Rozdział 1 - Ruszamy.- Mężczyzna obok mnie powiedział to do małego mikrofonu schowanego w krawacie i wiedziałam , że to...
6 downloads
14 Views
632KB Size
Rozdział 1 - Ruszamy.- Mężczyzna obok mnie powiedział to do małego mikrofonu schowanego w krawacie i wiedziałam , że to nie było dla mnie. Sierpniowe powietrze było gorące, pełne zapachu morskiej soli i spalin autobusowych. Korytarz ,którym szłam ciągnął się milami i wszędzie gdzie spojrzałam widziałam tylko rolety w kolorze białym, niebieskim i czerwonym. Jednakże z każdym moim najmniejszym ruchem, który towarzyszył mi w tej drodze, czułam na sobie wzrok wyszkolonych specjalistów wpatrujących się, nagrywających i analizujących każde moje spojrzenie. Cześć mnie chciała uciec jak najdalej od dużego faceta w ciemnym garniturze ,który mi towarzyszył. Kolejna część chciała podziwiać psy od wywąchiwania bomb, które badają pola w okręgu dwudziestu metrów. Jednakże większość mnie chciała kłamać innemu mężczyźnie, z podkładką w rękach i słuchawką w uchu, kiedy zapytał mnie jak się nazywam. Przedtem uczyłam się jak robić fałszywe identyfikatory i recytować wymyślone historyjki w takich sytuacjach jak ta. Powiedzenie „ Cammie ,Cammie Morgan” okazało się trudniejsze niż myślałam. Najdziwniejsze było jednak to ,że stałam i czekałam koło tego mężczyzny ,aż on zeskanuję swoją podkładkę. Gdy już to zrobił spojrzał się na mnie i powiedział: - Możesz iść w prawo. – jakbym była po prostu szesnastoletnią dziewczynką. Jakbym nie mogła być zagrożeniem. Jakbym nie mogła chodzić do szkoły dla szpiegów. Spacerując po holu, nie mogłam pomóc, ale zapamiętałam pierwszą zasadę jaką wpoił mi mój nauczyciel od tajnych operacji : obserwuj wszystko. Światła i kamery świeciły z każdego kąta. Masywna siatka pełna czerwonych , niebieskich i białych balonów wiła się jak jakiś ogromny patriotyczny pyton. W górę na półpiętrze, delegacja Texasu śpiewała o żółtych różach, podczas gdy obok nich przeszła kobieta mająca na głowie duży kapelusz z pianki w kształcie brzoskwini. Idąc tak sprawdziłam masę starych kobiet i młodych dziewcząt. Mężów i żon. Studentów i seniorów. Ostatnim razem gdy byłam w tak samo zatłoczonym miejscu był inny sezon i było to w innym mieście. Może to przez hotelową klimatyzację lub po prostu moją pamięć , powróciło to do mnie jak jakiś przypadek deja vu. Nagle rozejrzałam się dokoła i wypowiedziałam imię, które nie wypadło z moich ust od tygodni : -Zach. Potem mrugnęłam i zastanowiłam się czy zawsze jakaś cześć mnie może się martwić ,że zostanie on moim ogonem. - Tędy . – powiedział człowiek idący obok mnie. Nawet się nie zatrzymaliśmy tylko skręciliśmy w stronę biura rejestracji. Nawet nie zwolniliśmy mijając dwa rzędy wind. Zamiast tego zwróciliśmy się w kierunku wąskiego hallu usadowionego za nimi, gdzie dywany ustąpiły rozdrobnionym płytkom linoleum aż w końcu ustaliśmy naprzeciwko windy. Jestem pewna , że żaden hotelowy gość nigdy jej nie zobaczył. -Więc jesteś przyjaciółką pawia ? – zapytał agent służb specjalnych , kiedy czekaliśmy aż
drzwi się otworzą. - Słucham ? – zapytałam , bo choć nigdy nie byłam w takim hotelu to byłam pewna, że nie posiadają oni egzotycznych ptaków ukrytych na innym piętrze. - Paw – powiedział agent ponownie ,gdy wsiedliśmy do windy, która wprowadziła nas na najwyższe piętro. - Widzisz używamy nazw kodowych. – wyjaśnił jakbym była ... szesnastoletnią dziewczyną. - Więc paw i ty jesteście ... przyjaciółkami ? - spytał, i znowu zdałam sobie sprawę z tego, że nie patrzył na mnie tak jak dobrze wyszkolony, dobrze uzbrojony do spraw bezpieczeństwa zawodowego specjalista patrzy na potencjalne zagrożenie (bo wiem coś o dobrze wyszkolonych i dobrze uzbrojonych specjalistów ds. bezpieczeństwa !). Nie. Patrzył na mnie jak na ... Dziewczynę Gallaghera. Oczywiście gdy czytasz tą nazwę musisz wiedzieć, że są na świecie dwa typy ludzi – tych którzy poznali prawdę o tym co się dzieje wewnątrz ścian Akademii Gallaghera dla Wyjątkowych Młodych Kobiet oraz tych , którzy są kompletnie niedoinformowani. Ci drudzy uważają, że nasza szkoła jest snobistyczna i chodzą do niej same bogate ,i zepsute córki ważnych ludzi. To było jednak przed tym jak usłyszałam krzyk. Ponieważ drzwi windy jeszcze się do końca nie otworzyły piskliwe „ Chcę kogoś zabić !” odbiło się echem od metalowych płyt. Wtedy jednak nabrałam stu procentowego przekonania, że człowiek stojący obok mnie nie zna prawdy o Akademii. Nie ruszył nawet swojej broni , nie drgnął też gdy wyszliśmy z windy i drugi agent służb specjalnych podszedł do niego , szepcząc : - Paw jest zły. Zamiast tych wszystkich rzeczy, zaczął iść w kierunku krzyczącej dziewczyny choć była ona Dziewczyną Gallaghera. Choć była to Macey McHenry. Przed dzisiejszym dniem nigdy nie byłam w Bostonie. Nigdy nie byłam eskortowana przez agenta służb specjalnych. Ani nie byłam VIP-em ( albo przyjaciółką/współlokatorką/gościem osoby będącej VIP-em ) na krajowej konwencji politycznej. Do mojej listy nowości zaraz po byciu w najładniejszy hotelu dodałam : nigdy nie widziałam Macey tak zdenerwowanej jak była wtedy. - Naprawdę , Macey to tylko sztuczka – super, głos Cyntii McHenry dźwiękowo nie mógł bardziej różnić się od córki - To jedyny syn przyszłego prezydenta ... Jesteś jedyną córką przyszłego wiceprezydenta. ... Jeśli ludzie chcą czytać o możliwości ślubu w Białym Domupo ośmiu latach od teraz, nie widzę żadnego powodu, aby myśleli inaczej. Naprawdę, nie wiem, dlaczego musisz być, aż tak dramatyczna. Szczerze powiedziawszy jeśli pani McHenry uważała, że Macey jest dramatyczna w stosunku z chłopakami to dobrze, iż nie spotkała większości osób z mojej szkoły. - Jeśli ten chłopak ... - Ten chłopak – matka poprawiła Macey – jest synem gubernatora Wintera.
- ... spróbuje ze mną poflirtować... – ciągnęła dziewczyna jednak pani McHenry mówiła dalej. - Jeśli pojawisz się z tym chłopcem oficjalnie, pomoże to twojemu ojcu dodając mu dwóch procent w Ohio. Jeśli pojawisz się z nim. - Procenty – westchnęła Macey z irytacją – dobrze wiesz , że nie znam się na matematyce. Cóż , osobiście nie widziałam aby Macey McHenry robiła zadania z algebry liniowej bez kalkulatora ( po opanowaniu systemu Liz oczywiście, naszej współlokatorki ) jednak ta dziewczyna stojąca teraz przede mną nie była ta osobą, którą znałam ze szkoły. Nie była toteż ciągle uśmiechająca się i machająca córka trzymająca ojca za rękę widziana w krajowej telewizji. Zamiast tego była ona Dziewczyną Gallaghera , którą widzieli wszyscy nie znający prawdy o nas : snobistyczną córeczką bogatego tatusia. Gdzieś w tle było słychać włączony telewizor i nadawane w nim krajowe wiadomości: - ... Ta scena odegrała się dziś rano, kiedy to senator James McHenry wraz z rodziną przybył do Bostonu aby dołączyć do gubernatora Wintera i oficjalnie zaakceptować nominację wiceprezydencką ... - oświadczył prezenter telewizyjny. Wątpię jednak czy Macey i jej matka słyszały cokolwiek z tego oświadczenia. W tym czasie sztyletowały się spojrzeniami. - Zrobisz to Macey – powiedziała jej matka. – Zrobisz to i już ... W tej chwili jednak moja eskorta, w postaci agenta, odchrząknęła i pani McHenry odwróciła się do nas. Myślałam, że nie będzie ona zadowolona z mego przybycia jednakże kobieta odwróciła się tylko do córki i powiedziała: -Patrz , twoja mała przyjaciółka przyjechała. Kiedy jej matka mówiła o mnie , widziałam jak Macey bierze głęboki oddech a jej ręce zaciśnięte w pięści rozluźniają się. W następnej chwili dziewczyna odwróciła się i warknęła do nas : - Idziemy na spacer. -Nie zapomnij o próbie z tym chłopakiem od gubernatora ! – powiedziała pani McHenry, kiedy Macey ciągnęła mnie w stronę podwójnych drzwi. Uchwyciłam tylko zdziwione spojrzenie agenta , który nie mógł rozwikłać co łączyło mnie z Macey. W telewizji natomiast ktoś powiedział : - ... Cyntia McHenry jest znaną bizneswoman i filantropką. Para ma córkę Macey , która jest studentką Akademii Gallaghera dla Wyjątkowych Młodych Kobieta znajdującym się w Roseville , w Virginii. Nasza szkoła. W krajowej telewizji. Tysiąc myśli galopowało przez mój umysł dopóki Macey nie zatrzasnęła za nami drzwi. Wtedy na jej twarz wykwitł figlarny uśmiech i dopiero on pozwolił mi zobaczyć w tej dziewczynie moją przyjaciółkę: -Więc jak podoba ci się moja przykrywka ? – zapytała Macey.
Rozdział 2 Szpiedzy mają przykrywkę na każdą okazję : posiadają pseudonimy , fałszywe paszporty i identyfikatory. Przy większych operacjach możesz stać się kimś innym w przeciągu jednej chwili ( i czasami kapelusze są w to też zaangażowane ). Jednakże rzadko widziałam Macey pod tak głęboką przykrywką jaką była wtedy. -Paw się porusza – jeden z agentów szepnął w mankiet kiedy poruszałyśmy się po budynku tymczasowej siedziby Winter-McHenry. Mijaliśmy kolumny komputerów przy których pracowali zmęczeni stażyści ubrani w garnitury , krzyczący do siebie coś raz po raz. Wyglądali jakby nie spali od New Hampshire . Tak naprawdę miałam wrażenie , że za chwile jeden z nich powie: - Nie spałem dobrze od New Hampshire. Jednak w całym tym zamieszaniu włosy Macey były tak samo czarne i błyszczące, a jej oczy jasne jak zawsze. - Jezu , Kameleon wiesz jak trudno cię było wytropić ? – szła pozornie nieświadoma swojej urody ani tego , że wygląda w tym całym bałaganie jak księżniczka. Ludzie plątający się wokół pilnowali tylko aby jej ojciec - król zasiadł na tronie. – To znaczy , po pierwsze spróbowałam znaleźć cię w szkole ale wyobrażasz sobie wyciągnąć coś od profesor Buckingham ? – moja współlokatorka spokojnie paplała jakby w tej chwili jej twarz nie była emitowana, w każdym amerykańskim domu.. - W każdym razie później zwróciłam się do agentów tajnej służby... - Czekaj – przerwałam jej wypowiedź – Tajni agenci mają numer moich dziadów ? - No - przyznała Macey – Poprosiłam ich ale skończyło się na tym , że zdobyłam go z innego tajnego źródła. Opuściłam głos – Agencja ? – spytałam prawie szeptem. - Nie , Liz – odszepnęła Macey. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, kiedy pomyślałam o naszej najmniejszej / najmądrzejszej współlokatorce. -Więc miałaś dobre wakacje ? – spytała Macey , gdy wyszłyśmy z sali bojowej podążyłyśmy, w kierunku następnego pokoju. -Tak – powiedziałam , prawie bez tchu,. Dwa miesiące u moich dziadków w Nebrasce uczyniły mnie kompletnie bez formy ale czułam się jakbym ciągle miała walczyć z Macey więc : -To było świetnie tylko... – pomyślałam o nauczycielach, którzy sprawują różne misje w odległych zakątkach świata oraz o matce , która nie dała mi ani znaku życia aż od początku wakacji. Pomyślałam też o dwóch chłopakach. Jednego , którego nie widziałam
od miesięcy i drugiego , który mógł być wszędzie ale wiedziałam, że i tak ich już więcej nie zobaczę. - Świetne – powiedziałam w końcu – Moje wakacje były ... świetne. Macey znała mnie już na tyle aby tylko się uśmiechnąć i powiedzieć: -Moje też takie były. Nasze stopy poruszały się prawie ,że bezszelestnie na miękkim dywanie , którym był obłożony korytarz. Wychodziło się z niego na skrzyżowaniu pomiędzy centrum kongresowym a hotelem. Jeden z tajnych agentów stojących koło drzwi znów szepnął w rękaw: - Paw wjeżdża na scenę. -Więc też mam mówić na ciebie paw ? – naśmiewałam się z Macey. 1 Drop a hat (ang.) – w przeciągu chwili , hat (ang.) – kapelusz [gra słów] 2 stan w Stanach Zjed. -To zależy czy chcesz się czuć bezpiecznie w czasie snu czy wolisz.. – dziewczyna przerwała ,gdyż obok nas przeszły dwie starsze panie trzymające po największym słoneczniku jakim widziałam. Macey uśmiechnęła się do nich – tak, uśmiechnęła się takim aktualnie wiekowo uśmiechem – i powiedziała : - Dobrze, że chociaż delegacja z Kansas nie wygląda świątecznie. Zmiana w jej zachowaniu była tak łatwa jakby jej uśmiech o mocy tysięcy watów działał na zasadzie przełącznika. Włącz uśmiech , wyłącz uśmiech. Wyglądało to jak dziedzictwo CIA w jej rodowodzie. Jednak Macey i ja miałyśmy już takie pojęcie o ukrywaniu tożsamości i przechowywaniu tajemnic , że pewne było , że nie dowiemy się tego nigdy. -Więc – zmieniłam szybko temat – co u ciebie nowego ? Na to pytanie dziewczyna wyciągnęła z kieszeni kawałek papieru zapisany starannym pismem. - Godzina 6 rano : pokazywana jestem w rannych wiadomościach , o 9 : wizyta u krawcowej – przymiarka marynarki. –Macey pochyliła się nade mną i szepnęła – Wiesz , czerwony sprawa , że wyglądam buntowniczo . – Dziewczyna wznowiła jej normalną postawę i zaczęła iść szybciej prowadząc mnie do metalowych drzwi , które znajdowały się na końcu tunelu. -Jedenasta rano- kontynuowała -: zabawa z mamą i tatą. W końcu zatrzymała się przed drzwiami i pchnęła metalową klamkę, które ukrywały największy pokój jednoosobowy jaki kiedykolwiek widziałam. -Więc wiesz.. jest normalnie. Krzesła – tysięcy pustych krzeseł – rozłożone na podłodze sali. Znaki z nazwami wszystkich stanów wisiały nad nimi. Pierwszym stanem był Oregon, następnie przeszliśmy przez Delaware aż do ostatniego Kentucky. Przed nami wyrosła nagle arena, gdzie na elektronicznym ekranie przewijały się paski reklamowe oferując nowości. Może właśnie w tej chwili Macey czuła się na tyle bezpieczna aby wyszeptać :
-Dzięki , że tutaj jesteś Cam. Jej ojciec była na każdej okładce każdego magazynu w USA, ona natomiast stawała się coraz bardziej sławna. Domyślam się , że każda dziewczyna w kraju chciała być na jej miejscu. Jednak spojrzawszy jej w oczy widziałam tylko niedole, kiedy stała w tej masywnej przestrzeni, a ja byłam obok niej. Wiedziałam tylko jedno: Dziewczyna Gallaghera musi być tak samo dobra jak jej przykrywka. Znaczy się , że Macey była bardzo dobra. -Przejdźmy przez to wszystko razem i wróćmy już do szkoły dobrze ? – spytałam. -Dobrze – odparła. Przez chwilę mogłabym przysiąc, że dostrzegłam na jej twarzy cień uśmiechu. Mógłby się on rozwinąć gdyby nie odgłos zbliżających się do nas kroków i głosu mówiącego: -Witam panie. Nie wiem jak wy , ale gdy słyszę , że chłopak usiłuje nazywać nastolatki paniami nie kojarzy mi się zbyt dobrze. Zazwyczaj jest to przystojniak , używający więcej pianki do włosów niż ty. No i jest to zazwyczaj podejrzane. Jednak Winter Preston .. nie jest jednak taki. Był wysokości Macey , jednak wątpię że przesadzam sądząc iż nawet Liz pokonałaby go w walce na pięści. Jego garsonka wisiała na nim ,a na ręce miał zegarek Spidermana jakby startował do programu „Jak się nie ubierać” - Mam pytanie – szepnęła do mnie Macey – kiedy twoja mama wspomniała, na koniec roku o tym, że nie mamy używać ochrony i egzekwowania ruchów innych 3, nie miała czasami na myśli, wyjątków w postaci synów kandydata na prezydenta ? - Myślę, że to się tyczyło szczególnie ich. Nie wiem czy to w związku z obecnością tajnych agentów czy naszej siostrzanej więzi, Macey wzięła głęboki oddech i uśmiechnęła się ( szept w języku portugalskim jest naprawdę złym słowem ). - Wyglądasz dziś bardzo .. patriotycznie panno McHenry . – powiedział Preston lustrując Macey od góry do dołu. Spojrzałam na Macey. Była ubrana w swetrowy zestaw w kolorach : białym , błękitnym i czerwonym ( tak Macey ubrała swetrowy zestaw ! ) i o mało co nie wybuchnęłam śmiechem. -Nie wierzę , że kiedyś się spotkaliśmy – powiedział chłopak zwracając się do mnie i wyciągając rękę . – Jestem Preston . A ty musisz być .. - Zajęta – wtrąciła Macey starając się mnie odciągnąć od Wintera. - Cammie. – powiedziałam nie zwracając uwagi na współlokatorkę , która ciągnęła mnie tak długo dopóki nie uścisnęłam ręki Prestona. – Współlokatorka Macey. Chłopak ukłonił się lekko i powiedział : -Miło cię poznać Cammie współlokatorko Macey... Zanim skończył usłyszałam krzyk : -Rodzina McHenry proszę iść w lewy róg sceny.
Wymuskana kobieta lawirowała między krzesłami aby dojść do podwyższenia, a rodzice Macey podążali tuż za nią. Kobieta miała podstawkę do notowania. I małe okulary w rogowych oprawkach zwisające na grubym łańcuchu zawieszonym na szyi.. I ( aż ! ) dwa ołówki wciśnięte w jej czarny kok uformowany na środku głowy. -Rodzina Winterów , proszę na prawo! Jako , że kandydat na prezydenta był jedną z najpotężniejszych wagowo osób jakie widziała mnie mogłam , nie zauważyć iż spojrzał się on przezornie na kobietę z podstawką. -Rodzina McHenry – powiedziała znowu kobieta – Brak kompletu.. -Tutaj jestem – Macey skierowała się w stronę sceny. Na jej słowa pani McHenry wywróciła oczami, a ojciec spojrzał na zegarek. Jednak Podkładowa Lady stwierdziła tylko : - Świetnie ! Nie możemy zbudować nowego Camelotu bez naszej młodzieży. Wystarczy tylko spojrzeć na ich zdrowe twarze. - Właściwie zawdzięczam tą zdrową skórę pani, pani McHenry – cała grupa wydawała się zaskoczona odpowiedzią Prestona – zwłaszcza jego. 3 Protection and Enforcement moves (ang.) nie wiem jak to dokładnie przetłumaczyć ;) Lecz chłopak zamiast się zamknąć , ciągnął dalej : - Ten nowy krem do twarzy jest po prostu cool. Dobra robota. – dodał kiwając głową, świadomy, iż Podkładowa Lady mierzy go wzrokiem : - To ja ustanę tutaj. – powiedział i skierował się w stronę rodziców Kandydaci wraz z rodzinami przechodzili raz po raz przez podium dając złudzenie biało – niebiesko-czerwonego dywanu. Macey stała tam w centrum uwagi, kiedy ja zostałam ustawiona z tyłu sceny wśród cieni. Ilość razy , gdy Podkładowa Lady dawała praktyki gubernatorowi Winterowi i ojcu Macey w ściskaniu rąk i odwróceniu się do tłumu : 14 Liczba spojrzeń jakie Macey posyłała matce : 26 Ilość razy , kiedy to Preston próbował zwrócić na siebie uwagę Macey i został kompletnie zignorowany : 27 Ilość razy kiedy to Macey miała „spontanicznie” zacząć tańczyć ze swym ojcem : 5 Ilość minut , które przesiedziałam zastanawiając się czy wolność i demokracja to coś dobrego : 55 W południe Podkładowa Lady oznajmiła co będzie ich czekać na samym końcu : - Dokładnie o 8.04 pojawi się muzyka – kobieta podniosła ręce w dramatycznym geście. - W tym momencie – powiedziała spoglądając na kandydatów i ich rodziny poprzez ciemne okulary . – Czas zacząć spontaniczny taniec. Preston uśmiechnął się do Macey na co dziewczyna drgnęła.
- Balony spadną o 08.06, a wtedy pozostanie nam tylko świętowanie, tańce i znów świętowanie. - Już koniec ? – zapytałam się, kiedy obok mnie pojawiła się Macey parę minut później. Wyglądała bardziej odprężona niż kiedykolwiek ją widziałam ( i to nawet w tym czasie gdyprofesor Fibs powiedział , że nie będzie potrzebna aby pomóc w „nie” bolącym eksperymencie. Brak udziału w nim był cholerną ulgą .) - Chodźmy . – powiedziała Macey , kiedy zorientowałyśmy się, że Preston i tak będzie za nami szedł. - Więc może zaproszę panie na poczęstunek ? Słyszałem, że delegacja Hawai zamierza upiec świnię.. W tym momencie poczułam żal do Prestona , gdyż była to najbardziej głupia rzecz jaką kiedykolwiek słyszałam. Jednak chłopak nie przejął się tym za bardzo. Żadna cześć Prestona Wintera nie czuła chyba żalu do samego siebie. Był jedną z osób, która nie ukrywała się pod żadną przykrywką i zaczynałam go chyba za to coraz bardziej lubić. -Sorry Preston – powiedziała Macey łapiąc mnie za ramię i wskazując mi metalowe drzwi: - Obowiązki wzywają. Z dzieckiem polityków podobno się nie zadziera więc, chcąc nie chcąc ruszyłam w ich kierunku. - Hej – Preston nie dawał za wygraną – Chce iść z wami. Byłyśmy dziesięć kroków za nim jednakże chudy facet , jeden z tajnych agentów był bardzo szybki i dogonił nas. Czy oni wszędzie muszą za nami chodzić ? Macey nie namyślając się długo podeszła do wskazanych przez siebie metalowych drzwi i je pchnęła. Starszy mężczyzna, jeden z agentów , w białych roztrzepanych włosach i krzaczastych brwiach podszedł do nas bliżej. Obok nas przeszły dwie kobiety ubrane w koszulki z nadrukiem „Waszyngton dla Wintera”, kiedy to Preston dogonił nas i szedł za nami uprawiając prawie jogging. -Więc panie chodzą do tej samej szkoły , tak ? – zadyszał chłopak. - Czy wszystkie Dziewczyny Gallaghera chodzą we dwójkę ? Macey spojrzała na niego jak na karalucha. - Faktycznie , robimy to co nam najlepiej wychodzi. -Tak Preston – powiedziałam zmieniając temat. Mijaliśmy właśnie jakieś obskurne drzwi. - Musisz być podekscytowany... wiesz twój ojciec, ty jako pierwszy syn i w ogóle. - No tak – odpowiedział chłopak –Jestem bardzo podekscytowany planami ojca..
On mógł być synem polityka, a ja córką szpiega ale i tak słyszałam kłamstwo w wypowiedzianym zdaniu. Kiedy dotarliśmy do windy Macey zaczęła molestować przycisk do jej wzywania, w tym samym momencie mentalnie planując jak pozbyć się Prestona. Nie powiedziała tego jednak ja to wiedziałam. Kiedy tak staliśmy i czekaliśmy na windę, przypomniała mi się inna winda i inny chłopak. Kiedy jej drzwi w końcu się otworzyły, wszyscy weszli do środka. Było trochę ciasno więc jeden z tajnych agentów pozostał na zewnątrz. -To jest Charlie , tak w ogóle. – powiedział nagle Preston wskazując na białogłowego agenta , który wszedł do windy z nami. - Od kiedy jesteś z nami co ? Od Missouri , chyba ? Charlie nic nie odpowiedział, a jedyne co usłyszałam to szept Prestona : -To były dobre czasy. Przejazd w górę zajmował trochę dłużej niż przejazd w dół. Powinno mnie to zaniepokoić , jednak uspokoiłam się, kiedy usłyszałam cichy dzwonek oznajmiający iż jesteśmy na miejscu. Kiedy drzwi się otworzyły zobaczyłam nieznany korytarz. Mogliśmy być jedynie w innym kraju – znacznie mniejsze było podejrzenie , że jesteśmy w tym samym budynku. Weszliśmy do pokoju oświetlonego fluorescencyjnym blaskiem bez żadnych dywanów, patriotycznych koszyków. Były tutaj tylko wielkie kosze do prania. Hałas działających niedaleko maszyn i ciepło było prawie nie do zniesienia. - Na pewno wybrałaś dobry przycisk ? – zapytałam Macey. - Na kartce było napisane, 12.05:kręcenie promującego video. Na piętrze R...- zwróciła uwagę na duże R wymalowane na ścianie przed nami. Spojrzałam na Charliego , który zachowywał spokój jednakże po chwili powiedział do swojego mankietu: -Wszystko pod kontrolą . Jestem z Pawiem i Złym Psem. Obok mnie Preston szepnął: -Tą nazwę wybrałem sam. Lecz Charlie ciągnął dalej rozmowę z mankietem marynarki: -Jesteśmy na poziomie R . Czy to tu ma odbyć się kręceni filmu, czy nastała jakaś zmiana? Agent skończywszy spojrzał na mnie i powiedział: - Sprawdzają to. Powietrze było gorące i czerstwe, pokój do którego nas zaprowadzono zbyt mały, a drzwi posiadały jedynie małe okienko. -Założę się, że nie mamy tutaj być – Macey zaskoczyła mnie swoim stwierdzeniem. W tej chwili pragnęłam tylko jednego : wydostać się stąd jak najprędzej. Otworzyłam jedyne drzwi i stwierdziłam z zaskoczeniem iż znajdujemy się w jednym z najwyższych pięter, a przede mną rozciągają się schody prowadzące na dach. - Znalazłam lepsze zajęcie niż siedzenie w tym ciemnym pokoju..Za krótka namową, wyszliśmy na dach hotelu. Wiał silny wiatr zamykając metalowe drzwi , którymi tam
dotarliśmy. Podchodząc do krawędzi dachu zobaczyliśmy zabytkowy kościół i wieże górujące nad drapaczami chmur. Cześć miasta było wybudowana w nowszym stylu jednak niektóre widoczne miejsca zatrzymały się w czasie. W dole poruszały się samochody i autobusy tkwiące w korkach, ale na dachu hotelu ten cały chaos zdawał się być daleko , daleko. A to, jak sądzę, był już problem. Nie było tutaj żadnych operatorów kamer, ani specjalistów do spraw wyglądu. Spojrzałam na Macey, która powiedziała to co akurat myślałam: -To nie jest w porządku. – potem zwróciła się do Prestona. -Gdzie mamy być dokładnie ? – wyciągnęła do niego dłoń.. – Pozwól mi obejrzeć twój plan. - Okey... to ... czekaj, muszę poszukać... – Preston utknął i następnie przyznał: - Moja mam ją ma ... Spojrzałam za nami szukając Charliego , ale nigdzie go nie znalazłam. W tym momencie wszystko wydawało się zmieniać. Może to przez moje cztery lata szkolenia albo to , że byłam córką Rachel Morgan , ale w jakiś dziwny sposób wiedziałam , że jest coś nie tak w staniu na hotelowym dachu. W następnej chwili rzuciłam się w kierunku drzwi. -Hej jesteś .. – Preston spojrzał na mnie i powiedział – ... naprawdę szybką biegaczką. Ledwie to słyszałam ciągnąc drzwi z całych sił. Zostały zablokowane lub zamknięte więc ostatnia droga powrotu została odcięta. - Coś jest nie tak . – Macey nie wyczuwała wszystkiego tak dobrze jak ja , gdyż jej agencka cześć została zagłuszona przez córkę polityka , którą była. Nie spodziewała się chyba , że będzie potrzebowała swoich szpiegowskich talentów w czasie wakacji. - Coś po prostu .. – urwała nagle. Jej niebieskie oczy spojrzały na swoje ręce, w których trzymała swój dopiero co wyciągnięty plan, a następnie z powrotem na mnie. A potem w kierunku śmigłowa , który leciał zbyt nisko i zbyt szybko, kierując się prosto na nas...
Rozdział 3 Oto co na temat tajnych operacji : naprawdę złe rzeczy stają się kiedy najmniej się tego spodziewasz, zło nigdy nie walczy fairplay. Nawet nie pozwoli ci poczekać trzydziestu minut po posiłku. I nigdy , przenigdy nie pozwoli ubrać ci wygodnych butów. Tak więc szkolenie w zakresie takiego rodzaju życia oznacza, jedno : szkoła szpiegowska nie robi „prawdziwych” sesji. W pewnym momencie patrząc na kawałek kartki, którą Macey trzymała w rękach powiedziałam sobie , iż mógł być to tylko mały błąd, malutka zmiana planów. To nie oznacza jeszcze, że nasi nauczyciele celowo ściągnęli Macey na dach – ani, że znalazłam się tutaj przypadkiem razem z nią aby pomóc jej zdać jakiś straszny test. To nie oznaczało jeszcze, że nie będziemy walczyć. To nie pomagało mi uspokoić mojego galopującego serca. Ciągle jeszcze patrzałam na moją współlokatorkę gdy zapytałam ją: - Myślisz o tym samym co ja ? Macey wzruszyła ramionami. - Gdyby to byli nasi nauczyciele to by raczej nie zrobili mi tego przed nim.- dziewczyna wskazała na Prestona. Chłopak pochylał się nad balustradą obserwując chaos panujący na dole, zupełnie nieświadomy zbliżającego się niebezpieczeństwa. Pomyślałam o jego brakującym planie: - Może jego nie miało tu być ? Nie dowiedziałam się nic więcej od Macey , gdyż krążący śmigłowiec zadecydował w końcu wylądować. To tak jakby jej przykrywka byłą totalną klapą. W hotelu było mnóstwo ludzi , którzy widzieli w niej tylko córkę kandydata ale już tam – i teraz – było wiadome , że nikt nie dowiedział się prawdy kim jest naprawdę Macey Mchenry. - Hej spójrzcie – Preston ocknął się dopiero i wreszcie zauważył śmigłowiec. Zatrzymał się nagle ,kiedy lina wypadła z helikoptera i zwisała miotana podmuchami wiatru. Usłyszałam jeszcze jak metalowe drzwi ,które zostały przedtem zablokowane otwierają się. Obróciłam się pewna ,iż ujrzę nadchodzącego Charliego. Zamiast niego ujrzałam dwie zamaskowane postacie, które stanęły w słońcu. A potem nie mogłam się powstrzymać i krzyknęłam : - Jestem na wakacjach ! Czułam Macey za swoimi plecami. Preston wpatrywał się w ciemną postać, która zjeżdżała z helikoptera , jakby wdepnął w jakąś chorą grę lub koszmar. - Oni nie wyglądają na niezdecydowanych wyborców – powiedział jakby sarkazm był jego życiową bronią i miał nadzieję, że tym razem to też wypali. Zamaskowane postacie nie spieszyły się by nas dorwać. Nie było to niechlujne. Było to
zamierzone. Byli dobrzy, poruszali się do swojego celu, rozpraszając się na dachu, w równych odstępach. Macey i ja stałyśmy do siebie plecami skupiając się na centrum dachu. -Preston ! – krzyknęłam.- Padnij ! Chciałam go ukryć. Chciałam aby był nieprzytomny albo niewidomy. Chciałam go wszędzie ale nie tu. Wiedziałam już, aż za dobrze co może się stać jeżeli w Tajną operacje zostanie wmieszany cywilny chłopak. To był rozdział, którego nie chciałam przerabiać jeszcze raz. - To nie jest ... – odpowiedziałam, gdy odparowałam pierwszy cios napastnika - ... bardzo ... – wzięłam pół kroku w prawo i wylądowałam na jednym z kolan zamaskowanych postaci - ... dobry czas dla mnie ! Zamaskowany mężczyzna stanął przede mną. Za maską zaświeciły białe zęby. Prze ułamek sekundy myślałam, że to uśmiech pana Salomona. Pierwszy atakujący , który przybył z helikoptera miał niewątpliwe kobiece łuki i jakaś część mnie zastanawiał się czy to nie czasem moja matka. Jednak nagle poczułam padające z nikąd uderzenie, cios tak doskonały, że aż znalazłam się an lepkim smolistym dachu. Zobaczyłam trochę więcej – i się dowiedziałam. Wiedziałam, że nikt z Akademii Gallaghera nie byłby tak nie dbały. Wiedziałam, że pan Salomon i moja matka woleliby umrzeć niż narazić naszą szkole na tego typu sceny. Zrozumiałam, że chodzi o coś więcej przy uderzeniu pięścią – celowali nie w nadgarstek ale pomiędzy oczy. Właśnie wtedy też zdecydowałam, że muszę wyprowadzić Macey i Prestona z dachu jak najszybciej. Nie wiem jak to wytłumaczyć ale właśnie w tej chwili wszystkie lekcje P&E1 wróciły do mnie bardzo szybko. W tym momencie wiedziałam , żeby przetrwać nie wystarczą same kopnięcia i ciosy – chodzi tutaj też o geometrię i czas oraz o to aby twój refleks był szybszy , a umysł zwalniał. Być może trwało to minutę lub miesiąc. Wszystko co wiem na pewno to , to , że jeden z mężczyzn podszedł do mnie. Uchyliłam szybko głowę, kiedy to on próbował mnie znokautować. W tym czasie szybko zeskanowałam dach w poszukiwaniu jakieś broni, drogi wyjścia lub obu. I właśnie wtedy to zauważyłam – podest , którzy używają czyściciele okien, które akurat wisiało od strony dachu. Miał szyny po obu stronach i został podłączony do krążku linowego. Moje serce waliło, a wiatr huczał w uszach kiedy dotarłam do Prestona i łapiąc go krzyknęłam : - Chodź ! Usłyszałam za sobą kroki i poczułam rękę na swoim ramieniu. Obróciłam się ale zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, Preston uderzył napastnika w gardło. To był szczęśliwy traf ale i tak byłam pod wrażeniem potencjału syna kandydata na prezydenta kiedy prowadziłam go w kierunku podestu. - Uderzyłem go – Preston z szokiem wymalowanym na twarzy wpatrywał się w swoją dłoń. -Wiem, widziałam. Dobra robota. – powiedziałam kierując go na podest, jednak Preston zauważył, że kieruję go na coś co wisi przy boku budynku, który ma sześćdziesiąt pięter.
-Czekaj. – krzyknął. - Będzie dobrze. – mruknęłam. -Ale czy nie powinienem .. – powiedział z miną chłopca, który wie iż ma zachowywać się po rycersku ale za bardzo nie wie jak. Za mną usłyszałam jak Macey krzyczy z bólu. Nacisnęłam zielony przycisk wzywający podest i wepchnęłam tam Prestona. Program & Evaluation – sięgnęłam do poprzednich dzieł – to są zajęcia z samoobrony i walki wręcz - Trzymaj się – krzyknęłam, a w następnej chwili Preston znajdował się na dwudziestym piętrze, bezpieczny. Mogłabym delektować się tym faktem nieco dłużej jednak skupiłam się na tym iż kobieta podnosi rękę i wskazuje ją Macey, która stała obok mnie. - Bierz ją .- nakazała kobieta. Spojrzałam na moją przyjaciółkę, córkę senatora Stanów jednoczonych i jednej z najbogatszych kobiet na świecie. Moją przyjaciółkę, która była opisywana w każdym magazynie w Ameryce. Moją przyjaciółkę, która mogła być jedynie w snach porywaczy. Macey i ja cofaliśmy się powoli, coraz bliżej ściany i wiedziałam, że zostałyśmy przyszpilone do muru. - Nie ! – załkałam jakby miało to w czymś nam pomóc. I wtedy zobaczyłam stary odpowietrznik2 parę metrów na prawo od drzwi. To była nasza jedyna nadzieja. Upadłam na ziemię i kopnęłam odpowietrznik tak mocno jak tylko mogłam poczułam, że trochę się poruszył. Kopnęłam ponownie gdy mężczyzna rzucił się na Macey. Usłyszałam obrzydliwy trzask. Odwróciłam się i zobaczyłam, że moja współlokatorka upada z krzykiem na ziemię trzymając się za rękę. Kopnęłam odpowietrznik jeszcze raz i w końcu stary metal ustąpił. Wzięłam ten kawałek w rękę i rzuciłam w kierunku mężczyzny, który schylał się nad Macey. Usłyszałam tylko trzask metalu trafiającego w głowę. Nie zatrzymałam się jednak aby to obejrzeć tylko chwyciłam szybko Macey i zaczęłyśmy się poruszać w kierunku dziury w ścianie , którą zrobił odpowietrznik. Wystartowałam aby pobiec w jej kierunku kiedy poczułam, że ktoś złapał moje ramiona w stalowym uścisku. Jedyne co mogłam robić to drapać z całych sił. Kiedy moja wolna ręka atakowała z całych sił przed moimi oczyma mignął złoty pierścień z wygrawerowanym godłem, i mogłam przysiąc, że widziałam już gdzieś ten znak wcześniej. Szamotałam się coraz mocniej modląc się w duchu aby przez to moje tempo nie wypadło z rytmu, i abym szybko dostała się do wyjścia. Nagle przypomniało mi się, że mam na sobie jedną z koszulek z napisem „Winter- McHenry”. Miała ona z przodu guziki , które mogły mnie oswobodzić. Pociągnęłam z całej siły za przód koszulki i w tym samym usłyszałam trzask pękanej tkaniny. Usłyszałam z tyłu nerwowy wrzask kobiety. W biegu wzięłam Macey za rękę i zaczęłam ją pchać w kierunku otworu w ścianie: -Macey ! Uciekaj ! – krzyknęłam – Biegnij !
Nie myślałam. Na dodatek żadna strategia nie przychodziła mi do głowy. Żadne słówko. Nic. Był to odwieczny problem, kiedy to z teorii nagle przechodziłeś do praktyki. Spojrzałam na Macey, której ramię zwisało pod dziwnym kątem. Czułam też , że moje żebra są posiniaczone a może nawet złamane. Wiedziałam też, że walka byłabym najgorszą z opcji i zakończyłaby się szybko więc musieliśmy znaleźć stąd jakieś wyjście. Weszliśmy do wyrwy i znaleźliśmy się w budynku. - Biegnij .- powtórzyłam. W tej samej chwili usłyszałam jak za nami otwierają się metalowe drzwi i kątem oka zobaczyłam jak wyłaniają się zza nich dwie , wygięte pod dziwnym kątem nogi , które znajdowały się w jednym z pokojów maszynowych. -Charlie ... – szepnęła Macey. Otrząsnęłyśmy się z szoku i biegiem rzuciłyśmy się w kierunku windy. Mijaliśmy roztrzaskane meble i wazony. Można by pomyśleć , że od ranka minęła jakaś dekada samych wojen. Kiedy odnalazłyśmy windę poczułam, że mogę zaraz się rozpłakać. Drzwi windy były otwarte , a panel sterowania był zniszczony. Teraz nie było miejsca , w które mogłyśmy uciec czy się ukryć. Zauważyłam za nami trzy skradające się postacie 2 Urządzenie służące do odpowietrzania grzejników itp. zbliżające się aby skrzywdzić moją przyjaciółkę. Aby porwać ją do jakiegoś miejsca, którego nie mogłam sobie wyobrazić. Rozejrzałam się w poszukiwaniu broni ale dostrzegłam jedynie wózek jakim kelnerzy worzą do stołów większe posiłki. Pchnęłam go w kierunku napastników modląc się aby to coś dało i zrobiło im wielką krzywdę. Niestety trójka mężczyzn odskoczyła bezpiecznie w bok. - Cam ... – szepnęła Macey. Jej lewa ręka urosła podwójnie ale udało się jej wykonać ruch, który pokazał mi kwadratowy otwór w ścianie będący zsypem lub rynną innego rodzaju. Nie wiedziałam co to było ani dokąd prowadziło. Pchając Macey w tamtym kierunku modliłam się tylko aby stąd uciec. Jeden z mężczyzn rzuciła się do przodu z krzykiem „ nie” ale było już za późno. Grawitacja przejęła nade mną kontrolę, a ja popędziłam w nieznanym kierunku modląc się aby było to lepsze niż to co zostawiłyśmy za sobą. Spadając poczułam jak moja głowa uderza w jakiś kawałek metalu. Coś gorącego i mokrego sączyło się na moje oczy , a ja nadal czułam nadzieję. Poczułam zawroty głowy. Odwróciłam się i zobaczyłam nieprzytomną Macey leżącą na białym prześcieradle. Poczułam nagle ból , a świat wokół mnie zaczął się kręcić. W oddali słyszałam : - Narodowa Tajna Agencja ! Otwórz te drzwi ! Mój umysł zamglony i oszołomiony podryfował do ostatniego wspomnienia kiedy to moje życie wywróciło się do góry nogami. Chłopak obejmował mnie i całował czule , stojąc ze mną w mojej szkole. Przez chwilę mogłam niemal zobaczyć jego twarz pochylającą się ku mnie. Twarz zamazywała się jak nie dostrojony ekran telewizora. I nagle zapadła ciemność.
Rozdział 4 Nie wszystkie sny są takie same, jestem tego pewna. Po tym wszystkim mam już doświadczenie z wielu rodzajów snów. Jednym jest sen po wyzwaniu Bex, do walki kickboxingowej, zmęczenie przejmuje twoje ciało i rzadko coś ci się śni. Jest też rodzaj po wspaniałym obiedzie babci Motgan, który przychodzi w miejscach gdzie czuję się naprawdę bezpiecznie. I oczywiście jest też ten najgorszy kiedy to mama mówi że tata już nie wróci. Przychodzi on kiedy umysł nie ma już nic do roboty i błąka się po ciele. Może i ciało odpoczywa ale serce ma wtedy inny problem. A kiedy obudzisz się już z tego snu to modlisz się aby jeszcze raz nie przyszedł. Nigdy nie wiedziałam, iż byłoby możliwe spełnieniu tych trzech snów naraz ale jakoś tego teraz doświadczyłam. Nie pytajcie jak to się stało. Sama tego nie wiem. - Nie ruszaj się.- usłyszałam głęboki głos. Poczułam jak moje zamknięte oczy palą się do tego aby odwrócić głowę w bok gdyż zostały zaatakowane źródłem światła. Przez moją głowę przemknęło piętno nieznośnego bólu. Głęboki głos zachichotał: - Wiem, że nie lubisz przestrzegać reguł, panno Morgan ale kiedy mówię abyś się nie ruszała to radzę robić to co mówię. Mrugnęłam i powoli ułożyłam się w pozycji siedzącej czując lekki szpilki atakującego bólu. Ktoś podał mi coś do picia. Czułam jednak jakby moje usta były napełnione piaskiem , a na oczach ktoś kładł rozżarzone węgle. Starałam się siedzieć prosto lecz po kilki próbach zrezygnowałam i opadłam na poduszki. Zamrugałam parę razy i wśród rozmazanego obrazu rozpoznałam moją matkę, dyrektorkę mojej szkoły i najlepszego kobiecego szpiega na świecie. Potem odnalazłam jakoś siłę aby zapytać: - To nie był test, prawda ? Nie wiedziałam gdzie jestem ani ile czasu upłynęło od utraty mojej świadomości, ale widziałam twarz mojej matki i to mi wystarczyło. - Witamy z powrotem. – powiedział głęboki głos usłyszany już wcześniej. Odwróciłam się i zobaczyłam stojącego Joe Salomona stojącego u stóp mego łóżka. Co dziwne po raz pierwszy nie interesował mnie stan moich włosów od kiedy go spotkałam. - Panie ... – zaczęłam moich szorstkim głosem. - Tutaj – moja matka podeszła do mnie ze szklanką wody ale ja nie mogłam się napić. - Macey – zaszlochałam siadając nagle prosto. Moja głowa dryfowała, gardło miałam spalone ale nic nie mogło mnie zmusić abym przestała myśleć o mojej współlokatorce.
Tysiące pytań przyszło mi do głowy ale i tak na wierzch wypływało tylko to najważniejsze. - Macey, czy ona ... - Ma się dobrze . – uspokajała mnie mama. - Lepiej od ciebie – rzekł pan Salomon – Złamana ręka to drobnostka przy .. – ciągnął dalej, a ja w tym momencie poczułam, że mam bandaż na głowie Pamiętam upadek i to jak krew spływała na moje oczy. Następnie będąc szpiegiem czy nie , poczułam lekkie zawroty głowy i zapragnęłam opaść z powrotem na poduszki. - Gdzie ja jestem ? – zapytałam zauważywszy, iż ubrana jestem w swoją najbardziej znoszoną i najbardziej ciepła miękką piżamę. Moje ciało bolało tak jakbym nie ruszała się z rok, a świeże siniaki też dawały o sobie znać więc zmodyfikowałam moje pytanie : - Ile już tu jestem ? - Coś ponad już jeden dzień. Przenieśliśmy cię tutaj jak najszybciej.- powiedział pan Solomon. - Tutaj ? – rozejrzałam się wokół. Ściana stojąca obok mojego łóżka była szorstka w dotyku, a podłogę pokrywało lite drewno. Zdałam sobie sprawę , że muszę znajdować się w jakieś szkole lub budynku CIA. - Czy ten dom jest bezpieczny ? – nie miałam pojęcia jak było tutaj bezpiecznie . - Mam nadzieję, że tak .W końcu to mój dom. Pan Solomon miał dom. Miał ten dom. Ten kawałek normalności. Szczerze to zdziwiłam się, że mężczyzna ma w ogóle jakiś dom. - Nie używam go za często – zaczął tłumaczyć pan Solomon jakby czytając moje myśli.Czasami się przydaje...- mężczyzna ważył słowa - ... przy okazji. Zaczęłam rozmyślać o „okazji” pana Solomona . Wiedziałam, że moja wyobraźnia jest bardzo rozległa więc pomyślałam o czymś innym zbierając odwagę aby zadać pytanie: - Charlie ? ... Mama się uśmiechnęła wygładzając swoje długie włosy. - On miał zamiar to zrobić Cam. Ma się jednak dobrze. Nie uspokoiło mnie to za bardzo. Spojrzałam okno. Słońce już zachodziło. - A Macey też tu jest ? Mój nauczyciel skinął głową. - Jest poza tym budynkiem. Minie trochę czasu zanim ucieknie spod skrzydeł agentów ale – w tym momencie spojrzał na moją matkę i znów na mnie – ciebie też to czeka. Czasami wydaje mi się jakbyśmy w Akademii spędzamy pół naszego czasu zastanawiając się co takiego widzieli i zrobili nasi nauczyciele. Jednak dziś wolałam nie pytać o szczegóły. W ten dzień widziałam tyle, że nie chciałabym słuchać żadnych opowiastek.
