1 Losing Hope Colleen Hoover Nieoficjalne tłumaczenie waydale 2 Spis treści Rozdział pierwszy str. 4 Rozdział trzydziesty siódmy str. 179 Rozdział dru...
18 downloads
23 Views
1MB Size
Losing Hope Colleen Hoover
Nieoficjalne tłumaczenie waydale
1
Spis treści
Rozdział pierwszy
str. 4
Rozdział trzydziesty siódmy
str. 179
Rozdział drugi
str. 9
Rozdział trzydziesty ósmy
str. 186
Rozdział drugi i pół
str. 11
Rozdział trzydziesty dziewiąty
str. 193
Rozdział drugi i ¾
str. 12
Rozdział trzydziesty dziewiąty i pół str. 193
Rozdział trzeci
str. 14
Rozdział trzeci i pół
str. 17
Rozdział czterdziesty
Rozdział trzeci i ¾
str. 22
Rozdział czterdziesty pierwszy str. 198
Rozdział czwarty
str. 23
Rozdział czterdziesty drugi
str. 201
Rozdział piąty
str. 33
Rozdział czterdziesty trzeci
str. 209
Rozdział piąty i pół
str. 35
Rozdział czterdziesty czwarty
str. 217
Rozdział szósty
str. 36
Rozdział czterdziesty piąty
str. 220
Rozdział szósty i pół
str. 41
Rozdział czterdziesty szósty
str. 226
Rozdział siódmy
str. 44
Rozdział czterdziesty siódmy
str. 227
Rozdział ósmy
str. 51
Rozdział ósmy i pół
str. 61
Rozdział czterdziesty ósmy
Rozdział dziewiąty
str. 63
Rozdział czterdziesty dziewiąty str. 233
Rozdział dziesiąty
str. 74
Rozdział czterdziesty dziewiąty i pół str. 234
Rozdział jedenasty
str. 77
Rozdział czterdziesty dziewiąty i ¾ str. 236
Rozdział dwunasty
str. 78
Ostatni rozdział
Rozdział dwunasty i pół
str. 82
Rozdział trzynasty
str. 83
Rozdział trzynasty i pół
str. 98
Rozdział czternasty
str. 99
Rozdział trzydziesty dziewiąty i ¾ str. 193 str. 196
Rozdział czterdziesty siódmy i pół str. 228 str. 232
str. 237
2
Rozdział piętnasty
str. 123
Rozdział szesnasty
str. 126
Rozdział siedemnasty
str. 135
Rozdział osiemnasty
str. 136
Rozdział dziewiętnasty
str. 137
Rozdział dwudziesty
str. 138
Rozdział dwudziesty pierwszy
str. 139
Rozdział dwudziesty drugi
str. 140
Rozdział dwudziesty trzeci
str. 141
Rozdział dwudziesty czwarty
str. 142
Rozdział dwudziesty piąty
str. 143
Rozdział dwudziesty szósty
str. 144
Rozdział dwudziesty siódmy
str. 145
Rozdział dwudziesty ósmy
str. 146
Rozdział dwudziesty ósmy i pół str. 147 Rozdział dwudziesty dziewiąty str. 148 Rozdział dwudziesty dziewiąty i pół
str. 150
Rozdział trzydziesty
str. 153
Rozdział trzydziesty i pół
str. 156
Rozdział trzydziesty pierwszy
str. 157
Rozdział trzydziesty drugi
str. 161
Rozdział trzydziesty trzeci
str. 163
Rozdział trzydziesty czwarty
str. 171
Rozdział trzydziesty piąty
str. 172
Rozdział trzydziesty piąty i pół str. 177 Rozdział trzydziesty szósty
str. 178 3
Rozdział pierwszy
Moje tętno sygnalizuje mi, żebym po prostu odszedł. Les niejednokrotnie mi przypominała, że to nie jest moja sprawa. Jednak ona nigdy wcześniej nie była bratem. Nie ma pojęcia jak trudno jest siedzieć i nie pozwolić, żeby to było moja sprawa. Dlatego w tej chwili ten sukinsyn jest moim pierwszym priorytetem. Wsuwam dłonie do tylnych kieszeni spodni i modlę się, żebym mógł je tam utrzymać. Stoję za kanapą, patrząc na niego z góry. Nie wiem jak długo zajmie mu uświadomienie sobie, że tam stoję. Biorąc pod uwagę to jak ściska dziewczynę siedzącą okrakiem na jego kolanach, wątpię, że w najbliższym czasie mnie dostrzeże. Stoję za nimi przez kilka minut, podczas gdy impreza nadal trwa wokół nas, wszyscy są nieświadomi tego, że zaraz stracę kontrolę. Wyciągnąłbym telefon, żeby mieć dowód, ale nie mogłem zrobić tego Les. Nie potrzebowała wizualizacji. - Cześć – odzywam się w końcu, nie potrafiąc już milczeć. Jeżeli będę musiał patrzeć jak jeszcze raz obmacuje piersi tej laski bez żadnego szacunku do jego związku z Les, to urwę mu pieprzoną rękę. Grayson odrywa usta od jej warg i odchyla głowę, patrząc na mnie przeszklonymi oczami. Widzę pojawiający się w nich strach, kiedy coś w nim klika – kiedy w końcu zdaje sobie sprawę, że ostatnia osoba, która myślał, że tutaj będzie, naprawdę się pojawiła. - Holder – mówi, spychając dziewczynę z kolan. Próbuje wstać, ale ledwo może ustać prosto. Patrzy na mnie błagająco, wskazując na dziewczynę, która teraz poprawia swoją spódnicę, którą ledwo można tak nazwać. – To nie jest… to nie to, na co wygląda. Wyciągam ręce z kieszeni i zakładam ramiona na klatce piersiowej. Moja pięść jest teraz bliżej niego i muszę ją zacisnąć, wiedząc jak dobrze byłoby walnąć go w twarz. Spuszczam wzrok na podłogę i biorę wdech. Potem drugi. I jeszcze jeden tak na pokaz, bo naprawdę podoba mi się jak on się wierci z nerwów. Potrząsam głową i patrzę mu w oczy. – Daj mi swój telefon. Zmieszanie na jego twarzy byłoby komiczne, gdybym nie był tak cholernie wkurzony. Śmieje się i cofa się o krok, ale wpada na stolik do kawy. Podtrzymuje się kładąc rękę na szkło i prostuje się. – Weź sobie własny pieprzony telefon – mamrocze. Nie patrzy na mnie, obchodząc niski stolik. Spokojnie mijam kanapę i zatrzymuję go, wyciągając rękę. - Daj mi twój telefon, Grayson. Już. Nie mam przewagi we wzroście, bo mamy mniej więcej taką samą budowę. Jednakże na pewno mam przewagę, jeśli chodzi o mój gniew i Grayson wyraźnie to widzi. Cofa się o krok, 4
co prawdopodobnie nie jest zbyt mądrym ruchem biorąc pod uwagę, że zapędza się prosto do kąta salonu. Grzebie w kieszeni i nareszcie wyciąga komórkę. - Po cholerę ci mój telefon? – pyta. Zabieram go z jego rąk i wykręcam numer Les bez łączenia się. Oddaję mu go. - Dzwoń do niej. Powiedz jej, jakim jesteś sukinsynem i to zakończ. Grayson spogląda najpierw na komórkę, potem na mnie. – Pieprz się – rzuca. Wciągam uspokajający wdech, po czym obracam szyję i napinam szczękę. Gdy to nie pomaga złagodzić mojej chęci, żeby go zranić, wyciągam rękę, chwytam go za kołnierz bluzki i mocno popycham go na ścianę, przyciskając do jego szyi przedramię. Przypominam sobie, że jeśli skopię mu tyłek zanim wykona telefon, mój spokój z ostatnich dziesięciu minut byłby bezcelowy. Moje zęby są zagryzione, szczęka zaciśnięta i tętno dudni mi w głowie. Nigdy w życiu tak bardzo kogoś nie nienawidziłem. Intensywność tego, co chciałbym móc mu zrobić przeraża nawet mnie. Patrzę mu twardo w oczy i mówię mu, co stanie się w ciągu dziesięciu następnych minut. – Grayson – mówię przez ściśnięte zęby. – Dopóki nie chcesz, żebym zrobił ci coś, co naprawdę chcę teraz zrobić, przyłożysz ten telefon do ucha, zadzwonisz do mojej siostry i zakończysz to. Potem rozłączysz się i już nigdy więcej się do niej nie odezwiesz. – Przyciskam mocniej ramię do jego szyi, dostrzegając, że jego twarz jest teraz czerwieńsza od jego koszuli, przez brak tlenu. - Dobra – burczy, próbując się uwolnić. Czekam aż spuszcza wzrok na telefon i nawiązuje połączenie zanim puszczam jego koszulę i zabieram ramię. Przykłada komórkę do ucha i nie odrywa ode mnie wzroku, jak oboje stoimy nieruchomo, czekając aż Les odbierze. Wiem, co to jej zrobi, ale ona nie ma pojęcia, co on robi za jej plecami. Bez względu na to ile razy słyszy to od innych ludzi, za każdym razem udaje mu się z powrotem wkręcić do jej życia. Nie tym razem. Nie, jeśli mam nad tym jakąś kontrolę. Nie będę siedzieć bezczynnie i pozwalać, żeby raz jeszcze robił coś takiego mojej siostrze. - Hej – mówi do telefonu. Stara się odwrócić ode mnie, żeby z nią pogadać, ale popycham jego bark z powrotem na ścianę. Krzywi się. - Nie, maleńka – mówi nerwowo. – Jestem w domu Jaxona. – Jest długa przerwa, gdy jej słucha. – Wiem, że to powiedziałem, ale skłamałem. Dlatego właśnie dzwonię. Les, ja… myślę, że potrzebujemy trochę przestrzeni.
5
Kręcę głową, dając mu znać, że musi zrobić absolutne zerwanie. Nie chcę, żeby dawał jej przestrzeń. Chce, żeby dał mojej siostrze trwałą wolność. Wywraca oczami i pokazuje mi środkowy palec wolną ręką. – Zrywam z tobą – mówi obojętnie. Pozwala jej mówić, milcząc. Fakt, że nie pokazuje żadnych wyrzutów sumienia dowodzi, jakim jest bezdusznym kutasem. Dłonie mi drżą i ściska mnie w klatce piersiowej, wiedząc dokładnie jak teraz czuje się Les. Nienawidzę się za wymuszenie tej sytuacji, ale Les zasługuje lepiej, nawet, jeśli sama tak nie uważa. - Rozłączam się – mówi do telefonu. Przyciskam jego głowę do ściany i zmuszam, żeby na mnie spojrzał. – Przeproś ją – mówię cicho, nie chcąc, żeby usłyszała mnie w tle. Zamyka oczy i wzdycha, po czym pochyla głowę. - Przepraszam, Lesslie. Nie chciałem tego robić. – Odsuwa komórkę od ucha i kończy połączenie. Wpatruje się w ekran parę sekund. – Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwy – mówi, podnosząc na mnie spojrzenie. – Bo właśnie złamałeś serce swojej siostrze. To ostatnia rzecz, jaką mówi do mnie Grayson. Moja pięść spotyka się dwa razy z jego szczęką zanim upada na podłogę. Potrząsam ręką, odsuwam się od niego i ruszam do wyjścia. Nim jeszcze dochodzę do samochodu, w tylnej kieszeni wibruje moja komórka. Wyciągam ją i nie patrząc na ekran, odbieram. - Cześć – mówię, starając się opanować drżący gniew w moim głosie, kiedy słyszę jej płacz po drugiej stronie. – Jestem w drodze, Les. Wszystko będzie dobrze, jestem już w drodze. *** Minął cały dzień odkąd Grayson wykonał telefon, ale nadal czuję się winny, więc dodaję dwie mile do mojego wieczornego biegu dla własnoręcznej kary. Zobaczenie tak załamanej Les nie było czymś, czego się spodziewałem. Zdaję sobie sprawę, że zmuszenie go do zadzwonienia do niej zapewne nie było najlepszym sposobem na załatwienie sprawy, ale nie ma mowy, żebym mógł siedzieć bezczynnie i pozwolić mu tak ją oszukiwać. Najbardziej nieoczekiwaną rzeczą w reakcji Les było to, że jej wściekłość nie była wyłącznie skierowana na Graysona. Było tak jakby była wkurzona na całe męskie społeczeństwo. Wciąż odnosiła się do mężczyzn, jako „chorych łajdaków”, przemierzając sypialnię w tę i z powrotem, podczas gdy ja siedziałem tam tylko i patrzyłem jak dawała wszystkiemu upust. W końcu się załamała, weszła do łóżka i długo płakała przed zaśnięciem. Leżałem przytomny, wiedząc, że miałem udział w jej cierpieniu. Zostałem w jej pokoju przez całą noc, po części, żeby upewnić się, że nic jej nie jest, ale przeważnie dlatego, że nie chciałem, aby wzięła telefon i zadzwoniła do Graysona w chwili rozpaczy.
6
Jednak jest silniejsza niż jej to przyznaję. Nie próbowała dzwonić do niego zeszłej nocy i dzisiaj także nie próbowała. Niewiele spała, więc poszła do pokoju przed obiadem, żeby się zdrzemnąć. Ale i tak zatrzymywałem się przy jej sypialni przez cały dzień, żeby upewnić się, że nie usłyszę jej rozmowy przez telefon, dlatego wiem, iż nie próbowała do niego wydzwaniać. Przynajmniej wtedy, gdy byłem w domu. Tak naprawdę jestem pewien, że bezduszny telefon od niego był dokładnie tym, czego potrzebowała, żeby nareszcie zobaczyć, kim naprawdę był. Ściągam buty przy drzwiach i idę do kuchni, żeby napełnić butelkę wodą. Jest sobotni wieczór i normalnie wybierałbym się do Daniela, ale już do niego napisałem, że dzisiaj zostaję w domu. Les kazała mi przyrzec, że z nią zostanę, bo nie chciała wychodzić i ryzykować spotkania z Graysonem. Ma szczęście, że jest fajna, bo nie wiem czy większość siedemnastoletnich facetów spędziłoby sobotni wieczór oglądając romansidła ze swoimi załamanymi siostrami. Jednak większość rodzeństw nie ma tego, co Les i ja. Nie wiem czy nasza bliska relacja ma związek z faktem, że jesteśmy bliźniakami. Jest moją jedyną siostrą, więc nie mam, do czego nas porównać. Może się kłócić, że jestem wobec niej zbyt opiekuńczy i może być trochę w tym prawdy, ale nie planuję się zmieniać w najbliższym czasie. Albo nigdy. Wbiegam po schodach, ściągam koszulkę i otwieram drzwi od łazienki. Odkręcam wodę, po czym przechodzę przez korytarz i pukam do jej drzwi. – Biorę szybki prysznic, zamówisz pizzę? Opieram się ręką o drzwi, ściągając skarpetki. Odwracam się i wrzucam je do łazienki, następnie znowu pukam do jej drzwi. – Les! Kiedy nie odpowiada, wzdycham i podnoszę wzrok do sufitu. Jeżeli rozmawia z nim przez telefon, to się wkurzę. Ale jeśli z nim rozmawia, to pewnie mówi jej, że zerwanie było wyłącznie moją winą i to ona będzie wkurzona. Wycieram dłonie w szorty i otwieram drzwi do jej sypialni, przygotowując się na kolejny gorący wykład o tym jak muszę zajmować się własnymi sprawami. *** Widzę Les na jej łóżku, gdy wchodzę do jej pokoju i natychmiast jestem zabrany do czasu, kiedy byłem małym chłopcem. Do momentu, który mnie zmienił. Wszystko we mnie. Wszystko w świecie wokół mnie. Mój cały świat zmienił się z miejsca pełnego żywych kolorów do nijakiej, martwej szarości. Niebo, trawa, drzewa… wszystkie rzeczy, które kiedyś były piękne zostały pozbawione swojej wspaniałości w chwili, kiedy zdałem sobie sprawę, że byłem odpowiedzialny za zniknięcie naszej najlepszej przyjaciółki Hope. Nigdy już nie spojrzałem na ludzi w ten sam sposób. Nigdy już nie spojrzałem na naturę w ten sam sposób. Nigdy już nie spojrzałem na moją przyszłość w ten sam sposób. Wszystko przeszło z posiadania znaczenia, celu i powodu do prostego bycia podrzędną wersją tego, 7
jakie powinno być życie. Mój kiedyś tryskający życiem świat nagle był zamazaną, szarą, bezbarwną fotokopią. Tak jak oczy Les. Nie są jej. Są otwarte. Patrzą wprost na mnie z jej pozycji na łóżku. Ale nie są jej. Zniknął kolor w jej oczach. Ta dziewczyna jest szarą, bezbarwną fotokopią mojej siostry. Mojej Les. Nie mogę się ruszyć. Czekam aż mrugnie, zaśmieje się, będzie upajać się tym chorym, pieprzonym kawałem, który teraz mi robi. Czekam, aż moje serce znowu zacznie bić, aż moje płuca znowu zaczną działać. Czekam, aż powróci do mnie władza nad moim ciałem, ponieważ nie wiem, kto ma teraz nad nim władzę. Z pewnością nie ja. Czekam i czekam, zastanawiając się jak długo będzie ona udawać. Jak długo ludzie mogą mieć tak otwarte oczy? Jak długo ludzie mogą nie oddychać zanim ich ciało będzie domagać się tak rozpaczliwie potrzebnego powietrza? Jak cholernie długo minie zanim zrobię coś, żeby jej pomóc? Dotykam dłońmi jej twarzy, chwytam ją za ramię, potrząsając jej całym ciałem, dopóki nie znajduje się w moich ramionach i nie wciągam jej na kolana. Pusta buteleczka po tabletkach wypada z jej dłoni i ląduje na podłodze, ale nie chcę na nią patrzeć. Jej oczy nadal są martwe i już na mnie nie patrzy, jak głowa między moimi dłońmi opada do tyłu za każdym razem, gdy próbuję ją unieść. Nie wzdryga się, kiedy wykrzykuję jej imię, nie wzdryga się, kiedy ją policzkuję i nie reaguje, gdy zaczynam płakać. Nie robi żadnej przeklętej rzeczy. Nie mówi mi nawet, że wszystko będzie w porządku, kiedy każda cząstka tego, co pozostało w mojej klatce piersiowej zostaje ze mnie wypchnięte w chwili, gdy uświadamiam sobie, że najlepsza część mnie nie żyje.
8
Rozdział drugi
- Poszukasz jej różowej bluzki i czarnych plisowanych spodni? – pyta moja matka. Nie odrywa wzroku od formularzy leżących przed nią. Mężczyzna z zakładu pogrzebowego sięga przez stół i wskazuje miejsce na papierze. - Jeszcze tylko parę stron, Beth – mówi. Mama automatycznie podpisuje formularze bez pytań. Próbuje się trzymać dopóki nie wyjdą, ale wiem, że jak tylko pójdą to znowu się załamie. Minęło dopiero czterdzieści osiem godzin, ale patrząc na nią widzę, że od nowa będzie to przeżywać. Pomyśleć można, że osoba może umrzeć tylko raz. Pomyśleć można, że tylko raz znajdziesz martwe ciało swojej siostry. Pomyśleć można, że tylko raz będziesz musiał patrzeć na reakcję twojej mamy po dowiedzeniu się, że jej jedyna córka nie żyje. Raz jest tak bardzo daleki od odpowiedniego wyrażenia. To dzieje się ciągle. Za każdym razem jak zamykam oczy widzę oczy Les. Za każdym razem, gdy mama na mnie patrzy, przygląda mi się jak mówię jej drugi raz, że jej córka nie żyje. Po raz trzeci. Po raz tysięczny. Za każdym razem jak biorę wdech, mrugam albo mówię, od nowa przeżywam jej śmierć. Nie siedzę i nie zastanawiam się czy fakt, że jest martwa kiedykolwiek do mnie dotrze. Siedzę i zastanawiam się, kiedy przestanę patrzeć jak umiera. - Holder, potrzebują dla niej stroju – powtarza mama, zauważając, że się nie ruszyłem. – Idź do jej pokoju i przynieś różową bluzkę z długimi rękawami. To jej ulubiona, chciałaby ją ubrać. Wie, że nie chcę iść do sypialni Les mniej niż ona. Odsuwam krzesło od stołu i kieruję się na górę. – Les nie żyje – mruczę do siebie. – Nic ją nie obchodzi, co ubierze. Staję przed jej drzwiami, wiedząc, że będę musiał znowu patrzeć jak umiera w chwili, gdy je otworzę. Nie byłem tam odkąd ją znalazłem i naprawdę nie zamierzałem tam kiedykolwiek wracać. Wchodzę do środka i zamykam za sobą drzwi, po czym podchodzę do jej szafy. Robię, co w mojej mocy, żeby o tym nie myśleć. Różowa bluzka. Nie myśl o niej. Długie rękawy.
9
Nie myśl o tym, że zrobiłbyś wszystko, żeby wrócić do sobotniego wieczoru. Plisowane czarne spodnie. Nie myśl o tym jak cholernie się teraz nienawidzisz, że ją zawiodłeś. Ale myślę. Myślę o tym i znowu jestem zraniony oraz rozgniewany. Łapię garść bluzek wiszących w szafie i zrywam je z wieszaków, powodując, że opadły na podłogę szafy. Chwytam się framugi u góry drzwi i zaciskam powieki, słuchając dźwięku huśtających się pustych wieszaków. Staram się skupić na fakcie, że jestem tutaj, aby wziąć dwie rzeczy i wyjść, ale nie mogę się ruszyć. Nie mogę przestać odtwarzać chwili, w której wszedłem do tej sypialni i ją znalazłem. Uderzam kolanami o podłogę, spoglądam na jej łóżko i ponownie obserwuję jak umiera. Opieram się o drzwi szafy i zamykam oczy, pozostając w tej pozycji tak długo jak potrzebuję, żeby zdać sobie sprawę, że nie chcę tutaj być. Odwracam się i przewracam bluzki leżące na podłodze szafy, dopóki nie znajduję różowej z długimi rękawami. Patrzę na spodnie wiszące na wieszakach i biorę parę plisowanych czarnych. Odrzucam je na bok i zaczynam podnosić się z podłogi, ale od razu siadam, gdy dostrzegam gruby, skórzany notes na dolnej półce szafy. Biorę go na kolana, opierając się o ścianę i wpatruję się w okładkę. Już wcześniej widziałem ten notes. Dostała go w prezencie od taty jakieś trzy lata temu, lecz Les powiedziała mi, że nigdy go nie użyje, ponieważ wiedziała, że notes był tylko prośbą jej terapeuty. Les nienawidziła terapii i nie byłem pewien, dlaczego mama zachęcała ją do chodzenia na nią. Oboje na nią chodziliśmy, kiedy mama i tata rozwiedli się, ale przestałem chodzić na sesje, gdy zaczęły stykać się z treningiem młodzieżowej piłki nożnej. Mamie nie przeszkadzało, że nie chodziłem, ale Les dalej chodziła na cotygodniowe sesje aż do dwóch dni temu… gdy jej czyny pokazały, że terapia nie pomagała. Otwieram notes na pierwszą stronę i nie zaskakuje mnie, że jest pusta. Zastanawiam się czy gdyby używała notesu tak jak sugerował terapeuta, to czy byłaby jakaś różnica? Wątpię. Nie wiem, co mogłoby ochronić Les przed nią samą. Z pewnością nie długopis i papier. Wyciągam długopis ze spiralnego grzbietu, przyciskam czubek do papieru i zaczynam pisać jej list. Nie wiem nawet, dlaczego do niej piszę. Nie wiem czy jest w miejscu gdzie może mnie teraz zobaczyć, czy w ogóle jest w jakimś miejscu, ale na wypadek gdyby mogła to zobaczyć… chcę, żeby wiedziała jak wpłynęła na mnie jej samolubna decyzja. Jak pozostawiła mnie beznadziejnym. Dosłownie beznadziejnym. Kompletnie samotnym. I tak niewiarygodnie żałosnym.
10
Rozdział drugi i pół
Les, Zostawiłaś swoje dżinsy pośrodku sypialni. Wygląda jakbyś dopiero, co je ściągnęła. Dziwne. Czemu zostawiłaś dżinsy na podłodze, jeżeli wiedziałaś, co zamierzasz zrobić? Nie wrzuciłabyś ich przynajmniej do kosza na pranie? Nie pomyślałaś o tym, co się stanie, kiedy Cię znajdę i ktoś ewentualnie będzie musiał podnieść Twoje dżinsy i coś z nimi zrobić? Cóż, ja ich nie podniosę. Tak jak nie powieszę z powrotem Twoich bluzek. W każdym razie. Jestem w Twojej szafie. Siedzę na podłodze. Nie wiem, co chcę Ci teraz powiedzieć ani o co chcę Cię zapytać. Oczywiście każdy zadaje sobie jedno pytanie „Dlaczego to zrobiła?” Ale nie zamierzam o to pytać z dwóch powodów. 1] Nie możesz mi odpowiedzieć. Nie żyjesz. 2] Nie wiem czy obchodzi mnie, dlaczego to zrobiłaś. Nie ma w Twoim życiu niczego, co dałoby Ci dobry powód na zrobienie tego, co zrobiłaś. Pewnie już o tym wiesz, jeżeli widzisz teraz mamę. Jest całkowicie zdruzgotana.
Wiesz, nigdy nie wiedziałem, co to znaczy naprawdę być zdruzgotanym. Myślałem, że byliśmy zdruzgotani, gdy straciliśmy Hope. Tragiczne było dla nas to, co jej się wydarzyło, ale to, co czuliśmy było niczym w porównaniu z tym, jak spowodowałaś, że czuje się mama. Jest niewiarygodnie zdruzgotana; daje temu słowu całkowicie nowe znaczenie. Chciałbym, żeby użycie tego słowa mogło być ograniczone do takich sytuacji. Absurdem jest, że wolno ludziom go używać do opisywania wszystkiego innego od tego jak matka czuje się, kiedy straci swoje dziecko. Ponieważ to jest jedyna sytuacja na całym świecie godna tego terminu. Szlag, tak bardzo za Tobą tęsknię. Tak strasznie przepraszam, że Cię zawiodłem. Przepraszam, że nie byłem w stanie zobaczyć, co działo się za Twoimi oczami za każdym razem, gdy mówiłaś mi, że nic Ci nie jest. Więc tak. Dlaczego, Les? Dlaczego to zrobiłaś? H
11
Rozdział drugi i trzy czwarte Les, Gratulacje. Jesteś dość popularna. Nie tylko wypełniłaś parking zakładu pogrzebowego autami, ale także wypełniłaś miejsce w sąsiedztwie obok i oba kościoły na tej ulicy. To mnóstwo samochodów. Trzymałem się; przeważnie dla mamy. Tata wyglądał prawie tak źle jak mama. Cały pogrzeb był dziwny. Przez to zastanawiałem się czy gdybyś umarła w wypadku samochodowym albo od czegoś bardziej powszechnie akceptowanego, to czy reakcje ludzi byłby inne? Gdybyś nie przedawkowała celowo (taki termin woli mama) to myślę, że ludzie byliby trochę mniej dziwni. Tak jakby bali się nas albo może myśleli, że celowe przedawkowanie jest zaraźliwe. Dyskutowali na ten temat jakby nawet nas tam nie było. Tyle spojrzeń, szeptów i litościwych uśmiechów. Chciałem złapać mamę, zabrać ją stamtąd i ochronić ją przed faktem, że wiedziałem, iż ponownie przeżywała Twoją śmierć z każdym uściskiem, łzą i uśmiechem. Oczywiście nie mogłem się powstrzymać przed myśleniem, że każdy zachowywał się jakby jakoś nas obwiniali. Widziałem, co sobie myśleli. Jak rodzina mogła nie wiedzieć, że to się stanie? Jak mogli nie dostrzec znaków? Jaką ona jest matką? Jaki brat nie dostrzega jak bardzo zrozpaczona była jego siostra bliźniaczka? Na szczęście, kiedy zaczął się Twój pogrzeb, wszyscy przestali skupiać się na nas, tylko na pokazie slajdów. Wiele było zdjęć z Tobą i ze mną. Na wszystkich byłaś szczęśliwa. Wiele było Twoich zdjęć z Twoimi przyjaciółmi i na nich także byłaś szczęśliwa. Zdjęcia Ciebie z mamą i tatą przed rozwodem; zdjęcia z Tobą, mamą i Brianem po tym jak znowu wyszła za mąż; zdjęcia z Tobą, tatą i Pamelą po tym jak znowu się ożenił. Ale to dopiero ostatnie zdjęcie mnie uderzyło. Na tym zdjęciu stałem z Tobą przed naszym starym domem. Zostało zrobione jakieś pół roku po tym jak zniknęła Hope? Nadal miałaś bransoletkę, która pasowała do tej, którą dałaś jej w dzień, gdy została zabrana. Zauważyłem, że przestałaś ją nosić parę lat temu, ale nigdy o to nie zapytałem. Wiem, że nie lubisz o niej rozmawiać. W każdym razie, powracam do zdjęcia. Obejmowałem ramieniem Twoją szyję, oboje śmialiśmy się i uśmiechaliśmy do aparatu. To ten sam uśmiech, którym błyskałaś w każdym zdjęciu. Zacząłem myśleć o każdym Twoim zdjęciu, jakie widziałem; masz dokładnie ten sam uśmiech. Nie ma ani jednego zdjęcia, gdzie jesteś nachmurzona. Albo rozgniewana. Albo 12
zobojętniała. Tak jakbyś spędziła całe życie próbując utrzymać ten fałszywy wygląd. Dla kogo to nie wiem. Może bałaś się, że aparat uwieczni jakieś Twoje szczere uczucie. Bo szczerze mówiąc nie zawsze byłaś szczęśliwa. Wszystkie te noce, które przepłakałaś? Wszystkie te noce, kiedy potrzebowałaś, żebym Cię trzymał, gdy płakałaś, ale nie chciałaś mi powiedzieć, o co chodzi? Nikt ze szczerym uśmiechem nie mógłby tak płakać. Zdaję sobie sprawę, że miałaś problemy, Les. Wiedziałem, że nasze życie i rzeczy, które nam się przydarzyły wpłynęły na Ciebie inaczej niż na mnie. Ale skąd miałem wiedzieć, że były tak poważne, skoro nigdy tego nie pokazywałaś? Skoro nigdy mi nie powiedziałaś? Być może… a nie cierpię tak myśleć. Być może Cię nie znałem. Myślałem, że znałem, ale nie. Chyba w ogóle Cię nie znałem. Znałem dziewczynę, która płakała w nocy. Znałem dziewczynę, która uśmiechała się na zdjęciach. Ale nie znałem dziewczyny, która łączyła ten uśmiech z tymi łzami. Nie mam pojęcia, dlaczego fałszywie się uśmiechałaś, ale płakałaś prawdziwymi łzami. Kiedy facet kocha dziewczynę, zwłaszcza jego siostrę, powinien wiedzieć, co wywołuje jej uśmiech, a co wywołuje jej płacz. Ale nie wiedziałem. I nie wiem. Więc przepraszam Cię, Les. Tak bardzo przepraszam, że pozwoliłem Ci udawać, że nic Ci nie jest, gdy najwyraźniej było Ci do tego okropnie daleko. H
13
Rozdział trzeci
- Beth, dlaczego nie pójdziesz do łóżka? – Brian pyta moją mamę. – Jesteś wykończona. Idź się przespać. Mama potrząsa głową i dalej miesza, pomimo próśb mojego ojczyma, żeby wzięła sobie przerwę. Mamy w lodówce dosyć jedzenia, żeby wyżywić armię, jednak ona upiera się, żeby gotować dla każdego, żebyśmy nie musieli jeść współczującego jedzenia, jak się do niego odnosi. Mam dosyć smażonego kurczaka. Wszyscy zostawiają te danie w naszym domu. Miałem smażonego kurczaka na każdy posiłek od poranka po śmierci Les, a to było cztery dni temu. Podchodzę do kuchenki i wyciągam łyżkę z jej rąk, po czym pocieram jej bark wolną dłonią, sam mieszając. Opiera się o mnie i wzdycha. To również nie jest dobry znak. Te westchnięcie mówi „Mam dosyć”. - Proszę, idź usiąść na kanapie. Dokończę – mówię jej. Potakuje i kieruje się bezcelowo do salonu. Patrzę z kuchni jak zajmuje miejsce i opiera głowę o kanapę, wpatrując się w sufit. Brian siada obok niej i przyciąga ją do siebie. Nawet nie muszę jej słyszeć, żeby wiedzieć, że znowu płacze. Widzę to w sposobie, jakim się na niego osuwa i chwyta jego koszulkę. Odwracam wzrok. - Może powinieneś zostać z nami, Dean – mówi tata, opierając się o ladę. – Tylko na jakiś czas. Może ci wyjść na dobre wyjechanie. Tylko on nadal nazywa mnie Deanem. Używałem Holdera odkąd skończyłem osiem lat, ale fakt, że zostałem nazwany po nim mógł być powodem, dla którego zawsze nazywał mnie Deanem. Widzę go tylko parę razy w roku, więc nie przeszkadza mi to zbytnio. Choć nadal nienawidzę tego imienia. Patrzę na niego, a potem na mamę przytulającą się do Briana w salonie. – Nie mogę, tato. Nie zostawię jej. Zwłaszcza teraz. Próbował przekonać mnie do przeprowadzki do Austin odkąd się rozwiedli. Prawda jest taka, że podoba mi się tutaj. Nie lubiłem odwiedzać starego rodzinnego miasta odkąd się wyprowadziłem. Zbyt wiele rzeczy przypomina mi Hope, kiedy tam jestem. Ale przypuszczam, że zbyt wiele rzeczy będzie przypominać mi Les, gdy będę tutaj. - Moja oferta nie wygasa – odpowiada. – Wiesz o tym. Kiwam głową, wyłączając palnik. – Gotowe – mówię.
14
Brian wraca do kuchni razem z Pam i wszyscy siadamy przy stole, ale mama pozostaje w salonie, cicho płacząc w kanapę przez całą kolację. *** Macham na pożegnanie ojcu i Pam, kiedy Amy podjeżdża pod nasz dom. Czeka, aż zniknie samochód taty, po czym wjeżdża na nasz podjazd. Podchodzę do drzwi kierowcy i otwieram je jej. Uśmiecha się bez przekonania i odkrywa lusterko, ścierając tusz spod ramki jej okularów przeciwsłonecznych. Od godziny jest już ciemno, jednak nadal nosi okulary. Może to oznaczać tylko to, że płakała. Niewiele z nią rozmawiałem przez cztery ostatnie dni, ale nie muszę jej pytać jak się trzyma. Ona i Les były najlepszymi przyjaciółkami od siedmiu lat. Jeżeli jest ktoś, kto czuje się tak jak ja, to jest to ona. A nie jestem nawet pewien czy ja trzymam się tak dobrze. - Gdzie Thomas? – pytam, gdy wysiada z samochodu. Odsuwa blond włosy z twarzy okularami, ustawiając je na czubku głowy. – W swoim domu. Musiał pomóc tacie z jakimiś pracami ogrodowymi po szkole. Nie wiem jak długo umawiali się ze sobą, ale byli razem zanim jeszcze wprowadziliśmy się tutaj z Les. A wprowadziliśmy się tutaj w czwartej klasie, więc minął już kawał czasu. - Jak twoja mama? – pyta. Gdy tylko to wypowiada, przepraszająco kręci głową. – Przepraszam, Holder. To było naprawdę głupie pytanie. Obiecałam sobie, że nie będę jedną z tych ludzi. - Uwierz mi, nie jesteś – zapewniam ją. Wskazuję za siebie. – Wchodzisz do środka? Potakuje i zerka na dom, potem na mnie. – Masz coś przeciwko, jeśli wejdę do jej pokoju? Nie szkodzi, jeśli nie chcesz, żebym tam była. Chodzi tylko o to, że miała kilka zdjęć, które naprawdę chciałabym mieć. - W porządku. – Patrząc na stosunki, jakie miała z Les, Amy ma tyle samo prawa do bycia w sypialni Les, co ja. Wiem, że Les chciałaby, aby Amy wzięła cokolwiek zechce. Podąża za mną do domu i w górę schodów. Zauważam, że mojej mamy nie ma już na kanapie. Brian musiał w końcu nakłonić ją do pójścia spać. Staję na szczycie schodów z Amy, ale nie mam ochoty wchodzić z nią do pokoju Les. Wskazuję głową w stronę mojej sypialni. – Będę w moim pokoju, jeśli będziesz mnie potrzebowała. Wciąga głęboki, nerwowy wdech i kiwa głową, wypuszczając go. – Dzięki – odpowiada, ostrożnie przyglądając się drzwiom Les. Bierze niechętny krok w kierunku sypialni, więc odwracam się i idę do mojego pokoju. Zamykam za sobą drzwi i siadam na łóżku, podnosząc 15
notes Les i opierając się o wezgłowie. Już do niej dzisiaj pisałem, ale biorę długopis, ponieważ nie mam nic lepszego niż napisać do niej raz jeszcze. Albo przynajmniej nie ma nic innego, co chciałbym zrobić, bo i tak wszystko prowadzi do myśli o niej.
16
Rozdział trzeci i pół
Les, Amy jest tutaj. Jest w twoim pokoju, przeszukuje twoje rupiecie. Zastanawiam się czy miała jakiekolwiek pojęcie o tym, co zamierzałaś zrobić? Wiem, że czasami dziewczyny dzielą się ze swoimi przyjaciółkami różnymi rzeczami, którymi nie dzieliłyby się z nikim innym – nawet z bliźniakami. Mówiłaś jej kiedykolwiek, co naprawdę czułaś? Dałaś jej jakieś wskazówki? Naprawdę mam nadzieję, że tego nie zrobiłaś, bo to by oznaczało, że teraz czułaby poważne poczucie winy. Ona nie zasługuje na czucie poczucia winy z powodu tego, co zrobiłaś, Les. Była twoją najlepszą przyjaciółką od siedmiu lat, więc mam cholerną nadzieję, że o tym pomyślałaś zanim podjęłaś tak samolubną decyzję. Odczuwam poczucie winy za to, co zrobiłaś, ale ja na to zasługuję. Będąc bratem istnieje odpowiedzialność, która niekoniecznie idzie razem z byciem najlepszym przyjacielem. Moim obowiązkiem było Cię ochronić, nie Amy. Więc ona nie zasługuje na czucie poczucia winy. Może to był mój problem. Może spędziłem tak dużo czasu próbując obronić Cię przed Graysonem, że nigdy nie pomyślałem, że tak naprawdę musiałem obronić Cię przed samą sobą. H Ktoś delikatnie puka do drzwi mojej sypialni, więc zamykam notes i odkładam go na szafkę nocną. Amy otwiera drzwi, a ja siadam prosto na łóżku. Pokazuję jej, żeby weszła do środka, więc przechodzi przez próg i zamyka za sobą drzwi. Podchodzi do mojej komody i kładzie tam zdjęcia, które zebrała, przesuwając palcami po tym na samej górze. Łzy cicho spływają po jej policzkach. - Chodź tutaj – odzywam się, wyciągając do niej rękę. Podchodzi do mnie bliżej i łapie moją dłoń, po czym całkowicie się załamuje, kiedy tylko spotykają się nasze oczy. Ciągnę ją do siebie, dopóki nie siedzi na łóżku i obejmuję ją ramionami. Zwija się przy mojej klatce piersiowej, szlochając spazmatycznie. Trzęsie się tak bardzo i jest to niemal zdruzgotany płacz, ale jak powiedziałem wcześniej, zdruzgotanie powinno być zarezerwowane dla matek. Zaciskam mocno powieki i staram się, żeby teraz nie uderzyło mnie to wszystko, jak uderza w Amy, ale jest ciężko. Mogę trzymać się dla matki, ponieważ potrzebuje ode mnie, żebym był dla niej silny. Ale Amy nie. Jeżeli Amy czuje coś podobnego do tego, co czuję ja, to musi wiedzieć, że jest ktoś, kto jest tak zrozpaczony jak ona. - Ciii – mówię, głaszcząc ją po włosach. Wiem, że nie chce, abym pocieszał ją pustymi, zbyt często używanymi słowami. Potrzebuje, żeby ktoś zrozumiał jak się czuje, a ja mogę być 17
jedynym, który szczerze to rozumie. Nie mówię jej, żeby spróbowała przestać płakać, ponieważ wiem, że to niemożliwe. Przyciskam policzek do jej głowy, nienawidząc faktu, że teraz i ja płaczę. Dość cholernie dobrze radziłem sobie z trzymaniem wszystkiego w sobie, ale już dłużej tak nie potrafię. Dalej ją trzymam, a ona dalej trzyma się mnie, bo miło jest znaleźć pociechę w tak brzydkiej, samotnej sytuacji. Słuchanie płaczu Amy przypomina mi wszystkie noce, kiedy bywałem w tej samej pozycji z Les. Nie chciała, żebym do niej mówił albo pomagał jej przestać płakać. Les potrzebowała tylko, żebym ją trzymał i pozwalał jej płakać, nawet, jeśli nie miałem pojęcia, dlaczego tego potrzebowała. Zaledwie bycie podporą dla Amy w ten sam mały sposób daje mi znajome poczucie bycia potrzebnym, tak jak było z Les. Nie czułem się potrzebny odkąd Les postanowiła, że nie potrzebowała nikogo. - Strasznie przepraszam – mówi Amy głosem stłumionym przez moją bluzkę. - Za co? Łapie oddech i stara się powstrzymać płacz, ale jej wysiłek jest stracony z każdymi nowymi łzami. – Powinnam była wiedzieć, Holder. Nie miałam pojęcia. Byłam jej najlepszą przyjaciółką i czuję się, że wszyscy mnie obwiniają, i… nie wiem. Może powinni. Sama nie wiem. Może byłam tak pochłonięta związkiem z Thomasem, że przegapiłam coś, co próbowała mi powiedzieć. Wciąż głaszczę jej włosy, identyfikując się z każdym słowem wydobywającym się z jej ust. – My oboje – wzdycham. Ścieram wierzchem dłoni wilgoć z moich oczu. – Wiesz, staram się dostrzec momenty, które mogłyby zmienić wynik. Słowa, które mogłem jej powiedzieć albo słowa, które ona mogła powiedzieć mnie. Ale nawet jeśli byłbym w stanie cofnąć się do przeszłości i zmienić coś w niej, to nie jestem pewien czy zmieniłoby to wynik. Ty też tego nie wiesz. Tylko Les wie na pewno dlaczego się na to zdecydowała i niestety tylko jej tutaj nie ma, żeby nas oświecić. Amy śmieje się cicho, chociaż nie wiem czemu. Odsuwa się nieznacznie i patrzy na mnie z poważną miną. – Lepiej niech się cieszy, że jej tutaj nie ma, bo jestem na nią wściekła, Holder. – Ponurość ustępuje kolejnemu szlochowi i podnosi rękę do oczu. – Jestem na nią tak straszliwie wściekła, że mi się nie zwierzyła i czuję, że nikomu nie mogę tego powiedzieć oprócz tobie – szepcze. Odsuwam jej rękę z twarzy i patrzę jej w oczy, ponieważ nie chcę, żeby myślała, że osądzam ją za ten komentarz. – Nie czuj się winna, Amy. Dobrze? Kiwa głową i uśmiecha się współczująco, po czym spuszcza wzrok na nasze dłonie leżące na poduszce między nami. Nakrywam dłonią jej rękę i palcami uspokajająco po niej przesuwam. Wiem jak ona się czuje, a ona wie jak ja się czuję i dobrze jest to mieć, nawet jeśli tylko na moment. 18
Chcę jej podziękować za bycie przy Les przez wszystkie te lata, ale wydaje się niestosowne dziękowanie jej za bycie, kiedy teraz czuje dokładną tego przeciwność. Zamiast tego pozostaję cicho i kładę rękę na jej twarzy. Nie wiem czy to ogrom chwili, fakt że sprawiła, iż znowu czułem się jakoś potrzebny albo może po prostu dlatego, że moja głowa i serce były otępiałe przez wiele dni. Cokolwiek to jest, jest to tutaj, a ja nie chcę jeszcze dać temu odejść. Pozwalam temu przejąć nade mną całkowitą kontrolę, podczas gdy powoli pochylam się do przodu i przyciskam wargi do jej ust. Nie zamierzałem jej pocałować. Tak naprawdę spodziewam się, że odsunę się w każdej chwili, ale tego nie robię. Spodziewam się, że ona mnie odepchnie, ale tego nie robi. W chwili, w której moje usta dotykają jej ust, rozchyla wargi i wzdycha, jakby właśnie tego ode mnie potrzebowała. O dziwo, przez to jeszcze bardziej chcę ją całować. Całuję ją, wiedząc, że jest najlepszą przyjaciółką mojej siostry. Całuję ją, wiedząc, że ona ma chłopaka. Całuję ją, wiedząc, że nie zrobiłbym tego w żadnych innych okolicznościach. Przesuwa rękę w górę mojego ramienia i wsuwa palce w rękaw mojej koszulki, lekko muskając kontury mięśni w moim ramieniu. Ciągnę ją ze sobą na środek łóżka i pogłębiam nasz pocałunek. Im więcej się całujemy, tym bardziej uświadamiamy sobie, że pożądanie może być jedynym uczuciem, które minimalizuje rozpacz. Każde przesunięcie jej dłoni po mojej skórze wyciąga mnie bardziej z mojej głowy, bardziej wciągając w tę chwilę z nią, zatem całuję ją bardziej rozpaczliwie, potrzebując, żeby w tej chwili całkowicie wyciągnęła z mojego życia mój umysł. Wsuwam rękę pod jej bluzkę i w momencie, kiedy chwytam jej pierś jęczy i wbija paznokcie w moje przedramię, wyginając plecy. To najbardziej niewerbalna wskazówka dla tak, jaką kiedykolwiek widziałem. W myślach pozostają mi tylko dwie rzeczy, kiedy zaczyna ściągać moją koszulkę, a moje ręce szarpią się z zamkiem w jej dżinsach. 1] Muszę zdjąć z niej te ubrania. 2] Thomas. Zazwyczaj nie myślę o innych facetach, kiedy całuję się z dziewczynami, ale zazwyczaj nie całuję się z dziewczynami innych facetów. Amy nie jest moja do całowania, ale ja i tak to robię. Jej ubrania nie są moje do rozbierania, ale ja i tak to robię. Jej majtki nie powinny być czymś, do czego wkładałbym rękę, ale ja i tak to robię. Odrywam się od jej ust, kiedy jej dotykam i obserwuję, jak jęczy i przyciska głowę do mojej poduszki. Nie przestaję robić jej tego, co robię jedną ręką, podczas gdy przechylam się przez łóżko i wyciągam drugą ręką prezerwatywę z szuflady. Zębami ją rozrywam, przez cały czas uważnie jej się przyglądając. Wiem, że żadne z nas nie jest teraz w dobrym stanie umysłu, bo inaczej nic z tego by się nie wydarzało. Mimo wszystko, nawet jeśli jesteśmy w
19
dobrym stanie umysłu, czy nie, przynajmniej jesteśmy w tym samym stanie umysłu. Taką mam przynajmniej nadzieję. Wiem jak niezwykle niewłaściwe jest pytanie dziewczynę o jej chłopaka, kiedy brakuje jej trzydziestu sekund do całkowitego zapomnienia o nim, ale muszę. Nie chcę, żeby żałowała tego jeszcze bardziej niż już będzie. Niż oboje będziemy. - Amy? – szepczę. – Co z Thomasem? Jęczy cicho i nie otwierając oczu, kładzie dłonie na mojej klatce piersiowej. – Jest w swoim domu – mamrocze, nie pokazując, aby wzmianka jego imienia sprawiała, że chciała zatrzymać to, co robiliśmy. – Musiał pomóc tacie z jakimiś pracami ogrodowymi po szkole. Jej dokładne powtórzenie odpowiedzi, którą mi dała, gdy zapytałem ją o niego na podjeździe sprawia, że się śmieję. Otwiera oczy i spogląda na mnie, pewnie zdezorientowana dlaczego mógłbym teraz się śmiać. Jednak tylko się uśmiecha. Jestem wdzięczny za jej uśmiech, ponieważ mam naprawdę dosyć wszystkich łez. Cholernie mam ich dosyć. I cholera. Jeżeli ona w tej chwili nie czuje się winna, to ja na pewno nie będę czuł się winny. Możemy tego wszystkiego żałować później. Opuszczam usta na jej wargi w tej samej chwili, co sapie, a potem głośno jęczy – całkowicie zapominając o jej chłopaku. Cała jej uwaga jest stuprocentowo skupiona na ruchu mojej dłoni, a cała moja uwaga jest stuprocentowo skupiona na założeniu tej prezerwatywy zanim znowu zacznie myśleć o jej chłopaku. Obniżam się na nią, wracam do niej ustami, wsuwam się w nią i kompletnie wykorzystuję tę sytuację, wiedząc jak bardzo będę potem tego żałować. Wiedząc jak bardzo już tego żałuję. Ale ja i tak to robię. *** Jest ubrana i siedzi na brzegu mojego łóżka, zakładając buty. Ja mam już ubrane spodnie i kieruję się do drzwi sypialni, nie wiedząc co powiedzieć. Nie mam pojęcia jak czy dlaczego to się wydarzyło, a patrząc na wyraz jej twarzy, ona też nie ma pojęcia. Podnosi się i podchodzi do drzwi, zabierając zdjęcia, które wzięła z pokoju Les, kiedy mija komodę. Przytrzymuję otwarte drzwi, niepewny czy powinienem za nią pójść, pocałować ją na pożegnanie czy powiedzieć, że do niej zadzwonię. Co ja do cholery zrobiłem? Wychodzi na korytarz i zatrzymuje się, odwracając do mnie twarzą. Nie nawiązuje kontaktu wzrokowego. Patrzy się tylko na zdjęcia, które trzyma. – Przyszłam tylko po zdjęcia,
20
prawda? – pyta ostrożnie. Zmartwiony wyraz opanowuje jej twarz i zdaję sobie sprawę, iż boi się, że mogę pomyśleć, że to co się między nami wydarzyło było czymś więcej. Chcę ją uspokoić, że nic nie powiem. Unoszę jej brodę, żeby spojrzała mi w oczy i uśmiecham się do niej. – Przyszłaś po zdjęcia. Tylko tyle, Amy. A Thomas jest w domu, pomagając tacie z pracami ogrodowymi. Śmieje się, jeżeli w ogóle można tak to nazwać, potem patrzy na mnie z wdzięcznością. Przez chwilę trwa niezręczna cisza, po czym znowu się śmieje. – Tak w ogóle to co to do diabła było? – pyta, machając dłonią w kierunku mojego pokoju. – To nie jesteśmy my, Holder. Nie jesteśmy takimi ludźmi. Nie jesteśmy takimi ludźmi. Zgadzam się z tym. Opieram głowę o framugę drzwi i już odczuwam napływający żal. Nie wiem co mnie opętało ani dlaczego nie zatrzymała mnie świadomość, że ona nie jest moja. Mogę wymyślić tylko takie usprawiedliwienie, że cokolwiek się między nami wydarzyło jest bezpośrednim produktem naszej rozpaczy. A nasza rozpacz jest bezpośrednim produktem samolubnej decyzji Les. - Obwiniajmy o to Les – mówię, tylko w połowie się drocząc. – Nie wydarzyłoby się to, gdyby tutaj była. Amy uśmiecha się. – Tak – odpowiada, mrużąc oczy. – Jaka z niej suka za sprawienie, że zrobiliśmy coś takiego podłego. Jak śmiała. Śmieję się. – Prawda? Unosi zdjęcia w ręce. – Dzięki za… - Patrzy na zdjęcia i urywa na moment, po czym podnosi na mnie wzrok. – Po prostu… dziękuję, Holder. Za wysłuchanie. Potakuję głową na jej podziękowania i patrzę jak odwraca się, kierując do schodów. Zamykam drzwi i wracam do mojego łóżka, po drodze zabierając notes. Otwieram go na liście, który przerwałem zanim do mojego pokoju weszła godzinę wcześniej Amy.
21
Rozdział trzeci i trzy czwarte
Les, To, co dopiero stało się z Amy było wyłącznie twoją winą. Żebyśmy dobrze się zrozumieli. H
22
Rozdział czwarty
Les, Wesołej dwutygodniowej rocznicy śmierci. Brutalne? Może, ale nie przepraszam. Muszę w poniedziałek wrócić do szkoły, a wcale mnie to nie cieszy. Daniel informuje mnie o wszystkich plotkach, pomimo że ciągle mu mówię, że gówno mnie to obchodzi. Oczywiście wszyscy uważają, że zabiłaś się przez Graysona, ale ja wiem, że to nieprawda. Udawałaś, że żyjesz długo przed tym jak spotkałaś Graysona. Jest jeszcze taki jeden incydent, o którym Ci nie powiedziałem. Ten, w którym zmusiłem Graysona, żeby z tobą zerwał? Skomplikowana historia, ale przez ten wieczór wszyscy teraz gadają, że pośrednio byłem odpowiedzialny za twoje samobójstwo. Daniel mówi, że ludzie nawet współczują Graysonowi, a dupek w tym wszystkim się pławi. Najlepsze w tej plotce jest to, że najwyraźniej moje ogromne poczucie winy za uczestniczenie w twoim samobójstwie sprawia, że ja jestem samobójczy. A jeżeli tak wszyscy mówią, to musi być to prawda, racja? Szczerze mówiąc za bardzo boję się zabić. Nie mów nikomu. (Nie żebyś teraz mogła, nawet gdybyś chciała.) Ale to prawda. Jestem ciotą, kiedy chodzi o fakt, że nie mam pojęcia czego oczekiwać po tym świecie. Co jeśli życie pozagrobowe jest gorsze od życia, od którego uciekasz? Samowolny skok na główkę do nieznanego wymaga poważnej odwagi. Muszę Ci to przyznać, Les, jesteś o wiele odważniejsza ode mnie. Dobra, kończę. Nie jestem przyzwyczajony do tak długiego pisania. Esemesowanie byłoby bardziej dogodne, ale ty lubisz wszystko utrudniać, prawda? Jeżeli zobaczę w poniedziałek w szkole Graysona, wyrwę mu jaja i wyślę ci je pocztą. Jaki jest twój nowy adres? H *** Daniel czeka na mnie przy swoim samochodzie, kiedy wjeżdżam na parking. - Jaka jest strategia działania? – pyta, gdy tylko otwieram drzwi. Szukam w myślach czegokolwiek, co mogłem pominąć. Nie przypominam sobie nic szczególnego w dzisiejszym dniu, co wymagałoby strategii działania. - Strategia działania na co? – pytam.
