RICHARD CASTLE
KRWAWY SZTORM Thriller o Derricku Stormie
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Tego samego dnia, szesnaście kilometrów...
5 downloads
9 Views
2MB Size
RICHARD CASTLE
KRWAWY SZTORM Thriller o Derricku Stormie
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Tego samego dnia, szesnaście kilometrów od Oksfordu, Anglia Wydobywające się z silnika płomienie lizały podwozie vauxhalla i biegły niczym po loncie petardy w kierunku benzyny tryskającej strumieniem z przedziurawionego baku sedana. Derrick Storm stał w odległości pięćdziesięciu metrów, gdy bak eksplodował, a ogłuszający wybuch wyrzucił stalowy kadłub samochodu w powietrze, po czym pojazd spadł z trzaskiem na ziemię. Zaledwie parę chwil wcześniej Storm celowo zjechał rozpędzonym vauxhallem z drogi szybkiego ruchu i skierował go w kamienną ścianę opuszczonego gospodarstwa. Siła uderzenia sprawiła, że jego pasażerka, chorwacka jędza Antonia Nad, wyleciała przez przednią szybę. W momencie zderzenia celowała w Storma ze swojego pistoletu. Teraz jej martwe ciało leżało bezwładnie w trawie tuż obok płonącego samochodu. Storm oszukał śmierć dzięki zapiętemu pasowi bezpieczeństwa, poduszce powietrznej, strefie zgniotu w samochodzie, a także głupocie Nad, która nie zapięła swojego pasa i założyła, że nikt nie będzie na tyle szalony, aby wjeżdżać w ścianę z szybkością stu sześćdziesięciu kilometrów na godzinę. Storm nie był jednak pewien, czy jego partnerka, agentka FBI April Showers, miała tyle szczęścia co on. Showers była pasażerką ściganego przez Storma mercedesa. Jego kierowca, Georgij Lebiediew, miał zabrać Showers i rosyjskiego oligarchę do najbliższego szpitala na oddział ratunkowy. Showers została postrzelona w prawe ramię. Iwan Pietrow dostał kulę w brzuch.
Zamiast jednak jechać na pogotowie, Lebiediew skierował samochód w przeciwnym kierunku, skręcając ostatecznie z drogi szybkiego ruchu w polną ścieżkę i zatrzymując się pod kępą dębów. - April! - krzyknął Storm, biegnąc w stronę sedana. Poruszał się tak szybko, jak mógł to robić trzydziestolatek, który właśnie ocalał z wypadku samochodowego. Uginały się pod nim kolana. Ból przeszywał całe ciało. Z uszu wypływała krew. Był spocony i przesiąknięty smrodem paliwa i oleju silnikowego. - April! - wrzasnął ponownie. Krew. Widział ją teraz wyraźnie, rozbryzganą na oknach wewnątrz mercedesa. Mocniej zacisnął w dłoni półautomatyczny pistolet, który zabrał martwej Nad. Na czyją krew patrzył? I dlaczego ktoś w środku pojazdu otworzył ogień do współpasażera? Ignorując świdrujący gwizd w uszach i wstrząs organizmu, Storm próbował cokolwiek z tego zrozumieć. Olśniewająca, a teraz martwa Nad była szefową ochrony odpowiedzialną za bezpieczeństwo swojego bogatego szefa. Nawet w stanie oszołomienia Storm wydedukował, że Nad zdradziła Iwana Pietrowa. Tak samo jak Lebiediew, który był najbliższym i najwierniejszym przyjacielem rannego Pietrowa. Złoto - w dużej ilości - uczyniło z nich współczesnych Judaszów. Storma nie obchodziło złoto. Chciał tylko ocalić Showers. Zakładając, że jeszcze żyła i że krew, na którą teraz patrzył, nie należała do niej. I chociaż wcześniej był w świetnej formie fizycznej, zanim dobiegł do sedana, brakowało mu tchu. Złapał za klamkę samochodu, uniósł broń i szarpnięciem otworzył drzwi po stronie kierowcy.
Wypadła przez nie górna część ciała Lebiediewa. Brakowało połowy czaszki. To wyjaśniało, skąd się wzięła krew. Storm pochylił się i zajrzał do samochodu. Zobaczył Showers na siedzeniu pasażera, z głową opartą o boczną szybę. W lewej ręce kurczowo ściskała glocka. - April! - zawołał Storm. Nie odpowiedziała. Storm chwycił Lebiediewa za pasek, wypchnął jego martwe ciało z samochodu i wsunął się na pokryte krwią siedzenie kierowcy. Dotknął szyi April i sprawdził puls. Był bardzo słaby. Dotyk jego palców sprawił, że Showers otworzyła oczy i posłała mu nikły uśmiech. - Wiedziałam, że przyjdziesz po mnie - wyszeptała. - Wiedziałam, że Nad nie jest wystarczająco sprytna, żeby cię zabić. - Trzymaj się! Zabiorę cię do szpitala - powiedział Storm. Zerknął na tylne siedzenie i spojrzał prosto w martwe oczy Pietrowa. Do postrzału w klatkę piersiową dołączyła teraz dziura od kuli na czole Rosjanina. Storm uruchomił silnik. - Czekaj! - wyrzuciła z siebie Showers. - Telefon. Weź go! - Jaki telefon? - Lebiediewa. Storm wysiadł z pojazdu i znalazł telefon w marynarce Lebiediewa. Ponieważ był na zewnątrz samochodu, otworzył szybko tylne drzwiczki od strony pasażera i chwycił za
słoniowate nogi Pietrowa. Ktoś wpakował mu kulkę w stopę. Storm wyciągnął z mercedesa ważące ponad sto czterdzieści kilogramów ciało. Na skórzanym siedzeniu pozostały smugi rozmazanej krwi. Dwóch przyjaciół na całe życie, teraz zabójca i ofiara, leżało obok siebie pod dębami. Gdy usiadł z powrotem za kierownicą, wcisnął pedał gazu, co spowodowało, że sedan wystrzelił spod drzew jak rakieta. - April! Nie wolno ci zasnąć! - rzucił ostro. - Zachowaj przytomność! - Jasna sprawa - odpowiedziała nieprzekonująco. Jej głos brzmiał jak automat. Starając się dzielić uwagę między drogę wiodącą do Oksfordu a twarz Showers, Storm obserwował, jak kobieta zamyka oczy, i wiedział, że istnieje ryzyko, że ją straci. Wyciągnął rękę, położył na jej nodze i lekko ścisnął. Showers otwarła oczy. - Ręce precz od towaru - powiedziała. Dobrze. Wciąż miała poczucie humoru. - Do twarzy ci z kulą - odparł. Ale prawda była taka, że wyglądała bardzo kiepsko. Jej jasna skóra była przeraźliwie blada, a na bluzce widniały plamy krwi. Organizm Showers doznał wstrząsu i to mogło ją zabić. Musiał sprawić, żeby skupiła się na czymś, spróbować utrzymać ją w stanie świadomości. - Co tu się stało? - zapytał. - Kto do kogo strzelał? - Lebiediew zastrzelił Pietrowa - wyszeptała. - Poszło o jakieś złoto.
Storm wiedział o złocie. Miało wartość sześćdziesięciu miliardów dolarów, wywieziono je ze Związku Radzieckiego przed jego rozpadem. Ale nie powiedział tego Showers. Agencja CIA nie chciała, aby FBI się o tym dowiedziało. - April - mówił dalej - jeśli Lebiediew zabił Pietrowa, to kto strzelał do Lebiediewa? Kto go zabił? - Jestem zbyt zmęczona, żeby teraz mówić - jęknęła. - Później. - Nie, April, teraz - powiedział stanowczo. - Ty zastrzeliłaś Lebiediewa czy Pietrow go zabił? - Ja. On chciał mnie zabić. I zrzucić na mnie winę za śmierć Pietrowa. Postrzał w ramię unieruchomił jej prawą rękę. Jak udało jej się wymanewrować Lebiediewa? - Zabrał mojego glocka. Zastrzelił z niego Pietrowa - kontynuowała. Zauważył, że mówiła zrywami, próbując się skoncentrować i oszczędzać oddech. - Położył sobie mojego glocka na kolanie. Wyjął swój pistolet. Miał zamiar mnie zastrzelić. Powiedzieć wszystkim, że to ja zabiłam Pietrowa. Była eksplozja. Hałas. - To ja rozbiłem się o wiejski dom - wyjaśnił Storm. Ale nie był pewien, czy go zrozumiała. - Bardzo duży hałas. Lebiediew nie patrzył na mnie. Odwrócił głowę. Wtedy sięgnęłam po mojego glocka. Lewą ręką - powiedziała, uśmiechając się. - Tego się nie spodziewał. Odstrzeliłam mu twarz. - Dlaczego kazałaś mi zabrać telefon Lebiediewa? - zapytał Storm. - Złoto. Współrzędne. Aplikacja. Karta pamięci. - Zastrzeliłaś go lewą ręką po tym, jak dowiedziałaś się, gdzie ukryte jest złoto! -
wykrzyknął. - Wspaniale! Jesteś naprawdę niesamowita. - Mam swoje momenty. - Jej głowa chwiała się, gdy rzuciła mu spojrzenie spod na wpół przymkniętych powiek. -
ROZDZIAŁ DRUGI
Zainstalowany w mercedesie GPS skierował go na oddział ratunkowy szpitala im. Johna Radcliffe’a we wschodniej części Oksfordu. Storm wpadł do budynku. - Mam w samochodzie ofiarę postrzału! - ogłosił gromko. - Wykrwawia się. Jest w szoku, ale przytomna! Recepcjonistka złapała za telefon i w ciągu kilku sekund przez podwójne metalowe drzwi wbiegła ekipa ratunkowa. Ratownik pchający nosze na kółkach biegł zaraz za pielęgniarką z oddziału powypadkowego i asystentem lekarza. Cała trójka podążała za Stormem do mercedesa, którego silnik wciąż pracował. Storm pomógł ratownikowi przenieść Showers na nosze, podczas gdy pielęgniarka i asystent już udzielali jej pomocy. - Czy jest uczulona na jakieś leki? - spytała pielęgniarka. - Nie wiem - odparł. - Jak to się stało? - zapytała. - Została postrzelona dziś rano w czasie wiecu w Oksfordzie. - Mieliśmy już tu dzisiaj troje innych, którzy byli w tłumie. Czemu tak późno? - Zgubiliśmy się.
Pielęgniarka zauważyła krew na szybach wewnątrz samochodu, a także na ubraniu Storma. - Zajmiemy się nią - powiedziała. - Musi pan wypełnić formularze. Gdy przechodzili szybkim krokiem obok biurka recepcjonistki, Storm usłyszał, jak pielęgniarka mówi: - Zadzwoń po ochronę. Zanim recepcjonistka zdołała podnieść słuchawkę telefonu, Storm podał jej służbową wizytówkę Showers z logo FBI. - Zostawiłem samochód na biegu - powiedział. - Zaraz wracam. - Proszę zaczekać! - zawołała za nim. - Formularze... Ale Storm już oddalał się szybko od szpitala. W czasie jazdy zadzwonił do Jedidiaha Jonesa, szefa National Clandestine Service w kwaterze głównej CIA w Langley w Wirginii. - Postrzelili Showers - powiedział. - Zostawiłem ją na oddziale ratunkowym szpitala Johna Radcliffe’a w Oksfordzie w Anglii. Musisz tam zadzwonić. - FBI będzie w kontakcie ze szpitalem. Mają jej dane medyczne z akt osobowych odparł Jones. - Powiadomię naszą ambasadę w Londynie. Wyślą tam ludzi. A co z tobą? - Tylko parę zadrapań. Storm zdał relację z porannych wydarzeń podczas wiecu w Oksfordzie i późniejszych pod dębami.
Jones słuchał, nie przerywając mu, a następnie powiedział: - Najwyraźniej to Georgij Lebiediew był zdrajcą w obozie Pietrowa. Informował prezydenta Rosji Olega Barkowskiego o wszystkim, co Pietrow robił. Barkowski i Pietrow - niegdyś przyjaciele - zwrócili się przeciwko sobie po tym, jak oligarcha publicznie skrytykował przywódcę na Kremlu. Wściekły Barkowski zmusił Pietrowa do ucieczki z Rosji, a potem nasłał zabójców, aby zlikwidowali go w Anglii. - To wszystko zaczyna teraz nabierać sensu - stwierdził Jones. - Prezydent Barkowski musiał przekupić Lebiediewa. Ponieważ Pietrow ufał Lebiediewowi jak bratu, nie podejrzewał, że ten zwróci się przeciw niemu. - Jest jeszcze coś - powiedział Storm. - Showers dowiedziała się, gdzie jest ukryte złoto. - Naprawdę? Tylko Pietrow wiedział, gdzie ono jest, i nie chciał tego nikomu zdradzić. Jak ona zdobyła tę informację? - Sądząc po kuli w stopie Pietrowa, domyślam się, że Lebiediew wymusił to wyznanie. Przypuszczalnie straszył rannego Pietrowa w zaparkowanym samochodzie. Zagroził mu, że nie zawiezie go do szpitala, dopóki ten nie puści farby na temat złota. Gdy Pietrow odmówił, Lebiediew udowodnił mu, że nie żartuje. Showers siedziała na przednim siedzeniu podczas całego zdarzenia i wszystko słyszała. Wyślę ci współrzędne wskazujące miejsce ukrycia złota, gdy tylko pozbędę się tego samochodu. - Skasuj je od razu, jak tylko mi je wyślesz - polecił Jones i dodał: - Potrzebujesz kogoś do pozamiatania? - Za późno - odparł Storm. - Jestem pewien, że eksplozja samochodu już przyciągnęła niezły tłumek. - Zadzwonię do MI6 i każę FBI pociągnąć za sznurki w Scotland Yardzie. Mają u nas dług. Ale najlepiej byłoby, jakbyś zniknął. Zaczekaj chwilę. - Jones rozłączył się na niecałą
minutę. Gdy wrócił na linię, powiedział: - Około sześćdziesięciu pięciu kilometrów na południe od Oksfordu znajduje się miasto o nazwie Newbury. Odbywa się tam operacja amerykańskich sił powietrznych pod dowództwem 420 Dywizjonu Zaopatrzenia. Zorganizuję lot wojskowy, aby wywieźć cię z Anglii do Niemiec, a potem do domu. Najlepiej unikać teraz rejsów pasażerskich i kontroli paszportowych. Jak szybko możesz dotrzeć do Newbury? - W niecałą godzinę, chyba że mnie zatrzymają. - Nie daj się. A przynajmniej do czasu, gdy nie prześlesz mi tych współrzędnych. Jones miał swoje priorytety. Najpierw złoto, dopiero potem Storm. - Zadzwoń do mnie później i daj mi znać, co z April - powiedział Storm. - April? To teraz twoja dziewczyna? - Agentka Showers - poprawił się. - I nie jest moją dziewczyną. Jest moją partnerką. - Jasne - potwierdził sceptycznie Jones. - Dopilnuj, żeby ktoś przyjechał do tego szpitala. Po skończonej rozmowie Storm skorzystał z zainstalowanego w mercedesie GPS-a, aby skierować się do najbliższego centrum handlowego. Galeria Templars Square znajdowała się w odległości niecałych sześciu kilometrów. Zaparkował w garażu po przeciwnej stronie ulicy i wysiadł, zostawiając w samochodzie poplamioną krwią marynarkę. Storm nie przejmował się śladami, jakie zostawia za sobą. Od czterech lat był martwy, w każdym razie oficjalnie. CIA pomogło mu „umrzeć” i zniknąć z powierzchni ziemi. Żył szczęśliwie i spokojnie w Montanie do czasu, kiedy Jones wezwał go z powrotem z powodu sprawy, która miała być łatwym śledztwem dotyczącym porwania. Gdyby przedstawiciele Scotland Yardu albo Interpolu znaleźli w pokrwawionym mercedesie jakiekolwiek ślady, śledczy zestawiliby je z rejestrami żywych podejrzanych. Nikt nie szukał zabójcy na cmentarzu. Storm przystanął na klatce schodowej na drugim piętrze parkingu podziemnego, aby
przejrzeć komórkę Lebiediewa. Znalazł aplikację geolokalizacyjną i przesłał Jonesowi współrzędne. Przesłał je też na swój prywatny telefon, jako kopię zapasową. Zadowolony skasował aplikację, ale zatrzymał telefon Lebiediewa, aby dostarczyć go technikom w Langley. Nigdy nie wiadomo, co jeszcze mogło się na nim znajdować. Po wyjściu z parkingu Storm wszedł do centrum handlowego i natychmiast udał się do toalety, aby zmyć krew z dłoni. Miał ją też na spodniach, ale ponieważ były czarne, plamy nie rzucały się w oczy. Wyszedł z toalety, kupił nową parę spodni i koszulę w pobliskim pawilonie z odzieżą, a następnie wrócił do męskiej toalety, aby się przebrać. Gdy wyszedł na zewnątrz, przywołał ręką taksówkę stojącą na rogu ulic Crowell i Hackmore. - Dokąd? - zapytał taksówkarz. - Baza lotnicza w Newbury. - To kawał drogi, kolego - odpowiedział kierowca, patrząc na Storma z zaciekawieniem. - Pokłóciłem się właśnie z moją dziewczyną - improwizował Storm. - Nie odwiezie mnie do bazy. To Irlandka, a jeśli się spóźnię, zapłacę głową. - Ech, panienki... Czy jak wy je tam w Stanach nazywacie - odparł ze zrozumieniem taksówkarz. - Narodowość nie ma znaczenia. One wszystkie są trochę zbzikowane. Jedziemy do Newbury. Przejechali już jakieś półtora kilometra, gdy taksówkarz się rozgadał. Storm odchylił głowę, wsparł ją na oparciu i zamknął oczy. Nie chciał rozmawiać. - Słyszał pan o tej strzelaninie w Oksfordzie dziś rano, prawda? - spytał kierowca. Na każdym kanale o tym mówią. Trzech facetów zaczęło strzelać do jakiegoś Rosjanina przemawiającego na wiecu. Są ranni.
- Czeka mnie dwunastogodzinna warta, a dziewczyna kopnęła mnie w jaja - odparł Storm. - Nie chcę słuchać o problemach innych ludzi. Taksówkarz zachichotał i zaproponował: - To niech się pan w takim razie trochę prześpi, a ja będę prowadził. Jakieś czterdzieści minut później taksówka podjechała pod bramę bazy lotniczej. Storm zapłacił za kurs sześćdziesiąt dolarów i dodał kierowcy jeszcze dwudziestaka. - Tak się składa, że moja irlandzka dziewczyna jest mężatką - wyjaśnił. - Chciałbym mieć twarz, którą łatwo zapomnieć. Kierowca schował banknoty do kieszeni. - Wy, Jankesi, wszyscy wyglądacie dla mnie tak samo. Godzinę później, gdy Storm już miał wsiadać na pokład samolotu, zadzwonił jego telefon komórkowy. - Jest już po operacji - usłyszał głos Jonesa. - Rokowania są dobre. Kiedy wylądujesz, będzie na ciebie czekał samochód. -
ROZDZIAŁ TRZECI
- Jaki dziś dzień? To były pierwsze słowa, jakie wyszły z ust agentki Showers, gdy obudziła się z narkozy.
- Przywieziono tu panią wczoraj rano - odparła pielęgniarka siedząca przy jej łóżku. Zaraz zawołam siostrę oddziałową. Jest pani znaną osobistością. Szkoda, że nie widziała pani tych wszystkich reporterów kręcących się tutaj, węszących w poszukiwaniu tematu. Postawili policjantów przed drzwiami, żeby trzymać pismaków z daleka. Zakazali mi z panią rozmawiać, ale chcę, aby pani wiedziała, że bardzo się cieszę, że nic pani nie jest. I proszę się nie denerwować, nikomu nie powiem o pani facecie. - Moim facecie? - No tak, o Stevie - odparła pielęgniarka. - Nie jest pani facetem? To znaczy domyśliłam się tego ze sposobu, w jaki pani cały czas o nim mówiła i wypowiadała jego imię. Ale proszę się nie przejmować. Wiele osób pod wpływem narkozy gada, jakby się szaleju najedli. - Co mówiłam? - zapytała Showers. - Jak dla mnie to brzmiało trochę tak, jakby była pani napalona, wie pani, co mam na myśli. Dlatego nie będę powtarzać. - Jest pani pewna, że wymieniłam imię Steve? - Och, nie tylko je pani wymieniła. Rumieniłam się, słuchając tego, ale ja nie jestem od gadania. Pielęgniarka biegiem wypadła z sali, zostawiając Showers, która usiłowała odświeżyć sobie umysł. Wszystko wskazywało na to, że była w szpitalu, który - jak przypuszczała znajdował się w Oksfordzie. Jej prawe ramię było zabandażowane, na lewej ręce miała podłączoną dożylną kroplówkę, a na monitorze wyświetlały się parametry jej funkcji życiowych: puls, ciśnienie i temperatura ciała. Z boku wyczuła pilota i nacisnęła guzik, który z głośnym mechanicznym zgrzytem uniósł tylną część łóżka. Jej ramię natychmiast przeszył ból. Dudniło jej w głowie i musiała skorzystać z toalety. Pielęgniarka wróciła ze starszą siwowłosą kobietą, za którą podążało dwóch mężczyzn w garniturach. Jeden z nich miał w klapie amerykańską flagę.
- Nazywam się Rachel Smythe, jestem przełożoną pielęgniarek, a ci panowie są z ambasady amerykańskiej - powiedziała. - Nalegali, żeby z panią porozmawiać. Czy czuje się pani na siłach? - Kim jesteście? - zwróciła się Showers do mężczyzny z flagą w klapie. - Agent specjalny FBI Douglas Cumerford - odparł, sięgając do kieszeni marynarki po legitymację. - A to jest Thomas Gordon z Departamentu Stanu. Gordon się nie wylegitymował i Showers natychmiast się domyśliła, że pracuje dla CIA. - Dziękuję, pani Smythe - odezwała się Showers do przełożonej. - Porozmawiam z tymi dwoma dżentelmenami. - Jak tylko ci panowie skończą, przyślę do pani lekarza - rzekła Smythe. - Jeśli będzie pani czegoś potrzebować, proszę nacisnąć przycisk na pilocie. - Po czym razem z pielęgniarką opuściła pokój. - Cieszę się, że jest pani przytomna - powiedział Cumerford. - Musimy przekazać pani wytyczne, zanim policja oksfordzka i Scotland Yard uzyskają od pani oficjalne oświadczenie. Zabójstwo Iwana Pietrowa trafiło oczywiście na czołówki międzynarodowej prasy, zaś o strzelaninie na wiecu uniwersyteckim trąbi całe BBC. - Rozmawialiście o tym z Waszyngtonem? - zapytała Showers. - Jestem w stałym kontakcie z dyrektorem, odkąd przywieziono panią do szpitala odparł Cumerford. - Przesyła pani życzenia szybkiego powrotu do zdrowia. Gordon wyjął kopertę z kieszeni granatowej marynarki i wręczył ją Showers. - Chcielibyśmy, żeby powiedziała to pani w oficjalnym oświadczeniu.