- Co się stało ? – nie patrzałam ani na moją matkę ani na mojego nauczyciela tylko na wzorek kołdry, którą byłam przykryta. Byłam jedyną uczestniczącą w tej akcji jednak nic innego zrobić nie mogłam niż zapytać właśnie o to. - To znaczy ... - Próba porwania ? – Pan Solomon zakończył to zdanie. Skinęłam głową starając się wyglądać równie profesjonalnie co on. – Takie rzeczy dzieją się częściej niż myślisz. Skinęłam powoli głową, uśmiechając się. Po tym wszystkim miara tajnych operacji wynikała z tego ile nikt nie wie. Jednak ludzie musieli coś o tym wiedzieć. – Te procenty nie są aż takie wielkie ale ... - Zdarzają się – potwierdziłam trząść się w duchu. Pan Solomon skinął głową. – Pewnie. – powiedział tonem oznaczającym iż jakaś jego część jest pod wrażeniem minionych wydarzeń –Tajni agenci są ciekawi co się wydarzyło na poziomie szóstym . Panno Morgan , wiesz co będziesz musiała im powiedzieć ? Kiwnęłam potwierdzająco. – Moja współlokatorka zaprosiła mnie do zwiedzania budynku. Zostałyśmy zaatakowane na dachu ale jakoś uciekłyśmy. – czułam, że recytuję jakaś wymówkę. Pomyślałam, że tą historyjkę mogłabym opowiedzieć w czternastu różnych językach. Przyszło mi do głowy też to, że moim życiem rządzą zasady których nie mogę wypowiedzieć. Spojrzałam przez okno i zauważyłam iż nie daleko znajduję się jezioro. Przy pomoście stała Macey. - Mieliśmy szczęście.. – dodałam cicho, w tym momencie odechciało mi się leżeć. W tym samym momencie zadzwonił telefon mojej matki. Kiedy ona była zajęta rozmową , wstałam i skierowałam się do staroświeckich drzwi, które prowadziły na dwór. - Nie ma tam nic złego – powiedział pan Salomon Zatrzymałam się i odwróciłam do niego, kiedy patrzał w moim kierunku. - Uwierz mi Cammie, wszystko będzie dobrze. – dotknął wyblakłej blizny na swojej skroni. – Wiem coś o tym. Pan Salomon był najlepszym nauczycielem jakiego kiedykolwiek miałam. Nie chciałam go zawieźć więc powiedziałam. - Wiem. - Hej.- powiedziałam docierając do molo. Macey stała tam patrząc na spokojne jezioro. Miała zadrapania na lewym policzku, a jej prawe oko miało czarną obwódkę. Lewe ramie nie prezentowało się lepiej. Kiedy tu szlam chciałam jej pomóc ale teraz patrząc na nią cieszyłam się, że to nie ja tak wyglądałam. - Witamy z powrotem – powiedziała – Dzięki. Jak głowa? - Boli. A Twoje ramie ? Moja współlokatorka nie odpowiedziała. Tak samo nie skomentowała mojej okropnej fryzury i siniaków na twarzy , których nie dało zakryć się korektorem.
Zbyt wiele rzeczy było do powiedzenia więc nie naciskałam na nią. Zamiast tego przesunęłam się w bok słuchając jak trzeszczą deski uginające się lekko pod moją wagą. Myślałam o tym, jak to nasza szkoła przygotowywuje nas do sytuacji jaka zdarzyła się na dachu, jednak nie uczą nas co robić po takich przeżytych wydarzeniach. W tej chwili chciałam siedzieć w klasie od tajnych zadań 1 i słuchać wykładu pana Salomona na temat jak mamy się koncentrować na każdym ruchu , oddechu, spojrzeniu czy zapachu. Chciałam też zablokować wspomnienia związane z wydarzeniem na dachu. Chciałam wiedzieć również kto to zrobiła i dlaczego. Wątpię jednak , że kiedyś się tego dowiem. Chciałam porozmawiać z kimś kto był już w takiej sytuacji i co z tym zrobił. Chciałam tysięcy rzeczy w tym momencie. Najważniejszym życzeniem było to aby znów znaleźć się w Bostonie , w hotelu , jak gdyby cała ta sytuacja z porwaniem się nie zdarzyła. W ciągu moich rozmyślań przestałam zwracać uwagę na Macey. Teraz kiedy już skończyłam filozofować stwierdziłam, że ktoś musi przekazać jej pewną „miłą” nowinę. - Wiesz , że Charlie brał w tym udział ? – powiedziałam. Macey zachowała kamienną twarz. - Miałaś jakiś kontakt z Prestonem ? Rozmawiałaś z nim ? Znów cisza. Jej wzrok skupiony był na jeziorze. - Macey ? – próbowałam nawiązać nią kontakt. – Macey ? - Podoba mi się to. – powiedziała cicho. – Znaczy ta woda. - Będziemy musieli odpowiedzieć na parę pytań. Wiesz ... - Wiem. Powiedzieli mi już o tym. Panuje tutaj atmosfera która ma uchodzić za bezpieczną. Ale tak nie jest. Prawda Cam ? – Macey odwróciła się do mnie. - Tak Macey . – przytaknęłam. – Tu nie jest bezpiecznie. Robiło się późno. Mój wewnętrzny zegar zadziałał. Coś po sposobie ułożenia słońca mówiło mi, że zbliża się już ósma. - Już czas. – powiedziała Macey jakby czytając mi w myślach. – Moi rodzice zaraz tu będą Muszę tu dotrzeć zanim ... - Rozumiem.- wyrwało mi się. - stracą głosy . –Macey dokończyła. W tym momencie w zapomnienie poszły siniaki i ból głowy. Moja współlokatorka zmusiła się do uśmiechu. – Prowadzimy aż 10 punktami w sondażach. CoveOps – tajne zajęcia (przedmiot) Nie wiedziałam co mam na to odpowiedzieć, więc nie mówiłam nic. Stałam tak słuchając dźwięków pochodzących z lasu aż w końcu nad horyzontem ukazał się helikopter. Woda jeziora została wzburzona gdy maszyna podchodziła do lądowania. Zawiał chłodny wiatr. Macey otuliła się zdrową ręką lekko drżąc. Nie było to spowodowane zimnem , a lądowaniem helikoptera domyślałam się. Jej imię było chyba we wszystkich wiadomościach w Ameryce. Nie trudno było sobie wyobrazić, że jeszcze w Bostonie, w pokoju pełnym stażystów, każda jej mowa czy chociażby krótkie ukazanie się w telewizji było solidnie przygotowywane.
Ale to wszystko było jakimś innym światem i stojąc przy przyjaciółce zdałam sobie sprawę , że po raz pierwszy w historii pan Salomon się pomylił. Ja nie odchodziłam w gorszym stanie od Macey Mchenry. Nie na długi okres czasu.
Rozdział 5
Znam dźwięki jakie wydaje moja szkoła, piskliwe kroki i skrzypienie drzwi, ściszony głosy w ostatnim tygodniu roku szkolnego. głośny chaos w głównym holu przed kolacją. Pierwszy dzień nowego roku ma swoje własne dźwięki jak zatrzymujące się limuzyny, odpinanie pasów i zamykanie drzwi samochodu ,trzask walizki przed poręcze, piski dziewcząt oraz powitalne przytulanie .. Oto pierwszy semestr moich młodszych lat ... Ten semestr rozpoczął się od szeptów tak cichych że prawie ich nie usłyszałam. - Czy Mercey zrobi sobie semestr przerwy? Jedna ze starszych zapytała inną kiedy stały stłoczone poza biblioteką. - Słyszałam że musieli amputować rękę Macey i zastąpić ją bioniczną kończyną którą doktor Fibs stworzył w swoim laboratorium. Powiedziała ósmoklasistka kiedy przechodziłam przez drzwi do ich wspólnego pokoju. Dziewczyny Gallagher spędzały wolny czas rozsiane w 4 kątach pokoju ale w tym roku każda dziewczyna która wróciła z wakacji zadaję te same pytania. Więc jestem w ruchu i kręcę się po spokojnym holu jak cień aż do momentu kiedy skręciłam za róg i pobiegłam do Tiny Walters. - Jesteś cała! Powiedziałam a potem znowu. – Jesteś cała, prawda? -Tak Tina, jestem cała. -Bo słyszałam że zabiłaś jednego z nich za „przycisku kampanii’’ Tina jest nastoletnim szpiegiem w trakcie szkolenia i jedyną córką premiera publicystów plotek więc nic dziwnego że na swoje szalone teorie. Ma ich dużo przez cały czas. Ale w tamtej chwili mój umysł powrócił do tej chwili na słonecznym dachu. Zobaczyłam cień czyichś ramion, poczułam ręce które chwyciły mnie za ramiona a później usłyszałam płacz bólu jak dźgnął Winters-McHenryprzycisk do strony noszenie pierścienia, i byłam pewna że widziałam to już wcześniej. -Cam? Zapytała Tina a ja po prostu skinęłam głową.-Tak Tina. Moje gardło zrobiło się dziwne kiedy to powiedziałam. – Coś w tym stylu. I wtedy poszłam sobie. Kiedy jesteś znana jako Kameleon czasami możesz poczuć się tak jakby twoje życie było opracowaną grą w chowanego. Na szczęście jestem bardzo dobra w ukrywaniu się. Niestety moje najlepsze przyjaciółki są też bardzo dobre w szukaniu.
-Cam! Ktoś zawołał z cienia.- Wiemy że tu jesteś. Głos był miękki i miał delikatny południowy akcent i wiedziałam że może być tylko jedna osoba na tyle mała aby prze3pełzać nad tymi deskami bezszelestnie. -Och, Cammi.! Liz praktycznie śpiewała kiedy wkradła się do starożytnego korytarza który chyba był kiedyś bardzo ważną częścią podziemnej drogi i był ostatnio używany do znacznie mniej szlachetnego celu. –Pomyślałam że znajdziemy cie tutaj. Inny głos. Moja druga współlokatorka utorowała sobie drogę z cienia. Jeśli to możliwe myślę że Liz dostała nawet tinier a Bex jeszcze bardziej wyładniała w czasie wakacji. Blond włosy Liz niemal całkowicie zbielały po całym lecie spędzonym w słońcu. Akcent Bex był silniejszy jak zawsze po spędzeniu miesiąca z rodzicami w Anglii. ( Oczywiście. Bex przysięgła że sporą część tego czasu spędziła nadzorując z M16 pewien afrykański kraj, który powinien pozostać anonimowy.) Jej ciemna skóra świeciła a włosy były dłuższe niż na początku lata. – Czy nie jest jeszcze za wcześnie na ukrywanie się kochanie? Drażniła się Bex. Próbowałam się uśmiechnąć – Comnie zdradziło? Zapytałam. – Nieregularne wzory pyłu przed wejściem. Powiedziała Bex. -Robisz się niechlujna. A potem zamilkła. Silna, odważna Bex wydawała się odrzucona gdy zdała sobie sprawę z tego co powiedziała – Nie miałam na myśli.. – W porządku Bex. Powiedziałam.-Nie byłaś niechlujna. Powiedziała. Wtedy wtrąciła się Liz. – Wszyscy mówią o tym jak świetna byłaś … Jeśli by cie tam nie było to nie skończyło by się tak dobrze jak sie skończyło. Nikt nie chcę myśleć o tym jak zdarzenie mogło się skończyć. Bex „złagodzone na jeden z przewróconego pudła pudełka, które wypełnione pokoju.’’(może sami to jakoś zinterpretujecie bo ja nie umiem) – Widziałaś ją? – Nie, od następnego dnia po tamtym zdarzeniu. Zaprowadzili nas do letniego domku pana Salomona ale potem zabrał ją powrotem do rodziców. – Ona wraca. Zapytała Liz Bo wraca prawda? – Nie wiem. Powiedziałam wzruszając ramionami. To znaczy nie chcieliby żeby była z nimi cały czas, prawda? Oni chcą jej tu gdzie jest bezpieczna? -Nie wiem Liz. Powiedziałam ostrzej niż zamierzałam. –Mam na myśli.. Nie wiem czy ona …(coining) Powiedziałam ciszej. Nie wiem kto próbował to zrobić ani dlaczego.. Po prostu nie wiem. Znowu szeptałam Potem odwróciłam się i spojrzałam przez małe okrągłe okno. -Ona mnie zaprosiła. Głos bex przeszył cisze. – Przed naszym wyjazdem zadzwoniła do naszego mieszkania i zapytała czy przyjadę ale moja mama i tara byli w domu i… Bex
zamilkła nie wiedząc co powiedzieć. Przypuszczam że chęć spędzenia czasu z rodzicami nie jest oznaką słabości. – Powinnam tam być. Nie brzmiała jakby była zła że przegapiła dobrą walkę. Zamiast tego brzmiała jakby czuła się winna. – Ja też. Powiedziała Liz zatapiając się w zakurzonej podłodze. Mogłam jechać ale zostało mi tylko kilka dni z rodzicami więc odmówiłam. Skinęłam głową. Wszyscy myślą że mamy dużo czasu żeby spędzać czas razem ale w każdym życiu, szczególnie szpiega to że jutro będziesz żył nie jest gwarantowane. I to jest najważniejsza rzecz jakiej nauczyliśmy się w czasie naszych letnich wakacji. -Tina Walters mówi że rodzice Marcey wynajęli ex-nay seal aby podszywał się pod Szerpa o ukrył Marcey w Himalajach ż wybory się skończą. Zaoferowała Liz. -Tak, Tina Walters mówi wiele rzeczy i zwykle jest w błędzie.. Odpowiedziała Bex. Myślałam o tym jak bliska prawdy może być teoria Tiny: Pamiętam jak Tina przez lata mówiła że nie ma/ było żadnej elitarnej szkoły szkolącą chłopców na szpiegów, a my wszystkie myślałyśmy że to jakaś szalona plotka aż do ostatniego semestru kiedy Instytut Blackthorne przeniósł się do Fast Wind dosłownie kilka stóp od miejsca w którym teraz jesteśmy. Więc rozejrzałam się po tej pustej, zakurzonej przestrzeni i powiedziałam: Nie zawsze. Zeszłej wiosny dowiedzenie się kim są chłopcy oraz tego czy są godni zaufania wydawało się najważniejszą misją w naszym życiu. Wiele podsumowań nadzoru oraz wzorców zachowań wisiało nadal wzdłuż ścian naszej dawnej kwatery głównej ale taśma zaczynała się już odklejać. Przewody nadal biegły do wschodniego skrzydła przypominając czasy kiedy chłopcy z Blckthorne wydawali się być jak misja która ma nas przygotować do życia w realnym świecie dopóki nie osaczył nas na dachu w Massachusetts. Liz musiała chyba czytać mi w myślach bo usłyszałam jak mówi: - Czy miałam jakieś wieści od.. no wiesz.. Wróciłam myślami do wszystkich wirujących obrazów które wypełniały mój umysł zanim wszystko stało się ciemne i straciłam przytomność żę prawie zapytałam –Czy mam halucynacje po tylu urazach głowy? Ale nie zrobiłam tego ponieważ: A) Mogę być na bardzo dobrej drodze do szaleństwa a dla dziewczyny Gallagher jej szaleństwo może najniebezpieczniejszym rodzajem szaleństwa jaki w ogóle istnieje. Więc zamiast odwrócić się i nadal patrzeć przez okno na długie rzędy limuzyn wjeżdżających Highway 10 odwożąc moje koleżanki ze szkoły do bezpiecznych murów naszej szkoły. To ta sama scena którą widuję od lat, te same samochody, te same dziewczyny ale w następnej chwili ta scena całkowicie się zmieniła. ‘’Mats dziesiątki z nich pędził w dół drogi. poślizgu do rowów po stronie drogi.’’ (sorry ale nie miałam pojęcia jak to przetłumaczyć) Ludzie obracali się i zaczęli regulować anteny satelitarne i inne urządzenia. Wokół szkoły roiło się od śmigłowców.
- OMG! Mruknęłam wciąż patrząc czując Bex i Liz tłumiące się wokół okna po obu moich stronach. Patrzyłam na moje najlepsze przyjaciółka kiedy dźwięk syren rozdarł powietrze: Kod czerwony, kod czerwony, kod czerwony! - CO to znaczy? Krzyknęła Liz. Bex i ja tylko się uśmiechnęłyśmy. - Macey wraca do domu. *ex-nay seal coś w stylu ochroniarzy czy tajniaków jak mniemam
Rozdział 6 Nie trzeba być geniuszem aby wiedzieć, że cały świat może sie zmienić w mgnieniu oka i zaraz po tym jak wybiegłam z tajnego przejścia wychodząc na korytarz na drugim piętrze mogłam zobaczyć, usłyszeć i poczuć różnice. Na co dzień czuło się jak w grobie a teraz zamiast ciszy i kamienia cała szkoła była w ogniu (bez prawdziwego pożaru oczywiście). Czerwone światła błysnęły niewyraźnie. Po prawej stornie plakat reklamujący okazję spędzenia semestru w Paryżu zsunął się zasłaniając wyświetlacz tajnych technik pisania używanych od wieków. ( które nie do końca były potrzebne bo od tego miesiąca używamy m.in. niewidzialnego atramentu). Kiedy minęłyśmy szyfrowanie i dział kodowania zobaczyłam plakietkę na drzwiach na której widniał napis Biuro Łącznikowe Ivy League. Nasza szkoła pozostanie tajemnicą ciągnąc dalej swoja przykrywkę tak sprawnie jak to potrafi zrobić każdy doświadczony agent operacyjny. Kiedy Bex, Liz i ja wpadłyśmy w tłum ośmioklasistek w drodze do na straży poza ochrony i egzekwowania stodoła, nie mogłam pomóc, ale się uśmiechałam. Po wszystkim, minęło 364 dni od kiedy Macey po raz pierwszy do nas przybyła (oda red. Wydawało się że tylko dopasowanie może sprawić żeby wróciła do nas w jednym kawałku. Gdy biegłyśmy Holem Historycznym patrzyłam jak miecz Gillian Gallagher znika do miejsca w którym przechowujemy nasze największe skarby i coś mnie tknęło. Nie mieliśmy Czerwonego Kodu z powodu Macey, mieliśmy go z powodu Macey i kogoś kto wracał z nią. Drzwi z gabinetu mojej mamy była otwarte/uchylone. Wewnątrz zobaczyłam naszą panią dyrektor ubraną w jej najlepszy garnitur i ponury wyraz twarzy. - Przypuszczam że jesteśmy gotowi do naszego zbliżenia. Powiedziała. W momencie w którym weszłyśmy do biura usłyszałyśmy więcej głosów. - Teraz cała Ameryka czeka na pierwszy wywiad z Macey McHenry, odważną, młodą kobietą, która tak niedawno była w centrum uwagi i niebezpieczeństwie. Oczywiście częścią kodu czerwonego jest doprowadzenie dyrektorki i biura do wyglądu biurowego jak w każdej normalnej szkole oraz dodanie telewizji) Bex przerzucała kanał po kanale aż doszliśmy do obrazu który nas zamroził. Oto on:
-Wysoki korespondent powiedział do mikrofonu kiedy ona przechadzała się po znanym odcinku autostrady nr 10 poza bramą Akademii Gallagher dla wyjątkowych młodych kobiet gdzie jedna z właśnie tych wyjątkowych kobiet wkrótce powróci po najbardziej traumatycznym zdarzeniu w jej życiu. Jednak pozostaje pytanie: Czy te mury wystarczą by utrzymać Macey McHenry bezpieczną? Syreny w końcu ucichły. Moja mama powiedziała – Już czas. - Dobrze więc są rzeczy które musisz wiedzieć o szkole dla szpiegów. Nie chodzi o ukrywanie jej. Nie. Bo nie oszukujmy się. Szkoła ma uczniów, uczniowie mają rodziców a rodzice mają pytania. Według Liz rodzice którzy nie są szpiegami mają dużo oczywistych pytań takich jak np.: To gdzie tak właściwie jest ta twoja szkoła? (W przypadku rodziców którzy są szpiegami jest bardziej prawdopodobne że włamią się do bazy danych rządowych lub umieszczą swojemu dziecku moduł GPS w zębach czy coś w tym stylu). W każdym razie trzeba mieć rzeczywisty obraz szkoły do pokazania całemu zewnętrznemu światu ale jak wszystko w moim życiu moja szkoła nie jest dokładnie tym na co wygląda. Zeszłam za moja mama w dół rozległych schodów do ogrodu, nie mogłam pomóc ale myślę że nasza pierwsza linia obrony była wystawiona na próbę bo nawet jeśli Akademia Gallagher nigdy nie była tak naprawdę ukryta (w końcu jest to duża rezydencja) to moja szkołą nie lubiła znajdować siew centrum uwagi. Kiedy Lillian Gallagher przekształciła jej rodzinny dom w szkołę gdzie młode kobiety mogą się uczyć tajnych umiejętności których mężczyźni nigdy ich nie nauczyli miała swój powód żeby nie umieszczać na przed szkoła znaku „ Akademia Edukacji Pracowników Rządowych Gallagher” od 1865roku. Zamiast tego nazwała to szkoła kształcącą dla najbardziej niezwykłych kobiet czasów. Nasza okładka ewoluowała z czasem ale nasz główna misja pozostała ta sama: upewnij się że nikt nie wie jak wyjątkowe naprawdę jesteśmy. Co nie oszukujmy się jest to dużo łatwiejsze kiedy twoich ruchów nie nagrywa na video 20 załóg krajowych wiadomości. Gdy dotarliśmy do drzwi głównych mogłabym przysiądź że wszyscy w szkole wstrzymali oddech gdy moja matka je otworzyła i wyszła na zewnątrz. Ciepłe promienie słoneczne schodziły w dół. Mój żołądek burczał i przez sekund zastanawiałam się co nasz szef kuchni szykuję dla nas na powitalny obiad ale kiedy zobaczyłam 3 czarne Suvy przejeżdżające przez bramę straciłam całkiem apetyt. -Secret Service szepnęła do nas moja mama gdy jechali w dół alei. Pamiętam że nawet protektorowie Macey nie wiedzieli co naprawdę kryje się za murami naszej szkoły. Mężczyzna wyglądający na wyszkolonego(skutecznego) z nuta szarości przechodzącą po jego ciemnych włosach wysiadł z jednego z pojazdów i podszedł do nas. -Pani Morgan? Agent Hughes. Rozmawialiśmy przez telefon. -Tak. Powiedziała mama. Jest pan agentem rodziny McHenry zajmującym się szczegółami bezpieczeństwa. To ten termin zgadza się? Spytałam jakby to było dla niej
coś zupełnie nowego. Mężczyzna uśmiechnął się i skinął głową. – Tak proszę pani. Powiedział - Proszę się o nic nie martwić. Nasi przedstawiciele będą odpowiadać za bezpieczeństwo panny McHenry. Odpowiedzą na wszystkie pytania jakie pani ma i poinformują panią czego od pani potrzebują. Nikt nie oczekuje od pani że będzie pani myślała jak profesjonalny ochroniarz. - To dla mnie duża ulga. Powiedziała moja mama w najbardziej niewiarygodnym i nie ironicznym głosem jaki kiedykolwiek słyszałam. ( Czy już wcześniej wspomniałam że moja mama jest NAJLEPSZYM SZPIEGIEM JAKI BYŁ!) – Och, przepraszam.. powiedziała moja matka patrząc na agenta Hughes a następnie na nas. – Proszę pozwolić mi przedstawić współlokatorki Macey. To jest To jest Elżbieta Sutton Rebecca Baxter i moja córka Cammie. Ale agent Hughes jej nie słuchał. Był zbyt zajęty gapiąc się na mnie, dziewczynę na którą prawie nikt nie patrzył. – Byłaś na dachu? Zapytał ale nie było to pytanie i podszedł bliżej. Jego wzrok przemknął po bandażu na mojej głowie jakby jego oczy przeszukiwały myśli. - O nic się nie martw młoda damo. Będziemy dbać o was wszystkich. Skinęłam głową patrzyłam przed siebie myśląc o mojej przykrywce. Miałam się bać, być zmęczona i gotowa by pozwolić komuś innemu walczyć za Macey. Wtedy przypomniałam sobie że najlepsza przykrywka zawsze ma swoje korzenie w prawdzie. – Mury otaczają cały teren? Zapytał agent Hughes kiedy przechodziliśmy naokoło kampusu. – Tak. Powiedziała moja mama. -Zgodnie z planem macie tu kamery? Jego wzrok dryfował po ścianach pokrytych bluszczem. – Tak. Powiedziała spokojnie moja mama. – Niektóre. (Faktycznie istnieje 2546 ale z oczywistych względów nie miała zamiaru dzielić się z nim tą informacją.)Cóż mówił dalej agent.- Jestem pewien że nasi ludzi mogą w jakiś sposób sie porozumieć. Zdawał się rozważać swoje słowa- I poprawić(dokręcić) parę rzeczy. -Tak. Powiedziała moja mama patrząc na mnie jak na córkę która prześlizgiwała się przez bariery ochrony Akademii Gallagher od lat. – To byłoby bardzo pomocne. A potem panika Secret Service miała się jeszcze zaostrzyć Secret Service zamierzało dokręcać rzeczy? - Jako zespół przekazaliśmy wam że będziemy umieszczać jednego z naszych agentów z panna McHenry. -Secret Service zamierza wprowadzić tu swoich ludzi -Na cały czas. Dodał agent Hughes. – Ktoś będzie chodził z nią do klasy. Mieszkać tu. Towarzyszyć jej wszędzie. -Secret Service będzie towarzyszyć nam cały czas? Spojrzałam na moje przyjaciółki i widziałam że czują ten sam strach który ja teraz czułam. Nasza szkołą przygotowywała
nas na wiele rzeczy ale musiałam się zastanowić czy coś z tego czego nauczyłyśmy się dotychczas przygotowało nas do tego. Jednak to dopiero początek niespodzianek bo wtedy mama uśmiechnęła się i powiedziała – Oczywiście. Agent szedł przed siebie oceniając nasze tereny, mury, życie. Na końcu naszej długiej (silnie chronionej) drogi wyrosła z ciężarówki wiadomości antena satelitarna gotowa do zrobienia wiązki zdjęć naszej szkoły i rozesłania po całym świecie. Wiedziałam że najbardziej niebezpieczna rzecz w naszej historii miała się wydarzyć na oczach tego człowieka i żadne z nas nie może zrobić nic aby go zatrzymać. -Och.. powiedział agent Hughes kiedy przez bramę przejechał ostatni samochód. – Zgodnie z planem. Limuzyna miała włączony napęd ale zamiast podjechać bliżej rezydencji została zatrzymana. Mężczyźni z czarnych garniturach otoczyli samochód, było ich pełno i wtedy przypomniałam sobie jak rok temu podobny samochód przywiózł do nas Macey. Jak deja vu, senator i pani McHenry wzrosła na tylnym siedzeniu między ramkami naszej wielkiej bramy z kamienia. Słyszałam paplanie dziennikarzy w oddali, Migające żarówki ich kamer błyszczały nawet w lecie. I wtedy drzwi samochodu otworzyły się ponownie. I na tym skończyło się deja vu. Rok wcześniej Macey wyszła z tylnego siedzenia samochodu identycznie ale tym razem zamiast wojskowych butów nosiła pomp niemal dokładnie tak jak jej matka. Jej krótka spódniczka i kolczyk w nosie w kształcie diamentu zostały zastąpione przez skromne czarne spodnie, sweter przewieszony na temblaku. Na początku miałam nadzieję że ubranie to jedyna różnica ale ledwie poznałam dziewczynę która pozwoliła by jej matka przytuliła ją mocno. Nie protestowała gdy jej ojciec wziął jej zdrową rękę i podniósł pięści zjednoczone ku niebu. Bex przerwała mi spojrzeniem które mówiło: Czy na pewno jesteś jedyną osoba z urazem głowy? Ale ja tylko patrzyłam jak trójka McHenrych zostawia za sobą kamery oraz pytania i idą w kierunku szkoły do nas. Myślałam o dziewczynie która przybyła do nas jesienią ubiegłego roku a później o tej która opuściła ją wiosną tego roku aż wreszcie o młodej kobiecie która drżała przy jeziorze i zastanawiałam się która z tożsamości Macey chce teraz być. Gdy zaczęli się zbliżać czekałam aż złapie moje spojrzenie i uśmiechnie się tym swoim figlarnym uśmiechem którym obdarowywała mnie kiedy byłyśmy z daleka od jej rodziców w łazience w Bostonie ale gdy podeszłam bliżej ochroniarz w czarnym garniturze zastąpił mi drogę. – Przepraszam panienko. Powiedział agent Secret Service. To był pierwszy raz kiedy któryś z nich wziął mnie za zagrożenie ale ja wzięłam tego za komplement. Za moimi plecami usłyszałam jak moja mama mówi: - Senatorze, pani McHenry miło widzieć państwa ponownie. Szkoda tylko że spotykamy się w tak niepokojących okolicznościach. Wskazała na frontowe drzwi. – Zechcą państwo
wejść? I w momencie po prostu poczułam się wypchnięta poza obraz orszak się zatrzymał a starszy senator w Wirginii podszedł do mnie i powiedział – Cammi? Kłamliwym gestem położył duże dłonie na obu moich ramionach ściskając mocno. – Dziękuję. Powiedział. Mogłabym przysiąc że słyszałam jak załamał się mu głos. Kiedy spojrzał mi w oczy nic nie mogłam poradzić: zaczęły mi drżeć usta, widziałam niewyraźnie. Łatwo było przypomnieć sobie jak to jest mieć ojcowskie uczucia kiedy senator szepnął –I tak mi przykro. To może i mógł być najsłodszy i najprawdziwszy moment w historii rodziny McHenry gdyby matka Macey nie odwróciła się do córki i nie szepnęła – Idź do łazienki i nałóż na to trochę korektora. I wskazała na siniak w rogu oka Macey. -Naprawdę… powiedziała swojej córce – Nie trzeba wyglądać jak uliczny zbir kiedy nie ma w pobliżu żadnych kamer. I tak ta chwila się skończyła.
Rozdział 7 Jest wiele rzeczy do kochania w kolacji powitalnej. Słuchanie tej samej co zawsze przykrywki ich letnich wakacji. ( która jest prawdopodobnie dużo bardziej interesująca w szkole gdzie jest bardzo duże prawdopodobieństwo że historie te obejmują same strzały). Fakt, że babcia Morgan robi prawdopodobnie najlepsze pierogi z kurczaka na całym świecie to masz szef kuchni pracował w białym domu a dziewczyna czasami potrzebuję trochę creme brulee. Plotki. Ale tej nocy ani ja ani 2 może naprawdę trzymają świecę do 3. -Więc Cammie.. - Tina.. odpowiedziałam kiedy wciskała się na ławkę naprzeciwko (inc squishing) ściskając Liz i Anne Fetterman razem. -Słyszałam że trzech z nich wsadziłaś do szpitala. -Tina. Westchnęłam. – To nie było tak. Eva Alvarez próbowała podpisać gips Macey co było trudne ponieważ szef kampanii nie chciał żeby coś przesłoniło dużo naklejkę Winters-McHenry już otynkowana na przedramieniu Macey. Bex zbierała jedną z rolek z koszyka na stole ( nawet jeśli nauczyciele jeszcze nie weszli i dlatego jedzenie może być karane śmiercią lub co najmniej poważnym dodatkowym zadaniem domowym z Kultury i asymilacji jeśli Madame Dabney kogoś na tym przyłapie). -I Macey. Tina odwróciła się do dziewczyny obok mnie. – Plotka głosi że zostałaś zauważona w kompromitującej pozycji z przyszłym pierwszym synem. I tak po prostu wszystko znowu ucichło. Cała ostatnia klasa odwróciła się i gapiła ale ja robiłam dalej dokładnie to samo co wcześniej: studiowałam Macey. Snob który przybył do nas rok temu zacząłby szydzić. Dziewczyna której dwuletnia nauka wartości zaawansowanego szyfrowania zajęła tylko 9 miesięcy może przewróciłaby oczami ale dziewczyna obok mnie powiedziała po prostu: - Ktoś tu potrzebuje lepszych źródeł.
To był pierwszy raz od przyjazdu kiedy się odezwała i coś w jej tobie spowodowała że zaczęłam sie zastanawiać czy dziewczyna z nad jeziora zniknęła na dobre. -Więc kto myśli że musimy zostać w kodzie czerwonym cały semestr? Zapytała Anna Fetterman nie próbując nawet ukryć strachu w głosie. Moje współlokatorki i ja, wszystkie spojrzałyśmy na siebie nawzajem. Scena której byłyśmy świadkami poza grą na wszystkich naszych twarzach. - Cóż mają zamiar dać ci 24godzinną ochronę, prawda? Zapytała Tina. Macey skinęła głową. - Może Secret Service .. no wiesz… Liz zawahała się i ściszyła głos do szeptu – wie. Wszystko o czym mogłam myśleć to agenci wątpili we mnie po Houston/ Kłamstwa które będę musiała mówić żeby zachować nasz sekret bezpieczny. - Mama nie mogłaby. Zaczęłam. – Ona by się na to nie zgodziła. -Byłby to bardzo dobry test chociaż może nie? Zapytała Bex. Po tonie jej głosu mogę stwierdzić że już szykowała się na wyzwanie, myśl o sprowadzeniu świata zewnętrznego do naszej szkoły, niebezpieczeństwo, ryzyko, możliwość uderzenia amerykańskiej Secret Service nieświadomej w pewnym momencie w trakcie semestru. - A co jeśli trafisz na agenta-faceta? Courtney Bauer przyłączyła się do rozmowy. – Czy ci wszyscy faceci z Secret Service nie są seksowni? - Są w porządku. Powiedziała nonszalancko Macey tak jakby widziała lepszych. (jestem pewna że widziała) – Co jeśli on będzie tak seksowny jak pan Salomon? Zapytała Anna i się zarumieniła. Choć bardzo chciałam przyłączyć się i czuć podekscytowanie z możliwości seksownych nowicjuszy to wszystko co mogłam to myśleć o tym że już jest w tym wszystkim za dużo ryzyka i niebezpieczeństwa. Pamiętam uczucie w moim żołądku kiedy winda zabrała nas na dach w Houston. Mogłam ją wtedy zatrzymać. Gdybym była skupiona, gdyby moje myśli byłby gdziekolwiek tylko nie z pewnym chłopcem to moja szkoła i moje siostry może byłyby nadal bezpieczne. Zamiast tego generacja geniuszy siedzi wokół skradzionej rolki obiadowej i dyskutuje na temat teoretycznych bicepsów osoby która może zagrozić całej naszej drodze życia ( i czy nie będzie on dla Macey jak kula u nogi kiedy będzie potrzebny). Nagle drzwi z tyłu otworzyły się i pojawiła się w nich moja matka prowadząc naszych nauczycieli na dół, na środek ogromnego pokoju. Zobaczyłam nowe oblicze pana Smitha naszego instruktora Countries of the World który jest jednym z najbardziej paranoicznych agentów rządowych na świecie i postanawia to udowodnij uzyskując nowe oblicze każdego roku w okresie wakacyjnym. Usłyszałam pomruk ponad 100 uczennic kiedy zdały sobie
sprawę że nowe obliczę pana Smitha jest seksowne. A potem tłum zamilkł ponieważ nasi nauczyciele nie byli sami. Rodzice Macey przeszli przez drzwi wymachując drżącymi rękami prowadzeni przez agenta Secret Service. Jestem pewne że gdyby było tu jakieś dziecko do ucałowania senator by to zrobił. Jest dużo strasznych rzeczy w byciu dziewczyną Gallagher ale mieć ludzi którzy nie należących do twojej szkoły w jej środku jest na samej szczycie tej listy. Wiedziałam że jesteśmy witani w całkowicie innej szkole. - Och. Powiedziała obok mnie Liz. Z szeroko otwartymi oczami patrzyłam na rodziców Macey Witających naszego profesora od Kultury i Asymilacji. Madame Dabney. Po drugiej stronie stołu Bex uśmiechnęła się i szepnęła - Pop quiz? - Witajcie powrotem dziewczęta. Powiedziała moja mama z przodu Sali. – Mogę szczerze powiedzieć że jeszcze nigdy nie byłam tak szczęśliwa mając was wszystkie tutaj. Spauzowała. Jej wzrok ogarnął pokój który natychmiast zgasł jak słońce zachodzące za horyzont. Gdybym nie znała jej lepiej mogłabym że słyszałam jak głos mojej mamy się złamał zanim skończyła – bezpieczne i zdrowe. Nikt nawet nie szepnął. Nikt nie zachichotał ani nie dogryzał. Co się stało z Macey? (i jak dla mnie) nie była to jakaś dzika opowieść którą przywiozłyśmy z naszych letnich wakacji. To było prawdziwe i nikomu nie chciało się więcej śmiać. - Jak wiecie oczy całego świata są teraz w Akademii Gallagher. Dalej mamo. Nie mogłam się powstrzymać od spojrzenia na McHenrych aby sprawdzić czy któreś z nich zrozumiał sekretne znaczenie wypowiedzi mojej mamy ale 2 z nich kiwała tylko głową z tym samym posępnym wyrazem. To musi być druga natura każdego z ich imionami w głosowaniu. - Musimy się uczyć i musimy wytrwać. Musimy być ostrożni i odważni. A co najważniejsze.. Wtedy wydawało się że 100 dziewcząt usiadło trochę prościej dosłownie gotowe stawić czoło wyzwaniom – Musimy chronić naszą rodzinę… Jej głos wzrósł nieco w siłę – I nasz siostry. Nie jestem pewna ile aktywnych dziewcząt Gallagher jest na całym świecie. Setki, tysiące. Znikamy w społeczeństwie i wykonujemy naszą pracę bez słowa podziękowania lub jakiejkolwiek nadziei na pochwały. Możesz być Kameleonem ale w rzeczywistości każda Dziewczyna Gallagher musi być nieco niewidoczna. Teraz wszyscy byliśmy w centrum uwagi. - Są rzeczy których się od nas oczekuje. Mówiła dalej moja mama – Z tego powodu będzie kilka zmian w tym semestrze. Lekki szmer przeszedł przez tłum. - Lekcje AM odbędą się w środku rezydencji. Senator McHenry skinął głową jakby wydawało mu się to dobrym pomysłem nie rozumiejąc do końca jak dobrym uznając że paparazzi z teleobiektywem mógłby mieć jakieś pytania jeśli kiedykolwiek przyłapałby
dziewczynę doskonale uprawiającą Forenstyle przerzucającą 300funtowego członka personelu obsługi. W naszych najbardziej znaczących chwilach będziemy egzekwować zasadę „nie zwracać policji” Mama kontynuowała. – Przygotujcie się dziewczęta. Ludzie będą chcieli wiedzieć jak radzi sobie Macey. Spojrzałam na dziewczynę obok mnie zastanawiając się nad tym samym. - Dopóki nie usłyszą tego od nas Dziewczyny Gallagher dochowują tajemnicy- to jest to co robimy. Ta misja nigdy nie była tak osobista i to może największa zmiana dla wszystkich. Mówiła powoli mama. Czułam że pokój się kurczy. – W tym semestrze powitamy członka szczegółowej ochrony McHenrych. Jest w tej szkole by chronić Macey. Nie mogę przysiąc ale przez chwile jej oczy patrzyły na mnie. – Ochrona Macey McHenry nie zmieni tego czego i jak się uczymy. W tym celu powitajmy agentkę Abigail Cameron która będzie odpowiedzialna za szczególne bezpieczeństwo panny McHenry. Pokój wokół mnie wypełnił się hałasem i ruchem ale w mojej głowie wszystko nagle stało się ciche i wolne. Kobieta o długich ciemnych włosach i przepięknych zielonych oczach pojawiła się z tyłu Sali. – Tak się złożyło że agentka Cameron jest absolwentką Akademii Gallagher i dlatego ma wyjątkowe kwalifikacje do najlepszej ochrony Macey. Wiem. Śpiewająco zdałam moje średniookresowa zajęcia z czytania z ruchu warg w tamtym semestrze więc wiem że w Sali był chór: - Wow, jest ładna. i . Czekaj, kto to? Wiem że kazda dziewczyna w Wielkiej Sali patrząc na spacerującą kobiete myśli – To jest nasza siostra nie jest mną. Wszystko co mogła zrobić o patrzeć na nią i szepnąć: Ciocia Abby?
Rozdział 8. Kiedy przez 4 lata mieszkasz z pewna tajemniczą brytyjską agentką w trakcie szkolenia która kocha praktyczne, spontaniczne ataki i manewry z obronne własnej kiedy jesteś w trakcie szczotkowania zębów to możesz stracić osłonę(trop) więc lubię uważać się za osobę która potrafi zachować powagę podczas wszystkiego (choćby nie wiem co) albo.. no prawie wszystkiego. Próbowałam sobie przypomnieć kiedy po raz ostatni widziała siostrę mojej mamy. Nie zanim mama odeszła z CSI. Nie zanim zaczęłam szkołę. Nie, ponieważ przed… Tata. A jednak była 20stóp ode mnie i podchodziła bliżej. Jej włosy były dłuższe niż pamiętałam, były teraz za ramiona. Nadal była szczupła i atletycznie zbudowana ale wydawała się niższa i wtedy ja geniusz zdałam sobie sprawę że może ja jestem po prostu wyższa. -Hej Cam. Szepnęła Bex kłując mnie w bok. – Czy Cameron to nie jest panieńskie nazwisko twojej mamy? -Tak. Mruknęłam jak gdyby był to tylko taki zbieg okoliczności. Studiowałam każdy jej ruch kiedy przechodziła miedzy stołami. Była ucieleśnieniem tego kim każda dziewczyna w tym pokoju chciała być kiedy dorośnie. -Ono wydaję się jakby… znany. Powiedziała Lix a ja prawie mogłam usłyszeć jak jej umysł pracuję z oswajaniem jakby twarz mojej ciotki była jakimś kodem do złamania. Następnie Abby mrugnęła do mnie i Bex ułożyła wszystkie kawałki układanki w całość. – Nie ma mowy. Wskazywała z mojej cioci na moją mamę jakby zapamiętywała każdy szczegół ich niewątpliwego rodzinnego podobieństwa. -Shhh…! Szepnęłam chcąc ja uciyszyć. W końcu Tina Winters siedziała kilka stóp dalej. McHenrejowie i agent Hughes byli z przodu Sali. Było co najmniej kilka powodów dla których to nie był dobry czas aby prześledzić całe drzewo genealogiczne rodziny Cameron. Nie z tego powodu że byłam zdecydowana bardziej znana niż powinnam być jako Kameleon. Moja matka była dyrektorką. Miałam nielegalny (rodzaj) relacji z normalnym chłopcem który rozbił się (dosłownie) w czasie mojej tajnej operacji semestralnej w grudniu tamtego roku i ostatnim razem kilku uczniów widziało mnie całującą się z chłopakiem z konkurencyjnej szkoły szpiegowskiej w głównym holu w ostatnim tygodniu roku szkolnego. Nie byłam już niewidzialna. I coś mi mówiło że mając moja ciotkę jako ochroniarza Macey mi w ogólne nie pomorze. Ponieważ nie widziałam jej nawet od lat i byłam pewna że jest jedna rzecz której Abby nie ma. Nie jest niewidzialna.
- Cam. Głos Liz był miękki. – Mm.. wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha. Ciotka Abby wreszcie dotarła na przód Sali a ja siedziałam czując jakby właśnie go zobaczyła. PYTANIE KTÓRYCH NIE CHCĘ SŁYSZEĆ NIGDY WIĘCEJ PO TEJ NOCY! Czy Zach dzwonił/pisał/włamał się do i/albo do domu moich dziadków w czasie letnich wakacji? ( ponieważ odpowiedź brzmiała nie.) Czy wiem że kanały informacyjne pokazały jedynie część nagrania z ataku w bostonie ale był to akurat ten moment kiedy podnieśli mi spódnice w górę. (Bo niestety odpowiedzią było coś o czym nie mogłam zapomnieć) Czy myślę ze nowa twarz dr. Smitha sprawia że wygląda trochę… gorąco? ( bo Smith i gorąco to 2 słowa których nigdy nie chciałam usłyszeć w jednym zdaniu.) Gdzie pracowała ciocia Abby (bo nie wiedziałam) Co ciocia Abby będzie robić (bo nie mogłam nawet przypuszczać co) Dlaczego agent operacyjny u szczytu swojej kariery schodzi z toru by zając się ochroną Macey kiedy jest wielu bardziej doświadczonych (czytajcie po prostu starszych ;D) agentów którzy mogliby utrzymać ja w bezpieczeństwie ( bo nie chciałam o tym myśleć) - Daj spokój Cam. Przyznała następnego ranka Liz. – To twoja ciocia. Musisz coś wiedzieć. Wzruszyłam tylko ramionami -Liz ona jest agentką operacyjną pod przykrywką. Wiesz jak jest. Liz patrzyła na mnie bez wyrazu ale Bex skinęła głową. W końcu jej rodzice byli z MI6 (Em aj six ;] ) więc ona wie lepiej niż ktokolwiek. - Myślisz że ona będzie uczyła klasy? Liz chwyciła swój dodatkowy projekt dla pana Masckowitz jakby zależało od tego jej życie ( bo gdy jesteś Lix twoje życie takie jest) Próbowałam włamać się do Langley. Wszystko o niej była klasyfikowane. Mam ma myśli poważnie classi-Ow! Liz płakała. Nie jestem pewna jak to zrobiła ale Elizabeth Sutton, może najmądrzejsza dziewczyna Gallagher w historii dziewczyn Gallagher udało się przeciąć swój podbródek spinaczem do papieru. Bex się roześmiała. Liz krwawiła( ale tylko troszkę). Burczało mi w brzuchu i mój wewnętrzny zegar zaczął ponownie tykać mówiąc mi że to już czas więc złapałam torbę i powiedziałam. – No chodź. Przecież nie chcemy się spóźnić. Byłam już w holu zanim zauważyłam że kogoś brakuję. -Macey! Krzyknęłam naciskając przycisk otwierający drzwi do łazienki.