23
- Strategia działania na dzisiaj, durniu. – Kieruje pilotem w stronę jego auta i zamyka drzwi, potem rusza ze mną do szkoły. – Wiem jak bardzo nie chciałeś wracać, więc może potrzebujemy strategii działania, żeby zapobiec całej uwadze. Chcesz, żebym był smutny i przygnębiony, żeby ludzie się nas nie czepiali? Wątpię w to – odpowiada samemu sobie. – To może zachęcić ludzi do podejścia do ciebie ze słowami kondolencji, a wiem, że masz dosyć tego gówna. Jeśli chcesz mogę być nadpobudliwy i odbiorę ci całą uwagę. Choć nie chcesz tego przyznać, to przez dwa tygodnie wszyscy mówią tylko o tobie. Mam tego cholernie dosyć – mówi. Nienawidzę tego, że ludzie nie mają lepszych tematów do rozmów, ale podoba mi się, że denerwuje to Daniela tak bardzo, jak mnie. - Albo możemy zachowywać się normalnie i mieć nadzieję, że ludzie mają lepsze tematy do rozmów niż to co stało się z Les. Ooo! Ooo! – mówi szybko, odwracając się do mnie i idąc tyłem. – Mogę udawać wkurzenie i iść przed tobą jak ochroniarz, chociaż jesteś większy ode mnie. A jeśli ktokolwiek spróbuje do ciebie podejść, to walnę go w twarz. Proszę? Zagrasz rolę wkurzonego, rozpaczającego brata? Dla mnie? Proszę? Śmieję się. – Myślę, że poradzimy sobie bez strategii działania. Marszczy brwi na moją niechęć do uczestnictwa. – Nie doceniasz radości, którą zyskują inni ludzie z plotkowania i spekulowania. Bądź cicho i jeśli coś będzie trzeba dzisiaj powiedzieć, to ja to powiem. Od dwóch tygodni umieram, żeby na tych ludzi nawrzeszczeć. Doceniam jego troskę, ale naprawdę przewiduję, że dzisiejszy dzień będzie taki jak każdy inny. Raczej sądzę, że zbyt niezręcznie będzie ludziom o tym wspomnień, kiedy będę w ich obecności. Będzie im niekomfortowo w ogóle się do mnie odzywać, a właśnie tego chcę. Dzwonek na pierwszą lekcję jeszcze nie zadzwonił, więc wszyscy nadal stoją na zewnątrz. Po raz pierwszy wchodzę do szkoły bez Les przy moim boku. Tylko myśl o niej zabiera mnie z powrotem do momentu, gdy wszedłem do jej sypialni i ją znalazłem. Nie chcę ponownie przeżywać tej chwili. Nie teraz. Wyciągam komórkę z kieszeni i udaję, że jestem nią zainteresowany, żeby tylko nie myśleć o tym, że Daniel może mieć rację. Wszyscy wokół nas są zbyt cicho i mam cholerną nadzieję, że szybko to wróci do normy. Nie mam lekcji razem z Danielem do trzeciej godziny, więc kiedy wchodzimy do budynku macha do mnie i kieruje się w przeciwnym kierunku. Otwieram drzwi do klasy wychowawczej i niemal od razu nagła cisza omiata klasę. Każda para oczu wpatruje się we mnie, w milczeniu patrząc jak podchodzę do mojej ławki. Trzymam komórkę i wciąż udaję, że jestem nią pochłonięty, ale jestem dobitnie świadomy każdej osoby w moim otoczeniu. Ale to powstrzymuje mnie od nawiązywania kontaktu wzrokowego. Jeżeli nie będę patrzeć im w oczy, to mniej będą chętni do podejścia do mnie. Zastanawiam się czy wyobrażam sobie tylko różnicę w sposobie, jakim dzisiaj 24
zachowują się ludzie, a czasie zanim Les się zabiła. Może to tylko ja. Jednak nie chcę myśleć, że to tylko ja. Jeżeli o to chodzi, to jak długo to będzie trwało? Jak długo będę musiał przechodzić przez każdą sekundę dnia myśląc o jej śmierci oraz o tym jak wpływa to na każdy aspekt mojego życia? Porównuję utratę Les do utraty Hope tak wiele lat temu. Wtedy wydawało się, że wszystko co działo się wiele miesięcy po zabraniu Hope jakoś prowadziło do myśli o niej. Budziłem się rano i zastanawiałem się gdzie ona się budziła. Myłem zęby i zastanawiałem się czy ktoś, kto ją zabrał pomyślał, żeby kupić jej nową szczoteczkę do zębów, skoro nie mogła nic ze sobą zabrać. Jadłem śniadanie i zastanawiałem się czy ktoś, kto ją zabrał wiedział, że Hope nie lubiła pomarańczowego soku i czy dawał jej białe mleko, bo takie było jej ulubione. Chodziłem nocą do łóżka i patrzyłem przez okno sypialni, które wychodziło na jej okno, zastanawiając się czy w ogóle miała okno sypialniane tam gdzie była. Staram się sobie przypomnieć, kiedy te myśli nareszcie się zatrzymały, ale nie jestem taki pewien, że tak się stało. Nadal myślę o niej więcej niż powinienem. Minęło już wiele lat, ale za każdym razem gdy patrzę w niebo to myślę o niej. Za każdym razem, gdy ktoś nazywa mnie Deanem a nie Holderem, to myślę o niej i o tym jak śmiałem się ze sposobu w jakim wymawiała moje imię, kiedy byliśmy dziećmi. Za każdym razem, gdy widzę bransoletkę u dziewczyny myślę o bransoletce, którą Les jej dała kilka minut przed tym jak została nam zabrana. Tak wiele rzeczy mi ją przypomina i nienawidzę świadomości, że będzie jeszcze gorzej, kiedy Les także nie ma. Każda rzecz o jakiej myślę, widzę, robię czy mówię przypomina mi Les. Potem za każdym razem, gdy przypomina mi się Les, to prowadzi myśli do Hope. Potem za każdym razem, gdy myślę o Hope, przypominam sobie, jak je zawiodłem. Zawiodłem je obie. Jest tak jakby w dzień, kiedy dałem im przezwisko, tym samym dawałem przezwisko sobie. Bo teraz zdecydowanie czułem się pieprzenie beznadziejny. *** Jakoś udało mi się przejść przez dwie lekcje i nikt się do mnie nie odezwał. Nie żeby o tym nie dyskutowali. Tak jakby myśleli, że mnie tu nawet nie ma, patrząc na to jak szepczą, gapią się i spekulują o tym, co dzieje się w mojej głowie. Zajmuję miejsce obok Daniela, kiedy docieram do klasy pana Mulligana. Daniel pyta tylko spojrzeniem jak się trzymam. Przez ostatnich parę lat utworzyliśmy między sobą jakąś niewerbalną komunikację. Wzruszam ramionami, informując go, że jakoś leci. Oczywiście, że jest do bani i wolałbym tutaj nie być, ale co mogę zrobić? Przeboleć to. Właśnie to. - Słyszałam, że Holder z nikim nie rozmawia – szepcze przede mną dziewczyna do koleżanki siedzącej przed nią. – Wcale. Odkąd ją znalazł.
25
Po głośności w jakiej mówi oczywiste jest, że nie ma pojęcia, iż za nią siedzę. Daniel unosi głowę, żeby na nie spojrzeć i dostrzegam obrzydzenie na jego twarzy, wiedząc, że słyszę ich rozmowę. - Może ślubuje milczenie – spekuluje druga dziewczyna. - Ta, może. Nie zaszkodziłoby Lesslie ślubować milczenie od czasu do czasu. Jej śmiech był tak cholernie irytujący. Od razu widzę czerwień. Zaciskam pięści i po raz pierwszy w życiu chciałbym, żeby facet mógł uderzyć dziewczynę. Nie wściekam się za to, że gadają o niej za jej plecami, tego się spodziewałem. Nie wściekam się nawet za to, że gadają o niej, gdy jest martwa. Wściekam się, ponieważ jedyną rzeczą jaką najbardziej kochałem w Les był jej śmiech. Jeżeli zamierzają o niej coś mówić, to niech lepiej nie wspominają znowu o jej pieprzonym śmiechu. Daniel chwyta brzeg swojej ławki i unosi nogę, kopiąc w ławkę tej dziewczyny najmocniej jak potrafi, przesuwając ją o dobre trzydzieści centymetrów po podłodze. Ona piszczy i natychmiast odwraca się do niego twarzą. - Co jest z tobą do diabła nie tak, Daniel? - Co jest nie tak ze mną? – pyta, podnosząc głos. Pochyla się do przodu i piorunuje ją wzrokiem. – Powiem ci co jest ze mną nie tak. Jestem wkurzony, że jesteś dziewczyną, bo gdybyś miała kutasa, to walnąłbym cię w te obraźliwe, grube usta. Otwiera szeroko usta i wyraźnie jest skonsternowana dlaczego ją zaatakował. Jednak jej zdezorientowanie od razu znika, gdy orientuje się, że za nią siedzę. Jej oczy się rozszerzają i uśmiecham się do niej, unosząc rękę w mało entuzjastycznym pomachaniu. Ale nic nie mówię. Nie czuję potrzeby, żeby dodawać cokolwiek do tego, co powiedział Daniel i najwyraźniej ślubuję milczenie, więc trzymam usta na kłódkę. Poza tym Daniel powiedział, że od dwóch tygodni nie mógł się doczekać, żeby nawrzeszczeć na tych ludzi. Dzisiaj może być jego jedyna szansa, więc pozwalam mu robić co chce. Dziewczyna od razu się odwraca do przodu, nawet nie oferując małych przeprosin. Drzwi klasy się otwierają i do środka wchodzi pan Mulligan, przerywając napięcie i naturalnie zastępując je własnym. Robiliśmy z Les wszystko co mogliśmy, żeby nie mieć go w tym roku, ale nie mieliśmy wielkiego szczęścia. Cóż, a przynajmniej nie ja. Les nie musi się już martwić przesiadywaniem przez jego nużące, całogodzinne wykłady. - Dean Holder – odzywa się jak tylko dochodzi do swojego biurka. – Wciąż czekam na twoją pracę badawczą, której termin przypadał w zeszłym tygodniu. Mam nadzieję, że masz ją ze sobą, bo dzisiaj prezentujemy. Cholera. Nawet nie pomyślałem o tym, co miałem zadane przez dwa ostatnie tygodnie.
26
- Nie, nie mam jej ze sobą. Podnosi wzrok z czegoś na co patrzył na swoim biurku i przygląda mi się. – Więc zostań po lekcji. Potakuję i może lekko wywracam oczami. Wywracanie oczami jest nieuniknione w jego klasie. Jest dupkiem, który cieszy się kontrolą, którą myśli, że ma nad klasą. Wyraźne jest, że był nękany jako dziecko i każdy, kto nie nosi teczki na dokumenty jest odbiorcą jego obłędnej zemsty. Ignoruję prezentacje przez resztę lekcji i próbuję zrobić listę zadań, które mogę mieć zadane. To Les była tą zorganizowaną z naszej dwójki. Zawsze informowała mnie, co było zadane, kiedy było zadane i na jaką lekcję było to zadane. Dzwonek nareszcie dzwoni po czasie, który wydaje się godzinami. Siedzę w miejscu, dopóki klasa się nie opróżnia, żeby pan Mulligan mógł wyćwiczyć swój odwet na mnie. Kiedy klasa jest zajęta tylko przez naszą dwójkę, podchodzi do przodu swojego biurka i opiera się o nie, zakładając ramiona na torsie. - Wiem, że twoja rodzina przeszła przez mękę i współczuję straty. – No to zaczynamy. – Mam tylko nadzieję, iż rozumiesz, że takie niefortunne rzeczy będą zdarzać się w twoim życiu, ale to nie daje ci usprawiedliwienia abyś nie robił tego, co jest od ciebie oczekiwane. Jezu Chryste. To pieprzona praca badawcza. Przecież nie odnawiam Konstytucji. Wiem, że powinienem potaknąć i się z nim zgodzić, ale wybrał zły dzień na udawanie kaznodzieja. - Panie Mulligan, Les była jedynym rodzeństwem jakie miałem, więc właściwie nie przewiduję, że to znowu się wydarzy. Choć wydaje się, że zdarza się to w kółko, tylko raz mogła się zabić. Sposób w jakim marszczą się jego brwi, a usta mocno zaciskają wskazuje, że wcale nie uważa mnie za zabawnego. Dobrze, bo nie próbowałem być zabawny. - Niektóre sytuacje powinny zostać zakazane dla twojego sarkazmu – odpowiada beznamiętnie. – Miałem nadzieję, że będziesz miał dla swojej siostry trochę więcej szacunku. Choć nienawidzę dzisiaj tego, że nie mogę uderzyć dziewczyny, to jeszcze bardziej nienawidzę faktu, że nie mogę uderzyć nauczyciela. Natychmiast wstaję i podchodzę do niego szybko, zatrzymując się parę centymetrów przed nim, pięści zaciskając po bokach. Moja bliskość powoduje, że jego ciało sztywnieje i mimo wszystko czuję małe zadowolenie, że go przestraszyłem. Patrzę mu prosto w oczy, zaciskam zęby i zniżam głos. - Gówno mnie obchodzi czy jesteś nauczycielem, uczniem czy przeklętym kaznodzieją. Nigdy więcej nie wspominaj o mojej siostrze. – Wpatruję się w niego przez parę sekund, wrząc w środku, czekając na jego reakcję. Gdy nie udaje mu się nic powiedzieć, obracam się i biorę mój plecak. – Dostanie pan jutro swoją pracę – mówię, opuszczając klasę. 27
*** Byłem przekonany, że brakowało mi paru minut do zostania wydalonym. Jednakże pan Mulligan najwyraźniej wybrał nie donosić o naszym małym zajściu, bo nic nie zostało powiedziane ani zrobione, a teraz była przerwa na lunch. Idąc dalej. - Holder – odzywa się ktoś za mną na korytarzu. Odwracam się, znajdując doganiającą mnie Amy. - Cześć, Amy. – Chciałbym, żeby jej obecność dała mi najmniejszy komfort, ale tak się nie dzieje. Widzenie jej przypomina mi tylko dwa tygodnie temu, potem to przypomina mi zdjęcia, po które przyszła do mojego domu, to przypomina mi o Les, a to przypomina mi o Hope. Potem oczywiście ogarnia mnie poczucie winy. - Jak się masz? – pyta niepewnie. – Nie słyszałam od ciebie odkąd… - Jej głos milknie, więc odpowiadam szybko, nie chcąc, żeby czuła, że musi zagłębiać się w szczegóły. - Wszystko w porządku – odpowiadam, czując poczucie winy, widząc jej rozczarowanie, że do niej nie zadzwoniłem. Myślałem, że mówiła wyraźnie o tym co się między nami wydarzyło. Tak przynajmniej miałem nadzieję. - Czy ty, um… - Spuszczam wzrok na podłogę i wzdycham, nie wiedząc jak poruszyć ten temat bez brzmienia jak dupek. Przestępuję z nogi na nogę, podnosząc na nią spojrzenie. – Czy chciałaś, żebym do ciebie zadzwonił? Bo myślałem, że to co się stało… - Nie – mówi prędko. – Nie. Dobrze myślałeś. Ja po prostu… sama nie wiem. – Wzrusza ramionami i wygląda jakby już żałowała tej rozmowy. – Holder, chciałam się tylko upewnić czy u ciebie wszystko okej. Słyszałam plotki i skłamałabym gdybym powiedziała, że mnie nie zmartwiły. Czułam się jakbym wtedy w twoim domu skupiała całą uwagę na sobie i nigdy nawet nie pomyślałam, żeby zapytać jak się trzymasz. Wygląda na winną za wspominanie w ogóle o plotkach, ale nie powinna tak się czuć. Jest jedyną osobą, która wysila się, żeby sprawdzić czy plotki nie są prawdziwe. – Nic mi nie jest – zapewniam ją. – Plotki są plotkami, Amy. Uśmiecha się, ale nie wydaje się wierzyć we słowa wychodzące z moich ust. Jeszcze brakowało mi tego, żeby się o mnie martwiła. Obejmuję ją i szepczę do jej ucha. – Przyrzekam, Amy. Nie musisz się o mnie martwić, dobra? Kiwa głową i odsuwa się ode mnie, rozglądając się nerwowo po korytarzu. – Thomas – szepcze, usprawiedliwiając to, że się ode mnie odsunęła. Uśmiecham się do niej krzepiąco. - Thomas – mówię, potakując. – Zgaduję, że nie jest w domu i nie pomaga tacie z pracami ogrodowymi?
28
Zaciska wargi i kręci głową. – Trzymaj się, Holder – mówi, odchodząc. Wkładam swoje rzeczy do szafki, potem kieruje się do stołówki. Wchodzę kilka minut po tym jak stołówka wypełniła się ludźmi i początkowo jest tak jak w każdy inny dzień na lunchu. Ale kiedy ludzie zaczynają mnie dostrzegać, gdy kieruję się do stolika, gdzie siedzi Daniel, głosy się ściszają o całą oktawę i oczy nie potrafią trzymać się własnych spraw. Ilość dramatu, jakiej dzisiaj byłem świadkiem jest komiczna, naprawdę. Każda osoba obok której przechodzę, nawet ludzie, z którymi kolegowałem się od lat, wszyscy wydają się myśleć, że jeśli nie będą obserwować każdego mojego ruchu to mogą przegapić chwilę, w której całkowicie się załamię. Żal mi ich rozczarowywać, ale dzisiaj całkiem dobrze nad wszystkim panuję. Nikt się nie załamie, więc równie dobrze mogą powrócić do swojej rutyny. Kiedy docieram nareszcie do stolika cały dźwięk w stołówce zmienił się w cichy szmer. Wszystkie oczy są na mnie i naprawdę chciałbym móc wszystkim kazać się odpieprzyć. Ale to oznaczałoby danie im dokładnie tego, czego chcieli, więc nie otwieram ust. Jednak nie mówię Danielowi, że on nie może powiedzieć tego, czego chce. Patrzę mu prosto w oczy, jak podchodzę do stolika i mamy jedną z naszych szybkich, niewerbalnych rozmów. Niewerbalną rozmowę, w której daję mu wolną rękę na uwolnienie tłumionej frustracji, jaką wciąż może mieć. Uśmiecha się psotnie i głośno uderza dłońmi o stół. – Jasna pieprzona cholera! – krzyczy, wspinając się na swoje krzesło. Wskazuje na mnie dziko ręką. – Spójrzcie, wszyscy! To Dean Holder! – Zdołał wejść na stolik, odwracając ode mnie całą uwagę. - Dlaczego wszyscy gapicie się na mnie? – woła, pokazując na mnie wielkimi, przesadnymi gestami. – Mamy tutaj tego Deana Holdera! We własnej osobie! – Gdy tylko parę osób odrywa ode niego wzrok, żeby spojrzeć na mnie, wyrzuca ręce w powietrze, jakby był nimi rozczarowany. – No dalej, ludzie! Czekaliśmy na tę chwilę dwa tygodnie! Teraz kiedy w końcu tutaj jest, wszyscy zdecydowaliście się zamknąć? O co chodzi? – Patrzy na mnie z góry i marszczy czoło, opuszczając ramiona w porażce. – Przykro mi, Holder. Myślałem, że dzisiejszy dzień będzie dla ciebie bardziej interesujący. Miałem nadzieję na mały wywiad, żeby oczyścić atmosferę, ale nie zdawałem sobie sprawy, że każda osoba w tej szkole jest tchórzliwym przygłupem. – Zaczyna schodzić ze stolika, ale potem podnosi w górę ramię i unosi palec. – Chwila! – mówi, odwracając się do całego tłumu. – Właściwie to bardzo dobry pomysł! Rozglądam się i oczekuję, że jeden z dyżurnych stołówki będzie już szedł do niego, żeby powstrzymać te widowisko, ale jedyny dyżurny obserwuje go jak każdy inny, czekając na to, co planuje. Daniel zeskakuje z naszego stolika na drugi, depcząc przy tym parę tacek. Rozlewa po stole mleko czekoladowe i niemal się ślizga, ale podpiera się ręką o czubek głowy jakiegoś 29
faceta i wyprostowuje się. Całe te widowisko jest całkiem zabawne, więc siadam przy naszym stoliku i przyglądam mu się jakbym nie był nawet powodem jego wybuchu. Patrzy na dziewczynę siedzącą przy stoliku pod jego stopami i wyciąga ramię, celując w nią palcem. – A co z tobą, Natalie? Gdy mamy już tutaj Deana Holdera na żywo, może chciałabyś go zapytać czy prawidłowa jest twoja teoria o tym dlaczego Les się zabiła? Twarz Natalie czerwienieje i podnosi się z miejsca. – Jesteś dupkiem, Daniel! – Bierze swoją tacę i odchodzi od stolika. Daniel wciąż stoi na stoliku, ale jego wyciągnięty palec podąża za nią po stołówce. - Poczekaj, Natalie! Co jeśli Lesslie naprawdę zabiła się przez to, że Grayson rzucił ją w tym samym tygodniu, co zabrał jej dziewictwo? Nie chcesz wiedzieć czy masz rację? Nie chcesz wiedzieć co wygrałaś? Natalie wychodzi ze stołówki, więc jego uwaga natychmiast kieruje się na Thomasa, który siedzi przy Amy kilka stolików dalej. Ona trzyma rękę na ustach i patrzy z szokiem na Daniela jak reszta stołówki. Wskazuje na Thomasa, potem przeskakuje trzy stoliki, żeby do niego dotrzeć. – Thomas! – krzyczy Daniel. – A ty? Chciałbyś uczestniczyć w wywiadzie? Słyszałem na pierwszej lekcji twoją teorię i to było coś wielkiego. Thomas wstaje i zabiera swoją tacę tak jak zrobiła to Natalie. – Daniel, zachowujesz się jak palant. – Wskazuje głową na mnie. – On tego teraz nie potrzebuje. Nic nie mówię, ale mam nadzieję, że Thomas odejdzie nietknięty. Nie wiem jaką zaczął plotkę, ale i tak. Jestem pewien, że to co zrobiłem z Amy było wystarczającym odwetem, chociaż prawdopodobnie nigdy się o tym nie dowie. - Och? – Daniel podnosi rękę do ust w sztucznym wstrząsie. Spogląda na mnie. – Holder? Nie potrzebujesz tego teraz? Czy ty, sam nie wiem, jesteś w żałobie czy coś? Powinniśmy to uszanować? Staram się nie uśmiechać, ale Daniel wykonuje dobrą cholerną robotę odwracając ten gówniany dzień do góry nogami. Przechodzi z jednego stolika na drugi, wracając do naszego. - Czy nie chcesz uczestniczyć w wywiadzie, Holder? Sądziłem, że może chciałbyś wszystko wyjaśnić. – Obraca się wokoło i raz jeszcze zwraca się do stołówki, nie czekając na moją odpowiedź. Paru uczniów zaczęło zabierać swoje tace i opuszczać stołówkę, bojąc się, że to oni zostaną wywołani następni. – Gdzie wszyscy idą? Żadnemu z was nie przeszkadza rozmawianie o tym w innej chwili. Czemu nie teraz, kiedy możemy dostać szczere odpowiedzi? Być może Holder może nam powiedzieć dlaczego tak naprawdę Les to zrobiła. Albo nawet lepiej, jak to zrobiła. Może nawet dowiemy się prawdy o spekulacji, że on też jest samobójczy! – Daniel patrzy na mnie znowu i kładzie ręce na biodrach. – Holder? Czy plotki są prawdziwe? Czy na serio masz ustaloną datę na to, kiedy planujesz się zabić?
30
Teraz wszystkie spojrzenia zdecydowanie są na mnie. Zanim mogę odpowiedzieć, a nie żebym zamierzał, Daniel podnosi ramiona, kierując wnętrza dłoni w moją stronę. – Czekaj! Nie odpowiadaj na to, Holder. – Odwraca się, żeby ponownie zwrócić się do szybko malejącego tłumu. – Myślę, że powinniśmy to obstawiać! Niech ktoś znajdzie mi długopis i kartkę! Stawiam na przyszły czwartek – mówi, wyciągając z kieszeni portfel. Najwyraźniej dyżurna stołówki nie posuwa się do nielegalnych zakładów, bo teraz idzie zdecydowanym krokiem do Daniela. Dostrzega kierującą się do niego dyżurną, więc chowa portfel do kieszeni. – Zatem będzie przyjmować zakłady po szkole – mówi szybko, zeskakując ze stolika. Odwracam się i ruszam do drzwi stołówki, a on idzie za mną. Gdy tylko zamykają się za nami drzwi, powraca pomruk stołówki, ale tym razem o wiele głośniejszy. Kiedy jesteśmy na korytarzu blisko naszych szafek, obracam się do niego. Nie potrafię zdecydować czy chcę go walnąć za to co zrobił czy mu się pokłonić. – Jesteś popaprany, stary – śmieję się. Przesuwa rękoma po twarzy i opada na szafki z wielkim westchnieniem. – Ta. Nie chciałem, żeby tak to poszło. Po prostu nie mogłem już znieść kolejnej sekundy tego gówna. Nie wiem jak ty to robisz. - Ja też nie – mówię. Otwieram szafkę i wyciągam kluczyki od auta. – Chyba na dzisiaj mi już wystarczy. W tej chwili naprawdę nie chcę tutaj tkwić. Daniel otwiera usta, żeby odpowiedzieć, ale przerywa mu chrząknięcie kogoś za mną. Odwracam się, znajdując dyrektora Joinera patrzącego gniewnie na Daniela. Odwracam się do Daniela, a on unosi niewinnie ramiona. – Więc chyba zobaczymy się jutro. Wygląda na to, że ja i doktor Joiner mamy wspólny lunch. - Bardziej wspólny szlaban – mówi zza mnie stanowczo dyrektor Joiner. Daniel wywraca oczami i rusza za dyrektorem do jego gabinetu. Biorę książkę, której potrzebuję, żeby zrobić pracę badawczą dla pana Mulligana i zamykam szafkę, potem idę korytarzem do wyjścia. Zanim skręcam za rogiem, słyszę jak ktoś wymawia imię Les i od razu się zatrzymuję. Zerkam za rogiem i stoi tam mała grupka czterech ludzi opierających się o szafki. Jeden z facetów trzyma komórkę i wszyscy pochylają się nad nim, oglądając filmik, który pokazuje. Z głośnika dochodzi głos Daniela. Najwyraźniej ktoś nagrał jego występ podczas lunchu, a to już krąży. Świetnie. Jeszcze więcej paliwa dla plotki. - Nie rozumiem dlaczego Daniel zrobił z tego taką wielką sprawę – mówi koleś trzymający telefon. – Czy on naprawdę oczekuje, że nie będziemy o tym mówić? Jeśli ktoś jest na tyle żałosny, żeby się zabić, to oczywiście, że będziemy o tym gadać. Moim zdaniem Les powinna była spróbować to przetrzymać zamiast wybierać łatwy…
31
Nie czekam aż dokończy zdanie. Jego telefon się roztrzaskuje, gdy rzucam nim o szafkę, ale ten dźwięk nawet nie jest bliski dźwiękowi, jaki wydaje moja pięść, gdy spotyka się po raz pierwszy z jego szczęką. Nie wiem jednak czy ciosy zrobiły się potem głośniejsze, bo wszystko wokół mnie jest stłumione. On leży teraz na podłodze korytarza, a ja siedzę na nim, uderzając go na tyle mocno, że mam nadzieję, iż już nigdy nie otworzy swojej pieprzonej gęby. Ludzie ciągną za moje barki, bluzkę i ramiona, ale nie przestaję go bić. Ciągle pokazuję moją wściekłość i patrzę jak moje pięści robią się coraz bardziej czerwone od krwi, która tkwi na mojej ręce za każdym razem gdy się na niego zamachuję. Chyba w końcu spełnia się ich życzenie. Załamuję się. Tracę kontrolę. I nie mogło mniej mnie to obchodzić.
32
Rozdział piąty
Les, Wesołej pięciotygodniowej rocznicy śmierci. Przepraszam, że ostatnio nic nie pisałem, ale wiele się wydarzyło. Spodoba Ci się to. Ja, Dean Holder, zostałem aresztowany. Dwa tygodnie temu wdałem się w bójkę w szkole broniąc twojego honoru. Dobra, może nie mogę tak naprawdę nazwać tego bójką. Myślę, że muszą być zaangażowane dwie osoby, aby była to bójka, a ten incydent zdecydowanie był jednostronny. W każdym razie, zostałem zaaresztowany. Byłem tam zaledwie trzy godziny zanim mama zapłaciła za mnie kaucję, więc brzmi to fajniej niż tak naprawdę było. Przyznaję, że po raz pierwszy byłem wdzięczny, że jest ona prawniczką. Jestem teraz trochę bardziej niż zdenerwowany i nie wiem co z tym zrobić. Mama ostatnio dużo przeżyła, a mój mały incydent w szkole niczemu nie pomógł. Ona uważa, że nas zawiodła. Twoje zabicie siebie pozostawiło ją w zwątpieniu w jej umiejętności rodzicielskie, co jest dla mnie naprawdę ciężkie do oglądania. A teraz kiedy ja też spieprzyłem, to jeszcze bardziej w siebie wątpi. Tak bardzo, że zmusza mnie, żebym na jakiś czas pojechał do taty. Sądzę, że to wszystko ją przerasta. Po tym jak pobiłem tamtego dupka w szkole, przyznała, iż uważa, że potrzebuję więcej pomocy niż ona jest mi w stanie teraz dać. Zrobiłem wszystko, co mogłem żeby zmienić jej zdanie, ale po moim dzisiejszym procesie sądowym wygląda na to, że sędzia się z nią zgadza. Tata jest teraz w drodze tutaj, żeby mnie zabrać. Jeszcze pięć godzin i będę wracać do naszego rodzinnego miasta. Tam, gdzie wszystko zaczęło się staczać. Pamiętasz jak było, kiedy byliśmy dzieciakami? Zanim pozwoliłem Hope wejść do tamtego samochodu? Było dobrze. Naprawdę dobrze. Mama i tata byli szczęśliwi. My byliśmy szczęśliwi. Kochaliśmy nasze sąsiedztwo, nasz dom, naszego kota, który wciąż wskakiwał do tej cholernej studni na podwórku. Nie pamiętam nawet imienia tego kota, ale pamiętam, że był najgłupszym przeklętym kotem, jakiego kiedykolwiek spotkałem. Dopiero w dniu, kiedy odszedłem od Hope, pozostawiając ją płaczącą na trawniku nasze życie zaczęło się staczać. Po tym dniu wszystko się zmieniło. Pojawili się dziennikarze, stres się nasilił i nasza niewinna ufność w innych ludzi całkowicie zniknęła.
33
Mama chciała wyprowadzić się z miasta, a tata nie chciał zostawiać swojej pracy. Nie podobało jej się, że wciąż mieszkaliśmy obok miejsca, gdzie to się stało. Pamiętasz jak przez wiele lat po porwaniu Hope nie chciała pozwolić nam na samotne wyjście z domu? Okropnie się bała, że to samo wydarzy się nam. Starali się, żeby stres nie wpłynął na ich małżeństwo, ale ostatecznie nie udało im się. Pamiętam dzień, w którym powiedzieli nam, że się rozwodzą i sprzedają dom, a mama przeprowadza się tutaj, żeby być bliżej jej rodziny. Nigdy tego nie zapomnę, bo poza zabraniem Hope, był to najgorszy dzień mojego życia. Ale wydawało się, że twój był najlepszy. Byłaś taka podekscytowana na przeprowadzkę. Dlaczego, Les? Chciałbym zapytać Cię o to, kiedy jeszcze żyłaś. Chcę wiedzieć, czego tak bardzo nienawidziłaś w mieszkaniu tam, ponieważ nie chcę wracać do Austin. Nie chcę musieć zostawiać mamę. Nie chcę musieć zostać z tatą i udawać, że nie przeszkadza mi to, że zrezygnował ze swojej rodziny tyle lat temu. Nie chcę wracać do miasta, gdzie za każdym razem gdy skręcam za rogiem szukam Hope. Tak cholernie za tobą tęsknię, Les, ale to inna tęsknota od tęsknoty za Hope. Wiem, że Ciebie już nigdy więcej nie zobaczę. Wiem, że odeszłaś i już nie cierpisz. Ale nie mam takiego zamknięcia sprawy z Hope. Bo nie wiem czy ona już dłużej nie cierpi. Nie wiem czy jest martwa, czy żywa. Mój umysł robi tę okropną rzecz, gdzie wyobraża sobie najgorszy scenariusz dla niej i nie cierpię tego. Jakie są szanse, że jedyne dwie dziewczyny, które kiedykolwiek kochałem… straciłem? Każdego dnia zabija mnie to kawałek po kawałku. Wiem, że prawdopodobnie powinienem znaleźć sposób, aby to dać sobie z tym spokój… puścić poczucie winy. Ale mówiąc szczerze nie chcę dawać sobie z tym spokoju. Nie chcę zapominać, że to przez moją niezdolność do chronienia was obu sprawiła, że tylko ja zostałem. Zasługuję na bycie ciągle przypominanym, że zawiodłem was obie, żebym już nigdy nie pozwolił sobie zrobić to samo nikomu innemu. Tak, zdecydowanie potrzebuję przypomnienia. Może powinienem zrobić sobie tatuaż. H
34
Rozdział piąty i pół
Les, Co za rok. Prawie zapomniałem o tym notesie. Musiałem zostawić w pośpiesznym pakowaniu zeszłego sierpnia. Nadal leżał na mojej komodzie, a sądząc po warstwie kurzu na nim, mama go nie ruszała. Jeżeli przez ostatni rok mama reagowała tak samo na moją wyprowadzkę do taty, tak jak zareagowała na twoją śmierć, to jestem pewien, że nie postawiła nogi w moim pokoju od dnia mojego wyjazdu. Łatwiej jest jej chyba po prostu pozamykać drzwi i nie myśleć o bezruchu pokojów za nimi. Jestem całkiem planem, iż planem było, abym został w Austin do skończenia szkoły, lecz udaremniłem ten plan moją magiczną zdolnością ukończenia osiemnastu lat. Tata nie mógł mnie już tam przetrzymywać wbrew mojej woli. A mówiąc o ukończeniu osiemnastu lat… dziwnie było nie dzielić się urodzinami z tobą. Ale było fajnie, bo tata kupił mi nowy samochód. Myślę, że gdybyś żyła, to kazałby nam dzielić się autem, ale nie żyjesz, więc mam auto dla siebie. I nie kazał mi zostawić go w Austin, kiedy wróciłem do domu parę dni temu, więc to plus. Tęskniłem za mamą, co jest głównym powodem, dla którego wróciłem. A choć nie cierpię tego przyznawać, tęskniłem za Danielem. Właściwie to za parę minut z nim wychodzę. Muszę nadrobić zaległości ze starą paczką. Jest sobotnia noc, więc jestem pewien że znajdziemy jakieś miejsce, gdzie będę mógł się pokazać i dać ludziom temat do rozmów. Daniel mówi, że krążyły dość dziwne pogłoski o tym gdzie byłem przez ostatni rok. Powiedział, że nie tracił czasu na zaprzeczanie żadnym z nich. Tylko on wie gdzie tak naprawdę wyjechałem, więc doceniam to, że nie czuł potrzeby, żeby naprostować ludziom wiedzę. Sądzę, że podoba mu się fakt, iż tylko on zna prawdę. Jeszcze jedna maleńka rzecz może być odpowiedzialna za mój powrót. Moja ogromna kłótnia z tatą. Przypomnij mi, żebym potem Ci o niej opowiedział. Och, chwila. Chyba nie możesz mi przypomnieć. Dobra, sam sobie przypomnę. Holder, nie zapomnij opowiedzieć Les o twojej kłótni z tatą. H
35
Rozdział szósty
Nie mogę uwierzyć, że namówił mnie do jakiejkolwiek formy towarzyskiego spotkania w moim pierwszym tygodniu po powrocie. Przysiągłem sobie, że nie będę już przebywał z tymi ludźmi, ale minął cały rok. Miałem trochę czasu na ochłonięcie, oni też. Idę do nieznajomego domu kilka metrów przed Danielem, ale zatrzymuję się przed drzwiami wejściowymi. Ze wszystkich ludzi, których nie widziałem przez zeszły rok, ani trochę nie spodziewałem się, że wpadnę na Graysona. Ale oczywiście rzecz, której najmniej się spodziewam zawsze zdarza się pierwsza. Nie widziałem go od wieczora przed śmiercią Les, kiedy zostawiłem go krwawiącego na podłodze salonu w domu jego najlepszego kumpla. On wychodzi, gdy ja wchodzę do środka i przez parę sekund stoimy twarzą w twarz, lustrując się wzrokiem. Niewiele o nim myślałem odkąd wyjechałem, ale zobaczenie go teraz przynosi na wierzch całą nienawiść jaką do niego czuję, jakby ta nigdy nie zniknęła. Widzę po jego spojrzeniu, że nie pojęcia co do mnie powiedzieć. Blokuję jego wyjście, a on blokuje moje wejście i żadne z nas nie chce się odsuwać. Obie dłonie zaciskam w obronne pięści, przygotowując się na cokolwiek, co ma do powiedzenia. Mógłby na mnie wrzasnąć, splunąć na mnie, nawet mógłby mnie przeprosić. Jakiekolwiek słowa opuszczą jego usta nie będzie mieć to znaczenia. Pragnienie, które teraz mam nie jest do słuchania jak mówi; tylko do zamknięcia mu gęby. Daniel podchodzi krótko po mnie i zauważa dziejący się między nami cichy impas. Wsuwa się obok mnie, potem staje przede mną, blokując mi widok Graysona. Klepie dłońmi w moje policzki, dopóki na niego nie patrzę. – Nie pora na onanizowanie się! – krzyczy ponad muzyką. – Mamy piwo do skonsumowania! – Chwyta moje barki, wciąż blokując mi widok Graysona i ciągnie mnie na prawo. Opieram się, nie chcąc być pierwszym wycofującym się z naszego wizualnego impasu. Nadchodzi Jaxon i kładzie rękę na ramieniu Graysona, ciągnąć go w przeciwnym kierunku. – Chodźmy zobaczyć co kombinują Six i Sky! – woła do niego. Grayson potakuje, patrząc na mnie twardo, jak odchodzi. – Tak – odpowiada Jaxonowi. – Ta impreza właśnie zrobiła się nudna. Gdyby był to zeszły rok, to leżałby na podłodze z moim kolanem przyciśniętym wygodnie do jego gardła. Ale to nie jest zeszły rok i jego gardło nie jest tego warte. Uśmiecham się do niego tylko, pozwalając Danielowi ciągnąć mnie do kuchni. Gdy Jaxon i Grayson opuścili dom, wypuszczam tłumiony oddech. Czuję ulgę na ich decyzję o opuszczeniu imprezy, żeby poszukać jakichś dziewczyn na tyle żałosnych, żeby dawać im rozrywkę.
36
Krzywię się na tę ostatnią myśl, wiedząc, że nieumyślnie wrzuciłem Les do tej kategorii dziewczyn. Ale na szczęście nie muszę się już martwić dziewczynami, z którymi spotyka się Grayson. Nie ma tutaj Les, która mogłaby zostać przez niego oszukana, więc jeśli o mnie chodzi, to Grayson może spotykać się z każdym, kto jest na tyle zrozpaczony, żeby go mieć. - Przystaw usta do brzegu, odchyl głowę, wypij zawartość i bądź szczęśliwy – mówi Daniel, podając mi kieliszek czegoś. Nie pytam co to jest, robię tylko co każe i wypijam. *** Jeden kieliszek, dwa piwa i pół godziny później poszliśmy z Danielem do salonu. Siedzę na kanapie nogi podpierając o stolik do kawy, a Daniel siedzi obok mnie, przechodząc przez listę ludzi, z którymi się kolegujemy i mówiąc mi o wszystkim, co robili przez ostatni rok. Zapomniałem jaki się robi gadatliwy przez alkohol i trudno mi za nim nadążyć. Unoszę palce do grzbietu nosa, ściskiem próbując odepchnąć ból głowy. Nie znam nikogo na tej imprezie. Daniel mówi, że większość koleguje się z dzieciakiem, który tutaj mieszka, ale nawet nie wiem kto tutaj mieszka. Pytam Daniela czemu w ogóle tutaj jesteśmy, skoro nikogo nie zna, a te pytanie cudem go ucisza. Patrzy w kuchnię i pokazuje głową w tamtym kierunku. – Przez nią – odpowiada. Patrzę za siebie na parę dziewczyn opierających się o bar. Jedna z nich patrzy prosto na Daniela, kokieteryjnie mieszając swojego drinka. - Jeżeli ona jest powodem, dla którego tutaj jesteśmy, to czemu tam nie stoisz? Daniel odwraca się, zakładając ramiona na klatce piersiowej. – Nie ma cholernej mowy, stary. Nie rozmawialiśmy odkąd zerwaliśmy dwa tygodnie temu. Jeśli chce mnie przeprosić, to może sama tutaj podejść. Znowu zerkam na dziewczynę i dostrzegam, że być może nie patrzy ona na niego kokieteryjnie, tak jak wcześniej myślałem. Ponieważ kokieteryjne uśmieszki, a złowieszcze uśmieszki są podzielone bardzo słabą linią i nie jestem pewien, po której stronie ona stoi, teraz gdy jestem świadkiem jej przeszywającego wzroku. - Jak długo z nią byłeś? - Parę miesięcy. Wystarczająco długo, żeby dowiedzieć się, że jest cholernie szalona – mówi, wywracając oczami. – I wystarczająco długo, żeby zorientować się, że powodem dlaczego ją kocham jest to, iż jest cholernie szalona. – Zauważa, że na nią patrzę i mruży oczy. – Przestań na nią patrzeć, stary. Dowie się, że o niej gadamy. Śmieję się i odwracam wzrok, ale nie na tyle szybko, by uniknąć zobaczenia duetu wracającego przez drzwi wejściowe. Grayson idzie za Jaxonem i oboje kierują się do kuchni. Opieram głowę o kanapę i żałuję, że nie wypiłem więcej. Naprawdę nie chcę być nim zaabsorbowany przez resztę wieczoru. 37
Daniel znowu zaczyna gadać bez ustanku. Wyciszam go, gdy po raz drugi mówi mi o swoich nowych oponach i nawet udaje mi się pozostać we własnej głowie dopóki Jaxon i Grayson nie zbliżają się do salonu. Nie mają pojęcia, że siedzę na kanapie i chciałbym, żeby tak pozostało. Gdyby tylko Daniel mógł zamknąć się na tyle długo, żebym powiedział mu, że jestem gotowy wychodzić. - Mam tego dosyć, do cholery – słyszę Graysona. – Każda sobotnia noc jest taka sama. Przysięgam na Boga, że jeśli ona nie podda się w następny weekend, to koniec. Jaxon śmieje się. – Jestem pewien, że Sky potrzebuje tylko dobrej dozy odrzucenia. Dziewczyny lubią odrzucenie. Nie wiem kim jest Sky, ale podoba mi się, że nie chce poddać się Graysonowi. Mądra dziewczyna. - Wątpię, że to by z nią podziałało – odpowiada ze śmiechem Grayson. – Jest cholernie uparta. - Racja – zgadza się Jaxon. – Pomyśleć można, że po wszystkim co o niej słyszeliśmy, będzie trochę mnie trudna. Ta dziewczyna musi być najbardziej zdzirowatą dziewicą, jaką kiedykolwiek spotkałem. Grayson śmieje się z komentarza Jaxona i muszę się mocno starać, żeby ich wyciszyć. Doprowadza mnie do szału sposób, w jakim rozmawiają o tej dziewczynie, bo wiem, że najprawdopodobniej Grayson mówił tak samo o Les, kiedy się z nią umawiał. Grayson nadal pieprzy o niej głupoty, a im więcej tam siedzę i słucham, tym więcej muszę słuchać tego jego żałosnego śmiechu. Przez to coraz bardziej chcę zamknąć mu gębę. Ściągam nogi z kanapy i zaczynam się odwracać, żeby kazać im się odpieprzyć, ale Daniel kładzie rękę na moim barku, potrząsając głową. – Pozwól mi – mówi z psotnym uśmiechem. Siada na kolanach na kanapie i obraca się do Graysona i Jaxona. - Przepraszam – odzywa się, unosząc do góry rękę, jakby był w klasie. Zawsze jest tak ożywiony, nawet kiedy wie, że ktoś skopie mu tyłek. Ja mógłbym w stanie przeciwstawić się Graysonowi, ale Daniel wie, że on nie może, jednak to go nie powstrzymuje. Grayson i Jaxon odwracają się do niego, ale spojrzenie Grayson zatrzymuje się, kiedy pada na mnie. Podtrzymuję jego wstrętne spojrzenie, podczas gdy Daniel przytula poduszkę na oparciu kanapy i dalej do nich mówi. – Przypadkiem usłyszałem waszą rozmowę. Choć chciałbym się zgodzić, że Sky jest najbardziej zdzirowatą suką jaką kiedykolwiek spotkaliście, to muszę zauważyć, iż te spostrzeżenie jest całkowicie niepoprawne. Widzicie, po tym jak spędziłem z nią ostatnią noc, nie może być już uważana za dziewicę. Więc może to nie jej dziewictwa próbuje się trzymać odmawiając przespania się z tobą, Grayson. Całkiem możliwe to jej godność. 38
W ciągu paru sekund Grayson przeskakuje przez oparcie kanapy i przygważdża Daniela do podłogi. Będąc rozsądnym daję Danielowi dziesięć sekund na odwrócenie sytuacji zanim się wtrącę. Jednakże jestem rozczarowany moim brakiem wiary w Daniela, bo przewrócił Graysona na plecy w mniej niż pięć sekund. Musiał ćwiczyć, kiedy mnie nie było. Powoli wstaję, widząc że Jaxon podchodzi do przodu kanapy, by pomóc Graysonowi. Chwyta Daniela za ramię, żeby go odciągnąć od Graysona, ale łapię za tył koszulki Jaxona i ciągnę go, dopóki nie siada na kanapie. Podchodzę bliżej, w chwili kiedy Grayson uderza Daniela w szczękę. Daniel zamierza odwzajemnić cios, ale chwytam jego ramię i podciągam go zanim ma na to szansę. Przez lata to stało się zabawą dla Daniela. Zachęca ludzi i liczy na to, że ja się wtrącę, powstrzymując jego bijatyki zanim zostanie mocno poturbowany. Niestety przez to, że zawsze jestem w tyle podczas tych incydentów, moje imię stało się powiązywane ze wszystkimi tymi bójkami i jego szybkim temperamentem. W rzeczywistości uderzyłem tylko trzy osoby w życiu. 1] Dupka, który gadał bzdury o Les. 2] Graysona. 3] Mojego ojca. I żałuję tylko tego ostatniego. Ludzie wbiegają do pokoju, żeby dostrzec akcję, ale będą rozczarowani, bo wyciągam Daniela z domu zanim będzie mógł zrobić czy powiedzieć coś więcej. Na pewno nie potrzebuję teraz wymówki, żeby bić się z Graysonem. Wróciłem mniej niż tydzień temu. Na pewno nie chcę dawać mojej matce kolejnego powodu, żeby odesłała mnie z powrotem do Austin. Daniel ściera krew z wargi, a ja nadal trzymam go za ramię, kiedy docieramy do jego samochodu. Wyrywa ramię i chwyta za brzeg swojej koszulki, podnosząc ją do ust. – Niech to szlag – mówi, odciągając bluzkę, żeby spojrzeć na krew. – Czemu ciągle przystępuję do sytuacji, które ryzykują spieprzeniem tej mojej pięknej twarzy? – Uśmiecha się i drugi raz ściera z ust krew. - Nie martwiłbym się o to – mówię, śmiejąc się z tego jak zawsze jest zmartwiony swoim wyglądem. – Wciąż jesteś ładniejszy ode mnie. Daniel uśmiecha się szeroko. – Dzięki, skarbie – odpowiada przekornie. Ktoś podchodzi od tyłu do Daniela i zaciskam na moment pięści, myśląc, że może być to Grayson. Rozluźniam się, widząc, że to tylko dziewczyna, o której mówił wcześniej Daniel i która patrzyła na niego z kuchni. Nie wiem jednak dlaczego się rozluźniam, ponieważ ta
39
dziewczyna zdecydowanie ma morderczy wygląd. Daniel nadal ściera krew z ust, gdy staje ona obok niego. - Kim do diabła jest Sky? Daniel obraca gwałtownie głowę w jej stronę, a jego oczy powiększają się z zaskoczenia. – Kto? O czym ty do cholery gadasz, Val? Wywraca oczami i unosi rękę, wskazując na dom. – Słyszałam jak mówiłeś tam Graysonowi, że pieprzyłeś się z nią zeszłej nocy! Daniel spogląda na dom, potem na Val i nagle do niego dociera. – Nie, Val! – mówi Daniel, podchodząc do niej i chwytając ją za dłonie. – Nie, nie, nie! Gadał bzdury, a ja chciałem go tylko wkurzyć. Nawet nie znam tej dziewczyny, o której mówił. Przysięgam… Ona oddala się od niego, a on idzie za nią, błagając ją, żeby go wysłuchała. Postanawiam, że teraz najlepiej będzie wrócić do domu. Przyjechałem tutaj z Danielem, ale wygląda na to, że przez jakiś czas będzie zajęty. Jestem tylko cztery mile od mojego domu, więc wysyłam do niego wiadomość mówiącą, że wracam do domu, po czym ruszam w tamtym kierunku. Cały ten wieczór przypomniał mi o wszystkich rzeczach, w których nie chciałem być centrum. Dramat. Testosteron. Grayson. Generalnie wszystko związane z liceum. Powinienem wypełnić kartę transferową w poniedziałek, ale szczerze mówiąc nie wiem czy chcę wracać. Wiem, że są inne możliwości, w których mogę się wykazać. Po prostu nie ma mowy, że moja matka na to pozwoli.
40
Rozdział szósty i pół
Les, No to zaczynam. W zeszłym tygodniu nasza droga macocha Pamela przyłapała mnie i dziewczynę. Ona nie była jakąś tam dziewczyną. Miała na imię Makenna i spotkałem się z nią kilka razy. Była fajna, ale nie było to nic poważnego i tylko tyle powiem na ten temat. Tak czy inaczej Pamela wróciła wcześniej do domu, a Makenna i ja byliśmy w dość kompromitującej pozycji na kanapie w salonie. Pamiętasz tę kanapę, na której Pamela trzymała folię przez trzy lata, bo bała się, że ktoś ją poplami? Ta. Nie było ładnie. Zwłaszcza, że skierowaliśmy się z Makenną do salonu po zostawieniu za sobą ubrań od basenu, przez korytarz i na kanapie. Więc nie tylko byliśmy całkowicie nadzy, ale musiałem iść na zewnątrz, żeby znaleźć moje spodenki i ubrania Makenny. Pamela wrzeszczała na mnie przez całą drogę na podwórko, całą drogę do domu i całą drogę do samochodu Makenny. Okropnie zażenowało to Makennę i potem tak jakby ze mną zerwała. Ale to nic, bo teraz mam ten fajny tatuaż z napisem Hopeless (pamiętasz te przezwisko, które dałem Tobie i Hope?), a on przypomina mi, żebym do nikogo się nie zbliżał, więc nie pozwoliłem sobie jeszcze rozwinąć do niej głębszych uczuć. Chodziło tylko o seks. Nie mogę uwierzyć, że powiedziałem to własnej siostrze. Sorki. Tak czy inaczej, jak możesz się domyślić, tata był wściekły, gdy wrócił do domu. Ma jedyną zasadę w jego domu. Nie wkurzać Pameli. Złamałem tę zasadę. Złamałem ją mocno. Właściwie to próbował dać mi szlaban, a ja mogłem się trochę zaśmiać, kiedy to powiedział. Nie chciałem pokazywać braku szacunku, bo wiesz, że choć bardzo rozczarował mnie przez te lata, to i tak nie zrobiłbym niczego co mogłoby go obrazić. Ale fakt, że próbował dać mi szlaban cztery dni po tym jak skończyłem osiemnastkę po prostu naprawdę mnie rozśmieszyło i niech to szlag… zaśmiałem się. On ani trochę nie uważał to za zabawne i był wkurzony. Zaczął na mnie wrzeszczeć, nazywając mnie obraźliwym i niewdzięcznym, a to mnie zdenerwowało, bo, cholera, Les. Mam osiemnastkę! Jestem facetem! Faceci robią coś takiego jak uprawianie seksu z
41
dziewczyną w domu ich rodziców, gdy mają osiemnaście lat. Ale Chryste, on zachowywał się jakbym kogoś zamordował! Więc tak. Wkurzył mnie i mogłem stracić kontrolę. Ale to nie najgorsze. Najgorsze stało się, kiedy także na niego krzyknąłem, a on pochylił się nade mną. Poważnie miał jaja, żeby się nade mną pochylać. Nie, żeby był ode mnie większy, ale jednak. Jestem jego synem, a on pochylił się nade mną, jakby chciał się ze mną bić. Więc co ja zrobiłem? Uderzyłem go. Nie uderzyłem go bardzo mocno, ale było to na tyle mocne, żeby zranić go w najwrażliwsze miejsce. W jego dumę. Nie oddał mi. Nawet na mnie nie krzyknął. Podniósł tylko rękę do szczęki i popatrzył na mnie, jakby był rozczarowany, potem odwrócił się i odszedł. Wyjechałem godzinę później i wróciłem do domu. Od tamtej pory nie rozmawialiśmy. Wiem, że zapewne powinienem do niego zadzwonić i go przeprosić, ale czy on tego nie zaczął, tak się nade mną nachylając? Tylko trochę? Jaki ojciec robi coś takiego swojemu synowi? Ale przecież jaki syn uderza swojego ojca? Boże, Les. Czuję się jak gówno. Nigdy nie powinienem był tego zrobić. Wiem, że muszę do niego zadzwonić, ale… sam nie wiem. Kurde. O ile wiem, nigdy nie powiedział mamie co się stało, bo w ogóle o tym nie wspomniała. Była zaskoczona, kiedy wróciłem do domu parę dni temu. Szczęśliwa, ale zaskoczona. Nie pytała, co doprowadziło do mojego powrotu, więc nie oferowałem informacji. Teraz wydaje się inna. Wciąż widzę smutek w jej oczach, ale nie jest tak znaczący jak wtedy, gdy wyjeżdżałem rok temu. Tak naprawdę to się teraz uśmiecha, co jest dobre. Jednak jej szczęście będzie krótkotrwałe. Jest poniedziałek i dziś zaczęła się szkoła. Pierwszy dzień ostatniego roku. Wyszła do pracy zanim się obudziłem. Nastawiłem budzik i miałem wszystko przygotowane. Dotarłem do szkoły i zrobiłem poranny trening, ale biegając po bieżni myślałem tylko o tym jak bardzo nie chcę tam być. Nie chcę być tam bez Ciebie. Nie chcę stawiać czoła wszystkiemu, czego nienawidzę w tej szkole i większości ludzi tam przebywających. Zatem co zrobiłem, kiedy skończyłem bieg? Wróciłem na parking, wsiadłem do auta, pojechałem do domu i wróciłem do łóżka. Teraz jest prawie trzecia popołudniu i za parę godzin mama wróci do domu. Pójdę do sklepu po parę rzeczy, bo dzisiaj ugotuję jej kolację. Planuję poinformować ją o moim rzuceniu szkoły. Wiem, że nie będzie zadowolona, że nie 42
dostanę tradycjonalnego dyplomu, więc stawiam na liście zakupów ciasteczka. Kobiety uwielbiają ciasteczka, prawda? Nie mogę uwierzyć, że nie wracam do szkoły. Nigdy nie myślałem, że do tego dojdzie. Ciebie za to obwiniam. H
43
Rozdział siódmy
- Czy to będzie dla pana wszystko? – pyta kasjer. W myślach przebiegam przez listę zakupów, kończąc na ciasteczkach. – Tak – mówię, wyciągając portfel z kieszeni, żeby zapłacić. Czuję ulgę, że wchodzę i wychodzę bez zobaczenia kogoś, kogo znam. - Hej, Holder. Powiedziałem zbyt szybko. Podnoszę wzrok na kasjerkę obsługującą kolejkę obok mnie, która się na mnie gapi. Praktycznie oferuje się na talerzu sposobem w jaki na mnie patrzy. Kimkolwiek jest ta dziewczyna, jej mina błaga o uwagę. Trochę mi jej żal, zwłaszcza, że jej głos zmienił się w ten irytujący, piszczący, dlaczego-dziewczyny-myślą-że-gadanie-jak-dziecko-jest-seksowne ton. Zerkam na jej plakietkę z imieniem, bo szczerze to za cholerę nie potrafię przypomnieć sobie jej twarzy. - Hej… Shayla. – Kiwam jej głową, potem patrzę na mojego kasjera, mając nadzieję, że moja powściągliwa odpowiedź uświadomi ją, że nie jestem w nastroju na karmienie jej ego. - Shayna – mówi gniewnie. Ups. Raz jeszcze spoglądam na jej identyfikator, rozczarowany, że daję jej jeszcze większy powód do dalszego gadania. Jednak na jej identyfikatorze wyraźnie jest napisane Shayla. Chce mi się śmiać, ale czuję do niej teraz więcej współczucia. – Przepraszam. Ale zdajesz sobie sprawę, że na twoim identyfikatorze napisane jest Shayla, prawda? Od razu unosi identyfikator na jej fartuchu i marszczy brwi. Mam nadzieję, że jest to na tyle żenujące, że już więcej na mnie nie spojrzy, ale to nawet jej nie peszy. - Kiedy wróciłeś? – pyta. Nie mam pojęcia kim jest ta laska, ale jakimś cudem ona zna mnie. Nie tylko mnie zna, ale wie, że musiałem wyjechać, żeby wrócić. Wzdycham, rozczarowany, że wciąż nie doceniam zamiłowania ludzi do plotek. - W zeszłym tygodni – odpowiadam, bez większych wyjaśnień - Więc pozwolą ci wrócić do szkoły? – dopytuje.
