~ 1 ~ ~ 2 ~ Rozdział 1 Przemierzając wielkie równiny Nevady z wiatrem smagającym jego grzywę, Marshall Featherstone było jednym z ziemią. Tu żyli jego...
13 downloads
22 Views
1MB Size
~1~
Rozdział 1 Przemierzając wielkie równiny Nevady z wiatrem smagającym jego grzywę, Marshall Featherstone było jednym z ziemią. Tu żyli jego przodkowie, układając psy i konie, by z nimi pracowały. W tych dniach wezwał swoją zwierzęcą stronę, zanim rezerwat i rząd narzucą los jego ludziom. Patrząc na swojego partnera, Bucka, idealnego konia appaloosa, czuł się niemal doskonale. Wszystkie ich mięśnie i wolne duchy mustangów zostały wyzwolone, kiedy pobiegli z całą masą nieoswojonych koni. Nie wszystkie konie zmieniały się do ludzkiej postaci, większość nie, ale Marshall kochał tę część – bycie wolnym, by móc zbadać ich prawdziwą wolność, i bieg z prawdziwymi zwierzętami. On i Buck James, obaj kochali dziką i nierówną ziemię na północ od Vegas. Światła wielkiego miasta i duże miasta nie były dla nich. Przez większość swoich dwudziestych lat wałęsali się po nich, a musieli jeszcze znaleźć kobietę, która dopełni ich życie. Potrzebowali tej ostatniej części, by zapuścić korzenie i zbudować dom. Marshall chciał miejsca, które mógłby nazwać domem. Ich koczownicze dni musiały się skończyć. Nowy hałas wystraszył konie. Poza grzmotem setek kopyt, Marshall usłyszał jak coś przecięło powietrze. Nagle skierowano na nich reflektory punktowe i grupa skierowała się na nową trajektorię. Strach i panika rozeszły się w ich reakcjach. Spojrzawszy na Bucka, Marshall się zaniepokoił. Mężczyzna był wrażliwy, ale w postaci mustanga, odrzucał to i stawał się dziki. Zarobił na swoje przezwisko „brykać" od zachowania swojego konia. Inne konie wpadły na Bucka, a jeden padł. Ten kontakt wystraszył Bucka, więc kopnął i głośno zatupał, w końcu zachowując się jak koń na rodeo próbujący wyrzucić jeźdźca. Marshall wymanewrował z grupy, kiedy tylko mógł, i dopadł do swojego partnera. To było nienaturalne zachowanie konia, ale nie mógł zostawić tego mężczyzny. Nic ich nie rozdzieli. Stracenie Bucka z oczu wywołało u Marshalla szybsze bicie serca. Manewr pomógł, ale większy koń przebiegający obok w podskokach, wybił Bucka z równowagi i ten przewrócił się na ziemię. Odgłosy pojazdów stały się głośniejsze i Marshall wiedział, że to jest rządowy spęd.
~2~
Dzikie mustangi umierały na choroby i brak jedzenia. Mógł zobaczyć żebra wielu prawdziwych koni biegnących wzdłuż drogi. Dzikie trawy były rzadkie, susza i ogień na zachodzie też nie pomagały, a natura potrafiła być brutalna. Przetrwały najsilniejsze i to pokazywało jak te zwierzęta żyły. Złamanie ich ducha siodłem nie oznaczało ocalenia tej rasy. Nieważne, czego chciał Wuj Sam, nikt nie złapie ani jego ani Bucka. To mogłoby być zbyt niebezpieczne. W końcu, Marshall znalazł Bucka, który z powrotem był na swoich kopytach. Marshall biegł tuż obok niego. Stłuczenia i siniaki jeszcze się nie pokazały, ale chód Bucka był chwiejny. Powinni byli wiedzieć, by się nie zmieniać i trzymać się z dala podczas Księżyca Myśliwego. Mustangi nie miały tutaj żadnych naturalnych wrogów, ale zapomnieli, że człowiek zawsze jest naczelnym myśliwym. W jakiś sposób, człowiek musiał dominować nad każdym calem ziemi i zwierzętami na niej. Marshall utrzymywał tempo i próbował wydostać się na najbardziej odległą zewnętrzną stronę grupy, żeby mogli skręcić i uniknąć schwytania. I chociaż Buck bardzo próbował, nie mógł nadążyć. Odstaną od reszty i z całą pewnością zostaną złapani. Gdyby mieli szczęście, mogliby uciec, gdyby jednak zostali odnalezieni, Marshall nawet nie chciał myśleć o tym, co mogłoby im się przydarzyć. Generacje dotrzymywały tajemnicy zwierzęcych zmiennych, ludzie złączeni z ich zwierzęcą świętością i duchem dzikości, zostawali jednymi z nich. Przemiana między zwierzęcą, a ludzką postacią była darem, i rząd nie pozwoliłby im tak sobie uciec spod opieki z tego rodzaju mocą. Marshall i Buck nie będą tymi, którzy zdradzą ich dziedzictwo i odsłonią swoje istnienie. Buck prychnął i Marshall wiedział, że ból obejmuje jego kochanka. Kiedy Buck wypadł jak strzała z grupy i daleko od szlaku, Marshall podążył za nim i modlił się, by nikt inny tego nie zrobił. Mentalność stada była czasami trudna do powstrzymania, ale wiele innych koni zmierzało w kierunku pułapki, z której Marshall i Buck się uwolnili. Nikt wydawał się tego nie zauważyć. Nikt nie pobiegł za nimi. Buck puścił się galopem w stronę ogrodzenia. Jedna z desek była złamana. Marshall obrócił się, kiedy Buck skoczył nad tym miejscem i wbiegł na prywatną własność. Marshall skręcił, pokłusował do ogrodzenia i podążył za Buckiem. Mogli zostać postrzeleni. Dziwni ranczerzy czasami podnosili strzelby zanim zobaczyli, że to jest ~3~
niegroźne zwierzę. Marshall czekał aż wypadnie z domu jakiś stary dziad bez zębów i z długą brodą. Ale para schroniła się w stodole zanim ktokolwiek się pojawił. To była dobra kryjówka. Rząd nie mógł wjechać na prywatną własność – no cóż, mogli i powinni, ale po parę koni? To nie było warte potencjalnego procesu. W środku, Buck potrząsnął głową i kroczył wolno. Byli silniejsi w zwierzęcej postaci, ale dzielenie się energią do leczenia było dużo bardziej erotyczne w ludzkiej postaci. Marshall trącił szyję Bucka i to połączenie pomogło. Energia zaiskrzyła, ale Marshall wyczuwał ból Bucka. Musieli odpocząć. Teraz będą bezpieczni. Może będą mieli szczęście, że nikogo nie było w domu, i będą mogli przenocować. Trzepotanie piór sprawiło, że Marshall spojrzał na tył stodoły. Nic nie zobaczył, ale hałas wydawał się dochodzić z dalekiego końca posiadłości. Stopy tupały o ziemię. Ktoś tu mieszkał i był właścicielem tych zwierząt. Może byli daleko? Albo to był stary głuchy facet, któremu nie chciałoby się teraz wyjść. Marshall próbował mieć nadzieję. Chciał razem z Buckiem zniknąć nad ranem. Walenie kopyt ustało i Marshall wiedział, że rząd zagonił konie do zagrody. Wszystkie te konie były teraz jeńcami i odgrodzone od życia. Cisza sprawiła, że skóra Marshalla zadrżała. Tylko odgłosy ptaków i ciężki oddech Bucka wypełniały powietrze. Nagle w oddali trzasnęły drzwi. Buck wstrząsnął się i głośno parsknął. Obrażenia Bucka mogły być różnego rodzaju, od złamanego żebra do tylko paskudnego stłuczenia. Marshall musiał przekonać Bucka do zmiany do ludzkiej postaci i obejrzeć go, ale kiedy kroki stały się głośniejsze, mieli większy problem, z którym musieli najpierw sobie poradzić. Mogli spróbować uciec, ale Buck nie wytrzymałby długo. Były inne rancza, ale czy znaleźliby bezpieczny azyl zanim Buck podda się wyczerpaniu? Marshall ufał naturze, która prowadziła go przez życie. Więc musiał zaufać ponownie, że wybrali dobre miejsce, by przeżyć. Poruszanie się w ludzkim świecie było konieczne i nie niepożądane, ale zmienni musieli być ostrożni. Żyli wolnością i umarliby próbując chronić siebie nawzajem. Kimkolwiek był ranczer, Marshall prędzej umrze niż wpadnie w łapy rządu albo pozwoli zastrzelić Bucka. Wielką debatą była to, w jakiej postaci stanąć naprzeciw ranczera. Człowieka czy konia?
***
~4~
Hałas na drodze na tyle zdenerwował Diane, że spojrzała, ale wiedziała, że to jest daleko na głównej drodze. Spęd mustangów to był pomysł rządu na humanitarną pomoc. Pewnie, że niektóre były chore i niedożywione, ale to wydawał się być dziwny sposób na marnowanie dolarów z podatków. Nikt nie chwytał pum, a one atakowały ludzi. Ale kiedy to rząd robił coś logicznego? Wychodząc na ganek, ze strzelbą w ręce, dostrzegła, że słabe miejsce w ogrodzeniu zostało zupełnie popsute. Odgłosy dochodzące ze stodoły nie były odgłosami jej zwierząt, ale strusie w zagrodzie na tyłach zostały czymś zaniepokojone. Błyskotliwy pomysł jej byłego męża na farmę strusi okazał się przynosić zyski, ale on sam postanowił uciec z bogatą starszą kobietą, gdy wszystko było jeszcze prowizoryczne. Cierpliwość i ciężka praca nie były jego domeną. Ale teraz, Diane cieszyła się, że uwolniła się od niego. Jednak w tej chwili, cieszyłaby się mając tutaj mężczyznę. Ranczo potrzebowało naprawy ogrodzenia i byłoby cudownie, gdyby ktoś chronił jej tyły przed tym nieznanym intruzem. Jej życie było samotne, ale już się do tego przyzwyczaiła. Kochała naturę i ciszę w swoim życiu, ale sprawy nigdy nie pozostawały długo w tej sposób. Wrota stodoły były otwarte i usłyszała stukot kopyt. Konie uciekły z obławy albo w ogóle jej uniknęły. To musiało być to. Popychając drzwi, by całkowicie się otworzyły, weszła do stodoły i znalazła nakrapianego brązowo-białego konia, wyglądającego na słabego, i o wielu odcieniach szarego mustanga, który chyba pełnił straż nad drugim. - Co wy tutaj robicie? – Wiedziała, że to jest głupie, ale chciała zobaczyć jak bardzo były wystraszone. Diane nie potrzebowała jeszcze być kopnięta przez dzikie konie. Zwierzęta się nie poruszyły. Diane obróciła się na odgłos zatrzymującego się samochodu. Czyżby rządowe typy w poszukiwaniu zabłąkanych zwierząt? Mało prawdopodobne. Wyszła ze stodoły i zamknęła drzwi, żeby nikt nie mógł zajrzeć do środka. Reflektory nie były od rządowego pojazdu, ale jej wścibskiej sąsiadki. Diane zrobiła długi spacer do frontowej bramy i znalazła Sharon w jej dużym SUV-ie. - U ciebie w porządku, skarbie? Ten spęd to było jak koniec świata. Cały ten hałas i dramat. Ale przynajmniej, nie będziemy miały zbłąkanych koni jedzących pokarm naszych zwierząt. – W średnim wieku, puszysta kobieta uważała siebie za społecznego kierownika grupy ranczerów na ich małym terenie. Jej mąż odniósł największy sukces, ale Diane go doganiała.
~5~
- Nic mi nie jest, Sharon. Wibracje musiały przewrócić kawałek ogrodzenia, więc muszę to naprawić. Nic ekscytującego się tu nie stało. Przekaż Rogerowi moje pozdrowienia. – Diane kiwnęła głową i próbowała odejść. - Mogę ci polecić robotnika na ranczo, jeśli chcesz. Nie chciałabyś, żeby którykolwiek z twoich strusi wydostał się na wolność. – Sharon się uśmiechnęła. - Nie martwi się. Poradzę sobie. Zdobędę kogoś. Dzięki za troskę. – Diane miała dość fałszywych przyjaciół w przeszłości, by wiedzieć, że Sharon chciała mieć największe i najlepsze ranczo na tym obszarze, i nic nie mogło jej umknąć. Diane mogła naprawić ogrodzenie na własną rękę, ale nie poprosiłaby o pomoc Sharon i Rogera. - W takim razie, okej. No cóż, zajmij się tym sama. Wracam do domu. – I Sharon odjechała. Diane pomachała i patrzyła za nią, dopóki nie była pewna, że Sharon skręciła na główną drogę. Ciężko było znaleźć spokój i ciszę. Człapiąc z powrotem do stodoły, Diane mogłaby przysiąc, że słyszy głosy. Zaczęła iść ciszej, by nie robić hałasu i podkradła się do drzwi, by zerknąć do środka. Koni nie było! Mrugając i potrząsając głową, Diane skupiła się i spojrzała jeszcze raz. Teraz w jej stodole byli dwaj gorący faceci, którzy wydali się całować i byli całkiem nadzy. Jeden miał długie ciemne włosy i brązowe oczy; drugi krótsze brązowe włosy. Obaj byli dobrze zbudowani i wyraźnie podnieceni. Obserwowała ich, kiedy jeden położył drugiego na siano i nadal całował. Ich rysy twarzy wskazywały na rodowitych Indian, ale duży księżyc oświetlał ich pod niewłaściwym kątem. Jej mózg krzyczał, co się stało z końmi? Jej ciało chciało nadal obserwować mężczyzn. Już tak dawno nie uprawiała seksu. A jeszcze dłużej odkąd uprawiała naprawdę dobry seks. Mężczyźni byli zajęci sobą nawzajem, więc Diane mogła cieszyć się widowiskiem. Przecież, to była jej stodoła. Może konie nie były dzikie tylko poskromione przez jeźdźców, którzy wcześniej się ukryli? To nie miało sensu. Stara stodoła nie była tak duża. Dwa olbrzymie mustangi nie mogły tak sobie zniknąć. Jeden z mężczyzn całował ciało rannego mężczyzny i trącał nosem jego brzuch. Był ranny, tak jak wydawał się być jeden z koni. To było szaleństwo. Diane nie piła i nie było aż tak późno, by była śpiąca. To nie był sen. Mężczyzna z dłuższymi włosami
~6~
wzdrygnął się, ale został przytrzymany przez swojego kochanka. Diane wiedziała, że powinna wpaść do środka i żądać wyjaśnień, ale ją zahipnotyzowali. Pragnienie, by dołączyć do nich, przepłynęło przez nią ogromną falą, a mrowiąca energia zdawała się przejąć nad nią kontrolę, więc buty zostały mocno wbite w piasek. Nie przerwałaby najlepszego seksu, jaki to ranczo widziało od lat… nawet, jeśli nie brała w nim udziału. To podsyci trochę jej fantazje na później.
Tłumaczenie: panda68
~7~
Rozdział 2 Ból przeciął środkową część ciała Bucka i sięgnął w dół. Zacisnąwszy pięść w krótkich włosach Marshalla, szarpnął swojego kochanka do pocałunku. Powoli ich języki się splątały i Marshall rozciągnął się obok Bucka. Wciągając energię Marshalla, Buck czuł jak ból zaczyna słabnąć. Nie mógł zabrać zbyt dużo energii, ale ich związek był głębszy niż seks czy zmiana. - Czasami stajesz się za lekkomyślny. – Marshall przygryzł wargę Bucka. - Zwierzęcy instynkt trudno zwalczyć. – Przesunął się na sianie i sięgnął po Marshalla. - Musisz odpocząć tyle, ile tylko zdołasz. Nie możemy tam wrócić. - A co z tą kobietą? – Buck chciał zobaczyć ją jeszcze raz. Jego kutas naprężył się jeszcze bardziej niż Marshalla i w głębi siebie, pod bólem, Buck wiedział, że znaleźli się tu z ważnego powodu. - Nie wyglądała na wściekłą. Może nie wróci. Zechce zająć się nami rano. – Marshall wyciskał pocałunki na obojczyku Bucka. Jęknąwszy, Buck uniósł swoje biodra. Te mięśnie nie bolały i to rozproszyło go od bólu. Ale musiał działać powoli. - Miałem na myśli to, że ona jest tu sama. Zobaczyłem to w jej oczach. Jest samotna i przerażona. Marshall podniósł głowę i wpatrzył się w oczy Bucka. - Miała broń. Samotna kobieta nie będzie ryzykować. - Ona jest piękna. – Buck zamknął oczy, gdy Marshall polizał go niżej. - Lubisz blondynki. A ona miała na sobie długi płaszcz i robocze buty. Ledwie mogłeś rzucić na nią przyzwoite spojrzenie. – Marshall potrząsnął głową. - Ty też patrzyłeś. – Buck się uśmiechnął. – Ona jest tą jedyną.
