Prolog Moje życie jest jak czarna przepaść z kolcami. Gdzie się nie obrócisz obrywasz jakimś w plecy. Najlepiej będzie jak zacznę w...
15 downloads
52 Views
1MB Size
Prolog
Moje życie jest jak czarna przepaść z kolcami. Gdzie się nie obrócisz obrywasz jakimś w plecy. Najlepiej będzie jak zacznę wszystko od początku. Nazywam się Ava River i mam dziewiętnaście lat. Odkąd tylko pamiętam byłam pod skrzydłami opieki społecznej. Mówili mi, że dadzą mi nową rodzinę, w której będę bezpieczna. Moja historia nie jest jedną z tych ckliwych romansów, które ludzie czytają na każdym kroku. Opowiem jak to jest być córką mordercy i dzieckiem gwałtu. Nie oszczędzano mi bólu na przedziale tych lat. Teraz znowu jestem w domu dziecka, kolejna rodzina nie wypaliła. Tym razem była to wina synalka. Dobierał się do mnie, a ja na to nie zezwoliłam i gdy przegiął po prostu wybuchłam. W przypływie szału złamałam mu nos i rękę, nie wspominając o uszkodzeniu jego marnego fiuta. Była to moja szesnasta rodzina w ciągu dziewięciu lat. Od tylu właśnie siedzę w tym bagnie. Nie jest kolorowo, ale mogło też być gorzej… Co ja mówię. Nie może być gorzej. Brakuje mi tylko do kompletu nieszczęść wyroku więziennego, chociaż może i to by nie było takie złe… Miałabym stały dach nad głową, jedzenie i wodę do mycia.
Kiedy tak snułam moje marzenia do wspólnego pokoju weszła opiekunka. Ava... Mam dla ciebie propozycje. I mam nadzieję, że dobrze ją wykorzystasz. I tak właśnie miałam trafić do jednego z lepszych liceów. Miasto postanowiło zainwestować w kilku najbardziej potrzebujących i zdemoralizowanych nastolatków, aby się kształcili. Czy mnie to interesuje? Nie. Czy zapytali mnie, czy chcę brać udział? Odpowiedź znowu brzmi nie. Czy to będzie piekło? Tak.
Rozdział 1 Nie rozumiem ludzi, którzy uwielbiają wstawać rano. Dla mnie jest to istna tortura, ale kto by chciał zwlekać się z łóżka o czwartej nad ranem i to tylko dlatego, że zawsze trzeba poćwiczyć. Właśnie tak. Nie dosyć, że ludzie oddają dzieci do sierocińców i myślą zapewne, że tak będzie lepiej, to do tego całego koszmaru trzeba dodać poranne pobudki. Co ja pieprzę, taka godzina to środek pieprzonej nocy. Jednak to jest i tak pikuś w porównaniu z tym, co mnie czeka za cztery godziny. Albowiem ja i jeszcze innych czterech wybrańców naszego wspaniałego ośrodka zostało " obdarowanymi " darmowym uczęszczaniem do najlepszej uczelni w Chicago. Jestem z tego powrotu taka szczęśliwa, że kretyna, który to wymyślił udusiłabym własnymi rękoma, następnie poćwiartowała, a na sam koniec rzuciła psom na pożarcie. To taka najlżejsza kara, jaka przychodzi mi do głowy. Ava przestań marzyć i rusz swój seksowny tyłeczek. Pora wstawać. mówił do mnie mój przyjaciel Liam. Jest on jednym z osób wybranych do tego pojebanego projektu. Nie wiem czy oni próbują sobie udowodnić, że opanują nas, czy może
chcą pokazać jacy to są wspaniali. Zresztą bez różnicy, mam to w dupie. Kochanie wstawaj. kontynuował dalej. Niestety ja nie miałam w ogóle zamiaru ruszać swojego jakże seksownego tyłka z tego cholernie niewygodnego łóżka. Jeżeli łóżkiem można nazwać kilka desek zbitych ze sobą, a na nie nałożone obrzydliwe prześcieradło. Oczywiście dostaliśmy do kompletu wspaniale wypchane poszewki. Poduszka była wypełniona słomą, a za kołdrę robiła wata. To się nazywa maksymalne oszczędzanie. Kurwa koniec dobrego. usłyszałam warknięcie. Nawet nie pofatygowałam się sprawdzić co takiego Liam robi. Najprawdopodobniej powinnam, był albowiem jednym z największych kretynów jakich spotkałam w życie. Możliwe, że dlatego się z nim przyjaźnie. Czasem miło jest być tą najmądrzejszą, a przy nim i przy reszcie tych debili to naprawdę proste. Chociaż muszę powiedzieć, że zdarza się mu mieć jakieś przebłyski inteligencji. Zaczęłam się przekręcać na deskach w celu odnalezienia najwygodniejszej pozycji. Minęła może minuta, aż w końcu moje zadanie zostało wypełnione. Mimo zamkniętych oczy widziałam kanapki. Właśnie tak, kanapki. Nie miałam nic dobrego do jedzenia od wielu, wielu miesięcy. A ogólnie to nie jadłam nic od dwóch dni. Na szczęście byłam już przyzwyczajona do takich głodówek. W tym miejscu i podobnych do tego, to normalne. Powtarzają nam w kółko, ze powinniśmy się cieszyć, że mamy dach nad głową i jakiekolwiek
jedzenie, co pewnie czas. A oni sami zajadają się w najlepszych restauracjach i mieszkają w najdroższych dzielnicach. Tam właśnie trafiają wszystkie pieniądze przesyłane przez państwo dla nas. Jednak my nie możemy pisnąć nawet słowa, bo oberwie nam się i to jak cholera. Do teraz mam w niektórych miejscach blizny, nie tylko takie widoczne. Te wewnątrz są najgorsze do zagojenia. Najbardziej nienawidzę momentów, kiedy dają ci nadzieję na lepsze życie. Mówią, że znaleźli dla ciebie idealną rodzinę, a następnie wysyłają w nieznane. A ty biedny musisz znosić tamtych osobników przez pewien czas, aż zrozumieją, że z tobą nie ma zabawy, że nie da się ciebie złamać. Ja pierdole ! wykrzyknęłam wyskakując z łóżka. Byłam cała mokra i nie w dobrym tego słowa znaczeniu. Mój skretyniały przyjaciel postanowił, najwyraźniej zafundować mi darmową kąpiel z deszczówki. Liam patrzył na mnie z zarozumiałym uśmieszkiem i tylko kiwnął mi głową w stronę szafki na ciuchy. Wiedziałam o co mu chodzi, ale nie wykonałam najmniejszego ruchu. Albo sama się ubierzesz, albo ja to zrobię. powiedział. Przez moment jeszcze mu się przyglądałam, ale potem zrezygnowałam. Wiedziałam do czego był zdolny i lepiej go nie motywować do działania. Uwielbiał podejmować wyzwania, a ja to często wykorzystywałam w niecny sposób.
Liam był wysokim blondynek o zielonych oczach i cudownym uśmiechu. Dodaj do tego diabelnie seksowne ciało, tatuaże i mamy cały pakiet. Bad boy w każdym calu. Dziewczyn oczywiście nigdy nie musiał wyrywać na tanie teksty, wystarczyło jego spojrzenie, które dość często mówiło " Chodź do mnie. Chcesz tego " albo " Ze mną będziesz miała najlepsze pieprzenie swojego życia". No ludzie jaka kobieta by nie skorzystała z takiej propozycji. Do tego wszystkiego był boski w łóżku i mogłam to szczerze przyznać. Od czasu do czasu, gdy któreś z nas musiało zapomnieć na chwilę o otaczającym nas świcie wyświadczaliśmy sobie przysługi. Dobra już się ubieram. odparłam. Pieprzony poganiacz niewolników. mruknęłam pod nosem. Powłóczyłam nogami w kierunku drewnianej komody. Miała ona tylko cztery małe szuflady, a jedna z nich należała do mnie. Kolejna do Liama, Caluma i Daniela. Jak już wcześniej mogłam wspomnieć, mieliśmy gorzej niż ludzie w więzieniu. Powyższa dwójka, z którą dzieliłam mebel, również będzie z nami uczęszczała do liceum. Ostatnią osobą należącą do naszego małego klubiku wysłanników piekła jest Stacy. Urządzimy tej szkole koszmar, ręczę za to. Tak więc cała nasza piątka od dziś będzie uczęszczała do tego liceum imienia Amadeusa Priem'a. Ubrałam się i poszłam do reszty. Czekali już na mnie na korytarzu. Gotowi? zapytałam przyjaciół. Wszyscy zaprzeczyli zgodnie głowami.
Ech... Ja tak samo. Dobra chodźcie na rozgrzewkę i szykować się do szkoły lamusy. powiedziałam. No ludzie, strzeżcie się ! Nadchodzimy ! krzyknęłam.
Rozdział 2 Na ósmą mieliśmy się stawić w szkole. A teraz zamiast pędzić na zajęcia stoimy na sali ćwiczeń w domu i czekamy na kazanie. Pani Green jest w tym najlepsza. Jej wulgarne odzywki i cięty język trafił do historii. Umie opieprzyć największego chuligana, tak bardzo, że tamten stanie się potulny jak baranek i zacznie pracować w schronisku dla młodzieży. Słuchajcie mnie bachory. Jeśli którekolwiek z was wpadnie w kłopoty, dostanie gorszy stopień, albo chociaż mrugnie nie tak i zostanie mi to zgłoszone, może pisać testament. To jest dla nas... to znaczy was szansa i macie tego nie spieprzyć. Zrozumiano? rozległ się jej donośny, lecz niestety piskliwy głos. Cała nasza piątka potaknęła głowami. Nie słyszałam! wydarła się. Moje uszy najprawdopodobniej zaczęły już krwawić, a mózg zmienia się powoli w papkę. Skoro to już się dzieje, to co będzie w szkole. Śmierć na matematyce, samobójstwo na historii, czy może eksplozja głowy na biologii. Jest długa lista scenariuszy, które mogą
się nam przydarzyć. Jednak najprawdopodobniejsze jest, że umrzemy tutaj. Tak. odparliśmy jednogłośnie. I właśnie tak ma być. Pamiętajcie... zaczęła kolejny swój monolog, ale ja już się wyłączyłam. Ukradkiem zerknęłam na przyjaciół i zauważyłam, że również oni oddalili się do swoich własnych światów. Zaczęłam bacznie obserwować panią Green i spostrzegłam, że jedna jej brew jest krzywo zrobiona. Kosmetyczna odwaliła kiepską robotę, ciekawe czy jeszcze żyje. Jeśli ta jędza zdołała to zauważyć, zapewne osoba, która pracowała nad jej włosiem nie przeżyła tych tortur. Tak bardzo zafascynowało mnie to zjawisko, że nie zwróciłam uwagi, kiedy wszystkie głowy obróciły się w moim kierunku, a starsza kobieta wywołuje mnie z imienia. Ava! Tak? zapytałam, jakby nigdy nic. O czym mówiłam? zadała podchwytliwe pytanie. Za nieprzepisowe zachowanie mamy wyznaczone kary. Właśnie tak, posiadamy nałożone na siebie zasady, a ich złamanie jest równoznaczne ze zdradą kraju. Chociaż ja tak uważam. Rygor jaki jest wprowadzany w takich placówkach kształci młodych przestępców. Przecież jaki nastolatek z taką kuratelą nie chciałby się stąd wyrwać. Aktualnie w naszym domu znajduje się sześćdziesięciu czterech podopiecznych. Z tego czterdziestu chłopców i dwadzieścia
cztery dziewczynki. Nie będę się zagłębiała w szczegóły. To bez sensu. Obowiązuje nas dziesięć szczegółowych przepisów, których trzeba przestrzegać, jeśli ceni się własne życie i zdrowie psychiczne. 1. Godzina policyjna od 22 do 6 rano. 2. Respekt wobec swoich opiekunów. 3. Zakaz opuszczania placówki bez zezwolenia. 4. Zakaz stosunków seksualnych na terenie sierocińca. 5. Obowiązkowe inspekcje miejsca zamieszkania. 6. Zakaz bójek, papierosów, alkoholu oraz jakichkolwiek używek. 7. Zakaz broni. 8. Obowiązek wykonywania prac nałożonych na ciebie. 9. Słuchanie poleceń osoby dyżurnej. 10. Złamanie jakiejkolwiek z powyższych zasad grozi nałożeniem odpowiedniej do popełnionego przestępstwa kary. Dosłownie jak w więzieniu. I powiedz tu człowiekowi, że nie musi się martwić o swoją przyszłość. Z takimi zasadami trzeba uważać nawet na swój cień, bo może mieć niecny plan. Nie jestem z reguły posłuszna, tak samo reszta z naszej małej grupki, ale cóż wybrali nas do tego projektu, więc się stawimy. Oby uczelnia była przygotowana na pięciu siewców zagłady.
Kazała pani przestrzegać wszystkich reguł, a jeśli nie zalecimy się do pani zarządzeń, czeka nas kara. To tak w skrócie. Dobrze mówię, prawda? odpowiedziałam jej z zarozumiałym uśmieszkiem. Jej słowa za każdym razem się powtarzały. Tyle razy to słyszałam, że powinno mi to już wyskoczyć na czole. Panienko River, to się szczególnie tyczy ciebie. Nie chcę żadnych zażaleń na twoją osobę. Zresztą na żadnego z was. Nie mam pojęcia czemu, akurat wasza piątka została wybrana. Gdybym ja miała kogoś wysłać, wy byście byli ostatnimi osobami jakie by poszły... co ja mówię, nawet was bym nie brała pod uwagę. Jednak dyrekcja szkoły i rada nadzorcza naszej placówki zdecydowała inaczej. Chcą dać wam szansę. Zrozumieliśmy. odparłam pośpiesznie, zanim znowu zaczęła się zagłębiać w szczegóły. Masz mi nie przerywać. warknęła. W odpowiedzi przewróciłam jedynie oczami, co oczywiście wkurzyło panią Green. Ava! krzyknęła. Dobrze, a teraz bierzcie potrzebne wam rzeczy i idźcie do szkoły. Od razu po zajęciach widzę was w domu. powiedziała i odeszła pośpiesznie. Patrzałam jak jej wielki tyłek rusza się w rytm stukania obcasów i chciało mi się wymiotować. Ta kobieta samą sobą przyprawia mnie o mdłości. Liam? spojrzałam na przyjaciela.
Co? Kiedy masz zamiar się pomalować, abym mogła się koło ciebie pokazać. powiedziałam z uśmiechem. Osz ty... wysapał i rzucił się w moją stronę. Dzięki Bogu mam bardzo dobrą kondycję, bo inaczej już bym leżała rozłożona na łopatki. Dobra dzieci, przestańcie ! Idziemy do szkoły ! krzyknęła Stacy. W pomieszczeniu dało się usłyszeć zbiorowy jęk. Jednak już bez żadnych ceregieli zebraliśmy swoje rzeczy i udaliśmy się na podbicie liceum. Swoją drogą ten Amadeus musiał coś zrobić, skoro nazwali jego imieniem szkołę. Ciekawe czy ja też tak będę mogła. Gdy tylko wyszliśmy za mury naszego więzienia, obejrzałam się jeden, jedyny raz, aby zapamiętać skąd jestem. Droga zajęła nam całe trzydzieści pięć minut, ale po tym czasie ujrzeliśmy budynek naszego nowego prywatnego piekła. Lubiłam moją dawną szkołę. Znajdowała się niecałe pięć minut od placówki i była pod napięciem, aby nikt nie zwiał. Chociaż nie, zmieniam zdanie. Nienawidziłam tamtego miejsca. Stanęłam przed drzwiami do naszej nowej przyszłości i spojrzałam na przyjaciół. Gotowi? zapytałam. Kiwnęli mi głowami, a ja pchnęłam drzwi. Od razu uderzył we mnie hałas. Wszyscy próbowali się przekrzyczeć. Jednak jak tylko postawiliśmy pierwszy krok na ich
terenie, każda głowa na korytarzu obróciła się w naszą stronę. Mogłam usłyszeć strzępu rozmów. " Patrz to ci przestępcy." " Widzisz jak one wyglądają? Dziwki. " " Ale ciacha. Zaklepuję. " " Ciekawe za ile da się przelecieć. " " Zapewne roznoszą zarazki. " " Niech tylko, któraś zbliży się do Jamesa, a za kudły ją szarpnę. " Na ten ostatni komentarz musiałam się zaśmiać. To było tak absurdalne, że jak myślenie, że kosmici istnieją. Chociaż jak tylko na nią spojrzałam, zaczęłam się zastanawiać nad trafnością tego spostrzeżenia. Już chciałam coś do niej powiedzieć, kiedy jakiś dupek trącił mnie w ramie. Tym sposobem moja torebka zsunęła się i uderzyła w podłogę. Ej ! Dupku ! warknęłam do niego. Wcześniej wspomniany chłopak obrócił się i zmierzył mnie spojrzeniem. Gdy już obczaił mnie od góry do doły wysłał mi najwyraźniej swój firmowy uśmiech. Tak ? zapytał przemądrzale. Mówiłaś do mnie ? A widzisz innego dupka, który mnie popchnął ? Mogłaś nie stać na środku korytarza. Zresztą nieważne. Przepraszam. Czemu jakoś ci nie wierzę, co?
Bo nie wyglądasz na głupią, kotku. Zbliżyłam się do niego z zalotnym uśmiechem, a gdy tylko nasze usta dzieliły milimetry, szepnęłam. Jeszcze raz nazwij mnie kotkiem, albo jakimkolwiek innym czułym słówkiem, od którego chce mi się rzygać, to przysięgam, że będziesz cierpiał. Jak tylko powiedziałam to co musiałam, zwróciłam się do przyjaciół. Chodźcie do sekretariatu. Doszły do mnie jeszcze szepty ludzi i piskliwy głos blondynki, do której miałam zamiar wcześniej zagadać. James ! Misiaczku, nic ci nie jest. Jakoś nie interesowała mnie zbytnio jego odpowiedź. Najwyraźniej to był ten chłopak, którego miałam unikać, aby moje włosy nie ucierpiały. Zrobię to z wielką chęcią. Dupek Byłam już w połowie drogi, kiedy zerknęłam za siebie. Stał tam on. Musiałam przyznać, że był przystojny. Dało się zauważyć, że jest dobrze zbudowany. Jego brązowe oczy mówiły, ze to jeszcze nie koniec, a usta ciągle miały ten kpiący wyraz. Odwróciłam wzrok i uśmiechnęłam się pokrzepiająco do przyjaciół. Zabawę czas zacząć.
