Frank Cioffi C T W O W A M Spis treści Przedmowa................................. 5 ROZDZIALI Dlaczego wciąż spieramy się o Freuda?...
12 downloads
39 Views
17MB Size
Frank Cioffi
CTWO
W AM
Spis treści Przedmowa.................................
5
ROZDZIALI
Dlaczego wciąż spieramy się o Freuda?......................................................................... 7 ROZDZIAŁ 2
Freud Wittgensteina . . .................
133
ROZDZIAŁ 3
Freud i idea pseudonauki . ......................................................................................... 163 ROZDZIAŁ 4
Wollheim o Freudzie.................
200
ROZDZIAŁ 5
Mit wrogiego przyjęcia Freuda ...................................................................................... 225 ROZDZIAŁ 6
Objawy, życzenia i działania.............. ........................................................................... 255 ROZDZIAŁ 7
Czy Freud był kłamcą?.......... ...................................................................................... 279 ROZDZIAŁ 8
Od „naukowej bajki” Freuda do poprawnej politycznie „naukowej bajki” Massona.. 288 ROZDZIAŁ 9
Psychoanaliza, pseudonauka i sprawdzalność .........................
294
ROZDZIAŁ 10
Oskarżanie Poppera a wybielanie Freuda przez Grünbauma jako „egzegetyczne tworzenie mitu” ...........................
332
ROZDZIAŁU
O wyjaśnianiu i biografii rozmawiają David Ellis i Frank Cioffi............................
366
ROZDZIAŁ 12
Patrząc przez psychoanalitoskop. Bouveresse o FreudzieWittgensteina....................... 388 ROZDZIAŁ 13
Ostateczny rozrachunek ................................................................................................399 Literatura....................................................................................................................... 416 Indeks osobowy............................................................................................................. 421 Indeks rzeczowy............................................................................................................. 432
Dla Nalini
Przedmowa O twierający książkę rozdział zatytułow any „D laczego w ciąż spieramy się o Freuda?” został napisany specjalnie do niej. P ozostałe rozdziały były pu blikow ane w cześniej w pracach zbiorow ych lub czasopism ach. W szystkie zostały z lekka przeredagowane pod w zględem przejrzystości, ale pom ija jąc kilka popraw ionych błędów egzegetycznych, ukazują się w takiej po staci, w jakiej były opublikow ane. K olejność, w jakiej następują po sobie, odpow iada kolejności ich pow staw ania tylko z wyjątkiem rozdziału „Od Freuda «naukowej bajki» do M assona poprawnej politycznie «naukowej bajki»”, k tóiy um ieszczon o za rozdziałem „C zy Freud był kłamcą?”, p o niew aż tem atem i jed n ego, i drugiego je st zaproponowana przez Freuda uw iedzeniow a teoria histerii. N a m oją w d zięczn ość za u d zielon ą pom oc i zachętę zasłużyli: Frede rick Crews, A llen Esterson, D avid E llis, Edward G reenwood, N ick Bunnin, Sagar Nair, Frank L. Cioffi oraz „Lord” Harry MacFarquhar. Pragnę także w yrazić uznanie personelow i D ziału Informacji Bibliotecznej oraz Biura U dostępniania Dokum entacji U niw ersytetu Kent w Canterbury.
Rozdział 1
Dlaczego wciąż spieramy się o Freuda?' Oto niektóre podw ażające autorytet Freuda zarzuty, jakie w ostatnich la tach kierow ano pod je g o adresem: kłam ał, kiedy m ów ił o roli, jak ą odegrał w popieraniu roli kokainy w zw alczaniu nałogu m orfinowego; szerzył fał szy w e i o szczercze op ow ieści o pow odach zerwania przedw cześnie przez Breuera12 w spółpracy m iędzy nimi; w 1898 roku chełpił się „niezliczony m i” sukcesam i terapeutycznym i, których nie było; najpierw przez osiem lat pom ijał m ilczeniem pom yłkę, jak ą popełnił wm awiając pacjentom, że w d zieciń stw ie padli ofiarą m olestow ania seksualnego, po czym bezpod staw nie przechw alał się odkryciem zd oln ości odróżniania skutków rzeczy w isteg o m olestow ania od skutków m olestow ania jako wytworu fantazji; 1 W niniejszym opracowaniu zastosowano następujące skróty: CP, Collected Papers [Sig mund Freud, Collected Papers (przełożyli Joan Riviere, Alix Strachey i James Strachey), 5 tomów, Hogarth Press, London 1924-1950 (przyp. tłum.)]; IL , Introductory Lectures [Wstęp do psychoanalizy (przełożyli S. Kempnerówna i W. Zaniewicki), Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2004/1916 (przyp. tłum.)]; NIL , New Introductory Lectures [Sigmund Freud, Wykłady ze wstępu do psychoanalizy. Nowy cykl (przełożył Paweł Dy bel), Wydawnictwo KR, Warszawa 1995/1933 (przyp. tłum.)]; S. JEs., The Standard Edition of the Complete Psychological Works of Sigmund Freud [(pod redakcją i częściowy przekład Jamesa Stracheya), 24 tomy, Hogarth Press, London 1953-1974 (przyp. tłum.)]; Life , Er nest Jones, Sigmund Freud. Life and Work [Vol. I—III, Basic Books, New York 1953-1957 (przyp. tłum.)]. 2 Josef Breuer (1842-1925), lekarz austriacki. Jego prace dały podwaliny pod psychoana lizę (przyp. tłum.). 7
FREUD I PSEUDONAUKA
podaw ał przeinaczone i interesowne w yjaśnienia postępowania, które do prow adziło go na początku do niezgodnego z rzeczyw istościądopatryw ania się skutków m olestow ania seksualnego, robił to zaś po to, żeby nie przy znać się, że to b yło to sam o postępow anie, dzięki któremu dokonał „odkry cia” kom pleksu Edypa oraz w ielopostaciow ej perw ersyjności dziecięcej; żeby nie spotkać się z zarzutem, że je g o teorie sw oje pozorne kliniczne potw ierdzenie zaw d zięczają uległości pacjentów, niezgodnie z prawdą zaprzeczał, iż tw orzył j e wpierw, nim były przez pacjentów potwierdzo ne; tw ierdził, że słu szn ości sw oich tez o d ziecięcej seksualności d ow iódł „w najdrobniejszym szczeg ó le” w niezależnych badaniach zachow ania dzieci, a w rzeczyw istości nigdy ich nie przeprowadził; m im o że publicznie obstaw ał przy tym , iż podstawa, na której oparł uprzyw ilejow aną etiolo giczn ą rolę seksualności, była em piryczna i narzuciło mu j ą je g o dośw iad czen ie kliniczne, to prywatnie przyznał, że tw orzyły j ą założenia a priori, których nie ch ciał się pozbyw ać; dokładna analiza je g o tekstów ujawnia tak ogrom ne sprzeczności, że m ożna w tym wypadku m ów ić o oportunistycznym typie um ysłu. A jak na ten grad oskarżeń odpow iada głośna i w p ływ ow a część inte lektualnej i akadem ickiej społeczności? „Nikt nie je st doskonały”. N ic w ięc d ziw n ego, że stosunkow o często niew łaściw e zachow ania Freuda w cią ż je s z c z e uspraw iedliw ia się, używ ając argumentów uznanych przez krytykę - słusznie czy niesłusznie - za m ało godne uw agi, ponie w aż pozytyw ne dzied zictw o Freuda bierze górę nad w szelkim i w ątpliw o ściam i, które pojaw iają się w w yniku bardziej niż zw yczajow o krytycznie nastawionej analizy je g o tekstów i postępow ania. K uriozalność takiej li nii obrony Freuda m ożna uw idocznić za p om ocą analogii. To tak, jakby pow iedzieć: „ S ą tacy, którzy twierdzą, że M arilyn M onroe m iała w ielk ą brodawkę na nosie. N o cóż, m oże m iała, a m oże nie miała, ale czy nie w styd im, że poddają pod dyskusję głu p ią brodawkę tak uroczej osoby, jak M arylin”? C zy nie bylibyśm y szczerze zdum ieni taką odpow iedzią? C zyż nie skoncentrow alibyśm y się na pytaniu o to, czy rzeczyw iście Ma rylin M onroe m iała w ielk ą brodawkę na n osie, i je śli miała, tó jak m ożna było tego nie zauw ażyć, a jeśli nie m iała, to skąd się w zięło przywidzenie, że miała? Jednakże ciągłe powtarzanie, że jest to m ało interesujące, jest pow szech n ą reakcją na budzące niepokój odkrycia, które przynosi skru pulatne badanie stosow anych przez Freuda m etod klinicznych i ogóln ie kontrowersyjnych praktyk.
8
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
Prowadząc obronę w takim stylu trudno zauw ażyć, że w oskarżeniu nie chodzi tylko o to, iż Freud m anipulow ał faktami, lecz że robił to otwarcie i dlatego w sprzysiężeniu, a m oże naw et w ukartowanej grze je g o stronni ków należy dopatrywać się najważniejszej roli, jak ą one odegrały w w io dącym rej i obow iązującym przez niem al stulecie procesie idealizow ania i zakłam yw ania. N ie m o g ą oni w iarygodnie tłum aczyć się, jak w wypadku p ow ied zm y gułagów , że gułagi znajdow ały się tysiące m il stąd i dlatego niew ied za o ich istnieniu pom niejsza w in ę - argumenty przem awiające za tym , żeb y w ątpić w bona fides Freuda jak o autentycznego poszukiw acza prawdy od dawna leżą na półkach bibliotek pod je g o w łasnym nazw iskiem i są dostępne dla w szystkich. Z gubnym skutkiem tej taktyki, w której pom im o przyznania się do tego w szy stk ieg o od syła się do jak iegoś w yszukanego, lecz ukrytego podtek stu, je st to, że dzięki niej precyzyjny charakter argumentu skierow anego przeciw ko tradycyjnem u poglądow i pozostaje niesprawdzony, a je g o siła przekonyw ania podana w w ątpliw ość. Takie przeniesienie uwagi z tekstu ew identnie tendencyjnego na subtelny podtekst pociąga za sob ą pew ne nieb ezp ieczeń stw o, że ten tekst znajdzie się potem w obiegu. I tak się też stało. O tym , ile takich ostentacyjnie bezpodstaw nych poglądów w ciąż je sz c z e krąży, św iadczy złudzenie, jakiem u ulegli Erik Erikson, Peter Gay, Janet M alcolm , A d o lf GrUnbaum, Frank Sullow ay i w ielu innych, że Freud zbudow ał sw o ją u w ied zen iow ą teorię histerii na w yznaniach pacjentów. N ic z łe g o się nie stanie, je śli zam iast o próbach zatuszow ania przez R i charda N ix o n a afery Watergate podyskutujem y o je g o sukcesach dyplo m atycznych, poniew aż nie zachodzi obaw a, że taka dyskusja pozostaw i choćby cień w ątp liw ości co do je g o zaangażow ania w aferę Watergate. A le z narosłym i w ok ół psychoanalizy legendam i jest inaczej, poniew aż rze kom o autorytatywni, jak ci w ym ienieni w yżej komentatorzy, powtarzają w kółko poglądy, z którymi w ystarczy godzina spędzona w bibliotece, by się nie zg o d zić (patrz w tym tomie: „Czy Freud był kłamcą?” oraz „Oskar żanie Poppera a w ybielanie Freuda przez Grunbauma jako «egzegetyczn e tw orzenie m itu»”). Istnieje jednak bardziej zdecydow ana forma obrony Freuda, która nie chow a się w w ysublim ow anym podtekście, a w tekście znajduje niew iele do uspraw iedliw ienia. Brodawki po prostu nie było. Przyjrzyjmy się do kładnie tej bardziej tradycyjnej form ie apologetyki. Jak w ytłum aczyć to, że po toczących się od blisko stu lat dyskusjach są je sz c z e tacy, którzy uważa ją, że freudow ska psychoanaliza w niosła najwięcej w naszych czasach do 9
FREUD I PSEUDONAUKA
zrozum ienia człow iek a, oraz tacy, którzy w id zą w niej „najw iększe inte lektualne oszu stw o dw udziestego stulecia” (Peter M edawar)? Najbardziej obiecujące rozstrzygnięcie tego w iek ow ego sporu o w ia rygodność freudow skiej teorii nawiązuje do n iem ożności dojścia do po rozum ienia. Freud m iał m nóstw o p om ysłów i być m oże m am y tutaj do czynienia ze zjaw iskiem ślepców i słonia. K ażdy z nich zatrzym ywał się na innym fragm encie zw ierzęcia i op isyw ał dokładnie ten, przy którym został. Tak się niew ątpliw ie niekiedy dzieje, ale ten sposób wyjaśniania nie sprawdza się w sytuacjach, w których zapew ne w polu w idzenia znajduje się ten sam fragm ent całego dzieła, jak to je st w wypadku, na przykład, rozbieżnych ocen freudow skich studiów przypadków. Podczas odbyw ającego się w roku 1959 na U niw ersytecie N ow ojor skim sym pozjum Jacob A rlow zalecał freudow skie studia przypadków jako panaceum na sceptyczne wątpienie. D waj w sp ółcześn i analitycy nazyw ają freudow skie studia przypadków „zapisem ludzkiego um ysłu w jednym z najbardziej niezrównanych d zieł naukow ego odkrycia”3. Kurt Eissler nazyw a p ięć analizow anych przez Freuda studiów przypadków „fi larami, na których w spiera się psychoanaliza jak o nauka em piryczna”4. A le po ich opublikow aniu w roku 1925 w przekładzie na języ k angielski pew ien recenzent napisał, że „w historiach przypadków najgorsze jest to, iż uparcie w ykorzystuje się w nich kilka nienaruszalnych m yśli (...) A by w esprzeć sw oje interpretacje, uczepia się on om alże niewyobrażalnie try w ialnych drobiazgów , którym nadaje tak naciągany sens, że aż przekra czający granice zdrow ego rozsądku”5. Podobne opinie w ygłaszali i inni. Thom as Szasz nie bez podstaw m ó w ił o przeprowadzonych przez Freuda studiach przypadku jako ich „im itacjach”6 i ten pogląd przeniknął do w ie lu apologetów Freuda. W roku 1983 Janet M alcolm , skądinąd niezłom nie występująca w obronie roszczeń psychoanalizy, ośw iadcza, że „(Freuda) studia przypadków przyczyniły się chyba bardziej do skom prom itowania psychoanalizy, n iż jakikolw iek inny jed n ostkow y aspekt tej profesji (...) Spośród w szystkich pism Freuda te najbardziej trącą m yszką, są staro
5 Mark Kanzer i Jules Glenn, red., Freud and His Patients (New York: Jason Aronson, 1980), s. 43. 4 Kurt Eissler, Medical Orthodoxy and the Future of Psychoanalysis (International Univer sities Press, 1965), s. 395. 5 Times Literary Supplement (10 September 1925). 6 T. Szasz, Anti-Freud (University o f Syracuse, 1990), s. xii.
10
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
św ieck ie, najbardziej narażone na krytykę, najmniej instruktywne”7. (C zy było k ied yk olw iek do pom yślenia, że gdy w ilki zaczną doganiać, to w ła śnie Freud zostanie rzucony im na pożarcie?). R ów n ież i prześw iadczenie, że dysputanci m ogli m ieć na m yśli nie te sam e studia przypadku, okazało się bezpodstaw ne. O studium przypadku „C złow ieka z w ilkam i” G eoffrey Gorer m ó w ił, że „dla w ięk szości czytel ników udokum entow any charakter teg o przypadku je st św iadectw em za sadniczego znaczenia dośw iadczeń seksualnych i fantazji o treści erotycz nej w e w czesn ym dzieciństw ie dla pojaw ienia się nerw icy w dzieciństw ie i życiu dorosłym ”8. D o opinii wyrażonej przez Kurta Eisslera w retorycz nym pytaniu: „Kto je sz c z e, po sześćd ziesięciu latach, byłby zdolny zrekon struować historię dzieciństw a, która m ogłaby dorównać przeprowadzone m u przez Freuda studium przypadku «C złow ieka z w ilkam i»?”, dołącza się John Forrester910. Przypadek „C złow ieka-Szczura” ma rów nież sw oich admiratorów. Clark G lym our pisze: „Przypadek «C złow ieka-Szczura» (...) je st bardzo pouczający, pozbaw iony wyraźnej indoktrynacji pacjenta i za w iera n iew iele arbitralnych w n iosk ów (...)” '°. D la Johna Kerra przypadek „C złow ieka-Szczura” jest przykładem „nadzw yczajnego przedstawienia m etody i bezkonkurencyjnego p sy ch ologiczn ego opracowania nauko w e g o ” 11. M arshall E delson uważa, że i „C złow iek-Szczur”, i „C złow iek z w ilk am i” to w zory dobrego w yjaśniania12. A le to przecież głów n ie pod adresem przypadku „C złow ieka-Szczura” kierow ał sw oje uw agi krytyczne w spom niany recenzent w Times Literary Supplement. C zym w ytłum aczyć te niezgodne ocen y przeprowadzonych przez Freu da, i o g ó ln ie freudow skich, studiów przypadku? Jest taka prosta, aczkol w iek w ostatecznym rozrachunku błędna odpow iedź na to pytanie. M ów i ona, że przeprowadzone przez Freuda studia przypadku w yklina się dlate go, iż przyw oływ ane na ich poparcie etio lo g ie są niesprawdzalne, a skoro
7 Janet Malcolm, „Six Roses on Cirrhose”, New Yorker (24 January 1983), s. 96-106. 8 Review o f Muriel Gardiner, red., „The Wolf-Man and Sigmund Freud”, The Observer Review (London, 30 January 1972). 9 The Seductions o f Psychoanalysis (Cambridge University Press, 1990), s. 207. 10 Theory and Evidence (Princeton University Press, 1989), s. 265. 11 Cytowany przez Crewsa w The Memory Wars (A New York Review Book, 1995) [Fre derick Crews, Wojna o pamięć. Spór o dziedzictwo Freuda (przetłumaczyła Urszula Krzysztonek). Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2001, s. 66 (przyp. tłum.)] z: A Most Dangereous Method (Alfred Knopf, 1993), s. 184. 12 Psychoanalysis'. A Theory in Crisis (University o f Chicago Press, 1990), s. 357. 11
FREUD I PSEUDONAUKA
są niespraw dzalne, to i pseudonaukowe. W ykażę, że aczkolw iek przyw o ływ ane przez Freuda etiologie są niejednokrotnie niesprawdzalne, nie są pseudonaukow e z sam ego tego tylko pow odu, i że trzeba gdzie indziej szukać odpow iedniej podstawy, na której będzie je m ożna poddać krytyce. W szakże z zarzutem niespraw dzalności teorii Freuda, a w szczególn ości je g o sięgającej do dzieciństw a etiologii, tak często się nie zgadzano, że ten tem at w ym aga oddzielnego om ów ienia.
Czy teoria freudowska jest sprawdzalna? N a to pytanie A d o lf Grunbaum odpow iada niestrudzenie zdecydow anym „tak” . S ą jed n a k uzasadnione pow ody do przejścia nad tym do porządku dziennego. Grunbaum zdaje się kierować d w om a kryteriami zaintereso wania tym problem em . Po pierw sze, zajm ow ał się nim ju ż w cześniej Karl Popper i, po drugie, rozw iązał go źle. Tylko tak będzie m ożna zrozum ieć, jak Grunbaum radzi sobie z kw estią spraw dzalności teorii Freuda i jaki to m a zw iązek z zarzutem pseudonaukow ości. Problem sprawdzalności sprowadza się u niego do pytania o to, czy „ ogół tekstów Freuda” zaw ie ra jak ieś w yp o w ied zi z obserw ow alnym i im plikacjami. N ie m a w łasnego zdania o zw iązku zagadnienia niespraw dzalności z zagadnieniem pseu donaukow ości, lecz zapożycza - jak sądzi - pogląd Poppera, w ychodząc z błędnego założenia, iż dla Poppera niespraw dzalność jest warunkiem ko niecznym pseudonaukow ości, toteż pokazanie, że teoria jest sprawdzalna będzie w szystkim , co jest konieczne do odparcia zarzutu13. Poza tym, kiedy Grunbaum dobiera przykład, który ma pokazać, że freudowska teoria jest sprawdzalna, to pom ija te tezy, przeciw ko którym zarzut był zw yczajow o kierowany. N ig d z ie nawet nie w spom ina o kim ś innym oprócz Poppera, kto kw estion ow ał sprawdzalność freudowskiej teorii, a je g o książka musi być naprawdę niezw ykła, skoro w indeksie nie ma najpopularniejszej pod staw y do tego zarzutu - pojęcia libido.
13 Sam Popper nie jest w tym zresztą bez winy. W swoich odpowiedziach na krytykę w książce pod redakcją Schilppa The Philosophy of Karl Popper (La Salle, Illinois: Open Court, 1974) pisze: „Teorię Freuda krytykowałem po prostu za to, że nie zawiera potencjal nych falsyfikatorów” (s. 983). Popper jest w błędzie. Nie krytykuje teorii Freuda „po prostu za to, że nie zawiera potencjalnych falsyfikatorów” (patrz rozdział 9 w niniejszym tomie „Psychoanaliza, pseudonauka i sprawdzalność"). 12
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
Jest je sz c z e jed n o, łatw o dające się zauw ażyć źródło prześw iadczenia Griinbauma, że teoria freudow ska jest sprawdzalna. Jest nim koncepcja spraw dzalności, którą m ożna nazw ać koncepcją „skarbca banku szwajcar sk iego” . O tóż dow odzi on, że krytykom nie udało się w ypracow ać n icze go, co działałoby na niekorzyść teorii, w ob ec tego jest to rów noznaczne z jej spraw dzalnością, p on iew aż rzeczn icy teorii m im o w szystko poradzą sobie z w yzw an iem , formułując z opóźnieniem stwierdzenia, które będą obserw ow alnym i im plikacjam i teorii, podobnie jak m ożna ostatecznie po tw ierdzić roszczenie, wyjm ując dokum ent sądow y z tajnej skrytki banko w e j14. N ie je st to jednak jed yn e źródło konkluzji, że teoria freudowska jest sprawdzalna, poniew aż podobnie tw ierdzi popperzysta J.O. W isdom.
Nie odróżnia się potencjalnego braku egzemplifikacji od potencjalnej falsyfikacji W sw oim opracowaniu filozofii nauki Poppera J.O. W isdom w ysuw a ar gum ent przem aw iający za freudow ską teorią pom yłek, ale jest on oparty na pom ieszaniu falsyfikacji z brakiem egzem plifikacji15. W isdom sądzi, że udow odnił falsyfikow alność teorii pom yłek Freuda, dlatego że przy toczył przypadek zapom nienia, który początkow o w ydaw ał się niem ożli w y do w yjaśnienia po freudowsku, ale pom im o to dostarczył skojarzenia, dzięki któremu ch w ilow e zapom nienie stało się zrozum iałe. Tylko że on m iał podobno pokazać, iż teoria m oże być sfalsyfikow ana, a nie że to, co okazało się pozytyw nym przykładem , nie m usiało być takie. A poniew aż brak w yjaśniającego skojarzenia nie m ógł pokazać, że teoria jest błędna, lecz tylko to, iż przykład zaw iódł oczekiw ania czy też nadzieje na to, że okaże się przykładem pozytyw nym , to falsyfikow alność teorii nie została udow odniona. W adliwie przez W isdom a przeprowadzony dow ód zawiera bardzo p ow szech n y błąd polegający na tym , że niespełnienie oczekiw ania,
14 „(...) odrzucam tedy aroganckie oczekiwanie, że jeśli hipotezy zaawansowanej psycho analizy byłyby w ogóle sprawdzalne, to każdy intelektualnie uzdolniony naukowiec byłby w stanie wynaleźć test odpowiedni do ich sfalsyfikowania”, Foundations of Psychoanalysis (University o f California Press, 1984), s. 113 [Adolf Grünbaum, Podstawy psychoanalizy. Krytyka filozoficzna (przetłumaczyła Elżbieta Olender-Dmowska). Wydawnictwo Univer sitas, Kraków 2004, s. 128 (przyp. tłum.)]. 15 Foundations o f Inference in Natural Science (Methuen, 1952). 13
FREUD I PSEUDONAUKA
iż nierozpatrzony na razie przykład okaże się pozytyw ny, bierze się za falsyfikację uogólnienia tego, czeg o reprezentantem ten przykład m oże się okazać. P rzew idyw anie, że przykład okaże się pozytyw ny m oże się nie spełnić w cale nie dlatego, iż uogólnienie, którego jest on reprezentantem, m oże zostać przezeń sfalsyfikow ane. Z w iązek m iędzy egzem plifikacją a falsyfikacją jest niesym etryczny. Jeśli analityk podejrzewa, że pacjent wyparł im pulsy hom oerotyczne, a ten na dalszym etapie analizy pow ie mu o sw oim pierw szym przeżyciu silnego podniecenia seksualnego na m yśl o stosunku płciow ym z m ężczyzną, to podejrzenie analityka otrzyma wsparcie w takim sensie, że gdyby pacjent nie m iał takiego przeżycia, to podejrzenie analityka na tym by i tak nie ucierpiało16. N a pytanie o to, jak pacjent m usi się zachow ać, żeby m ożna mu było zasadnie przypisać n ie św iadom y kom pleks, łatwiej odpow iedzieć niż na pytanie o to, jak się on m usi zachow ać, żeby m ożna było p ow ied zieć, że go nie ma. Jedno z takich pytań, które Griinbaum pom ija, postaw ił ju ż dobre pół w ieku temu M ax Scheler: „C zego u Freuda zupełnie brak - to bardziej określonych w skazów ek [na temat tego], czym różni się uzasadnione i ko nieczne «opanow anie» libido i popędu p łcio w eg o od «stłum ienia» go, m a ją ceg o , je g o zdaniem , stanow ić głów n e źródło chorób nerw ow ych. [Brak] też zdecydow anie określonego w skazania warunków różnicujących, które mają prow adzić od stłum ionego libido raz w kierunku «sublim acji», in nym razem w kierunku «choroby»”17. Griinbaum ma o czyw iście prawo m ieć nadzieję, że kiedy zostanie otwarta freudow ska skrytka bankowa, to będzie w iadom o, jak rozstrzygnąć ten problem, a do tego czasu teoria jest niesprawdzalna (ch oć nie pseudonaukow a z tego tylko powodu).
16 Lewis Wolpert w The Unnatural Naturę o f Science (Faber and Faber, 1992, s. 131-132) [Nienaturalna natura nauki (przetłumaczyli Hieronim Chojnacki i Ewa Penksyk). Gdań skie Wydawnictwo Psychologiczne, Gdańsk 1996, s. 147-148 (przyp. tłum).] czyni z owej asymetrii myśl przewodnią w dyskusji nad krytyką, jakiej Griinbaum poddał Poppera. Griinbaum w typowy dla siebie sposób nie zgadza się z twierdzeniem, że uczucia homoero tyczne zostały pacjentowi zasugerowane przez analityka, lecz jeśli podniecenie seksualne mogłoby być zasugerowane w taki sposób, to aż dziw bierze, że zaniedbywani małżonko wie częściej się do niego nie uciekają. 17 The Naturę of Sympathy (London: Routledge, 1954), s. 208 [Istota sympatii (przetłu maczył Adam Węgrzecki). Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1980/1923, s. 317-318 (przyp. tłum.)]. 14
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
Niesprawdzalność nie jest odpowiednim kryterium pseudonaukowości N iespraw dzalność teorii nie św iadczy o jej pseudonaukow ości, ani też jej spraw dzalność nie św iadczy o tym , że nie je st ona pseudonaukowa. G dyby rozstrzygalność kw estii sprawdzalności polegała, jak na to wskazuje sto sow ana przez Grunbauma procedura, na dostarczaniu cytatów, to byłaby ona rozstrzygnięta n ie po je g o m yśli po zacytow aniu uw agi Freuda do ob jaśniania marzeń sennych w je g o Wykładach ze wstępu do psychoanalizy. Nowy cykl, gd zie m ów i on o niem ożności „objaśniania marzenia sennego w sytuacji, g d y nie dysponuje się zw iązanym i z nim skojarzeniami śniące g o ”18, a w „Zarysie psychoanalizy” : „(...) często niełatw o jest w ykryć ich n ieśw iad om ą siłę napędow ą i w skazać, jak ie pragnienie spełniają, w olno w szelak o sądzić, że zaw sze jest to jednak konkretna siła i pragnienie” 1920. I jeszcze: „ (...) new rozy nie posiadają sw oistej treści psychicznej (...) [neu rotycy] za ch o ro w u ją (...) w skutek tych sam ych zespołów , z którymi także i m y zdrow i w alczym y. Z ależy od w zg lęd ó w ilościow ej natury, od w za jem n ego stosunku spierających się ze sob ą sił, czy starcie to zakończy się zdrow iem , [czy] new rozą (...)”2°. Jeśli te stw ierdzenia nie są przykładem na niesprawdzalność - nawet w przyjętym przez Grunbauma nienaturalnie ograniczonym sensie - to gdzie je sz c z e jej szukać? Jednakże z punktu w idzenia m ojego poglądu na istotę problem u to i tak nie rozstrzyga kw estii pseudonauki na niekorzyść Freuda, pon iew aż nie pow inna ona sprowadzać się do czegoś w ięcej, niż do kw estii nieprzem ilczającej n iczego niespraw dzalności, i dlatego, m im o iż niedookreśla oczekiw ań, nie m usi ich zw odzić.
18 Hogarth, 1949, s. 1 [Wykłady ze wstępu do psychoanalizy, dz. cyt., s. 10 (przyp. tłum.)]. 19 Sigmund Freud, An Outline o f Psychoanalysis, Hogarth, 1949, s. 33 [„Zarys psychoanali zy” (przetłumaczył Jerzy Prokopiuk). W: S. Freud, Poza zasadą przyjemności. Wydawnic two Naukowe PWN, Warszawa 1994/1940, s. 121 (przyp. tłum.)]. 20 Sigmund Freud, „Five Lectures on Psychoanalysis”. W: Two Short Accounts o f Psycho analysis (Penguin, 1962), s. 82 [O psychoanalizie. Pięć odczytów wygłoszonych na uroczy
stości dwudziestopięcioletniego jubileuszu założenia Clark University w Worcester Mass. (przetłumaczył Ludwik Jekels). Wydawnictwo H. Altenberga, Lwów 1911/1910, s. 65 lub wyd. 2, Oficyna Wydawnicza Book Service, Poznań 1992 (przyp. tłum.)]. 15
FREUD I PSEUDONAUKA
Różnica między niedookreśleniem oczekiwania a zwodzeniem go Krytycy łą c z ą niekiedy zarzut niespraw dzalności teorii Freuda z zarzutem niezgodności z prawdą twierdzenia, że została potwierdzona. C zy niefalsyfikow alność teorii jest wystarczająco m ocn ą podstaw ą uważania jej za pseudonaukową? C zy tym , co naprawdę je st nie do przyjęcia, nie jest czasem zesp olen ie de facto niefalsyfikow alności z implikacją, która m ó w i, że skoro teoria została sprawdzona, to zasługuje na danie jej wiary? Z w olennika astrologii, który tw ierdzi, że - m im o iż, jak uczy astrologia, „w ina je st w gw iazdach / to ona zm ienia nas w służalców ”21 - nie jest ona jednak zdolna p ow ied zieć, o które gw iazd y jej chodzi, chociaż w ysuw a on niespraw dzalną tezę, nie pow inno się łączyć z kim ś, kto układa horoskopy. Ten ostatni bow iem przeszedł od astrologii niedookreślającej oczekiw ania do astrologii, która - dlatego że wygląda na określoną pod w zględem speł niania warunków falsyfikacji - te oczekiw ania aktyw nie zw odzi. I w łaśnie dla skierow ania uw agi na tę w ła ściw o ść takiej oczyw istej, lecz złudnej falsyfikalności teorii stosuje się nierzadko termin „pseudonaukowa” . Postawa w ob ec kogoś, kto od sam ego początku stoi na stanowisku, że - biorąc pod uw agę skom plikow ane uwarunkowania, pow iedzm y, nerw icy - w ykrycie jak iegoś faktu, który by św iadczył na niekorzyść je g o teorii, przerasta na sze d zisiejsze m o żliw ości, zupełnie różni się od postawy, jak ą m ożna by zająć w ob ec k ogoś, kto sw oją teorię traktowałby tak, jak gdyby to była teoria poddana testow i, z którego w y szła zw ycięsk o, i tylko pod presją obaw y przed popadnięciem w sprzeczność przyznałby, iż tw orzył j ą w taki sposób, żeby nie dopuścić do falsyfikacji. W tym ostatnim wypadku doszło do zaw iedzenia oczekiw ania, a nie w yłączn ie do niedookreślenia go. A jednak, m im o że zaw iedzenie oczekiw ania jest cięższym przew inie niem niż niedookreślenie go, to niejednokrotnie ta różnica zostaje zatarta przez form ę zarzutu, kiedy uskarżamy się tout court na „niesprawdzalność”. D la uchw ycenia w zględnej ciężk ości ob u tych b łę d ó w -z a w ie d z e n ia oczekiw ania oraz niedookreślenia go - przyjrzyjmy się kilku pow szechnie znanym przykładom przepowiedni w yroczni. K iedy Krezus, nie w iedząc, 21 Parafraza kwestii Kasjusza: „Wina, Brutusie drogi, jest nie w gwiazdach / Lecz w nas; to ona zmienia nas w służalców”. William Shakespeare, Juliusz Cezar, akt I, scena II (przetłumaczył Maciej Słomczyński). Wydawnictwo Zielona Sowa, Kraków 1999, s. 15 (przyp. tłum.). 16
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
czy m a natrzeć na Egipt czy nie, radził się w yroczni w D elfach, usłyszał, że je śli uderzy, to „potężne imperium zostanie rozgrom ione”. Krezus za atakował Egipcjan, a potężnym imperium, które m iało być rozgrom ione, okazało się je g o w łasne. A kiedy Pyrrus w podobnej sytuacji radził się Pytii, to od p ow ied ź w yroczni brzmiała: „A io te, A eacida, Rom anos vincere p osse” [„Pyrrhus the Rom ans shall, I say, subdue”]. Konstrukcja skła dniow a teg o zdania pow oduje, że rów nie dobrze m oże ono znaczyć, iż to R zym ianie z w y c ię ż ą Pyrrusa, i tak się też stało22. Neron m iał słyszeć, że będzie panow ać do siedem dziesiątego trzeciego roku życia, tym czasem został zdetronizow any przez siedem dziesięciotrzyletniego Galbę. A lek sandra zirytow ała niejednoznaczność w yroczni delfickiej, kiedy w szyst ko, co u słyszał, brzmiało: „W ół je st przystrojony w girlandy do złożen ia w ofierze”23*25. Który w ię c z tych proszących o radę m iał najw iększy pow ód do narzekań na w yrocznię? Pyrrus, Krezus, Neron, których oczekiw ania ona zaw iodła, czy m oże Aleksander, którego oczekiw ania zostały tylko niedookreślone? Przykładu zaw ied zion ego oczekiw ania dostarcza rów nież przyw ódca religijny, który na pytanie, d laczego K rólestw o N iebieskie nie nadeszło w dniu przez niego przew idzianym , odpowiada, że nadeszło nie w idzialnie. R ozczarow anie je g o w y zn a w có w byłoby mniej dotkliw e, gdy by na sam ym początku zapow iedział, że w oznaczonym dniu królestw o nadejdzie, je śli nie w idzialnie, to niew idzialnie (chociaż taka szczerość m ogłaby przerzedzić grono je g o w yzn aw ców ). C iążący na Freudzie zarzut niespraw dzalności je g o teorii sprowadza się do niespełnienia oczekiw ań, a nie w y łączn ie do ich niedookreślenia, nie jest bow iem bez znaczenia, co w sw oich opiniach bierzem y pod uwagę: to czy tamto. Ci, dla których p ow oływ an ie się przez Freuda na chorobotwór cze skutki w ypartego libido jest w erbalizm em , ju ż na samym początku mają mniej p ow od ów do narzekania, niż ci, którzy oczekiw ali, że reforma 22 Jest to przykład często w języku łacińskim używanej składni accusativus cum infinitivo z dwoma accusatiwami w jednym zdaniu. Kiedy w infinitiwie (tak jak tutaj) występuje czasownik przechodni, który sam wymaga dopełnienia w accusatiwie, powstaje niejedno znaczność (amfibolia, czyli „atak z dwóch stron”). Dlatego przepowiednia, którą Pyrrus usłyszał od Pytii jako odpowiedź na pytanie o możliwość odniesienia przez niego zwy cięstwa nad Rzymianami: „Aio te, Aeacida, Romanos vincere posse”, może znaczyć: „Po twierdzam, synu Ajasa, że możesz zwyciężyć Rzymian”, ale równie dobrze może też zna czyć: „Potwierdzam, synu Ajasa, że Rzymianie mogą zwyciężyć ciebie” (przyp. tłum.). 25 Była to odpowiedź Pytii na jego pytanie o to, czy pokona króla Persów. Aleksander odebrał ją jako zapowiedź śmierci króla, podczas gdy ona zapowiadała jego własną śmierć (przyp. tłum.). 17
FREUD I PSEUDONAUKA
kodeksu ob yczajow ego i ich p obłażliw e traktowanie rozwijającej się sek sualności dzieci będzie m iało w p ływ na w ystąpienie nerwicy. Pow odem w ielokrotnie pow tarzanego zarzutu pod adresem w yp ow ied zi Freuda o ro li, ja k ą seksualność odgryw a w nerwicy, nie je st to, że „klasa konsekw en cji w sen sie Tarskiego w zięta jako całość psychoanalitycznej teorii” nie zaw iera sprawdzalnych elem entów , jak tw ierdzi Griinbaum24, lecz to, że zaw iodła ona oczekiw ania. Ż eby odrzucić oskarżenie o popełnienie oszustw a, należałoby rozstrzy gnąć, czy p óźn iejsze sform ułow ania teorii, które zaprzeczają, jakoby m iały z tym jak ik olw iek zw iązek doniesienia o falsyfikacji, w yjaśniają poprzed nie jej treści, czy m oże je poprawiają, i je śli poprawiają, to czy celem tych poprawek nie jest czasem uchylanie się od przyznania się do błędu i j e go następstw. R obienie użytku z w ielozn aczn ości term inów stosow anych przez teorię je st tylko jednym ze sp osob ów sprawiania wrażenia, że teoria oparła się testom , podczas gdy tak nie było. Pozostaje je sz c z e w ielozn acz ność term inów epistem icznych, którymi określa się rekom endow aną teo rię - na przykład termin „potwierdzona”. O w a w ielozn aczn ość pow oduje, że w ielu spośród tych, którzy teorię akceptują, nabiera przekonania, iż — w brew tem u, jak b yło naprawdę - została ona skrupulatnie zbadana. A le na to m ożna im także odpow iedzieć, że nie m ają pojęcia o postępowaniu zgodnie ze zw yczajem przyjętym w w ypow iadaniu się o statusie teorii. Istotę poruszanego zagadnienia ilustruje rozczarowanie, jak iego filolog klasyczny H ugh L loyd Jones doznał w trakcie lektury Tacyta. Czytając je g o opis pożaru R zym u odniósł on w rażenie, że Tacyt zrzuca w in ę na Nerona, lecz kiedy w rócił do tekstu, nie znalazł ani jednej jasno sprecyzo wanej w yp ow ied zi o takiej treści. Pom im o to w rażenie zostało. C zy Tacyt był przebiegły? W każdym razie ten „efekt Tacyta” pojaw ił się pon ow nie w zeznaniu przed kom isją K ongresu w zw iązku z aferą Iran-Contra25 jak o „stwarzająca pozory w iarygodności m o żliw o ść zaprzeczenia”, czyli 245
24 Foundations of Psychoanalysis, dz. cyt., s. 113 [Podstawy psychoanalizy, dz. cyt., s. 129 (przyp. tłum.)]. 25 Głośny w końcu lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku skandal polityczny w Stanach Zjednoczonych, który wybuchł po ujawnieniu wcześniejszych niekonstytucyjnych akcji wysokich przedstawicieli rządu (nielegalna sprzedaż broni Iranowi będącemu w konflikcie zbrojnym z Irakiem oraz równie nielegalne wsparcie finansowe w części z zysków z handlu bronią z Iranem Nikaraguańskich Sił Demokratycznych (Contras), dążących do obalenia rządów komunistycznych sandinistów). Dzięki zabiegom służb specjalnych prezydent Ro nald Reagan mógł zaprzeczyć, jakoby udzielił zgody na te działania (przyp. tłum.). 18
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
posłużenie się z prem edytacją język iem zdolnym w yw rzeć wrażenie niebędące na ty le ściśle zw iązane z użytym i słow am i, żeby nie m ożna było mu zaprzeczyć w razie, gdy zajdzie potrzeba. We w prow adzeniu do Critical Dictionary o f Psychoanalysis Charles Rycroft daje przykład efektu Lloyda Jonesa/Tacyta, który m oże jest, a m o że nie je st rów nież przykładem stwarzającej pozory w iarygodności m oż liw o ści zaprzeczenia: „Psychoanalitycy starają się w yjaśniać zjawiska, z którymi spotykają się podczas terapii, odnosząc je do dom niem anych wydarzeń w przeszłości pacjenta (...) z reguły nie odw ołują się oni do żad nych dostępnych d ow od ów opartych czy to na dokumentach, czy na pozaanalitycznych pogłoskach (...) N iem ający o tym pojęcia czytelnik zostaje w prow adzony w błąd, poniew aż nie przyjdzie mu naw et do głow y, że roz dział zatytułow any «R ozw ój em ocjonalny dziecka» m oże w yrażać treści pochodzące z terapii psychoanalitycznej dorosłych, a nie wprost z przeżyć dzieci (...)”26. A le czy czasem zdolność freudowskiej etiologii do zw od ze nia nie je st w ynikiem niezrozum ienia ze strony zw odzonych? K w estia przypuszczalnego stwarzania przez analityków błędnego wrażenia, że ma teriał dow odow y, którym rozporządzają, jest odpow iedni, wykracza poza problem falsyfikow alności głoszonych przez nich twierdzeń. W łaściw ym pytaniem n ie je st pytanie: „C zy spekulacje Freuda o d ziecięcych źródłach nerw icy są form alnie sprawdzalne?” - c zy m ają możliwe do pomyślenia falsyfikatory? - lecz pytanie: „C zy ciągle powtarzane tw ierdzenie, że prze szły one pom yślnie długotrwałe próby jest uspraw iedliw ione?” - czy m ia ły możliwe do wykrycia falsyfikatory? G łów nym pow odem podawania w w ątpliw ość statusu Freuda jako bo na fide badacza nie jest po prostu to, że nie bardzo potrafimy niekiedy w yobrazić sobie, w jaki sposób m ożna d ociec praw dziw ości tego, o czym on m ów i. G dybyśm y bow iem m ieli taką sytuację, w której pom im o apelo w ania o danie wiary niefalsyfikow alnym tezom nie żąda się żadnych po twierdzeń (nieudanych prób sfalsyfikow ania) na ich rzecz, to czy nadal bylibyśm y skłonni nazyw ać j ą pseudonaukową? D laczegóż by nie m ógł ktoś uw ażać za a priori prawdopodobne, że udaremnienie życia seksual nego pociąga za sobą zgubne skutki, zanim inny ktoś nie obm yśli sposobu sprawdzenia tego przekonania? C zyżbyśm y nie chcieli dostrzec różnicy m iędzy nieuzasadnionym stw ierdzeniem , że „gdyby istniały wyjątki, ju ż 26 Charles Rycroft, A Critical Dictionary of Psychoanalysis (London: Nelson, 1968), s. X X -XXIII.
19
FREUD I PSEUDONAUKA
by zostały w ykryte”, a szczerym przyznaniem się, że „mamy w prawdzie w ystarczające teoretyczne pow ody, żeby w ątpić w realność wyjątków, ale w tej ch w ili nie potrafimy tego pokazać”?
Dlaczego falsyfikowalności nie trzeba usprawiedliwiać? C zy m ożna uw ażać, że co prawda w sw oich pracach Freud produkował oparte na błędnych przesłankach przykłady i g ło sił twierdzenia, które rze kom o w ytrzym ały próbę falsyfikacji, oraz że w szystko to robił tendencyj nie, to je sz c z e nie pow ód, żeby uw ażać je g o teorię za pseudonaukową, poniew aż gło szo n e przez niego tw ierdzenia są m im o w szystko falsyfikow alne „w zasadzie ”? N ie, je śli chcem y pójść po śm ierci do nieba.
Uchylanie się od falsyfikacji jako kryterium pseudonaukowości Jeżeli w obliczu falsyfikujących doniesień teoretyk wzbrania się zrezygno w ać z teorii, to czy na samej tylko tej podstaw ie nazw iem y go pseudouczonym ? Lepiej tego nie róbmy. Spróbuję w ykazać, że kiedy nawołuje się do uchylenia się od falsyfikacji, to - chociaż ten apel m oże się w ydaw ać pogw ałceniem jakiejś konkretnej zasady w m om encie w ezw ania do kapi tulacji - j e d y n e co jest naprawdę osiągalne, to pożądana jednom yślność obserwatora dobrze poinform ow anego z obserwatorem obiektyw nym . Paleontolog Stephen Jay Gould27, krytykując dziew iętnastow iecznych ra sistow skich antropologów, m ów ił o posługiw aniu się przez nich „rozmydlaniem i naciąganiem ” . Jest m ało prawdopodobne, żeby był na to jakiś algorytm . A kiedy W illiam James dyskutow ał nad tym , czy stany um ysłu m ogą być nieśw iadom e, to tak skw itow ał reakcję zw olenników tej tezy na w ysunięte zarzuty: „Tak długo nadwątlają i eksploatują teren w okół, aż stanie się trzęsaw iskiem logicznego przejścia w stan ciekły, w sam ym środku którego w szystkie konkretne konkluzje w szelk iego rodzaju pokry w ają się rdzą, zanim pójdą na dno i obrócą się w n iw ecz”28.1 w łaśnie takie 27 Stephen Jay Gould (1941-2002), amerykański paleontolog, biolog ewolucyjny i historyk nauki (przyp. tłum.). 28 William James, The Principles of Psychology (Dover, 1950), Vol. 1, s. 163.
20
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
kategorie podobne do „rozm ydlania i naciągania” u Goulda oraz tworzenia „trzęsaw iska log iczn eg o przejścia w stan ciek ły ” u Jamesa w ydają się u ży teczne do zajm ow ania się freudow skim i relacjami o tym, dlaczego pozor ne falsyfikacje nie są w cale takie. Oto parę dobrze znanych intuicyjnie przekonujących przykładów bul w ersującego uchylania się od falsyfikacji. • P ow ód, dla którego horoskopow e przepow iednie astrologa nie speł n iły się, w yjaśniał on tym , że m usiał uw zględnić zarówno m om ent p oczęcia, jak i m om ent narodzin, ale nie sposób z taką sam ą dokład n o ścią znać czas poczęcia. • N iesp ełn io n ą przepow iednię nadejścia K rólestwa N ieb iesk iego w określonym czasie m ilenarysta tłum aczył tym, że nadeszło ono niezauw ażenie. • P rzyczyny choroby, która dotknęła w yzn aw ców Nauki Chrześcijań skiej29, jej przedstaw iciel dopatrywał się w tym, że prawdopodobnie ich wiara nie była zbyt silna, albo też na ich zdrow ie m iały zgubny w p ły w m aterialistyczne przekonania osób z ich otoczenia. • Z w olennik zjaw isk paranormalnych łagod ził nieudaną próbę ich w y w ołania w warunkach eksperym entalnych, pow ołując się na „efekt n ieśm iałości” : te sam e środki ostrożności, które u m ożliw iły pre zentację eksperym entalną, jed n o cześn ie uniem ożliw iły j ą z pow odu w m ieszan ia się paranormalnych m ocy osoby. • K iedy po przyłączeniu Austrii do N iem iec nazistow skiem u gauleiterow i W iednia przedstawiono niezbite św iadectw a bandyckich po czynań je g o popleczników , ten tw ierdził, że tak m ogli zachow yw ać się tylko kom uniści przebrani w nazistow skie mundury. C hciałbym zw rócić uw agę na to, że żaden z tych przykładów nie po w ołuje się na jakiś algorytm czy ogóln ą regułę, które p ozw oliłyb y uzasad nić decyzję uchylania się od falsyfikacji. A p elow ało się tam do naszego intuicyjnego w yczu cia rozsądnego czy też honorow ego zachow ania epistem icznego i do odstępstw od niego. N ie sądzę, żeby było inaczej w w y padku bardziej system atycznie zorganizow anych w ypow iedzi teoretyków psychoanalizy. Ten brak m ożliw ych do sform ułowania ogólnych reguł 29 Stowarzyszenie Nauki Chrześcijańskiej (Christian Science), amerykańska sekta religijna założona przez Mary Baker Eddy (1821-1910) w roku 1879. Wyznawcy wierzą, że przy czyna choroby somatycznej ma charakter duchowy (przyp. tłum.). 21
FREUD I PSEUDONAUKA
uw idoczni się je sz c z e bardziej po przyjrzeniu się przykładom w yraźne go uchylania się od falsyfikacji, które nie doprow adziło do porozum ienia. Porównajm y g ło szo n ą przez A.J.P. Taylora30 tezę, że Hitler „nie dążył ani do wojny, ani do aneksji terytorium, lecz tylko do przywrócenia «natural nych» granic N iem iec w Europie” z mem orandum H ossbacha31, w którym odnotow ano, że podczas spotkania z dow ódcam i pod koniec 1937 roku Hitler przedstaw ił ekspansjonistyczne plany w ojenne wykraczające poza „naturalne” granice N iem iec. C zy treść memorandum H ossbacha obala tezę Taylora? Hugh Trevor-Roper32 nie m iał co do tego w ątpliw ości, lecz zdaniem Taylora treść memorandum w skazuje, że Hitler po trosze m ów ił bez ładu i składu, a po trosze na pokaz po to, żeby przeciągnąć d ow ódców na sw oją stronę. D la Taylora dodatkow ym argumentem przem awiającym za je g o w ła sn ą tezą było to, że przem ów ienie Hitlera było do tego stop nia n ielogiczn e, iż po prostu nie zostało naw et zaprotokołowane, a w y szło na św iatło dzienne zupełnie przypadkow o. To prawda, ale z drugiej strony Taylor nie dostrzega, że Hitler n azw ał przem ów ienie sw oim „te stam entem ”. N ie ma reguł, które by p o zw o liły rozw ażyć za i przeciw tych sprzecznych tw ierdzeń, ani też ustalić, kto - w ysuw ając je - w ykręca się od odpow iedzi. N a przykład, M ichael Martin kw estionuje skierow any przeze m nie pod adresem freudystów zarzut uchylania się od falsyfikacji twierdząc, że nie ukazałem „różnicy m etodologicznej m iędzy reinterpretacją danych zgod nie z rew olucyjną teorią” a „utrudnianiem odkrycia niepotwierdzającego stanu rzeczy”33. Martin ma rację, tylko czy to, czego oczekiw ał ode m nie, ma sens? U stosunkow ując się do podobnego zarzutu ze strony B .A . Farrella odpow iedziałem , że potrzebna jest „gwarancja, iż teoria została tak dokładnie zbadana, jak to tylko jest praktycznie m ożliw e i tak dokładnie w yjaśniona, jak pozw ala na to natura jej przedm iotu, oraz że niedocią gn ięcia pod tym w zględ em nie w ynikają z obawy, iż ich w yelim inow anie m ogłoby osłabić jej w iarygodność. Tego rodzaju tez nie m ożna o czy w iście
30 Alan John Percivale Taylor (1906-1990), angielski historyk XX wieku (przyp. tłum.). 31 Streszczenie protokołu z narady Hitlera z dowództwem w dniu 5 października 1937 roku. Nazwa memorandum pochodzi od nazwiska protokolanta pułkownika Friedricha Hossba cha (przyp. tłum.). 32 Hugh Redwald Trevor-Roper (1914-2003), angielski historyk wczesnych dziejów współ czesnej Wielkiej Brytanii i faszystowskich Niemiec (przyp. tłum.). 33 Michael Martin, Synthese, 26 (1973), s. 336. 22
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
poddać rygorystycznej procedurze d ow od ow ej”34.1 tak, na przykład, w ro ku 1913 M orton Prince op onow ał przeciw ko naciskow i, jaki Freud kładł na czynnik seksualny, twierdząc, że „im pulsy (...) inne, niż seksualne, są w ystarczające do w yw ołania urazów p sych icznych (...) U w ażać inaczej, to na m iejsce faktu dośw iadczenia w prow adzać dogm at”35. Zaskakującym przykładem potw ierdzającym słuszność opinii Prince’a o dogm atycznym charakterze teorii libido je st ta oto reakcja na doniesienia o jej obaleniu. H orace Frink, jed en z pierw szych amerykańskich uczniów Freuda, pisał: „Zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że pew ne osoby opu blikow ały sprawozdania, w których d on o szą o przypadkach n iew ystępo wania, jak utrzymują, czynnika seksualnego, i że w szystkie objaw y m iały być w yjaśnione na innych podstawach. N ie ma jednak w yjątków od usta now ionej przez Freuda zasady. N ie waham się stw ierdzić, że w szęd zie tam czynnik seksualny b ył obecny, tylko obserwator nie potrafił go dostrzec”36. Jakiego rodzaju m iałoby to być przedstaw ienie dow odu, skoro ani Frink, ani nikt, kto je g o w ystąpienie w obronie Freuda uznał za słuszne (mniej w ięcej w sz y sc y freudyści), nie zostaw ili sobie odpow iednich m ożliw ości rozpoznaw ania kontrprzykładów w razie natrafienia na nie? Krytyk teorii libido nie oczek iw ałb y w uzasadniony sposób n iczego innego oprócz przy znania mu racji, że rozważania, w jak ie w dają się Freud i je g o naśladowcy, kiedy zajm ują się rzekom ym obalaniem teorii, uspraw iedliw iają w niosek, iż oni „rozm ydlają i naciągają”, albo tw orzą „trzęsawiska przejścia w stan ciek ły ”, w których, jak się m ożna było spodziew ać, „w szystkie konkretne konkluzje w szelk ieg o rodzaju pokrywają się rdzą zanim pójdą na dno i ob rócą się w n iw e c z ”. Tam gdzie wkrótce nie nastąpi zm iana spostrzegania, nie będzie dalszych rozum nych dokonań. A oto, ja k rozw iały się m oje nadzieje, że każda bezstronna osoba zg o dzi się ze mną, iż kiedy Freud udziela uspraw iedliw iających w yjaśnień znaczenia, w jakim posługuje się słow em „seksualny”, to tw orzy „trzęsa w isk o lo g iczn eg o przejścia w stan ciek ły ”. Jednym ze źródeł zachow ania hom oseksualnego są w edług n iego przeszkody w zaspokojeniu heterosek sualnym staw iane przez społeczeństw o. Ż eb y to udow odnić, posłużm y się 34 Robert Borger i Frank Cioffi, red., Explanation in the Behavioural Sciences (Cambridge University Press, 1970), s. 509-510. 35 Morton Prince, „The Psychopathology o f a Case o f P h o b ia -A Clinical Study”, Journal o f Abnormal Psychology, Vol. 8, No. 4 (O ctober-N ovem ber 1913), s. 240. 36 Cytat za: Roland Dalbiez, Psychoanalytic Method and the Doctrine o f Freud (Longmans, 1941), s. 251. 23
FREUD I PSEUDONAUKA
an alogią tamy. We Wstępie do psychoanalizy napisał, że „z pow odu braku norm alnego zaspokojenia seksualnego (...) w skutek takiego zatam owania tendencje perwersyjne m uszą w ydaw ać się silniejsze, niżby to m iało m iej sce, gdyby żadna realna przeszkoda nie stanęła na drodze do norm alnego zaspokojenia seksualnego”37. Toteż jak nie osłupieć ze zdum ienia, kiedy się słyszy, że siła im pulsów hom oseksualnych m oże w zrosnąć pod w pływ em zaspokojenia heteroseksualnego i tym sam ym w zbudzić (stosow nie do j e go teorii głoszącej, że zazdrość urojeniowa, podobnie jak i inne postacie paranoi, m ają sw oje źródło w wypartych odczuciach hom oseksualnych) m ylne prześw iadczenie o niew ierności w spółm ałżonka. Freud p osłu żył się tym m echanizm em seksualnie naznaczonego libido w wypadku pacjenta, który m iew ał napady urojeniowej zazdrości po akcie seksualnym , „satys fakcjonującym zresztą dla obojga m ałżonków ” . Freud tłum aczy to tym , że „za każdym razem po nasyceniu heteroseksualnego libido pobudzony przy tej okazji kom ponent hom oseksualny siłą w yrażał się w napadzie za zdrości”38. Jeden z filozofów , James Jupp, biorąc Freuda w obronę napisał, że „w praw dzie hipoteza m ów iąca o tym , iż zazdrość urojeniow ą p ow o duje nadmiar energii libidinalnej (...) przypuszczalnie w ym aga pew nego obw arow ania zastrzeżeniam i (...) jednakże żadne takie obwarowanie nie je st niezbędne” . Jupp zgadza się tylko z jednym : „pogląd na heteroseksualność, która pobudza im pulsy hom oseksualne, je st niejasny i w ym aga dalszego w yjaśnienia”39. C zy przyznanie, że pogląd Freuda na zaspokojenie heteroseksualne jak o zdolne w yw ołać nagły przypływ pożądania hom oseksualnego jest „niejasny i w ym aga dalszego w yjaśnienia” jest wystarczające? C zy to nie to sam o, co p ow ied zieć, że m yśl o niew idzialnym nadejściu K rólestw a B o żeg o je st niejasna i w ym aga dalszego w yjaśnienia? M oże istnieje jakaś reguła pozw alająca orzekać o tym , czy obrona freudowskiej teorii uroje niow ej zazdrości w yw oływ anej przez nagły przypływ hom oseksualnego libido po stosunku heteroseksualnym jest taką sam ą ilustracją w ykręcania się od odpow iedzi, jak ą były przytoczone przeze m nie przykłady, ale żad na nie jest m i znana. 37IL 20 [Wstęp do psychoanalizy, dz. cyt., s. 221-222 (przyp. tłum.)]. 31 CP 2, s. 235 [Sigmund Freud, „O niektórych mechanizmach nerwicowych w wypadku zazdrości, paranoi i homoseksualizmu” (przetłumaczy! Dariusz Rogalski). W: S. Freud, Dzieła, t. II, Wydawnictwo KR, Warszawa 1996/1922(1921), s. 181 (przyp. tłum.)]. 59 „Freud and Pseudo-science”, Philosophy 52 (1977), s. 451.
24
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
N astępny przykład takiego grania na zw łokę w iąże się z tym samym fi lozofem i d otyczy je g o riposty na pew ien fragment m ego rozdziału „Freud a idea pseudonauki” (patrz s. 1 8 2 -1 8 3 w tym tom ie), w którym zwracam uw agę na pouczające, m oim zdaniem , rozbieżności m iędzy tym, co Freud napisał o w ychow aniu p ew nego chłopca w sw oim artykule w roku 1908, a tym , co o w ychow aniu tego sam ego chłopca napisał rok później40, kiedy ujaw niły się u n iego fobie. Ten chłopiec nazyw ał się w pierwszym artykule „Herbert”, natom iast w drugim - „Hans”. Przeciw staw iłem dwa opisane przez Freuda dzieciństw a, które - jak się okazuje - sąjednym i tym sam ym dzieciństw em , z których pierw sze zostało opisane przed, a drugie po tym , jak u tego chłopca ujaw niły się fobie, po to, żeby unaocznić „użytek, jaki Freud robi z nieokreślonego charakteru i m nogości zajmujących go czyn ników chorobotw órczych oraz sposobu, w jaki pozw alają mu one uzyskać każdy w ynik, je śli tylko nastąpił po z pozoru zrozum iałym i naturalnym rezultacie obojętnie jakich ok oliczn o ści” (niniejszy tom , s. 182). Ten ar gum ent Jupp uznał za „w ielce niespraw iedliw y”, chociaż na je g o poparcie zacytow ałem Freuda, który zauważa, że rodzice Hansa/Herberta stosow a li „tylko tyle środków przymusu, ile je st to bezw zględnie niezbędne do w pojenia mu ob yczajow ości” oraz że „równie pom yślnie przebiegła próba przeprowadzenia go przez okres dojrzewania bez rodzicielskiego terroru, przy zagwarantowaniu mu pełnej sw obody ekspresji”41, mając nadzieję, iż czytelnik zgod zi się ze mną, że Freud w sposób tendencyjny przedstawił tutaj rodziców , którzy - jak się potem okazało - straszyli dziecko kastracją, a na je g o szczere pytania o to, skąd się biorą dzieci, dawali stereotypowe, m ącące w gło w ie odpow iedzi. Jednak Jupp tej odpow iedzi nie przyjmu je i nie zgadza się, że „groźby kastracji” oraz „kłam stwa o bocianie” nie m ożna p ogod zić z „w ychow aniem uśw iadam iającym ”, bo przecież „Freud w cale nie tw ierdził, że był to najwyższy stopień w w ychow aniu (...)” (w y różnienie w tekście Juppa)42.
40 Chodzi o następujące dwa artykuły: Sigmund Freud, „W kwestii oświecenia seksualnego dzieci. List otwarty do dr. M. Fursta” (przetłumaczył Robert Reszke). W: S. Freud, Dzieła , t. V, Wydawnictwo KR, Warszawa 1999/1907, s. 141-149 oraz Sigmund Freud, „Analiza fobii pięciolatka (Mały Hans)” (przetłumaczył Robert Reszke). W: S. Freud, Dzieła , t. VI, Wydawnictwo KR, Warszawa 2000/1909, s. 5-97. Cioffi mylnie bierze rok 1908 (zamiast 1907) za datę publikacji pierwszego artykułu (przyp. tłum.). 41 „Analiza fobii pięciolatka (Mały Hans)”, dz. cyt., s. 8 (przyp. tłum.). 42 „Freud and Pseudo-science”, dz. cyt., s. 451. 25
FREUD I PSEUDONAUKA
Chciałbym w ięc zapytać, czy je śli to, że sielankow e dzieciństw o opisane w artykule z 1908 roku m im o w szystk o doprow adziło do nerwicy opisanej w artykule z roku 1909, nie falsyfikuje freudowskiej dziecięcej etiologii nerwicy, to co j ą falsyfikuje? Jeśli w ych ow anie, o którym m ożna tyle tylko najgorszego p ow ied zieć, że brakuje mu „najw yższego stopnia”, m oże być nadal chorobotw órcze, to co pozostało z m o żliw o ści sprawdzenia d ziecię cej etiologii Freuda? Pom im o to uważam , że mój zarzut o uchylanie się od falsyfikacji, w praw dzie przekonywający, nie m a jednak - i nie ma co się spodziew ać, że będzie m iał - ściśle logicznej represyjności. Takie sądy to kw estia ca ło ścio w eg o spojrzenia i ilustracja paradoksalnej sytuacji, w któ rej krytyka psychoanalizy jest takiej samej natury epistem icznej, jakiej się często dom aga dla samej psychoanalizy41*43.
Czy odwołując uwiedzeniową teorię nerwicy, Freud okazał się falsyfikacjonistą? W szyscy, dla których odw ołanie przez Freuda tezy m ów iącej o tym, że do znanie przez człow iek a m olestow ania seksualnego w d zieciństw ie jest nie zbędnym warunkiem zachorow ania na n erw icę w dorosłym życiu, to do w ód je g o przykładnej reakcji na n ieustępliw e fakty dośw iadczenia, po pro stu źle sform ułow ali pytanie44. Jest oczy w iste, że w św ietle dośw iadczenia, jak ieg o Freudowi dostarczyło osiem nastu je g o seksualnie m olestow anych pacjentów, należałoby zapytać nie o to, jak zareagow ał on na odkrycie, iż istnieją m im o w szystk o czarne łabędzie, lecz co zrobił z w ynikającym stąd w nioskiem , że je g o doniosły w ynalazek dalekosiężnego w ykryw acza ko loru ptaków okazał się przedw czesny? Przyznanie się do tego, że pochop na ekstrapolacja z pierwotnej próbki pacjentów na w szystkich neurotyków była błędem , dopóty nie musi pociągać za sob ą żadnych skutków dla tego ostatniego tw ierdzenia, dopóki uw ażano, że regularności, z jaką Freudowi 41 W haśle „Pseudonauka” w The Oxford Companion to Philosophy pod redakcją Teda Hondericha (Oxford University Press, 1995) czytamy, że najlepiej nie szukać formalnej de finicji pseudonauki i poprzestać na tym, co Duke Ellington powiedział o jazzie: nie można go zdefiniować, ponieważ jest to kwestia tego, jak się to gra. 44 A. Griinbaum, „ls Freudian Psychoanalytic Theory Pseudo-scientific by Karl Popper’s Criterion o f Demarcation?”, American Philosophical Quarterly 16 (1979); C. Glymour, „Freud, Kepler, and the Clinical Evidence”. W: R. Wollheim i J. Hopkins, red., Freud (New York: Anchor Books, 1984). 26
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
nie udaw ało się znaleźć czarnego łabędzia, nie da się w iarygodnie w ytłu m aczyć tym tylko, iż w je g o próbce nie b y ło ani jednego. N ie ma potrzeby snucia dalszych d om ysłów w tej kw estii, gd y ż Freud w końcu przyznał, że w je g o pierwotnej próbce było kilka kontrprzykładów. Jak w ięc m ógł ich nie zauw ażyć? Najbardziej prawdopodobna odpow iedź brzmi tak: na sku tek złudnej m etody rekonstrukcji. A le tego ju ż Freud, którego Griinbaum w ych w ala za je g o zapatrywania na falsyfikację, nie był gotow y w ziąć pod uw agę. Z nacznie w ażniejsze, niż porzucenie przez Freuda uw iedzeniow ej teo rii nerw icy je st to, czym on j ą zastąpił, czy li etiologią, przez którąnie zaan gażow ał się w nic takiego, czeg o n iepraw dziw ości nie dałoby się w sposób niezależny udow odnić. To, w co angażow ała Freuda je g o uw iedzeniow a teoria histerii m ożna by zarejestrować na taśm ie film ow ej, gdyby tylko było w iadom o, co nagranie urazów w yszczeg óln ion ych w artykule z roku 1905 m iałoby pokazać. A przecież to ten w łaśnie artykuł Griinbaum cytuje jak o w y m ow n e św iadectw o w yczu len ia Freuda na konieczność spekulo w ania o etio lo g ii nerwicy, tak żeby te spekulacje prowadziły do em pirycz nie sprawdzalnych im plikacji, choć Freud w tym artykule m ów i, iż „trzeba by się tu w yrzec tw ierdzenia o specyficznej etiologii przejawiającej się w form ie jak ich ś szczególn ych przeżyć d ziecięcych ”45.
Czy niesprawdzalność teorii można określić za pomocą badania? C zy Freudowi m ożna słusznie zarzucić, że formułując sw oją teorię libido nie u w zględ n ił w niej obserw ow alnych im plikacji? A le to nie przed tym on się broni, kiedy odpow iada na zarzut, że - jak sam to ujął w e Wstępie do psychoanalizy w roku 1916 - „(...) p ojęcie seksualizm u zostało w psy choanalizie n iezw yk le rozszerzone, a to z zamiarem utrzymania w m ocy tw ierdzeń w ypow iedzianych na tem at przyczyny seksualnej nerwic i zna czenia seksualnego objaw ów ”46. Ta od p ow ied ź Freuda bardziej w iąże się
45 Sigmund Freud, „My Views on the Part Played by Sexuality in the Aetiology o f the Neu roses” (1905), CP 1, s. 281 [„Moje poglądy na temat roli seksualności w etiologii nerwic” (przetłumaczył Robert Reszke). W: S. Freud, Dzieła, t. V, Wydawnictwo KR, Warszawa 1999/1906 (rękopis ukończony w roku 1905), s. 138-139 (przyp. tłum.)]. 46 Wstęp do psychoanalizy, dz. cyt., s. 228 (przyp. tłum.). 27
FREUD I PSEUDONAUKA
z poruszanym zagadnieniem , niż obw inianie go o to, że przedstawił teorię bez potencjalnych falsyfikatorów. W zarzucie, z którym m ieli się spotkać freudyści, nie chodziło tylko o to, że zubożają oni treść terminu „libido”, aż w końcu staje się on treściow o pusty, lecz o oszukańczą zm ianę zakresu terminu, kiedy to —tak jak im pasuje - raz posługują się nim w w ęższym , innym zaś razem w niew yobrażalnie szerszym sensie. Jest to Więc zarzut o system atyczne zaw odzenie oczekiw ań, a nie w yłączn ie o niedookreślanie ich. Ci, którzy zgadzają się z posługiw aniem się przez Freuda szerszym znaczeniem terminu „seksualny”, przew ażnie nie zwracają uw agi na to, że takie w ydarzenia, jak ogłoszen ie przez n iego „śm iałej” tezy i pogardliw e w zm ianki o Jungu i A dlerze, którzy jakoby m ieli ulec „pragnieniu u w ol nienia społeczeństw a ludzkiego od jarzm a seksualności”47, działy się ju ż
p o antysom atycznym zinterpretowaniu przez n iego seksualności, kiedy to p ow oływ ał się na rozum ienie przez Platona „Erosa”, a „m iłości” (agape) przez św. Pawła48. N ie jest to zatem w y łączn ie kw estia permanentnego, a przy tym tendencyjnego, rozszerzania terminu „seksualny”, lecz zw od niczej zm iany frontu. Jednym z pow odów , dla którego nie m ożna w ierzyć zapew nieniu Freuda, że przyczyną sprzeciw u w ob ec je g o pojm ow ania roli seksualności w nerwicach było prostackie niezrozum ienie treści, ja ką w ypełniał on wyraz „seksualny”, zaw ężające j ą do wymiaru cielesn e go, są liczne je g o w yp ow ied zi ju ż po n iekiyjącym oburzenia odcięciu się od tej interpretacji som atycznej, w których to obstaw ał przy tym w łaśnie prostackim sensie. W prawdzie w liście z 1909 roku do sw ego szwajcar skiego ucznia, Oskara Pfistera49, Freud zapew nia go, że w psychoanalizie terminu „seks” nie sprowadza się do „prymitywnej przyjem ności seksual nej”, lecz obejm uje się nim to, „co duszpasterze chrześcijańscy nazyw ają 41 Sigmund Freud, „The Question o f Lay Analysis” (1926). W: Two Short Accounts o f Psy choanalysis (Penguin, 1962), s. 119 [„Kwestia analizy laików (rozmowy z bezstronnym)” (przetłumaczy! Robert Reszke). W: S. Freud, Dzieła, t. IX, Wydawnictwo KR, Warszawa 2007/1926, s. 267 (przyp. tłum.)]. 48 Sigmund Freud, Group Psychology and the Analysis o f the Ego, 1921 (Hogarth, 1948), s. 38-39 [„Psychologia zbiorowości i analiza «ja»” (przetłumaczył Robert Reszke). W: S. Freud, Dzieła, t. IV, Wydawnictwo KR, Warszawa 1998/1921, s. 73-74 (przyp. tłum.)]. w Oskar Pfister (1873-1956), szwajcarski duchowny protestancki, psycholog i psychoana lityk. Przyjaźni! się z Freudem, którego techniki psychoanalityczne stosował w pracy dusz pasterskiej (przyp. tłum.).
28
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
«m iło ścią » ”50, jednak poskarży się później Jungowi na zdradę Adlera, „bagatelizującego rolę popędu seksualnego i dlatego nasi oponenci będą m ogli opow iadać o dośw iadczonym analityku, który dochodzi do w n io sków radykalnie różniących się od naszych”51. C zyżby Freud obaw iał się, że to, co A dler „bagatelizuje” byłoby tym , co „duszpasterze chrześcijańscy nazyw ają m iło ścią ”? Kilka m iesięcy w cześniej pisał Jungowi, że A m ery kanie, u św iad om iw szy sobie, iż „sednem naszych teorii psychologicznych jest seksualizm , odw rócą się od nas” z pow odu „swojej pruderyjności” (17 stycznia 1909). A poniew aż pruderyjność nie kłóci się z tym, „co dusz pasterze chrześcijańscy nazyw ają m iłością”, m ożna w takich sporadycznie dokonyw anych przez Freuda poszerzeniach zakresu terminu „seksualny”, obejm ujących to, co P aw eł A p ostoł w Liście do Koryntian 52 nazyw a m iło ścią, dopatrywać się przejawów je g o przebiegłości i/lub m ałoduszności. Przypatrzmy się takiej oto w yp ow ied zi Freuda z roku 1926: „Z w y kłem za w sze napom inać m ych uczniów : nasi przeciw nicy zapow iedzie li nam, że natkniem y się na przypadki, w których czynnik seksualny nie odgryw a żadnej roli; strzeżm y się przed wprowadzaniem go do analizy, nie marnujmy szansy znalezienia takiego przypadku. C óż, tym czasem ża den z nas nie m iał szczęścia spotkać się z taką sytuacją”53. W prowadźm y do tej przestrogi rozszerzony „legalnie” przez Freuda sens seksualności, a otrzymamy: „N asi przeciw nicy zap ow ied zieli nam, że natkniemy się na przypadki, w których czynnik, nazyw any przez Pawła A postoła m iłością, nie odgryw a żadnej roli; strzeżm y się przed w prowadzaniem go do analizy (...)”, albo „A nalityk w żadnym wypadku nie kusi pacjenta, by w szed ł on na grunt m iłości, nie m ów i mu zaraz na sam ym początku: będziem y się zajm ow ali szczegółam i pańskich pobudek filantropijnych” . Jeśli ten argu ment nie przekonuje czytelnika o w iarołom stw ie Freuda czy o zaślepieniu na je g o w ła sn ą tendencyjność, to nie w iem , co jeszcze m ogłoby przekonać. A le taka sam oobronna bezm yślność nie odnosi się w yłącznie do Freuda. Ileż to razy kom entatorzy Freuda bronili go przed zarzutem obstawania przy n ieod zow n ości konfliktu seksualnego w nerwicach, przypominając 50 Heinrich Meng i Ernst L. Freud, Psychoanalysis and Faith : The Letters of Sigmund Freud and Oskar Pfister (Hogarth, 1963), s. 15. 51 W. McGuire, red., Freud/Jung Letters (Hogarth, 1974), s. 376. 52 Pierwszy List do Koryntian, „Hymn o miłości”, 1 Kor, 13, 1-13 (przyp. tłum.). 53 The Question of Lay Analysis, dz. cyt., s. 118-119 [„Kwestia analizy laików (rozmowy z bezstronnym)”, dz. cyt., s. 266 (przyp. tłum.)]. 29
FREUD I PSEUDONAUKA
czytelnikom o je g o rozszerzonym w duchu św. Pawła i Platona sensie m i łości i nie zastanawiając się nad tym , d laczego przeżyw anie takiej m iłości m iałoby pociągnąć za sobą kastrację lub zostać wyparte.
Wykręcanie się od odpowiedzi, czyli arbitralność interpretacji N ikt nie zrobił w ięcej n iż A d o lf Griinbaum dla nakłonienia freudystów do nabrania złudnego przekonania, że pow odem nieprzyznawania im statusu bona fide badaczy em pirycznych jest nadmierne przyw iązanie do niew ła ściw ie „naukow ego” standardu przedstawiania materiału d ow od ow ego. F reudow scy ap ologeci w ypatrująjego obiekcji jak wam pir zm ierzchu. N a dejście Griinbauma w itają uśm iechem , poruszają się i w stają z trumien54. Teorii freudow skiej nie stawia jednak w stan oskarżenia założenie, że poza nadzorowanym badaniem nie istnieją żadne inne racjonalne podstaw y dla przypisyw ania p rzyczynow ości, lecz to, iż po niem al stu latach praktyki nie dopracow ała się żadnych podstaw klinicznych, których siła przekony w ania byłaby bezstronnie nie do odparcia, za to w iele takich, które nie są aprobowane naw et przez jej w łasnych zw olenników . I to jest w łaśnie ten kołek w b ity w serce55. 54 Patrz sposób, w jaki odnosi się on do obrony wyjaśniania psychoanalitycznego, przepro wadzonej przez Thomasa Nagela na łamach The New York Review o f Books (11 sierpnia 1984). Czy można rozsądnie podsuwać myśl, że chcąc się dowiedzieć, czy Freud przed stawił mocny argument za powołaniem się na wpływ sceny pierwotnej na rozwój „Czło wieka z wilkami”, powinniśmy zaczekać na wynik badań epidemiologicznych, których dotychczas jeszcze nikt nie przeprowadził? Zaangażowanie Griinbauma w tę odpowiedź demaskuje jego argumentację jako rodzaj tradycyjnego scjentyzmu, ostatniej rzeczy, której psychoanaliza musi się obawiać. To nie brak wsparcia ze strony prowadzonych pod nadzo rem badań, lecz obojętność na brak jednomyślności czy przewrotny sposób, w jaki jest on traktowany, leży u podłoża nieakceptowania freudowskich twierdzeń. Zresztą sam Grtinbaum nie grzeszy w tej kwestii konsekwencją. Odpowiadając na recenzje kolegów po fachu jego książki, idzie na zadziwiające ustępstwo. Stwierdza mianowicie, że znajduje „nieco empirycznej wiarygodności w psychoanalitycznej teorii mechanizmów obronnych, jak na przykład zaprzeczanie i racjonalizacja, reakcja upozorowana, projekcja i identyfikacja”. Je śli dla Griinbauma jedyną podstawą przypisy wania przyczynowości jest nadzorowane ba danie, to jaki sens może on nadać wiarygodności wniosków klinicznych, skoro wyrażenie „wiarygodny wniosek kliniczny” powinno być dla niego oksymoronem? 55 Jednym ze sposobów pozbawienia wampira życia jest przebicie jego serca kołkiem, naj lepiej osinowym (przyp. tłum.). 30
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
W sw oim op isie życia Freuda Ernest Jones snuje w spom nienia zw ią zane z pojaw ieniem się poglądów dysydenckich: „P sychologow ie ogólni i inni w ykorzystali skw apliw ie sposobność, żeb y o g łosić, iż z pow odu ist nienia trzech «szk ó ł p sychoanalizy» - Freuda, Adlera i Junga - niejednom yślnych co do w łasnych danych, nie m a potrzeby, żeby ktokolw iek jesz c z e brał ten przedm iot serio; składają się nań rzeczy niepew ne”56. Jo nes nie w yjaśnił, dlaczego ta reakcja była błędna. W śród tych, którzy w y ciągnęli naukę z sytuacji opisanej przez Jonesa, był psycholog akadem icki R.S. W oodworth, który w opublikow anym w roku 1917 artykule kryty kującym psychoanalizę zaprotestował, tw ierdząc, że dla rywalizujących ze sob ą etiologii m ożna przedstaw ić rów nie przekonujące podstaw y57. W ysunięty przez W oodwortha argument był w iekow y, m iał jednak g łó w nie charakter hipotetyczny, kiedy to na początku X X w ieku przedstawił go A schaffenburg58, a także Lyman W ells z okazji przekładu Objaśniania marzeń sennych w 1913 roku59. A le w roku 1917 łatw e do przewidzenia rezultaty subiektyw ności m etody dały o sobie znać w sprzeniewierzeniu się Junga i Adlera, toteż argument w ysu n ięty przez W oodwortha przestał być w y łączn ie hipotetyczny. Z akw estionow ał go jednak Sam uel Tannenbaum tw ierdząc po prostu, że za ryw alizującym i ze sob ą etiologiam i nie przem aw iają rów nie m ocne fakty, jak za e tio lo g ią Freuda60. N a tym etapie zw yk łe zaprzeczenie ju ż nie m ogło, po sprzeniew ierzeniu się Adlera i Jun ga, trafiać do przekonania, zw łaszcza że od w oływ anie się przez nich do danych klinicznych na poparcie w łasnych etiologii było teraz pow szechnie znane. B y ć m oże skutek tego był po prostu żaden, skoro pew ność siebie, którą Tannenbaum zadem onstrow ał w swojej odpow iedzi na w ątpliw ości W oodwortha, okazała się krótkotrwała, i ju ż kilka lat później sam w ydał o p sychoanalizie surow ą ocenę, nazywając j ą „pseudonauką, takąsam ąjak chirom ancja, grafologia i frenologia”61. W latach dw udziestych ubiegłego 56 Jones, Sigmund Freud:Life and Work, dz. cyt., Vol. II, s. 171. 57 Robert S. Woodworth, „Some Criticisms o f Freudian Psychology”, Journal o f Abnormal Psychology (1917), s. 174-194. 58 Gustav Aschaffenburg (1866-1944), psychiatra i kryminolog niemiecki (przyp. tlum.). 59 F.L. Wells, Review o f The Interpretation of Dreams, Journal o f Philosophy, Vol. 10 (1913), s. 555. 60 „Some Current Misconceptions o f Psychoanalysis”, Journal o f Abnormal Psychology, Vol. 12, No. 6 (February 1918). 61 New York Times (Sunday, 19 March 1922), „Turns Against Freud; Dr. Tannenbaum. Famous Specialist, Former Disciple o f Austrian Psychoanalyst, Points out Errors in his 31
FREUD I PSEUDONAUKA
w ieku Bernard Hart je sz c z e raz zw rócił uw agę na to, że „podczas gdy u czn iow ie Freuda potwierdzają na podstaw ie obserwacji klinicznych od krycia sw eg o mistrza, u czn iow ie Junga (...) b ez trudu znajdują w ystarcza ją co dużo potw ierdzeń klinicznych dla całk ow icie przeciw nych doktryn Junga”*62. K ilka stron dalej ta m yśl zostanie uogólniona: „W yrażona w ątpli w o ść co do w iarygodności m etody psychoanalitycznej pogłębia się je sz c z e bardziej, gdy przyjrzym y się zdum iew ająco rozbieżnym w ynikom uzyska nym za jej p om ocą rękami osób, które zaczynają od odm iennych z góry przyjętych założeń ” (s. 87). W tym sam ym mniej w ięcej czasie identycz ny argument skierow ał w stronę nieprofesjonalistów A ldous H uxley jako głów n y pow ód sceptycznej postaw y w o b ec naukow ego statusu p sycho analizy: „W prawdzie w szy scy psychoanalitycy są zgodni co do nadzw y czajnej w ażn ości marzeń sennych, różnią się zasadniczo pod w zględem m etody interpretacji. Freud doszukuje się stłum ionych życzeń seksualnych (...) Rivers - rozw iązania konfliktu psychicznego; Adler - w o li m ocy; Jung - po trosze w szy stk ieg o ”6364. Taki sam argument w ysunął A d o lf W ohlge muth: „G dyby m oje m arzenie senne analizow ał Freud, to bez w ątpienia w ykryłby jak iś kom pleks seksualny. Jung, analizując to samo m arzenie senne, w ykryłby jakąś «przyszłą i teleo lo g iczn ą funkcję», Adler zaś do szukałby się « w o li m ocy, m ęskiego protestu». Jest to chyba wystarczający dow ód tego, że w ynik zależy od psychoanalityków i że objaśnianie marzeń sennych jest via regia prow adzącą do nieśw iadom ości analityka”6*. Argum enty przytoczone przez Lymana W ellsa, W oodwortha, W ohlgemutha, Bernarda Harta i innych nie straciły nic ze swojej siły i znaczenia. W książce Freud oceniony M alcolm M acm illan pyta: „Jak to się stało, że
Teachings” [Odwrót od Freuda; Dr Tannenbaum. Znany specjalista, były uczeń austriackie go psychoanalityka, wytyka mu błędy w jego nauczaniu]. Tannenbaum mógł mieć więcej powodów do zmiany zdania. Mimo że był członkiem założycielem Nowojorskiego Towa rzystwa Psychoanalitycznego, nie został przyjęty do zespołu redakcyjnego projektowanego oficjalnego czasopisma psychoanalitycznego z powodu „związków z podejrzaną zgrają”, do której należy „pewien rosyjski żyd o typie bolszewika”, a także z powodu braku afiliacji, na którą można by się było powoływać. Patrz list 240 w The Complete Correspondence of Sigmund Freud and Ernest Jones, 1908-1939 (London: Belknap, 1993). 62 Bernard Hart, The Development o f Psychopathology (Cambridge University Press, 1928), s. 76, 63 „Is Psychoanalysis a Science?”, The Forum (1925), s. 317. 64Adolf Wohlgemuth, „The Refutation o f Psychoanalysis”, Journal o f Mental Science (July 1924), s. 499. 32
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
Ferenczi b ył w stanie potw ierdzić «spostrzeżenia» Ranka, a Freud nie?”65. C zęsto spotykało się to, jak w id zieliśm y, z unikaniem odpow iedzi, lecz z czasem uprzyw ilejow ana m etoda p onow nie została wprowadzona do obiegu i ta kw estia rzadko była podnoszona spontanicznie. D latego też M acm illan m ó g ł napisać: „N igdy nie usłyszym y, że te tak zw ane odkrycia zależne są od tak bardzo w adliw ych m etod badania i interpretacji, że nawet praktycy w yszk olen i w posługiw aniu się nim i, nie są w stanie dojść do choćby z grubsza tylko zgodnych w n io sk ó w co do takich rzeczy, jak inter pretacja m arzeń sennych albo objaw ów , nie m ów iąc ju ż o podstaw ow ych cechach charakterystycznych seksualności d ziecięcej lub perwersyjnej, odtw orzeniu w czesn ych etapów rozwoju jednostki (...)”66.
Czy zmiany w teorii freudowskiej miały podłoże empiryczne? Griinbaum, który na to pytanie odpow iada tw ierdząco, nie zauw aża jed nak, że zm ieniający sw oje poglądy Freud je s t tak sam o zgodny z w łasnym zachow aniem przypom inającym zachow anie przekupionego świadka, któ ry zm ienia sw oje zeznanie, jak i z zachow aniem bonafide badacza reagu ją ceg o na siłę faktu em pirycznego. W książce Freud oceniony M acm illan pokazuje, jak niektóre spośród najbardziej znanych przypadków m odyfi kacji teorii, n ie w yłączając om aw ianych przez Griinbauma, zostały prze prow adzone bez jakiejkolw iek zm iany na p oziom ie dow odow ym . Teoria psychoanalityczna zaw dzięcza swój rozwój n ie dow odom em pirycznym , lecz o d zew o w i społecznem u ze strony innych w ażnych psychoanalityków, a w ięc p oglądow i Edwarda G lovera na nurt zapoczątkow any przez M e lanię K lein, M orrisa E a g le’a na dalszy rozwój teorii Kohuta i Marshalla Edelsona na niektóre bliżej nieokreślone odstępstw a od klasycznej psy choanalizy. N ikt z nich jednak nie odpow iada na pytanie, dlaczego tego sam ego nie należałoby pow iedzieć i o samej klasycznej psychoanalizie. C zy w ielokrotnie dokonyw ane przez Freuda m odyfikacje jeg o poglądu na rolę seksualności w nerwicach m iały podłoże em piiyczne? N ie m usiał
65 Malcolm Macmillan, Freud Evaluated (Amsterdam: North Holland, 1991), s. 572 [Mal colm Macmillan, Freud oceniony. Analiza krytyczna dzieła (przetłumaczył Michał Zagrodzki). Wydawnictwo WAM, Kraków 2007/2005, s. 752 (przyp. tłum.)]. 66 Macmillan, Freud Evaluated, dz. cyt., s. 505 [Freud oceniony, dz. cyt., s. 667 (przyp. tłum.)].
FREUD I PSEUDONAUKA
porzucać m yśli o roli cielesnej seksualności tylko dlatego, że okazało się, iż przyspieszające chorobę zm iany w okolicznościach życiow ych nie obej m ują żadnej zm iany w okolicznościach zw iązanych ze sferą seksualną, po niew aż on ju ż taką ew entualność uprzedził. K iedy bow iem dla utrzymania tezy o seksualnym charakterze nerw icy w prow adził do konstytucji seksu alnej człow iek a elem ent uprzedniej w ątłości, naw et je śli przyspieszające chorobę niezaspokojenie potrzeb nie m iało zw iązku z życiem seksualnym pacjenta, to jedynym pow odem , który je sz c z e pozostał dla podania w w ąt p liw ość freudow skiej seksualnej etiologii nerw icy - co, w ziąw szy pod uw a g ę brak precyzji i p om ysłow ość Freuda w tw orzeniu zasad interpretacji, raczej trudno sobie w yobrazić - b yło teraz n iem ożliw e do zrealizow ania ujaw nienie treści wypartych fantazji seksualnych. W przyjętej przeze m nie term inologii znaczyłoby to, że głoszon a przez Freuda teza o chorobotwór czej roli seksualności nie m iała sprawdzalnych falsyfikatorów, a pom im o to, o d ziw o, została porzucona, p on iew aż okazała się sfalsyfikow ana. Jest to przeciw ieństw o błędu popełnianego rów nież przez freudystów, p olega ją ceg o na ośw iadczaniu, że tezy zostały potw ierdzone - ich w iarygodność zw ięk szon a dzięki nieudanym próbom falsyfikacji - m im o że nie m ów i się nic o ow ych falsyfikujących okolicznościach.
Postmodernistyczne wersje unikania odpowiedzi, czyli co to jest prawda? Istnieje alternatywny sposób radzenia sobie z takimi rewelacjami jak ta, że pom im o poddawania się zabiegom leczniczym Anna O. nie została w y le czona - choć Freud nieustannie tw ierdził co innego - polegający na o ce nieniu na now o, czy w jakiś sposób zaciem nieniu, różnicy m iędzy prawdą i fałszem . Elisabeth R oudinesco oraz Lisa A ppignanesi i John Forrester wybrali tę drogę67. Oto jak A ppignanesi i Forrester rozprawiają się z odkryciem , że odnie siony w tym „założycielskim przypadku” psychoanalizy sukces terapeu tyczny był zm yślony: Pisząc na temat pierwszej pacjentki leczonej psychoanalizą, należy opowie dzieć dwie historie: pierwszą - historię Berty Pappenheim, jej młodości, 67 Patrz Mikkel Borch-Jacobsen o micie początków psychoanalizy w: Remembering Anna O. (Routledge, 1996, s. 10-12). 34
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
choroby, leczenia przez Breuera, wyzdrowienia i późniejszej kariery; i drugą - historię Anny O., czyli to wszystko, co Freud uczynił z relacji Breuera, i to, jak przypadek Berty stał się mitem tworzącym podwaliny psychoanalizy (...) Ale mit nie oznacza tutaj - jak w wypadku przeciwstawienia „historii” i „mi tu” - iluzji, maski służącej do ukrycia prawdy. Mit stanowi w tym wypadku raczej strukturę, która pozwala odtworzyć historię pochodzenia i narodzin psy choanalizy68. Tę sam ą taktykę przyjmuje Elisabeth R oudinesco: To zmyślenie daje świadectwo rzeczywistości historycznej, której nie można przeciwstawić zbyt uproszczonego argumentu realności faktów (...) [Prawda tej historii zasadza się na] (...) jej legendzie i odnosi się do sposobu, w jaki ruch psychoanalityczny opowiada sobie o pierwszych fantazjach związanych z jego narodzinami69. W analogiczny sposób A ppignanesi i Forrester postępują z Pamiętni kiem młodej dziewczyny , książką, którą od daw na uw aża się za dow ód nad naturalnej precyzji, z ja k ą teoria Freuda przedstawia rozwój kobiety. Przy taczają oni replikę H eleny D eutsch na podejrzenie o to, że ten dziennik jest oszustw em dokonanym przez analitycżkę H erm ine H ug-H ellm uth, która twierdziła, iż go tylko odkryła: „Jeśli tak było, to doktor H ug-Hellm uth m iała zarów no intuicję psychologiczną, jak i talent literacki (...) Ta książ ka je st tak prawdziwa psychologicznie, że stała się klejnotem literatury psychoanalitycznej”70. Tę niecną racjonalizację oszustw a i skłonności do mijania się z prawdą podsum ow ują oni dziw acznym komentarzem: wyra żona przez D eutsch o p in ia ,j e s t tak dobra, jak każda inna”. D .H . Lawrence w pow ieści The Rainbow 71 opisuje obrazowo proces zm agania się zm ysłu krytycznego jed n ego z bohaterów pow ieści z po ciech ą płyn ącą ze znanych z niedzielnej szkółki i ukochanych opow ieści: 68 Lisa Appignanesi i John Forrester, Freud's Women (London: Weidenfeld and Nicolson, 1992), s. 73 [Lisa Appignanesi i John Forrester, Kobiety Freuda (tłumaczyła Elżbieta Abłamowicz). Jacek Santorski & CO Wydawnictwo, Warszawa 1999, s. 84 (przyp. red.)]. 69 Cytat za: Borch-Jacobsen, Remembering Anna O ., dz. cyt., s. 12. 70Appignanesi i Forrester, Freuds Women, dz. cyt., s. 201 [Appignanesi i Forrester, Kobiety Freuda, dz. cyt., s. 212 (przyp. red.)]. 71 David Herbert Lawrence (1885-1930), angielski powieściopisarz, poeta, eseista i kry tyk. Wydana w roku 1915 powieść The Rainbow [Tęcza], przedstawiająca dzieje dwóch sióstr dorastających w rodzinie Brangwenów w północnej Anglii, została zakazana przez brytyjską i amerykańską cenzurę za śmiałe opisy stosunków lesbijskich. Interesował się psychoanalizą Freuda (przyp. tłum.).
35
FREUD I PSEUDONAUKA
„Zgoda. To nieprawda, że w oda została przem ieniona w w ino. A le pom im o to w je g o duszy było tak, jak gdyby w oda została przem ieniona w w ino. Jeśli chodzi o prawdę faktu, w oda nie została przem ieniona. A le dla je g o duszy - tak”. Zastąpm y freudow skie hagiograficzne i kliniczne legendy chrześcijańskim i opow ieściam i o cudach, a otrzym am y zsekularyzow ane katusze, jak ie cierpią freudyzujący intelektualiści, kiedy słabnie ich łatw o w ierność, katusze, które łagodzi balsam postm odernistycznego zaciem nia nia [różnicy m iędzy prawdą i fałszem ].
Unikanie falsyfikacji nie jest udawaniem potwierdzania O prócz nieakceptow ania przez teoretyka doniesień o sfalsyfikow aniu teo rii przedm iotem obiekcji byw a niekiedy p osługiw anie się przez niego je g o p o m y sło w o ścią w bronieniu się przed siłą o czyw istych falsyfikatorów jako dalszym potw ierdzaniem je g o własnej teorii. To w łaśnie o to, a nie o sa m ą tylko nieposkrom ioną uporczyw ość, posądzał Popper Adlera, gdy ten znalazł w ytłum aczenie dla oczyw isteg o wyjątku, pow ołując się na sw oje „bogate d ośw iad czen ie”. Popper z sarkazmem zauw ażył, że teraz Adler m ógłby potraktować sw oje dośw iadczenie jako „o jeden przypadek bogat sz e ”72. W ten sposób Popper przeszedł od unikania falsyfikacji do zarzutu fałszyw ego potwierdzania. Postaram się w yjaśnić różnicę m iędzy nieakceptow aniem doniesień falsyfikujących teorię a ogłaszaniem rzekom ych potwierdzeń. K iedyś słysza łem taką oto anegdotę o J. Edgarze H ooverze73. K iedy ju ż zdecydow ał się założyć podsłuch w telefonie osoby podejrzewanej o działalność w yw roto wą, to w yp isyw ał dwa nagłówki: „w yw rotow iec” - dla inkrym inowanych rozm ów, które zostały podsłuchane oraz „chytry w yw rotow iec” - kiedy takie rozm ow y nie zostały podsłuchane. Freudowi zarzuca się stosow anie takiej samej praktyki, ale zanim rozstrzygniem y, czy zarzut jest słuszny, m usim y zrozum ieć morał tej anegdoty o H ooverze. W przeciw ieństw ie do tego, co pom yślałby prym itywny falsyfikacjonista, H oover w cale nie m iał zamiaru od w oływ ać oskarżenia o działalność w yw rotow ą inw igilow anej
72 Karl R. Popper, Droga do wiedzy. Domysły i refutacje (przetłumaczył Stefan Amsterdam ski). Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1999, patrz s. 64 (przyp. tłum.). 73 John Edgar Hoover (1895-1972). Od roku 1924 do śmierci amerykański dyrektor Fede ralnego Biura Śledczego - FBI (przyp. tłum.). 36
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
osoby, której inkrym inowana rozm ow a nie została podsłuchana. Ta k w e stia m iała być rozstrzygnięta sub judice14. W postępowaniu H oovera kary godne b y ło nie to, że nie uznaw ał podejrzewanej osoby za niewinną, gdy inkrym inow anych rozm ów nie było, lecz to, że orzekał o w inie, m im o iż takich rozm ów nie było. A nalogia do postępow ania Freuda bierze się stąd, że nie odróżnia się zarzutu pod je g o adresem o to, iż nie kapituluje przed falsyfikacją, od naprawdę działającego na je g o szkodę zarzutu o sięganie do w łasnej p om ysłow ości w w yjaśnianiu faktów sprzecznych z głoszon y mi przez sieb ie tw ierdzeniam i nie po to, żeb y zrobić z tego problem sub ju dice, lecz p o to, żeby go rozstrzygnąć na sw o ją korzyść. Tak stało się w ła śnie w w ypadku nerw ic w ojennych z tw ierdzeniem , że została podw ażona rola wypartej seksualności w psychonerw icach. Freud polem izow ał z nim najpierw n ie bez podstaw tw ierdząc, iż nie zostały przeprowadzone do kładne analizy cierpiących na nerw icę w ojenną, później - że błędnie został zinterpretowany zakres pojęcia wyparcia seksualnego, poniew aż obejm uje on zarów no narcystyczne, jak i skierow ane na obiekt libido, a na koniec - iż w każdym razie instynkt sam ozachow aw czy ma naturę libidinalną. W pew nym okresie te preteksty do odrzucania doniesień o sfalsyfikow aniu teorii stały się podstaw ą do uważania jej za potwierdzoną7475. Podobnie i G ellner zaciera różnicę m iędzy orędow nikam i teorii, którzy odrzucają doniesienia o falsyfikacji, godząc to jak oś z prawdą teorii, a tym i, któ rzy w ykazują się um iejętnością zręczn ego ratowania teorii jako kolejnym dow odem przem awiającym na jej korzyść. W swojej argumentacji jako przykład takiego „chwytu chroniącego doktrynę przed falsyfikacją” przy tacza p ojęcie oporu. A le z dalszego toku je g o w yw odu w ynika, że m a on na m yśli co ś w ięcej, niż sam o tylko niepoddaw anie się, skoro powiada, iż dla tych, którzy sięgają po pojęcie oporu jako argument, sprzeciw pacjenta w ob ec interpretacji podanej przez analityka dow odzi jej trafności, a to jest co ś w ięcej, n iż tylko nieustępliw ość - to udawane potw ierdzenie76. (D o w odem na to, że G ellner nie m yli się w tym , co sami analitycy m yślą o pra w ie do w yprow adzania w n iosk ów z jakoby chybionych prób podw ażenia teorii psychoanalitycznej, są teksty J.C. Flugela, reprezentującego jedno 74 Sub judice (łac.) - w trakcie rozpatrywania przez sąd (przyp. tłum.). 75 T.W. Mitchell, Problems in Psychopathology (Kegan Paul, 1927), s. 174; Robert Waelder, Basic Theory o f Psychoanalysis (International Universities Press, 1960), s. 165. 76 Ernest Gellner, The Psychoanalytic Movement (Paladin, 1985), Chapters 8 i 9 [Uwodzi cielski urok psychoanalizy, czyli chytrość antyrozumu (przetłumaczyła Teresa Hołówka). Książka i Wiedza, Warszawa 1997, rozdziały 8 i 9 (przyp. tłum.)]. 37
FREUD I PSEUDONAUKA
pokolenie, i Charlesa Brennera - drugie)77. R ów nież i Anthony Quinton, przytaczając jako przykład szerokiego „zakresu środków służących do uchronienia się przed obaleniem teorii, w które obfitują pism a Freuda (...) zw yczaj traktowania napotykanych faktów sprzecznych z tym , co przew i duje teoria, jak o takie sam o potw ierdzenie teorii, co jej pierwotnie przew i dyw ane przeciw ieństw o”, w istocie op isyw ał postępow anie inne, niż sam o tylko unikanie falsyfikacji, i bardziej je sz c z e od niego podstępne78.
Czy Freud ogłaszał doniesienia potwierdzające teorię? Z adow alała go św iadom ość bycia spostrzeganym jako ten, który to robi, lecz tylko do m om entu, gdy sprow okow any tym roszczeniem sceptycyzm osiągnął taki poziom , w którym —z n iew ielk ą p om ocą stwarzającej pozory w iarygodności m ożliw o ści zaprzeczenia - bałamutnie zapew niono, że on tylko w sk azyw ał albo uprzedzał praw dopodobny w ynik badania. W rze czy w isto ści istnieją teksty tak niejednoznaczne, że m ożna na ich podstaw ie zbić ten argument, ale, ogólnie biorąc, problem u nie rozstrzygnie od w o ływ anie się do tekstów, lecz opisanie kultury. To, co jeden z recenzentów pisał o Freudzie w 1925 roku („P isze tak, jakby m iał za sobą obszerny materiał d o w od ow y (...) jakby był uczonym , który pow ołuje się na coś tak dobrze ustalonego, jak ciężar atom ow y pierw iastków chem icznych”)79, m ów iło się je sz c z e ogólnie o freudyzm ie kilka d ziesięcioleci później. A le to nie je st problem do rozstrzygnięcia na podstaw ie analizy tekstów. G dyby się zgod zić, że psychoanaliza nie żyje wśród nas jako system spekulatyw ny albo plik hipotez roboczych, to na jakiej podstawie m ożna orzec, iż jej tw ierdzenia są nie tylko nieuzasadnione, ale i błędne? Zarzut brzmi: teza, którą uw aża się za potw ierdzoną, nie m ogła być potw ierdzo na, gdyż nie m iała możliwych do wykrycia falsyfikatorów. N aw et gdyby uciec się do uczynionego przez Grimbauma uniku w postaci je g o koncep cji spraw dzalności jako „skarbca banku szw ajcarskiego”, mającej uspra w ied liw ić przyznawanie teorii ezoterycznych m ożliw ych do pom yślenia falsyfikatorów, to i tak nie m iałoby to żadnego związku z tw ierdzeniem ,
77 J.C. Flugel, An Introduction to Psychoanalysis (London: Gollancz, 1932), s. 48; Charles Brenner, „Classical Psychoanalysis”, International Encyclopedia o f the Social Sciences. 78 A. Quinton, Thoughts and Thinkers (London: Duckworth, 1982), s. 248. 79 Times Literary Supplement (10 September 1925). 38
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
że ogłaszan e w jej interesie doniesienia o potwierdzeniu teorii są oparte na błędnych przesłankach. Jedyna w ła ściw a odpow iedź na ten zarzut m usi być taka: m etoda pow inna była u m ożliw ić uznanie negatyw nych przykła dów za istniejące, a nie tylko m ożliw e do pom yślenia. K iedy ju ż Freud zuniw ersalizow ał czynniki chorobotwórcze oraz nadał niejednoznaczny sens ich zw iązaniu ze środow iskiem dziecka przez p oło żenie nacisku na czynnik konstytucjonalny, który w bliżej nieokreślonych ok oliczn ościach m ó g ł zastąpić zew nętrzny uraz, to pozbaw ił się m ożności natrafienia na św iadectw a niedające się p ogod zić z je g o teorią seksualnego rodow odu nerw ic (tak jak m iał taką m ożn ość w wypadku etiologii nerw ic opartej na idei uw iedzenia seksualnego). W prawdzie sama ta niem ożność nie daje w ystarczającej podstaw y do posługiw ania się obraźliw ym i epite tami ep istem icznym i w rodzaju „pseudonauka”, to jednak o tym, że takie nieprzychylne określenia są pom im o to uzasadnione, św iadczy powtarza ne tw ierdzenie, siłą rzeczy niepraw dziw e, że teoria przeszła pom yślnie w szystk ie próby jej sfalsyfikow ania, g d y tym czasem należało pow iedzieć tylko tyle, iż przypadki, które m ogłyb y rozw iać je g o nadzieję, że są p ozy tyw nym i przykładam i, m im o w szystk o okazały się takimi w łaśnie p ozy tyw nym i przykładami. Jeśli chodzi o teorię libido, to naw et ci, którzy nie oskarżają Freuda o uchylanie się od falsyfikacji, m u szą przyznać, że je g o pojednaw cze w yjaśnienia pozostaw iły teorię w stanie, w którym nie nadaje się ona do weryfikacji i dlatego każde tw ierdzenie, że została sprawdzona, m usi być niepraw dziw e. Taka argumentacja prowadzi do paradoksalnego w niosku, że w praw dzie krytycy Freuda narzekają pow szechnie na nieustępliw ość, z jak ą trzym a się on kurczow o teorii libido w obliczu oczyw istych falsy fikacji, to jednak w łaściw ym i bardziej obciążającym zarzutem jest to, iż u w zględ n iw szy jej zaw iły charakter, naw et w zaw ężonej do aspektu cie lesn ego postaci, nie m ógł m ieć odpow iednich argumentów em pirycznych przem aw iających za jej odrzuceniem , w ob ec czego naraził się zw olen n i kom R eicha, którzy oskarżali go o działanie w e w łasnym interesie. C zy z tego, że m oje w oln e skojarzenia z w yobrażeniem mojej matki nie k oń czą się scenam i m iłosnym i z jej udziałem w ynika, iż nie ży w ię nie św iadom ych kazirodczych skłonności? O czy w iście że nie. Jest nawet m ało prawdopodobne, żeby Freud był skłonny utrzym yw ać, że w szystkim jeg o pacjentom są naprawdę znane z pierw szej ręki takie intymne rewelacje o w łasnych skłonnościach kazirodczych. Raczej pew nie pow iedziałby, że 39
FREUD I PSEUDONAUKA
to pod w pływ em niezbitych d ow od ów dali się oni przekonać do przejawia nia takich inklinacji. A le kiedy u pacjentów leczonych przez analityków opow iadających się za konkurencyjnym i etiologiam i nerwicy, jak Rank czy Adler, nie m ożna było w yw o ła ć w spom nień, i tym sam ym potwier d zić praw dziw ości teorii Freuda, to nie traktowano tego jako falsyfikacji, poniew aż uważano, że rów nież i ci pacjenci m ają takie sam e, jak w ykryte przez Freuda nieśw iadom e sieci skojarzeń i sym bolicznych rów now ażni ków, i że w sprzyjających warunkach, czy li gdyby analizę przeprowadzał freudysta, ujaw niliby je . N iektórym krytykom Freuda sama ta odpow iedź w ystarcza do tego, żeby potępić go jako pseudouczonego. Ja jednak w o lałbym zarezerw ow ać ten termin dla tych, którzy swojej konstrukcji teo retycznej nadają nieprzysługujący jej status, taki m ianow icie, który urósł w w yniku nieudanych prób falsyfikacji.
Rewizjonizm, czyli kiedy i dlaczego psychoanaliza przestała być freudowska? W śród obrońców Freuda są tacy, których zupełnie nie m artwią coraz c z ę ściej rodzące się w ątpliw ości o charakterze pojęciow ym lub em pirycznym w zw iązku z zarzutem o to, że w ystępując ze sw oją w czesn od ziecięcą etio lo g ią nerw ic, czyli przyznającą seksualności uprzyw ilejow aną rolę, nie m ó g ł on uniknąć pogw ałcenia zw yk łych kanonów przedstawiania do w odów , postępow ania badaw czego czy zrozum iałości. C hociaż nie w y jaśniają, z czym się w tym zarzucie zgadzają, to jednak twierdzą, że nie dotyka on najistotniejszego osiągnięcia Freuda. Są pow ody do podejrzeń, że ci obrońcy Freuda nie przyłączają się do kiytyki je g o w ażniejszych d o konań nie dlatego, iż są w ew nętrznie przekonani o jej bezzasadności, ale dlatego, że w styd zą się przyznać, iż to oni sam i, a m oże nawet w zm ow ie z innym i, przyczyniają się do podtrzym ywania i puszczania w obieg ty lu niedających się racjonalnie obronić tw ierdzeń. Tłum aczy to rew izjoni styczną w dużym stopniu interpretację dorobku Freuda charakteryzującą się tym , że te tezy, które je szcze nie tak daw no p ow szechnie uważano za pew ne i to do tego stopnia, iż odrzucenie ich m iało być dow odem nie dorzecznej zaciekłości, teraz raptem znajdują zastosow anie w obszarach odległych od tych, w których Freud m iał naprawdę osiągnięcia. M ożna by m ów ić o pewnej analogii m iędzy taką taktyką a zniekształconą pam ięcią
40
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
sym patyków Partii K om unistycznej po X X Z jeździe80. I tak jak ow ych „tow arzyszy podróży”, tak i w sp ółczesn ych apologetów Freuda chciałoby się zapytać, czyżb y naprawdę zapom nieli ju ż o poglądach, które niegdyś popierali, g ło sili i propagow ali, czy też m o że zaw sze zdawali sobie sprawę z prawdziwej sytuacji, a tylko m ilczeli w im ię solidarności? Sym patycy Partii K om unistycznej przyjm owali jed n ą z dw óch taktyk radzenia sobie z publicznym ujawnieniem potw orności system u kom unistycznego. Jedną z nich zastosow ał John Strachey, angielski socjalista, który zapom niał już, jak to kied yś ręczył za u czciw y przebieg procesów m oskiew skich i za w inę oskarżonych. Inni stosow ali taktykę jed n eg o z ich grona, który na pyta nie o pow ód bagatelizow ania przez n iego istnienia gułagów odpowiadał, że p ostępow ał tak dlatego, iż nie chciał iść na rękę zw olennikom polity ki zim nej w ojny, a nie dlatego, że był tak tępy, żeby nie dow ierzać sile faktów 81. Stosunek niektórych freudowskich rew izjonistów do głów nych doktryn klasycznej psychoanalizy przypom ina stosunek osiem nastow iecznych anglikanów do Trzydziestu Dziewięciu Artykułów Wiary82. W edług Doktora Johnsona83 są to „artykuły pokoju”, z którymi prywatnie m ożna w praw dzie się nie zgadzać, ale też nie pow inno się nakłaniać do ich nieprzestrzegania. A le dzisiejsza rew izjonistyczna apologetyka jest do takiego stopnia po krętna, że nie sposób pow iedzieć, którą z tych dw óch postaw: potajemnej opozycji czy intelektualnego otępienia zajm ow ali niegdyś ci, którzy ob ec nie pragną odrzucić niektóre dogm aty tradycyjnej psychoanalizy. 80 W oryginale: post-Twentieth Congress fellow-travelers (dosłownie: towarzysze podróży po XX Zjeździe). Owymi „towarzyszami podróży”, jak ich nazwał David Caute (a Cze sław M iłosz - „grupą biednych matołków”), byli komunizujący intelektualiści zachodni, którzy, choć nie należeli do Partii Komunistycznej, to jednak opowiadali się po jej stronie. W dniach 14-25 lutego 1956 roku odbywał się w Moskwie XX Zjazd Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, na którego zamkniętym posiedzeniu w dniach 24-25 lute go ówczesny sekretarz generalny KPZR Nikita Chruszczów (1894-1971) wygłosił tajny referat „O kulcie jednostki i jego następstwach”, oskarżający Józefa Stalina o popełnione w czasie sprawowania przez niego władzy zbrodnie i wprowadzenie tzw. kultu jednostki (przyp. tłum.). 81 David Caute, The Fellow Travellers (London: Weidenfeld and Nicolson, 1973), s. 164 i 103. 82 Oficjalna wykładnia (księga wyznaniowa) anglikanizmu, przyjęta za panowania Elżbiety I w roku 1563 (przyp. tłum.). 83 Przydomek Samuela Johnsona (1709-1784), pisarza, krytyka i słownikarza angielskiego, jednego z najwybitniejszych przedstawicieli angielskiego ruchu literackiego końca XVIII wieku (przyp. tłum.). 41
FREUD I PSEUDONAUKA
Stwarzająca pozory wiarygodności możliwość zaprzeczenia a niejednoznaczność rewizjonizmu P ow szech n ie w ykorzystyw aną w psychoanalitycznej apologetyce je st stwarzająca pozory w iarygodności m o żliw o ść zaprzeczenia, żeby p osłu ży ć się sław nym w czasie afery Iran-Contra w yrażeniem na określenie w y pow ied zi um yślnie dobranych ze w zględu na ich niejednoznaczny sens. Oto pierw szorzędny przykład takiej „stwarzającej p o zo iy w iarygod ności m o żliw o ści zaprzeczenia”, którego dostarcza odpow iedź Harolda Blum a na zam ieszczon y w New York Review artykuł Fredericka Crewsa: „O becnie, początkow e propozycje Freuda, pierw sze w nioski i głów n e studia przypadków nie są ju ż istotne dla weryfikacji psychoanalitycznych sform ułow ań”84. O które „sform ułow ania psychoanalityczne” tutaj ch o dzi? D opiero po ich wskazaniu będzie m ożna p ow iedzieć, czy Blum m a na m yśli to, że zostały odrzucone takie „pierw sze w n iosk i”, do których Freud doszedł, jak kom pleks Edypa, lęk kastracyjny, chorobotwórcza doniosłość wypartej seksualności i tak dalej, a ich m iejsce zajęły tezy bardziej w iary godne, czy m oże to, że wprawdzie ostały się te „początkow e propozycje Freuda i pierw sze w n iosk i”, jednak nikt ju ż dzisiaj nie twierdzi, iż Freud odpow iednio je uargum entował w sw oich studiach przypadków czy gd zie indziej, a potw ierdzenie ich praw dziw ości pochodzi z innych, mniej w ąt pliw ych źródeł. Jednym z pow odów skłonności do dystansowania się apo logetów od Freuda m oże być to, że jest on wpraw dzie płodnym autorem, którego nie jest łatw o objąć pam ięcią, jednak wśród inteligencji m a on taki sam status abiturienta szkoły dla dzieci z dobrego domu, jak niegdyś zna jo m o ść języ k a francuskiego czy sztuka rozpoznawania noża do ryb m iały wśród osób aspirujących do awansu sp ołecznego. Z tego też pow odu w ielu apologetów nie w ied ziało, jak zareagow ać na krytykę opartą na dokład niejszym studiow aniu tekstów Freuda, niż to, którego oni sami byli skłonni się podjąć, i w ten sposób uzyskali dodatkow ą m otyw ację do tego, żeby prac Freuda nie uznawać za uzasadniające przyznanie im statusu psych o analizy, pon iew aż zw alniałoby to ich z zadania dokładnego zapoznania się z je g o argumentacją, po to, żeby m óc udzielać szczegółow ych odpow iedzi tym , którzy oskarżali j ą o tendencyjność i brak spójności. To także przy sparzało im dodatkowej korzyści w polem ice, poniew aż nie sprecyzow ali, M Frederick Crews, The Memory Wars, dz. cyt., s. 104 [Wojna o pamięć, dz. cyt., s. 94 (przyp. tłum.)]. 42
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
jaka argumentacja m a zastąpić argumentację Freuda. Chrześcijan zob o w iązuje Skład A postolski (lub zob ow iązyw ał, kiedy zerknąłem ostatnim razem ), lecz nie sposób ju ż p ow ied zieć, co zobow iązuje freudowskich re w izjonistów . Jedną z najpow szechniejszych form rew izjonizm u jest rezygnacja z w a gi, ja k ą Freud przyw iązyw ał do czynnika seksualnego. U siłow anie odw ró cenia ostrza krytyki przez uw olnienie psychoanalizy od tego nacisku jest niem al tak daw ne, jak sama psychoanaliza. Jeden z w czesnych przykła dów takiego w ybiegu m ożna znaleźć w jednej z pow ieści R ose M acaulay z lat dw udziestych ubiegłego w iek u 85, w której na pytanie bohaterki o to, w jaki sposób analitycy „ leczą w szy stk ie te rzeczy prowadząc nieprzy zw oite rozm ow y o seksie”, pada odpow iedź: „Kochanie, nie bądź w ul garna. U ch w y ciła ś się zaledw ie jednej m aleńkiej cząstki, tej cząstki, którą praktykują austriaccy profesorow ie na w iedeńskich degeneratach (...)”. Pew nie Freuda należałoby teraz zaliczyć do grona ow ych „wiedeńskich degeneratów ” w interesie podtrzym ania prestiżu i uwiarygodniania ruchu psychoanalitycznego. M arcia C avell, która na piśm ie zaprotestowała prze ciw k o opublikow anem u w New York Review o f Books artykułowi Crewsa, należy do grona kilku takich w sp ółczesn ych ffeudystów typu „od Sasa do łasa”, którzy uparcie obstają przy odróżnianiu Freuda od psychoanalizy na niekorzyść tego pierw szego. U w ażam , że m am y prawo podejrzewać, iż kierow ane w stronę k iytyk ów psychoanalizy oskarżenie o anachro nizm je st w przeważającej m ierze figurą retoryczną oraz że są oni w pełni św iadom i tego, iż nadal uznawane są p ow szech n ie poglądy ogólnie rzecz biorąc na determinanty zaburzeń nerw ow ych, rozwoju dziecka i natury um ysłu, które pochodzą od Freuda i dzięki ich w iarygodności żerują na je g o prestiżu jak o w n ik liw ego i skrupulatnego obserwatora klinicznego. A le naw et gd yb y b yło prawdą, że klasyczna psychoanaliza jest martwa, to i tak na rew izjonistach ciążyłb y w dalszym ciągu obow iązek przedyskuto wania zarów no twierdzeń, jak i wspierających j e argumentów klasycznej psychoanalizy oraz udzielenia odpow iedzi na pytanie, dlaczego straciły one na aktualności. W przeciw nym razie narażają się na podejrzenie, że ich obecne zastrzeżenia są tak sam o płytkie, jak poprzednia obrona. W praw dzie teraz tylko n ieliczni ffeudyści są skłonni podtrzym ywać autentycz ność w ielu dokonanych przez Freuda w yróżniających się odkryć, to jednak *5 Rose Macaulay (1889-1958), powieściopisarka angielska. Cytat pochodzi z jej powieści
Dangerous Ages z 1921 roku (przyp. tłum.). 43
FREUD I PSEUDONAUKA
nikt z nich nie m oże zdobyć się na postaw ienie pytania o to, jak to jest m ożliw e, że zjaw iska, które w ich obecnym przekonaniu nie zachodzą, przez całe d ziesięciolecia były tak system atycznie ujawniane za pom ocą m etody, której oni m im o w szystk o nie m ają zamiaru się w yrzec. Z górą trzydzieści lat temu socjolog Peter Berger86 napisał: Kwestionowanie istnienia nieświadomości podczas wieczorku towarzyskie go Amerykanów z wyższym wykształceniem byłoby zapewne takim samym wystawieniem sobie świadectwa niepoczytalności, jak kwestionowanie teorii choroby powodowanej przez zarazki. Wykształceni Amerykanie (...) są prze konani, że znają nieświadomość jako pewny fakt doświadczenia, a do tego jeszcze mają całkiem określone pojęcie o wyposażeniu tego przydatku. C hociaż na o g ó ł nieśw iadom ość nie je st kw estionow ana, tak jak nie była kw estionow ana wtedy, gdy pisał o niej Berger, to jednak jej treści zostały do p ew n ego stopnia odnow ione. L ecz pod jakim w zględem i dla czego? Trudno p ow iedzieć. O tym , jak sposób w yp ow ied zi d zisiejszych apologetów nie ułatwia po znania ich stosunku do klasycznej psychoanalizy, św iadczy poniższa niefra sobliw a aluzja W ollheim a do „n iew iarygodności” przedstaw ionego przez Freuda procesu rozwoju kobiety: „A ja ze w zględu na prostotę (a m oże nawet i w iatygod n ość) (...) ograniczę się do niem ow lęcia płci m ęskiej”87. C zy „niew iarygodność” znaczy tutaj „to, co m ało prawdopodobne z natu ry”, czy m oże „choć prawdziwe, to najw idoczniej po to tak fałszyw e i tak raniące uczucia kobiety, żeby lansow ać n iezasłużony sceptycyzm , a m oże nawet łagodnie zapoczątkow any”? C zy to znaczy, że W ollheim jest prze konany o istnieniu zazdrości o członek? N ie sposób na to odpow iedzieć. A oto inny przykład, w którym być m oże został przygotowany grunt pod stwarzającą pozory w iarygodności m o żliw ość zaprzeczenia. Pochodzi on z odpow iedzi, którą psychiatra A nthony Clare otrzym ał na sw oją krytyczną ocenę psychoanalizy od dyrektora Centrum im. A nny Freud w Londynie: „ D ziecięcą seksualność m ożna z całą p ew n ością obserw ow ać w każdym żłobku. Jeśli jednak ktoś z jak iegoś pow odu nie dostrzega tego, co ma przed oczam i, to sam sobie jest w in ien ”88. Pozornie była to odpow iedź udzielona przez Yorke’a na w ątpliw ości nurtujące Clare’a co do zazdrości 86 P. Berger, „Towards a Sociological Understanding o f Psychoanalysis”, Social Research (1965), s. 28. 87 Richard Wollheim, Freud (London: Fontana, 1992), s. 119. 88 Clifford Yorke, The Times (London, 3 July 1985). 44
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
o członek i kom pleksu Edypa (dlatego „pozornie”, że Clare w yraźnie m ó w ił o tych dw óch zjaw iskach i słow em nie w spom niał o „dziecięcej seksu alności”, do której Yorke za w ęził polem ikę). Jednak Yorke podstaw ia pod nie w yrażenie „dziecięca seksualność”, dzięki czem u m oże p ow ied zieć, że przecież on nie tw ierdził, iż zazdrość o człon ek i lęk kastracyjny „m ożna z całą p ew n o ścią obserw ow ać w każdym żłobku”.
Kiedy kobiety przestały zazdrościć mężczyźnie członka? K iedy rew izjoniści podają p ow ody „rozwijania” teorii Freuda, to m ów ią, że to „m etoda” psychoanalityczna, ta istotna część spuścizny, którą za w d zięczają Freudowi, stała się bodźcem do zastępow ania czy m odyfiko w ania suponow anych przez n ią pierw otnie tez. Jest jednak alternatywne, bardziej prawdopodobne, je śli nie mniej pobłażliw e w yjaśnienie tego, jak doszło do takich drastycznych zm ian w teorii psychoanalitycznej. N ajle piej ilustruje to los pojęcia „zazdrość o człon ek ” jako klucza do p sychologii kobiety. Żadna inna teza Freuda nie doczekała się częściej ponawiających się potw ierdzeń. K iedy Robert Waelder zażądał od krytyków Freuda, ż e by zadem onstrow ali słabe strony danych klinicznych na podstaw ie analizy jak iegoś konkretnego przykładu z je g o własnej praktyki, to zaproponował zazdrość o członek, którą zauw ażył u trzyletniej dziew czynki89. Jeszcze naw et w roku 1968 czytelnicy w prow adzenia do psychologii społecznej, napisanego przez kilku pracow ników naukow ych z Ivy League, m ogli się dow ied zieć, że jednym z odkryć, które zaw dzięczam y geniuszow i Freuda, jest głęboko skrywana przez każdą kobietę potrzeba posiadania tego sam e go, w co je st w yp osażon y m ężczyzna, oraz że w sprzyjających wypadkach przekształcenie tej potrzeby k ończyło się pogodzeniem się z jej zdeform o wanym stanem i zastąpieniem pierw otnego pragnienia posiadania człon ka pragnieniem posiadania dziecka. To dlatego w łaśnie, jak tłum aczono, tyle kobiet chciałoby, żeby pierw sze urodzone przez nie dziecko było płci m ęskiej, pon iew aż chłopiec przychodzi na św iat z członkiem . Poza tym analitycy m ieli regularnie potwierdzać to odkrycie90.
89 Robert Waelder, „Psychoanalysis, Scientific Method, and Philosophy”, Journal o f the American Psychoanalytic Association, Vol. 10, 3 (July 1962), przypis na s. 622. 90 Irving Janis, red., Personality (Harcourt Brace, 1969), s. 257-260. 45
FREUD I PSEUDONAUKA
D zisiaj ju ż coraz rzadziej sły szy się o zazdrości o członek. D laczego? T rzydzieści lat tem u B .A . Farrell w yjaśniał, dlaczego obalenie tezy o za zdrości o człon ek w w yniku badań prow adzonych poza psychoanalizą nie m iało żadnego w pływ u na sp ołeczn ość psychoanalityczną. „N ie należy zapom inać, że kiedy analitycy twierdzą, iż po to, żeby w yjaśnić materiał otrzym any dzięki analizie, trzeba kon iecznie postulow ać ow o d ziew czę ce uczu cie zazdrości, to prawie zaw sze natkną się na negatyw ny w ynik. Siła tej w yp ow ied zi ujawni się przypuszczalnie tylko wtedy, gdy m etoda psychoanalityczna będzie trafna”91. A le d laczegóż by z tego, że teza o za zdrości o człon ek jest pow szechnie odrzucana, nie w yprow adzić w niosku, iż rów nież pow szech n ie przyznaje się, że m etoda psychoanalityczna jest nietrafna? O rw ell m iałby tutaj coś do pow iedzenia.
O tym, jak ważne jest odróżnienie potwierdzenia od egzemplifikacji Sposób posługiw ania się terminem „potw ierdzony” jest przyczyną czę stych nieporozum ień. W m ocnym sen sie chodzi o to, że teza, która m o że być sfalsyfikow ana, została poddana sprawdzianowi i w yszła z n iego zw ycięsk o. W sensie słabszym termin „potw ierdzony” znaczy, że teza nieegzem plifikow alna (nieegzem plifikow alność znaczy tutaj niem ożność podania przykładu) została pom im o to zegzem plifikow ana. K iedy pojęcie frustracji seksualnej zostało zaw ężone do braku zaspokojenia cielesn ego, to stało się falsyfikow alne, gdy natom iast zostało rozszerzone o znacze nie, jak ie Platon nadał Erosow i, a św. P aw eł m iłości, to przestało być fal syfikow alne, ale pozostało nadal egzem plifikow alne w tych wypadkach, w których zakłócenie zaspokojenia cielesn eg o w ydaje się prowadzić do nerwicy. Kryterium egzem plifikacji jest w id oczn e w takiej oto w zm iance Waltera Kaufmanna: „Kontrprzykłady nie św iadczą o tym, że nie m am y do czynienia z w ażnym w kładem ”92. W praw dzie oskarżenie o dogm atyczny charakter psychoanalitycznych roszczeń do w ied zy skupia się niekiedy na generalizacjach, to rów nie często twierdzi się, że pojedyncze doniesienia egzem plifikacyjne nie ma j ą odpow iedniego uzasadnienia. A le to nie trudność z w ym yśleniem czy 91 B.A. Farrell, „Can Psychoanalysis Be Refuted?”, Inquiry, Vol. IV (1961), s. 23. 92 Discovering the Mind (McGraw-Hill, 1980), Vol. Ill, s. 115. 46
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
rozpoznaniem kontrprzykładów dla edypalnych interpretacji nerwic albo ży czen io w e objaśnianie marzeń sennych itd. jest źródłem kłopotów, lecz słabość albo tendencyjność paradygm atycznych narracji, czyli interpreta cji m ających egzem plifikow ać te teorie, a zachęcających do posłużenia się nim i w celu rozw iązania problem ów z w yjaśnianiem . C hociaż znaczna część argumentów, które Thom as N agel w ysuw a w obronie Freuda, to najzwyczajniej w św iecie umoralniające brednie93, jednakże je st tam p ew ien argument, z którym rzecznicy w szechobecnej stosow aln ości standardu nauk przyrodniczych sobie nie poradzą, m im o że ma on w sobie co ś z rew izjonizm u - nazw ijm y go rew izjonizm em epistem icznym - jak w tedy, gdy Robert W aelder odżegnuje się od posiadania uniw ersalnych praw94. Przypuśćm y, że uw ażam y Freuda za przyrodnika, a nie za przedstaw iciela nauk ścisłych, a w ięc za kogoś, kto zasłu żył się odkryciem jak ich ś niezw yk łych zjaw isk, a nie praw ogólnych. C zy w ó w czas u czyn ien ie w sparcia ze strony badań nadzorowanych warunkiem si ne qua non zaakceptow ania [odkrycia] nie będzie czym ś niestosow nym ? Poruszony przez N agela problem, do którego nie odnosi się w ym aganie badania nadzorow anego, brzmi tak: czy Freud dostarczył w iarygodnych przykładów przyjm ow anych przez siebie m echanizm ów i etiologii, i tym sam ym odpow iednich argum entów dla sform ułow ania hipotez odw ołują cych się do d ziecięceg o życia seksualnego albo nieśw iadom ych m echani zm ów , gdy staje w ob ec zagadki zachow ania?95. D avid Sachs m ów i o zd o byw anych przez Freuda „m ozolnie porównaniach, które dostarczyły mu w ielu klas przykładów jeg o poglądów na nieśw iadom e procesy psychiczne i treści ogó ln ie rzecz biorąc”96. To w łaśn ie na autentyczności tych „wielu klas przykładów ” pow inna się skupić dyskusja. Są tacy, którzy zaprze czają ich istnieniu. Jak udow odnić, że nie m ają racji? O dpow iedź tym, którzy rzucili to w yzw anie, odsyła przez siedem dziesiąt mniej w ięcej lat
93 „Freud’s Permanent Revolution”, The New York Review o f Books (12 May 1994). 94 „Observation, Historical Reconstruction, and Experiment”. W: Charles Hanly i Morris Lazerowitz, red., Psychoanalysis and Philosophy (1970). 95 O dziwo, Gninbaum niekonsekwentnie przyznaje się do tego. Odpowiadając na recenzje jego kolegów po fachu mówi, że odnajduje „sporo empirycznej wiarygodności w psycho analitycznej teorii mechanizmów obronnych, na przykład w zaprzeczaniu i racjonalizacji, re akcji upozorowanej, projekcji i identyfikacji” (Behavioural and Brain Sciences, July 1985). Nigdzie jednak nie porusza głównego problemu oceny wiarygodności w badaniach bez grupy kontrolnej. 96 „In Fairness to Freud”, Philosophical Review (1989), s. 372. 47
FREUD I PSEUDONAUKA
(o ile o czy w iście m ożna m ów ić o jakim ś term inie) do opisanych przez Freuda historii przypadków i innych pism klinicznych. W tym m iejscu, jak się zdaje, drogi apologetów rozw idlają się, aczkolw iek nadużywanie przez nich „stwarzającej pozory w iarygodności m ożliw ości zaprzeczenia” nie pozw ala m ieć pew ności. O w iarygodności których w yjaśnień Freuda (albo freudow skich w yjaśnień) są przekonani ci, którzy zdają się na ideograficzne racjonalne uzasadnienie? (T hom as N agel uważa opisyw ane przez Freuda studia przypadków za zbyt „skom plikow ane”, żeby m ożna je było w ykorzystyw ać w dyskusji). W edług N agela, istnieją autentyczne egzem plifikacje tez Freuda. Których konkretnie? K onwersji? P rzem ieszcze nia w górę? C zy po stu latach praktyki psychoanalitycznej m am y chociaż jeden niepodw ażalny przykład neurotyka, który popadł w tarapaty z p o w odu chorobotw órczego wyparcia d ziecięcych im pulsów seksualnych? A niepodw ażalny to dla m nie taki, który spełnia hum anistyczne standardy narracyjnej bezspom ości.
Niefalsyfikowalność, unikanie falsyfikacji, fałszywe potwierdzenia i fałszywe egzemplifikacje P ozw olę sobie teraz w yjaśnić, w jakim sen sie posługuję się terminami „eg zem plifikow ać” i „potwierdzać” w ich zw iązku z problem em pseudonauki. G dy ktoś ogłasza, że w idział białe łabędzie, to tw ierdzi, iż zegem plifikow ał tw ierdzenie m ów iące o istnieniu białych łabędzi. A le kiedy m ów i, że nie w idział nigdy n iebiałego łabędzia, chociaż niew ątpliw ie zobaczyłby, gdy by takie były, to stwierdza, iż potw ierdził istnienie tylko białych łabędzi. K iedy ktoś ostrzega, że jak ieś konkretne roszczenie prawa do w iedzy jest pseudonaukow e, to jak musi to uzasadnić? Ż e je st niefalsyfikow alne? N ie. Że, m im o iż zostało sfalsyfikow ane, w ysuw ający je uparcie obstają przy je g o podtrzym ywaniu? N ie. Że sw oją zdolność godzenia rzekom ego je g o sfalsyfikow ania z je g o praw dziw ością uw ażają za kolejne potwierdzenie? M oże. A le ktoś m oże być zaangażow any w pseudoem piryczne badania, na w et je śli nie form ułuje niesprawdzalnych tw ierdzeń, albo w cale nie formu łow ać ogólnych twierdzeń, albo m odyfikow ać je w św ietle falsyfikujących materiałów, poniew aż naraża się na zarzut, że m ógł nie zachow ać takiej p ow ściągliw ości - że regularnie ogłaszał fałszyw e doniesienia, w których inform ow ał o napotkaniu autentycznych przykładów rzeczonego zjawiska. 48
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
A lbo - żeb y przedstaw ić problem b ezosob ow o - że przykłady przytacza ne regularnie z różnych źródeł jako egzem plifikacje teorii są błędne. To jest w łaśn ie to, co M edawar pom im o nom inalnego przywiązania do kryte rium testow aln ości chce udokum entow ać w „Further Remarks on P sychoanalysis”97, a nie alternatywę: albo form alna nietestow alność teorii, albo nieu stęp liw ość jej obrońców w zapam iętałym trwaniu przy niej pom im o oczyw istych falsyfikacji. Przypuśćm y, że ktoś przekonany, iż w szystkie łabędzie są w kolorze tęczy, oznajm ia, że łabędzie w yglądające na białe m o g ą p om im o to być koloru tęczy, i nic nie m ów i o warunkach, w jakich m ógłb y przyznać, że tak naprawdę to one nie są w kolorze tęczy. C zy nie m a to m n iejszego znaczenia, niż to, że nie mając uzasadnionych podstaw do tego, p ow inien b ył przedstawić n iezliczo n e przykłady łabędzi w kolo rze tęczy? P rzyw oływ anie fałszyw ych przykładów je st o w iele bardziej szk o d liw ą cech ą psychoanalitycznego dyskursu niż nietestow alność. Pogardliw e lekcew ażenie w rodzaju „najw iększe oszustw o dw udzieste go stulecia” (M edawar) i nazyw anie tw ierdzeń Freuda „błędnym i i oszu kańczym i” (S zasz) w ym aga chyba c zeg o ś w ięcej na sw oje usprawiedli w ien ie, n iż samej tylko nieustępliw ości w obliczu oczyw istego niepotwierdzenia. Z drugiej strony chęć rezygnacji z uogólnienia nie jest dow odem na bonafide status em piryczny [teorii]. C zy m ożna p ow iedzieć, że skoro stw orzona przez Lom broso98 fizjonom ika przestępczości była zarówno falsyfikow alna, jak i przez n iego sam ego zm odyfikow ana ze w zględ u na kontrprzykłady, to niesłusznie naznaczono j ą piętnem pseudonauki? C zy dlatego, że stw ierdzenie, iż długie ramiona w skazują na skłonności prze stępcze, je st i falsyfikow alne, i ma, jak przyznaje Lom broso, godne uw agi wyjątki, problem jest rozstrzygnięty na je g o korzyść? I analogicznie, czy naprawdę w ystarczy p ow ołać się na sam o dopuszczenie istnienia nerw icy niereaktywnej depresyjnej (w yparcia endogennego), jak to robi Griinbaum, żeb y o c z y śc ić Freuda z p ostaw ionego mu przez Poppera zarzutu dogm atyzm u? G dyby Lom broso tw ierdził, że istnieją fizyczne „stygm aty” św iad czące o przestępczości, choć on je sz c z e nic o nich nie w ie, to m ielibyśm y w praw dzie niespraw dzalną teorię, ale za to budzącą znacznie m niejszy sprzeciw , n iż teoria sprawdzalna, którą on - w edług je g o w łasnych słów
91 Peter Medawar, The Hope of Progress (London: Wildwood House, 1972). 98 Cesare Lombroso (1835—1909), włoski psychiatra i kryminolog, autor koncepcji dziedzi czenia skłonności przestępczych, które według niego można rozpoznać na podstawie cech twarzy i budowy czaszki (przyp. tłum.).
49
FREUD I PSEUDONAUKA
- m iał w ielokrotnie ilustrować przykładam i". To na przykładach, a nie na kontrprzykładach i nie na sposobie, w jaki były one w ysuw ane, pow in no się skupić uw agę, je śli m am y ocen ić em piryczną autentyczność teorii. R odzą one liczne pytania, a najw ażniejsze brzmi: „Czy relacjonowane egzem plifikacje, w o k ó ł których toczy się od ponad p ółw iecza zażarty spór, są autentyczne, czy fałszyw e?”. D la rozw iązania sporów o autentyczność relacjonow anych przykładów potrzebujem y przede w szystkim racjonal nych przesłanek. A poniew aż tw ierdzenia m ają charakter ideograficzny99100 i przew ażnie są oparte na prywatnych danych klinicznych, w ięc n iew iele będzie takich, które nie zależą od uprzedniej oceny w nikliw ości i u czciw o ści osoby relacjonującej.
Czego dowodzi wykazanie, że egzemplifikacje są fałszywe? Jak w ytłum aczyć różnicę m iędzy poglądam i zaprezentowanym i przez M edawara i Thom asa N agela? Pierw szy kładzie nacisk na rozpow szechnianie nieodpow iedzialnych i gładkich interpretacji, drugi w prawdzie przyznaje, że takie bywają, zaprzecza ich typ ow ości, czy li uważa, że rekom pensuje je z naw iązką zdolność rozw iązyw ania zagadek, którą kryją w sobie freu dow skie zasady. M yślę, że u podłoża uw agi zrobionej przez Kaufmanna oraz p oczu cia, iż zadem onstrow anie relacji z fałszyw ych potwierdzeń i/lub egzem plifikacji m oże nie rozw iązać problemu, leży przekonanie, że kiedy jak ieś odkrycie je st wystarczająco doniosłe, to w tedy fałszyw e egzem plifikacje (a także i fałszyw e potwierdzenia, czyli niespraw dzalność lub unikanie falsyfikacji) są m ało w ażne. G dyby ustalono, że m ożna kontaktować się z zaśw iatam i, to jak bardzo zaangażow alibyśm y się w zdem askow anie oszukującego m edium ? Sądzę, iż jest to m ocny argument, ale pow inno się go w yraźnie przedstawić. M usim y po prostu u słyszeć, co to było za 99 Stephen Jay Gould pisze: „Dobrze wiadomo, że w wielu rozprawach sądowych «stygmaty» pomysłu Lombroso stanowiły mocną podstawę wyroku skazującego (...) nie wiadomo, ilu mężczyzn zostało niewinnie skazanych, dlatego tylko, że byli mocno wytatuowani, nie rumienili się, albo mieli nienaturalnie duże szczęki i ramiona” (The Mismeasure o f Man [Penguin, 1981], s. 137-138). 100 Ideograficzny, tzn. wyrażony za pomocą umownych nieliterowych znaków pisarskich i przedstawiający pojęcie (przyp. tłum.). 50
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
doniosłe, uspraw iedliw iające słabostkę odkrycie oraz kiedy i jak zostało potw ierdzone.
Czy istnieją zjawiska freudowskie? Tylko pod warunkiem , że uzna się ich istnienie na m ocy argumentacji Freuda, pon iew aż nie ma innego bardziej przekonującego i rzetelniejszego dow odu. Żądanie dow odu ep id em iologiczn ego św iadczącego o istnieniu zw iąz ku p rzyczyn ow ego m iędzy kolejam i losu dzieciństw a i n ied olą dorosłych od dawna nieżyjących to absurd, z którego zw olennicy epidem iologicz nej koncepcji tego, co jest przedm iotem sporu, m uszą nie zdaw ać sobie sprawy. Z drugiej strony uważna lektura W ebstera, Estersona, M acm illana czy C rew sa staw ia pod znakiem zapytania istnienie u Freuda czy gdzie indziej porządnych podstaw do dawania w iary zapew nieniu, że każdy neu rotyk cierpi w następstw ie wyparcia doznanych w dzieciństw ie przykrości o charakterze seksualnym . Dobrym tego potwierdzeniem jest sposób, w ja ki D ickens przekonuje do uw ierzenia, że te w szystkie dziw actw a i kaprysy panny H avisham , jak chodzenie stale w jednym białym bucie, jak w szyst kie zegary w jej dom u zatrzym ane na god zinie za dw adzieścia dziewiąta, jak rozbudzenie w sobie uroczego dziew czątka, żeby łam ać m ężczyznom serca, m iały zw iązek przyczynow y z urazowym wydarzeniem , jakim było porzucenie jej w dniu ślubu w łaśnie o godzinie za dw adzieścia dziewiąta, kiedy m iała na nodze jeden biały pantofel itd. itd.101. Jednak łatwiej jest w ykazać bezpodstaw ność i fałszyw ość tw ierdzeń konfirmacyjnych niż egzem plifikacyjnych. Istnieją doniesienia o zjawiskach freudowskich, które są w iarygodne, dopóki nie zostanie zakw estionow ana um iejętność autora doniesienia bezstronnej obserwacji. To jednak nie to samo, co ocenić za sadność o g ó ln eg o twierdzenia. N a przykład twierdzenie, że „każdy siódm y syn siód m ego syna lew ituje”, nie zależy od w iarygodności świadków, tak jak za leży tw ierdzenie, że „D aniel D ou glas H om e lew itow ał”102. D laczego tak w ielu ludzi w ierzy, że Freud m ógł na podstaw ie koszmaru nocnego
101 Karol Dickens, Wielkie nadzieje (przetłumaczyła Karolina Beylin). Wydawnictwo Książ ka i Wiedza, Warszawa 1953, s. 231 (przyp. tłum.). 102 Daniel Douglas Home (1833-1886), spirytysta angielski. W roku 1868 lewitował z okna domu na trzecim piętrze (przyp. tłum.). 51
FREUD I PSEUDONAUKA
czteroletniego „C złow ieka z w ilkam i”, w którym przypatrywały mu się siedzące na drzew ie w ilk i, zrekonstruować w cześn iejszy o kilka lat epizod, kiedy to zob a czy ł on sw oich rodziców odbyw ających stosunek p łciow y od tyłu jak psy? C zyżb y ten p oszlak ow y sz czeg ó ł był tak bardzo przeko nujący? C zy sięga poziom u panny H avisham ? N ie. (Pew nie i sam Freud tak nie m yślał). O tóż w ierzą oni nie dlatego, że Freud dostarcza dow ód, ale dlatego, że on m ów i, iż ma dow ód. Sam o w sobie to nie jest naganne. B ęd zie dopiero w ów czas, gdy zostanie połączone z protestami przeciw ko wprow adzeniu do dyskusji o w n ik liw ości i rzetelności Freuda jako spra w ozdaw cy.
Dlaczego psychoanaliza jest nauką opierającą się na świadectwie? W roku 1913 pew ien lekarz, autor artykułu na temat Freuda, tak pisał, nawiązując do sw eg o przekonania o praw dziw ości je g o teorii: „Podważać dow ody tych odkryć psychoanalitycznych w odniesieniu do dziecięcych fantazji seksualnych to podważać intelektualną integralność Freuda i je g o następców ” 103. B yła to i nadal je st - tak uważam - realna w przeciw ień stw ie do pozornej podstawa podziału na akceptujących i nieakceptujących freudow skie op isy natury i w agi d ziecięceg o życia seksualnego (jak rów nież innych w ażniejszych tez Freuda). Z aw sze podchodziłem z n ieu fn ością do tych analityków i ich apologe tów, którzy zapewniają, że ich bezstronność czy nieposzlakow ana u czci w o ść nie ma absolutnie żadnego zw iązku ze sprawą uzasadnialności g ło szonych przez nich twierdzeń. A le to za daleko idące zapewnienia. Jacob Arlow, jeden z analityków uczestniczących w sym pozjum na uniwersyte cie w N ow ym Jorku, który usilnie zapew niał o m ożliw ości poparcia d ow o dami sporo z tego, co dzisiejsi „ ośw iecen i” rew izjoniści uważają za bez podstawne, m ów ił: „Trafność hipotezy naukowej nie zależy od m otywacji osoby j ą w ysuw ającej” 104. A le oto co ju ż m ów ił uczestnikom sym pozjum na tym że uniw ersytecie jakiś rok później:
103 Maurice Wright, „The Psychology o f Freud and its Relation to the Unconscious", The
Medical Magazine (1914), s. 145. 104 Jacob Arlow, „Truth or Motivations", The Saturday Review (15 June 1958). 52
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
W trakcie szczegółowego postępowania psychoanalitycznego można było przewidzieć, że pojawi się konkretne doświadczenie dziecięce związane z tre ningiem czystości i zainteresowaniem ekskrementami (...) Były to przewidy wania regularnie potwierdzane setki razy (...) wykwalifikowany i doświadczo ny psychoanalityk potrafi prawidłowo wysunąć hipotezę tłumaczącą genezę i rozwój pewnych cech psychicznych105. Jak m ożna ocen ić trafność kontestow anych twierdzeń w rodzaju tych sform ułow anych przez A rlow a, je śli się nie w eźm ie pod uwagę m otyw acji osób zapew niających, że je udow odniły? Przypom inające prawa tw ierdze nia Freuda, gdyby były sprawdzalne, m ogłyb y znajdować poparcie nieza leżnie od w iarygodności św iadectw a analitycznego, lecz co z konkretnymi tw ierdzeniam i stanow iącym i podstaw ow y tem at publikacji analitycznych? Oto krótka, m ożliw a do rozw iązania próbka tego rodzaju twierdzenia, któ re m usim y spróbow ać ocenić, kiedy m am y do czynienia z obszerną litera turą potw ierdzającą tezę Freuda m ów iącą o seksualnej sile wyrazu obja w ó w neurotycznych. Freud opow iada o pew nej pacjentce, u której „obawa erekcji łechtaczki” w yraziła się „w nakazie usunięcia na noc z jej pokojów zegarów ” 106. D la czeg o Freud tak uważa? C zy dlatego, że m yśl o pulsow a niu clitoris n o cą była końcow ym etapem jej skojarzeń z nakazem usunięcia zegarów ? C zy dlatego, że w pew nym m om encie pow iedziała do siebie: „Już w iem . Mój nakaz usunięcia zegarów w yraża lęk przed obudzeniem m nie przez pulsującą clitoris", albo „Teraz, kiedy w yjaw ił m i pan zw iązek usuwania przeze m nie zegarów przed pójściem spać z pulsow aniem clito ris , nie odczuw am ju ż takiego przym usu”? A m oże dlatego, że jej skoja rzenia i zachow anie zasadniczo odpow iadały pew nem u schem atow i, który w m niem aniu Freuda w ym agał przyjęcia założenia, że ona nieśw iadom ie skojarzyła sobie sw oją łechtaczkę z zegaram i? N iezależn ie od tego, jakich odpow iedzi udzieli się na takie jak te pytania, w idać wyraźnie, jak bar dzo ich akceptacja zależy od opinii o przenikliw ości i bezstronności tych, którzy ich udzielają. To, co z takim naciskiem m ów iło się w roku 1913 o zw iązku m iędzy „odkryciami psychoanalitycznym i” i „intelektualną in tegralnością Freuda i je g o następców ”, je st słuszne i odnosi się do całego korpusu tekstów klinicznych, a nie tylko do dziecięcej seksualności. To nie siła przekonyw ania argumentacji, lecz w iarygodność przekonywania
105 Jacob Arlow, „Psychoanalysis as Scientific Method”. W: S. Hook, red., Psychoanalysis, Philosophy and Scientific Method (Grove Press, 1959). 106IL 17 (Penguin, 1991), s. 306 [Wstęp do psychoanalizy, dz. cy t, s. 193 (przyp. tłum.)]. 53
FREUD I PSEUDONAUKA
psychoanalityków jest ostatecznym źródłem podziału na tych, co akceptu ją, i na tych, co nie akceptują w yróżniających się w teorii Freuda twierdzeń.
Unikanie odwoływania się do doświadczenia klinicznego O tym , jak bardzo komentatorom zależy na om inięciu problemu w iaiygod ności psychoanalitycznych „inform atorów”, św iadczy przykład przedsta w ien ia przez Erwina i Gmnbauma w bardzo w ypaczony sposób argumentu Roberta W aeldera107. W aelder m ów i, że faktem w e freudowskiej psychodynam ice jest dozna nie „powtarzające się n iezliczo n ą liczbę razy” w trakcie analizy i w p óź niejszym życiu pacjenta i że „nic innego, jak tylko ten szczególn y zestaw interpretacji m oże rozproszyć objawy, kiedy się ponow nie pojawią”108. Ten argument zostaje poparty następującym spostrzeżeniem pom iniętym przez Erwina i Griinbauma: ,3 y w a j ą pacjenci, którzy w ostatniej fazie analizy lub po jej zakończeniu potrafią na zaw ołanie w y w oływ ać lub pozbyw ać się objaw ów ” . Erwin kom entuje to kiepską uw agą, że tw ierdzenie Waeldera je st „m ało przekonujące, poniew aż m am y obecnie uzasadnione pow ody, żeb y w ątpić w to, iż interpretacje analityka są niezbędne dla pozbycia się przez pacjenta objaw ów neurotycznych”109. A le to założenie nie odgryw a żadnej roli w argumentacji Waeldera, która jest tego sam ego rodzaju, co argumentacja aprobowana przez Erwina, gdy wśród w yjątków od zasady, że „nie je st m ożliw e potw ierdzenie hipotezy klinicznej za pośrednictwem danych klinicznych”, dopuszcza on takie sytuacje, jak ta, kiedy zastoso w anie w strząsu w celu w yelim inow ania zachow ania prowadzącego do sa m ouszkodzenia u dziecka autystycznego zostało uznane za skuteczne, p o niew aż „skutki b yły bardzo pom yślne i natychm iastow e” . Jeśli argument Waeldera m iałby być odrzucony, to należałoby podać w w ątpliw ość je g o św iadectw o, a nie rozum owanie. W aelder nie odw ażył się podać konkretnego przykładu pokazującego, jak objaw y pacjenta przychodzą i odchodzą w zależności od tego, czy 107 Grtlnbaum, Foundations of Psychoanalysis, dz. cyt., s. 147 [Podstawy psychoanalizy, dz. cyt., s. 166 (przyp. tłum.)]; Edwin Erwin, „The Truth About Psychoanalysis”, Journal of Philosophy (1981), s. 555-556. 108 Robert Waelder, Journal o f the American Psychoanalytic Association, Vol. 10, No. 3, (July 1962), s. 269. 109 Erwin, „The Truth”, dz. cyt., s. 553. 54
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
akceptuje on, czy nie dokonaną przez analityka interpretację ich ukrytej treści. W efek cie zabrzm iało to tak, jak gdyby ten zw iązek b ył tak bezpo średni i tak w idoczny, jak zw iązek m ięd zy wydłużaniem się nosa Pinokia i kłam stw am i, które opow iadał Błękitnej W różce. Jeśli w szystko to prze biegało w taki w łaśnie sposób, to argument przemawiający za trafnością klinicznej interpretacji byłby przytłaczający. N ie mając oprócz podanych przez W aeldera dokładniejszych inform acji, nie sposób ocenić w agi je g o argumentacji. Po pierw sze, zdum iew ające są ich im plikacje, poniew aż trudno sobie w yobrazić, żeby pacjent ja k na kom endę w ierzył albo nie w ierzył interpretacjom analityka, jak to sugeruje Waelder. P rzyczyną naturalnych w ątp liw ości, które nasuwa twierdzenie W ael dera, nie je st to, że pacjent m oże być podatny na sugestię, jak m echanicz nie w skazuje na to Erwin, lecz je g o niepraw dopodobieństw o, gdy tylko usiłuje się nadać konkretny kształt czem uś, w co Waelder każe uw ierzyć. Przypuśćm y, że chcem y w yobrazić sob ie jakiś konkretny przykład cze g o ś znanego z w yp ow ied zi psychoanalitycznych, pow iedzm y kaszel Dory. C zy m am y w yobrazić sobie, że drapanie w jej gardle ustanie dopiero w te dy, kiedy przyzna się do pragnienia odbycia stosunku oralnego ze sw oim ojcem , a pow róci, gd y tylko odrzuci tę m yśl: „N ie chcę m ieć stosunku oralnego z m oim ojcem ”, po czym nastąpi atak kaszlu, który ustanie zaraz po tym , ja k ona sob ie pom yśli: „A m oże jednak to zrobię”? B ez w ątpie nia dzieje się tutaj to sam o, co z nosem Pinokia, tylko czy objaw y ner w ic i utrzym ujące je wyparte m yśli są zasadniczo tak zorganizow ane pod w zględ em czasow ym , że m ożna łą czy ć j e w tak klarowny sposób? Takie w łaśn ie pytania nasuw a argument Waeldera, ale zam iast ustosunkow ać się do nich, Erwin i Grunbaum m echanicznie chw ytają się m ało prawdopo dobnego przypuszczenia, że stw ierdzone przez Waeldera fakty m ogły być w ytw orem podatności pacjenta na sugestię. Ilustracją takiego sam ego morału płynącego z akcentowania podsta w o w eg o znaczenia, jak ie ma dla nas zaufanie do zdolności analityka do dokładnego składania sprawozdania, je st poniższe św iadectw o, które pod pseudonim em Aaron Green dał paradygm atyczny analityk w serii artyku łó w na tem at analizy opublikow anych przez Janet M alcolm w New Yorker: „Z obaczyłem to, o czym pisał Freud. N apraw dę miałem przez oczym a ob jaw y, które znikały, kiedy nieśw iadom ość stawała się świadom a. To by ło niew iarygodne. To tak, jakby się patrzyło przez teleskop i w idziało to
55
FREUD I PSEUDONAUKA
sam o, co w id zia ł G alileusz” 110. Kto nie w ierzy w istnienie zjawisk, które m iał zob aczyć ó w analityk, ten m usi jak oś w yjaśnić, dlaczego pom im o to czu ł się on w obow iązku pow iedzieć, że j e w idział.
Dylemat sceptyka: Czy freudyści są zmuszeni albo mówić prawdę, albo kłamać? Nie mówię, że oni naumyślnie opowiadają wystudiowane kłamstwa, albo że ich celem jest oszukiwanie (...) Niezbyt nawykli do tego, że inni ich przepytują i chyba nigdy nie myśleli o tym, żeby przepytać samych siebie. A zatem, jeśli nie wiedzą, co w tym, co mówią, jest prawdziwe, to tym samym nie dostrzega ją tutaj wyraźnie fałszu. (Samuel Johnson, A Journey to the Western Islands) Oto na czym problem polega: jak to się stało, że o zjawiskach, które obecnie uw aża się za pozbaw ione podstaw, tak często m ów iło się w po przednich pokoleniach psychoanalityków ? W ielu rew izjonistów nie uznaje istnienia zazdrości o członek. Co p ow ied zą na to, że przecież to zjaw isko było tak regularnie odnotow yw ane? W prawdzie jeden z nich zapewnia, że wśród analityków „nie brakowało praktyków kłam stwa”111, jednak prze ciw staw ianie w iarygodności k łam liw ości, co niekiedy apologeci zarzucają krytykom, je st tendencyjne. John Forrester chce narzucić kiytykom tezę, iż „w yniki dlatego są niew iarygodne, że analityk to w szystko w y m y ślił”, i stwierdza, że jest to „nieprzekonujące z natury”112. Sceptyk w cale nie oczekuje od analityka kłam stwa na w ielk ą skalę, kiedy ma w ytłum aczyć, d laczego zgod n ie zgłaszano w ystępow anie zjaw isk, o których dzisiaj się m ów i, że nie występują. Oto jak logik, A ugustus D e M organ113, zaśw iad cza o realności lew itacji i innych zjaw isk m edium icznych: „Jestem g łę boko przekonany, że w idziałem i słyszałem ponad w szelk ą w ątpliw ość to, co nazyw a się zjaw iskam i duchow ym i, których w ytłum aczenie oszu stw em , zb iegiem ok oliczn ości czy pom yłką nie jest w m ocy racjonalnego
110 Janet Malcolm, Psychoanalysis: The Impossible Profession (London: Picador, 1982), s. 71. 111 Leslie Farber, Lying, Despair, Jealousy, Sex, Suicide, Drugs, and the Good Life (New York: Basic Books, 1976), s. 207. ni John Forrester, Dispatches from the Freud Wars (Harvard University Press, 1996), s. 221. 113 Augustus De Morgan (1806-1871), matematyk i logik angielski (przyp. tłum.). 56
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
człow iek a” 114. C zy po to, żeby dojść do w niosku, że opinia D e Morgana je st radykalnie błędna trzeba koniecznie uw ażać, iż on kłam ie? M yślę, że nie i dlatego nie w id zę pow odu, dla którego nie należałoby przejść do po rządku nad fa łszy w ą antytezą Forrestera i tak sam o postąpić w stosunku do Freuda i je g o zw olenników . N ie chcę przez to p ow iedzieć, że kłam liw ość nie odgryw ała tutaj żadnej roli, ale to n ie je s t jedyna m o żliw o ść11516. W jed nym z najbardziej znanych i w ażnych eksperym entów przeprowadzonych w p sych ologii społecznej Solom on A sch poddał badaniu zjaw isko konfor m izm u sp ołecznego. C hciał się d ow ied zieć, czy osoba badana, której je d e nastu pozostałych badanych próbow ało w m ów ić, że d w ie narysowane li nie ew identnie różniące się d łu gością są rów ne, przytaknie opinii, o której fa łszy w o ści jest przekonana. Ilu ludzi zgod zi się z błędnym , choć jed n o m yślnym poglądem innych? Całkiem sporo. I czy to sam o m ożna pow ie dzieć o tych analitykach, co regularnie m ów ili o zjawiskach, które teraz w ed łu g nich nie występują? To m ało praw dopodobne, a są i inne m ożli w o ści. Edward G reenw ood w swojej książce Tolstoi: The Comprehensive Visionm rozw aża rozm aite przykłady sam ooszukiw ania się, prezentowane przez Tołstoja w Wojnie i pokoju. Jednym z przykładów, który najbardziej przypom ina u legle d w u licow ego badanego w eksperym encie A scha, jest Sonia. Ta m łoda kobieta patrząc zgodnie z tradycją w zw ierciadło, spo dziew a się proroczej w izji. N ic z e g o jednak nie w idzi, lecz niecierpliw ie przynaglana, żeby pow iedziała, co zobaczyła, tak się zastanawia: „Czem u nie m iałabym op ow ied zieć im czeg o ś naprędce w ym yślon ego? (...) Ty le osób w id ziało rzeczy przeróżne, m o g ło w ięc i m nie się to wydarzyć. N ik t m i nie potrafi d ow ieść, żem skłam ała” 117. A w dalszej części książki m am y takie oto p sych ologiczn ie przenikliw e uzupełnienie tego epizodu: „Jej w yobraźnia nie w ątpiła w cale, że to w szystk o tak samo jej się w tedy przedstaw iało”118. Podobnie początkow e zniekształcenie przez analityka tego, co się w ydarzyło w czasie trwania sesji, m oże zostać w ym azane z je go pam ięci, kiedy przystępuje do pisania artykułu, lub do zaśw iadczenia 114 Augustus De Morgan, cytowany w: Miracles and Modem Spiritualism (London: Alfred Russell Wallace, Nichols and Co., 1901), s. 83. 115 O racjonalnej przesłance „kłamania dla prawdy” piszę w eseju „The Freud Controversy” w: Michael Roth, red., Freud'. Conflict and Culture (Alfred Knopf, 1998). 116 Edward Greenwood, Tolstoi: The Comprehensive Vision (Methuen, 1975), s. 90. 117 Lew Tołstoj, Wojna i pokój (przekład anonimowy z XIX wieku). Wydawnictwo Zielona Sowa, Kraków 2005, t. II, s. 478 (przyp. tłum.). 118 Lew Tołstoj, Wojna i pokój, dz. cyt., t. IV, s. 278 (przyp. tłum.). 57
FREUD I PSEUDONAUKA
w polem ice, że potw ierdził w yniki Freuda „w bezliku razach”. K łam stw o na początku zostaje zastąpione oszukiw aniem sam ego sieb ie119. Tak sam o jest z generałem , który bezpośrednio po przegranej bitw ie uspraw iedliw iając sam ego siebie, opisuje n iezgodnie z prawdą wydarzenia i o którym Tołstoj taktow nie m ów i, że tak bardzo pragnął, żeby wydarzenia p otoczyły się zgodnie z je g o relacją, iż „w końcu sam uw ierzył, że w ten sposób w szystk o się odbyło” 120. U goda, do której dochodzi podczas anali zy, jest zaw sze niejednoznaczna i nie potrzeba ze strony analityka jakiejś nadzwyczajnej dw u licow ości dla um niejszenia tej niejednoznaczności, „aby się w yp ełn iło P ism o”. Podejrzewam , że przeciętne doniesienie anali tyka zaw ierające jak ieś nieuzasadnione potw ierdzenie bardziej przypom i na przekręcanie faktów przez pragnącego zachow ać twarz tołstojow skiego generała, niż zw yczajne kłam stw o Soni patrzącej w zw ierciadło. B yć m oże w łaściw ym kom prom isem m iędzy p ob łażliw ością a bojaźliw ością byłoby od niesienie podsum owującej opinii historyka Sir Charlesa Firtha121 0 grubszych błędach popełnionych przez M acaulaya122 do przypadku tych analityków , którzy „n iezliczon ą liczbę razy” potwierdzali istnienie nie istniejących zjawisk: „Jego wrażenia i w spom nienia były osob liw ie bujne 1 konkretne. B y ły dla n iego tak realne, jak gdyby były to nam acalne, z e w nętrzne rzeczy. Zapom niał, że b yły to je g o w łasne w ytw ory”. To p ozw a la dać w yjaśnienie bardziej realistyczne i zarazem bardziej w yrozum iałe. N ie je st tak, że analitycy doskonale zdaw ali sob ie sprawę, jak w ekspery m encie A scha, z praw dziw ych stosunków m iędzy liniam i, a pom im o to podawali inne oceny. Oni wyrażali się w sposób, który inform ował, że zajm ują się czym ś podobnie prostym jak linia, podczas gdy ich dośw iad czenie było znacznie bardziej niejednoznaczne. Freud, na przykład, tak m ów i o heretyckim wyjaśnianiu dynam iki życia d ziecięcego przez Adlera: „Adler przejawia najw iększe odstępstw a od rzeczyw istych obserw acji” 123. 119 Zob. The History of the Principles o f Psychology, dz. cyt., Vol. 1, s. 373-374 [por. Wil liam James, Psychologia. Kurs skrócony (przetłumaczył Michał Zagrodzki). Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2002/1892, s. 154-155 (przyp. tłum.)] o różnicy między jed nym i drugim. 120 Lew Tołstoj, Wojna i pokój, dz. cyt., 1.1, s. 179 (przyp. tłum.). 121 Sir Charles Firth (1857-1936), historyk angielski. Autor wydanej w 1938 roku książki A Commentary on Macaulays History of England (przyp. tłum.). 122 Thomas Babington Macaulay (1800-1859), poeta, historyk i polityk angielski. Autor czterotomowej The History of England from the Accession o f James II wydanej w latach 1848-1855 (przyp. tłum.). 123 Freud, „The History o f the Psychoanalytic Movement”, CP 1, s. 345. 58
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
K iedy psychoterapeuta Tom W illiam s m iał za złe psychoanalitykom , że w sw oich teoriach p ow ołu ją się na autorytet, do czego nie są uprawnieni, to Ernest Jones odpow iadał, iż każdy m oże je sprawdzić, poniew aż analizy m ożna się tak sam o łatw o nauczyć, jak języ k a w łoskiego: „I jedno, i drugie nie jest zbytnio trudne” 124. Przypadek Roberta Waeldera jest je sz c z e bardziej pouczający. W roku 1936 uw ażał, że odkryte przez psychoanalityków fakty z życia dzieci m oż na by zarejestrować na taśm ie film ow ej (Joan R iviere125 była odm iennego zdania). L ecz ju ż ćw ierć w ieku później p ow ie, że tylko ktoś zw yczajnie sprawny percepcyjnie zaufa w erdyktow i elity w ykw alifikow anych ana litycznie specjalistów z pow odu ich w ied zy o tych sprawach126. K olejne w ydanie pokazuje, jak na o g ó ł św iadom ie w prowadza się w błąd, tak żeby to, co m o g ło być poddane interpretacji w yglądało na coś, co je st sprawą zw yczajnej percepcji, a nie jaw n ego oszustw a. Jednym z najbardziej nie opanow anych pierw szych amerykańskich orędow ników Freuda był Samu el Tannenbaum 127, który potraktował w yjątkow o brutalnie Junga po je g o zerw aniu z Freudem. „N a psychoanalityku Jung robi wrażenie kogoś, kto przyjm uje istnienie nieśw iadom ości w y łączn ie z teoretycznego punktu w i dzenia, a nie k ogoś, kto je st przekonany o realnym istnieniu nieśw iadom o ści na podstaw ie dośw iadczenia”128. K ilka lat później autor tej w yp ow ied zi stw ierdzi rów nie grom ko, że nieśw iadom ość jest „m item ”, „w ym ysłem ” i „nieuzasadnioną dedukcją”129. Jak m ó g ł Tannenbaum dawać do zrozu 124Journal o f Abnormal Psychology (June - July 1911). 125 Joan Riviere ( 1883-1962), amerykańska tłumaczka tekstów Freuda. Nadzorowała prze kład jego prac dla tomu I, II i IV Sigmund Freud. Collected Papers (przyp. tłum.). 126 1936: „Ostateczny sprawdzian rezultatów interpretacji psychoanalitycznej leży poza analizą w bezpośredniej obserwacji dzieci (...) Chyba zbytnio się nie pomylę, jeśli powiem, że za dowód tych procesów dziecięcych mógłby posłużyć film dźwiękowy” („Infantile Conflict”, International Journal o f Psychoanalysis, s. 422). Ćwierć wieku później Waelder z niecierpliwością oczekuje czasów, kiedy „za kilka pokoleń” twierdzenia psychoanalizy znajdą się w takiej sytuacji, że „ogół zaakceptuje orzeczenie ekspertów jako prawdziwe, mimo że oni sami nie potrafią tego sprawdzić” (Basic Theory o f Psychoanalysis, dz. cyt., s. 31). 127 Samuel Aaron Tannenbaum (1874-1948), węgierskiego pochodzenia literaturoznawca amerykański. Po ukończeniu studiów medycznych prowadził praktykę psychoanalityczną (przyp. tłum.). 121 Samuel Tannenbaum, „Psychoanalysis Desexualised”, American Medicine (December 1915), s. 913. 129 „There Is N o Evidence to Prove the Reality o f the Unconscious”, New York Times (Sun day, 19 March 1922). 59
FREUD I PSEUDONAUKA
m ienia, że zna nieśw iadom ość z pierwszej ręki, a nie tylko teoretycznie, a potem tw ierdzić, że nieśw iadom ość nie istnieje? N ie ma potrzeby przy czepiania mu etykietki krzyw oprzysięzcy, je śli tylko będziem y m ieć w pa m ięci om ów ion e w yżej subtelne odcienie różnicy.