~8~
- Nie. Nie komplikuj tego. Chcę, żebyś się wyleczył, a jutro możemy zdecydować, co robić. – Jego ręce prześliznęły się po brzuchu Bucka. Ból napiął Bucka. - Nie, to zabierze więcej czasu. Odbiłem coś na dobre. Musimy się z nią zaprzyjaźnić i zostać. To wszystko. Ale też na nią patrzyłeś. Czujesz to. Znaleźliśmy tu naszą kobietę. Spokój otwartej przestrzeni. Naprawdę. Nie walcz z tym. - Zwolnij. Odpręż się i absorbuj energię, żebyś mógł szybciej się uleczyć. – Marshall pocałował Bucka, żeby go uciszyć. Buck odpuścił. Całował swojego chłopaka i puścił wodze fantazji swoim planom i nadziejom, co do tej pięknej kobiety, która mogła wpaść tutaj w każdej chwili. Marshall szybko zmienił taktykę i wciągnąć kutasa Bucka. Czy tajemnicza kobieta wezwie gliny? Rząd? Czy zastrzeliłaby ich, jako ludzi, ale koniom pozwoliłaby odejść? Chciał się o niej tak wiele dowiedzieć. Czuł się tak, jakby znalazł tu swój cel. Gdy Marshall ssał Bucka aż do podstawy, Buck podniósł się i pozwolił, by wypełniła go seksualna energia. Buck wyciągnął rękę i pogłaskał fiuta Marshalla, a dreszcz siły witalnej wywołał u niego jęk. Niewiele osób rozumiało moc, jaką mieli ludzie, gdy kierowali ją we właściwym kierunku. Zmienność, leczenie się i połączenie ze światem na głębszym poziomie było dopuszczalne, gdyby przestali się spieszyć i otworzyli się. Musiałeś tylko w to uwierzyć. Marshall ścisnął jądra Bucka, a mrowienie sprawiło, że Buck zadrżał. Strach bycia złapanym tylko zwiększył jego namiętność. Gdyby ich gospodyni zadzwoniła po policję, bez wątpienia usłyszeliby już syreny. Albo zostaliby zastrzeleni przez zadziorną blondynkę. Była tutaj zupełnie sama. Na Bucku robiło to wrażenie, a jednocześnie martwiło. Potrzeba chronienia jej pochodziła z czegoś pierwotnego i męskiego w głębi niego. A potem Marshall oblizał główkę kutasa Bucka i dotyk jego języka sprawił, że Buck wypchnął biodra w powietrze. Nasienie podeszło do góry, a ciało stężało. Krzyknął, gdy uderzył w niego orgazm. Marshall wyssał cały wytrysk i ścisnął jądra Bucka tak jak lubił. Drżąc, Buck otworzył oczy i znalazł spokój. Ból złagodniał, siano swędziało w plecy, ale czuł się jak w domu. To nie miało sensu, więc nie podzielił się tym z Marshallem. Jego bardziej pragmatyczny kochanek jeszcze bardziej starałby się, by opuścili to miejsce, a Buck chciał zostać. ~9~
- Daj mi teraz twojego. – Buck chwycił fiuta Marshall i swawolnie pociągnął. - Nie, musisz odpocząć. Ona może wrócić w każdej chwili. – Marshall przesunął się i uklęknął. Jego erekcja nie zmalała, ale zamierzał to zignorować. - Wciąż nie będziemy mieć ubrań. Jestem zbyt słaby, by zmienić się z powrotem do postaci konia. Daj mi jeszcze twojej energii, żebym mógł szybciej się uleczyć. – Buck spróbował się odwrócić i skrzywił się. - Dobrze. Niech to szlag, Buck! Dlaczego jesteś tak nieugięty, by być dzikim i przez to się krzywdzisz? – Marshall pochylił się i przycisnął swojego fiuta do ust Bucka. To uspokoiło go i podnieciło. Buck ssał ciało Marshalla i pozwolił znajomemu smakowi zamazać ból i niepokój. Fiut Marshalla pulsował w ustach Bucka. A małe nitki życia nie zostały przegapione. Buck spijał je i doceniał każdą sekundę, jaką spędzał z Marshallem. Niewielu ludzi w jego rodzinie go rozumiało. Nie miał zamiaru działać ostrożnie tak jak oni. Życie nie było po to, by je przeklinać, ale by żyć i kochać. Marshall też w to wierzył, ale on działał bardziej bezpiecznie, by zrównoważyć dziki styl Bucka. Liżąc w dół długiego fiuta Marshalla, Buck szarpał jądrami Marshalla, dopóki ten nie jęknął. Pocierając jego moszną o swoją twarz, Buck dał się porwać żądzy, głaszcząc fiuta Marshalla. Chciał sprawić przyjemność i poczuć iskrę wytrysku. Marshall mruknął i cofnął się. Wytrysk opadł na zraniony bok Bucka, a seksualna energia wsączyła się w jego ciało jak magiczny balsam. Wcierając to, Buck się nie spieszył, i kiedy się wchłonęło, wylizał do czysta swoje palce. - Niedługo poczujesz się lepiej. – Marshall pochylił się i pocałował Bucka. - Zostajemy – odpowiedział Buck. Chrzęst butów na sianie wystraszył obu mężczyzn. To była ona. - Kim wy dwaj jesteście i co zrobiliście z końmi? – zapytała. Jej zielone oczy skrzyły się podnieceniem i ciekawością, ale jej ramiona były skrzyżowane na piersi, jakby była zdenerwowana. Buck w końcu zobaczył to, co było ukryte pod płaszczem. Jej krzywizny były doskonałe. Jej długie włosy były zebrane w warkocz na plecach, ale to był taki popielaty blond, który pochodził z natury. Jej skóra była delikatnie muśnięta przez słońce. Wszystko w niej mówiło, że jest tutaj właścicielką, ale Buck czuł jej strach i zainteresowanie. Została zraniona i była tak samo zgubiona w życiu jak oni. Marshalla ~ 10 ~
trzeba by do tego przekonać, ale Buck ufał swojemu wewnętrznemu mustangowi, że to była kobieta, której potrzebowali, by dopełniła ich świat.
***
Zapach seksu unosił się w powietrzu i Diane poczuła jak jej policzki zapłonęły. Przyglądał się każdemu pchnięciu i liźnięciu, ale teraz musiała się dowiedzieć, czego naprawdę szukali na jej posiadłości. Pozwolić parze zabłąkanych koni zostać w stajni było jedną rzeczą, ale włóczący się mężczyźni mogli być niebezpieczni. Ten z krótszymi włosami wstał i uniósł niewinnie ręce. - Nic nie zrobiliśmy z końmi. Nie przyszliśmy tu by cię skrzywdzić. Jestem Marshall, a to jest Buck. Został zraniony i potrzebowaliśmy miejsca do odpoczynku. Chcielibyśmy tu przenocować. - Wejdźmy do środka i to wyjaśnimy. – Buck usiadł. Czy zostali złapani w panicznej ucieczce? Czy by uratować mustangi? Diane zobaczyła ból na twarzy Bucka, gdy się poruszył. Tylko jeden był w stanie wyrządzić jakąś krzywdę. To nie było mądre, ale nie bała się ich. Miała broń, a oni tak naprawdę byli nadzy, więc miała władzę. - Dobrze. Jeśli jednak nie spodoba mi się to, co usłyszę, wzywam policję. Albo gorzej. – Wetknęła pewnie śrutówkę pod ramię. - Nie masz się czego obawiać z naszej strony. – Marshall pomógł Buckowi stanąć na nogi. - Pewnie. Ubierzcie się i posłuchajmy waszej historii. – Odwróciła się, by skierować się do domu i wstawić kawę. - Nie mamy żadnych ubrań – powiedział Buck. - Co? – Odwróciła się z powrotem i zaśmiała. – Jesteście jakimiś hipisowskimi nudystami? Wynoście się z mojej ziemi. Marshall potrząsnął głową. - Nie, nie jesteśmy nudystami. Proszę, jest tutaj coś, czym moglibyśmy się okryć? ~ 11 ~
Długo spoglądała na ich nagie ciała zanim się otrząsnęła. - Mój były zostawił jakieś ciuchy. Powinny chyba pasować. Diane trzymała teraz trochę mocniej swoją broń. Gdzie były te konie? Ruszyła ponownie do domu i postawiła wodę na kawę. Wyciągnęła pistolet z szuflady biurka i włożyła do kieszeni. Telefon miała w drugiej kieszeni, gdyby go potrzebowała. A potem popędziła do komody w dodatkowej sypialni, gdzie tak na wszelki wypadek trzymała rzeczy swojego byłego. W razie czego, nie wiedziała. Miała zamiar ofiarować to albo spalić w przypływie złego humoru, ale życie miało swoje zamiary. Złapała dwie koszulki, dwie pary dżinsów i dwie pary bokserek, a potem skierowała się do kuchni. Obaj dobrze wyglądali. Powinna zostawić koszulki w szufladzie i podziwiać widoki. Mijając lustro w przedpokoju, sprawdziła swój wygląd. Bez makijażu i spalone, rozczochrane włosy. Przygładziła włosy, ale nic nie mogła zrobić z makijażem do czasu jak zapukają do drzwiach. Co z nią było nie tak? Byli intruzami. Ukryli się w jej stodole. Rzuciła ubrania na stół i ruszyła do drzwi swojego małego ranczerskiego domu. Diane otworzyła drzwi i, kiedy weszli do środka, położyła wspierającą rękę na plecach Bucka. Nie chcąc zadać mu bólu, poprowadziła ich do kuchni. Nałożyli bokserki i usiedli nie zadając sobie trudu włożenia reszty odzieży. - Więc? – Diane postawiła trzy kubki, śmietankę, cukier i dzbanek kawy. - Proszę zrozumieć. Nie skrzywdziliśmy ani nie przepędziliśmy koni. – Buck kiwnął głową. - Gdzie one są? – Nalała kawę. – Widziałam je. - Tak, nie jesteś szalona. My także nie. Jesteśmy rdzennymi Amerykanami, częściowo w każdym razie. Połączenie z naszymi zwierzęcymi totemami jest dość silne. – Marshall sączył swoją kawę. – Dziękuję. Jesteśmy już w drodze wiele godzin. Diane obróciła się i wzięła talerz ciasteczek z blatu. - Częstujcie się. A potem wyjaśnijcie, co ten zwierzęcy totem ma wspólnego z nagimi mężczyznami w mojej stodole. Spęd dzikich mustangów przez rząd wystraszył dwa konie, które przeskoczyły przez ogrodzenie, i to mogę zrozumieć, ale potem to wszystko staje się surrealistyczne. ~ 12 ~
- Proszę usiądź. Możesz nam nie uwierzyć, ale nigdy cię nie okłamiemy. – Buck wziął ciastko. - Czemu nie? Mężczyźni nie kłamią? – Przewróciła oczami, ale nie zamierzała podać całej listy brudów, kiedy to jej były mówił jej pół prawdy i pomijał niektóre sprawy w ciągu ostatnich dwóch lata ich małżeństwa - kiedykolwiek było mu tak wygodnie. - Niektórzy mężczyźni owszem. My nie. Nie tobie. Zostałem tu sprowadzony dla jakiegoś powodu. – Buck upił łyk kawy. – Mogę dostać szklankę wody? - Pewnie. – Diane napełniła trzy wysokie szklanki lodowatą wodą i postawiła na stole. – Przestańcie grać na zwłokę. Buck wziął głęboki wdech. - My jesteśmy końmi, które widziałaś. Możemy zmienić się w nasze zwierzęce totemy, kiedy chcemy. Diane roześmiała się tak mocno, że musiała przykryć usta. A potem, by być pewną, że to nie jest jakiś wymyślny erotyczny sen, uszczypnęła się w ramię. Bolało, więc nie było mowy, by to wszystko było tylko w jej głowie. - Przepraszam. Kocham naturę i lubię zwierzęta. Gdybyście byli tam i próbowali uwolnić mustangi od rządowego spędu, poparłabym was. Niektóre zwierzęta muszą pozostać dzikie i wiadomo, że przetrwają te najsilniejsze. Mam domowego kota. Ale nie zaadoptowałabym rysia i nie pozwoliła mu mieszkać w moim domu. Zjadłby mojego kota. Faktycznie, można złamać dzikiego konia, ale po co? Mnóstwo z nich jest wyhodowanych i ułożonych pod siodło. Marshall i Buck wymienili spojrzenia, a potem Marshall odchrząknął. - Wiem, że trudno w to uwierzyć. Zostaliśmy złapani podczas spędu i Buck został przewrócony. Uraz miał miejsce, gdy był koniem, ale jednak pozostał. Nie możemy przenosić go dziś wieczorem. Pozwolisz nam zostać tutaj na noc? - Opowiadacie mi tu szaloną historię o koniach i chcecie zostać pod moim dachem? Wezwę karetkę. Mogą zabrać go do szpitala, zrobić prześwietlenie i tam możecie przenocować. – Wyciągnęła telefon z kieszeni. - Nie, proszę. Wyleczę się. Zmienni szybko się leczą. Potrzebuję tylko trochę odpoczynku. To prawdopodobnie są tylko posiniaczone żebra, a no to nic nie poradzą. – Buck spojrzał surowo na Marshalla. – Pokaż jej. ~ 13 ~
Diane odchyliła się do tyłu i uśmiechnęła. - Tak, pokaż mi. Korytarz powinien pomieścić dorosłego konia. Ale bez galopady, proszę. Marshall wstał i przeszedł na wskazane miejsce. Diane wpatrywała się w seksownego mężczyznę, gdy się pochylał i przykładał dłonie do podłogi. Potrząsnął głową tak, jakby zrobił to koń i w ciągu kilku sekund jego ciało się zmieniło. Na korytarzu stał szary mustang, którego widziała wcześniej. Poczuła jak jej mózg zrobił się lekki i Diane potrząsnęła głową. Spojrzała na Bucka; był tam, gdzie siedział przy jej stole. Spojrzała z powrotem, gdzie stał koń, a gdzie przedtem był mężczyzna. Potarła swoje oczy i podeszła. Jej ręka przebiegła przez jego grzywę, ale wycofała się, gdy parsknął. Gorąco, energia i bardzo rzeczywiste końskie ciało olśniło ją. Bokserki leżały na podłodze. To nie była halucynacja ani sen. Odwracając się od niego, spojrzała na Bucka. Uśmiechnął się do niej, jakby wiedział, że ich zaakceptowała. Okręciła się gwałtownie, ale Diane ponownie zobaczyła konia. Pocierając jego nos, zajrzała mu w oczu. Duże i ciemne, poczuła szczególne połączenie. Była teraz w jakiś sposób częścią tajemnicy. Nic dziwnego, że bali się spędu. Jej. To był cud natury, którego nigdy nie widziała. - Zmień się z powrotem – powiedziała. Marshall, mężczyzna, nagle stanął przed nią, nagi. Jej ręka była teraz na jego piersi i Diane szybko ją zabrała, jakby ją ugryzł. Wróciwszy do stołu, wypiła kubek czarnej kawy i wylądowała ciężko na krześle. - To jest szaleństwo. Buck kiwnął głową. - To jest poruszające i z pewnością nie powszechnie znane. Nie mieliśmy wyboru jak tylko uciec ze spędu. Zostałem zraniony i przez moją słabość zniszczyłem twoje ogrodzenie. Przepraszam za to. Możemy to naprawić albo zapłacić za to. Musieliśmy być bezpieczni i czułem się tak, jakbym został tu zaprowadzony. - Co hodujesz? – zapytał Marshall. - Strusie. – Spojrzała, kiedy akurat zakładał bokserki. To wywołało w niej odrobinę smutku. Przyciąganie było naturalne, ale do nich obu? Wyglądali najwyraźniej na parę. Pomyślała, że przyzwyczaiła się do samotności, ale jej ciało domagało się uwagi.
~ 14 ~
- Te duże ptaki? Dziwne. – Buck sączył swoją kawę. - To był pomysł mojego byłego. Pióra mają wzięcie. Tak samo jaja. Jest tu lokalny przetwórca, więc sprzedaję je w odpowiednim momencie. Mięso jest egzotycznym przysmakiem. – Ptaki nie były tak przyjazne dla ludzi jak inne zwierzęta, więc nie czuła się z nimi zbytnio związana, chociaż hodowla pracowała na jej korzyść. - Twój były wyjechał? – zapytał Marshall. - Już dawno. Krzyżyk mu na drogę. A wy dwaj jesteście parą. Przypuszczam więc, że nie mam się, o co martwić. Jak długo biegaliście z koniami? – Podeszła do lodówki, wyciągnęła zimnego usmażonego kurczaka i sałatkę ziemniaczaną. Rozłożyła to, a potem przyniosła talerze i srebrne sztućce. - Dwa dni. Spalamy dużo energii, gdy idziemy na te biegi, ale musimy. – Buck się uśmiechnął. Gdy nie nałożyli sobie jedzenia, wzruszyła ramionami. - No, częstujcie się. Nie chcę mieć umierających z głodu mężczyzn na swoim sumieniu. Szczególnie, kiedy jeden jest ranny. – Diane chwyciła plastikową torebkę i napełnił ją lodem. Zawinęła torbę w ścierkę do naczyń i łagodnie przytknęła do boku Bucka. - To może pomóc. - Dziękuję. Jesteś bardzo miła. – Buck trzymał to jedną ręką, a drugą jadł. - Ja straciłam formę. Mieszkam tu sama przez dwa lata. Dużo jest tam zwierząt podobnych do was? – zapytała. - Niezbyt wiele. Tylko naprawdę połączeni ludzie mogą stać się jednym z ich zwierzęcym totemem. Mnie zdarzyło się, gdy byłem młody, ale Marshall odnalazł swojego już, jako nastolatek. – Buck spojrzał na Marshalla z czułością. Byli tacy słodcy razem. Diane pamiętała jak gorący byli tam w stodole. Dziś wieczorem będzie potrzebowała zimnego prysznica. - Mam pokój gościnny z przyłączoną pełną łazienką. Ubrania mojego byłego są w szufladach. Miałam zamiar je ofiarować, ale musiałabym zawieźć to wszystko do miasta… sama nie wiem. Nie znoszę marnować na niego wysiłku. - Zranił cię. Zapłaci za to. Świat go ukarze. – Buck patrzył jej w oczy. ~ 15 ~
- Nie miej mu tego za złe. Buck jest bardzo wyczulony na naturę i równowagę. – Marshall wziął kolejną nóżkę kurczaka. – A tak a propos, jak się nazywasz? Jej maniery zardzewiały. Na tym mały hodowlanym terenie, każdy znał każdego i większość zachowywała to dla siebie. - Jestem Diane Wandrey. - Doceniamy twoją gościnność, Diane. – Marshall zjadł trochę sałatki ziemniaczanej. Buck kiwnął głową. - I nie musisz się o nas martwić. Nigdy cię nie skrzywdzimy. Wierzę, że zostałem tu przyprowadzony dla ciebie. - Buck – powiedział Marshall. - Byliśmy z tobą szczerzy. Wyjawiliśmy ci naszą największą tajemnicę. – Buck potrząsnął głową. - Wydajecie się być naprawdę dobrą parą. To jest słodkie. Macie jakąś pracę? Dom? Mogę zawieźć was tam jutro. – Chciała zachować zdrowy rozsądek i zignorować swój pociąg do nich. - Przenosimy się z miejsca na miejsce, pracując. Już od lat rozglądamy się za właściwym miejscem do osiedlenia się. – Ton Marshalla był szorstki. Czyżby nastąpiła na odcisk? - Przepraszam, on jest trochę bardziej ostrożny. – Buck odchrząknął. – Nie chciał, żebym ci powiedział, co myślę o tym, co tu robimy. Diane nalała sobie jeszcze kawy. - Myślałam, że chodziło o znalezienie bezpiecznego miejsca do wyleczenia. Twój zwierzęcy totem przywiódł cię do bezpiecznego miejsca, by uniknąć spędu. Nieważne. Możecie tu przenocować. - To byłaby jedna odpowiedź. Dobra powierzchowna odpowiedź. Ale Marshall opuścił to, czego jeszcze szukamy. Nie chodzi tylko o dom do osiedlenia się. Szukamy partnerki, by dopełniła naszą rodzinę. Nie jesteśmy ściśle związani tylko ze sobą. Sądzę, że jesteś przeznaczona być z nami. – Buck się uśmiechnął.
~ 16 ~
Tak! Nie. Cholera! Jej ciało i mózg walczyły ze sobą. Chciała seksualnego spełnienia, ale to było bardzo szalone. - Teraz ją wystraszyłeś. – Marshall spiorunował wzrokiem Bucka. - Myślę, że skoro jesteś ranny to musisz odpocząć. Obaj mieliście ciężki dzień, a sprawy będą wyglądały zupełnie inaczej rano. Więc przyjmijmy, że to było majaczenie pod wpływem bólu, ale jedzcie. Pójdę położyć świeże prześcieradła na łóżku i wyciągnę niezbędne rzeczy, żebyście mogli się odświeżyć. – Podeszła wolnym krokiem do szafy na korytarzu i chwyciła ręczniki, mydło i szampon. Zaopatrując łazienkę, spojrzała na swoje czerwone policzki. Czy wiedzieli, że ich pragnęła? Czy mogli wyczuć jej potrzebę? Znalazła sobie zajęcie, rozkładając prześcieradła na wolnym łóżku. Na podwójnym łóżku, które było wystarczająco duże dla dwóch silnych mężczyzn. Jak tylko skończyła, Diane stanęła i wzięła się w garść. Nie byli gośćmi ani kochankami. Byli przypadkowymi wędrowcami. Gdyby Buck nie był ranny, odesłałaby ich, by poszli swoją drogą. Ale miała słabość do zranionych zwierząt i chciała złagodzić jego ból. Na tym mogła się skupić. Zapomnij o seksie; doglądaj rannego. Świeży worek z lodem i jakieś środki przeciwbólowe były tym, co najmniej mogła zrobić. Gdyby jednak za bardzo się do niej zbliżyli, to Diane mogła być tą, która będzie potrzebowała woreczka z lodem.