44
Co jest z tą częścią jej pytania „pozwolą ci”? Kiedy nie pozwolono mi wrócić do szkoły? To musi być połączone z jakąś plotką. - Bez znaczenia. Nie wracam. Nie zdecydowałem jeszcze czy jutro wrócę, skoro dzisiaj mi się nie udało. Zależy to tylko od mojej dzisiejszej rozmowy z mamą, ale łatwiej wydaje się dać ludziom to, czego pragną, co jest jeszcze większym paliwem dla plotek. Poza tym, jeśli rozwieję każdą rzecz, którą ludzie mówili o mnie przez ostatni rok, nie będzie już nikogo do rozprzestrzeniania plotek. - Jesteś do bani, stary – mówi cicho mój kasjer, zabierając z mojej ręki kartę kredytową. – Zakładaliśmy się jak długo zajmie jej zorientowanie się, że jej identyfikator ma błąd. Nosi go od dwóch miesięcy, a ja zakładałem się o trzy. Właśnie przegrałem przez ciebie dwadzieścia dolców. Parskam śmiechem. Oddaje mi kartę kredytową i wkładam ją do portfela. – Moja wina – mówię. Wyciągam dwudziestodolarowy banknot i podaję mu go. – Weź to, bo jestem dość pewien, że byś wygrał. Potrząsa głową, nie chcąc wziąć dwudziestki. Wkładam pieniądze z powrotem do portfela, kiedy dostrzegam kątem oka kogoś w kolejce obok. Dziewczyna całkowicie się odwróciła i patrzy na mnie, najprawdopodobniej próbując przykuć moją uwagę w ten sam sposób co Shayna/Shayla. Mam tylko nadzieję, że ta laska nie zacznie z tym samym dziecięcym głosikiem. Podnoszę na nią wzrok, żeby tylko szybko spojrzeć. Naprawdę chciałem uniknąć patrzenia na nią, ale kiedy ludzie lustrują cię spojrzeniem trudno jest nie nawiązać kontaktu wzrokowego, nawet na sekundę. Ale w chwili, kiedy patrzę jej w oczy zamieram. Teraz nie mogę odwrócić wzroku, chociaż cholernie staram się odepchnąć obraz stojący przede mną. Moje serce zamiera. Czas zamiera. Cały świat zamiera. Moje szybkie zerknięcie zmienia się w pełne, niezamierzone gapienie się. Rozpoznaję te oczy. To są oczy Hope. To jest jej nos, jej usta, jej wargi, jej włosy. Wszystko w tej dziewczynie należy do Hope. Ze wszystkich razów z przeszłości, kiedy myślałem, że dostrzegłem ją, gdy patrzyłem na 45
dziewczyny w moim wieku, to nigdy nie byłem bardziej pewny niż w tej chwili. Jestem tego tak pewien, że nie potrafię mówić. Nie sądzę, że mógłbym wymówić jej imię, nawet jeśli błagałaby mnie o to. Tak wiele przepływa przeze mnie teraz emocji i nie potrafię stwierdzić czy jestem zły, szczęśliwy, czy cholernie przerażony. Czy ona też mnie rozpoznaje? Nadal wpatrujemy się w siebie i nie mogę przestać się zastanawiać czy ja jej wyglądam znajomo. Nie uśmiecha się. Chciałbym, żeby się uśmiechnęła, ponieważ wszędzie rozpoznałbym uśmiech Hope. Opuszcza brodę, odwraca spojrzenie i szybko odwraca się do jej kasjerki. Wyraźnie jest speszona i nie w ten sam sposób, co zazwyczaj peszę dziewczyny takie jak Shayna/Shayla. Jest to całkowicie inna reakcja, co jeszcze bardziej mnie zastanawia czy ona mnie pamiętała. - Hej. – Mimowolnie te słowo wydobywa się głośno z moich ust i dostrzegam, że się wzdryga, gdy mówię. Teraz pośpiesza kasjerkę, prędko łapiąc swoje siatki. Niemal tak jakby próbowała ode mnie uciec. Dlaczego ona próbuje ode mnie uciec? Jeżeli teraz mnie nie rozpoznała… to czemu była tak poruszona? A jeśli mnie rozpoznała, to czemu nie była szczęśliwa? Prędko opuszcza sklep, więc biorę swoje siatki i zostawiam rachunek kasjerowi. Muszę wydostać się na zewnątrz zanim ona odjedzie. Nie mogę znowu dać jej odejść. Wychodzę na parking, szukając jej. Na szczęście nadal ładuje swoje zakupy na tylne siedzenie. Zatrzymuję się przed podejściem do niej od tyłu, mając nadzieję, że wyjdę na szaleńca, bo dokładnie tak się teraz czuję. Właśnie zamierza zamknąć drzwi, więc cofam się o kilka kroków. Nie sądzę, że kiedykolwiek tak bardzo bałem się odezwać. Co mam powiedzieć? Co do diabła mam powiedzieć? Wyobrażałem sobie ten moment przez trzynaście lat i nie mam pieprzonego pojęcia jak do niej podejść. - Hej. Hej? Jezu, Holder. Ładnie. Naprawdę ładnie. Ona zamiera w połowie ruchu. Widzę po tym jak unoszą się i opadają jej ramiona, że nabiera uspokajającego wdechu. Czy potrzebuje uspokojenia przeze mnie? Moje serce bije szybko i trzynastoletnia tłumiona adrenalina przepływa przez całe moje ciało.
46
Trzynaście lat. Szukałem jej trzynaście lat i prawdopodobnie właśnie mogłem ją znaleźć. Żywą. W tym samym mieście, co ja. Powinienem być uszczęśliwiony, ale nie mogę przestać myśleć o Les i o tym jak modliła się każdego dnia o tę chwilę. Les spędziła całe życie marząc o tym, żebyśmy znaleźli Hope, a kiedy ją znalazłem Les jest martwa. Jeśli ta dziewczyna naprawdę jest Hope, to będę zdruzgotany, że pojawiła się o trzynaście miesięcy za późno. Dobra, może nie zdruzgotany. Zapomniałem, że te słowo w rezerwie. Ale byłbym dość mocno wkurzony. Teraz stoi do mnie twarzą. Patrzy prosto na mnie i dobija mnie to, ponieważ chcę ją złapać, przytulić i powiedzieć jak bardzo przepraszam za zrujnowanie jej życia, ale nie mogę nic z tego zrobić, bo patrzy na mnie, jakby nie miała bladego pojęcia kim jestem. Chcę po prostu krzyknąć. – Hope! To ja! To Dean! Łapię się za kark i staram się przetrawić tę całą sytuację. Nie tak wyobrażałem sobie odnalezienie jej. Fabularyzowałem i odgrywałem w głowie przez te wszystkie lata, ale myślałem, że jej powrót będzie bardziej kulminacyjny. Myślałem, że miałaby o wiele więcej łez, o wiele więcej uczuć i nie będzie wyglądać na niemal… zakłopotaną? Wyraz jej twarzy ani trochę nie przypomina rozpoznania. Wygląda na przerażoną. Może ona mnie nie rozpoznaje. Może wyglądała na speszoną, przez to jak idiotycznie się na nią gapiłem. Może wygląda na przerażoną, bo praktycznie pobiegłem za nią i nie daję jej na to żadnego wyjaśnienia. Stoję tutaj jak dziwaczny prześladowca i nie mam nawet pojęcia jak zapytać ją czy jest dziewczyną, którą straciłem tyle lat temu. Lustruje mnie ostrożnie wzrokiem. Wyciągam rękę, mając nadzieję na złagodzenie jej strachu przedstawieniem się. – Jestem Holder. Opuszcza wzrok na moją wyciągniętą rękę i zamiast uścisnąć moją dłoń, cofa się do tyłu. - Czego chcesz? – pyta ostro, ostrożnie spoglądając mi w twarz. Zdecydowanie nie spodziewałem się takiej reakcji. - Um – mówię, nie chcąc wyglądać na zaskoczonego. Ale szczerze to nie miałem nadzieję na taki kierunek tej sytuacji. Nawet nie wiedziałem jaki to był kierunek. Zaczynam wątpić we własny rozsądek. Patrzę na mój samochód po drugiej stronie parkingu i chciałbym po prostu odejść, ale wiem, że gdybym to zrobił, to żałowałbym nie porozmawiania z nią. - To może zabrzmieć głupio – ostrzegam, patrząc na nią – ale wyglądasz naprawdę znajomo. Masz coś przeciwko, jak zapytam o twoje imię? Wypuszcza oddech i wywraca oczami, potem sięga za siebie do klamki samochodu. Mam chłopaka – odpowiada. Odwraca się i otwiera drzwi, po czym szybko wsiada do środka. Zaczyna zamykać drzwi, ale chwytam je ręką.
47
Nie mogę pozwolić jej odjechać dopóki nie będę pewien, że ona nie jest Hope. Nigdy nie byłem niczego tak pewien w swoim życiu i nie zamierzam pozwolić trzynastu latom poczucia winy, obsesji i analizowania jej zniknięcia pójść na marne tylko dlatego, iż obawiam się, że ją wkurzę. - Twoje imię. Tylko tego chcę. Patrzy się na moją dłoń przytrzymującą drzwi. – Mógłbyś? – mówi przez zaciśnięte zęby. Jej oczy wędrują do tatuażu na moim ramieniu, a moja adrenalina jeszcze bardziej się podnosi, gdy go odczytuje, mając nadzieję, że to coś jej powie. Jeżeli nie potrafi przypomnieć sobie mojej twarzy, to jestem prawie pewien, że przypomni sobie przezwisko, które dałem jej i Les. W jej oczach nie ma nawet najmniejszego błysku emocji. Znowu próbuje zamknąć drzwi, ale odmawiam ich puszczenia, dopóki nie dostanę od niej tego, co chcę. - Twoje imię. Proszę. Kiedy tym razem mówię proszę, jej twarz trochę łagodnieje i patrzy na mnie. Dopiero gdy tak na mnie patrzy, bez całego gniewu, to zdaję sobie sprawę dlaczego jestem tak speszony. To dlatego, że zależy mi na tej dziewczynie bardziej niż jakiejkolwiek innej dziewczynie na świecie oprócz Les. Gdy byliśmy dziećmi kochałem Hope jak siostrę i zobaczenie jej ponownie przywróciło wszystkie te emocje. Wywołuje to drżenie moich rąk, walenie mojego serca i ból mojej klatki piersiowej, ponieważ chcę tylko objąć ją ramionami, trzymać ją i dziękować Bogu, że nareszcie się odnaleźliśmy. Lecz wszystkie te uczucie hamują z piskiem opon, kiedy zła odpowiedź opuszcza jej usta. - Sky – odpowiada cicho. - Sky – mówię głośno, próbując nabrać temu sensu. Bo ona nie jest Sky. Jest Hope. Ona nie może nie być moją Hope. Sky. Sky, Sky, Sky. Ona nie mówi, że jest Hope, lecz imię Sky wciąż jest niesamowicie znajome. Co jest takiego szczególnego w tym imieniu? Potem to do mnie dociera. Sky. To o tej dziewczynie mówił Grayson w sobotnią noc.
48
- Jesteś pewna? – pytam, mając nadzieję na cud, że jest tak tępa jak Shayna i dała mi po prostu złe imię. Jeśli naprawdę nie jest Hope, to całkowicie rozumiem jej reakcję na moje widocznie nieobliczalne zachowanie. Wzdycha i wyciąga z tylnej kieszeni swój dowód osobisty. - Jestem pewna, że znam swoje imię – mówi, pokazując mi go. Biorę go od niej. Linden Sky Davis. Zalewa mnie przypływ rozczarowania, pochłaniając mnie. Topiąc mnie. Czuję się jakbym znowu ją tracił. - Przepraszam – mówię, odsuwając się od samochodu. – Mój błąd. Przygląda mi się, jak coraz bardziej cofam się od auta, żeby mogła zamknąć drzwi. Wygląda trochę na rozczarowaną. Nie chcę nawet myśleć o tym jaki wyraz widzi teraz na mojej twarzy. Jestem pewien, że to mieszanka gniewu, rozczarowania, zawstydzenia… ale przeważnie strachu. Patrzę jak odjeżdża i czuję się jakbym raz jeszcze puszczał Hope. Wiem, że ona nie jest Hope. Udowodniła, że nie była Hope. Więc dlaczego mój instynkt każe mi ją zatrzymać? - Cholera – jęczę, przeczesując palcami włosy. Jestem poważnie popaprany. Nie potrafię przeboleć Hope. Nie potrafię przeboleć Les. Robi się tak źle, że gonię przypadkowe dziewczyny po cholernym parkingu sklepu spożywczego? Odwracam się i walę pięścią w maskę samochodu obok mnie, wkurzony na siebie za myślenie, że w końcu miałem wszystko poukładane. Nie mam niczego poukładanego. Ani trochę. *** Nie wysiadam nawet całkiem z samochodu, kiedy już włączam na telefonie Facebooka. Wpisuję imię Sky i nie ma żadnych wyników. Otwieram drzwi wejściowe i kieruje się prosto po schodach na górę, żeby pójść po mojego laptopa. Nie potrafię dać temu spokoju. Jeżeli nie przekonam siebie, że ona nie jest Hope, to oszaleję. Otwieram laptopa i znowu wpisuję jej informację, ale nic się nie pojawia. Przez pół godziny przeszukuję każdą stronę o jakiej mogę pomyśleć, ale jej imię nie daje żadnych wyników. Próbuję wyszukać jej urodziny, ale raz jeszcze nic nie wychodzi. Wpisuję informację o Hope i od razu dostaję ekran pełen artykułów. Ale ja nie muszę na nie patrzeć. Spędziłem ostatnich parę lat na czytaniu każdego artykułu informującym o zniknięciu Hope. Znam je na pamięć. Zamykam komputer. 49
Muszę pobiegać.
50
Rozdział ósmy
Ona nie ma żadnych wyraźnych cech, które pamiętam. Żadnych znamion. Fakt, że zobaczyłem dziewczynę z brązowymi włosami oraz brązowymi oczami i poczułem, że była tą samą brązowowłosą, brązowooką dziewczynką sprzed trzynastu lat całkiem możliwie graniczy z obsesją. Czy ja mam obsesję? Czy czuję się, że nie będę mógł przeboleć śmierci Les jeśli nie naprawię przynajmniej jednej z rzeczy, którą spieprzyłem w życiu? Zachowuję się absurdalnie. Muszę dać temu spokój. Muszę dać spokój temu, że nigdy nie odzyskam Les i nigdy nie znajdę Hope. Mam te same myśli przez całe dwie mile mojego biegu. Ciężar w mojej piersi unosi się z każdym krokiem, który biorę. Z każdym krokiem przypominam sobie, że Sky to Sky, a Hope to Hope, Les jest martwa, zostałem tylko ja i muszę się ogarnąć. Bieg zaczyna pomagać mi w złagodzeniu napięcia, które stworzyło się po incydencie w sklepie. Przekonałem się, że Sky to nie Hope, ale z jakiegoś powodu, chociaż jestem niemal przekonany, że nie jest ona Hope, to wciąż myślę o Sky. Nie mogę wyrzucić jej z głowy i zastanawiam się czy to wina Graysona. Gdybym nie usłyszał jak mówił o niej na tamtej imprezie, to pewnie dość szybko zapomniałbym o incydencie w sklepie i wcale bym o niej nie myślał. Lecz nie mogę powstrzymać tego rosnącego pragnienia do bronienia jej. Wiem jaki jest Grayson i jakimś cudem tylko widząc tę dziewczyny przez parę minut wiem, że nie zasługuje ona na to, przez co prawdopodobnie on ją przeprowadzi. Żadna dziewczyna na tym świecie nie zasługuje na faceta w typie Graysona. Sky powiedziała w sklepie, że ma chłopaka i możliwość, że może uważać Graysona za swojego chłopaka załazi mi za skórę. Nie wiem dlaczego, tak po prostu jest. Tylko kilkominutowe myślenie, że była Hope już sprawiło, że czuję się wobec niej niezwykle terytorialny. Zwłaszcza teraz, kiedy skręcam za rogiem i widzę jak stoi przed moim domem. Ona jest tutaj. Dlaczego ona jest tutaj, do diabła? Przestaję biec i kładę ręce na kolanach, nie odrywając oczu od jej pleców i łapiąc przy tym oddech. Dlaczego ona stoi przed moim domem, do diabła? Stoi na krawędzi mojego podjazdu, opierając się o skrzynkę pocztową. Wypiła całą butelkę wody i potrząsa nią nad ustami, próbując wyciągnąć z niej więcej wody, ale jest kompletnie pusta. Gdy zdaje sobie z tego sprawę, jej ramiona opadają i unosi twarz do nieba. 51
Z tymi nogami to wyraźne, że jest biegaczką. Jasna cholera, nie mogę oddychać. Próbuję przypomnieć sobie wszystko z jej dowodu i to, co mówił o niej w sobotę Grayson, bo nagle chcę wiedzieć wszystko, co można o niej wiedzieć. Nie dlatego, iż wydawało mi się, że była Hope, ale dlatego, że kimkolwiek jest… jest cholernie piękna. Nie wiem czy w ogóle dostrzegłem w sklepie jak atrakcyjna była, bo moje myśli tam nie zachodziły. Ale teraz, widząc ją przed sobą? Moje myśli bardzo tam zachodzą. Bierze głęboki wdech, potem zaczyna iść. Od razu przyśpieszam i ją doganiam. - Hej, ty. Zatrzymuje się na dźwięk mojego imienia i jej ramiona natychmiast się napinają. Powoli się odwraca i nie mogę powstrzymać uśmiechu na ostrożny wyraz jej twarzy. - Hej – odpowiada, zszokowana widząc mnie przed sobą. Właściwie to teraz wydaje się być bardziej zrelaksowana. Nie jest mną tak przerażona jak na parkingu, o tyle dobrze. Jej oczy powoli opadają na mój tors, potem spodenki. Na chwilę podnosi wzrok na moją twarz, po czym spuszcza go na swoje stopy. Swobodnie opieram się o skrzynkę pocztową i udaję, że ignoruję fakt, iż przed chwilą totalnie zlustrowała mnie wzrokiem. Zignoruję to, żeby oszczędzić jej zażenowania, ale zdecydowanie o tym nie zapomnę. Właściwie to zapewne przez resztę dnia będę myśleć o tym jak jej oczy przesuwały się po moim ciele. - Biegasz? – pytam. Jest to prawdopodobnie najoczywistsze pytanie na świecie, ale teraz nie myślę zbyt rozsądnie. Potakuje, wciąż oddychając ciężko po efekcie jej ćwiczeń. – Zazwyczaj rano – przyznaje. Zapomniałam jak gorąco jest popołudniu. – Podnosi rękę do oczu, żeby osłonić je przed słońcem, gdy na mnie patrzy. Jej skóra jest zarumieniona, a usta suche. Wyciągam do niej moją butelkę wody, a ona znowu się wzdryga. Staram się nie roześmiać, ale czuję się dość żałośnie, że tak bardzo przestraszyłem ją w sklepie, iż teraz myśli, że mogę ją skrzywdzić. - Wypij to. – Macham do niej moją butelką wody. – Wyglądasz na wyczerpaną. Bierze bez wahania butelkę i przyciska usta do brzegu, wypijając kilka łyków. – Dzięki – mówi, oddając mi ją. Wierzchem dłoni ściera wodę z górnej wargi i zerka za siebie. – Cóż, mam kolejną półtora milę na powrót, więc lepiej już zacznę. - Bliżej dwóch i pół – mówię. Staram się nie gapić, lecz jest to strasznie trudne, kiedy ma na sobie prawie nic i każdy kształt jej ust, szyi, ramion, klatki piersiowej i brzucha wygląda jakby był stworzony dla mnie. Gdybym mógł zamówić sobie idealną dziewczynę, to nawet nie zbliżyłbym się do wersji stojącej teraz przede mną. 52
Przystawiam butelkę wody do ust, wiedząc, że najprawdopodobniej tylko tak blisko będę jej ust. Nie mogę nawet oderwać od niej spojrzenia na tyle długo, żeby się napić. - Co? – pyta, potrząsając głową. Wygląda na wytrąconą z równowagi. Boże, proszę, niech tak będzie. - Powiedziałem, że bliżej jest dwóch i pół. Mieszkasz na Conroe, które jest dwie mile stąd. To prawie pięć mili biegu w obydwie strony. – Nie znam wielu dziewczyn, które biegają, nie mówiąc już o pięciu milach. Imponujące. Mruży oczy i unosi ramiona, zakładając je na brzuchu. – Wiesz, na której ulicy mieszkam? - Taa. Jej spojrzenie pozostaje chłodne i skupione na mnie, a ona milczy. Ostatecznie jej oczy leciutko się zwężają i wygląda na to, że zaczyna ją irytować moja narastająca cisza. – Linden Sky Davis, urodzona 29 września; 1455 Conroe Street. 160 cm wzrostu. Dawczyni. Gdy tylko słowo ‘dawczyni’ opuszcza moje usta, cofa się o krok, jej zirytowane spojrzenie zmienia się w mieszankę szoku i strachu. - Twój dowód osobisty – mówię szybko, wyjaśniając dlaczego tyle o niej wiem. – Wcześniej pokazałaś mi swój dowód osobisty. W sklepie. - Patrzyłeś na niego dwie sekundy – odpowiada obronnie. Wzruszam ramionami. – Mam dobrą pamięć. - Prześladujesz. Śmieję się. – Ja prześladuję? To ty stoisz przed moim domem. – Pokazuję na dom za mną, potem stukam palcami w skrzynkę pocztową, żeby pokazać jej, że to ona jest intruzem. Nie ja. Jej oczy powiększają się w zawstydzeniu, kiedy przygląda się domowi za mną. Jej twarz czerwienieje ze świadomością jak to musiało wyglądać, że stała sobie przypadkiem przed moim domem. - Dzięki za wodę – mówi szybko. Macha do mnie i obraca się, ruszając. - Poczekaj chwilkę – wołam za nią. Przebiegam obok niej i obracam się, starając się wymyślić wymówkę, żeby jeszcze nie odchodziła, – Pozwól mi napełnić twoją butelkę. – Biorę od niej butelkę. - Zaraz będę. – Rzucam się do domu, mając nadzieję na kupienie sobie z nią więcej czasu. Wyraźnie mam wiele do nadrobienia w wydziale pierwszych wrażeń. - Kim jest ta dziewczyna? – pyta mama, kiedy wchodzę do kuchni. Trzymam butelkę Sky pod kranem, dopóki nie jest pełna, a wtedy odwracam się do niej. – Nazywa się Sky – mówię z uśmiechem. – Poznałem ją wcześniej w sklepie.
53
Mama zerka na nią przez okno, potem patrzy na mnie i przekrzywia głowę. – I już przyprowadziłeś ją do naszego domu? Trochę szybko, nie uważasz? Unoszę butelkę wody. – Zdarzyło się jej przebiegać tutaj, a teraz nie ma już wody. – Ruszam do drzwi i odwracam się do mamy, puszczając jej oko. – Na szczęście dla mnie, zdarza się nam mieć wodę. Śmieje się. Uśmiechy na twarzy mojej mamy są miłe, bo jest ich tak mało i tak rzadko. – No to powodzenia, Casanovo – woła za mną. Oddaję Sky butelkę, a ona od razu zabiera się za picie. Staram się znaleźć sposób na naprawienie mojego pierwszego wrażenia. - Zatem… wcześniej? – odzywam się niepewnie. - W sklepie? Jeżeli cię zaniepokoiłem, przepraszam. Patrzy mi prosto w oczy. - Nie zaniepokoiłeś mnie. Kłamie. Absolutnie ją zaniepokoiłem. Nawet ją przeraziłem. Ale patrzy na mnie teraz z takim przekonaniem. Jest dezorientująca. Naprawdę dezorientująca. Przyglądam jej się przez minutę, mocno próbując ją rozgryźć, ale nie mam pojęcia. Gdybym teraz spróbował ją poderwać, to nie wiem czy by mnie walnęła, czy pocałowała. W tej chwili jestem pewien, że nie przeszkadzałoby mi żadne z tych dwóch. - Również nie próbowałem cię poderwać – mówię, pragnąc wyciągnąć z niej jakąś reakcję. – Po prostu myślałem, że byłaś kimś innym. - To nic – odpowiada cicho. Jej uśmiech jest nieznaczny i rozczarowanie w jej głosie jest wyraźne. Uśmiecham się, wiedząc, że trochę ją rozczarowałem. - Nie to, że nie chciałbym cię poderwać – wyjaśniam. – Jedynie nie robiłem tego w tym akurat momencie. Uśmiecha się. Po raz pierwszy dostaję od niej szczery uśmiech i czuję się, jakbym właśnie wygrał triatlon. - Chcesz, żebym z tobą pobiegł? – pytam, wskazując na jej drogę do domu. - Nie, jest dobrze. Kiwam głową, ale nie podoba mi się jej odpowiedź. – Cóż, i tak zmierzam w tamtą stronę. Biegam dwa razy na dzień i wciąż mam parę… Podchodzę do niej bliżej, gdy dostrzegam świeżego, wyraźnego siniaka pod jej okiem. Łapię jej brodę i odchylam jej głowę, żeby lepiej się przyjrzeć. Moje wcześniejsze myśli są 54
odsunięte na bok i nagle czuję ogromną potrzebę skopania tyłka komukolwiek, kto ją dotknął. - Kto ci to zrobił? Twoje oko nie było takie wcześniej. Odsuwa się ode mnie. – To był wypadek. Nigdy nie przerywaj drzemki nastoletniej dziewczyny. – Stara się zbyć to śmiechem, ale ja wiem lepiej. W przeszłości widziałem wiele niewyjaśnionych siniaków na Les, żeby wiedzieć, że dziewczyny potrafią ukrywać takie coś lepiej niż każdy chce to przyznać. Przesuwam kciukiem po jej siniaku, uspokajając przepływający przeze mnie gniew. – Powiedziałabyś komuś, prawda? Gdyby ktoś ci to zrobił? Ona tylko się we mnie wpatruje. Bez odpowiedzi. Żadnego „Tak, oczywiście, żebym powiedziała”. Nawet małego „Może”. Jej brak potwierdzenia zabiera mnie do takich sytuacji z Les. Nigdy nie przyznała, że Grayson fizycznie ją krzywdził, ale siniaki, które widziałem na jej ramieniu tydzień przed tym jak zmusiłem go do zerwania z nią, niemal zakończyły się morderstwem. Jeżeli dowiem się, że to on zrobił to Sky, to nie będzie miał już ręki, żeby ją dotknąć. - Biegnę z tobą – mówię. Kładę stanowczo ręce na jej barkach i obracam ją, nie dając jej szansy na zaprotestowanie. Ale nawet nie próbuje protestować. Zaczyna biec, więc dorównuję jej spokojnym tempem. Gotuję się w środku przez całą drogę do jej domu. Wkurzony, że nigdy nie dotarłem do sedna tego, co działo się z Les i wkurzony, że Sky może mierzyć się z tym samym gównem. Nie rozmawiamy przez całą drogę do jej domu, dopóki nie odwraca się i macha mi na pożegnanie na krawędzi jej podjazdu. – Chyba do zobaczenia? – pyta, idąc tyłem do jej domu. - Absolutnie – odpowiadam, dobrze wiedząc, że znowu się z nią zobaczę. Zwłaszcza, gdy wiem, gdzie mieszka. Uśmiecha się i obraca w stronę domu, a dopiero gdy jest w połowie drogi zdaję sobie sprawę, że nie mam jak się z nią skontaktować. Nie ma Facebooka, więc tak się z nią nie skontaktuję. Nie mam jej numeru telefonu. Nie mogę pojawić się w jej domu niezapowiedziany. Nie chcę, żeby odchodziła, dopóki nie będę wiedział na pewno, że znowu z nią porozmawiam. Natychmiast odkręcam nakrętkę mojej butelki i wylewam wodę na trawnik. Zakręcam z powrotem nakrętkę. - Sky, poczekaj – wołam. Zatrzymuje się i obraca. - Zrobisz mi przysługę? 55
- Tak? Rzucam jej niby przypadkiem pustą butelkę wody. Łapie ją, potakuje i biegnie do środka, żeby ją napełnić. Wyciągam z kieszeni komórkę i piszę do Daniela. Sky Davis. Dziewczyna, o której Grayson gadał w sobotni wieczór? Czy ona ma chłopaka? Sky otwiera drzwi frontowe i wraca na zewnątrz, kiedy on odpowiada. Z tego co słyszałem, to ma kilku. Wciąż wpatruję się w wiadomość, gdy ona dociera do mnie z wodą. Biorę ją od niej i upijam trochę, nie wiedząc dlaczego trudno jest mi znaleźć prawdę w wiadomości Daniela. Choć wciąż jest dla mnie zagadką, to widzę po tym jak jest pełna rezerwy, że nie tak łatwo ufa ludziom. Opierając się na mojej interakcji z nią, ona po prostu nie pasuje do opisu, który wszyscy jej nadają. Zakręcam nakrętkę na butelce i robię co mogę, żeby nie odrywać wzroku od jej oczu, ale niech to szlag, jeśli teraz ten sportowy biustonosz nie jest magnesem. - Biegasz na bieżni? Zakrywa brzuch ramionami, a ten ruch sprawia, że chcę się walnąć za to że tak wyraźnie jej się przyglądam. Nie chcę sprawiać, żeby czuła się niekomfortowo. ‘ - Nie – odpowiada. - Choć myślę o spróbowaniu. - Powinnaś. Ledwie jesteś zdyszana, a właśnie przebiegłaś blisko pięć mil. Jesteś w ostatniej klasie? Uśmiecha się. Już po raz drugi tak się do mnie uśmiechnęła, a to naprawdę zaczyna mieszać mi w głowie. - Nie powinieneś już wiedzieć czy jestem w ostatniej klasie? – pyta, wciąż się uśmiechając. - Zaniedbujesz swoje prześladowcze umiejętności. Śmieję się. - Cóż, tak jakby utrudniasz te prześladowanie. Nawet nie mogłem znaleźć cię na Facebooku. Znowu się uśmiecha. Nie cierpię tego, że to liczę. Trzy. - Nie jestem na Facebooku – odpowiada. - Nie mam dostępu do Internetu. Nie wiem czy okłamuje mnie, żeby łatwo mnie spławić, czy może mówi szczerze o braku dostępu do Internetu. Nie wiem, w które ciężej jest uwierzyć. - Co z twoim telefonem? Nie możesz mieć Internetu na komórce?
56
Unosi ramiona, żeby poprawić kucyka i czuję się, jakby to mnie teraz brakowało tchu. Żadnej komórki. Moja matka nie jest fanką nowoczesnej technologii. Także żadnego telewizora. Czekam na jej śmiech, ale po kilku sekundach wyraźne jest, że mówi poważnie. Nie jest dobrze. Jak do diabła mam pozostać z nią w kontakcie? Nie, żebym tego potrzebował. Po prostu mam przeczucie, że będę chciał. - Cholera – śmieję się. – Mówisz poważnie? Co robisz dla zabawy? Wzrusza ramionami. - Biegam. Tak, zdecydowanie to robi. A jeśli ja będę miał w tym coś do powiedzenia, to nie będzie już biegała sama. - W takim razie – mówię, pochylając się do niej - nie zdarzyłoby ci się wiedzieć o jakiej porze pewien ktoś wstaje na swoje poranne biegi, prawda? Wciąga szybko powietrze, potem próbuje opanować to uśmiechem. Trzy i pół. - Nie wiem czy chciałbyś wstawać tak wcześnie – odpowiada. Gdyby tylko wiedziała, że poszedłbym tak daleko, że nawet nie poszedłbym już nigdy spać, gdyby tylko zgodziła się ze mną biegać. Nachylam się jeszcze bliżej i zniżam głos. – Nie masz pojęcia, jak bardzo chcę wstawać tak wcześnie. Gdy tylko pojawia się jej czwarty uśmiech, ona znika. Dzieje się to tak szybko, że nie mam nawet czasu na reakcję. Dźwięk, który wydaje, gdy uderza o beton sprawia, że się krzywię. Od razu kucam i przewracam ją. - Sky? – mówię, potrząsając nią. Jest nieprzytomna. Patrzę w kierunku jej domu, po czym podnoszę ją i pędzę do drzwi. Nie kłopoczę się pukaniem, bo nie mam dodatkowych dłoni. Unoszę nogę i kopię do drzwi wejściowych, mając nadzieję, że jest ktoś w domu, kto mnie wpuści. Po paru sekundach drzwi się otwierają i pojawia się kobieta. Patrzy na mnie w kompletnym skonsternowaniu, dopóki nie zauważa w moich ramionach Sky. - O mój Boże! – Od razu otwiera szerzej drzwi, aby mnie wpuścić. - Zemdlała na podjeździe – odzywam się. – Myślę, że jest odwodniona. Kobieta natychmiast biegnie do kuchni, gdy ja kładę Sky na kanapie w salonie. Gdy tylko jej głowa dotyka podparcia kanapy, jęczy cicho i unosi powieki. Wzdycham z ulgą, po czym odsuwam się na bok, kiedy pojawia się jej matka. - Sky, wypij trochę wody – mówi. Pomaga jej się napić, po czym odstawia szklankę. Przyniosę ci chłodną szmatkę – dodaje, kierując się do przedpokoju. 57
Sky unosi na mnie wzrok i krzywi się. Kucam obok niej, czując się okropnie, że pozwoliłem jej tak upaść. Wydarzyło się to tak szybko. W jednej chwili stała przede mną; w drugiej już nie. - Jesteś pewna, że nic ci nie jest? – pytam, gdy jej matka wyszła z pokoju. Był to dosyć paskudny upadek. Do jej policzka przyklejony jest żwir i kurz, więc większość ścieram. Zaciska powieki i zakrywa twarz ramieniem. - O Boże - jęczy. – Tak mi przykro. To takie upokarzające. Chwytam jej nadgarstek i zabieram go z jej twarzy. Nie chcę, żeby czuła się zawstydzona. Wdzięczny jestem, że nic jej nie jest. I jeszcze bardziej wdzięczny, że miałem wymówkę, aby wnieść ją do środka. Teraz jestem w jej domu i mam wymówkę na powrót i sprawdzenie co u niej. Nic nie mogło się ułożyć dla mnie lepiej. - Cii - szepczę. – Trochę się z tego cieszę. Jej usta unoszą się w uśmiechu. Pięć. - Masz szmatkę, skarbie. Chcesz coś na ból? Masz mdłości? – Jej matka podaje mi szmatkę i idzie do kuchni. – Mogę mieć trochę nagietku albo korzenia łopianu. Sky wywraca oczami. - Nic mi nie jest, mamo. Nic nie boli. Ścieram szmatką resztę brudu z jej policzka. – Teraz możesz nie być obolała, ale będziesz – mówię cicho. Ona nie widziała jak mocno uderzyła o ziemię. Jutro zdecydowanie to poczuje. – Powinnaś coś wziąć na wszelki wypadek. Kiwa głową i próbuje usiąść, więc jej pomagam. Jej matka wraca do pokoju z małą szklanką soku i podaje ją Sky. - Wybacz mi – odzywa się, wyciągając do mnie rękę. – Jestem Karen Davis. Podnoszę się i ściskam jej dłoń. – Dean Holder – odpowiadam, zerkając szybko na Sky. Przyjaciele nazywają mnie Holderem. Karen uśmiecha się. - Znacie się ze Sky? - Tak naprawdę, to nie – mówię. – Jak sądzę, byłem po prostu we właściwym miejscu we właściwej chwili. - Cóż, dziękuję, że jej pomogłeś. Nie wiem dlaczego zemdlała. Nigdy nie zemdlała. – Skupia uwagę na Sky. – Zjadłaś coś dzisiaj? - Kęs kurczaka na lunchu – odpowiada Sky. – Jedzenie stołówkowe jest do bani. Jedzenie stołówkowe. Więc chodzi do szkoły publicznej. Może jednak zastanowię się jeszcze nad moją decyzją edukacyjną. 58
Karen przewraca oczami i wyrzuca ręce w powietrze. – Czemu biegałaś bez zjedzenia najpierw? - Zapomniałam – odpowiada obronnie Sky. - Zazwyczaj nie biegam wieczorami. Karen wraca do kuchni ze szklanką i wzdycha ciężko. – Nie chcę żebyś już biegała, Sky. Co by się stało, gdybyś była sama? I tak biegasz za dużo. Mina Sky jest bezcenna. Najwyraźniej bieganie jest dla niej tak istotne jak oddychanie. - Proszę posłuchać – odzywam się, znajdując szansę na uspokojenie obydwu stron, a zwłaszcza siebie. – Mieszkam na Rover i biegam tędy codziennie w popołudniowych biegach. Jeśli poczułaby się pani lepiej, z przyjemnością mogę biegać z nią przez następny tydzień lub więcej o porankach. Zazwyczaj biegam na bieżni w szkole, ale to nic. Wie pani, żeby się upewnić, że to znowu się nie wydarzy. Karen wraca do salonu i przygląda się nam. - Nie mam nic przeciwko – mówi. – Jeżeli Sky myśli że to dobry pomysł. Proszę, myśl, że to dobry pomysł. - Może być – odpowiada Sky, wzruszając ramionami. Miałem nadzieję na „do diabła tak” ale „może być” wystarczy. Znowu próbuje wstać, ale kołysze się na lewo. Od razu wyciągam rękę i chwytam ją za ramię, sadzając ją z powrotem na kanapie. - Powoli – mówię. Spoglądam na Karen. – Ma pani jakieś krakersy, które mogłaby ona zjeść? Mogą pomóc. Karen wraca do kuchni i skupiam teraz na Sky pełną uwagę. - Jesteś pewna, że wszystko w porządku? – Przeciągam kciukiem po jej policzku, tylko dlatego, że chciałem znowu dotknąć jej policzka. Gdy tylko moje palce ocierają się o jej skórę, dreszcze przebiegają po jej ramionach. Nie mogę powstrzymać uśmiechu, wiedząc, że sprawiła to moja dłoń na jej policzku. Najlepsze. Uczucie. Na. Świecie. Zerkam na Karen, by upewnić się, że nie idzie do salonu, po czym schylam się nad Sky. O której godzinie powinienem jutro przyjść cię prześladować? - Szósta trzydzieści? – odpowiada bez tchu. - Szósta trzydzieści brzmi dobrze. – Szósta trzydzieści jest moją nową ulubioną częścią dnia. - Holder, nie musisz tego robić. – Spogląda mi prosto w oczy, jakby chciała mi dać szansę na wycofanie się. Dlaczego do diabła chciałbym się wycofywać? 59
- Wiem, że nie muszę tego robić, Sky. Robię, co chcę. – Nachylam się jeszcze bliżej, chcąc raz jeszcze zobaczyć dreszcze na jej ramionach. – A chcę z tobą biegać. Odsuwam się, kiedy Karen wraca do salonu. Sky skupia oczy na mnie, a przez to życzę sobie, żeby był już jutrzejszy poranek. - Jedz – mówi Karen, wkładając krakersy do ręki Sky. Wstaję i żegnam się z Karen. – Uważaj na siebie – mówię do Sky, oddalając się do drzwi wejściowych. - Do zobaczenia rano? Potakuje i tylko takiego potwierdzenia potrzebuję. Zamykam za sobą drzwi, zadowolony, że udało mi się zrehabilitować. Kiedy tylko jestem z powrotem na chodniku, wyciągam komórkę z kieszeni i dzwonię do Daniela. - Cześć, Beznadziejny – mówi, odbierając. - Mówiłem, żebyś przestał mnie tak nazywać, Dupku. - Trzeba było o tym pomyśleć zanim zrobiłeś tatuaż – odparowuje. – Co jest? - Sky Davis – mówię szybko. – Kim ona jest, skąd jest, czy chodzi tutaj do szkoły i czy umawia się z Graysonem? Daniel się śmieje. – Wow, stary. Zwolnij. Po pierwsze, nigdy jej nie spotkałem. Po drugie, jeżeli to ta sama Sky, którą twierdziłem, że pozbawiłem dziewictwa przed Val na tamtej imprezie, to na pewno nie będę o nią rozpytywał. Nadal próbuję przekonać Val, że nigdy nie spałem z tą dziewczyną. Pytając o nią ludzi tylko pogorszę swoją sytuację, koleś. Jęczę. – Daniel, proszę. Muszę wiedzieć, a ty jesteś w tym lepszy niż ja. Po jego stronie trwa długa cisza. – Dobra – mówi. – Ale pod jednym warunkiem. Wiedziałem, że będzie warunek. Jeśli chodzi o Daniela, to zawsze jest warunek. – Jakim warunkiem? - Jutro pójdziesz do szkoły. Tylko na jeden dzień. Zapisz się jutro i wypróbuj na jeden dzień, a jeśli absolutnie nie będzie ci się podobało, to możesz oficjalnie rzucić szkołę z moim błogosławieństwem. - Zgoda – odpowiadam natychmiast. Mogę iść na jeden dzień. Zwłaszcza, jeśli będzie tam Sky.
60
Rozdział ósmy i pół
Les, Cholera jasna, Les. CHOLERA. JASNA. Wydaje mi się, że minęła wieczność odkąd do Ciebie pisałem, ale to było dopiero co tego poranka. Tyle się wydarzyło, moje ręce się trzęsą i ledwo mogę pisać. Wciąż nie rozmawiałem jeszcze z mamą o rzuceniu szkoły, ale tylko dlatego, że nie jestem już taki pewien czy chcę rzucać. Zobaczymy po jutrze. Siedzisz? Posadź tyłek, Les. Ja. Znalazłem. Hope. Ale nie znalazłem. Cóż, nadal nie jestem taki przekonany, że nie znalazłem, ale jestem bardziej pewien, że nie jest ona Hope niż pewien, że jest. Czy to w ogóle ma sens? W chwili, kiedy ją zobaczyłem byłem pewien, że to ona. Lecz kiedy zorientowałem się, że ona mnie nie rozpoznała, pomyślałem, że może się mylę albo ona udaje, albo… sam nie wiem. Zacząłem w siebie wątpić. Potem zachowałem się trochę prześladowczo i szalenie, więc pokazała mi jej dowód, co było z jej strony naprawdę głupie, jeśli wziąć pod uwagę to jak prześladowczo się zachowywałem. Ale jej dowód osobisty dowiódł, że nie była Hope, co mnie załamało, ale tylko na parę godzin. Bo kiedy poszedłem pobiegać, znowu na nią wpadłem dzięki przeznaczeniu, zbiegu okoliczności, boskiej interwencji albo może ty miałaś coś z tym wspólnego. Cokolwiek czy ktokolwiek brał w tym udział, ona tam stała, tuż przed naszym domem, wyglądając tak pięknie i w ogóle. Jezu, wyglądała dobrze, Les. Jestem pewien, że chcesz to usłyszeć, prawda? Tak czy inaczej, teraz jestem przekonany, iż jeśli ona naprawdę jest Hope, to pamiętałaby mnie. Zwłaszcza po tym jak powiedziałem jej matce, że nazywam się Dean Holder. Zerknąłem na Sky, żeby zobaczyć czy moje pierwsze imię daje jej do myślenia, ale patrząc na jej brak reakcji, nic jej to nie przypominało, więc nie ma mowy, że jest ona tą samą dziewczyną. Chcesz dowiedzieć się najdziwniejszej rzeczy, Les? Części całego tego dnia, która najbardziej wytrąciła mnie z równowagi? Nawet nie chcę, żeby ona była Hope. 61
Jeśli ona jest Hope, cały ten dramat, cały stres i uwaga mediów znowu by nas otoczyły, a ja nie chcę tego dla niej. Ta dziewczyna wygląda na szczęśliwą i zdrową, a nie tak wyobrażałem sobie naszą Hope, gdybyśmy ją odnaleźli. Więc cieszę się, że Sky to nie Hope, a Hope to nie Sky. Przekonałem Daniela, żeby trochę powęszył i trochę się o niej dowiedziałem. Od wielu lat mieszka w tym obszarze i była nauczana w domu przez matkę, która tak w ogóle wygląda na bardzo miłą. Daniel powiedział również, że nie umawia się oficjalnie z Graysonem, więc to plus. Nadal nie jestem pewien jaki ma ona z nim związek, bo według Daniela zdecydowanie ma jakiś z nim związek. Mam nadzieję, że to zatrzymam zanim zrobi się z tego coś znaczącego. Przepraszam, że gadam od rzeczy. Po prostu to był taki dzień, którego wcale się nie spodziewasz, gdy rano się budzisz. Dam Ci znać jak pójdzie jutrzejszy dzień. Jestem winny Danielowi jeden dzień szkoły. P.S. Sky miała dzisiaj podbite oko. Nie powiedziała co tak naprawdę się wydarzyło, ale wiesz jak robię się paranoiczny z rzeczami choć trochę połączonymi z Graysonem. Nigdy nie zapomnę tego dnia, gdy wróciłaś do domu z tymi siniakami na ramieniu, Les. Błagałaś mnie, żebym go nie zabijał, ponieważ przysięgam Ci, że zrobiłbym to, gdybyś nie przyrzekła, że on tego nie zrobił. Nie wiem czy mówiłaś prawdę, gdy mówiłaś, że stało się to podczas zajęć lekkoatletycznych. Nie wiem czy Grayson jest zdolny do zrobienia czegoś takiego. Lecz widząc Sky z tym siniakiem pod okiem, podniosły mi się tak emocje, jak wtedy, kiedy myślałem, że Grayson Cię skrzywdził. A Ciebie już tutaj nie ma, bym mógł Cię ochraniać, więc czuję tę nieubłagalną potrzebę do chronienia Sky, a nawet jej nie znam. Nie mów tego Danielowi, nie żebyś mogła, ale pojawiłbym się jutro w szkole niezależnie od tego czy postawiłby ten warunek. Muszę na własne oczy zobaczyć jak zachowują się ze sobą Sky i Grayson, żebym mógł postanowić czy tym razem muszę go zabijać. H
62
Rozdział dziewiąty
Jestem dziesięć minut wcześniej, kiedy docieram do jej domu, więc siadam na krawężniku i rozciągam się. Po wczorajszym dniu czułem, że może oferowanie, żeby z nią pobiegać było zbyt do przodu. Nie jest to po mojej drodze i zazwyczaj tyle nie biegam, ale nie wiedziałem jak inaczej mógłbym znowu ją zobaczyć. Słyszę za sobą jej kroki, więc odwracam się i wstaję. – Hej, ty. Spodziewam się, że się uśmiechnie albo jakoś odwzajemni powitanie, ale zamiast tego lustruje mnie wzrokiem ze zmarszczonymi brwiami. Zbywam to, mając nadzieję, że nie jest po prostu poranną osobą. - Musisz najpierw się rozciągnąć? – pytam ją. Potrząsa głową. - Już to zrobiłam. Jestem ciekawy czy poważne nastawienie bierze się z tego, że jest obolała po jej wczorajszym upadku. Jej podbite oko nadal jest widoczne, ale jej policzek nie wygląda tak źle, jak myślałem. Wyciągam rękę i przesuwam kciukiem po otarciu na jej twarzy. – Nie wygląda tak źle. Jesteś obolała? – Kręci głową na nie. – Dobrze. Gotowa? Potakuje. – Ta. Cztery słowa to cała rozmowa, jaką z niej wyciągnę? Odwraca się i zaczynamy biec w ciszy. Nigdy wcześniej nie biegałem z dziewczyną, ale oczekiwałem jakiejś małej pogawędki. Nie mogę stwierdzić po jej powściągliwym powitaniu na jej podwórku czy jest przy mnie niespokojna, czy cisza jest faktycznie znakiem spokoju. Mogło to iść w obie strony. Napięcie zmniejsza się, kiedy przesuwam się za nią. Łatwiej jest nie mieć problemu z brakiem rozmowy, gdy nie biegnę obok niej. Po prostu nie mam pojęcia, co powiedzieć. Trzeba zacząć od tego, że nie jestem zbyt rozmowny, ale przebywanie w jej obecności jeszcze bardziej tłumi moją rozmowną stronę. Przypuszczam, że jeśli zamierzam dokądś z nią dojść, to muszę to przeboleć. Przyśpieszam i znowu zrównuję z nią krok. - Lepiej próbuj dostać się na bieżnię – odzywam się. – Masz większą kondycję niż większość facetów z zeszłorocznej drużyny. Potrząsa głową, wciąż skupiając się na chodniku przed nami. - Sama nie wiem czy chcę – mówi. – Nie bardzo znam kogokolwiek w szkole. Zamierzałam starać się dostać, ale jak na razie większość ludzi w szkole jest trochę… wredna. Nie chcę być na nich narażona przez dłuższy okres czasu pod pozorem drużyny.