– Idziemy na dół do kuch… i nie mogła skończyć bo Macey McHenry, dziewczyna o wyglądzie tak doskonałym że supermodelki mogą czuć się gorsze przebierała się łazience i wtedy zobaczyłam dlaczego. Siniaki pokrywały całą jej wewnętrzna stronę zabarwieniami od zieleni aż do fioletu. Jej łokieć był spuchnięty (2 razy większy od normalnych rozmiarów) Nie musiałam słyszeć jej grymasów żeby wiedzieć jak bardzo to boli jednak patrząc na jej twarz zrozumiała że to iż to zobaczyłam bolało ja bardziej. Duma była jedną rzeczą która wyszła z tego wszystkiego bez szwanku a Macey będzie jej nawet jeśli to ją zabiję. - Cam! Krzyknęła Bez z zewnątrz. – Jesteśmy głodne! -Idźcie! Zawołałam. Moje oczy wciąż były zamknięte na Macey w lustrze.- Macey nie pozwoli mi odejść bez użycia eyelinera. To musiała być wiarygodna przykrywka bo drzwi się nie otworzyły. Orszak ucichł a Macey się odwróciła. Bez słowa trzymała rękę wyciągniętą w moja stronę a ja poprawiłam jej rękaw. Odwróciła się z powrotem do lustra i nie patrzyła mi już w oczy powiedziała – Nikt się nie dowie. Bex pomyślałaby że dajnie byłoby żeby Liz obliczyła dokładną ilość siły jakiej musiał byśmy użyć żeby zrobić takie szkody. Takie siniaki można zarobić w tygodniu dodatkowych kredytów w P&R (Macey nie chciała słuchać takich rzeczy i to dobrze bo nie chciałam ich wypowiadać) więc pomogłam jej z założeniem szkolnego swetra. Zastanawiam się: Czy myślę że z Macey wszystko w porządku? (bo byłam jedyna osobą która wydawała się o to prosić) W nocy nasza szkoła przeistoczyła się. (Kod czerwony został zakończony. Senator i jego ludzi już nie było. Regały i obrazy obróciły się ponownie a w korytarzu historycznym miecz GW błyszczał w gablocie ochronnej. Wszystko wydawało się być w porządku, normalne wtedy usłyszałam jak głos którego nie słyszałam od bardzo dawna mówi: - Hej owsiku. Moja mama mówi do mnie dzieciaku, przyjaciele nazywają mnie Cam, Zach nazywał mnie Dziewczyną Gallagher ale żaden pseudonim i historii nie miał na mnie takiego wpływy jak owsiku. I nagle miałam taką ochotę bardzo szybko wirować i zjeść watę cukrową że aż byłam chora. Ale zamiast tego powiedziałam. –Cześć, ktoś wyrósł. -Mam 16 lat. Co było najgłupszą rzeczą jaką mogłam powiedzieć ale nic nie mogłam na to poradzić. Nawet geniusz ma prawi być czasami idiotami. Czułam jak Bex i Liz wychodzą z Wielkiego holu i stają obok mnie. – Wszyscy to jest.. Patrzyłam na nią zastanawiając się jak mogłam wyglądać niemal dokładnie tak samo kiedy niemal wszystko w moim życiu było inne – Ciocia Abby. Powiedziałam to jak pytanie ale nim nie było. - Nie mów mi. Powiedziała ciocia i odwróciła się do Bex – Ty musisz być Bexter. Bex promieniała. Nie miało znaczenia że ta dwójka nigdy wcześniej się nie spotkała. Moja ciotka nie czekała na wprowadzenie bo było równie dobre bo Bex nigdy na nic nie czekała. – Więc jak tam twój tata? – Świetnie. Opowiedziała Bex uśmiechając się. Abby
mrugnęła. – Zrób mi przysługę i powiedz mu że Boże Narodzenie w Dubaju nie jest już takie zabawne bez niego. Obok mnie mogłam praktycznie usłyszeć jak umysł Bex karmiony wizją Dubaju w Grudniu wymyka się spod kontroli czekając na szczegóły opowieści ale ona po prostu zwróciła się do Liz – Ooch.. Powiedziała Abby badając świeżę rozcięcie na brodzie. – Spinacz? Zapytała. Oczy Liz zrobiły się większe. –Skąd ty wiesz że… Abby wzruszyła ramionami. – Widziałam różne rzeczy. Wróciłam myślami do gabinetu pana Salomona gdy on i moja matka rozmawiali o tym co widzieli i zrobili. Chciałabym ukryć się przed szczegółami ich życia. Kiedy Abby mówiła skupiałam się na każdym słowie. – Czy Fibs dalej trzyma w swoim laboratorium prototyp SkinAgain? Zapytała ciotka. –Czy to nie jest trochę zbyt.. zaczęła Liz silne? 9Co mogła być lekkim niedomówieniem bo z tego co wiem Akademia Gallagher opracowałam SkinAgain kiedy ósmoklasistka wpadła do kadzi z ciekłym azotem.) Abby wzruszyła ramionami. – Nie jeśli zmieszać go z odrobiną aloesu. Wetrzyj to trochę i nie ma szans żeby została jakakolwiek blizna. - Poważnie? Bex i Liz zapytały dokładnie w tym samym momencie. Abby obróciła się w stronę światła. 0 czy to wygląda ja twarz kobiety która przeżyła walkę na noże w Buenos Aires? Każda dziewczyna w głównym holu (a w tym czasie było ich tam sporo) wyciągnęła się by spojrzeć na jej nieskazitelna porcelanową cerę. – To nie jest dobry pomysł panno McHenry. Powiedziała ciotka zaskakując swoich wielbicieli. Odwróciłam się i zobaczyła Macey sięgającą do przednich drzwi i uświadomiłam sobie że Abby wyczuwa ją nawet nie odwracając się. I tak po prostu jej skóra przestała być najbardziej niesamowitą rzeczy w niej. – Nie robie śniadań. Powiedziała Macey. (Co było kłamstwem ale tego nie powiedziałam) – Idę na spacer. Na dźwięk słowa śniadanie wszystkie dziewczyny w holu wydawały się przypominać sobie jak przeżyły wakacje bez dostępu do belgijskich gofrów naszych kucharzy. Wszystkie po kolei się rozeszły aż zostałam tylko ja, moje 3 najlepsze przyjaciółki i kobieta która nauczyła mnie jak wykorzystać skakankę żeby tymczasowo sparaliżować człowieka gdy miałam 7 lat. Podeszła bliżej Macey. - Dział bezpieczeństwa zauważył dzisiaj 2 helikoptery w pobliżu dzisiejszego ranka. Prawdopodobnie paparazzi próbują zdobyć nasze zdjęcia ale póki nie ma pewności.. stanęła między drzwiami a jej protegowaną – nie możesz wyjść na zewnątrz. Przykro mi. Dodała końcówkę po chwili jak musztardę po obiedzie. – Czy to nie dlatego tu jesteś? Przypomniała jej Macey i podeszła do drzwi jeszcze raz ale Abby z łatwością ją od nich odcięła. – Właściwie to dlatego tu jestem. Abby wskazała na swoje nogi i oparła się o drzwi. To mógł by byś przypadkowy gest ze strony innej osoby w innym miejscu ale patrząc z
mojej cioci na Macey zdałam sobie sprawę że obie są silne jak i inteligentne oraz obie są przyzwyczajone do bycia najładniejszą dziewczyną w pokoju. Ostatni raz miałam takie uczucie zaangażowania w laboratorium dr Fibsa kiedy 2 substancje które są jednocześnie silne i niestabilne oraz nie lubią być „wkładane’’ razem pod presją. - Zasada numer 1 moje panie. Powiedziała ciotka. – Być nieostrożnym.. być złapanym. I odeszła. Bez chwyciła mnie za ramie i usta - Ona jest cholernie dobra. Następnie Abby bez odwracania się powiedziała. – Cholera, wiem. Reszta ranka była czymś w rodzaju rozmycia. Macey była na (junior level) na zajęciach COTW (Countries of the World) więc usiadła tuż obok mnie Kiedy pan Smith mówił przez około 45min o plusach i minusach rozpoczęcia korzystania z chirurgii plastycznej w zakładach zatwierdzonych przez CSI. (oczywiście praca jest bardzo wysokiej jakości lecz nie jest technicznie istnieją papierkowa robota. Ubezpieczenie to koszmar.) Madame Dabney dała miły, relaksujący kurs powtórkowy o podstawach rozpoznawania każdego elementu z 20 miejsc ustawiania oraz odpowiadające im najlepsze metody którymi każde naczynie może być wykorzystane jako broń). Wszystko wydawało się całkowicie normalne kiedy schodziłyśmy wielkimi schodami w dół . Liz skierowała się w stronę laboratorium dr. Fibs które znajdowało się w piwnicy. – Na razie.! Powiedziała co było okey. Muszę się przyzwyczaić że Liz była przeznaczona do badania i śledzenia operacji podczas gdy Bex i ja byłyśmy szkolone do życia w tej dziedzinie. Dopiero kiedy usłyszałam Macey mówiącą – Do zobaczenia na obiedzie. Przypomniał sobie że ona była jeszcze tyle z tyłu za nami z materiałem. Kiedy ruszyła na zajęcia z szyfrowania dla pierwszoklasistek prowadzone przez pana Moscokowitza, Bex i ja przeniosłyśmy się do małego wejścia do podziemi i stanęłyśmy przed lustrem w złotej ramie. Cienka wiązka laserowa zeskanowała nasze twarze skanując nasze siatkówki. Oczy z obrazu za nami błysnęły zielonym światłem i lustro odsunęło się na bok ukazując windę która zawiezie nas do najtajniejszych klas w najtajniejszej szkole w kraju ale nie czułam pospiechu. Nie myślałam o pop quizach czy o tym jak pan Salomon spojrzał jeden raz kiedy wykonywaliśmy cwiczenia rozpoznawcze na pustyni a on podwinął rękawy. Zamiast tego powiedziałam po prostu – Bex. I czekałam na moja najlepszą przyjaciółkę. – Tak? – Martwię się o Macey. - Dlaczego? Zapytała Bex przyciskając swoją dłoń do szyby wewnątrz windy. - Wydaję mi się że z nia wszystko w porządku. Położyłam dłoń obok mojej najlepszej przyjaciółki.
- To jest to co mnie martwi. Bex jest czarna a ja biała. Ona dorastała w Lodynie a ja spędzałam wakacje na ranczu w szczerym polu. Ona urodziła się po to by walczyć a ja urodziłam się po to by latać ale sposób w jaki na mnie spojrzała przypomniał mi że Bex i ja jesteśmy podobne pod każdym względem w sposób który ma znaczenie. - Wiem coś co spowoduje że poczujesz się lepiej. Powiedziała. - Co? Zapytałam kiedy winda wokół nas zadudniła zaczynając zjeżdżać w dół. Moja ręka zapiekła i szarpnęłam ja ze szkła. Dziwne światło niepodobne do niczego co kiedykolwiek wcześniej widziała napełniało windę wokół nas i przez nas niesamowitym purpurowym blaskiem. Moja najlepsza przyjaciółka uśmiechnęła się. – Jesteśmy dopuszczone do zobaczenia podpoziom drugi.
Rozdział 9 Kiedy jesteś pierwsza dziewczyna Gallagher od czasów Gully która odkryła jak wykorzystać przejście na 3 piętrzę który zawierał milion dolarów w konfederackich monetach możesz zacząć myśleć że rezydencja Gallagher nie może cie już zaskoczyć ale jesteś w błędzie. Winda się zatrzymała. Wiedziałam że drzwi mają się otworzyć i ukazać nam najbardziej ukryte miejsce jakie kiedykolwiek widziałam. Wstrzymałam oddech czekając i nagle winda odskoczyła w tył spychając nas na drzwi. - Cam. Powiedziała Bex kiedy jechałyśmy co najmniej sto metrów dalej pod ziemie. – Czy tak powinno być? Zaczęłam ale nagle znowu jechaliśmy w dół . Zatrzymaliśmy się. PROSZĘ ZAPREZENTOWAĆ DNA. Powiedział mechaniczny głos w windzie a w powłoce ze stali nierdzewnej pojawiły się wąskie szczeliny. Były dokładnie wielkości palca więc sięgnęłam aby go dotknąć. – Och.. zapłakałam. Mała igła ukłuła mnie następnie zniknęła i zastąpiła ją świeża. Kropla krwi skapnęła mi z palca. - Nie ma mowy. Powiedziała Bex stanowczo kręcąc głową. 9 i tak dowiedziałam się ze dziewczyna która kiedyś chwaliła się że wzięła na ręce sprzedawcę w walce na miecze w Kairze w Czesie pewnej przerwy wiosennej boi się igieł. - PROSZĘ O PRÓBKĘ DNA. Domagał się głos w windzie ty razem brzmiąc trochę lepiej więc Bex położyła swój palec na igłę i winda się zatrzymała. Drzwi się otworzyły… i wiedziałam że nic co widziałam na podpoziomie pierwszym nie przygotowało mnie na podpoziom drugi. Minął prawie rok od kiedy ja i Bex po raz pierwszy widziałyśmy poziom pierwszy. Ściany była tam wykonane ze stali i matowego szkła. Nasze kroki odbijały się echem. Wszystko tam było fajne i nowoczesne jakbyśmy wkroczyły w środek przyszłości – naszej przyszłości. Ale wchodząc do wnętrza podpoziomu drugiego takie nie było. Wokół mnie drzwi innych wind otwierały się i inne dziewczyny z krwawiącymi palcami wychodziły na skrzypiącą, obitą dębowymi deskami podłogę. Sufit był układanką z kamienia i ciężkich belek a kiedy dotknęłam ściany zdałam sobie sprawę że nie było tak żadnych szwów (zabezpieczeń). Brak zaprawy. Po prostu nieokreślona ilość wapnia i ziemi oddzielająca nad od świata zewnętrznego. Moje koleżanki mieszały się i odwracały. Były zbyt zajęte rozglądaniem się po słabo oświetlonym pomieszczeniu żeby zauważyć człowieka, który wyszedł z cienia i powiedział: - Witajcie w podpoziomie 2. Odwrócił się i ruszył powoli opadającą podłogą
prowadząc nas do stałej spirali (chyba schodów) – Radze wam uważać moja panie. Instruował pan Salomon. – Pierwszy dzień jest ostatnim kiedy macie przewodnika. Rozgałęzione korytarze prowadził z daleka od schodów w labiryncie kamieni. Minęliśmy nadrzędne, uginające się drzwi, bramę i zrobiło się bardziej stromo. Jeden z szerokich korytarzy był oznaczony po prostu PRZECHOWYWANIE (przechowalnia chyba) ale drzwi były pokryte gradem (Wtf?) były oznaczone wszystko od F. AKTA, FLAGI OPERACYJNE: II, Hitler próbował zniszczyć (zabić) narody. Zawsze wiedziałam o sekretach zamkniętych w kamieniu ale nigdy nie widziałam ich na własne oczy aż do teraz. Szliśmy tak w moim odczuciu 5minut. Powietrze wokół nas było wilgotne i chłodne a jednak cos mi mówi że nawet w środku zimy czy letnich upałów temperatura nie różni się więcej niż 3 stopnie. I w końcu pan Salomon się zatrzymał. Gdy tylko stanęłyśmy na podłodze z litego kamienia spojrzałam za siebie na rozgałęziony labirynt i nagle zrobiło mi się szkoda wrogiego agenta który byłby na tyle głupi żeby spróbować przeniknąć do przechowywanej tutaj tajnej wiedzy. I wreszcie uśmiechnęłam się zastanawiając co na ziemi (czy pod ziemią) mogło by czekać na nas na podpoziomie 3. -Tajne operacje. Pan Salomon przeszedł przed duże podwójne drzwi do pokoju 2 razy większego od biblioteki w rezydencji nad nami. Podobnie jak w bibliotece na 1 piętrze chodnik krążył po pokoju a staromodne drewniane stoły zostały ustawione na podłodze na kształt litery U. -Tajne służby.. zaczął mówić nasz nauczyciel na co cała maturalna klasa rzuciła się by zając miejsca. –Jest to życie gdzie nie powinieneś być robiąc to czego nie powinieneś robić. Z przodu Sali było drewniane krzesło ale zamiast usiąść chwycił je z tyłu obiema rękami. To była pierwsza znajoma rzecz z zajęć z tajnych misji. – To oznacza moje panie wejście do środka.. kłamliwie przeszukał pokój (wzrokiem) A co najważniejsze oznacza to też wyjścia na zewnątrz. Myślałam o hotelach, pralniach, zsypach na bieliznę i przez sekundę bolałam mnie głowa. Poczułam lekkie zawroty głowy kiedy nasz nauczyciel powiedział: - Infiltracje definiują 2 czynniki/ Panno Bexter, Wymień je. - Odbywają się one na wrogim terytorium. Powiedziała Bex. - zgadza się. Odpowiedział pan Salomon robiąc krok. Napisał odpowiedź Bex na zabytkowej tablicy stojącej z przodu Sali. – To jeden z kwalifikatorów infiltracji. Pani Fetterman, jaki jest drugi? Kiedy czekaliśmy na odpowiedź Anny usłyszałam kredę na tablicy. Wszystko tutaj było głośniejsze a zwłaszcza wyraźny jasny głos który powiedział – Nikt o nim nie wie. Wszystkie głowy się odwróciły. Nigdy nie widziałam nikogo zarządzającego pokojem z większą łatwością niż ciocia Abby kiedy powiedziała – Dzwoniłeś Joe? O. Mój. Boże. Może to był szpieg we mnie albo dziewczyna we mnie albo siostrzenica we mnie ale kiedy ciocia Abby położyła swoją ręke na biodrze mogłabym przysiąc że robi coś co myślę że żadna Dziewczyna Gallagher nigdy nie odważyłaby się zrobić: flirtowała z panem Salomonem!
-Agentko Cameron. Powiedział pan Salomon. – tak się cieszę że możesz do nas dołączyć. Ostatnia klasa… Wskazał na nas. Ciocia Abby pomachała dwoma palcami. – Cześć dziewczyny. - Właśnie szykowałem się do omówienia działalności infiltracji. Rzucił kredą do pudełka i klepnął w dłonie 2 razy. – Pomyślałem że mogłabyś użyczyc nam unikalnej perspektywy na ten temat. - Och, panie Salomon. Powiedziała z uśmiechem. - Wiesz jak pokazać dziewczynie dobry moment (właściwy czas). Szła naokoło ławek w kszatałcie litery U przyglądając się ścianą, przypadkowym książką, wszystkiemu na temat podpoziomu drugiego i zdałam sobie sprawę że gdy ja widzę to wszystko po raz pierwszy to moja ciocia widzi to ponownie po tak długim czasie. Zastanawiałam się czy to wszystko wyglada dla niej inaczej z perspektywy tego czego nauczyła się od wyjazdu stąd. - Jak już mówiłem. Mówił dalej pan Salomon. – Infiltracje SA krytyczne i trudne. - w szczególności w Stambule dodała cicho ciocia Abby a nasz nauczyciel się roześmiał. To brzmiało jak wewnętrzny (prywatny żart) tylko że szpiedzy nie robia wewnętrznych (prywatnych) żartów. Było zbyt dużo informacji, w ich środku i to jest miejsce gdzie powinno się je zatrzymać. Ale najbardziej szaloną rzeczą w tym wszystkim nie było to że ciocia Abby zrobiła (powiedziała)żart… Nawet nie to że flirtowała. Najbardziej szaloną rzeczą było to że byłam pewna że uśmiech i śmiech pana Salomona jest odpowiedzią na niego. Byliśmy w jaskinia z kamienia i tajemnic ale czułam się tak jakby ciocia przyniosła ze sobą słońce które oświetliło mojego nauczyciela ze strony której nigdy wcześniej nie widziałam. Po raz pierwszy od tygodni moja głowa mnie nie bolała. Boston był tylko miastem w Massachusetts. Mogłabym tak siedzieć cały dzień, cały tydzień, cały rok ale wtedy zgasły światła. Z tyłu pokoju włączył się stary projektor i obraz przeciął ciemność. – Jestem pewnym że wszystkie już to wcześniej widziałyście. Powiedział pan Salomon. Ale ja nie wiedziałam. Przebiegł mnie dreszcz kiedy zdałam sobie z tego sprawę. Cała klasa zdawała się wstrzymywać oddech w czasie kręcenia filmu pod różnymi kątami, kamerami, aparatami, przez różne załogi telewizyjne. Cześć tego materiału pokazywano prawie non stop w prawie każdym telewizorze w kraju przez kilka dni ale jak większość rzeczy które robią dziewczyny Gallagher nie był to koniec historii i tego dnia widziałyśmy jej nie ocenzurowaną wersje. – Mam zamiar pokazać wam niemal podręcznikowy przykład infiltracji na okupywanym terenie. Myślałam że pan Salomon na mnie spojrzy. Spodziewałam się że ciocia zapyta czy wszystko w porządku. Chciałam żeby ktoś zauważył że to nie była lekcja, to był najtrudniejszy dzień w moim życiu ale jedyną zmianą w głosie naszego nauczyciela była nagła przerwa zanim dodał –Na szczęście dla nas nieudana. I wtedy zrozumiałam że nie byliśmy tam żeby uczyć na temat tego co Macey i ja zrobiłam dobrze. Tamtego dnia na dachu nie byłyśmy wprawnymi profesjonalnymi agentami. Byłyśmy po prosty dwoma
dziewczynami którym się poszczęściło a szczęście nie jest umiejętnością której każdy może się nauczyć. Just kept dancing in the projector’s light. ( ja naprawdę nie rozumiem tego zdania. Wybaczcie) Ani razu nikt nie powiedziała –Jeśli to dla ciebie za dużo Cammi to możesz wyjść albo –Pani Morgan co pani myślała w tamtej chwili? Byłam tylko kolejną dziewczyną w pokoju. Nie dziewczyną na dachu. Tam dźwięki różniły się – tylko szum mojego instruktorskiego (instruującego) głosu. Odpowiedzi na pytania i stłumione krzyki operatorów kamer as they jockeyed for position. (nie wiem) Ale w mojej głowie widziałam wir krążących ostrzy. Słyszałam pomruki i kopnięcia, odległy szum wiatru wbijający się w port. W moim umyśle film był jaśniejszy ii wolniejszy kiedy Preston spadł do bezpieczeństwa. A potem oglądałam zamaskowana postać ignorującą syna potencjalnego przyszłego prezydenta zmierzając do mojej przyjaciółki i mówiąca dwa słowa których naprawdę wcześniej nie słyszałam. W pokoju było ciemno. Ściany wokół nas były grube i jestem pewna że moja ciotka była jedyną osobą która usłyszała mnie szepczącą - Get Her (uzyskać ją)
Rozdział 10 Są rzeczy które szpieg często nosi ze sobą: Śmieci w kieszeni, fałszywe dowody tożsamości, od czasu do czasu broń/kamery/akcesoria do włosów. Kilka najcięższych rzecz. Myślę że są tajemnicą. Mogą cie zatopić jeśli im pozwolisz. Gdy siedziałam w środku podpoziomu drugiego tamtego dnia wiedziałam że trzymam jeden tak ciężki że mogłabym już nigdy nie zobaczyć powierzchni. Kiedy lekcja się skończyła światła się zapaliły i usłyszałam jak połowa moich koleżanek rozproszonych badaniem nowego otoczenia. Patrzyłam na Micki Morrisonw rogu V zadającą Salomonowi kilkanaście pytań na temat teorii Marciano i jego właściwego użytku w środowisku miejskim ale cała reszta klasy stała stłoczona wokół cioci Abby która bardzo dramatycznie rekonstruowała to jak pewnego razu musiała przemycić(podkraść) inżyniera jądrowego Tajwanu w porze deszczowej. - Wiec powiedziałam mu wiec że to riksza ale to wcale nie znaczy że nie pływa. Powiedziała Abby. Tina i Eva wybuchły śmiechem ale wiedziałam że ciocia obserwowała kątem oka to że wyszłam z Sali i zaczęłam iść w górę długimi spiralnym rampami, które prowadziły do rezydencji nad nami. Wiedziałam że słuchała jak Bex wpadła krok obok mnie i powiedziała – Cam zwolnij.. Jakby wyprzedzenie ją było dla mnie możliwe (A nie jest.) Ale ja tylko szłam dalej rampami w górę pamiętając o słowach które słuchałam wcześniej ale nie słyszałam, przypominając sobie obojętność napastników gdy Preston spadł do bezpieczeństwa z boku dachu. Myślę że patrzyłam ale nie wiedziałam. -Byłam idiotką! Warknęłam. - Byłaś świetna. Powiedziała Bex. Od innej dziewczyny z jakiejkolwiek innej szkoły te słowa mogłyby brzmieć jak puste frazesy ale nie od tej i nie z tej szkoły. Od Bez to bezsporny fakt i jest gotowa wziąć na siebie każdego kto powie inaczej. -Dwie dziewczyny z tej szkoły mogą zrobić to co zrobiłaś. Przekrzywiła brwi. – i ty jesteś tą drugą. Kiedy dotarłyśmy do windy i weszłyśmy do środka pomyślałam o tym że istnieją 2 rodzaje tajemnic: takie które chcesz zachować dla siebie oraz takie których nie miałbyś odwagi wypowiedzieć. Mogłabym spojrzeć na Bex, zmienić ton mojego głosu i tam w tej małej windzie 100 metrów pod ziemią gdzie mogłabym być pewna że nikt nie podsłucha. Wiem że moja matka i pan Salomon są prawdopodobnie dwójka najlepszych szpiegów i nie powiedzieli Macey. Nie powiedzieli mnie. Kiedy drzwi windy otworzyły się usłyszałam odgłos dziewczyn schodzących po schodach nad nami. Zapach obiadu płynął z wielkiego wiezienia. Czasami przechodził przez naszą posiadłość tak szybko jak ogień. I wtedy wiedziałam już że mam ten drugi rodzaj tajemnicy której nie odważyłabym się uwolnić (wypowiedzieć). Zamiast tego przeszłam do wielkiego bijakowa (jadalnia) i usiadłam przy stole obiadowym dla starszych klas ledwo patrząc w
górę dopóki Eva Alvarez nie powiedziała (ogłosiła) Wiadomości są tutaj. Rzuciła kartkę na stół przed sobą i od razu poznałam rubinowe pantofle z Narodowego muzeum historii amerykańskiej Czarnoksiężnika z krainy Oz i co najważniejsze z miejsca w którym Zach i ja spotkaliśmy się po raz pierwszy i tak naprawdę było. To nie były halucynacje. Powtarzałam sobie. To jest prawdziwe, pomyślałam. Odwróciłam się i badałam ten sam charakter pisma co zeszłej wiosny. Patrzyłam jak zmywa się w deszczu i przeczytałam słowa. – Bądź ostrożna. Całą resztę tygodnia spędziłam próbując porozmawiać z ciocia Abby sam na sam ale problem polegał na tym że ona nigdy nie była sama. -Um, ciociu Abby, możemy… porozmawiać? Ale ona uśmiechnęła się tylko i ruszyła w stronę drzwi. Niestety połowa uczennic drugiego roku poszła za nią. – Oczywiście, spływać. Właśnie miałam iść nauczyć je paru naprawdę fajnych ruchów z wężem ogrodowym. Chcesz iść? Kiedy zobaczyłam ja we wtorek w głównym holu zapytałam – hej, ciociu Abby, masz może trochę czasu … żeby nadrobić zaległości… wieczorem? -Och przepraszam Camster. Powiedziała mi kiedy zaczęła iść z Macey do P&E. – Fibs poprosił mnie o pomoc przy zrobieniu partii kremu wywołującego potężną śpiączkę który nauczyłam się robić w Amazonii. To może zając całą noc. Wszędzie gdzie się nie odwróciłam słyszałam pytania typu: Hej Cammie czy Abby kiedykolwiek pokazała ci ta rzecz którą zrobiła w Portugali ze wsuwką? Albo. Cóż słyszałam że 5 starszych agentów błagało o przydział do Macey ale zastępca dyrektora CIA sam zadzwonił do Abby i poprosił ja o podjęcie się tej pracy. W sobotę zaczęłam się czuć jakby jedna z historii cioci Abby była jedyną rzeczą którą chciałabym usłyszeć. A w niedziele zaczęło padać. Korytarze wydawały się ciemniejsze niż zwykle o tej porze gdy szłam przez puste korytarze drogą do gabinetu mojej mamy. Kiedy mijałam okno na drugim Pietrze nie mogłam się powstrzymać przed pociągnięciem czerwonych aksamitnych zasłon i spojrzeć przez faliste szkło. Ciężki szare chmury wisiał nisko nad horyzontem ale drzewa w lesie były bujne i zielone. Nasze ściany nadal wysokie i silne a za nimi żadnego vana stacji telewizyjnej. Przez chwile pomyślałam ze może najgorsze minęło ale wtedy błyskawica przecięła niebo i wiedziałam że burza właśnie sie zaczyna. -Cammi! Głos mamy zawołał przez hol historyczny i odwróciłam się od szyby. Szłam w kierunku biura mojej mamy nie mogła nie zauważyć że się uśmiecha jak w pierwsza niedzielną noc po wakacjach ale tym razem było zdecydowanie inaczej. Ponieważ po pierwsze leciała muzyka, głośna i szybka muzyka. Muzyka która definitywnie nie była z zajęć z kultury i asymilacji. A po drugie jedzenie nie pachniało strasznie. Jasne nie pachniało aż tak dobrze jak aromaty spływające z głównego holu ale nie wyglądało to jak dym( i/ lub niebezpieczne materiały). Detektory jeszcze się nie włączyły co było dobrym znakiem ale gdy tylko dotarłam do drzwi biura mojej matki wiedziałam że to naprawdę będzie stanowić niedzielny wyjątek bo tym razem moja matka nie była sama. – Hej obsiku. Jestem padnięta. Moja ciocia mrugnęła wyjmując garść winogron z miski na
owoce z rogu biurka mojej matki. –Twoja mama i gotowanie. Powiedziała Abby chwytając mnie za rękę wirując wokół mnie w rytm muzyki, to musiałam zobaczyć. – Nikt nie zmusza cie do jedzenia czegokolwiek. Zbeształa ja mama ale Abby dalej tylko tańczyła ciągnąc mnie szepnęła mi do ucha – Mam antidotum na 95% żywności i chorób przenoszonych znanych człowiekowi w torebce tak na wszelki wypadek. I wtedy nic nie mogłam poradzić po prostu się roześmiałam. Przez sekundę to wydawało siew porządku. Przez chwile wydawało się bezpiecznie. Wszystko było inne.. ale znajome. Taniec, Muzyka. Dźwięki i zapachy mówiące że mama robi jej słynny (w zły sposób) gulasz. To było tak jakby chwile z cudzego życia i wtedy to mnie uderzyło: to było moje życie. Z tatą. Tata słuchał tej muzyki. Tata i ja używaliśmy jej do tańca w naszej kuchni w D.C i nagle odechciało mi się więcej tańczyć. Mama patrzyła na mnie gdy podeszłam do radia zmniejszając głośność. - Och, Cam! Westchnęła ciocia – Spójrz na siebie. AU dorastają i łamią serca. Uniosła brwi. – oraz zasady. Szczerze mówiąc jako ciotka nie wiem co czyni mnie dumną. - Abigail! Ostrzegła cicho mama. - Rachel! Ciotka naśladowała jej matczyno siostrzany ton. - Być może tajne służby stanów zjednoczonych nie powinny zachęcać do łamania zasad w tej szkole w tym konkretnym roku. -Być może dyrektorka Akademii Gallagher powinna starać się pamiętać że życie szpiega jest z definicji zasadami opcjonalnymi. Wyłożyła ciocia w druga stronę. - A już skoro jesteśmy przy tym temacie.. powiedziała mama a jej głos się podniósł. – Być może tajne służby stanów zjednoczonych powinny uznać że to nierozsądne aby mówić uczennicą 8 klasy Madame Dabney jak zrobić własny chloroform z Kleenex i klinów cytryny? -Tak. Nie mogę uwierzyć że jeszcze nie zorientowały się jak to zrobić. Powiedziała Abby jakby standardy jej sióstr poszły znacznie w dół. - Ta technika została zakazana w 1982roku! -Hej. Joe powiedział -Nie obchodzi mnie co powiedział Joe! Mam pękła i tym razem jej głos niósł ze sobą ogień. – Abigail reguły istnieją z jakiegoś powodu. Kiedy ludzie nie kierują się nimi dzieję sie krzywda. Słowa zawisły w powietrzu. Moja mama zdawała się drżeć kiedy skończyła: - A może już zapomniałaś. Znam moja ciocie całe moje życie ale nie pamiętam żeby kiedykolwiek wyglądała tak jak wtedy. Wydawało się że był rozdarta pomiędzy łzami a wściekłością. Gdy burza szalała na zewnątrz gulasz zakrzepł i zastanawiałam się czy którakolwiek z nas będzie miała ochotę kiedyś ponownie zatańczyć . - Rachel.
- Get Her. (zabierzcie ją) Nie wiem dlaczego to powiedziałam. Minutę temu stałam tam patrząc na ich argumentacja a w następnej chwili sekret który był ze mną całą drogę z podpoziomu drugiego uwolnił się. Mama podeszła bliżej. Abby się odsunęła. - Co powiedziałaś Cammi? Zapytała mama jak osoba która zna odpowiedź na swoje pytanie. - Pamiętam… Zatonęłam w skurzanej kanapie. Mama stanęła bliżej ale za nią ciocia Abby prawie niezauważalnie kręciła głową w ostrzeżeniu. „Uważaj o co prosisz.” -Przypomniało mi się coś… o Bostonie. Umieściłam Prestona a tym czymś do mycia okien i spuściłam na dół a im tak naprawdę nie zależało. Mama łagodnie usiadła na stoliku do kawy naprzeciwko mnie. Poruszała sie bardzo powoli jakby bała sie obudzić mnie z tego koszmarnego snu. – Mówili bierz ją. - Cam zaczęła mama ale obrazy znów napłynęły mi do oczu – szare drzwi, czarny helikopter a na końcu biała kartka papieru sfruwająca na ziemię. -Program Prestona. Szepnęłam ale tym razem nie patrzyłam na moja matkę tylko prosto na moja ciotkę – Go nigdy nie powinno tam być prawda? Mama zaczęła cos mówić ale ciocia Abby przeszła obok niej i opadła na skórzaną kanapę obok mnie. -Nie. Niektórzy ludzie mogą sie zastanawiać dlaczego ma znaczenie to że wiedzieliśmy przez tygodnie że Macey była w niebezpieczeństwie ale siedzieć tam i słuchać burzy która była długim wybijaniem czasu. Nie mogłam nic poradzić ale czułam się tak jakby to zmieniło wszystko na świecie. Porywacze nie byli tam dla syna i córki dwóch najpotężniejszych rodzin w kraju. Byli tam tylko dla jednego z nich i ta osoba była jedna z moich najlepszych przyjaciółek. -To prawda, dzieciaku. Powiedziała mama. – Winters Preston nie powinien tam być wiec możemy jedynie przypuszczać że nie był celem. Skinęłam. Przygładzała moje włosy ale nic nie mogło powstrzymać mojego serca przed waleniem kiedy zapytałam – Kim byli? -Ponad 300 grup przyznało się do ataku. Powiedziała ciocia wzruszając ramionami po czym dodała – co oznacza że 299 z nich kłamie. -Pierścień. Powiedziałam. Zamknęłam oczy przypominając sobie obraz wypalony w mojej głowie. – Narysuję ci obraz tamtego pierścienia. Kocham cię. - Szukamy go dzieciaku. Powiedziała łagodnie mama. Ugryzłam się w wargę potrzebując wiedzieć skąd pochodzi chociaż cześć bólu który odczuwam. -Dlaczego Macey? Rzuciłam zwracając się do mojej matki. -Ona jest córka bardzo potężnych ludzi Cam. Oni mają bardzo potężnych wrogów. I wtedy zadałam pytanie bardziej przerażające niż cokolwiek co widziałam na dachu.
- Nic jej nie będzie? Moja mama i ciotka spojrzały na siebie jak dwóch weteranów tajnych operacji którzy widzieli wystarczająco by wiedzieć że nie ma prostej odpowiedzi na moje pytanie. -Tajne służby jest dobre Cam. Powiedziała moja mama. - Twoja ciocia jest bardzo dobra. Popatrzyła na moja ciocie tak jakby mogła pojawić się miedzy nimi siostrzana rywalizacja. Wiec siedziałam tam przez długi czas myśląc o siostrach naszych siostrach. I nagle wydawało się to śmieszne, szalone. Byliśmy w środku Akademii Gallagher gdzie ludzie są szaleni i naprawdę ale to naprawdę mający bzika na punkcie bezpieczeństwa. Oczywiście że Macey nic nie będzie. – Cóż do czasu dopóki chodzimy do najbezpieczniejszej szkoły na świecie i przecież to nie tak że to co z Macey dzieje się wszędzie prawda? Powiedziałam z uśmiechem. Totalnie niespodziewanie moja ciocia uśmiechnęła się i powiedziała – Tak.. dobrze. Cam, czy ty kiedykolwiek byłam w Cleveland?
Rozdział 11 Stan Ohio ma 20 głosów wyborczych oraz historie wysokiej frekwencji. Posiada gubernatora z jednej strony i dwóch senatorów z drugiej. We wrześniu miał też wiele kobiet które nie były zdecydowane na kogo głosować ale były pewne jednego: Macey McHenry musiała być dzielną i odważną dziewczyna aby przetrwać to co się z nią stało w Houston. Macey McHenry mogła być warta wiele głosów i tak szła (jechała) tam sama. Cóż… jeśli sama masz na myśli z jedna z najbardziej utytułowanych dziewczyn roku (która podobno wygląda trochę jak ja kiedy mam spięte włosy), karawan 14agentów tajnych służb i co najmniej 30 członków zespołu który wcześniej śledził każdy ruch jej ojca. Ale w najważniejszym sensie była tam sama bo jechała tam bez nas. Poniedziałkowego poranka Macey była na nogach o 5 rano i wszystkie razem odprowadzałyśmy ją na dół gdzie zapach bułek cynamonowych unosił się z kuchni. Na zewnątrz powoli wschodziło słońce. Zamglone światło padło nad horyzontem, a za oknem widziałam strażników robiących rozpoznanie lasu. Liz miała na sobie swoja piżamę E=mc2 a włosy Bex były w nieładzie ale nadal szłyśmy z Macey przez dwór dopóki nie zobaczyłyśmy cioci Abby. Miała na sobie ciemnoszary dopasowany garnitur i zwykłą białą bluzkę. Mała plastikowa słuchawka była już przypięta do jej kołnierzyka przewodami znikającymi pod jej marynarką. Wyglądała jak część czegoś- była częścią czegoś. I wtedy przekazałyśmy jej Macey bez słowa zmieniając warte i potem poszłam wziąć prysznic a jeszcze później zjadłam bułkę z cynamonem. Nie słyszałam niczego co mówił pan Smith na temat starożytnego Rzymu i katakumb które (jeśli wiesz gdzie szukać) wciąż zapewniają niesamowity dostęp do miasta. Przez cały dzień wydawało mi się że ludzie mówią na głos to o czym myślałam. - Cóż zgaduję że prawdopodobnie już tam jest. Powiedziała Tina po śniadaniu. - Macey będzie mogła zobaczyć tyle świetnych taktyk ochrony. Zauważyła Eva w drodze na COW. - Ona jest z Abby. Powiedziała Liz w trakcie naszej drogi w dół po głównych schodach. -I Abby cuchnie. (chyba wszyscy wiedzą o co jej chodziło) Przypomniała mi Bex kiedy rozstałyśmy się z Liz i udałyśmy się do windy na podpoziom 2. Z czysto intelektualnego podejścia wiedziałam że Macey była chroniona najlepiej jak może być ale pan Salomon przez rok uczył nas że kiedy jest się szpiegiem nie zawsze chodzi o intelekt tylko o instynkt i właśnie wtedy moje instynkty mówiły mi że to będzie bardzo długi dzień ale to było zanim pan Salomon spotkał nas przy wejściu na podpoziom 2 ze stosem koszulek Winters-McHenry i powiedział – Chodźcie. Byłam w helikopterze z panem Salomonem 2 razy. Po raz pierwszy miałam zawiązane oczy. Drugi… Właśnie odkryłam że nie było tam innej tajnej szkoły dla
szpiegów.. dla chłopców ale tego dnia chłopcy i opaski na ozach wydawały się łatwiejsze w porównaniu. - Ile jest dostępnych form zagrożenia panno Alvarez? Poprosił pan Salomon. -5. Powiedziała Eva choć formalnie nie przerabiałyśmy jeszcze tego rozdziału. - A kto może je wymienić? Kontynuował nasz nauczyciel. - Duży zasięg, krótki zasięg, samobójstwa, statyczne. Wstrząsnęła Bex nie żeby się popisać ale raczej jakby musiała je powiedzieć jakby były w jej głowie za długo i musiała je uwolnić. - To 4. Powiedział nam pan Salomon. Ostrza helikoptera (śmigła) wirowały. Ziemia pod nami huczała (szumiała) przez drzewa, wzgórza, rzeki, autostrady miasta pełne normalnych ludzi którzy nigdy nie znali (poznali) by odpowiedzi na pytanie naszego nauczyciela. -Wewnętrzne. Powiedziałam tak cicho że zastanawiałam się czy ktoś w ogóle usłyszał. Ale my jesteśmy dziewczynami Gallagher, słyszymy wszystko. -Zgadza się. Powiedział pan Salomon. – I to jest ta. Wmawiałam sobie że on nie mówił o Macey, że nie miał na myśli tego że to co się stało w Bostonie zostało zaaranżowane przez kogoś wewnątrz, kogoś bliskiego. Jednak on raczej mówił ogólnie przypominając nam to o czym wiedzieliśmy zbyt dobrze, że zdrajcy są najbardziej niebezpiecznymi ludźmi z wszystkich. - Dzisiaj zobaczycie wiele rzeczy moje panie. Doświadczeni pracownicy pracują w terenie w podstawowym celu. To nie chodzi o Intel ani o operacje. Dzisiaj chodzi o ochronę, czyta i prostą. W myślach przechodziłam już przez scenariusz jaki tylko człowiek taki jak Joe Salomon mógł wymyśleć. Wyobrażałam sobie jakie test mógł czekać na nas na ziemi. Bex musiała pomyśleć o tym samym bo zapytała: -Jaka jest nasza misja? - Jest trudna. Ostrzegł pan Salomon po czym sie uśmiechnął. –Tylko patrzeć, słuchać, uczyć się. Dziewczyny Gallagher są proszone o robienie ciężkich rzeczy cały czas ale do tamtego dnia nie wiedziałam że najtrudniejszą misją ze wszystkich jest nie robić nic. W końcu jedna rzeczy to wziąć grupę wysoko wykwalifikowanych nastoletnich przyszłych szpiegów, zostawić je w tysięcznym tłumie i powiedzieć aby znalazły potencjalne zagrożenie bezpieczeństwa ale wziąć te same dziewczyny wyposażając je w twierdzenie jednostki nastawione na taka samą częstotliwość jak Secret Service ( nie żeby tajne służby faktycznie wiedziały czy coś) i powiedzieć im żeby usiadły i cieszyły sie show. Ja nie lubię nawet pozwalać komuś innemu laę syrop na moje gofry ( mam system) więc pozwalając innym osobą odpowiadać za bezpieczeństwo Macey jest … cóż… powiedzmy
że jest to trochę poza moja strefą komfortu. A jeśli to nie było wystarczające dużo to dżinsy które ktoś spakował mi na przebranie były trochę on the snug side( po wygodnej stronie.. to mi się wydawało bezsensu wiec sami zinterpretujcie. J ) i nie wiem jak wszystkie inne ale Bex Baxter jest jedyną dziewczyną która może wejść i wyjść z helikoptera bez konieczności robienia naprawdę godnych pożałowania rzeczy z jej włosami. Ponad wszystko chciałam wciąż udawać że żyję w świeci w którym włosy i dżinsy SA naprawdę ważne ale nie mogłam wiec pomyłam o mojej misji i patrzyłam w tłum. A potem zniknęłam. ESENCJA BYCIA KAMELEONEM przez Cameron Ann Morgan 1. To bardzo ważne żeby cały czas wyglądać tak jak należy. 2. Jeśli to pierwsze jest trudne spróbuj wskazywać na wyimaginowanych ludzi i celowego chodzenia do nikogo. 3. Bezruch. Cisza jest kluczem ( z wyjątkiem tego kiedy robisz to drugie^ ponieważ ludziom łatwiej jest zauważyć ruch niż rzeczy więc w razie wątpliwości zamarznąć. 4. To całkowicie pomaga jeśli nie masz tego specjalnego wyglądu (w bądź też bardzo dobry albo bardzo zły sposób.) 5. Zapoznaj się z otoczeniem ASAR 6. Ubierz się w sposób który nie jest krzykliwy, modny, brzydki albo obsceniczny. 7. Ukrywanie się jest dla amatorów. - To jest… wow. Powiedziała Bex 10minut po tym jak przyjechaliśmy do parku… lub tego co mi się wydaję powinno być parkiem. Długie trawiaste promenady obejmujące co najmniej dwa miejskie bloki. Piękne zabytkowe budynki pokrywające przestrzeń ale na samym końcu ktoś wzniósł scenę. Z trybun za nią z widokiem na trawnik gdzie stałyśmy wydawało się że połowa Ohio przyszła obejrzeć triumfalny powrót Macey. Przez głośniki usłyszałam lokalnego polityka próbującego aby ludzie na trybunach za nim intonowali pieśń Winters podczas gdy ludziom na trawniku przed sceną kazano krzyczeć: McHenry. - Czy amerykańska polityka zawsze jest taka… zwariowana? Szepnęła moja najlepsza przyjaciółka. Chciałam jej powiedzieć że to było nic w porównaniu z szaleństwem w konwencji (ponieważ np. nie wiedziałam jeszcze nikogo produkującego czapki z daszkiem… jeszcze!) ale jakoś wychowywanie Bostonu nie wydawało się dobrym pomysłem więc zamiast tego po prostu skinęłam głową i próbowałam przecisnąć się przez tłum. Masywny banner ( który jestem pewna był również kuloodporny) okrążył scenie czytając Idź i idź 9Odwróciłam się i przeskanowałam wzrokiem po długiej barykadzie która biegła przez środek tłumu. Ogromny autobus skręcił w ulice i zatrzymał się na końcu alejki która przecinała publiczność. Podwójne drzwi otworzyły się a gdzieś w
oddali Orkiestra szkoły średniej Tri-Caunty zaczęła grać kiedy gubernator Winters i senator wyszli i zaczęli iść w dół długiej promenady pełnej rąk do uściśnięcia i dzieci do ucałowania. 2000 krzyczących osób z których każdy mógł dać mi głowę na karku (ale bezsensowne zdanie ale tam tak serio piszę xD) W moim uchu ciągle słyszałam strumień nieznanych głosów. -Proszę pana, może pan wyciągnąć ręce z kieszeni? Agent tajnych służb zapytał mężczyznę za mną. - Zespół Delta nie podoba mi się wygląd faceta na schodach biblioteki. Powtarzam schody biblioteki. Natychmiast poczułam jak cała klasa z Akademii Gallagher dla wyjątkowych młodych kobiet obraca się żeby zobaczyć faceta w prochowcu. Mężczyzna w koszulę w kratę blokował mu widok na kandydatów którzy przechodzących ulica pod nimi. Grupa Kobiet trzymała znak na którym pisało: Niech Bóg was błogosławi Macey i Preston i jak na zawołanie Preston podbiegł do kobiet i uściskał je gdy 20metrów dalej CNN kręci całą tą scenę na żywo i w kolorze ale Macey nigdzie nie podbiegła 9 co jest totalnie w jej stylu [charakterze] nie ważne czy próba porwania czy nie) Zamiast tego trzymała ojca za rękę. Machała i uśmiechała się. -Musimy być doskonali w każdej sekundzie każdego dnia moje panie. Usłyszałam Joe Salomona mówiącego jakieś bardzo mocne rzeczy w ciągu ostatnich 2 lat ale nie sądzę bym kiedykolwiek słyszałam dźwięk bardziej uroczysty niż wtedy gdy powiedział – Źli faceci mieli szczęście.. raz. I wtedy nie mogłam nic na to poradzić, pomyślałam o Bostonie, o szczęściu. Myślałam o tym jak blisko byłyśmy bardzo złego końca naszych letnich wakacji. -Nie wiem czy którakolwiek z was przejdzie kiedyś do służb ochrony moje panie ale jeśli nie… głos pana Salomona brzmiał tak miękko w moim uchu, stały wobec całego zgiełku Secret Service – to jest waszym największym koszmarem. Jestem pewna że w tamtym momencie Bex chciała przyciągnąć naszą współlokatorkę do najbliższego samochodu kuloodpornego i wracać do Roseville tak szybko jak to tylko możliwe ale to nie mogło się zdarzyć bo: Po 1 prawdziwe tajne służby mogłyby nas zastrzelić jeśli byśmy spróbowały. Po 2 korespondenci CNN mogliby mieć kilka pytań jeśli Bex zdjęła by ciało senatora McHenry dwoma dobrze przygotowanymi kopnięciami. Po 3 nasze oceny semestralne były prawdopodobnie jazdą całkowicie nie polegającą na tym i jeśli musimy przypomnieć głos naszego nauczyciela był stale w naszych uszach. Bex i ja spojrzałyśmy na siebie i bezgłośnie powiedziałyśmy Wierze kościelne w tym samym momencie w którym Mick je wypowiedział. -Czterech agentów tajnych służb przeniknęło protestujących po drugiej stronie ulicy, panno Fetterman. Zapytał ponownie pan Salomon. Zidentyfikuj tych agentów.
-LB zaczęła Anna w czasie gdy na ulicy przed nami szły ciocia Abby i Macey – Czerwony plecak odpowiedziała Anna. – Pani w niebieskiej bandanie, mężczyzna w żółtej koszulce i… zawiesiła się – Ktokolwiek? zapytał pan Salomon. –Facet z długa czerwoną broda. Złapałam Siena tym że mówię. Nie byłam pewna kiedy go nawet nie widziałam ale gdy tylko to powiedziałam wiedziałam że mam rację. – Dlaczego? Zapytał pan Salomon. –Statyczne. Powiedziałam – 2,5 minuty temu buchnęły statyczne na częstotliwości tajnych służb. On się wzdrygnął. Gdzieś w tłumie ciał mogłabym przysiąść że poczułam iż pan Salomon się uśmiecha. Kiedyś zastanawiałam się czy agentów tajnych służb nie męczy nigdy słuchanie tych samych przemówień, tych samych ludzi kilkanaście razy dziennie, codziennie aż do momentu gdy ktoś będzie musiał powiedzieć mowę która będzie mówiła o tym że wybrali albo przegrali ale po tym dniu zaczęłam się zastanawiać czy zespół bezpieczeństwa w ogóle słyszał przemówienie. - Zespół Beta, protestujący pozostają na poziomie drugim. Powtarzam. Protestujący pozostają na poziomie drugim. Powiedział jeden z anonimowych głosów. - Zespół Charlie mamy niezwykły ruch w oknie National City Bank. Powiedział inny głos i w mgnieniu oka wszystkie rolety na 4 piętrze budynku po drugiej stronie ulicy rozebrano. A potem.. głos który poznałam. - Paw jest już na scenie i się porusza. -Ciocia Abby. Szepnęłam do Bex. -Paw? Odszeptała Bex do tyłu. Na scenie senator zamiatał ręką i mówił: - Rodzina. Nie musze mówić stanowi Buckeye ile znaczy dla mnie rodzina. Tłum zawrzał dziko na kilka minut ale kiedy Macey zastąpiła ojca przy mikrofonie wyborcy ucichli tak szybko że mogłabym przysiąc że ktoś ściszył(wyłączył) dźwięk. - To wspaniałe być tu dzisiaj. Macey spojrzała na tłum. Patrzała przez chwile zagubiona ale wtedy mogłabym przysiądź że jej spojrzenia padło na Bex i wł. Nowe światło zdawało się obrabiać jej oczy kiedy spojrzała na nas i dodała – Z moja rodziną. W tym momencie senator McHenry objął ramieniem swoją żonę i nie mogłam myśleć o Cliboard Lady’s kierującej do spontanicznego przytulania.
