróciłaby na niego uwagi. Interesował ją tylko Chase. A że nie wierzyła w jego ocenę sytuacji, znalazła dziurę w koszuli i rozerwała ją, by sprawdzić to osobiście. Nie kłamał. Kula tylko drasnęła jego przedramię. Rzucił się przed nią. Zasłonił ją własnym ciałem, ryzykując życie. Szarpały nią sprzeczne emocje. Miała ochotę go walnąć za zrobienie czegoś tak głupiego i ucałować, bo nic mu się nie stało. – Zadowolona? – zapytał. – Tak – odparła. Dopiero wtedy zwróciła się do wilkołaka w mundurze, który wciąż czekał na odpowiedzi. – Jestem młodszą agentką, pracuję dla Burnetta Jamesa. Powinien pojawić się tu z kilkoma agentami za
niecałe dziesięć minut. Przejmie Damiana Bonda. Policjant najwyraźniej rozpoznał nazwisko Burnetta, bo jego oczy, które już zaczynały pomarańczowieć, znów przybrały orzechowy kolor. – Lepiej, żeby się pospieszyli. I mieli odpowiednie dokumenty. Ci tutaj – skinął w stronę pozostałych policjantów – nie oddadzą go ot tak. A jeśli wy dwoje nie chcecie być w to zamieszani, to lepiej znikajcie. Chase spojrzał na Dellę. – Tak chyba będzie najlepiej. Della wydęła usta. – Dopiero jak Burnett przejmie Damiana. – To była ich ostatnia szansa na odnalezienie Natashy i Liama. Della nie zamierzała ryzykować, że ją straci. Chase znów spojrzał na policjanta. – W takim razie zostajemy. * * *
Godzinę później wszyscy znaleźli się w siedzibie JBF. Burnett dotarł na lotnisko Coopera niecałe pięć minut po strzelaninie. Za nim nadjechały dwa radiowozy i trzech kolejnych agentów, którzy okazali swoje odznaki i wyższość, wkurzając przy tym wydział policji z Oak w Teksasie. Bądźmy szczerzy: to był pewnie pierwszy przypadek, gdy ich malutki wydział złapał przestępcę, a nawet dwóch, i nie mieli ochoty umniejszać swoich zasług. Burnett nie zamierzał jednak odchodzić z pustymi
rękami, zresztą miał wszystkie potrzebne papiery. Dopilnował też, by Della i Chase nie musieli zeznawać, informując miejscową policję, że nie mogą o nich wspominać w raporcie, ponieważ pracują pod przykrywką. Zanim jednak zdążyli odejść, podeszła do nich matka dziecka, które Damian trzymał na muszce, i ze łzami w oczach podziękowała za ratunek. Dellę ogarnęło poczucie dobrze wykonanego obowiązku. To właśnie chciała robić. Tylko czy była skłonna stracić z tego powodu Chase’a? Burnett dopilnował, by w siedzibie JBF czekał na nich lekarz, który opatrzył ramię Chase’a. Oczywiście młody wampir próbował się z tego wykręcić, ale Burnett był stanowczy. Powiedział, że albo Chase odda się pod opiekę lekarza, albo wyjdzie… Chase spojrzał na Dellę, prychnął, a potem poszedł do gabinetu. Kiedy zamknęły się za nim drzwi, Burnett podszedł do Delli i popatrzył na nią z niepokojem. Na lotnisku panował chaos i chociaż widziała, że Burnett uważnie jej się przyglądał, to dopiero teraz mogła z nim porozmawiać. Po raz pierwszy, od kiedy zagroził jej dalszej karierze. Ogarnęło ją dziwne uczucie, mieszanka bólu i miłości. Spojrzała na Burnetta i zaschło jej w gardle. – Wszystko w porządku? – zapytał. – Tak. – Uratowałaś życie kolejnego dziecka. Masz do tego
prawdziwą smykałkę – stwierdził, nawiązując do tego, że przyjęła poród Hannah. – Tylko szczęście. – Spojrzała na drzwi, za którymi zniknął Chase. – On dał się dla mnie postrzelić. – Słyszałem. I tylko dlatego dopilnowałem, żeby go opatrzono. Della skinęła głową, chociaż wcale w to nie wierzyła. Wiedziała, że Burnett miał poważne problemy z Chase’em, ale czuła też, że darzy go pewnym szacunkiem. Miała tylko nadzieję, że przyda jej się to, gdy dochodzenie się skończy i Burnett będzie naciskał, by podjęła decyzję. Bo, szczerze mówiąc, nie była pewna, czy zdoła ją podjąć. Czy w ostatecznym rozrachunku wybrałaby jego, czy karierę? Modliła się, by nie musiała stawać przed tym wyborem. – Idź do sali numer sześć. Za jakieś pięć minut zacznę przesłuchanie Damiana. Możesz je obserwować. Della spojrzała na Burnetta i znów pomyślała o Natashy. – Dopilnuj, żeby nam powiedział, gdzie oni są. – Taki mam plan – odparł. * * *
Damian Bond nie chciał mówić. Burnett rzucił mu na stół zdjęcia Liama i Natashy. Wilkołak nawet na nie nie spojrzał. Delli skoczyło ciśnienie, a kły same jej się wysunęły, gdy na niego patrzyła. Ktoś założył mu temblak. Wkurzony Burnett odwrócił się do weneckiego
lustra, za którym stali Della i Chase. – Wiesz, kto tam jest? – zapytał. Damian ani drgnął, więc Burnett sam sobie odpowiedział. – Agent z Rady Wampirów. Oczy wilkołaka zrobiły się odrobinę większe, ale po chwili znów udawał, że nic nie usłyszał. Della dostrzegła jednak, że rzucił okiem na leżące na stole zdjęcia. Czy wiedział, kogo przestawiają? Burnett mówił dalej. – Słyszałeś, co się dzieje w wilkołakami w więzieniu Rady Wampirów? W porównaniu z tamtym nasze jest niczym dzień w spa. Della spojrzała na Chase’a. – To prawda? – Nie wierzymy w segregację – odparł. – A ponieważ większość naszych więźniów to wampiry, wilkołakom jest ciężko. Della zadrżała, zastanawiając się, co dokładnie należy rozumieć przez „ciężko”. – A na wypadek, gdybyś nie zaczął mówić – stwierdził Burnett – wiedz, że zgodziliśmy się, by cię do nich przekazać. Wilkołak spojrzał na Burnetta i prychnął: – Niezła gadka. Pytanie, od kiedy to JBF współpracuje z Radą Wampirów. Burnett usiadł na krześle naprzeciwko niego.
– Od kiedy ponad trzydzieścioro nowo przemienionych wampirów zniknęło i zostało sprzedanych w niewolę. Masz trzy sekundy, żeby zacząć mówić, bo inaczej im cię oddam. – Jeśli Burnett mówi serio, to wyciągniemy z niego odpowiedź – stwierdził Chase. Della przełknęła, powtarzając sobie, że to słuszna decyzja, ale wcale jej się to nie podobało. Burnett znów spojrzał na weneckie lustro. – Chyba możesz przyjść i go zabrać – warknął. – Czekaj – jęknął wilkołak. – Dobra, powiem. Co prawda to nie ja. Tylko mój szef. Tyler Myers. Wykorzystywał ich do walk. Ludzie płacili niezłe pieniądze, by to oglądać, a on dostawał od tego dolę. Ale Tyler się zorientował, że wiecie o wszystkim i przymknęliście naszych z Dallas, więc zamknął interes. Pozbył się ich. Dellę coś ścisnęło w piersi. Poczuła, jak Chase podchodzi bliżej, jakby się bał, co powie Damian. – Kazał ich zamordować? – zapytał Burnett. Delli zabrakło powietrza i z trudem utrzymywała się w pionie. – Tak. Ale ja tylko wykonywałem rozkazy. Burnett zacisnął pięść. – Ilu? I gdzie są ciała? – Oczy zaczęły mu pałać, a Della poczuła, że jej też świecą coraz mocniej. Chase ją objął. – Ale przysięgam, że nie wiem gdzie. – Damian
spojrzał na fotografie. – Ale ci nie byli nasi. Może byli u innych, ale nie u nas. Pamiętałbym ją. Chase ujął Dellę za rękę i odetchnął z ulgą. – Jeszcze nie wszystko stracone – powiedział. – Więc czemu mam wrażenie, że tak? – zapytała, czując wielką gulę w gardle. Odwrócił się i przyciągnął ją do siebie. Oparła czoło o jego pierś. Zamknęła oczy i poczuła krew. Ale to nie była jego krew. Odsunęła się i spojrzała na niego. Patrzył na nią Liam, nie Chase.
Rozdział 40
Della robiła to już wiele razy – rozpoczynała wizję, czy co to było – ale wcale nie było jej łatwiej. Zwłaszcza teraz, gdy nadzieja, że Natasha i Liam żyją, skurczyła się do malutkiego ziarenka. Natasha leżała na ziemi, częściowo na nagim ciele Liama. Della skupiła się, próbując zmusić Natashę, by zapytała Liama, gdzie są, ale cały ten wysiłek na nic się nie zdał, bo dziewczyna się nie odzywała. Oparła podbródek o pierś Liama i czuła, jak jej nagie piersi dotykają jego brzucha. Liam odgarnął jej włosy z twarzy. – Co chcesz zrobić w pierwszej kolejności, jak się stąd wydostaniemy? Natasha skrzywiła się, a Della wiedziała czemu. Nie wierzyła, że się wydostaną. Ale chciała mu zrobić przyjemność. Spojrzała na jego klatkę piersiową i przesunęła palcem po symbolu na ramieniu, który składał się częściowo z tatuażu, a częściowo z blizny. – Co powiesz na to, żeby usunąć te tatuaże? – Znów
musnęła jego tatuaż. Della przyjrzała się przypominającemu krzyż symbolowi. Czy to mogło coś znaczyć? Liam zachichotał. – Dobry pomysł. A może pójdziemy na koncert? Lubisz tańczyć? – Uwielbiam. Czasami chodzimy razem z moimi przyjaciółkami Amy i Jennifer. Znów ten hałas. Odgłos ciężkich maszyn. Liam położył jej rękę na plecach, jakby wiedział, że ten dźwięk ją niepokoi. – Więc pójdziemy na tańce. „Co to za dźwięk?”, Della krzyczała w myślach Natashy, z nadzieją, że dziewczyna ją usłyszy. Niestety, jej pytanie pozostało bez odpowiedzi. – Może najpierw weźmiemy prysznic – zasugerowała Natasha. Znów oparła o niego głowę i rozejrzała się po ciemnym pomieszczeniu. Della przyglądała się uważnie. Ściany były murowane, ale na podłodze było klepisko, a dalej znajdowało się coś, co wyglądało na przejście do kolejnego pomieszczenia, równie ciemnego. Co to było za miejsce? – Razem? – zapytał Liam, głaszcząc ją po nagich plecach. – Weźmy razem prysznic. – Tak, razem – zachichotała i położyła mu dłoń na klatce piersiowej. Popatrzyła na nią. Była trochę jaśniejsza niż on.