Ponowne wprowadzanie do obiegu ma ściślejszy związek z tematem, niż gra na zwłokę Istnieje pew ien proceder mający ściślejszy zw iązek z nieprzychylną ocen ą teorii Freuda, niż gra na zw łokę. To ponow ne w prowadzanie do obiegu. N a korzyść gry na zw łok ę m ożna przynajmniej pow ied zieć tyle, że przyjmuje z w d zięczn o ścią zarzuty, którym odm aw ia znaczenia. N atom iast w w ypad ku pon ow n ego w prowadzania do obiegu i argumenty, i tezy są po prostu powtarzane bez brania pod uw agę zarzutów i m odyfikacji, o które aż się proszą, albo które w naturalny sposób się pojawiają. Terenem, na którym najbardziej to się rzuca w oczy, lecz czeg o zw iązek z zagadnieniem pseu donauki je st podw ażany lub niedoceniany, je st freudowska historiografia.
Ponowne wprowadzanie do obiegu i hagiografia K iedy zastanow im y się nad tym , jakie to op ow ieści krążą w ciąż o Freu dzie, to n ie sposób oprzeć się wrażeniu, że u w ielu osób z uniwersyteckim w ykształceniem legenda o heroicznym poszukiw aniu przez Freuda praw dy zastąpiła kiplingow skie „Jeżeli” 130 jako głów n e źródło św ieckiej pod budow y moralnej. P ow ie ktoś, że trudno w in ić o to Freuda. A le w ięk sza część krążących o Freudzie legend nie w zięła się z zakorzenionej w nas skłonności do idealizow ania. On i o szczęd ził nam tych kłopotów, i zara zem przysporzył. To przecież Freud, na przykład, pierw szy zw rócił uw agę na sw oją „cy w iln ą odw agę”131. D w u d ziestego października 1895 roku Freud pisze do Fliessa, że sw o je poglądy na rolę wyparcia seksualnego w histerii przedstawił kolegom 130 ,.If' [„Jeżeli”] to tytuł wiersza Rudyarda Kiplinga (1865-1936), powieściopisarza i po ety angielskiego, laureata Nagrody Nobla w 1907 roku. Wiersz „If”, opublikowany w roku 1909, jest zbiorem zasad dorosłego życia (przyp. tłum.). 1,1 Freud, „The History o f the Psychoanalytic Movement”, dz. cyt., s. 304. 60
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
na zebraniu naukow ym . „Spotkały się one z ich przychylnością”132. Kilka m iesięcy później napisze o kolejnym w yk ład zie na temat histerii, że „został przyjęty lodow ato” 133. Co się takiego w ydarzyło w tym czasie? U w ied zeniow a teoria histerii. Jednak nieprzychylne przyjęcie go na tym zebraniu Freud d osyć n ieu czciw ie przypisuje niedorzecznej w rogości je g o w iedeń skich k o leg ó w w yw ołanej poruszeniem przez niego tematu seksualności, i jed n o cześn ie zataja przed czytelnikiem , ż e w przedstawionej tezie, którą przyjęto z tak sceptycznym szyderstw em („naukowa bajka”), nie wpro w ad ził w yparcia seksualnego, lecz u w ied zen iow ą teorię histerii, nazw aną później przez n iego sam ego „ch w ilow ym błędem ”, która „załamała się pod ciężarem w łasn ego niepraw dopodobieństw a”134. To zafałszow ane przed staw ienie faktów przez Freuda zostało w krótce otoczone legendą. Oto jak w roku 1925 G.S. Viereck ponow nie w prow adza je do obiegu w jednym z m iesięczn ik ó w dla intelektualistów: Gdy po raz pierwszy miał wykład dla grona badaczy zgromadzonych pod au spicjami profesora Kraffi-Ebinga, zauważył, że ogarnia ich przerażenie, a to dlatego, iż zaszczepiony w naszych duszach opór przed rozpoznaniem w nas demona jest jednakowo silny u wszystkich. Freud poczuł, że otacza go pustka. Między nim i jego rodakami wyrósł mur nieprzychylności. Przez wiele lat żył, jak sam powie, na bezludnej wyspie. Niezrażony, ten Robinson Crusoe Nauki, w samotności kontynuował swoje badania135. Taka relacja Vierecka m ogła być jednak wyrazem je g o osobistej predylekcji do kultu bohatera (później przeniesie obiekt swojej fascynacji na Hitlera), poniew aż żaden inny komentator, m ów iąc o okresie „bezprzy kładnego odizolow ania” Freuda, jak on sam się o tym wyraził, nie w sp o mina, że to „odizolow anie” zb iegło się w czasie z je g o orędow nictw em na rzecz prywatnie odwołanej uw iedzeniow ej teorii histerii. R ów nież niem al bezpodstaw ne jest konw encjonalne tłum aczenie w rogiego przyjęcia w y kładu na tem at histerii u m ężczyzny, przeprow adzonego przez Freuda pra w ie d ziesięć lat w cześn iej136. P ow ieściopisarz Anthony B urgess137 napisał 132 The Complete Letters of Sigmund Freud to Wilhelm Fliess, J.M. Masson, red., (London: Belknap Press, 1985). 133 Tamże, s. 184. 134 „The History o f the Psychoanalytic Movement”, dz. cy t, s. 303. 135 G.S. Viereck, „Freud: The Columbus o f the Unconscious”, The Forum (1925), s. 303. 136 Wykład „Über männliche Hysterie” (O męskiej histerii) Freud miał 15 października 1886 roku dla członków Wiedeńskiego Towarzystwa Lekarskiego (przyp. tłum.). 137 Anthony Burgess (1917-1993), powieściopisarz, krytyk literacki i kompozytor angiel61
FREUD I PSEUDONAUKA
w recenzji: „W spółcześni mu badacze śm iali się, kiedy Freud m ów ił, że m ężczyźn i chorują na histerię. «H isteria» - m ów ili - po grecku znaczy «m acica», a m ężczyzn a - przypom inali mu - nie m a tego narządu”138. Burgess, jak paru innych, którzy przekazali tę historię, rozdm uchał odosob niony g ło s osob y będącej w każdym razie chirurgiem, a nie neurologiem , w chór głosów . Jeszcze jedna relacja: „Jako m łody człow iek próbował za prezentow ać W iedeńskiem u Tow arzystw u Lekarskiem u przypadek histerii u pacjenta-m ężczyzny. Jeden z leciw ych siw obrodych zauważył: «N o tak, m łody doktor nie zna greki. Przecież ‘histeria’ to po grecku ‘choroba m a c ic y ’». Inni człon k ow ie Towarzystwa w ydrw ili Freuda i gw izdam i zm u sili go do op uszczenia p om ieszczenia, uniem ożliw iając mu w ten sposób przedstaw ienie faktów ”139. Z nacznie w cześn iejsza wersja brzmi tak: „W ystąpił z referatem przed sw oim i kolegam i lekarzami na tem at zgłębiania wraz z Charcotem ukrytej rzeczyw istości psychiki dzięki histerii i hipnozie. Gdy w trakcie w ykładu zaczął m ów ić o wypadkach histerii u m ężczyzn , gniew ne poruszenie eks p lodow ało salw ą śm iechu. «C zy m ężczyzn a m a hystera , m acicę?» - py tali i w ym aszerow ali z sali”140. W jednej w ersji to Freud opuszcza salę po zakrzyczeniu go i w ygw izdaniu, w drugiej - „w ym aszerow ują” oburzeni i drwiący słuchacze. Zachow ał się protokół z tego zebrania i stąd w iado m o, że nic takiego się nie w ydarzyło. Po co w ięc ci w szyscy, co nie są tym bezpośrednio zainteresowani, rozpow szechniają takie relacje? Po części w ynika to z inercji, ale rów nież jest to w ynik ich nadzwyczajnej „opow iadalności” : są dobrym materiałem na o p ow ieść. L ecz niezależnie od po w odu tak naprawdę przyczynia się to w pew nym stopniu do znalezienia odpow iedzi na pytanie o to, d laczego tezom bardziej podstaw ow ym , takim jak kom pleks Edypa, lęk kastracyjny, teoria libido, sym bolizm seksualny itd., udało się odeprzeć najbardziej przekonujące zastrzeżenia. Tradycja hagiograficzna jest dlatego ważna, że dostała się do objaśnień w w iększej m ierze bezosob ow ych i pozw oliła, żeby luki, a nawet niedorzeczności pozostały niezauw ażone, na które z p ew n ością natychm iast zw rócono by uw agę, gdyby pochodziły od kogoś innego niż Freud. ski. W Polsce znany z książki Mechaniczna pomarańcza i filmu pod takim samym tytułem (przyp. tłum.). ł38 Anthony Burgess, The Observer (London, 29 May 1966), Review section. 139 Neal Miller, Chairman’s Opening Remarks. The Role o f Learning in Psychotherapy, Ruth Porter, red., (J.A. Churchill Ltd., 1968), s. 2. 140 Edwin Embree, Prospecting for Heaven (New York: Viking, 1932). 62
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
Ten w ew nętrzny przym us przychylnego kom entowania choćby nie w ia dom o jak fantastycznego trwa po dziś dzień. Daje on o sobie znać u Edith K urzw eil, redaktorki Partisan Review . W swojej książce opow iada ona o tym , jak to „Anna O. po przyw róceniu jej zdrowia uczepiła się Freuda, który - przysłuchując się temu, co mu opow iadała - połączył jej objawy z jej zw iązkiem z Breuerem (...) Freud o czy w iście p ozw olił jej zapytać go o to i p ow ied zieć mu o dokonanym w yborze (...) ta zamiana ról doprowa dziła ostatecznie do zlikw idow ania u niej objaw ów histerycznych”141. N ic jednak z tego, o czym w spom ina K urzw eil, nigdy się nie w ydarzyło. Freud nie m ó g ł sły szeć opowiadań A nny O., poniew aż nigdy jej nie leczył. To Breuer przerwał leczen ie ponad d ziesięć lat przedtem, zanim Freud roz począł praktykę psychoanalityczną. W każdym razie od co najmniej p ięć d ziesięciu lat w iadom o, że A nnie O. nie zostało „przywrócone zdrow ie”. O tym , co naprawdę stało się z jej objawam i, m ożna dow iedzieć się z roz w iew ającej w ątpliw ości książki M ikkel B orch-Jacobsen142.
Jak hagiografia wpłynęła na recepcję teorii Freuda Obraz tego, jak bezm yślne powtarzanie freudowskiej wersji wydarzeń w p ływ a naw et na istotne zagadnienia daje komentarz Nathana H a le’a do artykułu Freuda „W ild P sychoanalysis” : W roku 1910, uświadomiwszy sobie, że został źle zrozumiany, Freud ogłasza drukiem ostrzeżenie przed dziką psychoanalizą czyli przed zalecaniem sto sunku płciowego jako pomocy w leczeniu nerwicy. Freud wyraźnie podkreślał, że nie definiował seksualności w języku „stosunku”. O seksie myślał w ta kim samym szerokim sensie, jaki ma słowo „miłość”. Żadna liczba stosunków płciowych czy innych aktów seksualnych nie wyleczy z nerwicy. Dlatego za dowolenie seksualne było w dużym stopniu satysfakcją psychologiczną143. H ale nie pyta, jak to jest m ożliw e, że ten „szeroki sens” terminu „m i ło ść ” m ó g ł spow odow ać sw ędzenie w gardle D ory czy zaparcia u „C zło w ieka z w ilk am i” itd., itd. A le ściślejszy zw iązek z m oim obecnym ce lem ma je g o typow o błędne odczytanie tekstu Freuda, który jest przy tym 141 Edith Kurzweil, The Freudians: A Comparative Perspective (Yale University Press, 1989), s. 62-63. Zwrócił mi na to uwagę Peter Swales. 142 Remembering Anna O., dz. cyt. 143 Freud and the Americans (New York: Oxford University Press, 1971), s. 292-293. 63
FREUD I PSEUDONAUKA
przykładem efektu Lloyda Jonesa/Tacyta, poniew aż aż się prosi, żeb y go błędnie odczytać. O stosunku seksualnym Freud ma do pow iedzenia tylko tyle - na co ze zrozum iałych w zg lęd ó w H ale przymknął oczy - że dora dzanie starania się o satysfakcję seksualną „często (...) dawało w końcu dobre rezultaty (...)”. I Freud k ończy stw ierdzeniem , że lekarz, którego som atycznej interpretacji seksualności p ośw ięcił on ten pełen ubolew ania artykuł, „skierow ał jej [tj. pacjentki] w zrok na praw dziw ą przyczynę jej cierpień” 144. M asturbacja to je sz c z e jeden temat, z którym łączy się niezm iennie w ięcej św iatłych p oglądów Freuda, n iż ich w rzeczyw istości było. W roku 1896 n azyw ał ją „ szk o d liw ą fo rm ą satysfakcji seksualnej” 145. W roku 1912, zabierając g ło s w dyskusji nad masturbacją, odrzucał pogląd Stekla146, że w szelk ie zło z niej wynikające jest spow odow ane w yłącznie jej następ stwam i psychicznym i, a nie fizjologiczn ym i. A le w e w stępie do artykułu Freuda z 1898 roku „Seksualność w etiologii nerw ic” James Strachey po daje „krytykowanie przez Freuda b ez ogródek postaw y lekarzy w ob ec (...) masturbacji” jako przykład „krytycznej uwagi Freuda pod adresem spo łeczn ych konw encji cyw ilizacji” 147. Z tych słó w wynikałoby, że Freud w y suw a św iatłe zastrzeżenia do rozpow szechnionego siania paniki w kw estii szkodliw ych skutków masturbacji. W prost przeciw nie w artykule, na który Strachey się pow ołuje, Freud krytycznie wyraża się o lekarzach za to, że lekceważą masturbację i mają skłonność do niedoceniania jej skutków chorobotw órczych. N ic zatem dziw n ego, że m ało kto w ie, iż Freud przy ło ż y ł rękę do obsesji na punkcie masturbacji, którą m ieli mniej ośw iecen i spośród jem u w sp ółczesn ych , i przyczynił się do przedłużenia się przeko nania o jej szk od liw ości, które przez ponad w iek rzucało cień na Europę i które, naw et je śli nie całkiem przyćm iło radość narodów, to ogrom nie w iele zdziałało dla uszczuplenia n ieszk od liw ego zasobu prywatnej przy je m n o śc i148. Drugim przykładem pokazującym , jak daleko m ożna się
144 Sigmund Freud, „Wild Psychoanalysis”, CP 2, s. 304 [„O «dzikiej» psychoanalizie” (przetłumaczył Robert Reszke). W: S. Freud, Dzieła , t. IX, Wydawnictwo KR, Warszawa 2007/1910, s. 110 (przyp. tłum.)]. 145 „L’hérédité et l’étiologie des névroses” (przyp. tłum.). 146 Wilhelm Stekel (1868-1940), pochodzący z Bukowiny Rumuńskiej lekarz i psychoana lityk, jeden z pierwszych uczniów Freuda (przyp. tłum.). 147 S. Vol. III, s. 261-262. 148 E.H. Hare, „Masturbational Insanity: The History o f an Idea”, Journal of Insanity, Vol. 108(1962), s. 1-25. 64
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
posunąć w zam alow yw aniu mniej w ygod n ych epizodów w historii Freuda, je st w yborna służalczość, z ja k ą Richard W ollheim opowiada czytelnikom o tym , jak to Freud zw lek ał przez osiem lat z publicznym przyznaniem , że się p om ylił co do niezm ienności, z ja k ą w przeszłości je g o neurotycznych pacjentów m iało w ystępow ać w czesn o d ziecięce uw iedzenie. W ollheim in formuje czytelników , że zm iana zdania przez Freuda była „po prostu po w o li przyswajana w publikow anych pracach”, tak jakby decyzję utrzyma nia w tajem nicy sw ojego błędu Freud podejm ow ał tak sam o niezależnie od w łasnej w o li, jak od własnej przem iany materii. Takie eufem izujące zniekształcenia są na tyle typow e, żeb y odnieść wrażenie, że gdyby się okazało, iż Freud był kanibalem i że je g o ulubionym przysm akiem była potrawka z dzieci, to d ow ied zielib yśm y się, iż „pow szechnie znana sła bość Freuda do d zieci została ostatnio dodatkow o potwierdzona”. Jeszcze jeden dow ód na to, że status Freuda ma naturę teflonu149, po chodzi od Jeana Schim ka, psychoanalityka, autora nader spóźnionego w y jaśnienia pew nych rozbieżności m ięd zy ogóln ie przyjętym poglądem na incydent z u w ied zen iow ą teorią histerii a faktami, które m ożna ustalić na podstaw ie sam ych tekstów [Freuda]150. O góln ie przyjm owany pogląd w y w odzi się z w łasnych retrospektywnych relacji Freuda i dlatego chyba jest m iejsce na krytyczną refleksję nad je g o rzetelnością. A le nie dla Schimka, który pisze: Dokładna lektura tekstów Freuda z 1896 roku sugeruje, że wczesny uraz na tle seksualnym nie opierał się bezpośrednio na odzyskanych wspomnieniach pacjenta, ale był rekonstruowany przez Freuda w wyniku interpretacji różnych danych na podstawie własnych teoretycznych założeń. Nie jest to wniosek za skakujący, skoro kilka lat później Freud otwarcie przyznał, że wiele spośród ważnych doświadczeń z dzieciństwa nigdy nie było bezpośrednio pamięta nych; o ich istnieniu analityk jedynie wnioskował i dokonywał ich rekonstruk cji poprzez interpretacje snów, fantazji, przeniesienia itd.151. 149 Teflon - nazwa handlowa tworzywa służącego jako środek do pokrywania powierzchni. Odznacza się dużą odpornością chemiczną, jest praktycznie nierozpuszczalny, nie przykle jają się do niego żadne zanieczyszczenia (przyp. tłum.). 150 Jean Schimek, „Fact and Fantasy in the Seduction Theory”, Journal o f the American Psychoanalytic Association, Vol. 35, No. 4 (1987). 151 Jest to fragment listu Schimka w książce Fredericka Crewsa The Memory Wars, dz. cyt., s. 77 [Wojna o pamięć, dz. cyt., s. 73 (przyp. tłum.)]. Odpowiedź Crewsa znajduje się na s. 111-112 [Wojna o pamięć , dz. cyt., s. 100 (przyp. tłum.)]. Patrz również Hans Israels i Morton Schatzman, „The Seduction Theory”, History of Psychiatry, Vol. 4 (1993); A l len Esterson, „Jeffrey Masson and Freud’s Seduction Theory: A New Fable Based on Old 65
FREUD I PSEUDONAUKA
D la czeg o tw ierdzenie, że hipotetycznie przyjęty „w czesny uraz na tle seksualnym nie opierał się bezpośrednio na odzyskanych w spom nieniach pacjenta” nie pow inno zaskakiw ać, skoro nie zgadza się z żadnym w yja śnieniem incydentu zw iązanym z u w ied zen iow ą teorią histerii, które potem Freud podał? I jak późniejsze przyznanie Freuda, iż „w czesny uraz na tle seksualnym nie opierał się bezpośrednio na odzyskanych w spom nieniach pacjenta”, łagodzi powtarzane przez n iego niepraw dziw e zapew nienie, że pacjenci, o których m ów i w sw oich artykułach z 1896 roku, przypom inali i błędnie relacjonow ali doznane w d zieciństw ie akty przem ocy seksualnej i w ten sposób w prow adzili go w błąd co do źródła ich cierpienia? C zego je sz c z e trzeba, żeby zask oczyć Schim ka? Siła otaczającej Freuda legendy jest tak porażająca, że je g o w yzn aw cy nie zw ażają na w ystępujące w je g o opisach anom alie, podobnie jak biblijni fundam entaliści na istnienie dw óch różniących się m iędzy sob ą op isów stw orzenia św iata w K siędze Rodzaju, c zy na nieprawdopodobieństwo po śm iertnego w yjaśnienia przez M ojżesza je g o własnej śm ierci152. Oto na przekór legendzie przykład aberracji Freuda, która w yszła na ja w dopiero po opublikow aniu je g o listów, i dlatego tym w szystkim , którzy w mniej w ięcej paru ostatnich dziesięcioleciach składali Freudowi dow ody uznania za je g o b ezw zględ n ą uczciw ość, pow inno być teraz w styd. Chodzi o to, że Freud w ielokrotnie niezgodnie z prawdą powtarzał, iż na znaczenie wypar tych im pulsów seksualnych w sk azyw ał nie ze w zględ ów teoretycznych, lecz w ym u siły to na nim obserw acje k liniczne. (N aw et W ollheim nie w ie rzy, że Freud m ów i prawdę, i w swojej książce o Freudzie w ym ienia kil ka teoretycznych pow odów przyznawania seksualności uprzywilejowanej
Myths". History o f the Humań Sciences, Vol. 11 (February 1998); Cioffi, „Od «naukowej bajki» Freuda do poprawnej politycznie «naukowej bajki» Massona”, rozdział 8 w niniej szym tomie. 152 Chodzi zapewne o to, że Mojżesz jako autor Księgi Powtórzonego Prawa (ostatniej z pięciu ksiąg Pięcioksięgu) opisuje w niej swoją śmierć. Jednakże „dzisiaj przeważa opi nia, że Mojżesz nie napisał Pięcioksięgu, lecz powstanie poszczególnych ksiąg jest nadal owiane tajemnicą” (Brown, R.E., Fitzmyer, J.A. i Murphy, R.E., red., Katolicki komentarz biblijny. Oficyna Wydawnicza Vocatio, Warszawa, 2001, s. 4). 1 dalej: „Pewne oczywiste fakty wskazują, że hipoteza Mojżeszowego autorstwa nie jest poprawna (np. w Pwt 34 została opisana śmierć Mojżesza). Różne pojawiające się w tekście formuły wskazują, że utwór powstał po czasach Mojżesza („aż po dziś dzień, Pwt 34,6; (...) określenie kraju po łożonego na wschód od Jordanu mianem ziemi «po drugiej stronie», co wskazuje na punkt widzenia mieszkańców Palestyny, do której Mojżesz nigdy nie wszedł, Rdz 50,10”; tamże, s. 4; przyp. tłum.). 66
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
roli, choć o czy w iście nie kończy się to w nioskiem o przedstawianiu przez Freuda spraw y w fałszyw ym św ietle). W roku 1894 Freud pisał: „We w szystk ich analizow anych przeze m nie przypadkach przykre u czucie brało się z ży cia seksualnego. Z teoretyczne go punktu w id zen ia nie jest m ożliw e, żeby to u czucie rodziło się niekie dy w innych sferach i pow iem tylko tyle, że po dziś dzień nie natrafiłem na co ś innego, co m ogło je zapoczątkow ać”153. D w a lata później w prze słanym F liesso w i w styczniu 1896 roku „W stępnym szkicu K ” podstawa teoretyczna, na której Freud buduje postulat seksualnej natury urazu ch o robotw órczego, będzie ju ż starannie opracowana. O zerwaniu z teoretycz nym zaabsorbow aniem sek su aln ością przypom ni w liście do Junga w paź dzierniku 1906 roku: „N ie w id zę żadnych teoretycznych przeszkód, żeby uznać ja k iś inny podstaw ow y popęd za rów nie w ażny, je śli tylko wyraźnie zam anifestow ałby się w psychonerw icach (...) Wystarczy, je śli w skażę tyl ko na co ś, co je st zupełnie o czyw iste, czy li na rolę seksualności” 154. A le w styczniu 1907 roku Freud ponow nie w róci do racjonalnych przesłanek. N aw iązując do p ew nego marzenia sennego, którego Jung w swojej książce o dementiapraecox nie interpretuje z seksualnego punktu w idzenia, Freud napisze: „U jaw nione w marzeniu sennym życzen ie nie m oże być na mocy fundamentalnej teorii takie, jak je Pan przedstawia” (w yróżnienie w tek ście F.C.). Sw oje teoretyczne zaangażow anie w uprzyw ilejow aną rolę seksualności pow tórzy w dw óch następnych listach do Junga. W sierpniu 1907 roku pisze: „R olę, jak ą w histerii odgryw ają kom pleksy seksualne, uważam (na razie) w yłączn ie za teoretyczną konieczność i nie w yprow a dzam jej ani z ich częstości, ani ich intensyw ności”. W następnym roku Freud raz je sz c z e , odpowiadając na list Junga, w którym ten w yraża p o gląd, że seksualny charakter etiologii nerw ic jest słuszny „tylko w niektó rych w ypadkach” (19 kw ietnia 1908), napisze: „Czuję głęboką awersję do Pańskiego stw ierdzenia sugerującego, że m oje w nioski są poprawne w y łącznie w niektórych wypadkach (punkty w idzenia zam iast w niosków ). To chyba n iem ożliw e. C ałkow icie, albo w cale. O dnoszą się one do tak podsta w ow y ch spraw, że nie m ogą być słuszne tylko w jednej klasie wypadków. C złow iek m a prawo nazyw ać te w ypadki, w których tak nie jest, zupełnie inaczej” . A pom im o to pod koniec życia Freud będzie publicznie uparcie
153 „The Defense Neuropsychoses”, CP 1, s. 66. 154 William McGuire, red., The Freud/Jung Letters (London: Hogarth Press and Routledge, 1974), s. 8. 67
FREUD I PSEUDONAUKA
tw ierdzić, że m iał czysto kliniczne podstaw y do tego, żeb y obstaw ać przy nadrzędnej roli seksualności. Jego ostatnie sło w o w tej sprawie cytują na w et Laplanche i Pontalis w Słowniku psychoanalizy, biorąc je za dobrą monetę: „Teoretycznie rzecz biorąc, nic nie m ożna zarzucić przypuszcze niu, że każdy dow olny w ym óg popędu m oże dać pow ód takim sam ym w yparciom wraz ze w szystkim i ich skutkami, jednakże nasze obserw acje (...) z reguły dow odzą, że bodźce, które odgryw ają tę chorobotw órczą rolę, w y w o d zą się z częścio w y ch popędów ży cia seksualnego”155.
Ponowne wprowadzanie do obiegu: odkrycie kompleksu Edypa Spośród legend ponow nie wprow adzanych do obiegu legenda o odkryciu przez Freuda kom pleksu Edypa je st najbardziej znana. Istnieją jej dw ie w ersje, choć niekiedy w ystępują w połączeniu. W edług pierwszej z nich, Freud zdał sobie sprawę z tego, że to, co początkow o brał za przypom inane przez pacjentów akty m olestow ania ich przez ojców , to b yły sam ousprawiedliw iające zniekształcenia spełniających życzen ia fantazji kazirodczych. N aw et je śli pom inąć to, że Freud w skazuje na rodzica jako uw odziciela tylko w sw oich późniejszych relacjach, a nie w e w cześniejszych, to i tak pozostanie pytanie o to, d laczego niem al po stu latach od obdarowania świata kom pleksem Edypa nikt nie zapytał, jak to było m ożliw e, że teo rię chorobotwórczej nadrzędności pożądania własnej matki przez chłopca zainspirow ały fałszyw e w spom nienia kobiet o ich uw iedzeniu przez ojca? W prawdzie sześciom a pacjentami Freuda spośród osiem nastu przypusz czalnie u w iedzionych byli m ężczyźn i, to jednak nigdzie nie znajdziem y u niego w zm ianki o tym, że ucierpieli oni na skutek w ykorzystyw ania sek sualnego przez w łasne matki, a ju ż tym bardziej, że m ieli w pam ięci te postępki rodzicielskie. Ten kłopot z w yprow adzeniem kom pleksu Edypa z kazirodczych fanta zji pacjentów m ógł przyczynić się do zastąpienia albo uzupełnienia go in ną op ow ieścią. W edług niej, kom pleks Edypa zaw dzięcza sw oje odkrycie przeprowadzonej przez Freuda heroicznej autoanalizie. A le i to w yjaśnie nie nie jest w olne od niespójności. Z autoanalizą Freuda w ią żą się dw ie w ątpliw ości, które pow od u ją że nie m ożna jej uważać za w iarygodną 155 An Outline o f Psychoanalysis, dz. cyt., s. 52 [„Zarys psychoanalizy”, dz. cyt., s. 136 (przyp. tłum.)]. 68
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
odpow ied ź na pytanie o to, dlaczego „bycie zakochanym w m atce i za zdrosnym o ojca”, jak to po ogłoszen iu sw eg o odkrycia ujął on w liście do sw eg o przyjaciela F liessa, ma być „uniwersalnym wydarzeniem życia dziecka” 156. Po pierw sze, skoro jest to „w ydarzenie uniwersalne”, to dla czego tylko niektórzy ludzie stają się neurotykami? U w iedzeniow a teoria histerii, którą ono zastąpiło, nie m iałaby z tym kłopotu. Freud uniknąłby tego pytania, gdyby w ystępow anie kom pleksu Edypa ograniczył w y łą cz nie do neurotyków (tak jak to sugerow ali później niektórzy je g o krytycy). A ta k m usiał się natknąć na dodatkow ą przeszkodę, która stawiała pod zna kiem zapytania praw om ocność ekstrapolacji w yników własnej autoanalizy na całą ludzkość. W tym bow iem czasie, gdy przypisyw ał sobie doznaw a nie w dzieciń stw ie kazirodczych uczuć, b ył zdiagnozow anym przez siebie sam ego histerykiem . C zyż sam o to nie b yło ju ż wystarczającym w ytłum a czeniem pożądania, które jako d ziecko ż y w ił w obec własnej matki? Po co było o d w oływ ać się do jakiejś uniwersalnej kazirodczej skłonności? Nadto ten zrekonstruowany epizod z dzieciństw a, który stał się dom niem a ną podstaw ą do przypisania sobie d ziecięcych odczuć seksualnych w obec własnej matki, kiedy to podniecił się seksualnie na w idok jej nagiego ciała, w ydarzył się dopiero po tym , jak był seksualnie m olestow any przez sw oją „nianię” . To pow inno było naprowadzić go na m yśl o tym , że podniece nie, którego źródłem była je g o matka, należało przypisać jeg o rozbudzonej przedw cześnie seksualności, a nie wew nętrznej kazirodczej skłonności. Z k olei drugim problem em je st pow ód wypierania tego pożądania. G roźbie kastracji daleko do uniw ersalności, a kiedy zostaje w yw ołany, to nie łączy się go z uczuciam i erotycznym i dziecka do matki. D laczego w ta kim razie Freud ustanawia takie połączenie? M oże dlatego, że bierze pod uw agę fantazje tow arzyszące czyn n ościom masturbacyjnym, na które jest skierow ane zagrożenie kastracją? Tyle tylko, że nie jest to niestety pogląd Freuda. W edług niego, chłopiec dlatego w ypiera z pam ięci te czynności autoerotyczne, że w stydzi się ich bezprzedm iotow ego charakteru i z te go pow odu podnosi je na „w yższy p oziom ”, nadając im retrospektywnie kazirodczy charakter. A le d laczego m iałby się on bardziej w stydzić autoerotycznej masturbacji niż takiej, której tow arzyszą kazirodcze fantazje? O tym ani słow a u Freuda c z y j e g o zw olenników . N ie dow iem y się rów nież, d laczego ch łopiec m iałby zastąpić dem oralizującą m yśl o tym, że był m olestow any przez w łasn ą matkę, podobnie kazirodczą m yślą o tym , że jej 156 Freud to Fliess, 15 October 1897, s. 272. 69
FREUD I PSEUDONAUKA
pożądał. Zdaje się, że tylko dw óch kom entatorów zauw ażyło anachronizm w im putowaniu dziecku kazirodczego horroru - wytworu kultury: W oło szyn ów i G.K. Chesterton157.
Ponowne wprowadzanie do obiegu: natura konfliktu neurotycznego, czyli do czego może służyć członek? W ydaje się, że nasuwające się norm alnie krytyczne refleksje nad retoryką Freuda czy naciskiem tradycji są w ypierane z ich naturalnego toru. To wra żenie daje się bogato udokum entować, aczkolw iek je g o wyraźne następ stwa m o g ą być dyskusyjne. Przyjrzyjm y się jednem u z najbardziej znanych elem entów freudowskiej teorii nerw ic, na który kładł on najw iększy nacisk i do którego w cią ż powracał przez ponad czterdzieści lat, aż po ostateczne ośw iad czen ie w tej sprawie: nerw ica pow staje w w yniku konfliktu m iędzy wypartym im pulsem seksualnym a reakcją nań spow odow aną obawą, że pobłażając mu ryzykuje się kastrację. Jest co ś zagadkow ego i ch aotycznego w takim objaśnieniu roli, ja k ą w konflikcie neurotycznym odgryw a seksualność, nawet zanim je sz c z e Freud zaczął w ym ijająco m ów ić o tym , c o dla niego znaczy słow o „sek sualny”. K onflikt ma jakoby zachodzić m iędzy instynktem seksualnym , którego ch ęć zaspokojenia ma stanow ić zagrożenie dla organizmu, a in stynktem sam ozachow aw czym , w służbie którego organizm rezygnuje z tego zaspokojenia. W takim razie, czy to nie dziw ne, że instynkt sam oza ch ow aw czy przejawia się jako strach przed kastracją, czyli postradaniem członka? Żaden z kom entatorów naw et przez ch w ilę nie pom yślał, po co jest człon ek i d laczego pozbaw ienie go napawa takim lękiem niezależnie od je g o funkcji seksualnej. Jak to jest, że narząd, który pod dw om a różny mi w zględam i jest uważany za w yjątkow o kompetentny, żeby reprezento w ać instynkt seksualny, jako że je st on zarów no narzędziem służącym do rozm nażania, jak i głów nym źródłem przyjem ności seksualnej, staje się przejawem rzekom o antagonistycznego instynktu sam ozachow aw czego? Jak to się stało, że tej anom alii w jednej z najbardziej znanych tez Freuda nikt przez blisko sto lat nie zauw ażył? Z tą anom alią idzie w parze inna. 157 V.N. Voloshinov. A Critical Analysis ofFreudianism [1928] (New York: Academic Press, 1976), s. 81; G.K. Chesterton, „The Game o f Psychoanalysis”, The Century, CVI (1923), s. 40. 70
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
N ie m a m ian ow icie w zaspokojeniu instynktu oralnego i analnego n iczego, co by m iało zw iązek z zachow aniem gatunku, a przecież Freud um ieścił je po tej stronie równania, która jest zarezerw ow ana dla zachow ania gatunku. D laczeg o ? I co je sz c z e bardziej znam ienne: jak to m oże być, iż zadający takie pytania m usi się czuć, tak jakby zak łócił Pasterkę dom aganiem się dow odu na to, że Jezus urodził się 25 grudnia?
Ponowne wprowadzanie do obiegu: pytania, których nie było. Dlaczego to, co św. Paweł nazywał „miłością" jest wypierane? W przedm ow ie do czw artego (1 9 2 0 ) w ydania Trzech rozpraw z teorii sek sualnej m am y je sz c z e jed n o spostrzeżenie Freuda, które przeszło b ez echa. U pom ina on przeciw ników „rozciągnięcia” pojęcia seksualności, „które stało się k on ieczn e za sprawą analizy dzieci i tak zw anych perwertów”, żeby nie zapom inali o tym , jak bardzo zb iega się ow o rozszerzone przez psychoanalizę pojęcie seksualności „z Erosem b oskiego Platona” 158. D la czeg o w ięc „popędy, które usiłują łą czy ć i w iązać”, jak Freud opi suje platońskiego Erosa, są w ypierane? I jak ich w ypieranie prowadzi do charakterystycznej sym ptom atologii histerii, do której w yjaśnienia zostały początkow o w prow adzone? W jaki sposób Eros boskiego Platona sp ow o dow ał sw ęd zen ie w gardle D ory? A zaparcia u „C złow ieka z w ilkam i”? A lbo histeryczne m igreny u panny? (I dlaczego „rozciągnięcie pojęcia seksualności, które stało się konieczne za sprawą” oralnego i analnego po żądania przez dzieci i perwertów, zbliża je do „Erosa boskiego Platona” bardziej, n iż w ąska genitalna koncepcja seksualności przejawiającej się w jaw n ie heteroseksualnym stosunku płciow ym ? C zy Freud zna zło śliw ą plotkę o „boskim Platonie”?). Późniejsze poprawki, które Freud w prow adził do treści nagłów ka „sek sualność”, nigdy nie doczekały się w yjaśnienia, tak że nawet tacy zna m ienici kom entatorzy, jak Laplanche i Pontalis, m usieli się przyznać, że nie potrafią w yjaśnić, jak Freud rozum iał libido. N ie przeszkadza to jednak W ollheim ow i, Seabom ow i Jonesow i, M arshallowi E delsonow i, T hom asow i N a g elo w i i innym uw ażać, że - jak się w yraził W ollheim
158 Sigmund Freud, Three Essays on Sexuality (London: Penguin, 1977), s. 43 [„Trzy roz prawy z teorii seksualnej” (przetłumaczył Robert Reszke). W: S. Freud, Dzieła , t. V, Wy dawnictwo KR, Warszawa 1999/1905, s. 33 (przyp. tłum.)]. 71
FREUD I PSEUDONAUKA
- Freud zadem onstrow ał „bogactw o” i „w szechobecność” m otyw ów sek sualnych159. Jeśli kom uś bardzo zależy na tym , żeby jeg o trud p oszed ł na marne, to niech sięgn ie po rozdział napisany przez W ollheim a na temat seksualności i spróbuje dojść, co on przez n ią rozumie. N ie dow ie się, jak powtarzane przez Freuda rozszerzenie tego terminu, tak żeby w je g o zakres w e sz ły te kw estie, które on przedtem stanow czo w yłączył, znalazło uzasadnienie w danych klinicznych. C zym je st po prostu to, czego „bogac tw o” i „w szech ob ecn ość” m iał w ed łu g W ollheim a ujawnić Freud? C zym jest to, czem u Freud nadał nazw ę „seksualne”, a co przedtem tak się nie nazyw ało, ale co on (albo jak Freud w o li m ów ić - „badanie psychoanali tyczn e”) udow odnił, że jest takie w łaśnie? A oto najw cześniejsze z freudow skich rozszerzeń: „Pojęcie seksuali zm u rozszerzyliśm y tylko o tyle, że m oże ono ogarnąć także i ży cie seksu alne osob n ik ów perwersyjnych i d zieci”160. C zy odniesienie terminu „sek sualny” do nierozrodczej aktyw ności osobników perwersyjnych to je st rozszerzenie je g o zw yk łego odniesienia? W ollheim (podobnie jak i inni) nie zauw aża (albo nie chce zauw ażyć), że Freud zapisuje tutaj na sw oje konto fellatio 161 i sodom ię jak o czyn n ości seksualne162. Jak m ożna m ów ić, że czyn n ości niezw iązane z ciałem oraz popędy, które Freud nazw ał potem seksualnym i („m iłość własna, m iłość rodziców i dzieci, przyjaźń, m iłość ogólnoludzka, oddanie się pew nym przedm iotom i ideom abstrakcyjnym ”) 163 są ukryte i w ym agają uw idocznienia, albo w szechobecne i dlatego trzeba je pokazać? C zyżby nie dlatego, że W ollheim , pochłonięty jak i inni interpretatorzy sław ieniem , zapom ina o tym , że Freud rozszerzył termin „seksualne”, i powraca do je g o zdecydow anie odrzuconego i łatw o zrozu m iałego „popularnego” sensu, nie przejmując się tym , iż w takim sensie daleko mu do bycia w szechobecnym i naw et nie za bardzo różnorodnym?
159 Wollheim, Freud, dz. cyt., s. 123. 160 Wstąp do psychoanalizy, dz. cyt., s. 228 (przyp. tłum.). 161 Stosunek oralny, w którym stroną aktywną jest kobieta (przyp. tłum.). 162 Taki sam zdumiewający wyczyn Freud przypisuje sobie we Wstępie do psychoanalizy, kiedy pisze: „To, co poza psychoanalizą zwie się seksualizmem, odnosi się tylko do życia płciowego zwanego normalnym, ograniczonego i pozostającego na usługach rozmnażania” (s. 228) oraz „Dzięki bowiem starannym badaniom (...) zapoznaliśmy się z grupami osob ników, których «życie seksualne» odbija w sposób najbardziej jaskrawy od przeciętnego obrazu” (tamże, s. 217). 1M Group Psychology (Hogarth, 1922), s. 38 [„Psychologia zbiorowości i analiza «ja»” dz. cyt., s. 73 (przyp. tłum.)].
72
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
O to niektóre typ ow e przykłady ujawniania przez Freuda seksualności w jej dobrze znanym sen sie w szęd zie tam, gdzie przedtem nie spodzie w ano się jej obecności. Freud pow iada, że sw ędzenie w gardle D ory by ło spow odow ane dokonanym przez n ią w wyobraźni fellatio z w łasnym ojcem , zaparcia u „C złow ieka z w ilkam i” - je g o nieuśw iadom ionym ż y czeniem poddania się penetracji analnej, a lęk przed w yglądaniem przez okno - wypartym pragnieniem przyw ołania m ężczyzn y skinieniem z okna i tak dalej. W takich jak te przykładach przynajmniej w iadom o, dlaczego wyparte poruszenia nazyw a się seksualnym i i jak one tłum aczą objawy, do czeg o p rzecież są pow ołane. A le gdy chodzi o oddanie się „ideom abstrak cyjnym ” i podobnym przykładom rozszerzonego przez Freuda znaczenia seksualności, trudniej pojąć je g o tezę, poniew aż niełatw o wyobrazić so bie, jakie to skojarzenia z proporcjonalnym przedstaw icielstw em , jed n o litym podatkiem gruntowym , prawami stanow ym i czy aksjomatem ekstensjonalności m ogłyb y dawać podstaw y do uznania ich za zam askow ane przejawy poruszeń seksualnych. Jedyne przystępne przykłady z dziedziny polityki, które przychodzą na m yśl, to stw ierdzenie Jonesa, że powrót do parytetu opartego na zło cie m iał przyczynę w erotyzm ie analnym, ponie w aż tutaj m ożna sobie w yobrazić skojarzenia idące od tego, co skrycie, do tego, c o jaw n ie w iąże się ze sferą w ydalniczą, a także je g o w yjaśnienie republikanizm u irlandzkiego, które każe nam wyobrazić sobie, że w olne skojarzenie irlandzkiego nacjonalisty z tem atem zjednoczenia Irlandii m o głoby nasunąć mu na m yśl an gielsk iego żołnierza gw ałcącego irlandzką d ziew icę (poniew aż, jak pow iada Jones, dla nacjonalisty Irlandia je st ko bietą, a sześć protestanckich hrabstw w U lsterze - zapew ne angielskim członkiem ). Sens jed n eg o przykładu w szech ob ecn ości seksualności, który przytacza W ollheim - anim istyczna wiara dzikusa w e w szechm oc m yśle nia, św iadcząca o tym , że „m iłośnie” (W ollheim pisze „ miłośnie”) nadaje on m agiczn ą m oc sw oim procesom um ysłow ym - trudniej uchw ycić. Skąd to upodobnienie przeceniania „m iłośnie” w pływ u czyichś m yśli na świat zew nętrzny do dostarczania sobie przyjem ności seksualnej przez głaska nie w łasnych genitaliów ? C zyż podobieństw o w yeksploatow ane w oby dwu czynnościach nie zostało niepotrzebnie opisane przez W ollheim a jako przeprowadzone „m iłośnie”? Typow ym sposobem przedstawiania poglądu Freuda na rolę seksu alności je st łagodzenie je g o dziw actw niejednoznacznym jeg o opisem . W jednym z fragm entów W ollheim eufem istycznie m ów i o „m iłosnym pożądaniu w łasnej matki przez chłopca”. G dy w jednym zdaniu m ów i się 73
FREUD I PSEUDONAUKA
o kom pleksie Edypa jako o konflikcie, do którego doprow adziło „m iłosne pożądanie w łasnej matki przez d zieck o”, a zaraz potem w drugim o kastra cji jako naturalnej karze za nie, to je st co ś w tej w ypow iedzi podejrzanie w ykrętnego. C óż to za m iłość, która p ociąga za sobą ucięcie członka ja ko stosow n ą karę? O tym ju ż W ollheim zapom niał p ow iedzieć. Ta sam a słabość do sam oobronnego m ów ienia nie wprost skłania go do scharak teryzow ania stosunku chłopca do ojca jako „pragnienia bycia przez nie go kochanym ”, podczas gdy Freud m a na m yśli pragnienie penetracji oj cow skim członkiem . N a następnej stronie W ollheim pisze, że jed n ą z dróg prow adzących do „m iłości” hom oseksualnej je st reakcja na autentyczną ryw alizującą nienaw iść, którą niegdyś hom oseksualista odczuw ał do sw o je g o brata164. Raz je sz c z e użyte w takim znaczeniu słow o „m iłość” nadaje tezie fa łszy w ą sym etrię - „nienaw iść” staje się „m iłością” - odw odząc od naturalnego pytania o to, w jaki sposób rezygnacja z satysfakcji z w aln ię cia brata w g ło w ę przem ieniła predylekcję do erekcji w perspektyw ie ko chania się z kobietam i w predylekcję do erekcji w perspektywie kochania się z m ężczyzn am i. M ożna się z tym zgodzić, albo i nie, że przytoczone przykłady ponow nego w prowadzania do obiegu są m ocno dyskredytujące, mam jednak na dzieję, że przynajmniej dałem do zrozum ienia, jak niewystarczająco dobrze pojęcie zarówno niesprawdzalności, jak i unikania falsyfikacji oddaje te okoliczności, które skłaniają do pejoratywnego epistem icznego charakte ryzowania psychoanalitycznego dyskursu i praktyk. Lepszym określeniem tego, co skłania do odmiennej oceny i w ym aga uzasadnienia jest „formułka słow na”, bezw ładnie wprowadzona ponow nie do obiegu, oraz „dominacja m yśli”, którym nie pozw olono biec zgodnie z naturalną koleją rzeczy.
Ponowne wprowadzanie do obiegu: „objawy to działania" N iek ied y ponow ne w prow adzanie do obiegu wyróżnia to, że zam iast igno rować ew identne przykłady podw ażające podtrzym ywane tezy w ykorzy stuje on o tradycyjne formułki słow n e, pozbawiając je ich treści. W mojej recenzji kom pilacji hołdów składanych geniuszow i Freuda, którą sporzą dził W ollheim , nawiązałem do niektórych powtórzeń twierdzenia Freuda, że objaw y są działaniam i, zadając pytanie o to, jak ich autorzy w ytłum aczą 144 Wollheim, Freud, dz. cyt., s. 122.
74
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
przypom inający działanie charakter depresji albo lęku, najbardziej prze c ie ż typ ow ych objaw ów neurotycznych165. James Hopkins, współredaktor publikacji W ollheim a, z oburzeniem zarzucił m i, że nie zrozum iałem tego, co tw ierd ził Freud i autorzy publikacji, pon iew aż w edług niego Freud m iał na m yśli tylko to, iż człow iek , któremu przychodzą do głow y m yśli agre syw ne, czuje się w inny oraz przeżyw a depresję i w ten sposób w pew nym sen sie w yw ołu je p oczucie w in y 166. Tylko że zw iązek agresyw nych m yśli z poczuciem w iny, które one za sob ą pociągają, jest czym ś innym , niż zw iązek działania z je g o racjonalnym uzasadnieniem , i dlatego Hopkins n ie rozstrzygnął nasuwającej się w naturalny sposób w ątpliw ości, którą rodzi form ułka „objawy to działania”. W każdym razie, naw et gdyby j e go w spółautorzy byli do tego stopnia zdezorientow ani, że m yślelib y tak, jak m ó w ił o nich H opkins, to i tak Freud nie m iał na m yśli takich banialuków, ja k ie opow iada W ollheim . U Freuda uczucia są w e w ładzy w oli człow iek a. M ów i on bow iem , że w sw ojej fobii pacjent dokonuje prze sunięcia lęku z obiektu w ew nętrznego na zewnętrzny, poniew aż „w ten sposób m o że się lepiej zab ezp ieczyć” 167. Freud niejednokrotnie przyznaje pacjentow i zd oln ość w yw oływ an ia stanów nie tylko psychicznych, ale rów nież i fizjologicznych. W jednej ze sw oich w cześniejszych prac pow ie o pacjentce-histeryczce, że „(...) w o la w yw ołu je u niej w szystkie ow e su biektyw ne sym ptom y, które podałaby sym ulantka, żeby uniknąć karmienia dziecka” . Innym i słow y, podczas gdy sym ulant tylko udaje, że odczuw a to lub tam to - m dłości, zawroty g ło w y cz y ból - histerycy indukują nieśw ia d om ie te stany u siebie, żeby m óc potem zgodnie z prawdą pow iedzieć, że ich dośw iadczają. Freud zatem je sz c z e bardziej rozciąga zasięg w oli pacjenta poza subiektyw ne objaw y na p rocesy fizjologiczne w sposób, któ ry „nie je s t w m ocy św iadom ego w ysiłk u ”, lecz który wytwarza „liczne obiektyw ne oznaki w przew odzie pokarm owym , których nie jest w stanie w ytw orzyć symulantka” 168. N aw et z w iek iem Freud nie pozbył się tego
165 „Psycho-apologetics”, London Review of Books, Vol. 5, No. 10 (2-15 June 1983). 166 Letters, London Review of Books (7-20 June 1983). 167 NIL (Hogarth, 1949), s. I l l [Wykłady ze wstępu do psychoanalizy. Nowy cykl, dz. cyt., s. 97 (przyp. tłum.)]. 168 „A Case o f Successful Treatment by Hypnotism”, CP 5, s. 40 [patrz: „Przypadek wyle czenia hipnozą razem z uwagami o powstawaniu symptomów histerycznych przez «opór»” (przetłumaczył Ryszard Ziobro). W: Ingrid Kästner i Christina Schröder, Zygmunt Freud. Badacz umysłu. Neurolog. Psychoterapeuta. Oficyna Wydawnicza Arborteum, Wrocław 1997/1892/1893, s. 165-166 (przyp. tłum.)]. 75
FREUD I PSEUDONAUKA
przekonania. W roku 1917 Ferenczi pisał w liście do Freuda o „władzy, jak ą nieśw iadom e m yśli mają nad ciałem ”. Zdaniem Ernesta Jonesa, była to aluzja do zesp o ło w eg o przedsięw zięcia, którego „istotną treścią je st to, że w szech m oc m yślenia - «która tw orzy i m odyfikuje narządy» i «któ rej p ozostałości są w id oczn e w histerii», była niegdyś rzeczyw istością” 169. Sam Freud co pew ien czas w ygłaszał podobne poglądy. A p ologeci pokroju H opkinsa sw oją postaw ą w ob ec freudowskiej koncepcji objaw ów zdają się przypom inać postaw ę katolików m ojego pokolenia w ob ec dogmatu przeistoczenia. Tak jak m y och oczo recytow aliśm y słow a, nie dbając zbyt nio o ich dokładne znaczenie i poprzestaw aliśm y na w yznaniu wiary, że podczas M szy św. hostia staje się Ciałem i K rw ią Chrystusa, nie potrafiąc tego w yjaśnić w sposób, który by nie b ył ani zabobonny, ani heretycki, tak i H opkins chce w prow adzić ponow nie do obiegu formułkę „objawy są działaniam i”, ale z w yjaśnieniem , które uw iarygodnia j ą tylko kosztem popadnięcia w banał. O w a skłonność do ogołacania tw ierdzeń Freuda z ich naturalnej treści to nie przejaw antypatii H opkinsa i je g o w spółpracow ników , i nie ograni cza się ona tylko do ultrawoluntaryzmu Freuda. A nthony Storr tak inter pretuje tezę Freuda m ów iącą, że strach chłopca przed kastracjąjako groźba ze strony ojca ma podstaw ow e znaczenie w rozwoju dziecka: „W zięta do słow n ie brzmi w praw dzie absurdalnie, lecz gdyby sform ułować j ą inaczej, m ów iąc ż e u m ałego chłopca (...) nietrudno w zbudzić poczucie upoko rzenia lub zagrożenia poniżającym w ytykaniem mu je g o wzrostu, słabych stron, niedołęstw a i braku dośw iadczenia, to prawie każdy by się z nią zg o d ził” 170. Innymi słow y, po w yrzuceniu pojęcia kastracji z freudowskiej teorii lęku kastracyjnego „prawie każdy by się z nią zgod ził”. Ta cenzorska taktyka, choć nie zaw sze w takiej skrajnej postaci, jak u Hopkinsa i Storra, nie należy do rzadkości w komentarzach do Freuda. To tak, jakby było bez znaczenia, jakie poglądy przypisuje się Freudowi, dopóki ma się do n iego respekt za to, że je w yznaje.
Ponowne wprowadzanie do obiegu: symbolika seksualna David Sachs w artykule zatytułowanym „In Fairness to Freud” [Oddając Freudowi spraw iedliw ość] ma za złe Griinbaumowi to, że skupia uw agę na 169 Jones, Sigmund Freud: Life and Work, dz. cyt., Vol. III, s. 335. 170 Anthony Storr, Freud (Oxford University Press, 1989), s. 25. 76
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
w oln ych skojarzeniach kosztem sym boliki, jako że ona „odgrywa często w ażn ą rolę w interpretacji objaw ów neurotycznych, przejęzyczeń, dzieł li terackich itp.” . Sachs pisze: „G dy Freud m ów i o tym , jak poznał znaczenie sym boli, to nie opiera się na m ateriale klinicznym (...) raczej na odwrót”171. Po czym cytuje odpow iedź Freuda na pytanie o to, „skąd m am y znaczenie tych sym b oli?” : „(...) z baśni i m itów, z dow cipów , folkloru, to je st na uki o obyczajach i zw yczajach, przypow ieściach i piosenkach ludow ych, i z m o w y poetyckiej czy też zw yk łej” . W nich „znajdujemy tyle analogii do sym boliki marzeń sennych, że upew niam y się stanow czo o słuszności n aszego tłum aczenia” 172. U satysfakcjonow any tym Sachs nie przytacza przykładów, które pokazałyby, jak nieprzekonującą interpretację ratowało się od w oływ an iem się do „pozaklinicznej”, „ustalonej” sym boliki. D la cze go w ytaczając ten argument, który - jak sam m ów i - j e s t ,jed n ym z fun dam entów p sychoanalizy”, robi to tak pobieżnie? C zyżby dlatego, że dro b iazgow e objaśnienie obnażyłoby bezlitośnie je g o niedorzeczność? K aże nam się na przykład w ierzyć w to, że w ątek ślepoty w marzeniu sennym m a sens kastracji, naw et je śli dla pacjenta nie ma on osobistego znaczenia kastracyjnego, poniew aż, dajmy na to, w legendzie o Edypie ślepota zna czy „kastracja”. Tylko że pow ód dawania w iary temu, iż tak jest naprawdę w legendzie o Edypie, jest rów nie w ątpliw y, jak w ątpliw y był w marzeniu sennym pacjenta. A le gdyby naw et nie był w ątpliwy, to jak uzasadniałby dochodzenie do w niosku o kastracji w każdym konkretnym objaśnianiu klinicznym ? N aw et sam Freud [podobno] m aw iał, że cygaro niekiedy zna czy tylko cygaro. Jak to rozstrzygnąć, gdy ślepota to tylko ślepota? Tak, na przykład, że niem ające oparcia w skojarzeniach pacjenta interpretacje falliczn e pow inno się było uw ażać za w ym ienialne dzięki przypom nieniu, iż w yd łu żon e przedm ioty tradycyjnie sym bolizują fallusa, to przejaw ponadracjonalnej atrakcyjności freudowskiej hermeneutyki. L ecz p ojęcie ustalonej sym boliki jest w je sz c z e o w iele gorszym po łożeniu, poniew aż Sachs do J ed n ej z podstaw psychoanalizy” i J ed n ej z podstaw d ow od ow ych dojrzałej ogóln ie rzecz biorąc Freuda praktyki ob jaśniania” (s. 36 4 ), aw ansow ał tezę, do której Freud m iał tak am biwalent ny stosunek, że aż dwukrotnie j ą potępił, wyrażając opinię w cale nie mniej lekcew ażącą, niż opinia je g o najzagorzalszych kiytyków. A w yrzekał się
171 David Sachs, „In Fairness to Freud: A Critical Notice o f the Foundations o f Psychoanaly sis”, The Philosophical Review, Vol. XCCCCVII1, No. 3 (July 1989). 172 S. E . Vol. XV, s. 158-159 [ Wstąp do psychoanalizy, dz. cyt., s. 116 (przyp. tłum.)]. 77
FREUD I PSEUDONAUKA
jej zarów no przed, jak i po okazaniu jej zaufania. W roku 1922 m ów i o „dziw nym fakcie, kiedy to osoba śniąca posługuje się pew nym i przed m iotam i, relacjami i układami nie rozum iejąc ich i z którymi z reguły nie m a skojarzeń”173. W roku 1932 powtarza po raz kolejny: „Poniew aż w od różnieniu od pacjenta potrafimy dokonać przekładu tych sym boli, m oże się zdarzyć, że sens marzenia sennego staje się dla nas jasny bezpośred nio po usłyszen iu tekstu snu, je sz c z e przed przystąpieniem do je g o ob jaśniania” 174. Sachs m iał przypuszczalnie na m yśli te w ypow iedzi. N ato miast w roku 1925 mamy: „Objaśnianie marzeń sennych bez odniesienia do skojarzeń śniącego pozostałoby w najlepszym razie bardzo wątpliwej wartości d ziełem nienaukowej w irtuozerii”175, a w 1939 pow ie, że zadanie objaśniania m arzeń sennych „da się rozw iązać w zadow alający sposób, ale tylko za p om ocą skojarzeń, które sam śniący łączy z elem entam i jaw nej treści m arzenia sennego. K ażdy inny sposób postępow ania jest sam ow ol ny i nie daje żadnej p ew n ości”176. P ow odem popełnionego przez Sachsa błędu je st p ow szech n ie przyjęte założen ie, że Freud nie m ógłby przeczyć sam em u sob ie w tak rażący sposób, jak to pokazują p ow yższe cytaty. Jest to naturalne założen ie i do tego tak głęboko zakorzenione, że p od zielająje nawet krytycy psychoanalizy, tacy jak Griinbaum i Erwin, których w ykład nię tekstów Freuda ono podobnie upośledza. Oto typ ow y przykład uporu, z jakim posługiw ano się w praktyce sym boliką seksualną, poniew aż daje go ktoś, na kim w ym uszono zw rócenie uw agi na jej w ątpliw y charakter kilka lat w cześniej w trakcie w ym iany zdań z pew nym krytykiem kw estionującym jej pretensje177. Flugel b ył p sy ch ologiem akadem ickim i zarazem psychoanalitykiem . W sw oim tekście p osłu żył się podanym przez Freuda przykładem „sym bolicznego przedsta w ienia stosunku p łciow ego za pośrednictwem w spinania się lub w ch od ze nia po schodach”, w którym, jak pow iada F lugel, „zasadnicze pow szechne m yślenie sprowadza się do m yślenia o rytm icznie w ykonyw anych ruchach
173 „Psychoanalysis”, CP 5, s. 116. 174 NIL (Hogarth, 1949), s. 23 [Wykłady ze wstępu do psychoanalizy. Nowy cykl, dz. cyt., s. 16 (przyp. tłum.)]. 173 „Limits to the Possibility o f Dream Interpretation”, CP 5, s. 151-152. 176 An Outline o f Psychoanalysis, dz. cyt., s. 31 [„Zarys psychoanalizy”, dz. cyt., s. 120 (przyp. tłum.)]. 177 J.C. Flugel, „Theories o f Psychoanalysis”, The Outline o f Modern Knowledge (Gollancz, 1931), s. 362. Wcześniej doszło do polemiki z Adolfem Wohlgemuthem na lamach British Journal of Medical Psychology (1924). 78
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
oraz o takiej samej pozycji, ja k ą przybiera się podczas aktu p łciow ego Przekonanie, ż e w spinanie się po schodach w ym aga „takiej sa mej pozycji, ja k ą przybiera się podczas aktu p łciow ego”, jest własną, po praw ioną przez Flugela w ersją podanego przez Freuda uzasadnienia, lecz F lugel m usiał m ieć n iezw yk le o so b liw e p ojęcie o „akcie p łciow ym ”, skoro w yobrażał sob ie je g o spełnienie w pozycji, jak ą się przybiera w chodząc po schodach. Chyba nikt, kto b ył zm uszony odbyć stosunek p łciow y na schodach - faute de mieux*179 - n ie robił tego w takiej pozycji, jaką narzu ca mu F lugel. A jednak podobne przykłady równie bezm yślnej sym boliki po d ziś dzień puszcza się w o b ieg i to na porów nyw alnie instytucjonal nym rynku zbytu. Przyjrzyjmy się artykułowi hasłow em u na temat Freu da w pew nej publikacji encyklopedycznej pośw ięconej ep istem ologii180. Artykuł relacjonuje m arzenie senne profesora uniwersytetu, który sądził, że student m a ochotę possać je g o człon ek (m ożna w paść w nie lada tara paty, opierając się na takim jak ten dom yśle). Przyśniła mu się ow ca, która przyszła p ossać je g o palec w ydzielający m leko. „B yło dla niego o czy w i ste, że m leko w yraża je g o nauczanie, o w ca - studenta, a palec - członek, który student m iał ochotę possać (...) m ożna w ięc pow iedzieć, że śniący wyraża spełnienie konkretnego życzen ia seksualnego”. M ów i się, że takie fantazje „zaciem niają rzeczyw istość”, ale co by się stało, gdyby były one tak łatw o zrozum iałe dla śniącego („B y ło dla niego oczyw iste”)? A skoro śniący rozw ażał m ożliw ość ssania je g o członka przez studenta tego sa m ego dnia, w którym przyśnił mu się ten sen, to po co przebrała się ona za m arzenie senne wtedy, kiedy podobno cenzura jest najmniej aktywna? Jest to jed en z najoczyw istszych i pow szech n ie kierowanych w stronę tego rodzaju sym boliki marzeń sennych zarzutów. Podniósł go, co znam ienne, G eorge O rwell: „N iby d laczego podniety seksualne, o których nie boję się m y śleć na ja w ie , m iałyby się przebierać za co ś innego, kiedy śpię (...) jaki jest sens m askow ania, skoro zaw sze m ożna je bez trudu rozpoznać?”181. K iedy zapytano Freuda, po co m arzenie senne m iałoby ukrywać m yśli, które przychodzą św iadom ie śniącem u do głow y, m iał odpow iedzieć: „Tak się po prostu składa”182. l7! Tamże, s. 362. 179 „W braku czegoś lepszego” (przyp. tłum.). A Companion to Epistemology, red., Jonathan Dancy i Ernest Sosa (Oxford: Blackwell, 1992). 1.1 Bernard Crick, Orwell (Penguin, 1982), s. 547. 1.2 Joseph Wortis, Fragment o f an Analysis with Freud (Charter Books, 1954), s. 83. 79
FREUD I PSEUDONAUKA
Nikomachejskie rozwiązanie freudowskich kontrowersji N iektórzy rzeczn icy epistem icznych roszczeń Freuda, chcąc zapobiec ich dyskredytacji, przystąpili do wyrafinowanej filozoficzn ie obrony, którą da łoby się podciągnąć pod kategorię „nikom achejska”. N a pierw szych stronach Etyki Nikomachejskiej A rystoteles pisze: „Co się tyczy opracowania naszego przedm iotu, to w ystarczy m oże, je śli ono osiągnie ten stopień jasn ości, na który ó w przedm iot pozwala. N ie w e w szystkich bow iem w yw odach n ależy szukać tego sam ego stopnia ścisło ści, podobnie jak nie w e w szystkich tworach ręki ludzkiej” 183.1 podobnie w K siędze G am m a swojej Metafizyki: „(...) je st bow iem brakiem w ied zy logicznej nieodróżnianie tego, co w ym aga dow odu, od tego, co dowodu nie potrzebuje” 184. N iektórzy obrońcy psychoanalizy przypisująjej kryty kom ów „brak w ied zy logicznej” . C zy w o b ec tego rozwiązaniem proble mu nieustającego braku zgod y co do w artości merytorycznej teorii Freuda je st niesłuszne dom aganie się dow odu przez jej krytyków? Zanim odpo w iem na to pytanie, p ozw olę sobie zauw ażyć, że patrząc z nikom achejsk iego punktu w idzenia, m ożna w praw dzie obronić się przed m echanicz nym lekcew ażeniem m ocy dow odow ej danych klinicznych, ale nie m oż na uspraw iedliw ić twierdzenia, że generalizacje teorii Freuda odnoszące się do zaburzeń neurotycznych są w iarygodne tylko dlatego, iż oparły się próbom ich obalenia. N ic, co pow iedział lub zrobił „C złow iek z w ilkam i” czy „C złow iek-Szczur” nie m ogłob y św iad czyć przeciw ko freudowskiej w czesn od ziecięcej seksualnej etiologii nerwicy. N ajgorsze co m ogliby zro bić, to nie m óc jej zilustrować. M ogliby jej nie zegzem plifikow ać, ale nie m ogliby jej sfalsyfikow ać. Przeciw ko ignorowaniu m ocy dow odow ej da nych uzyskanych w czasie godzin pracy analityka w ysunięto dwa odrębne W książce Richarda Webstera Why Freud Was Wrong (Harper Collins, 1995) w rozdziale zatytułowanym „Dreams and Symptoms” można znaleźć wnikliwe omówienie tego zagad nienia. W artykule hasłowym w A Companion to Epistemology daje się również zauważyć oznaki poprawności politycznej, która obecnie tak często modyfikuje sposób przedstawia nia myśli Freuda. W związku z zazdrością o członek autor mówi o męskiej „projekcji tego poczucia braku na kobiety”. Dlaczego nie wnikliwość „poczucia braku u kobiet”, jak tego chce klasyczny freudyzm, zamiast jego projekcji na nie? Czyżby nie dlatego, że zwycię stwo odniosły większe bataliony? 183 Etyka Nikomachejska 1094b (przetłumaczyła Daniela Gromska). W: Arystoteles, Dzieła wszystkie, t. 5. Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1996, s. 79 (przyp. tłum.). 184 Metafizyka 1006a (przetłumaczył Kazimierz Leśniak). W: Arystoteles, Dzieła wszystkie, t. 2. PWN, Warszawa 1990, s. 670 (przyp. tłum.).
80
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
zastrzeżenia. P ierw sze m ów i, że błędnie lek cew aży się wartość d ow od ow ą danych, a nie w ynik badań nadzorow anych. Drugie natomiast m ów i, że nie uznaje się zasadności takiego sposobu potwierdzania, dla którego nie m a odpow iednika w naukach przyrodniczych, m ianow icie „ostateczne” zatw ierdzenie przez podm iot. O m ów ię je kolejno.
Kiedy refleksja i zintensyfikowana pamięć wydarzeń wyjaśniają bez wsparcia ze strony badań nadzorowanych? W iele z tego, czeg o o sobie nie w iem y, bierze się stąd, że - jak pow iada W illiam James - „w ięk szość naszych m yśli zanika na zaw sze nie rokując nadziei na ich odzyskanie (...)” 185. D la czeg o odzyskanie tych „zanikłych m yśli” nie m iałoby rozw ikłać niektórych trapiących nas zagadek charakte ru i postępow ania? Jak zbieranie za p om ocą wyczerpującej ankiety infor macji o pogrążonych w mrokach niepam ięci tematach, na które nasz um ysł gryw ał sw oje wariacje w jakim ś okresie n aszego życia, m ogłoby nie m ieć żadnej w artości eksplikacyjnej? (A naw et gdyby sam e tem aty pozostały zagadkow e, to w końcu i tak potrafię teraz zrozum ieć, dlaczego postąpiłem tak, jak postąpiłem . A postąpiłem tak, jak postąpiłem , dlatego że jestem kim ś takim , kom u je g o odtw orzone w pam ięci sny na ja w ie pokazują, że tak było). W takie rzekom o w yjaśniające odkrycia obfitują autobiografie, jak na przykład Johna Stuarta M illa: „Dorastałem w atm osferze, w której nie b yło m iło ści, ale był strach; liczne i niezapom niane są skutki takiego w ych ow an ia, które ham ow ało mój rozwój duchow y”. Podobnie u C oleridge’a186: „Zachow any w pam ięci żal bardziej m nie ranił, niż to, czego należało żało w a ć”. Sporo trzeba by się b yło natrudzić nad rozw ikłaniem n iezliczon ych k w estii zw iązanych z takimi jak te w spom nieniam i, żeby ustalić, co je st dla nich epistem icznym autorytetem, lecz jest to przykry obow iązek, na który ani freudyści, ani ich „naukowi” krytycy nie m ają zbytnio ochoty. Charles G reville, wiktoriański pamiętnikarz, w sw oim dzienniku pod datą 6 sierpnia 1824 roku zanotował: „N a zaw sze niech będzie przeklęty ten dzień, który stał się najboleśniejszym dniem w moim życiu. S zczegóły 185 The Principles o f Psychology, dz. cyt., Vol. 1, s. 276. 186 Samuel Taylor Coleridge (1772-1834), jeden z angielskich poetów romantycznych, zwanych „poetami jezior”. W roku 1817 opublikował Biographia Literaria (przyp. tłum.). 81
FREUD I PSEUDONAUKA
tak bardzo w ryły się w m oją pam ięć, że nie m a potrzeby zapisyw ania ich w tym m iejscu”. Jakieś dziesięć lat później przy tej notatce pojaw ił się do pisek: „N iech m nie diabli porwą, je śli w iem , o co tu chodziło”. G reville nie w iedział, d laczego ten dzień był tak dla n iego bolesny, gd yż najzwyczajniej w św iecie ju ż tego nie pamiętał, co pokazuje, jak w ierne w ypełnienie luki pam ięciow ej w yb aw iłob y go z k łop otliw ego położenia. A le w ocenie p sy choanalitycznych twierdzeń ekologiczn ych nie pow inno się m echanicznie brać pod u w agę takich jak te faktów dla uzasadnienia uprawomocniającej roli indywidualnej opinii analizowanej osoby. Istnieją bow iem zasadnicze różnice. O to fakt przytoczony przez braci G oncourtów dla zilustrow ania tezy, że „w yn iesion e z dzieciństw a w rażenie odpow iada za skłonności lub charakter całego życia” : M ów ią że Mérimée był człowiekiem stworzonym wyjątkowo przez obawę przed śmiesznym wyglądem, a początek tego odczucia był taki: w dzieciń stwie był karcony, a kiedy wychodził z pokoju, jego uszu dobiegał śmiech rodziców na widok zaryczanej twarzy, z jaką wysłuchiwał reprymendy. Wtedy to poprzysiągł sobie, że już nikt nigdy nie będzie się więcej z niego śmiał i do trzymał słowa przyjmując surową oschłą powierzchowność, która teraz stała się częścią jego najgłębszej natury187. Żądanie jak iego dow odu na istnienie zw iązku przyczynow ego m iędzy upokarzaniem M érim éego w dzieciństw ie, a je g o postaw ą w życiu doro słym byłob y słuszne? C zyżby nie dostarczył g o on sam? M atthew Erdelyi, naukow iec i psychoanalityk uważa, że z zapom ina niem niektórych zdarzeń m ożna sobie poradzić za pom ocą prostego środka doraźnego, jakim jest „ponow ne skupienie uw agi na zapom nianym m ate riale”188. C zy takie „ponow ne skupienie u w agi” m ożna w łączyć do p ostę pow ania psychoanalitycznego, skoro chodzi w nim przecież o zrekonstru ow anie ukrytego procesu, za pośrednictw em którego niezdolność paranoika do przyznania się do sw oich hom oseksualnych nam iętności staje się prześw iadczeniem , że jest on prześladow any przez tych, których n ieśw ia dom ie pożąda? A lbo za którego pośrednictwem potrzeby fetyszystyczn e w ych o d zą na jaw po dokonanym w dzieciństw ie druzgocącym odkryciu, że istnieją osobniki pozbaw ione członka? N ie.
187 Lewis Galantiere, The Goncourt Journals 1851-1870( Doubleday, 1958), s. 174. 188 „Repression, Reconstruction, and Defence”. W: Jerome Singer, red., Repression and Dissociation (University o f Chicago Press, 1990). 82
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
C zym się różni epistem iczny stosunek podm iotu do psychoanalitycznej etiologii od je g o stosunku do etiologii hum anistycznej? Zastanów m y się nad przypadkiem człow ieka, który d ow ied ział się, że sw oje ży cie przeżył na p odobieństw o nieprzygotow anego ucznia, m odlącego się, żeby zad zw o nił dzw onek na przerwę, zanim zostanie w ezw an y do odpow iedzi, i który uznał to za trafne i pouczające. A teraz przypuśćm y, że taka traumatyczna sytuacja w ydarzyła się naprawdę w je g o szkolnych latach. W ów czas status tego epizodu jak o ju ż nie tylko trafne objaśnienie naw ykow ych egocen trycznych m otyw ów tej osoby, lecz jak o przyczynow e ich w yjaśnienie, nie zależy od dokonanego odkrycia, że w ydarzył się on w przeszłości. To, że w życiu teg o człow iek a zdarzyło mu się po w yw ołaniu go do odpow iedzi doznać upokorzenia, nie uprawnia tego wydarzenia do roszczenia sobie pretensji do bycia przyczyną/etiologią, a je g o sukces jako tego, co John W isdom n azw ał „p sych ologiczn ą g w iazd ą stałą”, nie w yznacza mu roli, ja k ą odgryw a w etiologii. Z drugiej jednak strony niedorzecznie byłoby m yśleć, że badania ep id em iologiczn e, które dopiero m ają być podjęte, rozw iążą takie jak te problemy. To, co um ocniłoby nasze przekonanie, że p ow oływ an ie się na rzekom o będące przyczyną wydarzenie traumatyczne było bardziej narzędziem do rozjaśniania, n iż w yjaśniania obecnych i po wtarzających się egocentrycznych m otyw ów , byłoby dow odem na to, że ono nadal zaprząta um ysł odnośnym i obaw am i i usiłow aniem uniknięcia poniżenia. W wypadku etiologii psychoanalitycznej nie przywróci się ju ż daw no puszczonych w niepam ięć rum inacji189 i rozstrzygnięć, i dlatego przedstawiać argumenty za zw iązkiem przyczynow ym m ożna tylko w bo gatym w szczeg ó ły komentarzu. Istnieją d w ie alternatywne ep istem iczne interpretacje klasy w yp ow ie dzi, których ta oto, w zięta z biografii P ercy’ego Graingera, jest przykła dem . „B iczow an ie, stanow iące integralną część je g o seksualności, m iało sw oje źródło w zw iązanych z m atką dośw iadczeniach w dzieciństw ie”. W edług jednej interpretacji praw dziw ość tego stwierdzenia zależy od te go, ja k ą rolę w powracających w życiu Graingera fantazjach erotycznych odgryw ały w spom nienia cięgów , które spuszczała mu matka. Zgodnie z interpretacją psychoanalityczną tylko odtw orzenie nieśw iadom ych pro cesó w pośredniczących pom iędzy je g o fantazjami seksualnym i w dzieciń stw ie i w życiu dorosłym jest zdolne je w yjaśnić. N ie m ożna podać ogólnej l,ł Skłonność do rozpamiętywania negatywnych przeżyć (przyp. tłum.). 83
FREUD I PSEUDONAUKA
reguły określającej, kiedy pam ięć wydarzeń staje się w yrocznią dla takich twierdzeń etiologicznych. O jciec pow ieściopisarza Walkera P ercy’eg o popełnił sam obójstw o, gdy ten m iał trzynaście lat. Biografia m ów i, że w yw arło to przem ożny w p ływ na uform ow anie osob ow ości Walkera P ercy’ego. Sam siedem dziesięcioparoletni Percy tak o tym m ów ił: „B yłem zdecydow any nie tylko d ow ie dzieć się, d laczego on to zrobił, ale i k on iecznie dopilnow ać, żeby to m nie nie spotkało” . To potwierdza p rzyczyn ow ą rolę sam obójstwa je g o ojca w ukształtowaniu postaw y Percy’ego w o b ec tego czynu. H em ingw ay m iał rów nież ojca, który popełnił sam obójstw o, i rów nież był zdecydow any nie iść w je g o ślady. A le czy przykład ojca oddziałał naprawdę dem obilizująco na inklinację H em ingw aya do sam obójstw a, czy m oże nie popełniłby sam obójstw a w cześniej, gdyby nie to, że zd ecyd ow ał się nie brać z n iego przykładu, tego chyba nie potrafi p ow ied zieć nam pam ięć wydarzeń. N ie w ystarczy jednak tem u, co zdoła p ow ied zieć nam pam ięć wydarzeń, nie dać żadnego epistem icznego prawa - słabszego od czeg o ś jeszcze innego, co m ożna przytoczyć w zw iązku z pytaniem - do liczenia na naszą pom oc. Jeśli od p ow ied zi nie będzie się szukać w zw ykłym , chociaż niedostatecz nie stem atyzow anym , a tylko retrospektywnie, w yraźnie uchw yconym ob cow aniu podm iotu z sam ym sobą, to gd zie j ą znaleźć? O rędow nicy badań nadzorow anych kierują - jeśli w o g óle to robią - rzekom e kontrprzykłady z p sy ch o lo g ii ludowej nie tam, gdzie trzeba. A nalitycy nie m ów ią, jak przykłady psychoanalityczne, w których nie ma n iczego, co trzeba pam iętać, a które m ogłyby zapośredniczać w p ły w w cześn iejszych zdarzeń na późniejsze, m ożna upodobnić do przykładów nie-analitycznych. „C złow iek z w ilk am i” nie m a się tak do sw ojego bycia św iadkiem jako półtoraroczne d zieck o w sp ółżycia seksualnego rodziców, jak panna H avisham ma się do sw ojego porzucenia przez narzeczonego, albo hrabia M onte Cristo do prześladow ania go przez je g o w rogów , czy Shylock do traktowania go z pogardą przez A ntonia190. L ecz z drugiej stro ny k łopotliw e w ątpliw ości dręczące „C złow ieka z w ilkam i” co do w pływ u, jaki m iało na niego u w iedzenie go przez w łasn ą siostrę - „B aw iła się m o im członkiem . A le czy to koniecznie m usi zostaw iać takie następstwa, albo czy nie jest to ju ż oznaka choroby, że co ś takiego zostaw ia następstwa? N ie
m Shylock - jeden z głównych bohaterów szekspirowskiego Kupca weneckiego, żydowski lichwiarz, odwieczny wróg Antonia, kupca weneckiego (przyp. tłum.).
84
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
mam pojęcia (...)”*191 - nasuw ają mu się czę śc io w o dlatego, że nie m iał po średniczących w sp om n ien iow ych rum inacji, które by pokazały, jak um izgi sio stiy pracow ały nad je g o seksualnym i i afiliatyw nym i skłonnościam i. Jednym z e źródeł błędnego w łączania zapośredniczonego przez ruminację w p ływ u przeszłości do interpretacji psychoanalitycznej, jak to robi Freud w staw iając go m iędzy scen ę pierw otną „C złow ieka z w ilkam i” a jeg o strukturę charakteru jak o osoby dorosłej, m oże być to, że daje on niekiedy w yjaśnienia ep istem icznie niejednoznaczne ze w zględu na tę alternatywę. K iedyś „trwały uszczerbek na poczuciu w łasnej godności” przypisał „utra cie m iło ści” w dzieciństw ie. W takim w ypadku ustrzec „utratę m iło ści” przed sprow adzeniem jej w yłączn ie do objaśniania uczuć dorosłego („N ie raz czuję się jak dziecko opuszczone przez m atkę”) m oże tylko narzucenie zw iązku przyczyn ow ego m iędzy nim i, któiy, w przeciw ieństw ie do „dal szeg o opisu”, czy li tem atyzacji, dorosły m oże potw ierdzić dopiero wtedy, gdy upora się ze sw o ją amnezją, w szak że nie dla traumatyzacji sam ych wydarzeń, lecz dla ich roli w przeżuwaniu w m yślach w ciąż tego sam ego. K iedy w p o w ieści Fitzgeralda Ostatni z wielkich ktoś chciał się po prostu d ow ied zieć, w jaki sposób „m ożna zostać kim ś takim jak pan [M onroe] Stahr”, to narrator odpowiada: „Przypuszczalnie sam Stahr nie um iałby od p ow ied zieć na to pytanie: nie istnieje pam ięć embrionalna” 192. W yobraź m y sobie, że zarodek ludzki je st w yp osażon y w pam ięć. O ile bardziej kom petentny byłby teraz Stahr, żeby p ow ied zieć, jak stał się tym , kim jest? Jak w ydarzenia w życiu płodow ym m ogłyby w zrozum iały sposób w yrazić się w późniejszej strukturze charakteru, wywierającej tak silne w rażenie na w szystk ich , którzy się z nim zetknęli? U dzielona przez narratora od p ow ied ź na pytanie o to, jak Stahr stał się Stahrem, ilustruje dom inację paradygmatu w czesn eg o rozwoju i zarazem pokazuje, jak bardzo jeg o psychoanalityczna wersja jest niepodatna na potwierdzenie przez podmiot. A le p om im o to Freud znajduje nieraz w yjaśnienie, dla którego odpow ied nia je st pam ięć - kiedy jest ona jak gdyby po pracy - w je g o wyjaśnianiu struktury charakteru zbliżonej do struktury charakteru M onroe’a Stahra. Pisał kiedyś: „(...) ktoś, kto był niekw estionow anym oczkiem w g łow ie 1,1 Karin Obholzer, The Wolf-Man, Sixty Years Later: Conversations with Freud’s Patient (Routledge, 1982), s. 37. 191 Francis Scott Key Fitzgerald (1896-1940), pisarz amerykański. The Last Tycoon jest jego ostatnią niedokończoną powieścią wydaną w roku 1941. Polski przekład pod tytułem Ostatni z wielkich ukazał się po raz pierwszy w roku 1975. Cytat w przekładzie Ariadny Demkowskiej-Bohdziewicz pochodzi ze strony 36 z wydania z roku 1998 (przyp. tłum.). 85
FREUD I PSEUDONAUKA
swojej m am usi, zachow a w pam ięci to tryumfalne uczucie, to zaufanie do n ajw iększego sukcesu, który nierzadko przynosi ze sobą rzeczyw isty sukces” . W prawdzie to aperęu 193 je st Freuda, ale nie jest freudow skie, gdyż słabość matki do dziecka oddziałuje na nie w iernie bez pośrednictw a sym bolizm u czy sceny pierwotnej i kwalifikuje się do pam ięciow ego od zyskania w sposób, w jaki kierow anie w ydarzeniam i z dzieciństw a nie jest w teorii freudowskiej m ożliw e. N iełatw o je st w ytoczyć argumenty na uzasadnienie ogarniającej prze szło ść siły pam ięci wydarzeń, które przem ów iłyby do przekonania kom uś, kto sam się nie zdobył na stanow czy w ysiłek , żeby ożyw iając pam ięć rozw ikływ ać zagadki, które sam przedstawia, a je st prześw iadczony, że mu się nieraz udaje. W śród pow od ów do przekonania, że m otyw ujące do pew nych zachow ań racjonalne przesłanki zaw sze były obecne, a tylko nie rzucały się w oczy, lub b yły odsuw ane na bok, jest to, iż nieraz, kiedy czło w iek dochodzi do jaśn iejszego obrazu swojej natury, zdarza się, że nagle w św ietle tego zdum iew a go to, jak sen sow nie, aczkolw iek bez starannego przem yślenia, u łożył sobie życie. N a przykład, jak bardzo słusznie postąpił żeniąc się lub nie żeniąc; nie mając dzieci lub mając ich w iele; rezygnu jąc z konw encjonalnych ambicji lub szukając najw iększych p ow od ów do satysfakcji w życiu publicznym , a nie osobistym . A le niezależnie od tego, czy takie przyw oływ anie na pam ięć m ożna uważać za autentyczną sam ow ied zę czy nie, jest ono dalekie od w szystk iego, co nosi nazw ę p sycho analitycznego.
Przeszłość jako wpływ i jako metafora Jest je sz c z e jed n o przeznaczenie odw oływ ania się do przeszłości, które m oże błędnie zasugerow ać, że u d zieliło w yjaśnienia przyczynow ego, cho ciaż w ca le tak nie było. M oże ono służyć do objaśnienia naszych uczuć, ale nie do ich w yjaśnienia194. Posługiw anie się wydarzeniam i z p rzeszłości jak „psychologicznym i gw iazdam i stałym i”, do których odniesienie m oże w y rażać albo w yw o ły w a ć uczucia zw iązane z bieżącym i stanami, nie należy do rzadkości. M arcel, bohater p ow ieści Prousta, tak m ów i o pocałunku na ,M (franc.) uwaga, spostrzeżenie (przyp. tłum.). 1,4 „Explanation and Self-Clarification in Freud”. W: F. Cioffi, Wittgenstein on Freud and Frazer (Cambridge University Press, 1998).
86
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
dobranoc otrzym anym od swojej kochanki: „(...) odtwarzam sobie natych m iast, przez porów nanie, (...) noc, w której ojciec p ozw olił m am ie spać obok m ojego łóżeczk a” 195. W Czarodziejskiej górze Hans Castorp w sp o m ina podobieństw o kobiety, którą je st zauroczony, do kumpla ze szkoły: „Jak zw y k le, kiedy spotykał tę niedbałą kobietę [K ławdię Chauchat], na rzuciło mu się znow u o w o podobieństw o, którego m usiał się przez pew ien czas doszukiw ać (...) Przybysław także trzym ał głow ę w ten sposób”196. To oczy w iste, że to są objaśnienia, które m o g ą się obyć bez em pirycznego potw ierdzenia. N aw et je śli ktoś n ie zgod zi się na to, żeby Castorp m iał decydujący głos w sprawie przyczyn ow ego w pływ u sw ojego zadurzenia w uczniu na zadurzenie w dojrzałym w ieku, to i tak m usi przyznać, że do takich pytań, jak to, czy jed n o przypom niało mu o drugim, czy m oże w y łącznie, albo najlepiej, on oddał istotne cech y jed n ego przez odniesienie do drugiego, nie dochodzi się dzięki jak iejś m etodzie em pirycznej, poniew aż w tych sprawach tylko on jest kom petentny. Tak w ię c w ydarzenia z naszej p rzeszłości m ogą nam przysparzać inne g o rodzaju kw estii do rozstrzygnięcia, n iż kw estia p rzyczynow ości. M oże m y zrobić w ięcej, n iż tylko w yobrażać sobie, że m ogły one być inne, niż były i zagłębiać się w rozważaniach nad tym , jak ta różnica zm ieniłaby nasze ży cie. W spom nienia m o g ą zachęcać do zgłębiania ich siły wyra zu, ale także do oceniania przyczynow ych reperkusji wydarzeń, których są w spom nieniam i. W prawdzie w w yniku takiego dociekania przyczyn, pow iedzm y, m ojego n ieszczęścia mam jasn o ść co do tego, kogo lub co obw iniam , to jednak nie jestem w ca le mądrzejszy, kogo lub co naprawdę trzeba w in ić. Tę różnicę m iędzy w ydarzeniem z przeszłości jako rzekom o chorobo tw órczym urazem, którego reperkusje m ają być ocenione, a w ydarzeniem z p rzeszłości jako tem atem przew odnim , do którego wraca się w e w sp o m nieniach i którego ukryte znaczenie m a być w ydobyte na jaw , obrazuje - ch oć m oże nie nazbyt przem yślana - w yp ow ied ź psychoanalityka R oya Schafera: „Znaczenie urazowi nadaje je g o ofiara, a analitycy w spom agają 1.5 Marcel Proust (1871-1922), powieściopisarz francuski, autor siedmiotomowego dzieła W poszukiwaniu straconego czasu (1913-1927). Cytat pochodzi z t. 5 „Uwięziona” (prze tłumaczy! Tadeusz Żeleński-Boy). Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1958, s. 6 (przyp. tłum.). 1.6 Tomasz Mann, Czarodziejska góra (przetłumaczył Józef Kramsztyk [Władysław Ta tarkiewicz]), t. 1, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1999/1929, s. 197 i 201 (przyp. tłum.).
87
FREUD I PSEUDONAUKA
w gląd w głęboko zaburzające znaczenie, które osoba analizowana nadaje urazowem u w ydarzeniu” 197.1 w łaśn ie ta epistem iczna niejednoznaczność „w glądu”, któremu m ają sprzyjać psychoanalitycy, sprow okow ała Wittgensteina do obw inienia ich o „okropny bałagan”. C zyżby Schafer uw a żał, że analitycy zrezygnow ali z poszukiw ania tego, co w należącym ju ż do przeszłości dzieciństw ie pacjenta tw orzyło lub w spółtw orzyło niepra w id ło w ą strukturę charakteru, z którą oni m u szą się uporać? B yłob y to rów noznaczne z ignorowaniem słó w ostrej kiytyki uparcie podkreślającej ogóln ie rzecz biorąc ubóstw o odw ołujących się do w czesn ego dzieciństw a w yjaśnień w psychoanalizie, byłoby natom iast godne polecenia, gdyby b yło bardziej bezstronne. A le i tak pozostanie nadal otwarte pytanie o to, na czym ma polegać ten w gląd, je ś li n ie na wyjaśnianiu przyczynow ego w pływ u przeszłości? W sw oim w nikliw ym komentarzu do psychoanalizy jako pew nego przedsięw zięcia John W isdom zestaw ił dla kontrastu dw ie sytuacje, w któ rych analizow any nie m oże liczyć na ośw iecen ie. D la W isdom a psych o analityk jest kim ś, kto usiłuje odkryć „te m odele z przeszłości, które (...) skutecznie oddziałują na nasze obecne życie, które panują nad naszym i m yślam i, naszym język iem , uczuciam i, postępow aniem , jednym słow em - nad naszym życiem ” . Po czym porównuje dwa sposoby odkrywania tych „dom inujących m odeli”. Pierw szy sposób polega na „przypominaniu i łączeniu rzeczy znanych, ale niezauw ażonych”, drugi - na „odkrywaniu n ow ego materiału” 198. To przeciw staw ienie podsum ow uje takim porówna niem . P ierw szy sposób przypom ina sytuację, w której w yraźnie w idać, co się skrada w ciem ności, drugi - to tak, jakby nałożyć substancję chem iczną na pow ierzchnię, na której coś napisano atramentem sym patycznym . K ło pot z tą antytezą polega na tym , że nieem piryczna połow a tego przedsię w z i ę c i a - to, w ob ec czyjego sukcesu podm iot jest epistem icznie uprzyw i lejow any - nie jest w łaściw ie psychoanalityczna. I w łaśnie to pow szechne niezdaw anie sobie z tego sprawy przez analityków posłużyło W ittgensteinow i do ukucia zwrotu „okropny bałagan” 199. Osoba z zewnątrz nie m usi być biegła w deszyfracji, żeby dostrzec wyraźniej to, co się skrada 1,7 Roy Schafer, Language and Insight (New Haven and London: Yale University Press, 1978), s. 195. 19* „Philosophy and Psychoanalysis” (abridged). W: F. Cioffi, red., Freud (Macmillan, 1970), s. 96. 1WZob. „Wittgenstein on Freud’s Abominable M ess”. W: F. Cioffi, Wittgenstein on Freud and Frazer, dz. cyt.
88
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
w ciem n ości. Układanka obrazkowa, w której trzeba znaleźć twarz, to nie szyfr, który m usi być złamany. Takie objaśniające zestaw ienia, jak zestaw ienie przez M arcela pocałun ku składanego przez A lbertynę i przez je g o m atkę, albo zestaw ienie przez Castorpa sposobu trzymania g ło w y przez K ław dię i przez je g o szkolne g o k olegę, odróżnia od oferow anych przez Freuda interpretacji to, że on nie ch ce przyjąć do w iadom ości, iż w rzeczyw istości nie robi nic innego, jak tylko ustaw ia obok siebie rzeczy dla ułatw ienia sam opotwierdzająceg o się objaśnienia. U parcie twierdzi, że dostarcza etiologiczn ego w y jaśnienia, którego praw dziw ość nie zależy od zaakceptowania go przez podm iot. K iedy jed en ze szkolących się u n iego analizow anych (Joseph W ortis) m iał zastrzeżenia co do braku rozpoznaw alnego głęb szego zna czen ia w którymś z freudow skich objaśnień marzenia sennego m ów iąc z niezadow oleniem , że m iał zupełnie inne odczucie, to usłyszał z przyganą w g ło sie, iż jest to dow ód je g o u porczyw ego niezrozum ienia znaczenia terminu „nieśw iadom y”200. Jeśli w ię c Griinbaum m a rację, kiedy z uporem m ów i o rew izjonizm ie wynikającym z herm eneutycznego zrzeczenia się przyczynow ych twierdzeń Freuda, to staje się m ało bystry, żeby dostrzec obecn ość tych rew izjonistycznych zalążków u sam ego Freuda. N aw et gd y by stosunek M arcela do Albertyny był taki, jaki jest bez przyczynow ego w pływ u w yw ieranego przez pocałunek na dobranoc składany przez je g o matkę, to i tak byłby to najlepszy sposób objaśnienia przez n iego cha rakteru je g o zależn ości od Albertyny i znaczenia, jakie m ają dla n iego jej pocałunki na dobranoc. S w oim i sukcesam i w objaśnianiu Freud przyczynił się do błędnego przypisania mu zasług w dziedzinie wyjaśniania. K iedy m ów i się, że m ię dzy dw om a stanami istnieje zw iązek przyczynow y, to sprawdzianem tego, czy to tw ierdzenie jest w rzeczyw istości tylko „dobrym porównaniem ”, czyli p ołożen iem obok siebie dw óch rzeczy z nadzieją, że w ten sposób zostanie w n iesio n e dośw iadczenie do dalszej artykulacji, jest - po odkry ciu niehistorycznego charakteru rzekom o w yjaśniającego, lecz ukradkiem objaśniającego epizodu - obojętność. Oto przykład objaśniania w przebra niu w yjaśnienia. D esm ond Morris w akcie „oglądania telew izji z m ięk k ieg o komfortu głębokiego fotela” oraz w dośw iadczeniu w yglądania przez okno przez bezpiecznie trzymane na kolanach matki dziecko w idzi 200 Joseph Wortis, Fragments of an Analysis with Freud (New York: Charter Books, 1963), s. 102.
89
FREUD I PSEUDONAUKA
przejawy tego sam ego podstaw ow ego instynktu: „rozkosznie w tuleni, na sym bolicznych kolanach n aszego im itującego matkę fotela i w olni od za grożeń uspokajam y się jak dzieci, z bezpiecznej od legości spoglądając na chaos brutalnego życia ludzi dorosłych (...) na ekranie telew izora”201. To m oże odnieść sukces jako porów nanie, przegrywając zarazem sro m otnie jak o hipoteza m ów iąca o gen ezie, choć m ożna tego nie zauw ażyć i być przekonanym o kolejnym tryumfie sposobu, w jaki Freud patrzy na dzieciństw o.
Matczyne brodawki sutkowe jako przyczyna metafory Oto przykład zam ętu, którego w prow adzenie W ittgenstein zarzuca freudystom traktującym m etaforę jako w pływ . W Wykładach ze wstępu do p sy choanalizy. Nowy cykl Freud pisze, że zainteresow anie dziecka członkiem „ma rów nież oralne zakorzenienie, m oże naw et głębsze, gd yż to, w jaki sposób matka podaje pierś dziecku do karmienia, każe mu kojarzyć bro dawkę tego organu m acierzyńskiego z członkiem ”202. C zyż to nie je st m e tafora w przebraniu w pływ u? Oto niektóre m ożliw e scenariusze potw ierdzenia trafności tego stwier dzenia. W trakcie anam nestycznej rekonstrukcji okresu dzieciństw a pacjen ci przypom inają sobie, że pew nego dnia zdali sobie sprawę z tego, iż przez pew ien czas w ich fantazjach erotycznych m iejsce brodawki sutkowej zaj m ow ał człon ek (m oże nawet konkretny członek). A le z pow odu n ieśw ia dom ej natury procesów rozw ojow ych, którymi zajmuje się Freud, ten opis nie m oże być ilustracjąjego tezy. Z drugiej strony scenariusz m ożna ułożyć w ściśle psychoanalitycznym odtw órczym duchu: w pewnym m om encie analizy narracyjne użycie w retrospekcji fantazji w yjaśniających, których treścią są brodawki sutkow e, nie przydaje ju ż klarowności i zw rócenie się ku człon k ow i pow oduje, że „porządek dnia narzucony przez n ieśw iado m ość” raz je sz c z e staje się zrozum iały. W św ietle w prow adzonego przez W ittgensteina podziału na hipotezy i „dalsze op isy” łatwiej zdać sobie 201 Desmond Morris, Intimate Behaviour (London: Jonathan Cape, 1971), s. 202 [Zacho wania intymne (przetłumaczył Paweł Pretkiel). PRIMA Oficyna Wydawnicza, Warszawa 1998, s. 218-219 (przyp. red.)]. 202 NIL (Hogarth, 1933), s. 131 [Wykłady ze wstępu do psychoanalizy. Nowy cykl, dz. cyt., s. 116 (przyp. tłum)]. Patrz także: Roy Schafer o „znaku równości między fallusem i pier sią" w: Language and Insight, dz. cyt., s. 154-155.
90
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
sprawę z epistem icznęj dw uznaczności poczynionej przez Freuda uw agi, że w w ypadku D ory „funkcję od p ow ied n iego wyobrażenia pośredniego m iędzy brodaw ką a członkiem najczęściej pełni krowie w ym ię”203. D la spełnienia funkcji objaśniającej D ora nie m usiała jednak w id zieć krow ie g o w ym ienia, żeb y dokonać porównania. Prawdziwa w przeciw ieństw ie do pozornej roli hipotez m ów iących o d ziecięcym pakcie z brodawkami sutkow ym i m o że się sprowadzać do objaśniania układów, w jakie w chodzi dorosły z członkiem , a nie do ich w yjaśniania. D la kogo takie analogie są bez znaczenia? D la kogoś, kto ew identnie uw aża fellatio za co ś w spaniałe go, lub beznadziejnie głu p iego, i kogoś, kto analogię do brodawek sutko w ych uw aża za zbyt daleką albo zbyt łatw o dającą się zastosow ać. Słabość d osłow n ie w ziętych etiologiczn ych sugestii Freuda zachęca często do brania ich raczej w przenośni. Sam Freud nie m a niekiedy nic przeciw ko tem u, żeby p ozostaw ić otwartą kw estię tego, czy praktykowa nie fellatio przez o sob ę dorosłą „w skazuje na” próbę zastąpienia utraconej przez d zieck o sutki m acierzyńskiej204. D laczego ssanie członka przez do rosłą osob ę hom oseksualną m iałoby „w skazyw ać” na usiłow anie zastąpie nia „utraconego zadow olenia z ssania m atczynej sutki”? C zy ssanie sutki drugiej kobiety nie byłoby dogodniejszym środkiem doraźnym? C zyżby sutka jednej kobiety nie była bardziej podobna do sutki drugiej kobiety, niż członek do którejkolw iek z nich? Ż eby lepiej u ch w ycić te d w ie m o żliw e relacje - przyczynow ą w porów naniu z p rzyw odzącą na m yśl/ob jaśn iającą— w jakich m oże w ystępow ać aluzja do p rzeszłości dziecka, zastanów m y się nad tym pozornie genetycz nym opisem wrażenia w yw ieranego przez architekturę Florencji z punktu w id zen ia dośw iadczania przez dziecko ciała matki: „Nikt nie zaprzeczy, że podstaw ą dla tego dzieła sztuki b yło dokładne nawiązanie do budow y ciała czło w iek a (...) które nieśw iadom ie w y p osażyło (ich budow le) w am biwa lentne d ziecięce dośw iadczenia otworu, szczeliny, trzymania w objęciach; członów , które rzutują naprężenie i okrągłość, spragnionych i ukontento w anych ust; krótko m ów iąc - w szelk ie dośw iadczenia zm ysłow e, które 203 Sigmund Freud, „Fragments o f an Analysis o f a Case o f Hysteria” (1905), CP 3 [„Frag ment analizy pewnej histerii” (przetłumaczył Robert Reszke). W: S. Freud, Dzieła, t. VII, Wydawnictwo KR, Warszawa 2001/1905 [1901], s. 108 (przyp. tłum.)]. 204 Sigmund Freud, „Anatomical Distinction between the Sexes”.W: Three Essays on Se xuality, dz. cyt., s. 335 [Por. „Kilka psychicznych skutków anatomicznej różnicy płci” (przetłumaczył Robert Reszke). W: S. Freud, Dzieła, t. V, Wydawnictwo KR, Warszawa 1999/1925, s. 232 (przyp. tłum.)]. 91
FREUD I PSEUDONAUKA
pierw otnie zostały skojarzone z twardą brodawką sutkow ą i m iękką ciągle piersią (,..)”205. To porównanie m oże kom uś odpowiadać, a chociaż m oże być ze w zględ u na przyczynę praw dziw e, i m oże nawet dlatego się spraw dzać, że je st ze w zględu na przyczynę praw dziw e, to przecież w jednym i drugim wypadku sprawdza się inaczej. Sprawdza się dlatego, że tak się m ów i, ale nie jest praw dziw e tylko dlatego, że tak się m ów i. Co nie udaje się jako w yjaśnienie, m oże się p ow ieść jako metafora.
Freud myli przyczyny z powodami Chcąc zrozum ieć, co Freud ma na m yśli, kiedy odw ołuje się do procesów nieśw iadom ych, m ożna popełnić dw a p ow szechne błędy egzegetyczne. W pierw szym wypadku procesow i nieśw iadom em u przypisuje się taką cechę, która zapew nia pacjentowi uprzyw ilejow any stosunek do niego, w drugim - odm aw ia się jem u tej w ła ściw ości. Jednak Freud nadaje nie kiedy sw oim interpretacjom obie te cech y i dlatego w szelka m onolityczna charakterystyka je g o poglądu na interpretację musi być błędna. M am y na stępujący problem. C hcielibyśm y zrozum ieć, na czym polega siła często u żyw anego zwrotu „analiza ujawniła”, w ystępującego w takich jak to zda niach: „(...) kobieta m oże stłum ić im puls seksualny, kiedy tylko zda sobie sprawę z tego, że m a kłopoty z przełykaniem ; analiza ujawnia, że w rażenia z pochw y przem ieściły się nieśw iadom ie do ust i gardła”. W yrażenie „analiza ujawniła” m oże znaczyć, że uzyskano w yniki, dzięki którym trafia do przekonania nie tylko o w o wrażenie z pochw y, ale i w ydedukow ane z n iego zakłócenie przełykania. Jest jednak jeszcze inna interpretacja tego, co „analiza ujawnia” : kiedy w yparcie przybiera na sile, pacjentka przeżyw a zw iązek przyczynow o-skutkow y m iędzy wrażeniem z poch w y i wrażeniem z gardła. C zy m ożna się połapać, o co tu chodzi? Skoro nie, to cała klasa psychoanalitycznych interpretacji znajdzie się po za obszarem racjonalnego uzasadniania trafności zaproponowanego przez Waeldera i przyjętego z zakłopotaniem przez w ielu analityków, klasa do takiego stopnia liczna, że prawie zrywająca zw iązek tak ujętej psychoana lizy i psychopatologii. 205 Adrian Stokes, Michaelangelo: A Study in the Nature o f Art (Tavistock Publications, 1955), s. 74. 92
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
Przem iana Freuda w e w p ły w o w ą redaktorkę rubryki porad osobistych, choć podyktow ana najlepszym i intencjam i, pozbaw ia go w yrazistości. On przecież n ie słuchał sw oich pacjentów, tak jak to robią pow iernica czy spo w iednik. Słuchał ich tak, jak lekarz nadsłuchuje od głosów serca pacjen ta służących za dow ód tego, co w y w o ła ło napady bólu serca i duszności. W praw dzie zazw yczaj przyjmuje się, że prawdziwe podstaw y naszych m yśli i uczuć są poza zasięgiem naszych m ożliw ości poznaw czych, i że m am y dług w d zięczn ości w ob ec Freuda za to, iż zm usił nas do pogodzenia się z tym faktem , to jednak nasz niepokój pow inny w zbudzić rzadko kie dy podejm ow ane - gdy w ysu w a się takie tw ierdzenia - próby określenia stosunku podm iotu do jakoby niedostępnych, za p om ocą psychoanalizy ujaw nionych rew elacji, czy nawet w yjaśnienia różnicy m iędzy św iado m ym , które um knęło, a nieśw iadom ym w sensie typow ym dla Freuda nieśw iadom ym z freudowska. Freud niekiedy okazuje się znakom itym objaśniaczem m yśli i to w ła śnie budzi nierzadko nasz podziw dla je g o przenikliw ości, a nie to, ż e - j a k nakazuje zw yczaj - odkrył sposób rozszyfrow yw ania przejawów nieśw ia d om ości. Freud jest pow szechnie p odziw iany za przeprowadzanie reduk cji dow cipów . A le te redukcje nie są hipotezam i m ów iącym i o przyczynie śm iechu, lecz komentarzami do sedna dow cipu, które m oże ocen ić nawet ten, kto nie uw aża dow cipu za śm ieszny i nigdy się z niego nie śm iał206. Po dobnie je st z w ielom a m etapsychologicznym i hipotezam i Freuda u w zględ niającym i aspekt energetyczny, które m ó w ią na przykład o różnicy m iędzy dow cipem a kom iką207. P osunęlibyśm y się znacznie do przodu w ich zro zum ieniu, n ie mając przy tym pojęcia, co dokładnie trzeba zrobić, gdyby b yły one tym , za co się podają - w yjaśnieniam i podziem nych transakcji m iędzy system am i energii - i w zam ian traktować je jak schem atyczne analizy fen om en ologiczn e. W eźm y na przykład twierdzenie Freuda, że przyjem ność płynąca z k om icznego ruchu je st skutkiem „w ysiłku inerwacji, który przy porównaniu ruchu innej o sob y z w łasnym ruchem - stałby
206 Sigmund Freud, „The Technique o f Jokes”, Chapter 2 o f „Jokes and their Relation to the Unconscious” (London: Routledge, 1966) [Por. „Technika dowcipu” (przetłumaczył Ro bert Reszke), rozdział 2 „Dowcip i jego stosunek do nieświadomości”. W: S. Freud, Dzieła , t. III, Wydawnictwo KR, Warszawa 1997/1905 (przyp. tłum.)]. 207 Tamże, Chapter 7 „Jokes and the Species o f the Comic”, s. 228-233; „Humor”, CP 2, s. 215 [por. „Dowcip i jego stosunek do nieświadomości”, VII „Dowcip i rodzaje komiczności”, s. 175n.; „Humor”, s. 268 (przyp. tłum.)]. 93
FREUD I PSEUDONAUKA
się jako nadmiar nieużyteczny”208. M ożna to odczytać jako pow tórzenie w scjentystycznym , energetycznym żargonie Freuda tego, co ju ż raz p o w ied ział inaczej, że m ianow icie śm iejąc się z kom icznego ruchu porównu jem y nasze ruchy z ruchami klauna, a rozśm iesza nas rozbieżność m iędzy w ysiłk iem , z jakim m oglibyśm y to robić, a w ysiłk iem , z jakim on to zro bił. Co prócz złudzenia, że Freud je st uczonym , przedzierającym się przez pozór do rzeczyw istości, w n osi n ow ego je g o alternatywne sform ułow anie w język u ekonom ii nadmiaru energetycznego? Trudno sobie w yobrazić, że m ożna w y w o ła ć w sobie ten sam stan rzeczy, który powoduje, iż śm iejem y się z klauna, nie przyglądając się je g o błazeństw om , a tylko manipulując bezpośrednio poziom am i energii. C zy m ożna, naw et w zasadzie, b ezpo średnio obserw ow ać aparat psychiczny człow iek a i na tej podstaw ie roz strzygnąć, czy śm iał się on z żartu, humoru czy kom iki, bo przecież takie rozróżnienie Freud wprowadził? A kiedy dając dynam iczne w yjaśnienie postaw y hum orystycznej raz p ow ie w odniesieniu do tego sam ego stanu rzeczy, że „(...) «nad-ja» tak czule, tak pocieszająco przem awia w hum orze do zastraszonego «ja»”, a drugi raz, że jest to „przem ieszczenie kwantum obsady energetycznej na «nad-ja»”209, to m am y przykład czeg o ś takie go, co pchnęło W ittgensteina do ośw iadczenia, iż w yjaśnienia, które daje Freud, „brzm ią naukow o”, a on zrobił tylko to, czego dokonuje estetyka - dostarczył przykładów, ustaw ił rzeczy jedna obok drugiej.
Niesłuszne obiekcje co do dostępu introspekcyjnego D ostęp introspekcyjny jako sposób weryfikacji trafności interpretacji p sy choanalitycznej m oże być błędnie rozumiany. Przykład m am y u A d olfa Griinbauma i Edwarda Irwina. W Podstawach psychoanalizy (s. 33) Griinbaum pisze: „Podm iot często ma bezpośredni dostęp do treści p o szcze gólnych stanów psychicznych, ale do p rzyczynow ych powiązań m iędzy niektórym i tym i stanami ma dostęp jed y n ie inferencyjny, tak sam o jak z e wnętrzni obserw atorzy”. Wróci do tego p onow nie w swojej odpow iedzi na polem ikę z grupą badaczy zainteresow anych tematem w numerze lip co w ym Behavioural and Brain Sciences (s. 2 7 9 ) z roku 1986. I taka w y p o w ied ź jak ta pozw ala podejrzewać, że Griinbaum nie zachow ał w łaściw ej 208 „Humor”, dz. cyt., s. 268 i 269 (przyp. tłum.). 209 „Humor”, dz. cyt., s. 268 (przyp. tłum.). 94
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
rów now agi m iędzy autoreklam ą a intelektualnym w ysiłkiem . C zyż kon cepcja ży cia p sych iczn ego, którą on tutaj przedstawia, nie jest parodią? Jak m ożna by j ą odnieść do tak p ow szed n iego zjawiska, jak choroba morska, w której pow iązanym i stanami psych iczn ym i są nudności i odczuw ane kołysanie się pokładu? Grünbaum ma bezpodstaw ne w ątp liw ości co do dom niem anego przy kładu zasadności uznawania pacjenta za ostateczny autorytet, do którego asumpt m iał dać przypadek Fräulein Elisabeth z freudow skich Studiów nad histerie,j210. Zakochaną w sw oim szw agrze pacjentkę naszła na łożu śm ierci siostry niesiostrzana m yśl: teraz ju ż m oże się on z n ią ożenić. Grünbaum uważa, że w praw dzie m oże ona ręczyć za to, że taka m yśl przyszła jej do głow y, jak i za to, że później ju ż o niej zapom niała, to jednak nie m oże ręczyć za rolę, jak ą żenująca treść tej m yśli odegrała w odpędzeniu jej od siebie. Zdaniem Griinbauma, kiedy W ordsworth pisał: „We m nie jednym m yśl sm utna w e se le zakłóca: / S łow o, w estchnienie w ysłane przez płuca / Przynosi ulgę, powraca m i siła”211, to d oszed ł w yłączn ie inferencyjnie - tak sam o jak zew nętrzny obserwator - do tego, że ulgę przyniosła mu ta sama treść, która sło w o , w estchnienie w ysłała przez płuca. Formułując sw oją tezę na nieodpow iednim poziom ie abstrakcji - „stany psychiczne”, „treści stanów psych iczn ych ”, „przyczynow e pow iązania” - tak jakby w szystkie te kategorie b yły jednorodne, Grünbaum m oże jedynie trwać w n ieśw ia dom ości co do jej w ątpliw ego charakteru. W eźm y pod uw agę jakiś „percepcyjny stan p sych iczn y”, pow iedzm y przyglądanie się z lubością co po nętniejszym zdjęciom ślicznotek w rozkładów ce Playboya i em ocjonalny „stan p sych iczn y” podniecenia seksualnego, który mu towarzyszy. To ani oczy w iste, ani naw et prawdopodobne, żeby człow iek w takiej sytuacji m iał w yłączn ie „inferencyjny dostęp” do przyczynow ego pow iązania tego, co ogląda ze sw oim pobudzeniem seksualnym . C zy liczący się z innym i k o chanek, który dla opóźnienia ejakulacji zajm uje się w m yśli w yciąganiem pierw iastków kwadratowych, ma jed yn ie inferencyjny dostęp do pożąda nego skutku sw ojej inicjatyw y i czy p oliczyłby to na karb przypadku do czasu, gd y przeprowadzone pod nadzorem badania nie w ypersw adow ałyby mu co innego, je śli byłby tak skrupulatny jak Grünbaum? Błąd Griinbauma
210 Howard Shevrin, Behavioural and Brain Sciences, Vol. 9, No. 2 (1986), s. 258. 211 William Wordsworth (1770-1850). Oda: „Przeczucie nieśmiertelności pamiętane z wczesnych lat dzieciństwa” (przetłumaczył Stanisław Barańczak). W: S. Barańczak, Od Chaucera do Larkina. Wydawnictwo Znak, Kraków 1993, s. 276 (przyp. tłum.). 95
FREUD I PSEUDONAUKA
to rezultat nieodpow iedniej m etody filozoficznej, która pow ołuje się na o g ó ln ą regułę, zam iast zw rócić uw agę na sam e zjawiska. W łaściw ym sposobem poradzenia sobie z freudowskim p ow oływ a niem się na „opartą na w ied zy psychoanalitycznej introspekcję” jako m e todę o cen y trafności jest zw rócenie uw agi na poszczególn e zjawiska, które sam e w łączy ły b y się w w yjaśnienie i ocen ę potwierdzającej adekw atności opinii podm iotu w św ietle konkretnego charakteru tych zjawisk. C zy doj ście do zw iązku bólu g ło w y z fantazjami o treści defloracyjnej u d ziew czyn y cierpiącej na m igrenę z pow odu wypartych fantazji o takiej treści m ożna zrozum ieć tak sam o, jak dojście do zw iązku m iędzy fantazjami ero tycznym i a erekcją u osob y oglądającej w m oim przykładzie rozkładów kę w Playboyu ? A nalityk Robert Langs m ów i o „poznaw czej b iegłości, którą zap ew nia zw erbalizow any w gląd” . Tyle tylko że w psychoanalizie chodzi o coś w ięcej, niż o dostarczenie takiego „zw erbalizow anego w glądu”, naw et gdyby on się tam m ieścił. C elem w yjaśnienia szerokiego zakresu zjaw isk, dla których czło w iek szuka u lgi, nie je st dostarczenie „zw erbalizow anych w gląd ów ”, lecz dotarcie do leżącego u ich podłoża n ieśw iadom ego pro cesu m yślo w eg o . Zastanów m y się nad pochw icą. C zyżby do tego, że pa cjentka reaguje bolesnym skurczem m ięśni na próbę wprow adzenia człon ka do pochw y, koniecznie był potrzebny „zw erbalizow any w gląd” w tę d oleg liw o ść? M oże on być przez n ią m ile w idziany jako rozpoznaw alne naśw ietlenie jej św iadom ego stanu w tym sensie, że skupia uw agę na podprogowej lub w cześniej niezauw ażonej awersji do penetracji pochw y lub lęku przed zajściem w ciążę, a to je sz c z e nie św iadczy o je g o przyczy now ym statusie, ani nie elim inuje prawdziwej przyczyny uwzględniającej ten typ nieśw iadom ości, przy którym Freud obstaje i który podnosi prestiż je g o rzekom ej b iegłości w sztuce interpretacji. W swojej sofistycznej obronie aspiracji Freuda filo z o f Jonathan Lear pyta: „C zy dusza ludzka ma głębię? Oto jest podstaw ow y problem. C zy w ytw arza ona znaczenia niedostępne bezpośrednio św iadom ości?”212. Przyjęte przez n iego założenie, że to, co „nie jest bezpośrednio dostępne św iad om ości” jest nieśw iadom e w sen sie Freuda - nieśw iadom e po freudow sku - jest z filozoficzn ego punktu w idzenia prym itywne i jest w łaśn ie tą pom yłką, o którą W ittgenstein i inni oskarżają freudystów. To nieporo zum ienie m oże być o góln ą cech ą naszej kultury i nie musi odnosić się do 212 Journal o f the American Psychoanalytic Association, Vol. 44, No. 2 (1996), s. 586. 96
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
obłudnych apologetów . John U pdike w sw ojej recenzji książki Brunona B ettelheim a o baśniach The Uses o f Enchantment ilustruje sposób, w jaki hipotezy psychoanalityczne są spontanicznie i nieśw iadom ie przekładane na sposób fen om en ologiczn y213. Oto co o tezie Bettelheim a, że żabi ksią żę naprawdę je st nieśw iadom ym sym bolem członka, m a do pow iedzenia Updike: „O podobieństw ie żaby cz y ropuchy do m ęskich genitaliów m oż na p ow ied zieć tyle tylko, że trzeba mu przyklasnąć”. (N ieszczęsn y U pdi ke). A le ja k by nie było, teza B ettelheim a m ów i o konspiracyjnych n ie św iadom ych relacjach zachodzących m iędzy sieciam i wyobrażeń, jakich potrzebuje b iegły analityk do swojej „żm udnej” pracy deszyffanta. Gdyby falliczn y charakter żaby był rozpoznaw alny z taką łatw ością, to nie byłby on nieśw iadom y w sen sie Freuda. Oto niektóre przykłady przystępu sam ow iedzy dzięki refleksji, z któ rym ani griinbaum iści, ani naw et w yjaśnienie psychoanalityczne nie po trafią się uporać. O ciem niała od trzeciego roku życia kobieta zapytana po przeprowadzonej analizie o to, co takiego odkryw czego zaw dzięcza anali zie, odpow iedziała, że duże rozgoryczenie z pow odu sw ojego losu. N ieła tw o je st stw ierdzić, jak taki przypadek rozpatrywać z epidem iologicznego punktu w idzenia, albo na jakiej podstaw ie podawać w w ątpliw ość relację tej kobiety nie biorąc pod uw agę jej dalszych refleksji nad nim. A le ani w jednym , ani w drugim wypadku nie będzie to zależeć od jakiejś szczeg ó l nej w ied zy specjalistycznej, której m a dostarczyć freudowski aparat takich m echanizm ów , jak zagęszczen ie, przem ieszczenie i inne. A oto przykład ep istem iczn ego odkrycia dokonanego poza analizą. Pogrążony w choro bliw ej żałob ie m ężczyzn a stwierdza p ew n ego dnia, że je g o n iechęć do szu kania p o cieszen ia i bezustanne nawracanie do bolesnych w spom nień m iały jed en ukryty m otyw - usiłow anie odseparow ania się od swojej doczesnej klęski. C zy ż to nie jest krok naprzód w uśw iadom ieniu sobie w łasnych m ożliw o ści? W jakim m iałoby to pozostaw ać zw iązku z przeprowadzony m i w warunkach nadzorowanych badaniami? To nasze sporadyczne suk cesy w rozw iązyw aniu dylem atów pojaw iających się w różnych obszarach n aszego życia c z y naszej natury stanow ią poziom odniesienia dla naszych osiągnięć epistem icznych w tej dziedzinie. Te sukcesy nie przychodzą za pośrednictw em dow odów dostarczanych w wypadku, pow iedzm y, zw iąz ku m iędzy paleniem a rakiem płuc, ale raczej w postaci odkrycia C ze go ś, co m a z nami zw iązek, jak surowe postępow anie M erim eego m iało 215 John Updike, Hugging the Shore (London: Penguin, 1985), s. 653.
97
FREUD I PSEUDONAUKA
zw iązek z je g o nieustanną pam ięcią naśm iew ania się z je g o dziecinnego w yrażania uczuć, i je g o postanow ieniem , że to się ju ż nigdy w ięcej nie powtórzy. Jednakże psychoanaliza nie odróżnia zapośredniczonego przez rozpam iętyw anie w pływ u przeszłości od nieśw iadom ych przyczynow ych reperkusji, czyli zlew a w ydarzenia takie jak upokorzenia M erim eego ze scen ą pierw otną „C złow ieka z w ilkam i” . I to jest jedno z najw ażniejszych źródeł niesłusznej obrony roszczeń psychoanalizy. Pacjent m oże być w ia rygodny, gdy chodzi o szczerość pam ięciow ego odtwarzania w łasnych uczuć (jedno z zadań w yznaczonych n iegdyś psychoanalizie przez Franza Alexandra polegało na pom aganiu pacjentow i w ujmowaniu uczuć w sło w a) i w ierność narracyjnej rekonstrukcji tem atów, na które je g o um ysł odgryw ał sw oje wariacje, ale nie jest ju ż w iarygodny, gdy chodzi o reper kusje wydarzeń z dzieciństw a niew łączonych do zakresu rozważań, które zracjonalizow ały je g o późniejsze poczynania i reakcje. I chociaż gęsta pod w zględ em szczeg ó łó w taka relacja, na ja k ą sili się Freud w zw iązku ze scen ą pierw otną „C złow ieka z w ilkam i”, m o że być przekonująca naw et bez aprobaty pacjenta, to i tak, je śli ta reakcja je st pozbaw iona siły przeko nyw ania, aprobata jej nie uratuje.
Kiedy aprobata pacjenta nie jest właściwym sposobem potwierdzania Freud ani nie m oże się obejść bez w yznań pacjenta, ani nie m oże m ieć z nich pożytku. N ie m oże się bez nich obejść, dlatego że je g o czynników chorobotw órczych, eksplanansów, nie m a ani wśród potwierdzonych praw, ani - m ów iąc ogólnie - w odróżnialnie treściw ych, przyciasnaw ych nar racjach. I nie m oże ich wykorzystać, poniew aż jeg o służące wyjaśnianiu procesy nieśw iadom e nie są zw yczajnie takie, żeby m ożna je było upra w om ocn ić, czy nawet tylko próbnie spotęgow ać, polegając na aprobacie jednostki. U w ażany za najw ażniejszy ze w zględu na w p ływ na kształtow a nie się charakteru „C złow ieka z w ilkam i” coitus a tergo nie jest w takim samym stopniu głęboko zakorzeniony w sw oich następstwach, w jakim jest porzucenie panny Havisham czy prześladow anie Edmunda D antesa214. W szakże to dopiero poniżanie, którego dośw iadczył M érim ée, okazuje 2,4 Edmund Dantes (późniejszy hrabia de Monte Christo), bohater powieści Hrabia Monte Christo Aleksandra Dumasa ojca (1802-1870) (przyp. tłum.).
98
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
się je g o w ła sn ą dającą się odtw orzyć podstaw ą późniejszych poczynań i reakcji. Interpretacja m igrenow ego bólu g ło w y jak o przem ieszczenie w górę życzen ia defloracji jest typow a dla Freuda stającego oko w oko z objawa mi histerii. A jednak zbyt daleko jej do przykładu ze spostrzeganiem , który podaje W isdom - identyczność zw od n iczo znajomej, lecz niedającej się bezpośrednio zidentyfikow ać twarzy - żeby m ożna j ą było uzgodnić na podstaw ie późniejszej aprobaty pacjenta. To nie są tego rodzaju interpreta cje, żeb y logiczn ie „m ożna było oczek iw ać, że zostaną potw ierdzone przez sam ow ied zę o so b y ”, jak bezm yślnie m ów i Thom as N agel215. O kim ś, kto m a p oczu cie, że w ie, tylko nie potrafi w danym m om encie odtw orzyć tego, co w ie, Jam es p ow ie, iż je g o um ysł „w yw iera nacisk i presję w kierunku, który uznaje za w ła ściw y (...) Lukę tw orzy nie zw ykła pustka, lecz pustka dokuczliwa (...) je g o um ysł jest tuż, tuż od przypom nienia jej sob ie”216. Z goła inaczej rzecz się ma z w ypartym i procesam i m yślow ym i, które m ają być odpow iedzialne za objaw y histeryczne, te bow iem - nawet je śli nie są zupełnie „ob ce” - pom im o to pociągają za sob ą skutki dające się w yjaśnić tylko za pośrednictw em badania o charakterze przyczynow ym . N a innym m iejscu Jam es podsuw a pom ysł alternatywnego sposobu uprawom ocnienia i pisze, że: „ (...) przeskoki, które na pierw szy rzut oka przerażają nas sw oją n a g ło ścią (...) przy ścisłym zbadaniu często ujawniają ogniw a pośrednie całk o w icie naturalne i w ła ściw e”217. Ilustracją tego, co James m a na m yśli, je st p ew ien eksperym ent nad procesem kojarzenia przeprowadzony ok oło roku 1910, w którym na sło w o bod źcow e „duma” osoba badana n ieo cze kiw anie odpow iedziała słow em „Niagara”. Eksperymentator m ów i, że do piero w tedy udało mu się dotrzeć do czynnika zapośredniczającego odpo w ied ź, kiedy osoba badana utw orzyła takie oto skojarzenie: „Dum a zapo w iada upadek”218. N iczeg o nie sposób p ow ied zieć o roli, jak ą nieśw iadom e 215 Nagel, „Freud’s Permanent Revolution”, dz. cyt. 216 William James, Psychologia. Kurs skrócony, dz. cyt., s. 228 (przyp. tłum.). 217 The Principles o f Psychology, dz. cyt., Vol. I, s. 550 [Por. Psychologia. Kurs skrócony, dz. cyt., s. 206 (przyp. tłum.)]. 211 E.W. Scripture. W: Carl Murchison, Psychologies o f 1930 (Oxford University Press, 1930). [Nieprzetłumaczalna gra słów. W oryginale angielskim jest „Pride goeth before a fali”. Jest to cytat z Księgi Przysłów (Prz 16, 18): „Duma zapowiada ruinę” (Biblia Je rozolimska, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań 2006, s. 860). W Biblii Tysiąclecia (Wy dawnictwo Pallotinum, Poznań - Warszawa 1980, s. 722) jest: „Duch pyszny poprzedza upadek”, a w Biblii w przekładzie księdza Jakuba Wujka z 1599 r. (Oficyna Wydawnicza Vocatio, Warszawa 1999, s. 1242) mamy: „A przed upadkiem duch się wynosi”. W języku 99
FREUD I PSEUDONAUKA
fantazje o stosunku oralnym odegrały w pojaw ieniu się kaszlu u Dory, je śli nie przeprowadzi się rozum owania podobnego do tego, które p o zw oliło ustalić, że m ięd zy słow em -bodźcem „duma” a słow em -reakcją „Niagara” pośredniczyło p rzysłow ie, a nie żadna jakaś „rozszerzona przytom ność” . Z drugiej strony, gd y argumenty trafiają do przekonania w taki sam pośred ni sposób, jak pow iązanie słow a-reakcji „Niagara” z przysłow iem , to nie m usi z tego autom atycznie w ynikać - o co niepokoją się Irwin i Granbaum - że p rzysłow ie zostało w yw ołan e przez skojarzenie, a nie że je w yw ołało. Tym, którzy uważają, że Freud przedstaw ił w ażne pow ody do pow iązania oglądanego przez „C złow ieka z w ilkam i” w sp ółżycia p łciow ego rodziców z je g o p óźniejszym i kłopotam i, nie należy robić zarzutu z tego, iż przecież nadal nie m a epidem iologicznych podstaw do połączenia tych dw óch fak tów. R aczej pod ich adresem należałoby skierow ać w ątpliw ości w rodzaju tych, które Esterson i M acm illan w ysu n ęli co do autentyczności łączących te dw a fakty elem entów , a w wypadku, gd y ta autentyczność zostanie po tw ierdzona - czy składają się one na dostatecznie spójną narrację219. To, że sw o ją książkę Freud zatytułow ał „Objaśnianie marzeń sennych”, a nie „Przyczyny marzeń sennych”, uw aża się za sym ptom atyczne dla n ie go, p on iew aż zgodnie z tym poglądem , czynność interpretowania nie bie rze pod u w agę trafności dociekania przyczyny. A le dochodzenie przyczyny nie m usi się w cale ograniczać do w arunków fizycznych czy praw om ocnych pow iązań, lecz m oże, choć nie m usi, w ykraczać poza epistem iczne za so by podm iotu. D w ie racje przem awiają za nieuw zględnieniem popraw ności zeznania po fakcie jako kryterium trafności interpretacji psychoanalitycz nej: zło żo n o ść treści um ysłow ej i jej rola w w yw oływ aniu interpretowa nych zjaw isk. W iele ew identnie nieprawdopodobnych w yjaśnień dałoby się uratować dzięki pośw iadczeniu przez jednostkę ich w iarygodności, gdyby tylk o w ykorzystując sw oją w ied zę, m iała ona m ożność to zrobić. W prawdzie Jan jest im ieniem n iezw yk le popularnym, niemniej nie uzna m y za prawdopodobne przypuszczenie, że ktoś, kto nosi to im ię, otrzym ał je na c ześć papieża Jana XXIII. K iedy jednak rodzice dziecka ośw iadczają, że rzeczyw iście nadali mu to im ię na cześć Jana XXIII, to nieprawdopo dobne przypuszczenie staje się prawdziwe. A le czy taki sam sposób po twierdzania jest osiągalny w typow o psychoanalitycznych w yjaśnieniach? angielskim słowo „fali” znaczy „upadek”, ale i „wodospad”, i stąd słowo „Niagara” (przyp. tłum.)]. 2I* Macmillan, Freud Evaluated, dz. cyt., s. 472-473 [Freud oceniony, dz. cyt., s. 624-626 (przyp. tłum.)]; Allen Esterson, Seductive Mirage (Open Court, 1993). passim.
100
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
U siłując odzyskać coś dającego się w yrazić słow am i z niew ysłow ionej głębi, stajem y przed problem em innym n iż ten, ku któremu zwraca się Freud w sw oim tłum aczeniu ob jaw ów histerycznych, gdzie przypisyw ane nieśw iadom e treści psychiczne m u szą być określone, a nie bezpostacio w e, skoro m ają w yw oływ ać przydzielone im patologiczne skutki. Jakkol w iek trudne m ogło być dla D ory w yrażenie w słow ach jej uczuć do Herr K ., m usiały one jednak być takie, żeby dało się w ytłum aczyć jej sym bo liczną ciążę oraz będące jej następstwem utykanie na nogę za pośrednic tw em nieśw iadom ych werbalizacji, które Freud jej przypisuje. N ie m ożna pytania o to, czy Dora naprawdę żyw iła hom oerotyczne uczucia do Frau K. porów nyw ać z pytaniem o to, czy drapanie w gardle było naprawdę spo w odow ane jej nieśw iadom ym i fantazjami o fellatio. S ą to dw ie zupełnie róż ne sprawy. P ierw sze nasuwające się zastrzeżenie odnosi się do strony m e todologicznej, istnieje bow iem m ożliw ość, że słow ne sform ułowanie, które Dora akceptuje jako w łaściw e, m oże nie być wiarygodne. Drugie zastrzeże nie odnosi się do strony pojęciow ej. W yrażona przez pacjenta aprobata nie jest w łaściw ym sposobem przekonania się, czy nieśw iadom e form ułowanie pojęć od g iy w a ło jakąś rolę w pojawieniu się przejawów histerycznych, na które on się uskarża. Erotyczne uczucia D ory do Frau K. nie mają się tak do jej aluzji do „ślicznego białego ciała” Frau K ., jak przyczyna do skutku, lecz jak św itająca w jej g ło w ie m yśl do bardziej bezpośredniego jej w yraże nia, gd y tym czasem fantazje D ory o fellatio m iały w ystępow ać ze w szyst kim i szczegółam i, zanim je sz c z e pojaw iło się u niej pokasływanie, które m iały one w yjaśnić. W ielu freudowskim w yjaśnieniom często się zarzuca, że u podłoża udzielanej przez pacjenta akceptacji m oże leżeć jeg o podat ność na sugestię. Ten zarzut nie jest jednak słuszny, poniew aż nawet jeśli przyjm iem y założenie, że na tę akceptację pacjenta nie ma najm niejszego w p ływ u je g o analityk, to i tak często nie m a ona żadnej wartości dow odo wej. K iedy słyszym y, że przyczyną przeszyw ającego bólu w okolicy czoła pacjentki b yło jej przekonanie, iż czuła na sobie czyjś przenikliwy wzrok, to co innego m ożna o tym stwierdzeniu pow iedzieć, jak nie to, że odnosi się ono do zdarzenia poprzedzającego pojaw ienie się bólu? I podobnie, skoro polucje Schrebera zostały spow odow ane - jak zapewnia Freud - je g o hom oerotycznym i fantazjami, to te fantazje m usiały odgrywać aktywną rolę, zanim je sz c z e zostało to w yartykułowane podczas analizy220. 120 Daniel Paul Schreber, doktor prawa, były prezes senatu saksońskiego. Freud swoje ob jaśnienia analityczne opublikowane w roku 1911 w artykule: Sigmund Freud, „Psychoana-
101
FREUD I PSEUDONAUKA
Wyjaśnienia psychoanalityczne nie dlatego są błędne, że nie wspierają ich badania w nadzorowanych warunkach Oto w ersy od 37 do 41 poematu Chan Kubła C oleridge’a: Dziewczynę z harfą przez snu mroki Ujrzałem któregoś wieczora: Jej smukłe abisyńskie ręce Muskały srebro strun w piosence, W piosence o górze Abora*221. Przypuszcza się, że zwrot „góra A bora”, której nie m a w żadnym atla sie, jest po w ielekroć aluzyjny, a jedna z tych aluzji nawiązuje do k sięgi czwartej Raju utraconego, w której M ilton m ów i o „górze Amara”. Co to za tw ierdzenie i jak je uw iarygodnić? N ajlepsza je g o interpretacja jest następująca: C oleridge, zdając sobie w pełni sprawę ze źródeł aluzji, któ re zam ierzał w zbudzić, zabrał się za tw orzenie im ienia w łasnego w y k o rzystującego skojarzenie z tym i w ersam i, w których M ilton m ów i o górze Amara. W tej wykładni cały materiał dow odow y, jaki m ożna przedłożyć w zw iązku z tekstem C oleridge’a, m a charakter w yłącznie poszlakow y i sym ptom atyczny, poniew aż je g o treścią są dom niem ane rozważania, w których przypuszczalnie m ógł się C oleridge zagłębić. L ecz m am y także i drugie w yjaśnienie. Sam C oleridge nie m usiał znać źródeł nazw y „gó ra Abora” ani ew entualnych skutków, ja k ie m ogłaby ona m ieć dla je g o czytelników , a jednak wybrał tę nazw ę, poniew aż znał źródło, z którego interpretacja j ą w yw od zi. O czy w iście nie m ożna sprawdzić tej propozycji odw ołując się do C oleridge’a, który co najwyżej m ógłby się przyznać do znajom ości źródła. Jak j ą zatem sprawdzić? Podobieństw o nazw obu gór razem ze stw ierdzeniem , że C oleridge czytał M iltona, nie w ystarcza do uw olnienia się od podejrzenia, iż chodzi tylko o zw yk ły zbieg okoliczności. A le chyba m ało kto nie przyzna, że ten problem rozwiązuje interpretacja lityczne uwagi o autobiograficznie opisanym przypadku paranoi (Dementia paranoides)” [(przetłumaczył Robert Reszke). W: S. Freud, Dzieła , t. II, Wydawnictwo KR, Warszawa 1996/1911, s. 135] oparł na historii tego paranoika, którego nigdy w życiu nie widział. Zrobił to na podstawie ogłoszonej drukiem książki Schrebera, w której autor opisał swą historię choroby (przyp. tłum.). 221 Samuel Taylor Coleridge (1772-1834), poeta angielski. „Chan Kubła” to jeden z naj słynniejszych wierszy w dziejach poezji angielskiej. Przetłumaczył Stanisław Barańczak. W: S. Barańczak, Od Chaucera do Larkina, dz. cyt., s. 288, wersy 40-43 (przyp. tłum.).
102
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
uw zględniająca zw iązek przyczynow y („N ie m a «Amara» M iltona, nie ma «A bora» w «Chan K ubła»”). Przypom nijm y kontekst, w jakim pojawia się u M iltona w yrażenie „Góra Amara” . O tóż w ers następujący bezpośrednio po „Góra A m ara” brzmi: „(...) g d zie dzieci / Sw oje trzymali w ładcy A b isy nii / Pod strażą(...)” i w ten oto sposób podłącza się do zwrotu „abisyńskie ręce” u C olerid ge’a. M am y zatem także zb ieżn ość tem atyczną. N iektórzy krytycy są przekonani, że odkryli anagram im ienia Ellen L aw less Tem an, ukochanej Karola D ickensa, kryjący się w im ionach bo haterek je g o pow ieści wkrótce po je g o spotkaniu z nią: B ella w p ow ieści Our Mutual Friend („N asz w sp óln y przyjaciel”), Estella w Wielkich na dziejach i H elena L andless w The Mystery o f Edwin Drozd („Tajemnica Edw ina D rozda”). C zy w takim razie trzeba by od kogoś, kto jest wtajem n iczon y w relacje D ickensa z E llen Tem an w ym agać, żeb y przewidział, iż jej im ię pojaw i się w im ionach bohaterek je g o pow ieści? A skoro ab surdem b yłob y dom agać się ep id em iologicznego albo eksperym entalnego dow odu na poparcie tych interpretacji, to dlaczego nie m ożna tak sam o zw o ln ić z teg o obow iązku i interpretacji psychoanalitycznych? To w łaśnie za tym Freud przedstawia argumenty w sw oim artykule na tem at hom osek sualnej d ziew czyn y opublikow anym w 1920 roku. N aszych w ątpliw ości co do m o żliw o ści zaakceptowania etiologicznych twierdzeń Freuda nie pow inniśm y opierać na ich p ost hoc charakterze, lecz na innych cechach, które naszym zdaniem odróżniają je od gwarantowanych post hoc w yja śnieniach w rodzaju tych podanych przeze m nie. N ajw iększym błędem , który popełnili Griinbaum, Erwin i podobnie m yślący krytycy, odrzucając w sparcie kliniczne twierdzeń Freuda, je st to, że oni tego nie robią. I podob nie jak ten, najw ażniejszym błędem popełnionym przez psychoanalityczną ap ologetykę je st to, że chociaż obejm uje ona w iarygodną obronę poten cjalnej w artości dow odow ej danych klinicznych, to jednak nie pokazuje, iż najczęściej przyjm owane i charakterystyczne tezy diagnostyczne i roz w o jo w e g ło szo n e przez Freuda m ają w sparcie w takich w łaśnie danych. K iedy Fritz Schm idl będzie szukać uzasadnienia dla freudowskich racjo nalnych przesłanek leżących u podłoża interpretacji klinicznej, którą nazy w a „dopasow yw aniem dw óch gestaltów ”, to sięgnie po przykład słynnej analizy nerw icy natręctwa pewnej zaw iedzionej panny młodej z W ykładu X V II Wstępu do psychoanalizy. K obieta w ybiegała w ielokrotnie w ciągu dnia ze sw o jeg o pokoju do sąsiedniego, stawała tam przy stole przykrytym zaplam ioną serw etą i bez pow odu dzw oniła na sw ąp ok ojów k ę. Freud w y ja śn ia ł tę o so b liw ą czynność przym usow ą odnosząc j ą do nocy poślubnej, 103
FREUD I PSEUDONAUKA
podczas której m ąż pacjentki okazał się im potentem . A oto jak Schm idl uzasadnia tw ierdzenie Freuda, że ona odtwarzała teraz bolesne wydarzenia z tamtej nocy: Objaw m ożna rozłożyć na następujące elem enty: (a) Pacjentka biega z jednego pokoju do drugiego. (b) Dzwoni na swą pokojówkę. (c) Staje przy stole tak, że wezwana służąca nie może przeoczyć pewnego miejsca na obrusie. (d) W tym miejscu jest plama. (e) Proces powtarza się po wielekroć w ciągu dnia. (f) Elementy od (a) do (e) składają się na część jednego objawu. Tę „postać” rzekom o traumatycznej n ocy poślubnej Schm idl rozkłada na podobny schemat: (a) Podczas nocy poślubnej mąż biegał ze swego pokoju do pokoju pacjentki. (b) Obawiając się, że służąca może nie zauważyć plamy na prześcieradle, powiedział: „Trzeba się teraz wstydzić przed pokojówką, która będzie słała łóżko”. (c) Wylał butelkę czerwonego atramentu (d) na prześcieradło. (e) Powtarza bieganie ze swego pokoju do pokoju pacjentki. (f) Wszystko to wydarzyło się jednej nocy, nocy poślubnej, dlatego elementy od (a) do (e) układają się w pewną całość222. Z całym szacunkiem dla Erwina, ale Schm idl rozumuje poprawnie (choć m ożna wątpić w autentyczność danych, które posłużyły mu do dopa sow ania postaci oraz w to, czy dorównuje ono w każdym razie zestaw ieniu Amara/Abora lub Ellen Law less/E stella, B ella, H elena Landless). Jak rozstrzygnąć spór o to, czy został osiągnięty czy nie m ożliw y do przyjęcia poziom artykulacji zw iązku m iędzy objawem a jeg o interpretacją? 222 Fritz Schmidl, „The Problem o f Scientific Validation in Psycho-analytic Interpretation”,
International Journal o f Psychoanalysis (March - April 1955), s. 110.
104
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
Zupełnie naturalnym sposobem zabrania się do polem iki je st tw orzenie re dukcji, c zy li zm yślonych, prawdę m ów iąc, albo tendencyjnych przykładów o tym sam ym , co dyskutow any przykład stopniu szczegółow ości. N ieroz sądnie b yłob y dom agać się d ow od ów regularności, której przykładem jest inkrym inow ane pow iązanie. Tw ierdzenie g łoszon e przez N agela i innych, że Freud dostarczył solidnych podstaw pod sw oje teorie etiologiczne okre su dzieciństw a, spotkałoby się w tedy z e sprzeciw em ze strony nie-nienikom achejskiego argumentu m ów iącego, że nie m ająon e epidem iologicznego poparcia, lecz że nie są poparte w ystarczająco w ielom a szczegółam i, żeby m ożna b yło uznać połączenie za w iarygodne. C zy kiedykolw iek etiologia edypalna została rozłożona, tak jak Schm idl rozkłada przypadek czyn n ości przym usowej związanej z obrusem i zacho w ała w iarygodność? C zy naw et czterdzieści lat po tym, jak Schm idl dostar c z y ł argumentu, próbował ktoś takiego rozdzielenia na części składow e? Jeśli zrobi się to z d ow oln ą freudow ską historią przypadku, a pow iązanie uw olni się od otaczającej je tam retoryki, to dopiero będzie w idać, jak je st ona nieprzekonująca. Jednego z w ykonalnych przykładów dostarcza „głęboki lęk obsesyjny” „C złow ieka-Szczura” . Zestaw ienie je g o lęku o oj ca m ającego być poddanym okrutnej karze, w której zgłodniałe szczury w puszcza się do je g o odbytu, z infantylnym przekonaniem „C złow ieka-Szczura”, że poród dokonuje się się p er anum oraz przyrównaniem szczu rów do dzieci i posłużeniem się m echanizm em odwrócenia, żeby przejść od dzieci w yłaniających się z odbytu do szczurów wwiercających się w eń, traci w sz e lk ą w iarygodność, gdy zaraz po tym dowiadujem y się, że „głę boki lęk ob sesyjn y” był wiernym odtw orzeniem tortur, o których opow ia dano mu w przeddzień pojaw ienia się objawu po raz pierwszy, przez co każde inne w yjaśnienie je g o treści staje się bezsensow ne. Te rozważania krytyczne odbiegają od rozważań tych autorów, którzy zdecydow ali się nie uznaw ać w artości dow odow ej żadnych danych klinicznych.
Tworzenie redukcji w ocenie interpretacji psychoanalitycznych K iedy przedkładana interpretacja robi praw dziw ie łudzące wrażenie gęste go pod w zględ em szczeg ó łó w dopasow ania, dokładne prześledzenie drogi, na której do tego pozornego dopasow ania doszło, m oże je postaw ić pod znakiem zapytania. Służy temu zabieg redukcji.
105
FREUD I PSEUDONAUKA
P on iższy przykład pokaże, jak - w ykorzystując w szechobecność w yra żeń zdolnych do double entendre223 — m ożna fa łszyw ą aurę dow odu i lo g iczn ego następstwa poddać interpretacji, która pom im o to będzie nie do utrzymania i tendencyjna. K iedy Freud o czek iw ał piątego dziecka, napisał do sw eg o przyjaciela W ilhelm a F liessa, ż e zam ierza dać mu na im ię W il helm na je g o cześć. Pow tórzył to przed narodzinami szóstego dziecka, ale urodziły się d ziew czynki. Przypuśćm y teraz, że ktoś pam iętający o tym , iż Freud m ó w ił o ,ja k im ś niesfornym składniku hom oseksualnym ” w sw oim uczuciu do Fliessa, dostrzegł w tej ofercie Freuda nie po prostu tradycyjny gest sym patii i poważania, za jaki się j ą norm alnie bierze, lecz zakam uflo w any w yraz nieśw iadom ego życzen ia Freuda: urodzić F liessow i dziecko. Tę p oczątkow o bulwersującą sugestię m ożna b ez trudu w p leść w spójną op ow ieść. Z auw ażono, że kiedy Freud w sw oich listach do F liessa naw ią zuje do ich planow anych spotkań, zaw sze używ ał słow a, któremu m ożna nadać seksualną interpretację, m ian ow icie słow a „kongres”224. A oto przy kłady: „G dzie odbędzie się nasz następny kongres?” oraz „N asz kongres będzie w spaniałym odpoczynkiem i ulgą”. Inny przykład hom oseksualnych sugestii im aginacji Freuda odnajdziem y w zdaniu: „W ciąż zastanawiam się nad czym ś, co scem entuje n aszą pracę i postaw i mój trzon na twojej bazie”. W innym liście, przewidując następne spotkanie z F liessem , Freud napisze o sobie jak o „naw ilżonym na p rzyjęcie”225. Jeśli będzie się rów nież pam iętać tw ierdzenie Freuda, że rozpalanie ognia jest „ściśle przesiąknięte sym boliką seksualną. Płom ień jest za w sze m ęskim narządem (,..)”226, to dostrzeżem y je sz c z e wyraźniej tłum ione przejawy atm osfery seksualnej w nieom al m iłosnym liście, zaczynającym się od słów: „M oje ży cie toczy się ponuro i m rocznie dopóki się nie spotkamy, a w tedy (...) zapalę m oje m igocące św iatełko od tw ojego stałego płom ienia i zn ów poczuję się le piej”. W prawdzie taka interpretacja złożonej przez Freuda obietnicy nada nia dziecku im ienia na cześć F liessa z punktu w idzenia w ysublim ow anego życzen ia odbycia z nim stosunku p łcio w ego je st tak sam o trafna, jak każda inna je g o własna, to jednak dla w ielu z nas będzie ona redukcją procedury 223 Dwuznaczna uwaga, dwuznacznik, często nieprzyzwoity (przyp. tłum.). 224 W języku angielskim jednym ze znaczeń słowa „congress” jest „stosunek płciowy” (przyp. tłum.). 225 The Complete Letters of Sigmund Freud to Wilhelm Fliess (Belknap Press, 1985), s. 193. 22<,/i(P en gu in , 1991), s. 196 [Wstąp do psychoanalizy, dz. cyt., s. 119 (przyp. tłum.)]. 106
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
herm eneutycznej Freuda, a nie prezentacją je g o życzenia zostania zapłod nionym przez Fliessa. W takim w ypadku redukcja m oże się, o czy w iście, nie udać, pon iew aż freudysta zaw sze będzie m ógł przyjąć ją ż y c z liw ie jako kolejny przykład rozwiewającej w ątp liw ości siły tego, co Thom as N agel nazyw a „elem entarnym freudyzm em ” . Tylko że dzieje się to za cenę nada nia całem u postępow aniu herm eneutycznem u tego sam ego freudow skiego statusu, p on iew aż często spotyka się taki poziom siły przekonywania, jak w m oim przykładzie z listami Freuda do Fliessa. Zrozum iałe zatem , dla czeg o norm alnie preferuje się odm ienne postępow anie.
0 prawdziwej roli nieuchwytnych danych Ten odm ienny sposób radzenia sobie z problemem redukcji polega na od w oływ an iu się do znaczenia d o w o d o w eg o nieprzekazywalnych publicznie danych, co - je śli się w eźm ie je pod uw agę - niw eczy analogię do zabiegu redukcji i tym sam ym przywraca w iarygodność interpretacji psychoanali tycznej. Argum entuje się to tym , że siła przekonywania freudow skich in terpretacji nie opiera się na samej tylko przejawianej przez nie trafności, lecz i ną dodatkow ych danych, których przedstawiający je analityk nie m o że (albo nie m ó g ł) ujawnić. N ieprzekonujące pod w zględem dow odow ym interpretacje są podobne do niektórych kom icznych sytuacji, które w ypa dają kiepsko, kiedy się je opow iada. Tam trzeba być. M am y zatem ocenić następujący argument: Istnieją takie d ziedziny dyskursu, w których w yda je się sądy i na nie się zdaje, m im o że publicznie dostępne podstaw y ich w ydania uw aża się za niew ystarczające, na przykład: m edycyna kliniczna 1 koneserstw o. Takie sądy sw oją autoiytatyw ność zaw dzięczają nie pod staw ie, na której się opierają, lecz źródłu, z którego w ypływ ają. „Berenson orzeka, że to nie jest autentyczny R afael”227; znany diagnosta m ów i, że zapis w y so k ieg o poziom u krwi w m oczu jest błędem laboratoryjnym albo skutkiem zbierania krwi w zakażonym naczyniu. W obu wypadkach ma m y zaufanie do specjalistów, poniew aż ich orzeczenia były w ielokrotnie potw ierdzane przez rzetelne dane. (C o w ięcej, intuicję definiuje się jako „p om yśln ą niepraw om ocną konkluzję”.) 227 Bernard Berenson (1865^1959), litewskiego pochodzenia amerykański koneser malar stwa w łoskiego Renesansu (przyp. tłum.).
107
FREUD I PSEUDONAUKA
M am y zaufanie do Skody (pionier m etody osłuchiw ania)228, ponie w aż Rokitansky (słynny dziew iętnastow ieczny anatom opatolog pracu ją cy w W iedeńskim Szpitalu O gólnym )229 w ielokrotnie m ów ił, że sekcja zw łok pokazuje, iż Śkóda nie m ylił się co do stanu narządów pacjenta. A naliza chem iczna m ów i, że krytyk d zieł sztuki, który kw estionow ał au tentyczność niektórych obrazów Caravaggia230, m iał rację uznając j e za falsyfikaty. A nalogiczn ie traktuje się p oszczególn e psychoanalityczne re konstrukcje i ogóln y pogląd Freuda na seksualność dziecięcą. Jego lista intuicyjnie w yw nioskow anych, lecz później obiektyw nie sprawdzonych twierdzeń, upow ażnia g o do dania im wiary, nawet jeśli dow ód, który m o że on przedstaw ić, jest niewystarczający. N ie sposób zakw estionow ać ta k iego poglądu inaczej, jak tylko kw estionując w nikliw ość czy solidność tych, którzy taki pogląd głoszą. I z tego w łaśnie pow odu nasze redukcje siłą rzeczy nie m o g ą przynieść rozstrzygnięcia. Żeby tw ierdzenia Freu da postaw ić pod znakiem zapytania, nie w ystarczy rozłożyć freudowskiej układanki i pokazać, że jej p oszczególn e części nie pasują do siebie. Freud zgadza się z tym i zasłania się pow odam i, które ma, ale których nie potrafi podać, podobnie jak Berenson nie um iał przekazać wrażenia, na podstaw ie którego w ydał negatyw ną opinię o autentyczności obrazu Rafaela. R ów n ież i Ernest Jones pow ołuje się na takie nieuchw ytne informacje, żeb y w yjaśnić, dlaczego w ielu opublikow anym przypadkom chorobow ym bra kuje siły przekonywania: „dow olna interpretacja wyrażona w zdaniu m o że być rezultatem kilku godzin szczegółow ej obserwacji, której w iększej części - p oszczególn ych w yp ow ied zi pacjenta, tonu głosu, em ocjonalnych gestów itd. - nie sposób odtw orzyć, m im o że to w łaśnie one przekonują o trafności w yprow adzonego w niosku”231. Robert Waelder uzupełnia sw ój opis zjaw iska zazdrości o członek u trzyletniej dziew czynki odw ołaniem się do „gruntownej w iedzy jej matki o szczegółach życia codziennego d ziew czyn k i” oraz do „ szczęśliw ego uśm iechu ulgi”, który rozjaśnił twarz
228 Joseph Śkoda (1805—1881), lekarz austriacki, propagator stosowania stetoskopu (przyp. tłum.). 229 Carl Freiherr von Rokitansky (1804—1878), anatomopatolog austriacki czeskiego pocho dzenia (przyp. tłum.). 230 Caravaggio (ok. 1571-1610), zwany także Michelangelo Merisi, malarz włoski epoki Baroku (przyp. tłum.). 231 Ernest Jones, Papers on Psychoanalysis (Baillière, Tyndall and Cox, 1923), s. 414. Patrz także C.P. Obemdorf, A History o f Psychoanalysis in America (New York: Harper Torchbooks, 1964), s. 123.
108
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
dziecka po przedstawieniu mu interpretacji zazdrości o członek. „M ożna by było przekonać innych, o czym ten uśm iech komunikuje, gdyby dało się g o pokazać na film ie”. Skoro jednak nie nakręcono filmu, czytelni kow i nie pozostaje nic innego, jak tylko uw ierzyć W aelderowi na słow o, że dziecko odpow iedziało „szczęśliw ym uśm iechem ” oraz o czym ten uśm iech „kom unikuje”23223. N ie darmo nadano psychoanalizie przydom ek nauki „zaśw iad czen iow ej”. Jak oceniać tw ierdzenia psychoanalityczne oparte na takich danych, ale niezależnie od opinii o w nikliw ości i bezinte resow n ości analityka, a przede w szystkim Freuda?
Ocena argumentów za rozwiązaniem kompromisowym: scheda po Freudzie Przegląd apologetycznej literatury psychoanalitycznej ukazuje rozbieżność racjonalnych uzasadnień kurczow ego trzym ania się tradycyjnego poglądu na w ielk o ść Freuda od tych w duchu paru w ersów Audena o Paulu Claudelu - „za to, że pisał dobrze”235 - po odkrycie podtekstu, którego patetyczność z naw iązką kom pensuje fałszyw ość i niedorzeczność sam ego tekstu. Najbardziej rozpow szechniona i m ocno podejrzana reakcja na argumenty przem aw iające na niekorzyść Freuda przybiera formę jakiegoś nieokre ślon ego ustępstw a na rzecz ich zasadności idącego w parze z usprawiedli w ianiem ich jak o zrekom pensow anych z naw iązką dzięki je g o zasługom , często rów nież nieokreślonym . A rchetypow ą fabułą takiego ustępstwa jest jedna z w łasnych anegdot Freuda. K iedy u czniow ie W ielkiego R abbiego z krakowskiej synagogi d ow ied zieli się, że rabbi ze Lw ow a, którego on telepatycznie w id ział na łożu śm ierci, żyje i m a się dobrze, nie przestali pom im o to patrzeć na n iego z podziw em . „N ie szkodzi. Za to w idok z Kra kow a do L w ow a był zaiste w spaniały”234. To w tym w łaśnie duchu H ave lock E llis pisał: „M im o że radykalna krytyka w iększej części osiągniętych 232 Robert Waelder, „The Problem o f the Genesis o f Psychical Conflict in Infancy”, Interna tional Journal of Psychoanalysis (1936), s. 458. 233 Wystan Hugh Auden (1907-1973), poeta i dramaturg angielski (od 1939 roku w USA). W swojej twórczości nawiązywał do psychoanalizy Freuda. W słynnym wierszu „Pamięci W.B. Yatesa” pochwalił Paula Claudela (1868-1955), poetę francuskiego, „za to, że pisał dobrze” (przetłumaczył Stanisław Barańczak). W: S. Barańczak, Od Chaucera do Larkina, dz. cyt., s. 488 (przyp. tłum.). 234 „Dowcip i jego stosunek do nieświadomości”, dz. cyt., s. 59-60 (przyp. tłum.).
109
FREUD I PSEUDONAUKA
przez Freuda w yn ik ów jest słuszna, pozostanie on jednym z najw iększych m istrzów w dziejach m yśli ludzkiej”235. N iektóre rozwiązania kom prom isow e dopom inają się o coś w ięcej, niż o sam o tylko przym knięcie oczu na dow od ow e uchybienia Freuda ze w zględu na poetycką siłę je g o w yobraźni. Chodzi im o uw zględnie nie rów now ażącego charakteru je g o dokonań epistem icznych. Anthony Storr, psychiatra, przyznając z jednej strony, że Freud „stał się guru”, z drugiej m a jednak za złe Frederickowi C rew sow i je g o brak należytego uznania dla pozytyw nych stron dziedzictw a Freuda. Tylko że idąc na ta kie ustępstw a, Storr każe nam dom yślać się, o jakie to pozytyw ne strony mu chodzi, poniew aż tw ierdzi, że w praw dzie „Freud był niedoścignionym obserwatorem klinicznym (...) zdaw ał sobie w pełni sprawę z w ym agań prawdy naukow ej”, to jednak niestety „nie stosow ał się do nich i stał się guru interpretującym dane p sych ologiczn e z punktu w idzenia w łasnych z góry przyjętych założeń teoretycznych” . Storr nie m ów i jednak ani sło w a, kiedy to guru przejął obow iązki „niedoścignionego obserwatora k li n iczn ego”236. C zy stało się to w tedy, gdy „nie stosow ał się do w ym agań prawdy naukow ej” w interesie w łasnych z góry przyjętych koncepcji? C zy był Freud „niedoścignionym obserwatorem klinicznym ”, kiedy zaw yroko w ał, że pokaszliw anie D ory to skutek w yparcia przez nią życzenia, żeby ssać członek sw ojego ojca (już w roku 1900), a zaczął interpretować dane p sych ologiczn e zgodnie z w łasnym i z góry przyjętymi założeniam i teore tycznym i w późniejszym czasie? I czy stało się to przed, czy po tym , jak w yjaśnienie obstrukcji „C złow ieka z w ilkam i” znalazł w je g o wypartym życzeniu, aby je g o ojciec m iał z nim stosunek analny, a on sam m iałby jed n o cześn ie stosunek z m atką i przyszedłby je sz c z e raz na świat przez sw oją w łasn ą odbytnicę?
Scheda po Freudzie i niedocenianie psychologii ludowej M ożna w ykazać, że to, co niew ątpliw ie zaw dzięczam y Freudowi - genitalizacja psychopatologii - ma w ątp liw ą wartość, podczas gdy to, co m iałoby być schedą po nim , uderzająco przypom ina spuściznę, którą on * 255 Havelock Ellis, „Freud’s Influence on the Changed Attitude towards Sex”, American
Journal of Sociology (November 1939), s. 309-317. 2,6 Anthony Storr, The Times (London, 12 June 1997). 110
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
od zied ziczył. Chcąc oszacow ać nasz dług w d zięczn ości w ob ec freudow skich sp osob ów wyjaśniania, pow inniśm y coś w ied zieć o tym, jak przed Freudem posługiw ano się pojęciem nieśw iadom ości i pokrewnym i ze w zględ u na ich funkcję wyjaśniającą, ale w język u potocznym i w lite raturze pięknej, a nie w abstrakcyjnych spekulacjach o naturze um ysłu. W tym w ypadku bardziej pouczająca niż prace akadem ickie m oże okazać się p ow ieść lub pamiętnik. I choć godne zainteresowania jest to, że wra żenie „nieśw iadom a cerebracja” m ogło spow odow ać „godny pożałow ania spór o pierw szeństw o” m iędzy dw om a psychologam i lekarskimi w latach pięćdziesiątych dziew iętnastego stulecia237, jednak bliższy zw iązek z na szym tem atem ma to, co Tołstoj pisze o jednym z bohaterów swojej po w ieśc i Anna Karenina : „(...) ukrywał usilnie przed w szystkim i, a naw et przed sam ym sobą, iż znajduje się w przykrym położeniu”238. A głów na postać Sonaty Kreutzerowskiej (1 8 8 9 ) m ów i: „(...) osiągam nareszcie cel, do którego podśw iadom ie zm ierzałem : zatracam poczucie własnej śm iesz n o ści”239. I to w łaśnie popularność takich sp osobów wyrażania, a nie echo niezrozum iałego sporu tłum aczy pow szech n e odczucie czytelnika po raz pierw szy spotykającego się z teorią Freuda, że m a ona „niejasny zw iązek z w ied zą potoczną”240. Henri Ellenberger twierdzi, że „w iele z tego, co zaw dzięczam y Freudo w i, to szeroko rozpow szechniona mądrość ludow a”241. Trzeba o tym w ciąż m ów ić, skoro naw et tak znanego psychoanalityka, jak Kurt Eissler zasko czy ł sposób, w jaki opublikow ane w roku 1879 obserwacje Galtona w y przedzały prace Freuda i to tak bardzo, że - jak sam przyznaje - „zaniem ó
237 Spór o to, kto pierwszy wprowadził zwrot „nieświadoma cerebracja” toczył się między Williamem C. Engledue (1813-1858), frenologiem angielskim, a Williamem B. Carpenterem (1813-1885), angielskim psychologiem fizjologicznym. Ogólnie „nieświadoma cere bracja” była rozumiana jako aktywność neuronów korowych niezależna od zmian świado mości (przyp. tłum.). 238 Lew Tołstoj, Anna Karenina (anonimowy przekład dziewiętnastowieczny). Wydawnic two Zielona Sowa, Kraków 2005, s. 553 (przyp. tłum.). 239 Lew Tołstoj, „Sonata Kreutzerowska” (przetłumaczył Wiktor Jakubowski). W: Tenże, Sonata Kreutzerowska i inne opowiadania, Wydawnictwo Gutenberga, Kraków brwyd., s. 57 (przyp. tłum.). 240 Edna Heidbreder, „Freud and Psychology”, The Psychological Review (May 1940), s. 192. 241 Henri Ellenberger, The Discovery of the Unconscious (London: Allen Lane, 1970), s. 548. Ill
FREUD I PSEUDONAUKA
w ił ze zd ziw ien ia” . Fragment tekstu G altona242, który tak bardzo zdum iał Eisslera, brzmi następująco: „Im usilniej badałem pracę m ojego um ysłu (...) z tym m niejszym respektem odnosiłem się do roli, jak ą odgryw a św ia dom ość. Tak jak i inni, przestaję jej dow ierzać jako, ogólnie m ów iąc, nad zorcy i uważam , że mój m ózg najlepiej pracuje zupełnie niezależnie od niej”243. Jest m ało prawdopodobne, żeby artykuł Galtona w praw ił w sp ó ł czesn ego czytelnika w zdum ienie z pow odu takiego stwierdzenia. K ilka lat w cześniej Eduard Hanslick, krytyk m uzyczny, m iał za złe W agnerowi, że je g o opera Die Meistersinger (Ś p iew acy N orym berscy) jest za bardzo „produktem pracy m ózgu”, a za m ało jest podporządkowana „m agicznej m ocy «nieśw iadom ego», które pow inno odgryw ać głów n ą rolę w trakcie pow staw ania każdego dzieła sztuki”244. Podejrzewam , że to, o czym m ó w ią Galton i H anslick, to zw ykły rom antyczny banał245. Zarówno w szech ob ecn ość, jak i paradoksalność sam ookłam yw ania się stanow i część charakterystycznego dla ogółu dziedzictw a, na które Freud w yw arł w p ływ i na którym się oparł. Pip, bohater p ow ieści D ickensa Wielkie nadzieje , zastanawia się nad zagadką tego, co nazyw a „oszukiw a niem sam ego sieb ie” : „U służny oszust m oże z łatw ością pod pretekstem złożen ia m oich banknotów w sunąć m i zam iast nich chociażby łupiny od orzechów , ale co pow ied zieć o człow iek u , który, jak ja, sam w suw ał sobie skorupy od orzechów i w m aw iał w siebie, że to banknoty”246. M im o że n ieczęsto się zdarza, żeby ktoś tak obrazow o przedstawiał paradoksalny charakter sam ookłam yw ania się, to jednak dla w ięk szości je g o dziew iętna stow ieczn ych czytelników nie było to z p ew n ością żadną rewelacją. A czy pom yłki, które teoria Freuda ma w sw oim zam ierzeniu wyjaśniać, nie są czasem dalszym ciągiem „niejawnych w ystępków ” Bulstrode’a z p ow ieści G eorge’a Eliota247 Miasteczko Middlemarch , który - m im o że „wzdragał się przed jaw nym kłam stw em ”, angażuje się w „nieznaczne ruchy m ięśni, 242 Sir Francis Galton (1822-1911), angielski twórca eugeniki, prekursor psychologii różnic indywidualnych. W roku 1879 opublikował artykuł „Psychometrie experiments” w Brain , t. 2, s. 149-162 (przyp. tłum.). 243 Eissler, Medical Orthodoxy and the Future o f Psychoanalysis, dz. cyt., s. 79. 244 Eduard Hanslick, Music Criticisms, 1846-99 (Penguin, 1963), s. 121-122. 245 Patrz: M.H. Abrams, The Mirror and the Lamp (Oxford University Press, 1958), Chapter 8, „The Psychology o f Literary Invention”. 246 Przetłumaczyła Karolina Beylin, Książka i Wiedza, Warszawa 1953, s. 231 (przyp. tłum.). 247 George Eliot (1819-1889), pseudonim Mary Ann Evan, powieściopisarki angielskiej (przyp. tłum.).
112
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
nieodnotow ane w św iadom ości, a prow adzące do celu, na którym skupili śm y nasze m yśli i ch ęci”248? To w szystk o prowadzi do w niosku, że kiedy przed Freudem naw ią zyw ano do nieśw iadom ych sp osob ów posiłkow ania się w yrachow aniem i sam oobroną, to nie był to głęboki w gląd w to, przez co pew ne utalen tow ane jednostki potrafiły się przedrzeć, co prawda, tylko impresyjnie i nienaukow o, lecz zw yczajny sposób w yjaśniania, którym się od czasu do czasu posługiw ano, kiedy w ym agała tego sytuacja. Sainte-Beuve w yznał, że w sw ojej g ło w ie trzymał „szufladę, przegródkę, do której nigdy nie za glądałem . C ałą m oją pracę, w szystko, czeg o dokonałem , w ysłane artykuły, w szystk o to tłum aczy moja n iechęć do poznania zawartości przegródki. Zatkałem ją , zapchałem książkam i, żeb y nie m ieć czasu na m yślenie o niej (...)”249. O dpow iednikiem tego w yznania jest freudowskie pojęcie prze m ieszczen ia. M ożna być niem al pew nym , że Sainte-Beuve zw ierzył się w czysto osobistym interesie i że żadnego spośród je g o czytelników nie w praw ił w osłupienie obraz kogoś, kto postępuje w opisany sposób. Trud no, zastan ow iw szy się nad tym i je g o naiw nym i, psychoanalitycznie n ie doinform ow anym i spekulacjam i nad m otyw am i postępowania jeg o i je g o kolegów , nie zauw ażyć ze zdziw ieniem , jak n iew iele z tego, co nie budzi łoby w ątp liw ości, dodały do nich badania em piryczne albo system atyczna refleksja cz y to Freuda, czy kogoś innego.