- I jest cos co chciałabym teraz powiedzieć. Kontynuowała Macey teraz nawet silniej. – Nie ma nic czego byśmy nie mogli jeśli trzymamy się razem. Nie ma nic czego nie moglibyśmy pokonać jeśli próbujemy. Nauczyłam się tego od ludzi którzy mnie kochają. Ludzi którzy… znają prawdziwą mnie. W tym momencie wiedziałam że Macey patrzy wprost na nas. Obok mnie usłyszałam jak Bex szepcze – To nasza dziewczyna. – Panno Bexter . głos pana Salomona wprowadził nas znów do misji. – 30stóp za Toba jest mężczyzna w dżinsowej kurtce. Zdobądź odciski jego palców bez jego wiedzy. W mgnieniu oka Bex zniknęła. Było więcej przemówień, więcej dopingu ale w końcu Macey schodziła po schodach po lewej stronie sceny przez lukę w trybunach prowadzącą do bezpiecznego miejsca za nimi. Gdy tylko zniknęła usłyszałam głos mojej cioci mówiący: - Paw jest bezpieczny trzymany w żółtym namiocie. I wzięłam mój pierwszy głęboki wdech od niedzielnej nocy. Tłum patrzył na scenę podczas gdy gubernator Winters powiedział: - Nasi przeciwnicy mieli 4lata na mówienie i mówienie ale teraz jest czas żeby iść i iść. Ludzie klaskali i śmieli się. To było tak jakby on była władcą marionetek a 2000 ludzi skakali za każdym razem kiedy pociągał za sznurki al.e ja nie klaskałam, wcale się nie śmiałam. Cały czas słuchałam głosu pana Salomona, nie w moim uchu, w mojej głowie. Przypomniałam sobie coś co powiedział w helikopterze. Ochrona to 10% protokołu i 90%instynktu i wtedy moje instynkty kazały mi się odwrócić. Może to był sposób w jaki budynki były podszyte trawiastymi trawnikami. Być może był to tłum ludzi którzy przeszli przed inc ale kazało mi myśleć o ostatnim semestrze i Washington D.C więc kiedy senator i gubernator Winters stanęli z rękoma zamkniętymi razem nad ich głowami a zespół zaczął grać odwróciłam się i patrzyłam jak tłum klaszcze i tańczy. Kandydaci pchnęli w kierunku bariery i tłum ruszył bliżej ale jeden facet wymknął się. Oddalony od kuloodpornych banerrów i od wszystkiego. Z wyjątkiem trybun i żółtego namiotu który stał za nimi inny transparent wisiał z reklamą WWW.winiersrnchcnrv.com wisiał od strony trybun a ja patrzyłam jak uderzający w powietrze róg trzepotał wolny waląc w aluminiowe stanowiska ale nikt nie usłyszał tego dźwięku. Nikt nie zauważył różnicy. No one saw the gap. No civilian would have appreciated that sliver of access,(wybaczcie nie wiem) I co to znaczy ale facet w czapcę podszedł do wstęgi. Wymknął się przez drobne pęknięcie I to był ten moment kiedy wiedziałam że on jest artystą ulicznym. Wiedziałam że jest taki jak ja. -Nie! Poczułam jak krzyczę ale z grającym zespołem i krzyczącym tłumem i gwarem agentów bezpieczeństwa słowo zostało bm i go już nie było. Następnie sama przedarłam się przez lukę ale wszystko co mogłam zobaczyć to śmieci oraz plątaninę kabli i prętów. Jak na taki słoneczny dzień pod trybunami było ciemno. Przy takim krzyku tłumu tu wydawał się być oddalony. Ciepły powiew czerwonych, białych i niebieskich konfetti owinął moje nogi podczas gdy zespół grał a ludzi wiwatowali a ja poczułam kogoś za mną. I po raz drugi w tym miesięcy dziwna dłoń złapała mnie za ramiona. Zapomniałam
całkowicie o przydziale pana Salomona kiedy sięgnęłam do tyłu i chwyciłam za rękę napastnika wchodząc w ruch zamachnęłam nim płynnie w powietrzu patrząc jak rozbija się na czerwonym balonie. Nagle uderzyło mnie to że to ja byłam tą osobą która byłam bez tchu kiedy spojrzałam w dół na faceta który leżał pode mnie i usłyszałam tylko słowa których nie byłam w stanie usłyszeć: - Cześć dziewczyno Gallagher.
Rozdział 12. Zach tam był. Zach patrzył na mnie poprzez cień trybun leżąc na plecach z rękami przypiętymi pod moimi kolanami. Kłamstwo tym razem było prawda. To nie były geny szpiega ani hormony nastolatki uciekające ze mną. To nie były halucynacje albo fantazje. Nie padłam ofiarą żadnych dziwacznych hologramów przeciw dywersji nadzoru. Właśnie patrzyłam.. na Zacha. - Cześć, dziewczyno Gallagher. Powiedział po.. nie wiem.. godzinie czy coś.- Puścisz mnie? Zupełnie nie chciałam pozwolić mu się podnieść ponieważ: A)miała doskonała pozycję a z jakikolwiek chłopakiem Blackthorne przewaga jest czymś co powinnaś zatrzymać kiedy nasz szanse. B) Jeśli go nie puszczę to jest dużo mniejsza szansa na to że się zemści przerzucając mnie w powietrzu jak szmacianą lalkę. (nie byłabym w stanie go wyprzedzić) C)Trochę lubię wiedzieć gdzie stoję z Zachem. Chociaż raz. Tak wiec zamiast przenieść się na bok i pomóc mu wstać jak dobra dziewczyna ja tylko pochyliłam się nad nim jak dziewczyna Gallagher i powiedziałam: -Co ty tutaj robisz? Zach nie odpowiedział od razu. Zamiast tego zrobił to co zawsze: Spojrzał na mnie tak głęboko i intensywnie jakby próbował wysłać mi odpowiedź przez jakiś kosmiczny port psychiczny czy coś. Potem uśmiechnął się i powiedział: - Jestem bardzo zainteresowany polityką Ohio. Odskoczyłam do tyłu na równe nogi i wypaliłam: -Ty nie możesz głosować. - Tak ale mogę dopingować. Pokazał Na kurtce przycisk Winters-McHenry jakby chciał to udowodnić i wtedy to do mnie dotarło. Panika. Ci słodcy chłopcy i porywacze mieli prawdopodobnie podgląd w środku Dziewczyn Gallagher od stu lat. Myślałam o spotkaniu z nim kilka razy. Wyobrażałam sobie co będę miał na sobie i co fajnego powiem ale mogę was zapewnić że żadna z moich fantazji nie uwzględniała tego że będę miała na sobie najwygodniejsze dżinsy na świecie i koszulkę o 2 rozmiary za dużą. Myślałam o tym jaką dziewczyna musiałabym się stać żeby go zainteresować: obojętna, urocza i zabawna ale jednak nie jestem żadna z nich. Patrząc na niego wymamrotałam: -Jesteś daleko od Blackthorne. -Tak. Uśmiechnął się. – No cóż słyszałem że Macey McHenry będzie być dzisiaj zaprezentowana publicznie. Wstał i strzepał konfetti. (rum moje włosy) – A gdzie jedna dziewczyna Gallagher tam są zazwyczaj inne. Jego uśmiech pogłębił się i w tamtej chwili naprawdę myślałam że zacznę krzyczeć (ale z całkowicie innego powodu)
- W ten sposób jesteśmy jak dym i ogień. Jęknęłam próbując grać chłodniejszą niż czułam. Uśmiechnął się powolnym uśmiechem. - Coś w tym stylu. Wtedy poczułam całkiem nowy rodzaj paniki. ZACH BYŁA TAM1 Ponieważ wiedział że Macey tu będzie? I dlatego że pomyślał że ja mogłabym być z nią? (Notatka do samej siebie: Liz’s boy-to-English translator to account for multiple interpretations at once!) To nie może być to- może? Czy to możliwe że Zachary Goode wyrwał się ze swojej tajnej szkoły dla szpiegów bo to była jego pierwsza szansa by zobaczyć mnie poza moja tajna szkoła dla szpiegów? O. Mój. Boże. Czy mogę wrócić teraz do walki z napastnikami na dachu? Bo z napastnikami przynajmniej wiesz na czym stoisz a pieśń chłopców wydawała się być zawsze tajemnicą. Słyszałam jak tłum ponownie wybucha oklaskami gdy gubernator konturował swoje przemówienie ale czułam się tak jakby to miało miejsce po drugiej stronie ziemi. - Myślałem że obiecałaś że będziesz się trzymać z daleka od tajnych przejść i zsypów na bieliznę ale zgaduję… zaczął ale nie dokończył. Zamiast tego podszedł i prześledził siniaki które miałam wszystkie wyblakłe wzdłuż mojej linii włosów i upadłam co nie miało nic wspólnego z tępymi urazami głowy i coś mnie wtedy olśniło. -Skąd wiedziałeś o zsypie na bieliznę. Zach wziął głęboki wdech i wskazał na siebie jak to miał kiedyś w zwyczaju robić i powiedział – Szpieg. Usłyszałam głos w mojej słuchawce mówiący. - Kameleon wiem że jesteś Kameleonem ale jeśli mogłabyś wave czy coś albo powiedzieć mi gdzie jesteś to byłoby super. - Trybuny. Powiedziałam jej. - Bex? Zapytał Zach. - Tak. Odpowiedziałam. - Więc masz wsparcie? To było naprawdę dziwne pytanie które zapowiadało naprawdę kilka dziwnych dni więc przez chwilę stałam tam zastanawiając się czy on pyta mnie jako chłopak czy jako szpieg. -Dziewczyny SA tutaj? Salomon? - Oczywiście że tak. Jeden z setki głosów w moim uchu powiedział: - Zespół Alpha mamy tu jakiś ruch pod trybunami. W mgnieniu oka przesunęłam się. -Zach tam SA ludzie którzy zauważyli że są jacyś ludzie pod trybunami. - Ty! Zawołał jeden z agentów obróciłam się twarzą do niego. Jego prawa ręka instynktownie skierowała się w miejsce gdzie miał pistolet ale po chwili zrelaksował się. Prawie się uśmiechnął i może wtedy po raz pierwszy zdałam sobei sprawę jak korzystne może być bycie 16letnia dziewczyną.
-Panienko. Powiedział agent. – ten obszar jest zamknięty. Będę musiał poprosić panienkę o powrót za barykady. -O mój boże. Powiedziałam brzmiąc nieco na głupsza niż moje IQ może sugerować. – Tak strasznie musiałam do łazienki.. więc my. - My. powiedział agent przechodząc ponownie w stan gotowości skanując przestrzeń. Wielki mężczyzna w czarnym garniturze pojawił się znikąd. Słuchawki prawie żyły od nadmiaru gadania i poleceń. - Byłam… zaczęłam ale słowa przychodziły teraz trudniej. Cały czas rozglądałam się. Zacha już nie było.
Rozdział 13 -Tak szukałyśmy łazienki. Odezwał się głos przecinając barykadę agentów w ciemnych garniturach którzy mnie otaczali. Nawet tradycyjnie bardzo inteligentni i niezwykle wyszkoleni agenci tajnych służb, wszyscy wydawali się skulić na widok Macey McHenry. Patrzyłam na moja współlokatorkę zwróconą do agentów przywołującą jej wewnętrzną dziewczynę Gallagher. (snobistyczną) – Czy masz z tym jakiś problem? I oto jak kameleon został uratowany przez pawia. - Dzięki chłopcy. Powiedziała ciocia Abby. – Myślę że możemy sie stąd zabrać. Kiedy ciemne garnitury sie rozproszyły ciocia wzięła mnie za rękę i wyprowadziła spod trybun na słoneczny obszar i zaśpiewała cicho – Będę twoja matką. - Przepraszam ciociu Abby. Powiedziałam jej Ja tylko… pomyślałam o Zachu. Tajemniczym, nagle znikającym Zachu.. – zobaczyłam coś – nie kogoś. Ale moja ciocia tylko kręciła swoja głową. - J nawet nie chce wiedzieć jak ty się tu dostałaś. Zatrzymała się. – czekaj lepiej jeśli mi powiesz jak tu trafiłaś. Po tym jak jej wszystko wytłumaczyłam odeszła jakieś 20stóp dalej gdzie wokół szeregu (rzędu) Syburban’s stali ochroniarze. -Awaryjne wydobycie pojazdów. Powiedziałam odwracając się do Macey która była zbyt zajęta gapieniem się na moje nogi aby podziwiać z najfajniejszych rzeczy nadzoru która dzieję się wokół nas. - Dam ci 500dolarów jeśli zamienisz się butami. Powiedziała Macey. Spojrzałam w dół na pompy które nie miałam wątpliwości kazała założyć jej matka a ja wiedziałam że ona w ogóle nie żartuję. Nie można ustalić ceny komfortu ( podobnie jak wszyscy artyści uliczni wiem to)więc udawałam że jej nie słucham co nie było takie trudne biorąc pod uwagę to że miałam absolutnie inne rzeczy na głowie! Zach naprawdę przyszedł! By mnie zobaczyć? - Macey nigdy nie uwierzysz kogo ja właśnie… - Hej. Uciszył mnie jakiś głos. – Wiem. Poznałam ten głos ale bardziej niż głos poznałam wyraz twarzy Macey kiedy Preston się pojawił. - Nie masz jakichś dzieci do całowania? Powiedziała Macey z westchnieniem. – Cammi prawda? Zapytał Preston. – Macey nie powiedziała mi że będziesz. - Taak. To świetna okazja aby zobaczyć proces polityczny z bliska, Poważnie. Pękła Macey. – Idź. Całuj. Dzieci. Możecie uwierzyć że Preston zadzierając głowę ku Macey powiedział:
- Za każdym razem kiedy mnie widzi to jedyne co robi to nazywa mnie dzieckiem i mówi o całowaniu. Macey wyglądała jakby chciała go zabić w sposób z którego można by sie śmiać. Być może było to to że miałam chłopaków w głowie a może była to ulga z wiedzy że Macey nic nie jest . W tamtym momencie sprawiły że żarty Prestona były w jakimś stopniu… gorące? Nie ma mowy . powiedziałam sobie a potem spojrzałam na Macey która nienawidziła przymusu bycia niewygodnych butach oraz być do dyspozycji rodziców że pomyślałam że może Preston Winters był jedyną osobą która może nienawidzić tych wszystkich rzeczy tak jak ona. I jak każdy szpieg wie wspólny wróg to zawsze początek sojuszu. –Więc hej. Powiedział cicho Preston. Chór Gospel śpiewał w oddali. Secret Service przygotowywało się już do długiego spaceru powrotnego do autobusów. Preston zdawał się nie zwracać na to uwagi, nie wydawał się tym przejmować. Wydawał się całkowicie uodporniony na wścibskie spojrzenia i podsłuchujące samochody kiedy pochylił się i powiedział: - Cieszę się że mogłem znowu cie spotkać. O mój Boże! Czy to możliwe żeby 2 chłopaków flirtowało ze mną w odstępie czasu mniejszym niż 10 minut? Ale to nie był flirt. To było gorsze. Totalnie, całkowicie, zupełnie gorzej bo gdy zespół gospel przestał śpiewać i jakieś samoloty wojskowe przeleciały nam nad głowami Preston spojrzał na mnie jakby naprawdę patrzył na mnie i powiedział: - Chciałes ci podziękować… za Boston. - Och, to nic takiego. Wypaliłam. - Cammie zawsze robi takie rzeczy. Powiedziała Macey słysząc mój niepokój. – Ona jest totalną skautką. - Cóż czymkolwiek nie jest. Powiedział zwracając się do Macey. – Wyglądało na to że ty też nim jesteś. Kiedy Macey spojrzała na mnie wiedziałam że żadne z nas nie chcę sobie wyobrażać co może sie zdarzyć jeśli potencjalny pierwszy syn myśli za mocno albo zbyt długo o tym co widział na dachu. - Byłam tek przerażony. Powiedział Preston. – ale wy dwie byłyście… racjonalne. - Wiec Macey. Powiedziałam głośno. – Bardzo podobała mi się twoja przemowa. - To znaczy... Powiedział Preston jakbym tam w ogóle nie stała, jakby on tak w ogóle nie stał. Zamiast tego gapił siew przestrzeń jakby w jego myślach był właśnie odtwarzany film z tego co stało się w Bostonie. - tam było co? 10 facetów po nas? - Dwóch mężczyzn i jedna kobieta. Poprawiła go Macey w tym samym czasie. - A wy byłyście… spojrzał na nas jakby widział nas po raz pierwszy w życiu. – Jesteście dziewczynami. Wypalił jakby ten fakt aż do teraz mu umykał.
- Dzięki za zauważyłeś. Powiedziała Macey łapiąc mnie za ramię i ciągnąc za sobą. Preston powiedział następnie. – Ale wy walczyłyście sam przeciwko kilkunastu. -Trzem! Poprawiła go ponownie Macey. - Mężczyzn. Zatrzymał się przed nimi torując im drogę. Co oznaczało że jeżeli nie chcemy mu pokazać naszych niezwykłych zdolności fizycznych lub może nawet więcej to prawdopodobnie będziemy musiały go przeczekać. Kiedy myślałam że nie może być już gorzej on spojrzał w prawo na Macey. -Ile ważysz? -Hej! Wypaliłam stając pomiędzy nimi. – To nie było nic takiego. Naprawdę. To było tak jak z tymi kobietami które przenosiły ciężarówki z dala od ich dzieci- to tak jak ja się czułam. Próbowałam brzmieć tak jakby tamten moment był dla mnie tak samo ekscytujący i pełen adrenaliny i obcy jak dla niego. -Taak. Dodała Macey. - Ale te ruchy. Zaczął. - Moja mama zmusiła mnie żebym chodziła na zajęcia z samoobrony. Wypaliłam. (co w ogóle nie było kłamstwem.) - Wow. Skinęłam głową. – Mam nadzieję że miałaś za to jakieś dodatkowe punkty. - Miałam. Powiedziałam. (co też nie było kłamstwem) - Cóż… Preston przejechał swoją ręką po włosach i się wyprostował. - Muszą was uczyć czegoś specjalnego w tej waszej szkole. Macey i ja spojrzałyśmy na siebie. Miałyśmy świadomość że mogłybyśmy go zabić ale ucieczka mogłaby być dużo bardziej skomplikowana niż zwykle. A potem roześmiał się a my odetchnęłyśmy. Spojrzał na nas obie z ( jeśli niebyły synem polityka i w ogóle) autentycznym wyrazem wdzięczności na twarzy i powiedział: - Cieszę się że mam do czynienia z dziewczynami takimi jak wy. - Panie Winters. Zawołał jeden z agentów. – Ruszamy. Zespół agentów otoczył go zabierając go ze sobą ale Macey zwlekała sekundę dłużej. - Cóż wydaje się być miły. Wreszcie znalazłam w sobie siłę żeby to wymamrotać ale Macey tylko spojrzała i powiedziała: - Jesteś szpiegiem Cam . Nie wiesz że nic nie jest takie jakie się wydaje? Nie zdążyłam powiedzieć jej o Zachu. Nie zdążyłam powiedzieć jej o jej mowie. Nie zdążyłam nawet zapytać cioci Abby czy mówiła serio o powiedzeniu mojej matce że zostałam złapana poza granicami (barierami).
Zamiast tego patrzyłam jak po raz kolejny tajne służby roją się wokół mojej współlokatorki. Agat otworzy się i Macey podeszła do swoich rodziców. Jej ojciec wyciągnął do niej rękę ale ona już machała, wyciągała głosy, uśmiechała się i ściskała ręce. Wreszcie głos w słuchawce powiedział że czas wracać do domu.
Rozdział 14. Czy wiesz ile czasu zajął powrót do szkoły? 172 minuty. Czy wiesz ile czasu zajęło przywrócenie rzeczy do normalności? Cóż… ja chyba nadal byłam w czymś w rodzaju oczekiwania. Gdy tylko wróciliśmy pan Salomon zaciągnął nas na podpoziom 2. Przeglądaliśmy taśmy obserwacyjne i mieliśmy quiz (zdobyłam 98%) do czasu gdy poszłyśmy na górę do głównego holu. Usłyszałam szuranie widelców i brzdęk lodu w naszym 2 najlepszym krysztale ale w ogólne nie byłam głodna zwłaszcza kiedy zobaczyłam że Macey przechodzi przez drzwi. - Macey! Krzyknęłam. - Cam. Bex i Liz biegły za mną. - Co się dzieję? To była normalna noc w bardzo nienormalnej szkole nawet jak na standardy Akademii Gallagher miałam bardzo wyjątkowy dzień więc biegłam przez wyjścia, wspinałam się po schodach i nadal wołałam – Macey! Kiedy do niej dotarłam już ściągała swoja kurtkę i stała tam w jedwabnej bluzce. Miała na sobie sznur pereł i kremowy apaszkę które nosiła ze sobą na wiecu. Na każdym kroku. Macey zrzucała ż siebie swoja fałszywą fasadę- jej przykrywkę kawałek po kawałku. - Wróciłaś. Powiedziałam. - Taak. Powiedziała bardzo zmęczonym głosem. – Spostrzegawcze. - Hej, co się z Toba dzisiaj stało? Zrobiła kolejny krok zrzucając kolejna cześć ubrania które tylko jej matka może kochać. – Kiedy cię zobaczyłam wyglądałaś jakbyś była… przerażona? Czekaj. Powiedziała Bex. Widziałaś ja? - Taak. Miałam zamiar ci powiedzieć ale cóż… nie miałyśmy właściwie momentu żeby pogadać.. i to nie było cos co ty… i po prostu nie wiedziałam jak… i - Cammie. Przerwała mi Bex. Skrzyżowała swoje ramiona, wpatrywała się w dół i dała mi to jej „ masz coś do wyjaśnienia” patrząc na to przeszłam do miłości i strachu. ( cóż głównie strachu) i wiedziałam że nie mogłam już trzymać mojego sekretu dłużej. - Zobaczyłam coś. Wypaliłam. A potem sama się skorygowałam mówiąc. – Kogoś. Korytarze wokół nas były ciche i może dlatego przeszły mnie dreszcze kiedy powiedziałam – Zacha. Czas który zajęło mi opowiedzenie całej historii: 22minuty i 47 sekund. Czas który zajęło by mi opowiedzenie historii gdyby mi nie przerywano: 2minuty i 46sekund. Liczba razy kiedy Liz powiedziała „ Nie ma mowy”: 33 Liczba razy kiedy Bex dała mi swoje „ Mogła zabrać mnie ze sobą”: 9 - Ale co on tam robił? Zapytała ponownie Liz (7raz jeśli mam być dokładna) - Nie wiem. Udało mi się wymruczeć. - To znaczy w jednej chwili myślę że on narusza bezpieczeństwo cóż technicznie rzecz biorąc naruszył bezpieczeństwo przyczepiając się - A następnie przerzucałam go na ziemię i patrzyłam mu głęboko w oczy? Domyśliła się Liz ponieważ kiedy naruszenia bezpieczeństwa jest poważne wpatrywanie siew oczy jest czymś co nie powinno być nigdy zignorowane. - Może Blackthorne było tam też z powodu zadanie? Zapytała Bex. - Może. Powiedziałam ale moje serce w tym. Pomyślałam o jego tajemniczej pocztówce, jego ostrzeżeniu i sposobie w jaki na mnie spojrzał tamtego dnia. - Po prostu coś w nim wydawało się inne.
- Co? Powiedziała Bex? Mogłam poczuć że rusza w moim kierunku. Jak tygrys. Była śmiertelna, piękna i bardzo ale to bardzo kocia w dziale ciekawości. – O czym myślisz? Nie wiedziałam co było bardziej konsternujące. To że w obwodzie bezpieczeństwa Macey była niewielka luka czy to że Zach prześlizgnął się przez nią. Myślałam o chłopaku który pocałował mnie ubiegłej wiosny i o tym który spojrzał na mnie pod trybunami. - On wydawał się. Zaczęłam powoli wciąż próbując ułożyć elementy układanki – zmartwiony. - Ooch! Zapiszczała Liz. – On chcę cie chronić! - Nie potrzebuje ochrony. Powiedziałam jej a Liz tylko wzruszyła ramionami. - To jest myśl która się liczy. - Wow, nie ma innej opcji. Powiedziała z bardzo złośliwym uśmiechem Bex. - Może poszedł pod trybuny wiedząc ze nie oprzesz mu się idąc za nim pod trybuny… pozwoliła by jej głos ucichł kiedy patrzyła na mnie, możliwości utrzymują się dopóki Lix nie poczuję że musi się wygadać! – Wiec mogłabyś zostać sama. Dobra nie chce zabrzmieć braggy albo nieprofesjonalnie lub naiwnie ale czy to źle że cały dzień miałam pewnego rodzaju nadzieję że to jest tego powodem? (częściowo dlatego że dla dziewczyny to dobry powód a dla szpiega oznacza że nie spiskował w celu popełnienia zdrady stanu.) - Nie. Wypaliłam Nie to niemożliwe. Nie opuścił by szkoły , nie przeszedł by całej drogi z Cleveland i nie wkradł by się do zamkniętego obszaru tylko po to żeby zobaczyć.. mnie. Zwróciłam się do Macey, naszego eksperta do wszystkich gorących spraw. – Zrobił by to? - Nie patrz na mnie. Powiedziała Macey machając rękami (które w tym czasie trzymały pompy kurtkę i przycisk kampanii) – Mam masę innego rodzaju problemów z chłopakiem. Czekaj. MACEY MCHENRY POROBLEM Z FACETEM? Nie byłam pewna czy dobrze usłyszałam. Widocznie nie ja jedna bo Liz jęknęła – Ty masz problem? Macey przewróciła oczami – Nie tego rodzaju problem. Preston. – Och. Powiedziała Liz brzmiąc zbyt mechanicznie jeśli chcecie znać prawdę. – On jest tak jakby słodki i naprawdę wrażliwy społecznie. Wiesz czytałam ten artykuł „He’s a dork” powiedziała Macey odcinając się. - Czyli masz z nim tyle wspólnego. Zaprotestowała Liz. Macey na nią spojrzała – To znaczy poza ciemnymi rzeczami? -„Wspólne” jest przereklamowane. Powiedziała Macey z kolejnym westchnieniem. - No cóż. Powiedziała Liz. – To w czym problem? - Problem jest w tym że zostaliśmy zaatakowani przez 3 wyszkolonych agentów i przeżyliśmy by opowiedzieć ta historie. Powiedziałam bez uświadomienia sobie nawet że znałam odpowiedź cały czas. - Bingo. Powiedziała Macey. – I Preston był pod wrażeniem. Pod dużym wrażeniem. - Więc chłopcy naprawdę przechodzą na dziewczyny które kopią. - Bex! Uciszyłam moją najlepszą przyjaciółkę. Mogę tylko powiedzieć że to naprawdę trudne mieć do czynienia z chłopcami którzy mogą chcieć… A) Umówić się z tobą. B) Zabić cię albo C) Dowiedzieć się prawdy na temat szalonych możliwości samoobrony! I tamtego dnia było bardzo możliwe że miałyśmy do czynienia z wszystkimi trzema naraz.
- Czy dramat z chłopakami w moim życiu kiedykolwiek sie skończy? Poważnie. Zapytałam. - Nawet po tym jak wyjdziesz (odejdziesz) on nie przestanie o tym mówić. Powiedziała Macey. - Możesz go uciszyć. Zasugerowała Bex. - Nie myśl że nie byłam kuszona. Grupa ósmoklasistek przechodziła śpiewając na całe gardło ale nasza czwórka została cicha i spokojna w ciemnej wnęce. Uśmiechasz się. Wypaliła Macey niewątpliwie oskarżając Bex o robienie czegoś Bexowskiego. – Dlaczego się uśmiechasz? - Bez powodu. Powiedziała Bez potrząsając swoja głowa. – Po prostu ciągle myślę… Bex nie jest jedną z ostatnich. Ona zawsze wie co się następnie stanie i nigdy nie zaczyna czegoś czego nie mogłaby skończyć. Więc może to był fakt a może sposób w jaki uśmiech zniknął z jej twarzy ale coś spowodowało że wstrzymała oddech kiedy znalazła słowa do powiedzenia. – Po prostu ciągle myślę o tym jak musieli być zszokowani. No wiesz.. wtedy. Myśleli że idą po dziewczynę a zamiast tego dostali… - Dziewczyny Gallagher. Liz skończyła za nią. Obie uśmiechnęły się do siebie ale Macey i ja po prostu wpatrywałyśmy się w cienie nowych realizacji nadchodzących dla nas oby kiedy powiedziałam. - Ale oni nie byli zaskoczeni.
Rozdział 15. Opowiedziałam historie tutaj: Nie chcę jej więcej opowiadać, To jest mój oficjalny rekord. Mam nadzieję że ostatni raz muszę odpowiadać na pytanie: „ Więc co się stało ostatniego lata w Bostonie?” Opowiadałam to już tyle razy że przychodzi to już automatycznie jak wyuczony na pamięć tekst z książki, jak piosenka która utkwiła mi w głowie. Ale potem… Potem historia się zmieniła. Fakty były nadal te same. Pamiętałam je dokładnie cały czas ale wtedy coś zrozumiałam. Kiedy tym razem odtwarzałam film w mojej głowie nie skupiałam się na uderzeniach i kopnięciach. Tamtej nocy zobaczyłam oczy, sposób w jaki ramiona były gotowe żeby odeprzeć nasze uderzenia. To że nikt nie zdawał się być zszokowany kiedy Macey zastosowała manewry z podręcznika Malinowskiego na facecie 2 razy większym od niej. Szpieg jest tak dobry jak jego przykrywka i legenda. Źli faceci nie powinni dowiedzieć się prawdy na nasz temat ale to zrobili. - Jesteś pewna? Zapytała Bex. Po raz kolejny. Stłoczyłyśmy się w najbliższym, najcichszym i najbezpieczniejszym miejscu jakie udało nam się znaleźć, w otoczeniu pozostałości po pierwszym w historii tajnym programie hodowli gołębi pocztowych. Liz siedziała na przewróconym gołębniku. Miękki wiatr dmuchał przez szczeliny w ścianie które dawały widok na noc. Roseville było tylko 2mile stąd. Josh. Normalność. Ale jakoś mój pierwszy chłopaki jego doskonale normalne życie wydawało się zupełnie innym światem gdy patrzyłam na Bex następnie na Liz aż wreszcie na Macey. - Oni naprawdę nie byli zaskoczeni. Powtórzyła Macey teraz prawie się z tego śmiejąc. Spojrzała na mnie. - dlaczego tego nie zauważyłyśmy? To było tak jakbyśmy obie nie odpowiedziały na proste pytanie w quizie i Macey nie mogła przestać śmiać się z naszej głupoty. - Więc… powiedziała Bex dokładnie i powoli. – Oni wiedzą. „Wyjrzała glassless okien jak gdyby mogło być gdzieś tam” nawet kiedy rozmawiałyśmy bo gdyby wiedzieli kim jesteśmy… wiedzieliby gdzie mieszkamy.. - Ale to jest niemożliwe. Zaprotestowała Liz. – Nikt nie zna prawdy o Adademii Gallagher. Ale ja tylko popatrzyłam na Bex w ciemności i myślałam o innej nocy w innym pokoju. O tej kiedy Zach zapytał mnie o tajemniczą śmierć mojego ojca. Odkryłam że jego słowa ukłuły mnie kiedy owinęłam moje ramiona wokół siebie i szepnęłam: - Ktoś wie.
- Wiec oni wiedzieli że Macey się szkoli i przyszli po nią i Prestona w jakiś sposób? Zapytała Liz. Widziałam że moja najlepsza przyjaciółka patrzy na mnie i nawet w ciemności nie mogłam dłużej ukrywać prawdy. _ Cóż… zaczęłam powoli. – Pretson był z nami na dachu. - Taaak. Powiedziała Bex. Mogłam poczuć rosnącą w niej niecierpliwość więc mówiłam szybciej. - Zabrałam go stamtąd- zabrałam go z dachu a ich wydawało to nie obchodzić - Co masz na myśli? Cam? Zapytała Liz. - Ona ma na myśli że oni nie chcieli jego. Powiedziała Macey. – Oni nie chcieli nas. Dodała mocniej a potem sie zatrzymała. Wzruszyła ramionami – Oni chcieli mnie. Obawiałam się tego momentu od iluś dni. Myśląc o dziewczynie znad jeziora byłam się co ta wiedza mogła zrobić jej i nam ale czasu kiedy Macey przekroczyłam próg limuzyny swoich rodziców była zaskoczeniem i to nie było wyjątkiem. Zezując na mnie pokręciła głową. Wyglądała tak samo jak kiedy opanowała formuły na zajęcia pana Masckowitz’sa. Ja gdyby wszystko zaczynało mieć sens. - Pójdę po moją mamę i ciocie Abby. Zaczęłam iść do drzwi ale wtedy Macey powiedziała: - Myślisz że one jeszcze tego nie wiedzą? I to mnie uderzyło – prawda. Oczywiście że widzą. Zawsze wiedziały. - Wiec albo przyszli po Macey pomimo jej szpiegowskiego treningu. Zaczęła Liz - Albo z jego powodu. Dokończyła Bex. Działa sie najdziwniejsza rzecz. Księżyc wschodził, pełny i jasny. Światła Roseville świeciły w oddali. Wszystko wydawało się znów ożywać i mogłam zobaczyć to zobaczyć w Macey. To było tak jakby ona wiedziała że to nie był przypadek. Tam był cel i to sprawiło że wszystko wyglądało inaczej. - Wiec przypuszczam że pytanie brzmi. Powiedziała Bex krzyżując ręce. – Co mamy zamiar z tym zrobić?
Raport z tajnej operacji Cameron Morgan, Macey McHenry, Elizabeth Sutton, i Rebecca Baxter zwane dalej „Operacyjne’’ Podczas rutynowego zaangażowanie cywilnego operacyjne McHenry i Morgan zostały zaatakowane przez nieznane postacie reprezentujące organizację o nieznanej przynależności i celu. Po dwóch tygodniach intensywnych badań (i dzięki włamywaniu się do systemu komputerowego przez agentkę Sutton) Operacyjne dowiedziały się następujących rzeczy: Nie ma mniej niż 2 tuziny międzynarodowych pozwów przeciwko McHenry Cosmetics ( mimo że na etykiecie kremu Eve Recjuvenation [odmładzanie] wyraźnie piszę że tymczasowa ślepota jest możliwym działaniem ubocznym). Morgan szokując tym McHenry. Senator wydaję się nie mieć nieślubnych dzieci. ( O których wiedzą operatywne) Nikt nie posiada znaczących zapasów gotówki. Akcje firmy Mamy Macey poszły w dół po porwaniu. Rodzina McHenry ma około 76-ciu niezadowolonych byłych pracowników ( z czego jak przysięga Macey tylko 75 ma naprawdę powód żeby być na serio wkurzonym). Łatwo wyobrazić sobie że rodzina szpiegów może mieć wielu wrogów. Cóż okazuję się nie mamy nic na polityków i ludzi którzy produkują częściowo niebezpieczne kosmetyki. W tym momencie chciałybyśmy ujawnić wszystkie zatuszowane transakcje handlowe i skandale polityczne. Lista podejrzanych była długa – jak ciąg liczb liczby pi który Liz zna na pamięć, długo i dzięki temu wcale nie spałam lepiej czy spokojniej. - To niemożliwe. Powiedziałam Bex pewnego dnia w P&E ale Bex niestety źle zrozumiała bo zamiast commiserating ( nie wiem co to znaczy!) złapała mnie za rękę i wykonała najdoskonalszy manewr Axley jaki kiedykolwiek widziałam. - Ow.. powiedziałam patrząc na nią ale Bex tylko się roześmiała. - Wuss.. powiedziała po czym cofnęła się żeby zilustrować. - To nie jest niemożliwe. Wszystko co musisz zrobić to przesunąć swoja masę (wagę) w przeciwnym kierunku. - Nie ruch. Rzuciłam kiedy wspięłam się na nogach przesuwając swój ciężar ciała pokazując jej. – Macey. Szepnęłam kiedy wylądowała na macie. Na zewnątrz pojawiły się pierwsze kolory na drzewach a wiatr był coraz chłodniejszy. Jesień już wkrótce a jednak wakacyjne tajemnice nadal żyją i mają się dobrze. (trochę bezsensu ale tam tak serio piszę J) - Dotykałam ich Bex. Powiedziałam a mój głos był dość niski w stosunku do stałego zgiełku pomruków i kopnięć które wypełniały strych. Oddech przychodził mi trudniej. – Słyszałam ich głosy i czułam ich oddechy a nie mogę powiedzieć o nich nic poza (yyy..?)
przyczepiłam się(?) ale Bez która jest zarówno doskonałym szpiegiem jak i najlepszą przyjaciółką czytała mi w myślach. - To jest pierścień co nie? Pot ściekł mi z czoła na brodę ale nie wytarłam ich. - Widziałam ten emblemat już gdzieś wcześniej. - Wierzę w to Cam. Zaczęła powoli Bex. – ale czy nie naszkicowałaś dla Liz i czy ona nie sprawdziła go za pośrednictwem bazy danych CSI? - Tak. - I jeśli SA tak dobre jak mówisz to czy ty naprawdę sądzisz że kobieta będzie nosiła pierścień który może doprowadzić nas do niej? To pomyłka. Skończyła Bexi po prostu stała tam. Niewypowiedziana prawda wisiała wokół nas: oni nie popełnili błędów. - Morgan! Zawołał nasz nauczyciel – Bexter! Proszę wrócić do ćwiczeń. Wyciągnęłam Bex na nogi. - Ale wiem że.. powiedziała Bex. – Istnieję jeszcze jeden zasób którego jeszcze nie wykorzystałyśmy. Przez okno widziałam moją matkę przechodzącą przez teren. - Nie! Rzuciłam kiedy Bex rzuciła się ku mnie a jej stopa żeglowała zbyt blisko mojego ucha dla wygody. - Nie będę szpiegowała znowu mojej matki. Powiedziałam może nieco zbyt głośno uznając że Tina Walters i Eva Alvarez są jakieś 10 stóp od nas. - A kto mówi o twojej mamie? Szepnęła do mnie Bex wskazując za nas na ścianę i pana Salomona. - Nie ma mowy. Szepnęłam. – Moja mama była wystarczająco wkurzona ale pan Salomon byłby.. - Spójrz jeszcze raz. Szepnęła i wtedy zobaczyłam że pan Salomon nie jest sam, że jest z kimś, że sie śmieję, że się śmieją. I tak oto moja najlepsza przyjaciółka na świecie uważa ze powinnam szpiegować moją ciocię Abby. Chciałabym podkreślić że argumentów na nie, nie lubię łamać zasad. Nie naruszam prywatność ludzi. Zwłaszcza ludzi których kocham. I staram się nigdy ale to przenigdy nie wściubiać nosa w sprawy innych ludzi. Mimo to nie mogłam pozbyć się uczucia że to co dzieję się z Macey stało się moja sprawą kiedy spadłam 10stóp przez metalowy zsyp i wylądowałam w koszu pełnym dziennego prania. To dlatego skuliliśmy się w naszej formacji tamtej czwartkowej nocy i właśnie dlatego nie protestowałam kiedy Bex zapytała. - Więc wszystko jasne? Macey sznurowała swoje buty do biegania. Liz złapała swoją latarkę a ja siedziała tak wmawiając sobie że istnieję duża różnica pomiędzy szpiegowaniem a podsłuchiwaniem
i że w szpiegowaniu nie chodziło tyle o odkrywanie wstydliwych rzeczy jak jest ale o ratowanie życia ( i inne ważne rzeczy). Macey była bezpieczna. Tajne służby i ciocia Abby zajmowali się tym ale jeśli ktoś poluję na dziewczynę Gallagher to żadna z nas nie spocznie dopóki nie dowie się kto to i dlaczego. Raport z tajnej operacji PT LSI Pierwsza w nocy. 1 październik. 1830 godzina. Operacyjna McHenry ogłosiła całemu tłumowi w głównym holu że idzie pobiegać w lesie. Agentka Abigail Cameron ogłosiła że nie może być sama w lesie a ponieważ agentkę Cameron bolała głowa to chroniona nigdzie nie idzie. Operacyjna McHenry (czytaj chroniona) ogłosiła że idzie pobiegać i jeśli agentce Cameron się to nie podoba to może… (4ell, powiedzmy że było to w języku Arabskim i nie było to zbyt wytworne). Agentka Cameron ogłosiła (głośniej w języku perskim) że chroniona nie opuści domu. Operacyjna McHenry odpowiedziała (jeszcze głośniej) że wyjdzie i wtedy uciekła z głównego holu – szybko- więc agentka Cameron nie miała wyboru i pobiegła za nią. Spacerując z Bez po rezydencji tej nocy czułam się trochę chora na żołądku i to nie z powodu tego co miałyśmy do zrobienia ale dlatego że bałam się że to może być naprawdę praca. Bałam się że nauczę sie czegoś czego nie będę mogła zapomnieć a każdy szpieg wie że żyjemy naszym życiem z konieczności poznania podstaw nie bez powodu. Spojrzałam przez okno i zobaczyłam przerywane rozmycie Macey biegnącej przez las i Abby biegnącą tuż za nią. Zza drzewa światło latarki kliknęło dwa razy. W ten sposób Liz dawała nam znać że droga wolna. Wszystko szło zgodnie z planem a jednak nerwowe uczucie w moim żołądku nasiliło się kiedy szłam do pokoju mojej cioci i zapukałam wiedząc że nikt nie odpowie. Włamanie się do pokoju cioci Abby zajęło pełne 10 minut. Tak, 10 minut. Niekoniecznie dlatego że ciocia Abby używała każdego znanego człowiekowi wykrywacza inwigilacji ale dlatego że nie miałyśmy pewności czy je ma a ani Bex ani ja nie mogłyśmy ryzykować. ( W końcu byłyśmy juniorkami) Kiedy w końcu weszłyśmy do pokoju cioci Abby z jakiegoś powodu wstrzymałam oddech. Nasze latarki oświecały szafę pełną ubrań których nigdy nie widziałam żeby moja ciocia nosiła. Był tam też kredens pokryty drobiazgami, bibeloty z innego świata i czasu. Nie mam wątpliwości że za każdym z nich kryła się jakaś historia której nigdy nie słyszałam. Słuchałam jej dzikich opowieści od tygodni ale każdy szpieg wcześnie uczy się że historię które najbardziej się liczą to te o których się nie mówi. Abby wróciła do nas ale
jedno spojrzenie na jej pokój powiedziało mi że jakaś jej cześć była nadal w przeszłości. Snop światła z mojej latarki prawie mnie oślepiło kiedy zabłysnęło ponownie. Małe czarno białe zdjęcie było przyczepione w dolnym rogu szyby. Stałam tam przez długi czas wpatrując się w obraz mojej cioci, mojego ulubionego nauczyciela i mojego ojca. Wszyscy troje śmiali się z jakiegoś żartu który skończył się już dawno temu. Przez chwilę zapomniałam czego szukamy. Ktoś był po Macey ale właśnie wtedy moja ciocia była zagadką którą najbardziej chciałam rozwiązać. - Cam. Głos Bex przebił się przez ciemność kiedy promień z jej latarki padł na obraz Którego miałam nadzieję nigdy więcej nie zobaczyć. - To jest to. Mruknęłam podchodząc bliżej żeby przyjrzeć się ziarnistemu czarno białemu zdjęciu (zbliżeniu ręki ) które było całkiem dobre biorąc pod uwagę że zostało wzięte z satelity NASA będącej kilkaset mil nad ziemią. Nie pokazywało twarzy. Gdybym nie znała nie poznałabym nawet własnego ramienia i szyi ale ręka była całkowicie widoczna a pierścień był widoczny jasno jak słońce. - Poznajesz? Zapytałam czując że moje serce biję szybciej widząc w końcu dowód że nie goniłam za phantomem z mojej wyobraźni. Bex wpatrywała się mocniej. - Może. Powiedziała a następnie potrząsnęła głową. - Nie wiem. 1830 godzina. Agentce Cameron udało się zaciągnąć operacyjną McHenry powrotem do rezydencji. Niestety operacyjne Morgan i Bexter nie miały możliwości się o tym dowiedzieć. - Och, Joe! Głos cioci Abby odbił się echem przez korytarz. - Wpakujesz mnie w duże kłopoty. Zamarłam. Nie wiedziałam co było bardziej przerażające: mina Bex, flirciarski ton śmiechu mojej cioci czy dźwięk klucza wkładanego do zamka w drzwiach pokoju cioci Abby. Nie miałam pojęcia co zrobić. Chodzi mi o to że według zasady ukrywanie się nigdy nie jest dobrym pomysłem. W razie wątpliwości wydostać się. Tak zawsze mówi pan Salomon ale nie byłam pewna co mówił o ty co kiedy on jest osoba która ma cię zaraz złapać. - Czerwony alarm! Rzuciłam chwytając Bex za kark. – Teraz! Czołgając się pod łóżko cioci Abby nie mogłam nic na to poradzić ale myślałam o tym jak przez ostatnie 4,5 roku tysiące razy zastanawiałam się gdzie ona była i co robiła. ( Notatka do siebie: Naprawdę bardzo ale to bardzo uważaj czego sobie życzysz!) - Och, Joe stop! Zawołała ciocia kiedy skrzypnęły otwarte drzwi.
– Co jeśli Reachel by się dowiedziała? Ona nigdy by mi nie wybaczyła. W ciemności pod łóżkiem Bex spojrzała na mnie oczyma szerokimi i jasnymi jak księżyc kiedy bezdźwięcznie powiedziała SALOMON! Chciałam położyć ręce na moich uszach i śpiewać. Chciałam znaleźć się w innym pokoju, w innej galaktyce ale zamiast tego ścisnęłam moje oczy i to pewnie dlatego nie widziałam że łóżko leci do góry a dwie dłonie łapią mnie za kostki. Moje plecy wpadły w poślizg na drewnianej podłodze kiedy z wielką siłą wyciągnięto mnie z kryjówki. Moja ciocia spojrzała w dół i powiedziała. - Hej pętaku. Dobra wiadomości była taka że pana Salomona nigdzie nie było. Zła wiadomość była taka że moja ciocia nie miała najmniejszych problemów ze znalezieniem nas. - Bex, kochanie, możesz dać nam chwilę? Bex spojrzała na mnie. Jedna z naczelnych zasad Dziewczyn Gallagher jest prosta: nigdy nie zostawiaj swojej siostry w tyle. Tym razem pieśń była inna i obie o tym wiedziałyśmy. - Do zobaczenia na górze. Powiedziałam kiedy wychodziła. Drzwi zamknęły się za nią i Abby zwróciła się do mnie - Ty naprawdę wyrosłaś. - Ciociu Abby. Pośpieszyłam się ze słowami - Ja… miałam powiedzieć przepraszam ale ciocia Abby dokończyła za mnie. - Wpadłaś. Rzuciła się na łóżko i zdjęła czarny (standardowe wydanie tajnych służb) dres pokryty błotem. |Rozejrzałam się po pokoju. - Uch… gdzie jest pan Salomon? - A bo ja wiem. Abby wzruszyła ramionami. Musiała czytać mi w myślach bo dodała – Och Joe. Naśladując swój wcześniejszy ton. Roześmiała się. - Pętaku powinnaś była zobaczyć wyraz twojej twarzy. - Czy to było aż tak oczywiste? Zapytałam. - Och, nie. Powiedziała Abby i tak szalenie jak to mogło brzmieć czułam się troszeczkę dumna. - Ale łóżkowe rzeczy SA pewnego rodzaju tradycja rodziny Mongersternów. - Dlaczego? Cz moje mama… - Och, nie twoja mama. Rzuciła Abby. Przekrzywiła brwi. – Twój tata. Powiedziała twój tata. Ona po prostu dobrowolnie to powiedziała. Mój tata zawszę był z moją mamą i mną. Jeszcze żadne z nas nigdy nie wypowiedziała jego
nazwiska. Uświadomiłam sobie wtedy że tata był jak duch którego tylko ciocia Abby się nie bała. Podeszła do komody i wyjęła z torby M&M. - Chcesz jednego? Zapytała oferując mi opakowanie. Przez sekundę pomyślałam o tym jak pierwszy raz spotkałam Zacha ale ta myśl szybko zniknęła. - Boże twój ojciec kochał słodycze. Krzyknęła kiedy upadła na łóżko. – Masz to po nim wiesz. Pamiętam tam jak pewnego razu wlekliśmy podwójnego agenta przez bazar w Atenach i była tam pani sprzedające czekoladki i one wyglądały tak dobrze a ja widziałam twojego tata a jedyne co on mógł robić to nie spuszczać oczu z obiektu. Twój tata był artystą ulicznym – wiesz o tym prawda? Więc szedł za tym gościem podczas gdy ja byłam na balkonie na pierwszym piętrze i zajmowałam się wszystkim sprawami dotyczącymi spraw nadzoru i trasy powrotnej do Langley i twój tata świetnie wykonywał swoje obowiązki ale mogłam powiedzieć że chciał cos słodkiego tak bardzo że aż ciężko mu było to znieść. Jedynym problemem było to… Patrzyłam jak ciocia kontynuuję. Było światło w jej oczach, łatwość w jej słowach która nie sądzę bym kiedykolwiek słyszałam. Ty była tylko kolejna zabawna i rozrywkowa historia. To znaczy mama na myśli że jestem pewna iż była zakwalifikowana jako niebezpieczna i mogła łamać regulamin CSI opowiadając mi ją ale mówiła dalej a ja słuchałam. - Jest rzecz o której musisz wiedzieć. Powiedziała nachylając sie bliżej. – Wszystko tak zatłoczone że jeśli zamrugasz w niewłaściwym momencie to możesz kogoś stracić wiec to ciężki ogon wiesz? I jestem tam na tym balkonie ale sprzątaczka chce wejść i posprzątać pokój. Ta dziewczyna krzyczy a ja odkrzykuję odwracając się nie wiem może na dwie sekundy. Poważnie! Nie ma szans żeby to trwało dłużej i wtedy odwracam się z powrotem a twój tata ma czekoladę po jednej stronie twarzy i uśmiecha się do mnie. Abby odrzuciła głowę do tyły i część mnie chciała śmieć się obok niej. Próbowałam wyobrazić sobie mojego ojca żywego i na drugim końcu świata ale druga część mnie chciała płakać. - Do dziś dnia nie wiem jak on to zrobił. Wróciłam i obejrzałam to też na taśmach. Otarła ręce razem jakby strzepywała olej kurzu starej zagadki której podawała rozwiązanie. – Ani śladu tego. Wtedy spojrzała na mnie znowu. – Kłamstwo było tak dobre. Osunęła się z powrotem na łóżko i powiedziała – Ty jesteś tak dobra. Sposób w jaki na mnie spojrzała powiedział mi że nie mówił jako ciocia ale jako szpieg. Nie chciałam być porównywana do mojego taty w tym miejscu. W ten sposób. Nie zasługiwałam na to wiec powiedziałam. - Nie jestem.