Tłumaczenie: panda68
~ 17 ~
Rozdział 3 Marshall obudził się z twardego snu i przypomniał sobie, gdzie są. Z Buckiem, przyciśniętym do niego, Marshall nie czuł niepokoju. Diane była uprzejmą kobietą, ale wokół siebie postawiła ścianę. Impulsywna natura Bucka mogła ją odstraszyć. Głęboko w sobie, Marshall zgadzał się, że Diane była ich przeznaczeniem, ale nie należało się spieszyć. Gdy Buck się przebudził, Marshall przewrócił się na bok w stronę Bucka. Pocałowali się, ale kiedy Buck się poruszył, grymas powiedział Marshallowi, że powrót do zdrowia nie był kompletny. - Może powinniśmy zabrać cię do lekarza? – zasugerował Marshall. - Nie. Raczej to jest pęknięte żebro. Wszystko, co zrobią, to tylko mnie zabandażują. – Buck usiadł powoli. – Nie możemy teraz odejść. Odpoczynek zrobi mi więcej dobrego. Ona jest kluczem. Marshall wstał i wyłożył czyste ubranie z szuflady. - Zgadzam się, ale ona została zraniona. Jeśli ruszysz zbyt szybko, wykopie nas stąd. Buck potrząsnął głową i wysunął się z łóżka. - Sądzę, że ona potrzebuje kontaktu. Kobieta musi być dotykana i trzymana. Możesz przecież wyczuć jej ból i samotność. - Weźmy prysznic i możemy zacząć starać się być tu przydatnymi. – Marshall podążył za Buckiem do łazienki.
***
~ 18 ~
Półgodzinny później, Marshall zakładał dżinsy i biały T-shirt. Znalazł w szafie parę butów roboczych, a Buckowi dał mokasyny do jego dżinsów i koszulki. W kuchni, Buck nakrył do stołu, a potem zaprzyjaźnił się z trójkolorowym kotem Diane. - Nastawię kawę. – Buck zaczął wstawać. - Nie. Musisz ograniczać ruch, dopóki to żebro się nie uleczy. Ja zrobię śniadanie. Odpoczywaj. – Marshall włączył ekspres, a potem w lodówce znalazł jajka, ser i bekon. Po cichu, wyciągnął patelnię z szafki Diane i wbił jajka na omlety. Białko będzie dobre dla Bucka. Bekon już skwierczał, więc będzie chrupiący zanim doda jajka i ser, a Marshall wrócił do lodówki i wyciągnął karton mleka. Jego matka nauczyła go poruszać się w kuchni, ale czuł się trochę nieprzyzwoicie, że zachowuje się jak u siebie w domu. Ale to, co było najlepsze dla Bucka, było najważniejsze. Nalał szklankę mleka i postawił też małą miseczkę dla kota, który chłeptał z zadowoleniem. - Przejmujesz się. – Buck już pił mleko. Marshall znalazł butelkę ze środkami przeciwbólowymi i wytrząsnął kilka dla Bucka. - Weź je, a potem zobaczymy czy Diane ma bandaż albo coś podobnego, by obwiązać twoje żebra. Usłyszeli szuranie w korytarzu i obaj mężczyźni spojrzeli. Tylko kot dalej rozkoszował się swoją ucztą. - Dzień dobry. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że robię śniadanie. – Marshall odwrócił się, by sprawdzić jedzenie. Dodał jajka i ser, ale patrzył na nią. Jej blond włosy były rozpuszczone, a na sobie miała flanelowe spodnie w szkocką kratę i białą bawełnianą koszulkę, która przywierała do jej krzywizn. - Dobry. Gotujesz? – Diane potarła swoje oczy. - Ktoś musi. Ty już dużo dla nas zrobiłaś. – Buck głaskał kota. – Jak jej na imię? - Skąd wiesz, że to jest dziewczynka? – Diane nalała sobie kawy. - Większość tri kolorów jest. Natura ma swoje dziwactwa. – Buck swoją uwagą wprawił kota w mruczenie.
~ 19 ~
- Lubi cię. Była najsłabsza w miocie kotki sąsiada. Nazwałam ją Minny, a teraz, spójrz na nią. Rozpieszczony, czterokilogramowy kot. – Diane pogłaskała grzbiet kota i jej ręka zaplątała się z dłonią Bucka. Marshall złapał błysk połączenia, chociaż Diane się cofnęła i założyła ramiona pod piersiami. - Mam nadzieję, że dobrze spaliście. Ja niczego w nocy nie słyszałam. – Wrzuciła cztery kromki chleba do tostera i opuściła dźwignię. - Było cudowne. Potrzebowaliśmy odpoczynku w bezpiecznym miejscu. Dziękuję. – Marshall wyłożył jajka. Diane czekała na tosty. - Nie ma sprawy. Mam nadzieję, że czujesz się lepiej, Buck. - Trochę. Mogłem złamać żebro. Muszę tylko odpocząć i unikać nadmiaru ruchu. – Buck używał swojej prawej strony, by jeść i pić. Marshall wiedział, że Buck może znieść dużo bólu. Składał to na karb kobiecego współczucia. Siadając przy stole, Marshall jadł i dał Minny kawałek bekonu, który spadł z jego widelca na stół. - Rozpieścicie ją. – Diane przyniosła tosty na stół i usiadła. – To jest wspaniałe. Nie mogę powiedzieć, kiedy ostatnim razem, ktoś zrobił mi domowy posiłek. - Z przyjemnością zabiorę się do pracy, gdziekolwiek chcesz. Ale dzisiaj zabiorę się za naprawę ogrodzenia. – Marshall się uśmiechnął. – Potrzebuję tylko narzędzi. Widziałem jakieś w stodole. - Nie musisz tego robić. – Diane posmarowała grzankę masłem i ugryzła. - To najmniej, co możemy zrobić. Ja też pomogę, kiedy będę mógł. – Buck skończył mleko i przerzucił się na kawę. - Nie, ostatnią rzeczą, jakiej potrzebujesz to sprawić, żeby twój uraz się pogorszył. – Założyła włosy za uszy i wstała. Diane zniknęła w swojej sypialni i wróciła z rolką bandaża. - To może pomóc ci nie ruszać się zbyt wiele. Podnieś koszulkę.
~ 20 ~
- Czytasz w mój myślach. Ale teraz? Najpierw skończymy śniadanie. – Buck wytarł ręce w serwetkę. - Teraz. – Diane stanęła nad nim. Marshall się uśmiechnął i wstał, by pomóc. Podciągnął koszulkę Bucka i przyglądał się jak Diane owija mocno tułów Bucka. Buck skrzywił się nieznacznie, kiedy jej delikatne palce przesunęły się wzdłuż jego żeber, by upewnić się, że wszystko jest dobrze. - Więcej środków przeciwbólowych? – zapytał Marshall. - Nie. W porządku. – Buck wpatrywał się w Diane. Uśmiechnęła się. - Lepiej zachowuj się spokojnie! Nie możesz kłusować po pustyni ze złamanym żebrem. Marshall wrócił do swojego jedzenia. - Myślałem, że może o tym zapomniałaś. Więc wierzysz nam? Wzruszając ramionami, wróciła do swojego jedzenia. - Widziałam to na własne oczy. Nie mogę temu tak naprawdę zaprzeczyć. Widziałam różne niezwykłe rzeczy w przyrodzie. Kocham otwartą przestrzeń i wolność, jaką tu mam, a puma którejś nocy wyciągnęła strusia. I wilki wracają. Dzikie konie też przetrwają. Nigdy nie widziałam żadnego zwierzęcia, które zmieniłoby się tak jak wy, ale stajesz się pięknym koniem. To było flirtowanie? Marshall zignorował przypływ podniecenia, kiedy obserwował jej twarz. Wciąż miała wokół siebie swoją ścianę, ale wydawała się ich nie bać. Marshall skończył swoje śniadanie i włożył naczynia do zlewu. - Dziękuję. Buck jest ładniejszym typem. Dziewczyny go lubią. Założę ogrodzenie i później wrócę umyć naczynia. Jeśli masz jakieś inne obowiązki, z radością pomogę. – Na ranczu zawsze były obowiązki i nie miał nic przeciwko pracy, by zarobić na ich bezpieczne miejsce. - Nie martw się o naczynia, jestem przyzwyczajona do swoich obowiązków. Naprawienie ogrodzenia bardzo by pomogło. – Włożyła swoje naczynia do zlewu. – Nie chciałabym być niegrzeczna, ale nie macie własnych rzeczy? Skoro zatrudniacie się, ~ 21 ~
jako robotnicy na ranczach i przenosicie się z miejsca na miejsca, albo zmieniacie się i galopujecie z miejsca na miejsce, musicie mieć ubrania i jakiś dobytek. Prawda? - Tak, oczywiście. Mamy swoje rzeczy schowane w jaskini, kilka godzin jazdy stąd, przynajmniej jako konie. Tylko kilka ubrań i osobiste drobiazgi. Rzeczy nie tworzą życia. – Marshall skierował się do drzwi i po drodze pocałował Bucka. – Do zobaczenia później.
***
Diane umyła naczynia po śniadaniu i nastawiła elektryczny wolnowar na gotowanie obiadu. Marshall był na zewnątrz pracując przy ogrodzeniu, a Buck rozpieszczał Minny głaskaniem. Tak dobrze było czuć obecność mężczyzn. Ich twarde ciała przewijały się w jej umyśle przez całą noc. Nie byli jak jej były, ale znała ich tylko kilka godzin. Jej były z początku też był miły, z przebłyskami jego temperamentu i wędrującego oka. - Możesz iść się położyć, jeśli tak będzie lepiej. Minny wygląda świetnie. – Diane odrzuciła włosy i wyczyściła szczotkę. - Nie, tu jest mi dobrze. Mogę w czymś pomóc? Złożyć pranie albo coś? – zaproponował Buck. - Naprawdę powinieneś odpoczywać. – Diane umyła ręce zanim wyciągnęła pokrojone mięso. - Nie jestem sparaliżowany. Mogę pomóc. Co robisz? – zapytał. Były Diane nigdy nie podniósł nawet palca, by pomóc coś wokół domu. Dziwnie było mieć mężczyzn, którzy upierają się przy pomocy. Umyła ziemniaki i marchewki, wsypała do miski i postawiła na stole. Dodała deskę do krojenia, nóż i nożyk do obierania warzyw. - Robię gulasz na obiad. Możemy zamrozić resztę na zimę, więc jeśli czujesz się na siłach, by popracować z warzywami, są twoje. - Brzmi jak zabawa. – Buck wziął ziemniaka w swoją lewą rękę i obrał go prawą. – Dam radę.
~ 22 ~
- Jeśli się zmęczysz, idź się zdrzemnąć. – Diane postawiła szklankę wody i buteleczkę ze środkami przeciwbólowymi na stole, tak na wszelki wypadek. - Dziękuję. To miejsce należało do twojej rodziny? – zapytał. Diane potrząsnęła głową. - Było do przejęcia. Znalazłam to trzy lata temu, bo zawsze chciałam trochę przestrzeni. Mój mąż myślał, że łatwo i szybko zarobimy duży szmal na rynku strusi. Recesja spowolniła trochę rynek, ale hodowla każdych zwierząt zawsze jest potrzebna. - Kozy też dobrze by sobie tu radziły. – Buck obierał i kroił wyglądając na bardzo zadowolonego. - To prawda. Ale nie mam pieniędzy, by się teraz rozwijać. Zdobyłam ranczo za przyzwoitą cenę, ale koszty startu hodowli strusi nie były małe. Chcę zebrać trochę pieniędzy zanim jeszcze raz wejdę w dług. – Diane potrząsnęła głową, gdy płukała mięso i umieściła w garnku. - Skorzystał na tobie przy rozwodzie? – zapytał. Diane wzruszyła ramionami. - Nie bardzo. Uciekł z bogatą starszą kobietą i chciał być wolny. Skorzystałam z pieniędzy, które mój wuj zostawił mi na ziemię i start. Pracował w Vegas, więc mieliśmy stabilność, gdy rozpoczynaliśmy działalność rancza. Nazwaliśmy je nawet. Gdyby chciał pieniędzy, to wie, że zaciągnę go przed sąd. Moja mama jest prawniczką od rozwodów, więc wie, że będzie brzydko. Drzwi się otworzyły i wszedł Marshall. - Jak nowy. Co będzie brzydkie? - Nic. Po prostu cieszę się, że uwolniłam się od mojego byłego. – Nalała mu szklankę wody i podała. – Dzięki za naprawę. - Krętacz? Zwyrodnialec? – zapytał Marshall. Uśmiechnęła się. - Nie. Chociaż może oszukiwał, ale nigdy o tym nie wiedziałam. Miał ambicję i to właśnie mi się z początku w nim spodobało. Oboje moi rodzice są prawnikami i zarabiają mnóstwo pieniędzy na kłótniach. Ja chciałam robić coś rzeczywistego i osiągnąć w tym sukces. Wydawał się być po mojej stronie. Chwilę potrwało zanim ~ 23 ~
zdałam sobie sprawę, że chciał być bogaty i nie obchodziło go to jak to się stanie. W kasynie, z rancza czy dzięki pieniądzom moich rodziców. - Odszedł z bogatą starszą kobietą – powiedział Buck do Marshalla. - To bardzo prosty sposób, jeśli nie dbał o miłość. Myślę, że po prostu mnie wykorzystał. Chciał być Wielkim Dziedzicem. Nigdy w domu nie kiwnął nawet palcem, by posprzątać czy ugotować. Więc prowadzenie tego miejsca bez niego nie różni się niczym od tego, jakby tu był. – Wzruszyła ramionami. - Zasługujesz na coś lepszego. – Marshall umył ręce w zlewie i zarzucił wokół niej ramię. Diane napięła się i poczuła się głupio, gdy złapał ręcznik. - Już wszystko zrobione – powiedział Buck. Obróciła się i wzięła miskę posiekanych warzyw. - Dzięki, Buck. To wielka pomoc. Po wrzuceniu ich do garnka i zmieszaniu wszystkiego, podeszła, by zająć się obierkami, ale stwierdziła, że Marshall już to zrobił. Pomoc i łatwość, z jaką ją podjęli, sprawiło, że chciała ich pocałować. Do diabła, chciała więcej, ale to było szaleństwo. - Dzięki. Wytrę stół i możemy zrobić lunch. Mam szynkę i ser na kanapki, jeśli chcecie. - Odpręż się, Diane. Narzucamy się tobie. Daj sobie pomóc. – Marshall wziął od niej myjkę i wytarł stół. Diane uśmiechnęła się, pochyliła i zebrała z podłogi kilka zabłąkanych obierek od marchewki spod stóp Bucka. Złapała go jak patrzył w dół na jej czerwoną koszulę. - Jak się czujesz? Buck pochylił się i pocałował ją w usta. Zamrowiła w niej energia i natychmiast wywołała namiętność. Mężczyzna był delikatny i uwodzicielski nawet jej nie dotknąwszy. Gdy się odsunął, Buck po prostu się uśmiechnął. - Nadal sądzisz, że znaleźliśmy się tu bez ważnej przyczyny?
~ 24 ~
- Nie jestem zmiennym. Naprawdę sądzisz, że powinnam być z wami dwoma w czymś, co przypomina zwierzęce parowanie. Nie tak działa świat. – Diane wstała, ale czuła gorąco Marshalla za sobą. Jego wargi otarły się o jej kark. - To jest nasz świat. Widzimy twoją prawdziwą naturę. Nie, możesz nie zmieniać się w zwierzęcą postać, ale jesteś jedną z tego świata. Ręka Bucka przesunęła się od jej kolana do biodra. Diane nie mogła zaprzeczyć swojemu podnieceniu. - Nie jestem jakąś samotną, zdesperowaną rozwódką, by zadawać się z parą włóczących się mężczyzn. - A my nie jesteśmy żigolakami chcącymi skorzystać z hojności kobiety. Jesteśmy tu, ponieważ mieliśmy tu być. Uzgodnijmy ufać sobie nawzajem od tej chwili, okej? – Buck szarpnął za pasek jej dżinsów. Uklękła i zdała sobie sprawę, że jest twardy. - Naprawdę nie powinieneś się napinać z pękniętym żebrem. - On jest nie do powstrzymania. Może uda nam się go powstrzymać. – Marshall uklęknął po drugiej stronie Bucka i uwolnił jego kutasa. Byli poważni i Diane uświadomiła sobie jak jest blisko i, że wpatruje się w pulsującego członka, którego oglądała wczoraj wieczorem. Nie chodziło o to, że była jakąś świętoszkowatą niewinnością. Diane pochyliła się i pocałowała Marshalla w usta zanim zawinęła palce wokół kutasa Bucka i pocałowała czubek. Oddech Bucka przyspieszył i przycisnęła rękę do jego urazu, pragnąc, by był w pełni zdrowy. Drażniąc główkę jego kutasa swoim językiem, poczuła jak Marshall dołączył do niej, więc zsunęła się w dół, by possać jądra Bucka, a Marshall w tym czasie brał coraz więcej jego penisa. Kiedy ręka Marshalla wśliznęła się na jej kark i poprowadziła ją w górę, zastanowiła się, dlaczego w ogóle nie czuje, że to jest coś złego. To było naturalne i jej ciało chciało więcej i więcej. Pocałowali i possali główkę, a Marshall ścisnął jądra Bucka. Jęki Bucka sprawiły, że Diane poruszyła się w swoich dżinsach. Sperma wytrysnęła na jej język i trochę spłynęło wzdłuż kutasa Bucka. Jego ręka wplątała się w jej włosy i przytrzymała tam. Diane całowała Marshalla i lizała główkę ~ 25 ~
Bucka, dopóki nie mogła już temu się oprzeć. Podnosząc się, pocałowała jego usta i pozwoliła swojemu językowi zbadać jego usta, a rękami przeczesywała jego długie czarne włosy. - Czy też mogę cię posmakować? – zapytał Buck. - Powinniśmy iść do łóżka – zasugerował Marshall wstając. - Marshall wygląda tak, jakby potrzebował ulgi. – Diane przebiegła ręką po jego wybrzuszeniu w dżinsach. Buck potrząsnął głową. - Najpierw muszę cię posmakować. Marshall może poczekać. Diane oblizała swoje wargi. - Obiecasz zdrzemnąć się i odpoczywać przez całe popołudnie, gdy my będziemy wypełniać obowiązki? - Zrobię wszystko, żebyś natychmiast pozbyła się ubrania. – Buck wsunął ręce pod jej koszulę. Zrzucając kapcie, poczuła się jak nudny stary ranczer. Ale miała dwóch bardzo gorących mężczyzn w swojej kuchni, którzy jej pragnęli. Ich smagłe rysy twarzy i opalona skóra podniecała ją, jako kobietę, ale gdy jej dotknęli poczuła o wiele więcej. To było głębsze niż seks, ale nie mogła wyjaśnić dlaczego. Chciała to zrozumieć zanim odejdą. Wędrowcy, dzikie mustangi, nie byli takim typem, którzy się osiedlali. Diane uległa żądzy, ale musiała chronić swoje serce, choć trochę. Stojąc, ściągnęła koszulę i wysunęła się z dżinsów. Zsunęła majtki i stanik, a potem usiadła na stole, żeby Buck mógł ja sięgnąć bez zbytniego poruszania się. Jego ręce natychmiast się na niej znalazły, przykrywając czule piersi i całując jej brzuch, jakby była zrobiona ze złota. Marshall dołączył do Bucka i teraz miała na swoim ciele cztery ręce. Ale usta Marshalla przesunęły się wyżej i ssały jej piersi, dopóki Diane się nie wygięła, a jej ciało zacisnęło się w środku. Potrzebowała od nich więcej. Kiedy Buck pocałował jej szparkę, jęknęła i uchwyciła się Marshalla. To było tak dawno. Nikt nigdy nie sprawił, że czuła się w ten sposób! Oczywiście, nigdy wcześniej nie miała dwóch mężczyzn.