63
Nie cierpię tego, że była jeden dzień w szkole i już wie, jak wszyscy są wredni. Zastanawiam się, co oni do cholery zrobili, żeby tak uprzykrzyć jej pierwszy dzień? - Byłaś w publicznej szkole tylko jeden dzień. Daj temu czas. Nie możesz oczekiwać, że będąc nauczaną w domu przez całe życie, przyjdziesz w pierwszy dzień z toną nowych przyjaciół. Czuję się źle za mówienie jej dokładnego przeciwieństwa tego, co czuję. Gdybym miał być całkowicie szczery, to powiedziałbym jej, żeby wróciła do domowej nauki. Obracam się, żeby na nią spojrzeć, ale nie ma jej obok mnie. Odwracam się i dostrzegam ją stojącą kilka metrów za mną z dłońmi na biodrach. Pędzę do niej. - Wszystko w porządku? Kręci ci się w głowie? – Trzymam ją za ramiona, na wypadek gdyby znowu zrobiło jej się słabo. Czułbym się jak największy palant, gdybym pozwolił jej uderzyć o chodnik, tak jak wczoraj. Potrząsa głową, po czym odpycha moje ręce ze swoich ramion. – Nic mi nie jest – odpowiada. Jest na coś wkurzona. Próbuję zorientować się, co mogłem takiego powiedzieć, ale nic nie wydawało się obraźliwe. – Powiedziałem coś nie tak? Opuszcza wzrok na chodnik i odnawia chód, więc idę za nią. – Trochę – mówi urażonym tonem. – Wczoraj lekko żartowałam o prześladowaniu, ale przyznałeś, że szukałeś mnie na Facebooku tuż po tym jak mnie spotkałeś. Potem uparłeś się, że będziesz ze mną biegał, chociaż nie jest to po twojej drodze. Teraz jakoś wiesz jak długo jestem w publicznej szkole? I że byłam nauczana w domu? Nie będę kłamać, to trochę dziwne. Cholera. Co jest ze mną nie tak, do diabła? Jak mam przyznać, że dowiedziałem się większości tego, co o niej wiem opierając się na podsłuchaniu Graysona na imprezie i plotkach opartych na przypuszczeniach od Daniela? Ona nie musi o tym wiedzieć. Nie chcę, żeby to wiedziała. Wzdycham i dalej idę z nią do jej domu. – Popytałem – mówię. – Mieszkałem tutaj odkąd byłem dziesięciolatkiem, więc mam dużo przyjaciół. Byłem tobą ciekawy. Skupia się na mnie, jakby próbowała rozgryźć skąd wiem o niej tak wiele. Nie zamierzam przyznać rzeczy, które podsłuchałem od Graysona, bo nie chcę jej zranić. Ale również nie chcę przyznać, że prosiłem Daniela o więcej informacji, bo nie chcę jej odstraszyć. Ale patrząc na sceptyczny wyraz jej twarzy, już nabrała wobec mnie dobrą ilość nieufności. Chwytam ją za łokieć i zatrzymuje się. Odwracam ją twarzą do siebie. - Sky. Myślę, że wczoraj źle zaczęliśmy w sklepie. A ta rozmowa o prześladowaniu, przysięgam, że to był żart. Nie chcę, żebyś czuła się przy mnie nieswojo. Poczułabyś się lepiej, gdybyś wiedziała o mnie więcej? Zapytaj mnie o coś, a ja ci powiem. Cokolwiek. 64
- Jeśli o coś cię zapytam, będziesz szczery? Patrzę jej twardo w oczy. – Zawsze taki będę – odpowiadam. I zamierzam być z nią całkowicie szczery, dopóki nie będę sądzić, że to ją to zrani. - Dlaczego rzuciłeś szkołę? Wzdycham, żałując, że nie zapytała mnie o coś mniej skomplikowanego. Jednak powinienem był wiedzieć, że z nią nie będzie łatwo. Znowu zaczynam iść. – Technicznie rzecz biorąc, jeszcze jej nie rzuciłem. - Cóż, nie byłeś w niej od ponad roku. Powiedziałabym, że to jest rzucenie. Ten komentarz sprawia, że jestem ciekawy, czy ona słyszała plotki o mnie. Oczywiście, że byłem w szkole przez ostatni rok, tyle że nie w tej. Ale nie zapytała mnie o rzekomy okres w poprawczaku, więc nie zamierzam podawać niepotrzebne informacje. - Wprowadziłem się z powrotem do domu dopiero parę dni temu – mówię. – Moja matka i ja mieliśmy dosyć gówniany ostatni rok, więc wprowadziłem się na trochę do taty do Austin. Chodziłem tam do szkoły, ale poczułem, że pora wracać do domu. Więc oto jestem. Mruży oczy tak, jakby próbowała gniewnie na mnie spojrzeć, ale mina którą robi jest zbyt urocza, żeby uważać ją za przerażającą. Jednakże powstrzymuję uśmiech, bo widzę, że poważnie bierze te sprawę ze szkołą. - Nie wyjaśnia to dlaczego zdecydowałeś się rzucić szkołę, zamiast po prostu się przenieść. Ma rację, ale tylko dlatego, że naprawdę nie znam odpowiedzi na jej pytanie. - Sam nie wiem. Szczerze mówiąc wciąż staram się postanowić co chcę robić. Był to całkiem pieprznięty rok. Nie wspominając o tym, że nienawidzę szkoły. Jestem zmęczony bzdurą i czasami myślę, że byłoby łatwiej sprawdzić co się dzieje poza nią. Raz jeszcze zatrzymuje się jak wryta. – To bzdurne usprawiedliwienie. - Bzdurą jest, że nienawidzę liceum? - Nie. Bzdurą jest, że pozwalasz jednemu złemu rokowi ustalić twój los na resztę życia. Masz dziewięć miesięcy do zakończenia, więc rzucasz szkołę? To po prostu… to głupie. Ona naprawdę bierze to poważnie. Śmieję się, chociaż mocno staram się tego nie robić. – Cóż, kiedy stawiasz to tak dobitnie. Krzyżuje ramiona i fuka. - Śmiej się ile chcesz. Rzucając szkołę po prostu się poddajesz. Udowadniasz wszystkim, którzy kiedykolwiek w ciebie wątpili, że mają rację. Opuszcza spojrzenie na mój tatuaż. Do tej chwili nigdy nie chciałem go ukrywać, ale coś w tym, że ona go czyta wydaje się być w pewnym sensie naruszeniem prywatności. Może 65
dlatego, że wczoraj byłem taki pewny, że ona była połową powodu dla tatuażu na moim ramieniu. Ale kiedy wiem, że tak nie jest to nie chcę, żeby o niego pytała. - Rzucisz szkołę i pokażesz światu, jaki jesteś beznadziejny? Lepiej prawdy im nie powiesz. Patrzę na tatuaż. Ona nie ma pojęcia jakie jest w nim ukryte znaczenie i zdaję sobie z tego sprawę. Ale jej przypuszczenie, że nie ma innego znaczenia trochę mnie wkurza. Nie chcę jej tego wyjaśniać i zdecydowanie nie chcę być osądzany przez kogoś, kto zdaje się sama być dość mocno osądzana. Zamiast zostać i pozwolić jej dalej mnie rozszyfrowywać, wskazuję głową na jej dom. – Już jesteś – mówię beznamiętnie. Odwracam się i kieruję do domu, bez patrzenia na nią. I tak nie muszę wdawać się z nią w szczegóły, dopóki nie dowiem się czegoś więcej o jej związku z Graysonem. A żeby to zrobić, muszę się pośpieszyć i wrócić do mojego domu, by wziąć prysznic i przebrać się na czas, na mój pierwszy i możliwie jedyny dzień ostatniego roku. *** To jest duża szkoła, dlatego właśnie nie spodziewałem się, że naprawdę będę miał z nią lekcję, a jeszcze mniej, że pierwszą. W dodatku z panem Mulliganem. Ona też nie wydawała się być zbyt szczęśliwa moim widokiem. A fakt, że praktycznie przebiegła obok mnie, żeby wydostać się z klasy, nie wydawał się dobrze wróżyć. Biorę mój podręcznik i wychodzę z klasy. Zamiast iść poszukać następnej sali, od razu kieruję się, żeby ją znaleźć. Stoi twarzą do jej szafki, zamieniając książki. Podchodzę do niej z tyłu, ale czekam chwilę zanim odzywam się do niej. Chcę dać jej szansę, żeby wzięła z szafki to, co potrzebuje, bo mam nadzieję, że odprowadzę ją na jej następną lekcję. - Hej, ty – odzywam się optymistycznie. Następuje chwila ciszy. - Przyszedłeś – mówi chłodnym i opanowanym tonem. Odwraca się do mnie i tylko raz jeszcze zobaczenie jej oczu sprawia, że się uśmiecham. Opieram się o szafkę obok niej i opieram głowę o zimny metal. Przez moment przyglądam się jej ubraniu, pojmując fakt, że jakoś wygląda nawet lepiej po prysznicu. - Dobrze się umyłaś. Chociaż twoja spocona wersja też nie jest taka zła – mówię, uśmiechając się do niej. Staram się załagodzić trochę spływające z niej napięcie, ale nic nie wydaje się działać na moją korzyść. - Jesteś tutaj, żeby mnie prześladować czy naprawdę znowu się zapisałeś? – pyta. Żart. Powiedziała żart. - I to, i to – odpowiadam, stukając palcami o metal. Nadal się do niej uśmiecham, ale ona nie potrafi utrzymać ze mną kontaktu wzrokowego na dłużej niż dwie sekundy. Przesuwa stopami i rozgląda się nerwowo. 66
- Cóż, muszę iść do klasy – mówi monotonnym głosem. – Witaj z powrotem. Zachowuje się dziwnie. – Zachowujesz się dziwnie Wywraca oczami i obraca się do jej szafki. - Po prostu jestem zaskoczona widząc cię tutaj – odpowiada nieprzekonująco. - Nie – mówię. - To coś innego. Co jest? Moja wytrwałość wydaje się działać, bo wzdycha, przyciska plecy do szafki i podnosi na mnie wzrok. – Chcesz, żebym była szczera? - Chcę żebyś zawsze taka była. Zaciska usta. – Dobra – mówi. – Nie chcę dać ci złego wrażenia. Flirtujesz i mówisz rzeczy, jakbyś miał wobec mnie zamiary, których ja nie chcę odwzajemnić. I jesteś… Nie chce dać mi złego wrażenia? Kto to jest i co do diabła ona zrobiła z dziewczyną, która wczoraj tak otwarcie ze mną flirtowała? Patrzę na nią spod przymrużonych powiek. - Jestem co? – pytam, wyzywając ją do dokończenia jej myśli. - Jesteś… intensywny. Zbyt intensywny. Humorzasty. I troszeczkę przerażający. I jest jeszcze ta inna rzecz… Po prostu nie chcę, żebyś nabierał złego wrażenia. I oto jest. Została nakarmiona kłamstwami, a teraz muszę bronić się przed jedyną osobą, z którą niewłaściwe przypuszczałem, że będę mógł się identyfikować. - Jaka inna rzecz? - Wiesz – odpowiada, przenosząc spojrzenie na podłogę. Podchodzę do niej o krok i kładę rękę obok jej głowy na szafce. - Nie wiem, bo unikasz jakiegokolwiek problemu jaki ze mną masz, jakbyś za bardzo się bała o nim powiedzieć. Po prostu to powiedz. Jej oczy rozszerzają się i od razu czuję poczucie winy za bycie tak ostrym. Po prostu irytuje mnie to, że uwierzyłaby w te bzdury. Te same bzdury, które otaczają ją. - Słyszałam o tym, co zrobiłeś – wyrzuca z siebie. – Wiem o tym facecie, którego pobiłeś. Wiem, że zostałeś wysłany do poprawczaka. Wiem, że w ciągu tych dwóch dni w których cię znam, napędziłeś mi stracha przynajmniej trzy razy. A skoro jesteśmy szczerzy, wiem również że jeśli pytałeś o mnie, to zapewne wiesz o mojej reputacji, co jest bardziej niż możliwie jedynym powodem, dla którego w ogóle się dla mnie wysilasz. Przykro mi cię rozczarować, ale nie będę się z tobą pieprzyć. Nie chcę, żebyś myślał, że cokolwiek się pomiędzy nami wydarzy poza tym, co dzieje się teraz. Biegamy razem. To tyle. Wow. 67
Spodziewałem się, że usłyszy o mnie plotki, ale nie spodziewałem się, że będzie sądziła, iż wierzę w plotki o niej. Dlatego jest ostrożna? Bo myśli, że usłyszałem plotki i teraz staram się tylko z nią pieprzyć? To znaczy nie zrozumcie mnie źle. Nie mówię, że taka myśl nie pojawiła się w mojej głowie. Ale Jezu, nie tak. Świadomość, że ona w ogóle coś takiego czuje sprawia, że chcę ją przytulić. Wkurza mnie myśl, że ktokolwiek stara się do niej zbliżyć z tego jedynego powodu. Nie pomaga to, że teraz stoi obok niej Grayson. Skąd on się wziął, do diabła? I dlaczego obejmuje ją ramieniem tak jakby miał ją na własność, do diabła? - Holder – odzywa się Grayson. – Nie wiedziałem, że wracasz. Są to pierwsze słowa, które skierował bezpośrednio do mnie od wieczora przed śmiercią Les. Boję się, że jeśli na niego spojrzę, to stracę kontrolę, więc skupiam twardo wzrok na Sky. Niestety nie potrafię przestać zerkać na rękę, która nadal trzyma jej talię. Rękę, której Sky nie odsunęła. Rękę, która najwyraźniej była już na tej samej talii. Tę samą rękę, która kiedyś obejmowała Les. Cała ta sytuacja jest zbyt ironiczna. Tak bardzo, że lekko się uśmiech. Moje szczęście. Wyprostowuję się, nie odrywając spojrzenia od ręki na talii Sky. - Cóż, wróciłem – mówię. Nie mogę dłużej tego obserwować. Znajome uczucie chęci oderwania jego pieprzonej ręki powróciło dziesięciokrotnie. Odchodzę na jakieś kilka metrów, po czym odwracam się i raz jeszcze patrzę na Sky. – Testy na bieżnię są w czwartek po szkole. Idź. Nie czekam na jej odpowiedź. Podchodzę do mojej szafki i zamieniam książki, potem kieruję się na następną lekcję. Chociaż nie wiem dlaczego. Jestem pewien, że jutro nie tutaj nie wrócę. *** - Cześć, kretynie. Co to za nagłe zauroczenie Sky? – pyta Daniel, kiedy kierujemy się do stołówki. - To nic takiego – odpowiadam, próbując to zbyć. – Poznałem ją wczoraj i po prostu byłem nią ciekawy. Ale najwyraźniej jest z Graysonem, więc… nieważne. Daniel unosi brew, ale nie mówi nic o komentarzu z Graysonem. Przechodzi przez drzwi stołówki i idziemy do naszego stolika. Zajmuję miejsce i przeszukuję tłum, szukając jej. - Będziesz dzisiaj jadł? – pyta.
68
Potrząsam głową. – Nie. Nieszczególnie mi się chce. – Dzisiejszego poranka straciłem apetyt jak tylko ramię Graysona oplotło się wokół talii Sky. Daniel wzrusza ramionami i idzie wziąć sobie jedzenie. Jeszcze chwilę przeszukuję stołówkę i nareszcie dostrzegam ją parę stolików dalej, siedzącą z facetem. Ale to nie Grayson. Szukam Graysona i znajduję go przy stoliku znajdującym się po przeciwnej stronie stołówki. Nie siedzą razem. Dlaczego ze sobą nie siedzą, jeśli się umawiają? A jeśli się nie umawiają, to dlaczego tak ją dotykał? - Przyniosłem ci wodę – mówi Daniel, przesuwając ją do mnie po stole. - Dzięki. Stawia swoją tackę i zajmuje miejsce naprzeciwko mnie. – Dlaczego zachowujesz się jak kurczakowa pizda? Woda wydobywa się z moich ust, opuszczam ręce na stolik i śmieję się, ocierając usta. – Kurczakowa pizda? Kiwa głową i otwiera puszkę swojego napoju. – Coś jest z tobą nie tak. Gapiłeś się na tę dziewczynę przez cały czas, kiedy byłem w kolejce po jedzenie. Nie chcesz mi nic o niej powiedzieć. Jesteś spięty odkąd przyszedłeś tutaj rano i nie ma to nic wspólnego z faktem, że to jest twój pierwszy dzień w szkole od… cóż… od twojego ostatniego dnia w szkole. I nawet nie skomentowałeś tego, że nikt nie zawraca ci tyłka, że w ogóle dziś tutaj jesteś. Nie jesteś trochę podekscytowany, że wszyscy przestali plotkować? Byłbym podekscytowany, gdybym był przekonany, że przestano plotkować. Lecz nie przestano, po prostu przesunięto plotkę w innym kierunku. Słyszałem wspomniane imię Sky na każdej lekcji, jaką dziś miałem. Nie wspominając gówna, które było przyklejone do jej szafki w formie samoprzylepnych kartek. - Nie przestali plotkować, Daniel. Jedynie znaleźli sobie nowy cel. Daniel zaczyna odpowiadać, ale przerywa mu kilka tacek upuszczanych na stolik. Faceci zajmują miejsca i kilkoro z nich wita mnie z powrotem, mówią jak to udało mi się dotrzeć w sam raz na sezon futbolowy. To prowadzi do rozmowy o treningach i trenerze Riley’u, ale nic z tego nie potrafi utrzymać mojej uwagi tak jak ona. Ignoruję wszystkich obok mnie i obserwuję ją, nadal starając się ją rozszyfrować. Szczerze, to nie chcę integrować w to czy ona umawia się z Graysonem. Jeśli jest z nim szczęśliwa, to dobrze. Dobrze dla nich. Ale niech mnie cholera weźmie, jeśli nie dowiem się co dokładnie stało się z jej okiem. Potrzebuję od niej dobrego wyjaśnienia zanim będę mógł odpuścić. W innym wypadku pójdę do Graysona dowiedzieć się, co stało się jej oku i wiem, jak to się skończy.
69
Siedzący z nią koleś kiwa głową w moim kierunku, kiedy widzi, że na nich patrzę. Nie odwracam się, ponieważ chcę przykuć jej uwagę. Gdy ona na mnie patrzy, wskazuję głową na drzwi stołówki, potem wstaję i idę w ich stronę. Wychodzę na korytarz, mając nadzieję, że ona za mną pójdzie. Wiem, że to nie moja sprawa, ale jeśli oczekuję, że przetrwam resztę dnia bez mordowania Graysona, to muszę poznać prawdę. Skręcam za rogiem, żeby mieć więcej prywatności i opieram się o rząd szafek. Ona wychodzi zza rogu i dostrzegając mnie, zatrzymuje się. - Umawiasz się z Graysonem? – pytam. Mówię krótko i słodko. Wygląda na to, że ona nie lubi ze mną rozmawiać, więc nie chcę zmuszać ją do robienia czegoś, czego nie chce. Po prostu chcę poznać prawdę, bym mógł usprawiedliwić swój następny ruch. Wywraca oczami i podchodzi do szafek naprzeciwko mnie, opierając się o nie. – Ma to znaczenie? Hmm. Nie powinno mieć znaczenia, ale ma. Nie mam pojęcia jaką ona jest osobą, ale Grayson na nią nie zasługuje. Więc tak, ma to znaczenie. - On jest dupkiem – mówię. - Czasami ty też jesteś – odparowuje. - Nie jest dobry dla ciebie. Śmieje się i wywraca oczami do sufitu, potrząsając głową. – A ty jesteś? Jęczę. Ona kompletnie nie rozumie o co mi chodzi. Odwracam się twarzą do szafek i uderzam jedną z nich otwartą dłonią, uwalniając trochę sfrustrowania, które tworzy we mnie swoim uporem. Kiedy ten odgłos odbija się echem w korytarzu, krzywię się. Wyszło to trochę gwałtowniej, niż zamierzałem. Ale jestem zły i nienawidzę tego, że jestem zły, ponieważ nie powinno mnie to obchodzić. Nie ma tutaj Les, żeby Grayson ją wykiwał, więc dlaczego mi zależy? Bo nie chcę, żeby ona z nim była. Dlatego. Obracam się do niej. - Nie włączaj mnie w to. Mówię o Graysonie, nie o sobie. Nie powinnaś z nim być. Nie masz pojęcia, jaką jest on osobą. Opiera głowę o szafkę, mając mnie już dosyć. - Dwa dni, Holder. Znam cię od dwóch dni – mówi. Odpycha się od szafek i podchodzi do mnie, lustrując mnie gniewnie wzrokiem. – W ciągu tych dwóch dni zobaczyłam pięć innych stron ciebie i tylko jedna z nich mi się podobała. Fakt, iż myślisz, że masz jakiekolwiek prawo żeby w ogóle wygłosić opinie o mnie lub moich decyzjach jest absurdalny. To śmieszne.
70
Wdycham przez nos i wydycham powietrze przez zaciśnięte zęby, bo jestem wkurzony. Wkurzony, że ona ma rację. Przez te dwa ostatnie dni widziała więcej niż raz jak przechodziłem z gorąca do chłodu i nie dałem jej żadnego wytłumaczenia. Zasługuje na wytłumaczenie mojego dziwnie nadopiekuńczego zachowania, więc próbuję jej takie dać. Przesuwam się do niej o krok. - Nie lubię go. A kiedy widzę takie rzeczy? – Podnoszę palce, przejeżdżając nimi po siniaku pod jej okiem. – A potem widzę jak on obejmuje cię ramieniem? Wybacz mi, jeśli staję się trochę śmieszny. W chwili, gdy moje palce kończą przesuwanie się po siniaku, nie potrafię zabrać ich z jej policzka. Jej oddech się urywa, a oczy rozszerzają się i nie mogę się powstrzymać od dostrzeżenia jej wyraźnej reakcji na mój dotyk. Mam nieodparte pragnienie, żeby przesunąć ręką po jej włosach i przyciągnąć jej usta do moich, ale odsuwa się ode mnie i cofa o krok. - Myślisz, że powinnam trzymać się z daleka od Graysona, ponieważ obawiasz się, że ma on temperament? – Mruży oczy i przekrzywia głowę. – Trochę hipokrytyczne, nie sądzisz? Nie odrywam od niej oczu, przetrawiając jej komentarz. Porównuje mnie do Graysona? Muszę się od niej odwrócić, żeby nie zobaczyła na mojej twarzy rozczarowania. Chwytam się dłońmi za kark, po czym powoli obracam się do niej, ale wpatruję się w podłogę. - Czy on cię uderzył – pytam z pokonanym westchnięciem. Podnoszę wzrok i patrzę jej prosto w oczy. – Czy kiedykolwiek cię uderzył? Nie wzdryga się ani nie odwraca wzroku. Kręci tylko głową. – Nie – odpowiada cicho. – I nie. Powiedziałam ci… to był wypadek. Widzę po jej reakcji, że mówi prawdę. Nie uderzył jej. Nigdy jej nie uderzył i czuję więcej niż ulgę. Ale nadal jestem zdezorientowany. Jeżeli ona się z nim nie umawia, a on naprawdę jej nie uderzył, to jaki jest jej związek z nim? Czy ona chce się z nim umawiać? Bo ja na pewno nie chcę, żeby tak było. Rozbrzmiewa dzwonek właśnie, kiedy otwieram usta, żeby zapytać ją o jej związek z Graysonem. Korytarz zapełnia się uczniami i ona zrywa ze mną kontakt wzrokowy, po czym wraca do stołówki. *** Nie zobaczyłem już Daniela. Również nie miałem kolejnej lekcji ze Sky, co mnie rozczarowuje. Ale nie wiem dlaczego. Wygląda na to, że nie potrafimy przeprowadzić rozmowy bez zakończenia jej kłótnią, lecz to nie powstrzymuje mnie przed chęcią ponownej rozmowy.
71
Zostawiam moje książki w szafce, nadal nie mając pewności czy jutro wrócę. Biorę moje kluczyki i kieruję się na parking. Jestem parę metrów od mojego samochodu, kiedy unoszę wzrok i dostrzegam opierającego się o niego Graysona. Zatrzymuję się i diagnozuję tę sytuację. On przygląda mi się chłodno, ale jest sam. Nie wiem czego on chce ani dlaczego dotyka moje auta. - Grayson, cokolwiek to jest, nie jestem zainteresowany. Daj sobie spokój. – Nie jestem teraz w nastroju na niego i on naprawdę musi odsunąć się od mojego samochodu. - Wiesz co – odzywa się, odpychając się nogą od mojego auta. Zakłada ramiona na klatce piersiowej i podchodzi do mnie. – Naprawdę chciałbym móc dać spokój, Holder. Ale z jakiegoś powodu wydajesz się być tak skupiony na moich sprawach, że naprawdę uniemożliwiasz mi danie sobie spokoju. Stoi teraz w zasięgu mojej pięści, co nie jest z jego strony zbyt mądre. Nie odrywam spojrzenia od jego oczu, ale kątem oka obserwuję jego ręce. - Jesteś z powrotem od mniej niż doby czasu i już zaczynasz – mówi, głupio podchodząc do mnie jeszcze bliżej. – Sky jest dla ciebie niedostępna, Holder. Nie rozmawiaj z nią. Nie patrz na nią. – Nie mogę uwierzyć, że nadal pozwalam mu gadać. – Nawet się do niej nie zbliżaj. Nie potrzebuję, żeby kolejna moja dziewczyna zabiła się przez ciebie. Jestem w tym momencie. Momencie, kiedy racjonalne myśli są zagłuszone przez gniew. Momencie, kiedy sumienie osoby jest pohamowane przez wściekłość. Momencie, kiedy pojawia się wizja wyładowania każdego uczucia, którego tłumiłem przez trzynaście miesięcy i to faktycznie wydaje się być dobre. Jego twarz czułaby się teraz tak dobrze przy mojej pięści, a myśl o tym sprawia, że się uśmiecham, zaciskając pięści i nabierając tchu. Ale Grayson szybko staje się refleksją, gdy patrzę przez jego ramię i widzę po drugiej stronie parkingu Sky wsiadającą do jej samochodu. Nawet nie rozgląda się po parkingu w poszukiwaniu Graysona. Po prostu wsiada do swojego auta, zamyka drzwi i odjeżdża. W tamtej chwili zdaję sobie sprawę, że on jest pełen bzdur. Nie siedzieli razem na lunchu. Nie było jej z nim na imprezie w sobotni wieczór. Nie czeka na niego po szkole. Nawet nie szuka go teraz na parkingu.
72
Wszystko się układa w całość, jak Grayson odsuwa się, oceniając moją reakcję, czekając, aż złapię jego przynętę. Sky na nim nie zależy. Dlatego on jest taki wkurzony, że rozmawiałem z nią w korytarzu. On ją nic nie obchodzi, a on nie chce, żebym o tym wiedział. On nie jest tego wart, powtarzam sobie. Przyglądam się jak Sky wyjeżdża z parkingu, po czym powoli skupiam się znowu na Graysonie. Jestem dziwnie spokojny po tej nowej świadomości, ale jego szczęka jest zaciśnięta mocniej niż jego pięści. On chce, żebym z nim walczył. Chce, żebym został wywalony ze szkoły. Nie zasługuje na dostanie ani jednej rzeczy, której chce. Podnoszę ramię. Jego oczy wędrują do mojej ręki i unosi własne w obronie. Kieruję pilot w stronę mojego samochodu i przyciskam guzik, odblokowując drzwi. W ciszy mijam go i wsiadam do mojego auta, potem wyjeżdżam z parkingu bez dawania mu reakcji, na którą miał nadzieję. Pieprzyć go. Nie jest tego wart.
73
Rozdział dziesiąty
Otwieram drzwi lodówki, bo umieram z głodu, ale nie jadłem nic od trzynastu miesięcy. Nie ugryzłem ani kawałku jedzenia odkąd umarła Les i to dziwne, że wciąż żyję po tym czasie. Lodówce zajmuje sekundę włączenie światełka, nawet po tym jak mam otwarte drzwi. Gdy tylko zawartość lodówki zostaje oświetlona, od razu jestem rozczarowany. Każda półka wypchana jest dżinsami Les. Wszystkie są schludnie złożone na półkach lodówki, a to to mnie wkurza, ponieważ tam powinno być jedzenie i jestem pieprzenie głodny. Otwieram jedną z dolnych szuflad, mając nadzieję, że jest tam schowane jedzenie, ale nie ma żadnego. Tylko kolejna para schludnie złożonych spodni. Zamykam ją i otwieram druga szufladę, a tam również są jej dżinsy. Ile pieprzonych par dżinsów ona potrzebuje? I dlaczego są one w lodówce, gdzie powinno być jedzenie? Zamykam drzwi lodówki i otwieram zamrażarkę, ale spotykam się z tą samą sytuacją, tyle że tym razem dżinsy są zamrożone. Wszystkie są w torbach termoizolacyjnych oznakowanych „dżinsy Les”. Zamykam z trzaskiem drzwi zamrażarki, zirytowany i odwracam się w kierunku spiżarni, mając nadzieję, że tam znajdę coś do jedzenia. Obchodzę wyspę kuchenną i opuszczam wzrok. Widzę ją. Zaciskam powieki i znowu je otwieram, ale ona wciąż tam jest. Les jest skulona w pozycji embrionalnej na podłodze, plecy opierają o drzwi spiżarki. To nie ma żadnego sensu. Jakim cudem ona tutaj jest? Jest martwa od trzynastu miesięcy. Jestem głodny. - Dean – szepcze. Otwiera oczy i natychmiast muszę wyciągnąć rękę, żeby oprzeć się o wyspę kuchenną. Moje ciało nagle staje się zbyt ciężkie do utrzymania i robię mały krok do tyłu, zaraz przed tym jak moje nogi się poddają i opadam przed nią na kolana. Jej oczy są teraz szeroko otwarte i są całkowicie szare. Bez źrenic, bez tęczówek. Jedynie zaszklone szare oczy, które szukają mnie i nie mogą mnie znaleźć. 74
- Dean – mówi znowu ochrypłym szeptem. Na ślepo wyciąga w moją stronę ramię i porusza przed sobą palcami. Chcę jej pomóc. Chcę chwycić ją za rękę, ale jestem zbyt słaby, żeby się poruszyć. Albo moje ciało zbyt wiele waży. Nie wiem co mnie zatrzymuje, ale jestem tylko pół metra od niej, robię wszystko, co mogę, by unieść ramię i złapać ją za dłoń, ale ono nie chce się cholernie ruszyć. Im bardziej walczę, aby odzyskać kontrolę nad moimi ruchami, tym trudniej jest mi oddychać. Ona teraz płacze, wymawiając moje imię. Ściska mnie w klatce piersiowej, a moje gardło zaczyna się zamykać i teraz nie mogę jej nawet uspokoić słowami, bo żadne nie wyjdą. Poruszam mięśniami w szczęce, ale moje zęby są mocno zaciśnięte i usta nie chcą się otworzyć. Ona unosi się na łokciu, powoli przybliżając się do mnie. Próbuje po mnie sięgnąć, lecz jej martwe oczy nie potrafią mnie znaleźć. Teraz płacze jeszcze mocniej. - Pomóż mi, Dean – mówi. Nie nazwała mnie Deanem odkąd byliśmy dziećmi i nie wiem czemu teraz nazywa mnie Deanem. Nie podoba mi się to. Zamykam oczy i próbuję skupić się na zmuszeniu mojego głosu do pracy albo moich ramion do ruchu, ale w tej chwili nie może mi pomóc cała koncentracja na świecie. - Dean, proszę – płacze, tylko że tym razem to nie jest jej głos. To głos dziecka. – Nie idź – błaga dziecko. Otwieram oczy i Les już tam nie ma, ale ktoś inny zajął jej miejsce. Mała dziewczynka siedzi z plecami przyciśniętymi do drzwi spiżarni i jej głowa schowana jest w jej ramionach, które mocno oplatają jej kolana. Hope. Wciąż nie mogę się poruszyć, mówić ani oddychać, a moja klatka piersiowa zaciska się coraz mocniej z każdym szlochem, który wstrząsa ciałem dziewczynki. Mogę tylko siedzieć i patrzeć jak płacze, bo jestem niezdolny fizycznie do chociażby odwrócenia głowy czy zamknięcia oczu. - Dean – mówi głosem stłumionym przez jej ramiona i łzy. Po raz pierwszy słyszę jak wymawia moje imię od dnia, kiedy została zabrana, a to zabiera ze mnie mały oddech, który we mnie pozostał. Powoli unosi głowę z ramion i rozszerza oczy. Są całe szare, identyczne jak u Les. Opiera głowę o drzwi spiżarki i wierzchem dłoni ociera łzy. - Znalazłeś mnie – szepcze. Tylko tym razem nie jest to już głos małej dziewczynki. Nie jest to nawet głos Les.
75
Należy on do Sky.
76
Rozdział jedenasty
Otwieram oczy i nie jestem już na kuchennej podłodze. Jestem w moim łóżku. Jestem pokryty potem. Z trudem łapię powietrze.
77
Rozdział dwunasty
Nie potrafiłem znowu zasnąć po koszmarze. Jestem rozbudzony od drugiej nad ranem, a teraz jest po szóstej. Siadam na chodniku, kiedy docieram do jej domu. Wyciągam przed sobą nogi i pochylam się do przodu, chwytając za moje buty i rozciągając mięśnie w plecach. Jestem spięty od wielu dni i nic nie wydaje mi się pomagać. Zanim poszedłem wczoraj spać nie miałem żadnego zamiaru dzisiaj z nią biegać. Ale siedziałem rozbudzony od ponad czterech godzin i jedyna rzecz, która choć trochę mi pasowała była myślą o ponownym zobaczeniu Sky. Również nie miałem zamiaru wracać dzisiaj do szkoły, ale wydaje się być to bardziej interesujące niż siedzenie cały dzień w domu. Czuję się jakbym żył z minuty na minutę odkąd wróciłem z Austin w zeszłym tygodniu. Z jednej chwili na drugą nie jestem pewien co robię, gdzie będę czy nawet w jakim nastroju będę. Nie lubię tej niestabilności. Także nie lubię tego, że dzisiaj znowu jestem pod jej domem, czekając aż wyjdzie na poranny bieg. Nie lubię tego, że wciąż czuję potrzebę by być w jej towarzystwie. Nie lubię faktu, że nie chce aby uwierzyła w dotyczące mnie plotki. Gówno mnie obchodzi, kiedy inni w nie wierzą. Dlaczego obchodzi mnie czy ona w nie wierzy? Nie powinno tak być. Powinienem wrócić po prostu do domu i pozwolić jej wierzyć w cokolwiek chce wierzyć. Podnoszę się, żeby namówić się do odejścia, ale i tak stoję tam i na nią czekam. Wiem, że muszę odejść i wiem, że nie chcę wiązać z kimś, kto jest choćby trochę zainteresowany Graysonem, ale nie potrafię tego zrobić. Nie potrafię odejść, ponieważ o wiele bardziej chcę znowu ją zobaczyć niż odejść. Z boku jej domu dochodzi dźwięk, więc podchodzę tam kilka kroków, żeby spojrzeć. Ona wychodzi ze swojego okna, głową do przodu. Zaledwie zobaczenie jej ponownie, nawet z dystansu, przypomina mi dlaczego tak bardzo chcę być w jej towarzystwie. Minęło tylko parę dni, ale od chwili, jak ją poznałem, bez względu na to gdzie jestem, ciągle o niej myślę. Moja uwaga ciągle skierowana jest w jej stronę, tak jakbym był kompasem, a ona moją północą. Kiedy już znajduje się na zewnątrz, zatrzymuje się i unosi wzrok do nieba, wciągając głęboki wdech. Robię w jej stronę parę niepewnych kroków. - Zawsze wychodzisz przez okno czy po prostu miałaś nadzieję, że mnie unikniesz? 78
Obraca się z szeroko otwartymi oczami. Staram się nie spuszczać wzroku poniżej jej szyi, ale trudno jest się nie gapić na rzecz, w których widziałem, że biega. Patrz na jej twarz, Holder. Możesz to zrobić. Zerka na mnie, ale nie patrzy mi w oczy. Skupia spojrzenie na moim brzuchu i jestem ciekawy, czy to dlatego, że podoba jej się, iż nie mam na sobie koszulki, czy dlatego, że tak bardzo mnie nie znosi, iż trudno jest jej spojrzeć mi w oczy. - Gdybym próbowała cię uniknąć, po prostu zostałabym w łóżku. – Mija mnie i siada na chodniku. Nie cierpię tego, że jej głos robi mojemu ciału rzeczy, których żaden inny głos nigdy by nie potrafił. Ale również to uwielbiam i chcę, żeby ona dalej mówiła, nawet jeśli jest przez większość czasu nieuprzejma. Przyglądam się jak wyciąga przed sobą nogi i zaczyna się rozciągać. Wydaje się dzisiaj dość spokojna, pomimo faktu, że się pojawiłem. Tak jakby spodziewałem się, że każe mi pójść do piekła po wczorajszej rozmowie na korytarzu. - Nie byłem pewny, czy się pojawisz – mówię, zajmując miejsce przed nią na chodniku. Unosi głowę i tym razem patrzy mi w oczy. – Czemu miałabym tego nie zrobić? To nie ja mam problemy. Poza tym żadne z nas nie jest właścicielem drogi. Problemy? Uważa, że mam problemy? To nie ja karmię się plotkami, tak jak ona. Również nie ja zostawiam kartki na jej szafce ani nie jestem jednym z wielu ludzi w szkole, którzy traktują ją jak śmiecia. Jeśli już, to jestem jednym z kilku ludzi, którzy są dla niej mili. Ale ona sądzi, że to ja mam problemy? - Podaj mi ręce – mówię, odzwierciedlając jej pozycję. - Też muszę się rozciągnąć. Posyła mi zaciekawione spojrzenie, ale łapie mnie za ręce i odchyla się, ciągnąc mnie do przodu. - Dla przypomnienia – mówię. – To nie ja miałem wczoraj problem. Czuję jak bardziej się odchyla, zaciskając chwyt na moich nadgarstkach. - Insynuujesz, że to ja mam problem? – pyta. - A nie? - Wyjaśnij – mówi. – Nie lubię nieprecyzyjności. Ona nie lubi nieprecyzyjności. 79
Zabawne, bo ja też nie. Lubię prawdę i dokładnie to chcę pokazać tej dziewczynie. – Sky, jeśli jest jedna rzecz, którą powinnaś o mnie wiedzieć to taka, że nie jestem nieprecyzyjny. Powiedziałem ci, że zawsze będę z tobą szczery, a dla mnie nieprecyzyjność jest tym samym co nieszczerość. – Zmieniam pozycje i ciągnę ją do przodu, odchylając się do tyłu. - To całkiem nieprecyzyjna odpowiedź – odpowiada. - Nie zadano mi pytania. Powiedziałem ci wcześniej, jeśli chcesz coś wiedzieć, po prostu zapytaj. Wydajesz się myśleć, że mnie znasz, jednak nigdy faktycznie o nic sama mnie nie zapytałaś. - Nie znam cię – mówi gniewnie. Śmieję się, bo ona ma absolutną rację. Wcale mnie nie zna, ale zdecydowanie wygląda na to, że szybko jest jej osądzać. Nie wiem dlaczego w ogóle się nią przejmuję. Ona najwyraźniej nie chce, żebym się nią przejmował. Powinienem po prostu odejść i pozwolić jej myśleć to, co chce do diabła myśleć. Puszczam jej dłonie i wstaję. – Zapomnij – mruczę, odwracając się, by odejść. Choć bardzo lubię przebywać w jej towarzystwie, to jest limit rzeczy, które wytrzymuję. - Czekaj – mówi, idąc za mną. Szczerze spodziewałem się, że pozwoli mi odejść. Usłyszenie słowa „czekaj” z jej ust i wiedza, że idzie za mną robi tę rzecz w mojej klatce piersiowej, która sprawia, że znowu wydaje się być żywa i wkurza mnie to, bo nie chcę, żeby ona miała na mnie taki efekt. – Co takiego powiedziałam? – pyta, doganiając mnie. - Nie znam cię. Czemu znowu się na mnie wkurzasz? Wkurzam? Jej wybór słów sprawia, że chcę się uśmiechnąć, ale fakt, że ona nie zdaje sobie sprawy, iż to ona od dwóch dni jest wkurzona cholernie mnie irytuje. Zatrzymuję się i odwracam do niej, podchodząc do niej dwa kroki. - Chyba po spędzeniu z tobą czasu przez ostatnich parę dni pomyślałem, że dostanę od ciebie lekko inną reakcję w szkole. Dałem ci mnóstwo okazji, żebyś zapytała mnie cokolwiek chcesz, lecz z jakiegoś powodu chcesz uwierzyć we wszystko, co usłyszysz, pomimo faktu, że nigdy nie usłyszałaś tego ode mnie. A że wychodzi to od kogoś z jej własną częścią plotek, myślałem, że będziesz trochę mniej krytyczna. Mruży oczy i kładzie ręce na biodrach. - Więc o to chodzi? Myślałeś, że zdzirowata nowa dziewczyna będzie współczuć bijącemu gejów dupkowi? Jęczę z frustracji. Nienawidzę jak odnosi się do siebie w taki sposób. – Nie rób tego, Sky. 80
Podchodzi do mnie o krok. - Czego nie mam robić? Nazywać ciebie bijącym gejów dupkiem? Okej. Wypróbujmy tę twoją politykę szczerości. Pobiłeś czy nie pobiłeś tego ucznia w zeszłym roku tak mocno, że spędziłeś rok w poprawczaku? Chcę złapać ją za ramiona i potrząsnąć nią z czystej frustracji. Dlaczego ona nie widzi tego, że zachowuje się jak każdy inny? Wiem, że ona nie jest taka jak oni, więc w ogóle nie rozumiem jej zachowania. Każdy, kto potrafi odrzucać plotki o sobie nie jest typem osoby, która mogłaby je rozpowszechniać. Więc dlaczego, do diabła, ona w nie wierzy? Patrzę jej twardo w oczy. - Kiedy powiedziałem nie rób tego, nie nawiązywałem do twojego obrażania mnie. Nawiązywałem do twojego obrażania samej siebie. – Zmniejszam przepaść między nami, a kiedy to robię ona nabiera mały wdech powietrza i zamyka usta. Zniżam głos i potwierdzam jedyną część plotki, która jest prawdziwa. – I tak. Złoiłem mu tyłek, a gdyby ten sukinsyn stał teraz przede mną, zrobiłbym to znowu. Wpatrujemy się w siebie w ciszy. Ona patrzy na mnie z mieszanką gniewu oraz strachu i nienawidzę tego, że czuje te emocje. Powoli robi krok do tyłu, tworząc między nami przestrzeń, ale nie przerywa stanowczego spojrzenia. - Nie chcę dzisiaj z tobą biegać – mówi bezbarwnie. - Ja też nie bardzo chcę z tobą biec. Odwracam się w tym samym czasie, co ona i natychmiast odczuwam żal. Nic nie osiągnąłem, przychodząc dziś tutaj. Jeśli już to jeszcze bardziej pogorszyłem sprawy między nami. Nie powinienem musieć mówić jej, że większość tego co ona myśli, że o mnie wie, jest fałszywa. Nie powinienem musieć komukolwiek się tłumaczyć i ona też nie powinna. Ale żałuję, że się nie wytłumaczyłem, bo chcę, żeby ona wiedziała, że ja nie jestem takim facetem. Po prostu nie wiem dlaczego chcę, aby ona to wiedziała.
81
Rozdział dwunasty i pół
Les, Pamiętasz jak mieliśmy czternaście lat i byłem zauroczony w Avie? Prawie jej nie znałaś, ale zmusiłem Cię, żebyś się z nią zaprzyjaźniła, żeby mogła przyjść do domu i spędzić u Ciebie noc. Była pierwszą dziewczyną, jaką pocałowałem i przetrwaliśmy całe dwa tygodnie zanim zaczęła mi działać na nerwy. Niestety, do czasu jak zerwaliśmy zdążyłaś naprawdę ją polubić. Wtedy byłem zmuszony widzieć ją przez cały rok, dopóki się nie wyprowadziła. Wiem, że byłaś smutna, kiedy się wyprowadziła, ale ja czułem wielką ulgę. Zbyt niezręcznie było utrzymywać z nią kontakty po tym wszystkim. Wiem również, że było okrutne z mojej strony zmuszanie Cię do bycia jej przyjaciółką, żeby mogła przychodzić na noc do naszego domu. Myślałem, że dostałem nauczkę i już nigdy Cię o to nie prosiłem. Cóż, nie dostałem nauczki. Dzisiaj chciałbym, żebyś nadal tutaj była, wyłącznie z samolubnych powodów, ponieważ zrobiłbym wszystko, abyś zaprzyjaźniła się ze Sky. Po bieganiu z nią dzisiaj rano, wyraźnie widzę, że jest irytująca, irracjonalna, uparta i cholernie wspaniała, i tak bardzo chcę przestać o niej myśleć, ale nie potrafię. Gdybyś tutaj była mógłbym poprosić Cię, żebyś została jej przyjaciółką, żeby miała powód by przyjść do naszego domu, chociaż mamy osiemnaście lat, a nie czternaście. Ale chcę mieć wymówkę, żeby znowu z nią porozmawiać. Chcę dać jej jeszcze jedną szansę na wysłuchanie mnie, ale nie wiem jak to zorganizować. Nie chcę robić tego w szkole i już ze sobą nie biegamy. Oprócz pójścia do jej domu i zapukania do jej drzwi, nie potrafię wymyślić sposobu, żeby przekonać ją do rozmowy ze mną. Chwila. Właściwie to nie jest zły pomysł. Dzięki, Les. H
82
Rozdział trzynasty
- Wychodzimy dziś wieczorem? – pytam Daniela, kiedy kierujemy się na parking. Zazwyczaj robimy coś w piątkowe wieczory, ale dzisiaj mam nadzieję, że powie, że nie. Kilka dni temu postanowiłem, że dzisiaj chcę pójść do domu Sky, żeby spróbować z nią porozmawiać. Nie wiem czy to dobry pomysł, ale wiem, że jeśli przynajmniej nie spróbuję, to doprowadzę się do szału zastanawianiem czy zrobiłoby to jakąś różnicę. - Nie mogę – odpowiada Daniel. – Wychodzę z Val. Ale możemy zrobić coś jutro wieczorem. Zadzwonię. Kiwam głową, a on rusza do swojego samochodu. Otwieram moje drzwi, ale zatrzymuję się, gdy dostrzegam kątem oka samochód Sky. Opiera się o niego, rozmawiając z Graysonem. Z tego co wygląda mogą robić coś więcej niż tylko rozmawiać. Skłamałbym, gdybym nie przyznał, że widzenie jego rąk na jej ciele sprawia, że każdy mięsień w moim ciele mocno się zaciska. Opieram ramię o drzwi i obserwuję ich z jakiegoś głupiego, masochistycznego powodu. Stąd nie wygląda ona na szczęśliwą. Odpycha go od siebie i odsuwa się od niego. Przygląda mu się, kiedy on mówi, a potem on znowu obejmuje ją ramionami. Cofam się od mojego auta, gotowy przejść przez parking i zabrać od niej jego arogancki tyłek. Ona wyraźnie nie chce, żeby on ją dotykał, ale zatrzymuję się i wracam do swojego miejsca, gdy wygląda na to, że ona mu ulega. Jak tylko pochyla się, żeby ją pocałować, muszę odwrócić wzrok. Obserwowanie jest fizycznie niemożliwe. Nie rozumiem jej. Nie rozumiem, co ona w nim widzi i naprawdę nie rozumiem dlaczego ona wydaje się mnie nie znosić, kiedy tak naprawdę on jest dupkiem. Może mylę się co do niej. Może ona naprawdę jest taka jak wszyscy inni. Może dla własnego dobra miałem nadzieję, że ona jest inna. Albo może nie. Znowu na nich patrzę, przyglądając się jej reakcji na to, co on jej robi. Nadal ją obejmuje i wygląda na to, że wciąż całuje jej szyję lub ramię, lub cokolwiek gdzie trzyma swoje pieprzone usta. Ale mógłbym przysiąc, że właśnie wywróciła oczami. Teraz spogląda na jej zegarek, ani trochę na niego nie reagując. Opuszcza ramię, opiera ręce po bokach i po prostu tam stoi, wyglądając jakby bardziej przysparzał jej kłopot niż ją interesował.
83
Wciąż im się przyglądam i staję się coraz bardziej zdezorientowany jej brakiem zainteresowania. Jej mina jest niemal martwa, do chwili jak jej oczy spotykają się z moimi. Całe jej ciało napina się i jej oczy się powiększają. Od razu odwraca wzrok i odpycha od siebie Graysona. Obraca się do niego plecami i wsiada do jej samochodu. Jestem zbyt daleko, żeby usłyszeć, co do niego mówi, ale fakt, że ona odjeżdża, a on oburącz pokazuje jej środkowy palec mówi mi, że cokolwiek mu powiedziała, to wcale nie to chciał od niej usłyszeć. Uśmiecham się. Wciąż jestem zdezorientowany, rozgniewany, zaintrygowany i wciąż planuję pokazać się dziś wieczorem na jej progu. Zwłaszcza po byciu świadkiem czegokolwiek, czego byłem teraz świadkiem. *** Przyciskam dzwonek do drzwi i czekam. Jestem teraz kulką nerwów, ale tylko dlatego, że nie mam pojęcia jak ona zareaguje, widząc mnie w jej drzwiach. Nie wiem również co do diabła powiem, kiedy w końcu otworzy drzwi. Znowu dzwonię po przeczekaniu paru chwil. Mam pewność, że jestem ostatnią osobą, którą spodziewa się zobaczyć tutaj w piątkowy wieczór. Kurde. To piątkowy wieczór. Prawdopodobnie nie ma jej nawet w domu. Słyszę kroki kierujące się do drzwi i otwierają się. Ona stoi przede mną w postaci wyczerpanego bałaganu. Jej włosy są luźno spięte, ale pasemka opadają wokół jej twarzy. Biały proszek rozmazany jest na jej nosie i policzku, a nawet jest go trochę w luźnych kosmykach włosów otaczających jej twarz. Wygląda uroczo. I na zszokowaną. Mija kilkanaście sekund, jak tam stoimy i orientuję się, że pewnie powinienem teraz coś powiedzieć, skoro to ja pojawiłem się w jej domu. Boże, dlaczego każda związana z nią rzecz tak na mnie działa? - Hej – odzywa się ona. Jej spokojny głos jest jak powiew świeżego powietrza. Nie wygląda na wkurzoną, że jestem tutaj niezapowiedziany. – Cześć – mówię, odpowiadając na jej powitanie. Następuje kolejna runda krępującej ciszy i przechyla głowę na bok. – Um… - Mruży oczy i marszczy nos, i widzę, że nie wie co teraz zrobić czy powiedzieć. - Jesteś zajęta? – pytam ją, wiedząc tylko przez nieład jej wyglądu, że cokolwiek robiła, ciężko nad tym pracowała.
84
Odwraca się i spogląda wewnątrz domu, po czym znowu na mnie patrzy. – Tak jakby. Tak jakby. Biorę jej odpowiedź, taka jaka jest. Wyraźnie stara się nie być niegrzeczna, ale dostrzegam, że ten mój głupi pomysł pojawienia się bez zapowiedzi był po prostu… głupim pomysłem. Patrzę na mój samochód za mną, mierząc jak długa będzie droga wstydu, jaką będę musiał przemierzyć. – Ta – mówię, wskazując przez ramię na samochód. - Ja chyba… pójdę. – Schodzę z jednego schodka i zaczynam odwracać się do mojego auta, chcąc być gdziekolwiek indziej niż w tym niezręcznym położeniu. - Nie – mówi szybko. Cofa się o krok i otwiera mi drzwi. – Możesz wejść, ale może zostać przydzielone ci zajęcie. Ogarnia mnie natychmiastowa ulga i potakuję, wchodząc do środka. Szybkie spojrzenie na salon pokazuje, że teraz może być w domu tylko ona. Mam nadzieję, że tak, ponieważ byłoby o wiele łatwiej, gdybyśmy byli tylko my dwoje. Ona przechodzi obok mnie i wchodzi do kuchni. Podnosi miarkę i powraca do tego, co robiła zanim pojawiłem się na jej progu. Stoi do mnie plecami i milczy. Powoli wchodzę do kuchni i lustruję wzrokiem upieczone dobroci leżące na jej kontuarze. - Przygotowujesz się na kiermasz dobroczynny? – pytam, okrążając kontuar, żeby nie stała do mnie całkowicie plecami. - Moja mama wyjechała z miasta na weekend – odpowiada, spoglądając na mnie. - Jest anty-cukrowa, więc poniekąd szaleję, gdy jej tu nie ma. Jej mama wyjechała z miasta, więc piecze? Naprawdę nie umiem rozgryźć tej dziewczyny. Sięgam do talerza ciastek, które leży pomiędzy nami na kontuarze i biorę jedno, pytając ją wzrokiem o pozwolenie na spróbowanie. - Częstuj się – mówi. – Ale strzeż się, bo to że lubię piec, nie znaczy że jestem w tym dobra. – Skupia się na misce stojącej przed nią. - Więc masz dom dla siebie i spędzasz piątkowy wieczór piekąc? Typowa nastolatka – drażnię się. Odgryzam kawałek ciastka i omójBoże. Ona potrafi piec. Lubię ją jeszcze bardziej. - Co mogę powiedzieć? – mówi, wzruszając ramionami. – Jestem buntowniczką. Uśmiecham się, potem raz jeszcze przyglądam się talerzowi ciastek. Musi być ich tam tuzin i planuję zjeść przynajmniej ich połowę zanim wykopie mnie ze swojego domu. Będę potrzebował mleka.