Scheda po Freudzie: genitalizacja klimatu kulturalnego Przyjrzyjm y się tem u, co je st bezsporną spuścizną po Freudzie - bardzo rozpow szechniona nieśw iadom a sym bolika seksualna, którą Freud w sw o im pierw szym w ykładzie ze w stępu do psychoanalizy zalicza do głów nych p ow od ów sprzeciw u w ob ec psychoanalizy. N adanie zjaw iskom n ieśw iadom ego seksualnego znaczenia jest najbar dziej zaznaczającą sw oje istnienie cech ą w pływ u Freuda na dyskursywne ży cie i sprowadza się do tego, co m ożna nazw ać genitalizacją hermeneutycznych skłonności człow ieka. Oto kilka przykładów. Gdy A ladyn
248 Przetłumaczyła Anna Przedpełska-Trzeciakowska, Wydawnictwo Prószyński i Ska, Warszawa 2005, s. 299 (przyp. tłum.). 249 Lewis Galantiere, red., The Goncourt Journals 1851-1870 (Doubleday Anchor Books, 1958), s. 193. 113
FREUD I PSEUDONAUKA
pucow ał lampę, to m iał się m asturbować, tak sam o jak Jaś, kiedy w spinał się na łod ygę fasoli250. K iedy duch ojca Ham leta m ówi: „N ie zapomnij o m nie”, to pragnie przyw rócenia do stanu przed kastracją251. Uroku baśni o M ałej Syrence, która zrzekła się sw eg o ogona, żeby stać się c z ło w ie kiem , przez co bardzo cierpi, przydaje pow szechność strachu przed ka stracją252. Słynny brzuch Ś w iętego M ikołaja i je g o obsesyjne schodzenie po kom inie to sym bole seksualne. Znana z kreskówek M yszka M iki m ało tego, że je st falliczn ego kształtu, to je sz c z e „porusza się wstrząsana na głym i skurczami (...)”, tak jak człon ek w trakcie ejakulacji. W p o w ieści Edgara Poe Upadek domu Usherów szczelina w ziem i pow stała w w yn i ku katastrofy żyw iołow ej przedstawia żeńskie genitalia. „Ważna skrytka”, która - jak podejrzewa Katarzyna M orland w książce Jane A usten ( Opac two Northanger) - kryje się za m alutkim i drzwiczkam i zam kniętym i na kluczyk, to jej w łasny narząd płciow y. N am alow ane przez proustow skiego Elstira łod ygi szparagów m ają falliczn y kształt, a herbata z um oczonym w niej kawałkiem m agdalenki253 to kropla nasienia. Jedną z dodatkowych korzyści bycia członkiem parlamentu je s t sym boliczne znaczenie, jakie m a przebyw anie w pom ieszczeniu, w którym parlamentarzyści bez przerwy uchw alają ustaw y254. Bardzo m ożliw e, że odpalanie jed n ego papierosa od drugiego je st praktyką m ającą znaczenie hom oseksualne. Tonacja m olo w a w przeciw ieństw ie do durowej je st dlatego smutna, że przyw odzi na m yśl m iękkość, a zatem kastrację, natom iast durowa - m ęskość, o czym św iadczy znaczenie tych term inów w języ k u niem ieckim : „m ollig” (m ięk ki) i „durabel” (twardy). Gra w krykieta w iąże się z powtarzającymi się próbami w ytrzym ałości na sym b oliczn ą kastrację, kiedy przechw ycenie piłki w locie elim inuje gracza z g iy (przypuszczam , że to sam o m ożna p ow ied zieć o baseballu). I tak dalej, i tak dalej. O tych aperçus m ożna z całą p ew n ością p ow ied zieć, że nie b yłoby ich, gdyby nie Freud. I tak 250 „Jaś i magiczna fasola” to jedna z najbardziej łubianych przez dzieci bajek (przyp. tłum.). 251 Nieprzetłumaczalna gra słów („Remember me”). Słowo „member” znaczy „członek” (np. organizacji, partii, klubu itp.), ale także „członek męski” („małe member”). „Re-member me”, w którym przedrostek „re” wskazuje na ponowne wykonanie jakiejś czynności, można w wolnym przekładzie oddać jako „przywróć mi członek” (przyp. tłum.). 252 Baśń Christiana Andersena opublikowana po raz pierwszy w roku 1836 (przyp. tłum.). 253 Rodzaj krótkiego, pulchnego ciasteczka, wyglądającego jak odlane w prążkowanej sko rupie muszli. Występuje w powieści Marcela Prousta W stroną Swanna (przyp. tłum.). 254 Nieprzetłumaczalna gra słów. „To pass a motion” znaczy „uchwalić, przegłosować wniosek”, ale także „wypróżnić się” (przyp. tłum.). 114
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
oto stanęliśm y oko w oko z łatw o rozpoznaw alną schedą po Freudzie. Pytanie tylko, cz y te spostrzeżenia p rzyczyniły się do praw dziw ego postępu w iedzy. N asze um ysły, zaaklim atyzow aw szy się w w ielopostaciow ej perwersyjności liczn ych interpretacji, które robią w rażenie rozsądnych, odzw ier ciedlają w y łączn ie naszą edukację, erudycję i uprzedzenia. U św iadom ienie sobie tego p ozw ala odróżnić pogląd w yraźnie spekulatywny od poglądu dogm atycznego, natom iast niedostrzeganie dzielących je różnic tłum aczy przeciągające się kontrowersje co do ep istem icznego statusu Freuda. K ie dy Bruno B ettelheim pisze, że babka C zerw onego Kapturka je st matką za stępczą, którą ten chce usunąć z drogi, żeb y zaspokoić kazirodczy pociąg fizyczn y do w łasn ego ojca (m yśliw y), czy li oddawać się przyjem nościom sw ojego id z niepow ściągliw ym w ilk iem 255, to robi - dla niektórych - po uczający użytek z tego, co Thom as N a g el nazyw a „realnością i w szech obecnym oddziaływ aniem nieśw iadom ego oraz z w pływ em dziecięcej seksualności na resztę życia p sych iczn ego” . A le dla tych, co lekcew ażąco traktują ten pogląd, freudow scy herm eneuci w rodzaju Bettelheim a m ają w ięcej cech zbieżnych z tym i zw ierzętam i, które roszcząc sobie prawo do terytorium, zazn aczająje w ydzielaniem charakterystycznej w oni. U zasadnijm y to przykładem dw óch ryw alizujących odpow iedzi - adlerow ca i ffeudysty - na pytanie o to, dlaczego osoby, które boją się panicz nie podróżow ania, chętniej w ybierają kom unikację prywatną niż publicz ną. Oto, jak zapatruje się na to taki ortodoksyjny ffeudysta, jak Fenichel: siln iejszy lęk przed kom unikacją publiczną je st przejawem „nieśw iadom e go lęku pacjenta o to, że straci panow anie nad sw oim i procesam i fizjolo gicznym i, takim i jak oddawanie m oczu, defekacja, ejakulacja”. N atom iast A dler w id zi w tym samym objaw ie przejaw w o li m ocy pacjenta, który nie pojedzie tramwajem, dlatego że „m usi panować nad sytuacją”256. C zy w obydw u tych konkurencyjnych interpretacjach chodzi o to, kto ma rację, czy raczej o to, kto potrafi strzyknąć w yżej? R zecz jasna, przez w ięk szą część dw udziestego stulecia udawało się to ffeudystom . C zy nadal będzie się im udawać?
255 Patrz: Bruno Bettelheim, Cudowne i pożyteczne. O znaczeniach i wartościach baśni (przetłumaczyła Danuta Danek). Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1985 lub wyd. 2: Agencja Wydawnicza Jacek Santorski & CO i Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 1997 (przyp. tłum.). 256 Dosłownie: „czuć się na miejscu kierowcy” (przyp. tłum.). 115
FREUD I PSEUDONAUKA
W pew nym w esternie osnutym na p ow ieści Alana LeM aya257 je g o bo haterowie zapalają ognisko, żeby w ysłać bezsensow ne sygnały dym ne, m ające odstraszyć K om anczów , którzy - j a k się oni sp o d z ie w a ją - błędnie je zinterpretują jako oznakę ich stanu liczebnego. I oto niedaw no pew na krytyczka zauw ażyła, że ta scena - zgodnie ze w spółczesnym i neosaussurow skim i tendencjam i w język ozn aw stw ie - ilustruje „oddzielenie się form y wyrazu od je g o znaczenia”258. A je sz c z e kilka dziesiątek lat temu zdeklarow any zw olennik herm eneutyzow ania takiego tekstu dopatrzyłby się zapew ne w sygnałach dym nych apotropaicznych259 fallicznych sym bo li przyw odzących na m yśl energię ejakulacyjną. Zarówno w wypadku de Saussure’a, jak i Freuda, flaga p ow iew a nad sw ojskim terytorium i przy znaje się do intelektualnej ojczyzny. Jeślibyśm y p ow iedzieli, że noga z o stała podniesiona i w ytrysnęła ciecz dla zaznaczenia prawa do terytorium, to podejrzew ano by nas o podniesienie naszej własnej nogi w służbie kon kurencyjnej socjobiologicznej przezorności. W szakże są pow ody, które pozw alają uw ażać, że interpretacja freudowskiej hermeneutyki w język u takiej socjobiologicznej analogii jest tak sam o przekonująca, jak freudow ska herm eneutyka interpretująca jej w łasn e tematy. N a przekór licznym psychoanalitycznym interpretacjom m ożna przynajmniej pow ied zieć tyle, że daje się je rów nie bezkarnie odrzucić, jak i przyjąć, i że one rów nież podlegają tej samej herm eneutycznej redukcji, którą rozporządzają. Pyta nie tylko, ile jest takich, o których tego p ow ied zieć nie można?
Rozwiązanie kompromisowe: „Teraz każdy osioł...". Stosunek głupoty do wglądu Freud, przez swoje fantastyczne pseudowyjaśnienia (właśnie dlatego, że są tak znakomite), wyświadczył złą przysługę. (Teraz każdy osioł używa tych obra zów, by „wyjaśniać” z ich pomocą objawy choroby)260. 257 Chodzi o film zrealizowany przez Johna Forda (1895-1973) The Searchers (Poszukiwa cze) w 1956 roku (przyp. tłum.). 258 Christine Bold, Selling the Wild West (Bloomington: Indiana University Press, 1987), s. 132. 259 Apotropaiczny - związany z rytuałem magicznym i zaklęciami dla zapobieżenia złu, na przykład odpędzenie diabła (przyp. tłum.). 260 Ludwig Wittgenstein, Culture and Value (Blackwell, 1980), s. 55 [„Uwagi różne”, w: Uwagi o religii i etyce (przetłumaczyli Małgorzata Kawecka, Wojciech Sady i Wiesław Walentukiewicz). Wydawnictwo Znak, Kraków 1995, s. 170 (przyp. tłum.)]. 116
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
Chcąc nas przekonać o wartości „elem entarnego freudyzm u”, Thom as N agel przytacza przykłady pokazujące, jak za pom ocą jed n ego spośród „obrazów ” Freuda m ożna przyczynić się do zrozum ienia tego, czego w in ny sposób nie udałoby się w yjaśnić. A le naw et gdyby te przykłady odpo w iadały rzeczyw istości, to i tak argumentacji N agela nie sposób ocen ić ogóln ie, je śli przynajmniej z grubsza nie w eźm ie się pod uw agę tych w a runków, w któiych poradzilibyśm y sob ie lepiej bez tego dziedzictw a „ele m entarnego freudyzm u” . W łaśnie to m iał na m yśli W ittgenstein, gdy pisał: „Teraz ju ż każdy o sio ł używ a tych obrazów, by «w yjaśniać» z ich p om ocą objaw y choroby (...)”. To zaś zachęca do tego, żeby ułożyć jakiś stosunek głupota/zrozum ienie. Przykład N agela m ów i o synu bankiera, który w brew życzeniu ojca zrzekł się uroczyście udziału w rodzinnej działalności gospodarczej. Jego skłonność do zasypiania w tajem niczy sposób w trakcie doniesień z rynku giełd o w eg o nabrała „ekspresyjnego sensu” po przypomnieniu sobie przez n iego p ew n ego w ypartego zdarzenia, kiedy to obiecał ojcu, że będzie słu chać doniesień z rynku g iełd ow ego. Ten przykład m iał zastąpić „niezli czon e inne”, lecz dopóki te „niezliczone inne” nie m ów ią o dzieciństw ie i seksualności, o które N agel się dopom ina, dopóty nie będą spełniać o c z e kiwań apologetów . To w łaśn ie Freud dostarcza w zorca dla m nóstw a interpretacji odw ołu jących się do w yobraźni o charakterze genitalnym w celu w yjaśnienia ob ja w ó w neurotycznych. Oto jak w yjaśnia, d laczego pew ne narządy, m im o że są zdrow e, nie są sprawne. „Jeśli zaham ow aniom neurotycznym pod lega gra na pianinie, pisanie, a naw et chodzenie, w ów czas analiza poka zuje nam, że przyczyna tego tkw i w nadmiernej erotyzacji narządów, pal có w i stóp używ anych w trakcie spełniania tych funkcji (...) Jeśli pisanie, czyn n ość polegająca na tym , że z rurki każem y spływ ać jakiejś cieczy na kaw ałek białego papieru - nabrało sym b oliczn ego znaczenia aktu seksual nego, je śli chodzenie stało się sym bolicznym zastępstwem ugniatania łona matki ziem i, w ó w czas obie te czyn n ości - pisanie i chodzenie - zostają zaniechane, poniew aż człow iek czuje się w ó w czas tak, jak gdyby w yk o nyw ał zakazaną czynność seksualną”261. A oto jak freudowskim obrazem
261 Sigmund Freud, Inhibitions, Symptoms, and Anxiety (London: Hogarth, 1961), s. 3—4 [„Zahamowanie, symptom i lęk” (przetłumaczył Robert Reszke). W: S. Freud, Dzieła , t. VII, Wydawnictwo KR, Warszawa 2001/1926(1925}, s. 201 (przyp. tłum.)]. 117
FREUD I PSEUDONAUKA
„sym bolicznego zastępstw a” posługuje się psychiatra w przeprowadzaniu poboru rekrutów, którzy m ają kłopoty z kręgosłupem: Chcąc zrozumieć sens „pochylonych pleców” jako wyrazu dystansu do służby wojskowej, trzeba wziąć pod uwagę pośrednie środki reprezentacji (symbolizacji), którymi pacjent nieświadomie się posługuje (...) Kręgosłup jest ulubio nym symbolem fallicznym, jak dokładne badanie psychiatryczne pacjentów z „pochylonymi plecami” pokrótce przekonuje (...) czują się psychicznie wy kastrowani, pozbawieni wszelkich cech walecznych i aktywnych mężczyzn, jakich widzą wokół siebie. U tych pacjentów kręgosłup jest nieświadomym symbolem fallicznym262. A to Otto Fenichel, analityk, który histerię jednoobjaw ow ą w yjaśnia za pom ocą pojęcia „genitalizacji” histerycznej: Ten rodzaj „genitalizacji” objawia się obiektywnymi zmianami w tkankach, na przykład przekrwieniem oraz obrzękiem, symbolizującymi erekcję, albo też może ograniczać się do nietypowych wrażeń imitujących wrażenia z okolicy narządów płciowych. U pacjenta cierpiącego na nerwicę serca ciągłemu koła taniu serca towarzyszyło uczucie stopniowego jego powiększania się. Pacjent miał wrażenie, że klatka piersiowa coraz bardziej mu się naprężała do pewne go, prawie nie do zniesienia momentu, w którym cały proces ustawał, znikało kołatanie, a serce na powrót „kurczyło się”. Wszystkie te wrażenia symbolizo wały narastającą erekcję, która kończyła się orgazmem263. Argum entacja N agela jest tak sam o dobra, jak przekonujące są te przy kłady.
Scheda po Freudzie: „Mroki to nie nowina" Tylko nieliczni mogą się poszczycić otwarciem duszy przed samym sobą i nie zależnie jak do tego doszło, nie unikają tego osobliwego i kultywowanego widoku. (Samuel Johnson, Life of Pope) Freud m a niew ielu takich obrońców, którzy nie odw ołują się do ja kiegoś wariantu dow odu z oporu. Seabom Jones w książce Treatment or Torturę264 („Kuracja czy tortura?”) tak to ujmuje: „Spostrzeżenia Freuda 262 D.W. Abse, The Diagnosis of Hysteria (Bristol: John Wright and Sons, 1950), s. 16. 263 Otto Fenichel, The Psychoanalytic Theory of Neurosis (London: Routledge, 1946), Chapter XII, „Conversion”, s. 232. 264 Seabom Jones, Treatment or Torture (Tavistock, 1968), s. 224. 118
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
(...) przyjm ow ały się tak w oln o i nie od razu nie wskutek ich naturalnego pow ikłania, ale dlatego, że b yły nie do przyjęcia ze w zględ ów em ocjonal nych”, to zn aczy - nie dlatego, że b yło trudno je zrozum ieć, lecz dlatego, że trudno je b yło przyjąć. Tow arzyszy tem u nierzadko, jak u Jonesa, przy znanie się do początkow ej niechęci do freudow skich idei. „D oszedłem ju ż do sieb ie po silnym przygnębieniu, jak ieg o doznałem , gdy Św ięty M ikołaj okazał się m item . Zaczynam akceptow ać - i jest to znacznie trudniejsze przystosow anie - w sobie i u m oich przyjaciół relikt złego, bezw zględ n ego i przestraszonego dziecka”265. Istnieją w ystarczające pow ody, żeby uw ażać, iż w ielu freudystów jest tak przyw iązanych do m yśli o sobie jako o „złym , bezw zględ n ym i przestraszonym dziecku”, jak niegdyś Jones był przyw iązany do wiary w Ś w iętego M ikołaja. W każdym razie stopień, do ja k ieg o przed Freudem nie zwracano uw agi na ogrom ludzkiego zdepra w ow ania, je st m ocn o w yolbrzym iony, a Freuda m ożna podejrzewać o to, że w ykorzystał próżność sw oich czyteln ik ów - „w iększość ludzi nie je st na tyle odporna, żeby to zn ieść” . G dy Thom as N a g el pisze, że „Freud je s t naturalnym obiektem krytyki w rogów sam ow ied zy”266, to aż się prosi, żeb y się zastanow ić, czy przypad kiem nie spędził sw ego przedfreudow skiego ży cia w zam kniętym pokoju, nie mając nic do czytania oprócz w cześn iejszych num erów czasopism a St. Nicholas i o w yczynach Franka M errivella czy B obbseya Twinsa267. M yśl N agela rozw ija pew ien londyński psychoanalityk, który pow odów ostrych w ystąpień przeciw ko Freudowi dopatruje się w tym , że „pow ie dział, iż cyw ilizacja jest cienką w arstew ką na polim orficznej perwersyjn ości, kazirodztw ie, zachłanności, człow iek u jako w ilku dla innych (...) na tym w szystkim , czeg o nie sposób p om yśleć o przyjaciołach i o sobie”268. A p olo g eci pokroju N agela przeceniają siłę, z jak ą człow iek przeciw sta w ia się ujawnianiu je g o zepsucia: brutalność uw ielbia tow arzystw o. L ecz nie tylko mroki [ludzkiej duszy] „to nie now ina” (jak się w yraził socjolog
265 Tamże. 266 „Freud’s Permanent Revolution”, dz. cyt. 267 St. Nicholas (Święty Mikołaj), ilustrowany magazyn dla dziewcząt i chłopców, wychodzący w Nowym Jorku w latach 1873-1943. Frank Merrivell to ulubiony fikcyjny bohater opowiadań drukowanych w tygodniku dla młodzieży amerykańskiej Tip Top We ekly, wychodzącym od roku 1896. Bobbsey Twins to rodzina, której przygody były treścią serii opowiadań dla dzieci ukazującej się w Stanach Zjednoczonych w latach 1904-1979 (przyp. tłum.). 268 Paul Williams, Sunday Times (26 June 1994). 119
FREUD I PSEUDONAUKA
Erwing G offm an), są bow iem tacy, dla których sam o pojęcie rozpustnej nieśw iadom ości jest pociągające. K toś kiedyś tłum aczył w czesn e przeja w y w rogości w ob ec psychoanalitycznych w yjaśnień m ów iąc, że pacjenci w o leli dla św iętego spokoju traktować sw oje problem y jako „m edyczne”, a n ie „p sych ologiczn e”, ale nie będzie przesadą przypuszczenie, iż w ielu uzyskało podobny spokój, nazywając sw oje problem y „nieśw iadom ym i”. A skoro tak, to do innych pow abów nieśw iadom ego trzeba dodać urok poglądu, w ed łu g którego jesteśm y prostodusznie niepom ni na nasze per w ersyjne w ym ysły, nasze skatologiczne m arzenia na jaw ie, krw iożercze rodzinne żale i nasze uczucia prześladow cze oraz gw ałtow ne odw etow e fantazje ogóln ie rzecz biorąc. Podobnie jak m ożna być n osicielem wirusa HTV i o tym nie w ied zieć, tak - jak się uspokajająco sugeruje - m ożna ży w ić przewrotne, zbrodnicze i upokarzające pragnienia i o tym nie w ie dzieć. C hociaż prawdą jest, że Freud m ó g ł nakłaniać ludzi do obw iniania się o takie m yśli i fantazje, że w styd m ów ić, a za które oni naprawdę n ie czuli się w inni, to jest rów nież prawdopodobne, że pozw alał im uniew in niać się za sporadyczne słabostki w fantazjach, które były nie mniej za w stydzające i nie tylko św iadom e, ale i nieobce. Taka otwartość była niekiedy dla Freuda kłopotliw a. Jego przyjaciel, w ybitny uczony, którego marzenia senne Freud regularnie objaśniał, napi sał potem: „B yłem w stanie u czciw ie zapew nić g o [tj. Freuda], że w szyst kie «straszliw e» rzeczy, które jak sugerow ał, m ogłem ukryć sam przed so bą i «tłum ić», zaw sze b yły jasno i św iadom ie obecne w m oim um yśle”269. M yślę, że w ielu ludzi z przykrością uśw iadam ia sobie, iż obiektem ich ero tycznych marzeń na ja w ie byw ają inni, w ob ec których takie m arzenia są rzeczą niestosow ną, i to w łaśnie zostało błędnie zapisane na konto Freuda. U Studsa Lonigana, tytułow ego bohatera p ow ieści Jamesa T. Farrella270, dochodzi nawet do tego, że zaczyna się m asturbować, poniew aż podniecił go przelotny w idok nagiej siostry. M yślen ie sam oinkw izycyjnym i kate goriam i freudow skim i, a nie katolickim i, m oże przynosić korzyści, jak to 269 Ta relacja znalazła się w autobiografii filologa klasycznego Heinricha Gomperza. Cytat pochodzi z książki Macmillana Freud Evaluated, dz. cyt., s. 277 [Freud oceniony, dz. cyt., s. 371 (przyp. tłum.)]. Sam Freud wspomina o słynnym poecie, który nie mógł się pogodzić z myślą, że żywi do własnej matki uczucia seksualne, ale zmienił zdanie po tym, jak Freud mu wyjaśnił, iż nie musiały one być świadome. 270 James Thomas Farrell (1904-1979), amerykański powieściopisarz, autor trylogii pisanej z lat trzydziestych ubiegłego wieku, której głównym bohaterem jest Studs Lonigan (przyp. tłum.). 120
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
byw a często z hipokryzją. M ożna sobie w tedy p ozw olić na m yślenie kate goriam i zim nym i, a nie gorącym i, takim i, które m ogą zakłócić rozum ow a nie i p odjęcie decyzji. M ężczyzna, który potrafi przekonać siebie, że je g o kazirodcze uczucia do dorastającej córki czy pasierbicy są nieśw iadom e, m oże p om yśleć o stosow nych sposobach trzymania się w ob ec niej z dala i nie przem yśliw ać zarazem z przesadnym niepokojem nad tym , że jest przelotnie św iadom jej pow abów i atrakcyjności27127. Takie kontroskażenie freudystów o to, że to oni są w inni przeniewierstw a i sam ooszukiw ania się, kiedy przychodzi do zakw estionow ania czy zignorow ania atrakcyjności głoszon ych przez nich idei, nie było tylko m echanicznym tu quoque211. A nalityk w Czarodziejskiej górze Manna, który przypom inał sw oim słuchaczom „o ukrytym cierpieniu, o w styd zie i smutku, o w yzw alających skutkach analizy”, w yraźnie przypom ina Freu da. („«P ójdźcie do m nie w szy scy » - m ó w ił innym i słow am i - «którzyście utrudzeni i obciążeni». I n ie pozw alał w ątpić nikomu, że uważa w szystkich za utrudzonych i obciążonych”)273. U stosunkow ując się do ogólnej kw estii w p ływ u , jaki w procesie przyjęcia i szerzenia się nieuzasadnionych poglą dów m a siła czynników afektyw nych i/lub ideologicznych, Sim on i Gagnon sprytnie porównują popularność odkryć Freuda z odkryciam i Kinseya: „K iedy badania K inseya ujawniły, że bardzo duża liczba m ężczyzn uprawiała masturbację, innym m ężczyzn om , którzy też to robili, kam ień spadł z serca”. To naturalnie m usi nasunąć podejrzenie, że entuzjazm, z ja kim przyjęto w ątp liw ą tezę Freuda o p ow szechności biseksualizm u, był dla w ielu po prostu sposobem półjaw nego przyznania się do swojej orien tacji hom oseksualnej274. N ie jest to o czy w iście na tyle ogólne, żeby m ożna było w ytłum aczyć przyczynę m asow ego lansowania pow szechnie przyję tych idei Freuda. Jak sądzę, przyczyna leży paradosalnie w tym , że uw iary godnienie sw ojej uprzywilejowanej pozycji bodziec seksualny zaw dzięcza nie tem u, iż został m ozolnie w yprow adzony za pośrednictwem „m etody” Freuda, lecz tem u, że jest bezpośrednio, przynajmniej przejściow o, znany w całej sw ojej natarczyw ości i sam ow oli. 271 Terminy „gorący” i „zimny” pochodzą z pracy Waltera Mischela o autoregulacji u dzieci. 272 Inaczej argumentom ad personom (osobisty zarzut niezwiązany z przedmiotem sporu). Dosłownie: „ty też” (np. „nie jesteś wcale lepszy ode mnie”) (przyp. tłum.). 273 T. Mann, Czarodziejska góra, dz. cyt., s. 213 (przyp. tłum.). 274 W oryginale angielskim: „sticking one toe out o f the closet” (wystawienie jednego palca u nogi z ukrycia). Jest to parafraza zwrotu „to come out o f the closet” (wyjść z ukrycia; przyznać się otwarcie do swojej orientacji homoseksualnej) (przyp. tłum.).
121
FREUD I PSEUDONAUKA
Podejrzew am , że tym , za co w ielu je st w d zięcznych Freudowi, nie je st sam ow iedza, lecz rozgrzeszenie. B y ć m oże niektórzy krytycy Freu da m ają dlatego m niejsze opory w ew nętrzne przed odrzuceniem go, że czują się stosunkow o mniej skrępowani sw oim i śm iesznym i dziw actw am i seksualnym i i nie odczuw ają tak m ocno potrzeby jak iegoś intelektualne go uspraw iedliw ienia („w ielopostaciow a perwersja, w ie pan”). John H ospers, który podniósł ten problem, rozw iązał g o w odwrotnym kierunku: „(...) w sz y sc y m am y tajem ne życzen ia i m echanizm y obronne (...) ludźmi w najw iększym stopniu od tego w olnym i są psychoanalitycy (...) spoglą dający z p ew n ą bezstronną i na p oły żartobliw ą obojętnością na uczucia i słabostki, które ju ż na sam o w spom nienie m ogłyby w yw ołać u w ielu filo zo fó w odruch obrzydzenia”275. W tej przechw ałce H ospers zdaje się m ów ić: w praw dzie w szy scy jesteśm y paskudnym i skurwielam i, to jednak psychoanalitycy w cale się tym nie martwią. O tym , że takie naw ykow e szafow anie pojęciem nieśw iadom ości na o g ó ł bardziej przyczynia się do stępienia w rażliw ości na codzienność, niż je st to dla nas w szystkich m oż liw e, św iad czy to, jak pew ien analityk w yraził się o „nieopracowanym sy s tem ie p oglądów na seks” pacjenta: „On uw ażał, że kobiety pow inny b ez w ahania iść z nim do łóżka. N ie pow inny przy tym dom agać się od n iego ani m iłości, ani przywiązania. Jemu pow inno być w olno rzucać je , kiedy tylko m u się spodoba, natom iast one pow inny m ocno go kochać i podzi w iać. N ie pow inny zbytnio cierpieć, kiedy on odchodzi”276. Absurdalne w tym tek ście jest to, że nawet je śli nie ujawnia on absolutnego braku w ied zy analityka o sobie sam ym , to na pew no pokazuje go jako tępaka n ieśw iad om ego tego, że w ięk szo ść m ężczyzn żyjących w tej samej, co on kulturze snuje takie życzen io w e fantazje, poniew aż tę „ideologię seksu”, 0 której pisze, w yznaje zbyt w ielu spośród nich, żeby m ożna j ą było uw a żać za kryterium rozpoznawania nerw icy po jej skutkach. Lepiej by było, gdyby N agel skupił się nad przedmiotem dyskusji 1 przestał posądzać krytyków Freuda o to, że są „wrogam i sam ow iedzy”, dopóki nie w ykaże się, że ich racjonalne podstaw y do kw estionow ania freudow skich postulatów epistem icznych nie są na tyle wystarczające, że by uspraw iedliw iać tego rodzaju spekulacje.
275 John Hospers, Psychoanalysis, Scientific Method, and Philosophy, red., Sidney Hook (New York: Grove Press, 1959), s. 344. 276 Paul Schilder, „The Social Neurosis”, The Psychoanalytic Review (1938), s. 5. 122
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
Idea patosu Gdyby w naukach przyrodniczych i w medycynie istniał odpowiednik krytyki literackiej, to można by było dociekać nie tylko powodu, dla którego ludzie wierzą, ale i tego, w co chcą wierzyć (...)277. K ażde zadow alające w yjaśnienie zauroczenia Freudem m usi p ośw ięcić uw agę „patosow i” idei psychoanalitycznych w takim znaczeniu słow a „pa tos”, o jakim m ów i Arthur L ovejoy w e w prow adzeniu do swojej książki Wielki łańcuch bytu : „Podatność na rozm aite odm iany patosu m etafizycz n ego (...) [będącym ] istotnym czynnikiem determinującym (...) tendencje spekulatyw ne” . „M etafizyczny patos” definiuje on jako „każdy opis natury rzeczy, określenie świata, do którego się należy, terminy, które, jak sło w a w iersza, zostały w yw ołan e przez ich asocjacje, przez rodzaj empatii, kongenialnego nastroju czy odcienia u czu ć”278. Rodzajem m etafizyczne go patosu, z którym łączy psychoanalizę pew ne podobieństw o i któremu przypisuje się jej atrakcyjność, jest patos anim istyczny, którego trafną charakterystykę daje Gilbert Murray. W książce Five Stages o f Greek Re ligion („Pięć etapów religii greckiej”) m ów i o wewnętrznej skłonności lu dzi, gd ziek olw iek by nie byli, do w yobrażania sobie, że każde niezw ykłe zjaw isko ma o so b o w ą przyczynę: „Jeśli w ieje wiatr, to dlatego, że ktoś dmucha; je śli piorun trafił w drzew o, to dlatego, że ktoś rzucił w nie berdyszem . W niektórych plem ionach australijskich nie w ierzy się w naturalną śm ierć. K iedy czło w iek umiera, to dlatego, że zabił faceta zły człow iek ”279. Sam Freud dostrzegał to podobieństw o: „W ysuwana na gruncie psycho analizy hipoteza nieśw iadom ej aktyw ności psychicznej jaw i się nam jako (...) kontynuacja pierw otnego anim izm u, który w szędzie podsuw a nam zw ierciadlane odbicia naszej św iad om ości”280. Jednakże trudność z w ytłum aczeniem się z odpow iedzi Freudowi udzielanej z punktu w idzenia podatności na patos anim istyczny polega na 277 Peter Medawar, „Science and Literature”. W: The Hope o f Progress (Wildwood House, 1974), s. 36. 278 Arthur Lovejoy, The Great Chain of Being (New York: Harper and Row, 1960 [1936]), s. 11 [Wielki łańcuch bytu: Studium z dziejów idei (przetłumaczył Artur Przybysławski). Wydawnictwo KR, Warszawa 1999, s. 16 (przyp. red.)]. 279 Gilbert Murray, Five Stages of Greek Religion (London: Watts and Co., 1935), s. 23. 280 Sigmund Freud, „The Unconscious”, CP 4, s. 104 [„Nieświadomość” (przetłumaczył Robert Reszke). W: S. Freud, Dzieła, t. VIII, Wydawnictwo KR, Warszawa 2007/1915, s. 97 (przyp. tłum.)]. 123
FREUD I PSEUDONAUKA
tym , że gdy dla niektórych jem u w sp ółczesn ych był on uosobieniem supercesji m edyczno-m aterialistycznego poglądu na chorobę psychiczną przez pogląd w oluntarystyczno-herm eneutyczny, to dla innych był uosobieniem śm iałego rozszerzenia dziew iętn astow ieczn ego m edycznego materializmu. N a przykład, kiedy Tom asz Mann w id zi w e freudowskim „zdem askow a niu zdarzenia jako tak naprawdę czy jeg o ś działania (...) najskrytsze jądro teorii psychoanalitycznej”, to jeden z pierw szych brytyjskich stronników Freuda spostrzegał go jako „zdom inow anego przez panujące w ó w cza s pragnienie znalezienia m echanistycznych w yjaśnień w szystkiego, co się dzieje w k osm osie”281. P oniższe cytaty ilustrują zróżnicow ane i rozbieżne wrażenia, dla któ rych źródłem inspiracji stał się Freud: „(...) w sw oim gorliw ym poszukiw a niu przyczyn za normę przyjął taką sam ą śc isłą przyczynow ość, jak ą bada fizyk, oddając się tym samym z pełnym zaangażow aniem takiemu sp oso bow i ujm ow ania przejaw ów trudu człow iek a, który do tej przyczynow ości się nie stosuje”282. Z drugiej strony marksista Christopher Caudwell m iał za złe Freudowi to, że ,j e g o p sych ologia i p sychologia je g o naśladow có w (...) zam iast być nauką poszukującą przyczyn i m aterialistyczną (...) je st religijna i idealistyczna”283. Egon Friedell, austriacki historyk kultu ry, uw aża podobnie jak Caudwell: „Przypisyw anie przez n iego decydu ją ceg o znaczenia m ocy słow a - tw órczem u L ogosow i - jest wyraźnym uznaniem w y ższo ści czynnika duch ow ego nad czynnikiem fizycznym ”284. Alfred K azin, krytyk literacki, stawia w szystko na głow ie: „Freud zaw sze podkreślał w agę czynnika organicznego i m aterialnego, a nie sp ołeczn e go i kulturalnego (...) to w łaśnie dzięki je g o starośw ieckiem u, naukow e mu racjonalizm ow i, m yśleniu o człow iek u jako o bycie fizycznym , a nie o «b ycie psychologicznym », odkrycia Freuda odgryw ają dom inującą ro lę”285 . E.G. Boring próbował uchw ycić tę niespoistość w yp ow ied zi, m ó w iąc o „luźnej i nieokreślonej m ieszaninie woluntaryzm u i determ inizm u
2.1 T.N. Mitchell, „Critical Notice o f Beyond the Pleasure Principle”, British Journal o f Medical Psychology (1922). s. 232-243. 2.2 J.J. Putnam, „The Work o f Sigmund Freud”, Journal o f Abnormal Psychology, Vol. XII, No. 3 (August 1917), s. 151. 2.5 Christopher Caudwell, Studies in a Dying Culture (London: John Lane, 1938), s. 160. 2MEgon Friedell, Cultural History of the Modern Age (1932), Vol. Ill, s. 480-481. 2.5 Alfred Kazin, „The Freudian Revolution Analysed”. W: Benjamin Nelson, red., Freud and the Twentieth Century (London, 1958), s. 15.
124
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
w filozofii psychoanalizy”286. Podobnie pisał kilka d ziesięcioleci w cześniej niem ieck i psychiatra O sw ald Bumke: „(...) w prawdzie niektórzy uw ażali psychoanalizę za m aterialistyczną ze w zględ u na jej stosunek do duszy i z tego pow odu w ystępow ali przeciw ko niej, to inni, jak Tom asz Mann uw ażali, ż e freudow ska doktryna libido była sprzeciwem w ob ec tendencji m echanistycznych w dziew iętnastow iecznej nauce”287. Bum ke uważa, że przyczyna tych sprzecznych opinii leży w niezdecydow aniu sam ego Freu da. Sandor Rado próbował p ogod zić te sprzeczności, wprowadzając do rozw oju naukow ego Freuda p odział na w czesn y płodny, z którego nigdy, co prawda, do końca nie w yszed ł, dalej okres m echanistyczny, trwający do mniej w ięcej roku 1905 i wkrótce potem ja ło w y okres anim istyczny288. A le to nie je s t tak. To, co Rado nazyw a freudowskim anim izm em , jest tak sam o obecne w pracach okresu w czesn eg o , takich jak Studia nad histerią i Ob jaśnianie marzeń sennych, jak i w e w szystkich je g o późniejszych pracach. O sob liw ego przykładu om awianej sprzeczności dostarcza zestaw ienie dla kontrastu poglądu w ybitnego analityka, ucznia Freuda i założyciela Fun dacji A rchiw um Freuda - Kurta Eisslera289 - oraz pew nego irlandzkiego freudysty. Kurt Eissler w id zi źródło oporu, na jaki napotyka freudowska koncepcja nerw icy w tym , że „patofizjologiczna teoria nerw icy m ogła le piej n iż teoria psychogenna sprostać w ym aganiom chrześcijańskiej m etafi zyki. Idea fizycznej trucizny przedostającej się do m ózgu i oddziałującej na u m ysł mniej chyba razi ortodoksyjnych katolików, niż idea um ysłu, który zapada na chorobę sam w sob ie i sam przez się (...) z punktu w idzenia wiary zgubny w p ływ ciała na um ysł nie jest z natury obrazą, boć przecie n iczego dobrego po skażonym ciele spodziew ać się nie można. N atom iast choroba um ysłu, której źródło leży w nim sam ym , w skazyw ałaby naw et na n iew ielk ą dysfunkcję duszy”290. E issler żyje chyba w jakim ś drugim św ię cie, w którym rządzą m anichejczycy. W każdym razie przynajmniej j e den nadgorliw y katolik, Jonathan Hanaghan z Dublina, spostrzegał Freuda
286 E.G. Boring, „Was This Analysis a Success?”, Journal o f Abnormal Psychology (1940), s. 7. 287 Bernard Sachs, „Bumke’s Critique o f Psychoanalysis”, Mental Hygiene (July 1932), s. 409. 288 Sandor Rado, „On the Retransformation o f Psychoanalysis into a Medical Science”, Comprehensive Psychiatry, Vol. 3, No. 6 (December 1962). 289 Kurt Eissler (1908-1999), austriackiego pochodzenia psycholog i psychoanalityk ame rykański, od 1938 roku w Stanach Zjednoczonych (przyp. tłum.). 2,0 Eissler, Medical Orthodoxy and the Future of Psychoanalysis, dz. cyt., s. 255. 125
FREUD I PSEUDONAUKA
zupełnie inaczej: „Podstaw ow e znaczenie Freuda polega na tym , że (...) po raz p ierw szy od czasu cudów dokonyw anych przez Jezusa nadał on form ę i substancję niem aterialnem u u m ysłow i i duchow i (...) pokazał cel w dzia łaniu w postaci spełnienia życzen ia (...)”291. Starożytny retor K w intylian oddzielał metafory, które ożyw iają to, co n ieożyw ion e od metafor, które odbierają ży cie temu, co ożyw ione. Freud poleca nam i jed n o, i drugie. R az zachęca do ujm owania postępow ania człow iek a jak o przem ieszczania się energii z jed n ego m iejsca akcji na dru gie, innym zaś razem przekonuje, żeb y nawet na naturalną śm ierć, „której nikt nie w ybiera” - paradygmat rzekom o biernego poddania się - patrzeć jak na skuteczną realizację tajem niczej strategii, którą człow iek obiera po to, żeby u ciec przed „zgiełkiem życia ”. Teoria Freuda zarazem w yn osi i poniża. Z jednej strony zachęca się nas do tego, żeby na nasze starannie przem yślane w ybory patrzeć ostatecznie jak na dawanie im ujścia dzięki ich nieprzerwanem u zw iązaniu z uderzająco podobnym i do niego prototy pami dziecięcym i. Z drugiej zaś strony nie tylko nerwicom , ale i przeciw nościom losu tak zróżnicow anym , jak niepłodność, poronienie sam oistne, zapalenie wyrostka robaczkow ego i sam a naw et śmierć, nadaje status „rze czy samej w sob ie”, który m askuje ich bierne uzew nętrznienie się w ten sposób, że w rzeczyw istości są one skutkiem „intencji i m otyw ów poja w iających się w codziennym życiu ” . D w a antagonistyczne zadania zagra żają wiernem u spostrzeganiu otaczającej rzeczyw istości. Pierw szym je st w ew nętrzny przym us dopatrywania się w przyrodzie działania m otyw ów i intencji podobnych do tych, które o ży w ia ją nas i podobne do nas stw o rzenia. Drugi to traktowanie siebie sam ych jako biernych na podobieństw o rzeki wpadającej do morza. B y ć m oże to w łaśnie charakteryzuje jed n o znacznie psychoanalizę Freuda jako spełniającą obydw a te żądania.
Po co oni czepiają się Freuda? „Po co czepiać się Freuda?” - pytał Frank Sullow ay292. Już sam o to, że człow iek z taką p ozycją w św iecie nauki pyta tak żałośliw ie, jest najlepszą 291 Jonathan Hanaghan, Freud and Jesus (Dublin: The Runa Press, 1966), s. 136. 292 Frank Sulloway, „Grunbaum on Freud”, Free Inquiry (Fall, 1985), s. 25. Sullowayowi potrzeba było następnych pięciu lat, żeby odpowiedzieć na to pytanie, a kiedy już znalazł odpowiedź (wprowadzenie do wydanej w roku 1992 książki Freud: Biologist of the Mind), to była to taka odpowiedź, która egzystowała już od ponad pół wieku, i do której on sam gdyby tylko zechciał - mógł dojść. 126
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
odpow iedzią. Jak m ogło dojść do tego, że Freud stał się D u lc y n e ą z Toboso tak licznej części ludzi inteligentnych? Sullow ay ubolewa, że podobnie jak teoria Freuda, inne teorie p sych ologiczn e też nie m iały em piryczne go wsparcia, a przecież nie były tak zaciek le o to oskarżane. B yć m oże. Tylko czy tym innym teoriom tow arzyszyło tw ierdzenie, że zostały one potw ierdzone przez w szystkich kom petentnych i bezstronnych badaczy? I co w ażniejsze, czy to tw ierdzenie, tak jak w wypadku Freuda, zostało zaakceptow ane? Żadna inna teoria nie osiągn ęła takiego instytucjonalnego i kulturalnego statusu, jak teoria Freuda. A którą inną teorię spotkało to, co spotkało p ew n ego krytyka Freuda, który został skarcony w artykule w stęp nym renom ow anego New York Timesa293? W Pears Cyclopedia , jed n oto m ow ym kom pendium w ied zy o człow iek u , m ów i się o w p ływ ie treningu czysto ści w procesie kształtowania dojrzałych cech charakteru, takich jak „wybredność, punktualność, zaufanie do dyscypliny i skrajna, choć w y parta agresyw ność” oraz o kom pleksie Edypa u dziecka na J e g o stosu nek do płci przeciwnej w późniejszym ży ciu ”294. M ożna by zaprotestować, twierdząc, że w ym ienione w ydaw nictw o encyklopedyczne jest skierow a ne głów n ie do m iłośn ik ów kw izów , ale przecież tego sam ego nie m ożna pow ied zieć o takim pom nikow ym w yd aw n ictw ie naukowym , jak Interna tional Encyclopedia o f Social Sciences , w którym to, że freudowska teoria dziecięcej seksualności nie rozpow szechniła się tłum aczy się niezanalizow anym i kom pleksam i z okresu dzieciństw a oponentów. W innym tekście w tej samej pracy - chodzi o hasło „fobie” - m ów i się autorytatywnie, że strach przed obłędem jest tak naprawdę przeniesieniem w górę strachu przed kastracją: głow a zastępuje członek. A o jakiej innej niż freudowska teorii m ów i się, że „(...) na podstaw ie zam ierzchłej przeszłości pacjenta i praw ogóln ych psychoanalityk m oże nie tylko w yjaśnić, dlaczego śnią m u się takie, a nie inne sny, d laczego w o b ec jednej osoby przejawia agre sję, a do innej czuje sym patię, i d laczego m a poczucie w iny w sytuacji, w której poczu w a się do w iny, a także potrafi przew idzieć, jak dojdzie do konfliktu, jaki rodzaj terapii zastosow ać i czy doprowadzi ona do osią gnięcia pożądanych rezultatów”? A dow iadujem y się o tym m itycznym osiągnięciu nie od analityka, lecz od filozofa analitycznego w konw encji
293 29 March 1921: „He Needs to get the Facts” („On musi mieć fakty”). „On” to G.K. Chesterton, który okazał się w niewystarczającym stopniu pochlebcą i nie zauważył, że psychoanaliza broni seksualnej przyzwoitości. 294 „The S e lf’, Pears Cyclopedia , 1966-1967 (Pelham Books). 127
FREUD I PSEUDONAUKA
rygoru epistem icznego i to tak skrupulatnego, że zostało zakw estionow ane nasze prawo do przewidywania, iż jutro w stanie św it295. Z ajm ow ać się krytyką ruchu p sychoanalitycznego nie w ziąw szy pod uw agę reprezentatywności ow ych w yrazów aprobaty, to jak opow iadać dzieje Zim nej W ojny nie w spom inając słow em o działaniach w ojsk so w ieck ich . A jednak te cytaty nie oddają tego, co krytyk chce przekazać w sw oich uwagach odnoszących się do tradycyjnego „z góry przyjętego” statusu teorii Freuda. W yobraźmy sobie k ogoś, kto w latach czterdziestych u b iegłego w ieku był naocznym św iadkiem funkcjonowania de facto segre gacji rasowej w ym ierzonej przeciw ko M urzynom i próbuje op ow ied zieć, jak to w yglądało. Jak coś tak w szech ob ecn ego, jak siła ciężk ości, przeka zać w dokum entacji odnoszącej się do tej lub innej konkretnej praktyki kierującej się dyskrym inacją w zatrudnianiu, albo w klauzuli restrykcyjnej czy w protekcjonalnej uwadze? A tak je st w łaśnie z kulturą psychoanali tyczną, w którą zostaliśm y w topieni. To w szystko, co tylko da się udoku m entow ać i tak nie odda tej atm osfery zastraszenia, która tak długo nie dopuszczała do krytyki Freuda i psychoanalizy.
Rewizjonizm pozbawiony anachronizmu C zy nie m ożna by sobie w yobrazić bardziej prostolinijnego rew izjonizm u epistem icznego, czyli takiego, który przyznaje, że tradycyjnie były formu łow ane i uznawane niedopuszczalnie napuszone twierdzenia, jak i to, że i nadal są one form ułow ane i akceptow ane? A le w tedy krytycy usłyszeliby, że nic w tym , co m ów ią, nie św iadczy o tym , iż Freud nie dokonał n ow ych i d oniosłych odkryć. Pokazać, że freudow skie twierdzenia konfirmacyjne były błędne, to jedno, a pokazać, iż freudow skie tw ierdzenia egzem plifikacyjne b yły błędne, to drugie. R ew izjonistyczni apologeci d zielą się na dw ie klasy: substantywnych i epistem icznych. Tych pierw szych m ożna z kolei p odzielić na takich, którzy zatrzymując nieustaloną liczbę tez z g ło szonych przez Freuda odrzucają te, które zostały zakw estionow ane przez duże i w p ły w o w e grupy, oraz takich, którzy w prawdzie odrzucają w ięk szo ść z nich, ale ch cą dalej korzystać z jak iegoś ogóln ego założenia, które 2,5 John Hospers, An Introduction to Philosophical Analysis (London: Routledge, 1963), s. 181-182. 128
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
pom im o to było typ ow o freudow skie, jak na przykład założenie m ów iące, że wydarzenia z dzieciństw a, które w p ływ ają na kształtowanie się osob o w o śc i, m o g ą zostać zrekonstruowane na podstaw ie materiału zebranego podczas analizy. Twierdzę, że sform ułow ane przez Freuda tezy substantywne, m im o że są egzem plifikow alne, nie są falsyfikow alne. M amy zatem następującą kw estię do rozstrzygnięcia: jak pow ołując się na rzekom e dow ody em pi ryczne, m ożna je było podw ażyć? R ew izjon iści epistem iczni nie są otwar ci na takie zarzuty, poniew aż - m im o iż idą na pew ne bliżej nieokreślone ustępstw a na rzecz krytyków, to jednak zatrzym ują sporo podstaw ow ych twierdzeń Freuda, m odyfikując ich form ę, na przykład „w szystkie” na „w ie le” lub „niektóre”. A chcąc je sz c z e bardziej sprecyzow ać pow ód odejścia od uniw ersalizacji, odrzucąjakąkolw iek sugestię, że przecież wiadomo, iż konkretne przypadki się zdarzają, na rzecz ja k iegoś okrojonego tw ierdze nia, że ich w ystęp ow an ie zostało w pew nym stopniu potwierdzone.
Niespójność rewizjonizmu substantywnego D ecydując się na odrzucenie którejkolw iek tezy, rewizjonista substantywny znajdzie się w kłopotliw ym położeniu. P ow iedzm y, że kwestionuje ist nienie czeg o ś takiego, jak zazdrość o członek. Jak teraz w ykazać, że w c z e śniejsze d oniesienia egzem plifikujące to zjaw isko są niezgodne z prawdą? Przypuśćm y, że chcąc sprostać temu w yzw aniu, ograniczy swój rew izjonizm do czynnika uogólniającego w teorii tradycyjnej i pow ie tyle tylko, że nie wszystkie kobiety, które wybrały inny niż m acierzyństw o i m ałżeństw o sposób na spełnienie się, w yrzekają się zazdrości o członek. Jak w ykazać, że zakończonej niepow odzeniem próby w ykrycia przez rew izjonistów te go m echanizm u nie da się pom im o to p ogod zić z je g o w ystępow aniem ? To sam o, co niepochlebnie z klinicznego punktu w idzenia m ów i się o zazdro ści o członek, m ów iło się zaw sze. D la czeg o argumenty, które przez pół w ieku zbijano, nagle okazały się nie do odparcia? W takiej samej kłopo tliwej sytuacji znajdzie się rew izjonista substantywny niezależnie od tego, ja k ą tezę odrzuci. D opóki nie zostanie przedstawiona wyraźnie podstawa em piryczna, na której została odrzucona dana teza, dopóty zarzut oportu nizm u będzie najbardziej w iarygodnym w yjaśnieniem dokonanej zm iany teorii.
129
FREUD I PSEUDONAUKA
N iesubstantyw ny, epistem iczny rew izjonizm oszczęd za sobie tego kło potu, poniew aż nie twierdzi, iż odkrył, że klasyczna psychoanaliza jest w błędzie. On tylko przyznaje, że jej słuszność nie została je sz c z e d ow ie dziona. W ielu epistem icznych rew izjonistów czeka chyba na potw ierdzenie freudowskiej teorii, jak pobożni żydzi na M esjasza, co jest o tyle dziw ne, że je sz c z e nie tak dawno ci sam i rew izjoniści upierali się, że on ju ż przy szed ł i umarł za nasze grzechy. Tylko d laczego zaufali m etodzie badania, która po prawie stu latach nie zaow ocow ała w ynikam i, które spotkałyby się p ow szech n ą aprobatą kolegów -praktyków 296?
Rewizjonizm epistemiczny: ucieczka od praw do przykładów R ew izjoniści, którzy zrezygnow ali z dających się łatwiej ocenić ogólnych twierdzeń teorii Freuda, uciekli o cz y w iśc ie tam, gdzie są w m niejszym stopniu narażeni na krytykę. L ecz je st to stanow isko, którego oni nie potra fią ju ż od d zielić od stanow iska system atycznego w spólnotow ego złudze nia. A m oże sw o ją znajom ość słow nika, architektoniki i sensu solidarności ze sw oim i kolegam i użytkow nikam i języ k a Freuda pom ylili z autentyczną w iedzą? Przynajmniej m ożna im zarzucić brak refleksyjności. W prawdzie krytycy psychoanalizy m o g ą się zg o d zić z tym, że doskonała znajom ość „elem entarnego freudyzm u” N agela m a być sine qua non edukacji z praw d ziw eg o zdarzenia, jednakże będzie ona dla nich spokrewniona z takim w yczynem społecznym , jak m ów ien ie po francusku, a nie z takim osią gnięciem epistem icznym , jak opanow anie zasad odżyw iania się czy zw al czanie zakażeń. Jeśli zapom ni się o teorii choroby pochodzenia w irusow e go, a tym sam ym i o opartych na niej działaniach praktycznych, to cen ą za to będzie co ś w ięcej, niż sam o tylko w yk lu czen ie społeczne. K w estionuje się słuszność twierdzenia, że jeśli pójdzie w niepam ięć to, co zaw dzięcza m y Freudowi, to straty będą analogiczne. N ie m ów ię, że tak jest, lecz że odróżnianie o w eg o ,je s t tak” od „nie jest tak” jest przedsięw zięciem bar dziej m ozolnym , niż to sobie uśw iadam ia ta grupa rewizjonistów, do której należy Thom as N agel.
2%Frederickowi Crewsowi udało się wykazać w swojej recenzji artykułu Thomasa Nagela w New York Review of Books, że choć zarówno Nagel, jak i Wollheim zachwalają metodę psychoanalityczną, to jednak nie są zgodni w tym, co ich do tego upoważniło (The Memory Wars, dz. cyt., s. 282-284) [Wojna o pamięć, dz. cyt., s. 241-242 (przyp. tłum.)]. 130
DLACZEGO WCIĄŻ SPIERAMY SIĘ O FREUDA?
W roku 1480 M arsilio F icino297 uskarżał się swojem u przyjacielow i G iovanni Cavalcantiem u: „Tego poczucia bezpieczeństw a, które tobie za pew niła przychylność tw ojego Jupitera znajdującego się w znaku Ryby, ja zostałem p ozbaw iony w skutek nieprzychylności m ojego Saturna w stępu ją ceg o w znak Lw a” . C zy dzisiejszym apologetom nawet nie przyjdzie na m yśl, że ich okrzyczana znajom ość natury człow ieka, którą zaw dzięczają Freudowi, m oże nie być b liższa rzeczyw istości, niż w iedza, jak ą m iał F i cino? L ecz ch ociaż jest bardzo prawdopodobne, że nadejdzie taki dzień, w którym na psychoanalitycznie zindoktrynow aną w ym ianę spostrzeżeń nad „ogrom ną ilo ścią materiału zw iązan ego ze sferą analną” oraz „do brych piersi” i „złych piersi”, będzie się patrzeć tak, jak dzisiaj patrzymy na list Ficina do C avalcantiego, to jednak kazus rew izjonizm u (tw ierdze nia egzem plifikacyjne, których praw dziw ości nie sposób ocenić, zam iast tw ierdzeń konfirm acyjnych, których fałszyw ość m ożna udow odnić, czyli testów na przetrwanie) nie pozw ala mi m ieć co do tego pew ności. N ie mam natom iast takich w ątpliw ości co do epistem icznych aspiracji klasycznej psychoanalizy, m im o że m oja w łasna formuła - publikow anie sprawozdań z badań niezgodnie z prawdą informujących o potwierdzeniu teorii - nie oddaje charakteru sytuacji, na którego oddaniu najbardziej mi zależy - niczym nieuzasadniona ranga społeczna teorii w św ietle jej e w i dentnych niedostatków, pozycja społeczna, która pow oduje zatrzym anie norm alnych procesów intelektualnych z korzyścią dla niej do m om entu, w którym jej g ło siciele przestają ju ż zdaw ać sobie sprawę z w łasnego bra ku obiektyw izm u. W prawdzie klasyczna psychoanaliza jest pseudonauką, a nie tylko błędną nauką, dlatego że składają się na nią jaw nie niedające się utrzymać twierdzenia, iż w ysunięta teoria w y szła zw ycięsk o z licznych prób jej sprawdzenia, to jednak zainteresow anie nią znacznie przew yższa zainteresow anie innymi pseudonaukam i z pow odu stopnia, w jakim te tw ierdzenia zostały przyjęte i przysw ojone przez kulturę. Przez ponad p ół w ieku ogrom na rzesza inteligentnych, w ykształconych, a naw et w ybitnych intelektualnie ludzi uważała, że ma w ażne pow ody do przyjm ow ania za prawdziwe twierdzeń opartych na podstawach, które na w et dzisiejsi apologeci uznają za najwyraźniej niewystarczające. D laczego uznaw ali te tw ierdzenia za prawdziwe? Jeden pow ód przedstawiłem ju ż w sw oich uw agach o w p ływ ie „m etafizycznego patosu”, o którym m ów ił 297 Marsilio Ficino (1433-1499), włoski filozof, filolog, tłumacz Platona i Plotyna (przyp. tłum.). 131
FREUD I PSEUDONAUKA
Lovejoy. Jest jednak je sz c z e jedno, bardziej bezsporne źródło, na które często zw raca się uw agę. To „sprawa bezw stydu”, jak się w yraził pew ien autor. D zisiejsze społeczeństw o nie potrzebuje ju ż tak bardzo racjonalnego uzasadniania z m edycznego punktu w id zen ia zachow ania umiaru w inge rowaniu w ży c ie seksualne. To, że sporo osób, głów n ie hom oseksualnych, było albo zastraszanych z pow odu przejawiania swojej seksualności w j e den tylko naturalny dla nich sposób, albo obw inianych za takie czyny, czy naw et uchodziło w e w łasnych oczach za odrażających, niegdyś uznawano za niew ystarczający pow ód do tego, żeb y zaprotestować bez pow oływ ania się na higieniczny, psychodynam iczny charakter racjonalnego uzasadnie nia tolerancji. Dzisiaj takie zjaw isko w ystępuje znacznie rzadziej i dlatego m ó g ł to być jeden z pow odów , dla którego tak bardzo pragnie się teraz odciąć od nacisku, jaki Freud kładzie na chorobotw órczą potęgę w yparcia w sferze seksualnej. N ie sądzę, żeby m ożna było rozsądnie tw ierdzić, iż je st tak dlatego, że w e w łaściw ym czasie w y szły na ja w fakty, o których poprzednie pokolenia freudystów nie m iały pojęcia. Stało się raczej tak, jak to op isał G eorge Bernard Shaw: Kiedy chcemy uznać coś za prawdę, to natychmiast dostrzegamy same prze konujące argumenty i stajemy się ślepi na argumenty przeciwne. Ale kiedy nie chcemy już wierzyć w to, czemu wcześniej dawaliśmy wiarę, to nagle stwier dzamy, że nie tylko istnieje całe mnóstwo faktów, które temu przeczą ale że mieliśmy je stale przed oczami (...)298. Jest to bardziej uchw ytne w yjaśnienie przejścia od klasycznej p sy choanalizy do czegok olw iek , co zajm uje jej m iejsce, niż to, które zdoła li dać sam i rew izjonistyczni apologeci. Najbardziej paradoksalne w tym w szystkim je st to, że uznanie za trafne takiego w stylu Shawa w yjaśnienia przyczyn dokonyw anych zm ian treści teorii psychoanalitycznej daje taką sam ą otrzeźw iającą lekcję, która obnaża bezsilność naszego intelektu w je go potyczce z naszym i interesami i em ocjam i, jak lekcja, którą daje sama psychoanaliza299.
m George Bernard Shaw, The Intelligent Woman's Guide to Socialism and Capitalism (London: Constable, 1929), s. 460. ** Esej napisany specjalnie do tego tomu.
Rozdział 2
Freud Wittgensteina
Wprowadzenie W zm ianki W ittgensteina o Freudzie nie układają się w jed n ą całość. W ięk szość ich nie była nawet przeznaczona do druku. N iektóre są w takim sta nie szk icow ym , że aż stają się trudno zrozum iałe. Inne w ydają się - a m oże ostatecznie takie są - w ew nętrznie sprzeczne. A jednak jest to m oim zda niem charakterystyka Freuda lepiej niż jakakolw iek inna zdolna rozpro szyć w ątp liw ości i jedna z nielicznych, które m ożna skonfrontować z jej przedm iotem b ez doznania kłopotliw ego uczucia niespójności. N a sposób m yślenia Freuda m ożna w gruncie rzeczy spojrzeć z trzech punktów w idzenia. Pierw szy ukazuje życie ludzkie w znacznej części jako zm ierzanie do celów , których osoba działająca sobie nie uświadam ia, i to tak dalece, że za czynność celo w ą bierze naw et taką, którą przedtem uw a żała za coś, co się przydarzyło, jak też przesuwa zw yczajow ą granicę m ię dzy tym , cze g o się człow iek sam podejm uje, a tym , czego musi doznać. Drugi - poszukiw anie ukrytego znaczenia, skłonność do obchodzenia się z szerokim zakresem zjaw isk od marzeń sennych, pom yłek i objaw ów neu rotyków po d zieła sztuki i anonim ow e w ytw ory kultury, takie jak legenda i mit, jak z zaburzonym i przejawami albo sym bolicznym zaspokojeniem nieśw iadom ych im pulsów. (W szystko je st takie, jakie jest i coś je sz c z e.) Trzeci to skłonność do doszukiw ania się śladów, które w osob ow ości człow iek a dorosłego, je g o zainteresow aniach, postawach, upodobaniach
133
FREUD I PSEUDONAUKA
seksualnych i podatności na choroby n erw ow e zostaw iają losy dziecięcej seksualności. W tym rozdziale zamierzam w yd ob yć na ja w i ocenić odpow iedzi W ittgensteina na pytanie o to, jak w ytłum aczyć aktualność takich w łaśnie sp osob ów m yślenia, poruszając dw ie k w estie szczegółow e: kiedy Freud proponuje interpretacje objawów, pom yłek, marzeń sennych itd., to co tak naprawdę on robi? Jak rozum ieć tw ierdzenie, że te zjaw iska są „aktami psych iczn ym i”, są um otyw ow ane i spełniają życzenia? Freud daje w ięcej odpow iedzi na te pytania, niż św iadom ie zam ierza. Tym sam ym jednak chcąc nie chcąc rości sobie pretensje do w yjaśniania w jakiś sposób tych zjaw isk, do podania przyczyn ich w ystępow ania. Jak pow inna w yglądać prototypow a w yp ow ied ź Freuda? Pow inna ona m ów ić o tym , że chociaż m oże się w ydaw ać, iż takich zjaw isk, jak przejęzyczenie, ch w ilow a luka w pam ięci, przypom nienie sobie czeg o ś, m arzenie senne, objaw histerycz ny czy m yśl obsesyjna, pacjent dośw iadcza biernie, to m im o w szystk o są one um otyw ow ane, celow e, oraz że poddając konkretne słow o m etodzie w oln ych skojarzeń i/lub dokonując je g o przekładu zgodnie z pew nym i re gułam i, dotrze się do życzenia, często o charakterze seksualnym , z okresu dzieciństw a, którego pacjent nie był św iadom y, lecz które działało skrycie, wypatrując stosow nej chw ili, żeby znaleźć sposób na zaspokojenie. A co o tym m yśli W ittgenstein? To nie są hipotezy, poniew aż ich wytw arzanie jest dziełem aktyw ności o charakterze bardziej spełniającym niż instru m entalnym . Sprawą dowodu nie jest ani zaspokojenie pragnień i sym bo liczny charakter zdarzeń, które one m ająjakoby wyjaśniać, ani ich zw iązek z seksualnością. Jeśliby m iało dojść do p ow szechnego przyjęcia takich ko mentarzy i uznania ich za m odelow e dla je sz cze innych, to stałoby się tak w cale nie ze w zględu na to, że posłużono się nimi do wyjaśniania, z które go m ogą zrobić użytek, lecz ze w zględu na atrakcyjność, jakiej po części przydaje im odw ołanie się do pojęcia ukrytego znaczenia i seksualności. We Wstępie do psychoanalizy Freud odsyła do niepopularnej tezy, że „procesy duchow e są w swej istocie nieśw iadom e” i m ów i, iż z pow odu tej tezy „obraża psychoanaliza cały św iat i naraża się na je g o awersję”300. A w Wykładach ze wstępu do psychoanalizy. Nowy cykl m ów i o jednym z ciężarów , „pod którym m y nadal się uginam y - od odium seksualności d ziecięcej i od rzekomej śm ieszności naszej teorii sym boli”301. W artykule 300 Wstąp do psychoanalizy, dz. cyt., s. 19-20 (przyp. tłum). 301 Wykłady ze wstępu do psychoanalizy. Nowy cykl, dz. cyt., s. 166 (przyp. tłum). 134
FREUD WITTGENSTEI NA
z roku 1925 „R esistance to P sych oan alysis” [„Opór w obec psychoanali z y ”] o w o odium odnosi „przede w szystkim do bardzo w ażnego m iejsca w życiu duchow ym ludzi, które psychoanaliza w yznacza instynktom sek sualnym ”. A odnosząc się do popularności Adlera, powiedział: „Ludzkość jest gotow a zaakceptow ać cok olw iek , gd y ulegnie pokusie panowania nad seksu aln ością jak o przynętą” . Chcąc z w ięźle przedstawić opinię W ittgensteina na tem at poglądów Freuda, w ystarczy p ow ied zieć, że staw ia on te w ypow iedzi na g łow ie. W liście do N orm ana M alcolm a tak pisał o Freudzie: „Freud stale pod kreśla, jak w ielk ie siły ducha, jak potężne uprzedzenia przeciw staw iają się idei psychoanalizy. N ig d y jednak nie m ów i, jak olbrzym i urok m a ta idea dla ludzi, tak sam o jak i dla n iego sam ego”302. W pierwszej rozm ow ie z Rush R hees o Freudzie tak W ittgenstein m ów i o idei nieśw iadom ości: „Ta idea w yraźnie przyciąga”303. W w yk ład zie trzecim na temat estetyki m ów i o Freuda seksualnej interpretacji m arzenia sennego: „Ludzi bardzo interesują je g o skojarzenia. Jest w nich jak iś urok. To takie urocze zburzyć przesąd (...) M oże być tak, że w yjaśnienie je st skrajnie odrażające, co po pycha do przyjęcia g o ”; a o w yjaśnieniach psychoanalitycznych w o g ó l n ości m ów i, że „z w ielom a się zgadzam y, poniew aż m ają osob liw y urok. Obraz człow iek a m ającego nieśw iadom e m yśli ma urok. Idea półświatka, tajem niczej piw nicy. C zegoś skrytego, n iesam ow itego (...) C złow iek g o tów je st u w ierzyć w w iele rzeczy, dlatego że są one niesam ow ite”304.
I W jakim sen sie w yjaśnienia psychoanalityczne są niesam ow ite? Zobacz my, jak bardzo często zw iązek nieśw iadom ości z jej posiadaczem ma
302 Norman Malcolm, Ludwig Wittgenstein: A Memoir (London, 1958), s. 44 [Ludwig Wit tgenstein: Wspomnienie (przetłumaczył Michał Szczubiałka). Wydawnictwo KR, Warsza wa 2000, s. 135 (przyp. tłum.)]. Freud nie zawsze był taki szczery. W roku 1893 pisał do swego przyjaciela Fliessa: „Sprawy związane z życiem płciowym wzbudzają zainte resowanie. Człowiek odchodzi z pozytywnym wrażeniem i wewnętrznym przekonaniem, zawoławszy przedtem z zachwytem: Nikt mnie wcześniej o to nie pytał”. Freud, Origins o f Psychoanalysis (New York, 1954), Letter 14. 305 Cyril Barrett, red., Ludwig Wittgenstein: Lectures and Conversations (Oxford, 1966), s. 43. 304 Tamże, s. 24-25. 135
FREUD I PSEUDONAUKA
opiekuńczy, interesow ny charakter. N ieśw iad om ość Ferencziego p o zw oli ła m u zapom nieć dow cipną uw agę, która m ogła stać się pow odem obrazy i wplątać go w kłopoty. D zięki swojej nieśw iadom ości Jones zapodziew ał gd zieś fajkę, ilekroć za dużo palił i czu ł się z tego pow odu źle, ale znajdo w a ł j ą później w e w szystkich m ożliw ych m iejscach. U pew nego technika (który dobrow olnie zgo d ził się zostać w pracy po godzinach) je g o nieśw ia dom ość przyczyniła się do spow odow ania awarii urządzenia niezbędnego do w ykonania zadania. N ieśw iad om ość p ew nego lekarza szpitalnego po zw o liła mu w yjść niepostrzeżenie do m iasta w czasie pełnienia dyżuru. D zięk i sw ojej nieśw iadom ości zapalona klasycystka robi sobie upragniony prezent ze starożytnego rzym skiego m edalionu, kiedy stwierdza, że nie chcący spakow ała g o ze sw oim i rzeczam i. N ieśw iad om ość dziew cząt, dum nych ze sw oich pięknych w łosów , pozw ala im „tak zręcznie obcho dzić się z grzebykam i i szpilkam i, że w czasie rozm ow y fryzura rozluźnia się” . N ieśw iad om ość Freuda p ozw ala mu zapom nieć o niezbyt intratnych zobow iązaniach zaw od ow ych i spóźnić się na stacji przesiadkowej na po ciąg, którym odbyw ał podróż do M anchesteru305 przez H olandię, dzięki czem u m ó g ł spełnić sw oje od dawna hołubione pragnienie podziw iania obrazów Rembrandta i jed n ocześn ie być w zgod zie z prośbą sw ojego star szeg o brata o nieprzerywanie podróży. Innym znow u razem je g o nieśw ia dom ość doradziła mu, żeby przed złożen iem w izyty pacjentce bardzo się postarał nie popełnić ponow nie błędu diagnostycznego. N ieśw iad om ość łagodzi także poczucie w iny przez ukaranie za kary godny postępek. N a dow ód tego Freud cytuje pew nego korespondenta, który zaobserw ow ał, jak to często m ężczyzn om przyglądającym się prze chodzącym na ulicy kobietom zdarzają się m ałe wypadki, na przykład w padnięcie na latarnię. Wraz z tą dobroczynną stroną n ieśw iad om ości trzeba także uw zględnić jej przew agę nad funkcjonow aniem osoby, jej w łaściciela. Freud chętnie uznaje sw oją n iższość w stosunku do nieśw iadom ości podczas w ykonyw a nia obliczeń arytm etycznych czy zręczn ego m ierzenia [pantoflem o ścia nę]. O pow iada, że kiedy p ew n ego razu dow iedział się o znacznym polep szeniu stanu zdrowia ciężk o chorej córki, a je g o nieśw iadom ość uznała, iż byłoby dobrze, gdyby z ło ż y ł ofiarę w d zięczności dla losu, to ulegając im pulsow i rzucił pantoflem w m ałą figurkę W enus z marmuru, strącając ją na ziem ię, gdzie się rozleciała na kawałki. To, że nie ugodził w żaden inny 105 W rzeczywistości Freud jechał do Harwich (przyp. tłum.). 136
FREUD WITTCENSTEINA
przedm iot znajdujący się w pobliżu, przypisał lepszej celności nieśw iado m ego um ysłu. Freud przytacza je sz c z e jed en przykład w iększej zręczności nieśw iadom ości: sposób, w jaki rozbił m arm urową przykrywkę od sw ego kałamarza. „(...) mój ruch był tylko pozornie niezręczny; w rzeczyw istości był on bardzo zręczny i celow y, gd yż potrafił om inąć w szystkie drogocen ne przedm ioty, znajdujące się w pobliżu ow ej pokrywki. Naprawdę jestem zdania, że w ten sposób należy ocen ić w ie le ruchów, które się nam pozor nie w yd ają niezręczne (...) są one kierow ane przez pew ien zamiar i god zą w swój cel z taką pew nością, jak to się da zaw sze zauw ażyć w ruchach d ow oln ych ”306. (G dzie indziej Freud m ów i o „nieświadom ej zręczn ości”, z ja k ą przedm ioty się zaw ieruszyły, „skoro tylko nieśw iadom ość m a do tego m otyw ację” .) D ow iadujem y się rów nież, że w pozornie niezręcznych ruchach m o g ą sprytnie kryć się zamiary seksualne. Jeden taki niezręcz ny ruch, o którym w spom ina, został w ykonany „ze zręczn ością żonglera”. Stało się tak, gdy Stekel, podając pani rękę na przywitanie, rozwiązuje w stążkę, która w iąże jej luźny szlafrok, nie mając przy tym św iadom ości żadnego niehonorow ego zamiaru. Rank307, p isze Freud, zaśw iad czył o wybitnej zdolności nieśw iadom o ści do w id zen ia w niesprzyjających okolicznościach. D zięki niej m łoda dziew czyna, która bardzo chciała kupić co ś z taniej biżuterii, znalazła na chodniku banknot o wartości nom inalnej odpowiadającej dokładnie bra kującej sum ie. „Inaczej nie dałoby się w yjaśnić, w jaki sposób w łaśnie ta jedna osoba spośród setek przechodzących, i to w dodatku w utrudnionych warunkach w ieczorn ego ośw ietlenia i gęstej m asy ludzi, m ogła znaleźć ten pieniądz ku sw em u w łasnem u zaskoczeniu”308. C zy te historie czeg o ś nam nie przypominają? C zyż nie są one ilustracją stopnia, do jak iego pojęcie n ieśw iad om ości stosuje się do tych sam ych w ym agań, którym m usi spro stać w ytw arzanie niew idocznych gołym okiem fantazji tow arzyszących naszem u dzieciństw u? C hociaż m ożna się d om yślić, co by na to odpow ie dział Freud: niew idoczne fantazje tow arzyszące dzieciństw u są endopsychicznym i percepcjam i działania nieśw iadom ych agend309. 306 Psychopatologia życia codziennego (przetłumaczyli Ludwik Jekels i Helena lvanka). PWN, Warszawa 1987, s. 221-222 (przyp. tłum.). 307 Otto Rank (1884-1939), psychoanalityk austriacki (przyp. tłum.). 308 Psychopatologia życia codziennego, dz. cyt., s. 269 (przyp. tłum.). 309 W powieści Czerwone i czarne Stendhal takie samo delektowanie się kunsztem nieświa domości przypisuje powieściowej postaci Matyldy de la Mole: „Podczas tych rozmyślań Matylda wodziła ołówkiem po kartce albumu. Naszkicowany profil zdumiał ją i zachwycił: 137
FREUD I PSEUDONAUKA
M oże się to w ydać dziw ne, ale nie sposób zaprzeczyć, że opisy, w któ rych nieśw iadom ości przypisuje się rolę karania, a nie okazyw ania ż y c z liw ości, są traktowane jako jedn ak ow o satysfakcjonujące. W tym kontek ście Freud w yróżnia klasę pacjentów nazw anych „chorymi z pow od ze nia”, którzy czasem zapadają na chorobę p sych iczn ą „wtedy, gdy spełni im się głęb ok ie i od dawna żyw ion e pragnienie”. Przytacza przykład na u czyciela akadem ickiego, który zapadł na m elancholię po otrzymaniu propozycji awansu zaw od ow ego, oraz pewnej kobiety, która zapadła na nieuleczalną chorobę psych iczn ą po tym , jak zostały usunięte przeszko dy na drodze do m ałżeństw a z m ężczyzn ą, którego kochała310. „N iezw y kły urok” takich w yjaśnień m ożna zilustrow ać przez zestaw ienie ich dla kontrastu z przypadkiem gracza w krykieta, który jest ogrom nie szczęśli wy, dopóki nie zdobyw a żadnego punktu za dobiegnięcie do bazy, ale zale w a się łzam i, gdy zdobędzie ich ponad pięćdziesiąt. Gdyby tak było, to trzeba by go dopisać do listy sporządzonej przez Freuda jako osob liw y przypadek w ym ierzenia sobie kary za odniesiony sukces oraz roztoczyć przed nim św ietlaną w izję przyszłości bibliograficznej w literaturze p sy choanalitycznej. A le on został zdiagnozow any jako cukrzyk, który cier pi dlatego, że na stężenie cukru w je g o krwi w płynął w ysiłek w łożon y w bieganie m iędzy bramkami. L ecz gd y dostał cukierki glukozow e do ssania, potrafił bez bólu zdobyć sto punktów. C zy nie odnosim y w raże nia, że w skutek m ało oryginalnej reakcji na tak banalną formę kuracji nie będzie on m iał ju ż prawa nas interesow ać? Chyba że przyw rócilibyśm y to zainteresow anie pozwalając w ypersw adow ać sobie, że - jak zauw ażył niegdyś Freud, kiedy m ów ił o organicznych w yznacznikach choroby -
był uderzająco podobny do Juliana. «To głos nieba! To istny cud miłości! — wykrzyknęła z uniesieniem. — Bezwiednie narysowałam jego portret». Uciekła do swego pokoju, za mknęła się, wzięła się do pracy, próbowała serio zrobić portret Juliana, ale nie mogła; pro fil skreślony przypadkiem okazał się najpodobniejszy. Matylda widziała w tym oczywisty dowód wielkiego uczucia” [przetłumaczył Tadeusz Boy-Żeleński. Wydawnictwo Zielona Sowa, Kraków 2002, s. 299 (przyp. tłum.)]. Wszystkie cytowane na tych dwóch stronach przykłady przytaczane przez Freuda są indeksowane. [Por. Psychopatologia życia codzien nego, dz. cyt., s. 192-292 (przyp. tłum.)]. 3,0 Sigmund Freud, „Some Character Types met with in Psychoanalytic Work” (1915), CP 4, s. 324—325 [„Niektóre typy charakteru spotykane w pracy psychoanalitycznej” (przetłu maczyła Anna Czownicka). W: M.F.R. Kets de Vries i S. Perzów, red., Podręcznik psycho analitycznych studiów charakterologicznych. Jacek Santorski & Co Wydawnictwo, War szawa 1995/1915, s. 53-54) (przyp. tłum.)]. 138
FREUD WITTCENSTEI NA
„(...) nerw ica p osłużyła się przypadkiem , w ykorzystując go jako jeden ze sw ych przejaw ów ”311. Ta uw aga kieruje w stronę innej charakterystyki nieśw iadom ości, tej m ian ow icie, która umacnia sugestię W ittgensteina o jej koligacjach i źró dle atrakcyjności. We Wstąpię do psychoanalizy Freud robi do tego nieco zaw oalow an ą aluzję m ów iąc, że „nerwica histeryczna m oże tw orzyć sw e objaw y w e w szystk ich system ach narządów”312. W prawdzie m ożna to od czytać jak o z w y k łą aluzję do zjaw iska hipochondrycznego prześw iadcze nia, które nie w ym aga przyjęcia żadnego założenia o um ysłow ym nadzorze nad procesam i cielesn ym i, to jednak m ożna nie bez racji dom niem yw ać, że Freud m a na m yśli co ś ponadto. W historii choroby D ory w yjaśnia, jak d oszło u niej do posłużenia się organicznie uwarunkowaną niespraw nością gardła, przejaw iającą się pokasływ aniem i afonią, dla w yrażenia w postaci sym bolicznej jej nieuświadam ianej m iło ści do m ężczyzn y w taki sposób, że była chora, kiedy był nieobecny, i zdrow a, kiedy wracał do domu. To, że te okresy nie zaw sze pokrywały się w czasie, Freud tłum aczył pojaw ie niem się kon ieczności „zacierania tej zb ieżn ości ataku choroby i nieobec ności darzonego sekretną m iło ścią m ężczyzn y, aby nie zdradzić tajem nicy tą stałą zależn ością”313. W p rzeciw ieństw ie do Kitty Bennett w p ow ieści Jane A usten [Duma i uprzedzenie], Dora m iała całkow itą sw obodę roz porządzania sw oim pokasływ aniem i robiła to w najodpow iedniejszym m om encie. Freud, niestety, nie m ów i w yraźnie, czy życzen ie w yw ołuje, czy tylko w ykorzystuje katar, w ob ec czeg o ten przykład dopuszcza rów nież inną in terpretację. Jeszcze bardziej przekonujące św iadectw o inklinacji Freuda do takiego sposobu m yślenia wraz z sugestią, że ponosiły go nerwy, kiedy m usiał się w yrażać zbyt otwarcie, znajdujem y w liście do Groddecka314: „(...) nie m a potrzeby rozszerzania pojęcia nieśw iadom ości, tak żeby obej m ow ało Pańskie dośw iadczenie z zaburzeniami organicznym i. We w sp o mnianej przez Pana rozprawie o nśw [nieświadomości] znajduje się (...) 311 „Fragments o f an Analysis o f a Case o f Hysteria”, dz. cy t, s. 123 [„Fragment analizy pewnej histerii”, dz. cyt., s. 147 (przyp. tłum.)]. 312 Por. Sigmund Freud, Introductory Lectures on Psychoanalysis [IL] (1915-1917), (Lon don, 1922), s. 259 [Wstąp do psychoanalizy, dz. cyt., s. 220 (przyp. tłum.)]. 313 „Fragments o f an Analysis o f a Case o f Hysteria”, dz. cyt., s. 49 [„Fragment analizy pewnej histerii”, dz. cyt., s. 98 (przyp. tłum.)]. 314 Georg Groddeck (1868-1940), niemiecki lekarz, pionier medycyny somatycznej. Od niego Freud zapożyczył pojęcie to (przyp. tłum.). 139
FREUD I PSEUDONAUKA
niepozorny przypis: «Inny w ażny przywilej nśw w spom nim y w innym kontekście». Pragnę Panu zdradzić, o co tu chodzi: o twierdzenie, iż akt nieśw iadom y w yw iera oddziaływ anie plastyczne na procesy som atyczne, jakie nigdy nie przysługują aktowi św iadom em u”315. K olejny dow ód po chodzi z biografii [Freuda autorstwa] Ernesta Jonesa. Okazuje się, że pod koniec 1916 roku Freud m yślał o napisaniu książki, której treścią m iało być tw ierdzenie, iż „w szechm oc m yśli była niegdyś rzeczyw istością. N aszym zamiarem jest w ykazanie, że Lamarcka koncepcja potrzeby stwarzającej i modyfikującej narządy jest to po prostu w ładza, jak ą nieśw iadom e m yśli m ają nad ciałem , której pozostałości w id zim y w histerii, krótko m ów iąc «w szech m oc m y śli» ”316. Zarówno to przekonanie Freuda, jak i naszą łatw ość, z jak ą dajemy się przekonać, m ożna w ytłum aczyć, zm ieniając nieco jeg o opinię o Adlerze: „N ie ma n iczego, czego by ludzkość nie zaakceptowała wraz z w ładzą nad m ateriąjako przynętą”.
II Godna uw agi u Freuda jest jednak nie tylko okazyw ana przez n iego i ew okow ana łatw ow ierność, lecz także tendencyjny sposób opisyw ania ko munału. To naprowadza nas na inną spośród tez W ittgensteina: w rękach Freuda pojęcia nieśw iadom ych aktów p sychicznych i zaspokajania życzeń są notacjami.
315 Ernst Freud, red., Letters of Sigmund Freud (London, 1961), Letter 176 [por. „Nieświa domość”, dz. cyt., s. 114, przyp. 41 (przyp. tłum.)]. 316 Jones, Sigmund Freud: Life and Work, dz. cyt., Vol. III, s. 335. Freud wyraźnie pochwala trafny wybór terminu „niesamowite” przez Wittgensteina. Wymieniając „cechy (...) wywo łujące w nas uczucie niesamowitości” (Freud, CP 4, s. 368-369) [Sigmund Freud, „Nie samowite” (przetłumaczył Robert Reszke). W: S. Freud, Dzieła , t. III. Wydawnictwo KR, Warszawa 1997/1919, s. 236 (przyp. tłum.)], Freud skupia się tylko na tych cechach, które, jak zdążyliśmy zauważyć, wchodzą w zakres jego pojęcia nieświadomości. Patrz także esej „Animism, Magic and the Omnipotence o f Thought”, w: Totem and Taboo, przyp. 25, w przekładzie Stracheya [Sigmund Freud, „Animizm, magia i wszechmoc myśli” (przetłu maczyli Marcin Poręba i Robert Reszke), część III „Totem i tabu. Kilka zgodności w ży ciu psychicznym dzikich i neurotyków”. W: S. Freud, Dzieła , t. IV, Wydawnictwo KR, Warszawa 1998/1919, s. 236 (przyp. tłum.)]: „(...) cechy «niesamowitości» użyczamy tym wrażeniom, które w ogóle mają potwierdzać wszechmoc myśli (...)” [tamże, s. 316, przyp. 171 (przyp. tłum.)]. To tak, jakby konstruował swoje wyjaśnienia według jakiejś formułki. 140
FREUD WITTGENSTEI NA
Jednym z najrzetelniej w skazujących na to faktów jest w ysuw anie te zy w tow arzystw ie jej w łasnych kontrprzykładów. Obowiązująca zasada m ów i, że w szystk ie dom niem ane kontrprzykłady należy uw ażać za ukrad kiem robione próbki przypadków konfirm acyjnych. K iedy przypatrzymy się uw ażnie sp osob ow i zgłębiania przez Freuda pom yłek, który w edług n iego m iał być „prototypem w szelk ich dociekań psychoanalitycznych” i „lepiej n iż jak ik olw iek inny ob liczon y na w zbudzanie wiary w istnienie nieśw iadom ych procesów psych iczn ych ”, to zobaczym y, jak w ielki jest składnik notacyjny w tw ierdzeniu, że „m ogą zachodzić akty natury p sy chicznej, często bardzo złożon e (...) o których nic nie w iem y” . M niej niż jedna czwarta spośród ok oło 2 5 0 przykładów, które znalazły się w Psy chopatologii życia codziennego, to tylko z pozoru ilustracje zjawisk, które one m iały egzem plifikow ać, ilustracje „w oli zmierzającej do określone go celu ”. W eźm y pod uw agę przypadki zapom inania, które Freud opisuje jako „zapom inanie dla uniknięcia przykrości”. Przypuśćmy, że fakty em pirycz ne nie podlegają dyskusji, tzn. że nazw y, w yrazy czy zamiary, z którymi w ią żą się nieprzyjem ne skojarzenia, będą zapom inane. C zy jest w tym fak cie coś, co w ym aga opisu w język u działania nieświadom ej instancji cen zurującej m yśli podm iotu dla je g o dobra - spokoju ducha? Freud m ów i, że w takich wypadkach „m otyw acja do zapom inania uaktywnia przeciw w olę” . A le porów nuje je z odruchem ucieczki jako reakcją na bodźce przykre. Po co w ięc op isyw ać te przypadki w język u nieświadom ej instancji? Jeśli nie potrafię d ow oln ie długo utrzymać rąk nad głow ą, to czy dlatego, że zw y cięstw o odniosła przeciw w ola do ich opuszczenia? „C zy nie należa łoby całej sprawy potraktować niejednakow o?”317. Takie rozważania nasu w ają m yśl, że to, co Freud najczęściej uw aża za przykłady działania n ie św iadom ych instancji, w rzeczyw istości odzw ierciedla jeg o postanow ienie opisyw ania znanych faktów w postaci n o w eg o i kongenialnego wyrażenia idiom atycznego. W sw oich Kartkach (§ 4 4 4 ) W ittgenstein porównuje teorię Freuda m ów ią cą o tym , że marzenia senne są spełnieniem życzenia, z tezą, że każde zdanie jest obrazem: „(...) cech ą charakterystyczną takiej teorii jest w szak to, że patrząc na jakiś szczególny, jasny i obrazowy przypadek, m ó w i się: «To pokazuje, jak jest w ogóle; ten przypadek jest pierwowzorem 317 Ludwig Wittgenstein: Lectures and Conversations, dz. cyt., s. 45. 141
FREUD I PSEUDONAUKA
wszystkich przypadków »”3181319. A w „R ozm ow ach o Freudzie” tak m ów i o tej je g o teorii: „Tam nie chodzi o d ow ód ”, poniew aż ,je s t to takie w yja śnienie, które jesteśm y skłonni przyjąć (...)*319320. N iektóre marzenia senne są spełnieniem życzenia. Takie są na przykład marzenia senne o treści seksu alnej dorosłych. A le tw ierdzenie, że w szystk ie marzenia senne są spełnie niem życzen ia w postaci halucynacji, w ydaje się sianiem zam ętu”321. A le naw et i te marzenia senne, które niezaprzeczalnie są spełnieniem życzenia, nie upow ażniają do takich w niosków , do jakich Freud dochodzi. W eźm y przykładow o marzenie senne zw iązane zjed zen iem anchois. Jeśli w ieczorem sp ożyw ał on anchois, to w nocy budziło go pragnienie, ale nie w cześn iej, niż przyśniło mu się, że pełnym i haustami łykał zim ną w odę. To o c z y w iśc ie jest przykład spełnienia życzenia. Podobnie jak przykład osob y głodnej, której śni się obfity posiłek. A le nawiązując do tego ostat n iego przykładu, Freud m ów i dalej, że śniący m iał naturalnie „do wyboru albo się obudzić, by zaspokoić głód, albo też spać dalej. Z decydow ał się na to drugie i głód zaspokoił w marzeniu sennym ”322. C o w tych przykładach uspraw iedliw ia zasadę o nadrzędnej roli instancji towarzyszącej tym zjaw i skom i sterującej ich przejawianiem się? Jeśli się budzę o z góry ustalonej godzinie, to czy m uszę przyjm ować założen ie, że ktoś reprezentujący m oją osob ę czu w ał nocą? „N ieśw iadom e akty p sychiczne”, „wybór”, „decyzja”: G dyby tu ch od ziło o Penelopę w nocnym transie prującą kawałek tkaniny czy o Lady D ed lock podążającą som nam bulicznie do grobu kapitana Hawdona323, to m ożna by jak oś je szcze uspraw iedliw ić takie woluntarystyczne konotacje tam tych idiom atycznych wyrażeń.
518 Przetłumaczyła Sława Lisiecka. Wydawnictwo KR, Warszawa 1999, s. 105-106 (przyp. tłum.). 319 W swojej autobiografii Freud elegancko ilustruje ten sposób myślenia: „Odkryty przez niego (Breuera) stan rzeczy wydawał mi się tak zasadniczej natury, że wprost nie mo głem uwierzyć, że nie występował on w innych przypadkach histerii, żeby choć w jednym przypadku był oparty na dowodach”, Sigmund Freud, An Autobiographical Study (Hogarth Press, 1950), s. 36 [Moje życie i psychoanaliza (przetłumaczyli Artur Kowaliszyn i Bohdan Gawroński), Agencja Wydawnicza „Sfinks”, Warszawa 1991/1935, s. 21 (przyp. tłum.)]. 320 Ludwig Wittgenstein: Lectures and Conversations, dz. cyt., s. 42. 321 Tamże, s. 47. 322 An Outline of Psychoanalysis, dz. cyt., s. 36 [„Zarys psychoanalizy”, dz. cyt., s. 121 (przyp. tłum.)]. 323 Lady Honoria Dedlock i kapitan James Hawdon to postacie literackie w powieści Karola Dickensa Dom na pustkowiu (przyp. tłum.).
142
FREUD WITTGENSTEINA
Freud posługuje się kontrprzykładami w ykorzystując różne środki. N aj częściej się powtarzające w ystępują w rozdziale czwartym Objaśniania
marzeń sennych. Pacjentka opow iada sw ój sen, w którym to, czego chciała uniknąć, w prost przeciw nie spełniło się. Freud komentuje: „C zyż nie był to przykład najostrzej św iadczący przeciw ko mojej teorii o tym, że sen stanowi spełnienie życzenia? O w szem (...) Z godnie z przytoczonym w yżej m arzeniem sennym nie mam racji; a więc życzeniem tej pacjentki było to,
bym nie miał racji, sen zaś przedstawił spełnienie g o ”324 (podkr. Freuda). Freud bez w ahania uogólnia to rozw iązanie: „Ba, m ogę się spodziew ać, że to sam o spotka poniektórych m ych czytelników ; ochoczo w yrzekną się spełnienia życzen ia, byleby tylko zaspokojone zostało życzen ie, bym nie m iał racji”325. L ękow e marzenia senne Freud objaśnia, pow ołując się albo na m asochistyczne życzen ia doznaw ania bólu, albo na spełnienie życzen ia
nad-ja ukarania ja . Jednakże treść w ięk szości marzeń sennych jest bliżej nieokreślona, a naw et błaha. Freud radzi sobie z tym problem em , wprowadzając podział treści m arzenia sennego na ukrytą i jaw ną. Za spełnienie życzen ia odpo w iada treść ukryta, treść jaw na je st następstw em zniekształcenia. W ittgenstein tak to kom entuje w sw ojej drugiej rozm owie: „W iększość marzeń sennych, którymi Freud się zajmuje, ma być zakam uflowanym spełnianiem życzenia. W takim razie one po prostu nie spełniają życzenia.
Ex hypothesi życzeniu nie jest przeznaczone spełnienie, zatem coś jesz c z e innego m usi pojaw ić się w tym m iejscu w postaci halucynacji. Skoro w ięc życzen ie zostanie w taki sposób oszukane, nie m ożna ju ż marzenia sen nego n azyw ać spełnieniem go. N ie sposób także pow iedzieć, czy zostało oszukane życzen ie, czy cenzor. W ydaje się, że i jedno, i drugie, w skutek czeg o ani jed n o, ani drugie nie jest spełnione. Tak w ięc m arzenie senne nie jest spełnieniem w form ie halucynacji żadnego z nich”326. P o w y ższe uw agi nie ograniczają się do teorii marzeń senych, lecz odno szą się także do freudowskiej nauki o nerwicach. A le i tutaj brakuje często uzasadnienia pow odu, z jakiego Freud obstaje przy twierdzeniu, że objawy 324 Sigmund Freud, The Interpretation of Dreams (London, 1954), s. 151 [Objaśnianie ma rzeń sennych (przetłumaczył Robert Reszke). W: S. Freud, Dzieła, 1.1, Wydawnictwo KR, Warszawa 1996/1900, s. 142 (przyp. tłum.)]. 325 The Interpretation o f Dreams, dz. cyt., s. 158 [Objaśnianie marzeń sennych, dz. cyt., s. 147 (przyp. tłum.)]. 326 Ludwig Wittgenstein: Lectures and Conversations, dz. cyt., s. 47. 143
FREUD I PSEUDONAUKA
choroby odzw ierciedlają spełnienie życzen ia, albo życzenie niespełnienia życzenia, albo jed n o i drugie. Z astanów m y się nad w yjaśnieniem napadów padaczkopodobnych, na jak ie cierpiał D ostojew ski od m łod ości. Tego rodzaju śm iertelne napady „oznaczają (...) identyfikację z umarłym, z o so b ą naprawdę umarłą, lub je sz c z e żyjącą, której życzy się śm ierci”, w którym to wypadku atak ma wartość kary. „Ż yczyło się śm ierci kom uś innemu i oto jest się tym kim ś, i sam em u je st się martwym”. U D o stojew sk iego „w cześnie pojawiający się sym ptom «ataków śm ierci» m ożna ująć jako dopuszczone przez nad-ja w form ie kary utożsam ienie się z postacią ojca. C hciałeś zabić ojca, by sam em u zostać ojcem . Teraz jesteś ojcem , ale martwym ojcem ”327. A oto jak Freud w yprow adza spełnienie życzen ia z próby sam obójczej podjętej przez m łod ą dziew czynę: ona karała sam ą siebie za to, że pragnęła śm ier ci matki i jed n o cześn ie spełniała to ży czen ie, poniew aż „w identyfikacji z m atką (...) sam o to w ypełnienie kary je st jednak znow u spełnieniem ż y czenia”, czyli skoro jestem m oją m atką i zabijam siebie, to zabijam matkę i jej m ordercę328. Takie interpretacje są pojęciow ym i odpowiednikam i przedm iotów n iem ożliw ych . Jednak m ów ić o pojęciow ej dezorientacji Freuda w tym kontekście, to zlek cew ażyć je g o gen iu sz gramatyczny, je g o p om ysłow ość w w ym yślaniu niedających się zinterpretować wyrażeń idiom atycznych. To tak, jakby w ew nętrznie sprzeczne konstrukcje na grafikach M .C. Eschera329 przypisyw ać brakowi talentu rysow niczego. (Przew ażnie różnim y się w opisach takich jak te wyjaśnień, poniew aż trudno m ieć pew ność, że się je trafnie uch w yciło. A le dlaczego ten opór przed parafrazowaniem nie m iałby być najw ażniejszą rzeczą w ich w y padku? D la czeg o nie m iałby być istotą sprawy? Tym, o czym m ów i nam psychoanaliza, je st ona sama.)
321 Sigmund Freud, „Dostoevsky and Patricide” (1928), CP 5, s. 229 i 232 [„Dostojewski i ojcobójstwo” (przetłumaczył Robert Reszke). W: S. Freud, Dzieła, t. X, Wydawnictwo KR. Warszawa 2009/1928(1927}, s. 238 (przyp. tłum.)]. 328 Sigmund Freud, „The Psychogenesis o f a Case o f Homosexuality in a Woman” (1920), CP 2, s. 220 [,.0 psychogenezie pewnego przypadku żeńskiego homoseksualizmu” (prze tłumaczył Dariusz Rogalski). W: S. Freud, Dzieła, t. II, Wydawnictwo KR, Warszawa 1996/1920, s. 223 (przyp. tłum.)]. 329 Maurits Comelis Escher (1898-1972), holenderski autor grafik, w których tworzył kon strukcje niemożliwe (przyp. tłum.).
144
FREUD WITTGENSTEINA
C hociaż „niezw ykły urok” niesam ow itego w istotny sposób przyczy nia się do w yjaśnienia atrakcyjności w yrażeń idiom atycznych, w których w yjaśnienia psychoanalityczne są w yrażane, to jednak nie w ystarcza ona do w ytłum aczenia pow odu, dla którego Freud się nimi posługuje. O te zie m ów iącej o istnieniu nieśw iadom ych m yśli W ittgenstein w Niebieskim i brązowym zeszycie pow ie, że „(...) je st to po prostu now a term inologia i w każdej ch w ili m ożna j ą przetłum aczyć na zw yk ły języ k ”330. A później, zw ró ciw szy uw agę na to, że „czasem nie m ożem y się oprzeć tem u, by przyjąć bądź odrzucić jakąś notację”331 pow ie: „Pom ysł, że m ogą istnieć nieśw iad om e m yśli, oburza w ielu ludzi (...) Przeciw nicy nieśw iadom ych m yśli nie dostrzegli, że nie protestują w cale przeciw now o odkrytym p sy chologiczn ym reakcjom, lecz przeciw ko sposobow i, w jaki się je opisuje. Psychoanalityków z kolei zw iód ł ich w łasn y sposób wyrażania się, który kazał im sądzić, że zrobili coś je sz c z e poza odkryciem now ych p sych olo gicznych reakcji: że w pew nym sensie odkryli św iadom e m yśli, które są n ieśw iad om e”332. Te uw agi w ydają m i się błędne, poniew aż w id zą w po jęciu n ieśw iadom ych m yśli bezstronny przym us notacyjny, a w m yśleniu przekonanie, że one tylko rejestrują „now o odkryte reakcje p sych ologicz ne”, które „w każdej chw ili m ożna p rzełożyć na zw yk ły języ k ”. Pojęcie nieśw iadom ych m yśli nie jest dającym się usunąć obcym ciałem , którego m ożna się pozbyć, pozostaw iając neutralny rdzeń „zjawisk i zw iązków nieznanych w cześn iej”333. Ich zadaniem jest nadawanie m etodzie p sych o analitycznej sam ouw ierzytelniającego się charakteru. G dy Freud m ów i, że J a k iś proces określam y mianem nieśw iadom ego, je śli (...) został on w sw oim czasie zaktyw izow any, m im o że w ow ym cza sie nic o nim nie w iem y ”334, to nie poddaje się on tylko urokowi notacji, nie przysw aja sobie tylko formy opisu, która „nie w nosi nic do naszej w iedzy, lecz tylko podsuw a inną formę jej słow n ego opisu”335. Jaki bow iem inny 330 Ludwig Wittgenstein, The Blue and The Brown Books (Oxford, 1958), s. 23 [Niebieski i brązowy zeszyt (przetłumaczyli Adam Lipszyc i Łukasz Sommer), Wydawnictwo Spacja, Warszawa 1998, s. 51 (przyp. tłum.)]. 331 Wittgenstein, Niebieski i brązowy zeszyt, dz. cyt., s. 99 (przyp. tłum.). 332 Wittgenstein, The Blue and The Brown Books, dz. cyt., s. 51 [Niebieski i brązowy zeszyt, dz. cyt., s. 100 (przyp. tłum.)]. 333 G.E. Moore, „Wittgenstein Lectures in 1930-1933”, Mind, Vol. 64 (1955), s. 15. 334 NIL, s. 95 [Wfykiady ze wstępu do psychoanalizy. Nowy cykl, dz. cyt., s. 82 (przyp. tłum.)]. 335 Wittgenstein, The Blue and The Brown Books, dz. cyt., s. 136 [Niebieski i brązowy zeszyt, dz. cyt., s. 206 (przyp. tłum.)]. 145
FREUD I PSEUDONAUKA
sposób wyrażania się pozw oliłb y mu uparcie tw ierdzić, że jakiekolw iek w ątpliw ości co do istnienia takich pow iązań, które nie zostały wykryte za p om ocą specjalistycznej m etody introspekcji, są bezpodstawne? To, co w zięto za p ojęciow ą zuchw ałość, w rzeczyw istości było roztropnością. R obiąc z odniesienia sw oich tw ierdzeń niedostrzegalny proces w spółw ystępujący z „aktem”, który ma w yjaśnić, Freud um ożliw ia sobie łącze nie zgod n ości z uczciw ym odrzuceniem przez działający podm iot hipo tezy o przyczynach je g o zachow ania z n iew rażliw ością na kontrprzykład odtw orzenia w typie C ollingw ooda historycznych podstaw aktyw ności działającego podm iotu. Kto zatem m ów i o „okropnym bałaganie”, jak ie go narobili u czn iow ie Freuda, nie odróżniając przyczyny od pow odu336, ten naraża się na zarzut, że przedstawia stan rzeczy, w którym przesadnie akcentuje bezradne pom ieszanie [pojęć], natom iast nie zwraca uw agi na sposób, w jaki to pom ieszanie jest zm yśln ie w ykorzystyw ane w interesie teorii. W pojęciu pow odów , które w ostatecznym razie są samoujawniającym i przyczynam i, w ięcej jest gram atycznego polotu, niż gram atycznego zam ętu. Zam ykając m yśl w g ło w ie działającego podm iotu, Freud m oże obyw ać się bez środow iska zew nętrznego, a czyniąc j ą nieśw iadom ą, nie m usi się liczyć z je g o [podmiotu] zdaniem . G dy zrozum iem y, że w yróżnikiem teo rii freudowskiej nie jest hipoteza o istnieniu nieśw iadom ych życzeń , lecz założen ie o jedynym w sw oim rodzaju dostępie do nich dzięki m etodzie psychoanalitycznej, to w iele zagadek, które kryją w sobie tw ierdzenia p sy choanalityczne, da się rozwikłać.
W ittgenstein uważa, że wyjaśnianie psychoanalityczne jest podobne do wyjaśniania w estetyce. N iew iele jednak nam to m ów i, dopóki nie d ow ie m y się, jak on rozum ie to ostatnie. Jedno jest pewne: nie jest to w yjaśnia nie w języku m echanizm ów m ózgow ych . A le m im o że - jak wtedy, gdy m ów i, iż podanie przyczyny nie rozw iąże zagadki wrażenia estetycznego - uw aża niekiedy, że podanie fizyczn ego substratu tego wrażenia nie odpo w ie na nasze pytanie (na przykład opis stanu nerwu w ęch ow ego w trakcie 556 Moore, „Wittgenstein Lectures in 1930-1933”, dz. cyt., s. 20. 146
FREUD WITTGENSTEI NA
w ąchania róży nie da odpow iedzi na pytanie natury estetycznej, dlaczego pachnie ona przyjem nie)337, to jednak n ie zaw sze ma na m yśli tylko to. W je g o w zm iankach o Frazerze338 w tej samej serii w ykładów coś je s z cze je st na w idoku. Jak pisze M oore, „w edług niego, błędem byłoby uw a żać, że na przykład opis św ięta B eltan e’a339 dlatego «w yw iera na nas tak duże w rażenie», że «zapoczątkow ało je św ięto, w czasie którego palono człow iek a» (...) N ie w iem y, dlaczego ten opis w yw iera na nas tak duże w rażenie” (dla W ittgensteina je st to pytanie estetyczne), „i tej niew iedzy nie zredukuje poznanie przyczyn narodzin tego święta, lecz w iedza o ist nieniu innych podobnych świąt: je ż e li takie św ięta się znajdą, to tamto św ięto będzie się w ydaw ać czym ś «naturalnym» w przeciw ieństw ie do podania «przyczyn je g o narodzin»”. Z podobnym zarzutem spotyka się także Darwin, który uważał, że „po niew aż nasi przodkow ie w poryw ie zło ści m usieli kąsać”, to w dostatecz nym stopniu w yjaśnia to, dlaczego „w zło ści szczerzym y zęb y”. N ie mam p ew n ości co do w agi o w eg o „w dostatecznym stopniu”, ani co do tego, w czym pytanie o to, d laczego w zło śc i szczerzym y zęby przypomina py tanie o to, d laczego opis św ięta B eltan e’a w yw iera na nas w rażenie. A le są je sz c z e inne niejasności zw iązane z tym i uwagam i. Pytanie, na które Frazer m iał dać błędną odpow iedź, nigdy nie było przez niego zadane. Przedm io tem je g o zainteresow ania (w Balderze Wspaniałym ) zdaje się pytanie o to, czy sednem św iąt O gnia jest w zm ocn ien ie żaru słońca za pośrednictwem m agii sym patycznej, czy zw y ciężen ie zła albo budzących grozę rzeczy. R ów n ież i zalecany przez W ittgensteina sposób rozwiązania zagadki bycia pod w rażeniem - „(...) w iadom ość o istnieniu innych podobnych św iąt” - przypom ina opis tego, co Frazer robi przez w ięk szość czasu: „O gniska w czasie św ięta P onggol [N ow ego Roku] w Południow ych Indiach (...) ogniska podczas św ięta H oli w Północnych Indiach (...) chodzenie po roz żarzonym w ęglu w Chinach (...) chodzenie po rozżarzonym w ęglu podczas św ięta hinduskiego (...) chodzenie po rozżarzonym w ęglu u B adagasów
337 Tamże, s. 18. 338 Sir James George Frazer (1854-1941), szkocki antropolog społeczny, badacz mitolo gii i religii. W roku 1890 ukazało się pierwsze wydanie jego monumentalnego dzieła The Golden Bough (Złota gałąź), którego część siódmą stanowi Balder The Beautiful (Balder Wspaniały) (przyp. tłum.). 339 Tradycyjne święto celtyckie rozpoczynające lato, podczas którego gasi się stare ogniska i rozpala nowe. Odbywa się w nocy z 30 kwietnia na 1 maja (przyp. tłum.). 147
FREUD I PSEUDONAUKA
(...) chodzenie po rozżarzonym w ęglu w Japonii itd., itd.” . Tyle o tym m ó w ię, żeb y pokazać, jak trudno jest m ieć pełne zaufanie do interpretacji, jakim m ożna poddać te uw agi. Trudno jednak nie w yczu ć w niektórych m iejscach niem alże spenglerow skiej340 pogardy dla poszukiw ania zw ią z ków p rzyczynow ych w pracy naukowej; trudno też na przykład nie za uw ażyć, że W ittgenstein nie zapam iętał dobrze pytania, które zadał sobie Frazer, i po prostu uważa, iż je g o pytanie je st ciekaw sze, a pytanie Frazera je st w ynikiem błędu w rażliw ości. M ożna jednak te uwagi zinterpretować inaczej i do tego w iarygodnie bez przypisyw ania W ittgensteinowi antypatii do pytań o charakterze przyczynow ym . On m ógł po prostu zw rócić uw agę na błąd, który je st bardzo łatw o popełnić. M ożna g o opisać jako szukanie spełnienia w nieodpow iednim m iejscu. Przykładem jest pytanie o etiolo gię zjaw iska, tym czasem tak naprawdę jest potrzebna analiza wrażenia, jakie w yw arło na nas to zjaw isko. C zęsto na przykład sądzim y, że je ste śm y zainteresow ani przeszłością, podczas gdy tym , co nas naprawdę pa sjonuje, je st doznanie przeszłości. Zapom inam y, że głębokiego przeżycia, jak ie w y w o łu ją w nas ruiny, nie da się w ytłum aczyć odkryciem przyczyny, która doprow adziła do ich ob ecn ego stanu. K toś, kto podjął studia astro nom iczne z bliżej nieokreśloną nadzieją, że dzięki temu dow ie się czeg o ś o naturze wrażenia, jak ie robi na nim gw iaździsta noc, popełnia ten błąd. Z drugiej strony w yjątkow ego wrażenia, jak ie robi na nas charakterystycz ny chód osób dotkniętych achondroplazją341 („Atm osfera była przesycona ży czliw o ścią , przyjaźnią, jakby dw oje karzełków ściskało sobie ręce”)342, nie w yjaśni się odniesieniem do endokrynologii tego stanu. A jednak, k ie dy W ittgenstein m ów i o „takim w yjaśnianiu, o jakim się marzy, kiedy je st m ow a o wrażeniu estetycznym ”, to nie w ydaje się, żeby potrzebna mu była analiza wrażenia: nawet tego jest za w iele jak na hipotezę. N a trop tego, co on naprawdę m a na m yśli, naprowadza dokonane w dru gim w ykładzie z estetyki porównanie uw ag zw iązanych z poczuciem pięk na z w yrażeniam i w rodzaju „Co chcę pow iedzieć?” i „O, w łaśnie to”343. 340 Oswald Spengler (1880-1936), niemiecki filozof i historyk (przyp. tłum.). 341 Achondroplazja - wrodzona choroba, której skutkiem jest nieprawidłowe kostnienie śródchrzęstne. Może powodować niedobór wzrostu (karłowatość) i charakterystyczny „kaczkowaty” chód (przyp. tłum.). 342 Cytat z Passage to India, wydanej w roku 1924 powieści pisarza angielskiego Edwarda Morgana Forstera (1879-1970); polskie wydanie Droga do Indii, w tłumaczeniu Krystyny Tarnowskiej i Andrzeja Konarka, Czytelnik, Warszawa 1979, s. 418 (przyp. tłum.). 343 Ludwig Wittgenstein: Lectures and Conversations, dz. cyt., s. 37. [Por. „Wykłady o este
148
FREUD WITTGENSTEINA
W Dociekaniachfilozoficznych (§ 3 3 4 ) o wyrażeniu: „A w ięc chciałeś w ła ściw ie p ow ied zieć (...)” W ittgenstein m ów i: „Takim to zwrotem odw odzi się k og o ś od p ew nego sposobu m ów ien ia na rzecz innego”. W ittgensteinow i chodzi chyba tutaj o to, że komentarz, jak iego w edług niego w ym aga zd ziw ien ie estetyczne, m im o że zdaje się op isyw ać albo w yjaśniać pew ien przeszły stan um ysłu, w rzeczyw istości przedłuża doznanie w określonym kierunku. Jeśli kom uś, kto dokonuje trójpodziału kąta udow odni się, że podjął się zadania niew ykonalnego, to podobnie pow ie, iż to jest w łaśnie to, co starał się zrobić, aczkolw iek to, co próbował robić, było czym ś zu pełnie innym. To sam o w podobnej sytuacji pow ie rów nież ktoś, kto kon struuje regularny pięciobok: „«To w łaśn ie próbowałem zrobić», poniew aż je g o m yśl przestaw iła się na tor, na którym kłam stw o tylko czekało na to, żeb y j ą przestaw ić”344. Przykład pokrew nego zjaw iska stanow ią egip scy intelektualiści, którzy w latach dw udziestych ubiegłego w ieku ośw iadcza li, że ich rodakami są A rabow ie. Podobnie zachow ują się m ałżonkow ie żyjący w separacji, którzy m ów ią, że nigdy nie kochali siebie w zajem nie. W szystkie te ośw iadczenia, w praw dzie pozornie opisują przeszłość, jednak w rzeczyw istości słu żą ukierunkowaniu ich autorów na planow aną przyszłość. I podobnie jak niektóre interpretacje analityka „pom agają im pójść p ew n ą drogą (...) sprawiają, że pew ne sposoby ich zachow ania i m y ślenia stają się naturalne”345. Takie uw agi nierzadko przybierają postać analogii, odkrywam y bo w iem coś, do czeg o zgodnie z naszym poczuciem m am y podobny stosu nek, jak do tego, nad czym łam iem y sobie g ło w ę albo co w yw iera na nas wrażenie. W zapiskach M oore’a W ittgenstein m ów i o estetyce jak o „dobrym po rów nyw aniu” i o „ustawianiu rzeczy obok sieb ie” . A w trzecim w ykładzie na tem at estetyki m ów i o takim rodzaju w y ja śn ie n ia ,,ja k ieg o oczekuje my, kiedy wrażenia estetyczne są dla nas zagadkow e (...); stan zdziw ienia, o którym m ów ię, u leczyć m ożna tylko za p om ocą szczególn ego rodzaju porównań (...)”346. W rozm ow ie drugiej W ittgenstein m ówi: „Objaśniając m arzenie senne w staw ia się je w kontekst, w którym przestaje być zagadko w e. W pew nym sensie śniący raz je sz c z e śni swój sen w okolicznościach, tyce” (wybrał i przetłumaczył Piotr Graff), Studia Estetyczne, 1977, t. XIV, s. 139 (przyp. tłum.)]. 344 Moore, „Wittgenstein Lectures in 1930-1933”, dz. cyt., s. 9-10. 345 Ludwig Wittgenstein: Lectures and Conversations, dz. cyt., s. 44—45. 346 Tamże, s. 20 [„Wykłady o estetyce”, dz. cyt., s. 141 (przyp. tłum.)].
149
FREUD I PSEUDONAUKA
w których zm ienia się je g o aspekt”347. W Brązowym zeszycie , zastanawiając się nad tym , czym jest w yjaśnienie w estetyce, powie: „(...) m oże polegać na znalezieniu słów , które wyobrażałbym sobie jako werbalny kontrapunkt (...) m otyw u (...) słow o, które w ydaw ało się trafnie ujm ować ów [m otyw ]”348. M am y rów nież pew ne niezam ierzone w yznanie analityka W ittelsa, że w y jaśn ien ie psychoanalityczne m oże być też k w estią „słow a, które w ydaw ało się trafnie je ujm ow ać”. M ów i on o „(...) neurotykach, którzy jakoś d ziw nie gotow i byli przysw oić sobie sło w o «kastracja», skoro tylko d ow ie d zieli się, że ja go używ am . W ów czas ich w spom nienia przybierały mniej w ięcej taką postać: «M oja matka w ykastrow ała m nie, kiedy byłem m ałym chłopcem . A le tym , który szczególn ie m nie wykastrował, był dziadek ze strony ojca. W czoraj w ykastrow ała m nie m oja kochanka»”349. Freud daje seksualne w yjaśnienie m yślenia obsesyjnego. M ów i o skłonności do tego, „by zsek su alizow ać sam o m yślen ie i zabarwić operacje intelektualne roz k o szą i lękiem charakterystycznym dla w łaściw ych procesów seksualnych. Badanie staje się tu (...) aktyw nością seksualną (...) Sam proces m yślow y nabiera aspektu seksualnego (...) a zaspokojenie z osiągniętego w yniku m yślenia odczuw ane jest jako zaspokojenie seksualne (...) (poczucie inte lektualnego rozwiązania, w yjaśnienia sprawy zajmuje m iejsce zaspokoje nia seksualnego)”350. Nietrudno sobie w yobrazić, że ktoś, kto przeczytał te słow a, m ógłby być zachw ycony ich zrozum ieniem i byłby skłonny je zaak ceptow ać. Tylko czy z tego w ynika, że stanow ią one hipotezę? Gdy w tym kontekście Karl Abraham351 w skazuje, że „w biblijnym język u hebrajskim słow o «poznać» m oże oznaczać «stosunek płciow y»: m ężczyzn a poznał sw o ją żo n ę”352 oraz że „porów nyw anie aktu m entalnego z aktem seksu alnym nie n ależy do rzadkości. M ów i się na przykład o koncepcji dzieła 347 Ludwig Wittgenstein: Lectures and Conversations, dz. cyt., s. 45. 348 Wittgenstein, The Blue and The Brown Books, dz. cyt., s. 166-167 [Niebieski i brązowy zeszyt, dz. cyt., s. 248 (przyp. tłum.)]. 349 Fritz Wittels, Sigmund Freud (London, 1924), s. 160-161. 350 Ten fragment jest zlepkiem uwag Freuda w Leonardo da Vinci (London, 1963), s. 114 oraz w „Notes upon a Case o f Obsessional Neurosis” (1909), CP 3, s. 380 [Sigmund Freud, „Leonarda da Vinci wspomnienie z dzieciństwa” (przetłumaczył Robert Reszke). W: S. Freud, Dzieła , t. X, Wydawnictwo KR, Warszawa 2009/1910, s. 84 oraz Sigmund Freud, „Uwagi na temat pewnego przypadku nerwicy natręctw” (przetłumaczył Dariusz Rogalski). W: S. Freud, Dzieła , t. II, Wydawnictwo KR, Warszawa 1996/1909, s. 80 (przyp. tłum.)]. 351 Karl Abraham (1877-1925), niemiecki psychoanalityk, przez Freuda uważany za jego najlepszego ucznia (przyp. tłum.). 352 Por. Rdz 4, 1 (przyp. tłum.). 150
FREUD WITTGENSTEINA
poetyck iego”, albo gd y Freud m ów i o Leonardzie, że „w je g o wypadku nam iętność przerodziła się w popęd badaw czy (...) na w yżynach pracy in telektualnej, gdy ju ż zdobył poznanie, uw alniał pow strzym yw any afekt, pozw alał m u płynąć sw obodnie”353, to c zy ż nie jest to po prostu k w estią „dobrego porównania”, „ustawiania rzeczy obok siebie”? Baudelaire354 przyrównuje akt p łciow y do poddawania torturom: „(...) te w zdychania, te jęki, ten krzyk, to ciężk ie sapanie (...) Jakie jeszcze bar dziej przerażające sceny m ożna oglądać podczas przesłuchania? To prze wracanie oczam i jak u lunatyków, te kończyny z naprężonym i jakby pod działaniem baterii galw anicznej m ięśniam i, itd., itd.”. Zestaw m y dla kon trastu nasz stan um ysłu podczas czytania tych słów ze stanem, jaki prze żyw am y czytając to, co Freud pisze o spółkow aniu, o zaspokojeniu seksu alnym jak o małej epilepsji („złagodzenie i zadaptowanie epileptycznego odprow adzenia bodźców ”)355. N ikt nie pom yli w d zięczności dla Baudelaire’a za c h w ilo w ą ulgę w dźw iganiu brzem ienia tryskającej energią swojej seksualności z w d zięczn o ścią za postaw ienie hipotezy albo w zięcie tego za hipotezę, c o u Freuda je st na porządku dziennym . „Atrakcyjność w yjaśnień pew nych rodzajów jest nieodparta. W da nym m om encie atrakcyjność p ew nego rodzaju w yjaśnienia je st w iększa, niż to sobie m o żecie przedstawić. W szczeg ó ln o ści w yjaśnienia typu «To je st naprawdę tylko tam tym »”356. Ta w zm ianka W ittgensteina podkreśla coś, co w ięk szo ść dyskusji nad Freudem, naw et krytycznych, pom ija fascynującą jak ość je g o interpretacji. „Ludzie m ają w zw yczaju m ów ić: « N ie m ożna nie brać pod uw agę, ż e to m arzenie senne je st naprawdę takie w łaśn ie» (...) K iedy ktoś powiada: «D la czeg o m ów isz, że jest ono takie naprawdę? To oczyw iste, że ono takie w cale nie jest», to w rzeczyw isto ści trudno naw et zobaczyć je jak o co ś innego”357. P ow iedzm y kom uś obe znanem u z psychoanalizą, że o b cięcie ucha przez Van G ogha nie m iało żadnego zw iązku z kastracją, albo że w yłupienie sobie oczu przez Edypa nie było substytutem kastracji, a spotkam y się bardziej z konsternacją, niż z niedow ierzaniem . B ęd zie on m iał kłopot ze znalezieniem sensu w naszej w yp ow ied zi. B ęd zie się zachow yw ać tak, jak gdyby po prostu nauczył się *3467 553 „Leonarda da Vinci wspomnienie z dzieciństwa”, dz. cyt., s. 80 (przyp. tłum.). 334 Charles Baudelaire (1821-1867), pisarz francuski (przyp. tłum.). 353 „Dostoevsky and Patricide”, dz. cyt., s. 226 [„Dostojewski i ojcobójstwo”, dz. cyt., s. 234 (przyp. tłum.)]. 336 Wittgenstein, „Wykłady o estetyce”, dz. cyt., s. 141 (przyp. tłum.). 337 Ludwig Wittgenstein: Lectures and Conversations, dz. cyt., s. 46. 151
FREUD I PSEUDONAUKA
zwrotu „sym bol kastracji”. A takie znaczenie ma w łaśnie substytut kastra cji. „Poprawna analogia to analogia zaakceptow ana” .
IV W relacji M oore’a z w ykładów W ittgensteina w roku 1933 m iał on p ow ie dzieć, że „w rzeczyw istości Freud nie w yn alazł żadnej m etody objaśniania marzeń sennych, która byłaby podobna do reguły m ówiącej o przyczy nach bólu brzucha”358. A le czy ż wyparte m yśli nie są zielonym i jabłkam i freudow skiej psychopatologii? M ożna by zapytać, jak Freudowi udaje się w tylu sytuacjach znaleźć aluzje do kastracji, defloracji, narodzin, stosunku p łcio w eg o , menstruacji, masturbacji itp., itd., skoro nie od k iył reguł analo giczn ych do tych, które coś pow ied zą o przyczynach bólu brzucha? W roz m ow ie drugiej, zestaw iając dla kontrastu praw dziw ą naturę interpretacji psychoanalitycznych z ich pozornym charakterem, W ittgenstein opisuje coś, co „m ożna by nazwać naukowym potraktowaniem marzenia sennego (...) m ożna postaw ić hipotezę. Po przeczytaniu sprawozdania z marzenia sennego m ożna przew idyw ać, że śniącem u będą m usiały przychodzić na m yśl takie to a takie w spom nienia. A taką hipotezę m ożna sprawdzić albo i nie”359. A le cz y to nie jest w łaśnie tó, co robi Freud? C zyżby nie tw orzył on przykładów, w których interpretacja je st zespolona z jakim ś dającym się niezależnie uw iarygodnić zdarzeniem ? Zanim jednak zgodzim y się z tym argumentem, przyjrzyjmy się dokładnie dokonaniom rekonstrukcyjnym Freuda. K iedy ju ż to zrobimy, to się okaże, że prawie zaw sze są one n ie przekonujące pod jednym z następujących w zględów : albo w ydedukow ane zdarzenie jest w szechobecne, albo je st znane niezależnie od procedury, za pośrednictw em której zostało rzekom o w ydedukow ane. I w jednym , i w drugim w ypadku realność w ydedukow anego zdarzenia nie św iadczy sama przez się o trafności drogi, która do n iego doprowadziła. Przypuśćm y, że nie jesteśm y pew ni, czy jest tak naprawdę i na w szelki w ypadek zajrzyjm y do historii przypadku. W tedy okaże się, że albo nie zależne praw dopodobieństw o zrekonstruowania zdarzeń czy scen jest za duże na to, żeby w esprzeć trafność techniki interpretacyjnej (jak to było
J5' Moore, „Wittgenstein Lectures in 1930-1933”, dz. cyt., s. 20. 159 Ludwig Wittgenstein: Lectures and Conversations, dz. cyt., s. 46.
152
FREUD WITTCENSTEI NA
z nietrzym aniem m oczu u D ory), albo że są one znane i bez analizy (jak w wypadku porządnego lania, które sprawiał Paulow i jeg o ojciec i strasze nia kastracją M ałego Hansa). Pozornym w yjątkiem , który często uw aża się za n ajw iększe osiągn ięcie Freuda w je g o sztuce interpretacyjnej, jest odkrycie, że pacjentow i, jako półtorarocznem u dziecku, dane było obser w o w a ć „trzykrotnie360 odbyw any [przez rodziców ] coitus a tergo” o piątej po południu. Z całą p ew n ością tem u op isow i nie brakuje szczeg ó ło w o ści. Brakuje mu natom iast jednego: potw ierdzenia. Freud zdaje sobie z tego sprawę i dlatego ucieka się do argumentu wew nętrznej logiki. P ow ie ktoś, że nawet jeśli te w ątp liw ości są uzasadnione w stosunku do op isyw anych z najdrobniejszym i szczegółam i przez Freuda przypad ków , to p rzecież m am y je g o zapew nienie, iż do niektórych dokonanych przez n iego rekonstrukcji te zarzuty się nie odnoszą, to znaczy, odtw orzo ne zdarzenia nie b yły mu w cześniej znane oraz zostały niezależnie u w ie rzytelnione dzięki „szczęśliw em u zb ieg o w i okoliczności” . N a przykład, pokojów ki M arie Bonaparte361 potw ierdzają podejrzenie Freuda, że była ona św iadkiem stosunku p łcio w eg o , zanim je sz c z e ukończyła pierw szy rok życia362. Ż eby jednak m ogło to przem aw iać na korzyść twierdzenia, że Freud odkrył prawa, zgodnie z którym i wyparte w spom nienia podle gają zniekształceniu, pow inniśm y w ied zieć, jak często dokonyw ał on re konstrukcji, w których w ystępow ała scena pierwotna, a są powody, żeby przypuszczać, że działo się to bardzo często. Z tego, że nie pow inien był ogłaszać niepotw ierdzonych rekonstrukcji w cale jeszcze nie w ynika, iż w oln o m ó w ić o je g o bezbrzeżnej nieszczerości, poniew aż on sam przy znaje się, że nie przyw iązyw ał w agi do takiego sposobu uwierzytelniania, będąc przekonanym o ich bezw yjątkow ej prawdziwości: Sam chciałbym wiedzieć, czy scena pierwotna była fantazją czy realnym przeżyciem mego pacjenta, ale biorąc pod uwagę inne podobne przypadki, należy stwierdzić, że rozstrzygnięcie tej kwestii nie jest właściwie aż tak bardzo ważne. Sceny obserwowania aktu seksualnego rodziców, uwiedzenia
560 Sigmund Freud, „From the History o f Infantile Neurosis” (1918), CP 3. s. 508 [,,Z histo rii nerwicy dziecięcej” („Człowiek-Wilk”)” (przetłumaczył Robert Reszke). W: S. Freud, Dzieła, t. VI, Wydawnictwo KR, Warszawa 2000/1918(1914}, s. 125-126 (przyp. tłum.)]. 361 Marie Bonaparte (1882-1962), księżna, wnuczka księcia Pierre-Napoleona Bonapartego (1815-1881), uczennica Freuda, ocaliła przed zniszczeniem listy Freuda do Wilhelma Fliessa (przyp. tłum.). 362 Jones, Sigmund Freud Life and Work, dz. cyt., Vol. III, s. 129. 153
FREUD I PSEUDONAUKA
w dzieciństwie i groźby kastracji to niewątpliwie własność dziedziczna, dzie dzictwo filogenetyczne (,..)363. Jeśli istnieją w rzeczywistości, to dobrze; jeśli zaś zawiodła rzeczywistość, to zostają zbudowane z napomknień i uzupełnione fantazją. Wynik jest ten sam i nie udało się po dziś dzień wykazać różnicy w skutkach zależnie od tego, czy fantazja, czy rzeczywistość biorą większy udział w tych zdarzeniach z dzieciństwa364. Zdając się na dziedzictw o archaiczne, Freud pozbawia się w szelkiej m ożliw ości wykazania, że je g o rekonstrukcje są błędne, a ustanowione przez niego reguły interpretacji - bezpodstaw ne. A le tego to on ju ż nie w i dzi, poniew aż posługuje się nieuśw iadom ionym założeniem , że złożoność interpretacji, w ielka liczba występujących w niej odsyłaczy do wydarzeń w życiu pacjenta, „(...) obszerny kontekst rozciągający się pom iędzy sym p tom em chorobow ym a ideą patogenną”365, jest wskaźnikiem je g o prawdzi w ości. Najzupełniej nie doceniam y m ożliw ości pojawienia się takiej zaw i łej spójności, w której poszczególne części nie są autentycznie powiązane. U spraw iedliw iając sw oje przekonanie o realności sceny pierwotnej Freud pisał: „(...) w szystko konwerguje do niej (...) w trakcie syntezy stała się ona punktem prom ieniow ania najróżniejszych osobliw ych sukcesów [i] w tej jednej hipotezie znalazły rozw iązanie w ielkie i najm niejsze pro blem y i osob liw o ści historii choroby (...) [analityk] nie przypisuje sobie takiej przenikliw ości um ysłu, by m ógł w y m y ślić coś, co za jednym zam a chem spełnia w szystkie te w y m o g i”366. A le W ittgenstein pow ątpiew a o tym: „Freud zauważa, że po przeprowa dzonej analizie marzenia sennego okazuje się ono bardzo logiczne. I o czy w iście je st ono takie. M ożna zacząć od jak iegok olw iek spośród przed m iotów na tym stole - których na pew n o nie um ieściła na nim czynność śnienia - a okaże się, że da się z nich w szytkich stw orzyć układ podobny do tam tego, i układ będzie rów nie logiczn y ”367. A lbo na stole W ittgensteina panuje w ięk szy nieład, niż na m oim , albo dzieli on z Freudem je g o geniusz w tw orzeniu zw iązków asocjacyjnych 363 „From the History o f Infantile Neurosis”, dz. cyt., s. 576 [,,Z historii nerwicy dziecięcej („Człowiek-Wilk”)”, dz. cyt., s. 175 (przyp. tłum.)]. 364 IL, s. 310 [ Wstąp do psychoanalizy, dz. cyt., s. 264 (przyp. tłum.)]. 365 „Fragment analizy pewnej histerii”, dz. cyt., s. 79 (przyp. tłum.). 366 „From the History o f Infantile Neurosis”, dz. cyt., s. 256 [,,Z historii nerwicy dziecięcej („Człowiek-Wilk”)”, dz. cyt., s. 138 (przyp. tłum.)]. 367 Ludwig Wittgenstein: Lectures and Conversations, dz. cyt., s. 51. 154
FREUD WITTGENSTEINA
m iędzy d w om a dow olnym i punktami, bo m nie nigdzie nie udało się stw o rzyć takiego układu, który byłby tak przekonujący, jak Freuda. L ecz takie dociekania stracą na sile, je śli b ędziem y pam iętać o tym , co na sw oim stole p o ło ży ł Freud: „M ateriał zgrupow any w o k ó ł jednego tematu trzeba było w yd ob yw ać fragm entarycznie, że b yło to rozłożone w czasie i usytuow ane w różnych kontekstach”368. Jednak to elastyczność i w ielo ść reguł najbar dziej przyczyniają się do zm niejszenia apriorycznego niepraw dopodobień stw a stw orzenia pow iązań skojarzeniow ych z oraz m iędzy m arzeniam i sennym i, objaw am i, w spom nieniam i itd. je g o pacjentów a m otyw am i sek sualnym i, ch ociaż w rzeczyw istości ich nie ma. Zw iązek m iędzy n ieśw ia d om ą m y ślą i jej przejawem jest często po prostu taki, że coś w chodzi do czeg o ś, albo co ś w ych od zi z czeg o ś, albo coś jest od czeg o ś odłączone i tak dalej, i tak dalej. I to w łaśn ie pozw ala Freudowi dostrzegać aluzję do lęku kastracyjneg o w objaw ie chorych na nerw icę obsesyjną, „za pośrednictwem którego zapew niają oni sobie nieustającą udrękę. K iedy idą ulicą, zaw sze bacznie obserwują, c zy ktoś ze znajom ych ukłoni im się pierwszy uchylając kapelu sza, cz y m oże czeka, aż oni się ukłonią; i zrywają z tymi znajom ym i, którzy w edług ich m niem ania ju ż im się nie kłaniają, lub nie odpowiadają należy cie na ich pozdrow ienia (...) źródło takiego nadmiaru uczucia łatw o wykryć w relacji z kom pleksem kastracyjnym”369. (C oś jest odłączane od czegoś). I w n iezd oln ości w ychodzenia M ałego Hansa z domu w id zieć kazirod cze pożądanie w łasnej matki. Zamiarem i treścią tej fobii pozostaje „daleko posunięte ograniczenie sw obody ruchów, jest ona zatem potężną reakcją na ciem n e im pulsy ruchu, które chciałyby się skierować przede w szystkim przeciw ko m atce”. A to, że koń pow inien być obiektem fobii Hansa, nadaje się do takiej samej interpretacji. „Koń zaw sze był dla chłopca w zorem roz k o szy ruchu (...) poniew aż jednak ta rozkosz ruchu zawiera w sobie im puls spółkow ania, rozkosz ruchu zostaje ograniczona przez nerw icę, koń zaś zostaje w yn iesion y do rangi sym bolu grozy”370. (C oś jest w ruchu). I dostrzec deflorację w następującym przykładzie: „C zy w iesz, d lacze g o n asz stary przyjaciel E. czerw ieni się po uszy i poci na w idok niektórych ze sw o ich znajom ych? (...) Z apew ne się w stydzi, tylko czego? O tóż tego,
368 „Fragment analizy pewnej histerii”, dz. cyt., s. 129-130 (przyp. tłum.). 369 Sigmund Freud, „Connection between a Symbol and a Symptom” (1916), CP 2, s. 163. 370 Sigmund Freud, „Analysis o f a Phobia in a Five Year Old Boy” (1909), CP 3, s. 280 [„Analiza fobii pięciolatka (Mały Hans)”, dz. cyt., s. 90 (przyp. tłum.)]. 155
FREUD I PSEUDONAUKA
że w sw oich fantazjach w yobraża siebie jako defloratora każdej osoby, na którą się natknie. O blew a się potem , kiedy dokonuje defloracji, boć to m o zolna praca (...) C o w ięcej, nie m oże p ogod zić się z faktem, że w czasie studiów oblał egzam in z botaniki i dlatego odbija się to teraz na nim jak o «defloratorze»”371. „W szystko to są doskonałe porównania”. Freud przem ienia sw ojego pacjenta w chodzący rebus. W prawdzie każda interpretacja snuje sw oją w łasną opow ieść, jednak że ciek aw ego św iadectw a w tym w zględ zie dostarcza pew ien szkolący się u Freuda psychiatra amerykański: „Zw ykle tw orzyłem długie ciągi skoja rzeń z sym boliką marzeń sennych, a on czekał, aż pojawi się skojarzenie pa sujące do je g o schematu interpretacji i uczepiał się go jak detektyw podczas konfrontacji, który czeka tylko na to, żeby rozpoznać tego człow ieka”372. Freud, jak się zdaje, zachow yw ał się w ob ec skojarzeń, marzeń sennych, objaw ów , w spom nień i pom yłek sw oich pacjentów bardziej jak malarz w ob ec farb, n iż jak detektyw w ob ec śladów błota i popiołu z papierosa. Skutkiem tego zam iast w id zieć w „kondensacji”, „przem ieszczeniu”, „przedstawieniu przez przeciw ieństw o” itd., itd. prawa rządzące procesam i nieśw iadom ym i, utożsam iam y je z przepisam i na w ytwarzanie łańcuchów skojarzeniow ych na w cześniej wybrane „stacje d ocelow e”. N ie m echani zmy, które doprow adziły do pojaw ienia się objawu, marzenia sennego itd., lecz narzędzia do „wprowadzenia do nich trochę fantazji”.
V Jeśli chodzi o tezę, że przeżycia z okresu dzieciństw a determinują charak ter osob y dorosłej - niech to będzie na przykład rola sceny pierwotnej - to W ittgenstein raz je sz c z e um iejscaw ia jej siłę przekonywania w jej atrak cyjności, „atrakcyjności m itologii”, „w yjaśnień, które m ów ią, że to tylko powtórka tego, co się w cześniej w ydarzyło”, a w ięc „nadawanie czyjem uś
571 Sigmund Freud, Origins o f Psychoanalysis (New York, 1954), Letter 105 [Nieprzetłu maczalna gra słów. „Deflorator” (ang. „deflowerer”) to osoba dokonująca defloracji, czy li pozbawiająca dziewictwa. Angielskie „flowerer” znaczy też „kwitnąca roślina” (przyp. tłum.)]. 372 J. Worth, American Journal of Orthopsychiatry, Vol. X (1940), s. 844-845. 156
FREUD WITTGENSTEINA
życiu jakiejś tragicznej form y (...) Jak tragiczna postać spełniająca zrzą dzenia Losu, pod którą u m ieścił go on od urodzenia”373. M ożna w tym m iejscu postaw ić W ittgensteinowi zarzut, że do tego w niosk u doszed ł po om ów ien iu w yłączn ie interpretacji klinicznej. A co z obiektyw nym dow odem chorobotw órczej m ocy dośw iadczeń seksual nych w dzieciństw ie i z tw ierdzeniam i o fazach rozwoju seksualnego jako wystarczającym w yjaśnieniem pow odu, dla którego tematyka d ziecięctw a i seksualności odgryw a tak w ażn ą rolę w psychoanalizie, bez konieczności uciekania się do „czaru” albo uroku tego, co odrażające? P om in ięcie przez W ittgensteina tej problematyki m oże nieco uwiary godnić opinię Profesora W ollheim a, który uważa, że jeg o ocenę Freuda m ożna zło ży ć na karb połączenia ignoracji oraz zaw iści. A le m oże być też i tak, że W ittgenstein zauw ażył coś, co um knęło uwadze Profesora W ollhei m a. Jeśli niezniechęceni ekstrawagancją tego przypuszczenia przyjrzymy się ponow nie Freudowi, żeb y spraw dzić, czy znajdzie się u n iego podsta w a dla takiego przypuszczenia, to zobaczym y, że zam iast sform ułowania zarzutu przeciw W ittgensteinow i, je g o pośrednie odrzucenie etio lo g icz nych i rozw ojow ych tw ierdzeń Freuda uczula nas na pew ną osob liw ość psychoanalitycznego dyskursu, który przeszedł w dużej m ierze b ez echa: stopień, do jak iego Freud odhistorycznił sw oją teorię, tak że twierdzenia etio lo g iczn e i rozw ojow e, które rzekom o stanow iły podstawę je g o inter pretacji, rzeczy w iście zostały z nich w yprow adzone. O dczytajm y ponow nie Freuda w św ietle uw ag W ittgensteina, a siłą rze czy upew nim y się co do tego, że celem analizy —służyć tem u, co pozostaje z teorii - jest produkcja i puszczanie w ob ieg interpretacji; że tę aktyw ność trzeba za w sz e lk ą cenę podtrzym ywać; że gdyby Freud doszedł do w n io sku, iż je g o poglądy na ży cie seksualne dziecka były błędne, to i tak wart k iego strum ienia interpretacji nie m ożna by z tego pow odu zatrzymać. W szystko to m oże w yglądać na ja ło w e spekulacje bez m ożliw ości sprawdzenia ich praw dziw ości i do tego je szcze bardzo niewiarygodne. D latego warto przypom nieć, że sam Freud brał niegdyś pod uw agę m oż liw o ść, iż „w ysuw ane przez analizę zapom niane przeżycia d ziecięce (...) zasadzają się raczej na fantazjach, które dają o sobie znać później” . A to je g o komentarz: „(...) je śli przedstaw ione tu ujęcie sceny z okresu w c z e sn ego dzieciństw a jest w ła ściw e (...) [ajnaliza powinna zatem przebiegać dokładnie tak sam o jak wtedy, gdyby w naiwnej ufności poczytyw ała takie 375 375 Ludwig Wittgenstein: Lectures and Conversations, dz. cyt., s. 51.
157
FREUD I PSEUDONAUKA
fantazje za praw dziw e. (...) A zatem technika analityczna przy w łaściw ym postępow aniu nigdy nie pow inna ulegać żadnym zm ianom , i to niezależnie od tego, w jaki sposób oceniam y te scen y z okresu dzieciństw a”374375. Skoro jednak w olno, pom im o odnoszenia się z niedow ierzaniem do w ystępow ania d ziecięcych fantazji seksualnych, przyjm ować interpretacje zaw ierające aluzje do d ziecięcego seksualizm u, to prześw iadczenie Freuda o roli dziecięcej seksualności w etiologii nerw icy nie m oże być dla niego podstawą, lecz w yłączn ie pretekstem do objaśniania objaw ów z punktu w id zen ia seksualnych dośw iadczeń dziecka. Freud m ów i często, że psychoanalityczna teoria d ziecięcego rozwoju seksualnego była albo m oże być potw ierdzona przez bezpośrednią ob serw ację dzieci, ale też równie często daje w yraźnie do zrozum ienia, że n iczeg o takiego nie należy się spodziew ać. „(...) bezpośrednia obserw a cja w pełni potwierdza w nioski w ysnute z psychoanalizy, a tym sam ym dobrze św iad czy o niezaw odności tej m etody badawczej”375. A le oto oka zuje się, że to w łaśnie badanie psychoanalityczne potwierdza rzetelność obserw acji życia seksualnego dziecka: „(...) seksualnym i zw iem y ow e w ątpliw e i nieokreślone czynności najw cześniejszego dzieciństw a dążą ce do osiągnięcia przyjem ności, gd yż dochodzim y do nich drogą analizy objaw ów zaczerpniętych z bezsprzecznie seksualnego materiału”376. „A le najbardziej dla teorii interesujące fazy rozwoju seksualnego (...) [mają] tak szybki przebieg, że bezpośredniej obserw acji nie uda się prawdopodobnie nigdy ująć tych ulotnych obrazów. D opiero z pom ocą badania psychoana lityczn ego nerw ic stało się m ożliw e odgadnięcie leżących jeszcze bardziej w stecz faz rozwoju (...)377. A o obserwacji m ałych dzieci pisze, że: „(...) nie oddają one w pełni tego, czym jest przekonanie, jakie narzuca się leka
374 „From the History o f Infantile Neurosis”, dz. cyt., s. 522 [,,Z historii nerwicy dziecięcej („Człowiek-Wilk”)”, dz. cyt., s. 179-180, przyp. 24 oraz s. 136 i 137 (przyp. tłum.)]. Tu taj Freud antycypuje ewentualność bardzo przypominającą to, co przyciągało jego uwagę w roku 1897, kiedy to doszedł do wniosku, że w wielu wypadkach do ingerencji seksualnej, którą uznał za swoisty powód histerii, nie doszło, a której sprostał, przydzielając fantazjom seksualnym dzieci rolę chorobotwórczą, odgrywaną przedtem przez akty przemocy seksu alnej wobec dziecka. A sprostał temu z taką samą konsekwencją. 375 Sigmund Freud, „Three Contributions to the Theory o f Sex”, The Basic Writings o f Sig mund Freud (New York, 1938), s. 594 („Trzy rozprawy z teorii seksualnej”, dz. cyt., s. 85, przyp. 103 (przyp. tłum.)]. 376 IL, s. 273 [Wstęp do psychoanalizy, dz. cyt., s. 232 (przyp. tłum.)]. 377 Tamże, s. 274—275 [ Wstęp do psychoanalizy, dz. cyt., s. 233 (przyp. tłum.)]. 158
FREUD WITTCENSTEI NA
rzow i przeprowadzającemu analizy dorosłych neurotyków”378. Takie sam o niezd ecyd ow an ie udziela się je g o w yjaśnieniu podstawy, na której opiera sw oje przekonanie o życiu seksualnym dziecka jako kluczu do nerwic: „Jeżeli teraz ktoś zada m i pytanie, gd zież się podziew a ów nieodparty do w ód na poparcie wysuw anej przeze m nie tezy o etiologicznym znaczeniu czyn n ik ów seksualnych w wypadku psychonerw ic - bo przecież (...) trze ba by tu się w yrzec tw ierdzenia o specyficznej etiologii przejawiającej się w form ie jakichś szczególn ych przeżyć d ziecięcych - w ów czas pow iem , że to w łaśn ie badanie psychoanalityczne je st źródłem , z którego płynie o w o podaw ane w w ątpliw ość przekonanie”379. N a og ó ł nie zauw aża się, jak często Freud daje do zrozum ienia (a je g o praktyka to potwierdza), że chcąc określić charakter ży cia seksualnego dziecka w okresie dzieciństw a trzeba zaczekać, aż stanie się ono o so b ą dorosłą i dopiero w tedy m ożna ją poddać psychoanalizie380. C zęsto sam e tw ierdzenia Freuda odnoszące się do okresu dzieciństw a są takie, że naw et potulność pacjenta n ie zdoła rozproszyć naszych w ątpli w ości; to tylko rodzi, choć w ostrzejszej form ie, problem Ballarda381 z Do ciekań filozoficznych (§ 3 4 2 ) oraz Kartek (§ 109). Skoro je st to kw estia „ciem nych pobudek popędow ych, których dziecko nie m ogło psychicznie pojąć w czasie, gdy się pojaw iły”382, skoro trzeba w ziąć pod uw agę, „w jak niew ielkim zakresie dziecko m oże dać przedśw iadom y w yraz sw ym ż y cze niom seksualnym , jak skromne ma m ożliw o ści zakom unikowania ich”383, 378 The Interpretation of Dreams, dz. cyt., s. 258 [Objaśnianie marzeń sennych, dz. cyt., s. 228 (przyp. tłum.)]. 379 „My Views on the Part Played by Sexuality in the Aetiology o f the Neuroses”, dz. cyt., s. 281 [„Moje poglądy na temat roli seksualności w etiologii nerwic”, dz. cyt., s. 138 (przyp. tłum.)]. 380 „Analiza, której poddawane jest samo dziecko neurotyczne (...) nie może być nader treściwa; dziecku trzeba użyczać zbyt dużo słów i myśli, a i tak najgłębsze warstwy będą nieprzeniknione dla świadomości. Analiza schorzenia dziecięcego przeprowadzona u czło wieka dorosłego i dojrzałego psychicznie za pomocą medium pamięci jest wolna od tych ograniczeń” („From the History o f Infantile Neurosis”, dz. cyt., s. 475) [,,Z historii nerwicy dziecięcej („Człowiek-Wilk”)”, dz. cyt., s. 102 (przyp. tłum.)]. 381 Melville Ballard to głuchoniemy, którego wspomnienia z okresu dzieciństwa przytacza William James w swoich The Principles of Psychology (1890, t. 1, s. 266-269) dla wy kazania, że można myśleć bez mówienia, co nie przekonuje jednak Wittgensteina (przyp. tłum.). 382 Sigmund Freud, „Female Sexuality” (1931), CP 5, s. 265 [,,0 seksualności kobiecej” (przetłumaczył Robert Reszke). W: S. Freud, Dzieła, t. V, Wydawnictwo KR, Warszawa 1999/1931, s. 257 (przyp. tłum.)]. 383 NIL, s. 155 [Wykłady z psychoanalizy. Nowy cykl, dz. cyt., s. 139 (przyp. tłum.)]. 159
FREUD I PSEUDONAUKA
to czy nie uspraw iedliw ia to n aszego ustosunkow ania się do przytakiwania pacjenta, tak jak W ittgenstein ustosunkow uje się do w spom nień Ballarda z okresu, kiedy ten jesz c z e nie um iał m ów ić? „C zy jesteś pewny, że stano w i to trafny przekład tw ych b ezsłow n ych m yśli na słow a? - chciałoby się spytać. (...) W spom nienia te stanow ią o so b liw y fenom en pam ięci - i nie w iem , co w o ln o mi z nich w n osić o przeszłości opow iadającego!”384. G dy o roli d ziecięcego strachu przed kastracją Freud m ów i, że „do św iad czen ie psychoanalityczne” w yn osi je „ponad w szelk ą w ątpliw ość”385, to bynajmniej nie posługuje się hiperbolą. On tak uważa. A pozw ala m u na to je g o chw iejne przekonanie, że w szystk ie je g o dokonania sprowadzają się do udarem nienia w zbudzenia w ludziach przez zło śliw ą naturę ciągot do w zajem nego podglądania sw oich u m ysłów za pośrednictwem tak nieprzenikliw ego środka, jak ludzka czaszka, dzięki udostępnieniu sposobu dostania się do samej rzeczy386. W ittgenstein każe nam uw ażać, że jest to ambicja, której sam Pan B ó g nie m ógłby zaspokoić. Z achow anie pacjentów w trakcie analizy, która narodziła się na św ia dectw o losów , jakie przypadły im w udziale, stopniow o stawało się mier nikiem służącym za podstaw ę przypisyw ania im tych losów . P ow ied zieć o pacjencie, że zaspokoił takie to a takie życzenia, albo wyparł takie to a takie fantazje, to p ow ied zieć, iż on teraz zachow uje się w obec analityka tak a tak, reaguje na przedkładane mu interpretacje tak a tak. Interpretacja została pozbaw iona historyczności. P ojęcie praw dziw ości zastąpiło poję cie prawdy. Narracja w spom nień z d zieciństw a upodobniła się (bez żadne g o zw iązku) do narracji marzeń sennych.
Wnioski K iedy w zapiskach M oore’a W ittgenstein m ów i o Freudzie, że j e go objaśnienia brzm ią naukowo, podczas gdy są one jedynie „cudow ną
384 Ludwig Wittgenstein, Philosophical Investigations (Oxford, 1953), Section 342 [Docie kania filozoficzne (przetłumaczył Bogusław Wolniewicz). Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2005/1953, s. 157-158 (przyp. tłum.)]. 385 „Dostoevsky and Patricide”, dz. cyt., s. 231 [„Dostojewski i ojcobójstwo”, dz. cyt., s. 237 (przyp. tłum.)]. 386 „Nieświadomość to właściwie realna psychiczność” (The Interpretation o f Dreams, dz. cyt., s. 613 [Objaśnianie marzeń sennych, dz. cyt., s. 512 (przyp. tłum.)].
160
FREUD WITTGENSTEINA
reprezentacją”387, to chyba chodzi m u o to, na ile św iat psychoanalitycz nie pojęty je st tylko pow szednim św iatem , który został ponow nie przejęty przez zm ienione w yrażenie. D la ilustracji: w gram atycznych fantazjach składających się na treść teorii libido m ożna dostrzec działanie typow o m etafizycznej m otyw acji w sposobie, w jaki pow szedni św iat znika z po la w id zen ia, kryjąc się za permutacjami libido, na przykład m etafizyczne w yjaśn ien ie p ow od ów opłakiw ania śm ierci naszych bliskich, albo p ow o du, z ja k ieg o - jak to Freud ujmuje - J a niechętnie opuszcza daną p ozy cję libido”. Jeżeli pogrążanie się w smutku po stracie kogoś bliskiego jest czym ś szalenie kłopotliw ym , to w odniesieniu do czego da się je uczynić łatw ym do zrozum ienia? D o „lepkości libido”? Freud-osoba nie m iałby chyba trudności z pogrążeniem się na sekundę w smutku, „tym w zorze w sp lo cie n aszego życia”, ale gdyby m iał, to tylko z tej samej przyczyny, z jakiej nie da się w ciągu sekundy w yp u ścić w od y z w anny czy w ycisn ąć kleju z tubki. A przecież Freud znajduje się niekiedy w sytuacji malarza im presjonisty z Dociekań filozoficznych (§ 368): „Opisuję kom uś pew ien pokój, a potem , by się przekonać, czy opis mój został zrozumiany, polecam mu nam alow ać w edług tego opisu obraz impresjonistyczny. - C złow iek ó w m aluje krzesła, określane w m oim op isie jak o zielone, na ciem noczerw ono; gdzie m ów iłem «żółto», tam m aluje na niebiesko. - Takie wrażenie zrobił na nim ó w pokój. A ja powiadam : «Bardzo dobrze; tak to w ygląda»” . U w ażam , że to w łaśnie m iał W ittgenstein na m yśli, kiedy m ów ił, że Freud m iał w ybitny talent i dlatego w ykrył „powód marzenia sennego”388, naw et „kiedy pod w pływ em psychoanalizy stwierdzasz, że naprawdę m y ślałeś to a to, albo że naprawdę twój m otyw był taki a taki, to nie je st to sprawa odkrycia, ale persw azji”389 i że „w żaden sposób nie m ożna udo w od n ić, iż w ynik analizy nie jest «złu d zen iem »”390. U Freuda o czy w iście są stw ierdzenia, z którymi olbrzym ia liczba lu dzi się zgadza, niemniej jednak są podstaw y do tego, żeby w je g o osią gnięciach doszukiw ać się podobieństw a do osiągnięć tych anonim ow ych w ybitnych talentów, którym po raz pierw szy przyszło do głow y, że wtorek jest chudy, a środa jest tłusta391, niskie tony fortepianu są ciem ne, a w y so 387 Moore, „Wittgenstein Lectures in 1930-1933”, dz. cyt., s. 20. 388 Tamże. 388 Ludwig Wittgenstein: Lectures and Conversations, dz. cyt., s. 27 [„Wykłady o estetyce”, dz. cyt., s. 141 (przyp. tłum.)]. 3.0 Tamże, s. 44. 3.1 Patrz: Wittgenstein, Dociekania jilozoficzne, dz. cyt., s. 302 (przyp. tłum.). 161
FREUD I PSEUDONAUKA
kie - jasne. Z tym tylko wyjątkiem , że zam iast wrażeń zm ysłow ych m am y scen y z życia ludzi. W tym artykule zam ierzałem udow odnić, że ani upodobań Freuda, ani naszego zaabsorbowania Freudem nie sposób w ytłum aczyć inaczej, jak tylko odw ołując się do tego, co W ittgenstein nazyw a „urokiem”. D ane nam było raz je sz c z e prześnić sw oje ży cie w warunkach, które doprow adziły do zm iany je g o strony. A stało się tak w łaśn ie dzięki tem u urokowi392.
392 Artykuł opublikowany w: Peter Winch, red., Studies in the Philosophy o f Wittgenstein (Routledge, 1969) i ukazuje się za zgodą.
Rozdział 3
Freud i idea pseudonauki
O dnosząca sukcesy pseudonauka to w ielk i w yczyn intelektualny. Podjęcie nad n ią badań jest tak sam o pouczające i warte zachodu, jak nad prawdzi w ą nauką. W tym rozdziale tw ierdzę, że taką pseudonauką jest psychoana liza. W ykażę ponadto, że charakter tego tw ierdzenia byw a często w ypa czany i że dopiero po zrozum ieniu g o je g o kategoryczność nie będzie ju ż tak zaskakująca. Psychoanalizę m ożna określić jako zdążanie do ustalenia histoiycznej autentyczności i/lub chorobotw órczego charakteru wydarzeń z okresu dzieciństw a człow iek a i form y je g o nieśw iadom ego życia afektyw n ego oraz je g o w pływ u na zachow anie człow ieka na podstaw ie spo sobu, w jaki reaguje on na tw ierdzenia lub dom ysły na ten temat. A le nie je st to bez znaczenia jakie dążenie, lecz konkretne, dające się historycznie zidentyfikow ać, które zaow ocow ało zbiorem tez o charakterze etio lo g icz nym i dynam icznym , mającym u sw ojego trw ałego podłoża tw ierdzenie, że J e d y n ie w czesn o d ziecięce ży czen io w e pobudki seksualne są w m ocy udzielić sił popędow ych tw orzeniu się objaw ów psychonerw icow ych” (Freud, 194% , s. 6 0 5 -6 0 6 )393. Skoro przedm iotem oceny ma być praw dziw ie em piryczny charakter tego przedsięw zięcia, to należy poddać dokładnej obserwacji nie tylko m Por. Objaśnianie marzeń sennych, dz. cyt., s. 507 (przyp. tłum.). 163
FREUD I PSEUDONAUKA
w yp ow ied zi wyrażające tw ierdzenia będące oczyw istym przedm iotem badania, ale i te, które opisują zastosow ane procedury badaw cze lub p o zw alają o nich w n osić. N a pseudonaukę nie składają się sam e tylko w a dliw e pod w zględ em formalnym tezy, ale i w adliw e z m etodologicznego punktu w id zen ia sposoby postępow ania badaw czego. Łatwo to zapam ię tać m ów iąc, że pojęcie pseudonauki je st pojęciem pragmatycznym, a nie syntaktycznym . P rzeciw staw ny pogląd w ynika po części ze skupienia się na w ąskim i nietypow ym zakresie przykładów (jak, pow iedzm y, działająca usypiająco w łasn ość opium ), po części zaś na funkcji podporządkowanego rachunko w i zdań założenia, że logiczn y charakter tezy da się zaw sze ustalić przez jej zbadanie. W sw oim artykule zatytułow anym „Can psychoanalysis be refuted?” Farrell (1 9 6 1 ) tw ierdzi, że kiedy pytam y o to, „czy generalizacja jak ie goś konkretnego nieśw iadom ego procesu lub stanu jest prawdziwa, czy nie - na przykład generalizacja nieśw iadom ych życzeń edypalnych - (...) to z góry przyjmujemy, iż te generalizacje konkretnego nieśw iadom ego procesu m o g ą być w zasadzie obalone. N ie było jednak dotąd żadnego pow odu, żeb y to przyjęte z góry założen ie uznać w jakikolw iek liczący się sposób za błędne”. Tylko że tak naprawdę chodzi o to, iż nie m oże ono być prawdziwe w żaden liczący się sposób. O balalność nie je st w zasadzie w łaściw ym kryterium autentycznie em pirycznego charakteru jak iegok olw iek przed sięw zięcia. (N aw et Popper, na którego artykuł z roku 1957 Farrell się po w ołuje, nie przyjmuje takiego kryterium). W przeciwnym razie niczego, co dałoby się zw yczajnie w skazać jako przykład twierdzenia pseudodiagnostycznego, pseudoterapeutycznego czy pseudow yjaśniającego, nie m ożna by b yło za takie uznać. Takie twierdzenia, jak to, że mikrodawka o dużej sile jest skuteczna, że osoby urodzone pod znakiem Saturna m ają skłon ność do m elancholii, że ludzie, którzy nic nie w ied zą o istnieniu wyrostka robaczkow ego, są odporni na je g o zapalenie, m ożna z łatw ością obalić i w wypadku w ięk szości z nas zostały obalone, a przecież pom im o to są pseudonaukow e. Żeby jakiekolw iek postępow anie m ogło być nazwane naukow ym , nie w ystarczy w skazanie tego stanu rzeczy, który nie potwier dza tez będących przedm iotem badania. Trzeba jeszcze, żeby zastosow ana procedura była obliczona na odkrycie takiego ew entualnego stanu rzeczy. Słow em „obliczona” posłużyłem się nieprzypadkowo, poniew aż dla w yka zania pseudonaukow ości jak iegoś p rzedsięw zięcia nie wystarczy pokazać, 164
FREUD I IDEA PSEUDONAUKI
że stosow an e przez nie procedury rzeczywiście uniem ożliw iają lub utrud niają w ykrycie obalających tezy stanów rzeczy. Trzeba je sz c z e pokazać, że do ich funkcji należy utrudnianie takiego w ykrycia. P ow iedzieć o jakim ś przedsięw zięciu, że je st pseudonaukow e, to p ow iedzieć, iż w sposób no toryczny i z rozm ysłem stosuje w ad liw e pod w zględem m etodologicznym procedury (w rozum ieniu „z rozm ysłem ” jak o w yrafinow anego sam ooszukiw ania się). Parę przykładów w yjaśni, d laczego przyjęcie takiego warun ku b yło niezbędne. Badając skuteczność cytryny w zapobieganiu szkorbutowi, Lind394 nie m iał grupy kontrolnej, której podaje się placebo. G dyby jednak skutki działania placebo były pozytyw ne, a cytryna była pod w zględem profilak tycznym albo terapeutycznym obojętna, eksperym ent Linda zakończyłby się n iepow odzeniem . A le to nie je st pow ód, żeb y je g o postępow anie na zw ać pseudonaukow ym , poniew aż on nie zdaw ał sobie sprawy z działania placebo, i dlatego nie w oln o oskarżać go o to, że nie zrobił nic dla w y kazania fałszyw ości swojej teorii. N atom iast gdyby dzisiaj ktoś, przepro w adzając testy leczn icze, nie w zią ł do badań grupy kontrolnej z placebo, to niew ykluczone, że określenie „pseudonauka” byłoby w tym wypadku uzasadnione. Takie z wahaniem sform ułow ane stw ierdzenie w yrażałoby w ątp liw ości co do tego, czy nie ma czasem jakichś moralnych lub prak tycznych przeciww skazań do przeprowadzania takich testów. W eźm y dla przykładu następujący fragm ent apologetyki m edycyny ho m eopatycznej, który w y szed ł spod pióra Briana Inglisa: Problem polega na tym, jak udowodnić działanie mikrodawek homeopatycz nych (...). Na nic się nie zda odpowiedź homeopatów, że dowodem są uzyski wane przez nich wyniki, ponieważ lekarze jej nie przyjmują uważając ją za przejaw samooszukiwania się, albo w najlepszym razie skutek placebo. Dla czegóż by - mówią lekarze - twierdzeń homeopatów nie poddać weryfikacji eksperymentalnej za pomocą techniki podwójnie ślepej z grupą kontrolną? Ale tego wyzwania homeopaci nie mają ochoty podjąć i byliby chyba niemądrzy, gdyby postąpili inaczej, ponieważ sprzeniewierzyliby się trzeciej zasadzie ojca homeopatii: nie ma dwóch pacjentów, których należałoby leczyć jednakowo (...). Dwóm pacjentom z takimi samymi objawami, albo temu samemu pacjen towi z takimi samymi objawami, lecz w odmiennym nastroju będą potrzebne zupełnie inne recepty. «Na ślepo» leczyć homeopatycznie się nie da (Inglis, 1964, s. 83-84).
w James Lind (1716-1794), szkocki lekarz okrętowy (przyp. tłum.). 165
FREUD I PSEUDONAUKA
Jeśli taki sposób obrony hom eopatii przed zarzutem „pseudonaukowośc i” nie trafia do przekonania, to nie z pow odu jakichś formalnych uchybień w tw ierdzeniu, że m inim alne dawki lek ów hom eopatycznych są skutecz ne, lecz ze w zg lęd ó w niesyntaktycznych, takich jak niew yelim inow anie (którego uspraw iedliw ianie przez Inglisa, nawet gdyby było słuszne, nie tłum aczy) skutków podatności na sugestię, co m ożna by zrobić, obserw u jąc działanie m ikrodawki podawanej naw et ukradkiem (nie m ów iąc ju ż 0 tym , że nie ma hom eopatów -w eterynarzy). W prawdzie Inglis tw ierdzi, że „«na ślep o» leczyć hom eopatycznie się nie da”, to jednak dodając pikanterii tej sprawie zauważm y, iż ju ż ponad sto lat tem u nadarzył się n iezw yk le bogaty w wydarzenia pretekst do poka zania, że m ożna. W książce Science and Health Mary Baker Eddy opisuje następujące wydarzenie: Wpadł mi w ręce - kiedy już lekarze dali za wygraną - pewien przypadek puchliny wodnej (...) leżąca w łóżku pacjentka wyglądała jak beczka. Prze pisałam jej azotan srebra o czterokrotnie mniejszej sile i sporadycznie dawki mocno rozcieńczonej siarki. Stan pacjentki wyraźnie się poprawił (...) dowie dziawszy się, że poprzedni lekarz już jej te leki przepisywał, z niepokojem zaczęłam oczekiwać nasilenia się objawów wskutek długotrwałego ich sto sowania i zwierzyłam się z tego pacjentce. Ta odmówiła jednak odstawienia leków, pomimo że powracała już do zdrowia. Wtedy przyszło mi do głowy, żeby podać jej niemające wartości leczniczej tabletki i obserwować wynik. Tak też zrobiłam i stan pacjentki nadal się poprawiał. W końcu powiedziała mi, że wstrzymuje przyjmowanie leków na jeden dzień, chociaż ryzykuje na stępstwa. Tak zrobiła, po czym oznajmiła, że obejdzie się bez pastylek przez dwa następne dni. Ale trzeciego dnia znów zaczęła niedomagać i dopiero po zażyciu pastylek odczuła ulgę. Zaczęła kontynuować przyjmowanie bezwarto ściowych pod względem leczniczym pigułek, nie stosując - oprócz składanych jej przeze mnie sporadycznych wizyt lekarskich - innych środków, i wyzdro wiała (Eddy, 1875, s. 156). G dyby pani Eddy zaw sze tak rozum owała, prawdopodobnie nigdy by śm y o niej nie u słyszeli395. Teraz postaram się pokazać, że zarówno teoria, jak i praktyka p sycho analityczna obfitują w m nóstw o osob liw ości wyraźnie nieuzasadnionych 1 niepow iązanych, które jednak staną się zrozum iałe, kiedy tylko spojrzy 395 Mary Baker Eddy po odkryciu efektu placebo przestała leczyć metodą homeopatyczną, ale uprzedzona do medycyny konwencjonalnej propagowała fizyczne i duchowe uzdrawia nie człowieka na wzór Chrystusa (przyp. tłum.).
166
FREUD I IDEA PSEUDONAUKI
się na nie jak o na przejawy tego sam ego impulsu: koniecznie unikać oba lenia teorii. N astępnie zam ierzam udow odnić, ż e wyraźna w ielostronność sp osob ów oceniania słuszności tw ierdzeń psychoanalitycznych, a w ięc obserw acja zachow ania dzieci, w ykryw anie charakterystycznych w ła ści w o śc i b ieżącego życia seksualnego lub dośw iadczeń seksualnych z okresu dzieciństw a neurotyków, oczekiw anie na w ynik działania środków profi laktycznych w yw od zących się z freudow skich twierdzeń etiologicznych, sprow adza się do jed n ego, co sam o w końcu okazuje się iluzoryczne: do bezpośredniego zrozum ienia, czy li - jak by p ow iedział sam Freud - „Prze kształcanie procesów nieśw iadom ych w procesy św iadom e” (Freud, 1950, s. 3 8 2 ), „W ypełnianie luk w św iadom ej percepcji” (Freud, 1950, s. 382), „(...) uzupełnianie psychiki nieśw iadom ej szeregiem aktów św iadom ych” (Freud, 1949a, s. 2 4 396, „(...) przyjmując za punkt w yjścia sym ptom y, po zw ala rozpoznać te zrazu nieśw iadom e fantazje, potem zaś pozw ala chore m u u św iadom ić je sob ie” (Freud, 1924b, s. 5 4 )397.
