Carole Mortimer Dziedzic i panna Rozdział pierwszy - Na Boga, coś ty z sobą zrobił, Nathanielu?! - wykrzyknął lord Gabriel Faulkner, hrabia Westbourne...
10 downloads
30 Views
2MB Size
Carole Mortimer Dziedzic i panna Rozdział pierwszy - Na Boga, coś ty z sobą zrobił, Nathanielu?! - wykrzyknął lord Gabriel Faulkner, hrabia Westbourne, zapominając o typowym dla siebie wielkopańskim dystansie. Widok leżącego w łóżku przyjaciela był przygnębiający. Sińce na twarzy lorda Nathaniela Thorne'a, hrabiego Osbourne, mieniły się wszystkimi kolorami tęczy. Bandaże owijające nagą, umięśnioną klatkę piersiową pozwalały snuć przypuszczenie, że ma również kilka złamanych żeber.
- Pani wybaczy - zmitygował się Gabriel i skłonił się grzecznie damie stojącej przy drzwiach. - Nie ma za co - odpowiedziała Gertrude Wilson, ciotka Osbourne'a. - Doświadczyłam podobnego uczucia, gdy ujrzałam siostrzeńca cztery dni temu. - Przestańcie rozmawiać o mnie jak o nieobecnym - odezwał się chory. - Doktor kazał ci odpoczywać, Nathanielu - upomniała go stanowczym tonem ciotka. - Zostawiam was samych, milordzie - dodała, obrzucając przenikliwym spojrzeniem gościa. - Możecie porozmawiać, ale nie dłużej niż dziesięć minut. Sam pan widzi, Nathaniel bardziej potrzebuje spokoju niż towarzyskich pogawędek. Chodź, Betsy. Odwróciła się za siebie. - Czas wyprowadzić Hectora na spacer. TLR Gabriel nie rozumiał, co mają znaczyć ostatnie słowa starszej pani, dopóki zza jej pleców nie wyłoniła się drobna młoda dziewczyna z bladą twarzą otoczoną kruczoczarnymi loczkami, w której jaśniały piękne niebieskie oczy. Dziewczyna trzymała na rękach małego pieska. - Jeśli nie przestaniecie traktować mnie jak małe dziecko, to skręcę komuś kark! zirytował się Nathaniel. - Cieszę się, że cię widzę, Gabe - zwrócił się cieplejszym tonem do gościa, gdy po odejściu ciotki i jej towarzyszki dżentelmeni zostali sami. Chory spróbował usiąść. Widoczny na jego twarzy grymas bólu dowodził, że stan zdrowia Nathaniela był gorszy, niż mu się wydawało. - Nie ruszaj się, stary. - Gabriel zbliżył się do łóżka przyjaciela. Jego przystojna twarz, w której dominowały przenikliwe ciemnoniebieskie oczy, na powrót przybrała zwykły, pewny siebie wyraz. Był wysoki i ciemnowłosy. W nienagannie skrojonym czarnym surducie, srebrzystej kamizelce, szarych spodniach i czarnych
butach do kolan hrabia Westbourne prezentował typ angielskiego dżentelmena, chociaż ostatnich osiem lat spędził na kontynencie. Osbourne oparł się o stos poduszek. - Miałeś udać się bezpośrednio do Shoreley Park po powrocie z Wenecji, czyż nie? Rodzi się zatem pytanie... - Czy ciotka nie kazała ci odpoczywać, Nate? - przerwał mu Gabriel, unosząc jedną brew. - Zupełnie niepotrzebnie przeniosła mnie z własnego domu pod swoje opiekuńcze skrzydła. Gdybym pozwolił jej robić wszystko, na co ma ochotę, przywiązałaby mnie do łóżka i zakazała wstępu gościom! - wybuchnął Osbourne. Gabriel rozumiał, skąd się wzięły pretensje przyjaciela, wiedział jednak, że jego krewna postąpiła właściwie. Nate cierpiał i nie był w stanie sam o siebie zadbać. - Cóż ci się przytrafiło? - zapytał, siadając na krześle stojącym przy łóżku. - Jedno jest pewne: nie ja sobie to zrobiłem - odparł, krzywiąc się Nathaniel. Służąc razem z Osbourne'em przez pięć lat w szeregach armii Jego Królewskiej Mości, Gabriel zdążył się przekonać, jak zręcznie przyjaciel posługiwał się zarówno szablą, jak i pistoletami. TLR - Jak do tego doszło? - Małe... nieporozumienie pod nowym klubem Dominica, z użyciem czterech par pięści i tyluż samo ciężko podkutych butów. - Ach, tak. A czy te cztery pary pięści i tyleż samo ciężko podkutych butów mają coś wspólnego z kursującymi po mieście plotkami o nagłym zgonie niejakiego Nicholasa Browna?
- Widziałeś więc Dominica? - ucieszył się Nathaniel. Miał na myśli ich wspólnego przyjaciela, Dominica Vaughna, hrabiego Blackstone, który ograł w szulerni pewnego szubrawca nazwiskiem Nicholas Brown. Ten nie zamierzał uznać przegranej i wygrażał się Dominicowi, dopóki ów nie uciekł się do radykalnego sposobu zakończenia sporu. - Niestety, nie. Udałem się do Blackstone House z samego rana, zaraz po przyjeździe do Londynu, ale poinformowano mnie, że Dominica nie ma w domu, bo wyjechał na kilka dni na wieś. Przyjaźnili się od czasów szkolnych. Gabriel miał nadzieję, że nagły wyjazd Dominika z Londynu nie oznacza, że po zastrzeleniu Nicholasa Browna czeka go wygnanie. - Nie jest tak, jak myślisz. - Nathaniel uśmiechnął się, sięgając po leżącą na nocnym stoliku kartkę i wręczając ją przyjacielowi. - Władze przyjęły wyjaśnienia na temat zajścia, złożone przez Dominica. Wygląda na to, że pojechał do Hampshire, aby złożyć wizytę rodzinie kobiety, z którą zamierza się ożenić. Przeczytaj, co napisał do mnie przed wyruszeniem w drogę. Gabriel przebiegł wzrokiem treść krótkiego i lakonicznego listu. Najwyraźniej pisany w pośpiechu, informował, że Dominic udał się do Hampshire z zamiarem uzyskania zgody prawnego opiekuna swojej wybranki na wzięcie z nią ślubu. Znajdowała się tam też uwaga, że o szczegółach Dominic opowie po powrocie. - A kim jest ta panna Morton? - spytał, odkładając kartkę na nocny stolik. - Skończona piękność - orzekł Osbourne. - Naturalnie, nie byłem tego świadomy od razu, bo gdy widziałem ją po raz pierwszy, miała na twarzy wysadzaną drogimi kamieniami czarną maskę, a na głowie kruczoczarną perukę. Jednak kiedy zdjęła maskę... TLR
- Maskę? - powtórzył zdziwiony Gabriel. Sceptycyzm przyjaciela przytłumił entuzjazm Nathaniela. - Śpiewała w klubie owego wieczoru, gdy doszło do bójki. Dominic i ja nie mieliśmy wyboru, musieliśmy wstąpić i... - Umilkł, uciszony uniesioną w górę dłonią przyjaciela. - Poczekaj, zastanówmy się, czy dobrze cię zrozumiałem. Twierdzisz, że Blackstone zamierza poprosić o rękę kobietę, która śpiewała w kasynie dla dżentelmenów, ukryta pod maską i peruką? - zapytał Gabriel, nie kryjąc, że nie pochwala tego rodzaju lekkomyślności. - Tak... to znaczy... wydaje mi się - potwierdził zbity z tropu Nathaniel. - Czy Dominic postradał zmysły? A może też oberwał po głowie jedną z tych pięści lub ciężko podkutym butem?! - zirytował się Gabriel. Nie wyobrażał sobie, aby arystokrata mógł ożenić się ze śpiewaczką z domu gry, choćby była skończoną pięknością. - Przecież napisał, że wszystko wytłumaczy po powrocie. - Wtedy będzie za późno, aby uratować go przed nieodpowiedzialnym krokiem orzekł Westbourne. - Wierz mi, rodzina owej kobiety skwapliwie przyjmie propozycję małżeńską ze strony hrabiego. Nie byłbym zdziwiony, gdyby Dominic przyjechał do Londynu żonaty. Sytuacja jest poważna! - podkreślił, wyraźnie zaniepokojony, że przyjaciel tak łatwo wpadł w pułapkę zastawioną przez ową „skończoną piękność". - Ja widzę to zupełnie inaczej - zaoponował Nathaniel, starając się rozproszyć własne wątpliwości. - Rozmawiałem z nią i sprawiła na mnie wrażenie damy z naszej sfery.
- Mój drogi, nie bywałem w kręgach londyńskiej socjety od dobrych paru lat, ale nie wierzę, by aż tak się zmieniła, że zaakceptowała występowanie damy w męskim klubie. - No cóż. - Argument przyjaciela dał do myślenia Nathanielowi. - W takim razie, skoro wybierasz się do Hampshire, mógłbyś znaleźć Dominica i... - Plan podróży do Shoreley Park zdezaktualizował się. - Gabriel wpadł w słowo TLR Nate'owi. Stało się tak wskutek rozmowy, którą wcześniej tego ranka przeprowadził w kancelarii prawnika. - Gdy zszedłem z pokładu statku - podjął - na angielskim nabrzeżu czekał na mnie posłaniec z listem od mojego doradcy prawnego, w którym prosił o niezwłoczne spotkanie. Okazało się, że trzy panny Copeland, z których każda odrzuciła moje oświadczyny, opuściły Shoreley Park, i to bez wątpienia właśnie w związku z zapowiedzianą tam wizytą. Okoliczność ta bynajmniej nie ucieszyła Gabriela. Nie dość, że doznał od nich zniewagi, jaką było odrzucenie oferty matrymonialnej, to na dodatek musi odnaleźć buntowniczki. Niespodziewanie stał się hrabią Westbourne po tym, jak dwaj kolejni dziedzice tytułu polegli pod Waterloo. Wraz z tytułem przypadła mu piecza nad trzema niezamężnymi córkami poprzedniego hrabiego. W tych okolicznościach, ponieważ nie widział wokół siebie odpowiedniej kandydatki na żonę, uznał za stosowne zaproponować małżeństwo jednej z nich. Odmówiła mu, a jej siostry natychmiast poszły w jej ślady. W dodatku wszystkie panny Copeland zakwestionowały jego autorytet. - Kontaktowałem się wcześniej z Dominikiem, bo postanowiłem przyjąć jego zaproszenie do zatrzymania się w Blackstone House po powrocie do Londynu. W związku
z jego wyjazdem na wieś będę musiał zamieszkać u siebie, w Westbourne House. - Przecież ten dom jest niezamieszkany od dziesięciu lat - zauważył Nathaniel. - To istne mauzoleum, prawdopodobnie pełne myszy i pajęczyn. Gabriel był w pełni świadomy stanu zaniedbania Westbourne House i dlatego zwlekał z wstąpieniem do londyńskiej rezydencji. Po spotkaniu z prawnikiem udał się do Dominica do Blackstone House i dowiedział się, że ten wybrał się na wieś. Pojechał więc do Nathaniela, do Osbourne House, gdzie z kolei został poinformowany, że ów mieszka w domu ciotki, pani Gertrude Wilson, co oznaczało, że nie może się zatrzymać w domu przyjaciela. - Nic nie stoi na przeszkodzie, byś zamieszkał w Osbourne House podczas mojej nieobecności - oznajmił Nathaniel, jakby czytał w myślach przyjaciela. - Moglibyśmy wrócić tam obaj, gdyby nie to, że ciotka postanowiła wywieźć mnie na wieś dzisiaj po południu - wyjaśnił, niezadowolony z tego pomysłu, i dodał: - Pamiętaj, nie pozwól, by TLR kobieta tobą rządziła. One wykorzystują każdą naszą słabość. Gabriel nie miał najmniejszego zamiaru dać się wodzić za nos jakiejkolwiek kobiecie po bolesnej nauczce, którą dostał osiem lat temu. - A niech to! - zreflektował się Nathaniel. - Nie chciałem... - Wiem. Miło z twojej strony, że proponujesz mi swój dom, ale i tak będę musiał zamieszkać w Westbourne House, więc mogę to zrobić teraz. - Gabriel wstał z krzesła. Zorientuję się, czy uda mi się wysłać do Hampshire kogoś z głową na karku, żeby odnalazł Dominica i przemówił mu do rozsądku, zanim będzie za późno. Socjeta, o czym Gabriel wiedział aż nadto dobrze, nie przejdzie do porządku dziennego nad takim mezaliansem, jak małżeństwo hrabiego z kobietą, która śpiewała w
kasynie. - Na mnie czas, zanim pani Wilson wróci i siłą mnie przepędzi! - Westbourne starannie wyprostował koronkowy mankiet koszuli, wystający z rękawa surduta. - Nie sądzę, by do tego doszło. - Nathaniel zadzwonił na lokaja, by sprowadził przyjaciela na dół. - Ciotka Gertrude wykorzystuje moją słabość, mocno jednak wątpię, czy nadużyłaby swojej władzy wobec ciebie. Gabriel zaobserwował z ulgą, że pani Wilson była wobec niego uprzejma, choć może nieco chłodna. Po latach bojkotu towarzyskiego była to wielka odmiana. Najwyraźniej tytuł hrabiowski robi swoje, pomyślał. - Bądź szczęśliwy, że masz krewną, która chce się o ciebie troszczyć - zauważył cierpko. Jego rodzina nie zadała sobie trudu, żeby choć dowiedzieć się, co się z nim działo przez ostatnich osiem lat, a co dopiero mówić o zainteresowaniu się jego zdrowiem. W drodze do Westbourne House Gabriel zastanawiał się, czy teraz, gdy odziedziczył powszechnie szanowany tytuł wraz z przynależnym do niego bogactwem, dobrami ziemskimi i władzą, zmieni się postawa jego rodziny. Krewni nie chcieli go znać przez minione lata. Postanowił więc, że nawet jeśli oni wykażą zainteresowanie, to on nie będzie się palił do odnowienia zerwanych więzi. TLR Kilka minut później Gabriel zajechał pod Westbourne House. Frontowe drzwi otworzył kamerdyner w nienagannej liberii, który poinformował przybyłego, że lady Diany nie ma w domu, ale jej powrót jest spodziewany w każdej chwili. Czyżby chodziło o lady Dianę Copeland? - zdumiał się Gabriel. Jedną z buntowniczych córek nieżyjącego hrabiego? Ciekawe, jak długo przebywa w Westbourne House?
- Milady, pan hrabia prosi, by zaraz po powrocie zechciała pani spotkać się z nim w bibliotece - poinformował Soames lady Dianę Copeland, otworzywszy drzwi wejściowe, by wpuścić ją do środka. Zamiast wejść, stanęła w progu jak wryta. - Hrabia...? - Westbourne, milady. Lord Gabriel Faulkner? Tutaj? Teraz? Czeka w bibliotece... Zreflektowała się. Któż inny, jak nie lord Gabriel Faulkner, który niedawno odziedziczył tytuł hrabiego Westbourne, mógł mieć prawo czekać teraz na nią we własnej bibliotece? A poza tym, czy to nie doskonała, choć nieoczekiwana okazja, by poinformować hrabiego, co ona myśli o nim i jego propozycji małżeńskiej, skierowanej pod adresem jej i sióstr, a także o poważnych skutkach tego niedorzecznego pomysłu? - Dziękuję, Soamesie. Pewnym krokiem Diana weszła do holu, zdjęła kapelusz i wraz z parasolką oddała go pokojówce towarzyszącej jej w wyprawie poza dom. - Czy ciotka Humphries nadal przebywa w swoich pokojach? - Tak - potwierdził kamerdyner z obojętnym obliczem, jakie powinno charakteryzować doskonałego kamerdynera. Mimo wszystko Diana wyczuwała, że sługa ma za złe pani Humphries, iż położyła się do łóżka tuż po przyjeździe przed trzema dniami i pozostawała w nim, podczas gdy Diana zarządziła porządkowanie domu od strychu po piwnice. Nie wiedziała, co zastanie w Westbourne House, gdy postanowiła tam się zatrzymać. Wcześniej ani ona, ani jej siostry nie były w Londynie i nie znały tamtejszej rezydencji rodzinnej. Ich ojciec, poprzedni hrabia Westbourne, przez ostatnich dziesięć lat aż
TLR do śmierci, do której doszło pół roku temu, też nie odwiedził rezydencji. Londyński dom okazał się jeszcze bardziej zaniedbany, niż Diana oczekiwała. Potwierdziło się również, że nowy hrabia jeszcze nie przyjechał z Wenecji, by przejąć rezydencję. Garstka służących pozostałych w opuszczonym domostwie nie przykładała się do obowiązków pod nieobecność gospodarzy. Diana uciekła się do radykalnego środka, zwalniając tych, którzy nie chcieli lub nie potrafili pracować, i angażując nowych. Pierwszym zadaniem skompletowanej służby było gruntowne wysprzątanie domu. Teraz z satysfakcją patrzyła na rezultaty. Wywoskowane meble i podłogi lśniły. Codzienne wielogodzinne wietrzenie zrobiło swoje - prawie nie wyczuwało się zapachu stęchlizny. Hrabia na pewno nie będzie miał zastrzeżeń co do stanu londyńskiej siedziby, pomyślała. Była świadoma, że unikała pierwszego spotkania z nowym hrabią aż nadto długo... - Bądź tak dobry i każ podać do biblioteki herbatę - poinstruowała Soamesa. Pod okiem świeżo zatrudnionego kamerdynera, którego Diana dokładnie przepytała przed przyjęciem do pracy, służba, zarówno dawna, jak i nowa, skutecznie zabrała się do pracy i funkcjonowała jak w zegarku. - Oczywiście. - Soames ukłonił się sztywno. - Dla jednej czy dla dwóch osób? Mniej więcej przed godziną pan hrabia zażyczył sobie do biblioteki karafkę brandy wyjaśnił. Diana nie mogła się powstrzymać i zerknęła na stojący w holu zegar. Wskazywał godzinę dwunastą - stanowczo zbyt wczesną na raczenie się brandy. No cóż, spędziła dwadzieścia jeden lat życia na wsi i niewiele wiedziała o londyńskich zwyczajach. A może hrabia, który przez wiele lat mieszkał w Wenecji, przesiąkł włoskimi zwyczajami?
Tak czy owak filiżanka herbaty dobrze zrobi lordowi Gabrielowi Faulknerowi, uznała. O wiele lepiej niż kieliszek, a może dwa, brandy. - Dla dwóch osób. Dziękuję, Soamesie. - Odprawiła go ruchem głowy. Wzięła głęboki oddech i skierowała się do biblioteki. - Proszę wejść - rzucił Gabriel, słysząc pukanie do drzwi. Stał z niedopitym kieliszkiem brandy przy oknie, z którego patrzył na coś, co kiedyś było ogrodem, a obecnie raczej przypominało dżunglę. Ktoś, kto zadbał o wysprząTLR tanie i uporządkowanie domu - prawdopodobnie nieobecna lady Diana - nie zdążył jeszcze zaprowadzić porządku w ogrodzie, pomyślał. Odwrócił się plecami do słońca, kryjąc twarz w cieniu, gdy do pokoju wkroczyła młoda dama z energią harmonizującą z jej elegancką sylwetką i zamknęła za sobą drzwi. Pierwsze, co zauważył Gabriel, to kolor jej włosów - ni to blond, ni to rudy - spiętych wysoko na czubku głowy i skręconych w twarzowe, miękkie loczki opadające na kark i czoło. Miękkość loczków kontrastowała z ostro zarysowanym podbródkiem. Spojrzenie niebieskich jak suknia oczu spoczęło z dezaprobatą na kieliszku, który trzymał w dłoni, po czym napotkały jego wzrok z tym samym hardym wyrazem, z jakim młoda kobieta uniosła spiczastą brodę. - Lady Diana Copeland, jak się domyślam? Gabriel lekko skłonił głowę, nie ujawniając ani tonem głosu, ani wyrazem twarzy zdziwienia, że spotyka ją tutaj, chociaż ostatnie instrukcje, jakie listownie wydał siostrom Copeland, nakazywały im pozostać w Shoreley Park w Hampshire i tam czekać na jego powrót. - Tak, milordzie - odparła, na krótko pochylając głowę.
Wypowiedziała tylko dwa słowa, a mimo to Gabrielowi przeszedł dreszcz po plecach. Lekko schrypnięty głos nie przystawał do młodej damy z towarzystwa, pasował raczej do kochanki szepczącej słowa miłości. - Jeśli wziąć pod uwagę wiek panien Copeland, to jakie miejsce pani zajmuje: pierwsze czy ostatnie? Gabriel nie zadał sobie trudu i nie zebrał żadnych informacji o podopiecznych. Wiedział jedynie, że wszystkie są w odpowiednim wieku do zamążpójścia. Uważał, że zdąży bliżej je poznać, gdy jedna z sióstr zgodzi się zostać jego żoną. - Jestem najstarsza, milordzie. - Diana Copeland weszła na środek pokoju. W świetle słonecznym jej włosy zalśniły złociście. - Chciałam z panem porozmawiać na temat sióstr. - Nie interesuje mnie ten temat - zirytował się Gabriel. - Ośmielam się zasugerować, by jednak zechciał pan się nim zainteresować - odTLR parła Diana. Lodowaty ton oraz usztywnienie ramion świadczyły o tym, że poczuła się urażona. - Moja droga. Ufam, że będąc pani opiekunem, mogę się tak do pani zwracać? Sugeruję - kontynuował, nie czekając na jej odpowiedź - by w przyszłości nie próbowała pani mówić mi, czym powinienem, a czym nie powinienem się interesować. - Młoda kobieta, przyzwyczajona stawiać na swoim, nie stanowiła wyzwania dla Gabriela, który spędził wiele lat jako oficer w służbie Jego Królewskiej Mości. - Pozwoli pani, że ja będę decydował, o czym będziemy rozmawiać. W tej chwili ciekawi mnie dlaczego, wbrew moim instrukcjom, przyjechała pani do Londynu? - zakończył pytaniem i zbliżył się do środka pokoju.
Jakkolwiek miała zabrzmieć ostra odpowiedź, nie została wypowiedziana, kiedy hrabia wyszedł ze słonecznej poświaty i Diana zobaczyła go wyraźnie. Był wprost... wspaniały! Żadne inne słowo nie oddałoby męskiej urody twarzy o wyrazistych rysach, pełnych zmysłowych ustach oraz oczach tak ciemnoniebieskich, że niemal czarnych niczym niebo podczas mroźnej zimowej nocy. Ułożone włosy opadały niesfornymi lokami na czoło i wiły się nad karkiem. Czarny surdut opinał szerokie barki, srebrzysta kamizelka była ostatnim krzykiem mody, szare spodnie przylegały do długich, umięśnionych nóg, a całości stroju dopełniały wyglansowane, wysokie czarne buty. Lord Gabriel Faulkner, nowy hrabia Westbourne, był niewątpliwie najelegantszym i najdoskonalszym okazem arystokraty, jakiego zdarzyło się widzieć Dianie... - Nadal czekam na wytłumaczenie, dlaczego nie była mi pani posłuszna i przyjechała do Londynu. ...a także niebywale aroganckim mężczyzną, zakończyła rozmyślania Diana. Utraciła matkę, gdy miała zaledwie jedenaście lat. W tej sytuacji z czasem przejęła rolę matki młodszych sióstr i pani domu ojca. Sprawiło to, że raczej nawykła do wydawania rozkazów niż ich słuchania. Uniosła brodę jeszcze wyżej i oświadczyła: - Pan Johnston poinformował nas jedynie, że wybiera się pan do Shoreley Park wkrótce po powrocie z Wenecji. Ponieważ nie potrafił sprecyzować, kiedy mogłoby to TLR nastąpić, postanowiłam samodzielnie zadecydować, jak najlepiej zachować się w tej delikatnej sytuacji. Wyniosła i dumna, ocenił z pewną dozą rozbawienia Gabriel. Odniósł wrażenie, że
Diana Copeland zdążyła nabrać zarówno osobistej niechęci do niego, jak i do pełnionej przez niego roli opiekuna. Tę ostatnią mógł łatwo zrozumieć. Wiedział od swojego prawnika, Williama Johnstona, że od śmierci matki, Harriet Copeland, Diana praktycznie była panią domu w Shoreley Park. Nie była przyzwyczajona do wysłuchiwania niczyich poleceń, a co dopiero opiekuna prawnego, którego nie znała. Jeśli chodzi o niechęć osobistą, to nie była to rzecz bezprecedensowa, zazwyczaj jednak trzeba było dłuższego czasu niż kilka minut, by ją poczuć. Chyba że lady Diana znielubiła go, zanim poznała. - O jakiej „delikatnej sytuacji" pani mówi? - spytała z przekąsem. Najwyraźniej Diana zauważyła ironię. Na blade policzki wystąpił rumieniec, a spojrzenie niebieskich oczu zgromiło Gabriela. - O zniknięciu moich obu sióstr, naturalnie. - Co takiego?! - Gabriel wiedział, że siostry Copeland opuściły Shoreley Park, ale kiedy poinformowano go o obecności Diany w Westbourne House, założył, że jej siostry albo są razem z nią, albo ona zna miejsce ich pobytu. - Proszę o wyjaśnienie. Jasne i precyzyjne, jeśli łaska. - Caroline i Elizabeth, czując się... zaniepokojone pańską propozycją małżeńską, postanowiły opuścić jedyny dom, jaki miały, i uciec Bóg wie dokąd! Gabriel nabrał głośno powietrza, odstawił kieliszek na stolik i odwrócił się w stronę okna. Zarzut, że jego listowne oświadczyny wygnały z domu dwie panny Copeland, dotknął go mocniej, niż był skłonny do tego się przyznać. Żył przez ostatnie lata w niełasce, mając świadomość, że spośród wszystkich, którzy go kochali i byli mu życzliwi, jedynie dwaj przyjaciele, Blackstone i Osbourne, wierzyli w jego niewinność. To przeświadczenie sprawiło, że w ciągu pięciu lat spędzonych
w służbie wojskowej nie zależało mu na życiu. Jak na ironię, pogarda dla śmierci przysporzyła mu w oczach oficerów i żołnierzy sławy bohatera. Myśl, że dwie młodziutkie panny z dobrego domu były do tego stopnie przestraszone propozycją małżeństwa ze TLR strony okrytego niesławą lorda Gabriela Faulknera, że wolały uciec z domu, niż ją rozważyć, otworzyła stare rany, o których sądził, że się zabliźniły. - Milordzie? Gabriel ocknął się z zadumy. Jest obecnie innym człowiekiem. Tu i teraz demony przeszłości nie mają do niego dostępu. - Milordzie? - powtórzyła Diana. Odwrócił się do niej. Cofnęła się, widząc grymas wykrzywiający urodziwą twarz. Ciemnoniebieskie oczy były niemal czarne. - A pani nie chciała postąpić tak jak siostry? Prawdę mówiąc, Dianie nie przyszło to do głowy. Ucieczka przed trudnościami nie leżała w jej naturze, a poza tym, od kiedy jej największym zmartwieniem było zniknięcie sióstr, nie potrafiła myśleć o niczym innym. Doświadczenia ostatnich dziesięciu lat zmieniły rozbrykanego, trzpiotowatego podlotka, którym niegdyś była, w odpowiedzialną i rozsądną młodą kobietę. Nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio zachowywała się impulsywnie i nieroztropnie, kiedy własne potrzeby wzięły górę nad obowiązkami wobec ojca i sióstr. Ucieczka zdecydowanie nie była w jej stylu. - Nie, nie odczuwałam - oznajmiła z przekonaniem. - Ciekawe dlaczego? Odniosła wrażenie, że Westbourne patrzy na nią jak drapieżnik na ofiarę. Nie bar-
dzo wiedziała, co odpowiedzieć, ale w tym momencie do biblioteki wszedł kamerdyner, niosąc tacę z herbatą. Postawił ją na stoliku przy kominku. Na tacy znalazło się nakrycie dla dwóch osób, zauważył Gabriel z niejakim rozbawieniem. Najwyraźniej panna Copeland nie aprobowała picia mocnych trunków przed lunchem, jeśli nie picia w ogóle, o czym świadczyło spojrzenie, jakim go obrzuciła, widząc pełen kieliszek w jego dłoni. Do diabła z tym, co lady Diana aprobuje, a czego nie aprobuje! Z rozmysłem sięgnął po odstawiony kieliszek i wlał jego zawartość w gardło. Brandy rozgrzała go od środka i poprawiła mu humor. - Wydawało mi się, że zamierzała pani powiedzieć mi, dlaczego nie uciekła, tak jak siostry - przypomniał Dianie po wyjściu kamerdynera. TLR - Napije się pan herbaty, milordzie? Nie podobała mu się gra na zwłokę. - Nie, nie napiję się. - Nie lubi pan herbaty? - Z całą pewnością herbata nie należała do rzeczy, których mi brakowało w trakcie lat spędzonych za granicą. Diana z niezmąconym spokojem napełniła filiżankę. - Mam nadzieję, milordzie, że pańska podróż z Wenecji obyła się bez przygód? zapytała, patrząc mu prosto w twarz. - Jeśli pani sądzi, Diano, że odwróci moją uwagę tymi bezsensownymi pytaniami, to czuję się w obowiązku panią ostrzec, iż nie przyjdzie to pani łatwo. - Podobno w czasie służby zyskał pan opinię niemal bohatera wojennego - ciągnęła.
Słyszała o jego pobycie w wojsku? Może doszły ją również mniej pochlebne dla niego słuchy na temat jego zachowania sprzed ośmiu lat? - zastanawiał się Gabriel. - Co jeszcze pani mówiono o mnie? - zapytał, przyglądając się jej badawczo spod półprzymkniętych powiek. - W jakim sensie, milordzie? Od lat Gabriel bez trudu utrzymywał zarówno wrogów, jak i tak zwanych przyjaciół w przekonaniu, że nie uda im się zdobyć nad nim przewagi. Tymczasem ta młoda kobieta, która całe życie spędziła na wsi, nie zawahała się rzucić mu wyzwania. - W jakimkolwiek - odparł. - Z zasady nie daję posłuchu plotkom, milordzie. Nawet gdybym była nimi zainteresowana, to za krótko jestem w Londynie, by do mnie dotarły, a ponadto krąg moich znajomych jest zbyt ograniczony, bym mogła być dopuszczona do jakichkolwiek tajemnic. Gdyby Diana żywiła obawy z nim związane, Gabriel chciałby się dowiedzieć, czego mogły dotyczyć. Z całą pewnością nie bała się mówić, co myśli, i to jasno oraz wyraźnie. Jeśli to będzie zależało od niego, młoda dama wróci na wieś, zanim znajdzie TLR okazję, by „być dopuszczona do jakichkolwiek tajemnic". - Może pan zechce mnie oświecić? Był pełen podziwu. Potrafiła okazać właściwą dozę braku zainteresowania, aby podkreślić, że temat, o którym mówili, miał dla niej niewielkie, jeśli nie żadne, znaczenie. Gdyby Gabriel był mniej wyczulony w tej sprawie, mógłby dać się jej zwieść. - Nie w tej chwili. Nie zapomniałem o naszym pierwotnym temacie. - Jakim?
- Chciałbym się dowiedzieć, dlaczego, będąc poinformowana o moim powrocie do Anglii, zdecydowała pani, zamiast uciec wzorem sióstr, przyjechać do Westbourne House? - Czy jako nowy właściciel rezydencji uważa pan, że nie powinnam w niej przebywać? Gabriel stwierdził, że coraz trudniej jest mu panować nad przebiegiem rozmowy. - Niczego takiego nie powiedziałem. Będąc moją podopieczną, ma pani prawo do korzystania z Westbourne House i wszystkich wiejskich rezydencji. Pytam, bo musiała pani wiedzieć, że podczas pobytu w Londynie zatrzymam się w tym domu. - Byłam tego świadoma. - No więc? - Rozmowa z Dianą coraz bardziej drażniła Gabriela. Tymczasem ona, zamiast natychmiast odpowiedzieć, pociągnęła łyk herbaty. - Powód mojego przyjazdu do Westbourne House jest oczywisty, milordzie - rzekła wreszcie. - Chodziło pani o rozpoczęcie poszukiwań sióstr w Londynie? - To był pierwszy powód, przyznaję. - A drugi? - Gabriel czuł, że zaczynają mu puszczać nerwy. Diana ostrożnie odstawiła pustą filiżankę na tacę. Kiedy się nachyliła, uwidoczniły się jej pełne piersi, kontrastujące ze szczupłą i drobną sylwetką. - Drugim powodem, dla którego oczekiwałam pańskiego przybycia do Westbourne House, było to, że postanowiłam przyjąć pana propozycję małżeńską. Gabriel zaniemówił. TLR Rozdział drugi
Diana wstała, podeszła do stolika ustawionego przy oknie i zaczęła poprawiać kwiaty w wazonie. Pozwoliło jej to ukryć twarz przed wzrokiem Gabriela. Przelękła się, że odzwierciedla niepokój, który ogarnął Dianę, gdy wyraziła na głos gotowość przyjęcia oferty matrymonialnej hrabiego Westbourne. Aż nadto widoczne było jego zaskoczenie deklaracją Diany - zaniemówił, a ciemnoniebieskie oczy patrzyły z niedowierzaniem. W innych okolicznościach mogłaby odczuć niejaką satysfakcję, że udało się jej wprawić w stan osłupienia mężczyznę pokroju hrabiego. Natomiast w tej szczególnej chwili wolałaby usłyszeć jakąkolwiek odpowiedź. Może, rozmyślała, skoro raz odrzuciła oświadczyny, on postanowił nieodwołalnie się wycofać? Gdyby tak było, oznaczałoby to, że nie tylko sama postawiła się w niezręcznej sytuacji, lecz także jego naraziła na kłopot związany z koniecznością wyplątania się z niewygodnego zobowiązania. Niewykluczone, że był inny powód jego zaskoczenia. Oto Westbourne poznał ją osobiście i doszedł do wniosku, że wygląd oraz charakter Diany nie predestynują jej do roli hrabiny. Gdyby to okazało się prawdą, w połączeniu z innym bolesnym wydarzeniem z poprzedniego tygodnia, Diana poczułaby się upokorzona. - Proszę sprostować, jeśli się mylę, ale czy nie wspomniała pani, że jest najstarszą z TLR trzech sióstr Copeland? - zdołał wreszcie przemówić Gabriel. - Owszem - przyznała, zdziwiona. W tym momencie Gabriel odzyskał pewność siebie. - Mój prawnik dał mi do zrozumienia, że najstarsza spośród sióstr Copeland jest zaręczona. Czy to nieprawda? Diana poczuła, że się czerwieni. - Jeśli tak twierdził, to był źle poinformowany. Nie jestem i oficjalnie nie byłam
zaręczona. Nie mam pojęcia, skąd pan Johnston mógł wziąć podobną informację - dodała uszczypliwie. Gabriel zauważył rumieniec na policzkach Diany, jej wyzywająco uniesioną brodę i roziskrzony wzrok. Reakcja była zastanawiająca. Zwrócił uwagę na sformułowanie, jakiego użyła, by zaprzeczyć plotce o zaręczynach. - Przypuszczam, że usłyszał o tym od jednej z pani sióstr. - Doprawdy? Wygląda na to, że nie tyle został źle poinformowany, co niewłaściwie zrozumiał przekazaną mu wiadomość. Gabrielowi trudno było w to uwierzyć. Odziedziczył Williama Johnstona wraz z tytułem, majątkami i opieką prawną nad pannami Copeland po ich ojcu, Marcusie Copelandzie, poprzednim hrabim Westbourne. Prawnik sprawiał wrażenie zanadto pewnego siebie i Gabriel niespecjalnie go polubił. Jednocześnie był przekonany, że dla kogoś takiego jak Johnston kwestią zawodowego honoru byłoby uchodzić za dobrze zorientowanego w sprawach dotyczących bogatych i utytułowanych klientów. Dlaczego prawnik miałby się pomylić? - Kto zmienił zdanie: pani czy ów dżentelmen? - zapytał wprost. - Nie było żadnego dżentelmena. - A zatem ów młody człowiek. Zapewne stwierdził, że poślubienie młodej damy, której los zależy od dobrej woli opiekuna prawnego, różni się zasadniczo od zawarcia małżeństwa z najstarszą córką bogatego hrabiego, czyż nie? Diana wytrzymywała pytające spojrzenie Gabriela tak długo, jak zdołała. W końcu odwróciła głowę, nie chciała bowiem, by zauważył łzy, które zawisły jej na rzęsach. Niech diabli wezmą tego wścibskiego Faulknera! TLR
Niech diabli wezmą wszystkich mężczyzn, a zwłaszcza Malcolma Castle'a, który okazał się mięczakiem! Dorastali razem w Shoreley. Bawili się w dzieciństwie. Tańczyli na wieczorkach tanecznych, gdy dorośli na tyle, by w nich móc uczestniczyć. Spacerowali po polach w mroźne zimowe dni i ciepłe letnie wieczory. Diana pozwoliła mu nawet skraść sobie pierwszy pocałunek, kiedy Malcolm wyznał jej miłość. Uważała, że się w nim zakochała. Ojciec nie okazywał niezadowolenia z powodu ich zacieśniającej się przyjaźni. Rodzice Malcolma, dziedzic z sąsiedztwa i jego żona, byli uradowani perspektywą małżeństwa syna z najstarszą córką bogatego hrabiego Westbourne. Przyszłość rysowała się przed młodymi jak najlepiej. Do pewnego momentu. Jak z okrutną szczerością podsumował Gabriel Faulkner, córka zmarłego hrabiego, panna bez posagu, przestała być dobrą partią zarówno w oczach Malcolma, jak i jego rodziców. Marcus Copeland zmarł nieoczekiwanie, przed śmiercią nie zdążył zabezpieczyć finansowo córek. Znalazły się na łasce i niełasce nowego hrabiego, przebywającego od lat poza krajem, lorda Gabriela Faulknera. Diana zauważyła, że po śmierci jej ojca wizyty Malcolma w Shoreley Park stały się rzadsze. Skończyły się zaproszenia na spacery po polach, Malcolm nie próbował kraść jej pocałunków. Nie spotykali się podczas wieczorków tanecznych w domach okolicznej szlachty. Diana nie martwiła się, tłumaczyła sobie zachowanie Malcolma żałobą, niczym więcej. Jednak w ubiegłym tygodniu dowiedziała się, niechcący podsłuchując plotkujące pokojówki, o ogłoszonych zaręczynach Malcolma z niejaką Verą Douglas, córką bogatego kupca, który niedawno kupił posiadłość w okolicy. Co gorsza, tego samego dnia Malcolm odwiedził Dianę, aby przeprosić, że sam nie powiedział jej o zaręczynach. Twierdził, że do ślubu z Verą dochodzi wyłącznie na życzenie jego rodziców.
Być może Diana wybaczyłaby Malcolmowi, gdyby był szaleńczo zakochany w narzeczonej. Nie mogła jednak znieść, że bez zmrużenia oka przyznał, iż żeni się z majętną panną, bo tego oczekują jego rodzice. Mogła pogratulować sobie, że się go pozbyła. Tyle że zdrada Malcolma zraniła jej dumę i uczyniła z niej obiekt litości okolicznych mieszkańców, o czym przekonały ją pełne współczucia spojrzenia. Uznała więc, że aby uciszyć plotki na swój temat, przyjmie ofertę matrymonialną lorda Gabriela Faulknera, TLR siódmego hrabiego Westbourne. Małżeństwo z kimkolwiek, nawet z pomawianym o skandaliczną przeszłość lordem Faulknerem, o której wśród sąsiadów Diany mówiło się półgębkiem, było na pewno lepszym rozwiązaniem niż rola męczennicy odtrąconej dla córki kupca. - Czy mam rację, sądząc, że jedynym powodem przyjęcia przez panią mojej oferty matrymonialnej jest rozstanie z ukochanym? - zapytał hrabia. Czy Diana mogła wiedzieć, podejmując podyktowaną rozsądkiem decyzję o poślubieniu lorda Gabriela, że jest niezwykle przystojny i nienagannie elegancki? A także irytująco bystry. Od razu zorientował się w sytuacji. - Było naturalne, że jedna z nas musi przyjąć pańską propozycję, jeśli chcemy pozostać w Shoreley Park - odparła. - Naturalne dla kogo? - Dla pana Johnstona. Gabriel nie widział w tym niczego „naturalnego". - Proszę wyjaśnić dokładniej. Diana westchnęła niecierpliwie. - Pański prawnik oznajmił podczas ostatniej wizyty w Shoreley Park, że jeśli każda
z nas odrzuci pańską ofertę, nie tylko zostaniemy bez pieniędzy, ale także możemy być poproszone o opuszczenie dworu. - Czy dosłownie tak się wyraził, gdy z paniami rozmawiał? - zapytał poirytowany Gabriel. - Kłamstwo nie leży w mojej naturze, milordzie - odparła Diana, dumnie unosząc głowę. Jeśli naprawdę tak było, a Gabriel nie miał powodu w to nie wierzyć, to William Johnston przekroczył swoje pełnomocnictwa. Siostry Copeland nie ponosiły winy za to, że nie miały brata, który odziedziczyłby tytuł i dobra, czy za to, że ich ojciec nie zabezpieczył ich przyszłości na wypadek swojej śmierci. Gabriel wystąpił z ofertą małżeńską, powodowany przyzwoitością. Gdyby nie kaprys losu, nowym hrabią Westbourne mógł zostać kuzyn sióstr Copeland, a nie ktoś obcy. Kuzyn ów, można było mieć nadzieję, potraktowałby córki zmarłego hrabiego równie TLR wielkodusznie, jak zamierzał zrobić to Gabriel. - Nie było moją intencją prosić panią i jej siostry o opuszczenie domu. Ani teraz, ani w przyszłości. - Pan Johnston wyraził się jasno. - Najwidoczniej przekroczył swoje pełnomocnictwa. Gabriel przybrał ponurą minę, przewidując, co usłyszy od niego ten zarozumialec, który zasiał w pannach Copeland obawę o przyszły los. Miały powód poczuć się zagrożone jak zwierzątka zapędzone w pułapkę. - Dlatego pani siostry uciekły? - Myślę, że... na pewno było to katalizatorem ich decyzji.
- Tylko katalizatorem? - W ostatnich latach siostrom towarzyszyło poczucie, że życie w Shoreley Park je ogranicza. Proszę mnie źle nie zrozumieć - dodała pospiesznie, widząc, że Gabriel unosi brwi w wyrazie zdziwienia. - Caroline i Elizabeth były posłusznymi córkami. Akceptowały powód, dla którego nasz ojciec postanowił żadnej z nas nie zafundować sezonu w Londynie, a nawet w ogóle nie przedstawiać nas w londyńskim towarzystwie. - Czy mam rację, sądząc, że uczynił tak z powodu postępku swojej żony, matki pań? Diana uciekła spojrzeniem w bok. - Tak, ojciec obwiniał londyńską socjetę o to, że matka nas opuściła. Gabriel, od wielu lat wykluczony z londyńskiego towarzystwa, potrafił zrozumieć niepokój Copelanda o jego bez wątpienia prostoduszne i wrażliwe córki. - Nie obawiał się, że rezultat tej decyzji może okazać się przeciwny do zamierzonego? Że jedna z was lub wszystkie ulegną pokusie postąpienia tak jak wasza matka i uciekną do Londynu? - Wykluczone! - zaoponowała oburzona Diana. - Jak wspomniałam, Caroline i Elizabeth uważały życie na wsi za nieco ograniczające, ale nie zraniłyby ojca, wypowiadając mu otwarcie posłuszeństwo. - Okazało się, że nie miały takich skrupułów, gdy chodziło o mnie - zauważył z TLR przekąsem Gabriel. - Pani obecność w tym domu sugerowałaby, że spodziewa się pani spotkać siostry w Londynie. Prawdę powiedziawszy, Diana nie miała pojęcia, dokąd udały się Caroline i Elizabeth po opuszczeniu Shoreley Park. Bez skutku poszukiwała ich w najbliższej okolicy,
uznała więc, że wybrały Londyn ze wszystkimi jego pokusami i atrakcjami. Dopóki tu nie przyjechała, nie zdawała sobie sprawy, jakie to rozległe miasto i jak trudno będzie odnaleźć dwie młode damy wśród licznych mieszkańców. - Wierzę, że uda mi się odszukać przynajmniej jedną z nich. Musi pan wiedzieć, że siostry nie wyjechały razem - wyjaśniła, widząc zdziwienie na twarzy Gabriela. - Najpierw zniknęła Caroline, Elizabeth dwa dni po niej. - Miały chyba tyle rozsądku, by wziąć ze sobą pokojówki? - Doszły do wniosku, że pokojówki mogłyby storpedować plany wyjazdu. - Uważa pani, że mogą przebywać w Londynie pozbawione wszelkiej ochrony? W opinii Gabriela taka sytuacja była gorsząca i niebezpieczna. Diana zdążyła sobie zdać sprawę z tego, co grozi samotnym młodym damom w Londynie. Zrozumiała, że narzucanie się nieznajomych mężczyzn i obrabowanie należały do najmniej niebezpiecznych sytuacji. - Liczę na to, że tak nie jest. Może zaplanowały, że spotkają się w Londynie, kiedy tu się znajdą - powiedziała Diana, chociaż pamiętała, że po nagłym zniknięciu siostry Elizabeth sprawiała wrażenie równie zaskoczonej jak Diana, a w dodatku urażonej. - Jestem przekonana, że nic złego im się nie stanie. Niewykluczone, że jeszcze będziemy się śmiać z ich przygody. Gabriel nie dał się zwieść demonstrowanemu przez Dianę optymizmowi. Zapewnieniom towarzyszył bowiem niepokój malujący się na twarzy o mlecznej cerze. Znając aż za dobrze ciemną stronę życia w Londynie, podzielał jej obawy. - Mam nadzieję, że nie przyjechała pani do Londynu bez przyzwoitki? - Nie - zapewniła skwapliwie. - Towarzyszą mi ciotka Humphries i obie nasze pokojówki.