85
Ona nadal jest głęboko skupiona na misce, więc biorę na siebie znalezienie szklanki. – Masz mleko? – pytam, kierując się do lodówki. Nie odpowiada na moje pytanie, więc otwieram lodówkę i wyciągam mleko, potem nalewam sobie szklankę. Dokańczam resztę ciastka, potem upijam łyk mleka. Krzywię się, bo czymkolwiek jest to cholerstwo, to nie jest prawdziwym mlekiem. Albo jest nieświeże. Patrzę na etykietkę zanim zamykam lodówkę i widzę, że to mleko migdałowe. Nie chcę być niegrzeczny, więc znowu upijam i odwracam się. Ona patrzy prosto na mnie z uniesioną brwią. Uśmiecham się. – Nie powinnaś oferować ciasteczek bez mleka, wiesz. Jesteś dość żałosną gospodynią. – Zabieram kolejne ciastko i siadam przy kontuarze. Uśmiecha się, po czym odwraca się z powrotem do blatu. - Staram się zachować swoją gościnność dla zaproszonych gości. Śmieję się. - Au. Jednak sarkazm w jej głosie jest miły, bo pomaga złagodzić napięcie. Włącza mikser i skupia się na misce stojącej przed nią. Uwielbiam to, że nie zapytała dlaczego tutaj jestem. Wiem, że zastanawia się co tutaj robię, ale wiem także z poprzednich interakcji z nią, że jest niewiarygodnie uparta i najprawdopodobniej nie zapyta co tutaj robię, bez względu na to jak bardzo chce wiedzieć. Wyłącza mikser i wyciąga miksujące skrzydła, po czym podnosi jedno do ust i oblizuje. Cholera jasna. Przełykam ślinę. - Chcesz? – pyta, podając mi jedno. - To niemiecka czekolada. - Jakie to gościnne z twojej strony. - Zamknij się i liż albo zatrzymam to dla siebie – odpowiada przekornie. Uśmiecha się, podchodzi do szafki i nalewa sobie wodę do szklanki. – Chcesz trochę wody czy chcesz dalej udawać, że możesz przełknąć te wegańskie gówno? Śmieję się, od razu przysuwając do niej moją szklankę. – Starałem się być miły, ale nie mogę wypić już tego, czym do diabła to jest. Tak, woda. Proszę. Ona śmieje się i wypełnia moją szklankę wodą, po czym zajmuje miejsce naprzeciwko mnie. Bierze ciastko czekoladowe i gryzie, podtrzymując ze mną kontakt wzrokowy. Nie odzywa się, ale wiem, że jest ciekawa, dlaczego tutaj jestem. Jednak fakt, że nadal nie zapytała sprawia, że podziwiam jej upór. Wiem, że powinienem wyjaśnić mój powód pojawienia się znikąd, ale sam jestem trochę uparty i chcę trochę dłużej przeciągnąć z nią tę sprawę. Nawet mi się to podoba. 86
Przyglądamy się sobie w ciszy, dopóki ona nie kończy już prawie swojego ciastka. Sposób w jaki uśmiecha się do mnie lekko podczas jedzenia przyśpiesza mój puls i jeśli nie przestanę na nią patrzeć, to boję się, że wyrzucę z siebie wszystko, co chcę jej powiedzieć naraz. Żeby tego uniknąć wstaję i idę do salonu, żeby się rozejrzeć. Nie mogę dłużej patrzeć jak je i muszę skupić się na tym dlaczego tutaj jestem, ponieważ nawet ja zaczynam zapominać. Na jej ścianach wisi kilka zdjęć, więc podchodzę bliżej, by przyjrzeć im się. Nie ma żadnych zdjęć, na których ma więcej niż parę lat, ale te, na których jest młodsza niż teraz są wstrząsające do oglądania. Ona naprawdę wygląda dokładnie jak Hope. To surrealistyczne patrzeć w te duże brązowe oczy dziewczynki na zdjęciu. Gdyby nie fakt, że na paru zdjęciach jest z jej matką, to byłbym przekonany, że ona naprawdę jest Hope. Ale ona nie może być Hope, ponieważ matka Hope umarła, kiedy była tylko małą dziewczynką. Chyba że Karen nie jest mamą Sky. Nienawidzę tego, że mój umysł nadal idzie w tamtą stronę. - Twoja mama wygląda na naprawdę młodą – mówię, zauważając dostrzegalnie małą różnicę wieku między nimi. - Jest młoda. - Nie wyglądasz jak ona. Wyglądasz jak twój tata? Wzrusza ramionami. – Nie wiem. Nie pamiętam, jak on wygląda. Wygląda na smutną, gdy to mówi, ale jestem ciekawy czemu nie pamięta jak on wygląda. - Twój tata nie żyje? Wzdycha. Widzę, że niekomfortowo jest jej o tym mówić. - Nie wiem. Nie widziałam go odkąd miałam trzy lata. – Wyraźnie nie chce tego rozwijać. Wracam do kuchni i siadam na moim miejscu. - To wszystko, co dostanę? Żadnej historyjki? - Och, jest historyjka. Po prostu nie chcę jej opowiedzieć. Wyczuwam, że w tej chwili nie wyciągnę z niej więcej informacji, więc zmieniam temat. Twoje ciastka były dobre. Nie powinnaś bagatelizować twoich zdolności piekarskich. Uśmiecha się, lecz jej uśmiech znika jak tylko telefon na blacie między nami wydaje dźwięk, ogłaszając wiadomość. Spuszczam na niego wzrok, kiedy ona podskakuje i pędzi do piekarnika. Otwiera go, żeby przyjrzeć się ciastu i zdaję sobie sprawę, iż ona myśli, że odgłos wydał piekarnik, a nie telefon. 87
Unoszę komórkę, gdy zamyka piekarnik i odwraca się do mnie. – Dostałaś wiadomość – śmieję się. – Twoje ciasto ma się dobrze. Wywraca oczami i rzuca na blat rękawicę kuchenną, następnie wraca do swojego miejsca. Jestem zaciekawiony komórką, zwłaszcza, że powiedziała mi wcześniej w tym tygodniu, że nie ma żadnej. - Myślałem, że nie wolno ci mieć telefonu – mówię, patrząc na wszystkie wiadomości, przesuwając palcem w dół ekranu. – Czy była to naprawdę żałosna wymówka by uniknąć podania mi swojego numeru? - Nie wolno mi – odpowiada. - Jednego dnia dała mi go moja najlepsza przyjaciółka. Nie może robić nic innego niż wysyłać wiadomości. Odwracam do niej komórkę ekranem. - Co to są za wiadomości, do diabła? – Czytam jedną na głos. - Sky, jesteś piękna. Jesteś możliwie najpiękniejszą istotą we wszechświecie, a jeśli ktoś powie ci inaczej, zranię sukę. – Zerkam na nią, wiadomości sprawiają, że jestem jeszcze bardziej nią zaciekawiony niż wcześniej. – O Boże – mówię. - Wszystkie takie są. Proszę, powiedz mi, że nie wysyłasz ich sobie dla codziennej motywacji. Śmieje się i zabiera telefon z mojej ręki. – Przestań. Rujnujesz tego zabawę. - O mój Boże, robisz tak? Te wszystkie są od ciebie? - Nie! – odpowiada obronnie. – Są od Six. Jest moją najlepszą przyjaciółką, jest po drugiej stronie świata i za mną tęskni. Nie chce żebym była smutna, więc codziennie wysyła mi miłe wiadomości. Myślę, że to słodkie. - Och, wcale nie – mówię. - Myślisz, że to irytujące i zapewne nawet ich nie czytasz. - Ona chce dobrze – mówi, zakładając obronnie ramiona na piersi. - Zniszczą cię – droczę się. - Te wiadomości nadmuchają twojego ego tak bardzo, że wybuchniesz. – Przedzieram się przez ustawienia w jej telefonie i wpisuję numer do mojego telefonu. Nie ma mowy, że wyjdę stąd bez jej numeru, a to jest idealna wymówka, żeby go dostać. – Musimy naprawić tę sytuację, zanim zaczniesz cierpieć na urojenia wspaniałości. – Oddaję jej komórkę i wysyłam do niej wiadomość. Twoje ciastka są do bani. I nie jesteś taka ładna. - Lepiej? – pytam, kiedy ją przeczytała. – Ego wystarczająco się zmniejszyło? Śmieje się i odkłada komórkę na blat ekranem do dołu. – Wiesz jaką właściwą rzecz powiedzieć dziewczynie. – Idzie do salonu i obraca się do mnie. – Chcesz wycieczkę po domu? 88
Nie waham się. Oczywiście, że chcę wycieczkę po domu. Podążam za nią po domu i słucham, jak mówi. Udaję, że jestem zainteresowany wszystkim, co pokazuje, ale w rzeczywistości mogę skoncentrować się tylko na dźwięku jej głosu. Mogłaby mówić do mnie całą noc i nigdy nie znudziłoby mi się słuchanie jej. - Mój pokój – mówi, otwierając drzwi do jej sypialni. – Nie krępuj się, żeby się rozejrzeć, ale że nie ma tutaj żadnych osiemnastoletnich ludzi ani starszych, trzymaj się z dala od mojego łóżka. Nie wolno mi zajść w ciążę w ten weekend. Zatrzymuję się, przechodząc przez próg i przyglądam się jej. – Tylko w ten weekend? – pytam, dopasowując się do jej humoru. - Zamiast tego planujesz zajść w ciążę w następny weekend? Uśmiecha się i wchodzę głębiej do jej sypialni. – Nie – odpowiada. - Pewnie poczekam jeszcze parę tygodni. Nie powinienem tutaj być. Każda minuta, którą z nią spędzam sprawia, że lubię ją coraz bardziej. Teraz jestem w jej pokoju, a w domu nie ma nikogo innego prócz nas, nie wspominając o tym, że stoi między nami łóżko, od którego kazała trzymać mi się z daleka. Nie powinienem tutaj być. Przyszedłem tutaj, żeby pokazać jej, że jestem dobrym facetem, nie złym. Więc dlaczego patrzę na jej łóżko i nie mam teraz dobrych myśli? - Mam osiemnaście lat – mówię, nie mogąc przestać wyobrażać sobie jak ona wygląda, kiedy leży w tym łóżku. - Hura dla ciebie? – odpowiada skonsternowana. Uśmiecham się do niej, potem kiwam głową na jej łóżko w wyjaśnieniu. – Powiedziałaś, żeby trzymać się z dala twojego łóżka, bo nie jestem osiemnastolatkiem. Jedynie mówię, że jestem. Jej ramiona napinają się i wciąga szybko oddech. – Och – mówi, lekko speszona. - Więc dobra, miałam na myśli dziewiętnastolatków. Trochę za bardzo podoba mi się jej reakcja, więc staram się skupić na tym dlaczego tutaj jestem. Dlaczego tutaj jestem? Bo w tej chwili w mojej głowie jest tylko łóżko, łóżko, łóżko. Jestem tutaj, żeby coś udowodnić. Coś bardzo potrzebnego i ważnego. Odchodzę od łóżka tak daleko jak mogę i ląduję przy oknie. Tym samym oknie, o którym słyszałem tak wiele podczas ostatniego tygodnia w szkole. Niesamowite jakich rzeczy się dowiadujesz, kiedy tylko się zamkniesz i posłuchasz. 89
Wychylam przez nie głowę i rozglądam się, po czym wracam do środka. Nie podoba mi się to, że trzyma je otwarte. To niebezpieczne. - Więc to jest te osławione okno, co? Jeżeli ten komentarz nie skieruje rozmowy w kierunku, na który mam nadzieję, to nie wiem, co to zrobi. - Czego chcesz, Holder? – pyta gniewnie. Odwracam się do niej, a ona patrzy na mnie ostro. - Powiedziałem coś nie tak, Sky? Lub nieprawdziwego? Może bezpodstawnego? Natychmiast podchodzi do drzwi i przytrzymuje je otwarte. – Wiesz dokładnie, co powiedziałeś i dostałeś reakcję, którą chciałeś. Zadowolony? Możesz już iść. Nienawidzę tego, że ją wkurzam, ale ignoruję jej prośbę, żebym wyszedł. Odwracam wzrok, podchodzę do jej łóżka i podnoszę książkę. Udaję, że ją przekartkowuję, podczas gdy rozważam jak nawiązać rozmowę. - Holder, proszę cię tak miło, jak zamierzam cię prosić. Proszę, wyjdź. Odkładam książkę i siadam na jej łóżku, pomimo faktu, że kazała mi tego nie robić. Już jest na mnie wkurzona. Co tam jeszcze jedna rzecz? Podchodzi głośnym krokiem do łóżka i poważnie łapie mnie za nogi, próbując fizycznie ściągnąć mnie z łóżka. Potem sięga do moich nadgarstków i szarpie, starając się mnie unieść, ale ciągnę ją na łóżko i przewracam ją na plecy, dociskając jej ramiona do materaca. Teraz, kiedy ją wściekłem byłaby dobra pora, żeby powiedzieć jej, po co tutaj przyszedłem. Że nie jestem takim facetem. Że nie byłem przez rok w poprawczaku. Że nie pobiłem tamtego dzieciaka przez to, że był gejem. Ale oto przytrzymuję ją na materacu i nie mam pojęcia, jak w ogóle doszliśmy do tego punktu, ale niech mnie szlag weźmie jeśli mogę uformować spójną myśl. Ona w ogóle nie walczy, żeby wydostać się spode mnie i oboje wpatrujemy się w siebie, jakby wyzywając się nawzajem do wykonania pierwszego ruchu. Moje serce obija się o moją klatkę piersiową i jeżeli teraz się od niej nie odsunę, to zrobię tym jej ustom coś, co z pewnością skończy się na tym, że zostanę spoliczkowany. Albo też pocałowany. Myśl ta jest kusząca, ale nie ryzykuję. Puszczam jej ramiona i przesuwam kciukiem po czubku jej nosa. – Mąka. Wkurzała mnie – mówię. Odsuwam się i opieram głowę o jej wezgłowie.
90
Ona się nie rusza. Oddycha ciężko i wpatruje się w sufit. Nie jestem pewien, co sobie myśli, ale już nie próbuje wykopać mnie z jej pokoju, więc to dobrze. - Nie wiedziałem, że on był gejem – odzywam się. Odwraca głowę w moją stronę i nadal leży na plecach. Nic nie mówi, więc wykorzystuję okazję, żeby wytłumaczyć bardziej szczegółowo, kiedy mam jej całą uwagę. - Pobiłem go, bo był dupkiem. Nie miałem pojęcia, że był gejem. Wpatruje się we mnie bez wyrazu, potem powoli obraca głowę w kierunku sufitu. Daję jej chwilę, żeby rozważyć to, co właśnie powiedziałem. Albo mi uwierzy i będzie czuć się winna, albo mi nie uwierzy i nadal będzie wkurzona. Tak czy inaczej nie chcę, żeby czuła się winna czy wkurzona. Ale w tej sytuacji nie pozostaje nam żaden inny wybór emocji. Dalej milczę, chcąc, żeby przynajmniej czymś mi odpowiedziała. Z kuchni dobiega dźwięk i on jest podobny bardziej do minutnika niż jej telefonu. Ciasto! – krzyczy ona. Schodzi z łóżka i wylatuje z sypialni, a ja znajduję się sam na jej łóżku, w jej pokoju. Zamykam oczy i opieram głowę o wezgłowie. Chcę, żeby ona mi uwierzyła. Chcę, żeby mi zaufała i chcę, żeby znała prawdę o mojej przeszłości. Jest w niej coś, co mówi mi, że nie jest jak wszyscy inni ludzi, których spotkałem i którzy mnie rozczarowali. Mam tylko nadzieję, że nie mylę się co do niej, bo lubię przebywać w jej towarzystwie. Ona naprawdę sprawia, że czuję się jakbym miał cel. Od trzynastu miesięcy tak się nie czułem. Podnoszę wzrok, gdy wraca do pokoju i uśmiecha się z zakłopotaniem. W ustach ma ciastko i drugie trzyma w ręce. Podaje mi je i opada obok mnie na łóżku. Jej ręka ląduje na jej poduszce i wzdycha. - Chyba uwaga o bijącym gejów dupku była naprawdę krytyczna z mojej strony, co? Tak naprawdę nie jesteś ciemnym homofobem, który spędził ostatni rok w poprawczaku? Misja osiągnięta. I było to o wiele łatwiejsze niż sądziłem. Uśmiecham się i przesuwam się w dół, dopóki nie leżę obok niej. – Nie – odpowiadam, patrząc na gwiazdy przyklejone do jej sufitu. - W ogóle. Spędziłem cały ostatni rok, mieszkając z moim ojcem w Austin. Nawet nie wiem skąd historyjka o byciu wysłanym do poprawczaka weszła do obrazka. - Czemu nie bronisz się przed plotkami, jeśli nie są prawdziwe? Co za dziwne pytanie, wychodzące od kogoś, kto nie bronił się przez cały ten tydzień. Zerkam w jej kierunku. – Czemu ty nie? 91
Potakuje cicho. – Właśnie. Oboje patrzymy na jej sufit. Podoba mi się, że tak szybko się przekonała. Podoba mi się, że nie kłóciła się o to, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, jak bardzo jest uparta. Podoba mi się, że miałem co do niej rację. - Komentarz o oknie z wcześniej? – pyta. – Po prostu robiłeś uwagę o plotkach? Naprawdę nie próbowałeś być wredny? Nie cierpię tego, że ona faktycznie myślała, że byłem po prostu okrutny, nawet jeśli trwało to tylko minutę. Nie chcę, żeby kiedykolwiek tak o mnie myślała. - Nie jestem wredny, Sky. - Jesteś intensywny. Przynajmniej w tym mam rację. - Mogę być intensywny, ale nie jestem wredny. - Cóż, ja nie jestem zdzirą. - Nie jestem bijącym gejów dupkiem. - Więc rozumiemy się już? Śmieję się. – Ta, chyba tak. Trwa cisza przez kolejną chwilę, dopóki nie wciąga długiego, głębokiego wdechu. Przepraszam, Holder. - Wiem, Sky – mówię. Nie przyszedłem tutaj po przeprosiny. Nie chcę, żeby czuła się winna przez swoje błędne mniemanie. - Wiem. Nie mówi nic więcej i oboje dalej patrzymy na gwiazdy. Jestem teraz w konflikcie, bo oboje jesteśmy na jej łóżku i choć bardzo chcę zignorować to, że ona mi się podoba, to jest to trochę trudne, kiedy znajduję się od niej kilka centymetrów dalej. Jestem ciekawy czy ona czuje do mnie jakiś pociąg. Jestem niemal pewny, że tak, biorąc pod uwagę maleńkie rzeczy, które ona robi i próbuje ukryć, gdy jestem przy niej. Na przykład to, że przyłapałem ją na gapieniu się na mój tors, kiedy z nią biegałem. Albo to jak nabiera powietrza, gdy nachylam się, żeby coś jej powiedzieć. Albo jak zawsze walczy ze sobą, żeby się nie uśmiechnąć, kiedy mocno stara się być na mnie wściekła. Nie jestem pewien co o mnie myśli albo co czuje, ale wiem jedną rzecz… zdecydowanie nie zachowuje się wobec mnie obojętnie, tak jak robi to z Graysonem. Myślenie o tamtym incydencie i o tym jak zaledwie parę godzin temu ona go całowała sprawia, że się krzywię. Być może pytanie ją o to jest niewłaściwe, ale na pewno nie mogę przestać myśleć o tym jak bardzo nie cierpię myśli o niej całującej kogokolwiek, szczególnie 92
Graysona. A jeżeli istnieje szansa, że to ja będę ją całował, to muszę wiedzieć, że ona już nie będzie go całować. Nigdy. - Muszę cię o coś zapytać – mówię. Przygotowuję się na poruszenie tego tematu, wiedząc, że najprawdopodobniej ona nie chce o tym rozmawiać. Ale muszę wiedzieć, co ona do niego czuje. Wciągam głęboki wdech i obracam się do niej. - Dlaczego pozwoliłaś Graysonowi robić to, co robił tobie na parkingu? Krzywi się i potrząsa nieznacznie głową. – Już ci powiedziałam. On nie jest moim chłopakiem i nie podbił mi oka. - Nie pytam z tych powodów – odpowiadam, chociaż tak jest. - Pytam, bo widziałem jak zareagowałaś. Byłaś nim zirytowana. Nawet wyglądałaś na lekko znudzoną. Po prostu chcę wiedzieć czemu pozwalasz mu coś takiego robić, jeżeli wyraźnie nie chcesz, żeby on cię dotykał. Milczy przez chwilę. - Mój brak zainteresowania był tak oczywisty? - Tak. I to z dystansu pięćdziesięciu metrów. Jestem zaskoczony, że on nie zrozumiał aluzji. Od razu odwraca się na bok i podpiera się na łokciu. – Wiem, prawda? Nie mogę ci powiedzieć jak wiele razy dawałam mu kosza, ale on nie przestaje. To naprawdę żałosne. I nieatrakcyjne. Nie mogę nawet opisać jak dobrze jest słyszeć jak ona to mówi. - W takim razie dlaczego mu na to pozwalasz? Wciąż patrzy mi w oczy, ale nie odpowiada mi. Dzielą nas centymetry. Na jej łóżku. Jej usta są tuż obok. Tak blisko. Oboje odwracamy się na plecy, niemal jednocześnie. - To skomplikowane – mówi. Jej głos brzmi smutno, a ja na pewno nie przyszedłem tutaj, żeby ją zasmucać. - Nie musisz wyjaśniać. Jedynie byłem ciekawy. To nie moja sprawa. Unosi ramiona za głowę i opiera głowę o ręce. - Kiedykolwiek miałeś poważną dziewczynę?
93
Nie mam pojęcia, gdzie ona z tym zmierza, ale przynajmniej mówi, więc idę jej śladem. Tak – odpowiadam. – Ale mam nadzieję, że nie będziesz pytać o szczegóły, bo w to nie wchodzę. - Nie dlatego pytam – mówi, kręcąc głową. – Kiedy ją całowałeś, co czułeś? Zdecydowanie nie wiem, gdzie ona z tym zmierza. Ale i tak jej odpowiadam. Przynajmniej tyle mogę zrobić za pojawienie się bez zapowiedzi, a potem praktycznie obrażanie jej reputacji przed udowodnieniem mojej racji. - Chcesz szczerości, tak? - Tylko tego zawsze chcę – mówi, przedrzeźniając moje własne słowa. Uśmiecham się. – W porządku. Chyba czułem się… napalony. Gdy wymawiam słowo „napalony” przysięgam, że wciągnęła wdech. Jednak szybko się opanowała. – Więc miałeś motylki, pocące się dłonie, szybkie bicie serca i tak dalej? - Ta. Nie z każdą dziewczyną, z którą byłem, ale z większością. Przekrzywia głowę w moją stronę i wygina brew, przez co uśmiecham się szeroko. - Nie było ich tak dużo – dodaję. A przynajmniej nie sądzę, że było ich tak dużo. Nie wiem jaka liczba stanowi dużo w tej kwestii, ale i tak ludzie mierzą rzeczy w innych skalach. – O co ci chodzi? – pytam, czując ulgę, że nie pyta mnie o wyjaśnienie ile dokładnie ich było. - Chodzi mi o to, że ja nie. Ja nic takiego nie czuję. Gdy obściskuję się z facetami, w ogóle nic nie czuję. Tylko otępienie. Więc czasami pozwalam Graysonowi robić, to co mi robi, nie dlatego, że to lubię, lecz dlatego, że lubię nic nie czuć. Absolutnie nie spodziewałem się takiej odpowiedzi. Nie jestem pewien czy lubię tę odpowiedź. To znaczy podoba mi się to, że ona nic nie czuje do Graysona, ale nie cierpię tego, że nie powstrzymało ją to od pozwolenia mu na próbę dostania tego, czego on chce. Również nie podoba mi się, że przyznała, iż nigdy nic nie czuje, ponieważ mogę szczerze powiedzieć, że w jej towarzystwie nigdy nie czułem tak wiele. - Wiem, że to nie ma sensu i nie, nie jestem lesbijką. Po prostu przed tobą nigdy nie czułam do nikogo pociągu i nie wiem dlaczego. Szybko odwracam się, by na nią spojrzeć, nie będąc pewnym czy dobrze ją usłyszałem. Ale opierając się na jej reakcji i tym jak jej ramię unosi się i natychmiast zakrywa jej twarz, wiem na pewno, że usłyszałem ją dobrze. Ona czuje do mnie pociąg. I nie zamierzała przyznać tego na głos. 94
I jestem całkiem pewien, że te przypadkowe przyznanie właśnie polepszyło cały mój rok. Wyciągam rękę i obejmuję palcami jej nadgarstek, odciągając ramię od jej twarzy. Wiem, że jest teraz zawstydzona, ale nie ma cholernej mowy, że to odpuszczę. - Czujesz do mnie pociąg? - O Boże – jęczy. – To ostatnia rzecz, jakiej potrzebujesz dla swojego ego. - To pewnie prawda – przyznaję, śmiejąc się. – Lepiej pospiesz się i obraź mnie, zanim moje ego stanie się tak duże jak twoje. - Musisz obciąć włosy – wyrzuca z siebie. – Naprawdę. Wchodzą ci do oczu, a ty mrużysz oczy i ciągle je odsuwasz jakbyś był Justinem Bieberem, a to naprawdę rozpraszające. Wiem, że ona nie ma dostępu do technologii, więc nie wspominam o tym, że Justin Bieber obciął włosy dawno temu. Jestem rozczarowany, że w ogóle o tym wiem. Ciągnę palcami za moje włosy i opadam na poduszkę. – Rany. Naprawdę zabolało. Wygląda na to, że trochę o tym myślałaś. - Tylko od poniedziałku – odpowiada. - Poznałaś mnie w poniedziałek. Więc technicznie myślałaś o tym jak bardzo nie cierpisz moich włosów od chwili, kiedy się poznaliśmy? - Nie w każdej chwili. Śmieję się. Zastanawiam się czy możliwe jest zakochiwać się w jednej cesze osoby na raz, czy od razu zakochuje się w całej osobie. Bo myślę, że właśnie zakochałem się w jej humorze. I w jej otwartości. I może nawet w jej ustach, ale nie pozwalam sobie patrzeć na nie na tyle długo, żeby to potwierdzić. Kurde. To są już trzy cechy, a jestem tu tylko od godziny. - Nie mogę uwierzyć, że myślisz, że jestem gorący – odzywam się, przerywając ciszę. - Zamknij się. - Pewnie tamtego dnia udawałaś omdlenie, byś mogła być noszona w moich gorących, spoconych, męskich ramionach. - Zamknij się – mówi znowu. - Mogę się założyć, że fantazjujesz o mnie w nocy, w tym właśnie łóżku. - Zamknij się, Holder. - Zapewne nawet…
95
Kładzie rękę na moich ustach. – Jesteś o wiele gorętszy, kiedy nie mówisz. Zamykam się, ale tylko dlatego, że chcę upajać się faktem, iż ten wieczór już okazał się być o wiele lepszy niż oczekiwałem. Z każdą sekundą, jaką z nią jestem coraz bardziej ją lubię. Lubię jej poczucie humoru i lubię, że rozumie moje poczucie humoru. Jest pierwszą dziewczyną poza Les, która wyciska ze mnie ostatnie poty i nie mam tego dosyć. - Nudzi mi się – mówię, mając nadzieję, że zasugeruje interesującą sesję całowania, zamiast gapienia się na jej sufit. Choć, jeśli moje opcje są zlimitowane do gapienia się na jej sufit całą noc albo powrotu do domu, to chętnie będę gapić się na jej sufit. - Więc idź do domu. - Nie chcę – mówię stanowczo. Zbyt dobrze się bawię, żeby iść do domu. - Co robisz, kiedy ci się nudzi? Nie masz Internetu ani telewizora. Siedzisz tylko cały dzień i myślisz o tym, jak gorący jestem? - Czytam – odpowiada. – Dużo. Czasami piekę. Czasami biegam. - Czytasz, pieczesz i biegasz. I fantazjujesz o mnie. Jakie intrygujące prowadzisz życie. - Lubię moje życie. - Tak jakby ja też je lubię – mówię. I naprawdę je lubię. Już mamy wspólne bieganie. I może ona nie zdawać sobie z tego sprawy, ale mamy również wspólne fantazjowanie. Nie piekę, ale lubię jej pieczenie. To pozostawia czytanie. Czytam, kiedy potrzebuję, czyli nieczęsto. Ale nagle chcę wiedzieć wszystko o wszystkim, co ją interesuje, a jeśli interesuje ją czytanie, to mnie też to interesuje. Wyciągam rękę i biorę książkę z jej stolika nocnego. – Proszę, przeczytaj to. - Chcesz żebym czytała ją na głos? Jesteś tak znudzony? - Całkiem cholernie znudzony. - To romans. – Mówi to jakby to było ostrzeżenie. - Tak jak powiedziałem. Całkiem cholernie znudzony. Czytaj. Wzrusza ramionami i poprawia poduszkę, po czym zaczyna czytać. - Żyłam od prawie trzech dni, kiedy szpital zmusił ich do decyzji. Zgodzili się wziąć pierwsze trzy litery dwóch imion i zgodzili się na Layken… Czyta dalej, a ja jej nie przerywam. Po kilku rozdziałach nie mogę stwierdzić czy mój szybki puls jest wynikiem słuchania tak długo jej głosu, czy napięcia seksualnego w książce. Może sprawką jest połączenie tego razem. Sky naprawdę powinna pomyśleć o karierze lektora, audiobookach czy czymś podobnym, bo jej głos jest… 96
- On przesuwa się przez pokój… Jej głos się oddala. - …i pochyla się, chwytając… I… odleciała. Książka opada na jej klatkę piersiową i śmieję się cicho, ale nie wstaję, bo fakt, że ona zasnęła nie oznacza, że jestem gotowy do wyjścia. Leżę z nią przez jakieś pół godziny, potwierdzając fakt, że tak, zdecydowanie jestem zakochany w jej ustach. Obserwuję ją we śnie, dopóki nie pika mój telefon. Odsuwam ją od siebie i układam ją na plecach, wtedy wyciągam komórkę w mojej kieszeni. Koleś. To Daniel, ja. Val jest pieprzenie szalona i myślę, że jestem w tym Burker Ging i przyjedź po mnie, nie mogę jechać. Piłem i nienawidzę jej. Od razu mu odpisuję. Dobry pomysł. Nie ruszaj się stamtąd. Będę tam za trzydzieści. Wsuwam telefon z powrotem do kieszeni, ale znowu wydaje dźwięk nadchodzącej wiadomości. Holder? Potrząsam głową i odsyłam wiadomość z Ta? Natychmiast odpisuje. O, dobrze. Upewniałem się tylko czy to ty, stary. Jeezu. On jest więcej niż tylko pijany. Wstaję i wyciągam książkę z jej dłoni, kładę ją na stoliku nocnym i oznaczam stronę, na której się zatrzymała, żeby mieć wymówkę, by wrócić tutaj jutro. Idę do kuchni i spędzam następne dziesięć minut sprzątając bałagan. Przysięgam, że można by pomyśleć, iż żywiła urazę do mąki, biorąc pod uwagę ilość, którą musiałem zetrzeć. Kiedy całe jedzenie opakowane jest folią (minus kilka ciastek, które mogłem zwinąć) wracam do jej sypialni, po czym siadam na brzegu jej łóżka. Ona chrapie. Kocham to. Kurde. To już cztery rzeczy. Naprawdę muszę wyjść. Przed wstaniem do wyjścia, powoli pochylam się do przodu, niepewnie, nie chcąc jej obudzić. Ale nie mogę zostawić jej bez małej zapowiedzi. Przysuwam się do niej, dopóki moje usta nie muskają jej warg i całuję ją. 97
Rozdział trzynasty i pół
Les, Sky, Sky, Sky, Sky, Sky, Sky, Sky, Sky, Sky. Proszę. Przyzwyczajaj się, bo mam przeczucie, że przez jakiś czas tylko o niej będę mówił. O mój Boże, Les. Nie potrafię Ci nawet wyjaśnić jak idealna jest ta dziewczyna. A kiedy mówię idealna, to mam na myśli nieidealna, ponieważ z nią jest tak wiele niewłaściwości. Ale wszystko co jest z nią niewłaściwe jest wszystkim, co mnie przyciąga i czyni ją doskonałą. Jest wobec mnie wprost nieuprzejma i kocham to. Jest uparta i kocham to. Jest mądralińska, jest sarkastyczna i każda dowcipna rzecz, która wychodzi z jej ust jest jak muzyka dla moich uszu, bo tego właśnie chcę. Ona jest tym, czego potrzebuję i nie chcę, żeby się zmieniała. Nie ma w niej ani jednej rzeczy, którą bym zmienił. Jest jednak jedna rzecz, która mnie w niej martwi, a to jest fakt, że wydaje się być ona trochę emocjonalnie obojętna. A choć było to mocno dostrzegalne, kiedy widziałem ją z Graysonem, to nie widzę tego, gdy jest ona ze mną. Jestem prawie przekonany, że czuje do mnie coś innego, ale skłamałbym, gdybym powiedział, że nie martwię się, że ona nic nie poczuje, jeśli ją pocałuję. Bo niech to szlag, Les, tak cholernie mocno chcę ją pocałować, ale za bardzo się boję. Boję się, że jeśli pocałuję ją zbyt szybko, to poczuje ona ten pocałunek jak każdy inny, który kiedykolwiek otrzymała. Nic nie poczuje. Nie chcę, żeby nic nie czuła, kiedy ją pocałuję. Chcę, żeby czuła wszystko. H
98
Rozdział czternasty
Co chcesz dzisiaj robić? Czytam wiadomość Daniela i odpowiadam. Sorry. Plany. WTF, wargo sromowo?! Nie! Ja. Ty. Plany. Nie mogę. Jestem całkiem pewien, że mam randkę. Sky? Tak. Mogę przyjść? Nie. Więc mogę być twoją randką w następną sobotę? Jasne, kochanie. Nie mogę się doczekać, cukiereczku. Śmieję się z wiadomości Daniela, po czym oczyszczam ekran i znajduję numer Sky. Nie słyszałem od niej odkąd zasnęła na mnie zeszłej nocy, więc nie jestem nawet pewien czy dzisiaj chce mnie ona w swoim domu. O której mogę przyjść? Nie żebym nie mógł się tego doczekać czy coś. Jesteś naprawdę, naprawdę nudna. Po wysłaniu wiadomości, dostaję kolejną wiadomość od numeru, którego nie rozpoznaję. Jeśli umawiasz się z moją dziewczyną, załatw sobie własne opłacone minuty i przestań tracić moje, ośle. Jedyną osobą z opłaconymi minutami jaką znam jest Sky. I mówiła, że jej najlepsza przyjaciółka kupiła jej telefon, więc poważnie mam nadzieję, że ta wiadomość jest od jej przyjaciółki, a nie kogoś innego. Od razu odpisuję, mając nadzieję, że dowiem się więcej. Jak mam zdobyć więcej minut? Kiedy tylko wysyłam wiadomość, przychodzi odpowiedź Sky.
99
Bądź o dziewiętnastej. I przynieś coś do jedzenia. Nie gotuję dla ciebie. Nieuprzejme. Kocham to. *** Znowu do mnie napisała, kiedy byłem w sklepie spożywczym, prosząc mnie, żebym się pospieszył. Naprawdę, poważnie lubię to, że ona chce mnie mieć u siebie szybciej. Bardzo to lubię. Bardzo lubię ją. Bardzo lubię ten cały weekend. Jej drzwi wejściowe otwierają się chwilę po tym jak dzwonię do drzwi. Ona uśmiecha się jak tylko mnie widzi i przeklinam pod nosem, bo to jest jeszcze jedna rzecz, w której właśnie się zakochałem. Spogląda na torby z zakupami w moich dłoniach i unosi brew. Wzruszam ramionami. - Jedno z nas musi być gościnne. – Idę po schodach i przechodzę obok niej, po czym kieruję się do kuchni. – Mam nadzieję, że lubisz spaghetti i klopsy, bo to właśnie dostaniesz. - Gotujesz dla mnie kolację? – pyta za mną sceptycznie. - Tak naprawdę gotuję dla siebie, ale możesz trochę zjeść, jeśli chcesz. – Zerkam za siebie i uśmiecham się, żeby wiedziała, że się droczę. - Zawsze jesteś taki sarkastyczny? Wzruszam ramionami. – A ty? - Zawsze odpowiadasz pytaniami na pytania? - A ty? Bierze ręcznik z kontuaru i rzuca nim we mnie, ale uchylam się przed nim. - Chcesz się czegoś napić? – pytam ją. - Proponujesz zrobić mi coś do picia w moim własnym domu? Podchodzę do lodówki i przeszukuję półki, ale moje opcje są ograniczone. – Chcesz mleko, które smakuje jak tyłek czy chcesz napój gazowany? - Mamy w ogóle napój gazowany? Spoglądam zza drzwi lodówki i uśmiecham się do niej. – Czy którekolwiek z nas może powiedzieć coś, co nie będzie pytaniem? - Sama nie wiem, możemy?
100
- Myślisz, że jak długo możemy to utrzymać? – pytam, zabierając z lodówki ostatni napój gazowany. – Chcesz lodu? - A ty bierzesz lód? Niech to szlag, jest urocza. – Myślisz, że powinienem brać lód? - Lubisz lód? Jest szybka. Jestem pod wrażeniem. – Czy twój lód jest dobry? - Cóż, wolisz kruszony lód czy w kostce? Niemal odpowiadam mówiąc, że w kostce, ale zdaję sobie sprawę, że to nie byłoby pytanie. Mrużę oczy i przeszywam ją wzrokiem. – Nie ma dla ciebie lodu. - Ha! Wygrałam – triumfuje. - Pozwoliłem ci wygrać, bo jest mi ciebie żal – mówię, wracając do kuchenki. - Każdy, kto chrapie tak głośno jak ty zasługuje na przerwę od czasu do czasu. - Wiesz co, obelgi naprawdę są tylko zabawne, kiedy są w formie tekstowej – mówi. Podnosi się i idzie do zamrażarki w tym samym czasie, co ja odwracam się, żeby pójść do lodówki po mielony czosnek. Stoi do mnie plecami i wsypuje do swojej szklanki lód. Obraca się, gdy docieram do lodówki. Patrzy na mnie z tymi dużymi brązowymi oczami i tymi wydętymi wargami, i podchodzę do niej bliżej, mając nadzieję, że znowu wytrącę ją z równowagi. Kocham to robić. Unoszę ramię i przyciskam dłoń do lodówki, patrząc jej w oczy. - Wiesz, że żartuję, prawda? Od razu nabiera powietrza i potakuje głową. Uśmiecham się, przysuwając się jeszcze bliżej. – Dobrze. Bo nie chrapiesz. Tak naprawdę jesteś całkiem cholernie urocza, gdy śpisz. – Nie wiem dlaczego powiedziałem jej, że nie chrapała. Może nie chcę, żeby wiedziała jak długo zostałem w jej łóżku, przyglądając się po tym jak wczoraj zasnęła. Przygryza dolną wargę, patrząc na mnie z nadzieją. Jej klatka piersiowa unosi się ciężko, jej ramiona pokryte są gęsią skórką i niczego nie chciałbym bardziej jak złapać jej twarz i ją pocałować. Chcę ją pocałować bardziej niż chcę powietrza. Ale już powiedziałem sobie, że tego nie zrobię, więc jej nie pocałuję. Jednak to nie znaczy, że nie mogę się z nią trochę podroczyć. Przesuwam usta, aż dotykają niemal jej ucha. – Sky. Potrzebuję od ciebie… - przerywam na chwilę i czekam jak złapie ona oddech - …żebyś się ruszyła. Potrzebuję coś z lodówki. – Odsuwam się i obserwuję
101
jej reakcję. Jej dłonie są przyciśnięte do lodówki za nią jakby próbowała utrzymać się w pozycji stojącej. Widzenie jej fizycznej reakcji na moją bliskość powoduje we mnie uśmiech. Kiedy się uśmiecham i ona dostrzega, że celowo się z nią drażniłem przymruża oczy, a ja się śmieję. Pcha mnie w klatkę piersiową, odpychając od siebie. – Jesteś takim dupkiem! – mówi, idąc do kontuaru. - Przykro mi, ale cholera. Tak rażąco czujesz do mnie pociąg, że ciężko jest ci nie dokuczać. – Wciąż się śmieję, gdy wracam do kuchenki z czosnkiem. Wsypuję go trochę na patelnię i spoglądam na nią. Zakrywa twarz dłońmi ze wstydu i od razu czuję poczucie winy. Nie chcę, żeby myślała, że nie jestem nią zainteresowany, bo jestem pewien, że jestem nią zainteresowany o wiele bardziej niż ona mną. Chyba jednak nie pokazałem jej tego wyraźnie, co jest trochę niesprawiedliwe. - Chcesz coś wiedzieć? – pytam. Unosi na mnie wzrok i potrząsa głową. - Prawdopodobnie nie. - Możesz przez to poczuć się lepiej – dodaję. - Wątpię. Patrzę na nią, a ona się nie uśmiecha i nie cierpię tego. Chciałem, żeby to było żartobliwe; nie chciałem zranić jej uczuć. – Też mogę czuć do ciebie lekki pociąg – przyznaję, mając nadzieję, iż pomoże jej to uświadomić sobie, że nie chciałem jej zawstydzić. - Tylko lekki? – pyta przekornie. Nie. Nie tylko lekki. Cholernie wielki. Kontynuuję przygotowanie jedzenia i robię wszystko, co mogę, żeby wszystko zacząć, bym mógł usiąść i porozmawiać z nią, kiedy będzie się gotować. Ona siedzi cicho przy blacie, przyglądając się mojej pracy w jej kuchni. Kocham to, że nie jest skromna, jeśli chodzi o sposób w jaki mi się przygląda. Wpatruje się we mnie jakby nie chciała patrzeć na nic innego i podoba mi się to. - Co znaczy lol? - Poważnie? - Tak, poważnie. Wcześniej napisałeś to w swojej wiadomości. - Znaczy to śmiać się głośno. Używasz tego, kiedy sądzisz, że coś jest zabawne. - Huh – mówi. – To głupie.
102
- Ta, dość głupie. Choć jest to nawyk i skrócone wiadomości są szybsze do napisania, kiedy już się do tego przyzwyczaisz. Trochę jak OMG, WTF, IDK i… - O Boże, przestań – mówi szybko. – Mówiąc w skróconej formie tekstowej jesteś naprawdę nieatrakcyjny. Puszczam jej oko. – Więc już nigdy tego nie zrobię. – Podchodzę do kontuaru i wyciągam warzywa z siatki. Przemywam je pod wodą i przenoszę kreskę do krojenia na blat przed nią. – Lubisz sos spaghetti z kawałkami warzyw czy bez niczego? – pytam, kładąc przed sobą pomidor. Ona patrzy na coś ze mną, zamyślona. Czekam, żeby zobaczyć czy odpowie mi, gdy wyrwie się z myśli, ale ona dalej wpatruje się w przestrzeń. - Wszystko w porządku? – pytam, machając ręką przed jej oczami. Nareszcie przytomnieje i unosi na mnie wzrok. - Gdzie poszłaś? Na chwilę zniknęłaś. Szybko to zbywa. – Nic mi nie jest. Nie podoba mi się ton jej głosu. Nie wygląda na to, że nic jej nie jest. - Gdzie poszłaś, Sky? – pytam raz jeszcze. Chcę wiedzieć, o czym myślała. Albo może nie chcę wiedzieć, ponieważ jeśli myślała o tym, że chce abym wyszedł, to mam nadzieję, że nadal będzie udawać, iż nic jej nie jest. - Obiecasz, że nie będziesz się śmiał? – pyta. Przepływa przeze mnie ulga, bo nie sądzę, że pytałaby mnie o to, gdyby miała nadzieję, że wyjdę. Ale nie zamierzam obiecywać jej, że nie będę się śmiał, więc kręcę głową, nie zgadzając się. – Powiedziałem ci, że zawsze będę z tobą szczery, więc nie. Nie mogę obiecać, że nie będę się śmiał, ponieważ jesteś poniekąd zabawna, a to tylko postawi mnie na niepowodzenie. - Zawsze jesteś taki trudny? Uśmiecham się, ale nie odpowiadam. Kocham, kiedy robi się mną poirytowana, więc celowo nie daję jej odpowiedzi. Wyprostowuje się na krześle i mówi. - Okej, dobra. – Wciąga głęboki oddech, jakby przygotowywała się na długą przemowę. Denerwuję się. - Poważnie nie jestem dobra w całym tym randkowaniu, a nawet nie wiem czy to jest randka, ale wiem, że cokolwiek to jest, to jest to coś trochę więcej od dwójki przyjaciół spędzających razem czas, a świadomość tego sprawia, że myślę o później, kiedy będzie czas, żebyś szedł i czy planujesz mnie pocałować, a ja jestem typem osoby, która nie cierpi niespodzianek, więc nie mogę przestać czuć się tym skrępowana, ponieważ chcę żebyś mnie 103
pocałował i może to być aroganckie z mojej strony, ale trochę myślę, że ty też chcesz mnie pocałować, więc tak sobie myślałam jak o wiele prościej by było, gdybyśmy już się pocałowali, byś mógł wrócić do gotowania kolacji, a ja przestałabym próbować mentalnie wyobrażać sobie jak rozegra się nasz wieczór. Jestem całkiem pewien, że to zbyt szybko, żeby ją kochać, ale kurde. Ona musi przestać robić i mówić te niespodziewane rzeczy, które powodują, że chcę przyśpieszyć cokolwiek się między nami dzieje. Bo chcę ją pocałować, kochać się z nią, poślubić ją i żeby miała moje dzieci, a chcę, żeby to wszystko stało się dzisiaj. Ale wtedy skończyłyby nam się wszystkie pierwsze razy, a pierwsze razy są najlepszą częścią. Dobrze, że jestem cierpliwy. Odkładam nóż na deskę do krojenia i patrzę jej w oczy. - To – mówię – było najdłuższe jednociągowe zdanie, jakie kiedykolwiek usłyszałem. Nie podoba jej się mój komentarz. Fuka i opiera się o krzesło, nadąsana. - Odpręż się – śmieję się. Wykorzystuję chwilę, żeby skończyć sos, zacząć makaron i zrobić wszystko, co muszę, żeby dotrzeć do punktu, gdzie będę mógł z nią normalnie porozmawiać bez gotowania w tym samym czasie. Kiedy nareszcie nastawiam makaron, wycieram ręce w ręcznik kuchenny i kładę go na blacie. Obchodzę kontuar, podchodząc do miejsca, gdzie ona siedzi. - Wstań – mówię. Powoli się podnosi i kładę ręce na jej barkach, po czym rozglądam się po pomieszczeniu, szukając dobrego miejsca, aby powiadomić ją, że dzisiaj nie zamierzam jej pocałować. Choć bardzo tego chcę i choć wiem, że ona tego ode mnie chce, to nadal chcę poczekać. I wiem, że powiedziałem jej, że nie jestem wredny, ale nigdy nie mówiłem, że nie jestem okrutny. Po prostu zbyt dobrze się bawię, obserwując ją, gdy jest speszona i naprawdę znowu chcę sprawić, żeby taka była. – Hmm – mówię, nadal udając, że szukam idealnego miejsca na pocałowanie jej. Spoglądam w kuchnię, potem biorę ją za nadgarstki i ciągnę ją ze sobą. – Trochę podobało mi się tło lodówki. – Przyciskam ją do lodówki, a ona mi pozwala. Przez cały czas nie przestała uważnie mi się przyglądać i uwielbiam to. Podnoszę ramiona do boków jej głowy i zaczynam się pochylać. Ona zamyka oczy. Ja trzymam moje otwarte. Przez chwilę patrzę na jej wargi. Dzięki całusowi, którego skradłem wczoraj, kiedy spała, tak jakby mam wyobrażenie tego jaki mają dotyk. Ale teraz nie mogę się powstrzymać od zastanawiania jak smakują. Tak bardzo mnie kusi, żeby pochylić się jeszcze parę centymetrów i samemu się przekonać, ale nie robię tego. Mam to opanowane. 104
To są tylko usta. Przyglądam się jej jeszcze przez parę chwil, dopóki jej powieki się nie unoszą, gdy jej nie całuję. Całe jej ciało podskakuje, kiedy widzi jak blisko jestem, a to wywołuje we mnie śmiech. Dlaczego tak bardzo podoba mi się drażnienie jej? - Sky? – mówię, patrząc na nią z góry. – Nie staram się ciebie torturować czy coś, ale już podjąłem decyzję zanim tutaj przyszedłem. Dzisiaj cię nie pocałuję. Nadzieja na jej twarzy niemal od razu słabnie. - Czemu nie? – odpowiada. Jej oczy pełne są odrzucenia i absolutnie tego nie cierpię, ale nadal jej nie pocałuję. Ale chcę, żeby wiedziała jak bardzo chcę ją pocałować. Podnoszę rękę do jej twarzy i rysuję linię na jej policzku. Dotyk jej skóry pod koniuszkami moich palców jest jak jedwab. Wciąż muskam jej szczękę, potem szyję. Moje całe ciało jest napięte, bo nie jestem pewien czy ona czuje to wszystko tak, jak ja. Nie mogę sobie wyobrazić, że ktoś taki jak Grayson mógłby mieć na tyle szczęścia, żeby dotykać jej twarzy i smakować jej ust i nie przejmowałby się czy jej się to w ogóle podoba. Kiedy moja dłoń sięga jej barku, zatrzymuję się i patrzę jej w oczy. - Chcę cię pocałować – mówię. – Uwierz mi, chcę. Tak bardzo. Zabieram rękę z jej barku i kładę ją na jej policzku. Wtula się w moją dłoń i unosi na mnie spojrzenie, jej oczy pełne są rozczarowania. - Ale jeśli naprawdę chcesz, to dlaczego tego nie zrobisz? Ugh. Nienawidzę tego spojrzenia. Jeżeli dalej będzie na mnie tak patrzeć to stracę każdy strzęp woli, jaka mi pozostała. Nie jest jej zbyt wiele. Odchylam jej twarz do mojej. – Ponieważ – szepczę – boję się, że tego nie poczujesz. Wyraz jej twarzy, kiedy to mówię jest mieszanką uświadomienia i żalu. Ona wie, że odnoszę się do jej braku reakcji na innych facetów i nie jestem pewien czy ona wie jak reagować. Milczy, ale chcę, żeby się ze mną kłóciła. Chcę, żeby powiedziała mi jak bardzo się mylę. Chcę, żeby powiedziała mi, że już czuje to, co czuję ja, ale zamiast tego kiwa głową i pokrywa swoją ręką moją dłoń. Zamykam oczy, żałując, że nie zareagowała inaczej. Ale fakt, że tego nie zrobiła dowodzi tylko, że dzisiaj właśnie mam jej nie całować. Nie rozumiem dlaczego jest taka zamknięta w sobie, ale poczekam tyle, ile będę musiał. Nie ma mowy, że odejdę teraz od tej dziewczyny.
105
Odciągam ją od lodówki i oplatam ją ramionami. Powoli odwzajemnia uścisk otaczając mnie rękami w pasie i przytulając się do mojego torsu. Chętnie się o mnie opiera i tylko uczucie, że ona chce, abym ją przytulał, jest lepsze nic wszystko co czułem przez cały rok. Musiała tylko odwzajemnić mój uścisk, ale ona nie wie o tym, że właśnie wcisnęła we mnie mnóstwo życia. Przyciskam usta do jej włosów i wciągam powietrze. Mógłbym tak stać przez całą noc. Ale rozbrzmiewa cholerny minutnik kuchenki, przypominając mi, że gotuję jej kolację. Jeżeli oznacza to puszczenie jej, to wolę zagłodzić się na śmierć. Ale obiecałem ugotować dla niej, więc rozluźniam uchwyt wokół niej i cofam się o krok. Zawstydzony i niemal zrozpaczony wyraz na jej twarzy jest ostatnią rzeczą jaką oczekuję zobaczyć. Opuszcza wzrok na podłogę i zdaję sobie sprawę, że rozczarowałem ją. Bardzo. Staram się tylko ustawić tempo, które jest dla niej najlepsze. Nie chcę, żeby myślała, iż idę wolno, bo to mój wybór. Bo gdyby nie miała żadnego problemu z facetami, to teraz nie stalibyśmy w tej kuchni. Bylibyśmy na jej łóżku, tak jak ostatniej nocy, tylko tym razem ona by mi nie czytała. Chwytam obie jej dłonie i splatam nasze palce. - Spójrz na mnie. – Niepewnie podnosi twarz i spogląda na mnie. – Sky, nie pocałuję cię dzisiaj, ale uwierz mi, kiedy mówię, że nigdy nie chciałem bardziej pocałować dziewczyny. Więc przestań myśleć, że nie czuję do ciebie pociągu, ponieważ nie masz pojęcia, jak bardzo czuję. Możesz trzymać moją dłoń, możesz przesuwać palcami przez moje włosy, możesz siedzieć na mnie okrakiem, kiedy będę karmił cię spaghetti, ale nie zostaniesz dzisiaj pocałowana. I prawdopodobnie jutro też nie. Potrzebuję tego. Potrzebuję wiedzieć na pewno, że będziesz czuć każdą jedną rzecz, którą czuję ja, gdy moje usta dotkną twoich. Bo chcę, żeby twój pierwszy pocałunek był najlepszym pocałunkiem w historii pierwszych pocałunków. Smutek zniknął z jej oczu i uśmiecha się do mnie. Unoszę jej dłoń i całuję ją. - Teraz przestań się dąsać i pomóż mi skończyć klopsy. Okej? – pytam, pragnąc od niej gwarancji, że mi wierzy. – Wystarczy to, żeby przeprowadzić cię przez parę więcej randek? Kiwa głową, nadal się uśmiechając. – Tak. Ale mylisz się, co do jednej rzeczy. - Co? - Powiedziałeś, że chcesz żeby mój pierwszy pocałunek był najlepszym pierwszym pocałunkiem, ale to nie będzie mój pierwszy pocałunek. Wiesz o tym. Nie wiem jak ją o tym poinformować, ale nigdy wcześniej nie była pocałowana. W każdym razie nie tak, jak na to zasługiwała. Nie cierpię tego, że ona nie zdaje sobie z tego sprawy, więc biorę na siebie pokazanie jej jak dokładnie wygląda prawdziwy pocałunek. Puszczam jej dłonie i obejmuję jej twarz, odprowadzając ją z powrotem do lodówki. Pochylam się, czując jej oddech na moich ustach, a ona wciąga gwałtownie powietrze. 106
Uwielbiam teraz bezsilny, głodny wyraz jej oczu, ale nie dorównuje on temu, co ona mi robi, kiedy przygryza wargę. - Niech cię o czymś poinformuję – mówię, obniżając głos. – W chwili kiedy moje usta dotkną twoich to będzie twój pierwszy pocałunek. Ponieważ jeśli nigdy nic nie poczułaś, kiedy ktoś cię całował, to nikt nigdy tak naprawdę cię nie pocałował. Nie tak, jak ja planuję cię całować. Wypuszcza wstrzymywany oddech i jej ramiona znów pokryte są gęsią skórką. To poczuła. Uśmiecham się zwycięsko i odsuwam się od niej, po czum skupiam się na kuchence. Słyszę jak zsuwa się po lodówce. Obracam się i ona siedzi na podłodze, patrząc na mnie ze zszokowaniem. Śmieję się. - Nic ci nie jest? – pytam, puszczając oko. Uśmiecha się do mnie z podłogi i przyciąga nogi do klatki piersiowej ze wzruszeniem ramion. – Moje nogi przestały pracować. – Śmieje się. – Pewnie przez to, że czuję do ciebie tak wielki pociąg – mówi sarkastycznie. Rozglądam się po kuchni. – Myślisz, że twoja mama ma nalewkę dla ludzi, którzy czują do mnie zbyt wielki pociąg? - Moja mama ma nalewkę na wszystko – odpowiada. Podchodzę do niej i chwytam ją za rękę, podnosząc ją. Przyciskam rękę do jej pleców i przyciągam ją do siebie. Patrzy na mnie spod opadających powiek i ciche sapnięcie rozchyla jej wargi. Obniżam usta do jej ucha i szepczę. – Cóż, cokolwiek zrobisz… upewnij się, że nigdy nie weźmiesz tej nalewki. Jej pierś unosi się przy mojej i patrzy w moje oczy jakby wszystko, co dzisiaj powiedziałem nie miało żadnego znaczenia. Ona chce, żebym ją pocałował i nie obchodzi ją, że robię wszystko, co mojej mocy, żeby tego nie zrobić. Zsuwam rękę w dół jej pleców i klepię ją w tyłek. – Skup się, dziewczyno. Mamy jedzenie do ugotowania. *** - Dobra, mam jedno – odzywa się ona, odkładając swoją szklankę na stół. Gramy w grę, którą zaproponowała o nazwie Gość na Obiedzie, gdzie dozwolone są wszystkie pytania i nie można jeść ani pić, dopóki nie odpowie się na pytanie. Nigdy o niej nie słyszałem, ale lubię myśl, że mogę zapytać ją o wszystko, co chcę.
107
- Czemu poszedłeś za mną do samochodu w sklepie spożywczym? – pyta. Wzruszam ramionami. - Jak powiedziałem, myślałem, że byłaś kimś innym. - Wiem – mówi. - Ale kim? Może nie chcę grać w tę grę. Nie jestem gotów, żeby powiedzieć jej o Hope. Zdecydowanie nie jestem gotów, żeby powiedzieć jej o Les, ale nie ma jak tego obejść, ponieważ moja odpowiedź właśnie wkopała mnie do dziury. Przesuwam się na krześle i sięgam po picie, ale wyciąga mi je z ręki. - Żadnego picia. Najpierw odpowiedz na pytanie. – Odstawia moje picie na stół i czeka na moje wyjaśnienie. Naprawdę nie chcę zachodzić do mojej pochrzanionej przeszłości, więc staram się, żeby moja odpowiedź była prosta. - Nie byłem pewien, kogo mi przypominałaś – kłamię. – Po prostu kogoś mi przypominałaś. Później zorientowałem się, że przypominałaś mi moją siostrę. Robi minę i mówi. – Przypominam ci twoją siostrę? To trochę obrzydliwe, Holder. O kurde. Wcale nie to miałem na myśli. – Nie, nie tak. W ogóle nie tak, nawet nie wyglądasz tak jak ona wyglądała. Po prostu widząc cię przypomniałem sobie o niej. I nie wiem, dlaczego za tobą poszedłem. Wszystko było takie surrealistyczne. Cała sytuacja była trochę dziwaczna, a potem wpadnięcie na ciebie przed moim domem… Czy naprawdę powinienem jej powiedzieć jak się czułem? Jak myślałem, że Les na pewno miała z tym coś wspólnego, że była to boska interwencja albo pieprzony cud? Bo szczerze czuję, że to było zbyt idealne, by zapisać to jako zbieg okoliczności. - Tak jakby to było pisane – dokańczam. Nabiera głębokiego tchu i patrzę na nią, bojąc się tego jak wyprzedzone mogło to być. Uśmiecha się do mnie i wskazuje na moje picie. – Możesz teraz się napić – mówi. – Twoja kolej na zadanie mi pytania. - O, te będzie łatwe. Chcę wiedzieć, komu nadeptuję na odcisk. Otrzymałem dziś od kogoś tajemniczą wiadomość. Mówiło tylko ‘Jeśli umawiasz się z moją dziewczyną, załatw sobie własne opłacone minuty i przestań tracić moje, ośle.’ - To pewnie Six – odpowiada, uśmiechając się. - Osoba odpowiedzialna za moje dzienne dawki pozytywnych zapewnień. Dzięki Bogu. - Miałem nadzieję, że to powiesz. Bo jestem dość rywalizujący, a gdyby to było od faceta, moja odpowiedź nie byłaby taka miła.