- Dyrektor to zaakceptował? - spytała. - Tak - potwierdził Cumerford. - Ściśle rzecz biorąc, powiedział, żeby trzymała się pani tekstu. Proszę mówić dokładnie to, co tu jest napisane, i nic poza tym. Będę pani towarzyszył podczas wszystkich przesłuchań jako pani adwokat. - Musi pani wiedzieć, jak ważne jest, aby powtórzyła pani dokładnie to, co zostało dla pani przygotowane - powiedział Gordon. - A jeśli coś mi się wyrwie? - zapytała Showers. - Nie ma takiej możliwości - odparł Cumerford. - Brytyjskie media skrupulatnie zajęły się przesłuchiwaniem świadków z tego wiecu, którzy powiedzieli reporterom, że trzech mężczyzn zaczęło strzelać do Pietrowa i jego ochroniarzy. Dwóch napastników miało pistolety maszynowe. Uśmiercili dwóch ochroniarzy Pietrowa, zaś trzeci strzelec próbował zabić Pietrowa, który właśnie zaczął przemawiać na wiecu protestacyjnym. - Wszystko się zgadza - przytaknęła Showers. - Świadkowie powiedzieli reporterom, że wyciągnęła pani swoją broń i zastrzeliła napastnika, który znajdował się najbliżej pani - mówił dalej Cumerford. - W tym samym czasie niezidentyfikowany mężczyzna skoczył na napastnika, który strzelał do Pietrowa, i zabił go. Następnie użył pistoletu tego człowieka, aby zlikwidować trzeciego zabójcę, ale wcześniej tamten wypalił ze swojej broni i postrzelił panią. - To się też zgadza - potwierdziła Showers. - Z tą różnicą, że nie był to niezidentyfikowany mężczyzna, tylko Steve Mason. Pracujemy razem. Ma upoważnienie z Departamentu Stanu. - Panno Showers, jeśli chodzi o pana Masona, to jest z nim mały problem... - zaczął Gordon. - W najlepszym interesie agencji oraz naszego kraju leży, aby ten niezidentyfikowany mężczyzna, który wczoraj pani pomógł, pozostał dokładnie tym, kim jest, czyli
niezidentyfikowanym mężczyzną - wszedł mu w słowo Cumerford. - Dyrektor wolałby, żeby nie wspominała pani nikomu o Stevie Masonie, nawet policji oksfordzkiej ani śledczemu ze Scotland Yardu, który będzie panią przesłuchiwać. - Proszę przeczytać oświadczenie i się go trzymać - rzekł Gordon. - Media wiedzą, że ten niezidentyfikowany mężczyzna pomógł pani wsiąść do mercedesa, którym kierował Georgij Lebiediew, i że Pietrow został wepchnięty na tylne siedzenie - dodał Cumerford. - Świadkowie opisali też dokładnie reporterom z BBC, jak ten tajemniczy człowiek wraz z szefową ochrony Pietrowa pojechali vauxhallem w ślad za mercedesem. Ten samochód znaleziono później rozbity za miastem. Obok niego leżały ciała Pietrowa, Lebiediewa i Antonii Nad. Mercedesa namierzono w garażu parkingowym w lokalnym centrum handlowym. Urzędnicy w szpitalu powiedzieli też prasie, że niezidentyfikowany mężczyzna przywiózł panią do szpitala. Tabloidy nazywają go Dobrym Samarytaninem. - Steve Mason, Dobry Samarytanin - powtórzyła Showers. - Spodoba mu się to określenie. - Niech pozostanie anonimowy - nalegał Gordon. Showers przebiegła wzrokiem oświadczenie, które jej wręczył. - Chcecie, abym powiedziała policji, że straciłam przytomność podczas jazdy mercedesem i że nie przypominam sobie niczego, co się stało od momentu, kiedy opuściłam wiec, aż do dnia dzisiejszego, gdy obudziłam się po operacji. - Zgadza się - potwierdził Cumerford. - Każecie mi zataić przed śledczymi to, co widziałam wewnątrz mercedesa. Nie chcecie, żebym zeznała, jak to się stało, że zarówno Pietrow, jak i Lebiediew nie żyją mówiła Showers. - Nie może się pani na ten temat wypowiadać, bo była pani nieprzytomna - rzekł
Gordon stanowczo. - Proszę użyć tego sformułowania, a ułatwi pani wszystkim życie. - Jak wyjaśnicie śmierć Pietrowa i Lebiediewa? - zapytała Showers. - Nie mamy zamiaru jej wyjaśniać - odparł Gordon. - Nie musimy rozwiązywać tej sprawy, agentko Showers - dodał Cumerford. - Te zgony nie są problemem FBI. Proszę złożyć lokalnym władzom swoje oświadczenie. Naszym priorytetem jest wydostać panią z Anglii, gdy tylko pani to zrobi. - Zanim policja zdoła zweryfikować moje zeznania. Pracownicy Scotland Yardu nie są głupi - odparła. - Gdy zidentyfikują vauxhalla, będą wiedzieli, że to Steve Mason go wynajął. - Naprawdę? - spytał ją Gordon. - Była tam pani z nim? Showers zdała sobie sprawę, że nie było jej na lotnisku, gdy wynajmował samochód. - Ale gdzieś muszą być jakieś jego zdjęcia - powiedziała. - Jesteśmy w starej dobrej Anglii, z kamerami bezpieczeństwa na każdym rogu ulicy. Choćby tu, na pogotowiu - na pewno mają jego zdjęcia, gdy mnie tu wprowadzał. - Wydaje mi się, że tutejsza kamera oraz tamte na zewnątrz centrum handlowego uległy wczoraj awarii - uśmiechnął się Gordon. - Zdarza się. Showers w końcu zrozumiała. Jedidiah Jones czynił cuda. Przez cały czas pobytu Storma i Showers w Anglii tylko dwa razy widziano ich razem. Raz, gdy złożyli wizytę w rezydencji księcia Madisonu, aby przesłuchać Pietrowa i Lebiediewa, przy czym obaj już nie żyli, i drugi raz, kiedy się upili w lokalnym pubie w Londynie. Nawet gdyby współtowarzysze hulanki w pubie rozpoznali Showers z BBC i zadzwonili na policję, mogliby tylko powiedzieć, że piła z przystojnym Jankesem o brązowych włosach i brązowych oczach, który miał jakieś trzydzieści parę lat. Ten opis pasował praktycznie do każdego. Poza tym do czasu, gdy ktoś zawiadomi policję, ona będzie już w Stanach.
- Dajmy prasie brytyjskiej i lokalnym glinom szansę na przedstawienie wiarygodnej historii - powiedział Gordon. - Mówi się, że za morderstwem Pietrowa stoi prezydent Rosji Barkowski - wtrącił Cumerford. - Oczywiście on temu zaprzecza. Ale jest głównym celem mediów, nie zaś FBI czy żadna inna agencja amerykańska. Dlatego im mniej pani powie, tym lepiej. Proszę zachować wyjaśnienia na później, kiedy będzie pani zdawała relację w Waszyngtonie. - A kiedy to nastąpi? - Na dole czeka miejscowy detektyw i śledczy ze Scotland Yardu, którzy chcą panią przesłuchać - powiedział Cumerford. - Wpuścimy ich. Złoży im pani oświadczenie. Gdy tylko je usłyszą i lekarz wyrazi zgodę na wypis, podwieziemy panią ambulansem na specjalny lot do domu. Zostałem wyznaczony, aby pani towarzyszyć. - Będę potrzebowała paru minut, żeby skorzystać z łazienki - odparła. - A potem skłamię śledczym. Cumerford i Gordon wymienili między sobą nerwowe spojrzenia. Spodziewali się, że Showers weźmie udział w tej grze. Od chwili kiedy zaczęła pracę w FBI, April wiedziała, że w kręgach rządowych takie rzeczy się zdarzają i że któregoś dnia ona zostanie poproszona o kłamstwo. Miała jednak nadzieję, że to nigdy nie nastąpi. Kiedy po raz pierwszy spotkała tajemniczego Steve’a Masona, który twierdził, że jest prywatnym detektywem, Showers przeprowadziła własne śledztwo na jego temat. Nigdzie nie było o nim żadnych informacji - ani ważnego prawa jazdy, ani uprawnień do prowadzenia działalności jako prywatny detektyw. Zawsze wiedziała, że Steve Mason to nie jest jego prawdziwe nazwisko. To była bajeczka CIA. Zaś Steve Mason był wystarczająco ostrożny, aby nie dawać jej żadnych wskazówek, które mogłyby pomóc jej ustalić jego prawdziwą tożsamość. Do momentu gdy nie przylecieli do Londynu. Dopóki nie poszli na długi wieczorny spacer, który skończył się w pubie, gdzie opróżnili dość sporo kieliszków z whisky i kufli z piwem. Opowiedziała mu o swoim ojcu, policjancie stanowym z Wirginii, który poległ na posterunku po tym, jak zatrzymał i zastrzelił dwóch naćpanych bandziorów, którzy porwali i zgwałcili
dziesięcioletnią dziewczynkę. Jej ojciec ocalił życie tamtej dziewczynce. Dla Showers jej ojciec był bohaterem, a kiedy zapytała Storma o jego ojca, wreszcie się odsłonił. „Mój ojciec był agentem FBI” - powiedział. Jeśli to była prawda, miała już coś na początek. Gdy tylko wróci do Waszyngtonu, rozpocznie śledztwo. To tylko jedna informacja, ale było od czego zacząć. Jedidiah Jones siłą wpakował Steve’a Masona w jej życie. I sądząc z długiego języka, gdy była pod wpływem narkozy, Mason wtargnął też do jej podświadomości. Najwyższy czas zatem, aby dowiedzieć się, kim naprawdę jest ten tajemniczy mężczyzna. -
ROZDZIAŁ CZWARTY
Na twarzy Clary Strike gościł uśmiech. Był piękny letni poranek, jedli śniadanie w kafejce na ulicy w Nowym Jorku. Storm był dość pechowym prywatnym detektywem, który usiłował wymknąć się wierzycielom. Poprzedniej nocy o mało nie zginął. Zaglądał przez okno przyczepy na obskurnym kempingu, potajemnie nagrywając zdradzającego małżonka w kompromitującej sytuacji. Cztery miesiące zajęło Stormowi namierzenie Jeffersona Grouta, ale Storm był wytrwały, chociaż nie przyniosło mu to wielkiej satysfakcji. Tęsknił za lepszą klientelą, płacącą więcej niż małżonkowie, którym przyprawiano rogi. Na kempingu zauważyło go dwóch wieśniaków, którzy zaczęli do niego strzelać. Wściekły Grout też dwukrotnie do niego wypalił. Ale Stormowi udało się uciec. Następnego ranka w jego życie wkroczyła Clara Strike, pojawiając się w jego biurze z seksownym uśmiechem na twarzy i kuszącą propozycją. Przy śniadaniu wyjaśniła mu, że Grout był w rzeczywistości agentem CIA, który się zbuntował. Agencja szukała go ponad rok. Zaimponował jej fakt, że Storm odnalazł Grouta, mimo że agencji się to nie udawało. Grout był szkolony, aby - jak to określiła - „tańczyć między kroplami deszczu”. Poprosiła Storma o pomoc i podsunęła mu nieoznakowaną kopertę wypełnioną banknotami studolarowymi. Tamtego ranka był bardzo naiwny. Wziął od niej pieniądze i żartobliwie poprosił ją o pigułkę z trucizną, kamerę
szpiegowską, długopis będący pistoletem i niewidzialny odrzutowiec. Roześmiała się. Jej uśmiech wciąż go prześladował. Cały czas czuł zapach jej perfum. Teraz patrzył jej prosto w twarz. Poranna bryza targała włosy kobiety. Zarumieniła się. Wstał od kawiarnianego stolika i podszedł do niej. Nachylił się i mocno ją pocałował. Kiedy podniósł wzrok, spojrzał prosto w jej oczy - tylko że to nie były oczy Clary Strike. To była agentka April Showers. Koła wojskowego transportowca uderzyły o pas lotniska, wyrywając Storma z drzemki. Śnił. Clara Strike. April Showers. Przetarł zmęczone oczy i wyczuł na podbródku kilkudniowy zarost. To Clara Strike przedstawiła go Jedidiahowi Jonesowi, i to Jones zrobił z niego kogoś więcej niż prywatnego detektywa. Jones zwerbował go jako kontraktowego tajnego agenta. Łowcę ludzi. To Jones wysłał go do Tangieru, gdzie Storm został ciężko ranny i niemal pożegnał się ze światem, leżąc na zimnej posadzce w kałuży własnej krwi. Tangier okazał się pułapką. Ktoś w agencji doniósł o tajnej operacji. Czarny lincoln czekający na pasie do kołowania zawiózł go błyskawicznie do kwatery głównej CIA. - Wyglądasz do dupy - przywitał go Jones, kiedy Storm ulokował się na znajomym fotelu na wprost biurka asa wywiadu. - Również miło cię widzieć - zrewanżował się Storm. Jones zamknął jasnoczerwoną teczkę oznaczoną napisem „PROJEKT MIDAS”. - W Londynie było gorąco, ale wykonałeś zadanie. Znalazłeś złoto. - Tak naprawdę to April Showers zdobyła dla ciebie te współrzędne - przypomniał mu Storm. - I prawie kosztowało ją to życie. - To wszystko jest częścią gry - odparł Jones. - Jest dużą dziewczynką.
- Łatwo ci mówić, kiedy twój tyłek spoczywa bezpiecznie za biurkiem. - Myślisz, że dorobiłem się tej ładnej twarzy, pracując jako gryzipiórek? - zarechotał Jones. To była prawda. Nos Jonesa był złamany tyle razy, że nawet najlepszy chirurg plastyczny nie był w stanie go poskładać. - Do rzeczy - powiedział Jones. - Zanim wyjechałeś do Londynu, mówiłem ci, że oprócz ciebie są jeszcze inni, którzy zniknęli z powierzchni ziemi. Agencja pomogła paru osobom „umrzeć”. Inni rozpłynęli się w naszej wersji programu ochrony świadków. - Jones stuknął palcem w teczkę projektu Midas. - Od czasu do czasu opłaca się wezwać naszych agentów „Z lub M”, aby wykonali misję, która pozostanie całkowicie nie do wyśledzenia przez naszą agencję albo rząd. - Z lub M? - Zaginiony lub Martwy. - Kto wymyśla takie rzeczy? - zapytał Storm. Jones zignorował jego pytanie i mówił dalej: - Nie chcemy, aby ktokolwiek mógł powiązać próbę wydobycia sześćdziesięciu miliardów w złocie i innych metalach szlachetnych, które kiedyś należały do Partii Komunistycznej, z agencją albo Białym Domem. - Rozumiem - odrzekł Storm. - Rozmawialiśmy o tym, zanim poleciałem do Londynu. Technicznie złoto należy do komunistów, którzy nadal kręcą się po całej Rosji, a ktokolwiek wyprawi się po ten skarb, według prawa międzynarodowego będzie działał jako pirat. - Takie stanowisko mógłby przyjąć sąd międzynarodowy - potwierdził Jones. - Sądzę jednak, że dobry prawnik mógłby argumentować, że przywódcy KGB ukradli złoto, każąc żołnierzom wywieźć je potajemnie z Moskwy pod osłoną nocy, zanim cały kraj się rozpadł.
W 1991 roku Związek Radziecki przestał istnieć jako legalne państwo, a w ślad za nim rozwiązano Partię Komunistyczną, zaś złoto padło łupem KGB, więc tak naprawdę w tym momencie nie należy ono do nikogo. - Nie wydaje mi się, żeby Kreml wyznawał zasadę, że kto znalazł, to jego, a kto zgubił, to przepadło. Zwłaszcza jeśli chodzi o sześćdziesiąt miliardów. - I zwłaszcza kiedy państwem rządzi prezydent Barkowski, który ma dostęp do broni nuklearnej i aż się rwie do walki - dodał Jones. - Dlatego właśnie rząd amerykański oraz nasza agencja nie mają zamiaru się do tego mieszać. Nie będziemy wyprawiać się po złoto, nawet jeśli agentka Showers odkryła, gdzie ono jest ukryte. Storm popatrzył Jonesowi w oczy i powiedział: - To jest wersja oficjalna, prawda? - Zgadza się. Oficjalnie nas to nie interesuje. Ale wysyłam po złoto ciebie i troje innych agentów Z lub M. - A jeśli odmówię? - Możesz to zrobić - odparł Jones. - Możesz wrócić do Montany. Możesz znowu być bezimiennym nikim, który spędza całe dnie na zarzucaniu wędki i rozpamiętywaniu dawnych przygód, marnując swoje życie i talenty. - W twoich ustach brzmi to zachęcająco - powiedział Storm. - Daj spokój, Storm, najwyższy czas, żebyś stanął twarzą w twarz z rzeczywistością. A prawda jest taka, że nie jesteś kimś, kto potrafi żyć w cieniu. Potrzebujesz walki, podniecenia, przypływu adrenaliny. Poza tym w głębi serca się przejmujesz - nie chodzi tylko o pomaganie ludziom, ale także o twój kraj. Wobec takich osób jak agentka April Showers możesz przybierać maskę twardziela, ale mnie nie oszukasz. Clara Strike też to widziała. Dlatego kazałem jej cię zwerbować, żebyś pracował dla nas. I dlatego teraz cię potrzebuję.
Storm zastanowił się nad słowami Jonesa. Wszystko to była prawda. - Przypuszczam, że współrzędne, które przesłałem ci z komórki Lebiediewa, okazały się prawidłowe? - zapytał. Jones rozłożył na biurku powiększone zdjęcie satelitarne. - Nie dowiemy się, czy tam jest złoto, dopóki nie będziemy mieli ludzi na miejscu powiedział. - Ale fragmenty pasują do układanki. - Wskazał na malutkie kółko, które narysował na zdjęciu. - Współrzędne długości i szerokości geograficznej z komórki Lebiediewa wskazują na tę lokalizację, jakieś dwadzieścia cztery kilometry od Doliny Pięciu Jaskiń w Uzbekistanie. To część pasma górskiego Molguzar na południe od regionu dżyzackiego. - Nie jest to modne miejsce dla amatorów podróży lotniczych - ocenił Storm. - Uzbeckie jaskinie cieszą się sławą w krajach euroazjatyckich. Przez Uzbekistan przebiegał Wielki Szlak Jedwabny, który łączył Europę z Chinami, i istnieje legenda, według której Aleksander Wielki ukrył w jaskini w tamtejszych górach ogromne ilości złota i klejnotów. - Taka ichnia wersja El Dorado? - upewnił się Storm. - Zgadza się. Może KGB stwierdziło, że jeśli od czwartego wieku przed naszą erą poszukiwacze złota nie byli w stanie znaleźć tam jakichkolwiek kosztowności, jest to bezpieczne miejsce na ukrycie skarbu Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Jones wskazał na poszarpaną linię na planie rozpoznawczym. - To jest stara, nieużywana od lat droga prowadząca przez las. Sądzimy, że żołnierze wykorzystali ciężarówki, aby dowieźć złoto w góry. - I spodziewasz się, że ja wspólnie z garstką pozostałych agentów Z lub M wyniesiemy stamtąd złoto o wartości sześćdziesięciu miliardów? - Nie bądź głupi. Mamy pośredników w Kazachstanie, dysponujących flotą rosyjskich
śmigłowców Mi-26, najpotężniejszych na świecie, ale to, w jaki sposób wydostaniemy złoto, nie jest już twoim zmartwieniem - odparł Jones. - Ty i twoja ekipa macie tylko zlokalizować jaskinię, sprawdzić, czy jest tam złoto, po czym wynieść się stamtąd. - Nie będziesz miał nic przeciwko temu, że zabierzemy kilka sztabek na pamiątkę? zapytał Storm. - Pamiętasz: kto znalazł, to jego. - Iwan Pietrow powiedział mi, że złoto jest ukryte w kontenerach towarowych, które wywieziono z Moskwy. Kontenery mają oznaczenie „Odpady toksyczne”, aby powstrzymać ciekawskich od zaglądania do środka. Kiedy znajdziesz jaskinię, masz sprawdzić kontenery i zaraz potem wracać do domu, z pustymi rękoma. Proste jak drut. - Jones wyjął z szuflady biurka męski zegarek i rzucił go w stronę Storma, mówiąc: - Prezent. - Niech zgadnę - powiedział Storm. - Wykrywacz złota? - Nie. - Promień laserowy, który przetnie kłódki kontenerów, gdy znajdziemy złoto? - Nie. - Sekretna broń, która... - To jest zegarek - rzekł Jones. Storm uniósł brew. - No dobrze - uległ Jones. - To także urządzenie namierzające. Znajdę cię, gdziekolwiek będziesz. - Nie jestem pewien, czy chcę, żebyś mnie pilnował dwadzieścia cztery godziny na dobę - odparł Storm. - Jeśli wyciągniesz pokrętło, aby nastawić zegarek, wyśle on sygnał ratunkowy
oznaczający, że masz kłopoty i wzywasz pomocy. Natychmiast. - Żadnej pigułki z trucizną? - zapytał Storm. Wsunął zegarek na rękę i zadał jeszcze jedno pytanie: - A co, jeśli naprawdę będę musiał ustawić czas? - Nie będziesz musiał. On się ustawia automatycznie, niezależnie od miejsca, w którym się znajdujesz. - Zegarek, który działa, i urządzenie namierzające. Co oni jeszcze wymyślą? - Dla ciebie pigułkę z trucizną. - Kogo jeszcze z tej teczki Z lub M wybrałeś do tej akcji? I czy im też dasz takie zegarki? - Spotkasz się z nimi później i nie, tylko ty dostałeś taki zegarek - odrzekł Jones, po czym otworzył teczkę projektu Midas i wyjął z niej trzy fotografie, które podał Stormowi. Pierwszy członek ekipy będzie używać imienia Dilja. To rodowita Uzbeczka. Po oderwaniu się jej kraju od dawnego Związku Radzieckiego weszli tam przedstawiciele islamskiego dżihadu. Dilja była naszą tajną agentką. W zamian pomogliśmy jej zniknąć. Będzie ci służyć jako przewodnik i tłumaczka. Fotografia przedstawiała kobietę o surowym spojrzeniu w wieku trzydziestu kilku lat, z blizną o poszarpanych brzegach biegnącą wzdłuż lewego policzka. - Dorobiła się tej blizny podczas przesłuchania przez urzędników państwowych wyjaśnił Jones. - Dramat polegał na tym, że w tamtym czasie pomagała w rzeczywistości własnemu rządowi, ale nie mogła o tym nikomu powiedzieć. Pracowała po tej samej stronie barykady co ludzie, którzy ją zranili. - I nie zdradziła się? - Nie. Dilja to bardzo twarda kobieta.