- Taak, może nie jesteś. Powiedziała Abby i pomimo moich protestów przeszła przeze mnie fala bólu. Wtedy ona przekrzywiła brwi i powiedziała. - Taka będziesz. Nowe uczucie przyniosło mi ulgę. Poczułam się jak.. dziewczyna. Jakbym nie znała wszystkich odpowiedzi i to było w porządku ponieważ nadal miałam czas żeby się ich nauczyć. - Więc nie zamierzasz powiedzieć mamie? - Po co? Abby spojrzała na mnie. – Żeby mogła się wściec na nas obie? Wydawało się to słuszną uwagą dopóki nie zdałam sobie sprawy… - Ale dlaczego ona miała by być zła na ciebie? - Za pokazanie ci tego. Dźwięk ciężkiego notesu spadającego na jej drewniany kredens zbił mnie z tropu. Arkusze papieru prawie wydawały gwizd kiedy zagrała na stronach. - Księga zagrożeń. Powiedziała ciocia patrząc na książkę. Okładka ledwie pokrywała zawartość. - To jest tylko ten miesiąc. To jest tylko Macey nie licząc reszty rodziny McHenry. Zagrała na stronach ale nie odważyłam się przeczytać słów. – Trzymamy kopię każdego: listu, e-maila, połączenia 911 i szalonych kwiatowych dostaw. Zapisujemy wszystko Cam. Analiza, badania i robienie tego co robimy. Zagrała na stronach po raz ostatni i powiedziała ponownie. – To tylko ten miesiąc. Każdy szpieg wie że to czego się nie mówi jest tak samo ważne, a może nawet ważniejsze od tego co się robi. Ciocia Abby nie powiedziałam mi że to co się dzieło było większe niż tylko 4 szkolone dziewczyny Gallagher w sekretnym pokoju. Nie powiedziała mi że na tym świecie jest wielu psychopatów i wielu z nich było zafascynowanych jedną z moich najlepszych przyjaciółek ale były to rzeczy których byłam w 100% pewna kiedy podchodziłam do drzwi. Nadal była jeszcze jedna rzecz o którą musiałam zapytać. - Co to jest za symbol? Zapytałam wskazując na zdjęcie satelitarne które spadło na podłogę. Ciocia spojrzała od niechcenia w moja stronę. - Nie jestem pewna. To jedna z rzeczy które badamy. To prawdopodobnie nic znaczącego. Oni byli zbyt dobrzy żeby popełnić błąd który mógł by nas do nich doprowadzić. - To samo powiedziała Bex. - Bex jest dobra. - Taak. Powiedziałam odwracając się żeby wyjść i wtedy sie zatrzymałam. - Widziałam do już wcześniej przed…. Przed Bostonem.
- Pamiętasz gdzie? Zapytała ciocia. W jej oczach zabłysło nowe światło i miałam wrażenie że byłyśmy w grze tajnych kurczaków i obie czekałyśmy czy drugie będzie mrugało. - To do mnie przyjdzie. Powiedziałam. Nie była to właściwie odpowiedź na jej pytanie ale to okey. Miałam wrażenie że to nie ma tak naprawdę znaczenia. - Jeśli sobie przypomnisz to daj mi znać… Powiedziała i mogłabym postawić farmę ( albo… cóż… Farmę babci i dziadka) że ona już wiedziała. Byłam w połowie drogi do drzwi kiedy zawołała. - Cam. Wyciągnęła kartkę papieru. Skoro już tu jesteś to mogłabyś to dać Macey? Stałam w holu długi czas czytając tą linijkę raz za razem marząc o tym żeby słowa się rozpuściły. Program: Sobota, 5:00 rano. Paw wyrusza z Akademii Gallagher do Philadelphii. PA. Rzeczy które możesz zrobić kiedy życie jednej z twoich najlepszych przyjaciółek może być zagrożone a ona ma pomagać swojemu ojcu z zdobywaniu głosów w czasie kampanii na wiceprezydenta a ty naprawdę ale to naprawdę nie chcesz żeby jechała: 1. Miłą rozmowa z panem Mosckowitzem o przeniesieniu na zajęcia gdzie 9 klasy (oceny Macey się poprawiły jak do tej pory) są zamknięte w pokoju i nie mogą wyjść dopóki nie złamią równania Epstein. 2. Włamać się do tajnej bazy danych Secret Service i zostawić wskazania że wyżej wymieniona współlokatorka rzucała bardzo niebezpieczne groźby w stosunku do innego chronionego – Prestona Wintersa. ( bo to prawda) 3. Jeśli współlokatorka dostała by reakcji alergicznej na eksperymentalny krem na noc (firmy jej matki) w rezultacie in a terrible zit out break będzie wyglądać bardzo nie fotogenicznie i jest mało prawdopodobne żeby aby testować z niezdecydowanymi kobietami w wieku pomiędzy 21 a 24 w trakcie. Może wtedy jej obecność nie byłaby wymagana w czasie kampanii po tym. ( to zdanie jest serio BEZSENSU ale tak tam piszę. ;/) 4. Dwa słowa: zatrucie pokarmowe (ale tylko w ostateczności) Oni byli naprawdę dobrzy w planowaniu. Po wszystkim Bex i ja po prostu zdałyśmy śpiewająco semestralne Myślenie logistyczne i Planowanie dla Sukcesu (WTF? ;D) u pana Salomona. Na Logistically speaking było o tym jak mogłybyśmy przywiązać Macey do jej krzesła bez trzymania jej w uścisku. (plan który Bex proponowała wielokrotnie) Pan Mosekowitz nie robił w tym roku zamkniętego pokoju odkąd rozwinął w sobie rodzaj klaustrofobii po ściśle tajnej letniej akcji w której brał udział Porta Potti i dwóch libańskich fryzjerów. Okazało się też że Secret Service nie traktuję wszystkich gróźb
śmierci skierowanych do chronionych tak poważnie. Zwłaszcza jeśli są od dziewczyn. Nawet jeśli są dziewczynami Gallagher. Powinnyśmy były wiedzieć że Macey w życiu nie dostanie pryszczy. Nigdy. To jest sprzeczne z prawami natury czy coś a najgorsze jest to że ostatnia część planu nie zadziałała ponieważ dana osoba nie może ewentualnie dostać zatrucia pokarmowego jeżeli nie zjada posiłków. Nie wiedziałam czy to były nerwy czy strach czy naprawdę wracała do nas Macey która przybyła do nas rok temu ale każdego wieczora siedziałyśmy przy stole juniorów w stołówce podczas gdy nasza współlokatorka bawiła się jedzeniem na talerzu nie jedząc, nie śmiejąc się. Tylko czekając na to co będzie dalej. - To jest złe. Powiedziała Liz w piątek rano kiedy wyszłyśmy z Kultury i Asymilacji. Hole sie napełniały i czas uciekał. - Zawszę mogłybyśmy--- NIE! Liz i ja wrzasnęłyśmy nie myśląc o tym że to nie był czas i miejsce by uświadamiać Bex że nikt nie może wyjść z moich slipknots (nie wiem L ) argumentu ale to Macey była tym kto nas zatrzymał. - Jest w porządku dziewczyny. Powiedziała Macey. Odwróciła siew stronę laboratorium doktora Fibsa znajdującego siew piwnicy. – Dzięki za te wszystkie próby i za wszystko ale będę musiała pojechać. Ze sposobu w jaki to powiedziała wiedziałam że wyciągniecie jej z jej podróży nie było już tematem dyskusji. Wzruszyła ramionami i dodała: - To jest praca (zadanie) Mogłam argumentować, mogłam błagać ale właśnie wtedy uświadomiłam sobie że Bex i ja nie byłyśmy jedynymi osobami urodzonymi w rodzinnym biznesie – genetyczne przeznaczenie. Pierwszym pełnym zadaniem Macey było „Głosy dla Tatusia” i ani próba porwania ani midterms (nie wiem L) ani nasza trójka nie mogła trzymać jej z daleka od szlaku kampanii. Kiedy Bex wciągnęła mnie do windy jadącej na podpoziom 2 chaos panujący na korytarzach zniknął a zastąpił go gładki szum winy i laserów oraz nowy zestaw obaw w mojej głowie. - Co? Zapytała Bex. - Zach. Odpowiedziałam głucho. - Cam, on jest jak z jakiegoś cholernego marzenia, nie będę zaprzeczała ale nie sądzę żeby faceci byli najważniejszą rzeczą w tej chwili. - Zach się przedostał. Pomyślałam o nim stojącym za trybunami. Myślałam o mnie stojącej za trybunami. W strefie zamkniętej. - Zach przedostał się przez ochronę. Jeśli on to zrobił… Zawiesiłam to nie chcąc powiedzieć najgorszego co było w mojej głowie. Bex skinęła głową nie chcąc tego
słuchać. Chwilę potem wychodziłyśmy już z windy. Nasze kroki odbijały się echem kiedy biegłyśmy dookoła spiralnej rampy prowadzącej jeszcze niżej w głąb szkoły. - Nie martw się. Powiedziała Bex nie będąc nawet blisko zadyszki. - Wymyślimy coś… Jeśli pan Salomon nie zabije nas za spóźnienie. Wtedy zatrzymała się. Częściowo, tak myślę, dlatego że wreszcie dotarłyśmy do kasy a częściowo dlatego że naszego nauczyciela może naszego najlepszego nauczyciela, naszego najsurowszego nauczyciela nigdzie nie było widać. Nie wiem jak zachowują się normalne dziewczyny kiedy ich nauczyciel jest poza klasą ale Dziewczyny Gallagher siedziały cicho. Szalenie cicho bo operacyjne w trakcie szkolenia bardzo wcześnie uczą się że nigdy nie możesz być pewna że jesteś sama więc Bex nic nie powiedziała. Ja też nic nie powiedziałam. Nawet Tina Walters oniemiała. - Jesteście juniorkami. Głos był jednym którego nie znałam. Odwróciłam się żeby zobaczyć twarz której nie rozpoznałam. Mężczyzna. Starszy mężczyzna w Akademii Gallagher utrzymany w jednolitym mundurze. Na jego plakietce pisało „Art.” I gapił Siena nas jakby wiedział że byłyśmy osobiście odpowiedzialne za straszny wyciek kwasu solnego w laboratorium dr. Fibsa którego zmycie zajmie prawdopodobnie tygodnie. - Salomon powiedział że jesteście juniorkami. Powiedział do nas Art. - Tak proszę pana. Powiedziała Mick bo 1. wszystkie brałyśmy lekcje kultury kiedy odkąd poszłyśmy do 7klasy a Madame Dabney dobrze wykonuję swoją pracę i 2. W Akademii Gallagher każdy jest kimś więcej nic wydaje się być. Wyglądamy jak normalne dziewczyny ale nimi nie jesteśmy. Nasi nauczyciele mogą się świetnie komponować z każdym wydziałem prywatnej szkoły na świecie ale są kimś o wiele więcej. Każda dziewczyna w tym pokoju wiedziała że żeby spędzić jesień życia w oddziale Akademii Gallagher trzeba mieć High clearance i ogromne umiejętności. Jeśli tam jesteś to nie bez powodu więc Art. Był dla nas Panem. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Mimo to Art spojrzał na nas jakbyśmy nie były dokładnie tym czego się spodziewał. Kiedy się odwrócił i zaczął wychodzić za drzwi patrzyłyśmy za nim ale wtedy zatrzymał się i zawołał przez ramię. - Więc? Idziecie czy nie? Wstałyśmy i poszłyśmy za Artem dokładnie tą samą droga którą przyszłyśmy. Nikt nie pytał o pana Salomona ale jeden rzut okna na dziewczyny idące w ślad za człowiekiem tym człowiekiem powiedział mi że wszyscy zastanawiałyśmy się dokładnie nad tym samym. Cóż czyli zadawałyśmy sobie 2 pytania: 1. Gdzie był pan Salomon?
2. Co stało się Artowi. Mężczyzna chodził utykając lekko na prawą nogę która nigdy nie lądowała równomiernie na kamiennej podłodze. Jego lewa ręka wisiała z jego boku pod dziwnym kątem a okulary ze szkłami grubymi jak od butelki musiały sprawiać że świat wygląda zupełnie inaczej ale wrzasnąć. - Walters! Kiedy Tina szeptała coś do Evy. Tak wiec byłam pewna że nie miał żadnych problemów ze słuchem. Minęliśmy starożytne drewniane drzwi z zamkami które wyglądały jakby wymagały do otwarcia 2tonowych kluczy. Wspinałyśmy się wyżej obok pokoi wyglądających jak statywy z starych filmów o potworach. Kiedy zbliżaliśmy się do szczyty szliśmy szybciej w kierunku wind zakładając że jesteśmy wystarczająco inteligentne, na tyle doświadczone i bystre żeby przewidzieć co będzie dalej ale jedna z podstawowych zasad tajnych operacji mówi Zawsze przewidywać, nigdy nie zakładać. I to był dobry moment żeby sobie o tym przypomnieć bo Art. zawołał. - Panie! I cała klasa się zatrzymała. Odwróciłyśmy się aby zobaczyć człowieka stojącego przed jednymi z tych ogromnych drzwi których aż do tego czasu nigdy nie widziałam otwartych. Sięgnął do środka przekręcił przełącznik. Światło zastąpił cień i tańczyłyśmy na kamiennej podłodze kiedy on zrobił krok na swojej krzywej nodze. - Bex. Wyszeptałam kiedy szłyśmy za nim do środka. – Czy on wydaję… ale nie dokończyłam. Och.. Kogo ja oszukuję. Nie mogłam dokończy bo pokój do którego wchodziłyśmy nie był tylko zwykłym pokojem. To nie było miejsce na zwykła lekcję. Rzędy ubrań pokrywały dwie długie ściany. Na środku stały pułki pokryte akcesoriami. Lustra stały w długim rzędzie wzdłuż tyłu sali. Półki i szuflady. Wszystkie ładnie oznaczone czekały. - To szafa. Powiedziała z podziwem Eva Alvarez. - I jest… ogromna. Odpowiedziała Tina Walters. Wiem że normalne dziewczyny chętnie znalazły by się wewnątrz szafy dwukrotnie większej od większości podmiejskich domów ale nie w tej szafie. Ta szafa mogła być doceniona tylko przez dziewczynę Gallagher. Wszystkie weszłyśmy do środka wiedząc że jesteśmy u progu lekcji różniącej się od wszystkich które dotychczas miałyśmy. Eva sięgnęła po kolejny przełącznik i światło wokół luster z tyłu Sali ożyło oświetlając kapelusze i peruki, okulary i sztuczne zęby, płaszcze i parasole. Patrzyłam na człowieka który nas tu przyprowadził. Odwróciłam wzrok od jego kalekiej nogi i zniekształconego ramienia.. i wiedziałam. Art wszedł na środek pokoju i powiedział. - Panie. Zdjął okulary swoim lewym ramieniem które po raz pierwszy wydawało się być normalne i proste. Wyrzucił swój prawy but i go podniósł pozwalając by mały kamyk spadł na jego rękę a następnie stał już prosto na jego prawej nodze. I wreszcie ściągnął szarą perukę i wrzucił ją na jedną z niskich półek prowadzących przed całą długość pokoju. Tina Walters sie zakrztusiła. Anna Fetterman zatoczyła się do tyłu. Pan Salomon
był jedyną uśmiechającą się osobą w pokoju kiedy zamiótł swoimi rękami wokół szafy Akademii Gallagher. - Małe zmiany. Wielka różnica. Rozpiął jego „Artową” koszulę i stanął przed nami w białym T-shirtcie (the black trousers, jednak jej nie ściągnął) - Witajcie na zajęciach z nauki kamuflażu. Pełna minutę później połowa klasy wciąż patrzyła się na Joe Salomona zastanawiając się jak ten stary, trochę żałosny Art. mógł być tym samym całkowicie gorącym facetem którego widujemy każdego szkolnego dnia przez ponad rok. Obracałam się wpatrując się w całkowitą fantazję Kameleona – miejsce którego jedynym celem było sprawienie że dziewczyna znika. Wtedy zobaczyłam Bex i moją radość natychmiast zastąpił niepokój bo ona się uśmiechała i kiwała głową i szeptała. - Plan B?
Rozdział 16 Raport tajnej operacji po zapoznaniu się z tym że operacyjna McHenry była w niebezpieczeństwie z powodu osoby (Osób) znającej prawdę o Akademii Gallagher dla wyjątkowych młodych kobiet. Operacyjne Morgan, Bexter i Sutton zdecydowały się na wdrożenie operacyjnego cienia do nadzoru bezpieczeństwa operacyjnej McHenry. Wymagało to zaangażowania dużej ilość cienia dla odmiany oka. Czy to było szalone? Tak. Czy było to konieczne? Może. Czy był jakikolwiek sposób żeby odwieść Bex od tego planu? Tylko wtedy gdy zgodziłybyśmy się na opcje z przywiązaniem do krzesła co wydawało się naszym najlepszym. Spędziłyśmy całe piątkowe popołudnie badając, planując i robiąc jakieś poważne tajne ozdabianie ale sobotniego poranka wszystko co mogła zrobić to iść z Bex oraz Liz przez hol i zwalczać nostalgię i nerwy , które zdawały sie silniejsze z każdym krokiem. W końcu nie byłam na poza terenem szkoły (nieoficjalnie) miesiące: Nie otworzyłam żadnego tajnego przejścia, Nie złamałam żadnej zasady (Okey. Nie złamałam żadnej ważnej zasady) ale kiedy doszłam do posągu sióstr Rozell ( 2 identyczne dziewczyny Gallagher które pozowały na podwójne agentki dosłowniewabiąc w czasie I wojny światowej) nie mogłam się pozbyć uczucia że miałam spowodować otwarcie coś znacznie ciemniejszego, głębszego niż jakiekolwiek tajne przejście jakie kiedykolwiek znalazłam i to było przed tym jak usłyszałam Liz wołającą – Ew! i zobaczyłam ją skaczącą w tył potykającą się o but Bex trzaskająca w ścianę obcierającą sobie łokieć w czasie tego zajścia. Operacyjne zabrały ze sobą cały niezbędny sprzęt do szczegółowego oszustwa i działania w ukryciu jednak nie zabrały ze sobą niezbędnego sprzętu do zabijania pająków.
Weszłam w ciemność z niczym poza moim szkoleniem, moja przykrywka i moimi przyjaciółkami które poszły by za mną na koniec świata bez względu na to co czekało na nas po drugiej stronie. Cóż jak się okazało to co na nas czekało to był Dodge mini van z 1987roku a Liz miała kluczyki. - Liz. Powiedziałam idąc ku niej, modląc się żeby nikt nie przejeżdżał i nas nie zobaczył. (częściowo dlatego że my w ogóle nie powinnyśmy tutaj być , a częściowo dlatego.. cóż… to był naprawdę ohydny mini van) ale Liz tylko powiedziała. - Wsiadajcie. I wtedy sie zatrzymała. – kto prowadzi? - Liz. Powiedziałam ponownie spoglądając na zardzewiały błotnik. - Mówiąc że możesz załatwić dla nas samochód… Liz, skąd ty masz ten samochód? - To jest projekt. Powiedziałam tak po prostu wślizgując się na tylne siedzenie. Pociągnęłam za drzwi od strony kierowcy i przez chwile myślałam że wypadną z zawiasów. Popatrzyłam na siedzenie. Pękało przez przetarte szwy. Kierownica była przytrzymywana prawie w całości przez taśmę klejącą. - Jaki projekt? Zapytałam niemal bojąc się odpowiedzi bo coś mi mówiło że pchanie tego vana do Philadelphi nie pomoże całej naszej misji. - Och daj mi je. Powiedziała Bex wyrywając mi kluczyki z ręki. Włożyła je do stacyjki, przekręciła kluczyk i wtedy…. Nic! - Świetnie! Rzuciłam. – To nawet nie działa. Ale wtedy poczułam. Samochód się poruszał ale było prawie całkowicie cicho, prawie całkowicie nieruchomy. - Nowa technologia. Powiedziała Liz wzruszając ramionami. – Dr. Fibs mi pomagał. Mamy teraz do 250mil na galon. Powiedziała z tyko chełpiącym uśmiechem. – Chociaż myślę że zrobię 325 do świąt Bożego Narodzenia. I kto powiedział że Dziewczyna Gallagher od badań i działalności śledczej nigdy nie dostanie szansy by uratować świat? Spędziłyśmy kilka następnych godzin w ciszy. Cóż jeśli mówiąc cisza masz na myśli to że Liz non stop grzechotała jak to ma w zwyczaju kiedy jest zdenerwowana i Bex która tuning (stroiła?) ją jak zawsze gdy ona jest zdenerwowana. A ja? Ja po prostu jechałam wsłuchując się w deszcz który zaczął padać gdy przekroczyliśmy granice Pensylwanii. Wycieraczki nie były widocznie wspomagane tak nowoczesną technologią jak silnik bo zacięły się i utknęły w martwym punkcie pozostawiając smugę na szybie tak że odbijała przednie światło mijania a do czasu gdy dojechałyśmy do Philadelphii wszystko było rozmyte. - Skręć w prawo. Powiedziała Liz nawigując naszą drogę przez wąskie, brukowane uliczki. Budynki starsze niż Deklaracja Niepodległości wzrastało do deszczowego nieba. Może spodziewałam się hałasu Ohio, blokad i chaosu konwencji ale zamiast tego
patrzyłyśmy na brudne szyby, śliskie czarne ulice a ja nie mogłam nic poradzić na to że przez cały czas myślałam coś wydawało się inne. - Jesteś pewna że to to miejsce? Zapytałam. Liz pochyliła się między dwoma przednimi fotelami ale zanim grać zbyt obrażoną skręciłyśmy i zobaczyłyśmy wielki kamienny budynek który obejmował 2 miastowe bloki. Masywne kolumny stały z przodu jego wejścia tak aby wyglądał bardziej jak rzymska świątynia niż dworzec kolejowy i tam w centrum elewacji był 15-sto metrowy banner z napisem Winters-McHenry: Wprowadzenie Ameryki z powrotem na tor. Deszcz zaczął padać mocniej. Kałuże zebrały Siena chodnikach. A obok mnie Bex powiedziała - Jesteśmy tu (na miejscu)
Rozdział 17 Każda misja jest lekcją jak i w szkole tak w życiu i za min jeszcze dotarłyśmy do drzwi 30 ulicznej stacji nauczyłam się dwóch bardzo ważnych rzecz. 1. Ubieranie się z dwoma innymi dziewczynami z tyłu minivana doga powinno być warte dodatkowych punktów z P&E 2. Nawet jeśli SA to twoje najlepsze przyjaciółki nigdy przenigdy nie powinnaś ufać innej operacyjnej w pakowaniu cię. - Nie mogę uwierzyć że to noszę. Kiedy szarpnęłam za skraj małej czarnej sukienki którą Bex osobiście przemyciła z podpoziomu 2. Nie czuło się w niej jak w sukience. Czuło się w niej jak… tortury. Tortura z bardzo skromnym tyłem a butami na bardzo wysokim obcasie. Ciąg limuzyn był ustawiony za głównymi schodami. Agenci Secret Service pilowali każdego możliwego wejścia ale Bex nadal szeptała: - Kluczem do oszustwa i przebrania jest zerwanie z tendencjami i normami. I własnei wtedy wiedziałam że posiadanie przyjaciółek które są naprawdę dobre w zapamiętywaniu tekstów z podręczników czasami może być bardzo złą rzeczą bo Bex miała rację: Nic w tej sukience nie było normą. Jednak. Nie mogłam się powstrzymać żeby powiedzieć. - Wiec ty powinnaś to nosić. Ale Bex tylko wzruszyła ramionami. - PD kocha to. Powiedziała. - I w tym tkwi problem. Jest pewna rzecz którą musisz wiedzieć na temat przebierania. Nie chodzi w nim o to by być niewidzialnym. Nie chodzi o bycie niezauważonym. Chodzi o ukrycie twojej własnej skóry. Wtedy nie byłam zaniepokojony Secret Service albo 500 darczyńcami partii. Wtedy naszym jedynym zmartwieniem była ciocia Abby: oszukanie jej oznaczało pozbycie sie własnej tożsamości w furgonetce. Spojrzałam na Liz której długie blond włosy były ukryte pod ciemno brązową peruka. Bex też nosiła perukę + okulary i wyściełane body które zmieniły naturalny kształt sportsmenki. Użyłyśmy wszystkich sztuczek z szafy Akademii Gallagher i kiedy przejrzałyśmy się w ciemnych szybach stacji ujrzałyśmy 3 obce nam osoby zanim uświadomiłyśmy sobie że, niezwykle, to byłyśmy my. Nawet ja nie rozpoznałam siebie w peruce, kolorowych szkłach kontaktowych i fałszywym nosie które zmieniły moją łatwą do zapomnienia twarzą w taką którą… nie było łatwo zapomnieć. - Dobra gangu. Powiedziała. – Zgodnie z panami jest tam panel windy po wschodniej stronie budynku. Możemy się trochę ubrudzić ale_
- Myślałam że po prostu wejdziemy przez drzwi. Powiedziała Liz i błysnęła trzema pięknie grawerowanymi zaproszeniami i wspaniałymi, fałszywymi dowodami tożsamości. Bilety kosztowały 20,000$ każdy. Secret service weryfikowało listę gości tygodniami więc Bex i ja zatrzymałyśmy się pod latarnią i studiowałyśmy Liz. - Czy ja w ogóle chcę wiedzieć gdzie je zdobyłaś? Zapytałam. Liz przez chwile zdawała sie zastanawiać a potem powiedziała. - Nie. I właśnie wtedy pomyślałam sobie że Liz była prawdopodobnie najbardziej niebezpieczna z nas wszystkich. W środku stacji było jak w innym świecie. Piękne rzeźby objęte puapem który miał co najmniej strzelając 50 stóp wysokości. Kwartet smyczkowy grał na pierwszym Pietrze. Ich muzyka roznosiła się echem po kamiennej posadzce a 500 mężczyzn i kobiet jadło, piła i rozmawiało o drodze do White którą straciłam. Nie chciałam myśleć o łask kogoś kto musiał zadzwonić w sprawie zamknięcia tej stacji na całą noc( I pomyśleć o tym że Kongres mógł naprawdę mieć z tym coś wspólnego) więc po prostu stałam na szczycie schodów z moja najlepsza przyjaciółką i wielką statua Michała Anioła, który trzymał poległych w swoich ramionach, jego skrzydła były gotowe do lotu. Jakoś tak wyszło że wyglądało na to iż wszyscy w 4 szukaliśmy Macey. (rozglądaliśmy się za Macey) - Jakikolwiek znak? Zapytałam 20minut później kiedy przechodziłam prze tłum. - Nie. Odpowiedziała Bex. - Wow. Wiedziałyście że system kolejowy Pennsylvanii sięga-Liz! Bex i Ja rzuciłyśmy zgodnie. - Mól książkowy. Poprawiła Liz i nie mogłam tak naprawdę narzekać. - Molu książkowy powiedz jeszcze raz jaki był oficjalny porządek obrad? Poprosiłam mosiądz to usłyszeć. - Jest powiedziane że Macey will be making one public appearance today (nie wiem przepraszam L) Zostanie przywieziona o 7:30 za pomocą Back on Track Expresscokolwiek to jest. - Która jest godzina? Powiedziałam. - Wiesz która jest. Przypomniała mi Bex ale miałam nadzieję że sie myliłam bo kandydacie i ich rodziny byli… spóźnieni. Spóźnienie oznaczało błędy. Błędy oznaczały problemy a problemy… cóż naprawdę nie chciałam myśleć co to może oznaczać. Ostrzeżenie pana Salomona wracało do mnie kiedy patrzałam na tłum przypominając mi że ci źli faceci mogą być kimkolwiek, że mogli być wszędzie i że wiedzieli kim jesteśmy i że mieli po prostu szczęście.. raz. Może to był mój szpiegowski trening, może to była moja szalona, hiperaktywna wyobraźnia ale wydawało się że gdzie nie spojrzę, ludzie wydają się być podejrzani. Był tak mężczyzna z czerwoną myszką wpadł na mnie nie
jeden, nie dwa ale trzy razy i był trochę… handsy. Moją pierwszą reakcja była chęć zadzwonienia do Macey by zapytać ją czy on ze mnę flirtują ale wtedy przypomniałam sobie że jedyna dziewczyna Gallagher która znała odpowiedź na pytanie to ta której nie mogłam zapytać. - Kameleon. Głos Bex rozbrzmiał w moim uchu. - Cammi czy ty- Jestem. Powiedziałam - Co się stało? Jej akcent znów stał się cięższy. - Nic. To znaczy- I was spinning, being about as uncovert as I could possibly be ale coś było… nie tak. - Oczy. Powiedziałam powołując się na ostateczny zasób instynktu operacyjnej – jej instyntk. - Czuję oczy. Ktoś patrzy. - Taaa. Powiedziała Bex a jej głos thick with a resounding duh. - Wyglądasz gorąco. Cóż to tłumaczyło jedną rzecz że moja przykrywka jest dobra i jestem niewidzialna. Znów przepychałam się przez tłum wiedząc że jest coraz później i późnie i nie mogłam nic na to poradzić ale martwiłam się bardziej i bardziej. Błyski Bostonu przeszły mi przez umysł. Zamknęłam oczy i zadrżałam, widząc niemal identyczny tłum czułam niemal identyczne uczucie. - Mól książkowy, księżna. Zaczęłam ale wtedy zatrzymałam się bo nie miałam pojęcia jak to zdanie miało sie skończyć. - Jakikolwiek znak ich obecności. Zapytałam zamiast tego. - Żadnych autobusów. Powiedziała Liz z jej punktu obserwacyjnego pod oknem. -Żadnego znaku w wejściu wschodnim. Chwila. Powiedziała Bex zatrzymując się. Uczucie tłumu sie zmieniło. Energia tak namacalna ruszyła w stronę starej historycznej stacji kiedy patrzyłam przez masywne okno na zachmurzone niebo oczekując pioruna. - O mój boże. Liz krzyknęła ku zaskoczeniu Bex. - Co? Powiedziałam głośno nie troszcząc się o to czy ktoś usłyszy. Uprzedzona na wejście główne dworca ale wtedy poczułam zmianę w tłumie za mną. Odwróciłam się powoli i uświadomiłam sobie że nie było żadnych autobusów. Nie było żadnego konwoju. Zamiast tego długi starożytnie wyglądający pociąg ze staromodną czerwono, biało, niebieska wstęgą (Flagą) zwisającą na kambuzie powoli wjeżdżał do stacji. W następnej chwili nie miało znaczenia jak świetne nasze jednostki komunikacji były bo krzyk jaki wydało 500set wyborców wystarczył by zagłuszyć nawet głosy moich najlepszych
przyjaciółek w moim uchu. Gubernator Winters i tata Macey wyszli na scenę za kambuzą, następnie ich żony. Macey i Preson byli krok za nimi. Czekałam aż strach w moim żołądku ustąpi . Powiedziałam sobie że byłam szalona. Po tym wszystkim Macey uśmiechała się. Machała. Była doskonałą operacyjną z doskonała przykrywką. Ciocia Abby była obok niej. Była cała. Przez chwile ogarnęła mnie fala ulgi jak nigdy wcześniej ale wtedy tłum przesunął się i na ułamek sekundy mój wzrok padł na mężczyźnie. Mężczyźnie z szalonymi białymi włosami i dzikimi brwiami. Mężczyznę którego widziałam wcześniej. W Bostonie.
Rozdział 18 To nie oznaczało, że to było coś. Prawdopodobne było, że to było nieistotne. Prawdopodobnie był to jeden z ludzi, którzy przyszli na polityczną konwencję i wiec. I był tam Secret Service – a Secret Service był dobry. Wciąż jednak, nie wiedziałam co było gorsze, że widziałam w tłumie człowieka, na którego natknęłam się dokładnie w dniu ataku na moją współlokatorkę, czy to że ta znajoma twarz tak szybko zniknęła. -Księżna!- praktycznie krzyknęłam, ale tłum był zbyt głośny, wyścig zbyt bliski, a ludzie którzy chcieli by Winters-McHennry wygrali w dniu wyborów byli zbyt rozpaleni, gdy przez nasze komunikatory wzywałam moje przyjaciółki. -Księżna, tam był facet.. w garniturze - Wspięłam się na główną klatkę schodową, aby lepiej przeskanować platformę i wtedy zrozumiałam że do opisu pasuje połowa klaskającego tłumu. – Ciemny garnitur – dodała. – Dziwnie wyglądające białe włosy. Dzikie brwi. Wąsy. – trajkotałam szybko, określając jego cechy tak szybko, jak tylko mogłam o nich pomyśleć. Operacyjna zdała sobie sprawę, że niezwykle wysokie obcasy, są ciężkie dla człowieka przy szybkim poruszaniu się po śliskich schodach. Zespół grał. Ludzie pili. A pociąg stał na końcu peronu. Znowu widziałam twarz. Rozpoznałam coś w sposobie w który się poruszał, a mój umysł przemknął do lobby hotelu w Bostonie, gdy śpiewała delegacja z Texasu. A potem spojrzałam na pociąg i zobaczyłam stojącą obok Ciocię Abby, dziesięć stóp od Macey, dokładnie tam gdzie powinna być. Białowłosy mężczyzna przysuwał się bliżej. I nie wiedziałam jak go opisać, co prawdopodobnie było najbardziej godną uwagi rzeczą ze wszystkich. Pozwoliłam poruszać mu się w tłumie jak gdyby nie było żadnego innego miejsca w którym powinien być. Nazwij mnie szaloną, ale nie mogłam pozbyć się uczucia, że nikt płaci 20 tys dolarów za bilet, a potem wychodzi w połowie głównej imprezy. Pobiegłam przez tłum tak szybko jak tylko mogłam bez: A) upadania
B) przyciągania uwagi. I radziłam sobie z tym całkiem nieźle dopóki kelner w pewnym momencie nie stracił przyczepności szampana na swojej tacy. Gdy spadły mi okulary, ominęłam je i pobiegłam.
I wbiegłam prosto na Prestona Wintersa. -Och, tak mi przykro! – zawołał, chwytając mnie za ramiona jakbym miała upaść. (Czego robić nie miałam zamiaru ale nie musiał wiedzieć że miałam zajęcia z Ochrony i Egzekwowania, mające na celu pomaganie operacyjnej utrzymanie równowagi.) -Wszystko w porządku? Może mogę ci dąć trochę.. ponczu... lub czegoś? -Ze mną w porządku, ale dziękuję. – gdy przebiegłam w myślach listę rzeczy które były nie tak w tej chwili zapominając o tej najbardziej kłopotliwej. -Czy my się już wcześniej spotkaliśmy? – spytał Preston, patrząc na mnie w sposób który powiedział mi , że pomimo długiej czarnej peruki i obcisłej sukienki było coś znajomego we mnie. -Nie, nie sądzę, żebyśmy się spotkali – powiedziałam z moim najlepszym południowym akcentem. Spróbowałam odejść. Mężczyzna prześlizgnął się wzdłuż całej długości pociągu do kamiennego tunelu, z którego się wyłonił, a ja po prostu stałam tam myśląc o moich możliwościach. Operacyjna żałowała że nie spakowała plastrów opatrunkowych Dr. Fibs w stylu Napotine. Żałowała również nie zabrała ktoregoś ze zwykłych plastrów opatrunkowych, gdyż jej buty naprawdę poraniły jej stopy. Ojciec Prestona stanął na prowizorycznej scenie za wagonem obsługowym staroświeckiego pociągu, -którego fizyczność pamiętała lepsze czasy – i powiedział do tłumu. -Sprowadzimy Amerykę na właściwe tory. – tłum zawrzał, ale byłam zbyt zajęta słuchaniem dwóch głosów. Jeden należał do chłopaka przede mną, który pytał -Wiem że byłaś w Atlancie, prawda? Inny głos zabuzował w mojej głowie gdy Bex załkała. -Ale ludzie nigdy nie uwierzycie, kto tu jest! Oczy. – powiedziała ponownie- Mam oczy na... – ale wtedy nie było już nic, a przez zakłócenia głos mojej współlokatorki zanikł. Moją pierwszą myślą było podniesienie ręki do ucha i krzyczenie jak całkowity amator, ale nie. -Teraz po prostu wiem że spotkaliśmy się wcześniej. – Preston ciągnął, nie zważając na panikę, którą czułam. -Chodź, pomóż mi wyjść. – mogłam kłamać. Mogłam walczyć, Jednak desperackie czasy wymagają desperackich kroków, więc zaryzykowałam i wezwałam ostateczną broń Dziewczyny Gallaghera. Flirtowałam.
-Przepraszam – powiedziałam, mrugając moimi sztucznymi rzęsami. – Jestem po prostu trochę onieśmielona zawsze kiedy jestem w pobliżu przystojnego mężczyzny. -Uh – Preston przełknął ślinę- Przystojny? Od razu poczułam, że sytuacja odwraca się na moją korzyć. -Tak – odparłam, chwytając jego przerywane dźwięki. –Przysięgam, że jesteś jeszcze silniejszy niż wyglądałeś w telewizji. Przełknął jeszcze raz i jakoś udało mu się wymamrotać. -Wiesz że podnoszę... rzeczy. -Oh, mogę mówić- w moim uchu głos Bex tonął w zakłóceniach, ale moja misja na ten moment to uciec Prestonowi Wintersowi , zanim zda sobie sprawę, że dziewczyna w czarnej sukience, jest także dziewczyną z dachu. -Wiesz, to jest mój ulubiony z twoich garniturów. Podoba mi się również ten w granatowe prążki , oczywiście, ale miałeś go na sobie w Bostonie, prawda? Więc teraz to jest mój ulubiony – zaczęłam gadać na temat tego które z garniturów Prestona lepiej pasują do jego oczu, ale zanim zdążyłam powiedzieć jeszcze słowo, Preston już skierował się przez pokój do swoich rodziców. -Czekaj. Och, wiesz, myślę że oni potrzebują mnie do.. pewnych spraw. -Och, ale.. – powiedziałam gdy zaczął się oddalać. -Dziękujemy za twój głos. – zawołał odwracając się. Ale ja już zniknęłam. -Księżna- spróbowałam gdy podeszłam bliżej tunelu kolejowego. – Księżna – spróbowałam ponownie, z jednym spojrzeniem wracając w stronę Macey i Cioci Abby, i wiedziałam że mam dwie możliwości. Pierwsza, mogłam ruchem ręki zatrzymać zabawki cioci, w wyniku czego wezwą posiłki i jest możliwość że powie mojej mamie co robię. Lub druga, mogłam śledzić osobę zainteresowaną próbą porwania, przez ciemny tunel, bez wsparcia, bez pomocy. Więc wybrałam drugą opcję, która w tym momencie wydawała się mniej przerażająca. Gdy weszłam do wnętrza ciemnego miejsca, dźwięk tłumu wyblakł za mną, podczas gdy w uchu, mój komunikator z jednostką zaczął trzeszczeć i buzować. Szłam w dół ciemnego tunelu, w moich (zupełnie niewygodnych) butach, tak cicho, niczym szept wśród zimnego betonu. Ręka, która, przed chwilą była bruzdą, zatkała mi usta, ramię chwyciło mnie wokół mojej talii, i ktoś mnie pociągnął. -Hej, Kameleon, jak leci? – głos Bex zabrzmiał mocno w mojej słuchawce. Moją pierwszą myślą była walka z ramieniem które mnie trzymało. Druga już była Hey jak
Bex może mówić mi w uchu, gdy mój komunikator się wyłączył? Ale wtedy trzymające ramię puściło mnie i obróciłam się twarzą do mojej przyjaciółki. -Co Ty tu robisz? – zapytałam. Uśmiechnęła się. -Zgadnij kto jeszcze przyjechał z Roseville? – spytała a jej oczy migotały. -Bex, jest sobota. To naprawdę nie czas na wypełnianie quizów, jeżeli mogę pomóc. Wtedy chwyciła moje ramiona i odwróciła mnie. -Spójrz. Gdy pierwszy raz, zobaczyłam Joe Salomona, był w Wielkiej Sali podczas powitalnego obiadu dla uczniów drugiego roku. Nikt z nas nie wiedział skąd pochodził, ani dlaczego tam był. Stojąc w cieniu, nie było to trudne przypomnieć jak się wtedy czułam. -Jest gorący w smokingu – powiedziała Bex niemal warczeć ponieważ.... no cóż.. lepiej byłoby milczeć, tym bardziej że mieliśmy inne rzeczy na głowie. Inne bardzo ważne rzeczy. Ponieważ Pan Solomon nie był już sam. -Ooh, on ma gorącego przyjaciela w smokingu. – Bex dokuczała. Ale ja wiedziałam lepiej. – widziałam tego człowieka z jego dzikimi białymi włosami i szalonymi brwiami wcześniej. Widziałam go. W Bostonie. Dwaj mężczyźni rozmawiali przez chwilę, po czym pan Solomon odwrócił się i zaczął odchodzić, różnicując jego tempo w celu wysłuchania kroków każdego kto mógłby się poruszać po ciemnym tunelu , podręcznikowa obserwacyjnego nadzoru, jeśli w ogóle istniał. Bex mrugnęła do mnie w więcej niż wyzwaniu, a następnie wślizgnęła się do tunelu w bezpiecznej odległości od naszego nauczyciela. Ale ja tylko ciągle tylko patrzyłam na faceta zostawionego przez Joe Solomona. Ten ktoś znał Pana Solomona. Ten ktoś zdawał się go szanować. Ten ktoś, komu zdarzało się być tam gdzie Macey i ja . Może to była jakieś wewnętrzne gorąco, że Bex to zauważyła a ja bym to przegapiła. Może to sposób w jaki człowiek z białymi włosami się wyprostował w ciemnym tunelu i poruszył z gracją której nie miała reszta ciała. Ale z jakiegoś powodu pomyślałam z powrotem o sposobie w jaki stał Pan Solomon w kunsztownym uniformie stanął i powiedział nam, jak to sztuka oszustwa i przebierania jest nieskomplikowana – to
proste : wystarczy oczom dać coś nowego na co mogłyby patrzeć a umysł nie widział prawdy. Mój umysł przeleciał do Bostonu i z powrotem, efekt dejavu stawał się coraz silniejszy, kawałki układanki wpadały na swoje miejsce. Zamknęłam oczy i zobaczyłam oczy a nie brwi, usta, a nie wąsy. I usuwałam po kolei kawałek po kawałku aż stanęłam w mroku, w końcu widząc. -Zach. Muszę przyznać że w tym momencie miałam prawdziwie mieszane uczucia co tej sytuacji. Widziałam Zacha. Jasne, był w przebraniu. Oczywiście, wszyscy chłopcy (tym bardziej Chłopcy Blackthorna) są prawdopodobnie ekspertami w sztuce oszukiwania! Ale to nie zmienia faktu, że po myślałam że widziałam go faktycznie dziesiątki razy zanim rzeczywiście stanęłam z nim twarzą w twarz w Ohio. I w tym momencie wiedziałam już lepiej. Odetchnęłam, zdając sobie sprawę, z jednej rzeczy. Nie wymyśliłam sobie Zacha w Bostonie. Mój umysł nie płatał figli . Nie byłam zwariowana na punkcie chłopców ani w żaden inny sposób. Z drugiej strony był moim ogonem i jako szpieg nie wiem co było gorsze. Secret Service ustawił strażnika na końcu tunelu, ale mały właz do wydawania posiłków był otwarty, wózki z tacami z jedzeniem i skrzynkami napojów czekały by zostać wepchane na pokład. Zach podszedł wolnym krokiem w jego kierunku, a następnie w mgnieniu oka zniknął. Przez chwilę mrugałam, ale nie miałam wątpliwości gdzie zniknął. Jedyną rzeczą która mnie zastanawiała to .... dlaczego. Widziałam Bex zbliżającą się do wylotu tunelu, zachowującą odległość od Pana Solomona. Gdy tylko wyszła i wróciła do odbioru w swoim komunikatorze, przekazała Liz, że ma oczy na naszym nauczycielu. W oddali kwartet smyczkowy grał te samą piosenkę którą słyszeliśmy w Ohio, podążającą za tym samym przemówieniem. Para buchała z pociągu obok mistrza ceremonii. Usłyszałam metaliczny jęk maszyny, która nie będzie zatrzymywana przez długo. I zrobiłam jedyną rzecz jaką mogła. Wsiadłam na pokład.
Rozdział 19 Tego dnia nauczyłam się wiele. Jak na przykład by nigdy nie pozwalać Bex wybierać przekąski podczas postoju w podróży. Zawsze mieć zapasową parę butów. A pół godziny później wiedziałam również, by dodać do tej listy jeszcze jedną rzecz: Nigdy więcej nie podejmować się obserwacji poruszającego się pociągu. Zwłaszcza jeżeli ten pociąg, jest zajęty przez twoją ciotkę, jedną z najlepszych twoich przyjaciółek (która niespecjalnie wie że tam jesteś), i trzydziestu siedmiu członków Secret Service z USA. Pociąg miał siedemnaście wagonów z wąskimi korytarzami i uzbrojonymi strażnikami, ciasne pomieszczenia i ludzi z wysokimi numerami na listach wyborczych oraz kofeiną. Więc spuściłam głowę i wcisnęłam się w przejście starając się nie zapominać, że będąc tam gdzie być nie powinieneś , Zasada numer jeden jest prosta : być kimś innym. Podniosłam najbliższy podkładkę do pisania z klapsem i ruszyłam w dół zatłoczonego przejścia. Silnik pisnął budząc się do życia. Przedziały zakołysały się. Kontynuowałam poruszanie się , uśmiechając się, zachowując jakbym poczuła dreszczyk emocji z powodu bycia częścią historii. Zach mógł być wszędzie, a sądząc po jego dotychczasowych zdolnościach kamuflażu i oszukiwania, mógł być każdym. Więc, pchałam się na mój sposób przez kołyszący, pędzący pociąg, dopóki jeden z praktykantów nie zawołał : -Hej, dokąd idziesz? -Nowa mowa dla Pawia- powiedziałam błyskając podkładką i przewracając oczami. -Oooh – powiedział jeden z chłopaków, a jego twarz stała się sympatyczna. -Przedział czternasty. – powiedział wskazując na następny wagon. –Miłej zabawy. – Wyśmiewał się i wiedziałam już, że przykrywka Mace była wciąż mocna i na miejscu, gdy otworzyłam drzwi do połączonego wagonu. Podążyłam w dół zatłoczonej sali nie wiedząc co tam znajdę. Ale wtedy już wiedziałam, że być może to był mój największy błąd w życiu. Za mną usłyszałam bardzo wyraźnie głos przechodzący przez tłum mówiący: -Paw jest w ruchu. Byłam z dala od szkoły i w przebraniu. Miałam na sobie małą czarną sukienkę, podczas gdy moja ulubiona (i jedyna) ciotka przechodziła za mną!