Rozdział 3 Miałam już wyrobione zdanie o uczniach, byli cholernymi tchórzami. Ale czego innego mogłam się spodziewać. Moja reputacja przeganiała nawet sławę gwiazd porno. Chociaż słyszałam plotki, że grałam w jednym z takich filmów. Nie powiem zaciekawiło mnie to, tym bardziej, że brałam udział w orgii z Chuckiem Norrisem. Najwidoczniej szkoła jest wszędzie taka sama, tylko nadęte dupki zmieniają się na bogate nadęte dupki. Wielkiej różnicy nie ma. Sądziłam, że po tym debilu, Jamesie będę miała już spokój, lecz bardzo się myliłam. Po naszym pierwszym spotkaniu na korytarzu, liczyłam, że może stanie się coś zabawnego. Ava, chodź. Tu jest sekretariat. złapał mnie za łokieć Liam.
Spojrzałam na drzwi, które wcale nie zachęcały swoim wyglądem. Prawdopodobnie nie byłoby tak źle, gdyby nie wielki kutas narysowany markerem na samym środku. Jesteś pewien, że musimy? posłałam mu błagalne spojrzenie. Tak. Albo to, albo cięgi od Zielonej. Chyba wolałabym ją. jęknęłam. Ale my nie. Ruszaj seksowny tyłeczek i wchodź. powiedział i klepnął mnie we wcześniej wspomnianą część ciała. Znam go już za długo i wiem, że bez sensu byłoby zwracanie mu uwagi. Pokręciłam zrezygnowana głową i nacisnęłam klamkę. Drzwi otworzyły się z lekkim skrzypnięciem. Myślałam, że to szkoła dla bogaczy, a nawet drzwi nie mają naoliwionych. Zapewne cięcia w budżecie, albo zmarnowali pieniądze na niepotrzebne rzeczy, takie jak piątka kryminalistów. Jako, że szkoła wszystko finansuje, nie musieliśmy się przejmować podręcznikami, ani czesnym, to już ich problem. Pierwsze co przykuwało uwagę w sekretariacie, było białe biurko na tle granatowych ścian. A za nim siedział mężczyzna, na oko mógł mieć z trzydzieści lat. Lekka siwizna pojawiała się już tu i ówdzie. Najwidoczniej praca w liceum nie była taka prosta, no kto by pomyślał. Czujecie ten sarkazm?
Dobry. odparłam niezbyt miło. Witam. Nazywam się Tristan Holmes i jestem dyrektorem. Od dziś jesteście uczniami naszej placówki, więc podlegacie moim zasadom. Jest kilka nakazów i zakazów, jakie tutaj obowiązują. A teraz proszę, abyście się przedstawili. powiedział na wstępie. Podniosłam wysoko brwi i przyglądałam mu się z powątpiewaniem. Liczyłam, że powie, że żartował, ale najwyraźniej ten facet mówił serio. Teraz już nie jestem pewna czy to nie jest szkoła wojskowa. Ale nie widziałam, żadnych mundurków po drodze, więc zapewne nie. Może on sprawia tylko wrażenie surowego. Zwęziłam delikatnie oczy i przyjrzałam się mu dokładniej. Nie, pomyślałam. On serio taki jest. Ta żyłka na jego czole to mówi. Zerknęłam po bokach na przyjaciół i zauważyłam ten sam wyraz twarzy, który zapewne gościł na mojej. Zawziętość. Bo dobroci się nie damy. No spoko. warknęłam. Ten wysoki blondyn to Liam Prince, brunet po jego prawej to Calum Landom. Czerwonowłosa dziewczyna nazywa się Stacy Brooks, a ostatni to Daniel Castle. A ty młoda damo? zapytał. Tylko nie młoda damo. Nienawidzę jak się tak do mnie mówi. Jestem Ava River.
Do mnie nie mówi się takim tonem panno River. To ja tu sprawuję władzę i należy mi się szacunek. Jak pan chce. powiedziałam i posłałam mu zarozumiały uśmiech. Mężczyzna nieznacznie zacisnął szczękę, ale już po chwili odzyskał rezon. Dobrze. odparł spokojnie po kilku sekundach ciszy. Oto wasze plany, książki, mapa szkoły oraz szyfry i numery szafek. dokończył i wręczył nam przedmioty. Bez pożegnania wyszliśmy z pomieszczenia i ruszyliśmy wolno korytarzem. Nie śpieszyło nam się na zajęcia. Dzień pierwszy można odhaczyć. Pozostało około tysiąca innych.
Rozdział 4 Pierwszy dzień minął nam na zwiedzaniu. Odkrywaniu najlepszych miejsc do ukrycia się, znalezienia zaułka gdzie można zapalić i skrótu, którym można uciec. I to wszystko w zaledwie cztery godziny. Inni uczniowie nie byli za przyjaźnie nastawieniu w stosunku do nas. A najgorzej zachowywały się dziewczyny. Patrzały na nas jak na coś gorszego. Może i nie jestem bogata i piękna, ale nie odgrywam bestii w tej bajce. Wszystko czego chcę to dożyć do końca roku bez szwanku i zniknąć z tego miejsca w diabły. Nie mogę sobie pozwolić na bójki, znam konsekwencje, a wolę nie utykać przez kilka następnych dni. Z takimi myślami przekroczyliśmy mury naszego nowego więzienia i udaliśmy się do domu. Ostatnią rzecz jaką spodziewałam się tam zastać była jakaś rodzina. Kolejni ludzie chcieli dać szansę jakimś młodym sierotą.
Nawet nie pchałam się do tego zbiegowiska, od razu udałam się w kierunku swojego pokoju. Ava, zaczekaj! usłyszałam krzyk pani Green. Odwróciłam się dookoła, aby zorientować się, że moi przyjaciele zdołali już się ulotnić i zostałam jedyna na widoku. Tak proszę pani? zapytałam poważnie. Wolałam jej nie podpadać w towarzystwie obcych. Mogła mnie jeszcze powiesić za kostki, albo coś o wiele gorszego. Ava to są państwo Falcon. Dzień dobry. powiedziałam grzecznie. Chcieliby rozejrzeć się po naszym domu i może wziąć pod swoje skrzydła jednego z was. Jednak bardzo proszą, aby oprowadził ich jeden z naszych podopiecznych. I od razu kiedy cię zauważyłam pomyślałam, że będziesz do tego idealna. kontynuowała i nałożyła nacisk na ostatnie zdanie. Oczywiście. Bardzo chciałabym, ale lekcje, nowa szkoła i ... nie dane mi było dokończyć. Nie musisz się tym przejmować, jesteś bardzo mądra. Zresztą to był wasz pierwszy dzień i później mi powiesz jak wspaniale się bawiliście. uśmiechnęła się do mnie sztucznie. No dobrze. Może zacznijmy od... yyy... stołówki? odparłam niepewnie. Będzie wspaniale kochanie. Mam na imię Mia, a to mój mąż Harry. Miło nam cię poznać. powiedziała kobieta.
Bogactwo, aż od nich biło. Idealne fryzury, ciuchy, zachowanie, nawet uszy. Boże, widzisz, a nie grzmisz. Mi też miło poznać. posłałam im swój firmowy uśmiech i skierowałam się do stołówki. Zanim weszliśmy do pomieszczenia zaczęłam się modlić, aby było tam w miarę cywilizowanie. I oczywiście było. Pani Green musiała się już wszystkim zająć. Wszyscy siedzieli grzecznie, cicho dyskutowali i jedli śniadanie. Żadnych bitew na jedzenie. Zero krzyków. Brak przekleństw. Działo się tak tylko wtedy, gdy ktoś miał przyjechać. Zastanawiałam się często, czy gdyby ktoś inny zajmował się naszym sierocińcem, to również panowałby tu taki rygor, czy może byłoby trochę weselej. Lecz próbowałam odpędzać od siebie te myśli, aby nie popaść w depresję. Obróciłam się do tyłu, aby zobaczyć czy państwo Falcon przyglądają się dzieciom oraz, aby dokładniej się im przyjrzeć. Kobieta była wysoką brunetką o zielonych oczach i nienagannej figurze. Mężczyzna zaś był dobrze umięśnionym blondynem o ciemnym spojrzeniu. Coś w jego wzroku było znajomego. Rysy ich twarzy ciągle kazały zastanawiać mi się skąd ich znam. Co prawda jestem pewna, że tej dwójki nigdy nie spotkałam. Mam dobrą pamięć, zazwyczaj mogę na niej polegać, lecz teraz ciążyła w niej pustka. W ciągu godziny zwiedziliśmy jeszcze sypialnie dzieci, pokój zabaw, kuchnię i łazienki oraz salę ćwiczeń. Para była bardzo miła, ciekawie się z nimi rozmawiało i nie patrzeli na mnie z góry, a
spodziewałam się właśnie tego. Pozory jednak mogą mylić. Zbliżaliśmy się już do ostatniej części naszej wycieczki, czyli pokoju rekreacyjnego. Tam wszyscy spędzali czas od piętnastej do osiemnastej. Ogółem to miejsce było przeznaczone do nauki. W miarę lubiłam, gdy ktoś do nas przychodził. Wtedy pani Green włączał się tryb kochającej kobiety. Dostawaliśmy jedzenie i czyste ciuchy. Dlatego zawsze jest cisza w stołówce, każdy cieszy się posiłkiem, którego może nie ujrzeć przez dłuższy czas. Cięcie kosztów, albo raczej nowiutkie jacuzzi dla personelu. Ava zapomniałam zapytać. powiedziała w pewnym momencie kobieta. Jeszcze kawałek dzielił nas od celu. Tak? zapytałam. Gdzie chodzisz do szkoły? Och... Od dziś do Liceum im. Amadeusa Prime'a. odparłam próbując się nie wzdrygnąć. Naprawdę? mówiła podekscytowana. Tam również uczęszcza nasz syn. Może go kiedyś spotkasz. Tak? Może kiedyś. A teraz może... Mia mi przerwała. Ma na imię James i jest wysokim brunetem o brązowych oczach. Chodzi do trzeciej klasy. Stanęłam na środku korytarza, gdy tylko usłyszałam co powiedziała. No tak, mogłam się tego spodziewać. Dlatego wyglądali tak znajomo. Są rodzicami tego dupka. Jak tylko o tym pomyślałam jego twarz pojawiła mi się przed oczyma. Już chciałam wyrzucić z
siebie potok przekleństw, ale grałam słodką dziewczynę i to by nie było odpowiednie. Prawdopodobnie zszokowałabym ich i dostałabym niezłe manto. Nie wiem. Nie spotkałam go. odpowiedziałam po chwili ciszy i ruszyłam dalej. A oto ostatnie pomieszczenie. Ręką wskazałam na drzwi. Czekałam, aż państwo Falcon wejdą do środka i szybko ulotniłam się do swojego pokoju. O Boże, pomyślałam. Teraz muszę go unikać jeszcze bardziej. Coś czułam, że to nie będzie takie proste, jakie się wydaje. Z takimi myślami rzuciłam się twarzą na łóżku i zaczęłam krzyczeć z frustracji w poduszkę. Chociaż trochę dało mi to się uspokoić, ale nie na długo. Jak tylko pomyślałam, że juro kolejny dzień szkoły, chciałam wyskoczyć przez okno. Jednak przeszkadzały mi w tym kraty. Więzienie. westchnęłam.
Rozdział 5 Ciemność. Krzyk rozbrzmiewa po całym budynku. Stacy znowu ma koszmar. Dzieje się to, chociaż raz w tygodniu. Ludzie są już przyzwyczajeni, ale ja zawsze wzdrygam się na ten dźwięk. Przeszłość prześladuje każdego z nas, jednak ją szczególnie. Nie umie sobie poradzić z ciężarem, jaki spoczął na jej barkach. Wszyscy, którzy znajdują się w sierocińcu stracili rodzinę, w takich, czy innych okolicznościach. Moja przyjaciółka przeżywa to najgorzej. Od ich śmierci minęło pięć lat, ale ona nie daje rady. Tnie się coraz bardziej, zamyka się w sobie, popada w depresję. Ten dom nie pomaga w niczym. Musimy dawać sobie radę na własną rękę. Poddało się wielu, lecz nie pozwolę, aby Stacy dołączyła do tej listy. Nie zasługuje na to. Rodzice ją kochali, ale musieli odejść. Zginęli w katastrofie lotniczej. Kiedy reszta rodziny dowiedziała się o tej tragedii, odsunęli się od
dziewczyny. Nikt nie chciał mieć na głowie wchodzącej w erę dorastania nastolatki. Moja historia była zupełnie inna. Mój ojciec siedzi w więzieniu za masowe morderstwa, gwałty, handel i różne inne przekręty, ale nie będę się już w to wgłębiała. W skrócie dostał dożywocie. Matka natomiast żyje gdzieś sobie na świecie i daje w żyłę, albo już przedawkowała. Oni nic dla mnie nie znaczą. Jestem piętnem jednej z ofiar tego potwora. Przyszłam na świat, tylko dlatego, że kobieta, która nosiła mnie pod sercem, nie miała pieniędzy na aborcję. Mimo, że została zgwałcona nikt nie chciał jej uwierzyć, pomóc. Wszyscy uważali ją za śmiecia. Teraz dzieje się tak ze mną. Historia lubi się powtarzać. My dwie z całej naszej piątki, mamy najdrastyczniejsze historie. Liam, Calum i Daniel zwyczajnie zostali porzuceni w dzieciństwie. To też nie jest najlepsze, ale jest jedną z jaśniejszych wersji wydarzeń, jakie mogły się przytrafić. Do dziś pamiętam jak miałam dziesięć lat i przyszła kobieta z opieki społecznej, aby powiedzieć mi, że zabierze mnie w lepsze miejsce. Z dala od ćpunów i morderców. A bliżej dzieci w moim wieku i szczęścia. O Jezu, jak bardzo mnie oszukała. Gdybym chociaż przez moment poczuła, że moje życie stanie się jeszcze gorsze, nigdy nie przyjęłabym tej wyciągniętej dłoni. Splunęłabym na nią i uciekła. Jednak teraz muszę znosić to co tu się dzieje. I to wszystko, aż do dwudziestych pierwszych urodzin. Pozostały dwa lata i zaznam
wolności. Zastanawiam się, czy to takie wspaniałe jak mówią. Poczekam i się przekonam na własnej skórze. Nie minęło dziesięć minut, jak drzwi do pokoju zaczęło się otwierać. Przez szramę mogłam dojrzeć czerwone włosy Stacy. Hej... Śpisz? zapytała. Nie. Rozmyślałam. szepnęłam, aby nie obudzić nikogo innego w pokoju. Co prawda, ludzie tutaj mają mocne sny, ale wolałam uważać. Mogę się z tobą położyć? Jasne. Właź, tylko się nie rozpychaj. Po chwili poczułam, jak Stacy odsuwa kołdrę, albo to, co tak nazywamy i wtula się we mnie. Czekałam, aż spokojnie zaśnie, ale wiedziałam, ze to trochę potrwa. Czułam jak jej łzy spływają po mojej szyi. Nie próbowałam nawet podnosić jej na duchu, to nic nie da. Tylko pogarsza sytuację, przynosi nadzieję, która wkrótce znika. Minęły kolejne minuty, a oddech mojej przyjaciółki w końcu się unormował. Gdy już byłam pewna, złapałam za jej nadgarstek i zauważyłam nowe nacięcia. Kolejne dwie linie znaczące jej drobne i delikatne ciało. Och Stacy... szepnęłam do siebie.
Rozdział 6 Nienawidzę cię syknęłam po raz kolejny tego ranka. No weź. Kochasz mnie. odparł Liam. Dziś był poniedziałek. Musiałam z powrotem wziąć się w garść i ruszyć do tego przeklętego przez Boga budynku. Na dodatek uczęszczają tam same anielskie suki i dupki z wypielęgnowanymi tyłkami. A jakby i tak już nie było najgorzej to Danny, Calum i Stacy zatruli się wczorajszym jedzeniem. Dlatego właśnie teraz przemierzam uliczki tego cholernego miasta jedynie z Liamem, która postanowił uprzykrzyć mi ten dzień jeszcze bardziej. A posłuchaj tego. zaczął. Love me like you do, lololove me like you do. Love me like you do, lololove me like you do. Błagam przestań już. powiedziałam i złapałam się za głowę.
Mój przyjaciel był w jakimś dziwnym nastroju i od rana torturuje mnie tą przeklętą piosenką z radia. A wszystko się zaczęło od pobudki. Jak zwykle nie potrafiłam się podnieść z łóżka i przyszedł Liam i mi "pomógł". Zaczął śpiewać Shakirę, a dokładniej " Waka waka ". Każda żyjąca istota w odległości dwudziestu kilometrów zapewne go słyszała. Obiło mi się o uszy, że coś przestraszyło zwierzęta w lesie. Teraz oczywiście wiadomo co, to było. Wiem, że ten idiota jest moim najlepszym przyjacielem, ale jeśli nie przestanie w ciągu dziesięciu sekund to go zabiję. Liam, albo się zamkniesz, albo wyrwę ci język i rzucę psom na pożarcie. wysyczałam już u kresu wytrzymałości. Nie zrobiłabyś tego. odparł pewny. Jesteś pewien? Świat byłby mi wdzięczny. Może nawet dostałabym medal od prezydenta za uratowanie ludzkości od twojego wycia. Wredna jesteś, wiesz? zapytał. Wiem, to mój urok osobisty. Zaczęliśmy spoglądać sobie w oczy z powagą godną prawnika, ale nie wytrzymaliśmy dłużej niż pięć sekund i wybuchnęliśmy śmiechem. Idiota. powiedziałam. Suka. odpyskował. Znowu się zaśmialiśmy, a potem Liam objął mnie w pasie i tak udaliśmy się do bram szkoły. Oczywiście jak tylko nasze stopy dotknęły podłogi korytarza, zaczęły się szepty i ukradkowe
spojrzenia. To chyba nigdy się nie zmieni. Jednak dziś w ich oczach, zauważyłam też coś innego. Zajęło mi chwilę rozszyfrowanie co, to było. Strach. Oni się nas bali. Najwidoczniej zasięgnęli języków na nasz temat. Czy mi to przeszkadzało? Nie. Czy mieli powód do strachu? Jak cholera, tak. Robiłam rzeczy, z których normalni ludzie nie sypialiby po nocach. Poczucie winy zjadłoby ich od środka. Z niektórych nie jestem dumna, ale nie na tyle, żebym czuła skruchę. Nie żałuję żadnej rzeczy, którą zrobiłam. Wszystko było w pewnym sensie odpowiednie. Potrzebne do przetrwania. Prawdą jest, że większość, no dobrze wszystko nie było zgodne z prawem. Przy paru sprawkach mnie złapano i ponosiłam konsekwencję, ale reszta uszła mi na sucho. Czy jestem z siebie dumna? Oczywiście, że tak. Żyjąc w takim miejscu, można: a) Popełnić samobójstwo. b) Uciec i żyć na ulicy. c) Zostać kryminalistą. d) Stać się kimś podobnym do naszych oprawców. W moim przypadku pierwszy punkt odpada. Nie będę kłamać mam kilka blizn. Cięłam się i ćpałam. To drugie dalej robię, ale samobójstwa nigdy nie chciałam popełnić, nawet w najgorszych momentach.