Storm przyjrzał się drugiej fotografii. Przedstawiała ona niskiego mężczyznę o okrągłej twarzy noszącego grube okulary. - Zostanie ci przedstawiony jako Oskar. To rosyjski geolog. - Były komuch? - zapytał Storm. - Przypuszczalnie nadal nim jest, ale spodobały mu się dolary amerykańskie. Dostarczył nam wielu informacji naukowych, zanim rozpadł się Związek Radziecki. Widział złoto i może potwierdzić, czy sztabki są tymi samymi, które wykradziono z Moskwy. Na trzeciej fotografii był Amerykanin. - Znasz tego agenta i on też cię rozpozna - powiedział Jones. - Podczas tej misji będzie nosił imię Casper. Storm rzeczywiście rozpoznał tego człowieka. Pracowali razem przed Tangierem. Specjalnością Caspera było zabijanie. - Jeśli będę z nim pracował, dowie się, że żyję - odezwał się Storm. - A ty dowiesz się tego samego o nim. Nie wysyłałbym was razem, gdyby nie było to absolutnie konieczne. Silny i groźny Casper był typem człowieka, którego dobrze mieć przy sobie podczas bójki w barze, ale którego nigdy nie przedstawiłoby się swoim rodzicom albo dziewczynie. - Wybrałeś Dilję na przewodnika - powiedział Storm. - Oskar jest naukowcem, który może potwierdzić, że złoto jest autentyczne. Casper zabije każdego, kto wejdzie mu w drogę. Do czego mnie potrzebujesz? Ja jestem prywatnym detektywem. Zajmuję się tropieniem ludzi. - Chcę, żebyś obserwował tę trójkę - odrzekł Jones. - Do ciebie mam zaufanie. Gdy w grę wchodzi taka ilość złota, nie jestem pewien pozostałych.
-
ROZDZIAŁ PIĄTY
- Jedziemy już ponad godzinę - odezwał się Cumerford. - Zatrzymajmy się na kawę. - Proszę się tylko upewnić, że jest to miejsce, w którym nikt mnie nie rozpozna odparła Showers. Wymknęli się ze szpitala Johna Radcliffe’a w Oksfordzie tuż po ósmej rano. Początkowo plan był taki, że Showers zostanie wypisana, gdy tylko złoży oświadczenie dla lokalnej policji i Scotland Yardu. Funkcjonariusze FBI chcieli natychmiast wywieźć ją z Anglii. Opiekujący się Showers lekarze zaprotestowali jednak, mówiąc, że to niebezpieczne wypisywać ją następnego dnia po operacji ramienia. Showers niechętnie zgodziła się spędzić w szpitalu jeszcze jedną dobę, ale nie mogła się już doczekać opuszczenia go. Ubrała granatowe dżinsy, T-shirt, czapkę bejsbolową i założyła ciemne okulary. Cumerford dopilnował, żeby ekipy telewizyjne i reporterzy czający się przed wejściem na oddział ratunkowy szpitala dostali informację, że Showers zostanie zaraz wypisana. Urzędnicy szpitala pospiesznie wsadzili pacjentkę do ambulansu, który pomknął w kierunku Londynu. Aby przynęta była jeszcze bardziej wiarygodna, agent CIA Thomas Gordon, podający się za pracownika Departamentu Stanu, pojechał za ambulansem w samochodzie należącym do ambasady Stanów Zjednoczonych, którym on i Cumerford przyjechali do Oksfordu. Podczas gdy media ścigały jego i ambulans, Showers i Cumerford wymknęli się przez boczne drzwi szpitala do wynajętego samochodu. Opuścili Oksford niezauważeni. A przynajmniej tak im się wydawało. Showers nie udawała się do Londynu. Cumerford otrzymał polecenie z agencji, aby zawieźć ją do bazy Królewskich Sił Lotniczych w Lakenheath, gdzie stacjonował amerykański 48 Dywizjon Medyczny. Zorganizowano lot z personelem medycznym na
pokładzie, na wypadek gdyby miała nawrót choroby. Baza znajdowała się około stu kilometrów na północ od Londynu, co było dodatkowym plusem. Do czasu, gdy reporterzy zdaliby sobie sprawę, że zostali oszukani, i ruszyliby do Lakenheath, Showers dawno już by tam nie było. Kula strzaskała jej prawy obojczyk. Ale to wstrząs pourazowy o mało nie pozbawił jej życia. Umarłaby, gdyby nie przywieziono jej do szpitala w ciągu „złotej godziny”, jak służby medyczne określają czas, w którym ofiara wypadku musi znaleźć się na stole operacyjnym. Prawe ramię miała unieruchomione na temblaku, była na środkach przeciwbólowych, ale nie odniosła
żadnych
trwałych
uszkodzeń.
Pozostanie
jej
natomiast
brzydka
blizna
przypominająca, że otarła się o śmierć. - Nie muszę lecieć samolotem medycznym - protestowała. - Waszyngton na to nalegał - odparł Cumerford. - Nie ma pani wyboru. - Tak samo jak nie miałam wyboru, jeśli chodzi o moje oświadczenie - odrzekła. - Wie pani, że Dobry Samarytanin dzwonił do szpitala, żeby dowiedzieć się o pani stan zdrowia? - spytał Cumerford. - Co takiego? - Steve Mason, czy jak on tam się do diabła nazywa. Dostał wyraźne polecenie, żeby nie ryzykować telefonu. Ale najwyraźniej to nie jest ktoś, kto lubi chodzić utartymi ścieżkami. - Nie, on się nie przejmuje zasadami - odrzekła April. - Dlaczego nikt mi nie powiedział? - Spała pani. Gdy nie połączono go z panią, powiedział chyba członkom personelu szpitala kilka słów, które uraziły ich brytyjską dumę. Showers z trudem ukryła uśmiech.
Kiedy dojeżdżali do skrzyżowania autostrad A14 i M11, Cumerford zauważył znak drogowy, na którym widniały dwie pochylone żółte palmy na jaskrawoczerwonym tle. - Anglicy nazywają to „dodatkowa stacja benzynowa przed nami” - wyjaśnił. Możemy tam pojechać i coś zjeść. Na terenie większości z tych stacji benzynowych znajdują się restauracje. To może być dla nas lepsze rozwiązanie niż zjechanie z autostrady i odwiedzenie pubu, w którym ktoś mógłby panią rozpoznać. - Przyjeżdżam do Anglii i na pożegnanie jem w McDonaldzie. - Przez ostatnie dwa dni pani zdjęcia pojawiały się co godzinę w BBC - odrzekł Cumerford. - Wydarzenie określono mianem „oksfordzkiej masakry”. Anglicy nie są przyzwyczajeni do strzelanin, zwłaszcza podczas pokojowych demonstracji studenckich. Cumerford wydawał się Showers przyzwoitym facetem. Był agentem specjalnym jakieś pięć lat dłużej niż ona i ciężko pracował w Waszyngtonie, zanim wysłano go do Londynu. To był komfortowy przydział zarezerwowany dla agentów FBI będących wschodzącymi gwiazdami. - Mógłbym zabić za filiżankę dobrej kawy - powiedział. - Brytyjczycy może wiedzą, jak zrobić herbatę, ale nie mają pojęcia o parzeniu porządnej kawy. To jedyna rzecz, jakiej mi brakuje. - Trochę boli mnie brzuch. Skorzystam tylko z toalety. Zjechali z drogi A14 i Cumerford zaparkował przed głównym budynkiem stacji. To była nowoczesna jednopiętrowa budowla o dużych szklanych oknach. W środku było pięć restauracji typu fast food, łącznie z McDonaldem i KFC, ulokowanych w półkolistej przestrzeni wypełnionej klientami. - Też pójdę do łazienki, zanim zamówię kawę - powiedział Cumerford. - Gdy pani skończy, spotkajmy się w restauracji. Tylko żebym nie musiał pani szukać. - Rzucił jej uśmiech.
Toalety znajdowały się tuż na lewo od wejścia, kilka metrów od restauracji. Kiedy Showers weszła do damskiej, zastała tam dwie dziewczyny myjące ręce nad rzędem umywalek. Minęła je, podchodząc do pustej kabiny. Z trudem udało jej się rozpiąć spodnie lewą ręką. Walcząc z guzikiem i zamkiem błyskawicznym, zachichotała. Łatwiej jej było lewą ręką zastrzelić człowieka, niż ściągnąć dżinsy. Gdy usiadła, usłyszała jak dziewczyny odchodzą od umywalek. W ciszy, jaka zapadła, wydała z siebie głośne westchnienie. Była wyczerpana, ale przede wszystkim sfrustrowana, gdyż wiedziała, że kontuzja ramienia wyeliminuje ją z akcji na jakiś czas. Osiągnęła cel, z jakim wysłano ją do Anglii: rozwiązała sprawę podwójnego morderstwa w Waszyngtonie. Mogła wyjaśnić swoim przełożonym, że Lebiediew i Nad zorganizowali porwanie Matthew Dulla i zabójstwo jego ojczyma, senatora Thurstona Windslowa. Nie wiedziała, dlaczego Storm i CIA nie powiedzieli jej o złocie. Nie miała się o tym dowiedzieć, ale została wciągnięta w ten element rozgrywki, gdy Lebiediew zaczął torturować Pietrowa na tylnym siedzeniu mercedesa. Podejrzewała, że Steve Mason już ustalał z Jedidiahem Jonesem sposoby wydobycia złota. Ale ona nie weźmie udziału w tej akcji. Będzie tkwiła za biurkiem, czekając, aż jej rana się zagoi. Zastanawiała się, czy jeszcze kiedykolwiek zobaczy Steve’a Masona, czy też po prostu zniknie on równie nagle, jak pojawił się w jej życiu. Niezależnie od wszystkiego była zdeterminowana, aby sprawdzić go od razu, jak tylko wróci do Waszyngtonu. Jeśli jego ojciec był emerytowanym agentem FBI, to musi być jakiś trop, który mogłaby podjąć. Zapięcie spodni lewą ręką okazało się równie trudne, jak ich odpięcie. Gdy w końcu jej się to udało, otwarła drzwi kabiny, ciągnąc je ku sobie. Znienacka wyrosła przed nią ogromna postać. Showers zrobiła krok do tyłu i lewą ręką sięgnęła do biodra. Zazwyczaj tam miała przypiętego glocka. Gdy jej palce dotknęły tkaniny, zdała sobie sprawę, że Cumerford nie zwrócił jej glocka, kiedy dziś rano wypisano ją ze szpitala. Miała tylko jedno sprawne ramię i żadnej broni. Poruszał się bardzo szybko, jak na takiego wielkiego mężczyznę. Showers zobaczyła błysk i ruch jego ręki, poczuła ukłucie w szyję, a potem dziwne ciepło, po czym straciła przytomność. Napastnik złapał jej bezwładne ciało, gdy zaczęła osuwać się na podłogę. - Masz ją? - spytała nerwowo kobieta strzegąca drzwi do damskiej toalety. Miała na sobie strój pielęgniarki, a na szyi zawieszony stetoskop. Powstrzymywała inne kobiety od
wejścia do środka, tłumacząc im, że udzielana jest pierwsza pomoc medyczna. - Tak - odpowiedział olbrzym. - Jesteśmy gotowi - zameldowała pielęgniarka do maleńkiego mikrofonu umieszczonego pod rękawem jej bluzki. - Gdzie jest drugi Amerykanin? - Właśnie wyszedł z toalety i stoi teraz w kolejce do McDonalda - odezwał się męski głos w miniaturowej słuchawce. - Są przed nim dwie osoby. Z wnętrza restauracji Cumerford nie widział wejścia do damskiej toalety ani znajdującego się tuż obok bocznego wyjścia prowadzącego na parking, ale nie odczuwał niepokoju. Kobiety zazwyczaj spędzają w toalecie więcej czasu niż mężczyźni. - Ruszamy! - rozkazała kobieta. Mężczyzna, z którym rozmawiała, natychmiast opuścił swoje miejsce w restauracji i podszedł do niej szybkim krokiem. - Nagły wypadek - powiedziała pielęgniarka, wysuwając się na czoło grupy. - Proszę się odsunąć. Stado kobiet cierpliwie czekających u wejścia do toalety zrobiło przejście dla czworga osób. W ciągu kilku sekund Showers została błyskawicznie wyprowadzona na zewnątrz i wepchnięta na tylne siedzenie sedana z przyciemnianymi oknami. Kiedy Cumerford zapłacił za kawę i dostał resztę, zaczął się niepokoić. Omiótł wzrokiem restaurację, ale nigdzie nie widział Showers. Poszedł szybko do damskiej toalety, ale nie chciał wołać agentki, a nie mógł wejść do środka, nie wywołując sceny. Zauważył wchodzącego przez główne wejście strażnika z parkingu przy autostradzie, podszedł więc szybko do niego. - Podróżuję ze znajomą, która dziś rano została wypisana ze szpitala - powiedział. Jest już dość długo w toalecie i boję się, że mogła zemdleć albo ma jakieś problemy.
Ochroniarz przez krótkofalówkę wezwał kierowniczkę, która pojawiła się po minucie. - Ten pan zgubił w kiblu przyjaciółkę - wyjaśnił strażnik. - Mówi, że dopiero co została wypisana ze szpitala i nosi rękę na temblaku. - Złamane ramię? - spytała kobieta. - Złamany obojczyk, wypadek - odrzekł Cumerford, gryząc się w język, zanim wymsknęło mu się słowo „postrzał”. - Już sprawdzam - powiedziała wesoło kobieta. Wróciła po kilku chwilach. - Przykro mi, kolego, ale w kiblu nie ma żadnej kobiety noszącej temblak. W ogóle nie ma tam żadnej Amerykanki. Może poszła do restauracji? Cumerford chwycił komórkę i odszedł na bok, aby zadzwonić do agenta w ambasadzie w Londynie, który nadzorował akcję. - Showers zniknęła! - Co? Jak? Nie byłeś z nią cały czas? - Nie w toalecie. Zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej. Cumerford poczuł, jak ktoś dotyka jego ramienia. To była kierowniczka. - Ta para mówi, że widzieli, jak kilka minut temu twoją przyjaciółkę wyniesiono nieprzytomną z kibla. Była z nią pielęgniarka. - Pielęgniarka? - Pielęgniarka i dwóch dżentelmenów. Jeden z nich ją niósł. To był duży facet. Cumerford rzucił do telefonu:
- O mój Boże, ktoś ją porwał! Straciliśmy agentkę Showers! -
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Gabinet prezydenta, budynek Senatu na Kremlu, Moskwa, Rosja Tuż za biurkiem prezydenta Barkowskiego w jego gabinecie na Kremlu wisiał herb Federacji Rosyjskiej. W samym centrum czerwonego godła znajdował się dwugłowy złoty orzeł. W jednym złowrogim szponie ptak dzierżył berło, w drugim trzymał carską koronę. Pośrodku herbu widniała tarcza ze świętym Jerzym na koniu zamierzającym się na smoka. Barkowski nienawidził zarówno swojego zabytkowego prezydenckiego biurka, jak i herbu, ale tego drugiego w szczególności. Ustanowili go w 1993 roku jego poprzednicy po upadku imperium radzieckiego. Reformatorzy usunęli bardziej znajomy sierp i młot oraz motto: „Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!”. - Co ma wspólnego święty Jerzy zabijający smoka ze współczesną Rosją? - narzekał często Barkowski, zwracając się do swoich gości. Legenda przywędrowała do kraju wraz z krucjatami z Libii. Dlaczego przywódcy państwowi umieścili krzyżowca na herbie narodowym, kiedy było tyle innych znacznie lepszych możliwości? Barkowski uważał, że równie dobrze on sam mógłby się znaleźć na tym godle, ale oczywiście przed świętym Jerzym. Zrobił dla Rosji o wiele więcej. Prezydent wrócił akurat do swojego gabinetu z lekkiego posiłku w porze lunchu, gdy rozległo się stukanie do drzwi i do środka wszedł szef jego sztabu, Michaił Sokołow. - Mam nowe wiadomości - oznajmił. - Najpierw mi coś wyjaśnij - odrzekł Barkowski. - Chciałem, żeby Pietrowa
przesłuchano i zabito. Chciałem zrzucić na Amerykanów winę za jego śmierć. A co robią nasi ludzie w Londynie? Wysłali trzech zabójców, żeby zastrzelili go na publicznym wiecu! Czy to jest zwalanie winy na FBI? W dodatku nie udało im się go zabić! A teraz Pietrow i Lebiediew nie żyją, zaś tych dwoje Amerykanów ocalało. - Pietrow nie miał zginąć w czasie wiecu - tłumaczył Sokołow. - Plan był taki, że nasi ludzie po wiecu urządzą zasadzkę na Pietrowa i Amerykanów, kiedy ci będą wracać w konwoju do angielskiej posiadłości Pietrowa. Pomagała nam szefowa jego ochrony. Miała sprawić, żeby wyglądało na to, że Amerykanie zabili Pietrowa i jego dwóch ochroniarzy, zanim zostali śmiertelnie ranni. Atak mieli przeżyć tylko szefowa ochrony i Lebiediew. Byliby jedynymi świadkami i przesłuchaliby Pietrowa w sprawie złota, zanim by go wyeliminowali. - Jeśli taki był plan, to dlaczego nasi ludzie zaczęli strzelać na wiecu? - Ponieważ zostali rozpoznani w tłumie przez Amerykanów, zanim Pietrow zaczął swoje przemówienie. Ten Dobry Samarytanin - niezidentyfikowany agent CIA - chciał zdemaskować jednego z nich. Nasz człowiek spanikował i zaczął strzelać. - To kompletna katastrofa. Teraz wszyscy na świecie mnie obwiniają, i w zasadzie trudno im się dziwić. Londyn wynajął do tej roboty byłych agentów KGB, którzy okazali się całkowitymi idiotami. Całe zdarzenie przerodziło się w skandal międzynarodowy, a my w dalszym ciągu nie wiemy, gdzie jest ukryte moje złoto. - Ależ wiemy. To jest właśnie ta dobra wiadomość, z którą przyszedłem. - Wiesz, gdzie jest moje złoto? Gdzie? I skąd o tym wiesz? - Nie znamy jeszcze dokładnej lokalizacji, ale wkrótce się dowiemy. Nasi ludzie w Anglii porwali agentkę FBI - powiedział Sokołow. - Jak to ma pomóc w odnalezieniu złota? Do czego ona mi się teraz przyda, skoro Pietrow nie żyje?