- Ciotka Humphries? - Młodsza siostra mojego ojca. Była żoną oficera marynarki, który poległ pod TraTLR falgarem. - Gdzie jest pani ciotka? Na Boga, czyżby miał teraz na głowie nie tylko trzy młode, niesforne podopieczne, lecz także podstarzałą wdowę! - Gabriel omal nie wpadł w panikę. - Nie interesuje jej Londyn, od naszego przyjazdu do Westbourne House nie opuszcza swoich pokojów. Dobre sobie! Jest więc bezużyteczna jako przyzwoitka bratanicy. - A zatem - posumował Gabriel - jeśli dobrze zorientowałem się w sytuacji, po ucieczce sióstr postanowiła pani złożyć z siebie ofiarę na ołtarzu małżeństwa, licząc na to, że gdy siostry dowiedzą się o pani zaręczynach, poczują się zachęcone do powrotu do domu. Mam rację? - Owszem, przyznaję - odparła Diana, patrząc hrabiemu prosto w oczy. - Należy podziwiać pani odwagę - orzekł Gabriel. - Moją odwagę? - spłoszyła się. - Jestem pewny, że nawet w zaciszu Hampshire doszło do pani uszu, że od ośmiu lat jestem wyklęty z londyńskiej socjety. - Słyszałam... pewne plotki i aluzje - przyznała z powagą Diana. Gabriel gotów był się założyć, że słyszała. - I to pani nie zaniepokoiło? - A powinno? - zapytała. - Niech pani sama sobie odpowie.
- A może pan oświeci mnie, co to był za skandal? - Skąd pomysł, że zechcę to zrobić? - Na pewno byłoby lepiej dla wszystkich zainteresowanych, gdyby pan poinformował mnie o swoich rzekomych złych uczynkach, niż gdybym miała się o nich dowiedzieć od prawdopodobnie działającej w złej wierze osoby trzeciej. - A gdybym wolał pani nie poinformować? - Zabił pan kogoś? - Zbyt wielu, by zliczyć. - Nie chodzi o zabitych na wojnie! - Diana nie akceptowała tego rodzaju żartów. TLR - Nie, nie zabiłem. - Miał pan dwie żony naraz? - Absurd! - Bywał pan okrutny dla dzieci lub zwierząt? - Na oba pytanie odpowiedź brzmi „nie" - stwierdził sucho. - W takim razie na moją decyzję o przyjęciu pańskiej oferty matrymonialnej nie będzie miała żadnego wpływu opinia socjety na temat pańskiej osoby - oznajmiła Diana. - Zatem uważa pani zabójstwo, bigamię i okrucieństwo wobec dzieci lub zwierząt za najpoważniejsze męskie grzechy? - zapytał z przebłyskiem wisielczego humoru Gabriel. - Nie mam wyboru, skoro pan upiera się milczeć na temat swojej przeszłości. A może teraz, po poznaniu mnie, uznał pan, że małżeństwo ze mną jest dla pana nie do zaakceptowania? Czyżby zaczynała się niepokoić? - zadał sobie w duchu pytanie Gabriel.
Czy nieopierzony głupiec, który ją porzucił, bez wątpienia z powodu zmiany jej sytuacji życiowej, obrabował ją także z poczucia własnej wartości? Jeśli tak, to jest nie tylko pozbawionym skrupułów parweniuszem i łowcą majątków, lecz także ślepcem. Przecież Diana Copeland jest śliczna. Na pewno nie „gruba i brzydka", jak sugerował Osbourne, kiedy pierwszy raz usłyszał o propozycji złożonej na ślepo przez Gabriela którejś z sióstr Copeland. Nie tylko wyróżniała się wyglądem, była także inteligentna i stanowiła doskonały materiał na panią domu. Gabriel miał świadomość, że winien był jej podziękowanie za to, że nie przyjechał do zapuszczonego, od lat niewietrzonego domostwa, po którym hulają myszy, a rozleniwiona służba obija się po kątach. Diana miała wszystkie zalety, jakich mógł wymagać hrabia od żony. Ponadto teraz, kiedy ją poznał, Gabriel dostrzegł jeszcze jedną i raczej nieoczekiwaną korzyść, gdyby miał pojąć Dianę za żonę. Te rudoblond włosy uwolnione od spinek musiały sięgać wąskiej talii. Wysokie i pełne piersi łatwo zmieściłyby się w jego dłoniach, a zgrabne ciało zapowiadało odkrycie wielu rozkoszy dla jego spragnionych TLR ust. Zachowanie Diany nie upoważniało Gabriela do snucia przypuszczeń, że już teraz pozwoliłaby mu na tego rodzaju zażyłość. Niewykluczone, że wciąż była zadurzona w owym niestałym młodzieniaszku. To się zmieni, kiedy oficjalnie zostanie jego narzeczoną. W miarę przedłużania się milczenia Diana była coraz bardziej zdenerwowana. We wpatrujących się w nią ciemnych jak nocne niebo oczach nie potrafiła wyczytać, co hrabia o niej myśli. Jest aż taka nieatrakcyjna? A może rola pani domu w posiadłości ojca i matkowanie dwóm młodszym siostrom przez ostatnich dziesięć lat sprawiły, że stała się zbyt praktyczna z natury i w związku z tym pospolita? Czy Gabriel Faulkner zastanawia
się, jak sformułować odmowę? - Zdaje sobie pani sprawę z tego, że związek małżeński wiąże się z koniecznością wydania na świat potomstwa? Słysząc to zadane cichym głosem pytanie, Diana oblała się rumieńcem. - Tak, wiem, że to jeden z powodów, dla których pragnie pan się ożenić. - Nie jeden z powodów, ale jedyny powód, dla którego mógłbym rozważać taki krok - powiedział z naciskiem hrabia. Diana zwilżyła wargi końcem języka. - Jestem w pełni świadoma obowiązków żony, milordzie. - To zaskakujące, zważywszy na brak zainteresowania nimi ze strony pani matki. Diana otwarła szeroko oczy, nie spodziewała się bowiem takiej przykrości. Uniosła dumnie głowę. - Znał pan moją matkę? - Osobiście nie. - W jego tonie wyczuwało się wzgardę. - Zatem nie może pan wiedzieć, dlaczego opuściła męża i dzieci, prawda? - Czy jest jakieś przekonujące wytłumaczenie takiego zachowania? Marcus Copeland nie podniósł się po ciosie, jaki zadała mu żona, opuszczając go dla młodszego mężczyzny, i stał się cieniem silnego i pełnego optymizmu człowieka, jakim był niegdyś. Zamykał się na długie godziny w gabinecie, nawet kazał tam podawać sobie posiłki, o ile w ogóle chciał jeść. Nie było żadnego wytłumaczenia dla Harriet Copeland, która porzuciła męża i córki. Diana nie mogła jednak zaakceptować sytuacji, w TLR której Gabriel Faulkner - sam kiedyś uwikłany w skandal - wypominał jej postępowanie matki.
- Nie jestem moją matką, milordzie - odpowiedziała zimno. - Może również... Diana miała dosyć drążenia tego tematu. - Jeśli zmienił pan zdanie w sprawie złożonej mi propozycji małżeńskiej, to proszę to powiedzieć. Nie musi pan obrażać pamięci mojej matki, kobiety - jak sam pan przyznał - panu nieznanej. W gruncie rzeczy Gabriela nie interesowały małżeńskie kłopoty Marcusa i Harriet Copelandów. Wiedział, że w wysokich sferach małżeństw na ogół nie zawierano z miłości. Obie strony milcząco godziły się na dyskretne romanse, gdy stadło doczekało się potomstwa. Fakt, że Harriet Copeland postanowiła opuścić rodzinę dla młodego kochanka, by później zginąć zastrzelona z jego ręki, gdy zdradziła go z innym mężczyzną, nie miał dla niego żadnego znaczenia. Opanowana i prostolinijna Diana Copeland, piękna jak niesławna Harriet, z pewnością nie była taka jak jej matka. - Pani matka urodziła tylko córki - zauważył sucho. - Gdyby stało się inaczej, w chwili obecnej pana nie byłoby tutaj! - Dianie coraz trudniej było zachować opanowanie. - Racja - przyznał z uznaniem Gabriel. - Nikt nie potrafi przewidzieć płci dzieci. - Też racja. Chciałbym się tylko dowiedzieć, czy jest pani przygotowana na fizyczne zbliżenie niezbędne do tego, by dzieci przyszły na świat. Jeśli na początku pojawiają się dziewczynki, to próby muszą trwać tak długo, aż przyjdzie na świat chłopiec. Diana głośno wciągnęła powietrze. Zaczęła poważnie rozważać ofertę matrymonialną lorda Gabriela Faulknera dopiero kilka dni po wycofaniu się Malcolma Castle'a, kiedy miała dość litościwych spojrzeń sąsiadów i przyjaciół. Przyjęcie propozycji nie
tylko ratowało jej godność, ale także mogło ściągnąć siostry do powrotu do domu w sytuacji, w której przestawało im grozić małżeństwo z niekochanym mężczyzną. Oba cele były wystarczająco rozsądne, aby skłonić Dianę do akceptacji propozycji Gabriela. Tyle że teraz, gdy stanęła oko w oko z człowiekiem z krwi i kości, racjonalne argumenty wyTLR dawały się tracić znaczenie. Przyglądała mu się spod spuszczonych rzęs, podziwiając szerokie bary, podkreślone doskonałym krojem surduta, wysklepioną klatkę piersiową, wąskie biodra, dobrze umięśnione i długie nogi. Potem przeniosła wzrok na urodziwą twarz. Zarumieniła się, zauważyła bowiem, że on także nie spuszcza z niej wzroku. Dreszcz przebiegł jej wzdłuż kręgosłupa, stwierdziła, że nie jest w stanie oderwać spojrzenia od urzekających oczu, ciemnych jak niebo o północy. Diana nie była pewna, czy był to dreszcz podziwu czy podniecającego oczekiwania. Jednak napięcie, jakie nagle poczuła w piersiach, wskazywałoby na tę drugą możliwość. Była zaskoczona, bo hrabia nawet jej nie dotknął. Kiedy ją całował Malcolm, robiło się jej przyjemnie ciepło, tymczasem wystarczało, by Gabriel patrzył na nią tak jak w tej chwili, by czuła, że płonie. - Jak już powiedziałam, sądzę, że znane mi są wszystkie obowiązki, jakie będą na mnie ciążyły, gdy zostanę żoną, i jestem gotowa je wypełniać - oznajmiła oficjalnym tonem. - Może powinniśmy zweryfikować tę opinię, zanim podejmiemy jakąkolwiek wiążącą decyzję? - zapytał. - Zweryfikować? Jak? - Na początek proponuję pocałunek. - Na początek?
- Właśnie. Duma nie pozwoliła Dianie cofnąć się nawet o krok, gdy Gabriel z kocią gracją przemierzył pokój i zatrzymał się zaledwie kilka centymetrów od niej, tak blisko, że poczuła ciepło i zapach jego ciała. Wstrzymując oddech, uniosła wzrok, by spojrzeć na jego zniewalającą twarz. Ciemnoniebieskie oczy były do połowy przykryte powiekami zakończonymi długimi i ciemnymi rzęsami, szeroko rozstawione kości policzkowe po obu stronach arystokratycznego nosa nadawały jej wyraz ostrości. Pięknie wykrojone usta były lekko rozchylone. Instynktownie wiedziała, że pocałunek Gabriela nie będzie przypominał niewinnych muśnięć warg Malcolma Castle'a. TLR Poczuła, jak przyspiesza jej puls, gdy otoczył jej talię silnymi ramionami, którymi przyciągnął ją do piersi, po czym zniżył ku niej głowę. Nie pomyliła się. Pocałunek Gabriela w niczym nie przypominał całusów Malcolma. Przygarnął ją do siebie z taką mocą, że miażdżył jej piersi o swój twardy tors. Wodził ustami wokół jej warg, zanim zdecydowanym ruchem języka rozchylił je i wziął w posiadanie ich wnętrze. Puls Diany bił jak szalony. Było jej gorąco, czuła, że kolana się pod nią uginają. Położyła dłonie na piersi Gabriela z zamiarem odepchnięcia go, ale zamiast to zrobić, zarzuciła mu je na szyję. Musiał czuć, Jak drżała. Dłońmi pieszczotliwie przesuwał wzdłuż jej pleców, dosięgnął nimi pośladków i przyciągnął ją do siebie. W jej szesnaste urodziny ciotka Humphries przeprowadziła z nią rozmowę na temat tego, co czeka młodą kobietę w małżeńskim łożu. Diana skrupulatnie przekazała tę wiedzę siostrom, gdy uznała, że są już na tyle dorosłe, by zrozumieć. Mimo to nie była
przygotowana ani na gwałtowność pocałunku Gabriela, ani na odkrycie czegoś twardego między jego udami, co wyczuła przy zbliżeniu. Przestraszyła się, i on to wyczuł. Przerwał pocałunek i zrozumiał, że ów głupiec, który porzucił Dianę, nawet nie pocałował jej, jak należało, nie mówiąc o wprowadzeniu jej w świat intymnych rozkoszy. Obserwował ją spod na wpół przymkniętych powiek. Nie miał wątpliwości, że on zajmie się tym z wielką chęcią, tymczasem jednak wypuścił Dianę z objęć i z nieprzeniknionym wyrazem twarzy odsunął się od niej. - Być może doszliśmy do momentu, w którym powinienem pani powiedzieć, że nie zadała mi pani właściwych pytań, gdy dopytywała się o szczegóły skandalu z mojej przeszłości - powiedział. - Nie? - Zamrugała oczami. Policzki wciąż miała zarumienione. - Nie. - O co więc powinnam zapytać? - Czy kiedykolwiek oskarżano mnie o odebranie niewinności dziewczynie, a następnie o odmowę poślubienia jej, gdy okazało się, że jest przy nadziei. Diana przełknęła ślinę. Rumieniec zniknął z jej policzków. Były teraz blade. TLR - Był pan o to oskarżony? - Tak. Diana wiedziała, że żadna przyzwoita kobieta nie mogłaby wyjść za mąż za człowieka tak pozbawionego uczuć, tak niehonorowego. Zaraz, zaraz, starała się opanować. Przecież powiedział, że był o to oskarżony, a nie, że przyznaje się do winy. Przyjrzała mu się badawczo. Sprawiał wrażenie mężczyzny stanowczego i niezależnego, niedają-
cego sobą manipulować. Nie miał twarzy człowieka przebiegłego, złośliwego, lecz raczej prowokującego do stawiania pytań, kwestionowania słuszności jego poczynań. Czyżby ośmielał ją, by to uczyniła? - Mówi pan, że był o to oskarżony, a nie obwiniony. - Tak, to właśnie powiedziałem - przyznał łagodniejszym tonem. - Zatem jest pan niewinny? Uśmiechnął się z uznaniem. Nikt z jego rodziny nie zadał sobie trudu, by postawić mu to pytanie osiem lat temu. Wszyscy bez zastanowienia uwierzyli w wersję Jennifer Lindsay. Dwaj przyjaciele, Osbourne i Blackstone, też o to nie zapytali, ale tylko dlatego, że znali go za dobrze, by uwierzyć, że mógł się zachować w sposób niegodny dżentelmena. Nie mieściło mu się w głowie, że pytanie to mogła zadać właśnie Diana Copeland, kobieta, którą dopiero co poznał i na dodatek prowokacyjnie pocałował, nie zachowując względów dla jej niedoświadczenia. - Jestem niewinny - rzekł, patrząc jej w oczy. Diana milczała. - Zapytała pani i dostała odpowiedź. Wątpi pani w prawdziwość moich słów? - Nie, skądże. - Pokręciła głową. - Zastanawiam się, co chciała osiągnąć dziewczyna, rozpowszechniając kłamstwo. - Jako jedynak byłem spadkobiercą całego majątku ojca - wyjaśnił Gabriel. - Byłem...? - Gdy ojciec zmarł przed sześciu laty, wszystko odziedziczyła moja matka. Na szczęście nie zostałem wyzuty ze wszystkiego, bo dziadek przed śmiercią ustanowił specjalny zapis testamentowy na części swojego majątku, którego nie można mi było odebrać.
TLR - Jedynie z powodu kłamstwa tej młodej kobiety pańska rodzina i cała nasza sfera traktowała pana surowo przez te wszystkie lata? - Tak. - Potrafię sobie wyobrazić, że musiała to być w dwójnasób gorzka pigułka, skoro pan nie zawinił. - Ma pani tylko moje słowo, że zostałem niesłusznie posądzony. - Powinnam w nie wątpić? - Naturalnie, że nie. Gdybym był człowiekiem, za jakiego prawie wszyscy mnie mają, mógłbym okłamać panią, twierdząc, że jestem niewinny. - Nie wierzę. Jest pan człowiekiem prawdomównym i - pan wybaczy - do diabła z tym, co sądzą o panu inni! Tak, był prawdomówny, a ostatnich osiem lat tylko mnie w tym umocniło, pomyślał hrabia. Zadziwiające jednak, że ta kobieta przejrzała go tak szybko, że... - A jeśli chodzi o tę dziewczynę? - zapytała z widocznym wahaniem Diana. - Co się z nią stało? - Mój ojciec zapłacił innemu mężczyźnie, aby się z nią ożenił. - A co z dzieckiem? - Utraciła je, zanim się urodziło. - Co za smutna historia. - Czy wiedząc o tym, jest pani nadal gotowa zostać moją żoną? - zapytał wprost Gabriel. Jej policzki były blade, włosy w lekkim nieładzie po pocałunku, ale z błękitnych oczu wyzierało znane mu już zdecydowanie.
- Nie jest pan bardziej odpowiedzialny za to, co ludzie panu niesłusznie przypisują, ode mnie za uczynek mojej matki, która opuściła męża i córki. - Ogłoszenie naszych zaręczyn stanie się okazją do licznych komentarzy w towarzystwie - zauważył hrabia. - Bez wątpienia. A może, skoro ma pan nadzieję na towarzyską rehabilitację, nie powinien pan żenić się z jedną z córek Harriet Copeland? TLR - Nie zależy mi na uznaniu londyńskiej socjety i nie zamierzam o nią zabiegać. Nie obchodzi mnie, co ludzie myślą o mnie ani o kobiecie, którą pojmę za żonę. - Czy jesteśmy po słowie? Diana w napięciu czekała na odpowiedź. - Wyślę komunikat do gazet, żeby ukazał się tak szybko, jak to możliwe - odparł hrabia. Diana osiągnęła to, czego chciała i co uważała za konieczne, by uratować twarz po zerwaniu z Malcolmem i zachęcić siostry do powrotu do domu. A jednak to, że została narzeczoną bezkompromisowego, cieszącego się złą opinią w towarzystwie Gabriela Faulknera, hrabiego Westbourne, przyprawił Dianę o wewnętrzne drżenie. Nie potrafiła rozstrzygnąć, czy był to objaw lęku czy podniecającego oczekiwania. Rozdział trzeci - Zaczynam poważnie wątpić, czy ciotka Humphries istnieje - zauważył przekornie hrabia, gdy następnego dnia rano wraz z Dianą zasiadł do śniadania w małej jadalni. Wczorajsze popołudnie upłynęło mu na wizytach w redakcjach gazet oraz u prawnika, Williama Johnstona. Wpadł także do pewnego znajomego w związku ze zniknięciem z Londynu Dominica Vaughna. Zdążył wrócić do domu wystarczająco wcześnie,
aby się przebrać do kolacji, którą zjadł w towarzystwie Diany. Ciotka Humphries wymówiła się od zejścia na dół, podobnie jak następnego dnia na śniadanie. - Zapewniam pana, że istnieje - odparła z uśmiechem Diana. - Prawdę powiedziawszy, nie chciała przyjeżdżać do Londynu, zrobiła to na moje usilne naleganie. - Z ulgą dowiaduję się, że miała przynajmniej tyle rozsądku, by zgodzić się dotrzymać pani towarzystwa w podróży. Natomiast zamknięcie się w pokoju od momentu przyjazdu jest nie do zaakceptowania. Zwłaszcza że mieszkam pod tym dachem. - Nie ma w tym chyba żadnej niestosowności, skoro jest pan moim prawnym opiekunem. - Opiekunem, z którym jest pani oficjalnie zaręczona - podkreślił hrabia, podając Dianie otwartą gazetę. TLR Odszukała komunikat w kolumnie towarzyskiej i przeczytała: Ogłoszono zaręczyny lorda Gabriela Maxwella Cartera Faulknera, siódmego hrabiego Westbourne z Westbourne House w Londynie, z jego podopieczna, lady Dianą Harriet Beatrice Copeland z Shoreley Park w Hampshire. Uroczystość ślubna odbędzie się wkrótce w kościele św. Jerzego przy Hanover Square. Widok lakonicznego komunikatu wydrukowanego w prasie i świadomość, że być może w tej chwili czytają go przy śniadaniu setki londyńczyków, uzmysłowił Dianie, że zaręczyny są faktem. Nie żałowała swojej decyzji. Nie miała też nic przeciwko sformułowaniu, że uroczystość ślubna „odbędzie się wkrótce". Była zdania, że im szybciej, tym lepiej, a najlepiej - zanim przed ołtarzem staną Malcolm Castle i Vera Douglas. W dodatku zapamiętała, jakie wrażenie wywarł na niej namiętny pocałunek. To wspomnienie nie pozwalało jej zasnąć do późnej nocy.
Nauki ciotki Humphries na temat tego, co ją będzie czekało w małżeńskim łożu, nie przygotowały Diany na odczucia, których doświadczyła, gdy hrabia pocałował ją i przytulił. Przeczuwała, że mężczyzna o jego doświadczeniu wprowadzi ją w świat zmysłów, o którym nie miała pojęcia, i podekscytowana czekała, kiedy to nastąpi. Gabriel ukradkiem obserwował, jak na twarz Diany wypływa rumieniec niemal tak ciemny jak suknia, którą miała na sobie, a błękitne oczy lśnią bardziej niż zazwyczaj. - Czyżby niepokoiło panią słowo „wkrótce" zawarte w komunikacie? - zapytał. - Ani trochę - zaprzeczyła pospiesznie. - Naturalnie, wolałabym najpierw odnaleźć siostry, ale nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy odłożyć ślub. - Nie? A ja myślałem, że wolałaby pani dać temu młodemu człowiekowi - przypuszczam, że jest młody - czas na przybiegnięcie do pani ze skruchą i zapewnieniami o dozgonnej miłości? Rumieniec na policzkach Diany nabrał jeszcze intensywniejszej barwy. - Tak, jest młody... i głupi. Nawet, gdyby uczynił to, o czym pan mówi, nie uwierzyłabym mu ani nie zaufała. Hrabia odchylił się do tyłu na krześle i popatrzył na nią z namysłem. Nie dało się TLR zaprzeczyć, że jest piękna. Nie było również wątpliwości, że miała silną wolę. Zdziwiło go jednak, że nie potrafiła wybaczyć owemu młodemu człowiekowi. Zwłaszcza że poprzedniego dnia bez oporów przyjęła do wiadomości, że Gabriel został niesłusznie oskarżony o czyny, których nie popełnił. - Może powinienem poznać nazwisko owego młodzieńca, żebym mógł udzielić mu należytej odprawy, gdyby zdecydował się tutaj pokazać. - Mam nadzieję, że zdołam sobie poradzić w takiej sytuacji, gdyby do niej doszło -
odparła stanowczym tonem Diana. Gabriel zdawał sobie sprawę, że jest kobietą obdarzoną silnym charakterem. Jak mogło być inaczej, skoro prowadziła dom ojcu i matkowała siostrom? Z czysto egoistycznych powodów chciał się jednak dowiedzieć, kim jest ów młody głupiec, który porzucił Dianę, kiedy los się od niej odwrócił. Naturalnie, nie zamierzał dopuścić do tego, by narzeczona zmieniła zdanie. Po pierwsze, ośmieszyliby się w oczach socjety, a po drugie, wczorajszy pocałunek uzmysłowił mu, że małżeństwo z Dianą może być przyjemne, w przeciwieństwie do większości stadeł zawieranych w ich sferze. Pod demonstrowanymi rozsądkiem oraz chłodem Gabriel odkrył gorącą i uczuciową młodą kobietę, którą z wielką przyjemnością wprowadzi w świat rozkoszy zmysłowych. Na pewno nie dopuści do tego, by jakiś nieopierzony łowca posagów sprzątnął mu ją sprzed nosa. - Mimo wszystko, gdyby zaistniała taka sytuacja, proszę zwrócić się do mnie. - Czuję się w obowiązku ostrzec pana, milordzie, że jestem przyzwyczajona radzić sobie sama - odparła zirytowanym tonem Diana. - Nasze zaręczyny, jak sądzę, zdejmują z pani tę konieczność. Był to dla Diany sygnał, jak zawarcie małżeństwa odmieni jej życie. Nie była pewna, czy ta zmiana się jej spodoba. W ciągu ostatnich dziesięciu lat odpowiadała tylko przed sobą i trudno jej będzie zrezygnować z niezależności, do której przywykła, nawet na rzecz męża. - Od dawna sama podejmowałam decyzje - podkreśliła. Gabriel w to nie wątpił. Diana nie należała do egzaltowanych panienek, nie była chodzącą z głową w chmurach debiutantką, oczekującą romantycznej miłości. Właśnie TLR
dlatego spodziewał się, że w ich małżeństwie będzie panował spokój. - Jestem pewny, że z czasem nauczymy się wspólnie podejmować decyzje. - Sądzę - uśmiechnęła się domyślnie - że uważa pan, iż to ja z czasem nauczę się uznawać wyższość pańskich racji. - Nie zgadza się pani? - Gabriel odwzajemnił uśmiech. - Nie sądzę, żeby pańskie argumenty przeważały tylko dlatego, że jest pan mężczyzną. Poza tym uległość i bezwarunkowe posłuszeństwo nie leżą w mojej naturze. Odkąd poznał Dianę, Gabriel doszedł do przekonania, że nie chce, aby żona była uległa i posłuszna. Gdy tydzień wcześniej rozmawiał z Osbourne'em i Blackstone'em o planach małżeńskich, zapewniał ich, że ożeni się wyłącznie ze względu na swoją pozycję społeczną. Hrabiemu godzi się mieć u boku hrabinę, a powinna zostać nią jedna z sióstr Copeland, ponieważ ich ojciec, poprzedni hrabia, przed swoją przedwczesną śmiercią nie zdążył ich zabezpieczyć materialnie. W takiej sytuacji podporządkowanie i posłuszeństwo były naturalnym porządkiem rzeczy, czymś, czego Gabriel mógł wymagać od żony. Wczoraj, odkrywając gorący temperament pod maską pozornego chłodu Diany, Gabriel odniósł wrażenie, że w łożu małżeńskim nie będzie musiał egzekwować praw, domagając się uległości i posłuszeństwa z jej strony. - Milordzie...? - Diana, zaniepokojona przedłużającym się milczeniem hrabiego, rzuciła mu pytające spojrzenie Czyżby powiedziała za dużo? Chyba lepiej, aby poznał ją od najgorszej strony, zanim zwiąże ich przysięga złożona przed ołtarzem, niż gdyby nastąpiło to po ślubie. W każdym razie Diana tak uważała. Może przesadziła ze szczerością? - Jeśli o mnie chodzi, to zapewniam panią, że nie tego będę oczekiwał - rzekł Gabriel, a odprawiwszy kamerdynera, dodał: - Do tej pory spodziewałem się, że w małżeń-
stwie, nie mówię o małżeństwie z panią, będę się nudził. Tymczasem nabieram przekonania, że w naszym związku tak nie będzie. - Nie sądzi pan, że powinien poczekać i być może poślubić kobietę, którą pan pokocha? - A co to jest miłość? - Gabriel wymówił ostatnie słowo niemal z odrazą. - Nie wierzy pan w to uczucie? TLR - Moja droga, odkryłem, że miłość przybiera różne maski, wszystkie fałszywe. Wziąwszy pod uwagę bojkot towarzyski, z jakim Gabriel spotkał się po fałszywym oskarżeniu o wykorzystanie niewinnej młodej kobiety, Diana może i potrafiłaby zrozumieć cynizm, z jakim wyraził się o miłości. Czy kochał tamtą dziewczynę, zanim go oszukała? - zadała sobie w duchu pytanie. Potrafiła mu współczuć, a nawet podzielać jego niewiarę w uczucie. Na pewno przyczynił się do tego Malcolm Castle, który najpierw wyznawał jej dozgonną miłość, a potem zaręczył się z inną. - Może ma pan rację - przyznała. - Małżeństwo takie jak nasze, nieoparte na czymś tak wątłym i niestałym jak miłość, lecz na rozsądku i zaufaniu, jest najlepsze. Hrabiego zastanowiły słowa Diany. W jej wieku, a miała dopiero dwadzieścia jeden lat, pragmatyczne podejście do spraw miłości i małżeństwa było zadziwiające. Możliwe, że wyrobiła sobie taki pogląd, napatrzywszy się na pożycie rodziców, uznał. Ponadto mogło przez nią przemawiać rozgoryczenie spowodowane odrzuceniem przez młodego głupca. Gabriel bardzo wcześnie, bo w wieku zaledwie dwudziestu lat, odebrał bolesną lekcję od życia. - Co nie znaczy... - wstał, chwycił Dianę za rękę i uniósł ją bez wysiłku z krzesła ...że w naszym małżeństwie nie będzie czegoś innego, co nam zrekompensuje brak miło-
ści. Była zaskoczona, bo zorientowała się, że znowu chce ją pocałować. - Ja... to znaczy, milordzie, jest dopiero dziewiąta rano! - Moja droga - odparł ze śmiechem - ufam, że nie będzie pani nakazywała mi, kiedy i gdzie mam się do pani zbliżyć. Naturalnie, Diana nie śmiałaby narzucać żadnych ograniczeń takiemu mężczyźnie jak Gabriel Faulkner. Chodziło tylko to, że jego zachowanie odbiegało drastycznie od tego, co o małżeństwie mówiła ciotka Humphries. Wpoiła jej przekonanie, że mąż i żona zazwyczaj spędzają dzień osobno. Mąż rano zajmuje się interesami i korespondencją, a po południu udaje się do klubu. Żona prowadzi dom, to znaczy ustala codzienne menu i kontroluje służbę, a ponadto odpowiada na listy, przyjmuje wizyty i je składa, a wolne chwile spędza z robótką lub na lekturze. Wieczory małżonkowie mogą spędzać razem w pieleszach domowych lub uczestnicząc w wydarzeniach towarzyskich, po czym wracają TLR do domu i udają się na spoczynek do osobnych sypialni. Raz, może dwa razy w tygodniu mąż na krótko odwiedza żonę w jej sypialni i wtedy obowiązkiem żony jest robić wszystko, czego on od niej zażąda. Ciotka Humphries bardzo mgliście wyjaśniała na czym to „wszystko" polega, podkreślając, że mąż ma „potrzeby", które żona musi zaspokajać „cicho i bez szemrania". Na szczęście Diana miała pewne wyobrażenie, na czym mogą polegać owe „potrzeby". Jej ojciec hodował w majątku w Hampshire daniele i domyśliła się, że to, do czego dochodziło w łożu małżeńskim, zasadniczo nie różniło się od tego, co robiły owe zwierzęta. Było to coś tak poniżającego, że nic dziwnego, iż ciotka wolała nie rozwodzić się na ten temat. Nie wspominała, że mąż czy narzeczony będzie miał zwyczaj całować
Dianę w ciągu dnia. Zwłaszcza w taki sposób jak wczoraj, kiedy cała drżała z podniecenia. - Jak wspominałam, milordzie, znam obowiązki wobec przyszłego męża. Niech to diabli! - zaklął w duchu Gabriel. Nie życzył sobie, by Diana pozwalała mu całować się z poczucia obowiązku. Chciał, żeby spontanicznie dała mu to, co wczorajszego dnia wziął dość bezceremonialnie. - Mam na imię Gabriel - powiedział. - Nie wypada, bym tak się do pana zwracała przed ślubem, milordzie - odparła Diana. - Chyba zdążyła mnie już pani na tyle poznać, by wiedzieć, że nie obchodzi mnie, co wypada, a co nie. - Nie jestem pewna... - Uśmiechnęła się nerwowo. Nie dokończyła, bo Gabriel pochylił głowę i wziął w posiadanie jej pełne i zmysłowe usta. Kusiły go już od godziny, podczas gdy Diana piła herbatę i jadła grzankę z masłem i miodem. Wyobraźnia podsuwała mu obrazy, do czego jeszcze mogłyby służyć te podniecające usta... Teraz smakowały miodem, którym tak obficie smarowała wcześniej grzankę, były słodkie i gorące, co zachęciło go do pogłębienia pocałunku. W życiu Gabriela nie brakowało kobiet. W ciągu lat spędzonych na kontynencie zdarzały się różne - blondynki, rude, a także ciemnowłose i smagłe, młode i nieco starsze, wszystkie doświadczone. Choć na początku bywały nieco zrażone otaczającą go aurą TLR skandalu, to po przełamaniu lodów skwapliwie korzystały z każdego zaproszenia do jego sypialni. Stał się wytrawnym kochankiem, potrafiącym zadowolić najbardziej wymagające kobiety. To, że on nie przeżywał niczego poza przelotną i doraźną satysfakcją ciele-
sną, nie było winą żadnej z nich. Nałożył sobie bowiem ograniczenie: nie angażować się emocjonalnie w tego rodzaju znajomości. Teraz, gdy trzymał w objęciach Dianę, kiedy czuł przy sobie miękkie krągłości jej ciała, smakował słodkie wargi i cieszył się spontaniczną reakcją na pocałunek, wyzwoliła się w nim czułość i potrzeba chronienia tej kruchej dziewczyny. Były to uczucia od dawna zapomniane, jeśli nie kompletnie obumarłe i, o czym wiedział z doświadczenia, w najlepszym przypadku biorące się z nieostrożności, a w najgorszym - bardzo niebezpieczne. Gabriel nie chciał, by owładnęły nim, kiedy będzie wprowadzał Dianę w rozkosze małżeńskiego łoża. Oderwał usta od jej warg i odsunął ją od siebie gwałtownym ruchem. - Myślę, że na tym powinniśmy poprzestać, nie uważa pani? W pierwszej chwili Diana była zbyt oszołomiona, by się zastanawiać, dlaczego tak nagle Gabriel przestał ją całować, ale kiedy dotarło do niej pytanie, zarumieniła się ze wstydu. Czy przyszłej hrabinie wypadało zgadzać się na tego rodzaju poufałości ze strony narzeczonego? Przywołała się do porządku, chociaż wskutek namiętnego pocałunku wciąż uginały się pod nią kolana. - Przecież to pan zainicjował pocałunek. - Kwestionuje pani moje prawo do tego? W tym momencie Diana pojęła, że po ślubie nie będzie miała prawa kwestionować niczego, czego mąż od niej zażąda. Czy potrafię to znieść? - zastanawiała się. Czy pogodzę się z tym, że stanę się własnością tego mężczyzny i będę musiała spełniać wszystkie jego polecenia i życzenia? Jeśli to pozwoli mi uleczyć dumę zranioną przez Malcolma, który odrzucił miłość, jaką sobie nawzajem poprzysięgali, to pogodzę się z tym, pomyślała.
- Przepraszam, jeśli uważa pan, że zabrakło mi wyczucia sytuacji - zaczęła stłumionym głosem. - Jestem zdenerwowana i reaguję zbyt emocjonalnie. To dlatego, że TLR siostry zniknęły. Widok ogłoszenia o naszych zaręczynach też zrobił swoje. Gabriel poczuł przypływ skruchy, a nawet poczucia winy, ale tylko przez chwilę. Czułość, która na krótko nim zawładnęła, gdy całował Dianę, uznał za przejaw słabości. Lepiej utrzymać między nami dystans, pomyślał. Wierzył, że po ślubie z radością zajmie się wprowadzaniem jej w świat doznań cielesnych, jednak nie zamierzał czynić tego obecnie. Nie chciał, aby Diana uległa zbędnym romantycznym urojeniom, co mogłoby zaowocować jeszcze większym rozczarowaniem niż to, którego doznała ze strony niestałego amanta. Odszedł od niej i założył ręce za plecy, niejako zabezpieczając się przed ponownym wzięciem Diany w ramiona. - Bez wątpienia po publicznym ogłoszeniu zaręczyn spadnie na nas lawina zaproszeń - zauważył z szyderczym grymasem. - Każdy będzie chciał być tym pierwszym, kto gościł lorda Faulknera, hrabiego Westbourne po jego powrocie do Londynu. Nie muszę chyba zastrzegać, by nie przyjmowała pani żadnego zaproszenia bez skonsultowania się ze mną. - Chociaż spędziłam dotychczasowe życie na wsi, wiem, jak powinnam się zachować. - Diana nie kryła oburzenia. - Oczywiście, że nie przyjmę gości i nie odwiedzę nikogo bez uzgodnienia z panem. - Moja prośba nie wzięła się z potrzeby kontrolowania pani zachowania, lecz raczej z tego, że pragnę unikać stosunków z większością ludzi z londyńskiej socjety. Diana wiedziała, dlaczego Gabriel wyraził tego rodzaju żądanie - słowo „prośba"
nie było właściwym określeniem. Zgadzała się z nim. Miała świadomość, że po ogłoszeniu zaręczyn ona też stanie się obiektem zainteresowania londyńskich wyższych sfer. W tej sytuacji z radością pozostawiła hrabiemu kwestię wyboru, które zaproszenia przyjąć, a które odrzucić. Liczyła na to, że rozeznaje się w regułach obowiązujących w londyńskim towarzystwie. Pozostawiona sama sobie, mogłaby popełnić niejedną gafę. - Pójdę na górę sprawdzić, co słychać u ciotki - powiedziała. - Jak pani będzie u krewnej, może zasugeruje jej, by zechciała dołączyć do nas podczas kolacji. Diana była w pełni świadoma, że nie chodziło o „sugestię", tak jak poprzednio o TLR „prośbę". - Z całą pewnością zapytam, czy czuje się na tyle dobrze, by zjeść z nami posiłek odparła. Nie zamierzała pozwolić na to, aby Gabriel dominował nad każdym aspektem jej życia. Musiała postawić tamę jego arogancji. - To wszystko, na co mogę liczyć? - Tak - potwierdziła bez zmrużenia oka. Uśmiechnął się z uznaniem. Jedno można było powiedzieć o Dianie - nie zwykła chować głowy w piasek. - Planuję przed południem zrobić dyskretne rozeznanie w sprawie pani sióstr. Będę potrzebował ich rysopisów. I jeszcze jedno. Czy jest coś, o czym powinienem wiedzieć, zanim rozpocznę poszukiwania? - Mianowicie co? - zmieszała się. - Na przykład to, czy któraś z nich uciekła z młodym mężczyzną.
- Z całą pewnością nie! - Musiałem zapytać. Twarz Diany poczerwieniała z oburzenia. - Być może moje siostry postąpiły nieroztropnie, ale nie sądzę, żeby chciały zrujnować swoją reputację, milordzie - powiedziała lodowatym tonem. Gabriel żałował, że nie mógł mieć tej pewności co Diana. Nawet jeśli ani Caroline, ani Elizabeth nie uciekły z mężczyznami, to sytuacja mogła się do tej pory zmienić. Caroline nie było już od dwóch tygodni, a Elizabeth tylko o dwa dni krócej. Dość czasu, by samotne, pozbawione ochrony młode kobiety wypatrzyli i wykorzystali pozbawieni skrupułów mężczyźni. - Cieszy mnie to. Proszę przekazać ciotce wyrazy szacunku. Diana patrzyła, jak Gabriel wychodził z pokoju śniadaniowego długimi, energicznymi krokami. Ciemnobrązowy surdut doskonale układał się na szerokich barkach i wąskich biodrach, tak samo zachowywały się szare spodnie na długich i muskularnych udach. Był atrakcyjny, a jak całował... Na samą myśl o tym Dianie przyspieszył puls, co tylko świadczyło o tym, że najlepiej - a już na pewno najbezpieczniej - było o nim nie TLR myśleć. - Ach... jeszcze jedno. - Hrabia zatrzymał się w drzwiach. - Wiem, że Hampshire jest rozległym hrabstwem, ale może słyszała pani przypadkiem o rodzinie Mortonów? Gabriel wysłał już kilku starych towarzyszy do Hampshire śladem Dominica Vaughna i kobiety, którą on zamierzał poślubić, ale byłoby zaniedbaniem z jego strony, gdyby nie zapytał, czy Diana nie znała rodziny owej kobiety. - Mortonów? Kamerdyner w Shoreley Park nazywa się Morton. Oprócz niego nie
znam żadnej rodziny o tym nazwisku. Gabriel stał się czujny. - Doprawdy? Czy ma rodzinę, zwłaszcza córkę w wieku stosownym do zamążpójścia? - Morton służył u nas od lat. Jestem pewna, że słyszałabym o jego córce, gdyby ją miał. - Swoją drogą, to ciekawe, że wasz kamerdyner nosi to nazwisko... - Dlaczego? - Nie jestem pewny. - Sprawa stawała się jeszcze bardziej zagadkowa, w miarę jak Gabriel się nad nią zastanawiał. - W każdym razie, coś wiemy na początek. Może się okazać, że ów kamerdyner ma bratanicę. - Nie przypominam sobie, by kiedykolwiek o kimś takim wspominał. Co ta kobieta ma wspólnego z panem, milordzie? - Diana zmarszczyła czoło. - Dlaczego zakłada pani, że ma coś wspólnego właśnie ze mną? - Skoro pan o nią pyta... - Delikatny rumieniec zabarwił policzki Diany. - Ponieważ wspomniałem, że jest młoda, pomyślała pani, że albo teraz, albo w przeszłości się nią interesowałem, tak? - zapytał z błyskiem w oczach. Diana nie miała pojęcia, co myśleć. Cała ta rozmowa była mocno krępująca. Gabriel dziwnie się zachowywał; całował ją czule, a po tym traktował z dystansem. Uświadomiła sobie, jak niewiele wie o człowieku, którego zgodziła się poślubić. Wczoraj uwierzyła, że nie uwiódł dziewczyny i nie porzucił jej, gdy okazało się, że jest w ciąży. Jednak przeszłość hrabiego mogłaby ukazać się w nieco innym świetle, gdyby owa poTLR dobno skrzywdzona przed ośmiu laty kobieta i ta, której on teraz szuka, to ta sama oso-
ba... Rozdział czwarty Gabriel spod zmrużonych powiek wpatrywał się w ekspresyjną twarz Diany, odzwierciedlającą emocje: zdziwienie, niepokój, niepewność... - Więc? - ponaglił. - Nie mam pojęcia, co myśleć, milordzie - odparła Diana. - Skoro tak, to może byłoby roztropniej zachować milczenie do czasu, aż będzie pani je miała - zauważył z przekąsem. Osiem lat temu słuchał z pokorą oskarżeń. Nie zamierzał wysłuchiwać ich ponownie z ust młodej kobiety, która zostanie jego żoną, mimo że przyjęła na wiarę jego słowa, że nie jest winny owego grzechu młodości. Był poirytowany. Nie miał zwyczaju przed nikim tłumaczyć się, a jednak... - Musi pani wiedzieć, że poszukuję tej kobiety w związku z moim przyjacielem. Sam nie jestem nią w żadnej mierze zainteresowany - oświadczył gniewnie. - Przyjacielem? - Zechce pani wierzyć albo nie, ale wciąż mam przyjaciół - dodał z szyderczym uśmiechem. - Przez te wszystkie lata pozostali mi wierni na przekór opinii, jaką wyrobiła sobie o mnie rodzina i socjeta. TLR Intencją Diany nie było kwestionowanie słów hrabiego. Kierowała nią zwyczajna ciekawość, kim może być owa młoda kobieta. Na przykład, czy mogła być jego kochanką? Kiedy postanowiła przyjąć jego oświadczyny, nie zastanawiała się, czy on nie był związany z inną kobietą. A jeśli był, czy zechce utrzymywać tę relację po ślubie. Ciotka wspominała, że zarówno żonaci mężczyźni, jak i zamężne kobiety z towarzystwa po
przyjściu na świat potomstwa i często za obopólną zgodą nawiązują intymne kontakty pozamałżeńskie. Perspektywa podobnej sytuacji w jej związku była dla Diany tak odrażająca, że nawet nie chciała o niej myśleć. - Cieszę się, że to słyszę. Z powodu jednego ze swoich przyjaciół poszukuje pan młodej kobiety o nazwisku Morton? - Już to powiedziałem. W jego głosie zabrzmiała nuta wyzwania. Zauważyła je też w niemal granatowych oczach, którymi się w nią wpatrywał. - Mam więc nadzieję, że pańskie poszukiwania będą owocne. Gabriel podzielał jej nadzieję. Jeśli mu się nie powiedzie, to Dominic ożeni się z ową pannicą i będzie towarzysko skończony. Ponieważ Gabriel doświadczył, czym to grozi, nie życzył takiego losu jednemu ze swoich najbliższych przyjaciół. Zgoda w tej sprawie nie oznaczała, że łatwo zapomni o podejrzeniach, jakie żywiła wobec niego narzeczona. - Jak to możliwe, że zaręczyłaś się z takim niepoprawnym uwodzicielem jak Gabriel Faulkner! Ciotka Humphries ze zgorszeniem popatrzyła na Dianę z szezlongu, na którym odpoczywała. W bawialni, przylegającej do jej sypialni, panował rozgardiasz i było w nim za gorąco, bo chociaż przez wielkie okno wpadały promienie słońca, na kominku buzował suty ogień. - On jest obecnie siódmym hrabią Westbourne, ciociu - zauważyła chłodno. - Owszem... Jego matka jest miłą kobietą... - Znasz lady Faulkner? TLR
- Felicity Campbell-Smythe i ja byłyśmy przed trzydziestu laty bliskimi przyjaciółkami. Gdy wyszłyśmy za mąż, nasze stosunki rozluźniły się. Przypominam sobie, że jej syn był bohaterem głośnego skandalu. - Pan hrabia i ja poruszyliśmy tę kwestię. Diana kochała ciotkę, która wypełniała w jej życiu pustkę po matce. Nie zamierzała jednak dyskutować ani z nią, ani z nikim o przeszłości Gabriela. Rozmawiał z nią w zaufaniu, którego ona nie będzie nadużywać. - Posłuchaj, Diano. - Byłoby nietaktem z naszej strony roztrząsanie prywatnych spraw zarówno lady Faulkner, jak i hrabiego. - Diana chętnie dowiedziałaby się czegoś o matce narzeczonego, jednak rozumiała, że jeśli nie zaprotestuje, to starsza pani nie przestanie zadawać kłopotliwych pytań i wygłaszać nieprzychylnych uwag o Gabrielu. - Wiedz, że jestem z nim zaręczona i wkrótce się pobierzemy. - Ale... - To wszystko, co mam do powiedzenia na ten temat - ucięła Diana. Podeszła do okna i wyjrzała na plac przed domem. W parku po drugiej stronie ulicy przechadzała się niańka z dzieckiem, lokaj wyprowadzał na spacer wielkiego czarnego psa, pokojówka spieszyła chodnikiem z paczkami zapakowanymi w brązowy papier. Zwyczajna codzienna krzątanina. Diana doznała dziwnego uczucia na myśl, że wkrótce zostanie żoną stanowczego i wyniosłego hrabiego Westbourne. Gdyby nie śmierć jej ojca, Gabriel nie odziedziczyłby tytułu hrabiego, siostry nie miałyby powodu uciekać z Shoreley Park, a ona nie przyjęłaby oświadczyn mężczyzny, którego nie znała i który jej nie znał. Jakie dziwne są koleje losu! Jakie zmienne! Kilka miesięcy temu wydawało się jej,
że wie, jak będzie wyglądało jej życie z Malcolmem Castle'em. Po ślubie zamieszkają w jednym z domów w majątku rodziców Malcolma, a do dworu przeprowadzą się, gdy umrze jego ojciec. Dochowaliby się razem dzieci, a po nich wnuków. Siostry powychodziłyby za mąż w najbliższej okolicy, więc wszystkie trzy spotykałyby się często, by poplotkować i pośmiać się razem. TLR Tymczasem przyjechała do Londynu. Malcolm zaręczył się z inną. Siostry znajdowały się Bóg wie gdzie, a ona była po słowie z mężczyzną o, określając eufemistycznie, zmiennych nastrojach lub, opisując dosadnie, zimnym i niedostępnym. Jednak również przystojnym i działającym na zmysły, w którego obecności jej puls gwałtownie przyspieszał. - Złe wiadomości, milordzie? - spytała Diana, stając w otwartych drzwiach gabinetu. Gabriel uniósł wzrok znad listu, który wyłowił ze stosu korespondencji, jaka nadeszła po ogłoszeniu zaręczyn. Nie widział Diany od czasu, gdy późnym popołudniem wrócił do domu. Podjął tego dnia kolejny, bezowocny wysiłek zlokalizowania zbiegłych sióstr Copeland. Po powrocie dowiedział się od Soamesa, że Diana ustala z gospodynią menu na najbliższy tydzień. Pomyślał, że te ustalenia bez wątpienia trzeba będzie zmienić, kiedy on przejrzy dostarczone zaproszenia i zadecyduje, w którym wydarzeniu towarzyskim wezmą udział. Najchętniej nigdzie by nie poszedł, nie chciał bowiem wystawiać się na żer londyńskich plotkarzy. Odrzucenie wszystkich zaproszeń byłoby jednak nie w porządku wobec Diany, która spędziła dotychczasowe życie odcięta od sfery, do której przynależała.