– Czy któreś z twoich rodziców jest czarne? – zapytała Natasha. – Mój tata był w połowie. – Był? Nie żyje? – Nic mi o tym nie wiadomo. – Znałeś go? – Tak. Przychodził do nas, jak byłem młodszy. Mamie się to nie podobało. – Zamilkł na chwilę. – Zawsze się kłócili. Po raz ostatni przyszedł, jak miałem trzynaście lat. Zaczęli się strasznie kłócić. Ojciec oskarżył mamę, że próbuje mnie wychować na białego. Mama powiedziała mu, że chce mnie wychować na porządnego człowieka, a to nie ma nic wspólnego z kolorem skóry, tylko z charakterem, i jeśli ojciec chce mnie widywać, to musi wytrzeźwieć i dawać dobry przykład. – Co na to powiedział? – zapytała Natasha. – Uderzył ją. – Liam się spiął. – I to nie po raz pierwszy, ale pierwszy raz postanowiłem coś z tym zrobić. Natasha uniosła się trochę i spojrzała mu w twarz. – O Boże. Co się stało? – Wyszedłem z kijem bejsbolowym. Uderzyłem go w ramię. Chyba nic mu nie złamałem, ale na pewno zabolało. Powiedziałem, żeby wyszedł i więcej nie wracał. – I co, wrócił? – Raczej nie. Kilka lat później mama wyszła za Hanka. Dobrego faceta. Też czarnego. Ale Hank był od mojej
mamy o dwadzieścia lat starszy. Umarł na atak serca niecały rok po ślubie. – Liam pogłaskał ją po plecach. – Mówiłaś, że twój tata umarł? – Tak, mój przybrany tata zmarł, gdy miałam siedem lat, a kiedy zaczęłam szukać prawdziwych rodziców, okazało się, że mój biologiczny ojciec też nie żyje. – Ile miałaś lat, gdy odkryłaś, że jesteś adoptowana? – Prawie osiemnaście – westchnęła. – Mama powiedziała, że zamierzali mi o tym powiedzieć, gdy miałam trzynaście lat, ale kiedy zmarł mój przybrany ojciec, pomyślała, że poczuję się jeszcze gorzej. – Natasha zamilkła na chwilę. – Myślę, że podświadomie zawsze o tym wiedziałam. Mój przybrany ojciec był w połowie Chińczykiem. Nawet jako dziecko patrzyłam na jego twarz i zastanawiałam się, czemu nie jestem do niego bardziej podobna. – Nie mówiłaś, że twoja rodzona matka też nie żyje? – Tak. Ktoś ją zabił. Ale nigdy nie ustalili kto. Liam przesunął dłonią po jej biodrze. Nie było w tym nic erotycznego, tylko troska, ale było coś niesamowicie intymnego w leżeniu nago obok drugiej osoby. – To musiało być trudne. Szukałaś swoich prawdziwych rodziców, a okazało się, że oboje nie żyją. – Przez jakiś czas tak. Ale znalazłam ciotkę. Była miła. I miała syna mniej więcej w moim wieku. Zamilkli, aż w końcu Liam zapytał: – Jak zginął twój przybrany ojciec?
– Wypadek w pracy. To się wydarzyło nagle. Ale kilka lat temu mama znów wyszła za mąż. – Dogadujesz się z ojczymem? – Tak, jest w porządku. A nawet lepiej… w porównaniu z twoim ojcem. Kocha mamę, ale zawsze miałam wrażenie, że tylko czeka, aż się wyprowadzę, żeby mieć ją dla siebie. – No to nie ma sprawy – odparł Liam. – Bo jak się stąd wydostaniemy, to znajdziemy sobie coś własnego. Jeszcze tylko dwa lata, a skończę studia. Znajdziemy jakieś tanie mieszkanie. Będziemy się uczyć i pracować na pół etatu. Damy radę. A skoro nie potrzebujemy już tyle jedzenia, to nie będziemy się martwić o to, kto będzie gotował. I będziemy się dzielić domowymi obowiązkami. Będę wynosił śmieci. I obiecuję nie rozrzucać brudnych skarpetek. Roześmiała się. – Nie jestem najlepszą gospodynią. – Świetnie, w takim razie będziemy bałaganiarzami. Uniosła podbródek i oparła się o jego pierś. – A będziesz opuszczał deskę klozetową? – Spróbuję – roześmiał się. Della poczuła, jak Natashy napływają łzy do oczu. – Chcę tego – powiedziała łamiącym się głosem. – Chcę tego mieszkania. Chcę się czepiać, jak będziesz rozrzucał brudne skarpetki i nie będziesz opuszczał deski. Ale boję się, że to się nigdy nie stanie. Tak bardzo się boję, że to tutaj to wszystko, co mamy.
* * *
W sobotę o dziesiątej piętnaście Della siedziała w stołówce i obserwowała obozowiczów spotykających się z rodzicami w dniu odwiedzin. Rozmowy odbijały się echem od krokwi. Próbowała panować nad emocjami. Wokół było tyle ludzi, ale tak naprawdę miała ochotę znaleźć sobie jakieś ciche miejsce i zapłakać. Damian Bond nie powiedział nic przydatnego. Znaleźli się w punkcie wyjścia. Poprzedniego wieczoru wróciła do domku i przez pół nocy gapiła się w sufit, bezradna i wściekła. Samotna. Tęskniła za Chase’em. Chciała pomóc Natashy i Liamowi. Uratować ich. Dać im szansę na prawdziwe życie. Chciała, żeby mama do niej zadzwoniła. Nie, chciała, żeby przyszli jej rodzice. Gdzie oni byli? Otworzyły się drzwi do stołówki. Della uniosła wzrok, spodziewając się, że ich zobaczy. Nie. To była mama Dereka. Della patrzyła, jak uśmiecha się do Dereka, który siedział z Jenny z tyłu sali. Rozejrzała się wokół. Kylie z Lucasem i jej mamą rozmawiali o sprzedaży domu. Lucas musiał się już przyzwyczaić do mamy Kylie, bo wyglądał na wyluzowanego, a nie, jak do niedawna, nieszczęśliwego, gdy Kylie zmuszała go do spędzania czasu ze swoją mamą. Miranda udawała dobrą czarownicę, słuchając, jak jej
matka opowiada o nadchodzących zawodach. Della wyciągnęła komórkę i sprawdziła godzinę. Jej rodzice spóźniali się już kwadrans. To dziwne. Tata nigdy się nie spóźniał. Z drugiej strony może w ogóle nie zamierzał przyjść. Ostatnio nie pojawił się na jednym spotkaniu. Ale mama i Marla, jej siostra, też zwykle były na czas. Im szybciej przychodziły, tym szybciej mogły wyjść, a przynajmniej Della miała takie wrażenie. Spojrzała na telefon, zastanawiając się, czy zadzwonić do mamy, ale zrezygnowała. Uniosła wzrok i zobaczyła, jak Holiday i Burnett patrzą na nią ze współczuciem. Kurde! Ostatnie, czego chciała, to żeby wszyscy jej współczuli. Nic jej nie było. Jej rodzina się pojawi. Jej mama nigdy nie opuściła dnia odwiedzin. Nagle zadzwonił telefon Burnetta. Z tak daleka Della nie mogła usłyszeć, co mówi dzwoniący, ale Burnett nie wyglądał na zadowolonego. Pewnie chodziło o sprawy JBF. Czy dzwonili w sprawie Natashy i Liama? Della przechyliła głowę i usłyszała, jak Burnett szepce Holiday: – Muszę to odebrać w biurze. Młoda wampirzyca patrzyła, jak wychodzi. Ciekawość ją zżerała, ale wiedziała, że nie może nic zrobić. Jeśli rzeczywiście chodziło o Natashę i Liama, to Burnett na pewno jej o tym powie. I jeśli to chodziło o nich, to wiadomości nie mogły być dobre. Dziesięć minut później zadzwoniła komórka Delli.
Spojrzała na ekranik i dech jej zaparło. Jej siostra Marla nigdy do niej nie dzwoniła. – Co się stało? – Poderwała się na równe nogi, by odejść w jakieś bardziej ustronne miejsce. – Hej – powiedziała Marla łamiącym się głosem. – Em… mama prosiła, żeby do ciebie zadzwonić i powiedzieć, że dziś nie przyjdziemy. – Dobrze – odparła Della, walcząc ze skręcającym się żołądkiem. Wyszła przed budynek. – Czy coś się stało? – „Czy po prostu postawiliście na mnie kreskę?” – Poczekaj moment – powiedziała cicho Marla. Della szła w stronę lasu, do miejsca, gdzie kilka dużych drzew tworzyło zaciszną kępę. W słuchawce słyszała, że jej siostra też dokądś idzie. A potem wyłowiła dźwięk zamykających się drzwi. – Przepraszam. Musiałam przejść do swojego pokoju, żeby mnie tata nie usłyszał. „No tak, nie chciałaś, żeby tata usłyszał, że ze mną rozmawiasz”. Nastrój Delli jeszcze bardziej się pogorszył, gdy Marla znów się odezwała. – Dello, coś się dzieje. Nie wiem co, ale coś złego. Możesz przyjechać do domu? Do domu? O nie! – Co? Co się dzieje? – W tym rzecz. Nie wiem. Nie chcą mi nic powiedzieć.
– Kłócą się? – zapytała Della. Jej rodzice zwykle się nie kłócili, naprawdę się kochali. Czasem zdarzały się sprzeczki, a Della nie cierpiała napięcia, jakie wtedy powstawało. – Nie, ale mama jest strasznie zdenerwowana. Za każdym razem, gdy ją widzę, ma łzy w oczach. A tata dziwnie się zachowuje. Wczoraj wrócił do domu dopiero po dziesiątej wieczorem. A kiedy przyszedł, zabrał mamę do gabinetu i strasznie długo gadali. – Zamilkła na chwilę. – Tata chyba nie ma dziewczyny, co? Delli szczęka opadła. – Nie. I wtedy coś ją tknęło. Czemu rodzice byli niezadowoleni. – Czy tata rozmawiał z ciocią Miao? – Nie wiem, a co? – odparła Marla. – Nic. – Della zamknęła oczy. Kurde! Znów to zrobiła. Zawiodła ojca i zmartwiła mamę. – Chcę, żebyś wróciła do domu. Potrzebuję cię. Nie podoba mi się to cholerne bycie jedynaczką. Od kiedy to jej siostra mówiła „cholerne”? – Nie mogę. – Przygryzła wargę, ale prośba siostry sprawiła, że coś złapało ją za gardło. Dobrze było wiedzieć, że jej tam brakuje, ale miała zarazem okropną świadomość, że nie może wrócić do domu. Nigdy! – Gdzie mama? – Della przełknęła gulę w gardle. – Wyszła. Powiedziała, że idzie do sklepu. Mama
nigdy nie robi zakupów w sobotę rano. – Zadzwonię do niej – powiedziała Della, ale żołądek jej się skręcił na myśl o tym, co jej mama powie o przeciwstawianiu się oczekiwaniom ojca i odwiedzaniu ciotki. Rozłączyła się i zadzwoniła do mamy. Po drugim dzwonku mama w końcu odebrała. – Cześć, Dello. – Jej głos nie brzmiał dobrze. – Cześć, mamo. – Powiedziałam Marli, żeby do ciebie zadzwoniła – odezwała się mama. – Czyżby zapomniała? – Nie, mamo, dzwoniła – powiedziała Della, zastanawiając się, jak wyjaśnić swoją wizytę u ciotki. – Posłuchaj, mamo, wiem, że jesteście zawiedzeni… – Przepraszam, że nie oddzwoniłam – odezwała się mama. – Byliśmy zajęci. Della mocno ściskała komórkę. Jej mama nigdy nie owijała w bawełnę. Jeśli był jakiś problem, to mówiła wprost. I to szybko. Czy to oznaczało, że tym problemem wcale nie była jej wizyta u cioci Miao? Dellę ogarnęła ulga, ale po chwili znów wrócił strach. Jeśli to nie ona była problemem, to co? – Mamo, co się stało? – Nic… Dello. – Jej mamie załamał się głos. Czyżby płakała? O kurde, tak! – Mamo, co się stało? Powiedz. – Przepraszam, skarbie. Nie musisz się tym martwić. Miejmy nadzieję, że nic.