~ 26 ~
Jego język rozdzielił wargi jej cipki i naturalnie rozłożyła swoje nogi po więcej. Marshall ją pocałował, a ona podciągnęła jego koszulkę, by poczuć jego mięśnie. Zdjął koszulkę i lizał jej piersi, podczas gdy ona przebiegała rękami po jego torsie i w dół. Diane nie mogła powstrzymać się od pocierania jego fiuta przez dżins. Ręce Bucka zacisnęły się na jej udach i mocniej ją otworzył, kiedy jego język wypełnił jej cipkę, głaszcząc i pieprząc jej wnętrze. Jej biodra drgnęły w odpowiedzi. Wypełniły ją trzy palce i jęknęła. Górna połowa jej ciała przekręciła się do Marshalla, kiedy ręce pracowały przy uwolnieniu jego fiuta. Rozsunęła zamek i wyciągnęła dla siebie jego członka. Buck miał dość fiuta Marshalla na co dzień; mogła tym razem zaspokoić go na swój własny sposób. Chciała więcej i jej mózgu wirował od możliwości. Buck ssał jej łechtaczkę, a ona domagała się więcej, zbliżając się do jego twarzy, a jednocześnie połykała fiuta Marshalla tyle ile mogła. Pulsowanie jego członka sprawiało, że jej ciało drżało za spełnieniem. Gdy Marshall się odsunął, Diane jęknęła rozczarowana. Jednak, gdy poczuła na swojej cipce jego język obok języka Bucka, spojrzała tam. Przyglądając się jak ją jedzą, sapała. Trzy palce wciąż ją pieprzyły, a tempo wzrastało na równi z ruchem z jej bioder. Sięgnęli w górę i każdy ścisnął jedną pierś. Zabawa w szczypanie wysłała ją przez krawędź. Dojście dzięki dwóm mężczyznom było dla niej zupełną nowością i tylko fiut wewnątrz niej byłby jeszcze lepszy. Ale ich języki były zdumiewające. Drżąc, jej cipka zacisnęła się na palcach i pokryła je sokami. Opadła na stół i rozluźniła mięśnie, które tak długo były zaniedbywane. - Myślę, że ją wyczerpaliśmy. – Buck pocałował jej udo. - Do diabła nie, ale w tej chwili musicie dokończyć tę robotę. – Wyciągnęła ręce i podnieśli ją. Niezdolna się powstrzymać, wsunęła twardego fiuta Marshalla do ust Bucka. Zsunęła się ze stołu i usiadła na kolanach Bucka, pochylając się do pomocy. Jej potrzeby się spotkały, ale była zdolna całkowicie skupić się na erekcji Marshalla. Pracowali nad nim mocno, ssąc mosznę Marshalla i głaszcząc fiuta, dopóki nie zaczął się poruszać. Buck miał już wypróbowaną technikę, a język Diane drażnił główkę. Marshall złapał jej włosy i wiedziała, że niedługo dojdzie. Buck pochylił się i wessał pierwszy strumień spermy. Było jej dużo więcej, więc Diane spijała ją, liżąc ~ 27 ~
fiuta i pozwalając odczuciu tego, co właśnie robiła, wsiąknąć w siebie. To był wspaniały początek, ale chciała więcej. Bezwstydna i naturalna, czuła się jak zwierzę w rui, ale czy było w tym coś złego?
Tłumaczenie: panda68
~ 28 ~
Rozdział 4 Kilka godzin później, Buck obudził się w łóżku i poczuł różnicę. Sesja z Diane napędziła jego samoleczenie się w nowy sposób, ale dotrzymał słowa i się zdrzemnął. Gorąco i wibrowanie na jego zranionym boku sprawiło, że Buck spojrzał w dół. Minny zdecydowała się dołączyć do niego. Głaszcząc kota, Buck powoli usiadł i nie poczuł ostrego bólu. Teraz, to było tylko małe kłucie. Wchodząc do kuchni, zobaczył Diane nakrywającą do stołu na obiad. - Lepiej się czujesz? – zapytała. - Dużo. – Przesunął ręką po swoim boku. – Im więcej kontaktu, tym szybciej się leczę. Nawet Minny pomogła. - Więc to nie tylko seks? To kontakt pomógł? – zapytała. Buck podszedł do niej i pocałował ją. - Wiem, że to jest szalone i skomplikowane. Powiemy ci wszystko, co chcesz wiedzieć. Gdzie Marshall? - W tylnej stodole robi nocne karmienie. Duże ptaki dużo jedzą. To takie miłe mieć pomoc. – Uśmiechnęła się. – Odpowiecie na moje pytania? Buck wziął szklankę i napełnił ją wodą. Wypił i westchnął. - Nauka udowodniła, że kontakt jest leczniczy i tworzy więź. Dzieci, które nie są trzymane na rękach, mają więcej kłopotów z nawiązywaniem kontaktów, gdy przyjdzie im je robić. Nawet zwierzęta uspokajają się nawzajem za pomocą dotyku. Ale zmienni zużywają dużo energii, kiedy się zmieniają, więc połączenie, by dzielić się energią, pomaga nam się regenerować. Kiwnęła głową. - No cóż, wyglądasz dużo lepiej. Jeśli chcesz, jutro mogę was zawieź, byście odzyskali swoje rzeczy, i nie będziecie musieli się wracać.
~ 29 ~
- Może jutro. Zobaczymy jak rozwiną się sprawy. Nie spieszy się. – Buck przeczesał jej włosy swoimi palcami. Diane cofnęła się. - Jak sądzisz, kiedy będziesz mógł zmienić się z powrotem w konia? - Już chcesz się nas pozbyć? – drażnił się. Zarumieniła się. - Nie. Nie to miałam na myśli. Zmniejszył odległość, jaką stworzyła między nimi. - Tak bardzo chcesz zobaczyć moje ciało konia? – Buck zawinął ramię wokół jej pasa. - Nie. Czekaj. Nie ma tu żadnych zasad? To znaczy, czy trójkąt nie powinien obejmować wszystkich? – Przygryzła swoją dolną wargę, kiedy się odsunęła. - Diane, nie przejmuj się. Marshall i ja jesteśmy już razem od kilku lat. Kochamy się, ale wiemy, że potrzebujemy właściwej kobiety. To nie jest oszukiwanie. Spędziłaś przecież czas sam na sam z Marshallem, gdy drzemałem. - Ale nic nie robiliśmy. Pracowaliśmy ze zwierzętami. – Podeszła do blatu i pokroiła bochenek chleba. - Nie przeszkadza mi, gdybyście się całowali i rozmawiali o osobistych sprawach. To się nie uda, jeśli będziemy zazdrośni i paranoiczni. – Buck oparł się o blat i obserwował ją. Diane kiwnęła głową. - Okej, ale nie jestem do tego przyzwyczajona. A wy jesteście koczownikami. Nic was tu nie trzyma. Marshall wszedł tylnymi drzwiami i wymienił spojrzenie z Buckiem. - Wszystko w porządku? - Powiedz jej, że jest w porządku, jeśli ją pocałuję, kiedy ciebie nie ma w pokoju. – Buck dotknął szyi Marshalla i więź energetyczna uderzyła w niego.
~ 30 ~
Po długiej intymnej chwili, Marshall podszedł do Diane i ją pocałował. Na policzkach wykwitł jej rumieniec i Buck dołączył do nich, trącając nosem jej policzek. Bliskość zmieniła się w trójstronną pełną pieszczot sesję. - Zgadza się – powiedział Marshall. – Musimy stworzyć tyle więzi, ile możemy. Teraz to jest nasza rodzina. Diane odchyliła się do tyłu. - Rodzina? - Ona myśli, że jesteśmy koczownikami – oznajmił Buck Marshallowi. - Byliśmy, ale to nie jest naszym celem. Nasi przodkowie mogli przenosić się wraz z bizonami, ale teraz zasady są inne. Jeśli ziemia musi być posiadana, wtedy szukamy ziemi, do której należymy. Jeśli jest związana z kobietą, należymy do niej przez resztę naszego życia. Chcesz, żebyśmy odeszli? – zapytał Marshall. - Nie! Ja tylko nie wiem, co to jest. To jest zbyt szybkie i zbyt dobre, by było prawdziwe. Co znaczy, że coś przegapiłam. Bo zawsze jest jakiś haczyk. – Położyła chleb na stole i wróciła, by napełnić trzy miski duszonym mięsem z jarzynami. – Obiad. Buck wziął miski i postawił na stole. Marshall wyciągnął dla niej krzesło i Diane w końcu usiadła. Mężczyźni też usiedli i zaczęli jeść. - Wiem, że to jest szybkie, Diane, jeśli jednak coś jest dobre, po prostu to wiesz. – Buck wziął kawałek chleba. - Tak jak wiedziałaś, że to rancho jest dobre dla ciebie. – Marshall położył rękę na dłoni Diane. – Tak poza tym, jesteś świetną kucharką. - Dziękuję. Nie chodzi o to, że nie podoba mi się mieć was tutaj. Nie macie rodziny? Innych zmiennych biegających z wami? Nie chcę przekształcać tej zabawy w coś, co namiesza w waszych sprawach. – Jadła ze skupieniem. Buck wzruszył ramionami. - Mamy rodzinę, ale ich odwiedzamy. Nie należymy do żadnej grupy zmiennych. Mustangi są dzikimi istotami, ale chcielibyśmy też zaznać trochę rodzinnego życia. Jedyny sposób, by ci to udowodnić, przyjdzie z czasem i doświadczeniem. - Już się zaprzyjaźniłem ze strusiami. – Marshall się uśmiechnął.
~ 31 ~
- A Minny drzemała ze mną. Myślę, że musimy dać naszej gospodyni dawkę zabawy zmienno-ludzkiej. – Buck puścił oko do Marshalla. Marshall kiwnął głową w odpowiedzi. - Myślę, że ona potrzebuje jazdy. - Jazdy? – zapytała. - Będziesz musiałam nam zaufać, Diane. Gotowałaś, sprzątałaś i zajmowałaś się dzisiaj nami. Pozwól nam byśmy cię zabawili. – Buck pochylił się i ją pocałował.
***
Po obiedzie wyszli w kierunku stodoły. Diane zastanawiała się czy mieli na myśli to, co ona myślała, że mają na myśli mówiąc o jeździe. Jak tylko znaleźli się na otwartej przestrzeni, Marshall zmienił się w konia. Odwróciła się do Bucka. - Ty naprawdę nie powinieneś. Żadnego dodatkowego napięcia na żebra. - Okej, ale ty musisz przeżyć to doświadczenie. – Kiwnął głową. Pysk Marshalla trącił jej tyłek i Diane nie mogła powstrzymać uśmiechu. Wchodząc na ganek, mogła zarzucić nogę nad jego grzbietem i wśliznąć się na miejsce. Bez siodła i lejców, jej uda musiały wykonać większość pracy. Gorąco jego umięśnionego grzbietu wywołało mrowienie. Przebiegając rękami przez jego grzywę i po szyi, poczuła moc i piękno. Spojrzała na Bucka, który mrugnął. - Dobrze wyglądasz. Kiedy Marshall zaczął iść, pochyliła się do przodu i przytrzymała. Jego siła ją podnieciła. Mógł ją zrzucić, gdyby chciał, ale ufała mu, że tego nie zrobi. Mężczyźni, których ledwie znała, sprawili, że jej ranczo, bardziej niż kiedykolwiek, stało się domem. - To jest fantastyczne – szepnęła do ucha Marshalla.
~ 32 ~
Zwiększył tempo i jej ciało kołysało się wraz z jego kłusem. Nacisk na jej cipkę bez podbicia siodła sprawił, że podnieciła się jeszcze bardziej, gdy zaczął biec szybciej. Wiatr smagał jej włosami, a grzywa Marshalla zmieszała się z nimi. To było bardzo uwalniające uczucie, nawet gdy zwolnił, by stanąć obok Bucka w jego pięknie umaszczonej postaci konia. Plamy brązu na jego kremowej skórze zaintrygowały ją. Zsunąwszy się z Marshalla, Diane przejechała rękami po szyi Bucka. Duet zamknął ją między nimi i zaczął kierować ją w stronę domu. Złapała ubrania, które porzucili, gdy się zmieniali i ruszyła do środka. Nie było potrzeby, by sąsiedzi zastanawiali się, dlaczego męskie ciuchy leżą rozrzucone na frontowym podwórzu. Ku jej uldze, zmienili się w ludzi. W bardzo nagich i bardzo seksownych ludzi, kiedy szli do drzwi. Zamknęła na nimi i skopała swoje buty. Marshall podniósł ją i zaniósł do jej sypialni. Buck rozciągnął się na łóżku i Diane znalazła się obok niego. Jego mocne dłonie ściągnęły z niej ubranie, a ona widziała silnego namiętnego mężczyznę. Był ranny, a ona przekonała siebie, że jest dobrym człowiekiem pozwalając mu się wyleczyć. Wkradli się do jej świata, potem do głowy, a teraz i jej serce zostało w to włączone. To było coś głębszego niż żądza. Jednak nadal nie mogła pozwolić sobie myśleć o przyszłości. Tylko o teraz. Byli pięknymi zwierzętami, ale jako mężczyźni byli nie do odparcia. Diane przyciągnęła bliżej głowę Bucka, żeby mogła go pocałować i pobawić się jego długimi włosami. Nadzy w jej łóżku, sytuacja wyglądała na prawdziwą. Przycisnęła się do Bucka i spróbowała uważać na jego bok. Gdy zsunął się w dół jej ciała i ssał jej pierś, wygięła się i przetoczyła na plecy. Rozglądając się, zastanowiła się, gdzie zniknął Marshall. To nie było właściwe bez niego. Nic nie wydawało się kompletne bez bliskości ich obu. Wyszedł z jej łazienki niosąc pudełko prezerwatyw i butelkę z oliwką dla niemowląt. Łóżko ugięło się pod jego ciężarem i Marshall zaczął całował plecy Bucka. Palce Diane prześliznęły się przez włosy Marshalla. Przesunął się i pocałował jej usta, a potem Bucka. - Czego chcesz? – zapytał ją Marshall. Uśmiechnęła się. - Tak jest dobrze. – Diane zawinęła nogi wokół pasa Bucka i spojrzała na twardy tyłek Bucka. - Sądzę, że powinniśmy wziąć cię w środek. – Buck przygryzł jej sutek. ~ 33 ~
Jęcząc potrząsnęła głową. - Nie sądzę, żebyśmy czekali albo bawili się zbyt długo. Potrzebuję tego teraz. Ten rodzaj eksperymentowania zajmie mi więcej czasu. Możesz poczekać? – Pogłaskała kutasa Bucka. Pchnął w jej dłoń i Diane się uśmiechnęła. Marshall pochylił się, pocierając swoim fiutem o tyłek Bucka. - To pomoże ci szybciej się wyleczyć. A potem możemy naprawdę poeksperymentować z jej ciałem. Buck kiwnął głową i złapał prezerwatywę z pudełka leżącego na łóżku. Po założeniu jej, potarł swoim kutasem o jej śliskie fałdki. Jej biodra podniosły się po więcej, czując jak jej cipka pulsuje. Nie było wątpliwości, co do jej potrzeb, i Diane zacisnęła wokół niego nogi. Wypełnił ją jednym pchnięciem i zadrżała, zaciskając się na nim, kiedy Buck pocałował jej szyję, a Marshall zawładnął jej ustami. Po kilku pchnięciach, Buck napiął się i Diane spojrzała w dół jego pleców. Na jego tyłku błyszczała oliwka dla niemowląt, którą roztarł tam Marshall. Z ochroną na miejscu, Marshall wsunął się ostrożnie w Bucka, kiedy ten uniósł nieznacznie swój tyłek. Kochający się nawzajem seksowni mężczyźni sprawili, że jej cipka drżała. Buck jęczał w jej włosy, kołysząc się w tę i z powrotem. - Podoba ci się? – zapytał. Diane kiwnęła głową. - Wy dwaj jesteście tacy wspaniali razem. Nie przeciągaj tego. Proszę. – Jej ciało było gotowe w każdej sekundzie przekroczyć krawędź, ale opierała się. Marshall przyspieszył, przez co Buck mocniej się w nią wbijał, uderzając w jej szparkę. Jego ręce przykryły jej pupę i rozłożyły jej pośladki. Tego było już dość dla jej ciała, a dodatkowe uderzenia w jej łechtaczkę detonowały ją. Orgazm uderzył falami ogłuszającej przyjemności. Żaden mężczyzn nigdy tego u niej nie wywołał. Biodra Diane poruszały się niczym w zwierzęcej rui, wypełniając siebie kutasem Bucka. Kiedy jej ciało się uspokoiło, spełnienie uderzyło w Bucka i przyglądała się jego żądzy, gdy doszedł. Marshall krzyknął i przeklął przytrzymując się mocno Bucka. Diane nie mogła oderwać oczu od mężczyzn, kiedy łapali oddech. Mężczyźni uwolnili się i pozbyli się zużytych prezerwatyw, ale wrócili zanim nawet mogła przekręcić się na bok czy wyciągnąć z zadowoleniem. Rozłożyli jej nogi i ~ 34 ~
przechylili jej biodra. Pokryte olejkiem palce wśliznęły się między jej pośladki i dwa języki zaczęły drażnić jej łechtaczkę i wewnętrzne fałdki. Sapiąc, poczuła, jak palce naciskając na wejście. Ich utalentowane języki trzymały ją na krawędzi, ale nie mogła zaprzeczyć swojej ciekawości. Jeden palec drażnił ją i z łatwością wśliznął się w jej dziurkę. Dwa rozciągnęły ją, co wywołało dreszcz, ale chwyciła długie włosy Bucka i przytrzymała jego twarz na swojej cipce, kiedy obaj mężczyźni popchnęli ją do kolejnego spełnienia. - Dojdź dla nas jeszcze raz, a potem trochę odpoczniemy – powiedział Marshall, a potem wypełnił jej cipkę swoim językiem. - O Boże. Buck musi odpocząć. Ja potrzebuję… – Przesunęła biodra i ujeżdżała palce. Odczucie dwóch palców w jej pupie, języka w jej cipce i ust ssących jej łechtaczkę to było już zbyt wiele do zniesienia. Doszła z niskim jękiem, kiedy gorąco się rozprzestrzeniło, a ją wnętrzności wstrząsnęły się pozbawione kontroli. Dwa języki chłeptały jej soki, podczas gdy ona przycisnęła ręce do swojej twarzy. To nie była ona. Prawda? Gdy palce Marshalla się z niej wyśliznęły, poczuła stratę, której nie potrafiła wyjaśnić. Wciąż tu byli. Dostarczyli jej więcej przyjemności później. W ciągu godziny, zapoznali ją z rzeczami, które sobie tylko wyobrażała, a które bardzo jej się podobały. - Dziękuję – powiedziała. Całowali górę jej ciała. - My powinniśmy ci dziękować. Nikt nigdy tak nam nie zaufał. Nie tak jak ty. – Buck ją pocałował, pozwalając ich językom się splątać. Zawinęła jedno ramię wokół jego szyi, drugie wokół Marshalla. - Nigdy wcześniej się tak nie czułam. Z dwoma mężczyznami to powinno wyglądać na nieprzyzwoite. Albo rozpustne, albo coś takiego. Marshall dołączył się do pocałunku i znalazła trójosobowe całowanie się, jako bardziej intymne niż cokolwiek, co zrobili. - Gdy to jest właściwe, to nie jest. – Marshall pocałował jej policzek i skierował się do łazienki. - Dobrze się czujesz? – zapytała Bucka.