- Ona wie, gdzie jest ukryte pana złoto. - To niemożliwe - odparł Barkowski. - Według BBC po strzelaninie na wiecu leżała nieprzytomna w samochodzie. Nie ma pojęcia, co zaszło między Pietrowem a Lebiediewem i jak to się stało, że obaj nie żyją. - BBC kłamie. Pietrow powiedział jej, gdzie ukryte jest złoto, zanim umarł. - A ty skąd możesz to wiedzieć? - Bo mamy potwierdzenie tej informacji. Pomaga nam przyjaciel - ktoś, z kim nasz wywiad nie miał od wielu lat kontaktu. - Mamy szpiega w FBI? - Nie, w Langley. Jeden z naszych najlepszych agentów ujawnił się po czterech latach. Myśleliśmy, że go straciliśmy, ponieważ zerwał z nami łączność i zniknął. Ale teraz znowu nam pomaga. Dzisiaj rano przysłał informację, że CIA kompletuje ekipę, która ma udać się po złoto, bo agentka FBI April Showers powiedziała im, gdzie jest ukryte. Musiała być przytomna w samochodzie, kiedy Lebiediew przesłuchiwał Pietrowa. Dlatego ją porwaliśmy. Barkowski wyrzucił z siebie stek przekleństw. - Ostrzegaliśmy Amerykanów, aby trzymali się z daleka od mojego złota, ale pan Jedidiah Jones myśli, że może mnie ignorować i ujdzie mu to na sucho. - Panie prezydencie, nawet jeśli agentka FBI nie powie nam, gdzie jest złoto, i tak będziemy w stanie je namierzyć, bo nasz przyjaciel - nasza wtyczka - jest członkiem ekipy zorganizowanej przez Jonesa do zlokalizowania złota. Nie zdając sobie z tego sprawy, Jones poprowadzi nas prosto do celu. Prezydent wyszczerzył zęby w złowieszczym uśmiechu. - Mamy zarówno agentkę FBI, jak i kreta w CIA. - Zawahał się przez chwilę i dodał: -
Ale czy na tym naszym szpiegu można polegać? Skąd wiesz, że to nie jest prowokacja Jonesa, jedna z wielu sztuczek CIA? Zwłaszcza że ten szpieg siedział cicho przez całe lata i pojawił się dopiero teraz. - To prawda, nasz przyjaciel zniknął cztery lata temu - przyznał Sokołow. - Ale informacje, które nam wcześniej przekazywał, były w stu procentach wiarygodne. W jednej z jego ostatnich wiadomości uprzedził nas o operacji w Tangierze. Mogliśmy to wykorzystać, aby pokrzyżować plany CIA. Zginęło kilku Amerykanów i operacja Jonesa okazała się całkowitą porażką. - Nasz kret potwierdzi informacje, które wydostaniemy od agentki FBI, i odwrotnie powiedział Barkowski. - Genialne! - Tak, ale najpierw musimy wywieźć April Showers z Anglii. Nie możemy sobie pozwolić na więcej błędów. Gdzie powinniśmy ją wysłać w celu przesłuchania? - Zabierzcie ją w miejsce, w które uda się ekipa poszukiwawcza CIA. Zróbcie to tam. - Mogę spytać w jakim celu? - zapytał Sokołow. - Chcę, aby Jedidiah Jones wiedział, kiedy znajdą jej ciało, że została stracona z powodu jego decyzji o wyprawie po moje złoto. - Już go zawstydziliśmy w Tangierze - rzekł Sokołow. - I zrobimy to ponownie. - Chcę, żeby agentka FBI i członkowie ekipy CIA zostali zabici dopiero wtedy, gdy odzyskamy moje pieniądze. Tym razem żadnych błędów. Jak już będę miał złoto, wszyscy mają umrzeć. Chcę wysłać jasny sygnał temu arogantowi Jedidiahowi Jonesowi. - Wszyscy z wyjątkiem naszego przyjaciela kreta oczywiście - sprostował Sokołow. - Nie, jego też zabijcie - powiedział Barkowski. - Szpieg zdradza swój kraj tylko z jednego powodu. Nie chodzi o miłość ani żadne sekrety. Zawsze chodzi o pieniądze. A człowiek, którego można kupić, nie jest człowiekiem, do którego można mieć zaufanie. Gdy
już zdobędziemy złoto, nie będzie nam potrzebny. - Ale może się jeszcze przydać później - zaprotestował Sokołow. - Jones jest na to za inteligentny. Jeśli tylko jedna osoba przeżyje i ucieknie, będzie wiedział, że to ona jest zdrajcą. W przeciwnym razie jak udałoby jej się przeżyć? - W takim razie zabijmy ich wszystkich, łącznie z agentką FBI. Tym razem nam nie ucieknie. - Nie chcę żadnych świadków. Żadnych ocalałych. Chcę wkurzyć pana Jedidiaha Jonesa i chcę, aby wiedział, że to moje dzieło. -
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Korzystając z samolotu wojskowego, Storm dostał się do amerykańskiej bazy w Niemczech, gdzie wsiadł na pokład prywatnego statku powietrznego wyczarterowanego przez CIA. Zabrał go on na lotnisko wojskowe w Kazachstanie. Chociaż rząd kazachski zaprzeczał, jakoby zezwalał na loty Amerykanów w obrębie swoich granic, za zamkniętymi drzwiami zawarto porozumienie, które umożliwiało CIA korzystanie z konkretnych lądowisk dla celów swoich tajnych operacji w zamian za amerykańską pomoc zagraniczną. To była właśnie jedna z takich operacji. Na lotnisku w Kazachstanie Storm zastał czekający na niego stary model Range Rovera, obok którego stała kobieta. Ze zdjęcia, które pokazał mu Jones, wiedział, że to Dilja. - Witamy w Kazachstanie - odezwała się, wyciągając do niego rękę. Storm ocenił jej wzrost na jakieś sto sześćdziesiąt pięć centymetrów, a wagę na pięćdziesiąt pięć kilo. Miała krótkie czarne włosy i mocny uścisk ręki. Mimo że była rodowitą
Uzbeczką, mówiła z czystym brytyjskim akcentem. - Łap swoje manele i wsiadaj - powiedziała. - Zawiozę cię na nasz punkt etapowy, gdzie już czeka reszta. - Studiowałaś w Anglii? - zapytał, kiedy oddalali się od lądowiska. - Kiedy byłam dzieckiem, Rosjanie nie pozwalali nam podróżować. Ale we wszystkich naszych szkołach były angielskie podręczniki. Dlatego mówię z akcentem. Kasety, których słuchaliśmy, pochodziły z Londynu. Mówię jeszcze w trzech innych językach, ale nie usłyszysz w moim głosie śladu brytyjskiego akcentu. Brzmię jak Brytyjka tylko wtedy, gdy mówię po angielsku. - Popatrzyła na niego i mówiła dalej: - Będziesz się wyróżniać, kiedy pójdziemy w odległe góry. Nie wyglądasz jak tutejsi mężczyźni. Ludzie będą myśleć, że jesteś Rosjaninem, a tutaj wszyscy nienawidzą Rosjan, bo torturowali nas przez całe dziesięciolecia. - Pomacham flagą amerykańską. - Powiedz im, że jesteś z amerykańskiej telewizji. Kochamy tutaj amerykańską telewizję. Jeśli chcesz zaimponować kobietom, powiedz, że jesteś z Tańca z gwiazdami i chcesz zorganizować konkurs taneczny w Uzbekistanie. Będziesz bohaterem! - Dzięki za wskazówki - odparł Storm. Zauważył bliznę, która przecinała jej policzek. Wydobyły ją z ciemności nocy światła na desce rozdzielczej. Zorientowała się, że na nią patrzy. - Co myślisz o mojej ozdobie? - zapytała. - Taka mała pamiątka. Tutaj zawsze tną kobiety po twarzy. W ten sposób kiedy kobieta codziennie patrzy w lustro, pamięta, jaką oni mają władzę. I każdy, kto widzi taką kobietę, wie, że niebezpiecznie jest się z nią wiązać. Samochód trafił na przeszkodę, która sprawiła, że oboje podskoczyli na swoich siedzeniach. Dilja zjechała z głównej drogi na coś, co dla Storma wyglądało jak ścieżka dla krów, a co miało poprowadzić ich w góry.
- Nigdy nie byłeś torturowany? - spytała. - Tylko przez byłe dziewczyny. Range rover podjechał pod wiejski dom o chropowatych kamiennych ścianach i drewnianym dachu, składający się tylko z jednego pomieszczenia. Znajdował się na zupełnym odludziu. Dilja zatrzymała samochód i powiedziała: - Amerykanin w środku nazywa się Casper, a Rosjanin to Oskar. Przedstawię cię. Wszedł za nią przez drewniane drzwi. Mężczyzna w okularach podniósł wzrok znad stołu, na którym studiował mapę. Storm domyślił się, że to Oskar. W drugim końcu pokoju znajdował się Casper. Siedział na krawędzi łóżka i palił papierosa. Oskar podniósł się z miejsca, Casper nie. Oskar się odezwał, Casper tylko patrzył. - Ty musisz być Steve - powiedział były rosyjski geolog. - Miło cię poznać, Oskar - odrzekł Storm. Popatrzył na Caspera i powiedział: - Znowu się spotykamy. - Cześć, Stevie - rzucił Casper, akcentując jego imię z manierą, która w oczywisty sposób była lekceważąca. Gdy się ostatnio widzieli, Casper miał czarne włosy. Teraz były całkowicie siwe, ściągnięte do tyłu w koński ogon. Przybył mu też nowy tatuaż. Na jego prawym przedramieniu widniała czaszka z wężem wychodzącym z jednego oka oraz nożem wbitym w drugie. - Myślałem, że cię zabili w Tangierze - powiedział Casper, ignorując reguły Jedidiaha Jonesa dotyczące ujawniania jakichkolwiek informacji na temat wcześniejszych misji.
- Rozczarowany? - Wiem tylko, że operacja w Tangierze poszła nie tak, jak trzeba, i słyszałem, że to z twojego powodu - odrzekł szyderczo Casper. - Faktycznie poszła kiepsko i myślałem, że ty miałeś coś z tym wspólnego odwzajemnił się Storm. Casper podniósł się z łóżka i Storm zobaczył, że ma za pasem nóż Ka-Bar, stanowiący wyposażenie amerykańskiej piechoty morskiej. Obaj mężczyźni wbili w siebie wzrok i Storm zaczął przygotowywać się do walki. - Straciłem w Tangierze dobrych ludzi - mówił Casper. - Dobrych ludzi, którzy nie powinni byli umrzeć. - Ja skończyłem na podłodze z bebechami podziurawionymi przez kule, podczas gdy ty popijałeś sobie piwko w barze tysiące kilometrów dalej - odparował Storm. - Więc nie rób mi wykładu na temat ofiar. - Panowie, to naprawdę nie jest czas ani miejsce na kłótnie - odezwał się cicho Oskar. Dilja wkroczyła między Caspera i Storma i powiedziała z dezaprobatą: - Zostaliśmy wybrani do tego zadania, bo Jedidiah Jones nam zaufał. Musimy być profesjonalistami. Możecie rozwiązać swoje prywatne spory, jak znajdziemy złoto. - Kobieta z blizną ma rację - mruknął Casper. - Później załatwimy nasze porachunki, chłoptasiu. Storm nie potrafił zrozumieć, dlaczego Jones dobrał go w parę z Casperem. Wiedział tylko, że jeśli chodzi o tego typka, musi mieć oczy z tyłu głowy. Co do pozostałej dwójki, Dilja wydawała się osobą godną zaufania, zaś Oskara nie był pewien. Czy Jones miał jakieś powody - oprócz faktu, że wszyscy oficjalnie byli „zaginieni lub martwi” - żeby skompletować z nich drużynę?
- Niech wszyscy się tu zbiorą - odezwała się Dilja, przejmując dowodzenie. Każdy z nich zajął miejsce po jednej ze stron kwadratowego stołu. - Jesteśmy tutaj, u podnóża tych gór - powiedziała, wskazując palcem na mapę. - Jutro rano pojedziemy w góry samochodem tak daleko, jak to możliwe, a potem będziemy szli przez granicę do Uzbekistanu. Mieliśmy rozkaz, żeby iść tędy. - Przesunęła ręką po mapie do miejsca, gdzie zaznaczyła punkt jasnoczerwonym krzyżykiem. - Tutaj jest ukryte złoto. Ale zostaliśmy zawróceni. - O czym ty mówisz? - spytał Oskar. - Tak - zawtórował mu Casper podejrzliwym tonem. - Skąd ta zmiana planu w ostatniej chwili? - Jak wiecie, z podnóża tych gór nie ma sposobu, aby skontaktować się z Langley, ale gdy byłam na lotnisku, odebrałam pilny telefon od Jonesa. Dał mi dodatkowe rozkazy. - Nie podoba mi się to - mruknął Casper. - Widziałem się wczoraj z Jonesem i nic mi nie powiedział o zmianie planów - dodał Storm. - Odkąd opuściłeś Niemcy, miałeś rozkaz, żeby nie wchodzić na linię - przypomniała mu. - Wygląda na to, że twoja przyjaciółka została porwana w Anglii. - Agentka Showers porwana! - wykrzyknął Storm. - Jak to możliwe? Przecież jest w szpitalu i dochodzi do siebie po postrzale. - Była w szpitalu w Oksfordzie, ale została uprowadzona, gdy wieziono ją do angielskiej bazy lotniczej, skąd miała wrócić do Stanów. - Kto ją dopadł? Gdzie ona teraz jest?
- Według informacji, jakie posiada Jones, przewieziono ją samolotem do Dżyzaku, miasta położonego dość blisko naszego pierwotnego miejsca przeznaczenia w Górach Molguzar - odrzekła Dilja. - Kazał nam udać się do Dżyzaku i ją odbić. - Co takiego? - powiedział Oskar z oburzeniem. - Jestem geologiem. Nie będę nadstawiał karku, bo jakaś lekkomyślna agentka FBI dała się porwać. Ruchem, który zaskoczył nawet jego samego, Storm chwycił Oskara za koszulę, poderwał go z podłogi i uderzył jego głową o stół, twarzą do mapy. - Mówisz o mojej partnerce - wycedził. - Ona nie jest lekkomyślna i pójdziemy ją uratować. Czy to jasne? - Proszę, puść Oskara - odezwała się Dilja beznamiętnie. Storm poluzował uchwyt i Rosjanin się podniósł. Był wyraźnie zły. - Dotknij mnie jeszcze raz, a cię zabiję - wyrzucił z siebie. - Czym? - spytał Casper. - Kawałkiem skały? - Sięgnął ręką do pasa, wyciągnął z pochwy nóż i wyrzucił go w powietrze w taki sposób, że nóż się obrócił, a Casper złapał broń za ostrze. - Mogę ci go pożyczyć, jeśli myślisz, że jesteś w stanie go dopaść. Oskar spojrzał na wyciągnięty w jego stronę nóż, a potem na Storma. - Ha, dokładnie tak jak myślałem - skomentował Casper, chowając nóż za pas. Wiedziałem, że nie masz jaj. - Popatrzył na Dilję i mówił dalej: - Ale ten komuch ma rację. Zwerbowano nas do pomocy w odnalezieniu zaginionego złota. Jeśli ta dziwka z FBI potrzebuje ratunku, to dlaczego Jones nie wyśle marines? - My jesteśmy najbliżej - odparła. - I jesteśmy niewykrywalni - dodał Storm.
- Masz na myśli zbędni - sarknął Casper. - Ta kobieta wie, gdzie jest złoto - mówiła Dilja. - Jeśli wyjawi im to, zanim zdołamy ją uratować, możemy wejść prosto w pułapkę. - W takim razie musimy albo ją uratować, albo uciszyć - odparł Casper. - Uratujemy ją - rzucił Storm stanowczo. - Nikt nie zrobi jej krzywdy. Casper oparł dłoń na rękojeści noża i powiedział: - Ja nie jestem jak nasz mały komunistyczny kolega, chłoptasiu. Chwyć mnie tylko za koszulę i przyciśnij moją głowę do stołu, a ja się odwinę z rozmachem. Zrobię ci taką pamiątkę, jaką ma nasza uzbecka księżniczka. - Wy dwaj, może dacie sobie po mordzie i będziecie mieli to z głowy? zaproponowała Dilja. - To nie jest demokracja. Jones wydał nam rozkaz i wszyscy musimy go słuchać, z różnych przyczyn. Casper zdjął rękę z noża i zapytał: - Gdzie oni trzymają tę dziwkę? Dilja stuknęła palcem w mapę. - To jest miasto Dżyzak. Jones zorganizował transport i urządzenie śledzące z nawigacją satelitarną, które będą na nas czekać po drugiej stronie gór, gdy przekroczymy jutro rano granicę. Powiedział, że mamy użyć GPS-a, aby dostać się do miejsca, gdzie przetrzymują tę kobietę. Gdy tam dotrzemy, mam przekazać dowództwo Casperowi. - Casperowi? - zapytał Storm z niedowierzaniem. - Tak - odpowiedziała stanowczo. - Jones wyrażał się niezwykle jasno. Gdy będziemy
w Dżyzaku, mamy nie próbować dzwonić ani kontaktować się w jakikolwiek sposób z agencją, gdyż nasze sygnały zostaną przechwycone przez władze uzbeckie. Jones powiedział, że do Caspera należy opracowanie planu uratowania agentki Showers. - Najwyraźniej Jones nie chce, abyś schrzanił tę akcję ratunkową, tak jak to zrobiłeś w Tangierze - stwierdził Casper. Stormowi udało się pohamować, chociaż wszystko się w nim gotowało. - Najpierw uratujemy Showers, a potem wyruszamy po złoto - powiedziała Dilja. - Zakładając, że ona jeszcze żyje - wtrącił się Oskar. Casper wyszczerzył się w uśmiechu, demonstrując brak przedniego zęba. - Lepiej bądź dla mnie miły, chłoptasiu. Los twojej dziewczyny jest teraz w moich rękach. - Zgadza się, i tym razem lepiej zaplanuj doskonałą akcję ratunkową. Storm był poważnie zaniepokojony. Nie martwił się o siebie, ale o Showers. Nie chciał nawet myśleć o tym, co mogło się z nią dziać w tej chwili. -
ROZDZIAŁ ÓSMY
Gdzie ona jest? April Showers leżała nieruchomo. Nie chciała, aby porywacze wiedzieli, że oprzytomniała. Musiała ocenić sytuację. Ile czasu minęło, odkąd została uprowadzona w Anglii? Jak długo była pod wpływem środka usypiającego? Przez wpółprzymknięte oczy
uważnie zbadała otoczenie. W niewielkim pomieszczeniu niewiele było widać, ale nic nie wskazywało na to, żeby ktoś ją obserwował. Dobrze. Otwarła szeroko oczy i rozejrzała się w poszukiwaniu kamery wideo. Nie znalazła żadnej w zasięgu wzroku. Komora, w której się znajdowała, była zimna i wilgotna. Ze środka betonowego sufitu zwisała niskowatowa żarówka. Ściany też były zrobione z betonu. W jednym kącie widniała metalowa rura i szlauch owinięty wokół stalowego wieszaka przytwierdzonego do ściany. Z wysokiego sufitu zwisały haki rzeźnickie i zdała sobie sprawę, że jest przetrzymywana w pomieszczeniu, w którym zarzynano zwierzęta. Panujący tu smród potwierdził jej podejrzenia. Gnijąca mieszanka stu cuchnących odorów. Na jej skórze siadały muchy. Kiedy próbowała jedną pacnąć, jej prawe ramię przeszył nagły ból. W otępieniu wywołanym narkotykiem zapomniała o ranie postrzałowej. Dotknęła swojego ramienia. Ktoś opatrzył je świeżym bandażem. Jej prawa ręka zwisała z boku. Mogła nią ruszać, ale nie bez ogromnego bólu i jedynie w ograniczonym zakresie. Miała na sobie te same dżinsy i T-shirt, które założyła, gdy opuszczała szpital. Zginęła gdzieś tylko jej czapka bejsbolowa. Na szyi wciąż wisiał temblak. Pomagając sobie lewą ręką, wsunęła do niego prawy nadgarstek. Trochę lepiej. Usiadła, podpierając się lewą ręką. Leżała na cienkim materacu poplamionym krwią i śmierdzącym uryną. Prawą kostkę u nogi otaczała skórzana obroża. Wiązanie było przymocowane do krótkiego półmetrowego łańcucha, przytwierdzonego na stałe do podłogi. Gdyby miała nóż, mogłaby przeciąć obrożę. Ale nie dałaby rady przerwać łańcucha. Do pomieszczenia prowadziło tylko jedno wejście i miało ono bardzo solidne drzwi. Nie było żadnych okien. Ucieczka stąd będzie trudna. Podciągnęła nogi do piersi. Kiedy oni przyjdą? Zupełnie straciła poczucie czasu i bardzo ją to denerwowało. Czy teraz była noc, czy dzień? Czy oni spali? Showers nigdy nie była cierpliwą osobą i po kilku minutach bezskutecznego polowania na muchy i zastanawiania się, co będzie dalej, zdecydowała, że czas przejąć kontrolę nad sytuacją. Krzyknęła więc, wyzwalając narastającą w niej furię. - Tutaj jestem! Chodźcie do środka!
Czekała, nasłuchując. Żadnej reakcji. Tylko cisza. Postanowiła więc spróbować jeszcze raz. - Hej! - zawołała. - Zacznijmy tę imprezę! Dalej żadnej odpowiedzi. Nie mogła wiedzieć, że zaledwie kilka metrów dalej znajdował się Hasan Sadikow, który siedział na składanym krześle na zewnątrz pokoju. Plecami opierał się o drzwi i pochłonięty był lekturą. Książki były dla Hasana ucieczką. Nie zwracał uwagi na krzyki Showers i skupił się na powieści. Chciał przeczytać jeszcze trzydzieści stron, zanim będzie musiał przerwać i ją przesłuchać. Takie oczekiwanie mogło okazać się bardzo przydatne. Robił to już przedtem wiele razy i za każdym razem odkrywał, że niepewność była dla jego ofiar bardzo niekomfortowa. Wyobraźnia może być o wiele gorsza od rzeczywistości, zwłaszcza dla ludzi Zachodu. Naoglądali się za dużo horrorów. Hasan dawał też Showers nauczkę. Chciał, żeby zrozumiała, że nie ma żadnej kontroli nad swoją obecną sytuacją. Była całkowicie na jego łasce. Zanim skończył czytać i włożył książkę do znoszonej sakwy, którą przyniósł z sobą, w rzeźni zapanowała cisza. Najwyższy czas zabrać się do pracy. Wstał, odryglował drzwi, złożył metalowe krzesło, na którym wcześniej siedział, podniósł sakwę i wniósł to wszystko do środka. Gdy wszedł, Showers wciąż trzymała głowę przyciśniętą do kolan. Szybko opuściła nogi. - Myślę, że powinniśmy rozmawiać po angielsku - powiedział uprzejmie na powitanie. Zbliżył się do niej, rozłożył krzesło i usiadł na nim. W oczach Showers Hasan z wyglądu niczym się nie wyróżniał. Był to mężczyzna w średnim wieku, średniego wzrostu, z brzuchem przelewającym się przez pasek od spodni. Przypominał jej facetów, których widuje się, jadąc autobusem do pracy, albo chodzących z dziećmi na zakupy. Mógł być kimkolwiek.
- Byłem w Stanach Zjednoczonych - oznajmił, uśmiechając się. - Nowy Jork, Waszyngton, no i oczywiście Orlando. Była pani w Disneylandzie? - W Disney World - poprawiła go. - Disneyland jest w Anaheim w Kalifornii. W Orlando jest Disney World. Przejechał prawą ręką po czarnych włosach. Pokręcił szyją, obracając głowę z jednej strony na drugą, zupełnie jakby był bokserem rozgrzewającym się przed walką. - Chciałabym skorzystać z toalety - oznajmiła Showers. Sprawdzała go. Zamilkł, rozważając jej prośbę, po czym powiedział: - Jestem rozsądnym człowiekiem. - Zawołał coś w obcym języku i do środka wszedł młodszy mężczyzna. - Przynieś wiadro. - Wolałabym pójść do łazienki - powiedziała Showers. - Oczywiście, że by pani wolała, ponieważ wtedy mogłaby pani spróbować ucieczki z tego pomieszczenia. Ale wiadro będzie musiało wystarczyć. Pomocnik postawił je obok krzesła Hasana, a ten przesunął je stopą w jej kierunku. - Może to pani zrobić tutaj, ja poczekam - rzekł. - Mogę nawet odwrócić głowę. Biorąc pod uwagę, jak wielkim problemem było dla niej odpięcie spodni w toalecie na stacji benzynowej w Anglii, Showers zdecydowała się zaczekać. Kopnęła wiadro z powrotem w jego stronę. - Nie użyję tego. Wzruszył ramionami.