- To nie dotyczy żadnej z pani sióstr, jeśli tym się pani martwi. Gabriel odłożył list na biurko i ponownie spojrzał na Dianę. Na tle bladoniebieskiej sukni rude refleksy w jej włosach nabierały blasku. Policzki były lekko zaróżowione, błękitne oczy jaśniały energią. Jej uroda cieszyła oczy nawet kogoś tak zgorzkniałego jak Gabriel. - Może zaczniemy omawiać przygotowania do ślubu? - zapytał. - Sądziłem, że termin moglibyśmy ustalić na przyszły tydzień. - Przyszły tydzień! - powtórzyła, zdumiona. - Mówiła pani, że nie ma obiekcji przed zorganizowaniem uroczystości w krótkim terminie - przypomniał, marszcząc brwi. - Nie mam - zapewniła. - Tyle że nie sądziłam, iż mogłoby to nastąpić przed odnaTLR lezieniem sióstr. - Przecież nie wiemy, kiedy się odnajdą. - Pańskie poszukiwania pozostają bezowocne? Gabriel wstał zniecierpliwiony. - Wygląda na to, że pani siostry zapadły się pod ziemię... Co się dzieje? Chyba pani nie zemdleje, co? - Podskoczył do Diany i chwycił ją za ramiona, nie chcąc, by osunęła się na podłogę. Przeklinał w duchu, że wyraził się bez ogródek o jej siostrach. Od dwóch dni był rozdrażniony i poirytowany. Zrezygnował z usług Williama Johnstona, któremu niedwuznacznie okazał niezadowolenie ze sposobu, w jaki prawnik potraktował siostry Copeland. Potem skontaktował się z co najmniej tuzinem dawnych podkomendnych z regimentu, którym kazał przetrząsnąć Londyn w poszukiwaniu zaginionych dwóch kobiet.
Nawet udał się do swojego dawnego klubu na lunch, co okazało się decyzją opłakaną w skutkach, gdyż musiał się bronić przed natarczywością kilku innych członków klubu, którym żony widocznie przykazały zdobyć jak najwięcej informacji o nim i jego narzeczonej. Późniejsze przekopywanie się przez górę zaproszeń i listów nie poprawiło Gabrielowi humoru, co odbiło się na sposobie, w jaki rozmawiał z Dianą. Nie zemdlała. Potrząsnęła głową, nadal była jednak bardzo blada. - Siostry muszą gdzieś być! - Owszem - zapewnił ją skwapliwie, choć nie był przekonany czy owo „gdzieś" koniecznie oznacza Londyn. Kiedy Diana powiedziała mu, że kamerdyner w Shoreley Park nazywał się Morton, Gabriel pomyślał, że to nie może być przypadek. - Niech pani mi powie, czy któraś z pani sióstr śpiewa? Pytanie zbiło Dianę z tropu. - Caroline ma ładniejszy głos, ale obie uczyły się śpiewu. Dlaczego pan pyta? - Chcę jak najwięcej o nich wiedzieć - odrzekł wymijająco Gabriel. Uzyskana informacja prowadziła do konkluzji, w którą ledwo mógł uwierzyć! - Oczywiście - zgodziła się. - Jestem panu niewymownie wdzięczna za wszelką pomoc w tej delikatnej sprawie. - Na podziękowania przyjdzie czas, gdy sprowadzę je do domu. TLR Diana zaczynała wątpić, czy to kiedykolwiek nastąpi. Przebywała w Londynie od tygodnia i nic nie zwiastowało końca poszukiwań. Rzeczywiście wyglądało to tak, jakby siostry zapadły się pod ziemię, jak to lapidarnie ujął Gabriel. Nie powinnam tak myśleć, skarciła się w duchu. Siostry odnajdą się całe i zdrowe. - Wydawało mi się - zmieniła temat - że był pan zdenerwowany listem, który pan
czytał, gdy weszłam do pokoju. - Doprawdy? Może zdenerwowała mnie konieczność udzielenia odpowiedzi na listy i zaproszenia. Korespondencji było rzeczywiście bardzo dużo. Dianę zdziwiło, że przez dwa dni napłynęło jej aż tyle, zwłaszcza że przez lata Gabriel był bojkotowany przez socjetę. Niewykluczone, że gdy został bogatym hrabią Westbourne, dawne grzechy zostały mu wybaczone, a może nawet zapomniane. - Nie powinniśmy odrzucić zaproszeń? Z powodu zaginięcia sióstr nie mam specjalnie serca do imprez towarzyskich. Wymówką mogłaby być wciąż jeszcze trwająca żałoba po naszym ojcu. Gabriel spojrzał z ukosa na Dianę. Była piękną, pełną gracji młodą kobietą, która bez wątpienia wzbudzi zainteresowanie londyńskiej śmietanki towarzyskiej, a zwłaszcza dżentelmenów. Kobiety będą jej zazdrościły urody, którą warto pokazywać... - Nie możemy tego zrobić - powiedział, chociaż jemu też nie w smak była perspektywa rajdu po salach balowych Londynu. - Od śmierci pani ojca upłynęło pół roku, a poza tym ogłosiliśmy zaręczyny. Będziemy musieli uczestniczyć przynajmniej w niektórych imprezach towarzyskich. Wrócił na miejsce za biurkiem i skierował chmurne spojrzenie na odłożony na bok list. Diana zauważyła to i zbliżyła się do biurka. - Nie podzieli się pan ze mną tą wiadomością, milordzie? Czy powinienem pokazać jej list, który tak mnie poruszył? - zastanawiał się Gabriel. Może byłoby lepiej, gdyby nie miała żadnych złudzeń, jakim był człowiekiem i jakim będzie, kiedy się pobiorą.
- Wydaje się, że komunikat prasowy o naszych zaręczynach, z którego wynikało, TLR że rezyduję w Westbourne House, dotarł nie tylko do londyńskiej socjety - powiedział i wręczył list Dianie. Wyczuwała jego napięcie. Spojrzała na podpis pod listem, ale nazwisko nic jej nie mówiło. - Kim jest Alice Britton? - Była damą do towarzystwa mojej matki. - Była? - uniosła brew. - Wygląda na to, że od kilku miesięcy już nie jest. Przeniosła się do Eastbourne. Diana przeczytała list i zrozumiała, skąd wziął się ponury nastrój hrabiego. - Musimy bezzwłocznie przygotować się oboje do wyjazdu do Cambridgeshire powiedziała. - Wykluczone. - Naturalnie, zrozumiem, jeśli woli pan pojechać beze mnie. - Nie ma znaczenia, czy wolałbym jechać z panią, czy bez, w ogóle bowiem nie zamierzam jechać w pobliże Cambridgeshire ani teraz, ani w przyszłości - oznajmił Gabriel i z ponurą miną zaczął przechadzać się po pokoju. - Alice Britton twierdzi, że zdrowie pańskiej matki było w nie najlepszym stanie, gdy ją opuszczała przed czterema miesiącami. - Moja wizyta może tylko pogorszyć jej samopoczucie. Diana zauważyła, że wierzył w to, co mówił. Trudno jej było zaakceptować fakt, że matka nie byłaby rada z odwiedzin syna. - Jestem pewna, że pan się myli.
- Doprawdy? - Spojrzał na nią z wyrzutem. - Przez cały czas pobytu za granicą nie otrzymałem ani kartki, ani listu od rodziny. Co pani powie na to, że kiedy dowiedziałem się o śmierci ojca i napisałem do matki list z wyrazami współczucia i pytaniem, czy mógłbym ją odwiedzić, nawet nie raczyła odpisać? Przemawiające przez Gabriela poczucie krzywdy poruszyło Dianę. - Nie znajduję słów usprawiedliwienia... - Wtedy też nie znalazłem, ale obecnie to bez znaczenia. Jak w tych okolicznościach można się spodziewać, że na pierwszą wzmiankę o „nie najlepszym" stanie zdroTLR wia matki, pospieszę do niej z wizytą? - Pani Britton pisze także, że matka od dłuższego czasu chciała się z panem zobaczyć. - Trudno mi w to uwierzyć. Nie wybaczę matce, by ulżyć jej sumieniu. - Nie chodziło mi o spokój sumienia pańskiej matki, gdy proponowałam wspólną podróż do jej domu - wyjaśniła Diana, patrząc ze współczuciem na Gabriela. - Nie? A zatem czyjego? - Pańskiego - odpowiedziała cicho. - Mojego? Zapewniała pani, że uwierzyła, iż nie uczyniłem niczego, za co powinienem się wstydzić. Ostatnie dni spędzone z hrabią pod jednym dachem jeszcze bardziej utwierdziły ją w przekonaniu, że Gabriel Faulkner należy do ludzi, którym nie można było nie wierzyć, jeśli o czymś zapewniali. - Nie pomyślał pan, że kiedy matka wcześniej czy później umrze, a pan nie zdąży się z nią pogodzić, może do końca życia będzie pan cierpiał, chociaż mógł wyciągnąć do
niej rękę? - Czy tak było w pani przypadku? Czy matka prosiła o wybaczenie za to, że porzuciła rodzinę, a pani odrzuciła jej prośbę? Diana zesztywniała. - Nie rozmawialiśmy o mnie ani o mojej matce - odparła zimnym tonem. - Ale teraz rozmawiamy. Niech mi pani powie, czy matka żałowała, że porzuciła rodzinę dla kochanka, a pani odmówiła jej przebaczenia? - naciskał bezlitośnie Gabriel. Diana pobladła, bo wspomnienia były bardzo bolesne. Przedwcześnie posiwiały ojciec jak duch snuł się z pokoju do pokoju, jakby spodziewał się odnaleźć żonę. Siostry budziły się z płaczem po nocach i wciąż pytały, kiedy mama wróci, a ona pocieszała je, jak umiała, i układała do snu. Nie mogła wydobyć głosu. - Matka nie zamierzała do nas wrócić i prosić o przebaczenie, więc nie miałam okazji jej odmówić - odezwała się wreszcie. TLR - Diano... - Przepraszam, milordzie. - Uniosła dumnie głowę, unikając wzroku hrabiego. - Na mnie czas, muszę iść na górę, by przebrać się do kolacji - dodała, choć na wzmiankę o jedzeniu zrobiło się jej niedobrze. - Przyjmie pani moje przeprosiny? - zapytał Gabriel, wiedząc, że zranił Dianę. Nie powinien odgrywać się na niej za to, że tak bardzo dotknął go list dotyczący choroby matki. - Przepraszam za grubiaństwo. Jestem pewny, że Alice Britton chciała jak najlepiej, ale przeszłość należy zostawić w spokoju. Zarówno w pani, jak i w moim przypadku. Diana spojrzała na niego oczami pełnymi łez.
Dotknął ją tak bardzo? Dopadła go znieczulica? Do tego stopnia skoncentrował się na rozpamiętywaniu własnej krzywdy, że przestał mieć wzgląd na uczucia innych osób i krzywdził je swoim cynizmem? - Przebaczam panu. Chyba po raz pierwszy w życiu nie wiedział, co powiedzieć i jak się zachować. Przyrzekł sobie, że piękne oczy Diany już ani razu nie napełnią się łzami z powodu jego arogancji i złośliwości. - Mam nadzieję, że pan z kolei wybaczy mi ingerencję w sprawy, które mają tak osobiste dla pana znaczenie. To przekraczało wszelkie pojęcie. Diana przepraszała go, chociaż to on zachował się wyjątkowo grubiańsko. Objął ją. Rudozłote włosy muskały go pod brodą i pachniały cytrusami. - Jestem brutalem. Czuł jej ciepły policzek na swojej piersi. - Nie powinnam się wtrącać. - Ma pani do tego pełne prawo - zapewnił. - Wkrótce zostanie pani moją żoną. Dopiero teraz uświadomił sobie, jak wrażliwą istotą jest Diana i z jakim trudem ukrywała to pod maską chłodu i rozsądku. Zrozumiał, ile musiało dla niej znaczyć przyTLR jęcie oświadczyn. Podtrzymał propozycję małżeńską w przekonaniu, że jest obopólnie korzystna. Diana potrzebowała lekarstwa na zranioną dumę po porzuceniu przez Malcolma, on odpowiedniej żony - pani domu i matki jego dzieci. Nie przewidział, że obdarzy opiekuńczym uczuciem kobietę, którą poślubi, albo że będzie jej bardzo pragnął. Nie chciał ryzykować, żeby przyszły dziedzic pojawił się na świecie siedem lub osiem
miesięcy po ślubie, co natychmiast wywołałoby falę złośliwych uwag. Zdawał sobie sprawę, że będzie musiał cierpieć katusze jeszcze przez jakiś czas i wystrzegać się pokus. Odsunął Dianę od siebie. - Ma pani rację, czas przebrać się do kolacji. Zaskoczyła ją ta uwaga. Czego się spodziewała? Że zbliży ich rozmowa o cierpieniach, jakich oboje doświadczyli z winy matek? A to z kolei sprawi, że zaręczyny przestaną napawać ją strachem? Jeśli taką miała nadzieję, to wystarczyło popatrzeć na wyniosły wyraz twarzy Gabriela, w której dominowały zimne ciemnoniebieskie oczy, aby zrozumiała, że nie dojdzie między nimi do tego rodzaju porozumienia. Przybrała obojętną minę. - A zatem do wieczora... Urwała, bo w holu rozległy się podniesione głosy. - Chodźmy zobaczyć, co tam się dzieje - zaproponował hrabia. Diana ledwo mogła za nim nadążyć. Niemal wpadła na niego, gdy nagle się zatrzymał. W otwartych drzwiach frontowych stały trzy osoby. Jedną z nich był kamerdyner Soames. Drugą - wysoki i przystojny mężczyzna z blizną na twarzy, biegnącą w dół policzka, która nadawała mu wygląd człowieka niebezpiecznego. Obok niego stała ożywiona i śliczna siostra Diany, Caroline. TLR Rozdział piąty Gabriel tylko przez ułamek sekundy zastanawiał się, kim jest dziewczyna stojąca obok jego przyjaciela, Dominica Vaughna, hrabiego Blackstone, ponieważ natychmiast podbiegła do niej Diana. Młode kobiety padły sobie w ramiona, płacząc i śmiejąc się jednocześnie.
- Caroline! Od razu zorientował się, że młoda kobieta była „panną Morton", która śpiewała w klubie karcianym, ukrywając tożsamość pod maską i kruczoczarną peruką. Ta możliwość przyszła mu do głowy wcześniej, kiedy dowiedział się, że kamerdyner Copelandów nazywa się Morton. To nie mógł być przypadek. Caroline Copeland była wiotką blondynką o zielonych oczach i alabastrowej karnacji, a na twarzy miała wyraz determinacji, podobnie jak jej starsza siostra. - Cieszę się, że wreszcie wróciłeś do Anglii, Westbourne! - Dominic Vaughn wyciągnął na powitanie rękę. Radosny uśmiech nadawał jego twarzy wygląd niemal chłopięcy. - Pojechaliśmy do Shoreley Park, bo chcieliśmy się z tobą zobaczyć, tymczasem okazało się, że w ogóle cię tam nie było. - Przyjeżdżacie z Shoreley Park? TLR - Co takiego? - zapytała Diana, wciąż oszołomiona niespodziewanym widokiem siostry. Nie mogła się połapać w sytuacji. Stała obok siostry i patrzyła pytająco to na Gabriela, to na nowo przybyłego. Niewątpliwie zastanawiała się, co porabia Caroline w towarzystwie nieznanego Dianie mężczyzny, którego twarz znaczyła blizna biegnąca od lewego oka aż do szczęki. - Proszę podać w gabinecie herbatę dla pań i brandy dla panów - zwrócił się Gabriel do Soamesa. - Tak jest, milordzie. - Kamerdyner skłonił się sztywno, nie ujawniając ani słowem, ani postawą zdziwienia, chociaż kilka minut wcześniej nie chciał wpuścić do domu ludzi, którzy, jak się okazało, byli znajomymi jego chlebodawcy.
- Porozmawiamy w gabinecie. - Gabriel przepuścił panie przodem. Mina narzeczonej świadczyła o tym, że ona nadal nie wie, co sądzić o nieoczekiwanym odnalezieniu się siostry w towarzystwie obcego dżentelmena. Natomiast Caroline, mijając hrabiego, nie omieszkała rzucić mu dość wyzywającego spojrzenia. - Wsiąkniesz - wyszeptał przyjacielowi do ucha Gabriel. - Już wsiąkłem - przyznał z uśmiechem Dominic. - Dasz nam swoje błogosławieństwo? - spoważniał - Sądząc z tego, czego dowiedziałem się od Nathaniela, nie mam wyjścia. Zgodnie z przewidywaniami Gabriela, Diana zażądała wyjaśnień, jak doszło do pojawienia się jej siostry w Westbourne House, na dodatek w towarzystwie mężczyzny, który przedstawił się jako Dominic Vaughn, hrabia Blackstone. Przy herbacie i brandy przedstawiono mocno okrojoną wersję losów Caroline po przybyciu do Londynu, tak sformułowaną, by uspokoić Dianę w kwestii zagrożenia reputacji siostry i ukazać w możliwie najlepszym świetle Dominica. - Wygląda na to, że winna jestem panu podziękowanie za bezpieczne doprowadzenie siostry do domu - orzekła Diana, wciąż nie do końca przekonana o przyzwoitych intencjach Vaughna. Cieszyło ją, że, jak się okazało, od lat był bliskim przyjacielem Gabriela. Naturalnie, była mu wdzięczna za zaopiekowanie się Caroline, jednak nie potrafiła wyzbyć się TLR podejrzeń, że było coś niestosownego w ich wspólnym podróżowaniu. - Dlaczego nie przyjechała z tobą Elizabeth? - zwróciła się do siostry. - Ze mną? - zdziwiła się Caroline. - Myślałam, że pojechała do Londynu z tobą i ciotką Humphries.
- Opuściła Shoreley Park dwa dni po tobie - wyjaśniła Diana, mocno zaniepokojona losem Elizabeth. - Twierdzisz, że może być od kilku tygodni sama w Londynie? - Caroline zbladła i przestraszona chwyciła ramię siedzącego z poważną miną hrabiego Blackstone. - Dominicu, musimy ją odnaleźć! Spełniły się najgorsze obawy Diany. Uciekając z domu, siostry nie wyznaczyły sobie spotkania w Londynie. - Jedna z twoich sióstr wróciła do ciebie bez szwanku. Można się spodziewać, że to samo będzie z drugą. Dianie nie przyniosły pocieszenia słowa, z którymi Gabriel wszedł do jej sypialni, niezaproszony, bo nie zareagowała na jego pukanie do drzwi. Wciąż bała się o Elizabeth, z braku jakichkolwiek wiadomości wyobrażając sobie najgorsze. Rozmowa w gabinecie zrodziła więcej pytań niż odpowiedzi. Potem zrobiło się późno i Gabriel zaproponował, aby Dominic Vaughn został w Westbourne House przynajmniej na jedną noc. Wniesiono bagaże Caroline i Vaughna na piętro, do gościnnych pokojów, gdzie mogli odświeżyć się i przebrać do kolacji. Podczas wspólnego posiłku mieli kontynuować rozmowę na temat sposobu odszukania Elizabeth. Diana marzyła o jak najszybszym wycofaniu się do swojego pokoju i chwili odpoczynku. Siedziała teraz - istny kłębek nieszczęścia - na skraju łóżka. Uniosła na Gabriela zaczerwienione od płaczu oczy i powiedziała: - Nie sądzę, by stan Caroline, odnalezionej w towarzystwie takiego mężczyzny jak Dominic Vaughn, można było opisać słowami „bez szwanku". - Od czasów dzieciństwa Blackstone jest jednym z moich najlepszych przyjaciół! żachnął się Gabriel.
- Co więcej, należy do ludzi, którym mógłbym powierzyć własne życie, i, jeśli TLR chodzi o ścisłość, wielokrotnie to robiłem. - Caroline ma zaledwie dwadzieścia lat. - A Blackstone zaledwie dwadzieścia osiem. - Tak, ale pod względem doświadczenia życiowego jest znacznie starszy. On jest... - Niech pani uważa na słowa. - Gabriel zmierzył Dianę niechętnym spojrzeniem. Kiedy wraz z siostrą wyszła pani z gabinetu, on formalnie oświadczył się o rękę Caroline i dostał moje błogosławieństwo. - Chyba nie mówi pan poważnie! - Diana zerwała się na nogi. - Jak najpoważniej - odparł i potwierdził to zapewnienie skinieniem głowy. - Ale... - Niech pani nie będzie naiwna. Wystarczy popatrzeć na tych dwoje, żeby zrozumieć, co ich łączy. Naturalnie, Diana zauważyła gorące spojrzenia, jakie siostra co rusz wymieniała z hrabią Blackstone. Czuło się, że tych dwoje jest sobie bliskich. Diana jednak żywiła obawy, znając impulsywny charakter siostry. - Caroline była izolowana od realiów życia... - Diano! - rzucił pełnym wyrzutu tonem Gabriel. Pomyślała, że kontynuowanie w tym duchu rozmowy nie byłoby rozsądne. Tyle że akurat teraz Diana nie zamierzała posłuchać głosu rozsądku. - Caroline jest uparta i zdecydowana, w dodatku z hrabią znają się bardzo krótko. Uważam, że nie może być pewna swoich uczuć, zwłaszcza że brak jej doświadczenia zarówno życiowego, jak i w sprawach damsko-męskich.
- Znaliśmy się niecały dzień, a pani przyjęła moją ofertę matrymonialną - przypomniał jej hrabia. - Wie pan równie dobrze jak ja, że przyjęłam pańską propozycję, by nie musiała tego zrobić żadna z sióstr. Gabriel doskonale znał powody, dla których Diana zaaprobowała jego oświadczyny. Jednak co innego było mieć świadomość tego stanu rzeczy, a zupełnie co innego usłyszeć to z jej ust, wypowiedziane wprost, bez osłonek. Musiała to sobie uzmysłowić, bo spojrzała na niego z poczuciem winy. TLR - Nie chciałam pana urazić. - Doskonale rozumiem pani intencje - odrzekł lodowatym tonem. - Tyle że powody, którymi się kierowaliśmy, nie powinny mieć wpływu na Dominica i Caroline. Bez względu na to, czy pani to się podoba, czy nie, oni kochają się i zamierzają pobrać. Zresztą opinia Gabriela też nie miała znaczenia. Po wycofaniu się pań do swoich pokojów odbył z przyjacielem krótką i rzeczową rozmowę. Dominic oznajmił, że ożeni się z Caroline Copeland jak najszybciej to możliwe. Opryskliwa uwaga, żeby Gabriel nie próbował stawać na przeszkodzie temu małżeństwu ani nie protestował przeciwko terminowi ślubu, świadczyła o daleko posuniętej intymnej zażyłości zakochanych. Gabriel nie żywił wątpliwości, że Diana wolałaby nie być przekonywana tego rodzaju argumentem. - Kiedy rozmawialiśmy o pani siostrach, odniosłem wrażenie, że pani życzeniem było, żeby miały swobodę wyboru, w kim ulokować uczucia, czyż nie? - To prawda. - Jednak nie akceptuje pani faktu, że Caroline kocha Dominica a on ją, bo ich zna-
jomość trwa krótko. Czy tak jest istotnie? - zadała sobie w duchu pytanie Diana. Caroline była najbardziej upartą i buntowniczą spośród sióstr, skorą do wybryków i psot. Gdy postanowiła coś uczynić, nie przyjmowała do wiadomości żadnych uwag, czego najlepszym dowodem była jej ucieczka do Londynu. Czy można założyć, że Caroline tylko wmówiła sobie, że jest zakochana w lordzie Vaughnie, a on w niej? Chyba jednak nie. Diana widziała, jak czule Caroline patrzy na Dominica, a jego oczy, gdy odwzajemniał spojrzenia siostry, wyrażały zachwyt. Tylko ślepiec nie zauważyłby, jak tych dwoje ciągle się dotyka i obejmuje wzrokiem. Albo jak Caroline, zazwyczaj niezależna, natychmiast zwróciła się do Dominica, gdy dowiedziała się o zniknięciu Elizabeth. Czyżbym była zazdrosna o tę bliskość? - zastanawiała się Diana. Na pewno nie o miłość, która połączyła tę parę. Po zawodzie uczuciowym, jaki zafundował jej Malcolm Castle, postanowiła, że więcej nie uwierzy w deklaracje miłości ze strony mężczyzn. Właśnie dlatego mogła pospiesznie zaręczyć się z Gabrielem. A może niechęć do TLR związku siostry z Blackstone'em wynikła z faktu, że to on stał się najważniejszą osobą w życiu Caroline? Jeżeli stąd wzięły się obawy, byłby to przejaw egoizmu z jej strony. Nie powinna rozważać swoich wątpliwości, a co dopiero mówić o nich. Poza tym zażyłość między siostrą a hrabią wydawała się tak bliska, że zapewne było za późno na sprzeciw, uznała Diana. - Złożę im obojgu szczere gratulacje, gdy zejdziemy na dół na kolację - oznajmiła. Gabriel poczuł podziw dla Diany. Jeśli nadal żywiła obawy co do niespodziewanych zaręczyn siostry, to obecnie już nad nimi zapanowała. Bez wątpienia kontrolowała także te emocje, które skłoniły ją do zaakceptowania jego propozycji małżeńskiej.
- Może, gdy oni dowiedzą się o naszych zaręczynach, złożą nam równie szczere gratulacje? - zażartował. - Oczywiście. - Zatem zgadzamy się, żeby pani siostra i Blackstone wkrótce się pobrali? - Nie sądzę, by potrzebował pan mojej zgody na ten związek - zauważyła Diana. - Ja nie - przyznał Gabriel - ale jestem przekonany, że pani siostra tak. - Odwrócił się, by wyjść. - Milordzie, co pan planuje w związku z naszą wcześniejszą rozmową? - Którą wcześniejszą rozmową? - Na temat listu panny Britton w sprawie pańskiej matki, oczywiście. Powinienem być przygotowany na to, pomyślał Gabriel, że sumienna narzeczona nie pozostawi tej sprawy bez dalszego biegu. - Nie zamierzam absolutnie niczego uczynić w związku z listem. - A może mógłby pan pojechać do Eastbourne i zamienić parę słów z panną Britton? - Odpisałem Alice Britton, że pilne zajęcia w Londynie nie pozwalają mi na podróż do Cambridgeshire. - Widząc z miny Diany, że nie zadowoliła jej odpowiedź, dodał zirytowany: - Żałuję, że pokazałem pani ten przeklęty list. Żałował również, że zamieścił w gazetach komunikat o zaręczynach, bo to z komunikatu Alice Britton dowiedziała się, pod jaki adres może do niego napisać. - Przecież list panny Britton był podyktowany szczerymi uczuciami dla pańskiej TLR matki - zauważyła zdziwiona Diana. - Nie przeczę. Spędziła z nią wiele lat.
- Wydaje mi się, że była w najwyższym stopniu zaniepokojona faktem, że pańska matka mieszka w Faulkner Manor sama, jeśli nie liczyć służby oraz państwa Prescott. I słusznie, przyznał w duchu Gabriel. On nie powierzyłby opiece Prescottów nawet konia. - Prescottowie to młodszy brat matki i jego żona - poinformował sucho. Diana rzuciła Gabrielowi uważne spojrzenie; jego zdenerwowanie było widoczne. - Ma pan dużą rodzinę? - zapytała. Do tej pory nigdy się nad tym nie zastanawiała. Gabriel sprawiał wrażenie człowieka zdanego wyłącznie na siebie. Nie przyszło jej do głowy, że poza matką i nieżyjącym ojcem mógł mieć jakichś krewnych. - Nie mam rodziny. - Ciemne jak nocne niebo oczy były nieprzeniknione. - Ale... - Przynajmniej nikogo, z kim chciałbym utrzymywać towarzyskie stosunki. Jak również tego, kto chciał utrzymywać kontakty ze mną przez ostatnich osiem lat - dodał z goryczą. Ostrzegawcza nuta w głosie Gabriela była wyraźna, mimo to Diana nie potrafiła oprzeć się ciekawości, by nie dowiedzieć się czegoś więcej o rodzinie, której tak łatwo się wyrzekł. - Czy Charles Prescott jest jedynym bratem pańskiej matki, czy...? - Nie życzę sobie dalszego omawiania tego tematu - przerwał jej hrabia. Ostatnie godziny były naładowane silnymi emocjami i Diana nie była w nastroju do puszczenia płazem podobnej arogancji. - Czy pańskie życzenie nieporuszania pewnych tematów zawsze musi być respektowane? - zapytała z przekąsem.
- Owszem, zawsze - potwierdził Gabriel, mimo że z niejakim rozbawieniem odnotował wojowniczy nastrój Diany. Chyba nie zdawała sobie sprawy, że cechowały ją stanowczość i upór, jakie przypisywała Caroline. - Wielka szkoda zatem, że w tym przypadku będzie inaczej. TLR Roześmiał się. - Ufam, że nie okaże mi pani nieposłuszeństwa, choć jeszcze nie zdążyła pani złożyć przysięgi małżeńskiej - powiedział, bo kusiło go, by Dianę lekko sprowokować. - Przyszło mi w tej chwili do głowy, żeby domagać się wykreślenia z tekstu przysięgi fragmentu o posłuszeństwie. - Najbardziej podoba mi się fragment mówiący „będę cię wielbić moim ciałem" odrzekł przekornie Gabriel i z satysfakcją zauważył, że Diana się rumieni. Z zakłopotania? - zastanawiał się. A może przypomniała sobie, jak ją obejmował i całował? Na przekór wcześniejszemu zdroworozsądkowemu postanowieniu ponownie zapragnął bliskości narzeczonej. Skoro wygląda tak kusząco, to chyba powinien pozwolić sobie na odrobinę słabości. Z pospiesznie bijącym sercem Diana patrzyła, jak hrabia przysuwa się do niej. - Co pan robi? - spytała zamierającym głosem. Gabriel stał tak blisko, że czuła przez cienki materiał sukni ciepło jego ciała. - Pomyślałem, że tyle przeżyliśmy w ostatniej godzinie, iż króciutka demonstracja, jak po ślubie zamierzam wielbić panią ciałem, może okazać się dobroczynna dla nas obojga. - Jesteśmy sami w mojej sypialni i... - odparła z uśmiechem rozświetlającym znie-
walająco piękne oczy. - ...to doskonałe miejsce na taką demonstrację - dokończył Gabriel, choć zdawał sobie sprawę, że nie to Diana chciała powiedzieć. Była wyraźnie spłoszona. Bliskość narzeczonego i zdecydowanie odbijające się w ciemnych oczach, wpatrzonych w jej rozchylone wargi, przyprawiły ją o zawrót głowy. - Czy to konieczne, milordzie? - Nie twierdzę, że konieczne. Po prostu spróbujmy, czy to sprawi nam przyjemność. Diana oszukiwałaby siebie, gdyby nie przyznała się, że było jej przyjemnie, gdy Gabriel wziął ją w ramiona, czego - jak zauważyła - unikał w ciągu ostatnich dwóch dni. Niewykluczone, że intymna zażyłość, w sposób tak oczywisty łącząca Caroline i DomiTLR nica Vaughna, pobudziła jej zmysły. Speszona, zwilżyła wargi końcem języka. - Nie jestem pewna, czy mój opiekun by to aprobował. Gabriel zademonstrował drapieżny uśmiech. - Przeciwnie, pani opiekun wyraża pełną zgodę na udział w tego rodzaju eksperymencie. - A czy mogę odmówić? - spytała z uśmiechem. Jak poprzednio, Diana poczuła się lekka i kobieca, gdy znalazła się w objęciach narzeczonego. Upojona jego zapachem, poddała wargi pieszczocie jego ust, ciasno przylegając do jego ciała. Pocałunek stawał się coraz bardziej natarczywy. Nie panując nad podnieceniem, Gabriel rozchylił językiem wargi Diany i pogłębił pocałunek. Nie znalazł w sobie dość siły, by odsunąć Dianę od siebie, póki nie jest za późno. Zamiast pozostać wierny wcześniejszemu postanowieniu trzymania na wodzy temperamentu, dał się po-
nieść namiętności. Zawładnął ustami Diany w żarłocznym pocałunku, napierał torsem na jej krągłe piersi, przyciskał biodra do jej bioder. Pożądanie pochłaniało go jak iskra suchy papier, pulsowało w nim tym samym szaleńczym rytmem co serce. Diana odchyliła głowę, ułatwiając Gabrielowi wędrówkę ustami w dół jej wygiętej szyi. Drżały pod nią nogi i to drżenie przeniosło się wyżej, ku udom, kiedy poczuła, jak dłonie Gabriela zamykają się na jej piersiach. - Cudowne - jęknął ochryple, wyczuwając przez cienki materiał sukni stwardniałe brodawki. Dianę wprost paliła skóra wyczulona na najlżejsze dotknięcie czy pieszczotę. Wilgotne i gorące usta Gabriela posuwały się ku wezbranym w dekolcie sukni piersiom. Ich stwardniałe sutki bolały i domagały się czegoś, ale ona nie wiedziała czego. W pewnym momencie Gabriel zsunął suknię z ramienia Diany, obnażając jej pierś. Otoczył wargami i zaczął masować językiem sutek, sprawiając, że Dianę przeszył dreszcz rozkoszy i zrozumiała, czego domagało się jej ciało. Gdy narzeczony przyciągnął ją do siebie jeszcze bliżej, poczuła jego męskość. - Gabrielu? - szepnęła niepewnie, niezdecydowana, czy prosi, by przestał, czy przeciwnie, żeby kontynuował. To wystarczyło, by hrabiemu wrócił rozsądek. Uprzytomnił sobie, co robi i z kim. TLR Nie miał do czynienia z doświadczoną kobietą, którą mógłby wziąć do łóżka, obdarzyć rozkoszą, a potem o niej zapomnieć. Trzymał w ramionach przyszłą żonę, matkę swoich dzieci, które powinny przyjść na świat po ślubie, i to w takim czasie, aby nikt nie śmiał zakwestionować prawowitości ich pochodzenia. Diana zapowiedziała, że nie zgodzi się. stanąć przed ołtarzem, dopóki nie odnajdzie się Elizabeth, a nie wiadomo, jak długo po-
trwa poszukiwanie najmłodszej panny Copeland. Gabriel nie chciał ryzykować zbliżenia z Dianą do czasu, aż połączy ich węzeł małżeński. Wciągnął głęboko powietrze i odsunął się od niej na długość ramienia. Już sam widok jej pełnej, obnażonej piersi, noszącej ślady pieszczot, wystarczył, by ponownie ogarnęło go pożądanie. - Sądzę, że wystarczy jak na jeden wieczór - powiedział chropawym głosem. Zdziwiona jego nagłym chłodem, mając wciąż zarumienione policzki, Diana pospiesznie naciągnęła suknię na obnażone ramię. Gabriel ze zdziwieniem skonstatował, że odczuwa niepewność siebie, ilekroć jest sam na sam z narzeczoną. To mu się nie spodobało. - Czas, by przebrała się pani do kolacji - powiedział sztywno, by na przekór własnemu samopoczuciu zapanować nad sytuacją. - Ale... - Proszę. Rozsądek i doświadczenie dyktowały mu, by nie pozwolił Dianie przekroczyć muru chroniącego dostępu do jego emocji, który tak pieczołowicie wznosił przez ostatnich osiem lat. Tymczasem okazało się, że wystarczy, by wziął ją w ramiona, a natychmiast zapominał o ustanowionych przez siebie zasadach, którymi miał się kierować w dalszym życiu. Co, u diabła, się z nim dzieje? TLR Rozdział szósty - Cały wieczór byłeś czymś pochłonięty. Gabriel spojrzał na przeciwległy koniec stołu, gdzie Dominic raczył się brandy.
Zdziwiła go uwaga przyjaciela, którego do tej pory znał jako człowieka nienarzucającego się innym i dyskretnego. Nawiasem mówiąc, zauważył, że przyjaciel zachowywał się w sposób do niego niepodobny w trakcie kolacji. Zjedli ją we czwórkę, ponieważ pani Humphries po raz kolejny wymówiła się od zejścia na posiłek. Najwidoczniej nie mogła otrząsnąć się po przeżyciach, jakich dostarczyła jej Caroline, odnajdując się w towarzystwie dwunastego hrabiego Blackstone. Tymczasem Dominic śmiał się niemal bez przerwy i przekomarzał z Caroline. Zapewne żartobliwe utarczki stanowiły część ich miłosnego rytuału. Ta wesołość kontrastowała ze sztuczną uprzejmością, jaka charakteryzowała zachowanie Diany i Gabriela. Co gorsza, wiadomość o ich zaręczynach wcale nie spotkała się z gratulacjami, ale z jawnym zdziwieniem Caroline i wyraźnym zaniepokojeniem Dominica. Teraz, sącząc brandy, Vaughn nie spuszczał zatroskanego wzroku z przyjaciela. - Ty i Caroline nie sprawialiście wrażenia szczególnie zadowolonych z moich zaręczyn z Dianą - stwierdził Gabriel. T L R - Wprawdzie jeszcze nie miałem okazji porozmawiać na ten temat w cztery oczy z Caro, domyślam się jednak, co ona o tym sądzi. Mianowicie, że Diana przyjęła propozycję małżeńską, ponieważ ona i Elizabeth były jej niechętne. - A jakie jest twoje zdanie? - Biorąc pod uwagę to, co jeszcze nieco ponad tydzień temu mówiłeś w Wenecji, nie potrafię wyzbyć się wrażenia, że jest tak, jak opowiadałeś. Korespondencyjnie złożyłeś ofertę matrymonialną jednej z sióstr Copeland, bo uznałeś, że tak wypada, gdyż zostały pozostawione bez środków do życia, a ponadto chciałeś zapewnić sobie ciągłość rodu. Hrabia Westbourne nadal uważał oba powody za rozsądne. Tyle że nie znał Diany,
składając propozycję. Nie trzymał jej w ramionach, nie całował miękkich, pełnych ust i nie pieścił jej wspaniałych krągłości... - A co w tym złego, jeśli to tylko małżeństwo z rozsądku? - spytał. - Rozumiem, dlaczego chcesz uniknąć emocjonalnego zaangażowania, a raczej powinienem rozumieć. Czułem to samo, zanim poznałem Caro i się w niej zakochałem. - Jestem ciekawy, jak do tego doszło. - Nie wątpię, ale jak wiesz, dżentelmenowi nie wypada wyjawiać intymnych szczegółów. - Nawet wtedy, gdy zamieszana w to dama jest moją podopieczną? - Zwłaszcza wtedy - odparł ze śmiechem Dominic - Nie chciałbym stawiać cię w sytuacji, w której musiałbyś wyzwać mnie na pojedynek. Tym bardziej że ja bym zwyciężył. Gabriel się roześmiał. Rzeczywiście, znalazłby się w przymusowej sytuacji. Wiedzieli, że w walce na białą broń lepszy okazałby się Gabriel, zaś w strzelaniu - Dominic. Jednocześnie nie ulegało wątpliwości, że Westbourne nie wyzwie na pojedynek jednego ze swoich dwóch bliskich przyjaciół. - Nic z tych rzeczy. Życzę szczęścia tobie i Caroline. Blackstone skwitował to oświadczenie skinieniem głowy. - Myślisz, że też będziecie szczęśliwi? - Mam nadzieję. TLR - Gabrielu... - Myśl, co chcesz, ale wiedz, że nie zmuszałem Diany do zgody na zaręczyny. Prawdę powiedziawszy, byłem tak samo zdziwiony jak ty teraz, gdy przyjęła oświad-
czyny. - Caro wspominała, że Diana miała wyjść za mąż za syna pewnego dziedzica z Hampshire. Co stanęło temu na przeszkodzie? Zatem rzeczywiście Caroline przekazała tę informację Williamowi Johnstonowi, pomyślał Gabriel. - Sądzę, że i tak się o tym dowiesz, więc powiem, że ów młodzieniec się wycofał. - Czyli to będzie małżeństwo z rozsądku dla was obojga - ze smutkiem zauważył Dominic. - Masz jeszcze jakieś uwagi? - Gabe... - Od dawna się przyjaźnimy i bardzo sobie cenię naszą przyjaźń, ale będę ci wdzięczny, jeśli w tej szczególnej sprawie zachowasz swoją opinię dla siebie - uciął Gabriel. - Zdajesz sobie sprawę, że chyba w tej chwili Caro prowadzi podobną rozmowę z Dianą? - Jestem pewien, że doradza siostrze, by zmieniła zdanie i zerwała zaręczyny - zauważył cierpko Gabriel. - A co byś poczuł, gdyby to zrobiła? Co by poczuł, gdyby tak się stało? Prawdopodobnie zawód, że musi wycofywać komunikat z gazet. Czy coś jeszcze? - zastanawiał się Westbourne. Raczej nie. Diana nie była mu potrzebna do szczęścia bardziej niż inna kobieta. Gdyby się wycofała, bez wątpienia znalazłby inną na jej miejsce. Mnóstwo zaproszeń, które otrzymał w ostatnich dwóch dniach, świadczyło o tym, że tytuł hrabiego Westbourne uczynił go pożądaną partią na małżeńskim targowisku i mile widzianym członkiem londyńskiej socjety. Zresztą...
- Diana nie zmieni zdania - powiedział. - Widzę, że jesteś tego pewien. - Gdy lepiej poznasz przyszłą szwagierkę, dowiesz się, że Diana nie jest kobietą TLR gotową cofnąć dane słowo. - Gabriel wstał gwałtownie, kończąc ten szczególny temat. Podszedł do przyjaciela, by mu dolać brandy. - Chciałbym z tobą porozmawiać o czym innym. Otrzymałem list od dawnej damy do towarzystwa mojej matki, Alice Britton. - Co ty powiesz, naprawdę? - Właśnie. - Gabriel zamiast wrócić na swoje miejsce, zaczął krążyć po pokoju. - Co napisała? - Poinformowała mnie o podupadającym od czasu śmierci ojca zdrowiu mojej matki. - Przykro mi, przyjacielu. - Mnie też. Chciała, bym wiedział, że w Faulkner Manor mieszkają mój wuj Charles i jego żona. - Mój ty Boże! - Tak. - Co zamierzasz? - Jesteś już drugą osobą dzisiejszego wieczoru, która mnie o to pyta. - Diana? - domyślił się Dominic. - Otóż to. - I pojedziesz do Cambridgeshire? - Co o tym myślisz? - Sądzę, że prędzej wybierzesz się do piekła niż tam, gdzie mógłbyś się spotkać z
Charlesem i Jennifer Prescottami! - Właśnie. - Diana wie? Powiedziałeś jej o tym, co wydarzyło się przed ośmiu laty? - Nie jestem kompletnym łajdakiem. Uznałem, że powinienem uświadomić ją, że byłem zamieszany w skandal... - Ale bez szczegółów? - Bez. - Takich jak nazwisko damy, której reputację rzekomo zrujnowałeś? - Obaj dobrze wiemy, że jej nie tknąłem, i nie zgadzam się, żeby nazywać ją damą. Nigdy nią nie była i nie będzie. TLR - Gabrielu... - Nie, nie podałem Dianie jej nazwiska. - Westbourne zacisnął dłoń na kieliszku z brandy tak mocno, że aż dziw, iż go nie zgniótł. - Nie uważasz, że może powinieneś? - Nie sądzę, żeby to było konieczne, a przynajmniej nie w tym momencie. Gdyby to od niego zależało, pominąłby to milczeniem. Caroline była przygnębiona. - Nie mogę znieść myśli, że wyjdziesz za mężczyznę, którego nie kochasz. Nawet jeśli ku naszemu zaskoczeniu okazał się bardzo przystojny. Diana uśmiechnęła się czule do siostry, która chodziła energicznym krokiem po jej sypialni. - Rzeczywiście jest przystojny - przyznała. - Tym bardziej że...