108
- Odpowiedziałeś? Co powiedziałeś? - Czy to twoje pytanie? Bo jeśli nie, to biorę kolejny gryz. - Poczekaj moment i odpowiedz na pytanie – mówi. - Tak, odpowiedziałem na jej wiadomość. Napisałem ‘Jak mam kupić więcej minut?’ Jej policzki czerwienieją i uśmiecha się szeroko. – Tylko żartowałam, to nie było moje pytanie. Wciąż moja kolej. Okładam widelec na talerz i wzdycham na jej upór. – Jedzenie mi stygnie. Ignoruje moje udane rozdrażnienie i pochyla się do przodu, patrząc mi prosto w oczy. Chcę wiedzieć o twojej siostrze. I dlaczego odniosłeś się do niej w czasie przeszłym. Ach, kurde. Czy odniosłem się do niej w czasie przeszłym? Patrzę na sufit i wzdycham. – Ugh. Naprawdę zadajesz głębokie pytania, co? - Tak gra się w tę grę. Nie wymyśliłam zasad. Przypuszczam, że nie wyjdę z tego bez wyjaśnienia. Ale szczerze mówiąc nie przeszkadza mi powiedzenie jej. Są pewne rzeczy w mojej przeszłości, o których wolałbym nie dyskutować, ale Les nie wydaje się być moją przeszłością. Nadal czuję jakby była częścią mojej teraźniejszości. - Pamiętasz jak powiedziałem ci, że moja rodzina miała dosyć popieprzony zeszły rok? Potakuje i nienawidzę tego, że zaraz zepsuję naszą rozmowę. Ale ona nie lubi nieprecyzyjności, więc… – Zmarła trzynaście miesięcy temu. Zabiła się, chociaż moja matka woli używać terminu „celowo przedawkowała”. Nie odrywam wzroku od jej oczu, czekając aż „przykro mi” albo „tak się miało stać” wyjdzie z jej ust, tak jak wychodziło z ust każdego innego. - Jak się nazywała? – pyta. Fakt, że w ogóle pyta jakby była szczerze zainteresowana jest nieoczekiwany. - Lesslie. Ja mówiłem do niej Les. - Była od ciebie starsza? Tylko o trzy minuty. – Byliśmy bliźniakami – mówię tuż przed wzięciem kęsa jedzenia. Jej oczy nieznacznie się powiększają i sięga po swoje picie. Tym razem to ja ją powstrzymuję. - Moja kolej – mówię. Gdy wiem już, że wszystko jest dozwolone pytam ją o jedyną rzecz, o której nie bardzo chciała wczoraj rozmawiać. – Chcę poznać historię o twoim tacie. 109
Jęczy, ale zgadza się. Wie, że nie może odmówić odpowiedzi na te pytanie, bo właśnie całkowicie otworzyłem jej się w temacie Les. - Tak jak mówiłam, nie widziałam go od trzeciego roku życia. Nie mam z nim żadnych wspomnień. Przynajmniej nie sądzę, bym miała. Nawet nie wiem jak wygląda. - Twoja mama nie ma jego żadnych zdjęć? Przekrzywia lekko głowę, po czym opiera się o krzesło. – Pamiętasz, jak powiedziałeś, że moja mama wygląda naprawdę młodo? Cóż, bo jest. Adoptowała mnie. Upuszczam widelec. Adoptowana. Prawdziwa możliwość, że ona może być Hope bombarduje moje myśli. Jednakże nie miałoby sensu, że miała trzy lata, kiedy została adoptowana, ponieważ Hope miała pięć lat, kiedy ją zabrano. Chyba że została okłamana. Ale jakie są szanse? I jakie są szanse, że ktoś taki jak Karen byłby zdolny do kradzieży dziecka? - Co? – pyta. - Nigdy nie spotkałeś nikogo adoptowanego? Uświadamiam sobie, że szok, który czuję w głowie i sercu pokazuje się również w mojej minie. Odchrząkuję i staram się pozbierać myśli, ale jeszcze milion pytań tworzy się w moim umyśle. – Zostałaś adoptowana w wieku trzech lat? Przez Karen? Potrząsa głową. – Zostałam oddana do opieki zastępczej, kiedy miałam trzy lata, po tym jak zmarła moja biologiczna matka. Tata nie potrafił sam mnie wychować. Albo nie chciał samemu mnie wychowywać. W każdym razie mam się z tym dobrze. Poszczęściło mi się z Karen i nie mam żadnej potrzeby, żeby nad tym wszystkim się zastanawiać. Gdyby on chciał wiedzieć, gdzie jestem, to znalazłby mnie. Jej matka nie żyje? Matka Hope nie żyje. Ale Hope nigdy nie została oddana do opieki zastępczej i tata Hope nie oddał ją do adopcji. Wszystko to nie ma absolutnie żadnego sensu, ale jednocześnie nie mogę wykluczać możliwości. Albo została nakarmiona całkowitymi kłamstwami na temat jej przeszłości, albo ja szaleję. Drugie jest bardziej prawdopodobne. - Co znaczy twój tatuaż? – pyta, wskazując na niego widelcem. Opuszczam wzrok na moje ramię i dotykam liter tworzących imię Hope.
110
Gdyby ona była Hope to pamiętałaby te imię. Tylko ta jedna rzecz powstrzymuje mnie od wiary w możliwość, że ona mogła być Hope. Hope pamiętałaby. - To przypomnienie – odpowiadam. - Zrobiłem go po śmieci Les. - Przypomnienie czego? A to jest jedyna nieprecyzyjna odpowiedź, jaką dostanie, bo zdecydowanie nie zamierzam wyjaśniać. – Przypomnienie ludzi, których zawiodłem. Jej twarz nabiera współczującego wyrazu. - Ta gra nie jest zbyt fajna, co? - Nie. – Śmieję się. - Trochę jest do dupy. Ale musimy iść dalej, bo wciąż mam pytania. Pamiętasz cokolwiek z okresu przed tym, jak zostałaś adoptowana? - Nie bardzo. Kawałki, ale chodzi o to, że gdy nie masz nikogo, kto potwierdziłby twoje wspomnienia, po prostu wszystkie je tracisz. Jedyną rzecz, którą mam zanim zaadoptowała mnie Karen to jakaś biżuteria i nie mam pojęcia od kogo ona jest. Nie mogę teraz rozróżnić tego, co było rzeczywistością, snami czy tym, co zobaczyłam w telewizji. - Pamiętasz swoją matkę? Milczy przez chwilę. – Karen jest moją matką – mówi beznamiętnie. Wyczuwam, że nie chce o tym rozmawiać i nie chcę jej naciskać. – Moja kolej. Ostatnie pytanie, potem jemy deser. - Myślisz, że mamy wystarczająco deseru? – pytam, próbując poprawić nastrój. - Czemu go pobiłeś? – pyta, całkowicie pogarszając nastrój. Nie chcę się w to zagłębiać. Odsuwam moją miskę. Po prostu pozwolę jej wygrać tę rundę. – Nie chcesz znać tej odpowiedzi, Sky. Przyjmę karę. - Ale ja chcę wiedzieć. Tylko ponowne myślenie o tamtym dniu już mnie denerwuje. Rozluźniam szczękę, żeby złagodzić napięcie. – Jak powiedziałem ci wcześniej, pobiłem go, bo był dupkiem. - To nieprecyzyjne – odpowiada, mrużąc oczy. - Ty nie jesteś nieprecyzyjny. Wiem, że lubię jej upór, ale lubię go tylko wtedy, kiedy nie naciska mnie ona do wspominania przeszłości. Ale także nie mam pojęcia, co powiedziano jej o całej tej sytuacji. Chciałem, żeby ona mi się otworzyła i zadawała mi pytania, żeby mogła usłyszeć prawdę ode mnie. Jeżeli odmówię odpowiedzi, to wtedy przestanie mi się otwierać.
111
- Był to mój pierwszy tydzień z powrotem w szkole odkąd umarła Les – mówię. – Ona też chodziła tutaj do szkoły, więc wszyscy wiedzieli, co się stało. Kiedy mijałem faceta na korytarzu, usłyszałem jak mówi coś o Les. Nie zgadzałem się z tym i dałem mu o tym znać. Posunąłem się za daleko, aż doszło do punktu, że kiedy siedziałem na nim, to nic mnie to nie obchodziło. W kółko zadawałem mu ciosy i nawet się tym nie przejąłem. Naprawdę popieprzoną częścią jest to, że ten dzieciak prawdopodobnie będzie głuchy na lewe ucho przez resztę życia, a mnie to wciąż nie obchodzi Moja pięść leży zaciśnięta na stole. Zaledwie myślenie o tym jak wszyscy się zachowywali po jej śmierci znowu doprowadza mnie do szału. - Co on o niej powiedział? Opieram się o krzesło i opuszczam spojrzenie na stół między nami. Nie chcę patrzeć jej w oczy, gdy myślę tylko o rzeczach, które mnie wkurzają. – Słyszałem jak śmiał się, mówiąc swojemu koledze, że Les wzięła samolubne, łatwe wyjście. Powiedział, że gdyby nie była takim tchórzem, to by to przetrzymała. - Przetrzymała co? - Życie. - Ty nie uważasz, że wzięła łatwe wyjście. – Nie wypowiada tego jak pytanie. Mówi to jakby szczerze próbowała mnie zrozumieć. Przez cały tydzień właśnie tego od niej chciałem. Chcę po prostu, żeby mnie rozumiała. Żeby uwierzyła mnie, a nie wszystkim innym. I nie. Nie uważam, że wzięła łatwe wyjście. Wcale tak nie uważam. Sięgam przez stół i chwytam dłońmi jej rękę. – Les była najdzielniejszą pieprzoną osobą, jaką kiedykolwiek znałem – mówię. - Potrzeba wiele odwagi, by zrobić to co ona. Żeby po prostu to zakończyć, nie wiedząc co jest dalej? Nie wiedząc czy cokolwiek jest dalej? Łatwiej jest żyć życiem bez żadnego w nim życia niż powiedzieć „pieprzyć to” i odejść. Ona była jedną z kilku, którzy po prostu powiedzieli „pieprzyć to”. A ja będę ją chwalił każdego dnia, gdy wciąż żyję, zbyt bardzo bojąc się zrobić to samo. Patrzę na nią, kiedy kończę mówić i jej oczy są szeroko otwarte. Jej dłoń trzęsie się, więc ściskam ją mocno moimi rękami. Patrzymy na siebie przez kilkanaście sekund i widzę, że nie ma pojęcia co mi powiedzieć. Próbuję poprawić nastrój i zmienić temat. Mówiła, że to ostatnie pytanie, potem weźmiemy deser. Schylam się, żeby pocałować ją w czubek głowy, po czym idę do kuchni. – Chcesz same ciastka czekoladowe czy z orzechami? – Patrzę na nią z kuchni, jak biorę desery, a ona wpatruje się we mnie wielkimi oczami. Przeraziłem ją.
112
Właśnie ją kompletnie przeraziłem. Wracam do miejsca, gdzie siedzi ona i kucam przed nią. – Hej. Nie chciałem cię przestraszyć – mówię do niej, obejmując dłońmi jej twarz. - Nie mam skłonności samobójczych, jeśli przez to wariujesz. Nie mam nasrane w głowie. Nie jestem obłąkany. Nie cierpię na nerwicę pourazową. Jestem tylko bratem, który kochał swoją siostrę bardziej niż samo życie, więc robię się trochę intensywny, kiedy o niej myślę. A jeśli radzę sobie lepiej, mówiąc sobie, że to co ona zrobiła było szlachetne, chociaż takie nie było, to tylko to robię. Tylko sobie radzę. – Daję jej czas, żeby przyswoiła sobie moje słowa, potem dokańczam moje wyjaśnienie. – Pieprzenie kochałem tę dziewczynę, Sky. Muszę wierzyć, że to co zrobiła było jedyną odpowiedzią, która jej pozostała, bo jeśli tego nie zrobię, to nigdy nie wybaczę sobie tego, że nie pomogłem jej znaleźć innej. – Przyciskam czoło do jej czoła, patrząc jej stanowczo w oczy. – Dobra? Chcę, żeby zrozumiała, że staram się. Mogę nie mieć wszystkiego ogarniętego i mogę nie wiedzieć jak ruszyć się od śmierci Les, ale staram się. Ona zaciska usta i potakuje głową, po czym odsuwa moje dłonie. – Muszę skorzystać z łazienki – mówi, szybko mnie mijając. Biegnie do łazienki i zamyka za sobą drzwi. Jezu Chryste, dlaczego w ogóle tam zaszedłem? Idę do korytarza, przygotowany na zapukanie do jej drzwi i przeproszenie, ale postanawiam dać jej najpierw parę minut. Wiem, że to było naprawdę ciężkie. Może ona potrzebuje minuty. Czekam na korytarzu, dopóki nie otwierają się drzwi łazienki. Nie wygląda na to, żeby płakała. - Z nami okej? – pytam, robiąc krok w jej stronę. Uśmiecha się do mnie i wypuszcza drżący oddech. – Powiedziałam ci, że myślę, że jesteś intensywny. To tylko udowadnia moją rację. Znowu jest sobą. Kocham to w niej. Uśmiecham się i otaczam ją ramionami, po czym opieram brodę o czubek jej głowy, podczas gdy kierujemy się do jej sypialni. – Możesz już zajść w ciążę? Śmieje się. – Nie. Nie w ten weekend. Poza tym, musisz pocałować dziewczynę zanim ją zaciążysz. - Czy ktoś nie miał edukacji seksualnej, kiedy była nauczana w domu? Ponieważ mógłbym cię zaciążyć, w ogóle nie całując. Chcesz bym pokazał? Opada na łóżko i podnosi książkę, którą czytała mi zeszłej nocy. - Uwierzę ci na słowo – odpowiada. - Poza tym mam nadzieję, że dostaniemy masę edukacji seksualnej zanim dotrzemy do ostatniej strony. 113
Kładę się obok niej i przyciągam ją do siebie. Opiera głowę o moją klatkę piersiową i zaczyna mi czytać. *** Zwijam rękę w ciasną pięść i trzymam ją na boku, robiąc wszystko, co w mojej mocy, żeby nie dotknąć jej ust. Po prostu nigdy wcześniej nie widziałem czegoś tak idealnego. Ona czyta mi już od dobrej godziny i nie usłyszałem żadnego cholernego słowa, które wypowiedziała. Zeszłej nocy o wiele łatwiej było skupiać uwagę na rzeczywistej historii, bo nie patrzyłem bezpośrednio na nią. Dzisiaj wykorzystuję każdą część woli, jaką mam, żeby nie nakryć jej warg moimi ustami. Ona opiera się o mnie z głową na mojej klatce piersiowej, używając mnie jako jej poduszkę. Mam nadzieję, że nie czuje walącego teraz mojego serca, bo za każdym razem, jak zerka na mnie, przewracając stronę, jeszcze mocniej zaciskam pięści i staram się trzymać ręce przy sobie, lecz mój opór rozbrzmiewa w moim tętnie. I nie chodzi o to, że nie chcę jej dotknąć. Chcę ją dotknąć i pocałować tak mocno, aż fizycznie mnie to boli. Po prostu nie chcę, żeby było to dla niej nieistotne. Kiedy ją dotknę… chcę, żeby to poczuła. Chcę, żeby każda rzecz, którą jej powiem i każda rzecz, którą jej zrobię miała znaczenie. Ostatniej nocy, gdy powiedziała mi, że nigdy nic nie czuła, kiedy była całowana, moje serce zrobiło tę szaloną rzecz, gdzie czuło się przytłoczone, jakby było uciskane, dokładnie tak jak płuca w mojej klatce piersiowe. Umawiałem się z wieloma dziewczynami, chociaż mogłem przy niej to zbagatelizować. Z każdą dziewczyną, z którą byłem moje serce nigdy nie zareagowało tak, jak reaguje przy niej. I nie odnoszę się do uczuć mojego serca do niej, bo bądźmy szczerzy, ledwo co ją znam. Odnoszę się do dosłownych, fizycznych reakcji mojego serca na nią. Za każdym razem jak się odzywa, uśmiech albo, Broń boże, śmieje… moje serce reaguje jakby dostało kopniaka. Nie cierpię tego, lubię to i jakimś sposobem uzależniłem się od tego. Za każdym razem, kiedy ona mówi, kopniak w mojej klatce piersiowej przypomina mi, że wciąż coś w niej jest. Ogromna część moich wnętrzności zgubiła się, kiedy straciłem Hope i byłem przekonany, że Les zabrała ze sobą resztkę zawartości mojej klatki piersiowej, gdy umarła w zeszłym roku. Po przebywaniu ze Sky przez te dwa ostatnie dni, już nie jestem tego taki pewien. Nie uważam, że moja klatka piersiowa była przez cały ten czas usta. Cokolwiek we mnie pozostało zaledwie spało, a ona jakoś powoli to wybudza. Każdym słowem, które wymawia i każdym spojrzeniem, które posyła w moim kierunku, nieświadomie wyciąga mnie z tego trzynastoletniego koszmaru, w którym tkwiłem i chcę dalej jej na to pozwalać. Pieprzyć to. 114
Rozluźniam pięść i podnoszę rękę do jej włosów, które są rozłożone na moim torsie. Unoszę luźny kosmyk i zawijam go wokół palca, nie odrywając wzroku od jej ust, podczas gdy ona nadal mi czyta. Orientuję się, że nadal czasami porównuję ją do Hope, pomimo starań, żeby tego nie robić. Staram się przypomnieć sobie dokładnie jak wyglądały oczy Hope lub czy miała te same cztery piegi na grzbiecie nosa, co ma Sky. Ilekroć zaczynam je porównywać, zmuszam się do zaprzestania. Nie ma to już znaczenia i muszę dać temu spokój. Sky udowodniła, że ona nie może być Hope i muszę to zaakceptować. Szanse na to, że dziewczyna, którą straciłem jest tutaj, przytulona do mojej piersi, pomiędzy koniuszkami palców trzymam pasemko jej włosów… to niemożliwe. Muszę odseparować je od siebie w mojej głowie zanim schrzanię i zrobię coś głupiego, jak na przykład zwrócę się do Sky złym imieniem. To byłoby do kitu. Dostrzegam, że jej usta są zaciśnięte w cienką linię i już nic nie mówi. Cholerna szkoda, bo jej usta są pieprzenie hipnotyzujące. - Dlaczego przestałaś mówić? – pytam, nie patrząc jej w oczy. Wpatruję się w jej wargi, mając nadzieję, że znowu zaczną się poruszać. - Mówić? – odpowiada, jej górna warga unosi się w uśmiechu. – Holder, ja czytam. To różnica. I wygląda na to, że w ogóle nie zwracałeś uwagi. Zadziorność jej odpowiedzi sprawia, że się uśmiecham. – Och, zwracałem uwagę – mówię, unosząc się na łokciach. – Na twoje usta. Może nie na słowa z nich wychodzące, ale z pewnością na twoje usta. – Wysuwam się spod niej, dopóki nie kładzie się na plecach, potem zsuwam się, by położyć się obok niej. Przyciągam ją do siebie i znowu biorę palcami jej włosy. Fakt, że ani trochę mi się nie opiera oznacza tylko, że będę walczył ze sobą przez resztę tej cholernej nocy. Ona już pokazała wyraźnie, że chce, abym ją pocałował i niech mnie szlag trafi, jeżeli odsunięcie się od niej przyciśniętej do lodówki nie było najtrudniejszą rzeczą, którą musiałem zrobić. Kurde. Tylko myślenie o tym jest prawie tak intensywne, jak wtedy kiedy miało to miejsce. Opuszczam kosmyk włosów i patrzę jak moje palce kierują się prosto do jej ust. Nie wiem jak nastąpiło ostatnich pięć sekund, ale przyglądam się mojej dłoni, która muska jej wargi, jakbym nie miał już władzy nad moimi kończynami. Moja ręka ma własny rozum, ale naprawdę mnie to nie obchodzi… ani nie chcę przestawać. Czuję jej oddech na koniuszkach moich palców i muszę przygryźć wnętrze policzka, żeby przekierować moje skupienie na coś innego od tego czego pragnę. Bo to nie moje pragnienia są teraz ważne – ale jej. I bardzo wątpię, że ona chce zasmakować moich ust tak bardzo jak ja potrzebuję teraz zasmakować jej. 115
- Masz ładne usta – mówię, wciąż powoli przesuwając po nich czubkami palców. – Nie mogę przestać na nie patrzeć. - Powinieneś ich posmakować – odpowiada. - Są dość urocze. Cholera jasna. Zamykam oczy i opuszczam głowę na jej szyję, siłą odwracając moją uwagę od tych ust. – Przestań, ty zła dziewucho. Śmieje się. – Nie ma mowy. To twoja głupia zasada, czemu ja mam ją wprowadzać w życie? O Jezu. To dla niej gra. Te całe niecałowanie jest dla niej grą i zamierza się ze mną cholernie droczyć. Nie mogę tego zrobić. Jeżeli poddam się i pocałuję ją zanim będzie gotowa, to wiem, że nie będę mógł przestać. I nie wiem, co do diabła dzieje się teraz w mojej klatce piersiowej, ale naprawdę podoba mi się co czuję, kiedy jestem w jej towarzystwie. Jeżeli mogę przeciągnąć cokolwiek to jest, żeby mieć pewność, że ona czuje to samo, to właśnie to będę robił. Nawet jeśli zajmie mi kilka tygodni upewnienie się, że ona dojdzie do tego momentu, to chyba poczekam tych kilka tygodni. W międzyczasie zrobię wszystko, co mogę, aby upewnić się, że jej następny pierwszy raz będzie miał znaczenie. - Bo wiesz, że mam rację – mówię, tłumacząc dlaczego musi pomóc mi wprowadzić w życie tę zasadę. - Nie mogę cię dzisiaj pocałować, ponieważ całowanie prowadzi do następnej rzeczy, a ona do następnej i w tym tempie skończą nam się wszystkie pierwsze razy do następnego weekendu. Nie chcesz jeszcze trochę przeciągnąć naszych pierwszych razów? – Odsuwam się od jej szyi i opuszczam na nią wzrok, bardzo świadomy, że w tej chwili pomiędzy naszymi ustami jest mniej przestrzeni niż między naszymi ciałami. - Pierwsze razy? – pyta, spoglądając na mnie z ciekawością. – Jak wiele jest pierwszych razów? - Nie jest ich tak dużo, dlatego musimy je przeciągać. Już opuściliśmy zbyt wiele odkąd się znamy. Przekrzywia głowę i jej twarz staje się atrakcyjnie poważna. – Jakie pierwsze razy już opuściliśmy? - Te łatwe – odpowiadam. - Pierwszy uścisk, pierwsza randka, pierwsza kłótnia, pierwszy raz, kiedy spaliśmy razem, choć ja nie spałem. Teraz mało nam zostało. Pierwszy pocałunek. Pierwszy raz na spanie razem, kiedy oboje będziemy rozbudzeni. Pierwsze małżeństwo. Pierwsze dziecko. Po tym nic już nie będzie. Nasze życia staną się przyziemne i nudne, ja będę musiał rozwieść się z tobą i poślubić żonę dwadzieścia lat młodszą ode mnie, żebym miał o wiele więcej pierwszych razów, a ty utkniesz wychowując dzieci. – Podnoszę rękę do jej policzka i uśmiecham się do niej. – Widzisz, kochanie? Robię to tylko dla twojej korzyści. 116
Im dłużej czekam, żeby cię pocałować, tym będzie to dłużej zanim będę zmuszony do zostawienia cię na lodzie. Ona śmieje się, a ten dźwięk jest tak toksyczny, że jestem zmuszony przełknąć dużą gulę w moim gardle, żebym znów mógł oddychać. - Twoja logika mnie przeraża – mówi. - Tak jakby już nie uważam cię za atrakcyjnego. Wyzwanie zaakceptowane. Powoli przesuwam się nad nią, uważając, żeby rękami podtrzymać mój ciężar. Gdyby moje ciało dotknęło teraz którejkolwiek części jej ciała, to już przenosilibyśmy się na drugie i trzecie razy. – Tak jakby nie uważasz mnie za atrakcyjnego? – pytam, patrząc prosto w jej oczy. - To może również znaczyć, że tak jakby uważasz mnie za atrakcyjnego. Jej oczy ciemnieją i potrząsa głową. Dostrzegam jak zagłębienie w podstawie jej gardła porusza się nieznacznie, kiedy przełyka ślinę zanim się odzywa. - W ogóle nie uważam cię za atrakcyjnego. Odpychasz mnie. Tak naprawdę to lepiej mnie nie całuj, bo jestem pewna, że zwymiotuję do twoich ust. Śmieję się i opuszczam się na łokieć, żebym był bliżej jej ucha, nadal uważając, żeby nie dotknąć jej ciała. - Jesteś kłamczuchą – szepczę. – Czujesz do mnie wielki pociąg i zamierzam to udowodnić. Miałem zamiar się odsunąć, ale jak tylko uderza we mnie jej zapach, nie potrafię się już odsunąć. Przyciskam usta do jej szyi zanim w ogóle mam szansę na rozważenie mojej decyzji. Ale w tej chwili posmakowanie jej wydaje się być bardziej koniecznością niż tylko decyzją. Ona wciąga gwałtownie powietrze, kiedy odchylam się i nie mogę powstrzymać nadziei, że to było szczere. Myśl o tym, że ona rzeczywiście czuje to, co czułem ja, gdy moje usta dotknęły jej szyi sprawia, że czuję się śmiesznie zwycięsko. Wielka szkoda, że lubię wyzwania, ponieważ te sapnięcie sprawiło, że chcę ulepszyć moją grę. Obniżam usta do jej ucha i szepczę. - Czułaś to? Jej oczy są zamknięte i potrząsa głową na nie, oddychając ciężko. Spoglądam na jej klatkę piersiową, unoszącą się niebezpiecznie blisko mojej. - Chcesz, żebym znowu to zrobił? – pytam szeptem. Chcę, żeby błagała mnie, żeby znowu to zrobić, ale kręci głową. Oddycha dwa razy szybciej niż sześćdziesiąt sekund temu, więc wiem, że się do niej dobieram. Śmieję się na to, że tak stanowczo potrząsa głową, w tym samym czasie zaciskając w pięści prześcieradło obok niej. Przysuwam się bliżej do jej ust, bo nagle mam przytłaczającą potrzebę, żeby nabrać trochę oddechów, które ona marnuje. Wydaje mi się, że potrzebuję ich teraz bardziej od niej, więc wciągam powietrze jednocześnie z dotknięciem ustami jej policzka. Jednak tam się nie 117
zatrzymuję. Nie mogę tam się zatrzymać. Obsypuję pocałunkami obszar od jej policzka do ucha. Zatrzymuję się i nabieram tyle tchu, żebym mógł mówić opanowanym tonem. – Co ty na to? Raz jeszcze potrząsa uparcie głową, ale odchyla ją od tyłu i leciutko na lewo, dając mi lepszy dostęp. Zabieram rękę z łóżka i kładę ją na jej talii, nie odrywając wzroku od jej oczu, jak wsuwam dłoń pod jej bluzkę, na tyle daleko, żeby musnąć kciukiem jej brzuch. Obserwuję ją, czekając na jakąkolwiek reakcję, ale ma teraz nieugięty wyraz twarzy z zaciśniętymi ustami, jakby próbowała wstrzymać oddech. Nie chcę, żeby wstrzymywała oddech. Potrzebuję słyszeć jak oddycha. Kiedy zniżam usta i nos do jej podbródka, ona wypuszcza wstrzymywany oddech, tak jak miałem nadzieję, że zrobi. Przesuwam nosem po jej szczęce, wdychając jej zapach, potem zniżam się, słuchając uważnie każdego sapnięcia, które opuszcza jej usta, jakby to były ostatnie odgłosy, które kiedykolwiek usłyszę. Gdy docieram do jej ucha, cztery z moich zmysłów działają na najwyższych obrotach, a jeden ma poważne braki – smak. Wiem, że nie mogę dziś posmakować jej ust, ale muszę posmakować przynajmniej jednej części jej ciała. Przyciskam usta do jej ucha, a ona od razu unosi rękę do mojej szyi, przyciągając mnie bliżej. Czucie jej potrzeby moich ust dotykających jej skóry rozdziera moją klatkę piersiową i całkowicie się poddaję, jeszcze bardziej chcąc czuć od niej tę potrzebę. Natychmiast rozchylam wargi i sunę językiem po jej skórze, zapamiętując jej słodycz i piętnując ją w mojej pamięci. Nigdy nie smakowałem czegoś, co dorównywało jej doskonałości. Wtedy ona jęczy i jasna cholera. Wszystko co myślałem, że wiedziałem o moich pragnieniach, potrzebach czy chęciach gubi się w tym dźwięku. Od tej chwili moim nowym i jedynym celem w życiu jest znalezienie sposobu, żeby sprawić, aby raz jeszcze wydała dokładnie ten sam dźwięk. Kładę dłoń na boku jej twarzy i daję sobie upust, całując i drażniąc każdy centymetr jej szyi, starając się znaleźć te same miejsce, które zadowoliło ją parę sekund temu. Opuszcza głowę na poduszkę i wykorzystuję okazję na badanie większego obszaru jej szyi. Gdy tylko moje usta zaczynają przesuwać się do jej uniesionej klatki piersiowej, zmuszam się do wrócenia na północ, nie chcąc naciskać do punktu, gdzie będzie ona będzie mnie prosić, bym przestał. Bo absolutnie nie chcę przestawać tego, cokolwiek robimy. Jej oczy wciąż są zamknięte i zbliżam usta do jej warg, całując ją delikatnie blisko kącika jej ust. I oto jest. Najcichszy, najdelikatniejszy odgłos znowu opuszcza jej gardło. Nie mogę zignorować faktu, że razem z tym dźwiękiem budzi się kolejna część mojego ciała. Nie przestaję obcałowywać pełnego kółka wokół krawędzi jej warg, zaimponowany, że jakoś jestem w stanie znaleźć siłę, żeby się odsunąć.
118
Muszę się na chwilę zatrzymać, bo jeśli tego nie zrobię, to na pewno złamię dzisiaj moją jedną i jedyną zasadę – czym jest absolutny brak kontaktu ustami. Wiem, że jeśli teraz ją pocałuję to będzie świetnie. Ale nie chcę, żeby ona miała świetność. Chcę, żeby miała niewiarygodność. Patrząc w tej chwili na jej usta, wiem na pewno, że dla mnie to będzie niewiarygodne. - Są takie idealne – mówię. – Jak serca. Dosłownie mógłbym patrzeć na twoje usta całymi dniami i nigdy się nie nudzić Otwiera oczy i uśmiecha się. - Nie. Nie rób tego. Jeśli tylko będziesz patrzył, to ja będę znudzona. Cholera, ten uśmiech. Bolesny jest przymus patrzenia jak te usta uśmiechają się, marszczą, dąsają, śmieją i mówią, kiedy chcę tylko patrzeć jak mnie całują. Ale wtedy oblizuje wargi i wszystko co myślałem, że wiedziałem o bólu, tak naprawdę zaczyna wydawać się dobre w porównaniu do tego, jak moje serce jest wydłubywane z mojego torsu przez to małe drażnienie się. Jezu Chryste, ta dziewczyna. Jęczę i przyciskam czoło do jej czoła. Świadomość, że jej usta są tak blisko moich wysysa ze mnie samokontrolę. Opadam na nią i jest tak jakby podmuch ciepłego powietrza wdarł się do pokoju i nas osaczył. Oboje czujemy wszystko jednocześnie i jęczymy razem, poruszamy się razem oraz oddychamy razem. Wtedy całkowicie się poddajemy. Nasze cztery ręce gorączkowo ściągają moją koszulkę, jakby dwie ręce nie mogły zrobić tego wystarczająco szybko. Jak tylko jest ściągnięta, jej nogi oplatają się wokół mojego pasa i przyciska mnie mocno do siebie. Znowu opuszczam czoło na jej czoło i poruszam się przy niej, odnajdując nowy sposób na wyciągnięcie tych cichutkich dźwięków z jej ust, które szybko stają się moją nową, ulubioną piosenką. Poruszamy się razem i im więcej ona sapie i cicho jęczy, tym bliżej moje usta przysuwając się do jej warg, chcąc doświadczyć z pierwszej ręki tych dźwięków. Potrzebuję tylko maleńkiej próbki tego jaki będzie jej pocałunek. Mały zwiastun, tylko tyle. Pozwalam sobie musnąć wargami jej usta i oboje wciągamy powietrze. Ona to czuje. Ona naprawdę, pieprzenie to czuje i myślę, że topię się w zadowoleniu. Nie chcę niczego przyspieszać i zdecydowanie nie chcę niczego spowalniać. Po prostu chcę utrzymywać dokładnie takiego tempo, jakie jest teraz, ponieważ jest idealne. Przyciskam dłoń do boku jej głowy i nie odrywam czoła od jej czoła, opierając usta na jej wargach. Uwielbiam uczucie naszych ust przesuwających się po sobie, więc odsuwam się i oblizuję wargi, żeby wywołać gładszą przyczepność. Wyprostowuję nogi, zabierając z kolan trochę mojego ciężaru, nie spodziewając się, że ta mała zmiana zrobi jej to, co zrobiła. Wygina plecy w łuk i szepcze. – O Boże.
119
Czuję, że powinienem jej odpowiedzieć, bo cholernie się wydaje, że teraz zwraca się do mnie, patrząc na to jak zarzuca ramiona na moją szyję i przyciska do mnie głowę. Jej ramiona drżą, a jej nogi zaciskają się wokół mnie i uświadamiam sobie, że nie tylko ona to czuje, ale robi wszystko, co w jej mocy, żeby z tym walczyć. - Holder – szepcze, ściskając moje plecy. Nie jestem pewien czy chce, abym jej odpowiedział, ale zapomniałem jak się mówi, więc nie ma to znaczenia. Ledwo co pamiętam jak się w ogóle oddycha. - Holder. Tym razem wymawia moje imię z większym ponagleniem, więc całuję ją w głowę i spowalniam moje ruchy. Jeszcze nie poprosiła mnie o przestanie czy zwolnienie, ale jestem całkiem pewien, że zamierza to zrobić. Zrobię wszystko, żeby zatrzymać jej prośbę, ponieważ ona jest niewiarygodna i absolutnie nie chcę przestawać. - Sky, jeśli prosisz mnie, żebym przestał, zrobię to. Ale mam nadzieję, że tak nie jest, bo naprawdę nie chcę przestawać, więc proszę. – Unoszę się i patrzę na nią z góry, wciąż leciutko się przy niej poruszając. Wciąż nie poprosiła mnie jeszcze o przestanie i szczerze się tego boję. Boję się, że jeśli przestanę to cokolwiek ona teraz czuje, zniknie. To mnie przeraża, ponieważ wiem, że ja będę ją czuł przez wiele dni po dzisiejszej nocy. Kocham świadomość, że to co teraz jej robię ma taki efekt, iż ona czuje, że potrzebuje mnie zatrzymać zanim przejdzie dzisiaj przez nieoczekiwany pierwszy raz. Wyciągam rękę do jej policzka i głaskam go wierzchem dłoni, chcąc… nie, potrzebując, żeby przeszła dzisiaj przez ten pierwszy raz. – Nie pójdziemy nigdzie dalej, obiecuję – mówię do niej. - Ale proszę, nie proś mnie o przestanie tam, gdzie już jesteśmy. Potrzebuję na ciebie patrzeć i potrzebuję cię usłyszeć, ponieważ fakt, że wiem, iż naprawdę teraz to czujesz jest tak pieprzenie niesamowity. Jesteś niewiarygodna, to jest niewiarygodne i proszę. Po prostu… proszę. Zniżam usta do jej warg i całuję ją delikatnie, od razu się odsuwając zanim ta niesamowita więź zmieni się w coś więcej niż tylko całus. Jej usta są tak niewyobrażalnie doskonałe; muszę całkowicie się z niej unieść, żeby się pozbierać. W innym wypadku nie będę w stanie kontrolować się przez kolejną sekundę. Patrzę na nią, a ona wpatruje się we mnie, szukając w moich oczach odpowiedzi na pytanie, na które tylko sama może sobie odpowiedzieć. Czekam cierpliwie, aż zadecyduje, gdzie zmierzamy od tej momentu. Jej głowa zaczyna poruszać się w przód i w tył, i kładzie ręce na moim torsie. - Nie. Cokolwiek zrobisz, nie przestawaj. Nie ruszam się przez chwilę, powtarzając w głowie kilka razy to, co właśnie powiedziała, dopóki nie jestem całkowicie pewien, że powiedziała mi, abym nie przestawał. Wsuwam rękę pod jej szyję i podnoszę jej czoło do mojego. - Dziękuję – mówię bez tchu. Znowu na nią 120
opadam i odtwarzamy nasz rytm. Gdy jest do mnie przyciśnięta, to czuję ją tak niewiarygodnie, że nie wiem czy kiedykolwiek będę jeszcze taki sam. Ta dziewczyna właśnie uniosła barierkę tak wysoko ponad głowami innych dziewczyn, że nikt nigdy się do niej nie zbliży. Całuję ją wszędzie, gdzie dziś dotknęły ją już moje usta, przyspieszając tempo wraz z rytmem jej sapań i jęków. Gdy czuję, że jej ciało napina się wokół mojego, odsuwam się od jej szyi i spoglądam na nią. Mocniej wbija paznokcie w moją skórę, po czym odchyla głowę do tyłu i zamyka oczy. Wygląda w taki sposób absolutnie pięknie, ale potrzebuję jej oczu na mnie. Potrzebuję obserwować jak ona to czuje. - Otwórz oczy – mówię do niej. Krzywi się, ale nie patrzy na mnie. - Proszę. Jej oczy natychmiast się otwierają, kiedy mówię proszę. Jej brwi marszczą się i traci rytm oddychania. Walczy teraz o oddech, jak jej ciało zaczyna pode mną drżeć, przez cały czas nie zrywając kontaktu wzrokowego. Mogę tylko wstrzymywać mój oddech i obserwować najbardziej niewiarygodną rzecz, jaką kiedykolwiek widziałem. Gdy jej najgłośniejsze jęki opuszczając jej usta, już nie potrafi utrzymać otwartych oczu. Jak tylko je zamyka, przyciskam usta do jej warg, potrzebując raz jeszcze poczuć je przy moich. Kiedy ona nareszcie się uspokaja, przesuwam wargi w dół jej szyi i całuję ją w taki sposób, w jaki chciałbym całować teraz jej usta. Ale widzenie jak bardzo potrzebuje ona, żebym pocałował ją teraz w usta, powoduje że czekanie jest dla mnie jeszcze ważniejsze. Biorąc pod uwagę to co właśnie się między nami wydarzyło, wydaje się to niemal absurdem, żeby podtrzymywać zapewnienie niecałowania jej. Lecz jestem uparty i lubię świadomość, że następnym razem, gdy będziemy tak razem; będziemy mogli doświadczyć kolejny pierwszy raz, który prawdopodobnie doprowadzi mnie bardziej do szału niż dzisiejszy wieczór. Przyciskam usta do jej ramienia i podpieram się na ramieniu. Przesuwam palcami po linii jej włosów i odsuwam z jej twarzy luźne kosmyki. Wygląda na całkowicie zadowoloną, a to jest najpiękniejsza, najbardziej satysfakcjonująca rzecz, jaką kiedykolwiek czułem. - Jesteś niewiarygodna – mówię, wiedząc, że te słowo jest poważnym niedopowiedzeniem tego, czym ona tak naprawdę jest. Uśmiecha się do mnie i nabiera głębokiego tchu w tym samym czasie, co ja. Kładę się obok niej na łóżku, potrzebując od razu z niej zejść. Moja klatka piersiowa jest teraz w pełni życia i jedyną rzeczą, która mogłaby mnie teraz zaspokoić, byłoby bycie przyciśniętym do niej ciałem i ustami. Wyrzucam ten obrazek z głowy i staram się uspokoić, dopasowując rytm mojego oddechu do niej. Po znalezieniu w ciszy wystarczająco stabilnego stanu, żeby znowu ją dotknąć, przysuwam do niej bliżej rękę i oplatam mały palec wokół jej palca. Te uczucie wydaje się być dla mnie zbyt znajome. Zbyt właściwe. O wiele zbyt długo opóźnione. Zaciskam powieki i próbuję odmówić mojemu sumieniu satysfakcji posiadania racji. 121
Ona jest Sky. Jest po prostu nią. Wątpię w to tylko dlatego, jak bardzo wydaje się być to znajome. Wystarczy zaledwie te poczucie znajomości, żeby przekonać mnie inaczej. Mam nadzieję, że moje instynkty się mylą, bo jeżeli mam rację, to prawda ją zniszczy. Proszę, niech ona będzie po prostu Sky. Mój strach posiadania racji ciągle próbuje wyjść na powierzchnię i siadam na łóżku, potrzebując się od niej odseparować. Muszę oczyścić głowę z całego tego szaleństwa. Muszę iść – mówię, spoglądając na nią z góry. - Nie mogę być z tobą na tym łóżku przez kolejną sekundę. Mówię szczerze. Nie mogę być z nią na tym łóżku przez kolejną sekundę, chociaż jestem pewien, iż ona uważa, że to z innych powodów. Nie z powodu, dla którego naprawdę muszę się od niej odseparować – faktu, że jestem przerażony, iż moja intuicja choć raz się nie myli. Wstaję, zakładam moją bluzkę przez głowę i dostrzegam, że ona patrzy na mnie, jakbym ją odrzucał. Wiem, że prawdopodobnie myślała, że dzisiaj jednak ją pocałuję, ale musi się wiele nauczyć, kiedy chodzi o wątpienie w moje słowo. Nachylam się do niej i uśmiecham się uspokajająco. - Kiedy powiedziałem, że dziś nie zostaniesz pocałowana, mówiłem poważnie. Ale cholera, Sky. Nie miałem zielonego pojęcia jak zrobisz to pieprzenie trudnym. – Wsuwam rękę pod jej kark i pochylam się, by pocałować jej policzek. Kiedy wciąga gwałtownie powietrze, muszę zmusić się do puszczenia jej i zejścia z łóżka. Wpatruję się w nią, idąc do okna i wyciągam komórkę z mojej kieszeni. Wysyłam jej szybką wiadomość, po czym puszczam jej oko, tuż przed tym jak wychodzę na zewnątrz. Zamykam okno i cofam się parę kroków. Jak tylko okno jest zamknięte, ona zeskakuje ze swojego łóżka i wybiega z sypialni, najprawdopodobniej kierując się po komórkę, żeby sprawdzić jej wiadomość. Normalnie jej podekscytowanie zapewne wywołałoby mój śmiech. Zamiast tego wpatruję się pusto w jej okno sypialni. Moje serce wydaje się ciężkie, a umysł jeszcze cięższy, kiedy kawałki układanki powoli zaczynają do siebie pasować, razem z jej imieniem. - Niebo zawsze jest piękne… Wzdrygam się przez to wspomnienie. Opieram rękę o ceglaną ścianę i wciągam głęboki wdech. To prawie śmieszne, naprawdę – fakt, że mogę tutaj stać i rozważać możliwość, że to naprawdę mogłoby się wydarzyć po trzynastu latach. Gdyby to była prawda… gdyby ona naprawdę była nią… to by ją zrujnowało. Dlatego właśnie nie chcę zaakceptować tego bez namacalnego dowodu – czegoś, co będę mógł dotknąć, co mogłoby to potwierdzić. Bez namacalnego dowodu, ona będzie dla mnie Sky. Chcę, żeby ona była Sky.
122
Rozdział piętnasty
Les, Pamiętasz jak byliśmy dziećmi i kazałem wszystkim, by przestali nazywać mnie Deanem? Nigdy nikomu nie powiedziałem dlaczego wolę Holdera, nawet Tobie. Mieliśmy po osiem lat i był to pierwszy oraz jedyny raz, kiedy poszliśmy do Disneylandu. Czekaliśmy w kolejce na rollercoastera, a ty i tata byliście przede mną, ponieważ nie mogłaś jechać sama. Byłem kilka centymetrów wyższy od Ciebie, a Ciebie wkurzało, że mogłem jeździć na większości kolejek sam, a ty nie. Gdy dotarliśmy naprzód kolejki, wsadzili Ciebie i tatę do pierwszego wagonu, a ja musiałem czekać na następny. Stałem tam sam, czekając cierpliwie. Odwróciłem się, żeby znaleźć mamę, a ona stała jakieś 100 metrów dalej przy wyjściu, czekając na nas wszystkich. Pomachałem do niej i ona mi odmachała. Obróciłem się, gdy podjechał następny wagon. Wtedy ją usłyszałem. Usłyszałem jak Hope krzyczy moje imię. Obróciłem się i stanąłem na palcach, twarzą do dźwięku jej głosu. - Dean! – krzyczała. Brzmiała z bardzo daleka, ale wiedziałem, że to ona, ponieważ mówiła z tym swoim akcentem. Zawsze zaciągała środek mojego imienia i robiła z niego więcej niż jedną sylabę. Zawsze lubiłem jak wymawiała moje imię, więc słysząc jak je wykrzykiwała, wiedziałem, że to ona. Musiała mnie zauważyć, a teraz wołała mnie o pomoc. - Dean – zawołała znowu, tyle że tym razem brzmiała jeszcze dalej. Słyszałem panikę w jej głosie. Zacząłem sam panikować, ponieważ wiedziałem, że wpadnę w kłopoty, jeśli stracę miejsce w kolejce. Mama i tata spędzili cały tydzień przed wyjazdem, przypominając nam, byśmy cały czas trzymali się z jednym z nich. Spojrzałem na mamę, ale ona na mnie nie patrzyła, przyglądała się Tobie i tacie na przejażdżce. Nie wiedziałem, co zrobić, bo ona nie wiedziałaby, gdzie będę, jeżeli opuściłbym kolejkę. Ale jak tylko Hope raz jeszcze wykrzyczała moje imię, przestało mnie to obchodzić. Musiałem ją znaleźć. Zacząłem biec w stronę końca kolejki – do jej głosu. Krzyczałem jej imię, licząc na to, że mnie usłyszy i skieruje się w kierunku mojego głosu. Boże, Les. Byłem tak podekscytowany. Byłem przerażony oraz podekscytowany i wiedziałem, że nasze modlitwy musiały zostać wysłuchane, ale musiałem się pospieszyć i ją znaleźć, a bałem się, że nie będę do tego zdolny. Ona tam była, a ja nie mogłem dotrzeć do niej wystarczająco szybko. 123
Wszystko to miałem rozplanowane w głowie. Jak tylko ją znajdę, wyściskam ją za wszystkie czasy, potem chwycę ją za ręce i zabiorę do miejsca, gdzie stała mama. Poczekamy przy wyjściu rollercoastera, żeby była ona pierwszą rzeczą, którą zobaczysz, gdy wyjdziesz. Wiedziałem, jak szczęśliwa będziesz, kiedy ją zobaczysz. Żadne z nas nie było prawdziwie szczęśliwe w ciągu dwóch lat odkąd została zabrana i to była nasza szansa. Wszak Disneyland to najszczęśliwsze miejsce na ziemi i po raz pierwszy zaczynałem w to wierzyć. - Hope! – zawołałem, obejmując dłońmi usta. Biegłem przez kilka minut, wciąż słuchając jej głosu. Ona wołała moje imię, potem ja jej imię, a ciągnęło się to wieczność, dopóki ktoś nie chwycił mojego ramienia, zatrzymując mnie w miejscu. Mama zarzuciła na mnie ręce i przytuliła mnie, ale starałem się jej wyrwać. - Dean, nie możesz tak uciekać! – powiedziała. Klęczała, potrząsając moimi ramionami, patrząc mi gorączkowo w oczy. – Myślałam, że Cię zgubiłam. Odsunąłem się od niej i chciałem dalej biec do Hope, ale mama nie chciała mnie puścić. – Przestań! – powiedziała, zdezorientowana, dlaczego próbowałem od niej uciec. Spojrzałem na nią w panice i potrząsnąłem energicznie głową, próbując złapać oddech i znaleźć słowa. – To jest… - Wskazałem w kierunku, w którym chciałem pobiec. – To jest Hope, mamo! Znalazłem Hope! Musimy do niej iść, zanim znowu ją stracimy. Smutek natychmiast sięgnął jej oczu i wiedziałem, że mi nie uwierzyła. – Dean – szepnęła, kręcąc głową ze współczuciem. – Kochanie. Było jej mnie żal. Nie wierzyła mi, bo nie był to pierwszy raz, kiedy myślałem, że ją znalazłem. Ale wiedziałem, że tym razem się nie myliłem. Wiedziałem. - Dean! – krzyknęła znowu Hope. – Gdzie jesteś? – Teraz była o wiele bliżej i poznawałem po jej głosie, że płakała. Mama spojrzała w kierunku głosu i wiedziałem, że również usłyszała jej wołanie. - Musimy ją znaleźć, mamo – błagałem. – To ona. To Hope. Mama spojrzała mi w oczy i zobaczyłem w nich strach. Potaknęła, biorąc mnie za rękę. - Hope? – zawołała, przyglądając się tłumowi. Oboje wołaliśmy teraz jej imię i pamiętam, jak spojrzałem w pewnej chwili na mamę, patrząc na nią, gdy pomagała mi szukać. Kochałem ją wtedy mocniej niż kiedykolwiek, bo ona naprawdę mi uwierzyła. Usłyszeliśmy raz jeszcze moje imię i tym razem było jeszcze bliżej. Mama spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami. Oboje zaczęliśmy biec w stronę głosu Hope. Przepychaliśmy się przez tłum i… wtedy ją zobaczyłem. Stała do nas plecami i była samiutka. - Dean! – krzyknęła ponownie. 124
Zamarliśmy z mamą. Nie mogliśmy w to uwierzyć. Stała tuż przed nami, szukając mnie. Po dwóch latach braku informacji o tym, kto ją zabrał czy gdzie przebywała, nareszcie ją znaleźliśmy. Zacząłem iść do przodu, ale nagle zostałem odepchnięty na bok przez biegnącego do niej nastolatka. Kiedy do niej dotarł, złapał ją za ramię i ją obrócił. - Ashley! Dzięki Bogu! – powiedział, przyciągając ją do siebie. - Dean – powiedziała do chłopaka, oplatając dłońmi jego szyję. – Zgubiłam się. Podniósł ją. – Wiem, siostrzyczko. Strasznie Cię przepraszam. Już nic Ci nie jest. Oderwała zalaną łzami twarz od jego klatki piersiowej i zerknęła w naszym kierunku. Ona nie była Hope. Wcale nie była Hope. A ja nie byłem Deanem, którego szukała. Mama ścisnęła moją dłoń i ukucnęła przede mną. – Przykro mi, Dean – powiedziała. – Też myślałam, że to ona. Szloch wydobył się z mojej piersi i rozpłakałem się. Płakałem tak cholernie mocno, Les. Mama objęła mnie ramionami i również zaczęła płakać, ponieważ nie sądzę, że wiedziała, iż ośmiolatek może mieć tak zmiażdżone serce. Ale byłem załamany. Tamtego dnia moje serce rozerwało się na nowo. I już nigdy nie chciałem usłyszeć imienia Dean. H
125
Rozdział szesnasty
Praktycznie zeskakuję ze schodów i wbiegam do kuchni. Dziś jest drugi poniedziałek roku szkolnego i tylko myślenie o moim odmiennym nastawieniu, kiedy obudziłem się tydzień temu, wywołuje we mnie śmiech. Nigdy w życiu nie wyobrażałbym sobie, że będę tak bardzo pochłonięty myślami o dziewczynie. Od chwili, jak opuściłem jej dom w sobotę, jadłem, oddychałem i śniłem, myśląc tylko o niej. - Więc jak podoba ci się Sky? – pyta mama. Siedzi przy kuchennym stole, jedząc śniadanie i czytając gazetę. Jestem zaskoczony, że pamięta jej imię. Tylko raz ją wspomniałem. Zamykam drzwi lodówki i podchodzę do kontuaru. - Ona jest świetna – odpowiadam. – Bardzo mi się podoba. Mama odkłada gazetę i przechyla głowę. – Ona? – pyta z uniesioną brwią. Nie rozumiem jej zdezorientowania. Gapię się na nią, dopóki nie potrząsa głową i parska śmiechem. – O Jezu – mówi. – Straciłeś głowę. Wciąż zdezorientowany. – O co ci chodzi? Zapytałaś jak podoba mi się Sky i odpowiedziałem ci. Teraz śmieje się jeszcze mocniej. – Powiedziałam szkoła, Holder. Zapytałam jak podoba ci się szkoła. Och. Może naprawdę straciłem głowę. - Cicho. – Śmieję się, zakłopotany. Przestaje się śmiać i podnosi gazetę, trzymając ją przed sobą. Biorę picie oraz plecak i ruszam do drzwi. – No więc? – pyta. – Jak podoba ci się szkoła? Wywracam oczami. – Jest dobrze – odpowiadam, wycofując się z kuchni. – Ale bardziej podoba mi się Sky. Idę do samochodu i wsadzam plecak do środka. Żałuję, że nie zaproponowałem jej dziś podwózki, ale po spędzeniu całej niedzieli na esemesowaniu zgodziliśmy się nie spieszyć. Postanowiliśmy nie biegać razem o poranku. Powiedziała, że to byłoby zbyt dużo, zbyt szybki, a ja zdecydowanie chciałem trzymać się jej tempa, więc się zgodziłem. Jednakże nie mogę zaprzeczyć faktowi, iż byłem lekko rozczarowany, że ona chce biegać sama. Chcę być w jej towarzystwie o każdej porze dnia, ale wiem również, że ma rację. Spędziliśmy razem jeden weekend i już wydaje mi się, jakbym połączył się z nią na głębszym poziomie niż z
126
jakąkolwiek inną dziewczyną, z jaką się umawiałem. To dobre uczucie, ale jednak diabelnie mnie przeraża. Nim wyjeżdżam z podjazdu, wyciągam komórkę i piszę do niej. Nie wiem czy twoje ego potrzebuje dzisiaj zmniejszenia. Sam to ocenię, kiedy w końcu będę mógł Cię zobaczyć za piętnaście minut. Odkładam telefon i wycofuję z podjazdu. Gdy dojeżdżam do pierwszego znaku stopu, znowu podnoszę komórkę i do niej piszę. Czternaście minut. Trzymam telefon w ręce i raz jeszcze do niej piszę, gdy mija kolejna minuta. Trzynaście minut. Robię to co minutę, dopóki nie wjeżdżam na parking szkolny i minęły wszystkie minuty. Kiedy docieram do klasy, zerkam przez okienko w drzwiach. Ona siedzi na tyle pomieszczenia obok szczęśliwie pustej ławki. Moje tętno przyspiesza zaledwie na jej widok. Otwieram drzwi i wchodzę do środka, a jej twarz od razu rozjaśnia się od uśmiechu, jak tylko mnie zauważa. Dochodzę do końca klasy i zaczynam kłaść plecak na pustej ławce w tym samym czasie, co jakiś koleś próbuje postawić na niej swoje picie. Patrzę na niego, a on na mnie, po czym oboje spoglądamy na Sky, ponieważ nie chcę go odpędzać, dopóki ona nie da mi pozwolenia. - Wygląda na to, że mamy tutaj kłopotliwe położenie, chłopcy – odzywa się z uroczym uśmiechem. Patrzy na kawę trzymaną w rękach faceta stojącego obok mnie. – Widzę, że Mormon przyniósł królowej ofiarę kawy. Bardzo imponujące. – Zerka na mnie, unosząc brew. – Chciałbyś wyjawić swoją ofiarę, beznadziejny chłopcze, bym mogła zdecydować, kto będzie towarzyszył mi dziś na klasowym tronie? Droczy się ze mną. Uwielbiam to. A jak teraz o tym myślę, to ten koleś musi być tym, z kim ona siedzi na lunchu od tygodnia. Jedno spojrzenie na jego ciemnoróżowe buty i dopasowane spodnie uwalnia mnie od jakichkolwiek zmartwień, że mógłby być on moją konkurencją. Zabieram plecak i pozwalam mu zająć miejsce. - Wygląda a to, że ktoś jest dziś w potrzebie burzącej-ego wiadomości. – Zajmuję puste miejsce w rzędzie przed nią. - Gratulacje, giermku – mówi do faceta z kawą. – Jesteś dzisiejszym wybrankiem królowej. Usiądź. Był to całkiem niesamowity weekend. Zajmuje miejsce, ale przygląda się jej z ciekawością. Widać po jego minie, iż nie ma pojęcia co wydarzyło się tego weekendu pomiędzy Sky i mną. – Breckin, to jest Holder – 127
mówi Sky, przedstawiając mnie mu. – Holder nie jest moim chłopakiem, ale jeśli przyłapię go na próbie złamania rekordu najlepszego pierwszego pocałunku z inną dziewczyną, to wkrótce będzie moim nieoddychającym nie-chłopakiem. Och, nie martw się, skarbie. Nie zamierzam łamać tego rekordu z nikim innym, jak tobą. Uśmiecham się do niej. – Nawzajem. - Holder, to jest Breckin – mówi, wskazując na niego ręką. – Breckin jest moim nowym najlepszejszym przyjacielem w całym szerokim świecie. Jeśli jest najlepszym przyjacielem Sky, to jestem pewien, że wkrótce stanie się moim drugim najlepszym przyjacielem. Wyciągam do niego rękę. Breckin jest ostrożny, ściskając moją dłoń, po czym odwraca się do Sky i zniża głos. – Czy nie-twój-chłopak zdaje sobie sprawę, że jestem Mormonem? Sky uśmiecha się, potakując głową. – Okazuje się, że Holder w ogóle nie ma problemu z Mormonami. Jedynie ma problem z dupkami. Breckin śmieje się, a ja wciąż próbuję się zorientować czy Mormon w tym przypadku naprawdę oznacza Mormona, ponieważ z pewnością brzmi to na hasło na coś zupełnie innego. - Cóż, w takim wypadku, witamy w przymierzu – mówi do mnie Breckin. Opuszczam wzrok na kawę stojącą na jego ławce. Jeśli Mormon oznacza Mormona, lepiej by była to kawa bezkofeinowa. – Myślałem, że Mormoni nie mogą zażywać kofeiny – mówię do niego. Breckin wzrusza ramionami. – Postanowiłem złamać tę zasadę w poranek, kiedy obudziłem się homoseksualny. Śmieję się. Chyba lubię tego Mormona. Sky opiera się o krzesło i uśmiecha do mnie. Dobrze jest dostawać aprobatę od jedynego przyjaciela, którego wydaje się mieć. Pan Mulligan wchodzi do środka, więc nachylam się do Sky zanim zacznie swój wykład. – Zaczekasz na mnie po lekcji? Uśmiecha się i kiwa głową. *** Kiedy podchodzimy do jej szafki, ta znowu oblepiona jest karteczkami. Palanty. Odrywam je wszystkie i rzucam na podłogę, tak jak robię zawsze, mijając jej szafkę. Ona zamienia podręczniki, po czym odwraca się do mnie przodem. – Przyciąłeś włosy – mówi. 128
Nie zamierzam nawet przyznawać jak trudno jest znaleźć otwartego fryzjera w niedzielę. - Tak. Ta laska, którą znam nie chciała przestać jęczeć na ten temat. To było naprawdę irytujące. - Podobają mi się – odpowiada. - Dobrze. Uśmiecha się do mnie i przyciska książki do klatki piersiowej. Nie mogę przestać myśleć o sobocie i jak oddałbym wszystko, by powrócić z nią teraz do jej pokoju. Dlaczego do diabła jej nie pocałowałem? Dzisiaj ją pocałuję, niech to szlag. Po szkole. Albo podczas szkoły, jeśli mi się uda. Albo teraz. - Chyba powinniśmy iść do klasy – mówi, patrząc gdzieś obok mnie. - Tak – zgadzam się. Serio powinniśmy pewnie iść do klasy, ale ona nie jest w mojej następnej klasie, więc nie mam pośpiechu, żeby tam iść. Wpatruje się we mnie chwilę dłużej. Wystarczająco długo, bym ułożył sobie w głowie plan. Wiem, że to poniedziałek, ale chcę ją dziś gdzieś zabrać. Wtedy będę musiał odprowadzić ją do drzwi. A kiedy dotrzemy do jej drzwi, będę całował ją przez co najmniej pół godziny, tak jak powinienem był zrobić w sobotni wieczór. Odpycha się od szafki i zaczyna odchodzić, ale łapię jej ramię i przyciągam do siebie. Podpieram ją o szafkę, a ona wciąga gwałtownie powietrze, kiedy blokuję ją ramionami. Znowu jest speszona. Wyciągam dłoń do jej twarzy i wsuwam ją pod jej szczękę, przesuwając kciukiem po jej dolnej wardze. Wyczuwam, jak jej klatka piersiowa unosi się przy mojej, a jej oddechy przyspieszają. - Żałuję, że nie pocałowałem cię w sobotni wieczór – szepczę, wpatrując się w jej wargi. Rozchyla usta i nie przestaję przesuwać po nich kciukiem. – Nie mogę przestać sobie wyobrażać, jak smakujesz. – Przyciskam kciuk do środka jej ust i szybko ją całuję. Ale odsuwam się równie szybko, ponieważ te droczenie się mnie zabija. Jej oczy są zamknięte i puszczam jej twarz, oddalając się. Jestem całkiem pewien, iż właśnie stałem się mistrzem samokontroli, ponieważ odejście od tych ust było jedną z najtrudniejszych rzeczy, jaką kiedykolwiek zrobiłem. *** - Cześć, wąsista babeczko – odzywa się Daniel, wpychając się w kolejkę przede mną.