II T ypow e dla pseudonauki je st to, że zw iązek m iędzy form ułow anym i w niej hipotezam i a w yprow adzanym i z nich przewidywaniam i je st asy m etryczny, co znaczy, że dopuszcza się, żeby hipotezy kierow ały prze w idyw aniam i i potw ierdzały się w w ypadku ich spełnienia się, natom iast niesp ełn ien ie się takich przew idyw ań nie dyskwalifikuje hipotez. Jedna z form urzeczyw istnienia tego przez pseudonaukę polega na ob m yśle niu sposobu na takie sform ułow anie hipotezy, żeby była ona rozumiana w w ąskim i przew idyw alnym sen sie przed w ystąpieniem danego zjawiska, a w szerszym i bardziej m glistym - po je g o w ystąpieniu w sytuacji, w któ rej nie została ona potwierdzona. Takie hipotezy w io d ą w ięc podw ójny żyw ot: jed en przytłum iony i p ow ścią g liw y w sąsiedztw ie sprzecznych z nim i faktów, drugi mniej skrępowany i bardziej wybujały z dala od nich. C ech y tej jednak, jak się okazuje, nie m ożna tak prosto zbadać. Jeśli za m ierzam y ustalić, czy te stw ierdzenia odgryw ają praw dziw ie em piryczną
,96 Por. „Zarys psychoanalizy”, dz. cyt., s. 111 (przyp. tłum.). 597 Por. Sigmund Freud, „Fantazje histeryczne i ich związek z biseksualnością” (przetłuma czył Robert Reszke). W: S. Freud, Dzieła, t. VII, Wydawnictwo KR, Warszawa 2001/1908, s. 169 (przyp. tłum.). 167
FREUD I PSEUDONAUKA
rolę, to m usim y koniecznie d ow ied zieć się, co ich rzecznicy, a nie my, gotow i są nazyw ać dow odem niepotw ierdzającym . Potw ierdzeniem tego je st freudow ska tak zw ana „libidinalna teoria” nerwic. Z licznych w zm ianek Freuda w ynika, że seksualną naturę nerw ic w ydedukow ał on z charakteru stanów predysponujących do nerwicy, czy li z będących ich źródłem kolei losu, na przykład, że ich przyczyn należy do szukiw ać się „w intym nych sferach ży cia psychoseksualnego pacjenta”. To tw ierdzenie dlatego jest tak w ażne dla n aszego obecnego celu, że m ogłoby rozproszyć w ątpliw ości co do trafności m etody psychoanalitycznej, gdyby w ynikające z niej w nioski m ów iące o tym , „czym je st wyparty impuls, jak ie znalazł zastępcze objaw y i gd zie m ieści się m otyw do wyparcia”, z o stały potw ierdzone przez niezależne badanie życia seksualnego pacjenta, tak jak na przykład została (zapew ne) potw ierdzona freudowska etiologia nerw ic aktualnych. A le tw ierdzenia składające się na je g o teorię libido tyl ko z pozoru kw alifikują się do ocen y w ydanej po zbadaniu zw iązku życia seksualnego pacjenta z je g o podatnością na schorzenie. Oto kilka twierdzeń sprawiających w rażenie, że m ogą być one w taki w łaśn ie sposób ocenione. W sytuacji, gdy spowodowanie schorzenia trzeba kłaść na karb banalnej emo cji, analiza regularnie dowodzi, że patogenne oddziaływanie wywarł seksu alny komponent przeżycia traumatycznego, którego tu nie zabrakło (Freud, 1924a, s. 2 8 1)398; (...) ludzie zapadają w chorobę, kiedy (...) zaspokojenie ich potrzeb erotycznych jest w rzeczywistości udaremnione (Freud, 1962, s. 80); (...) pacjenci chorują z powodu niespełnionej miłości - (z powodu żądań nie zaspokojonego libido) (Freud, 1950, s. 87); (...) ludzie popadają w nerwicę, kiedy im się odbiera możność zaspokojenia swej libido, a więc (...) wskutek „odmowy” (...) we wszystkich zbadanych przypadkach nerwicy czynnik fru stracji był wyraźny (Freud, 1956, s. 310, 353)399. Te stw ierdzenia z p ew n ością w ykazują podobieństw o do hipotez. Jeśli jednak ktoś się spodziew ał, że m oże Freud ograniczy zakres tych rodzajów zdarzeń czy stanów, które sprzyjają w ybuchow i nerwicy, a następnie je w y m ieni, to spotka go zaw ód, gdy przeczyta: „W idzim y zatem, że na chorobę zapadają indywidua dotychczas zdrow e, które nie m usiały się zm ierzyć z żadnym now ym przeżyciem , których relacja do świata zew nętrznego nie 398 „Moje poglądy na temat roli seksualności w etiologii nerwic”, dz. cyt., s. 139 (przyp. tłum.). 5,9 Wstęp do psychoanalizy, s. 245-246 (przyp. tłum.).
168
FREUD I IDEA PSEUDONAUKI
doznała jakiejk olw iek zm iany” . A le kiedy p ow ie, że „gdy dokładniej się tem u przyjrzymy, okazuje się, że i tu zaszła zm iana (...) w je g o [indyw idu um] gospodarce psychicznej d oszło do zw ięk szenia masy libido, i że sama ta m asa wystarczy, by zaburzyć rów now agę typ ow ą dla stanu zdrowia, tw orząc tym samym warunki sprzyjające w ybuchow i nerw icy (...) W ten sposób przypom inam y sobie, że zastanawiając się na temat przyczyn ch o roby, nigdy nie pow inniśm y pom ijać czynnika ilo ścio w eg o ”. L ecz co to są za o w e zm iany w ekonom ii psychicznej, które pojaw ią się, „gdy dokład niej się tem u przyjrzymy”? R az je sz c z e Freud kieruje w n aszą stronę słow a obietnicy i raz jesz c z e danego słow a nie dotrzymuje: „O w szem , niepodob na zm ierzyć tej ilości libido, która - jak nam się w ydaje - je st niezbędna, by w y w o ła ć skutek patogenny; w tym w zg lęd zie m ożem y jed yn ie w y su w ać postulaty w chw ili, gdy ju ż pojaw ił się rezultat w postaci choroby” (Freud, 1924b, s. 119)400. A oto jak wyraźne kontrprzykłady, których dostarczają nerw ice w o jen n e, zostały w łączon e do teorii libido. Freud powiada, że „w iększość obserw atorów nerw icy traumatycznej, tak często związanej z przeżytym zagrożeniem życia, tryum falnie o głosiła, że oto dostarczono dow odu na to, iż zagrożenie popędu sam ozach ow aw czego m oże w yw ołać nerw icę, i to bez żadnego udziału seksualności” . Jednakże „ten sprzeciw zlikw idow ano daw no tem u za sprawą w prow adzenia narcyzmu, który sytuuje libidinalne obsadzenie «ja» w jednym szeregu z obsadam i obiektu, podkreślając libidinalną naturę popędu sam ozach ow aw czego” (Freud, 1961, s. 4 3 )401. Tak czy inaczej, „wstrząs m echaniczny trzeba uznać za jedno ze źródeł podniecenia seksualnego” (Freud, 1922, s. 3 9 )402. Skoro o tym m ow a, to zobaczm y, jak Freud w yjaśnia zw iązek nerw icy z perwersjami: „N ew rozy m ają się tak do spaczeń, jak negatyw do po zytyw u; odnajdujemy jako czynne w nich te sam e składniki popędow e, co w spaczeniach, lecz działalność ich w iodąca do utworzenia zesp ołów i objaw ów pochodzi z n ieśw iad om ego” (Freud, 1962, s. 76)403. A na innym m iejscu: „(...) droga w iodąca do perwersji odcina się ostro od drogi ku nerwicy. Jeśli te regresje nie budzą sprzeciw u jaźni, w tedy nie dochodzi 400 Sigmund Freud, „O typach schorzeń neurotycznych” (przetłumaczył Robert Reszke). W: S. Freud, Dzieła, t. VII, Wydawnictwo KR, Warszawa 2001/1912, s. 195 (przyp. tłum.). 401 Por. „Zahamowanie, symptom i lęk”, dz. cyt., s. 234—235 (przyp. tłum.). 402 Sigmund Freud, „Poza zasadą przyjemności”, dz. cyt., s. 30-31 (przyp. tłum.). 403 O psychoanalizie, dz. cyt., s. 57 (przyp. tłum.). 169
FREUD I PSEUDONAUKA
do pow stania nerw icy i libido osiąga pew ne zaspokojenie realne, ch oć ju ż niepraw idłow e” (Freud, 1956, s. 3 6 8 )404. M ogłob y to sugerow ać, że Freud nie uw zględnia m ożliw ości w ystąpie nia takiej sytuacji, w której zb oczone im pulsy seksualne zostałyby zaspo kojone, a m im o to dewiant cierpiałby z pow odu objaw ów neurotycznych. A le nic podobnego! Freud bow iem p o w ie, że nie pow inno być dla nikogo zask oczen iem , iż „psychonerw ice łą czy się także bardzo często z ja w n ą inwersją” (Freud, 1938, s. 5 75)405. O bjaw y m ogą zatem wyrażać wyparte przekonanie pacjenta o tym , że je g o perwersyjne praktyki są niedopusz czaln e (Freud, 1925a, s. 3 35)406. A oto jak Freud godzi w łasne przekonanie o tym , że urojeniow e napady zazdrości są spow odow ane nadw yżką libido ze znanym mu w ypadkiem , kiedy to takie napady „(...) co interesujące - pojaw iały się następnego dnia po akcie seksualnym , satysfakcjonującym zresztą dla obojga m ałżonków ” - „(...) za każdym razem po nasyceniu heteroseksualnego libido pobudzo ny przy tej okazji kom ponent hom oseksualny siłą w yrażał się w napadzie zazdrości” (Freud, 1924b, s. 2 35)407. Freud tw ierdzi również, że „dążenia seksualne (...) w spom agajątw orzenie się p opędów sp ołecznych” : „(...) w łaśn ie osoby jaw nie hom oseksualne, wśród nich zaś znow u takie, które sprzeciw iają się aktyw ności zm ysłow ej, w yróżniają się szczególn ie intensyw nym udziałem w ogólnych zaintereso w aniach ludzkości (...)” (Freud, 1925a, s. 4 4 7)408. C zy to znaczy, że osoby hom oseksualne oddają się sw oim upodoba niom kosztem odruchu filantropijnego, a C asem ent dokładałby je sz c z e w ięcej starań na rzecz eksploatow anych rdzennych m ieszkańców Putom ayo i Konga, gdyby był bardziej cnotliw y409? A m oże to nie jest tak? P o n iższa form ułka poradzi sobie i z jedną, i drugą ewentualnością: „Z punktu w id zen ia psychoanalizy jesteśm y przyzw yczajeni do traktowania uczuć
404 Wstęp do psychoanalizy, dz. cyt., s. 255-256 (przyp. tłum.). 405 „Trzy rozprawy z teorii seksualnej”, dz. cyt., s. 60, przyp. 58 (przyp. tłum.). 406 Patrz: „Uwagi na temat pewnego przypadku nerwicy natręctw”, dz. cyt. (przyp. tłum.). 407 „O niektórych mechanizmach nerwicowych w wypadku zazdrości, paranoi i homosek sualizmu”, dz. cyt., s. 181 (przyp. tłum.). 401 „Psychoanalityczne uwagi o autobiograficznie opisanym przypadku paranoi (Dementia paranoïdes)", dz. cyt., s. 149 (przyp. tłum.). m Sir Roger David Casement (1864-1916), irlandzki działacz społeczny, występował czynnie przeciwko nadużyciom systemu kolonialnego w Afryce i Peru. Podejrzewany o homoseksualizm (przyp. tłum.).
170
FREUD I IDEA PSEUDONAUKI
społeczn ych jako sublim acji hom oseksualnych postaw w ob ec obiektu. W wypadku h om oseksualistów o nastaw ieniu społecznym zam iana uczuć społeczn ych na w ybór obiektu nie udałaby się w pełni” (Freud, 1924b, s. 2 4 3 )410. A le kiedy Freud napotyka na aż nadto wyraźne przeciw dow ody, to sw oje tw ierdzenie m ów iące, że nerw ice m ają podłoże seksualne, wyrazi w ten oto sposób: Nie mogło też (...) ujść mej uwagi, że badanie schorzenia nie zawsze wskazy wało na życie płciowe jako przyczynę. Bywały wprawdzie przypadki zachoro wań bezpośrednio pod wpływem szkodliwości oddziaływania przeżyć w dzie dzinie seksualnej. Bywały jednak także inne, np. ktoś zachorował, ponieważ stracił majątek lub dlatego, że przebył wyczerpującą chorobę organiczną (...); każde osłabienie jaźni z jakiegokolwiek powodu musi wywrzeć taki sam sku tek, jaki wywiera zbyt wielki wzrost wymagań libido, a więc umożliwia zacho rowanie neurotyczne (...) W każdym wypadku i niezależnie od tego, na jakiej drodze nastąpiło zachorowanie, objawy nerwicy powstają kosztem libido, i w ten sposób świadczą o jej anormalnym użytkowaniu (Freud, 1956, s. 394)41'. Jednak później w zw iązku z przypadkiem chorobowym kupca, u któ rego „katastrofa zaw odow a, którą kupiec czuje się zagrożony, jako efekt uboczny w ytw arza nerw icę”, Freud p ow ie, że pom im o to „dynam izm ner w ic y jest ten sam ” jak w nerwicy, w której „w grę w ch od zą (...) tylko interesy libidinalne (...) Zator libido n iem ożliw y do zaspokojenia w rze czy w isto ści za p om ocą regresji do daw nych utrwaleń tw orzy sobie odpływ przez wyparte n ieśw iadom e” (Freud, 1950, s. 471)412. Trzeba zatem u czciw ie p ow ied zieć, że w prow adzenie pojęcia „libido” p o zw o liło w prawdzie Freudowi robić w rażenie kogoś, kto coś stwierdza o naturze zm iennych kolei losu, które doprowadzają do pojaw ienia się za burzeń nerw icow ych lub stanów predysponujących do nich, lecz w rzeczy w isto ści została przyjęta konw encja wskazująca, jak takie zm ienne koleje losu i stany m ają być opisyw ane. „Uraz seksualny” nabrał tak szerokiego znaczenia, że stał się w ręcz pleonazm em , który do szczętu wyparł „konflikt
410 „O niektórych mechanizmach nerwicowych w wypadku zazdrości, paranoi i homosek sualizmu”, dz. cyt., s. 186 (przyp. tłum.). 411 Wstęp do psychoanalizy, dz. cyt., s. 274—275. 412 Sigmund Freud, „Nerwica diaboliczna w XVII wieku” (przetłumaczył Robert Reszke). W: S. Freud, Dzieła, t. II, Wydawnictwo KR, Warszawa 1996/1923, s. 264-265 (przyp. tłum.). 171
FREUD I PSEUDONAUKA
nie-seksualny”. Z ależnie od potrzeby u żyw a się tych term inów „w sposób typow o m etafizyczny, dla którego nie m a antytezy” (W ittgenstein).
Z astanów m y się nad taką oto typ ow ą scenerią psychoanalityczną, w której Freud rekonstruuje d ziecięce ży cie seksualne. Jedna z takich serii wydarzeń ukazuje dziecko płci m ęskiej, które z lu b ością obmacuje swój członek, ob m yślając przy tym niejasne plany co do zrobienia z niego użytku w zw iąz ku z w łasn ą matką, i chociaż d ow ie się później, że jest to niedozw olone, to jednak nie trafia mu do przekonania groźba utraty tego narządu jako kara za trwanie w niecnym procederze, dopóki nie spostrzeże z przerażeniem rany w m iejscu, w którym je g o siostra pow inna m ieć członek, i dopiero w tedy zm ieni sw oje sceptyczne nastaw ienie obronne, rozpoczynając zara zem zm agania z w łasnym i im pulsam i m asturbacyjnymi i tow arzyszącym i im fantazjami kazirodczym i. W innej serii wydarzeń dziecko snuje różne dom ysły co do natury transakcji seksualnej m iędzy rodzicam i i jej zw iązku z tajem nicą narodzin, i dochodzi do w niosku, że otworem najlepiej nada jącym się do porodu i stosunku p łcio w eg o je st odbyt, w obec czeg o bardzo pragnęłoby być tak, jak je g o ojciec panem tego m iejsca seksualnego matki i urodzić mu dziecko, lecz i tym razem m usi poniechać sw oich pragnień, poniew aż z realiów anatomii kobiety w n osi, iż chcąc je spełnić, m usiałoby z kon ieczn ości poddać się kastracji. Te opisy d ziecięceg o życia seksualnego są przerażające, lecz kiedy ju ż dojdziem y do siebie po tym wstrząsającym przeżyciu, w końcu okaże się, że są one banalnym przyczynkiem do historii naturalnej mającym takie sa m o znaczenie dla człow ieka, jak to, iż kiedyś m ieliśm y skrzela. Z asłużyły jednak na naszą uwagę z dw óch pow odów : swojej wartości eksplanacyjnej oraz jako w skaźniki trafności m etody psychoanalitycznej. D o freudow skich rekonstrukcji życia seksualnego w okresie dzieciń stwa je g o neurotycznych pacjentów, a tym sam ym do je g o twierdzenia, że nerw ice u dorosłych są kontynuacją albo nawrotami nerwic dziecięcych , m ożna by m ieć zaufanie w ów czas, gdyby potwierdzeniem trafności m e tody psychoanalitycznej była dokładność tych części rekonstrukcji, które w założeniu m iały odnosić się do d zieciństw a w o g óle i dlatego m ogłyby zostać potw ierdzone przez w sp ółczesn e badania nad dziećm i. Freud m u siał sobie zdawać sprawę z tego, że ciężar gatunkow y jeg o rekonstrukcji
172
FREUD I IDEA PSEUDONAUKI
przynajmniej w jednej części sp oczyw a w tym ostatnim fakcie, skoro w „Trzech rozprawach z teorii seksualnej” napisał: ,.Z zadow oleniem m o gę w skazać na to, że bezpośrednia obserw acja w pełni potwierdza w nioski w ysnute z psychoanalizy, a tym sam ym dobrze św iadczy o niezaw odności tej m etody badaw czej” (Freud, 1938, s. 5 94)413. Raz po raz Freud m ów i naprawdę, że je g o oparte na m ateriale klinicznym tezy o życiu seksualnym m ałego dziecka m o g ą być w eryfikow ane przez system atyczne obserw o w an ie zachow ania dzieci. W analizie fobii M ałego Hansa pow ołuje się na obserw acje dzieci jako „udow odnienie ow ych fundamentalnych tw ierdzeń w sposób bardziej bezpośredni i z w ię z ły ” i m ów i o „dostrzeganiu u d zieci z pierw szej ręki, w pełni św ieżo ści życia, pobudek seksualnych i formacji ży czen io w y ch , które z tak w ielkim m ozołem w ydobyw am y niczym z w y kopalisk u osób dorosłych”414. A także daje do zrozum ienia, iż interesujące go fakty do tego stopnia sam e rzucają się w oczy, że trzeba by się bardzo starać, żeb y ich nie dostrzec. N a przykład w artykule „O d ziecięcych teo riach seksualnych” m ów i o tym , iż „m ożna z łatw ością zaobserw ow ać”, że m ała d ziew czynka uważa łechtaczkę za gorszy członek415. A w artyku le „The resistance to psychoanalysis” tak scharakteryzuje fazę edypalną: „W tym okresie życia te pobudki są w ciąż niepoham ow ane jako bezpośred nie pożądanie seksualne. M ożna to z taką łatw ością potwierdzić, że trzeba by się bardzo starać, żeb y to przeoczyć” (Freud, 1925b, s. 172). I jeszcze: Początkowo swoje opracowania seksualności dziecięcej opierałem niemal bez wyjątku na wynikach analizy dorosłych (...) Dlatego też był to wielki tryumf, kiedy po latach udało się w wyniku bezpośredniej obserwacji i analizy za chowania dzieci potwierdzić niemal wszystkie moje wnioski, tryumf, który stracił nieco na blasku, kiedy z upływem czasu zdałem sobie sprawę z tego, że z powodu natury tego odkrycia powinienem się go był wstydzić. W miarę przybywania takich obserwacji na dzieciach coraz bardziej oczywiste stawały się fakty i tym większe było również zdziwienie, że aż tyle trzeba było włożyć trudu, by je przeoczyć416. L ecz kiedy Freud czuje się zm uszony ubiec doniesienia zaprzeczające je g o tw ierdzeniom , to zapom ina w tedy o tak łatwo dającym się potwierdzić
413 „Trzy rozprawy z teorii seksualnej”, dz. cyt., s. 85, przyp. 103 (przyp. tłum.). 414 Por. „Analiza fobii pięciolatka (Mały Hans)”, dz. cyt., s. 8 (przyp. tłum.). 415 Sigmund Freud, „O dziecięcych teoriach seksualnych” (przetłumaczył Robert Reszke). W: S. Freud, Dzieła , t. V, Wydawnictwo KR, Warszawa 1999/1908, s. 159 (przyp. tłum.). 416 Patrz: On the History o f the Psychoanalytic Movement (przyp. tłum.). 173
FREUD I PSEUDONAUKA
charakterze sw oich rekonstrukcji d ziecięceg o życia seksualnego i uparcie obstaje przy ich ezoterycznym , obserw ow alnym tylko przez w tajem niczo nych statusie. We wprow adzeniu do czw artego wydania „Trzech rozpraw z teorii seksualnej” czytam y, że „nikt jednak, oprócz lekarzy, którzy upra w iają psychoanalizę, nie m oże m ieć żadnego dostępu do tej dziedziny w ie dzy, ani żadnej m ożliw ości w yrobienia sob ie w tym zakresie opinii w olnej od w p ływ u w łasnych niechęci i uprzedzeń. G dyby ludzie um ieli się uczyć z bezpośredniej obserwacji dzieci, w ó w cza s nie trzeba by pisać ow ych trzech rozpraw” (Freud, 1953a, s. 133)417. Takie w ycofyw an ie się do e z o terycznie obserw ow alnych konstrukcji w obliczu dow odów , które ich nie potwierdzają, jest typ ow ą cech ą psychoanalitycznej apologetyki. Pew ien recenzent referatów w y g łoszon ych na konferencji odbytej na U niw ersy tecie N ow ojorskim na temat psychoanalizy i m etody naukowej decyduje się sprostać zadaniu udow odnienia em pirycznego statusu tych twierdzeń w ten sposób, że przedstawia listę psychoanalityków dziecięcych, którzy by za nie zaręczyli (Waelder, 1962). W obronie tego sposobu postępow ania z doniesieniam i z badań dyskonfirm acyjnych w ystąpił B .A . Farrell. P isze on: „Trzeba pam iętać, że psy choanalitycy podw ażą prawie każde dem askujące odkrycie, na przykład kw estionujące zazdrość kobiety o członek, poniew aż postulow anie takiej dziew częcej zazdrości jest im niezbędnie potrzebne do w yjaśnienia m a teriału, którego dostarczyła analiza. O sile tej repliki zadecyduje najpew niej tylko ustalenie trafności m etody psychoanalitycznej” (Farrell, 1961). C oś tu jednak jest z tą argumentacją nie tak. N ie m ożna przecież kw estii zw iązku badań em pirycznych nad dziećm i z rekonstrukcjami pow ołanym i do ży cia przez m etodę psychoanalityczną odkładać do czasu rozstrzygnię cia problemu trafności tej metody, poniew aż nie sposób go rozstrzygnąć inaczej, jak tylko przez pokazanie, czy i w jakim stopniu jest ona zgodna z em pirycznym i obserwacjam i dzieci. Argum ent w ysunięty przez Farrella ilustruje skłonność do odrywania rekonstrukcji psychoanalitycznych od ich kontekstu historycznego, poniew aż chw ila zastanow ienia się w y starczy, żeb y nie m ieć w ątpliw ości, że to, co kobiety czuły czy przeszły w d zieciń stw ie nie ma żadnego zw iązku z tym, iż „postulowanie takiej d ziew częcej zazdrości jest niezbędnie potrzebne do w yjaśnienia materia łu, którego dostarczyła analiza”. A le pom inąw szy naturalną karygodność 411 Por. „Trzy rozprawy z teorii seksualnej”, dz. cyt., s. 31. 174
FREUD I IDEA PSEUDONAUKI
takiego postępow ania m ającego na celu ustalenie charakteru życia psy ch iczn ego w dzieciństw ie, prow adzi on o do tego, że obserwacje dzieci tra c ą sen s jako podstawa w eryfikacji trafności m etody psychoanalitycznej. D la Freuda jest to sprawa drugorzędna i tym też tłum aczy się je g o obłuda w tym , co m ów i. W yrażenie „bezpośrednia obserwacja” w ystępuje u niego na przemian z w yrażeniem „bezpośrednia obserwacja psychoanalityczna”, tak jak gdyby to b yły w yrażenia synonim iczne, tak że trzeba po kilka razy wracać do tych sam ych m iejsc w tekście, żeby zdać sobie sprawę z tego, że gdy Freud m ów i o „bezpośredniej obserwacji dzieci”, to ma na m yśli psychoanalityczną interpretację zachow ania dziecka. Chcąc w ięc zatem rozw iać w ątp liw ości co do trafiiości m etody psychoanalitycznej przez od w ołan ie się do „bezpośredniej obserw acji”, Freud podaje nam drugi raz tę sam ą gazetę, tylko że tym razem kciukiem przykrywa nagłów ek. A le jest, jak się w ydaje, je sz c z e jed en sposób sprawdzenia trafności m etody psychoanalitycznej. M ożna by przecież pom yśleć, że nie pow inno być problem u z praw dziw ie em piryczno-historycznym charakterem tych rekonstrukcji klinicznych, w których są zawarte odniesienia do zew nętrz nych ok oliczn ości życia pacjenta w okresie dzieciństw a, takie ja to, że był on straszony groźbą kastracji lub był uw iedziony seksualnie, albo że był naocznym św iadkiem stosunku p łcio w ego rodziców. Takie zdarzenia m ożna w każdym razie w prosty sposób sprawdzić em pirycznie i dlatego dokładność takiego sprawdzianu byłaby dow odem trafności m etody psy choanalitycznej. G dyby bow iem w głęb ien ie się w d ziecięcą przeszłość pa cjenta w ykazało, że nie m iał on sposobności bycia św iadkiem w sp ółżycia p łcio w eg o rodziców (scena pierwotna), albo że nie został seksualnie u w ie dziony, ani też nie spotkał się z groźbą kastracji, to należałoby postaw ić pod znakiem zapytania trafność przyjętych zasad interpretacyjnych, jak rów nież niezaw odność pam ięci w ydarzeń, która te zasady sankcjonowała. L ecz Freud od czasu do czasu przejawia dziw ne nastaw ienie do nie zależn ego badania w łasnych rekonstrukcji dzieciństw a pacjenta. W pracy „Z historii nerw icy dziecięcej” pisze: „Łatwo byłoby zapełniać luki w pa m ięci pacjenta w iadom ościam i zaczerpniętym i od starszych członków ro dziny, atoli nie m ożna dość zdecydow anie odradzać stosow ania tej techniki (...) U zależnienie się od tych inform acji to regularna przyczyna p óźniejsze go ubolew ania, poza tym zaburza to zaufanie w trakcie analizy i ustanawia nad n iąjakąś inną instancję. W szystko w ogóle, co tylko m ożna sobie przy pom nieć, w ych od zi na ja w w trakcie dalszego przebiegu analizy” (Freud, 175
FREUD I PSEUDONAUKA
1925a, przypis na s. 481 )418. Freud m a jednak w ątpliw ości co do wartości analizy schorzenia dziecięcego: „(...) najgłębsze w arstwy będą nieprzenik nione dla św iadom ości. A naliza schorzenia d ziecięcego przeprowadzana u człow iek a dorosłego i dojrzałego psych iczn ie za p om ocą m edium pam ię ci jest w olna od tych ograniczeń” (Freud, 1925a, s. 47 5 )419. Wyraz tej preferencji daje Freud ju ż w Objaśnianiu marzeń sennych (Freud, 1949b, s. 2 58)420, gdzie napom yka o dzieciach, które ży czą śm ierci rodzicow i tej samej płci: „N aw et je śli takie obserwacje dotyczące m ałych dzieci w niew ym uszony sposób dają się w łą czyć jako części składow e do proponow anego objaśnienia, to jednak nie oddają one w pełni tego, czym je st przekonanie, jakie narzuca się lekarzow i przeprowadzającemu anali zy dorosłych neurotyków ”. (To tak, jakby Sherlock H olm es doszedłszy na podstaw ie śladów psich zęb ów na lasce sw ego gościa do w niosku, że je st on w łaścicielem psa m niejszego od m astyfa, a w ięk szego niż terier, zam iast spojrzeć uw ażnie w kierunku, z którego nadbiegło zw ierzę, zaczął skrupulatnie badać laskę). W końcu Freud ze zdw ojoną p ew n ością siebie zrezygnuje całk ow icie z anam nezy pacjenta. W analizie przypadku „C złow ieka z w ilkam i” napi sze: „W ydaje mi się, że jeśli chodzi o w spom nienie, to rów ną wartość ma tu fakt, że (...) zostają one zastąpione przez marzenia senne, których ana liza regularnie prowadzi w stecz do tych sam ych scen, które w niezm ordo w anym przepracowywaniu odtwarzają każdy fragment je g o treści. Śnienie to przecież także powtarzanie (...)” (Freud, 1925a, s. 524)421. To by sugerow ało, że odw ołanie przez Freuda uw iedzeniow ej teorii histerii z pow odu braku niezależnych badań rzekom ych aktów uw iedze nia w celu uw ierzytelnienia ich w ystępow ania m iało w p ływ na narodziny praktyki psychoanalitycznej, podobnie jak to było w wypadku astronoma Percivala L ow ella422, któremu nie pow iod ło się w ykrycie kanałów na Mar sie w szczególn ie sprzyjających warunkach za p om ocą teleskopu w ięk sze go od zw yk le przez niego używ anego. Kiedy Lowell zauważył, że za pomocą mniejszych teleskopów widać by ło kanały częściej i wyraźniej, w swojej pracy posługiwał się nimi znacznie 411 ,.Z historii nerwicy dziecięcej („Człowiek-Wilk”)”, dz. cyt., s. 108, przyp. 4 (przyp. tłum.). 419 Tamże, s. 102 (przyp. tłum.). 4:0 Objaśnianie marzeń sennych, dz. cyt., s. 228 (przyp. tłum.). 421 „Z historii nerwicy dziecięcej („Człowiek-Wilk”)”, dz. cyt., s. 137-138 (przyp. tłum.). 422 Percival Lowell (1855-1916), amerykański matematyk i astronom (przyp. tłum.). 176
FREUD I IDEA PSEUDONAUKI
częściej, niż instrumentami silniejszymi tłumacząc się, iż większe teleskopy nasilają zakłócenia atmosferyczne, przez co obserwacje kanałów stają się nie wiarygodne (...) Lowell już nigdy potem nie prowadził obserwacji w Meksyku i nigdy więcej w swoich badaniach Marsa nie dowierzał wspaniałemu dwudziestoczterocalowemu teleskopowi (Hofling, 1964, s. 33). Funkcja, jak ą w praktyce Freuda pełniło zaufanie do interpretacji ma rzeń sennych w określaniu historyczności i patogeniczności dziecięcej p rzeszłości seksualnej jednostki („śnienie to przecież także powtarzanie”), przypom ina funkcję m ałego teleskopu L ow ella. G dyby jednak jakim ś cudem w y szły na ja w okoliczności z dzieciństw a pacjenta sprzeczne z rekonstrukcjami Freuda, to i tak trafność je g o zasad interpretacyjnych w cale by na skutek tego nie ucierpiała. Oto bow iem jak Freud obchodzi się z nabytą w dośw iadczeniu klinicznym w iedzą, iż „nor m alnie groźba kastracji pojaw ia się ze strony ojca, ale to najczęściej matka tę groźbę w erbalizuje”: „W idzim y, że dziecko w sytuacji, gdy w łasne prze żyw an ie m u nie w ystarcza, w ypełnia luki w prawdzie indywidualnej praw dą prehistoryczną dośw iadczenie przodków lokuje w m iejscu w łasnego dośw iadczenia (...) W ów czas, gdy przeżycia nie ch cą się dopasow ać do te g o od zied ziczon ego schem atu, dochodzi do przepracowania ich w form ie fantazji (...) C zęsto m ożem y zauw ażyć, że schem at ó w odnosi tryum f nad indyw idualnym przeżyw aniem ” (Freud, 1 9 2 5 ą s. 557 i 6 0 3 )423. G dybyż to Freud ograniczył ten sposób w yjaśniania tylko do ojcow skich gróźb kastracji. L ecz on go rozszerza na „w spom nienia” o uw ied ze niu, a naw et na scenę pierwotną. „To, o czym słyszym y dzisiaj w analizie jak o o fantazji: uw iedzenie d z ie c k ą (...) kastracja i spostrzeżenie stosunku p łcio w eg o rodziców (...) było rzeczy w isto ścią w prastarych czasach rodzi ny ludzkiej (...) Jeśli istnieją w rzeczyw istości, to dobrze; jeśli zaś zaw iodła rzeczyw istość, to zostają zbudow ane z napomknień i uzupełnione fantazją (...) Jednostka sięga poza w łasne przeżycia, kiedy stały się niewystarczają ce, do przeżyć z czasów prastarych” (Freud, 1956, s. 379)424. Skoro „w spom nienia” zdarzeń z dzieciństw a, do których nigdy nie d oszło, m ają istnieć na m ocy „analogii z dalekosiężną instynktow ą w ie d zą zw ierząt”, to jak Freud odkrył, że rozbieżność m iędzy je g o rekon strukcją dzieciństw a pacjenta a n iezależnie stwierdzonym i faktami z je g o 423 Por. „Z historii nerwicy dziecięcej („Człowiek-Wilk”)”, dz. cyt., s. 175 i 193 (przyp. tłum.). 424 Por. Wstęp do psychoanalizy, dz. cyt., s. 264 (przyp. tłum.). 177
FREUD I PSEUDONAUKA
d zieciństw a nie była przykładem „filogenetycznie odziedziczonego sche matu od n oszącego tryum f nad indyw idualnym przeżyw aniem ”, lecz rezul tatem ułom ności je g o procedur rekonstrukcyjnych? Freud niekiedy podaje terapeutyczne uzasadnienie sw ojego przekona nia o autentyczności w łasnych rekonstrukcji, które ma polegać na tym , że anam neza zrekonstruowanych scen, fantazji, pobudek i czeg o tam je szcze, usuw a objaw y uw ażane za zniekształcone m anifestacje ow ych wypartych fantazji, pobudek itd. W roku 1909 pisał: „Przyjmując m echanizm po wrotu do zdrowia za punkt w yjścia m ożna teraz było skonstruować dość dokładne koncepcje gen ezy choroby” . A ,je d y n ie przeżycia z dzieciństw a tłum aczą podatność na późniejsze urazy”, poniew aż „tylko dzięki dotar ciu do tych niem al zaw sze zapom nianych śladów pam ięciow ych i wpro w adzeniu ich do św iadom ości nabyw am y m ocy likw idow ania objaw ów ” (Freud, 1962, s. 48 i 71). A le oto dow iadujem y się rów nież, że „tak w ielkie postępy w rozu m ieniu analitycznym nie p ociągnęły za sob ą najmniejszej nawet zm iany w natręctwach i zaham owaniach chorego” (Freud, 1924b, s. 2 2 1 -2 2 2 )425 i ż e nierzadko udawało mu się „doprow adzić do całkowitej akceptacji in telektualnej w ypartego - ale sam proces w yparcia nie zostaje tym sam ym zlikw idow any” (Freud, 1950, s. 182)426. R ów nież „D ość często nie udaje się doprowadzić pacjenta do sytuacji, w której przypom niałby on sobie to, co wyparte. W zamian (...) uzyskuje niezbite przekonanie o praw dziw ości konstrukcji - z perspektywy terapeutycznej jest to rów now ażne przyw oła nem u w spom nieniu” (Freud, 1950, s. 3 68)427. Sąp acjen ci, którzy nie pam iętają sw oich d ziecięcych poryw ów seksual nych i zachow ują ich objawy, i pacjenci, którzy na odwrót pam iętają sw oje d ziecięce poryw y seksualne i uw alniają się od ich objawów; są rów nież pacjenci, którzy nie pam iętają sw oich pobudek seksualnych z dzieciństw a, ale pom im o to pozbyw ają się ich objaw ów , oraz pacjenci, którzy naprawdę pam iętają sw oje d ziecięce im pulsy seksualne, a m im o to zachow ują je. A poniew aż tak w łaśnie pow inno być w wypadku, gdyby m iędzy anam n ezą dziecięcej seksualności a rem isją objaw ów neurotycznych nie było 425 „O psychogenezie pewnego przypadku żeńskiego homoseksualizmu”, dz. cyt., s. 223 (przyp. tłum.). ĄU Sigmund Freud, „Zaprzeczenie” (przetłumaczył Robert Reszke). W: S. Freud, Dzieła , t. VIII, Wydawnictwo KR, Warszawa 2007/1925, s. 300 (przyp. tłum.). 427 Sigmund Freud, „Konstrukcje w analizie” (przetłumaczył Robert Reszke). W: S. Freud, Dzieła, t. IX, Wydawnictwo KR, Warszawa 2007/1937, s. 365 (przyp. tłum.). 178
FREUD I IDEA PSEUDONAUKI
żadnego zw iązku, to w n iosek m oże być tylko jeden: tutaj autentyczność freudow skich rekonstrukcji nie znajdzie wsparcia. We w nioskach twierdzę w ięc, że oferow ane przez Freuda rekonstrukcje dziejów seksualności dziecięcej są pseudonarracjami, co znaczy, iż prze strzeń, w której um ieszcza on w ydarzenia będące ich treścią, je st a priori w olna.
IV W sw oim inspirującym w stęp ie do w yd an ego w serii pelikanowskiej freu dow sk iego Leonarda da Vinci B .A . Farrell pisze: „Pracę Freuda o Leonar dzie różni od zw yk łego biegu narracji to, że używ a się w niej technicznych generalizacji teorii psychoanalitycznej” (Farrell, 1961, s. 13). Twierdzę jednak, że tym , co odróżnia freudow ską narrację, tak jak w iele je g o nar racji, je st zachow yw anie p ow ściągliw ości w wyprowadzaniu zdecydow a nych w niosków . P rzecież ow e „techniczne generalizacje” nie są Freudowi potrzebne do tego, żeby na podstaw ie swojej w ied zy o życiu seksualnym Leonarda jak o dziecka w n osić o życiu seksualnym Leonarda dorosłego, ani naw et do tego, żeby na podstaw ie znajom ości życia seksualnego L eo narda dorosłego w nioskow ać o tym , jak to ży cie w yglądało u Leonarda-dziecka. On tylko łączy za pośrednictw em najróżniejszych wyrażeń idiom atycznych i w szelk iego rodzaju m echanizm ów i zasad interpretacji to, co ju ż „w iadom o” o dzieciństw ie Leonarda z tym, co ju ż „w iadom o” o nim jak o dojrzałej osob ie, i w ybiera te spośród przekazanych przez tradycję sprzecznych w iadom ości o życiu Leonarda, które najlepiej słu żą temu zadaniu. Z obaczm y, co Freud robi, żeby pokazać, że „istnieje przyczynow y zw iązek m iędzy d ziecięcym stosunkiem Leonarda do matki i je g o póź niejszym , jaw nym , jakkolw iek idealistycznym (w ysublim ow anym ) hom o seksualizm em ” . R ozpoczyna od końca, czyli od postaw y dorosłego L eo narda w ob ec życia seksualnego, żeby zobaczyć, co takiego w latach jeg o dzieciństw a m ożna by było uznać za w yznacznik w spółbrzm iący z tezą psychoanalityczną o przemożnej dom inacji okresu dzieciństw a, i zatrzy muje się na pierw szych latach je g o ustaw icznego przebywania z matką jak o przyczynie je g o hom oseksualizm u. D laczego? A no dlatego - powiada Freud - że „gdybyśm y dzięki psychoanalitycznym badaniom pacjentów
179
FREUD I PSEUDONAUKA
hom oseksualnych nie w ied zieli, iż zw iązek takow y istnieje, ba, że je st on ścisły i konieczny” (Freud, 1963b, s. 1 3 7 -1 3 8 )428. A le w pierw szym z dw óch w ydań „Trzech rozpraw z teorii seksualnej” (1905 i 1910) o d ziecięcych determinantach m ęskiej inwersji Freud tak pisał: (...) jeśli chodzi o mężczyznę, można założyć, że dziecinne wspomnienie czu łości doznawanych ze strony matki i innych osób rodzaju żeńskiego, których opiece dany człowiek był powierzony, walnie przyczynia się do skierowania jego wyboru na kobietę (...) Występującą u współczesnej szlachty częstotli wość inwersji można lepiej zrozumieć, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że w środowisku tym (...) matki (...) w mniejszej mierze sprawują osobistą opiekę nad dziećmi (Freud, 1957, s. 229)429. Esej o Leonardzie da V inci ukazał się w roku 1910. W kolejnym w ydaniu „Trzech rozpraw z teorii seksualnej” w roku 1915 ten fragment został uzu pełniony w taki oto sposób: „podczas gdy w czesn e zastraszenie seksualne przez ojca i konkurencyjne nastaw ienie do niego odstręcza go od obiektów tej samej p łci” (Freud, 1957, s. 2 2 9 )430. Wydaje się zatem, że dopiero gdy Freud za liczy ł (przypuszczalną) nieobecność ojca Leonarda do czynników odpow iedzialnych za je g o hom oseksualizm , stało się to m echanizm em w yw ołującym hom oseksualizm . I do tego sprzecznym z intuicją. Przecież skoro dziecko w przełom ow ym dla niego okresie życia nie było narażone na w zbudzającą lęk kastracyjny obecność ojca, to jest oczyw iste, że ju ż to sam o pow inno zm inim alizow ać m ożliw ość pojawienia się u chłopca uczuć erotycznych do matki poddawanych chorobotwórczo intensyw nem u w y pieraniu. A o tym , że taką m ożliw ość Freud sam od czasu do czasu sugeruje i że jest ona kolejnym dow odem na doraźny charakter wprowadzanej przez niego post-Leonardowej poprawki do okoliczności sprzyjających rozw o jo w i hom eseksualizm u, św iadczą je g o uw agi o „w ycofaniu się na rzecz ojca” : „(...) innym silnym m otyw em do hom oseksualnego wyboru obiektu [jest] w zgląd na ojca albo lęk przed nim; rezygnacja z kobiety m a bow iem takie znaczenie, że unika się konkurencji z nim (albo w szystkim i osobam i płci m ęskiej w ystępującym i zam iast n iego)” (Freud, 1924b, s. 241)431.
428 Por. „Leonarda da Vinci wspomnienie z dzieciństwa”, dz. cyt., s. 99 (przyp. tłum.). 429 „Trzy rozprawy z teorii seksualnej”, dz. cyt., s. 116-117 (przyp. tłum.). 450 Tamże, s. 116 (przyp. tłum.). 4ÎI „O niektórych mechanizmach nerwicowych w wypadku zazdrości, paranoi i homosek sualizmu”, dz. cyt., s. 185 (przyp. tłum.).
180
FREUD I IDEA PSEUDONAUKI
C o zatem , n iezależnie od tego, czy Freud by do tego doszedł, czy nie, analizując dzieciństw o Leonarda, m ogłob y zniw eczyć je g o przekonanie, że „przypadkowe ok oliczn ości je g o d zieciństw a w yw ierały głęboki zakłó cający w p ły w na n ieg o ”? 'Za każdym razem, gdy tylko w yniki now ych studiów nad Leonardem da V inci zakw estionują jakąś ok oliczn ość środo w isk ow ą, którą Freud uznaw ał za przyczynę wyjaśniającą jej historyczną autentyczność, słyszym y, że to w ca le nie m usi unieważniać freudow skich w yjaśnień d ziecięcych marzeń i zainteresowań Leonarda. Tak, to prawda, tylko że w tedy trudno byłoby p odw ażyć trafność freudowskich analiz ina czej niż ogłaszając rew elacyjne odkrycie, że Leonardo da V inci nie ży ł po urodzeniu. Inny przykład łatw ości, z ja k ą bogactw o m echanizm ów, którymi Freud rozporządza, um ożliw ia m u przeforsow anie tezy o chorobotwórczym cha rakterze dzieciństw a na podstaw ie którejkolwiek z sytuacji rodzicielskich, którą zdarzyło mu się zn aleźć w historii dzieciństw a interesującej go jed nostki, daje on w ów czas, gdy w yjaśnia, jak u D ostojew skiego - biorąc pod uw agę charakter je g o ojca - m usiało nieuchronnie dojść do w ykształcenia się przesadnie surow ego „nad-ja” : Jeśli ojciec był surowy, gwałtowny, okrutny, wówczas „nad-ja” przejmuje od niego te cechy, ,ja” zaś w relacji do „nad-ja” wskazuje na niejaką pasywność, którą należałoby wyprzeć. „Nad-ja” stało się sadystyczne,,ja ” staje się ma sochistyczne, to znaczy w gruncie rzeczy staje się po kobiecemu bierne. Po wstaje wówczas w ,ja ” przemożna potrzeba ukarania - , ja ” na poły jako taka poddaje się swemu losowi, na poły zaś znajduje zaspokojenie w poniewieraniu przez „nad-ja” (świadomość winy) (Freud, 1950, s. 2 3 1)432. Trudno się z tym nie zgodzić. A le także i z tym: Nadmiernie łagodny i pobłażliwy ojciec będzie przyczyną wykształcenia się u dziecka przesadnie surowego nad-ja , ponieważ owemu dziecku - pod wpły wem otrzymanej miłości - nie pozostaje żadne inne ujście dla jego agresji, jak tylko skierowanie jej do wewnątrz. U dziecka zaniedbanego, wychowywanego bez miłości, napięcie między j a a nad-ja nie istnieje, toteż cała jego agresja może się zwrócić na zewnątrz. (...) sumienie skrupulatne powstaje w wyniku współdziałania dwóch witalnych wpływów: rozpętującego agresję wyrzecze nia się popędu i doświadczenia życiowego, które kieruje agresję do wewnątrz i przekazuje nad-ja (Freud, 1930, przyp. na s. 117)433. 432 „Dostojewski i ojcobójstwo”, dz. cyt., s. 237 (przyp. tłum.). 433 Sigmund Freud, Kultura jako źródło cierpień (przetłumaczyli Aleksander Ochocki, 181
FREUD I PSEUDONAUKA
W obec tego, jeśli u dziecka w ykształci się sadystyczne nctd-ja, to albo dziecko m iało surow ego i okrutnego ojca, albo nie. A le przecież nie ina czej będzie w ów czas, gdy m iędzy charakterem je g o ojca a surow ością je g o nad-ja nie ma żadnego zw iązku. N iech za ostatni przykład użytku, jaki Freud robi z nieokreślonego cha rakteru i m nogości zajm ujących go czynników chorobotwórczych oraz sposobu, w jaki pozw alają mu one uzyskać każdy w ynik, jeśli tylko nastą pił po z pozoru zrozum iałym i naturalnym rezultacie obojętnie jakich oko liczn ości, p osłu żą wyraźnie różniące się charakterystyki dw ojga dzieci: prawie pięcioletn iego chłopczyka Hansa i czterolatka Herberta. W pracy Freuda z 1907 roku „W kw estii ośw iecen ia seksualnego d zieci” Herbert ja ko okaz dziecka uśw iadom ionego w procesie w ychow ania je st „dzielnym chłopczykiem (...) którego rodzice, ludzie rozumni, w yrzekli się praktyki brutalnego tłum ienia tego aspektu rozw oju d ziecięceg o ”434. I chociaż Herbert nie jest dzieckiem zm ysłow ym , to jednak przejawia „najżyw sze zainteresow anie tą c z ę śc ią sw ojego ciała, którą nazyw a siusiakiem ”, p o n ie w a ż ,ja k o że nigdy nie był straszony, ani dręczony poczuciem w iny, daje prostodusznie w yraz tem u, co m y śli”. Z drugiej natom iast strony n ieszczęśn ik Hans jest „uosobieniem w szelk iego zła” : matka straszyła go kastracją je sz c z e zanim ukończył cztery lata, narodziny m łodszej siostry postaw iły g o „przed w ielkązagadką, skąd się biorą d zieci”, a „ojciec naplótł mu kłam stw o bocianie i w ten sposób nie p o zw olił mu prosić o ośw iecen ie w sprawach z tym zw iązanych”. W skutek tego za sprawą po części „bez radności wynikającej z d ziecięcych teorii seksualnych” u chłopca je sz c z e przed piątym rokiem życia ujawniła się fobia przed zw ierzętam i435. Jak utrzymuje Ernest Jones, b iograf Freuda, Hans i Herbert to jed n o i to sam o dziecko, a dzieje Hansa m iał Freud opisać p o tym , jak ujawniła się u niego fobia przed zwierzętam i (lecz nie przed wydarzeniam i, które Freud uznał potem za chorobotw órcze), natom iast dzieje Herberta - przed. N a w et później Freud pow ie, że „ o św iecen io w e” w ychow anie Hansa/Herberta m ogło o czy w iście przyczynić się do ujaw nienia u niego fobii: „(...) ponie w aż jednak w ych ow yw an o go bez zastraszania, starając się w m ożliw ie jak najw iększym stopniu go oszczęd zać, w yw ierać nań jak najm niejszą presję,
Marcin Poręba i Robert Reszke). W: S. Freud, Dzieła, t. IV, Wydawnictwo KR, Warszawa 1998/1930, przyp. 79 na s. 215-216 (przyp. tłum.). 4,4 „W kwestii oświecenia seksualnego dzieci”, dz. cyt., s. 145 (przyp. red.). 435 „Analiza fobii pięciolatka (Mały Hans)”, dz. cyt., s. 8 (przyp. tłum.).
182
FREUD I IDEA PSEUDONAUKI
to i je g o lęk zaczął sob ie śm ielej poczynać. U Hansa/Herberta nie dały o sobie znać m otyw y n ieczystego sum ienia i lęk przed karą, które w innej sytuacji z p ew n ością doprow adziłyby do złagodzenia objaw ów ” (Freud, 1925a, s. 2 8 4 )436. Przyw odzi to na pam ięć w yjaśnienia przez Falstaffa po w odu, dla którego uciekł do G adshill437. Ta sam a zw od niczość i ta sam a łatw ość dostosow yw ania cechuje spo sób, w jak i Freud posługuje się ogóln ie sw oją teorią nerwic d ziecięcych , kiedy napotyka na kontrprzykład. Formułuje twierdzenia, które zdają się angażow ać go w w yróżniającą się historię d ziecięcego życia seksualnego neurotyków, i tym sam ym cechujące się podatnością na obalenie, a tym czasem obstaje przy uniw ersalności lub przynajmniej n iew yk iyw aln ości przyw oływ anych cech chorobotw órczych. „U podłoża tw orzenia się każdego objawu znajdziem y zaw sze ura zo w e przeżycie w e w czesnym okresie ży cia seksualnego” (Freud, 1950, s. 117)438. K iedy zatem „dalsze anam nezy przeprowadzane u osób normal nych przyniosły zaskakującą inform ację, że historia seksualna okresu ich dzieciństw a w cale nie m usi różnić się od historii dzieciństw a neurotyków ” (Freud, 1924a, s. 2 7 9 )439, to na pojaw ieniu się „urazów” w okresie dzie ciństw a neurotyków nie m ożna opierać przekonania o ich przyczynow ym znaczeniu, ono bow iem m usi sp oczyw ać w jakiejś patologicznej reperkusji „urazów”, różniącej d zieciństw o neurotyczne od normalnego. A co to są za reperkusje? „Przede w szystkim liczyła się (...) jeg o reakcja na te przeży cia, to, cz y odpow iedziało na te wrażenia «w yparciem », czy nie” (Freud, 1924a, s. 2 7 9 )440. C zy w ob ec tego różnica m iędzy dzieciństw em neuro tycznym a nieneurotycznym zaw iera się w wyparciu? Wydaje się, że nie, poniew aż „żadnej jednostce ludzkiej nie zostają oszczędzone takie ura zy, żadna nie uniknie spow odow anych przez nie stłum ień” (Freud, 1949a, s. 52)441. „Każda jednostka przeszła przez tę fazę, lecz j ą energicznie w y parła i udało się jej o niej zapom nieć” (Freud, 1950, s. 172)442*.A w ięc i tym razem ow a cecha odróżniająca m usi znajdow ać się gdzie indziej. 436 Por. tamże, s. 93 (przyp. tłum.). 437 Zob. William Shakespeare, Król Henryk IV (przyp. tłum.). 438 Hasło „Psychoanalysis” napisane przez Freuda do Encyclopedia o f Sexology (1923) (przyp. tłum.). 439 „Moje poglądy”, dz. cyt., s. 137 (przyp. tłum.). 440 Tamże, s. 137-138 (przyp. tłum.). 441 „Zarys psychoanalizy”, dz. cyt., s. 136 (przyp. tłum.). 442 Hasło „Libido theory” napisane przez Freuda do Encyclopedia o f Sexology (1923) (przyp. tłum.).
183
FREUD I PSEUDONAUKA
Przypuśćm y, że przyczyna choroby tych pierwszych pacjentów Freu da, u których dopatrzył się jej bezpodstaw nie w ich w czesn od ziecięcym uw iedzeniu seksualnym , w rzeczyw istości nie m a nic w sp óln ego nie tyl ko z uw iedzeniem , ale i z jak im ik olw iek dośw iadczeniam i seksualnym i w dzieciństw ie. W jaki w ięc sposób m ógł teraz Freud to odkryć, skoro odkrył tamto? C o przem ów iło za je g o teorią nerwic odw ołującą się do fan tazji d ziecięcych , tak jak odkrycie, że nie w szy scy pacjenci m ieli „bier ne dośw iadczenia seksualne przed okresem dojrzałości p łciow ej” (Freud, 1924a, s. 142)443 przem ów iło za u w ied zen iow ą teorią nerw ic? Trzeba je d nak u czciw ie przyznać, że nie w ystarczy tak rozum ować, żeby w ykazać, iż freudow ska seksualna etiologia nerw ic dziecięcych je st pozbaw iona w szelkiej treści, poniew aż uniw ersalność dom niem anego czynnika przy czy n o w eg o nie m usi koniecznie podaw ać w w ątpliw ość je g o statusu jak o czynnika chorobotw órczego. G dyby Freudowi udało się znaleźć te charakterystyczne cech y ży cia dziecka, których chorobotw órcze oddziaływ anie zależałoby od ob ecn ości wrodzonej skłonności do patologicznego reagowania na normalne uw a runkowania, to byłoby to w ażne odkrycie, nawet jeślib y te cech y nie były odbiegającym i od normy interwencjami. I chociaż nie byłaby to zadow ala jąca teoretycznie odpow iedź na pytanie o to, dlaczego niektórzy ludzie sta j ą się neurotykami, to i tak m iałaby ona ogrom ną wartość praktyczną i hu manitarną. M ożna by bow iem , podjąw szy najróżniejsze kroki, nie dopu ścić do tego, żeby ta skłonność doprow adziła do patologicznych następstw, podobnie jak to robim y na przykład w wypadku oligofrenii fenylopirogronow ej444, skutkującej dużym stopniem upośledzenia rozwoju um ysłow ego i m otorycznego, w której małym d zieciom z m etaboliczną sk łon n ością do przem iany normalnie nieszkodliw ych składników pożyw ienia w substan cje trujące przepisuje się specjalną dietę chroniącąje przed patologicznym i skutkami tej skłonności. Podobnie postępuje się z dziećm i, których zęby m ają skłonność do w ystaw ania, zakładając na zęby aparat korekcyjny m a ją c y u m ożliw ić im prawidłowy rozwój. N atom iast w wypadku freudow skiej postuw iedzeniow ej teorii nerw ic nie sposób dociec, co on przyjmuje za przyczynę nerwic, tak jak w iadom o, co było przyczyną deform acji ust 45 445 „Heredity and the Aetiology of the Neuroses” (przyp. tłum.). 444 Dawna nazwa ciężkiego trwałego upośledzenia umysłowego, będącego wynikiem fenyloketonurii, genetycznie uwarunkowanego zaburzenia genu kodującego enzym hydroksylazy fenyloalaninowej, niezbędny do metabolizmu fenyloalaniny, jednego ze składników diety (przyp. tłum.).
184
FREUD I IDEA PSEUDONAUKI
dorosłej osoby, je śli jako d zieck o ze skłonnością do w ystaw ania zęb ów nie nosiła aparatu korekcyjnego. N a pierw szy rzut oka m oże się w ydaw ać, że tą przyczyną m ogły być jak ieś środki zapobiegające w zbudzeniu strachu przed kastracją. L ecz z pow odu w szech ob ecn ości nam iastek kastracji, jako że każda próba za panow ania nad sek su aln ością d ziecięcą (której znakiem obecności jest zdaniem Freuda d ziecięce nietrzym anie m oczu, czyli inkontynencja) m oże w zbudzić lęk kastracyjny i w je g o następstw ie zapoczątkow ać patologicz ny rozwój w ypadków , i pon iew aż nieinterw eniow anie w ży cie seksualne dziecka sam o w sobie je st ju ż czynnikiem chorobotwórczym - („N ie spo sób p ozostaw ić mu tyle sw obody, by w nieograniczony sposób m ogło się on o kierow ać w szystkim i sw oim i im pulsam i popędow ym i. (...) sam em u dziecku zostałaby w yrządzona w ten sposób w ielka krzywda (...)” (Freud, 1933, s. 1 9 1)445 i poniew aż ponadto „w pływ opornej konstytucji popędo w ej nie daje się w żaden sposób usunąć” (Freud, 1933, s. 192)445446 - nie ist nieje jakiś rzekom o psychoanalityczny reżim w ychow aw czy, który - jeśli nie chroniłby przed nerw icą - m ógłby być uznany za argument obalający freudow skie tw ierdzenie o dziecięcej patogenezie. Freud dobrze w ie, że je śli się okaże, iż jakiś przypuszczalnie choro botw órczy czynnik w ystępuje pow szechnie, to autentyczność je g o zw iąz ku z chorobą m usi stać pod znakiem zapytania. Przed odw ołaniem swojej uw iedzeniow ej teorii nerw icy pisał: „O w szem , gdyby aktyw ność seksualna w okresie dzieciństw a była zjaw iskiem w ystępującym prawie p ow szech nie, w ó w cza s dow iedzenie g o w e w szystkich przypadkach z p ew n ością n iew iele by zn aczyło” (Freud, 1924a, s. 2 0 5 )447. To, że Freud ma tę św iado m ość, m oże tłum aczyć je g o coraz w yraźniejszą skłonność do traktowania lo só w d ziecięcej aktyw ności seksualnej je g o pacjentów jak podstawy dla, a nie przyczyny ich zaburzeń nerw icow ych. Eksplanacyjny status m otyw u nie nasuw a bow iem najm niejszej w ątp liw ości, poniew aż m iędzy nim i za chow aniem , które m a on w yjaśnić, nie ma pow szechnego związku. W końcu staje się jasne, że kiedy Freud twierdzi, iż „czynników kształ tujących psychonerw icę należy szukać (...) w infantylnym życiu seksual nym ” (Freud, 1925a, s. 3 03)448, to nie m a na m yśli ich epidem iologicznego 445 Wykłady ze wstępu do psychoanalizy. Nowy cykl, s. 172 (przyp. tłum.). 446 Tamże, s. 173 (przyp. tłum.). 447 Sigmund Freud, „W kwestii etiologii histerii” (przetłumaczył Robert Reszke). W: S. Freud, Dzieła , t. VII, Wydawnictwo KR, Warszawa 2001/1896, s. 60 (przyp. tłum.). 448 „Uwagi na temat pewnego przypadku nerwicy natręctw”, dz. cyt., s. 31. 185
FREUD I PSEUDONAUKA
charakteru, jak to było w wypadku uw iedzeniow ej teorii nerwicy, dlatego że o k oliczn ości, o których m ów i ze szczegółam i, ani się nie poddają ma nipulacji, ani nie dają się odróżnić. M ożna byłoby p ow iedzieć coś w ięcej o ich prawdziwej naturze, gdyby scharakteryzowało się je jako cryptoverstehen (choć tak naprawdę jest to pseudo-verstehen, co - mam nadzieję - uda m i się w ykazać). Freud dlatego m usi uciekać się do dw uznaczników, w ykrętów i n ie konsekw encji, że jest w e w ładzy dw óch jed n ocześn ie konieczności: chyba trzeba, a jednak chyba nie trzeba p ow ied zieć, jakie to wydarzenia z okresu dzieciństw a pow odują skłonność do nerwicy. Trzeba, gdyż odkrycie przez Freuda chorobotwórczej roli seksualności w dzieciństw ie neurotyków sta now i rzekom ą podstaw ę je g o przekonania, że nerw ica jest przejawem roz budzenia na now o dziecięcych zm agań seksualnych, a zatem i podstaw ę popraw ności m etody, za p om ocą której ta etiologia została w ydedukow ana. N ie trzeba, poniew aż gdyby je g o tw ierdzenia etiologiczne zostały sform u łow an e zbyt szczeg ó ło w o i z tego pow odu zostały narażone na obalenie, to m ogłob y to doprowadzić do zdyskredytow ania ju ż nie tylko freudow skich w yjaśnień nerwicy, ale co gorsza, m etody, która do nich doprowadziła. Tylko form ułując takie tw ierdzenia odnoszące się do profilaktyki i pato gen ezy m ó g ł Freud uspraw iedliw ić sw oje zaangażow anie i zastosow ane procedury, lecz tylko ich odw ołanie m ogłob y j e uchronić przed obaleniem . Zatem ani „czynnika ilo ścio w eg o ”, do którego w sw oich tekstach na tem at etiologii nerw ic niezm iennie się Freud odw ołuje, ani uporu, z jakim przy w iązuje w a g ę do wrodzonej konstytucji człow ieka, nie sposób uw ażać za przykłady naukowej sum ienności. S ą to tylko sposoby na podtrzym anie zaabsorbow ania problem em , eksploatow ane długo po tym , jak pojaw iła się sensow na nadzieja na zw ięk szen ie z ich pom ocą zdolności przew idy w ania i nadzoru. P ow ie ktoś, że aby w ykazać nieautentyczność dziecięcej etiologii ner w icy w cale nie trzeba ograniczać się do oceny roli, jaką Freud odegrał w zrozum ieniu tej choroby, poniew aż istnieje inna m ożliw ość interpreta cji je g o twierdzenia, że nerwica je s t zaburzeniem o podłożu seksualnym . M ożna przecież w ziąć je za tw ierdzenie m ów iące nie o przyczynach, lecz o charakterze zaburzeń nerw icow ych. Inaczej m ów iąc, freudowska teoria nerw icy m iałaby teraz dać odpow iedź na pytanie „Co mu dolega?” a nie „Co się z nim dzieje?” . W takim ujęciu d ziecięca seksualność ma się mniej w ięcej tak do nerwicy, jak w yprostow ana postawa rodzaju ludzkiego do płaskostopia poprzecznego niektórych je g o przedstawicieli, a neurotycy to 186
FREUD I IDEA PSEUDONAUKI
osob n icy tak skonstruowani, że z nieznanych pow odów produkują choroby ze w spom nień z w łasn ego ży cia seksualnego w dzieciństw ie. A o tym , że tak w łaśn ie jest, św iadczy cały zesp ó ł objaw ów neurotycznych służących, w yrażających czy naw iązujących do zainteresowań seksualnych, które się gają czasów dzieciństw a. A lb o oddajm y głos samemu Freudowi: „Etiolo giczn e znaczenie czynników seksualnych” m iałoby polegać na „subtelnym aczk olw iek solidnym w zajem nym pow iązaniu składników strukturalnych nerw icy” (Freud, 1924a, s. 150); „logicznej strukturze objaw ów neuro tyczn ych ” (s. 150)449; „niew ątpliw ych uzupełnieniach skojarzeniowej i logicznej struktury nerw icy” (s. 2 0 1)450; „strukturalnych pow iązaniach sym ptom ów , w spom nień i skojarzeń” (s. 179); „bogactw ie i zawikłaniu w ię z i skojarzeniow ych” (Freud, 1949b, s. 191)451.
V Z obaczm y teraz, jak te n ieco w przenośny sposób w yrażone kryteria spraw dzają się w praktyce. Dora dostała ostrego ataku bólów brzucha, któremu tow arzyszy w ysok a gorączka, i w rezultacie p ow łóczy prawą nogą. D la Freuda jest to „całkiem typ ow y przykład pow staw ania sym p tom ów w yw ołanych m otyw am i, które pozornie nie m ają nic w spólnego z czynnikiem seksualnym ”. A oto jak rozw iew ają się pozory o w eg o braku związku: „C óż zatem oznaczał ó w stan, który chciał naśladować zapalenie ślepej kiszki? (...) Zapytałem zatem D orę, kiedy m iała to zapalenie w y rostka, przed sceną nad jeziorem czy później. N atychm iastow a, usuwająca za jednym zam achem w szy stk ie trudności odpow iedź brzmiała: dziew ięć m iesięcy później. (...) R zekom e zapalenie wyrostka za pom ocą skromnych środków, jakim i pacjentka w ó w cza s dysponow ała - za p om ocą bólów i krw aw ienia m iesiączk ow ego - zrealizow ało fantazję o rozwiązaniu”. A le ,ja k przedstawia się sprawa z p o w łó czą cą nogą? (...) C złow iek p ow łóczy n o g ą w tedy, gdy się potknął. A zatem Dora w ykonała jakiś «błędny krok» - całkiem słusznie, skoro po u p ływ ie dziew ięciu m iesięcy od incydentu nad jeziorem czekało j ą rozw iązanie”452. Jeśli tak ma w yglądać „całkiem
449 „Heredity and the Aetiology of the Neuroses” (przyp. tlum.). 450 Por. „W kwestii etiologii histerii”, dz. cyt., s. 56 (przyp. tłum.). 451 Objaśnianie marzeń sennych, dz. cyt., S. 175 (przyp. tłum.). 452 „Fragment analizy pewnej histerii”, dz. cyt., s. 147-148 (przyp. tłum.). 187
FREUD I PSEUDONAUKA
typ ow y przykład pow staw ania sym ptom ów w yw ołanych m otyw am i, które pozornie nie m ają nic w sp óln ego z czynnikiem seksualnym ”, to zapytać należy, w jaki sposób m ógłby Freud kiedykolw iek stwierdzić, że przyczy ny objaw ów nie m ają naprawdę, a nie tylko z pozoru, żadnego zw iązku z seksualnością? Skoro w tym wypadku Dora nie potw ierdziła podanego przez Freu da pow odu pow łóczenia n o g ą (przyjąw szy na m om ent, że to było to, co ona m ogła potw ierdzić) i skoro nie było ju ż objawów, które m ogłyby dostarczyć takiego potwierdzenia przez „wdanie się w dyskusję”, to na czym Freud opiera przekonanie, że w sym ulow anym przez D orę ataku śle pej kiszki i w je g o następstwach była zawarta aluzja do jej uczucia żalu z pow odu tego, co się stało nad jeziorem ? N a tym po prostu, że i krew m enstruacyjna, i dzieci w ydostają się przez pochw ę, na zbieżności okresu ciąży i czasu, jaki upłynął m iędzy zalotam i Herr K. a atakiem b ólów brzu cha Dory, i na m ożliw ości nadania w yrażeniu idiom atycznem u („fałszyw y krok”), którym m ożna się było p osłu żyć w zw iązku z jej pow łóczeniem nogą, interpretacji o treści seksualnej. Jak ocenić wartość d ow od ow ą ta kich w yw od ów ? A jak oceniać takie w y w o d y w innych wypadkach? O ceniając takie twierdzenia, form ułujem y intuicyjne sądy o prawdopo dobieństw ie zdarzeń, o których w iem y, że są zw iązane stosunkiem aluzji i że w ystępują niezależnie od siebie. Rozpatrzm y parę przykładów takiej ew identnie fałszyw ej aluzyjności i zobaczm y, na czym opiera się nasze przekonanie o ich fałszyw ości. W Życiu nowym Dante w ten oto sposób uzasadnia tw ierdzenie, że o ustaleniu daty śm ierci Beatrycze - 9 czerw ca 1290 roku - zadecydow a ło jej stow arzyszenie z Trójcą Ś w iętą i innym i w ażnym i w artościam i liczbow ym i: Powiadam zatem, że licząc wedle rachuby arabskiej, wielce szlachetnajej dusza odeszła w pierwszej godzinie dziewiątego dnia w miesiącu, a wedle rachuby syryjskiej odeszła w dziewiątym miesiącu roku (...) zaś wedle rachuby naszej, odeszła w tym roku naszej ery, to jest w tym roku lat Pańskich, kiedy dosko nała cyfra dziewięćkroć dopełniła się w tym stuleciu, w jakim została umiesz czona. (...) Powód zaś, dla którego owa cyfra tak jej była przychylna, może być następujący: oto wedle Ptolemeusza i wedle prawdy chrześcijańskiej, istnieje dziewięć sfer ruchomych (...) cyfra owa była jej przychylna, ażeby dać do zro zumienia, że z poczęciem jej życia wszystkie dziewięć sfer ruchomych znajdo wało się w doskonałym zespole. Taka jest pierwsza przyczyna. Ale rozważając subtelniej, z niechybną prawdziwością, cyfrą tą była ona sama; powiadam pod
188
FREUD I IDEA PSEUDONAUKI
przenośnią, a rozumiem tak: liczba trzy jest pierwiastkiem dziewięciu, gdyż, bez pomocy innej liczby, sama przez się pomnożona, daje dziewięć. Skoro za tem trzy samo przez się jest twórcą dziewięciu, a Twórca cudów sam przez się jest Trójcą, mianowicie: Ojciec, Syn i Duch Święty, którzy są trojgiem i jed nym, to z ową panią stowarzyszyła się liczba dziewięć, dla wyrażenia, że była dziewiątką, to znaczy cudem, którego pierwiastkiem jest wyłącznie cudowna Trójca (Dante, 1871, s. 59-60)453. W rozdziale szóstym Observations on the Prophecies o f Daniel [Ob serw acje na temat proroctw D aniela] N ew ton zaśw iadcza, że tożsam ość czwartej spośród w ym ienionych przez proroka D aniela bestii w Cesarstwie R zym skim i co za tym idzie, je g o przecudow ną przepow iednię upadku Cesarstwa, potwierdza zb ieżn ość liczby rogów na głow ie czwartej bestii z liczb ą królestw, na które imperium się rozpadło, poniew aż je śli do sied m iu um ieszczonych w rejestrze Sigoniusa królestw „doda się Franków, B rytów i Lom bardów (...), to otrzym a się dziesiątkę, poniew aż pow stały one w tym samym mniej w ięcej czasie, co ta siódem ka” (N ew ton, 1841, s. 48). Ostatnim przykładem błędnej aluzyjności niech będzie dow ód poda ny przez p ew nego duchow nego, którego Thomas Babington M acaulay454 spotkał w Indiach. P ow ied ział mu on, że N apoleon był Bestią, o której św. Jan m ów i w rozdziale trzynastym Apokalipsy, poniew aż je śli słow o „Bonaparte” zostanie napisane po arabsku, to po opuszczeniu tylko dwóch liter otrzym a się liczbę 666. Trafną charakterystykę tego, o co chodzi w tych przykładach, a także sposobu, w jaki różnią się one od rzetelnych badań, daje Pareto455. D ok o nałem nieznacznej adaptacji tekstu, żeby nadać mu w ięk szą ogóln ość. Przypadek 1. Przyjmijmy, że jakieś D nawiązuje do pewnych faktów A (...). Mamy ustalić A. Jeśli to się nam powiedzie, to będziemy się trzymać prostej DA. Wszakże w razie niepowodzenia (...) dojdziemy nie do A, lecz do B i po myślimy, oczywiście błędnie, że przyczyną D jest B. Przypadek 2. Chcemy z D wyprowadzić pewne wnioski C powszechnie znane z góry (...) Tym razem nie szukamy C, ponieważ jest już znane, lecz sposobu dojścia do C. Niekiedy robi się to z rozmysłem: ktoś doskonale wie, 453 Dante Alighieri, Życie nowe (przetłumaczył Edward Porębowicz). Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1960/1922—1923, s. 49—50 (przyp. tłum.). 454 Thomas Babington Macaulay (1800-1859), angielski poeta, historyk i polityk (przyp. tłum.). 455 Yilfredo Pareto (1848-1923), włoski ekonomista i socjolog (przyp. tłum.). 189
FREUD I PSEUDONAUKA
że C nie wynika z D, lecz pomimo to uważa za wskazane postąpić na przekór (...) Częściej jednak taka osoba drogi prowadzącej od D do C nie wybiera świadomie i z premedytacją (...) Często bez świadomego zamiaru przenosi obydwa uczucia na drogę DC (...) Ktoś, kto próbuje wyperswadować coś in nym, najpierw wyperswadował to sobie. To nie jest oszustwo. W pierwszym wypadku (...) szuka się A. W drugim - świadomie albo nie świadomie - szuka się drogi DC (...) Poszukiwanie jej jest, szczerze mówiąc, przedstawiane jako zdążanie dokładnie do A (...) Drogę DC taka osoba inter pretu je w sposób dla niej dogodny do osiągnięcia zamierzonego celu (...) Oby dwa te krańce są niezmienne. Pozostaje jedynie problem znalezienia sposobu na doprowadzenie do ich spotkania (Pareto, 1963, s. 385-387). Znam y ju ż m otyw y fałszyw ych aluzji. A le jak to się robi? Jak tw orzy się w rażenie aluzyjności? N ieco św iatła na to zagadnienie rzucają uw agi Martina Gardnera odnoszące się do tw ierdzenia piram idologów, że w w y miarach W ielkiej Piramidy dostrzegli oni aluzje do takich faktów nauko w ych , jak oś Z iem i, promień biegunow y Z iem i, średnia gęstość, przeciętna temperatura jej pow ierzchni, okres precepcji osi Ziem i i tak dalej. Nietrudno dociec, w jaki sposób (piramidolodzy) doszli do takich niesłycha nych naukowych zbieżności. Kiedy ktoś zabiera się do mierzenia tak skom plikowanej budowli, jaką jest piramida, to od razu wpada mu w ręce ogromna obfitość różnych wielkości do wykorzystania. Jeśli będzie dość cierpliwy, by pożonglować nimi na różne sposoby, to z pewnością znajdzie wiele takich, które będą zbieżne z ważnymi liczbami w naukach przyrodniczych. A skoro nie jest on ograniczony żadnymi regułami, to byłoby doprawdy dziwne, gdyby takie poszukiwanie „prawd” ukrytych w piramidach nie zostało uwieńczone sporym sukcesem. Weźmy pod uwagę na przykład wysokość piramidy. Smyth mnoży ją przez dziesięć do dziesiątej potęgi i w ten sposób wychodzi mu odległość do Słońca. Liczba dziesięć została wybrana zupełnie arbitralnie. Gdyby jednak nie uda ło mu się znaleźć takiej jednej wielokrotności, która dałaby w wyniku odle głość do Słońca, to próbowałby z innymi wielokrotnościami, żeby sprawdzić, czy w takim razie nie wyjdzie mu odległość do Księżyca, albo do najbliższej gwiazdy, albo też do jakiejkolwiek innej liczby o znaczeniu naukowym (Gardner, 1957, s. 176-177). Co różni te przypadki naciąganej aluzyjności od aluzyjności auten tycznej, której przykładem - jak apologeta psychoanalizy czuje się zm u szony zapew niać - są freudow skie op isy form owania się objawu, marzeń sennych, pom yłek itd.? „Czy to m ożliw e - pyta M erleau-Ponty - żeby te
190
FREUD I IDEA PSEUDONAUKI
odk iyte przez psychoanalityków skom plikow ane odpow iedniości sprawił przypadek? C zyż to nie psychoanalitycy nauczyli nas zauw ażać echa, alu zje, pow tórzenia jed n ego m om entu ży cia w drugim?”. Tego rodzaju uwa gi odzw ierciedlają typ ow ą reakcję na freudow skie interpretacje, a trzeba przyznać, że sam Freud niem al za każdym razem, kiedy udowadnia, iż jak iś fragm ent obecnego zachow ania odnosi się do, pow iedzm y, któregoś z daw nych zdarzeń z dzieciństw a, zm usza do poddania się wrażeniu sw o jej siły przekonywania. A m oże to w rażenie siły przekonywania je st ilu zoryczne? M oże, jak w cytow anych w yżej przykładach prostoduszności w z ię ło się ono stąd, że nie zw róciliśm y uw agi na to, iż Freud korzysta z ogrom nej sw obody decydow ania o doborze i opisie danych, które ma w yjaśniać? A m oże z przyjętego przez nas założenia, że n iw eczy dzieło zniekształceń i dochodzi do sw oich interpretacji dzięki w cześniej sform u łow an ym regułom ? W św ietle tych podejrzeń przyjrzyjmy się jednem u ze środków, jakich im a się Freud, żeby w fantazję Leonarda da V inci o sępie w cisnąć aluzję do fellatio: „Jej najbardziej spektakularna cecha polega przecież na tym , że przekształciła ona czynność ssania piersi m acierzyńskiej w akt bycia ssa nym , a zatem w akt pasyw ny, tym sam ym zaś ustanow iła sytuację o cha rakterze niedw uznacznie hom oseksualnym ”456. Zatem relacja Leonarda o sępie, który ogonem rozchylił mu usta i kilkakroć uderzył nim w wargi, nie m ogłaby być jed yn ie zniekształconym w spom nieniem karmienia go p iersią matki, lecz m usiała być fantazją ssania członka, poniew aż ssanie sutka matki jest czyn n ością aktywną, natomiast ssanie członka - bierną. Powstrzym am się przed zadaniem pytania, skąd u Freuda taka pew ność, że ssanie m ęsk iego członka jest czyn n ością bierną, a nie aktywną, bo jeszcze ktoś sob ie pom yśli, iż z kw estii, której nikt prawdopodobnie nie potra fi w yjaśnić autorytatywnie, czyn ię argument w polem ice. Z w rócę jednak uw agę, iż nie harmonizuje ona z poglądem głoszonym nawet przez sam ego Freuda, że fellatio jest odrodzeniem się d ziecięcego dom agania się piersi. To zaś pokazuje, że przesądzając kw estię bierności piersi w stosunku do ust dziecka karm ionego piersią, Freud oparł się na w cześniejszej znajo m ości tradycji, w edług której Leonardo da V inci był hom oseksualistą. Oto co na przykład pisze: „Matka jest w ob ec dziecka pod każdym w zględem aktywna, nawet o samym akcie karmienia piersią m ożecie w równej m ie rze pow iedzieć, że matka daje pierś dziecku, jak też, że pozw ala mu ją 456 „Leonarda da Vinci wspomnienie z dzieciństwa”, dz. cyt., s. 99 (przyp. red.). 191
FREUD I PSEUDONAUKA
ssać” (Freud, 1933, s. 148)457. I jeszcze: „Pierw sze seksualne lub seksu alnie zabarw ione dośw iadczenia dziecka w je g o relacjach z m atką m ają o czy w iście charakter bierny. W szak też ona karmi piersią (...)” (Freud, 1950, s. 2Ó 4-265)458. P om yślm y o jesz c z e jednym m echanizm ie, którym posługuje się Freud, kiedy w yprow adza hom oseksualizm Leonarda z je g o d ziecięcych relacji z matką. „Wypierając m iłość do matki, konserwuje on ten obraz w swej nieśw iadom ości i od tej pory pozostaje w iem y matce. K iedy jako kocha nek zdaje się uganiać za chłopcam i, to w rzeczyw istości ucieka przed in nym i kobietam i, które m ogłyby skłonić go do niew ierności w ob ec m atki”. A w ię c nieśw iadom ość kierowana kazirodczym i pragnieniami je st pom i m o to, jak przystało na przyzw oitą drobnom ieszczankę, m onogam iczna. A le czy to seksualne przyw iązanie hom oseksualisty do matki nie kłóci się czasem ze stw ierdzeniem Freuda, że jej brak członka budzi w nim wstręt? I je śli u słyszym y na to odpow iedź, że je g o nieśw iadom ość przyw iązuje się do matki fallicznej, której pozostaje w iem y pod przym usem , to jak sprostać tem u zadaniu, skoro będzie m usiał „poszukiw ać sw ych obiektów seksualnych wśród m ężczyzn , którzy jednak sw ym i innymi som atycznym i i psychicznym i cecham i charakterystycznymi będą przypom inali kobietę” (Freud, 1924b, s. 66)459? A le na te filisterskie zastrzeżenia Freud ma odpow iedź naprowadzającą na ślad innej charakterystycznej cech y teorii psychoanalitycznej, trudnej w praw dzie do zrozum ienia, ale łatwej do w yjaśnienia, je śli przyjąć zało żen ie, że m a ona służyć uniknięciu odrzucenia, m ianow icie freudow skie zapew nienie, iż nieśw iadom ość nie zaw iera sprzeczności. W ten sposób Freud m ó g ł zapew nić sobie prawo do orzekania a posteriori o tym , ja kie logiczn e następstwa w ynikają z każdego w ysuniętego tw ierdzenia in terpretacyjnego. Ta w łasność nieśw iadom ości w ychodzi na ja w w takiej oto ok oliczn ości. Freud przewiduje, że je g o opis form owania się objawu chorobow ego, w którym pacjent nieśw iadom ie pragnie, żeb y członek je g o ojca w szed ł w eń i dał mu dziecko, a do tego je st je sz c z e nieśw iadom ie przekonany, że koniecznym warunkiem spełnienia się tego życzen ia jest kastracja, spotka się z zarzutem, iż kłóci się z inną interpretacją, w m yśl której pacjent jest n ieśw iadom ie przekonany o tym , że odbyt je st otw orem ,
457 Wykłady ze wstępu do psychoanalizy. Nowy cykl, dz. cyt., s. 132 (przyp. tłum.). 458 „O seksualności kobiecej”, dz. cyt., s. 256 (przyp. tłum.). 459 „O dziecięcych teoriach seksualnych”, dz. cyt., s. 158 (przyp. tłum.). 192
FREUD I IDEA PSEUDONAUKI
przez który odbyw a się stosunek p łciow y i poród. „Zaiste, tkw iła jakaś sprzeczność w fakcie, że (...) lęk przed kastracją m ógł się utrzym yw ać na równi z utożsam ieniem się z kobietą - utożsam ieniem , w którym czło nem w iążącym była odbytnica - atoli była to tylko sprzeczność logicz na, to zaś n iew iele m ów i. C ałe to zjaw isko charakteryzuje raczej pracę nieśw iad om ości” (Freud, 1925a, s. 5 57)460. L ecz pierw szy z tych opisów , które Freud usiłuje w taki sposób pogod zić, sam w ychodzi z założenia, że nieśw iadom ość zdaje sobie sprawę ze sprzeczności zachodzącej m iędzy pragnieniem odegrania biernej roli seksualnej vis-à-vis ojca a pragnieniem zachow ania członka. N ie sposób też nie zauw ażyć, że nieśw iadom ość, któ ra „nie zna logiki” i nic nie w ie o sprzecznościach, pom im o to bez przerwy angażuje się w w yprow adzanie w niosków . N a przykład w studium przy padku z Hansem Freud w taki oto sposób opisuje „typow y nieśw iadom y ciąg m yśli” : „C zyż bow iem naprawdę istnieją organizm y żyw e pozbaw io ne siusiaka? Jeśli tak, to nie w ydaje się tak nieprawdopodobne, że m ożna H ansow i zabrać siusiaka, że m ożna g o niejako uczynić kobietą” (Freud, 1925a, s. 179)461. Skoro jednak w nieśw iadom ości nie m a „N ie” („Jak w ia dom o, w nieśw iadom ości nie m a żadnego «nie»; przeciw ieństw a zlew ają się tu w jed n o ” [Freud, 1925a, przyp. na s. 5S9462]), to nie m oże też być „Jeżeli”, „W ięc” ani też „A zatem ”.
VI M ogłob y się zdaw ać, że mając na podorędziu zasadę: „N ie jest konieczne, by różne znaczenia przypisyw ane jednem u sym ptom ow i korespondow ały ze sobą” (Freud, 1925a, s. Ó5)463, ryzykuje się w m inim alnym zaledw ie stopniu, że zaproponowana interpretacja będzie nietrafiona. W szakże w szystk ie te argumenty nie będą prawdopodobnie m iały nic do rzeczy, poniew aż freudow skie interpretacje m ogą należeć do klasy twierdzeń, które w cale nie liczą się z argumentami ze strony niezależne g o praw dopodobieństw a i pokrew nym i w zględam i, i które są potwier dzone lub n ie jed yn ie przez zdarzenia. Z tego punktu w idzenia zasady
460 „Z historii nerwicy dziecięcej („Człowiek-Wilk”)”, dz. cyt., s. 160 (przyp. tłum.). 461 „Analiza fobii pięciolatka (Mały Hans)”, dz. cyt., s. 27 (przyp. tłum.). 462 „Z historii nerwicy dziecięcej” („Człowiek-Wilk”)”, dz. cyt., s. 102 (przyp. tłum.). 463 „Fragment analizy pewnej histerii”, dz. cyt., s. 109 (przyp. tłum.). 193
FREUD I PSEUDONAUKA
interpretacji są zasadam i praktycznym i, poniew aż usprawiedliwia je to, że wraz z imponderabiliami, które m ożna w yodrębnić tylko dzięki talentow i i dośw iadczeniu, prow adzą do praw idłow ych w niosków co do procesów nieśw iadom ych. Z godność zachow ania i skojarzeń pacjenta z przedłożoną interpretacją będzie zatem przejawem , a nie probierzem jej trafności, tak że tw orzenie błędnych aluzji, które pokazują równie pow ikłane zależności, jak rzekom o autentyczne freudow skie, nie m a żadnego znaczenia. K iedy A lastair Fowler, krytyk literacki, badając num erologiczne aluzje w poezji renesansow ej, zastanawia się nad stw ierdzeniem , że „U w od zi cielsk i Z odiak” uosabia aluzję do m iesiąca k siężycow ego, to przyznaje, że „praw dopodobieństw o natrafienia w nim na liczbę zwrotek rów ną liczb ie dni w m iesiącu k siężycow ym (...) n ie jest zbyt duże”, po czym przechodzi do uzasadnienia: Choć z pewnością nie można przeoczyć rutynowej ostrożności w posługiwa niu się prawdopodobieństwami, to jednak należy również pamiętać, że - jeśli przyjrzeć się z umiarem - wiele umyślnych wzorców zostanie przeoczonych. Przecież renesansowy poeta wcale nie musiał konstruować mało prawdo podobnych pod względem statystycznym konfiguracji. Schemat, który miał w głowie, równie dobrze mógł być schematem o dużych szansach pojawienia się w sposób losowy (...) imponderabilia powinny wpłynąć na to, co się twier dzi o wzorcach numerologicznych (...). I w łaśn ie do rozum ienia interpretacji Freuda w edług takiego m odelu często jesteśm y zachęcani. W zorce skojarzeniow e w ytw orzone czy w y w o łane przez analityka sam e nie są treścią je g o w niosków interpretacyjnych, lecz są jed yn ie sym ptom atyczne dla ich poprawności. A le poprawności w zględ em czego? W zględem „czegoś, co w nim w ów czas zaszło” . I ta ka w łaśn ie w ykładnia interpretacji Freuda ma dla niego tę dodatkow ą ko rzyść, że w iele z nich nie tylko nie jest zdolnych sprostać próbie n iezależ nego prawdopodobieństwa, lecz z trudem daje się w o g óle rozszyfrow ać w języku dyspozycji. Dora, Paul i inni m ogliby postąpić tak, jakby brali pod uw agę zawarte w interpretacjach Freuda nieśw iadom e m yśli, które on przypisał w ystępu jącym u nich objawom . 1 tak sam o Freud m ógłby postąpić tak, jakby śnił swój sen o m onografii botanicznej464. Takie zjawiska są z samej natury rzeczy język ow e. „M ieć” sprzym ierzyło się z „pow iedzieć”. A le czy nie 464 Opis i analiza marzenia sennego Freuda o monografii botanicznej w: Objaśnianie ma
rzeń sennych, dz. cyt., s. 158-164 i 247-249 (przyp. tłum.).
194
FREUD I IDEA PSEUDONAUKI
zabrakło rów nież otoczenia, które u m ożliw iło nadanie freudowskim inter pretacjom tego w łaśnie sensu? Jak zauw ażył John W isdom , obstaw anie przy behawioralnej w ykład ni tw ierdzeń Freuda odnoszących się do nieśw iadom ości pacjenta wpro w adza w błąd. Zaproponow ał zatem następujący sposób ich objaśniania: „G dyby zm ienić nieco sens zdania: «W sercu X -a jest ukryta nienaw iść do Y -a», tak żeby wydanem u w ten czas przez X -a sądow i introspekcyjnemu nie przypisyw ać je g o zw y k łeg o znaczenia, to i tak nie zm ieniłoby to je g o sensu, poniew aż późniejszy sąd introspekcyjny X -a o tym , co teraz dzie je się w je g o sercu, nadal będzie rozstrzygać ostatecznie o praw dziw ości tego zdania. Zdanie m ów iące o ukrytej n iechęci nadal pozostaje zdaniem takim , że nikt inny oprócz pacjenta nie w ie, w jaki sposób je zw eryfiko w a ć” (W isdom , 1961). M oże i m ożna by nie m ieć nic przeciw ko temu, że takie przyznanie się po jakim ś czasie, a naw et odrzucające zaprzeczenie przyznanie się po jakim ś czasie, potw ierdza to, co W isdom w taki sposób imputuje Freudowi. Tylko że w ięk sza część freudowskich interpretacji nie dopuszcza tego rodzaju objaśnień. Przykłady podane przez W isdom a to konceptualnie wykastrowane przykłady tego rodzaju pytań, przed którymi staje się, chcąc je zrozum ieć. To są takie pytania jak to, czy w yznanie po czasie m oże przem ienić takie w ydarzenie, jak upadek, pow iedzm y w dzia łanie, albo takie w ydarzenie fizjologiczn e, jak menstruacja, w w ykonanie, albo potw ierdzić, że ból, strach cz y urojenie wprawdzie doszły do skutku, ale nie zostały przeżyte? C zy Paul (to „C złow iek-Szczur”) m ógłby po n iew czasie potw ierdzić, że kiedy ogarniętego nastrojem żalu zm ieszanego z tęsknotą po w yjeździe je g o dam y do ciężko chorej babki, ow ładnął go w ew nętrzny przymus poderżnięcia sobie brzytwą gardła, po którym przy szła m yśl: „N ie, m usisz pojechać i zam ordować tę starą kobietę”, to tak naprawdę u podłoża leżał nieświadomy b ieg m yśli: „Och, chciałbym po jech ać i zabić tę starą kobietę, która ukradła mi m oją kochankę”, „Sam się zabij za karę za taką złość i żądzę mordu”, tylko że w odwrotnej kolejności - na sposób Białej K rólow ej465 - czyli na początku nakaz kamy, na koniec przyw ołanie karanego zam ysłu (Freud, 1925a, s. 326)466?
465 „ - W takim razie równoznaczne byłyby też określenia - dorzucił Suseł jakby przez sen - «oddycham, kiedy śpię» i «śpię, kiedy oddycham»” [Lewis Carroll, Alicja w krainie cza rów (przetłumaczyła Maria Morawska), Wydawnictwo Siedmioróg, Wrocław 2004, s. 74 (przyp. tłum.)]. 466 „Uwagi na temat pewnego przypadku nerwicy natręctw”, dz. cyt., s. 44 (przyp. tłum.). 195
FREUD ! PSEUDONAUKA
Freud m usi stwarzać w rażenie, że je g o tw ierdzenia dotyczące nie św iadom ych procesów psychicznych pacjenta są takie, iż „późniejsza introspekcja” pacjenta m oże je potw ierdzić. Przecież skoro m ożna dać się przekonać do ulokow ania cech y odróżniającej zjaw iska p sychiczne od niepsychicznych w działającym podm iocie, to po co zaprzątać sobie g ło w ę n iem ożn ością w yjaśnienia, czym jest to, co w ynika z przypisania kom uś nieśw iadom ego stanu psych iczn ego? Taki obraz niesłyszalnego, w ew nętrznego deliberowania, dostępnego w retrospekcji, a nie w introspekcji, ubawi nas i sprawi, że będziem y zadow oleni. K iedy Freud pisze: „(...) je śli chodzi o niektóre spośród ow ych stanów utajonych, m usim y stwierdzić, iż od stanów św iadom ych różnią się one jed y n ie za sprawą tego, że nie dostaje im św iadom ości” (Freud, 1925b, s. 101 )467 oraz „(...) mianem «nieśw iadom ego» określam y proces psychicz ny (...) który został w swoim czasie zaktyw izow any, m im o że w owym cza sie nic o nim nie w iem y” (Freud, 1933, s. 95)468, to w tych sform ułowaniach oddaje się czem uś mniej nieszkodliw em u, niż tylko skrzyw ienie ontologiczne. I tylko biorąc pod uw agę zw iązek tych sform ułowań z ich w eryfikow alnością, m ożna zrozum ieć zapew nienie Freuda, że w tych okultystycznych sprawozdaniach m ieści się „prawdziwa istota tego, co psychiczne” . Z astanów m y się nad słow n ictw em , którym w charakterystyczny dla sieb ie sposób posługuje się Freud dla sform ułowania swojej typow ej inter pretacji. Objawy, pom yłki itp. nie są po prostu czymś spowodowane, lecz „oznajm iają”, „deklarują”, „wyrażają”, „realizują” „spełniają”, „zaspo kajają”, „przedstawiają”, „naśladują” czy „są aluzją do” tego lub innego w ypartego impulsu, m yśli, w spom nienia itd. W eźmy pod uw agę termin „aluzja” . Jest on zw yk le używ any z pom inięciem jeg o całej siły w sensie „naginany”, tak jakby pow iedzieć, że kac je st aluzją do nieum iarkowania w piciu, a zim ow a opalenizna do wakacji nad M orzem Śródziem nym . W jednym ze sw oich objaśnień marzeń sennych Freud tw ierdzi, że czer w o n e kw iaty podobne do kam elii, które je g o pacjentka trzyma w e śnie w ręku, „niew ątpliw ie stanow ią aluzję do (...) m iesiączki”, i na poparcie tego tw ierdzenia czyni aluzję do La Damę aux Camelias, która sygn alizo wała nadejście m iesiączki, zam ieniając białą kam elię, którą zaw sze nosiła, na czerw oną (Freud, 1949b, s. 3 19)469. M ożna co prawda dorobić do tego
467 „Nieświadomość”, dz. cyt., s. 94 (przyp. tłum.). 461 Wykłady ze wstępu do psychoanalizy. Nowy cykl, dz. cyt., s. 82 (przyp. tłum.). 4WObjaśnianie marzeń sennych, dz. cyt., s. 276 (przyp. tłum.).
196
FREUD I IDEA PSEUDONAUKI
tw ierdzenia i taki sens, że na w ygląd i kolor kw iatów w marzeniu sennym pacjentki w płynęła jej znajom ość książki Dama Kamełiowa, i że gdyby krew m enstruacyjna była zielona, to i one byłyby zielone, ale przecież Freudow i nie o taki sens chodzi, poniew aż to nie o tym m iała pacjentka zaśw iad czyć. M oże by się i zgod ziła, lecz nie m ogłaby potw ierdzić. A za p om ocą takich wyrażeń idiom atycznych, jak „aluzja”, Freud chw yta się sposobu na skłonienie nas do przyrównania je g o eksplanandów do klasy czyn n ości i reakcji, których dociekanie dobiega naturalnie końca, kiedy działający podm iot relacjonuje je g o treść, jak chociażby bieg je g o m y śli w trakcie posępnego zadum ania. Łączny tego skutek jest taki, że tam, gd zie skądinąd byłoby czym ś naturalnym domagać się behaw ioralnego naśw ietlenia czy dow odu indukcyjnego, wstrzymuje się z tym w ym aga niem z pow odu przekonania, że to czynność intencjonalna lub ekspresyj na je st wyjaśniana; tym czasem w szęd zie tam, gdzie norm alnie oczekuje się od działającego podm iotu u czciw eg o i starannie przem yślanego braku akceptacji, w ystarczającego do w ykazania, że przypisyw anie je g o czynno ściom ekspresyjności lub intencjonalności jest niezgodne z prawdą, Freud te oczekiw ania zaw odzi m ów iąc o „procesach”, „m echanizm ach” i „pra w ach n ieśw iad om ości”. A m o że by tak za w zorzec zam askowanej ekspresyjności przyjąć przypadek pastora z La Symphonie Pastorale, prowadzącego dziennik, w którym notuje sw oje w y siłk i w celu zerwania z masturbacją, ale dla zapew nienia sobie prywatności na w szelk i w ypadek pisze „palenie” za m iast „masturbacja”? Nietrudno to zrozum ieć. A le gdyby teraz zastąpić to tajem ne znaczenie nieśw iadom ym odniesieniem do masturbacji, to czy ż jak iek olw iek resztki poczucia zrozum ienia, które m ożna jeszcze m ieć, nie są jak cień rzucony przez tamten w zorzec? L ecz takie staczanie się w niezrozum iałość jest najczęściej przed nami skrywane przez łagodność stoku, serię następujących po sobie subtelnych przem ieszczeń sensu, na które b yły w ystaw ione idiomy, w jakich zostały sform ułow ane interpretacje. Ż eby się uw olnić, trzeba ujawnić po cichu do konyw ane upodobnienia rodzące złudzenie zrozum iałości i niepozw alające dostrzec, jak bardzo brak norm alnego otoczenia pozbaw ia freudow skie interpretacje sensu. K iedy to się stanie, te je g o rekonstrukcje okażą się pseudom onologam i.
197
FREUD I PSEUDONAUKA
Wnioski A naliza freudow skich interpretacji pokazuje, że zw ykle postępuje on tak, iż zaczyna od jakiejkolw iek treści stanowiącej podstaw ę objawów, której utrzym anie w ym uszają na nim z góry przyjęte przez niego opinie, po czym konstruuje przekonujące, aczk olw iek błędne pow iązania m iędzy tą treścią a eksplanandum. To dzięki tem u znajduje on aluzje do pokasływ ania ojca pacjentki w trakcie stosunku seksualnego w napadach duszności, stosunku oralnego w tussis nervösei470, defloracji w bólach głow y, orgazmu w histe rycznej utracie św iadom ości, b ó ló w porodow ych w zapaleniu wyrostka robaczkow ego, pragnienia zajścia w ciążę w histerycznym w ym iotow aniu, lęku przed cią żą w anoreksji, porodu w skoku sam obójczym , lęków kastracyjnych w natrętnym zaabsorbowaniu uchylaniem kapelusza, masturbacji w w yciskaniu w ągrów, analnej teorii narodzin w zaparciach histerycznych, połogu w upadku konia p ociągow ego, polucji w m oczeniu nocnym , m acie rzyństwa niezam ężnej kobiety w pow łóczeniu nogą, poczucia w in y z po w odu uw iedzenia d ziew cząt w okresie dojrzewania w natrętnym sterylizo waniu pieniędzy przed ich w ydaniem , i tak dalej i dalej. P o w ie ktoś, że taka krytyka je s t typow o biograficzna i dlatego jej zna czen ie dla pseudonaukow ego statusu psychoanalizy jest n iew ielkie. N ie dostrzega się jednak przy tym , że przedm iotem krytyki nie są osob iste w y darzenia w historii życia Freuda, lecz sprawy porządku publicznego, nad którym iśm y się niejeden raz zastanaw iali i dyskutow ali, ale nie dało to n iczego oprócz w yjaśnionych b ez najm niejszego trudu w ątpliw ości. K iedy podejm ujem y naprawdę stan ow czą próbę zrozum ienia twierdzeń Freuda, skoro m ogliśm y zrozum ieć inne twierdzenia napotkane w trakcie badań w yjaśniających, to pytania i zarzuty narzucają się z taką natarczywością, że m usi to budzić podejrzenia co do ducha, w jakim zostały pierwotnie przyjęte. W yznaczają one problem y dla fenom enologii przekonania do psychoanalizy471. Jeśli tw ierdzenia psychoanalityczne nie są autentycznie hipotezam i, to w cale nie z pow odu jakichś ich uchw ytnych m ankam entów form alnych, lecz dlatego, że to nie taka rola przypadła im w życiu ich autorów i prze kazicieli, jak rów nież tych, którzy potem j e powtarzali, d ostosow yw ali lub 470 Nerwowe pokasływanie (przyp. tłum.). 471 Owocne propozycje rozwiązania takich problemów przedstawił Wittgenstein. Patrz roz dział 2 w tym tomie.
198
FREUD I IDEA PSEUDONAUKI
tylko po cichu w ypróbow yw ali. N ie dlatego objaśnia się marzenia senne, objawy, pom yłki itp., że ktoś odkrył, iż m ają one sens, ale po to twierdzi się z takim uporem, że m ają one sens, żeby m ożna je było objaśniać. I jeśli zastanow im y się nad tym , ja k ieg o rodzaju je st to teza i jakich potrzebuje dow odów , to nie będziem y zask oczen i, kiedy okaże się, że jest ona nie do udow odnienia i że je st źródłem nierozstrzygalnej różnicy zdań, poniew aż nie chodzi o to, żeby pokazać, że jakaś odosobniona teza psychoanalizy nie spełnia określonego kryterium, lecz żeby uchw ycić pew ien w zorzec w całym układzie. L ecz je śli transakcje, które Freud prowadzi z marzeniami sennym i, aso cjacjam i, w spom nieniam i itd. sw oich pacjentów, nie są operacjami w y jaśniającym i, to czym są w takim razie? D o czego je zaliczyć? Problem polega na tym , że nie m am y dla nich pow szechnie przyjętej etykietki. Ter m in „pseudonauka”, pom im o że praw idłow o oddaje ich charakter, ma w y dźw ięk w yłączn ie negatyw ny i dokonuje zbyt daleko idącego upodobnie nia. R zucić św iatło na ich charakter m ożna tylko za pom ocą porównań. W tym rozdziale zebrałem pow ody, które doprowadziły m nie do w n io sku, że to, co zrobił Dante, kiedy odnalazł trynitam ą aluzję w dacie śmier ci Beatrycze; to, co zrobił spotkany przez M acaulaya duchowny, kiedy dow od ził, że Bonaparte jest B estią, o której wzm iankuje św. Jan; to, co robią piram idolodzy, gdy odnajdują aluzje do prawd m atem atycznych i naukow ych w wym iarach W ielkiej Piramidy; to, co robi św. A ugustyn, kiedy objaśnia znaczenie dokonanego przez św. Piotra połow u 153 ryb; to, co zrobił N ew ton, gdy utożsam iał dalszy podział Z achodniego Cesarstwa R zym sk iego z czterem a rogami czwartej B estii w ym ienionej w K siędze D aniela, to jest po prostu to sam o, co robi Freud, kiedy „ujawnia” sekret ne znaczenie marzeń sennych, objaw ów , pom yłek, w spom nień i skojarzeń sw oich pacjentów i w yjaśnia, „co zn aczą objawy pacjenta, jakie im pulsy popędow e kryją się za nimi i przez nie otrzym ują zaspokojenie oraz przez jak ie etapy w iodła tajem nicza droga, która doprowadziła im pulsy do tych objaw ów ”472,473.4723
472 „Niektóre typy charakteru spotykane w pracy psychoanalitycznej” (przetłumaczyła An na Czownicka). W: M.F.R. Kets de Vries i S. Perzów, red., Podręcznik psychoanalitycznych studiów charakterologicznych, dz. cyt., s. 47 (przyp. tłum.). 473 Artykuł opublikowany w: Robert Borger i Frank Cioffi, red., Explanation in the Beha vioral Sciences (Cambridge University Press, 1970) i ukazuje się za zgodą The Syndics o f the Cambridge University Press.
Rozdział 4
Wollheim o Freudzie
i C o takiego chcielibyśm y w ied zieć o Freudzie? M yślę, że zdecydow ana w ięk szo ść najw ażniejszych pytań,, a w śród nich tych, które zachow ały się pom im o ich długotrw ałego powtarzania, to takie: Jak w ątek seksualno ści, a zw łaszcza seksualności d ziecięcej, przedostał się do teorii nerw ic i w jakim stanie tam pozostał? C zym się różni freudowska koncepcja sek sualności od poglądu potocznego, któremu przecież on j ą przeciwstawia? C o zrobić z tw ierdzeniem Freuda, że objawy, pom yłki itp. są w istocie czynnościam i i jak je pow iązać z innym i je g o wyrażeniam i idiom atycznym i, którymi on te zjaw iska op isyw ał, oraz z ich wyjaśnianiem , które rze czy w iście oferow ał? Jaką m oc m a tw ierdzenie Freuda, że te zjaw iska coś zn aczą i że znam y to ich znaczenie, tylko nie w iem y o tym , że je znam y? A skąd m am y m ieć pew ność, że znaczenia, do których Freud dochodzi na drodze swojej techniki interpretacji ¡/lub zasad, są trafne? Jaki jest status popędu śm ierci i po co został wprow adzony? Zanim przejdę do oceny odpow iedzi, których W ollheim 474 udzielił na te pytania, od razu pow iem , że w artość je g o książki nie zależy od ich ade kw atności, poniew aż pośw ięca on sporo uwagi sprawom, o których ja nie 474 Richard Arthur Wollheim (1923-2003), filozof angielski, interesował się związkiem sztuki z psychoanalizą (przyp. tłum.). 200
WOLLHEIM O FREUDZIE
w spom niałem , jak chociażby w ydany po śm ierci Freuda jeg o Projekt p sy chologii naukowej z 1895 roku czy ogóln ie spójność późniejszych spe kulacji m etapsychologicznych. Jeśli ktoś nie w idzi niczego kontrowersyj n ego w charakterze takich jak te w ypow iedzi: „na sam ym początku całe libido jest nagrom adzone w to” oraz „w j a początkow o zgrom adzona jest cała dostępna suma libido”, natom iast chciałby zobaczyć, jak m ożna by je p ogod zić ze sobą, albo je śli byłby ciekaw , czym jest energia nad-ja, sko ro energią to jest libido, i zad ow oliłb y się u słyszaną odpow iedzią, że jest to agresja, to książka W ollheim a będzie dla niego odpow iednia. Daje on w niej całkiem elegancki m iejscam i i zw ięzły w ykład, a niekiedy uprzy stępnia zaw iłe om ów ienia m yśli p óźn ego Freuda.
Jak tem atyka seksualności przedostała się do teorii nerwic? Istnieją dwa poglądy na tę sprawę, m im o że z relacji W ollheim a to nie wynika. N ie m iałoby to w ięk szego znaczenia, gdyby nie to, że pogląd, który on przed stawia, jest niem al z całą p ew n ością błędny. W edług W ollheim a, „nowa ocen a w agi seksualności” przez Freuda bierze się stąd, że „ciąg w olnych skojarzeń, które teraz zasłu żyły na je g o zaufanie, kończył się na m yślach o charakterze seksualnym ” . N atom iast w edług poglądu, który ja chciał bym lansow ać, temat seksualności nie w szed ł do teorii nerwic dzięki sko jarzeniom dostarczonym przez pacjentów Freuda, dlatego że on b ył tam od zaw sze. Jednakże pogląd, o którym W ollheim w yraźnie nie w spom ina, da je odczuć sw oją obecność przez to, że popycha go w stronę absurdalnych interpretacji, po to, żeby podkopać do niego zaufanie. W ollheim przedstawia nam typ ow y obraz Freuda, który do seksualnej etiologii nerwic został doprow adzony siłą. N a stronie 11 temat seksualno ści nazyw a „niepokojącym dopiskiem ”, który Freud „tylko z oporam i” brał pod uw agę. N a stronie 33 pisze, że „poglądy Freuda [na w agę seksualno ści] stopniow o się zm ieniały, bardzo często nie po je g o m yśli”. N a popar cie tego poglądu W ollheim cytuje artykuł Freuda zam ieszczon y w Medical Dictionary Yillareta w roku 1888475. Jednakże samo to, że Freud po latach
475 Chodzi o artykuł „Hysterie” zamieszczony w tomie I wydanego przez Alberta Villareta Handwörterbuch der gesamten Medicin, Stuttgart 1888, s. 886-892 (przyp. tłum.). 201
FREUD i PSEUDONAUKA
zaprzeczył, jakoby jesz c z e przed rozpoczęciem praktyki psychoanalitycz nej brał pod uw agę etiologię seksualną histerii, w ystarcza do dom niem ania u W ollheim a dotkliw ego ubytku pola w idzenia, wskutek czego zupełnie błędnie odczytuje (nie m ogę naw et pow iedzieć: błędnie interpretuje) cy tow any fragment. „Co się tyczy podnoszonej często sprawy dominującej roli, jak ą w zapadnięciu na histerię odgryw ają zaburzenia w sferze sek sualnej, to trzeba pow ied zieć, że jej znaczenie jest z reguły przeceniane” (s. 33). Te słow a z n a c z ą c o innego, niż sądzi W ollheim . One naw iązują nie do psychoseksualności, lecz do chorób genitaliów w ew nętrznych, takich jak jajniki. Freud w yjaśnia to w następnym zdaniu, w którym tłum aczy, d laczego uważa, że „przecenia się rolę zaburzeń w sferze seksualnej”, zw ażyw szy na to, iż „przypadki histerii obserw uje się u kobiet pozbaw ionych całko w ic ie genitaliów ”, oraz że „w ięk szość kobiet z zaburzonym funkcjonow a niem narządów płciow ych nie choruje na histerię”. A w kolejnym zdaniu, ostatnim w tym paragrafie, wyraża jed n ozn acz n ie pogląd, któremu W ollheim (i nie tylko on) jak tylko m oże stara się zaprzeczyć twierdząc, że go nie m iał przed podjęciem praktyki psych o analitycznej naw et w najprym itywniejszej postaci. „Warunki zw iązane funkcjonalnie z życiem seksualnym odgryw ają bardzo w ażn ą rolę w etio logii histerii (i w o g ó le w e w szystkich psychonerw icach) ze w zględ u na ogrom ne psychiczne znaczenie tej funkcji zw łaszcza w życiu seksualnym kobiety”476. Po tym unaocznieniu skłonności W ollheim a do skotom izacji477 ju ż nie dziw i, że nie zauw aża on niespójności w w yjaśnieniu Freuda jak, a nie k ie dy, natknął się on na rolę czynników seksualnych w nerwicach. W ollheim za jed n ą z okoliczności, która naprowadziła Freuda na docenienie w agi seksualności, przyjmuje odkrycie chorobotw órczego charakteru masturba cji i coitus interruptus w neurastenii (w sensie łącznym ). C hociaż Freud rzeczyw iście tak m ów ił, to jednak obaw iając się, że będzie się m usiał przyznać do tego, iż o w ażności seksualności był przekonany przed pod jęciem badań nad psychonerw icam i, p ow iedział co innego. W Moim życiu
i psychoanalizie napisał: „Pod w p ływ em m ojego zaskakującego odkrycia [znaczenia seksualności w psychonerw icach] zrobiłem krok następny,
476 S. £.,Vol. I, s. 50. 477 Scotoma (ang.) - mroczek, ubytek pola widzenia (przyp. tłum.). 202
WOLLHEIM O FREUDZIE
brzem ienny w skutki. W yszedłem poza dziedzinę histerii i zacząłem badać ż y c ie seksualne tak zw anych neurasteników ”478. To tyle o seksualności. A co z sek su aln ością dziecięcą? Jak doszło do tego, że stała się ona konkretnym czynnikiem w yw ołującym chorobę ner w ow ą? O dpow iedź W ollheim a je st zn ów taka sama: to w oln e skojarzenia pacjentów Freuda ustaw icznie do teg o prowadziły. „Traumatyczne wydarzenie” (...) będące źródłem wyobrażeń [„które stały się uchwytne w objawach”] zostało w końcu umieszczone z powrotem w dzie ciństwie i - bardziej niepokojący dopisek - jeśli dawać wiarę skojarzeniom pacjenta, miało niezmiennie seksualny charakter (s. 11). Tylko że w tym okresie (1 8 9 5 -1 8 9 6 ) ó w „seksualny charakter” odnosił się do seksualnej ingerencji, której ofiarą padało dziecko, a nie do je g o w łasnej seksualności. W ollheim uważa, że ten „niew iarygodny” pogląd w ystaw ia znakom ite św iadectw o sile, z ja k ą Freud opierał się przed „przy pisyw aniem dziecku życzeń i poruszeń, przed którymi tradycja i ortodok sja tak bardzo starały się je uchronić” . (...) jeden ze sposobów, w jaki Freud starał się zamknąć drogę do dziecięcej seksualności, polegał - chociaż on bardzo unikał myślenia o nim w tym świe tle - na powołaniu dość skandalicznej hipotezy o życiu rodzinnym wiedeńskiej bourgeoise (s. 39). (Ten skandal nie odnosił się do bourgeoise. Freud uważał, że ofiara m i przem ocy seksualnej padały znacznie częściej dzieci z rodzin robot niczych, ale w ierzył, iż ich „niższy rozwój intelektualny i m oralny” m iał skutek profilaktyczny). „W tak zwanej «uw iedzeniow ej teorii histerii» w i dać, jak daleko gotów był Freud się posunąć, żeby w yjaśnić napotykane przypadki zaburzeń p sychicznych b ez narażania na szwank niew inności d ziecka” (s. 11). A zatem w edług W ollheim a, uw iedzeniow a teoria histerii, zam iast dawać do zrozum ienia, że Freud w ykazał nadmierną gotow ość do w ynajdyw ania w przeszłości sw oich pacjentów czynników chorobotwór czych w ich życiu seksualnym , pokazuje, dokąd zaprowadziła go je g o putytańska awersja do przypisyw ania dzieciom im pulsów seksualnych. C zy naprawdę m ożna z przekonaniem sugerować, że Freud, który w plą tał w łasn ego ojca w akty przem ocy seksualnej wywieranej na nim oraz na je g o braciach i siostrach, i który przekonywał siebie, iż nieśw iadom ie
478 Moje życie i psychoanaliza, dz. cyt., s. 25 (przyp. tłum.). 203
FREUD I PSEUDONAUKA
ży w ił przem ożną chęć na zbliżenie ze sw o ją d ziew ięcioletn ią córką, m ógł by się pow ściągnąć od przypisyw ania sw oim pacjentom odczuć seksual nych w dzieciństw ie? Ten krok zrobili ju ż w cześniej inni psychopatolodzy. W roku 1886 Kraffi-Ebing479 pisał: „K ażdy lekarz obeznany z przypadło ściam i i chorobam i w ieku d ziecięceg o je st w pełni św iadom , że przeja w y popędu płciow ego m ogą być w id oczn e ju ż u bardzo m ałych d zieci”. W każdym razie Freud, opracowując etiologię nerwic obsesyjnych, był ju ż przekonany o zdolności m ałych dzieci do doznawania przyjem ności seksualnej. N erw ica obsesyjna pojaw ia się, gdy dziecko najpierw doznało przem ocy seksualnej, której tow arzyszyło u czucie przyjem ności, a następ nie pow tórzyło to d ośw iadczenie z m łodszym dzieckiem . Są je sz c z e inne pow ody, żeby nie zgod zić się z tym, jak W ollheim in terpretuje docenienie przez Freuda po n iew czasie znaczenia seksualno ści dziecięcej. Stw ierdzenie, że je g o pacjenci przypom inali sobie sw oje fantazje, a nie zdarzenia, nie daw ało m u podstaw do uniwersalizacji ich d ziecięceg o przeżycia. I gdyby zastąpić częścio w o pytanie, które W ollhe im kieruje do Freuda, pytaniem „d laczego Freud nie przypisyw ał swoim pacjentom d ziecięcych fantazji kazirodczych, je śli nie z pow odu awersji do seksualności?”, to odpow iedź będzie brzmiała: dlatego, że przejście od uw iedzenia do fantazji o uw iedzeniu je st przejściem od czynnika interwe niującego do czynnika nieinterw eniującego. W tedy Freudowi ostałaby się nie oparta na d ziecięcych dośw iadczeniach seksualnych etiologia nerwic, lecz jed y n ie rola prekursora anorm alności. M ógłby pow rócić do specjali stycznej w ersji teorii w rodzonego temperamentu neuropatycznego, której zw alczen ie napawało go taką dumą. Poza tym uniwersalizacja seksualności dziecięcej na nic by mu się nie zdała w rozwiązaniu je g o problemu etiologicznego. Pamiętajmy, że do w zięcia pod uw agę okresu dzieciństw a pacjenta doprowadziło go przyję c ie założenia, iż czynnik etiologiczn y m usi m ieć siłę zarazem determinu ją c ą i traumatyczną. G dyby zd ecyd ow ał się na uniwersalną ew entualność w rodzaju seksualności dziecięcej, pozbyłby się argumentów uzasadniają cych przyw iązyw anie w agi do okresu dzieciństw a. Freud doskonale zda w ał sobie z tego sprawę. W roku 1896 pisał: „O w szem , gdyby aktyw ność seksualna w okresie dzieciństw a była zjaw iskiem w ystępującym prawie
479 Baron Richard von Krafft-Ebing (1840-1902), psychiatra austro-niemiecki, opubliko wał w roku 1886 słynne studium o perwersjach seksualnych Psychopathia sexualis (przyp. tłum.). 204
WOLLHEIM O FREUDZIE
p ow szech n ie, w ów czas d ow iedzenie go w e w szystkich przypadkach z pew n o ścią n iew iele by zn aczyło”480. Zam iast przyjść mu z pom ocą, u w zględ nienie seksualności dziecięcej postaw iłoby status etiologiczn y fantazji d ziecięcych pod znakiem zapytania, do czego też w końcu doszło. Chyba tym , co najczęściej w y w o ły w a ło krytykę freudowskiej pouw iedzeniow ej teorii histerii było pytanie o to, dlaczego czynnik, który jest p ow szech ny („typow a fantazja w fazie edypalnej”), ma być przyczyną schorzenia nerw icow ego? W ollheim zdaje się sądzić, że Freud uporał się z tym zarzutem dzięki w prow adzeniu czynnika konstytutyw nego. Freud nigdy nie lekceważył czynnika konstytutywnego, który sprawia, że do tego, czego jeden człowiek nie toleruje albo z czym się nie zgadza, drugi bez wahania się dostosuje (s. 146). O tym , co Freud m yślał o czynniku konstytucji, kiedy n aw oływ ał do obrony etiologiczn ych postulatów różnych teorii z wyjątkiem w łasnej, m ożna w yrobić sobie zdanie na podstaw ie je g o komentarzy do pojęcia traumy narodzin w prow adzonego przez Ranka481. „N ie znam y żadnych dobrych badań problemu, czy pow ażne i protrahowane narodziny w bez sprzeczny sposób w ią żą się w jak iś sposób z pow staw aniem nerw ic”482. Jeśli jednak - na przykład za sprawą wprowadzenia do niej [tj. teorii Ranka - przyp. tłum.] modyfikacji polegającej na stwierdzeniu, iż znacznie bardziej chodzi tu o to, jak wydajnie reaguje indywiduum na zmienną intensywność traumy narodzin - zechcemy zrobić w niej miejsce na pomieszczenie czyn nika konstytucji, wówczas okaże się, że teoria ta została pozbawiona całe go znaczenia, a wprowadzony przed chwilą czynnik ograniczony został do odgrywania drugorzędnej roli. I znowu okazuje się, że decyzję co do punktu wyjścia nerwicy można będzie podjąć jedynie wtedy, gdy przeniesiemy nasze rozważania na inny grunt, ale jaki - nie wiadomo483. W ygląda na to, że tylko dw ójki Freuda są dzikie484. 480 „W kwestii etiologii histerii”, dz. cyt., s. 60 (przyp. tłum.). 481 Otto Rank (1884-1939), psychoanalityk austriacki (przyp. tłum.). 482 „Zahamowanie, symptom i lęk”, dz. cyt., s. 254 (przyp. tłum.). 483 The problem of Anxiety, revised edition [London 1961], s. 65-66) [„Zahamowanie, symptom i lęk”, dz. cyt., s. 254 (przyp. tłum.)]. 484 W wersji gry w pokera zwanej „deuces wild” („dzikie dwójki”) każdej dwójce (deuce), czyli karcie oznaczonej cyfrą 2, można przyporządkować dowolną wartość w celu uzyska nia lepszego układu kart (przyp. tłum.). 205
FREUD I PSEUDONAUKA
Jednakże dobrze się stało, że W ollheim stara się w yjaśnić, jak do tego d oszło, że Freud utrzymał sw oją u w ied zen iow ą teorię histerii, poniew aż to naprawdę w ym aga w yjaśnienia. B y ć m oże było tak: zaczynając od ob ja w ó w histerycznych bezpośrednio zw iązanych z tym , co nazw alibyśm y teraz strefami erotogennym i, pow iedzm y, od bólów analnych, i poszuku ją c - zgod n ie z przyjętym założen iem , że incydent wyjaśniający m usi m ieć m oc determ inującą i zarazem traum atyczną - takiego zw iązanego z odbyt n icą epizodu, stanął oko w oko (całkiem autentycznie) z aktem sodom ii, którego dopuszczono się na dziecku. W ten sposób objaw y w m niejszym o czy w iście stopniu zw iązane z seksualnością, jak m dłości, zostały przed staw ione w now ym św ietle, w ięc on powtarzał tę procedurę ze w zględu na nie i z rów nie pozytyw nym skutkiem . G otow ość Freuda do uw ierzenia w autentyczność aktów przem ocy seksualnej m ogło też nieco w zm ocn ić w ykrycie w łasnych kazirodczych inklinacji do dziew ięcioletniej córki. I tyle o samej uw iedzeniow ej teorii histerii. Zapytajmy teraz, jak do szło do błędnych rekonstrukcji? Freud stopniow o pozw alał p ow odow ać sob ą coraz bardziej nieprzekonującym pow iązaniom objaw ów z rzekom o chorobotw órczym i zdarzeniam i, którym je przypisywał, bez w ięk szych oporów oznajmiając pacjentom , jakich w spom nień od nich oczekuje, aż w pew nym m om encie zd ecyd ow ał się na rekonstrukcję, która „stanęła w obliczu sprzeczności w dających się stwierdzić ponad w szelk ą w ątpli w o ść ok oliczn ościach ”, i przeżył w ew nętrzne rozdarcie. A skoro tak się rzecz m iała, to dlaczego on sam nam tego nie pow iedział? D o incydentu u w ied zen iow ego Freud będzie później w ielokrotnie po wracać, ale je g o relacje będą znacząco różnić się zarówno od siebie, jak i od tego, co w ów czas m ów ił. Razu jed n ego tak się tłum aczył ze swojej uw iedzeniow ej pomyłki: Łatwo ulegało się chęci przyjmowania za prawdziwe i etiologicznie istotne wypowiedzi pacjentów, w których swoje objawy przypisywali oni biernym doświadczeniom z wczesnego dzieciństwa485. N ie chcę p ow iedzieć, że to kłam stw o, poniew aż - jak w szy scy w ied zą - kłam stw o jest to mający na celu w łasny interes fałsz rozpow szechnia ny przez kogoś, tylko nie przez Freuda. A le jest to ewidentna niepraw da i to pod dw om a w zględam i. Po pierw sze, Freud zadawał sobie w ó w czas w iele trudu, żeby zaręczyć sw oim pacjentom, że je g o przekonanie 485 CP 1. 206
WOLLHEIM O FREUDZIE
0 praw dziw ości aktów uw iedzenia nie opierało się na tym , co oni mu m ó w ili. Po drugie, wpraw dzie pacjenci m ogli składać w prowadzające w błąd ośw iad czen ia o występowaniu aktów uw iedzenia (choć nawet i to je st w ąt pliw e), to jednak w tych ośw iadczeniach nie w iązali sw ojego stanu z tym i wydarzeniam i. Freud w ó w cza s m ów ił: Chorzy (...) zwykli się oburzać, gdy oznajmiamy im, że oto właśnie [te sceny] się pojawiły; jedynie jak największy przymus terapeutyczny może ich skłonić do zajęcia się ich odtwarzaniem; (...) i nawet wtedy, gdy już w sugestywny sposób je przedstawią próbują odmawiać im wiary, podkreślając, iż - w prze ciwieństwie do innych sytuacji zapominania o czymś - nie wydaje im się, że o czymś pamiętają486 1 „stanow czo m nie zapew niają o swojej niew ierze”. Jak pogodzić te uwagi z późniejszym i ośw iadczeniam i Freuda, że pacjentki opow iadały mu hi storie o tych wydarzeniach z dzieciństw a albo „opowiadały mi, że zostały uw ied zion e przez ojca”?487. M oże niektórzy jeg o pacjenci rzeczyw iście uw ierzyli w to, że przypom nieli sobie te godne ubolewania wydarzenia, ale podejrzewam , iż robili to dopiero po zapew nieniu przez Freuda o ich praw dziw ości. W liście do F liessa (28 kw ietnia 1897) Freud donosi o tym, jak zap ew n ił sw oją n ow ą pacjentkę, która w yznała mu, że jako ośm ioletnia dziew czynka m usiała zn osić um izgi sw eg o ojca, iż „takie, a nawet jeszcze gorsze rzeczy m usiały się jej przydarzać w dzieciństw ie”488. A o tym , że seksualna etiologia nerw ic je st tym , w co Freud ju ż specjalnie zainw esto w ał, św iadczy następująca uw aga w liście do Fliessa (list 21) z sierpnia 1894 roku w zw iązku z pew nym i refleksjami M óbiusa489 nad nerwicami: „na szczęście nie jest on na tropie seksualności”. D la czeg o jest to w ażne? D latego, że daje przekonywający argument wspierający prześw iadczenie, iż tak naprawdę Freud w roku 1897 dopro w a d ził do tego - do czego jednak nie potrafił się przyznać - że cały do starczony przez pacjentów materiał odnoszący się do kazirodczych życzeń d ziecięcych był w ynikiem je g o osob istego zainteresowania przedm iotem . O dkryw szy fałszyw ość niektórych sw oich rekonstrukcji wydarzeń z dzie ciństw a, stanął Freud przed takim oto dylematem: jeżeli ten tak jednorodny 486 „W kwestii etiologii histerii”, dz. cyt., s. 55 (przyp. tłum.). 487 Wykłady ze wstępu do psychoanalizy. Nowy cykl, dz. cyt., s. 138 (przyp. tłum.). 488 J. Masson, red., (1985), The Complete Letters o f Sigmund Freud to Wilhelm Fliess, 1887-1904. Cambridge: Belknap Press, s. 238 (przyp. tłum.). 489 Wykłady ze wstępu do psychoanalizy. Nowy cykl, dz. cyt., s. 138 (przyp. tłum.). 207
FREUD I PSEUDONAUKA
pod w zględem kazirodczych ży czeń d ziecięcych materiał w ytw orzony przez pacjentów nie ma historycznego uzasadnienia, to jak to w yjaśnić? A lb o b ył to artefakt zastosow anej przez Freuda m etody po części spow odaw any z góry przyjętym przez n iego nastawieniem w ob ec m yśli, marzeń sennych, w spom nień itd. pacjentów, a po części ogrom ną sw ob od ą d ecy dow ania, na jak ą sobie pozw alał w trakcie ich interpretowania, albo je g o rekonstrukcje były praw idłow e z jednym tylko wyjątkiem: były to rekon strukcje fantazji, a nie wydarzeń. I m y m am y rozczulać się nad „odw agą cyw iln ą” Freuda opow iadającego się za drugą ewentualnością! D laczego W ollheim ow i tak bardzo zależy na tym, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że Freud od n osił się ze zdecydow aną antypatią do tem a tu seksualności dziecięcej w czasie, gdy doszedł do hipotezy o u w ied ze niu? C zyżby to był w yraz uznania dla niepokojącej siły tezy o kontam inacji - poglądu, że dostarczony przez pacjentów Freuda materiał o treści kazirodczej był w ynikiem je g o w łasnych oczekiw ań i od czasu do czasu wyraźnych sugestii? A o tym , że je st to naturalna interpretacja incydentu z u w ied zen iow ą teorią histerii, daje do zrozum ienia sam Freud, któiy tak uw ażał, bo czym że innym m iałoby być spóźnione o ponad osiem lat przy znanie się do jej porzucenia (albo, jak w o li W ollheim , „po prostu pow oli wprow adzane do publikow anych prac”)? I tyle o tym, jak temat seksualno ści dziecięcej w szed ł do teorii nerw ic. A teraz, jak się on tam utrzymał.
N a stronie 108 czytam y, że jednym ze źródeł przywilejów i swobód, z jakich korzystał Freud w utwierdzaniu seksualności i które tak często bywały kwestionowane przez jego co bardziej nabożnych lub szanowanych krytyków (...) są rozbudowane badania nad przeszłością seksual ności, które odnajdują ją w okresie wcześniejszym niż ten, w którym jest ona zwykle umieszczana. Wśród argumentów przem aw iających za trafnością tych badań W ollhe im przytacza „te, w które obfitują psychonerw ice [ponieważ] (...) nerw ice ujawniają, albo odsyłają do im pulsów d ziecięcych (...)” (s. 111). To aż na zbyt przypom ina farmera z Vermont D ew eya490 , który w aży św inie w taki 4,0 John Dewey (1859-1952), amerykański filozof, pochodził z rodziny farmerów osiedlo208
WOLLHEIM O FREUDZIE
sposób, że ustaw ia je na jednym końcu deski, na drugim układa kam ienie i kiedy deska osiągnie rów now agę, próbuje odgadnąć w agę kam ieni. Co nas upow ażnia do w yprow adzania w n io sk ó w o dzieciństw ie z zachow ania poddających się analizie neurotyków? W ollheim raz je sz c z e podejm uje próbę odpow iedzi na to pytanie na dalszej stronie (154), kiedy m ó w i o przeniesieniu. Przeniesienie „dostar czy ło dow odu na seksualność d ziecięcą, poniew aż powtarzając postaw y d ziecięce, niezm iennie pokazuje je przeniknięte seksualnością” . A le jak pokazać postaw y d ziecięce przeniknięte seksualnością? A lb o je sz c z e le piej - przechodząc na poziom szc z e g ó łó w freudowskich rekonstrukcji okresu dzieciństw a - jak kobieta pokaże, że przeżyła głębokie rozczaro w anie z pow odu braku członka i m iała o to żal do matki? Jak pacjent zdoła pokazać, że odczuw ał bierne pragnienia seksualne w ob ec w łasnego ojca, ale od spełnienia ich odstraszała go w izja kastracji? Ż eby to w yjaśnić, trze ba m ieć bezpośredni szczeg ó ło w y opis tego, jak to się dzieje. We w prow a dzeniu do swojej książki W ollheim daje do zrozum ienia, że to w łaśnie on m oże dać taki opis. A le z ja k ieg o ś pow odu nie będzie m ógł. W każdym razie nie m oże. K iedy sięgniem y po opis, który sam Freud daje w sw oim artykule „Przy pom inanie, powtarzanie, przepracow yw anie”, to i tak nie rozstrzygniem y w ątp liw ości co do niepew nego charakteru całej tej procedury. Freud w y jaśnia tam, jak m ożna się czeg o ś d ow ied zieć o w czesn od ziecięcych fanta zjach na podstaw ie zachow ania ujaw niającego przeniesienie. Analizowany (...) nie przypomina sobie, iż - bezradny i zrozpaczony - utknął w swych dziecięcych dociekaniach seksualnych, opowiada jednak terapeucie kilka zawiłych marzeń sennych i skojarzeń, biadoli, że nic mu się nie udaje, próbuje przedstawić jako zrządzenie losu fakt, iż nigdy niczego nie doprowa dził do końca. Nie przypomina sobie, by kiedyś bardzo się wstydził pewnych aktywności seksualnych i obawiał się, że zostanie na nich przyłapany, pokazu je jednak, że wstydzi się terapii, której właśnie się poddał, próbuje utrzymać to w tajemnicy przed wszystkimi itp.491.
nych w stanie Vermont. Ostatnie lata życia spędził na Long Island jako farmer z Vermont (przyp. tłum.). 4,1 CP 2, s. 369 [Sigmund Freud, „Przypominanie, powtarzanie, przepracowywanie (dalsze rady w kwestii techniki psychoanalizy II)” (przetłumaczył Robert Reszke). W: S. Freud, Dzieła, t. IX, Wydawnictwo KR, Warszawa 2007/1914, s. 169 (przyp. tłum.)]. 209
FREUD I PSEUDONAUKA
C zy zw iązek m iędzy fantazjami d ziecięcym i i zachow aniem , w którym m a ją się one przejawiać, nie w ydaje się m ało przekonujący? D laczego w ięc Freud uw aża je za dow ód popraw ności sw oich spekulacji o fantazjach m a łeg o dziecka? „(...) przez najbardziej zniew alające m otyw y pochodzące ze struktury nerw icy zm uszeni jesteśm y w nie w ierzyć”492. A le czy czasem o czym ś podobnym nie sły szeliśm y ju ż w cześniej? Przedstawiając sw oje pow ody uznania aktów uw iedzenia dzieci za prawdziwe, Freud pow ołuje się - w pierwszej części „trylogii uw ied zeniow ej”493 - na „delikatny, lecz trwały zw iązek elem entów strukturalnych nerw ic”, w drugiej na „logiczn ą strukturę przejawów neurotycznych” i w trzeciej na „niew ątpliw e uzupeł nienia skojarzeniowej i logicznej struktury nerw icy”. Trzeba pam iętać o tym , że m etoda, technika, sposób postępow ania bez znaczenia, jak się to n azw ie - przez które Freud w padł w tarapaty w p ołow ie ostatniego d ziesięcio lecia dziew iętnastego w ieku, m etoda, która doprow adziła go do skonstruowania nieprawdziwych incydentów z u w ie dzeniem , to ta sama m etoda, za p om ocą której odtw orzył ży cie fantazyj ne dziecka. Z jed n ą tylko różnicą: tw orzone po odw ołaniu uw iedzeniow ej teorii histerii rekonstrukcje są tak słabo zw iązane ze zw yk łą codzienno ścią, że ju ż nigdy nie m ógł zask oczyć ich los, który spotkał u w ied zen iow ą teorię histerii - „sprzeczność w n iezaw odnie dających się stw ierdzić ok o licznościach”. O m awiając rozszerzone przez Freuda pojęcie seksualności, W ollheim w idzi w niej protest przeciw ko „absurdalnemu zaw ężeniu popularnej definicji” . Dla uwypuklenia niedostatków popularnej definicji Freud (...) pokazał, że ist nieje wiele form zachowania odbiegającego od normy odnoszącej się albo do przedmiotu, albo do celu, lub też do jednego i drugiego, a pomimo to nie mo żemy myśleć o nim inaczej, jak tylko o zachowaniu seksualnym (s. 109-110). To zabrzm iało tak, jak gdyby zasługa Freuda polegała na śm iałym trzy maniu się uparcie, w brew pruderyjnym zaprzeczeniom , przekonania, że fellatio jest aktyw nością seksualną. W ollheim ratuje swój opis przed tą 492 Tamże, s. 168 (przyp. tłum.). 493 Są to trzy artykuły opublikowane w roku 1896, w których Freud przedstawił swoją uwiedzeniową teorię histerii: „L’hérédité et Pétiologie des névrosés” (Dziedziczność a etio logia histerii), „Weitere Bemerkungen über die Abwehr-Neuropsychosen” (Dalsze uwagi o psychonerwicach obronnych) i „Zur Ätiologie der Hysterie” (W kwestii etiologii histerii). Tylko ostatni z nich został przetłumaczony na język polski (przyp. tłum.). 210
WOLLHEIM O FREUDZIE
absurdalnością za cenę uczynienia g o bezsensow nym . To nie popularne użycie tego terminu - tw ierdzi - Freud skorygow ał, ale sam ą tylko popu larną definicją. A skoro ju ż o tym m ow a, to W ollheim tajem niczo odsyła do „rozbieżności m iędzy sposobem , w jaki normalnie definiuje się pojęcie seksualności i sposobem , w jaki rzeczy w iście się nim posługuje” (s. 110). B yłbym zdania, że o tym , jak w ygląda popularna definicja pojęcia „sek sualny” człow iek dowiaduje się na podstaw ie tego, co ludzie nazyw ają seksualnym . Z jakiej racji popularna opinia m iałaby proponować d op ow ie dziane do końca definicje seksualności? To, co robi W ollheim dlatego nie m a zw iązku z tem atem , że zarzuty pod adresem rozszerzonego posługiw ania się przez Freuda term inem „seksualny” b yły najczęściej w ysuw ane w kontekstach m ających coś w yjaśnić i to w łaśn ie na je g o concertinopodobny494 charakter, a nie tylko rozpiętość, patrzano podejrzliw ie. Ilekroć w yłania się kw estia seksualnego charakte ru je g o d ziecięcych czynników chorobotw órczych, Freud zachow uje się tak, jak gdyby jed yn y m ożliw y ciążący na je g o sposobie posługiw ania się term inem „seksualny” zarzut b ył spow odow any nieustępliw ym ogranicza niem g o do aktyw ności genitalnej, i żeby uspraw iedliw ić rozszerzenie tego terminu na zainteresow anie strefą oralną i analną, przystępuje do raczenia sw oich odbiorców opisem perwersji dorosłych. A le nie to budzi nasze nie m iłe zd ziw ien ie, z jakim pytamy, dlaczego Freud obstaje przy charaktery zow aniu czynników chorobotw órczych jako seksualnych. Ta konsternacja m a sw oje źródło w tym , że ch ociaż Freud m ów i tak, jak gdyby czem uś za przeczał, kiedy nie dopuszcza m o żliw o ści, żeby jakieś nieseksualne koleje losu m ogły być chorobotw órcze dla nerwic, to jednak niezm iernie trudno p ow ied zieć, którą transakcję dziecka z otoczeniem uznałby on za nieseksualną. W tych okolicznościach je g o stw ierdzenie, że „inne pobudzenia u m y sło w e” nie m ogłyby doprow adzić do wyparcia, staje się stosunkow o puste pod w zględem treści. P om yślm y o sytuacji, w której broniąc swojej opartej na seksualności d ziecięcej etiologii nerwic przed pozornym kontrprzykładem - w pływ em p ow stałego podczas narodzin urazu ręki na cha rakter cesarza495 - twierdzi on, że w rzeczyw istości w płynęła na to postawa 4MConcertina, odmiana harmonii ręcznej z klawiaturą guzikową dla obu rąk. Poszczególne typy concertiny różnią się rozszerzoną liczbą głosów i kształtem (przyp. tłum.). 4,3 Chodzi o Wilhelma II Hohenzollerna (1859-1941), ostatniego cesarza niemieckiego i króla Prus. W następstwie porodu pośladkowego jego lewa ręka była zniekształcona (przyp. tłum.).
211
FREUD I PSEUDONAUKA
matki w ob ec je g o ułom ności: „odm ów iła bow iem dziecku swej m iłości”496. D aleko od eszliśm y od niegenitalnego seksualizm u.
IV A co Freud m ów i o naturze objaw ów ? W ollheim zabiera się do odpow ie dzi na to pytanie w dziwny, jak na filozofa je g o czasu i m iejsca, sposób. M ów i, że objaw y są w yrazem m yśli, że są czynnościam i, substytutem za spokojenia [potrzeby], kom prom isam i, ponow nie tworząc te sam e idiomy, które w praw iły nas w osłupienie. O czekiw alibyśm y przykładów i analogii, na podstaw ie których te idiom y zostały w prow adzone i które prawdopo dobnie podsunęły je , żeby m ożna b yło w yrobić sobie pogląd na to, jak ą tk w iącą głęboko siłą dysponują w yrażenia w rodzaju „czynność” lub „gra tyfikacja” w m om encie odniesienia ich do objawu. P ierw szą rzeczą w ym agającą w yjaśnienia je st coś, co zaciem nia dysku sję o konceptualnej innowacji, którą Freud wprowadza w pojęciu czynno ści. Skutkiem tego jest błędny pogląd W ollheim a, że „życzenia w yrażone w objawach (...) w ystępują w takiej postaci, do której [podział na «wyra żen ie jak iegoś życzen ia i je g o spełnienie»] nie ma zastosow ania” (s. 91). A le istnieją objaw y m ające zupełnie proste instrumentalne odniesienie do życzeń, które usiłują spełnić. W eźm y na przykład przypadek kuzyna Dory, który w yw ołu je bóle żołądka, żeb y tylko nie iść na ślub jej siostry. To nie sam ból był spełnieniem życzen ia, lecz konw encjonalne uw olnienie się od zobow iązań społecznych, z którym dośw iadczenie bólu się w iązało. B ól był sprytnym sposobem spełnienia życzenia, a nie je g o spełnieniem . C e lem rytualnego żądania dziew czyny, żeby drzwi sypialni rodziców pozo stały uchylone, kiedy ona pójdzie spać, było upew nienie się, że nie dojdzie m iędzy nimi do w sp ółżycia seksualnego, poniew aż ona m ogłaby ich pod słuchiw ać. N aw et bezskuteczne czyn n ości rytualne w ykonyw ane z kołdrą puchow ą, jaśkiem , oparciem łóżk a Freud opisuje za pośrednictw em idio m ów instrumentalnych jako próby m agicznego interweniowania497. Jest w iele innych podobnych przykładów.
4.6 NIL, s. 87 [Wykłady ze wstępu do psychoanalizy. Nowy cykl, dz. cyt., s. 77 (przyp. tłum.)]. 4.7 Wykłady z psychoanalizy, dz. c y t, wykład XVII (przyp. tłum.). 212
WOLLHEIM O FREUDZIE
N a stronie 91 W ollheim pisze: „M ożna zarzucić Freudowi, że je g o pogląd na objaw narzuca k on ieczn ość uznania w ielu aktów bezw iednych za czyn n ości, które tak naprawdę w ykonujem y. Taki zarzut stawiano ju ż przejęzyczeniom , ale tutaj, w przypadku pow iedzm y tików albo gw ałtow nych w ym iotów , w ydaje się on słuszniejszy, niż w wypadku zapom inania im ion czy nieporadnych czyn n ości” . Sporządzona przez W ollheim a lista zjaw isk, które w ed łu g Freuda m ają być czynnościam i, je st m ocno wykastrowana, a przytaczane przez niego przykłady nie należą do najbardziej kłopotliw ych. D o zjaw isk, które w e dług Freuda m ają być czynnościam i, zalicza on urojenia, fobie i halucyna cje w stanie delirium tremens. N abaw ienie się fobii jest dla Freuda takim sam ym inteligentnym w yczyn em , jak podjęcie decyzji o kolorze atutowym w grze w karty. W skazują na to niektóre je g o uwagi w Wykładach ze wstę
pu do psychoanalizy. Nowy cykl: Łatwo możemy zauważyć, w jaki sposób w przypadku fobii to wewnętrzne za grożenie zostaje przekształcone w zagrożenie zewnętrzne (...) W swojej fobii [agorafobik] dokonuje (...) przesunięcia obiektu - teraz lęka się pewnej sytua cji zewnętrznej. Jego oczywistym zyskiem w wyniku takiego przesunięcia jest mniemanie, iż w ten sposób może się lepiej zabezpieczyć498. W eseju „Zaham owanie, sym ptom i lęk” to zagadnienie zostało tak oto opracowane: Lęk fobii jest (...) fakultatywny, pojawia się on tylko wtedy, gdy jego obiekt stanowi przedmiot postrzeżenia. Ujęcie to jest całkiem poprawne, tylko wte dy bowiem powstaje niebezpieczna sytuacja. Nie trzeba się lękać kastracji ze strony nieobecnego ojca. Tyle że ojca nie można usunąć, pojawia się on zawsze wtedy, gdy chce się pokazać. Jeśli jednak ojciec zostanie zastąpiony przez zwierzę, wówczas wystarczy unikać widoku tego zwierzęcia, by uwol nić się od niebezpieczeństwa i od lęku. A zatem mały Hans nakłada na swoje ,j a” ograniczenie,wytwarza zahamowanie przed wychodzeniem z domu, by nie spotkać konia. Sytuacja małego Rosjanina jest jeszcze bardziej wygodna, to bowiem, że nie weźmie on do ręki pewnej książeczki z obrazkami, nie wiąże się dlań z koniecznością wyrzeczenia. Gdyby niedobra siostra stale nie poka zywała mu znajdującego się w tej książce obrazka wyprostowanego wilka, mógłby on się czuć zabezpieczony przed swoim lękiem499.
498 Wykłady ze wstępu do psychoanalizy: Nowy cykl, dz. cyt., s. 97 (przyp. tłum.). 499 „Zahamowanie, symptom i lęk”, dz. cyt., s. 232 (przyp. tłum.). 213
FREUD I PSEUDONAUKA
A le W ollheim w szystko to zachow uje dla siebie. A co z objawam i, które nie nadają się do pełnoprawnego instrumen talnego opisu? C zy ujm ow anie ich przez W ollheim a jako zaspokajanie albo spełnianie m a tutaj je sz c z e uzasadnienie? P om yślm y o A lnascharze500, piątym bracie golibrody. Jednego razu, kiedy tak siedział w kucki na sw oim stałym m iejscu na bazarze z całym kapitałem w yrobów szklanych u sw ych stóp, pogrążył się w zadum ie, w idząc w wyobraźni serię sukce sów inw estycyjnych um ożliw iających mu ożenek ze szlachetnie urodzoną damą, której - gdy w yw ołała je g o niezadow olenie - w ym ierza kopniaka. W tej samej chw ili noga A lnaschara idzie w ruch i cała kolekcja szkła leży w skorupach u je g o stóp. C hociaż Freud zachęca do przyrównania objaw ów do fantazji A lnascha ra, to często najbardziej naturalnym sposobem ich objaśnienia i w szy st kim , do czeg o sam Freud m a w szelk ie prawo, jest coś na kształt je g o idącej w ruch stopy. Ich zw iązek z m y ślą zdaje się wyrażać w spółw ystąpienie, a nie spełnienie. Fellatio jako kom ponent pokasływ ania D ory reprezento w ał sam romans, dla którego przerwania Dora miała jakoby zachorow ać. „Spełnienie”, tak jak W ollheim rozum ie je za Freudem, je st pseudofunkcj onalne, fantom ow o-hom eostatyczne. O pisując sposób, w jaki objaw y m iałyby spełniać wyrażane przez nie życzenia, W ollheim próbuje usunąć usterki w poglądzie Freuda, w prow a dzając pojęcie relacji presupozycyjnej m iędzy życzeniam i i przekonania mi. „Jeżeli życzen ie suponuje przekonanie, w ów czas to życzen ie udziela wsparcia przekonaniu”. N a przykład „(...) sednem życzeń D ory jest w zm o c nienie przekonań, które m ogłyby okazać się prawdziwe, gdyby życzenia m ogły się (...) spełnić” (s. 135). Jak rozstrzygnąć, które spośród n iezliczo nej rzeszy przekonań, do których wyrażane w objaw ie życzen ie pozostaje jakoby w relacji presupozycyjnej, m a być przez to życzen ie w zm ocnione? W ykonyw ane przez d ziew czyn ę zabiegi rytualne z kołdrą p uchow ą suponow ały, że jej matka m oże zajść w ciążę, ale czy była to próba w zm o c nienia tego przekonania? B ezg ło s D ory suponow ał nieobecność Herr K., ale nie m ożna go interpretować jako jej życzenie. C zynności rytual ne zw iązane z obrusem suponow ały rozczarowanie n ocą poślubną, które m iały jakoby zrekom pensow ać, ale przecież nie w zm acniały tego przeko nania, a je sz c z e mniej je g o w zm ocn ien ie było funkcją czy sednem ow ych czynności. D latego dokonana przez W ollheim a analiza zdaje się nie m ieć 500Postać z Baśni z tysiąca i je d n e j n ocy (przyp. tłum.).
214
WOLLHEIM O FREUDZIE
waloru ogóln ości, ale też nie rzuca św iatła na przypadki, do których W ollheim j ą odnosi. A jak W ollheim opisuje rzekom e zapalenie wyrostka robaczkow ego u Dory? O no reprezentowało ciążę, a zatem to - jak twierdzi - co nor m alnie je st do niej w stępem , czy li stosunek płciow y. W takim razie nie św iad om ość, której uw olnienie od logiki zezw ala na zrównanie ataku bólu żołądka wraz z tow arzyszącym m u krw aw ieniem m iesiączkow ym i z po łogiem , nie potrafi zrezygnow ać z nieupom inania się o to, żeb y stosunek p łcio w y koniecznie poprzedzał p o częcie (i do tego o d ziew ięć m iesięcy, tak że pom im o sporadycznego braku logiczn ości um ie ona liczyć). Arbi tralność tych w szystkich poczynań w ych od zi na jaw, gdy uśw iadom im y sobie, że rów nie łatw o m ożna by udow odnić, iż skoro Dora nie utrzym y w ała z Herr K. intym nych stosunków , to jej (sym boliczna) brzem ienność suponuje przekonanie, że zaszła w ciążę jak o d ziew ica i dlatego w zm acnia je . Prawdę m ów iąc to je st w łaśn ie to, co Freud chce udow odnić. Dora, która za pośrednictw em bólu żołądka urzeczyw istniła fantazję porodu, te raz n ieśw iadom ie utożsam iła się z M atką B oską, poniew aż - jak pow iada Freud - tak sam o jak Matka B osk a urodziła w stanie dziew ictw a. N ieza leżn ie od tego, czy podążam y za procesem objaśniania przez Freuda marzeń sennych, p om yłek cz y objawów, narzuca się to sam o pyta nie: w jakim stosunku pozostaje działający podm iot do procesów nieśw ia dom ych, które doprow adziły do tych zjaw isk? Pytanie skierowane przez Freuda do D ory o jej bóle żołądka: „A kogo tym razem pani naśladuje?” posługuje się językiem intencjonalności i upo dabnia jej przypadek do przypadku brody Marksa, który m iał j ą m odelow ać na podstaw ie brody na popiersiu Zeusa. C zy ból żołądka kuzyna Dory jest utajonym intencjonalnym obiektem jej w iernego naśladownictwa, tak jak broda Z eusa była jaw nym intencjonalnym obiektem naśladownictwa w w y padku Marksa, czy m oże przyczyną w sensie nieintencjonalistycznym ? W szystko, co w tym kontekście m a nam W ollheim do pow iedzenia, to kilka m ętnych frazesów i aluzja do argumentacji Freuda opartej na podat ności pohipnotycznej: (...) człowiek wie o czymś, albo o sobie, nie wiedząc, że o tym wie - to kwe stia, którą Freud uważał za udowodnioną ponad wszelką wątpliwość przez hipnozę i sugestię hipnotyczną (s. 75). Tylko co takiego Freud uw ażał za udow odnione ponad w szelk ą w ąt pliw ość? Zazwyczaj nigdy, kiedy wracał do św iadectw a podatności 215
FREUD I PSEUDONAUKA
pohipnotycznej, nie w yjaśniał, czym b yło to, czego w je g o mniem aniu osoba poddana eksperym entow i najpierw nie w iedziała, a potem sobie przypom inała. C zy chodziło jed y n ie o aktyw ność hipnotyzera w czasie, gdy osoba znajdowała się w transie? Tylko po co było p ow oływ ać się na specjalistyczne zjaw isko podporządkowania się pohipnotycznego dla opi su tak banalnego zjawiska, jak przypom inanie? O soba badana m ogła w tej interpretacji nie pamiętać, że działała zgodnie z rozkazem , którego nie była św iadom a, a o tym , że to robiła, m ogła jed yn ie wnioskować z zapam ięta n ego rozkazu i w ied zy o zjaw iskach hipnotycznych. L ecz to upodobniłoby nieśw iadom ość tylko do tego, c o zapom niane, poza które Freud z całych sił pragnie j ą rozciągnąć. Jak w ię c w idać, on naprawdę uważa, że ekspery m ent pokazuje, iż przypom niane je s t w rzeczyw istości niczym innym , jak tylko podporządkowaniem się. Tak jak to było wtedy, kiedy Freud sp óź n iw szy się na pociąg, przypom niał sobie później, że w idział tablicę z napi sem „Rotterdam-Hoek van H olland”, której w ó w cza s nie m iał w św iado m ości. Tylko co kom u po pojęciu p on iew czasie rozpoznanej działalności noum enalnej wykrytej nie na drodze indukcji, lecz w późniejszym akcie introspekcji? W tym wypadku, jak z resztą w w ielu innych, kiedy W ollheim k ończy w yjaśnianie, najw ażniejszą pracę zrzuca na nasze barki.
V Skąd pew ność, że sens, który Freud przedstawia jako źródło objawu, jest w łaściw y? Jak zaw sze, kiedy tylko W ollheim porusza kw estię dow odu, pojaw ia się coś w ym u szon ego i nienaturalnego w sposobie, w jaki toczy się dyskusja. N a s. 91 czytam y, że „w chw ili, gdy pacjent zda sobie sprawę z sensu lub życzen ie zostanie uśw iadom ione, objaw znika”. Tylko że W ol lheim nie m ów i tutaj o tym , co się dzieje znacznie później, a m ianow icie, że istnieją specjalne kryteria zdania sobie sprawy z sensu i uśw iadom ienia sob ie życzenia, kryteria tak w yjątkow e, że zdanie sobie sprawy z sensu i uśw iadom ienie sobie życzen ia jest rów noznaczne z ich niespełnieniem . Później na stronie 151 W ollheim napisze: „A le zwrot «uczynienie nie św iadom ego św iadom ym » wprow adza w błąd. N iek on ieczn ie sam o tylko pow iedzenie człow iek ow i o je g o nieśw iadom ych życzeniach spow oduje, że te życzen ia staną się św iadom e” . A le to nie je st tak. Freudowi (i Wollheim ow i) nie chodzi o to, że sam o tylko pow iedzenie człow iek ow i o j e go nieśw iadom ych życzeniach niekoniecznie sprawia, iż te życzen ia stają 216
WOLLHEIM O FREUDZIE
się św iadom e, ale że sam o tylko uznanie przez człow ieka w łasnych je g o życzeń za życzen ia nieśw iadom e to za m ało, żeb y stały się one św iadom e, czyli to, że pacjent uśw iadam ia sobie, iż ży w i jakieś życzen ie, nie dow odzi w cale tego, że stało się ono św iadom e. („Udaje nam się ... doprow adzić do całkow itej akceptacji intelektualnej w ypartego - ale sam proces w yparcia nie zostaje tym sam ym zlik w id ow an y”501). W ollheim ciągnie dalej: „Pier w otne życzen ia m ogą pozostać nieśw iadom e; jeśli m ianow icie wyparcie przetrwało, będą się one przejaw iać w postaci oporu” . M ożna podejrzewać pew n ą nieszczerość w zachow aniu słow a „opór” dla wyrażenia niew ystąpienia „wewnętrznej zm iany w pacjencie”, która musi tow arzyszyć zw y kłem u rozpoznaniu nieuśw iadom ionego im pulsu, skoro m iał się on uśw ia dom ić, podczas gdy dotychczas b yło ono zarezerwowane dla w skazania na niech ęć pacjenta do zaakceptow ania interpretacji albo na nieprzedstawienie przez niego faktów, które potw ierdzałyby te interpretacje. W w yniku tego zabiegu słow n ego um yka uw adze to, że kryterium, na podstaw ie któ rego m ożna określić, kiedy natrafiło się na ten rodzaj oporu, je st w yłącznie nieskuteczność terapeutyczna. W ollheim kończy u szczyp liw ym cytatem z pew nego artykułu Freuda z 1910 roku adresow anego do tych w szystkich niedośw iadczonych w psy choanalizie, którym się w ydaje, że w ied za o nieśw iadom ości je st sama w sob ie w ażna. L ecz błąd tych, którzy doszli do takiego w niosku, polega na naiw nym przekonaniu, że Freud m a na m yśli to, co m ów i i stąd bierze się ich w n iosek , iż w yjaśnienie pacjentowi znaczenia je g o objaw ów jest rów noznaczne z w yprow adzeniem ich z tego stanu odseparowania od ak ceptacji, od której zależy to, czy będą one zdolne spow odow ać zaspokoje nie życzenia. A le nie była to sprawa popularnej koncepcji psychoanalizy pozostającej w tyle za rozw ijającą się m y ślą Freuda, dlatego że jeszcze w tym sam ym roku, w którym zostali oni zganieni za sw oją naiwność, Freud w yraził się w najbardziej ekstrawagancki sposób o w artości terapeu tycznej akceptacji. W sw oim w ystąpieniu na II M iędzynarodow ym K on gresie Psychoanalitycznym m ó w ił do zebranych: Wiecie przecież, że psychonerwice to zniekształcone zastępcze zaspokoje nia popędów - popędów, których istnienie ludzie muszą negować przed sobą i przed innymi. Ich zdolność istnienia zasadza się właśnie na tym zniekształ ceniu i zaprzeczeniu. Kiedy rozwikłamy zagadkę, jaką stawiają, kiedy cho ry zaakceptuje to rozwiązanie, stany chorobowe, na które cierpi, stracą rację 501 C P 5, s. 182; Freud (1950) [„Zaprzeczenie” , dz. cyt., s. 300 (przyp. tłum.)]. 217
FREUD I PSEUDONAUKA
bytu. Daremnie byłoby szukać analogicznego zjawiska w medycynie; w baj kach możecie usłyszeć o złych duchach, których potęga została złamana, gdy tylko usłyszały one swe sekretne imię. (...) Chorzy nie mogą się przyznać do swych różnorodnych nerwic, do swej lękliwej czułości, która ma za zadanie skrywać nienawiść, do swej agorafobii opowiadającej o zawiedzionej ambi cji, do swych czynności natrętnych przedstawiających zarzuty i środki obrony przed złymi zamiarami (...) Opowiedzenie tajemnicy atakuje „identyczność etiologiczną”, z której rodzą się nerwice (...)502. K iedy się okazało, że „życzen ie” m oże być J e d n o cześn ie św iadom e i nieśw iadom e” (s. 151), to oparte na remisji objawu racjonalne uzasadnie nie popraw ności interpretacji, na którym Freud niegdyś tak bardzo polegał, tak naprawdę nie jest ju ż przydatne. Jeśli potrafimy przyw ołać tak w iele w yjaśnień, d laczego uporczyw ość objaw ów jest zgodna z popraw nością interpretacji (dlatego że rozpoznaniu życzenia nie tow arzyszy w ew nętrzna zmiana; dlatego że objaw jest w ielorako uwarunkowany [„nie będziem y m usieli się zdum iew ać i nie u legniem y pom yłce w sytuacji, gdy sym ptom pozornie będzie się nadal utrzym yw ał z tym sam ym natężeniem , m im o że ju ż udało nam się rozw ikłać jed n o z je g o znaczeń seksualnych” (1 9 0 8 )503*50]; dlatego że pacjent jest sam okarząco zdecydow any uczepić się swojej cho roby), to chyba prawie u n iem ożliw iliśm y odkrycie, iż interpretacja w j ę zyku, pow iedzm y, stłum ionej seksualności okazała się pod w zględem terapeutycznym nieskuteczna po prostu dlatego, że je st błędna, a teoria, z której ona pochodzi - fałszyw a. C zy m iędzy starą k orzyścią z choroby uzależnionej od pew nych niedających się przew idzieć cech sytuacji pacjenta, które on m ógł zm ieniać, a n o w ą (n ie )k o r z y śc ią z choroby zależn ą od jej karzącego charakteru i dla tego niebędącą przypadkową cech ą sytuacji, poniew aż choroby siłą rzeczy pow odują niesprawność, nie zachodzi czasem rzucająca się w o czy asym e tria? M ożna by w ykazać em pirycznie, że zysk z choroby był jed yn ie nie znaczny, albo zupełnie bez znaczenia, je śli pacjent został pozbaw iony ko rzyści lub osiągnął ją bez jakichkolw iek warunków, a choroba nadal trwała. A le jak pokazać, że choroba nie była samoukaraniem? Jedyna w skazów ka, którą znajdziem y u Freuda, jest taka: bywa niekiedy, że pacjent nabawia się choroby organicznej albo spotyka go w ielk ie n ieszczęście, toteż nad-ja, 502 CP 2, s. 292 [Sigmund Freud, „Przyszłe szanse terapii psychoanalitycznej” (przetłuma czył Robert Reszke). W: S. Freud, Dzieła , t. IX, Wydawnictwo KR, Warszawa 2007/1910, s. 99 (przyp. tłum.)]. 505 „Fantazje histeryczne i ich związek z biseksualnością”, dz. cyt., s. 172 (przyp. tłum.). 218
WOLLHEIM O FREUDZIE
ukontentow ane osiągnięciem od p ow ied n iego poziom u cierpienia, idzie na ustępstw a i nerw ica ustępuje. (A sw o ją drogą niezły z niego klient). Słyszym y, że j a prosi się o cierpienie, żeby zadośćuczynić w szech w iedzącem u nad-ja za sw oje bezprawne życzenia, jak rów nież z powodu m asochistycznych m otyw ów przyjem ności. Tylko dlaczego nad-ja ma się udobruchać pod w pływ em słabości j a do m asochistycznej rozkoszy? C zyż by zaw iodła je w tym m om encie je g o w szechw iedza? W ollheim chyba nie rozum ie tych zdań. N ie w ierzę, żeby m ożna je było zrozum ieć. Brakuje śro dow iska. N ie mam jednak pojęcia, jak to m iałoby się wprowadzić w życie. „Skojarzenia pokazały” - tym zw rotem W ollheim posługuje się stale, kiedy w yłania się kw estia uzasadnienia, której znajom ość m yli jednak ze zrozum iałością, przez co w ca le jej nie rozstrzyga. (Przyw ołuje go bez da nia racji dwukrotnie w tych w ypadkach, które - w sw oim m niem aniu parafrazuje; na stronie 90 m ów i, że u „C złow ieka-Szczura” skojarzenie przebiegało od „m uszę pozbyć się tuszy ” do „m uszę pozbyć się D icka”504. A le takiego skojarzenia nie b yło. W oryginalnym zapisie tego przypad ku Freud o grze słów D ick-dick m ów i tak: „To w yszło ode m nie, ale on się z tym nie zg o d ził”. A o rzekom ym zapaleniu wyrostka robaczkow ego u D ory W ollheim p isze na stronie 92: „Na podstaw ie jej skojarzeń Freud postaw ił m iędzy nim i ciążą histeryczną znak rów ności”. Nieprawda, to Freud naprowadził j ą na te w erbalizm y). N a stronie 90 czytam y, że „skojarzenia pacjentki (...) przejawiającej skłonności do w ym iotów histerycznych pokazały, iż reprezentowały one (...) jej życzen ie nieprzerw anego zachodzenia w ciążę (...) z jak najw iększą liczb ą m ężczyzn ” i że „w tym objaw ie oba te życzenia wyrażają się (...) ja ko spełnione” . M ogę je sz c z e zrozum ieć, jak to skojarzenie m ogło pokazać, że m iała ona takie w łaśn ie życzen ia, ale jak m ogły one pokazać, iż „w tym objaw ie te życzen ia w yrażają się jak o spełnione”? N adm iernie dyskrecjonalny charakter koncepcji W ollheim a m ów iącej o tym , „co pokazują skojarzenia”, m im ow olnie w ychodzi na jaw , kiedy w yjaśnia on, dlaczego Paul (ten od szczurów ) zdecydow ał się nagle na drastyczną kurację odchudzającą: był zabójczo w ściek ły na rywala im ie niem D ick, które w język u niem ieckim znaczy „gruby” („dick”). To sło w o działając jak przełącznik sprawiło, że wyparta w ściek łość „C złow ieka-Szczura” przejawiła się jako postanow ienie: „M uszę stracić na w adze” (niefortunnie oddane przez W ollheim a jako „m uszę pozbyć się swojej 504 504 Nieprzetłumaczalna gra słów (patrz dalej w tekście - przyp. tłum.). 219
FREUD I PSEUDONAUKA
«dick» [tuszy]”, co - biorąc pod uw agę kontekst - nasuw a na m yśl jakieś oddzielenie). Arbitralność takiego postępow ania w ychodzi na jaw , kiedy zauw ażym y, że Freud p osłu żył się połączeniem „D ick” i „dick” dla po parcia tezy, iż Paul dawał w yraz sam obójczem u zam achow i na siebie jako ekspiację za to, że był p opędliw y w o b ec D icka, a nie, jak chce W ollheim - m orderczem u atakowi na D icka505. Ilustracją stopnia, do jak iego W ollheim pozw ala sobie nie być na bie żąco z konkretną praktyką w yjaśniania, z której w yw o d zą się freudow skie sform ułow ania bez w zględu na to, z jakim się spotykają zainteresow a niem , w oląc się raczej zaszyć w pochlebczej ułudzie synoptycznego zro zum ienia, niech będzie je g o objaśnienie różnicy m iędzy m echanizm am i tw orzenia się objaw ów w fobiach, kom pulsjach i paranoi a m echanizm am i tw orzenia się objaw ów w histerii. Podczas gdy [w] histerii występuje ciąg skojarzeniowy mający początek w wypartej myśli a koniec w konwersji cielesnej, którą jest objaw, [to w innych nerwicach ma my] etap pośredni (...) „formację zastępczą”, w której świadoma lub nieświa doma myśl zostaje zastąpiona wypartą myślą i to właśnie ona znajduje wyraz w objawach stanowiących istotę nerwicy. W nerwicy obsesyjnej owo zastę powanie przybiera formę reakcji upozorowanej, w której myśl przeciwstawna myśli pierwotnej zostaje zintensyfikowana, natomiast w paranoi przyjmuje postać projekcji, w której myśl oryginalna zostaje skierowana w drugą stronę i jest traktowana jako spostrzeżenie zewnętrznego świata. Wreszcie w histe rii lękowej przybiera formę przemieszczenia, które zapoczątkowuje fobie (...) (s. 149). W ollheim ju ż chyba nie pamięta, że Dora, nie będąc paranoiczką, sw oje w yrzuty sum ienia projektowała na w łasn ego ojca; że obrzydzenie, jakim napawał j ą pocałunek Herr K ., b yło projekcją wstrętu, jaki odczuw ała do sw oich obfitych upław ów białych; że ten sam niesm ak był przemieszcze niem w zw y ż pobudzenia jej genitaliów , które ona później zamieniła na odczucie m dłości i w ten sposób połączyła m echanizm y, które zdaniem W ollheim a w yróżniają odpow iednio fobie i obsesje; że pacjent uważany przez Freuda za pierw szą osob ę, która um ożliw iła mu w gląd w naturę zaburzenia obsesyjnego, przeniósł sw oje wyrzuty sum ienia z w łasnych perwersyjnych i badaw czych praktyk seksualnych na skrupuły zw iązane z obiegiem niew ysterylizow anych banknotów; że w yjaśnienie histerycznej 505„Uwagi na temat pewnego przypadku nerwicy natręctw” , dz. cyt., s. 44 (przyp. tłum.). 220
WOLLHEIM O FREUDZIE
utraty wzroku, którą om aw ia na stronie 125, odw ołuje się do m echani zm u reakcji upozorowanej; że doznanie nacisku członka Herr K. na talię D ory zostało przemieszczone w górę i zastąpione wrażeniem ucisku w jej gardle; że dziew czyn a w ykonująca czyn ności rytualne zw iązane z porą spania w yrażała bezpośrednio, tj. w sposób, który W ollheim uważa za cha rakterystyczny dla histerii, obaw ę o m ożliw ość zajścia w ciążę przez jej m atkę, w yczyniając cuda z kołdrą puchow ą, oraz obaw ę o to, że dojdzie do stosunku p łciow ego rodziców , manipulując podgłów kiem i ramą łóżka; że podobnie bezpośrednio w yrażała sw oje jedno życzenie: żeb y podczas n ocy poślubnej mąż okazał się sprawny seksualnie, kobieta wykonująca kom pulsyjne czynności rytualne zw iązane z obrusem (wraz z ciągiem aso cjacyjnym [stół i ło że], których nie sposób odróżnić od tego, co się dzie je w procesie w ytwarzania objaw ów histerycznych); że podobnie strach „C złow ieka z w ilkam i” przed paziam i królowej w ytw orzył się dzięki me chanizmowi asocjacyjnemu, a nie przem ieszczeniu; że natręctwo działań odchudzających w ykonyw anych przez Paula, które przecież W ollheim re feruje, przebiegało na drodze skojarzeniowej D ick -d ick , a bezpośrednio w yraziło się w je g o zabójczym (czy sam obójczym ) im pulsie. W ollheim p ew nie pow iedziałby, że nic z tego nie odnosi się bezpośrednio do „istoty nerw icy”, o której on m ów i.