Drzwi stojące po mojej lewej stronie miały numer czternaście. Przycisnęłam do nich ucho, ale nic nie było słychać. Spróbowałam otworzyć. Zamknięta. Oczywiście. -Tak – głos Abby powiedział jeszcze bliżej. Byłam zdesperowana. Zapukałam. -Pani McHenry, jest pani tam? Mogę zamienić z panią słowo. – zapytałam, trzymając moją podkładkę. -Oczywiście- powiedziała Abby za mną. –Czterysta stóp w obwodzie powinno być więcej niż wystarczająco. Byłam bardzo zdesperowana. Wyciągnęłam z włosów spinkę i spróbowałam odblokować. Czułam przełamanie blokady gdy Abby pchnęła wolne od tłumu drzwi a w następnej sekundzie byłam otoczone przez ciemność. Poczułam że ktoś mnie złapał ale umknęłam mu. Ręka chwyciła mnie z włosy – lub to co myślał że było moimi włosami – i ściągnął mi perukę Głos Abby był teraz tak głośny, że było słychać – wewnątrz – na zewnątrz małego przedziału, gdzie nadal była. Żółte światło dochodziło ze szczeliny w drzwiach, w świetle którego zobaczyłam, Zacha, patrzącego raz na perukę a następnie na mnie i z powrotem? -Nie powinnaś tu być Dziewczyno Gallaghera – to nie było figlarne. To nie było zabawne. Nie uśmiechał, flirtował, kłamał, był... wściekły. Wściekły jak nigdy dotąd nie widziałam by był. Wściekły jak nawet nie wiedziałam że może być. Zawsze wiedziałam że Zach jest silny (dziewczyna nie odbywa sparingu z chłopakiem na P&E (Ochrona i egzekwowanie ) w czasie semestru i nie z osobą taką jak ta.) ale już wtedy był jak kamień. Pierwszą rzeczą która mnie uderzyła był szok. Drugą.... był gniew. -Mówisz mi że nie powinnam tu być? - warknęłam. Jasne, moja ciotka i połowa Secret Service było w tej chwili prawdopodobnie tuż za drzwiami, a jednak nie mogłam się powstrzymać. -To niebezpieczne - powiedział. -Jeżeli nie zauważyłeś, umiem o siebie zadbać. Niestety pociąg szarpnął się w tym momencie i przechylił i pomimo najlepszych szkoleń ochrony i egzekwowania na świecie znalazłam się w rozpostartych ramionach Zacha. Zaczęłam się odsuwać, ale on mnie nie puścił. -Shhh – powiedział gdy głosy na holu na zewnątrz umilkły na chwilę. A potem stała się najstraszniejsza rzecz na świecie: Zach wyglądał jakby chciał mnie pocałować... Ale nie zrobił tego. Był to ten sam chłopak który poniżył mnie w filmowym stylu przed moją cąłą szkołą w środku finałowego tygodnia, a teraz byliśmy ściśnięci w ciemności, w jadącym pociągu, z adrenaliną i i mżawką wokół nas i nie uczynił nawet jednego ruchu. -Fajne przebranie- powiedział, uśmiechając się w końcu.
-Twoje też. – powiedziałam. Myślałam wtedy o tym momencie, co on znaczy, jak długo czekałam na niego od ostatniego, i to co byłam w stanie dać za odnalezienie prawdy. Dlatego też dodałam. – Wyglądasz lepiej niż w Bostonie. Są takie chwile w życiu szpiega kiedy czas przyśpiesza, a następnie są sekundy które trwają całe życie. I to ... był jeden z tych przypadków które wydawały się ciągnąć latami. W ciasnej przestrzeni, z ramionami Zacha wciąż owiniętymi wokół mnie i głosami wciąż powtarzającymi się na zewnątrz, widziałam zmianę w jego ekspresji od zmieszania przez szok do wyglądu kogoś kto desperacko potrzebował planu. -Tak, ja ...- ktoś zapukał. Moje oczy rozszerzyły się gdy spojrzałam na niego. -Tutaj- powiedział wskazując na składane koję, przez chwilę czułam się jakbym oglądała to w starym filmie. Więcej pukania. Na zewnątrz ktoś krzyknął. -Kto ma klucz do tego? – Ale wtedy drzwi się otworzyły. Zacha i mnie nigdzie nie było widać. (Uwaga do siebie: nie zostawać szpiegiem, jeżeli ma się choć odrobinę klaustrofobii. -Co się dzieje Zach? –szepnęłam przez smolisty mrok zapewniany nam przez tapczanik, pod wiekiem którego się ukryliśmy, zostając mimowolnie zamkniętymi w jego wnętrzu. Jego ramię było owinięte wokół mojej talii. Jego ciepły oddech na moim karku. Oczywiście słyszałam Cicię Abby w ciasnym przedziale mówiącą : -Mace, nie chcę się wiecej o to spierać Po prostu tu poczekaj. – ale to mnie tak naprawdę nie martwiło. -Błeś w Bostonie Zach. -Shhh- szepnął przyciągając mnie bliżej z szarpnięciem. Poza naszą maleńką koją słyszałam więcej głosów dochodzących z przedziału czternaście. Poznałabym wzorzec mowy Macey wszędzie. Ale ten drugi głos tez był znajomy, ale teraz nie mogłam dojść... -Wiesz – głębszy z dwóch głosów powiedział – Powiedziano mi że to mój najlepszy garnitur. Preston! Słyszałam więcej rozmów i muzyki, ale wszystko to wydawało mi się odległe o miliony mil gdy leżałam, a mój umysł pędził szybciej niż pociąg. -To dlatego wiedziałeś o zsypie. – wysyczałam gdy kolejny kawałek wpadł na swoje miejsce. – Dlaczego tam byłeś Zach? – szepnęłam stając się coraz bardziej zdesperowana. -Nie teraz- jego głos był miękki, ale silny.
-I nie mów że to dlatego że jesteśmy w niebezpieczeństwie bo w tej chwili nie jesteśmy w nim. -Chcesz się zdrzemnąć czy coś? – wyszeptał. -Tak, a skoro już jesteśmy przy tym, to dlaczego tu jesteś? -Mógłbym zadać to samo pytanie tobie, Dziewczyno Gallaghera, z wyjątkiem tego że powinniśmy się teraz zamknąć. Co było dobrym pomysłem bo głosy z zewnątrz umilkły. Macey i Preston nie mówili już nic, ale szpieg(nie wspominając o dziewczynie) we mnie w jakiś sposób wiedział że wciąż tam są. Ponieważ były tam dźwięki. Dźwięki , które poznałam. Dźwięki o których naprawdę nie chciałam myśleć zbyt dużo. Bo myślę że to były dźwięki całowania. A ja byłam obecnie (And I was currently smashed up against a boy that I had kissed!) A to była rzecz którą mój umysł potrzebował odsunąć jak najdalej! -O czym Ty i pan Solomon rozmawialiście? – powiedziałam , bo szczerze mówiąc naprawdę potrzebowałam coś powiedzieć! Ale Zach musiał być odporny na dźwięki całowania lub myśli o całowaniu bo pękł. -Ty nie rozumiesz prawda? – tak jakoś mnie okręcił, że nasze twarze były o centymetry od siebie w tej czerni. –To jest niebezpieczne Cammie. – powiedział, nie Dziewczyno Gallaghera. – To jest... -Tak, zorientowałam się już kiedy obudziłam się z wstrząśnieniem mózgu. -Nie traktuj tego tak lekko. -Co ma wstrząśnienie mózgu z traktowaniem tego lekko? -Nie powinnaś tu być – powtórzył powoli, jakbym nie była wystarczająco bystra by nadążyć. -Ty jesteś tu! – odwarknęłam -Słuchaj to nie jest miejsce dla... -Dziewczyny? W pociągu roiło się od uzbrojonych strażników... Moja współlokatorka i potencjalny pierwszy syn Stanów Zjednoczonych byli kilka metrów dalej... Świat który znałam mógł się skończyć gdybyśmy razem z Zachem zostali złapani... Ale ja się tym nie martwiłam. -Ucznia? – spróbowałam ponownie- Kogo Zach? Powiedz mi, co masz Ty a czego ja nie mam? – i wtedy moje oczy dostosowały się do ciemności bo przysięgam że widziałam go
naprawdę, naprawdę widziałam w nim najpewniejszego siebie chłopca który patrzył na mnie i szepnął -Jestem kimś, kto nie ma nic do stracenia. – wszystko inne wtedy odeszło, kołysanie wagonu, ciśnienie i zmęczenie. Nie wiem co by się stało dalej. Może by płakała . Może poddałabym się. A może zażądałabym więcej odpowiedzi na pytania które ledwo odważyłabym się zadać. Ale tego nigdy się nie dowiemy, ponieważ w momencie gdy Zach dotknął mojej twarzy, świat wypadł spod nas. Zapanowała grawitacja. W jednej chwili leżałam w jednej koi z najbardziej skompilowanym (i cudownym) młodocianym szpiegiem, a w następnej wylądowałam jak tona cegieł na zimnej podłodze pędzącego pociągu, podczas gdy jedna z moich najlepszych przyjaciółek patrzyła na mnie. A chłopak był na mnie. Powiedziałam. -Cóż tego nie było w moich planach. Przynajmniej Prestona nie było- albo myślałam że Prestona nie było. Ale nie mogłam być niczego pewna, więc złapałam się druga ręką dla utrzymania się. -Pani McHenry! – męski głos krzyknął z drugiej strony drzwi. –Secret Service! Wszystko w porządku? Spojrzałam na Macey. Zach był rozparty na mnie, a jedna z jego nóg splątana z plecakiem Macey. Tace z żywnością spadły razem z nami, a teraz były rozpryśnięte na całej podłodze. Mace spojrzała na nas najbardziej niezwykłym spojrzeniem jakie wiedziałam na jej twarzy jakby wiedziała że z jednym słowem mogła przekroczyć te drzwi – i nasz cały świat by runął. Uśmiechnęła się, delektując tą chwilą, zanim powoli powiedziała. -Wszystko w porządku. Po prostu przewróciłam tacę. -Wyślemy portiera. -Nie! – Macey warknęła. – Chcę być sama, czy to jest zbyt trudne do zrozumienia? Słyszałam wycofujące się kroki. Macey opadła na ławkę naprzeciwko nas, gdy ja i Zach staraliśmy się doprowadzić do porządku. -Hej Zach – powiedziała kołysząc jej prawą nogą i krzyżując z lewą . -Hey Macey – powiedział jakby codziennie spadał z sufitu, do prywatnej kabiny jednej z najbardziej chronionych dziewczyn w kraju.- Sory za najście. – powiedział ze
spojrzeniem które powiedziało mi że że myślał że jest w zupełności zbyt mądry, - ale Cammie właśnie chciała być sama ze mną. Wiesz że ona zawsze dostaje czego chce. Uderzyłam go w ramię. Wzdrygnął się. -Wiesz że możesz mnie zranić pewnego dnia, a potem będziesz się czuć z tym naprawdę źle. -Tak, - zaczęłam – więc, może będziesz ze mną szczery choć raz. -Um, tak dla twojej wiadomości – Macey powiedziała , przerywając mi gdy odchyliła ise do tyłu, bawiąc się show.- Abby będzie z powrotem za około dwie minuty więc może gołąbki zechcecie to zrobić szybko. Oczekiwałam że z pewnością chłopak odskoczy ode mnie na słowo gołąbeczki, ale tego nie zrobił. Zamiast tego chwycił torbę i skierował się do Macey. -Dzięki – oparł swoje kolano o ławkę i pochylił się ku ciemnemu oknu, wpatrując się w czerń gdy rzucił -To mój przystanek. Cóż z tego co mogłam powiedzieć, pociąg się nie zatrzymywał. On nawet nie zwolnił. -Hej McHenry, mogłabyś? – wskazał na drzwi po czym cofnął się gdy Macey otworzyła je i sprawdziła przejście. -Oh, oficerze – zawołał do wartownik stacjonującego w holu na zewnątrz. – Mogę zobaczyc Twoją broń? Gdy mężczyzna odwrócił się od na, Zach wybiegł na korytarz i do drzwi na końcu wagonu. Zaczęłam iść ale zatrzymał się nagle i odwrócił do mnie. -Hey Dziewczyno Gallaghera – powiedział patrząc na mnie głębiej niż kiedykolwiek obiecaj mi coś. Pociąg teraz przyspieszył. Noc przesłaniała okna. A Zach podszedł jeszcze bliżej. -BĄDŹ – sięgną i delikatnie dotknął miejsca w którym był mój siniak jakby wciąż był świeży i obrzęknięty. –Ostrożna. A potem Zach podszedł do końca wagonu do wciąż otwartych drzwi. Przez chwilę hałas był przytłaczający. Jechaliśmy przez wielki wąwóz , nicość panowała po obu stronach, a Zach rozpostarł szeroko ramiona, pozostając przez chwilę, spojrzał na mnie przez ulotne sekundy. I skoczył w noc. -Więc... – głos za mną był silny a nawet więcej. Odwróciłam się do bardzo przepraszająco wyglądającej Macey i wyglądającej na pod dużym wrażeniem Cicię Abby, patrzącą na mnie i na blaknący spadochron, którym był Zach. -Zakładam że to jest mężczyzna twojego życia.
Rozdział Dwudziesty Kiedy operacja w toku jest zagrożona, jest wiele rzeczy, które można by powiedzieć. Właściwie to jesteś w świetnej sytuacji, jeżeli masz jedną lub dwie historie którymi możesz uderzyć, aby odwrócić uwagę łapiącego od jego aktualnych intencji. Owszem, zmyłka jest również pożyteczna, ale nie możesz winić nikogo poza samym sobą, jeżeli się nie uda. Albo możesz się wycofać. Niestety, byliśmy w pędzącym pociągu. A ja nie miałam spadochronu. I ciocia Abby patrzyła wprost na mnie. Spodziewałam się, że spojrzy na mnie i się uśmiechnie, jak wtedy, gdy wyciągnęła mnie spod swojego łóżka.
Ale ona spojrzała na mnie spojrzeniem w którym mieszała się wściekłość i strach jak wtedy, gdy ja i Macey włamałyśmy się do pokoju numer 14. -Siadać – zakomenderowała moja ciocia, a my dwie wykonałyśmy jej polecenie bez zmrużenia oka. - Czy wy w ogóle zdajecie sobie sprawę z tego, co zrobiłyście? - zapytała, ale właściwie to nie było pytanie. - Wiecie co mogło się wydarzyć dzisiaj wieczorem? - jej głos się załamał. Obawiałam się przez chwilę, że grupa SS* może ponownie wpaść przez drzwi, ale pociąg poruszał się głośno, a deszcz lał, więc spokojnie wtaczaliśmy** się w noc. -Czy wy w ogóle zdawałyście sobie sprawię, jak to wszystko, co zrobiłyście było niebezpieczne? Gdyby grupa SS Was złapała... Gdyby media dostrzegły, co umiecie! Jeżeli są dwie dziewczyny w waszej szkole – na świecie – które powinny wiedzieć, że lepiej nie ryzykować to właśnie powinnyście być wy. -Myślałam, że zasady są po to, żeby je łamać – powiedziałam. Myślałam, że bycie szpiegiem uczy opcjonalnego wykorzystywania zasad. - powtórzyłam jej własne słowa. -Bycie szpiegiem oznacza, że nigdy nie możesz pozwolić sobie na luksus, którym jest bycie nieostrożnym. - Pociąg kołysał się, a noc stawała się coraz ciemniejsza aż moja ciocia pochyliła się i powiedziała – Zaufaj mi Cameron. To jest jedna z lekcji, której nie chcesz przeżyć na tej trudnej drodze. Może to te dźwięki wydawane przez deszcz, albo to coś w jej oczach, ale nie mogłam przestać myśleć o drodze, którą ona by zmieniła w biurze mojej mamy przekształcając się z Abby, którą znałam w kobietę, której nigdy wcześniej nie spotkałam. I bardzo szybko zdałam sobie sprawę, że uśmiechająca się, śmiejąca, tańcząca kobieta która weszła do mojego życia po pół roku zmieniła po prostu przykrywkę – dziewczyna Gallaghera udawała, że jest kimś, kim nie była. -Gdzie byłaś, ciociu Abby – usłyszałam swój głos – Tata umarł, a Ciebie nie było. - powiedziałam, przypominając sobie czas, kiedy robiłam wszystko, by zapomnieć. Słyszałam mój załamujący się głos, łzy pojawiły mi się w oczach. Wmawiałam sobie, że to stały stukot pociągu wywołał we mnie falę niepewności, ale wiedziałam lepiej skoro krzyknęłam: -On umarł, a ty nawet nie przyszłaś na jego pogrzeb! Nie zadzwoniłaś! Nie odwiedziłaś nas. Tata umarł, ale zawsze to ty byłaś Duchem. - Abby odwróciła się plecami do mnie. Zaczęła kierować się w stronę drzwi, jednak te słowa, które tłumiłam w sobie przez lata, te wątpliwości i pytania składały się we mnie i teraz nie mogłam przestać nawet, gdybym chciała. -Potrzebowałyśmy Cię! - pomyślałam o mojej mamie, która ciągle płakała, jednak ukrywała to, myśląc, że nikt nie powinien jej widzieć w takim stanie. I zanim to powiedziałam poczułam łzy, płynące po policzkach. - Czemu Cię tam wtedy nie było, kiedy cię potrzebowałyśmy? -Jeszcze się nie nauczyłaś Cam? - głos Abby zabrzmiał teraz bardziej miękko – Są pewne rzeczy o których nie chcesz wiedzieć. Poczułam się, jakby pociąg – albo cały świat – nagle zwolnił kiedy podeszła do drzwi i wyszeptała: -Nie spotykaj się z tym chłopakiem. - mówiła to, jakby stawiając mi zarzut. -Zach? - zapytała Macey, jakby mogła być mowa o kim innym. - Przecież on jest z Blackthorn,* my go znamy. - Abby popatrzyła na mnie. Po raz pierwszy dzisiejszego wieczoru wyglądała, jakby chciała się uśmiechnąć, ale w jej wyrazie twarzy nie widać było radości, kiedy spytała: -Znasz go? Kocham Akademię Gallaghera nocą. Jest piękna w cieniu - to jedyny czas, kiedy zewnętrzny świat odzwierciedla to, co dzieje się w środku. Nic nie jest na prawdę czarne albo białe. Cały świat pogrąża się w odcieniach szarości. A ta noc nie była inna. -Co TO znaczy? - zapytała Liz, a Bex pokiwała głową. Jednak ja tylko stałam przy oknie w naszym
małym apartamencie na poddaszu, pozwalając Macey opowiedzieć tę historię za mnie. -Czekaj, czy ty masz na myśli, że Zach wyskoczył przez okno PĘDZĄCEGO pociągu? spytała Bex, nie próbując nawet ukryć zazdrości w głosie. Spojrzałam na Macey, ale ta tylko wzruszyła ramionami. -Ciągle nie mogę uwierzyć, że opuściłaś budynek ubrana TAK - powiedziała, przyglądając się krytycznie mojej krótkiej spódniczce i długim butom. Spróbowałam się uśmiechnąć: -Właściwie to byłam w peruce. I tak nikt mnie nie poznał - spodziewałam się, że się zaśmieje. Chciałam, żeby wywróciła oczami, żeby powiedziała coś o świecie sztucznych włosów, o ludziach którzy na prawdę kochają modę. Chciałam, żeby to było zabawne. Ale nie było. -Więc Abby była na prawdę - zaczęła Liz, zniżając swój głos - Wściekła? Skinęłam głową. To słowo nie było idealne do opisania uczuć Abby, jednak teraz było jedynym, które przychodziło mi do głowy. -Nie powinnaś pchać się w kłopoty, Cam - powiedziała Bex - Abby jest bombowa. Ale ona nie widziała zmiany, jaka zaszła w Abby w pociągu. Nie słyszała drżenia głosu mojej cioci ani nie widziała wyrazu jej oczu jak wtedy, gdy przechadzała się po Historycznym Holu albo w biurze mojej mamy, kiedy zamknęła drzwi zostawiając Macey i mnie same na górze. (czyt. tu gdzie w tej chwili się znajdują) -Więc? - spytała Bex udowadniając, że może zna mnie lepiej niż ja sama. -On - walczyłam między tym co chcę powiedzieć, a tym w co chcę wierzyć - Nie pocałował mnie. Tak, dostałam tylko ostrą reprymendę za uczestnictwo w Secret Service USA. I tak, zostałam złapana na skradaniu się na zewnątrz i naruszeniu tuzina szkolnych reguł. I tak, mój łokieć był strasznie spuchnięty od momentu, kiedy spadliśmy z Zachem na podłogę przedziału Macey. Ale były jeszcze rzeczy, które martwiły mnie bardziej. -On się nie szarpał ze mną* (WTF?! Inaczej moze być: Nie flirtował ze mną. Czytajcie, jak chcecie) - powiedziałam w końcu - Nie dokuczał. Mam na myśli, wydaje mi się, że widziałam go w Bostonie. (To zdanie jest trudne dla mnie - wybaczcie!) -Czekaj - powiedziała Bex, zbliżając się do mnie i kompletnie ignorując wielki stos śmieciowego żarcia, które ona i Liz przeszmuglowały do szkoły wracając z wycieczki do miasta. Coś nowego pojawiło się w jej oczach kiedy spytała - Zach był w Bostonie? -Powiedziałam, że WYDAWAŁO mi się, że go widzę powtórzyłam , tym razem spokojniej. - Ale myślałam, że to ja mam... No wiecie... Bex i Liz popatrzyły na siebie ponieważ całkowicie NIE wiedziały -Ona myślała, że go widzi, ponieważ CHCIAŁA go zobaczyć – wyjaśniła Macey. -Ooohhh – Bex i Liz westchnęły jednocześnie. -To efekt uboczny pewnego dramatycznego pocałunku – stwierdziła Macey tonem lekarza. - Serio. -Więc to się nie liczy. Ale dzisiaj znowu go widziałam. I był w tym samym przebraniu i wiem, że to był on tam, w Bostonie. - spojrzałam w dół na stos opakowań po cukierkach i na wpół zjedzonych paczkach chipsów i myślałam o tym, jak rok temu siedziałyśmy skulone w tym pokoiku grzebiąc w śmieciach Josha ale to było z powodu chłopaków i ich zamiłowania do małych sekretów o których musiałyśmy się wiele nauczyć. -Więc on za tobą chodził? - spytała Liz – Więc? On prawdopodobnie robi to co MY ROBIMY – śledzi Macey... I wtedy przestała mówić. -Wtedy, w Bostonie, powodem jego pobytu tam nie była Macey – powiedziałam, ponieważ potrzebowałam wypowiedzieć wreszcie to na głos. -Może on wiedział, co ma się stać – zauważyła Macey -Albo był jednym ludzi, którzy to zrobili – dopowiedziała Bex. W jej głosie zabrzmiał sceptycyzm, jak dawniej. -Albo – zaczęła Liz, a jej oczy były jedynymi które świeciły – On chciał być blisko Cammie! Macey wzruszyła ramionami
jakby nasza mała blond przyjaciółka miała gorączkę. O cokolwiek by chodziło to nie zmienia faktu, że bardzo słodki, tajemniczy chłopak-szpieg miał jeden z tych celów: chronić nas, porwać nas albo umówić się z nami na randkę. A ja nie byłam pewna na który z tych przypadków jesteśmy najlepiej przygotowane. Nie wiem, jak to jest z normalnymi dziewczynami, ale dla dziewczyny- szpiega jest kilka rzeczy, których może się przestraszyć. Jak zamknięte drzwi, zamknięte pomieszczenie i toczona po cichu rozmowa, której nie może usłyszeć. Cóż, w kolejnym dniu mojego życia zdarzyły się wszystkie trzy. Historyczny Hol pozostawał ciemny. Drzwi od biura mojej mamy (niestety, dźwiękoszczelne) także. Chociaż korytarz prowadził za pokój, ale wyrzuciłam świadomość o tym z mojej głowy. Nie wiedziałam, co ciocia Abby powiedziała JEJ. Nie wiedziałam w jakim rodzaju kłopotów się znajdowałam. Wszystkim, o co martwiły się moje dziewczyny to testy i projekty do zaliczenia. Ludzie otwierali listy, zastanawiali się, jaką twarz tym razem przyjmie Mr. Smith, a dziewczyny rozwodziły się nad tym, jaki pan Solomon jest przystojny. Nie mogłam pomóc w tej kwesti , ale zastanawiałam się nad tym, jak bardzo świat pełen jest sekretów. Chwytałam się myśli, czy istnieje możliwość wyrwania się z tego wszystkiego. Niedzielnego wieczora szłam w kierunku biura mojej mamy myśląc o Abby i Zachu, Bostonie i Filadelfii – wszystkie pytania na które nikt nie chciał odpowiedzieć tłoczyły się w mojej głowie, lecz kiedy weszłam do Historycznego Holu złapałam się na szukaniu miecza Gilly. Słyszałam siebie, kiedy szeptałam „Ktoś wie” Już kiedy pukałam do biura mojej mamy wiedziałam, że to nie będzie zwyczajna niedzielna kolacja. Ponieważ Macey też tam była. Moje spojrzenie powędrowało od mojej mamy do mojej współlokatorki, a na końcu do mojej cioci. Oczekiwałam krzyków. Ale kiedy moja mama powiedziała cicho „Cammie” wiedziałam, że to jest gorsze. W pewien sposób gorsze. Drzwi zamknęły się za mną, a ja zobaczyłam, że stoi tam pan Solomon. Nie wiedziałam, czego jeszcze się spodziewać. -Mamo, ja... -Powiedziałam, że Liz i Bex są u pana Fibsa testując jego nowy sprzęt podczas Twojej … małej misji ostatniej nocy? - spytała mama. Jej oczy powiedziały mi, żebym nawet nie próbowała się z nią spierać. -Tak – powiedziałam szybko. -Świetnie – przez chwilę myślałam, że to już wszystko, jednak oczywiście to nie był koniec wykładu. -Cammie, zaufałam, że mi wierzysz, kiedy powiedziałam, że Macey jest bezpieczna i nie musisz jej dłużej chronić. -Tak, madam. -Ufałam ci na tyle, by wiedzieć, że bezpieczny protokół nie jest czymś co powinno ingerować w twoje wymysły. -Tak, madam. -Ufałam Ci Cammie – głos mojej mamy stał się bardziej miękki i wiedziałam, że to będzie najgorsza część do wysłuchania. -Otrzymałam telefon od mamy Bex ostatniej nocy – kontynuowała mama, a ja przeraziłam się na myśl o dwóch rozgniewanych mamach-szpiegach naraz. - Bexter chciałaby, żebyś spędziła zimowe ferie w Londynie. -Na prawdę? - spytałam, zaskoczona. -Ale jeżeli usłyszę – zaczęła mama – Jeżeli zobaczę, jeżeli w ogóle będę się domyślać że byłaś na tym terenie bez pozwolenia to wtedy tam nie pojedziesz. Czy wyraziłam się jasno? -Tak – powiedziałam, czując ciężar sytuacji spoczywający na mnie. -Ostatnie sondaże są wyścigiem – powiedziała moja mama. Była zbyt spokojna. To przychodziło zbyt łatwo. To zrozumiałe,że rodzice Macey zechcą ją mieć przy sobie przez większość czasu... -Nie! -Prawdopodobnie. Zerknęłam na
Macey. Była wyjątkowo cicha tego dnia, ale kiedy stała w gabinecie mojej mamy jej cisza była nieskończenie gorsza. -Tak będzie, oczywiście – powiedziała mama, wolno – to coś do czego nie możemy dopuścić. Byłam już w trakcie otwierania ust, kiedy usłyszałam ją i szybko je zamknęłam. -Więc masz na myśli – powiedziała Macey za mnie – Że nie będę musiała... odejść? -Nie – odparł pan Solomon. - Szczerze, panno Macey, ryzyko jest zbyt duże. Chcemy żebyś została w domu, gdzie jesteś bezpieczna. Znałam Macey przez długi czas, jednak szpieg musi być gotowy na to, że nigdy nie wie wszystkiego, a ja nigdy nie wdziałam, żeby Macey tak wyglądała. Pomyślałam o dziewczynie, która czołgała się z limuzyny i o dziewczynie, którą była zanim to wszystko zaczęło się dziać. To wyglądało tak, jakby słowo „dom” było jakimś kodem – i sygnałem, że ona sama może się czuć bezpieczna bez jakiegokolwiek strażnika. -Wszystko w porządku? - spytała mama, a Macey tylko pokiwała głową. Pan Solomon wyszedł za drzwi, więc jako dobrzy szpiedzy (wyłączając z tego wspomnianą dziewczynę w kłopotach) obróciłyśmy się w jego stronę. -Och, Cammie – zawołała mama do mnie, a ja zatrzymałam się przed Macey. Pan Solomon i ciocia Abby wyprowadzili moją współlokatorkę za drzwi i wyszli, a moja mama je zamknęła. - Nie martw się o Macey, Cam – powiedziała, ale nie zabrzmiało to uspokajająco. To było w porządku. - Grupa SS jest naprawdę dobra w tym, co robi. Pomimo wszystkich różnic między nami, moja siostra jest naprawdę dobrą agentką. Nie chcę żebyś się obawiała o Macey. -Dobrze. -Tak myślę. -Ja też – powiedziałam i w tej chwili tak było. -Wiedziałam, że byłaś w komorze – głos Macey pobrzmiewał w Historycznym Holu. Na dole w jadalni dziewczyny jadły, ludzie plotkowali, ale Macey siedziała patrząc pustym wzrokiem po holu, jakby nie była wystarczająco silna, by wstać. -Nie słyszałam cię czy coś. To było po prostu... przeczucie. - spojrzała na mnie – Rozumiesz? -Tak – powiedziałam i rzeczywiście tak było. -Komora sypialna wisiała za nisko, magazyn leżący na ławce się przesunął i ja po prostu... wiedziałam. A potem spojrzała na mnie z nadzieją. -Jestem dobra, prawda? -Tak, jesteś. -Kiedy twoja mama mnie zawołała to myślałam, że chce mnie wyrzucić – nieznacznie wzruszyła ramionami – Zazwyczaj tak się to kończyło – wyrzucali mnie. Widziałam Macey bez makijażu i w dresowych spodniach. Słyszałam, co mówi przez sen i znałam wiele rzeczy na jej temat. Ale do dzisiejszej nocy nie zdawałam sobie sprawy jak to jest być nią. McHenry'owie mają pięć domów, ale to tutaj jest dla Macey prawdziwy dom. Jest najpopularniejszą dziewczyną w Stanach Zjednoczonych, ale Bex, Liz i ja jesteśmy jej jedyną rodziną. -Nikt nie chciał cię wyrzucać, Macey – powiedziałam i spróbowała się zaśmiać. - Wiesz za dużo, musielibyśmy cię zabić. Minęło 47 sekund, ale w końcu Macey się uśmiechnęła, a nawet zaśmiała. -Więc, Preston? - powiedziałam, ponieważ szczerze byłam gotowa wybuchnąć. I... no dobra... Może i zajęło mi to praktycznie 24 godziny, żeby o tym napomknąć, ale miałam inne rzeczy, które zajmowały moją uwagę. Jak moje zdrowie psychiczne, przyszłość i, czy nagły brak zainteresowania ze strony Zacha podczas pocałunku miał cokolwiek wspólnego z moimi włosami , które mają tendencję do robienia się kędzierzawe podczas deszczu. Ale to nie powstrzymało mnie przed przyparciem Macey do muru pytaniem: -Słyszałam, czy nie, że całowałaś Prestona? -Są ludzie, których mogę wynająć, żeby cię zabili i żeby wyglądało to jak wypadek. Chwyciłam się poręczy, czując zaciekawienie. -Naprawdę. Nikt by nawet nie przeprowadził śledztwa. - Macey zrobiła krok i dodała –
Poza tym nie jesteś chyba osobą, której muszę tłumaczyć, że sekretni chłopcy są fajniejsi? Powiedziała to złośliwie, jednak się uśmiechnęłam. -Punkt dla Ciebie Rozdział Dwudziesty pierwszy Ciągle pamiętam dzień – moment – kiedy znalazłam pierwsze w moim życiu sekretne przejście. Przebywałam w tej szkole od trzech dni. Moja mama właśnie dostała nową pracę. Mój tata właśnie zmarł. Od początku, kiedy przybyłam do szkoły słyszałam wszystko na temat mojego życia (albo, właściwie, o części mojego życia, jakbym była najciekawszą ozdóbką pośród wszystkich) Przechadzałam się korytarzami zdumiewając się nad tym, że ten budynek był większy, starszy i piękniejszy niż cokolwiek, co przyszło mi widzieć w moim życiu. Zastanawiałam się nad tym, że moja mama już nigdy nie odejdzie, a mój ojciec już nigdy nie wróci. Zastanawiałam się, czy gdybym nie należała do Akademii Gallaghera to czy byłabym godna nosić którekolwiek z rodzinnych nazwisk – Cameron, czy Morgan. I wtedy zatrzymałam się w korytarzy przy bibliotece. Okno było otwarte. W szkole nadal dało się wyczuć stęchliznę, a ja czułam delikatną bryzę wiejącą przez okna, pchającą drobiny kurzu po kamiennych płytkach, który przeciskał się przez szczeliny, jak woda w rzece. Ale w jednym punkcie, zamiast toczyć się wzdłuż znikła mi z oczu, jakby nagle porwał ją wodospad w dół fugi nie widoczny gołym okiem, znikający pod murowaną posadzką. Popychałam je przez pięć minut, aż rozsunęły się i znalazłam moją pierwszą drogę zniknięcia z zasięgu wzroku wszystkich dookoła. Trzy dni od początku pobytu w tym miejscu pokochałam je, trzy dni... Już wcześniej szukałam drogi na zewnątrz. I to było zanim zabroniono mi ucieczki... PLUSY IMINUSY BYCIA UZIEMIONYM W NAJBARDZIEJNIESAMOWITYM MIEJSCU NA ZIEMI: Plus: Jest o wiele łatwiej chronić swoją współlokatorkę przed ludźmi, który chcą ją porwać, jeżeli jest w swoim pokoju. Minus: Kiedy Mr. Moskowitz prosi Cię o wypróbowanie jego nowego papieru na EEE seminarium, które ma się odbyć w piątkową noc nie możesz powiedzieć „Przepraszam, ale dzisiaj wychodzimy na miasto” Plus: Pobyt na zewnątrz w tajemnicy, przechodzenie przez starożytne korytarze... Bez tego nie zostawiasz na bluzce plam wątpliwego pochodzenia. Minus: Kiedy twoja współlokatorka testuje uziemianie odkrycia w technologi czystego paliwa (a robi to wewnątrz miniwana Dodga) nie możesz uciec. Plus: Nie musisz martwić się o bieganie za chłopakiem który może, ale nie musi polować na Ciebie. Minus: Nie możesz biegać za chłopakiem, który może, ale nie musi chcieć cię chronić. Plus: Masz całą górę dodatkowego czasu na przemyślenia. Minus: Nie zawsze podoba ci się to o czym myślisz. Zach nie próbował mnie pocałować. Oczywiście, są większe problemy na świecie i jestem pewna, że CIA sklasyfikowałoby tą informację jako nisko-poziomowe obawy (wiem na pewno... pytałam Liz). Może to była droga w której uzasadnienie zdawało się w ogóle nie istnieć ale dla pewnego powodu ten fakt naciskał na mnie dzień po dniu. Nie odbierzcie tego źle, to nie tak, że myślę, że jestem pociągająca (bo uwierzcie mi, nie jestem) ale każdego ranka chodzę w miejscu, gdzie prawie spadła mi sukienka na oczach całej szkoły. A każdej nocy chodzę w miejscu, gdzie tańczyliśmy. I każdego dnia nowe pytania pojawiają się w moim umyśle: -Dlaczego Zach był w Bostonie(i w innych miejscach)? - Dlaczego mówił, że jest osobą, która nie ma nic do stracenia? -Kto wymyślił te wszystkie ruchy? I dlaczego?
Przez trzy tygodnie wędrowałam korytarzami zastanawiając się nad ludźmi którzy mnie zranili i nad chłopakiem, który nawet nie próbował mnie pocałować: dwa wielkie problemy. Ale tylko na jedno z tych pytań miałam nadzieję uzyskać rozwiązanie. -Znowu sprawdzałaś? - zapytałam Liz kiedy wychodziłyśmy po Kulturze i Asymilacji z sali -Profesor Buckingham powiedziała mi, że M16 rejestruje kilkanaście nowych grup terrorystycznych w ich bazie danych w tygodniu. -Wiem – odparła Liz. - Ale Cam, tam nic nie ma. Uruchomiłam obraz kobiety z pierścieniem M16, M15, CIA, NSA, FBI. Uwierz mi, jeżeli tam mieliby inicjały zhakowałabym to, ale takiego zdjęcia nie ma nigdzie. -Nie wymyśliłam tego symbolu! On musi istnieć... - warknęłam, ale wzrok moich trzech najlepszych przyjaciółek stanowczo zastopował dalszy wywód. -Cam, kochanie – powiedziała Bex – Czy coś sprawia ci problem? -Właściwie, ja... - zaczęłam, ale to Macey była tą, która odpowiedziała. -Ciągle wariuje na punkcie Zacha. Mogę być artystką brukową, ale Macey McHenry nadal będzie wiedziała więcej o chłopakach i wszystkich dziwnych zawiłościach z nimi związanymi niż ja kiedykolwiek zdołam pojąć. -Co? spytała Macey, wzruszając ramionami, kiedy spojrzałam na nią ze zdziwieniem – Mam intuicję. - zrobiła krok w moją stronę – I... mówisz przez sen. Miała rację. Zach i ja polegliśmy w tym pociągu razem. I świat przewrócił się do góry nogami gorzej niż kiedykolwiek wcześniej. -Chłopaki! - krzyknęłam, ale na szczęście na korytarzu było głośno, a dziewczyny spieszyły się, więc moje słowa zniknęły w ogólnym chaosie. Czy my kiedykolwiek ich zrozumiemy? -On nie może być... zły? - spytała Liz delikatnie - Znaczy, chodzi mi o to, że w zeszłym roku dowiodłyśmy że nie jest zły? - nie pytała jako dziewczyna, ale jako naukowiec, który nie chcąc przewartościować swojego modelu, powiela swoje badania, i poprawia wszystkie rzeczy, które mogłyby nie grać. Ale jej nie było w pociągu. Nie widziała oczu cioci Abby, która jakby wiedziała coś więcej o Zachu. A Zach wiedział coś o Bostonie. A ktoś wiedział coś o godle. Kiedy Liza zaczęła Laboratoria, a Macey zaczęła Szyfrowanie, Bex i ja wsiadłyśmy do windy na podpoziom drugi,a ja nie mogłam pomóc, więc zapytałam: -Co dobrego jest w posiadaniu niezwykłych zdolności i bycie niezwykłą elitą, kiedy ludzie posiadający ważne informacje są w jeszcze wyższej elicie? Bex uśmiechnęła się do mnie: -Ponieważ nie byłoby takiej zabawy. - dojechałysmy na podpozion drugi. Kiedy chciałam wyjść, Bex zatrzymała mnie i powiedziała: -I może są takie rzeczy – mówiła wolno że te słowa raniły prawie tak bardzo kiedy dokończyła – Które nie są dobre dla nas, których nie powinnyśmy wiedzieć. `-Motywacja – powiedział pan Solomon, kiedy już rozsiadłyśmy się na naszych krzesłach przy staromodnych biurkach w Sali Tajnych Operacji. Od tygodni przychodziłam do tego pomieszczenia, przypatrywałam się naszemu nauczycielowi , próbując znaleźć jakąś wskazówkę w jego oczach na temat Zacha i pociągu i odpowiedzi na milion pytań, które roiły się w moich myślach. -To to, dlaczego ludzie robią to, co robią. - powiedział nasz nauczyciel tak proste i podstawowe zdanie, jakbyśmy nie miały go powtarzanego na każdych zajęciach, ale coś w tonie Joe'go Solomona powiedziało mnie, że to było najważniejsze z tego wszystkiego. -Cóż, dziewczęta. - zrobił krok przejeżdżając wzrokiem po mrocznym pomieszczeniu – To prawie zawsze jest związane z tym DLACZEGO. Jest sześć powodów dla których ludzie robią to, co robią: Miłość. Wyznanie (Religia). Chciwość. Znudzenie. Strach – powiedział, zaznaczając je podniesieniem palca; ale zwlekał z ostatnim, wzdychając głęboko zanim
powiedział: Zemsta. Pomyślałam o ludziach na dachu zastanawiając się, która z tych sześciu przyczyn nimi kierowała. I dlaczego. -Mamy gadżety – powiedział pan Solomon – Mamy komunikację między jednostkami i satelity, które mogą sfotografować skrzydła muchy, ale żeby nie popełnić błędów używamy bardzo starych sztuczek. Sześć przyczyn, dziewczęta. I one nie zmieniły się przez pięć tysięcy lat. Pan Solomon wrócił do tablicy. Moje koleżanki z klasy siedziały na baczność, ale myśli w mojej głowie wirowały wciąż wracając do tego, co powiedział mój nauczyciel przed chwilą. Chwyciłam się krawędzi stołu. Widziałam, jak klasa znika. Po chwili jednak wróciła ostrość widzenia, gdy powiedziałam coś, co musiałam wiedzieć od tygodni: -Oni są starzy. -O co ci chodzi? spytała Bex. Po raz pierwszy to ona musiała mi pomagać przy jeździe windą. -Byłyśmy w błędzie. Ja byłam w błędzie – widziałam, jak słowa przychodzą teraz coraz szybciej. -Cam, co... -Oczywiście, Liz nie znalazła ich w plikach w komputerze. Wrócenie wstecz 50 lat nic by nie pomogło. Wrócenie wstecz 100 lat nic by nie pomogło. Bex, oni nie są nowym zagrożeniem. Dziewczyny zeszły na lunch, dookoła unosił się zapach lasagne'i, ale ja i mója najlepsza przyjaciółka stałyśmy same w Historycznym Hollu, kiedy wskazałam na najświętrzy skarb naszej szkoły -Oni są starzy... Rozdział Dwudziesty drugi -To jest to – wymamrotałam wpatrując się w książkę leżącą przede mną na blacie – Przechodziłam obok tego miecza miliony razy. Powinnam sobie z tego zdać sprawę od razu, jak wróciliśmy. Powinnam po tej sytuacji na dachu... Powinnam... Jestem idiotką! -W porządku, Cam – Liz starała się mnie uspokoić – Byłaś... roztrzęsiona. -Dzięki – powiedziałam, mimo że to nie pomogło tak, jak bym chciała. Patrzyłam wprost na starą książkę. Każdy nowy uczeń na historii Szkoły słyszał o Gilly Gallagher Ale ja nigdy nie patrzyłam na młodą kobietę z mieczem, która poruszała się po sali balowej z większą siłą i wdziękiem niż kręcąca się spódnica mogłaby to umożliwić. Tym razem patrzyłam na mężczyznę na podłodze, któremu wypada pistolet z bezwładnej ręki, a pusta pochwa jest przypięta u jego boku. Tym razem wpatrywałam się w godło, które widziałam miliony razy na rękojeści miecza ledwo widoczne obok ręki Gilly. -To jest to – powiedziałam spokojnie, przenosząc książkę w lepiej oświetlone miejsce. Liz czytała nagłówek na głos: Gilly Gallagher zabija Josepha Cavana, założyciela Krągu Cavan. Virginia. Grudzień 1864 rok. -Zabiła go jego własnym mieczem – zauważyła Bex z uwielbieniem. Rzuciłam zdjęcie satelitarne na otwartą książkę. -Krąg Cavana usiłował porwać Macey McHenry, Massachutsetts, współczesność. -Więc Krąg Cavana – zaczęła Liz. -Wciąż istnieje i ma się dobrze – zakończyła Bex. Spojrzałam na moje współlokatorki: -I oni chcą naszej przyjaciółki. Wiedziałam, że pierwsza próba zabicia prezydenta Lincolna się udała. Chodziłam myślami od miecza do Gilly kilkanaście razy w ciągu dnia przez rok, ale do tej pory jej historia wydawała mi się jakąś niesamowitą legendą. Więc, stojąc w bibliotece, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że chcemy po prostu widzieć smoka w jeziorze, ducha w laboratorium. Wiedziałam, że Gilly wygrała bitwę w sali balowej tej nocy i niemiast natychmiast utworzyła tę szkołę, może dlatego, że rozumiała, że zakończenie wojny było dalekie. -Nie myślisz, że oni przyszli po Macey – zaczęła Liz – No wiesz – ściszyła głos do szeptu – Potomkiem Gilly? Myślałam o tym dniu, więcej niż kiedykolwiek, w którym mama przekazała nam tę informację. I kiedy patrzyłam na Bex nasze twarze wyrażały takie same emocje. Absolutnie. Ludzie na dachu mieli powody, żeby nienawidzić szkołę i
powody,żeby nienawidzić Gilly. Macey była ostatnią prawdziwą dziewczyną Gallagher – ich najlepszym sposobem na zemstę. Spojrzałam na zdjęcie satelitarne ponownie, ziarnisty biało-czarny obraz, kóry był w moim umyśle od tygodnia. Myślałam o tym, co powiedziały Bex i ciocia Abby: Kobieta na dachu musiała być świetna w swym fachu, skoro założyła pierścień – jedyną rzecz, która mogła pomóc ją zidentyfikować. Wiedziałam, że to dokładnie powód, dlaczego założyła. Myślałam o wyrazie twarzy cioci Abby, kiedy studiowałam to zdjęcie w jej pokoju i zdałam sobie sprawę, że ciocia wiedziała to wszystko cały czas. Pierwszy raz od długiego czasu wiele rzeczy nabrało sensu. Co nie znaczyło, że mi się podobało. Od tego momentu wszystko – i naprawdę mam na myśli WSZYSTKO – w szkole wyglądało inaczej. Sekcja historii Akademii Gallaghera w bibliotece? Pełna książek, które nie opowiadały jej pełnej historii. Namalowana Gilly patrzyła na nas z okna? Teraz miałam zupełnie inny pomysł na temat tego, dlaczego założycielka naszej szkoły obawiała się przyszłości. Pod koniec tygodnia nie słyszałam już słów wypowiadanych przez moich nauczycieli zastanawiając się nad moimi problemami, wiedząc, że na niektóre z nich nikt nigdy mi nie odpowie. Kto właściwie był w Kręhu Cavana? Czego chcieli? Gdzie byli przez ostatnie sto pięćdziesiąt lat? I, najbardziej istotne, jak mam wytłumaczyć Macey „przypadkowe” natknięcie się na Bex i Liz, kiedy szłyśmy na piątkową kolację? Ponieważ, wierzcie mi lub nie: „Och pamiętasz tego chłopaka, którego zabiła Gilly? Właściwie myślę, że on miał przyjaciół, którzy są ciągle naprawdę wkurzeni i starają się zemścić, zabijając cię. Och, chciałam jeszcze wspomnieć,że Gily jest twoją prapra-pra babcią i to jest powód dla którego zostałaś przyjęta do tej szkoły” było trudniejsze do powiedzenia niż możecie sobie wyobrazić. -Nie powinnyśmy dodać tych informacji w książce, czy coś?- szepnęła Liz, kiedy ćwiczyłyśmy nasz Hindi i jadłyśmy swój makaron z serem i tak bardzo, jak szanowałam geniusz Liz nie myślałam, by umieszczenie takiej informacji w książce Macey było najlepszym sposobem na wyznanie jej prawdy. -No cóż... Chyba jest ktoś kto bardzo nienawidzi rodziny Macey. I samej Macey. Pokręciłam głową, bo „Hej Macey, chyba myślałaś, że nikt nie może nienawidzić twojej rodziny bardziej niż ty” ta opcja nie wydawała się dobra do dojścia do porozumienia. Prawda jest taka, że może i znałyśmy czternaście języków, ale kiedy chodziło o przekazanie złych wiadomości żadna z nas nie umiała dobrać odpowiednich słów. -Może – powiedziałam powoli i po angielsku mimo że nauczyciel wędrował po sali sprawdzając, czy mamy dobry akcent, by doprowadzić nas w języku Hindi do perfekcji – Może nie powinnyśmy... -Jej mówić – spytała Liz, czytając mi w myślach. Nie lubię trzymać sekretów, które, biorąc pod uwagę wybraną przeze mnie profesję, są straszne, ale prawdziwe. Ale pamiętam moją pierwszą podróż windą na pod poziom drugi – istnieją pewne sekrety, które zatrzymujemy dla siebie ponieważ sami musimy stawić im czoła, lub dlatego, że lepiej jest zatrzymać je dla siebie. Patrzyłam na moje dwie najlepsze przyjaciółki i zastanawiałam się, którym rodzajem sekretu jest ten. -Chciałaby wiedzieć – powiedziała Bex po prostu, a ja skinęłam głową niezbyt zakoczona, ale zadowolona że myśli tak, jak ja. -Ja – wyszeptała Liz i pochyliła się – Ja myślę – wyjąkała ponownie i mogłam powiedzieć, że Liz – nie geniusz, który wiedzia o tobie więcej niż ty, ale Liz DZIEWCZYNA wiedziała, że milczenie jest czasami błogosławieństwem. -Nie – powiedziała w końcu,
potrząsając głową. - Nie chciałabym wiedzieć. A poza tym – spojrzała na mnie swoimi niebieskimi oczami – Gdyby ta wiedza była najlepsza dla Macey , czy Twoja mama, ciocia, pan Solomon, ktokolwiek... Nie powiedziałby jej? Nienawidzę, kiedy ona ma rację. A to, niestety, dzieje się często. Czułam, że Liz i Bex wpatrują się we mnie i wiedziałam, że to ja miałam decydujący głos. I wychodząc z sali, ginąc w tłumie dziewczyn zobaczyłam wychodzącą z sali zajęć P&E Macey. Uśmiechała się, śmiała, ale wiedziałam, że to wszystko gdzieś w niej tkwi, a naprawdę nie chciałam jej znowu takiej widzieć. -Co tam? - spytała Macey, siadając obok mnie. Nie miałam gotowej odpowiedzi. Na szczęście Joe Solomom był jedynym, który odpowiedział: -Quiz. -Teraz wiem coś, czego wy nie wiecie na temat CoveOps śledzenia studiów. - powiedział pan Solomon spoglądając na biurko nietknięte przez klasy juniorów. - Ale są aspekty tego życia – tego świata – od których nie możecie uciec. Kiedykolwiek. Fakt, że cokolwiek powiecie komukolwiek, kogo kochacie będzie kłamstwem, jest jednym z nich. Więc, jeżeli nie przeszkadza wam trochę dodatkowej pracy – powiedział, patrząc w dół na Liz, która jest typem osoby, której nigdy nie przeszkadza dodatkowa praca – Ubranie cywilne. Hol, dwadzieścia minut. Dziesięć minut później biegłam w dół pół kroku za Bex i Liz. Adrenalina, która pojawiała się tylko, gdy wychodziłam poza budynek, robiąc co innego, będąc kim innym znów się we mnie rozbudziła. Macey była obok mnie. Nie miałam pojęcia dokąd zmierzamy, ale szczerze mówiąc, nie obchodziło mnie to. Abby stała w drzwiach, złośliwie uśmiechając się do każdego, kto ją mijał. Ale kiedy ja i Macey podeszłyśmy do drzwi uśmiech ciotki nie oznajmiał tego, co chciałybyśmy by znaczył. -Przepraszam – powiedziała – Niebezpieczna okolica. Wysłałam Macey współczujący uśmiech i próbowałam ją ominąć. Ale Abby ani drgnęła. -Oh – spojrzała na mnie – Myślę, że ty i twoja mama macie... umowę? Słyszałam kroki wycofujących się w ciemność naa zewnątrz. Wiedziałam, że to odpowiedni moment na ucieczkę. -Ale – zaczęłam. Nie widziałam potrzeby wstawiennictwa kogoś za mną, ale były sytuacje wyjątkowe. - Ale to jest ustalone zadanie! - wypaliłam. Abby tylko potrząsnęła głową. -Przykro mi dziewczyny – powiedziała – Jasne – spojrzała na Macey – wezmę kulkę przeznaczoną dla Ciebie na siebie, ale to nie znaczy, że narażę się na gniew Rachel. Bex i Liz wpadły w poślizg, wracając po nas. Oczy Bex pytały nas, co zajęło nam tak dużo czasu. Ale ciotka Abby zniknęła w ciemnościach, nie spoglądając na nas więcej. -Hej – powiedziałam, doganiając Macey – Wszystko w porządku? Uśmiechnęła się: -Tak, jest świetnie. - ale jej głos nie brzmiał, jakby miała się świetnie. Ani trochę. -Rozmawiasz ze mną, pamiętasz? - powiedziałam jej – Ja nie mogę głosować. -Jestem … - tym razem naprawdę zastanawiała się nad odpowiedzią – Jestem wściekła. - powiedziała w końcu, a jej słowa rozeszły się echem po całym holu. -Okay. -I źle się z tym czuję – wyciągnęła schowane wcześniej ramię. To głupie zanieczyszczenie, swędzenie... Pamięć. Ale najwyraźniej zdobyłam dziesięć punktów w ankietach. -Okay. -I jestem zmęczona – jej głos stał się łagodniejszy – Jestem tak zmęczona byciem Macey McHenry... Zapatrzyłam się w gwiazdy tak, jak i ona. -Mogło być gorzej – starałam się ją pocieszyć, jednak w moim głosie dało się wyczuć zwątpienie – Mogłaś być leworęczna. - powiedziałam, patrząc na jej lewe ramię. Macey zaśmiała się -Mogłabym być na kampanii z moją matką. -Mogłabyś być swoją matką – spróbowałam. -Mogłabym być Prestonem – znów
się zaśmiała. Myślałam nad tym od sekundy. Jeżeli Macey prowadziła szalone życie przez swojego ojca, to syn kandydata na prezydenta musiał mieć jeszcze gorzej... -Jestem gotowa by być ponadto. Jestem gotowa na wtorek. To był moment w którym mogłam powiedzieć jej prawdę i żeby ostrzec ją przed działaniem na szybko. -Co? - spytała,czytając z wyrazu mojej twarzy. Byłam bliska powiedzenia jej prawdy, ale ona ciągle miała nadzieję, że we wtorek wszystko się zakończy, a ja nie chciałam pozbawiać jej złudzeń. -Co chcesz robić, Macey? - spytałam. -Nie chcę być oglądana przez cały czas – powiedziała. - Nie chcę być oglądana przrez ludzi w mieście. Nie chcę, żeby rodzice pilnowali każdego mojego kroku. Nie chce po prostu być... Taka jak teraz. Kiedy wyglądasz jak Macey McHenry to takie słowa brzmią na szalone. Ale nie jeżeli jesteś nastolatką. Nie, jeżeli byłaś w przykrywce na okładkach wszystkich magazynów w Ameryce przez ostatnie sześć miesięcy. I nie, jeżeli jesteś kameleonem. Możliwe, że jestem jedyną osobą, która mogła ją zrozumieć i możliwe, że to dlatego mi to powiedziała. I możliwe, że dlatego odpowiedziałam: -Przestań...