- Jeśli zamierzasz, wzorem ciotki Humphries, podnosić kwestię dawnego skandalu, z którym wiązano jego nazwisko, to musisz wiedzieć, że rozmawiał ze mną na ten temat. - Naprawdę? Diana uśmiechnęła się melancholijnie. - Skoro nie łączy nas uczucie, to przynajmniej powinniśmy być wobec siebie uczciwi. Ale wszystko pozostanie między nami - zastrzegła, widząc rosnące zainteresowanie siostry. - Nie zamierzam nadużywać zaufania narzeczonego, omawiając tę sprawę z tobą czy też z kim innym. - Mimo wszystko... Jak możesz wychodzić za mąż bez miłości. - Nie szukam miłości i romansu w małżeństwie. - Dlaczego nie? - Caroline była zgorszona. - Być może dlatego, że się sparzyłam i przekonałam, iż uczucia bywają nietrwałe. - Nie rozumiem. Byłam pewna, że ty i Malcolm Castle się pobierzecie. - Malcolm nie należy już do mojego życia. - Ale czemu? Co się stało? - Żeni się z inną. To koniec i więcej nie chcę o tym rozmawiać. Jestem zadowoloTLR na, że poślubię mężczyznę, który nie składa fałszywych deklaracji miłości, ale mówi jasno i wyraźnie, czego się po mnie spodziewa. - Spodziewa się, że zostaniesz klaczą rozpłodową - rzuciła siostra. - Jesteś niesprawiedliwa. - Diana zesztywniała. - Przepraszam! - Caroline impulsywnie uściskała siostrę. - Zrozum, kochać i wiedzieć, że się kocha z wzajemnością, to najwspanialsze doświadczenie w moim życiu. Nie mogę znieść myśli, że ty tego nie przeżyjesz.
- Nie jestem taka jak ty. - Diana uśmiechnęła się łagodnie. - Nie wymagam, żeby ktoś pokochał mnie tak szaleńczo jak twój hrabia ciebie. Zadowolę się wzajemnym szacunkiem i przyjaźnią. - A czy szanujesz i lubisz Gabriela Faulknera? - sondowała siostrę Caroline. Czy lubię i szanuję Gabriela? - rozważała Diana. Szanowała go chociażby za uczciwość. Poza tym, jak zauważyła Caroline, przyszły mąż jest bardzo przystojny. Zauważyła też, że niesamowitą przyjemność sprawiały jej jego pocałunki. Gdyby to wszystko zsumować, czy oznaczałoby to, że ona go lubi? - Jestem głęboko przekonana, że lord Faulkner i ja stworzymy udane stadło - powiedziała wymijająco. - To nie jest odpowiedź na moje pytanie. Rzeczywiście nie, przyznała w duchu Diana. W gruncie rzeczy nie wiedziała, czy lubi mężczyznę, którego zamierzała poślubić. Uważała, że lubić kogoś to między innymi czuć się dobrze i swobodnie w jego towarzystwie. Tymczasem w obecności Gabriela ogarniało ją napięcie, a zmysły stawały się szczególnie wrażliwe. - Na razie wystarczy, że go szanuję za szczerość i przyzwoitość, z jakimi mnie potraktował - powtórzyła takim tonem, że nawet impulsywna Caroline zrozumiała, że nie ma sensu przeciągać rozmowy. - Wiadomość o naszych zaręczynach nie została chyba przyjęta obojętnie przez Dominica i Caroline - zauważył Gabriel, patrząc na Dianę, siedzącą po przeciwległej TLR stronie stołu w pokoju śniadaniowym. Ani Caroline, ani Blackstone jeszcze się nie pojawili. Gabriel zastanawiał się, czy
spędzają poranek razem, ciesząc się własną bliskością. Wczorajszego wieczoru trudno było nie zauważyć zażyłości łączącej tych dwoje. Gabriel nie miał nic przeciwko temu, ponieważ Dominic zapewnił go, że ślub odbędzie się wkrótce, przy pierwszej sposobności. Na pewno nie zazdroszczę przyjacielowi narzeczonej, uznał. Urocza Caroline była popędliwa oraz impulsywna, a te cechy drażniły Gabriela. O ileż korzystniej w jego oczach prezentowała się spokojna, opanowana Diana. Czy jednak dzisiejszy spokój nie jest udawany? - Może po rozmowie z siostrą doszła pani do wniosku, że należałoby odwołać nasze zaręczyny? - ciągnął. - Jeśli jeszcze ktoś ośmieli się mi to zasugerować, to chyba zacznę krzyczeć! - Caroline to sugerowała? - Tak. - Pani Humphries też nie była zachwycona, gdy pani zakomunikowała jej tę wiadomość, prawda? - Dałam panu słowo i zamierzam go dotrzymać - oznajmiła dobitnie Diana. Gabriel z satysfakcją skonstatował, że powiedziała to samo, co on wczoraj oświadczył Blackstone'owi. Wydaje się, że dobrze poznał jej charakter. - Bez względu na to, jakich historii nasłucha się pani o mnie? - Nawet wtedy. Spojrzał na nią z podziwem. - Gdybyśmy mieli u boku tuzin takich kobiet jak pani w czasie wojny z Napoleonem, wojna skończyłaby się znacznie wcześniej. - Gdyby sprawy pozostawiono w rękach kobiet, w ogóle nie doszłoby do wojny odparła z przekonaniem.
Gabriel był pełen uznania. - Zatem jest pani zdecydowana na ślub. - Chyba że pan się waha. - Ani mi to w głowie - zapewnił skwapliwie. TLR - W takim razie mówmy o czym innym. Zastanówmy się, jakie działania podjąć w sprawie zaginięcia Elizabeth. Dobry humor opuścił hrabiego. - Proszę mi powiedzieć, czy jest równie nieustraszona jak Caroline? - spytał. - Wbrew pozorom Elizabeth jest mniej uparta. Owszem, jest impulsywna, ale jednocześnie ostrożniejsza niż Caroline. - To już przynajmniej coś, z czego możemy się cieszyć. Roześmiała się. - Poznałam lorda Vaughna zaledwie wczoraj, ale jestem przekonana, że on zdoła okiełznać Caroline i tym samym zapobiec niebezpiecznym dla niej wybrykom. - Miejmy nadzieję. - Są bardzo w sobie zakochani, prawda? Gabriel zastanawiał się, czy Diana zdawała sobie sprawę, z jaką tęsknotą wymówiła te słowa. Zapewne nie, skoro jej wypad w świat romantycznej miłości nie zakończył się szczęśliwie. Ich małżeństwo też nie zaprowadzi jej w tę krainę. - Owszem - potwierdził i odpędził od siebie myśl, że los skazał Dianę na małżeństwo z mężczyzną niezdolnym do miłości. - Zamierzam z pomocą Blackstone'a zintensyfikować poszukiwania Elizabeth - powiedział, zmieniając temat. - Sądzi pan, że mogła podążyć śladem Caroline?
- Jestem pewien - odparł Westbourne. Obawiał się jednak, że najmłodsza z sióstr Copeland mogła mieć mniej szczęścia niż Caroline i nie trafiła na tak przyzwoitego człowieka jak Dominic Vaughn. - Czy nadal jest pan zdecydowany nie jechać do Cambridgeshire w odwiedziny do matki? - O tak! - Doskonale. Gdyby jednak zmienił pan zdanie... - Nie zmienię. Gabriel rzucił serwetkę na stół i wstał. Nerwowy skurcz wykrzywił jego policzek. - Ten temat jest wyczerpany. Radzę nie podejmować go ponownie. Diana zrozumiała, że nie ma wyjścia, musi zastosować się do jego prośby. TLR I tak by się stało, gdyby następnego ranka do Westbourne House nie przyszedł drugi list od Alice Britton, tym razem adresowany do niej... - Caro jest coraz bardziej niezadowolona z braku postępów w poszukiwaniach Elizabeth - stwierdził Dominic, gdy wraz z Gabrielem wrócił do Westbourne House. Gabriel spojrzał z niedowierzaniem na przyjaciela. - Nie mieści mi się w głowie, jak to możliwe, że tak szybko znalazłeś się pod pantofelkiem tej urodziwej młodej damy. - No cóż, przepadłem z kretesem - przyznał Dominic i roześmiał się niefrasobliwie. Gabriel mu zawtórował. - Nie dałoby się tego słuchać, co mówisz, gdyby nie to, że młoda dama wyraźnie cię uszczęśliwiła. - W istocie, Gabriel nigdy nie widział przyjaciela szczęśliwszym. Rozstanie z Caroline nawet na dwie godziny, które we dwóch spędzili w mieście, było dla
niego wiecznością. - Mogę ci tylko polecić, żebyś wziął ze mnie przykład. - Dziękuję bardzo, jestem zupełnie zadowolony z mojego układu z Dianą. - Jak sobie życzysz. - Tak sobie życzę - potwierdził Gabriel i zwrócił się do Soamesa, który odbierał od nich kapelusze i laseczki - Gdzie są panie? - Lady Caroline jest na górze z ciotką, milordzie. - A lady Diana? - Ponad godzinę temu wzięła powóz i wyjechała ze swoją pokojówką. - Wyjechała? - powtórzył Gabriel ogarnięty złymi przeczuciami. - Tak, milordzie. - Dokąd? - Nie powiedziała, milordzie. Spieszyła się, zdążyła tylko dać mi ten list i przykazała, żebym go oddał jaśnie panu. - Kamerdyner wyjął lekko zgnieciony list z kieszeni na piersiach. Gabriel udał się z listem do gabinetu. Dopiero tam złamał pieczęć. Narzeczona wyjaśniała, dokąd jedzie i dlaczego. W kopercie znajdował się także list od Alice Britton TLR do Diany. Dawna dama do towarzystwa lady Faulkner prosiła w nim o wywarcie wpływu na Gabriela, aby jak najszybciej przyjechał do matki. Niewiarygodne, niewyobrażalne! Pojechała do Cambridgeshire! Wściekły, zmiął list w zaciśniętej kurczowo dłoni. Rozdział siódmy W miarę oddalania się od Londynu Dianę ogarniał coraz większy niepokój. Była aż
nadto świadoma, że Gabriel będzie wściekły, gdy dowie się o jej wyprawie. Liczyła jednak na to, że ruszy jej śladem. Uznała, że nie było innego sposobu, aby pokonać upór narzeczonego i skłonić go do odwiedzenia matki. Po przeczytaniu drugiego listu Alice Britton Diana nabrała przekonania, że koniecznie trzeba złożyć wizytę Felicity Faulkner i zainteresować się jej losem. W miarę pokonywania kolejnych mil Diana doszła do wniosku, że jej plan miał zasadniczą wadę, a mianowicie brak jakiejkolwiek gwarancji, że narzeczony jednak pojedzie za nią. Stawało się to coraz bardziej prawdopodobne, zwłaszcza że od jej wyjazdu z Londynu upłynęła prawie doba, a Gabriel się nie pokazał. Diana spędziła noc w zajeździe, jednak zamiast porządnie się wyspać przed dalszą podróżą, rozważała z niepokojem, co postanowi i uczyni jej narzeczony. Długo zastanawiała się nad wyjazdem do Faulkner Manor. Była rozdarta między koniecznością kontynuowania poszukiwań najmłodszej siostry a obowiązkami, jakie wynikały, według jej odczucia, z roli przyszłej żony hrabiego Westbourne. Nie zdecydowałaby się na tę podróż, gdyby nie miała pewności, że Caroline i lord Dominic Vaughn TLR uczynią wszystko, żeby odnaleźć Elizabeth. Byli tak samo oddani tej sprawie jak ona. Żywiąc przekonanie, że pozostawia poszukiwania siostry w dobrych rękach, Diana mogła skoncentrować się na przygotowaniach do wyjazdu do Cambridgeshire. Dopiero po pewnym czasie, w drodze, opadły ją wątpliwości, czy postąpiła słusznie. Nie tylko po kryjomu opuściła Westbourne House, nie powiadamiając o swoich planach narzeczonego, lecz także kazała pokojowemu Gabriela spakować kufer z rzeczami pana i zabrała go ze sobą. Uważała, że działa w dobrej sprawie, ale czy nie przesadziła? Jak postąpi Gabriel? Na razie te pytania pozostały bez odpowiedzi. Postanowiła konty-
nuować podróż. Niewykluczone, że Gabriel już wyjechał, i oby tak rzeczywiście było. A że będzie wściekły, trudno. - Przypuszczam, że jeszcze nie wyruszył pan w ślad za Dianą z naprawdę istotnego powodu - rozległ się głos Caroline Copeland. Gabriel odwrócił się od okna, z którego obserwował ogrodników, przywracających dawny urok zarośniętym trawnikom i zachwaszczonym rabatom. Nie miał wątpliwości, że prace ogrodnicze toczyły się według ścisłych instrukcji Diany. Jej siostra stała w otwartych drzwiach, demonstrując wyniosłą pozę. Gabriel posłał jej obojętne spojrzenie. Słyszał, jak chwilę wcześniej Caroline pukała, ale nie kwapił się z zaproszeniem jej do gabinetu. - Nie przypominam sobie, abym poprosił, aby pani weszła do środka. - A ja nie przypominam sobie, bym pana o to prosiła - odparła Caroline, zamykając za sobą drzwi. Gabriel patrzył na nią z niechęcią, ale i z pewną dozą podziwu. Zaledwie dwudziestoletnia, zgrabna i ładna, doskonale prezentująca się w jasnozielonej sukni, była śmiała i rezolutna. Nic dziwnego, że zawojowała aroganckiego i cynicznego Dominica, pomyślał Gabriel. - Nie mam zwyczaju z nikim dyskutować o moich poczynaniach czy też o niepodejmowaniu takowych - oznajmił. - Doprawdy? Czy mogłabym zasugerować, by, przynajmniej jeśli chodzi o Dianę, zaczął się pan do tego przyzwyczajać? - Pani sugeruje? TLR - Nalegam.
- Otóż to - podkreślił Gabriel. Musiał z niechęcią przyznać sam przed sobą, że wiadomość o nagłym i potajemnym wyjeździe Diany do Faulkner Manor wprawiła go we wściekłość, ale i w zakłopotanie. Przez lata oficerskiej służby dla Jego Królewskiej Mości przywykł do wydawania rozkazów, których słuchano. Nie mieściło mu się w głowie, że kobieta, z którą był zaręczony od zaledwie sześciu dni, dobrze ułożona, rozsądna, obdarzona poczuciem obowiązku daleko wykraczającym poza jej wiek, zlekceważy jego wolę. Może powinien potraktować serio to, co mówiła niedawno o usunięciu słowa „posłuszeństwo" z przysięgi małżeńskiej? - A więc? Gabriel ponownie skoncentrował uwagę na Caroline. - Jak już powiedziałem, nie widzę powodu, by się tłumaczyć ani przed panią, ani nikim innym. - Jest pan równie uparty jak Dominic - orzekła z westchnieniem. - I dlatego od tylu lat pozostajemy przyjaciółmi. - Być może. Mniejsza o pańskie wady, martwię się o Dianę. Gabriel poczuł się urażony - już drugi raz w ciągu kilku minut Caroline usiłowała go obrazić. - Nie potrafię zrozumieć dlaczego. - Może pan tego nie wie, ale moja siostra zawsze stawiała na pierwszym miejscu pragnienia i potrzeby innych, nie swoje. - Wziąwszy pod uwagę pani niedawne zachowanie, ze zdziwieniem dowiaduję się, że jest pani świadoma bezinteresowności Diany - zauważył z przekąsem hrabia. Caroline zaczerwieniła się, słysząc krytykę swojej samowoli.
- Jakże mogłabym nie być tego świadoma, skoro zgodziła się wyjść za pana dlatego, by mnie i Elizabeth uchronić przed panem. - Niech pani uważa na to, co mówi - wycedził Gabriel i dodał: - Nie wspominałem Dianie o pani skandalicznych występach wokalnych w domu gry przez wzgląd na jej głęboką miłość do pani i moją przyjaźń z Blackstone'em. Zapewniam jednak, że te TLR względy przestaną mieć znaczenie, jeśli nadal będzie pani traktowała mnie w niedopuszczalny sposób. Caroline pobladła, ale nie straciła rezonu. - Niewiele wiem o pańskiej przeszłości, praktycznie nic. Bez względu na to, jaka ona jest, nie może pan pozwolić Dianie samotnie stanąć przed pana rodziną. - Jestem przekonany, że mam prawo tak uczynić, skoro pani siostra rażąco sprzeciwiła się moim życzeniom. Proszę się nie obawiać - dodał pospiesznie, widząc oburzenie Caroline - nie zamierzam do tego dopuścić. Po przeczytaniu liściku Diany Gabriel od pierwszej chwili wiedział, że będzie musiał za nią pojechać, a zwlekanie z wyjazdem oznacza tylko odkładanie na później tego, co nieuchronne. - Ach, tak? - zdziwiła się Caroline. - W chwili, gdy rozmawiamy, siodłają mi konia w stajni. - Dlaczego nie powiedział pan o tym, jak tylko weszłam do pokoju? - Była pani tak zacietrzewiona, że nie chciałem odbierać przyjemności wytknięcia mi błędów. - Pan i Dominic jesteście tacy do siebie podobni, że moglibyście być braćmi. - Zważywszy na to, że pani i on wkrótce się pobierzecie, potraktuję to jako kom-
plement. - Na pana miejscu nie robiłabym tego. Pewna doza arogancji jest do przyjęcia u ukochanego, ale nie u mężczyzny, który ma poślubić moją siostrę. - Postaram się wziąć to pod uwagę - odrzekł Gabriel, ujęty nie tylko siostrzaną troską o Dianę, lecz także deklaracją miłości pod adresem zakochanego Dominica. Dobrze to rokowało ich związkowi. - Mam nadzieję, że nie okaże pan zbyt wielkiego niezadowolenia, kiedy zobaczy się pan z Dianą? - zapytała niepewnie. - Przeciwnie, Caroline. Czekam z niecierpliwością na moment, gdy będę mógł okazać głębię swojego niezadowolenia pani siostrze - oświadczył hrabia. Rzeczywiście, nie mógł się tego doczekać. TLR Diana była zziębnięta, znużona i poirytowana, gdy pod wieczór drugiego dnia podróży powóz zatrzymał się wreszcie na końcu długiego, wysypanego żwirem podjazdu wiodącego do Faulkner Manor. Przez minione dwa dni niezmiennie padało. Peleryna i kapelusz przemokły, gdy wysiadła z powozu, aby zjeść lekki lunch w cieszącej się dobrą renomą przydrożnej gospodzie. Znużenie wynikło z trwającej dość długo podróży. Natomiast powodem irytacji był Gabriel. Początkowe zdenerwowanie na myśl o tym, jak bardzo narzeczony będzie rozgniewany, gdy dowie się o jej nagłym wyjeździe do jego rodziny, ustąpiło, kiedy okazało się, że nie wyruszył w ślad za nią. Potem jednak zaczęła się niepokoić, bo oto upłynął dzień, po nim noc, a po niej kolejny dzień, a Gabriela ciągle nie było widać. W końcu zaczęła się irytować, bo zrozumiała, że będzie musiała pogodzić się z faktem, że on nie ruszy się z Londynu.
Diana była pewna, że Gabriel za nią pojedzie. Dlaczego tego nie zrobił? Naturalnie, ich zaręczyny były dla obojga kwestią konwenansu, jednak liczyła na to, że poczucie honoru nakaże mu zachować się lojalnie wobec kobiety, którą zamierzał poślubić. Najwidoczniej w przypadku Gabriela poczucie honoru nie przeważyło niechęci do spotkania z rodziną. Jak ona wytłumaczy im jego nieobecność? Co powie jego matce? Skorzystała z pomocy stangreta, który podał jej rękę, i wysiadła z powozu. Nagle, wiedziona impulsem, odwróciła głowę i spojrzała w głąb alei, którą dopiero co przyjechała. Na jej końcu ujrzała w ostatnich promieniach zachodzącego słońca ubranego na czarno jeźdźca, galopującego na wielkim czarnym koniu. Nasunięty głęboko na oczy kapelusz zasłaniał pół twarzy, czarna peleryna powiewała w pędzie za jego plecami. Diana natychmiast domyśliła się, kim jest ów jeździec. Osadził konia tuż przy niej i pochylił się nad końskim karkiem. Wyglądał niemal jak archanioł zemsty, gotów rozprawić się z wrogiem. Gabriel miał nadzieję, że dogoni Dianę, zanim dotrze ona do Faulkner Manor, i zawróci ją z drogi. Niestety, zwlekając z wyjazdem z Londynu, pozbawił się tej szansy. Od razu rozpoznał czarny powóz stojący na podjeździe przed dworem. Na drzwiczkach pysznił się herb Westbourne'ów - anioł i wspięty na tylne kopyta jednorożec. Stangret w liberii opuścił schodki i podał rękę Dianie, pomagając jej wysiąść. W pewnym momencie TLR odwróciła głowę i sądząc ze spłoszonego wyrazu jej twarzy, rozpoznała jeźdźca zbliżającego się na czarnym ogierze. Słusznie, że się boi, pomyślał z ponurą satysfakcją Gabriel. Podróż z Londynu miał fatalną. Przenocował w gospodzie, a mimo to był zmęczony, głodny i przemoczony. Padało cały czas, ale ostatnie pięć mil przejechał w istnej
ulewie. Nic dziwnego, że zmókł niemal do suchej nitki. Wszystkie te nieprzyjemności były niczym w porównaniu z faktem, że choć tego nie planował i nie chciał, po wielu latach znalazł się w Faulkner Manor. Nie miał najmniejszych wątpliwości, że winą za to należy obarczyć Dianę Copeland, jego narzeczoną, upartą młodą damę, która wkrótce poniesie karę za nieposłuszeństwo. Zatrzymał konia blisko Diany, zsunął się z siodła i rzucił wodze stajennemu. Energicznie postąpił kilka kroków i chwycił ją pod ramię. - Cieszę się, że pana widzę, milordzie - odezwała się, przezwyciężając zaskoczenie. - Bałam się, że obowiązki zatrzymają pana w Londynie na dłużej i nie zdąży pan dołączyć do mnie wcześniej niż jutro. - Głos Diany zabrzmiał pewnie, mimo że na jej twarzy malowało się zdenerwowanie. Gabriel miał świadomość, że te słowa były przeznaczone dla czujnych uszu służby. Przecież Diana wiedziała, że on nie wybierał się razem z nią w tę podróż. Mało tego, w ogóle nie zamierzał odwiedzić matki, o czym jego narzeczona była poinformowana. - Nie mogłem znieść nawet tak krótkiego rozstania - odparł, by nie zdekonspirować Diany. - Zwłaszcza że zabrała pani ze sobą większość moich ubrań - dodał cicho, wprost do jej ucha. Zdawała sobie sprawę, że pierwsze zdanie miało utwierdzić świadków tej sceny w przekonaniu, że mają do czynienia z powitaniem kochanków, ale drugie nie pozostawiało złudzeń, że czeka ją zasłużona kara za nieposłuszeństwo. Potwierdzał to wbity w nią świdrujący wzrok narzeczonego. - Z satysfakcją to słyszę, milordzie - powiedziała. - Miejmy nadzieję, że z równą satysfakcją usłyszy pani to, co mam jej do przekazania na osobności - odrzekł cicho.
- Nie dostał pan mojego listu z wyjaśnieniami? - zapytała. TLR - Nie byłoby mnie tutaj, gdybym go nie dostał. - Co to za zamieszanie? Na Boga, to ty, Gabrielu? - rozległ się kobiecy głos, przerywając im rozmowę. Gabriel posłał Dianie ostatnie pełne niezadowolenia spojrzenie, po czym rysy jego twarzy zastygły na widok młodej kobiety stojącej na schodach prowadzących do wejścia. Zaciśnięta na przedramieniu Diany dłoń zdradzała, że Gabriel nie był tak wolny od emocji, jak można by sądzić po obojętnej twarzy. Z uwagą przyjrzała się kobiecie. Była młoda, może tylko kilka lat starsza od niej, i piękna. Brązowe duże oczy, mały i kształtny nosek, pełne usta i wręcz idealny owal twarzy tworzyły bardzo urodziwą całość. Kruczoczarne włosy były uczesane według najnowszej mody, a doskonałą figurę podkreślała elegancka suknia w kolorze brzoskwini. - Wzrok cię nie zawodzi, pani - odparł swobodnie Gabriel, nie kryjąc ironii. - Widzę, że upływ czasu nie utemperował twojej nieznośnej arogancji - orzekła kobieta, wyraźnie urażona. - A spodziewałaś się tego? - Nie, jak również nie spodziewałam się ponownie cię zobaczyć. - Nie wątpię - mruknął pod nosem. - Gdybyś zadał sobie trud i zapowiedział wizytę, odpisałabym, że nie będziesz tu mile widziany. - To zadziwiające - odrzekł Gabriel. - Ostatnio coraz więcej osób uważa, że powinienem je informować o swoich zamiarach. Diana wiedziała, że ta uwaga odnosi się także do niej.
- Za pozwoleniem - dodał, obrzucając młodą kobietę niechętnym wzrokiem. - Diana i ja zaraz dołączymy do ciebie w domu. Była to wyraźna odprawa. Wydawało się, że kobieta chciała w dalszym ciągu kwestionować prawo Gabriela do wejścia do Faulkner Manor, ale powstrzymała się, widząc jego zdecydowanie. Rzuciła mu jeszcze jedno jadowite spojrzenie i wycofała się do środka. Diana pomyślała, że ta wyniosła piękność to krewna Gabriela, może córka Prescottów. Zachowywała się wobec niego nieco poufale i na pewno wrogo. Cioteczna sioTLR stra mogła sobie na to pozwolić. - Wkrótce wszystko pani zrozumie - odezwał się Gabriel. Ponieważ znowu zaczęło padać, pospiesznie wprowadził Dianę na schody. - Niech pan uważa! - Diana potknęła się, zawadzając bucikiem o dół sukni. - Jestem przemoczony i zmęczony. Niepotrzebnie spędziłem wiele godzin w siodle. Proszę nie powiększać mojego dyskomfortu. Zniecierpliwienie i złość odbierały Gabrielowi rozsądek. Diana ściągnęła ich oboje do jaskini skorpiona i nie obchodziło go, jak przyjmie objawy jego złego humoru. - Widzę, że jest pan ze mnie niezadowolony. Zapewniam pana jednak, że odbyłam tę podróż jedynie z myślą o panu. - Wręcz przeciwnie. Postąpiła pani, jak uznała za stosowne, nie bacząc na moje uczucia. - Jak może pan tak mówić, wiedząc, że zaniechałam poszukiwań Elizabeth, by tu przyjechać? - Chodziło pani o to, by nie zżerało mnie poczucie winy i żalu, kiedy któregoś dnia
dotrze do mnie wiadomość o śmierci matki - uzupełnił zjadliwie. - Właśnie. - To ja powinienem zadecydować o przyjeździe tu, nie pani. - Ale... - Na wytłumaczenie się będzie pani miała dużo czasu później. - Przecież wcale nie zamierza pan słuchać tego, co mam do powiedzenia. - Prawdopodobnie nie. - Nie widzę więc powodu. - Na litość boską, niech pani zamilknie! - uciął wytrącony z równowagi Gabriel. Gniew na Dianę kumulował się w nim przez całą męczącą podróż do Cambridgeshire. Obmyślał sposoby dokuczenia jej za to, że zmusiła go do wysiłku. Natomiast teraz, gdy znalazł się przed frontowymi drzwiami rodzinnego domu, z którego został kiedyś w bolesnych okolicznościach wypędzony, przepełnił go rozdzierający serce smutek. - Gabrielu? TLR Diana z przykrością obserwowała ponurą minę narzeczonego. Od początku ich znajomość była naznaczona napięciem, ale kiedy teraz patrzyła na Gabriela, wydawał się jej kimś obcym, nieprzypominającym aroganckiego i pewnego siebie lorda Faulknera, którego poznała przed tygodniem. W tym momencie zrozumiała, że popełniła poważny błąd; nie powinna była zmuszać go do odwiedzenia rodziny. To przez nią otworzyła się dawna, jątrząca się rana, której lepiej było nie dotykać. - Nie chciałam powiększać pańskiego dyskomfortu - szepnęła. - Pani przeprosiny są spóźnione i niewystarczające. W tej chwili nie ma odwrotu.
Wewnątrz przestronnego, wyłożonego marmurem holu Dianę nagle przeszył lodowaty dreszcz. Nie chodziło o niską temperaturę, lecz o panującą w tym domu atmosferę, jakby ściany tego domu przesiąkły złem, którego były niemym świadkiem przez długie lata. Skarciła się w duchu. Przecież cegły i zaprawa murarska nie mają właściwości absorbowania emocji, nie mają jej również posągi i obrazy na ścianach. Przenikające ją zimno to skutek przemoczenia i głodu, uznała. - Czy matka jest zdrowa? - Gabriel zwrócił się do ciemnowłosej piękności. Zignorowała pytanie, zamiast tego zwróciła się do obecnego w holu kamerdynera, aby podał w salonie herbatę. - Herbatę dla pań, dla mnie proszę przynieść coś mocniejszego, Reeve - polecił służącemu Westbourne. Zauważył, że czas nie obszedł się łaskawie ze starym sługą, który od momentu, kiedy Gabriel widział go po raz ostatni, postarzał się nie o osiem, ale co najmniej o dwadzieścia lat. - Tak jest, milordzie. - W oczach starego widać było radość; rozpoznał panicza. - I proszę przygotować zielono-złote sypialnie dla lady Diany i dla mnie - dodał hrabia, oddając mu swoje i Diany okrycia i kapelusze. - Nie możesz ni stąd, ni zowąd wchodzić do domu i wydawać poleceń służbie, jakbyś był panem tego dworu! - zaprotestowała kobieta. - Sądzę, że właścicielką Faulkner Manor wciąż jest moja matka. - Owszem. - Zatem, Reeve, zróbcie co, powiedziałem. - Gabriel zmierzył kobietę lodowatym spojrzeniem. - Sugeruję, abyśmy kontynuowali rozmowę tam, gdzie będzie trochę cieTLR plej.
Z niechęcią pospieszyła do salonu, wykonując gwałtowny obrót spódnicą. Gabriel i Diana poszli za nią. W utrzymanym w brązowo-złotej tonacji pokoju płonął ogień na kominku. - Pytałem o zdrowie matki - przypomniał Gabriel. - Stan zdrowia Felicity jest taki, jakiego należy się spodziewać. - Co to znaczy? - Felicity zapadła na zdrowiu po śmierci twojego ojca. Po pogrzebie wycofała się do swoich pokojów. Rzadko je obecnie opuszcza. - Pozostawiając tobie rolę pani domu, czy tak? - zapytał wzgardliwie. - Jakie to do ciebie podobne! Obwiniać innych o skutki złych uczynków, które sam popełniłeś - odpowiedziała ze złością kobieta. Gdyby nie lekkie zmarszczenie brwi, można by uznać, że wzmianka o śmierci ojca i smutku matki, która po utracie męża odcięła się od życia, nie zrobiła na Gabrielu większego wrażenia. Jego ojciec był rygorystycznym wyznawcą zasad panujących wśród arystokracji, a matka przypominała niefrasobliwego motyla. Mimo to, być może na zasadzie przyciągania się przeciwieństw, byli kochającym się małżeństwem. Czy zawiniłem? zastanawiał się hrabia. Czy gdybym nie dał się wypędzić z domu przed ośmiu laty, sprawy potoczyłyby się inaczej? Ojciec by nie odszedł na zawsze, a matka cieszyłaby się życiem? - Może dokona pan prezentacji, Gabrielu? Delikatne przypomnienie ze strony Diany sprawiło, że otrząsnął się z myśli o przeszłości. Spojrzał na wrogo usposobioną do niego kobietę, stojącą na drugim końcu pokoju, a potem na przyszłą żonę, znajdującą się obok niego. - Diano, to jest pani Jennifer Prescott, żona mojego wuja Charlesa. Jennifer, przed-
stawiam moją narzeczoną, lady Dianę Copeland. Krócej nie było można. Diana najpierw na kilka sekund zatrzymała na nim zdziwiony wzrok, potem zwróciła go na kobietę. Nie potrafiła ukryć wrażenia, jakie zrobiła na niej wiadomość, że tą piękna kobieta jest żoną jego wuja. Kobieta, której Gabriel wolałby więcej nie spotkać, o której nie chciał nawet słyTLR szeć... Rozdział ósmy - Pani Prescott. - Diana wykonała wymagany zwyczajem dyg, starając się ukryć zaskoczenie. Z wypowiedzi Gabriela zapamiętała, że wuj był młodszym bratem jego matki, i uznała, że mógł mieć czterdzieści kilka lat. Dlatego wyobraziła sobie, że żona Charlesa będzie pulchną matroną, i zdziwiła się, gdy piękną kobietę, która nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia siedem-osiem lat, przedstawiono jej jako panią Prescott. - Lady Diano. - Jennifer Prescott nie odpowiedziała dygnięciem, jedynie skłoniła głowę. Diana położyła dłoń na ramieniu Gabriela i wyczuła, że spiął się w sobie, jakby oczekiwał ataku. Znowu dało o sobie znać nieprzyjemne wrażenie, jakie nawiedziło ją, gdy weszła do Faulkner Manor, i pojęła, że nie należy go lekceważyć. W tutejszej atmosferze kryło się coś złego. Nagle zapragnęła się od tego odciąć, choćby na chwilę. - Gabrielu, wolałabym pójść na górę odświeżyć się po podróży, niż pić teraz herbatę - powiedziała. Wydawało się, że narzeczony jej nie dosłyszał. Nadal mierzył się wzrokiem z piękną ciotką. W pewnym momencie ochłonął i rzucił ironicznym tonem:
TLR - Jestem pewien, że pani Prescott będzie szczęśliwa, uwalniając się od naszego towarzystwa. Nawet nie próbując ukryć irytacji, Jennifer zadzwoniła na kamerdynera. - Byłabym szczęśliwsza, gdybyście w ogóle tu nie przyjeżdżali - odparła, zanim służący się pojawił. - Ciekawe dlaczego? - Dobrze wiesz. - Może i wiem - przyznał Westbourne. - Zakładam, że moja matka wciąż zajmuje dawne pokoje. - Naturalnie. Nie radzę jednak zakłócać jej teraz spokoju. Zazwyczaj jada wcześnie kolację i zapewne już się położyła. - To ja będę decydował o tym, czy odwiedzę matkę jeszcze dzisiejszego wieczoru, a nie próżna kobieta, która wyszła za mąż za mojego wuja - oświadczył hrabia. - Jesteś bezczelny! - To dobrze, że zauważyłaś, iż nie jestem tamtym naiwnym młodzieńcem, którego zmuszono do opuszczenia rodzinnego domu. - To był twój wybór. - Alternatywy nie mogłem przyjąć. Jennifer syknęła ze złości. - A gdzie podziewa się mój drogi wuj? Zobaczymy go wieczorem? - zapytał zaczepnie Gabriel, do tego stopnia zdenerwowany, że wbrew dobrym manierom kontynuował wymianę złośliwości w obecności Diany. - Mąż wyjechał wczoraj do Londynu, gdzie spędzi kilka dni.
- W interesach czy dla przyjemności? - W interesach, oczywiście. - Nie przypuszczałem, że nadal prowadzi interesy - zauważył z przekąsem Gabriel, który doskonale wiedział, że jedyne, czym wuj się zajmował, był hazard. Nie chcąc przypadkiem natknąć się na Prescottów, po powrocie do Londynu przeprowadził dyskretne rozeznanie na temat wuja i dowiedział się, że spędza on większość TLR czasu w Cambridgeshire, z rzadka wybierając się do stolicy. Wtedy też, jako nałogowy hazardzista, oddaje się swojej pasji i nieodmiennie przegrywa. - Gdy umarł twój ojciec, a matka wycofała się z życia towarzyskiego, Charles i ja postanowiliśmy zrezygnować z londyńskiego domu. Przeprowadziliśmy się tutaj, bym mogła zająć się prowadzeniem domu, a Charles administrowaniem majątkiem. Gabriel patrzył na Jennifer, nie kryjąc niechęci czy nawet pogardy. Była jeszcze piękniejsza niż przed laty, bo dawna dziewczęca figura zaokrągliła się ponętnie. Jednak na nim jej uroda nie zrobiła wrażenia. Nie ufał ani jednemu słowu i gestowi tej kobiety. Miał się na baczności, w pełni świadomy, że w przeszłości zapłacił bardzo wysoką cenę za niedocenienie jej możliwości. Nie zamierzał popełnić po raz wtóry tego błędu. - Nie wątpię, że Charles nie marnuje żadnej okazji do napchania sobie kieszeni powiedział, nie kryjąc złośliwości. Doszedł do wniosku, że oględne sformułowania, jakich użyła Alice Britton w liście opisującym sytuację w Faulkner Manor, prawdopodobnie nie oddawały nawet w połowie powagi sytuacji. - Za daleko się posuwasz! - Jennifer podniosła głos. - Czyżby? Mierzyli się wrogim wzrokiem, póki w salonie nie zjawił się Reeve. Pani Prescott
poleciła mu, by zaprowadził gości do ich pokojów. Gabriel zdążył odzyskać swą zwykłą flegmę. Nie chciał tu przyjeżdżać i nie zrobiłby tego, gdyby nie interwencja Diany. Przypuszczał, że już żałowała pochopnie podjętej decyzji i w pełni zdawała sobie sprawę, w jak trudnej sytuacji go postawiła - Między pańskim wujem a jego żoną musi być znaczna różnica wieku - raczej stwierdziła, niż zapytała Diana, z niepokojem przyglądając się Gabrielowi krążącemu po pokoju. Była zdziwiona, kiedy okazało się, że zielono-złote sypialnie, których przygotowania dla nich zażądał narzeczony, są połączone wewnętrznymi drzwiami, z czego Gabriel zrobił użytek natychmiast po odejściu kamerdynera. Nie ulegało wątpliwości, że takie rozwiązanie było niestosowne, sugerowało bowiem, że ją i Gabriela łączy zażyłość, której między nimi nie było. Jednak atmosfera w Faulkner Manor była tak przygnębiająca, że Diana cieszyła się z możliwości szybkiego, TLR w razie potrzeby, zwrócenia się do narzeczonego. Żadne z nich jeszcze nie skorzystało z ciepłej wody przyniesionej wraz z bagażami. Diana odprawiła pokojówkę, kiedy Gabriel wszedł do jej sypialni i zaczął się po niej w milczeniu przechadzać. - Prawie trzydzieści lat, jak mi się wydaje - powiedział nagle. - Wygląda na to, że pan nie przepada za ciotką... - Jaka pani spostrzegawcza! Dianie nie podobał się sarkazm Gabriela. - Dlaczego po otrzymaniu pierwszego listu panny Britton nie wytłumaczył mi pan, że istniejąca tu sytuacja jest aż tak złożona?
- Złożona? - powtórzył Gabriel, zatrzymując się przed Dianą. - Na przykład nie wspomniał pan, że żona pańskiego wuja nie jest w zbliżonym wieku, jak się spodziewałam? Diana wiedziała, że w ich sferze nierzadko zdarzały się małżeństwa starszych mężczyzn ze znacznie od nich młodszymi kobietami, ale mimo wszystko... - Przecież oznajmiłem pani, że nie mam zwyczaju nikomu się tłumaczyć. - Musiał pan założyć, że będę zdziwiona, widząc, jak młoda jest pani Prescott? - Być może. Ta odpowiedź nie zadowoliła Diany. - Zamieszkują z pańską matką od śmierci pańskiego ojca? - Niestety, na to wygląda. - Na twarzy Gabriela pojawił się grymas. - To przecież miło z ich strony, że zrezygnowali ze swojego domu, aby zaopiekować się pańską matką, czyż nie? - Coś pani poradzę, Diano. Niech pani nie wierzy we wszystko, co pani tu usłyszy. Zwłaszcza w to, co ma do powiedzenia Jennifer. - Nie rozumiem... - Wyjaśnię to pani. Pan i pani Prescottowie nie zrezygnowali ze swojego domu i nie przeprowadzili się tutaj z Londynu, kierując się troską o moją matkę. Wiem na pewno, że ich dom wraz ze wszystkim, co miało jakąkolwiek wartość, został zajęty przez TLR komornika na poczet wielkich długów karcianych wuja. Diana zrobiła zdziwioną minę. - I pan uważa, że mieszkając tu, wuj przywłaszcza sobie pieniądze pańskiej matki? - Miejmy nadzieję, że w ograniczonym zakresie. Przypuszczam, że ojciec, znając
dobrze szwagra, tak skonstruował testament, żeby nikt poza matką nie mógł naruszyć kapitału. - Zdaję sobie sprawę, że sytuacja nie jest łatwa, ale skoro już tu jesteśmy, może zrobilibyśmy coś w tej sprawie - zasugerowała nieśmiało Diana. - Jeśli dostrzega pani taką możliwość, proszę powiedzieć, co by to mogło być. Diana wiedziała, że zasłużyła na niezadowolenie narzeczonego, bo do tego niegościnnego i ponurego domu ściągnęła go wbrew jego woli. Jednak pojawiła się szansa na naprawienie stosunków Gabriela z matką. - Mam nadzieję, że w końcu zdoła pan pogodzić się z matką - powiedziała. - Przemawia przez panią naiwność młodości. - Czy mogłabym... czy chciałby pan, żebym poszła z panem do matki? - W jakim celu? - Skoro mam zostać pańską żoną, to czyż moje miejsce nie jest u pana boku? - Moja droga, po ślubie pani miejsce będzie nie u mojego boku, lecz pode mną, w łóżku. Diana zaczerwieniła się, słysząc to grubiaństwo. - Rozumiem, skąd bierze się pański gniew, milordzie... - Gniew? - powtórzył Gabriel i dodał, wpatrując się w Dianę pałającym wzrokiem: - Zapewniam panią, że to, co czuję, jest czymś znacznie gwałtowniejszym od letniego uczucia, jakim jest gniew! Dianę przeszły ciarki. W dzieciństwie ona i Malcolm byli przyjaciółmi, a potem sympatyzowali ze sobą przez lata. Hrabiego znała krótko, a mimo to zdołał obudzić w niej kobietę. W ramionach nieporadnego Malcolma nigdy nie czuła się tak wspaniale jak wtedy, gdy całował ją i dotykał jej Gabriel. Dopiero przy nim odkryła w sobie zmysłową
kobietę o nieznanych jej wcześniej pragnieniach. Obserwując spod rzęs narzeczonego, Diana myślała o pocałunkach i pieszczotach i TLR miała cichą nadzieję, że się powtórzą. Uwaga, że jej miejsce jest razem z nim w łóżku, choć wypowiedziana brutalnym tonem, tylko wzmacniała tę nadzieję. Zamiast przestraszyć się gniewu przyszłego męża, uniosła dłoń i delikatnie dotknęła palcami jego napiętego policzka. Gdy Gabriel poczuł ciepło jej palców, oczy mu pociemniały. - Nie jestem kotkiem ani pieskiem, którego da się obłaskawić głaskaniem po główce, Diano! - Głos Gabriela zabrzmiał szorstko. Diana wyczuła pod palcami podskórny skurcz. - Nie jestem taka głupia, by wierzyć, że komuś udałoby się pana obłaskawić szepnęła. - W takim razie co pani chce ze mną zrobić? Co chciała zrobić? Dobre pytanie. Zmusiła narzeczonego do przyjazdu do Faulkner Manor, gdzie sama źle się czuła ze względu na przytłaczającą atmosferę i nieprzychylne przyjęcie oraz napięcie panujące między nią a Gabrielem. A przecież jeszcze nie spotkała prowadzącej pustelnicze życie i kto wie, czy nie zdziwaczałej lady Faulkner. Jednak jej samopoczucie nie było aż tak ważne jak stan Gabriela, coraz bardziej ponurego. - Próbuję panu udowodnić że bez względu na to, co może pan pomyśleć, nie jestem pańskim wrogiem. - Zorientowałem się, kim pani jest. - Tak? - Naiwną idealistką, która na przekór własnemu życiowemu doświadczeniu uważa,
że sytuacja w tym domu może ulec poprawie. Narzeczony chciał mi dokuczyć, i to mu się udało, pomyślała Diana. Ubodło ją i rozczarowało takie zachowanie, cofnęła więc rękę i opuściła ją wzdłuż tułowia. Gabriel ze zdziwieniem odczuł brak tego ciepłego, wyrażającego empatię dotknięcia. Do diabła, powiedział sobie w duchu, przecież nie potrzebuję niczyjej litości, a już najmniej ze strony narzeczonej! Podniecała go, tego nie dało się ukryć. Złość i napięcie, wywołane niechcianym pobytem w rodzinnym domu i spotkaniem z Jennifer Prescott, znalazły ujście w erotycznym napięciu. Obserwował Dianę spod na wpół przymkniętych TLR powiek. Pociągały go jej rudoblond włosy, w lekkim nieładzie wymykające się spod przytrzymujących je klamerek, pobladłe policzki, szyja wznosząca się delikatnym łukiem nad pełnymi piersiami, częściowo odsłoniętymi przez głęboki dekolt sukni. Oczami wyobraźni Gabriel widział ten wdzięczny dekolt ozdobiony naszyjnikiem z pereł, lśniących takim samym delikatnym różowawym blaskiem jak skóra Diany. - Gabrielu? - zapytała niepewnie. Przeniósł wzrok z jej piersi na twarz i ujrzał zarumienione policzki i lśniące oczy. W tym momencie Diana przeciągnęła językiem po pełnej dolnej wardze zmysłowych ust. - Czy pani się mnie obawia? - zapytał cicho, świadomy, że nagromadzone w nim emocje biorą górę nad narzucaną sobie do tej pory wstrzemięźliwością. - A powinnam? - Bez wątpienia. - Uśmiechnął się ponuro. Potrząsnęła głową, niechcący uwalniając spod klamerek kilka loków. - Nie wierzę, by pan mógł mnie skrzywdzić. - Zapewniam panią, że w tej chwili jestem do tego zdolny.