VI K ilka stron (1 7 9 -1 8 6 ) p ośw ięca W ollheim na om ów ienie znaczenia popę du śm ierci, w ielkiej teoretycznej innowacji, która sam ozniszczenie prze m ieniła z dew iacji spow odow anej odw róceniem się od agresyw ności do w ew nątrz w siłę pierw otną razem z siłą sam ozachowania, w skutek czego - parafrazując żartobliwe p ow iedzenie Ernesta Jonesa - i m iłość bliźniego, i zabójstw o mają swój początek w domu. A le om awiając freudow ską teorię popędu śm ierci, W ollheim sprawia w rażenie kaleki, któremu słoń nadepnął na ucho. Stojąc w obliczu takich spekulacji, jak ta, że „najogólniejszym dążeniem w szystk iego, co żyw e, je st powrót do spokoju świata nieorga n iczn ego”506, że „niem e, ale potężne popędy śmierci, ch cą m ieć spokój”507,
506 Por. „Poza zasadą przyjemności”, dz. cyt., s. 57 (przyp. tłum.). 507 Por. „Ego i id” (przetłumaczył Jerzy Prokopiuk). W: S. Freud, Poza zasadą przyjemno ści, dz. cyt., s. 98 (przyp. tłum.). 221
FREUD I PSEUDONAUKA
albo że „celem każdego życia je st śm ierć”508, W ollheim kwituje je w zm ian ką, że „od sw oich naw et najbardziej abstrakcyjnych czy spekulatywnych hipotez Freud w ym agał, żeb y nie oceniało się ich inaczej, niż jako bę dących częścią teorii, czyli w ich najogólniejszych zam ierzeniach - jako em pirycznych” (s. 181). I jeszcze: „Z pew nego sposobu funkcjonowania procesów psychicznych Freud w ydedukow ał popęd śm ierci” (s. 184). K toś kiedyś zauw ażył, że człow iek nie je st niczym innym, niż w iązk ą protoplazm y w swojej drodze do stania się naw ozem . C zy nie m iał on czasem na m yśli obiegu azotu w przyrodzie? W ollheim powiada, że Freud „oparł sw oje argumenty na zjawiskach sadyzm u i m asochizm u” (s. 181). W eźm y pod uw agę sadyzm i zapytajmy: jak przejść od „zaspokojenia seksualnego, które jednostka w iąże z zada w aniem bólu, poniew ieraniem i poniżaniem sw ego obiektu seksualnego”509510 do „najogólniejszego dążenia w szystk iego, co żyw e - powrotu do spokoju świata nieorganicznego”? To ostatnie bardziej przywodzi na pam ięć nieza m ężne ciotki z Arszeniku i starych k o r o n e k , niż markiza de Sade511. A co do m asochizm u seksualnego, to został on w iarygodnie przez Freuda w yjaśniony w artykule o narcyzm ie512 z roku 1914 jako pragnie nie podniecenia seksualnego, które w yw ołuje, a nie bólu. W późniejszych pracach m etapsychologicznych staje się „tajem niczym ” fenom enem , da jącym się w yjaśnić tylko o tyle, o ile ujmie się go jako przejaw zlania się Erosa z popędem śm ierci. A le co w takim razie ma w sp óln ego „dążność do przywrócenia na now o stanu nieorganicznego” z fantazjami zw iązany mi z panną L am bercier-W andą-A iszą-Sm oczycą513, czy z żądaniem klienta 508 „Poza zasadą przyjemności”, dz. cyt., s. 35 (przyp. tłum.). 509 Por. Wykłady ze wstępu do psychoanalizy. Nowy cykl, dz. cyt., s. 120 (przyp. tłum.). 510 Klasyczna czarna komedia napisana przez Josepha Kesselringa (1902-1967) i w la tach 1941-1944 wystawiana ponad tysiąc razy na deskach Broadwayu. Adaptacji filmowej dokonał Frank Capra (1897-1991). Dwie przemiłe staruszki, niezamężne ciotki bohatera, w osobliwy sposób „wspierają dobroczynnie” samotnych starszych panów: racząc ich wi nem z bzu czarnego zmieszanego z arszenikiem, wyprawiają ich na tamten świat (przyp. tłum.). 511 Donatien-Alphonse-François de Sade (1740-1814), pisarz francuski. W swojej twórczo ści propagował przemoc jako źródło doznań seksualnych (sadyzm) (przyp. tłum.). 512 Sigmund Freud, „W kwestii wprowadzenia narcyzmu” (przetłumaczył Robert Reszke). W: S. Freud, Dzieła , t. VIII, Wydawnictwo KR, Warszawa 2007/1914, s. 23-51 (przyp. tłum.). 513 Jak wyjawia w swoich Wyznaniach Jean Jacques Rousseau (1712-1778), na ukształ towanie się jego seksualności decydująco wpłynęły kary cielesne wymierzane mu przez pannę Lambercier. Wanda to imię traktującej mężczyzn jak zabawki lesbijki, bohaterki 222
WOLLHEIM O FREUDZIE
prostytutki, żeb y m ów iła do n iego per ty? N aw et Ernest Jones uważał, że dla głoszonej przez Freuda teorii popędu śm ierci m ożna było w skazać tak nikłe oparcie w obiektyw nym stanie rzeczy, iż trzeba było w ziąć pod uw agę „udział czynnika subiektyw nego w jej powstaniu”, którym stać się m iała przynoszona przezeń narcystyczna satysfakcja. O tym , że nie ma n iczego tendencyjnego w twierdzeniu, iż pogląd Freu da na „śm ierć jako cel, do którego zm ierza ży cie człow ieka” w nosi do niej w ła ściw e jej ujęcie, jak ieg o ona do tej pory nie miała, św iad czą niektóre spostrzeżenia, którymi S im m el514 dzieli się w sw oim eseju o ruinach, na pisanym kilka lat przed ukazaniem się Poza zasadą przyjemności Freuda. R uiny przedstawiają tragiczny, a n ie sm utny w idok - dow odzi Sim m el pon iew aż zn iszczen ie „nie jest czym ś, co przychodzi m im ow iednie z ze wnątrz, lecz je st raczej urzeczyw istnieniem nieodłącznej skłonności tkw ią cej w nagłębszych pokładach egzystencji n iszczon ego”, odczuciem , które nie odnosi się - m ów i dalej Sim m el - „do opisu osoby jako ruiny”. Teoria Freuda zatarła tę różnicę i przyniosła ludzkiem u unicestw ieniu „to m etafi zyczn e ukojenie w iążące się z unicestw ieniem m aterialnego w ytw oru jako z k on ieczn ości głębokim a p r io r i ’, które Sim m el znalazł w ruinach. N iełatw o odnieść teorię popędu śm ierci w przedstawionej przez Wollheim a postaci do koncepcji, która podtrzym ywała na duchu Karen H om ey po przedw czesnej śm ierci brata, odebranej zrazu jako „całkow icie bezsen sow n a”, próbując przekonać ją , że „coś w nim pragnęło um rzeć”, lecz póź niej podsunęła jej w ątpliw ość, „iż zbyt w iele się spodziew am y”, poniew aż to „przem yca z powrotem w szech m oc do to” . N iełatw o też odnieść j ą do koncepcji, która sam ego Freuda skłoniła do przyznania, że gdyby autorem je g o artykułu był ktoś inny, kto niedaw no stracił ukochaną córkę, to przy jąłby, iż m iędzy nim i obu istnieje w ięź. Z relacji W ollheim a trudno byłoby p rzew idzieć, o jak ą w ię ź chodzi.
erotycznych historyjek obrazkowych Oh, wicked Wandal, które ukazywały się w latach 1973-1980 w amerykańskim magazynie „Penthouse”. Aisha jako sześcioletnia dziewczyn ka została żoną proroka Mahometa, który skonsumował małżeństwo, gdy miała dziewięć lat. Smoczyca (Dragon Lady) to imię despotycznej, zmysłowej i uwodzicielskiej Azjatki, bohaterki amerykańskiego komiksu Terry and the Pirrates, który w latach 1934-1973 uka zywał się w wielu czasopismach amerykańskich (przyp. tłum.). 514 Georg Simmel (1858-1918), filozof niemiecki, jeden z najbardziej cenionych twórców współczesnej socjologii, deklarował się jako jeden z pierwszych psychologów społecz nych. W książce Philosophische Kultur (1911) zamieścił krótki rozdział na temat estetycz nego doświadczenia ruin (przyp. tłum.). 223
FREUD I PSEUDONAUKA
We w prow adzeniu do swojej książki W ollheim przypomina, że Freud niejeden raz w yrażał się o w ięk szo ści ludzi jako n iew iele wartych. Zam iast jednak dostrzec u niego ten zdem oralizow any i pobłażliw y dla sam ego sie bie sentym ent do dew iacji całk ow icie sprzeczny z charakteryzującą Freuda cech ą w ielk ości moralnej, której się poddajem y (i która na zasadzie efektu aureoli sprowadza w ielu z nas na poziom łatw ow ierności m anifestowanej przez W ollheim a w je g o książce), W ollheim m ów i to w aurze podzielania pedanterii Freuda. Cecha, którą mam na m yśli, to w oln ość od mentorstwa, które sprawia, że czujem y, iż je śli ktoś m usi znać nasze bezw stydne sekre ty i je relacjonow ać, to w olelibyśm y, żeby to był Freud. A le W ollheim um ieszcza w ielk o ść Freuda gdzie indziej. Po to, żeby pokazać, jak obcy był Freudowi „taki m dły i bezm yślny optym izm , którym tak szczerze i bohatersko gardził”, W ollheim kończy książkę tym oto cyta tem z Kultury jako źródła cierpień jako sw oim przesłaniem: Opuszcza mnie zatem odwaga, gdy mam występować przed bliźnimi w roli proroka, i chylę głowę przed dobiegającym mnie od nich zarzutem, że nie jestem w stanie dać im pociechy, której w gruncie rzeczy wszyscy potrzebują - najbardziej zażarci rewolucjoniści domagają się jej równie namiętnie, jak najbardziej fanatyczni pobożnisie515. Bardziej w nik liw y był N ietzsche: Tym, którzy potrzebują nadziei, nic nie służy tak dobrze, jak stwierdzenie, iż nie ma dla nich nadziei. Czują się oni wtedy ludźmi szczególnie wyróżnionymi i znowu podnoszą głowy516517*. Ten proch, którym jesteśm y, w gniew nej dumie dźw iga sw e nędze daw no, i lepiej, żeby one nigdy nie m in ęły517,518.
515 Kultura jako źródło cierpień, dz. cyt., s. 227 (przyp. tłum.). 516 F. Nietzsche, Jutrzenka. Myśli o przesądach moralnych (przetłumaczył Leon Marian Ka linowski). Wydawnictwo Zielona Sowa, Kraków 2006/1881, aforyzm 380, s. 191 (przyp. tłum.). 517 Cioffi parafrazuje fragment wiersza z cyklu From Last Poems (1922) Alfreda Edwarda Housmana (1859-1936), poety angielskiego i filologa klasycznego, którego twórczość poe tycka była przesycona obsesją tragicznej świadomości śmierci. Por. Przemysław Mrocz kowski, Historia literatury angielskiej, Ossolineum, Wrocław 1981, s. 553 (przyp. tłum.). 5,8 Jest to recenzja książki Richarda Wollheima Freud (London: Fontana Modem Masters, 1971), opublikowana pierwotnie w Inquiry, Vol. 15, No. 1-2 (Summer 1972); ukazuje się za pozwoleniem.
Rozdział 5
M it wrogiego przyjęcia Freuda
K iedy Freud tak naprawdę w yp łyn ął na szerokie w ody? Jaka była sytuacja, na którą rzutował? Z jakim spotkał się przyjęciem i jak to trzeba w yjaśnić? O góln ie przyjęta odpow iedź m ów i, że z pow odu swojej bolesnej prawdy poglądy Freuda tylko stopniow o staw ały się znane, a potem w nieom al bezprzykładny sposób w yłą czn ie obrzucane obelgam i. W swojej biografii Freuda Ernest Jones519 powiada, że „w pierw szych la tach [dw udziestego] w ieku Freuda i je g o pism a albo po cichu ignorowano, albo też napom ykano o nich paroma lekcew ażącym i zdaniami, tak jakby były nic niewarte”520. Podobnie Abraham Brill przedstawia Freuda „otoczo n ego sceptycznym i wrogim św iatem ( . . . ) je g o teorie nerwic ( ...) odrzuca ne i w yszydzane przez w spółczesnych mu neurologów i psychiatrów”521. Te w zm ianki bardziej w prow adzają w błąd, niż m oże uspraw iedliw ić potrzeba przedstawienia złożonej sytuacji w mającej ułatw ić zapam iętanie form ułce. N ie tylko dlatego, że - jak udokum entowali to Bry i Rifkin, a za tw ierdził Henri Ellenberger w swojej monumentalnej m onografii Discovery
o f the Unconscious - „w czasie, kiedy Freud m iał być rzekom o ignorow a
5WAlfred Ernest Jones (1879-1958), neurolog walijski, pierwszy anglojęzyczny psycho anal ityk-praktyk, oficjalny biograf Freuda (przyp. tłum.). ,J0 Jones, Sigmund Freud: Life and Work, dz. cyt., Vol. II, s. 123. 521 A. Brill, Lectures on Psychoanalytic Psychiatry (London, 1948), s. 7. 225
FREUD i PSEUDONAUKA
ny”, spotykał się z „bardzo licznym i oznakam i uznania i nadzw yczajne g o szacunku”, lecz z innego zg o ła pow odu522. W cytow anym fragm encie Jones m ów i ogóln ik ow o o „Freudzie i je g o pism ach”, a Brill podobnie o góln ik ow o o „teoriach nerw ic, które (Freud) stw orzył w tym okresie”. W szystkim się w ydaje, że w iedzą, do których pism i których teorii odno sz ą się te w zm ianki, lecz jak w ięk szo ść o p isów przyjęcia Freuda po mniej w ięcej d ziesięciu latach od w ydania Studiów nad histerią, w prow adzają one w błąd, poniew aż nie odnotow ują p ew nego dość n iezw yk łego faktu, którego znaczenia nie m ożna zrozum ieć, je śli się nie m a n ieco przygoto w ania. G dzieś m iędzy rokiem 1893 i 1895 Freud doszedł do przekonania, że koniecznym warunkiem zachorow ania na psychonerw icę jest doznanie uw iedzenia seksualnego w dzieciństw ie. Swój w niosek o g ło sił w trzech artykułach opublikow anych w roku 1896, z których jeden był w yg ło szo n y jak o w ykład dla je g o w iedeńskich kolegów . A utw ierdziło go w tym przekonaniu jed n o z je g o w łasnych marzeń sennych, które objaśnił jak o potw ierdzenie nieśw iadom ego pragnienia w sp ółżycia seksualnego z w łasn ą d ziew ięcioletn ią córką. Jednak jakiś czas potem przypom nienie podniecenia, jak iego doznał w d zieciństw ie na w idok nagiej matki, nasunęło m u na m yśl drugą m ożliw ość w ystępow ania treści uw iedzeniow ych w produkcjach je g o pacjentów. U znał bow iem , że to były zniekształcone w spom nienia doznaw anych przez dzieci erotycz nych im pulsów skierow anych na rodzica przeciwnej płci. W każdym ra zie bez w zględu na pow ód Freud w e w rześniu 1897 roku zm ienił zdanie i uznał sw oją u w ied zen iow ą teorię psychonerw icy za błędną. Tym niezw ykłym faktem , o którym m ów iłem w yżej, było to, że pu blicznie od w ołał j ą dopiero osiem lat później. Z w iązek tego faktu z kw e stią przyjęcia, jakie Freudowi zgotow ano, polega na tym , że dzisiaj trudno orzec, w jakiej m ierze przyczyną nieufności i drwin, z którymi spotkał się on w tamtych latach, były tw ierdzenia prywatnie przez n iego sam ego ju ż zarzucone i które nie stanow ią c zęści tego, co m iało stać się znane jako psychoanaliza. Jeszcze w 1909 roku Em il Kraepelin523*52w ósm ym wydaniu 522 Use Bry i Alfred H. Rifkin, „Freud and the History o f Ideas: Primary Sources, 1886— 1900”. W: Science and Psychoanalysis, Vol. 5 (New York, 1962), s. 28; Henri Ellenberger, The Discovery of the Unconscious (New York, 1970), zwłaszcza s. 450, 454—455. 525 Emil Kraepelin (1856-1926), psychiatra niemiecki. W roku 1883 wydał podręcznik psy chiatrii zatytułowany Compendium der Psychiatrie, którego czterotomowe ósme wydanie ukazało się w latach 1909-1915 (przyp. tłum.). 226
MIT WROGIEGO PRZYJĘCIA FREUDA
sw ojego podręcznika nadal uw ażał, że Freud pozostaw ał w iem y swojej uw iedzeniow ej teorii histerii524. W idzim y w ięc, jak m yląca je s t opinia o tym , że zw yk łą reakcją na po glądy, które dzisiaj kojarzym y z Freudem, było m ilczenie albo szyderstw o. Znacznie trudniej rozstrzygnąć, czy rozgłos, który on zdobył, był do tego stopnia spóźniony, że aż w ym aga w yjaśnienia. M am y w ięc trojakiego ro dzaju problem. Od kiedy zacząć liczyć? W którym m om encie skończyć? C o znaczy „długo”? W roku 1932 Franz A lexander tak pisał o teoriach Freuda: „W szystkie te koncepcje nie tylko są dzisiaj p ow szech n ie przyjm owane, ale zdążyły się ju ż em ocjonalnie zasym ilow ać, i podobnie jak teoria ew olucji, czy ko sm ologiczn a doktryna układu planetarnego, stanow ią obecnie integralną część w sp ółczesn ego m yślenia (...)”525. K iedy się to stało? W swojej pożytecznej książce o prekursorach Freuda Lancelot Law W hyte p isze o „latach po I w ojnie św iatow ej, kiedy psychoanaliza była n ow ością ”, potwierdzając tym sam ym rozpow szechnione błędne przeko nanie. To prawda, że bohaterka p ow ieści Scotta Fitzgeralda Po tej stronie raju (1 9 2 0 ), która m ów i o sobie: „Znam się na Freudzie i całej reszcie”524552*, je st kobietą w podeszłym w ieku, i że je sz c z e w roku 1918 H.L. M encken527 m ógł napisać: „depcząc po piętach ( . . . ) m etodzie M ontessori, vers libre528
524 Z tego faktu, jak się zdaje, badacze ruchu psychoanalitycznego nie zdają sobie należycie sprawy. Wszyscy oni, jak Marjorie Brierly, Marthe Robert, Erik Erikson, J.A.C. Brown i J.C. Burnham, zdają się mylić, przynajmniej sporadycznie, datę publicznego porzucenia przez Freuda uwiedzeniowej teorii histerii z datą jej prywatnego odwołania. Inni chyba nawet nie pamiętają że on ją kiedykolwiek wyznawał. Na przykład David Stafford Clark w książce What Freud Really Said [Co Freud naprawdę powiedział?] (London, 1967) jako dowód bezmyślnego niedowierzania i wrogiego nastawienia, z którymi spotkały się poglądy Freudą przytacza krytykę, jaką on wywołał z okazji wykładu wygłoszonego w roku 1896 na posiedzeniu Towarzystwa Neurologów i Psychiatrów, któremu przewodniczył Kraffit-Ebing. Na tym spotkaniu Freud w yłożył uwiedzeniową teorię histerii, o której sam później powiedział, że zawaliła się „pod ciężarem swego własnego nieprawdopodobieństwa”. 525 F. Alexander, „Psychoanalysis and Medicine”, Mental Hygiene, Vol. XVI (January 1932), s. 63-84. 526 Francis Scott Fitzgerald (1896-1956), pisarz amerykański. Po tej stronie raju (prze tłumaczyli Małgorzata Golewska i Leszek Stafiej). Wydawnictwo A lfą Warszawa 1992, s. 265 (przyp. tłum.). 327 Henry Louis Mencken (1880-1956), pisarz amerykański, badacz angielszczyzny ame rykańskiej (przyp. tłum.). 528 Wiersz wolny albo nieregularny, wiersz nieoparty na jakimkolwiek ustalonym schema cie wersyfikacyjnym (przyp. tłum.). 227
FREUD I PSEUDONAUKA
i m uzyce Straw ińskiego, psychoanaliza intryguje i napastuje prowadzące osiadły tryb życia wieloródki, które w klubach dla pań szukają schronienia przed koszm arnym i uciecham i życia d om ow ego”529. L ecz Alfred Kuttner, który pom agał B rillow i w przekładzie Die Traum
deutung i dobrze przysłużył się upublicznieniu psychoanalizy w kręgach am erykańskich intelektualistów, zauw ażył w roku 1922 w rozdziale w pra cy zbiorowej Civilization in the United States , że „napotkawszy począt kow o opór, nazw isko Freuda szybko rozpow szechniło się w A m eryce na w ielk ą skalę” . W napisanym do tej samej książki rozdziale E lsie C lew s Parsons530, reformatorka praw kobiet, nazyw a w iek dw udziesty „czasem pofreudow skim ”531. R ok później D .H . Lawrence532 pow ie o kom pleksie Edypa jako o „słow ie p ow szech n ie znanym ( .. . ) oklepanym tem acie poga w ędek przy stoliku do podw ieczorku” . A luzja, którą Clifford A llen w Modern Discoveries in M edical Psy chology (W sp ółczesn e odkrycia w p sychologii lekarskiej, London, 1937) robi do okresu ok oło roku 1914, kiedy to „damy z w y ższych sfer zainte resow ały się psychoanalizą i zaczęły rozm awiać o sw oich kom pleksach”, sprow okow ała Ernesta Jonesa do zaprotestowania: Wiele razy spotykaliśmy się z ogólnikowymi aluzjami do owej rzekomej mo dy na psychoanalizę w środowisku dam z wyższych sfer, ale nigdy nie sły szeliśmy, żeby umiejscowiano ją z taką precyzją w czasie. Niestety, autor nie umiejscawia jej w przestrzeni tak samo dokładnie, jak w czasie. W roku 1914, w którym zaczęła się wojna, społeczeństwo wiedeńskie miało zupełnie co in nego na głowie, Londyn zaś w tym czasie wcale o tym nie słyszał533. Za to do N o w eg o Jorku ta, w praw dzie bez wątpienia przesadna uwaga dr. A llena, w jakiejś m ierze się odnosi. W roku 1916 prowadziło tam prak tykę ok oło pięciuset sam ozw ańczych psychoanalityków. To tam w łaśnie
529 H.L. Mencken, „Rattling the Subconscious”, The Smart Set (September 1918), s. 138. 530 Elsie Clews Parsons (1875-1941), socjolog i antropolog amerykańska, jedna z pierw szych czołowych działaczek feministycznych, zwolenniczka „małżeństw na próbę” (przyp. tłum.). 531 Harold E. Steams, red., Civilization in the United States (New York, 1922), s. 311. 532 W psychologiczno-obyczajowej powieści Synowie i kochankowie (1913; pierwsze pol skie wydanie w 1960 roku), uznawanej za arcydzieło literatury światowej, analizuje ludzkie konflikty w świetle kompleksu Edypa. W roku 1921 opublikował Psychoanalysis and the Unconscious (przyp. tłum.). 533 International Journal of Psychoanalysis, Vol. XVIII (1937), s. 483-484. 228
MIT WROGIEGO PRZYJĘCIA FREUDA
M abel D od ge Luhan534 prow adziła salon, w którym psychoanaliza była ulubionym tematem dyskusji i do którego analityk Abraham Brill, am ery kański tłum acz prac Freuda, b ył zapraszany z odczytam i. Pani Luhan, która była analizow ana zarówno przez Brilla, jak i Smith E ly Jelliffe, chociaż nie tylko dam a z w yższych sfer, zabrała się za opow ia danie o sw oich kom pleksach: Uwielbiałam moje wizyty ( ...) wciągało granie z sobą samą, odczytywanie motywacji innych i usiłowanie zrozumienia symboli, za pośrednictwem któ rych dusza wyrażała samą siebie ( ...) Pragnęłam pociągnąć innych do nowego świata, w którym odnalazłam siebie: świata, w którym rzeczy pasowały do definicji i terminów, o których przedtem nawet się nie śniło. Wszystkie proble my stawały się mniej skomplikowane po ich nazwaniu. Był kompleks Elektry i kompleks Edypa, było też libido z jego wieloraką aktywnością ( ...) 535. W śród tych, którzy twierdzą, że Freud zdobył sław ę zbyt późno, są Shakow i Rapaport. Jednak nie biorą oni pod uw agę tego, że sw oje prace Freud pisał w obcym język u , i dlatego - chociaż spora liczba lekarzy i psy ch o lo g ó w znała je - m usiały zostać przetłum aczone, zanim stały się do stępne ludziom kulturalnym536. „Trzy rozprawy z teorii seksualnej” zostały przetłum aczone w roku 1910, podobnie jak wykłady, które Freud w y g ło sił w Clark U niversity537. Objaśnianie marzeń sennych, pow szechnie uważane za najw iększe dzieło Freuda, doczekało się przekładu na angielski dopiero w 1913 roku, a do roku 1909, w którym Brill opublikow ał w ybór je g o ar tykułów o psychonerw icach, nie b yło żadnych przekładów Freuda. M im o że z pow odu braku uzgodnionych kryteriów czytelnik m usi sam sob ie od p ow ied zieć na pytanie, jak długo jest długo, p ow yższe fakty bar dzo przyczyniają się do złagod zen ia w rażenia, że Freud zyskał sław ę zbyt późno, do którego m ożna dojść, kiedy się pom yśli o datujących się od
534 Mabel Dodge Luhan (1879-1962), powieściopisarka amerykańska, wielkoświatowa da ma (przyp. tłum.). 555 Mabel Dodge Luhan, Movers and Shakers (New York, 1936), s. 439-440. 536 D. Shakow i D. Rapaport, The Injluence o f Freud on American Psychology (Cleveland, Ohio, 1964). 537 Było to pięć wykładów o psychoanalizie, które Freud wygłosił po niemiecku z okazji nadania mu w dniu 10 września 1909 roku tytułu doktora honoris causa Uniwersytetu Clar ka w Worcester w stanie Massachusetts oraz dziesiątej rocznicy założenia tego Uniwersyte tu. W polskim przekładzie Ludwika Jekelsa (1867-1954) wykłady ukazały się pod tytułem O psychoanalizie w roku 1911, dz. cyt. (przyp. tłum.). 229
FREUD I PSEUDONAUKA
przełom u dziew iętnastego i dw udziestego w ieku zabiegach Freuda o zain teresow anie ze strony świata angielskojęzycznego. B y ć m oże najbardziej przydatną obserwacją, jak ą m ożna poczynić w zw iązku z klimatem kulturalnym, w którym ukazały się w czesn e prace Freuda, je st wrażenie ciągłości je g o stylu wyjaśniania oraz intuicji z kul turą literacką i m ądrością lu d o w ą które Doktor Johnson w iązał z „uwa gam i o życiu, czyli aksjomatami m oralności w ypływ ającym i w rozm ow ie i przekazywanym i światu w pow szech n ie znanych zdaniach”, a nie z zaw i łym i naukow ym i czy filozoficznym i spekulacjami. Autor recenzji Studiów nad histerią dla Neue Freie Presse pisał o teorii histerii Breuera-Freuda, że „to tylko ta sama psychologia, którą posługują się p oeci”, i - dodajmy - w szy scy pozostali. Poniższa strofa jednej z pie śni z poem atu Królewna Tennysona była często cytow ana zarówno przed, jak i po Freudzie jako przykład tego, co w Studiach nad histerią zostało nazw ane „uw ięźniętym afektem ” : Do domu wnoszą jej żołnierza ciało. Ani krzyknęła, ni zemdlała ona; Widząc to, grono panien zawołało: „Musi zapłakać, bo inaczej skona”538; 539. R ów nie dobrze m ożna by przytoczyć przestrogę, której M alcolm udzie la M acduffow i („U bierz żal w słow a; ból, który nie m ów i / S zepcze do ser ca i każe mu pęknąć”)53859540, jak też ten fragment p ow ieści Perswazje , w któ rym kapitan Wentworth, spotkaw szy A nnę E lliot po wypadku, któremu w Lyme R egis uległa Louisa M usgrove, tak to komentuje: „Obawiam się,
538 Ten poemat był na tyle dobrze znany, że inna jego linijka obrazująca odreagowanie: „Polały się jego łzy jak wiosenny deszcz”, posłużyła - po zmianie rodzaju żeńskiego na męski - za tytuł przedostatniego rozdziału książki O czym szumią wierzby. 539 Alfred, lord Tennyson (1809-1892), najwybitniejszy angielski poeta swoich czasów. Cytowaną strofę pisanej w latach 1847-1850 opowieści poetyckiej The Princess (Królew na) przetłumaczył Mateusz Stachowski. Autorem wydanej w roku 1908 książki The Wind in the Willow (w polskim przekładzie Marii Godlewskiej O czym szumią wierzby, Wydaw nictwo Siedmioróg, Wrocław 2003), należącej do klasyki literatury dziecięcej, jest Ken neth Grahame (1859-1932), powieściopisarz angielski. U Tennysona J e j” w „Polały się jej łzy jak wiosenny deszcz” odnosi się do tytułowej Królewny, natomiast w tytule rozdziału książki Grahame’a J e g o ” odnosi się do jednej z postaci powieściowej imieniem Ropuch (przyp. tłum.). 540 William Shakespeare, Tragedia Macbetha, akt 4, scena 3 (przetłumaczył Maciej Słom czyński), Wydawnictwo Zielona Sowa, Kraków 2004, s. 91 (przyp. tłum.). 230
MIT WROGIEGO PRZYJĘCIA FREUDA
że m usiałaś odchorow ać ten wstrząs, zw łaszcza że nie uległaś mu w pierw szej ch w ili”541. W typow ych opisach klimatu intelektualnego, w którym ukazała się praca Freuda, za m ało rów nież podkreśla się pow szechność je g o tem atów o charakterze seksualnym , zw łaszcza je śli chodzi o nerwice, ale też naw et w ich ogóln iejszych aspektach. Autor opublikowanej w czasopiśm ie Brain recenzji książki Studia nad histerią po jej ukazaniu się w roku 1895 zauważył: „Trzeba podkreślić zwrot, w każdym razie częściow y, w kierunku starej teorii m ów iącej o za burzeniach w sferze seksualnej jak o źródle histerii”. Jednakże sugestia, jakob y Freud w skrzeszał w ym ierający pogląd, byłaby, jak się zdaje, n ie uzasadniona. W ystarczy zajrzeć do hasła słow n ikow ego na tem at histerii w w ydanym w 1892 roku słow niku p sych ologii m edycznej H ackaT uke’a542, żeb y się d ow ied zieć, że (...) nie sposób nie zauważyć, iż między zachowaniami nienaturalnie wypar tymi przez dziewczęta, zachowania o charakterze seksualnym zajmują waż ne miejsce i co więcej, częste dowody potwierdzające istnienie tłumionych emocji (...) doprowadziły wielu do uważania niezaspokojonego pragnienia seksualnego za jedną z głównych przyczyn histerii (...) wymuszone powstrzy mywanie się od zaspokojenia wszelkich tkwiących w naturze i pierwotnych pragnień musi mieć zgubne skutki543. W roku 1890 lekarz am erykański A .F.A . K ing w yznaw ał pogląd, że funkcją napadów histerycznych je st prow okow anie gwałtu: (...) U pruderyjnych, przestrzegających surowych zasad moralnych kobiet, które własna ich wola uczyniła odpornymi na wszelkiego rodzaju zuchwałość czy awanse osobników płci odmiennej, [dochodzi do] przejściowej abdykacji ogólnego, wolicjonalnego i samozachowawczego ego, podczas gdy ster rzą dów zostaje tymczasowo przekazany uzurpującemu sobie władzę rozrodcze mu ja, tak że władza rozrodcza uchyla postanowienia rządów sprawowanych mocą woli i w ten sposób siłą zmusza organizm kobiety (...) do przyzwalania, zachęcania i odpowiadania na zaczepki osobników płci przeciwnej, czy ona
541 Jane Austen, Perswazje (przetłumaczyła Anna Przedpełska-Trzeciakowska). Oficyna Wydawnicza Rytm, Warszawa 1993, s. 179 (przyp. tłum.). 542 Daniel Hack Tukę (1827-1895), lekarz angielski, specjalizował się w chorobach psy chicznych (przyp. tłum.). 543 H.B. Donkin, „Hysteria”. A Dictionary of Psychological Medicine, Vol. 1 (London, 1892), s. 620. 231
FREUD I PSEUDONAUKA
chce tego czy nie chce, po to żeby sprostać władczym, związanym z rozrodem wymaganiom natury. Po czym dr K ing daje taki oto sielankow y opis ciągu zdarzeń, które m o głyb y się rozegrać w jakiejś niezepsutej przez cyw ilizację społeczności: Przedstawmy sobie w myślach młodą aborygeńską Wenus w trakcie jednego z jej najwcześniejszych paroksyzmów histerii (...) Niech tę naszą Wenus od kryje następnie pewien młody Apollo z boru, człowiek z rozwiniętymi w pełni instynktami zwierzęcymi, ale nieskrępowany żadnymi moralnymi, prawnymi ani religijnymi ograniczeniami (...) Uwagę może jedynie zwrócić na to, że ta kobieta nie jest martwa, nie wygląda na chorą, jest dobrze odżywiona, delikat na w dotyku i ma rumianą cerę. Zagaduje ją, ale ona wydaje się ani słyszeć, ani reagować na jego słowa. Ma zamknięte oczy. Mężczyzna dotyka jej, trąca i zajmuje się nią wedle własnego upodobania, a ona nie stawia oporu. Co ten prymitywny Apollo zrobi dalej? (...) Kiedy już wszystko odbyło się zgodnie ze zwykłą koleją rzeczy, kiedy naturalny cel paroksyzmu histerycznego został osiągnięty, pozostaną jako rezultat kuracji - zamiast jednej usychającej z tę sknoty, nieukontentowanej kobiety - dwie szczęśliwe osoby, a może nawet zalążek trzeciej544. A le takie zwracanie bacznej uw agi na mniej rażące m anifestacje seksu alności w życiu człow iek a nie ograniczało się do kontekstu m edycznego. N a początku epoki wiktoriańskiej pew ien pamiętnikarz zanotow ał sw oje przekonanie o tym , że konsternacja, w jak ą p ew ną m łodą kobietę w praw iła perspektywa zakończenia jej platonicznego zw iązku ze starszym m ężczyzn ą, „m iała podtekst seksualny, tylko że ona o tym nie w iedziała”. (Pikanterii tej obserwacji dodaje to, że o w ą m łodą niew iastą była królow a Wiktoria, m ężczyzn ą - hrabia M elbourne, a autorem pamiętnika - Grev ille )545. A oto przykład refleksji nad zw iązkiem m iędzy seksualnością a upodobaniem do piękna: 544A.F.A. King, „Wys\ sx\2l\ American Journal of Obstetrics, Vol. XXIV (1891), s. 513-532. Jeśli Uber Hysterie (Berlin, 1892) pióra „Kinga” jest przekładem tego artykułu, to Freud musiał go mieć w swoim księgozbiorze. 545 Aleksandryna Wiktoria z rodu Welfów (1819-1901), królowa Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii w latach 1837-1901. W roku 1837 chodziły słuchy, że osiemna stoletnia królowa rozważa wyjście za mąż za starszego od siebie o czterdzieści lat Willia ma Lamba, hrabiego Melboume’a, głównego jej doradcę w pierwszych latach panowania. Od imienia królowej Wiktorii wzięła nazwę epoka wiktoriańska, symbol rygorystycznej obyczajowości. Charles Greville (1794-1865), jeden z najbardziej znanych angielskich pamiętnikarzy politycznych. W latach 1814-1860 pisał pamiętniki znane pod nazwą Greville Papers (przyp. tłum.). 232
MIT WROGIEGO PRZYJĘCIA FREUDA
(...) Niektóre spośród najbardziej rzucających się w oczy właściwości piękna powinny zwać się seksualnymi (...) dlatego że swoją siłę fascynacji w dużej mierze zawdzięczają udziałowi naszego życia seksualnego we wzbudzanych przez nie reakcjach. Seks nie jest wyłącznym przedmiotem namiętności sek sualnej. Kiedy miłości brakuje właściwego jej przedmiotu, kiedy ona jeszcze siebie nie rozumie, albo została poświęcona jakiemuś innemu przedmiotowi zainteresowania, wtedy widzimy zduszony ogień wybuchający w różne strony. Jedna strona to pobożność, druga - miłosierna filantropia, trzecia - darzenie pieszczotami ulubionego zwierzęcia, ale i w nie mniej szczęśliwym położeniu znajduje się miłość przyrody i umiłowanie sztuk pięknych (...)546. Te w szystk ie spostrzeżenia śm iało przytoczylibyśm y jako znam ienny przykład w pływ u, jaki m iał Freud na ułatw ienie w ystąpienia tendencji do dopatrywania się działania seksualności na obszarach uprzednio uw aża nych za leżące poza je g o zasięgiem , gdybyśm y nie w ied zieli, że o tym w łaśn ie Santayana m ów ił na sw oich w ykładach na Harvardzie na początku lat dziew ięćd ziesiątych d ziew iętnastego stulecia. Za Shakow em i Rapaportem w prow adzam podział czynników , które w p łyn ęły na reakcję na Freuda, na w ew nętrzne i zew nętrzne547. W śród ze wnętrznych dw a głów n e czynniki od n oszą się do politycznej i etnicznej przynależności Freuda oraz do osob liw ej solidarności kręgów psychoana litycznych. K ilku autorów (i sam Freud) daje do zrozum ienia, że w okazyw aniu psychoanalizie w rogości m iały zn aczen ie nastroje antysem ickie. Tak m o g ło być w centralnej Europie, ale w literaturze angielskiej n iew iele na to wskazuje. Jedyne przykłady, które znalazłem , to dw ie u szczyp liw e aluzje do Freuda jak o „orientalnego” w am erykańskich recenzjach Objaśniania marzeń sennych oraz dw adzieścia lat później u R oya Cam pbella odrobina śm ieszn ego absurdu od n oszącego się do obrzezania. Z drugiej strony Freud naprawdę znalazł się w atm osferze ogóln ego potępienia N iem iec, które charakteryzowało lata w czasie i bezpośrednio po I w ojnie św iatow ej. Charles M ercier548 spostrzegał Freuda jako jed y nie now y i budzący niesm ak dodatek do „m onstrualnego regimentu nie m ieckich profesorów, którzy tak długo poruszali nas do ż y w eg o ”. W.H.B.
546 George Santayana, The Sense of Beauty (New York, 1961 [1896]), s. 53. 547 Shakow i Rapaport, The lnflunence, dz. cyt 541 Charles Mercier (1852-1919), psycholog kliniczny, lekarz i logik angielski (przyp. tłum.). 233
FREUD I PSEUDONAUKA
Stoddart549, jeden z n ajw cześniejszych brytyjskich obrońców Freuda, który w 1915 roku z obaw ą zwracał się „do czytelników z prośbą o przyjęcie za naukow ą prawdę doktryn, które narodziły się w Austrii i N iem czech ( . . . ) ”, rozbroił ich zapew nieniem , że J e ś li chodzi o ścisłość, to Freud nie ma w sobie niem ieckiej krwi, lecz jest czystym Ż ydem ”550. Christine Ladd-Franklin55152 przyczyny w zbudzania najw iększego sprzeciw u w ob ec psychoanalizy upatrywała w tym , że „um ysł niem iecki jest do pew nego stopnia nierozw inięty w porównaniu z logicznym i moralnym rozsądkiem innych niż niem ieckie cyw ilizow an ych narodów ( . . . ) psychoanaliza jest jak najściślej zw iązana z n iem ieck ą Kultur”551. Autor jed n ego z artykułów zam ieszczon ych w „N ew York Tim es” po staw ę Freuda w ob ec w ojny przeciw staw iał w niekorzystnym św ietle po staw ie Karla Krausa553. Freud został przedstawiony jako ten, który „kruszy kopie o N iem cy ”, a autor poczu ł się niem ile dotknięty przyśw iecającą mu nadzieją, iż „bezstronne dziejopisarstw o przyniesie dow ód na potw ierdze nie tego, że to w łaśnie ta nacja, w język u której piszem y te słow a ( . . . ) w najm niejszym stopniu w ykroczyła przeciw ko prawom cyw ilizacji ludz kiej”554. Te w ytłum aczalne w atm osferze pierw szych lat pow ojennych sen tym enty uchodziły za k senofobiczne bredzenie i dlatego św ietny esej Freu da zatytułow any „Aktualne uw agi o w ojnie i śm ierci” z je g o poruszającym przyw ołaniem „porozum ienia się narodów cyw ilizow an ych ” został opisa ny jako „nieom alże uspraw iedliw ienie pruskiej teorii supremacji państwa nad m oralnością i etyką”555. K iedy w roku 1916 ukazał się je g o angielski przekład, psychiatra E.E. Southard określił go jako „subtelne przeprosiny za w ładze centralne” i „podziw u godny szkic literacki w duchu propagan dy teutońskiej”. 549 Willliam Henry Butter Stoddart (1868-1950), przedstawiciel tzw. nowej psychiatrii (przyp. tłum.). 550 W.H.B. Stoddart, The New Psychiatry (London, 1915), s. iv. 551 Christine Ladd-Franklin (1847-1930), psycholożka amerykańska (przyp. tłum.). 552 Christine Ladd-Franklin, „Freudian Doctrines”, The Nation, CIII (19 October 1916), s. 373. 553 Karl Kraus (1874-1936), znany austriacki satyryk, jeden z najsłynniejszych niemiecko języcznych satyryków XX wieku. Przedmiotem jego satyry były: prasa, kultura niemiecka oraz polityka rządu niemieckiego i austriackiego (przyp. tłum.). 554 Sigmund Freud, „Aktualne uwagi o wojnie i śmierci” (przetłumaczył Robert Reszke). W: S. Freud, Dzieła , t. IV, Wydawnictwo KR, Warszawa 1998/1915, s. 30 (przyp. tłum.). 555 „Morę German than Germans” („Bardziej niemiecki niż Niemcy”), New York Times Magazine (24 August 1919), s. 11. 234
MIT WROGIEGO PRZYJĘCIA FREUDA
O tym , że przytoczone kom entarze nie są zw yk łą racjonalizacją uprzed niej antypatii do psychoanalizy, św iadczy to, iż prawie w tym sam ym cza sie W illiam A lanson W hite556, którego C.P. O bem dorf przedstawia jako jed n eg o z „najbardziej przekonujących amerykańskich propagandystów psychoanalizy”557, pod w p ływ em uprzedzenia do N iem ców stw ierdził, że ,ju ż czas uw olnić am erykańską psychiatrię od dominacji papieża z W ied nia” i dlatego Am erykańskie Tow arzystw o Psychoanalityczne pow inno być rozw iązane. Franz A lexander558 i Sheldon Selesnick podjęli się próby w yjaśnienia przyczyny w yw ołanej przez Freuda opozycji. W prow adziw szy podział na „m yśl psychoanalityczną” i „ruch psychoanalityczny” wykazują, że od sa m eg o początku op ozycję w ob ec psychoanalizy budziły podejrzane posu n ięcia organizacyjne tow arzystw psychoanalitycznych, a nie jakaś m asow a w rogość w ob ec samej psychoanalizy559. Podstawą, na której sform ułow ali sw ój pogląd, była w ym iana korespondencji m iędzy Freudem i w ybitnym szwajcarskim psychiatrą Eugenem B leulerem 560, jednym z pierw szych spoza W iednia zw olen n ik ów Freuda, w której poruszono temat odrzucenia przez B leulera propozycji w stąpienia do now o pow stałego M iędzynarodo w eg o T ow arzystw a P sychoanalitycznego. C ytow ane przez nich fragmenty korespondencji pokazują, że B leuler podejrzewał, iż cele now ego tow a rzystw a m ają charakter m edyczno-polityczny, a nie naukowy, i dlatego nie chciał do n iego należeć (a nie dlatego, jak tw ierdził Ernest Jones, że B leuler podzielał skłonność sw oich rodaków do izolacji, czeg o dow odzi postaw a Szwajcarii w ob ec takich m iędzynarodow ych organizacji, jak Or ganizacja N arodów Z jednoczonych i L iga N arodów ). Jednym z wydarzeń, które zaniepokoiło Bleulera, było niedopuszcze nie psychiatry nazw iskiem Isserlin561 do uczestnictw a w konferencji psy 556 William Alanson White (1870-1937), amerykański neurolog i psychiatra. W roku 1928 przewodniczący Amerykańskiego Towarzystwa Psychoanalitycznego (przyp. tłum.). 557 Obemdorf, A History of Psychoanalysis in America, dz. cyt., s. 135-136. 558 Franz Alexander (1891-1964), urodzony na Węgrzech psychoanalityk amerykański, je den z twórców medycyny psychosomatycznej (przyp. tłum.). 558 F. Alexander i S. Selesnick, Archives o f General Psychiatry, Vol. XII (January 1965), s. 1-9. 560 Eugene Bleuler (1857-1939), psychiatra szwajcarski, autor terminu „schizofrenia” (przyp. tłum.). 561 Max Isserlin (1879-1941), współpracownik Emila Kraepelina (1856-1926). Freud i Jung odmówili mu osobiście prawa udziału w odbywającym się w marcu 1910 roku w Norym berdze międzynarodowym kongresie towarzystw naukowych (przyp. tłum.). 235
FREUD I PSEUDONAUKA
choanalitycznej z pow odu je g o krytycznego stosunku do psychoanalizy. Z początku Freud zbagatelizow ał sprawę i sprzeciw ił się żądaniu zerwania przez B leulera z tym i niem ieckim i psychiatrami, którzy o psychoanalizie w ypow iadali się n ieży czliw ie i z ironią. A le w późniejszym liście Freud na dow ód braku uprzedzeń przytacza okazyw aną przez siebie tolerancję w ob ec Adlera, który „do tego stopnia nie zgadza się z m oim i osobistym i przekonaniam i, że co tydzień w y w o łu je w e m nie gniew. Jednak nie dom a gam się pomijania, ni też bojkotow ania go, ani nawet je g o g ło w y ” . (Ostat nia część zdania swój nastrój przyw ołujący na m yśl przeuroczą C zerw oną K rólow ą562 zaw dzięcza interpretacji tłum aczy na języ k angielski. M ożna bow iem śm iało przyjąć, że Freud m iał na m yśli p ow ściągliw ość w niepozbaw ianiu Adlera funkcji g ło w y W iedeńskiego Towarzystwa Psychoanali tyczn ego, a nie w niepozbaw ianiu g o gło w y ). B leuler nie dał się nam ów ić i trwał przy sw oim przekonaniu, że „wpro w adzenie polityki przy drzwiach zam kniętych odstraszyło bardzo w ielu przyjaciół, a w ielu z nich u czyn iło em ocjonalnym i oponentam i” . A lexan der i Selesnick stwierdzają, że afera z Isserlinem była sw eg o rodzaju pa pierkiem lakm usow ym dla sekciarskiego charakteru tow arzystw psycho analitycznych i dochodzą do w niosku, że „dysponując tak trafnymi pod staw ow ym i pojęciam i i m etodam i badań, psychoanaliza w cale nie m usiała uciekać się do wątpliwej p om ocy surow ych działań organizacyjnych563. Te ostatnie znalazły się w każdym razie w centrum uwagi niektórych uzasad nionych krytyk skierow anych przeciw ko psychoanalizie”. Z godnie z ogóln ie przyjętym poglądem , odpow iedzią na pytanie o to, dlaczego „doktryny i m etody Freuda okazały się nic niewarte”, je st „bez n iedom ów ień i zaw ężone znaczenie, jakie Freud nadawał seksualności ( . . . ) W m aw ianie kom uś, że przyczyną każdej nerw icy jest konflikt seksualny, 562 Czerwona Królowa - postać literacka z powieści Lewisa Carrolla (1832-1898) O tym, co Alicja odbyła po drugiej stronie lustra. Królowa mówi do Alicji: „Bo tu ( ...) trzeba biec tak szybko, jak się potrafi, żeby zostać w tym samym miejscu” (przetłumaczył Maciej Słomczyński). Czytelnik, Warszawa 1972, s. 35 (przyp. tłum.). 563 Te „surowe działania organizacyjne” znajdują potwierdzenie w jeszcze jednym wypad ku. Max Graf, jeden z pierwszych uczestników freudowskiego Środowego Towarzystwa Psychologicznego (i ojciec Małego Hansa), pisze: „Freud (...) uparcie twierdził ( ...) że skoro ktoś podąża za Adlerem i odrzuca seksualną podstawę życia psychicznego, to nie jest już freudystą. Jednym słowem, Freud jako głowa kościoła skazał Adlera na banicję; wyrzu cił go z oficjalnego kościoła. W ciągu kilku lat przeżyłem pełny rozwój historii kościoła: od pierwszych kazań do grupki apostołów, do sporów między Ariuszem i Atanazym”. „Remi niscences o f Professor Sigmund Freud”, Psychoanalytic Quarterly, Vol. XI (1940), s. 473. 236
MIT WROGIEGO PRZYJĘCIA FREUDA
a strach przed staniem się ofiarą kazirodztw a leży u podłoża w szystk iego, było odrażające i tym sam ym Freud w zbudzał odrazę ( . . . ) ”564. Ernest Jones, nawiązując do tem atu, m ó w ił o „odium sexicum ”565. Ist nieje niem ało odnotow anych reakcji na Freuda, które pokazują, że Jones trafnie to ujął. Charles M ercier, pisząc w roku 1915 w British Medical Journal, w yraził się o psychoanalizie jak o o „zapamiętałym wpajaniu obscen iczn o ści” . Autor recenzji „Trzech rozpraw z teorii seksualności” dla New York Medical Journal określił j ą jak o „zniedołężniałą pornografię”. S. Weir M itchell, w ynalazca słyn n ego „leczenia odpoczynkiem ” (nie m y lić z T.W. M itchellem , w y d aw cą British Journal o f Medical Psychology i jednym z popleczników Freuda), w rzucił książkę Freuda do ognia (nie pow iedział, o jak ą książkę chod ziło), dlatego że była „plugawa”. B oris Sidis, słynny psychopatolog now oangielski, zaatakował zaciekle Freuda z następującego powodu: Psychoanaliza jest świadomym, częściej podświadomym lub nieświadomym deprawowaniem pacjenta. Nic nie jest tak diabolicznie obliczone na przywo dzenie na myśl perwersji seksualnych, jak psychoanaliza. Psychoanaliza (...) jest zagrożeniem dla społeczeństwa (...) Lepsza od psychoanalizy jest już Christian Science566. N ie ma w ątpliw ości, że kierow ane pod adresem twierdzeń Freuda za rzuty o charakterze m etodologicznym były niekiedy n iew iele w ięcej niż ra cjonalizacją szoku i obrzydzenia, jakie one w yw oływ ały. Ilustruje to relacja A dolfa W ohlgemutha z podjętej przez niego próby sprawdzenia na sobie trafności twierdzenia Freuda o uniw ersalności m ęskiego biseksualizm u: Wypatrywałem i korzystałem ze sposobności, żeby bez skrępowania i nie rzu cając się w oczy przypatrywać się (...) mężczyznom wszelkiej kategorii i róż nej kondycji (...) wojskowa postać pełnego wigoru żołnierza lub inteligentne oblicze myśliciela z głową na karku, osoba wysportowana albo delikatny i ma rzycielski artysta - wszyscy mężczyźni, którzy przypuszczalnie sprawiliby mi przyjemność i których powierzchowność zdecydowanie mnie pociągała. Przypatrywałem się im i rozmyślałem nad ich osobistymi zaletami, mając cały czas na uwadze cel eksperymentu. Wyobraziłem sobie grę wstępną podczas zbliżenia seksualnego. Uważam jednak za zbędne dalsze wgłębianie się w tym 564 Lancelot Law Whyte, The Unconscious Before Freud (New York, 1960), s. 167-168. 565 Odium sexicum (łac.), wstręt do wszystkiego, co ma związek z seksem (przyp. tłum.). M Boris Sidis, Symptomatology, Psychognosis, and Diagnosis o f Psychopatie Disease (Bo ston, 1914), s. vii. 237
FREUD I PSEUDONAUKA
miejscu w ten proces i dlatego przejdę od razu do wyniku tych eksperymen tów. W moich doświadczeniach nie udało mi się natrafić na najmniejszy nawet ślad jakiejkolwiek skłonności homoseksualnej567. Warto odtw orzyć tok rozum ow ania, na podstaw ie którego W ohlgemuth zd ecyd ow ał się przejść tę ciężk ą próbę, choćby tylko po to, żeby pokazać, że na dostarczanie argumentów zakrawających na kpiny, freudyści w cale nie mieli m onopolu. Jak dobrze wiadomo, kiedy normalny mężczyzna patrzy na kobietę i oddaje się fantazjom seksualnym, to budzi się u niego popęd kontrektacji (czyli do tykania), jak go nazwał Moll568. Z tego wywnioskowałem, że do podobnego przeżycia musi dojść u osoby przejawiającej skłonności homoseksualne do drugiego mężczyzny. Gdybym wobec tego w trakcie przypatrywania się męż czyźnie miał się oddać takim fantazjom, które wzbudziłyby pęd do kontrekta cji, jakiego doświadczam w stosunku do kobiety, to ja, jako wykwalifikowany obserwator, powinienem wykryć u siebie każdy zaczątek aktu woli i przeżycia afektywnego, jeśli takie występują. Tak skrupulatny eksperymentator, jakim się okazał W ohlgem uth, nie m ógł zaniedbać sposobności sprawdzenia, czy przypadkiem to, że nie zna lazł u siebie „żadnych zaczątków aktu w oli i przeżycia afektyw nego”, nie służy za dow ód ogólnej niem ocy, a nie braku w yraźnie hom oseksualnych inklinacji. Przypominając w m ało szarmancki sposób, że „sporo kobiet w zbudza ( . . . ) przykre em ocje ( . . . ) ”, dochodzi do w niosku, iż gdyby te kobiety poddać takim samym eksperymentom, jakim zostali poddani opisani poprzednio mężczyźni, i gdyby pomimo początkowego odpychającego wrażenia stwierdziło się wystąpienie aktów woli o charakterze seksualnym, li bido w stadium początkowym, to byłby to dowód na trafność mojego zeznania introspekcyjnego (...) Wybrałem zatem do tych eksperymentów odpowiednie osoby (...) stare, zniedołężniałe kobiety i takie, które zostały dotknięte jakąś budzącą wstręt dolegliwością kobiety o różnym stopniu schludności, albo ra czej jej przeciwieństwa. W każdym z tych przypadków niezmiennie wykrywa łem wyraźną obecność aktów woli o charakterze seksualnym oraz niepozostawiającego żadnych wątpliwości libido (...) Dlatego bez chwili wahania mogę 567 A. Wohlgemuth, A Critical Examination of Psychoanalysis (London, 1923), s. 57-59. 568 Albert Moll (1897-1933), lekarz niemiecki. Wprowadził podział popędu seksualnego na pęd do kontrektacji, czyli dotykania skóry drugiej osoby („obłapy wania”) oraz pęd do detumescencji (pęd narządów płciowych do skokowego rozładowania napięcia seksualnego). Freud [patrz na przykład „Analiza fobii pięciolatka (Mały Hans)”, dz. cyt., s. 72] uważał nomenklaturę Molla za sztuczną (przyp. tłum.). 238
MIT WROGIEGO PRZYJĘCIA FREUDA
zaręczyć, że twierdzenie Freuda o tym, iż u każdego mężczyzny w różnych okresach jego życia pojawiają się skłonności homoseksualne, jest pozbawione podstaw. C hociaż autoeksperym ent je st jednym z najsym patyczniejszych w yda rzeń w rejestrze m ęczenników nauki, to poza tym jest on bezw artościow y. Przyznał to sam W ohlgem uth w sw ojej odpow iedzi na krytyczną recenzję J.C. Flugela: „M oja argumentacja nie dotyka sedna tego problem u”. N ieprzyjem ne dyskusje, do których Freud od czasu do czasu prow oko w ał, nakłaniały freudystów do przyjęcia w ygodnego w niosku, że w szystkie zarzuty natury m etodologicznej, z którymi oni się borykali, w ynikają z nie ch ęci do przyjm owania ich twierdzeń i dlatego m ożna je zignorow ać. Jed nakże w tym samym czasie, kiedy Freud i je g o orędow nicy dla w ytłum a czen ia sprzeciw u, z którym on się spotykał, pow oływ ali się na odrazę, jak ą w zbudzało nadawanie przez n iego szczególn ego znaczenia seksualizm ow i, krytycy psychoanalizy żałośnie zapytyw ali, jak to jest m ożliw e, żeby jed y nie racjonalny argument poradził sobie z tak kuszącym i doktrynami? D la przykładu, Bernard Sachs569 pisał: „O niezw ykłym pow odzeniu pi śm iennictw a psychoanalitycznego w kręgach literackich i w śród profesjo nalistów zadecydow ał seksapil freudow skich doktryn”570. W tym sam ym prawie czasie Robert W oodworth dopatrzył się przyczy ny „p ow szech n ego zainteresow ania p sy c h o a n a liz ą (...) w znacznym stop niu w dużej sw obodzie, z jak ą Freud i je g o uczniow ie traktowali sprawy seksu”571. Italo S vevo, który w trudnych do określenia proporcjach łączy strojenie kpin z roszczeń psychoanalizy ze strojeniem kpin z tych, którzy odnoszą się do niej z lekcew ażeniem , każe bohaterowi swojej pow ieści Zeno Cosini (1 9 2 2 ) snuć takie oto refleksje: (...) została odkryta moja choroba. Nie inna niż ta, którą w swoim czasie roz poznał nieboszczyk Sofokles u nieszczęsnego Edypa: kochałem moją matkę i chciałem zamordować ojca (...) Słuchałem olśniony. Była to choroba, która wynosiła mnie na szczyty szlachectwa. Sławna choroba, której przodków na leżało szukać w epokach mitycznych!572. 569 Bernard Sachs (1858-1944), neurolog i psychiatra amerykański (przyp. tłum.). 570 Bernard Sachs, „Bumke’s Critique o f Psychoanalysis”, Mental Hygiene (July 1932), s. 409. 571 Robert Woodworth, A Quarter Century o f Learning (New York, 1931), s. 140. 572 Italo Svevo, Zeno Cosini (przetłumaczyła Zofia Emstowa), Państwowy Instytut Wydaw niczy, Warszawa 1966, s. 420 (przyp. tłum.). 239
FREUD I PSEUDONAUKA
B yty w szak że chlubniejsze pow ody, dla których niektórzy pozostaw ali pod dodatnim wrażeniem podkreślania przez Freuda instynktowej natury człow ieka. W illiam Morton W heeler573, w ybitny zoolog, w w ygłoszon ym na Harvardzie w roku 1917 referacie zestaw ił pogardliwie p sych ologów akadem ickich, którzy „tylko napom ykają o istnieniu takich niezw ykłych i podstaw ow ych zjaw isk b iologiczn ych , jak głód, seks i strach (...) i których teksty brzm ią tak, jakby b yły pisane przez istoty urodzone i w ychow ane w baszcie, wykastrow ane w e w czesn ym dzieciństw ie i przez pięćdziesiąt lat stale karmione w yciskanym z tuby strumieniem płynnego pożyw ienia 0 stałym chem icznym składzie” z psychoanalitykam i, którzy „m ieli odw a gę dokopać się do podśw iadom ości, tego siedliska w szelk iego egotyzm u, ch ciw ości, pożądliw ości, w o jo w n iczo ści, tchórzliw ości, gnuśności, niena w iśc i i zazdrości, które każdy bez wyjątku nosi w sobie jako spuściznę po św iecie zw ierząt”574. Temu oskarżeniu udzielił poparcia, choć nie w tak barwnym stylu, co najmniej jeden p sych olog akadem icki - L.L. Thurstone575 podczas sym pozjum na tem at w kładu „ffeudyzm u” w psychologię. N a sym pozjum w skazano na „ogrom ne braki w przedm iocie psychologii”, na które uw agę zw rócili psychoanalitycy. Oni stale poszukują związku między podstawowymi żądzami i potrzebami lu dzi a sposobami ich przejawiania się i zaspokajania (...) a jako wyznacznik osobowości i postępowania jest on ważniejszy, niż związek bodziec-reakcja, w który my, pracownicy naukowi, wkładamy najwięcej wysiłku576. Inna grupa zarzutów skupiła się na rzekom o niem oralnych terapeutycz nych i profilaktycznych następstwach freudowskiej teorii nerwic. Twier dzono, że analitycy zalecają stosunek p łciow y jako środek terapeutyczny 1 że, tak czy owak, skutkiem leczen ia ma być osw obodzenie pacjenta od obow iązku przestrzegania kodeksu seksualnego, oraz że analitycy utrzy m ują kontakty seksualne z pacjentami.
573 William Morton Wheeler (1865-1937), entomolog amerykański (przyp. tłum.). 514 W.M. Wheeler, „On Instincts”, Journal o f Abnormal Psychology, Vol. XV, No. 5 -6 (De cember 1920-M arch 1921), s. 316. 515 Louis Leon Thurstone (1887-1955), psychofizyk i psychometra amerykański (przyp. tłum.). 576 L.L. Thurstone, „Influence o f Freudism on Theoretical Psychology”, The Psychological Review, Vol. XXI, No. 3 (May 1924), s. 180. 240
MIT WROGIEGO PRZYJĘCIA FREUDA
W British Medical Journal p ew ien recenzent ostrzegał przed terapią psychoanalityczną, jak o że „zaw iera ona w sobie pew ien elem ent za grożenia dla pacjenta, który ( . . . ) lekarz-psychoanalityk m oże m u zale cić jak o z punktu w idzenia zw y k łeg o kodeksu m oralnego budzącą wstręt poradę”577. Bernard Sachs stw ierdził, że „pacjenci dlatego donosili o pozytyw nych skutkach terapii psychoanalitycznej, że ich nam awiano, a m oże naw et po lecano im, żeb y św iadom ie naruszali obow iązujące normy m oralne”. To brzmi jak sym patyczny w ym ysł, ale w rzeczyw istości to coś w ięcej. B ez w zględ u na to, co analitycy mieli w zw yczaju robić, zdarzali się z całą p ew n o ścią tacy lekarze, którzy rzeczy w iście zalecali pacjentom odbycie aktu p łcio w eg o , a niektórzy z nich tak postępow ali, poniew aż uw ażali, że robią to z upow ażnienia Freuda. Freud zaniepokojony takim obrotem rzeczy w ystąpił z potępieniem go ja k o „dzikiej psychoanalizy” w artykule z 1910 roku578. C zytelnik odnosi jednak w rażenie, że w yolbrzym ił on stopień, w jakim profilaktyczna i tera peutyczna w artość aktu p łcio w eg o m iałaby być w nioskiem narzucającym się z je g o pism . U w ażna lektura artykułu, który był często cytow any jako dow ód tego, że m ylą się ci w szyscy, w ed łu g których Freud - z tego, co oni zrozum ieli - m iał utrzym ywać, iż abstynencja płciow a je st sam a w sobie chorobotw órcza, i który Brill579 przezornie w łą czył do drugiego w ydania Selected Papers in Hysteria, pokazuje, że błąd inkrym inow anego przez Freuda lekarza nie p olegał na tym , iż on źle zrozum iał Freuda, ale na tym , że nietrafnie zdiagnozow ał pacjentkę, p om yliw szy histerię lęk o w ą z ner w ic ą lękow ą. To tak, jakby praw idłow o leczyć n iew łaściw ie rozpoznaną chorobę. Pierre Janet580, przem awiając na M iędzynarodowym K ongresie P sy chiatrii w 1913 roku, w yznał, że po zapoznaniu się z freudowskim ob jaśnien iem nerw ic w yrobił sobie zdanie, iż w izyta w dom u publicznym m iałaby taką sam ą wartość terapeutyczną, jak sesje psychoanalityczne. N a w y p o w ied ź Janeta zareagow ał Ernest Jones, oskarżając g o o św iadom e 577 British Medical Journal (5 July 1913), s. 24. 57ł Patrz: „O «dzikiej» psychoanalizie”, dz. cyt., s. 103-110 (przyp. tłum.). 579 Abraham Arden Brill (1874-1948), urodzony w Austrii, w roku 1889 wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Przetłumaczył wybrane prace Freuda o histerii i innych psycho nerwicach w 1909 roku; drugie wydanie ukazało się w 1912 roku (przyp. tłum.). Pierre Marie Félix Janet (1859-1947), psycholog francuski, pionier badań nad zaburze niami dysocjacyjnymi (przyp. tłum.). 241
FREUD I PSEUDONAUKA
i zło śliw e w ykręcanie się od jasnej odpow iedzi. Bardziej prawdopodobne je st jednak to, że Janet zaw in ił jed y n ie beztroskim w zięciem freudowskiej etiologii nerwic „aktualnych” za etiologię psychonerw ic, w w yniku cze g o na te ostatnie błędnie rozszerzył funkcję chorobotwórczą, przydzieloną przez Freuda abstynencji seksualnej w tych pierw szych. Jednakże trudniej było u ciszy ć źródło oskarżania Freuda i je g o na stęp ców o „dem oralizow anie” pacjentów, niż zw yczajne niezrozum ienie różnicy m iędzy nerwicam i aktualnym i a psychonerw icam i w wypadku w ątpliw ości co do poprawności, a niekiedy nawet co do obiektyw izm u freudowskiej teorii sublimacji. Paul Bjerre581, szw edzki analityk, podniósł ten problem w książce The His tory and Practice ofPsychoanalysis. Skoro u podłoża nerw icy leży za w sz e pożądanie seksualne, to - pyta on - jak m oże działać skutecznie sa m a tylko kuracja psychiczna? „Bardzo łatw o jest podejrzewać analityków o to, że m ogli ( . . . ) zalecać stosunek p łciow y jako lek na nerw icę” . N astęp nie Bjerre powiada, że niektórzy analitycy rzeczyw iście tak postępow ali, jednak ostatecznie „Freud od n osił się do nich z rezerwą”582. N ie należy zatem d ziw ić się, że z pism Freuda trzeba b yło w yciągnąć ogóln y w niosek, iż - jak się w yraził pew ien oburzony krytyk - „absolutna w strzem ięźliw ość jest nienaturalna i nie daje się pogodzić ze zdrow iem psych iczn ym ”583. Jedna z postaci opow iadania A ldousa H uxleya z tego sam ego okresu m ów i do drugiej, że lepiej, żeby odczuw ała ona dreszczyki seksualne, niż je wypierała: „Czytaj Freuda. W ypieranie to paskudny zw yczaj”. The New York Times w artykule w stępnym uznał za konieczne zaprze czy ć temu błędnemu przekonaniu: To prawda, że freudyści nauczają, iż przyczyną wielu chorób psychicznych, jak i niektórych fizycznych, jest „wyparcie”. Jednak lekarstwa na te choroby nie szukają w „róbcie, jak wam się podoba”, lecz w robieniu z tych wypartych energii wzniosłego i właściwego użytku - „sublimacji”, jak mówią. Ten, kto robi coś innego - kto szuka w psychoanalizie swawoli, a nie wolności - nie jest naśladowcą Freuda (...) lecz jest szarlatanem, z pewnością niedouczonym i prawdopodobnie występnym584. 581 Paul Bjerre (1876-1964), lekarz szwedzki, wprowadził psychoanalizę w Szwecji (przyp. tłum.). 582 P. Bjerre, The History and Practice of Psychoanalysi (Boston, 1916), s. 138. 583 G.M. Cullen, „Psychoanalysis Attacked”, The Living Age (1921). 584 New York Times (29 March 1921), s. 14, kol. 5. 242
MIT WROGIEGO PRZYJĘCIA FREUDA
K iedy The New York Times brał freudow ską doktrynę sublim acji za dobrą m onetę, inni podzielali opinię Junga, w edług którego jest ona „de m agogiczn ą strukturą życzen iow ą, w yn alezion ą dla uciszenia zadających niefortunne pytania”. Tę nieufność Junga do sublimacji Tom asz Mann w Czarodziejskiej górze5*5udram atyzował w uwagach w ygłoszon ych przez hofrata Behrensa, dyrektora sanatorium: Przeklęta ta libidol (...) Mamy analizę, mamy dyskusje i co to pomaga. Im bardziej pozwala się tej hałastrze, aby się wypowiedziała, tym staje się lubieżniejsza. Jestem zwolennikiem matematyki (...) Zajmowanie się matematyką powiadam, jest najlepszym lekarstwem na pożądliwość. Prokurator Paravant, któremu to bardzo dawało się we znaki, wziął się do niej, zajmuje się teraz kwadraturą koła i odczuwa znaczną ulgę. Ale większość jest na to za głupia i za leniwa, pożal się Boże585586. Żadne w yjaśnienie źródeł w rogiego nastawienia do psychoanalizy nie będzie pełne, je śli się nie w spom ni o obawach, jakie budziło pojęcie „przeniesienia” . To w łaśnie przeniesienie, cel - jak m aw iał Freud - „przy w iązania pacjenta do osob y lekarza”, sprow okow ało jed n ego z krytyków do zadania retorycznego pytania: „Kto, w iedząc o tym, zgodzi się poddać psychoanalizie sw oją n ieletnią córkę?” . Pew ien recenzent z ukontento w aniem d zielił się z czytelnikam i British Medical Journal życzliw ym ostrzeżeniem : Taka sytuacja naraża na szwank reputację zawodową psychoanalityka, który postąpiłby nierozsądnie bagatelizując wszelkie środki ostrożności, po które zwykle sięgają psychoanalitycy podczas badania klinicznego histeryczek587. Spora część antypsychoanalitycznej literatury tamtych czasów m ia ła skłonność do nieco w styd liw ego robienia aluzji do relacji m iędzy pa cjentem i je g o lekarzem, której sprzyjała praktyka przeniesienia. I tak na przykład Bernard Sachs zauw ażył: „W szystkim nam są znane szkody w yrządzone przez tę całą sprawę z przeniesieniem . A jeśli chodzi o re akcje em ocjonalne pacjenta na psychoanalityka, to lepiej trzymać język 585 T. Mann, Czarodziejska góra, dz. cyt., s. 118 (przyp. tłum.). 586 Mann, z typową dla siebie przenikliwością uchwycił głoszony przez Freuda co najmniej sporadycznie pogląd na tę sprawę. O swoich, podobnych do odczuć hofrata Behrensa od czuciach, pisał Freud w liście do Pfistera ze stycznia 1909 roku. Wyznaje w nim, że ponie waż sublimacja jest „za trudna dla większości pacjentów, nasza kuracja na ogół kończy się odkryciem zaspokojenia” (Jones, Sigmund Freud: Life and Work, dz. cyt., Vol. II, s. 489). 587 British Medical Journal, dz. cyt. 243
FREUD I PSEUDONAUKA
za zębam i”588. (W swojej A History o f Psychoanalysis in America [1953] C.P. Oberndorf pisze, że był to pow szech n y zarzut i przytacza przykład pewnej kobiety, którą analizow ał. O tóż kiedy j ą ostrzegał przed anality kam i, którzy utrzymują kontakty seksualne ze sw oim i pacjentkami, ta ob darzona ciętym język iem kobieta odrzekła: „B iedny doktor Oberndorf, on przyjmuje sześć pacjentek dziennie”). Joseph Jastrow589 napisał: Nie mogę przymknąć oka swojego i czytelnika na niepokojące opowieści o ro bieniu niewłaściwego użytku z relacji analityk - pacjent (...) w której przenie sienie sprzyjało dopuszczeniu się nadużycia (...) pamiętajmy, że nie wszyscy analitycy są tacy święci, resztę zatem pozostawiam wyobraźni czytelnika590. To, co tak chętnie Jastrow p ozostaw ił wyobraźni sw oich czytelników , w yraził bez ogródek G eorge Seld es591 w swojej książce592, do której zresztą Jastrow ich odsyła. Seld es snuje op o w ieści o „przekładaniu się werbalnej p oufałości m iędzy praktykami i pacjentam i, w którą ta m etoda angażuje, na poufałość fizyczną”. W jednej z nich „pewna przystojna matrona am e rykańska” z pow odu romansu ze sw oim w iedeńskim analitykiem odchodzi od m ęża. „M ąż kupił huzarski bat i zam iast blizny po pojedynku zostaw ił na policzku psychoanalityka ni m niej, ni w ięcej, tylko jak ieś pół tuzina pręg, bo mu się bat połam ał. Po czym w rócił do Am eryki, w zią ł rozw ód i załatw ił opiekę nad trójką d zieci”. A je ż e li chodzi o kobietę, to Seldes p isze, że jeden z człon k ów A m erykańskiego Towarzystwa Lekarskiego w W iedniu, który opow iedział mu tę historię, „spotkał j ą nie tak daw no na w yścigach konnych w B aden-Baden - upudrowana, z ubarwionym i grubą w arstw ą różu policzkam i parodia n iezw yk le ponętnego dawniej jej w łasn e go ja, w idyw ana w tow arzystw ie pow szechnie znanego południow oam e rykańskiego rozpustnika” . M im o że dzisiaj dla niektórych ta historia m oże być niezam ierzonym św iadectw em regenerującej m ocy terapii psychoana litycznej, to m ożem y być pew ni, że am erykańscy czytelnicy Seldesa, dla
588 Sachs, Mental Hygiene. 589 Joseph Jastrow (1863-1944), urodzony w Warszawie psycholog amerykański (przyp. tłum.). 590 Joseph Jastrow, The House That Freud Built (New York, 1959), s. 238. 591 George Seldes (1890-1995), amerykański powieściopisarz i krytyk literacki (przyp. tłum.). 592 George Seldes, Can These Things Be? [Czy tak być powinno?] (New York, 1931).
244
MIT WROGIEGO PRZYJĘCIA FREUDA
których zadaw anie się z obyw atelem A m eryki Południowej było półm et kiem do krzyżow ania ras, tak w św ietle tego na to by nie patrzyli. W uw agach Seldesa znam ienne w zw iązku z pozycją Freuda w tamtym czasie je st to, jak bardzo stara się on w sw oich dykteryjkach „nieodpo w ied zialn ych praktyków” przeciw staw ić„liderom nauki”, którzy „byli naj zw yczajn iejszym i i n ajuczciw szym i spośród ludzi”. Jeden z podtytułów rozdziału o psychoanalizie brzmi: „Podczas gdy prawdziwi uczeni ulep szają teorie, żeby ludzkość m ogła czerpać z nich korzyść, szarlatani w yk o rzystują A m erykanów !”. Tutaj „praw dziw i uczeni” to Freud i ci w szyscy, za których on ręczył. S ą trzy głów n e kierunki m etodologicznej krytyki Freuda. Po pierw sze, nie ustrzegł się przed sugerow aniem sw oim pacjentom przyczyny choroby. Po drugie, je g o m etody interpretacji były arbitralne. Po trzecie, n iew ła ściw ie u żyw ał słow a „seksualny” i pokrew nych. N ajczęściej powtarza się zarzut sugestii i on być m o że w ydaje się szczególnie ważny, poniew aż z m o żliw o ścią sugerow ania przyczyny choroby jest niekiedy w iązany błąd, jaki popełnił Freud, form ułując sw oją u w iedzeniow ą teorię histerii. W artykule opublikow anym w 1911 roku w czasopiśm ie Brairt pew ien neurolog zakw estionow ał „tak zw an e fakty psychoanalizy”, dlatego że do głowy (pacjenta) można wkładać to, co się tam chce znaleźć. Wiadomo, że Freud odwołał część swojej teorii odnoszącą się do próby gwałtu, ponieważ uznał, iż pacjentki wprowadziły go w błąd. A skoro pan tej metody może dać się oszukać, to co dopiero jego uczniowie593. O tym , że odpow iedzi Freuda na te w ątpliw ości594 nie przekonywały, św iad czy to, iż prawie dw adzieścia lat później Bernard Hart, jeden pierw szych sym patyków Freuda, pow tórzył zarzut595: Z góry przyjmowane przez analityka osądy, konkretne momenty, w których uznaje on za stosowne wtrącić się do tego, co pacjent mówi, akcentowanie pewnych cech narracji pacjenta, punkt, w którym analityk uważa, że potok skojarzeń dotarł do mającego znaczenie elementu, wszystko to jest wystarcza jąco zdolne wywołać wyraźne zmiany w późniejszym funkcjonowaniu umysłu pacjenta.
5,3 J.A. Ormerod, „Two Theories o f Hysteria”, Brairt, Vol. XXXIII (January 1911), s. 287. 594 Na przykład w wykładzie XXVIII Wstępu do psychoanalizy, dz. cyt. 595 W książce Psychopathology: Its Development and Its Place in Medicine [Rozwój i miej sce psychopatologii w medycynie] (London, 1928). 245
FREUD I PSEUDONAUKA
W jednej z najw cześniejszych prac oceniających Freuda, które ukazały się w Stanach Zjednoczonych, J.J. Putnam596, później jeden z najbardziej oddanych amerykańskich orędow ników Freuda, protestował, twierdząc, że kiedy lekarz jest bez reszty przepojony wiarą w seksualne pochodzenie choro by pacjenta, to ponieważ ten związek jest bliski jego sercu, musi nieświadomie swój pogląd zaszczepić pacjentom, być może łatwo w ten sposób pozyskując ich przychylność i aprobatę, które w rzeczywistości nie były tak spontaniczne, jak by się wydawało597. Jednak po wypraktykowaniu w dalszych latach m etody Freuda Putnam dochodzi do wniosku, że je g o pierw otne obiekcje były nieuzasadnione. Inni trwali przy sw oich w ątpliw ościach. A jeszcze inni po sceptycznym na początku traktowaniu sw oich obiekcji przekonywali się o ich sile (na przy kład, Frederick Peterson, B oris Sidis, Sam uel Tannenbaum i najbardziej spektakularnie - Jung). Innym częstym źródłem w ątp liw ości było wrażenie arbitralności, jakie sprawiały stosow ane przez Freuda procedury interpretacyjne, a zw łaszcza je g o sym bolizm . W roku 1912 amerykański psycholog Frederick Lyman W ells598 nazw ał sym bolizm „tym okresem w dziejach psychoanalizy, pod adresem którego padło najwięcej krytycznych uw ag”599. „W św iecie nie ma absolutnie n iczego, z czego nie dałoby się bez trudu zrobić sym bolu seksualnego”, pisał K night Dunlap600, profesor p sych olo gii i autor pierwszej książki całk ow icie pośw ięconej zbijaniu twierdzeń psychoanalizy. Zamienić na symbole freudowskie można wszystko, zarówno rzeczy naturalne, jak i sztuczne. Za pomocą zasad freudowskich można wyjaśnić, dlaczego drze wa mają korzenie w ziemi; dlaczego człowiek pisze piórem; dlaczego kwartę wina wlewamy do butelki, a nie wieszamy na haku jak szynkę i tak dalej601. 596 James Jackson Putnam (1846-1918), pierwszy przewodniczący powstałego w 1911 roku Amerykańskiego Towarzystwa Psychoanalitycznego (przyp. tłum.). 597 J.J. Putnam, „Recent Experiences as the Study and Treatment o f Hysteria at the Mas sachusetts General Hospital; with Remarks on Freud’s Method o f Treatment by «Psycho analysis»”, Journal of Abnormal Psychology, Vol. 1 (April 1906), s. 40-41. 598 Frederick Lyman Wells (1884-1964), amerykański psycholog kliniczny (przyp. tłum.). 599 F.L. Wells, „Review o f Psychoanalysis: Its Themes and Applications by A.A. Brill”, Journal of Abnormal Psychology, Vol. 7 (1912-1913), s. 447. 600 Knight Dunlap (1875-1949), psycholog amerykański, wprowadził metodę eksperymen talną do psychologii społecznej (przyp. tłum.). 601 Knight Dunlap, „The Pragmatic Advantage o f Freudo-analysis”, Psychoanalytic Review , Vol. 1 (1914), s. 151. 246
MIT WROGIEGO PRZYJĘCIA FREUDA
Psychiatra Pearce B ailey602 nie b ył tak błyskotliw y, ale za to bardziej obcesow y: „D la Freuda i je g o pracow itych naśladow ców ( . . . ) sym bolem m oże być w szystk o, co im się ży w n ie podoba”603. W roku 1925 A ldous H u xley604 zw ierzał się w jednym z czasopism amerykańskich: Cała ta maszyneria symbolizmu, którą się posługuje analityk do przekształce nia jawnej treści marzenia sennego w niejawną, zachwiała we mnie wszelką wiarę, na jaką być może zasłużyłby u mnie ten system. Kiedy czytałem te rejestry symboli i te obsceniczne interpretacje alegoryczne zwyczajnych ma rzeń sennych, to miałem wrażenie, że z czymś podobnym spotkałem się już wcześniej. Przypomniałem sobie, na przykład, ową staroświecką wykładnię Pieśni Salomona605 (...). Nigdy, nawet w dzieciństwie, nie mogłem jakoś uwie rzyć w to, że w sensie profetycznym Oblubienicą w Pieśni n ad Pieśniam i jest Kościół, a jej Oblubieńcem - Chrystus. Niby dlaczego teraz miałbym uznać za wiarygodny symbolizm wynaleziony przez doktora Freuda? Nie ma więcej powodów dawania wiary temu, że wspinanie się po schodach albo latanie to senne odpowiedniki cudzołóstwa, niż temu, że dziewczę w P ieśni n ad Pieśnia m i jest Kościołem Chrystusowym606. W w ielu w ypow iedziach o sposobie, w jaki Freud posługuje się sło w nictw em zw iązanym z życiem p łciow ym , odzw ierciedla się zakłopotanie Hansa Castorpa, poirytow anego w ykładam i doktora K rokow skiego o psy choanalizie. Słowa „miłość” używał prelegent w sposób nieco chwiejny i nigdy nie było się pewnym jego właściwego sensu, czy ma ono oznaczać coś wzniosłego, czy też namiętność cielesną - przyprawiało to o lekkie wrażenie choroby morskiej607. Jednak często kłopot sprawiał nie sam zakres freudow skiego pojęcia seksualności, ani je g o concertinopodobny charakter, lecz podejrzenie, 602 Pearce Bailey (1865-1922), neurolog i psychiatra amerykański (przyp. tłum.). 603 P. Bailey, „Hero Myths According to Freud”, New Republic (13 March 1915), s. 161. 604 Aldous Leonard Huxley (1894-1963), powieściopisarz angielski, od roku 1937 w Sta nach Zjednoczonych (przyp. tłum.). 605 Chodzi o przypisywaną królowi Salomonowi Pieśń nad Pieśniami, która pod wzglę dem rozbieżności interpretacji nie ma sobie równej w całym Starym Testamencie (przyp. tłum.). 606 Aldous Huxley, „Is Psychoanalysis a Science?”, The Forum, V61. LXXII (1925), s. 316— 317. 607 Thomas Mann, The Magic Mountain (London, 1960), s. 130 [Czarodziejska góra , dz. cyt., s. 215 (przyp. tłum.)].
247
FREUD I PSEUDONAUKA
które w zbudził sam Freud, że je g o „nieuspraw iedliw ione rozszerzenie” terminu „seksualny” zostało dokonane „z zamiarem utrzymania w m ocy tw ierdzeń w ypow iedzianych [przez niego] na temat przyczyny seksual nej nerw ic i znaczenia seksualnego objaw ów ” (ostatni fragment wykładu X X Wstępu do psychoanaliz y608). I tak na przykład psychoterapeuta dr T.A. R oss m ó w ił o „pewnej dw uznaczności” ze strony freudystów: Oświadczają oni, że u podłoża każdej nerwicy leży seks. Kiedy jednak ktoś podniesie rękę na to twierdzenie, to zaraz wyskakują z następnym, że mó wiąc „seks” mają na myśli wszelkie przejawy miłości (...) że, innymi słowy, dla freudysty termin „seks” ma znacznie szerszy zakres, niż dla innych ludzi. A jednak, kiedy przejdzie się do zamieszczanych często w pracach freudystów szczegółowych opisów przypadków, to okazuje się, że opisywane tam prze jawy seksu nie różnią się niczym od tego, co każdy inny nazwałby po prostu przejawami seksu609. Taki sam zarzut w ysunął jed en z człon k ów w pływ ow ej grupy neurolo g ó w filadelfijskich: Kiedy ktoś teraz zarzuci zwolennikom nowej psychologii, że kładą większy, niż na to zasługują, nacisk na problemy związane z życiem seksualnym jako przyczynę zaburzeń psychicznych, to dowie się, iż słowo „libido” trzeba rozu mieć symbolicznie (...) Nie chciałbym posądzać ich o złą wolę, ale obawiam się, że wyznawcy freudyzmu nie do końca są szczerzy w tym, co mówią o po sługiwaniu się przez siebie tym słowem. Sądzę, że stali się trochę szczerzy z powodu popadnięcia w przesadny entuzjazm. Niniejsze wyjaśnienie ukazuje się dopiero po nieprzychylnej krytyce610. O tym , że takie przypuszczenie nie było pozbaw ione pew nych pod staw, m ożna w nosić na przykładzie tego, jak propagatorzy seksualnej teo rii Freuda j ą objaśniają. Jeden z nich tak pisał: Wielu oskarżało teorię Freuda głównie za termin „seksualny”, nadając mu na w łasny użytek jak najwęższy sens. (...) Jednak w rzeczywistości obejmuje on życie, miłość i tworzenie, owszem, całe rozproszenie dążności do wyrażenia się, poczynając od miłości matczynej i kończąc na mocy nie tylko dawania początku życiu, ale i uzdolnienia do wszelkiej pracy twórczej611. 608 Wstęp do psychoanalizy, dz. cyt., s. 228 (przyp. tłum.). 609 T.A. Ross, An Introduction to Analytical Psychotherapy (New York, 1932), s. 82. 610 Charles W. Burr, „A Criticism o f Psychoanalysis”, American Journal o f Insanity, Vol. XXXI, No. 2 (October 1914), s. 244. 611 The Medical Record, Vol. LXXXIV (9 August 1913), s. 258. 248
MIT WROGIEGO PRZYJĘCIA FREUDA
Inny tw ierdził, że Przejawy seksualności w sensie freudowskim (...) ogarniają swym znaczeniem szeroki i wszechstronny zakres aktywności, czy będzie to pożądanie cielesne, czy duchowa tęsknota. Obejmują wszystkie pragnienia, instynkty, życzenia, ambicje, takie jak głód, seks, nabywanie wiedzy, aspiracje, zmysł społeczny, umiłowanie sztuki itd. W niczym to nie przypomina wąskiego wulgarnego poj mowania tego terminu przez przeciwników freudowskiej psychologii612. A le to w cale nie znaczy, że ta niejednoznaczność charakteryzowała w yłą czn ie w yp ow ied zi niedoinform ow anych i bojaźliw ych apologetów . N ie kto inny bow iem , jak jed en z człon k ów -założycieli N ow ojorskiego Tow arzystw a P sychoanalitycznego w yjaśniał, że w psychoanalizie termin „seks” w ystępuje „w tak szerokim sen sie, iż nawet najbardziej purytańsko usposobion e osob y nie pow inny być tym zaskoczone ( . . . ) b ez jak iegok ol w iek siłą rzeczy podtekstu w skazującego na moralną n iestosow ność, czy cielesn ą n ieobyczajność” . N a w et Ernest Jones w e w stępie do pierw szego w ydania swojej książki Papers on Psychoanalysis objaśniał freudow ską koncepcję popędu p łcio w eg o z punktu w idzenia pokrew ieństw a m iędzy n ią a „«W ille zur M achte» Schopenhauera i N ietzschego, «Élan Vital» Bergsona, « S iłą Ż ycia» Shaw a i «im pulsem w italnym » w ielu innych auto rów, u których w szystk ie te term iny” - konkluduje Jones - „odpow iadają tem u, co Freud n azyw ał «L ibido»”613. 1 oto kilka lat później Jones autory tatyw nie zdefiniuje libido jak o „ni m niej, ni w ięcej tylko głód seksualny”. I co się d ziw ić, że Hans Castorp m iał lekkie wrażenie choroby morskiej! Jeszcze jed n ą cech ą pracy Freuda, która bywała często przedmiotem komentarzy, był - ogóln ie m ów iąc - je g o styl wyjaśniania. Istniała jednak zasadnicza rozbieżność p oglądów na to, do czego ten styl m ożna przyrów nać, z czym on m oże m ieć podobne cechy. Jedni znajdowali je w m echanistycznej fizy ce lub b iologii, drudzy - w teleologii i anim izm ie. W sam ych pism ach Freuda jest pod dostatkiem pow odów w ystarczających do przy znania racji i jednym , i drugim.
612 Journal o f American Medical Association (28 March 1914), s. 1036. 6,3 Ernest Jones, Papers on Psychoanalysis (London, 1913), s. xi. Ten opis libido został wycofany z następnych wydań. 249
FREUD I PSEUDONAUKA
F ilo z o f Paul C am s614, przeciw staw iw szy w yjaśnieniom Freuda anim i styczny opis grawitacji Schopenhauera z punktu w idzenia w o li kam ienia do spadania, zauważa, że podczas gdy niektórzy z filozofów biorą cechy typowe dla „najwyższych” i najbardziej zło żonych form istnienia i uogólniają je w celu wyjaśnienia natury form „niż szych”, inni postępują odwrotnie, uogólniwszy formy „najniższe”, wyjaśniają wszystkie „wyższe” właściwości jako jedynie powtórzenie prostszych sposo bów aktywności (...) Freud po to generalizuje „niższe” (...) żeby objąć nimi „wyższe”61561. Z drugiej strony, Harper's W e e k ly dostrzegł w poglądach Freuda „w ielkie natarcie na beznadziejne stanow isko m aterialistyczne zajm ow ane przez lekarzy przed ćw ierćw ieczem ( . . . ) Freud przywiązuje w ielk ą w a gę do celu przyśw iecającego reakcjom neurotycznym ”617. Żadnego z tych poglądów nie m ożna spisać na straty jako po prostu pow szechne niezro zum ienie. Pew na now ojorska analityczka, której tekst ukazał się w jed nym z czasopism m edycznych w 1915 roku, w sp ółczesn y um ysł lekarski „w ychow any w szkole przyrodoznaw stw a, napełniony m echanistycznym i w yjaśnieniam i” i pozytyw nie u sposobion y do tego, „co m etafizycy nazy w ają m aterializm em ”, przeciw staw iła „praktyce psychoanalizy, żądającej przyjęcia poglądu idealistycznego”618. W pewnym sensie sprzeczność je st jed yn ie pozorna. Ktoś, na kim w yw arła wrażenie rozbieżność m iędzy naciskiem , jaki Freud kładzie na w p ływ konfliktu psychicznego na skłonność do zapadnięcia na nerw icę, a głoszonym i przez niektórych w sp ółczesn ych Freudowi teoriami zw y rodnienia d ziedzicznego, m ógł to uśw iadom ienie sobie naznaczyć okre śleniem poglądów Freuda jako „idealistyczne”, gdy tym czasem ktoś, ko go uderzyła raczej b iologiczna czy cielesna natura impulsów, o których
6,4 Paul Carus (1852-1919), amerykański (niemieckiego pochodzenia) filozof, „ateista ko chający Boga”, założyciel i w latach 1890-1919 redaktor naczelny ukazującego się do dzi siaj kwartalnika filozoficznego The Monist (przyp. tłum.). 615 Paul Carus, „Wrong Generalisations in Philosophy: Schopenhauer and Freud”, The Monist, Vol. XXIII (1913), s. 150. 616 Harper 's Weekly, amerykański tygodnik polityczny wydawany w latach 1857-1916 przez firmę wydawniczą Harper & Brothers (przyp. tłum.). 6,7 Harpers Weekly (24 June 1911), s. 6. 618 Mary Isham, „Some Implications o f Psychoanalysis”, New York Medical Journal (21 August 1915), s. 390. 250
MIT WROGIEGO PRZYJĘCIA FREUDA
m ow a, m ó g ł użyć tego sam ego terminu do scharakteryzowania poglądów duchow o-m oralistycznych, które Freud rów nież podzielał619. To nie są jednak w szystk ie źródła niejednoznaczności. Pozostaje je s z cze pytanie o to, jak Freud pojm ow ał w yw ieranie w pływ u przez te ch o robotw órcze życzenia. W prawdzie przyw oływ ane przez n iego czynniki w yjaśniające m ogły być w jak im ś sen sie „m aterialistyczne”, jednak spo sób ich działania był często w yrażany w postaci idiom ów anim istycznych, czy li tak jak gdyby się sądziło, że sw ęd zen ie je st zarówno skłonnością, jak i zd o ln o ścią do drapania się. D o tych, którzy byli pod wrażeniem tej w łaśnie strony w yjaśnień Freuda, należał Sidney H ook620, który uw ażał, że skoro „nieśw iadom ość w porów naniu z aktyw ną św iadom ością w ykazuje w ięcej sprytu w zdążaniu do celu ( . . . ) to freudowska nieśw iadom ość odpow iada élan vital Bergsona, nadempirycznym entelechiom D riescha i «duszy w idm u» M cD ougalla ( .. . ) ”621. Podsum ow ując kontrowersje, które budzi teoria ew olucji, dw oje histo ryków nauki tak pisze: Ci, którzy z zewnętrznych pobudek chcieliby obalić nową doktrynę, na ogół wysuwali wyolbrzymione zarzuty natury technicznej, z uporem wartym lep szej sprawy poddając surowej krytyce prawdziwe problemy, z którymi teo ria ewolucji nadal się boryka, gdy tymczasem sprzymierzeńcy Darwina mieli ochotę w zamian pomniejszać publicznie wagę tych problemów, bojąc się, że by stronniczym przeciwnikom nie dać za dużo punktów zaczepienia622. Jeśli zgod zim y się, że pytanie o to, ile b yły warte kierowane przeciw Freudow i zarzuty natury technicznej, je st w ciąż otwarte i że obrońcy Freu da m ają się dobrze w ystarczająco długo, żeby zasłużyć na m iano „sprzy m ierzeń ców ”, to p ow yższa charakterystyka rów nie dobrze będzie pasow ać i do kontrowersji, które w zbudza kw estia em pirycznego uzasadnienia teo rii Freuda. 619 Dominująca w okresie między upadkiem szkoły nantejskiej stojącej na gruncie koncep cji sugestii (około roku 1890) a narodzinami szkoły psychoanalitycznej (rok 1910) myśl psychiatryczna była zasadniczo racjonalistyczna, oparta na podstawie moralnej, nakłaniają ca i reedukacyjna. Obie szkoły odwoływały się do rozsądku pacjenta, do jego świadomego myślenia i odczuwania. I. Galdston, Progress in Medicine (New York, 1940), s. 260-261. 620 Sidney Hook (1902-1989), wybitny amerykański intelektualista i przedstawiciel prag matyzmu (przyp. tłum.). 621 S. Hook, „Marxism, Metaphysics and Modem Science”, The Modern Quarterly, Vol. IV (1927), s. 389. 622 Stephen Toulmin i June Goodfield, The Discovery o f Time (London, 1967), s. 259. 251
FREUD I PSEUDONAUKA
Rola, jak ą w naszym życiu odgryw a Freud, charakteryzuje się w szakże pew n ą cechą, której jednak nie oddaje kontrowersyjna literatura p ośw ięco na tem u, co on w n iósł do psychopatologii, cecha, która zachęciła A lfreda Kazina623 do stwierdzenia, że literatura psychoanalityczna zastąpiła Biblię jako miejsce, ku któremu czło wiek zwraca się po wyjaśnienie sensu cierpienia i jako źródło pocieszenia624. Tom asz Mann pokpiw ał z tej cechy, opisując w ykłady doktora Kro kow skiego: (...) z otwartymi ramionami przywoływał wszystkich ku sobie. „Pójdźcie do mnie wszyscy” - mówił innymi słowami - „którzyście utrudzeni i obciążeni”. I nie pozwalał wątpić nikomu, że uważa wszystkich za utrudzonych i obcią żonych. Mówił o ukrytym cierpieniu, o wstydzie i smutku, o wyzwalających skutkach analizy625. Tę sam ą cechę znajdujemy u H ansa Sachsa626, gdy w spom ina, jak to lektura Objaśniania marzeń sennych stała się dla niego „m om entem prze znaczenia” : „ ( ...) skończyłem czytać i w tedy uśw iadom iłem sobie, że jest tylko jedna rzecz, dla której opłaca się żyć; po latach przekonałem się, że była to jedyna rzecz, która trzym ała m nie przy życiu ”627. Ta sam a nutka e g zaltacji pobrzm iew a w liście Junga do Freuda w początkow ych latach ich przyjaźni: „Poznawać pańską naukę, to spożyw ać ow oc z rajskiego drzewa życia ”628. A także u T heodore’a Dreisera629, kiedy przyrów nyw ał Freuda do „konkwistadora, który zajął stare jak świat w ięzienia, w spaniałom yślnie przystępując do w ypuszczania z ponurych i pokrytych rdzą cel w ięźn ió w form uł, wiary i złudzeń, dręczących i w ycieńczających człow iek a od setek ty sięcy lat”630. 623 Alfred Kazin (1915-1998), amerykański powieściopisarz i krytyk literacki (przyp. tłum.). 624 Alfred Kazin, „The Freudian Revolution Analysed”. W: Benjamin Nelson, red., Freud and the Twentieth Century (London, 1958), s. 15. 625 T. Mann, Czarodziejska góra , dz. cyt., s. 220 (przyp. tłum.). 626 Hans Sachs (1881-1947), psychoanalityk austriacki, pierwszy niebędący lekarzem uczestnik założonego przez Freuda w roku 1902 Środowego Towarzystwa Psychologicz nego, sześć lat później przemianowanego na Wiedeńskie Towarzystwo Psychoanalityczne (przyp. tłum.). 627 Hans Sachs, Freud: Master and Friend (Cambridge, Mass., 1944), s. 1. 628 List z dnia 30 maja 1907 roku (przyp. tłum.). 629 Theodore Dreiser (1871-1945), powieściopisarz amerykański (przyp. tłum.). 630 Theodore Dreiser, „Remarks”, Psychoanalytic Review (July 1931), s. 250. 252
MIT WROGIEGO PRZYJĘCIA FREUDA
N aw iązując do sw oich koligacji z N ietzschem , D ostojew skim i Freu dem , André G ide631 w spom ina, jak odnalazł u Freuda „nie przebudzenie ,
lecz uzasadnienie. Przede w szystk im nauczyłem się nie tracić wiary w sie bie, nie bać się w łasnych m yśli, lecz p o zw o lić im w ieść m nie ku tym kra inom , które po tym w szystkim za częły nadawać się do zam ieszkania, po n iew aż ju ż go tam zastałem ”632. Przytoczone teksty nasuw ają w n iosek , że potężnym źródłem „odkupicielskiej m o cy ” Freuda jest je g o zd oln ość w pływ ania łagodząco na to, co G.K. Chesterton633 nazw ał w sw oim eseju o Freudzie „naszym monstrual nie ciężkim brzem ieniem tajem nicy”634. U św iad om ien ie sobie tego pociąga za sob ą w yzw alający skutek, które go ż y w y zapis zostaw ił G eorge O rw ell635: Raz na jakiś czas trafia się wszakże powieść, która otwiera nowy świat, choć nie odsłania bynajmniej tego, co było dotąd nieznane, lecz raczej to, co dobrze znane (...) Oto bezmiar czegoś, o czym dotąd sądzono, iż jest nieprzekazywalne, a jednak komuś udało się to przekazać. W rezultacie została przerwana - chociażby na chwilę - samotność, w której żyje człowiek636. W praw dzie słow a O rw ella od n o szą się do Ulissesa Jamesa Joyce’a637, jednakże uderza w nich to, co w ielu czuje do Freuda. Podpow iadają one także odpow iedź na nonszalancki pogląd D .H . Law rence’a, że d oszedłszy do sieb ie po w strząsie spow odow anym uśw iadom ieniem sobie tego, ,ja k naprawdę w szystk o jest fascynująco niem oralne”, zapom nim y o pom y
631 André Gide (1869-1951), pisarz francuski. Oryginalne wydanie Prétextes ukazało się w roku 1903 (przyp. tłum.). 632 André Gide, Prétexts (London, 1959), s. 306. 633 Gilbert Keith Chesterton (1874-1936), pisarz angielski, zwany „księciem paradoksu” (przyp. tłum.). 634 G.K. Chesterton, „The Game o f Psychoanalysis”, dz. cyt., s. 38. 635 George Orwell (1903-1950), prawdziwe nazwisko Erie Arthur Blair, urodzony w In diach powieściopisarz, eseista i publicysta angielski (przyp. tłum.). 636 George Orwell, „Inside the Whale”, SelectedEssays (London, 1957), s. 11-12 [„W brzu chu wieloryba” (przetłumaczył Bartłomiej Zborski). W: I ślepy by dostrzegł. Wybór esejów i felietonów (s. 79-109), Krajowa Agencja Wydawnicza, Kraków 1990/1940, s. 83 (przyp. tłum.)]. 637 James Joyce (1882-1941), irlandzki pisarz piszący po angielsku. Powieść Ulysses zosta ła wydana w Paryżu w 1922 roku; w polskim tłumaczeniu Macieja Słomczyńskiego Ulisses ukazał się w 1969 roku (przyp. tłum.). 253
FREUD I PSEUDONAUKA
słach psychoanalizy, „tak jak ju ż nie pam iętam y w ielu innych sloganów ” i je sz c z e raz „znajdziem y się tam, gdzieśm y przedtem byli”638. Trzeba sobie jednak w yraźnie p ow ied zieć, że nigdy nie znajdziem y się je sz c z e raz tam, gdzieśm y przedtem byli; że chociaż rozmach, a naw et pre cyzja „naukowych” osiągnięć Freuda będ ą je sz c z e przez jakiś czas przed m iotem sporów, to jed n o jest bezsporne: Freud przerwał, i to w cale nie na chw ilę, jed n ą z tych sam otności, w których żyje człow iek639.
631 D.H. Lawrence, Fantasia of the Unconscious (London, 1961), s. 126. 639 Niniejszy rozdział ukazał się po raz pierwszy jako wprowadzenie do książki pod redak cją Franka Cioffiego Modern Judgments: Freud (Macmillan, 1973). Przedruk za zgodą.
Rozdział 6
Objawy, życzenia i działania C hcem y zrozum ieć te w yp ow ied zi Freuda, w których odw ołuje się on do nieśw iadom ych życzeń , m yśli, m otyw ów i procesów po to, żeb y w yja śnić, dlaczego pacjent śnił jakiś sen, zapom niał jakieś nazw isko, zrobił co ś przez pom yłkę, ma jak ieś objawy, zrobił co ś lub zareagow ał w pew ien sposób. N ade w szystko ch cielib yśm y w ied zieć, co to znaczy, że objaw jest w yrazem , spełnieniem lub zaspokojeniem nieśw iadom ych życzeń; inny m i sło w y - d laczego Freud uw aża się za kogoś, kto sprawił, że stały się zrozum iałe om am y w ęch o w e panny Lucy, bolesność nóg Fräulein E lisa beth, kłopoty z gardłem Dory, strach Hansa przed końm i, natrętne m yśli i czyn n ości „C złow ieka-Szczura”, obstrukcje dokuczające „C złow iekow i z w ilk am i”, postanow ienie rzucenia się z w ysok ości p ow zięte jako próba sam obójcza przez dziew czyn ę o hom oseksualnych skłonnościach, uroje nia zazdrości prześladujące zacną niew iastę, rytualne czynności w porze snu w ykonyw ane przez d ziew czyn ę zadurzoną w sw oim ojcu, czynność przym usow a zw iązana z obrusem u kobiety żyjącej w separacji z m ężem , i zw yczajnie: drgawki histeryczne, paraliż histeryczny, ślepota histerycz na, fobie, obsesje, czyn n ości przym usow e i urojenia. To zam ierzenie sprowadza się do w yjaśnienia i ujęcia w jakieś zrozu m iałe w zajem ne relacje następujących rozbieżnych, a m oże naw et sprzecz nych, w yp ow ied zi Freuda i je g o interpretatorów, odnoszących się w łaśnie do tego, do czeg o prowadzi je g o teoria roli nieśw iadom ych życzeń: „Bar
255
FREUD I PSEUDONAUKA
dzo zaw iłe akty psychiczne pow stają n ieśw iadom ie”640; „Św iadom ością rządzi niepoham ow any pęd ku w yim aginow anem u spełnieniu życzenia, które go aktywizuje do działania (...)” (Ernest Jones); „Podzielając pogląd Freuda na objaw m usim y pogod zić się z tym , że w iele działań m im ow ol nych tak naprawdę je st działaniam i, które sam i podejm ujem y” (W ollheim ); „Objaw je st przedstaw icielem sp ełn ion ego życzenia” (W ollheim ); „Teoria Freuda je st teorią nieśw iadom ych życzeń , a nie nieśw iadom ych p ow o d ó w ” (Peters); „Za pośrednictw em w prow adzonych przez psychoanalizę pojęć racjonalnie działająca jednostka ludzka zdaje sprawę ze sw eg o po stępow ania oraz postępow ania innych racjonalnie działających jednostek ludzkich” (Flew );„Flisteria, obsesje neurotyczne to zabiegi o zaspokojenie albo uniknięcie bólu, niedostrzegalne zarówno przez jednostkę działającą, jak i inne jednostki” (M aclntyre); „Tak naprawdę (pacjent) w ie, co zn aczą je g o (m arzenia senne, objawy, pom yłki), tyle tylko, że nie w ie o tym , że w ie, i dlatego m yśli, że nie w ie”641. Jak się m ają „bardzo zaw iłe akty psychiczne” do „niepoham ow anego pędu ku w yim aginow anem u spełnieniu życzenia”? Które z nich prowa dzi do w ytw orzenia się objawu? D la czeg o charakterystyki przedstaw io ne przez Petersa i F lew a tak bardzo różnią się m iędzy sobą? Jak ból czy niedow ład, na które skarżą się histerycy, m oże być „działaniem , które oni podejmują”? Jak m oże fobia „reprezentować spełnione życzen ie”? W ja kim sensie to, na co pacjent się skarży, jest zaspokojeniem ? Jaką m oc m ają słowa: „w ie, tylko nie w ie, że w ie ”? I w łaśnie to ostatnie pytanie, które odnosi się do tego, co nazywam k w estią sam oujawnienia ( self-intimation ), jest dla m nie i najw ażniejsze, i najbardziej w ym agające odpow iedzi. D latego chciałbym p ośw ięcić mu w ięcej uw agi niż pozostałym . Jaki zw iązek epistem iczny łączy pacjenta z tym i w yjaśnieniam i objaw ów , marzeń sennych, pom yłek i tak dalej, któ rych Freud mu udziela? Oto przykład. Freud uważa, że czerw one kam elie, które w e śnie trzyma w rękach jedna z je g o pacjentek, sym bolizują menstruację. C zy śniąca poznała znaczenie kam elii tak, jak „la dame aux cam élias” w iedziała, co znaczy kam elia, kiedy sygnalizow ała początek m iesiączki zam ianą białej kam elii, którą zaw sze nosiła, na czerwoną?
640 Wstęp do psychoanalizy, dz. cyt., s. 161 (przyp. tłum.). 641 Tamże, s. 76. 256
OBJAWY, ŻYCZENIA I DZIAŁANIA
K ied yś (w Objaśnianiu marzeń sennych?*1) Freud przypisał ojcu Hanniba la im ię je g o brata Hazdrubala zam iast Hamilkara Barkasa. O tym , że m iał on na m yśli tego ostatniego, a nie Hazdrubala, w iem y od niego sam ego. Twierdzi on rów nież, że w staw ien ie im ienia brata Hannibala zam iast ojca b yło spełnieniem nieśw iad om ego zamiaru. C zy i to w iem y stąd, że on tak m ów i? Twierdzi się, że Freud m y lił się co do swojej nieśw iadom ej inten cji, a pojaw ienie się im ienia Hazdrubala było spełnieniem nieśw iadom ego zamiaru nawiązania nie do brata Hannibala, jak utrzym ywał Freud, lecz do je g o szwagra i poprzednika w d ow ód ztw ie w ojskiem , także n oszącego im ię Hazdrubal. Jak rozstrzygnąć ten spór? Za p om ocą sam oinw igilacji, a m o że introspekcji? Najbardziej niejednoznaczne w teorii psychoanalitycznej jest to, że nie podobna na podstaw ie w łasnych słów Freuda poznać odpow iedź na te py tania. Czytając na przykład je g o relacje z objaśniania marzeń sennych, czy telnik nie ma pew ności, czy Freud szuka czeg o ś, co w iąże się ze śnieniem , tak jak je g o w łasne sny, w któiych pije w od ę i które m ógł w yw oływ ać niejako eksperym entalnie, m iały zw iązek ze w zbudzonym przez zjedzenie przed pójściem spać anchois pragnieniem , dzięki któremu je w yw oływ ał, czy m oże szuka zaspokajającego pragnienie ew identnego m otyw u, który śniący sam im narzuca bez w zględ u na to, czy pamięta, że jad ł anchois, czy nie. (To przypuszczalnie tę dw uznaczność m ógł m ieć na m yśli Wittgenstein, kiedy m ów ił o „okropnym bałaganie”, jak iego narobili freudyści, którzy nie odróżniali podawania p ow od ów od stawiania hipotez). A oto zapow iedź m oich głów n ych w niosków . K iedy Freud m ów i 0 zw iązku łączącym życzenia ze zjaw iskam i przyjm owanym i dla ich w y jaśnienia, to robi to tak, że nierzadko nie sposób pow ied zieć, czy ż y cze nie działa jak przyczyna, czy m oże prowadzi do w yłonienia się czynnika zaw ierającego powody. I drugi w n iosek . U Freuda zw iązek m iędzy osob ą 1 w yjaśnieniem jej objawów, marzeń sennych, pom yłek itd. je st niespójny, raz bow iem m a charakter sam oujaw nienia, innym razem g o nie ma, a obie te interpretacje sprawiają, że nie sposób określić wartości co bardziej typo w ych twierdzeń Freuda, a m oże naw et zrozum ieć ich.
M2 Objaśnianie marzeń sennych, dz. cyt., s. 180 oraz przyp. 55 na tej samej stronie (przyp. tłum.). 257
FREUD I PSEUDONAUKA
Z acznę od pokazania, że dwa pokrewne poglądy na to, jak Freud uj muje stosunek życzeń do objawów, są błędne. B ędzie to pogląd Richarda Petersa, w edług którego objaw to podobne do w yładow ania zjaw isko, w y m agające w yjaśnienia odw ołującego się do życzenia, które z kolei nie ma dostarczać pow odów , lecz funkcjonow ać jako przyczyna, oraz pogląd R i charda W ollheim a, że objaw nie podąża inteligentnie za życzeniem , które g o w yjaśnia, lecz jest reprezentantem „spełnionego życzenia” . C hociaż tak różne, obydw a te poglądy łączy bezcerem onialny stosunek do dominującej i istotnej cech y freudow skiego pojęcia nieśw iadom ości - jej w yrozum ow an ego charakteru. K iedy Freud pow iada, że „istnieją u człow iek a tenden cje, które m o g ą działać, choć on o nich nie w ie ”, to nie ma na m yśli tylko tego, że - jak sądzi W ollheim - „objaw jest reprezentantem spełnionego życzen ia”. Freud m ów i bow iem tutaj o inteligentnym , w ręcz przebiegłym zdążaniu do ukrytych celów . N aw et stosow nie do przyjętego przez Petersa kryterium Freud nie trak tuje eksplanandum jako zdarzenia, poniew aż dla Petersa zdarzenia nie m o g ą być „inteligentne albo nieinteligentne, praw idłow e albo niepraw idło w e, skuteczne albo nieskuteczne” . Tym czasem Freud m ów i o „zręczności w przebiegu napadów histerii”. H isterie konw ersyjne traktuje się niekiedy jak środek doraźny, ale znacznie częściej jako tchórzostw o moralne. Freud m ów i, że w e śnie śniący „posługuje się” sym bolam i, „wybiera” obraz sen ny i „przeprowadza paralele”. Zdanie w op isie pew nego marzenia senne go , j e s t nader wyrafinowane”, tak żeby zm ylić interpretatora, a jed n ą ze sw oich pacjentek nazyw a Freud „najbystrzejszą autorką marzeń sennych”. O m otyw ach zapom inania spełnienia zamiaru pow ie, że „przebiegle zm ie rzają do celu ”. Jedną z w łasnych pom yłek nazyw a „figlem ”, który „spła tał” . W innym przykładzie „niespełnione życzen ie (...) zgrabnie ob m yśli ło intrygę” . W szystkie te wyrażenia idiom atyczne m ają m ało w sp óln ego z biernością życzenia, która znajduje w yraz w treści teorii życzen ia jako w yładow ania. To ustaw iczne posługiw anie się przez Freuda idiom am i o treści w oluntarystycznej m ożna by zło ży ć na karb je g o inklinacji poetyckich, niemających znaczenia dla je g o prawdziwej tezy i dających się od niej oddzielić. A le tak po prostu nie można, poniew aż to nie sam e objaśnienia Freuda, ale przytaczane przez niego przykłady każą uważać freudow skie ży czen ie za pełnoprawny m otyw, jak ten podawany dla w yjaśnienia celu, do którego zdąża się św iadom ie, a nie za w yłączn ie „tendencję naprowadzającą”, jak je nazyw a Peters. Chorobę „C złow ieka-Szczura”, która uniem ożliw iła mu 258
OBJAWY, ŻYCZENIA I DZIAŁANIA
przystąpienie do egzam inów otw ierających drogę do kariery prawniczej, Freud tłum aczy nieśw iadom ym pragnieniem odw leczenia ożenku, przez który m ógłby on w ejść w konflikt z życzeniam i sw ojego ojca. D ziew czy na w ykonująca opisany przez Freuda w W ykładzie XVII cerem oniał snu nabawiła się choroby, poniew aż pragnęła uniknąć m ałżeństw a i pozostać z ojcem . K obieta, która w tym sam ym w ykładzie wykonuje czynność przym usow ą zw iązaną z obrusem zachorowała, żeby m óc przeprowadzić separację z m ężem bez w yw ołan ia skandalu643. Związana z historią przy padku choroby Dory Frau K. zachorow ała, skoro m ogło to zniechęcić jej m ęża do dom agania się należnych mu praw m ałżeńskich. D ow iadujem y się nawet, że „do tow arzyszącego napadom histerii przygryzienia ję z y ka dochodzi najprędzej wtedy, kiedy pytania lekarza skierow ały uw agę pacjenta na trudności z rozpoznaniem różnicow ym ”. L ecz m otyw em nie je st dla Freuda jed yn ie zgeneralizow ana korzyść z choroby; są nim także bardziej konkretne cele. Obstrukcje „C złow ieka z w ilkam i” tłum aczy Freud pragnieniem zro bienia mu lewatywy. W ym ioty histeryczne to ukaranie przez zeszpecenie w w yniku w ycieńczenia. C erem oniał zw iązany z porą spania polegający na tym , że dziew czyna nie pozw alała zam ykać drzwi łączących sypial nię rodziców z jej pokojem , w yjaśnia się jako sposób na niedopuszczenie rodziców do obcow ania m ałżeńskiego. D ziew czyna wykonująca natrętną praktykę liczenia pragnie w edług Freuda ustrzec swój um ysł przed kłopo tliw ym i m yślam i. O gólnie biorąc, w ybór fobii tłum aczy Freud potrzebą zredukowania liczby okazji do w zbudzenia strachu przez przeniesienie go z obiektów trudniej na obiekty łatw iej dające się uniknąć. Zdarzają się poza tym takie m iejsca, w których Freud nawiązuje do celu am nezji (lub agnozji) i m ów i o tym tak, jak gdyby tw orzenie się ob jaw u było w yb iegiem , do którego pacjent nieśw iadom ie się ucieka, po n iew aż nie chce czeg o ś sobie przypom nieć albo przyznać się do pew nych im pulsów. W Studiach nad histerią słyszym y na przykład, iż w wypadku panienki Lucy, angielskiej guwernantki, „zysk (...) polega na tym , że nie znośn e w yobrażenie zostaje wyparte ze św iadom ości «ja»”644. A o Fraulein Elisabeth, że „udało się jej o szczęd zić sobie bolesnej pew ności, iż kocha m ęża swej siostry, w taki sposób, że stw orzyła sobie sym ptom y w postaci
643 Patrz Wstęp do psychoanalizy, dz. cyt., s. 191-195 (przyp. tłum.). 644 Sigmund Freud i Joseph Breuer, Studia nad histerią (przetłumaczył Robert Reszke). Wydawnictwo KR, Warszawa 2008/1895, s. 107 (przyp. tłum.). 259
FREUD I PSEUDONAUKA
b ólów som atycznych”. N ie c o dalej p ow ie, że „stwarzając sobie (...) ból histeryczny (...) chora w yparła ze św iadom ości w yobrażenie erotyczne i przekształciła je g o potencjał afektow y w som atyczne doznanie bólu”645. W W ykładzie VIII w e Wstąpię do psychoanalizy Freud uogólnia te ob jaśnienia, nazywając skłonności do m askow ania albo unikania bolesnych m yśli „najbardziej niezw ykłym m otyw em objaw ów i pom yłek”. Przejdźm y do pom yłek. Relacjonując teorię Freuda, W ollheim określa zam iar zapom nienia przez Freuda nazw iska Signorelli m ianem „erupcyjn ego” . G dyby tak m iało być, to przypadek „Signorelli” byłby niereprezen tatywny. N azyw anie ogólnie m ów iąc freudow skich zam iarów w ytłum a czen ia pom yłek „erupcyjnym i” jest rów nie niefortunne, jak pow iedzenie, że zamiar wygrania partii szachów w ybuchnął daniem mata. Zobaczm y, co w W ykładzie X V I sw ojego Wstępu do psychoanalizy m ów i Freud o tych pacjentach, którzy nie zam ykają drzwi m iędzy p o cze kalnią a je g o gabinetem . Z naczenie tej czynności nadaje jej pew n ego ro dzaju status paradygmatu. Freud zauw aża, że dzieje się tak tylko wtedy, gdy pacjent znajduje się w poczekalni sam jeden, i dlatego je g o prywat n ość zostaje uszanowana. M ożna w ię c p ow iedzieć, że pacjent popełniając błąd, postąpił roztropnie. I oto m am y następny szkopuł, poniew aż zjaw isko w yładow ania objawu nie tylko nie m oże być roztropne, ale i niegrzeczne. A pom im o to Freud w ten w łaśnie sposób w ypow iada się o pacjentach, którzy nie zam ykali drzwi m iędzy poczekalnią a je g o gabinetem: „(...) kto się tak zachow u je , (...) ten należy do pospólstw a i nie zasługuje na uprzejme przyjęcie”. I jak zw yk le jest w tej interpretacji Freuda co ś niczym nieuzasadnionego. Z gódźm y się, że - jak pow iada Freud - o w o roztargnienie pacjenta „ujaw nia je g o stosunek do lekarza”. Jak do tej pory, to tylko niew yrozum ow ana siła wyrazu. A le Freud idzie dalej w kierunku racjonalnej - albo lepiej - instrumentalnej koncepcji, tw ierdząc, że pacjent spodziew ał się zastać poczekalnię znanego dr. Freuda zapełnioną tłumem szukających pom ocy, a zam iast tego w chodzi do pustej poczekalni. D latego „musi jakoś zem ścić się na lekarzu za ten zbyteczny szacunek, jaki zam ierzał mu okazać”. Przy kład z drzwiam i do gabinetu lekarskiego jest zatem czysto instrumentalny i ilustruje szukanie sposobów rozum ow ego dojścia do w niosku. N ie zam y kając drzwi m iędzy poczekalnią a gabinetem lekarskim Freuda, pacjenci
645 Tamże, s. 141 i 148 (przyp. tłum.).
260
OBJAWY, ŻYCZENIA I DZIAŁANIA
ch cieli w yrazić mu sw oje lek cew ażen ie. I Freud, zgodnie z planem , czuje się urażony646. P om yłki w kolejnych przypadkach m ają nie mniej instrumentalny cha rakter. Lekarz dyżurny, który bez pozw olenia opuszcza szpital, zapom niał zgasić św iatło w sw oim gabinecie, zatajając w ten sposób sw o ją nieobec ność; inżynier, który niechętnie god zi się pracować w godzinach nadlicz bow ych , obraca zaw ór w z łą stronę pow odując awarię urządzenia, dzięki czem u m oże iść do domu; dr Stekel, który sw oim zw yczajem zam ieniał nazw iska dw óch pacjentów obcokrajow ców , poniew aż „w ten sposób m iał dać do zrozum ienia każdem u z tych sw oich pacjentów, iż nie jest on je d y nym (obcokrajow cem ), który przybył do W iednia dla zasięgnięcia je g o le karskiej rady”647. W szystkie te działania w ym agają tylko takich kalkulacji i przem yśleń, które ich w yk on aw cy przeprowadziliby, gdyby byli na tyle pozbaw ieni skrupułów, żeby podjąć je celow o. M ożna to nawet zilustrow ać na przykładzie marzeń sennych. Jeśli spy tamy, co dało śnienie snu, lub co b yło celem śnienia snu, to rzadko kiedy u słyszym y co innego niż to, że przyniosło ono zakam uflowane spełnienie życzen ia. N a przykład, sen Freuda, w którym śniły mu się sceny erotyczne z w łasn ą n ieletnią córką, był snem nie tylko naturalnie, ale i instrumental nie spełniającym życzenie. To m arzenie senne o treści erotycznej objaśnił on jak o pragnienie utwierdzenia się w przekonaniu, że naw et przyzw oici o jcow ie m o g ą przejawiać skłonności seksualne do sw oich córek w w ieku przedpokw itaniow ym i w ten sposób rozproszył dręczące go w ątpliw ości co do autentyczności aktów uw iedzenia seksualnego dzieci przez ojców , w które w tym m om encie chciał w ierzyć. M arzenie senne o treści lęko w ej pewnej pacjentki, które w ed łu g niej m iałoby św iadczyć przeciw ko freudow skiej teorii marzenia sennego jak o spełnienia życzenia, tłum aczy Freud jej pragnieniem odrzucenia niektórych zaproponowanych przez n ieg o interpretacji i w ten sposób przekonania siebie o je g o om ylności. Seria snów pewnej d ziew czyn y o skłonnościach hom oseksualnych po ob jaśnieniu ich przez Freuda ujawnia, w brew jej ośw iadczeniom na jaw ie, pragnienie bycia osob ą heteroseksualną i założenia rodziny. W końcu jed nak Freud i tak stwierdzi, że są to „sny kłam liw e i obłudne”, które śni się
646 Patrz tamże, s. 179-180. 647 Psychopatologia życia codziennego, dz. cyt., s. 275 i 108 oraz Wstęp do psychoanalizy, dz. cyt., s. 59. 261
FREUD I PSEUDONAUKA
z zamiarem w prow adzenia g o w błąd ze w zględu na perspektywy w y lecze nia oraz sprawienia mu zaw odu. Żadna z tych interpretacji nie d otyczyła wprost pracy m arzenia senne go, lecz pracownika marzenia sennego, który sprytnie aranżuje w yprow a dzanie w sposób naturalny pożądanych w n iosków z jawnej treści m arzenia sennego. W każdym w ypadku m arzenie senne m a w zam yśle skłaniać do p ew n ego rodzaju dochodzenia do w niosku rozumem. W w yjaśnieniach Freuda rozum ow anie o d giyw a jeszcze jed n ą w yraź n ą rolę. W swojej pionierskiej pracy Richard Peters przyrównał objaw y i psychoanalityczne eksplanandum ogóln ie rzecz biorąc do kierow cy, któ ry, użądlony przez osę, podskakuje i m achinalnie w ypuszcza z rąk kierow nicę. Freud w praw dzie uważa, ż e w yjaśnia nieinstrumentalny, naturalny zysk, jednak m iędzy tym , co w yjaśnia n ieśw iadom ą potrzebę i n ią sam ą n ie zachodzi taki sam typ ow y zw iązek, jak m iędzy byciem użądlonym przez o sę i następującym po nim ruchem. Z pow odu znaczenia, jak ie Freud przypisuje utajnianiu, je g o pacjenci rów nie często znajdują się, z punk tu w idzenia Petersa, w dokładnie takim samym położeniu, jak kierowca, który użądlony przez osę, roztropnie czeka na odpow iedni m om ent, kiedy będzie m ó g ł zjechać do najbliższej zatoczki, żeb y podskoczyć i wrzasnąć. W artykule „Praktykowanie objaśniania marzeń sennych w psychoana lizie” Freud m ów i o tym bez ogródek. „Im w ięcej z praktyki objaśniania marzeń sennych udało się nauczyć pacjenta, tym bardziej niejasne będą z reguły je g o późniejsze sny. Cała w iedza, jaką zdobył on na temat ma rzenia sennego, służy jako ostrzeżenie w procesie form owania się snu”648. Trudno doprawdy zrozum ieć, jak marzenia senne albo objaw y m ogą być podobnym do w yładow ań produktem procesu pierw otnego, je śli do inter pretacji w chodzi kamuflaż, pon iew aż nie jest to w yładow anie, ale liczące się z czym ś zjaw isko. „O bojętność dla drogi, po której przebiega w yła dow anie”, niełatw o p ogodzić z ideą zdobyw ania w ied zy i zw ażania na ostrzeżenia.
648 CP 2, s. 310 [Sigmund Freud, „Praktykowanie objaśniania marzeń sennych w psycho analizie” (przetłumaczył Robert Reszke). W: S. Freud, Dzieła, t. IX, Wydawnictwo KR, Warszawa 2007/1911, s. 118 (przyp. tłum.)]. 262
OBJAWY, ŻYCZENIA I DZIAŁANIA
II Pow róćm y do tych przykładów, w których daje się do zrozum ienia, że freudow skie eksplananda nie są instrumentalnie zw iązane z osiągnięciem ukrytego celu, lecz które naprawdę są (albo m ają być) od p ow ied zią na określenie przez W ollheim a ży czen ia „przedstawionego jako spełnione”, i które w edług Freuda przynoszą w ew nętrzny albo pierwotny zysk. C zy koniecznie m uszą one być podobne do w yładow ania? Jakie analogie trze ba zaproponować, żeby z ich punktu w idzenia m ożna było zrozum ieć, co Freud m a na m yśli, kiedy m ów i o zysku przynoszonym przez objawy, ma rzenia senne itd.? M ów i się o nich w zw iązku z kim ś, kto ma halucynacje, albo unosi się gniew em lub nie kryje radości, albo w yjaw ia jakąś żenującą lub d ok u czliw ą tajem nicę, albo odgryw a farsę czy cofa rękę z płom ienia. Tylko od czasu do czasu podsuw a się analogię najbardziej w iarygodną i n ajw łaściw szą w w ielu sytuacjach w ym agających w yjaśnienia, aczkol w iek n ied ającąsię p ogod zić z freudow ską tezą o spełnieniu ż y c z e n ia - k ie dy ktoś, m yśląc w duchu, porusza wargami i gestykuluje. Freud uważa, że objaw je st „kom prom isem ” m iędzy zaspokojeniem impulsu i je g o w yparciem . Jaki zw iązek zachodzi m iędzy składnikiem na gradzającym i składnikiem tłum iącym kom prom isu? C zy objaw jest czym ś takim , jak stłum iony dźw ięk w ydaw any przez człow ieka z zakneblow any m i ustam i, gdzie w łaśnie składnik ekspresyjny jest celow y i podobny do działania? C zy m oże jest nim zachow anie człow ieka, który usiłuje zapano w ać nad napadem kaszlu podczas nabożeństw a w k ościele, gdzie składnik ekspresyjny przypom ina w yładow anie, natomiast składnik wypierający przypom ina działanie? A czy objaw em będzie rezultat w ołania o pom oc przez człow ieka, któremu ktoś drugi zasłania usta dłonią, i gdzie obydw a cele są sprzeczne? A czy bek n ięcie przez zatkane zaciśniętą dłonią usta, gdzie jed en proces m echaniczny udaremnia drugi, m ożna uznać za objaw? I jeśli w szystk o to razem potraktować jako objawy, to które ujęcia objawu korelują z którymi w yjaśnieniam i? Pokażę teraz, że Freud w yraża się w sposób, który często nie pozw a la odróżnić tych m ożliw ości. M ożna by pom yśleć, że racjonalna/instrum entalna interpretacja freudow skich objaśnień ma sw oje granice, ponie w aż w iele z nich nie p ozw ala zrozum ieć, czym jest objaw, gdyż nawet nieopatrzne działanie zostanie przedstaw ione jako zrozum iałe, je śli tyl ko znajdzie się je g o sens. N a przykład cerem oniał zw iązany z porą snu u m łodej dziew czyn y Freud interpretuje następująco: „(...) obaw a erekcji 263
FREUD I PSEUDONAUKA
[łechtaczki w yraziła się] w nakazie usunięcia na noc z jej pokoju zega rów ”649, a „najsilniejsze w życiu parcie na kiszkę stolcow ą” „C złow ieka z w ilkam i” m iało być przejawem je g o filantropii. Trudno te objaśnienia w łączyć w racjonalny schem at środki — cel. Podobnie Dora utyka na no gę, dlatego że pragnie w ten sposób zaspokoić sw oją nam iętność do Herr K ., a kobieta w ykonująca czyn n ość przym usow ą zw iązaną z obrusem w zy w a pokojów kę, żeby jej w zrok skierow ać na plam ę na obrusie i w ten sposób podnieść w jej oczach prestiż sw ojego m ęża. N ieśw iad om y pow ód podjętej przez hom oseksualną d ziew czyn ę próby sam obójczej staje się zrozum iały jako „ukaranie w łasn ego ojca”, a n ieja k o „spełnienie pragnie nia posiadania dziecka z w łasnym ojcem ”. Jednak w yraźne ograniczenie koncepcji „środek — cel” tego, co w edług Freuda się w ydarzyło, będzie bez znaczenia, kiedy pobudzające życzen ie uzna się za ży czen ie przed staw ienia stanu rzeczy, a nie za ży czen ie w yw ołania. A by zrozum ieć, jak pragnienie hom oseksualnej d ziew czyn y urodzenia dziecka w łasnem u ojcu w m iesza ło się instrumentalnie w jej działanie, trzeba przyjąć, że pragnęła ona to sw oje życzen ie przedstawić czy odtw orzyć, a nie spełnić za je g o pośrednictw em . W tym m om encie załam uje się sam o kryterium działania, którym się posługujem y. W yobraźmy sob ie kogoś, kto bitw ę pod W aterloo chce przedstaw ić na stole, przy którym jada posiłki. „Solniczka to będzie M ont St. Jean, cukiernica - Waterloo, a m usztardówka - N apoleon” . A ni to in teligentne, ani nieinteligentne, ale to nie jest w yładow anie ani w idow isko. A d laczego utykanie D ory nie m iałoby reprezentować seksualnego speł nienia jej m iłości do Herr K.? (Tylko że w tedy nie sposób rozstrzygnąć, czy przykład wewnętrznej części zysku pierw otnego został przytoczony po to, żeby rozegrać fantazję w działaniu, czy też został tylko przyczyno w o z nią zw iązany, tak jak ślinienie się jest zw iązane z fantazjami biesiad nym i, a erekcja - z erotycznym i). Jest m ało prawdopodobne, żeby to rozszerzenie freudow skiego w o luntaryzmu ustąpiło nawet przed kom prom isem m iędzy zam askow anym i jaw nym zaspokojeniem : w praw dzie zam askow ane zaspokojenie jest w tej m ierze działaniem , to jednak jaw n e zaspokojenie, podobnie jak sen erotyczny, jest zjaw iskiem w yład ow czym , poniew aż nie zw aża na zasadę „nie przystoi”. To dlatego Freud niekiedy posługuje się idiom am i, które 649 Por. Wstąp do psychoanalizy, dz. cyt., s. 193 (przyp. tłum.). 264
OBJAWY, ŻYCZENIA I DZIAŁANIA
zachęcają do przyrównania osob y śniącej do kogoś, kto nie ulega halucy nacjom oazy, kiedy je st zagubiony i spragniony, tylko zadaje sobie trud narysow ania jej. Tę sam ą niejednoznaczność odzw ierciedla sposób, w jaki Freud trak tuje zapom inanie, ch ociaż tutaj je g o deliberacyjno-w yrozum ow ane relacje w yd ają się często naciągane. Z jednej strony skłonność do zapom inania nieprzyjem nych rzeczy jest przyrównywana do „odruchu ucieczki w ob liczu przykrych b od źców ”, z drugiej natom iast m otyw y zapom inania pow iada Freud - „osiągają cel dzięki p rzebiegłości”. N aw et je śli pom im o to w niektórych wypadkach zapom inanie bardziej przypomina upuszcze nie gorącego przedmiotu czy uchylenie się przed ciosem , to i tak sam o w sobie nie je st czym ś w rodzaju planowania kampanii czy nawlekania igły. M ożna też rozum ieć zapom inanie w szystkiego, co nasuwa przykre skojarzenia, na m odłę zw yczajn ego unikania przypom nień, stosow anego niekiedy św iadom ie jak o taktyka, jak w wypadku Leontesa, króla Sycylii, który nie chce, żeby mu w spom inano o je g o zmarłym synu, M am iliuszu: „Proszę cię, nie m ów tak. W iesz, że gdy o nim w spom inasz, jest m i tak, jakb y zn ó w konał”650651. Jednak sporo przykładów nasuwa problem y zw ią zane z takim rozum ieniem . Słynny przykład z aliquis65' nie sugeruje, że zapom nienie przez m łod ego czło w iek a słów w ypow iedzianych przez D ydonę p o zw o liło mu być nieśw iadom ym obaw przed niechcianą ciążą je g o przyjaciółki. A w wypadku zapom nienia nazw iska osoby wzbudzającej wstręt transakcja z m y ślą tej osob y je st rzeczyw iście w ydłużona. K iedy Freud, będąc na wakacjach, zapom niał nazw ę m iejscow ości N ervi z p ow o du skojarzenia z w yrażeniem „lekarz od nerw ów ”, to m im o w szystk o m iał św iad om ość, że je st w yp oczyw ającym na wakacjach lekarzem od nerwów. R ozw ied zion a w średnim w ieku dama, która nie m oże sobie przypom nieć nazw iska Junga, poniew aż nie ż y c z y sobie n iczego, co by jej przypom ina ło, że nie jest ju ż m łoda, pom im o to w trakcie konwersacji sama porusza tem at m łod ości. C zy w o b ec tego takie jak te zdarzenia m am y traktować jako podobne do czynności, jako rezultat niedorzecznej czy bezsensow nej przezorności, jak w w ypadku osoby do tego stopnia taktownej, że nie bę d zie m ów ić o sznurze naw et czło w iek o w i w ieszanem u, czy też jako o zja w iskach w yładow czych?
630 William Shakespeare, Zimowa opowieść (przetłumaczył Stanisław Barańczak). Wydaw nictwo W drodze, Poznań 1991, akt piąty, scena pierwsza, s. 267 (przyp. tłum.). 651 Patrz Psychopatologia życia codziennego, dz. cyt., s. 41-48 (przyp. tłum.). 265
FREUD I PSEUDONAUKA
W takich wypadkach nie bardzo w iadom o, czy pom yłkę m ożna w ziąć za działanie bezm yślne ze w zględ u na cel zapom nienia, czy m oże dzia łanie inteligentne w ob ec jak iegoś innego celu, czy też m oże nie je st to w o g ó le żadne działanie. K oniec końców , kiedy sięgnąć do pow iedzm y freudow skiego opisu pracy m arzenia sennego, to nie w iadom o, czy należy j ą przyrównać do dobrze znanego zjaw iska przypom inania czeg o ś przez co ś, czy też rów nie sw ojskiej sytuacji, kiedy co ś ma reprezentować coś, a m oże ma być użyte do przypom nienia kom uś o czym ś. Jakie to operacje m yślow e m ó g ł w yk on yw ać w swojej gło w ie Coleridge, gdy górze, o której śpiew a abisyńska dziew czyna w je g o w ierszu Chan Kubła, nadał nazw ę „góra A bora”, której darmo szukać w którym kolw iek atlasie652? To pytanie dopóty m a sens, dopóki je g o przedm iotem będzie św iadom a bierność lub św iadom a aktyw ność. Przestanie być zrozum iałe, kiedy je g o przedm iotem stanie się nieśw iadom a bierność lub nieśw iadom a aktyw ność. Pozostaje w rażenie, że zabrakło tła, na którym p rzyzw yczaili śm y się odróżniać działanie od wydarzenia, bierność od aktyw ności, rozm yśln ość od przypadkowości. W wypadku góry Abora m ożna sobie w yobrazić takie oto alternatyw ne w yjaśnienie. Coleridge bierze pod uw agę, po czym odrzuca w yrażenie „góra Abora”, które - jak p ow ied zielib yśm y - „przyszło mu do g ło w y ”, poniew aż je g o pow iązanie z dw iem a rzekami, o których w zm iankuje Bru ce653 oraz ogólny temat rzek raju nie oddają dostatecznie nastroju. Choć w je g o ustach brzmi to dorzecznie, to jednak podejrzewa, że m oże tak być z pow odu tylko dla n iego sam ego zrozum iałych skojarzeń, jakie to w yrażenie nasuwa, natom iast dla czyteln ik ów będzie to trudne w odbio rze. I w tedy przychodzi mu na m yśl, że słow o „Abora” je st odpow iednie, poniew aż w yw ołuje w spom nienie m iltonow skiego słow a „góra Amara”654, które rów nież w ystępuje w fałszyw ym raju, i dlatego w yw ołuje oddźw ięk sp ołeczn y i kulturalny, a nie w yłączn ie osobisty. To go uspokaja. Teraz ju ż m oże do słów: „D ziew czyn ę z harfą przez snu mroki / Ujrzałem któregoś wieczora: / Jej sm ukłe abisyńskie ręce / M uskały srebro strun w piosen c e ” dodać: „Piosence o górze A bora”. A le m ożna opow iedzieć tę historię rów nież w sposób, który sprawi, że nazwa „góra Amara” zostanie uznana
652 Por. przypis 221 (przyp. tłum.) 655 James Bruce (1730-1794), szkocki podróżnik. W roku 1770 odkrył źródło Nilu Błę kitnego. 654 Por. przyp. 221 (przyp. tłum.). 266
OBJAWY, ŻYCZENIA I DZIAŁANIA
za przyczynę nazw y „góra A bora”. W tedy C oleridge odbiera gratulacje z okazji celn ego podbudow ania tematu fałszyw ego raju sw oją im itacją fragmentu poematu M iltona, który odnosi się do fałszyw ych rajów, i przy znaje się, że to mu nigdy nie przyszło do głow y. K iedy jednak się pow ie, że pojaw ienie się słow a „góra Am ara” u M iltona było nieśw iadom ym w y znacznikiem dokonanego przez C oleridge’a wyboru, to nie sposób roz strzygnąć, czy pow odem je g o d ecyzji był ten w yznacznik, czy m oże tylko w płynął na n ią ja k o przyczyna. Brakuje otoczenia. Znanym z częstego m ilcząco przyw oływ anego w e freudow skich opi sach tw orzenia się objawu paradygmatem jest historia balwierza króla M idasa. C zytelnik m oże je sz c z e pam ięta z czasów szkolnych, że A p ollo ukarał króla M idasa oślim i uszam i na dow ód tego, co m yśli o je g o upodobaniach m uzycznych, i że król ukrywał je pod czapką frygijską do dnia, w którym m usiał się ostrzyc. Jego golibrodzie, któremu M idas zagroził karą śmierci za zdradzenie tajem nicy królew skich uszu, dochow anie tajem nicy w yda w ało się tak uciążliw e, że pchany pragnieniem ulżenia sobie w ykopał dół na odludziu i szepnął do niego: „Król M idas ma ośle u szy!” . U m ieśćm y króla M idasa i balw ierza w tej samej gło w ie, zastąpm y szept sym bolizo w aniem albo zakam uflowanym unaocznieniem , a otrzym am y freudow ską teorię marzeń sennych oraz teorię tw orzenia objawu, je śli w o g ó le m ożna m ów ić w tym wypadku o jakiejś teorii. Częstokroć trudno dociec, cz y sednem objawu ma być osiągnięcie zro zum ienia i w ten sposób doprow adzenie do zm iany stanów informacji, czy tylko dawanie upustu uczuciom , tak jak to zrobił balwierz. K iedy w ięc Wollheim w pewnym m iejscu powiada, że Frau K. rozchorowała się w czasie, kiedy m ąż był w domu, „aby uniknąć pożycia m ałżeńskiego”, a w innym, że posłużyła się chorobą „dla zadem onstrowania niechęci do K .”, to w yda j e m u się, że tylko powtarza to sam o tw ierdzenie. W gruncie rzeczy są tutaj trzy twierdzenia. Pierw sze, że pragnienie uniknięcia w sp ółżycia p łciow e go z m ężem jest życzeniem chorobotw órczym . Drugie, że tym życzeniem pragnie ona zakom unikow ać niechęć do w spółżycia. I trzecie, że jest to pragnienie wyrażenia tej niechęci w sposób zakam uflowany i ksobny. Freud naprawdę niekiedy m ów i tak, jak gdyby życzen ie wprawiają ce w ruch objaw, pom yłkę i co tam je szcze, m iało coś zakom unikować: „Tendencja zm ierzająca do w yrażenia sensu wprawdzie go w ypow iada, nie czyni tego jednak w pierw otnie zam ierzony przez siebie sposób”655. 655 Wykłady ze wstępu do psychoanalizy. Nowy cykl, dz. cyt., s. 18 (przyp. tłum.). 267
FREUD I PSEUDONAUKA
A kilku kom entatorów tak to zrozum iało i przekazało: jednakże jako o g ó l ne tw ierdzenie o tym , czym w edług Freuda są objawy itd., je st ono niczym nieuzasadnione, a toleruje się je tylko dlatego, że m yli się je z podobną lecz odrębną tezą m ów iącą o tym , że objaw spełnia życzen ie, żeb y m óc w iernie naśladow ać kom unikow anie się. Erik Erikson tak m ów i o analizow anych w Studiach nad histerią Freu da przypadkach: „Objawy to odroczone bezw iedne komunikaty, poniew aż biorąc całe ciało na rzecznika m ó w ią to, co zw ykły języ k pozw ala zw y kłem u czło w iek o w i p ow ied zieć wprost: «O n przyprawia m nie o m dłości», «O na przenika m nie w zrokiem », « N ie przełknę tej gorzkiej pigułki»”. A Charles Rycroft za rew olucyjne uw aża odkrycie Freuda, że „objawy neurotyczne są sensow nym i komunikatami w przebraniu” . K iedy W ollheim , idąc za Freudem powiada, że Dora w ykorzystała kłopoty z gardłem dla okazania m iłości do Herr K., to i on odw ołuje się do kom unikacji jak o racjonalnej przesłanki. Co oprócz zachcianki na zakom unikow anie zostaje tutaj (m iędzy innym i) zaspokojone? A le poniew aż jest to, jak w w ypad ku balwierza, życzen ie uniknięcia zrozum ienia (ona zacierała „zbieżność ataku choroby i nieobecność darzonego sekretną m iłością m ężczyzny, aby nie zdradzić tajem nicy tą stałą zależn ością”), to tym, co unaocznia b ezgłos D ory nie je st życzen ie zakom unikow ania czegoś, lecz ży czen ie w y p o w ie dzenia słów. B .A . Farrell pisze, że kiedy Leonardo da Vinci w spom inając, ja k to w d zieciń stw ie naw iedził go w k ołysce „sęp”, kładzie szczególn y nacisk na w ielki ogon ptaka, to „w ten sposób chce nam p ow iedzieć, że kiedyś interesow ało go ciało matki”. Farrell jednak nie wyjaśnia, dlaczego L eo nardo pow inien był ch cieć nam to pow iedzieć. W relacji Freuda z tego zda rzenia albo zn ó w m am y paradygmat balwierza, to znaczy unikanie zrozu m ienia, naśladow czą kom unikację, albo nie ma w cale kom unikacji, tylko m im ow oln e sam oodsłonięcie. Skoro rzeczyw iście objaw jest „form acją zastępczą dla czynności, któ ra nie doszła do skutku”, to tą czyn n ością jest w yp ow ied zen ie się. Freud w swojej praktyce objaśniania daje niejeden raz dow ód takiego w łaśnie rozum ienia objawu. Co w ięcej, rzeczone w ypow iedzenie się nie musi być życzen iem - życzeniem wyrażonym słow am i. To nie tylko treść przed staw ienia, dzięki któremu staje się ono spełnieniem , ale to praw dziw y akt sam ego przedstawienia. L iczne przytaczane przez Freuda przykłady to potwierdzają, o ile nie jest na nie nałożona w ym uszona interpretacja. Sko ro zatem treścią przedstawienia jest nieśw iadom e życzenie, to m am y do 268
OBJAWY, ŻYCZENIA I DZIAŁANIA
czynienia z podw ójnym spełnieniem życzenia, jako że oprócz treści, która reprezentuje pożądany stan rzeczy, je st je sz c z e sam akt życzenia, będący spełnieniem w tym sen sie, że został wyparty. N ie tylko nie było pożądane g o stanu rzeczy, ale naw et nie przyznaliśm y się, że go potrzebujemy. W y nika z tego, że nawet w ó w cza s, gd y tym , co się przejawia nie jest życzenie, lecz inna treść m yśli, a w ię c postanow ienie, zrozum ienie czy upom nienie, to nadal jest to spełnienie ży czen ia przez to tylko, że jest unaocznieniem . N ig d zie u Freuda nie znajdziem y odpow iedzi na pytanie, czy życzen ie, które zostało „spełnione” przez p ow ied zm y je g o pom yłkę „Hamilkar-Hazdrubal”, było życzen iem , żeby ojcem Freuda był jeg o brat przyrodni Emm anuel, a nie Jakub, czy m oże życzen iem , żeby uznać w jak iś sposób Emm anuela, a nie Jakuba za ojca. (W końcu to nie życzenie, żeb y Emmanuel b ył je g o ojcem , było tym życzen iem , którego spełnieniu Freud zapobiegał przez okrojenie opisu sw oich skojarzeń w yw ołanych treścią serii marzeń sennych zw iązanych z R zym em , lecz życzen ie, żeby tak pow iedzieć). „W reszcie pow iedziałem mu, co o nim m yślę. Jest łotrem ” zaspokaja ży czen ie pow iedzenia m u, że je st łotrem , a nie życzenie, żeb y był łotrem. K iedy golibroda w yszeptał: „Król M idas ma ośle u szy!”, to nie chodziło mu w cale o spełnienie życzen ia, żeby król M idas m iał ośle uszy, lecz tylko o spełnienie życzen ia podania do w iadom ości, że m a ośle uszy. W Psychopatologii życia codziennego Freud przytacza przykład parapraksji (przejęzyczenia), w którym rozm ów ca w trakcie opowiadania o tym , jak to ledw o otrzym aw szy upragnioną posadę, stracił ją, upuścił kaw ałek ciasta, który w id elcem w kładał do ust, „w następstw ie czeg o ” - kom entuje Freud - „stłum ione m yśli przybrały zam askow aną formę czyn n ości sym ptom atycznej, która w sposób sym boliczny w yraziła to, co pow inno zostać ukryte i w ten sposób przyniosło m ów iącem u ulgę pocho dzącą z nieśw iadom ych źródeł”656. Tę teorię sem antyczną, czy inaczej teo rię zastępczej w yp ow ied zi, ilustruje także przykład p echow ego karciarza, który po opuszczeniu pom ieszczen ia pozostaw ił na m iejscu sw oje rzeczy osobiste. M iał to być, w edług Freuda, wyrzut: „A leście m nie, złodzieje, złu p ili!”657. A czynność sym ptom atyczna now ożeńca w starszym w ieku podczas podróży ślubnej ma w yrażać, w edług Freuda, je g o obaw ę o to, że „był zupełnie do kitu”658. W idząc jak Dora bawi się sakiewką, Freud
656 Psychopatologia życia codziennego, dz. cyt., s. 260 (przyp. tłum.). 657 Tamże, s. 274 (przyp. tłum.). 658 Por. tamże, s. 265-266 (przyp. tłum.). 269
FREUD I PSEUDONAUKA
m ógłby pow ied zieć, że zaspokaja sym b olicznie potrzebę masturbacji. A le p ow ie co innego. Oto Dora usiłuje p ow ied zieć coś, co ma zw iązek z jej po trzebą masturbacji: pragnie dać jej upust - pantom im iczny komunikat659. Kobieta, której zw yczaj zostaw iania na talerzu niedojedzonych naj sm aczniejszych dań odpow iada zaprzestaniu w sp ółżycia p łciow ego z m ę żem („zostaw iła to, co najlepsze”), nie m oże spełniać stłum ionego ży cze nia, poniew aż ona ponow nie odgryw a sym bolicznie to, co ju ż stało się fak tem . Jest to zatem zastępcze w yrażenie odm ow y, a nie spełnienie życzenia. L ep szą ilustracją jasno sprecyzow anej teorii Freuda byłaby kobieta, która m ów iąc o sw oim m ężu niezobow iązanym do przestrzegania diety, że „m o że je ść i pić, co m nie się podoba”, nie trzymała „całego dom u pod panto flem ”, poniew aż w tedy byłoby to spełnienie życzenia, a nie tylko niczym nieuzasadnione pow iadom ienie o bieżącym stanie rzeczy, czyli zastępcza przechwałka. (C ytow any przez Rycrofta przykład pacjenta, którego prawe ramię zostało sparaliżowane z pow odu śm ierci matki będącej ,j e g o prawą ręką” pokazuje, że ta tradycja trwa nadal). D laczego Freud nazyw a objaw zaspokojeniem ? C zyżby zauw ażył, że w następstw ie sym b oliczn ego przejawiania się życzenia je g o natężenie słabnie? C zy starania panny o deflorację są mniej intensyw ne po napadach m igreny? Pew ne objaw y m o g ą być ilustracją tego, co znaw cy m agii i ry tuału nazyw ają „intensyfikacją m im etyczną”660, w obec czeg o nieskrywany przejaw nieśw iadom ej fantazji, choć sam przez się nie je st zaspokojeniem , m im o w szystk o w zm aga je . Przykładem takiej m im etycznej intensyfikacji je st nikły, przelotny uśm ieszek przyklejony do twarzy Waltera M itty’ego, gdy z chłodną pogardą, p u ściw szy w od ze fantazji stoi przed plutonem egzekucyjnym 661. A le kiedy Mitty, usiłując przypom nieć sobie listę zaku pów, zaskakuje idącą chodnikiem kobietę w ypow iedzianym i na g ło s sło w am i „puppy biscuit”662, to n iczego nie zaspokaja. G dyby jednak w trakcie
65’ Por. „Fragment analizy pewnej histerii”, dz. cyt., s. 127 (przyp. tłum.). 660 Mimetyczny (od gr. mimesis - naśladownictwo) to „naśladowczy”, „naśladujący”. W teorii mimetyczno-ofiamiczej René Girarda (ur. 1923), francuskiego antropologa i lite raturoznawcy, charakter mimetyczny ma ludzkie pożądanie (przyp. tłum.). 661 Walter Mitty - bohater The Secret Life o f Walter Mitty, najsłynniejszego napisanego w roku 1941 opowiadania amerykańskiego dziennikarza i karykaturzysty Jamesa Thurbera (1894-1961), uważanego za największego od czasów Marka Twaina amerykańskiego hu morystę. Walter Mitty to potulny jak baranek marzyciel, który od zatruwającej mu życie żony i monotonnej egzystencji ucieka w świat fantazji (przyp. tłum.). 662 Karma dla pieska (przyp. tłum.). 270
OBJAWY, ŻYCZENIA I DZIAŁANIA
swojej wspaniałej fantazji chirurga na oddziale urazowym m ruczał pod nosem „pocketa-pocketa-pocketa”663, to w ów czas m ożna by było odw ołać się do intensyfikacji m im etycznej i podciągnąć j ą pod tezę o zaspokojeniu. Tylko jaki jest pow ód, żeby uw ażać, że takie zjawiska, jak kusztykanie D ory czy w ejście Freuda jed n o piętro w yżej nie są takie, jak „puppy biscu it”, i tym sam ym n iczego nie zaspokajają, lecz takie, jak „pocketa-pocketa-pocketa”? I tak, jak potrafimy zrozum ieć, dlaczego napady histeryczne z tow arzyszącym i im energicznym i ruchami m iednicy do przodu i skur czam i kloniczno-tonicznym i m ogą, albo przynajmniej w skazują na to, że m o g ą doprowadzić do zaspokojenia seksualnego, tak nie sposób zrozu m ieć, jak m oże do tego doprow adzić taki przew lekły objaw, jak paraliż. A przecież usłużnie przenosim y poza te rzucające się w o czy nieustępliw e przypadki jakąś op ow ieść, która się w nich dopatrzyła sensu. Jeśli objawy m ają stać się zrozum iałe przez upodobnienie ich do tych standardowych przypadków przynoszenia ulgi za pośrednictwem ekspresji, to pow inno się to dokonać via podobieństw o ze w zględu na okoliczności tow arzyszące, czyli na to, co dzieje się przedtem i potem , a nie przez odniesienie do J e s z cze niezrozum iałego procesu w je sz c z e niew yjaśnionych ok oliczn ościach ” (W ittgenstein). Tak naprawdę to potrzebujem y charakterystycznych cech zaspokojonego pragnienia, a nie tego, co nam pew nego dnia ujawni jakiś libidom etr czy inny psychoanalitoskop.
III W sw oich w ypow ied ziach o psychoanalizie W ittgenstein sugeruje, że w ocen ie interpretacji psychoanalitycznych pow inno się brać pod uw agę przyzw olenie osoby, poniew aż nieodłącznym ich elem entem są powody, a nie przyczyny, tak jak to jest w wypadku freudowskich objaśnień d ow ci pów. Tylko że m iędzy funkcjonow aniem objawu i funkcjonowaniem żartu nie m a absolutnie żadnej analogii. N ie m ożna przecież prowadzić pacjenta od początku objawu do je g o końca, natomiast dowcipu nie opow iada się zaczynając od końca. W naturze jed n ego leży uzupełnienie, co u W ittgensteina nazyw a się „dalszym opisem ”, w naturze drugiego - nie, i dlatego, tak jak hipoteza, podlega ono potwierdzeniu. 663 Bezsensowne słowa naśladujące w opowiadaniu Thurbera pracę różnych urządzeń me chanicznych (przyp. tłum.). 271
FREUD I PSEUDONAUKA
O interpretacji objaw ów m ożna pow iedzieć to sam o, co W ittgenstein m ó w ił o objaśnianiu marzeń sennych: jest m iędzy nim i jak ościow a róż nica. Tak jak są interpretacje, które „poniekąd pasują je sz c z e do marzenia sennego”, tak sam o są interpretacje, które „poniekąd” pasują je sz c z e do objawu. Twierdzę jednak, że te interpretacje, które jeszcze pasują do obja w u - na przykład kolejny szc z e g ó ł zw iązany z treścią m yśli natrętnej - są pod w zględem swojej natury pojęciow ej zasadniczo przedfreudowskie. W wypadku, gdy pacjentka podaną przez analityka interpretację udzie lonej jej nagany jako , ja k gdyby w ym ierzenie policzka” uznaje za trafną albo dobrze dobraną, m ożna nie b ez racji o niej pow ied zieć, że znajduje się w uprzyw ilejow anym położeniu w ob ec tej sugestii, lecz nie m ożna po w ied zieć, że bierze pod uw agę albo że akceptuje hipotezę. A le czy m ożna p ow ied zieć, że znajduje się w uprzyw ilejow anym położeniu w ob ec twier dzenia, iż atak neuralgii twarzy, którego ona w ów czas dośw iadczyła, to była konwersja treści m y ś li,ja k gdyby w ym ierzenie policzka”? K iedy Freud pisze, że czu łość Elisabeth von R. w stosunku do szwagra „skrywała się pod m aską uczuć, jak ie m ają dla siebie krew ni”664, to daje rów nież typ ow y przykład przedfreudow skiego, hum anistycznego rozum ie nia nieśw iadom ości. Sens tej różnicy uw idacznia się je sz c z e lepiej, kiedy porów nam y freudow ską interpretację jej m yśli przy łożu śm ierci siostry: „Teraz on jest ju ż w olny, teraz m ogę zostać je g o żoną”665 z je g o interpretacjąjej histerycznych d olegliw ości: „M iejsce bólu psychicznego, którego uniknęła, zajął ból fizyczn y” . N ie je st ona w żadnej uprzywilejowanej re lacji do twierdzenia Freuda, że ból fizyczn y pojaw ił się tylko dlatego, iż to ona uniknęła bólu p sychicznego. N a zarzut skierow any do Freuda, że „nie sposób, w zw ykłym sensie tego słow a, nie uśw iadam iać sobie swojej nienaw iści czy życzenia, kiedy się je u siebie w ykryw a za p om ocą introspekcji”, John W isdom odpow iada stwierdzając, że „danemu słow u lub zw rotow i psychologicznem u m ożna nadać sens, który w iązałby je bardziej z dyspozycją osob y” bez konieczno ści nadawania im sensu bardziej behaw ioralnego. Po czym m ów i, że twier dzenia o ukrytych uczuciach m ożna interpretować w następujący sposób: „X ma w sw oim sercu nienaw iść (m iłość, pogardę) do Y-a (...) nie tyle jest kw estią tego, czy w tym m om encie, po nam yśle, tak się w ydaje, ile tego, co się będzie czuło, jeśli na przykład zdarzy się to lub o w o ”. 664 Studia nad histerią, dz. cyt., s. 142 (przyp. tłum.). 665 Tamże, s. 141 (przyp. tłum.). 272
OBJAWY, ŻYCZENIA I DZIAŁANIA
To przekonuje, tylko czy to je st je sz c z e Freud? Ile w ten sposób bę dzie m ożna ocalić z teorii nieśw iadom ości? Po pierw sze, W isdom m ów i o „ukrytych uczuciach”, a co z ukrytym i procesam i, którym Freud p ośw ię ca często tyle uw agi? C zy będzie m ożna pow iedzieć, że tw ierdzenie m ó w iące o tym , co histeryczka n ieśw iadom ie robiła czy przeżyw ała w jakiejś chw ili, zostanie uw iarygodnione przez odw ołanie się do tego, co ona „m o gła czuć, gdy zdarzyło się to lub o w o ”? A co z nieśw iadom ym i życzeniam i uzew nętrzniającym i się jak o objaw y w poniższym typow ym przykładzie: „Sparaliżowana noga histerycznej d ziew czyn y w yraża jej nieśw iadom e ż y czen ie posiadania członka, poniew aż noga jest sztywna, i zarazem ujawnia pogodzenie się d ziew czyn y z kastracją przez to, że jest sparaliżowana”666? C o ta dziew czyna m usiałaby czuć, „gdyby zdarzyło się to lub o w o ”, żeby warto b yło dać tem u tw ierdzeniu w iarę? Pacjentka m ogłaby w końcu zdać sobie sprawę z tego, że nieśw iado m ie skrywała jakiś konkretny im puls, pow iedzm y fantazję defloracji czy zajścia w ciążę, tak jak to sugeruje W isdom , ale jak w tedy m iałby się ten im puls do je g o rzekom ego przejawiania się w postaci pow iedzm y m igreny czy torsji - je g o skuteczność w produkowaniu objawów, marzeń sennych, pom yłek? C zy „uśw iadom iłaby” to sobie ona rów nież w taki sam spo sób? W wypadku tw ierdzeń m ów iących o tym , że zjaw iska takie jak te są rezultatem n ieśw iadom ego życzen ia czy m otyw acji, nie w ystarczy tylko udow odnić, że się je ma. Trzeba je sz c z e udow odnić, że zostały wprow a dzone w ży cie. A tego nie zrobi się w żaden sposób za p om ocą później szej introspekcji. Jeśli interpretacja m a być potwierdzona, to tylko tak, jak potw ierdza się hipotezę. To jednak nakłada w ięk szy niż zw yk le obow ią zek uzasadnienia o charakterze behawioralnym . M am y dość m glistą tego św iadom ość i dlatego m yślim y z punktu w idzenia w id ok ów pacjenta na ostateczne rozpoznanie bez konfrontowania tego kryterium z przykładami interpretacji na tyle konkretnymi lub typow ym i, żeby m ożna było w yka zać je g o nieodpow iedniość. C o w ięcej, absurdalność kryterium retrospek tyw n eg o sam oujawnienia przenosi się często z kw estii dow odu na kw estię zrozum iałości. C zy potrafilibyśm y je sz c z e zrozum ieć, co Dora m iała na m yśli, gdyby retrospektywnie zapew niała nas, że w m om encie m iłosnych podchodów Herr K. przenosiła w rażenie nacisku z uda do klatki piersio w ej, albo że przekształciła doznanie podniecenia w genitaliach w doznanie 666 Ludwig Eidelberg, red., Encyclopaedia o f Psychoanalysis (New York: Free Press, 1968). 273
FREUD I PSEUDONAUKA
obrzydzenia w głośni? A le je ś li naw et pozostaniem y przy twierdzeniach uw zględniających sam o tylko posiadanie nieśw iadom ych życzeń , m yśli cz y uczuć, a nie ich som atyczne uzew nętrznienie, to i tak pozostaną ude rzające różnice dzielące te przykłady, które unaoczniają sposób, w jaki W isdom tłum aczy ich charakter, od tych, które są w yraźnie typow e dla Freuda. Pogląd W isdom a na to, jak wskutek p óźniejszego dośw iadczenia m o że dojść do rozpoznania tego, co się do tej pory nieśw iadom ie czuło, m ożna odnaleźć u Freuda, kiedy ten w yjaśnia, jak to pacjentka uśw iado m iła sobie, że sw oje zadurzenie w szw agrze ukrywa „pod m aską uczuć, ja k ie m ają dla siebie krewni” w ch w ili, gdy u w ezg ło w ia umierającej sio stry ow ładnęła nią m yśl: „Teraz on je st ju ż w olny, teraz m ogę zostać je g o żoną”. A le użytek, jaki Freud tutaj czyni z pojęcia nieśw iadom ości, jest w gruncie rzeczy przedfreudowski i m ógłby być zrobiony kiedykolw iek przed nim. I był. P oniższy fragm ent z Anny Kareniny rów nie przejrzyście oddaje pogląd Wisdoma: Z początku [Anna] szczerze wierzyła, że bierze mu [Wrońskiemu] za złe zu chwalstwo, z jakim ją prześladował. Wkrótce jednak po powrocie z Moskwy na jakimś wieczorze, gdzie go wbrew spodziewaniu nie spotkała, po smutku, jaki ją ogarnął, poznała wyraźnie, że okłamywała się sama i że natarczywość Wrońskiego nie tylko nie sprawia jej przykrości, ale - przeciwnie - jest jedyną rzeczą w życiu, która ją obchodzi667. N a to, że pojęcie sam oodkrycia, a zatem i nieśw iadom ości w ystępujące w obu tych przykładach nie jest konsekw entnie freudow skie, w skazuje to, iż A nna nie m usiała czekać, aż na balu nie pojawi się W roński, żeby się do w ied zieć, że „natarczywość W rońskiego nie tylko nie sprawia jej przykro ści, ale (...) jest jed yn ą rzeczą w życiu, która j ą obchodzi” . Sam Tołstoj to sugeruje, kiedy m ów i, że ona okłam yw ała się sama. N ie pow iem y przecież o kim ś, kto nie w ie, co będzie czu ł w niezrealizow anych okolicznościach, że sam się okłamuje. A to św iadczy o tym , że w takich wypadkach to je s z cze nie jest freudowska nieśw iadom ość. Zauważm y, że zdaniem W isdom a to, co jest ukryte w czyim ś sercu ,je s t nie tyle kw estią tego, czy w tym m om encie, po nam yśle, takie się w ydaje” . N atom iast z punktu w idzenia w pełni rozw iniętego poglądu Freuda nie będzie to w o g óle k w estią tego, jakie to w tym m om encie, po nam yśle, m oże się w ydaw ać. C o najwyżej
661 Lew Tołstoj, Anna Karenina (przetłumaczyła Kazimiera Iłłakowiczówna), wyd. 3, t. 1, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1954, s. 177 (przyp. tłum.). 274
OBJAWY, ŻYCZENIA I DZIAŁANIA
m ogłob y chodzić o to, co Freud pedantycznie odróżnia jako „przedświad om ość”. A także o kolejne inform acje o tym , jak na przykład Anna wpro w adzała do ogniska św iad om ości to, z czeg o „zdaw aliśm y sobie sprawę na sposób rodzącego się półcien ia”, i te „stosunki odczuw ane, choć wprost nierozpoznane”, a nie o dostarczenie podstaw y dla now ych w niosków . K iedy Freud m ów i, że pacjent zna sens objawu, marzenia sennego, pom ył ki itp., to ani go nie zna, ani nie m usi znać w taki w łaśnie sposób. O m awiając w pierw szym rozdziale Ja i to różnicę m iędzy św iadom o śc ią i nieśw iadom ością, Freud pisze: „(...) rzecz uprzednio nie zauważana nie je st teraz rozpoznana przez św iadom ość, lecz dość często w ydaje się jej całk ow icie obca”668. 1 zaraz potem robi aluzję do antyffeudowskiej tak tyki polegającej na „chronieniu się przed nieśw iadom ością w rzeczach nie zauw ażanych i słabo zauw ażanych”. O osobie, w której gło w ie zjaw iła się nieśw iadom a m yśl, Freud m ów i, że ona „sobie tego zupełnie nie uśw ia dam ia”. W w ielu je sz c z e innych m iejscach Freud posługuje się idiom am i, które pokazują, jak bardzo je g o p ojęcie nieśw iadom ości różni się od tego, którego trzyma się W isdom . L ecz ten pogląd jest bez żadnego zw iązku po łączon y z poglądem , w edług którego pacjent m im o w szystko znajduje się w uprzyw ilejow anej sytuacji w ob ec w yjaśnień je g o stanu zdrowia. W w ykładzie VI Wstępu do psychoanalizy Freud zwraca się do słucha czy z pytaniem: „G dzież jednak, w jakiej dziedzinie, zebrać m am y d ow o dy, że czło w iek w ie c o ś nie zdając sobie z tego sprawy (...)?”669 i odpo w iada, że dow ód został uzyskany „na polu zjaw isk hipnotycznych”, kiedy to pacjent w prow adzony w stan som nam buliczny w prawdzie początkow o n iczeg o nie pam iętał, zaczął sobie przypom inać zasugerowane mu przeży cia. „P oniew aż (...) w ied ział w końcu, a znikąd nie m ógł się dow iedzieć, w ob ec tego słuszny jest w niosek, ż e i poprzednio znane mu były ow e prze życia. B y ły m u one jed yn ie niedostępne; nie w iedząc, że o nich w ie, sądził, że o nich nie w ie. A w ięc zupełnie ten sam stan rzeczy, który przypuszcza m y u śn iącego”670. A le co w tym złeg o , że osoba pohipnotyczna zaprzecza, jakoby w iedziała, co się działo podczas przerwy hipnotycznej? W jakim sensie ona w ie (jest zdolna przypom nieć to sobie) i w jakim sensie zaprze cza, że w ie, to zupełnie nie to sam o. Skoro Freud sądzi, że zjaw isko odpam iętyw ania pohipnotycznego przem awia za je g o argumentem na rzecz
“ * „Ego i id”, dz. cyt., s. 63, przyp. 2 (przyp. tłum.). 669 Wstęp do psychoanalizy, dz. cyt., s. 77 (przyp. tłum.). 670 Tamże, s. 78 (przyp. tłum.). 275
FREUD I PSEUDONAUKA
istnienia nieśw iadom ych m yśli, to w ynika stąd, iż traktuje on osobę w sta nie hipnozy jako k ogoś, kto „zapam iętuje” to, co „się z nim działo” w cza sie, o którym m ów i, że nie w ie, co się w tedy działo, a nie jako k ogoś, kto ostatecznie zapamiętuje to, co zaszło w trakcie transu hipnotycznego lub stanu hipnotycznego. W spom nienia były nieśw iadom ie obecne i dlatego on o nich „w iedział”, tylko nie w ied ział, że w ie. A le to zupełnie zniekształ ca obraz sytuacji. Przecież to n ie „procesy psychiczne zachodzące w jed n ostce” w czasie, gdy zapew niała ona o swojej niew iedzy, przypom inała po czasie osoba w hipnozie, lecz sw oje w ykonyw ane publicznie w stanie hipnotycznym czynności. Przypuśćm y, że nie było - jak się to niekiedy zdarza - utraty pam ięci, w o b ec c z e g o osoba m ów i, że w ie, co się działo. C zy w ob ec tego tym , do czeg o znajom ości ona się teraz przyznaje, będą „zachodzące w niej” procesy psychiczne? C zy nie byłoby to po prostu to sam o, co w pełen m aniery sposób p ow ied zieć, że przypom niała sobie to, co się zdarzyło i że m oże nam o tym pow iedzieć? Sięgnijm y do innego źródła, w którym Freud pow ołuje się na zjaw iska hipnotyczne. W opublikow anym po angielsku w roku 1912 artykule „N o tę on the U ncon sciou s” Freud m ó w i nie o sam ym tylko odpam iętywaniu epizodu hipnotycznego po zapew nieniach o niezdawaniu sobie sprawy z wydarzeń, ale także o zjaw isku pohipnotycznego podporządkowania się poleceniu, takiemu jak otw arcie parasola na dany sygnał671. K iedy Freud odw ołuje się do pohipnotycznego uśw iadom ienia sobie przez osobę, że pew n ą czynność w ykonała ona zgodnie z hipnotycznie w szczep io n ą jej sugestią, po to, żeby pokazać, że rów nież i śniący jest zdolny poznać zna czen ie sw eg o marzenia sennego, to tym samym daje także dow ód, iż od czasu do czasu znajduje cich ą przystań w sam oujawnieniowej koncepcji nieśw iadom ości. Jeśli jednak Freud nie znajduje się pod przem ożnym w pływ em jak iegoś tego rodzaju założenia, to po co w o g ó le zajmuje się tym , jak osoba hipnotyzow ana odpam iętuje po fakcie, i to z taką pompą: „I co w y na to?”. Argument na rzecz nieśw iadom ej psychiki, jak by j ą określił oponent tezy sam oujawniania, jest po prostu tak silny, że m oże się obyć bez obligow ania osoby hipnotyzow anej do przypom nienia sobie m om en tu otrzym yw ania polecenia. A wybierając spośród zjaw isk pohipnotycznych taką czynność, jak otw arcie parasola, Freud ułatwia sobie zadanie
671 Sigmund Freud, „Kilka uwag o pojęciu nieświadomości w psychoanalizie” (przetłuma czy! Robert Reszke). W: S. Freud, Dzieła, t. VIII, Wydawnictwo KR, Warszawa 2007/1912, s. 15-22 (przyp. tłum.). 276
OBJAWY, ŻYCZENIA I DZIAŁANIA
zinterpretowania w m ocnym , sam oujaw nieniow ym duchu twierdzenia, że osoba hipnotyzow ana będzie potem w iedziała, dlaczego to zrobiła. A le gdyby to była osoba, której p ow iedziano, że ma m ieć halucynacje albo czuć ból, albo m ieć krwotok z nosa, to zinterpretowanie jako sam oujawn ien iow ego uśw iadom ienia sobie przez nią, że stosow ała się do sugestii pohipnotycznej, w ydaje się mniej prawdopodobne. O soba poddana sugestii pohipnotycznej jest prześw iadczona, że jej po zornie nieum otyw ow ana czyn n ość je st rezultatem otrzym yw anych p oleceń w czasie, gdy była zahipnotyzow ana. Tylko dlaczego m am y m ów ić, jak uparcie twierdzi Freud, że ona w ie , iż tak było? C zy czasem nie dlatego, że Freud tak dobiera ten przykład, żeb y było w iadom o, co się w ydarzyło i że on ma rację? Jednak w wypadku marzenia sennego taka analogia nie zachodzi. Przecież gdyby b yło znane to, co się ma tak do m arzenia senne go, jak publicznie podana sugestia pohipnotyczna do otwarcia parasola, to potw ierdzenie przez śniącego byłob y zbędne. N iektórzy filo zo fo w ie m ają w zw yczaju traktować zdania typu „X nie św iadom ie pragnie P”, „X n ieśw iadom ie czuje P” tak, jak gdyby to, co w ystępuje na m iejscu P nie m iało znaczenia. C hcielibyśm y w ied zieć, co to znaczy, że konw ulsyjnie zgięte ramię d ziew czyny sym bolizuje, choć ona o tym nic nie w ie, ejakulację penisa - w ytw oru jej fantazji, a dowiaduje m y się tylko, co to znaczy nienaw idzić w łasn ego ojca, chociaż się o tym nie w ie. U siłując w ytłum aczyć interpretację nie bierze się najczęściej pod uw agę tego, że nieśw iadom e ży czen ie w ystępuje w tw ierdzeniach, które od n oszą się do zdarzenia, a nie do usposobienia. S iłą nawyku prowadzim y konw ersację w duchu przyznawania w y konaw cy czynności rzeczyw istych jej pow odów i chociaż nie w ątpim y w praw dom ów ność rozm ów cy, jednak doszukujem y się m otyw ów w je g o postępow aniu, poniew aż sposobu, w jaki je g o zachow anie zm ienia się od pow ied n io do ok oliczn ości dających mu podstaw ę do takiego zachow ania, nie da się inaczej, albo nie tak prosto w ytłum aczyć. Toteż nie zdajem y sob ie sprawy z tego, że w ielu psychoanalitycznych w yjaśnień odw ołują cych się do nieśw iadom ych życzeń nie sposób utożsam ić z taką prowa dzoną w duchu przyznawania w yk on aw cy czynności rzeczyw istych jej pow od ów konwersacją, poniew aż nie nadają się one do behaw ioralnego, lecz tylko do introspekcyjnego uzasadnienia; tak jakby na pew no się nie nadają - że p ozw olę sobie na ten absurdzik672. T ypow ą klasę interpretacji 672 W oryginale: Irishism (irlandyzm). Charakterystyczny dla Irlandczyków sposób wypo 277
FREUD I PSEUDONAUKA
psychoanalitycznych tw orzą pseudosolilokw ia, a idiomy, w które są one ubrane, zostały narzucone kon ieczn ością w yw arcia wrażenia, że ktoś, kto ży w i nieśw iadom e m yśli i pragnienia, m oże pozostaw ać z nim i w takim sam ym stosunku, jak z w łasnym i św iadom ym i m yślam i i pragnieniami. Nadając sw oim atrybucjom procesów nieśw iadom ych charakter skrajnie sam oujaw nieniow y, Freud chroni się dzięki temu przed zarzutem o to, że je g o bardziej w yszukane interpretacje są niezrozum iałe. W tym rozdziale odnotow ałem te komentarze, kw estie i różnice, które jak m i się w ydaje - narzucają się każdem u, kto zdecydow ał się na trud zro zum ienia tego, co Freud twierdzi o roli nieśw iadom ych życzeń . Szukając pospiesznie jak iegoś wyrażenia, które m ogłoby posłużyć za m nem otech niczne podsum ow anie m ojego o góln ego odczucia użytku, jaki Freud robi z tego pojęcia, natrafiłem na słow a skierowane proroczo do m nie przez W illiam a Jamesa: „D ostrzeganie różnicy m iędzy św iadom ym i i nieśw ia dom ym i stanami psychicznym i to doskonały sposób w ierzenia w e w szy st ko, co się kom u żyw n ie podoba”673,674.6734
wiadania się za pomocą archaicznych zwrotów angielskich. Tutaj wyrażenie wewnętrz nie sprzeczne, w sposób oczywisty niemożliwe do utrzymania, na przykład: „Cechą dzie dziczną mojej rodziny był brak dzieci”, albo „Jakby dokładnie zamknął drzwi”. Cioffiemu chodzi o to, że w wyjaśnianiu psychoanalitycznym pozornie nie ma sprzeczności, chociaż naprawdę jest, dlatego że traktuje się je tak, jak gdyby jego uzasadnienie odwołujące się do zachowania interlokutora było możliwe (przyp. tłum.). 673 The Principles ofPsychology , dz. cyt., Vol. 1, s. 163 (przyp. tłum.). 674 Niniejszy artykuł był opublikowany w Proceedings of the Aristotelian Society , Vol. XLVIII (1974) i ukazuje się za zgodą Wydawcy.