To była próba sił, którą jak widać miała przegrać. - Kiedy byłem w Stanach Zjednoczonych - mówił dalej Hasan - wielokrotnie słyszałem jedno zdanie: „Mam dobrą i złą wiadomość”. - Wyszczerzył zęby w uśmiechu, najwyraźniej zadowolony z siebie, po czym kontynuował: - Dobra wiadomość jest taka, że nie jestem brutalem. Nie jestem terrorystą. Nie mam zamiaru przetrzymywać pani w niewoli przez całe lata dla okupu albo poświęcić pani na chwałę Allachowi. Jeśli to ma jakieś znaczenie, zostałem wychowany w wierze prawosławnej. - I najwyraźniej przespałeś szkółkę niedzielną. - Cięty dowcip - stwierdził. - Podoba mi się. To sprawia, że moja praca jest wyzwaniem. Położył sakwę na masywnych kolanach i wyjął stary model dyktafonu marki Panasonic na mikrokasety. Upewniwszy się, że w środku jest taśma, włączył go i położył na podłodze. - Moi pracodawcy będą chcieli wiedzieć dokładnie, co pani do mnie mówiła i jak to pani powiedziała. Zostałem wynajęty, aby mieli pewność, że mówi pani prawdę. Hasan wytrząsnął papierosa z twardego pudełka i poczęstował ją. - Nie palę - odmówiła. - Ja też nie. Obrzydliwy nałóg - odparł, zapalając papierosa i powoli wypuszczając dym. Jego zaprzeczenie nie miało sensu i Showers zaczęła się zastanawiać, czy z wyczerpania plączą jej się myśli. Nagle Hasan pochylił się do przodu i przytknął płonący czubek papierosa do jej szyi. Krzyknęła i szarpnęła się do tyłu, gdy zapach spalonego ciała dotarł do jej nozdrzy. Oparł się z powrotem na krześle i zaciągnął się papierosem, dopóki jego czubek
znowu nie zapłonął. - A teraz zła wiadomość - powiedział twardo. - Sprawię ci jeszcze więcej bólu niż to. Showers oddychała gwałtownie. - Chyba nigdy nie była pani przesłuchiwana - stwierdził. - Ale sądzę, że myślała pani o tym. Każdy o tym myśli. Czy uda mi się nie zdradzić? Czy pęknę? To pytanie zadaje sobie głupiec. A wie pani dlaczego? Potrząsnęła przecząco głową. - Ponieważ wszyscy w końcu pękają. Pękają albo umierają. Jedyną prawdziwą niewiadomą jest to, ile czasu potrzeba, żeby powiedziała mi pani prawdę. Dla mnie to nie ma znaczenia. Minuta, godzina, może cały dzień. Ale dla pani to będzie miało ogromne znaczenie. - Popatrzył na czerwoną końcówkę papierosa i pochylił się do przodu. Showers instynktownie się cofnęła. Błysnął wyszczerzonymi pożółkłymi zębami. - Proszę mi powiedzieć, czy lubi pani czytać? - zapytał. Kiwnęła głową twierdząco. - To dobrze - odparł. - Ja kocham literaturę. Codziennie staram się przeczytać jedną książkę. Robię to, odkąd skończyłem sześć lat. Robię to, ponieważ chcę się uczyć. Cały czas próbuję udoskonalić swój umysł, a czytanie pomaga w rozwiązywaniu problemów. Czy kiedykolwiek czytała pani „Jeden dzień Iwana Denisowicza” Sołżenicyna? Nie? To ważna książka, bardzo ważna książka o życiu w radzieckim łagrze, gdzie ludzie byli maltretowani. Gdyby ją pani czytała, to może dowiedziałaby się z niej pani czegoś, co teraz mogłoby być przydatne. Milczała. - Wie pani, co powiedział Sołżenicyn o Amerykanach po tym, jak wyemigrował ze Związku Radzieckiego i przez wiele lat mieszkał w waszym kraju? Powiedział, że
Amerykanom brakowało kręgosłupa moralnego, aby pokonać komunizm. Powiedział, że nie starczyło wam odwagi. Wzięła głęboki oddech i odparła: - Może nie zauważyłeś, ale zimna wojna skończyła się jakiś czas temu i my wciąż trwamy, w przeciwieństwie do komunizmu. - Bezczelna. Lubię to. Wyzwanie. Przez ten czas jego papieros się wypalił, rzucił więc niedopałek na podłogę i przydeptał. Sięgnął do sakwy i wyjął z niej zwój ciężkiego białego sznura. Przyglądała mu się uważnie. - Nie bez powodu wspomniałem o książkach - powiedział. - To dlatego, że uważam, iż każdy człowiek powinien dążyć do doskonalenia się w wybranej profesji. Weźmy na przykład moją dziedzinę. Mógłbym używać tych samych technik za każdym razem, gdy kogoś przesłuchuję, ale jak wtedy mógłbym się doskonalić? Dlatego zawsze szukam czegoś bardziej skutecznego. Jak na przykład ten sznur. Czy wie pani, jak wiele jest sposobów, na które można związać ludzkie ciało, aby spowodować ogromny ból? Nie odpowiedziała. - Japończycy wprowadzili więzy, sznury i ból do swoich zwyczajów seksualnych. Nazywają to Kinbaku albo Sokubaku - zniewolenie seksualne przy użyciu sznurów. Wiedziała pani o tym? W dalszym ciągu milczała. Popisywał się. Znowu się wyszczerzył w uśmiechu i spytał: - O co chodzi? Zapomniałaś języka w gębie, jak wy to mówicie? Czy też powiedziałem coś nie tak? - Położył sznur na podłogę i wyjął z torby nowy przedmiot. Były
to dwie żyłki kabla elektrycznego. - Elektrowstrząsy, zwłaszcza stosowane na intymnych częściach ciała, mogą być niezwykle bolesne, ale to wie każdy, kto ogląda telewizję. Wyobraźnia nie wchodzi tu w grę. To prozaiczna tortura. - Odłożył kabel i powiedział: Widzi pani, taki profesjonalista jak ja próbuje dopasować różne narzędzia, jakie ma do dyspozycji, do wyjątkowej osobowości człowieka, którego przesłuchuje. Do mnie należy znalezienie najwłaściwszego bodźca, dzięki któremu zyskam pewność, że powie mi pani to, co muszę wiedzieć. Powinna być pani wdzięczna, że nie jestem jakimś brutalem, ale prawdziwym fachowcem, ponieważ w rzeczy samej wyświadczam pani przysługę. To niewiarygodne, ile bólu mogą znieść niektórzy ludzie, ale mogę tego pani oszczędzić. Wystarczy, że dowiem się, czego się pani najbardziej boi, i wykorzystam tę wiedzę. To szybsze i bardziej humanitarne, naprawdę. Zatem wyświadczę pani przysługę. Poważnie, powinna mi pani podziękować. - Podziękuję ci, jeśli odczepisz ten łańcuch i mnie wypuścisz - odrzekła. Popatrzył Showers w oczy i się uśmiechnął. - Używałem wszystkich rodzajów urządzeń na kobietach takich jak pani - powiedział. - Krzyczą, ale to samo robią mężczyźni. - Hasan wyciągnął z sakwy przezroczystą plastikową torebkę wypełnioną krakersami. - Wyglądają smakowicie, prawda? - spytał. - Zupełnie nie jak narzędzie tortur. Jest pani głodna? - Otworzył torebkę i wziął ciastko do ust. - Ale we właściwych rękach, kogoś, kto zna się na rzeczy... Zdradzę pani coś w sekrecie. - Potrząsnął torebką. - Jeśli włożę pani na głowę tę torbę i zgniotę w niej trochę krakersów, w końcu będzie musiała pani wciągnąć je do płuc i te okruchy podrapią pani wnętrzności. Zacznie pani pluć krwią. - Dokończył krakersa i odłożył torebkę na podłogę. - I co, dalej jest pani głodna? Następnie wyjął z torby nożyce ze stali nierdzewnej. - Okaleczenie, odcinanie palców u rąk i stóp albo narządu płciowego mężczyzny może być bardzo skuteczne. Oszpecenie przeraża ludzi - szczególnie kobiety - i jest żałośnie łatwe. Odcięcie ręki albo stopy. Wydłubanie oka. Przecięcie policzka. Czy kiedykolwiek czuła pani zapach własnego palonego ciała...? Ach tak, przed chwilą. - Ponownie się uśmiechnął i dodał: - To wymaga tylko naczynia z benzyną i zapałki. - Umieścił nożyce w rzędzie, który starannie tworzył na podłodze. Następnie wyjął z torby drewnianą pałkę. - Bicie ludzi jest przypuszczalnie najbardziej prostacką formą perswazji, i najczęściej spotykaną.
Zdała sobie sprawę, że pokazuje jej te wszystkie narzędzia nie tylko po to, aby ją zastraszyć, ale także żeby obserwować jej reakcję. - Jestem w błędzie - powiedział złowrogo. - Tak jak wtedy, kiedy powiedziałem Disneyland, a miałem na myśli Disney World. Widzi pani, bicie może być powszechną formą tortur, ale można by się spierać, czy inna praktyka nie jest stosowana równie często w aresztach i więzieniach. Wykorzystywanie seksualne. Gwałt. - Usłyszałam już dosyć - odezwała się Showers. - Jesteś wielkim, dzielnym mężczyzną z małą torbą przerażających narzędzi, zwłaszcza jeśli masz przed sobą przykutą do podłogi kobietę z niesprawną ręką. Jeśli wpadniesz w kłopoty, wystarczy, że wezwiesz swoich zbirów z zewnątrz. Ale mnie nie oszukasz. Przejrzałam cię. Zwykły z ciebie sadystyczny mały zboczeniec, robal i ludzki śmieć, którego podnieca znęcanie się nad bezbronnymi ludźmi. Czy to sprawia, że czujesz się ważny? Czujesz się silny? Patrzyła, jak policzki Hasana pokrywają się rumieńcem. W akademii FBI uczono ją, że w sytuacji, gdy agent ma do czynienia z wrogim świadkiem, ważne jest, aby przejąć kontrolę nad przesłuchaniem, a potem zarówno zastraszyć świadka, jak i się z nim zaprzyjaźnić. Teraz ona była po drugiej stronie. Była świadkiem i podejrzewała, że Hasan nie czytał tego samego podręcznika ani nie miał zamiaru grać według reguł FBI. - Torturowanie ciebie sprawi mi ogromną przyjemność - powiedział. - Dokładnie tego się spodziewałam po takiej gnidzie jak ty - odrzekła. -
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
- Dalej nie pojedzie - oznajmił Storm. Dilja wcisnęła pedał gazu range rovera i silnik samochodu zawył, ale nawet przy
napędzie na cztery koła i zdolności pokonywania wzniesień SUV osiągnął koniec swoich możliwości. Dilja wyłączyła silnik, zostawiła kluczyki w stacyjce i oznajmiła oczywisty fakt: - Stąd idziemy na piechotę. Cała czwórka przeszła do tylnych drzwi pojazdu, żeby zabrać swoje rzeczy. Wszyscy mieli na nogach buty do wspinaczki i byli zaopatrzeni w broń ręczną. Oprócz plecaka Casper niósł zarzuconą na ramię strzelbę kalibru 12 mm, Dilja miała karabin snajperski, a Storm był uzbrojony w kałasznikowa. Oskar niósł torbę z różnego rodzaju wyposażeniem geologicznym. - Jak daleko jest do przejścia granicznego? - zapytał Storm. - Tylko pięć kilometrów - odparła. - Nie musimy wspinać się na szczyt tych gór. Jest ścieżka, która je przecina, ale dojście do niej zajmie nam jakieś dwie godziny ze względu na ukształtowanie terenu. Ważne, żeby wszyscy patrzyli pod nogi. - Za jaki czas będziemy w Dżyzaku? - pytał dalej Storm. - Dotrzemy tam przed zmierzchem. - To da im dużo czasu na przesłuchanie twojej dziewczyny - powiedział Casper, prowokując go. - Może też zrobią ładną małą bliznę na jej twarzy, po tym, jak puszczą ją w obieg niczym butelkę. - Za dużo gadasz - odrzekła Dilja. - Oszczędzaj oddech na wspinaczkę. - Są tam pogranicznicy? - spytał Oskar. - Rzadko zdarzają się patrole. Granica w tych górach ma tyle kilometrów, że niemożliwością jest pilnowanie każdego przejścia. Dilja prowadziła. Oskar zaczął iść zaraz za nią, zaś Casper i Storm zawahali się, który ma iść pierwszy.
- Proszę bardzo, słodziutki - powiedział szyderczo Casper. Storm potrząsnął przecząco głową. Nie chciał mieć Caspera za sobą i Casper o tym wiedział. Zachichotał i poszedł za Oskarem, zostawiając Storma z tyłu. Nie było żadnego konkretnego szlaku i zbocze wkrótce zrobiło się strome, ale nie na tyle, aby musieli iść związani liną. Szczyty gór pokrywał głęboki śnieg, którego unikali, jeśli tylko było to możliwe. Po jakiejś półgodzinie wędrówki doszli do usypiska luźnych skał, na które musieli się wspiąć. Wymagało to użycia rąk, jako że wspinali się na postrzępione skały na czworakach. Dilja z łatwością wdrapywała się po tej nawierzchni, ale Oskar stracił oparcie dla stóp i kilkanaście kawałków skały wielkości pięści poleciało za nim w dół po zboczu, o mały włos nie trafiając Caspera i Storma. - Przepraszam! - zawołał do nich. Casper szpetnie zaklął, a Storm pożałował natychmiast swojej decyzji, żeby trzymać się na końcu. Wiedział, co się stanie. Chwilę później uchylał się przed następnym kawałkiem skały, który koziołkował w kierunku jego twarzy. Za nim spadł następny, większy kamień, który prawie się o niego otarł. - Ups - powiedział Casper. - Moja wina. Kiedy doszli do usypiska, ruszyli ścieżką kozic, która wkrótce zawiodła ich do przecinki między górami. Powietrze było rozrzedzone i wszyscy z trudem łapali oddech. Nagle Dilja podniosła rękę i wszyscy się zatrzymali. Przykucnęła, a oni za nią. Jakieś trzysta metrów przed sobą zobaczyli dwóch mężczyzn w mundurach uzbeckiej straży granicznej. Obaj byli uzbrojeni w broń automatyczną. Palili papierosy i rozmawiali. Skulony w kucki Casper przysunął się do Dilji. - Daj mi M24 - powiedział, mając na myśli amerykański karabin snajperski, który niosła. - Zabiję ich.
- Jest ich dwóch - odrzekła. - I co z tego? Zdejmę drugiego, zanim się zorientuje, co się stało z jego kumplem. - Nie - zaprotestowała stanowczo. - Możesz chybić. Jeden z nich może uciec. Zaczekamy. - Ja nigdy nie chybiam - odparł Casper. - A oni mogą tu stać kilka godzin. - Z jakiego powodu? - zapytała. - To jest dla nich rutynowy postój. Ta ścieżka jest dobrze znana. Zaczekamy. Casper wydał z siebie zdegustowany pomruk i wrócił w pobliże Storma. Usiadł, opierając się plecami o skałę i przymknął oczy, ale nie mógł się powstrzymać od prowokowania Storma. - Tik-tak, tik-tak - powiedział szeptem. - Każda minuta, jaką tracimy, tkwiąc tutaj, to dla nich kolejna minuta, aby zabawiać się z twoją przyjaciółką. Może tylko wyrwą jej paznokieć, a może obetną jej cały palec albo nawet rękę. Jak ci się podoba przezwisko „Kikutek”? Storm przesunął się wyżej, do miejsca, gdzie Dilja obserwowała strażników przez lornetkę, którą podała mu natychmiast, gdy się zbliżył. - Liczy się każda chwila - przypomniał jej Storm. - Ci dwaj mężczyźni wchodzą w skład dwunastoosobowej drużyny. Jeżdżą ciężarówką do najbardziej uczęszczanych przejść granicznych, a potem rozchodzą się w poszukiwaniu przemytników narkotyków i nielegalnych imigrantów. Jeśli Casper ich zastrzeli, ich towarzysze dowiedzą się o tym. Nie ocalimy twojej przyjaciółki, jeżeli nas odkryją. Storm widział przez lornetkę, jak jeden ze strażników rzuca na ziemię niedopałek papierosa. Potem strażnik odwrócił się i razem z towarzyszem zaczęli oddalać się od przejścia.
- Poczekamy jeszcze piętnaście minut, żeby dołączyli do reszty i odjechali. Potem przekroczymy granicę z Uzbekistanem. Mam tylko nadzieję, że strażnicy nie odkryli naszego nowego pojazdu ukrytego po drugiej stronie granicy. Z tych gór do najbliższego miasta jest bardzo daleko. Storm pomyślał o Showers. Sama, przesłuchiwana w Dżyzaku. Nie był człowiekiem religijnym, ale pomodlił się w duchu, aby czekał na nich samochód i aby Showers wciąż żyła, gdy do niej dotrą. Po kilku minutach przedziwna czwórka przeszła ostrożnie przez granicę i wąską ścieżką zaczęła schodzić z góry. Droga w dół okazała się o wiele trudniejsza niż wspinaczka. Tracili równowagę, przez co zbaczali na krawędź ścieżki i byli zmuszeni do stawiania szybkich, drobnych kroków, co mogło się skończyć fatalnym upadkiem. Szukali wzrokiem pograniczników, ale nie widzieli żadnego z nich. - Tam! - zawołała Dilja po upływie około godziny i wskazała ręką na kępę drzew. Storm dostrzegł odbicie słońca w przedniej szybie chevroleta z napędem na cztery koła. Gdy doszli do niego, zrzucili ekwipunek i zatrzymali się, aby złapać oddech. Oskar zniknął między drzewami za potrzebą. Casper studiował mapę pozostawioną wewnątrz SUV-a razem z podręcznym satelitarnym GPS-em. W ten sposób Storm i Dilja zostali sami. Podeszli do dużej skały wznoszącej się nieopodal, gdzie Dilja napiła się wody, a potem podała manierkę Stormowi. - Pięknie tutaj - powiedziała, przebiegając wzrokiem malownicze równiny, które rozciągały się przed nimi całymi kilometrami ze wzniesienia. Storm wiedział, że nie powinien o to pytać, ale nie mógł się powstrzymać. - Dlaczego związałaś się z Jonesem? - Kiedy rozpadł się Związek Radziecki, ponad dwa miliony Rosjan wróciło do Rosji,
bo wiedzieli, co się stanie, jeśli tutaj zostaną. Ale uzależniliśmy się od ich subwencji i powstał chaos. Ludzie głodowali. Mój kraj zamieszkują w przeważającej większości muzułmanie wyznania sunnickiego. Związana z Al-Kaidą grupa Dżihad zaczęła wkrótce organizować tu ataki terrorystyczne, gdyż nasz rząd zaprzyjaźnił się z Amerykanami. Moi rodzice, mąż i córka zginęli w zamachu bombowym w kawiarni. Chciałam umrzeć, ale przedtem chciałam zabić tak wielu terrorystów, jak to tylko możliwe. Znaleźli mnie ludzie Jonesa. Pomogli mi przeniknąć do grupy Dżihad. W jej ustach brzmiało to bardzo prosto - tak jak zapisanie się do grupy Terroryści 101. Ale Storm wiedział swoje. Znał grupę Dżihad i miał świadomość, że to najbardziej tajemnicza i zabójczo groźna ze wszystkich organizacji ekstremistycznych. To z powodu jednego z przywódców grupy Dżihad, ekstremisty znanego jako Żmija, Storm został wysłany do Tangieru. Jones potrzebował Storma, aby pomógł wyśledzić Żmiję, gdyż CIA zdobyło informacje, że terrorysta spotyka się w Tangierze z innym agentem Al-Kaidy. Miasto w północnej części Maroka przez całe lata było znane jako bezpieczne schronienie dla szpiegów i terrorystów. Jones powiedział Stormowi, że gdy tylko uda mu się ustalić kryjówkę Żmii, agencja wyśle ludzi, którzy go schwytają lub zabiją. Casper był częścią drużyny mającej wykonać to drugie, ulokowanej w Tangierze oddzielnie i czekającej na zielone światło. Ale następnego dnia po tym, jak Storm wylądował w Maroku, on i jego ludzie zostali wciągnięci w zasadzkę. Zginęli wszyscy oprócz niego. To była pułapka i Żmija uciekł. - Znasz grupę Dżihad? - spytała Dilja. - Tak, Żmija to prawdziwy diabeł. - Oni wszyscy są tacy. Oskar wyłonił się z krzaków, a Casper skończył studiować mapę. - Panienki, zamierzacie tak gadać całe popołudnie czy jesteśmy gotowi, aby iść kogoś zabić? - zapytał. - Dlaczego musisz być taki niemiły? - spytała Dilja.
- Tak naprawdę, Bliznowata, zachowuję się najlepiej, jak potrafię, aby zrobić na tobie wrażenie. - Po czym spojrzał wprost na Storma i dodał: - Tik-tak, tik-tak. -
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
- Zacznijmy od najbardziej oczywistego pytania. Gdzie jest złoto? - zapytał Hasan. - Jakie złoto? - odpowiedziała pytaniem Showers. Hasan zachichotał. - Więc tak będziemy rozgrywać nasz mały pojedynek. - Przejrzał różne narzędzia tortur ułożone przed nim starannie w równym rzędzie, a potem krzyknął coś po uzbecku. Do pokoju wbiegło dwóch mężczyzn. Jeden przyniósł składane metalowe krzesło, które ustawił na wprost Hasana. Poderwał Showers z materaca i zmusił ją, aby usiadła na krześle. Strażnik szarpnął do tyłu jej zranione prawe ramię, co wywołało przeszywający ból, ale nie krzyknęła. Następnie skuł jej ręce za oparciem. Drugi strażnik przyniósł duży akumulator samochodowy z przewodami rozruchowymi i rzucił go na ziemię niedaleko jej stóp. - Czy nie mówiłeś, że wstrząsy elektryczne to prozaiczna tortura? - zbeształa go. - Uznaj to za grę wstępną - syknął Hasan. - Będę bardziej twórczy w miarę upływu wieczoru. Teraz przynajmniej wiedziała, że jest zmierzch. Hasan wstał ze swojego miejsca, podszedł do niej, pochylił się i chwycił znienacka jej prawe ramię, wpychając kciuk w ranę. Showers krzyknęła z bólu. Wcisnął palec jeszcze raz,
najwyraźniej próbując rozdzielić obojczyk, który chirurdzy w szpitalu pieczołowicie złożyli. Ból był tak intensywny, a ona tak wyczerpana, że na szczęście straciła przytomność. *** - Langley ma widok z lotu ptaka na dziurę, w której zabawiają się z tą dziwką z FBI oznajmił Casper, podczas gdy Dilja prowadziła SUV-a w kierunku Dżyzaku. - Wywiad mówi, że w budynku jest w tej chwili czterech ludzi. - Czterech? - spytał Oskar. - Co to za budynek? - zapytała Dilja. - Rzeźnia - odpowiedział Casper, chichocząc. - Nie wiedziałem, że muzułmanie jedzą mięso. - Muzułmanie praktykują halal - odrzekła Dilja. - Nie jemy wieprzowiny ani żadnego innego mięsa, które ma w sobie krew. Nie pijemy też alkoholu. - Twoja strata, Bliznowata. Żadnego tankowania, które pomogłoby ci zasnąć podczas tych samotnych nocy - powiedział Casper. - Może się spikniemy po tej małej eskapadzie i przedstawię cię mojemu przyjacielowi o imieniu Jack Daniel’s. - Czy to znaczy, że kobiety uznają cię za pociągającego tylko wtedy, gdy są pijane? zapytała. - Jaki masz plan ratunkowy? - odezwał się Storm. - TPżaG, czyli Tak Prosty, że aż Głupi[1] - odparł Casper, cmokając Dilję w policzek. - Gdy tam dojedziemy, nasz kolega naukowiec zostanie na zewnątrz i zastrzeli każdego, kto będzie próbować wejść do środka, aby pomóc tamtym. - Złapał w garść lufę strzelby i powiedział: - Wezmę z sobą mojego małego przyjaciela i wywalimy drzwi. - Nie masz C3? - spytała Dilja, mając na myśli semteks.