- Nie powiedziałam, że nie jest pan zdolny mnie skrzywdzić, ale że nie wierzę, by pan zdecydował się to zrobić. Najwyraźniej Diana wiedziała p nim więcej niż on sam, ponieważ w tym momencie niczego bardziej nie pragnął, niż rzucić ją na łóżko, zerwać z niej ubranie i napawać się jej ponętnym ciałem. Albo inaczej: przed położeniem jej na łóżku powyciągać z włosów krępujące je spinki, leniwie rozebrać ją ze wszystkiego, co miała na sobie, po czym ustami, językiem i dłońmi pieścić jej ciało. - Pani budzi bestię, która istnieje we mnie, zresztą jak w każdym mężczyźnie wyznał Gabriel, świadomy, że resztką siły woli trzyma na wodzy temperament. Po raz pierwszy w swoim podporządkowanym potrzebom innych życiu Diana chciała wziąć rozbrat z rozsądkiem i przyjąć wyzwanie chwili. Pociągała ją perspektywa przeżycia nieznanych jej zmysłowych uniesień, poparta obiecującym doświadczeniem, jakim były dotychczasowe pocałunki Gabriela. Wiele lat temu ojciec pokazywał jej w jednej z książek ilustrację przedstawiającą lśniącą czarną panterę. W tej chwili Gabriel skojarzył się jej z tym wielkim kotem, draTLR pieżnym i niebezpiecznym. Wyciągnęła ponownie rękę i tym razem dotknęła jedwabistych czarnych włosów opadających narzeczonemu na czoło. Czas stanął w miejscu. Diana trwała w bezruchu, wstrzymując oddech. Gabriel patrzył prosto w jej jasne, niemal przezroczyste oczy, po czym przeniósł wzrok na pobladłe policzki i zatrzymał go na lekko rozchylonych pełnych wargach. Odniosła wrażenie, że pieści ją tym spojrzeniem. Czuła, jak przyspiesza jej serce. Nieprzeparta siła pchała ją, by go objąć, pocieszyć, ulżyć mu w cierpieniu. - Na Boga, nie! - Z tymi słowami Gabriel oparł dłonie o ramiona Diany i odsunął ją
od siebie. Przeraził ją niemal dziki wyraz jego twarzy, a jednocześnie poczuła się dotknięta odmową, zwłaszcza że odszedł na drugi koniec pokoju i zatrzymał się dopiero pod oknem. Czego się spodziewała? Że zbliży ich ciężka atmosfera, która panowała w Faulkner Manor? - zastanawiała się upokorzona. Że narzeczony zwróci się do niej po pocieszenie, jakiego potrzebował, przebywając wbrew swojej woli w domu, który przed laty opuścił rozgoryczony? Jeśli tego oczekiwała, to rzeczywiście jest naiwną idealistką, co wcześniej wytknął jej Gabriel. - Może już czas, aby zostawił mnie pan samą. Chciałabym odświeżyć się i przebrać przed kolacją. Gabriel odnotował zmianę nastroju Diany i zrozumiał, że jego przyczyną było odrzucenie pocieszenia, które mu otwarcie oferowała. Chociaż odczuwał silną pokusę, by w jej ramionach poszukać chwilowego zapomnienia o trapiących go troskach, nie potrafił się na to zdobyć, i to nie tylko dlatego, że postanowił zachować wstrzemięźliwość do ślubu. Myśl o tym, by po raz pierwszy kochali się w przygnębiającej, opresyjnej atmosferze tego domu, była wystarczająco odpychająca, żeby odeszła mu ochota na miłosne igraszki. Lepiej, uznał, by Diana poczuła się urażona odmową, niż gdyby miało ich w przyszłości prześladować niedobre wspomnienie. - Ciągle nie ma pani pojęcia, co się dzieje w tym domu, prawda? - spytał. - Wspomniał pan o tym, a ja i bez tego wyczuwam, że panuje tu nieprzyjazna atmosfera. TLR - Gdyby tylko o to chodziło - odparł z westchnieniem Gabriel.
- Proszę mnie wprowadzić w szczegóły, dopuścić do tajemnicy. - Po co? Chce pani spróbować zaradzić złu? Tak jak radziła sobie pani ze wszystkimi sprawami w rodzinie, od kiedy matka was opuściła? - Jest pan rozmyślnie okrutny - poskarżyła się Diana. - Przepraszam. Ten dom i mieszkający w nim ludzie mają na mnie fatalny wpływ. Serce Diany zmiękło. - Rozumiem... - Nic pani nie rozumie! - Gabriel zaśmiał się urągliwie. - Jestem tu zaledwie kilka minut, a już czuję się, jakbym się dusił! - Proszę mi się zwierzyć, to przyniesie panu ulgę - poprosiła Diana, ponownie kładąc Gabrielowi dłoń na ramieniu. Patrzyła mu przy tym prosto w oczy. - Sama pani w to nie wierzy. - Panu to nie zaszkodzi, a przeciwnie - pomoże. - Myli się pani, i to bardzo - odparł Gabriel, choć był świadomy, że jeśli mieli zostać w Faulkner Manor chociażby tylko na dzisiejszy wieczór, byłoby nie w porządku utrzymywać Dianę w niewiedzy. Poza tym był w tym domu ktoś, kto z wielką chęcią uraczy ją swoją wersją wydarzeń. - Doskonale. Chciała pani być dopuszczona do tajemnicy, czy tak? Mówiąc to, Gabriel utracił swoje zwykłe wielkopańskie opanowanie i Diana przelękła się lawiny gorzkich słów i oskarżeń. Uśmiechnął się krzywo, dostrzegając jej wyraz twarzy. - A może zmieniła pani zdanie i woli nie wiedzieć? Przez moment miała chęć przyznać: tak, zmieniłam zdanie. Jednak obawę przeważyło przekonanie, że nie zrozumie, co się dzieje w tym domu, dopóki nie usłyszy, co Ga-
briel ma na ten temat do powiedzenia. - Nie boję się prawdy - oświadczyła, unosząc dumnie głowę i patrząc w oczy narzeczonego. - Obawiam się, że od tej szczególnej prawdy zechce pani uciec. Lęk znowu dał znać o sobie, chociaż nadal nie odrywała spojrzenia od twarzy GaTLR briela. - Nic, co mi pan teraz powie, nie zmieni mojego zdania o panu - oświadczyła. - A jakie ono jest? - Jest pan człowiekiem odpowiedzialnym, który poczuwa się do sprawowania opieki nad moimi siostrami i nade mną. Wiem także, że lord Vaughn, który jest oficerem i dżentelmenem, bardzo pana poważa. - Powiedziała pani to, o czym wie, jednak nie wygłosiła swojej opinii o mnie - zauważył Gabriel. Może uznała, że tak będzie rozsądniej, skoro znali się krótko, pomyślał. Niewykluczone, że jako osoba szczera i prawdomówna nie chciała podzielić się z nim swoimi odczuciami, uznając je za niewystarczające do oceny. Diana zdążyła się dowiedzieć, że Gabriel jest arogancki, nietolerancyjny i mało wyrozumiały dla ludzkich słabostek. Zorientowała się również, że zwykł skrywać emocje, przybierając pozę dumnego arystokraty. Drżała, gdy brał ją w ramiona i namiętnie reagowała na pocałunki. Rozpalał jej zmysły, gdy ją pieścił. Ale jak go oceniała? - Niech pani nie kłopocze się szukaniem odpowiedzi. Ma pani trudności ze znalezieniem właściwej - powiedział z goryczą, orientując się, że Diana stara się go nie urazić. Była niepocieszona.
- Niech mi pan po prostu powie to, co powinnam wiedzieć. - Od czego zacząć? - Od początku. - Musielibyśmy się cofnąć w czasie o osiem lat. Osiem lat? Do czasu, w którym wybuchł skandal, który tak zaważył na życiu Gabriela i losach jego rodziny? - Wspominałem pani o skandalu, który doprowadził do mojej banicji i wydziedziczenia. - Tak. - Musi pani także wiedzieć, by zrozumieć źródło napięcia panującego w tym domu, że... - Urwał i głęboko odetchnął. - Gabrielu, jeśli woli pan... T L R - Nie mam wyboru, ponieważ znaleźliśmy się tu z powodu pani nieprzemyślanej decyzji. Dianę ogarnął lęk. Gabriel był z nią szczery od początku. Nie wahał się uprzedzić, że ma za sobą nieciekawą przeszłość. Z jego zachowania wynikało, że to, co za chwilę powie, może zniszczyć dotychczasowy szacunek, jaki dla niego czuła... Rozdział dziewiąty - Wcześniej wyjawiłem pani, że byłem niesłusznie oskarżony o uwiedzenie młodej kobiety, a także o porzucenie jej, gdy oznajmiła, że spodziewa się dziecka. Nie powiedziałem jednak, kim była ta dziewczyna. Otóż była nią Jennifer, obecnie żona mojego wuja Charlesa. Diana poczuła się tak, jakby otrzymała silny cios w klatkę piersiową, po którym zachwiała się i omal nie upadła. Zbladła i wbiła wzrok w twarz narzeczonego. Piękna
młoda kobieta, która wyszła za mąż za Charlesa Prescotta, byłaby tą samą, o której uwiedzenie i pozostawienie w ciąży był oskarżony Gabriel? Tą samą, za której poślubienie Charles Prescott otrzymał sowitą zapłatę od lorda Faulknera, przekonanego, że dziewczyna nosi w łonie jego wnuka? Wprost nie do uwierzenia. Czy rzeczywiście? Poślubiając Charlesa Prescotta, młoda kobieta wiązała się z rodziną Gabriela, jej dziecko należałoby do rodziny, gdyby przeżyło. Dopiero teraz Diana potrafiła w pełni zrozumieć, skąd wzięła się otwarta wrogość między jadowicie złośliwym Gabrielem a rozzłoszczoną jego widokiem Jennifer. Wiedziała, że wszystko, co teraz powie, będzie miało znaczenie nie tylko obecnie, ale zaważy na całej przyszłości jej małżeństwa. TLR Wyobraziła sobie Gabriela i piękną Jennifer w intymnej sytuacji... Nie! Chociaż na własne oczy przekonała się, jak piękną kobietą jest Jennifer, nie powinna wątpić w zapewnienia narzeczonego, który twierdził, że nie zawinił w sprawie Jennifer. Niewątpliwie, rozważała Diana, trudno uwierzyć, by jakikolwiek mężczyzna pozostał obojętny wobec egzotycznej urody tej kobiety. Jednak skoro Gabriel twierdził, że on się jej oparł, to Diana powinna mu wierzyć. Przecież nie dalej jak dwa dni temu zapewniała Caroline, że chociaż między nią a Gabrielem nie ma miłości, to z pewnością jest zaufanie i uczciwość. Wybór był oczywisty. Należy dać wiarę i zaufać mężczyźnie, z którym się z własnej woli zaręczyła, a nawet go zachęciła do związania się na stałe. Podeszła do okna wychodzącego na stajnie, za którymi rozciągał się widok na niekończące się dworskie pola. Gabriel zapewniał o swojej niewinności, a należał do ludzi, którzy powiedziawszy prawdę, nie dbają o to, czy inni im wierzą, czy nie. Spojrzała na
niego. Stał nadal w tym samym miejscu, czekając na jej odpowiedź. - Chyba winna jestem panu przeprosiny. - Co takiego?! Diana nieznacznie pokiwała głową. - Powinnam się domyślić, że pańska niechęć do wyjazdu do Faulkner Manor była podyktowana czymś znacznie bardziej dla pana bolesnym niż dawne nieporozumienia z matką. Gabriel zamilkł. Opanowana i rozważna, a zarazem czuła i zmysłowa, Diana wciąż go zaskakiwała. Spodziewał się, że ujawnienie, kim dla niego była Jennifer, będzie dla niej silnym ciosem, i nie pomylił się. Jednak nie oczekiwał, że zamiast zalać się łzami i zasypać go wyrzutami i pretensjami, ona go przeprosi! W porównaniu z dojrzałym zachowaniem Diany jego złość i resentymenty związane z powrotem do Faulkner Manor stały się trywialne. - Małżeństwo wuja z Jennifer Lindsay, bo tak się przed ślubem nazywała, nie jest tematem, do którego kiedykolwiek życzyłbym sobie powracać - powiedział. - Potrafię to zrozumieć - odparła Diana, spoglądając ze współczuciem na narzeczonego. TLR - Czyżby? - Ależ naturalnie - zapewniła. - Osiem lat temu wyrządzono panu wielką krzywdę. Nie tylko nie dano wiary pańskim zapewnieniom, ale także przyjęto do rodziny kobietę, która niesłusznie pana oskarżyła, gdy tymczasem panu kazano się wynosić. Musiał pan odebrać to jako podwójne okrucieństwo. Właśnie dlatego Gabriel poprzysiągł sobie, iż nigdy jego noga nie postanie w ro-
dzinnym domu. I oto znalazł się w nim powitany, o ile przyjęcie zgotowane przez Jennifer Prescott można nazwać powitaniem, przez tę samą kobietę, która kiedyś postanowiła zniszczyć mu życie. - Tak, to było okrutne - potwierdził. - Czy pański wuj i ciotka znali się, zanim pana ojciec zaaranżował ich małżeństwo? - Przypuszczam, że tak. - Ale nie wie pan tego na pewno? - Mówiąc szczerze, nie sądzę, żeby to miało jakiekolwiek znaczenie - odparł hrabia. - Charles był częstym gościem w Faulkner Manor, a Jennifer mieszkała w sąsiedztwie. Zazwyczaj przyjeżdżał do ojca po pożyczkę, przy czym obaj zdawali sobie sprawę, że nigdy nie zostanie spłacona. Mój ojciec nie miał wyjścia. Zadłużony u lichwiarzy Charles to brat mojej matki i jej jedyny żyjący krewny. - Naturalnie, że w tych okolicznościach pana ojcu trudno byłoby odmówić - zauważyła Diana. - Naturalnie - powtórzył bezwiednie Gabriel. - Czy pański wuj jest przystojnym mężczyzną? - Nie wiem, co ma do rzeczy jego wygląd. - Jestem ciekawa, czy między nim a panem jest rodzinne podobieństwo? - Dlaczego? - Pytania Diany zaczynały niecierpliwić Gabriela. Sytuacja okazała się o wiele bardziej skomplikowana, niż Diana sądziła przed przyjazdem do Faulkner Manor. Fakt, że Prescottowie tutaj rezydowali i zarządzali dworem i majątkiem, podczas gdy matka Gabriela nie opuszczała swoich pokojów, czynił ich faktycznymi panami posiadłości. Zaskoczenie i wielkie niezadowolenie Jennifer z przyjazdu Gabriela było aż nadto widoczne. Już przed podróżą do Cambridgeshire Dianę za-
TLR częło nurtować pytanie, na które nikt nawet nie spróbował udzielić odpowiedzi. Przynajmniej do tej pory... Teraz, kiedy poznała Jennifer Prescott, która nie zrobiła na niej dobrego wrażenia, to pytanie nurtowało ją jeszcze silniej. Osiem lat temu Jennifer Lindsay była w ciąży. Jeśli ojcem dziecka, którego się spodziewała, nie był Gabriel, to kto nim był? Uśmiechnęła się do swoich myśli. - Sądzę, że pana wuj jest korpulentnym dżentelmenem w średnim wieku. - Przeciwnie, Charles jest zabójczo przystojnym szelmą w średnim wieku. Przypuszczam, że uchodził na rynku małżeńskim za doskonałą partię, dopóki skłonność do hazardu nie pozbawiła go atrakcyjności w oczach matek panien na wydaniu z naszej sfery. - Aha... - A właściwie, o co pani chodzi? Diana nie była pewna. Potrzebowała czasu, aby potwierdzić swoje podejrzenia. Bliżej przyjrzeć się pani Prescott i być może również jej mężowi, o ile przyjedzie do Faulkner Manor. - Może już na dzisiaj wystarczy tej rozmowy. Jest jeszcze trochę czasu do zejścia na dół na kolację. Nie uważa pan, że byłaby to odpowiednia chwila na złożenie wizyty pańskiej matce? - Chyba tak. Gabriel chciał zobaczyć matkę, a jednocześnie czuł wewnętrzny opór przed tym spotkaniem. W przeszłości był znacznie mocniej związany uczuciowo z matką niż z ojcem, ale więź ta rozluźniła się po opuszczeniu domu. Od tamtej pory nie wymienili ze
sobą ani jednego słowa, nie napisali do siebie ani jednego listu. Z tego powodu nie potrafił uwierzyć Alice Britton, która zapewniała go, że matka bardzo pragnie go zobaczyć. - Nie będzie mi brakowało pańskiej obecności - pospiesznie zapewniła narzeczonego Diana. - Prawdę mówiąc, potrzebuję czasu dla siebie. Muszę się umyć i przebrać przed kolacją. Nie mogę dopuścić do tego, by pani Prescott pomyślała, że ożeni się pan z nieatrakcyjną panną. - Nie obchodzą mnie opinie pani Prescott w żadnej sprawie, a cóż dopiero dotyTLR czące kobiety, którą zamierzam pojąć za żonę. - To jest między nami, kobietami - zauważyła z uśmiechem Diana. - Niech się pani ma na baczności. Przekonałem się na własnej skórze, że to niebezpieczna kobieta. - Co prawda, do niedawna mieszkałam na wsi, z dala od londyńskich salonów, ale zapewniam pana, że nie jestem nieobyta. Wydaje mi się, że wkrótce pani Prescott się przekona, iż nie należę do kobiet pozbawionych własnego zdania. Gabriel popatrzył z podziwem na narzeczoną. Był pod wrażeniem jej rozwagi i siły charakteru, które, jak przypuszczał, pomogły jej wtedy, gdy opiekowała się ojcem i młodszymi siostrami, a także ostatnio, kiedy zdecydowała się przyjąć jego propozycję małżeńską. Te same cechy zdecydowały o tym, że wbrew jego wyraźnemu sprzeciwowi odważyła się samotnie wybrać do Cambridgeshire. Zdziwił się, bo nagle stwierdził, że już nie ma do niej o to żalu i przekonuje go jej tłumaczenie, iż znalazła się tu, działając w jego najlepiej pojętym interesie. Rzeczywiście, pomyślał, może za długo odkładałem wizytę u matki. - Moja droga, pani hart ducha jest godny podziwu.
- Zawieramy małżeństwo z rozsądku, nie z miłości. Nie znaczy to, że będę wobec pana mniej lojalna. W to nie wątpił. Diana zdecydowała się wyruszyć do Faulkner Manor tylko z pokojówką, ponieważ uważała, że tak powinna postąpić. Wszystko wskazywało na to, że była tu gotowa pozostać, chociaż zdawała sobie sprawę, że nie będzie to przyjemne. Gabriel z pogardą pomyślał o młodym człowieku, który niedawno porzucił tak wartościową kobietę jak Diana, wybierając inną. W jego oczach zasługiwała na szacunek i podziw. - Nie jestem pewny, czy zasługuję na pani lojalność - powiedział, unosząc do ust obciągniętą koronkową rękawiczką dłoń narzeczonej. Złożył pocałunek na jej wewnętrznej stronie i zamknął na pocałowanym miejscu jej palce. - Mam nadzieję, że tak. - W jej oczach zaigrały figlarne ogniki. Odpowiedział uśmiechem, który szybko zgasł, gdy przypomniał sobie, co go czeka. TLR - Postąpię, jak pani sugeruje. Pójdę do matki, a pani będzie mogła przebrać się do kolacji. Dopiero gdy Gabriel wyszedł z pokoju, Diana ochłonęła z wrażenia, jakie zrobił na niej pocałunek. Wielu mężczyzn, starych i młodych, całowało ją w przeszłości w rękę, ale było to przelotne grzecznościowe cmoknięcie. Pocałunek Gabriela był czymś wyjątkowym i bardzo intymnym. Diana ciągle czuła ciepło jego warg, przenikające poprzez cienką koronkę rękawiczki. Zawsze wypielęgnowany i nienagannie ubrany, Gabriel był w oczach Diany ucieleśnieniem ideału męskiej urody. Dzisiaj, lekko potargany po podróży, z zaschniętym błotem na wysokich butach, paradoksalnie spodobał się jej jeszcze
bardziej. Nie był zapięty na ostatni guzik i chyba utracił nieco z charakterystycznej dla niego arogancji i pewności siebie. Ale co to wszystko ma wspólnego z ich obecnymi dylematami! Cóż... właściwie były to rodzinne problemy Gabriela, tyle że obiecała mu wsparcie i pomoc. W odczuciu Diany niepokój Alice Britton o lady Felicity Faulkner był całkowicie uzasadniony. W tym domu działo się coś dziwnego. - Gabrielu? W drzwiach łączących sypialnie pokazała się Diana. Jej wdzięczny widok rozproszył ponury nastrój, w jakim Gabriel wrócił od matki. Wspaniale wykorzystała pozostawioną jej godzinę. Kremowa jedwabna suknia, ozdobiona koronką, podkreślała delikatną jak płatki kwiatu magnolii karnację, jasnoniebieskie oczy i różowe usta. Rudoblond włosy spinały dwa inkrustowane perłową macicą grzebienie. Diana wyglądała zachwycająco. Gabriel pojaśniał na twarzy. - Pięknie pani wygląda. - Taki był plan - odparła, wchodząc do środka. - Jak się czuje pańska matka? - Trudno powiedzieć. Cały czas spała. - Gabriela uderzyło, jak bardzo się postarzała. Miała wychudłą pergaminową twarz i gęsto poprzetykane siwizną włosy. - Nie była świadoma pana obecności? - zdziwiła się Diana. - Nie. - Próbował pan ją obudzić? T L R - Naturalnie! Brałem ją za rękę i mówiłem do niej, ale ona nie miała pojęcia o mojej obecności - odparł rozczarowany Gabriel. Przygotował się psychicznie na to spotkanie, a tymczasem matka nie dowiedziała się, że jej jedyny syn wreszcie ją odwiedził.
- Na pewno rano będzie pan miał więcej szczęścia. - Diana położyła pocieszycielskim gestem dłoń na ramieniu Gabriela. - Miejmy nadzieję. Był mocno poruszony stanem matki i bardzo żałował, że tak długo jej nie odwiedzał. Będzie musiał przy najbliższej okazji przeprosić Alice Britton za oschłą odpowiedź na jej list, którą wysłał przed dwoma dniami. Jeśli dawna dama do towarzystwa w czymś przesadziła, to zapewne w powściągliwości, z jaką opisała zaistniałą sytuację. Gabriel postanowił, że wywiezie matkę z Faulkner Manor, gdy tylko jej stan zdrowia pozwoli na podróż. Naturalnie, zakładając, że matka zgodzi się z nim zamieszkać. - Jestem pewna, że gdy pańska matka się obudzi, będzie szczęśliwa, że znowu pana widzi - stwierdziła z uśmiechem Diana. Gabriel nie był tego taki pewny. - Miejmy nadzieję. - Czy był pan dawniej zżyty z matką? - Bardzo. Ojciec Gabriela miał trzydzieści jeden lat, gdy przed trzydziestu laty żenił się z dwudziestoletnią Felicity. Był człowiekiem oschłym i rzadko zaglądał do pokojów dziecięcych. Zainteresował się synem dopiero wtedy, gdy ten był na tyle duży, by dosiąść konia i uczyć się strzelać. Natomiast matka spędzała dużo czasu z jedynakiem, toteż połączyła ich silna więź. Nie widzieli się osiem lat i Gabriel z trudem rozpoznał matkę w starej i schorowanej kobiecie. Był to dla niego trudny do zniesienia widok. - Skoro tak, wszystko się ułoży. - Dobrze, że chociaż jedno z nas jest optymistycznie nastawione. - Przygotowałam pański strój wieczorowy. Leży na łóżku.
Gabriel odwrócił się. Rzeczywiście jego ubranie było gotowe do włożenia. TLR - Uznałam, że powinnam się tym zająć, z mojej winy bowiem jest pan pozbawiony pomocy kamerdynera. Gabriel zauważył, że nie zapomniała nawet o spinkach do koszuli. - Większość kobiet nie ma pojęcia o tym, co jest potrzebne mężczyźnie do ubrania. - Mój ojciec na dwa lata przed śmiercią zrezygnował z kamerdynera. Na mnie spadł obowiązek dbania o to, by nie schodził na śniadanie czy kolację w nocnej koszuli. Mówiąc to, Diana unikała wzroku Gabriela. Zrobiło mu się jej żal. Była taka młoda, kiedy na jej barki spadła odpowiedzialność za dziwaczejącego Ojca i impulsywne młodsze siostry. Mimo to w jej głosie nie było ani śladu pretensji, tylko miłość i akceptacja. Diana nie była podobna do żadnej kobiety, którą znał. Zastanawiał się poważnie, czy zasłużył na takie szczęście, zważywszy na to, że zdał się na przypadek przy wyborze żony. Z podziwem patrzył na delikatnie wygiętą szyję, mlecznobiałe ramiona i kuszące piersi wyłaniające się z szerokiego dekoltu jedwabnej sukni. Przestało mieć znaczenie, dlaczego się tu znaleźli. Pragnął Diany, potrzebował jej jak nigdy nikogo w swoim dotychczasowym życiu. TLR Rozdział dziesiąty Przedłużające się milczenie zaniepokoiło Dianę. Rozgniewała Gabriela? Ale czym? Może tym, że wyłożyła na łóżku wieczorowe ubranie, by miał się w co przebrać do kolacji? A może to nie ona zawiniła, tylko rozstroiła go wizyta u matki? - Och, milordzie! - zawołała, bo nagle Gabriel stanął tuż za nią tak blisko, że czuła
bijące od niego ciepło. Odwróciła się i zajrzała mu w twarz. Zauważyła czarne obwódki otaczające ciemnoniebieskie tęczówki. To te obwódki sprawiały, że oczy Gabriela przybierały kolor nocnego nieba. Nie wytrzymała przenikliwego spojrzenia i przesunęła wzrok na pięknie wykrojone pełne usta. Wiedziała, że potrafią być miękkie i zniewalające. Opamiętała się. Nie powinna o tym myśleć, będąc z nim sam na sam w jego sypialni. - Diano? Zadrżała, słysząc jego przepojony zmysłowością głos. Pomyliła się. Nie był z niej niezadowolony, to było coś zupełnie innego - prośba, wezwanie, ponaglenie... Zanim się odezwała, musiała zwilżyć językiem wyschnięte wargi. - Późno już. Powinien się pan przebrać. - Chętnie, pod warunkiem że zechce pani zastąpić mojego kamerdynera. TLR - Oczywiście, jeśli to konieczne - odparła po dłuższej chwili. - Szczerze mówiąc, nie jest konieczne. Po prostu pomyślałem, że tego rodzaju intymność sprawi nam obojgu przyjemność. Dianę oblała fala gorąca. Wątpliwości i konwenanse zeszły na dalszy plan. Liczyła się tylko obecność przystojnego narzeczonego, którego bliskość działała na nią zniewalająco. - Czy mógłby się pan odwrócić? - spytała cicho. Przez nieskończenie długie sekundy patrzyli sobie w oczy, po czym Gabriel posłusznie odwrócił się do niej plecami. Diana, mając nadzieję, że z innymi kobietami nie postępował tak jak z nią, zaczęła rozpinać wysoki kołnierzyk koszuli. Gabriel czuł, jak drżą jej dłonie, którymi odgarniała opadające na kołnierzyk włosy. Dotyk sprawił mu tak
wielką przyjemność, że omal nie jęknął. Odwiedziny u matki były kompletnie bezproduktywne. Nie mógł z nią porozmawiać, a co dopiero przekonać się, jak przyjęłaby jego obecność. Widok czekającej na jego powrót Diany przepełnił go nieoczekiwaną radością. Odwykł od objawów serdecznego zainteresowania. Przez ostatnich osiem lat stronił od ludzi, nie wyłączając przyjaciół. Gabriel był znacznie wyższy od Diany. Nie było jej łatwo zsunąć z jego ramion obcisły surdut. Była lekko zażenowana, gdy stanął do niej przodem, najwyraźniej oczekując, że rozepnie guziki kamizelki. Diana wiedziała, że to nie należało do obowiązków kamerdynera. Czuła na sobie jego skupione spojrzenie. Niezbyt wprawnie radziła sobie z ozdobnymi guzikami brokatowej kamizelki, ale udało się. Kamizelkę położyła na łóżku obok zdjętego wcześniej żakietu. Nie była pewna, co powinna teraz zrobić. - Mam rozwiązać fular i rozpiąć koszulę czy pozostawić to panu? - A co pani by wolała? Serce zabiło jej szybciej, gdy wyobraziła sobie, że zdejmie mu koszulę i odsłoni szeroki muskularny tors. Uniosła ku niemu oczy, po czym spuściła je wstydliwie, bo zauważyła, jak uporczywie Gabriel wpatruje się w jej falujące ze zdenerwowania piersi. - Czy to rozsądne? - spytała nieswoim głosem. - Czy wszystko między nami musi być rozsądne? - Zaraz będziemy musieli zejść na kolację. TLR - Nie myślę o jedzeniu. Diana poczuła, że nie może dłużej unikać jego zniewalających ciemnych oczu, otwarcie wyrażających niemą prośbę. Mimo początkowego konfliktu ostatecznie przyjazd do Faulkner Manor oraz opowieść Gabriela o wydarzeniach sprzed lat zbliżyły ich
do siebie. Teraz w sypialni poczucie wzajemnej bliskości się nasiliło. - Mam nadzieję, że nie - odważyła się zauważyć Diana. - Co ja słyszę? - zdziwił się Gabriel. Zrozumiała, że się z nią droczył, i policzki jej poczerwieniały. Gabrielowi spodobały się jej rumieńce i błyszczące, wzniesione ku niemu niebieskie oczy. - Co pani czuje, Diano? - Czy ja wiem... Czuję się jakoś inaczej... Jej szept podniecał go. - Czy to nieprzyjemne odczucie? - Nie... na pewno nie. - W takim razie nie widzę powodu, żebyśmy na tym poprzestali - orzekł Gabriel i sięgnął po jej dłonie. Położył je na osłoniętej koszulą klatce piersiowej. Spłoszona a zarazem podekscytowana Diana była świadoma, że z wielu powodów powinna na tym poprzestać, jednak w głębi serca wcale tego nie chciała. Drżącymi palcami zaczęła rozwiązywać wyszukany węzeł fularu, który po chwili spoczął na łóżku, obok surduta i kamizelki. Następnie zajęła się czterema guzikami jedwabnej koszuli. Jej poły rozsunęły się, odsłaniając lekko opaloną i miejscami pokrytą ciemnym zarostem skórę. - Czy zacznie pani krzyczeć, jeśli zdejmę koszulę? Diana uniosła jasne brwi i odparła: - Nie mam zwyczaju krzyczeć. Gabriel potrafił wyobrazić sobie kilka sytuacji, w których mogłaby wydawać okrzyki, tyle że byłoby to świadectwo przeżywanej rozkoszy. Zdjął koszulę i rzucił ją na podłogę.
- Niech leży - powiedział, kiedy zauważył, że Diana chce się po nią schylić. - Na Boga, dotknie mnie pani wreszcie? T L R Zamarł z wrażenia, gdy poczuł na nagiej skórze jej delikatne palce. Zrazu niepewnie, potem śmielej, zaczęła wodzić nimi po rysujących się pod skórą mięśniach. Gabriel wstrzymał oddech, gdy niechcący lekko drasnęła paznokciami ukryte w zaroście brodawki. Spojrzała mu w oczy zaskoczona. - Pan chyba lubi to tak samo jak... - Urwała z głośnym westchnieniem. - Jak pani? - dokończył. - O, tak! - Nie miałam o tym pojęcia. Rumieniec zabarwił jej policzki, kiedy przekonała się, że te maleńkie grudki twardnieją pod jej palcami jeszcze bardziej. Dawniej Diana lubiła w wolnej chwili siadać w bibliotece ojca i przeglądać albumy o sztuce. Szeroki i muskularny tors Gabriela i płaski brzuch przywodziły na myśl podobizny greckich bogów, uwiecznionych na ilustracjach. Przypomniała sobie, jak było jej przyjemnie, gdy Gabriel wodził ustami po jej piersiach. No właśnie... - Diano? Uśmiechnęła się, nie odrywając warg od napiętej skóry na jego piersiach. - Mam przestać? - spytała po chwili. - Nie! - jęknął i jedną dłoń położył na jej karku, przyciskając jej głowę do siebie. Nie potrzebowała dalszej zachęty. Całowała go otwartymi ustami, wodziła dłońmi po płaskim brzuchu, poniżej którego poprzez materiał spodni dawała się wyczuć jego męskość. Przyjemne ciepło zaczęło pulsowało między jej udami, piersi nabrzmiały i niemal rozsadzały koszulę. W tym momencie olśniło ją, że obdarzanie Gabriela przyjemno-
ścią daje jej tyle samo satysfakcji co wtedy, gdy ona odbiera jego pieszczoty. - Mógłbyś zamknąć na klucz drzwi, jeśli zamierzasz już teraz skonsumować małżeństwo z przyszłą żoną! - rozległ się nagle wzgardliwy głos. Diana odskoczyła od Gabriela. W progu między dwiema sypialniami stała Jennifer Prescott. - A ty mogłabyś zapukać przed wejściem - odpowiedział ostrym tonem Gabriel. Wyciągnął ramiona po Dianę i przytulił ją do odsłoniętej piersi. - Nie omieszkam zrobić tego w przyszłości. TLR - Najlepiej, żebyś w ogóle nie przychodziła do tej części domu podczas naszego pobytu. Skoro już tu jesteś, to może powiesz nam, co cię tu sprowadza? - Chciałam poinformować, że kolacja gotowa. - Nie wiedziałem, że w Faulkner Manor brakuje służby i musiałaś się fatygować osobiście - zauważył z ironią Gabriel. - Licz się ze słowami! - Nie zamierzam. Jennifer złym spojrzeniem zlustrowała zakłopotaną Dianę, po czym skupiła wzrok na Gabrielu. Poczuł niesmak, ponieważ dostrzegł w oczach ciotki błądzących po jego nagim torsie, niezdrowe zainteresowanie. - Jeśli zaspokoiłaś ciekawość, to wyjdź - rozkazał. - Któregoś dnia posuniesz się za daleko. - Twoje groźby nie robią na mnie wrażenia. - Czyżby? - Jennifer przeniosła wzrok na nieruchomą i milczącą Dianę. - Czy to samo dotyczy lady Diany?
Gabriel opiekuńczym gestem przyciągnął narzeczoną jeszcze bliżej. - Ostrzegam. Wszelką napaść na Dianę, słowną czy fizyczną, potraktuję jak atak na mnie. Zapewniam cię, że spotka się ona ze stosowną odpowiedzią z mojej strony - Któż by sądził, że okażesz się aż tak podatny na strzały Amora - odparła kpiącym tonem Jennifer. - Znajomość z tobą tak mnie uwrażliwiła - zrewanżował się pięknym za nadobne. Diana zdążyła ochłonąć z zażenowania wywołanego kłopotliwą dla niej sytuacją, tym bardziej niestosowną, że jej niechcianym świadkiem stała się krewna wrogo nastawiona do Gabriela. Pomógł jej w tym opiekuńczy gest narzeczonego. Poza tym wojna na słowa jedynie pogłębiała konflikt. - Czy chce mi pani coś przekazać, pani Prescott? - zapytała stanowczym tonem. Coś, czego bym już nie wiedziała? - dodała uszczypliwie. - Nie, a w każdym razie nic, co nie mogłoby zaczekać na stosowniejszy moment odrzekła Jennifer. - Ten na pewno taki nie jest - wtrącił Gabriel. TLR Piękne brązowe oczy zwęziły się ze złości, a ich właścicielka powiedziała zjadliwie: - Dziwię się, że tak się pienisz, Gabrielu. Przecież nie pierwszy raz widzę cię bez ubrania. - Złośliwy uśmiech pojawił się na twarzy Jennifer, gdy usłyszała okrzyk zgorszenia, który wymknął się Dianie. - Musisz przyznać, że rozwinąłeś od tamtej pory muskulaturę, ale przypuszczam, że znamię na lewym udzie jest tam, gdzie było. - Wynoś się! - rzucił Gabriel. - Ostrzegam panią, lady Diano - dodała Jennifer, ignorując Gabriela. - Wkrótce
przekona się pani, że pamięć Gabriela jest selektywna. - Jeśli chodzi o ciebie, na pewno. Prawdę mówiąc, dla mnie nie istniejesz - oznajmił hrabia. - Wymazanie czegoś z pamięci nie oznacza, że tego nie było - nie pozostała mu dłużna Jennifer. - A wyobrażenie sobie czegoś nie oznacza, że się wydarzyło - odparował Gabriel. Mimo to kpiący uśmiech nie schodził z twarzy Jennifer. - Mam nadzieję, że zobaczę was za chwilę na dole - powiedziała i okręciła się na pięcie. Usłyszeli, jak zamyka za sobą zewnętrzne drzwi na korytarz. Diana tkwiła bez ruchu w ramionach Gabriela. Ta kobieta chciała wywołać zamęt i dopięła celu. Czy jednak w jej słowach nie tkwiło ziarno prawdy? Bez ogródek wyjawiła, że w przeszłości widziała Gabriela bez ubrania. Dowodem na to stwierdzenie miała być obecność znamienia na jego lewym udzie. - O czym pani rozmyśla? Wciąż przytulała się do narzeczonego całą długością ciała, ale poprzednia euforia ulotniła się. Wciągnęła głośno powietrze i spytała: - Czy to prawda, że ma pan znamię na lewym udzie? - Do diabła z nim! - Ma je pan? - Tak! TLR - Boże drogi... Wyrwała się z objęć Gabriela. Nie obchodziło jej, że może go rozgniewać. Musiała
to zrobić, żeby móc zebrać myśli. - Diano, to nie jest tak, jak się z pozoru wydaje. - W takim razie proszę mi powiedzieć, jak jest! Wierzyłam panu, Gabrielu, zaufałam, pańskie zapewnienia przyjęłam za dobrą monetę. - Nie zdarzyło się nic takiego, co zabraniałoby pani wierzyć mi nadal - odparł hrabia, powracając do swojego wyniosłego tonu. - Wobec tego proszę mi wyjaśnić, dlaczego ta kobieta wie o znamieniu na pana udzie? - nalegała Diana, nawet nie zdając sobie sprawy, że powoduje nią zazdrość. Gabriel nie był przyzwyczajony do tego, żeby ktoś go wypytywał. Co więcej, dawno temu poprzysiągł sobie, że nikomu nie będzie tłumaczył się ze swojego postępowania. Tyle że wypowiedziane szyderczym i pewnym siebie tonem słowa Jennifer w uszach Diany zabrzmiały prawdziwie. Skąd mogła wiedzieć, że on nie potrzebuje i nie chce jej okłamywać? Przeklęta Jennifer Prescott! Oby smażyła się w piekle! - Nigdy nie zdarzyło się pani uciec w dzieciństwie guwernantce z pokoju szkolnego i pójść popływać w rzeczce z koleżankami z sąsiedztwa? - Nie. Powinien przewidzieć, że taka będzie jej odpowiedź. Przecież wcześnie przejęła obowiązki matki i sprawowała opiekę nad ojcem i młodszymi siostrami. W ten sposób utraciła część dzieciństwa. - A mnie się zdarzało, i to często. - Obecna żona pańskiego wuja była jedną z tych koleżanek? - Nazywała się Jennifer Lindsay i owszem, także przychodziła popływać z wiejskimi dzieciakami. Gabriel nie tłumaczył się, mówił tonem zaczepnym, jakby przewidywał, że Diana
natychmiast zakwestionuje prawdziwość jego słów. Tymczasem ona była zbyt pochłonięta własnymi, sprzecznymi emocjami, by postanowić, w co wierzyć. Zanim przyjechała do Faulkner Manor, powiązana w przeszłości z Gabrielem dziewczyna nie miała twarzy ani nazwiska. Fakt, że okazała się żoną wuja Charlesa sam w sobie był dość bulwerTLR sujący, a na dodatek wyszło na jaw, że ona i Gabriel znają się od dzieciństwa. Mógł mieć najwyżej dwadzieścia lat, gdy wybuchł tamten skandal. Był młodzieńcem żądnym przygód i cielesnych podbojów. Jennifer Prescott już wtedy musiała być bardzo atrakcyjna. Czy młody mężczyzna, ciekawy świata i przygód, mógł się jej oprzeć? Przed niedawną niesmaczną sceną Diana była pewna, że może wierzyć narzeczonemu. Uważała, że nie miał powodu, by mijać się z prawdą. Co więcej, według niej tak mało dbał o to, co inni o nim pomyślą, że nie musiał uciekać się do kłamstw. Nie dało się zaprzeczyć, że Jennifer Prescott udało się zachwiać przekonaniem Diany w szczerość Gabriela i prawdziwość jego wersji wydarzeń z przeszłości. Jednak bardzo chciała mu wierzyć. Wręcz musiała, skoro planowali wspólną przyszłość. Czyż nie tłumaczyła sobie, że w ich małżeństwie może zabraknąć miłości, ale nie uczciwości? Potrząsnęła głową, jakby chciała odpędzić te myśli. - Porozmawiajmy później... - Porozmawiamy teraz! - stwierdził zdecydowanie hrabia. - Tyle się wydarzyło... Muszę się nad tym zastanowić. - Na przykład nad czym? - Pani Prescott okazała się niezwykle urodziwa... - Ta kobieta nigdy mnie nie interesowała i nie będzie interesowała. Albo pani w to wierzy, albo nie - postawił ultimatum Gabriel.
Diana wiedziała, że jeśli poda w wątpliwość jego szczerość, on jej tego nie wybaczy. - Presja, którą pan na mnie wywiera, jest nie w porządku w świetle tego, co wydarzyło się od czasu naszego przyjazdu do Faulkner Manor. Gabriel był świadomy, że jego przeszłość zaatakowała nieprzygotowaną na to Dianę. Czy rzeczywiście było tego za dużo, by nadal mogła wierzyć mu na słowo? Chyba tak, uznał niechętnie. Przez ostatnich osiem lat nie zabiegał o dobre opinie. Duma człowieka niesłusznie oskarżonego i skazanego na wygnanie nie pozwalała mu prosić o zaufanie nikogo, nawet prawej i odważnej młodej kobiety, która zgodziła się zostać jego żoną. - Nie zastanawiał się pan - podjęła niezrażona Diana - jak by się pan czuł, gdyby TLR zaistniała odwrotna sytuacja? Gdyby Malcolm Castle powiedział panu, że widział pieprzyk na mojej lewej piersi? - Sam go widziałem. - Tak, istotnie. - A gdyby rzeczywiście doszło do rozmowy z owym dżentelmenem na ten temat, to mógłby on pochwalić się tego rodzaju wiedzą? - Oczywiście, że nie! - Wobec tego jaki sens ma takie porównanie? Gabriel nie okazał ulgi, że jest pierwszym mężczyzną, który widział obnażony biust Diany. Nie zamierzał słuchać, że Castle mógłby go w tym ubiec, ponieważ nie dopuszczał myśli, że inny mężczyzna poznał wdzięki, które kryły się pod suknią Diany. Kontynuowanie rozmowy na ten temat uznał za zbędne.