Życia na ulicy próbowałam i nie była to moja bajka. Miałam więcej swobody, ale zero dachu nad głową i nawet trudno było od czasu do czasu o jedzenie. Tutaj zaś jest budynek, który mogę nazywać domem i dostajemy jakieś żarcie co kilka dni. Zostanie kryminalistką jest najpewniejsze. Już jestem na tej drodze. Sprzedaję narkotyki i dopalacze. Kradnę i miałam już broń w swoich rękach. Nawet krew już przelałam. A ostatnia sytuacja zdecydowanie odpada. Nie stanę się nikim podobnych do tych potworów. Wolę sama zidentyfikować bestię wewnątrz mnie.
Przerwałam moje rozmyślania, gdy tylko znaleźliśmy się koło
naszych szafek. Otworzyłam swoją i wrzuciłam wszystkie rzeczy. Wyjęłam jedynie torebkę, w której były papierosy i zapalniczka oraz algebra. Nienawidzę tego przedmiotu. Tym bardziej, że okazało się, że Liam w tym czasie ma biologie. Chłopak jest ode mnie o rok starszy. Tak samo Daniel i Calum, tylko Stacy chodzi ze mną do klasy, ale z wiadomych przyczyn nie ma jej dziś. Chodź, pójdziemy najpierw zapalić. powiedział Liam i złapał mnie za rękę. Dobry pomysł. odparłam i się uśmiechnęłam. Udaliśmy się w kierunku murka za szkołą. Było tam idealne miejsce do tego rodzaju spraw. Byłam już w połowie fajki, kiedy rozbrzmiał dzwonek oznajmiający lekcję. Nie śpieszyłam się. Powoli dokończyłam papierosa i dopiero wtedy udaliśmy się w kierunku klas.
Algebra była na drugim piętrze, a zajęcia Liama na pierwszym, więc musieliśmy się rozstać. Odprowadziłam chłopaka, aż pod same drzwi i czekałam, aż wejdzie. Gdy to zrobił, miałam już iść, ale blond czupryna przyjaciela, znowu się pokazała. Podszedł do mnie i delikatnie pocałował mnie w czoło. Ej. Dasz sobie radę, a teraz leć. szepnął mi do ucha i zawrócił z powrotem do klasy. Nic nie mogłam na to poradzić, ale roześmiałam się na cały głos i sama również udałam się do siebie. Jak tylko znalazłam się u bram mojego piekła, nawet nie zapukałam, po prostu weszłam. Wszystkie głowy magnetycznie obróciły się w moim kierunku. No cóż. Spóźnienie. Już na pierwszej lekcji, panno... czekała, aż coś powiem. River. River... River... River... mruczała szukając mnie w dzienniku. Mam, a gdzie panna Brooks? zapytała. Nie ma. powiedziałam jedynie. Nie miałam zamiaru grać miłej uczennicy. Rozumiem. Zobaczmy, gdzie cię posadzić. Znajdę sobie miejsce. warknęłam i już chciałam ruszyć do wolnej ławki. Ava, tak? zapytała, ale nie dostała żadnej mojej reakcji. Dobrze. W mojej klasie siedzi się parami, z płcią przeciwną. A, że twoja
przyjaciółka to dziewczyna, będziesz siedziała z kimś innym. Zaraz zobaczymy, który chłopak siedzi sam. Rozejrzałam się otwarcie po klasie i zauważyłam cztery wolne miejsca koło chłopaków. Jednym z nich był James. Modliłam się, aby nauczycielka nie była, aż takim potworem. Byłam gotowa nawet klęknąć i błagać o to. Tylko, żeby nie siedzieć z nim. Może ona ma parę. Z tego co słyszałam dużo dziewczyn go chce. Nie rozumiem dlaczego, ale cóż... to ich wybór. Ava usiądź z Jamesem. To tamten na końcu klasy, przy oknie. Chciałam już zacząć krzyczeć i prosić ją o zmianę zdania, ale nie pokażę po sobie, że jej decyzja mnie ruszyła. Nie mówiąc ani słowa, udałam się do mojej nowej ławki. Od razu zrzuciłam torbę i złapałam za krzesło. Nie zaszczyciłam chłopaka, nawet jednym spojrzeniem. Gdy tylko usiadłam, oddaliłam się od niego tak daleko, jak się dało. Najwyraźniej było to zadziwiające. Więc jesteś Ava. powiedział do mnie James. Milczałam. Jak już wiesz, jestem James. Dalej byłam cicho. Porozmawiasz ze mną? Zero mojej reakcji. Miałam nadzieję, że w końcu zakapuje, że nie mam zamiaru mieć z nim żądnego kontaktu. Lecz był większym idiotą, niż myślałam.
Avaaaaaaaaaa...... Moja cierpliwość powoli się kończyła. Jeszcze tylko moment. James. Mógłbyś się zamknąć i podrywać nową koleżankę na przerwie? zapytała go nauczycielka. Oczywiście. odpowiedział słodko. Przez resztę lekcji zachowywał się jak wzorowy uczeń, a ja przyglądałam się wszystkim wzorom na tablicy. Była to dla mnie czarna magia. Nauczycielka w pewnym momencie, zauważyła, że nic nie zapisuję, tylko patrzę. Ava, coś nie tak? zapytała. Yyyyy... W pewnym sensie. O co chodzi? Co to, to na tablicy? Nie mieliście jeszcze tego tematu w poprzedniej szkole? Nie. odparłam jedynie. Coś czułam, że będę musiała wiele nadrobić. Rozumiem. Moment. James, ty miałeś piątkę z tego tematu. Możesz później wytłumaczyć Avie wszystko czego nie rozumie? Myślałam, że moje oczy wypadną z gałek. Z wielką chęcią. powiedział. Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam po raz pierwszy od początku lekcji na chłopaka. Pierwsze co zauważyłam to ten uśmiech. Coś czułam, że tych korepetycji do końca życia nie zapomnę.
Rozdział 7 Cały dzień prześladował mnie ten cholerny facet. Gdzie się nie obejrzałam on tam był i spoglądał na mnie. Czułam się osaczona. A na dodatek nigdzie nie mogłam odnaleźć mojego przyjaciela. Zapewne zalicza jakąś blond barbie w kiblu. Wolałam go nie szukać. W poprzedniej szkole popełniłam ten błąd. Znalazłam go ruchającego jakąś dziwkę w kabinie prysznicowej. Nie powiem, ciekawie było. Przyglądałam się temu przez dobre dziesięć minut, zanim postanowiłam przerwać im tą bajkę. Oczywiście jako dobra przyjaciółka poczekałam, aż dojdzie, ale, że nie lubiłam tej dziwki, z
którą był, więc nie pozwoliłam jej dojść i po prostu wparowałam tam i pociągnęłam go za rękę. Takich przekleństw jakie ona wyrzucała z siebie w tamtym momencie nie słyszałam od pory śniadania. Można powiedzieć, że nie byłam zbyt lubiana w kręgach dziewczyn. Były o mnie cholernie zazdrosne. Oczywiście miały o co, bo spójrzcie tylko na mnie. Jestem idealna. W tej jednej chwili wolałabym się nie wyróżniać. Czuję jakby nad moją głową znajdowała się wielka czerwona strzała, dzięki której James wszędzie mnie znajduje. Było już dziesięć minut po dzwonku, a ja dalej błądziłam. Za cholerę nie wiedziałam, gdzie jest klasa od historii. Zapewne lepiej by było, gdybym nie poszła, ale uwielbiałam ten przedmiot. Wiem, to dziwne, lecz taka jestem. Dziwna, niebezpieczna, seksowna, inteligenta. Oj dużo trzeba by było wymieniać. Zdenerwowana już na maksa weszłam do pierwszej klasy jaką mijałam, aby zapytać o drogę. Raz gnozie śmierć. Bez pukania nacisnęłam klamkę i weszłam. Wszystkie głowy obróciły się w moją stronę, a młody mężczyzna stojący na środku pomieszczenia obczaił mnie wzrokiem i się uśmiechnął. Młoda damo, o co chodzi? zapytał z seksowną chrypką. Dzień dobry. Jestem nowa w tej szkole i nie mogę znaleźć swojej sali. powiedziałam niewinnie i przygryzłam dolną wargę. A jaka to lekcja? Historia rozszerzona. odparłam zalotnie.
To trafiłaś idealnie. To tutaj. A ja jestem profesor Gabriel Tackers. Przedstawisz się nam? Gdybym nie kochała już historii, to w tym momencie stałaby się moim ulubionym przedmiotem. Oczywiście. powiedziałam i podeszłam do nauczyciela. Nazywam się Ava River. przedstawiłam się. Avo chciałabyś coś nam o sobie więcej opowiedzieć? zapytał patrząc mi w oczy. Nie lubię o sobie mówić. odpowiedziałam skromnie i spuściłam wzrok. Dobrze. chrząknął. Usiądź w pierwszej ławce, koło mojego biurka. Po lekcji zostań, będę musiał sprawdzić czy nadajesz się do klasy rozszerzonej. Zrozumiałam proszę pana. powiedziałam i podążyłam do swojego miejsca nie szczędząc kręcenia tyłkiem. Coś czuję, że ten dzień nie będzie taki zły, pomyślałam.
Rozdział 8 Czekałam, aż ten cholerny dzwonek zadzwoni i będę mogła zdać egzamin z rozszerzonej historii. Jeszcze nigdy żaden test nie brzmiał tak bardzo zachęcająco. Jak już wszyscy uczniowie opuścili klasę, moje oczy od razu podążyły w kierunku profesora Tackersa. Podszedł on do drzwi i delikatnie je zamknął, aby następnie odwrócić się w moją stronę. A więc Avo... zaczął, powolnie do mnie podchodząc. Muszę Cię przetestować. Nie chcę mieć słabej uczennicy na swoich zajęciach. powiedział, a jego oczy od razu skierowały się na moje piersi.
Rozumiem proszę pana. odparłam zalotnie i złapałam cienkie pasmo włosów, aby się nim pobawić. Podejdź do mnie. zażądał. Uczyniłam to co kazał. Był tak cholerni seksowny i dominujący. Wszystko w nim mnie pociągało. Jego oczy, usta i to ciało. Diabeł wiedział co robił, kiedy go stworzył. Bo na pewno nie był to Bóg. W jego spojrzeniu mogłam dostrzec pożądania i bardzo mi się to podobało. Złapałam ręką za jego bluzę i pociągnęłam go w dół. Wykonał moje żądanie, a gdy tylko jego usta były blisko moich, wyszeptałam pięć słów. Nie wolno sypiać z uczennicami. powiedziałam i po prostu podeszłam do drzwi. Słucham? zapytał zdezorientowany. Jeśli jeszcze raz zrobi pan w moją stronę chociaż jeden zły ruch odbije się to na panu. odpowiedziałam i wyszłam. Jak tylko znalazłam się za drzwiami pozwoliłam sobie wziąć głęboki wdech. Gabriel był wspaniały, ale ja nie wdaję się w romanse z nauczycielami. Lekki flirt owszem, ale nie seks. Ciekawe co teraz zrobi oraz ile uczennic zaliczył. Z takim wyglądem, zapewne było ich dość sporo, jeśli nie większość szkoły. Nie dziwię się, że prawie cała moja grupa na historii to kobiety, a resztka to trójka facetów, na dodatek są gejami. Widziałam ich zazdrosne spojrzenia, gdy tylko profesor kazał zostać mi po lekcji. To było tak kurewsko zabawne, że niemal wybuchłam śmiechem.
We wspaniałym nastroju udałam się na stołówkę w poszukiwaniu Liama. Na szczęście od razu go dostrzegłam. Był otoczony grupką dziewczyn, jak dla mnie dość sporą. Zastanawiało mnie w jaki sposób dostać się do niego. W tym czasie ustawiłam się w kolejce po lunch. Był to jeden z plusów uczęszczania do tej szkoły. Pięć razy w tygodnie dostanę jedzenie. To o wiele więcej niż miałam możliwość dotychczas. Cześć Ava. usłyszałam znajomy głos za sobą. O nie, jęknęłam w myślach. Postanowiłam go zignorować. Może zniknie. Jednak tak bardzo się myliłam. Avaaa..... Porozmawiaj ze mną. mówił James. Nie. powiedziałam jedynie i mocniej złapałam swoją tackę. W głowie miałam wspaniały scenariusz, jak ową tacą walę chłopaka w głowę. Dlaczego nie? zapytał. Odmawiałam sobie odwrócenia się w jego stronę, ale to było tak cholernie trudne, że, aż niemożliwe. W pewnym momencie się poddałam i spojrzałam na Jamesa. Pierwsze co się rzuciło w oczy to jego usta, na których igrał uśmieszek. Czy on nigdy nie przestaje się uśmiechać? zapytałam siebie w myślach. Zapewne nie. odparła moja podświadomość.
Czy ty kiedykolwiek się smucisz? nie mogłam się powstrzymać od zadania tego pytania. Chłopak wybuchnął śmiechem. Był to wspaniały dźwięk, mógł się stać moim ulubionym. Zwrócił uwagę całej szkoły. Dostrzegłam wiele zdziwionych spojrzeń. Nie rozumiałam tego. Czyżby nikt nigdy nie słyszał jego śmiechu. Cholernie mnie to dziwiło. Przecież zawsze jak go widzę jest radosny. Nigdy nie widziałam go poważnego, ani tym bardziej zasmuconego. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że miałam nadzieję, że nigdy go takiego nie ujrzę. Rzadko się śmieję. odpowiedział na moje pytanie. Jakoś nie zauważyłam. Gdy tylko cię widzę, zawsze, ale to zawsze jesteś uśmiechnięty. odparłam pewna siebie. Może to w tobie jest coś wyjątkowego. powiedział i zbliżył się do mnie. Był za blisko mnie. Nie miałam za dużo możliwości do ruchu. I co na to odpowiesz panno River. szepnął mi do ucha. Może ja odpowiem. warknął znajomy głos. Liam ! wykrzyknęłam uszczęśliwiona. Cześć maleńka. A ty gościu mógłbyś się z łaski swojej od niej odsunąć. kontynuował mój przyjaciel. A jeśli nie mógłbym? odpyskował James. To ja cię przesunę, ale wtedy nie będę już taki milutki. Widziałam, że Liam jest już u kresy cierpliwości. Musiałam coś zrobić. Jedyne co przyszło mi do głowy, to jak najszybsza ewakuacja.
Najgorsze jest to, że nie mogliśmy wpadać w kłopoty, a teraz się na to zanosi. Mój przyjaciel miał "maleńkie" problemy z kontrolą gniewu. Zazwyczaj pomagałam mu w takich momentach i teraz był jeden z nich. Li... szepnęłam i pociągnęłam go lekko za rękę. Chłopak nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi. Spróbowałam ponownie. Li, wielkoludzie. Spójrz na mnie. prosiłam. Widziałam jak jego mięśnie się napinają i jak przygotowuje się do ataku na Jamesa. A tamten chłopak nic sobie z tego nie robił, jedynie podsycał jego gniew. Zrobiłam ostatnią rzecz jaka przyszła mi do głowy i był to zapewne jeden z najgłupszych pomysłów. Stanęłam pomiędzy chłopakami i ręce oparłam na klatce piersiowej Liama. Chodźmy stąd. spróbowałam ostatni raz. W końcu zyskałam jego uwagę, oczywiście nie tylko jego. Czułam spojrzenia wszystkich, a w szczególności Jamesa. Li wziął głęboki wdech i złapał moje dłonie, aby je opuścić. Następnie złapał jedną z nich i splótł nasze palce. Bez żadnego słowa udaliśmy się w kierunku wyjścia. Zrezygnowaliśmy z jedzenia. Ej ! Kochanie, a kiedy korepetycje !? wykrzyknął jeszcze James. Obejrzałam się prędko za siebie i nie widziałam już w wyrazie jego twarzy tej słodkości, tylko ten protekcjonalizm. Teraz czułam się jak śmieć, którym w porównaniu do niego byłam. Spierdalaj. warknęłam i odeszłam.
Rozdział 9 *James* Nie rozumiem czemu ta dziewczyna tak bardzo zawróciła mi w głowie. Jedno spojrzenie na nią i stałem się jej niewolnikiem. Jednak ona nie chciała mieć ze mną nic wspólnego. Próbowałem wszystkiego. Zagadania do niej. Flirtowania. Zaczepiania. Dosłownie wszystkiego. Gdy tylko ją widzę, od razu uśmiech pojawia się na moich ustach. Jest piękna. Jej ciemne włosy, wzrok, który za każdym razem posyła w moją stronę tysiące piorunów i te usta. Miałem tyle fantazji na temat tych warg, że pomału zaczynam świrować. W moim zeszycie jest wszędzie jej imię. Ava.
Te trzy litery wsiąknęły w moje serce. Nie jestem otwartym na ludzi człowiekiem. Mam trudny charakter i wiem o tym. Posiadam dwóch najlepszych przyjaciół i oni jedyni wiedzą o mnie wszystko. Ale ta dziewczyna, mimo kolców jakie są na jej powierzchni, urzekła mnie. Gorzej z jej znajomymi. Tym bardziej z tym Liamem. Nie trawię go. Powinien zabrać swoje pieprzone łapy z Avy. Jutro się przekona co to znaczy zadrzeć z Jamesem Falconem. Ja zawsze dostaję to co chcę. A chcę jej. I będę ją miał.
Rozdział 10 Nie rozumiem mojego dzisiejszego nastroju. Od rana czuję jakby miało stać się coś złego. Całe moje ciało jest spięte, a myśli przywołują mi najgorsze scenariusze. Zostało dziesięć minut do dzwonka i nic się nie dzieje. Może to tylko moje przeczucie. Prawdopodobnie to po prostu napad depresji. Dwudziesty szósty września.... Dzień śmierci moich bliskich. Dziewiąta rocznica. Moi przyjaciele postanowili tego dnia trzymać mnie jak najbliżej siebie. Jestem zdolna do wszystkiego, lecz znają mnie na tyle, aby wiedzieć, że nie jestem zbyt łamliwa.