- Nie potrzebuję - odrzekł. - Kilka rundek grubego śrutu z dwururki w zawiasy i moje obcasy wystarczą. I jeszcze zostanie mi trochę na wroga w środku. - To jest twój plan? - zapytała Dilja. - Strzelić w drzwi i wbiec do środka? - No cóż, jest trochę bardziej wyrafinowany. Ten kochaś tutaj wrzuci do środka kilka granatów błyskowych. - W ten sposób odnosił się do Storma. - Kiedy te eksplodują, powstanie bardzo, bardzo duży hałas, oślepiający błysk i fala uderzeniowa, która powali wszystkich na ziemię, zupełnie jakby stali tuż obok ogromnego głośnika na koncercie heavymetalowym. - Casper na chwilę zamilkł. Lubił być w centrum uwagi i dowodzić. Przypuszczam, że Bliznowata częściej strzelała z kałasznikowa niż nasz kochaś kontynuował. - Jak tylko rozwalę drzwi, a granaty oślepią i ogłuszą wszystkich, ona wystrzeli serię, która posłuży za krycie, zabijając wszystko na naszej drodze. Wśród zamieszania i chaosu wasz sługa wtargnie do środka z przeładowaną bronią, a za mną ona z kałasznikowem i ten tutaj kochaś pilnujący tyłów ze swoim glockiem. Oczywiście nasz kochaś będzie musiał użyć swojej pukawki, ponieważ jedyna pozostała broń, jaką mamy, to M24, a ten na nic się nie przyda w bezpośrednim starciu. Zakładam, że potrafisz strzelać z pistoletu, zgadza się? Casper obdarzył Storma wzgardliwym spojrzeniem i nawet nie czekał na jego odpowiedź. Zamiast tego powiedział: - To i tak nie ma znaczenia, gdyż Dilja i ja powinniśmy dać radę zastrzelić wszystkie cztery cele, a ty i Oskar będziecie tylko na doczepkę. Ocalimy księżniczkę z FBI i udamy się po złoto. TPżaG. - A co ich powstrzyma przed zabiciem agentki Showers w momencie, gdy rozwalisz drzwi wejściowe? - zapytał Storm. - Absolutnie nic - odrzekł Casper. - Ale nie ma żadnego sposobu, abyśmy się wślizgnęli do tego budynku niezauważeni. - On ma rację - przytaknęła Dilja. - Możemy mieć tylko nadzieję, że podczas całego tego zamieszania albo o niej zapomną, albo spróbują użyć jako zakładniczki. Powinniśmy wykorzystać element zaskoczenia. - Chyba że mamy tutaj analogiczną sytuację jak w Tangierze - dodał Casper. - Nie
mam racji, kochasiu? - To dobry plan - powiedziała Dilja. - Nie prosiłem o opinię, Bliznowata. *** Showers zakrztusiła się, próbując złapać oddech, i otworzyła oczy akurat w momencie, kiedy jeden z dwóch strażników w tej sali tortur przechylił przyniesione dla niej wcześniej metalowe wiadro. Ochlapał twarz Showers wodą, cucąc ją, a przy okazji tworząc lepsze przewodzenie dla prądu, gdyż jej stopy znajdowały się teraz w wodzie. Zdjęli jej buty i skarpety. Ból w ramieniu był rozdzierający. Miała pewność, że Hasan ponownie złamał jej obojczyk. On zaś majstrował coś przy akumulatorze samochodowym, który znajdował się obok. Wyciągnął rękę i podłączył jeden z przewodów akumulatora do metalowego krzesła, na którym siedziała. Drugi trzymał w dłoni. Teraz, kiedy była przytomna, mógł zaczynać. Przytrzymał przed jej twarzą klamrę. - Gdzie się podział twój przemądrzały język? Chcesz mi go pokazać? Zacisnęła zęby. - Niech pomyślę - powiedział, najwyraźniej zadowolony z siebie. - Gdzie powinienem to przypiąć? Chociaż ręce miała skute w nadgarstkach, a jej prawa stopa tkwiła w skórzanej obroży i była przykuta do podłogi, lewą stopę Showers miała wolną. Wycelowała nią w krocze mężczyzny i kopnęła. Podwinięte nagie palce dosięgły celu, sprawiając, że Hasan zwinął się z bólu i jęknął. - Ty dziwko! - wyrzucił z siebie.
- Ostrożnie - powiedziała. - Sam możesz się narazić na wstrząs. Hasan rzucił się do przodu, wyciągając lewą rękę. Gdy już miał chwycić jej uszkodzone prawe ramię, z zewnątrz dobiegła głośna eksplozja, po której rozległo się pięć identycznych, a potem nastąpiły dwa tak ogłuszające wybuchy, że Hasan był przekonany, iż cały budynek się wali. *** Przez dym wywołany eksplozją granatów Dilja dojrzała oszołomionego mężczyznę stojącego wewnątrz budynku w odległości jakichś dwóch i pół metra. U jego stóp leżał karabin automatyczny, tam gdzie go upuścił. Obie ręce przyciskał do uszu. Dilja wystrzeliła serię ze swojego kałasznikowa i mężczyzna upadł na plecy. Casper popędził korytarzem w dół, przeskakując przez martwego wartownika, i wpadł przez uchylone drzwi do pokoju, gdzie przesłuchiwano Showers. Fachowym ruchem przyklęknął na jedno kolano, jednocześnie zdejmując z ramienia broń, i zaczął strzelać. Podmuch wystrzału dosłownie zwalił z nóg znajdującego się najbliżej strażnika, wyrywając krwawą dziurę w jego piersi. Drugi strażnik wciąż jeszcze wyciągał swoją broń, kiedy następna runda strzałów Caspera powaliła go martwego na ziemię. Hasan w panice sięgnął do swojej sakwy. - Uważaj! - wrzasnęła Showers. Ale kiedy Casper skierował broń w stronę Hasana, ten krzyknął: - Nie strzelaj! - I natychmiast podniósł ręce. Do środka wbiegli Dilja ze Stormem i skierowali się ku Showers. Zabrali Hasanowi kluczyki do kajdanek, uwolnili jej ręce i zdjęli obrożę ze stopy. - Zranił cię? - zażądał odpowiedzi Storm.
- Tak, ale mogę się ruszać. Złamał mi znowu obojczyk. Storm wziął zamach i jego prawa pięść wylądowała prosto na szczęce prześladowcy, łamiąc ją. Hasan wypluł ząb i zakaszlał krwią, zataczając się na boki. - Co za galanteria - powiedział Casper, udając powagę. - Nie ma na to czasu! Idziemy! - rozkazała Dilja. Casper wycelował swoją strzelbę w Hasana. - Nie możesz go tak zastrzelić z zimną krwią - zaprotestowała Showers. - Chcesz się założyć, kochanie? - odrzekł Casper. - Torturował cię - powiedział Storm. - Po prostu go skujcie - poprosiła. Storm sięgnął po kajdanki, które wcześniej rzucił na betonową podłogę, ale zanim zdążył je podnieść, Casper wpakował cały magazynek w głowę Hasana, powodując, że twarz bandyty wręcz zniknęła. Showers gwałtownie chwyciła oddech. - Nie będziemy już potrzebowali tych kajdanek - oznajmił Casper z szerokim uśmiechem. Storm rzucił mu wściekłe spojrzenie. - No spokojnie - powiedział Casper takim tonem, jak gdyby udzielał lekcji małemu dziecku. - Tylko się nie popłacz. Pamiętaj, że Jones uczynił mnie szefem tej akcji ratunkowej. - Czas ruszać! - krzyknęła Dilja.
Wybiegli z pomieszczenia i pomknęli w dół krótkim korytarzem, a następnie wyskoczyli na zewnątrz, gdzie Oskar chodził nerwowo w te i z powrotem, mierząc z broni. Dilja usiadła za kierownicą, zaś Casper wskoczył na przednie siedzenie obok niej. Oddali kałasznikowa i strzelbę pozostałej trójce, która zajęła miejsca z tyłu. - Tam z tyłu jest apteczka - poinformowała ich Dilja. Oskar odłożył broń i chwycił zestaw opatrunkowy. - Mam przeszkolenie w udzielaniu pierwszej pomocy. - W końcu na coś się przydasz - skomentował Casper. - Daj jej morfinę - poleciła Dilja. - Na uśmierzenie bólu w ramieniu. W chwili gdy ich pojazd zaczął opuszczać parking, przednią maskę samochodu przeszył grad kul, rozwalając przednie opony SUV-a i powodując wybuch pary spod maski. - Kto w nas teraz strzela? - krzyknął Oskar. - Na dachu! - odparł Storm. - Jeszcze jeden! Casper rzucił się przez otwarte drzwi od strony pasażera i wyskoczył z uniesionym pistoletem, wysuwając ramię i obracając się w powietrzu tak, że był teraz skierowany twarzą do znajdującego się za nimi budynku. Zanim upadł na ziemię, opróżnił półautomatyczny magazynek. Strzały Caspera prześlizgnęły się jednakże obok samotnej postaci na dachu, chybiając celu. Strzelec wymierzył ze swojego kałasznikowa w bezradnego Amerykanina leżącego na ziemi. Już miał pociągnąć za spust w celu oddania śmiertelnego strzału, kiedy Storm wypadł z SUV-a z wyciągniętym glockiem. Strzelił w górę, a jego pierwsza kula trafiła w klatkę piersiową wroga z taką siłą, że poderwała go z nóg, sprawiając, że napastnik instynktownie nacisnął spust kałasznikowa. Kule uderzyły w ziemię naokoło Caspera, ale strzelec nie trafił i
jedyne, od czego ucierpiał wytrenowany zabójca CIA, to ukłucia rozpryskujących się fragmentów ziemi, które oderwały się od stwardniałej nawierzchni. Napastnik spadł martwy z dachu. Casper powoli wstał. Miał rozdartą koszulę i krwawiące rozcięcie na masywnym ramieniu, ale kości nie były uszkodzone. Ich pojazd ucierpiał znacznie bardziej. - No to skończyliśmy jazdę - oznajmiła Dilja, opuszczając miejsce za kierownicą. Niezły strzał - dodała. - Uratował ci życie - zawołała Showers do Caspera, wysiadając z samochodu tylnymi drzwiami. Oskar podążył w ślad za nią. Casper przeładował broń, otrzepał ręce i popatrzył na Storma, ale mu nie podziękował. - Bierzcie ekwipunek - poleciła Dilja. - Musimy ruszać. - Weźmy ich samochód - zaproponował Oskar, wskazując nowego range rovera zaparkowanego obok rzeźni. - Nie! - sprzeciwił się Storm. - Zbyt łatwo go wyśledzić. - Rozejrzał się po ulicy i dostrzegł kilka radzieckich SUV-ów marki Łada, zaparkowanych przecznicę dalej. Wchodziły w skład floty samochodów dostawczych krajowej sieci uzbeckich piekarni. Storm podbiegł do jednego z aut, szarpnięciem otworzył drzwi i uruchomił stacyjkę, zwierając kable. - Jest ohydny - krzyknął - ale silnik brzmi dobrze. Wnieśli broń i sprzęt do solidnie zużytej łady. - Powinienem był wiedzieć, że nie należy ufać wywiadowi. Za każdym razem, gdy to robię, o mało nie tracę życia - narzekał Casper. - Gdybym miał moją strzelbę, ten sukinsyn na dachu nigdy by się na mnie nie zasadził. - Rozmiar broni nie ma znaczenia - stwierdziła Showers beznamiętnie. - Ważne jest,
kto jej używa. - Uśmiechnęła się do Storma z wdzięcznością. - Masz po prostu cholerne szczęście, że ktoś chciał ratować twój tyłek - dorzuciła Dilja. Storm usiadł za kierownicą. Po przejechaniu mniej więcej półtora kilometra zobaczyli biały samochód policyjny z jaskrawozielonymi i niebieskimi paskami nadjeżdżający w ich kierunku z przeciwnej strony dwupasmowej drogi. Casper ponownie wyciągnął swojego glocka, ale samochód przemknął obok nich, ani na moment nie zwalniając. - Nawet się nie przyjrzeli tej starej ciężarówce - powiedział Storm. - Musieli uznać, że przywieźliśmy poranną dostawę. - Dobry wybór pojazdu do ucieczki - stwierdziła Dilja. - Teraz wiesz, kochanie, dlaczego nie zostawiłem za sobą żadnych świadków - zwrócił się Casper do Showers. - Gliniarze nie będą mieli pojęcia, co się stało, i przypuszczalnie zwalą winę na terrorystów. Gdyby został choć jeden świadek, wiedzieliby, że to Amerykanie. Showers nie odpowiedziała. Morfina zaczynała działać i jej powieki stały się ciężkie. Zaczęła odpływać. Gdzieś w oddali czuła, jak męska dłoń przesuwa jej głowę na swoje ramię. Storm przeszedł na tylne siedzenie, przekazując Dilji kierownicę. Oparła się o niego i zasnęła. [1] W oryginale akronim KISS - Keep It Simple, Stupid, oznaczający jednocześnie pocałunek (przyp. tłum.). -
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Jechali z Dżyzaku na południe, w kierunku pasma górskiego Molguzar, zmieniając się za kierownicą, aby każdy mógł się przespać. Wyjątkiem była Showers ze względu na uszkodzone ramię. Świt zastał ich wciąż w podróży, kierujących się wskazaniami podręcznego GPS-a, które miały doprowadzić ich do miejsca, gdzie było ukryte złoto. Wytyczony kurs przywiódł ich w końcu do pokrytej żwirem drogi, która wiła się pod górę. Ostatecznie byli zmuszeni z niej zjechać i wyznaczyć własny szlak. Jazda była powolna i irytująca, ciężarówka z napędem na cztery koła wspinała się mozolnie po ostrym terenie, zmuszana często do jazdy okrężną drogą z powodu spadających głazów i powalonych drzew blokujących przejazd. Gdy zbliżali się do miejsca przeznaczenia, zaczęli odczuwać niecierpliwe wyczekiwanie. Trudno było wyobrazić sobie tak ogromną ilość złota na opustoszałym terenie, ukrytą od ponad dwudziestu lat. Dilja zatrzymała pojazd w miejscu, które wyglądało na osuwisko, jakieś sto pięćdziesiąt metrów od teoretycznej lokalizacji jaskini ze złotem. Resztę drogi musieli przebyć przez skały. Wysiedli ze starej ciężarówki. Teraz przyszła kolej na Oskara, aby dowodzić, chwycił więc swój plecak ze sprzętem geologicznym i zażądał, aby Casper, który podczas jazdy pilotował Dilję, oddał mu GPS. Casper bardzo niechętnie pozbył się sprzętu i ustawił się krok za Oskarem, zarzucając strzelbę na ramię. Dilja szła jako trzecia, natomiast Storm i Showers trzymali się z tyłu. - Czujesz się na siłach, żeby iść? - zapytał. - Wskaż mi tylko linię startu. Razem zaczęli przecinać skalisty teren. - Nie podziękowałam ci za uratowanie mnie - powiedziała Showers. - Będę ci to wypominał codziennie do końca życia - odrzekł. - To co mam zrobić, żeby spłacić dług? - spytała.
Storm pomyślał przez chwilę, jak wykiwała go w Londynie po tym, gdy pili razem w pubie. Był przekonany, że spędzą wspólnie noc u niego w pokoju, ale ona niewinnie poprosiła go o filiżankę kawy, a gdy wyszedł na korytarz, zatrzasnęła drzwi. - Następnym razem, gdy zameldujemy się wspólnie w hotelu, ja trzymam wszystkie klucze - odparł. - Dlaczego myślisz, że znowu zameldujemy się w hotelu? - Jestem optymistą. - Optymista wymyśliłby coś lepszego niż trzymanie w ręku kluczy do pokoju. - Dobra, co powiesz na bitą śmietanę i ogórki kiszone? - Ogórki kiszone? - Kiwi. Ze zdegustowaniem potrząsnęła głową. Był pod wrażeniem, jak dobrze to przyjmowała. - Au! - krzyknęła, podnosząc nagle stopę. Podbiegł do niej, chwytając za lewe ramię, aby ją podtrzymać. - Na co nadepnęłaś? - Na nic. - Pocałowała go w policzek i uwolniła się z uchwytu, po czym ruszyła do przodu i odezwała się, jak gdyby nic między nimi nie zaszło: - O co chodzi z tym złotem? Wiem, że szukamy sztabek, ale tylko tyle. - Jeśli współrzędne z komórki Lebiediewa są prawidłowe, powinniśmy znaleźć
sześćdziesiąt miliardów w złocie, które kiedyś należało do dawnej Partii Komunistycznej w równie dawnym Związku Radzieckim. Zostało ukryte przez żołnierzy po tym, jak KGB wywiozło je z Moskwy przed nieudanym przewrotem w 1991 roku. - Jak pięć osób, w tym jedna z niesprawną ręką, ma wydostać stąd w chevrolecie sześćdziesiąt miliardów? - zapytała Showers. - Nie musimy tego robić. Mamy tylko potwierdzić, że złoto tutaj jest. Jedidiah Jones ma plan wywiezienia go helikopterami z Kazachstanu. My tylko patrzymy, nie dotykamy, a już na pewno nie bierzemy próbek. - Jones chce to zrobić tuż pod nosem władz uzbeckich? - zapytała sceptycznie. - Jedidiah nie był zbyt wylewny na ten temat, ale wspomniał kilka razy, że mamy trzymać ręce w kieszeniach. - No, dla twoich rąk to powinno być znajome miejsce - odparła. Storm był tak skupiony na ratowaniu Showers, że nie zastanawiał się zbytnio, co może się stać, kiedy rzeczywiście odnajdą złoto. Każda sztabka była warta co najmniej pięćdziesiąt siedem tysięcy dolarów, a jego zadaniem w tej wyprawie - według słów Jonesa - było upewnić się, że nikogo nie ogarnie chciwość. Wyciągnął swojego glocka i podał jej. - Wiem już, że możesz strzelać lewą ręką - powiedział. - Myślisz, że będę musiała dodać na nim kilka nacięć? - Jones ostrzegł mnie, że może się tak zdarzyć. Nie ufam Oskarowi i nawet nie jestem pewien, jak Dilja zareaguje na taką ilość złota. - A Casper?
- Mówiłem ci kiedyś, że w Tangierze byłem ranny. Zawsze podejrzewałem, że ktoś nas sprzedał. Ktoś okazał się zdrajcą. Casper należał do drużyny zabójców, którą wysłał Jones. Zniknął z pola widzenia, gdy tylko misja zakończyła się fiaskiem. Jeśli miałbym zgadywać, to Casper nas sprzedał. - Ale on ciebie obwinia za Tangier. - Najlepszą obroną jest dobry atak. - Masz jakiś plan na wypadek, gdyby komuś zaczęły się kleić ręce? - zapytała i dodała szybko: - Mówię o sztabkach złota, a nie o twoich kieszeniach. - Zależy, kto to będzie. Oskar raczej nie stanowi zagrożenia, ale Casper i Dilja wiedzą, jak posługiwać się bronią i już wcześniej zabili parę osób. Na nich musimy uważać. - A ty? - zapytała. - Czy powinnam się denerwować, jeśli chodzi o ciebie i złoto? - Nie jestem wielkim fanem złota - odparł. - Ani diamentów. - Diamenty są najlepszym przyjacielem kobiety. - W takim razie mamy szczęście, że szukamy złota. Bardzo nie chciałbym cię zabijać, zwłaszcza że dopiero co cię uratowaliśmy. - Wiedziałam, że znajdziesz sposób, aby znowu o tym wspomnieć. - Po tym pocałunku przemyślałem jeszcze raz tę fantazję z bitą śmietaną i ogórkami kiszonymi. Można dodać do tego jeszcze trochę lodów i placek. Albo karlicę. - Zboczeniec. Przez kilka minut szli w milczeniu, gdyż wysokość utrudniała im oddychanie. Po chwili Storm znowu się odezwał:
- Jones powiedział, że ma powód, aby wysłać każdego z nas na tę misję. Każdy oprócz ciebie miał cel. Powiedział, że nie ufa pozostałym. - Już to mówiłeś - odrzekła. - A co, jeśli nie miał na myśli złota? - mówił dalej Storm. - Dlaczego to ja miałbym powstrzymać kogoś od kradzieży kilku sztabek? Zawsze może je namierzyć. - Czyli twoim zadaniem jest dowiedzieć się, komu nie można ufać? - Może nawet jeszcze więcej. Casper myśli, że to ja spieprzyłem sprawę w Tangierze. Ja jestem przekonany, że to on wykiwał agencję. Dilja powiedziała mi wczoraj, że przeniknęła do grupy Dżihad. Mnie zaś posłano do Tangieru, abym wyśledził przywódcę tej grupy. Czy to przypadek, że wszyscy troje, Casper, Dilja i ja, jesteśmy powiązani z Tangierem? - A Oskar? - Nic nie mówił o Tangierze, ale Jones zawsze podejrzewał, że to żołnierze rosyjskiego Wympieła zaatakowali moją drużynę. Oskar miał powiązania z KGB. - Jacy żołnierze? - Elitarna jednostka KGB, coś jak nasze oddziały Navy SEALs. Jones był przekonany, że to Rosjanie odpowiadają za Tangier. - Dlaczego Jones zetknął z sobą czworo ludzi, skoro wie, że któreś z nich jest zdrajcą? - Jeśli przeczucie mnie nie myli, może tu chodzić o coś więcej niż złoto - rzekł Storm. Znajdowali się pięćdziesiąt metrów za pozostałymi. Zanim ich dogonili, Oskar, Casper i Dilja już stali przed stromym występem, który wznosił się ostro na wysokość przynajmniej dwudziestu pięciu metrów. Oskar ponownie sprawdził współrzędne w GPS-ie, a potem popatrzył na stromą skalistą ścianę.