Rozdział 7
Czy Freud był kłamcą?
Historia odkrycia przez Sigm unda Freuda kom pleksu Edypa, i tym sam ym głów n ego źródła neurotycznej udręki, jest słynna. R ozpaliła wyobraźnię i rozgrzała serca od brzegów A zji aż po Edgware Road675. Przypom nijm y j ą sobie. W p ołow ie ostatniej dekady dziew iętnastego stulecia Freud, w iedeński lekarz specjalizujący się w zaburzeniach nerw ow ych, m iał sporo pacjen tów, którzy przypom inali sob ie pew ne w ydarzenie z dzieciństw a. O tóż byli oni m olestow ani seksualnie przew ażnie przez jed n ego z rodziców. Ogrom nie to Freudem w strząsnęło, poniew aż nie m iał bladego pojęcia o chorobo twórczej m ocy życia seksualnego; m ało tego, nie kwapił się, żeby dać temu wiarę. N iem niej uw ierzył historiom opow iadanym przez pacjentów i kiedy w ysłu ch ał ich co ś koło tuzina, zgodnie z planem ogłosił, że odkrył w łaści w ą przyczynę zaburzeń psychoneurotycznych: bierne dośw iadczenie sek sualne przed okresem dojrzałości p łciow ej. Innymi słow y - uw iedzenie. C o b yło dalej, niech opow iada b iograf Freuda - Ernest Jones: „Niektóre historie o uw iedzeniu w ydały się Freudowi po prostu niepraw dziw e, nie było zatem żadnego uw iedzenia. A le obstaw ał przy tym, że to pacjent opo w iadał mu te historie (...) dzięki tem u odkrył rolę, jaką w genezie nerwicy 675 Dzielnica Londynu, przez którą przechodzi ulica o tej samej nazwie. Siedziba Uniwer sytetu Londyńskiego (przyp. tłum.). 279
FREUD I PSEUDONAUKA
odgryw a ży cie fantazyjne dziecka”. Jak on to zrobił? Jak pom yłkę co do uw iedzenia obrócił w odkrycie roli rodziców w fantazjach dziecięcych ? O tóż Freud - snuje się op ow ieść - w yśm ien icie przeniknął fałszyw e w sp o m nienia pacjentów o uw iedzeniu ich przez jed n ego z rodziców i dotarł do skryw ającego się za nim i ich w łasn ego, w zbudzonego w d zieciństw ie pra gnienia w sp ółżycia p łcio w eg o z rodzicem . W tym rozdziale zamierzam przekonać czytelnika, że oprócz stwier dzenia, iż Freud był praktykującym w W iedniu lekarzem w ostatniej deka dzie dziew iętnastego stulecia, przytoczona o p ow ieść ma tyle mniej w ięcej w sp óln ego z faktami historycznym i, ile historyczność incydentu G eorge’a W ashingtona z w iśnią, a króla A lfreda z ciastkam i676. Łatw o pokazać, że tak jest naprawdę, trudniej jednak pokrótce to udokum entować. Freud nie oparł swojej uw iedzeniow ej teorii histerii na relacjach pacjentów o aktach przem ocy seksualnej w dzieciństw ie. Tak czy ow ak, pacjenci nie opow ia dali mu żadnych zm yślonych historii. A w tych opow ieściach o uw iedze niu, o których praw dziw ości zostali w końcu przekonani, rodzice zw y czajnie nie w ystępow ali i dlatego je st m ało prawdopodobne, żeb y były one przetworzonym i fantazjami o rodzicach. C o w ięcej, Freuda nie m ogło z w ielu pow odów zask oczyć odkrycie, że u podłoża choroby pacjentów le ż ą przyczyny o charakterze seksualnym . To raczej w łasne je g o z góry pow zięte poglądy na rolę życia seksualnego popchnęły przypuszczalnie chorych do przytakiwaniu mu. A naprawdę, jak uważam , było tak. Najpierw w prow adziło Freuda w doskonały nastrój to, jak pacjenci udzielali mu potw ierdzenia je g o uw ie dzeniow ej teorii histerii. N astępnie stwierdził, że w niektórych w ypad kach do uw iedzenia w cale nie doszło. R ecenzenci pierwszej je g o książki na temat histerii677 ostrzegali go, że istnieje duże niebezpieczeństw o, iż skutkiem stosowanej przez niego m etody pacjenci byli m ylnie przekonani 676 Według rozpowszechnionej historii o wątpliwej autentyczności, mały George Washing ton miał, zabawiając się otrzymaną w upominku siekierką, zrąbać ulubioną wiśnię ojca. Zapytany, czy wie, kto to zrobił, odpowiedział: „Nie umiem skłamać, ojcze. To ja zrobiłem moją siekierką”. Swoją prawdomównością wynagrodził ojcu stratę drzewka stokrotnie. Najpewniej apokryficzna jest także opowieść o Alfredzie Wielkim, żyjącym w IX wieku królu Anglosasów. Uciekając przed nacierającymi wojskami duńskimi, miał on znaleźć schronienie w szopie pewnego świniopasa, którego żona, nie rozpoznawszy króla, kazała mu pilnować piekących się ciastek. Pogrążony w zadumie nad losami królestwa Alfred zapomniał o ciastkach, które się spaliły (przyp. tłum.). 677 Chodzi o napisaną wspólnie z lekarzem wiedeńskim Josefem Breuerem (1842-1925) i wydaną w roku 1895 książkę Studia nad histerią, wyd. poi. 2008 (przyp. tłum.). 280
CZY FREUD BYŁ KŁAMCA?
o trafności udzielanych im przez n iego w yjaśnień. Racja była, jak się w y daw ało, po stronie krytyki. C o za w styd! I teraz Freud angażuje całą sw oją p om y sło w o ść w łagodzenie, je śli nie w pom inięcie m ilczeniem skutków doznanego upokorzenia. Freud m usiał się teraz w ytłum aczyć ze swojej uporczyw ości w d ocie raniu do scen uw iedzenia. A lbo uw iedzenia były autentyczne, albo freu dow ska m etoda rekonstruowania dziecięcej przeszłości pacjentów nie była godna zaufania. A le sporo aktów uw iedzenia okazało się fikcją, dlatego to m etoda m usiała być nieskuteczna. Freud rozwiązuje ten dylem at falsyfikując jeden z tych dw óch przeciw staw nych wariantów, wskutek czego alternatywa przybierze teraz następującą postać: „A lbo akty uw iedzenia są autentyczne, albo m oi pacjenci sam ych sieb ie okłam yw ali i dlatego ich w yznania są zm yślone. A le uw iedzenia są fikcyjne, w obec czego w yznania pacjentów są zm yślon e”. N adal jednak pozostaw ała pewna w ątpliw ość. A cz y tych rzekom ych w yznań pacjentów nie dałoby się przypisać ich po datności na sugestię? C zy czasem te w yznania nie pow stały pod w pływ em w łasnych Freuda z góry przyjętych zapatrywań na m iejsce seksualności w zaburzeniach nerw ow ych? Freud ob szed ł tę trudność nie dopuszczając do sieb ie m yśli, że m ógłby m ieć jak ieś z góry pow zięte zapatrywania na rolę seksualności. Utarło się jako elem ent psychoanalitycznego folkloru przekonanie, że do przyznania seksualności w ażn ego m iejsca w genezie chorób nerw o w ych Freud dochodził stopniow o i z oporami. I tak jak w ięk sza część tego folkloru to prześw iadczenie w z ię ło się wprost z w ielokrotnego powtarza nia g o przez sam ego Freuda. Tym czasem jest ono do końca nieprawdziwe. Freud doszukiw ał się źródeł zaburzeń nerw ow ych w życiu płciow ym pa cjentów , zanim je sz c z e rozpoczął praktykę psychoanalityczną w jej naj bardziej pierwotnej postaci. K iedy w p o ło w ie ostatniej dekady dziew iętna stego stulecia o g ło sił sw oją u w ied zen iow ą teorię histerii, brał ju ż sw oich pacjentów w krzyżow y ogień pytań o ich nawyki w życiu płciow ym . D oskonale w iem y, jak legendy wyrastają niepostrzeżenie, oddalając się coraz bardziej od faktów historycznych. W wypadku legendy otaczają cej Freuda, który m iał zrobić krok naprzód od prawdziwych uw iedzeń do fantazji edypalnych, o sob liw e jest to, że ona nie wyrastała. W yskoczyła w pełni uzbrojona z g ło w y Freuda. I dlatego stawia nas twarzą w twarz z kłopotliw ym , ale nieuniknionym pytaniem: czy Freud był kłam cą? U si łując w yjaśnić bezm iar rozbieżności m iędzy tym, jak uspraw iedliw iał on swój epizod uw iedzeniow y, i tym , jak było naprawdę, nie zlekcew ażyłem , 281
FREUD I PSEUDONAUKA
m ów iąc wprost, m ożliw ości kłam stw a. O statecznie odrzuciłem tę m yśl, poniew aż bardziej przem aw ia m i do przekonania przypuszczenie, że Freud cierpiał na rozległą am nezję, niż że bardzo niemądrze w ynajdyw ał p ow o dy, które rażąco odbiegały od opublikow anych faktów. To, że w wypadku Freuda nie m ożna m ów ić o kłam stw ie, lecz o błędach pam ięci, je sz c z e bar dziej uprawdopodobnia znana je g o charakteiystyczna skłonność do takich błędów. W eźm y dla przykładu incydent z kokainą. K iedy na początku lat osiem dziesiątych X IX w ieku w prow adzono j ą po raz pierw szy do m edycy ny, Freud stał się łatw ow iernym orędow nikiem jej klinicznych zalet. Przed krytyką, która rozgorzała po ujaw nieniu szkodliw ych następstw zażyw a nia kokainy, Freud bronił się tw ierdząc, że przyczyna tkw i w e w prowadza niu jej do organizmu za p om ocą strzykawki. K iedy natom iast podaje się j ą doustnie, czeg o on sam b ył zw olennikiem , kokaina je st nieszkodliw a. W rzeczyw istości Freud zalecał zastrzyki. Odpowiadając na zarzuty nie tylko przym knął na to oczy, ale jak się w ydaje, objął ten epizod trw ałą niepam ięcią. W ątek kokainow y pow róci raz jeszcze, kiedy Freud będzie analizow ać sw oje skojarzenia z treścią w łasnego m arzenia sennego, które zapoczątkow ało psychoanalityczne prace nad marzeniami sennym i - snu o zastrzyku Irmy678. Jednym z w ątków tego marzenia sennego było szk o dliw e działanie kokainy. Pow ołując się na ten sen Freud powtarza, że nigdy nie był zw olennikiem jej w strzykiw ania. W ygląda na to, że analiza marzeń sennych, która jest w m ocy dotrzeć do sam ego dna nieśw iadom ości, je st bezradna, nie m ogąc ujaw nić p osp olitego sam ooszukiw ania się. Jak dotąd, pokazałem jed y n ie, że nie ma przesady w upatrywaniu przy czyn y m ocno w yp aczon ego tłum aczenia się Freuda z afery uw iedzeniow ej w niew yd oln ości pam ięci. N ie pokazałem natomiast je sz c z e, ż e je g o w yja śnienia były skrajnie przekłam ane. Najpierw p ozw olę sobie d ow ieść, że to nieprawda, i ż - j a k potem Freud z uporem tw ie r d z ił-p a c je n c i opow iadali mu zm yślone historie o uw iedzeniu. Chcąc m ieć pew ność, że chorzy nie w prow adzają go rozm yślnie w błąd, tak scharakteryzował ich postaw ę w o bec uwiedzenia: „W chw ili, gdy przyw ołują do św iadom ości ow e przeży cia z okresu w czesn eg o d zieciństw a (...), próbują odm aw iać im wiary, pod kreślając, iż (...) n ie w ydaje im się, że o czym ś pamiętają”679. Jak w idać, zanim je sz c z e Freud w ykrył, że uw iedzenia były urojone, ju ż j e opisyw ał jak o przeżycia pacjentów, którym brak poczucia, że je pamiętają. A kiedy 6n Zob. na przykład: Objaśnianie marzeń sennych, dz. cyt., s. 106-118 (przyp. tłum.). 679 „W kwestii etiologii histerii”, dz. cyt., s. 55 (przyp. tłum.). 282
CZY FREUD BYŁ KŁAMCĄ?
ju ż odkrył, że uw iedzeń nie było, uznał je za „złudzenia w spom nienio w e osób histerycznych z ich dzieciństw a”680. Jak p ogodzić obydw a te stwierdzenia? Zam iast przyznać, że historie z u w iedzeniem to w ym ysły, Freud pow ia da: „ (...) pacjenci stanow czo zapew niają m nie o swej niew ierze”681*. W ten sposób daje do zrozum ienia, że n ie tylko nie m ieli oni żadnych w spom nień uw iedzenia, ale naw et nie byli przekonani o tym , że do uw iedzenia do szło. I jak to pogodzić z aktyw ną rolą przyznaną później przez Freuda pacjentom w takich oto stwierdzeniach: „H isterycy w yw o d zą sw oje obja w y z fikcyjnych urazów” cz y „Pacjenci przypisują sw oje objaw y biernym dośw iadczeniom seksualnym w e w czesn ym dzieciństw ie”? A m oże to sam Freud w yw od zi i przypisuje? Jest je sz c z e jeden argument przem awiający za tym , że Freud nieśw iado m ie podrabiał w yznania pacjentów. W sw oich retrospektywnych relacjach m ów i nam, że urojeniow e uw iedzenia pacjentów zazw yczaj odnosiły się do rodziców. A le w pierw szych artykułach na temat uw iedzenia lista uw o d zicieli obejm uje niańki, m am ki, guwernantki, nauczycieli, starsze dzieci, a naw et bliskich pow inow atych, ale nie rodziców. Jak w ięc w idać, twier dzenia, że to rodzice są u w odzicielam i, nie tylko nie ma w pierw szych artykułach Freuda poruszających kw estię uw iedzenia, ale co w ięcej - kłóci się ono z nim i. Freud m ów i tam, że w siedm iu przypadkach uw odzicielam i byli bracia, a poniew aż braci m ożna rów nie łatw o zidentyfikow ać jak ro dziców , to dyskrecja nie jest uspraw iedliw ieniem tej rozbieżności. N aw iasem m ów iąc, gdyby naw et pacjenci Freuda jak jeden m ąż byli przekonani, że zostali uw iedzeni przez rodzica przeciwnej płci, to i tak nie w iadom o, dlaczego m iałaby to być naturalna przemiana dziecięcych fantazji o uw iedzeniu rodzica przeciwnej płci. Freud niechętnie m ów i, dlaczego tak m a być i tylko zapew nia, że w spom nienie uw iedzenia mniej chorego boli, niż przyznanie się do w łasnych kazirodczych skłonności w dzieciństw ie. L ecz czyżb y m yśl o tym , że się było seksualnie w ykorzy stanym przez w łasną matkę była rzeczyw iście mniej przykra niż m yśl, że się jej niegdyś pożądało? N ie znam nikogo, kto by tak uw ażał, natomiast nie m ogę zrozum ieć, d laczego ci, którzy tak ochoczo klepią trzy po trzy o kom pleksie Edypa, czują się z lekka dotknięci, kiedy tylko próbuje się
680 „Moje poglądy na temat roli seksualności w etiologii nerwic”, dz. cyt., s. 135 (przyp. tłum.). Por. „W kwestii etiologii histerii”, dz. cyt., s. 56 (przyp. tłum.). 283
FREUD I PSEUDONAUKA
prow adzić dyskusję na pew nym poziom ie szczegółow ości. A skoro tak czy ow ak przypisyw ane dzieciom fantazje są nieśw iadom e, to czy ż nie sta now i to w ystarczającego zab ezpieczen ia przed sam ooskarżeniem ? Po co je sz c z e na w szelk i w ypadek w yw racać w szystko do góry nogam i i zrzu cać na rodziców aktyw ną rolę, którą w rzeczyw istości odgryw a dziecko? Szkoda naw et pytać. N a razie pow iedziałem tylko, że pacjenci Freuda nie opow iadali mu historyjek o uw iedzeniu, a nie, że on sam to robił. M oje pow ody, żeby tak tw ierdzić, m ają w znacznej m ierze charakter poszlakow y. N ajpierw kw e stia bezgranicznego zaufania Freuda do w łasnych zdolności diagnostycz nych, p ołączonego z najbardziej n iep sych ologiczn ą n iech ęcią do uznania siły sugestii. Oto co pisał w swojej książce o histerii wydanej w roku 1895, na rok przed opublikow aniem trzech artykułów pośw ięconych uw iedzeniow ej teorii histerii: „N ie m usim y się w ięc obaw iać m ów ienia w obecno ści chorego o tym , co naszym zdaniem pojawi się jako następny zw iązek - nic to nie szkodzi”682. Jeden drobny dow ód św iadczący o tym , ż e Freud m iał w zw yczaju prze kazyw anie pacjentom w łasnych podejrzeń o uw iedzenie, pochodzi z ana lizy jed n eg o z je g o marzeń sennych. Przyśniło mu się, że robi wyrzuty pacjentce za to, iż nie zgadza się z podanym jej przez n iego rozpoznaniem choroby, i że w iną za d o leg liw o ść obarcza ten sprzeciw. Freud roztrząsa sw oje skojarzenia z treścią marzenia sennego, po czym pisze, że czyn io ne w e śnie wyrzuty były przypuszczalnie powtórzeniem wyrzutów, które robił pacjentce na jaw ie. I dodaje: „W ow ym czasie uw ażałem (...), że m o je zadanie sprowadza się w yłączn ie do inform owania chorych o ukrytym znaczeniu ich sym ptom ów ”683. W rzeczyw istości był to sen o zastrzyku Irmy, a poniew aż znana jest dokładna je g o data, m ożna w ięc stąd w n o sić, że Irma była pacjentką z grupy pierw szych przypuszczalnie uw ied zio nych pacjentów Freuda. C zy pochopny byłby zatem w niosek, że „ukryte znaczenie sym ptom ów ”, o którym Freud m iał w zw yczaju inform ow ać w ow ym czasie pacjentów, to było uw iedzenie seksualne w dzieciństw ie? P ow ie ktoś, że to mało przekonujący argument. Z obaczm y w ob ec tego, m oże znajdzie się lepszy. W czasie, gdy Freud był przekonany, że ma p o tw ierdzenie swojej uw iedzeniow ej teorii histerii, którego dostarcza mu ż y cie codzienne, pewna chora w yznała mu, że kiedy była m ałą dziew czynką, *685 682 Por. Studia nad histerią, dz. cyt., s. 250 (przyp. tłum.). 685 Objaśnianie marzeń sennych, dz. cyt., s. 108 (przyp. tłum.). 284
CZY FREUD BYt KtAMCĄ?
została zgw ałcona przez w łasn ego ojca. „O czyw iście” - pisał Freud do przyjaciela, któremu relacjonow ał ten przypadek - „nie oponow ała, kie dy jej pow iedziałem , że takie i je sz c z e gorsze rzeczy m usiały j ą spotykać w d zieciń stw ie”684685. D zieje uw iedzeniow ej teorii histerii nasuwają jeszcze jed n o pytanie o to, jak Freud doszed ł do w niosku, że je st ona błędna? I tym razem m a on na nie g otow ą odpow iedź, tyle, że i tym razem rozmija się ona całkow icie z prawdą. K iedy d ziew ięć lat później po raz pierw szy publicznie przyzna się do błędu, to tak będzie się bronić: „(...) W ow ym czasie je sz c z e nie w iedziałem , iż indywidua, które pozostały normalne, w latach dzieciństw a m og ły być narażone na przeżycia tego rodzaju”685. A le on bardzo dobrze 0 tym w iedział. W pierw szych artykułach o tem atyce uw iedzeniow ej pi sał: „(...) łatw o znaleźć osoby, które przypom inają sobie sceny uw iedzenia 1 w ykorzystania seksualnego w okresie dzieciństw a, a jednak nigdy nie stały się w w yniku tego histeryczne”686. Skąd zatem taka sprzeczność? Tłum acząc się w ięc z popełnionej pom yłki uw iedzeniow ej Freud w y jaśnia, że do jej w ykrycia d oszło w tedy, gdy uśw iadom ił sobie, iż - jak to sam ujmuje - „indywidua, które pozostały normalne, w latach dzieciń stw a m ogły być narażone na przeżycia tego rodzaju”. A le to sugeruje, że pom yłka co do uw iedzenia m iałaby polegać tylko na nieprzem yślanym dokonaniu przez niego ekstrapolacji na o g ó ł histeiyków , a nie na w yp om i naniu chorym , że opow iadają zm yślon e historie o uw iedzeniu. A o tym , do ja k ieg o stopnia Freud nie potrafi przyzw yczaić się do m yśli o popełnieniu błędu, św iadczy pierw sza część cytow anego w yżej zdania, m ów iącego, o dziw o, o uw iedzeniach: „N ie m ogę tu przyznać, że (...) przeceniłem czę stotliw ość w ystępow ania czy znaczenie tych w p ły w ó w ”687. Potrzeba było aż d ziew ięciu lat, żeby Freud m ó g ł się przem óc i publicznie przyznać się do pom yłki uw iedzeniow ej, a kiedy przyszło co do czego, stchórzył. Jak w ięc Freud przekonał się o realności aktów uw iedzenia? Oto je g o odpow iedź: „D opuszczając do głosu sym ptom y histeryczne”688. Zam iast oprzeć sw oje przekonania na św iad ectw ie pacjentów, Freud dow odził, że tak jak lekarz dociera do przyczyny obrażenia fizyczn ego bez zasięgania 684 J.M. Masson, red., The Complete Letters o f Sigmund Freud to Wilhelm Fliess, 18871904, (Cambridge: The Belknap Press, 1985), s. 238. 685 „Trzy rozprawy z teorii seksualnej”, dz. cyt., s. 82 (przyp. tłum.). 68* „W kwestii etiologii histerii”, dz. cyt., s. 57 (przyp. tłum.). 687 „Trzy rozprawy z teorii seksualnej”, dz. cyt., s. 82 (przyp. tłum.). 688 Por. „W kwestii etiologii histerii”, dz. cyt., s. 46 (przyp. tłum.). 285
FREUD I PSEUDONAUKA
informacji u poszkodow anego, tak i w wypadku histerii analityk, obyw a ją c się bez św iadectw a chorego, potrafi idąc od objawów, dotrzeć do ich przyczyn. D laczego jednak m usiał się posunąć aż do utajnienia przed samym so b ą prawdziwej podstaw y do przekonania się o realności uw iedzeń w d zie ciństw ie? Z bardzo łatw o zrozum iałego powodu. N ie od w ażył się zaak ceptow ać tego sposobu rozum ow ania, który p o zw olił mu przekonać się o autentyczności aktów uw iedzenia, dlatego że był to taki sam rodzaj rozu m ow ania, któiym przez resztę sw ojego życia zaw od ow ego m iał się p osił kow ać, rekonstruując d ziecięcy św iat fantazji i ogólnie treść nieśw iadom o ści. W ychodzi to w yraźnie na ja w w jednym z je g o pierw szych artykułów o tem atyce uw iedzeniow ej, w którym, usiłując rozwiać w ątpliw ości co do realności sceny uw iedzenia, stwierdza, że „w ydaw ałoby się, iż przeżyw a on j ą z w szelk im i adekwatnym i do tego doznaniam i”689. Pora na podsum ow anie. Freud nie dlatego om ylił się co do uw iedze nia, że uw ierzył op ow ieściom pacjentów, i nie dlatego, że nic nie w iedział o tym , iż osoby, które w d zieciń stw ie były m olestow ane seksualnie w cale nie m uszą nabawić się nerwicy, ani w reszcie dlatego, że nie d ocenił często ści w ystępow ania zjaw iska uw iedzenia seksualnego w ogólnej populacji. On ten błąd popełnił dlatego, że stosow ał procedurę, która po dziś dzień stanowi podstaw ę dla psychoanalitycznych konstrukcji życia w okresie dzieciństw a i polega na przypisyw aniu pacjentom pew nych dziecięcych dośw iadczeń, poniew aż analitykom się w ydaje, że oni je przeżyw ają „ze w szystkim i adekwatnym i afektam i”. Nauką, jak ą Freud pow inien był w yciągnąć z odkrycia, że uw iedze nia w okresie w czesn ego dzieciństw a, będące w edług niego sw oistym i przyczynam i psychonerw icy, nierzadko okazyw ały się fikcyjne, nie było to, że d ziecięcy św iat fantazji odgryw a taką sam ą w ażną rolę w genezie zaburzeń neurotycznych, jak rzeczyw iste wydarzenia w życiu dziecka, lecz to, że w łasna je g o m etoda uzyskiw ania od pacjentów op ow ieści o ich dzieciństw ie, a co jesz c z e w ażniejsze - interpretowania sposobu, w jaki te op ow ieści zostały w ydobyte, była nierzetelna, co m usiało skutkować niezgodnym i z rzeczyw istością rekonstrukcjami wprowadzającym i w błąd nie tylko lekarza, ale i sam ego chorego. A le zam iast tak zm odyfikow ać sw oją procedurę, żeby nie narażać się na ryzyko w yprow adzania fałszy w ych w niosków , Freud robi w szystk o, byleby sam e te w nioski były tak 6IWTamże, s. 56 (przyp. tłum.). 286
CZY FREUD BYŁ KŁAMCĄ?
bardzo nieprecyzyjne, żeby ju ż nigdy w ięcej nad jeg o m etodam i nie w isia ło niebezpieczeństw o. Jest pew ien aforyzm N ietzsch eg o , który Freud raz i drugi cytuje, żeby unaocznić p ow inow actw o je g o m yśli ze sw oją własną. „«Zrobiłem to», pow iada m oja pam ięć. « N ie m ogłem zrobić tego» - pow iada m oja duma i je st nieubłagana. W końcu pam ięć ulega”690. Po latach Freud co i raz po dejm ow ał próby odtw orzenia dociekań, które go doprowadziły do uznania, najpierw, że uw iedzenie seksualne, a potem - kazirodcze zm yślenia w sp o m nien iow e leżą u podłoża każdej psychonerw icy. W sw oim w ykładzie sta rałem się pokazać, że ilekroć Freud podejm ow ał te próby, je g o duma nigdy nie zaznała goryczy porażki. Tylko pam ięć ulegała691.
6,0 F. Nietzsche, Poza dobrem i złem (przetłumaczy! Stanisław Wyrzykowski). Nakładem Jakóba (sic!) Mortkowicza, Warszawa 1904/1885. Aforyzm 68, s. 96 (przyp. tłum.). 691 Wykład pierwotnie wygłoszony w studiu radiowym BBC 3 w październiku 1973 roku i po raz pierwszy opublikowany w The Listener (7 lutego 1974 roku). Przedruk za zgodą.
Rozdział 8
Od „naukowej bajki" Freuda do poprawnej politycznie „naukowej bajki" Massona Grono ludzi gotow ych gorliw ie przytakiwać i przyznawać się do wiary w kom pleks Edypa chyba n ieco się uszczupliło. Tak czy inaczej Jeffrey M asson, sanskrytolog, psychoanalityk i były kierownik A rchiw ów Freu da, ju ż do niego nie należy. W swojej książce w yjaśnia w sposób, który naraża go na kom prom itację, co było pow odem , z jakiego Freud m iał od w ołać sw oją u w ied zen iow ą teorię histerii i zastąpić ją kom pleksem Edypa. K siążka jest nie lada w yczynem w preparowaniu w yjaśnień nie mniej ten dencyjnych i nierzetelnych, niż w yjaśnienia sam ego Freuda. M asson uw a ża, że Freud pod naciskiem m ocnych d ow odów em pirycznych najpierw u w ied zen iow ą teorię histerii zaakceptow ał, po czym j ą tchórzliw ie porzu cił. Tak naprawdę to on tę dyskusyjną teorię przyjął dlatego, że bardzo mu zależało na zw róceniu na siebie uw agi świata lekarskiego, a zrezygnow ał z niej wskutek w zięcia jej po n iew czasie pod rozwagę. D la garstki ludzi niezależnego i w n ik liw ego ducha było od dawna o czy w iste, że przejście Freuda od tezy m ów iącej, iż u podłoża psychonerw icy leży w spom nienie pacjenta o je g o wykorzystaniu seksualnym w dzieciń stw ie692 do poglądu, w edług którego jej przyczyną jest d ziecięce fantazjo
692 Słowami: „To brzmi jak naukowa bajka” Richard Krafft-Ebing skwitował wystąpienie Freuda na forum Wiedeńskiego Towarzystwa Psychiatrycznego i Neurologicznego w dniu 288
OD „NAUKOWEJ BAJKI" FREUDA DO POPRAWNEJ POLITYCZNIE...
w anie o treści kazirodczej, to stek bzdur i kłam stw pom im o przetworzenia g o z niew ielkim i zm ianam i w ponoć autorytatywnych i naukow ych pra cach takich autorów, jak Ronald Clark czy Frank Sulloway. B ezsporną zaletą książki M assona jest to, że nawiązuje ponow nie do trzech pytań, na które do tej pory dawano nader niezadow alające odpo w ied zi. D laczego Freud op ow ied ział się za u w iedzeniow ą teorią histerii? D laczeg o j ą odw ołał? I d laczego zastąpił j ą teorią, u której podłoża leżą konflikty z pow odu kazirodczych pragnień? W szakże relacja, ja k ą M asson zdaje zarów no z tego, w co Freud w ierzył, jak i z pow odu, dla którego przestał w to w ierzyć, jest przekłamana. M asson p ośw ięca cały rozdział na makabryczne opisy tortur i w yk o rzystyw ania seksualnego dzieci, o których d ow iedział się podczas sw ojego pobytu w klinice Charcota: „Najprawdopodobniej Paryż dostarczył Freu d ow i przeżyć i materiału d ow od ow ego, na podstaw ie których zbudow ał on w roku 1896 sw o ją tezę m ów iącą, że u podłoża zaburzeń neurotycznych leżą rzeczyw iste urazy seksualne doznane w d zieciństw ie”. M asson tru dząc się b ezsen sow n ie nad udow odnieniem , że w okresie, w którym Freud przebyw ał w Salpêtrière, tem at seksualnego w ykorzystyw ania dzieci był aktualny, pragnie podbudow ać sw oje tw ierdzenie, iż ten, usłuchaw szy przestrogi, jak ą było dla niego to d ośw iadczenie, był tym bardziej goto w y dać a priori wiarę nieprzekonującym relacjom sw oich pacjentów o ich w ykorzystyw aniu seksualnym w e w czesn ym dzieciństw ie. B ezsen sow n ie dlatego, że to nie temu zjaw isku, które M asson tak gorliw ie dokumentuje, freudow ska teoria uw iedzenia seksualnego przypisuje chorobotw órczą siłę oddziaływ ania. To nie ból, paniczny strach cz y obrażenia fizyczn e są w j e g o teorii przyczyną choroby, lecz przedw cześnie rozw inięte podniecenie seksualne. D zieck o m oże przym ierać głodem , być bite albo torturowane, lecz jeśli w tym samym czasie n ie będzie pobudzone seksualnie, to takie dośw iadczenia nie pociągną za sob ą żadnych chorobow ych następstw. N ie ma także M asson racji tw ierdząc, że sw oje przekonanie o realności aktu uw iedzenia seksualnego Freud oparł na przypom nianych i opisyw a nych przez pacjentów w trakcie analizy wersjach wydarzeń, jednak tutaj pada on ofiarą nie swojej w łasnej tendencyjności, lecz opartych na retrospekcji konfabulacyjnych albo kłam liw ych relacji Freuda. A le nawet rela cje Freuda z w ydarzeń pochodzących z tego sam ego okresu nie układają 21 kwietnia 1896 roku, w którym przedstawił on swojąuwiedzeniowąteorię histerii (przyp. tłum.). 289
FREUD I PSEUDONAUKA
się w logiczn ą całość. K iedy bow iem pragnie on w esprzeć argument prze m aw iający za realnością aktów uw iedzenia, to daje do zrozum ienia, że to sam i pacjenci przypom nieli je sobie i op ow iedzieli, natom iast gdy ch ce uniknąć posądzenia o naiw ne niezdaw anie sobie sprawy z tego, że te sceny uw iedzenia m o g ą być histerycznym i w ym ysłam i, to pow ie: „(...) w ch w i li, gdy przyw ołują do św iadom ości o w e przeżycia z okresu w czesn ego dzieciństw a (...) nadal ( . . . ) próbują odm aw iać im wiary, podkreślając, iż (...) nie w ydaje im się, że o czym ś pamiętają”693. (A tak na m arginesie, czy człow iek honoru przedstaw iłby ten stan rzeczy m ów iąc, że „pacjenci w sw oich w ypow iedziach przypisyw ali w łasne objawy biernym dośw iad czeniom seksualnym z okresu w czesn eg o dzieciństw a”, jak to zrobił Freud w roku 1914?). Freudow skie rekonstrukcje nie m ają oparcia w w yznaniach pacjentów, lecz w je g o w łasnych teoretycznych potrzebach i/lub intuicjach. O auten tyczn ości uw iedzeń Freud był przekonany nie dlatego, że pacjenci przypo m inali je sobie i opow iadali m u o nich, ale dlatego, że je g o zdaniem oni je odtwarzali. Drugą okolicznością, która um ocniła go w przekonaniu o ich realności, było odkrycie je g o w łasnych pedofilskich im pulsów. W jednym z listów do Fliessa relacjonuje sw ój sen, w którym zabawia się nieprzy zw o icie z w łasną d ziew ięcioletn ią córką (a nie, jak twierdzi Jones w The Life and Work o f Sigmund Freud, bratanicą). M asson z uporem twierdzi, że Freud odw ołał sw oją u w ied zen iow ą teorię histerii „nie ze w zg lęd ó w teoretycznych czy też klinicznych, lecz dlatego, że zabrakło mu cyw ilnej odw agi”. A le ten brak cyw ilnej odw agi ujaw nił się nie w tym , co Freud porzucił, lecz w tym , co uparł się, żeby za trzymać: przechwałka, że za p om ocą m etody psychoanalitycznej, zw łasz cza objaśniania marzeń sennych, potrafi zrekonstruować od eszłe w prze szło ść lata dzieciństw a. Powtarzane przez M assona twierdzenia, że Freud odrzucił opowiadania pacjentów o uw iedzeniu jako zw ykłe kłam stwa, dają w iele do m yślenia o je g o zrozum ieniu freudowskiej argumentacji. Freud nie oskarżał sw oich pacjentów o kłam stw o, a pow strzym ało go przed tym co ś w ięcej, niż tylko m iłość b liźniego, gdyby bow iem tak postąpił, to tym sam ym m usiałby postaw ić pod znakiem zapytania tw ierdzenie, iż „przypo m inając” sobie akty uw iedzenia w dzieciństw ie, pacjenci rekonstruowali w zniekształconej postaci sw oje d ziecięce przeżycia zw iązane z kazirod czym fantazjowaniem . K om pleks Edypa zarówno w yjaśnia w spom nienia 6,3 „W kwestii etiologii histerii” , dz. cyt., s. 55 (przyp. tłum.). 290
OD „NAUKOWEJ BAJKI" FREUDA DO POPRAWNEJ POLITYCZNIE...
dorosłych o uw iedzeniach, jak też je st przez nie uwiarygodniony. G dyby Freud podał w w ątpliw ość szczerość przekonania pacjentów o tym , że z o stali uw iedzeni, byłoby to fatalne w skutkach tak dla kom pleksu Edypa, jak i uw iedzeniow ej teorii histerii. D la czeg o w ięc Freud uznał, że do w ięk szości spośród osiem nastu ogłoszon ych początkow o przez niego przypadków uw iedzenia, nigdy nie doszło? W prawdzie pow iedział, że stało się tak „z pow odu sprzeczności w niezaw odnie dających się stw ierdzić ok olicznościach”, niem niej trud no byłoby skonstruować w iarygodny scenariusz wydarzeń, podążając tym torem. „Córka pańska, szanow ny panie, uczyniła aluzje pod adresem pew nych dziw acznych o sob liw ości pańskiego usposobienia seksualnego. Zastana w iam się, czy dla dobra nauki nie zechciałby pan ich uw ierzytelnić, a m o że naw et coś do nich dodać?” Chyba n ie często odbyw ało się to w taki sposób. A zresztą czeg o dow iodłoby zaprzeczenie? M ożna by w wyniku dochodzenia uniew innić konkretnego uw odziciela z powodu n ielogiczn o ści lub anachroniczności historii o uw iedzeniu, ale jak na tej podstaw ie udow odnić, że nigdy nie było żadnego uw iedzenia? Freud doskonale w ie dział o tym , że pozorne przypom nienie m oże zawierać elem enty zarówno zgod n e z prawdą, jak i niepraw dziw e. Podejrzewam , że je g o „sprzeczności w dających się stw ierdzić ponad w sz e lk ą w ątpliw ość okolicznościach” idą w parze z badaniami Cyrila Burta nad bliźniętam i jednojajow ym i. Freud dlatego zrezygnow ał z uw iedzeniow ej teorii histerii, że zdał so bie sprawę z tego, iż tem at uw iedzenia seksualnego został wprow adzony do m ateriałów sesji analitycznych dzięki je g o własnym z góry pow ziętym koncepcjom . Trudność tkw iła w tym , jak uw olnić się od teorii i przy tym nie przyznać się, że m etoda psychoanalityczna była nierzetelna. N ależało w ięc znaleźć takie w ytłum aczenie popełnionego błędu, które by w skazy w ało, że „w inę za to nieoczekiw ane rozczarowanie ponosi nie analiza, lecz w jak iś sposób sam chory”, jak Freud pow ie dw adzieścia lat później w e Wstępie do psychoanalizy. C oś z tego m oże być także w poglądzie, że Freud odkrył kom pleks Edypa w trakcie autoanalizy, po czym nałożył go na dane pochodzące z je g o praktyki klinicznej. To by w yjaśniało, dlaczego praktyka kliniczna, której głów nym tematem były kobiety ponoszące skut ki relacji dziecka z ojcem , m ogła podsunąć Freudowi pom ysł w ykorzysta nia mitu greckiego o m ężczyźn ie, który poślubił w łasną matkę. (B iedne kobiety. N aw et ich kłopotom nie było dozw olone w ystępow ać pod ich w łasnym i im ionam i). Sposób, w jaki Freud przechodzi od „w spom nień”
291
FREUD I PSEUDONAUKA
sw oich p acjentów -m ężczyzn o niepraw dziw ych uw iedzeniach do ich praw dziw ych kazirodczych fantazji, jest n iew iele mniej nieuzasadniony. M im o że nie donosi ani o jednym „w spom nieniu” uw iedzenia przez matkę, to jednak dom aga się, żebyśm y uw ierzyli, iż to w łaśnie d ziecięce kazirodcze pożądanie skierowane na m atkę leży u podłoża w spom nień je g o dorosłych pacjentów -m ężczyzn o uw iedzeniu. R ozdział p ośw ięcon y ep izod ow i z kuracji Em m y Eckstein je st ciekawy, ale bez zw iązku z tem atem . M asson m ów i w nim o tym , jak to Freud błęd nie zdiagnozow ał pooperacyjne krwotoki z nosa pacjentki jako typow o histetyczne, a tym czasem ich przyczyną był pozostaw iony w ranie kawa łek gazy higienicznej. M a to być rzekom o taki zw iązek: zam iast przyznać, że Em m a ponosi konsekw encje uw iedzenia seksualnego w dzieciństw ie, Freud przypisał krw aw ienie m echanizm ow i histerii. „G dyby (krwotoki z nosa) Em m y Eckstein nie m iały żadnego zw iązku z życiem , to jej w c z e śniejsze relacje ze scen uw iedzenia byłyby także fantazjami”. N aw et gdy by M asson m iał do dyspozycji lepsze podstawy niż te, na których opiera sw oje przekonanie o uw iedzeniu seksualnym Em m y Eckstein, to i tak nie m iałoby to żadnego w p ływ u na zaproponowane przez Freuda w yjaśnie nie jej objaw ów jako konwersji histerycznej. Te kw estie nie m ają ze sobą absolutnie żadnego zw iązku. Sposób w yjaśniania, jaki Freud zastosow ał do w ytłum aczenia krw otoków E m m y („na życzenie. K rwawiła z powodu tęsknoty”), nie potrzebow ał ju ż żadnej ukrytej m otywacji. Trzy lata przed incydentem z E m m ą Freud składał hołd niesam owitej potędze nieśw iado m ości histeryków, zdolnej w y w o ły w a ć obiektyw ne fizyczne zm iany w ich ciałach. M iał skłonność do takich jaw n ie i samych w sobie pociągających niedorzeczności (patrz sposób wyjaśniania przez Frau Tumler jej krw oto k ów m acicznych w Czarnym łabędziu Tom asza Manna). M asson kończy następującym morałem: „Przenosząc punkt ciężk ości z realnego świata goryczy, przygnębienia i okrucieństwa na w ew nętrzną scenę, na której aktorzy odgryw ali zm yślon e dramaty przed niew idzialną publiczn ością przez nich stworzoną, Freud zaczął oddalać się od realnego świata ( . . . ) ”. A czy M asson nie jest równie w inny odw rócenia uw agi od goryczy, przygnębienia i okrucieństw a realnego świata w stronę swojej koncepcji w stylu News o f the WorlcP94? C zyżby szedł on przez życie nie obaw iając się o nic innego, jak tylko o to, że m oże paść ofiarą gwałtu lub
m Tytuł największego dziennika brytyjskiego (przyp. tłum.).
292
OD „NAUKOWEJ BAJKI" FREUDA DO POPRAWNEJ POLITYCZNIE...
bandyckiego napadu na ulicy? I niby dlaczego w edług niego z dziećm i m iałoby być inaczej? N ieza leżn ie od tego, na ile je st miarodajna, m assonow ska teoria nerw i cy odw ołująca się do d ziecięceg o uw iedzenia żyje cudzym kosztem w tym sensie, że opiera się na założeniu, iż oprócz osobistej obsesji M assona na punkcie w ykorzystyw ania seksualnego dzieci nie ma żadnej innej alter natyw y dla nieum iarkowanych, surrealistycznych projekcji freudystów i kleinistów . A przecież istnieje inna tradycja wyrażania zaniepokojenia czyhającym i na dziecko niebezpieczeństw am i, w której nie pozw ala się sob ie na niedające się sprawdzić spekulacje i w której nie sprowadza się źródeł goryczy do jaw n ego okrucieństwa. To tradycja lana Suttiego695 oraz Johna B o w lb y ’eg o 696697. M asson praw idłow o ocenia bezpodstaw ność zbagatelizow ania przez Freuda dających się stw ierdzić ok oliczn ości z okresu dzieciństw a je g o pa cjentów , ale błędnie ocenia je g o znaczenie. Freud nie po to od w ołał się do d ziecięcych fantazji kazirodczych, żeby uciec od opow iedzenia się za „niepopularną” u w ied zen iow ą teorią histerii, lecz po to, żeb y m óc uparcie trwać przy sw oich bezpodstaw nych założeniach diagnostycznych. Trudno zrozum ieć tę niech ęć do osw ojenia się z m yślą o stopniu freu d ow sk iego oportunizmu i dlatego upłynie je sz cze trochę czasu, zanim przestanie się m ów ić o „Freudzie niestrudzenie poszukującym prawdy”. (C hociaż ju ż co poniektórzy bardziej wyrafinowani je g o w ielb iciele przy gotow u ją następną rolę: „Freud - uspraw iedliw iony krzyw oprzysięzca w słusznej sprawie”). W szystkich tych, którzy nie są przekonani ani o pra w o ści Freuda, ani o słuszności je g o sprawy, niech p ocieszy w ich krótko trwałym poczuciu darem ności zw róconych na w yjaśnienie tego nieporo zum ienia usiłow ań, ta oto refleksja sam ego Mistrza: G łos intelektu brzmi cich o, ale nie ustaje697 698. 695 łan Suttie (1889-1935), szkocki lekarz i psychoanalityk. Wystąpi! z krytyką głównych tez Freuda. Głosił, iź pierwotny związek dziecka z matką jest pozbawiony elementu seksu alnego i jest oparty na paradygmacie miłości (przyp. tłum.). 696 John Bowlby (1907-1990), brytyjski psycholog i psychiatra, uczeń Suttiego. Autor teo rii przywiązania, według której wczesnodziecięce reakcje na chwilową nieobecność matki wpływają na późniejszy rozwój osobowości dziecka (przyp. tłum.). 697 Sigmund Freud, „Przyszłość pewnego złudzenia” (przetłumaczył Robert Reszke). W: S. Freud, Dzieła, t. IV, Wydawnictwo KR, Warszawa 1998/1927, s. 159 (przyp. tłum.). m Jest to recenzja książki Jeffreya Massona The Assault on Truth: Freud 's Suppression o f the Séduction Theory (London: Faber, 1984), opublikowana pierwotnie w Times Literary Supplément (6 lipca 1984 roku). Ukazuje się za pozwoleniem.
Rozdział 9
Psychoanaliza, pseudonauka i sprawdzalność Karl Popper m ów i, że psychoanaliza jest pseudonauką, inni się z tym nie zgadzają. Czym w je g o rozum ieniu je st pseudonauka i dlaczego jako jej przykład przytacza psychoanalizę Freuda? Jak w ykazać, że teoria Freuda je s t pseudonaukowa? Sw oje tezy o demarkacji Popper nazyw a „śm iałym i uproszczeniam i” i w tym też duchu będę o nich m ów ić, a także dam w łasne riposty. A oto m oje „śm iałe uproszczenie” istotnej kwestii: kiedy psychoanalizie odm ów i się bona fide em pirycznego statusu, czyli ośw iadczy się, że je st ona pseu donauką, to przedm iotem dyskusji nie będzie teoria, lecz praktyka. (Sko ro jednak praktyka implikuje praktyków, to takie twierdzenie będzie siłą rzeczy odznaczać się pew nym stopniem ogólnikow ości). M oje „śm iałe” egzegetyczn e uproszczenie orzeka, że taki jest rów nież pogląd Poppera. B ędę twierdził, że w praw dzie Popper ma rację m ów iąc, iż psychoana liza je st pseudonaukow a oraz że jest niefalsyfikow alna, ale nie m a racji sugerując, iż dlatego jest pseudonaukowa, że jest niefalsyfikow alna. B y w ają takie tezy em piryczne, które ani nie są falsyfikow alne, ani pseudo naukow e, i takie, które są i falsyfikow alne, i pseudonaukowe. Formułując tezy niefalsyfikow alne, Freud staje się protonaukowy. D opiero wtedy, gdy utrzymuje, że je potw ierdził (a nie jed yn ie uzasadnił przykładami), staje się pseudonaukowy. Falsyfikow alność jako kryterium demarkacji nauki i pseudonauki na suw a trzy podstaw ow e pytania: (1 ) czy do wykazania statusu naukow ego 294
PSYCHOANALIZA, PSEUDONAUKA I SPRAWDZALNOŚĆ
w przeciw ieństw ie do pseudonaukow ego w ystarczą sam e tylko falsyfikatory, czy też potrzeba czeg o ś w ięcej? (2) czy brak falsyfikatorów jest warunkiem w ystarczającym pseudonaukow ości, czy też takie w yrażenia są nienaukow e, albo m oże protonaukowe, a nie pseudonaukowe? (3) czy w id oczn e rozbieżności m ięd zy w ynikającym i z teorii obserwacjam i a rze czy w isto ścią nakazują poddać się, czy raczej szukać w ytrw ale tych roz b ieżn ości i je rejestrować? Popper nie zaw sze zajmuje tutaj jednoznaczne stanow isko, jednakże udow odnię, że je g o starannie przem yślany pogląd odnosi się w każdym razie do ostatniej z tych trzech kw estii699. C zy Popper utrzymuje, że pseudonauka m usi być niefalsyfikow alna, czyli że warunkiem koniecznym pseudonaukow ości jest brak falsyfikato rów? Pierw szym pośród tych, którzy obstawali przy w ykładni popperowskiego kryterium oddzielenia nauki od pseudonauki jako formalnej falsyfikalności, czyli sam ym tylko dysponow aniem falsyfikatorami, jest A d o lf Grunbaum. W „Is Freudian Psychoanalytic Theory Pseudo-Scientific by Karl Popper’s Criterion o f D em arcation?” [„Czy z punktu w idzenia kryte rium demarkacji Karla Poppera freudowska teoria psychoanalityczna jest pseudonaukow a?”] (1 9 7 % , s. 131) Grunbaum pisze: „W edług kryterium [Poppera] naukow y status teorii charakteryzuje się tym, że w yniki em pi ryczne, które m ogłyby j ą obalić, są logicznie m ożliw e”. W „Is Falsifiability the Touchstone o f Scientific Rationality?” (1976) Grunbaum powtarza 699 Jest jeszcze jedna niejasność, o której warto wspomnieć: czy we wprowadzonej dla ratowania teorii przed falsyfikacją hipotezie pomocniczej - jeśli nie ma być ona hipotezą wprowadzoną ad hoc - muszą się znaleźć wyłącznie falsyfikatory możliwe do przyjęcia (wyobrażalne), czy może także sprawdzalne? (Przypomina to wprowadzony przez Camapa podział na falsyfikowalność i potwierdzalność). O hipotezach ad hoc Popper mówi w pew nym miejscu jako o hipotezach „wtedy niesprawdzalnych”. To brzmi tak, jakby wytykał im brak nie falsyfikatorów wyobrażalnych, lecz sprawdzalnych. Jeden z komentatorów Poppera stawia, jak się zdaje, znak równości między falsyfikowalnością i dysponowaniem sprawdzalnymi, a nie wyłącznie możliwymi do przyjęcia zdaniami obserwacyjnymi. Kiedy J.O. Wisdom stwierdza, że ogólna teoria względności Einsteina byłaby mniej falsyfikowalna, gdyby nie było Księżyca albo Merkurego, to posługuje się pojęciem falsyfikatom sprawdzalnego, a nie wyobrażalnego, ponieważ logiczne następstwa teorii Einsteina pozo stałyby takie same, mimo że nie byłoby ani Księżyca, ani Merkurego. Innymi słowy, gdyby w przeddzień zaćmienia Słońca w roku 1919 Księżyc eksplodował albo zniknął w prze stworzach, to teoria Einsteina stałaby się mniej sprawdzalna, ale nie mniej potwierdzalna, czyli - w mojej terminologii - miałaby mniej falsyfikatorów sprawdzalnych, lecz nie mniej wyobrażalnych. Puszczanie w obieg sprawozdań potwierdzających teorię, której brak fal syfikatorów sprawdzalnych, jest postępkiem tak samo niegodziwym, jak w wypadku teorii, która nie miałaby falsyfikatorów możliwych do przyjęcia. 295
FREUD I PSEUDONAUKA
ten opis: „Zgodnie z popperow skim kryterium falsyfikacji, warunkiem w y starczającym uzyskania statusu n aukow ego je st falsyfikow alność” (s. 223). „W edług Poppera, sam a falsyfikow alność hipotezy w ystarcza do nadania jej statusu naukow ego” (s. 22 8 ). Z tego, co Grunbaum m ów i gdzie indziej, jak i z w ym agań je g o argumentacji jasn o wynika, że termin „naukow y” w ystępuje tam jako przeciw ieństw o terminu „pseudo-naukow y”. W para grafie podsum ow ującym swój artykuł „Is Freudian Psychoanalytic T heo ry P seudo-Scientific by Karl Popper’s Criterion o f Dem arcation?” pisze: „Cioffi (1 9 7 0 ) zaproponował tę oto m odyfikację kryterium Poppera: Obalalność teorii to absolutnie za m ało, żeby teoria była naukowa. N aw et jeśli jej tw ierdzenia są «w najw yższym stopniu obalalne», pow iada C ioffi, to dzięki św iadom em u zastosow aniu przez jej obrońców «procedur m etodo logiczn ych ob liczonych na zm n iejszenie szansy na odkrycie potencjalnie falsyfikującego dow odu»” pseudonaukow ość teorii m oże być utrzymana. Spróbuję pokazać, że teza, którą Grunbaum mi przypisuje, nie je st m o dyfikacją kryterium demarkacji Poppera, lecz je s t kryterium demarkacji Poppera. Oto pow ody przekonania, że Popper w yznaje pogląd, iż teoria, która form alnie je st falsyfikow alna, m oże pom im o to być pseudonaukowa. N a stronie 81 swojej Logic o f Scientific Discovery (1968a)700 Popper w y m ie nia cztery w yb iegi, których m ożna użyć, żeby „dow olnie wybrany system aksjom atyczny uczynić «zgodnym z rzeczyw istością»”, z których trzeci w yraża tym i słow am i: „(...) m ożem y zająć sceptyczną postaw ę w kw estii rzetelności eksperymentatora, którego obserwacje, przeczące naszem u system ow i, m ożem y z nauki w yelim in ow ać jako niedostatecznie poparte, nienaukow e, nieobiektyw ne, a naw et na tej podstawie, że eksperymentator był kłamcą. (Tego rodzaju postaw ę, zresztą całkow icie słusznie, m oże nie kiedy przyjm ować fizyk w o b ec dom niem anych zjawisk okultystycznych)” . W dalszym fragm encie sw oich rozważań przechodzi do psychoanalizy. (U w agi o podobnym ciężarze gatunkowym w ystępują w odpow iedziach Poppera zawartych w tom ie w ydanym pod redakcją Schilppa. M ów i on tam na przykład o ,jed n ej obszernej klasie strategii uodporniających, które obarczają w in ą obserw acje za to, że nie przedstawiają praw dziw ego stanu rzeczy” (1974, s. 1005). A na innym m iejscu m ówi: „Zaw sze m ożna w yrzec
™° Karl R. Popper, Logika odkrycia naukowego (przetłumaczyła Urszula Niklas). Państwo we Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1977, s. 70 (przyp. tłum.). 296
PSYCHOANALIZA, PSEUDONAUKA I SPRAWDZALNOŚĆ
się obiektyw ności, a naw et istnienia obserwacji obalających” (s. 983), ro biąc aluzję do „ludzi, którzy wzbraniają się przed spojrzeniem przez tele skop G alileusza”). N a stronie 82 swojej Logic o f Scientific...m Popper pisze: „W rzeczy samej n iem ożliw e jest stw ierdzenie, drogą badania logicznej form y syste mu zdań, czy jest on (...) system em obalalnym (...) Tylko przy odw ołaniu się do m etod, stosow anych w ob ec p ew nego system u teoretycznego, zada w ać m ożna pytanie, czy m am y do czynienia z teorią (...) em piryczną” . W artykule „What is D ialectic?” (1969, s. 313) Popper pisze: „Cecha w yróżniająca m etodę naukow ą polega na tym , że uczeni nie będą szczę dzić w ysiłków , b y ją k ry ty k o w a ć i sprawdzać (.,.)”701702. Ta opinia pojawia się w „Remarks on the Problem s o f Dem arcation and R ationality” (Lakatos i M usgrave, 1968, s. 94) w uzupełnionej formie: „M etodę naukow ą cha rakteryzuje bardzo krytyczna postaw a w ob ec teorii, a nie form alne kryte rium obalalności; tylko w św ietle takiej krytycznej postaw y i odpow iednio krytycznej m etodologii sposób traktowania «obalalnych» teorii zachow uje ich obalalność”. W rozdziale autobiograficznym w k siążce Schilppa Popper pisze: „Naj w ięk sze w rażenie w yw arło na m nie jasne stanow isko Einsteina, który go tów byłby uznać sw o ją teorię za n iem ożliw ą do utrzymania, gdyby nie sprostała ona rozmaitym testom (...) To była, m oim zdaniem , prawdziwie naukow a postaw a, zupełne p rzeciw ieństw o postaw y dogm atycznej, która nieustannie dom aga się pogoni za «potw ierdzeniem » ulubionych teorii. Postaw a naukowa to postaw a krytyczna, która nie liczy na potw ierdzenie, lecz na rozstrzygające testy (...)” (1 9 7 4 , s. 29). Ponadto, skoro „efekt Edypa” (sam opotwierdzająca się prognoza) jest zdefiniow any z punktu w idzenia zapobieżenia w ejściu w kolizję z falsyfikującym i obserwacjam i (Popper, 1969, s. 38), m oże on być w niesiony tylko jako zarzut skierow any w stronę teorii, które są form alnie zdolne popaść w konflikt z takimi obserwacjam i, czyli s ą - j a k je Grunbaum ten dencyjnie nazyw a - „P-naukow e”, tak że w yrażenie „P-naukowy” nie jest odpow iednią antytezą określenia „pseudonaukowy”. (N a to, że jest to po ję c ie pozornego potw ierdzenia, a nie niefalsyfikalności, z któiym Popper
701 Tamże, s. 71 (przyp. tłum.). 702 „Czym jest dialektyka?”. W: K.R. Popper, Droga do wiedzy. Domysły i refutacje, dz. cyt., s. 524 (przyp. tłum.). 297
FREUD I PSEUDONAUKA
pracuje, w skazuje rów nież otw ierające je g o Domysły i refutacje motto z p ow ieści Phineas Finn T rollope’a703). D ochodzę do w niosku, że Griinbaum nie ma racji przypisując Popperowi pogląd, iż formalna falsyfikow alność w ystarcza do odparcia zarzu tu pseudonaukow ości. Jeśli w oln o mi zdiagnozow ać błąd, który popełnił Griinbaum, to polega on na tym , że nie zauw ażył on, iż Popper zajmuje się dw iem a antytezami: w pierw szym wypadku twierdzeniom nienaukowym (albo protonaukowym , albo m etafizycznym ) przeciw staw ia twierdzenia naukow e z racji ich falsyfikow alności, w drugim - tw ierdzeniom pseudo naukow ym przeciw staw ia tw ierdzenia niepseudonaukowe; tutaj istotnym czynnikiem w pływ ającym na d ecyzję są ok oliczności, w jakich podaje się do w iadom ości, że teoria została potwierdzona. Tw ierdzenie Griinbauma, że indukcjonistyczne kryterium statusu na ukow ego jest surow sze, niż kryterium Poppera, ma u sw ego podłoża to sam o nieporozum ienie. N a pytanie o to, „w jakiej sytuacji m am y pozytyw ny przykład uniwersalnej generalizacji uw ażać za przem awiający za praw d ziw o ścią tej generalizacji?”, odpow iedzi Poppera i indukcjonistów różnią się. Griinbaum sporadycznie m yli to pytanie z zupełnie innym pytaniem 0 to, „w jakiej sytuacji przypuszczalnie pozytyw ny przykład zjaw iska m a m y uważać za naprawdę pozytyw ny przykład?”. Jak z tego jasno wynika, kiedy Popper m ów i, że pozytyw ne przypadki białych łabędzi nie nadają się do potw ierdzenia generalizacji „w szystkie łabędzie są białe”, to nie ma na m yśli przypadków rzekom o pozytyw nych, lecz przypadki autentycznie pozytyw ne. R óżnica w ystępuje nie tam, gdzie dostrzega j ą Griinbaum, lecz raczej gdzie indziej. K iedy bow iem w eźm ie m y pod uw agę uniw ersalizację, której nie sposób było poddać zam ierzonej falsyfikacji, ale na którą składają się autentycznie pozytyw ne przypadki 1 a fortiori nie negatyw ne, w ó w cza s induktywista Poppera m usi jej przy znać pew ien stopień prawdopodobieństwa, natom iast Popper nie m usiałby. A to znaczy, że Popper pyta: czy w sytuacji, w której nie jest m ożliw e ^odróżnienie przypadków pozornie negatyw nych od przypadków ew ident nie negatyw nych, pow inno się udzielić wsparcia przypadkom ew identnie pozytyw nym po to, żeby sform ułow ać w zw iązku z nim i hipotezę? Od p ow ied ź Poppera brzmi: „N ie”. I niezależnie od tego, czy ma on rację,
103 Anthony Trollope (1815-1882), pisarz angielski. Motto brzmi: „Pan Tumbull przewidy wał złe skutki (...), i teraz czyni wszystko, co w jego mocy, by doprowadzić do potwierdze nia swych proroctw” (Droga do wiedzy. Domysły i refutacje, dz. cyt., s. 61, przyp. tłum.). 298
PSYCHOANALIZA, PSEUDONAUKA I SPRAWDZALNOŚĆ
czy nie, Grunbaum pow inien był przeciw staw ić falsyfikacjonizm Poppera postaw ie indukcjonisty w zw iązku z tym w łaśnie pytaniem, a nie w zw iąz ku z niem etodologicznym (form alnym ) problemem: „dzięki czem u jakieś tw ierdzenie m oże się ubiegać o status nauki lub naukow ą ocenę?”, po niew aż cech ą w yróżniającą stanow iska Poppera jest raczej nieudzielenie zgod y na przyznanie nieokreślonym pojedynczym w ypow iedziom eg zy stencjalnym takiego statusu w przeciw ieństw ie do indukcjonisty, który jest skłonny dać na to zgo d ę704.
1. Czy niefalsyfikowalność jest warunkiem wystarczającym nadania statusu pseudonauki? W prawdzie w ażne jest, żeb y za Popperem odróżniać teorie, które są n ieeg zem plifikow alne, ale niefalsyfikow alne, od teorii, które są zarówno nieegzem plifikow alne, jak i niefalsyfikow alne, ale lepiej byłoby tego nie robić, nazyw ając teorie niefalsyfikow alne teoriami „pseudonaukow ym i”. N aw et sam Popper nie zaw sze to robi. N iek ied y nazywa takie teorie „nienauko w y m i” lub „m etafizycznym i”. Psychoanaliza (...) jest ciekawą psychologiczną metafizyką (bez wątpienia jest w niej jakaś prawda, podobnie jak nierzadko w ideach metafizycznych), nauką
704 W „Is Falsifiability the Touchstone o f Scientific Rationality?”, dz. cyt., s. 228, Grunbaum pisze: „Popperowi sama falsyfikowalność hipotezy wystarcza do przyznania jej statusu na ukowego, ale indukcjonista może być przygotowany na przyznanie jej niewiele więcej niż potencjalnego statusu naukowego na podstawie jej indukcjonistycznej potwierdzalności”. Lecz sens wyrażenia „status naukowy”, w jakim je Popper przyjmuje, nie jest taki sam, jak sens, w jakim indukcjonista jemu zaprzecza. Dla Poppera wykazanie, że teza ma falsyfikatory może być obroną przed scharakteryzowaniem jej jako metafizyka, a nie przed scharakteryzowaniem jej jako pseudonauka. (Moje obiekcje co do sposobu obchodzenia się przez Griinbauma ze względnym rygoryzmem kryteriów pseudonaukowości przyjmowa nych przez indukcjonistę i faksyfikacjonistę są zupełnie niezależne od tego, czyjego obro na indukcjonizmu jest zasadna, czy nie). Istnieje nawet pewna wątpliwość, czy formalną falsyfikowalność Popper uważa za niezgodną z metafizycznym („nienaukowym”) statusem spekulacji. W pewnym miejscu mówi o „gotowości poszukiwania sprawdzianów” jako czynniku pozwalającym odróżnić naukę nie tylko od pseudonauki, lecz „przede wszystkim od przednaukowych mitów i metafizyki”. Arystarcha z Samos nie uznaje się za uczonego, a przecież jego heliocentryzm kosmiczny uważa się za błędny, natomiast heliocentryzm lokalny - za potwierdzony przez Keplera, co przeczyłoby brakowi u niego jakiegokolwiek falsyfikatom. 299
FREUD I PSEUDONAUKA
jednak nigdy nie była. Jest sporo osób, które mogą być przypadkami freudow skimi czy adlerowskimi: sam Freud był przypadkiem wyraźnie freudowskim, a Adler - adlerowskim. Jednak ich teorie nie są naukowe w przyjętym tutaj sensie po prostu dlatego, że nie eliminują żadnego fizycznie możliwego za chowania człowieka. Cokolwiek człowiek zrobi, da się w zasadzie wyjaśnić po freudowsku czy adlerowsku. Zerwanie Adlera z Freudem było bardziej adlerowskie niż freudowskie, ale Freud nigdy nie patrzał na to, jak na obalenie swojej teorii (...) teoria pozostaw ała w zgodzie ze wszystkim, co tylko m ogło by się w ydarzyć - naw et bez ja k ie g o ś specjalnego zabiegu imm unizacyjnego
(Schilpp, 1974, s. 985). N aw et do tego w przeważającej m ierze form alistycznego tekstu Popper robi nieform alistyczne wtrącenia, jak na przykład wtedy, kiedy zauważa, że Freud nie brał pod uw agę w ystąpienia przypadków adlerow skich, które falsyfikow ałyby je g o teorię. A le form alistycznie interpretując uw agę Poppera, jaki Freud m ógł m ieć wybór? N ie potrafiłby nawet w yobrazić sobie, co m ogłoby być adlerow skim kontrprzykładem. Jeśli „zerw anie Adlera z Freudem b yło bardziej adlerow skie niż freudowskie, to nie m ogło być tak, że teoria a priori „pozostaw ała w zgod zie ze w szystkim , co tylko m o głob y się w ydarzyć”. M oim zdaniem , Popper chce przez tę o czyw istą sprzeczność w swojej charakterystyce Freuda p ow ied zieć, że teoria psychoanalityczna jest pseu donaukow a nie dlatego, iż jest niefalsyfikow alna, i nie dlatego, że „pozo stawała w zgodzie ze w szystkim , co m ogłoby się w ydarzyć”, lecz dlatego, że udaje (albo łudzi się), iż tak nie jest. A w e fragm encie swojej autobio grafii (Schilpp, 1974, s. 29), w którym przedstawia Einsteina jako paradygm atycznego uczonego z pow odu je g o wyrażonej gotow ości zrzeczenia się w łasnej teorii, gdyby okazała się sprzeczna z obserwacjam i, antytetyczną „postaw ę dogm atyczną” charakteryzuje nie jako przyjm owanie niefalsyfikow alnych teorii, lecz jako „ciągłe zapew nianie o «zw eryfikow aniu» jej ulubionych teorii”, a to przecież jest zupełnie co innego. W je sz c z e innych komentarzach Popper daje do zrozum ienia, że pod stawą, na której przeciw staw ia teorii /weiwfo-naukowej teorię jed yn ie nie-naukow ą, nie jest sama tylko niefalsyfikow alność. A kiedy podaje przy kłady postępow ania typ ow ego dla pseudouczonych, to często zarzuca im nie to, że chcąc uniknąć falsyfikacji uparcie odw ołują się do hipotez pom ocniczych, lecz coś więcej: to, że dom niem anych falsyfikatorów nie tylko nie uważają za niepotwierdząjące, ale że traktują je jak pozytyw nie
300
PSYCHOANALIZA, PSEUDONAUKA I SPRAWDZALNOŚĆ
potwierdzające, z racji sw oich um iejętności proponowania sposobów g o dzenia pozornego falsyfikatom z teorią. On nie ma im za złe tego, że unikają falsyfikacji, ale to, że arbitralnie utożsam iają kontrprzykłady pozorne z p ozytyw nym i705. Przykładem tego je st słynna anegdota zw iązana z Adlerem : „W przypadku Adlera dośw iad czyłem tego osob iście. K iedyś, w 1919 r. opow iedziałem mu o przypadku, który nie bardzo pasow ał do je g o poglądów , on w szakże natychm iast zin terpretował go jako w ynik kom pleksu n iższości, choć naw et nie w idział dziecka, o które chodziło. Z aszokow any, spytałem: «Skąd ta pew ność?». «M ów i mi o tym całe m oje bogate dośw iadczenie» - odparł. N ie potrafi łem się pow strzym ać od uwagi: « N o to teraz będzie ono o jeden przypadek bogatsze»” (Popper, 1969, s. 3 5 )706. Charakterystyczna cecha tego zarzutu uwydatnia się je sz c z e bardziej w następnym paragrafie: „Pom yślałem so bie, że być m oże je g o poprzednie obserw acje nie były bardziej w iarygodne od tej now ej, że każda interpretowana była w św ietle poprzednich, a zara zem uchodziła za dodatkow e potw ierdzenie. C óż one zatem potwierdzają? Chyba to tylko, że każdy dający się p om yśleć przypadek m oże zostać zin terpretowany przez je g o (bądź Freuda) teorię”707. 705 Jest to najsłabsza z moich egzegetycznych rekonstrukcji myśli Poppera. Wprawdzie przyznaje on, że dla postępu nauki jest niezbędny pewien stopień dogmatyzmu i że są sytua cje, w których nieakceptowanie domniemanych falsyfikacji jest usprawiedliwione (1968a, s. 81), ale niekiedy wypowiada się również i tak, jak gdyby uciekanie się do hipotez ad hoc wystarczało do napiętnowania kogoś jako pseudouczonego. Niezależnie od tego, który pogląd na tę sprawę mu przypiszemy, nie wpłynie to na jego nieprzychylny stosunek do psychoanalizy, ponieważ - mimo iż do rzadkości należy w niej jednoznaczne obalanie teo rii i z tego powodu ich wytrwałość może być zrozumiała - nie usprawiedliwia to niczym nieuzasadnionych i rzekomo potwierdzających doniesień, będących głównym tematem pu blikacji i stanowiących dla Poppera alternatywną podstawę do wysuwania zarzutów. Nawet wówczas, gdy daje on niekiedy do zrozumienia, że niefalsyfikowalne tezy z tej tylko racji są pseudonaukowe, to określeniem „pseudonaukowe” posługuje się w innym sensie, niż ten, jaki ma na myśli, kiedy narzeka na nieustannie ogłaszane i niczym nieuzasadnione doniesienia potwierdzające („potok potwierdzeń”). Oto jeszcze jeden cytat, który pokazu je, że Popper nie oponuje przeciw niefalsyfikowalności twierdzeń teoretyka, ani przeciw jego niedawaniu za wygraną wobec oczywistych falsyfikacji, lecz przeciw jego praktykom sprawozdawczym: „Najbardziej charakterystyczną cechą tej sytuacji był, jak sądziłem, nie przerwany potok potwierdzeń, to jest informacji «weryfikujących» owe teorie, co też stale podnosili ich zwolennicy. (...) Freudysta podkreśla, że «obserwacje kliniczne» nieustannie potwierdzają jego teorie” [K.R. Popper, Droga do wiedzy. Domysły i refutacje, dz. cyt., s. 65 (przyp. tłum.)]. 706 Droga do wiedzy. Domysły i refutacje, dz. cyt., s. 64 (przyp. tłum.). 707 Tamże, s. 64 (przyp. tłum.).
301
FREUD I PSEUDONAUKA
Popper podaje w w ątp liw ość nie tyle m ożliw ość interpretacji przypad ku w św ietle teorii (gdzie indziej zauw aża nawet, że odnosi się to do każdej teorii), ani nawet niedaw anie za w ygraną w ob ec dom niem anego falsyfi katom , lecz to, że „każda obserw acja uchodziła za now e potw ierdzenie”. Odrzuceniu falsyfikacji niekoniecznie m usi tow arzyszyć obchodzenie się z pozornym kontrprzykładem jak z kolejnym św iadectw em przem awia jącym na korzyść teorii. Przypadki, które nie są ew identnie pozytyw ne, m ożna by traktować jak przypadki sub judice, tak jak w w yjątkow ych m o mentach p ow ściągliw ości Freud ujm ow ał zw iązek nerwic w ojennych ze sw o ją teorią libido. D laczego A dler m iałby m odyfikow ać sw oją teorię na podstaw ie pozornie niepotw ierdzającego doniesienia Poppera? M iałby on jednak uzasadniony obow iązek pow strzym ania się od uznania podanego przez Poppera kontrprzykładu za potwierdzający dlatego tylko, że potrafił by go w yjaśnić z punktu w id zen ia własnej teorii. K iedy Popper za podstaw ę uznania teorii za pseudonaukow ą przyjmuje jej niefalsyfikow alność, to robi to zazw yczaj w kontekście dyskusji nad dostarczeniem d ow od ów na poparcie teorii. W eźm y na przykład je g o tw ierdzenie o pseudonaukow ym statusie „teorii psychoanalitycznej w o g ó le”, po którym pojawia się następujący komentarz: „R zeczyw iste poparcie uzyskać m ożna jednak w yłączn ie na podstaw ie obserwacji sprawdzają cych, to jest na podstaw ie nieudanych prób obalenia”708. Popper pokazuje, jak istniejące pojęcie analityczne am biw alencji, które służy do w yjaśnie nia wyraźnych sprzeczności w zachow aniu, uniem ożliw ia funkcjonow a nie danego przypadku jako falsyfikatom . Jednakże sama tylko dostępność pojęcia am biwalencji w w yjaśnieniu pozornych falsyfikacji (to sam o od nosi się do w pływ u teorii, oczekiw ań czy prognoz na rzeczyw isty przebieg zdarzeń - „efekt Edypa” - a także oporu), to jeszcze za m ało, żeby teoria, która m ieści je w sobie, stała się pseudonaukowa, poniew aż teoria dlatego tylko m oże zawierać to pojęcie, że fakt jest zawarty w św iecie. Jednakże w szęd zie tam, gdzie tak jest, nie m ożna sform ułować twierdzenia, że teoria w y szła zw ycięsk o z prób obalenia. W ziąw szy pod uw agę brak sym etrii m iędzy egzem plifikacją i falsyfikacją, będzie m ożna p ow ied zieć, że u czony to ktoś taki, kogo nie zadow ala ten stan rzeczy, a nie, że - jak sugeruje form alne kryterium - nie pow inien się tym interesować jak uczony jako taki.
™s Tamże, s. 68, przyp. 5 (przyp. tłum.). 302
PSYCHOANALIZA, PSEUDONAUKA I SPRAWDZALNOŚĆ
2. Czy teoria psychoanalityczna jest sprawdzalna? Grunbaum na okrągło oponuje przeciw twierdzeniu Poppera, że teoria p sy choanalityczna je st niefalsyfikow alna. N ie zrobi naw et przerwy po to, żeby spytać, jakie to tezy m ógł m ieć Popper na m yśli. N aw et ograniczenie przez Poppera sw ojego tw ierdzenia do „psychoanalizy w o g óle”, wyrażenia, którego on nigdy nie w yjaśnił, nie daje Grtinbaumowi do m yślenia, że naj pierw trzeba by to było w yjaśnić, zanim znajdzie się przyjem ność w prze ciw staw ieniu się kom uś. Jego rozum ow anie m ożna by tak sparafrazować: „Istnieje spory zasób tez sform ułow anych przez Freuda. Popper uznał je za niefalsyfikow alne. Jest w szak że w śród nich jedna, która m ów i, że osoby cierpiące na histerię padły w dzieciństw ie ofiarą przem ocy seksualnej ze strony dorosłych. Z e zdania m ów iącego, że dziecko zostało uw iedzione przez dorosłego, w ynikają następstwa em piryczne, w ob ec czeg o Popper nie* ma racji m ów iąc, że hipotezy psychoanalityczne nie są falsyfikow alne”. To tak, jakby em piryczny status chrystologii opierać na m ożliw ości sfalsyfikow ania stwierdzenia: „U m ęczon pod Ponckim Piłatem ”. C zy dopytyw ać się o stopień rozpoznania, który pozw ala uznać, że zbiór tez m ógł być pod w zględem koncepcyjnym różnorodny i że niektó re tezy m ogły być sprawdzalne, a niektóre nie, to chcieć zbyt w iele? S ą w psychoanalizie charakterystyczne dla niej tezy, które dokładnie odpo wiadają dokonanem u przez Poppera ich opisow i jako niefalsyfikow alne709. Stw orzonego przez Griinbauma w rażenia, że prześw iadczenie o niesprawdzalności tez psychoanalitycznych w zięło się z idiosynkrazji Poppera, w y nikającej z nieprzeprowadzenia przez niego elementarnej egzegezy, m oż na się pozbyć, rozważając przykłady dyskursu psychoanalitycznego, który niepopperow scy kom entatorzy uw ażali za niesprawdzalny. W eźm y pod uw agę przykład podany przez W illiam a A lstona710: „Oto co czytam y u Freuda:
709 Co jakiś czas Freud sam przyznaje, że jego teoria marzeń sennych jest niesprawdzal na. W Wykładach ze wstępu do psychoanalizy. Nowy cykl w rozdziale poświęconym ma rzeniom sennym pisał, że wprawdzie każde marzenie senne ma znaczenie, ale nie każde można objaśnić. W Zarysie psychoanalizy mówił: „(...) często niełatwo jest wykryć ich nieświadomą siłę napędową i wskazać, jakie pragnienie spełniają, wolno wszelako sądzić, że zawsze jest to jednak konkretna siła i pragnienie” (1904, s. 33) [„Zarys psychoanalizy”, dz. cyt., s. 121 (przyp. tłum.)]. 710 William P. Alston (1921-2009), amerykański językoznawca i filozof chrześcijański, twórca realistycznej koncepcji prawdy (przyp. tłum.).
303
FREUD I PSEUDONAUKA
Na samym początku całe libido jest nagromadzone w id , podczas gdy ego znajduje się jeszcze in statu nascendi lub też jest jeszcze bardzo słabe. I d zużytkowuje część tego libido na erotyczne obsadzenie obiektów, a wzmocnione ego stara się opanować to przedmiotowe libido i narzucić się id jako obiekt erotyczny (Ja i to)m . N ie m ożna tego, o czy w iście, rozum ieć dosłow nie. Ja i to to nie różne osob y (...). M ożna je sobie w yobrazić jako w zór dla autora żartów rysun kow ych, w którym w szystk ie, z w yjątkiem jednej, funkcje o sob ow ości są zw yrodniałe. M am y obraz, ale w cią ż nie w iadom o, co z tym zrobić. N ie w iadom o, jak sprawdzić tę w yp ow ied ź, kiedy pow iedzieć, że takie przy ciąganie dochodzi do skutku, ja k ą rolę m ogłoby to odegrać w pow staw a niu nerw ic itd. (...) D opóki się tego nie zrobi, dopóty będziem y zajm ow ać się tylko bajkami” (1964, s. 4 4 1 -4 4 2 ). Jest je sz c z e jeden rodzaj w yp ow ied zi psychoanalitycznej, która nasuwa problem y ze sprawdzalnością. Tym razem jednak nie z pow odu jej m eta forycznego charakteru, lecz z pow odu m otywacyjnej złożon ości sytuacji, do jakiej się ona odnosi. Trudności, jakich nastręcza pojęcie dzięcięcych im pulsów edypalnych, to nie to sam o, co problem y ze zw iązkiem ego z id. Dobrym tego przykładem jest to, co m ów i Sybille Escalona, amerykańska badaczka psychoanalizy, o przyczynach niefalsyfikow alności niektórych tez Freuda odnoszących się do rozwoju dziecka: Wyobraźmy sobie, że ktoś chciałby sprawdzić twierdzenie psychoanalityczne, które mówi, iż około trzeciego i czwartego roku życia chłopcy w charaktery styczny dla siebie sposób żywią wrogie i agresywne uczucia do swoich rodzi ców, a zwłaszcza do ojców, ponieważ dążą do tego, żeby posiąść matkę i zająć miejsce ojca w hierarchii rodzinnej. Przypuśćmy również, że ten ktoś stworzył taką sytuację eksperymentalną, która wzbudziła uczucie dziecka do rodziców. Na przykład, ojciec mógłby odwołać się do swojego autorytetu, każąc dziecku, które chciałoby zostać z rodzicami, wrócić do swojego pokoju. Jeśli, chcąc potwierdzić prawdziwość sedna hipotezy edypalnej, dziecko miałoby wpaść w nieukrywaną złość na ojca, albo obudzić w sobie jawną zazdrość o matkę, to wszystko byłoby o wiele prostsze. Nikt jednak nie uwierzy w to, że konflikty edypalne dochodzą do głosu wtedy tylko, gdy dziecko uprzejmie uzewnętrz ni i swoje pragnienie, i swoją złość na przeszkodzie na drodze do spełnienia życzenia. Będziemy natomiast uważać, że dziecko będzie się bronić przed uświadomieniem sobie agresji - lub otwartym zastanawianiem się nad agresją ponieważ to rodzi lęk. Zatem, jeśli dziecko na dobranoc przytula się do ojca 7,1 „Ego i id”, dz. cyt., s. 87 (przyp. tłum.). 304
PSYCHOANALIZA, PSEUDONAUKA I SPRAWDZALNOŚĆ
i prosi, żeby to on, a nie mama, je utulił, to takie zachowanie potwierdzi rów nież naszą początkową hipotezę. Dziecko może życzyć sobie ułożenia do snu przez ojca, a nie przez matkę, ponieważ przeżywa lęk, to znaczy dopóki jest przy nim ojciec, chłopczyk ma pewność, że nic mu złego nie zrobi. Z drugiej strony, albo też jednocześnie, może to być przejaw agresji wobec ojca za to, że go chwilowo rozłącza z matką. A może jeszcze być i tak, że chłopczyk boi się, iż kiedy matka będzie go kłaść do łóżka, wtedy on nie mogąc się oprzeć jej uwodzicielskiej mocy, okaże jej swą zaborczą miłość i będzie się starał zająć miejsce ojca, za co zostanie przez niego - wszechwiedzącego ojca - ukarany. Wątek tego przykładu można by snuć bez końca. Można więc śmiało powie dzieć, że niczego, czego tylko nasza mała osoba badana nie zrobi - od wycofa nia się, przez nagłe intensywne zainteresowanie się grą fantazji, aż po prośbę o ciastko - nie można rozpatrywać w świetle założenia, że reaguje ona na edypalną sytuację konfliktową. A skoro tak, to jest oczywiste, że nic, co chłopiec zrobi, nie zdoła potwierdzić początkowej hipotezy, ponieważ będzie ona nadal obowiązywać, jeśli zrobi on w zamian coś innego (...) Teoria psychoanalitycz na bardzo potrzebuje uzasadnienia, jednakże jest to taka teoria, której nie da się uzasadnić dostępnymi metodami. Jej potrzebne są inne, niż znane obecnie metody sprawdzania trafności (Escalona, 1952, s. 11-41). W artykule „H ow Scientific is Psychoanalysis?” (1977, s. 2 5 1 ) Griinbaum pisze: „Pom im o podejm ow anych przez niektórych freudystów w y siłk ów uodpornienia teorii rozw ojow ej przeciw ko P-falsyfikacji, z lo g icz nego punktu w idzenia ta teoria jako taka jest falsyfikow alna”. Szkoda, że Grunbaum nie podał przykładów ow ych „podejm owanych przez nie których freudystów w y siłk ó w uodpornienia teorii rozw ojow ej przeciwko P-falsyfikacji”, które m iał na m yśli. N ie uw ierzę, że nie było żadnych ta kich w ysiłków , których by nie antycypow ał sam Freud, kiedy przedstawiał „teorię jako taką”. Pojęciem „konstytucji seksualnej” je g o następcy po sługiw ali się nie mniej sw obodnie, niż on sam. A czym że je st konstytucja seksualna, jak nie starą, dobrą znajom ą „degeneracją dziedziczną”, o której pretensjach do wyjaśniania sam Freud w yrażał się tak pogardliw ie na po czątku swojej kariery? A je g o „konstytucja seksualna” jest czym ś nawet je sz c z e bardziej niegodziw ym . Jest czym ś i tendencyjnym, i gołosłow nym , poniew aż nigdy nie d ow ied zieliśm y się, jak w jej tworzeniu odróżnić udział konstytucji seksualnej dziecka od udziału je g o ogólnej konstytucji. W tym punkcie Freud w sw oich pracach pow ołuje się niezm iennie na „czynnik ilo ścio w y ”, którego oddziaływ anie m ożna odtworzyć dopiero p ost hoc. N a te przem awiające za niefalsyfikow alnościąniektórych tez głoszonych przez psychoanalizę argumenty Grunbaum ma na podorędziu odpowiedź: 305
FREUD I PSEUDONAUKA
odd zielić teorię psychoanalityczną „w sobie” od reakcji jej obrońców na doniesienia o rzeczyw istych lub hipotetycznych falsyfikacjach. Zastanów m y się nad tym , jak przeciw staw ia on „teorię-w -sobie” upo row i jej obrońców: „Zarzut, który Popper stawia psychoanalizie jako z na tury niepodatnej na P-falsyfikację, sw o ją w iarygodność zaw dzięcza nie w ątpliw ie tem u, że nie bierze on pod uw agę następującego rozróżnienia: (odw ołalna) falsyfikow alność teorii-jako-takiej w kontekście jej sem an tyczn ego zakotw iczenia je st lo g iczn ą w łasn ością samej teorii, natomiast głęboko zakorzeniona niechęć przeważającej w ięk szości jej obrońców do zaakceptowania niepożądanych św iadectw jako j ą obalających, jest aż nazbyt ludzką w łasn ością ow ych obrońców. Z tego, że obrońcy, a nawet twórca, nie są rzetelni pod w zględ em m etodologicznym , nie m usi jesz c z e w ynikać, iż sama teoria jest niefalsyfikow alna” (1979b, s. 1 3 7 -1 3 8 ). N ie rozum iem , dlaczego Grimbaum kładzie taki nacisk na tę kw estię. M iałoby to sens tylko w tedy, kiedy - z tego, że „teoria w sobie” je st falsyfikow alna - w ynikałoby, iż dlatego nie m ogłaby być pseudonaukowa. A le tak nie jest. W przeciw nym razie nie w o ln o by było uważać astrologii, czy teorii w y ższo ści rasowej, za pseudonaukow e, poniew aż są ew identnie falsyfikow alne, i dla w ielu z nas są sfalsyfikow ane, co jednak nie pow strzy muje nas przed ciągłym opisyw aniem ich jako pseudonaukowych. W św ietle jednej naturalnej interpretacji wyrażenia Griinbauma „teoria w sob ie” nawet popperowski paradygmat falsyfikowalnej tezy nie byłby taki, poniew aż zdanie „w szystkie łabędzie są białe” ma ew identnie em pi ryczny charakter, którego ono nie straci na skutek nieprzyjęcia przez nie których zo o lo g ó w do w iad om ości, że zostało sfalsyfikow ane przez żyjące w Australii łabędziopodobne stworzenia. Problem m ożna obejść, traktując zaklasyfikow anie australijskich „łabędzi” do nie-łabędzi jako objaśnienie, a nie korektę pierwotnej tezy, tylko że w tedy w yrażenie „teoria w sobie” stanie się jesz c z e bardziej problem atyczne, z czeg o jednak Grunbaum zu pełnie nie zdaje sobie sprawy. Jeśli bow iem powiem y, że „teoria-w -sobie” obejm uje oryginalne sform ułow anie teorii plus jej przeform ułowanie w obliczu falsyfikacji, i że tylko tak należy pojm ować „teorię-w -sobie”, to jak nazwać teorię bez takich przeform ułowań? Podane przez Griinbauma kryteria prowadzą do niedających się pogodzić konkluzji. Teoria-w -sobie jest i falsyfikow alna, poniew aż nie została pozbaw iona sw oich naturalnych im plikacji, i niefalsyfikow alna, poniew aż została ich pozbawiona. Freud nierzadko staje się dla nas zagadką i to nie dlatego, że formu łuje twierdzenia bez falsyfikatorów, lecz dlatego, że form ułuje rów nież 306
PSYCHOANALIZA, PSEUDONAUKA I SPRAWDZALNOŚĆ
inne twierdzenia, których naturalną siłą jest unieważnianie falsyfikatorów prostszych twierdzeń. Oto przykłady. Tylko popędy seksualne są libidinalne, ale takie są też i instynkty sam ozachow aw cze; poczucie społeczne jest kam uflażem odczucia seksualnego, ale p oczucie społeczne jest zdeseksualizow aną pochodną odczucia, które niegdyś było seksualne, ale samo w sobie nie jest seksualne. N a ile najbliższe w czasie zasadniczem u tekstow i m ają być w yjaśnie nia, żeby były podstaw y do orzeczenia, że należą one do teorii-w -sobie? I czy m uszą być biograficznie zindyw idualizow ane, tak żeb y tylko autor oryginalnej teorii m ógł m odyfikow ać, a zatem i narazić na niebezpieczeń stw o naukow ą pozycję teorii? K iedy Griinbaum pisze, że „pom im o podejm owanych przez niektórych freudystów w y siłk ó w uodpornienia teorii rozw ojowej przeciw ko P-falsyfikacji, z logiczn ego punktu w idzenia ta teoria jako taka jest falsyfikow alna” (1977, s. 251), to nie jest jasne, czym to uodpornienie m iałoby być. Jeśli chodzi o to, co Popper nazyw a „obwinianiem obserwacji za to, że nie odzw ierciedlają praw dziw ego stanu rzeczy”, to uw aga Grunbauma - choć być m oże prawdziwa - jest bezprzedm iotowa w dyskusji p o św ięco nej pseudonaukowem u statusow i teorii w porównaniu z dyskusją nad tym , czy zawiera ona w sobie potencjalne falsyfikatory. Ponadto w iele z tego, co się odnosi do uodpornienia teorii rozw ojow ej Freuda, nie je st kw estią w yłączn ie odrzucenia doniesień o falsyfikacji, lecz kw estią korekty je g o twierdzeń rozw ojow ych, tak żeby osłabić sprawdzalność teorii. Przypatrzmy się na przykład takiem u oto w yjaśnieniu terminu „seksu alny” w twierdzeniu Freuda, że tylko traumatyczne dośw iadczenia seksu alne są źródłem nerwicy, które w y sz ło spod pióra am erykańskiego tłuma cza Freuda - Brilla712: „D ziecko m oże cierpieć na zaburzenia seksualne w w yniku zaniedbyw ania go przez rodzica, lub znęcania się nad nim przez k ogoś, kto ma nad nim w ładzę. Z pow odu straty rodzica dziecko m oże stać się nerwowe: jest to zaburzenie w je g o życiu intym nym ” (1948b, s. 49). To rozszerzenie terminu „seksualny” objęło nie tylko okres dziecięctw a. N a innym m iejscu Brill pisał: „N ie tak dawno skonsultowała się ze m ną m łoda kobieta, poniew aż - jak m i pow iedziała - jest bardzo nerwowa. W yznała, że cierpi na bezsenność, j e bez apetytu, a do głow y przychodzą
712 Abraham Arden Brill (1874-1948), urodzony w Kańczudze (miasto w obecnym woj. podkarpackim) amerykański psychiatra i psychoanalityk, wprowadził psychoanalizę do Stanów Zjednoczonych (przyp. tłum.).
307
FREUD I PSEUDONAUKA
jej dziw aczne m yśli. N a m oje pytanie, co rozum ie przez «dziw aczne m y śli», odpow iedziała, że po prostu nie cierpi matki, która stale «w chodzi jej w drogę». K iedy tylko chce coś zrobić, nawet co ś bardzo błahego, matka zaraz się wtrąca. N ie chod ziło ani o m iłość, ani o seks w pow szechnym rozum ieniu tych słów , tak że dla kogoś, kto nie jest osw ojony z naszym poglądem , nie b yło w tym n iczego n iestosow nego pod w zględem seksual nym . A le poniew aż dziecko z rodzicem łączy żyw otny i poufały zw iązek, ży cie intym ne tej m łodej kobiety było praw dziw ie zaburzone. To pokazu je , jak bardzo nasze pojęcie seksu różni się od pow szechnie używ anego” (1948a, s. 2 8 -2 9 ). Jeśli Brill praw idłow o interpretuje seksualność w pojęciu Freuda, to nic dziw n ego, że - jak m ów i Richard W ollheim - „odkrył jej ukrytą różnorod ność, pokazał jej w szech ob ecn ość” . Pytanie tylko, co - w ob ec takiego roz szerzenia zakresu terminu „seksualny” - pozostało je sz c z e do „odkrycia” i „pokazania”? N o i jak rozstrzygnąć, czy rozszerzone przez Brilla poję cie seksualności jest c z ę śc ią teorii Freuda, czy raczej należy zlek cew ażyć uw agi Brilla jako po prostu je sz c z e jeden przykład „ek scesów epistem ologicznych uczn iów Freuda”? W prowadzone przez Griinbauma rozróżnienie teorii-w -sobie i niespo tykanego uporu jej zw olen n ik ów m a bardzo ograniczone zastosow anie naw et tam, gdzie m ożna j e zrobić z pełnym przekonaniem . W eźm y pod uw agę R exa Mottrama, postać w p ow ieści E velyna Waugha Znowu w Brideshead, który zam ierza poślubić katoliczkę i w tym celu bierze udział w naukach przedślubnych. Przygotow ujący go jezuita, który nie w ierzy w je g o szczerość w chęci naw rócenia się, tak relacjonuje w ym ianę zdań m iędzy nimi: „Załóżm y, że papież podnosi w zrok na niebo, w id zi chmurę i powiada: B ędzie padał d eszcz. C zy to m usi się stać?” „O, tak, ojcze”. „A le załóżm y, że się nie stanie?” Przez ch w ilę nam yślał się, w reszcie rzekł: „Sądzę, że to byłby d eszcz duchowy, tylko że m y zbyt jesteśm y grzeszni, żeby go w id zieć”71*713. Trudno pow iedzieć, jak ą taktykę uodpor niania przyjmuje R ex Mottram. Taką: „K iedy papież m ów i, że będzie pa dał deszcz, to tak się staje. Kom unikaty m ów iące, że nie padał deszcz, kłam ią”, co odpowiada freudow skiem u argumentowi pow ołującem u się 711 Arthur Evelyn St. John Waugh (1903-1966), powieściopisarz angielski. W roku 1945 opublikował powieść Brideshead Revisited. The Sacred and Profane Memories o f Captain Charles Ryder, która w polskim przekładzie Ireny Doleżal-Nowickiej ukazała się w roku 1970 w Instytucie Wydawniczym Pax pod tytułem Znowu w Brideshead. Bogobojne i bluźniercze wspomnienia kapitana Karola Rydera. Cytat na s. 178-179 (przyp. tłum.).
308
PSYCHOANALIZA, PSEUDONAUKA I SPRAWDZALNOŚĆ
na opór, czy taką: „K iedy papież m ów i, że będzie padał d eszcz, to pa da w rozszerzonym sen sie opadów deszczu, który oddaje istotę oryginału w sposób, w jaki m yśl, iż d eszcz nie padał - poniew aż nie padał w n iew y szukany sposób - ju ż nie oddaje”, co jest rów noznaczne z rozszerzeniem przez Freuda pojęcia libido. Przypuśćm y jednak, że Mottram nie uściśliłby tw ierdzenia m ów iącego, iż padał d eszcz, przez dodanie słow a „duchow y” i jednozn aczn ie stwierdził, że padał d eszcz oraz że komunikaty m ów iące, iż d eszcz nie padał, b yły niepraw dziw e. M ielibyśm y w ów czas sytuację, w której w ypadałoby zganić kogoś, tak jak to robi Griinbaum w stosunku do Poppera, kto z w yp ow ied zi o opadach deszczu w yw nioskow ał form al ny mankament, poniew aż b yły one podatne na taktykę przyjętą przez R exa Mottrama. G dyby ten ktoś m iał argum entować - wzorując się na podję tej przez R exa Mottrama obronie nieom ylności papieża (albo raczej je g o błędnego w yobrażenia o n ieom yln ości) - że w w ypow iedziach o opadach deszczu było coś z samej natury rzeczy w ad liw ego, to w tedy przypom nie nie rozróżnienia w yp ow iedzi-o-opadach-deszczu-w -sobie i zachow ania tych osób, które ich broniły, m iałoby sens. A le z teorią libido Freuda je st zupełnie inaczej. N ie m am y wyraźnych falsyfikatorów, z którymi borykają się bulw ersująco przyjm owane ad hoc hipotezy, lecz raczej bardzo nie określoną tezę z tow arzyszącym i, czy późniejszym i, bardzo nieokreślony m i modyfikacjam i. C o to za „teoria-sam a-w -sobie”, jeśli teoria, o którą chodzi, je st na szpikow ana w yrażeniam i żargonow ym i i neologizm am i, takimi jak na przykład libido, libido narcystyczne, ja-libido i libido sam ozachow aw cze? Reakcji Freuda na o czyw iste falsyfikatory je g o teorii libido, jak w p ływ uschniętego ramienia cesarza na je g o w ojow n icze skłonności, czy pato logicznej roli okaleczeń w poczuciu własnej wartości i niebezpieczeństw czyhających w czasie działań w ojennych, nie sposób odróżnić od „teorii-sam ej-w -sob ie”, dlatego że one nam m ów ią, co należy rozum ieć pod taki m i pojęciam i, jak na przykład „narcyzm ” i jak je odróżnić od „egoizm u”, czyli jak libido różni się od interesow ności. Pogląd, w edług którego przem ieszczenie wypartych lęków seksualnych prowadzi do fobii, jest kolejnym podanym przez Granbauma przykładem falsyfikow alności teorii psychoanalitycznej. U w aża on, że dow odem fałszyw o ści tego poglądu są sukcesy odniesione przez terapeutów behaw io ralnych w leczeniu fobii za p om ocą technik odwrażliwiania. Griinbaum łu dzi się, że Freud nie dopuszczał m yśli, iż oprócz terapii psychoanalitycznej są je sz c z e inne sposoby leczenia objaw ów neurotycznych. W w ykładzie 309
FREUD I PSEUDONAUKA
X X V III w e Wstępie do psychoanalizy wyraźnie m ów i, że sugestia hipno tyczna m oże doprowadzić do trw ałego w yleczenia: („czasam i w szystko szło dokładnie w edług życzenia; po niew ielu w ysiłkach osiągnięto pełny i trwały w ynik dodatni”). Tak w ięc to, co u Grunbauma uchodziło za falsyfikator, u Freuda takie nie było. A ni u Ernesta Jonesa, który o nerwicach w ojennych tak pisał: „N ie w id zę najm niejszego powodu, żeb y w w ięk szości przypadków stosow ać psychoanalizę, poniew aż m ożna je leczyć znacznie szybciej” (1923, s. 593). Jak rozstrzygnąć, czy w św ietle tych faktów m am y zrew idow ać naszą koncepcję freudowskiej „teorii-sam ej-w -sobie”, czy m oże uznać „teorię-sam ą-w -sobie” za sfalsyfikow aną, a Freuda i Jonesa za w innych niczym nieuspraw iedliw ionej nieustępliw ości? Jeśli u podstawy werdyktu, że teo ria jest pseudonaukowa, leży postępow anie jej zw olenników , to problem je st czym ś w rodzaju uczynienia logiczn ego statusu „teorii-sam ej-w -sobie” m ało znaczącym . Z drugiej strony, je śli do dyskusji nad logicznym i w ła ściw ościam i teorii w łączyć postępow anie jej orędowników, to prawdopo dobnie sprowadzi się to do od w oływ ania się do ich w yjaśnień i korekty teorii w konfrontacji z falsyfikatoram i, co m usi w płynąć na treść em pirycz ną teorii i nie da się od łożyć na bok przez robienie aluzji do „naukow ości teorii-sam ej-w -sobie” .
3. Czy niefalsyfikowalne tezy muszą być pseudonaukowe? To, co Escalona m ów i o k om pleksie Edypa, pokazuje, że Griinbaum nie ma racji zaprzeczając, iż głoszon e przez Freuda tezy rozw ojow e są niespraw dzalne. A le co w ynika z tej niespraw dzalności? Twierdzę, że nie to, iż są pseudonaukow e. Taka sytuacja, jak ą sobie Escalona wyobraża w zw iązku z uczuciam i edypalnym i, rzeczyw iście m oże pow szechnie w ystępow ać. M oże też być i tak, jak m ów i Freud, tylko że niełatw o je st to w ykryć. Jeśli przyjm iem y ten argument ze sceptycyzm em i zapragniem y od w ieść in nych od marnowania w ysiłk ów na poszukiwania, to pow inniśm y dać temu w yraz w inny sposób, niż przez nazwanie takiej spekulacji pseudonauko wą. N a ten epitet zasłużyłaby ona dopiero wtedy, kiedy tow arzyszyłoby jej (tak jak to jest u Freuda i w ielu psychoanalityków ) stw ierdzenie, iż została potwierdzona, a nawet potw ierdzona tak gruntownie, że aż trzeba odw ołać się do przynoszących ujmę m otyw ów psychologicznych, żeb y w yjaśnić,
310
PSYCHOANALIZA, PSEUDONAUKA I SPRAWDZALNOŚĆ
skąd je sz c z e biorą się oporni, jak to zrobił na przykład Jacob A rlow 714: „Ist nienie pow iązań, które nadają charakterystyczną w łasność fazie edypalnej, to nie sprawa d om ysłów cz y interpretacji. To sprawa obserwacji. D lacze g o takich obserw acji nie b yło przed Freudem, to inny problem, który ma zw iązek ze stawianiem oporu psychoanalizie” (Arlow, 1960, s. 209). Tym sam ym argumentem p osłu żył się Charles Brenner715 w sw oim artykule ha słow ym na tem at psychoanalizy w Encyclopaedia o f the Social Sciences. Popper uznaje autentyczność zjaw iska am biwalencji (a przypuszczal nie rów nież i oporu), dlatego jest m ało prawdopodobne, żeb y dom agał się w ykreślenia tych pojęć z teorii. C o zatem , zgodnie z poglądem Poppera, m a zrobić psychoanalityk-badacz? O dpow iedzią pow inno być, jak m yślę, wstrzym anie się z publikacją doniesień o nieskutecznych próbach obalenia teorii, poniew aż w tej sytuacji b yłyby one pew n ą form ą wiarołom stw a. Tu nie chodzi o zrezygnow anie z teorii, na przykład kom pleksu Edypa, ale 0 u czciw e przyznanie, że na razie nie potrafimy odróżnić prawdziwych od fałszyw ych negatyw nych św iadectw . G dyby Freud był konsekw entnie 1 u czciw ie niefalsyfikacjonistą, nie byłoby pow odu do wprowadzania za mętu wśród ludzi pióra przez nazyw anie go pseudouczonym . W łaściw ie, jak sądzę, zareagow ał na tę charakterystyczną cechę nie których tez psychoanalitycznych Roland D albiez716 w sw ojej książce o Freudzie: „Prędzej czy później trzeba będzie się zastanow ić, czy oprócz przypadków, w których na podstaw ie objaw ów klinicznych m ożna zdiagnozow ać przejawianie się aktyw ności seksualnej dziecka, nie m a jakichś «niew idocznych» przypadków aktyw ności seksualnej, do których m ożna dotrzeć tylko dzięki interpretacji psychoanalitycznej. W ydaje się w ięcej n iż prawdopodobne, że od p ow ied ź na to pytanie m usi być twierdząca. A le w tedy pojaw ia się now e pytanie. Skoro oprócz przypadków zauważalnej aktyw ności seksualnej w ystępują także przypadki aktyw ności seksualnej niezauw ażalnej, to czy nie znajdą się je sz c z e takie dzieci, które nie przeja w iają żadnej, czy to w idocznej, czy «niew idocznej» aktyw ności seksual nej? W tym m iejscu nie pozostaje nic innego, jak tylko przyznać się, że nie potrafimy w żaden sposób rozstrzygnąć tego pytania (...) brak sprecyzow a 714 Jacob A. Arlow (1912-2004), psychiatra i psychoanalityk amerykański (przyp. tłum.). 715 Charles Brenner (1914-2008), neurolog z wykształcenia i psychoanalityk amerykański (przyp. tłum.). 716 Roland Dalbiez (1893-1976), filozof francuski, w 1936 roku opublikował w dwóch tomach swoją rozprawę doktorską La Methode psychanalytic et la doctrine freudienne (przyp. tłum.). 311
FREUD I PSEUDONAUKA
nych przejawów seksualności w dzieciństw ie w ydaw ał się nam czym ś tak sam o normalnym, jak i ich ob ecn ość (....) to oczyw iste, że udoskonale nie psychoanalitycznych m etod badania (...) p ozw oli stw ierdzić obecność prawdziwej aktyw ności seksualnej, co nie udało się «m akroskopow ym » m etodom klinicznym . P rzyszłości nauki nie sposób przepow iedzieć” (D albiez, 1941, s. 255). D alb iez rozum ie, że freudowskie pojęcie dziecięcej psychoseksualności jest niefalsyfikow alne, ale nie dochodzi do w niosku, że je st ono z tej racji pseudonaukow e. Swój mniej pobłażliw y, n iż D albieza, a bardziej zbliżony do Poppera pogląd tak przed siedem dziesięciu laty w yraził R.S. Woodworth: „(...) sła b ą stroną doktryny Freuda jest to, że najwyraźniej nie m ożna jej poddać rozstrzygającem u sprawdzeniu, poniew aż niezależnie od w yniku takiego testu freudysta i tak dopatrzy się w nim potwierdzenia sw oich poglądów. M arzenie senne na przykład jest zaw sze w yrazem w ypartego życzenia, ale jeśli w ygląda na to, że jak ieś opow iedziane m arzenie senne nie jest w yrazem takiego życzenia, to zostanie ono uznane za w yraz życzenia, że by doktryna Freuda się nie potwierdziła, albo za w yraz subtelnego i pod św iadom ego oporu pacjenta w ob ec analityka. A lb o znow u jaw n y w yraz zainteresow ania seksualnego u m ałego dziecka jest wyraźnym dow odem «d ziecięcej seksualności», ale ju ż brak takich przejawów św iadczy o «w y parciu». K iedy się okazuje, że to, co rzekom o ma być hipotezą p sycholo giczn ą do sprawdzenia, jest w rzeczyw istości czym ś, co trzeba przyjąć na wiarę albo odrzucić, to jest to trochę deprym ujące” (1913, s. 930). Trudno nie zgod zić się z opin ią W oodwortha, warto jednak zw rócić uw agę, że to z pow odu sytuacji bogatej w m ożliw ości, a nie teorii boga tej w w ym ów k i teza psychoanalityczna jest niekiedy niefalsyfikow alna. Sytuacja dom aga się nie żelaznej reguły, lecz tego, co D uhem 717 nazyw a „zdrowym rozsądkiem ”, i - m ógłby dodać - działania w dobrej w ierze. K łopot z udow odnieniem , że na przykład pow oływ anie się przez Freu da na życzen ie w ykazania mu błędu w celu w yjaśnienia „przeciw życzeniow e g o ” marzenia sennego przem awia za nazwaniem go pseudouczonym , polega nie na tym , że pow ątpiew am y o niezależnej sprawdzalności takiej pom ocniczej hipotezy, lecz na tym , że m am y w ątpliw ość, czy on się nią czasem nie posługuje po to, żeby uspraw iedliw ić traktowanie rzeczyw i ście negatyw nego św iadectw a jak o pozytyw nego, zam iast zadow olić się 7,1 Pierre Maurice Marie Duhem (1869-1916), francuski fizyk, filozof i historyk nauki (przyp. tłum.). 312
PSYCHOANALIZA, PSEUDONAUKA I SPRAWDZALNOŚĆ
- w ob ec braku dalszych św iadectw - pozostaw ieniem sprawy sub judice. Przyjrzyjm y się następującem u przykładow i dyskursu psychoanalityczne go: „M anię w ielk o ści (...) zapoczątkow uje w ycofanie się libido z zew nętrz nych obiektów, które są źródłem patologicznego wzrostu narcystycznego libido. N adm ierne ju ż w yładow ania libido w ja w yzw alają w ygórow ane am bicje, które m o g ą osiągnąć p oziom urojeń. To odkrycie zostało p óź niej pośw iadczone przez badania prow adzone nad urazowym i nerwicam i w ojennym i” (G lover, 1956, s. 54). C zyż to ostatnie zdanie nie zm ienia epistem iczn ego charakteru tego przykładu dyskursu? Mniej znaczy to, czy m ów im y, że w yjaśnienie b yło tylko nienaukow e, zanim nie d oszliśm y do m iejsca, w którym m ów i się o pośw iadczeniu i dopiero w tedy stało się pseudonaukow e, czy że w tym m om encie jedna pseudonauka stała się dru g ą pseudonauką, n iż to, że to rozróżnienie zostało rozpoznane. W licznych dyskusjach nad pseudonaukowym charakterem psycho analizy m ów i się o istotnej różnicy nie m iędzy teoriami falsyfikow alnym i i niefalsyfikow alnym i, lecz m iędzy teoriami, które zw od zą oczekiw ania i teoriam i, które ich niedookreślają. K olosalne znaczenie m a to, czy treść tezy została osłabiona p ost hoc, cz y też ju ż od sam ego początku była ja w nie skromna. G dyby rzeczy w iście b yło tak, że „psychoanaliza sam a w so b ie” je st niefalsyfikow alna „od sam ego początku”, to taki stan rzeczy był by mniej kom prom itujący n iż stan, jaki by pow stał po uw zględnieniu tych składników teorii Freuda, które się do niej nie odnoszą. Przypuśćm y, że d ow ied zion o, iż jakaś teoria m ieści w sobie takie za strzeżenia, które uniew ażniają albo uszczuplają jej treść, i zapytajmy, dla czeg o m a to być przedm iotem zainteresowania? C zyżby nie dlatego tylko, że łączy się to z drugim n iezw yk le w ażnym pytaniem, pytaniem o to, czy w rażenia nieustannego potwierdzania nie zaw dzięcza ta teoria naszem u przym knięciu oczu na te sam ouniew ażniające zastrzeżenia, które ponoszą odpow ied zialn ość za opór, jak i ona stawia falsyfikacji? A że nie je st to bez znaczenia, m oże św iadczyć pytanie o to, jaki byłby pożytek z takich sam ouniew ażniających zastrzeżeń, gdyby nie w chodziły one w grę w testach, z których teoria w y szła zw ycięsk o? G dyby na przykład twierdzenia o rekonstruktywnej sile psychoanalitycznego objaśniania marzeń sennych dla najwyraźniej błędnych rekonstrukcji nie odw oływ ały się do od zied ziczo nych po przodkach w spom nień, to czy m iałoby jakiekolw iek znaczenie, że pojęcie dziedzictw a filogen etyczn ego stanow iło część psychoanalitycz nej „teorii-sam ej-w -sobie” i czyn iło błędne rekonstrukcje nieobalalnym i? Teraz chodzi o to, cz y Freud ze w zględu na sw oje tezy rozw ojow e był 313
FREUD I PSEUDONAUKA
pseudofalsyfikacjonistą, czy puszczał w obieg coś, co w św ietle charak teru je g o pojęć i m etod było opartymi na błędnych przesłankach i niczym nieuzasadnionym i (w sensie zakończonych niepow odzeniem prób falsyfikacji) twierdzeniam i? S ą d ow ody na to, że tak było. N a przykład: „M o je zadziw iające odkrycia dotyczące seksualności dzieci były początkow o dokonyw ane na podstaw ie analizy w spom nień osób dorosłych. A le póź niej (od około roku 1908) stało się m ożliw e potw ierdzenie ich w sposób bardziej zadow alający poprzez bezpośrednie obserwacje d zieci” (Freud, 1925, s. 7 0 )718. Jeśli w yjaśnienie Escalony było trafne, to Freud popełnił krzyw oprzysięstw o. A jakie kryteria pseudonauki przyjmuje Grünbaum? N ie do w iaiy, jak w kilku sw oich artykułach p ośw ięcon ych temu tem atowi m ógł nas trzymać w stanie niepew ności co do odpow iedzi na to pytanie. W intelektualnej kulturze obfitującej w irracjonalne poglądy Grünbaum dostrzega jed yn ie dw a przykłady pseudonauki: fatalizm oraz Hartmanna w ersję m etapsychologii (notabene: nie Freuda). Ignoruje w łasne przykłady Poppera: astro log ię i rasow ą teorię historii. N ie m oże być nieśw iadom niedoskonałości odpow iedzi form alistycznej (brak P -falsyfikow alności). Z drugiej strony, nie w iadom o, czy m ożna postaw ić znak rów ności pom iędzy Griinbauma brakiem „I-naukow ości” a pseudonauką, poniew aż teorii, które ew ident nie nie osiągają je g o poziom u „I-naukow ości” (tutaj „I” znaczy „induk cyjn y”), nie nazyw a pseudonaukow ym i, lecz tylko „nieuzasadnionym i” i „pozbaw ionym i naukowej w iarygodności” . G dyby jednak te w yrażenia idiom atyczne w ziąć za odpow iedniki wyrażenia „pseudonaukow y”, to bez trudu dojdzie się do takiego oto zaskakującego wniosku: freudowska psy choanaliza jest pseudonaukow a na m ocy w łasnego A dolpha Griinbauma kryterium demarkacji. On sam pom ija tę konkluzję w yłączn ie z pow odu karygodnego braku konsekw encji. W yrażenia „nieuzasadniony” i „pozba w io n y naukowej w iarygodności” w ystępują w je g o polem ice z tw ierdze niem Ericha Fromma, że badania nad skutecznością psychoterapii, w któ rych wykryto w ystępow anie efektu w yniku rem isow ego m iędzy terapią psychoanalityczną a innymi formami terapii, w niczym nie podw ażają pre tensji, jakie psychoanaliza rości sobie do bycia „wybrańcem ” w leczeniu nerwicy. Grünbaum tw ierdzenie Fromma naznacza piętnem „nieuzasad nion ego”, poniew aż nie dostarcza on dow odów św iadczących o w iększej d oleg liw o ści stanów neurotycznych osób leczonych psychoanalitycznie. 111 Moje życie i psychoanaliza, dz. cyt., s. 42 (przyp. tłum.). 314
PSYCHOANALIZA, PSEUDONAUKA I SPRAWDZALNOŚĆ
A le skoro ta teza jest „nieuzasadniona i pozbaw iona naukowej w iarygod ności” z pow odu uchylenia się jej zw olen n ik ów od obow iązku przeprowa dzenia dow odu, to Grunbaum p ow inien był pow iedzieć to sam o o teorii rozw ojow ej Freuda, poniew aż, kiedy broniący freudow skiego w yjaśnie nia sięgającej dzieciństw a patogenezy nerw ic antycypują kontrprzykłady, to pow ołują się na czynnik konstytucjonalny, żeby w yjaśnić neurotyczne skutki ew identnie niepatogennego w czesn eg o dzieciństwa, nie dostarcza jąc n iezależn ego dow odu św iad czącego o tym , że dzieci taką konstytucję mają, a nawet przyznając, iż w obecnym stanie w iedzy rozpoznanie takiej konstytucji nie jest m ożliw e. Oprócz zaprzeczenia niefalsyfikow alności teorii psychoanalitycznej Grunbaum m a je sz c z e jed en sposób w ytoczenia argum entów przeciwko Popperow i, chociaż nie zaw sze go w yraźnie wyróżnia. Przytacza kilka przykładów, które m ają ilustrow ać sposób, w jaki w edług niego Freud m iał zm odyfikow ać swój pogląd pod w pływ em sprzecznych świadectw, z których najbardziej rzucającym się w oczy b yło to, co się stało z uw ied zen iow ą teorią histerii oraz przypadek „C złow ieka-Szczura” . Żaden jed nak z tych przykładów nie przem aw ia na rzecz je g o tezy. O to co on m ów i o wydarzeniu zw iązanym z u w ied zen iow ą teorią histerii: „D ziw ię się po prostu, że Popper nie uznał za stosow n e zająć się którąś z hipotez, na któ re Freud rzeczyw iście się p ow oływ ał, żeby doprowadzić do wyjaśnienia, takich jak je g o słynna u w ied zen iow ą teoria histerii. A ż d ziw bierze, że Popper m ógł na przykład n ie w ied zieć o czym ś takim: Freud spodziew ał się zyskać sław ę w yjaśniając zagadkę histerii, lecz w 1897 roku pod w p ły w em d ow od ów budzących podejrzenia co do trafności swojej hipotezy etiologicznej, do której był bardzo przywiązany, został z w ielkim trudem zm uszony do jej porzucenia” (1979b , s. 135). D laczego Grunbaum uważa, że to w ydarzenie z uw iedzeniow ą teorią histerii w yw raca pogląd Poppera na Freuda jako dogm atyka? Po części dlatego, że je st niedoinform ow any co do okoliczności, które doprow adziły najpierw do przyjęcia, a później odw ołania tej teorii, a po części dlatego, że stawia n iew łaściw e pytania. A oto jak ta pom yłka uw ied zen iow ą porwała innego psychoanalityka (z pracy, którą Grunbaum um ieszcza w cytowanej przez siebie literaturze, ale która chyba nie zrobiła po drodze w ięk szego wrażenia): „Znamiennym przykładem zasadniczej niew yw rotności doktryny psychoanalitycznej jest to, co Freud m yślał o dokonanym przez siebie odkryciu, że je g o pa cjenci konfabulow ali w spom nienia z dzieciństw a, a co sam o w sobie było 315
FREUD I PSEUDONAUKA
m ocnym dow odem rzeczyw istej w artości je g o m etod. Jak w lot zauw ażył, «odkrycie to nadaje się (...) do zdyskredytow ania bądź analizy, która do prowadziła do tego wyniku, bądź też chorych, na których zeznaniach zbu dow ana jest zarówno analiza, jak i w o góle zrozum ienie nerw ic». To do prawdy bardzo kłopotliw a sytuacja, z której Freud w yw ikła się za pom ocą to u r d e f o r c e : «Fantazje te posiadają realność p s y c h ic z n ą w przeciw ień stw ie do m a te ria ln e j » oraz «w ś w ie c ie n e rw ic d e c y d u ją c a j e s t r e a ln o ść p s y c h ic z n a ». D latego to, że te d ziecięce dośw iadczenia były fantazjami, a nie rzeczyw istym i przeżyciam i, nie tylko nie przeczy je g o dośw iadcze niom , ale w rzeczyw istości je p o tw ie r d z a ” (Frank, 1961 j 719. D laczego ten pogląd nie w praw ił Griinbauma w zakłopotanie co do rozstrzygającej m o cy, z jak ą reakcja Freuda na pom yłkę u w ied zeniow ą odzw ierciedla je g o gotow ość „porzucenia z w ielkim trudem hipotezy etiologicznej, do której był bardzo przyw iązany”? Pod adresem uw iedzeniow ej teorii histerii trzeba kierować pytanie nie 0 to po prostu, czy Freud okazyw ał w yraźnie g otow ość w zięcia pod uw agę dow odu św iadczącego o tym , że histerycy nie m usieli dośw iadczyć w dzie ciństw ie przem ocy seksualnej, ani naw et nie o to, czy w yraźnie okazyw ał gotow ość w zięcia pod uw agę dow odu św iadczącego o tym , że ci pacjenci, których uznał za ofiary przem ocy seksualnej, ostatecznie nigdy jej nie do znali, ale o to, czy był gotów w ziąć pod uw agę to, iż błądził twierdząc, że dla w yp osażon ego w e freudow skie techniki interpretacji analityka histo ria dzieciństw a je g o pacjenta nie jest niem ożliw a do odtw orzenia w trak cie sesji analitycznej za p om ocą analizy je g o marzeń sennych, skojarzeń 1 zachowania. Griinbaum nie potrafi naw et w łaściw ie wykorzystać popperow skiego kryterium fo r m a ln e j falsyfikow alności, poniew aż pociąga ono za sob ą py tanie nie o to jedynie, czy uw iedzeniow ą teoria histerii była falsyfikowalna, lecz także i o to, w jakiej m ierze była falsyfikowalna teoria, która j ą zastą piła. M ożna spierać się o to, czy freudowska pouw iedzeniow a patogeneza oparta na przeżyciach seksualnych dziecka jest czy nie jest falsyfikowalna, ale to, że jest w niej mniej empirycznej treści, niż w teorii m acierzystej, nie podlega dyskusji. Jest to teoria ogólna, podczas gdy teoria m acierzysta była szczególna (i dlatego jest mniej sprawdzalna metodami epidem iologicz nym i)720. Gorzej też, niż w uw iedzeniow ej teorii histerii, określone s ą je j 119 Wstąp do psychoanalizy, dz. cyt., s. 261 i 263 (przyp. tłum.). 720 Freud powołał czynnik konstytucjonalny po to, żeby wyjaśnić, dlaczego takie uniwer 316
PSYCHOANALIZA, PSEUDONAUKA I SPRAWDZALNOŚĆ
implikacje obserwacyjne (tutaj ukryte fantazje, tam wydarzenie publiczne). D o tego jeszcze została pozbaw iona implikacji profilaktycznych. Podczas gdy - przy założeniu, że uw iedzeniow a teoria histerii jest prawdziwa - ro dzice m ieliby m ieć tylko baczne oko na sw oje dzieci lub pow ściągać w ła sne pedofilskie im pulsy dla w yelim inow ania nerwicy w jednym pokoleniu, psychoanalityczne w ypow iedzi o profilaktycznych implikacjach freudow skiej pouw iedzeniow ej teorii rozw ojow ej są wykrętne i niespójne. Argum ent Grunbauma zaw odzi je sz c z e z innego w zględu. Przecież oczyw iste jest, że danie za w ygraną w konfrontacji z doniesieniam i falsyfikacyjnym i będzie tylko dobrze św iadczyć o prawości teoretyka, podczas gdy odm ow na reakcja nie osłabi je g o w iarygodności. Tylko jaki w ybór m iał Freud? N ie m ógł przecież p ow ied zieć, kiedy chodziło o uw iedzeniow ą teorię histerii, a co je g o następcy m ów ili z punktu w idzenia je g o teorii dziecięcych fantazji seksualnych, że potrzeba było w ielu lat praktyki, żeby m ożna było orzec, czy d ziecko padło ofiarą przem ocy seksualnej. Grunbaum m ów i zarówno, że pacjenci Freuda przypom inali sobie akty uw iedzenia seksualnego w dzieciństw ie, których w rzeczyw istości nie by ło , jak też, że Freud oparł sw oją uw ied zen iow ą teorię histerii na tych w sp o m nieniach. W prawdzie jest to w łasne Freuda (późniejsze) w yjaśnienie tej sprawy, jest ono jednak niepraw dziw e. M am y kilka w zm ianek w pierw szych pracach Freuda o tem atyce uw iedzeniow ej, z którymi ono się nie zgadza. Oto jedna z nich: (...) chorzy cierpią pod wpływem jak najsilniejszych doznań, których się wsty dzą i które próbują ukryć w chwili, gdy przywołują do świadomości owe prze życia z okresu wczesnego dzieciństwa i nawet wtedy, gdy już w sugestywny sposób je przedstawią próbują odmawiać im wiary, podkreślając, iż - w prze ciwieństwie do innych sytuacji zapominania o czymś - nie wydaje im się, że o czymś pamiętają. Wydaje nam się, że wspomniana tu postawa znamionuje się absolutną siłą dowodową. Dlaczego chorzy mieliby tak stanowczo zapewniać mnie o swej niewierze, gdyby sami z jakiegoś powodu wymyślili to wszystko, co teraz pró bują tak zdeprecjonować? (1896, s. 204)721. salne właściwości okresu dzieciństwa, jak fantazje kazirodcze, miałyby pomimo to tylko niekiedy być chorobotwórcze, lecz kiedy powoływali je inni, to zarzucał jałowość ich wyja śnianiu. W swojej opublikowanej w Mental Hygiene recenzji pracy Freuda „Zahamowanie, symptom i lęk” Rank ma mu za złe to, że nie chce konsekwentnie przyznać, iż powołując się na czynnik konstytucjonalny, równie dobrze można by odpowiedzieć na zarzuty, jakie Freud stawia teorii urazu urodzeniowego Ranka (Rank, 1927, s. 185-188). 721 „W kwestii etiologii histerii”, dz. cyt., s. 55-56 (przyp. tłum.). 317
FREUD I PSEUDONAUKA
Ten fragment pokazuje, że Freud sw oje przekonanie o uw iedzeniu sek sualnym chorych oparł nie na bezkrytycznym uwierzeniu ich op ow ieściom o uw iedzeniu w dzieciństw ie, lecz na ich zachowaniu, które - jak uważa - „nie jest zgodne z żadnym innym założeniem ” . M otyw tego przekręce nia faktów przez Freuda jest jasn o i przejrzyście w idoczny w op isie tego wydarzenia, który znajdujem y u Jonesa: „[Freud] odkrył, że kilka histo rii o uw iedzeniu było po prostu niepraw dziw ych, nie było w ięc żadnego uw iedzenia. A le obstaw ał przy tym , że to pacjent opowiadał mu te historie (...) dzięki tem u od k iył rolę, jak ą w gen ezie nerw icy odgryw a ży cie fanta zyjne dziecka” (1939, s. 111; podkr. m oje F. C.). Podobnie błędnie opisuje Griinbaum odstąpienie Freuda od pom yłki uw iedzeniow ej. Pow iada on, że jednym z ,ja sn o przedstawionych p ow o d ów ” odstąpienia od uw iedzeniow ej teorii histerii było odkrycie przez Freuda nieoczekiw anie dużej częstotliw ości w ystępow ania przypadków histerii, co przy założeniu, iż uw iedzenie seksualne je st tylko warunkiem koniecznym histerii, m ogło się odbić na nabraniu przez n iego przekona nia o „absurdalnie dużej” często ści uw iedzeń seksualnych w dzieciństw ie. Skoro jednak Freud, jak sam m ów i, doszedł do tego, że niektórych spośród przypisyw anych je g o pacjentom aktów uw iedzenia po prostu nie było, czyli że nie w szy scy z grupy osiem nastu pacjentów zostali uw iedzeni, nie m ó g ł zatem porzucić uw iedzeniow ej teorii histerii „z kilku jasn o przed staw ionych pow od ów ”, jak ch ce Grunbaum, poniew aż to odkrycie Freuda sprawia, że każdy dodatkowy pow ód jest zbyteczny. A wracając do m ylnego przypisania sceny uw iedzenia kilku pacjentom Freuda, Grunbaum tak oto w yjaśnia, jak doszło (błędnie) do „potw ierdze nia” hipotetycznie przyjętych aktów uwiedzenia: „W spom nianych prima facie potwierdzeń postulow anych scen uw iedzenia dostarczyły rzekom o w yraźne i przypuszczalnie wyparte w spom nienia, które Freudowi udało się przyw ołać u cierpiących na histerię pacjentów podczas seansu anali tyczn eg o ”. W tym samym ustępie Grunbaum m ów i o „poczuciu subiek tywnej pew ności u je g o dorosłych pacjentów co do realności rzekom ych w spom nień z okresu dzieciństw a” (1979b , s. 1 35 -1 3 6 ). Po czym odsyła do listu, w którym Freud odw ołuje sw oją u w ied zeniow ą teorię histerii. N iełatw o jest pogodzić przytoczony ustęp z tw ierdzeniem Griinbauma, że Freud był słuchaczem fałszyw ych w spom nień o uw iedzeniu, al bo że pacjenci odczuw ali „subiektyw ną pew ność” co do niepraw dziw ych aktów uw iedzenia w dzieciństw ie. Błąd Grunbauma m ógł się w ziąć z j e go zaufania źródłom z drugiej ręki, na których oparł swój opis epizodu 318
PSYCHOANALIZA, PSEUDONAUKA I SPRAWDZALNOŚĆ
uw iedzen iow ego. (W dołączonej do je g o artykułu literaturze nie figurują żadne prace Freuda o tem atyce uw iedzeniow ej). Jest to duży błąd, ponie w a ż nie pozw ala Griinbaumowi zauw ażyć, że reakcja Freuda na pom yłkę z uw iedzeniem nie tylko nie odzw ierciedlała je g o gotow ości do porzucenia błędnej teorii, ale jest jednym z najm ocniejszych dow odów je g o niezdol n ości do krytycznego ustosunkow ania się do w łasnych przekonań, niezdol n ości, która skłoniła go do tendencyjnie w ypaczonego tłum aczenia się, jak m ogło dojść do popełnienia pom yłki co do scen uw iedzenia, a w ob ec tego i do uw olnienia się od przykrej kon ieczn ości stawienia czoła prawdziwym następstw om popełnionego błędu.
4. Czy przypadek „Człowieka-Szczura" ilustruje „strategię sprawdzania teorii"? Po kolejny kontrprzykład dla „oskarżeń Freuda” przez Poppera Grunbaum odsyła czytelnika do artykułu Clarka Glymoura, w którym ten twierdzi, że reakcja Freuda na fakty z historii życia „C złow ieka-Szczura” wyraź nie wskazuje na stosow anie przez Freuda w je g o spekulacjach i pracach badaw czych „strategii sprawdzania” : „Najbardziej dostępne św iadectw o, jakim była rzeczyw ista historia życia «C złow ieka-Szczura», czyli Paula Lorenza, nie potw ierdziło je g o w cześniejszej hipotezy m ów iącej o szcze gółach etiologii seksualnej, którą w ysunął w zw iązku z nerwicam i obse syjnym i u dorosłych ch oiych (por. Glymour, 1974, s. 2 9 9 -3 0 4 )”. N ie było „w cześniejszej hipotezy m ów iącej o szczegółach etiologii seksualnej (...) w zw iązku z nerwicam i obsesyjnym i u dorosłych chorych”, a naw et gdy by była, to „najbardziej dostępne św iadectw o, jakim była rzeczyw ista hi storia życia ” „C złow ieka-Szczura” nie m ogłoby jej obalić. G dyby jednak m ogło, a Freud zareagow ałby tak, jak p isze Glymour, to i tak nie św iad czyłob y to je szcze o praw dziw ości tw ierdzenia Griinbauma, że Freud był gotów odw ołać sw oje tezy, gdyby okazały się sprzeczne z dostarczonym i dow odam i. Trudno byłoby życiu któregokolw iek dziecka podważyć poglądy na etiologię nerwic, jakie Freud w yrobił sobie po zerwaniu z uw iedzeniow ą teorią histerii, a je szcze trudniej przekonać się, czy rzeczyw iście podw aży ło. Oto pierw sza po tym zerwaniu je g o w yp ow ied ź o tym, co w życiu dziec ka toruje mu drogę do zaburzeń neurotycznych: „Prawdziwą etiologię tego
319
FREUD I PSEUDONAUKA
schorzenia odkryć m ożna w przeżyciach z okresu dzieciństw a, i to znow u i w yłącznie - w e wrażeniach odnoszących się do życia seksualnego” (1898, s. 2 4 2 )722. Trudno zrozum ieć, jak historia choroby „C złow ieka-Szczura”, a zresztą jakakolw iek inna, m ogłaby pokazać, że w okresie dzieciństw a pacjenta nie było „wrażeń odnoszących się do życia seksualnego”. W artykule z 1905 roku Freud tak pisze o nerwicach: „(...) postrzega się te schorzenia w perspektyw ie najbardziej banalnych pobudzeń uczu ciow ych, a nawet przyczyn som atycznych, a zatem trzeba by się tu w yrzec tw ierdzenia o specyficznej etiologii przejawiającej się w form ie jakichś szczególn ych przeżyć d ziecięcych ” (1905, s. 28 1 )723. W opublikowanym w tym sam ym roku eseju „Trzy rozprawy z teorii seksualnej” (podsum o w ujący go akapit zatytułow any „Konstytucja i dziedziczność”) Freud pi sał: „Jako pierw sze [spośród czynników zaburzających rozwój] trzeba tu w ym ienić przyrodzone zróżnicow anie konstytucji seksualnej - na czynnik ten przypada prawdopodobnie zasadniczy nacisk”724. W siódm ym akapicie tego podsum ow ania Freud pisze: „N ie m ogliśm y p ow iedzieć, ja k ą aktyw ność seksualną w ieku d ziecięceg o m ożna określić jeszcze m ianem normal nej, nieszkodliw ej dla p óźn iejszego rozw oju”. Freud, w edług Glym oura, dlatego w prow adził d ziecięce fantazje sek sualne do etiologii nerwic, że w dzieciństw ie „C złow ieka-Szczura” nie znalazł żadnych wydarzeń o charakterze seksualnym , o których chorobo twórczej sile oddziaływ ania był dotychczas przeświadczony: „(...) przed (przypadkiem „C złow ieka-Szczura”) ani słow a nie ma o tym , że rozbudzo ne w dzieciństw ie czy później fantazje seksualne, niem ające rzeczyw iście realnej podstawy, m o g ą sam e zam iast prawdziwych przeżyć seksualnych służyć za czynniki etiologiczn e” (1974, s. 303); „po roku 1909 Freud coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że fantazje - nawet jeśli nie w y w od ziły się od rzeczyw istych dośw iadczeń seksualnych - m o g ą służyć za czynniki etiologiczn e” (1974, s. 302). Zanim jednak z całym przekonaniem pow ie się, że to dopiero po jakiejś oznaczonej dacie Freud zastąpił albo uzupełnił fantazje „w yw odzące się od rzeczyw istych dośw iadczeń seksualnych” fantazjami pochodzącym i 722 Sigmund Freud, „Seksualność w etiologii nerwic” (przetłumaczył Robert Reszke). W: S. Freud, Dzieła, t. V, Wydawnictwo KR, Warszawa 1999/1898, s. 21 (przyp. tłum.). 723 „Moje poglądy na temat roli seksualności w etiologii nerwic”, dz. cyt., s. 138-139 (przyp. tłum.). 724 „Trzy rozprawy z życia seksualnego”, dz. cyt., s. 123 (przyp. tłum.). 320
PSYCHOANALIZA, PSEUDONAUKA I SPRAWDZALNOŚĆ
z innych źródeł, m uszą one być ju ż w yraźnie rozróżnione. W przypadku D ory (1 9 0 0 ) funkcja chorobotw órcza została przyporządkowana fanta zjom pochodzącym z ssania kciuka i w idoku w ym ienia krowy. Skoro nie są to w rozum ieniu G lym oura dośw iadczenia seksualne, a fantazje Dory „nie w yw od ziły się od rzeczyw istych dośw iadczeń seksualnych”, to przy padek D o iy jest kontrprzykładem je g o w yp ow iedzi o dacie. Skoro, z dru giej strony, są to dośw iadczenia seksualne, to Freud nie m ógłby w ykryć, że w dzieciństw ie „C złow ieka-Szczura” n ie było tego rodzaju dośw iadczeń, ani w żadnym innym. W każdym razie, jak Freud m ógł dojść do tego, że d ziecięce fantazje seksualne pacjenta „nie w yw od ziły się od rzeczy w istych dośw iadczeń seksualnych”, skoro uważał, że nawet ssące pierś matki i kąpane niem ow lęta przysparzają sobie doznań seksualnych (1905, s. 136 -1 3 7 )? A le nawet gdyby Freud w yzn aw ał przypisyw any mu przez Glym oura pogląd na d ziecięcą patogenezę seksualną, zgodnie z którym warunkiem koniecznym nerw icy natręctw je st zastraszenie seksualne, to i tak fakty z historii choroby „C złow ieka-Szczura” nie zm usiłyby go do ich zm ody fikowania, ani też zastąpienia zdarzeń fantazjami jako czynnikam i etiolo gicznym i. Glym our jest przekonany, że „testem w yznaw anego przez Freu da poglądu były dane kliniczne w historii choroby „C złow ieka-Szczura”, poniew aż to, iż „w yw nioskow ane karanie za zrobienie czegoś brzydkiego nie zostało ujawnione w najbardziej w iarygodny sposób, jakim je st przy w ołan ie w spom nienia dorosłego obserwatora, św iadczy zapew ne o jakim ś słabym punkcie w wyjaśnianiu przez Freuda roli rozwoju psychoseksual n ego w etiologii nerw ic” (1 9 7 4 , s. 301). Zalążkiem argumentacji Glym oura zdaje się być odnośnik do historii choroby „C złow ieka-Szczura”, w którym Freud w spom ina o zaw odzie, ja ki sprawiła mu w iadom ość, że w brew je g o przypuszczeniom w ykroczenie, za które „C złow iek-Szczur” dostał cięg i, nie m iało zw iązku z masturbacją. W prawdzie „C złow iek-Szczur” naprawdę dostawał lanie, lecz rozm ow a z matką, o którą Freud go poprosił, nie potwierdziła d om ysłów co do na tury seksualnej ow ego w ykroczenia725. Jednak zam iast upierać się, że to matka nie m iała racji, Freud łaskaw ie zostaw ił sprawę otwartą, dzięki cze mu G lym our m ógł na tej podstaw ie zapisać na je g o konto m etodologię falsyfikacjonistyczną. 725 „Uwagi na temat pewnego przypadku nerwicy natręctw”, dz. cyt., s. 55-56, przyp. 59 (przyp. tłum.). 321
FREUD I PSEUDONAUKA
Twierdząc, że „C złow iek-Szczur” był karany przez ojca za masturbow anie się, Freud nie okazyw ał specjalnego przywiązania do ustanow ionego w cześniej prawa, które łączyło konkretną historię dzieciństw a z obrazem objawu, jaki przedstawiał „C złow iek-Szczur”. Najpierw dlatego, że nie był przyw iązany do żadnego takiego prawa, a po drugie - „nieteoretyczny stan rzeczy, czyli karcenie pacjenta przez ojca za masturbację”, nie został przez Freuda wywnioskowany. On tylko powtórzył opow iadanie chorego o tym, że dostaw ał cięgi za w ystępek o charakterze seksualnym . Fragment historii choroby, który m ów i o tym , że Freud antycypow ał w ydarzenie z biciem , a który cytuje Glymour, został spreparowany (m oże freudyści w olelib y użyć jak iegoś innego eufem izm u) po tym , jak Freud odkrył, że „C złow iek-Szczur” był „karany” jako dziecko. Gdyby Glym our przeczytał odrobinę staranniej oryginalne notatki, to dow iedziałby się, że w pierwotnej wersji cytow anego przez niego fragmentu nie ma żadnej aluzji do antycypow a nia przez Freuda „brania c ię g ó w ” przez „C złow ieka-Szczura”, co zosta ło później potw ierdzone przez rodzinną tradycję i w ten sposób stało się św iadectw em niebywałej zd oln ości Freuda do przewidywania. Freud tyl ko dom yślał się, i to błędnie, jak się m iało okazać, że „C złow iek-Szczur” został ostrzeżony , żeby się nie masturbował i to „m oże” nawet pod groźbą kastracji. Oto co Freud pisze w opublikowanej historii choroby: Opierając się na tych i innych oznakach, ośmieliłem się zbudować konstruk cję, że jako dziecko w wieku sześciu lat popełnił jakiś występek seksualny związany z masturbacją726 i dostał zań od ojca dotkliwe cięgi. Ta kara wpraw dzie położyła kres onanizmowi, ale zdrugiej strony pozostawiła po sobie nie wygasłą traumę wobec ojca i po wsze czasy utrwaliła go w roli osoby stojącej na drodze do rozkoszy seksualnej (1909a, s. 342)727. A to m ów i w sporządzonych w tym samym czasie notatkach: Nie mogę się oprzeć chęci skonstruowania z dostępnego nam materiału pewne go zdarzenia, jak to zanim skończył sześć lat już się nawykowo masturbował, i jak jego ojciec zabraniał mu tego, strasząc go słowami «ty mnie wpędzisz do grobu», a może nawet straszył go obcięciem członka (1909b, s. 263). Zwróćm y uw agę na słow o „m oże” . Freud nie przejawiał zainteresow a nia nawet etiologią groźby kastracji, a co dopiero karaniem za w ystępek seksualny, jak mu to Griinbaum imputuje. 726 Błędnie oddawana w tym miejscu tłumaczenia terminem „onanizm” (przyp. red.). 727 „Uwagi na temat pewnego przypadku nerwicy natręctw”, dz. cyt., s. 54 (przyp. tłum.). 322
PSYCHOANALIZA, PSEUDONAUKA I SPRAWDZALNOŚĆ
To, że przepytyw aniem matki przez „C złow ieka-Szczura” nie udało się potw ierdzić dom ysłu Freuda, nie tylko nie koliduje z „w yjaśnieniem przez Freuda roli rozw oju psychoseksualnego w etiologii nerw ic”, ale nie jest naw et sprawdzianem błędnego rozum ienia sytuacji przez sam ego Griinbauma. To tylko przyczyniło się do obniżenia stopnia w iarygodności jednej konkretnej rekonstrukcji, którą Freud stw orzył w trakcie leczenia. D laczeg o z pow odu zaw odu, jaki sprawiła Freudowi rekonstrucja jed n ego konkretnego przypadku, m iałby się on czuć zm uszony do zm iany przeko nania, że w ob ec „C złow ieka-Szczura” był stosow any szantaż seksualny? C zyżby przedstawione w przypisie fakty w skazyw ały, że ojciec „C złow ie ka-Szczura” nie m iał jakiejś innej okazji szantażować go w taki sposób? Przecież ukarał go później za to, że się zm oczył w łóżku (Freud m oczenie nocne uw ażał za surogat aktyw ności seksualnej). Freud palnął gafę upar cie twierdząc - a Glym our to powtarza - że „C złow iek-Szczur” tylko raz dostał lanie (Notatki Oryginalne, 190% , s. 3 84)728. A le naw et gdyby przyjąć, że poglądy Freuda były takie, jakie przypi suje mu Glymour, oraz że fakty z historii choroby „C złow ieka-Szczura” 728 Oto jak w „Notatkach Oryginalnych” Freud tłumaczy, za co „Człowiek-Szczur” został po raz drugi ukarany: „Kiedy był małym chłopcem (nie ma pewności co do wieku, mógł mieć pięć albo sześć lat), leżąc w łóżku między matką i ojcem, zmoczył się, za co ojciec sprawił mu lanie i wyrzucił z łóżka” (1909b, s. 384). Glymour popełnia jeszcze jeden błąd egzegetyczny: „Freud zaangażował się już całym sercem w prymat masturbacji jako formy zaspokojenia seksualnego w okresie niemowlęc twa i we wczesnym dzieciństwie, a także jako czynnika etiologicznego w nerwicy. Mało tego, to swoje przekonanie powtarza w tym samym miejscu studium przypadku, z którego pochodzi poprzedni cytat”. I na znak poparcia Glymour przytacza ten fragment: „[Mastur bacja lat dziecięcych] (...) najczęściej w wieku od trzeciego do czwartego lub piątego roku życia osiąga pewien rodzaj punktu szczytowego, a onanizm ten jest jednak najdobitniej szym wyrazem konstytucji seksualnej dziecka, w której także doszukujemy się etiologii późniejszych nerwic” (1909a, s. 202) [„Uwagi na temat pewnego przypadku nerwicy na tręctw”, dz. cyt., s. 52-53 (przyp. tłum.)]. Tak oto Glymour pada ofiarą autentycznej nieja sności w tekście Freuda, a nie własnej tendencyjności. Z niemieckiej wersji tekstu wyraźnie wynika, że to w konstytucji seksualnej, a nie w masturbacji doszukujemy się etiologii póź niejszych nerwic. Jeśli tylko usunie się tę niejednoznaczność, to przekład będzie brzmiał: „Masturbacja (...) jest mimo wszystko najdobitniejszym wyrazem konstytucji seksualnej dziecka, w której to konstytucji doszukujemy się etiologii późniejszych nerwic” [„Aber die Onanie der Pubertätsjahre ist in Wirklichkeit nichts anderes als die Auffrischung der bisher stets vernachlässigten Onanie der Kinderjahre, welche zumeist in den Jahren von 3 bis 4 oder 5 eine Art von Höhepunkt erreicht, und diese ist allerdings der deutlichste Ausdruck der sexuellen Konstitution des Kindes, in welcher auch wir die Aetiologie der späteren Neurosen suchen” (1909b, s. 423-424)]. 323
FREUD I PSEUDONAUKA
są z nim i niezgodne, to czy opisane przez Glymoura postępow anie Freuda i pow oływ anie się na chorobotw órczą m oc fantazji o treści seksualnej jest egzem plifikacją strategii sprawdzania? O czym m usim y być przekonani, je ś li m am y przyznać, że w prow adzenie przez Freuda czynników etiolo gicznych, których m iejscem jest życie fantazyjne dziecka, a nie publicz n ie obserw ow alne ok oliczn ości, jest przejawem gotow ości zrezygnow ania z tez niezgodnych z dow odem , co mu Griinbaum i G lym our przypisują? C zym się różni teza, którą Freud zastąpił sw oją u w ied zen iow ą teorię hi sterii, od tezy w yzn aw cy Christian S cience, który zagadnięty o to, dlacze g o naw et w yzn aw cy Stow arzyszenia Nauki Chrześcijańskiej zapadają na zdrowiu, pow ołuje się na z ło śliw y m agnetyzm zw ierzęcy, albo astrologa, który dla w ytłum aczenia się ze sw oich błędnych przew idyw ań przywołuje w p ływ konfiguracji ciał niebieskich w m om encie poczęcia na dopełnie nie jej w m om encie narodzin? Chyba nie pow iedzielibyśm y, że i jeden, i drugi też postępują lojalnie w stosunku do strategii sprawdzania i wyra żają gotow ość odstąpienia od sw oich teorii, gdyby okazały się sprzeczne z faktami. Ż eby przyznać, że m iędzy tym i sytuacjami a sytuacją Freuda istnieje różnica, trzeba dać się przekonać, iż w wypadku Freuda jest pewna nadzieja na dow iedzenie się nie tylko cżeg o ś o życiu fantazyjnym dziecka - j e ś l i tylko w ykaże się w ystarczającą stanow czość w dostrzeganiu różni cy m iędzy ryw alizującym i w yjaśnieniam i je g o natury - ale też i o tym , jak odróżnić je g o w p ły w na charakter dziecka od w pływ u innych kwalifikują cych się do tego w yznaczników . O becnie nie potrafimy zrobić ani jednego, ani drugiego. C zy m ogło to być w śród pow odów przyjęcia przez Freuda teorii życia fantazyjnego, B ó g raczy w iedzieć. Jeśli o kim kolw iek m ożna pow iedzieć, że do freudowskiej teorii zrządzeń losu w sferze seksualnej dziecka zastosow ał „strategię sprawdzania”, to z pew nością o tych spośród daw niejszych freudystów (od lana Suttiego do Johna B o w lb y ’ego), którzy po nieudanych próbach odnalezienia różnicujących zrządzeń losu w sferze seksualnej w dzieciństw ie sw oich pacjentów (tak jak to robił sam Freud), nie zaprzestali poszukiw ania deform ujących osob ow ość oddziaływań na jaw ne życie dziecka i nie uciekali w świat fantazji, lecz zam iast tego szu kali ich w interpersonalnych uwarunkowaniach życia dziecka, które jednak w cale nie m usiały być natury seksualnej. M oże i przyniosło chlubę Mary Baker Eddy to, że odkryw szy działanie efektu placebo zerwała z hom eopa tią, ale czy przyniosła jej chlubę w ym iana tego odkrycia na Stow arzysze nie Nauki Chrześcijańskiej? 324
PSYCHOANALIZA, PSEUDONAUKA I SPRAWDZALNOŚĆ
Grunbaum postępuje niekonsekw entnie, kiedy pow ołując się na artykuł Glym oura usiłuje udow odnić P opperow i brak racji, poniew aż przedstaw io na tam argumentacja nie spełnia ponadto w ym agań, które stawia on gdzie indziej. Chodzi tu na przykład o potraktowanie przez niego twierdzenia, że m im o iż w skaźnik remisji u pacjentów leczonych psychoanalitycznie jest niższy, psychoanaliza i tak m oże być skuteczniejsza, poniew aż ci pacjenci m ogą być bardziej chorzy. Grunbaum dom aga się niezależnego dowodu, że tak w łaśnie jest, a poniew aż nie otrzym uje go, naznacza to tw ierdzenie piętnem „bezsensow nego i pozbaw ionego naukowej w iarygodności” . Od nosząc ten sam tok rozum ow ania do p ow oływ ania się na chorobotw órczą rolę fantazji dziecięcych , dojdziem y do identycznej konkluzji, gdzie jest bow iem niezależny dow ód na to, że d ziecięce fantazje seksualne tych, któ rzy później zapadają na nerw icę, charakteryzuje jakaś cecha dystynktywna? Tak naprawdę Freud przyznawał, że go nie ma. Grunbaum ponadto twierdzi, że „snucie dom ysłów co do seksualnej etiologii fobii skutkuje przew idyw aniam i, które zgodnie ze standardami Poppera są «ryzykow ne»”, na przykład, że pozapsychoanalityczna m eto da usuwania objaw ów fobijnych będzie prowadzić do substytucji objawu. „Jednakże w brew tym psychoanalitycznym oczekiw aniom opublikow any w roku 1978 przez Instytut Psychiatrii U niw ersytetu L ondyńskiego raport kończy się następującym stwierdzeniem : w przeważającej liczbie w ypad ków zm niejszeniu lub w yelim inow aniu określonego lęku nie tow arzyszą nieprzew idziane skutki. Tyle, je śli chodzi o Poppera” (1979a, s. 514). D ziw n y to argument. G dyby chodziło w nim o w ykazanie, że z psychoana litycznej teorii fobii w ynikają obserw ow alne im plikacje, to w ystarczyłoby je podać oraz w skazać na ich ryzykow ny charakter bez potw ierdzenia rze czyw isteg o w ystępow ania obserwacji falsyfikujących. To znaczy, żeby w y kazać falsyfikow alność stw ierdzenia „w szystkie łabędzie są białe”, nie jest konieczne udow odnienie istnienia czarnych łabędzi. Tak w ięc Grunbaum m oże i zm ienia punkt w idzenia, ale i tak argument będzie rów nie dziwny: gotow o ść uw zględnienia w praktyce niektórych badaczy psychoanalitycz nej teorii fobii sfalsyfikow anej przez niektóre obserwacje św iadczy o jej niepseudonaukow ym charakterze. Ż eby jednak ten argument m iał zw iązek z bona fide niepseudonaukow ym charakterem teorii psychoanalitycznej, o w ą g otow ość pow inni zg ło sić ci, co w yznają tę teorię, a nie - jak w przy padku Rachmana729 - ci, co należą do jej najzagorzalszych krytyków. 729 Stanley Rachman (ur. 1934), psycholog kanadyjski, autor Critical Essays on Psychoana
lysis (Oxford: Pergamon Press, 1963) (przyp. tłum.). 325
FREUD I PSEUDONAUKA
W każdym razie, czy kapitulacja w ob ec kontrprzykładów w ystarcza do zyskania bonafides albo teorii, albo badacza? W ybitny w sp ółczesn y astro log donosi w e w stępie do swojej książki, że usiłow ał potw ierdzić pew ną u św ięcon ą tradycją tezę astrologiczną, ale m u się to nie udało. „Po sporzą dzeniu listy osób z dw om a ciałam i niebieskim i w dobrym aspekcie oraz listy innych osób z tym i sam ym i ciałam i w złym aspekcie nie stw ierdzili śm y różnicy w pom yślnym obrocie rzeczy”. C zy je st to w ystarczający do w ód na to, że albo astrologia jest naukowa, albo sam astrolog je st bonafide naukow cem ? W żadnym wypadku. To nie sam status ogólnych twierdzeń je st istotny dla podjęcia dyskusji nad podejrzeniami co do pseudonaukow o ści, lecz także status praktyk przedstawiania raportów m ających zw ią zek z konkretnymi twierdzeniam i egzystencjalnym i. B łędem jest m yśleć inaczej i Griinbaum taki błąd popełnia, kiedy tw ierdzi, że z freudow ską teorią m elancholii w szystk o je st w porządku, poniew aż istnieją niereaktyw ne depresje endogenne, które j ą falsyfikują. Problemu nie rozw iąże pokazanie, że są wyjątki od zasady w yjaśniania przez Freuda m elancholii, ani nawet, że się je uznaje za wyjątki. Trzeba przede w szystkim pokazać, że identyfikacja pozytyw nych przykładów tego, o czym m ów i teza, spełnia m ożliw e do przyjęcia standardy. Teoretyk m oże dem onstrować gotow ość odejścia od sw oich twierdzeń ogólnych w obliczu oczyw istej falsyfikacji, a m im o to nadal pozostaw ać pseudouczonym . Griinbaum nie m oże zabierać głosu w dyskusji nad jej głów nym problem em , poniew aż zajmuje się w yłącznie twierdzeniam i Freuda o treści ogólnej.
5. Czy skutkami terapii można posługiwać się do nadzorowania zgodności interpretacji z rzeczywistością? Griinbaum utyskuje na następujące uwagi Poppera: A jakie to wysiłki podjęto, by zbadać, w jakiej to mierze oczekiwania i za łożenia utrzymywane (świadomie lub nieświadomie) przez psychoanalityka wpływają na reakcje pacjenta? (Pomijam sprawę świadomych manipulacji, za pośrednictwem których analityk sugeruje pacjentowi swe interpretacje i wpły wa tym samym na jego reakcje). Wiele lat temu, aby opisać wpływ teorii, ocze kiwań czy prognoz na rzeczywisty przebieg zdarzeń, wprowadziłem pojęcie efektu Edypa. Należy przypomnieć, że początkiem łańcucha przyczynowego,
326
PSYCHOANALIZA, PSEUDONAUKA I SPRAWDZALNOŚĆ
którego skutkiem stało się ojcobójstwo, było proroctwo wyroczni zapowia dającej to zdarzenie. Jest to charakterystyczna cecha wspólna wielu mitom, jednakże, i to nieprzypadkowo, nie budziła ona zainteresowania psychoanali tyków (1969, s. 38)730. W prawdzie „niektórzy spośród uznanych analityków w daw ali się w kłopotliw e rozw ażania w zagadkow o nielogiczny, a nawet wym ijający sposób”, tylko - jak uw aża Grunbaum - nie Freud, i dlatego Popperowi dostało się za to, że „popełnił ciężk ie egzegetyczne przestępstw o” (zasu gerow anie, że freudyści nie brali pow ażnie w rachubę kw estii skażenia reakcji pacjenta), dając do zrozum ienia, iż „analitycy odpow iadają w ym i jająco na niew ygodne zarzuty, a naw et je wypierają”. Grunbaum odpiera to dom niem ane oszczerstw o, pow ołując się na „freudowski argument zgody z 1917 roku”, który - choć m oże „niezbyt dobry” - uwalnia Freuda od zarzutu „niezaproponowania n iczego poza ipse d ix if\ A tak Grunbaum przedstawia ó w argument zgody: „Jedynie interpre tacje psychoanalityczne, które « są zgodne z w ew nętrzną rzeczyw istością pacjenta», m o g ą pośredniczyć w wiernym rzeczyw istości w glądzie, ten zaś w gląd z kolei jest p rzyczynow o niezbędny do złagodzenia objaw ów nerw icy u pacjenta” (1979a, s. 467). To sform ułowanie argumentu z g o dy pochodzi w praw dzie ze Wstępu do psychoanalizy z lat 1 9 1 6 -1 9 1 7 731, ale Freud im plicite zdaw ał się nań ju ż ćw ierć w ieku w cześniej w Studiach
nad histerią. A poniew aż m iędzy tą książką a przeform ułowaniem przez Freuda w 1917 roku argumentu zgod y przydarzyła mu się pom yłka uw iedzeniow a, to dlaczego Popper nie m iałby być zaskoczony zapew nieniem Freuda o n ieszk od liw ości sugestii? A sw oją drogą, jak Freud m ógł w y sunąć terapeutyczny argument na uzasadnienie w ierności rzeczyw istości, skoro m iał ju ż za sobą pom yłkę uw iedzeniow ą, w obec czeg o w iedział, że m oże osiągać efekty bez dochow ania w ierności rzeczyw istości? Są fakty, które pozw alają dom niem yw ać, że sam Freud nie m iał w cale przekonania do sw ojego argumentu zgody. N iek iedy dawał do zrozum ie nia, że jest on nic niewart. W roku 1910 napisał: „N ie m uszę tu jednak od pierać w ysu w an ego przez w as zarzutu, że w dzisiejszej praktyce terapeu tycznej siła dow odu słuszności naszych twierdzeń je st nieco chwiejna; nie zapom inajcie, iż dow ody te m ożna znaleźć gdzie indziej i że interwencji 750 Droga do wiedzy. Domysły i reputacje, dz. cyt., s. 69 (przyp. tłum.). 731 Wstęp do psychoanalizy, dz. cyt., s. 321 (przyp. tłum.). 327
FREUD I PSEUDONAUKA
terapeutycznej nie m ożna przeprowadzać w taki sposób, jak prowadzi się badanie teoretyczne” (1910, s. 2 8 7 )732. A w ięc Freud nie zaw sze od w oływ ał się do argumentu zgody dla po tw ierdzenia trafności swojej metody. P ow oływ ał się raczej na to, że wyra żane przez psychotyków m yśli i pragnienia są podobne do tych, które on odkrył interpretując objawy, co - zd ob yw szy się na w spaniałom yślność - m ożna by wprawdzie uznać za dow ód tego, iż neurotycy ży w ią te sam e pragnienia, które jaw n ie w yrażają psychotycy, tylko jak udow odnić, że to w łaśnie te pragnienia, które Freud p ow ołał po to, żeby w yjaśniać, są odpo w iedzialne za sym ptom atologię nerwic? Jak bezpośrednie w yrażenie przez psychotyka kazirodczych pragnień m oże spow odow ać, że przestaniem y w ątpić w to, iż w ykonyw ane przez dziew czynę w porze snu rytualne czyn n ości zw iązane z poduszką i podgłów kiem to w yraz jej życzenia, żeby w szed ł w nią jej ojciec? Jak to, że psychotyczna pacjentka nie kryje się w cale ze sw oim i fantazjami o treści defloracyjnej, pom aga udow odnić, iż Freud słusznie dostrzegał w tym źródło b ólów g łow y pacjentki cierpiącej na histerię? Freudowi m usiało chyba rów nież zależeć na tym - i to tak bardzo, że posuw ał się do krętactwa - żeby w yprzeć się, iż do sw ojego prześw iad czenia o seksualnym podłożu nerw ic doszedł, zanim jeszcze otrzym ał po twierdzające je dane. Skoro Freud, jak twierdzi Grunbaum, uw ażał w p ływ sugestii za „epistem icznie n ieszk od liw y”, to dlaczego tak często zaprze czał (kłam liw ie), że do przekonania o pochodzeniu zaburzeń neurotycz nych doszedł przed uzyskaniem od pacjentów je g o potwierdzenia? Oto co m ów ił w pracy „K w estia analizy laików ” : A nalityk w żadnym w ypadku nie kusi pacjenta, by w sz e d ł on na grunt sek su alny, nie m ów i mu zaraz na sam ym początku: b ęd ziem y się zajm ow ali sz c z e gółam i pańskiego ży cia p łcio w eg o ! A nalityk p ozw ala pacjentow i, by to on w ybrał ch w ilę, w której za czn ie m ó w ić, spokojnie czeka, aż sam pacjent p o ruszy kw estie seksualne. Z w yk łem za w sze napom inać sw y ch u czn iów : nasi p rzeciw nicy zap ow ied zieli nam, że natkniem y się na przypadki, w których czynnik seksualny nie odgryw a żadnej roli; strzeżm y się przed w prow adza niem go do analizy, nie m arnujmy szansy znalezien ia tak iego przypadku. C óż, tym czasem żaden z nas nie m iał szczęścia spotkać się z taką sytuacją (1 9 2 6 , s. 1 18-1 19)733.