Zawsze w roku, w tą datę robię coś złego. Jeszcze nie wiem, co czeka tych ludzi teraz. Oby nikt mnie nie wkurwił, bo źle się to skończy. Przemierzam szkoły korytarz, ramię w ramię z Liamem. On się najbardziej zamartwia. Co chwilę zerka w moją stronę i sprawdza jak się czuję. Wymuszam swoje najlepsze uśmiechy i mu je posyłam. Jest to trudne, bo chciałbym krzyczeć i bić. Tylko co to zmieni? Nic. Pierwszą mamy literaturę, gdy tylko weszliśmy do klasy, profesor oznajmił, że oglądamy film. Nie trzymał nas długo w niepewności i po chwili na ekranie mogłam zobaczyć tytuł. Titanic. Idealny film do mojego samopoczucia. Tak bardzo byłam skupiona na monitorze, że nie zwróciłam uwagi, albo raczej nie patrzałam na osobę, która usiadła obok mnie i bawiła się moimi włosami. Zwyczajnie w świecie założyłam, że to Liam. Poczułam jak owa osoba odgarnia mi włosy z ramienia i delikatnie całuje w szyję. Postanowiłam nie odrywać wzroku od filmu i pozwalałam mu na to, a nawet odchyliłam delikatnie głowę i dałam mu większy dostęp. Często jak się nudził to tak się bawił, więc nie uważałam tego za problem. Do momentu kiedy poczułam jak tworzy mi malinkę. Szturchnęłam go ramieniem, aby przestał, dalej patrząc na ekran. Chłopak jednak nic sobie z tego nie robił. Liam. warknęłam i się obróciłam. Jednak koło mnie nie siedział słodki blondyn, ale dupkowaty brunet. Moją pierwszą reakcją było uderzenie go w twarz.
Co ty kurwa myślisz, że do pieprzonej cholery robisz?! wykrzyknęłam. Cała klasa zwróciła na mnie swoje oczy. Nauczyciel nie był za szczęśliwy doborem mojego słownictwa, a reszta uczniów, wręcz na odwrót. Wzrokiem poszukiwałam swojego przyjaciela, ale nigdzie nie mogłam go odnaleźć. Gdzie on się do diabła podziewał w tym momencie. Jest mi potrzebny, a go oczywiście nie ma. Wydaje mi się, że to było oczywiste co robię, ale jak nie to możemy spróbować jeszcze raz. Nie mam nic przeciwko. powiedział zarozumiale. Ty pierdolony zboczeńcu! warknęłam i się na niego rzuciłam. Umiem się bić, tego nakazywało życie. Pierwszy mój cios trafił prosto w żołądek, chwilę potem przywaliłam mu w nos, a na koniec oberwał kolanem w przyrodzenie. Nie minęła nawet minuta, a chłopak zwijał się z bólu na podłodze. Wyglądało na koniec, ale tak nie było. Szybko podbiegłam do Jamesa i kopnęłam go kolka razy. NIGDY. NIE. WAŻ. SIĘ. DOTKNĄĆ. MNIE. PONOWNIE. oddzieliłam dokładnie każde słowo. Kiedy chciałam się zamachnąć po raz ostatni, jakieś silne ramiona oplotły mnie w pasie. Podniosłam głowę do góry w celu przeklęcia owej osoby, ale ujrzałam niebieskie oczy Liama. Mówił coś do mnie, ale nie rozróżniałam żądnego słowa. Wszystko przysłoniła czerwona mgła wściekłości.
Widziałam Jamesa, którego aktualnie chciałam zabić i nauczyciela, który nad nim klęknął. Ty. wskazał na mnie. Do dyrektora. I to już ! A ty! teraz pokazał na Liama. Razem z nią! Dopiero teraz dokładnie przyjrzałam się przyjacielowi i ujrzałam rozcięcie na brwi i rozerwaną wargę. Boże, co ci się stało? wydusiłam z siebie. Nieważne. Powiem ci po drodze. Chodź. powiedział i złapał mnie za dłoń. W ciszy opuściliśmy klasę. Dopiero za drzwiami mogłam zaczerpnąć głęboko powietrze. Teraz powiesz mi co się stało? zapytałam już spokojniejsza. A ty mi? kiwnął głową w kierunku klasy. Przystawiał się do mnie i mnie obmacywał. A ja nie mam dziś do niego cierpliwości. odpowiedziałam niewzruszona. A jak jest z tobą? Ten twój czaruś nasłał na mnie jakiś typków, więc prawdopodobnie zaraz i tak bym został wezwany do dyrektora. Cholerne wtorki. Nienawidzę ich. Są gorsze od poniedziałków. warknął przez zaciśnięte zęby. Mamy przejebane. westchnęłam, gdy już byliśmy pod gabinetem. Ostatnim razem jak rozmawialiśmy z tym facetem, nie wydawał się miłym i czułym człowiekiem. I coś nie czuję, aby to się do teraz
zmieniło. Najgorsze jednak ze wszystkiego jest to, że nasi opiekunowie zostaną powiadomieni o wszystkim. Gotowy? zapytałam. Nie, a ty? Też nie, ale bardziej już nie będę. Na trzy. Raz.... dwa.... trzy.... i nacisnęliśmy klamkę, bez pukania weszliśmy do pomieszczenia. Za drzwiami czekał już mężczyzna i jego wyraz twarzy utwierdził mnie tylko w mojej tezie, że będzie bardzo, ale to bardzo źle. Proszę usiąść panno River i panie Prince. Przełknęłam ślinę, podniosłam dumnie głowę i zajęłam miejsce na jednym z krzeseł, znajdujących się przed biurkiem. Liam uczynił to samo i już po chwili zaczęła się rozmowa. W naszej szkole nie jest dopuszczane takie zachowanie. Rozumiem, że wiele przeszliście, ale nie mogę puścić wam tego płazem i nawet nie miałem zamiaru... Coś tak czułam, pomyślałam. ... dlatego od dziś przez okrągły miesiąc będziecie pomagać pani w bibliotece. Od poniedziałku do piątku, przez dwie godziny. Nawet jak nie będzie nic do roboty, będziecie spędzać ten czas w szkole. Liczyłem na to, że zaprzestaniecie złego zachowania, ale jak widzę myliłem się. Powiadomiłem już waszych opiekunów o tym całym zajściu. Macie coś do powiedzenia? Może coś na swoją obronę? Wyjaśnicie swoje zachowanie?
Oboje milczeliśmy. Nie było nic do powiedzenia. Wszystko i tak zostanie zrzucone na nas. Oni są bogaci, ulubieńcy nauczycieli, a na dodatek i tak wszyscy zeznają, że na przykład to ja zaczęłam. Nie warto tracić czasu na bezsensowne wyjaśnienia. I tak nic nie dają. A mogą nawet pogorszyć sytuację. Wyjdzie na to, że chcemy tylko zrzucić na kogoś winę. Jak to się mówi, milczenie jest złotem. Akurat to by mi się przydało w życiu. Najwidoczniej to koniec naszej rozmowy. Wracać na lekcje. Od jutra zaczyna się wasza kara. Bez słowa pożegnania wyszliśmy i do końca dnia zachowywaliśmy się idealnie, na lekcjach oczywiście. W czasie przerw jaraliśmy za szkołą i obrzucaliśmy tyloma wyzwiskami ile udało nam się wypowiedzieć pomiędzy zaciągnięciami się dymem. Za każdym dzwonkiem zostawało nam coraz mniej czasu. Siedzieliśmy akurat na ostatniej lekcji. Cała nasza piątka miała ją wspólną, była to chemia. Zostały minuty do końca zajęć. Uczniowie co chwilę spoglądali na zegarek i czekali na ukochany dźwięk dzwonka. My natomiast, wręcz na odwrót. I w końcu nadszedł czas opuszczenia tych murów. Jak myślisz powinniśmy się śpieszyć? zapytał mnie Liam. Przez chwilę nad tym rozmyślałam. Z jednej strony mamy już przerąbane i to bardzo, lecz z drugiej nie chcę oberwać bardziej. Tak powinniśmy. odpowiedziałam mu po chwili zastanowienia.
Droga, która zazwyczaj zajmowała nam dwadzieścia minut, została skrócona do siedmiu. Byliśmy już przed domem. Spojrzałam na resztę, ale każdy pokręcił głową. Westchnęłam głęboko i przekroczyłam próg jako pierwsza. AVA ! LIAM ! Do mnie do gabinetu! TERAZ ! usłyszałam wrzask pani Green. Zerknęłam na Liama i zobaczyłam, że również jest przerażony jak cholera. Z tą kobietą się nie zadziera. Chodź. szturchnęłam go. Idź pierwsza. szepnął do mnie. Sam idź pierwszy. Kobiety mają pierwszeństwo. podpowiedział. No to, jako, że jestem kobietą, daję ci pierwszeństwo w byciu pierwszym. Ależ odmawiam. Nie przyjmuję odmowy. AVA!!!!!! LIAM!!!!!!! do moich uszu doszedł kolejny wrzask starszej kobiety. Dobra. mruknęliśmy w jednej chwili i poszliśmy na spotkanie z diabłem, ramię w ramię. Po kilku sekundach naszego marszu byliśmy już pod drzwiami gabinetu pani Green. Grzecznie zapukaliśmy i czekaliśmy, aż pozwoli nam wejść. Włazić ! dosłyszałam.
Ostatni raz spojrzałam na przyjaciela i weszliśmy. Stanęliśmy na środku pokoju. Ręce za plecami, głowy opuszczone i lekki rozkrok. Wszystko zapięte na ostatni guzik. Tak, jak w wojsku. Co wyście sobie do cholery myśleli ! Sądziłam, że dotarło do was jak macie się zachowywać ! Nie będę się nawet zagłębiała w to, jakimi jesteście kretynami ! Kara oczywiście was nie ominie ! Nie obchodzi mnie, że dyrektor wam jedną dał ! Tutaj też swoją dostaniecie ! Przez tydzień nie dostaniecie żadnego jedzenia, a jak tylko się dowiem, że w szkole coś jedliście popamiętacie mnie ! Od dziś śpicie w części zachodniej i to przez dwa tygodnie ! Sprzątacie wszystkie pomieszczenia przez miesiąc i pilnujecie dostaw jedzenia przez ten sam czas ! Możecie iść. Do pokoju i się uczyć ! Bym zapomniała, macie zakaz również przebywania z innymi dziećmi ! Słyszeliście?! krzyczała. Tak. mruknęliśmy cicho. Sekundę później poczułam na policzku uderzenie. Zostałam spoliczkowana, Liam tak samo. Nie słyszałam ! powtórzyła pani Green. Tak ! Dobrze. Wynocha. powiedziała już spokojniej. W ciszy udaliśmy się do swojego nowego pokoju. Był to najbardziej oddalony sektor w domu. Nie było tam ogrzewania, szyb w oknach i ogólnie łóżek. Będziemy musieli spać na podłodze. Nie wolno nam zabrać żadnych rzeczy z poprzedniego zakwaterowania.
Dwa pełne tygodnie musimy przetrwać w tym pomieszczeniu. Noce są bardzo zimne. Rok temu trafił tu pewien chłopak na tydzień. Zmarł po czterech dniach z wyziębienia. W tamtym czasie noce były bardzo zimne. Teraz też się tak zapowiadało. Śmierć Aarona nie wzruszyła naszych opiekunów. Powiedzieli jedynie, że był słaby, a tylko silni przetrwają. Ja i Liam mamy tu spędzić czternaście ziemnych nocy, bez żądnego przykrycia. Nie wiem jak wytrzymamy, ale to zrobimy. Nie należymy do tych, co się łatwo poddają. Gorzej będzie z jedzeniem. Pełny tydzień bez żadnego posiłku, może być dla wielu ludzi przyczyną śmierci, ale my mieliśmy już głodówki, jednak nie przez tak długi czas. Cierpię na anoreksję. Zaczęło się około cztery lata temu. Nie umiem z niej wyjść. Nie należę do ludzi, którzy głodzą się specjalnie. Ja nie mam wyboru. Pamiętam czasy, gdy miałam jedzenia pod dostatkiem, ale nie zwracałam na nie zbytniej uwagi. Od tamtego czasu minęło pełnych dziewięć lat. Dziś są moje dziewiętnaste urodziny. Rocznica śmierci moich rodziców. Rocznica zakończenia mojego życia. Wszystkiego najlepszego Ava. usłyszałam Liama. Dzięki. spojrzałam na niego i posłałam najsmutniejszy uśmiech, ale jedyny, jaki potrafiłam z siebie wykrzesać.
Rozdział 11 Minęła jedna noc w tym pokoju, a ja już nie czuję kończyn. Przez cały czas, ja i Liam trzymaliśmy się tak blisko siebie, jak to możliwe. Jednak to za wiele nie dało. Około trzeciej w nocy, tak mocno wiał wiatr, że zerwał karton z okna, który służył zamiast szyby. Próbowaliśmy go przykleić na swoje miejsce, ale to nie było możliwe. Przez długie cztery godziny siedzieliśmy ściśnięci w kącie tak bardzo, aż nie mogliśmy odróżnić, gdzie zaczyna się każde z nas, a gdzie kończy. Wiatr śmigał po całym pomieszczeniu, tak bardzo, że moje ciało nie potrafi normalnie funkcjonować. Oczekiwaliśmy tylko, aż wybije siódma rano i nas stąd wypuszczą. Wczoraj kilka razy próbowaliśmy otworzyć drzwi, ale zostały zamknięte na klucz. Pewnie domyślali się, że spróbujemy wyjść. Nie mam pojęcia, która już jest godzina, ale mam nadzieję, że blisko końca tej agonii. Ziimno mi. jąkałam się. Liam próbował oddam mi trochę ciepła swojego ciała, ale był tak samo wyziębiony jak ja. Jeszcze trochę. Kilka minut. wyszeptał. Skkkąd wiesz? zapytałam. Widzę po wschodzącym słońcu. Wytrzymaj jeszcze trochę. Położyłam głowę na jego ramieniu i czekałam. Zamykały mi się już oczy, kiedy drzwi się otworzyły z cichym skrzypnięciem. W nich
ujrzałam pana Ivana. Ze wszystkich ludzi w tym ośrodku, najbardziej gardzę nim. Cholerny zboczeniec. Zdarzyło się kilka razy, że przyłapałam go na podglądaniu mnie pod prysznicem, albo wchodzeniu nocą do pokoju, gdy " spałam ". Od tamtej pory, zawsze, ale to zawsze próbuje być z kimś, kiedy aktualnie on ma zmianę. Nigdy nie jestem sama. Nienawidzę samotności. Zostawił mnie już prawie każdy, a o tych nielicznych walczę. Wyłaźcie i szykować się do szkoły. warknął i przepuścił nas w progu. Pierwszy wstał Liam i podał mi rękę. Nie mogłam ustać na nogach, stanowiło to dla mnie wyzwanie. A widząc kpiący uśmiech tego sukinsyna, wiedziałam, że on to wie. Najwidoczniej świetnie się bawi. Gdy już jakoś utrzymywałam się w pionie, ruszyliśmy do wyjścia. Pierwszy przeszedł Li, a gdy tylko mijałam Ivana klepnął mnie w tyłek. Mocno. Poleciałam na plecy przyjaciela i mogłam poczuć jak się spiął. Chciał się już odwrócić i przywalić mężczyźnie, ale na to nie pozwoliłam. Złapałam go w pasie i przytuliłam się do niego. Chodźmy stąd. szepnęłam. Przyśpieszyliśmy kroku, aby Ivan za nami nie nadążył i szybko wpadliśmy do naszej stałej sypialni. Podbiegłam czym prędzej do komody i wyciągnęłam ciuchy, następnie udałam się do łazienki wziąć prysznic. Oczywiście woda była lodowata, co wcale nie pomogło na moje mięśnie. Prędko się opłukałam, ubrałam i wyszłam.
Na korytarzu już czekała, cała czwórka. Bez żadnego słowa udaliśmy się do szkoły. ******** Minęły cztery godziny i była pora lunchu. Byłam już bardzo głodna, Liam tak samo, ale nawet nie weszliśmy na stołówkę. Zamiast tego udaliśmy się do biblioteki. Każdy szeptał, spoglądał na nas i wystawiał palce. Najbliższej dziewczynie, która tak zrobiła miałam zamiar go złamać, ale się powstrzymałam. Zaczęłam liczyć. 1... wdech... 2... wydech... 3... wdech... 4... wydech... 5... wdech... 6... wydech... 7... wdech... 8... wydech... 9... wdech... 10... wydech… Byłam już spokojna, kiedy otworzyłam oczy i oczywiście w zasięgu moje wzroku znalazł się dupek. O nie... jęknęłam i oparłam się Liama. Co? zapytał. Dupek na dwunastej.
Li podążył oczami w tamtą stronę i tylko westchnął. Nie warto. Już i tak mamy kłopoty. Racja. poparłam go. Najzwyczajniej w świcie złapaliśmy się za ręce i udaliśmy do pierwszego wolnego stolika, aby spokojnie spędzić czas. I tak by się stało, gdyby nie dłoń na moim tyłku. Zabiję go. warknęłam i się obróciłam. Ava. westchnął Liam i złapał mnie za rękę. Wystarczy, jak na jeden rok, nie uważasz? Rok? To ile ja twoim zdaniem jeszcze z nim wytrzymam? Przecież wiadome, że ja go zamorduję w ciągu miesiąca, najdłużej. Dasz radę, jestem z tobą. Podniosłam głowę i spojrzałam prosto w jego oczy. Wiedziałam, że zawsze przy mnie będzie, na dobre i na złe, ale ja nie mam cierpliwości, a pozostałości, jakie posiadam wyczerpuje ten dupek. Cholera by go wzięła, jakby nie mógł sobie za cel, obrać kogoś innego. Co w tym trudnego? Jest dużo ładnych dziewczyna w tej szkole, a ja się do nich nie zaliczam. Jednak, jeśli myśli, że będzie mógł się ze mną przespać, a potem chwalić tym, to się grubo myli. Sama wybieram sobie kochanków, a on w tej kategorii nie startuje. A skoro o nim mowa. Stoi kilka kroków ode mnie. Na ustach ma uśmiech, dzięki któremu kobietom spadają majtki. Niestety dla niego, to na mnie nie działa. Raczej coraz bardziej obrzydza mnie, jego usposobienie.