– Czy jesteś chora? – Della przypomniała sobie, jak mama jednej z jej przyjaciółek dowiedziała się, że ma raka piersi. – Znalazłaś jakąś gulkę w piersi? – Nie. – A tata? Czy… – Serce jej się ścisnęło. – Wszyscy są zdrowi. A ty musisz się pogodzić z tym, że teraz nie mogę o tym rozmawiać. – Mamo, to mnie przeraża. Jeśli coś się stało, to muszę o tym wiedzieć. – Nie teraz, kochanie. Skup się na sobie. – Zamilkła na chwilę. – Muszę lecieć. Kocham cię. Delli łzy napłynęły do oczu. – Ja też cię kocham. Mama rozłączyła się. Della siedziała pod drzewem i płakała. Z powodu tego, co działo się w domu. Bo nie pamiętała już, kiedy ostatni raz mama powiedziała jej, że ją kocha. Bo bała się, że nie zdoła uratować Natashy i Liama, którzy nigdy nie będą mieli swojego mieszkania. Cała ta miłość, którą do siebie czuli, umrze razem z nimi. Płakała, bo tęskniła za Chase’em. Po dobrej minucie wzięła się w garść i otarła łzy. Zadzwoniła do Marli poinformować ją, że ich mama nie chce nic powiedzieć, ale kazała Marli obiecać, że jeśli tylko coś ustali, to do niej zadzwoni. – Trzymaj się tam, dobra? – zwróciła się do siostry. – Postaram się – odparła smutno Marla. – Może pójdziesz odwiedzić swoją przyjaciółkę
Mickie? – zapytała Della. – Wyjdź z domu i trochę się rozerwij. – Taki mam plan. Za godzinę przyjedzie po mnie jej mama. – Świetnie. Tylko nie rób nic, czego ja bym nie zrobiła. Żadnego palenia, alkoholu ani seksu. Francuskie pocałunki mogą być, chociaż są obrzydliwe. Marla zachichotała. – Brakuje mi ciebie – powiedziała. Dellę znów coś ścisnęło w gardle. – Mnie ciebie też. Rozłączyła się, wciąż czując ból. Wpatrywała się w komórkę. Naszła ją pokusa. Nie rób tego. Nie rób. Zrobiła to. Wybrała numer. – Co się stało? – Chase odebrał po pierwszym dzwonku. – Czemu o to pytasz? – zapytała, starając się panować nad głosem i myśląc o tym, jak łamał się głos jej mamy. – Bo powinnaś teraz spotykać się z rodziną. – No tak, ale… coś im wypadło. – Nie przyszli? – zapytał niezadowolony. – Nie, ale to nieważne. – Przykro mi. Kurde, czy twoja ciotka powiedziała twojemu tacie, że się widziałyście? – Nie. Tak sądziłam, ale… rozmawiałam z mamą i wygląda na to, że chodzi o coś innego. To na pewno nic poważnego.
To czemu miała wrażenie, że jest inaczej? – Myślałam po prostu o Natashy i Liamie – powiedziała. – Ja też. Przeglądałem Internet w poszukiwaniu takich tatuaży jak ich. Gdybym znalazł artystę, który je robił, mogłoby to nas do nich doprowadzić. – To dobry pomysł – stwierdziła Della. – Czemu nie przyszło mi to wcześniej do głowy? Poproszę Dereka, żeby też poszukał. Ma smykałkę do Internetu. – Może będzie miał więcej szczęścia niż ja – odpowiedział zniechęcony Chase. Della znów oparła się o drzewo. – Wiesz, jak po raz pierwszy zobaczyłam ten tatuaż, to miałam wrażenie, że coś mi przypomina. Zupełnie jakbym ten znak już wcześniej gdzieś widziała. – Ale nie pamiętasz gdzie? – Nie. Zapadła cisza. Della wiedziała, że oboje boją się najgorszego. – Zrobiłem szkic tego tatuażu – powiedział Chase. – Jak chcesz, to zrobię zdjęcie i ci prześlę, będziesz je mogła przekazać Derekowi. – Pewnie, świetny pomysł. Na drzewie obok niej wylądował ptak. Della popatrzyła na niego. – O, dzięciur krasnogłowy wylądował. – Przypomniała sobie, jak poprzedniego dnia Chase pokazywał jej tego dzięcioła na ganku.
Chase się roześmiał. – Jeszcze zrobię z ciebie ptasiarę. – Nie ma mowy – odparła, ale obserwowała, jak ptak trzyma się kory, stukając w nią dzióbkiem. Co takiego powiedziała Miranda? Aha, obserwacja ptaków rozjaśnia aurę. Della podejrzewała, że jej aurze by to nie zaszkodziło. – Co robisz? – zapytał. – Rozmawiam z tobą i obserwuję ptaki. – A poza tym? – Nic – odparła. – Masz ochotę na przejażdżkę? – W jego głosie słychać było nadzieję. Serce jej podskoczyło. A potem skurczyło się. Burnett nie będzie zachwycony. – Powiedz, że tak. – Wydawał się taki samotny. Zupełnie jak ona. – Tak – powiedziała, a potem zmieniła zdanie. – Nie. – To znaczy? – W jego głosie słyszała nutkę zawodu. – Tak, chcę pojechać, ale nie na przejażdżkę. Chcę pojechać do Bla. Zobaczyć, czy nie wróci ten wilkołak. – Będę za dziesięć minut… albo mniej. – Słyszała uśmiech w jego głosie. I wyobrażała sobie ten uśmiech na jego twarzy. – Nie przekraczaj prędkości. – Nie jestem demonem prędkości – zaśmiał się i rozłączył.
Minutę później Della dostała zdjęcie przedstawiające tatuaż. Popatrzyła na nie, czując, że gdzieś już je widziała… i to nie w wizji. Ale gdzie, do cholery? Posłała je do Dereka i poprosiła, by go dla niej poszukał. A potem poszła rozejrzeć się za Holiday, by jej powiedzieć, że wychodzi z Chase’em. Znając Holiday, przypuszczała, że komendantka pewnie każe jej powiedzieć o tym Burnettowi osobiście, ale nic jej to nie obchodziło. Musiała zobaczyć się z Chase’em. I zrobić coś, cokolwiek, co mogłoby pomóc w odnalezieniu Natashy i Liama. Musiała przestać myśleć o problemach w domu, z którymi i tak nie mogła nic zrobić. Ledwie postawiła kilka kroków, zobaczyła Burnetta. Najwyraźniej jej szukał. A sądząc z jego miny, wydarzyło się coś jeszcze. Przypomniała sobie telefon. I myśl, że jeśli to wieści o Liamie i Natashy, to nie mogły być dobre. Z trudem opanowała chęć ucieczki. Nie chciała tego słyszeć.
Rozdział 41
T woi rodzice nie przyjdą? – zapytał Burnett. Della modliła się, by martwił się tylko o nią, a nie… – Nie, coś im wypadło i nie dadzą dziś rady. Westchnął, a ten smutny odgłos był dla Delli niczym cios. – Co się stało? – Jeszcze nikogo nie zidentyfikowali, ale mają dwóch Afroamerykanów i jedną dziewczynę, która wygląda na Azjatkę. Nie mamy DNA Natashy, ale sprawdzamy, czy któryś z mężczyzn to Liam Jones. Przypomniałem im kilka przysług i poprosiłem, by zrobili to jak najszybciej. Dam ci znać, gdy tylko coś ustalą. Della zaczęła się trząść. Chciała krzyknąć, że to nie mogą być oni. Że nie mieli pewności, czy Natasha i Liam w ogóle byli na tym wysypisku. Że to niemożliwe. Do oczu napłynęły jej łzy, ale je opanowała. Uniosła brodę i spojrzała mu w oczy. – Chase zabierze mnie i pojedziemy do Bla, zobaczyć, czy jest tam ten wilkołak.
Burnett zmarszczył brwi. Otworzył usta, a ona wiedziała, co powie. Że tracą czas. Że nie powinna być z Chase’em. Ale gdy spojrzał jej w oczy, po policzku potoczyła jej się łza i tylko westchnął. – Dobra. Nie wracajcie za późno. Westchnęła ciężko i pobiegła na parking. Kiedy podjechał Chase, wyczytała z jego twarzy, że też rozmawiał z Burnettem. Znów złapało ją coś za gardło, ale obiecała sobie, że nie będzie płakać. Płacz nic nie da. Przypomniała sobie przysłowie, które przetłumaczył jej kiedyś z chińskiego tata: Płacz tylko podlewa ból i sprawia, że on rośnie. Nie miała już miejsca na więcej bólu. Chase wyskoczył z samochodu, nie otworzywszy drzwi. Podszedł do niej. – Burnett ci powiedział? – zapytała. Skinął głową i ją przytulił. Nie oponowała. Nawet gdy jacyś rodzice mijali ich w drodze do samochodów. Trzymała się go kurczowo. Nigdy jeszcze tak bardzo nie potrzebowała, by ktoś ją przytulił. – Chodź – szepnął jej do ucha. – Jedźmy do Bla. Wskoczyli do samochodu. Della przygryzła wargę i spojrzała na Chase’a. – Myślisz, że tracimy czas? – Nie przestaniemy szukać, dopóki ich nie zidentyfikują. Skinęła głową.
– Zgadzam się. Ruszyli, a wiatr we włosach i siedzenie obok Chase’a sprawiły, że ból jakby zelżał. Kiedy dojechali na miejsce, byli jedynymi nadnaturalnymi. Popijali colę i rozmawiali o wizjach, próbując odnaleźć w nich coś przydatnego. – To miejsce, w którym są… To nie wygląda na wysypisko, prawda? – zapytała Della. – Nie sądzę. – Co to może być? Wygląda, jakby było pod ziemią. Ma murowane ściany. – Głośno myślała. – W Houston są jakieś tunele. Wiem, że jakiś czas temu Kylie miała tam jakieś starcie. Może to tam? Skrzywił się. – Byłem tam. Wyglądają inaczej. To bardziej przypomina… grób czy coś. Westchnęła ciężko i spojrzała na leżącą na stole komórkę. Burnett mógł w każdej chwili zadzwonić i powiedzieć, że to koniec. Sama myśl bolała jak cholera. Della wstała, by wziąć dolewkę dietetycznego napoju, i poczuła… wilkołaka. Odwróciła się gwałtownie i spojrzała na Chase’a. On najwyraźniej też to wyczuł, bo poderwał się na równe nogi. – To to? – zapytał. Znów pociągnęła nosem, czekając, aż jej bank zapachów wyciągnie stare dane. I nagle, bach! Trafił.