Rozdział 23 Czy wiedziałam, że to było łamanie zasad? Tak Czy uważałam, że to było nierozsądne? Jak najbardziej. Czy myślę, że było warto? Szczerze? Zgaduję, że tak. Czasami zastanawiam się, co spowodowało to, że jestem Kameleonem - czemu lubię mieszać w ukryciu, czemu wolę być w cieniu niż zauważalna. Zastanawiałam się, kiedy schodziłyśmy na dół z Macey i wiedziałam, że bycie niewidocznym było odwołalne. Po wszystkim, co zajęło dziewięćdziesiąt minut, z Macey McHenry byłyśmy gotowe na świat na zewnątrz. Zerknęłam na dziewczynę obok mnie. Jej znak firmowy – niebieskie oczy – były ukryte pod brązowymi soczewkami i ciemnymi okularami. Chciałyśmy dodać piegi w okolicach jej bladego nosa. Rzędy ciemnych czarnych włosów były schowane pod kędzierzawą rudą peruką. I wiedziałam, że ktokolwiek by na nią nie spojrzał zwróci uwagę na wielkie okulary i perukę. Sięgnęłam po stary gobelin rodziny Gallagherów, który wisiał przed kamienną ścianą, a potem spojrzałam na dziewczynę, którą ledwo mogłam poznać i spytałam: -Jesteś pewna? Sięgnęła ku małemu wyrostkowi w ścianie i przekręciła miecz, powodując otworzenie jednego z moich ulubionych tajnych przejść. -A jak stawiasz? Roseville zawsze powalało mnie jako rodzaj miejsca, w którym wszystko zawsze się zmieniało. Ale tej nocy światła ukazywały oddalone miejsca i jasny, opalowy (w sensie z opalu) blask wzrósł zza horyzontu kiedy ja i Macey szłyśmy przez miasto. To była piosenka, także, przyszła i odeszła niskim dudnieniem niczym płynąca rzeka. Wszysko dookoła nas, ludzie spiesznie wychodzący z restauracji strumieniem w kierunku światła. -Co chcesz robić? - zwróciłam się do Macey. Patrzyła w zamyśleniu na dwie dziewczyny
w sklepie z oknami. Dla mieszkańców Roseville wyglądała jak ordynarna dziewczyna. Ludzie nie spoglądali na nią dwa razy. Był to skutek czerwonych włosów i okularów. Była niezauważalna. Była jak ja. I cieszyła się każdą sekundą bycia tą dziewczyną. -Chodźmy za nimi – powiedziała. Spoko, jako artysta uliczny, to nie było najtrudniejsze śledzenie kogoś, z jakim się spotkałam. Światła były coraz jaśniejsze. Każda z osób szła w tym samym kierunku w dół ulicy. Para mężczyzn argumentowała. -McHenry – sprzeczał się jeden – Kłamstwo nie jest lepsze od czegoś innego. Spojrzałam na Macey oczekując jakiejś reakcji w jej oczach, ale jej uczucia były dobrze ukryte jak na szesnastoletnią dziewczynę. -Nie obchodzi mnie, czy on ma opaski w Roseville – jeden zaprostestował. -Masz na myśli, że jego córka jest w szkole? - spytał drugi. I wtedy Macey zrobiła coś, czego nigdy bym się po niej nie spodziewała. Wpadła na mężczyzn, tworząc kontakt fizyczny i spojrzała jednemu w oczy. Wstrzymałam oddech na sekundę kiedy Macey McHenry wpatrywała się w niego swoimi brązowosoczewkowymi oczami. -Przepraszam – powiedziała. -Nie przepraszaj mnie młoda damo – powiedział i wrócił do swojego kolegi. Wiedziałam, że złamałyśmy obietnicę daną mojej mamie i podjęłyśmy ogromne ryzyko. Ale wyraz twarzy Macey dał mi do zrozumienia, że wszystko jest w porządku. Skręciłyśmy na rogu i zobaczyłam rzędy świecących kul, falujące flagi USA i słyszałam ryczącą z głosników piosenkę. Nie rzekę... Football. Sadion do footbolu znajdował się na uboczu miasta przytulony do długiej ulicy. W dali zespół zaczynał grać. Dźwięki piosenki rozeszły się echem wzdłuż ulicy.Cheerliderki tańczyły idealnie zgrane w kolorowych strojach. A pomiędzy nimi stało pięć dziewczyn w fantazyjnych sukienkach. -O mój Boże – powiedziała Macey, spoglądając na dziewczynę stojącą na środku w białej sukience. Brzmiała na przytłoczoną, tak mi się wydawało. -Myślę, że może jest ich królową – zgadłam, ponieważ, szczerze, byłyśmy w całkiem obcym środowisku. Szpiedzy muszą czuć się komfortowo w każdym rodzaju towarzyskich sytuacji, ale nie myślcie, ze kiedykolwiek byłam w miejscu, gdzie ludzie byli ubrani w bluzy i tiary. Mam na myśli, że oglądałam football w telewizji z dziadkiem Morganem, ale nigdy na nich nie widziałam dziewczyn ubranych w oficjalne ciuchy. Ścieżka prowadziła dookoła pola boiska. Po przeciwnych stronach stały dwie drużyny. Ruszyłyśmy z Macey w tym kierunku i skręciłyłyśmy w prawo wpadając na Tinę Walkers. -Przepraszam – powiedziała, potykając się. A potem spojrzała na Macey. Spojrzała na mnie. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale tak szybko jak to zrobiła zamknęła je z powrotem, jakby wyganiając z myśli jakąś głupią myśl. -Yhmmm ... Przepraszam – chwyciłam Macey i poszłyśmy dalej. Macey spojrzała na mnie. Jej zmienione soczewkami oczy prześwietliły mnie całą, ale nic nie powiedziała.
Zaraz obok łazienek zobaczyłyśmy Evę Alvarez sprzedającą koszulki z napisem: I ♥ #32. Słyszałam śmiech Countrey Bauer. Teraz wiedziałam, technicznie mówiąc, że tylko tłum pełen dziewczyn z Akademii Gallaghera blisko mnie może dać mi poczucie bezpieczeństwa. Zachowałyśmy z Macey spokój i szłyśmy dalej czując się inaczej. Znowu. Miałam na myśli dziewczyny z Akademii w tłumie, ale nie tylko. Gra musiała iść dobrze dla Roseville, ponieważ tłum wydawał się być zadowolony, ale z pewnych powodów myślami znalazłam się w innym tłumie i innym dniu. Ale tym razem nie myślałam, że jestem szalona, wracając myślami do Waszyngtonu, DC. Tym razem wiedziałam, czego szukam. -Coś jest tu nie tak – mruknęłam, kiedy mój wzrok przetoczył się po tłumie nie zauważając graczy, cheerliderek i starzejących sie byłych-luzaków. -Co? - spytała Macey, przekrzykując ryczący tłum. -Zach. - szepnęłam w odpowiedzi. -Nie wiem, czemu Cię nie pocałował - powiedziała Macey rozdrażniona, nie była w nastroju do ponownej rozmowy na ten temat. -Nie - potrząsnęłam głową - On jest tutaj! Dzięki temu zdobyłam trochę uwagi mojej współlokatorki. -Skąd wiesz? - spytała, zawracając w stronę tłumu. - Czy to sposób artysty ulicznego? -Nie - powiedziałam - To sposób dziewczyny. - Macey skinęła głową, jakby dokładnie wiedziała o co mi chodzi. Przyjrzała się wybielaczom: -Może Blackthorne są tutaj także dla operacji CoverOps? - powiedziała, ale potrząsnęłam przecząco głową. -Och! Alarm Solomowy! - powiedziała w tym samym czasie Macey, wracając do życia. Nasz nauczyciel stał przy maszcie. Nasz nauczyciel patrzył w naszą stronę. To powinno być ławe krążyć wokoło próbując się schować -myślałam gorączkowo. Ale na szczęście Macey była ze mną. Aż spojrzenie Solomona przeszło w inną stronę. Może to był instynkt albo trening, jak stać w bezruchu. A może to wzrok chłopaka stojącego 40 stóp od mojego nauczyciela, na ciężarówce i gapiącego się wprost na mnie. Zostanie rozpoznanym na misji pod przykrywką jest złe. Wrodzy agenci mogą próbować cię zabić. A przyjaciele, którzy nie mają jasności co do tego, że pod przykrywką nazwyasz się Tiffany St. Jones mogą cię całkowicie przypadkiem wydać. Ale w tym momencie nie do końca zdawałam sobie sprawę, jak niebezpieczne może być rozpoznanie cię w trakcie akcji przez... Twojego byłego chłopaka. -Czy to nie jest... - zaczęła Macey, ale ja nie mogłam dać jej skończyć. -Josh.
Mój mózg wymyślał wiele powodów dla których nie powinnam panikować. W tym momencie wyglądałam bardziej jak Macey niż jak ja kiedy stałam w długiej czarnej peruce i niebieskich szkłach kontaktowych i dżinsach w których na prawdę nigdy nie wyszłabym dla zabawy nawet w piątkowy wieczór. Miałam jedną nadzieję, której trzymałam się bardzo mocno: nadal byłam Kameleonem, ciągle byłam osobą, której nikt nie widzi. Ale zawsze jest przecież jeden wyjątek od reguły. I ten wyjąte stał dokładnie na przeciwko mnie. -Czy on... wydoroślał trochę? - spytała Macey, zezując oczami, aby lepiej widzieć przez imitację okularów. - Wygląda... goręcej. - dodała, jakby była pełna uznania. Chciałam powiedzieć nie. Chciałam udawać, że to wcale nie ma znaczenia. Ale kiedy odwrócił się i poszedł w drugą stronę od nas, zrobiłam to, co każy szpieg (nie koniecznie była dziewczyna) by zrobił: podążyłam za nim. Powinnam zaczekać na Macey, ale zamiast tego znalazłam się przepychająca przez zespół marszowy. Bycie artystą ulicznym podążającym za chłopakiem wyglądającym jak Josh Abrams nie jest tak łatwe, jak się wydaje. Właściwie jest on niedoświadczonym, nieświadomym i całkowicie obojętnym w stosunku do Podstaw Elementarnego Licznika nadzoru (była moją ulubioną książką, kiedy miałam siedem lat). A jeszcze ta "misja" okazała się tak trudną, jakiej nie miałam od dawna. Możliwe, że to jest fakt, że byłam na całkowicie nieznanym gruncie. Możliwe, że to była droga tłumu, który mnie tłamsił, co jeszcze utrudniało mi podążanie pod prąd. A może to był znak na temat innego chłopaka, który pojawił się znikąd blokując mi drogę. - Co ty tutaj robisz, Dziewczyno Gallagher? - głos Zacha był niski, ale silny. Chwycił mnie za przedramię i wyciągnął z drogi, którą jechało cabrio. -Zadanie z Tajnych MIsji- skłamałam - A ty? -Myślałem, że nie powinnaś opuszczać zajęć - powiedział. -Tak, bo jesteś zorientowany w sytuacji Akademii. Seri Zach, czy ty kiedykolwiek zostawałeś w Blathorne? - nie odpowiedział. (Macey mówiła mi, że to typowa reakcja zarówno dla chłopców i szpiegów, więc nie wiedziałam, który z nich tak zareagował) -Tak myślałem, że możesz spróbować czegoś takiego - to zabrzmiało jak najbardziej barwdziwa rzecz, jaką usłyszałam od niego od lat. -Po rostu mi powiedz... - zaczął Zach i po raz pierwszy złość zdawała mu się znikać z twarzy - Po prostu mi powiedz, że nie zrobiłaś tego tylko po to, żeby zobaczyć Jimmy'ego. -Josha - poprawiłam Zacha chyba już milionowy raz, ale tym razem się nie uśmiechnął i wiedziałam, że żart był niewypałem - Nie. Jestem tu ... Po prostu. Nie patrzyłam na niego, ale skądś wiedziałam, że Josh stoi z grupą znajomych jakieś dziesięć stóp od nas. A Zach stał na przeciwko mnie. Stałam tam, pomiędzy dwoma chłopakami, którzy nie
mogli się już bardziej od siebie różnić. Jeżeli bym była inną dziewczyną, pod inną przykrywką nie wiem, co bym zrobiła: ale wtedy liczyła się tylko jedna rzecz. -Czemu byłeś w Bostonie, Zach? - powietrze wokół nas było chłodne i ostre. Łagodna muzyka sączyła się z głośników, kiedy drużyna gospodarzy dotarła do środka pola. Spojrzałam na chłopaka, którego nie widziałam już od miesiąca i spytałam - Dlaczego jesteś tutaj? Podeszłam bliżej do niego czekając na jakąś reakcję, odpowiedź, choćby uśmiech. I bardziej niż czegokolwiek chciałam, żeby odpowiedział "jestem tu dla ciebie". Miejsce pomiędzy nami się skurczyło, ale kiedy ja zrobiłam krok w jego stronę Zach się odsunął. Zeszłej wiosny by mi dokuczył, flirtowałby ze mną - to ja byłabym trudną do zdobycia. Ale stojąc w jaskrawym świetle lamp mogłam w jakiś sposób zobaczyć, w ciągu ostatnich kilku miesięcy , Zach i ja zamieniliśmy się miejscami, a ja nie chciałam być po tej stronie gry. -Chodź - powiedział, chywtając moją rękę (ale nie w miły, romantyczny sposób) - Zabierzemy Macey do domu. -Nie będziemy nic robić. -Dobrze - powiedział, ruszając w inną stronę - Idę znaleźć Solomona, żeby poznać jego opinię. -Zach - zaczęłam, przerywając mu, ale on mnie zignorował. -Czy ty w ogóle wiesz, kto tutaj jest? - warknął głośniej, ale szybko ściszył głos - Czy to cię w ogóle obchodzi? -Circle of Cavan jest sprawą moich sióstr, Zach. Nie twoich. Poszukują moich przyjaciół. Wysyłają dziewczyny Gallaghera zjeżdżające przez pralnię, więc nie pojawiaj się tu tak po prostu i nie próbuj mnie pouczać, jaka jest stawka. - zaczerpnął oddech, jakby chciał coś powiedzieć, ale wiedziałam że lepiej nie pozwolić mu na to. - Jeżeli zwolennicy Jospeha Canavana chcą rozstrzygnąć sprawę z pra-pra-pra wnuczką Gillian Gallagher będą mieli do czynienia z nami wszystkimi, co niekoniecznie obejmuje ciebie. Speaker mówił coś na temat królowej balu i jej wielkiej miłości do szczeniąt, czy czymś w tym stylu, ale ja patrząc na Zacha nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że nie widziałam go dłużej niż tylko miesiąc. Jeżeli kiedykolwiek. -Dlaczego czuję, że nie powinnam ci więcej ufać? Chciałam, żeby zaprotestował, żeby argumentował, żeby próbował przekonywać, ale on tylko spojrzał mi w oczy i powiedział: -Ponieważ Akademia Gallaghera nie przyznaje się do głupców (moje pytanie - WTF?!) Setki osób wypełniało trybuny wokół nas. Byli tam nauczyciele, księgowi, matki, ojcowie, mężczyźni pracujący w fabryce papieru toaletowego, zwykli ludzie próbujący żyć regularnym życiem. Nie mogliśmy być dalej od Macey McHenry (zarówno szpiega jak i dziewczyny)
gdybyśmy próbowali. Jednak była tam obok nich. Obok nas. I ona słyszała wszystko, o czym mówiliśmy. -Krawat rodziny Roseville - powtórzyła to, co powiedział mężczyzna na ulicy. -Macey - powiedziałam, podchodząc bliżej jej. -Czy to.. - zaczęła, a przez moje myśli przeleciało kilkanaście możliwości na zakończenie tego zdania. Gdybym to ja właśnie odkryła, że jestem potomkinią Gillian Gallagher. Byłabym podekscytowana. Bex uważałaby to za najlepsze, co ją w życiu spotkało. Liz postanowiłaby przeprowadzić serię badań DNA, by ustalić, czy zdolności do ukrywania się są dziedziczne. Ale to na prawdę nie miało znaczenia, co my byśmy zrobiły. Liczyło się tylko, jak Macey na to zareaguje. -Wiedziałaś o tym? - spytała, głos jej się załamał. Jej warga zadrżała - Jak długo o tym wiedziałaś? Mogłabym skłamać, tak myślę. Ale tak na prawdę nie mogłam, bo Macey mieszkała ze mną od roku i dobrze ją znałam. Macey miała prawo wiedzieć, że z tysiąca dziewczyn w Akademii tylko ona miała w swoich żyłach krew Gilly Gallagher. -Tak, moja mama powiedziała nam ostat... -Nam?! - warknęła - Czy cała szkoła wiedziała? -Nie, tylko Bex, Liz i ja. Mama chciała ci to wszystko wytłumaczyć, gdy będziesz gotowa to zaakceptować. Ona... -Więc jestem potomkinią Gillian Gallagher? Więc... dlatego mnie nie wywalili. -Macey to nie... -Prawda. - powiedziała, wpatrując się we mnie, a ja po raz pierwszy w życiu nie mogłam ani składamać, ani się ukryć. Mogłam tylko patrzeć, jak po wyrzuceniu tych słów z siebie odchodzi. -Macey - zawołałam i chciałam iść za nią, ale moja ręka była trzymana przez Zacha. -Cam - zaczął. -Nie teraz, Zach. - odskoczyłam od niego. Może chciałam znaleźć Macey. A może chciałam być gdziekolwiek tylko nie tam. Przepchnęłam się przez tłm obserwując wszystko, co działo się dookoła. Każda osoba wydawała się potencjalnym zagrożeniem. Dwadzieścia stóp na prawo stał mężczyzna, który z kilkudziesięcio sekundowym opóźnieniem zaczął wiwatować, jakby był zajęty czymś innym. Dalej stały dwie kobiety ubrane w buty, jakich
nigdy nie założyłyby gospodynie w tym miasteczku. Chciałam krzyczeć do Comms o stworzenie kopii zapasowej. Ale tu nie było kopii zapasowej. I nie było Macey....
Rozdział 24 Droga z Roseville nigdy nie trwała tak długo. Szkoła nigdy jeszcze nie wydawała się tak duża jak podczas ostatnich godzin. I nigdy nie czułam się tak głupio, jak wtedy, gdy Bex, Liz i ja zajrzałyśmy do wszystkich pokoi, na każdym piętrze, szukając Macey. Tajny Raport Operacyjny 0500 Agentki Morgan, Baxter i Sutton przeprowadziły dokładne przeszukanie Pałacu Gallagher, korzystając z podręcznikowego wzorca.(Były tego pewne, ponieważ Agentka Sutton wzięła go z aktualnego podręcznika.) - Wiem, że wróciła – powiedziałam po raz setny, ale musiałam ciągle mówić. Nie miał znaczenia fakt, że ani Bex, ani Liz nie potrzebowały tego słuchać. - Widziałam jej ślady w tunelu. Wróciła tą drogą. Jestem tego pewna. Zostawiła swoją perukę koło drzwi z resztą przebrania, więc zostawiłam też swoją i poszłam dalej, szukając jej. - Patrzyłam na Bex i Liz, nawet nie próbując ukryć paniki, kiedy błagałam je, żeby mi uwierzyły. Wiem, że wróciła! Chciałam, żeby Liz zacytowała nieprawdopodobne szanse na to, że z Macey jest cała i zdrowa. Miałam nadzieję, że Bex powie mi, że wszystko będzie w porządku, ale zamiast tego spojrzała na Liz i zapytała: - W skali jeden do dziesięć, jak wściekła ona była? Byłyśmy w bibliotece, ale nie było innych dziewczyn między półkami. Zegarek w mojej głowie mówił mi, że jest prawie piąta rano. Ogień w kominku - stos tlącego się żaru – był jedynym źródłem światła w pomieszczeniu. Myślałam o pytaniu Bex, powoli dochodząc do wniosku, że „wściekła” nie było odpowiednim słowem. Ze wściekłością można sobie poradzić wyzywając Bex na dobry sparing w stodole samoobrony i walki wręcz. Wściekłość przechodzi po dobrze przespanej nocy. - Nie wściekła. - powiedziałam potrząsając głową – Wyglądała bardziej jakby.. - Miała złamane serce. Głos Liz był tak cichy, że ledwo ją usłyszałam i nawet teraz nie jestem pewna, czy wiedziała, że powiedziała to na głos. Szukałyśmy Macey godzinami, ale coś w jej sposobie patrzenia na spiralne schody podpowiedziało mi, że Liz też jest nieobecna. - Kiedy Macey się dowiedziała, miała złamane serce – Powiedziała znowu Liz i wiedziałam, że ma rację. - Tak – Powiedziałam, odwracając się do niej – Złamane serce. - Złamię coś jak ją znajdziemy – Akcent Bex przebijał się przez fale. - Dostanie się jej jeśli będzie kontynuować swoją głupią ucieczkę po kraju. - Nie rozumiesz, prawda? - To był pierwszy raz kiedy słyszałam Liz podnoszącą głos, pierwszy raz jej skóra była tak śmiertelnie blada. Nawet Bex stanęła i gapiła się. Znaczy, patrz na siebie... - Patrzcie obie na siebie! Nie wiecie jak to jest. Wy... Należycie. - Liz powiedziała, jakbyśmy trafiły w sedno starodawnego sekretu i nie zdawały sobie z tego sprawy. I
sądzę, swoją drogą, że byłyśmy. - Ty – Liz odwróciła się do Bex – Zmierzyłaś cały świat razem z mamą i tatą tropiąc handlarzy bronią oraz łapiąc terrorystów podczas wakacji. Bex zaczęła protestować zanim zrozumiała, że słowa Liz nie miały na celu jej obrazić i, ponadto, były prawdziwe. - A ty – powiedziała Liz do mnie – Cam, twoja mama jest dyrektorką. Twoja ciocia jest żyjącą legendą. - Z jakiegoś powodu poczułam, że się czerwienię. - Wy nie macie pojęcia jak to jest być... normalnym. I wtedy pewnego dnia ktoś mówi wam, że najtrudniejsza, najbardziej elitarna, najbardziej zadziwiająca szkoła jest w Roseville, w Wirginii – Głos Liz był marzycielski, ale gdy spojrzała na nas jej słowa stały się stalowe – I oni chcą ciebie. Myślałam o jej słowach i zrozumiałam, że nie było takiego momentu w moim życiu, bym wątpiła, że chcę zostać Dziewczyną Gallagher. Dla Bex najtrudniejszą przeszkodą była geografia. - Tak – powiedziała Liz, wiedząc, o czym myślimy. - Zawsze byłam całkiem niezła w szkole. - To było prawdopodobnie niedomówienie stulecia, ale nie odważyłam się wtrącić. - Ludzie zawsze mówili mi, że jestem mądra. Ludzie zawsze mówili mi, że jestem niezwykła. Ale Macey.. - Głos Liz się załamał. Moje oczy stały się rozmyte i nawet Bex wyglądała jakby miała się zaraz rozpłakać. - Co ludzie mówili jej? Nie chciałam myśleć o odpowiedzi na to pytanie – nie wtedy. Nie potem. Siedziałyśmy we trzy otoczone przez książki i sekrety w świetle dogasającego ognia, nareszcie rozumiejąc, że byłyśmy jedynymi w życiu Macey, które wiedziały, że nie wolno oceniać dziewczyny po przykrywce. - Musimy ją znaleźć. – Powiedziała Bex, ruszając w stronę drzwi. – Teraz. Ale ja byłam już przed nią, pchana na fali obezwładnienia i przerażenia. Instynkt kierował mnie naprzód kiedy modliłam się, bym się myliła. Mogłam usłyszeć dziewczyny podążające za mną, ich kroki odbijające się echem od starych kamiennych podłóg gdy Bex zawołała: - Szukałyśmy już tutaj. Ale ja tylko biegłam szybciej przez opustoszały hall, mijałam puste klasy i ciemne okna i, w końcu, w dół schodów, które prowadziły do długiego korytarza w piwnicy, gdzie wszystko się zaczęło. Nie było tam żadnego okna. Korytarz był ciemny, kamienne podłogi wyboiste, ale ja ciągle biegłam na miejsce, gdzie moja mama ponad rok temu nas przyprowadziła, abyśmy poznały prawdę na temat Macey. Kiedy stanęłam naprzeciwko gobelinu przedstawiającego drzewo genealogiczne rodziny Gallagherów starałam się sobie wyobrazić ile razy znikałam za nim, ale wiedziałam, że podróż dzisiejszej nocy jest najważniejszą ze wszystkich, jakie odbyłam tym korytarzem. Oddychałam ciężko, prawie przestraszona tym, co odkryłam, kiedy Bex i Liz pojawiły się za mną. - Ona jest gdzieś tutaj – powiedziała Liz – ona musi tu być. Ona... Ale ja tak naprawdę nie słuchałam, gdy pociągnęłam gobelin na bok i przekręciłam maleńki miecz w godle Akademii Gallagher, które było osadzone w kamiennej ścianie. - Może być w świetlicy dziewiątej klasy – Liz powiedziała, jak gdyby miała zasnąć, gdyby nie mówiła. - One mają te bardzo wygodne krzesła. Ale ja tylko patrzyłam jak mur przesuwa się odsłaniając pusty korytarz. Słuchałam
dźwięku ciszy odbijającego się w szybie. Patrzyłam na miejsce, gdzie Macey i ja zostawiłyśmy swoje przebrania wcześniej tej nocy – na miejsce, gdzie nie było żadnych peruk, żadnych ubrań, żadnego śladu pozostawionego przez dziewczyny, które były w tym miejscu wcześniej tego wieczora. - Ona jest tutaj – powiedziała Liz – Ona nie mogła... - Ona odeszła...
Rozdział 25 -Powiedz mi - głos pana Solomona był spokojny, kiedy usiadł na stoliku znajdującym się na przeciwko kanapy w biurze mojej mamy. Nie rozglądałam się po pokoju. Nie słuchałam, jak moja mama i ciotka rozmawiałmy z kimś przez telefon. Nie patrzyłam na Bex i Liz, które siedząc na parapecie odpowiadały na pytania Buckinghan i pana Smitha. To był najcichszy chaos, jaki kiedykolwiek słyszałam lub widziałam, więc siedziałam po cichu, starając się nie odpłynąć, goniąc myślami za Macey. Piętro pod nami dziewczyny zbierały się na śniadanie w sobotę rano. Wiadomość o Macey jeszcze się nie rozprzestrzeniła, ale wiedziałam, że prędzej, czy później tak się stanie. Wiedziałam, że ta informacja dostanie się do ludzi w urzędzie. Joe Solomon spojrzał na mnie, jakbyśmy byli jedynymi ludźmi, którzy rozmumieją, że wszystko się rozpadda. Kłamstwo miało trzymać to wszystko w kupie. Miałam tylko... -Powiedz mi wszystko panno Morgan -Ostatnim razem widziałam ją wczorajszego wieczoru. -Wszystko. -Ostatniej nocy byłyśmy w mieście na meczu piłki nożnej. - Musiałam przyznać, że oczekiwałam na jakiś okrzyk, jakąkolwiek reakcję. Ale Joe Solomon nie był jednym z najlepszych ludzi w tej branży bez powodu. Nie powiedział nic poza tym, że kazał mi kontynuować. - I widziałyśmy Zacha. Może to była tylko moja wyobraźnia, ale wydawało mi się, że pan Solomon mrugnął. Chciałam go zapytać o pare rzeczy, ale bardziej niż odpowiedzi chciałam powrotu Macey. -Czy chce pan wiedzieć dokładniej? Wydawało mi się, że docenia propozycję, ale pokręcił głową i powiedział: -Nie teraz.
-Zach i ja rozmawialiśmy o Circle of Cavan i na temat pierścienia i miecza - tam jest ich godło, nie prawdaż? Na to pan Solomon się uśmiechnął. -Wiedziałem, że tak będzie. Mów dalej. -Macey nas podsłuchała. Nie wiedziała, że między nią a Gilly są jakieś powiązania. Chciała wiedzieć, czy to dlatego jest w Akademii. Nie wiedziała nic z tego, więc... uciekła. Było głośno i tłoczno, więc ją zgubiłam. - nie mogłam na niego spojrzeć - Zgubiłam ją... -To co ona robi. Panno Morgan. - pan Solomon spojrzał mi w oczy, ale jego spojrzenie nie wyrażało żadnych emocji. -Bieganie - dodał. -To typowe zachowanie. Kiedy chce się wziąć sprawy w swoje ręce. Czy wiesz o czym mówię, panno Morgan? Nie wiedziałam. -Ludzie często uciekają, by sprawdzić, czy pobiegniesz za nimi. Spotykałam Joe'a Solomona na zajęciach od roku, ale nie wydaje mi się, bym kiedykolwiek byłą w stanie go na prawdę poznać. Są momenty w których najsilniesze osoby mogą być złamane. I to była taka chwila. Ale zaraz pan SOlomon stanął przede mną i zapytał: -Czy coś zniknęło z pokoju? Wyobraziłam sobie nasz pokój. -Paszportu. -Żadnych ubrań? Pieniędzy? -Ona ma setki różnych kart kredytowych i każdy numer pamięta w sercu ( w ang. się rymuje. credit card - heart przyp. Tłumacza) Pan SOlomon wyglądał, jakby miał ochotę się uśmiechnąć, jakby chciał się zaśmiać. -Jest również najbardziej rozpoznawaną osobą w kraju, panno Morgan. - powiedział, nie kryjąc niepokoju w głosie. - Myślę, że możemy śledzić jej poczynania. Później spojrzał na moją twarz i spytał - Co? -Właściwie - powiedziałam powoli - Pamięta pan, jak mieliśmy zajęcia w klasie od przykrywek? Nie było czasu na krzyki. To nie było miejsce na lekcje dla córki i matki w żalu. Kiedy nasi nauczyciele skulili się dookoła nas dałam im wskazówki dotyczące położenia Macey. Kiedy skończyłam moja mama ruszyła do telefonu. Niestety, ciotki Abby nie byo tak łatwo rozproszyć.
-Wiem, co zrobiłam - powiedziałam, zanim moja ciotka zdązyła wypowiedzieć choćby słowo. -Wiesz? - w jej oczach było coś niejasnego. Nie była już ciotką Abby, nie byłą ochroniarzem Macey, przez ułamek sekundy była kobietą z pociągu,a le tak szybko, jak ta kobieta się pojawiła zniknęła z powrotem. -Poszłaś do miasta sama... I teraz, przyjdź we wtorek. A teraz musimy iść znaleźć Macey i ukryć jej zniknięcie. A jeżeli nam się nie uda każdy agent i pół FBI zjawi się w tej posiadłości, Cameron. A ja nie wiem, czy nawet Twoja matka potrafiłaby ich zatrzymać. Powalą i drzwi, będą śledzić Macey na każdym kroku a w procesie mogą wziąć moją głowę na dokłądkę. A tymczasem ona jest - Abby położyła dłoń na biodrze, tak, że po raz pierwszy ujrzałam jej kaburę. - Tylko Bóg wie... -Nowy York - Buckigham krzyknęła i walnęła w dół telefonem. - Młoda kobieta widziała dziewczynę zgodną z opisem Macey, kupującą bilet autobusowy w Nowym Jorku. I ktoś zastrzegł prywatny samolot do Szwajcarii za konta jej matki. Abby spjrzała na mnie: -Jej rodzina miała tam dom. - powiedziałam - To pasuje. Mama obróciła się do Buckingham - Mamy absolwentów naszej szkoły w Szwajcarii? -Oczywiście - odparła Buckigham. -Niech jej pilnują - profesor Buckingham odwróciła się ale mama nadal do niej mówiła - I Patricia, powiedz im, że to twardy orzech. Powiedz im, że jest jedną z nas. Dałabym wszystko, żeby Macey to usłyszała usłyszała. Może wtedy by mi uwierzyła. Może wtedy by nie uciekła. Moźe wszystko byłoby inaczej. Ale ona tego nie słyszała i to był problem. Była na drugim końcu świata.Sama. I jedno spojrzenie na zmartwioną twarz mojej matki dało mi do zrozumienia, że nie tylko oni szukają Macey. Kiedy Abby podeszła do drzwi Bex Liz i ja podbiegłyśy do niej: -Kiedy wyjeżdżamy? - spytała Bex. -My nigdzie się nie wybieramy. - Abby pękła. Widziałam przez okna, że ktoś na nią czeka. POdbiegła do schodów i rzuciła na odchodnym: - Będzie z nią w porządku. - Przez sekundę Abby wydawała się starą sobą, kiedy przechyliła biodro i powiedziała - Zaufaj mi. Z naukowego punktu widzenia wiem, że dzień ma 24h, 1440 minut, 86400 sekund. Ale nawet Liz przyznała, że dzień wydawał się być dłuższy, kiedy siedziałyśmy przy oknie wyczekując na przyjazd Abby i Macey.
Ale brama pozostała zamknięta. Przez noc nie mogłam się powstrzymać od wrażenia,że jakiś wirus, który został we mnie uśpiony nagle się zbudził. Myślałam o tym, jak rozdzice wyjeżdżali na misje na kilka dni, tygodni. I o tym, jak dowiedziałam się, że mój ojciec już nigdy nie wróci z misji. -ooops, przepraszam - spojrzałam i zobaczyłam Tinę biegnącą po schodach. Znak w jadalni pokazał, że dzisiaj rozmawiamy po portugalsku. Aromaty wypełniające korytarz powiedziały mi, że dzisiaj jest lasagne'a. Tina spojrzała na mnie i powiedziała, że nikt z klasy juniorów nie był głodny. -Wszystko w porządku, Cam? - spytała, a ja skinęłam głową. Z jakiegoś powodu nie potrafiłam usunąć się z jej drogi. -Tina, czy ty... - zatrzymałam się, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie chcę powiedzieć - Czy twoje źródła coś wiedzą? Chciałam, żeby mi powiedziała, że z Macey jest wszystko w porządku. POtrzebowałam informacji, ale na widok Tiny kręcącej głową i mówiącej - Niestety nie. Przykro mi Cam. - Zrobiło mi się słabo. -Ale może to dobra wiadomość? Wszyscy jej szukają.. - Ale jedyne co mogłam zrobić to parzeć w Hol Historii na miecz Gilly i szepnąć - To to, czego się boję. Jestem ekspertem w ukrywaniu się. Nie ma się co chwalić, ale taka jest prawda. Ale kiedy siedziałam w nocy wpatrzona w mój talerz zdałam sobie sprawę, że coś w ucieczce Macey nie ma sensu. Cos się nie zgadzało. -Oba przebrania - powiedziałam. -Co? - spytała Bex, pochylając się bliżej. -Oba przebrania zniknęły kiedy wróciłyśmy. Jedno nosiłam ja, a drugie ona. Bex uśmiechnęła się do mnie. -Szukasz czegoś. - i w mgnieniu oka biegłyśmy schodami w dół, a Liz ledwo nadążała za nami. Drzwi gabinetu mojej matki były zaknięta, ale nie spowalniałam, dopóki nie zatrzymała nas pani Dabney, pojawiając się znikąd. -Muszę zobaczyć się z mamą - wypaliłam. -Och, Cammie, kochanie, obawiam się, że twojej matki tutaj nie ma. -Ale muszę ją zobaczyć! -Cóż, jestem pewna, ale biorąc pod uwagę ostatnie okoliczności twoja matka poszła wytłumaczyć państwu McHenry dlaczego Macey nie pojawi się na kampanii. Lub się spóźni, jeżeli
zdążymy ją znaleźć i przywieść ze Szwajcarii do jutra. -Ale Macey nie ma w Szwajcarii - wykrzyknęłyśmy w tym samym czasie. Madam Dabney zatrzymała się i odwróciła: -Dlaczego tak twierdzisz? Co wiesz? -Właściwie - Liz i Bex spojrzały na siebie - Chodzi o to, że wzięła oba przebrania. A wy szukacie jej w Szwajcarii od trech dni. Myślę, że powodem dla którego nikt jej do tej pory nie znalazł jest to, że jej tam nie ma. -Cammie, kochanie, rozumiem twoją troskę, ale ktoś wyglądający jak Macey zamówił odrzutowiec lecący do Szwajcarii. -Ale - zaczęłam, ale Madame Dabney nie pozwoliła mi skończyć. -Zostało zarezerwowane na jej paszport - madame Dabney poklepała mnie po ramieniu. - Ona tam jest. Nie martw się, znajdzemy ją.
Poszłyśmy na górę do naszego apartamentu. Spojrzałam na Bex: -Gdybyś była Macey, co byś zrobiła? -Na początek zostałabym w sieci. - powiedziałą Bex, a ja skinęłam głową - Karty kredytowe i paszpoty są amatorskie. Nie obchodzi mnie, co miała z techniki, ale Macey nie jest amatorką. Bex wskazała na mnie, jakby mówiła, że teraz moja kolej: -Gdybym miała twarz rozpoznawalną w całym kraju nie podróżowałabym przez całą Eurpę bez użycia jednego z nich. - Bex skinęła głową i wskazała na Liz. -Ja jestem Nerdem. Nic nie wiem na temat tajnych misji. -Znasz Macey - szepnęła Bex i możliwe, że to była najprawdziwsza rzecz, jaką powiedziałyśmy przez długi czas. Liz usiadła na łóżku. Widziałam jej skupioną twarz, jak przegląda ogromną bazę danych, którą posiadała w głowie, ale odpowiedzi nie było tam. Ona była w sercu. W końcu wzięła głęboki odddech i powiedziała: -Chyba poszłabym tam, gdzie jestem bezpieczna. Na dworze było cicho. Myślałam o słowach Macey i upiorno bladej twarzy Macey w świetle jasnych reflektorów. Widziałam naszą współlokatorkę na wietrze.
A potem. Wiedziałam. -Weź klucze do Dodge, Liz - powiedziałam. I zobaczyłam, że Bex szykuje się nie wiedząc jeszcze na co. Ale Liz przyglądała mi się. -Gdzie jedziemy? -Przywieźć naszą siostrę do domu. Rozdział Dwudziesty szósty
Nie sądzę, żeby jakakolwiek z uczennic Akademii Gallaghera dla Wyjątkowo Uzdolnionych młodych kobiet uciekła ze szkoły, ale we wtorek rano ta liczba wzrosła do czterech. Kiedy Liz spała, Bex prowadziła. Siedziałam w fotelu pasażera w Dodge, zastanawiając się, czy uda nam się znaelźć to miejsce. Bex jechała powoli, aż zobaczyłam pas żwiru nie większy niż wąska dróżka i powiedziałam: -Skręć tutaj. -Czy to jakiś rodzaj bezpiecznego schronienia? - zapytała Bex, kiedy zerknęłyśmy w stronę ciemności, którą dodatkowo potęgowała obocność lasu. -Lepiej, żeby nim był - powiedziałam, myśląc o tym, co powiedział nasz nauczyciel od Tajnych Operacji - Pan Solomon jest jego właścicielem.
Raport z tajnej operacji. Agentki Morgan, Baxter i Sutton postanowiły pójść pieszo, uznając właściciela obiektu za bardzo dobrze wyszkolonego (poza byciem bardzo, bardzo gorącym)
Szukałam w tym lesie czegoś znajomego. Dach był ledwo widoczny, jednak z komina nie leciał żaden dym i nie było jakiegokolwiek znaku, że ktoś się tam znajduje. Nagle ogarnęły mnie setki wątpliwości: Co by było, gdybym się myliła i to nie było miejsce, dokąd uciekła Macey? Co, jeżeli przyjechałyśmy za późno? Więc zadałam pytanie, które najmniej mnie męczyło: -Co, jeśli to nie jest właściwy dom?
Kiedy zrobiłam kolejny krok, Bex złapała mnie za przedramię, a ja zamarłam. I nie musiałam patrzeć, żeby wiedzieć, że moja stopa znalazła się o cal przed cienkim drucikiem, który na pewno wywołałby alarm. Nie musiałam słyszeć głosu Bex, jak mówi: -To właściwe miejsce - żeby to wiedzieć. W tym momencie, wysoko wykwalifikowany agent zwolnił by, zbadał drogę, zaplanował, którędy iść. Ale takie rzeczy zazwyczaj omija Liz. -Co wy - zaczęła, a w następnej chwili spotkała się ze skałą i z jej ust dobył się okrzyk. -Ups, stokrotka. - podniosła nogę nad drutem i wylądowała w stercie liści. Bex rzuciła się do niej, ale było za późno, grawitacja działała, więc oby dwie upadły na krzaki pomiędzy dwoma czujnikami ruchu, których dokładności na pewno nie mogłybyśmy zduplikować. -Ona uderzy - zaczęła Bex, ale nie mogła skończyć, bo Liz udało sie jakoś zmienić kierunek i poleciała w stronę winorośli. -Liz - krzyknęłam, biegnąc za nią, ale było tam zbyt stromo, a ziemia była zbyt mokra a moje nogi uciekły spode mnie. Słyszałam, że Bex też straciła równowagę. Byłam cała w błocie, próbowałam spowolnić lot maczając ręce po łokcie w ziemii, jednak nic to nic nie dało, leciałam coraz szybciej. W moim umyśle już brzmiały syreny alarmujące, zespół był już w drodze. A na koniec, alarm się skończył. Usiadłam w błocie pełnym rozkładających się liści. Nic nie myślałam, ale po chwili mój oddech się urwał, kiedy zmiażdżyła mnie Bex, któa wylądowała idealnie na mnie. Udało mi się otrzeć oczy z błota, kiedy przed nami pojawiły się niewyobrażalnie długie nogi Macey McHenry, która powiedziała: -Jesteście za późno.
Agentki postanowiły wykorzystać tę rzadką okazję, by zrobić rekonesans w domu wyszkolonego specjalisty bezpieczeństwa, podczas którego odkryto następujące rzeczy: -Pudełko z przynętami, prętami i haczykami, które mogły być bardzo przydatne w taktycznych rozmowach (po dłuższych oglądzinach doszły jednak do wniosku, iż znalezione rzeczy rzeczywiście służą do połowu ryb) -4 zwykłe, białe T-shirty, sześć par zwiniętych skarpetek -Jeden szwajcarski scyzorek -47 map w 16 różnych językach -Zero miłosnych listów, zeszytów lub notebooków z serduszkami na okładce
-Najobszerniejszą apteczkę, jaką kiedykolwiek skompletowano.