Czego chcesz? warknęłam i posłałam mu spojrzenie mówiące " jesteś martwy". Porozmawiać. Mamy wspólne korepetycje, pamiętasz? zapytał za bardzo szczęśliwy. Całkowicie zapomniałam o tych zajęciach. Ale co mi się dziwić, gdybym miała wybór, to wymazałabym każde wspomnienie z nim związane. Jest jak irytująca mucha, która nie chce się odczepić, a jedynym sposobem, aby się jej pozbyć, to zabicie jej. Zapomnij. Sama dam sobie radę. powiedziałam i się oddaliłam. W tej chwili chciałam się znaleźć jak najdalej od wkurzającego bruneta. Ciekawe, jakby zareagował, gdybym wrzuciła mu do szafki bombę z zieloną, niezmywalną farbę. Na pewno byłby prze szczęśliwy. Jednak wolę tego nie sprawdzać, za dużo kłopotów. ********* Minęło dziewięć pieprzonych dni, podczas, których James się mnie nie czepiał. Czułam się taka wolna, ale nie mogę powiedzieć, że do końca wypoczęta. Od czterdziestu ośmiu godzin mogę znowu spać w swoim pokoju, koniec z tamtych cholernym pomieszczeniu śmierci. Moje mięśnie zaczynają z powrotem działać, tak jak należy i znowu swobodnie się poruszam. Najgorsza jest kara w szkole, nie mamy już co robić, a i tak tu siedzimy. Chociaż fajnie, że nie musimy wracać do siebie.
Podczas tego czasu mieliśmy siedem algebr i na żadnej nic nie rozumiałam. Próbowałam uczyć się sama, a nawet z pomocą przyjaciół, ale dla nich również była to czarna magia. Ava... Jedynka. powiedziała nauczycielka i oddała mi sprawdzian. Ugh... Mam dość. W starej szkole dostałabym dwóję za to, że dobrze się podpisałam, a już nie mówię o tym, że próbowałam coś napisać. Jednak tutaj wszystko było o wiele trudniejsze. Pieprzone prywatne licea. Po co je tworzą? A tak, dla bogatych nadętych dupków i sukowatych blondynek. Ja nie zaliczałam się do żadnej kategorii i powinnam dostać, jakiś medal za dobre sprawowanie. Dzień w dzień była algebra i musiałam siedzieć z Jamesem, który na szczęście mnie lekceważył, ale i tak tu był. Mogłabym pomyśleć, że mnie nie zauważa, gdyby nie to, że zauważyłam, że co chwilę na mnie patrzy, gdy odwracam głowę. Szybkie zerknięcie, ale zawsze coś. W tym momencie musiałam zrobić krok, którego się najbardziej wyrzekałam. James? Ja? zapytał zdziwiony, jak go zawołałam. Tak. zacisnęłam zęby i ręce. O co chodzi mała? Mała to może być twoja pała. odpyskowałam. Chcesz się przekonać?
Odpuszczę... Chodzi... Chodzi o te korepetycje, dobra? w końcu wydusiłam z siebie. Twarz Jamesa tak szybko rozpromieniała, że przez jedną, jedną maleńką sekundę mogło mi przejść przez myśl, że jest seksowny. Oczywiście tylko przez moment i szybko odrzuciłam te przemyślenia. Co z korepetycjami? nie dawał za wygraną. O Jezu... Czy nadal są aktualne? Mógłbyś mnie pouczyć? zapytałam prędko. Bardzo chętnie. Kiedy? powiedział. Spojrzałam na niego zaskoczona. Sądziłam, że albo będę musiała się płaszczyć, albo będzie chciał coś w zamian, ale jak na razie nic takiego nie ma. Nie wiem, a kiedy ci pasuje? Co powiesz o jutrze po szkole? Okey. odparłam i jak najprędzej uciekłam do przyjaciół. James był... miły. Nie rozumiem już go.
Rozdział 12 Minęły dwadzieścia cztery godziny i pozostały tylko dwie do prywatnych zajęć z panem Jestem Idealny Do Pieprzenia. Nie wiem czemu się na to godzę, ale rozumiem, że za wielkiego wyboru nie mam. Wczoraj jak poinformowałam panią Green, że następnego dnia po szkole będę musiała pójść na korepetycje z algebry, dość mocno mnie opieprzyła. Słuchałam jej tyrady przez dobre trzy godziny, zanim zapytała z jakiego materiału i zrozumiała, że po prostu poprzednia uczelnia nie zdążyła z nami tego przerobić. Jestem tak cholernie zdenerwowana dzisiejszymi zajęciami, że ledwo mogę usiedzieć w miejscu. A najgorsze ze wszystkiego jest to, że aktualnie siedzę właśnie na tej znienawidzonej lekcji, koło Jamesa, który dzisiaj jest w promiennym nastroju. Uśmiech ma jak z reklamy pasty do zębów. Ciągle się szczerzy. Dwie godziny siedzenia z tym dupkiem są zbytnią karą, jak dla mnie. Jednak nauczycielka tego nie rozumie i zrobiła kolejną karkówkę, którą postanowiła od razu sprawdzić. W dzienniku mam już cztery szmaty z tego przedmiotu, a już nie wspomnę o reszcie. Najbardziej lubię historię, mimo, że z nauczycielem nie mam najlepszych stosunków. Od naszego małego " incydentu ", uwziął się na mnie. Trzy razy w tygodniu chodzę do odpowiedzi, oczywiście jestem idealnie przygotowana i nic nie może mnie zagiąć. Próbował
już wszystkiego od czasów prehistorycznych, po czasy współczesne. Pytał mnie z każdej wojny, po najmniej znaną datę. Odpowiadałam na każde zadane przez niego pytanie poprawnie, nawet się nie zastanawiając. Mam pamięć eidetyczną. Nigdy niczego nie zapominam. Poza momentami, kiedy jestem na haju, albo nachlana. Wtedy film się urywa i koniec z wypominającą Avą. Moja zdolność polega na tym, że każde wspomnienie, tekst jaki przeczytałam, cokolwiek, zostaje zapisane w moim mózgu. Dzięki temu łatwo się uczę, ale muszę najpierw poznać podstawy, co czeka mnie aktualnie na korepetycjach. Nawet nie zauważyłam, kiedy minęły te dwie godziny i zadzwonił dzwonek. Z moich rozmyśleń otrząsnął mnie James, który dotknął mojego ramienia. Gotowa kochanie na zabawę? delikatny uśmiech podniósł mu kąciki ust. Po pierwsze, jeśli jeszcze raz nazwiesz mnie kochaniem, to złamię ci rękę. A po drugie to nie jest zabawa, tylko korki z algebry. Jeśli coś w tym jest zabawnego, to jesteś dziwny, bardziej niż sądziłam. warknęłam. Chodź księżniczko. wskazał mi drzwi. Coś, chyba powiedziałam o nazywaniu mnie tak. wkurzałam się coraz bardziej. Mówiłaś, że mam cię nie nazywać kochaniem. obronił się.
Księżniczko też nie. I w ogóle, żadnych innym przesłodzonym przezwiskiem. Skarbie? Nie. Króliczku... Nie, chyba, że chcesz stracić niezbędny narząd do tworzenia dzieci. moja cierpliwość się kończyła. Kociaku.... Skończ, do cholery jasnej. wybuchłam. Dobra, nie denerwuj się tak. powiedział i położył rękę na tyle moich pleców, prawie na moim tyłku. Jeśli twoja ręka poruszy się choć o milimetr w dół, to pożegnasz się ze swoim małym przyjacielem. On nie jest mały, kochanie, ale możesz się sama przekonać. odparł zarozumiale. Odwróciłam się w jego stronę, aby dogłębnie powiedzieć mu co o nim myślę, ale błysk w jego oku i poza, przekonały mnie, abym zamilkła. Przecież to nie może być nic trudnego. Tylko godzinka, albo dwie i po sprawie. Wszystko zrozumiem i już nigdy nie będę miała z nim korepetycji. W sumie mogłam poprosić kogoś innego do pomocy, ale jak tylko rozejrzałam się po klasie, nikt mnie nie zachęcił do próby nawiązania kontaktu. Czy w tej szkole są same tapeciary? Zapewne tak. *************************
Minęły już cztery godziny, a ja nic, kompletnie nic nie rozumiałam z tego co James do mnie mówił. Że jak? zapytałam chyba po raz tysięczny. O, Boże. Mam już dość, jak na dziś. Nic nie zrozumiałaś ? W ogóle. Podobno jesteś taki świetny. warknęłam. Próbuję ! Robiłem już wszystko. Nawet zacząłem ci to rysować w formie komiksu. To nic trudnego. przekonywał mnie zrezygnowany. Chyba dla ciebie. Ja nic nie rozumiem. To jest czarna magia. Wiesz, że to jest najprostszy temat w tym semestrze, tak? zapytał. Jak tylko to zdanie wyleciało z jego ust, całe moje ciało się spięło. Jeśli to było najprostsze, to ja za cholerę nie zdam tego roku. Poddaję się. westchnęłam i rzuciłam się na jego łóżko. Po chwili mogłam poczuć, jak druga strona materaca się ugina i chłopak kładzie się koło mnie. Jednak ja uporczywie nie chciałam spojrzeć w jego stronę i przyglądałam się sufitowi. Miał ciekawy, biały kolor. Bardzo gustownie. U mnie w domu jest koloru szarego, a w niektórych miejscach podchodził pod żółć, albo zieleń, a nawet czerń, jeśli była tam pleśń, to dość przygnębiające. Nie przejmuj się tak. usłyszałam. W odpowiedzi jedynie prychnęłam. Mówię serio. powiedział, podparł się na ramieniu i zawisł nade mną. Teraz jego oczy spoglądały prosto na mnie, a ja nie mogłam odwrócić wzroku. Przełknęłam ślinę, gdy zobaczyłam jak zagryza
dolną wargę. Nie mogłam nic poradzić na to, że powtórzyłam jego gest. Minęło może dziesięć sekund, albo minut. Nie wiem. Nie mogłam znieść jego widoku i zamknęłam oczy. Poczułam jak nachyla się nade mną. Chciałam już coś powiedzieć, kiedy jego usta otarły się o moje. Ze świstem wciągnęłam powietrze i skamieniałam. Nie wykonałam najmniejszego ruchu, jego wargi powoli poruszały się na moich. Czekał na reakcje, którą oddałam, gdy tylko zaczęłam nad sobą panować. Chciałam go odepchnąć, ale jak tylko wziął w zęby moja dolną wargę, pękłam. Oddałam pocałunek. Nie zajęło nam długo, aby dołączyć języki. To wszystko było tak cudowne, namiętne. Nie mogłam się powstrzymać od jęku, który opuścił moje usta. Czułam, kiedy James mruknął z uznaniem, jak tylko natrafił na kolczyk w języku. Zaczął się nim bawić. Kochałam to uczucie, było takie dobre, że nawet nie wpadło mi do głowy, aby przestać. Jednak, każda bajka kiedyś się kończy. Nagle w pomieszczeniu rozbrzmiał dzwonek telefonu. Wróciłam do rzeczywistości i zaczęłam odpychać chłopaka. Zostaw. mruknął James. Nie. Odsuń się. powiedziałam pomiędzy pocałunkami. Najwidoczniej dość trudno odepchnąć tego faceta. Sięgnęłam na szafkę po telefon, aby ujrzeć na wyświetlaczu zdjęcie Liama. Halo? zapytałam odbierając i lekceważąc chłopaka wiszącego nade mną. Jego chmurna mina nie wróżyła nic dobrego. Gdzie jesteś? zapytał mój przyjaciel.
Jeszcze na korkach, a co? Zbieraj się. Stacy znika. odparł. Co?! podniosłam się prędko, tym samym spychając Jamesa. Ktoś z Wirginii ją dziś zaadoptował. Już jadę. powiedziałam i się rozłączyłam. Czym prędzej zaczęłam zbierać swoje rzeczy i bez słowa pożegnania wybiegłam z domu chłopaka, aby jak najprędzej znaleźć się u siebie. To nie możliwe, że Stacy mnie zostawi, myślałam gorączkowo. Proszę, tylko nie z tą bandą idiotów.
Rozdział 13 Nie płakałam od bardzo dawna. Łzy są dla mnie oznaką słabości. Jednak, teraz, gdy patrzę, jak moja najlepsza przyjaciółka, a zarazem prawie siostra, odjeżdża, czuję jakby wraz ze sobą zabierała jedną cząstkę mojego serca, a to oznacza, że mur, który ogradzał mnie od uczuć, zaczyna pękać. Spoglądam za oddalającym się autem i chcę krzyczeć. Za sobą odczuwam resztę moich przyjaciół. Teraz zostałam tylko ja, Liam, Calum i Daniel. Jak myślicie, zapamięta nas? zapytał Danny. Spojrzałam mu prosto w oczy i się uśmiechnęłam. Nas się nie da zapomnieć. odparłam. Chodźmy do środka. dodałam na koniec. Całą czwórką udaliśmy się do pokoi. Ukradkiem zerknęłam na Caluma i Daniela. Są uroczy. Jeden od drugiego nie umieją oderwać oczu. Przytulają się na każdym kroku i nie szczędzą czułości. W danej chwili mogę liczyć na dwóch zakochanych homoseksualistów i jednego ledwo panującego nad gniewem chłopaka. Jeśli by tego nie było za mało, to do kolekcji dochodzi dupek, który świetnie całuje… Powiedzcie mi, gdzie w tym wszystkim jest jakakolwiek kobieta, której mogę się zwierzyć?
********* Minął miesiąc odkąd zostałam sama z bandą idiotów. Do tego wszystkiego doszły problemy w domu i fałszywe oskarżenia pod naszym imieniem. W szkole coraz więcej osób zaczęło zrzucać na nas winę. Nie wiem ile jeszcze wytrzymam, ale jestem bliska wybuchu. Liama doprowadzono do ostatecznej chwili, już cztery razy, przepraszam pięć, licząc ten moment. Aktualnie siedzimy na dywaniku u dyrektora. Tak, my. Nie mogłam się powstrzymać i wkroczyłam do akcji. Walka na samym początku, była nie fair. Trzech na jednego, nie jest uczciwym układem. Dlatego postanowiłam wesprzeć przyjaciela. Za mną, oczywiście przyszli z pomocą Danny i Calum. Mieliśmy przewagę liczebną i wygrywaliśmy. Do momentu, gdy ktoś nie wezwał dyrekcję. Drzwi naprzeciwko mnie nagle się otworzyły i cień padł prosto na mnie. Moim oczom ukazała się pani Green w towarzystwie tego gbura, znaczy dyrektora. Na twarzy naszej opiekunki widniał uśmiech, mówiący " to już więcej się nie powtórzy ". Jednak dla nas oznaczało to, że jesteśmy już martwi. Niech wrzeszczy, bije, rozkazuje, ale nigdy, przenigdy, pod żadnym pozorem się nie uśmiecha. To oznacza apokalipsę. Koniec istnienia. Proszę się nie martwić. usłyszałam jej opanowany głos. Porozumiem się z moimi podopiecznymi i wytłumaczę im wszystko jeszcze raz. dała nacisk na słowo " wytłumaczę ".
Bardzo dziękuję. Rozumiem, że są w ciężkim położeniu oraz, że trudniej im się przystosować do nowego otoczenia, ale nie mogę im pobłażać. Od kiedy on taki wyrozumiały, pomyślałam. Zerknęłam na panią Green i przyszło mi na myśl, że ona powinna być bardziej wyrozumiała. Lecz niestety my nigdy nie dostajemy to czego chcemy. Zawsze pod górkę z wiatrem i śniegiem prosto w twarz. Wiem, ale niech pan to mnie pozostawi. odparła na koniec. Lepiej nie. doszedł mnie szept Daniela. Prychnęłam pod nosem. Groźne spojrzenie kobiety, spotkało się z moim. Opuściłam wzrokiem na ziemię i zaczęłam liczyć. To zawsze pozwalało mi się uspokoić i zebrać myśli, a zarazem znaleźć się gdzieś indziej. Kiedyś marzyłam o tym, aby uratował mnie jakiś książę. Teraz śnię o tym, żeby skręcił kark po drodze. Za długo go nie było i lepiej by się już nie pojawił. Idźcie na lekcję, a po nich prosto do domu i porozmawiamy o waszym zachowaniu i karze adekwatnej do czynu. odparła pani Green. Dobrze. powiedzieliśmy chórem i udaliśmy się do wyjścia. Podejście pod klasy nie zajęło nam długo, ale nie weszliśmy do środka. Stanęliśmy pod moją szafką i czekaliśmy w milczeniu. Co teraz? pierwszy odezwał się Cal.
Nie wiedziałam, jak odpowiedzieć na to pytanie, więc zostałam cicho. Podniosłam jednak głowę i spojrzałam mu prosto w twarz. Z moich oczu musiał coś wyczytać, bo powiedział na koniec jedno pojedyncze, ale tak bardzo odpowiednie w tym momencie słowo. Kurwa. Weźcie się w garść ! warknął po chwili Danny. Słucham? wydusiłam z siebie. O co ci chodzi ?! Słyszałaś. Nie wiem, jak wy, ale ja spadam. Nie zostanę tu, ani minuty dłużej, a do tego pieprzonego więzienia nie wrócę. Wolę już pójść na serio siedzieć. Co mamy do stracenia? Ta dziwka i tak nas zajebie, jak nie lepiej. Ciebie Ava zapewne odda któremuś z opiekunów, aby dał ci nauczkę. na ostatnim słowie pokazał w powietrzu cudzysłów. A my ? Odda nas jako worki treningowe, albo, abyśmy nie poplamili krwią dywanu, zwyczajnie w świecie kulka w łeb. Pamiętacie przecież Scotta ! Widzieliście jego ciało ! Wiecie do czego jest zdolna ! Po przemowie Danny'ego wszyscy zaczęliśmy dogłębnie myśleć. Masz rację. szepnęłam. Ja idę z tobą. podjęłam decyzję. Nie tracąc, ani sekundy więcej, otworzyłam szafkę i zaczęłam wyciągać swoje rzeczy. Ja też. doszedł do mnie głos Liama.
Odezwał się po raz pierwszy od zakończenia bójki. Brzmiał pewnie i bez wahania. Wiedział, że wszystko co powiedział nasz przyjaciel jest prawdą. Teraz należało się z tym pogodzić i iść dalej. Gigancie, ja oczywiście, że idę tam gdzie ty. odpowiedział Calum i pocałował ukochanego. Są tacy słodcy i kochają się, bez względu na dzielące ich różnice. A jest ich wiele. Odnaleźli w sobie bratnie dusze, około trzy lata temu i od tamtej pory są nierozłączni. Nie pozwolę, aby coś ich teraz skrzywdziło. Mają prawo być szczęśliwi i ja im to zapewnię. Chodźmy stąd. powiedziałam. Cała trójka bez słowa udała się za mną. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie to, że ktoś wyrósł, jakby spod ziemi, prosto przede mną. James ! warknęłam. Czego chcesz ?! Złaź mi z drogi ! Przez cały miesiąc się do siebie nie odzywaliśmy. Były to piękne chwile. Nie umiałam zapomnieć o jego ustach i dłoniach na moim ciele. A wy dokąd? zapytał, pomijając moje słowa. A co cię to obchodzi ?! Wszystko. powiedział patrząc mi prosto w oczy. Przełknęłam gulę, która nagle uformowała się w moim gardle. Odejdź. próbowałam się uspokoić. Dobrze. odszepnął i się przesunął.