– To on – wyszeptała. Musiała opuścić górną wargę, by ukryć wysuwające się kły. Nie z powodu niebezpieczeństwa, ale z pragnienia dopadnięcia tego psa. Zaczęła się rozglądać. W rogu siedziało trzech mężczyzn w kapeluszach. Podeszła bliżej, sprawdzając, czy są wilkołakami. Nagle z przodu restauracji rozległ się jakiś brzęk. – A ty dokąd idziesz? – zawołał ktoś. – Co on tak pognał? – zapytał ktoś inny. Della odwróciła się, a im była bliżej całego zamieszania, tym zapach był silniejszy. Podeszła do lady i nie chcąc zgubić drania, przeskoczyła przez nią, a następnie popędziła pomiędzy frytkownicami i grillami, omijając zaskoczonych pracowników. Poczuła i usłyszała, że Chase jest tuż za nią. – Nie możecie tu wchodzić – zawołał ktoś wyglądający na kierownika. Człowiek. Zignorowała go i pognała za zapachem. Przecięła korytarz, aż dotarła do przebieralni. Ledwie zrobiła krok do środka, gdy prowadzące na zewnątrz stalowe drzwi zatrzasnęły się z hukiem. – Zatrzymać ich! – krzyknął kierownik. Della rzuciła się do przodu, ale pięciu pracowników Bla otoczyło ją i wyglądało na to, że chętnie spełnią rozkaz szefa. Chase stanął tuż za nią. – Za dużo ludzi, by pokazać naszą siłę – wyszeptał jej do ucha.
Della nie wiedziała, co zrobić. Miała ochotę się przez nich przedrzeć, wyrwać drzwi z futryny i sprawdzić, kto przez nie przebiegł, ale wiedziała, że Chase ma rację. Burnett wpajał im tę zasadę od początku. Nie wolno publicznie okazywać swojej mocy. Poczuła, jak oczy jej zaczynają świecić, więc odetchnęła głęboko, by się uspokoić. – Kto stąd wyszedł? – zapytała. – A kto chce wiedzieć? – odpowiedział pytaniem kierownik. – Muszę powiedzieć policji, jak do nich zadzwonię. – Bez obaw, sami zadzwonimy. – Chase sięgnął po komórkę. Della sądziła, że zadzwoni do kogoś z Rady Wampirów, ale w słuchawce usłyszała głos Burnetta. – Co się stało? – Potrzebujemy wsparcia w Bla. Ktoś uciekł przed nami tylnym wyjściem, a kierownik i jego ludzie nie chcą współpracować. – Będę za pięć minut. * * *
Był za trzy. Burnett wszedł do środka z przypiętą do paska odznaką. Nie pytał o pozwolenie, tylko wszedł za bar. Nie przeskoczył go, ale jego postawa i tak była przerażająca. Stanął obok Delli i Chase’a i zmierzył ich wzrokiem. – Co to ma być? – zapytał kierownik, gapiąc się na
jego odznakę. – JBF, agencja współpracująca z FBI w lokalnych śledztwach. – Co, do cholery, robi tu FBI? – Kierownik zaczął marudzić, że z powodu zamieszania stracili kilku klientów, a potem wspomniał o jakichś kradzieżach. Burnett zignorował go. Zwrócił się do Delli i Chase’a. – Co się stało? – Mieliśmy podejrzanego – powiedział Chase. – Sądzę, że rozpoznał Dellę i uciekł na zaplecze, a ci tutaj nie pozwolili nam go ścigać. – W biurze mam sejf – nadawał dalej kierownik. – Nie mogę się zgodzić na to, żeby kręcił się tu kto popadnie. Powinien pan ich aresztować – zwrócił się do Burnetta. – Nie sądzę… Burnett odwrócił się i spojrzał na łysiejącego faceta wściekłym wzrokiem. – Zamknij się! – warknął. – Jeszcze jedno słowo, a sanepid pojawi się tu szybciej, niż zdążyłbyś wyrzucić przeterminowane mięso, które w tej knajpie serwujesz. A wchodząc, zdążyłem już zauważyć z piętnaście innych uchybień. Chase się nachylił. – Ta odznaka naprawdę się przydaje. Della spojrzała na niego. – Wiem. – Chase po raz pierwszy powiedział coś pozytywnego
o JBF, a ona zaczęła się zastanawiać, czy chłopak nie zmieni jednak zdania. Burnett nie musiał mówić nic więcej, bo kierownik zaczął współpracować. Kiedy Burnett spytał go, kto wybiegł tylnym wyjściem, facet zaczął nadawać jak katarynka. – To jeden z moich nowych pracowników. Przyszedł, stanął przy kasie kasy, a po chwili wyleciał tylnymi drzwiami, aż się za nim kurzyło. A potem ta dwójka przeskoczyła przez bar jak jacyś superludzie. – Powiedz mi wszystko, co wiesz o tym człowieku. I to już! – zażądał Burnett, gdy tamten się ociągał. Kierownik pognał do biura. Burnett nachylił się do Chase’a i Delli i szepnął: – Nie znaleziono DNA Liama. – Po czym ruszył za kierownikiem. Della chciała go pocałować. Kurde, nawet Chase wyglądał na tak uszczęśliwionego, że i on mógłby go pocałować. Rozbudziła się w niej nadzieja. Natasha i Liam żyli, a ona zamierzała zrobić wszystko, co w jej mocy, by tak zostało. Musiała kilka razy przełknąć, by opanować łzy radości. Kiedy Burnett wszedł do biura kierownika, Chase musnął dłoń Delli. To był delikatny dotyk, ale mówił tak wiele. Chase też to czuł. Nadzieję. To niesamowite, jak bardzo się coś docenia, gdy można to stracić. – Co zrobił Rudy? – zapytał jeden z pracowników.
– Rudy? – powtórzyła Della. – Tak się nazywa? – Tak na niego mówimy. Jest rudzielcem. Rudzielec? Umysł Delli zaczął łączyć punkty i okazało się, że jest ich więcej, niż sądziła. Ostatni rudowłosy facet, którego spotkała, był wilkołakiem na cmentarzu, na którym pochowano Chana. Cmentarzu, gdzie ochroniarze nosili mundury. A na mundurach był… symbol krzyża. Nagle przypomniała sobie słowa Chase’a. „To bardziej przypomina… grób czy coś”. Spojrzała na Chase’a. – Wiem, gdzie oni są. Burnett wyszedł z biura z zaskoczoną, ale też zadowoloną miną, jakby uzyskał przydatne informacje. – On pracował na cmentarzu, prawda? Evert coś tam? – zapytała Della. Burnett skinął głową. – Skąd wiesz? – Powiedzieli, że nazywali go Rudy, bo miał rude włosy. A Natasha i Liam mieli tatuaże podobne do tych, jakie były na mundurach ochrony z cmentarza. Oni tam są, Burnett, w jakimś grobowcu. Burnett wyciągnął komórkę. – Jeśli będzie trzeba, to przekopiemy ten cmentarz we wszystkie strony. Wezwę tam kilku agentów. Kiedy dotarli na cmentarz, było już ciemno. Della spojrzała na księżyc. Do pełni brakowało doby, co oznaczało, że wilkołaki były teraz najpotężniejsze. Ale
ona wcale się tym nie przejmowała. Wylądowali przed wejściem. Srebrzyste światło księżyca padało na zardzewiałą bramę, oświetlając symbol krzyża. Miała ochotę dokopać samej sobie, że nie przypomniała sobie tego wcześniej, tylko że nie miała na to czasu. Kilka sekund później pojawiło się jeszcze trzech agentów, same wampiry. Della pociągnęła nosem i tuż za bramą wyczuła wilkołaki. Był wśród nich Rudy. Burnett podzielił ich i wysłał każdą grupę w inną część cmentarza. – Najprawdopodobniej nie siedzą w biurze. Pewnie chodzą po terenie. Jeśli otoczymy cmentarz, będą mieli mniejsze szanse na ucieczkę. Dopadnijmy ich. – Spojrzał na księżyc. – Pamiętajcie, że teraz są najsilniejsi. Della i Chase ruszyli na zachodnią stronę cmentarza. Tuż przed tym, jak przeskoczyli przez płot, Della wyczuła mocny zapach wilkołaka. Chase spojrzał na nią, sygnalizując, że też to czuje. Uniósł trzy palce, a gdy opuścił ostatni, przeskoczyli przez wysoki na dwa metry płot. W połowie lotu Della usłyszała rozmowę wilkołaków. Byli blisko. Zbyt blisko. W ciemnościach zadudnił odgłos ich stóp uderzających o ziemię. Rozmowa ucichła. Strażnicy musieli ich usłyszeć lub wyczuć. Delli to nie obchodziło. Była gotowa skopać kilka tyłków.
Rozdział 42
Wilkołaków
było pięciu. Mimo ciemności Della zauważyła, że biegną w ich stronę. Chase spojrzał na nią, by się upewnić, że jest gotowa. O, tak. Dla Natashy i Liama była gotowa na wszystko. Pierwszego kopnęła w brzuch, posyłając go na jakieś półtora metra w powietrze. Spadł z głuchym łoskotem na drzewo, a potem osunął się na ziemię niczym szmaciana lalka. Był nieprzytomny. Jeden z głowy, zostało czterech. A nie. Trzech. Chase wymierzył prawy sierpowy i drugi wilkołak padł na ziemię nieprzytomny. Dwaj kolejni rzucili się na Dellę… z nożami. Klingi lśniły srebrzyście w świetle księżyca. Kątem oka dostrzegła pędzących w ich stronę kolejnych sześciu wilkołaków. Cholera, była cała wataha. Czterech otoczyło Chase’a. A dwóch przyłączyło się do tych, którzy krążyli wokół niej. Zamachnęła się, by kopnąć jednego i zmniejszyć ich przewagę, gdy drugi ugodził ją nożem w rękę.
Poczuła ból. Poczuła krew. I tylko ją to wkurzyło. Warkot Chase’a przeszył noc. Spojrzała w jego stronę, bojąc się, że został ranny. Oczy pałały mu czerwono, wysunął kły, ale miała wrażenie, że to była reakcja na jej ranę, a nie jego. Ta sekunda nieuwagi drogo ją kosztowała. Wilkołaki podeszły bliżej. Za blisko. Ręce, stopy i noże zaatakowały ją jednocześnie, ale zareagowała szybko, blokując, a nawet zadając ciosy. Złapała jednego wilkołaka za nadgarstek i wykorzystując go jako tarczę, zaczęła nim kręcić. Jęknął, gdy kopniaki kolegów trafiły go w żebra. Kiedy wilkołaki przestały go atakować, wykorzystała go jako kulę do kręgli. Chan, jej mistrz, byłby z niej dumny. Powiedziałby, że to „spare”, bo tylko jeden trzymał się na nogach. Akurat gdy na niego ruszyła, pojawił się Burnett. Złapał wilkołaka za rękę i rzucił nim o drzewo. Della odwróciła się, by pomóc Chase’owi, ale on akurat powalił ostatniego przeciwnika. Burnett rozejrzał się wokół. – Biorąc pod uwagę, ilu ich było, poszło wam całkiem nieźle. Oczy zalśniły mu mocniej, gdy podszedł do Delli i powąchał krew na jej bluzce. – Nic się nie stało – mruknęła.