129
- Wąsista babeczko? – wzdycham, potrząsając głową. Przysięgam, że nie wiem skąd on bierze te gówno. - Cóż, nie lubisz jak nazywam cię Beznadziejnym. Albo kurczakową pizdą. Albo wargą sromową. Albo… - Mógłbyś nazywać mnie po prostu Holderem. - Wszyscy inni nazywają cię Holderem, a ja nienawidzę wszystkich innych, więc nie. Nie mogę. – Bierze dwie puste tace i podaje mi jedną. Wskazuje głową stolik Sky. – Mam nadzieję, że warto było porzucać mnie w sobotę dla tamtych serowych cycków. - Ona nazywa się Sky – poprawiam go. - No nie mogę nazywać jej Sky. Wszyscy inni nazywają ją Sky, a ja nienawidzę wszystkich innych, więc… Wybucham śmiechem. – Więc dlaczego nazywasz Valerie po jej imieniu? Obraca się wokoło. – Kto to Valerie? – pyta, patrząc na mnie jakbym stracił rozum. - Val? Twoja była? Albo obecna dziewczyna. Kimkolwiek jest. Daniel śmieje się. – Nie, stary. Ona nie nazywa się Valerie, tylko Tessa. Co do diabła? - Nazywam ją Val, bo to skrót na Valium i zawsze jej mówię, by brała te gówno wiadrami. Nie kłamałem, kiedy mówiłem, że jest cholernie szalona. - Czy ty kogokolwiek nazywasz po prawdziwym imieniu? Zastanawia się przez chwilę nad moim pytaniem, po czym patrzy na mnie ze zdezorientowaniem. – Czemu miałbym to robić? Poddaję się. – Dzisiaj siadam ze Sky – mówię mu. – Chcesz z nami usiąść? Daniel kręci głową. – Nie. Val ma dziś dobry dzień, więc lepiej to wykorzystam. – Bierze resztę od kasjera stołówkowego. – Na razie, zadku rekina. Czuję nawet ulgę, że siedzi z Val. Nie jestem pewien czy jestem już gotowy, by Sky dostała dozę Daniela. Płacę za moje jedzenie i idę do ich stolika. Gdy do nich docieram, wygląda na to, że Sky opowiada Breckinowi o naszym weekendzie. Breckin dostrzega mnie, jak podchodzę do niej od tyłu, ale puszcza tylko oko i nie mówi jej, że słucham. - Pojawił się w moim domu w piątek i po sporych nieporozumieniach, w końcu się dogadaliśmy, że po prostu źle się zrozumieliśmy. Potem piekliśmy, przeczytałam mu trochę
130
pornografii i poszedł do domu. Wrócił sobotniego wieczora i gotował dla mnie. Potem poszliśmy do mojego pokoju i… Opuszczam tacę obok jej i siadam. – Nie zatrzymuj się – mówię. – Z chęcią usłyszę, co dalej zrobiliśmy. Posyła mi szybki uśmiech, kiedy widzi moją tacę obok jej, po czym przewraca oczami i zwraca się z powrotem do Breckina. – Wtedy złamaliśmy rekord najlepszego pierwszego pocałunku w historii pierwszych pocałunków bez prawdziwego całowania. - Imponujące – mówi Breckin. - Był to nieznośnie nudny weekend – odpowiadam. Breckin rzuca mi spojrzenie, jakby chciał skopać mi tyłek za obrażanie Sky. Za to właśnie zdobył duże punkty. - Holder uwielbia nudę – wyjaśnia Sky. – Ma na myśli miłą rzecz. Breckin unosi widelec i przesuwa między nami wzrokiem. – Niewiele mnie dezorientuje. Ale wasza dwójka jest wyjątkiem. Nie tylko on jest nami zdezorientowany. Ja jestem poważnie nami zdezorientowany. Nigdy wcześniej nie czułem się tak komfortowo z dziewczyną, a nawet ze sobą nie chodzimy. Nawet się nie pocałowaliśmy. Chociaż podarowałem jej całkiem mocny niepocałunek. Myślenie o tym trochę mnie niepokoi. – Jesteś dzisiaj zajęta? Wyciera usta serwetką. – Może – odpowiada, uśmiechając się. Puszczam jej oko, wiedząc, że to jej uparty sposób powiedzenia, iż nie jest zajęta. - Czy pornografia, którą ci przeczytała była tą, którą jej pożyczyłem? – pyta Breckin. - Pornografia? – śmieję się. – Nie sądzę, że to była pornografia, ale nie wyłapałem większości książki, ponieważ mój umysł miał lekko odwróconą uwagę. Sky wali mnie po ramieniu. – Dałeś mi czytać przez całe trzy godziny i nawet nie skupiałeś uwagi? Zarzucam ramię na jej barki i przyciągam ją do siebie, całując ją w bok głowy. – Już ci powiedziałem, że skupiałem uwagę – szepczę jej do ucha. – Tylko nie na słowach, które wychodziły z twoich ust. – Odwracam się do Breckina. – Choć trochę wyłapałem. Niezła książka. Nigdy nie sądziłem, że zainteresuje mnie romans, ale jestem ciekawy, jak ten facet odnajdzie sposób by wygrzebać się z tego gówna. Breckin zgadza się i nawiązuje temat o fabule. Zaczynam rozmawiać o książce i nie mogę nie zauważyć, iż Sky milczy przez cały czas, kiedy rozmawiam z Breckinem. Ciągle na nią 131
spoglądam, ale całkiem się wyłączyła, tak jak tamtego sobotniego wieczora w jej kuchni. Po jakimś czasie jej milczenia, zaczynam się martwić, że coś jest nie tak. - W porządku? – pytam, skupiając na niej uwagę. Nawet nie mruga oczami. Pstrykam palcami przed jej twarzą. – Sky – mówię trochę głośniej. Jej oczy nareszcie kierują się na mnie i wyrywa się z transu. – Gdzie poszłaś? – pytam zmartwiony. Uśmiecha się, ale wygląda na zawstydzoną tym, że się wyłączyła. Wyciągam rękę i obejmuję jej policzek, przesuwając po nim kciukiem. – Musisz przestać tak znikać. Trochę mnie to przeraża. Wzrusza ramionami. – Przepraszam. Łatwo się rozpraszam. – Uśmiecha się i odrywa moją dłoń od swojej twarzy, ściskając ją krzepiąco. – Naprawdę nic mi nie jest. Spuszczam wzrok na rękę, która trzyma moją. Dostrzegam znajomą połówkę srebrnego serduszka zwisającą spod jej rękawa, więc natychmiast obracam jej dłoń, przekręcając jej nadgarstek. Ona ma bransoletkę Les. Czemu do diabła, ma ona bransoletkę Les? - Skąd to masz? – pytam, wciąż patrząc na bransoletkę, która z cholerną pewnością nie powinna być teraz na jej nadgarstku. Spogląda na swoją rękę i wzrusza ramionami, jakby to nie była wielka sprawa. Tylko wzrusza ramionami? Wzrusza ramionami, jakby nic ją nie obchodziło, że właśnie całkowicie pozbawiła mnie tchu. Dlaczego ona ma tę bransoletkę? To bransoletka Les. Ostatni raz widziałem tę bransoletkę na nadgarstku Les. - Skąd to masz? – pytam bardziej nagląco. Patrzy na mnie teraz, jakby przerażała ją siedząca przed nią osoba. Zdaję sobie sprawę, że trzymam mocno jej nadgarstek, więc puszczam go, a ona odsuwa się ode mnie. - Myślisz, że dostałam ją od faceta? – pyta zdezorientowana. Nie, nie myślę, że ona jest od faceta. Chryste. Wcale tak nie myślę. Myślę, że ma bransoletkę mojej martwej siostry i nie chce mi powiedzieć skąd ją ma. Nie może sobie ot tak wzruszać ramionami, zachowując się jakby to był zbieg okoliczności, ponieważ ta bransoletka jest wykonana ręcznie i jest tylko jedna jedyna taka druga bransoletka w całym przeklętym świecie. Więc jeżeli ona nie jest Hope, to jakimś cudem ma bransoletkę Les i chcę wiedzieć dlaczego, do diabła, ją ma!
132
Jeżeli ona nie jest Hope. Prawda uderza mnie z ogromną siłą i czuję, że będzie mi niedobrze. Nie, nie, nie. - Holder – mówi Breckin, przesuwając się do przodu. – Wyluzuj, człowieku. Nie, nie, nie. To nie może być bransoletka Hope. Skąd miałaby ją mieć po takim czasie? W mojej głowie pojawią się jej słowa z sobotniego wieczoru. „Jedyną rzecz, którą mam zanim zaadoptowała mnie Karen to jakaś biżuteria i nie mam pojęcia od kogo ona jest.” Nachylam się do przodu, modląc się, by ta bransoletka nie była biżuterią, o którą jej chodziło. – Kto dał ci cholerną bransoletkę, Sky? Wciąga głośno powietrze, wciąż nie potrafiąc dać mi odpowiedzi. Nie może mi odpowiedzieć, ponieważ ona naprawdę nie ma pojęcia. Wpatruje się we mnie, jakbym właśnie ją złamał i do diabła… chyba to zrobiłem. Wiem, że nie ma pojęcia o tym, co dzieje się teraz w moim umyśle, ale jak mógłbym jej powiedzieć? Jak, do diabła, mam jej wytłumaczyć, że ona może nie wie skąd wzięła się bransoletka na jej nadgarstku, ale ja wiem? Jak mam jej powiedzieć, że ta bransoletka jest od Les? Od najlepszej przyjaciółki, której nie pamięta? I jak mam przyznać, że dostała tę bransoletkę parę minut przed tym jak od niej odszedłem? Parę minut przed tym, jak jej całe życie zostało obrócone do góry nogami? Nie mogę jej powiedzieć. Nie mogę jej powiedzieć, bo ona szczerze nie ma wspomnień o mnie, o Les czy o tym jak dostała cholerną bransoletkę. Patrząc na nią nie sądzę nawet, że pamięta Hope. Ona nawet nie pamięta samej siebie. Powiedziała w sobotni wieczór, że nie wspomnień swojego życia przed pojawieniem się Karen. Jak ona może nie pamiętać? Jak ktokolwiek może nie pamiętać, że został porwany z własnego domu? Zabrany od najlepszej przyjaciółki? Jak ona może nie pamiętać mnie? Zaciskam powieki i odwracam się od niej. Przyciskam dłonie do czoła i wciągam głęboki wdech. Muszę się uspokoić. W tej chwili ją przerażam, a to ostatnia rzecz, jakiej pragnę. Chwytam się za kark, żeby zająć czymś ręce, by nie walnąć w stolik. Ona jest Hope. Sky jest Hope, a Hope jest Sky i… - Cholera! Nie chciałem mówić tego głośno, bo wiem, że ją przerażam. Ale to największy spokój, jaki teraz osiągnę. Muszę się stąd wydostać. Muszę wymyślić, jak mam jej to wyjaśnić, do cholery.
133
Podnoszę się i pędzę do wyjścia stołówki, zanim zrobię lub powiem coś innego. Jak tylko znajduję się za drzwiami, sam na korytarzu, opadam na najbliższą szafkę i podnoszę drżące ręce do twarzy. - Cholera, cholera, cholera!
134
Rozdział siedemnasty
Les, Przepraszam, że nie znalazłem jej szybciej. Nie mogę przestać się zastanawiać czy to sprawiłoby jakąś różnicę. Tak bardzo Cię przepraszam. H
135
Rozdział osiemnasty
Les, Ona wciąż ma twoją bransoletkę. To musi coś dla Ciebie znaczyć. H
136
Rozdział dziewiętnasty
Les, Nie wiem co robić. Minęło już sześć godzin i wciąż staram się rozgryźć czy powinienem iść do jej domu i wszystko jej opowiedzieć, czy powinienem dać jej więcej czasu. Chyba dam jej więcej czasu. Muszę to wszystko przetrawić. H
137
Rozdział dwudziesty
Les, Co jeśli zadzwonię do Karen i wszystko jej wytłumaczę? Sky wydaje się mieć z nią dobrą relację. Karen może wymyślić, co robić. H
138
Rozdział dwudziesty pierwszy
Les, Kurde. A co jeśli to Karen to zrobiła? H
139
Rozdział dwudziesty drugi
Les, A co jeśli powiem mamie? Mógłbym powiedzieć mamie, a ona wymyśliłaby co musimy zrobić albo czy musimy dzwonić po policję. To prawniczka. Jestem pewien, że zajmuje się takimi sprawami cały czas. H
140
Rozdział dwudziesty trzeci
Les, Nie mogę powiedzieć mamie. Mama działa w prawie własności intelektualnej. Nie wiedziałaby więcej ode mnie. H
141
Rozdział dwudziesty czwarty
Les, Jest prawie północ. Przez dwanaście godzin nie dałem jej żadnego wyjaśnienia tego, co wydarzyło się dzisiaj na lunchu. Boże, mam nadzieję, że nie doprowadziłem jej do płaczu. H
142
Rozdział dwudziesty piąty
Les, Ona pewnie teraz śpi. Powiem jej rano. Biega każdego poranka, więc po prostu się pojawię i pobiegam razem z nią, a potem jej powiem. Potem wymyślimy co robić. H
143
Rozdział dwudziesty szósty
Les, Nie mogę spać. Nie mogę uwierzyć, że rzeczywiście ją odnalazłem. H
144
Rozdział dwudziesty siódmy
Les, Jak sądzisz, czemu nazywa siebie Sky? Było coś takiego, co robiliśmy jako dzieci. Zrobiliśmy to tylko parę razy, ponieważ krótko po tym została zabrana. Ale ona wtedy ciągle płakała, a ja tego nienawidziłem, więc kładliśmy się na podjeździe i obserwowaliśmy niebo, a ja trzymałem jej palec. Pamiętam jak myślałem, że obrzydliwe jest trzymanie dziewczyny za rękę, więc zawsze zamiast tego trzymałem ją za mały palec. Bo chociaż byłem tylko dzieckiem i obrzydliwie było trzymać dziewczynę za rękę, to naprawdę chciałem potrzymać jej rękę. Mówiłem jej, żeby myślała o niebie, kiedy zrobi jej się smutno i zawsze obiecywała mi, że będzie tak robić. Teraz oto jest. I nazywa się Sky. Jest trzecia nad ranem. Nic z tego nie ma sensu. Teraz idę spać. H
145
Rozdział dwudziesty ósmy
Les, No cóż, biegłem z nią. Tak jakby. Bardziej to ją goniłem. Nie potrafiłem się odezwać, kiedy tam się pojawiłem. Po czym po biegu byliśmy tak wyczerpani, że po prostu padliśmy na trawnik. Liczyłem na to, że wczorajszy incydent na stołówce przyniesie jej jakieś wspomnienie. Liczyłem na to, że kiedy się pojawię, to ona będzie dokładnie wiedziała, co mnie tak bardzo wczoraj zdenerwowało. Chciałem, żeby powiedziała mi, iż pamięta, abym to nie ja musiał jej mówić. Jak mówi się komuś coś takiego, Les? Jak mam jej powiedzieć, że matka, która ją wychowała, równie dobrze mogła być tą, która ją nam zabrała? Jeśli coś powiem, jej życie zmieni się na zawsze. A ona lubi swoje życie. Lubi biegać, czytać, piec i… cholera jasna. Cholera jasna. Do tej pory nie miało to sensu, ale cała ta sprawa z Internetem? Jej mama nie chcąca, by miała telefon? Karen to zrobiła. Karen ją zabrała i robi wszystko, co może, żeby Sky się o tym nie dowiedziała. Nie wiem co robić. Wiem, że nie mogę teraz przebywać w jej towarzystwie. Nie mogę przy niej być i udawać, że wszystko jest w porządku, kiedy nie jest. Ale nie ma również mowy, żebym wyznał jej prawdę, bo to przewróci jej świat do góry nogami. Nie wiem, co będzie bardziej bolesne. Trzymanie się od niej z daleka, aby się nie dowiedziała czy powiedzenie jej prawdy i ponowne zrujnowanie jej życia. H
146
Rozdział dwudziesty ósmy i pół
Les, Jest czwartkowy wieczór. Nie odezwałem się do niej od poniedziałku. Nie mogę nawet na nią patrzeć, bo tak bardzo to boli. Wciąż nie wiem, co robić i im dłużej się to ciągnie, tym na większego dupka wychodzę. Ale za każdym razem, kiedy nabieram odwagi, by z nią porozmawiać, nie mam pojęcia co powiedzieć. Powiedziałem jej, że zawsze będę z nią szczery, a to jest coś, w czym nie mogę być z nią szczery. Starałem się rozgryźć dlaczego Karen zrobiłaby coś takiego, ale nie ma ani jednego prawidłowego usprawiedliwienia w całym świecie, które mogłoby wytłumaczyć zabranie czyjegoś dziecka. Pomyślałem nawet o możliwości, że tata Hope może tak naprawdę jej nie chciał, więc ją oddał. Ale wiem, że to nieprawda, ponieważ przez wiele miesięcy robił, co mógł, żeby ją znaleźć. Po prostu nie mogę tego rozgryźć. Nie wiem nawet czy muszę. Dopóki nie wpadłem do jej życia dwa tygodnie temu, to była szczęśliwa. Jeżeli teraz nie odejdę, to wszystko to zrujnuję. Ironiczne, prawda? Odszedłem od niej trzynaście lat temu i zrujnowałem jej życie. Teraz, jeśli zadecyduję, że od niej nie odejdę, to znowu zrujnuję jej życie. To pokazuje, że wszystko co robię jest beznadziejne. Jebanie beznadziejne. H
147
Rozdział dwudziesty dziewiąty
- Cześć, kaszalocie. Wychodzimy dzisiaj? – pyta Daniel, podchodząc do mojej szafki. Ostatnią rzeczą jakiej dzisiaj chcę jest wychodzenie. Wiem, że Daniel pewnie oderwałby od niej moje myśli tym całym szalonym gównem, które wychodzi z jego ust, ale nieszczególnie chcę odrywać od niej myśli. Nie odzywałem się do niej od poniedziałku i jedyną rzeczą, która brzmi zachęcająco oprócz niej, jest samotne użalanie się nad sobą. - Może jutro. Nie bardzo chce mi się dziś cokolwiek robić. Daniel opiera łokieć o szafkę i pochyla głowę, zbliżając się do mnie. – Serio zachowujesz się jak męska wagina – mówi. – Nawet nie chodziłeś z tą laską. Weź się w garść i… - Daniel zerka nad moim ramieniem, nie kończąc zdania. – Jaki masz, do diabła, problem, puszku? – Mówi do kogoś stojącego za mną. Sposób w jaki to mówi może oznaczać, że jest to tylko Grayson. Bojąc się, że zostanę walnięty od tyłu, obracam się. To nie Grayson. Breckin stoi przede mną i nie wygląda na zbyt zadowolonego tym faktem. - Cześć – mówię. - Muszę z tobą pogadać – mówi. Wiem, że chce porozmawiać o Sky, a ja naprawdę nie chcę gadać o Sky. Ani z Breckinem, ani z Danielem, nawet nie ze Sky. Nikt nic nie rozumie i szczerze, to niczyja sprawa. - Sorry, Breckin. Nie jestem w nastroju, żeby o niej rozmawiać. Breckin robi szybki krok w przód, a ja się cofam, ponieważ nie spodziewałem się, że tak na mnie ruszy. Opieram plecy o szafkę, a Daniel śmieje się w głos. Pewnie dlatego, że Breckin jest dobre dwadzieścia kilo lżejszy ode mnie i kilka centymetrów niższy, a on prawdopodobnie zastanawia się czemu jeszcze nie powaliłem Breckina. Ale to nie powstrzymuje Breckina od przysunięcia się jeszcze bliżej i szturchnięcia mnie palcem w tors. - Gówno mnie obchodzi w jakim jesteś nastroju, bo sam jestem w gównianym nastroju, Holder. To nie ty musiałeś zbierać w tym tygodniu wszystkie rozbite kawałki Sky. Nie wiem, co do diabła stało się na stołówce w poniedziałek, ale wystarczyło, by pokazać mi, że cię nie lubię. Ani trochę cię nie lubię i nie mam pojęcia, co widzi w tobie Sky… bo to co jej zrobiłeś? Jak wodziłeś ją przez kilka dni, a potem odszedłeś jakby była stratą twojego czasu? – Breckin potrząsa głową, wciąż wściekły. Opuszcza wzrok na moje ramię. Na tatuaż. – Żal mi ciebie – wzdycha. Wciąga uspokajający oddech i powoli ponosi spojrzenie. – Żal mi ciebie, bo ludzie tacy jak ona nie zdarzają się często. Zasługuje na kogoś, kto zdaje sobie z tego sprawę. Kogoś,
148
kto ją docenia. Kogoś, kto nigdy… - Kręci głową, patrząc na mnie z rozczarowaniem. – Kogoś, kto nigdy nie zniszczyłby jej nadziei, a potem sobie odszedł. Breckin cofa się o krok kończąc, a Daniel rzuca mi spojrzenie. Spojrzenie, które wskazuje, iż jest gotowy zacząć jedną ze swoich bójek. Zanim mam szansę powiedzieć Danielowi, by się wstrzymał, rusza w kierunku Breckina. Szybko staję między nimi i popycham Daniela ramieniem na szafkę, przytrzymując jego klatkę piersiową. – Nie – mówię, powstrzymując Daniela. - Pozwól mu mnie uderzyć – mówi głośno Breckin za mną. – Albo jeszcze lepiej, może ty to zrobisz, co, Holder? W poniedziałek udowodniłeś Sky, jaki z ciebie twardziel. No dawaj! Puszczam Daniela i obracam się do Breckina. Nie chcę go bić. Dlaczego miałbym go uderzyć, kiedy wszystko co do mnie powiedział było absolutną prawdą? Jest na mnie wkurzony za to, jak potraktowałem Sky. Jest wkurzony i ją broni, a ja nie mam pojęcia jak powiedzieć mu, ile dla mnie znaczy to, że ona go ma. Odwracam się i otwieram moją szafkę, po czym wyciągam plecak i kluczyki samochodowe. Daniel przygląda mi się z bliska, zastanawiając się dlaczego nie skopałem tyłka Breckinowi. Raz jeszcze odwracam się do Breckina, a on patrzy na mnie z takim samym skonsternowaniem, co Daniel. Zaczynam odchodzić, ale zatrzymuję się, gdy zrównuję się z Breckinem. – Cieszę się, że ona ma ciebie, Breckin. Nie odpowiada. Zakładam plecak na ramię i oddalam się.
149
Rozdział dwudziesty dziewiąty i pół
Les, Nie rozmawiałem z nią od dwóch tygodni. Jednak wciąż chodzę do szkoły, bo nie mogę sobie wyobrazić myśli, że nie mógłbym widzieć jej każdego dnia. Ale obserwują ją z dystansu. Nie cierpię tego, że wygląda teraz na smutną. Miałem nadzieję, że moje czyny z zeszłego poniedziałku pozostawią ją wkurzoną, choćby trochę. Ale gdy zadecydowałem, iż lepiej będzie, jak nie wrócę do jej życia, liczyłem, że jej gniew pomoże jej szybciej o mnie zapomnieć. Ale ona nie wygląda na rozgniewaną. Wydaje się zasmucona, a to mnie załamuje. W weekend zrobiłem listę „za i przeciw” wyznaniu jej prawdy o tym, kim jest. Podzielę się nią z tobą, żebyś lepiej zrozumiała moją decyzję, bo wiem, że nie ma ona sensu. Argumenty „za” wyznaniu prawdy Sky: 1] Jej rodzina zasługuje, żeby wiedzieć co się z nią stało i że nic jej nie jest. 2] Ona zasługuje, żeby wiedzieć, co się stało.
Argumenty „przeciw” wyznaniu prawdy Sky: 1] Prawda zrujnuje życie, które ma teraz. 2] Kiedy byliśmy mali to nigdy nie wyglądała mi na szczęśliwą, ale teraz na taką wygląda. Wpychanie jej do życia, którego nawet nie pamięta nie wydaje się właściwe. 3] Jeżeli dowie się, że cały czas wiedziałem, kim była, to nigdy nie wybaczy mi trzymanie tego w tajemnicy. 4] Wiem, iż sądzi, że jej urodziny są w przyszłym tygodniu, ale nadal ma przed sobą parę miesięcy nim skończy osiemnastkę. Jeśli teraz się o tym dowie, decyzja o tym co się z nią stanie będzie należeć do jej ojca oraz stanu. Kiedy dowie się prawdy, chcę żeby była na tyle dorosła, by móc podejmować własne decyzje o tym, co stanie się z jej życiem. 5] Choć nie chcę wierzyć, że Karen to zrobiła, to co jeśli jednak? Jeżeli prawda wyjdzie na jaw, Karen zostanie ukarana. A to pewnie powinno zostać umiejscowione w „za”, ale nie sądzę, że jej pójście do więzienia będzie dobre dla Sky. Więc widzisz, że argumenty „przeciw” wygrały, dlatego więc postanowiłem nie mówić jej prawdy. W każdym razie, jeszcze nie. Po tym jak zadecydowałem, że nie powiem jej co stało 150
jej się w dzieciństwie, pomyślałem również o tym czy dobrym pomysłem będzie przynajmniej próba przeproszenia za to, co stało się tamtego dnia na lunchu. Pomyślałem, że jakoś mógłbym utrzymywać nadal sekret, dopóki nie skończy liceum, a w międzyczasie moglibyśmy być razem. Znowu chcę z nią być bardziej niż czegokolwiek innego, ale jest tyle powodów, dla których nie powinienem tego chcieć. Argumenty „za” byciu ze Sky: 1] Cholernie za nią tęsknię. Brakuje mi jej wrednych komentarzy, jej śmiechu, jej uśmiechu, jej gniewnego spojrzenia, jej ciasteczek, jej pocałunku. (Chociaż tego to nigdy tak naprawdę nie dostałem. Ale wiem, że tęskniłbym za nim.) 2] Nie byłaby taka zasmucona, gdybym przeprosił. Moglibyśmy powrócić do tego, cokolwiek robiliśmy, a ja mógłbym udawać, że ona nie jest Hope. Byłoby to okrutne, ale przynajmniej byłaby szczęśliwa.
Argumenty „przeciw” byciu ze Sky: 1] Przebywanie w jej towarzystwie może wywołać jej wspomnienia. Nie jestem pewien, czy jestem już gotowy, by sobie mnie przypomniała. 2] Kiedy dowie się prawdy, znienawidzi mnie za oszukiwanie jej. A kiedy z nią nie jestem, to przynajmniej będzie mogła uszanować fakt, że jej nie okłamałem, w międzyczasie pozwalając jej zakochać się we mnie. 3] Jeśli będę spędzać z nią czas, to wiem, że się pomylę. Nazwę ją Hope albo powiem coś o naszym dzieciństwie, albo będę mówił za dużo o Tobie, a to przywiedzie wspomnienie. 4] Jak mam ją przedstawić mamie? Jestem pewien, że przy takiej ilości czasu, co Hope spędziła w naszym domu, mama od razu ją rozpozna. 5] Zrobię coś, co znowu wszystko spieprzy. To jedyna rzecz, w jakiej wydaję się być zgodny w tym życiu. Spieprzaniu rzeczy z tobą i Hope. 6] Jeżeli całkowicie usunę się z jej życia, będzie mogła dalej żyć tym samym zadowolonym życiem, co przez ostatnie trzynaście lat. 7] Jeśli zostanę, nieuchronnie będę musiał wyznać jej prawdę. I bez względu na to jak bardzo musi usłyszeć tę prawdę; to odwróci jej świat do góry nogami. Nie mogę na to patrzeć, Les. Po prostu nie mogę.
151
Więc masz to rozpisane w dużym, pogrubionym atramencie. Nie powiem jej prawdy i nie pozwolę jej, żeby mi wybaczyła. Jest jej lepiej beze mnie. Lepiej jej będzie trzymać przeszłość w przeszłości, a mnie na dystans. H
152
Rozdział trzydziesty
Podnoszę worek z drewnianej podłogi i podchodzę do drzwi wejściowych, przyciskając dzwonek do drzwi. Nie wiem czy to dobry pomysł. W rzeczywistości wiem, że to zły pomysł. Ale z jakiegoś powodu ufam, że on zrobi to dla mnie. Drzwi wejściowe otwierają się, a na progu staje kobieta, najprawdopodobniej jego matka. - Jest Breckin? – pytam ją. Lustruje mnie wzrokiem od czubka głowy, powoli poprzez całe moje ciało, po stopy. Nie jest to spojrzenie, które facet dostaje od kobiety, która go podziwia. To spojrzenie dezaprobaty. – Breckin nie spodziewa się towarzystwa – odpowiada chłodno. Dobra. Nie przewidziałem tej przeszkody. - Wszystko w porządku, mamo – słyszę Breckina, jak otwiera szerzej drzwi. – Nie przyszedł tutaj dla mojego gejowskiego towarzystwa. Matka Breckina prycha, po czym wywraca oczami i oddala się, podczas gdy ja staram się powstrzymać śmiech. Breckin staje teraz na jej miejscu, przyglądając mi się tak samo dezaprobująco, jak ona. – Czego chcesz? Przestępuję z nogi na nogę, czując się trochę niekomfortowo na to jak bardzo jestem niemile widziany w tym domu. – Chcę paru rzeczy – mówię. – Po pierwsze, chcę przeprosić. Ale jestem też tutaj, żeby poprosić o przysługę. Breckin wygina brew. – Powiedziałem mamie, że nie jesteś tutaj dla mojego gejowskiego towarzystwa, Holder. Więc proszę bardzo, przepraszaj, ale nie zrobię ci żadnej przysługi. Parskam śmiechem. Uwielbiam to, że potrafi być taki wkurzony i równocześnie nabija się z samego siebie. To takie w stylu Les. – Mogę wejść? – pytam. Czuję się w tej chwili dość niezręcznie na ganku i nie chcę przeprowadzać tej rozmowy w progu. Breckin cofa się i otwiera szerzej drzwi. - Lepiej żeby to był prezent na przeprosiny – mówi, wskazując worek w mojej ręce. Nie ogląda się za siebie ani nie każe mi za sobą iść, kiedy kieruje się korytarzem, więc zamykam drzwi i rozglądam się wokoło, po czym podążam za nim. Otwiera drzwi swojej sypialni i wchodzę za nim. Pokazuje na krzesło. – Siadaj tam – mówi stanowczo. Podchodzi do swojego łóżka i siada na jego brzegu, twarzą do mnie. Powoli zajmuję miejsce na krześle, a on opiera łokcie na kolanach i składa przed sobą dłonie, patrząc mi prosto w oczy. – Zakładam, że potem przeprosisz Sky? Jak stąd wyjdziesz? Bo tylko ją tak naprawdę powinieneś przeprosić.
153
Stawiam siatkę przy stopach i opieram się o krzesło. – Naprawdę jesteś względem niej opiekuńczy, prawda? Breckin wzrusza obojętnie ramionami. – Kiedy te wszystkie gnojki traktują ją jak gówno, ktoś musi na nią uważać. Zaciskam usta w cienką linię i kiwam głową, ale nie od razu się odzywam. Patrzy na mnie przez chwilę, prawdopodobnie starając się rozgryźć mój motyw bycia tutaj. Wypuszczam szybki oddech i zaczynam mówić to, po co tutaj przyszedłem. - Posłuchaj, Breckin. Zapewne będę mówił bez większego sensu, ale wysłuchaj mnie, dobrze? Breckin wyprostowuje się w tym samym czasie, co przewraca oczami. – Proszę, powiedz mi, że wytłumaczysz co, do diabła, stało się na stołówce. Jakieś tuzin razy próbowaliśmy przeanalizować twoje zachowanie, ale nie ma ono żadnego sensu. Potrząsam głową. – Nie mogę ci powiedzieć, co się stało, Breckin. Nie mogę. Mogę ci tylko powiedzieć, iż Sky znaczy dla mnie więcej niż kiedykolwiek będziesz w stanie pojąć. Spieprzyłem i za późno jest, żeby wrócić i wszystko z nią poukładać. Nie chcę jej przebaczenia, bo na nie nie zasługuję. Ty i ja oboje wiemy, że lepiej jest jej beze mnie. Ale musiałem przyjść tutaj i przeprosić cię, ponieważ tylko na ciebie patrząc wiem, jak bardzo ci na niej zależy. Dobija mnie to, że ją zraniłem, ale wiem, że raniąc ją pośrednio zraniłem również ciebie. Więc przepraszam. Nie odrywam od niego spojrzenia. Przechyla lekko głowę i przygryza dolną wargę, przyglądając mi się. - Jej urodziny są w następną sobotę – mówię, podnosząc worek. – Kupiłem jej to i chcę, żebyś jej to dał. Nie chcę by wiedziała, że jest ode mnie. Powiedz jej po prostu, że ty to kupiłeś. Wiem, że jej się spodoba. – Wyciągam z worka e-reader i rzucam mu go. Łapie go, po czym go ogląda. Wpatruje się w niego przez kilka minut, następnie odwraca na drugą stronę i patrzy na jego tył. Odrzuca go na bok, po czym ściska razem ręce, patrząc się w podłogę. Czekam, aż coś powie, bo ja powiedziałem już wszystko, co chciałem. - Mogę tylko powiedzieć jedną rzecz? – pyta, unosząc wzrok. Potakuję. Domyślałem się, że będzie miał o wiele więcej niż tylko jedną rzecz do powiedzenia. - Sądzę, że najbardziej wkurzył mnie fakt, że lubiłem jak z nią byłeś – mówi. – Podobało mi się, że tamtego dnia była taka szczęśliwa. A chociaż obserwowałem cię z nią przez jedynie pół godziny zanim coś ci odbiło – mówi, machając ręką w powietrzu – to wydawało się to takie właściwe. Wydawałeś się właściwy dla niej, a ona właściwa dla ciebie i… sam nie wiem, 154
Holder. Po prostu twoje zachowanie nie ma żadnego sensu. Nie miało sensu, kiedy odszedłeś od niej tamtego dnia i na pewno nie ma sensu w tej chwili. Ale widzę, że ci na niej zależy. Po prostu cię nie rozumiem. Ani trochę cię nie rozumiem, a to mnie wkurza, ponieważ jeśli jestem dobry w choć jednej rzeczy na tym świecie, to w rozumieniu ludzi. Nie liczyłem, kiedy mówił, ale jestem dość pewien, że wymienił więcej niż jedną rzecz. – Możesz po prostu zaufać, że naprawdę mi na niej zależy? – pytam. – Chcę wszystkiego, co dla niej najlepsze, a pomimo, że dobija mnie to, iż ja nie jestem dla niej najlepszy, chcę widzieć ją szczęśliwą. Breckin uśmiecha się, po czym sięga obok siebie i podnosi e-reader. – No myślę, że jak dam jej ten cudowny prezent, na który oszczędzam moje kieszonkowe, od razu zapomni o Deanie Holderze. Jestem pewien, że będzie myśleć tylko o trocinach i słoneczku1, kiedy zatopi się w książkach, które tutaj załaduję. Uśmiecham się, chociaż nie mam pojęcia, co ma na myśli poprzez trociny i słoneczko.
1
To taka ciekawostka, że to jest odniesienie do „Morze spokoju” – Josh nazywał Nastyę „Słoneczkiem”, a trociny zainteresowani wiedzą skąd są ☺
155
Rozdział trzydziesty i pół
Les, Breckin jest całkiem spoko. Polubiłabyś go. W piątkowy wieczór poszedłem do jego domu i dałem mu prezent, który kupiłem Sky. Omówiliśmy parę spraw i nie wydaje mi się, żeby nadal chciał skopać mi tyłek. Nie żeby mógł. Ale to właśnie scaliło mój szacunek do niego. Fakt, że był tak wściekły, iż chciał ze mną walczyć, choć wiedział, że nie ma cholernej szansy, aby wygrał. Nie byłem pewien jak wyjdzie moje pójście tam, ale skończyło się na tym, że zostałem niemal do północy. Nigdy tak naprawdę nie interesowały mnie gry wideo, ale graliśmy w Modern Warfare i przyjemnie było dać przerwę mojemu umysłowi. Chociaż nie wiem jak długą miał przerwę, ponieważ Breckin zauważył jak dużo gadałem o Sky. Nie rozumie dlaczego nie chcę jej przeprosić, jeśli najwyraźniej tak bardzo ją lubię. Niestety nie mogę mu tego wyjaśnić, więc nigdy nie zrozumie. Ale wydaje mu się to pasować. Żadne z nas nie sądzi, że dobrym pomysłem byłoby poinformowanie Sky, że spędzamy ze sobą czas. Nie chcę, żeby wściekała się na Breckina, ale teraz czuję jakbym jakoś ją zdradzał, przyjaźniąc się z nim. Ale mogę Cię zapewnić, Les. Nie byłem tam dla jego gejowskiego towarzystwa. H
156
Rozdział trzydziesty pierwszy
- Co chcesz robić? – pytam. - Nie obchodzimy mnie, co robimy – odpowiada Daniel. - Mnie również. Siedzimy na jego podjeździe. Opieram się o moje siedzenie, stopy trzymając na jego desce rozdzielczej. On siedzi w tej samej pozycji na miejscu kierowcy, tyle że jego dłoń zwisa swobodnie z kierownicy, a głowę opiera o zagłówek. Patrzy się przez okno i zachowuje się niezwykle nieobecnie. - Co się z tobą dzieje? – pytam. Dalej patrzy się przez okno i wzdycha, głęboko i rozpaczliwie. – Znowu zerwałem z Val – odpowiada z rozczarowaniem. – Jest szalona. Tak cholernie szalona. - Myślałem, że dlatego ją kochasz? - Ale dlatego również jej nie kocham. – Opuszcza nogę na podłogę i przysuwa siedzenie do przodu. – Jedźmy stąd. – Odpala samochód i zaczyna wycofywać się z podjazdu. Zapinam pas bezpieczeństwa i zakładam na oczy okulary przeciwsłoneczne. – Co chcesz robić? - Nie obchodzi mnie, co robimy – odpowiada. - Mnie również. *** - Czy Breckin jest w domu? – pytam jego matkę, która teraz przygląda się Danielowi w ten sam sposób co mnie, w zeszły piątek. - Stajesz się tutaj regularnym gościem – mówi do mnie mama Breckina. W jej głosie nie kryje się żaden humor i szczerze mówiąc jest trochę przerażająca. Stoimy w ciszy przez parę niezręcznych sekund, a ona wciąż nas nie zaprasza do środka. Daniel nachyla do mnie głowę. – Przytul mnie. Boję się. Drzwi otwierają się szeroko i Breckin zajmuje miejsce mamy, kiedy ta odwraca się i odchodzi. Teraz on przygląda się podejrzliwie Danielowi. – Zdecydowanie nie zrobię tobie żadnych przysług – mówi do niego Breckin.
157
Daniel odwraca się do mnie, rzucając mi zdziwione spojrzenie. – Jest piątkowy wieczór, a ty przyprowadzasz mnie do domu puszka? – Potrząsa głową z rozczarowaniem. – Co nam się, do diabła, stało, stary? Co nam zrobiły te cholerne suki? Patrzę na Breckina i wskazuję współczująco głową na Daniela. – Problem z dziewczyną. Pomyślałem, że może pomóc trochę Modern Warfare. Breckin wzdycha, wywraca oczami, po czym odsuwa się na bok, żeby wpuścić nas do środka. Wchodzimy i Breckin zamyka za nami drzwi, następnie staje przed Danielem. – Jeszcze raz nazwiesz mnie puszkiem, to mój nowy, drugi najlepszy przyjaciel w całym szerokim świecie skopie ci tyłek. Daniel uśmiecha się szeroko i przenosi na mnie spojrzenie. Mamy jedną z naszych bezgłośnych rozmów, gdzie mówi mi, że ten dzieciak nie jest taki zły. Uśmiecham się, całkowicie się z nim zgadzając. *** - Niech no dobrze zrozumiem – mówi Breckin, próbując rozjaśnić wyznanie Daniela sprzed paru chwil. – Nie wiesz nawet jak ta dziewczyna wyglądała? Daniel uśmiecha się chełpliwie. – Nie mam pojęcia. - Jak miała na imię? – pytam. Wzrusza ramionami. – Nie mam pojęcia. Breckin odkłada dżojstik i obraca się do Daniela. – Jak, do diabła, wylądowałeś z nią w szafie wnękowej? Twarz Daniela nadal zalana jest uśmiechem zadowolenia. Wygląda na tak z tego dumnego, iż jestem zszokowany, że dopiero teraz mi o tym wspomina. - To zabawna historia, naprawdę – mówi. – W zeszłym roku nie miałem piątej lekcji. Błąd administracji, ale nie chciałem, żeby wiedzieli. Codziennie podczas piątej lekcji, kiedy wszyscy szli na swoje zaplanowane lekcje, ja chowałem się w szafie woźnego i drzemałem. Nigdy nie sprzątali tamtej części korytarza aż do końca wszystkich lekcji, więc nikt tam nie chodził. - Było to jakieś sześć, siedem miesięcy temu, tuż przed końcem roku szkolnego, miałem sobie jedną z moich drzemek na piątej lekcji i niespodziewanie ktoś otwiera drzwi, wślizguje się do środka i potyka się o mnie. Nie widziałem, kim ona była, bo nigdy nie zapalałem światła, ale ona wylądowała dokładnie na mnie. Byliśmy w tej naprawdę kompromitującej pozycji, a ona pachniała bardzo dobrze i nie ważyła za dużo, więc nie przeszkadzało mi, że na mnie wylądowała. Objąłem ją i nie próbowałem jej z siebie zrzucić, bo tak przyjemne to było uczucie. Ale płakała – mówi, tracąc trochę podekscytowania w oczach. Opiera się o krzesło i kontynuuje. – Zapytałem jej co się stało, a ona powiedziała tylko „Nienawidzę ich”. 158
Zapytałem kogo nienawidzi i odparła „Wszystkich. Nienawidzę wszystkich”. W tak smutny sposób to powiedziała, że zrobiło mi się jej żal, a jej oddech pachniał tak cholernie dobrze i dokładnie wiedziałem, co miała na myśli, bo ja też wszystkich nienawidzę. Więc wciąż ją obejmowałem i powiedziałem „Ja też wszystkich nienawidzę, Kopciuszku”. Nadal byliśmy w… - Chwila, chwila, chwila – odzywa się Breckin, przerywając historię. – Nazwałeś ją Kopciuszkiem? Z jakiego cholernego powodu? Daniel wzrusza ramionami. – Byliśmy w szafie woźnego. Nie znałem jej imienia, a tam były te wszystkie mopy, miotły i te inne, a to przypominało mi Kopciuszka, dobra? Daj mi spokój. - Ale dlaczego jakkolwiek ją nazwałeś? – pyta Breckin, nie rozumiejąc zamiłowania Daniela do przypadkowych przezwisk. Daniel przewraca oczami. – Nie znałem jej pieprzonego imienia, Einsteinie! A teraz przestań mi przerywać, dochodzę właśnie do dobrej części. – Znowu pochyla się do przodu. – Więc mówię do niej „Ja też wszystkich nienawidzę, Kopciuszku”. Nadal byliśmy w tej samej pozycji, było ciemno i szczerze mówiąc, to było dość gorące. Wiecie, brak wiedzy kim ona jest albo jak wygląda. Trochę tajemnicze. Potem po prostu się roześmiała, pochyliła i mnie pocałowała. Oczywiście odwzajemniłem pocałunek, bo już skończyłem drzemkę i nadal mieliśmy piętnaście minut na zabicie czasu. Całowaliśmy się przez resztę lekcji. Tylko to robiliśmy. Już nic do siebie nie powiedzieliśmy i nie zrobiliśmy nic więcej poza całowaniem. Gdy dzwonek zadzwonił, podniosła się i wyszła. Nie widziałem nawet jak wygląda. Wpatruje się w podłogę z uśmiechem. Szczerze, nigdy nie widziałem by tak opowiadał o dziewczynie. Nawet o Val. - Ale podobno mówiłeś, że była najlepszym seksem, jaki miałeś? – pyta Breckin, powracając do sedna, które rozpoczęło tą całą rozmowę. Daniel raz jeszcze uśmiecha się chełpliwie. – Była. Okazuje się, że nie trudno było mnie potem znaleźć. Tydzień później znowu się pokazała. Światło w szafie jak zwykle było zgaszone, a ona weszła i zamknęła za sobą drzwi. Znowu płakała. Zapytała „Jesteś tutaj, dzieciaku?”. To jak nazwała mnie dzieciakiem sprawiło, że pomyślałem, iż mogła być nauczycielką i skłamałbym, gdybym powiedział, że to mnie nie podnieciło. Potem jedna rzecz doprowadziła do drugiej i powiedzmy, że stałem się jej Królewiczem z bajki na resztę godziny. I to był najlepszy seks, jaki kiedykolwiek miałem. Breckin i ja wybuchamy śmiechem. - Więc kim ona była? – pytam. Daniel wzrusza ramionami. – Nigdy się nie dowiedziałem. Już więcej się potem nie pokazała i szkoła skończyła się parę tygodni później. Potem poznałem Val i moje życie 159
wymknęło się spod kontroli. – Wypuszcza głęboki oddech i odwraca się do Breckina. – Czy to z mojej strony rasistowskie, jeśli naprawdę nie chcę słuchać o twoim gejowskim seksie? Breckin śmieje się i rzuca dżojstikiem w Daniela. – Rasistowskie nie jest poprawnym określeniem, przygłupie. Homofobiczne oraz dyskryminacyjne, tak. I zrozumiałe. I tak bym wam nie powiedział. Daniel spogląda na mnie. – Nie muszę nawet zgadywać kto jest twoim najlepszym – mówi. – To jak jesteś teraz złamany przez Sky jest chyba dość oczywiste. Kręcę głową. – Cóż, mylisz się, bo nie tylko nigdy nie uprawiałem z nią seksu, ale również nigdy się nie całowaliśmy. Daniel się śmieje, ale Breckin i ja nie, co szybko zamyka Daniela. – Proszę, powiedz mi, że robisz sobie jaja. Potrząsam głową. Daniel wstaje i rzuca swój dżojstik na łóżko. – Jak tyś, do diabła, jej nie pocałował? – pyta, podnosząc głos. – Bo to jak zachowywałeś się w tym miesiącu kazało mi myśleć, że była ona twoją jebaną miłością życia. Przechylam głowę. – Dlaczego wydajesz się tym wkurzony? Obraca głowę. – Poważnie? – Podchodzi do mnie i nachyla się, kładąc ręce na moim krześle. – Bo zachowujesz się jak ciota. C-I-O-T-A. – Puszcza krzesło i cofa się. – Jezu, Holder. Mi naprawdę było ciebie żal. Weź się w garść, stary. Idź do jej domu, cholernie ją pocałuj i choć raz pozwól sobie na szczęście. Opada na łóżko i chwyta dżojstik. Breckin uśmiecha się zaciśniętymi ustami i wzrusza ramionami. – Nieszczególnie lubię twojego przyjaciela, ale ma rację. Wciąż nie rozumiem dlaczego tak się na nią wściekłeś i odszedłeś, ale jedynym sposobem, by jej to wynagrodzić jest nie trzymanie się z daleka. – Odwraca się do telewizora, a ja gapię się na nich obu, kompletnie osłupiały. Oni mówią to tak, jakby to było proste. Jakby to było takie łatwe, jakby jej całe życie nie wisiało na włosku równowagi. Nie wiedzą o czym, kurwa, mówią. - Zabierz mnie do domu – mówię do Daniela. Nie chcę już tutaj być. Wychodzę z sypialni Breckina i kieruję się do samochodu Daniela.
160
Rozdział trzydziesty drugi
Les, Wszyscy lubią mieć opinię, prawda? Daniel i Breckin nie mają pojęcia, przez co przeszedłem. Przez co my przeszliśmy. Pieprzyć to. Nawet nie chce mi się Ci o tym opowiadać. H Zamykam notes i wpatruję się w niego. Czemu ja w ogóle w nim piszę, do diabła? Czemu w ogóle się kłopoczę, skoro ona nie żyje? Rzucam notesem przez pokój, a on uderza o ścianę i opada na podłogę. Rzucam długopisem w notes, po czym zabieram poduszkę spod głowy i nią także rzucam. - Niech to szlag – jęczę sfrustrowany. Jestem wkurzony, że Daniel uważa, iż moje życie jest tak proste. Jestem wkurzony, że Breckin nadal uważa, iż powinienem ją przeprosić, jakby to wszystko poprawiło. Jestem wkurzony, że wciąż piszę do Les, chociaż jest martwa. Nie może tego przeczytać. Nigdy tego nie przeczyta. Po prostu zapisuję na papierze całe gówno, które przeżywam bez żadnego innego powodu, jak takiego, że w tej chwili na całym świecie nie ma żadnej przeklętej osoby, z którą mógłbym pogadać. Kładę się, po czym wkurzam się na nowo i uderzam pięścią w łóżko, ponieważ moja cholerna poduszka leży po drugiej stronie pokoju. Wstaję i idę po poduszkę, zabierając ją z podłogi. Spoglądam na notes leżący pod nią, otwarty na podłodze. Poduszka wypada z mojej ręki. Kolanami uderzam o podłogę. Ściskam rękoma notes, który otworzył się na ostatniej stronie. Gorączkowo przekartkowuję strony zapisane pismem Les, aż odnajduję miejsce, gdzie zaczynają się słowa. Jak tylko widzę pierwsze słowa zapisane na górze strony, moje serce gwałtownie się zatrzymuje. Drogi Holderze, Jeżeli to czytasz, to straszliwie mi przy… Zamykam notes z trzaskiem i rzucam nim o pokój. Napisała mi list? Pieprzony samobójczy list? 161
Nie mogę oddychać. O Boże, nie mogę oddychać. Podnoszę się i otwieram okno, wychylając przez nie głowę. Biorę głęboki wdech, ale to nie wystarcza. Nie mam wystarczająco powietrza i nie mogę oddychać. Zamykam okno i podbiegam do drzwi sypialni. Otwieram je i zbiegam po schodach, przeskakując po kilka naraz. Mijam mamę, a jej oczy rozszerzają się na widok mojego pośpiechu. - Holder, jest północ! Gdzie… - Idę pobiegać! – krzyczę, zamykając za sobą z trzaskiem drzwi. I to właśnie robię. Biegnę. Biegnę prosto do domu Sky, ponieważ ona jest jedyną rzeczą na świecie, która może pomóc mi znowu oddychać.