~ 35 ~
- Lepiej niż kiedykolwiek. – Przetoczył się na plecy i uśmiechnął. Przytuliła się do niego, opierając głowę o jego ramię i zdrzemnęła się. Kiedy Marshall położył się za nią, pozwoliła gorącu i zapachom swoich seksownych mężczyzn ukołysać się, nawet jeśli jej ciało pragnęło więcej.
Tłumaczenie: panda68
~ 36 ~
Rozdział 5 Marshall obudził się w środku nocy. Najpierw, jego ręka przesunęła się po piersi Bucka. Głębsza rana już niemal zniknęła, mimo to stłuczenia wciąż były widoczne. Więź, jaką mieli, sprawiła, że znalezienie właściwej kobiety jeszcze bardziej ją pogłębiło. Diane wyglądała idealnie wsunięta między nich. Gdy oczy Bucka się otworzyły, mężczyźni wymienili uśmiech. - Nie możesz doczekać się na więcej? - A ty możesz? – Marshall potarł swoją ręką po kutasie Bucka, który natychmiast stwardniał. - Jest podniecona. Czuję to. – Buck potrząsnął głową. – Co było nie tak z jej byłym? Marshall pocałował jej rozsypane blond włosy, leżała do niego tyłem na boku. - Może zdał sobie sprawę, że nie wystarcza. Jest bardzo związana ze swoją ziemią. Nie każdy może przyjąć takie życie. - Powinniśmy działać powoli. – Marshall chciał z nią szaleć, ale to było wciąż nowe. Buck potrząsnął głową. - Podrażnij ją i zobaczymy jak na to zareaguje. Im bardziej będzie odprężona, tym będzie to łatwiejsze. Wiedząc, że jego kochanek ma rację, Marshall sięgnął po oliwkę i prezerwatywy na stoliku nocnym. Kiedy natłuszczał jej pupę, Marshall słyszał jej zachęcające mruczenie. Nałożył prezerwatywę i Marshall potarł swoim fiutem o jej dziurkę, a potem nacisnął delikatnie. Jej ciało się spięło i wiedział, że się obudziła. - Co? – Spojrzała przez ramię. Buck sięgnął między jej nogi i masował jej cipkę, jednocześnie ssąc jej piersi. Ten widok podniecił Marshalla i zrelaksował Diane.
~ 37 ~
- Spokojnie, skarbie. Po prostu dajemy ci to, co chcesz, dopóki jesteś na tyle odprężona, by się tym cieszyć. Chcesz, żebym przestał? – Marshall ją pocałował. Jej biodra się przesunęły, a potem wróciły z powrotem do niego. - Nie, po prostu nie chcę tego przespać. - Spodoba ci się to. – Marshall poruszył się w tył i w przód. – Przekręć się na Bucka. Pod kątem będziesz lepiej czuć. Poprowadził ją i został z nią, kiedy uklękła, zamykając Bucka jak w klatce i całując go bezwstydnie. Marshall podniósł się i opuścił, zmuszając ją do opadnięcia, aż jej cipka otarła się o twardego kutasa Bucka. - Obaj? – szepnął Marshall do jej ucha. Kiwnęła głową. Rzucił prezerwatywę na tors Bucka i ten ją założył. - Nie ma pośpiechu, Diane. Po prostu czerp przyjemność z pieprzenia swojego tyłka. To jest wspaniałe, prawda? - Boże, tak. – Przesunęła się bardziej do tyłu. Marshall jęknął i nacisnął, by dać jej tyle, ile mogła wziąć. Kiedy Buck świntuszył to doprowadziło Marshalla do szaleństwa, ale musiał utrzymać kontrolę albo zrani ich panią. Diane kręciła biodrami, a on wpychał się głębiej, dopóki nie miała go całego. - Cały twój, skarbie. Zadrżała i zakołysała się. - Jesteś do tego przeznaczona. Podwójne kutasy są dla ciebie niczym. – Buck chwycił jej pośladki i rozsunął. – Jestem gotowy na ciebie. Kiedykolwiek chcesz. Jej oddech był ciężki, kiedy chwyciła kutasa Bucka i poprowadziła go do swojej szparki. - Tak! – Buck podniósł się. Marshall przytrzymał jej ramiona i unieruchomił, gdy poczuł gorącą erekcję Bucka wypełniającą jej cipkę i przyciskającą się do jego fiuta przez jej ciało. Napięcie i pulsowanie w głębi jej ciała ponagliły Marshalla, ale się powstrzymał.
~ 38 ~
Buck wbijał się w tę i z powrotem, dopóki biodra Diane tego nie przejęły. Zakołysała się między nimi, a potem przycisnęła do Bucka. Gdy jej mięśnie ścisnęły fiuta Marshalla, zrozumiał aluzję. Z początku pieprzył ją wolno, potem zwiększył tempo aż zadrżała. Krzycząc, kołysała się jak kobieta uwięziona między dwoma mężczyznami. Trzymali ją, gdy doszła w pięknym wybuchu namiętności. Całując jej ramiona, Marshall wbił się w jej tyłek, czując jak Buck wsuwa się z powrotem. Mężczyźni kołysali się razem, a ona jęczała. Jej ciasne ciało było ich, tak jak intensywna fala namiętności, kiedy ich fiuty ocierały się o siebie przez jej ciało. Buck pierwszy stracił kontrolę, dochodząc z pomrukiem. Diane pocałowała go i uspokoiła, a jej tyłek napiął się na Marshallu. Pieprzył ją i przypierał całe swoje ciało do jej pleców. Buck miał rację. Była całkiem naturalna przy takim seksie. To mógł być jej pierwszy raz, ale jej ciało pozostawało otwarte dla niego bez strachu czy napięcia. Dotknęło go zaufanie, gdy jej ciało wywołało jego orgazm. Uderzył w nią ostatni raz, ona sapnęła, ale to Marshall był tym, który zadrżał tym razem. Trzymając obu swoich kochanków, Marshall wiedział, że nigdy nie odejdzie. To trio współdziałało seksualnie i będzie jeszcze lepiej, jeśli ich zaakceptuje. Chciał wyznać swoje uczucia do niej, ale odstraszenie jej było realną możliwością. Diane zwinęła się na Bucku. - Czy zamienicie się teraz z Marshallem miejscami? - Nigdy dość. – Buck się uśmiechnął i jego spojrzenie przesunęło się od Diane do Marshalla. Żądza zagotowała się w Marshallu, ale potrzebowali trochę snu. - Nie dzisiaj. Może jutro, jeśli jesteś zainteresowana. Jesteś pewna, że chcesz tego więcej? Dwóch mężczyzn? – Buck się podniósł. - Z pewnością. Jeśli dacie radę. – Spojrzała na Marshalla, a on mocno ją pocałował. - Damy radę zadowolić cię na wiele sposobów. Tak długo jak jesteśmy mile widziani. – Marshall wysunął się z jej dziurki. Zsunęła się z Bucka na plecy. - Zawsze jesteście mile widziani. Jeśli chcecie nudnego życia na ranczu z ptakami, to proszę bardzo. Mogę sobie tylko wyobrazić to radosne podniecenie, kiedy wędrowaliście przez zachód. – Diane ziewnęła i rozciągnęła się. ~ 39 ~
Mężczyźni wymienili spojrzenie. A potem Marshall się pochylił i pocałował Bucka. Ściągnąwszy gumę z kutasa Bucka, Marshall wstał i pozbył się zużytych prezerwatyw zanim dołączył do swoich kochanków. Nudne? Nigdy. Pokój i cisza z naturą było wszystkim, czego kiedykolwiek chcieli, wraz z wolnością do biegania i wędrówką, kiedy czuli potrzebę zmiany. Czego więcej mogli chcieć? Gdy Marshall wsunął się z powrotem do łóżka, Diane już spała, a Buck prawie zasypiał. Marshall naciągnął na nich nakrycia i wśliznął zaborcze ramię przez jej plecy. Jego ręka wylądowała na piersi Bucka, a głuchy odgłos bicia jego serca uspokoił Marshalla.
***
Następnego ranka po śniadaniu, Diane znalazła się sama w kuchni. Obaj mężczyźni wyszli, by nakarmić ptaki i pozbierać jajka. Jakaś jej część nie chciała im pozwolić, by robili jej obowiązki. Poleganie na nich było zbyt łatwe. Ostatniej nocy, próbowała jak tylko mogła, by skończyło się na seksie. Marshall i Buck byli bardzo dobrzy w zaspokajaniu potrzeb, które ignorowała tak długo. Ale nie była typem kobiety, która miałaby dwóch mężczyzn i dziki seks bez związanych z tym komplikacji. Wkradli się do jej serca, a spoglądając przez tylne okno, widziała ich jak pracują na jej ranczu. To mogło stworzyć dom albo po prostu zarabiali na swoje utrzymanie. Skąd mogła wiedzieć czy to, co chciała i czuła, było prawdziwe? Nie byli zbyt gadatliwi i części niej się to podobało. Cisza nie była napięta ani stężała jak z jej byłym. Jednak chciała powiedzieć pewne rzeczy, ale się powstrzymała. Wystraszenie ich było ostatnią rzeczą, jakiej chciała. Z początku mówili o niej jak o partnerce. Buck i Marshall może i łatwo wśliznęli się do jej łóżka, ale nigdy nie wyczuła przebiegłego czy nieuczciwego ruchu, a do tego całą ją poruszyli. Zadrżała z radości. Jej ciało bolało w najlepszych miejscach, ale chciała więcej. Czy naprawdę mogło być już tak zawsze? Wspaniały seks z dwoma gorącymi mężczyznami, którzy mogli również pomóc na ranczu, i utrzymać sprawy interesującymi. Kochali się nawzajem, a teraz i ona zakochała się w nich obu.
~ 40 ~
Pukanie do drzwi rozwiało jej fantazję. Diane ruszyła na front, sprawdzając swój wygląd w lustrze w korytarzu – miała wrażenie, że ludzie mogliby zobaczyć ten dziki seks na jej twarzy, ale wiedziała, że to jest jej sekret – i otworzyła drzwi. Na zewnątrz stała jej sąsiadka, Sharon, i wyglądała na zdeterminowaną. - Dobry. Czym sobie zasłużyłam na tę wizytę? – zapytała Diane. Sharon potrząsnęła głową. - Po prostu sąsiedzki niepokój. - Niepokój? – Diane zwyczajowo zaprosiłaby ją do środka, ale nie miała zamiaru pozwolić Sharon, by zajęła jej cały dzień miejscowymi plotkami, które Diane w ogóle nie interesowały. - Zauważyłam tu ostatnio duży ruch. Słowem masz gości. – Sharon kiwnęła głową. - Niespecjalnie. Znalazłam parę robotników do pomocy na ranczo. Naprawili ogrodzenie i pomagają w niektórych obowiązkach. Naprawiają uszkodzenia w stodole i tego typu rzeczy. - No tak, to wyjaśnia mężczyzn, których widziałam. Przystojni Indianie. Diane wątpiła, żeby byli nimi w pełni, ale nie obchodziło jej to. Byli seksowni i sprawili, że czuła się jak najładniejsza kobieta na ziemi. - Złote rączki ze świetnymi rekomendacjami. - A co z końmi? Jeździłam wczoraj wieczorem i chyba widziałam parę koni, które kłusowały po twojej posiadłości. - Sądzę, że pomyliłaś ranczo, Sharon. Tu nie ma koni. – Diane nie cierpiała kłamać, ale nie mogła nikomu powiedzieć prawdy o swoich mężczyznach, a już zwłaszcza nie powinno to stać się przedmiotem miastowych plotek. - Może faktycznie miałam przywidzenia. A może należą do twoich pomocników. Albo może karmili jakieś zabłąkane zwierzęta. Chciałam tylko sprawdzić. Rząd chce spisać mustangi, nie trzymać. Niektórzy ludzie próbują je oswoić albo dać im schronienie. Te dzikie zwierzęta są niebezpieczne. – Sharon stuknęła butem. Diane odczytała irytację Sharon, prawdopodobnie dlatego, że nie została zaproszona do środka i nie zaproponowano jej kawy i ciasteczek. Ale Diane teraz nie narzekała na
~ 41 ~
brak towarzystwa. Musiała teraz chronić mężczyzn. Ludzie nie zrozumieliby ani nie uwierzyli w zmiennych mężczyzn. Nikt ich nie skrzywdzi. - Jestem pewna, że niedoświadczeni właściciele koni mieliby kłopoty z dzikim mustangiem. Nie mam żadnych koni, ale rozważam ich kupno. Moje ranczo jest niewielkie, ale gdybym się rozwinęła… jednak nie takie jak twoje. – Pochlebstwo działało na Sharon za każdym razem. - Prawda. Gdybyś znalazła sobie nowego męża, może miałabyś pomoc. Wynajmij tych robotników na stałe, jeśli są dobrzy. Powinnaś się rozwijać. Roger zaproponował, że pomoże ci zacząć z planem. – Sharon się wyprostowała i uśmiechnęła szerzej. - Mam pewnego rodzaju plan. – Kolejne kłamstwo, ale Diane nie spodobał się pomysł o konieczności nowego męża. Ten, z którym się rozwiodła, był wystarczającym problemem. Dwaj gorący mężczyźni, dzielący się wszystkim, mogli być lepszym rozwiązaniem. - Miło mi to słyszeć. Więc, gdy będziesz gotowa, zawsze tu będziemy, by pomóc. – Sharon kiwnęła głową. - Dzięki. Mam coś na kuchence i nastawiłam pranie. – Diane zrobiła krok do tyłu do domu. - Wpadnij, kiedy będziesz miała czas. Powinnaś mieć go teraz więcej, gdy masz pomocników wykonujących pracę. – Sharon obróciła się i zeszła wolno ze schodów. Diane zamknęła drzwi i próbowała zachowywać się naturalnie. Wyjrzała zza zasłony. Sharon przechadzała się po frontowym podwórku. Wszystko, co Diane mogła zrobić, to modlić się, żeby mężczyźni nie byli przemienieni. Sharon widziała konie i Diane musiała coś wymyśleć. Jakąś przykrywkę. U Sharon nie powinien zrodzić się pomysł, że popełniła błąd. A taki wścibski sąsiad nie poniecha tropu. Może nawet zrobić zdjęcia. Źle! Bardzo źle!
Tłumaczenie: panda68
~ 42 ~
Rozdział 6 Ptaki były bardziej zabawne niż Buck przypuszczał. Duże i silne, były także ciche i biegały z wdziękiem. Jaja były olbrzymie, więc zarówno mięsem jak i jajami, Diane mogła wyżywić wielu ludzi. Któregoś dnia widział tu także kozy. I może małą mleczarnię. Dobrze było móc znowu się poruszać. Nie cierpiał być przykuty do łóżka i słaby. Musiał odpocząć, ale chciał, by Diane widziała go silnym i zdolny do pracy na ranczu. Przy odrobinie szczęścia, udowodni też, że może być przydatny w sypialni. - Dlaczego jesteś taki cichy? – zapytał Marshall. - Tu jest dobrze. Tak właściwie. – Buck podniósł ramiona nad głowę i nie poczuł nawet ukłucia bólu. – Myślę, że żebra były po prostu posiniaczone. Nie pęknięte. - Albo cała to seksualna lecznicza energia załatwiła sprawę. Według mnie, powinniśmy zrobić przerwę na lunch i upewnić się, że Diane nie zapomniała ile zabawy możemy jej dać. – Marshall otworzył bramę i opuścił zagrodę strusi. Buck podążył za nim i zamknął staranie bramę. Weszli do środka, a Diane wyglądała na zdenerwowaną. Buck wyczuł jej napięcie. - Co jest? – zapytał. Uśmiechnęła się. - Nic ważnego. Sąsiadka wpadła. Co chcecie na lunch, pozostały gulasz czy kanapki? - Najpierw powinniśmy wziąć prysznic. Jesteśmy spoceni i bardzo brudni. Słońce wręcz pali. – Marshall wytarł czoło. - Do lunchu? Nie sądzę, żebyście zniszczyli drewniane krzesła odrobiną brudu. I nie przeszkadza mi pot. – Diane wzruszyła ramionami. – Ale jeśli chcecie się ochłodzić, wszystko będzie gotowe, gdy przyjdziecie.