Zanim Burnett zaczął się nad nią rozczulać, był już przy niej Chase. Rozdarł jej rękaw, by obejrzeć ranę. – To nic takiego – stwierdziła. W tym momencie usłyszała zbliżające się szybko kroki. Wszyscy troje obrócili się jednocześnie. Della pociągnęła nosem i wyczuła jeszcze jednego wilkołaka. Nie był sam. Goniło go kilku wampirów, agentów JBF. I wtedy zapach wilkołaka z czymś jej się skojarzył. – Ja się tym zajmę – zawołała i rzuciła się do przodu. W świetle księżyca ujrzała, jak w jej stronę pędzi Rudy. Zauważył ją i skręcił, kierując się w stronę wysokich sosen. Nie był dość szybki. – Panna wróciła! – syknęła Della i rzuciła się na niego, przygniatając go do pokrytej suchymi igłami ziemi. Przycisnęła go kolanem. – Rusz się, a obiecuję, że tak cię kopnę, że tygodniami będziesz gadał cienkim głosem. Nie próbował walczyć, więc go przetoczyła na plecy i spojrzała mu prosto w oczy. – Gdzie oni są? W oczach wilkołaka pojawił się strach. I słusznie, bo Della nie zamierzała pytać dwa razy. Rudy powiedział to samo, co pozostałe wilkołaki. Właściciel cmentarza Ramon Henderson brał udział w organizowaniu nielegalnych walk, ale gdy z Dallas przyszły wieści, że JBF ich dopadło, spakował się, zabrał najlepszych ludzi i uciekł do Meksyku.
Przyznali też, że kilkoro nowo przemienionych było trzymanych na cmentarzu, w kryptach. Zajmowali się nimi pan Henderson i jego ludzie, więc strażnicy podejrzewali, że tamci pozbyli się dowodów. * * *
Na terenie cmentarza było sześć krypt. Ponumerowane klucze wisiały w biurze. W pierwszych czterech było pusto. Kiedy Della, Burnett, Chase i jeszcze dwaj agenci dotarli do piątej, Della powtarzała sobie, że nie może panikować. Ledwie minuty dzieliły ich od odnalezienia Natashy i Liama. „Nadchodzimy. Nadchodzimy”. Powtarzała to sobie w głowie z nadzieją, że Natasha i Liam to usłyszą. Do piątej krypty nie mogli się dostać. Burnett pognał z powrotem do biura, znalazł w składziku dwa ciężkie młoty i wraz z Chase’em rozwalili grube betonowe drzwi. Gdy tylko się rozpadły, to samo spotkało serce Delli. Z wnętrza wydobył się ciężki odór śmierci. Dwóch agentów cofnęło się gwałtownie. Burnett zacisnął zęby i spojrzał współczująco na Dellę i Chase’a. – Wy dwoje, zostańcie tu – powiedział i wszedł do środka. – Nie – krzyknęła Della i ruszyła za nim, ale Chase ją przytrzymał. – Pozwól mu sprawdzić. Przez moment próbowała się wyrywać, a potem
wyczytała w jego oczach, czemu to robił. Jeśli to byli oni, to nie chciał, by ich tak zobaczyła. Sam też nie chciał ich tak widzieć. Della oparła się o Chase’a i z całej siły walczyła, by utrzymać nadzieję, ale smród śmierci był tak silny, że zaczęła się bać, iż nie da rady. Po kilku sekundach Burnett wyszedł. Zasłaniał dłonią usta. Spojrzał na Dellę i Chase’a, a potem opuścił rękę i przełknął z trudem. – Cztery ciała. Trzech mężczyzn i kobieta. Są w takim stanie, że nie nadają się do identyfikacji – powiedział z trudem, jakby było mu słabo. – To nie oni. – Delli serce waliło tak, jakby miało wyskoczyć z piersi. – Oni byli sami. Burnett spuścił wzrok, jakby zbierał siły, a potem popatrzył na nią. – Kobieta i jeden z mężczyzn byli w drugiej sali. Della poczuła, jak wątpliwości tną jej serce niczym szkło. – Został jeszcze jeden grób. Burnett skinął głową, najwyraźniej nadal się nie poddając. Odwrócił się do agentów i wydał rozkaz, by wezwali kogoś po ciała. Sięgnął po młot. Chase wziął drugi i we trójkę ruszyli do ostatniej krypty. Była w połowie cmentarza. Szli w milczeniu. Księżyc nadawał nagrobkom mlecznobiałą barwę. Kiedy mijali nagrobek wyższy od Delli, miała wrażenie, że jej serce przestało bić. Nie była w stanie
wciągnąć w płuca dość powietrza. To koniec. Jeśli Natashy i Liama nie było tutaj… Klucz nie chciał się przekręcić w kłódce na drzwiach. Burnett złapał młot i uderzył nim w kłódkę, aż się rozpadła. We dwójkę z Dellą otworzyli drzwi. We wnętrzu krypty było ciemno. Burnett zapalił latarkę. Snop światła przesunął się z lewej na prawą. W środku była tylko sterta betonu. Ani Liama, ani Natashy. Chase westchnął. Przytulił ją. Spojrzeli na siebie. Z tak bliska widziała, że w jego zapłakanych oczach nie ma już nadziei. Opadła na ziemię, objęła nogi rękami i skryła twarz. Zawiedli. Zrobiło jej się niedobrze, żołądek jej się skręcił. – Słyszałaś? Rozpoznała ten głos i gwałtownie nabrała powietrza. To nie był Chase ani Burnett. – Co takiego? – Uniosła twarz, ale widziała tylko ciemność. – Ten odgłos – powiedział Liam. – Chowają kogoś – odparła Natasha. – Nie chcę słuchać. – Nie, to inny dźwięk. Posłuchaj. – Nie Liamie, jestem zmęczona. Chcę tylko zasnąć na zawsze. – Nie mów tak. – Oni tu są! – rozległ się inny głos, gdzieś z oddali,
a Della uświadomiła sobie, że to Chase. – Są gdzieś tutaj! – Nie ma ich – odparł Burnett. – Próbowaliśmy. Della ocknęła się z wizji w chwili, gdy Chase złapał za młot. – Słyszysz? – krzyknął, uderzając w ścianę i wybijając w niej dziurę. Najwyraźniej też miał wizję. A ona gdzieś w głębi duszy tkwiła w wizji na tyle, że usłyszała, jak Liam powiedział: – Co to? Słyszałaś to? – Oni nas słyszą! – wrzasnęła Della i poderwała się na równe nogi. Obeszła całe pomieszczenie, szukając drzwi albo innego wejścia. Nie znalazła. A potem spojrzała na stertę betonowych bloków. – Tam – powiedziała. – Pod tym. Burnett nie wyglądał na przekonanego, ale kiedy Della z Chase’em zaczęli odrzucać na bok betonowe bloki, zabrał się do pomocy. Kiedy odrzucili już z dziesięć, Della zobaczyła metalową zasuwę trzymającą stalowe drzwi. Łzy żalu obeschły, a na ich miejsce pojawiły się łzy radości. Dopiero we trójkę zdołali otworzyć drzwi. Della zeskoczyła do małego pomieszczenia. W ciemnościach nic nie widziała. A potem coś usłyszała. Czyjś oddech. Pociągnęła nosem i wyczuła zapach wampirów. Dwójki.
– Natasha? – zawołała. – Jesteś tu? Jej wzrok przyzwyczaił się do ciemności na tyle, że dostrzegła przejście do kolejnego pomieszczenia. – Tu jesteśmy – powiedziała Natasha i zaczęła łkać. – Tutaj. Tu jesteśmy. Della przeszła głębiej. Za nią pojawiło się światło. Odwróciła się i zobaczyła Chase’a z latarką. – Znaleźliśmy ich. – Uśmiechnęła się przez łzy. – Wiem. – Podał jej latarkę i stanął obok niej. Dotknął jej ramieniem, a ona przez sekundę napawała się tym uczuciem. – Wyciągnijmy ich stąd.
Rozdział 43
Doktor Whitman był z rodziną na wakacjach, Burnett wezwał więc do Wodospadów Cienia innego lekarza. Umieścił go wraz z pacjentami w jednym z pokojów w pustym domku. Della, Chase, Burnett, Holiday i Hannah zebrali się w sąsiadującym z pokojem saloniku. Miranda i Kylie zajrzały na chwilę jako wsparcie. Miranda uściskała Dellę, a Kylie uniosła w górę kciuki, po czym wyszły. Chase siedział obok Delli, jakby to było jego miejsce. Nie kłóciła się z nim o to. Byli świetnym zespołem. I chociaż skupiała się głównie na dwójce znajdującej się w pokoju obok, to co jakiś czas jej myśli wracały do tego, co powiedział Burnett o niej i Chasie: „Jeśli po zakończeniu sprawy dalej będziesz się widywać z Chase’em, to twoja kariera w JBF się skończy”. Czy naprawdę musiała dokonać wyboru? Spojrzała na Chase’a i zaczęła się zastanawiać, jaka jest szansa, że on postanowi pracować dla JBF. Słyszała, jak za ścianą lekarz chodzi po pokoju i zajmuje się pacjentami. Pierwsze, o co poprosił, to
więcej krwi. Przywiózł trochę ze sobą, ale to było za mało. Burnett wyszedł i wrócił z dwoma litrami z własnych zapasów. Lekarz miał napoić pacjentów i zrobić im transfuzję. Odnalezienie Natashy i Liama żywych sprawiło, że Della się uspokoiła, ale gdy zobaczyła, jak bardzo są słabi i wychudzeni, znów wpadła w panikę. Przez całą drogę do Wodospadów Cienia co chwila tracili przytomność. Wyglądali jak więźniowie wojenni ze starych zdjęć. W domku panował ostrożny optymizm. Burnett stał na ganku i gdzieś dzwonił. Pewnie się upewniał, czy na cmentarzu wszystko zostało załatwione. Holiday, z Hannah w ramionach, usiadła obok Delli i Chase’a. Obdarzyła Dellę swoim uspokajającym dotykiem. – Jestem z ciebie dumna – zwróciła się do Delli. – Z ciebie też – dodała, patrząc na Chase’a. – Dzięki – odparł Chase, a w jego oczach błysnęła radość. Hannah uśmiechnęła się do Chase’a i pomachała rączkami. – Wygląda na to, że moja dziewczynka ma już dobry gust, jeśli chodzi o mężczyzn – powiedziała Holiday. – Obawiam się, że jest flirciarą. Po chwili dodała: – Jestem sobą trochę zawiedziona. Miałam poważne
wątpliwości, bo nigdy nie widziałam, by za pośrednictwem ducha można się było łączyć z dwojgiem żywych ludzi, ale utwierdzam się w przekonaniu, że nie ma rzeczy niemożliwych. – Cieszę się, że się udało. – Della znów spojrzała na drzwi do pokoju. – Bo im się uda, prawda? – Nie jestem lekarzem, ale sądzę, że tak. Della westchnęła. – Czy duch odszedł? – zapytała Holiday. Della spojrzała na komendantkę. – Nie wiem. – Och, wiedziałabyś – odparła Holiday. – Zobaczysz. To jest piękne. Taka nagroda za twoją pracę. I jest tego warte. Uśmiechnęła się delikatnie. – W takim razie chyba nie odeszła – stwierdziła Della. – Po co miałaby tu zostawać? – zapytał Chase. – Może chce się upewnić, że nic im nie będzie. A może chce czegoś innego. Della przypomniała sobie krwawą wizję swojej ciotki, martwej. I wiedziała od Holiday i Kylie, że duchy często pragną sprawiedliwości. Ale jak mogła sprawić, by stało się jej zadość, skoro morderstwo wydarzyło się tak dawno temu? A nawet jeśli spróbuje odkryć prawdę, to… – Dowiedziałaś się, co łączy ducha z tą dwójką? – zapytała Holiday. – To matka Natashy – powiedziała Della, ale nie
dodała, że to także jej ciotka. Wiedziała, że wtedy Burnett zbyt wiele by odkrył. A zanim zacznie grzebać w jej sprawach rodzinnych, chciała sama uzyskać odpowiedzi. Holiday się uśmiechnęła. – Powinnam była się domyślić. – Zaczęła huśtać Hannah na kolanie. – Matczyne więzi są bardzo mocne. Della pomyślała o swojej własnej matce i o ich ostatniej rozmowie. Miała tylko nadzieję, że problem w domu się rozwiązał. Zamierzała tam zadzwonić, jak tylko będzie miała chwilę. Z pokoju obok dobiegł jakiś głos. To Natasha mówiła coś do lekarza. Della chciała z nią porozmawiać od razu, ale Burnett nalegał, by najpierw otrzymali pomoc lekarską. I słusznie. W końcu lekarz wyszedł z pokoju. Burnett zajrzał do środka. Holiday, Chase i Della wstali. Lekarz uśmiechnął się i nagle powietrze stało się jakby słodsze. – Dadzą radę. Nie wiem, ile jeszcze by wytrzymali. Trochę czasu minie, nim odzyskają siły. Pewnie będą mieli więcej ran psychicznych niż fizycznych, ale z tego wyjdą. Della odchyliła głowę do tyłu, zamknęła oczy i zmówiła dziękczynną modlitwę. Chase nachylił się i szepnął jej do ucha: – Udało nam się. Otworzyła oczy i uśmiechnęła się do niego.