- Najwyższy pora przebrać się do kolacji - powiedział. Diana straciła ochotę na kolację, która zapowiadała się w najlepszym przypadku jako wydarzenie męczące, a w najgorszym razie jako przykre. Jednak gdyby wymówiła się od zejścia na dół, okazałaby słabość, która ucieszyłaby Jennifer Prescott, i zademonstrowała nielojalność wobec Gabriela. Diana w pełnia zdawała sobie sprawę z tego, że Jennifer z rozmysłem posiała niezgodę między nią a Gabrielem. Musiała niechętnie przyznać, że ta niemiła kobieta dopięła celu. Nawiązująca się między narzeczonymi intymna więź zerwała się pod naporem wątpliwości, które w złej wierze wsączyła Dianie do głowy pani Prescott. Nie dało się zaprzeczyć, że z dnia na dzień jej uczucia dla Gabriela stawały się coraz cieplejsze. Nawet nie spróbowałaby temu zaprzeczyć. Przecież topniała za każdym razem, kiedy jej dotknął, nie wspominając o pocałunkach i pieszczotach. - Diano! - Już wychodzę - odparła, wyrwana z zadumy. - Zechce pani poczekać na mnie w swojej sypialni, żebyśmy razem pojawili się na dole? Chyba że woli pani zejść sama i przekonać się, czy żona mojego wuja ma w zanadrzu inne pikantne szczegóły z naszego niewinnego dzieciństwa, którymi pragnie się z panią podzielić - dodał zgryźliwie. T L R Dianą wstrząsnął dreszcz obrzydzenia na myśl o rozmowie w cztery oczy z wrogo nastawioną do niej Jennifer. - Poczekam na pana u siebie. Udało się jej wyjść z dumnie uniesioną głową. Dopiero po zamknięciu drzwi opadła bezsilnie na łóżko. Nie powinnam przyjeżdżać do Faulkner Manor i przyczynić się do otwarcia puszki
Pandory! - pomyślała z wyrzutem pod własnym adresem. Zaraz jednak zadała sobie w duchu pytania: Lepiej byłoby pozostawać w nieświadomości? Poślubić Gabriela, a dopiero potem dowiedzieć się, że pani Prescott jest tą kobietą, z którą w przeszłości miał rzekomo romans? Nie potrafiła na nie odpowiedzieć. Rozdział jedenasty - Co ty wyprawiasz, Gabrielu?! - spytała z pretensją w głosie Jennifer Prescott, stając w progu jadalni. Miała na sobie brązową jedwabną suknię, podkreślającą barwę jej oczu. Hrabia nawet na nią nie spojrzał. - A jak ci się wydaje? - Przecież stół był nakryty jak należy! Gabriel nie zareagował na wyraźną irytację Jennifer. Poprosił kamerdynera Reeve'a o przeniesienie nakrycia ze szczytu stołu na środek, żeby mógł usiąść naprzeciw Diany, a nie Jennifer, dla której nakryto na przeciwległym końcu stołu. Zaraz po wejściu do pokoju jadalnego zorientował się, co miało sugerować usadzenie przy stole. Chodziło o to, żeby Jennifer i Gabriel zajmowali miejsca gospodarzy, a Diana gościa. - Jeśli mam na kogoś patrzeć przy jedzeniu, niech to będzie moja narzeczona oznajmił. Przytrzymał milczącej Dianie krzesło, po czym okrążył stół i poczekał przy swoim miejscu, aż lokaj pomoże usadowić się Jennifer. Gabriel z niechęcią przyznał sam przed sobą, że swoim zachowaniem wprawił TLR Dianę w zdenerwowanie. W czasie potrzebnym na umycie i przebranie się do kolacji
zdążył ochłonąć i spojrzeć na wydarzenia oczami narzeczonej. Źle się stało, że postawił sprawę na ostrzu noża: albo wierzy mu, albo nie. Post factum nie znajdował usprawiedliwienia dla swojej arogancji. Poza tym ubodła go wzmianka Diany o jej dawnym narzeczonym. Im więcej myślał o Malcolmie Castle'u, tym mniej go lubił. Nie dopuszczał nawet najlżejszej sugestii, że owego młodzieńca mogłaby łączyć z Dianą bliższa zażyłość. Gabriel nie zwykł tłumaczyć się zarówno ze swoich postępków, jak i błędów, jednak rozumiał, że powinien był przeprosić Dianę jeszcze przed zejściem na kolację. Nie zrobił tego i teraz będzie musiał z tym poczekać do końca tego okropnego wieczoru. - Zdaję sobie sprawę, że byłeś tak zajęty czym innym, iż nie starczyło ci czasu na widzenie się z matką - odezwała się Jennifer, korzystając z okazji, że kamerdyner wyszedł z jadalni po wazę z zupą. Uśmiechnęła się zadowolona z własnej złośliwości. Gabriel popatrzył na nią z niesmakiem. - Jesteś w błędzie. - Ach, tak? - Zdążyłem odwiedzić matkę. - I jak znalazłeś naszą drogą Felicity? Gabriel nie mógł oprzeć się wrażeniu, że zadając to pytanie, Jennifer zesztywniała. - Cały czas spała, zgodnie z twoim przewidywaniem - odparł, dostrzegając błysk zainteresowania we wzroku Diany. Czyżby także zauważyła coś dziwnego w zachowaniu żony wuja? - Prawdopodobnie stwierdziłeś, że bardzo się zmieniła? - kontynuowała dochodzenie Jennifer. - Owszem. Najbardziej interesuje mnie, dlaczego w sypialni nie zastałem pielę-
gniarki, skoro matka tak źle się czuje? - Charles odprawił zarówno pielęgniarkę, jak i doktora kilka miesięcy temu. Felicity czuje się teraz o wiele lepiej, to był zbędny wydatek - wyjaśniła Jennifer. TLR - Kto zadecydował, że to zbędny wydatek? - Charles, naturalnie. - Nie wiedziałem, że zna się na medycynie. - Nie bądź śmieszny. - Nie sądzę, by było coś śmiesznego w moim zaniepokojeniu tym, że od kilku miesięcy matka nie jest objęta należytą opieką medyczną. - Co sugerujesz? - zapytała wojowniczym tonem, z wypiekami na twarzy Jennifer. - Charles i ja jesteśmy odpowiedzialni za wycofanie się twojej matki z życia towarzyskiego? Wiesz równie dobrze jak ja, że to ty przyczyniłeś rodzicom zgryzot, które fatalnie odbiły się na ich zdrowiu. Gdyby nie skandal, który zmusił cię do wyjazdu z kraju, twój ojciec nie zachorowałby i nie umarł zaledwie dwa lata później. Gabriel zacisnął w pięść dłoń, w której nie trzymał sztućca, choć najchętniej chwyciłby Jennifer za gardło i wycisnął z niej życie. Nikt nie ośmielił się czynić najmniejszych aluzji do tego, co ona zarzuciła mu wprost. Czy rzeczywiście był winny? Matka na pewno boleśnie przeżyła jego wyjazd, ale czy ojciec również? Gabriel doskonale pamiętał jego zimną i nieprzejednaną postawę, daleką od emocjonalnego zaangażowania matki. Niemożliwe, by jego wyjazd na kontynent mógł mieć coś wspólnego z przedwczesną śmiercią ojca. - Jeśli wolisz, to możemy kontynuować rozmowę na ten temat później, na osobności - zaproponowała Jennifer. - Twoja narzeczona nie musi podczas jednego wieczoru
dowiedzieć się o wszystkich rodzinnych skandalach. Diana nie mogła nie zauważyć, jaką przyjemność sprawiało Jennifer Prescott dręczenie Gabriela oskarżeniami o cierpienia jego rodziców. Diana uznała je za bezpodstawne również dlatego, że miała za sobą doświadczenia własnej rodziny. Jej ojciec bardzo kochał żonę i jej odejście złamało mu serce, ale go nie zabiło. Nieobecność Gabriela nie mogła spowodować śmierci jego ojca. Sugerowanie czegoś podobnego było okrucieństwem. Diana zdążyła także zrozumieć, że zjadliwe uwagi pani Prescott na temat znamienia na udzie Gabriela miały na celu wywołanie niesnasek między nią a narzeczonym. I TLR zamiar ten niemal się udał. Posłała niechętne spojrzenie siedzącej na końcu stołu Jennifer. - Jestem pewna, że w każdej rodzinie dochodzi do nieporozumień, kłótni, a nawet skandali. Włącznie z moją. Zapewniam panią jednak, że między mną a Gabrielem nie ma żadnych sekretów. - Sięgnęła poprzez stół i dotknęła grzbietu jego dłoni. Serce zabiło w niej żywiej, gdy napotkała jego przepełniony wdzięcznością wzrok. - Jakoś trudno mi w to uwierzyć - odrzekła Jennifer. - Być może dlatego, że zawsze było ci łatwiej uwierzyć w nieuczciwość - rzucił Gabriel. Zdaniem Diany bardzo nierozsądnie raz po raz dawał się wyprowadzać z równowagi. Ratowała sytuację, reagując na złośliwe uwagi Jennifer, a także demonstrując poparcie dla narzeczonego. Gabriel był dla niej pełen uznania, szczególnie że wcześniej potraktował ją niesprawiedliwie. Zyskał pewność, że Diana to prawdziwy skarb. Uścisnął jej palce. Odpowiedziała pytającym spojrzeniem. Gabriel przyrzekł sobie, że przy naj-
bliższej okazji przeprosi ją za wybuch złego humoru. - Pozwolisz, że przypomnę, że nie jestem jedyną osobą, której wyrzekła się najbliższa rodzina - zwrócił się do Jennifer. - Ciebie wyrzekł się ojciec, pastor, który wcześniej nie zauważał twoich wybryków. Ciekawe, czy mój wuj jest równie mało spostrzegawczy, jeśli chodzi o twoją osobę - Charles i ja jesteśmy bardzo szczęśliwi w małżeństwie. - Czyżby? - Przekonasz się, gdy wróci z Londynu. - Nie zamierzam czekać w Cambridgeshire na jego powrót. - Nie? - Nie. - Może dlatego, że jesteś tchórzem i boisz się stanąć twarzą w twarz z moim mężem? - Gdybyś była mężczyzną, za tę obrazę wyzwałbym cię na pojedynek! - Gdybym była mężczyzną, nie odważyłbyś się mnie obrażać! - To ty... TLR - Gabrielu... Cichy głos Diany położył kres ostrej wymianie zdań, niestosownej przy stole. - Diana ma rację. Odchodzimy od tematu. - A co jest tematem? - Jeśli nie pamiętasz, to przypomnę. W sypialni mojej matki nie było nawet pokojówki, gdy tam wszedłem. Świadczy to o niewłaściwej opiece, a nawet jej braku. - Już ci powiedziałam...
- Chciałbym się dowiedzieć, przez kogo i dlaczego została zwolniona osoba do towarzystwa mojej matki. Czy była to jeszcze jedna arbitralna decyzja Charlesa? - Skąd wiesz o zwolnieniu Alice Britton? - Kto i z jakiej przyczyny ją zwolnił? - Charles uznał, że jest za stara, by sprawować swoje obowiązki. - I nie znalazł nikogo na jej miejsce? - Nie było takiej potrzeby. Ja dotrzymuję towarzystwa drogiej Felicity. Gabriel wyobraził sobie, jak mogła się czuć schorowana matka, mając na co dzień do czynienia z Jennifer. - Czy Charles zapewnił odpowiednią pensję Alice Britton? Gabriel wiedział, że Alice towarzyszyła jego matce od dziecka - najpierw jako niania, potem pokojówka, a na koniec jako osoba do towarzystwa. Wątpliwe, by zabezpieczyła sobie wystarczające środki na stare lata, a poza tym Gabriel nie mógł uwierzyć w to, że matka zgodziła się na odprawienie wiernej sługi. Jennifer uśmiechnęła się drwiąco. - Nie zapominaj, że to, co się dzieje w tym domu, od dawna nie jest twoją sprawą i nie powinno cię interesować. - Przypuszczam, że nie tak wyobrażał to sobie mój ojciec, kiedy spisywał testament. - Wolno ci przypuszczać, co ci się podoba. Rozmowa urwała się, bo do jadalni wrócił kamerdyner, by sprzątnąć nakrycia po zupie. Im więcej hrabia dowiadywał się o tym, co się działo w rodzinnym domu przez TLR
ostatnie cztery miesiące, tym większego nabierał przekonania, że niepokój Alice Britton był w pełni uzasadniony. - Martwi się pan o matkę - rozległ się spokojny głos Diany, gdy kamerdyner ponownie wyszedł z jadalni. - Wydaje mi się, że moja pokojówka chętnie posiedzi przy niej, dopóki nie zostanie przyjęte jakieś trwalsze rozwiązanie. - To zbyteczne, lady Diano. - Nie chcę być nieuprzejma, pani Prescott - Diana straciła cierpliwość - ale zwracam pani uwagę, że moja propozycja była skierowana do Gabriela. - Rozumiem, niemniej uważam, że tego rodzaju poświęcenie z pani strony nie jest konieczne - nie ustąpiła Jennifer. - Zapewniam panią, że nie jest dla mnie żadnym poświęceniem oddanie swojej pokojówki do dyspozycji przyszłej teściowej - oświadczyła Diana, nie odwracając wzroku od twarzy Jennifer. Nabrała przekonania, że przygnębiająca atmosfera, którą wyczuła w Faulkner Manor od momentu przekroczenia progu dworu, jest zasługą Jennifer Prescott. Niewątpliwie pojawienie się Gabriela w domu rodzinnym było dla niej niespodzianką, i to niemiłą. To jednak nie wyjaśniało, dlaczego z taką determinacją chciała zrujnować jego szansę na osobiste szczęście. Po namyśle Diana przyjęła za pewnik, że nie był on winny jej uwiedzenia. Jennifer nie sprawiała wrażenia niezadowolonej z małżeństwa. Przeciwnie, jej zapewnienie, że jest szczęśliwa z Charlesem Prescottem, zabrzmiało przekonująco. Zatem co takiego wydarzyło się przed ośmiu laty i dlaczego Jennifer Prescott kłamała? Diana ponownie zwróciła się do Gabriela: - Może rozważylibyśmy zabranie pańskiej matki do Londynu, gdy będziemy stąd
wyjeżdżali? Jestem pewna, że zmiana otoczenia mogłaby jej dobrze zrobić. - Stan zdrowia Felicity nie pozwala na długą i uciążliwą podróż! - zaprotestowała natychmiast Jennifer. - Jak już wspomniałam, nie chcę być nieuprzejma. - Diana jeszcze raz przywołała TLR ją do porządku. - To syn zadecyduje, czy jego matka podoła trudom podróży do Londynu. - Gospodarzem w tym dom jest obecnie mój mąż, nie Gabriel. - Pani wybaczy, wydawało mi się, że to dom pani Faulkner, a państwo są jej gośćmi - zauważyła Diana. Jennifer przestała udawać, że uprzejmie traktuje gościa. Zerwała się z krzesła i ruszyła w stronę Diany. - Jak pani śmie mówić do mnie w ten sposób? Nie wystarczy mieć tytuł i maniery wielkiej damy... - Dość tego! - Gabriel stanął między Dianą a rozwścieczoną żoną wuja. - Radzę, opanuj emocje, inaczej będę zmuszony cię uspokoić. Jennifer ochłonęła. - Pani wybaczy. Chodziło mi tylko o to, że... wydaje mi się, że pani nie może się orientować w stanie zdrowia lady Faulkner. - Protekcjonalny ton przeczył szczerości przeprosin. - Moim zdaniem nie wolno nawet myśleć o ruszeniu jej stąd. Gabriel, który wcześniej widział, że matka leży bez świadomości, był zaskoczony propozycją Diany. Za chwilę miała go jeszcze bardziej zaskoczyć. - Ja też przepraszam - powiedziała i zwróciła się do narzeczonego: - Mój drogi, jestem pewna, że rada pańskiej ciotki, zalecająca ostrożność w kwestii podróży matki, jest
rozsądna. Niewątpliwie pańska ciotka ma również rację, twierdząc, że pomoc mojej pokojówki jest zbyteczna. Zachowanie Diany było bardzo dziwne, zważywszy na to, że to od niej wyszły wcześniej obie propozycje. O co jej chodziło? - zastanawiał się Gabriel. Jennifer odetchnęła z widoczną ulgą. - Skoro emocje opadły, proponuję, byśmy dokończyli kolację. - Świetnie. - Diana uśmiechnęła się i usiadła z powrotem przy stole. - Wiejskie powietrze pobudza apetyt. Gabriel i Jennifer wrócili na swoje miejsca. Hrabia nie posiadał się ze zdumienia. Żona wuja obraziła Dianę, a ona uśmiechnęła się do niej, jak gdyby nigdy nic nie zaszło. Przecież Jennifer okazała jej jawną wrogość! Poznał już na tyle narzeczoną, że domyślił TLR się, iż ta nagła zmiana frontu dokonała się nie bez przyczyny. Na razie jej nie znał, ale był przekonany, że wkrótce się dowie. Kolacja ciągnęła się jeszcze dwie godziny, które w odczuciu Gabriela dłużyły się niemiłosiernie. Ku jego zdziwieniu panie prowadziły ożywioną rozmowę na temat londyńskiej mody i trudności w zdobywaniu odpowiednich jedwabiów i koronek. Diana nie omieszkała wychwalać umiejętności kucharki służącej w Faulkner Manor za każdym razem, gdy na stole pojawiała się kolejna potrawa. Po głównym daniu przeprosiła panią Prescott i Gabriela, gdyż musiała na chwilę wyjść po chusteczkę do nosa, którą zapomniała wziąć ze sobą do jadalni. Po powrocie podjęła rozmowę, dopytując się tym razem o liczebność kongregacji w wiejskim kościele, w którym ojciec Jennifer nadal pełnił kapłańską posługę. I tak już było do końca kolacji. Gdy podawano deser, Gabriel usilnie starał się nie
zasnąć przy stole. - Nie wiem, jakim cudem wytrwałem w jadalni ostatnie dwie godziny - stwierdził Gabriel, gdy wraz z Dianą szli po schodach do swoich pokojów. Zażądał, by wieczorną brandy zaniesiono mu do sypialni. Miał serdecznie dość widoku Jennifer Prescott. Diana nie potrafiła powstrzymać się od śmiechu, ale rozumiała go w pełni. Również dla niej był to męczący wieczór. - Już dobrze. Jest przynajmniej jedna korzyść. Bez zastrzeżeń akceptuję pana wyjaśnienie, skąd pani Prescott mogła dowiedzieć się o znamieniu na pana udzie. - Naprawdę? - Ależ tak. Jestem pewna, że nawet jako młodzieniec chciał pan, aby dziewczyna, z którą zamierzał pan nawiązać bliższą znajomość, była inteligentna. Tymczasem Jennifer Prescott ma ptasi móżdżek. - Czy musimy o tym rozmawiać? - Och, niech pan nie będzie taki drażliwy. - Przez ostatnie dwie godziny omal nie zanudziłem się na śmierć, a pani zarzuca mi, że jestem drażliwy. TLR - Nie pochlebia mi, że nudził się pan w towarzystwie przyszłej żony. - Do licha, przecież to zdanie nie odnosiło się do pani! - Na dodatek pan klnie w mojej obecności. - Nie poprzestanę na przekleństwach, jeśli natychmiast nie wytłumaczy mi pani, co znaczyła poprzednia uwaga o ptasim móżdżku Jennifer Prescott. - Dla mnie stało się to jasne, gdyż najpierw zapewniała, że pańska matka nie jest aż
tak bardzo chora, by potrzebować stałej opieki lekarza i pielęgniarki, a zaraz po tym orzekła, że choroba uniemożliwi jej podróż do Londynu. Zawsze twierdziłam, że aby wiarygodnie kłamać, trzeba mieć chociaż trochę inteligencji. Zatrzymali się pod drzwiami sypialni Diany. - Chce pani powiedzieć, że już na początku kolacji doszła do przekonania, że Jennifer kłamie? - Nie, Gabrielu. Stało się to kilka dni temu, zanim ją poznałam. Niech pan pomyśli. Skoro uwierzyłam w pańską wersję wydarzeń sprzed ośmiu lat, musiałam uznać, że młoda kobieta, która pana oskarżała, kłamała. Okazała się nią Jennifer Prescott. Po przyjeździe do Faulkner Manor utwierdziłam się w tym przekonaniu. Chciałabym pana przeprosić za moment zwątpienia... - To ja powinienem panią przeprosić, bo zachowałem się jak prostak - wtrącił pośpiesznie Gabriel. - Nie kłóćmy się o to, kto kogo powinien przeprosić - ucięła Diana. - Jeśli zaś chodzi o kłamstwa pani Prescott... Kiedy pojęłam, że jest ona z gruntu nieuczciwa, stało się dla mnie jasne, że nie wolno mi wierzyć w ani jedno jej słowo. Zresztą nie brak jej sprytu... - Przed chwilą twierdziła pani, że nie grzeszy inteligencją. - Doprawdy, Gabrielu, musi pan przyznać, że inteligencja nie ma nic wspólnego z przebiegłością. - Muszę? - Oczywiście, jest pan przecież, obok mojego ojca, najinteligentniejszym dżentelmenem na świecie. Gabriel nie bardzo rozumiał, dokąd prowadzi ta rozmowa.
TLR Diana tymczasem sprawiała wrażenie bardzo z siebie zadowolonej. W tym ożywieniu wydawała się Gabrielowi jeszcze bardziej pociągająca. Nie zmienił przekonania, że nie powinni konsumować związku, dopóki nie połączy ich węzeł małżeński. Zwłaszcza nie należało tego robić pod tym dachem, ale były przecież inne sposoby zaspokojenia pożądania... Zaprzątnięta myślami o przebiegu wieczoru Diana nawet nie zauważyła, że Gabriel postawił na gzymsie nad kominkiem lichtarz, który oświetlał im drogę na piętro, i zamknął na klucz drzwi sypialni. Zrozumiała, co się święci, gdy podszedł do niej bardzo blisko. Objął ją w talii i delikatnie, ale zdecydowanie przyciągnął do siebie. - Co pan zamierza? - Jest pani zbyt inteligentna, bym musiał tłumaczyć. Pochylił głowę i pocałował jej szyję w miejscu, gdzie bił puls. - Ale... - Uznałem, że dzisiejszy wieczór nie musi być kompletnym fiaskiem. Przyznaję, że jedyne, co trzymało mnie przy życiu, była nadzieja, że kiedy wreszcie opuścimy jadalnię i dotrzemy do swoich pokojów, zawrę bliższą znajomość z pieprzykiem, który ma pani na lewej piersi. Powiedziawszy to, zaczął rozpinać guziki sukni biegnące rzędem wzdłuż pleców Diany. Porwała ją fala radosnego uniesienia, gdy uprzytomniła sobie, co robili przed kolacją. Jej wezbrane pod jedwabnym staniczkiem sukni piersi domagały się pieszczot, a między udami narastało znane ciepło. - Zamierza pan zaznajomić mnie ze swoim znamieniem na udzie?
- Dlaczego nie? O ile pani zechce? Ciemnoniebieskie oczy Gabriela lśniły, zazwyczaj surową twarz łagodził uśmiech, pięknie wykrojone usta składały się do pocałunku. Tkliwa łagodność w wyrazie twarzy Gabriela, która zastąpiła arogancką wyniosłość, stopiła wszelkie opory Diany. Na tak postawione pytanie miała tylko jedną odpowiedź. TLR Rozdział dwunasty - Wydaje mi się, że chciałabym - powiedziała cichym, lekko chropawym głosem Diana. - Cieszę się, że to słyszę. Gabriel uporał się z guzikami sukni, która ześlizgnęła się ze szczupłych ramion Diany i opadła na podłogę wokół stóp w eleganckich pantoflach. Stała przed nim w krótkiej półprzezroczystej koszuli i białych pończochach podtrzymywanych przez śliczne białe podwiązki ozdobione maleńkimi jedwabnymi różyczkami. Pochłaniał narzeczoną zachwyconym wzrokiem. Pod cienkim materiałem koszuli rysowały się krągłe, pełne piersi z prowokująco sterczącymi sutkami, w miejscu gdzie łączyły się jej uda całkiem wyraźnie przebijał trójkąt złocistych włosów. Roziskrzone spojrzenie ponownie skierował na jej twarz. - Diano, twoja uroda i uczciwość niezmiennie mnie zachwycają. Kiedy się zaręczali, Gabriel nie krył, że jej nie kocha i nie pokocha. Zdobycie uznania i względów tego wyniosłego mężczyzny było czymś nie do przecenienia. Spojrzała na niego radośnie i zaczęła rozpinać guziki jego kamizelki. - W takim razie, pozwól, że zastąpię kamerdynera. TLR
Tym razem nie trudziła się długo, gdyż Gabriel chętnie jej pomagał. Wkrótce jego ubranie leżało na dywanie zaścielającym podłogę. Diana uśmiechnęła się z zadowoleniem, bo kiedy przysiadł na łóżku, by zdjąć buty i spodnie, kilkanaście centymetrów nad kolanem zauważyła na jego lewym udzie niewielkie brązowe znamię. - I ja dostąpiłam wtajemniczenia - powiedziała. - Ta kobieta to mściwa wiedźma - orzekł Gabriel i skrzywił się z niesmakiem. Diana uciszyła go, przykrywając palcami jego usta. - Nie ma dla niej teraz miejsca między nami. - Nie ma - zgodził się. Nie krępowała go własna nagość. Wstał i sięgnął do jej włosów, by usunąć z nich podtrzymujące je szpilki. Z podziwem patrzył, jak rudoblond sploty opadają ku wiotkiej talii Diany, tak jak wcześniej sobie wyobrażał. Ujął w dłonie jej twarz otoczoną złocistą aureolą włosów i zatopił wzrok w jej oczach. - Jesteś ucieleśnieniem piękna. Boginią, która zstąpiła na ziemię. Diana była oszołomiona intymnością chwili i nagością Gabriela. W łagodnym świetle świecy połyskiwała gładka skóra napięta na muskularnych ramionach i rzeźbionym torsie, przechodzącym w płaski brzuch i wysmukłe, acz dobrze umięśnione uda. Ryciny, które z zapartym tchem oglądała w bibliotece ojca, nie przygotowały jej na widok pobudzonego mężczyzny, żywego, z krwi i kości. Jak by to było, gdyby uklękła i objęła go wargami? Była zdumiona, że tak śmiała myśl mogła przyjść jej do głowy. Czuła jednak wewnętrzny przymus, by zrealizować śmiałą fantazję. - Na ciebie przyjdzie kolej później, moja boginko. Widząc jej zgłodniałe spojrzenie, Gabriel porwał narzeczoną w ramiona, zanim opadła na kolana. Miał wiele kobiet, może nawet był nimi przesycony, ale wiedział, że
gdyby dotknęły go usta Diany, utraciłby nad sobą wszelką kontrolę. Pragnął, by ona pierwsza przeżyła rozkosz. - Chciałbym cię uszczęśliwić - powiedział. Zsunął z jej ramion najpierw jedno ramiączko, potem drugie, by osłaniająca ciało koszula odkryła zachwycająco krągłe piersi Diany. TLR - O, tu jest mój znajomek. - Dotknął opuszką palca maleńkiego pieprzyka tuż nad brodawką lewej piersi. Diana zadrżała od tej niewinnej pieszczoty, tymczasem Gabriel zniżył głowę i zaczął wodzić koniuszkiem języka po sterczącej brodawce, wreszcie rozchylił wargi i wessał ją do ust. Ciało Diany przeniknął spazm rozkoszy, nawet nie zauważyła, kiedy Gabriel zsunął z niej koszulę. Zorientowała się, że jest naga, gdy jego dłonie rozpoczęły wędrówkę po jej ciele od wezbranych piersi, przez lekką wypukłość brzucha, do pokrytego złocistymi włosami łona. Palce odnalazły skryte, wrażliwe miejsce i ta pieszczota wprawiła Dianę w stan uniesienia. Podniosła ręce ku głowie Gabriela, wsunęła dłonie w jego czarne włosy i kołysała ciałem w rytm narastającego crescenda unoszących ją fal rozkoszy, dopóki nie porwały jej na sam szczyt, z którego osunęła się bez siły na jego muskularny tors, wydając przeciągły jęk ekstazy. Gabriel przestraszył się, Diana wyglądała bowiem tak, jakby straciła przytomność. Jedwabiste rzęsy rzucały długie cienie na pokryte ciemnym rumieńcem mlecznobiałe policzki. Płytki oddech był ledwo wyczuwalny. Porwał ją w ramiona, by złożyć na łóżku. Kochał się z tak wieloma kobietami, że trudno byłoby je zliczyć, ale nigdy żadna nie zemdlała po szczytowaniu. Zrobił jej krzywdę? Może była za delikatna, by doznawać rozkoszy? Inaczej być nie mogło! Cóż z niego za głupiec! - Gabrielu?
Odetchnął z ulgą. Jej wzrok wyrażał radość uniesienia, a nie oskarżenie. Zachmurzyła się z lekka z powodu jego przedłużającego się milczenia. Wyciągnęła dłoń, by pogłaskać go po policzku. - Nie miałam pojęcia, że to tak cudownie wszechogarniające przeżycie - powiedziała. - Ja też nie - zapewnił ochryple, klękając na łóżku, by delikatnie złożyć ją na przykryciu. - Jesteś doświadczonym mężczyzną - rzekła z podziwem. - Wolałbym teraz o tym nie mówić - odparł zakłopotany. Uzmysłowił sobie, że wszystkie kobiety, z którymi uprawiał miłość, przestały się dla niego liczyć. Dlaczego? Nie potrafił odpowiedzieć. - Chyba teraz moja kolej... dokonać odkrycia - powiedziała nieśmiało Diana. TLR Gabrielowi skoczyło serce w piersi, bo przypomniał sobie, w czym przeszkodził jej wcześniej. - Może dość już odkryliśmy jak na jedną noc - zaoponował, świadomy, jak wyczerpujące było dla Diany to, czego właśnie doświadczyła. W końcu było to przecież jej pierwsze miłosne doświadczenie. - O nie, Gabrielu - sprzeciwiła się i usiadła. Długie złociste włosy opadły jej na ramiona. Spomiędzy nich wystawały wzgórki piersi, z brodawkami pełnymi i dojrzałymi jak jagody, do których były podobne. Ciałem Gabriela wstrząsnął spazm podniecenia, gdy sobie wyobraził, że znowu będzie na nich ucztował. - Diano...
- Leż i nie ruszaj się. - Uklękła, popychając go na poduszki. Wydawała się nieskrępowana swoją nagością, miała bowiem na sobie tylko pończochy i podwiązki. Ulokowała się między jego rozwartymi nogami. - Leż - powtórzyła. Jakże mógł być jej nieposłuszny, skoro najpierw pochyliła się i musnęła pocałunkiem to znamię na jego udzie, po czym drobnymi dłońmi przesunęła po całej długości ud? Głowa Gabriela opadała na poduszki, kiedy poczuł ciepło jej ust zamykających się na jego pulsującej aż do bólu męskości. - Diano... - Sprawiam ci ból? - Uniosła głowę. - Na Boga, nie! Ani trochę. - Musisz mi wszystko mówić, Gabrielu, bo jak inaczej nauczę się sprawiać ci przyjemność? - Diano... Jeszcze chwilę temu wprowadzał ją w świat niewyobrażalnych rozkoszy, którymi ona teraz chciała mu się zrewanżować. - Boże! - Z ust Gabriela wyrwał się wbrew jego woli okrzyk, po którym Diana, do tej pory nieświadoma tego, co się będzie działo, bezbłędnie rozpoznała moment, w którym on utracił wszelką kontrolę nad swoim ciałem i oddał się bezgranicznemu konTLR sumowaniu własnej ekstazy. Upłynęły długie minuty. Gabriel, wsłuchany we własny nierówny oddech, leżał bez czucia i bez ruchu, z jedną dłonią wciąż wplątaną w spływające nań złote sploty Diany. Jej gorący oddech pieścił mu uda. Jak to się stało, pomyślał sennie, że w miejscu,
które kojarzyło mu się z piekłem, odnalazł niebo. Ta cudowna kobieta wyprowadziła go z ciemności i zawiodła do świetlistego raju. Ktoś cicho zapukał do drzwi sypialni. - Panienko? Panienka kazała dać znać, jeśli będę panienki potrzebowała. - Kto tam? - Gabriel był zbyt wyczerpany, by się ruszyć. Diana zareagowała natychmiast. Usiadła, odgarnęła z twarzy włosy i sięgnęła po szlafrok. - Mój Boże, na śmierć zapomniałam! - Co się stało? - Gabriel powoli wracał do rzeczywistości ze stanu błogości, w którym się znajdował. - Miałam pójść zaraz po kolacji. Zupełnie straciłam głowę. Owinięta szczelnie szlafrokiem, podbiegła do drzwi i uchyliła je wystarczająco, by porozmawiać ze stojącą w korytarzu osobą, ale nie na tyle szeroko, by osoba ta mogła zajrzeć do środka. Gabriel usiadł na łóżku z urażoną miną. Przed chwilą się kochali, a teraz ona mówi, że przez to zapomniała o ważnych sprawach! No cóż, taka już jest jego narzeczona najuczciwsza kobieta spośród wszystkich, jakie miał. - Musimy się szybko ubrać - powiedziała po zakończeniu rozmowy i ponownym zamknięciu drzwi na klucz. Nawet nie spojrzała w jego kierunku. Podbiegła do szafy i zaczęła przebierać w wiszących tam sukniach. Zdjęła z wieszaka jedną z nich i odwróciła się do Gabriela, który wciąż leżał. - Nie słyszysz? Musisz się ubrać. Nie mamy czasu do stracenia. Zdążyła zdjąć szlafrok, włożyć koszulę i zaczęła wciągać suknię.
Gabriel nie rozumiał, skąd ten nagły pośpiech. - Nie zamierzam się ubierać i nie ruszę się z łóżka, dopóki nie powiesz mi, o co TLR chodzi. Pewnie, skąd mógł wiedzieć, zreflektowała się Diana. Nie miała okazji powiedzieć mu, jakie działania podjęła podczas dzisiejszego wieczoru. Nie było to najlepsze dopełnienie tego, co wydarzyło się między nimi, ale nie żywiła wątpliwości, że Gabriel podziękuje jej, kiedy się dowie. - Moja pokojówka czuwa od kilku godzin przy twojej matce. Kazałam jej zawiadomić mnie, gdyby ktoś próbował wejść do pokoju - wyjaśniła. - Twoja pokojówka czuwa przy mojej matce? - powtórzył powoli. - Pamiętasz, że w pewnej chwili opuściłam jadalnię, aby przynieść chusteczkę do nosa? - Tak. Oczywiście, że pamiętał, jak długo trwała jej nieobecność. Dobrych dziesięć minut, które spędzili z Jennifer w milczeniu, patrząc na siebie wrogo. Gabriel był świadom, że gdyby odezwał się choćby jednym słowem do tej wiedźmy, zasypałaby go lawiną słów, jednymi bardziej nieprzyjemnymi od innych. Ona też o tym wiedziała, bo chyba jedyny raz w życiu nic nie mówiła. - Nie potrzebowałam chusteczki. To był pretekst. Wykorzystałam ten czas, aby znaleźć moją pokojówkę i kazać jej udać się do pokojów twojej matki. - Myślałem, że zgodziłaś się z Jennifer, iż nie ma potrzeby, by twoja pokojówka czuwała u łoża mojej matki. - Udawałam, że się z nią zgadzam - poprawiła go, upinając przed lustrem toaletki
włosy. - Ja kto? - Chyba mówię wyraźnie - zniecierpliwiła się. - Udawałam, że wierzę pani Prescott, iż twoja matka nie potrzebuje asysty. - Byłem przekonany, że jesteś niezdolna do kłamstwa - zdziwił się Gabriel. - Czasami człowiek nie ma wyboru! Gabriel nie wierzył własnym uszom. Przed chwilą podziwiał jej uczciwość i niezdolność do udawania, a ona okazała się równie biegła W knuciu podstępów jak każda TLR kobieta. Inna sprawa, że ten podstęp był usprawiedliwiony. Na ogół jej postępowanie było podyktowane zdrowym rozsądkiem. Mimo to Gabriel poczuł się źle ze świadomością, że Diana jest zdolna do oszustwa. - Zechcesz mi powiedzieć, dlaczego uznałaś za konieczne skłamać w tej sprawie? - Nie jest to oczywiste? - zdziwiła się. - Nie - odparł. - Wyjaśnij, jeśli łaska. Wstał i zaczął zbierać porozrzucane na dywanie ubranie. Diana patrzyła na niego w zachwycie. Jak mogła myśleć, a co dopiero wyjaśniać mu coś, gdy stał przed nią nagi w całej męskiej krasie! Akt miłosny był dla niej objawieniem, cudem. Nie wyobrażała sobie, że można osiągnąć stan takiej szczęśliwości. Od samego widoku tego wspaniałego nagiego ciała robiło się jej gorąco. Ozłocone światłem świecy prezentowało się lepiej niż postacie greckich bogów z ilustracji w albumach jej ojca. - Diano! Otrząsnęła się i zamknęła na krótko oczy. Kiedy je otwarła, skierowała je ku za-
gniewanej twarzy Gabriela, a nie wspaniałości jego ciała. - Możesz się ubierać, kiedy ja będę ci to wyjaśniała? - Z chęcią, jeśli w ten sposób prędzej dowiem się, o co chodzi. Odwrócił się tyłem i zaczął szukać koszuli. Jego plecy są jakby wyrzeźbione, zauważyła Diana. Chętnie wyciągnęłaby ręce, by dotknąć tych szerokich, umięśnionych ramion, zwężających się ku biodrom, i tych cudownie wypukłych pośladków. - Mów, proszę - upomniał ją. Zdążył wciągnąć koszulę, przykrywając nagość. Jednak ciągle niewystarczająco, by ona mogła zebrać myśli. - Czy mam tobą potrząsnąć, byś wreszcie zaczęła mówić! Jego niecierpliwość była usprawiedliwiona. Diana musiała wziąć się w garść. - Po wyjściu z jadalni, rzekomo po chusteczkę, najpierw poszłam do twojej matki. Byłam ciekawa, jak ona się czuje, zanim miałam decydować o dalszych krokach. TLR - Poszłaś do niej, żeby zaspokoić ciekawość? - zapytał ochryple. - Twoja matka spała. - Może i dobrze, bo gdyby nie spała, na twój widok mogłaby się przestraszyć. Planowałem przedstawić was sobie jutro rano. - Nadal będziesz mógł zrealizować swój zamiar, skoro spała. - Jak miło z twojej strony! - Gabrielu - Diana podeszła do niego - widzę, że nie rozumiesz, do czego zmierzam. - Może dlatego, że ciągle jeszcze tego nie powiedziałaś.
- Jestem zdania, że pomimo choroby pięćdziesięcioletnia kobieta nie powinna tyle spać co twoja matka. - I... - Kiedy weszłam do jej pokoju, zainteresowałam się zawartością butelki z lekarstwem, stojącej na nocnym stoliku przy łóżku. Obok innych, nieszkodliwych substancji, odkryłam, zresztą zgodnie z przewidywaniem, że butelka zawiera laudanum. Jest to substancja, którą dobrze znam, bo mój ojciec w ostatnich latach życia używał jej jako środka nasennego. - Twierdzisz, że moja matka bierze środek nasenny? - zapytał Gabriel. To nie miało sensu, pomyślał, skoro cierpiała raczej na nadmiar senności niż na bezsenność. Chyba że stan jej zdrowia był tak zły, że wolała spać, niż cierpieć. - Niestety, nie mam teraz czasu tłumaczyć ci wszystkiego ze szczegółami. Zamierzałam pójść do pokojów twojej matki zaraz po kolacji, ale... - Zaczerwieniła się, przypomniawszy sobie, dlaczego tego nie zrobiła. - May, moja pokojówka, przyszła, aby mi powiedzieć, że pani Prescott próbowała wejść do sypialni twojej matki... - I... - ...i nie weszła, bo May zamknęła drzwi od środka na klucz i jej nie wpuściła, tak jak poleciłam. Pani Prescott szuka teraz zapasowego klucza u gospodyni domu. May skorzystała z tego i powiadomiła mnie o rozwoju wypadków. - Zważywszy na to, że jesteś od niedawna gościem w tym domu, wydaje mi się, że poczynasz sobie dość swobodnie - zauważył Gabriel. TLR Wciąż nie rozumiał, po co to wszystko. Natomiast Diana sprawiała wrażenie osoby, która wie, co robi.
- Oczywiście chciałam omówić z tobą to wszystko, ale... - Oczywiście - wtrącił sarkastycznie. - ...ale nie było okazji. Wierz mi, nie ma czasu do stracenia - powiedziała z przekonaniem, widząc, że Gabriel zamierza się domagać dalszych wyjaśnień. - May służy u mnie od lat i jest mi wierna, ale trudno oczekiwać, by po raz drugi w ciągu jednego wieczoru stawiła czoło pani Prescott. Diana sięgnęła po lichtarz ze świecą i ruszyła ku drzwiom. - Nie tak szybko! - przytrzymał ją za ramię Gabriel. - Najpierw wyjaśnij, dlaczego nie wpuszczasz Jennifer do sypialni mojej matki. - Czy to nie oczywiste? - Nie. - Dlatego, że chcę, by twoja matka wreszcie się obudziła i mogła porozmawiać z synem, którego nie widziała od ośmiu lat. Gabriel osłupiał, a Diana, nie czekając na niego, wybiegła na korytarz. TLR Rozdział trzynasty Zanim Gabriel oprzytomniał i ruszył za Dianą, jej sylwetka zniknęła za zakrętem korytarza. Nadal nie pojmował, co chciała mu wyjaśnić narzeczona, naprędce udzielając skąpych odpowiedzi. Nie było to szczególnie chwalebne dla mężczyzny, który był dumny z bystrości własnego umysłu. Pod drzwiami prowadzącymi do apartamentu matki zastał Dianę w niezwykłej pozie. Umieściwszy, jak się domyślił, lichtarz na stojaku, z rozpostartymi ramionami zastawiała sobą wejście do pokojów lady Faulkner, broniąc do nich dostępu Jennifer Prescott. Z kolei ta usiłowała wszelkimi sposobami sforsować przeszkodę, a kiedy jej się to
nie udało, złapała Dianę za włosy. - Jak śmiesz?! Jakim prawem zagradzasz mi wstęp do bratowej?! - krzyczała. - Może Diana nie ma prawa, ale ja mam - oznajmił Gabriel. Narzeczona spojrzała nań z wdzięcznością. Przybył w porę niczym archanioł zemsty noszący to samo imię co on. Biała koszula, której nie zdążył zatknąć w spodnie, powiewała mu wokół spodni. - Puść ją natychmiast! - podniósł głos. Poskutkowało. Jennifer odstąpiła od Diany, jednak nadal była gotowa do konfronTLR tacji. Odezwała się wojowniczym tonem: - Powinieneś raczej pohamować aktywność narzeczonej, zamiast mnie upominać. - Jest dorosła, sama decyduje o tym, co robi. Dianę ośmieliło wsparcie Gabriela. - Przed chwilą poinformowałam panią Prescott, że we dwoje będziemy czuwali przy lady Faulkner. Tym samym odciążymy ją od obowiązków i damy jej okazję, by porządnie się wyspała. Gabriel popatrzył pytająco na Dianę, po czym zwrócił się do Jennifer. - Dobra rada. Powinnaś z niej skorzystać. Piękną twarz Jennifer wykrzywiła złość. - To ja opiekowałam się Felicity przez ostatnie cztery miesiące. - Niestety, z kiepskim rezultatem i... - ...i teraz zasługuje pani na odpoczynek - przerwała narzeczonemu Diana. Uznała, że dla dobra sprawy nie warto zaogniać i tak napiętej sytuacji. - Zapewniam panią, że z wielką przyjemnością posiedzimy dzisiejszej nocy przy lady Faulkner.
- A jeśli ja się nie zgodzę? - Jennifer nie ustępowała. - Nie potrzebuję twojej zgody na to, by opiekować się własną matką - podkreślił Gabriel. - Nie życzę sobie, byś odnosiła się do mojej narzeczonej w sposób, jaki zademonstrowałaś. - Gdyby ona... - Koniec dyskusji - uciął hrabia. - Uwolnij nas od swojej obecności. Diana, która nie zniosłaby, gdyby Gabriel mówił do niej w taki sposób, spostrzegła, że Jennifer nieco straciła ze swej wojowniczości. - Jak tylko Charles wróci, dowie się o twojej arogancji - powiedziała. - Nie mogę się tego doczekać - odparł z pogardliwą miną. - Nie masz prawa - powtórzyła Jennifer. - Czyżby? Żadne prawo nie zabroni mi być synem swojej matki. Przypominam ci, że jesteś jedynie gościem w tym domu, a twój status nie upoważnia do decydowania, kto będzie odwiedzał Felicity. A teraz zejdź mi z drogi. Chcę wejść do pokojów matki. Mimo wszystko Jennifer nie dawała za wygraną. TLR - Jeśli zechcę, to zatruję ci życie i pożałujesz, żeś się urodził. - Jeśli oznaczałoby to, że nigdy bym cię nie spotkał na swojej drodze, to rzeczywiście wolałbym się nie urodzić. - Kiedyś mnie lubiłeś! - Mylisz się - odparł zimno. - Jedynie cię tolerowałem. - Zawsze cię nienawidziłam! - rzuciła, na powrót wściekła Jennifer. - Nienawidziłam twojego zadzierania nosa i przeświadczenia, że jesteś ulepiony z lepszej gliny. - Nareszcie w czymś się zgadzamy. Z całego serca i ze wzajemnością się nie cier-
pimy. Gdyby Diana potrzebowała, chociaż było to zbędne, dalszego potwierdzenia, że pani Prescott kłamała na temat charakteru znajomości z Gabrielem, to właśnie je usłyszała, i to z ust samej Jennifer. Ta kobieta nienawidziła go... To daje do myślenia... - Zrobiło się późno i jesteśmy coraz bardziej zmęczeni - zauważyła spokojnie. Proszę się nie martwić o panią Faulkner. Znam się na pielęgnacji chorych, doglądałam ojca w ostatnich latach jego życia. Przeświadczona, że Jennifer nie przytoczy nowego argumentu i nie będzie czynić przeszkód, zapukała cicho do drzwi i poprosiła May, by je otworzyła. Przez chwilę Gabriel stał jeszcze na korytarzu, po czym i on wszedł do apartamentu matki, widząc, że Jennifer zbiera się do odejścia. Wewnątrz panował półmrok. W sypialni Diana stała obok łóżka i ściszonym głosem rozmawiała z pokojówką, która, dygnąwszy przepisowo, wyszła z pokoju. Gabriel zbliżył się do śpiącej matki. Już podczas poprzedniej wizyty, złożonej w dniu przyjazdu, znalazł matkę odmienioną, postarzałą, zaniedbaną. Gdy osiem lat temu opuszczał Faulkner Manor, była przeraźliwie blada, miała zaczerwienione oczy od płaczu, gdyż przez wiele godzin usiłowała zmiękczyć serce męża, który dał wiarę oskarżeniom Jennifer Lindsay. Wciąż jednak pozostawała piękną kobietą. W czasach dzieciństwa w jego oczach była wręcz ucieleśnieniem ideału kobiecej urody. Dzisiaj wyglądała na więcej niż swoje pięćdziesiąt dwa lata, z włosami poprzetykanymi pasmami siwizny i wymizerowaną, pobladłą, zastygłą twarzą. - Jestem przekonana, że z czasem twoja matka wydobrzeje - odezwała się pocieTLR szająco Diana, widząc przygnębioną minę Gabriela.