Zdziwiona, posłałam mu spojrzenie. On jednak nic nie zrobił. Chłopaki czym prędzej czmychnęli i miałam się udać prosto za nimi, kiedy James chwycił mnie za łokieć. Słyszałem waszą rozmowę. szepnął. Zdrętwiałam na jego słowa. Co ? zapytałam zszokowana. Naprawdę jest tak źle? ledwo słyszałam jego zdanie. Tak jakby bał się to powiedzieć głośniej. Jeszcze gorzej. odparłam i wyszłam przez drzwi. Teraz zaczyna się nowy rozdział w naszym życiu. I postaram się, aby był dobro. Może w końcu wejdziemy na szczyt.
Rozdział 14
Wyobrażałam sobie, że jak zacznę nowe życie, to będzie lepiej. I miałam rację. Gdybym była w sierocińcu, teraz byłabym gwałcona i poniewierana, a zamiast tego, siedzę w małej kawalerce z trójką przyjaciół i po prostu cieszę się życiem. Mieliśmy poukrywane pieniądze, a resztę ukradliśmy po drodze. Bogate, nadęte dupki, nawet nie zauważą straty kilkunastu dolarów. Każdy cent jest dla nas kolejnym krokiem na drodze do szczęścia. Mówią, że pieniądze go nie przyniosą, ale kłamią. Bez forsy nic się nie ma. Jedzenia, picia, dachu nad głową, kompletnie nic. Można tylko śnić o lepszym jutrze. Wyjrzałam przez okno i podziwiałam widok. Co prawda nie był to apartament z widokiem na ocean, ale za to mogłam, to miejsce nazwać domem. Od wielu lat nic nim nie było. W pokoju mamy dwa jednoosobowe łóżka, które złączyliśmy i we czworo ściskamy się na materacach. Nie wiem, kiedy ostatni raz tak dobrze spałam. Żaden stres, ani ból mięśni, już mi nie doskwierają. Czuję euforię. Chciałabym skakać, piszczeć i uśmiechać się bez powodu. Jednak nie zapominamy, również o problemach. Musimy płacić comiesięczny czynsz, kupować jedzenie i znaleźć pracę. Szkołę porzuciliśmy. Co prawda dyrektor jeszcze o tym nie wie, ale z biegiem czasu zauważy, że nie uczęszczamy na zajęcia. Przez pierwsze dni, baliśmy się, że będzie poszukiwała nas policja. Po
tygodniu zrozumieliśmy, że pani Green, nigdy nie wezwała by stróży prawa. Wtedy wszystkie jej postępki ujrzałyby światło dzienne. A my na pewno byśmy jej nie bronili i żadne inne dziecko też. O czym myślisz ? zapytał i podszedł do mnie Danny. Szczerze? odpowiedziałam pytaniem, na pytanie. Tak. Rozmyślam o przyszłości. O tym co będzie dalej. Jak damy sobie radę? Ej... Spójrz na mnie. powiedział i złapał mnie za brodę. Damy sobie radę. Teraz już wiatr nam nie wieje w twarz. Czułam, że ma racje. To nowy początek. Kocham cię. odparłam i go przytuliłam. Muszę wierzyć w nas, to da mi siłę.
Rozdział 15
***AVA*** Dni stają się coraz lżejsze. Chłopaki znaleźli pracę, a ja zajmuję się mieszkaniem. Co prawda nie tak sobie wyobrażałam czas, kiedy będziemy razem mieszkać, ale nie jest źle. Sama również poszukiwałam jakiegoś zajęcia, ale nic nigdzie nie było. Liam pracuje, jako barman w jednym z klubów dla bogaczy, Danny został mechanikiem, a Calum jest moim prywatnym listonoszem. Sądziłam, że do tego trzeba pójść na jakiś specjalny kierunek, albo coś, lecz skoro przyjmują takiego kretyna, to znaczy, że się staczają. Mam dużo wolnego czasu i moje myśli coraz częściej schodzą na zły tor. Co rusz przed moimi oczyma pojawia się twarz James'a. Nie potrafię o nim zapomnieć. Chciałabym powiedzieć, że nic dla mnie nie znaczy, ale oszukiwałabym całą siebie. Ten chłopak zawojował mną. Ciągle napotykam się na tym, że zastanawiam się, co robi w danej chwili. Czy jest szczęśliwy ? Czy znalazł kogoś ? Czy czasem o mnie myśli ? Te pytania cisną mi się na usta. Pewnego dnia, miałam nawet plan, aby pójść i się z nim zobaczyć, ale szybko zmieniłam zdanie, gdy tylko przypomniałam sobie o moim starym domu.
Czy można się zakochać w kimś z innego świata? Kilka tygodni temu, powiedziałabym nie, a osobę, która zadałaby mi to pytanie, wyśmiałabym. Teraz ? Zastanawiam się nad tym. ***JAMES*** Minęły dwadzieścia trzy dni. Pięćset pięćdziesiąt dwie godziny. Ponad trzydzieści trzy tysiące sto dwadzieścia minut. Prawie dwa miliony sekund, a to wszystko ciągnie się dalej. Czas, tak wolno leci, odkąd Ava zniknęła. Zabrała ze sobą coś więcej, niż tylko rzeczy, zabrała cząstkę mnie. Nie wiem, jak można zakochać się w kimś z niżu społecznego, ale ja tego dokonałem. Pod całą tą skorupą, kryje się zraniona dziewczyna, chciałem odkryć jej blizny i pomóc, ale ona mi nie pozwoliła. Jednak ja tak łatwo się nie poddaję. Odnajdę ją. I już, nawet zacząłem.
Rozdział 16 Po kolejnych kilkunastu dniach spędzonych na bezsensownym oczekiwaniu koszmaru, postanowiłam wziąć się w garść. Nie po to uciekłam, aby się ukrywać. Chciałam być wolna i właśnie będę spełniać moje marzenie. Dziś nadejdzie chwila, w której wyjdę na dwór i najzwyczajniej w świecie przejdę się po mieście. Nie będę zaszywała się w ciemnych dzielnicach, ani przebiegała zaułkami, aby nikt mnie nie zauważył. Teraz po prosty spędzę czas na słońcu. Nie minęła godzina, a spełniłam swoje marzenie. Akurat opalam się na jednej z licznych plaż w mieście. Miałam na sobie biały, dwuczęściowy strój kąpielowy. Nie zakrywał za wiele, ale osłaniał
najważniejsze miejsca. Chciałam się równomiernie opalić i wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie to, że nagle zaszło słońce. Kurwa. przeklęłam pod nosem. Nie ładnie tak mówić. Jeszcze pójdziesz do piekła. usłyszałam nad sobą męski głos. Wydawało mi się, że moja wyobraźnia płata mi figle. Powoli otworzyłam oczy i jednak to nie były przesłyszenia. Nade mną stał James. Wyglądał cudownie. Jego półnagie ciało błyszczało od kropel wody, a zawadiacki uśmiech, nakłaniał do grzechu. Już tam byłam. odpowiedziałam na jego zaczepkę. Jego mina nagle spoważniała, a sam usiadł obok mnie na ręczniku. Nawet nie zauważyłam, kiedy przyniósł tutaj swoje rzeczy. Najwidoczniej tajnym agentem nie zostanę, ani szpiegiem, lub nikim takim, skoro tak łatwo mnie podejść. Wspaniale cię znowu zobaczyć. powiedział po krótkiej chwili milczenia. Nie wiedziałam co na odpowiedzieć. Przecież nie wykrzyczę na całą plażę, że jest mega seksowny, uroczy i seksowny. Jednak on najwidoczniej próbuje mnie do tego skłonić. Co chwila nachyla się w moją stronę i tym samym napina mięśnie. Widzę, że coś mówi, ale mój mózg tego nie przetwarza. Przyglądam się jego ustom i zastanawiam, jaki mają smak. Ciebie też. odparłam lekko zachrypniętym głosem.
Cholera, pomyślałam. Działa na mnie. Co u ciebie? zapytałam bezsensownie. W podświadomości strzeliłam sobie facepalma. James natomiast wybuchł donośnym śmiechem. Na moich ustach sam uformował się cień radości. A dobrze, ale opowiadaj co z wami. Z tobą? Nie jest źle. Dajemy sobie radę. odpowiedziałam i zamilkłam. Nie miałam już nic do dodania. A on o nic nie pytał. Siedzieliśmy w niezręcznej ciszy i przyglądaliśmy się falą. Ava? usłyszałam swoje imię. Tak? Chciałabyś może wyjść gdzieś razem? zapytał niepewnie. Na zewnątrz wyglądałam na niewzruszoną, ale wewnątrz skakałam z radości. Gdy uczęszczaliśmy razem do szkoły, nienawidziłam go, ale z biegiem czasu zrozumiałam, że był interesujący. Chętnie. odpowiedziałam z uśmiechem. Spojrzałam mu w oczy i zaczęliśmy się do siebie przybliżać. Niestety romantyczny moment przerwał dźwięk mojej komórki. Niechętnie odsunęłam się od chłopaka i sięgnęłam po urządzenie. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Caluma. Niepewnie odebrałam. Halo? Ava ?! Boże, gdzie jesteś ? Mamy problem. powiedział bez wstępu.
Co? Już idę do domu. Co się dzieje? Green nie odpuściła. Tylko czekała. Liam oberwał. Wracaj szybko. Gdy dotarł do mnie sens jego słów, zerwałam się prędko na nogi i zebrałam swoje rzeczy. Chciałam już odejść, ale odwróciłam się po raz ostatni. Pa James. To się, jednak nie uda. odparłam i odeszłam. Nie mogłam go mieszać w swoje problemy. Jego cudowny świat musiał takim pozostać, ja bym była zwykłym problemem.
Rozdział 17 Przez piekielne dwie doby, siedziałam non stop przy Liamie i modliłam się do Boga, aby nie zabrał mi przyjaciela. Tak bardzo chciałam móc coś zrobić, jednak nic innego, jak czekanie mi nie pozostało. Jakim trzeba być człowiekiem, aby zrobić coś takiego drugiej osobie. Rozumiem, że ta wiedźma trzymała do nas urazę, ale żeby od razu próbować kogoś zabić. Czekała tylko na moment, kiedy przestaniemy patrzeć przez ramię, a gdy tylko ten czas nastał zaatakowała. Dwóch jej osiłków zaatakowało Liam'a w ciemnym zaułku i pobiła, prawie do śmierci. Gdyby tamten mężczyzna nie przechodził wtedy ulicą... Nawet nie chcę myśleć, jakby to się skończyło. Liam od ponad czterdziestu pięciu minut i siedemnastu minut, leży i śpi. Kilka razy się przebudził i te powstania za każdym razem powodowały zatrzymanie mojego serca. Nałykał się tylu leków przeciwbólowych, że jego ciało działa na podstawie apteki. Tak
bardzo chciałabym zaprowadzić go do szpitala, ale ludzie tacy, jak my, nie mają możliwości na opiekę zdrowotną. Wyrzutki społeczeństwa, tak nas nazywają. Nigdy nie bolało, to tak bardzo, jak teraz. Trzymałam na jego dłoni rękę i lekkimi pociągnięciami, gładziłam skórę. Nie wiem, czy w jakiś sposób mu to pomagało, lecz mnie uspokajało. Jednak nie na tyle, abym mogła odepchnąć niepokojące myśli. Był tylko jeden sposób, by całkowicie się wyciszyć. Powoli wstałam z łóżka i udałam się do łazienki. Cicho zamknęłam ją na klucz i zrezygnowana już, podeszłam do szafki nad zlewem. W niej była rzecz, która w tym momencie mi pomoże. Mały kwadratowy kawałek metalu, był moim ocaleniem. Sprawnymi ruchami przesunęłam kilka razy żyletką po skórze. Na początku uderzyła we mnie fala bólu, którą po chwili zastąpiła adrenalina. Cierpienie odeszło, a została ekstaza. Jestem psychiczna, zdaję sobie z tego sprawę, lecz nic nie mogę poradzić na krzywdę, którą wyrządzam. Patrzę, jak krople krwi skapują do zlewu i czas się zatrzymuje. Żadna myśl nie nawiedza mojej głowy. W końcu jestem wolna. Kilka sekund jest rajem na ziemi, ale płaci się za to pewną cenę. Czasami nie jestem w stanie jej zapłacić. Moi przyjaciele nienawidzą tych momentów.
Zapatrzyłam się na kropelki i nawet nie zwróciłam uwagi, że drzwi są szeroko otwarte. Dopiero dźwięk głośno wciąganego powietrza, kazałam odwrócić mi się w stronę przejścia. We framudze stał Danny i przyglądał mi się ze smutkiem w oczach. On wiedział. Rozumiem. Ale nie pochwalał. Też przechodził przez takie chwile, ale dzięki Calumowi wyzwolił się spod ciemności. Ava? zapytał. Tak? nie potrafiłam spojrzeć mu z powrotem w oczy. Jego kroki rozbrzmiały w całym pomieszczeniu. Podszedł do miejsca, gdzie stałam i odkręcił kran. Woda obyła moją dłoń, a on sam wyciągnął bez słowa bandaże. Nie potępiał mnie, chciał tylko znać powód. Zasługiwał na to. Podaj rękę. powiedział. Wyciągnęłam dłoń i czekałam. Sprawnie zaczął zawijać prowizoryczny opatrunek, a gdy już skończył, splótł nasze ręce i wyciągnął mnie z łazienki. Następnie przeprowadził przez pokój i pokazał, abym szła do kuchni. Usiadłam przy stole i czekałam, aż zacznie mówić. Sama nie widziałam, jak sformułować zdanie. Dlaczego? zapytał w końcu. Wiedziałam, że to prędzej, czy później padnie. Jednak liczyłam na to drugie. Ja... przepraszam. wydusiłam z siebie i w dalszym ciągu unikałam jego wzroku.
Nie przepraszaj, tylko mi wytłumacz. Bo to moja wina. pierwsza łza wymknęła się spod oka. Jaka twoja? To ty nas zmusiłaś do ucieczki? Nie. Ty powiedziałaś, że powinniśmy to zrobić? Nie, ja. Ty na niego nasłałaś tych ludzi? Nie. Ty nas wysłałaś do tamtego piekła? Nie. A może to ty go tak urządziłaś? Kolejne nie. W tym nie ma twojej winy. Nie ma żadnej jebniętej rzeczy, jaką ty byś zrobiła. Za każdym razem pomagałaś. Opatrywałaś nas tyle razy, że powinnaś iść na medycynę. Znasz się lepiej, niż większość lekarzy. Zszywałaś nas, składałaś, leczyłaś, diagnozowałaś. Jesteś naszym aniołkiem stróżem i nie krzywdź się. Każda, pojedyncza linia, daje cios w nasze serca. Czujemy podwójnie twój ból. Nie zauważyłam, kiedy Danny wstał i stanął przed mną. W jednej sekundzie siedziałam, a w następnej już znajdowałam się w jego ramionach. Czułam się, jakbym pękła na małe kawałeczki. Nie umiem mu pomóc. szepnęłam w klatę Daniela. Nastała minuta ciszy, aż w końcu zabrał głos. Wiem. Kontaktowałem się ze szpitalem, nie zgodzili się go przyjąć. Jego słowa docierały do mnie w spowolnionym tempie. Nie. odparłam. Przykro mi. Łzy popłynęły mi po całej twarzy, a ja mocniej przytuliłam chłopaka. Nagle po mieszkaniu rozbrzmiał krzyk. Ava ! Danny ! Szybko ! On nie oddycha ! wrzeszczał Calum.
Oboje zerwaliśmy się do biegu i czym prędzej wpadliśmy do pokoju Liama. Było za późno. Spróbowaliśmy wszystkiego. Oddychania ustausta, masażu serca. Wszystkiego. I nic. Zmarł mój najlepszy przyjaciel, a ja nawet przy nim nie byłam. Zostawiłam go samego w ciemności.
Rozdział 18 Wczoraj był pogrzeb Liam'a. Od tamtej pory nie wychyliłam nosa poza łóżka. Czuję jego obecność dookoła mnie, jakby tak naprawdę nie odszedł. Wylałam całe morze łez, a nowe pojawiają się znowu. Dlaczego złe rzeczy, przytrafiają się dobrym ludziom? Co takiego Liam zrobił, że mi go odebrano? Co takiego zrobiłam ja? Prawda jest taka, że zdarzało się kilka rzeczy przeskrobać, ale jeśli to by coś zmieniło, chciałabym cofnąć czas, odmienić przeszłość. Stworzyć nową przyszłość. Ava, musisz w końcu wstać z łóżka. słyszę głos Caluma. Po chwili materac po prawej stronie zapada się. Najwyraźniej usiadł na nim ten grubas. Nie mam zamiaru mu nawet odpowiadać. Od kilku dni nie wypowiedziałam ani słowa. Załamałam się. Nie ma przy mnie już mojego obrońcy, brata. Liczę tylko na to, że teraz mam naprawdę dobrego anioła stróża. Chciałabym, żeby Bóg zabrał go o wiele później, ale ten nigdy mnie nie wysłuchuje. Łzy znowu cisnęły mi się do oczy, gdy tylko pomyślałam o przyjacielu. Kiedyś marzyłam, ze może będziemy razem. nawet kilka razy o tym rozmawialiśmy. Obydwoje wiedzieliśmy, że naszą rzeczywistością będzie wieczna ucieczka. Wyobrażałam sobie kiedyś,
że jak któreś z nas miałoby umrzeć, to byłabym ja, albo jako nastolatka, albo jako babcia. Nigdy on nie był pierwszy. Dlaczego ona nas nie mogła zostawić w spokoju ? Czemu musiała zabić Liam'a ? Czy jesteśmy następni na liście ? Te i wiele innych pytań zaprzątało moją głowę. Najwięcej dotyczyło oczywiście blondyna, które pochowaliśmy, a reszta James'a. Nie wiem, jakim cudem, ale dowiedział się o pogrzebie i był na nim. Wyróżniał się w tłumie. Jedyny był taki poukładany, wśród ludzi ulicy. Widziałam, jak próbował się dostać do trumny i potem oddał hołd mojemu przyjacielowi. Chwilę później poczułam jak bierze mnie w ramiona, a ja się rozsypuję na małe kawałeczki. Nie pamiętam, jednak, jak znalazłam się w domu, w łóżku. Lecz odkąd się obudziłam, nic już nie jest takie same. Nie usłyszę już śmiechu, ani narzekać Liam'a. Nie ujrzę jego twarzy. Nie poczuję jego skóry. To wszystko zostało mi odebrane. Były takie chwile, że chciałam popełnić samobójstwo, ale wystarczyły sekundy, abym zmieniła zdanie. Nie mogę zostawić Daniela i Caluma. Na początku było nas pięciu. Wspaniała piątka. Tak się nazywaliśmy. Potem zostało czterech. Byliśmy muszkieterami. Teraz jest tylko trójka. Zrozpaczona trójka.