732 „Przyszłe szanse terapii psychoanalitycznej”, dz. cyt., s. 94 (przyp. tłum.) 733 „Kwestia analizy laików (rozmowy z bezstronnym)”, dz. cyt., s. 266 (przyp. tłum.). 328
PSYCHOANALIZA, PSEUDONAUKA I SPRAWDZALNOŚĆ
A jednak, co do uw ag Poppera, które Grunbaum ma mu za złe, to nawet w artykule na temat objaśniania marzeń sennych Freud m ów i o pacjen tach, którzy „odtwarzają (...) zapom niane przeżycia z okresu dzieciństw a dopiero wtedy, gdy analityk będzie m ógł je zrekonstruować na podstaw ie sym ptom ów , skojarzeń i aluzji i gdy ich o tym poinformuje (...) w ów czas rekonstruujemy i inform ujem y ich o tym , co dane nam było uzyskać, nigdy jednak nie znajdujemy dostępu do tego, co wyparte” (1923, s. 142)734. A oto je sz c z e jeden przykład skłonności Freuda do unikania argumentu zgody, a także niezam ierzonego św iadectw a siły, jaką obdarzał popperowski efekt E d y p a -je g o niezgodne z prawdą retrospektywne relacje ze stanu, w jakim znajdowała się je g o teoria w chw ili, gdy przystępow ał do analiz, które doprow adziły go do popełnienia pom yłki uw iedzeniow ej. W sw o im szkicu autobiograficznym z roku 1925 pisał: „Ze S tu d ió w n a d h is te r ią trudno byłoby w yw n iosk ow ać, jak ie znaczenie ma seksualność dla etiolo gii nerw ic” (1935, s. 39)735. N atom iast w e w stępie do tej w łaśnie książki Freud i Breuer napisali: ,,[S]eksualność jako źródło traum psychicznych i jako m otyw «odparcia», wypierania w yobrażeń ze św iadom ości, odgry w a głów n ą rolę w patogenezie histerii” (1895, s. x ix )736. A w jednym z arty kułów na temat uw iedzeniow ej teorii histerii Freud przywołuje S tu d ia n a d h is te r ią w słow ach, które potw ierdzają je g o w cześniejsze zaangażow anie się w etiologię seksualną w tej książce: „We w cześniejszych publikacjach Breuer i ja w yraziliśm y ju ż opinię, że objaw y histerii staną się zrozum iałe tylko wtedy, gdy za ich źródło uzna się wydarzenia urazowe oraz że te psy chiczne urazy są zw iązane z życiem seksualnym pacjenta” (1896, s. 156). Pozostaje tajemnicą, jak Freud m ógł zadać sobie tyle trudu (św iadom ie czy nieśw iadom ie), żeby argument podatności na sugestię pozbaw ić siły przez przetworzenie proroctwa w yroczni [na koncepcję kom pleksu Edy pa], skoro był naprawdę przekonany, że argument zgody „unieszkodliw ił epistem icznie” w p ływ sugestii. M iarą służalczości Grunbauma w ob ec Freuda jest to, że coś tak na turalnego, jak podejrzenie, iż Freud obchodził się pokrętnie z argumen tem w pływ u sugestii, uważa za oszczerstw o. Najbardziej nieprzekonująca 734 Sigmund Freud, „Uwagi o teorii i praktyce objaśniania marzeń sennych” (przetłuma czył Robert Reszke). W: S. Freud, Dzieła , t. IX, Wydawnictwo KR, Warszawa 2007/1923 [1922], s. 230 (przyp. tłum.). 735 Moje życie i psychoanaliza, dz. cyt., s. 23 (przyp. tłum.). 736 Studia nad histerią, dz. cyt., s. 5 (przyp. tłum.). 329
FREUD I PSEUDONAUKA
spośród racjonalizacji urasta w oczach Griinbauma do rangi „stawiania czoła problem ow i podatności na su gestię”.
6. Wnioski W yjawiłem pow ody m ojego przekonania o fałszyw ości twierdzenia, że „przyjęte przez Poppera kryterium demarkacji nie upoważnia go do uzna nia psychoanalizy za nienaukow ą (...)” (Griinbaum, 1976, s. 216). N ie j e stem pewny, czy „falsyfikow alność je st probierzem racjonalności nauko w ej”, ale jest to bez znaczenia dla tego, co Griinbaum nazyw a postaw ie niem Freuda w stan oskarżenia przez Poppera. B łędny jest rów nież pogląd, że w ystarczy m ieć potencjalne falsyfikatory, żeb y pokazać, iż teoria nie jest pseudonaukowa, który Griinbaum m ylnie przypisuje Popperowi, a niekiedy sam zdaje się g o w yznaw ać. Griinbaum uważa, że o tym , czy teoria ma falsyfikatory m ożna przekonać się nieza leżnie od tego, jak zachow ują się jej zw olennicy. A le to też nieprawda, tak jak i nieprawdziwe jest je g o przekonanie, że treść em piryczną teorii m ożna ustalić, biorąc pod uw agę g ło sy jej krytyków. Jednak najw iększy (n ieegzegetyczn y) błąd popełnia Griinbaum wtedy, kiedy po tym, jak udało mu się w ykazać, że jakaś teza jest form alnie falsyfikow alna, a w ięc naukowa w sen sie „przeciwstawna nienaukowej czy m etafizycznej”, m yśli, iż udow odnił jej naukow ość w takim sensie, w ja kim ten termin jest przeciw staw ny pseudonaukow ości. Griinbaum prześli zguje się od „nieustępliw ość zw olen n ik ów teorii nie dow odzi, że jest ona niefalsyfikow alna” do „nieustępliw ość zw olenników teorii nie dow odzi, że je st ona pseudonaukow a”, z czego wynikałoby, iż jednym z typow ych zastosow ań terminu „pseudonaukow y” jest solecyzm 737. Poza tym Freud dał nam nie tylko teorię, lecz także m nogość przykła dów stosow ania wyjaśniania w praktyce, co równie dobrze daje sposob ność do oskarżenia psychoanalizy o pseudonaukow ość, jak niczym nieuspraw iedliw one odm aw ianie falsyfikacji jej głów nych twierdzeń. N ie in teresując się tym , czy zarzut bezzasadności doniesień psychoanalitycznych
7,7 Solecyzm - nazwa błędu językowego (składni) polegającego na tym, że poprawne for malnie wyrazy zestawia się w niepoprawną konstrukcję składniową na przykład: „szukam pracę” (przyp. tłum.). 330
PSYCHOANALIZA, PSEUDONAUKA I SPRAWDZALNOŚĆ
egzem plifikujących pojedyncze przypadki jest słuszny, czy nie, Griinbaum pozbaw ia się m ożliw ości w n iesien ia istotnego wkładu w dyskusję. Jak ju ż uznamy, że kryterium demarkacji Karla Poppera nie sprowa dza się w yłącznie do formalnej falsyfikow alności, lecz prowadzi do „po w ażnych prób obalenia teorii”, to na postaw ione przez Griinbauma pytanie odpow iedź twierdząca będzie brzmiała: stosow nie do kryterium demar kacji Karla Poppera freudow ska teoria psychoanalityczna je s t pseudo naukowa738.
738 Niniejszy rozdział ukazał się wcześniej w: A. Musgrave i G. Currie, red., Karl Popper and the Human Sciences (Kluwer, 1985). Przedruk za uprzejmym pozwoleniem wydawcy Kluwer Academic Publishers.
Rozdział 10
Oskarżanie Poppera a wybielanie Freuda przez Griinbauma jako „egzegetyczne tworzenie mitu" Grunbaum uważa się za k ogoś, kto pokazał, że Freud - na przekór Popperow i, który p oczytyw ał go za dogm atyka - był „przyjazny obalaniu teo rii”, „otwarty na niekorzystne odkrycia” oraz „uw rażliw iony na potrzebę zagwarantownia falsyfikow alności [jego] interpretacji i/lub rekonstrukcji przeszłości pacjenta” (1984, s. 2 7 3 )739. N ade w szystko był Popper odpow ie dzialny za egzegetyczn e stw orzenie mitu, oskarżając Freuda i je g o zw olen ników o pokrętny stosunek do zarzutu, że pozorne potw ierdzenie ich teorii było w ynikiem pow ziętych przez nich z góry założeń łącznie z u ległością pacjenta (efekt Edypa)740. Tym czasem Freud „ostrożnie”, „znakom icie”, „u czciw ie”, „niezm ordow anie”, „w ytrw ale” (chociaż w ostatecznym roz rachunku bez pow odzenia) „staw ił czo ło ” problem owi sugestii.
I W sw oim artykule „Is Freudian Psychoanalytic Theory P seudo-Scientific by Karl Popper’s Criterion o f Dem arcation?” (1 979b) Grunbaum twierdzi, 7,9 Podstawy psychoanalizy, s. 309 (przyp. tłum.). 740 Pojęcie „efekt Edypa” wprowadził Popper dla opisania wpływu teorii, oczekiwań czy prognoz na rzeczywisty przebieg zdarzeń (przyp. tłum.). 332
OSKARŻANIE POPPERA A WYBIELANIE FREUDA PRZEZ GRUNBAUMA...
że „u podłoża podejm ow anych przez Freuda na now o m odyfikacji jeg o teorii (z zasady) najwyraźniej leżały dow ody”. D la zilustrowania tej te zy przytacza sposób, w jak i Freud „zm odyfikow ał” sw oją uw ied zen iow ą teorię histerii. C zy u podłoża jej odw ołania i zastąpienia jej kazirodczym i fantazjami dzieci „najwyraźniej leżały dow ody”? Zajmijmy się dw iem a częściam i tego pytania oddzielnie. D laczego Freud porzucił u w ied zen iow ą teorię histerii? Oto jedno z w y jaśnień Griinbauma: Częstość występowania histerii była zaskakująco duża, jednakże molestowa nie seksualne w dzieciństwie, biorąc pod uwagę przyczynę histerii, było zupeł nie niewystarczające. Stąd - jak przyjmował hipotetycznie Freud - jeśli rze czywiście uwiedzenia seksualne w dzieciństwie były przyczynowo konieczne do nabawienia się histerii, to wymagana częstość występowania zboczonych czynów wobec dzieci była absurdalnie duża, nawet uwzględniając próby ukry wania tych występków przez winnych dorosłych. I to zachwiało wiarę Freuda w jego uwiedzeniową etiologię (1979b, s. 135). C zy w ym agana przez teorię Freuda „częstość w ystępow ania zb oczo nych czyn ów w o b ec d zieci” była „absurdalnie duża”? Przede w szystkim obecność dorosłych u w od zicieli w ogłoszonych przez Freuda przypad kach była przygodna i przez u w ied zen iow ą teorię histerii niewym agana. W siedm iu pierw szych je g o trzynastu przypadkach u w odzicielem było inne dziecko. W ym aganą częstość w ystępow ania m ożna by w iarygodnie uznać za „absurdalnie dużą” tylko wtedy, kiedy freudow ską uw iedzeniow ą teorię histerii zinterpretowałoby się stosow nie do tego jako teorię seksual nego prześladowania przez dorosłego pedofila. Griinbaum m a m ylne pojęcie o uw iedzeniow ej teorii histerii, jeśli uwa ż a j ą (prawdopodobnie pod w p ływ em fałszyw ego przedstawienia jej przez Jeffreya M assona) za teorię m ów ią cą o gw ałcie na dziecku. N aw et w naj szerszym rozum ieniu relacji seksualnych m iędzy dorosłym i dzieckiem freudowska u w ied zen iow ą teoria histerii nie jest teorią gwałtu na dziecku. W prawdzie osoby dorosłe pojaw iają się w bliżej nieokreślonej liczbie hi storii uw iedzenia je g o pacjentów, ale takiego w ym agania Freud sobie nie staw iał, kiedy w yjaśniał przyczynę chorobotwórczej m ocy podniecenia seksualnego w dzieciństw ie, która tkw i całkiem zw yczajnie w jeg o przed w czesnym rozbudzeniu. Pytać należy nie o szanse przejścia przez okres dzieciństw a nie będąc obiektem zainteresowania dorosłego zboczeńca, lecz o to, jak uniknąć zabaw y „w lekarza” i podobnych rodzajów zabaw
333
FREUD I PSEUDONAUKA
0 podtekście erotycznym z innym i dziećm i. Jeśli Grunbaum uw aża, że na w et tak rozumiana częstość w ystępow ania czynów perwersyjnych w ym a gana przez u w ied zen iow ą teorię histerii była „absurdalnie duża”, to albo dokonuje on ekstrapolacji z w yjątkow o cnotliw ego i chronionego środow i ska, albo ja żyłem w środow isku w yjątkow o zdeprawowanym , poniew aż jak oś nie m ogę dopatrzyć się n iczego „absurdalnego” w założeniu, że takie incydenty są na tyle p ow szechne, że pozw alają w yjaśnić dom niem aną czę stość w ystępow ania histerii. C o w ięcej, teza Grunbauma m ów iąca, że Freud doszedł do tego, iż w y m agana przez u w ied zen iow ą teorię histerii częstość w ystępow ania czyn ów perwersyjnych m usi być „absurdalnie duża”, pozostaje w sprzeczności z relacją, którą sam Freud zdaje w „Trzech rozprawach z teorii seksualnej” (pierw sze publiczne odw ołanie uw iedzeniow ej teorii histerii). Zaprzecza on w niej, jakoby m iał przeceniać częstotliw ość w ystępow ania aktów uw iedzenia. A le pow ód, któiy potem poda (m iał zerwać z uw iedzeniam i dlatego, że odkrył, iż ludzie zdrow i rów nież m o g ą dośw iadczać uw iedzenia w dzieciństw ie), jest i nieprawdziwy, i niespójny. N iepraw dziw y dlatego, że Freud nie m ógł tego odkryć, poniew aż bez ogródek robi do n iego aluzję naw et w artykułach om aw iających u w ied zen iow ą teorię histerii, niespójny zaś dlatego, że nawet gdyby takiego odkrycia dokonał, to i tak nie dałoby mu ono podstawy do w ycofania się z e swojej uw iedzeniow ej etiologii, po niew aż zobow iązyw ałob y go tylko do przyjęcia koniecznych, a nie wystar czających warunków zapadnięcia na histerię. M ów iąc inaczej, żeby obalić je g o uw ied zen iow ą etiologię, trzeba by znaleźć takiego neurotyka, który nie był uw iedziony, a nie nieneurotyka, który był uw iedziony. Ten oparty na błędnych przesłankach argument Freud powtarza w „M oich poglądach na tem at roli seksualności w etiologii nerw ic” (1906a): „(...) anam nezy przeprowadzane u osób norm alnych dostarczyły zaskakującą informację, że historia seksualna okresu ich dzieciństw a w cale nie musi różnić się od historii dzieciństw a neurotyków, że specyficzna rola uw iedzenia polega w wypadku tych pierw szych na tym sam ym ” (Freud, 1924a, s. 27 9 )741. C óż to za „zaskakująca informacja”, że nieneurotyk m ógł być także uw ie dziony w d zieciństw ie, skoro w jednym z artykułów na temat uw iedze nia Freud zadał sobie dużo trudu, żeby trwać przy sw oim ? „U słyszeliśm y 1 przyjęliśm y do w iadom ości, że w iele osób bardzo w yraźnie przypom ina ,41 „Moje poglądy na temat roli seksualności w etiologii nerwic”, dz. cyt., s. 137 (przyp. tłum.). 334
OSKARŻANIE POPPERA A WYBIELANIE FREUDA PRZEZ GRÜNBAUMA...
sobie przeżycia seksualne z okresu dzieciństw a, a jednak m im o to nie są to histerycy” (1924a, s. 2 0 7 )742. „(...) sceny tego rodzaju przypom ina sobie w ie le osób, które w cale nie zapadły na histerię” (1924a, s. 203 )743. A le Grunbaum m a alternatywne w yjaśnienie powodu odw ołania przez Freuda uw iedzeniow ej teorii histerii, które nie opiera się na intuicyjnej ocen ie częstości w ystępow ania aktu uw iedzenia. Pow ołuje się na „ujaw nienie przez sam ego [Freuda] dow odu św iadczącego na niekorzyść teorii”, co m a znaczyć, że on po prostu natknął się na neurotyka, który nie był w dzieciństw ie uw iedziony. Sam Freud wyraża poparcie dla tego poglądu w jednym z ogłoszon ych po n iew czasie w yjaśnień swojej dezercji, kiedy m ów i o „sprzeczności w dających się stw ierdzić ponad w szelk ą w ątpli w o ść okolicznościach” (1924a, s. 2 9 9 )744. Jednakże sama koncepcja Freu da uw iedzeniow ej teorii histerii przysparza kłopotów i temu w yjaśnieniu. W je g o „Heredity and A etio lo g y ” czynnik chorobotwórczy w histerii to „bierne doznanie seksualne przyjm owane jako obojętne lub w yw ołujące z lekka obrzydzenie czy przerażenie” (1924a, s. 152), co o czy w iście m usi nasunąć pytanie o to, skąd u Freuda pew ność, że jakiś dorosły neurotyk nie m usiał jako dziecko „przyjm ować biernego doznania seksualnego jako obojętne”? Grunbaum m ógł odnieść w rażenie, że akty uw iedzenia charakteryzu je agresyw ność - co uw iarygodniałoby tw ierdzenie Freuda o wykryciu przezeń „sprzeczności w dających się stw ierdzić ponad w szelk ą w ątpli w o ść okolicznościach” - na podstaw ie w zm ianki Freuda o „ciężkich ob rażeniach seksualnych, w tym napawających dosłow nie obrzydzeniem ” (1924a, s. 157)745. N ic jednak w teorii Freuda m ówiącej o chorobotwór czych następstwach uw iedzenia nie zobow iązuje go do brania pod uw agę brutalnych napaści, i to takich, co do których nie ma pow odu, żeby nie w ierzyć, że ich nigdy nie było. Jeśli zgodzim y się, że teza Grimbauma m ów iąca, iż u podłoża zm ia ny poglądów Freuda „najwyraźniej leżały d ow ody”, m a zw iązek z jeg o rekonstrukcjami aktu uw iedzenia oraz ich późniejszym odw ołaniem , to w św ietle w zm ianki o „ciężkich obrażeniach seksualnych” jej w iary godność staje się coraz bardziej problem atyczna, co znaczy, że mamy
742 „W kwestii etiologii histerii”, dz. cyt., s. 61 (przyp. tłum.). 743 Tamże, s. 59 (przyp. tłum.). 744 „On the History of the Pychoanalytic Movement”, 1914 (przyp. tłum.). 745 „Further remarks on the neuro-psychoses o f defence”, 1896 (przyp. tłum.). 335
FREUD I PSEUDONAUKA
w yobrazić sobie, jak Freud najpierw orzeka, iż je g o pacjenci doznali cięż kich obrażeń seksualnych, po czym ośw iadcza, że się pom ylił. To jednak m usi budzić w ątpliw ości co do em pirycznego charakteru którejkolwiek z dw óch dróg, które doprow adziły go do zapew nienia, że doszło do cięż kich obrażeń seksualnych z jednej strony, albo do zaprzeczenia, jakoby to było prawdą - z drugiej. M ów iąc o „fiasku u w ied zen iow ym ”, trzeba odróżniać etiologiczną pom yłkę Freuda od je g o pom yłki rekonstrukcyjnej. Brak dow odów potwierdzających uw iedzenie w dzieciństw ie w wypadku now ych pacjentów to nie to sam o, co ośw iadczenie, że w ielu spośród je g o osiem nastu pacjentów, o których uw iedzeniu w dzieciństw ie b ył tak prze konany, iż uznał je za potw ierdzenie uw iedzeniow ej teorii histerii, nigdy nie zostało uw iedzionych. A o ilu pacjentach spośród rzekom o uw ied zio nych zm ienił zdanie? Dokładnej liczby nigdy nie podał, m ów ił natomiast, że w ięk szość chorych nie była w cale uw iedziona, co w skazyw ałoby na co najmniej d ziesięć pom yłek. M ożna by jeszcze uw ierzyć, że dzięki w yjąt kow em u szczęściu i niezw ykłej nieustępliw ości m ógłby Freud utwierdzić się w sw oim podejrzeniu o pom yłkę w dw óch, trzech wypadkach, ale żeby aż w dziesięciu? P ozw olę sobie przyznać się do m oich podchw ytliw ych podejrzeń. N ie m usim y sobie łam ać g łow y nad odtworzeniem drogi, która prawdopodobnie doprowadziła Freuda do odkrycia, że doniesienia o bru talnych napaściach na co najmniej d ziesięciu je g o pacjentów okazały się nie do pogodzenia „w dających się stw ierdzić ponad w szelk ą w ątpliw ość ok oliczn ościach ”, poniew aż takiego odkrycia po prostu m ogło nie być. Freud nie sfałszow ał sw oich rekonstrukcji. On się tylko od nich odżegnał. D laczego? A no, w eźm y pod uw agę drugą m ożliw ość. C hociaż nie byłoby logicznej sprzeczności w je g o twierdzeniu, że i uw iedzeniow a teoria histe rii jest błędna, i że pom im o to je g o rekonstrukcje są rozsądne, to przecież prosić kolegów , żeby uw ierzyli, iż je g o klientela została przez przypadek w stu procentach uw iedziona w e w czesnym dzieciństw ie, znaczyłoby w y staw iać ich łatw ow ierność na ciężk ą próbę746. 746 Chciałbym sprostować błędną argumentację, którą się posłużyłem w odniesieniu do tego punktu we wcześniejszym tekście (patrz rozdział 9 w tym tomie). Otóż twierdziłem tam, że po to w akcie uwiedzenia dopatruję się napastliwości, żeby uznanie kontrprzykładu nie świadczyło o jakimkolwiek godnym uwagi stopniu „życzliwości dla refutacji”. Wprawdzie nadal uważam, że kapitulacja przed kontrprzykładem w sytuacji, w której zjawisko ewi dentnie występuje lub daje się bez trudu replikować, jest wątpliwym dowodem rzetelności badacza, ale błędnie sądziłem, że uwiedzenia są tego przykładem. A myślałem tak dlatego, że pomyliłem wydarzenie, czyli uwiedzenie, z pośrednim dowodem tego wydarzenia, czyli 336
OSKARŻANIE POPPERA A WYBIELANIE FREUDA PRZEZ GRUNBAUMA...
N ie m a pew ności co do pow odu odw ołania przez Freuda uw iedzeniowej teorii histerii. Pew ne je st tylko to, że jeg o w łasne tłum aczenia są po zbaw ione sensu. Jeżeli o m nie chodzi, to przypuszczam, że podstaw ow a różnica m iędzy rokiem 1896 i 1897 polegała nie na tym, iż w tym prze dziale czasow ym Freud odkrył, że do uw iedzenia nie zaw sze dochodziło, lecz na tym , że odkrył, jak się bez niego obyć. D o każdego m ożliw ego pow odu teoretycznego, jaki Freud m iał do uczepienia się seksualności dziecięcej, a w ięc i ucieczki w „psychiczną rzeczyw istość”, trzeba do dać korzystną nieuchw ytność i podatność na w pływ y owej „psychicznej rzeczyw istości”. W swojej książce GrUnbaum uzupełnia w łasne w cześn iejsze w yjaśnie nie pow odu, dla którego Freud porzucił sw oją teorię podsunięciem m yśli (obecnej w liście do F liessa), że zrażony niepow odzeniam i terapeutycz nym i, zw ątpił w popraw ność głoszonej przez siebie etiologii. O częstych je g o niepow odzeniach terapeutycznych dowiadujem y się od niego sam ego z je g o prac na tem at uw iedzeniow ej teorii histerii, w obec czeg o nie m usiał ich uważać za niezgodne z etio lo g ią uw iedzeniow ą. W każdym razie ni gdy nie przykładał w iększej w agi do sukcesu terapeutycznego jako źródła przekonania do w łasnej etiologii: Potwierdzam, że w wielu przypadkach należy przedstawić również terapeutycz ny dowód na prawdziwość scen z okresu wczesnego dzieciństwa, choć nie chcę tego faktu wysuwać na plan pierwszy (...) przyznajemy scenom seksualnym z okresu dzieciństwa prawo do odgrywania roli czynnika etiologicznego (...) przede wszystkim ze względu na fakt dowiedzenia skojarzeniowej i logicznej więzi pomiędzy tymi scenami i symptomami histerycznymi (1924a, s. 206)747. C o w ięcej, chociaż niepow odzenia terapeutyczne m ogły skłonić Freuda do dom yślania się chorobotw órczego wpływu uw iedzenia w e w czesnym dzieciństw ie, sam e w sobie nie m ogły jednak zakw estionow ać je g o histo ryczności. Griinbaum potrafi nadać pozory w iarygodności swojej tezie, że epizod uw iedzeniow y jest ilustracją ży czliw o ści Freuda dla obalalności teorii, świadectwem i pamięcią. Pomyliłem względną łatwość, z jaką ktoś doświadczający do mniemanego uwiedzenia potrafiłby je odróżnić od zwykłych brewerii (co można by nazwać wewnętrzną obserwowalnością) z trudem, jaki musiałby włożyć w ustalenie, czy doszło do aktu nieświadomego kazirodczego fantazjowania. Ale oczywiście jest to jaskrawy non seąuitur [wniosek niewypływający z przesłanek], ponieważ nie chodzi o wewnętrzną obserwowalność tych zjawisk, lecz o relatywną dostępność przemawiającego za nimi dowodu. 747 „W kwestii etiologii histerii”, dz. cyt., s. 56, 60 (przyp. tłum.). 337
FREUD I PSEUDONAUKA
w ybierając sform ułowania, które um ożliw iają mu położenie nacisku na to, co Freud odrzucił, a nie na to, co zatrzymał. Sam Freud op isyw ał epizod uw iedzeniow y w swojej teorii histerii w j ę zyku, który pozw ala zadaw ać mu bardziej podchw ytliw e pytania zw iązane z je g o przejściem od uw iedzenia do kazirodczej i polim orficznej perwersyjności, niż pytania Griinbauma. W sw oim pierwszym rozbudowanym w yjaśnieniu postuw iedzeniow ej etiologii Freud pisał: „U w ażam , że war to tu podkreślić, iż m oje poglądy na temat etiologii psychonerw ic - przy w szystkich przemianach, jak ie przechodziły — nigdy nie doprow adziły m nie do zanegow ania czy zaniechania dw óch zasadniczych kwestii: do w artościow ania seksualności i dzieciństwa ” (1924ą, s. 2 8 0 )748. C o spow odow ało, że Freud nie zaniechał ow ych zasadniczych k w e stii? Pom im o odejścia od uw iedzenia udało mu się utrzymać obie kw estie seksualności i dzieciństw a dzięki tem u, że w ypersw adow ał sobie, iż sceny uw iedzenia w dzieciństw ie, które odnalazł u osiem nastu kolejnych pacjen tów, chociaż nie b yły autentyczne, były zniekształconym i w spom nieniam i d ziecięcych fantazji o treści kazirodczej. A le to nie tylko głó w n ą tezę m ó w ią cą o dziecięcych determinantach psychonerw icy udało się Freudowi utrzymać dzięki temu m anew row i, lecz - co w ażniejsze — także auten tyczn ość je g o now ych m etod diagnostycznych i interpretacyjnych. Jak pi sał Ernest Jones: „Po stw ierdzeniu, że te akty uw iedzenia w w ięk szości przypadków nigdy się nie zdarzyły, m ógł ju ż tylko dojść do w niosku, iż albo je g o m etoda była nieodpow iednia, albo jest jeszcze jak ieś inne w y jaśn ien ie” (Jones, 1957). Griinbauma nie interesuje to, co Freud ma na uspraw iedliw ienie tego, iż nie w yciągn ął w niosku, „że je g o m etoda była nieodpow iednia”, lecz to, że J e s t je sz c z e jakieś inne w yjaśnienie”. D laczego prześw iadczenie, że on/a był/a uw iedziony/a przez rodzica m iałoby być mniej przykre dla pacjenta, niż pam ięć o tym , że się go pożą dało? A skoro sfabrykowana pam ięć uw iedzenia jest tak sam o nieśw iado ma, jak i prawdziwa fantazja kazirodcza, która jej m iejsce zajęła, to po co narażać tę ostatnią na deformację? Freud m usiał sam dojść do tego, że je g o w yjaśnienie prześw iadcze nia dorosłych o uw iedzeniu jak o zniekształconego d ziecięcego fantazjo wania o treści kazirodczej jest m ało przekonujące, skoro dw adzieścia lat po odw ołaniu uw iedzeniow ej teorii histerii dawał do zrozum ienia, że 741 „Moje poglądy na temat roli seksualności w etiologii nerwic”, dz. cyt., s. 138 (przyp. tłum). 338
OSKARŻANIE POPPERA A WYBIELANIE FREUDA PRZEZ GRUNBAUMA...
w spom nienia o uw iedzeniu w ca le nie były iluzyjne. Tyle tylko, że to by ły prawdziwe w spom nienia w ydarzeń w życiu, ale nie pacjenta, lecz pre historycznego przodka w czasach, kiedy pedofilskie napaści rodziców na dzieci b yły rzeczyw istością („z w czesn eg o okresu dziejów prehistorycznej rodziny”) (Freud, 1963a, s. 3 2 3 -3 2 4 )749. U g-a-w ug był chyba pedofilem . (D ziw n e, że A lley Oop nigdy o tym nie w spom ina)750. W każdym razie, że by m ężczyzn a m iał w spom nienia o uw iedzeniu przez rodzica przeciwnej płci, pedofilem m usiałaby być matka. C zy to także była rzeczyw istość po chodząca „z w czesn eg o okresu dziejów prehistorycznej rodziny”? C zyżby pani U g-a-w ug m iała udział w perwersjach zw iązanych z jej płcią? A lternatyw ą dla poglądu, że p om ysł z uw iedzeniem , na który w padł Freud, żeby uczynić je źródłem objaw ów chorobow ych pacjentów, był sam oobronnym zniekształceniem ich fantazji o treściach kazirodczych z okresu w czesn eg o dzieciństw a, je st pogląd, że przyjęcie a priori przez Freuda przekonania o seksualnym uwarunkowaniu nerwic pociągnęło za sob ą podw ójny skutek: z jednej strony m iało w p ływ na w ytw ory je g o pa cjentów, z drugiej - nakładało na nie tendencyjne interpretacje. Freud na pom yka o tej m ożliw ości tylko po to, żeby j ą odrzucić, zapewniając, że przystępow ał do leczenia pacjentów bez takich uprzedzeń. W sw oim studium autobiograficznym Freud tak pisze o tym, jak od krył chorobotw órczą rolę ży cia seksualnego: „(...) kiedy zaczynałem m oje badania nad neurotykami, nie m iałem żadnych podejrzeń w tym w zg lę dzie” (1935, s. 41 )751 i odsyła czytelnika do napisanej w spólnie z Breuerem w 1895 roku książki: „Ze Studiów nad histerią trudno byłoby w y w nioskow ać, jak ie znaczenie m a seksualność dla etiologii nerw ic” (1935, s. 3 9 )752. To sam o zapew nienie pojaw ia się w wykładach w ygłoszon ych przez niego w A m eryce w 1909 roku, w których m ów ił, jak kształtował się je g o pogląd: „(...) zaburzenia w życiu erotycznem posiadają najwięk sze znaczenie wśród czynników w iodących do zachorzenia” i dalej: „Ten stan rzeczy nie jest m oim teoretycznym postulatem; jeszcze w studyach 749 Zarys psychoanalizy, dz. cyt., s. 140, przyp. 10 (przyp. tłum.). 750 „Ug-a-wug” to tytuł piosenki i tańca, które wykonują aktorzy przebrani za Indian w wo dewilu opartym na sztuce Jamesa Barriego (1860-1937) Piotruś Pan. Alley Oop, krzepki mieszkaniec pewnego prehistorycznego królestwa, jest główną postacią historyjek rysun kowych, ukazujących się w pisemku amerykańskim o takim samym tytule od roku 1932 (przyp. tłum.). 751 Moje życie i psychoanaliza, dz. cyt., s. 24 (przyp. tłum.). 757 Tamże, s. 23 (przyp. tłum.). 339
FREUD I PSEUDONAUKA
nad histeryą, opublikow anych w sp óln ie z Dr. Breuerem w r. 1895, nie zaj m ow ałem tego stanow iska” (w ykład IV, Freud, 1962, s. 69)753. K tóżby na podstaw ie tych w yp ow ied zi się spodziew ał, że w przedm ow ie do Studiów nad histerią znajdą się ni m niej, ni w ięcej tylko takie słow a Freuda o ch o robotwórczej roli seksualności: „Seksualność (...) odgryw a głów n ą rolę w patogenezie histerii” (Freud i Breuer, 1966, s. ix)754, albo ju ż w samej książce: „Zrazu narzucało mi się ujęcie, że - je śli m ożna tu w o g óle m ó w ić o jakiejś przyczynie, za której sprawą m ożna zdobyć nerw icę - etio logii należy doszukiw ać się w czynnikach seksualnych ”, po czym pow ie, że badane przez n iego cztery przypadki histerii pochodzą z okresu, kiedy je sz c z e nie przeprowadził „celo w eg o i koniecznego badania w kierunku w ystępow ania neurotycznego podłoża seksualnego” (1966, s. 3 0 5 )755? A nawet je szcze w cześniej, bo na początku roku 1894, w yraził pogląd, że „źródłem niedających się pogod zić w yobrażeń, których się broni, jest jed y n ie i w yłączn ie ży cie seksualne” (S. E. [1897], 111, s. 2 2 5 )756.1 nawet je śli w yp ow ied zi Freuda zaprzeczające je g o przew idyw aniom odczytam y jak o odnoszące się specjalnie do w czesn o d ziecięcego uw iedzenia, a nie do ogó ln eg o chorobotw órczego w pływ u życia seksualnego, to i tak będą one niepraw dziw e. W liście do F liessa z roku 1895 donosi o pacjentce, od któ rej „dostał to, na co czek ał - «w ykorzystanie seksualne w d zieciń stw ie»” (1 8 9 5 , s. 149). A w przesłanym F liessow i szkicu z datą 1892 w ym ienia „uraz seksualny sięgający w stecz do w ieku, w którym d ziecko nie jest je sz c z e zdolne go zrozum ieć” jako o jednym z czynników etiologicznych w nerwicach (1985, s. 33). A jednak w autobiografii Freud tak pow ie o roli czynników seksualnych w nerwicach: „N ie byłem przygotow any na takie w nioski i m oje przew idyw ania nie brały w tym udziału” (1935, s. 41 )757. C zy to czasem nie pam ięć Freuda, a nie je g o pacjentów, uległa sam oobron nemu zniekształceniu? I to tyle o zapatrywaniach Freuda na rolę, jaką w etiologii nerwic od gryw a seksualność, w okresie, w którym leczył pacjentów cierpiących na histerię z pow odu w czesn od ziecięcego uw iedzenia seksualnego. R odzą się teraz zw iązane z tym pytania. C zy m ów ił on sw oim pacjentom o tych zapa trywaniach? C zy czasem informacje o uw iedzeniu pacjentów nie pojawiały 753 O psychoanalizie, dz. cyt., s. 48 i 49 (przyp. tłum.). 754 Studia nad histerią, dz. cyt., s. 5 (przyp. tłum.). 753 Tamże, s. 219 i 222 (przyp. tłum.). 756 Abstracts o f the Scientific Writings o f Dr. Sigm. Freud (1877-1897) (przyp. tłum.). 757 Moje życie i psychoanaliza, dz. cyt., s. 24 (przyp. tłum.). 340
OSKARŻANIE POPPERA A WYBIELANIE FREUDA PRZEZ GRUNBAUMA...
się dopiero po tym , jak on im pow iedział o sw oich oczekiw aniach? S ą na to dow ody, że tak m ogło być. W Studiach nad histerią (1 8 9 5 ) lekcew aży niebezpieczeństw o w p ływ u sugestii: „N ie m usim y się w ięc obaw iać m ó w ien ia w obecności chorego o tym , co naszym zdaniem pojaw i się jako następny zw iązek - nic to nie szkodzi” (Freud i Breuer, 1966, s. 3 4 1)758. W tej samej pracy m ów i o tym , jak w trakcie badania zapew niał pew ną pacjentkę, że „ujrzy teraz coś, co będzie bezpośrednio zw iązane z przy czy n ą jej stanu sięgającą okresu dzieciństw a” [s. 233]. W jednej z prac om aw iających u w ied zen iow ą teorię histerii Freud tak pisze o zachowaniu pacjentów w trakcie odtwarzania scen seksualnych z w czesn ego dzieciń stwa: „Chorzy (...) zw yk li się oburzać, gdy oznajm iam y im, że oto w łaśnie się pojaw iły” (1924a, s. 19 9 )759. A gdzie indziej: „Pacjenci przypom inają sobie sw oje przedw czesne przeżycia seksualne dopiero pod silnym przy m usem w yw ieranym przez procedurę analityczną napotykającą na ich za cięty opór” (1924a, s. 150)760. N aw et gdyby Griinbaum nie znał tych w yp ow iedzi Freuda, to i tak nie pow inien był uw ierzyć w je g o uspraw iedliw ianie się z pom yłki związanej z uw iedzeniem , poniew aż ju ż na podstaw ie sam ych tylko je g o prac o te m atyce uw iedzeniow ej, bez jakiejkolw iek znajom ości innych w yp ow ie dzi Freuda na ten temat, w idać w yraźnie, że nie m ógł zaprzeczyć, iż jeg o oczekiw ania zw iązane z u w ied zen iow ą etiologią m iały antycypow ać ich potw ierdzenie przez pacjentów. N a przykład, jak Freudowi udało się tak sprytnie zsynchronizow ać leczen ie trzynastu pierw szych uw iedzionych pacjentów, żeby nie dopuścić do tego, że w niosek, który w ysn u ł z leczenia każdego z nich, odpow iadałby je g o oczekiw aniom zw iązanym z każdym z pozostałych chorych? W iadom o ponadto, że Freud uzupełnił sprawozda nie z leczenia ow ych trzynastu chorych, w którym nabrał przekonania do niezbędności uw iedzenia w dzieciństw ie, sprawozdaniem z leczenia do datkowych pięciu pacjentów. C zy rów nież w obec nich nie m iał żadnych oczekiw ań, jak twierdził? M ożna w skazać na inne je sz c z e istotne m om enty prac Freuda p ośw ię conych problem ow i uw iedzenia, które kłócą się z je g o zaprzeczeniam i, że je g o prześw iadczenie o doznanym w dzieciństw ie chorych uw iedze niu uprzedzało ich w łasne przeświadczenia. W ostatniej z łych prac -
758 Studia nad histerią, dz. cyt., s. 250 (przyp. tłum.). 759 „W kwestii etiologii histerii”, dz. cyt., s. 55 (przyp. tłum.). 760 „Heredity and the Aetiology o f the Neuroses” (przyp. tłum.). 341
FREUD I PSEUDONAUKA
„W kw estii etiologii histerii” - Freud tw ierdził, że nie w ystarczy w ykrycie sam ego tylko zdarzenia, które zostało wyparte i zbiegło się z początkiem choroby. Żeby dać urazowi zadow alające w yjaśnienie, m usi on spełnić dwa warunki. Po pierw sze, m usi m ieć siłę traumatyczną. Tak w ięc nadgryzienie przez pacjenta w dzieciństw ie nadgniłego jabłka nie będzie zadowalają cym w yjaśnieniem przyczyny je g o m dłości, nawet jeśli on to wydarzenie wyparł, a nerwica zaczęła się w tym sam ym czasie, poniew aż nie było to w ydarzenie na tyle traumatyczne, żeby w yw ołać nerwicę. Drugi warunek, który uraz - je śli ma być skuteczny - musi spełnić, Freud nazyw a „zdolnością do determ inacji”. N aw et jeśli pacjent w ysilając pam ięć, przypom ni sob ie przeżycie o dużej sile traumatycznej, jak, po w iedzm y, katastrofa kolejow a, to i tak n iczego to nie wyjaśnia, poniew aż nadal nie w iem y, skąd u pacjenta w zięły się m dłości, a nie, na przykład, porażenie histeryczne. Katastrofie kolejow ej brakowało „zdolności do de terminacji”. Przytoczm y słow a sam ego Freuda: „W sytuacji, gdy ow a odkryta ja ko pierwsza scena okazuje się niezadowalająca, m ów im y choremu, iż przeżycie to niczego nie w yjaśnia i kierujemy je g o uw agę na w ażniejsze, w cześn iejsze przeżycie skrywające się za tym pierwszym (...)” (1924a, s. 189)761. Teraz Freud m ów i, że pow szechnym zjawiskiem występującym u je g o histerycznych pacjentek było uskarżanie się na bóle w ok olicy genitaliów. A le jeśli zaczniem y od pacjenta, u którego pośród objaw ów w ystępują bó le w okolicy genitaliów , b óle w trakcie, powiedzm y, w ypróżnień, i je ż e li nadal będziem y się upierać, że zapoczątkow ujący chorobę uraz m usiał m ieć zdolność do determinacji, to co w tym dziw nego, że - jak się okazało - uraz w yn iesion y z dzieciństw a m iał zw iązek z penetracją okolicy od bytnicy? W każdym razie Freud m ów i bez ogródek, że zanim doszedł do pom ysłu uw iedzenia seksualnego w dzieciństw ie, zaw sze odkrywał istnie nie urazu seksualnego w okresie dojrzewania płciow ego (1924a, s. 194)762. To je g o zdaniem ma znaczyć, że albo histerycy mają coś w swojej naturze takiego, że reagują patologicznie na życie seksualne, albo że w cześniej je sz c z e doznali urazu kojarzącego się z urazem w okresie dojrzewania, który jest zdolny naprawić mankamenty wyjaśniania.
761 „W kwestii etiologii histerii”, dz. cyt., s. 4 8-49 (przyp. tłum.). 7“ Tamże, s. 53 (przyp. tłum.). 342
OSKARŻANIE POPPERA A WYBIELANIE FREUDA PRZEZ GRUNBAUMA...
Po tym , jak ju ż Freud narzucił warunek zdolności do determinacji, sek sualny charakter urazu został przesądzony jako konkluzja, o czym m usiał on w ied zieć. N ie pow inien zatem b ył go dziw ić taki w łaśnie charakter ura zu. D laczego w ięc uparcie tw ierdzi, że go jednak dziw ił? D latego - jak uważam - że nie chciał, żeb y mu zarzucano, iż pacjenci produkowali hi storie sw ojego uw iedzenia w w yniku je g o antycypacji. W yjątkowo żałosnym przykładem „egzegetycznego tw orzenia mitu” przez Griinbauma je st je g o tw ierdzenie, że „w idocznego na pierw szy rzut oka potwierdzenia postulow anych ep izod ów u w iedzeniow ych dostarczały pozornie ży w e i zapew ne wyparte w spom nienia, które Freudowi udało się w yd ob yć od pacjentów -histeryków w trakcie analizy”. Grunbaum p ow o łuje się na „poczucie subiektyw nej pew ności dorosłych pacjentów co do praw dziw ości rzekom ych w spom nień sięgających okresu dzieciństw a”. G dzie indziej w yraziłem ju ż m oje w ątpliw ości co do tego, że pacjenci Freuda m ieli na o g ó ł poczucie subiektywnej pew ności sw oich w spom nień scen uw iedzenia (rozdział 7 w tym tom ie). („D laczego pacjenci m ieliby tak stanow czo zapew niać m nie o sw ej niew ierze, gdyby sami z jak iegoś p ow o du w ym yślili to w szystko, co teraz próbują tak zdeprecjonow ać?”; „Cho rzy ( . . . ) próbują odm aw iać im w iaty, podkreślając, iż ( . . . ) nie w ydaje im się, że o czym ś pamiętają” [Freud, 1924a, s. 199])763. L ecz je sz c z e w iększy błąd Grunbaum popełnia, kiedy tw ierdzi, że to w łaśnie na „poczuciu su biektywnej p ew n ości” chorych oparł Freud przekonanie o realności uw ie dzeń. W prawdzie później takie w łaśn ie w yjaśnienie poda Freud w sw oich pracach o uw iedzeniow ej teorii histerii, jednak stanow czo będzie obstawać przy tym , że w cale tak nie b yło („M ógłbym w yrzucać sobie karygodną łatw ow ierność, gdybym nie przedstaw ił bardziej przekonującego dow o du”)764. N aw et tak bardzo rozreklam owany argument zgody Griinbauma nie jest takim „bardziej przekonującym dow odem ”. On sam zresztą uważa go za „konsiliencję pozaklinicznych w nioskow ań indukcyjnych”765. To o taką w łaśnie „konsiliencję”766 zw racał się Freud z apelem do czytelników je g o prac o tem atyce uw iedzeniow ej. W ostatniej z nich pisał: „Jak podczas układania puzzli w końcu po w ielu próbach okazu je się z niezbitą pew nością, który fragment pasuje w w oln e m iejsce (...)
763 Tamże, s. 56 i 55 (przyp. tłum.). 764 „Heredity and the Aetiology o f the Neuroses” (przyp. tłum.). 765 Patrz na przykład: Grunbaum, Podstawy psychoanalizy, dz. cyt., s. 146 (przyp. tłum.). 766 Konsiliencja (łac.) - zbieżność, podobieństwo (przyp. tłum.). 343
FREUD I PSEUDONAUKA
tak i sceny z okresu w czesn eg o dzieciństw a okazują się pod w zględem treści niew ątpliw ym i uzupełnieniam i skojarzeniowej i logicznej struktuiy nerw icy” (1924a, s. 2 0 0 - 2 0 1)767. Po takim beztroskim w yjaśnieniu Griinbauma niełatw o dostrzec, że był to ten sam styl rozum owania, albo co najmniej bezkrytyczne do n iego zaufanie Freuda, które doprow adziło go do tego, co nazw ał „fiaskiem uw iedzeniow ym ” . A jednak ćw ierć w ieku później Freud nadal pozostaw ał przy sw oim . W „U w agach o teorii i prak tyce objaśniania marzeń sennych” z 1923 roku pisał: „Tym, co sprawia, że ostatecznie nabiera on [analityk] pew ności, je st w łaśnie skom plikow anie postaw ionego przed nim zadania porów nyw alnego do układania puzzli” (1 9 5 0 , s. 142)768. K iedy Freud uśw iadom ił sobie, że sporo je g o rekonstrukcji życia sek sualnego w okresie d zieciństw a było błędnych, zareagow ał w sposób tendencyjnie niew łaściw y. W prawdzie dopuszczał jako przyczynę niepo w od zen ia m ożliw o ść łączn ego działania zanieczyszczającego skutku w ła snych uprzednich przekonań oraz d ow olności sprawdzianu służącego za podstaw ę oceny trafności sw oich rekonstrukcji, ale nie b yło to szczere. N ie potrafiąc odpow iednio ich zm odyfikow ać, pokazał tym sam ym , że je g o p ow od y przypisywania pacjentom historii polim orficznego, perwersyjne g o i kazirodczego fantazjowania, były rów nie w ątpliw e, co i je g o pow ody przypisyw ania im historii uw iedzenia seksualnego. Sw oim pochw alnym tłum aczeniem reakcji Freuda na pom yłkę u w iedzeniow ą Griinbaum bar dzo źle się przysłużył, poniew aż m ożna w ten sposób stracić z oczu sedno sprawy. W brew zapew nieniom Grunbauma, porzucenie uw iedzeniow ej teorii histerii jest niejednoznacznym dow odem na to, że Freud „opierał się najwyraźniej na dow odach”. Zastąpienie jej teorią o kazirodczym fantazjo waniu jest jednoznacznym dow odem na to, że tak nie było.
II Griinbaum uważa, że jed n ą ze „znaczących modyfikacji teorii, które w y m ow nie zaśw iadczają o zdolności Freuda do reagowania na niekorzyst ne kliniczne, a nawet pozakliniczne ustalenia”, jest lekcja, J a k ą był dla Freuda brak potwierdzenia dla w yw nioskow anej retrodykcyjnie etiologii „W kwestii etiologii histerii”, dz. cyt., s. 56 (przyp. tłum.).
m „Uwagi o teorii i praktyce objaśniania marzeń sennych”, dz. cyt., s. 231 (przyp. tłum.).
344
OSKARŻANIE POPPERA A WYBIELANIE FREUDA PRZEZ GRÜNBAUMA...
przypadku C złow ieka od szczurów ” (Griinbaum, 1984, s. 28 1 )769. M ó w iąc o „w yw nioskow anej retrodykcyjnie etiologii”, Griinbaum ma na m yśli stw ierdzenie Freuda, że „C złow iek-Szczur” dostał od ojca lanie za masturbację, podczas gd y w rzeczyw istości tak nie było. „Znacząca m o dyfikacja teorii” („lekcja”) to dokonane przez Freuda w etiologii nerwic rzekom e konsekw entne uzupełnienie takich publicznych czynności, jak spuszczanie lania, czynnościam i prywatnymi w rodzaju fantazjowania. Griinbaum błędnie opisuje zarów no postuw iedzeniow ą etiologię Freuda, jak i sam przypadek „C złow ieka-Szczura”, ale nawet gdyby zrobił to zgod nie z prawdą, to i tak uzupełnienie czynności publicznych fantazjowaniem nie stanow iłoby dow odu na w iarygodną zdolność do reagowania na „nie korzystne ustalenia” . Clark G lym our (z którego prac Griinbaum korzysta) tak m ów i o pozosta jącym w sferze dom ysłów Freuda surowym karceniu „C złow ieka-Szczura” za masturbację: „W ustach Freuda brzmi to tak, jak gdyby interpretacja była jed yn ie dom ysłem odnoszącym się specjalnie do tego przypadku, a nie takim, którego w ym aga teoria psychoanalityczna. A le to nieprawda” (Glym our, 1974, s. 299). A w łaśn ie że prawda, i nic z tego, co Glym our na stępnie m ów i, nie w skazuje na to, że jest inaczej. Griinbaum idzie w ślady Glymoura, m yląc konkretną interpretację z ogólną etiologią. Etiologiczna retrodykcja, którą Griinbaum przypisuje Freudowi w zw iązku z przypad kiem „C złow ieka-Szczura”, nie była „oparta” na je g o „określonej etiologii obsesji”. On takiej nie m iał. Freud twierdzi, że brał w rachubę bicie „C zło w ieka-Szczura” w dzieciństw ie. N ie zgadza się to jednak z opisem w jeg o oryginalnych notatkach770. To, że „C złow ieka-Szczura” om inęła kara ciele sna za przew inienie seksualne, nie m ogło m ieć żadnego ujem nego w pływ u na postuw iedzeniow ą etiologię Freuda. Griinbaum pisze: „W czasie kiedy Freud zajm ow ał się przypadkiem «C złow ieka-Szczura», w ysunął postulat,
m Podstawy psychoanalizy, dz. cyt., s. 317-318 (przyp. tłum.). 770 Oto co Freud mówi w opublikowanej historii przypadku: „Opierając się na tych i innych oznakach, ośmieliłem się zbudować konstrukcję, że jako dziecko w wieku sześciu lat po pełnił jakiś występek seksualny związany z onanizmem i dostał zań od ojca dotkliwe cięgi” (5. £., 1909, Vol. X, s. 342) [„Uwagi na temat pewnego przypadku nerwicy natręctw”, dz. cyt., s. 54 (przyp. tłum.)]. A to w prowadzonych w tym samym czasie notatkach: „Nie mogę się powstrzymać przed zinterpretowaniem dostępnego nam materiału jako następu jącego wydarzenia: przed szóstym rokiem życia miał zwyczaj masturbować się, ojciec zaś zakazywał mu tego, strasząc go tymi słowami: «To ciebie wpędzi do grobu», a może stra szył go jeszcze obcięciem członka” (tamże, s. 263). 345
FREUD I PSEUDONAUKA
że sw o istą przyczyną nerw icy natręctw jest przedw czesna aktyw ność sek sualna - taka jak nadmierna masturbacja - która uległa silnem u wyparciu” (1 9 8 4 , s. 251 )771. W łaśnie że nie. Griinbaum tak oto objaśnia pojęcie sw o istej przyczyny: „Twierdząc, że P je st sw oistą przyczyną N , orzekał tym sam ym , iż nie tylko P je st p rzyczynow o konieczne dla N , ale i P nigdy, lub prawie nigdy, nie jest czynnikiem etiologicznym w patogenezie żadnego innego odm iennego pod w zględ em patologicznym syndromu” . A jednak, podczas gdy Griinbaum m ów i, że w postuw iedzeniow ej teorii Freuda nad mierna masturbacja je st sw o istą przyczyną nerwicy obsesyjnej, Glymour, u którego szuka on wsparcia, u w a ż a ją za sw oistą przyczynę histerii (1974, s. 30 2 ). N ie m ogła być sw o istą przyczyną i jednej, i drugiej. W rzeczyw i stości nie była sw o istą przyczyną żadnej. W sw oim pierw szym obszernym przedstawieniu etiologii postuw iedzeniow ej Freud pisze: „(...) trzeba by się tu w yrzec twierdzenia o specyficznej etiologii przejawiającej się w for m ie jakichś szczególn ych przeżyć d ziecięcych ” (1924a, s. 2 8 1)772. Po raz pierw szy propozycja przedwczesnej aktyw ności seksualnej ja ko sw oistej przyczyny nerw icy natręctw pojawia się w opisie przypadku „C złow ieka-Szczura”, a jej zaprzeczeniem są przypadki D ory i M ałego Hansa, które - jak twierdzi Freud - b yły przedw czesne pod w zględem sek sualnym , a także stw ierdzenie w „Trzech rozprawach z teorii seksualnej”, że przedw czesna dojrzałość seksualna jest, m ów iąc ogólnie, cech ą charakteiystyczną nerw icy (fragm ent „Podsum owania” zatytułow any „Przed w czesn a dojrzałość”). Freud nie m iał niezależnych kryteriów ani dla „przedwczesnej aktyw ności seksualnej, jak na przykład nadmierna masturbacja”, ani dla „silnego wyparcia”. To, że choroba dotknęła kogoś w dojrzałym w ieku jest wystar czającym pow odem , żeby jej przyczynę przypisać retrospektywnie i jed nem u, i drugiemu. C oś, co było nadmierne u jed n ego dziecka, u drugiego m ogło być um iarkowane, a co było najlepsze dla jed n ego, dla drugiego m ogło być patogenne. W w ydaniu z roku 1905 „Trzech rozpraw z teorii seksualnej” Freud napisał: „N ie m ogliśm y pow iedzieć, jak ą aktywność seksualną w ieku d ziecięceg o m ożna określić jeszcze m ianem normalnej, nieszkodliw ej dla późniejszego rozw oju” (1965, s. 139)773.
7,1 Podstawy psychoanalizy, dz. cyt., s. 285 (przyp. tłum.). m „Moje poglądy na temat roli seksualności w etiologii nerwic”, dz. cyt., s. 138-139 (przyp. tłum.). 7” „ Trzy rozprawy z teorii seksualnej”, dz. cyt., s. 121 (przyp. tłum.).
346
OSKARŻANIE POPPERA A WYBIELANIE FREUDA PRZEZ GRUNBAUMA...
Tak w ięc przypadek „C złow ieka-Szczura” nie m ógł obalić freudow skiej postuw iedzeniow ej etiologii, poniew aż naw et gdyby w je g o dzieciń stw ie nie b yło nietypow ych urazów seksualnych, to i tak byłoby to całko w icie zgodne z rolą, jaka w teorii Freuda przypadła czynnikow i konsty tucjonalnem u, sprawiającem u, że uraz staje się bezużyteczny. (N ie chcę przez to pow ied zieć, że p ostuw iedzeniow a teoria Freuda była pozbaw iona treści em pirycznej. Ona była tylko niesprawdzalna m etodą indywidualne go studium przypadku, która nie jest zdolna zastąpić zakrojonych na sze roką skalę badań ep id em iologicznych. Freud zaangażow ał się w rzadziej w ystępujący wśród nieneurotyków przypadek szantażu seksualnego, jak groźba kastracji, natom iast nie zaangażow ał się, jak uw aża Griinbaum, w żaden konkretny przypadek neurotyka, jak „C złow iek-Szczur”, który był tak w łaśnie zastraszany). Sugerując ponadto, że odkryw szy, iż „C złow iek-Szczur” nie dostaw ał w skórę za w ystępek seksualny, Freud został pozbaw iony w łaściw ych czynników patogennych i dlatego m usiał się uciec do fantazjowania, Griinbaum przedstawia w fałszyw ym św ietle sam ą treść przypadku „C zło w ieka-Szczura”, która obfituje w odpow iednie czynniki patogenne. Czy stw ierdzenie, że fantazje seksualne dziecka są takim sam ym czynnikiem patogennym , jak je g o dośw iadczenia seksualne, m oże być „lekcją” daną przez studium przypadku, w którym przecież takie d ziecięce dośw iadcze nia seksualne się rejestruje774*? Przypuśćm y jednak, że Freud naprawdę twierdził, iż zastraszanie w e w czesnym dzieciństw ie groźbą kastracji było warunkiem niezbędnym za chorowania na nerw icę w późniejszym wieku oraz że jedynym w łaściw ym pretendentem do takiego zastraszania w dzieciństw ie „C złow ieka-Szczura” b ył ojciec, który dawał mu w skórę. D laczego reagując na odkrycie, że b icie nie było przykładem zastraszania seksualnego bądź uzupełnieniem zastraszania seksualnego strachem przed zastraszaniem seksualnym jako czynnikiem w etiologii nerw ic, Freud m iałby dawać przykład otwartości na niekorzystne ustalenia? C zy nie pow inno się tego wyrażenia zarezerwować 774 Na domiar złego Freud zapomniał, że „Człowiek-Szczur” obrywał cięgi za co innego, mianowicie z powodu nocnego moczenia się, które Freud uważał za substytut polucji noc nych. W takim razie „Człowiek-Szczur” dostawał lanie przede wszystkim za popełnianie przestępstwa seksualnego, za popełnianie tego samego przestępstwa, za które sam Freud został złajany (patrz marzenie senne hrabiego Thuna w Objaśnianiu marzeń sennych). To łagodzi błąd Freuda, lecz nie Griinbauma (chyba że jego dziełem są podobnie wzruszające rewelacje). 347
FREUD I PSEUDONAUKA
dla przypuszczenia, że neurotyczne usposobienie „C złow ieka-Szczura” było skutkiem karcenia, które nie zostało zinterpretowane jak o szantaż seksualny? Jest coś n ieu czciw ego w tym , jak Grunbaum przyw ołuje ja ko „ważki dow ód” popperow skiego „egzegetycznego przeoczenia” opis procedury Freuda w taki sposób, że staje się on ilustracją w yłączn ie tych praktyk, których potępieniem był Popper zainteresowany. W prowadzenie fantazji d ziecięcych jako czynnika chorobotw órczego znaczyło, że w prawdzie interpretacje Freuda m ogły być w ciąż narażone na niebezpieczeństw o ze strony niezależnych badań, gdyby zaw ierały alu zje do publicznych stanów rzeczy, ale je g o etiologia była m im o w szystko odporna na obalenie, poniew aż skłonność dziecka do chorobotw órczego fantazjowania była w olna od otaczających okoliczności. Jednym z bardziej oryginalnych odkryć Grunbauma je st to, że Freud był dobrym falsyfikacjonistą, zaw sze „uw rażliwiony na potrzebę zagw a rantowania falsyfikow alności interpretacji analityka i/lub rekonstrukcji przeszłości pacjenta” (1984, s. 2 7 3 )775. Jest to jed n ocześn ie i nieprawdzi w e, i wprowadzające w błąd. W prowadzające w błąd dlatego, że nieza leżnie od formalnej pozycji ze w zględu na dane pozakliniczne, to w łaśnie praktyka Freuda m iała uprawom ocniać je g o interpretacje przeszłych lo só w pacjenta w ew nątrzklinicznie. A niepraw dziwe dlatego, że kiedy Freud naprawdę zajmuje się danymi zew nętrznym i, to często jest w yczu lon y w y łącznie na obronę w łasnych interpretacyjnych roszczeń. W Uwodzicielskim uroku psychoanalizy Ernest G ellner pisze: „Freud odrzucał stanow czo w szelk ie próby historycznych rekonstrukcji. P ow o ływ an ie św iadków narusza autonom ię procesu analizy” (1985, s. 183)776. Fragment, który G ellner ma na m yśli, znajduje się w przypisie w drugim rozdziale historii choroby „C złow ieka z w ilkam i” : „(...) łatw o byłoby w ię c zapełniać luki w pam ięci pacjenta w iadom ościam i zaczerpniętym i od starszych członków rodziny, atoli nie m ożna dość zdecydow anie odra dzać stosow ania tej techniki. W szystko, co opowiadają w ypytyw ani krew ni, podlega krytycznym w ątpliw ościom , które m ogą w chodzić tu w grę. U zależnienie się od tych informacji to regularna przyczyna późniejszego ubolew ania, poza tym zaburza to zaufanie w trakcie analizy i ustanawia nad nią jakąś inną instancję” (Freud, 1925, s. 4 8 2 )777. 715 Podstawy psychoanalizy, dz. cyt., s. 309 (przyp. tłum.).
Uwodzicielski urok psychoanalizy, czyli chytrość antyrozumu, dz. cyt., s. 143 (przyp. tłum.). 777 historii nerwicy dziecięcej („Człowiek-Wilk”)", s. 108, przyp. 4 (przyp. tłum.). 348
OSKARŻANIE POPPERA A WYBIELANIE FREUDA PRZEZ GRUNBAUMA...
W rozdziale „Freud i idea pseudonauki” przedstawiłem taką sam ą jak Gellner interpretację tego fragmentu. Grunbaum argumentował, że trud niej byłoby doszukać się w nim pokrętności, gdybym nie pom inął tenden cyjnie jed n ego zdania: „Informacje tego rodzaju z reguły m ożna traktować jako materiał o nieograniczonej w iarygodności” . A le poniew aż informa cje, o których w tym zdaniu m ów i Freud, odnoszą się do „częstego opo wiadania pacjentowi o je g o d zieciń stw ie” zanim została podjęta analiza, a te opowiadania były po prostu tym i zew nętrznym i faktami, z których strony Freud najmniej m usiał czuć się zagrożony, poniew aż m ógł je ustalić zanim przystąpił do sw oich rekonstrukcji, to nie sądzę, żeb y sam oobron na interpretacja tego fragmentu Freuda była koniecznie podkopana. L ecz Grunbaum ma w zanadrzu inny argument: Ale czy Freud odrzuca tutaj wszelkie zastosowanie niezależnych dowodów klinicznych co do historycznej prawdziwości swoich klinicznych rekonstruk cji dzieciństwa pacjenta po zakończeniu analizy? Wydawałoby się, że nie. Tym, czego Freud zrzeka się tutaj, jest wypytywanie starszych członków rodziny przeprowadzane przez analityka w celu wypełnienia luk w pamięci pacjenta jako proceduralna technika dla osiągnięcia postępu w analizie. To wyrzeczenie się nie wyklucza chęci sprawdzenia własnych klinicznych rekon strukcji za pomocą niezależnego zewnętrznego świadectwa, kiedy już analiza została zakończona. I rzeczywiście, wyraził tę chęć w swojej retrospektywnej zewnętrznej ewaluacji własnych odkryć klinicznych w przypadku „Człowieka-Szczura” (1979c, s. 86). Grunbaum zatem przechodzi do zacytow ania odwrotu Freuda od jeg o w łasnych d om ysłów co do p ow od ów bicia „C złow ieka-Szczura”. W pewnej chw ili Grunbaum porusza się po tekście Freuda jak luna tyk. N ie jest przecież tak, że Freud czekał, aż analiza zostanie zakończona przed dociekaniem ok oliczn ości, w jakich „C złow iek-Szczur” dostawał lanie. On naw et wplatał inform acje dostarczane przez matkę pacjenta (że kogoś ugryzł) w sw oje rozw iązanie problemu „w ielkiego obsesyjnego stra chu” . A w ięc Freud nie w ahał się przed posłużeniem się inform acją z tych sam ych źródeł, które potępia w sw oich uwagach o przypadku „C złow ieka z w ilkam i” . C zyż to nie upow ażnia do podejrzewania go o pew ien oportu nizm w udzielanych tam poradach? W historii choroby „C złow ieka-Szczura” Freud bez skrupułów pod puszcza pacjenta do „podchw ytliw ego w yciągania” od matki informacji o incydencie z biciem i odpow iedź (że on kogoś ugryzł) w łącza do sw oich rekonstrukcji, żeby w taki sposób w zm ocnić pogląd, że „C złow iek-Szczur” 349
FREUD I PSEUDONAUKA
utożsam ił się ze szczuram i, poniew aż i on, i one gryzą, i dlatego i on, i one są obiektem szykan. „Jedynie z rzadka znajdujemy się w tak szczęśliw ym położeniu, jak w wypadku om aw ianego pacjenta, że m ianow icie za pom o cą niepodw ażalnego św iadectw a osoby dorosłej m ożem y odkryć prawdzi w e podłoże zm yśleń na tem at ow ej epoki najw cześniejszego dzieciństw a” (Freud, 1925, s. 3 4 4 )778. Co takiego się w ydarzyło, że „niepodważalne św iadectw o osoby dorosłej” w roku 1909 przem ieniło się w e „w szystko, co opow iadają w ypytyw ani krewni, podlega krytycznym w ątpliw ościom ” w roku 1915? Dopóki Grunbaum nie zada sobie takich pytań, pow inien pow strzym ać sw oją nieodpartą ch ęć szerm ow ania pochopnym i dowodam i uznania dla Freuda za je g o „otwartość na niekorzystne odkrycia” .
W zm iankę Poppera o tym , że podatność na sugestię „nie w zbudziła, i to nieprzypadkow o, zainteresow ania psychoanalityków ”, Grunbaum okre śla jako „nad w yraz niekom petentną i rażąco niespraw iedliw ą” (1984, s. 2 8 2 )779. Grunbaum obstaje przy zdaniu, że Popper m iał na m yśli to, iż Freud i je g o następcy nigdy nie zajm ow ali się problemem w pływ u suge stii. B yłob y to jednak „nad w yraz niekom petentne” i z sam ego tylko tego pow odu nie do uwierzenia. N ie znam nikogo, kto kiedykolw iek uważałby, że Popper m iał na m yśli co innego, niż tylko to, że Freud i je g o następcy nigdy nie brali w rachubę w pływ u sugestii na w ytw ory um ysłu sw oich pacjentów i to niezależnie od tego, jak bardzo niefortunnie m ógłby on to w yrazić. N a szczęście Grunbaum przytacza argumenty, które nie zależą od je g o pedantycznej interpretacji uw agi Poppera. Twierdzi bow iem , że Freud nie poprzestał w yłącznie na om ów ieniu problemu sugestii, lecz „błyskotliw ie”, „niezłom nie” staw ił mu czoło, nawet jeśli nie udało mu się go rozwiązać. Jak, w edług rozum ienia Grimbauma, Freud „zm ierzył się” z w pływ em su gestii? Za p om ocą „argumentu zg od y”. „Jak w idzieliśm y, w 1917 roku «argument zgod y» był b łysk otliw ą próbą zm ierzenia się w pełni z w yzw a niem , jakie stawia epistem iczne skażenie przez zafałszow ane kliniczne ”■ „Uwagi na temat pewnego przypadku nerwicy natręctw”, dz. cyt., s. 54, przyp. 59 (przyp. tłum.). m Podstawy psychoanalizy, dz. cyt., s. 318 (przyp. tłum.).
350
OSKARŻANIE POPPERA A WYBIELANIE FREUDA PRZEZ GRÜNBAUMA...
reakcje” (1 9 8 4 , s. 2 8 3 )780. C o to je st „argument zgod y”? Griinbaum za p o ży czy ł to w yrażenie z tłum aczenia jed n ego zdania z Wykładu XX V III Wstępu do psychoanalizy w w ydaniu Standard Edition : „R ozw iązanie jeg o [neurotyka] konfliktów, przezw yciężen ie je g o oporów udaje się tylko w te dy, gdy podsunięto mu zgod n e z je g o w ew nętrzną rzeczyw istością w y obrażenia tego, czego ma o czek iw ać” ( S. E., 1917, Vol. X V I, s. 4 5 2 )781*. W sform ułow aniu Griinbauma freudow ski argument zgody je st obarczony trzema błędami: niepotrzebnie przyznaje Freudowi prawo do terapeutycz nej w yższości; terapeutycznej w y ższo ści nadaje w ładzę uzasadniania, któ rej ona nie ma, oraz w yolbrzym ia zależność Freuda od jej statusu uzasad niania i je g o zaangażow anie się w eń. Griinbaum niedostatecznie uw oln ił się od złych historiograficznych naw yków psychoanalitycznych komentatorów. M ów i o tym , jak to Freud „błyskotliw ie” zm ierzył się z zarzutami pod adresem swojej teorii, ale zna je tylko pośrednio z relacji Freuda. Oto przykład. N ie chce przyjąć do w ia dom ości, że odpow iedź Freuda na zarzut w pływ u sugestii nie była tylko i w yłączn ie ipse dixitm . C hociaż m ogło tak nie być w wypadku pytania, które Freud sam postaw ił, to jednak było tak w wypadku pytania, które jem u postaw iono. W zarzucie, przed któiym m usiał się bronić (stawianym m iędzy innym i przez A schaffenburga, Kraepelina i Janeta) chodziło o to, że nie m ógł p osłużyć się terapeutyczną skutecznością dla poparcia swojej etiologii zaburzeń na tle seksualnym w dzieciństw ie, poniew aż inni tera peuci leczyli nerw ice rów nie skutecznie bez trzymania się takiej etiologii. To, co Griinbaum nazyw a „ tezą o warunkach k oniecznych” („TW K ”) Freu da, sprowadza się do twierdzenia: „Prawdziwie skuteczna je st w yłącznie moja terapia, uzyskiw ane przez w as rezultaty są albo krótkotrwałe, albo pow ierzchow ne” . (W roku 1904 Freud pisał: „W olno m i w ysunąć twier dzenie, iż analityczna m etoda psychoterapeutyczna to m etoda oddziaływ a jąca jak najw nikliw iej, prowadząca jak najdalej, pozwalająca w yw ołać jak najw iększe zm iany w stanie psychicznym chorego” (1924a, s. 25 2 )783. Co upow ażniło Freuda do przyjęcia założenia, że je g o terapia przewietrzyła rejony, do których nie zdołali dosięgnąć Aschaffenburg, Ziehen, Prince, Sidis, Janet i inni? 780 Tamże, s. 320 (przyp. tłum.). 781 Wstęp do psychoanalizy, dz. cyt., s. 321 (przyp. tłum.). 787 „On sam tak powiedział” (przyp. tłum.). 785 Sigmund Freud, „O psychoterapii” (przetłumaczył Robert Reszke). W: S. Freud, Dzieła, t. IX, Wydawnictwo KR, Warszawa 2007/1905 [1904], s. 83 (przyp. tłum.). 351
FREUD I PSEUDONAUKA
W W ykładzie X XVIII Freud pyta sam siebie, jak odróżnić pod w zg lę dem racjonalnego uzasadnienia terapię psychoanalityczną od terapii suge styw nej, poniew aż obie w ykorzystują dom inację lekarza nad pacjentem. W prawdzie zgadza się z krytykiem , który przyznaje, że je g o m etody są skuteczne, nie zgadza się natom iast z tw ierdzeniem , iż sprowadzają się one do zaw oalow anych w ersji terapii sugestyw nej. W yszedłszy z założenia 0 skuteczności zarówno w łasn ego postępow ania terapeutycznego, jak i j e go w y ższo ści nad konkurującymi z nim poczynaniam i lekarzy-praktyków, Freud przechodzi do pytania o to, jak - biorąc pod uw agę uznaw aną rolę, ja k ą w przebiegu leczenia odgryw a stosunek lekarza do pacjenta - m oże się on upew nić, że albo je g o przyzw olenie na etiologiczn e i dynam iczne propozycje Freuda, albo - jak się w ydaje - potwierdzający j e przedstaw io ny przez niego materiał, to nie dzieło jeg o potulnego podporządkowania się, lecz praw dziw ości freudow skich interpretacji i/lub rekonstrukcji? Od p ow ied zią Freuda jest w yjaśnienie różnicy m iędzy racjonalnym uzasad nieniem i procedurą psychoanalityczną oraz racjonalnym uzasadnieniem 1 procedurą terapii sugestyw nych a stwierdzeniem , że skuteczność terapii sugestyw nych zależy od praw dziw ości w yjaśnienia, które on sam podaje, a które chory zaakceptuje. Griinbaum uważa, że Freud m iał prawo do w y sunięcia takiego argumentu gd zieś tak do połow y lat dw udziestych, kiedy to b ył zm uszony uznać realność remisji spontanicznej, tracąc w ten sposób grunt, na którym m ógłb y oprzeć tw ierdzenie, iż leczenie psychoanalityczne jest sine qua non zw alczen ia nerwicy. Tylko że Freud nigdy nie m iał pra w a tw ierdzić, że kuracja psychoanalityczna (tj. leczenie, którego istotnym elem entem jest anam neza treści je g o etiologii nerw icy odw ołującej się do dośw iadczeń seksualnych w dzieciń stw ie) jest sine qua non terapeutycznej skuteczności, a co dopiero, że tym warunkiem jest wierna anamneza. Griinbaum uchyla się od odpow iedzi na pytanie o to, jak Freud w ogóle m ó g ł z taką w iarygodnością czy przekonaniem w ysunąć argument zgody, m im o że zob ow iązyw ał on go do stwierdzenia, iż je st to dow ód, którego nie w oln o mu było przedstawić, a m ianow icie, że sprawdzał w yniki innych metod terapeutycznych i te okazały się gorsze od w yn ik ów uzyskanych je g o w łasną m etodą terapeutyczną. Prawdopodobnie efem eryczność rezultatów sugestii hipnotycznej by ła faktem dobrze znanym . W każdym razie nie ma niczego nieprawdopo dobnego w twierdzeniu Freuda, że stosow ał sugestię z ogóln ie m izernym i rezultatami. Jednego nie m ógł tylko Freud w iarygodnie tw ierdzić, tego m ianow icie, że m iał pacjentów, którzy przypominali sobie wydarzenia 352
OSKARŻANIE POPPERA A WYBIELANIE FREUDA PRZEZ GRUNBAUMA...
czy też je odreagow yw ali, na przykład epizody chorobotw órcze w sensie adlerow skim , i w w yniku tego dem onstrow ali jed yn ie tym czasow e ustą pienie choroby. A le teza Griinbauma znajduje się w jeszcze gorszym poło żeniu, niż w skazują na to te ok oliczn ości. Freud nie tylko nie m iał podstaw do uważania swojej TW K (tezy o warunkach koniecznych) za prawdziwą; on nie m iał pow odu przypuszczać, że ona jest fałszyw a. D o tego, żeby argument zg o d y był co ś wart, Freud pow inien był dołą czy ć do niego nie tylko pow ody, dla których wątpił w skuteczność konku rencyjnych terapii, ale także pow inien był odw ołać zapew nienia o w łasnych osiągnięciach terapeutycznych, zanim je sz c z e w yrobił sobie „edypalny” pogląd na problem y z nerw icą. M usiałby w ytłum aczyć się z „w ielu suk cesó w ”, o których m ów i w sw ojej pracy „Seksualność w etiologii nerw ic” z roku 1898 (Freud, 1924a, s. 2 4 4 )784. Z tego w ynikałoby przynajmniej tyle, że Freud po przeprowadzonej analizie pacjentów „uw iedzionych” porównał ich stan ze stanem zanalizow anych pacjentów „edypalnych” i stw ierdził, iż ci ostatni byli w lepszej kondycji. Tylko że Freud nigdy tego nie zrobił, poniew aż w przeciw nym razie m usiałby się zm ierzyć z niektó rymi kłopotliw ym i pytaniam i o to, jak było m ożliw e dokonanie takiego porównania i jak on to zrobił. Oto, co Grunbaum p isze o pacjentach Freuda, którzy byli m olestow a ni seksualnie w dzieciństw ie: „Ewidentnie, TW K zostałaby silnie zane g o w a n a , ^ / / istniałyby takie przypadki, kiedy pacjenci zostali naprawdę w yleczen i po podsunięciu im przez analityka fikcyjnego w glądu w zda rzenia seksualnego m olestow ania w dzieciństw ie, które przypuszczalnie nigdy się im nie przydarzyły” (Grunbaum, 1984, s. 159)785. Ta uwaga wskazuje na pew ne zakłopotanie Griinbauma. TW K ma być „przekony wającym dow odem sw oistych etiologii psychonerw ic”. A le skoro sednem „sw oistych etiologii psychonerw ic” Freuda jest kom pleks Edypa, czyli tłum ienie kazirodczego pociągu do rodzica płci przeciwnej, to prawdzi w e w yleczen ie chorych, o których Freud p isze w sw oich pracach z 1896 roku, zachow ałoby swój status negacji, m im o że nie padli oni ofiarą sek sualnego m olestow ania w dzieciństw ie. A jest tak dlatego, że nawet ci, którzy byli seksualnie m olestow ani i tym samym poddani prawdziwemu w glądow i, pom im o to nie przypom inali sobie/nie odreagow yw ali sw oich kazirodczych pragnień oraz lęków kastracyjnych i w obec tego sw ojego 784 „Seksualność w etiologii nerwic”, dz. cyt., s. 22 (przyp. tłum.). 785 Podstawy psychoanalizy, dz. cyt., s. 179 (przyp. tłum.). 353
FREUD I PSEUDONAUKA
w o ln ego od nerw icy stanu nie zaw dzięczali dobrodziejstwu teorii, która posłużyła za podstaw ę do sform ułow ania TW K. Innymi słow y, gdyby każ dy z osiem nastu „uw iedzionych” pacjentów Freuda został naprawdę uw ol niony od nerwicy, dopiero w tedy Freud m iałby pow ód do powątpiewania o tym , że je g o skuteczność terapeutyczna m ogłaby zapew nić poparcie dla je g o etiologii opartej na kom pleksie Edypa. A le naw et gdyby autorem założenia o zróżnicow aniu terapeutycznej skuteczności był Freud, to i tak nie byłby to je szcze pow ód do przyjm owa nia sceptycznej postaw y w ob ec je g o etiologicznych roszczeń. Przyczyną zróżnicow ania terapeutycznej skuteczności psychoanalizy m ogłoby chyba być coś, co nie w ystępuje w innych terapiach, a przy tym nie ma zw iąz ku z praw dziw ością freudowskiej teorii patogenezy. Jak przyznał w roku 1924 psychoanalityk J.C. Flugel, spór o trafność skuteczności terapetycznej utknął w martwym punkcie, pon iew aż nie udało się w ykazać, iż na w et gdyby psychoanaliza była skuteczniejsza, to przecież nie dlatego, że „sugestia psychoanalityczna je st skuteczniejsza od zw yczajnej i bardziej bezpośredniej sugestii” (Flugel, 1924, s. 51). W roku 1959 Ernst N agel pisał: „Zm iany dokonujące się w różnych sym ptom ach, które pacjent przejawia w miarę przeprowadzanego z nim w yw iadu, dopóty nie będą stanow ić potw ierdzenia interpretacji, dopóki nie w ykaże się, że te zm iany nie pow stały w w yniku jak iegoś zbiegu czyn ników, za który cały w yw iad jest odpow iedzialny” (N agel, 1959, s. 5 1 -5 2 ). N ie m ógł o tym nie w ied zieć Freud w roku 1917, tak jak i N agel czterdzie ści lat później. Jak w ięc Freud m ó g ł uw ażać, że przez w prow adzenie argu mentu zgody sugestia stanie się „epistem icznie nieszkodliw a”? Pretensja, jak ą ma Stuart Sutherland do Freuda - a którą przytacza Grunbaum (1984, s. 17 2 )786 - o „ogłoszenie za pew nik tego w łaśnie, co próbował d ow ieść”, je st oczy w iście słuszna i dlatego słow a Griinbauma wprawiają w konster nację, poniew aż trudno zrozum ieć, dlaczego m yśli inaczej. Grunbaum tak bardzo dał się zauroczyć przekonaniu, że w argum encie zgod y w ykrył coś doniosłego i dotychczas przeoczonego, iż je g o uwadze um ykają najistotniejsze zarzuty. Nadajm y sform ułowanej przez Freuda TW K następującą postać słowną: „Nikt nie w y leczy się z nerw icy bez anam nezy treści mojej, sięgającej okresu dzieciństw a, etiologii nerw ic”. W tedy za każdym razem, kiedy Freud coś w tej etiologii zm ienia, to albo dlatego, że je sz c z e raz sfalsyfikow ał sw oją TW K, albo m usi zrew idow ać Tamże, s. 194 (przyp. tłum.).
354
OSKARŻANIE POPPERA A WYBIELANIE FREUDA PRZEZ GRÜNBAUMA...
sw oje pojęcie o tym , co składa się na w yleczen ie z nerwicy. I w jednym , i drugim wypadku to niezbyt przekonujące postępowanie. W ysunięte przeze m nie dotychczas argumenty ujawniające słabe strony argumentu zgody w m niejszym stopniu dają także pow ód do zakw estio now ania twierdzenia, że Freud m iał do niego zaufanie. N atom iast bardziej bezpośrednią podstaw ę do twierdzenia, że argument zgody nie cieszy ł się je g o zbytnim zaufaniem , stanow i stosunek Freuda do zarzutów o kontaminację. Griinbaum przypisuje Freudowi „pełen w yższości, protekcjonalny spo kój” (1984, s. 170)787 w stosunku do sceptycznych argum entów biorących za podstaw ę w p ływ sugestii, przypisując ten spokój przekonaniu Freuda, że wyróżniająca psychoanalizę skuteczność terapeutyczna czyni w pływ sugestii „epistem icznie nieskutecznym ”. Istnieją jednak dow ody, że to nie zgoda na „protekcjonalny spokój”, lecz argument w pływ u sugestii po pchnął Freuda do kłam stwa, jako że na zarzut w pływ u sugestii częściej odpow iadał niezgodnym z prawdą opisem procedury psychoanalitycznej, niż pow oływ aniem się na sw oje w yniki terapeutyczne, co w skazuje na to, iż argument zgod y nie cieszy ł się zbytnim je g o zaufaniem . Oto, co m ów ił w pracy „K w estia analizy laików ” : Analityk w żadnym wypadku nie kusi pacjenta, by wszedł on na grunt seksual ny, nie mówi mu zaraz na samym początku: będziemy się zajmowali szczegóła mi pańskiego życia płciowego! Analityk pozwala pacjentowi, by to on wybrał chwilę, w której zacznie mówić, spokojnie czeka, aż sam pacjent poruszy kwe stie seksualne. Zwykłem zawsze napominać swych uczniów: nasi przeciwnicy zapowiedzieli nam, że natkniemy się na przypadki, w których czynnik seksual ny nie odgrywa żadnej roli; strzeżmy się przed wprowadzaniem go do analizy, nie marnujmy szansy znalezienia takiego przypadku (1962, s. 118-119)788. A oto, co pisał w pracy „Seksualność w etiologii nerw ic” w roku 1898 (w której pow inien był o g ło sić porzucenie etiologii opartej na w czesn odziecięcym uw iedzeniu seksualnym , ale nie ogłosił): „Tu jednak liczy się to, by rozum ny lekarz nie przystępow ał do pacjenta, nie przygotow aw szy go zrazu do tego, by nie dom agał się odeń jed ynie potwierdzenia sw ych przypuszczeń zam iast informacji (...) chorzy w aż nazbyt chętnie przedsta w ianych lekarzom opisach sw ych sym ptom ów chorobow ych w w ięk szo ści przypadków sami mu zdradzą w szystkie informacje na tem at kryjących 787 Tamże, s. 192 (przyp. tłum.). 788 „Kwestia analizy laików (rozmowy z bezstronnym)”, dz. cyt., s. 266 (przyp. tłum.). 355
FREUD I PSEUDONAUKA
się za tym i objawam i czynników seksualnych” (1924a, s. 2 2 4 )789.1 na tej samej stronie: „B yłoby bardzo korzystne, gdyby chorzy w w iększej m ierze zdaw ali sobie sprawę z tego, z jak w ielk ą p ew n ością lekarz m oże obja śnić sobie ich d oleg liw o ści n erw icow e, dedukując na podstaw ie sym pto m ó w co do kryjącej się za nim i skutecznej etiologii seksualnej” . M yślę, że z tych tekstów m ożna u czciw ie w ydedukow ać, iż Freud nie m iał żadnych zaham owań w inform owaniu sw oich pacjentów o tym , jak w ielk ą w agę przyw iązyw ał do ich życia seksualnego. „U w agi o teorii i praktyce objaśniania marzeń sennych” ( S . E., 1923, Vol. X IX ) to praca, która posłużyła Griinbaumowi do oskarżenia Poppera o przeinaczenie („rażąca n ieu czciw o ść”) przedstaw ionego w niej rozw ią zania problemu u leg ło ści pacjenta. O to jak Freud radzi sob ie w niej z pro blem em w pływ u sugestii: Czy zatem potwierdzające marzenia senne to prawdziwe rezultaty sugestii, a zatem sny dla przypodobania? (...) przypominam sobie dyskusję z pacjen tem, który pytał (...) czyjego narcystyczne życzenie wyzdrowienia nie skłoniło go do wyprodukowania takich marzeń sennych, bo przecież nie przedstawiłem mu perspektyw wyzdrowienia, które byłoby możliwe, gdyby zaakceptował moje konstrukcje. Musiałem odpowiedzieć, iż jeszcze nic mi nie wiadomo o takim mechanizmie procesu powstawania marzenia sennego (Freud, 1950, s. 143-144)790. Jednak Freud w ied ział o takim m echanizm ie. Już w roku 1897 posłużył mu on do objaśnienia m arzenia sennego, którego treścią były igraszki ero tyczne z je g o d ziew ięcioletn ią córką. Freud przypisał to życzeniu dostar czen ia dow odu w spierającego teorię uw iedzenia przez ojca. C zyżby ju ż zapom niał o „przeciw życzen iow ych ” marzeniach sennych? Skoro jeden pacjent był zdolny w yprodukow ać marzenie senne po to, żeby m ogło się okazać, iż jest ono sprzeczne z teoriam i Freuda, to niby dlaczego inny nie m ógłby w yprodukow ać marzenia sennego po to, żeby je potwierdzić? W tej samej pracy Freud p isze o tym , jak poradził sobie z w ątpliw o ściam i pacjenta obaw iającego się, że je g o marzenia senne m ogły podlegać w pływ om , które pozbaw iły je wartości dow odowej: „Pacjent przypom niał sob ie marzenia senne, jakie naw iedziły go, je szcze zanim rozpoczął ana lizę, ba, je sz c z e zanim cok olw iek się o niej dow iedział, a z analizy ow ych snów , których pow staw ania nie m ożna b yło podejrzewać o sugestię, m „Seksualność w etiologii nerwic”, dz. cyt., s. 9 (przyp. tłum.). N0 „Uwagi o teorii i praktyce objaśniania marzeń sennych”, dz. cyt., s. 231 (przyp. tłum.).
356
OSKARŻANIE POPPERA A WYBIELANIE FREUDA PRZEZ GRÜNBAUMA...
pow stały takie sam e objaśnienia, jak ie pojaw iły się w zw iązku z analizą późniejszych marzeń sennych” (1 9 5 0 , s. 144)791. A le skoro objaśnianie marzeń sennych opiera się na w ytw arzanych przez pacjenta skojarzeniach z treścią marzenia sennego, to jak w ob ec tego „analiza ow ych snów ” m o gła być „w olna od podejrzeń o sugestię?” C zy to czasem nie trud, jaki Freud jest skłonny zadać sob ie po to, żeby osłabić zarzuty w pływ u suge stii podpowiada, że „pełen w y ż sz o śc i, protekcjonalny spokój” nie jest mot ju ste ? W tej samej pracy z roku 1923 Freud powiada: „N igdy jednak nie zdobędziem y w pływ u na sam proces kształtow ania się marzenia sennego, na w ła ściw ą pracę snu - stw ierdzenia tego należałoby się trzym ać” (Freud, 1950, s. 142)792. D ziesięć lat w cześniej w pracy „Praktykowanie objaśnia nia marzeń sennych w psychoanalizie” (1911) m ów ił: „Im w ięcej z prak tyki objaśniania marzeń sennych udało się nauczyć pacjenta, tym bardziej niejasne będą z reguły je g o p óźniejsze sny. Cała w iedza, jak ą zdobył on na temat marzenia sennego, słu ży jak o ostrzeżenie w procesie form owania się snu” (1924a, s. 3 1 0)793. N aw et gdyby Freud tak skrupulatnie, jak zapew niał, pow strzym yw ał się przed zachęcaniem pacjentów do dostarczania mu teoretycznie kon genialnych danych, to i tak nie uporałby się z argumentem uległości. Już w roku 1906 pozorne potw ierdzenie, które Freud uzyskał od sw oich pa cjentów, Aschaffenburg794 tłum aczył ich uprzednią znajom ością je g o po glądów (1906, s. 1796). Freud nigdy nie odniósł się do tego oczyw istego zarzutu, a zam iast tego powtarzał tylko (i to n iezgodnie z prawdą), że je g o poglądy nie antycypow ały ich potw ierdzenia przez pacjentów. O tym, że d om ysły Aschaffenburga były słuszne, św iadczy w spom nienie, do które go wraca sam Freud. K iedyś przypom niał pew ne w ydarzenie z przełomu w ieku jako przykład przedstawiania go w fałszyw ym św ietle, którego dośw iadczał na początku sw ojej kariery. D on iesiono mu, że dziew czyna cierpiąca na histerię zapytana, d laczego nie skonsultuje się z Freudem, odpow iedziała: „A po co? B ęd zie m nie tylko w ypytyw ać, czy nie m ia łam kiedyś ochoty pójść do łóżk a z w łasnym ojcem ” (S. E., 1895, Vol. II, s. 236). Freud oburzonym tonem zaprzecza, jakoby kiedykolw iek zada w ał sw oim pacjentom tego rodzaju pytania. A le co ciekaw e i ważne, ju ż 791 Tamże, s. 231 (przyp. tłum.). 792 Tamże, s. 230 (przyp. tłum.). 793 „Praktykowanie objaśniania marzeń sennych w psychoanalizie”, dz. cyt., s. 218 (przyp. tłum.). 794 Gustav Aschaffenburg (1866-1944), niemiecki psychiatra i kryminolog (przyp. tłum.). 357
FREUD I PSEUDONAUKA
w roku 1900 w kręgach, z których w y w od zili się pacjenci Freuda, było rze c z ą p ow szechnie w iadom ą, że był on przekonany, iż źródło zaburzeń neu rotycznych tkw i w kazirodczych pragnieniach. Inny przykład słuszności d om ysłów Aschaffenburga, a n iechęci czy n iezdolności Freuda do zdania sob ie sprawy z ich trafności, m ożna znaleźć w historii choroby „C złow ieka-Szczura”. „C złow iek-Szczur”, czyli Paul Lorenz, sam z siebie ujawnia seksualne rew elacje, a Freud komentuje: „Proszę go w tym m iejscu, aby potw ierdził, że to nie ja naprowadziłem go ani na tem at infantylny, ani na tem at seksualny, ale że to on sam je podjął” (1 925, s. 32 0 )795. A le kilkana ście stron w cześniej, opisując przebieg pierwszej sesji, którą Paul rozpo czął od rozgadania się o sw oich dośw iadczeniach m asturbacyjnych, Freud pisze: „Zapytany przeze m nie, co go skłania do w ysuw ania na pierw szy plan informacji o sw oim życiu seksualnym , odpow iedział, ż e tyle w łaśnie w ie o m oich teoriach” (1 9 2 5 , s. 2 9 7 )796. W takich okolicznościach pow ta rzane zapew nienia Freuda, że oso b iście nie w prowadzał do analizy tem a tyki seksualnej, w najlepszym razie brzm ią nieszczerze. W okresie, w któiym w edług Griinbauma Freud uw ażał, że m a dla sceptyków ostateczną odpow iedź, którą zaw dzięcza sw oim niezrównanym osiągnięciom terapeutycznym , w szystk o w sk azyw ało na to, iż nie w ierzył ani w siłę przekonywania argumentu zgody, ani w sw oją od n iego zależ ność. M aksimum, co m ó g ł dać, przynajmniej na jakiś czas, argument zg o dy, to - trzymające się uparcie subtelnych, aczkolw iek niezadem onstrowanych na razie różnic m iędzy terapeutycznym i osiągnięciam i Freuda i jeg o rywali - uzasadnienie pow odu, dla którego Freud nie skapitulow ał przed argumentem porównywalnej skuteczności terapii. N ie m ógł on jednak uza sadnić zapew nień Freuda o w ielokrotnie potwierdzanych przez niego jeg o tezach o etiologii i dynam ice nerwicy. Istniały jednak argumenty za tym, że m ógł, i Freud z nich skorzystał. Jednym z nich było pozakliniczne uza sadnienie przyjętych a priori nieprzekonujących twierdzeń o dzieciństw ie, które były początkow o oparte na dośw iadczeniu analitycznym . W pewnym m om encie Griinbaum m ów i, że gdyby zostały zakw estio now ane podstawy tej teorii seksualności d ziecięcej, to Freud „m ógłby” od w ołać się do sw ojego argumentu zgody. O tóż nie. W iemy, do czeg o „m ógł by” się odw ołać, poniew aż w iem y, do czeg o się rzeczyw iście odw ołał. D o bezpośredniej obserwacji. w „Uwagi na temat pewnego przypadku nerwicy natręctw”, dz. cyt., s. 41 (przyp. tłum.). ”* Tamże, s. 27 (przyp. tłum.). 358
OSKARŻANIE POPPERA A WYBIELANIE FREUDA PRZEZ GRÜNBAUMA...
Oto, jak zajmuje się tym problem em w „K w estii analizy laików ”: Proszę mi jednak powiedzieć, na ile pewne są rezultaty, do jakich doszła ana liza w kwestii życia seksualnego dzieci? Czy pański przekład zasadza się wy łącznie na analogiach z mitologią i historią? O, bynajmniej. Przekład ten zasadza się na bezpośredniej obserw acji. Na sze ujęcie powstało w następujący sposób: to, co wiemy o dziecięcym życiu seksualnym, wiemy przede wszystkim dzięki analizom dorosłych, a zatem in dywiduów w wieku dwudziestu - czterdziestu lat. Później przedsięwzięliśmy analizy sam ych dzieci - odnieśliśmy niemały tryumf, przekonując się, iż w ten sposób uzyskaliśmy potwierdzenie naszych dedukcji, mimo że w okresie od dzieciństwa do dojrzałości nakładały się na to różne warstwy i doszło do wielu zniekształceń. (...) Dzięki bezpośredniej analitycznej obserwacji dzieci cał kiem ogólnie przekonaliśmy się, że właściwie objaśnialiśmy informacje, jakie dorośli przekazują nam na temat swego dzieciństwa (Freud, 1962, s. 127)797. Tym sam ym argumentem bezpośredniej obserwacji posłużył się Freud w „Trzech rozprawach z teorii seksualnej” w wydaniu z roku 1910, w „The History o f the P sycho-A nalytic M ovem ent” (1914) oraz w „M oim życiu i psychoanalizie”, a w ięc przed datą, w której - jak m ów i Griinbaum - Freud zaniechał pow oływ ania się na w y ższo ść terapeutyczną, po której to dacie takie wzm ianki m ożna by w yjaśniać, tak jak Griinbaum (błędnie) wyjaśnia odniesienia do konsiliencji po roku 1926, jako z góry upatrzone pozycje. Najbardziej zw ięzłe przedstaw ienie głów nych podstaw do przeświad czenia Freuda o praw dziw ości je g o tez o etiologii i dynam ice nerw icy ma m y w „The History o f the Psychoanalytic M ovem ent” (1914). M ów i on tam, że sprawdzianem popraw ności je g o hipotez jest to, iż „nerwica m usi się stać zrozum iała” . Odpowiadając na zarzut Adlera, że „nerw owy charakter je st przyczyną nerw icy zam iast jej skutkiem ”, Freud nie pow ołuje się na osiągnięcia te rapeutyczne, lecz ośw iadcza, iż skoro A dler rezygnuje z seksualności, to „nie będzie w m ożności w yjaśnić choćby jed n ego szczegółu tw orzenia się objaw ów lub jed n ego m arzenia sennego” (1963a, s. 3 3 1)798. D o jed yn ego najistotniejszego w swojej karierze w niosku doszedł Freud, nie korzysta jąc z argumentu zgody. To była je g o odpow iedź na zarzut, że na pozorne potw ierdzenie uw iedzeniow ej etiologii nerwicy, którego dostarczyli mu
797 „Kwestia analizy laików (rozmowy z bezstronnym)”, dz. cyt., s. 272-273; podkr. Cioffiego (przyp. tłum.). 798 Wstąp do psychoanalizy, dz. cyt., s. 270 (przyp. tłum.). 359
FREUD I PSEUDONAUKA
przyw ołani przez n iego w w ykładzie w roku 1896 je g o pacjenci, m iało w p ływ uleganie sugestii przez podsunięcie im pom ysłu d ziecięcych fan tazji kazirodczych, których podporządkowanie się sam oobronnem u znie kształceniu doprow adziło do w yłon ien ia się ich jako „w spom nień” uw ie dzenia, i tym sam ym w prow adziło go w błąd. Freud nie m iał m ożności odw ołania się w takim wypadku do argumentu zgody, poniew aż tam, gdzie analiza zakończyła się pom yślnie, stało się tak pom im o błędności przepro wadzonych przez Freuda rekonstrukcji, a tam, gdzie nie zakończyła się pom yślnie, nie b yło po co się do n iego odw oływ ać. To, że w tym sam ym w ykładzie, z którego Griinbaum w yodrębnia ar gum ent zgody, Freud jed n ocześn ie w ysu w a inne, które go w yrażają jako, je śli nie całkiem bezużyteczny, to przynajmniej tylko dodatkowy, uchodzi je g o uwagi. (...) bardzo wiele tych wyników pojedynczych analiz, na które mogłoby paść podejrzenie, że są produktami sugestii, znalazło potwierdzenie z innej strony, wolnej od zarzutu. Naszymi poręczycielami są w tym wypadku chorzy cierpią cy na otępienie wczesne i paranoicy, którzy oczywiście pozostają całkowicie poza podejrzeniami co do ulegania wpływowi sugestii. To, co opowiadają nam ci chorzy o interpretacji symboli i o fantazjach, które przedostały się do ich świadomości, zgadza się najzupełniej z rezultatami naszych badań dotyczą cych nieświadomego w nerwicach przeniesienia i przemawia w ten sposób mocno za obiektywną słusznością naszych, tak często podlegających wątpli wości, interpretacji (Freud, 1963a, s. 394)799. W „The History o f the Psychoanalytic M ovem ent” (1 9 1 4 ) Freud po św ięca jeden z paragrafów „najbardziej niezaprzeczalnem u dow odow i, że źródło sił napędzających nerw icy tkwi w życiu seksualnym ”; jest to argument, który „nigdy nie zw rócił na siebie uwagi, na ja k ą zasługuje, poniew aż gdyby w zbudził zainteresow anie, w ów czas nie pozostałoby nic innego, jak tylko go przyjąć. W m oim najgłębszym przekonaniu jest to decydujący czynnik pośród bardziej konkretnych rezultatów pracy anali tycznej” (1924a, s. 293). G dyby Freud m ów ił tutaj o argum encie zgody, byłby to niebyw ały argument dla Griinbauma. A le on nie m ów ił o nim, tyl ko o przeniesieniu. Innym w ydarzeniem w skazującym na to, że Freud nie m iał na m yśli skuteczności terapeutycznej jako gwaranta praw dziw ości, jest je g o beznam iętna uw aga w liście do Junga o pewnej pacjentce, która nie kwapiła się do kontynuow ania analizy u Freuda: „O czyw iście, ona ma m Tamże, s. 321-322 (przyp. tłum.). 360
OSKARŻANIE POPPERA A WYBIELANIE FREUDA PRZEZ GRUNBAUMA...
rację, poniew aż nie ma żadnych szans na w yleczen ie. A le nadal spoczyw a na niej obow iązek pośw ięcen ia się dla nauki” (1974, s. 4 7 3 -4 7 4 ). 0 tym , że Freud nie p olegał na efektach terapii (argument zgody) św iadczy je sz c z e i to, iż - jak sam przyznaje - nie zna się na tym , na czym zgodnie z tym założeniem należało się spodziew ać, że się zna, a zna się na tym , na czym z pow odu uzależnienia od argumentu zgody nie m ógł się znać. Przykładem tego pierw szego jest psychologia kobiety. W ydawcy Standard Edition zebrali razem różne w yp ow ied zi Freuda o je g o małej w ied zy o p sych ologii kobiet i tak to skom entowali: Freud od początku narzekał na mroki spowijające życie seksualne kobiety. Tak więc niemalże na początku Trzech rozpraw z teorii seksualnej pisał, że życie miłosne mężczyzny „stało się dostępne badaniom, podczas gdy życie miłosne kobiety (...) skrywająjeszcze nieprzeniknione ciemności” (5. E., Vol. VII, s. 151)800. Podobnie pisał, kiedy omawiał teorie seksualności dziecięcej (1908c): „Za sprawą niesprzyjających okoliczności zewnętrznych i wewnętrz nych niniejsze informacje odnoszą się w znacznej mierze do rozwoju seksu alnego przedstawicieli jednej tylko płci - płci męskiej” (tamże, s. 9, 211)801. 1 ponownie, ale znacznie później, w „Kwestii analizy laików”: „O życiu sek sualnym małej dziewczynki wiemy mniej niż o życiu seksualnym chłopca. Nie musimy wstydzić się tej różnicy, bo przecież także życie seksualne dojrzałej kobiety stanowi dla psychologii dark con tin en f (tamże, s. 20, 212) (5. £., 1925, Vol. XIX, s. 2 4 1)802. Skąd u Freuda to przekonanie, że psych ologia kobiety była dla anality ka „czarnym lądem”? Griinbaum odpow iedziałby, że to w skutek rzadziej odnoszonych sukcesów w terapii kobiet. N ie m a jednak pow odu tak uwa żać i Griinbaum nie przytacza żadnego. M nóstw a przykładów św iadczą cych o tym , że zaufanie Freuda do trafności w łasnych interpretacji i re konstrukcji nie m iało zw iązku z ich terapeutycznym i skutkami, dostar czają historie choroby. R az po raz daje w yraz zaufania do praw idłow ości interpretacji tam, gdzie nie ma w ątpliw ości co do skutku terapii, jak na przykład w wypadku D ory bawiącej się torebką, jej rzekom ego zapalenia wyrostka robaczkow ego, utykania na nogę itd. Takie przykłady w ydają się bardziej typow e, niż przykłady obrazujące skuteczność terapii, na którą się on pow ołuje. (M ożna w ykazać, że nawet w tych wypadkach przekonanie
800 „Trzy rozprawy z teorii seksualnej”, dz. cyt., s. 47 (przyp. tłum.). 801 „O dziecięcych teoriach seksualnych”, dz. cyt., s. 154 (przyp. tłum.). 802 „Kwestia analizy laików (rozmowy z bezstronnym)”, dz. cyt., s. 270 (przyp. tłum.). 361
FREUD I PSEUDONAUKA
Freuda o terapeutycznej skuteczności je g o interpretacji opierało się na ich tem atycznym p ow inow actw ie z treścią objawu, który czasow o ustąpił). W aluzjach, jakie Freud robi do przypadku „C złow ieka z w ilkam i”, kie dy ju ż było oczyw iste, że stał się on znow u niepoczytalny, nie m a śladu niepew ności czy niezdecydow ania co do poprawności je g o początkow ego wyjaśnienia. C iekaw e, jak Griinbaum poradzi sobie z sam ozadow oleniem Freuda, skoro je g o terapeutyczny pesym izm uniem ożliw iał mu od w oływ anie się do argumentu zgody. Przytacza sform ułow any w roku 1937 argument konsiliencji i w yjaśnia, że poniew aż Freud czuł, iż nie m oże ju ż dłużej zda w ać się na pom oc argumentu zgody, był teraz zm uszony w ziąć pod uw a gę konsiliencję. A le w zięcie pod uw agę konsiliencji było od roku 1896, w którym pojaw iła się analogia puzzli, podstaw ą przyjętą przez Freuda dla poparcia w łasnych rekonstrukcji. W rozprawie „Z historii nerw icy dzie cięcej” („C złow iek z w ilkam i”) Freud ponow nie snuje rozw ażania nad w ew nętrzną spójnością i szczeg ó ło w o ścią , które m iałyby uzasadniać je g o etiologiczn e przekonania. Wraca do zarzutu, w którym m ów i się, że teore tyczn ie kongenialne w ydarzenia o charakterze seksualnym w dzieciństw ie to w ytw ory u ległości pacjenta: Analityk, słysząc ten zarzut, chcąc się uspokoić, z pewnością zacznie sobie wyobrażać, jak z wolna dochodziło do rekonstrukcji tej rzekomo przez niego samego sączonej pacjentowi fantazji, która w tak wielu kwestiach kształtowała się niezależnie od sugestii lekarskich, jak w pewnej fazie terapii zaczęło się zdawać, iż wszystko konwerguje właśnie do niej, jak w trakcie syntezy stała się ona punktem promieniowania najróżniejszych osobliwych sukcesów, jak w tej jednej hipotezie znalazły rozwiązanie wielkie i najmniejsze problemy i osobliwości historii choroby, a wtedy dojdzie do wniosku, że nie przypisuje sobie takiej przenikliwości umysłu, by mógł wymyślić coś, co za jednym za machem spełnia wszystkie te wymogi. Ale na naszych przeciwnikach, którzy sami nie przeszli analizy, nie zrobi wrażenia nawet ta mowa obrończa. Wyra finowana autoiluzja - usłyszymy z jednej strony; stępienie władzy sądzenia - z drugiej; ale do rozstrzygnięcia nie dojdzie (1925, s. 525)®03. Jak to „do rozstrzygnięcia nie dojdzie”, skoro Freud m a pod ręką argu ment zgody? Griinbaum w pew nym m om encie pow ie, że TW K „stanowi dla [Freu da] przekonujący dow ód przem awiający na korzyść ogólnej teorii rozwoju „Z historii nerwicy dziecięcej („Człowiek-Wilk”)”, dz. cyt., s. 138 (przyp. tłum.). 362
OSKARŻANIE POPPERA A WYBIELANIE FREUDA PRZEZ GRUNBAUMA...
psychoseksualnego”. A le takie rozum ienie argumentu zgod y jest wyjątko w o nieprzekonujące. Freud chyba nie sądził, że je st to rozsądna odpow iedź sceptykom kw estionującym uogólnienia je g o dom niem anych odkryć, iż dopóki nie zostaną one zaakceptow ane przez neurotyków, dopóty oni nie w yzdrow ieją. Z argumentu, który dopiero m ógłby ocalić psychopatolo gię Freuda, odniósłby on n iew ielk i pożytek w polem ice, a poleganie na nim , prawdę m ów iąc, osłabiłoby skutecznie tw ierdzenia je g o p sycholo gii ogólnej, poniew aż w zbu d ziłob y w ątpliw ości co do siły przekonywa nia czynników pozaterapeutycznych. Skoro jednym z typow ych zarzutów pod adresem Freuda było to, że bez powodu ekstrapoluje funkcjonowanie um ysłow e neurotyków na ca łą ludzkość, to nie m oże on okazyw ać wątpli w o ści - na jak ie w skazuje zbytnie poleganie na sukcesach terapeutycznych - co do siły przekonyw ania argum entów ograniczonych nie tylko do psy chopatologii. A le naw et w samej psychopatologii w ynik terapii nie m iał takiego znaczenia, jakie mu Grtinbaum nadaje. C zy sądzi on, że dla Freu da argument zgod y m iał b yć tylko potw ierdzeniem słuszności jeg o interpretacj¡/rekonstrukcji, albo m oże m iał także obejm ow ać je g o następców? Freud zapew ne nie m iał zamiaru opierać całego system u psychopatologii psychoanalitycznej na sam ych tylko własnych osiągnięciach terapeutycz nych. M ożna by się zatem spodziew ać, że i inni freudyści oprócz niego sam ego pow oływ ali się na w y ż sz o ść terapii w celu osłabienia w ątpliw ości co do w pływ u sugestii i skażenia w yników , jak na przykład Jones, Pfister, Brill, Schw ab, Putnam, H itschm ann, Eder, Forsyth, M itchell, Frink, James Glover, Flugel, żeby ograniczyć listę do tych tylko osób, które zostaw iły nam sw oje spisane odpow iedzi na zarzuty odnoszące się do twierdzeń psy choanalizy przed datą, którą Griinbaum przyjął za datę rezygnacji z argu mentu zgody. C zy ich dokonania terapeutyczne spotkały się z zarzutami? Griinbaum tego nie m ów i i chyba ani nie w ie, ani nie w ie, że pow inien w iedzieć.
Wnioski W którymś m om encie Griinbaum podejmuje kw estię „intelektualnej otwartości [Freuda] na podejm ow ane przez innych próby obalenia [teorii]” i rozstrzyga j ą na korzyść Freuda, pow ołując się na jedno zdanie z listu do Fliessa: „obalenia spotkają się z najw iększą w dzięcznością” (Griinbaum,
363
FREUD I PSEUDONAUKA
1984, s. 188)804. Popper ponow nie dostaje reprymendę za popełnienie egzegetyczn ego błędu polegającego na przeoczeniu tego faktu. Zanim jednak dojdziem y do konkluzji, porównajm y koniecznie poniższy fragment z ro ku 1914, który pochodzi z ogóln ie dostępnego źródła, a w ięc dostępnego Griinbaumowi znacznie w cześn iej, niż listy do Fliessa były dostępne Popperow i, z trouvaille Grünbauma: Niejednego dręczy chęć wytłumaczenia braku współczucia czy odrzucenia ze strony współczesnych i z przykrością odbiera ich postawę jako zaprzeczenie jego zapewniającego poczucie bezpieczeństwa przekonania. Ja nie muszę te go tak odczuwać, ponieważ zasady psychoanalizy pozwalają mi zrozumieć tę postawę moich współczesnych i spojrzeć na nią jako na nieunikniony skutek podstawowych przesłanek przyjmowanych przez analizę. Jeśli to prawda, że gdyby odkryte przeze mnie związane z tym skojarzenia pozostały w ukryciu przed wiedzą pacjentów na skutek wewnętrznych oporów o charakterze afektywnym, wówczas te opory musiałyby wystąpić także u zdrowych, skoro tylko - z jakiegoś zewnętrznego źródła - zostaliby oni skonfrontowani z tym, co zostało wyparte. Nic zatem dziwnego, że byliby oni zdolni do usprawiedliwie nia na intelektualnych podstawach to odrzucenie moich idei, chociaż było ono z natury afektywne. To samo działo się równie często u pacjentów (...) z tą tyl ko różnicą że w ich wypadku można wywrzeć na nich nacisk (1924a, s. 306). A lbo w ięc Griinbaum zn ów porusza się po tekście Freuda jak lunatyk, albo uważa, że nie jest on niezgodny z „intelektualną otw artością [Freuda] na podejm ow ane przez innych próby obalenia [teorii]”. K iedy w eźm ie się pod uw agę zakres, w jakim Griinbaum opiera się na efek cie Edypa Poppera dla osłabienia twierdzeń Freuda, to nacisk, jaki on kładzie na niedostatki Poppera, zaczyna w yglądać jak przykład narcy zm u m ałych różnic805. Praw dziw y zarzut Grünbauma pod adresem Poppe ra sprowadza się do zarzutu o anachronizm. A le swój zarzut pokrętności w wyjaśnianiu w pływ u sugestii kieruje Popper w stronę Freuda po roku 804 Podstawy psychoanalizy, dz. cyt., s. 134 (przyp. tłum.). 805 Termin „narcyzm małych różnic” wprowadził Freud w pracy „Tabu dziewictwa” w ro ku 1917, idąc za ideą brytyjskiego antropologa Ernesta Crawley a (1869-1924), wyrażoną w książce The Mystic Rose. A Study o f Primitive Marriage, London 1902. Z owego nar cyzmu małych różnic Freud wywodzi „wrogość, jaką skutecznie przejawiamy we wszyst kich stosunkach międzyludzkich wobec uczucia przynależności, jaka dominuje wbrew przykazaniu powszechnej miłości” [„Tabu dziewictwa”, przetłumaczył Robert Reszke. W: S. Freud, Dzieła , t. V, Wydawnictwo KR, Warszawa 1999/1918 (1917), s. 198)]. Do pojęcia narcyzmu małych różnic powróci Freud w Kulturze jako źródle cierpień, dz. cyt., s. 203-204 (przyp. tłum.).
364
OSKARŻANIE POPPERA A WYBIELANIE FREUDA PRZEZ GRUNBAUMA...
1926. W rzeczyw istości to Griinbaum grzeszy anachronizmem. Sw oim dokonanym m iędzy rokiem 1923 a 1926 odkryciem spontanicznego ustę pow ania objaw ów Freud nie uśm iercił argumentu zgody. On był z góry skazany na porażkę. O byw atel Kane w film ie Orsona W ellesa806 na odrzucenie zareagow ał w sposób, o którym p ow ied zielib yśm y w szystko, tylko nie to, że był przy kładny. W przeddzień w yborów , w których kandydował na stanowisko gubernatora, przygotow ał dw a nagłówki: „Kane w ybrany” i „W ybory sfał szow ane”. Griinbaum uważa, że przypisyw anie Freudowi takiego postępo w ania jako dla niego typ ow ego byłoby szkalowaniem go. Ja uważam , że zaprzeczanie, jakoby on tak nie postępow ał, to w yraz tchórzostwa. Starając się udow odnić tw ierdzenie, że „u podłoża podejm ow anych przez Freuda na n ow o m odyfikacji je g o teorii (z zasady) najwyraźniej leżały dow ody”, że był on „uw rażliw iony na potrzebę zagwarantowania falsyfikow alności [sw oich] interpretacji i/lub rekonstrukcji przeszłości pacjenta” oraz że „znakom icie i nieustępliw ie” staw ił czoło problem owi w pływ u sugestii, Griinbaumowi udało się jed y n ie pokazać, jak prorocze były słow a, które przed prawie pół w iekiem w yp ow ied ział W ittgenstein: „D użo w ody je sz cze upłynie, zanim w yzw o lim y się od słu żalczości”807.
806 Orson Welles (1915-1985), amerykański reżyser i producent filmowy. Jego pierwszym filmem fabularnym był „Obywatel Kane” z roku 1941. 807 Niniejszy tekst był najpierw opublikowany w: Crispin Wright i Peter Clark, red., Psychoanalysis and Theories of the Mind (Blackwell, 1988) i ukazuje się tutaj za zgodą wydawcy.
Rozdział 11
0 wyjaśnianiu i biografii rozmawiają David Ellis 1 Frank Cioffi
D A V ID ELLIS: Słyszałem , że co i raz ubolew asz nad zafascynow aniem naszej kultury genetycznym i źródłami w yjaśniania - mam na m yśli w y w o dzenie o sob liw ości zachow ania człow iek a dorosłego z je g o najw cześniej szeg o dzieciństw a - w idząc w tym przem ożny w pływ Freuda. FR A N K CIOFFI: Tak, to prawda. K iedy Aubrey808 powiada, że „kto stracił cnotę z boson ogą dziew ką, ten nigdy nie będzie się uganiać za jedw abnym i pończoszkam i”, to chce przez to pokazać, jak w ażną rolę w psychologii ludowej odgryw a koncepja w czesnych dośw iadczeń człow ieka jako potęż n ego czynnika kształtującego dorosłe życie. A le użytek, jaki freudyzujący biografow ie zrobili z w czesn ego dzieciństw a, wydaje się często niczym nieuzasadniony. Ile jest takich przekonujących przykładów? Jak w iele stracilibyśm y, ogłaszając moratorium na odw oływ anie się do zm iennych kolei losu dziecka? Ktoś kiedyś tłum acząc podjętą [w roku 1925] przez Churchilla, ów czesn ego Ministra Skarbu, decyzję przywrócenia nam pa rytetu opartego na złocie, w m ieszał w to trening czystości, który on prze szed ł w dzieciństw ie. C zyśm y to przeoczyli? A czy m ielibyśm y pretensję "* John Aubrey (1626-1697), pisarz angielski, zasłynął jako autor krótkich tekstów biogra ficznych (przyp. tłum.). 366
O WYJAŚNIANIU I BIOGRAFII ROZMAWIAJĄ DAVID ELUS I FRANK CIOFFI
do św iata o to, że nie w ytłum aczono nam, iż atak Lutra na N ajśw iętszą Marię Pannę to był skutek je g o d ziecięcej urazy do własnej matki? A shley M ontagu uważa, że na charakter „C złow ieka-Słonia” rzutowała dodatnio okazyw ana mu tk liw ość m atki, poniew aż - jak twierdzi - tylko tym m oż na w ytłum aczyć paradoksalną sytuację człow ieka o n iezw ykle łagodnym usposobieniu, z którym tak bezdusznie postępow ano i nadużyw ano je g o zaufania809. Sam Merrick przyczynę swojej odrażającej pow ierzchow ności upatrywał, a jak że, w tym , że kiedy matka była z nim w ciąży, wybrała się do ogrodu zo o lo g iczn eg o i tam przestraszyła się słonia. C zy naprawdę jest w czym w ybierać m iędzy tym i dw om a sposobam i rozum owania? ELLIS: A le zaufania do m etody nie podw aża chyba stosow anie jej przez niem ądrych praktyków? Skoro jednak skłonność do cofania się do w cze snego dzieciństw a zaw sze, jak m ów isz, odgrywała rolę w naszej kulturze, to d laczego z takim upodobaniem obw iniasz za to Freuda? CIOFFI: D latego że intuicyjne prześw iadczenia ludowej p sych ologii prze m ienia w dogm at. Oto przykład. Freud był przekonany, że rozwój w ojow niczej natury cesarza810 tłum aczy postaw a matki w ob ec je g o nabytej pod czas narodzin w ady fizycznej - zniekształcona i bezwładna ręka - była to bow iem kobieta, która u sw oich dzieci kładła nacisk na fizyczn ą perfekcję. K łopot z tym w yjaśnieniem polega na tym , że po przejściu etapu, który Freud uznaje za przełom ow y, cesarz nie przestał przecież m ieć tej odrzu cającej matki. C o w ięcej, m iał j ą je sz c z e jako czterdziestoletni m ężczyzna. 809 „Człowiek-SIoń” to przydomek urodzonego w Anglii Josepha Merricka (1862-1890), nadany mu z powodu jego koszmarnie zniekształconej sylwetki przez zapoczątkowany we wczesnym dzieciństwie nienormalny rozwój kości i tkanki miękkiej twarzy i całego ciała. Gdy miał jedenaście lat, odumarła go współczująca jego niedoli matka. Ojciec ożenił się powtórnie, ale macocha okazała się całkowitym zaprzeczeniem macierzyńskiej czułości. Z powodu swego wyglądu znosił upokorzenia od wielu ludzi, choć był pełnym inwencji twórczej, niezwykle inteligentnym człowiekiem. W roku 1971 Ashley Montagu (19051999), brytyjsko-amerykański antropolog, w książce The Elephant Man. A Siudy in Humań Dignity, twierdził, że Merrick cierpiał na nerwiakowłókniakowatość, inaczej zwaną cho robą Recklinghausena, rozwijającą się na podłożu genetycznym. Jednakże od roku 1986 przyjęło się uważać, że w rzeczywistości był to bardzo rzadki syndrom Proteusza, czyli odmieńca (przyp. tłum.). 810 Chodzi o Wilhelma II Hohenzollerna (1859-1941), ostatniego cesarza niemieckiego i króla Prus. W następstwie porodu pośladkowego jego lewa ręka była zniekształcona. Freud wspomina o tym w Wykładach ze wstępu do psychoanalizy. Nowy cykl, dz. cyt., s. 77 (przyp. tłum.). 367
FREUD I PSEUDONAUKA
N o i jak oddzielić w pływ , który na późniejsze lata cesarza w yw arło to jej odrzucenie, od w pływ u samej fazy edypalnej? M usim y się dom yślać (m ało w iarygodnie), że gdyby kajzer w y le c z y ł się ze swojej ułom ności po siód m ym roku życia, to skutek m usiałby być zupełnie inny, albo że - tak samo m ało w iarygodnie - gdyby zabieg operacyjny przyw rócił sprawność ręki po je g o w yrośnięciu z lat dziecinnych, zm ieniając tym sam ym postaw ę matki, to i tak niczego by to ju ż nie zm ieniło. M ogłoby tak być, tylko skąd m ożem y o tym w iedzieć? ELLIS: A co p ow iesz o tym , co - jak w ie sz - szczególn ie m nie interesu je? P ow szechnie przyjmuje się, że źródłem niezliczonych kłopotów, które w sw oim późniejszym życiu m iał D .H . Lawrence z kobietam i, były nie spotykanie zażyłe w czesn e stosunki łączące g o z matką. C zy to nie dość przekonujące i uzasadnione połączenie przyczynow e? CIOFFI: N ie mam nic przeciw ko pow oływ aniu się na w czesn e relacje Law rence’a z m atką i twierdzeniu, że w płynęły one na je g o późniejsze niepow odzenia w m iłości, ale oczekiw ałbym w yraźniejszego uśw iadom ie nia sobie, jak m ocno spekulatyw ny je st charakter takich, jak to, twierdzeń przy czynow ych. N ie zapom inaj, że zaborczą matkę Lawrence m iał nie tylko w sw oich freudow skich latach; m iał j ą także wtedy, kiedy podkoch iw ał się w „M iriam”. Po co rezygnow ać z łatw o osiągalnej sam owystar czalności takich faktów dla jak iegoś kulturowego brzem ienia przem ożne go w pływ u w czesn eg o dzieciństw a? O czyw iście, jest możliwe, że gdyby matka L aw rence’a zmarła, kiedy on m iał siedem lat, to nie m iałoby to żadnego w pływ u na je g o życie seksualne, ale czasem zastanawiam się, czy nie byłoby korzystnie, gdybyśm y - przynajmniej na jakiś czas - przyjęli tezę o dziecku diabła podrzuconym na m iejsce skradzionego przez wróżki niem ow lęcia i obchodzili się z naszym i badanymi tak, jak gdyby odrodzili się jako dziesięcioletni czy coś koło tego ludzie? Ile byśm y na tym stracili? Zapew ne trochę, ale czy nie zrekom pensow ałoby tej straty pozbycie się w ielu bzdur? Zgadzam się, że nie ma czegoś takiego, jak scena pierwotna czy przerażające fantazje o kastracji służące ubarwieniu narracji. Tylko że ja m ów ię o prawdzie, a nie o w idow isku. Zainspirowane przez Freuda opisyw anie w pływ u w czesn ego dzieciń stwa na życie w ażnych pod w zględem historycznym i kulturalnym postaci tak się zm echanizow ało, jak murarka. Langer i Waite o Hitlerze; Erikson 368
O WYJAŚNIANIU I BIOGRAFII ROZMAWIAJĄ DAVID ELLIS I FRANK CIOFFI
o Lutrze; M anuel o N ew tonie; Edel o Jamesie; M ack o T.E. Law rensie811; Storr o Churchillu; H olbrook o Plath812 - w szy scy oni usiłują pow iązać sw oisty charakter d zieciństw a sw oich bohaterów z ich dokonaniam i, wraż liw o ścią i skłonnościam i w dorosłym życiu. Tylko jak udow odnić, że te ukazane przez nich pow iązania naprawdę istnieją? A nthony Storr pow ia da, że Churchill zareagow ał na pozbaw ienie go w d zieciństw ie m iłości rodzicielskiej rozw inięciem w sobie poczucia godności osobistej, ale czy naprawdę w iem y wystarczająco dużo o charakterze człow ieka, żeby po czucie godności osobistej Churchilla w yprow adzać z tego w łaśnie źródła? Prawdę m ów iąc, gdyby Churchill był w dzieciństw ie rozpieszczany, Freud zaliczyłb y g o do grona osób odznaczających się nadzw yczajną niezależno śc ią i niezachw ianym optym izm em , dlatego ż e były one oczkiem w g łow ie ich matek. D laczego słuszniejszy m iałby być pogląd, że tym , co uwarun kow ało am bicję Churchilla, b ył sposób traktowania go przez matkę, a nie to, że był łysy? Zresztą Storr relacjonuje szkolne lata Churchilla i upoko rzenia, których on w ó w czas doznał, w taki sposób, że ju ż sam o to tłum aczy obecność elem entów kom pensacji poczucia n iższości i pójścia na skróty w późniejszych je g o zam ierzeniach. ELLIS: N iezw y k łe w wypadku L aw rence’a jest m oże to, że to on sam ob w inia matkę za liczne sw oje kłopoty, i to nie tylko pośrednio w pow ieści Synowie i kochankowie, ale w ręcz wprost w takich utworach, jak Fantasia o f the Unconscious. C zy to nie w szystko jedno? CIOFFI: To będzie zależało od tego, o co j ą oskarża i jakie m iał do te go podstawy. Chyba nie przesadzam z podkreślaniem pochopności sądów uogólniających w takich sprawach. Bardzo m ożliw e, że ludzie są miaro dajni, gdy chodzi o te strony ich charakteru, które były przedmiotem usta w icznej sam oobserwacji i roztrząsania w m yśli postanow ień zw iązanych
*" Thomas Edward Lawrence (1888-1935), angielski pisarz i orientalista (przyp. tłum.). 812 Walter Langer, The Mind o f Adolf Hitler. The Secret o f Wartime Report, New York, 1972; Robert Waite, The Psychopathic God: Adolf Hitler, New York, 1977; Erik Erikson, Young Man Luther A Study in Psychoanalysis and History, New York, 1958; Frank Manuel, A Portrait of Isaac Newton, Cambridge, 1968; Leon Edel, Henry James (5 tomów), Phila delphia, 1953-1972; John Mack, A Prince of Our Disorder. The Life ofT.E. Lawrence, New York, 1976; Anthony Storr, Churchill 's Black Dog, Kafka 's Mice and Other Phenomena fo the Human Mind, New York, 1988 oraz David Holbrook, Sylvia Plath: Poetry and Existen ce, London, 1976 (przyp. tłum.). 369
FREUD I PSEUDONAUKA
z w yborem . Chłód w sposobie bycia Prospera M érim ée813 m iałby być skut kiem tego, że w dzieciństw ie je g o rodzice w okrutny sposób naigrawali się z n iego za to, że płakał, ilekroć był przez nich karcony z jak iegoś powodu. Potrafię sobie w yobrazić, jak ie to argumenty przem awiały za słusznością takiego w yjaśnienia, ale b yłyby to argumenty dostępne sam em u tylko Prosperowi M érim ée. Sam o zdarzenie było dostępne dla w szystkich, tak jak i je g o dom niem any rezultat: autoprezentacyjne strategie postępow a nia i m aniery Prospera M érim ée, natom iast na podstawę, na której zostało oparte prześw iadczenie o w p ły w ie jed n ego na drugie, składają się jeg o w spom nienia, a do tych bezpośredni dostęp m iał tylko on sam . Narrator Prousta814 swój „fatalny zanik siły w o li” przypisuje rodzicom , którzy gdy był dzieckiem - potraktowali go pew nego konkretnego w ieczoru zbyt pobłażliw ie. Jeżeli w tym m iejscu w yrazim y w ątpliw ość co do je g o epistem icznej m iarodajności, to tylko dlatego, że n iew iele w iem y o tym , jak on do tego w niosku doszedł. Jednym z bardziej szkodliw ych skutków w pływ u Freuda jest to, że zbyt chętnie jesteśm y gotow i dawać wiarę tego rodzaju oddziaływ aniu w czesn eg o d zieciństw a bez brania pod uw agę anam nezy jednostki, tak jak gdybyśm y znali niebudzące w ątpliw ości pow iązanie podobne do tego, które łączy epidem iczne zapalenie ślinianki przyusznej, czy li św inkę, z bezpłodnością. Zarazem jednak zachęca się nas do lekce w ażącego traktowania tych, dla których jed yn ą podstaw ą do wyjaśniania są m ające oparcie w pam ięci przekonania podmiotu. Australijski pisarz R ussell Braddon815 nigdy nie przestał pałać niena w iśc ią do Japończyków, w zbierającą w nim pod w pływ em przeżyć, któ rych dośw iadczył jako jen iec wojenny. C zy jest jakaś inna, niż je g o w łasne sło w o , podstawa do przyjęcia za praw dziw ą zależności je g o anim ozji od znęcania się nad nim? N ie ma żadnego uogólnienia, do którego m ożna by się uciec. A jednak sceptycyzm w tym wypadku byłby chyba niczym nie usprawiedliwiony. C zy w oln o tw ierdzić, że skoro Laurens van der Post816
" ł Prosper Mérimée ( 1803-1870), powieściopisarz, nowelista i dramaturg francuski (przyp. tłum.). 114 Marcel Proust (1871-1922), powieściopisarz francuski, autor siedmiotomowego dzieła W poszukiwaniu straconego czasu (wyd. 1913-1927). Na język polski przetłumaczyli: Ta deusz Żeleński-Boy (t. 1-5), Maciej Żurowski (t. 6) i Julian Rogoziński (t. 7). Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1958 (przyp. tłum.). " 5 Russell Braddon (1921-1995), autor książki Naked Island (1952), w której opisał swój czteroletni pobyt w niewoli jako jeniec wojenny (przyp. tłum.). Laurens van der Post (1906-1996), pisarz afrykanerski, polityk, dziennikarz. Po zajęciu
370
O WYJAŚNIANIU I BIOGRAFII ROZMAWIAJĄ DAVID ELUS I FRANK CIOFFI
był jako jen iec w ojenny rów nież źle traktowany, ale nie ż y w ił urazy do wroga, to Braddon m ógłby racjonalizować sw oje rozdrażnienie tym , że zepsuł mu się je g o walkm an marki Sony? John Stuart M ili w spom ina, jak to dorastał „w atm osferze braku m i łości i w atm osferze strachu”, co pociągnęło za sobą dotkliw e skutki dla je g o rozwoju d u chow ego*817. Co o tym m yśleć? N aw et jeśli przyjmiemy, że to, co on m ów i o sw oim n ieszczęśliw ym d zieciństw ie, zasługuje wpraw dzie na zaufanie, ale w tym , co m ów i o w yw ołanych przez nie przyczyno w ych reperkusjach, w iarygodny ju ż nie jest - oto na przykład, kiedy m iał dw adzieścia lat, popadł w głęb ok ą depresję - to czy m ożna zaprzeczyć, że biograf, który podjął się opisania zarówno charakteru M illa, jak i je g o dokonań, a jed n ocześn ie nic by nie w ied ział o osobistym poglądzie M illa na rolę, jak ą w je g o życiu odegrało dzieciństw o, znalazłby się w bardzo kłopotliw ej sytuacji? ELLIS: Pew nie, że nie m ożna. Tylko że tutaj chodzi chyba o to, na ile m ożna ufać w łasnym w yjaśnieniom M illa i Law rence’a. CIOFFI: N ie sposób od p ow ied zieć na to ogólnie, poniew aż w każdym in dywidualnym przypadku odpow iedź będzie inna. Ja natomiast chciałbym p ołożyć nacisk na znaczenie, jak ie ma odtw orzenie tego, co człow iek po w ied ział nie tylko o sobie, ale i sobie. Erik Homburger818 dobrze oddał to, czego w ielu ludzi oczekuje od biografii: „Biografia m a w yrażać odczucie dośw iadczenia jednostki, spojrzeć na św iat okiem jednej osob y”. „Czy zastanaw ialiście się kiedyś nad tym , na co św iat otw orzył m u oczy?” Ruskin zadaje to pytanie w odniesieniu do G iorgione’a i przechodzi do odpow iedzi819. To w yrażenie w ew nętrznego j a nie jest tylko celem samym dla siebie, lecz przynosi inne pożytki. G dy biograf konstytuuje ponow
przez Japończyków południowo-wschodniej Azji służył w wojsku alianckim. W 1942 roku został wzięty do niewoli (przyp. tłum.). 817 John Stuart Mili (1806-1873), angielski filozof i ekonomista. Cytat pochodzi z jego Au tobiografii w tłumaczeniu Mieczysława Szerera, Nasza Księgarnia, Warszawa 1931/1873 (przyp. tłum.). 818 Erik Homburger (1902-1994), amerykański psychoanalityk niemieckiego pochodzenia, znany pod zmienionym nazwiskiem Erik Homburger Erikson (przyp. tłum.). 819 Giorgione (Giorgio Barbarelli) (71477-1510), malarz włoski, ojciec renesansowego ma larstwa weneckiego. John Ruskin (1819-1900), angielski krytyk sztuki (przyp. tłum.). 371
FREUD I PSEUDONAUKA
nie historię w ew nętrznego m onologu sw ojego bohatera820 - „upiorne ja niedające spokoju naszym m yślom ” Law rence’a; „tematy, na które sw oje wariacje gra um ysł” (w yrażenie Santayany); „historie, które nieustannie opow iadam y sobie o różnych rzeczach” (u Prousta); „to, o czym lubi on m y śleć” (u Chestertone’a) - to będzie na najlepszej drodze do rozwikłania w ielu zagadek kryjących się w zachow aniu je g o bohatera. Sartre m ów i o „smaku, który człow iek m usi koniecznie zachow ać dla siebie - smak
820 Trzeba uczciwie powiedzieć, że pomysł terminu „wewnętrzny monolog” nie zawsze okazuje się szczęśliwy. Kiedy marszczę czoło, to procesowi fizycznemu, który przejawia się w czynności mięśni okrężnych czy jakichś innych odpowiednich mięśni, nie towarzy szy żaden proces psychiczny. Jest to zwyczajna zmiana wyrazu twarzy, która dokonuje się w pewnej scenerii czy w pewnych okolicznościach, jak powiedziałby Wittgenstein. Kiedy jednak mam zmarszczyć czoło na żądanie, tak że uruchomione mięśnie mam pod swoją kontrolą, to jest to marszczenie czoła na niby i to nie dlatego, że nie towarzyszy mu, jak zawsze, proces psychiczny, lecz dlatego, że robię to w innych okolicznościach. Nie w szy scy oczywiście filozofowie uznają takie wyjaśnienie za nie do odparcia. Mimo wszystko spróbujmy jeszcze raz. Czy widząc, co ktoś zrobił, nie dowiaduję się tym samym niekie dy o tym, co on myślał lub co czuł? Czy mogę wyobrazić sobie, że tenisista prowadzi wewnętrzny monolog szachisty, tak że zagrywając asa serwisowego myśli, że daje mata? A jednak... Pewna wypowiedź Carlyle’a tak bardzo poruszyła Froude’a [James Anthony Froude (1818-1894), kontrowersyjny historyk angielski, autor biografii swego przyjaciela Thomasa Carlyle’a (1795-1881), angielskiego historyka i eseisty (przyp. tłum.)], że zamie ścił ją na pierwszej stronie jego biografii: „Świat nigdy nie dowie się niczego o moim życiu, nawet gdyby napisano i przeczytano całe mnóstwo moich biografii. Najważniejsze fakty są znane i to przypuszczalnie mnie tylko samemu, jedynemu na całym świecie”. A jednak cisną się w do głowy wysunięte wcześniej wątpliwości. Jest coś nienatural nego w opisywaniu zadania biografa, które miałoby polegać na intuicyjnym wyczuwaniu wewnętrznego monologu jego bohatera, skoro w wielu wypadkach wystarczyłoby opisać to, co on robi. Jeśli zdarzyło ci się kiedyś mieszkać dłużej w akademiku czy koszarach, to mógłbyś sporo powiedzieć o charakterze tych, z którymi przyszło ci dzielić pokój, mimo że nie należałeś do grona ich powierników. Ortega [José Ortega y Gasset (1883-1955), hiszpański pisarz i filozof. Cytowany frag ment pochodzi z jego napisanego w roku 1932 eseju „Goethe desde dentro” (Goethe od we wnątrz), który w przekładzie na język angielski „In search o f Goethe from within. Letter to a German” ukazał się w grudniowym numerze Partisan Review w roku 1949 i został prze drukowany w: Gasset, J., The Humanization of Art and Other Writings on Art and Culture. Doubleday Anchor Books: New York 1956 (s. 131) (przyp. tłum.)] pisze: „Musimy unikać mylnego przekonania, że życie człowieka toczy się wewnątrz niego samego i że wskutek tego da się je sprowadzić do czystej psychologii (...) żyć to być na zewnątrz siebie - speł niać się. Program życiowy, którym każdy z nas na zawsze pozostaje, podporządkowuje sobie środowisko, żeby się w nim urządzić”. Myślę, że powieść można by nazwać takim przyczółkiem. Wytwory artystów są być może bardziej same sobą, niż to wszystko, co oni robią poza swoim twórczym życiem, co - jak sądzę - było poglądem Prousta.
372
O WYJAŚNIANIU I BIOGRAFII ROZMAWIAJĄ DAVID ELLIS I FRANK CIOFFI
je g o egzystencji”. Ten tajem niczy smak ma w iele enigm atycznych przeja w ów , które przestają być enigm atyczne, kiedy się go pozna. Zachow anie chadza niekiedy tak krętym i drogami, że tylko w zięcie pod uw agę tego, co starsze pokolenie filo zo fó w um ysłu nazyw ało „kontinuum przedsta w ień ”821, m oże je naprostować. ELLIS: Pom ijając trudność z odzyskaniem o w eg o „kontinuum przedsta w ień ”, coś m i się jednak zdaje, że jako sposób wyjaśniania je st ono m ało użyteczne z pow odu sw ojej zaw odności. Chodzi mi o to, że ludzie potrafią opow iadać sobie sam ym niestw orzone historie. CIOFFI: W łaśnie. W yjaśnianie oparte na m onologu w ewnętrznym pod m iotu spotyka się z zarzutem, że jest i zaw odne, i zbędne. M oja teza brzmi: zaw odne byw a z rzadka, za to często jest niezastąpione. W eźm y kw estię zaw odności, którą poruszyłeś. C zyżby Charles A tlas822 nie m iał racji twier dząc, że na je g o d ecyzję rozpoczęcia trybu życia, dzięki któremu stał się „najsilniejszym człow iek iem na św iecie”, w płynęło to, iż był „chudym, w ażącym czterdzieści jed en kilogram ów cherlakiem ”? M ów iąc inaczej, czy nie w ystarczył sam je g o w rodzony narcyzm bez upokarzania go syp nięciem mu piaskiem w oczy? C hcę przez to pow iedzieć, że to za m ało w yobrazić sobie jed n o bez drugiego. Trzeba je szcze w yjaśnić, z jakiego to pow odu podane przez osob ę w yjaśnienie nie zostało przyjęte. O gólna zaw odność nie jest w ystarczającą podstaw ą do odrzucenia zrozum iałych sam ych przez się dołożonych przez nią starań. A co do zbędności, to mam ochotę p ow iedzieć, że brak jakiegokolw iek m onologu w ew nętrznego, który uw zględniałby wzdraganie się na w sp o
821 Autorem koncepcji kontinuum przedstawień (presentation continuum) jest James Ward (1843-1925), uznawany za ojca współczesnej psychologii brytyjskiej. Swoją koncepcję przedstawił w klasycznym artykule na temat psychologii, który ogłosił w dziewiątym wydaniu Encyclopaedia Britannica w 1886 roku. Wbrew przedstawicielom psychologii asocjacjonistycznej i atomistycznej twierdził, że na treść świadomości składają się przed stawienia sensoryczne i motoryczne nie jako wyizolowane jednostki, lecz jako kontinu um, w którym przechodzeniem od jednego stanu do drugiego rządzi subiektywna selekcja (przyp. tłum.). 822 Charles Atlas (właściwie Angelo Siciliano, 1892-1972), włoskiego pochodzenia ame rykański twórca programu ćwiczeń kulturystycznych bez przyrządów, nazwanego „dyna micznym napięciem” (przyp. tłum.). 373
FREUD I PSEUDONAUKA
m nienie tam tego incydentu na plaży823, postanow ienie, że to się ju ż w ięcej nie pow tórzy i tak dalej, pozbaw i to pow iązanie je g o siły przekonywania. ELLIS: A pomijając kw estię autorytatywności osob y w orzekaniu o w p ły w ie odległej przeszłości na jej obecne skłonności, co z bieżącym i m oty w am i jej postępow ania? M oże są one nieśw iadom e i nie odgryw ają żadnej roli w jej „wewnętrznym m on ologu ”? CIOFFI: W sw oim eseju o biografii literackiej Ellm ann824 zastanawia się nad rolą, jak ą w życiu Johnsona odegrało je g o jed n o życzenie: być bitym przez panią Thrale825. G dybyśm y byli tak w tajem niczeni w psychikę John sona, jak jesteśm y w tajem niczeni w sw oją własną, to czy w tedy istniałby w ogó le problem? N iew yk lu czon e, że w tym m om encie zaoponow ałby freudysta: czy podane przez Johnsona św iadom e terapeutyczne albo pro filaktyczne racjonalne uzasadnienie sw ojego życzenia bycia bitym nie jest racjonalizacją m asoch istyczn ego racjonalnego uzasadnienia? Zgoda, ale gdyby pom im o to m asochistyczny rewanż był uśw iadom iony, to czy nie rozw iązałoby to problemu? Jeśli nie, to nie mam pew ności, czy pozostał jak iś problem do rozw iązania. Chodzi mi o to, że je śli rewanż je st nie św iadom y jako w yb ieg na każde je g o zaw ołanie, to m ożem y nie w iedzieć, o czym m ów im y, naw et je śli ten fakt je st przed niejednym skrywany przez naw yki język ow e w ielu pokoleń intelektualistów zaaklim atyzow anych do paplania o nieśw iadom ości. C hcę trzymać się z daleka od głęb szego pro blem u filozoficzn ego, który tutaj się w yłania, i w którym chodzi o relację m iędzy naszą zd oln ością zadania pytania a zdolnością zrozum ienia go, po części dlatego, iż nie udało mi się uzyskać spójnego poglądu; ale nadal będę obstaw ał przy tym , że je st prawie tak sam o trudno nakłonić freudyzujących filo zo fó w do tego, żeb y przekonali się, iż nie każda w ypow iedź o stanach psychicznych określonych terminem „nieśw iadom e” m a sens, tak jak kiedyś było trudno ich poprzednikom uznać, że każda ma sens. ,M Piętnastoletni Angelo Siciliano został publicznie znieważony na plaży przez pewnego osiłka, który naigrawając się z jego budowy fizycznej, sypnął mu piaskiem w oczy (przyp. tłum.). ,M Richard Ellmann (1918-1987), brytyjski biograf literacki (przyp. tłum.). ,J> Hester Lynch Thrale (1741-1821), pamiętnikarka brytyjska. Jej dzienniki są cennym źródłem wiadomości o Samuelu Johnsonie (1709-1784), znanym jako Dr Johnson, sław nym leksykografie i poecie angielskim. Obojga ich łączyła dwudziestoletnia zażyła przy jaźń (przyp. tłum.). 374
O WYJAŚNIANIU I BIOGRAFII ROZMAWIAJĄ DAVID ELUS I FRANK CIOFFI
Jednym z pow odów , dla którego m onolog w ew nętrzny okazuje się przydatny, jest je g o decydujący w p ływ na kreowanie wizerunku kogoś, o kim chcielibyśm y w ied zieć, czy w wypadku rozdźwięku m iędzy tym , co ten ktoś m ów i, a tym , jak je st naprawdę, m am y do czynienia z je g o m yl nym przekonaniem , czy też z je g o skłonnością do mijania się z prawdą. N ie sposób odróżnić kłam stw a od błędu, jeśli się nie przyjm ie m onologu w ew nętrznego za kryterium. W pewnym okresie Freud aprobował podawanie kokainy w zastrzyku. D ziesięć lat później zaprzeczył, jakoby coś takiego robił. M am y mu przy pisać m on olog w ew nętrzny kłam cy, czy nie? N ie w iem . Tylko co m oże m ieć w ięk szy w p ły w na je g o w izerunek, niż to, czy św iadom ie postano w ił kłamać, czy m oże po prostu okazało się nie pierw szy raz, że cierpi na am nezję wtedy, kiedy przyznanie się m ogłoby zaszkodzić je g o sprawie? ELLIS: Przejdę teraz do k w estii tego, co w życiu na nasze w yczu cie aż się prosi o w yjaśnienie. W cześniej zgod ziliśm y się co do tego, że nie m ożna tak po prostu p ow ied zieć, iż biografow ie m uszą zajm ow ać się tym , co robi na nich w rażenie nienorm alnego, poniew aż ludzie nie zaw sze tak sam o pojm ują nienorm alność. Jeśli dobrze pamiętam, to jedna z żon Charlie Chaplina, występując o rozw ód, oskarżyła go o stosow anie dziw acznych praktyk seksualnych. Zagadnięty o nie pow iedział: „A czy ktoś to robi inaczej?” . Ludzie uważają, że są dość podobni do innych, po czym od krywają, iż w pew nych dziedzinach nie zaw sze tak jest. Z godziliśm y się rów nież, że nasze zrozum ienie dla biografów bierze się po części stąd, iż podobnie jak oni m am y św iadom ość tego, co jest oczyw iste, a co w ym aga wyjaśnienia. CIOFFI: Zgadza się. C hodzi o to, co robi takie sam o w rażenie na biogra fie i je g o czytelniku jako autentyczna luka narracyjna. W yjaśnię, co mam na m yśli. K iedy Watson dow iaduje się od sw ojego daw nego znajom ego pracownika służby zdrowia, że pew ien student pracujący w szpitalu św. Bartłom ieja nazw iskiem Sherlock H olm es znalazł na Baker Street m iesz kanie, które jednak jest za drogie dla niego sam ego i dlatego szuka kogoś, z kim m ógłby je w ziąć do spółki, natychmiast okazuje zainteresow anie, poniew aż sam rozgląda się za m ieszkaniem . W spólnie zastanawiają się, czy z pow odu dziw nego sposobu bycia H olm esa uda się W atsonowi z nim porozum ieć, poniew aż ten z przerażeniem słyszy, że jednym z dziw actw 375
FREUD I PSEUDONAUKA
H olm esa jest b icie trupa kijem w prosektorium826. Watson przeżyw a stan nazw any przeze m nie luką narracyjną albo w yjaśniającą („B icie trupa!”), którąjego przyjaciel sp ieszy zapełnić informując go, że H olm es bije zw ło ki, żeby się przekonać, czy jest m ożliw e nabicie siniaka po śm ierci. A w ięc pow ód naukowy! Watson się uspokaja, a m y z nim. Oto przykład epizodu w yjaśniającego - po udzieleniu informacji zd ziw ien ie ustępuje. C zyż w ła śnie nie o to zabiega słusznie każdy biograf? ELLIS: Sądzę, że tak. N iektóre nasze zachow ania są niepokojąco dzi w aczne, ale po ich późniejszym w yjaśnieniu dają się w łączyć w zrozu m iały schem at. Potrafię jednak wyobrazić sobie takie sytuacje, w których w tłaczanie na siłę zdarzenia w jakiś preferowany schem at wyjaśniający prowadzi do przeinaczeń. CIOFFI: M nie też przychodzą na m yśl przykłady, w których sposób zapeł nienia czy zaw ężenia luki narracyjnej należałoby pew nie uznać za niczym nieuzasadniony. Ernest Jones korzeni lamarkizmu Freuda szuka w „nie zatartym piętnie, które na je g o dziecięcej psychice odcisnęła w iadom ość o tym , że B óg za nieprawość ojców karze synów do trzeciego i czw artego pokolenia” . A le skoro człow iek , na którego dyskurs składają się głów n ie rekonstrukcje je g o życia psych iczn ego w dzieciństw ie, staje na stanow i sku, w edług którego nigdy nie da się w ykazać ich błędności, poniew aż nie znalazłszy zawartych w nich sytuacji w dzieciństw ie pacjenta, trzeba było doszukiw ać się ich w dzieciństw ie je g o przodków, to w ydaje się zbyteczne poszukiw anie ich źródeł w jakim ś „niezatartym piętnie” w yciśniętym na je g o dzieciństw ie. ELLIS: C zy ch cesz przez to pow iedzieć, że przyjęcie przez Freuda lamar kizm u było dla niego z oczyw istych pow odów w ygodne? M ało kto się z tym zgodzi. CIOFFI: O czyw iście, że nie. W prawdzie w ięk szość ludzi uznałaby za ni czym nieuzasadnione odw oływ anie się do freudowskiej sym boliki dla w y jaśnienia, dlaczego w in o w lew am y do butelki, a nie w ieszam y na haku827,*17
*“ Patrz: Arthur Conan Doyle, Studium w szkarłacie (przetłumaczył Tadeusz Evert). Wy dawnictwo Rytm, Warszawa 2008/1887 (przyp. tłum.). 117 Por. przyp. 595 w rozdziale 5 niniejszego tomu (przyp. tłum.). 376
O WYJAŚNIANIU I BIOGRAFII ROZMAWIAJĄ DAVID ELUS I FRANK CIOFFI
to w kw estiach mniej ew identnych byłoby trudniej o zgodne przekonanie. N ie jesteśm y jednak skazani na całkow ity relatywizm . Choć uzasadnienie, które zadow alało Watsona, m ógłb y ktoś uznać za niewystarczający pow ód znęcania się nad zw łokam i, to czy m ożna sobie w yobrazić, że sporo ludzi zachow anie H olm esa będzie uw ażało za zupełnie naturalne i dlatego niew ym agające racjonalnego uzasadnienia? („D laczego nie m iałby bić trupa, skoro to go baw i?”). Utarło się zgodne przekonanie co do tego, kiedy op o w ieść słusznie w ym aga uzupełnienia, o ile nie co do rodzaju w ym aganego uzupełnienia. ELLIS: Mam w rażenie, że jesteś skłonny przyznać, iż biografow ie wdają się w poszukiw anie m rocznych, psychodynam icznych wyjaśnień, podczas gdy to w szystko, co stanow i dla nich zagadkę, m ożna było w yjaśnić, w ni kając w e w łasne refleksje podm iotu. CIOFFI: N o w ięc, ja naprawdę uważam , że często nieśw iadom e m otyw y przyw ołuje się przedw cześnie. Zapiski w notatniku Jamesa Leon Edel828 interpretuje psychoanalitycznie, żeby pokazać, że m ałżeństw o kojarzyło się Jam esow i nieśw iadom ie ze śm iercią, co m iałoby tłum aczyć je g o pozo stanie w stanie bezżennym . Zanim jednak przystąpi się do wynajdywania nieśw iadom ych w yznaczników , czy nie należałoby zadać w pierw pytania o stosunek Jamesa do kobiet? N a przykład, czy podniecała go m yśl o ko chaniu się z kobietą itd.? Jeżeli odpow iedzią będzie zdecydow ane „tak”, dopiero w ów czas - o ile nie obaw iał się, że nie zdoła spełnić sw oich ży czeń - je g o pozostaw anie w stanie bezżennym będzie problemem w ym a gającym rozstrzygnięcia. A le bezżennie przeżyć życie to nie to sam o, co uciec do Kanady przed w ojskiem - to bardziej przypomina niezgłoszen ie się na ochotnika - i brak siln ego pragnienia tego, co w szczególn ości m ał żeństw o (lub konkubinat) n iesie ze sobą, byłby wystarczającym powodem życia w abstynencji. A jak Freud doszedł do bałam utnego przekonania, że podstaw ow ym składnikiem p sych ologii kobiety jest zazdrość o członek? N aw et tych, któ rzy są zgodni w p oglądzie na d oniosłość tej kw estii - ale nie tego, jak Freud odkrył zazdrość o człon ek - podzieliła ocena stopnia, w jakim w o l no zasadnie w łączać do w ytłum aczenia błędnych przekonań indywidualny 828 Joseph Leon Edel (1907-1997), amerykański autor pięciotomowej, wydanej w latach 1953-1972, biografii Henry’ego Jamesa (przyp. tłum.). 377
FREUD I PSEUDONAUKA
charakter osoby. R zeczyw iście, w ięk szo ść sceptycznie odnoszących się do zazdrości o członek kom entatorów pow ołuje się na patriarchalny pogląd Freuda na kobiety, jednak - choć nie je st to nieprawdopodobne - nadal nie w yjaśnia, jak do tego d oszło, że Freud uw aża kobietę za okaleczone go m ężczyzn ę i z tego pow odu obrażoną i zazdrosną, a przym yka oczy na mniej osobiste źródło uporczyw ości, z jak ą on trzym ał się kurczowo zazdrości o członek. Z aangażow ał się w n ią chcąc nie chcąc (czy m oże lepiej: nolens volens) pod naporem w ym agań stawianych przez inne skład niki swojej teorii. Z godnie z tym , chłopcy byli nakłaniani do poham ow a nia sw oich kazirodczych inklinacji ze strachu przed kastracją, gdyby tego nie zrobili, a zastępując pociąg fizyczn y do matki identyfikacją z ojcem , stali się istotami moralnym i. Jak jednak m ogło dokonać się takie przej ście, skoro kobieta nie m a członka? O tóż, poniew aż Freud uważał, że tylko częścio w o nie udało im się urzeczyw istnić tego zamiaru, potrzebny mu był rów nież m otyw anatom iczny, który by tłum aczył takie poczucie m o ralności, jakie naprawdę m ają kobiety („A natom ia jest przeznaczeniem ”). Jak się okazuje, d ziew czynka rezygnuje ze sw oich kazirodczych inklinacji w stosunku do matki i kieruje je ku ojcu, poniew aż obw inia matkę o to, że nie ma członka i być m oże spodziew a się, iż ojciec ma jeden na zbyciu. Jeśli Freud p ozw olił kobietom socjalizow ać się w yłącznie pod w pływ em groźby utraty m iłości (co też robił od czasu do czasu), to dlaczego nie m ężczyzn om ? D latego, że w tym wypadku m usiałby się pozbyć jednej z najbardziej charakterystycznych cech swojej teorii - lęku kastracyjnego. I po co w to w łączać jak iś patriarchat? K obieta m usiała m ieć żal o to, że nie ma członka, poniew aż m ężczyzn a m usiał się bać, że go straci. ELLIS: Jedno, co m nie w tym w szystkim niepokoi, to jak pogodzić różne wyjaśnienia? Jak w iadom o, D .H . Lawrence bijał od czasu do czasu sw oją żonę. D la niektórych ludzi to żaden problem („C zy w szy scy tak nie ro bią?”), ale ci, którym nie daje to spokoju, m ają szeroki w ybór m ożliw ych wyjaśnień. M ożna by, na przykład, sięgnąć w stecz do przem ocy w jeg o rodzinnym domu i zastanawiać się nad drogą, jak ą Lawrence po okresie podziw u dla matki stopniow o przechodził, żeby ojciec m ógł się stać dla niego w zorcem osob ow ym . M ożna by w ziąć pod uw agę gruźlicę i spraw dzić, czy u Law rence’a istnieje jakiś zw iązek m iędzy sporadycznym i w y buchami niepoham ow anego gniew u, a tym , że byw ał często chory. To dw ie szeroko rozumiane determ inistyczne m ożliw ości poszukiw ań. A le m ożna by rów nież m ów ić o św iadom ej decyzji, którą Lawrence podjął, a którą 378
O WYJAŚNIANIU I BIOGRAFII ROZMAWIAJĄ DAVID ELUS I FRANK CIOFFI
Frieda, w yluzow ana, dla uniknięcia represji pom ogła m u podjąć. C zy też z kolei m ożna by w ziąć każdy udokum entowany przypadek przem ocy w rodzinie i spróbować poszukać konkretnej przyczyny każdego z nich. CIOFFI: U w ażasz, że Frieda g o prowokowała? K iedy poprosiła Ernesta Jonesa o udzielenie schronienia, poniew aż Lawrence groził jej, że ją zabi je , to czyżby nie pow iedział jej, iż to dziw ne, że nie zrobił tego w iele lat w cześniej? ELLIS: Chyba pow iedział. N atom iast trudno mi zrozum ieć, jak się m ają do siebie te różne w yjaśnienia. To w łaśnie ten problem porusza Sartre, gdy w sw oich Camets de la Dróle de Guerre m ów i o życiu cesarza W ilhel m a opisanym przez Ludw iga829. R ozw aża m ożliw e „przyczyny” I w ojny światow ej - ekonom iczne, polityczne, psych ologiczne (upośledzona ręka cesarza) - po czym dochodzi do w niosku, że aczkolw iek w szystkie one w yd ają się sam e w sobie słuszne, to jednak przedstawione przez R aym on da Arona830 argumenty n iezb icie przekonują, iż nie da się ich nigdy pow ią zać ze sobą. CIOFFI: Aron ma chyba rację, poniew aż one nie są porów nyw alne. Jeśli w fizy ce m am y pew n ą liczbę sił, które oddziałują na ciało, żeby je poru szyć w pew nym kierunku, to zw yk le m ożna je ob liczyć w ychodząc z tego sam ego punktu w idzenia, przew idzieć zm ianę kierunku ciała po odjęciu którejś z tych sił itd. Jedną z przesłanek pracy w naukach hum anistycznych jest to, że tutaj nie m ożna postąpić tak samo. ELLIS: Po co w ob ec tego zbierać w jed n ą całość rozm aite m ożliw e deter minanty? Skoro bow iem są one nieporów nywalne, to czy pew ną konse kw encją tego nie będzie niedostateczny system kontrolny w stosunku do kogoś, kto tracąc umiar trzym a się jednego kierunku dociekań? Chodzi mi o to, że mając św iadom ość, iż całkow ite w yjaśnienie nie jest i nigdy nie będzie m ożliw e, m ożna by się mniej, niżby należało, niepokoić o przy puszczalną praw dziw ość sw oich spekulacji. C zy to, że Freud na przykład 829 Emil Ludwig (1881-1948), biograf niemiecki, autor wydanej w 1925 roku biografii Wilhelma II Hohenzollerna (1859-1941), ostatniego cesarza niemieckiego i króla Prus. W następstwie porodu pośladkowego lewa ręka późniejszego cesarza była upośledzona (przyp. tłum.). 850 Raymond Aron (1905-1983), filozof i socjolog francuski (przyp. tłum.). 379
FREUD I PSEUDONAUKA
pozw ala sobie na zbyt daleko idącą sw obodę decyzji, nie je st w łaśnie je d nym z tw oich głów nych zarzutów pod je g o adresem? CIOFFI: U w ażam , że istnieją w ym agania, do których stosuje się lub po w inna się stosow ać m yśl hum anistyczna, jednak określić je je st trudniej, niż w naukach przyrodniczych. A le nie m ylisz się co do prawa Freuda do decydow ania w edług w łasn ego uznania. W Life o f Macaulay Treve lyan831 opisuje, jak to M acaulay spotkał w Indiach pew nego angielskiego duchow nego, który pow iedział mu, że potrafi udow odnić, iż N apoleon był B estią z A pokalipsy św. Jana, poniew aż w ystarczy w napisanym w ję z y ku arabskim wyrażeniu „N apoleon Bonaparte” opuścić d w ie litery, żeby otrzym ać liczbę 666. N a to M acaulay mu odrzekł, że to nieprawda, ponie w aż B e stią je st Izba Gmin: „Izba liczy 658 członków , którzy - w liczając w to najw ażniejszych urzędników: trzech protokolantów, funkcjonariusza porządkow ego i je g o zastępcę, kapelana, odźw iernego i bibliotekarza łącznie dają liczbę 6 6 6 ”. Freud postępuje często tak, jak ten człow iek, który literom w nazw isku N apoleona przyporządkował wartości liczbow e. Jedyny sposób przeciw staw ienia się je g o niedorzecznościom - a przecież nie w szystko, co m ów i jest niedorzeczne - to przeprowadzenie redukcji na w zór M acaulaya: zakw estionow anie w iarygodności pew n ego poziom u siły przekonywania przez w skazanie przykładów, w których podobny po ziom pow adzi do w n iosk ów nie do przyjęcia. Przypomnij sobie, że gdy Em il Ludw ig rozprawiał z Freudem na temat biografii, to ten robił mu w ym ów ki o to, iż pom inął rolę dzieciństw a sw ojego bohatera. N a przy kład, o przym knięcie oczu na w pływ , jaki m iało na N apoleona to, że sw o je g o starszego brata Józefa jed n ocześn ie kochał i nienaw idził, co m iałoby tłum aczyć poślubienie przez niego kobiety, która miała na im ię Józefina, a także wypraw ę do Egiptu. W liście do Tomasza Manna nieprzem yślaną inwazję na R osję tłum aczy tym , że N apoleon chciał ukarać siebie za w zię cie rozwodu z Józefiną/Józefem . Co zrobić z takimi, jak ten tak nagm inny mi w literaturze freudowskiej przypadkami? ELLIS: N ie mam pojęcia, a tym samym nie mam rów nież pojęcia, co po winni zrobić biografow ie, jeśli filozofow ie nie potrafią im pokazać, jak połączyć różne determinanty w jed n ą wyjaśniającą strukturę. 131 George Otto Trevelyan (1838-1928), angielski historyk i polityk, autor wydanej w 1876 roku biografii swojego wuja Thomasa Babingtona Macaulaya (1800-1859) Life and Letters o f Lord Macaulay, angielskiego poety, historyka i polityka (przyp. tłum.). 380
O WYJAŚNIANIU I BIOGRAFII ROZMAWIAJĄ DAVID ELLIS I FRANK CIOFFI
CIOFFI: Pow inni chyba spróbow ać postąpić tak, jak ich najbardziej uta lentowani i najrozsądniejsi poprzednicy. Istnieją przecież w zorce. ELLIS: M asz prawdopodobnie na m yśli Johnsona, który opisuje, jak to Sw ift, kiedy je sz cz e m ieszk ał z W illiam em Tem pie, raz do roku odw iedzał sw o ją matkę832: Podróżował pieszo, chyba że gwałtowna zmiana pogody zmusiła go do jazdy furmanką, a nocował w kwaterach za psi grosz z czystą pościelą za sześć pen sów. Takie zachowanie Lord Orrery przypisuje jego wrodzonemu zamiłowaniu do prostactwa: niektórzy przypiszą to chęci poznania życia w całej jego róż norodności, jeszcze inni, i zapewne z nie mniejszym prawdopodobieństwem, głęboko, zdaje się, zakorzenionej w jego sercu namiętności - zamiłowaniu do grosza. Bardzo lubię ten fragment. Jest w nim autentyczna luka narracyjna, czyli zagadka (prawdopodobnie gospoda za grosz n ie była czym ś „normalnym” u osoby, która osiągnęła taką jak Sw ift pozycję). Johnson w ym ienia trzy w yjaśnienia, ale z układu je g o w yp ow ied zi w idać w yraźnie, że przychyla się do trzeciego. CIOFFI: Tak, to bardzo dobre i bardzo charakterystyczne. A le czy ż taki jak ten przykład nie odzw ierciedla naszego am biw alentnego odczucia, że biograf pow inien p ow ied zieć zdecydow anie, dlaczego Sw ift był tak skąpy, a zarazem w iem y, iż byłby to z je g o strony w yraz arogancji? A lbo przy najmniej odczucia, że w ięk szo ść prób podejm owanych w takim porządku kończy się niepow odzeniem . ELLIS: W idzę, że o szansach na w yjaśnienie w badaniu biografii nie m asz zbyt w y sok iego m niem ania, prawda? CIOFFI: N ie chodzi tylko o to, że szanse dow iedzenia się czegoś, co ośw ietli charakter podm iotu, są nikłe, ale że w iele z tego, co uchodzi za w yjaśnienie nie odpow iada w ym aganiom , a je g o realne uzasadnienie jest często zam askowane. 832 Samuel Johnson („Doktor Johnson”) jest autorem biografii Jonathana Swifta (16671745), angielskiego satyryka (najbardziej znany jako autor Podróży Guliwera). Swift byl sekretarzem osobistym Sir Williama Temple’a (1628-1699), angielskiego męża stanu (przyp. tłum.). 381
FREUD I PSEUDONAUKA
Ż eby zrozum ieć niektóre cech y charakterystyczne tw órczości Bena Jonso na, a także je g o charakter, Edmund W ilson pow ołuje się na trening czyn ności w ydalniczych w je g o dzieciństw ie. U w aża, że na skutek w yn iesio n ego przez Jonsona z dzieciństw a nawyku zatrzym ywania stolca pow ód roztrwonienia przez M oskę złota Volpona został przedstaw iony nie tak, jak pow inien (m iało być tak, jak je st w adaptacji sztuki dokonanej przez Ste fana Z w eiga), a w w ybuchach w ściek łości Jonsona dopatruje się namiastki gw ałtow nego wydalania odchodów ludzkich833*. M oże być o czy w iście tak, że w takich wypadkach jak ten, to co się nie sprawdza jako w yjaśnienie słu ży jednak za porównanie. A le dlaczego w takim razie m usi się pojawiać w d ziele biograficznym ? ELLIS: U w ażasz, że m oże to być skuteczne w dow olny sposób. To w yglą da pocieszająco, biorąc pod uw agę, że na całym św iecie spędza się rocznie m nóstw o godzin na czytaniu biografii. Ja przyjmuję hipotezę, z którą pew nie się nie zgodzisz, że popularność biografii w ynika po części z założenia, iż lepsze poznanie życia, na przykład, artystów czy pisarzy, p ozw oli na głęb sze zrozum ienie ich dorobku. CIOFFI: To niezupełnie tak. M am na m yśli trzy m ożliw ości. W pierwszym wypadku informacja nie doprowadza do zm iany punktu w idzenia, lecz co najwyżej staje się podstaw ą intelektualnej oceny sprzeczności. Chrześci jański fundamentalizm tw órcy Z desperow anego Dana, postaci rysunkowej z kom iksu dla dzieci BeanoiiĄ, m oże irytować, ale nie sądzę, żeb y m iało to w ięk szy w p ływ na nasze procesy percepcyjne, podobnie jak w iedza o ob
,M Ben Jonson (1572-1637), angielski poeta i dramaturg, autor komedii Volpone, or the Fox (w polskim przekładzie Macieja Słomczyńskiego z roku 1962 Volpone albo lis). Prze biegły wenecki kupiec Volpone pada ofiarą własnego oszustwa, kiedy mianowany przez niego jego spadkobiercą zaufany sługa Mosca nie ma zamiaru zwrócić majątku. Natomiast w dokonanej przez Stefana Zweiga (1881-1942) w roku 1924 adaptacji sztuki Mosca po opadnięciu kurtyny sypie z okna garściami złoto Volpona na świat. Edmund Wilson (1 8 9 5 1972), amerykański powieściopisarz i krytyk literacki (przyp. tłum.). ,M Postać Zdesperowanego Dana, rodem z Dzikiego Zachodu i zarazem najsilniejszego człowieka na ziemi, stworzył Dudley Watkins (1907-1969), angielski ilustrator historyjek obrazkowych w angielskich komiksach dla dzieci, takich jak wychodzący od 1937 roku The Dandy i rok później The Beano. Jako gorliwy chrześcijanin ilustrował również histo ryjki obrazkowe dla dzieci o tematyce religijnej (przyp. tłum.).