- Jeśli te dane w GPS-ie są dokładne, to złoto znajduje się jakieś kilkadziesiąt metrów za tą skałą. Tam musi być jaskinia. Casper wyrwał GPS z rąk Oskara. - Daj mi spojrzeć. - Po chwili potwierdził: - Ten mały ruski drań mówi prawdę. Za tą skalną ścianą musi być jaskinia. - Ten obszar składa się z wielkich granitowych płyt - powiedział Oskar - ale w skałach są głębokie szczeliny, które często prowadzą do wewnętrznych komór, czasami całkiem sporych. Nie jestem pewien, w jaki sposób żołnierze wtaszczyli tutaj kontenery wypełnione tonami złota, ale jeśli tu jest jaskinia, to można się do niej dostać tylko przez jakąś szczelinę w granicie. - Dopiero co przeszliśmy przez skały, które wyglądały jak gruzowisko - wtrąciła Dilja. - Czy jest możliwe, że KGB wysadziło wejście, ukrywając w ten sposób złoto? - To byłoby logiczne - odparł Oskar. - Co masz dokładnie na myśli, mówiąc „jakaś szczelina w granicie”? - zapytała Showers. - Dziura, przejście, małe albo duże - odrzekł Oskar. - Jeśli żołnierze zniszczyli główne wejście, powinny być mniejsze szczeliny. Może nie tak wielkie, aby przejechała przez nie ciężarówka, ale wystarczające, żebyśmy się przez nie przecisnęli. - Powinny być szczeliny? Bardzo naukowe podejście. Dzięki za fachową opinię powiedział Casper. Zamiast oddać GPS Oskarowi, przypiął go sobie do paska. - Jak znajdziemy wejście? - zapytała Showers. - Rozglądajcie się za wodą lub strumieniem, który nagle znika w ziemi. Szukajcie pary wydobywającej się z dziury. Jaskinie są cieplejsze niż powietrze na zewnątrz. Zwracajcie
uwagę na czerwony osad. To gleba bogata w żelazo, która została usunięta z jaskini. Dilja spojrzała na zegarek. - Mamy jakąś godzinę, zanim słońce zacznie zachodzić, rozdzielmy się więc. Oskar i ja pójdziemy na lewo. Reszta może iść na prawo. Jeśli coś znajdziemy, zawiadamiamy resztę. Ale nikt nie wchodzi sam do żadnych dziur. - Jedyny sposób, żeby... - zaczął Casper, ale Showers przerwała mu, bo nie chciała słuchać kolejnego ordynarnego komentarza. - Jeśli chcesz iść bez nas, droga wolna - powiedziała. Casper nie wdawał się w dyskusję, tylko od razu skierował się na prawo. - Jeżeli będziemy mieli szczęście, wlezie do jakiejś jaskini i nigdy nie wyjdzie odezwał się Storm. Oskar otworzył plecak i wyjął z niego cztery latarki. - Będziecie ich potrzebować, jeśli zobaczycie otwór. Ale powtarzam, zaczekajcie na wszystkich. Tak będzie bezpieczniej. Jaskinie są zdradliwe. Showers i Storm zaczęli iść w tę samą stronę, co Casper. Dilja i Oskar poszli w przeciwnym kierunku. Przez trzydzieści minut Storm i Showers przedzierali się wolno przez kamienie, częściowo dlatego, że wymagało to ciężkiej wspinaczki, a ona miała tylko jedną sprawną rękę. Nie dostrzegli żadnych widocznych otworów i zaczynało się ściemniać. Już mieli zawracać, gdy nagle zza skał znajdujących się jakieś trzy metry przed nimi wyłoniła się głowa Caspera. - Znalazłem otwór! - krzyknął.
Pospieszyli ku niemu. Szczelina pozostałaby niewidoczna, gdyby Casper nie wspiął się między kilka wielkich głazów. Otwór miał jakieś dwa metry wysokości i był szeroki na pół metra. - Nie mam latarki, wszedłem więc tylko na głębokość kilku metrów, ale otwór się powiększa - powiedział. - Dajcie mi jedną z waszych latarek, to zbadam go, a wy zawołajcie pozostałych. - Mamy czekać - przypomniała mu Showers. - Czego się boisz? Myślisz, że wyniosę w kieszeniach sześćdziesiąt miliardów w złocie, zanim wy pójdziecie po tamtych i wrócicie tu? Po prostu zaoszczędzę nam czasu na wypadek, gdyby ten otwór okazał się ślepym zaułkiem. Storm podał Casperowi swoją latarkę i ten zniknął w szczelinie. - Pójdę po resztę, możesz więc odpocząć - zaproponował Storm. - Nadal masz mojego glocka, prawda? Showers uniosła temblak. Pistolet był ukryty pod nim, wetknięty za pasek dżinsów, tak że mogła wyciągnąć go lewą ręką. Bez Showers Storm mógł szybko wrócić do miejsca, z którego wyruszyli. Znalazł Dilję i Oskara wracających do urwistej ściany. - Casper wszedł do otworu - rzucił, łapiąc oddech. Cała trójka puściła się biegiem i wkrótce znaleźli się przy Showers, która siedziała przy wejściu do jaskini. Słońce już prawie zaszło. - Wrócił? - zapytał Storm. - Nie. Zniknął jak królik.
- Albo jak wąż - rzekł Oskar, przejmując dowodzenie. - Ja wejdę pierwszy, za mną Dilja, potem agentka Showers, a ty na końcu - wskazał na Storma. - Tam może być woda i śliskie wnętrze, i pamiętajcie o spadkach. Musicie też uważać na głowy, żeby się nie uderzyć, ale trzymajcie światło również przy ziemi, żebyście nie zeszli z występu. - A nietoperze wampiry? - zapytał niepoważnie Storm. - Żeby było ciekawiej. - Jeśli nie przebywaliście nigdy w całkowitej ciemności - ciągnął Oskar - to możecie się zdziwić. W jaskini nie ma żadnego światła, promieni słonecznych ani nawet blasku gwiazd. - Zupełnie jak w trumnie - dorzuciła Dilja. Oskar sięgnął do plecaka i dał Stormowi nową latarkę. Następnie Rosjanin zniknął w czeluści otworu wraz z podążającą tuż za nim Dilją. - Nietoperze wampiry, trumny, całkowita ciemność, strome urwiska i duch Casper szwendający się wokół - szepnęła Showers do Storma, gdy wchodzili do jaskini. - Na torturach miałam chyba większe szanse. Ich latarki przecięły ciemność, oświetlając wąskie przejście. Storm stwierdził, że przeszli jakieś cztery metry wewnątrz góry, gdy szczelina zaczęła się rozszerzać i rozwidliła się w różnych kierunkach. Oskar schodził w dół głównym przejściem, a wszyscy podążali jego śladami. Po kolejnych dwudziestu minutach Oskar zatrzymał się i ogłosił: - Doszliśmy do komnaty! Zgromadzili się tuż obok niego i wszyscy poświecili w ciemność latarkami. Komnata miała szerokość co najmniej dziewięciu metrów, była długa na kilkadziesiąt metrów i wysoka na ponad dziesięć metrów. Z całą pewnością była wystarczająco duża, aby ukryć w niej sześćdziesiąt miliardów dolarów upakowanych w kontenerach. - Prawie wszystkie jaskinie są zrobione z kalcytu, kryształu węglanu wapnia - objaśnił Oskar. Zaświecił latarką w dół i światło odbiło się od powierzchni. Jakieś trzy metry pod nimi
znajdował się duży zbiornik wody. Sklepienie jaskini pokryte było stalaktytami; kapiąca woda wytworzyła na ścianach formy naciekowe. - To białe, co widzicie, to czysty kalcyt - powiedział Oskar. - Za pomarańczowe i czerwone plamy odpowiadają inne minerały, głównie żelazo. - Pięknie tutaj - stwierdziła Showers. - Tak - dodała Dilja - ale nie ma żadnych sztabek złota ani kontenerów. - Gdyby Casper nie zabrał GPS-a, byłbym w stanie ocenić, czy ta jaskinia znajduje się za ścianą granitu - narzekał Oskar. - Masz na myśli ten GPS? - rozległ się za nimi chrapliwy głos Caspera. Trzymał urządzenie w świetle latarki, tak aby mogli je zobaczyć. Nikt z nich nie słyszał, jak się do nich zbliżył. Skierowali na niego latarki. Miał brudną twarz i w snopach światła wyglądał jeszcze bardziej złowieszczo. - Stoicie dokładnie w miejscu, gdzie według GPS-a powinny być ładunki złota - rzekł Casper. - Ale tutaj nie ma żadnych komunistycznych sztabek. Nie ma nic prócz wody i skał. - A może złoto jest pod wodą? - spytała Dilja, świecąc latarką w znajdującą się pod nimi sadzawkę. - Może kiedy zniszczyli wejście, stworzyli ten zbiornik. Wszyscy skierowali światła na wodę, ale nie widzieli nic oprócz wpatrzonych w nich własnych odbić. -
ROZDZIAŁ DWUNASTY
- Iwan Pietrow musiał skłamać, kiedy podawał Lebiediewowi współrzędne złota -
odezwał się Storm. - Ale słyszałam, jak Lebiediew mówił, że wierzy, iż Pietrow powiedział mu prawdę o tej lokalizacji - odparła Showers. - Ci dwaj mężczyźni wychowywali się razem. Byli jak bracia. - Bracia nie strzelają sobie w stopę, a potem między oczy - odrzekł na to Storm. Bracia nie zabijają się dla złota. Zazwyczaj. - Sprawdziłem wszystkie pozostałe tunele, z wyjątkiem jednego, szanowne panie oświadczył Casper. - Wszystkie to ślepe zaułki i w żadnym z nich nie ma ukrytego złota. - A ten jeden, którego nie sprawdziłeś? - spytał Oskar. - Odchodzi w przeciwnym kierunku. Oddala się od współrzędnych. To oznacza, że ta jaskinia, w której się znajdujemy, musi być miejscem ukrycia złota. Chyba że Pietrow kłamał. - Jesteś geologiem - powiedział Storm, kierując promień latarki tak, że oświetlił twarz Oskara. - Nie masz żadnego sprzętu, który mógłby nam powiedzieć, czy tu jest złoto? - Musi być pod wodą - odezwała się Dilja. - Nie wiemy, jak głęboka jest ta jaskinia. Wracajmy na powierzchnię. Potrzebna jest nam lina. Możemy nawet potrzebować sprzętu do nurkowania. Jedno z nas musi zejść na dół pod wodę, żeby się rozejrzeć. - Też tak myślę - zgodził się z nią Oskar. - Wracajmy na powierzchnię i skończmy na dzisiaj. Gdy podążali w kierunku wyjścia z jaskini, Casper wysunął na prowadzenie, a za nim poszedł Oskar, aby mieć pewność, że nie zboczy z kursu. Dilja zatrzymała się, aby rzucić ostatnie spojrzenie na sadzawkę. - Złoto jest tam na dole. Czuję to - powiedziała, gdy Showers i Storm mijali ją w tunelu.
Kiedy Casper zbliżył się do otworu, zobaczył dochodzący z zewnątrz słaby blask księżyca. Wyszedł z jaskini, a tuż za nim Oskar i Showers. Całą trójkę oślepiło jaskrawe światło. - Rzucić broń! - rozkazał im męski głos. Znajdujący się jeszcze w korytarzu jaskini Storm zamarł. Światło pochodziło z reflektora. Ktoś na zewnątrz zastawił na nich pułapkę. Storm instynktownie sięgnął po swojego glocka, a potem przypomniał sobie, że oddał broń Showers. Cofnął się o krok i poczuł na plecach ucisk lufy pistoletu. - Czas wyjść z jaskini - powiedziała Dilja. Zamiast to zrobić, Storm odwrócił się powoli w jej stronę. - Kto tam jest? - zapytał. - Przyjaciele - odrzekła. - Moi, nie twoi. A teraz ruszaj się albo zginiesz. Dilja ich zdradziła. Nadal zwrócony twarzą w jej kierunku Storm uniósł ręce i cofnął się kilka kroków w stronę światła. Poruszał się z rozmysłem i tuż przed wyjściem z jaskini przystanął. - Dlaczego to robisz? - spytał ją. - Jakie to ma znaczenie? - rzuciła. W tej sekundzie Storm odwrócił się w bok, powodując, że jaskrawe światło padło kobiecie prosto w oczy. Celowo ustawił się między oślepiającym światłem a twarzą Dilji, osłaniając ją swoim cieniem. Jednocześnie prawą ręką chwycił nadgarstek kobiety, a lewą pistolet, odsuwając od siebie jego lufę. To była podstawowa technika rozbrajania, której nauczano w oddziałach Sił Specjalnych Stanów Zjednoczonych, i dzięki niej oraz chwilowej ślepocie Dilji Storm zyskał przewagę.
Uwalniając pistolet z jej uścisku, pchnął ją przed siebie do wyjścia z jaskini. - A teraz idziemy przywitać się z twoimi przyjaciółmi - powiedział. Dilja wyszła z jaskini prosto w światło reflektora, a Storm wolną ręką trzymał pistolet przy jej głowie. - Co my tu mamy? - zapytał męski głos. - Zakładniczkę - odparł Storm. - A ja mam troje. Storm popatrzył w lewo i zobaczył czerwone kropki z broni laserowej tańczące na piersiach Showers, Oskara i Caspera, którzy stali w rzędzie u wejścia do jaskini. - Możesz zatrzymać złoto - rzekł Storm. - W zamian puszczacie nas wolno i zabieramy Dilję, aż dojdziemy do granicy. Dilja krzyknęła coś po uzbecku. - Czy wiesz, co ona właśnie powiedziała? - zapytał mężczyzna. Z powodu świecącego w twarz reflektora Storm nie był w stanie dostrzec mężczyzny, nie miał też pojęcia, ilu było z nim ludzi, chociaż doliczył się czterech czerwonych kropek wymierzonych w członków jego drużyny. Dwa lasery były skierowane na Caspera. - Powiedziała mi właśnie, żebym ją zastrzelił - oznajmił głos. - Tak bardzo jest oddana naszej sprawie. Rozumiesz, dlaczego chce się poświęcić? Bo wie, że zostanie męczenniczką. Nie sądzę, żebyś rozumiał ten rodzaj wiary. - Wierzę w to, co się stanie, gdy pociągnę za spust - odparł Storm.
- Kim jesteście? - wtrąciła się do rozmowy agentka Showers. - Grupa Dżihad - odrzekł mężczyzna. - A ten Amerykanin, który trzyma broń przy głowie mojej siostry, już raz próbował mnie kiedyś wyśledzić. - Żmija - powiedział głośno Storm. Dilja ponownie krzyknęła coś po uzbecku. Żmija odpowiedział krótkim poleceniem wydanym w tym samym języku i nocne powietrze przeszył trzask karabinu. Oskar osunął się na skały, trafiony w klatkę piersiową. To stało się tak szybko, że znajdujący się po jego bokach Showers i Casper nie zdążyli zareagować, dopóki martwe ciało Rosjanina nie upadło na ziemię. - Następna będzie agentka Showers - powiedział Żmija. - No już - odparła Showers. - I tak nas zabijesz. - Tak naprawdę to większą wartość masz dla mnie w tej chwili żywa - odrzekł Żmija. - Wolę umrzeć - oznajmił Casper - niż żeby jakaś grupa popieprzonych ekstremistów islamskich miała mi obciąć głowę na YouTubie. Storm popatrzył na Showers i zobaczył, że wszystkie cztery czerwone kropki były teraz skupione na jej piersi. Żmija nie blefował. Miała umrzeć następna, o ile on nie uwolni Dilji. Porozumiał się wzrokiem z Casperem i choć raz obaj mężczyźni wydawali się odbierać na tych samych falach. - Teraz! - krzyknął Storm. Lewą ręką chwycił Dilję za gardło i pociągnął ją w bok na ziemię, jednocześnie strzelając z pistoletu w reflektor oświetlający wejście do jaskini. W jednej chwili zapadła całkowita ciemność. W tym samym momencie Casper rzucił się przed Showers, osłaniając ją własnym ciałem, i jednocześnie powalił ją na ziemię, gdy ludzie Żmii otworzyli ogień.
Kule odbijały się z brzękiem od skał. W zupełnej ciemności Storm poczuł, jak ciało Dilji wiotczeje i na jego lewą dłoń wciąż trzymającą jej gardło pociekła ciepła struga. Dostała śmiertelny postrzał w szyję. Przez sekundę panowała całkowita cisza, a potem wybuchł dudniący odgłos strzelby Caspera. Za pierwszym strzałem błyskawicznie rozległy się następne. Dobrze wytrenowany zabójca wykorzystał lasery na broni wrogów, aby ustalić, gdzie się ukrywają w ciemnościach. Odpowiedzią na ostatni wystrzał Caspera był dziki wrzask człowieka, którego ciało zostało właśnie rozerwane na kawałki przez gruby śrut. Ponownie zapanowała cisza i Storm zauważył, że zniknęły lasery wymierzone wcześniej w jaskinię. Żmija krzyknął coś po uzbecku. Gdy jeden z jego ludzi odpowiedział, Casper wypalił ze strzelby w kierunku, z którego dochodził głos mężczyzny. Jego strzał wywołał serię zwrotnego ognia z pistoletu Żmii. Storm odpowiedział błyskawicznie, strzelając z własnej broni i celując w odbłyski z wylotu lufy. A potem zapadła cisza. Jak to miał w zwyczaju, Storm liczył swoje strzały i wiedział, że została mu tylko jedna kula w pistolecie, który zabrał Dilji. Nie miał pojęcia, czy Casper, Showers albo Żmija i jego ludzie jeszcze żyją. Nikt się nie odzywał, bo oznaczałoby to wyjawienie lokalizacji. Blady tego wieczoru księżyc zakryły teraz chmury. Storm powoli podpełzł w kierunku Showers i Caspera, wybierając drogę naokoło głazów sięgających mu na wysokość klatki piersiowej, które otaczały wejście do jaskini. Gdy dotarł do miejsca, gdzie ostatnio widział swoich współtowarzyszy, jego ręka dotknęła czyjegoś ciała i zamarł. Czy to była ona? Wyczuł męskie włosy i okulary. Oskar.
- April? - zapytał szeptem. - Tutaj - odparła. Macając na oślep ręką, wyczuł wznoszący się tuż przed nim głaz. Okrążył go. Showers i Casper wcisnęli się między duże skały, kryjąc się na ziemi. - Dostałaś? - zapytał Storm miękko. - Ja nie, ale Casper oberwał. Mocno. - Jak mocno? - Jedna w nogę, druga w brzuch - powiedział Casper. - Ale wciąż mogę strzelać. - Ilu ich jeszcze zostało? - zapytał Storm. - Nie wiem. Jak na zawołanie usłyszeli krzyk mężczyzny, a potem gwałtowny ogień. Później rozległo się wołanie innego człowieka. - Co się dzieje? - zapytała Showers. Storm uniósł się ostrożnie z miejsca, gdzie kryła się ich trójka, i wyjrzał ponad znajdującym się przed nim ogromnym głazem w kierunku, z którego dobiegały dźwięki. Nie zobaczył nic, co by się wyróżniało, tylko głazy. Wyślizgnął się z kryjówki i podpełzł kilkadziesiąt centymetrów do przodu, a potem zatrzymał się za następnym dużym kamieniem. Używając go jako osłony, wyjrzał ponad poszarpaną krawędź. Nic. A potem zobaczył jakiś ruch, ale tak nieznaczny, że pomyślał, iż to jego umysł płata mu figle. Nie widział konturu ludzkiej sylwetki, wyglądało to raczej, jakby jeden z położonych kilka metrów dalej kamieni się poruszył, zupełnie jak gdyby ziemia wokół niego ożyła. Wybrał pojedynczą skałę i skupił na niej wzrok. Dwie minuty później miał już uznać to za objaw paranoi i wyczerpania, gdy
znów odniósł wrażenie, że skała się unosi i bardzo powoli rusza do przodu. Storm podniósł broń i wycelował w kamień. Jeśli poruszy się jeszcze raz, zacznie strzelać. Gdy tak wpatrywał się w skałę, poczuł, jak ktoś przyciska mu do gardła ostrze noża, a przy uchu wyczuł ciepły oddech. Słowa wypowiedziano po rosyjsku, ale Storm nie musiał znać języka, aby zrozumieć ich znaczenie. Rozluźnił uchwyt na pistolecie. Mężczyzna trzymający nóż przy jego gardle zmusił go, aby wstał, i głośno zawołał. Odpowiedział mu inny Rosjanin i Storm usłyszał odgłos poruszających się ludzi. Za jego plecami wyciągnięto zza skał Showers i Caspera. Oświetliło ich światło reflektorów SUV-a. Samochód był jednym z dwóch, którymi ludzie Żmii podjechali inną drogą do wejścia do jaskini. Reflektor zniszczony przez Storma był podłączony długim kablem do akumulatora jednego z samochodów. Dzięki reflektorom Storm mógł zobaczyć „skałę”, która poruszała się przed nim. Wraz z Showers i Casperem byli otoczeni przez pięciu zarośniętych potworów. To nie były skały. To byli żołnierze Wympieła noszący stroje maskujące, bardzo starannie kamuflujące ubrania często używane przez siły specjalne. Ich ciężkie stroje były tak zaprojektowane, aby byli zupełnie niewidoczni w terenie. - Myślałem, że ci dranie to tylko mit KGB - rzekł Casper. - Nie spodziewałem się ich spotkać. Czterech mężczyzn stojących na straży było wyposażonych w słuchawki i okulary noktowizyjne. Ich dowódca wyszedł zza zaparkowanych SUV-ów, w których włączył przednie światła. - Dlaczego nas po prostu nie zabili? - zapytała Showers. - Domyślam się, że taki mają plan - odrzekł Storm. - Najpierw chcą się jednak upewnić, że jest tu złoto. Wciąż jesteśmy dla Rosjan najlepszą gwarancją na znalezienie go. Dowódca wydał komendę po rosyjsku i trzech żołnierzy zniknęło wewnątrz jaskini, zostawiając pilnowanie jeńców jemu i dwóm innym mężczyznom. Gdy tak czekali, dowódca
podszedł do ciała Oskara i zaczął przeszukiwać plecak, który geolog niósł, zanim został zabity. Żołnierz wyjął z niego niewielkie urządzenie i włożył je do kieszeni. - Urządzenie namierzające - domyślił się Casper. - Ten ruski kutas im pomagał. Z twarzy wysmarowanych specjalnymi farbami nie dało się nic odczytać. Widać było tylko oczy. Nic nie mówili i to czyniło ich jeszcze groźniejszymi. Trzej żołnierze ustawili się na wprost Showers, Storma i Caspera. Dwóch obserwowało ich z wycelowaną bronią, a trzeci podszedł, aby ich obszukać. Zaczął od Storma i zrobił to bardzo szybko, fachowym ruchem zabierając mu dodatkową amunicję. Usatysfakcjonowany podszedł do Showers i zaczął ją przeszukiwać od kostek, po czym przesunął ręce wzdłuż jej nóg, ale gdy dotarł do pasa, zawahał się, gdyż prawą rękę miała na temblaku. Kontynuował obszukiwanie, a Showers krzyknęła z bólu. - Noszę temblak! - zawołała. - Jak mogę kogoś zastrzelić? Cofnął się, zdumiony jej wybuchem. Dowódca powiedział coś po rosyjsku i żołnierz zajął się Casperem. Odebrali mu już jego ukochaną strzelbę, ale za pasem cały czas miał nóż Ka-Bar. Storm popatrzył na Showers, a ona delikatnie poruszyła prawym ramieniem, odsuwając temblak z brzucha. Bez poruszania głową spojrzała w dół, dając mu sygnał. Storm pojął w lot, o co jej chodziło. - Podobno jesteście niezwyciężeni, komunistyczni dranie - odezwał się głośno Casper - ale dla mnie wyglądacie jak banda mięczaków. - O mój Boże! - krzyknęła histerycznie Showers. - Ja nie chcę umierać! - Na oczach wpatrujących się w nią żołnierzy zarzuciła zdrową lewą rękę na szyję Storma i zawołała: Pocałuj mnie ostatni raz, kochany!