Stacy nie zdołała przyjechać i pożegnać Liam'a. To była kolejna rzecz, która mnie załamała. Nie chcę. wychrypiałam. Nie poznawałam własnego głosu. Nieużywany od kilku dni, brzmiał okropnie, ale nie przejmowałam się tym. Musisz się wziąć w garść ! Liam by nie chciał, abyś przez niego leżała jedynie w łóżku i pomału się zabijała ! Calum, chyba po raz drugi w życiu podniósł głos. Nigdy nie słyszałam, aby krzyczał, poza tym cholernym razem, kiedy, aż wrzeszczał, że Liam nie oddycha. Zawsze był z nas wszystkim najspokojniejszy i rozwiązywał większość dramatów. Jest to drugi raz przy mnie mówił podniesionym tonem. Wiedziałam, że to oznacza, że już koniec mojego użalania się nad sobą. On na to nie pozwoli. Wiem, ale nie potrafię. wyszeptałam, bo mówienie głośniej bolało. Rozumiem. Był też moim przyjacielem. Każdemu z nas go brakuje. powiedział i przytulił się do moich pleców. Obróciłam się tak, aby twarzą wtulić się w jego klatkę piersiową i wczuć się w bicie jego serca. Wstajemy? zapytał. Okey. Chciałam już podnieść się do pozycji siedzącej, kiedy zostałam porwana na ręce i zaniesiona do łazienki. Calum postawił mnie w piżamie pod prysznicem i podał czysty ręcznik.
Czy to oznacza, że śmierdzę ? wychrypiałam ze śmiechem. Nie żeby coś, ale tak. odparł, również się uśmiechając. Dziękuję. powiedziałam już poważnie. Cal zrozumiał o co chodzi. Nie ma za co. I pośpiesz się, bo naszemu gościowi, musi się już nudzić. Jakiemu gościowi? zapytałam. Z tego co pamiętam, może mieć na imię Jake? A może Jack? zastanawiał się. Spojrzałam na niego, jak na idiotę i po chwili otworzyłam szeroko oczy. James ?! wrzasnęłam. O właśnie ! Tak miał na imię. chłopak uśmiechnął się złośliwie, kiedy w pośpiechu wyganiałam go z łazienki. James jest u mnie w domu, a ja wyglądam, jak tysiąc nieszczęść. Trzeba coś ze sobą zrobić ! I jakoś zakryć nowe blizny...
Rozdział 19 James jest wspaniały, czuję do niego coś więcej, ale wiem, że nie mogę na to liczyć. Patrzy na mnie, tak jakbym była jakąś boginią. Jednak nie chcę go plątać w swoje życie. Jesteśmy z innych światów. On nigdy nie zasmakował ubóstwa i nienawiści, ani bólu. A ja nigdy nie zaznałam rodzinnej miłości, relaksu, ani spokoju. Nasze życia różnią się diametralnie. Z trudem oddzielam moje uczucia od racjonalnego myślenia. Muszę pamiętać, aby go sobie odpuścić. Późnym wieczorem, po wyjściu James'a, obgadaliśmy z chłopakami, co dalej robimy. Zrobiliśmy szczegółowy plan. Znalazły się na nim jedynie trzy punkty. Natomiast bardzo ważne. 1. Wybadać wroga. 2. Pomścić Liam'a. 3. Próbować przeżyć. Niby takie proste, a za razem ledwo wykonalne. Nasza grupka pomniejsza się coraz szybciej. Jeszcze dwa miesiące temu, nigdy nie pomyślelibyśmy, że będziemy rozdzieleni, że nie będzie już Wspaniałej Piątki, a teraz co? Zostaliśmy tylko we trójkę.
Żeby zakończyć to wszystko, zabijanie i prowadzenie tego cholernego sierocińca, trzeba by było zlikwidować szefa. To, jednak nie będzie proste zadanie. Nikt nigdy go nie widział, poza panią Green. A ona nie należy do naszego fanklubu. Cały plan trzeba doszlifować, co do najdrobniejszego szczegółu, nie możemy popełnić żadnego błędu. To oznacza niechybną śmierć, a my nie chcemy tak szybko witać się z Liamem. To co robimy? zapytał Danny. Czekamy. odpowiedziałam po dłuższym namyśle. Na co? tym razem zadał pytanie Calum. Aż ta dziwka popełni błąd. A uwierz, to się niedługo stanie. Przysięgam. wyszeptałam w przestrzeń. Nie należę do osób, które rzucają słowa na wiatr. Chłopaki zamilkli, a ja zamyśliłam się. Przypomniał mi się wczorajszy wieczór, jak James czekał spokojnie na mnie w salonie. Hej. powiedziałam nieśmiało zauważając ciemnookiego. Cześć. odparł. Jak się czujesz? Dobrze. odpowiedziałam. Czułam się lekko zdenerwowana, chociaż nie rozumiem dlaczego. Przecież nienawidziłam tego faceta, a teraz każda pojedyncza myśl krąży dookoła jego osoby. Później nastał moment krepującej ciszy. Nie wiedzieliśmy, co powiedzieć, co zrobić. Usiadłam, wiec koło niego i czekałam, aż wykona pierwszy ruch. Gdy zauważyłam, że nie śpieszy mu się, wzięłam głęboki wdech i nachyliłam się nad chłopkiem.
Czułam jego niespokojny oddech na policzku, gdy zbliżałam się coraz bardziej do jego ust. Jak tylko nagle nasze wargi się złączyły, wybuchły fajerwerki. Niestety pocałunek szybko się skończył. Przeszkodziły nam dwa młokosy. Avaaaa... Sorry, chcieliśmy zapytać, czy się nie nudzicie, czy coś, ale najwidoczniej nie. powiedział z uśmiechem Calum. Miałam w tamtej chwili wielką chęć zapaść się pod ziemię, albo utopić w łyżce wody przyjaciela. Najważniejsze, aby zniknąć.
Rozdział 20 Nie widziałam Jamesa od dziewiętnastu dni. Przez cały czas obserwowałam dom pani Green i czekałam na jej potknięcia. Dwadzieścia cztery godziny na dobę nie spuszczaliśmy z niej oczy. Zmiana następowała co pewien czas. Wszystko zależało od samopoczucia. Jestem na swojej warcie już od ponad połowy dnia i nie mam jak na razie zamiaru tego zmieniać. Ta kobieta musi w końcu popełnić błąd, a ja będę na niego czekała. Gdy tak przyglądałam się domostwu, zauważyłam coś dziwnego, na co nie zwróciłam wcześniej uwagi. Na drugim piętrze w oknie przez pewien czas ktoś stał. Nie rozumiem, jak mogłam to pominąć. Sięgnęłam do mojej torby i wyciągnęłam lornetkę, aby mieć lepszy widok. To co tam ujrzałam, zszokowało mnie. Przez szybę wyglądał pan Holmes. Dyrektor szkoły, do której przez krótki czas uczęszczaliśmy. Spodziewałabym się wszystkiego, ale nie tego mężczyzny. Teraz wszystko wskakuje na odpowiednie miejsce. Szacunek jaki pani Green miała do mężczyzny.
Jego usposobienie. Zachowanie. To jak rządzi. Dosłownie wszystko. Co prawda uważałam, że jest sukinsynem bez serca, ale nie podejrzewałabym go o bycie szefem tej dziwki. Dobrali się, nie ma co. Wyciągnęłam z kieszeni telefon, aby zadzwonić do Daniela. Odczekałam cztery sygnały, aż chłopak raczył odebrać. Hej Ava. Zmęczyłaś się? Zamienić cię ? zapytał na wstępie. Nie... Odkryłam kto jest szefem tej suki. Po drugiej stronie słuchawki nastąpiła cisza, nie licząc miarowego oddechu. Kto? warknął jedynie. Danny jest tak samo niecierpliwy jak ja. Calum musiał nieźle się napracować, aby nas poskromić. Chociaż swojego kochanka bardzo chętnie uspokajał. W tamtych momentach wolałam oddalić się z pomieszczenia. Mimo, że oglądanie dwóch cholernie seksownych facetów rozbierających się i uprawiających seks, jest diabelnie gorące, chciałam dać im trochę prywatności. Jednak nie jestem do końca wspaniałomyślna. Zostałam w tym samym pomieszczeniu co oni, aż w grę nie weszło ściąganie bokserek. Wtedy postanowiłam wyjść na świeże powietrze. Tristan Holmes. Nasz stary dyrcio.
Kurwa. Wiem. odparłam. Wracaj do domu. odparł poważnie. Nie możemy ryzykować, że cię zauważy. Dobra, już idę. Rozłączyłam się i postanowiłam już iść. Zauważyłam jednak znajomy samochód parkujący pod domem pani Green. Kierowcą był James. Nie wiedziałam co on tam robi, ale cokolwiek to było, musiałam się dowiedzieć, co. Zaczaiłam się niedaleko pojazdu i czekałam. Po chwili pan Holmes wyszedł z budynku i udał się w kierunku auta. James, cieszę się, że znalazłeś czas, aby po mnie przyjechać. Mój samochód jest w warsztacie. odparł głośno mężczyzna. Czekałam na odpowiedź chłopaka. Na szczęście nie potrwało to długo, jednak wolałabym tego nie usłyszeć. Jasne wujku. To nic. I tak byłem w okolicy. W tym czasie mój świat się rozpadł.
Rozdział 21 Mój mózg nie umiał przetworzyć informacji, jaką udało mi się zdobyć. Niby jedna rzecz, ale zniszczyła cały mój plan na przyszłość. Jak mogłabym teraz najzwyczajniej w świecie zabić wujka James'a? Czy wybaczyłby mi? Zapewne nie. Sposób w jaki odnosił się do tego mężczyzny, mówił, że zależy mu na nim. Nie podobało mi się to, ale taka była prawda. Ile tysięcy razy musiało coś się spieprzyć, aby w końcu inna sprawa poszła dobrze. Wychodzi na razie, że jest zero do iluś tam. Straciłam rachubę po pierwszej setce. Nie mam zamiaru już się mazać. Koniec wylanych łez. Koniec wściekania się na siebie. KONIEC. Moje nogi same niosą mnie przed siebie, a w tym czasie myśli krążą jak szalone. Nawet nie zauważam, kiedy docieram na cmentarz. Powolnym krokiem udaję się, aż na sam koniec do gorszej części. Jest tam od groma grobów. Niektóre z nich nie mają nawet miesiąca, a inne stoją tam od lat. Żadne nie jest z cegły, wszystkie są oznaczone drewnianymi krzyżami. Ludzi z moich dzielnic nie stać na marmur, czy tym podobne. Sami tworzymy ostatnie znaki Boga dla naszych bliskich. Jest to smutna, ale za razem piękne. Czujemy wtedy, że
pozwalamy im odejść dalej. Dajemy błogosławieństwo na dalszej drodze. Zbijałam deski, które teraz stanowią cześć ostatniego krzyża Liam'a. Całość została wykonana z naszego ukochanego drzewa. Była to niewielka sosna, ale znaczyła wszystko. Teraz zostanie z nim do końca. Ma cząstkę nas. Cześć Liam. szepnęłam, gdy uklękłam nad jego grobem. Już dawno z tobą nie gadałam. Przepraszam, ale miałam dużo na głowie. Postanowiliśmy się zemścić, a jak na razie nic nie idzie po naszej myśli. Wszystko jest na opak. Dużo się działo odkąd cię nie ma... Danny i Cal się starają i to bardzo, aby mnie podnieść na duchu. Przez długi czas byłam w depresji, ale teraz jest lepiej. Postanowiłam wziąć się w garść, tak jak ty byś to zrobił. Tęsknię za tobą. Wszyscy za tobą tęsknimy. Jeśli mnie słyszysz, albo patrzysz na mnie z góry i zastanawiasz się co taka idiotka robi na cmentarzu o takiej godzinie, to powiem ci, że za cholerę nie wiem. Samo tak wyszło. Bałam się tu przychodzić, bo czułam się winna. Ciągle nachodziły mnie myśli, że to moja wina. Teraz już wiem, że nie. Mam nadzieję, że tam gdzie teraz przebywasz, jesteś szczęśliwy i, że zajmiesz nam dobre miejsca. Chociaż w duszy liczę, że minie jeszcze kilka dobrych lat, zanim tam przybędziemy. Muszę już iść. Pewnie chłopacy się martwią. Postaram się przyjść niedługo. Na drżących nogach wstałam z wilgotnej ziemi i udałam się do domu. Chłopcy już na mnie czekali zmartwieni. Nie dość, że ostatnie
co do nich powiedziałam, to to, że już wracam do domu i podałam informację kim jest szef pani Green. Nie wiedzą jeszcze najważniejszego. Hej... powiedziałam na wstępie. Hej? Hej ! wrzeszczy Danny. Wiesz jak ja, znaczy my się martwiliśmy ?! Wiem, ja... zaczęłam. Nie ! Nic nie mów ! Teraz moja kolej na gadanie ! Mam dość twojego zachowania. Wiem, że po śmierci Liam'a masz dość życia, ale jeszcze my tu jesteśmy. Dla ciebie ! Nigdzie się nie wybieramy ! Czekaliśmy na ciebie kilka godzin, dzwoniliśmy, pisaliśmy, a nawet cię szukaliśmy ! Gdzie ty do kurwy cholernej byłaś ?! Tak, ale... próbowałam znowu wtrącić zdanie, ale na nic. Żadnych ale ! Koniec użalania się nad sobą ! Koniec ! Wiem ! Byłam u Liam'a ! krzyknęłam. W pokoju zapadła cisza. Moje słowa zawisły w powietrzu, jak gęsta mgła. Nikt już nic nie powiedział. Patrzeliśmy na siebie w milczeniu i czekaliśmy. Nie wiem na co. Po prostu tak było. I? w końcu Calum zabrał głos. I nic. Koniec ze łzami. Liam by tego nie chciał. wzruszyłam ramionami. Wróciłaś. odparł poważnie Danny. Tak.
Patrzyłam na chłopaka z lekkim uśmiechem na ustach. Z prędkością światła Cal owinął wokół mnie ręce i przytulił. Jego chłopak po chwili poszedł w jego ślady. Teraz cała nasza trójka ściskała się w najlepsze i czuliśmy się idealnie. Byliśmy rodziną. Byliśmy jednością. Dziękuję Liam, pomyślałam.
Rozdział 22 J jak jasność. A jak abstrakcyjność. M jak miłość. E jak emocje. S jak słońce. Te pięć słów opisuje chłopaka widzianego moimi oczami. Jest dla mnie jak każda z tych rzeczy, a jednocześnie nic. Nie mogę z nim być. Sprawia, że moje serce chce wydrzeć się z klatki piersiowe, a krew wrze w żyłach. Lecz sprawia tyle bólu, jak nikt inny. Jest przysłowie, że rodziny się nie wybiera, ale co jeśli on jest taki sam, jak wuj ? Mógł założyć zwykłą maskę na twarz, aby mnie zmylić. Tylko co ja złego zrobiłam? Urodziłam się ? Ava? Żyjesz? dotarł do mnie głos Daniela. Na szczęście chłopak umiał odegnać ode mnie złe przemyślenia. On i Calum. Tylko ta dwójka pozostała mi na świecie. Oddycham. odparłam i odwróciłam się do niego twarzą. Miał na sobie stare, wytarte dżinsy i szarą bluzę. A na nogach gościły czarne adidasy. W rękach trzymał dwie jednorazówki z
zakupami. Najwyraźniej chciał, abym mu pomogła. Zapewne wołał mnie kilka razy, ale byłam rozproszona myślami. Już od dłuższego czasu nie obwiniałam się za Liam'a i jestem z siebie dumna. Chłopak zapewne uśmiechałby się teraz. Danny? Co? Znasz kogoś dobrego w hakingu? zapytałam. Może by ktoś się znalazł, a co? Potrzebuję takiego kogoś. Muszę zdobyć duuuużo informacji. Coś mi tu nie pasuje. odparłam jednocześnie zastanawiając się nad czymś. Kilka miesięcy temu odwiedzili sierociniec rodzice James'a. Po co by mieli tam iść? Nie wyglądali na ludzi, którzy cieszą się z cierpienia innych. Wręcz na odwrót. A może nie są oni wprowadzeni w interes dyrektora. Może jest jakaś szansa, że James nie jest zły. Drugą sprawą jest to, że czemu niby ktoś taki, jak Tristan Holmes miałby prowadzić szkołę? Jako bandzior i to w dodatku szef, zarabia od groma pieniędzy. Znalazłam kilka odpowiedzi, ale za to pytań jeszcze więcej przybyło. Mam ! wykrzyknął Daniel. Przestałam zwracać na niego uwagę, gdy zagłębiłam się w swoich myślach. Teraz jednak spojrzałam na chłopaka z zainteresowaniem.
Co ? zapytałam. Znam kogoś. Ale to ci się może nie spodobać... odparł po chwili. Kogo? zadałam ostrożnie pytanie z lekkim wahaniem. Danny spojrzał mi w oczy, a mi w głowie zapaliła się tak czerwona lampeczka. Vincent. powiedział jedynie. O nie ! wykrzyknęłam od razu. Vincent "Klawisz" Willis. Dwudziestoczteroletni mężczyzna o niebieskich oczach i farbowanym irokezie. Facet spod ciemnej gwiazdy. Były mieszkaniec domu dziecka i główny rozrabiaka. A na dodatek jedyny kuzyn Liam'a. Rozstali się w gniewie, a Vince nawet nie przyszedł na pogrzeb mojego przyjaciela. Nienawidziłam tego pieprzonego Klawisza, lecz wiedziałam, że tylko on może nam pomóc. Raz grozie śmierć. Dzwoń do niego. westchnęłam głośno. Czeka mnie cholernie długi czas z tym sukinsynem.