~ 43 ~
- Dość dobrze wykonaliśmy obowiązki do następnego karmienia. Masz mnóstwo czasu, żeby do nas dołączyć. – Buck się pochylił i ją pocałował. Diane przycisnęła się do niego i potarta o niego swoimi piersiami, o takiego spoconego. Marshall podszedł i też go pocałowała. - Seks w środku dnia może wejść nam w nawyk. Wszystkie te dodatkowe ręce oznaczają, że praca jest zrobiona szybciej. – Zrzuciła z nich koszulki, a potem złapała każdego mężczyznę za rękę i poprowadziła do sypialni. Buck przyglądał się jak rozbiera się z ciuchów i uwolnił jej włosy z końskiego ogona zanim opadła na łóżko. Jego dżinsy zrobiły się ciaśniejsze, gdy patrzył jak jej piersi podskakują nieznacznie. W jej postawie pojawiła się większa pewność siebie. - A co z prysznicem? – zapytał Marshall. Diane potrząsnęła głową. - Więcej sensu będzie go wziąć po tym jak się zabawimy. Podobacie mi się tacy jak teraz. - W takim razie będziesz musiała też wyprać te prześcieradła. – Buck wyciągnął z szuflady oliwkę i prezerwatywy. Potem ściągnął resztę ubrań i dołączył do niej na łóżku. - Potrzebuję czegoś do roboty. Wy dwaj przejęliście wszystkie męskie obowiązki. – Przesunęła stopą po nodze Bucka i kiwnęła palcem na Marshalla. On też do końca się rozebrał i wyciągnął się po drugiej stronie Diane. Całując jej ramię, przykrył jej pierś i podrażnił sutek kciukiem. Jej ciche westchnienie przyjemności wysłało podniecenie przez Bucka. Przyszczypnął jej szyję i trącił nosem jej ramię. Gdy się przesunęła, wsunął rękę pod jej tyłek i ścisnął jej kształtną pupę. - Czujesz się na siłach to zrobić? – zapytała. - Czy to wyzwanie? – Buck przetoczył ją na bok i lizał w dół jej plecy, by w końcu pocałować jej tyłek. Nalewając oliwkę w szczelinę między pośladkami, zauważył jej dreszcz i rozłożył jej nogi. Twarz Marshalla zanurzyła się w jej szparce i sięgnęła po jego fiuta. Buck przyglądał się ich pozycji sześć-dziewięć i pozwolił budować się swojemu pożądaniu.
~ 44 ~
Jej szybki język przebiegł po jądrach Marshalla. Kiedy jęknęła od własnej przyjemności, Buck wiedział, że to jest ich przyszłość. Jednak, wyczuł dystans i strach w Diane, co go zaniepokoiło. Gdy jej ponętne biodra się zakołysały, Buck poddał się i nałożył ochronę. Pragnął jej tyłka, ale pragnął też delektować się każdą spędzoną z nią minutą. Nie było żadnych gwarancji. Życie go tego nauczyło. Straciwszy w młodości swojego brata, wędrował sam, jako zmienny. Teraz, znalazł swoją rodzinę. Naciskając na jej dziurkę, poczuł jak się odpręża i niemal w całości wypełnił ją jednym pchnięciem. Diane ścisnęła go i odwróciła głowę. Pocałunek był słodki i Buck pochylił się, by pomóc jej zassać fiuta Marshalla. Będąc głęboko w Diane, Buck czuł jak palce Marshalla pieprzą jej cipkę. Buck sięgnął wkoło i dotknął palcami jej łechtaczkę. Jęcząc, Diane wygięła się i go pocałowała. - Lubisz się ze mną zabawiać? – zapytała. - Kocham cię – powiedział Buck. Spojrzała mu w oczy i jej ręka przesunęła się wzdłuż jego policzka, przyciągając go bliżej do pocałunku. - Nie bawimy się z tobą. – Marshall się odsunął i odwrócił. Pocałował jej piersi i nałożył prezerwatywę. Gdy Diane przerwała pocałunek, jej oczy mówiły jak się czuje, chociaż jej usta nie całkiem mogły to zrobić. Marshall zawładnął jej ustami, a jego fiut wypełnił jej cipkę. Buck napiął się, kiedy napięcie i pulsowanie się nasiliły. - Kochamy cię – powiedział Marshall do Diane. Biodra Diane drgnęły między nimi. - Ja też was kocham. Nie wiem jak mogło to stać się tak szybko. Marshall przykrył jej piersi i ścisnął, zaczynając szybciej wbijać się w jej szparkę. Buck trzymał ją mocno i kiwnął do Marshalla. Delikatnie, przenieśli ją na kutasa Bucka i przesunęli się na krawędź łóżka tak, żeby Marshall mógł w nią wejść i pieprzyć z pełną siłą. Sapiąc, Diane z powrotem oparła ręce na łóżku i rozciągnęła nogi, gdy Buck wypełnił ją aż do końca. Jej ciało zacisnęło się na nim i podniosła się i opuściła z seksownym jękiem. ~ 45 ~
Marshall pchnął mocno i Diane krzyknęła, by ujeżdżać ich tam i z powrotem. Jego usta znalazły jej piersi, a Buck sięgnął wkoło, by drażnić jądra Marshalla. Jej piersi dostawały swoją porcję pieszczot, gdy kołysała się do spełnienia. Buck wyczuł, kiedy to nastąpiło, ponieważ zacisnęła się na ich kutasach, a jej ciało zadrżało. Imiona ich obu wydobywały się raz za razem z jej ust, dopóki nie zaczerpnęła powietrza i opadła do tyłu na Bucka. Całując jej włosy, potem delikatne ucho, zawinął mocniej wokół niej swoje ramiona i przytrzymał wbijając się w nią. - Kochamy cię. Nie odejdziemy. O nic się nie martw. - Chcę cię poczuć. – Odwróciła głowę i go pocałowała. Szybsze pchnięcia Marshalla sprawiły, że Buck zacisnął zęby i próbował się trzymać. Jednak miękkie ściskanie Diane zachęciło go i, w końcu, Buck wbił się w nią krzycząc jej imię. Ruch pieprzenia Marshalla, który czuł przez swój orgazm, sprawił, że Buck kochał to jeszcze bardziej. Tylko kilka sekund później, Marshall zadrżał i opadł na parę, a potem przewrócił ich w prawą stronę na łóżku. - Jak dobrze – zamruczała Diane. Buck ściągnął swoją gumę i potem Marshalla. Kiedy wrócił, znalazł twarz Marshalla między jej pełnymi piersiami. Chichocząc, Buck dołączył do niego. - Są takie rzeczy, których nie możemy zaoferować sobie nawzajem, bez względu na to jak bardzo się kochamy. Uśmiechnęła się i rumieniec zapłonął na jej policzkach. - Czy to, że jesteście gejami jest problemem dla waszych rodzin? Buck potrząsnął głową. - Nie mojej. Tradycyjnie, homoseksualizm był uważany za postępowy i preferowany przez wiele plemion. Prawdopodobnie bardziej podobałoby im się to, gdybym był w pełni gejem, ale nie mogę zaprzeczyć mojej potrzeby ciebie. - Cieszę się. – Diane go pocałowała. – Dlaczego wędrujecie? Wzruszając ramionami, Buck pocałował Marshalla.
~ 46 ~
- Większość mojej rodziny nie jest obdarzona wystarczającą więzią z ich zwierzęcym totemem, by się zmieniać. Tylko mój brat był tym drugim. Biegaliśmy z końmi, jako nastolatki, i utracił kontrolę nad zmianą. Został stratowany. Moja rodzina, po tym wydarzeniu, nie chciała, bym się zmieniał. - Przykro mi. – Nakryła jego twarz ręką. - Mnie też. A potem znalazłem Marshalla i nie byłem już sam. Musisz znaleźć swoje życie. Znalazłaś swoją ziemię i wiedziałaś to. – Buck pocałował jej dłoń. - To prawda. Wiedziałam, że chcę tu żyć. – Spojrzała na Marshalla. – A co z tobą? Ty też nie mówiłeś o swojej rodzinie. Uśmiechnął się z jej sutkiem wciąż w swoich ustach. Marshall podniósł głowę i pozwolił piersi opaść. - Moja rodzina cała składa się z wilków. Tylko zmienni są w moim rodowodzie, ale oni polują w sforach i jedzą surowo mięso. Nigdy tam nie pasowałem. Kiedy zmieniłem się w kochającego pokój źrebaka, wyśmiewano się ze mnie. Więc uciekłem młodo. Znalazłem mojego mężczyznę. A teraz, znaleźliśmy ciebie. Czy to dość dziecięcych wyznań dla ciebie? Kiwnęła głową. - Dziękuję. Czuję się tak, jakbym dobrze was znała, ale nie wiem, kiedy macie urodziny albo ile macie rodzeństwa. - Wiesz, co się liczy. Na resztę przyjdzie czas. – Buck poczuł jej napięcie, ale równie szybko zniknęło. - Już głodni? Mogę podgrzać lunch, gdy będziecie brać prysznic. – Przesunęła się, by położyć się na plecach. - O co chodzi? – zapytał Buck. - O nic. Czy to jest prawdziwe? Zamierzacie zostać? – zapytała. Buck się uśmiechnął i pochylił się nad nią, liżąc ją od biodra do piersi. - Dopóki nas nie wykopiesz. Nigdy nic nie zrobimy, byś nas nie chciała. - Obiecujesz? – zapytała. Marshall kiwnął głową.
~ 47 ~
- Do diabła zrobimy wszystko, by cię uszczęśliwić. Tylko poproś. Seksowny uśmiech rozświetlił jej twarz, kiedy złapała butelkę oliwki i strzyknęła trochę na swoje piersi. Buck i Marshall wymienili spojrzenie. - Obaj bardzo je lubicie. Chcę przyglądać się jak je pieprzycie. Chyba, że jesteście zbyt zmęczeni po wcześniejszym? – Wyciągnęła się jak modelka. - Drażnisz się z nami? – zapytał Marshall. - Tak, chyba za mało miałaś zabawy. – Kutas Bucka, jednak, już odpowiedział na wyzwanie. - Naprawdę? Obserwowanie was obu, fiuty ściśnięte razem i podniecanie mnie. Może to polubię? Nie będziemy wiedzieć, dopóki nie spróbujemy. Chyba, że nie chcecie. – Uśmiechnęła się porozumiewawczo. Marshall potarł swoim fiutem o jej naoliwioną pierś. Buck przeniósł się do jej boku i wsunął się w rowek między jej piersiami. Obserwowanie jak fiut Marshalla rośnie pobudziło Bucka jeszcze bardziej. Podparli jej głowę poduszkami, żeby mogła zobaczyć oba ich penisy razem. Ścisnęła piersi razem, a ten nacisk wywołał u Bucka jęk. Pieprzyli równocześnie, a ona patrzyła, jej wzrok był przyklejony do ich erekcji. Buck podejrzewał, że chciała zobaczyć ich w innej akcji, ale była zbyt nieśmiała, by prosić o pełną fantazję. Któregoś dnia, już niedługo, dadzą jej to, ale w tej chwili było dobrze. Gdy wyciągnęła szyję, by polizać główki ich kutasów, Marshall stracił kontrolę i doszedł na jej szyi. Odsuwając się, potarł czubek jej piersi. Czując spełnienie Marshalla, Bucka też pchnęło poza krawędź i wycelowawszy w jej piersi, pokrył je swoim nasieniem. Jej uśmiech błyszczał, kiedy językiem rzuciła się zlizywać krople z ich wytrysku. Buck zlizał krople spermy Marshall z jej szyi, a Marshall wyssał do czysta jej pierś z wytrysku Bucka. Resztę Diane wtarła w swoją skórę niczym bezcenne mleczko nawilżające. - Podobało się? – zapytał Buck. Kiwnęła głową.
~ 48 ~
- A teraz, umieram z głodu. Weźmy prysznic i coś zjedzmy. Jest więcej obowiązków do zrobienia. Marshall lekko przygryzł jej pierś. - Jaka apodyktyczna. - On to kocha. – Buck puścił do niej oko. - Ja również. – Pocałowała ich obydwa i skierowała się pod prysznic.
***
Kiedy posprzątali po lunchu, niepokój Diane powrócił. Z roztargnieniem głaskała Minny, dopóki kota sobie nie poszedł i usiadł przy Bucku. - Co się dzieje? – zapytał. Marshall wziął szklankę mrożonej herbaty. - Właśnie, jesteś zaniepokojona. Poruszyła ramionami. - Wstąpiła moja sąsiadka. Zobaczyła was wczoraj wieczorem w postaci konia. Co znaczy, że mnie też tam z wami widziała, a ja jej dzisiaj skłamałam. Powiedziałam, że się pomyliła. Ona do wszystkich się wtrąca. - A co, gdybyś miała konie? – zapytał Buck. - Nie mam koni. Absolutnie żadnych. I ona to wie, a w związku ze spędem, który był parę dni temu… Marshall kiwnął głową. - Ona myśli, że ukrywasz jakieś mustangi przed federalnymi? - Prawdopodobnie. Ale nie zadzwoniłaby do federalnych i zgłosiła mnie. – Diane włożyła wysiłek w przekonanie o tym samej siebie i by zabrzmieć pewnie. - Jesteś straszną kłamczuchą. – Buck stanął za nią i mocno przytulił.
~ 49 ~
- Wiem. Nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Ponieważ nie mogę powiedzieć jej prawdy. Tę zmienną rzecz wcale nie łatwo jest sprzedać. – Uczucie pomogło w niepokoju. Jej ciało zanuciło po więcej szaleństw. Seks był niesamowity, a obraz tego został wypalony w jej umyśle. Tacy gorący mężczyźni powinni być widziany w ten sposób częściej. - Z pewnością nikomu o tym nie możesz powiedzieć – zgodził się Marshall. - Ja nie, ale Sharon nie jest typem, który odpuści takie rzeczy. Będzie wpadać codziennie, by sprawdzić czy są tu konie, czy wy dwaj wciąż tu jesteście, i będzie pytać mnie o różne rzeczy. – Diane żałowała, że nie dość szybko myślała. - Każ jej pilnować swojego nosa i wynosić się z twojej posiadłości. Federalni przyjdą, ale tu nie będzie żadnych koni. – Buck zlekceważył to. - Racja. – Tyle tylko, że jeśli mężczyźni zostaną, nieuniknione będzie, że poczują potrzebę przemiany dla własnego zdrowia albo jej przyjemności. Chciała, żeby zostali, ale Sharon będzie ciągłym problemem. - Nie jesteś przekonana. – Marshall pochylił się i ją pocałował. – Co możemy zrobić? Potrząsnęła głową. - Nic. Masz rację, że nie może niczego udowodnić. Chyba, że zrobiła zdjęcia. Nie możemy wiedzieć czy zrobiła czy nie. A ona jest nachalna. Namówi kogoś, by przyszedł i to sprawdził. Mogą zadawać dużo niewygodnych pytań. - Ale to był zmierzch. Gdyby był błysk flesza, zobaczylibyśmy to. Więc w najlepszym wypadku, ma nasz bardzo ciemny obraz. – Buck wsunął ręce do kieszeni jej dżinsów i przyciągnął jej biodra. Dobrze było ją czuć, gdy oparła się o niego, ale strach nie zmalał. - Okej, masz rację. Muszę zadzwonić. Skierowała się do telefonu i zadzwoniła do sąsiada trzy rancza dalej. Miała tylko nadzieję, że odbierze. - Halo – powiedział. - Jake! Tak się cieszę, że jesteś w domu. Wciąż chcesz sprzedać te dwa konie pod siodło? – Skrzyżowała palce.
~ 50 ~
- Pewnie, że tak. Chociaż niezbyt przydadzą się na ranczu z ptakami, ale są spokojne i nie tak stare. Po prostu już dłużej nie mogę ich trzymać. Co sprawiło, że zmieniłaś zdanie? Już wcześniej zaproponował jej konie, ale odmówiła. - Zatrudniłam pomocników i myślę o rozwoju. Nie za szybko, ani też niedługo, ale para koni byłaby dobrym początkiem. Cena ta sama? - Oczywiście. Kiedy je dostarczyć? – zapytał. - Tak szybko jak możesz je przywieźć. Nie ma pośpiechu, ani nic takiego, no i mogę od razu przekazać pieniądze. – Próbowała brzmieć normalnie. - Może zobaczymy się dziś po południu? - Doskonale. Zatem do zobaczenia. – Rozłączyła się i uściskała swoich chłopców. – Jake sprzeda mi te konie. - Jake? – zapytał Marshall. - Tak, mieszka kilka rancz dalej. Miły facet. Ma dużo ziemi, ale potrzebuje kasy. Próbuje pomóc swojej córce w college'u. – Czyżby wyczuła jakąś zazdrość? – To miły facet. Wdowiec. Buck i Marshall zbliżyli się. - Powiedziałaś mu, że wynajęłaś dwóch pomocników. - Przecież słyszałeś. - Jesteśmy kimś więcej niż pomocnikami – oświadczył Buck. - Oczywiście, że jesteście. Ale jak mogę powiedzieć ludziom, że mam dwóch chłopaków? Albo dwóch kochanków czy kimkolwiek tam jesteśmy, gdy w końcu to ustalimy. Pomyślą, że jestem jakąś dziwną Mormonką, albo kimś w tym stylu. Nie pozwolą nam o tym zapomnieć. Będziemy musieli przenieść się bliżej Vegas, by wyglądało to normalnie. - Słusznie. Nie możemy przyznać się do życia w trójkącie w tym małym ranczerskim miasteczku. – Marshall ją pocałował. – Ale nie nabierz żadnych pomysłów, co do tego wdowca. Diane się uśmiechnęła i przytuliła ich obu do siebie.
~ 51 ~
- Gdybym chciała Jake'a, już bym spróbowała. Jest trochę starszy ode mnie. Nie martwcie się, wy dwaj jesteście dużo, dużo bardziej seksowni. A teraz, odprężcie się i idźcie nakarmić moje ptaki. A potem musimy przygotować stodołę na prawdziwe konie. Czekajcie, czy będzie coś dziwnego w tym, gdy się zmienicie? Buck się roześmiał. - Nie. Jesteśmy zainteresowani pieprzeniem cię w każdej postaci. Diane zmarszczyła brwi. - Kim ja jestem? Katarzyną Wielką? Nie ma mowy. - Nie, oczywiście, że nie. Nie uprawiamy seksu, gdy jesteśmy końmi. To nie jest konieczne. – Marshall się szarpnął. - Wy możecie dosiąść siebie nawzajem, gdy jesteście dzicy i kłusujecie, jeśli to konieczne. Tylko nie zaczepiajcie żadnych innych klaczy, nieważne jak będą ładne. Okej? – Diane czuła się naprawdę dziwnie nakreślając seksualne zasady człowieka i konia, jeśli jednak chciała, żeby zostali, musieli mieć to jasno wyłożone. - Załatwione! – Marshall pocałował jej czoło. - Absolutnie. – Buck uszczypnął jej pupę. Czekała na coś więcej, ale wyszli tylnymi drzwiami. Powiedzieli w łóżku, że ją kochają i chciała usłyszeć to jeszcze raz. Ona też to powiedziała. I to wciąż docierało do jej świadomości. Może to był tylko seksualny szał? Ludzie mówią różne głupie rzeczy, gdy są nadzy. Powiedzieli, że zostaną, i z całą pewnością wyglądało na to, że takie były ich zamiary. Nie sprzeciwili się jej potrzebie poznania głupich osobistych detali z ich dzieciństwa. Wiedzieli trochę o jej byłym i lubili jej kota. Może, to wypali. Najpierw jednak, musiała przygotować się na prawdziwe konie.