– Pacjenci potrzebują odpoczynku – mówił dalej lekarz. – Ale możecie ich odwiedzić. Tylko spokojnie. Jedna osoba na raz i na krótko. Burnett spojrzał na Dellę i Chase’a. – Muszę iść do biura i zająć się papierkową robotą. Zajrzyjcie do nich, a ja przesłucham ich później. Della skinęła głową. – Och – dodał lekarz. – Próbowałem ich przekonać, że lepiej odpoczną w oddzielnych pokojach, ale odmówili. To dość typowe u ofiar takich sytuacji. Zalecam, by przez jakiś czas byli razem. Della mogła się założyć, że Natasha i Liam będą razem znacznie dłużej. Komórka Chase’a zaczęła mu wibrować w kieszeni. Wyciągnął ją i spojrzał na Dellę. – To rada. Muszę ich poinformować o tym, co zaszło. Della zauważyła, że Burnett zmarszczył brwi, ale przynajmniej nic nie powiedział. Ucałował swoją żonę i dziecko i wyszedł. Po kilku sekundach Chase wyszedł na ganek, by porozmawiać. Della słyszała, jak opowiadał, co się wydarzyło. Spojrzała na lekarza. – Mogę teraz do nich zajrzeć? – Pewnie, ale jeśli będą spali, to proszę ich nie budzić. – Rozumiem. – Ruszyła do drzwi akurat w chwili, gdy wrócił Chase. Podszedł do niej. – Muszę osobiście poinformować o wszystkim radę.
To nie powinno zbyt długo potrwać. – Dobrze – odparła. Zanim się zorientowała, co planuje Chase, on się nachylił i ją pocałował. Nie był to pocałunek naładowany erotyzmem, a jedynie zwykłe pożegnanie od kogoś, komu zależy na drugiej osobie. I był, jak uświadomiła sobie Della, bardzo podobny do tego, którym Burnett obdarzył przed chwilą Holiday. Uśmiechnął się, a potem przesunął palcem po jej ustach. – To nie potrwa długo. – Musimy porozmawiać – stwierdziła, gotowa powiedzieć mu o ultimatum JBF. – Owszem – odparł, a w jego oczach widziała, jak bardzo mu zależy. Odwrócił się, ale złapała go za rękę i przyciągnęła do siebie z powrotem. Pocałowała go. Ten pocałunek trwał odrobinę dłużej. Wiedziała, że Holiday i doktor patrzą, ale przynajmniej ten jeden raz się tym nie przejmowała. – Dziękuję – powiedziała na koniec. – Za co? – Uśmiechnął się. – Za wszystko. Uścisnął jej rękę. – Wrócę, jak tylko będę mógł. Uśmiechnęła się i patrzyła, jak odchodzi. A kiedy usłyszała, jak podrywa się do lotu, miała wrażenie, że część jej samej odlatuje wraz z nim. I wtedy do niej dotarło, że jeszcze nie wie, jak to zrobi, ale nie
przestanie widywać się z Chase’em. Nie obchodziło jej, czy te uczucia wynikały ze związania. Wciąż ich doświadczała. I to bycie razem było dobre. Jak Natasha i Liam. Jak Kylie i Lucas. Burnett i Holiday. Kiedy się odwróciła, zobaczyła, że Holiday nie ma tak szczęśliwej miny. Ale nie zamierzała się tym przejmować. Wszystko musiało się jakoś ułożyć. Musiała w to wierzyć. – Sprawdzę, co z Natashą i Liamem – stwierdziła. – Dobrze – odparła Holiday. Della podeszła do drzwi i przystanęła. Wzięła głęboki oddech, niepewna, co ma powiedzieć swojej ciotecznej siostrze i jej chłopakowi, a potem ostrożnie nacisnęła klamkę. * * *
Natasha i Liam leżeli w dwóch osobnych łóżkach, ale ktoś zsunął je razem. Każde z nich było podłączone do kroplówki. Mieli zamknięte oczy. Della stanęła w drzwiach. Popatrzyła na Natashę. Lekarz musiał obmyć ją trochę z błota. Miała na sobie podomkę, która pewnie należała do Holiday. Już miała wyjść, gdy Natasha otworzyła oczy. Della uśmiechnęła się do niej, chociaż bolał ją widok ciemnych obwódek wokół oczu i nienaturalnie wystających kości policzkowych. Natasha odpowiedziała uśmiechem i trochę się podniosła.
– Chcesz odpocząć? Mogę wrócić później. – Nie, wejdź, proszę. – Natasha skinęła na nią, po czym spojrzała na wciąż śpiącego Liama. Della weszła do pokoju. – Lekarz zabronił mi długo siedzieć. Natasha skinęła głową. – Słyszałam, że odnalezienie zawdzięczamy tobie i temu chłopakowi, który z tobą był. Della zaczęła się zastanawiać, czy powinna powiedzieć Natashy prawdę o duchu. Doszła do wniosku, że tak. Dziewczyna miała prawo wiedzieć. Della podeszła i usiadła na krześle przy łóżku. – Prawdę mówiąc, otrzymaliśmy sporą pomoc. – Policja czy… jak ich nazywacie? J-cośtam? – JBF – odparła Della. – To taka policja dla istot nadnaturalnych. Della zauważyła, jak Natasha marszczy brwi, by sprawdzić jej wzór. – Więc ty też jesteś wampirem? Della skinęła głową i przypomniała sobie, co miała powiedzieć dziewczynie. – JBF pomogło, ale… – Jak to, do cholery, przekazać? – Prawdę mówiąc, Natasho, to największe zasługi ma twoja mama. – Moja mama? – Natasha zrobiła wielkie oczy. – Ale myślałam… Powiedziano mi, że ona myśli, że nie żyję. – Nie, nie twoja przybrana mama. Twoja rodzona mama, Bao Yu Tsang.
W oczach dziewczyny zalśniły łzy. Przyłożyła dłoń do drżących ust. – Myślałam, że ona nie żyje. Cholera! Nie szło jak trzeba. – No, tego… bo nie żyje. Przykro mi. Ale… ona przez te wszystkie lata niejako kręciła się w pobliżu. Pewnie się tobą opiekowała. Natasha spojrzała na Dellę w taki sposób, jakby dziewczynie brakowało piątej klepki. Della się zawahała, po czym stwierdziła: – Wiem, że to dziwnie brzmi. Wierz mi, nawet takie jest. – Nagle w pokoju zrobiło się zimno i Della zrozumiała, że pojawiła się jej ciotka. – Mówisz, że duch mojej prawdziwej mamy pomógł ci mnie odnaleźć? Della skinęła głową. – Tak, w skrócie można tak powiedzieć. – „I jeszcze to, że byłam w twoim ciele, kiedy robiliście to wraz z tym śpiochem obok”. Może tego nie należało Natashy mówić. Dziewczyna spuściła wzrok, jakby próbowała ogarnąć to, co przed chwilą usłyszała. Della postanowiła zaczekać. W końcu Natasha spojrzała na wampirzycę. – W pierwszej chwili chciałam powiedzieć, że zwariowałaś. Nie wierzę w duchy, ale… jestem wampirem, a w nie też nie wierzyłam, dopóki nie zostałam przemieniona.
– No właśnie – stwierdziła Della. – To trochę miesza w głowie, co? Natasha skinęła. – A więc mówisz, że powiedziała ci, gdzie mnie znaleźć? – No, tak, to znaczy… To nie wszystko. – Co jeszcze? Della westchnęła. – A czy to na razie może zostać między nami? – Co takiego? – Nic nie powiem – odezwał się męski głos. Della spojrzała na Liama, który miał otwarte oczy, a sądząc z jego miny, słyszał też o duchu. – Tak, ty też nie możesz nic powiedzieć – stwierdziła. – O co chodzi? – zaniepokoiła się Natasha. – Ty i ja… jesteśmy ciotecznymi siostrami – powiedziała cicho Della. – Bao Yu Tsang jest… była siostrą mojego ojca. Natasha znów zrobiła wielkie oczy. – Jesteś Della? Powinnam była cię rozpoznać. Twoja… to znaczy nasza ciotka Miao pokazywała mi twoje zdjęcia. – Ale nie to, na którym mam trzy latka i jestem nago w wannie? Natasha zachichotała, a w oczach stanęły jej łzy. – Owszem, to też – westchnęła. – Nie mogę uwierzyć, że cię poznałam. Serce Delli aż się ścisnęło.