Trudno mu było zaakceptować okazywane mu współczucie, nawet jeśli pochodziło od kobiety, która miała zostać jego żoną. - Może teraz, skoro pozbyliśmy się Jennifer, zechcesz mi wyjaśnić, dlaczego to zrobiliśmy? - Naturalnie. Może przejdziemy do saloniku, żeby nie zakłócać snu twojej matki? Zostawimy otwarte drzwi, będziemy więc słyszeli, gdyby się poruszyła. Spojrzał na nią spod zmarszczonych brwi. - Jeśli dobrze zrozumiałem to, co mówiłaś w swojej sypialni, chodziło ci o to, by moja matka się obudziła. Na wzmiankę o sypialni Diana się zaczerwieniła. Tak niedawno Gabriel pieścił ją w taki sposób, że na samo wspomnienie jeszcze teraz oblewała ją fala gorąca, a ona oddawała mu pieszczoty ze śmiałością, o którą się nawet nie podejrzewała... - Mam nadzieję, że obudzi się wkrótce - powiedziała. - Jednak wolałabym, żeby tuż po przebudzeniu nie usłyszała naszej rozmowy. - A dlaczego nie? - Gdy w czasie kolacji opuściłam jadalnię i przyszłam tutaj... - Wtedy, kiedy rzekomo poszłaś po chusteczkę? - Tak. Stwierdziłam, że lekarstwo zawiera za dużo laudanum, by mikstura służyła jedynie jako środek ułatwiający zaśnięcie. Pani Prescott kilkakrotnie powtarzała, że od czterech miesięcy osobiście zajmuje się pielęgnacją twojej matki, a zatem i podawaniem leków. - Diana celowo ostrożnie dobierała słowa. Gabriel słuchał z namysłem, po czym powiedział: - Masz rację, przenieśmy się do saloniku. Przeszedł do sąsiedniego pokoju, nie oglądając się na Dianę, która podążyła za
nim. Opóźniał podjęcie rozmowy, bo gdyby domysły narzeczonej okazały się słuszne, to, co by od niej usłyszał, nie byłoby budujące. Przytknął świeczkę do podpałki ułożonej na ruszcie w kominku i patrzył, jak płomienie pożerają podpałkę, po czym dołożył węgla ze TLR stojącego obok kubełka. Wreszcie odwrócił się do Diany. - Mów dalej. - Chyba rozumiesz, że, jak dotychczas, to niepoparte dowodami podejrzenia. - Owszem. Słucham. Diana zaczęła przechadzać się po saloniku. - Od pierwszej chwili pobytu w Faulkner Manor zwróciłam uwagę na niezwykłe zachowanie pani Prescott. Chyba pamiętasz, że kiedy weszliśmy do domu, nie czekała na nas w holu. Po chwili w wielkim pośpiechu zbiegła ze schodów. - Tak, pamiętam. - Początkowo sądziłam, że jej zachowanie miało związek z tym, co kiedyś was łączyło. - Nic nas nie łączyło! Ile razy mam to powtarzać! - Racja - przyznała Diana. - Po namyśle doszłam do wniosku, że zanim przekroczyliśmy próg, ona wróciła do domu i pobiegła do pokoju twojej matki, żeby podać jej kolejną dawkę mikstury. - Może właśnie nadeszła pora? - W takim razie należałoby podziwiać jej poczucie obowiązku, skoro nie zapomniała o podopiecznej w chwili zamieszania związanego z naszym niespodziewanym przyjazdem - zauważyła ironicznie Diana. Była wyrozumiała i zazwyczaj dopatrywała się W ludzkim postępowaniu dobrych
intencji, jednak w Jennifer Prescott nie dostrzegła niczego godnego pochwały lub zaufania. - Zatem powinniśmy przyjąć, że podanie lekarstwa akurat w owej chwili nie wynikało z zaleceń lekarskich? - Tak sądzę. - W takim razie w jakim celu to uczyniono? - Mimo wszystko zachowanie pani Prescott nie wydawałoby mi się podejrzane, gdyby nie sprzeczne opinie, które wygłosiła podczas kolacji. Najpierw zapewniała, że twoja matka nie jest aż tak chora, by potrzebowała opieki lekarza i pielęgniarki, a zaraz potem orzekła, że jej stan zdrowia wyklucza podróż karetą do Londynu. Zamiast docieTLR kać, które z tych wykluczających się stwierdzeń jest prawdziwe, postanowiłam przekonać się, jak czuje się twoja matka. Zapewne pamiętasz, że pierwsze oznaki zdenerwowania pani Prescott ujawniła wtedy, gdy powiedziałeś, że wbrew jej przypuszczeniom znalazłeś czas na odwiedzenie matki. - Owszem. - Jestem pewna, że lady Faulkner nie obudziła się, gdy u niej byłeś, ponieważ pozostawała pod wpływem silnej dawki laudanum. - I jaki miałoby to cel? - Taki, żebyś nie mógł z nią porozmawiać. Gabriel zbladł. Podejrzenia Diany wydawały się uzasadnione. Przypomniał sobie, że wuj i jego żona zamieszkali w Faulkner Manor, gdy listownie zwrócił się z prośbą do matki, by pozwoliła mu przyjechać do siebie po śmierci ojca. Teraz miał wątpliwości, czy list zna-
lazł się w jej rękach. Poza tym, co istotne, Alice Britton zapewniała go w przesłanym trzy dni temu liście, że najgorętszym życzeniem lady Faulkner, i to od dłuższego czasu, było pojednanie się z synem. Fakt, że Charles odprawił lekarza, pielęgniarkę i damę do towarzystwa matki, także dawał do myślenia, ponieważ w ten sposób przejął kontrolę nad siostrą i uzależnił ją od siebie, Dianie było przykro patrzeć, jaki wpływ wywarły jej odkrycia na narzeczonym. - Przepraszam cię, Gabrielu... - Nie zrobiłaś niczego, co wymagałoby przeprosin - zapewnił ją. Istotnie działała w dobrej wierze i jak najlepiej pojętym interesie lady Faulkner, jednak z przygnębieniem stwierdziła, że znowu ma do czynienia z owym zimnym emocjonalnie, zamkniętym mężczyzną, którego poznała podczas ich pierwszego spotkania. - Jeśli przyjąć, że pani Prescott rzeczywiście chciała utrzymać twoją matkę w stanie śpiączki, to powinna była jej podać kolejną dawkę laudanum jeszcze dzisiaj wieczorem - kontynuowała łagodnym głosem Diana. - Kazałam pokojówce czuwać przy twojej matce i zamknąć drzwi na klucz, by temu zapobiec. - Jak Jennifer mogła poważnie myśleć o tym, że uda się jej utrzymywać moją matkę w śpiączce przez cały czas naszego pobytu w Faulkner Manor? - zapytał z niedowieTLR rzaniem Gabriel. - Wystarczyłoby, żeby osiągnęła ten cel do powrotu twojego wuja z Londynu zauważyła Diana. - Wówczas na niego przerzuciłaby ciężar poradzenia sobie z problemem. - Zapewniam cię, że Charles by mnie nie przechytrzył. Diana była skłonna w to uwierzyć. Była przekonana, że Gabriel zorientowałby się
w sytuacji panującej w Faulkner Manor, gdyby oglądu nie zakłócały mu uprzedzenia wynikające z doświadczeń wyniesionych z przeszłości oraz niechęć do Jennifer Prescott. - Wątpię, czy ma to obecnie jakieś znaczenie - odparła. - Jak to? - Jeśli moje podejrzenia są słuszne, a sądzę, że tak, to twoja matka, pozbawiona kolejnych dawek lekarstwa obudzi się i opowie nam, co działo się w tym domu w ciągu ostatnich sześciu lat. Pani Prescott w pełni musi zdawać sobie z tego sprawę. - Myślisz poważnie, że to możliwe, by moja matka była tak długo oszukiwana, a przez ostatnie cztery miesiące była więźniem we własnym domu? - Owszem. - W takim razie co takiego zdarzyło się przed czterema miesiącami, że wujostwo posunęli się do karygodnych postępków? - Na to pytanie tylko oni mogą odpowiedzieć. - A ty masz jakieś wytłumaczenie? - Tak, mam. - Tak przypuszczałem. - Jest oczywistej że Charles i Jennifer przyzwyczaili się do życia w domu twojej matki w charakterze gości. To przyjemna i wygodna sytuacja; nie mogło się to im nie podobać. Wspomniałeś, że wuj jest popadającym w długi hazardzistą i dlatego utracił własny dom. - To prawda. - Mógł zaciągnąć jeszcze większe długi, a jedynym ratunkiem było przejęcie konTLR troli nad majątkiem siostry. Nie wiem, co wydarzyło się cztery miesiące temu, mogę tyl-
ko przypuszczać. Natomiast jeśli się mylę w ocenie sytuacji, jestem gotowa przeprosić tych, których posądziłam o nieuczciwość. - Niestety, nie mylisz się - orzekł ponuro Gabriel. - Jednak nie możemy mieć pewności. - Do diabła, ja ją mam! Nie doszłoby do tego wszystkiego, gdybym bardziej stanowczo nalegał na spotkanie z matką po śmierci ojca. - Samooskarżanie się nie ma sensu. - Jednak pomaga częściowo rozładować frustrację. Jeśli nasze podejrzenia okażą się uzasadnione, a wszystko na to wskazuje, to uduszę Prescottów gołymi rękami. - Twojej matce to w niczym nie pomoże, a ty wylądujesz w więzieniu. - Ale przynajmniej będzie warto. Diana podeszła do Gabriela i położyła mu dłoń na ramieniu. - Wiem, że bardzo kochasz matkę - powiedziała. Zyskała pewność, że to nie Gabriel odpowiadał za poważne kłopoty, które przed ośmiu laty spadły na jego rodzinę i przyspieszyły jej degrengoladę. - Następnym razem, gdy będziesz rozmawiał z panią Prescott, to... - Nie zamierzam się zniżać do kontaktów z tą osobą - wpadł jej w słowo Gabriel. - ...gdy będziesz z nią rozmawiał - powtórzyła z naciskiem Diana - zapytaj ją, kto naprawdę był ojcem jej dziecka. - Co sugerujesz? Nie przypuszczasz chyba, że był nim Charles? - zdumiał się Gabriel. - To niewykluczone, prawda? Zdarza się, że w aranżowanych związkach, takich jak Prescottów, pożycie układa się całkiem dobrze, jeśli małżonkowie obdarzają się nawzajem szacunkiem. - Diana żywiła nadzieję, że właśnie tak będzie w jej małżeństwie z
Gabrielem. - Tymczasem odniosłam wrażenie, że Jennifer jest wręcz zakochana w mężu. Zapewniła cię, że ich związek jest szczęśliwy, i jej słowa mnie przekonały. - Przypuszczam, że to możliwe - odparł po namyśle Gabriel. - Ciotka Humphries przypomniała sobie, że przed trzydziestu laty, podczas sezonu, poznała w Londynie twoją matkę i jej brata. Charles był wtedy bardzo przystojnym kaTLR walerem - powiedziała Diana i dodała żartobliwie: - Wprawdzie daleko mu do jego siostrzeńca, ale cieszył się opinią ulubieńca dam i uwodziciela. Gabriel zareagował wątłym uśmiechem. - Najwyższa pora, żebym wreszcie poznał twoją ciotkę. - Wątpię, by udało ci się przekonać ją do siebie. - Chyba masz rację. - Gabriel spoważniał. - Rzeczywiście podejrzewasz, że Charles i Jennifer mogli być ze sobą związani przed ośmiu laty i że dziecko, które wtedy nosiła, było jego? Jeśli tak, to zapewne wspólnie uknuli plan uczynienia ze mnie kozła ofiarnego. Wiedzieli, że nie zgodzę się wziąć odpowiedzialności za nie swoje dziecko, skutkiem czego ojciec mnie wydziedziczy, a Charlesowi hojnie zapłaci za poślubienie Jennifer. Dianie zrobiło się bardzo smutno. - Obecnie nie mogę w całej rozciągłości potwierdzić tej tezy, sądzę jednak, że należy podjąć próbę ustalenia stanu faktycznego. - Uduszę tych dwoje, gdyby to okazało się prawdą! - Czy to ty, mój kochany chłopcze? Gabriel zamarł na dźwięk słabego głosu, dochodzącego z sąsiedniego pokoju. - Idź do niej. - Diana uściskiem dodała narzeczonemu otuchy.
- Chodź ze mną. - Nie. Poczekam na ciebie w swoim pokoju. Rozmawiajcie tyle, ile zechcecie. Czas nie gra roli. Diana wiedziała, że nie zaśnie, dopóki nie dowie się, czy Gabrielowi i jego matce udało się położyć kres długotrwałemu i zupełnie, w jej przekonaniu, niepotrzebnemu rozdzieleniu. Miała nadzieję, że tak się stanie. TLR Rozdział czternasty - Chyba nie będziesz zaskoczona, gdy ci powiem, że Jennifer wzięła powóz i uciekła z Faulkner Manor, jakby gonił ją sam diabeł! - Z tymi słowami Gabriel wszedł bez pukania do pokoju Diany. Ponad dwie godziny wcześniej zostawiła narzeczonego w apartamentach lady Faulkner. Czas oczekiwania na relację z przebiegu rozmowy syna z matką dłużył się niemiłosiernie. Idąc za radą ciotki Humphries, by w trudnych chwilach skoncentrować się na czymś pożytecznym, Diana zabrała się do lektury. Nie potrafiła jednak skupić się na żadnej z ulubionych książek, które przywiozła ze sobą, zajęła się więc wyszywaniem. Kiedy po raz czwarty musiała spruć pomylone ściegi, odrzuciła robótkę na bok. W tym stanie umysłu, w jakim się znajdowała, nie była zdolna do skupienia uwagi. Zaczęła krążyć po pokoju, w końcu usiadła w fotelu przy kominku i, zapatrzona w ogień, zastanawiała się, co wyniknie ze spotkania matki z synem. Miała nadzieję, że ich pojednanie. Potrzebowali tego oboje, zważywszy na to, że po śmierci lorda Faulknera zostali tylko we dwoje. Czy ich pojednanie mogłoby odbić się na przyszłości mojego związku z Gabrie-
lem? - zadała sobie w duchu pytanie Diana. Od początku nie ukrywał, że postanowił się TLR ożenić po niespodziewanym odziedziczeniu tytułu hrabiowskiego, który zobowiązywał go do prowadzenia domu na odpowiednim poziomie i zapewnienia ciągłości rodu. Potrzebował hrabiny i matki swoich dzieci. Przebywając od ośmiu lat poza krajem, z dala od swojego środowiska, uznał, jak domyśliła się Diana, że najprościej będzie zwrócić się z ofertą matrymonialną do panien Copeland, córek poprzedniego hrabiego Westbourne. Niewykluczone, że w grę wchodziło także poczucie pewnej odpowiedzialności za niezabezpieczone materialnie córki zmarłego hrabiego. Pojednanie z matką mogło zmienić sytuację. Lady Faulkner mogła dopilnować aby rezydencje Gabriela prezentowały odpowiedni poziom, a on mając dwadzieścia osiem lat, nie musiał spieszyć się ze sprowadzeniem na świat następcy. Na widok Gabriela Diana podniosła się powoli z fotela, nakazując sobie w duchu zachowanie spokoju, którego w gruncie rzeczy nie czuła. - Nawet nie będę udawała, że jestem zaskoczona - powiedziała. Jeśli rozmowa Gabriela z matką potwierdziła jej teorie na temat Jennifer Prescott, to musiała ona jak najszybciej opuścić Faulkner Manor, by poszukać wsparcia u męża. Wprawdzie nie brakowało jej sprytu i tupetu, jednak byłaby niemądra, narażając się na gniew Gabriela. - Mam nadzieję, że twoja matka dochodzi do siebie - dodała. - Przed kilkoma minutami zasnęła, ale zdążyliśmy dużo sobie opowiedzieć. - Skutek działania laudanum ustąpi dopiero po kilku dniach. Zdołaliście chyba jednak wyjaśnić to, co najważniejsze? - Owszem.
- Cieszę się. - Powinno cię także ucieszyć to, że większość twoich tez może okazać się prawdziwa. - Niekoniecznie musi mnie to cieszyć - zaoponowała Diana. - Na prośbę Charlesa matka dała mu po śmierci mojego ojca pełnomocnictwo do zarządzania finansami majątku. Zrobiła to, jak twierdzi, bo była w takim stanie, że nie czuła się na siłach sprostać temu odpowiedzialnemu zadaniu. Miała także nadzieję, że obowiązki z tym związane pomogą jej bratu uwolnić się od nałogu. TLR - Ale nie pomogły? - Nie. - Gabriel sposępniał. - Na początku Charles był bardzo ostrożny. Kwoty, które zagarniał dla siebie, były drobne w porównaniu ze skalą dochodów, jakie przynosił majątek. Z czasem brał coraz więcej, aż cztery miesiące temu matka musiała przywołać go do porządku. Przez przypadek odkryła brak znacznej sumy. Od tamtej pory straciła kontrolę nad swoim życiem. Praktycznie nie wie, co się z nią działo, poza tym, że większość czasu spała. Nie była nawet świadoma odprawienia Alice Britton. - To potworne! - oburzyła się Diana. - Nie dostała też listu, który wysłałem do niej po śmierci ojca. Pytałem w nim, czy mogę ją odwiedzić i pomodlić się nad grobem ojca. Z kolei do mnie nie dotarł żaden z wielu listów, w których matka prosiła mnie, bym się z nią spotkał. Wysyłką listów miał zajmować się Charles i oczywiście tego nie zrobił. Wyraz twarzy Gabriela nie wróżył niczego dobrego Charlesowi choćby tylko za to, o innych nadużyciach nie wspominając. - Przykro mi...
- Współczucie należy się słabym, a ja jestem silny. Zapewniam cię, że wuj i jego żona w pełni to odczują. Diana nie miała co do tego wątpliwości. Przecież ucieczka Jennifer była przyznaniem się do winy. - Wobec tego zachowam współczucie dla twojej matki z powodu tego wszystkiego, co wycierpiała. Złożył jej pełen uszanowania ukłon, który nie stracił nic ze swojej powagi, mimo że strój Gabriela był niekompletny. - Powinienem ci dziękować na klęczkach za to, że nie bierzesz do siebie moich humorów. Diana rozumiała go. W podobnej sytuacji jej reakcja mogła być równie gwałtowna. - Co zamierzasz? - Chociaż Jennifer uciekła, podczas dzisiejszej nocy będę czuwał przy matce. Czy Diana liczyła na to, że spędzi noc w ramionach narzeczonego? Po części tak. Potwierdzenie jej podejrzeń i odkrycie ogromu przewrotności Prescottów musiało być TLR dla niego wstrząsem. Ich wcześniejsze zbliżenie dla niej było czymś niesłychanie doniosłym, ale czy dla Gabriela również? Chyba nie, gdyż wyglądało na to, że nie pamiętał o wspólnie przeżytych intymnych chwilach. - Nie miałam na myśli twoich najbliższych planów. - Uśmiechnęła się nieznacznie. - Jak tylko matka trochę wydobrzeje, zrealizujemy twój pomysł i zabierzemy ją do Londynu. Potem policzę się z moim wujem i jego żoną. Zamierzam ścigać ich choćby na koniec świata. Już ja dopilnuję, by zapłacili mi za to, co zrobili! Być może było to egoistyczne ze strony Diany, nie mogła jednak nie zauważyć, że
w planach Gabriela nie było dla niej miejsca. Ani w najbliższym czasie, ani w przyszłości. Wracając do pokoju Diany, Gabriel wciąż był zaabsorbowany tym, co usłyszał od matki. Podłość, do jakiej posunęli się Charles i Jennifer po zamieszkaniu w Faulkner Manor ze świeżo owdowiałą krewną, przechodziła wszelkie wyobrażenia. Sposób, w jaki potraktowali lady Faulkner, był karygodny. Na domiar złego ukradli listy, które matka przez całe lata słała do niego. Był przekonany, że kiedy zbada księgi rachunkowe, znajdzie potwierdzenie, że Charles przez większość, jeśli nie przez wszystkie ostatnie lata czerpał pełnymi garściami z dochodów majątku na hazard oraz spłacenie długów karcianych. Gabriel nie wątpił, że natrafi również na dowód sprzeniewierzenia większej sumy, czego odkrycie przez matkę przed czterema miesiącami stało się przyczyną odcięcia jej od wszystkich życzliwych jej osób i utrzymywania jej w stanie ograniczonej świadomości za pomocą dużych dawek laudanum. A co do skandalu sprzed ośmiu lat, który wygnał go z rodzinnego domu. Gabriel czasami zastanawiał się, kim był ojciec dziecka Jennifer Lindsay, i przypuszczał, że musiał nim być ktoś ze wsi. Nie przyszło mu do głowy, że mógł nim być jego własny zepsuty do szpiku kości wuj. Dopiero Diana zwróciła mu uwagę na taką możliwość. Teraz uznał, że to bardzo prawdopodobne. Kiedy Charlesa zawodziło szczęście przy karcianym stoliku, często na długie miesiące chronił się przed wierzycielami w Faulkner Manor. Korzystał z hojności lorda Faulknera, jak również brylował wśród koTLR biet z sąsiedztwa. Im dłużej Gabriel brał pod uwagę możliwość, że wuj był ojcem dziec-
ka Jennifer, tym bardziej był skłonny uwierzyć w przemyślną intrygę. Chodziło o wydziedziczenie syna i wyłudzenie od ojca znacznej kwoty dla Charlesa za poślubienie kobiety będącej już wcześniej jego kochanką. Dopiero Diana, ze swoją skłonnością do chłodnego i logicznego rozumowania, dostrzegła taką możliwość przebiegu wydarzeń. Gabrielowi było wstyd, że okazał się naiwny i mało domyślny. Wstydził się również, że powodowany urażoną dumą trzymał się z dala od Faulkner Manor i dopuścił do tego, że matka musiała przejść przez istne piekło, zdana na Charlesa i Jennifer. Jak Diana ocenia jego arogancję, w której wyniku matka przez lata pozostawała w rękach Prescottów? Był przekonany, że ona, ze swoim rozsądkiem i umiejętnością odróżniania dobra od zła, nie dopuściłaby do tego, by podobny los spotkał kogoś z jej rodziny. Przyglądał się Dianie spod na wpół przymkniętych powiek i nie mógł niczego wyczytać z jej twarzy. Na pewno potrzebowała czasu, żeby przetrawić to, co tu odkryła, a także zadecydować, jak ustosunkować się do prawdy. Niewykluczone, że chciała zastanowić się nad tym, jak sprawy rodzinne narzeczonego odbiją się na ich związku i rodzącej się między nimi więzi. Gabriel wolałby, żeby nie angażowała się w małżeństwo, gdyby on budził w niej odrazę. W tych okolicznościach uznał, że powinien dać jej czas do namysłu. Wyprostował się, przybierając obojętny wyraz twarzy. - W najbliższych dniach będę zajęty doglądaniem matki i sprawdzeniem stanu finansowego majątku - oznajmił. - Miejmy nadzieję, że w tym czasie dojdzie do siebie na tyle, że będzie mogła pojechać do Londynu. Na tle pobladłej twarzy Diany zalśniły jej niebieskie oczy. - Oczywiście - powiedziała.
- Dziękuję. - Ukłonił się formalnie. - Jak zawsze jesteś wspaniałomyślna i wyrozumiała. Czyżby? Diana była daleka od wyrozumiałości. Najchętniej dałaby upust łzom, zbierającym się pod powiekami. Poczuła się zraniona oficjalnym tonem i formalnym zachowaniem Gabriela, zwłaszcza że pragnęła znaleźć się w jego objęciach. Desperacko TLR potrzebowała potwierdzenia przynajmniej tego, że on jej pragnie. Naturalnie, pomyślała, nie rzuci mu się w ramiona. Dawno temu nauczyła się nie prosić o zrozumienie dla swoich uczuć, głęboko skrywać oczekiwania i trzymać na wodzy emocje. Raz jedyny pozwoliła sobie na odstępstwo i wtedy kochali się z Gabrielem. - Postaram się być ci pomocna, jak tylko potrafię, żeby lady Faulkner odzyskała siły przed podróżą - powiedziała równie oficjalnie jak narzeczony. - Będę ci wdzięczny za wszelką okazaną jej troskę. Kiedy zwracał się do niej z uprzejmością obcego człowieka, jeszcze bardziej chciało się jej płakać. Przed kilkoma godzinami byli sobie niesłychanie bliscy, a teraz on traktował ją, jakby była jedynie dobrą znajomą. A on? Kimże był dla niej? Nakazała sobie wziąć się w garść. To nie jest odpowiednia pora na analizowanie własnych uczuć. - Nie ma za co. Idź do niej, bo może obudziła się i myśli, czy jej się przypadkiem nie przyśniłeś. - Masz rację. - Patrzył na Dianę i nadal nie mógł nic wyczytać z jej opanowanej twarzy. A tak bardzo pragnął jeszcze raz wziąć ją w ramiona. - Dobranoc, milordzie - powiedziała tonem niepozostawiającym wątpliwości, że powinien wyjść z sypialni. Wyprostował się dumnie. Kiedy kilka godzin wcześniej zapamiętale się kochali,
czuł, że oboje zbliżyli się do... czego? Narodzin autentycznej miłosnej więzi, która pogłębi się z upływem czasu? W obecnym zachowaniu Diany nie zauważył przejawów cieplejszego uczucia. Gabriel odniósł wrażenie, że nieoczekiwanie pomiędzy nimi wyrósł mur. - Nie mogę sobie przypomnieć, kiedy ostatnio byłam w Londynie. - Lady Felicity Faulkner z ożywieniem obserwowała ulicę przez okno powozu. Jezdnią sunął sznur pojazdów, między którymi plątały się wyrostki, na chodnikach przepychali się przechodnie, w przylegających do ścian domów kramach uliczni handlarze sprzedawali paszteciki i piwo, na rogach ulic kwiaciarki zachęcały do kupna bukietów. Szczekały psy, rżały konie. Panował harmider i rozgardiasz. TLR Na Dianie nie robiło to żadnego wrażenia. Siedziała w milczeniu, pogrążona w niewesołych myślach. Matka Gabriela potrzebowała dwóch dni, żeby dostatecznie wzmocnić się przed długą, bo aż trzydniową podróżą do stolicy. Okres bezczynności, spędzony w Faulkner Manor, okazał się dla Diany niemiłym doświadczeniem. Gabriela widywała mało lub wcale, a kiedy się spotykali przy posiłkach, traktował ją uprzejmie, ale z dystansem. Zgodnie z zapowiedzią, zajmował się badaniem finansów majątku. W miarę zagłębiania się w księgi rachunkowe, stawał się coraz bardziej posępny, najwyraźniej znajdując dowody nadużyć popełnionych przez wuja. Potwierdziły się wcześniejsze zapewnienia Gabriela, że jego matka jest osobą o pogodnym usposobieniu. Nie zmieniły tego lata trudnych doświadczeń. Odzyskała dobry nastrój, jak tylko przestało działać aplikowane jej wcześniej laudanum. Ogromne znaczenie miał także widok syna. Była niezmiernie rada, dowiedziawszy się, że odziedziczył
tytuł hrabiego Westbourne. Posłuszna poleceniu Gabriela, Diana nie wspomniała ani jednym słowem o Prescottach. Opowiedziała lady Faulkner o Shoreley Park, unikając wszelkich bardziej osobistych tematów. Okazało się to nie takie trudne, gdy wyszło na jaw, że Gabriel, z jemu tylko wiadomych powodów, nie powiadomił matki o zaręczynach. Dla Felicity ona była tylko najstarszą spośród jego trzech podopiecznych. Być może, uznała Diana, narzeczony nosił się z zamiarem poproszenia jej o zwolnienie go z obietnicy małżeńskiej, kiedy zajadą do Londynu. Ta myśl sprawiła, że popadła w przygnębienie i nie potrafiła go zwalczyć. Jeśli to się ziści, będzie to już drugi mężczyzna, który odstąpił od zamiaru uczynienia z niej żony. Malcolm, bo spotkał inną, która wniosła do małżeństwa majątek; Gabriel, ponieważ od początku ich związek był wyłącznie kwestią konwenansu. Im dłużej myślała o odrzuceniu, tym bardziej się przeciwko niemu buntowała. Jak oni śmią porzucać ją, jakby była parą nienadających się do niczego starych butów? Nie miała pojęcia, kiedy Gabriel oficjalnie powiadomi ją o zerwaniu zaręczyn. W ciągu ostatnich pięciu dni nagromadził się w niej taki ładunek emocji, że jak to nastąpi, ona będzie miała dużo do powiedzenia. Tyle że chyba nie będzie mogła przestać, jak zacznie. TLR - Nad czym tak dumasz, moja droga? Diana skupiła wzrok na lady Felicity. - Przepraszam, że jestem taka nietowarzyska, ale zaprząta mnie pewna kwestia rodzinna - odparła, nie do końca mijając się z prawdą. Rzeczywiście, w miarę zbliżania się do miasta, coraz częściej wracała myślami do Elizabeth. Do Faulkner Manor nie nadeszły żadne wiadomości o zaginionej siostrze ani
od Caroline, ani od lorda Dominica Vaughna. Diana mogła więc przypuszczać, że nadal nie natrafiono na jej ślad. Lękała się o młodą dziewczynę, zagubioną i samotną w tak dużej i niebezpiecznej metropolii jak Londyn. Diana chętnie wróciłaby do Shoreley Park, by tam w odosobnieniu lizać rany, nie będzie jednak mogła sobie na to pozwolić, dopóki Elizabeth nie wróci na łono rodziny. Na łagodnej twarzy lady Felicity malowało się zrozumienie. - Gabriel wyjaśnił mi sytuację pani sióstr. - Naprawdę? - Tak - potwierdziła z uśmiechem starsza pani. - Syn traktuje swoje obowiązki opiekuna wobec pani i jej sióstr bardzo poważnie. Obowiązki opiekuna... Nie tego Diana oczekiwała od Gabriela. Gdzie się podział mężczyzna, z którym tak namiętnie się kochała i którego żoną wciąż chciała zostać w nadziei, że pewnego dnia mógłby ją pokochać? Diana wolała nie zastanawiać się nad swoimi emocjami. Miłości, gdyby doszła do wniosku, że go kocha, nie dałoby się tak po prostu zignorować, toteż nie próbowała orzec, czy uczucie, które do niego żywi, jest miłością, czy nią nie jest. Poza wszystkim, czy gdyby rzeczywiście go kochała, miałaby ochotę wymyślać mu słowami używanymi przez przekupki? - Doceniam to - odparła. - Szkoda, że nie znałaś go dawniej, zanim wydarzyły się te wszystkie okropne rzeczy. Był miłym, serdecznym i szczerym w uczuciach chłopcem. - Lady Felicity ze smutkiem pokiwała głową. Za tę szczerość zapłacił wydziedziczeniem i wygnaniem. Czy można się dziwić, że dzisiaj jest arogancki i cyniczny, pomyślała Diana, lecz na głos powiedziała coś zupełnie
TLR innego. - Dla pani nadal jest miły i serdeczny. - Naturalnie. - Niebieskie oczy Felicity zalśniły od łez. - Szkoda tylko... W gruncie rzeczy mąż nie był ani takim rygorystycznym, ani stanowczym człowiekiem, za jakiego uchodził. Jestem pewna, że gdyby żył, on i Gabriel doszliby do porozumienia. Diana wiedziała, że przed wyjazdem matka i syn poszli razem na grób ojca. Po powrocie Gabriel miał tak ponurą minę, że nie śmiała o nic go pytać. Zamknął się w dawnym gabinecie ojca i wyszedł stamtąd dopiero na kolację. Wciąż zachowywał się tak, że Diana uznała, iż lepiej zostawić go sam na sam z jego myślami. - Jestem tego pewna. - Uścisnęła dłoń lady Felicity. - Cieszę się z powrotu do Londynu i ze spotkania z twoją ciotką Humphries. Starsza pani zmieniła temat. - Dorothea i ja byłyśmy za młodu przyjaciółkami. Wiesz o tym? - Tak - potwierdziła z uśmiechem Diana. - Mam nadzieję, że nie powiedziała ci wszystkiego - zauważyła lady Felicity z szelmowskim uśmiechem, który odjął jej lat. - Uważano ją za flirciarę. - Ciotkę Humphries? - zdziwiła się Diana. Jej zdaniem ciotka była cokolwiek nieśmiała i pruderyjna. - O tak! Wszyscy byli zaskoczeni, kiedy przyjęła oświadczyny kapitana Humphriesa, bo był od niej znacznie starszy, a poza tym uchodził za człowieka bardzo wymagającego. - Przypuszczam, że byli szczęśliwym stadłem. - Miejmy nadzieję, że tak! - Troska lady Felicity o starą przyjaciółkę była szczera. -
Nie mogę się doczekać, by znowu zobaczyć Dorotheę. Nadrobimy zaległości, jakie nagromadziły się w ciągu tych trzydziestu lat. Dla Diany była to szczęśliwa okoliczność, zapowiadało się bowiem, że uwolni się od towarzystwa lady Felicity. Coraz trudniej przychodziło jej ukrywać przed nią uczucia, jakie żywiła dla Gabriela. Tym bardziej że nie rozumiała do końca tej mieszaniny złości, TLR tkliwości i rozpaczy, jaka ją przepełniała. Gabriel był zmęczony i w złym humorze, gdy przed Westbourne House zeskakiwał z grzbietu konia i oddawał wodze stajennym. Zmęczenie było skutkiem spędzenia wielu godzin w siodle, zaś zły humor - coraz większej irytacji z powodu zachowania Diany, która ograniczyła swoje kontakty z nim do wymiany codziennych zdawkowych grzeczności. Miał nadzieję - świadczącą bez wątpienia o arogancji z jego strony - że z czasem jej stosunek do niego będzie cieplejszy. Tymczasem z dnia na dzień okazywała mu coraz więcej chłodu i, jak tylko było to możliwie, unikała jego towarzystwa. Naznaczenie udziałem w skandalu sprzed lat nie odstraszyło jej od przyjęcia jego oferty matrymonialnej. Widocznie jej miłosierna natura dostrzegła w nim zagubioną duszę, której należy pomóc. Ujawnienie, że kobietą zamieszaną w ten skandal była żona jego wuja, także nie wstrząsnęło nią na długo. Gabriel doszedł do przekonania, że o rozczarowaniu Diany jego osobą przesądziło odkrycie, że to jego duma i arogancja były w ostatecznym rozrachunku źródłem niedoli lady Faulkner. Najwyraźniej wrażliwe serce Diany nie mogło tego znieść. Zresztą ta sama arogancja skłoniła go do zaproponowania małżeństwa tej spośród sióstr Copeland, która go zechce. - Nareszcie, Diano!
Pasażerki nie zdążyły opuścić powozu, gdy z otwartych drzwi rezydencji wybiegła Caroline Z okrzykiem radości, który świadczył o głębi jej siostrzanych uczuć. - Bardzo mi miło. - Dygnęła przed lady Faulkner, gdy Diana przedstawiła ją starszej pani. Gabriela przywitała zaledwie skinieniem głowy. Stwierdził ponuro, że nic się nie zmieniło podczas jego nieobecności. Nawet pozytywna opinia Dominica nie zdołała przekonać Caroline, że Gabriel jest godny poślubienia jej siostry. Obecnie był skłonny zgodzić się z panną Copeland. - Dobrze, że wróciłaś. - Caroline objęła siostrę. - Nie zgadniesz, kto przyjechał do Londynu. - Nawet nie będę próbowała, widząc, że masz wielką chęć mi to powiedzieć - odparła Diana. TLR - Malcolm Castle! - wykrzyknęła Caroline, uradowana wrażeniem, jakie wywołały jej słowa. - Odwiedził nas po raz pierwszy cztery dni temu i od tamtej pory przychodzi codziennie w nadziei, że usłyszy o twoim powrocie z Cambridgeshire! Gabriel potknął się na schodach, niechcący słysząc tę wiadomość. Czyżby młody człowiek zrozumiał swój błąd i przyjechał go naprawić? - zadał sobie w duchu pytanie. Uznał, że byłoby to bardzo niekorzystne, zważywszy na dystans, z jakim obecnie Diana go traktowała. Rozdział piętnasty - Mam nadzieję, że nie będzie pan robił trudności i zwolni moją siostrę z danego słowa? - rozległo się od drzwi. Widok uporządkowanego ogrodu w najmniejszym stopniu nie poprawił ponurego
nastroju Gabriela. Zawsze już będzie tak, że ile razy spojrzy za okno gabinetu, przypomni sobie, iż to za sprawą Diany ogród w jego londyńskiej posiadłości przybrał piękny wygląd. Dzięki niej właściwie cały dom wrócił do stanu dawnej świetności. - Ogłuchł pan, milordzie, czy postanowił mnie zignorować? - zadała kolejne pytanie Caroline. Ta dziewczyna nie przestanie okazywać mi niechęci, pomyślał hrabia. Nawet jeśli lub kiedy zaręczyny z Dianą zostaną odwołane, a ona i Dominic się pobiorą. Odwrócił się wolno od okna. Z niewzruszonym wyrazem twarzy spojrzał na gniewną minę Caroline. - Ani nie ogłuchłem, ani pani nie ignoruję - odrzekł spokojnie. - No więc? - Weszła do środka, zamykając za sobą drzwi. - Czy pan zwolni Dianę bez zbędnych utrudnień ze zobowiązania? - Nie przypominam sobie, żeby pani siostra zwróciła się do mnie z taką prośbą. TLR - Musi pan wiedzieć, że wkrótce to zrobi. - Muszę? - Nie wierzę, żeby był pan nieinteligentny lub nieczuły. - Miło mi to słyszeć. - Udaje pan tępego. - Przeciwnie. Próbuję, jak widać bezskutecznie, zrozumieć, dlaczego panią obchodzi, czy nasze zaręczyny zostaną odwołane lub zerwane, a jeżeliby do tego doszło, to w jaki sposób - stwierdził zaczepnym tonem. Jak się należało spodziewać, wojowniczy charakter Caroline nie pozwolił jej się wycofać.
- Obchodzi mnie, milordzie, odkąd moja siostra, która nigdy dotąd nie płakała, zalewa się łzami. Właśnie zostawiłam ją w takim stanie! Gabriel poczuł się tak, jakby otrzymał cios szablą prosto w pierś. Rozstali się z Dianą jakąś godzinę wcześniej. Ona udała się do pokoju siostry, a on do matki, żeby sprawdzić, czy zadomowiła się w nowych apartamentach, gdzie czekała na nią Alice Britton. Sprowadził zacną Alice do Londynu jeszcze w czasie pobytu w Faulkner Manor. Radość obu kobiet była dla Gabriela oznaką, że przynajmniej to zadanie wykonał należycie. Czy będzie właściwe, jeśli zwolni Dianę z danego słowa? Kiedy uzgodnili, że się pobiorą, zapewniała go, iż ostatecznie rozstała się z Malcolmem Castle'em, który wybrał na żonę inną kobietę. Tym samym w opinii Diany sprawa została przesądzona. Jednak nie tak dawno Gabriel zauważył, jakie wrażenie zrobiła na niej wiadomość, że Castle chciał się z nią ponownie zobaczyć. Czy nie dowodzi to, że zachowała uczucia żywione dla dawnego narzeczonego? - Nie obchodzi pana, w jakim opłakanym stanie ducha jest Diana? - nie dawała za wygraną Caroline. Gabriel westchnął ciężko. Było mu przykro słyszeć o uczuciowych rozterkach Diany. - Oczywiście, że mnie obchodzi. Obraża mnie pani, myśląc, że jest inaczej. Zapewniam panią, że nie zamierzam sprawiać Dianie najmniejszej przykrości. TLR - Chciałabym panu wierzyć. - Wątpliwość zawarta w pani odpowiedzi jest dla mnie obrazą. - Zmienił się pan od czasu naszej ostatniej rozmowy.
- Zmieniłem? Jak? - Jest pan mniej stanowczy i chyba mniej arogancki. - Doprawdy? - zauważył sucho. - Jestem pewny, że pani siostra ucieszy się, gdy to usłyszy. - Wszyscy się ucieszymy. Porozmawia pan z nią? - Niewykluczone. Po wyjściu Caroline Gabriel wpadł w jeszcze bardziej ponury nastrój. Niestety, doszedł do wniosku, że ta rozmowa będzie konieczna. - Czym zawiniła ci ta poduszka? Diana odwróciła się gwałtownie w fotelu na dźwięk głosu Gabriela. Stał w otwartych drzwiach jej sypialni i uśmiechał się lekko. Zdążył się przebrać po podróży. Miał na sobie ciemnoniebieski surdut, również niebieską, tyle że w jaśniejszym odcieniu kamizelkę, beżowe spodnie i lśniące wysokie buty. Włosy były jeszcze wilgotne po umyciu. - Słucham? - Oskubiesz ją doszczętnie z frędzli. Musiała mocno ci się czymś narazić. Diana spojrzała na leżącą na jej kolanach poduszkę. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że jeden róg oskubała z jedwabnych frędzli. Odłożyła ją pospiesznie na bok. - Co mogę dla ciebie zrobić? - zapytała. Doskonale wiedział co, zwłaszcza że znajdowali się w sypialni. Odczuwał przemożną chęć porwania Diany w ramiona, aby się z nią kochać. Wilgotne policzki i zaczerwienione oczy świadczyły o tym, że płakała. Cudowne, słodkie wargi drżały. Opanowała ich drżenie i uniosła głowę znanym mu tak dobrze ruchem pełnym godności. Wszedł głębiej do pokoju i stanął przy oknie wychodzącym na placyk przed frontem rezydencji.
- Powrót do Londynu musiał sprawić ci radość - zauważył. Musiał? Dlaczego? Diana nie widziała żadnego powodu do radości. Chyba tylko TLR taki, że podejmie poszukiwania Elizabeth, która najwyraźniej nie chciała, by ją odnaleziono. Nie była zadowolona, że Gabriel widzi ją w takim stanie: ze śladami łez na twarzy i zaczerwienionymi oczami. Nie chciała też, aby dowiedział się, dlaczego płakała. Była pewna, że po powrocie do Londynu narzeczony odwoła zaręczyny, i czekała, kiedy to uczyni. - Na pewno przyjemnie mi być znowu razem przynajmniej z jedną z moich sióstr powiedziała. - Możesz mi wierzyć, że Vaughn i ja będziemy nadal poszukiwali Elizabeth. Poruszymy niebo i ziemię, obiecuję. - Ależ nie zamierzałam krytykować ani ciebie, ani lorda Vaughna - zapewniła go pospiesznie. - Nie? - Uniósł brew. - A może powinnaś. Podczas naszej nieobecności Dominic nie posunął się ani o krok do przodu, a ja byłem zajęty innymi sprawami. - Doskonale rozumiem, że los matki był dla ciebie najważniejszy. - Tobie, obdarzonej altruistyczną naturą, zawsze leży na sercu szczęście innych. Czy rzeczywiście? Diana nie była już tego taka pewna. Ostatnio skupiała się wyłącznie na własnym nieszczęściu. Była pewna, że Gabriel przyszedł, by poprosić ją o zwolnienie z obietnicy małżeńskiej. Czuła się wyczerpana i rozbita, tak bardzo przeżywała to, co wkrótce miało się wydarzyć. Jak będzie dalej żyła, skoro nie z własnej woli rozstanie się z ukochanym? Kocha go...
Dłużej nie mogła temu zaprzeczać, udawać, że tego nie wie. Nieoczekiwane pojawienie się Malcolma Castle'a przyczyniło się do wykrystalizowania jej uczuć. Jedynym przeznaczonym dla niej mężczyzną był Gabriel. Patrzyła na niego i czuła, jak porywa ją fala uczucia. Chciała wyciągnąć rękę i dotknąć go, zachęcić, żeby ją objął i pocałował. Niechby ją trzymał przy sobie i nigdy nie pozwolił jej od siebie się oddalić... Tymczasem przyszedł właśnie po to, by się z nią rozstać. Widziała to w jego pociemniałych z żalu oczach, w malującej się na twarzy rezygnacji, w niepokoju, z jakim zaczął chodzić po pokoju. Szukał widać odpowiednich TLR słów, aby zakomunikować, że jej nie poślubi. Wyprostowała się dumnie w oczekiwaniu na poniżenie, jakie za chwilę ją spotka. - Przypuszczam, że w sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, przywilejem damy jest zerwanie zaręczyn - powiedziała blada jak kreda, nie chciała bowiem dłużej czekać na wyrok. Gabriel ponownie spojrzał niewidzącym wzrokiem na placyk przed domem. A więc stało się. Poprosiła o zwolnienie z danego słowa. Będzie musiał zwrócić jej wolność, patrzeć, jak obdarza swoim ciepłem i troską innego, a nawet z racji sprawowania funkcji opiekuna przyprowadzić mu ją do ołtarza. W swoim czasie wystąpił z ofertą matrymonialną, nie zastanawiając się nad tym, która z sióstr Copeland ją przyjmie. Założył błędnie, że nie ma większego znaczenia, czy ta, czy inna młoda kobieta zostanie jego żoną. Wiedział już, jak bardzo się mylił. Obecnie nie istniały dla niego inne kobiety poza Dianą. Żadna nie dorównywała jej serdecznością i dobrocią serca, lojalnością i poczuciem obowiązku, a także odwagą. Gdyby zaszła potrzeba, rzuciłaby wyzwanie samemu diabłu. Przez lata opiekowała się rodziną, nie
bacząc na własne potrzeby i życzenia. Czy nie jest ironią losu, że on, człowiek, który przeżył ostatnich kilka lat, mając w pogardzie uczucia innych, teraz nie może znieść tego, że Diana mogłaby się czuć nieszczęśliwa jako jego żona? Odwrócił się ku niej, z lekko przymkniętymi powiekami, żeby nie mogła wyczytać miotających nim uczuć, i skinął głową, że się zgadza. - Jutro, najdalej pojutrze dopilnuję, żeby stosowny komunikat ukazał się w gazetach, jeśli ci to odpowiada. Nie wątpił, że za kilka dni będzie musiał zanieść do gazet kolejny komunikat, tym razem ogłaszający zaręczyny Diany z tym łajdakiem Castle'em. Na tle jej pobladłej twarzy oczy wyglądały jak głębokie, ciemne jeziora. - Będę niezmiernie wdzięczna, milordzie. Skwitował jej słowa oschłym skinieniem głowy. - Czy chce pani jeszcze o czymś ze mną porozmawiać? Czy było jeszcze coś do dodania? - zadała sobie w duchu pytanie Diana. Gabriel jej TLR nie chciał. To, co pragnęła mu powiedzieć, a nawet wykrzyczeć przez ostatnich pięć dni, złość i ból, które się w niej nagromadziły, wszystko to ulotniło się nagle, a pozostało tylko odrętwienie, stan, którego tak się obawiała. To koniec. Chciała, żeby wyszedł jak najszybciej, by móc wybuchnąć płaczem. - Nie, to wszystko, milordzie. - Wspaniale. - Ruszył ku drzwiom. Nagle Diana poczuła, że musi zatrzymać Gabriela chociaż na moment. - Chciałam powiedzieć, że miał pan dobry pomysł ze sprowadzeniem panny Brit-
ton do Londynu. Zrobił pan wielką przyjemność matce. Hrabia stanął w pół kroku. - Nie spodziewała się pani, że stać mnie na to? - Nie, skądże! Nie to miałam na myśli! Wiem, że potrafi pan być czuły. - Tylko nie wobec pani. - Wykrzywił usta w ironicznym uśmiechu. Dianie omal nie pękło serce. - Zachował się pan wyrozumiale, zgadzając się na odstąpienie od zaręczyn. - Właśnie. - Gabriel zacisnął usta, ciemnoniebieskie oczy były pozbawione wszelkiego wyrazu. - Pani wybaczy - dodał po chwili - ale mam coś ważnego do zrobienia. Wyszedł, starannie zamykając za sobą drzwi. - Wychodzi pani? - Dianę zatrzymał w holu głos stojącego w drzwiach do gabinetu Gabriela. Na drugi dzień po ich rozmowie, przed południem, Diana w wyjściowym stroju składającym się z kapelusza i bordowej pelerynki narzuconej na kremowo-bordową suknię oraz z towarzyszącą jej pokojówką kierowały się ku drzwiom frontowym, przy których czuwał Soames. Było oczywiste, że wychodzi. - Zamierzam odwiedzić kilka sklepów. Lady Faulkner została z moją ciotką i Alice, jeśli o to panu chodzi. Gabriel doskonale wiedział, że w otoczeniu Alice i dawnej przyjaciółki, Dorothei Humphries, która odkąd przywiózł matkę do Londynu, patrzyła nań nieco życzliwszym okiem, matka nie powinna się uskarżać na brak towarzystwa. TLR Nie mając powodu kłopotać się o matkę, martwił się teraz z powodu przepaści, jaka rozdzieliła go z Dianą po zerwaniu narzeczeństwa.