382
O WYJAŚNIANIU I BIOGRAFII ROZMAWIAJĄ DAVID ELLIS I FRANK CIOFFI
sesyjnym uganianiu się Schródingera835 za dorastającymi panienkami nie zm ieni naszej postaw y w o b ec m echaniki m acierzowej. Druga m ożliw ość pojaw ia się wtedy, gdy zachodzi „niezależna od zgod ności z prawdą” zm iana zapatrywania, czyli zm iana spow odow ana infor m acją tak m ocno zw iązaną z utajonymi, niesform ułow anym i wrażeniami, że pozostaje nieodw racalna pom im o zdem entow ania informacji. John Ber ger836 pisze, że kiedy się dow iem y, iż van G ogh ostatnie płótno „Kruki nad łanem zboża” nam alow ał przed sw oją sam obójczą śmiercią, to „zm ieni się percepcja obrazu”. Przypuśćm y jednak, że - jak się twierdzi —van Gogh w rzeczyw istości nie ch ciał zadaw ać sobie w łasnoręcznie śmiertelnej rany, lecz że to doktor G achet leczy ł go po partacku. C zy w obec tego „Kruki nad łanem zboża” w yglądałyby inaczej? N ie przeczę, że wersja Bergera m oże w płynąć na zm ianę w izerunku, lecz uparcie twierdzę, że aby tak się stało, w cale nie trzeba tej zm iany uzależniać od jej historyczności. W reszcie m am y sytuację, w której biograf m oże nieco odetchnąć z ulgą. To „zależna od zgodności z prawdą” zm iana punktu w idzenia. Teraz punkt w idzen ia zm ienia się tylko pod warunkiem, że dajemy wiarę temu, czeg o śm y się dow iedzieli. D zięk i tem u biografia literacka dostaje m ocne kry tyczn e uzasadnienie. Jak często tak się dzieje? C hociaż po lekturze napi sanej przez Ellm ana biografii Joyce’a przeczytałem ponow nie kilka je g o w cześn iejszych książek, to nie pow iem , żeby w yw ołało to w e m nie ja k iś zauw ażalny oddźw ięk. O czyw iście, m om entam i przypom inałem sobie, co m iał mi do pow iedzenia Ellm an, ale przecież nie o tym rozmawiamy, prawda? W tych m om entach nie dochodziło do zm iany punktu w idzenia w taki sam sposób, w jaki dochodzi w w ittgensteinow skim obrazie przed stawiającym uśm iechniętą twarz, kiedy raz wyobrażam y sobie, że ten, kto się uśm iecha, spogląda na baw iące się dziecko, a raz, że spogląda na m ęki w roga837. ELLIS: W ittgenstein w ytyka nam, że gdy coś - książka lub obraz, na przy kład - w yw arło na nas niezatarte wrażenie, to m am y ochotę dow iedzieć się czeg o ś w ięcej o je g o źródle, podczas gdy tak naprawdę pow inniśm y 835 Erwin Schródinger (1887-1961), austriacki fizyk-teoretyk, autor jednego ze sformuło wań mechaniki kwantowej (pierwotna nazwa: mechanika macierzowa), za które otrzymał w roku 1933 Nagrodę Nobla (przyp. tłum.). 836 John Berger (1926), angielski historyk sztuki (przyp. tłum.). 837 Ludwig Wittgenstein, Dociekania filozoficzne, dz. cyt., uwaga 539, s. 205 (przyp. tłum.). 383
FREUD I PSEUDONAUKA
byli w yjaśnić to, co czujem y. C zy czasem twój sceptycyzm nie ma z tym czeg o ś w spólnego? CIOFFI: A lbo przynajmniej spróbować w yw ołać to, co czujem y. Przecież, jak ju ż dawałem do zrozum ienia, nie bez znaczenia jest to, ż e często coś, co wprowadza się jako w pływ , okazuje się później porównaniem albo m e taforą. P ow szechnie znanego przykładu dostarcza op ow ieść o tym, jak to m łody Flaubert, „syn i brat sław nych lekarzy”, zerkał przez okno w pro sektorium, gdzie je g o ojciec przeprowadzał sekcję zw łok. C zęsto służy to do w yjaśnienia pewnej cech y drugiego zajęcia Flauberta, do którego m ożna odnieść termin „kliniczne”, cechy, na którą p ow oływ ał się Sainte-B eu ve838, kiedy pisał o Flaubercie, że „ trzyma pióro, jak skalpel”, albo że załaził M adame B o v a iy za skórę, tak jak je g o ojciec załaził za skórę zw ło kom . W znanym d ow cip ie rysunkow ym Lemota839 Flaubert stoi w kitlu lekarza, a M adam e Bovary leży przed nim w yciągnięta na stole prosektoryjnym. Jeśli by to, co m ó w i ta karykatura odjąć od tego, co przyn osząd yskursywne próby pow iązania dośw iadczenia w yn iesion ego przez Flauberta z prosektorium ze sposobem prowadzenia i charakterystycznymi cecham i je g o fikcji literackiej, to czy to, co pozostanie, będzie m iało jakąś wartość? C zy ujęcie historyczne m oże być przydatne w wyjaśnianu? Z ola o jednej ze sw oich p ow ieści p ow iedział - bez w ykorzystyw ania rodzinnych koneksji lekarskich - że przeprowadza w niej „badania anali tyczne na człow ieku, jak lekarz na zw łokach”. K iedy Flaubert chciał się dow iedzieć, jak się nacina ścięgn o, albo jakie skutki w yw ołuje podanie stiychniny, to nie szukał odpow iedzi w e wspom nieniach z lat dziecięcych spędzonych na terenie H ôtel-D ieu840, lecz po w iedzę sięgał do podręczni ków m edycyny. N ie ma co spekulow ać, czy postąpiłby tak, gdyby w dzie ciństw ie nie przebywał w środow isku szpitalnym. Tutaj chodzi o coś inne go - o rozpoznanie w życiu pow ieściopisarza tego, co w je g o tw órczości jest najbliższe naszem u upodobaniu. Jest to jak dom ysł em piryczny, ale
H' Charles Augustin Sainte-Beuve (1804-1869), francuski krytyk literacki. Gustave Flau bert (1821-1888), powieściopisarz francuski (przyp. tłum.). *** J. Lemot (1847-1909), karykaturzysta francuski. Dowcip rysunkowy ukazał się w roku 1869 w grudniowym numerze czasopisma satyrycznego „Parodie” (przyp. tłum.). “° Hôtel-Dieu, szpital w Rouen we Francji, w którym lekarzem naczelnym był ojciec Flau berta (przyp. tłum.).
384
O WYJAŚNIANIU I BIOGRAFII ROZMAWIAJĄ DAVID ELLIS I FRANK CIOFFI
tak naprawdę bardziej przypom ina nam alow any przez R eynoldsa841 portret Johnsona, na którym w ygląd a on tak, jak m usiał w yglądać jako dziecko. C oś w tym stylu spotykam y u Waltera Benjam ina842. P ow iązał on astmę, na którą cierpiał Proust, z w rażeniem , jakie robią napisane przez niego zdania. Przypominam sobie, jak kiedyś ktoś tłum aczył m i, że istnieje ścisły zw iązek m iędzy lekarzem a pow ieściopisarzem , poniew aż niejeden z nich - M augham, C zechow i inni - m iał w ykształcenie m edyczne. Dodajm y jednak do listy tych, których w ykształcenie lekarskie przejawiało się w przenikającym ich d zieła etosie m edycznym , nazw iska Prousta, Flau berta, H em ingw aya, Sinclaira L ew isa czy Johna 0 ’Hary, i to nie dlatego, że to nie oni, lecz ich ojco w ie byli lekarzami, a granica m iędzy tym, co się serio proponuje jako w yjaśnienie przyczynow e, a tym, co służy tylko za m etaforę, zostanie pew nie przekroczona. ELLIS: A jak ie m iałyby być konsekw encje etosu m edycznego, w którym wzrastali ci pow ieściopisarze? CIOFFI: Przypom ina mi się krytyk, jak się p ow oływ ał na „realizm, który zdaw ał się odsłaniać anatom ię życia”, dodając: , , 0 ’Hara odbyw ał razem ze sw oim ojcem w izyty dom ow e i dlatego nie mam w ątpliw ości, że to w łaśnie w tym uprzyw ilejow anym okresie rozw inął się je g o talent do proteuszow ej zm ienności i w ścib stw a” . A ja mam. Takie jak te w yjaśnienia zdają się m ieć mniej w sp óln ego z proponowa niem opartych na rozsądnej argumentacji rozwiązań tajem nic ludzkiego postępow ania, n iż z w ew nętrznym przymusem wyrażania w szystk iego, co o kim ś w iem y, w rów nie zagadkow ej formie m onistycznego patosu. Z asadniczą w takich wypadkach błahość dociekań em pirycznych prze słania czerpana z nich przypadkowo satysfakcja. Proust tak opisuje ten impuls do przedłużenia w każdy m ożliw y sposób m iłego przeżycia, kiedy analizuje uczucie tow arzyszące przewróceniu ostatniej kartki pasjonują cej książki: „Tak bardzo chciałoby się znaleźć w ięcej informacji o tych w szystkich postaciach p ow ieściow ych , dow ied zieć się czeg o ś o ich życiu,
841 Sir Joshua Reynolds (1723-1792), angielski malarz-portrecista, autor portretu Samuela Johnsona (przyp. tłum.). 842 Walter Benjamin (1892-1940), niemiecki krytyk literacki. Tłumacz powieści Marcela Prousta Wposzukiwaniu straconego czasu (przyp. tłum.). 385
FREUD I PSEUDONAUKA
p ośw ięcić się temu, co nie byłoby w cale obce m iłości, jak ą one nas napeł n iły”. N iek ied y impulsem do tego staje się czytanie biografii. ELLIS: N o i w tedy zabieram y się do czytania biografii Prousta, żeby się dow ied zieć, że m ęczył szczury. CIOFFI: Jeśli d ow ied ziaw szy się o czym ś takim, doznajem y rozczaro wania, to odkrywamy, że jednym z prawdziwych m otyw ów , który skłonił nas do zabrania się do czytania biografii, była chęć przedłużenia kontraktu z tym , co nas zaintrygow ało w jej bohaterze, a nie zasięgn ięcie informacji. N ie przeczę, oczy w iście, że czyta się biografie rów nież i po to, żeby ujrzeć upadek znakom itości. ELLIS: To chyba Johnson gd zieś m ów i, że pocieszam y się w iadom ością, iż ktoś znakom ity popada w takie sam e jak nasze kłopoty. C hęci złago dzenia poczucia izolacji w takiej form ie „zainteresowania człow iek iem ” nie uważam za coś aż tak zdrożnego, zw łaszcza teraz, kiedy w spółcześni pow ieściopisarze nie są za bardzo skłonni go udzielać. CIOFFI: To w cale nie je st naganne. A le jeśli się naprawdę chce w yjaśnić popularność biografii, to ju ż na sam ym początku trzeba ustalić, o jakim jej rodzaju się m ów i. Pod w zględem epistem ologicznym pojęcie biografii jest nader zróżnicow ane. D latego zanim się pow ie coś w iarygodnego, trzeba przedtem oczy ścić teren. ELLIS: Skoro jednak m yśm y bardziej przechadzali się po terenie, niż g o system atycznie oczyszcza li, to m oże zreasum ow ałbyś najw ażniejsze w nioski? CIOFFI: Poruszyłem , m oim zdaniem , trzy tematy. Po pierw sze, skoro zgodni jesteśm y co do tego, iż nie ma końca czynieniu życia zrozum iałym , to odw oływ anie się do skutków oddziaływ ania najw cześniejszych jeg o etapów jest bezpodstaw ne. Przew ażnie m amy krótsze i bardziej w iarygod ne drogi do przywrócenia je g o ciągłości. Po drugie, m am y w zw yczaju za bardzo bagatelizow ać w ied zę, którą daje dojście do prześw iadczenia, że bohater biografii w e własnej osob ie podjął się czeg o ś, co nam w yda je się nadzwyczaj trudne. W prawdzie je g o w łasny pogląd m oże ukrywać prawdziwe determinanty, jednak nie przyjmując z góry takiego założenia, 386
O WYJAŚNIANIU I BIOGRAFII ROZMAWIAJĄ DAVID ELUS I FRANK CIOFFI
pow inniśm y dopom inać się niezależnych dow odów , a nie po prostu od w oływ ać się do ogólnej zaw odności w szelkiej autow ypow iedzi. A trzecim i być m oże najbardziej kontrowersyjnym w nioskiem jest to, że często czy tamy n ałogow o biografie nie zdając sobie dobrze sprawy z tego, dlaczego to robimy. N ierzadko bow iem chcielibyśm y lepiej zrozum ieć nasze po w iązania z bohaterem lub je g o kreacjami, rozwikłać zagadkę ich w p ły w u na nas oraz przedłużyć nasze kontrakty ze w zbudzającym i zachw yt ujęciami. Jak pisze Kenneth Clark843, naw et jeśli freudowska interpretacja obrazu Leonarda da V inci „Św. A nna Sam otrzecia” jest błędna, to „w rzeczy sa mej oddaje nastrój obrazu” . W takim razie, dlaczego nie postąpić uczciw iej i nie stosow ać w praktyce lub częściej nie uciekać się do form y dyskursu biograficznego, którego obranym celem jest trafna ewokacja? ELLIS: A skoro tak w łaśnie jest, to dlaczego tak bardzo potrzebujemy w e w nętrznego m onologu? CIOFFI: D latego, że nie za w sze tak w łaśnie jest844.
843 Kenneth Clark (1903-1983), angielski historyk sztuki. Swoją interpretację psychoana lityczną obrazu „Św. Anna Samotrzecia” namalowanego przez Leonarda da Vinci (14521519) około roku 1508 i przedstawiającego Maryję, która siedzi na kolanach swojej mat ki św. Anny i, pochylając się, wyciąga obie ręce ku Dzieciątku Jezus, Freud przedstawił w napisanym w roku 1910 eseju „Leonarda da Vinci wspomnienie z dzieciństwa” (dz. cyt., s. 69-133; zob. s. 110-115). 844 Jest to przedstawiona w skondensowanej formie przez Davida Ellisa [emerytowane go profesora literatury angielskiej na uniwersytecie w Kent w Wielkiej Brytanii] relacja z naszej wielogodzinnej konwersacji na temat biografii w ogólności, a biografii literackiej w szczególności. Wcześniej ukazała się w: David Ellis, ed., Imitating Art (Pluto Press, 1993). Przedruk za pozwoleniem.
Rozdział 12
Patrząc przez psychoanalitoskop. Bouveresse o Freudzie Wittgensteina Jacques B ouveresse845 podjął się karkołom nego i ryzykow nego zadania nie tylko zestaw ienia i ocenienia rozproszonych, w dużej m ierze niepochleb nych uwag W ittgensteina o Freudzie, ale i powiązania ich z bieżącym i problemami badań nad Freudem. W w yniku tego pow stała sama w sobie w artościow a wprawka, nie mam w szakże pew ności, czy taka w łaśnie stra tegia najbardziej nadawała się do przedstawienia i oceny poglądów Wit tgensteina w całym ich osob liw ym przepychu. W prawdzie tekst Bouveress e ’a rozjaśnia w iele w ątpliw ości, niem niej pozostało nieco niebagatelnych niejasności, a jedna istotna w ątpliw ość nie została rozwiana. Najbardziej w nikliw e uw agi B ou veresse’a odnoszą się w łaściw ie do Freuda, a nie do W ittgensteina, niemniej jednak zdarzają się lapsusy. Jak bow iem m oże on brać serio tezę, z którą w ystąpił Jeffrey M asson, że Freud podstaw ił kom pleks Edypa za teorię uw iedzenia z nieśm iałą nadzieją, iż będzie on „milej w idziany przez społeczność uczonych”? Czy m ożna uw ierzyć, że zb ulw ersow aw szy sw ych kolegów wprowadzeniem niestosow nego tematu pedofilii do etiologii nerwic, Freud usiłow ał potem ich udobruchać ośw iadczając, że błędnie zinterpretował sw oje dane i że
MJ Jacques Bouveresse (ur. 1940), filozof francuski, znawca myśli filozoficznej Ludwiga Wingensteina (przyp. tłum.). 388
PATRZĄC PRZEZ PSYCHOANALITOSKOP
praw dziw y kłopot polega na tym , iż w szy scy oni pałają żąd zą do sw oich matek? W ittgenstein m ów i o „naukowym osiągn ięciu” Freuda, a siebie nazy w a ,j e g o uczniem ”, w szelak o p ow ie też, że „psychoanaliza je st okropną i nieb ezp ieczn ą praktyką” oraz że Freud „w yśw iadczył nied źw ied zią przy sługę”, dostarczając m odeli bzdurnych w yjaśnień objaw ów histerycznych. Freud, pow iada on, „odkrył zjaw iska i pow iązania uprzednio nieznane”, a jednak interpretacje psychoanalityczne to nie „sprawa odkrycia, lecz persw azji” . O prócz w id oczn ych sprzeczności komentarze W ittgensteina zawiera j ą godne uw agi przeoczenia. B ouveresse słusznie zauważa, że wprawdzie „zasadniczym pytaniem ” je st to, „czy Freud p osługiw ał się w łaściw ym i m etodam i do uzasadnienia sw oich twierdzeń przyczynow ych”, ale Wit tgenstein om aw ia je pow ierzchow nie. W eźmy pod uw agę najbardziej rzu cającą się w o czy różnicę d zielącą krytyków w tej kw estii. Z jednej strony twierdzi się, a najbardziej hałaśliw y jest w tym w zględ zie A d o lf Griinbaum, że tylko „badania nadzorow ane” są zdolne uw iarygodnić głoszone przez Freuda tw ierdzenia p rzyczynow e, z drugiej zaś, że chociaż ma to być zbyt rygorystyczne, radykalne odrzucenie charakterystycznych etiologicz nych i dynam icznych tez głoszon ych przez Freuda tego nie w ym aga - że są pseudoherm eneutyczne. Najbardziej zaskakuje w uwagach W ittgensteina to, że zdaje się on stać po stronie co bardziej scjentystycznych krytyków Freuda. K iedy nie bie rze w rachubę innych niż naukow e pow odów przypisyw ania przyczyny, to przypom ina w tym Grunbauma odm aw iającego przyczynow ego statu su w yjaśnieniom odw ołującym się do m otyw acji, których podstaw ą jest zgoda osoby, poniew aż „przyczynę znajduje się na drodze eksperym en talnej”. A le jak iż to eksperym ent m ógłby w ykazać, że m otyw em , który skłonił hrabiego M onte Christo do ścigania je g o dawnych prześladowów, była zem sta, a nie bezcelow a zło śliw o ść, albo że Shylock, dybiąc na życie Antonia, nie zadow alał po prostu ogólnej niechęci do chrześcijan? W olał bym , żeby B ouveresse zrobił w ięcej dla pokazania, jak charakterystyczny sposób, w jaki W ittgenstein u żyw a niekiedy terminu „przyczyna”, uściślał je g o w yraźny scjentyzm . Freud kilka razy przyrównuje procedurę w ykryw ania początków sta nu neurotycznego do rozw iązyw ania puzzli. „Jeśli graczow i uda się upo rządkować ó w chaotyczny stos drewnianych kawałków, z których każdy przedstawia niezrozum iały fragment m alowidła, w taki sposób, by pow stał 389
FREUD I PSEUDONAUKA
z niego sensow ny obraz, by pom iędzy spoinami nie w idniały żadne luki, by całość w pasow ała się do ramki, w ów czas m ożna pow iedzieć, że puz zle zostały ułożone, zadanie - zostało rozwiązane ( . . . ) ”846. Zastrzeżenie B ou veresse’a, że takie postępow anie siłą rzeczy n iczego nie dow odzi, jest nieuzasadnione. W eźm y pod uw agę przypadek panny H avisham w Wiel kich nadziejach [D ickensa]. D o jej rozm aitych dziw actw należało ch o dzenie w sukni ślubnej i w jednym tylko pantoflu. K iedy jednak dow iem y się, że tak w łaśn ie przed laty była ona ubrana w chw ili silnego przeżycia em ocjonalnego, to c z y nie przyjdzie nam na m yśl, iż został przedstawiony argument - bez skorzystania z dobrodziejstwa badań em pirycznych - za istnieniem zw iązku przyczynow ego m iędzy w ydarzeniem urazowym a jej dziw actw am i? Poprawnym zarzutem pod adresem freudow skich twier dzeń etiologicznych je st n ie to, że „rozwiązanie zadania z puzzlam i” typu panna H avisham nie dow od zi niczego, lecz że w yjaśnienia Freuda po pro stu w ubolew ania godny sposób nie spełniają standardu panny Havisham w brew je g o tendencyjnem u obstawaniu przy tym , iż spełniają. Pom ylenie p ow od ów z przyczynam i B ouveresse nazyw a „filozoficzną p om yłką par excellence”. C hodzi jednak o to, że w iele z tego, co m a do pow iedzenia W ittgenstein o tej zdradliwej antytezie, tylko m arginesow o odnosi się do je g o tw ierdzenia, iż Freud je pom ylił. W skaźnikiem tego, co W ittgenstein m iał na m yśli, jest je g o uwaga, że książka Freuda na temat dow cipu „była dobra do w ynajdyw ania błędów filozoficznych, dlatego że nasuwa pytanie o to, jak dalece to, co on m ów i, jest h ip o tezą a jak dale ce jed yn ie dobrym sposobem przedstawienia faktu”. To, co W ittgenstein przeważnie nazyw a „przyczyną”, kiedy robi komentarze do Freuda, jest jakim kolw iek czynnikiem w wyjaśnianiu, którego w p ływ trzeba dopiero pokazać w badaniu em pirycznym ; m oże ono zawierać pow ody, w ob ec czeg o stawia je w m ylącej opozycji do tego, co w innych kontekstach Wit tgenstein nazyw a także „pow odam i”, ale zaprzecza, jakoby m iały one być p rzy czyn ą poniew aż podaje je sam podm iot, a zatem nie są one oparte na podłożu em pirycznym . Freudowi zarzuca się pom ylenie pow odu z p rzyczyn ą dlatego że m oż liw ość przyjęcia je g o w yjaśnień nie zależy od wsparcia indukcyjnego, tak jak gdyby były one naturalnymi następstwami odkryć teoretycznych i z y skały uznanie w cale nie dzięki zgodzie podmiotu. N a przykład, sedno uwag w rodzaju „tendencja do ekonom ii jest ogóln ą cech ą charakterystyczną 146 „Uwagi o teorii i praktyce objaśniania marzeń sennych”, dz. cyt., s. 231 (przyp. tłum.). 390
PATRZĄC PRZEZ PSYCHOANALITOSKOP
techniki dow cipu” tkw i w ich dobrym sposobie przedstawiania tego, co do nas przem awia w dow cip ie, a nie, jak Freud co pew ien czas przyjmuje, w tym , że one rejestrują je g o w nioski o ukrytych procesach energetycz nych warunkujących zrozum ienie dow cipu. W ittgenstein uważa, że Freud niedostatecznie zdaje sobie z tego sprawę i jest zbyt pochłonięty tym , że to „brzmi jak nauka”. W yobraźm y sobie św iat, w którym ludzie śm iejący się z dowcipu nie w ied zieli, z czeg o się śm ieją, zanim nie dotarło do nich, że chodzi o hipo tetycznie przyjęte przez Freuda procesy nieśw iadom e. D opiero po przyło żeniu psychoanalitoskopu do m echanizm u dow cipu będą m ogli orzec de finitywnie: „Tak jak m yśleliśm y: tendencja do ekonom ii jest ogóln ą cech ą charakterystyczną techniki dow cipu”. To jest ten świat, w którym Freud co pew ien czas ży ł w sw oim złudnym przekonaniu, a od którego propozycją uw olnienia nas b yło zniew alające ostrzeżenie W ittgensteina, że „now e ob szary duszy nie zostały odkryte” . To, że analitycy m ieszają „dobre sposoby przedstawiania faktów” z hi potezam i o ukrytych procesach, nie odnosi się tylko do freudowskiej teo rii dow cipu. Innym przykładem jest obrona je g o trójpodziału um ysłu na Id, To, Ja i Nad-ja na tej podstaw ie, że tak w łaśnie odczuw a się konflikt psychiczny. W sw oim m onum entalnym dziele Freud oceniony M alcolm M acm illan847 w skazuje na „tradycję psychoanalityczną bezpośredniego przekładu subiektyw nych wrażeń (...) na kategorie ekonom iczne”. N aw et Richard W ollheim , który w sw oich zw iązkach z Freudem rzadko w znosi się ponad służalczy zachw yt, przyznaje, że Freud „czasam i w ypow iadał się o energii i jej w yzw alaniu tak, jakby op isyw ał zjaw iska introspekcyjne”. Ta dw uznaczność posuw a się poza ortodoksyjne freudowskie sformu łow ania. Krytycy Kohuta848 i je g o następców uskarżali się na konieczność oscylow ania m iędzy posługiw aniem się terminem „podzielone s e l f ’ a ter minem „zdezintegrow ane s e l f ’jako subiektyw nym i opisam i dośw iadczeń pacjenta i jako identyfikującym i leżące u ich podłoża procesy. W ittgensteina uderzyło trafne przyrównanie przez Freuda pew nych marzeń sennych do rebusa. Rebus w formie rysunkowej przedstawia sło w o lub nazw ę. Znanym przykładem jest cygaro u dołu ostatniego obrazka
847 Macmillan, Freud oceniony, dz. cyt., s. 697 (przyp. red.). 848 Heinz Kohut (1913-1981), psychiatra austriacki, twórca psychologii trójdzielnego selfu (przyp. tłum.). 391
FREUD I PSEUDONAUKA
kom iksu „Popeye” Segara849. W ittgenstein nazw ał to porównanie „znako m itym ”. Jednak sens, w jakim m arzenie senne je st dla n iego rebusopodobne, stawia go w opozycji do Freuda. D la W ittgensteina pew ne marzenia senne są rebusami, dlatego ż e zaskakująnas w taki w łaśnie sposób. A le coś m ogło kogoś zask oczyć jak o rebusopodobne, nie będąc rebusem w sensie nadanym przez Freuda, poniew aż nie pow stało w e w łaściw y sposób: nie było produktem jakichś na kształt hom unkulusa w ytw órców marzeń, pra co w icie przekształcających utajone m yśli senne w jaw ne m arzenie senne za pośrednictwem kondensacji, przem ieszczenia albo sym bolizacji. K iedy W ittgenstein m ów i o sen sow n ości marzenia sennego, to chodzi mu o je g o ja w n ą w łasność przyw odzenia na m yśl tajem niczego znaczenia, w łasność, którą m iałoby nawet w ów czas, gdyby było pozbaw ione znaczenia w sen sie freudowskim . L ecz W ittgenstein jest dla nas zagadką, kiedy daje do zrozum ienia, że zakorzenienie przez Freuda różnorodnych inklinacji do rosłego w zm iennych kolejach losu dziecka rów nież m oże być zw yczajnie „dobrym porównaniem ”. C o w etiologicznych spekulacjach Freuda popchnęło W ittgensteina do takiego poglądu? M ógł go uznać za słuszny, poniew aż, kiedy u Freuda pew ne czynności dziecka m iały wyjaśniać niektóre czynności dorosłego, to tym , co rozstrzygało o m ożliw o ści ich przyjęcia, była jed y n ie trafność zestaw ienia, a nie dow ody. Tak w ięc Freud tw ierdzi, że ustanow ił relacje przyczynow e m iędzy stanami rzeczy, podczas gdy tak naprawdę on je tyl ko ustaw ił „obok sieb ie”. Pow odem , dla którego W ittgenstein wyraża zachw yt („porównanie jest znakom ite”), a nie m iota szczerze grom ów, jest to, że naw et je śli nasze, pow iedzm y, dziecięce transakcje z sutkami naszych matek nie są przyczy n ow o zw iązane z niepokojem , jaki w yw ołuje w nas dorosłych w idok ko biecych piersi, to m im o w szystko m ogą go w yjaśniać przez to, że uwyraź niają przewidziane rodzące się przyjem ności, których źródłem je st dotyk i usta. W eźm y natomiast pod uw agę sugestię w cześn iejszego orędownika nieśw iadom ości, Eduarda von Hartmanna850, że piersi podniecają m ęż czyzn z powodu nieśw iadom ej perspektywy na obfite pożyw ienie, które oni m ogą zapew nić potom stw u. Tajemnicza urokliw ość piersi jako rzeczy,
M* Żeglarz Popeye, główna postać komiksu amerykańskiego rysownika Elzie Segara, wy dawanego od roku 1929 (przyp. tłum.). 150 Eduard von Hartmann (1842-1906), filozof niemiecki, autor trzytomowego dzieła Phi losophie des Unbewussten, które ukazało się w roku 1869 (przyp. tłum.). 392
PATRZĄC PRZEZ PSYCHOANALITOSKOP
która daje się ugniatać oraz obejm ow ać i nad którą pieje się z zachwytu, nie zostanie rozjaśniona przez zapew nienie, że naszym dzieciom nie po skąpi się m leka. Jeśli spekulow anie von Hartmanna zaw odzi jako hipoteza, to zaw odzi do końca, poniew aż w przeciw ieństw ie do w ielu spekulacji Freuda, je g o trafność jak o porównania w cale go nie ratuje. A le czy, o góln ie rzecz biorąc, wartość spekulacji Freuda m oże przeżyć ich ujawnienie jako zaw oalow anych podobieństw? C zy zachow alibyśm y w pam ięci to, co jest cenne w nieustępliw ości Freuda co do w szechobecności w p ływ u d ziecięceg o ży cia seksualnego, gdybyśm y pozbaw ili go je g o statusu przyczynow ego, a Freudowi zam iast tego kazali m ów ić: „Ja tylko porównuję postaw ę ludzi w ob ec pieniędzy z ich d ziecięcym i odczuciam i zw iązanym i z odchodam i”; „Ja tylko porównuję zaspokojenie kochanka hom oseksualisty po penetracji członkam i z przyjem nością, jakiej doznaje dziecko podczas oddawania stolca”; „Ja tylko porównuję przyjaźń łączącą osob y heteroseksualne z przygodam i m iłosnym i osób hom oseksualnych”, i tak dalej? Jak przekonać kogoś, komu taki sposób rozm ow y w ydaje się głupi, że nie m a racji? C zy naw et warto próbować? B ouveresse prowadzi ciek aw ą dyskusję nad sugestią W ittgensteina, że źródło n aszego zafascynow ania psychoanalizą leży w jej „osobliw ym uro ku” . Jedno źródło tego „uroku” W ittgenstein um ieszcza w „idei półśw iat ka, tajem niczej piw nicy. C zeg o ś skrytego, niesam ow itego” . W prawdzie nie ilustruje swojej tezy, ale z p ew n ością m iał na m yśli skłonność Freu da do zaludniania nieśw iadom ości ukrytymi pośrednikami, w tajem niczy sposób skłaniającym i sw oje dziw actw a do działania na podobieństw o ma tołków w Beanoi5K Blinky, spuszczając w zorem ociem niałych pow ieki sw ego pana, kiedy ten nie ch ce patrzeć na to, co dzieje się na zewnątrz, upodabnia się do oka, które „odm awia” posłuszeństw a wtedy, gdy Freud w yjaśnia p sychogenną ślepotę. Ten ujmujący façon de parler pojawia się także w je g o w yjaśnieniu pocieszającej siły humoru, która bierze się z te go, że ,,«nad-ja» tak czu le, tak pocieszająco przem awia w humorze do zastraszonego «ja»”851852. W ittgenstein uważa, że je śli nie mam y nic przeciwko słabej stronie m o notonnego odw oływ ania się przez Freuda do edypalnych początków, to
851 „The Numskulls” (Matołki), tytuł komiksu drukowanego w angielskim pisemku dla dzieci The Beano. W głowie chłopca imieniem Edd mieszka piątka ludzików, które rządzą jego czynnościami. Jeden z nich, Blinky, kieruje wzrokiem chłopca (przyp. tłum.). 852 „Humor”, dz. cyt., s. 269 (przyp. tłum.). 393
FREUD I PSEUDONAUKA
dlatego, że ma ono w sob ie coś z atrakcyjności w yjaśniania m itologiczne go: „to w szystko jest w ynikiem czeg o ś, co zdarzyło się daw no temu ( ...) nadając naszem u życiu jak iś rodzaj tragicznego w zorca”. (U przedził go w tym Zeno z p ow ieści Sveva: „ ( ...) została odkryta m oja choroba. N ie inna niż ta, którą w sw oim cza sie rozpoznał nieboszczyk S ofok les u nie szczęsn ego Edypa: kochałem m oją matkę i chciałem zam ordować ojca ( . . . ) Słuchałem olśniony. B y ła to choroba, która w yn osiła m nie na szczyty szlachectw a. Sławna choroba, której przodków należało szukać w epo kach m itycznych!”)853. Termin „m it” stracił w iele ze sw ojego pejoratyw n ego znaczenia, ja k ie m iał dla W ittgensteina. To, co niegdyś było brane za uw łaczające, teraz jest sw ojskim kom ponentem freudowskiej apologetyki. Jak przystało na bohatera kultury teflonu, Freudowi z rzadka tylko w olno uczciw ie się m ylić co do czegok olw iek ; jeśli co ś okazuje się em pirycznie błędne, to zostaje ogło szo n e jak o poetycko prawdziwe. Co nie je st faktem, odnosi sukces jako przypow ieść. W szakże to, co W ittgenstein nazyw a „schlebianiem ” Freudowi - któ rego, jak przewiduje, długo je sz c z e nie p rzezw yciężym y - nie w ynika w y łącznie z nieodłącznego „uroku” je g o m yśli. Sam B ouveresse służy n ie chcący przykładem, którego nie m ożna w taki w łaśnie sposób w yjaśnić. M ów i on, że Freud sw o ją błędną u w ied zen iow ą teorię histerii oparł na ośw iadczeniach pacjentów, którzy tw ierdzili, iż w d zieciństw ie byli m o lestow ani seksualnie. L ecz je śli je st jak iś taki punkt, w którym o pierwot nej proklamacji Freuda m ożna pow iedzieć coś pew nego, to je st nim to, że nie oparł swojej teorii na ośw iadczeniach pacjentów. Przeciw nie, została ona oparta na hipotetycznie przyjętym m olestow aniu, które tak doskonale pasow ało do pozostałych elem entów puzzli, uosobianych w objawach pa cjenta, je g o marzeniach sennych itp. Skąd zatem ta osob liw a m onotonia, z jak ą propaguje się to w yjaśnienie, które godzina spędzona w bibliote ce m ogłaby zdem askow ać jak o bezpodstawne? (Przeżyło ono naw et w y jątkow o skrupulatną Janet M alcolm 854 i legendarnych tropicieli faktów z New Yorkera, jak też A d olfa Griinbauma, u którego tem u w yjaśnieniu tow arzyszy butne przeciw staw ienie się „egzegetycznem u tworzeniu m i tów ” w badaniach nad Freudem). U w ażam , że złudnym urokiem w tych
Patrz przyp. 572 (przyp. tłum.). ,M Janet Malcolm, dziennikarka amerykańska czeskiego pochodzenia. W wydanej w roku 1984 książce In the Freud Archives przeprowadziła kontrowersyjny wywiad z Jeffreyem Massonem (przyp. tłum.).
394
PATRZĄC PRZEZ PSYCHOANALITOSKOP
i w ielu innych przykładach b ył urok samej legendy otaczającej Freuda. Griinbaum, M alcolm i rzesza innych popełnili błąd, poniew aż poszli za retrospektywnym i, pod w zględ em strategicznym przekłamanymi w yja śnieniam i sam ego Freuda i nie przyszło im naw et do głow y, że on m ógł je fabrykować. Prędzej król Ryszard855 straci garb, niż Freud niezasłużoną reputację praw dom ów nego. Szkoda, że B ouveresse nie zrobił użytku chociażby z jed n ego spośród kilku podanych przez W ittgensteina konkretnych przykładów, które posłu ży ły mu za podstaw ę do bezpardonow ego zakw estionow ania rzetelności freudowskiej procedury interpretacyjnej surowo przez n iego skrytyko wanej jako „nad w yraz błędna” . Pretekstem do przygany stała się poda na przez Freuda interpretacja długiej łod ygi kwiatu trzymanej w marze niu sennym przez śniącą, którą ona sam a kojarzy z gałązką lilii, jak ą na obrazach Zw iastow ania przynosi A rchanioł Gabriel, podczas gdy Freud obstaje przy jej znaczeniu genitalnym 856. W ittgenstein pow iada, że zw ią zaw szy to w yobrażenie z życiem seksualnym śniącej, Freud j ą „oszukał”. Jak sądzę, W ittgensteinow i nie chodzi tutaj o to, że śniąca dlatego została oszukana, iż zam iast szukać praw dziw ych przyczyn w yobrażenia sennego Freud uparcie zgarnia zw yk łych podejrzanych, lecz raczej dlatego, że m y śli, których zbieżność zadecydow ała o w yobrażeniu łod ygi - fallus, poczu cie w in y po masturbacji itp. - nie pokrywały się z m yślam i, które ona ju ż m iała w św iadom ości jakby w półcieniu, w stanie powstawania. Uważam , że W ittgenstein oponuje przeciw podawaniu obiektyw nych, istniejących w cześniej - aczkolw iek em pirycznie uzasadnionych - znaczeń, dlatego że stanow ią one dla niego zerw anie układu m iędzy analitykiem i pacjentem. „Nad w yraz błędne” było u Freuda przeniesienie niejasnego sensu, jaki m iało dla pacjentki znaczenie tego, nad czym kontem plow ała - czy to były jej marzenia senne, czy jej ży cie - na w ysuw ane sugestie diagnostyczne. Taki pogląd sprow okow ał p ew nego oburzonego psychoanalityka do przy równania W ittgensteina do kogoś, kto zachęca ofiarę raka do lekcew ażenia sw eg o stanu do czasu, kiedy będzie ju ż za późno. W prawdzie sugerow ane zrównanie interpretacyjnych m ocy anality ka z w ynikam i biopsji w yjaśnia przyczynę tak głębokiej nieufności, jak ą
*55 Ryszard III (1452-1485), król Anglii w latach 1483-1485 (przyp. tłum.). 856 Por. „Marzenia senne” (przetłumaczyli Ludwik Jekels i Helena Ivanka). W: S. Freud, Psychopatologia życia codziennego, PWN, Warszawa 1987/1901, s. 371; Objaśnianie ma rzeń sennych, dz. cyt., s. 276; 298, przyp. 164 (przyp. tłum.). 395
FREUD I PSEUDONAUKA
wzbudza freudowska analiza, ale i tak B ouveresse nie ma racji m ów iąc, że nie sposób zdecydow ać o akceptow alności interpretacji inaczej niż polegając na przyzw oleniu śniącego. M ożna to pokazać na przykładzie tego sam ego marzenia sennego, które om aw ia W ittgenstein. Freud uważa, że wyrastające z gałązki kam elie św iad czą o nieuśw iadom ionym utożsam ia niu się śniącej z kurtyzaną, bohaterką p ow ieści La Dame aux camélias. Przypuśćm y, że śniąca nie zgadza się z tą interpretacją i opowiada, iż w marzeniu sennym nie w iadom o d laczego m ów iono do niej per „Mada m e Valéry”, w którym analityk rozpoznaje im ię „la dam e aux cam élias” z opery Verdiego opartej na tej p ow ieści857. Takie rozum ow anie pozw a la w yobrazić sobie, a m oże nawet doprowadzić do skutku, alternatywny, obiektyw ny sposób nadawania znaczenia marzeniu sennem u, który nie za leży od zgod y śniącego. Zdarzają się o czy w iście sytuacje, w których istnieje moralny obow ią zek diagnostycznego obchodzenia się z dośw iadczeniam i pacjenta i nieprzyczyniania się do pogłębiania ich niesprecyzow anego subiektyw nego znaczenia. Szatow (w p ow ieści D ostojew sk iego Biesy) nie znosi rozpły wania się K iriłłow a nad „m om entam i harmonii” i ostrzega go, że m ogą to być oznaki epilepsji. C zy Szatow oszukuje Kiriłłowa? C zy analityk pod chodzi do bolączek sw ojego pacjenta jak do objaw ów niezdiagnozow aneg o epileptyka? Psychoanaliza ew olu ow ała w kierunku, w którym uw agi krytyczne W ittgensteina nabierają w ięk szego znaczenia, niż je niegdyś miały. To, co byłoby cierpliw ie znoszone jako obskuranckie w odniesieniu do takich objaw ów nagm innie w ystępujących u pierw szych pacjentów Freuda, jak porażenia, przykurcze, drgawki, bóle, parestezje858 i anestezje, odniesione do lęków, uczucia przygnębienia i ogóln ego złeg o sam opoczucia, odgry wających w ażną rolę w d olegliw ościach dzisiejszych analizow anych, daje się łatwiej obronić. W przeciw ieństw ie do naukowej krytyki psychoana lizy W ittgenstein nie dom aga się od niej dochodzenia sw ych pretensji do uznania jej za naukę, lecz zrzeczenia się ich. To pociąga za sob ą nihilizm odrzucający w yjaśnienie m ożliw ości zdobycia w ied zy o przyczynach i bę dący kontynuacją tego nihilizm u, który jest im plicite zawarty w rezygnacji, 857 La Dame aux camélias (Dama Kameliowa), tytuł wydanej w roku 1848 powieści Alek sandra Dumasa juniora (1824-1895). Na jej podstawie Giuseppe Verdi (1813-1901) skom ponował wystawioną w roku 1853 w Wenecji operę Traviaia (dosłownie: kobieta, która zeszła na złą drogę), której bohaterkąjest kurtyzana Violetta Valéry (przyp. tłum.). 858 Parestezja - samoistnie występujące wrażenia czuciowe (przyp. tłum.). 396
PATRZĄC PRZEZ PSYCHOANALITOSKOP
w jak ą popadł M ontaigne z pow odu nieznajom ości źródła swojej m iłości do E tienne’a de la B oetie: „Poniew aż to był on; poniew aż to byłem ja ”859. A le nawet jeśli nurtujące analityka problem y ograniczy się do stanów udręki psychicznej, na które skarżą się zazw yczaj pacjenci - poczucie bezw artościow ości, bezradność, op uszczenie, poniżenie, w ściek ło ść - to i tak m iędzy „m ieć ja sn o ść” co do ow ej udręki a w ykryciem jej przyczyn po wstaje ta sam a sprzeczność, a w tedy trzeba spojrzeć trzeźw ym okiem na to, do jak iego celu się zdąża. B ouveresse w idzi analogię m iędzy takim rozum ieniem , na które pozw a la sobie pozbaw iona pretensji do wyjaśniania psychoanaliza, a takim, na które pozw ala w ykoncypow ana przez W ittgensteina filozofia. N atom iast ja jestem zdania, że sprowadza się ona do stopnia, w jakim „uporządkowanie tego, co ju ż w iadom o b ez dodawania czegok olw iek ” ułatwia obydwom dojście do celu. M ożna na przykład w yobrazić sobie tego typu rozum ienie naszej przeszłości, które nie obiecuje niczego oprócz spotęgow anego spra w ow ania w ładzy nad tem atam i, na które nasz um ysł gra sw oje wariacje — dyskursyw ny odpow iednik ekspozycji poklatkowej860. Jednakże trzeba zachow ać w ię k sz ą bezstronność w ob ec ograniczonych m o żliw ości takiego zam ierzenia. W ittgenstein każe nie zapom inać, że „prawdę m ożna poznać m yśleniem , tak jak uczym y się łatwiej rozpoznawać twarz rysując ją ”. A le choćby ta czynność okazała się nie w iadom o jak satysfakcjonująca, nie m ożna ulec pokusie w yobrażania sobie, że p ow ie ona, dlaczego nos jest wydatny, a podbródek cofnięty. W ten sposób badając sw oją kondycję m o że i lepiej będę w iedział, kogo lub co obarczam winą, ale nadal nie będę rozum iał, kogo lub co naprawdę należy obarczać winą. N aw et gdyby idea N ieśw iad om ości, dającej się rozszyfrow ać za pom o cą techniki, na którą patent ma w sw oim ręku Freud, uległa sceptycyzm o w i, to i tak z ciągłości psychoanalizy, jak ą znaliśm y, dałoby się jeszcze co nieco utrzymać. Praktyka przem ieniłaby się w autonom iczną działalność uw olnioną od pretensji do w yjaśniania i prostackiej terapii, z pogardą trak tującą napuszoność fundatora i oddaną tylko jednem u przedm iotowi - w y św ietleniu i w yrażeniu zaabsorbowania w łasną osobą. A le czy tak pojęta 859 Michel-Eyąuem de Montaigne (1533-1592), francuski pisarz, autor Essais (polskie tłu maczenie Tadeusza Boya-Żeleńskiego pt. Próby). Przyjaźnił się z Etienne’em de la Boetie (1530-1563), radcą prawnym i pisarzem politycznym (przyp. tłum..). 860 Ekspozycja poklatkowa - technika filmowania, która pozwala rejestrować i odtwarzać kolejno następujące po sobie zdjęcia w określonych odstępach czasowych. W ten sposób można na przykład pokazać rozkwitający kwiat (przyp. tłum.). 397
FREUD I PSEUDONAUKA
działalność byłaby je sz c z e psychoanalizą? B yć m oże trzeba by było do magać się dla niej tego sam ego, czego W ittgenstein dom agał się dla swojej now ej filozofii - żeby zajm ujący się n ią m ogli odnieść wrażenie, że „to jest w łaśn ie to, czeg o naprawdę chciałem ”. Prawdziwym problem em , który taka w ittgensteinow ska sam ow iedza nasuwa, nie jest gen ealogiczn y problem je g o stosunku do Freuda, lecz ra czej problem polegający na tym , ja k ą wartość nadać działaniu, które usta w ia ostrość w tym , co nieostre, tem atyzuje to, co nieutem atyzow ane, uj muje w formę zdania logiczn ego to, co nieujęte w formę zdania logicznego itd., je śli w ynikiem nie je st w iedza o przyczynach. I w łaśnie to pytanie podjęta przez W ittgensteina krytyka Freuda przykuwa naszą uw agę861.
161 Jest to recenzja książki Jacques’a Bouveresse’a Wittgenstein Reads Freud: The Myth of the Unconscious (Princeton: Princeton University Press, 1995), która ukazała się w The London Review Books, t. 18, nr 2 (25 stycznia 1996 roku). Przedruk za pozwoleniem.
Rozdział 13
Ostateczny rozrachunek Każdem u, kto interesuje się Freudem i psychoanalizą, nieobce będą pyta nia o to, czy freudowska p sych ologia jest pseudonaukowa, czy jest falsyfikowalna, czy niefalsyfikow alność jest w łaściw ym kryterium pseudonauki, i dlatego m ogłoby się w ydaw ać rzeczą naturalną, że to w łaśnie z takimi pytaniam i przeprowadza Erwin „ostateczny rozrachunek” . N iestety, w je g o książce nie odgryw ają one prawie żadnej roli. W prawdzie cytuje na w stęp ie pow szechnie znaną opinię Petera Medawara, że psychoanaliza J e s t najbardziej zdum iew ającym oszustw em intelektualnym dw udzieste g o w iek u ”, to jednak zdaje się nie w łączać jej do sw ojego ostatecznego rozrachunku, tak że nie sposób dow ied zieć się, czy uznaje ją za słuszną, czy w przeciw nym razie - dlaczego ktoś tak wybitny, jak M edawar862 m ógł w o g ó le tak pom yśleć. M ożna by się także dom yślać, że rozrachunek, skoro m a być rzeko m o ostateczny, zajm ie się pytaniem o to, d laczego teoretycy tak do siebie niepodobni pod w zględem intelektualnym, jak Carl R ogers, John B ow lby i Thom as Szasz, uważali teorię freudowską za pseudonaukową. Jednak że frapujące pytanie, jak do tego doszło, że teoria freudowska stała się i na tak długo pozostała zarówno pod w zględem instytucjonalnym , jak
862 Sir Peter Brian Medawar (1915-1987), brytyjski uczony brazylijskiego pochodzenia, laureat Nagrody Nobla w roku 1960 za odkrycie nabytej tolerancji immunologicznej (przyp. tłum.). 399
FREUD I PSEUDONAUKA
i nieform alnym w zorcow ym w yjaśnianiem funkcjonowania u m ysłow ego i d olegliw ości neurotycznych, rutynowo w prowadzanym do podręczni ków dla początkujących, dla pielęgniarek i pracow ników socjalnych oraz do w ydaw nictw encyklopedycznych od Pears Cyclopedia, dostępnych w sprzedaży w każdym sklepie typu „w szystko po dolarze”, aż po Encyclopedia o f the Social Sciences, zostało zbagatelizow ane. L ecz choć pom inięte przez Erwina, jest w ciąż ponawiane przez innych. Trzydzieści lat temu Alasdair M aclntyre pisał: „N ie znam żadnego innego przykładu system u nieuzasadnionych przekonań, który rozpow szechniłby się z takim pow odzeniem , jak teoria Freuda. Jak do tego m ogło dojść”?863. To sam o pytanie zadał niedaw no Ernest Gellner: „Interesuje nas (...) dla czeg o ów system nie zatonął (...) podbijając języ k i m yślenie w sp ółczesn e go człow iek a”864. N a brak badań pozaklinicznych, które potw ierdziłyby to, co Freud uwa żał za w yjaśnienie przyczyn oralnych i analnych cech charakteru, Paul K line zareagow ał napom nieniem : „D opóki nie zostaną w ynalezione lepsze techniki badania, hipotez etiologiczn ych nie należy odrzucać”865. W praw dzie Erwin p ośw ięca K lein e’ow i sporo uw agi, jednak nie poczuw a się do obow iązku przedyskutow ania zagadnień w ynikających z takich w yp ow ie dzi. Tytuł „O stateczny rozrachunek” brzmi zbyt w yn iośle jak na książkę tak pow ierzchow nie om aw iającą takie najważniejsze rysy kontrowersji w o k ó ł Freuda. Tak naprawdę Erwin dokonał oceny trzech tez: że dane kliniczne po tw ierdzają lub przynajmniej są zdolne potw ierdzić teorię Freuda; że istnie ją dow ody eksperym entalne na jej poparcie i że oparta na tej teorii terapia jest skuteczna. W ustępie p ośw ięconym eksperym entalnemu sprawdzianowi teorii Freuda Erwin p ośw ięca kilka stron na om ów ienie badań eksperym ental nych, które m iały jakoby przem awiać za freudow ską teorią kom pleksu kastracyjnego. G łów ny problem nękający takie badania polega na znalezieniu adekwatnego kryterium stopniow ania lęku kastracyjnego. P ozw oliłob y to dow ied zieć się, c z y je g o zw iązek z innymi cecham i osob ow ości człow ieka *“ Alasdair Maclntyre, „Psychoanalysis: The Future o f an Illusion”, Against the Self-Images o f the Age (London: Duckworth, 1976), s. 35. SM The Psychoanalytic Movement, dz. cyt., s. 162 [Uwodzicielski urok psychoanalizy, czyli chytrość antyrozumu, dz. cyt., s. 127 (przyp. tłum.)]. 165 Paul Kline, Fact and Fantasy in Freudian Theory (London: Methuen, 1972), s. 94; 1981, s. 129. 400
OSTATECZNY ROZRACHUNEK
je st zgodny z przew idyw anym w teorii Freuda. W jednym z takich badań poziom lęku kastracyjnego m ierzono prosząc osoby badane, żeby sobie wyobraziły, że dziecko odkrywa, iż je g o słoń-zabaw ka jest uszkodzony, i pow iedziały, co jest nie w porządku. Jeśli badany m ów ił, że nie m a o g o na, to takiej odpow iedzi przyznaw ano w ysok i stopień lęku kastracyjnego. W innym eksperym encie - uw ażanym za najmocniej potwierdzający kom pleks kastracji - badanym pokazyw ano rysunek psa, który jest naocznym świadkiem obcięcia ogona drugiem u psu, i proszono o przypisanie mu stopnia lęku. Badanych, którzy przypisyw ali psu w y ższy poziom lęku, za liczano do grupy o p odw yższonym poziom ie lęku kastracyjnego przypusz czalnie na podstaw ie założenia, że za przyznanie psu w yso k ieg o poziom u lęku odpow iada m echanizm projekcji. W prawdzie Erwin nie zgadza się z tym w nioskiem , jednak nie zwraca uwagi na to, że gdyby tym badanym, którzy przypisyw ali psu najmniejszy stopień lęku, przydzielano najw yższy stopień lęku kastracyjnego, to byłoby to w równym stopniu zgodne z teo rią psychoanalityczną i tak sam o wyjaśnialne za pośrednictwem działania m echanizm u zaprzeczenia - tego m echanizm u, do którego Freud się ucie ka, gdy w yjaśnia, d laczego niektóre psychoanalityczki opowiadają, że nie potrafią u sw oich pacjentek w ykryć zazdrości o członek. W je sz c z e innym eksperym encie badanym polecano narysować dom, drzew o i człow ieka. „Przyjmując założenie, że kom in sym bolizuje człon ka, przew idyw ano, iż osob y przeżywające lęk kastracyjny będą na rysunku domu pom ijać kom in” (s. 157). O lęku kastracyjnym m iał także św iadczyć rysunek ściętego drzewa, o sob y łysej lub ze ściętą głow ą. Jak się okazało, te charakterystyczne cech y znacznie częściej w ystępow ały u tych osób, które niedaw no poddały się sterylizacji, niż u osób, które m iały zabieg chirurgiczny z innych pow odów . Ten w ynik uznano za m ocny dow ód na poparcie teorii lęku kastracyjnego, poniew aż sterylizacja została zrównana z kastracją. Erwin nie akceptuje żadnych z tych badań, ale nie zwraca uwa gi na ich słabe punkty, których m ożna było uniknąć. W iększość w ysuw a nych przez n iego zarzutów dałaby się z łatw ością przew idzieć i w łączyć na stałe do eksperymentu. N a przykład, zarzut co do twierdzenia, że ci badani, którzy przypisywali w y ższy poziom lęku psu będącem u świadkiem oka leczenia drugiego psa, byli po prostu ogólnie bardziej lękliw i, albo że bar dziej w zbudzało ich niepokój znęcanie się nad zwierzętam i, m ożna by było odeprzeć, gdyby dołączono obrazki psów, którym wyrządzano krzywdę w inny sposób, niż przez obcinanie ogonów . 401
FREUD I PSEUDONAUKA
Twierdzenie, że te eksperym enty potw ierdzają głoszon y przez Freuda kom pleks kastracji, jest tak tendencyjne, iż jedyne, co one demonstrują, to po prostu to, że są p sych ologow ie, którzy prędzej rozstaną się ze sw oim i członkam i, niż z koncepcją lęku kastracyjnego. N iem niej jednak jed n o z odnoszących się do teorii Freuda kryteriów Erwina jest zbytnio restryktywne. W edług niego, nawet gdyby badanych, którzy przypisyw ali zw ierzęciu w y ższy stopień lęku, bardziej niepokoiło narażenie na niebezpieczeństw o ich w łasnych genitaliów , to i tak nie m ógł by to być dow ód na poparcie teorii Freuda, poniew aż to ich zaniepokojenie nie byłoby nieśw iadom e. Natom iast gdyby badani bardziej niepokojący się o swój członek zachow yw ali się inaczej w sytuacji, która w edług teorii Freuda ma być sym bolicznym surogatem kastracji, niż ci badani, którzy w m niejszym stopniu niepokoili się o sw oje genitalia, to z p ew n ością by ło b y to ju ż jak ieś potw ierdzenie w agi, jak ą Freud przyw iązyw ał do lęku kastracyjnego. Przypuśćm y, że zrezygnow aliśm y z testów projekcyjnych, do których Erwin słusznie nie ma zaufania, i postanow iliśm y m ierzyć puls i reakcję skóm o-galw aniczną u osób oglądających w ideoklip, w którym w iązka laserowa ma rozszczep ić genitalia Jam esa Bonda. Jeśli ci badani, których reakcje były zróżnicow ane pod w zględem intensyw ności, prze jaw iali rów nież silniejszy strach przed śm iercią lub przed czym kolw iek innym, co freudyści uw ażają za surogaty kastracji, to m im o że ich obawy o sw oje genitalia były św iadom e, byłoby to potwierdzeniem czeg o ś cał kiem charakterystycznego w poglądzie Freuda na źródło działania. W tym, jak Erwin kom entuje badania nad erotyzm em analnym i je g o zw iązkiem z charakterem, w idać to sam o niedocenianie m ożliw ości pro w adzenia badań lepiej się do tego nadających. N ie ufa testom projekcyj nym , ale nie w ie, jak się bez nich obyć. N ie przyjdzie mu do głow y, żeby zapytać, po co naszą postaw ę w ob ec czynności, którą każdy z nas w y konuje kilka razy dziennie, m ierzyć pośrednio za p om ocą testów projek cyjnych. N ie pow inno sprawiać trudności usystem atyzow anie sposobów w ykonyw ania przez człow iek a zabiegów h igienicznych, i ogólnie jeg o trybu życia w ydalniczego, tak żeby dało się je poklasyfikow ać na różnych wym iarach (pom inąw szy różnice kulturowe, jak na przykład posługiw anie się lew ą ręką itd.). O statecznie Erwin dochodzi do w niosku, że teoria freudowska nie tyl ko nie ma potwierdzenia eksperym entalnego, ale nie ma nawet nadziei, iż je kiedykolw iek uzyska. Jednakże ta konkluzja pozostaje w sprzeczno ści z tym, jak poddaje on pod dyskusję program badawczy przedstawiony 402
OSTATECZNY ROZRACHUNEK
przez nieżyjącego L loyda Silverm ana, z której płynie konkretny morał, że koniecznie potrzebne je st bardziej rygorystyczne spojrzenie na badania replikacyjne. Silverm an tw ierdził, że przeprowadzone przez niego eks perym enty w ykazały, iż nieśw iadom e stym ulow anie treści um ysłow ych 0 charakterze libidinalnym i agresyw nym intensyfikow ało objaw y psychopatologiczne. W eksperym entach bezpośrednio odnoszących się do teorii freudowskiej badanym eksponow ano tachistoskopow o bodźce obrazkowe bądź werbalne, które m iały w yw ołać nieśw iadom y konflikt i w skutek tego nasilić konkretne objaw y patologiczne, do których odnosiła je teoria Freu da. N a przykład w w ypadku hom oseksualizm u sprawdzana hipoteza Freu da głosiła, że w yw ołan ie konfliktu przez kazirodcze pragnienia pow inno odczucia hom oseksualne nasilić, a heteroseksualne osłabić. B odźcem , który m iał w yw ołać kazirodcze wyobrażenia, a tym samym tow arzyszące im objaw y patologiczne, było w yrażenie „pieprz m am usię”. I tak w łaśnie było. A le poniew aż nie działał on w taki sposób na osoby heteroseksualne, a żaden bodziec niezaw ierający treści kazirodczych nie oddziaływ ał po dobnie, Silverm an doszed ł do w niosku, że dostarczył dow odu na poparcie w yraźnie freudowskiej tezy. Podobne w yniki uzyskały osoby depresyjne 1 jąkające się. W wypadku tych ostatnich bodźcem było w yrażenie o treści analnej („wysraj się”), co sp ow odow ało u nich w zrost częstotliw ości zaci nania się (ocenianego w procedurze ślepej analizy przez osoby, które w y słuchiw ały kolejnych próbek m ow y). Jąkanie nasilało się tylko pod w p ły w em b odźców o treści analnej (na przykład „wysraj się”). N a przejawianie się skłonności hom oseksualnych nie m iało w pływ u stym ulow anie zarów no pragnień o charakterze agresyw nym , jak i analnym. Taki w p ływ m iały tylko bodźce o treści kazirodczej. O gólnie rzecz biorąc, jed yn ie bodźce, które w teorii Freuda są uw ażane za przyczynę konfliktu w yw ołującego konkretne objaw y patologiczne, m iały na te objawy w pływ . Silverm an dochodzi do w niosku, że „m iędzy poszczególnym i treścia mi o charakterze libidinalnym i agresywnym a p oszczególnym i formami przejawiania się psychopatologii w ystępują dające się w ykazać określone relacje”. Erwin się z tym nie zgadza, ale niektóre z p ow odów je g o sprze ciw u nie upow ażniają go do tego. M ów i na przykład, że nie ma pew ności, czy bodziec był naprawdę nieśw iadom y. Za „fatalny błąd” w procedurze Silverm ana uw aża Erwin to, że badani m ogli zdawać sobie sprawę z rzeko m o podprogowej natury bodźca oraz z jeg o spodziew anych skutków. A le skoro w yrażenie „pieprz m am usię” nasila stan patologiczny tylko u ho m oseksualistów , albo p olecen ie „wysraj się” oddziałuje tylko na osoby 403
FREUD I PSEUDONAUKA
jąkające się, a nie działa skutecznie na niejąkających się, to czy nie m ogło by to m ieć zw iązku z teorią Freuda? M oglibyśm y jeszcze m ieć zaskakują cy w ynik, który najłatwiej dałoby się w yjaśnić na podstaw ie freudowskich założeń. Jeśli chodzi o ew entualną uprzednią w iedzę badanych o skutku przewidywanym przez eksperymentatora, to czy jest m ożliw e, żeby m ogli oni w iedzieć, iż na ich objaw y będzie m iało w p ływ w ystaw ienie się na działanie bodźca przez 4 mikrosekundy, a nie przez 10? Bardziej zw iązany z tematem jest zarzut pod adresem sposobu pomiaru objaw ów psychopatologicznych przez Silverm ana („najsłabsza strona programu”). Przyznaje jednak, że w każdym razie w wypadku jąkania się, „nie m a” problemu trafności testu, poniew aż test badał w p ływ bodźca na stopień jąkania się. Natom iast Erwin „wątpi, żeby nasilenie jąkania się m iało być przyczyną nasilenia objaw ów p sychopatologicznych”, nie w yjaśnia jednak, dlaczego nie jest i dlaczego m iałoby to m ieć znaczenie. W nioski Silverm ana osłabia brak jakiejkolw iek próby replikacji eksperym entów i to w łaśnie w tę stro nę pow inien był Erwin skierow ać sw oje zarzuty. Istnieją dw ie form y nieeksperym entalnego potwierdzenia hipotez Freu da: kliniczna i niekliniczna. K liniczna to uwzględniająca szczegóły ko herencja interpretacji - słynne „puzzlow e” uzasadnienie866 (które Erwin nazyw a „pokrew ieństw em tem atycznym ”) - i/lub akceptacja interpretacji przez pacjenta, i/lub jej terapeutyczna skuteczność. N iekliniczna to po tw ierdzenie w yw nioskow anych w sposób analityczny wydarzeń w życiu dziecięcym pacjenta w sp ółczesn ym i objaśnieniami oraz niezależne po tw ierdzenie klinicznie zainspirow anych spekulacji o ogólnie rzecz biorąc życiu dziecięcym przez bezpośrednią obserwację dzieci. Erwin ignoruje roszczenia teorii i m etody psychoanalitycznej do zew nętrznego potwier dzenia i nieudolnie podchodzi do sprawy potwierdzenia klinicznego. O sa m ym klinicznym potwierdzeniu napisze, że w prawdzie „pokrewieństwo tem atyczne (...) odgryw a istotną rolę w potwierdzeniu hipotez Freuda (...), jednak tak być nie pow inno”. W tym m iejscu Erwin popełnia zasad niczy błąd. Zamiast starać się podw ażyć roszczenia zgłaszane ze strony konkretnych odw ołań Freuda do „pokrewieństwa tem atycznego”, Erwin usiłuje podać w w ątpliw ość całą składającą się z nich klasę. L ecz odw o łania do pow inow actw a tem atycznego okazują się nieskuteczne, skoro są
866 Patrz np.: „Uwagi o teorii i praktyce objaśniania marzeń sennych”, dz. cyt., s. 231 (przyp. tłum.). 404
OSTATECZNY ROZRACHUNEK
one nieskuteczne nie z pow odu ich wewnętrznej epistem icznej natury, lecz dlatego, że są słabe i tendencyjne. Przytoczone przez Erwina argumenty za k on ieczn ością stosow ania naukowych standardów bez w zględu na dziedzinę badań nie przekonają nikogo, kto jest prześw iadczony o tym , że badanie historyczne z w szel kimi je g o nieodłącznym i niedostatkami w zb ogaciło naszą w ied zę o za leżnościach przyczynow ych m iędzy zdarzeniami i nie w id zi pow odu, dla którego nie m ożna by b yło pójść na to sam o ustępstw o w wypadku badań klinicznych w psychoanalizie. Jeśli w iększa część teorii psychoanalitycz nej nie jest - o czym jestem przekonany - warta tego, żeb y uznawać j ą za wiarygodną, to nie z pow odu w ew nętrznego budzącego zastrzeżenia cha rakteru pokrew ieństw a tem atycznego i innych „nienaukow ych” w zględów , lecz dlatego, że nie stosuje się ona do standardów dow odow ych ogólnie w naukach hum anistycznych stosow anych. D o odrzucenia roszczeń Freu da do wyjaśniania m am y m ocne podstawy bez konieczności uciekania się do tak bardzo zniekształconego obrazu naszego życia epistem icznego, jaki kreuje Erwin. Przytoczm y niektóre niepsychoanalityczne przykłady uprawnionego odw oływ ania się do nienaukow ych rodzajów poparcia. Istnieje taki spo sób klinicznego uzasadniania, który lepiej pasuje do freudowskiej analo gii puzzli, n iż w yrażenie „pokrew ieństw o tem atyczne”. Bardziej literacko i trafniej scharakteryzował je W illiam James, gdy m ów ił: „(...) przeskoki, które na pierw szy rzut oka przerażają nas sw oją n agłością (...) przy ścisłym zbadaniu często ujawniają ogniw a pośrednie całkow icie naturalne i w ła ściw e”867. G dy w dow cip ie nerw ow y wikary przedstawia panią Schlitt jako panią Pliss, to znam y drogę, ja k ą on przeszedł, tak jak w szy scy znający wersję oryginalną tego dow cipu znają drogę, po której doszedłem do tej wersji złagodzonej868. C o m oże Erwin pow iedzieć o sensow ności, która jak tw ierdzi - je st podstaw ą naszej pew ności? Przykładem bardziej zbliżo nym do tej klasy twierdzeń Freuda, które pow ołują się na w p ływ wydarzeń z okresu w czesn ego d zieciństw a na charakter osoby w w ieku dojrzałym, je st przypadek ekscentrycznej starej panny H avisham z pow ieści D icken sa Wielkie nadzieje. W pokoju stołow ym znajduje się sczerstw iały tort 867 The Principles of Psychology, dz. cyt., Vol. 1, s. 555 [por. Psychologia. Kurs skrócony, dz. cyt., s. 206 (przyp. tłum.)]. 868 Nerwowy wikary to ksiądz Lee, bohater książeczki dla dzieci Roalda Dahla Vicar of Nibbleswicke (1994), który cierpi na rzadki i wprawiający parafian w zakłopotanie rodzaj dysleksji, polegającej na wymawianiu niektórych słów w zdaniu na wspak (przyp. tłum.). 405
FREUD I PSEUDONAUKA
w eselny, a ona ma na sobie suknię ślubną i tylko jeden biały pantofel na nodze. W szystkie zegary w dom u w skazują stale godzinę za dw adzieścia dziew iąta. W tym wypadku m ożna chyba te fakty zupełnie sensow nie przy pisać okoliczn ościom , które przed laty zaszły w dniu jej ślubu, kiedy jak grom z jasn ego nieba spadła na nią w iadom ość, że została porzucona. Co sprawia, że nabiera to sensu, jak nie pokrew ieństw o tem atyczne Erwina, to je g o bête noir ? Sposób, w jaki pokrew ieństw o tem atyczne um acnia wiary godność, ilustruje kolejny przykład. G dyby w szystko, co w iem y o pannie Havisham sprowadzało się do tego, że była ona w ych ow yw an a na uroczą m ałą dziew czynkę łam iącą m ęskie serca, to nie m ielibyśm y pew ności, czy jej m otyw acja m iała charakter osobisty, czy m oże ideologiczny; ale po do w iedzeniu się o okolicznościach, w jakich została porzucona i poznaniu ich zw iązku z jej późniejszym i dziw actw am i, zw iązek przyczynow y zy skuje olbrzym ią w iarygodność. W pytaniu o kliniczny materiał dow odo w y dla teorii Freuda nie chodzi o to, czy odpowiada on standardom nauk przyrodniczych, lecz o to, czy znajduje się na tyle blisko poziom u panny Havisham , żeby zasługiw ać na bycie w iarygodnym . Przyjrzyjmy się notorycznie przytaczanemu przykładowi. Oto jak w wypadku „C złow ieka z w ilkam i” Freud rozw iew a sceptycyzm co do w ystąpienia i oddziaływ ania „sceny pierwotnej” (w ydarzenie, w któiym półtoraroczny „C złow iek z w ilkam i”, śpiący w łóżku rodziców budzi się i jest świadkiem ich stosunku p łciow ego a tergo, czyli na sposób w łaściw y psom ): „Analityk (...) chcąc się uspokoić, zacznie sobie w yobrażać (...) jak w pewnej fazie terapii za częło się zdaw ać, iż w szystko konwerguje w ła śnie do niej, jak w trakcie syntezy stała się ona punktem prom ieniowania najróżniejszych osob liw ych sukcesów , jak w tej jednej hipotezie znalazły rozw iązanie w ielk ie i najm niejsze problem y i osob liw ości historii choroby, a w tedy dojdzie do w niosku, że nie przypisuje sobie takiej przenikliw ości um ysłu, by m ógł w ym yślić coś, co za jednym zam achem spełnia w szystkie te w y m o g i”869. Jakie ok oliczn ości m ają zw iązek z rozstrzygnięciem , czy m ożna na przykład przerażenie „C złow ieka z w ilkam i” na w idok w ilka w w yprostowanej pozycji przypisać sensow nie pozycji, ja k ą przybrał je g o ojciec podczas sceny pierwotnej, tak jak to, że panna H avisham m iała na nodze jeden biały pantofel jak o stara panna m ożna w ytłum aczyć tym , iż m iała na nodze jeden biały pantofel jako przyszła żona? C zyż nie są to w naturalny sposób nasuwające się pytania o to, czy „C złow iek z w ilkam i” .Z historii nerwicy dziecięcej („Człowiek-Wilk”)”, dz. cyt., s. 138 (przyp. tłum.).
406
OSTATECZNY ROZRACHUNEK
naprawdę był św iadkiem stosunku a tergo rodziców, i jak bliskiego pokre w ieństw a m ożna się dopatrzeć m iędzy urazem jako czynnikiem rzekom o wyjaśniającym a „najróżniejszym i osob liw ym i sukcesam i”, które Freud mu przypisuje, a nie om aw iane przez Erwina problem y intresujące filozo fię wyjaśniania? Tym, co przytaczanym przez Freuda przykładom ilustru jącym sposób, w jaki m inione dzieciństw o nadaje późniejszym okresom życia posm ak tendencyjności nie jest to, że - jak utrzymuje Erwin - odw o łują się one do naszej ogólnej znajom ości zdroworozsądkowej psycholo gii, lecz w ątpliw y charakter danych uważanych za tem atycznie pow iązane i słabe ich pokrew ieństw o. C hcielibyśm y na przykład dow iedzieć się, czy Freud w iarygodnie w y jaśnił, d laczego „C złow iek-Szczur” zadręcza się na m yśl o tym , że dopóki nie spłaci długu, którego nie zaciągnął, je g o ojciec zostanie poddany tortu rom, podczas których w ygłod n iałe szczury zostaną wprow adzone do jeg o odbytnicy. W podanym przez Freuda w yjaśnieniu - które, jak twierdzi, m a kolejny raz uspraw iedliw iać podkreślanie przez niego w agi seksual ności dziecięcej - kara w ym ierzona za p om ocą szczurów była sym bolicz nie zniekształconą reaktyw acją je g o dziecięcych rozm yślań nad sposo bem rozstrzygnięcia problem u narodzin przez odbytnicę, i to, połączone z przyrównaniem przez n iego szczurów do dzieci oraz poddane m echani zm ow i odw rócenia, w ytw orzyło w yobrażenie szczurów przedostających się do odbytnicy je g o ojca. A le to nie brak ep idem iologicznego dowodu na poparcie tw ierdzenia Freuda, że przypadek „panicznego obsesyjne go strachu” przejm ującego „C złow ieka-Szczura” ilustruje przyczynow y w p ływ dzieciństw a na pow staw anie objaw ów sprawia, że nie sposób go zaakceptow ać, lecz je g o absolutna zbędność w św ietle w ied zy o tym, że „C złow iek-Szczur” jed y n ie w łą czy ł do sw oich m yśli obsesyjne w yobraże nie, podsunięte mu przez tę sam ą osobę, która zaledw ie dzień w cześniej w prow adziła go w błąd w sprawie długu. Ż eby jasno ukazać różnicę m ię dzy m oim zarzutem a tym , co uważam za scjentystyczny zarzut Erwina, p ozw olę sobie w skazać warunki, pod jakim i gotów byłbym uznać twier dzenie Freuda o w p ły w ie d ziecięceg o fantazjowania „C złow ieka-Szczura” o narodzinach przez odbytnicę czy je g o obsesję za warte rozważenia. G dyby w tej opow iedzianej mu anegdocie o torturach zam iast szczurów w ystępow ały fretki, i gdyby c z ę śc ią ciała poddaną torturze była twarz (jak w Orwellowskim 1984), a nie odbytnica, lecz gdyby pom im o to w prze śladującej „C złow ieka-Szczura” m yśli w ystępow ały szczury, a nie fretki oraz zam iast twarzy - odbytnica, w ów czas dopiero teza Freuda o w pływ ie 407
FREUD I PSEUDONAUKA
fantazji o narodzinach przez odbytnicę uzyskałaby taki stopień pośrednie go wsparcia, który uw olniłby j ą od zarzutu arbitralności. Takie rozważania nie przyjmują z góry m oim zdaniem żadnych spornych poglądów na natu rę wyjaśniania i pozostają całk ow icie w sferze racjonalnej hermeneutyki. Zatem podstaw do podawania w w ątpliw ość oryginalności cudów, jakie Freud w yczyn ia w sferze interpretacyjno-rekonstrukcyjnej, nie należy szu kać u Erwina, lecz u A llen a Estersona, który w swojej k siążce870 om aw ia kw estię w iarygodności historii przypadków. Tam, gdzie do głosu docho dzi sceptycyzm co do zasadności w n iosk ów klinicznych Freuda, m usim y od w oływ ać się do standardów narracyjnej i eksplanacyjnej siły przekony wania, opartych na naszym zdrow ym rozsądku, a nie do przyjętych przez Erwina standardów trafności w yw odzących się z nauk przyrodniczych. Zobaczm y, jak Paul M eehl w yraża sw oje w ątpliw ości co do posłużenia się przez Freuda kryterium pokrew ieństw a tem atycznego: „Tak naprawdę to freudowska analogia puzzlow a nie stosuje się do seansu psychoanali tycznego, poniew aż to nieprawda, iż w szystk ie elem enty pasują do siebie, albo że kryteria dopasow ania są w ystarczająco ścisłe, żeb y m ogły stano w ić analogię nawet do jasn o sprecyzow anego postępow ania kryminalne g o ”871. A le przecież M eehl sam, inaczej niż Erwin, stoi na straży legalności kryterium dopasow ania („pokrew ieństw a tem atycznego”). K w estia, którą M eehl poruszył, ma zw iązek z tem atem , jednakże Erwin j ą niestety zigno rował, przypuszczając scjentystycznie zainspirowany atak na sam ą ideę w yjaśniania niem ającego nom otetycznego poparcia. C o najwyżej, zgodzi się z tym, że wsparcie nom otetyczne przychodzi niekiedy nie ze strony eksperym entu, ale ze strony w ied zy ogólnej. M am y jednak sporo przykła dów pokrew ieństw a tem atycznego, których trafność nie w ynika z w iedzy ogólnej, lecz z ich pozornego szczeg ó ło w eg o charakteru, i to w łaśnie trze ba pokazać jako złudne, zanim się je odrzuci. O dw oływ anie się do łączenia ze sobą elem entów tak, żeb y tw orzyły dobrze zło żo n ą całość, nie jest w ynalazkiem ostatnich generacji anality ków. To jest w ynalazek sam ego Freuda. W Objaśnianiu marzeń sennych*12 Freud uprzedza zarzut, że skojarzenia m ogły być dziełem marzenia senne go, m im o że nie kształtow ały je g o treści: „ ( . .. ) m ożna w ątpić co do tego, *172 870 Allen Esterson, Seductive Mirage (Chicago: Open Court, 1993). 171 Paul Meehl, „Some Methodological Reflections on the Difficulties o f Psychoanalytic Research”, Minnesota Studies in the Philosophy o f Science, Vol. IV (1970), s. 407. 172 The Interpretation of Dreams, dz. cyt., s. 191 [Objaśnianie marzeń sennych, dz. cyt., s. 175 (przyp. tłum.)]. 408
OSTATECZNY ROZRACHUNEK
czy ow o w spom nienie naprawdę brało udział w procesie kształtowania treści sennej, że to raczej dopiero w trakcie pracy wykładania dochodzi do ustanow ienia tego zw iązku. A le bogactw o i zaw ikłanie w ięzi skojarze niow ych poręcza za słuszność tego pierw szego ujęcia”. D la krytyki teorii marzeń sennych Freuda, a dla je g o interpretacji w ogóln ości, istotne jest to, żeby pokazać, że „bogactw o i zaw ikłanie w ięzi skojarzeniow ych” jest w ytw orem p om ysłow ości Freuda albo niew olniczej u ległości jeg o czytel ników, a nie faktów. Tego jednak Erwin nie robi. Są pow ody, żeby przypuszczać, iż nawet w tych w ypadkach, w których wydaje się, że spotyka się g ęstą szczeg ó ło w o ść, m oże to być tylko z po zoru słuszne. Posłuchajm y, co historyk literatury, Alastair Fowler, m ów i o podobnym problem ie ocen y układów num erologicznych w poezji. F ow ler ustanawia regułę, która m ów i o tym , że je śli oceni się, iż liczba strof w ustępie poem atu m a znaczenie astronom iczne, to liczby strof w dopeł niających ustępach rów nież pow inny m ieć wartości astronom iczne, a nie pitagorejskie czy biblijne. Freud nie podlega takiemu analogicznem u ogra niczeniu. W studium przypadku Dory m ów i nam, że „nie je st konieczne, by różne znaczenia przypisyw ane jednem u sym ptom ow i korespondow ały ze sobą”873. A w historii „C złow ieka z w ilkam i”, w której dokonuje niedających się porównać interpretacji je g o objawów, sam to zauw aża i ko mentuje: „B yła to tylko sprzeczność logiczna, to zaś n iew iele m ów i. Całe to zjaw isko charakteryzuje raczej pracę nieśw iadom ości”874. 1 w łaśnie na tym pobłażliw ym stosunku Freuda do w łasnych interpretacji pow inien był Erwin skupić sw oją uw agę. Jeśli ch cielib yśm y w ied zieć, do jakiego stopnia należy dawać wiarę konkretnym tw ierdzeniom diagnostycznym Freuda, to co przyjdzie nam z tego, że dow iem y się, iż nie spełniają one standardów nauk przyrodni czych? B ęd zie to praw dziw e dla całej klasy, do której one należą, a my chcem y w ied zieć, jak odróżnić pośród nich tw ierdzenia bardziej w iarygod ne od mniej w iarygodnych. M iędzy innymi Richard W ollheim jest prze konany, że gdyby rywal w m iłości „C złow ieka-Szczura” nie nazyw ał się Richard i tym sam ym „D ick”, a zatem nie byłby to hom onim niem ieckiego słow a „gruby” - dick - to nie zacząłby się tak drastycznie odchudzać875. 175 „Fragments o f an Analysis o f a Case o f Hysteria”, dz. cyt., s. 65 [„Fragment analizy pewnej histerii”, dz. cyt., s. 109 (przyp. tłum.)]. 874 „From the History o f Infantiie Neurosis”, dz. cyt., s. 557 [,,Z historii nerwicy dziecięcej („Człowiek-Wilk”)”, dz. cyt., s. 160 (przyp. tłum.)]. 875 Wollheim, Freud, dz. cyt., s. 88-91. 409
FREUD I PSEUDONAUKA
C zy naprawdę jest sens udow adniać, że niem ożność przyjęcia tych słów z aprobatą w ynika z niepodporządkowania się standardom nauk przy rodniczych? A co z m o żliw o ścią potw ierdzenia przez ew entualną aprobatę pacjen ta? Erwin odrzuca herm eneutyczne odczytanie Freuda, poniew aż - jak m ów i - form ułow ane przez niego twierdzenia m ają jaw n ie przyczynow y charakter. Erwin nie jest jedynym w yrazicielem poglądów Freuda, któ remu zm ąciła w g ło w ie jed n oczesn a detronizacja i przyw rócenie do łask introspekcji. Podąża on trop w trop za Grunbaumem zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, jak rew izjonistyczna jest teza, że Freud jest w olny od hermeneutycznej przywary (s. 20). Żeby tw ierdzić, że Freud otwarcie i jednoznacznie m yślał w kategoriach przyczyny i skutku, trzeba czytać je g o teksty prawie tak sam o w ybiórczo, jak to robią hermeneutycy. N ajw ięcej kłopotu przedstawianiu Freuda jako m yślącego jaw n ie przy czynow ym i kategoriam i, jak to robi Erwin, przysparza w yrażona w Wy kładzie VI Wstępu do psychoanalizy, ale gdzie indziej w ielokrotnie przy różnych okazjach powtarzana lub dorozum iewana, teza m ów iąca, że pa cjent zna sens sw oich marzeń sennych, objaw ów itd., tylko nie w ie o tym, że w ie. C zy Freud przez to rozum ie, że tym, co pacjent w ie, jest hipoteza przyjmująca przyczynę r? I dalej, jakiej to hipotezy przyczynow ej m a pa cjent „szukać w sob ie”, jak się w yraża Freud w słow ach przytaczanych przez Griinbauma, który na ich podstaw ie obszernie rozprawia o tym , jak Freud racjonalnie uzasadnia trafność? Czy hipotezą przyczynow ą będzie to, czego pacjent ma „szukać w sob ie”? To tę w łaśnie dw uznaczność za uw ażył u Freuda B.F. Skinner: „C hociaż sam Freud nauczył nas nie trakto w ać serio introspekcji, niem niej jednak to chyba on jest odpow iedzialny za pogląd, że potrzebujem y czeg o ś innego, niż bezpośrednie dośw iadczenie, skoro mam y zrozum ieć pew ne czynności aparatu p sych iczn ego”876. N a stronie 98 Erwin stanow czo protestuje przeciw w iarygodności freu dow skich tez m ów iących, że „człow iek zaakceptuje fikcyjne interpreta cje”. N ie bierze to jednak pod uw agę obszernej klasy freudow skich in terpretacji, na których w iarygodność akceptacja pacjenta nie ma w pływ u. Pośród interpretacji analitycznych, których nie m oże potw ierdzić przeko nanie pacjenta, nawet je śli nie zostało skażone, są w yjaśnienia konwersji objaw ów histerycznych: wyparta m yśl „to wbija mi nóż w serce” zostaje 876 B.F. Skinner, „Critique o f Psychoanalytic Concept and Theories”, The Validation o f
Scientific Theories (New York: Collier, 1959), s. 12. 410
OSTATECZNY ROZRACHUNEK
przerobiona na wrażenie ukłucia w okolicy serca; zareagowanie na zniew a gę „trzeba to przełknąć” wyparciem uczuć zostaje przeobrażone w „aurę” histeryczną w gardle; wyrzut odebrany jak „policzek” zostaje przełożony na znieczulenie twarzy; zw roty „nie m a na czym się oprzeć” i „nie można zrobić nawet kroku” w yw ołu ją zaburzenia chodzenia; lęk przed byciem z niektórymi obcym i na w łaściw ej stopie staje się bólem w pięcie; utyka nie Dory po niedom aganiach żołądkow ych (one sam e były spow odow ane fantazjami zw iązanym i z ciążą) wyrażało, a m oże przekazywało, jej wra żenie nielegalnego charakteru ciąży za pośrednictwem wyrażenia idiomatycznego, które naw iązyw ało do zrobienia „fałszyw ego kroku” . Zaparcie „C złow ieka z w ilkam i” było m anifestacją m nóstw a fantazji nawiązujących do penetracji mającej zw iązek z porodem, odrodzeniem się i odbytnicą. Jak w yznanie pacjenta, naw et nie pod w pływ em analityka, m ogłoby potwier dzić takie jak te interpretacje? Zrozumiałe, że aprobata pacjenta nie jest w łaściw ym sposobem odpow iedzi na pytanie, czy w w ytworzeniu takich objaw ów nie odgryw ały roli nieśw iadom e w yobrażenia, a w ięc sugestia nie w chodzi w grę. Erwin przedstawia m ocne, oparte na solidnych podstawach m etodo logicznych argumenty przeciw charakterystycznej dla psychoanalizy jej terapeutycznej skuteczności. A jednak jest coś z lekka przyprawiającego o m dłości w czołobitnym sposobie, w jaki broni on Griinbauma przed krytyką je g o twierdzenia, że to dzięki zaufaniu, jakie m iał do sw oich te rapeutycznych osiągn ięć („argument zgo d y ”), m ógł Freud odpow iedzieć na zarzuty z „niezrównanym , protekcjonalnym spokojem ”. Erwin tylko zapew nia, że Griinbaum m a rację, m im o że krytycy „starali się zrobić coś pożyteczn ego” . A le nie dow iadujem y się, co to takiego było to „coś poży teczn ego”, ani dlaczego to „coś” pom ija m ilczeniem . W prawdzie twierdzi, że zdaje relację z przeglądu analiz krytycznych „argumentu zgody” Griinbauma, którego dokonał Paul Robinson, to jednak nie sposób z je g o relacji dom yślić się w niosku, do jak iego Robinson dochodzi: „Argument zgody jest nietrafny od sam ego początku. W sw oim skrupulatnym opisie jeg o historycznego pow stania i upadku Griinbaum jest n ieszczery”877. (N ieco później A llen Esterson878 pokazał, jak Griinbaum daje pozbaw iony pod
877 Paul Robinson, Freud and His Critics (Berkeley: University o f California Press, 1993), s. 229. 878 Allen Esterson, „Griinbaum’s Tally Argument”, History o f the Human Sciences, Vol. 9, No. 1 (February 1996), s. 43-57. 411
FREUD I PSEUDONAUKA
staw opis „argumentu zg od y” i jak wazeliniarska je st je g o odpow iedź na zarzuty). Jest jesz c z e jeden problem zw iązany z kliniczną trafnością pom inięty przez Erwina. Chodzi o nieuchw ytny, prywatny charakter w ięk szości do w od ów przem awiających na korzyść twierdzeń analityków. Oprócz sam e go ogrom u materiału skondensow anego w sprawozdaniach z przypadków jest je sz c z e postawa pacjenta, intonacja je g o głosu, w yraz twarzy itd. Sam Freud w co najmniej dw óch m iejscach wskazuje na niew ystarczalną m oc dow od ow ą opartego na analogii spójności wewnętrznej puzzli racjonal nego uzasadnienia dawania wiary je g o interpretacjom i rekonstrukcjom, i pow ołuje się na rolę nieodtwarzalnych niuansów seansu analitycznego. W artykule o M ałym H ansie pisał Freud w 1909 roku: „Niestety, żadne przedstawienie psychoanalityczne nie m oże oddać wrażeń, jakie stają się naszym udziałem w trakcie procesu analitycznego - ostatecznie przekonać się m ożna jedynie dzięki przeżyciu, nigdy za sprawą lektury”879. A w histo rii przypadku „C złow ieka z w ilkam i”: „Jak w iadom o, nie znaleziono je sz cze takiej formy ekspresji, która m ogłaby oddać zrodzone w trakcie analizy przekonanie. W yczerpujące protokoły procesów zachodzących w trakcie seansów analitycznych z pew n ością nie są w stanie tego dokonać”880. Jak w takim razie m oże Erwin odrzucić tw ierdzenia freudystów, że zarów no niefreudow skie, jak i freudow skie alternatywy nie były pow ią zane z nieprzekazyw alnym i danymi seansu analitycznego, jak nie przez zakw estionow anie ich rozsądności czy bezstronności? Zagadką pozostaje, jak m ógł Erwin przeoczyć ten argument na uzasadnienie freudowskiej teo rii, skoro Thom asow i N a g elo w i, którego popierającą Freuda argumentację Erwin - w sw oim m niem aniu - odparł, trafił on do przekonania? W intere sie w iarygodności analityka N a g el odw ołuje się do ok oliczn ości, które nie są dostępne nieanalitykom , lecz zależą od „dow odów zebranych w trakcie nadzw yczajnych warunków leczenia psychoanalitycznego ( . , . ) ”881. Erwin w oli nie uznawać istnienia poparcia dla teorii freudowskiej, nie będąc za razem tak nieuprzejmym, żeby podawać w w ątpliw ość św iadectw o tych, co m ów ią, iż potwierdzili teorię.
879 „Analysis o f a Phobia in a Five Year Old Boy”, dz. cyt., s. 245 [„Analiza fobii pięciolatka (Mały Hans)”, dz. cyt., s. 66 (przyp. tłum.)]. *“ „From the History o f Infantile Neurosis”, dz. cyt., s. 480 [„Z historii nerwicy dziecięcej („Człowiek-Wilk”)”, dz. cyt., s. 107 (przyp. tłum.)]. M1 T. Nagel, „Freud’s Permanent Revolution”, dz. cyt. 412
OSTATECZNY ROZRACHUNEK
Erwin zdaje się m ylić podstaw ę do w nioskow ania z je g o uzasadnie niem . D o tego, żeby bronić wewnętrznej zasadności m iędzyklinicznych podstaw do w nioskow ania, nie trzeba w cale przyjm ować, że stanow ią one dow ód. W prawdzie na podstaw ie w gnieceń na lasce klienta Sherlock H ol m es w yw n iosk ow ał, że je st on w łaścicielem psa m niejszego od mastyfa, ale w ięk szego od teriera, to przecież pies był potwierdzeniem tego w nio sku. To dziw ne, że Erwin, podobnie zresztąjak i Griinbaum, lekcew aży ten argument m ający sw oje źródło w niezależnym potwierdzeniu. Jaki m oże być lepszy pow ód do prześw iadczenia o trafności m etody psychoanali tycznej, niż to, że pozw ala ona analitykowi w nioskow ać o zdarzeniach z dzieciństw a, które zostają potem niezależnie potw ierdzone, jak Freud, James Glover, Robert Waelder, Susan Isaacs, H einz Hartmann, Jacob Arlow, Charles Brenner, Hannah Segal, Robert F liess i inni m ów ili o sw oich w łasnych rekonstrukcjach? Te sam e racje - bezpośrednia obserwacja - bierze pod uw agę Freud, kiedy rozpatruje sw oje oparte na materiale klinicznym spekulacje o życiu seksualnym dziecka, o góln ie rzecz biorąc, potwierdzone: „ ( ...) bezpośred nia obserwacja w pełni potw ierdza w nioski w ysnute z psychoanalizy”882. „Początkow o m oje poglądy na seksualizm d ziecięcy opierałem niem al w yłączn ie na w ynikach analiz ludzi dorosłych. ( . . . ) D latego był to w ielki tryumf, kiedy po latach udało się potwierdzić niem al w szystkie moje w n io ski w bezpośredniej obserw acji d zieci”883. „M oje zadziw iające odkrycia dotyczące seksualności dzieci b yły początkow o dokonyw ane na podstawie analizy w spom nień osób dorosłych. A le później (od około roku 1908) stało się m ożliw e potw ierdzenie ich w sposób bardziej zadowalający poprzez bezpośrednie obserw acje d zieci”884. Jak w św ietle tych potwierdzających doniesień Freuda i innych m oże Erwin tak kategorycznie tw ierdzić, że brak dow odów na poparcie teorii? A lbo zdążył zapom nieć o pozaklinicznych obserwacyjnych podstawach w ielokrotnie przedstawianych przez psychoanalityków dla uw iarygodnie nia m etody i teorii, albo je st zbyt roztropny lub bojaźliwy, żeby przyznać, iż im nie wierzy. 882 Three Essays on Sexuality, dz. cyt., s. 112 [„Trzy rozprawy z teorii seksualnej”, s. 85, przyp. 103 (przyp. tłum.)]. 883 „The History o f the Psychoanalytic Movement”, dz. cyt., s. 300. 884 Autobiographical Study, dz. cyt., s. 70 [Moje życie i psychoanaliza, dz. cyt., s. 42 (przyp. tłum.)]. 413
FREUD I PSEUDONAUKA
N a stronie 2 9 4 Erwin pisze: „N ie przekonuje m nie popperowski argu ment, że z logiczn ego punktu w idzenia nie jest m ożliw e sprawdzenie teorii freudow skiej” . O tym jednak, że to m oże być spłycona wersja poglądów Poppera na zw iązek spraw dzalności z teorią freudowską, nie jest nam dane się d ow iedzieć, poniew aż zostajem y odesłani nie do Poppera, lecz do arty kułu Griinbauma o Popperze. Jest to tym dziw niejsze, że w artykule z roku 1989 na temat kryterium testow alności u Poppera885 Grunbaum zapowiada, iż zrzucił na Erwina zadanie zajęcia się m oim i zarzutami pod adresem je g o poglądu na tę sprawę886. Ponadto w 1993 roku Grunbaum o g ło sił, że Erwin w łaśnie w yw iązał się z tego zadania („Erwin, 1992, przeprowadził sta ranną obronę m oich p oglądów przed zarzutami C ioffiego”)887. Jednak ani m oje zarzuty, ani „staranna obrona” Erwina nie figurują w bibliografii Er wina; ta ostatnia dlatego, że jest w ytw orem wyobraźni Griinbauma. Gdyby Erwin przystał na życzen ia Griinbauma, m oże byłby zm uszony przyznać, że poglądy Poppera na testow alność i jej stosunek do pseudonauki nie są pozbaw ione zaw iłości, a m o że naw et i niespójności, których Grunbaum w o góle nie w ziął pod uw agę. To, na co uskarża się Popper w najczęściej cytow anym źródle pokazującym je g o przeciw ny pogląd na psychoanalizę: wykład na temat d om ysłów i refutacji z 1956 roku, to nie je st tylko jej niefalsyfikow alność, lecz nieustanny strumień weryfikacji. Erwin nie w idzi n iczeg o problem atycznego w pojęciu testow alności. C hociaż zarówno G ellner, jak i Grunbaum odróżniają teorię-sam ą-w -sobie od postępow ania jej zw olenników , przy czym Grunbaum uważa, że odm o w a kapitulacji w ob ec falsyfikacji nie w yklucza testow alności, a Gellner - że przyzw olenie na falsyfikację nie pociąga jej za sobą, to jednak nad tym , co z tego w ynika, Erwin przechodzi do porządku. Tak jak pojęcie testow alności nasuwa naturalne problemy, tak i je g o zastosow anie w teorii freudowskiej rodzi specjalne problemy. Jest tak dlatego, że nie istnieje po w szechnie zaakceptow ane sform ułow anie teorii, a w ięc nie ma zgody co do tego, na czym p olegają m odyfikacje teorii, a nie jej p ost hoc objaśnie nia, a tam, gdzie w iadom o, że oferuje się objaśnienia, a nie modyfikacje, nie sposób rozpoznać, czyje objaśnienia zasługują na zaufanie, albo gdzie 885 A dolf Griinbaum, „The Degeneration o f Popper’s Theory o f Demarcation”. W: Fred D ’Agostino i Ian Jarvie, red., Freedom and Rationality: Essays in Honor o f John Watkins (Boston, Dordrecht: Reidel, 1989). 886 Patrz rozdział 9 w tym tomie. 887 Grünbaum, Clinical Validation in the Clinical Theory o f Psychoanalysis (Madison, Con necticut: International Universities Press, 1993), s. 50. 414
OSTATECZNY ROZRACHUNEK
oba niedające się porównać objaśnienia p ochodzą od Freuda, które z nich należy uznać za ostateczne. W teorii freudowskiej m am y w łaśnie połą czenie epistem icznie niejednoznacznych w yp ow iedzi z podejrzanymi pod w zględ em m etodologicznym praktykami. O tym , że nie jest to czysto akadem icki punkt w idzenia św iadczy spo sób, w jaki Erwin om aw ia „freudowski pogląd na pochodzenie osob ow o ści oralnej” . Jaki jest pogląd Freuda na pochodzenie osob ow ości oralnej? Erwin m ów i o w ysiłkach podejm ow anych w celu znalezienia dowodu na w p ływ fazy oralnej w rozwoju dziecka na charakter człow iek a dorosłego, ale do je g o św iadom ości nie dociera to, że teorię, którą uw aża za bezpro blem ow o testow alną, Freud uznał za niedającą się zinterpretować. M ów i naw et o „obaleniu freudow skiego stanow iska”. W swojej ostatniej w yp o w ied zi na ten temat Freud napisał, że wpraw dzie „pierwszym erotycznym obiektem dziecka jest karmiąca je pierś matki (. . . ), podstawa filogenetycz na ma tak w ielk ą przew agę nad przypadkowym , osobistym przeżyciem , że nieistotne jest to, czy dziecko rzeczyw iście ssało pierś, czy też było kar m ione z butelki i nigdy nie cieszy ło się czu ło ścią matki. W obu przypad kach je g o rozwój idzie tą sam ą drogą”888. N a czym m iałoby zatem polegać „obalenie” tego „freudow skiego stanow iska”? Z łośliw em u obserw atorow i przyjęte przez Erwina i Grimbauma racjo nalne uzasadnienie ocen y epistem icznych roszczeń „teorii freudow skiej” będzie się w ydaw ać karygodną próbą zawarcia um ow y m iędzy obroną a oskarżeniem , prow adzącą do uzyskania łagodniejszego wyroku, w której tradycyjne oskarżenie rzucone przez co bardziej u czciw ych krytyków, że teoria funkcjonow ała jako zestaw niezbyw alnych dogm atów, wspartych nieu czciw ą praktyką informacyjną, zostało zaniechane w zamian za przy jęc ie lżejszego oskarżenia o system atycznie przecenianą w agę dowodu przem aw iającego za teorią889.
888 An Outline o f Psychoanalysis, dz. cyt., s. 56 [„Zarys psychoanalizy”, dz. cyt., s. 139 (przyp. tłum.)]. 889 Recenzja książki Edwina Erwina, A Final Accounting: Philosophical and Empirical Issues in Freudian Psychology (Cambridge, Massachusetts: MIT Press, 1996) pierwotnie opublikowana w Philosophy, Vol. 72, No. 281 (July 1997) i publikowana za pozwole niem.
415
Literatura Alston, W.P. (1964). The Elucidation o f Religious Statements. W: W.R. Reese i E. Freeman, red., Process an d Divinity: The Hartshorne F estschrift La Salle: Open Court. Arlow, J. (1960). Psychoanalysis and Scientific Method. W: S. Hook, red., P sy choanalysis, Scientific M ethod and Philosophy. New York: Grove Press. AschafFenburg, G. (1906). Die Beziehungen des sexuellen Leben zur Entstehung von Nerven- und Geisteskrankenheit. Münchener m edizinische Wochenschrift, LIII, 1793-1798. Brill, A. (1948a). Basic P rinciples o f Psychoanalysis. New York: Washington Square Press. Brill, A. (1948b). Lectures on Psychoanalytic Psychiatry. New York: Vintage. Carter, C. (1954). An E ncyclopedia o f Psychoanalytic Astrology. London: Theosophical Publishing House. Dalbiez, R. (1941). Psychoanalytic M ethod and the D octrine o f Freud. London: Longmans. Dante, A. (1871). La Vita Nuova. (trans. Theodore Martin). Edinburgh. Eddy, M.B. (1875). Science an d Health with K ey to the Scriptures . Published in Boston by the Trustees under the Mary Baker Eddy Will. Eddy, M.B. (1875). Science and Health. Boston: Allison V. Stewart. Escalona, S. (1952). Problems in Psychoanalytic Research. International Journal o f Psychoanalysis , 33: 11-21. Farrell, B.A. (1961). Can Psychoanalysis be Refuted? Inquiry. Flügel, J.C. (1924). Critical Discussion. British Journal o f M edical Psychology, 51. Frank, J. (1961). Persuasion and Healing. London and Baltimore: Johns Hopkins Press. Freud, S. (1896). Further Remarks on the Neuro-Psychoses o f Defence. W: Col lected Papers. Vol. 1. London: The Hogarth Press and the Institute o f Psycho analysis, 1924a.
416
LITERATURA
Freud, S. (1898). Sexuality in the Aetiology o f Neuroses. W: C ollected Papers. Vol. 1, 1924a. Freud, S. (1900). The Interpretation o f Dreams. London: Allen and Unwin, 1954. Freud, S. (1904). On Psychotherapy. W: C ollected Papers. Vol. 1, 1924a. Freud, S. (1905). My Views on the Part Played by Sexuality in the Aetiology o f the Neuroses. W: C ollected Papers. Vol. 1, 1924a. Freud, S. (1909a). Notes upon a Case o f Obsessional Neurosis. W: Standard Edi tion. Vol. X. London: Hogarth Press, 1953-1966. Freud, S. (1909b). Bemerkungen über einen Fall von Zwangneurose, Gesam melte Werke, Band 7. Frankfurt am Main, 1972. Freud, S. (1910). The Future o f Psychoanalytic Psychotherapy. W: C ollected P a pers. Vol. 2, 1924b. Freud, S. (1916). Introductory Lectures on Psycho-analysis. London: Hogarth Press. Freud, S. (1922). B eyond the Pleasure Principle. London: Hogarth Press. Freud, S. (1923). Remarks on the Theory and Practice o f Dream Interpretation. W: C ollected Papers. Vol. 5, 1950. Freud, S. (1924a). C ollected Papers. Vol. 1. London. Freud, S. (1924b). C ollected Papers. Vol. 2. London. Freud, S. (1925a). C ollected Papers. Vol. 3. London. Freud, S. (1925b). C ollected Papers. Vol. 4. London. Freud, S. (1926). The Question o f Lay Analysis. W: Two Short Accounts o f P sy choanalysis. London: Penguin, 1962. Freud, S. (1930). C ivilization and its Discontents. London. Freud, S. (1933). N ew Introductory Lectures on P sychoanalysis. London: Hogarth Press, 1949. Freud, S. (1935). An A utobiographical Study. London: Hogarth Press, 1950. Freud, S. (1938). The B asic Writings o f Sigmund Freud, (trans. A. A. Brill). New York. Freud, S. (1949a). An Outline o f Psychoanalysis. London. Freud, S. (1949b). The Interpretation o f Dreams. London. Freud, S. (1950). C ollected Papers. Vol. 5. London: Hogarth Press. Freud, S. (1953). The Standard Edition o f the Com plete Works. Vol. VII. London. Freud, S. (1956). G eneral Introduction to Psychoanalysis. London. Freud, S. (1961). Inhibitions, Symptoms, and Anxiety. London. Freud, S. (1962). Two Short Accounts o f Psychoanalysis. London: Penguin. Freud, S. (1963a). A G eneral Introduction to Psychoanalysis. London: Simon and Schuster. Freud, S. (1963b). Leonardo da Vinci. London. Freud, S. (1965). Three Essays on the Theory o f Sexuality. London: Avon Books. Freud, S. (1974). The Freud - Jung Letters, red., William McGuire. London: Ho garth Press and Routledge. 417
FREUD I PSEUDONAUKA
Freud, S. (1985). The Com plete Letters o f Sigmund F reud to Wilhelm Fliess. Lon don: The Belknap Press o f Harvard University Press. Freud S. i Breuer, J. (1895). Studies in Hysteria. New York, 1966. Gardner, M. (1957). Fads and Fallacies. New York. Gellner, E. (1985). The P sychoanalytic Movement. London: Paladin Books. Glover, E. (1956). Freud on Jung. New York: Norton. Glymour, C. (1974). Freud, Kepler, and the Clinical Evidence. W: R. Wollheim, red., Freud. A C ollection o f C ritical Essays, New York: Anchor Books. Griinbaum, A. (1976). Is Falsifi ability the Touchstone o f Scientific Rationality? W: R.S. Cohen et al., red., Boston Studies in the Philosophy o f Science. Vol. 39. Dordrecht: D. Reidel. Griinbaum, A. (1977). How Scientific is Psychoanalysis? W: R. Stern et al., red., Science and Psychotherapy. New York: Haven. Griinbaum, A. (1979a). Epistemological Liabilities o f the Clinical Appraisal of Psychoanalytic Theory. Psychoanalysis and Contem porary Thought. Vol. 2, No. 2. Griinbaum, A. (1979b). Is Freudian Psychoanalytic Theory Pseudo-scientific by Karl Popper’s Criterion o f Demarcation? American P hilosophical Quarterly , 16, 131-141. Griinbaum, A. (1979c). The Role o f Psychological Explanations o f the Rejection or Acceptance o f Scientific Theories. Transactions o f the N ew York Academ y o f Science. Vol. 37. Griinbaum, A. (1984). The Foundations o f Psychoanalysis: A P hilosophical Cri tique. San Francisco: University o f California Press. Hofling, C.K. (1964). Percival Lowell and the canals o f Mars. British Journal o f Medical. Psychology , 37. Inglis, B. (1964). Fringe Medicine. London. Jones, E. (1923). War Shock and Freud’s Theory o f the Neuroses. W: P apers on Psychoanalysis. London: Balliere, Tindall, and Cox, 1950. Jones, E. (1930). Sigmund Freud, Proceedings o f the R oyal Society o f M edicine , 33, 11-15. Jones, E. (1957). Sigm und Freud : Life and Work. Vol. III. London: Hogarth Press. Marmor, J. (1962). Psychoanalytic therapy as an educational process. Psychoana lytic Education. Vol. 5. New York. In the series Science and Psychoanalysis. (Red. J.M. Masserman). Masson, J.M. (1984). The Assault on Truth: Freud's Suppressions o f the Seduction Theory. London: Faber. Nagel, E. (1959). Methodological Issues in Freudian Theory. W: S. Hook, red., Psycho-Analysis, Scientific Method, and Philosophy. New York: New York University Press.
418
LITERATURA
Newton, I. (1841). O bservations on the Prophecies o f D aniel. London. Pareto, V. (1963). The M ind and Society: A Treatise on G eneral Sociology. Vol. 1. New York. Popper, K.R. (1957). Philosophy o f science: a personal report. British Philosophy in M id-Century. (Red. C.A. Mace). London. Popper, K.R. (1968a). The L ogic o f Scientific Discovery. Fifth edition (revised). London: Hutchinson. Popper, K.R. (1968b). Remarks on the Problems of Demarcation and o f Ratio nality. W: I. Lakatos and A. Musgrave, red., Problems in the Philosophy o f Science. Amsterdam: North-Holland and Kegan Paul, s. 88-102. Popper, K.R. (1969). Conjectures and Refutations. London: Routledge. Popper, K.R. (1974). Replies to My Critics. W: P.A. Schilpp, red., The Philosophy o f K arl P opper. Book II. La Salle: Open Court. Rank, O. (1927). Review o f Freud, Inhibitions, Symptoms, and Anxiety. M ental H ygiene , 11, 181-188. Waelder, R. (1962). Psychoanalysis, scientific method and philosophy. Journal o f the Am erican Psychoanalytic Association, 10, No. 3. Wisdom, J. (1961). Review o f Psychoanalysis, Scientific Methods and Philoso phy. Red. Sidney Hook. Q. Journal o f Experimental P sychology , 13 (1).
Indeks osobowy Abraham, Karl, 150 Abrams, Meyer Howard, 112 Abse, David Wilfred, 118 Adler, Alfred, 28,29,31,32,36,40, 58,115,135, 140, 236, 300, 301,302, 359 - Freud o Adlerze, 140,236,359 - i Freud, różnice między nimi, 28, 31, 58, 115,300,359 - „odstępstwo”, 28,31 - o seksualizmie, 29,135, 359 - Popper o Adlerze, 36,301 Alexander, Franz, 227, 235-236 Alfred Wielki, król, 280 Allen, Clifford - Modern Discoveries in Medical Psychology 228 Alston, William R, 303 Amsterdamski, Stefan, 36 Andersen, Christian, 114 Apollo, 232, 267 Appignanesi, Lisa, 34, 35 Arlow, Jacob A., 10, 52, 53,311,413 Aron, Raymond, 379 Arystarch, 299 Arystoteles - Etyka Nikomachejska, 80 - Metafizyka, 80 Asch, Solomon, 57, 58 Aschaffenburg, Gustav, 31,351,357,358 Atlas, Charles (wł. Siciliano, Angelo), 373,374 Aubrey, John, 366 Auden, Wystan Hugh, 109 Augustyn, św., 199 Austen, Jane, 139 - Duma i uprzedzenie, 139 - Opactwo Northanger, 114 - Perswazje, 230,231
Bailey, Pearce, 247 Barańczak, Stanisław, 95,102,109,265 - Od Chaucera do Larkina, 95, 102, 109 Barrett, Cyril, 135 Barry, James, 339 Baudelaire, Charles, 151 Beatrycze, 188,199 Benjamin, Walter, 385 Berenson, Bernard, 107, 108 Berger, John, 383 Berger, Peter 44 Bergson, Henri, 249, 251 Bettelheim, Bruno, 97, 115 - Cudowne i pożyteczne. O znaczeniach i war tościach baśni, 115
Beuve, Charles Augustin Sainte, 384 Beylin, Karolina, 51, 112 Bjerre, Paul - History and Practice o f Psychoanalysis,
242 Bleuler, Eugen, 235, 236 Blum, Harold, 42 Boétie, Étienne de la, 397 Bold, Christine, 116 Bonaparte, Marie, 153 Bonaparte, Napoléon, 189, 199,380 Bonaparte, Pierre-Napoleon, 153 Bond, James, 402 Borch-Jacobsen, Mikkel, 34,35, 63 Borger, Robert, 23,199 Boring, Edwin Garrigues, 124, 125 Bouveresse, Jacques, 388-398 Bowlby, John, 293, 324, 399 Braddon, Russell, 370, 371 Brenner, Charles, 38, 311,413 Breuer, Josef, 7, 35, 63, 142, 230, 259, 280, 329, 339, 340, 341
421
INDEKS OSOBOWY
Brierly, Marjorie, 227 Brill, Abraham Arden, 225, 226, 228, 229, 241, 246,307-308,363 Brown, James Alexander C , 227 Brown, Raymond E., 66 Bruce, James, 266 Bry, Use, 226 Bumke, Oswald, 125, 239 Bunnin, Nick, 5 Burgess, Anthony, 61, 62 Burnham, John Chynoweth, 227 Burr, Charles W., 248 Burt, Cyril, 291 Campbell, Roy, 233 Capra, Frank, 222 Caravaggio, 108 Carlyle, Thomas, 372 Carnap, Rudolf, 295 Carpenter, William Benjamin, 111 Carroll, Lewis - Alicja w krainie czarów, 195 - O tym, co Alicja odkryła po drugiej stronie lustra, 236 Cams, Paul, 250 Casement, Roger David, 170 Caute, David, 41 Cavalcanti, Giovanni, 131 Cavell, Marcia, 43 Chaplin, Charlie, 375 Charcot, Jean-Martin, 62, 289 Chesterton, Gilbert Keith, 70, 127, 253, 372 Chojnacki, Hieronim, 14 Chruszczów, Nikita, 41 Churchill, Winston, 366, 369 Ciofifi, Frank L., 5 Clare, Anthony, 44,45 Clark, Kenneth, 387 Clark, Peter, 365 Clark, Ronald, 289 Claudel, Paul, 109 Coleridge, Samuel Taylor, 81 Chan Kubla, 102-103, 266-267 Crawley, Ernest, 364 Crews, Frederick, 5,11,42,43, 51, 65, 110, 130 Crick, Bernard, 79 Crusoe, Robinson, 61 Cullen, George M., 242 Currie, Gregory, 331 Czechow, Anton Pawłowicz, 385 „Człowiek z wilkami”, 11, 30, 52, 63, 71, 73, 80, 84, 85, 98, 100, 110, 176, 221, 255, 259, 264, 348,362, 406, 409,411,412
422
- Edelson o nim, 11 - Eissler o nim, 11 - Freud o nim, 52, 73, 100, 110, 176, 259, 264,348, 362,409,411,412 - Gorer o nim, 11 - jego scena pierwotna, 30, 85,98,406 „Człowiek-Szczur” {patrz także Lorenz, Paul), 11, 80, 105, 195, 219, 255, 258, 315, 319, 320-323, 345-350, 358,407 - Edelson o nim, 11 - Freud o nim, 258, 320-323, 345-350, 358, 407 - Glymour o nim, 11,319 - jego „głęboki lęk obsesyjny”, 105 - Kerr o nim, 11 - Wollheim o nim, 219,410 Czownicka, Anna, 138, 199 D ’Agostino, Fred, 414 Dahl, Roald, 405 Dalbiez, Roland, 23,311,312 Dancy, Jonathan, 79 Danek, Danuta, 115 Daniel (postać biblijna), 189,199 Dante, Alighieri, 188,189, 199 - Życie nowe, 188 Darwin, Karol, 147, 251 De Morgan, Augustus, 56, 57 Demkowska-Bohdziewicz, Ariadna, 85 Deutsch, Helena 35 Dewey, John 208 Dickens, Karol, 51, 103, 112, 142, 390, 405 - Dom na pustkowiu, 142 - Nasz wspólny przyjaciel, 103 - Tajemnica Edwina Drozda, 103 - Wielkie nadzieje, 51, 103, 112, 390, 405 Doleżal-Nowicka, Irena, 308 Donkin, Horatio Bryan, 231 Dora, 55,63, 71, 73, 91, 100, 101, 110,139,153, 187, 188, 212, 214, 215, 219, 220, 255, 259, 264, 268, 269, 270, 271, 273, 321, 346, 409, 411 - Freud o niej, 73, 91, 110, 139, 187, 188, 214, 255, 269-270, 273, 321, 346, 409, 411 - i Eros, 71 - i fantazjowanie o fellatio, 73, 101,214 - kwestionowanie freudowskiej interpretacji zaburzeń Dory, 187, 188 - i szerokie pojęcie „miłość”, 63 - objawy histeryczne, 101, 139 - Wollheim o niej, 214,215, 219, 220,268
INDEKS OSOBOWY
Dostojewski, Fiodor, 144,151, 160, 181, 253, 396 - Biesy, 396 Doyle, Arthur Conan, 376 Dreiser, Theodore, 252 Driesch, Hans Adolf Eduard, 251 Duhem, Pierre Maurice Marie, 312 Dumas, Aleksander ojciec, 98 Dumas, Aleksander syn, 396 - Dama kameliowa, 197, 396 Dunlap, Knight, 246 Dybel, Paweł, 7 Dydona, 265 Eagle, Morris, 33 Eckstein, Emma, 292 Eddy, Mary Baker, 21,166,324 - Science and Health, 166 Edel, Joseph Leon, 369,377 Edelson, Marshall, 11,33,71 Eder, David, 363 Eidelberg, Ludwig, 273 Einstein, Albert, 295,297,300 Eissler, Kurt, 10,11,111,112,125 Eliot, George (wł. Mary Ann Evan) - Miasteczko Middlemarch, 112 Ellenberger, Henri, 111, 225,226 - Discovery o f the Unconscious, 111, 225,
226 Ellington, Duke, 26 Ellis, David, 5, 366nn Ellis, Havelock, 109,110 Ellmann, Richard, 374 Embree, Edwin, 62 Engledue, William Collins, 111 Erdelyi, Matthew, 82 Erikson Homburger, Erik 9, 227, 268, 368, 369, 371 Emstowa, Zofia, 239 Erwin, Edwin, 54, 55, 78,103, 104,399-415 - jego scjentyzm, 407,408 - krytykowany, 54,402,407,412 Escalona, Sibille, 304,305,310,314 Escher, Maurits Comelis, 144 Esterson, Allen, 5, 51, 65,100,408,411 - Seductive Mirage , 100, 408 Evert, Tadeusz, 376 Färber, Leslie, 56 Farrell, Brian Anthony, 22, 46, 164, 174, 179, 268
Farrell, James Thomas, 120 Fenichel, Otto, 115, 118 Ferenczi, Sandor, 33,75,136 Ficino, Marsilio, 131 Firth, Sir Charles, 58 Fitzgerald, Francis Key Scott - Ostatni z wielkich, 85 - Po tej stronie raju, 227 Fitzmyer, Joseph A., 66 Flaubert, Gustaw, 384, 385 Flew, Antony, 256 Fliess, Robert, 413 Fliess, Wilhelm, 60, 61, 67, 69, 106, 107, 135, 153,207, 285,290, 337, 340, 363, 364 - Freud informuje go, 60, 67, 106, 135, 153, 207,290, 337,340,363,364 Flugel, John Carl, 37, 38,78, 79,239, 354, 363 Ford, John, 116 Forrester, John, 11,34,35,56, 57 Forster, Edward Morgan, 148 - Droga do Indii, 148 Forsyth, John, 363 Fowler, Alastair, 194,409 Frank, Jerome D., 316 Frazer, James George, 86, 88,147,148 - Złota gałąź, 147 Freud, Sigmund - Aktualne uwagi o wojnie i śmierci, 234 - Analiza fobii pięciolatka (Mały Hans), 25, 155,173,182,193,238,412 - animizm u niego, 123,125,140,249-251 - apologetyka jego idei, 9, 42, 103, 109, 174, 394 - epistemiczna, 128-130 - substantywna, 128, 129,130 - argumenty za rozwiązaniem kompromiso wym, 109-110,116 - Dowcip ijego stosunek do nieświadomości, 93, 109 - Ego i id (Ja i to), 221,275, 304 - Fantazje histeryczne i ich związek z biseksualnością, 167, 218 - Fragment analizy pewnej histerii, 91, 139, 154,155,187, 193,270,409 - Further remarks on the neuro-psychoses of defence, 375 - hagiografia Freuda, 60-63 - skutek, 63-68 - Heredity and the aetiology of the neuroses, 184, 187, 335, 341,343 - Humor, 93, 94, 393 - i aluzja, 194-197
423
INDEKS OSOBOWY
- i antysemityzm, 233 - i argument zgody, 327-329, 343, 350-355, 358-363,365,411,412 - i dowód z oporu, 118, 311-312 - i empiryzm (dyskusja), 33-34, 50,127,129, 141,163,174,222,251,288,294,306,316, 330, 336, 347, 390, 394 - i etiologia, 19,26,31,47, 67, 83-84, 89,91, 103,105,148,158,159,163,180-187,202, 204-207,218,315,319-325,334,336-342, 345-348,352-356, 362, 388, 392, 400 - i terapeutyczny sukces, wzajemne rela cje, 351 - jej niesprawdzalność, 12 - jej odrzucenie przez krytyków, 157, 167, 184 - i interpretacje, 54, 55, 64, 65, 83, 94, 99, 100, 103, 105-108,116,117, 139,148,159, 151,175,177,192,198,208,216,247,257, 260,263,268,272,273,311,348,362,387, 389, 409 - ich arbitralność / tendencyjność, 30, 33, 34, 59, 77, 89,92,96,104, 144,152,155, 160, 197, 245, 261, 262, 271, 277, 339, 345 - ich perwersyjność, 115 - ich probierz / trafność, 194, 201, 218, 352, 361 - ich reguły, 154, 179, 191, 200, 245, 316 - ich rola, 134, 156-158 - ich wiarygodność, 107,410,412 - ich zgodność z rzeczywistością, 326-330, 363, 404 - ich złożoność, 154 - nietrafione, 193 - reakcje na nie, 191 - i kokaina, 7, 282,375 - i marzeń sennych objaśnianie, 15, 32, 47, 77-78, 89, 120, 141-143, 176, 194-196, 199,215,226,261,262,290,303,313,329, 344, 356, 357, 395, 408 - i kontrprzykłady, 143 - Irmy zastrzyk, sen, 282 - niejednoznaczność w ich objaśnianiu, 256, 257 - rebusopodobne, 392 - sugestii problem, 356 - Wittgenstein o, 149, 152, 160,272 - i materializm, 124-126, 250, 251 - i psychologia ludowa, 85, 110-113, 366367 - i sugestia, problem z nią, 245, 284, 332, 341,350-352,355-357, 363
424
- bulwersująca, 106 - etiologiczna, 91 - hipnotyczna, 215,277,310 - jej nieszkodliwość, 327 - jako dogmatyk, 23,46,115,367 - zdaniem Poppera, 49,300,301, 315,332 - jego atrakcyjność, 77,121 - Kilka psychicznych skutków anatomicznej różnicy płci, 91 - Kilka uwag o pojęciu nieświadomości w psychoanalizie, 276 - Konstrukcje w analizie, 178 - Kulturajako źródło cierpień, 181,224, 364 - Kwestia analizy laików (rozmowy z bez stronnym), 28,29, 328,355, 359,361 - lamarkizm Freuda, 376 - Leonarda da Vinci wspomnienie z dzieciń stwa, 151, 179, 180, 191,387 - Marzenia senne, 395 - metodologiczna krytyka, 245 - Moje poglądy na temat roli seksualności w etiologii nerwic, 27, 159, 168, 283, 320, 334, 338, 346 - Moje życie i psychoanaliza, 142, 202, 203, 314, 329, 339, 340, 359,413 - Nerwica diaboliczna w XVII wieku, 171 - Niektóre typy charakteru spotykane w pracy psychoanalitycznej, 138, 199 - Niesamowite, 140 - niesprecyzowane wnioskowanie Freuda, 178-181,396 - Nieświadomość, 123, 140 - nikomachejska obrona Freuda, 80 - Notatki oryginalne, 323 - o dowcipach, 77, 93, 109, 271,390-391 - O dziecięcych teoriach seksualnych, 173, 192, 361 - O „dzikiej"psychoanalizie, 64,241 - o dzikiej psychoanalizie, 63-64,241 - o fobiach, 25, 75, 127, 155, 173, 182, 193, 213, 220, 238, 255, 256, 259, 325,412 - o konstytucyjnym czynniku, 39, 205, 315, 316,317, 347 - o Leonardzie da Vinci, 151, 179, 180, 191, 387 - O niektórych mechanizmach nerwicowych
w wypadku zazdrości, paranoi i homoseksu alizmu, 24, 170, 171, 180 - o objawach (symptomach), 268-269 - uporczywość objawów, 218 - o przeniesieniu, 65, 127, 209, 243-244, 360
INDEKS OSOBOWY o przodków wpływie, 177,376 O psychoanalizie, 15,169,229,340 o psychoanalizie i terapii sugestywnej, róż nica między nimi, 352
O psychogenezie pewnego przypadku żeń skiego homoseksualizmu, 144, 178 o psychologii kobiet, 361,377 O psychoterapii, 351 O seksualności kobiecej, 159, 192 o „seksualnym” {patrz Seksualność) o sprzecznościach u niego, 125, 192, 193, 206,210,250,285,291,334, 335, 336,409 O typach schorzeń neurotycznych, 169 o urazie, warunki powstania, 340,342-343 o zazdrości o członek, 44-46, 56, 80, 108, 109,129,174,377-379,401 o zazdrości urojeniowej, 24,170 o życzeniach, 106,117,122,139,146,198— 199,203,212,214,216-219,255-278,310, 328,374, 377 - chorobotwórcze, 251,267 - edypalne, 164 - i komunikowanie się, 268-269 - i spełnienie / zaspokojenie, 68, 126, 134, 140-144, 160, 192, 212, 217, 258, 261, 263, 268-270, 304 - narcystyczne, 356 - seksualne, 32, 73, 79, 99, 107, 110, 134, 159, 163,173,207,208 - stłumione, 32,270 - ujawnione w marzeniu sennym, 67 - wyparte, 110,312 - wysublimowane, 106 objaśniania / wyjaśniania mylenie przez Freuda, 86-93 Objaśnianie marzeń sennych, 31, 100, 125, 143,159,160,163,176,187,194,196,229, 233, 252,257,282,284,347,395,408 - Hannibala z Hazdrubalem pomylenie, 257,269 - życzeniowe, 47
On the History of the Psychoanalytic Move ment, 58,60, 61,173,335,359,360,413 opinie z góry przyjmowane przez Freuda, 32, 110, 128, 198, 208, 245, 280, 281, 291, 332,386 opozycja wobec Freuda, 235 porównania u Freuda, 47, 91-93, 151, 156, 353, 392-393 Poza zasadą przyjemności, 15, 169, 221, 222,223
Praktykowanie objaśniania marzeń sennych w psychoanalizie, 262, 357
- prawość Freuda jako problem, 293 - Projekt psychologii naukowej, 201 - Przypadek wyleczenia hipnozą razem z uwa
gami o powstawaniu symptomów histerycz nych przez „opór ", 75 - Przypominanie, powtarzanie, przepracowy wanie (dalsze rady w kwestii techniki psy choanalizy II), 209 - Przyszłe szanse terapii psychoanalitycznej, 218, 328 - Przyszłość pewnego złudzenia, 293 - Psychoanalityczne uwagi o autobiograficz
nie opisanym przypadku paranoi („Dementiaparanoides”), 101-102, 170 - Psychologia zbiorowości i analiza „ja ”, 28, 72 - Psychopatologia życia codziennego, 137, 138, 141,261,265,269,395 - rewizjonistyczne wyjaśnienia Freuda, 4045, 47, 52, 89, 128-132,410 - epistemiczne, 128-130 - substantywne, 128-130 - scheda po Freudzie, 109-122 - Seksualność w etiologii nerwic, 320 - Studia nad histerią, 95, 125,226, 230, 231, 259,268,272,280,284,327,329,339,340, 341 - studia przypadków (ogólnie), 10 - nieprzekonujący ich charakter, 153 - subtelny podtekst, 9 - Tabu dziewictwa, 364 - terapii skuteczność, 217, 314, 351, 352355,358,360-362,404,411 - Totem i tabu, 140 - Trzy rozprawy z teorii seksualnej, 71, 158, 170,173,174,180,229,285,320,346,361, 413 - wcześniej wybrane „stacje docelowe” (preselekcja skojarzeń), 156 - Uwagi na temat pewnego przypadku nerwi cy natręctw, 150, 170, 185, 195, 220, 321, 322,323,345, 350,358 - W kwestii etiologii histerii, 185, 187, 205, 207,210,282,283,285,290,317,335,337, 341,342,344 - W kwestii oświecenia seksualnego dzieci, 25,182 - woluntaryzm Freuda, 76,258,264 - wrogiego przyjęcia mit, 225-254 - Wstęp do psychoanalizy, 1, 24, 27, 53, 72, 77, 103, 106, 134, 139, 154, 158, 168, 170, 171,177,245,248,256,259,260,261,264, 275,291,310, 316,327,351,359,410
425
INDEKS OSOBOWY
-
Wykłady ze wstępu do psychoanalizy. Nowy cykl, 7, 15, 75, 78, 90, 134, 145, 185, 192,
1 9 6 ,2 0 7 ,2 1 2 ,2 1 3 ,2 2 2 ,2 6 7 ,3 0 3 ,3 6 7 - Z historii nerwicy dziecięcej („Człowiek-Wilk”), 153, 154, 158, 159, 175, 176, 177, 1 9 3 ,3 1 8 ,3 6 2 ,4 0 6 ,4 0 9 ,4 1 2 - Zahamowanie, symptom i lęk, 117, 169, 2 0 5 .2 1 3 .3 1 7 - zapominanie, jego funkcja, 141, 207, 258, 26 5 .3 1 7 - Zaprzeczenie, 178,217 - Zarys psychoanalizy, 15, 68, 78, 142, 167, 183, 3 0 3 ,3 3 9 ,4 1 5 - zarzuty stawiane Freudowi, 7 Freud, Ernst L , 29 Friedell, Egon, 124 Frink, Horace, 2 3 ,3 6 3 Fromm, Erich, 314 Froude, James Anthony, 372 Gagnon, John H., 121 Galantiere, Lewis, 82 Galba, 17 Galdston, lago, 251 Galileusz, 56 ,2 9 7 Galton, Sir Francis, 111,112 Gardner, Martin, 190 Gawroński, Bohdan, 142 Gay, Peter, 9 Gellner, Ernest, 3 7 ,3 4 8 ,3 4 9 ,4 0 0 ,4 1 4 - genetyczne wyjaśnienia, ich popularność, 366 - Uwodzicielski urok psychoanalizy , 37, 348, 400 Gide, André, 253 Giorgione (Giorgio Barbarelli), 371 Girard, René, 270 Glenn, Jules, 10 Glover, Edward, 3 3 ,3 1 3 Glover, James, 363 ,4 13 Glymour, Clark, 1 1 ,2 6 ,3 1 9 -3 2 5 , 3 4 5 ,3 4 6 Godlewska, Maria, 230 Goffman, Erving, 120 Golewska, Małgorzata, 227 Gomperz, Heinrich, 120 Goncourt bracia, 82, 113 Goodfield, June, 251 Gorer, Geoffrey, 11 Gould, Stephen Jay, 2 0 ,2 1 , 50 Graff, Piotr, 149 Grainger, Percy, 83 Green, Aaron, 55
426
Greenwood, Edward, 5, 57 - Tolstoi. The Comprehensive Vision, 57 Greville, Charles, 81, 8 2 ,2 3 2 Groddeck, Georg, 139 Gromska, Daniela, 80 Grünbaum, Adolf, 9 ,1 2 ,1 3 ,1 4 ,1 8 ,2 6 ,2 7 ,3 0 ,3 3 , 3 8 ,4 7 ,4 9 , 54, 5 5 ,7 6 ,7 8 , 8 9 ,9 4 ,9 5 ,1 0 0 ,1 0 3 , 126, 295, 296, 297, 298, 299, 318, 319, 3 2 2 331,38 9, 394-395, 41 0 -4 1 1 ,4 1 3 , 414,415 - o freudowskiej teorii - argument zgody, 3 2 7 -3 2 9 ,3 4 3 ,3 5 0 -3 5 5 , 3 5 8 -3 6 3 ,3 6 5 ,4 1 1 ,4 1 2 - jako falsyfikowalna, 20, 27, 48, 299, 3 0 5 -3 1 0 ,3 1 6 -3 1 7 ,3 4 8 - jej sprawdzalność, 12-13, 15, 27, 38, 294, 303, 304, 3 0 7 ,3 1 2 ,4 1 4 - o introspekcyjnej dostępności, 94-98 - o Popperze, 14, 49-5 0 , 295-300, 303, 305, 307, 309-310, 316-317, 325-329, 332-365 - o pseudonauce, 314 - o teorii wczesnodziecięcego uwiedzenia seksualnego, 8 -9 , 315-316, 333-338, 341-347 - oczyszczenie jej z zarzutów, 49 - „sama-w-sobie” teoria, 305-310, 313, 414 - scjentyzm teorii freudowskiej, 3 0 ,3 8 9 - o Freudzie - jako motywowany dowodami, 3 1 9 ,3 5 0 - jego teza o warunkach koniecznych (TWK), 351-353, 3 5 4 ,3 6 2 - Podstawy psychoanalizy , 13, 18, 54, 94, 3 3 2,343, 345, 346, 348, 350, 3 5 3 ,364 H ale, Nathan, 6 3 ,6 4 Hanaghan, Jonathan, 125,126 Hanly, Charles, 47 Hans/Herbert, 25, 153, 155, 173, 182, 183, 193, 213,236, 2 3 8 ,2 5 5 ,3 4 6 ,4 1 2 Hanslick, Eduard, 112 Hare, E.H., 64 Hart, Bernard, 32 ,2 4 5 Hartmann, Eduard von, 314, 3 92,393 - Philosophie des Unbewussten, 392 Hartmann, Heinz, 413 Heidbreder, Edna, 111 Hemingway, Ernest, 84 ,3 8 5 Hitler, Adolf, 22, 6 1 ,3 6 8 , 369 Hitschmann, Eduard, 363 Holbrook, David, 369 Holmes, Sherlock, 176, 3 7 5 ,3 7 6 ,3 7 7 ,4 1 3
INDEKS OSOBOWY
Hołówka, Teresa, 37 Home, Daniel Douglas, 51 Honderich, Ted, 26 Hook, Sidney, 53,122, 251 Hoover, John Edgar, 36 Hopkins, James, 26, 75-76 Homey, Karen, 223 Hospers, John, 122, 128 Hossbacha memorandum, 22 Housman, Alfred Edward, 224 Hug-Hellmuth, Hermine, 35 Huxley, Aldous Leonard, 32,242,247
- Sigmund Freud. Life and Work, 7, 31, 76, 140, 153, 182, 225,243,290, 338 Jones, Hugh Lloyd, 18,19,64 Jones, Seaborn, 71,73,118 - Treatment or Torture, 118 Jonson, Ben - Volpone albo lis, 382 Joyce, James, 253, 383 - Ulisses, 253 Jung, Carl Gustav, 28, 29, 31, 32, 59, 67, 235, 243,2476,252,265, 360 Jupp, James, 24, 25
Iłłakowiczówna, Kazimiera, 274 Inglis, Brian, 165, 166 Irwin, Edward, 94,100 Isaacs, Susan, 413 Isham, Mary, 250 Israels, Hans, 65 Isserlin, Max, 235,236 Ivfcika, Helena, 137,395
Kalinowski, Leon Marian, 224 Kanzer, Mark, 10 Kästner, Ingrid, 75 Kaufmann, Walter, 46, 50 Kawecka, Małgorzata, 116 Kazin, Alfred, 124, 252 Kempnerówna, S., 7 Kepler, Johannes, 26,299 Kerr, John, 11 Kesselring, Joseph, 222 Kets de Vries, Manfred F.R., 138,199 King, Albert Freeman Africanus, 231,232 Kinsey, Alfred Charles, 121 Kipling, Rudyard, 60 Kline, Paul, 400 Kohut, Heinz, 33,391 Konarek, Andrzej, 148 Kowaliszyn, Artur, 142 Kraepelin, Emil, 235, 351 - Compendium de Psychiatrie, 226 Krafft-Ebing, Richard, 61,227,288 - Psychopathia sexualis, 204 Kramsztyk, Józef (wł. Tatarkiewicz, Władysław), 87 Kraus, Karl, 234 Król Midas, 267,269 Kurzweil, Edith, 63 Kuttner, Alfred, 228 Kwintylian, 126
James, Henry, 369,377 James, William, 21,159,363 - Psychologia. Kurs skrócony, 58, 99, 405 - The Principles of Psychology, 20, 81, 99, 159,278,405 Jan, św., 189,199, 380 Janet, Pierre Marie Fćlix, 241,242,351 Janis, Irving, 45 Jarvie, Ian, 414 Jastrow, Joseph, 244 Jekels, Ludwik, 15, 137,229,395 Jelliffe, Smith Ely, 229 Johnson, Samuel, 41, 56,118,230,374,381,385, 386 - A Journey to the Western Islands, 56 - Life of Pope, 118 Jones, Alfred Ernest, 225 Jones, Ernest, 7, 31, 59, 76, 108, 119, 136, 182, 221, 223, 225, 226, 228, 235, 237, 241, 243, 256,279,290, 310,318,338. 363,376,379 - o analizie jako łatwej do nauczenia się, 59 - o Hansie/Herbercie, 182 - o historiach o uwiedzeniu, 279,318,338 - o nieuchwytnych informacjach, 108 - o pojawieniu się dysydenckich poglądów, 31 - o recepcji Freuda, 226 - o wszechmocy myśli u Freuda, 76, 140 - odium sexicum, 237 - Papers on Psychoanalysis, 108,249
Ladd-Franklin, Christine, 234 Lakatos, Imre, 297 Lamarck, Jean Baptiste de, 140 Langer, Walter C , 368,369 Langs, Robert, 96 Laplanche, Jean, 68, 71 - Słownik psychoanalizy, 68 Lawrence, David Herbert, 35,228,253,254,368, 369, 371,372, 378, 379
427
INDEKS OSOBOWY
- Fantasia of the Unconscious, 254,369 - Synowie i kochankowie, 370 - The Rainbow, 35 Lawrence, Thomas Eduard, 369 Lazerowitz, Morris, 47 Lear, Jonathan, 96 LeMay,Alan, 116 Lemot, J., 384 Leonardo da Vinci, 150,151,179,180, 181,191, 268, 387 {patrz takte Freud: o Leonardzie da Vinci) Leśniak, Kazimierz, 80 Lewis, Sinclair, 385 Lind, James, 165 Lisiecka, Sława, 142 Lombroso, Cesare, 49, 50 Lonigan, Studs, 120 Lorenz, Paul, 319, 359. Patrz „Człowiek-Szczur” Lovejoy, Arthur, 123, 132 - Wielki łańcuch bytu, 123 Lowell, Percival, 176-177 Ludwig, Emil, 379, 380 - Carnets de la Drôle de Guerre, 379 Luhan, Mabel Dodge - Movers and Shakers, 229 Luter, Marcin, 367, 369 Macaulay, Rose, 43 Macaulay, Thomas Babington, 58,189, 199,380 MacIntyre, Alasdair, 256,400 Mack, John, 369 Macmillan, Malcolm, 32,33,51,100,120,391 - Freud oceniony, 32, 33, 100, 120, 391 Malcolm, Janet, 9, 10, 11, 55, 56, 394, 395 Malcolm, Norman, 135 Mann, Tomasz, 87, 121, 124,125,243, 247,252, 292, 380 - Czarny łabędź, 292 - Czarodziejska góra, 87, 121, 243, 247, 252 Manuel, Frank E., 369 Martin, Michael, 22 Masson, Jeffrey M., 5,65,66,207,285,288-293, 333,388,394 Maugham, William Somerset, 385 McDougall, William, 251 McGuire, William, 29, 67 Medawar, Peter Brian, 10,49, 50, 123,399 Meehl, Paul, 408 Melbourne, hrabia, 232 Mencken, Henry Louis, 227,228 Meng, Heinrich, 29
428
Mercier, Charles, 233,237 Mérimée, Prosper, 82,97,98,370 Merleau-Ponty, Maurice, 190 Merrick, John, 367 Mill, John Stuart, 81,371 Miller, Neal, 62 Milton, John, 102,266,267 - Raj utracony, 102 Miłosz, Czesław, 41 Mischei, Walter, 121 Mitchell, Silas Weir, 237 Mitchell, Thomas Walker, 124,237,363 Mitty, Walter, 270 Möbius, Paul, 207 Mojżesz, 66 Moll, Albert, 238 Monroe, Marylin, 8 Montagu, Ashley, 367 Montaigne, Michael-Eyquem de, 397 Montessori, Maria, 227 Moore, George Edward, 145,146,149,152, 160, 161 Morawska, Maria, 195 Morris, Desmond, 89-90 - Zachowania intymne, 89 Mroczkowski, Przemysław - Historia literatury angielskiej, 224 Murchison, Carl, 99 Murray, Gilbert - Five Stages of Greek Religion, 123 Musgrave, Alan, 297, 331 Nagel, Emst, 354 Nagel, Thomas, 30, 47, 48, 50, 71,99,107, 115, 117, 118, 130,412 - jako apologeta, 119 - jego rewizjonizm, 47 - o „elementarnym freudyzmie”, 107, 117, 130 - o krytykach Freuda, 119-120,122 - o seksualności dziecięcej, 115 Nair, Sagar, 5 Neron, 17, 18 Newton, Isaac, 189,199,369 - Observations on the Profecies of Daniel, 189 Nietzsche, Friedrich, 249,253 - Jutrzenka. Myśli o przesądach moralnych, 224 - Poza dobrem i złem, 287 Niklas, Urszula, 296 Nixon, Richard M., 9
INDEKS OSOBOWY
O., Anna, 34,35,63 O’Hara* John, 385 Obemdorf, Clarence Paul, 108,235,244 - A History of Psychoanalysis in America, 108,235,244 Obholzer, Karin, 85 Ochocki, Aleksander, 181 Olender-Dmowska, Elżbieta, 13 Ormerod, Joseph Ardeme, 245 Ortega y Gasset, Josć, 372 Orwell, George, 46, 79,253 - 1984,407 - W brzuchu wieloryba, 253 Pappenheim, Bertha („Anna O ”), 34 Pareto, Vilfredo, 189-190 Parsons, Elsie Clews, 228 Paweł, św., 28,29,30,46, 71 Penksyk, Ewa, 14 Percy, Walker, 83, 84 Perzów, Sidney, 138,199 Peters, Richard, 256,258,262 Peterson* Frederick, 246 Pfister, Oskar, 28,243* 363 Piłat, Poncjusz, 303 Plath, Sylvia, 369 Platon, 28,30,46, 71,131 Poe, Edgar Allan - Upadek domu Usherów, 114 Pontalis, Jean-Bertrand, 68,71 - Słownikpsychoanalizy, 68 Popper, Karl Raimund, 9, 12-14, 26, 49, 164, 294-303,325,414 - demarkacji kryterium, 294. 295, 296, 314, 330.331 - Droga do wiedzy. Domysły i refutacje, 36, 297,298,301,327 - „egzegetyczne przeoczenie”, 348,364 - falsyfikowalność, 296, 298, 299, 302, 306, 314.316.331 - Grtlnbaum o, 14,26,315,316, 414 - Logika odkrycia naukowego, 296-297 - metoda naukowa, 297 - niefalsyfikowalność, 295,297, 301,303 - niesprawdzalność, 12 - o Adlerze, 36,301-302 - o obwinianiu obserwacji, 307 - o Edypa efekcie, 297,326,329,332,364 - o nienaukowości, 300 - o obalalności, 164 - o pseudonauce, 294-303,331,414 - i ambiwalencja, 302,311
- i falsyfikatory, 12 - o sugestii problemie, w psychoanalizie, 332,350 Poręba, Marcin, 140,182 Porębowicz, Edward, 189 Porter, Ruth, 62 Post, Laurens van der, 370 Pretkiel, Paweł, 90 Prince, Morton, 23,351 Prokopiuk, Jerzy, 15,221 Proust, Marcel, 86, 87,114, 370,372,385,386 - Wposzukiwaniu straconego czasu, 86 Przedpełska-Trzeciakowska, Anna, 113,231 Ptolemeusz, 188 Putnam, James Jackson, 124,246,363 Pyrrus, 17 Quinton, Anthony, 38 Rachman, Stanley, 325 Rado, Sandor, 125 Rafael, 107,108 Rank, Otto, 33,40,137,205,317 Rapaport, David, 229,233 Rembrandt van Rijn, 136 Reszke, Robert, 25, 27, 28, 64, 71, 91, 93, 102, 117, 123, 140, 143, 144, 150, 153, 159, 167, 169, 171, 173, 178, 182, 185, 209, 218, 222, 234,259, 262,276,293, 320,329,351,364 Reynolds, Joshua, 385 Rhees, Rush, 135 Rifkin, Alfred H., 225,226 Rivers, Baron William Halse, 32 Riviere, Joan, 7, 59 Robert, Marthe, 227 Robinson, Paul, 411 Rogalski, Dariusz, 24,144,150 Rogoziński, Julian, 370 Rokitansky, Carl Freiherr von, 108 Ross, Thomas Arthur, 248 Roth, Michael, 57 Roudinesco, Elisabeth, 34,35 Rousseau, Jean, Jacques - Wyznania, 222 Ruskin, John, 371 Rycroft, Charles, 19,268,270 Ryszard III, król, 395 Sachs, Bernard, 125,239,241,243 Sachs, David, 47, 76-78 Sachs, Hans, 252 Sade, Donatien-Alphonse-François de, markiz,
222 429
INDEKS OSOBOWY
Sady, Wojciech, 116 Sainte-Beuve, Charles Augustin, 113,384 Santayana, George, 233,372 Sartre, Jean-Paul, 372,379 Saussure, Ferdinand de, 116 Schäfer, Roy, 87, 88,90 Schatzmann, Morton, 65 Scheler, Max, 14 Schilder, Paul, 122 Schilpp, Paul Arthur, 12,296,297,300 Schimek, Jean, 65 Schmidl, Fritz, 103-105 Schopenhauer, Artur, 249,250 Schreber, Daniel Paul, 101,102 Schröder, Christina, 75 Schrödinger, Erwin, 383 Schwab, Sidney, 363 Segal, Hannah, 413 Segar, Elzie, 392 Seldes, George, 244,245 - Can These Things Be!, 244 Selesnick, Sheldon, 235,236 Shakow, David, 229,233 Shaw, George Bernard, 132,249 Shakespeare, William, 16, 183,230, 265 - Juliusz Cezar, 16 - Król Henryk IV, 183 - Kupiec wenecki, 84 - Tragedia Macbetha, 230 - Zimowa opowieść, 265 Sherwin, Howard, 95 Sidis, Boris, 237, 246,351 Sigonius, 189 Silverman, Lloyd, 403-404 Simmel, Georg, 223 Simon, William, 121 Singer, Jerome, 82 Skinner, Burrhus Frederick, 410 Skoda, Joseph, 108 Słomczyński, Maciej, 16,230,236,253,382 Sofokles, 239, 394 Sosa, Ernest, 79 Southard, Elmer Ernest, 234 Spengler, Oswald, 148 Stachowski, Mateusz, 230 Stafford-Clark, David - What Freud Really Said, 227 Stafiej, Leszek, 227 Stekel, Wilhelm, 64, 137, 261 Stendhal (Beyle, Marie-Henri), 137 Steams, Harold E., 228 Stokes, Adrian, 92
430
Stoddart, William Henry Butler, 234 Storr, Anthony, 76, 110, 369 Strachey, Alix, 7 Strachey, James, 7,64,140 Strachey, John, 41 Strawiński, Igor, 228 Sulloway, Frank, 9,126,127,289 Sutherland, Stuart, 354 Suttie, Ian, 293, 324 Svevo, Italo, 239,394 - Zeno Cosini, 239 Swift, Jonathan, 381 Szasz, Thomas Stephen, 10,49,399 Szczubiałka, Michał, 135 Szerer, Mieczysław, 371 Tacyt, 18 Tannenbaum, Samuel Aaron, 31,32, 59,246 Tarnowska, Krystyna, 148 Taylor, Alan John Percivale, 22 Temple, Sir William, 381 Tennyson, Alfred Lord, 230 - Królewna, 230 - O czym szumią wierzby, 230 Terman, Ellen Lawless, 103 Thrale, Hester Lynch, 374 Thurber, James, 270,271 Thurstone, Louis Leon, 240 Tołstoj, Lew - Anna Karenina, 111, 274 - Sonata Kreutzerowska, 111 - Wojna i pokój, 57-58 Toulmin, Stephen, 251 Trevelyan, Sir George Otto - Life and Letters of Lord Macaulay, 380 Trevor-Roper, Hugh, 22 Trollope, Anthony - Phineas Finn, 298 Tuke, Daniel Hack, 231 Twain, Mark, 270 Updike, John, 97 Van Gogh, Vincent, 151,383 Viereck, George Sylvester, 61 Villaret, Albert - Medical Dictionary, 201 Waelder, Robert, 37,45,47, 54-55,59,92,108109, 174,413 Wagner, Ryszard - Śpiewacy Norymberscy, 112 Waite, Robert, 368
INDEKS OSOBOWY
Walentukiewicz, Wiesław, 116 Ward, James, 373 Washington, George, 280 Watkins, Dudley, 382 Waugh, Evelyn Arthur - Znowu w Brideshead, 308 Webster, Richard, 51, 80 Welles, Orson, 365 Wells, Frederick Lyman, 31,32,246 Węgrzecki, Adam, 14 Wheeler, William Morton, 240 White, William Alanson, 235 Whyte, Lancelot Law, 227,237 Wiktoria, królowa, 232 Wilhelm II Hohenzollern, cesarz, 211,367,379 Williams, Paul, 119 Williams, Tom, 59 Wilson, Edmund, 382 Winch, Peter, 162 Wisdom, John Oulton, 13, 83, 88, 99, 195, 272275,295 Wittels, Fritz, 150 Wittgenstein, Ludwig, 86, 88, 90, 94, 96 117, 145, 172,198,257,365,372 - Dociekaniafilozoficzne, 149,159,160-161, 383 - Kartki, 141,159 - Niebieski i brązowy zeszyt, 145, 150 - o dowcipach, 390-391 - jako notacje, 140,145 - jako pseudowyjaśniające, 116-117 - porównania w nich, 149, 150, 151, 156, 353,392 - o estetyce, 135,146-150, 161 - o Freudzie, 133-162, 388-398 - zamęt u niego, 88,90,96,271,389-391 - o nieświadomości, 135,145-146 - o objaśnianiu marzeń sennych, 141-143, 151-155,272,391-393,396 - o psychoanalizie, 271,389, 396-398 - jako estetyczna, 146-149 - jako niesamowita, 140,393 - jako okropna i niebezpieczna praktyka, 389 - jej osobliwy urok, 393 - „okropny bałagan”, 88, 146,257 - scjentyzm jego, 389 - Uwagi różne, 116 - Wykłady o estetyce, 148, 149, 151, 161
Wohlgemuth, Adolf, 32, 78,237-239 Wollheim, Richard, 26, 44, 65, 66, 71-75, 130, 157,391 - o „Człowieku-Szczurze”, 219,410 - o czynniku konstytucjonalnym, 39, 205, 315-317,347 - o Dorze, 214,215, 219,220,268 - o Freuda wielkości, 224 - o popędzie śmierci, 200,221-223 - o nieświadomym, 216-217 - o przeoczeniach u niego, 202-204 - o sadyzmie i masochizmie, 222 - o seksualności, Freuda poszerzenie jego znaczenia, 201-202,210,308 - o uwiedzeniowej teorii histerii, 203, 206, 209 - o zaspokojeniu życzenia, 214,217,218 - o życzeniach, 212,214,216-218 - seksualność dziecięca, 203,204,208,209 - i nerwice, 201-205,208 - skotomizacja, 202 Wolniewicz, Bogusław, 160 Wolpert, Lewis - Nienaturalna natura nauki, 14 Wołoszynów, Walentin Nikolajewicz, 70 Woodworth, Robert Session, 31, 32,239,312 Wordsworth, William, 95 Worth, J., 156 Wortis, Joseph, 79, 89 Wright, Crispin, 365 Wright, Maurice, 52 Wujek, Jakub, 99 Wyrzykowski, Stanisław, 287 Yorke, Clifford, 44,45 Zagrodzki, Michał, 33 Zaniewicki, W, 7 Zborski, Bartłomiej, 253 Ziehen,Theodor, 351 Ziobro, Ryszard, 75 Zola, Emil, 384 Zweig, Stefan, 382 Żeleński-Boy, Tadeusz, 87,138,397 Żurowski, Maciej, 370
431
Indeks rzeczowy Aliquis, 265 Aluzyjność fałszywa, jej przykłady, 188-190 Anamneza, 90, 178,352 Arszenik i stare koronki, 222 Biografia, kłopoty z nią, 366, 371, 374, 380, 381-387 Biseksualizm, 167,218 - powszechność, 121,237
Civilization in the United States* 228 Coitus a tergo, 98,153 Coitus interrupts, 202
Critical Dictionary of Psychoanalysis, 19 Defloracja, 152,155,156,198,270,328 - życzeniowa, 99,273 Edypa kompleks, 8, 42, 45, 62, 74, 127, 228, 229,283,288, 310, 311, 329, 353, 354 - a autoanaliza Freuda, 68,291 - a kazirodcze fantazje, 68 - jako zastępstwo za uwiedzeniową teorię hi sterii, 288,290, 388 - jego „odkrycie”, 8,68,279 - jego krytyka, 68-69 o Edypie legenda, 77 - i symbolika, 77 Egzemplifikacja i potwierdzenie, różnica między nimi, 13,46,48, 50 Encyclopaedia of Psychoanalysis, 127 Fallus, 77,90, 395 Falsyfikacja, 14 - Freud jako falsyfikacjonista, 26,348 - i falsyfikacjonizm, 299 - i falsyfikowalność, 13,14, 18-19,294,296, 306, 307, 325, 330, 332, 365,399,414 - formalna, 295,298,316,330, 331 - jej usprawiedliwianie, 20 - jej warunki, 16
432
- teorii psychoanalitycznej, 13, 19, 39, 309, 326,354 - złudna, 16 - i egzemplifikacji brak, różnica między nimi, 13,14,302 - i metodologia, 321 - i niefalsyfikowalność, 16,48,299,300,302, 310,399 - teorii psychoanalitycznej, 26, 294, 303305,312,313 - tezy, 19 - P-falsyfikacja, 305,306,307,314 - potencjalna, 13 - pozorna, 302 - unikanie, 20-22,36, 38, 39, 74 Falsyfikator, 36, 295, 299-302, 306, 307, 309, 310 - konfrontacja z, 310 - możliwy do pomyślenia (wyobrażalny), 19, 38,295 - potencjalny (wykrywalny), 12, 19, 28, 38, 307 - sprawdzalny, 34,295 Fellatio, 72, 73,91, 191,210,214 - fantazjowanie o, 101 Freudowska teoria - egzemplifikacji brak, 13-14,80 - eksperymentalne sprawdzanie, 400 - gra na zwłokę, 25,60 - i akceptacja pacjenta, 101, 178,410 - i empiryzm (dyskusja), 33-34,50,127,129, 141,163,174,222,251,288,294,306,316, 330, 336, 347, 390, 394 - i pokrewieństwo tematyczne, 404-406,408 - i rzekome potwierdzenia, 36,129,301 - jako mitologiczna, 394 - jako odhistoryczniona, 157-159 - jako zwodnicza, 28 - jej niesprawdzalność, 12, 15-17,28,50, 74, 303,310 - jej sprawdzalność, 12, 38, 294-331,414
INDEKS RZECZOWY
- nieeksperymentalne potwierdzenie, 404 - o osobowości oralnej, jej pochodzenie, 415 - ponowne wprowadzanie do obiegu, 33, 60-63, 68-79,295 - potwierdzenia od egzemplifikacji odróżnie nie, 46-48 - zaciemnienie różnicy między prawdą i fał szem, 34 - zmiany w niej, powody, 33-34 „Freudyzm elementarny”, 107,117,130 Genetyczne wyjaśnienia, ich popularność, 366 Hermeneutyka, 89, 107,116,410 - a genitalizacja, 113 - atrakcyjność freudowskiej, 77 - pogląd woluntarystyczny, 124 - pseudohermeneutyczne ujęcie, 389 - racjonalna, 408 Heteroseksualizm, 24, 261,393,403 - nasycenie libido, 24,170 - stosunek, 24, 71 - zaspokojenie, 23,24 Histeria, 60-63, 67, 76, 91, 140, 142, 154, 155, 230,241,256,258-260,389,409 - i etiologia seksualna, 67,118,158,167,187, 198,202-203,219,231-232,272-273,329, 340, 342,346, 357 - i objawy fizyczne, 71,75,99,101,134,139, 193,218,220-221,255,271,328,342,410, 411 - o uwiedzeniowej teorii histerii, 5, 9,27, 65, 66, 69, 176, 185, 203, 205-208, 210, 227, 245, 280-286, 288-291, 303, 315-319, 324, 333-338,341,343,344,394 - błędy w niej, etiologiczne i rekonstruk cyjne, 336 - i reakcja na pomyłkę, 206, 280, 285, 315-318, 318-319, 327, 329,341, 344 - i świadectwo pacjenta, jego rola, 8-9, 14, 19, 39, 53-55, 62, 64-66, 68, 92, 93, 98, 101, 118, 134, 143, 153-156, 160, 175-179, 185, 195, 199, 207-209, 241, 243, 245, 256, 261, 279, 280-283, 284, 285-286,290-291,318 -jego rozsądek, 251 - Masson o niej, 288-293 - zawodna pamięć o niej, 210, 291 - przedfreudowskie poglądy na nią, 231-233 - Wollheim o uwiedzeniowej teorii histerii, 205-208 Homeopatyczna medycyna, 165-166
Homoerotyzm - fantazje, 101 - impulsy, 14 - uczucia, 14,101 Homoseksualizm, 23, 82,91,103,132,144,170, 178, 179, 180, 238, 239, 255, 261, 264, 393, 403 - a przywiązanie do matki, 192 - domniemane znaczenie symboliczne, 114 - impulsy, 24 - Leonarda da Vinci, 191-192 - miłość, 74 - orientacja, 121 - subi imacj a postaw, 171 - sugestie Freuda, 106 International Encyclopedia o f the Social Scien ces, 38, 127
Libido, 12, 14, 71, 170, 229, 238, 243,248, 249, 313 - „lokalizacja”, 201,304 - narcystyczne, 309,313 - obiekt, 37 - samozachowawcze, 309 - teoria, 23, 27, 39, 62, 125, 161, 168, 169, 183,302,309 - wyparte, 17 - zarzuty wobec teorii, 23, 28, 39, 168, 170, 171 Lloyda Jonesa / Tacyta efekt, 18-19, 64 Manichejczycy, 125 Marsjańskie kanały, 176-177 Masochizm, 143, 181,219,222, 374 Masturbacja, 64, 69, 114, 120, 121, 152, 172, 197, 198, 202, 270, 321-323, 345, 346, 358, 395 Mechaniczna pomarańcza , 62 Migrena, 71, 96,99,270, 273 Monolog wewnętrzny, jego funkcja, 372 p. 819, 373-375, 387 Nerwica, 11, 16, 18, 19, 24, 26, 46, 49, 55, 125, 139, 143, 159, 168, 169, 170, 172, 200, 205, 208, 210, 218, 225, 240, 250, 286, 293, 316, 318, 320, 327, 342, 344, 356,359 - dziecięca, 153, 154, 158, 175, 176, 183, 184, 193,406,409,412 - histeryczna, 139 - i anamneza, związek z nimi, 178,354
122, 185, 279, 347, 177,
433
INDEKS RZECZOWY
- i kastracja, lęk kastracyjny, 25, 42, 45, 62, 69-70, 73, 76, 77, 114, 127, 150, 151-155, 160,172,175,177,180,182,185,192,193, 198, 209,213,273,322,347,353, 368,378 - kompleks kastracyjny, 400-402 - i perwersje, związek z nimi, 169 - i seksualności rola, 26, 27, 29, 33, 34, 39, 64, 67, 70, 158, 168, 171, 186, 236, 248, 307,320,323,328, 329,334,339, 340,353 - i falsyfikowalność, 33-34, 80—81 - i przedwczesność pobudzenia seksualne go, 69,289, 333,341, 346 - psychoanalityczny folklor roli seksualno ści, 281 - leczenie, 63,314,351,355 - lękowa, 241 - natręctw, 103, 150,170, 195,321,322,345, 346 - obsesyjna, 155, 204,220, 319,346 - serca, 118 - stosunek płciowy jako lekarstwo, 240,242 - wojenna, 37, 169,302,310, 313 Neurastenia, 202, 203 Nieświadomość, 89, 95, 111, 112, 122, 135, 137, 139, 140, 160, 169, 192, 251, 272, 274, 326, 329, 374, 397 - a dowcip, 93,109 - aktywność psychiczna, 123 - analityka, 32 - „cerebracja”, 111 - fantazje / wyobrażenia, 100, 167, 270, 284, 337,411 - i hipnoza, 62, 75, 215, 276 - i histeria, 75, 292 - impulsy, 133 - intencja / zamiar, 257, 377 - i samoujawnienie, 256-257,273,276-278 - i sprzeczność - instrumentalna, 260-262 - wy rozumowana, 258, 260 - jako fakt doświadczenia, 44, 59 - konflikt, 403 - mechanizmy, 47 - myśli, 135, 140, 145, 155, 193, 195, 220, 275, 276, 277 - nadużywana przez Freuda, 283 - „nie zna logiki”, 193 - praca, 193,409 - procesy duchowe, 134 - procesy psychiczne, 47, 83, 92,96, 98, 141, 164, 194, 196, 278, 391 - procesy rozwojowe, 90 434
-
przejawy, 93,115 skojarzenia, 40, 53 stany umysłu, 20 stosunek pacjenta do niej, 274-275 symbolika, 113 treści, 101, 286 w psychologii ludowej, 110-113 życzenia, 106, 146, 164,216,217,255-278
Obserwacja, jej rola, 68,108,163,177,230,296, 300, 301,302, 307,311 - bezpośrednia (dzieci), 59, 158, 167, 173— 176,314,358, 359,404,413 - bezstronna, 51, - falsyfikująca, 297, 325 - jako samoobserwacja, 369 - kliniczna, 32, 66, 301 - obalająca, 297 - rzeczywista (Adler), 58, - rzetelność, 158,295 Obywatel Kane, 365 Pamiętnik młodej dziewczyny, 35 Pears Cyclopedia , 127, 400
Penis jako przedmiot zazdrości i rewizjonizm, 44-46, 56, 129 {patrz także Freud: o zazdrości , o członek) Piramidolodzy, 190, 199 Pseudonauka - i falsyfikowalność, 18-19, 294, 296, 325, 330 - i między egzemplifikacją a potwierdzeniem różnica, 48 - i niesprawdzalność, 15-17 - i od falsyfikacji uchylanie się, 20 - jej charakterystyka, 163 Psychoanaliza - aprobata pacjenta, 98-101,410,411 - i anamneza, 90, 178,352 - i apologeci, 131-132 - i bezstronność, jej ważność, 51-53,397 - i egzemplifikacji od potwierdzenia odróż nianie, 46,48 - i falsyfikacji unikanie (stronienie od refutacji), 20-22, 36, 38,39, 74 - i falsyfikowalność / falsyfikatory, 39, 309, 326,354 - i fałszywość potwierdzeń, 36,48-50 - i humanistyczne standardy dowodowe, 405 - i humanistyczne standardy narracyjnej bez pośredniości, 48 - i introspekcja, 96,146, 196,272,410
INDEKS RZECZOWY - i nieuchwytne dane, 107-108 - i niuanse, ich rola, 412 - i oczekiwań zwodzenia od niedookreślania odróżnianie, 15,16-20,28, 313 - i patos animistyczny, 123 - i patos metafizyczny, 123, 131 - i patos monistyczny, 385 - i przeszłość, jej znaczenie, 85 - i redukcje, 105-108,116,380 - i sprawdzalność / obalalność, 12, 74, 164, 174,294-331,337 - i wprowadzanie do obiegu ponowne, 74 - jako niesamowita, 140, 393 - jako opierająca się na świadectwie, 52-54, 139 - jako pseudonauka, 163 - jako „zapamiętałe wpajanie obsceniczności”, 237 - jako „zniedołężniała pornografia”, 237 - jej atrakcyjność, 123 - jej recepcja nieprzychylna, 233-238, 240242, 245-250 - jej recepcja, 63, 190, 234, 243-244, 245250 - jej status, 128 - jej szkoły, 31 - legendą otoczona, 9,281,395 - na seksualność nacisk, 237-245 - podstawowe jej twierdzenie, 163-164 - przyczynowości od wyjaśniania odróżnia nie w niej, 82-89 - rewizjonizm w niej, 40-45, 52 - samooszukiwanie się w niej, 57, 121, 165, 282 - samowiedza w niej, 97, 99, 119,122 - zaprzeczenia możliwość stwarzająca pozo ry wiarygodności, 18-19,38,42-45,48 - zastrzeżenia co do symboliki, 246 - zazdrość o członek, jej los, 44-46 - zmiany w niej, 45,130-131 - zmyślenia w niej, 35, 287, 350 Psychonerwica, 37, 67, 159, 163170, 185, 202, 208, 210, 217, 226, 229, 241, 242, 286-288, 338,353 Reichiści, 39-40 Ruminacja, 83, 85 Sadyzm, 181, 182,222 Samoinwigilacja, 257 Samopotwierdzające się objaśnienie, 89 Schizofrenia, 235
Seksualność, 23, 28-29, 66-67, 70, 72-73, 245, 248, 307, 308 - abstynencja, 242 - aktywność, 150, 185,209-211,249,312 - dziecięca, 185,204, 311, 320, 346 - moczenie nocne jako surogat, 323 - nierozrodcza, 72 - przedwczesna, 346 - charakter, 203 - chorobotwórcza rola, 17, 34, 42, 48, 68, 132,157,184,185, 186,203,211,241,242, 279, 289, 320, 321, 324, 333, 339, 340 - cielesna, 34 - dojrzałość, 184, 279 - przedwczesna, 346 - doznania, 222,289, 321, 335 - głód, 249 - i Eros, 28,46, 71 - i fantazjowanie, 34, 83, 158, 238, 317, 320, 321,325, 347 - i frustracja, 47 - impulsy, 48, 66, 70, 92, 170, 178,203 - kompleks, 32, 67 - konflikt, 29, 171-172, 236 - konstytucja, 34,305, 320, 323 - kontakty z pacjentami, 240,244 - molestowanie, 7, 8, 26, 69, 279, 286, 333, 353, 394 - motyw, 72, 155 - nieuchwytność, 337 - niewłaściwie używana przez Freuda, 245 - obiekt, 222, 226 - objaw, jego znaczenie, 27, 53, 248 - o życiu / etiologii dziecka, 8,18,25,29,33, 44, 45, 51, 52, 53, 65, 80, 108, 115, 127, 134,157,173,178,182-186,201,203,204, 208,209,285,312,314,329,337-339,358, 413 - perwersje, 204,237 - pobudzenie, 95,220 - podniecenie, 14, 69, 95, 222,226 - chorobotwórcza moc, 333 - doznanie, 273 - rozwinięte, 289 - źródło, 169 - popęd / instynkt, 29, 70, 135, 238, 307 - pożądanie, 68, 69, 73, 74, 173, 242 - cielesne, 249 - kazirodcze, 155, 292 - oralne i analne, 71 - przemoc, 66, 158, 203, 204, 206, 222, 280, 285 435
INDEKS RZECZOWY
- ofiara, 303, 316,317 - przyjemność / rozkosz, 73,93,322,392 - doznawanie, 204,393 - motywy, 219 - osiąganie, 158 - prymitywna, 28,64 - źródło, 70 - rozszerzone jego pojęcie, 28,29 - rozwój, 157,158 - satysfakcja, 64 - sens, 29 - skłonności, 85,261 - kazirodcze, 39,69,283 - symbolika, 62, 76, 78, 106,113, 114, 246 - szantaż, 323,347,348 - udaremnienie, 19 - uprzywilejowana jego rola, 40,66-68 - uraz, 171,289,340,342,347 - współżycie / spółkowartie, 151,155,212 - niechęć do, 267 - pragnienie, 226,280 - rodziców, 84,100, 175 - zaprzestanie, 270 - wykorzystanie, 283,285,278, 340 - wyparta, 37,42,60,61,132,309 - występek, 322,345,347 - zaspokojenie, 24, 70, 150, 151, 168, 170, 222, 263,271,323 - cielesne, 46 - zastępcze, 217
- zastraszanie, 132,182,347 - życie, 19, 34, 47, 52, 67, 68, 72, 132, 157, 158,159,167,168,172,174,179,183,185, 187,202,203,212,233,248,279,280,320, 329,339,340,342,344,356,359,361,368, 393,395 Selected Papers in Hysteria, 241 Sublimacja, 14,171 - teoria, 242-243 Symbolika, 40, 62, 86, 90, 101, 114, 139, 156, 229,246,247,269,360, 376,392,407 - seksualna, 76-79, 106, 113, 116, 215, 248, 256,277,401,402 - teoria, 134 - zaspokojenie, 133,270 - zastępcza, 118 - życzenie, 270 Śmierć, 17,20,66,123,126, 161,222,270,377 - kara, 267 - łoże, 95,109,272 - popęd, 200,221-223 - samobójcza, 383 - strach przed, 402 - świadomość, 224 - wojna a, 234 - życzenie, 144, 176 Tacyta efekt, 18-19, 64 (patrz także Lloyda Jo nesa / Tacyta efekt)