– Czuję to samo. I nie chodzi o to, że nie chcę, aby ludzie się o tym dowiedzieli, ale próbuję ustalić kilka kwestii dotyczących naszej rodziny i dopóki tego nie zrobię, chciałabym, żeby to pozostało między nami. – Czy coś jest nie tak? – zapytała Natasha. – Nic, co mogłoby cię niepokoić. – Della poczuła, jak w pokoju robi się jeszcze zimniej. Natasha okryła się bardziej i skinęła głową. A potem zrobiła minę, jakby miała się rozpłakać. – Kiedy Chan umarł, ja… byłam zrozpaczona. Czasami się spotykaliśmy. Chodziliśmy na kręgle. Ale Miao, jego mama, była taka załamana, że było mi głupio ją odwiedzać, bo miałam wrażenie, że jej go przypominam. Della już chciała jej powiedzieć, że Chan nie umarł wtedy, ale dopiero później, lecz uznała, że to nazbyt wiele. Później wszystko jej opowie, ale jeszcze nie teraz. – Lekarz powiedział, że nie powinnam was długo męczyć. Mam ci tyle do powiedzenia, ale będziemy miały mnóstwo czasu. Powiedz jej, że ją kochałam. – Twoja mama… Ona cię kochała. – Dellę ogarnął jeszcze większy chłód. Nagle poczuła, że Natasha powinna usłyszeć coś więcej. – Chciała cię zatrzymać, ale jej rodzice byli staroświeccy i nie miała wyboru. Natasha otarła łzę.
– Wiem. Zobaczysz ją jeszcze? Moją mamę? – Prawdę mówiąc, raczej ją słyszę, niż widzę. Ale kilka razy ją widziałam. – Powiesz jej, że to rozumiem i że miałam dobrą matkę i ojca? Powiedz, że jej o nic nie winię. Miao powiedziała mi, co się stało. Że jej rodzice i rodzice mojego ojca nie chcieli mnie zaakceptować. Że chcieli, żeby usunęła ciążę, ale ona odmówiła. Powiedz, że dziękuję jej, że dała mi życie. I że teraz mnie uratowała. Della usłyszała płacz ducha. – Ona cię teraz słucha. – Jest tutaj? Della skinęła głową. – Dziękuję – powiedziała Natasha. – I ja też – dodał Liam i ujął Natashę za rękę.
Rozdział 44
Ledwie Della wyszła z pokoju Natashy, zadzwonił jej telefon. – Hej – odezwał się Chase, a jej zrobiło się ciepło na sercu. – Jak oni się czują? – Dobrze – odparła, chociaż słyszała w jego głosie jakieś napięcie. – Wszystko w porządku? – Tak, ale chyba nie zdołam dziś wrócić. Rada chce raportów i takie tam. Możesz jutro się wymknąć? – Tak – odparła Della, postanowiwszy tak zrobić. Nie obchodziło jej, czy będzie się musiała przeciwstawić Burnettowi. – O której? – O dziewiątej rano? Albo o ósmej. Chcę spędzić z tobą jak najwięcej czasu. – O dziewiątej – powiedziała Della. – Najpierw zajrzę do Natashy i Liama. – Jasne. A jak wrócimy, to może ja też ich odwiedzę. To dziwne, co? Mam wrażenie, jakbym ich znał. – Ja też – odparła Della, myśląc o tym, że miło będzie wprowadzić Natashę w swoje życie. Chase się pożegnał i rozłączyli się z nadzieją, że
następny dzień skończy się równie dobrze jak ten. Godzinę później pojawił się Shawn, agent, który pomagał im w sprawie. Chciał się tylko dowiedzieć, co i jak. Della, Holiday i Shawn porozmawiali trochę, a potem wyszli. Della upewniła się, że Natasha i Liam niczego nie potrzebują. Zostawiła im telefony Holiday i Burnetta, po czym poszła do swojego domku. Czekały na nią przy stole Miranda i Kylie, i dietetyczna cola. Miranda miała łzy w oczach. O kurde. – Co się dzieje? Kylie czekała, aż Miranda odpowie, ale gdy się nie odezwała, w końcu sama zabrała głos. – Shawn zajrzał do Mirandy. – I? – Della spojrzała na czarownicę. – On mnie chyba lubi i nie wiem, co zrobić. Della usiadła przy stole. – Rób, na co masz ochotę – odparła. Miranda potrząsnęła głową i zerknęła na wampirzycę. – Nie czujesz się ani trochę winna? Zależało ci na Stevie, a teraz bum, po prostu przerzuciłaś się na Chase’a. Della przełknęła. – No tak, czasem mam poczucie winy, ale potem sobie przypominam, że to on wyjechał, i zaraz mi przechodzi. I kazał mi ustalić, co jest między mną a Chase’em. – Spojrzała na Kylie. – To jak z Kylie. Derek od niej odszedł i wtedy uświadomiła sobie, że to nie ten
właściwy. I okazało się, że jest nim Lucas – westchnęła Della. – Nie chcę ranić Steve’a, jednak to, co dzieje się między mną i Chase’em, jest głębszym uczuciem. – Ale ja tak nie mogę powiedzieć – stwierdziła Miranda. – I obie mówiłyście, że Perry wydawał się dla mnie tym właściwym. Kylie skinęła głową… – Może wtedy był tym właściwym. Nie żałuję tego, co przeżyłam z Derekiem. Był, kiedy go potrzebowałam. Zawsze będzie mi bliski. I sądzę, że ludzie pojawiają się w naszym życiu właśnie w ten sposób. Della potrzebowała Steve’a, by pomógł jej dojść do siebie po jej głupim byłym chłopaku, a ty potrzebowałaś Perry’ego, by poradzić sobie ze wszystkim, przez co przechodziłaś. Chociaż Della zwykle nienawidziła tych psychoanalitycznych rozważań Kylie, to tym razem miały one sens. Steve pewnie zawsze będzie jej bliski. Miranda wpatrywała się w puszkę. – Próbowałam do niego dzwonić, ale nie odbiera. No wiecie, gdyby zadzwonił, zapytałabym, czy spotyka się z innymi, a gdyby tak… to bym go nienawidziła. I pewnie przez tydzień jadłabym lody. – Popatrzyła na Dellę z miną „tym razem mnie nie powstrzymasz”. – Ale potem mogłabym dać szansę Shawnowi. – Czarownica znów wyglądała, jakby miała się zaraz rozpłakać. – Steve się do ciebie odzywał? Della pamiętała o esemesie, ale nie chciała ranić
Mirandy, więc skłamała. – Nie. – A jak Natasha i Liam? – Kylie zmieniła temat. – Dobrze – odparła Della. – Powinnaś czuć się doskonale – powiedziała kameleonka. – Udało ci się. Czy widziałaś, jak duch przechodzi na drugą stronę? Della potrząsnęła głową. – Nie. – To dziwne – stwierdziła Kylie. – Niekoniecznie – odparła Della. – Myślę, że zjawa jeszcze ze mną nie skończyła. – A czego jeszcze chce? – zapytała Miranda. – Ustalić, kto ją zabił. – Samo powiedzenie tych słów sprawiło, że Della się w tym upewniła. Duch musiał się tego dowiedzieć. – Nienawidzę tego – oznajmiła Kylie. – Ja też – przyznała Della, a przed oczami znów stanął jej obraz z wizji, kiedy to ktoś wyglądający jak jej ojciec nachylał się nad nią z zakrwawionym nożem. – Chyba pójdę spać. Della zasnęła, wpatrując się w Smerfetkę. Myślała o Chasie. A potem przypomniała sobie pytanie Mirandy. „Nie czujesz się ani trochę winna? Zależało ci na Stevie, a teraz bum, po prostu przerzuciłaś się na Chase’a”. „Nie powinnam czuć się winna”, pomyślała. Steve wiedział, że pewnie wyjedzie, kiedy wydeptywał sobie drogę do jej serca. A to było złe.
Po prostu złe. O wpół do siódmej następnego ranka Della obudziła się, słysząc telefon. Rany, czy w ogóle przekręciła się na drugi bok w ciągu nocy? Chyba nie. Naprawdę potrzebowała odpoczynku. Sięgając po telefon, spojrzała na Smerfetkę i uśmiechnęła się szeroko. Kiedy zobaczyła, że dzwoni Chase, uśmiechnęła się jeszcze szerzej. – Cześć – powiedziała. – Jeszcze spałaś? – zapytał, a jego głos brzmiał tak, jakby on sam dopiero się obudził. – Tak – odparła. – Przepraszam, właśnie się obudziłem i… tęskniłem za tobą. Może spotkamy się o siódmej, a nie o dziewiątej? Uśmiechnęła się od ucha do ucha. – Nie. Najpierw muszę odwiedzić Natashę i Liama. A potem powiedzieć Burnettowi i Holiday, że idę się z tobą spotkać. – I chciała też zadzwonić do Marli. Upewnić się, że w domu nie dzieje się nic jeszcze gorszego. Chyba wyczuł coś w jej głosie. – Podejrzewasz, że może im się to nie spodobać. – Nie będę pytać, tylko im powiem – odparła. – Bo uważasz, że się nie zgodzą? – zapytał. – O tym pogadamy później – stwierdziła. Będą musieli. Zamknęła oczy. Czy Chase zgodzi się pracować dla JBF? Ogarnęły ją wątpliwości, a dobry
nastrój gdzieś prysnął. – Dobra. To o dziewiątej – odparł. – Co chcesz robić? Poczuła, jak przechodzi ją dreszcz. Co chciała robić? Czy była gotowa, by pójść o krok dalej? – Zobaczymy, na co nam przyjdzie ochota. – Dobra. – Zamilkł na chwilę. – Tęsknię za tobą. Spojrzała na Smerfetkę. – Ja za tobą też. Della poszła pod prysznic. Umyła włosy, ogoliła nogi, a nawet nałożyła trochę makijażu. Owinięta ręcznikiem, przebiegła przez salonik do swojego pokoju. Kylie i Miranda jeszcze spały. Zamierzała wyjść, zanim się obudzą. Nie chciała im zdradzać swoich planów, zwłaszcza że jeszcze nie wiedziała, jakie będą. Otworzyła szufladę z bielizną i spojrzała na czarny stanik, schowany pod białymi, które nosiła na co dzień. Wyciągnęła go. Westchnęła, patrząc na koronkowy kawałek materiału. Czy zamierzała pokazać go Chase’owi? Czy zamierzała pozwolić, by Chase go z niej zdjął? O kurde! Nie wiedziała. Sam fakt, że go włoży, nie oznaczał, że będzie się rozbierać. Założyła go, a potem dobrała odpowiednie majtki. Kwadrans później wyszła z domku i skierowała się do domku Natashy. Zadzwonił jej telefon. Myśląc, że to znowu Chase, szybko wyciągnęła komórkę, ale okazało się, że to Burnett.