- Moglibyśmy chwilę porozmawiać na osobności, zanim pani wyjdzie? - zapytał. Rozmowa w cztery oczy z Gabrielem była ostatnim, czego pragnęła Diana, zwłaszcza że w ciemnobrązowym surducie, kremowej kamizelce, kremowych spodniach i brązowych wysokich butach wyglądał jeszcze bardziej atrakcyjnie niż zazwyczaj. - Nie może pan zaczekać do mojego powrotu? - spytała. - Wolałbym nie - odparł, nieznacznie marszcząc brwi. - Dobrze. - Diana zawróciła i weszła do gabinetu. Wszedł za nią i zamknął drzwi, po czym stanął przy mahoniowym biurku. - Musi pan mieć coś naprawdę bardzo ważnego, skoro decyduje się zatrzymać damę, która udaje się na zakupy - próbowała zażartować Diana. Czuła, że próba wypadła raczej niezdarnie. Zaciśnięte usta Gabriela potwierdzały, że nie docenia jej wysiłków. Tak bardzo starała się sprawiać wrażenie nieporuszonej wczorajszą rozmową, chociaż przepłakała w poduszkę prawie całą noc! Nie zeszła na kolację, tłumacząc się zmęczeniem po podroży. Z tego samego powodu dzisiaj rano poprosiła o przyniesienie jej śniadania do pokoju. Wiedząc, że trudno jej będzie unikać Gabriela w nieskończoność, postanowiła wyjść na kilka godzin z domu, ale właśnie jej w tym przeszkodził. - Ma pan jakieś wiadomości o Elizabeth? - zapytała. - Niestety, nie, ale dzięki kontaktom Vaughna dowiedziałem się więcej o długach mojego wuja. - Gabriel wydawał się zakłopotany, ujawniając powiązania przyjaciela ze światem hazardu. Diana uśmiechnęła się smutno. - Proszę się nie niepokoić, milordzie. Rozmawiałyśmy o tym z Caroline dzisiaj rano. Jestem świadoma, że lord Vaughn jest właścicielem jednego z najpopularniejszych
londyńskich domów gry. Po śniadaniu Caroline przyszła do sypialni Diany i wyznała jej, co robiła w Londynie od czasu ucieczki z Shoreley Park. Przyznała się do występów wokalnych w klubie lorda Vaughna. Diana nie pochwalała takiego braku rozwagi, była jednak szczęśliwa, że TLR siostrze dopisało szczęście, gdyż ostatecznie wylądowała bezpiecznie jako przyszła żona Dominica. - Wie pani? - Tak, i jestem wdzięczna lordowi Vaughnowi, że tak dobrze zaopiekował się moją siostrą. - Ja również - przyznał Gabriel. - Caroline jest młoda. - Niewiele młodsza od pani. - Kalendarzowo może tak - przyznała Diana. - Mam nadzieję, że nie zaprosił mnie pan na rozmowę, aby mi wypominać, iż niedostatecznie kontrolowałam postępowanie siostry? - Broń Boże! - wykrzyknął - Nikomu nie ośmieliłbym się narzucać obowiązku kontrolowania tej młodej damy. - Nawet lordowi Vaughnowi? Tym razem uśmiech Gabriela był przejawem autentycznej wesołości. - Dominic chętnie podejmie się tego wyzwania. Diana zaczerwieniła się, wyobrażając sobie, jaką taktykę może zechcieć zastosować Vaughn, żeby utemperować Caroline. - Zamierzał pan chyba powiedzieć mi coś o Prescottach, nieprawdaż?
- Zdołałem ustalić wysokość długów wuja. - Są znaczne? - Gigantyczne. Diana z niedowierzaniem pokręciła głową. - Jednak to nie usprawiedliwia traktowania przez nich pańskiej matki. - Naturalnie, że nie. Nie mając, jak i na kim rozładować frustracji związanej z niedoszłym małżeństwem, i nie mogąc obarczać winą Diany, bo przecież w grę wchodziło jej szczęście, Gabriel skierował energię na odnalezienie Prescottów. - To wszystko, co chciał mi pan powiedzieć, milordzie? TLR To było wszystko, co mógł jej powiedzieć! Całą noc bił się z myślami, a mimo to nie był bliższy pogodzenia się z zerwaniem zaręczyn ani z ewentualnością, że ona mogłaby pokochać innego. Chciał mieć Dianę dla siebie. Pragnął jej. Kochał ją. Za słodycz i ciepło, za odwagę i poczucie godności. Castle nie zasługiwał na wyjątkową i piękną kobietę, jaką była Diana. Gabriel był jednocześnie przekonany, że on na nią również nie zasługuje. - To mało? - zdziwił się. - Nie, bynajmniej - zgodziła się. Opuściła ją wszelka nadzieja, płonna jak widać, że on przemyślał swoją decyzję i uznał odstąpienie od zaręczyn za błąd. - Jest jeszcze coś - powiedział Gabriel, wpatrując się w Dianę. - Tak? - Uniosła jasne brwi.
Gabriel miał na końcu języka prośbę o to, żeby Diana zmieniła o nim zdanie. - Co powinienem powiedzieć Malcolmowi Castle'owi, kiedy tu przyjdzie dzisiaj przed południem? - Prawdę, oczywiście. - To znaczy? - Że wyszłam z domu. Znowu miał okazję podziwiać dumę i poczucie godności Diany. Widać postanowiła nie ułatwiać sytuacji Castle'owi. Chciała, aby wiedział, że nie będzie mu łatwo odzyskać jej miłość. Mimo że jej uczucia do tego mężczyzny, o czym Gabriel był głęboko przekonany, pozostały trwałe i niezmienne. Diana nie miała pojęcia, co robiła przez pierwsze pół godziny po opuszczeniu Westbourne House. Nie pamiętała, że wsiadła do powozu i gdzie pojazd się zatrzymał. Wróciła do rzeczywistości, gdy bez celu odwiedzała kolejne sklepy. Była jednak nadal tak zatopiona w myślach, tak pogrążona w rozpamiętywaniu swoich zranionych uczuć i braku nadziei na wspólną przyszłość z ukochanym, że z opóźnieniem rozpoznała twarz przyciśniętą do szyby przejeżdżającego ulicą powozu... TLR Rozdział szesnasty - Przepraszam, milordzie, mam pilną wiadomość od panienki. Po wyjściu Diany z domu Gabriel przez godzinę nie był w stanie się pozbierać i zabrać do porządkowania dokumentów, które nagromadziły się na biurku w ciągu tygodniowej nieobecności. Najpierw zajął się redagowaniem komunikatu do gazet o odwołaniu zaręczyn, po czym wyciągnął się w wygodnej pozie w fotelu. Niechętnym spojrzeniem obrzucił stojącą w drzwiach służącą, która ośmieliła się
zakłócić mu spokój. - Tak? - Lady Diana prosiła, bym powiedziała panu... - Lady Diana? - powtórzył jak echo. - Jesteś May, pokojówka lady Diany, prawda? - Nie wiadomo dlaczego pytał, była to bowiem ta sama dziewczyna, która czuwała w nocy przy jego matce w Faulkner Manor. - Tak, milordzie. - Nie towarzyszyłaś pani podczas zakupów? - Owszem, milordzie. - Twoja pani wróciła do domu? Ma mi coś do przekazania? TLR Czyżby ich relacje pogorszyły się tak dalece, że Diana nie chce już rozmawiać z nim bezpośrednio, tylko komunikować się przez osoby trzecie? - zadał sobie w duchu pytanie hrabia. - Nie, milordzie. To znaczy, tak, milordzie. - Dziewczyna była wyraźnie zbita z tropu. - Lady Diana przesyła wiadomość, ale nie ma jej w domu. - W takim razie, u diabła, co tu robisz? - Gabriel zerwał się z miejsca. - Panienka kazała mi wracać do domu - odpowiedziała przestraszona pokojówka. - Zostawiłaś ją samą w środku miasta? Bez przyzwoitki? A może nie była sama? dodał. Pomyślał o Malcolmie Castle'u i zachmurzył się, wyobrażając sobie, jak Diana słucha błagań dawnego zalotnika o wyrozumiałość i zapewnień o jego niewygasłej miłości. - Była sama, milordzie, ale... - Wejdź i zamknij za sobą drzwi - polecił hrabia. - A teraz mów od początku.
- Chodziło o tę kobietę w powozie, milordzie! Lady Diana ją zauważyła. Śledziłyśmy powóz, a kiedy zatrzymał się przed gospodą i ta pani wysiadła, lady Diana kazała mi wracać do domu i przekazać, żeby pan tam natychmiast przyjechał. Gabriel był gotów spełnić prośbę Diany, ponieważ przyszło mu do głowy, że być może Diana zauważyła Elizabeth. Jeśli tak, to udało się jej to, czego nie zdołali zrobić ani on, ani Dominic. - Co to za kobieta była w tym powozie? - Pani Prescott, milordzie. - Pani Prescott! - wybuchnął Gabriel. - Okazałyście się na tyle szalone, by ją śledzić?! - Ogarnęła go wściekłość. Niech no tylko Diana wróci do domu! Zamknie ją w jej pokoju i każe wyrzucić klucz. Może to oduczy ją lekkomyślnego postępowania. - To nie było takie trudne, milordzie. O tej porze jest mało powozów na ulicach... - Wspomniałaś, że śledziłyście panią Prescott w drodze do gospody, czy tak? - Tak, milordzie, i lady Diana czeka na zewnątrz, milordzie. - Chodźmy. Szkoda każdej chwili. TLR - Nie dam się nabrać! Nie przyszła tu pani po to, by oglądać witryny sklepowe! Diana znieruchomiała na dźwięk dobrze znanego, podniesionego głosu. Zanim się odwróciła, wzięła głęboki oddech, aby zachować spokój. Spojrzała pogardliwie na Jennifer Prescott i powiedziała: - Zastanawiałam się nad nabyciem kapelusza. - To nie jest szykowna dzielnica. Wątpię, by wybrała pani któryś z nich. Rzeczywiście, sklep modystki nie prezentował się imponująco, przyznała w duchu
Diana. Wolała jednak udawać, że interesują ją kapelusze, niż stać bez celu na rogu ulicy. - Chyba ma pani rację - odparła z uśmiechem. - Pani wybaczy... Diana postanowiła odejść. Uznała, że Jennifer nie powinna się domyślić, że ona ją śledziła w drodze do gospody, w której Prescottowie prawdopodobnie mieszkają. - Ani myślę... - Z tymi słowami Jennifer zadziwiająco silnie chwyciła ramię Diany, zatrzymując ją na miejscu. - Proszę mnie puścić - zażądała z wyniosłą miną Diana. Na Jennifer nie zrobiło to żadnego wrażenia. - Gdzie Gabriel? - Skąd mogę wiedzieć? - Jak to? Przecież chodzi za panią krok w krok. Gdyby to było prawdą! - pomyślała Diana. - Tym razem pani się rozczaruje. - Towarzyszyła pani pokojówka. A skoro jej tu nie ma, to znaczy, że posłała ją pani po Gabriela - ciągnęła niezrażona Jennifer. - Tak, moja droga - uśmiechnęła się szyderczo, widząc zdziwioną minę Diany - od razu zorientowałam się, że pani mnie śledzi. Robiła to pani bardzo nieudolnie - dodała z satysfakcją. - Przed kilkoma dniami Charles i ja postawiliśmy kogoś na straży przy Westbourne House, aby zaraz po waszym powrocie do Londynu doniesiono nam o tym. Fortunnie się złożyło, że wkrótce wybrała się pani na zakupy tylko w towarzystwie pokojówki. Zwabienie pani tutaj okazało się dziecinnie łatwe. To tyle, jeśli chodzi o moje przekonanie, że niepostrzeżenie śledziłam Jennifer, TLR pomyślała zdruzgotana Diana.
- Co z Gabrielem? - spytała Jennifer, na której twarzy pojawił się złośliwy grymas. Diana zrozumiała, że nie ma co udawać. - Słusznie się pani domyśliła, że posłałam pokojówkę do Westbourne House, aby powiadomiła hrabiego, gdzie może znaleźć panią i jej męża. Jestem pewna, że wkrótce tu będzie. Jeśli sądziła, że informacja ta wprawi w zakłopotanie Jennifer, to się przeliczyła. Pani Prescott nie kryła zadowolenia. - W takim razie nalegam, by dołączyła pani do mnie i mojego męża w gospodzie, gdzie zaczekamy na przybycie Gabriela. Diana zdała sobie sprawę z konsekwencji owego dyktatu. - Niestety, będę zmuszona odmówić. - Przykro mi, ale nie może pani tego zrobić. - Jennifer zaśmiała się drwiąco. - O, jest Charles - dodała, spoglądając ponad głową Diany. - Lady Diana postanowiła zjeść coś z nami w gospodzie, zanim doczekamy się przybycia twojego siostrzeńca - poinformowała męża. Trik był mało oryginalny, ale czy to rzeczywiście tylko trik? - Miło mi panią poznać - za plecami Diany rozległ się ugrzeczniony głos, najwidoczniej należący do męża Jennifer, Charlesa Prescotta. Gabriela ogarnęła wściekłość, gdy dowiedział się o lekkomyślności, jakiej dopuściła się Diana, i udał się śladem Jennifer do nie najlepszej dzielnicy Londynu. Teraz do wściekłości dołączył strach, okazało się bowiem, że Diany nie ma w miejscu, gdzie zostawiła ją służąca, a mianowicie w pobliżu gospody „Pod Pawiem". Gdzie mogła się podziać? - zastanawiał się bardzo zdenerwowany hrabia. Chyba nie przyszło jej do głowy samodzielnie stawić czoło Prescottom?
- Jesteś wreszcie... Odwrócił się i stanął oko w oko z Jennifer. Ciekawe, pomyślał. Najwyraźniej nie była zaskoczona jego widokiem. - Gdzie Diana? - zapytał ponaglająco. TLR Odpowiedziała ironicznym uśmiechem. - Ona i Charles właśnie zawierają znajomość w gospodzie. Szkoda, że nie miałeś okazji dopełnić prezentacji. - Nie przeciągaj struny, Jennifer - wycedził Gabriel, nie okazując, jak bardzo zaniepokoiła go informacja, że Diana przebywa sam na sam z pozbawionym skrupułów Charlesem. - Domyślam się, że Felicity opowiedziała ci wszystko? - zapytała ze złym błyskiem w oczach Jennifer. - Słusznie się domyślasz. A teraz prowadź do Diany, zanim skręcę ci kark. Groźba nie zrobiła na Jennifer najmniejszego wrażenia. - Przechodzi wszelkie wyobrażenie, jak ktoś mógł przed ośmiu laty przypuszczać, że wolałabym ciebie od Charlesa. Gabriel wykrzywił usta ze wzgardą na to oświadczenie, które wydawało się potwierdzać podejrzenia Diany, że Charles był mężczyzną, w którym zakochała się Jennifer. - Większość rzeczy przechodzi twoje wyobrażenie. Prowadź do Diany! - Z miłą chęcią. W sytuacji, w której zatrzymaliśmy Dianę... w charakterze naszego gościa, chyba rozważysz rezygnację z wszelkich pretensji, jakie mógłbyś mieć pod naszym adresem, i spłacisz wszystkie długi Charlesa.
Gabriel nie zareagował nawet mrugnięciem powieki. Lata życia na przymusowym wygnaniu, z dala od rodziny i domu, nauczyły go umiejętnie skrywać uczucia w sytuacji autentycznego zagrożenia. A właśnie z taką miał obecnie do czynienia, skoro jego ukochana znajdowała się w rękach zdesperowanych wrogów. Jednak jeśli dowie się, że z winy tej pary złoczyńców Dianie spadł choć jeden włos z głowy, to odpłaci im z nawiązką, nie zważając na konsekwencje. - ...zatem, Jennifer bez przeszkód mogła twierdzić, że ojcem jej dziecka jest Gabriel. Diana słuchała z obrzydzeniem wynurzeń Charlesa, który najwyraźniej czuł się tak pewnie, że niczego nie ukrywał. Pod nieobecność Jennifer siedziała w jego towarzystwie TLR w odosobnionym pomieszczeniu w gospodzie. Wcześniej słyszała o nim, że jest przystojny, i to się potwierdziło. Z wyglądu wysoki, ciemnowłosy, uprzejmy dżentelmen, a w istocie pozostający w szponach hazardu, wyrachowany i bezwzględny człowiek. Właśnie przyznał się do udziału w intrydze uknutej przed ośmiu laty do spółki z Jennifer przeciwko własnemu siostrzeńcowi. Nie miał przy tym skrupułów, że młodemu krewnemu zniszczył życie i pozbawił go kontaktu z najbliższą rodziną. Równie bezdusznie i perfidnie potraktował własną siostrę, nie bacząc na jej zdrowie. W dodatku obecnie trzymał Dianę na muszce i, jak zdążyła się zorientować, nie żartował. - Mogła twierdzić - powtórzyła, świadoma, że przeciąganie rozmowy zwiększa szansę przybycia Gabriela na czas. - Naturalnie. W rzeczywistości Jennifer nie była w ciąży. Nigdy nie chciała mieć dzieci i wie, co robić, by nie sprowadzać ich na świat - wyjaśnił Charles, uśmiechając się
obleśnie. - Byliśmy pewni, że nikt z mojej rodziny nie okaże się taki niedelikatny, by zażądać potwierdzenia ciąży przez lekarza. W dobrej rodzinie wierzy się damie na słowo, prawda? Wystarczyło parę tygodni po naszym ślubie ogłosić, że utraciła dziecko. Zastanawiając się nad wydarzeniami z przeszłości i usiłując odkryć, co kryje się za zagadkowym stanem zdrowia lady Faulkner, Diana nawet nie rozważała możliwości, że Jennifer nie spodziewała się dziecka. Nie do wiary. Co za nikczemność! Z drugiej strony, jakie to podobne do Jennifer Prescott. W gruncie rzeczy nie powinnam być zaskoczona, pomyślała. - Muszę zauważyć, że mój siostrzeniec nieźle wylądował, dziedzicząc tytuł hrabiego Westbourne i zaręczając się z panią. Okazuje się, że w dłuższej perspektywie nie spotkała go krzywda. - Nie spotkała go krzywda?! - Diana wpadła w taką złość, że mało brakowało, a uderzyłaby Charlesa, nie zważając na to, że wciąż mierzył w nią z pistoletu. - Jak pan może mówić coś takiego! Osiem lat spędził na wygnaniu za niepopełnione winy! Charles wzruszył ramionami. - Oświadczenie Jennifer, że jest brzemienna, miało uprawdopodobnić jej uwiedzeTLR nie. Ona wpadła na ten pomysł, moim zdaniem, znakomity - wyjaśnił z uśmiechem, po czym spoważniał. - Pozostaje przekonać mojego siostrzeńca do przekazania nam pokaźnej sumki. Sądzę, że nie będzie się długo zastanawiał, bo jeśli odmówi, to nie odzyska swojej własności, czyli ukochanej narzeczonej. Jak tylko dostaniemy pieniądze, zejdziemy mu z oczu. Diana pomyślała, że Charles mówi o niej jak o jakimś przedmiocie. - Obawiam się, że pan się rozczaruje.
- A to dlaczego? - zdziwił się Prescott, unosząc brwi tak samo jak jego siostrzeniec. - Z tego prostego powodu, że hrabia... - ...nie będzie negocjował z kimś takim jak ty - dokończył za nią Gabriel. Diana odczuła wielką ulgę, ale bała się odwrócić głowę w obawie, że niechcący sprowokuje Prescotta do katastrofalnego w skutkach poruszenia. Bała się o Gabriela, nie chciała, żeby został ranny. Nie zniosłaby, gdyby coś złego mu się przytrafiło. - On ma pistolet! - ostrzegła Gabriela. - Widzę - odpowiedział. - Zamierzam go użyć wobec twojej pięknej przyszłej panny młodej, o ile nie spełnisz naszych żądań - oznajmił Charles. Zanim hrabia ujawnił swoją obecność i wszedł do pokoju, zdążył usłyszeć część rozmowy Diany z jego niegodziwym wujem. - Zanim to zrobisz, zamierzam odebrać ci Dianę - oświadczył, po czym zbliżył się, chwycił ją za ramię i zmusił, by stanęła obok niego. - Ze względu na moją matkę daję wam dwadzieścia cztery godziny na opuszczenie Anglii na zawsze. Macie więcej się tu nie pojawić! - oznajmił, patrząc to na Jennifer, która również znalazła się w pokoju, to na Charlesa. - Jeśli zlekceważycie moje ultimatum, przestanę zważać na wrażliwość mojej matki. Każę was aresztować i postawić przed sądem za kradzież i malwersacje, działanie na szkodę zdrowia mojej matki, uprowadzenie Diany i grożenie jej śmiercią. Każdy z tych zarzutów jest bardzo poważny. - Wymyśl coś! - Jennifer stanęła u boku męża. TLR Charles wstał powoli z krzesła, nie przestając celować w Dianę. - Nie waż się tego zrobić! - ostrzegł go Gabriel.
- On to zrobi. - Od otwartych drzwi dobiegł męski głos. Diana odwróciła się i ujrzała Dominica Vaughna z pistoletem skierowanym w pierś Charlesa Prescotta. Kamień spadł jej z serca. Na szczęście, świadomy powagi sytuacji, Gabriel nie przyszedł sam. Przewidział, że przyda mu się wsparcie przyjaciela. Powiedział jej kiedyś, że kilkakrotnie zawierzył życie Vaughnowi i nigdy się na nim nie zawiódł. Najwyraźniej teraz zawierzył mu również jej życie. - Mamy impas - oznajmił Charles. - Czyżby? - zapytał niemal przyjaźnie Dominic, choć jego postura i wyraz twarzy nie pasowały do tego tonu. - Nie dalej jak w zeszłym miesiącu zastrzeliłem jednego łajdaka. Nie zawaham się usunąć następnego. - Nie marnuj kuli, Dominicu. Gabriel zadziałał błyskawicznie, Diana była zdumiona jego szybkością. Wykorzystał moment rozproszenia uwagi Charlesa pojawieniem się Dominica. Rzucił się w stronę wuja, wykręcił mu rękę i wyjął pistolet z dłoni. - Jesteś łajdakiem! - wykrzyknęła Jennifer i zaczęła rozcierać mężowi obolałą rękę. Gabriel ważył w dłoni pistolet odebrany Charlesowi, zanim odpowiedział. - Niewątpliwie. A teraz słuchajcie. Nie wiem, jakie statki odpływają dzisiaj z angielskiego nabrzeża, i nie będzie mnie to obchodzić do czasu, gdy dowiem się, że oboje znajdujecie się na pokładzie tego, który jak najwcześniej wychodzi z portu. - Z czego będziemy żyli?! - oburzyła się Jennifer. - A co mnie to obchodzi! Jest mi obojętne nawet to, czy w ogóle będziecie żyli, jeżeli znikniecie mi z oczu. - Wiadomość o twoim zachowaniu wywoła skandal...
- Jeszcze jeden, cioteczko? Zapewniam cię, że nie obchodzą mnie skandale, które mogłabyś wywołać kłamstwami i intrygami. TLR - A co z lady Dianą? Czy znajdzie się poza zasięgiem konsekwencji skandalu?! zawołała triumfalnie Jennifer. - Diana... - zaczął Gabriel. - ...będzie zadowolona, mając okazję pójść do sądu i złożyć zeznanie na okoliczność podstępnego i okrutnego potraktowania przez panią i jej męża Gabriela i jego rodziny - dokończyła Diana, wysuwając się do przodu. - Nie możesz nas odprawić, ot tak - stwierdziła spokojniej Jennifer. - Wkrótce przekonasz się, że mogę. Znajdźcie się do jutra na statku, bo inaczej następnego dnia zostaniecie aresztowani i osadzeni w więzieniu. - Towarzyszące tym słowom lodowate spojrzenie nie pozostawiało wątpliwości, że hrabia mówi poważnie. Diana posłała pełen wdzięczności uśmiech Dominicowi, który trzymając wciąż pistolet wymierzony w Prescotta, usunął się na bok, by umożliwić jej opuszczenie pokoju. Gabriel i Dominic poszli jej śladem. Po wyjściu Diana chciała podziękować Gabrielowi. - Ani słowa - mruknął, kiedy wychodzili z gospody na ulicę. - Ale... - Będzie lepiej, żeby pani na razie się do niego nie odzywała - przestrzegł łagodnie lord Vaughn. - Mój przyjaciel niełatwo daje upust wściekłości, ale kiedy już to robi, trzeba się mieć na baczności. - Czy zrobiłam coś złego? - zapytała skonsternowana Diana. - Złego?! - powtórzył podniesionym głosem Gabriel, z trudem panując nad sobą. -
Poszła pani za tą przebiegłą kobietą, nie zastanawiając się, czy to bezpieczne. Następnie dopuściła pani do tego, że wpadła w zastawioną przez nich pułapkę i stała się zakładniczką. Czy to mało?! - wykrzyknął i potrząsnął Dianą. - Dość tego! - Diana próbowała się mu wyrwać, ale trzymał ją mocno przy sobie. Przy krawężniku zatrzymały się dwa powozy. Woźnice zeskoczyli z siedzeń, by otworzyć drzwi. - Może odwiozę Dianę do Westbourne House? - zaproponował przyjacielowi DoTLR minic. - Będziesz miał czas odreagować po tym, co się wydarzyło. Wpatrzony w Dianę, Gabriel zdawał się nie słyszeć propozycji przyjaciela. - To zbyteczne, dzięki - odpowiedział dopiero po dłuższej chwili. - Może rzeczywiście powinnam pojechać z panem. - Diana nerwowo obejrzała się na Vaughna. - Dominic wróci własnym powozem, a pani pojedzie do Westbourne House ze mną - oznajmił nieznoszącym sprzeciwu tonem Gabriel, stając przy schodkach własnego powozu. - A jak pani się tam znajdzie, uda się do swojej sypialni i będzie czekała, aż po nią poślę. - Na pewno nie! - Na policzkach Diany rozlały się czerwone plamy, jej oczy pałały złością. - Jak pan śmie mi rozkazywać? - Dałem jej szansę, prawda? - zwrócił się do przyjaciela Gabriel. - Tak, ale jest taka młoda... - Młodość nie tłumaczy podjęcia ryzyka, na jakie naraziła siebie i innych. Nie czekał, aż Diana wsiądzie do powozu, porwał ją na ręce i wsadził do środka. Następnie sam wskoczył i zatrzasnął drzwi.
Zostali sami w ciemnym wnętrzu pojazdu. TLR Rozdział siedemnasty Diana bezskutecznie próbowała się wyrwać z rąk Gabriela. Opadli razem na wyściełane siedzenie i w tym momencie powóz ruszył. - Proszę mnie natychmiast puścić! - zażądała. - Nic z tego. - Jak to? - Właśnie tak. Gabriel odwrócił wzrok. Wiedział, że gdyby spojrzał na Dianę, przestałby odpowiadać za siebie. Wciąż przeżywał ostatnie dramatyczne wydarzenia. Ta niemożliwa kobieta z pełną świadomością naraziła się na śmiertelne niebezpieczeństwo, bo, jak zdążył się przekonać, Prescottowie byli zdolni do każdej podłości. Gdyby z Dominikiem nie zdążyli na czas, mogłoby dojść do najgorszego. Nadal miał przed oczami scenę, którą ujrzał, gdy wpadł do pokoju w gospodzie: Diana prowadząca konwersację z Charlesem, który mierzył do niej z pistoletu! - Gabrielu! Puścił ją tak gwałtownie, że upadła na kolana na podłodze powozu. - Proszę usiąść i nie odzywać się ani słowem, dopóki nie dojedziemy do WestboTLR urne House! - rozkazał. Usiadła spokojnie, ale bynajmniej nie dlatego, że Gabriel jej to polecił nieznoszącym sprzeciwu tonem. Po prostu opadła z sił, dopiero teraz uświadomiwszy sobie, w jakim niebezpieczeństwie znajdowali się nie dalej jak kilka minut temu. Nie zdawała sobie
sprawy, że była napięta niczym struna, dopóki nie poczuła, że napięcie uchodzi w niej jak z przekłutego balonika. Schowała dłonie w fałdach spódnicy z obawy, że Gabriel zauważy, jak silnie drżą. Pobladłej twarzy i oczu, z których nadal wyzierał strach, nie dało się ukryć. Tyle że Gabriel na nią nie patrzył. Siedział na przeciwległej kanapie powozu i nieobecnym wzrokiem wpatrywał się w widok za oknem, jakby ignorował obecność Diany. Odwróciła głowę i zamrugała powiekami, żeby nabiegające do oczu łzy nie ściekły na policzki. Czuła się wystarczająco upokorzona tym, że musiała go wezwać na ratunek, gdy wpadła w sidła Prescottów. Nie chciała ronić łez przy Gabrielu, tym bardziej że wywołała je świadomość, iż on wyniośle ją odtrącił. - Diano... - Proszę mnie nie dotykać! - zaprotestowała, widząc, że wysunął się naprzód na siedzeniu, jakby chciał to zrobić. Zdawała sobie sprawę z tego, że najmniejszy przejaw delikatności z jego strony spowoduje, że ona wybuchnie płaczem. Gabriel cofnął się i z pewnego dystansu obrzucił uważnym spojrzeniem twarz Diany, po czym ponownie zwrócił wzrok w stronę okna. Uznał, że nie mogła bardziej wymownie zademonstrować, jakim wstrętem przepełnia ją myśl, iż on mógłby jej dotknąć. Wreszcie dojechali przed Westbourne House. Diana zbiegła po schodkach powozu, ledwie stajenny je spuścił, i wpadła do domu. W holu zderzyła się z Caroline, wychodzącą z salonu wraz z Malcolmem Castle'em. - Malcolm koniecznie chciał na ciebie zaczekać, kiedy dowiedział się, że wczoraj wróciłaś do Londynu - wyjaśniła uradowana Caroline.
- Widzę. - Diana zwróciła zimne spojrzenie na byłego narzeczonego. - Czemu zawdzięczam tę przyjemność? TLR - Proszę pozwolić, żebym wyjaśnił to pani na osobności. Wyglądało na to, że Malcolm autentycznie ucieszył się, widząc Dianę. Natomiast zesztywniał na widok mężczyzny, który wszedł do holu i stanął obok jego dawnej narzeczonej. - Lord Gabriel Faulkner, jak się domyślam? - Ukłonił się oficjalnie. - Słusznie się pan domyśla. - Gabriel lekko pochylił głowę, po czym dodał bezbarwnym tonem: - Jeśli chce pani, Diano, porozmawiać z panem na osobności, proszę skorzystać z mojego gabinetu. - Nie zamierzam rozmawiać z panem Castle'em ani na osobności, ani w ogóle oświadczyła dobitnie Diana, nie patrząc na Gabriela, za to nie szczędząc Malcolmowi pogardliwego spojrzenia. Zadała sobie w duchu pytanie, jak mogła uznawać jego pospolity wygląd za atrakcyjny. - Nie mam pojęcia, co ten pan tu robi. - Diano! - wykrzyknęła oburzona Caroline. - Chyba Malcolm potrafi mówić sam za siebie, moja droga - rzuciła pod adresem siostry, po czym zwróciła się do gościa lodowatym tonem: - Zatem? - Przyjechałem błagać cię o wybaczenie - odparł czerwony na twarzy młodzieniec. - Chciałbym cię poprosić, żebyś wyszła za mnie za mąż. Popełniłem błąd, rozstając się z tobą. Powiadomiłem o tym Verę. - Proponuję, byś jak najszybciej wrócił do Hampshire i błagał o wybaczenie pannę Douglas, nie mnie, bo ja na pewno nie zostanę twoją żoną - oznajmiła Diana. - Ale... przecież... - Malcolm nie wierzył uszom.
- Przypominam ci, że już nie jesteśmy zaręczeni - szepnął Dianie do ucha Gabriel. - I co z tego? - Masz swobodę wyboru i możesz wyjść za mąż z miłości - odparł hrabia na przekór sobie. W duchu zżymał się bowiem na myśl, że ukochana mogłaby poślubić tego mało odpowiedzialnego i niezdecydowanego młodego człowieka. Scena, której był świadkiem, była dla niego niewymownie przykra. Uznał, że Diana miała rację, chcąc ukarać Castle'a za to, że porzucił ją dla majętnej kobiety. Jednak obecnie młodzieniec się pokajał, przyznał do błędu i poprosił o przebaczenie. TLR - Sądzi pan, że kocham pana Castle'a? - Naturalnie - odparł Gabriel, zdziwiony pytaniem Diany. - Przecież mnie kochasz. - Malcolm uchwycił dłonie byłej narzeczonej. - Zawsze mnie kochałaś. - Twoja pycha przechodzi wszelkie wyobrażenie! - zawołała Diana, tracąc cierpliwość i wyrywając dłonie z uścisku Malcolma. - Posłuchaj uważnie, bo powiem to tylko raz! Może kiedyś wierzyłam, że cię kocham, ale wiem, że to nie była miłość. - Ale przecież... - Nie kocha go pani? - zapytał Gabriel. - Właśnie powiedziałam, że nie. - Zerwała pani nasze zaręczyny dlatego, że pan Castle nieoczekiwanie powrócił. - To nie ja zerwałam zaręczyny, lecz pan! - wybuchła Diana, będąc u kresu wytrzymałości. - Przecież stało się oczywiste, że pan nie chce się ze mną ożenić. - Diano! - zaprotestował Malcolm.
- Diano? - zapytał cicho Gabriel. - Tak, jestem Dianą. - Przeszła zamaszystym krokiem przez hol, zamiatając spódnicą podłogę. Miała zarumienione z gniewu policzki i błyszczące oczy. - Jestem kobietą z krwi i kości, która ma serdecznie dość tego przerzucania od jednego do drugiego dżentelmena, bez liczenia się z moimi uczuciami! Gabriel patrzył na nią z podziwem, chociaż był zdezorientowany całą tą rozmową. Do diaska, przecież nie zwolniłby narzeczonej z danego słowa, gdyby nie był przekonany, że ona kocha Malcolma. Walczyłby wszystkimi dostępnymi środkami, by jej udowodnić, że jest jej godny. Diana zamierzała udać się na górę. Zatrzymała się u stóp schodów. - Ty, Malcolmie, nie wiesz, czego chcesz, i jesteś podszyty tchórzem - rzuciła w twarz zdumionemu Castle'owi. - A pan - skierowała pałający wzrok ku Gabrielowi - jest tak pogrążony w rozpamiętywaniu przeszłości i zgorzkniały, że nie dostrzega kochającej kobiety, którą ma tuż pod aroganckim nosem! A teraz panowie wybaczą. Caroline zwróciła się do siostry, która oglądała tę scenę, nie mogąc wyjść ze zdumienia - idę do TLR siebie, na górę. Mam nadzieję, że żadne z was nie będzie mi przeszkadzało. - Gabrielu? Gabriel oderwał wzrok od znikającej na zakręcie schodów Diany i przeniósł go na Caroline. - Co się stało? - zapytała. - Najwyraźniej pani siostra wreszcie zbuntowała się przeciwko tłumieniu potrzeb i pragnień, aby zadowolić innych, i postanowiła zacząć zadowalać siebie - odparł z uśmiechem.
- Była wspaniała. Zaimponowała mi. - Caroline doszła do siebie. Popatrzyła z litością na Malcolma. - Okazuje się, że moja siostra nie kocha pana - powiedziała i zachichotała, po czym zaczęła się głośno śmiać. - Muszę stwierdzić - zwróciła się do Gabriela - że spodobała mi się jej uwaga na temat pańskiego aroganckiego nosa. Hrabia nie mógł zdecydować, czy Diana, nazywając go zgorzkniałym i aroganckim, naprawdę chciała dać mu do zrozumienia, że go kocha? - Czy to ta sama niewinna poduszka, nad którą znęcała się pani wczoraj, czy kolejna? Łatwo było przewidzieć, że Gabriel nie zastosuje się do prośby o niezakłócanie mi spokoju, pomyślała Diana. Nie liczył się z jej życzeniami, dlaczego miałby zacząć to robić teraz? Odłożyła poduszkę i wstała. Rozmyślnie ustawiła się do niego bokiem. - Malcolm już poszedł? - Chyba nie zdążył odejść daleko, gdyby zmieniła pani zdanie w sprawie poślubienia go - zaczął ostrożnie hrabia. - Nie zmieniłam zdania! - Diana rzuciła mu groźne spojrzenie. - Nie rozumiem, jak śmiał tu przyjść. A co pan chce mi powiedzieć? Wygłosi pan reprymendę w nawiązaniu do tego, co zdarzyło się rano? A może chce mnie pan złajać za odrzucenie korzystnej propozycji małżeńskiej z punktu widzenia panny pozbawionej majątku, którą jestem? TLR Gabriel przyznał w duchu rację Caroline. Diana była rzeczywiście wspaniała. Jej oczy błyszczały jak najczystszej barwy szafiry, policzki pałały rumieńcem, pierś falowała. Była zachwycająca, a on był coraz bardziej pełen podziwu. - Jeśli po to pan przyszedł, milordzie, to powinnam pana uprzedzić, że nie dbam o
to! - Nie dawała mu dojść do słowa. - Nic mnie też nie obchodzą Prescottowie ani Malcolm Castle. Prescottowie są godni pogardy i szkoda mojego czasu na dyskusję o nich, a Malcolm niech idzie do diabła! Gabriel słuchał, wprost urzeczony buntowniczym nastrojem Diany. - W pełni się zgadzam - wtrącił. - Zgadza się pan? - Tak. Dlaczego prosiła pani o anulowanie naszych zaręczyn? - Już mówiłam... - Dlaczego? - Bo pan tego chciał. - Niczego takiego nie powiedziałem. - Nie musiał pan. Pańskie zachowanie po powrocie matki do zdrowia świadczyło o tym, że już nie potrzebuje pan żony. - Z tego powodu postanowiła pani odwołać nasze zaręczyny? - zapytał z niedowierzaniem Gabriel. - Ostatnio dawał pan bardzo wyraźnie do zrozumienia, że moje towarzystwo jest zbędne, nie wspominając o tym, że nie życzy sobie pan, bym została jego żoną. - Hrabia potrzebuje hrabiny, Diano. Wzruszyła lekceważąco ramionami. - Nie wątpię, że jak pan w pełni odzyska utraconą pozycję wśród londyńskiej socjety, szybko pojawi się w pana pobliżu odpowiednia i miła w obejściu panna, która chętnie zostanie pańską żoną. - Odpowiednia i miła w obejściu... - powtórzył Gabriel. - A jeśli wolę, żeby moja żona była odważna i wiedziała, czego chce?
- Bez wątpienia taka też będzie chętna. - A jeśli już znalazłem tę najwłaściwszą? TLR - W takim razie muszę przyznać, że zastąpił pan mnie inną szybciej, niż się spodziewałam. - A jeśli pani jest kobietą, o której mówię? Diana przyjrzała się badawczo hrabiemu, po czym uniosła dumnie głowę, gestem dobrze znanym Gabrielowi. - Nie życzę sobie, żeby bawił się pan moim kosztem, milordzie. - Ale zgadza się pani, że jest pani odważna i wie, czego chce - droczył się z nią. - Niedawno dał mi pan jednoznacznie do zrozumienia, że uważa mnie za lekkomyślną i upartą! - zaprotestowała z oburzeniem. - Trzeba odwagi i siły charakteru, żeby mieć również te cechy - stwierdził ze smutkiem. - Mówi pan bez sensu, milordzie - ofuknęła go Diana. - Rzeczywiście - zgodził się. - Odkrywam, że miłość działa tak na mężczyznę. - To widać, choćby na przykładzie lorda Vaughna. - Lorda Vaughna? - powtórzył zdumiony. - Milordzie, postanowiłam, że jeśli nie będę mogła mieć w małżeństwie tego, czego pragnę, w ogóle nie wyjdę za mąż. - Wypowiadając te słowa, Diana wyobraziła sobie, że kiedyś będzie starszą, niezamężną ciocią dzieci swoich sióstr. - A czego spodziewa się pani po małżeństwie? - Czegoś, czego pan nigdy nie zrozumie. Tak, pomyślała Diana, będzie ciotką licznych siostrzenic i siostrzeńców, niewąt-
pliwie uważaną za ekscentryczkę przez resztę rodziny, a po długim i samotnym życiu... - Gdybym padł na kolana i błagał panią, żeby została moją żoną, rozważyłaby pani przynajmniej moją prośbę? - Gabriel ukląkł przed Dianą i pochwycił jej dłonie. - Byłem głupcem - kontynuował. - Jestem ślepym i nieczułym głupcem, do szaleństwa zakochanym w kobiecie, którą mam tuż pod aroganckim nosem. Diana patrzyła na Gabriela, jakby postradał zmysły. - Niech pan wstanie. - Próbowała go podnieść, ale się opierał. - Wyjdź za mnie, Diano! - poprosił. - Wyjdź za mnie i pozwól mi kochać cię do śmierci, a nawet dłużej. Powiedz „tak", ukochana, a obiecuję ci, że będę cię wielbił przez TLR resztę naszego wspólnego życia. A może to ona postradała zmysły? To niemożliwe, żeby Gabriel klęczał u jej stóp i mówił do niej te wszystkie cudowne słowa! Nie? A może tak! Hrabia nie potrafił dłużej zachować powagi, widząc zdezorientowaną minę Diany. - Dominic ostrzegał mnie, jak to będzie, gdy się zakocham. Niestety, zlekceważyłem jego przestrogi. Kocham cię, Diano. Już kilka dni temu uzmysłowiłem sobie jak bardzo. Tak bardzo, najdroższa, że moje szczęście zależy od jednego twojego słowa i jednego uśmiechu. Kiedy ostatnio myślałem o życiu bez ciebie, a co gorsza o tym, że mogłabyś wyjść za mąż za innego, cierpiałem męki, których więcej nie chciałbym doświadczyć. - Byłeś taki zimny, taki zdystansowany w Faulkner Manor i po powrocie do Londynu. - Bałem się, że straciłem w twoich oczach, odkąd odkryłaś, jak na skutek własnej ślepoty zaniedbywałem matkę.
- Nie mogłeś stracić w moich oczach, bo zrozumiałam, jak perfidnie oszukali cię wuj i jego żona. Nie mogłeś wiedzieć, jak traktowali twoją matkę. Przecież byś na to nie pozwolił. Kiedy się dowiedziałeś, natychmiast zareagowałeś. Nie, Gabrielu, niemożliwe, żebym z tego powodu źle o tobie pomyślała. - Zastanowisz się, czy za mnie wyjść? Położysz kres męce niepewności, która mnie dręczy, i uczynisz mnie najszczęśliwszym ze wszystkich mężczyzn? Diana widziała po jego twarzy, że mówił prawdę. Najprawdziwszą i najszczerszą prawdę. Gabriel ją pokochał! Nie mógł znieść myśli o życiu bez niej! Niewiarygodne, a jednak prawdziwe. Odetchnęła głęboko dla uspokojenia i powiedziała: - Nie potrzebuję się zastanawiać, czy zostać twoją żoną, bo nie mogłabym wyjść za mąż za nikogo innego. Bardzo cię kocham, mój najdroższy! Ujęła w dłonie twarz Gabriela, a on powoli wstał. Wpatrywali się w siebie z miłością. - Tak bardzo cię kocham, mój najdroższy. Gabriel nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Pochylił się i zawładnął ustami TLR ukochanej w czułym i pełnym oddania pocałunku. Całował ją tak, jakby chciał przelać całą swoją miłość. Diana nie pozostała mu dłużna, z pasją oddała pocałunek. - Domownicy będą się zastanawiali, dlaczego nie zeszliśmy ani na lunch ani na kolację - powiedziała lekko zgorszona Diana. - Zauważ, że nikt nas nie szukał. To dowodzi, że Caroline niedługo utrzymywała ich w niewiedzy. Gabriel leżał wsparty na poduszkach, obejmując Dianę, której głowa wspierała się
na jego ramieniu. Lśniące rudoblond włosy muskały jego nagą pierś. Kilka godzin, które upłynęły od czasu, gdy wyznali sobie miłość, było jednym pasmem szczęścia. Kochali się, rozmawiali o nieporozumieniach, które ich dzieliły w ostatnich dniach, i znowu się kochali. - Gdy tylko odzyskam siły, by wstać z łóżka, zawiozę cię do najlepszego jubilera w mieście i kupię ci pierścionek z największym szafirem, jaki istnieje. - Nie potrzebuję klejnotów, aby wiedzieć, że mnie kochasz. - Może ty nie, ale ja tak. Pierścionek na twoim palcu będzie ostrzeżeniem dla innych mężczyzn, że należysz do mnie. - Czy mogą być jakieś wątpliwości? - Mam nadzieję, że nie. - Zdecydowanie nie! Gabriel spoważniał. - Uważam, że nie powinniśmy opóźniać ślubu bardziej niż o kilka dni. Uśmiechnął się do siebie. Był tak urzeczony Dianą, tak spragniony dowodów jej miłości, że nie dotrzymał złożonej sobie samemu obietnicy i skonsumował małżeństwo przed uroczystością ślubną. - Może zorganizujemy podwójny ślub - nasz oraz Caroline z Dominikiem? - zaproponował. - Zobaczymy. - Zobaczymy, tylko tyle? - Uniósł głowę, by spojrzeć Dianie w oczy. - Nie rozmyśliłaś się... TLR - Cicho. - Położyła wysmukły palec na jego pięknie wykrojonych ustach. Ustach,
które całowały ją tak gorąco i w takich intymnych miejscach, że czerwieniła się na samo wspomnienie. - Przecież wiesz, że cię kocham. Teraz i na zawsze. Gabriel objął ją silniej, nie do końca uspokojony. - W takim razie dlaczego mówisz „zobaczymy"? Cień smutku przemknął po twarzy Diany. - Myślę, że Caroline, tak jak ja, nie zechce wychodzić za mąż pod nieobecność Elizabeth. - To oczywiste - powiedział Gabriel, z ulgą przyjmując to wytłumaczenie. - Zatem Vaughn i ja musimy znaleźć ją jak najszybciej. - Obawiam się, że tak.
- Nie bój się prosić mnie o cokolwiek, Diano. - Spojrzał na nią z miłością. Wszystko, co mam, należy do ciebie na zawsze. Ja również. Przepełniona szczęściem, Diana pomyślała, że żadna kobieta nie mogłaby oczekiwać więcej od mężczyzny, którego kochała i którego wzajemności była pewna. TLR
Document Outline Rozdział pierwszy Rozdział drugi Rozdział trzeci Rozdział czwarty Rozdział piąty Rozdział szósty Rozdział siódmy Rozdział ósmy Rozdział dziewiąty Rozdział dziesiąty Rozdział jedenasty Rozdział dwunasty Rozdział trzynasty Rozdział czternasty Rozdział piętnasty Rozdział szesnasty Rozdział siedemnasty