Tłumaczenie: panda68
~ 52 ~
Rozdział 7 Marshall i Buck przygotowali stodołę. Dwie zagrody zostały doskonale wyczyszczone i wyłożone świeżym sianem. Woda i jedzenie było gotowe, i Marshall podwójnie sprawdził czy drzwi dobrze zamykają się na zatrzask, żeby konie same nie wyszły. Nowe otoczenie mogło je zaniepokoić. Gdy na podwórku zatrzymała się stara furgonetka ciągnąca przyczepę, wszyscy wyszli, a Diane wręczyła gotówkę i odebrała jakieś papiery. Kiwnęła im i zajęli się końmi. - Jake, to Buck i Marshall. Są dla mnie olbrzymią pomocą. – Diane się uśmiechnęła. - Miło was poznać. Cieszę się widząc, że ktoś się nią opiekuje. Te dwa to dobre konie. Po prostu nie mogę pozwolić sobie na zatrzymanie ich wszystkich. – Jake kiwnął głową i wsiadł z powrotem do ciężarówki. Marshall odetchnął z ulgą, że Jake był starszy i nawet nie spojrzał na Diane jak na kobietę, ale bardziej jak na córkę. Od razu byłby w stanie stwierdzić, gdzie oczy Jake'a skierowały się na ciało Diane. Zaborcze uczucia Marshalla do Diane rosły z każdą minutą. - Myślisz, że może sobie na to pozwolić? – zapytał Buck. Oglądając się, Marshall patrzył jak Diane macha do Jake'a, gdy odjeżdżał. Była poza zasięgiem słuchu. - Nie wiem. Mam nadzieję, że to nie jest zbyt duże obciążenie. Ona nas kryje. Buck cofnął swojego konia do zagrody, a ten ruszył prosto do wody. - Jeśli rozwiniemy ranczo, będziemy ich potrzebować. Pasza i rachunki od weterynarza początkowo zwiększą nasze koszty. - Wiem. Ale jesteśmy tutaj. Możemy zrobić dla niej dużo więcej. Powiększyć stado ptaków, zając się rozmnażaniem. Urozmaicić to. – Marshall wzruszył ramionami.
~ 53 ~
- Myślałem o tym. Nie chcę być zbyt nachalny względem niej. Prowadziła to sama przez tak długi czas. Nie możemy tak po prostu przejąć jej biznesu. – Buck potrząsnął głową. Dźwięki butów na sianie sprawiły, że mężczyźni się odwrócili. Diane założyła ramiona. - Więc nie mieliście problemu by stać się nachalnymi i opanować moje życie erotyczne, ale nie chcecie wtrącać się do biznesu? Marshall zajrzał w jej oczy. Były w nich niepewność i jakaś twardość, których nie widział wcześniej. - Wszystko w porządku? – zapytał. - Oczywiście. Tylko czuję się tak, jakby coś działo się za moimi plecami. – Kopnęła ziemię. Buck oparł się o drzwi zagrody. - Nic z tych rzeczy. Nie byliśmy pewni czy możesz sobie pozwolić teraz na ten ruch. Konie nie są tanie w utrzymaniu. To tak naprawdę cztery dodatkowe gęby do wyżywienia. Dwie ludzkie i dwie końskie. - Wiem. Pieniądze są na styku, ale ponieważ wykonujecie dużo pracy, by zarobić na swoje utrzymanie, a konie mogą pomóc w niektórych pracach, żadne z was nie przyniesie więcej pieniędzy. To będzie ciężkich kilka miesięcy zanim będziemy mogli sprowadzić więcej zwierząt. – Potarła pysk jednego z koni. - Myślałem o kozach. – Buck podszedł do niej. - Kozy? – zapytała. - To jest faktycznie dobry pomysł. – Marshall wiedział jak bystry jest Buck w rolnictwie i zwierzętach. Babka Bucka przekazywała mnóstwo informacji, od kiedy jego rodzina się rozprzestrzeniła. Poślubiła białego mężczyznę i poruszała się w różnych kręgach zanim osiedliła się z powrotem ze swoją rodziną, jako wdowa. - Kozy? Odległa część ziemi jest bardziej pagórkowata i skalista. Poradzą sobie tam. – Wzruszyła ramionami. - I będą się pasły na całkowicie naturalnych dzikich trawach, oczywiście uzupełnionych odżywczą kozią paszą. – Buck się uśmiechnął. ~ 54 ~
- Na mięso? Suszone kozie mięso? – Żuła swoją dolną wargę. – Muszę zrobić trochę rozeznania. - No i zrobimy mleczarnię i będzie mięso. Kozie mleko i ser są pożądane. Jogurt. - Mleczarnia. Potrzeba będzie mnóstwo wyposażenia. – Diane przemierzała stodołę. – To zbyt dużo i nie mam takiego kapitału. Prawdopodobnie mogę wziąć małą pożyczkę, ale tu potrzeba ogromnej. - Nie, to jest wspaniały pomysł. Nie musisz kupować wyposażenia. Tuż obok, w wiejskiej mleczarni, są maszyny. Potrzebujemy zbiornika z chłodzeniem, ale oni wysyłają samochód, wypompowują mleko i przetwarzają na mleko, ser i jogurt. Dostaniesz pieniądze za surowe mleko. Trochę czasu zabierze nawiązanie kontaktów i będziesz musiała kupić kozy i zacząć. Kiwnęła głową z roztargnieniem. - Przynajmniej będziemy potrzebowali mechanicznej dojarki. By na tym zarobić musimy mieć dość kóz, nie możemy tego robić ręcznie. Marshall się uśmiechnął. - Kiedy kozy przestaną dawać mleko albo gdy będzie ich za dużo, można sprzedać zwierzęta na mięso. Kto wie, możesz zarobić tyle, że założysz tu własną mleczarnię i wynajmiesz personel. - Wszystko po kolei. Najpierw, musimy wybudować zagrodę dla kóz, żeby nie zostały pokopane przez ptaki. Nie możemy ich zmieszać razem. Nigdy nie zajmowałam się kozami. Muszę zrobić rozeznanie. – Westchnęła. – Idę do komputera i sprawdzę. Nie będziecie mieli nic przeciwko, by zająć się końmi? - Pewnie, że nie. – Marshall założył kosmyk włosów za jej ucho. – Dobrze się czujesz? Wyglądasz, jakbyś była zdenerwowana. Jeśli ta sąsiadka wróci, po prostu powiedz jej, że rozważałaś zakup koni już wcześniej, i Jake przywiózł je któregoś dnia, by ci je pokazać. A Sharon musiały pomylić się dni. - Jestem pewna, że masz rację. To jest duże zobowiązanie. Muszę iść i załadować pranie. – Diane kiwnęła głową i wyszła ze stodoły. Marshall spojrzał na Bucka. - Ona ma wątpliwości.
~ 55 ~
- Mogę zająć się pracą z kozami. To będzie dodatkowy dochód. I chyba znam kilku ludzi i wiem, gdzie możemy dostać parę hodowlanych kóz, by zacząć. – Buck zaczął łagodnie szczotkować jednego z koni, by się zaprzyjaźnić. - Nie wiem czy chodzi tu tylko o pieniądze. Jestem pewien, że to tylko część problemu, bo to też jest duża zmiana, i może o to się martwi. Chyba zbyt dużo i zbyt szybko zabraliśmy się za te zmiany. – Marshall złapał szczotkę i tak samo traktował drugiego konia. Wyraźnie, były ujeżdżonymi i przyjaznymi dla jeźdźców końmi. Była chwila napięcia i potrząsanie łbami, ale to z powodu nowej lokalizacji. Ale Marshall i Buck byli przyzwyczajeni do koni. I Diane najwyraźniej też nie była przez nie wytrącona z równowagi. Buck nakarmił konie kilkoma marchewkami i oparł się o ścianę. - Powinniśmy pójść i ją zapytać. Omówić to. Może po prostu jest skupiona na biznesie i napięcie czyni ją poważną. Tak naprawdę nie możemy dużo wnieść pod względem finansowym. To było prawda, ale mieli coś w zanadrzu. - Powinniśmy pożyczyć od niej samochód i odzyskać nasze schowane rzeczy. Nie musimy sprzedać niczego sentymentalnego, ale mam kilka rzeczy, które nabyłem i które mogą być coś warte. Możemy spróbować pomóc. - Masz rację. Musimy przywieźć nasze rzeczy i zadomowić się. – Buck przysunął się do Marshalla i zawinął swoje ramiona wokół jego szyi, dzieląc się delikatnym pocałunkiem. Więź stała się jeszcze silniejsza. Kochanie Diane było jeszcze jedną więzią. Po kolejnym szybkim pocałunku, wyszli.
***
Pranie zostało zrobione i Diane usiadła przy stole kuchennym ze swoim laptopem. Poszukiwania dotyczące kóz jak do tej pory okazały się dobre. Przeglądanie miesięcznego budżetu wywołało jednak skurcz żołądka. Koszt jedzenia dla dwóch mężczyzn nie był wysoki. Miała zamrażarkę pełną mięsa, które odłożyła, gdy jej były wałęsał się wkoło uwodząc starsze bogate kobiety.
~ 56 ~
Konie będą kosztowały więcej i to było ryzyko. Prawdopodobnie nigdy by ich nie potrzebowała, gdyby ranczo pozostało takie małe. Gdyby mężczyźni odeszli, będzie utopiona. Zainwestowanie w małe stado kóz nie będzie takie złe, ale maszyny i zbiornik na mleko nie będą tanie. Bez ich pracy, będzie zgubiona. To nawet nie był tydzień. Nie mogła zmienić całego swojego życia w parę dni z mężczyznami, którzy wędrowali przez lata. Do tego byli dzikimi mustangami. A co jeśli im się tu znudzi? Pożyczyli jej SUV-a, by przywieźć swoje osobiste rzeczy. To brzmiało jak obietnica i nie martwiła się, że ukradną jej samochód albo, że nigdy nie wrócą. Część niej przygotowywała się na niepokój, który być może nastąpi za kilka tygodni. Albo za kilka miesięcy od teraz, kiedy nudna rutyna zastąpi pożądanie, a dziki seks nie wystarczy, by ich zatrzymać. Gdy usłyszała jak podjeżdża SUV, poczuła ulgę aż do kości. Pragnęła, żeby nigdy nie odeszli i to ją wystraszyło. Weszli do domu wyglądając tak dobrze, że chciała natychmiast zaciągnąć ich do sypialni. Byli rozdzieleni tylko kilka godzin, a ona zatęskniła za nimi bardziej niż oczekiwała. Diane próbowała zachowywać się normalnie. - Znaleźliście wszystko? - Owszem. – Buck położył płócienny worek nie większy od jej torebki. - To jest cała twoja własność? - Wrzuciliśmy nasze ubrania koło pralki. Tylko na jakieś dwa wsady. – Marshall pocałował jej policzek i skinął głową Buckowi. - Co? – zapytała. Buck sięgnął do worka i wyciągnął kilka pierścionków i bransoletkę. - Chcemy, żebyś to wzięła. Sprzedała, by zainwestować w kozi interes. - Nie! Powiedziałeś, że masz tylko rzeczy, które coś znaczą dla ciebie. One są cenne. Nie sprzedasz ich dla kóz. - Zatrzymamy najbardziej wartościowe rzeczy. Nie jest łatwo zapuścić korzenie i stworzyć biznes. Chcemy dołożyć swój udział. – Marshall położył rękę na jej ramieniu. Wzięła pierścionki. Jeden był z diamentem, a drugi wyglądał jak szmaragd w bardzo starej oprawie. Bransoletka była wysadzana dużymi pięknymi opalami.
~ 57 ~
- One są ważne. Należały do kobiet, które kochałeś. Nie sprzedam ich. Buck pochylił się do niej. - Pierścionki mojej pra-pra-babci nie na wiele mi się przydadzą. Nie jestem darmozjadem. Wiesz, że zrobimy całą pracę na zewnątrz, jaka będzie konieczna. Ale dołożenie się oznacza, że jesteśmy częścią tego. Że mamy w tym udział. Jej oczy wypełniły się łzami. - Wiem. Doceniam to. Ale myślę, że musicie zrobić krok w tył i naprawdę zastanowić się nad tym, czy to jest to, czego chcecie. Czy naprawdę chcecie utknąć tu na bardzo długo. - O czym ty mówisz? Dlaczego nie mielibyśmy zostać? – zapytał Marshall. Otarła łzę. - Nie denerwuj się. Mam na myśli to, że to stało się tak szybko, że możecie się znudzić. Wy dwaj wędrujecie wszędzie razem. Nowe miejsca i ludzie przez cały czas. Mój były też to lubił. Nie mógł porzucić swojej pracy w kasynie, ponieważ kochał światła wielkiego miasta i nowych ludzi. Życie na ranczu jest monotonne. Ta sama ziemia, te same zwierzęta i takie same codzienne obowiązki. To nie jest dla każdego. Moi rodzice by to znienawidzili. Jestem takim dziwakiem, który kocha spokojną, uspokajającą rutynę. A wy dwaj zmieniliście to dość mocno przez miniony tydzień. Buck kiwnął głową. - Rzuciliśmy cię na głęboką wodę i ci się to nie spodobało? - Nie, kocham to! I kocham was obu, ale zachowujecie się tak, jakby to było już ustalone, jakbyśmy byli małżeństwem, zaangażowani, partnerzy w interesach albo coś podobnego. Nie zmieniam rzeczy tak szybko. I pomysł z hodowlą jest świetny, ale nie mam pieniędzy na podstawowe wyposażenie, by zacząć bez pożyczki. To zbyt wiele od razu. I może się mylę, ale zdecydujecie, że tu jest nudno i odejdziecie, by biegać z nowym stadem mustangów. – Potarła swoje skronie. Marshall wyciągnął ją z krzesła i podciągnął na stopy. - To też jest dla nas nowe. Nigdy wcześniej nie chcieliśmy dzielić naszego życia z kimś innym. Nigdy nie mieszkaliśmy z kobietą i nie chcieliśmy połączyć jej życia z naszym. Powinniśmy powiedzieć ci więcej o naszej przeszłości, ale byliśmy bardziej zainteresowani naszą przyszłością. ~ 58 ~
Buck przycisnął się do niej z tyłu i przytrzymał. - On ma rację. Szukaliśmy cię. Cała ta włóczęga nie była tym, czego chcieliśmy, ale gdybyśmy tego nie zrobili, nigdy byśmy tu nie skończyli. Ciepło ich ciała sprawiło, że jej wnętrzności się roztopiły. - Ale wciąż możecie się zmienić i iść biegać. Marshall zachichotał i pocałował jej głowę. - Weźmiemy kilka dni wolnego i się zmienimy. Musimy; to jest nasza natura. Ale zawsze będziemy do ciebie wracać. Proszę, Diane, weź biżuterię i ją sprzedaj. Nie mamy zdolności kredytowych; nie możemy dostać pożyczki albo pomóc ci w inny sposób. Ale dostarczymy ci parę hodowlanych kóz z dobrej mlecznej linii. Odchyliła się do tyłu i spojrzała na niego. - Naprawdę? Skąd? - Zatrzymaliśmy się, by odwiedzić moją babkę w drodze do domu. Ma przyjaciela, który winien jest jej przysługę. Uważaj to za prezent witający cię w rodzinie. – Buck pocałował jej szyję. - Ona wie? To znaczy, jak powiemy to ludziom? Mogę poprosić o pożyczkę mojego ojca, ale będzie zadawał pytania o dwóch mieszkających ze mną mężczyzn. Czy jesteście moimi chłopakami? Moja matka zasłabnie, a potem wyszuka wszystkie prawa, jakie złamaliśmy. – Diane przeczesała swoje włosy palcami i wyśliznęła się z uścisku dwóch mężczyzn, żeby mogła pomyśleć. - Nie łamiemy żadnych praw. Nie mamy potrzeby, by brać ślub. To staroświecki pomysł i jesteśmy o wiele bardziej rozwinięci niż to. Mieszkanie razem i kochanie się nawzajem nie jest nielegalne. – Marshall wzruszył ramionami. Buck oparł się o Marshalla. - Kochamy cię, Diane. Nie tylko w łóżku, czy dlatego, że się o nas troszczysz. Pozwoliłaś mi się uleczyć i nie wysłałaś nas w dalszą drogę, zrobiwszy tylko dobry uczynek dla nieznajomych. Bo to jest coś o wiele więcej niż to. Powiedz swoim rodzicom, co chcesz. Jesteśmy partnerami w interesach i przyjaciółmi. Zaufanymi doradcami na ranczu z hodowlą kóz i ptaków. Twój były sprawił ci dość bólu; nikt nie będzie cię winił za to, że zostaniesz sama.
~ 59 ~
Stłumiła śmiech. - Moja matka powiedziała, że mam tak zły gust do mężczyzn, że powinnam dać sobie spokój albo spróbować z kobietami. Fuj, nie mogłabym tego zrobić. - Myślę, że wolisz zwierzęta płci męskiej. – Buck przyciągnął ją do siebie i przyszpilił do Marshalla. - Tak. Za bardzo, może. Naprawdę zostaniecie? – Czuła się tak bezpieczna między nimi. - Naprawdę. – Marshall pocałował jej ucho. - Spróbuj się nas tylko pozbyć. – Buck pocałował ją, potem Marshalla. To wywołało jej potrzebę po więcej od nich. - Też was kocham. Czasami seks mąci rzeczywistość, ale myślę, że wtedy jestem najbardziej uczciwa. - To jedna z wielu rzeczy, jakie w tobie kochamy. – Marshall ścisnął jej pupę. - A więc, nie sprzedam niczego z tej biżuterii. One są piękne i klasyczne. Powinniście je zatrzymać. Popracuję nad propozycją rozwoju o hodowlę kóz i przedstawię mojemu ojcu. Mojej mamie spodoba się pomysł mleczarni, do tego będą tańsi i łatwiejsi niż bank przy tej gospodarce. - Jesteś pewna, że chcesz zwrócić się do rodziny? – zapytał Buck. Kiwnęła głową. - Odsunęłam się od nich, gdy poślubiłam mojego byłego. Mama go nie lubiła i myślałam, że byłam niezależna. Ale oni znali mnie lepiej. On nie chciał takiego życia jak ja. Upewnili się, że rozwód był sprawiedliwy wobec mnie i pomogli mi zatrzymać to miejsce. Zwróciłam im pieniądze. Dam radę z miesięcznymi rachunkami, nawet z waszym dużym apetytem. Wyposażenie do dojenia jest wszystkim, na co będę musiała zebrać fundusze. I z jakiegoś powodu, myślę, że was polubią. - Naprawdę? Takich koczowników jak my, na wpół Indian, którzy wprowadzili się do ich córki? – zapytał Buck. Kiwnęła głową.