Dowódca Wympieła krzyknął: - Niet! Ale Showers już desperacko przywarła do Storma. Tworzyła teraz osłonę przed wzrokiem żołnierzy, więc Storm sięgnął ręką między temblak a jej talię, gdzie poczuł znajomy metalowy uchwyt swojego glocka. W jakiś sposób udało jej się ponownie ukryć broń, zanim została pojmana. - Teraz - szepnął. Showers obróciła się na jego lewą stronę, podczas gdy Storm wyciągnął broń i zaczął strzelać. Jego pierwszym celem był dowódca. Obawiając się, że Rosjanin może nosić kamizelkę kuloodporną, Storm strzelił mu prosto w twarz. Trafił za pierwszym razem. Padając na prawą stronę, Storm wystrzelił do zaskoczonego żołnierza, który go pilnował. Ten zareagował, unosząc swój pistolet maszynowy. Kula Storma ze świstem przeleciała obok głowy Rosjanina w momencie, gdy ten pociągnął za spust, oddając metodycznie dwa strzały, tak jak go szkolono, zamiast strzelać bezładnie i nieskutecznie w panice. Jedna kula drasnęła udo Storma, druga prześlizgnęła się tuż obok jego klatki piersiowej, uderzając w skałę. Zanim żołnierz zdążył wystrzelić następne pociski, Storm wypalił ze swojego glocka, zabijając go. Podczas gdy Storm był zajęty strzelaniem do dwóch żołnierzy, Casper zaatakował Rosjanina, który go przeszukiwał. Mimo że Casper był ranny, zdołał wymierzyć obezwładniający lewy sierpowy w szczękę żołnierza, jednocześnie dobywając wolną ręką nóż Ka-Bar. Założywszy, że Rosjanin nosi pod kombinezonem kamizelkę kuloodporną, Casper zakrzywił ostrze tak, żeby trafiło w bok napastnika, i pchnął nożem z taką siłą, że ten wszedł aż po rękojeść. Casper pociągnął nóż do góry, następnie na boki i w dół, odbierając mężczyźnie życie. - Ładny strzał, snajperze! - krzyknął Casper do Storma. Udało im się zabić dowódcę i dwóch żołnierzy na zewnątrz jaskini, ale w środku była jeszcze trójka pozostałych szukająca złota. Storm zbadał ranę na nodze. Była powierzchowna, ale postrzały, które wcześniej otrzymał Casper podczas wymiany ognia z grupą Dżihad, były
o wiele poważniejsze. Casper schylił się i wyjął swoją strzelbę z rąk Rosjanina, który wcześniej mu ją zabrał. - Wykrwawiam się - powiedział. - Uciekajcie stąd. Ja zatrzymam pozostałych trzech w jaskini tak długo, jak będę mógł. - Nie - zaprotestowała Showers. - Nie zostawimy cię. - To mój wybór - odrzekł Casper. Popatrzył na Storma. - Myślałem, że to ty zdradziłeś nas w Tangierze. Obwiniałem cię za to, co się stało. - A ja myślałem, że to ty jesteś zdrajcą - odparł Storm. - Tym razem nie był to żaden z nas - roześmiał się Casper. - Dilja przez cały czas pracowała dla Żmii, a Oskar był wtyczką Rosjan. To oni zorganizowali sabotaż w Tangierze. - Wydał z siebie bolesny jęk i dotknął boku. - Nie musisz zgrywać bohatera - powiedziała Showers. - Możemy sprowadzić cię z góry. - Dokąd? - zapytał. - Będę martwy, zanim dojdziemy do głównej drogi. Poza tym chcę umrzeć jak bohater i mam u ciebie dług - dodał, zwracając się do Storma. - Nic mi nie jesteś winien - odrzekł Storm. - Uratowałeś mi życie, kiedy zastrzeliłeś tego drania na dachu rzeźni. - W takim razie jesteśmy kwita - powiedział Storm. - Jeszcze nie, snajperze, dopóki nie odejdziecie, a te szczury nie wylezą z jaskini. Niczego nigdy nie kochałem bardziej niż mojej strzelby, więc dobrze się składa, że będę trzymał ją w rękach, kiedy umrę i pójdę do piekła. A teraz wynoście się stąd, zanim zmienię zdanie.
-
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Storm zjeżdżał z góry, prowadząc SUV-a z szaleńczą prędkością, próbując omijać skały, drzewa i spadające kamienie, które wydawały się podskakiwać przed światłami samochodu. Przejechali już niecały kilometr skalistego terenu, gdy za nimi pojawiły się światła. - Casper? - zapytała Showers, ale już znała odpowiedź. - Szybciej - powiedziała. - Nie jestem niedzielnym kierowcą - odparł Storm. - Ale jeśli dodam gazu, zedrę spód tego wozu. Podwozie SUV-a odbiło się od skały, o mały włos nie wyrzucając ich obojga z siedzeń. Szczęśliwie półtora kilometra dalej wyjechali na żwirową drogę. Ścigający ich pojazd był teraz na tyle blisko, że Showers mogła zobaczyć sylwetki kierowcy i pasażera. - Casper musiał zabić jednego z nich - powiedziała. Przerwał jej świst kuli, która wpadła przez boczne okienko SUV-a. Obok jej twarzy przeleciały odłamki szkła. Rosjanin na siedzeniu pasażera wychylił się ze swojego okna, strzelając do nich z broni maszynowej. Storm podał Showers swojego glocka i zaczęła strzelać, w tym samym momencie zaś on skręcił gwałtownie, aby samochód nie wypadł z wąskiej ścieżki. Jej pierwszy strzał trafił w tylne okno ich własnego SUV-a, a drugi w wewnętrzną stronę dachu. - Strzelaj w nich, nie w nas - poradził Storm. - My jesteśmy ci dobrzy.
- Oni są mniejszym zagrożeniem niż twoja jazda - odparła. Ścigający ich strzelec oddał kilka następnych strzałów, dziurawiąc tył SUV-a. Showers odwróciła się na przednim siedzeniu pasażera, wciskając plecy w tablicę rozdzielczą, i podniosła lewą rękę, żeby móc strzelać przez wybite tylne okno. Opróżniła magazynek i atakujący ich wóz się cofnął. - Musiałam jednego z nich trafić - oświadczyła. - Daj mi nowe naboje. - Nie mam już ani jednego. Zabrali je, pamiętasz? Obszukiwali nas. - No to pora na kreatywność - powiedziała, przechodząc między anatomicznymi fotelami do tylnej części SUV-a. - Jest tam coś? - zapytał Storm, gdy przeszukiwała tył. - Kałasznikow, wyrzutnia rakietowa, armata, bomby? Kanapka z masłem orzechowym? - W rzeczy samej jest tylko to - odparła. Uniosła torebkę ciastek z kremem. Storm zerknął w tylne lusterko i zobaczył, jak Showers rzuca lewą ręką po jednym ciastku w zbliżającego się SUV-a. Kilka rozbiło się na przedniej szybie. - Musisz jechać szybciej! - krzyknęła Showers. - Nienawidzę kierowców z tylnego siedzenia - odrzekł. Wsunęła się z powrotem na przedni fotel i powiedziała: - Jedź szybciej. - Popatrz na tę drogę - narzekał Storm. Zjeżdżali na dół jednopasmową żwirową ścieżką, po jednej stronie której ciągnęła się
stroma skarpa. Jeden niewłaściwy ruch i spadliby z klifu. - No cóż, on jedzie szybciej - stwierdziła. - Ale i tak go wyprzedzam, prawda? - zapytał Storm, patrząc w lusterko. - Przynajmniej przestał strzelać - odrzekła. - Musiałam go zranić. - Ciastkiem? - Nie, z glocka. - Może skończyły im się kule. W tej samej chwili Rosjanin znowu do nich strzelił. - Jak widać, mają zapasową amunicję - stwierdziła. Storm skręcił gwałtownie i spod kół SUV-a prysnął żwir. Showers przycisnęła lewą rękę do sufitu range rovera, aby się przytrzymać, gdy szybko wszedł w następny zakręt. Pomimo brawurowej jazdy Storma wóz za nimi się zbliżał. W ciągu kilku sekund znaleźli się tak blisko, że Showers widziała oczy Rosjanina, gdy ten wycelował w nich broń maszynową. Z tej odległości nie mógł chybić. - Nie tak planowałam umrzeć - powiedziała Showers. - Biały płotek sztachetowy - odparł Storm, gwałtownie skręcając - bujany fotel, gromadka wnuków biegająca wokół i ty pijąca lemoniadę. Taki był twój plan? - Nie, ale z całą pewnością nie była to śmierć na uzbeckiej górze obok kogoś, o kim nie wiem nawet, jak się naprawdę nazywa. - Planowanie własnej śmierci jest przereklamowane - rzekł Storm. - Zaufaj mi.
Przerabiałem to. Znowu gwałtownie skręcił, a Showers przygotowała się na swój ostatni oddech. Czekała na nieuchronne. Gdy Rosjanin miał właśnie wystrzelić, samochód, którym jechał, zamienił się w gigantyczną kulę ognia. W wyniku eksplozji pojazd uniósł się nad drogą i ogarnęły go płomienie. Następnie spadł, roztrzaskał się i potoczył po zboczu, płonąc jak pochodnia. - Co było w tych ciastkach? - rzucił Storm. Nacisnął hamulce, samochód zatoczył krąg i się zatrzymał. - Co się, do diabła, właśnie stało? - zapytała Showers. - Cicho! - polecił jej Storm. Wyłączył silnik. Przez rozbite okna SUV-a usłyszeli wirujący odgłos unoszący się nad nimi w ciemności. - Jedidiah Jones! - wykrzyknął Storm. - Wysłał Predatora. - Zerknął na Showers i zaczął wyjaśniać: - Wiesz, bezzałogowy zdalnie sterowany samolot... - Wiem, co to jest Predator - odparła. - Nie wiem tylko, skąd Jones wiedział, że Rosjanie nas ścigają na zboczu uzbeckiej góry. Storm uniósł nadgarstek, aby mogła zobaczyć jego zegarek. - Myślę, że nikt w FBI nie ma takiego - powiedział z dumą. - To urządzenie namierzające. Kiedy Dilja wycelowała do mnie z broni w jaskini, włączyłem go, a on wysłał do Langley sygnał mówiący Jonesowi, że mamy kłopoty. Dzięki temu zegarkowi Jones wie dokładnie, gdzie jestem, w każdej chwili i w każdym miejscu na świecie. - Cieszę się, że ktoś ma na ciebie oko - odparła. Kiedy dotarli do podnóża góry, wzeszło poranne słońce, a na horyzoncie zobaczyli
lecący nisko nad równiną w ich kierunku helikopter Bell 206. Storm zjechał z drogi, umożliwiając lądowanie czteroosobowego śmigłowca. Kilka minut później zmierzali w stronę Kazachstanu, zostawiając za sobą podziurawionego kulami SUV-a, a także ciała Caspera, Oskara, Dilji, Żmii, jego ludzi i sześciu innych Rosjan. Gdy tak lecieli w milczeniu, Showers nieoczekiwanie wyciągnęła do niego lewą rękę. - Masz. Prezent. Storm spojrzał na jej otwartą dłoń. To było jedno z ciastek z SUV-a. Wpadło jej do temblaka, gdy rzucała pozostałe przez okno. -
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
Rozdzielili się, gdy tylko wyczarterowany przez CIA samolot przywiózł ich do amerykańskiej bazy wojskowej w Wiesbaden w Niemczech. Showers została przyjęta do szpitala, aby lekarze mogli nastawić jej złamany obojczyk, zaś Storm dostał trochę czasu na kąpiel i posiłek, ale zaraz potem miał lot do bazy sił powietrznych Andrews. Czekający tam samochód zabrał go do Langley. Jones siedział odchylony do tyłu w swoim skrzypiącym fotelu, kiedy Storm wszedł do jego biura i usiadł na zbyt dobrze znanym sobie miejscu naprzeciwko szefa siatki szpiegowskiej CIA. - Nie znaleźliśmy żadnego złota - odezwał się Storm. - Żadnych sześćdziesięciu miliardów w sztabkach należących do Partii Komunistycznej. Pietrow musiał podać Lebiediewowi złe współrzędne.
Jones pochylił się do przodu i zapytał: - Tak myślisz? Storm zamilkł, a następnie odrzekł: - Celowo wprowadziłeś błędne współrzędne do naszego GPS-a w Uzbekistanie. Wpuściłeś nas w maliny. - To złoto było ukryte w Górach Molguzar przez ponad dwadzieścia lat i nikt nie był w stanie go odnaleźć - odrzekł Jones. - Po co ruszać je teraz? Zwłaszcza jeśli wiem, gdzie ono jest, i możemy mieć je na oku wspólnie z jednym z naszych ptaszków. Wydobycie sześćdziesięciu miliardów w złocie z uzbeckiej jaskini byłoby wielką operacją, która nie przeszłaby niezauważona. Pojawiłyby się wściekłe oskarżenia ze strony Rosji i Uzbekistanu. Biały Dom miałby ogromny problem polityczny - zwłaszcza jeśli prezydent Rosji Barkowski wciąż byłby u władzy. - Jeśli nie oczekiwałeś, że znajdziemy złoto, to po co wysłałeś nas do Uzbekistanu? zapytał Storm. - Myślałem, że już się tego domyśliłeś - odparł Jones. Storm faktycznie się domyślił, ale chciał choć raz usłyszeć to od Jonesa. Tym razem to on udawał głupiego w ich grze w kotka i myszkę. - Tangier - rzekł Jones. - Po tym, co tam się stało, wiedziałem, że mamy przeciek. Były tylko cztery możliwości: Oskar, Casper, Dilja i... ty. - Podejrzewałeś mnie? - Taką mam pracę, że wszystkich podejrzewam. Co naprawdę o tobie wiedzieliśmy? Clara Strike zwerbowała cię, bo byłeś zdolnym prywatnym detektywem. Po Tangierze pomyślałem, że może drugiej stronie udało się ciebie przekabacić. Zdecydowałeś się wycofać.
Byłem podejrzliwy, ale twoja śmierć podsunęła mi pewien pomysł. Postanowiłem wysłać na wcześniejszą emeryturę Oskara, Dilję, jak również Caspera. - Tangier - powtórzył Storm. Jones skinął głową. - Gdy się dowiedziałem, gdzie jest ukryte złoto, stwierdziłem, że los dał mi szansę złapania zdrajcy. Wiedziałem, że kret skontaktuje się z Rosjanami. Sześćdziesiąt miliardów było zbyt cenną zdobyczą. I Oskar dokładnie to zrobił. - A Dilja? - Co za ironia, nie sądzisz? - rzekł Jones. - Rzucasz sieć i kto wie, co w nią złapiesz? Oskar powiedział Rosjanom o Tangierze. Dilja dała cynk Żmii. - Podwójna zdrada - stwierdził Storm. - Jakie operacje szpiegowskie prowadzisz, skoro dwoje twoich podwładnych pracuje potajemnie dla drugiej strony? - Dobrych zdrajców trudno wykryć. - Jones wzruszył ramionami. - Dlaczego podejrzewałeś Caspera? - zapytał Storm. - Casper miał zwyczaj upijać się i przechwalać. Pomyślałem, że może niechcący wygadał się przed niewłaściwymi ludźmi. - Casper zginął i my prawie też. - Ale żyjesz, prawda? - odparł Jones. - Zanim zaczniesz się nad sobą użalać, pamiętaj, że wróciłeś pracować dla mnie, bo wiedziałeś, że ktoś cię zdradził w Tangierze. Chciałeś odwetu. A ja nie mogłem sobie pozwolić na kolejny Tangier. To była cena, którą byłem skłonny zapłacić. - Casper mógł to widzieć inaczej.
- Dziwnym trafem los zatoczył pełne koło od czasu Tangieru - mówił Jones. Dowiedzieliśmy się, że Dilja i Oskar byli zdrajcami. Nie złapaliśmy Żmii w Tangierze, ale jego ciało zostało znalezione w górach. Wygląda na to, że żołnierze Wympieła podcięli mu gardło. Ty i Casper zostaliście oczyszczeni z podejrzeń, dowiedzieliśmy się także, gdzie jest ukryte rosyjskie złoto. To potrójna wygrana w mojej księdze. Pozostaje tylko jedno pytanie: skończyłeś działalność? Masz zamiar ponownie zniknąć w Wyoming? - W Montanie - poprawił go Storm. - Nieważne. Czy znów znikniesz z pola widzenia, czy będziesz robił to, co wychodzi ci najlepiej? Storm podniósł się z krzesła. - Teraz chcę wziąć trochę wolnego. - Weź tyle, ile potrzebujesz - odpowiedział Jones, otwierając szufladę i wyciągając z niej kopertę. - To ci pomoże. - Przesunął pakiecik, a Storm wziął go, wiedząc, że zawiera banknoty studolarowe. Następnie Storm zdjął z nadgarstka zegarek, który dostał od Jonesa, i położył go na biurku. - Nie będę tego potrzebował. - Zatrzymam go do następnego razu - odparł Jones. - Na zewnątrz czeka wynajęty samochód. - Podał Stormowi kluczyki. - Jest na podsłuchu? - zapytał Storm. - Sam to rozgryź. - Jones wstał z fotela i wyciągnął rękę. Uścisnęli sobie dłonie, po czym Jones dodał: - Jutro przylatuje agentka Showers. Domyślam się, że wyślą ją na obowiązkowe zwolnienie lekarskie. Będzie miała sporo wolnego czasu, zupełnie jak ty.
Na zewnątrz Storm zauważył zaparkowany samochód z wypożyczalni. Jones zaszalał. To była wiśniowo-czerwona korweta kabriolet, model Chevroleta ZR1, warta ponad sto tysięcy dolarów, z silnikiem V-8 o mocy 638 koni mechanicznych. Najszybszy model samochodu, jaki koncern General Motors kiedykolwiek wyprodukował. To nie był pojazd, jakiego się nie zauważa - w odróżnieniu od typowych podmiejskich wozów, którymi Jones kazał jeździć swoim agentom. Storm zapuścił silnik i rozkoszował się głośnym pomrukiem tłumika, wyjeżdżając z kwatery CIA w kierunku George Washington Parkway. Zadzwonił jego prywatny telefon komórkowy. - Halo? To była agentka Showers z Niemiec. - Potrzebuję jutro podwózki z lotniska - poprosiła. - Sprawdzę mój rozkład dnia - odparł. - Oczekiwałabym czegoś więcej niż tylko przejażdżki. - Na przykład czego? - Obiadu. - W Niemczech nie mają ciastek? - Nie spóźnij się. - Rozłączyła się. Skręcił w jeden z malowniczych punktów widokowych na drodze i popatrzył w dół na rzekę Potomak. Przeszukiwał swój telefon komórkowy, aż znalazł to, co chciał. Kiedy był w Londynie na parkingu podziemnym, wysłał Jedidiahowi Jonesowi współrzędne do złota. Wysłał też kopię na swoją prywatną komórkę.
Jedidiah Jones nie był jedyną osobą, która wiedziała, gdzie ukryto sześćdziesiąt miliardów w sztabkach złota. Jego telefon zadzwonił ponownie. - Słuchaj - powiedziała Showers poważnym tonem - ja naprawdę chcę, żebyś przyjechał jutro na lotnisko. Jeśli chcesz, zapłacę za obiad. Tylko mi nie zniknij. - Ostatnim razem, gdy się spotkaliśmy, ja zostałem z rachunkiem - odrzekł. - Zaufaj mi, nie będziesz żałował. Do zobaczenia jutro i nie martw się, nie jesteś moim chłopakiem. - A ty nie jesteś moją dziewczyną - odparł. - Ale mam pytanie. Będziesz teraz miała trochę wolnego czasu, zgadza się? - Zmuszają mnie, żebym poszła na miesiąc na zwolnienie. - Myślę, żeby wybrać się na wycieczkę. - A gdzie, do licha, chcesz się teraz wybrać? - Na górską wspinaczkę. KONIEC Poprzednie części trylogii: Nadchodzący sztorm i Wściekły sztorm
-
O AUTORZE RICHARD CASTLE jest autorem licznych bestsellerów, w tym Fali upału, Nagiego żaru, Gorączki zmysłów i entuzjastycznie przyjętej przez krytyków serii książek o Derricku Stormie. Jego pierwsza powieść, Pod gradem kul, opublikowana jeszcze w college’u, otrzymała prestiżową Nagrodę Toma Strawa dla Literatury Kryminalnej Stowarzyszenia Nom DePlume. Obecnie Castle mieszka na Manhattanie ze swoją córką i matką, które wypełniają jego życie humorem i inspiracją.