Rozdział 23 Rozmowa z Vincentem nie poszła tak, jak planowałam. Liczyłam, że albo leży kilka metrów pod ziemią, albo siedzi w pudle. Niestety nie dosyć, że ochoczo podjął się wydzielonego mu zadaniu, to na dodatek powiedział, że chętnie najpierw do nas wpadnie i omówi warunki umowy. Siedzę teraz na szpilkach z dala od ostrych przedmiotów, żeby nie korciło mnie po sięgnięcie po któryś, jak tylko ten sukinsyn się pokaże. Zaczęłam go nienawidzić nie tylko dlatego, że nie przyszedł na pogrzeb Liam'a, ale również z powodu Stacy. Był on bowiem jej pierwszym facetem, a gdy tylko nadążyła się okazja do ucieczki z tego więzienia skorzystał bez obejrzenia się ani razu za siebie. Zero pożegnania. Zero podziękowań. Po prostu nic. Zniknął bez śladu. Kilka miesięcy potem pojawił się po pożyczę. Oczywiście nie udzieliliśmy jej. Nawet nie mieliśmy z czego, on o tym wiedział, a mimo wszystko przyszedł. A na koniec odszedł z pretensjami.
Teraz chce przyjść, jakby nigdy nic. Jeśli myśli, że zostanie mu wybaczone, to niech lepiej się pieprzy. Już bardziej prawdopodobne jest, że pani Green zmieni się w modelkę playboya, niż ja mu przebaczę wszystko co spieprzył. Nagle w pomieszczeniu rozległo się pukanie do drzwi. Sam mu otwórz. syknęłam do Daniela. Dlaczego? Bo ja prędzej przyjebie mu tymi drzwiami, niż grzecznie wpuszczę do domu. warknęłam. Dobra. mruknął pod nosem. Dobrze wiedział, że nie żartuję. Po prostu nie trawię tej namiastki mężczyzny. Danny wstał z miejsca i podszedł do drzwi. Gdy tylko odsunął wszystkie zasuwy i otworzył je na oścież, aż zagotowałam się ze złości. W przejściu stał, jakby nigdy nic Vince. Na ustach miał uśmiech i był wyluzowany. Powinien czuć jakąś skruchę, ale to przecież Vincent Willis, on zawsze jest bezkarny. Ava ! Piękna jak zawsze ! krzyknął na wstępnie Vince. Zaczął się do mnie zbliżać, a ja po prostu ciskałam w niego piorunami. Zrób jeszcze jeden krok, a zmażę ci ten uśmiech z ust. warknęłam przez zaciśnięte zęby. Chłopak podniósł ręce do góry w geście poddania. Zrozumiałem. odparł i zasalutował. Więc co tam u was? zapytał po chwili pogodnie.
Danny trzymaj mnie, bo ja go zaraz zatłukę ! krzyknęłam. Miałam bardzo krótki zapalnik, jeśli chodziło o Klawisza. Ava spokój. On ma nam pomóc. Pamiętasz? odpowiedział mi przyjaciel. Tak. powiedziałam. Wzięłam głęboki wdech i powoli wypuściłam powietrze, aby się choć trochę uspokoić. Okey... Przejdźmy do rzeczy. odparłam spokojnie. Kolejne trzy godziny Danny tłumaczył Vincentowi co i jak. Chłopak najwidoczniej był nie kumaty, bo co chwilę zwracał na coś uwagę. Po trzecim razie, kiedy przerwał mojemu przyjacielowi, chciałam skoczyć na niego z pięściami. Na szczęście wszystko w końcu się zakończyło i intruz wyszedł z mojego domu. Nareszcie... wysapałam. Czułam się wymęczona za wszystkie ostatnie tygodnie. Taaa... Teraz trzeba czekać. Chciałam już coś powiedzieć, kiedy rozległ się dzwonek w moim telefonie. Wyciągnęłam rękę po komórkę, a gdy tylko zobaczyłam imię na ekranie, chciałam wyrzucić go przez okno. Na samym środku widniało imię James'a.
Rozdział 24 Komórka w mojej ręce ciążyła, jak tona metalu. Pięć cholernych liter, tak bardzo mnie przerażało, że aż dziw, że nie wyrzuciłam tego diabelstwa przez okno, albo o ścianę. Korci mnie, aby cisnąć tym kawałkiem małego żelastwa w przestrzeń. Jednak druga strona mojego umysłu podpowiada mi, abym odebrała, bo tego chcę. Czy można jednocześnie się czegoś bać i tego pragnąć? Takie właśnie myśli nachodzą mnie, gdy tylko przypomnę sobie o Jamesie. Ava ? Odbierzesz ? zapytał Danny, gdy nie wykonałam żadnego ruchu. A muszę ? spojrzałam na niego błagalnie. Nie, ale wtedy zadzwoni później. Po prostu powiedz, że ma nie dzwonić. wzruszył ramionami. Wdech i wydech, powtarzałam sobie w myślach. W końcu nacisnęłam zieloną słuchawkę. Tak, słucham? zapytałam swobodnie, ale z powagą. Ava? z drugiej strony rozległ się głos James'a. Tak, w końcu to mój telefon. prychnęłam.
No tak... odparł zakłopotany. Mogłam sobie wyobrazić jak przerzedza włosy palcami. Chciałam, aby to moje dłonie były zanurzone w tej czuprynie. Nie! Ava, spokojnie, powtarzałam sobie w kółko. Chciałem zapytać, czy w końcu gdzieś byśmy się razem wybrali... Wiesz na taką randkę... dokończył speszony. Otwierałam już usta, aby odmówić, kiedy słowa, które z nich wypłynęły, całkowicie inaczej brzmiały w mojej głowie, czy na głos. Jasne. Zwinęłam rękę w pięść i uderzyłam nią kilka razy o oparcie sofy, na której siedziałam. Serio? zapytał wyraźnie zdziwiony James. Tak. odparłam. Super ! Kiedy ? Może jutro ? Czemu nie? O szesnastej? Idealnie. Pa. Do jutra. powiedział pośpiesznie i się rozłączyła, jakby obawiał się, że zmienię zdanie. Siedziałam bez ruchu z komórką w jednej ręce przez dobrą godzinę. Nie mogłam pojąć co właśnie zrobiłam. Chciałam trzymać się z dala od niego i żyć dalej. Możliwe jest, że wybiję mu rodzinę. Nie mogę się z nim spotykać, bo jeszcze go pokocham. Wtedy plan diabli wzięli. Miałam tylko kilka punktów, których postanowiłam się trzymać. 1. Nie patrzeć w przeszłość.
2. Pogodzić się ze śmiercią bliskich osób. 3. Zemścić się. 4. Nie zamordować w najbliższym czasie Vince'a. 5. Trzymać się z dala od James'a. Tylko pięć zasad, a ja nie umiałam dotrzymać nawet połowy z nich. Ciągle spoglądałam za siebie. Nigdy nie pogodzę się ze śmiercią. Jestem bliska zabicia Vincenta. Nie potrafię zostawić James'a. Cztery na pięć, to w tym wypadku okropny wynik. Chciałabym mieć nadzieję na lepsze jutro. Tylko bądź pełen nadziei, tak, ja jestem, Pełen nadziei na dziś. Wieź tą muzykę i jej użyj, Pozwól by cię porwała. I bądź pełen nadziei, pełen nadziei, I On stworzy drogę. Wiem że to nie łatwe ale w porządku, Wystarczy mieć nadzieję.
Rozdział 25 Nie należałam do rannych ptaszków, a dziś wstałam już o szóstej dwanaście rano. Nie mogłam przez pół nocy zmrużyć oka, tak bardzo stresowałam się spotkaniem z Jamesem. Czemu jego twarz zawsze widzę przed zaśnięciem i pierwsze co widzę po obudzeniu, to on ? Dlaczego nie może zostawić mnie w spokoju ? W ciągu tych kilkunastu tygodni przeżyłam, tak dużo bólu, że zdecydowanie przekroczyłam limit. A teraz dochodzi do tego stres z powodu spotkania. Moim największym problemem jest brak ciuchów. NIE MAM SIĘ W CO UBRAĆ ! wykrzyknęłam pokonana i rzuciłam się na łóżku. Nagle do mojego pokoju wparowali chłopaki. Danny trzymał w ręku kij baseballowy, a Calum natomiast drewnianego chodaka? Co do cholery ?! Yyy... Co tu robicie? zapytałam. Jak to co ?! Krzyczałaś, więc rzuciliśmy się z pomocą. odparł Danny. Okey... Kij rozumiem, ale chodak? Calum? To było pierwsze co wpadło mi w ręce. zaczął się bronić. Chodak? Miałeś pod ręką chodaka? Dlaczego w ogóle go masz?
Bo są wygodne. powiedział, tak jakby to było oczywiste. Wolałam się więcej w tej sprawie nie odzywać. Wdawanie się z Calem w dłuższą sprzeczkę, to stracony czas. Do chłopaka i tak nic nie dociera. On żyje we własnym świecie z wróżkami i smokami. Lepiej nie tłumaczyć mu na czym polega rzeczywistość, a tym bardziej dorosłość. Dobra. poparłam go. Potrzebuję pomocy. powiedziałam. W czym ? Mamy kogoś zlać ? Zabić ? Sponiewierać ? zaczął wyliczać Daniel. Nieee... Tu będzie trochę mniej krwi. odparłam. Ooo... No dobra. wydusił wyraźnie zawiedziony chłopak. Z kim ja się zadaje, zapytałam siebie w myślach. Mam randkę i nie wiem w co się ubrać. westchnęłam na koniec głęboko. A my mamy wiedzieć ? zapytali równocześnie, lecz niepewnie chłopaki. Tak. Jesteście facetami, co nie ? Więc wiecie co lubicie. odparłam genialnie. A pamiętasz, że jesteśmy gejami ? powiedział Calum. No tak... Ale dalej nimi jesteście. Okey. Popełniłam najgorszy błąd w życiu. Nigdy nie proś przyjaciół gejów o pomoc w ubraniu się. Przez siedem godzin zmieniali co chwilę zdanie, co do ubioru. Miałam już dość, kiedy w końcu udało
im się wybrać stylizację, która pasowała obojgu. Nie liczyło się moje zdanie, tylko ich. Chociaż nie miałam nic do zarzucenia ich wyborowi. Całość składała się z dżinsów z dziurami, czarnej bluzki z napisem, skóry i trampek. Teraz czekałam jedynie na James'a.
Rozdział 26 Siedziałam jak na szpilkach, już od czterech godzin. Zaraz pojawi się James, a ja z nerwów trzęsę się, jak osika. Dlaczego spotkanie z jednym chłopakiem doprowadza mnie do kresu wytrzymałości? Czy każda kobieta czuje się tak na moim miejscu? Wychowałam się wśród mężczyzn. Moją jedyną przyjaciółką była Stacy, a i ona nie znała się na randkowaniu. Co innego przygodny sex, a co innego związek. Jeśli chodzi o James'a nie mam pojęcia, na której rzeczy mi zależy. Gdy go widzę, moje serce przechodzi w tryb galopu. Czy to nie miłość? Nie wytrzymam. powiedziałam w przestrzeń. Nagle ktoś zapukał do drzwi, aż podskoczyłam na miejscu. Powolnym ruchem podniosłam się i wzięłam głęboki wdech, aby chociaż trochę przywrócić sobie opanowania. Hej... przywitałam się, gdy otworzyłam drzwi. Cześć. Pięknie wyglądasz. uśmiechnął się. Nie potrafię przyjmować komplementów, od razu zaczerwieniłam się na twarzy. Słodko się rumienisz. dodał. Oczywiście przybrałam teraz kolor dorodnego buraka.
Przestań. Dlaczego ? zapytał. Bo tak. nie umiałam znaleźć innego dobrego argumentu. James bez żadnego już słowa złapał mnie za dłoń i wyprowadził z domu. Przez całą drogę milczałam podenerwowana. Podróż nie trwała długo, najwyżej dwadzieścia minut i to co zauważyłam już na miejscu sprawiło, że otworzyłam szeroko oczy. Albowiem znajdowaliśmy się w wesołym miasteczku. O Boże... powiedziałam na głos. Mam nadzieję, że może być. odparł speszony chłopak. Tak ! wykrzyknęłam. Chodź na diabelski młyn ! Bawiłam się cudowny, a najlepiej było, gdy odkryłam, że James ma lęk wysokości, a i tak nic mi nie powiedział. Dało się zauważyć to, gdy zrobił się przeraźliwie biały na wysokości trzech metrów. A to był dopiero początek. Ciągnęłam go po wszystkich stoiskach, karuzelach i innych atrakcjach. Mogę bez wątpienia stwierdzić, że jest to jeden z najlepszych wieczorów mojego życia. Na koniec randki miałam dwa wielkie pluszaki i cała twarz kleiła mi się od waty cukrowej, a na moich ustach gościł wielki uśmiech. Gdy byliśmy już pod moimi drzwiami odwróciłam się do chłopaka i gdy chciałam już podziękować, poczułam jego usta na swoich.
Oddałam pocałunek z pasją, jaką on mnie darzył. Było coraz namiętniej. Zostałam przyparta do ściany. Owinęłam ramiona dookoła jego szyi i poczułam jak jego język napiera na moje wargi. Uchyliłam je, aby dać mu dostęp. Nasze języki zaczęły ze sobą tańczyć. Nie mogłam się powstrzymać przed jękiem, który opuścił moje usta. Jameees… Jego dłoń znalazła się na moim tyłku. W jakimś momencie musieliśmy przesunąć się bardziej w lewo, bo nagle leżeliśmy na ziemi. Danny i Calum stali nad nami i głupio się uśmiechali. Najwidoczniej otworzyli drzwi, kiedy my się o nie opieraliśmy. Hej... wychrypiałam cicho. Z podniecenia mój głos się zmienił. A cóż to ma być ? zapytał ze śmiechem Cal. Nic. powiedziałam. Coś. odparł w tym samym momencie James. Wstałam szybko z ziemi, zwalając tym samym z siebie chłopaka. Idź już. chrząknęłam do niego. Słucham ? Idź. Pogadamy kiedy indziej. Ava... Nie. Świetnie się bawiłam. Naprawdę, ale teraz musisz już iść. Dobrze. powiedział i mnie pocałował delikatnie w usta. Kilka sekund później, już go nie było. Czułam na sobie spojrzenie Daniela i Caluma.
Dobra. Możecie zaczynać, bo zaraz pękniecie. JAKI BYŁ ?! DOBRZE CAŁOWAŁ ?! DOSZLIŚCIE DO DRUGIEJ BAZY ?! POCAŁUNEK FRANCUSKI ?! SERIO ?! MA JAKIŚ FETYSZ ?! ŚCISNĄŁ CI TYŁEM, CZY TYLKO MACAŁ ?! Krzyczeli jedno pytanie, po drugim. To będzie długa noc.
Rozdział 27 Przez całą noc musiałam wysłuchiwać niedorzecznych pytań chłopaków. Zresztą to nie było najgorsze. Około drugiej rano postanowili dać mi dobre rady na temat seksu, to już było za wiele. Kazałam im się odczepić i iść spać, bo jest późno. Niestety wyszło na to, że posiedzieli jeszcze ze dwie godziny, a ja byłam coraz bardziej zszokowana. W jednej chwili siedziałam na łóżku, a w następnej na ziemi w szoku. Albowiem moi wspaniali przyjaciele postanowili zaprezentować mi pozycję seksualną, w której ich zdaniem będzie mi najwygodniej. Wychodzi na to, że największe doznania będę czuła, gdy James będzie za mną, a ja na czworaka. Otwierałam usta, jak ryba, nie wiedząc co odpowiedzieć. Oni już chyba niczym mnie nie zaskoczą. Na szczęście byli w ciuchach, lecz pokazywanie mi pozycji przerodziło się w ich gorąco uniesienie. Z piętnaście minut nie zwracają już na mnie uwagi pochłaniając swoje twarze. Wiecie co... Może ja pójdę do sypialni i położę się. powiedziałam do nich, ale nie dostałam odpowiedzi. Świetnie. mruknęłam pod nosem i wstałam.
Poszłam do siebie i rzuciłam się na łóżko. Kocham cię. powiedziałam do poduszki i przytuliłam się bardziej. Już nigdy cię nie opuszczę. to było ostatnie co powiedziałam przed zaśnięciem. Miałam cudowny sen. Leżałam pośrodku jakiegoś wzgórza i patrzałam w niebo. Nade mną było pełno gwiazd, niektóre spadały, a inne po prostu świeciły. Nagle jedna mocno rozbłysła i jakaś cząstka jej leciała w moją stronę. Usiadłam i chciałam to dosięgnąć, moja ręka była już bardzo blisko. Jeszcze tylko kawałek... Buuum. W wielkim szoku zaczęłam się rozglądać. Byłam na podłodze zwinięta w pościel, a na moim łóżku siedziało dwóch debili. Najwidoczniej naszła ich ochota na śmierć. Już po was. wysyczałam. Danny i Calum zerwali się szybko w nogi i zaczęli uciekać. Chciałam pójść w ich ślady, ale moje nogi zaplątały się w kołdrze i z powrotem upadłam. Nic poza leżeniem mi nie pozostało. Debile zapewne już się ukryli i w najbliższym czasie nie raczą się pokazać. Dobrze wiedzą, że mnie się nie budzi. Widzę, że dobrze się bawisz. usłyszałam nagle męski głos. Czym prędzej podniosłam głowę i w drzwiach pokoju zauważyłam Vincenta. Nad jego głową znajdował się zegar i
wskazywał trzynastą czterdzieści. Nie dosyć, że ledwo słońce wzeszło, to już on się pojawił. Czego ?! warknęłam. Czyżby księżniczka wstała lewą nogą. Gdyby podszedł trochę bliżej, tylko trochę. Już bym go dopadła. Spieprzaj ! Wyrażaj się młoda damo. próbował naśladować głos pani Green. Podejdź bliżej, to sobie pogadamy. przywoływałam go ręką. Głupi nie jestem. Czekamy w salonie. Znalazłem coś. odparł i wyszedł. Czym prędzej podniosłam się i nie zważałam na swój wygląd. Pobiegłam do chłopaków. Co macie ?! od razu zapytałam, gdy ich ujrzałam. Cała trójka siedziała na sofie i spoglądali w laptopa. Nooo... popędzałam ich. Ava... zaczął Danny. Czy James jest w to zamieszany ?! zażądałam odpowiedzi. Wszyscy spojrzeli po sobie, a potem na mnie. Mówcie ! Tak. powiedział Calum. Nogi prawie się pode mną ugięły, ale wzięłam się w garść. A więc dobrze. odparłam. Nie wiedziałam co jeszcze mogę dodać, zrobić... Ava to nie wszystko... zaczął Danny.
Jak to? zapytałam. Co jeszcze? Wychodzi na to, że to on zabił Liam'a. wydusił w końcu chłopak. Nagle zakręciło mi się w głowie. Wszystkie wspomnienia wróciły. Liam. James. Wczorajsza randka. Potem wszystko zniknęło poza jednym słowem. MORDERCA.