~ 60 ~
- Sądzę, że lubili mojego byłego za jego ambicję, ale on mnie nie uszczęśliwił tak jak myślałam. Wy dwaj czynicie mnie tak szczęśliwą, że aż boję się wierzyć w to, iż to jest prawdziwe. To im się będzie podobało. - Dobrze. A teraz, co możemy zrobić, by udowodnić ci, że nigdy cię nie zostawimy? Przysiąc na biżuterię naszych przodków? – zaproponował Marshall. - Mam lepszy pomysł. – Wyśliznęła się, zamknęła laptop i kierując się w stronę sypialni ściągnęła z siebie koszulkę. Mężczyźni podążyli za nią i zdjęli z siebie ubranie zanim trafili do łóżka. Diane sięgnęła do swojej bielizny, ale się zatrzymała. Gdy wyciągnęli po nią ręce, potrząsnęła głową. - Chcę zobaczyć was dwóch. - Co? – zapytał Marshall. - Chcę popatrzeć na was obu. Poświęciliście mi dużo uwagi i chociaż to kocham, nie chcę, żebyście czuli się tak, jakbyście nie mogli oddać się sobie nawzajem, kiedy najdzie was ochota. Przyglądanie się też mnie podnieci. – Usadowiła się z poduszką przy wezgłowiu łóżka. - Nie dość się naoglądałaś tej pierwszej nocy? – zapytał Buck. - Widzieliście mnie? – Zapiekły ją policzki, ale się uśmiechnęła. – To było bardzo gorące. Więc dlaczego nie mielibyście teraz też obciągnąć sobie nawzajem? - Jeszcze jakieś wskazówki? – Marshall złapał jej stopę i pocałował jej palce u nogi zanim się obrócił i popchnął Bucka na plecy. Mężczyźni zaczęli się całować nie spiesząc się, obmacując siebie nawzajem. Diane przyłapała ich jak od czasu do czasu zerkają na nią. Bez wątpienia, była oczarowana seksownymi mężczyznami badającymi nawzajem swoje ciała. Twarde kutasy napięły się, jakby prosiły o uwagę, ale jej mężczyźni przeciągali wszystko dla niej. Marshall possał sutki Bucka i zsunął się niżej, łapiąc jego kutasa przy podstawie i liżąc główkę, aż cipka Diane zaczęła pulsować. Połknął Bucka całkowicie i cofnął się zachęcając Bucka, by pieprzył jego usta. Byli piękną kombinacją i była zdumiona jak łatwo się do nich dopasowała. Buck przysunął się do bioder Marshalla i utworzyli wspaniałą sześć-dziewięć pozycję.
~ 61 ~
Wyciągnęła się obok nich, żeby mogła zobaczyć to wszystko. Pocierając swoje piersi przez stanik, chciała do nich dołączyć, ale nie miała zamiaru przerywać. Kiedy Buck zaczął wbijać się głębiej i mocniej w usta Marshalla, Diane obserwowała ciało Bucka. Różne mięśnie naprężyły się, a jego biodra i nogi zadrżały, gdy jęknął wokół fiuta Marshalla. Uśmiech Marshalla mówił wszystko, gdy połykał spermę Bucka. Obserwując jak tyłek Marshalla podskakuje, Diane przemieściła się na drugą stronę. Język Bucka wysunął się trochę, kiedy Marshall pieprzył w szalonym tempie. Nagły bezruch bioder Marshalla był jedynym sygnałem, jaki ujrzeli, że doszedł na języku Bucka, a potem wsunął się z powrotem do jego ust. - Jesteście tacy seksowni razem. – Wiedziała, że jej majtki są wilgotne, a jej cipka gwałtownie ich potrzebuje, ale musiała ochłonąć przez chwilę. Byli jej. W głębi duszy, wierzyła, że nigdy nie wyjadą. Mężczyźni się rozłączyli i sięgnęli po nią, kiedy usłyszała zajeżdżający samochód. - Ktoś przyjechał. - Mogą wrócić później. – Zlekceważył to Marshall. Buck wyjrzał zza zasłonki. - Wygląda na to, że miałaś rację, Diane. Pachnie policją. - Cholera. – Złapała dżinsy i wciągnęła je. - Spokojnie, po prostu powiedz prawdę. Tylko nie za dużo. – Marshall szybko się ubrał. Kiwnęła głową i wiedziała, że mając chłopaków po swojej stronie, będzie jej o wiele łatwiej. Wszystko, co zrobiła było konieczne, by ich chronić i poszerzyć ranczo tak jak chciała. Ta wścibska sąsiadka nie wygra – nawet jeśli wszystko, czego Sharon chciała, to sprawić kłopoty.
Tłumaczenie: panda68
~ 62 ~
Rozdział 8 Buck wciągnął koszulkę i wepchnął stopy w buty, gdy Diane otwierała drzwi. Obaj w pełni ubrali, on i Marshall wyszli z kuchni i skierowali się do frontowych drzwi. - Przepraszam, że przeszkadzam, ma'am. Jestem szeryf Andrews i otrzymaliśmy zgłoszenie, że jest pani w posiadaniu dwóch nieudokumentowanych dzikich albo zabłąkanych koni. Musimy to sprawdzić. Nie będzie pani miała nic przeciwko, jeśli się rozejrzymy, pani Wandrey? - Kto złożył skargę? – zapytała Diane. - To nie jest ważne. Po prostu musimy sprawdzić, że żaden z dzikich koni nie jest trzymany, jako zwierzę domowe albo koń roboczy. One nie są oswojone i mogą być chore. Jeśli ma pani jakieś, musi je nam pani natychmiast przekazać albo będzie duża grzywna. - Proszę się rozejrzeć. Mam dwa konie, ale one nie są dzikie. Sharon stwarza problemy i myślę, że marnowanie czasu organów ścigania było niepotrzebne. – Diane nie mogła pozwolić, by jej sąsiadka wyszła z tego bez przytyku, co wywołało u Bucka uśmiech. Buck mógł dojrzeć Sharon w jej samochodzie stojącym na głównej drodze. Dla niego było jasne jak słońce, co się stało, i że ledwie zdążyli sprowadzić konie na posiadłość. Diane przyłapała szeryfa jak zagląda jej przez ramię i uśmiechając się odwróciła. - Przepraszam. To moi partnerzy w interesach i robotnicy na ranczu, Buck i Marshall. Szeryf przyszedł nas sprawdzić. Myśli, że ukrywamy konie. - Mamy dość zwierząt do wykarmienia bez przygarniania dzikich koni. Możemy wszystko pokazać, jeśli pan chce. – Marshall wskazał głową. - Możemy iść wszyscy razem, ale przede wszystkim potrzebuję właściciela nieruchomości. – Nałożył kapelusz i wyszedł na ganek. Buck złapał papiery od koni i pobiegł, by dogonić Marshalla, Diane i szeryfa przy stodole. ~ 63 ~
- Widzi pan. Dwa wyszkolone pod siodło konie, które kupiłam od Jake’a Margusa. – Diane zachowywała się normalnie i swobodnie. - Ma pani jakieś dowody? – zapytał szeryf. – W raporcie jest napisane, że osoba, która to zgłaszała, pytała cię o to i nie było żadnych koni w posiadłości. - Przyniosłem je za ciebie, Diane. – Buck przekazał papiery. - Dzięki. – Uśmiechnęła się. – Jak pan widzi, szeryfie, kupiłam te konie dzisiaj. Może pan zapytać Jake'a, jeśli jednak chcę się rozwijać, potrzebuję koni. Zamierzamy hodować kozy. Szeryf spojrzał na zagrody przyszykowane dla kóz. - Rozumiem. No cóż, spędy denerwują ludzi. Oni myślą, że mustangi wpadną na ich posiadłości w popłochu. To czyni ludzi podejrzliwymi i wszyscy obrońcy sprawiają, że inni wpadają w paranoję. Diane wzruszyła ramionami. - Czy to wszystko? Czy narobiła sobie kłopotów składając fałszywe zeznania? Szeryf się uśmiechnął. - Wyczuwam tu odrobinę rywalizacji. Kocham nasze małomiasteczkowe błazeństwa. Zajmę się tym jak tylko dla pewności zwiedzę resztę posiadłości. Obchód objął całą posiadłość. Ptaki grzebały nogą i wpatrywały się w nową osobę. W ich zagrodach nie było koni, tak samo jak na terenie, gdzie Buck planował zbudować zagrody dla kóz. Kiedy znaleźli się z powrotem w domu, kot syknął na szeryfa i szedł za nim od pokoju do pokoju, dopóki nie wrócił do frontowych drzwi. Buck podniósł kota i podrapał jej głowę, by uspokoić opiekuńczego kota. - No cóż, przepraszam, że zakłóciłem spokój. Porozmawiam ze skarżącym i upewnię się, że nie wywoła żadnych dalszych problemów. Diane odchrząknęła. - Proszę jej powiedzieć, ode mnie, że nie jest już mile widziana na mojej posiadłości. Chłopcy postawią jeszcze dzisiaj znak z zakazem wstępu i oczekuję, że będzie respektowany szczególnie przez nią. - Oczywiście. – Ukłonił się kapeluszem i zszedł po schodach.
~ 64 ~
Diane zatrzasnęła głośno drzwi i odetchnęła z ulgą. - Byłaś wspaniała! – Marshall ją przytulił i uniósł z podłogi. Minny zeskoczyła i oddaliła się, teraz kiedy jej dom był już bezpieczny, a kiedy Marshall postawił ją na ziemi Buck mógł pocałować Diane. - Ta suka go obserwowała. Co za przykrość. Myślę na serio o tym znaku. Nie chcę jej już nigdy więcej na naszej ziemi. Buck się uśmiechnął. - Co? – zapytała. - Powiedziałaś nasza ziemia. Wzruszyła ramionami. - No cóż, zasłużyliście sobie, by ją dzielić, przez pot i ciężką pracę. Jestem całkiem apodyktyczna i wymagająca. - Dlaczego nie pokażesz nam jak jesteś apodyktyczna i wymagająca w łóżku. Nie skończyliśmy tego, co zaczęliśmy wcześniej. – Marshall zerwał z siebie koszulkę. - Wstrzymaj swoje konie, albo wstrzymaj siebie. Znak, jako pierwszy. Mówię poważnie. W garażu jest trochę farby i stara sklejka. Gdy pojedziemy do miasta po zaopatrzenie, kupimy taki oryginalny, ale ten na początek wystarczy. – Pocałowała Bucka, potem Marshalla. – Będę czekać. Diane ruszyła korytarzem, rozpinając stanik i zsuwając go wraz z rękawami koszuli. - Jaka z niej żartownisia. – Uśmiechnął się Buck. - Za to ją kochamy. Chodźmy do pracy. – Marshall pchnął Bucka w stronę drzwi.
***
Podczas gdy oni pracowali, Diane wstawiła obiad, nakarmiła kota i zrobiła listę zakupów, jakie musieli kupić w mieście. Kiedy usłyszała jak hałasują w garażu, rzuciła się do sypialni i szybko pozbyła się dżinsów, majtek i koszulki. Rozłożyła się na łóżku,
~ 65 ~
pragnąc wyglądać ponętnie. Przeczesała włosy palcami, mając nadzieję, że to też zadziała. Nigdy nie była dobra w malowaniu się i strojeniu dla mężczyzn. Buck i Marshall weszli skąpani w słońcu i nadzy. Bez wątpienia szlak ubrań znaczył korytarz, ale ich wejście to zrekompensowało. Wspięli się na łóżko bez słowa. Buck złapał kilka prezerwatyw, ale jedną rękę trzymał za swoimi plecami. Ukrywali coś. W tej rundzie, absolutnie potrzebowała mieć ich obydwa. Czyżby przynieśli jakieś zabawki erotyczne? Potrzebowała ich! - Mamy coś dla ciebie. – Buck wyciągnął naszyjnik z delikatnego srebra z dużym opalem pośrodku. - To jest piękne, ale mówiłam wam, że niczego nie zastawię. Mogę zdobyć pieniądze. – Próbowała odsunąć jego rękę. - Nie, to było w mojej rodzinie od pokoleń. Chcę, żebyś to nosiła. Nie codziennie, ale chcę, żebyś miała coś, co łączy się ze mną i moją rodziną. – Zawiesił go na jej szyi i zapiął. Spojrzała w dół i poczuła gulę w gardle. - Jest piękny. Marshall wyciągnął bransoletkę. - A to powinno do tego całkiem dobrze pasować. Podobała ci się przedtem. - Kocham to. Ale nie musieliście. – Potrząsnęła głową, kiedy Marshall wsuwał ją na jej nadgarstek. – Dziękuję. - Nazwijmy to naszym zaangażowaniem. Wymiana biżuterii jest tradycją. – Buck ją pocałował. - Jesteście kimś wyjątkowym. Nie zasługuję na was. – Poklepała łóżko, by do niej dołączyli. - To my nie zasługujemy na ciebie. Doskonale pasuje. – Marshall pocałował jej rękę. Leżeli po obu jej bokach i każdy z nich położył silną rękę na jej brzuchu. Jej wnętrzności skręciły się po więcej. Żadnej gry wstępnej, tylko seks, ale to najwyraźniej nie był ich zamiarem. Buck ją pocałował, a Marshall zaczął ssać jej pierś, a potem się zamienili. Jej piersi drżały, a cipka pulsowała za działaniem.
~ 66 ~
Oddawała im pocałunki i sięgnęła w dół, głaszcząc ich twarde kutasy, ale żaden nie wydawał się być zmotywowany do przyspieszenia swoich działań. Łapiąc prezerwatywę, popchnęła Marshall na plecy i nasunęła mu zabezpieczenie. Siadając okrakiem na jego biodrach, opadła na niego aż do podstawy, opierając się rękami o jego tors. Jej ciało zacisnęło się na nim i wołało o więcej. Ujeżdżając go niczym kowbojka, skinęła na Bucka. Zamiast przesunąć się za nią, uklęknął nad twarzą Marshalla. Wyciągnęła się; biodra wciąż podskakiwały na jego fiucie, jakby ktoś miałby go jej zabrać. Jej usta possały główkę kutasa Bucka, a potem wzięła ile mogła, nadal zaspokajając swoje ciało. Marshall ssał jądra Bucka i to jeszcze bardziej ją podnieciło. To było bardzo intymne i słodkie z takim pierwotnym głodem. Buck podciągnął ją w górę i pocałował w usta. Chwycił jej piersi i Diane wiedziała, czego wszyscy potrzebowali. Ujeżdżała Marshalla, a jego palce pracowały nad jej łechtaczką. Nagły orgazm wydobył z niej sapnięcie i dreszcz. Ale palce się nie zatrzymały, a jej spełnienie trwało bez końca, trzymana przez Bucka. Usłyszała jak Marshall krzyknął i wiedziała, że doszedł w niej. Nabijając się na niego, by dostać ostatnią drobinę przyjemności, pochyliła się wprost w ramiona Bucka. - Jesteście fantastycznym zespołem – zamruczała. - A jeszcze wszystkiego nie widziałaś. – Buck przetoczył ją na plecy i uwięził w uścisku swoich ramion i nóg. Uśmiechając się do niego, nie miała już żadnej energii, ale jej ciało miało więcej potrzeb. - Pieprz mnie. Proszę. Buck naciągnął swoje zabezpieczenie i przesunął ręce pod jej pupę. Przechyliła biodra dla lepszego kąta i jęknęła, gdy ją wypełnił. Przebiegając rękami po jego piersi, odwróciła głowę, by spojrzeć na Marshalla. Jego szeroki uśmiech mówił wszystko. Leżał na boku, przyglądając się jak jest pieprzona. - Mocniej – popędziła Bucka. Marshall się pochylił, całując jej usta i przenosząc się na jej piersi. Wyginając plecy, kołysała biodrami wspólnie z Buckiem, który zwiększył tempo. - Tak dobrze? – zapytał Marshall. ~ 67 ~
- Bardzo dobrze! – Przeciągnęła ręką po jego plecach, podczas gdy drugą trzymała się ramienia Bucka. Marshall przesunął się, by pocałować Bucka, a potem zaczął lizał jego ciało. Ten widok wywołał u niej dreszcz, a Marshall schodził coraz niżej. W końcu, jego usta znalazły się na jej łechtaczce, ssąc i drażniąc ją, dopóki nie pomyślała, że zaraz zemdleje. - Mocniej! – zawołała. Buck chwycił jej biodra i dał jej to, podczas gdy Marshall przygryzł jej łechtaczkę i pstryknął ją językiem. Orgazm sprawił, że podskoczyła, ale cztery silne dłonie przytrzymały ją w miejscu, a ekstaza przetoczyła się przez każdy centymetr jej ciała. Gdy otworzyła oczy, jej ciało wciąż drżało, ale w końcu zostało zaspokojone. Jej cipka nadal była pełna, a Marshall przesunął się w górę, całując i ściskając jej piersi. Gdy Buck jeszcze raz łagodnie się w nią wbił, jęknęła i zawinęła nogi wokół jego pasa. - Chcę posmakować was oboje – powiedział Marshall, zsuwając się ponownie w dół do jej cipki. - On się nigdy nie nudzi. – Buck pocałował Marshalla. - Jesteś blisko? – zapytał Marshall. Buck przytaknął głową, a potem szybko wykonał kilka pchnięć i się wysunął. Diane przyglądała się jak Marshall zrywa prezerwatywę i pracuje nad kutasem Bucka, dopóki ten nie doszedł na fałdkach jej szparki. Widok spełnienia Buck i Marshalla zlizującego jego spermę wraz z jej sokami sprawił, że Diane zajęczała z pożądania. Podnosiła biodra za każdym razem jak jego język uderzał w jej łechtaczkę. Dokładnie jak zawsze, wylizał jej cipkę do czysta. - Nie mogę uwierzyć jak bardzo tego potrzebowałam – przyznała się. - Teraz absolutnie należysz do nas. – Buck mocno ją pocałował. Marshall dotykał palcami bransoletki na jej nadgarstku. - To dobrze na tobie wygląda.
~ 68 ~
- Nie bardzo lubię nosić biżuterię, ale ta bardzo mi odpowiada. Nie jest zbyt krzykliwa. Na specjalne okazje. Będę o nią dbać. Kocham was. – Pocałowała Bucka, potem Marshalla. - To dobrze, ponieważ to jest dopiero początek dzisiejszej zabawy. – Marshall mrugnął. Jej ciało zadrżało, jakby to przeczuwała. - Co macie na myśli? Buck pocałował jej szyję, gdzie tak niewinnie leżał naszyjnik. - Będziesz musiała poczekać to zobaczysz. A teraz, przerwa na obiad. Ponieważ jedna potrzeba została zaspokojona, jej żołądek zaburczał za obiadem. - No dobrze, ale tak naprawdę nie mam ochoty zakładać ubrań. - Minny będzie wstrząśnięta. – Buck zachichotał. Marshall pocałował jej sutek. - Chyba nie chcesz, żeby coś ci spadło, i oparzyło czułe miejsca. Diane przeciągnęła się i wyśliznęła z łóżka. Łapiąc jedną z ich koszulek, założyła ją przez głowę. - W porządku. Jutro, musimy wybrać się do miasta po zaopatrzenie. Zrobiłam listę, do której możecie coś dopisać. – Wyszli za nią do kuchni. Było tak normalne i rutynowo, a to kochała. Ci dwaj mężczyźni wiedzieli, co jest w życiu ważne i jak głęboka może być miłość. Rozgorzała w niej potrzeba jazdy na oklep na jej mustangach, ale dzisiaj wieczorem to może być zbyt rzucające się w oczy, dopóki jeszcze jest tu szeryf. Jutro w nocy będzie wystarczająco dobrze, by wziąć ich na przejażdżkę.
Tłumaczenie: panda68
~ 69 ~