– Co tym razem? – jęknęła, modląc się, żeby to nie były złe wieści. Modląc się, żeby nie dzwonił po to, by jej przypomnieć, że jej czas z Chase’em się skończył. – Wstałaś już? – zapytał Burnett. – Idę do Natashy i Liama. A co? – Możesz najpierw przyjść do biura? – Po co? – Do zobaczenia za moment – odparł, nie odpowiadając na jej pytanie. Cholera, cholera, cholera! Instynkt mówił jej, że to nie może być nic dobrego. Burnett czekał w gabinecie Holiday. Komendantki nie było, co być może oznaczało, że nie było tak źle. Zauważyła, że gdy sprawy zapowiadały się bardzo źle, Holiday była obok, by swoim magicznym dotykiem uczynić wiadomości znośniejszymi. Ledwie weszła do gabinetu, wyczuła zapach Holiday, która wychodziła z łazienki. I nie wyglądała na szczęśliwą. Della westchnęła i usiadła na kanapie, zanim jej to zaproponowali. Holiday usiadła obok. – O co chodzi? – zapytała wampirzyca. Burnett wziął dużą brązową kopertę i usiadł na podłokietniku kanapy. – Mówiłem ci, że Chase mnie niepokoi. A więc chodziło o to, że nie może się spotykać z Chase’em. Kurde, nie zasypiali gruszek w popiele. – Wiem. – Della spojrzała na Burnetta, Holiday,
a potem znów na wampira. – Ale wykonaliśmy tę robotę i poszło świetnie. I myślę… a przynajmniej mam nadzieję, że zdołam go przekonać, żeby zaczął pracować w JBF. Burnett popatrzył na trzymaną w ręku kopertę. – Zleciłem Haydenowi, by przybrał niewidzialną postać i ukrył się w domku Chase’a, żeby sprawdzić, czy on czegoś nie kombinuje. Della zrobiła minę. – To nie było ładne. – Możesz się na mnie wściekać. Zrobiłem to, bo wiedziałem, że nie przestaniesz się z nim widywać. A jeśli miałem się zgodzić na ten związek, to musiałem mieć pewność. Dellę naszły złe przeczucia. Czemu Burnett jej to mówił? Czy uznał, że przyłapał Chase’a na czymś nieodpowiednim? Spojrzała na kopertę i wiedziała, że zawiera coś złego. Coś, co Burnett chciał wykorzystać, by przestała się spotykać z Chase’em. Nie wiedziała, co to, i nie była pewna, czy zadziała. – Więc co ustaliłeś? – zapytała. – Powiem szczerze, że nie wiem – stwierdził. – Zastanawia mnie to. – Co takiego? Ponieważ nie odzywał się i nie pokazał dowodów od razu, wkurzyła się. Złapała kopertę. Skrzywił się, na co odpowiedziała równie skrzywioną
miną. – Dello – odezwała się Holiday, jakby chciała ją uspokoić. Della przewróciła oczami. – I tak prędzej czy później mi to pokaże, prawda? Więc miejmy to już za sobą.
Rozdział 45
T o
były zdjęcia. Duże, wielkości kartki A4. Na pierwszym Chase stał na ganku. Nic niestosownego. Ręce zatrzęsły jej się z wściekłości, że Burnett ingeruje w jej życie. Sięgnęła po drugie zdjęcie. Chase siedział na ganku z lornetką w ręku. Obserwował ptaki. No tak, to robiło z niego potwora. Spojrzała na kolejne. Chase stał na ganku i z kimś rozmawiał. Mężczyzna był odwrócony plecami do aparatu, ruszał się, więc był rozmazany. Przerzuciła następne. Ręce przestały jej się trząść. Serce przestało bić. – Nie wiem, co to znaczy – powiedział Burnett. – Czy Chase zna twojego ojca? – Ja… ja… – Nie mogła odpowiedzieć. Poczuła, jak coś ściska ją w piersi, oczy pieką, ale łzy do nich nie dotarły. Była zbyt skupiona na zdjęciu. Przyglądała się mężczyźnie stojącemu obok Chase’a. Wpatrywała się w oczy Chase’a. Był zły. A potem popatrzyła na mężczyznę. Ta sama twarz jak u jej ojca. Ten sam wzrost. Ale to nie był on. Jej ojciec nie miał
umięśnionych ramion, brzuch jej ojca, chociaż nie był gruby, lekko odstawał. To nie był jej ojciec. To był jej stryj . Uczucia napływały falami bólu. Chase ją okłamał. Okłamywał ją od początku. Złość. Wściekłość. Uczucie zdrady. I pomyśleć, że założyła czarny stanik. A nawet rozważała możliwość, że go zdejmie. Właściwie wpadła… Nie, nie wpadła. Ale on… on upadnie. I to mocno. Na tyłek. I to ona go tak urządzi. – Wszystko w porządku? – zapytała Holiday. – Nie – odparła. Czemu miała kłamać? Burnett by się zorientował. Ale powiedziała to spokojnie. – Mogę to zatrzymać? – Uniosła zdjęcie, próbując brzmieć miło. Burnett skinął głową. – Zamierzasz to z nim skonfrontować? „Albo zabić”. – Myślę, że to dobry pomysł. – Wstała. – Nie sądzę. – Holiday poderwała się na równe nogi i złapała ją za rękę. – Jesteś zbyt wściekła. – Moim zdaniem wygląda dobrze – odparł Burnett. – Puść ją, niech leci po odpowiedzi. Ma prawo wiedzieć,
w co on sobie pogrywa. Możliwe, że jej ojciec chce, aby Chase odkrył coś złego, by skompromitować szkołę. Jej ojciec nic nie robił, ale Della tego nie powiedziała. Holiday wciąż trzymała ją za rękę i patrzyła na swojego męża. – Słyszałeś kiedyś o ciszy przed burzą? – To nie potrwa długo – powiedziała Della. – Muszę z nim porozmawiać. „I nie tylko”. – Nie – odparła stanowczo Holiday. – Przejdź się albo przebiegnij i wróć tu za kilka minut. Omówimy to ponownie. Kiedy się uspokoisz, będziesz mogła z nim porozmawiać. Della chciała wyjaśnić, że nie może się uspokoić. Bo jak? Została oszukana. Pograno z nią. Nic nie wkurzało jej bardziej, niż robienie z niej idiotki. A była idiotką. – Daj sobie dziesięć minut. Dziesięć – powiedziała Holiday. Della skinęła głową. Wyciągnęła komórkę i zrobiła zdjęcie fotografii. – Nie opuszczaj obozu, dopóki się ze mną nie zobaczysz – dodała Holiday. – Dobrze – odparła i zamierzała dotrzymać obietnicy. Co prawda miała ochotę natychmiast odnaleźć majtkowego zboka i powiedzieć mu dokładnie, co o nim
myśli, ale Holiday miała rację. Musiała przemyśleć, co należy powiedzieć, bo nie zamierzała go oglądać nigdy więcej. Związani! Tia. Jak mógł twierdzić, że jest z nią związany, a potem ją okłamywać? Przez cały czas kłamał. Wiedział o jej stryju. Nagle zrobiło jej się niedobrze. Wyszła z biura i ruszyła w stronę swojego domku, ale uświadomiła sobie, że nie chce w tym momencie rozmawiać z Kylie ani Mirandą. Już miała skręcić do lasu, gdy usłyszała, że ktoś ją woła. Derek. – Później – odparła i ruszyła przed siebie. – Nie! – krzyknął Derek. – To ważne. I tak zamierzała uciec, ale w jej głowie odezwał się głos. Musisz to usłyszeć! Zrobiło jej się zimno. – Co takiego? Czemu mam cię słuchać? – zapytała Della, przemawiając do lodowatego powietrza. – Przecież to przez ciebie pracowałam nad tą sprawą z Chase’em. Mogłam uratować Natashę sama. Nie potrzebowałam go! Zatrzymała się i odwróciła się do Dereka, który stanął za nią. – Co mówiłaś? – zapytał. – Nie mówiłam do ciebie. Ale jak już tu jesteś… O co chodzi?
Derek zasznurował usta i spojrzał na nią z niepokojem. – Ja… Kurde, Dello, nie wiem, jak ci to powiedzieć. – To proste. Otwierasz usta i wychodzą słowa – prychnęła, straciwszy cierpliwość. – Spróbuj. Skinął głową. Westchnął głośno. – Pamiętasz, jak prosiłaś, żebym jeszcze raz skontaktował się z prywatnym detektywem w sprawie zabójstwa twojej ciotki? Skinęła głową. – Ponieważ mi nie odpisał, zadzwoniłem do niego wczoraj wieczorem. – I? – Potrząsnęła głową na znak, by przyspieszył. – Ten policjant oddzwonił do niego wczoraj. Powiedział, że kiedy przeglądał materiały, sprawdził, jakie jeszcze mają dowody. – Derek zaczął przestępować z nogi na nogę. – Zrobili kilka testów krwi, którą kiedyś pobrano. Wcześniej nie mogli ich zrobić, nie było odpowiednich metod. Przyszły wyniki. – Zawahał się. – Aresztują… Aresztują twojego tatę, Dello. Przykro mi. Stała tak przez kilka sekund. Powtarzała sobie jego słowa. „Pamiętasz, jak prosiłaś, żebym jeszcze raz skontaktował się z prywatnym detektywem w sprawie zabójstwa twojej ciotki?” Jej ojciec zostanie aresztowany za morderstwo, i to przez nią. Gdyby nie prosiła Dereka, by zajął się tą sprawą,
nigdy by nie wypłynęła. To jej wina. Zrobiła to swojemu ojcu. Temu skrytemu człowiekowi, który nigdy nie chciał rozmawiać o swojej przeszłości. A teraz będzie o tym wiedział cały świat. Będzie w wiadomościach, będą zdjęcia w gazetach. Jej ojciec zostanie poniżony. A co gorsza, oskarżony o morderstwo. A jeśli go skażą? Przełknęła z trudem. Oczy ją piekły. Jeśli wcześniej go nie zawiodła, to teraz jej się udało. I to nie tylko jego. To dotknie nie tylko jego, ale też jej matkę i siostrę. Zniszczy jej rodzinę. I to kompletnie. Co ona najlepszego zrobiła? A co ważniejsze, co miała zrobić, by naprawić tę sytuację? Zadzwoniła jej komórka. Wyciągnęła ją. Na ekraniku pojawił się numer jej siostry. Della odebrała. – Hej. – Głos jej zadrżał. – Della? – Jej siostra płakała, tak jak i ona. – Przyszła policja… Zabrali tatę. – Marla łkała. – Myślą, że kogoś zabił. Mama jest taka zdenerwowana, nie może przestać płakać. Musisz wrócić do domu. Musisz! Della słyszała prośbę Marli. Ale jak miała to zrobić? Jak zdobędzie krew, jeśli będzie w domu? Jak uchroni swój sekret przed rodziną? Jak mogłaby opuścić Wodospady Cienia? A z drugiej strony, jak mogłaby nie wrócić do domu i tego nie naprawić, skoro to ona jest winna całej
sytuacji? – Wracam – powiedziała Marli. – Wracam do domu.
Table of Contents Strona tytułowa Strona redakcyjna Dedykacja Podziękowania Rozdział 1 Rozdział 2 Rozdział 3 Rozdział 4 Rozdział 5 Rozdział 6 Rozdział 7 Rozdział 8 Rozdział 9 Rozdział 10 Rozdział 11 Rozdział 12 Rozdział 13 Rozdział 14 Rozdział 15 Rozdział 16 Rozdział 17 Rozdział 18 Rozdział 19 Rozdział 20 Rozdział 21
Rozdział 22 Rozdział 23 Rozdział 24 Rozdział 25 Rozdział 26 Rozdział 27 Rozdział 28 Rozdział 29 Rozdział 30 Rozdział 31 Rozdział 32 Rozdział 33 Rozdział 34 Rozdział 35 Rozdział 36 Rozdział 37 Rozdział 38 Rozdział 39 Rozdział 40 Rozdział 41 Rozdział 42 Rozdział 43 Rozdział 44 Rozdział 45