-Kocie jedzenie - wykrzyknęła Liz, po zajrzeniu do kolejnej szafki. Słyszałam, jak pędzi by zapisać je na liście, a następnie mówi - Ciekawe, co to może znaczyć? Czułam, że zarówno Bex i ja zastanawiamy się z podziwem nad tym, że domowej roboty zasłony i firanki nie były kuloodporne. Nie ważne było, jak dobrze Liz by szukało. Nie mogła znaleźć kryształowej kuli. Macey stanęła obok mnie, wpatrując się w jezioro. Nie mogłam się powstrzyać od myśli, że minęło dużo czasu od naszej rozmowy na końcu molo. Może Liz miała rację, a ona chciała tylko znaleźć jakieś bezpieczne miejsce. Może pan Solomon na prawdę rozumiał, że czasem ucieczka jest jedynym wyjściem. Ale nie wiedziałam, czy Macey chciała, byśmy podążyły za nią. A może, tak jak ja chciała po prostu zniknąc na trochę, podczas, gdy my na prawdę chciałyśmy ją znależć. A my nie byłyśmy jedynymi ludźmi, którzy szukali. Drzwi zaskrzypiały, gdy wychodziłyśmy na zewnątrz. Minęło mniej niż trzy miesiące, ale w jakiś sposób znalazłyśmy drogę, a ja musiałam wiedzieć, czy Macey jest jeszcze tą dziewczyną z nad jeziora. -Macey - zaczęłam, ale zanim zdążyłam złapać oddech ona już wyczytała wszystko w moich myślach. -Wiem, że nie możemy tu zostać. Z natury jest coś bezpiecznego w chronionych domach członków CIA, ale każdy szpieg wie, że wszystko się szybko zmienia. A van czekał na nas przy drodze. -Możemy wrócić do szkoły, albo możesz pojechać do rodziców, ale... - szukałam słów, których tak bardzo się obawiałam. -Czy to było takie łatwe - wyśledzenie mnie? - spytała Macey, wpatrując się w jezioro, jakby to było lustro. -Nie - powiedziałam, a ona po raz pierwszy spojrzała w moją stronę - Okazało się, że jesteś zbyt dobra, żeby śledzić cię za pomocą telefonu - usiadłam na krańcu molo. - Poza tym miałaś przebrania. W innym stroju ktoś może wyglądać dokładnie jak ty. -Stąd łatwo było dojść do wniosku, że mogłaś zaproponować bezpłatną przejażdżkę biednej do Europy, zamieniając się z nią na paszporty. - dodała Bex, kiedy z Liz doszły do nas. -To wyjaśnia, jak się domyśliłyście -z aczęła Macey.
-Wiedziałyśmy. - poprawiła Liz, nie chcąc przyjąć części kredytu, jaką było słowo "domyślać" -Wiedziałyście - Macey ciągnęła dalej - Że nie byłam w Szwajcarii - Jak mnie tu znalazłyście? Spojrzałam na jezioro i pomyślałam o tym tak niedawnym dniu. -To jest miejsce do którego bym przyszła - powiedziałam, zdając sobie teraz sprawę z tego, że to prawda. -Ja też - stwierdziła Bex i wszytskie spojrzałyśmy na Liz. -No. Macey się roześmiała. To było tak szybkie i czyste, że mogłam przysiąc, że nadal krążyło nad jeziorem. -Oni na prawdę nadal szukają w Szwajcarii? -Wiem, że teraz poszerzyli obszar poszukiwań do północnej Europy - powiedziała Bex z uśmiechem. -Nadal uważasz, że szukają ciebie tylko z powodu Twojej rodziny? - spytałam. -Tak - odpowiedziała, szokując mnie, i upadłam, ponieważ właśnie próbowałam wstać. Macey zaśmiała się -Ale nie dlatego mnie trzymają. Z tych wszystkich testów, które zaliczyła Macey McHenry w tym roku byłam pewna, że ten był najtrudniejszy. -Poza tym - powiedziała, żartobliwie mrugając oczami - Mój ojciec jest potencjalnie naważniejszym człowiekiem w kraju. -Cóż - powiedziała cicho Liz -Nie na długo. -Dlaczego? - spytałam. -Ponieważ sondaże rozpoczęły się dwie godziny temu. Szpiedzy są świetni w udawaniu, więc uwierzyłyśmy, że ta zła część już się skończyła: działałyśmy tak, jakby wszystko było w porządku. Zasunęłyśmy rolety na oknach, śpiewałyśmy na cały głos i starałyśmy się nie myśleć o tym, jak tu wylądowałyśmy, bez sygnalizacji a dziesiątki innych technik są pełne beznadziejnych kierowców, jak i na prawdę dobrych szpiegów. Ale pomimo tych wszystkich liczników i zabezpieczeń wiedziałam, że jest jeszcze jedno zagrożenie, którego nie prześcigniemy.
-Mamy ją - zatrzymująca się ciężarówka była tak głośna, a jeszcze dodatkowy hałas czyszczonych sztućców, że przez chwilę zastanawiałam się, czy mama mnie usłyszała - Powiedziałam, że... -Tak, profesor Buckingham - powiedziała mama powoli i po raz pierwszy chciałam ją poprawić. Chciałam powiedzieć, ze pomyliła mój głos z kimś innym. Ale wtedy mama zaczęła znowu mówić - Dobrze Cię słyszeć. W rzeczywistości martwiłam się, gdzie jesteś Patricia? - zapytała mama, a ja wiedziałam, że ktoś był blisko. -Jesteśmy w drodze do was - powiedziałam, nie chcąc mówić za wiele przez telefon - Mamo, przepraszam, że uciekłam - z każdy oddechem słowa wychodziły z moich ust coraz szybciej. Próbowałyśmy powiedzieć pani Dabney, ale wszyscy byli tak zajęci poszukiwaniami w Szwajcarii,a ja po prostu czułam, że jej tam nie było... -Oczywiście, twoje rzeczy są gotowe. Jeśli Macey zaliczyła test z biologii i jest gotowa SS. powinnno ja przenieść. Więc powinna dołączyć do swoich rodziców tak szybko, jak to możliwe. Zeszłam na dół wąskim korytarzem, rozciągając kabel telefonu do granić możliwości i zapytałam: -Oni nie wiedzą, że uciekła, prawda? -Oczywiście, że nie - odpowiedziała mama, prawdziwy szpieg - To jest zbyt trudne Pomyślałam o pani Henry i senatorze i coś wywołało mój uśmiech. -Więc, jak bardzo wkurzeni są oni na to, że jej z nimi nie ma? -Zajęłam się wszystkim - odpowiedziała mama, a jej głos pbrzmiał doskonale czysto. W telewizji głównym tematem wiadomości był podział kraju na niebieskich i czerwonych. To był dzień wyborów i, choć jeden głos się nie liczył, to go pan McHenry stracił już dawno. -Cam - krzyknęła Bex - Już czas. -Mamo - powiedziałam, czując nagłą potrzebę do wypowiedzenia tych słów - Kocham Cię. Długa przerwa wypełniła linię. Przez chwilę myślałam, że ją straciłam. -Czuję dokładnie to samo, Patricia - głos mojej mamy zniżył się - Pospiesz się i bądź ostrożna. Mogłam wymyślić sto powodów dla których korzystanie z budki telefonicznej nie było bezpieczne, ale teraz misja - a co ważniejsze przyjaciele - czekali. Agentki rozpoczęły przygotowania do tajnej misji pośrodku wrogiegi terenu (vel Zimowy bal Senatora McHenry). Agentki Bexter i Sutton były zachwycone tym, że akcja wymaga zakupu nowych ubrań. Niestety, według agentki McHenry, aby w pełni wtopić się w tłum ubrania agentek nie mogły być zbyt słodkie. Lub wygodne.
"Waszyngton Miasto" Zobaczyłam znajome domy, ale czułam się jakbym była obcokrajowcem witającym do Waszyngtonu po raz pierwszy. Może to była sprawa samochodu, gdyż jechałyśmy vanem zwanym Dodgem, lub tego, że na tylnym jego siedzeniu siedziała najpopularniejsza nastolatka Ameryki w czerwonej peruce, ale nie czułam niczego, kiedy skręcałyśmy w dół ulicy pełnej furgonetek prasowych i zabarykadowanej przez SS. Kiedy zbliżałyśmy się do hotelu mijałyśmy korespondentów sprawozdających zdarzenia na żywo dla każdych wiadomości w kraju, a ja nie mogłam powstrzymać myśli o Bostonie. Utknęli tam ze mną. Czułam, jak Macey drży, a ja wiedziałam, że nie ona jedyna. Zaczęłam zastanawiać się nad tym, jak słodko mam mówić, lub nad tym, jak przejść do środka (Macey nie mogła się dokładnie pokazać SS, po tym wszystkim!) kiedy znajomy głos przebił się przez wrzawę: -Cameron! Agentki pamiętały o tym, że wyszkoleni potencjalni porywacze nie zawsze są aż tak straszni, jak matki-cięcie-agentki-cięcie-dyrektorki które wiedzą, że ich córki wymknęły się z terenu kampusu bez zezwolenia. -Cammie! - powtórzyła mama ponownie, szybko idąc w naszą stronę. -Mamo, ja - zaczęłam, chcąc wyjaśniać, lub przepraszać błagać o przebaczenie, lub litość, ale nie udało mi się tego zrobić, ponieważ wokół nas zaroiło się od agentów SS. Zauważyłam jednostkę COMMS w uchu mojej mamy. Zdałam sobie sprawę, że wszyscy agenci wokół nas to były kobiety. Jedna z agentek do mnie mrugnęła, a ja zaczęłam się obawiać tego, że ciocia Abby nie była jedyną dziewczyną Gallagher której zostało przydzielone specjalne zadanie. A moja mama nie mrugnęła. Nie uśmiechnęła się. Zamiast tego chwyciła mnie za rękę i poprowadziła nas do budynku. Coś się dzieje - pomyślałam. Coś złego. W mej głowie toczyło się kilkadziesiąt pytań, które chciałam zadać, ale nie zrobiłam tego. Drzwi awaryjne były otwarte, a ja i moje przyjaciółki zostałyśmy wprowadzone do środka. Przechodząc wąskim korytarzem pojawiło się silne poczucie deja vu aż w końcu uwolniłyśmy się z tego korytarza wchodząc w przestrzeń pełną pozłacanych luster i jedwabiu, który przypominał mi salę lekcyjną pani Dabney i zdałam sobie sprawę, że w ten sposób nasza szkoła przygotowywała nas przez ostatnie cztery i pół roku do tego. Normalna dziewczyna spojrzałaby w górę na sufit i może zastanowiłaby się, czy w tak pięknym miejscu może wydarzyć się coś strasznego. Ale my jesteśmy Dziewczynami Gallagher. Wiemy to lepiej. -Macej - mama zwróciła się do mojej współlokatorki, nawet nie zerkając na mnie - Idź z tymi agentami. Twoi rodzice już Ciebie oczekują. Ale Macey się nie ruszała i przypomniałam sobie, że to jest świat w którym Macey nie chciała żyć. Podjęła decyzję nad jeziorem.
-Kochanie, idź - nalegała mama. -Muszę porozmawiać z Cammie... Nie jestem pewna, co powiedziałaby na to moja mama, bo właśnie w tym momencie do pokoju weszła Cynthia McHenry i, może dlatego, że sondaże już się skończyły, naskoczyła na córkę: -Co ty masz na sobie?! Macey sięgnęła ręką do włosów, jakby zapomniała całkowicie o czerwonej peruce. -Protokół, prosze pani - jeden z agentów podążył z pomocą Macey - Uważaliśmy, że najlepiej, by córka była w przebraniu, gdy przenosiliśmy ją ze szkoły. -Cóż, teraz jest w bezpiecznym miejscu. Dobrze, idziesz czy nie? - wirując oczami nas wszystkich. Macey spojrzała na nas prosząco, ale musiała iść sama... Zrobiła krok, ale byłam tak zajęta próbą rozszyfrowania zmartwienia w oczach mojej matki, że ledwo zauważyłam ruch mojej przyjaciółki. -Cam, potrzebujemy - zaczęła Mama, jednak znów nie udało jej się dokończyć. -Pani Morgan - Cynthia McHenry pękła - Chodź ze mną, proszę. Mama mogła powiedzieć nie. Mogła odejść. Ale zamiast tego powiedziała: -Zaczekaj tutaj. - I wiedziałam, że nie byłą teraz tylko moją matką, lub dyrektorką. Była dziewczyną Gallagher i postanowiła się trzymać swojej przykrywki do końca. PLUSY I MINUSY PRZYJĘCIA: PLUS: SS i media krajowe są wszędzie, więc Twoja matka nie może na Ciebie nakrzyczeć za Twoją ucieczkę. MINUS: Wiesz, że będzie krzyczała później, a przez to zbieranie się będzie tylko gorzej. PLUS: Ludzie, którzy porzucili wyspypianie się i najadanie dla stworzenia prezydentem jakiegoś człowieka na prawdę nie skąpią na gigantycznym bufecie żywnościowym z krewetkami. MINUS: Ludzie którzy prowadzą walkę na śmierć i życie sypiając w pociągach i autobusach, mają trochę inne podejście do higieny osobistej. PLUS: Okazuje się, że niektóre partie polityczne mają zegarki ze znanych zespołów! (?) MINUS: Zespoły grają ten sam utwór z wieńców wyborczych w kółko i bez końca. Szpiedzy spędzają większość czasu na czekaniu. Wiem, że to brzmi dziwnie, ale taka jest prawda. Ale stojąc w tej wielkiej sali balowej w nocy, licząc balony (Których, swoją drogą było co najmniej 7.345) nie mogłam się powstrzymać od myśli, że właśnie przeżywamy najlepsze szkolenie szpiegowskie, jakie kiedykolwiek mogłybyśmy przejść.
Bex spędziła część wieczoru rozmawiając z producentem oleju, który, jak się później dowiedziałam, był winny załamaniami handlu (kilka dni wcześniej włamał się do Komisji Papierów Wartościowych i Giełd i zostawił anonimowy cynk). Liz używała fotograficznej pamięci do ponownego odczytania "Zaawansowane Szyfrowanie i Ty" w ramach powtórki do testu pana Moscowitza. Ale wszystko, o czym mogłam myśleć to oczy mojej matki, kiedy Cynthia McHenry ją wyciągnęła. -Coś jest nie tak - szepnęłam. -Cammie - głos przerwał moje zamartwiania, odwróciłam się. -Hej, tak myślałem, że to ty. powiedział Preston, zbliżając się do nas. Bex zmierzyła go wzrokiem od góry do dołu. Liz bawiło jej spojrzenie i przyglądała się tylko jego twarzy. Z przodu sali spiker nakazał wszystkim ciszę i wskazał na wielki telewizor. -To już oficjalne. Oficjalnie witamy guwernatora Wintera i senatora McHenry. Ogrom oklasków wypełnił salę balową. -Więc. Wy też jesteście przyjaciółkami Macey? - spytał Preston, zwracając się do Liz i Bex. -Oh, przepraszam - powiedziałam. - Preston Winters, Rebbecca Bexter. -Bex - poprawiła mnie ze swoim amerykańskim akcentem. -I Liz - powiedziałam. Liz zaczerwieniła się, ale nie powiedziała ani słowa. -Więc... Jesteś gotowy na zakończenie tego wszystkiego? - spytałam, bo czułam, że powinnam coś powiedzieć. Rozejrzał się dookoła i pochylił się: -Umarłbym dla tego. -Myślę, że SS nie spodoba się dobór słów - powiedziałam. -Tak sądzę - zaśmiał się. -Hej - powiedział Preston - Mogę porozmawiać z Tobą przez sekundkę? Spojrzałam na Bex i Liz, a te pokiwały głowami, więc ja i potencjalny pierwszy syn poszliśmy do cichego rogu sali. -Muszę przyznać, ze to o co teraz zapyta może oficjalnie uczynić mnie dziewczyną - powiedział, a ja na chwilę zapomniałam o swoich lękach i się zaśmiałam. -Więc to musi być tego warte, prawda? - spytał.
-Prawda - potwierdziłam, powstrzymując uśmiech. -Więc... Czy Macey kiedykolwiek coś o mnie wspomniała? - wypalił. Pomimo mojej całej wyjątkowej edukacji, nie miałam pojęcia, jak odpowiedzieć na to pytanie. Może dlatego, że ostatni rok spędziłyśmy, próbując zrozumieć zachowanie chłopaków, ale nigdy nie pomyślałam, że oni tak samo mogą chcieć próbować rozszyfrować nas. Może to dlatego nie wiedziałam co powiedzieć. -Ona nie mówi za dużo o tym wszystkim - zastanowiłam się chwilę - o jej drugim świecie. To nie jest tak na prawdę... On. Rozumiesz? -Czy kiedykolwiek myślałąś o Houstonie, Cammie? - spytał, ale nie miałam szans odpowiedzieć, że myślałam o tym - za dużo. -Ja tak - Preston powiedział, a potem się uśmiechnął - Ona na prawdę jest kimś. -Tak - powiedziałam powoli - Na prawdę jest. Spojrzał na mnie, a ja poczułam, że to subtelne drżenie, które towarzyszyło mi może dwa razy w całym życiu jest widoczne. -Coś mi mówi, że nie ona jedna. -Preston - zaczęłam, ale potencjalny pierwszy syn tylko pokręcił głową. -Jakiekolwiek sekrety macie ty i Macey, Cammie, nie chcę ich znać. - odszedł na krok, ale potem wrócił i podszedł bliżej - Po prostu powiedz mi jedną rzecz : czy to wiąże Spandex? - zamknął oczy - Bo w mojej wyobraźni to wszystko może związać tylko spandex. -Preston - zaśmiałam się i poklepałam go delikatnie w ramie i zanim mogłam wypowiedzieć słowo on zauważył Macey zbliżającą się do Liz i Bex i podszedl do niej. -Jezu, Preston - Macey wywróciła oczami. -Nie masz... -Macey - powiedział cicho. - Chciałem tylko powiedzieć, że jeżeli nasi ojcowie wygrają będziemy się widywać dużo częściej. - Macey otworzyła usta,jakby chciała coś powiedzieć, jednak Preston nie pozwolił jej zaczerpnąć powietrza. - Myślę, że mamy jeszcze dużo rzeczy które powinniśmy o sobie wiedzieć. Więc - zakończył. - To wszystko. Panie, bawcie się dobrze! A potem odszedł, a jedyne co Macey, Bex, Liz i ja mogłyśmy zrobić to patrzeć się, jak odchodzi. -Czy on nie wydaje się jakby trochę... - zaczęła, ale to Bex i Liz wzięły na siebie ciężar dokończenia zdania: -Gorący? - spytały zgodnie. Macey pokiwała głową, jakby to mogła być prawda. Rozejrzała się i w jej oczach pojawiła się
iskierka. -A skoro mowa już o gorących - zaczęła - To co nowego z Zachiem? Pomyślałam o Prestonie, który zrobił właśnie jedną z najodważniejszych rzeczy, jakiej byłam świadkiem. I zdałam sobie sprawę, że kochać może ktoś, kto ma odwagę. Ktoś silny. A ja nigdy nie byłam odważna, kiedy pojawiał się Zach - nigdy nie dawałam sobie szansy i nie mówiłam tego, co chciałam powiedzieć. Pomyślałam o tym, jak patrzył na mnie w trakcie meczu piłki nożnej i nagle wydało mi się, że jest za późno. -Nie wydaje mi się, żeby jeszcze kiedykolwiek mógł mnie polubić. Może nigdy mnie nie lubił. On lubił po prostu... wyzwania. Macey wzruszyła ramionami - Tak bywa. -Nie, Cam - Liz zaprotestowała - Może on po prostu - nie mogła skończyć, bo wszystko, co by powiedziała było by złe. -Cóż, teraz masz szansę, żeby się dowiedzieć. - powiedziała Macey i wskazała chłopaka stojącgo w centrum tłumu, trzymającego ręce w kieszeni, który wyglądał jak najniewinniejsza osoba na ziemii. -Słyszałem, że ktoś wybrał się na wagary - powiedział Zach. Uśmiechał się. Stojąc tam, czułam się, jakby nic złego się nie wydarzyło i jakby wszystko miało być w porządku. -Jest pewien chłopak - powiedziałam - Ma bardzo zły wpływ na mnie. Zach przytaknął - Bad boys (lepiej brzmi :P) mają sposoby na to. Ale są tego warci. Sala balowa była zbyt tłoczna i było w niej zbyt gorąco. Zach nachylił się do mnie i zapytał: -Czy mogę z tobą porozmawiać? - Kiedy tylko poczułam jego dłoń w mojje od razu zapomniałam słowa mojej matki. Chciałam się wyrwać. Pójść gdzieś gdzie jest cicho. Gdzie jest dobrze. Ale przede wszystkim chciałam odpowiedzi. Pozwoliłam więc Zachowi wyprowadzić się bocznymi drzwiami na ulicę. Zadrżałam i owinęłam ręce wokół mojej klatki piersiowej. Nagle pierwszy wtorek listopada wydał mi się zbyt zimny. Było ciemno. I było mi zimno. Zach zdjął swoją kurtkę i położył na moich ramionach, co (według Liz i Macey) jest najseksowniejszą rzeczą na świecie, jaką facet może zrobić. Jego ręce pozostały na moich ramionach dłużej niż musiłały. Kurtka była ciepła i pachniała, jak on. Wiatr wiał mocniej, poruszając kawałki konfetti, które wirując wokół nas, wyglądały jak płatki śniegu. To miał być moment, w którym wszystko jest idealne. Słodki chłopak? Załatwione. Romantyczne otoczenie? Załatwione. Bliskość bez nadzoru rodzicielskiego? Załatwione podwójnie. Ale ponieważ Zach nie jest przewidywalnym chłopakiem tak, jak ja nie jestem przewidywalną
dziewczyną zapytałam: -Dlaczego byłeś w Bostonie? Zach cofnął się o krok. Potrząsnął głową i spoglądając w ziemię, mruknął: -Są pewne rzeczy o których nie mogę ci powiedzieć. Dziewczyno Gallager. -Nie możesz, czy nie powiesz? Ale Zach nie odpowiedział. Patzrył na mnie, jakby chciał powiedzieć "Co za różnica?" -Powiedz mi - wyszeptałam, starając się nie myśleć o tym, że Zach już mnie nie goni. Zamiast tego był tam, patrząc na mnie z góry i po raz pierwszy zdałam sobie sprawę z tego, że on urusł, był wyższy i silniejszy i już nie był do końca tym chłopakiem, który pocałował mnie zeszłej wiosny. -Są pewne rzeczy o których nie chcesz wiedzieć. Wiem, że to zabrzmi szalenie, ale uwierzyłam mu. Kątem oka zauważyłam, że moje współlokatorki opuściły hotel i wyszły na ulicę. Usłyszałam, jak Macey woła: -Cam! - ale nie mogłam oderwać wzroku od Zacha. Sekrety i Konfetti zatrzymały się w powietrzu. Nie wiedza mogła być dobrą opcją. Dopóki nie zobaczyłam furgonetki.
Rozdział 27 Wiem, że to trwało tylko kilka minut. Powiedzieli mi to. Widziałam zapis wideo, jak krótko to trwało. Ale wciąż jedyną rzeczą, której jestem pewna, jest to, że w jednej sekundzie staliśmy w w świetle lampy ulicznej, a w następnej byliśmy pogrążeni w ciemności. Trzy dzielnice były odcięte i tylko oświetlenie Pomnika Waszyngtona było widoczne przez mgłę. - Macey - krzyknęłam, wiedząc bardziej sercem niż rozumem, że coś było poważnie nie tak, jak powinno. Zaczęłam biec w dół ulicy, uciekając od Zacha w stronę moich przyjaciół, gdy światła samochodu przecięły ciemność, w chwili gdy barierki zostały zgniecione przez vana, który jechał bardzo szybko przez pustą ulicę, na której właśnie się zatrzymałam. I wytrzeszczałam oczy. Macey. Macey błąkała się bliżej mnie i dalej od Bex i Liz. Ona była tam, stojąc samotnie w blasku świateł, dwadzieścia jardów od jakiejkolwiek pomocy. - Biegnij – wrzasnęłam, pędząc w jej stronę, ale już było za późno. Van był za blisko.
Jego boczne drzwi były odsunięte. Zamaskowane osoby były wychylone. Wszystko działo się tak wolno, że nie byłam pewna czy mój krzyk jej dosięgnął gdy stała oniemiała w blasku. I patrzyła jak van ją mija. Były takie testy na Tajnych, kiedy pan Solomon zadawał nam cztery lub pięć zadań w jednym momencie, jedne wymagające działania, inne przypominania sobie, inne testowały odruchy, a jeszcze inne umiejętności. I to właśnie tak wyglądało. Wiem, że to brzmi zwariowanie. Wiem, że mi nie uwierzycie. Ale ja naprawdę czułam się jak na jednym z tych testów kiedy stałam w świetle Pomnika Waszyngtona i zapamiętywałam wszystko na temat vana: jak zauważyłam jaki rodzaj zegraka nosił kierowca i czy człowiek wyskakujący przez boczne drzwi chciał mnie najpierw uderzyć lewą ręką czy prawą. Pomyślałam o Houston, gdy usłyszałam słowa : 'łapcie ją' jeszcze raz i zrozumiałam, że Macey nie była jedyną dziewczyną Gallagher tego dnia na dachu. I kiedy przypomniałam sobie, że nic nie jest takie, jakie się wydaje. Koła piszczały na bruku gdy van z poślizgiem mnie minął, obracając się o dziewiędziesiąt stopni, blokując drogę, którą przyszłam. - Cammie! - krzyk Zacha wydawał się być odległy, zgubiony za górą stali i kauczuku. Po mojej prawej widziałam moje współlokatorki podbiegające bliżej, ale świat był spowolniony. Pomoc zdawała się być lata świetlne od dużego człowieka wyskakującego z tyłu vana. Ale on był za duży – za wolny. Uniknęłam jego uderzenia i zaczepiłam swoją stopę z tyłu jego kolana kiedy popchnęłam i potknęłam się, przez ułamek sekundy zauważając drugiego człowieka naprzeciwko drzwi vana i zaczęłam uciekać. - Cammie! - głos Bex zabrzmiał w nocy na południu. - Macey! - krzyknęłam w odpowiedzi – Ratujcie Macey! Ale Macey nie potrzebowała ratunku. I wiedziałam, że to to było problemem. Nie wiedziałam co się dzieje. Nie wiedziałam, gdzie poszedł Zach. Wiedziałam tylko, że muszę uciekać wciąż szybciej i szybciej, zanim mocne ramiona zacisnęły się wokól mojej talii. Zanim nawet moje stopy opuściły ziemię do moich ust została przytknięta szmata, dziwnie pachnąca. Starałam się nie oddychać, gdy moje ramiona słabły i świat zaczął wirować. I wtedy upadłam. Pamiętam upadek. Przez niesamowitą łunę świateł vana patrzyłam na Zacha, ale postacie były zamazane, gdy bruk spieszył się, by mnie spotkać – zbyt szybko, zbyt silnie. Moja głowa była w ogniu. Moje ciało było zgniecione przez wagę przeciwnika. Ktoś lub coś musiało powalić nas na około, bo szmaty nie było – otumanienie odeszło na tyle, że mogłam zobaczyć moje współlokatorki walczące przeciwko dwóm mężczyznom dwa razy od nich większym. Liz czepiała się pleców wielkiego mężczyzny gdy Bex odparowywała jego ciosy. Macey walczyła przeciwko drugiemu mężczyźnie i chciałam krzyknąć do niej, żeby uciekała, ale moja głowa pulsowała jakby było za dużo faktów – za dużo pytń – aby mój umysł mógł je pomieścić i słowa nie przyszły. I wtedy przygniatający mnie ciężar odszedł. Czyste powietrze wtargnęło do moich płuc. Ale zanim mogłam pchnąć się w górę, szmata była znowu na mojej twarzy. Ramiona oplotły mnie ciaśniej i mgła w moich oczach robiła się grubsza, więc wezwałam ostatnią uncję mocy i trzasnęłam moją głową prosto w czaszkę atakującego. Usłyszałam trzask, poczułam krew ze złamanego nosa lecącą na mnie kiedy stanęłam na
moje stopy. Ale świat wirował tak szybko, moje nogi były takie ciężkie. Ramiona znalazły mnie z powrotem. Poczułam zbliżającego się vana gdy moje obcasy były przeciągane po bruku i przeszukiwałam rozmyte ciemności, szukając pomocy – szukając nadziei. I wtedy zobaczyłam Macey. Biegła w moim kierunku. Tak silna. Tak szybka. Tak piękna. - Jest bezpieczna – wyszeptałam, lecz nikt nie usłyszał tych słów – kłamstwa. Zauważyłam zatrzymanie ruchu za późno. Poczułam jak prawa część mojego ciała opada, ale nie walczyłam, aby stać. Zamiast tego patrzyłam jak moja współlokatorka biegnie szybciej, usłyszałam jak woła moje imię głośniej, ale jedyną myślą jaka wypełniła mój zagmatwany umysł było to, że dziewczyna znad jeziora była całkowicie różna od tej naprzeciwko mnie teraz. - Nie – usłyszałam słowo, ale nie pamiętam, żebym krzyczała. Zauważyłam błysk – usłyszałam gwizd, ale nie wiedziałam pistoletu. Rzuciłam się do przodu, ale było za późno. Nawet Akademia Gallagher nie może nauczyć cofać czas. Krzyk wypełnił powietrze, panika się rozprzestrzeniała się na wietrze, gdy trzask wystrzału rozchodził się w dół ciemnej ulicy i na zewnątrz w mrok nocy. Wtedy zauważyłam, że głos, który słyszałam, nie należał do mnie. Ktoś inny krzyczał. Ktoś inny biegł przez ciemność. Ktoś inny przciął powietrze naprzeciwko Macey i potem upadł za silnie na ciemną ziemię. Ręka z pistoletem próbowała wyciągnąć mnie z powrotem, ale ja ją uprzedziłam i kopnęłam, słysząc obrzydliwe pstryknięcie i patrzyłam na upadek zamaskowanej postaci. Wstałam, ale nogi mnie zawiodły. Upadłam na ziemię i próbowałam się czołgać, ale nie mogłam. Może to były narkotyki ze szmaty, może uderzenie w głowę, a może widok mojej współlokatorki krzyczącej znad połamanego ciała mojej cioci, ale z jakiegoś powodu moje ramiona zapomniały jak się poruszać. - Zabierzcie ją stąd – Pan Solomon pojawił się z nikąd. - Teraz – Głos mojej mamy rozbrzmiał na wietrze. Ręka złapała znowu moje ramię, ale tym razem oparłam się z większą siłą niż kiedykolwiek wcześniej czułam, wspinając się na kolana, obracając się, kopiąc, wrzeszcząc: weź... To oczy kazały mi przestać. I ramiona, które niespodziewanie mnie powstrzymały. I słowa : Dziweczyno Gallagher. Chciałam opaść na trotuar, aby odpocząć. Aby spać. Ale dłoń Zacha znowu znalazła moją. Pociągnął mnie na stopy gdy moja głowa pływała i moje gardło paliło, a świat rozpadał się właśnie na moich oczach. - Biegnij – powiedział ciągnąc mnie w stronę, z której przyszliśmy – północ, przez drzwi hotelu, z daleka od vana. Z daleka od walki. Z daleka od dźwięku wystrzału rozbrzmiewającego w najciemniejszych częściach mojego umysłu. W oddali zawodziła syrena. Ktoś krzyczał: 'Secret Service Stanów Zjednoczonych!'. I czterdzieści stóp dalej moja ciocia leżała na ziemi. Nieruchomo. Macey pochylała się nad nią. Kurtka Zach spadła z moich ramion i Macey położyła ją na ranę w klatce piersiowej Abby, próbując zatrzymać krew wylewającą się na ciemny asfalt, barwiąc wszystko czego dotknęła. - Abby – Wyszeptałam, ale Zach nie pozwolił mi się odciągnąć. Słyszałam jak van ożywał za nami. Agenci Secret Service krzyczeli. Rozbrzmiało więcej strzałów i wtedy poczułam, że Zach stanął. Uciekłam od jego ramienia, zbyt zajęta
oglądaniem się za siebie by zauważyć człowieka stojącego między nami a drzwiami. Widziałam pistolet. Poczułam, że van ruszył do przodu, sekundy minęły i przychodziły szybciej. Słyszałam okrzyki walki za nami. Ale nic tej nocy nie było głośniejsze niż zdumiony szept zamaskowanego mężczyzny kiedy spojrzał na chłopaka stojącego za mną i powiedział: 'Ty?'. Mamy teorie, co może zdarzyć się potem – ale nie mamy przyczyn. Nie ma wygranej. Może to były syreny Sicret Service, ale mężczyzna uciekł zamiast walczyć. Uciekł w ciemność, podczas gdy moja mama wołała moje imię, ale jej głos był za wysoki, jej impet był za duży gdy cisnęła swoje ciało na moje, zabierając mnie głęboko w cień. Mur ciał urósł wokół mnie: agenci Secret Service, policjanci, kobieta, która eskortowała nas z vana i do hotelu. Kobieta, która czekała na mnie. Próbowałam wstać, ale silne ręcę popchnęły mnie na ziemię, znowu naprzeciwko budynku, bezpieczną pod murem moich sióstr, które jakimś sposobem dostały się tu z Roseville i stały chroniąc mnie. - Abby – zawołałam gdy jedna z kobiet się poruszyła. Mogłam zobaczyć pomiędzi ich nogami moją ciotkę leżącą na ziemi, krew wsiąkała w jej bluzkę, a ona się nie ruszała. Ciocia Abby! – krzyknęłam ponownie. Mój umysł przeniósł mnie do Filadelfii. Widziałam anioła trzymającego upadającego żołnierza, unosząc go z pożarów wojny. - Nie!- Zaczęłam czołgać się jak dziecko, słaba i nieporadna, myśląc o moim tacie, który umarł w sposób, którego nigdy nie będę znała, w miejscu, którego nigdy nie zobaczę, zastanawiając się w tym strasznym momencie co było gorsze – nie wiedzieć czy widzieć jak życie ucieka z ukochanej osoby na waszych oczach. Moja mama krzyczała. Upadła na kolana przy boku Abby. Więc walczyć jest trudniej. - Zachowajcie ją – Ten głos należał do pana Solomona. Mówił takim tonem jakiego wcześniej nie słyszałam i mam nadzieję nie słyszeć później. - Mogą wrócić – Okrąg wokół mnie się zacieśnił – Nie przestaną wracać dopóki nie dostaną jej. Dostać ją Całe moje napięcie mnie opuściło. Upadłam naprzeciwko muru podczas gdy syreny zawodziły i odrętwienie przyszło gdy słowa rozbrzmiewały w nocy. Dostańcie ją
Rozdział 28
0030 godzin -Ona histeryzuje - powiedział jeden z sanitariuszy. Światła i syreny ... To było za dużo. Walczyłam. Musiałam zostać wysłuchana. -Daj jej coś - powiedziała kobeita. -Ale...
-Powiedziałam. Jestem jej matką. Zrób to. 0200 godzin -Lekarze nie komentują stanu agenta SS, który został postrzelony w centrum Waszyngtonu. Agent został wynajęty specjalnie dla Macey McHenry. Ale wyniki wskazują na to, że panna McHenry nie będzie musiała martwić się o swoje życie. Może ono tylko zostać przywrócone do normalności. - słyszałam trzask wyłączanej TV. Zamrugałam oczami i rozejrzałam się dookoła, widziała półki na książki, ale lek był zbyt silny. A może ja byłam zbyt słaba. Zasnęłam ponownie. 0445 godzin -Dziewczynki, powinnyście być już w łóżkach. -Nie, profesor - powiedziała Bex. -Rebecco, twoi rodzice prosili mnie osobiście, bym się tobą zajęła, więc chę byś poszła do łóżka. -Mam się dobrze, pani Profesor. Dziękuję. -Mialam przeczucie, że to powiesz. Może chociaż panienka Sutton pójdzie się przespać... 0520 godzin Wiedziałam, że nie byłam sama. Była Bex, a z zewnątrz dochodziły mnie ciche głosy. Była Liz szepcząca coś w pół śnie. Potem pojawił się cień i zobaczyłam pana Solomona w świetle księżyca wpatrującego się w tereny szkoły przez okno. Musiałam jeszcze spać, bo to wyglądało, jakby jego ramiona drżały. Mogłabym przysiąc, że ręką otarł twarz. Nie było tak. Spałam. Joe Solomon nie kłamie. 0625 godzin -Cammie - mój nowy głos był wysoki i szorstki, a ja wiedziałam, że mama płakała. Pomyślałam o cioci Abby. -Ona jest po operacji - powiedziała moja mama, odpowiadając na niezdarnie zadane pytanie, czytając mi w myślach. Wzięła głęboki oddech - Ona jest po operacji. Podniosłam się i koc opadł na ziemie. Miałam bandaże na głowie i ramionach. To wszystko wydawało się tylko złym snem. Bardzo złym snem. -Czy spałaś, kochanie? - Myślałam, że to głupie pytanie - zwykła strata czasu. Przemknęło mi przez głowę, że śledczy wiedzą, że trzeba zaczynać od pytań, na które badany na pewno zna odpowiedzi. Więc skinęłam głową, a moja mama powiedziała:
-To dobrze. Zastanawiałam się patrząc na nią, czy była w tej chwili szpiegiem, czy matką? Nie byłam pewna, ale wiedziałam, że tym, kogo mi potrzeba. -Powiedz mi - zażądałam, nie dbając o ludzi, którzy mogli usłyszeć nasze głosy. - Wy oboje zacznijcie mówić -Kochanie to nie jest coś... -Mam prawo wiedzieć! Mama stała się nagle moim szefem i powiedziałą ostrzej: -Cameron to nie jest czas i miejsce... -Oni nie przyszli po Macey! - powiedziałam - Oni nigdy nie przychodzili po Macey. A ty wiedziałaś. -Cameron to - zaczęła mama, ale pan Solomon nie dał jej dokończyć, próbował załągodzić sytuację: -Panno Morgan, nie wiem nic więcej od pani. Nie na długo. -Ale... - czułam, jak mój umysł wiruję - Philadelphia. - Dreszcz przebiegł mnie po plecach kiedy o tym pomyślałam. -O czym rozmawiał pan wtedy w tunelu? - mój nauczyciel skinął głową, prawie się uśmiechnął. Zach słyszał, że to nie Macey może być celem. Myśleliśmy o tym, ale on ma swoje źródła. -Jakie źródła? -To wszystko, czego się dowiedz. - spojrzałam na niego z dozą nienawiści. Ale potem zruszył ramionami, pokonany - Bo to prawie wszystko, co wiemy. Pan Solomon jest świetnym kłamcą - najlepszym - i niewidziałam go teraz trochę także za to. -Joe - powiedziała mama spokojnie - Czy móggłbyś dać nam minutę? - chwilę później usłyszałam, jak drzwi otwierają się i zamykają. Wiedziałąm,że jesteśmy same. -Kochanie nie... - Ona często zaczyna i czeka, aż dziewczyna Gallagher pojawi się w niej i dopiwero wtedy kończy. - Powinnaś być w porządku... Wszyscy powiernicy Akademii są powiadomieni. Agencja jest z nami. Powinnaś być w porządku. Kocham biuro mojje mamy. To jest rzecz która najbardziej przypomina mi dom,który miałam będąc kilkulatką. Siedziałam w nim długo tego poranka patrząc na zdjęcia, które wcześniej leżały w komodzie w naszym apartamencie w Arligtown.
Zanim ona została dyrektorką. Zanim byłam dziewczyną Gallagher. Zanim straciłyśmy ojca. Zanim straciłyśmy tak wiele rzeczy. -Co się teraz dzieje? - spytałam, słysząc, jak mój głos się łamie. Brzmiał prawiem jakbym płakała, prawie błagalnie. Moja złość odeszła, ale na jej piejscu pojawił się strach i smutek tak silne, że aż nie mogłam oddychać. Myślałam o krwawiącej Abby. Myślałam o Macey i Prestonie. I na końcu. Widziałam Zacha, jak unosi się nade mną, kiedy opadam. -Mamo... Dlaczego? Moja mama przytulała mnie. Moja dyrektorka gładziła mi włosy, a najlepszy szpieg, jakiego kiedykolwiek znałam wyszeptał: -Dowiemy się... Obiecuję ci, że się dowiemy
Rozdział 29 Zajęcia już powinny się skończyć, ale tak nie było. Ostateczny tydzień powinien już się skończyć, a on ciągle trwał. I jeszcze każda dziewczyna w szkole wiedziała, że ja i moje współlokatorki przeszłyśmy już testy. Myślałam o cioci Abby i wiedziałam, że ledwo się minęłyśmy. To zajęło trzy tygodnie od tamtego wydarzenia, kiedy pan Solomon zapukał do klasy pani Dabney wołając mnie i moje współlokatorki na dół. Idąc za naszym nauczycielem wspominałam tamte wydarzenia. Dopóki pan Solomon nie otworzył drzwi do biura mojje matki i ktoś nie powiedział: -Cześć. -Abby - Bex i Liz zawołały jednocześnie pędząc ku niej i zamykając ją w uścisku. -Dziewczynki - powiedziała mama jakby chcąc im przypomnieć, że (przynajmniej w przypadku Bex) Nie do końca znają możliwości swojej siły. Moja ciotka była bledsza niż ją zapamiętałam. I cieńsze, wątłe ramię zawieszone było na chuście. Ale jej oczy były takie same.Podeszłam do niej i zapytałaam: -Jak się masz? - prawie bałam się odpowiedzi. Ciotka uśmiechnęła się: -Nigdy nie czułam się lepiej. - zastanawiałam się, czy nie powinna jeszcze leżeć i, czy będę wystarczająco dobrą agentką, żeby zobaczyć, kiedy potrzebuje odpocząć. -Oczywiście. Langley potrzebuje kogoś z raną postrzałową, żeby podszył się za handlarza broni... właściwie... gdzieś.
-Czy to jest ostateczna przykrywka? - ale, o dziwo, wszystkie cztery się nie zgodziłyśmy. -Czy na prawdę musisz odchodzić? - spytała Liz, patrząc na jej walizkę - Nie możesz tu zostać? Uczyć, czy coś? -świetny pomysł! - wykrzyknęła Bex, ale Abby pokręciła głową, chwytając zdrową ręką walizkę, co jednak nie powstrzymało Bex od mówienia - Och, możesz pojechać ze mną na święta Bożego Narodzenia. Cam też jedzie. Rodzice chcieliby cię zobaczyć. -Dzięki -powiedziaa ciocia Abby. - Ale obawiam się, że mam inne rzeczy do zrobienia... Po raz chyba milionowy w tym miesiącu zastanawaiałam się co dzieje się poza naszymi horyzontami, pamiętałam jednak o tym, żeby nie zadawać pytań, na które nie chcę znać odpowiedzi. -Więc... Myślę, że zobaczymy się później -Abby przytuliła mamę, która szepnęła jej coś do ucha. Kiedy podeszła do drzwi odwróciła się i spojrzała na moje współlokatorki i mnie: -Przepraszam, bando, ale nie jestem dobra w pożegnaniach. Ale potem przestała. Rzuciła torbę i powiedziała: -Och, co do cholery! I mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że żaden z treningów szpiegowskich nie mógłby mnie przygotować na widok mojej ciotki chwytającej Joe'go Solomona za koszulkę i całującą go. W usta. Przez osiemdziesiąt-siedem sekund. Liz dyszała ze zdumienia. Bex zbierała szczękę z podłogi. A ja tylko spojrzałam na moją mamę, która gapiła się na tę dwójkę, jakby nic dziwniejszego nie mogło się zdarzyć. Kiedy było po wszystkim ciocia Abby zaczerpnęła powietrze (zauważyłam, że pan Solomon nie zrobił prawie nic). Moja ciotka spojrzała na mamę, przechyliła biodro i powiedziała: -No cóż, ktoś musiał to zrobić. I wtedy odeszła. Mama i pan SOlomon byli ciagle oniemiali po tym, co się stało, ale Macey, Bex, Liz i Ja podążyłyśmy za żywą legendą, idąc Hollem Historii i mijając miesz, który rozpoczął wszystko i miał teraz zakończyć, kiedy Abby nacisnęła go i przeszła przez ścianę odchodząc z naszego świata. -Nie bądź dla nas więcej duchem - mój głos prześlizgnął się po pustym korytarzu - Idź, zró co masz do zrobienia, ale nie bądź więcej duchem. Abby odwróciła się do mnie i wyciągnęła z torby, którą miała na ramieniu kurtkę:
-Myślę, że ktoś Ci to dał. Nie sprawdziłam, czy krew cioci nadal jest na kurtce Zacha. Nie pozwoliłam sobie wracać myślami do tej nocy. Zamiast tego po prostu ją wzięłam i zastanawiałam się, dlaczego mi ją dał i niczym innym. -Abby - to był głos Macey i po jednym spojrzeniu na jej twarz, wiedziałam, że była zszokowana tym, co zaraz usłyszała. - NIgdy nie powiedziałam... Ja... ZNaczy, musisz wiedzieć. Zgaduję, że wiesz, co chcę powiedzieć - Abby powstrzymała ją. Jej ręka leżała już na gładkiej powierchni poręczy. Uśmiechnęła się i powiedziała: -Mówiłam Ci, że wezmę kulę przeznaczoną dla Ciebie. A potem odeszła. Stałam tam przez długą chwile, patrząc za nią, bo to było jedyne, co mogłam zrobić. Bex i Macey poszły na obiad do wielkiej Sali. Liz poszła do biblioteki. Zostałam sama, wmawiając sobie, że moja ciotka kiedyś wróci, że w tej chwili jest bardziej potrzebna poza murami szkoły. A teraz ja byłam potrzebna wewnątrz. Na razie jedynym, co mogłam zrobić to czekać.
-Siódma klasa! - głos Patrici Buckingham niósł się w powietrzu, kiedy prowadziła najmłodsze Dziewczyny Gallagher z Wielkiej Sali. -Będziemy wchodzić do laboratorum grupami - odwróciła się nagle - Emily Sampson! Widziałam to. -Profesor Buckingham - powiedziałam, podchodząc do najstarszego członka kadry Akademii Gallaghera oraz jedynego nauczyciela, który nie zmienił swojego wyglądu od kiedy byłam w siódmej klasie. -Tak, Cameron? - spytała. I wtedy ona wydała się ponadczasowa. Jakby była kamieniem i nic nie mogło jej zmienić. -Mam pytanie. Dotyczące historii... -Historia Szpiegostwa jest nauczana przez kogo innego. POza tym, jak widzisz, jestem trochę zajęta pomaganiem naszym najnowszym uczennicem w dostosowaniu się. -Tak, madame. Wiem, widzę, że jest pani zajęta. Ja tylko zastanawiałam się... o Krąg Cavana... Kiedy się odwróciła jej niebieskie oczy świdrowały mnie, jakby mogła wyczytać wszystkie moje myśli. -Muszę wiedzieś - powiedziałam do niej, obawiając się, że moje obawy będą się ciągnęły przez tygodnie. - Potrzebuję się na to przygotować.
-Przykro mi Cameron... To nie jest coś... Przykro mi. - zrobiła krok. Głosy siódmoklasistek ucichły. Spojrzałam za okno. Płatki wirowały w powietrzu. -Może w wiosnę... - głos Buckingham przeciął powietrze. - Tak - powtórzyła jeszcze raz. - I przez sekundę wyglądała, jak zwykła, stara kobieta. Cisza ogarnęła szkołę, a Patricia Buckingham i ja stałyśmy po przeciwnych stronach korytarza, a ja zastanawiałam się, co jeszcze nas czeka. Wtedy profesor Buckingham pokiwała jeszcze raz głową i szepnęła: -Być może na wiosnę. - patrzyłam na nią, jak schodziła na dół, a niebo robiło się coraz ciemniejsze, podczas, gdy ziemia stawała się coraz bielsza, pokryta białymi płatkami. Trzymałam Kurtkę Zacha w rękach, a ponieważ zrobiło się chłodno założyłam ją na ramiona. Kiedy włożyłam rękę do kieszeni poczułam coś i wyciągnęłam mały kawałek papieru i przestudiowałam pismo dwa razy, dopóki nie przeczytałam:
Baw się dobrze w Londynie ~Zach
I wtedy, pomimo wszystko, uśmiechnęłam się i uświadomiłam sobie, że wiosna wkrótce przyjdzie. Zawsze to robi. I wtedy zaczęłam wpatrywać się przez zimną szybę na dwór starając się nie myśleć o tym, co stanie się z moim życiem po odwilży.