162
Rozdział trzydziesty trzeci
Te kilka ostatnich tygodni robienia wszystkiego w mojej mocy, żeby jej unikać zabrało mi całą siłę i już nie mogę tego robić. Myślałem, że trzymając się od niej z daleka jestem silny, ale nie przebywanie w jej towarzystwie czyni mnie słabszym, niż kiedykolwiek. Wiem, że nie powinno mnie tutaj być i wiem, że ona mnie tutaj nie chce, ale muszę ją zobaczyć. Muszę ją usłyszeć, muszę ją dotknąć, muszę poczuć ją przy sobie, ponieważ tamten weekend, który z nią spędziłem był jedynym czasem odkąd odszedłem od niej trzynaście lat temu, kiedy naprawdę spojrzałem do przodu. Nigdy wcześniej nie patrzyłem do przodu. Zawsze oglądałem się do tyłu. O wiele za dużo myślę o przeszłości, myślę o tym co powinienem był zrobić, o wszystkim, co zrobiłem źle i nigdy w życiu nie spojrzałem do przodu. Przebywanie z nią skłoniło mnie do myślenia o dniu jutrzejszym i dniu następnym, i następnym, i następnym roku, i wieczności. Tego właśnie teraz potrzebuję, ponieważ jeśli nie będę mógł jej raz jeszcze przytulić… boję się, że znowu obejrzę się do tyłu i przeszłość całkowicie mnie pochłonie. Chwytam parapet okienny i zamykam oczy. Wciągam kilka razy powietrze, by spróbować uspokoić tętno i drżenie, które panuje teraz nad moimi dłońmi. Nie cierpię tego, że zawsze pozostawia niezamknięte okno. Unoszę je i odsuwam zasłony, po czym wspinam się do środka. Zastanawiam się czy powiedzieć coś, by wiedziała, że jestem w jej pokoju, ale również nie chcę jej przestraszyć, jeżeli śpi. Odwracam się, zamykam okno i podchodzę do jej łóżka, po czym powoli się na nim układam. Ona odwrócona jest w drugą stronę, więc unoszę kołdrę i kładę się obok niej. Jej postawa natychmiast sztywnieje i podnosi ręce do twarzy. Wiem, że nie śpi i wiem, że ona wie, że to ja wszedłem do jej łóżka, lecz świadomość, iż to ją przeraża całkowicie mnie załamuje. Boi się mnie. Nie oczekiwałem, że jej reakcją będzie strach. Gniew, tak. Wolałbym, żeby była na mnie teraz wściekła, a nie żeby się mnie bała. Jeszcze nie mówi mi, żebym wyszedł, a nie sądzę, że bym nawet mógł, gdyby o to poprosiła. Muszę poczuć ją w swoich ramionach, więc przysuwam się do niej i wsuwam ramię pod jej poduszkę. Oplatam ją drugim ramieniem i splatam palce z jej palcami, chowając twarz w jej szyi. Jej zapach, skóra i czucie bicia jej serca przy naszych dłoniach jest dokładnie tym czego potrzebuję, dzisiejszej nocy bardziej niż kiedykolwiek wcześniej potrzebuję wiedzieć, że nie jestem sam, nawet jeśli ona nie ma pojęcia jak bardzo pomaga mi to, że pozwala mi się trzymać. Całuję ją delikatnie w bok głowy i przyciągam bliżej. Nie zasługuję by znowu być w jej łóżku ani jej życiu po tym wszystkim, przez co ją przeprowadziłem. W tej chwili pozwala mi tu 163
być. Nie zamierzam myśleć, co może zdarzyć się w ciągu następnych minut. Nie zamierzam myśleć, co wydarzyło się w przeszłości. Nie patrzę do przodu ani do tyłu. Po prostu ją trzymam i o tym myślę. W tej chwili. O niej. Nie odezwała się od niemal pół godziny, ja również. Nie przepraszam jej, ponieważ nie zasługuję na jej przebaczenie i nie dlatego tutaj jestem. Nie mogę jej powiedzieć, co stało się w dzień lunchu, ponieważ nie chcę, żeby jeszcze wiedziała. Nie mam pojęcia, co powiedzieć, więc tylko ją trzymam. Całuję jej włosy i dziękuję jej w duchu, że pomaga mi znowu oddychać. Zginam ramię w łokciu i mocniej ją przytulam. Staram się nie rozpaść. Tak bardzo się staram. Ona wciąga powietrze, po czym odzywa się do mnie po raz pierwszy od prawie miesiąca. – Jestem na ciebie taka wściekła – szepcze. Zaciskam powieki i rozpaczliwie przyciskam wargi do jej skóry. – Wiem, Sky. – Obejmuję ją dłonią, by przyciągnąć jeszcze bliżej. – Wiem. Jej palce przesuwają się pomiędzy moimi i ściska moją rękę. Ścisnęła tylko moją dłoń, lecz ten jeden, mały gest znaczy teraz dla mnie więcej niż ja mógłbym kiedykolwiek dać jej w zamian. Świadomość, że mnie uspokaja, nawet w najmniejszy sposób, jest czymś więcej niż zasługuję. Przyciskam usta do jej ramienia i lekko całuję. – Wiem – szeptam raz jeszcze, wycałowując drogę po jej szyi. Reaguje na mój dotyk i pocałunki, a ja chcę zostać tutaj na wieki. Chciałbym móc zatrzymywać czas. Chcę zatrzymać przeszłość oraz przyszłość i skupić się na tym momencie, na zawsze. Wyciąga rękę i przesuwa nią po mojej potylicy, jeszcze mocniej przyciskając do swojej szyi. Ona chce mnie tutaj. Potrzebuje mnie tutaj tak bardzo, jak ja potrzebuję tutaj być i wiedza o tym wystarcza, by zatrzymać czas na krótką chwilę. Unoszę się obok niej i delikatnie ciągnę za jej ramię, dopóki nie leży na plecach, patrząc na mnie z dołu. Odsuwam włosy z jej oczu i spoglądam na nią. Tak bardzo za nią tęskniłem i tak bardzo się boję, że wróci jej zdrowy rozsądek i każe mi wyjść. Boże, brakowało mi jej. Jakim cudem mogłem myśleć, że odejście od niej będzie dobre dla któregokolwiek z nas? - Wiem, że jesteś na mnie wściekła – mówię, sunąc ręką po jej szyi. - Potrzebuję, żebyś była na mnie wściekła, Sky. Ale sądzę, że jeszcze bardziej potrzebuję byś dalej chciała mnie tutaj ze sobą. Nie odrywa ode mnie wzroku i leciutko kiwa głową. Opuszczam czoło na jej czoło i obejmuję dłońmi jej twarz, a ona robi to samo mnie. - Jestem na ciebie wściekła, Holder – mówi. - Ale bez względu na to jak byłam wściekła, ani przez jedną sekundę nie przestałam chcieć ciebie tutaj ze mną. 164
Te słowa pozbawiają mnie tchu w tej samej chwili co wypełniają moje płuca jej powietrzem. Ona chce mnie tutaj i jest to najlepsze pieprzone uczucie na świecie. – Jezu, Sky. Tak cholernie za tobą tęskniłem. – Czuję się, jakby była moim kołem ratunkowym i jeśli zaraz jej nie pocałuję, to umrę. Opuszczam głowę i przyciskam wargi do jej ust. Oboje nabieramy głębokiego tchu w chwili, kiedy spotykają się nasze usta. Obejmuje dłońmi moją szyję i przyciąga mnie do siebie, witając mnie z powrotem w swoim życiu. Nasze usta rozpaczliwie przyciskają się do siebie, ale nasze wargi są całkowicie nieruchome i oboje staramy się wciągnąć jeszcze jeden wdech. Odsuwam się nieznacznie, bo czując ją pod sobą i mając przy sobie jej chętne usta, czuję się obezwładniony. W całym moim osiemnastoletnim życiu nic nigdy nie wydawało się tak idealne. Gdy tylko odrywam od niej usta, ona patrzy w moje oczy i splata ręce na moim karku. Unosi się lekko z łóżka, przybliżając wargi do moich ust. Tym razem to ona całuje mnie, delikatnie rozdzielając moje usta wargami. Kiedy spotykają się nasze języki, jęczy cicho i przyciskam ją do materaca, teraz całując ją. Przez następnych kilka minut jesteśmy zatraceni w czymś, co wydaje się być doskonałą doskonałością. Czas całkowicie się zatrzymał, a kiedy się całujemy myślę tylko o tym, że właśnie to ratuje ludzi. Takie momenty z ludźmi takimi jak ona sprawiają, że warto cierpieć. To takie momenty sprawiają, że ludzie patrzą do przodu i nie mogę uwierzyć, że pozwoliłem sobie na brak tego przez miesiąc. Wiem, że powiedziałem jej, iż nigdy wcześniej nie była naprawdę całowana, ale aż do tej chwili nie miałem pojęcia, że to ja nigdy nie byłem naprawdę całowany. Nie w taki sposób. Każdy pocałunek, każdy ruch, każdy jęk, każdy dotyk jej dłoni na mojej skórze. Ona jest moim ratunkiem. Moją Hope. I już nigdy więcej od niej nie odejdę. *** Słyszę jak zamykają się drzwi jej sypialni, więc wiem, że zaraz przyłapie mnie na przyrządzaniu dla niej śniadania. Wciąż nie wytłumaczyłem, co jej robiłem przez ostatni miesiąc i nie jestem pewien czy potrafię, ale zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby to zaakceptowała, ale nie wybaczyła. Bez względu na to, co stało się między nami zeszłej nocy, wciąż nie zasługuję na jej wybaczenie i szczerze mówiąc, ona nie jest typem dziewczyny, która znosiłaby to, przez co ją przeprowadziłem. Jeśli mi wybaczy, będę się czuł jakby robiła kompromis z własną siłą. Nie chcę, żeby robiła z czymkolwiek kompromis z mojego względu. Wiem, że stoi za mną. Zanim wszystko co zrobiłem do niej dotrze, staram się wyjaśnić fakt, dlaczego znowu udomowiłem się w jej kuchni. - Wyszedłem wcześnie rano – mówię, wciąż stojąc do niej plecami – bo bałem się, że wejdzie twoja mama i pomyśli, że próbowałem cię zapłodnić. Potem, kiedy poszedłem 165
biegać, znowu minąłem twój dom i zorientowałem się, że nie było nawet jej auta i przypomniałem sobie, jak mówiłaś, że ona ma te dni handlowe w pierwszy weekend każdego miesiąca. Więc postanowiłem iść na zakupy, ponieważ chciałem zrobić ci śniadanie. Również kupiłem zakupy na obiad i kolację, ale może dzisiaj powinniśmy brać każdy posiłek po kolei. Obracam się do niej i nie wiem czy to przez to, że spędziłem ostatnie kilka tygodni będąc tak daleko od niej czy co, ale jest najpiękniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek widziałem. Lustruję ją wzrokiem, orientując się, że po raz pierwszy zakochałem się w kawałku ubrania. Co on stara się mi zrobić, do diabła? - Wszystkiego najlepszego – mówię swobodnie, próbując nie pokazywać jej jak działa na mnie oglądanie jej w tym ubraniu. - Naprawdę podoba mi się ta sukienka. Kupiłem prawdziwe mleko, chcesz trochę? – Biorę szklankę i nalewam jej trochę mleka, przysuwając ją do niej. Ostrożnie przygląda się mleku, ale nie daję jej czasu na wypicie. Widzenie tych warg i tych ust, i… kurde. - Muszę cię pocałować – mówię, podchodząc do niej szybko. Biorę jej twarz w dłonie. Twoje usta były ostatniej nocy tak idealne, że boję się, iż wszystko sobie przyśniłem. – Spodziewam się, że będzie się opierać, ale tego nie robi. Zamiast tego spotykam się z chętną perfekcyjnością, kiedy łapie rękoma moją koszulkę i odwzajemnia pocałunek. Świadomość, że nadal mnie pragnie po tym wszystkim, przez co ją przeprowadziłem, sprawia, że jeszcze bardziej ją doceniam. A świadomość, że wciąż mam z nią szansę? Że nadal mogę tak ją całować? To prawie za dużo. Odsuwam się od niej, uśmiechając. – Nie. Nie przyśniłem sobie tego. Raz jeszcze odwracam się do kuchenki, by przestać koncentrować się na jej ustach na tyle długo, żeby nałożyć jej jedzenie na talerz. Mam tyle jej do powiedzenia, a nie wiem gdzie czy jak zacząć. Niosę talerze do kontuaru, przy którym siedzi. - Wolno nam grać w Gościa na Obiedzie, chociaż to śniadaniowy czas? – pytam ją. Potakuje. – Jeśli mogę zadać pierwsze pytanie. Nie uśmiecha się. Nie uśmiechnęła się do mnie od miesiąca. Nie cierpię tego, iż jestem powodem, dla którego już się nie uśmiecha. Odkładam widelec na talerz i podnoszę dłonie, składając je pod brodą. – Myślałem nad pozwoleniem ci na wszystkie pytania – mówię. - Potrzebuję odpowiedzi tylko na jedno – odpowiada.
166
Wzdycham, wiedząc na pewno, że potrzebuje więcej niż jednej odpowiedzi. Ale fakt, że chce tylko odpowiedzi na jedno pytanie skłania mnie do sądzenia, że zapyta mnie o bransoletkę. A na to pytanie nie chcę jeszcze udzielać odpowiedzi. Pochyla się do przodu i przygotowuję się na jej pytanie. - Od jak dawna zażywasz narkotyki, Holder? Natychmiast podnoszę na nią wzrok, nie spodziewając się takiego pytania. Pochodzi z tak dalekiego obszaru, że nie odrywam od niej spojrzenia, ale przypadkowość pytania sprawia, że chcę wybuchnąć śmiechem. Może powinienem być zaniepokojony faktem, iż moje zachowanie dało jej tak absurdalną myśl, ale czuję jedynie ulgę. Staram się. Staram się tak mocno nie roześmiać, ale gniew w jej oczach jest uroczy. Uroczy, piękny i szczery, a ja czuję ogromną ulgę. Muszę odwrócić od niej wzrok, bo staram się jak mogę, żeby nie uśmiechnąć. Ona jest teraz taka poważna, ale niech to szlag. No nie mogę. Mój uśmiech w końcu się ujawnia i wybucham śmiechem. Jej oczy stają się wścieklejsze, co sprawia, że śmieję się jeszcze mocniej. – Narkotyki? – Próbuję przestać, ale im więcej myślę o tym, jak wpływało to na nas przez ostatni miesiąc, tym mocniej się śmieję. – Myślisz, że zażywam narkotyki? Jej mina wcale się nie zmienia. Jest wkurzona. Wstrzymuję wdech, by powstrzymać śmiech, aż jestem w stanie utrzymać spokojną twarz. Pochylam się i biorę ją za rękę, patrząc jej prosto w oczy. - Nie zażywam narkotyków, Sky. Przysięgam. Nie wiem dlaczego tak pomyślałaś, ale przyrzekam. - Więc co, do diabła, jest z tobą nie tak? – pyta gniewnie. Cholera. Nienawidzę tej jej miny. Jest zraniona. Rozczarowana. Zmęczona. Nie jestem pewien, do której odnosi się części mojego niewytłumaczalnego, niekonsekwentnego zachowania, ale naprawdę nie mam pojęcia jak na to odpowiedzieć. Co jest ze mną nie tak? Co nie jest ze mną nie tak? - Możesz być trochę mniej nieprecyzyjna? – pytam. Wzrusza ramionami. – Pewnie. Co nam się stało i dlaczego zachowujesz się, jakby to nigdy się nie wydarzyło? Cholera. To boli. Myśli, że zmiotłem pod dywan wszystko, co się między nami stało? Chcę jej wszystko wyznać. Chcę jej powiedzieć jak wiele dla mnie znaczy i że to był jeden z najtrudniejszych miesięcy w moim życiu. Chcę opowiedzieć jej o Les, o niej i o mnie, i jak cholernie boli, że mnie nie pamięta. Jak może zapomnieć o tak znaczącej części swojego życia?
167
Może Les i ja nie byliśmy dla niej tak ważni, jak myślałem. Patrzę na mój tatuaż. Przesuwam palcem po H, O, P, E, marząc o tym by sobie przypomniała. Z drugiej strony, gdyby sobie przypomniała… znałaby również znaczenie tego tatuażu. Wiedziałaby, że ją zawiodłem. Przypomniałaby sobie, że wszystko co zdarzyło się w jej życiu przez ostatnie trzynaście lat było bezpośrednim wynikiem mojego działania. Patrzę jej w oczy i odpowiadam jej najszczerszą odpowiedzią, jaką mogę jej dać. - Nie chciałem cię zawieść, Sky. Zawiodłem w życiu wszystkich, którzy mnie kochali, a po tym dniu na lunchu wiedziałam, że ciebie też zawiodłem. Więc… odszedłem, zanim mogłabyś zacząć mnie kochać. W innym wypadku jakikolwiek wysiłek, żeby cię nie rozczarować byłby beznadziejny. Jej oczy zachodzą rozczarowaniem. Wiem, że znowu jestem nieprecyzyjny, ale nie mogę jej powiedzieć. Nie teraz. Dopóki nie będę wiedział na pewno, że sobie z tym poradzi. - Dlaczego nie możesz tego powiedzieć, Holder? Dlaczego nie możesz po prostu przeprosić? Ból w jej głosie chwyta mnie za serce. Patrzę jej prosto w oczy, by wiedziała jak ważne jest dla mnie, żeby nigdy nie zaakceptowała tego, jak ją potraktowałem. – Nie przepraszam cię… bo nie chcę, żebyś mi wybaczyła. Od razu zamyka oczy, próbując powstrzymać łzy. Nic co powiem nie sprawi, że będzie czuć się lepiej względem tego, co się między nami wydarzyło. Puszczam jej rękę i podnoszę się, po czym podchodzę do niej i ją podnoszę. Sadzam ją na kontuarze, byśmy byli na równym poziomie wzrokowym. Może nie wierzyć w słowa, które wychodzą z moich ust, ale potrzebuję, żeby mnie poczuła. Potrzebuję, by zobaczyła szczerość w moich oczach i głosie, żeby wiedziała, iż nie chciałem jej zranić. Chciałem ją tylko ochronić przed takim uczuciem, ale wszystko pogorszyłem. - Kochanie, schrzaniłem. Schrzaniłem z tobą więcej niż raz, wiem o tym. Ale uwierz mi, że to co wydarzyło się na lunchu tamtego dnia nie było zazdrością, złością czy czymkolwiek innym, co miało cię przestraszyć. Chciałbym powiedzieć ci, co się stało, ale nie mogę. Pewnego dnia to zrobię, ale w tej chwili nie mogę i potrzebuję, żebyś to zaakceptowała. Proszę. Nie przepraszam cię, ponieważ nie chcę, abyś zapomniała o tym co się stało i nigdy nie powinnaś mi tego wybaczać. Nigdy. Nigdy mnie nie tłumacz, Sky. Pochłania każde moje słowo i to w niej kocham. Nachylam się, żeby ją pocałować i odsuwam się, kontynuując mówienie tego, co muszę, kiedy nadal chce mnie wysłuchać. – Powiedziałem sobie, żeby trzymać się od ciebie z daleka i pozwolić ci być na mnie wściekłą, bo mam wiele problemów, którymi jeszcze nie jestem gotowy podzielić się z tobą. I mocno próbowałem trzymać się z daleka, ale nie potrafię. Nie jestem dość silny, żeby zaprzeczać temu, co możemy mieć. A wczoraj w stołówce, kiedy przytulałaś Breckina i 168
śmiałaś się z nim? Dobrze było widzieć cię szczęśliwą, Sky. Ale straszliwie chciałem być tym, kto cię tak rozśmiesza. Moje wnętrze rozdzierało to, że myślałaś, iż mi na nas nie zależy albo, że spędzenie z tobą weekendu nie było najlepszym weekendem w moim życiu. Ponieważ zależy mi i był najlepszy. To był najlepszy pieprzony weekend w historii wszystkich weekendów. Przesuwam dłońmi po jej włosach do podstawy szyi i muskam kciukami linię jej szczęki. Muszę wciąż uspokajający oddech, żeby mówić dalej, bo nie chcę jej przestraszyć. Muszę być po prostu z nią szczery. - To mnie dobija, Sky – mówię cicho. – Dobija mnie to, bo nie chcę, żebyś zaczynała kolejny dzień nie wiedząc, co do ciebie czuję. Nie jestem gotów powiedzieć ci, że jestem w tobie zakochany, bo nie jestem. Jeszcze nie. Ale cokolwiek czuję – jest to o wiele więcej niż tylko lubienie. O wiele więcej. Przez ostatnich parę tygodni próbowałem to rozgryźć. Próbowałem rozgryźć to, czemu nie ma innych słów na tego opisanie. Chcę ci dokładnie powiedzieć, co czuję, ale nie ma jednego cholernego słowa w całym słowniku, który może opisać te uczucie między lubieniem cię a kochaniem, ale potrzebuję tego słowa. Potrzebuję go, bo chcę, żebyś je usłyszała. Całuję ją i odsuwam się, ale ona dalej patrzy na mnie z niedowierzeniem. Całuję ją raz po raz, zatrzymując się po każdym pocałunku, mając nadzieję, że jakoś odpowie. Nie obchodzi mnie czy mnie spoliczkuje, odwzajemni pocałunki czy powie, że mnie kocha. Chcę tylko, żeby zauważyła to wszystko, co jej powiedziałem. Ale ona wpatruje się we mnie bez słowa, a ja robię się cholernie nerwowy. - Powiedz coś – błagam. Patrzy na mnie przez długi czas. Staram się być cierpliwym. Ona zawsze jest ze mną cierpliwa, chociaż jest tak błyskotliwa. Czego bym nie oddał, żeby teraz była trochę bardziej błyskotliwa. Potrzebuję od niej reakcji. Coś. Cokolwiek. - Żyję2 – szepcze w końcu. Nie tego spodziewałem się z jej ust, ale przynajmniej to coś. Śmieję się i kręcę głową, zdezorientowany. – Co? - Żyję. Jeśli zmieszasz słowa lubię i kocham, wyjdzie ci żyję3. Możesz użyć tego słowa.
2
Powtórka z Hopeless, więc skopiuję przypis z tamtego tłumaczenia. No więc pewnie zastanawiacie się skąd wyszło „żyję” z połączenia „lubię” i „kocham”. Otóż po angielsku złączając „like” i „love” wychodzi „live”. Niestety po polsku to już nie bardzo :P 3 To samo co u góry. Tak, wiem, jak mało ma to sensu – właściwie żadnego… Ale macie wytłumaczenie w poprzednim odnośniku, a ja, nawet jeślibym chciała, nie mogę zmieniać treści książki.
169
Nie tylko mnie rozumie i nie tylko się do mnie uśmiecha; ale właśnie dała mi słowo, którego szukałem od chwili, jak natrafiłem na nią wzrokiem w sklepie spożywczym. Nie zasługuję na nią. Nie zasługuję na jej zrozumienie i z pewnością nie zasługuję na to jak działa na moje serce. Śmieję się i biorę ją w ramiona, przyciągając do swoich ust. - Żyję tobą, Sky – mówię przy jej ustach. – Tak bardzo tobą żyję. A choć idealnie te słowo brzmi, choć idealnie opisuje moment, w którym tkwimy, wiem, że to kłamstwo. Nie tylko nią żyję. Kocham ją. Kocham ją od dzieciństwa.
170
Rozdział trzydziesty czwarty
Les, Nie czytam tego listu. Nigdy go nie przeczytam. Przenigdy. I skończyłem pisać w tym pieprzonym notesie. Więc znaczy to też chyba, że skończyłem pisać do Ciebie. H
171
Rozdział trzydziesty piąty
Dzwoni telefon i zanim zdążę się w ogóle przywitać, Daniel zaczyna mówić. – Czy serowe cycki i ty chcecie dzisiaj przyjść, obejrzeć film ze mną i Val? - Myślałem, że zerwałeś z Val. - Nie dzisiaj – odpowiada Daniel. - Nie wiem czy to dobry pomysł. – Słyszałem wystarczająco o Val, by mieć wątpliwości z zabraniem tam Sky. Chodzimy ze sobą dopiero od dwóch tygodni. - To jest dobry pomysł – spiera się Daniel. – Moi rodzice wychodzą o ósmej. Bądźcie o ósmej-zero-jeden. Rozłącza się nagle, więc piszę do Sky. Chcesz obejrzeć dzisiaj film z Danielem i Val? Przyciskam wyślij i rzucam telefon na łóżko. Podchodzę do szafy, by przejrzeć mój wybór koszulek, ale potem przypominam sobie, że nie mam zbyt wielkiego wyboru. Biorę jakąś bluzkę i przekładam ją przez głowę, kiedy przychodzi wiadomość od Sky. Dwa warunki. (Według Karen.) Muszę być w domu przed północą i nie możesz mnie zapłodnić. Śmieję się, odpisując na jej wiadomość. Biorąc pod uwagę, jak bardzo nudna jesteś, jestem całkiem pewien, że wrócisz do domu za mniej niż godzinę. Ale czy to znaczy, że i tak spróbujesz mnie zapłodnić? Jasna sprawa. Śmieję się głośno. Ona naprawdę napisała śmieję się głośno4. Wybucham śmiechem, wkładając komórkę do kieszeni i wychodzę do auta. *** Nigdy wcześniej nie prowadziłem rozmowy z Val i dzisiejszy wieczór nie jest żadnym wyjątkiem. Siedzimy ze Sky na kanapie stojącej przed telewizorem w piwnicy Daniela. Daniel 4
Pamiętacie LOL? ;)
172
i Val siedzą na fotelu, ciągle się obściskując, co każe mi zastanawiać się dlaczego Daniel w ogóle nas tutaj zaprosił, skoro tylko to zamierzają robić. Przyglądamy im się ze Sky niekomfortowo. Trudno jest skupiać się na telewizji, kiedy w tle słychać głośne siorbanie. W chwili, kiedy ręka Daniela zaczyna wsuwać się pod bluzkę Val, rzucam w nich pilotem, uderzając Daniela w kolano. Podskakuje i unosi rękę, pokazując mi środkowy palec, ale ani razu nie zrywa kontaktu z ustami Val. Jednak jakimś sposobem na mnie zerka, a ja mówię mu bezgłośnie, żeby wyniósł się z piwnicy albo jej koszulki. Podnosi się i Val jest teraz wokół niego oplątana. Nic nie mówią, kiedy niesie ją po schodach do swojej sypialni. - Dziękuję – mówi Sky, oddychając z ulgą. – Zaraz miałam rzygać. Siedzi skulona obok mnie na kanapie, opierając głowę na moim ramieniu. Zsuwam się po kanapie, żeby nam obojgu było wygodniej i ponownie skupiamy się na telewizji. Ale wiem, że tak naprawdę nie zwracamy na nią uwagi, bo energia w pokoju zmieniła się całkowicie, kiedy Daniel i Val wyszli. Nie mieliśmy takiej prywatności odkąd zaczęliśmy oficjalnie się umawiać dwa tygodnie temu. Jej ręka tkwi w mojej i są razem ściśnięte, leżąc na jej udzie. Nie ma na sobie sukienki, która mnie kompletnie zmiękczyła za pierwszym razem, kiedy ją w niej zobaczyłem, ale ma sukienkę. I uwielbiam tę sukienkę tak bardzo, jak tamtą. Ale chciałbym, żeby miała dżinsy. Gdy miałem szesnaście lat podsłuchałem rozmowę Les z jedną z jej koleżanek. Miały iść na podwójną randkę i koleżanka wyjaśniała Les zasady ubrań „do całowania”. Powiedziała, że jeśli Les chce pocałować kolesia, to musi założyć dżinsy, bo facet będzie miał mniejsze szanse, żeby włożyć rękę tam, gdzie nie powinien. Potem powiedziała Les, że jeśli planowała zajść dalej niż pierwsza baza, to najlepiej na to pasuje spódniczka lub sukienka. Łatwy dostęp, mówiła. Pamiętam, jak czekałem potem w salonie, żeby zobaczyć jaki ubiór wybrała Les. Zeszła po schodach w spódniczce i pogoniłem ją z powrotem do pokoju, zmuszając do założenia spodni. Chciałbym, żeby Sky miała na sobie teraz spodnie, bo ręce zaczynają mi się pocić i wiem, że ona wyczuwa mój puls poprzez wnętrze dłoni. Jej sukienka każe mi myśleć, że Sky chce dzisiaj iść o krok dalej i absolutnie nie mogę wyrzucić tego z głowy. Cholernie chcę iść o krok dalej, ale co jeśli Sky nie zna zasad ubrań „do całowania”? Co jeśli ma na sobie tę sukienkę, bo po prostu tak chciała? Co jeśli ma na sobie tę sukienkę, bo zepsuła się jej pralka i wszystkie jej spodnie są brudne? Co jeśli ma na sobie tę sukienkę, ponieważ nie miała czasu przebrać się w dżinsy zanim pojawiłem się w jej domu? Co jeśli ma na sobie tę sukienkę, ponieważ była dzisiaj w jakimś przypadkowym kościele, który ma nabożeństwa w sobotę?
173
Chciałbym móc wiedzieć, co chodzi teraz po jej głowie. Kładę głowę na oparciu kanapy i przełykam ogromną gulę w gardle. – Podoba mi się twoja sukienka – odzywam się. Wychodzi to w ochrypłym szepcie, bo moje gardło jest teraz bardzo słabe od myślenia o niej. Ale sądzę, że podobało jej się to, jak to powiedziałem, bo odchyla głowę, spoglądając na mnie, po czym jej wzrok powoli opada na moje usta. Dzięki kątowi, w którym siedzimy, nie musimy nawet zmieniać pozycji do pocałunku. Jej wargi są tak niesamowicie blisko, że praktycznie dotykają moich. Ale żadne z nas tego nie wykorzystuje. Jeszcze. - Dziękuję – szepcze. Słodki oddech jej słów odbija się od moich ust, rozgrzewając mnie od środka. Napięcie jest teraz tak gęste, że nie mogę nawet odetchnąć. - Nie ma za co – odszeptuję, wpatrując się w jej usta w ten sam sposób, co ona w moje. Oboje milczymy przez chwilę, tylko się patrząc. Przyciska razem wargi, zwilżając je, a ja jestem pewny, że wymamrotałem „jasna cholera” pod nosem. Podoba jej się, że tak na mnie zadziałała, bo uśmiecha się szeroko. – Chcesz się trochę poobściskiwać? – szepcze. Do diabła, tak. Moje usta dotykają jej warg zanim jeszcze kończy wypowiadać zdanie. Opuszczam ręce na jej talię i przesuwam ją tak, że siedzi na mnie okrakiem. Siedzi na mnie okrakiem w. Jej. Sukience. Zaciskam mocno dłonie na jej biodrach, podczas gdy jej ręce powoli wędrują po mojej szyi, wsuwając się we włosy. Kręci mi się głowie od tego, jak jej klatka piersiowa przyciska się do mojej i wydaje się, jakby jedyną rzeczą, która mogłaby znowu ją naprostować, było przyciągnięcie jej bliżej do siebie i pocałowanie jeszcze mocniej. Więc to właśnie robię. Zsuwam ręce z jej bioder, sięgam za nią i przyciągam ją bliżej, przyciskając ją do siebie tak idealnie, że pojękuje i ciągnie mnie za włosy. Trzymam jedną rękę na jej tyłku, pozwalając jej płynąć z rytmem jej ruchów, a drugą rękę przesuwam po jej plecach, wplatając w jej włosy. Przyciskam jej wargi głębiej do moich, prostując sylwetkę i pochylam się do przodu tak, że plecami nie dotykam już kanapy, a nasze usta są niemal sklejone. Tyle że przez to jeszcze mocniej kręci mi się w głowie, więc całujemy się teraz szybciej, ona jęczy głośniej, ja znowu trzymam mocno jej biodra i kieruję jej ruchami tak doskonale, że jestem pewien, iż dozna powtórki z tego, co zrobiłem jej w pierwszy wieczór, kiedy się całowaliśmy. Jeszcze tego nie chcę, ponieważ ona ma na sobie tę sukienkę, co jest absolutnie niesamowite, a ja nawet z tego nie korzystam. Chwytam jej ramiona i odsuwam ją od siebie, opadając na kanapę.
174
Oboje łapiemy z trudem powietrze. Oboje się uśmiechamy. Oboje patrzymy na siebie, jakby to była najlepsza noc na świecie, bo jest dopiero dwudziesta druga i mamy jeszcze do wykorzystania dwie. Puszczam jej ramiona i obejmuję jej twarz, po czym powoli przyciągam ją z powrotem do moich ust. Zmieniam pozycję rąk, żeby wspierać jej ciężar i podnoszę się, kładąc ją na kanapie. Dołączam do niej, wsuwając kolano między jej nogi, a drugie kładąc na kanapie obok niej. Zaczynam myśleć, że Daniel wybrał tę ogromną kanapę w ten sam sposób, co dziewczyny wybierają ubrania do całowania. Bo to jest doskonała kanapa na takie rzeczy. Obsypuję pocałunkami jej brodę, kierując się wzdłuż szyi do miejsca, gdzie zatrzymuje się sukienka, a zaczyna dekolt. Powoli przesuwam dłonią po sukience i długości jej ciała, dopóki nie sięgam jej piersi. Głaszczę ręką materiał i czuję, jak twardnieje po koniuszkami moich palców. Omójboże, cholernie kocham dzisiejszy wieczór. Jęczę, chwytając jej pierś trochę mocniej i ona pojękuje, wyginając plecy, napierając na moją rękę. Nakrywam wargami jej usta i całuję ją, dopóki nie robimy kolejnej przerwy na nabranie powietrza. Przyciskam policzek do jej policzka. Moje usta są tuż obok jej ucha. - Sky? – szepczę. Wciąga szybki oddech. – Tak? Nabieram powoli oddech. – Żyję tobą. Wypuszcza powietrze. – A ja żyję tobą, Deanie Holderze. Wypuszczam powietrze. Wdycham. I wypuszczam. Powtarzam te zdanie w głowie. A ja żyję tobą, Deanie Holderze. Po raz pierwszy słyszę w jej ustach Dean. Również po raz pierwszy w życiu mam serce przebite przez słowo. Unoszę policzek i patrzę na nią. – Dziękuję. Uśmiecha się. – Za co? Za bycie żywą, myślę do siebie.
175
- Za bycie sobą – mówię głośno. Jej uśmiech znika i mógłbym przysiąc, że jej wzrok penetruje moją duszę. – Jestem dobra w byciu sobą – odpowiada. – Zwłaszcza, kiedy jestem z tobą. Wpatruję się w nią przez kilka sekund, po czym znowu muszę przycisnąć do niej policzek. Chcę ją pocałować, ale przyciskam mocno policzek do jej policzka, bo nie chcę, żeby dostrzegła w moich oczach łzy. Nie chcę, żeby zobaczyła jak bardzo boli mnie wiedza, że jest tak blisko mnie… i jakoś mnie nie pamięta.
176
Rozdział trzydziesty piąty i pół
Drodzy wszyscy martwi ludzie, którzy nie są Les, ponieważ nie piszę już listów do Les, Kocham Hope od małego. Ale dzisiaj? Dzisiaj zakochałem się w Sky. H
177
Rozdział trzydziesty szósty
Les, Wiem, powiedziałem, że już do Ciebie nie będę pisał. Zamknij się. Wciąż nie zamierzam pisać w tamtym notesie, bo nie chcę go dotykać, wiedząc, że jest tam od Ciebie ten list. Nie mogę go przeczytać, więc kupiłem nowy notes. Problem rozwiązany. Teraz muszę opisać Ci, co ostatnio się działo. Umawiam się ze Sky już od miesiąca. Wciąż nie miała żadnych wspomnień mnie, Ciebie czy nas wszystkich w dzieciństwie. Ciągle przyłapuję się na tym, że prawie mi coś umyka, ale na szczęście nic takiego się nie stało. Pamiętasz tamtego kolesia, za którego pobicie zostałem w zeszłym roku zaaresztowany? Tego, który gadał o Tobie bzdury? Cóż, jego brat w końcu się dziś do mnie odezwał. Czekałem, aż on… tak naprawdę, ktokolwiek… poruszy ten temat odkąd wróciłem do szkoły. Nie byłoby wielkiej sprawy, gdyby po prostu się ze mną skonfrontował, ale tego nie zrobił. Musiał wykorzystać Sky, Breckina, a nawet Ciebie, żeby się na mnie odegrać. Zaczął oczerniać ich na lunchu i przysięgam na Boga, Les. Chciałem skrzywdzić go tak mocno, jak skrzywdziłem jego brata. Tak naprawdę, to pewnie skrzywdziłbym go bardziej niż jego brata, gdyby nie było tam Sky. Zobaczyła, dokąd idzie mój umysł i od razu wyciągnęła mnie z tej sytuacji, siłą wyciągając mnie ze stołówki. Kiedy doszliśmy do mojego auta na parkingu, całkowicie się załamałem. Czułem się, jakby cały ostatni rok mojego życia zadawał mi ciosy w brzuch i musiałem to wszystko z siebie wyrzucić. Powiedziałem Sky o wszystkim, co czułem i po raz pierwszy, odkąd to się stało… przyznałem sobie na głos, że to ja się myliłem. I po raz pierwszy przyznałem również, że ty się myliłaś. Powiedziałem Sky, jak bardzo jestem na Ciebie wkurzony. Jak wściekły jestem od momentu, gdy znalazłem Cię martwą w twoim łóżku. Jestem na Ciebie takie wściekły, Les, za wiele rzeczy. Ale najbardziej wkurza mnie fakt, że ani razu nie pomyślałaś o tym, co mi się stanie, kiedy Cię znajdę. Wiedziałaś, że to ja Cię znajdę, a świadomość, że wiedziałaś i dalej się zabiłaś? Nienawidziłem, że i tak to zrobiłaś, wiedząc, że nie tylko ty umrzesz. Byłem taki wściekły, bo pozwoliłaś umrzeć również mnie. Sky ma rację. Muszę dać odejść poczuciu winy. Ale dopóki Sky nie dowie się prawdy, nie sądzę, że będę w stanie sobie wybaczyć. Nie jestem nawet gotowy, żeby wybaczyć Tobie. H
178
Rozdział trzydziesty siódmy
Nigdy wcześniej nie przyprowadziłem jej do domu, chociaż umawiamy się od miesiąca. Hope spędzała dużo czasu w naszym domu, kiedy byliśmy dziećmi, więc martwię się, że moja mama ją rozpozna i coś powie, gdy ją pozna. Więc dopóki Sky nie dowie się prawdy, nie chcę ryzykować, że dowie się jej od kogoś innego niż mnie. Nie chcę, żeby Sky myślała, że nie chcę, aby była częścią mojego życia, nie pozwalając jej na przyjście do mojego domu czy poznanie mojej rodziny, więc wykorzystałem okazję i przyprowadziłem ją tutaj dzisiaj, bo wiem, że mamy nie będzie w domu. A chociaż w końcu jesteśmy sami i całujemy się na moim łóżku, to nie czuję się z tym właściwie. Wieczór nie zaczął się dobrze i poczucie winy od wszystkiego co wydarzyło się do tej chwili jest na czele mojego umysłu, chociaż chciałbym być teraz skupiony na tym momencie. Cały dzień była zdystansowana i powinienem był wiedzieć, że to jakoś jest moja wina. Po tym jak opuściliśmy galerię sztuki, gdzie poszliśmy wspierać Breckina i jego chłopaka Maxa, ledwo co wypowiedziała do mnie dwa słowa. Zastanawiałem się czy miało to coś wspólnego z zeszłą nocą i oczywiście, to miało wszystko wspólnego z zeszłą nocą. Po wczorajszym przyjęciu Halloweenowym mojej matki w kancelarii adwokackiej, gdzie być może wypiłem za dużo drinków, poszedłem do domu Sky i wspiąłem się przez jej okno. Wszystko było dobrze i zasnęliśmy, a po chwili obudziłem się do jej histerycznego płaczu. Płakała, trzęsła się i nigdy wcześniej nie widziałem, by ktoś tak zareagował na koszmar. Przenigdy. Cholernie mnie to przeraziło. Przeważnie dlatego, że nie wiedziałem jak jej pomóc, ale również dlatego, że naprawdę nie wiedziałem gdzie, do diabła, byłem, gdy obudziłem się obok niej. Wciąż byłem lekko podchmielony po drinkach i mało pamiętałem z opuszczenia mojego domu i wpadnięcia do jej sypialni. Przerażała mnie świadomość, że byłem przy niej, mówiąc bez ładu i składu. Bałem się, że mogło mi wymknąć się coś o jej przeszłości. Trzymałem ją, dopóki nie przestała płakać, ale potem wyszedłem, ponieważ wciąż odczuwałem efekty alkoholu i naprawdę nie chciałem powiedzieć niczego, co mogłoby wszystko spieprzyć. Ale najwyraźniej to zrobiłem, bo wcześniej, kiedy byliśmy na dole, powiedziała coś o Hope. Wypowiedziała jej imię, a mnie to wbiło w podłogę. Zabrało mi dech w piersiach. I gdybym nie starał się zachowywać, jakbym nie wiedział o czym mówiła, to powaliłoby mnie to na kolana. Lecz pozwoliłem jej się wytłumaczyć i okazuje się, że poważne były moje obawy o przebywaniu z nią, kiedy nie byłem całkowicie świadomy swojego zachowania. Najwyraźniej wymamrotałem imię Hope zamiast Sky i przez cały ten dzień zaprzątała sobie tym głowę. 179
Myślała, że Hope była kimś kompletnie innym i myśl, że uważała, iż chciałbym, pragnąłbym albo w ogóle myślałbym o innej dziewczynie po prostu łamie mi serce. Więc w tej chwili robię wszystko, co w mojej mocy, aby pokazać jej, że jest jedyną dziewczyną, o której myślę. Tylko o niej. Całuję ją, podpierając się na rękach i kolanach, starając się uniknąć sprawienia, że będzie się czuła, jakbym przyprowadził ją tutaj po coś innego niż proste spędzanie z nią czasu. Ale znowu ma na sobie sukienkę. Po dwóch godzinach spędzonych w piwnicy Daniela sądzę, że oboje jesteśmy pod wrażeniem tego, jak dobrze się poznały moje ręce z jej sukienką. Byliśmy również pod wrażeniem tego, jak dobrze poznały się moje ręce i ubranie pod jej sukienką. Ale oto jest, znowu mając na sobie sukienkę. I osiągnęliśmy parę pierwszych razów na tamtej kanapie, dwa tygodnie temu. Tak wiele, że tak naprawdę dzisiaj pozostał jeszcze tylko jeden pierwszy raz i fakt, że ona o tym wie i ja o tym wiem, a ona nadal ma na sobie tę sukienkę sprawia, że miesza mi się w głowie, a serce bije niewiarygodnie szybko. Nie pomaga też fakt, że zanim dotarliśmy do sypialni, całowaliśmy się na schodach i wyznała bełkotliwie, że jest dziewicą. Wiedziałem już, że jest dziewicą, ale świadomość, że myślała o tym, kiedy całowałem ją tak, że musiała wypowiedzieć to głośno każe mi sądzić, że chciała mnie po prostu ostrzec zanim dotrzemy do tego punktu. I myślę, że ona jest w tym punkcie, dlatego poczuła potrzebę oczyszczenia na dole atmosfery, żeby nie musiała tego mówić, gdy w końcu dojdzie do tej chwili. Chwili, która trwa właśnie teraz. Chwili, w której dziękuję aniołom, bogom, ptakom, pszczołom i maleńkiemu Jezusowi, że ona ma na sobie tę sukienkę. Jeśli istnieje jedna rzecz, która może złagodzić moje poczucie winy i pozwolić skupić wyłącznie na niej, to jest to ta sukienka. - Cholera jasna, Sky – mówię, całując ją szalenie. - Boże, jesteś niesamowita. Dziękuję, że masz tę sukienkę. Naprawdę… - Całuję jej podbródek, dopóki moje usta nie spotykają jej szyi. - Naprawdę mi się podoba. Twoja sukienka. – Obsypuję pocałunkami jej szyję i odchyla głowę, dając mi łatwiejszy dostęp. Opuszczam rękę na jej udo i wsuwam ją pod sukienkę. Gdy docieram do góry uda, rozpaczliwie chcę iść dalej. Ale fakt, że pozwoliła mi na to raz, nie znaczy, że pozwoli mi na to teraz. Lecz najwidoczniej pozwala, bo przekręca ciało bardziej w moim kierunku, pokazując mojej ręce, żeby kierowała się tam, gdzie kierowała. Sunie dłońmi po moich plecach, kiedy
180
moja ręka wita się z majtkami na jej biodrach. Wsuwam palce pod pasek i zaczynam ciągnąc, w tym samym czasie, co ona ciągnie za moją bluzkę. Ściąga ją przez moją głowę i jestem zmuszony do zabrania dłoni. Ściskam jej udo, nie chcąc się odsuwać, ale jestem pewien, że chcę ściągnąć koszulkę tak bardzo, jak ona chce ją ściągnąć. Gdy tylko unoszę się na kolanach, odsuwając od niej, ta pojękuję. Ten dźwięk przyprawia mnie o uśmiech i kiedy ściągam bluzkę, pochylam się i całuję kącik jej ust. Podnoszę rękę do jej twarzy i delikatnie głaszczę linię jej włosów, przyglądając się jej. Wiem, że wkrótce osiągniemy najważniejszy pierwszy raz ze wszystkich i chcę zapamiętać wszystko w tej chwili. Chcę dokładnie zapamiętać, jak wygląda leżąc pode mną. Chcę dokładnie zapamiętać, jak będzie brzmiała, kiedy znajdę się wewnątrz niej. Chcę zapamiętać jak smakuje, jaki jest jej dotyk i jak… - Holder – mówi bez tchu. - Sky – odpowiadam, przedrzeźniając ją. Nie wiem, co zamierza powiedzieć, ale cokolwiek to jest, na pewno może poczekać parę sekund, bo znowu muszę ją pocałować. Pochylam głowę i rozchylam jej usta, dopóki nie spotykają się nasze języki. Całujemy się powoli, podczas gdy zapamiętuję każdy centymetr jej ust. - Holder – odzywa się ponownie, odrywając od moich ust. Unosi rękę do mojego policzka i patrzy w moje oczy. - Chcę tego. Dzisiaj. W tej chwili. W tej chwili. Powiedziała w tej chwili. To miłe, bo w tej chwili nie mam nic lepszego do roboty. Pasuje mi w tej chwili. - Sky… - mówię, chcąc się upewnić, że nie robi tego tylko ze względu na mnie. - Nie musimy. Chcę, żebyś była całkowicie pewna, że tego chcesz. Dobrze? Nie chcę do niczego cię przynaglać. Uśmiecha się i przesuwa paznokciami po moich ramionach. - Wiem o tym. Ale mówię ci, że tego chcę. Nigdy wcześniej z nikim tego nie chciałam, ale chcę tego z tobą. Nie mam wątpliwości, że jej pragnę. Pragnę jej w tej chwili i ona najwyraźniej pragnie również mnie. Ale nie mogę powstrzymać poczucia winy, wiedząc, że nadal ją oszukuję. Nie wyznałem jej prawdy o nas i czuję, że gdyby wiedziała, to nie podejmowałaby tej decyzji. Chcę się od niej odsunąć, ale kładzie ręce na moich policzkach i unosi się z łóżka, dotykając wargami moich ust. - To nie jest moje mówienie tak, Holder. To jest moje mówienie proszę. Co ja przed chwilą myślałem? Coś o czekaniu? Pieprzyć to. 181
Nasze usta się zderzają i jęczę, popychając ją na łóżko. – Naprawdę to robimy? – pytam, tak naprawdę samemu w to nie wierząc. - Tak. – Śmieje się. - Naprawdę to robimy. Nigdy nie byłam niczego bardziej pewna w swoim życiu. Moja ręka podejmuje na nowo poprzednią pozycję i zaczynam ściągać jej majtki. - Tylko chcę, żebyś najpierw coś mi obiecał – mówi. Zabieram rękę, myśląc, że może powie mi, żebym trochę zwolnił. – Cokolwiek. Chwyta moją dłoń i kładzie ją na swoim biodrze. – Chcę to zrobić – mówi, spoglądając mi stanowczo w oczy. - Ale tylko jeśli obiecasz, że złamiemy rekord najlepszych pierwszych razów w historii pierwszych razów. Uśmiecham się. Cholerna prawda. - Kiedy jesteśmy ty i ja, Sky… nigdy nie będzie nic gorszego. Wsuwam ramię pod jej plecy i unoszę ją do góry. Zaciskam palce na ramiączkach jej sukienki, powoli zsuwając je po ramionach. Zaciska rękę w moich włosach, przyciskając do mnie policzek, kiedy ustami dotykam jej ramienia. Palcami wciąż trzymam ramiączka jej sukienki. - Ściągam ją. Potakuje głową i łapię za luźny materiał wokół jej talii, ściągając sukienkę przez jej głowę. Kiedy jest całkowicie ściągnięta, opuszczam ją na łóżko i rozchyla powieki. Lustruję spojrzeniem jej ciało, sunąc ręką po jej ramieniu i brzuchu, zatrzymując ją na jej biodrze. Pochłaniam wszystko, co widzę, bo właśnie to chcę najbardziej zapamiętać. Chcę dokładnie zapamiętać, jak wygląda w chwili, kiedy oddaje mi kawałek serca. - Cholera jasna, Sky – szeptam, przesuwając dłońmi po jej skórze. Schylam się i całuję ją lekko w brzuch. – Jesteś niesamowita. Patrzę na moją rękę, jak sunie po jej ciele. Patrzę, jak przesuwa się po jej brzuchu i dotyka piersi. Patrzę, jak mój kciuk znika pod jej biustonoszem. Gdy tylko cała moja ręka znika pod jej stanikiem, ona oplata mnie nogami w pasie. W tej chwili żałuję, że nie mam więcej rąk, bo one chcą być wszędzie naraz. I nie chcę, żeby na ich przeszkodzie stanął jakikolwiek materiał ubrania. Sięgam w dół i ściągam jej bieliznę, potem biustonosz. Całuję ją przez cały ten czas, nawet kiedy zsuwam się z łóżka, żeby usunąć resztę moich ciuchów. Wracam z powrotem na łóżko. Z powrotem na nią.
182
Gdy tylko się do niej przyciskam, uderza we mnie świadomość, że nigdy w życiu nie doświadczyłem ani nie czułem czegoś takiego jak ona. Tak powinno właśnie być, kiedy ludzie mają swój pierwszy raz. Dokładnie takie powinno towarzyszyć temu uczucie i jest ono niewiarygodne. Sięgam ręką przez łóżko i wyciągam prezerwatywę z szafki nocnej. Nie przestaliśmy się całować nawet na sekundę, ale muszę zobaczyć jej twarz. Muszę zobaczyć, że potrzebuje mnie wewnątrz niej tak bardzo, jak ja chcę być wewnątrz niej. Biorę prezerwatywę i unoszę się na kolanach. Otwieram ją, ale zanim ją zakładam, podnoszę na nią wzrok. Jej powieki są mocno zaciśnięte, a brwi zmarszczone. - Sky? – odzywam się. Chcę, żeby otworzyła oczy. Potrzebuję po prostu od niej jeszcze jednego spojrzenia zapewnienia, ale nie chce otworzyć oczu. Opadam na nią, głaszcząc ją po policzku. – Kochanie – szepczę. – Otwórz oczy. Jej wargi zaczynają drżeć i unosi ramiona do góry, zasłaniając nimi oczy. – Zejdź ze mnie – szepcze. Moje serce opada, nie wiem, co zrobiłem nie tak. Zrobiłem wszystko, co mogłem, żeby to było właściwe, ale najwyraźniej gdzieś coś poszło źle i nie mam pojęcia gdzie. Siadam na kolanach i odsuwam się od niej, gdy wyrywa jej się gwałtowny szloch. Odwraca się ode mnie i ściska ramiona, zakrywając się. – Proszę – płacze. - Sky, przestałem – mówię, głaszcząc ją po ramieniu. Odpycha moją dłoń i całe jej ciało zaczyna się trząść. Jej usta się poruszają i mówi coś pod nosem, ale nie słyszę co. Schylam się, żeby usłyszeć, co stara się mi powiedzieć. - Dwadzieścia osiem, dwadzieścia dziewięć, trzydzieści, trzydzieści jeden… Liczy jeden po drugim i płacze histerycznie, zwijając się w kulkę na moim materacu. - Sky! – mówię głośniej, próbując ją powstrzymać. Nie wiem, co do cholery, jest nie tak czy co takiego zrobiłem, ale to nie jest ona i zaczyna mnie to przerażać. Reaguje, jakby mnie tutaj w ogóle nie było. Staram się zabrać jej ramię z oczu, żeby na mnie spojrzała, ale odpycha moją dłoń, szlochając histerycznie. - Cholera, Sky! – krzyczę gorączkowo. Raz jeszcze ciągnę za jej ramię, ale opiera się. Nie wiem co robić ani dlaczego tkwi w tym transie, więc biorę ją w ramiona i przyciągam do klatki piersiowej. Wciąż odlicza i płacze, a ja chyba też jestem na skraju łez, bo ona traci kontrolę i nie mam pojęcia, jak jej pomóc. Kołyszę nią w przód i w tył, odsuwając włosy z jej twarzy i próbując do niej jakoś przemówić, ale ona nie przestaje płakać. Podnoszę kołdrę i okrywam nią nas, po czym całuję ją po głowie. – Przepraszam – szepczę, nie wiedząc, co robić dalej.
183
Jej oczy otwierają się gwałtownie i podnosi na mnie spojrzenie, cała ogarnięta strachem. – Przepraszam, Sky – mówię, wciąż nie wiedząc, co poszło nie tak ani dlaczego jest teraz mną tak przerażona. – Tak bardzo przepraszam. Dalej nią kołyszę, nadal nie rozumiejąc co powoduje jej reakcję, ale nigdy w życiu nie widziałem tak przerażonych oczu i nie mam pieprzonego pojęcia, jak ją uspokoić. - Co się stało? – szlocha, wciąż patrząc na mnie oczami pełnymi strachu. Całkowicie się odcięła i nawet tego nie pamięta? - Nie wiem – mówię, kręcąc głową. - Po prostu zaczęłaś liczyć, płakać i drżeć, a ja próbowałem cię powstrzymać, Sky. Nie chciałaś przestać. Byłaś przerażona. Co zrobiłem? Powiedz mi, bo strasznie cię przepraszam. Naprawdę, bardzo przepraszam. Co, do cholery, zrobiłem? Potrząsa głową, nie będąc w stanie mi odpowiedzieć. Dobija mnie to, że nie wiem czy zrobiłem coś złego, żeby wepchnąć ją tak głęboko do jej głowy, że straciła kontrolę nad rzeczywistością Zaciskam powieki i przyciskam czoło do jej czoła. – Bardzo przepraszam. Nigdy nie powinienem był pozwolić temu zajść tak daleko. Nie wiem, co do diabła właśnie się stało, ale jeszcze nie jesteś gotowa, okej? Kiwa głową, wciąż mocno się mnie trzymając. - Więc my nie… my nie uprawialiśmy seksu? – pyta nieśmiało. Moje serce gubi chwilowo rytm, bo zdaję sobie sprawę z tymi słowami, że bez względu na to, co spróbuję zrobić, aby ją ochronić, istnieje coś, co ją rozrywa. Odcięła się od świata tak bardzo, a ja nie mogłem zrobić nic, żeby to powstrzymać. Kładę ręce na jej policzkach. – Gdzie poszłaś, Sky? Patrzy na mnie zdezorientowana, potrząsając głową. – Jestem tutaj. Słucham. - Nie, chodzi mi o wcześniej. Gdzie poszłaś? Nie byłaś tutaj ze mną, bo nie, nic się nie wydarzyło. Widziałem w twojej twarzy, że coś jest nie tak, więc tego nie zrobiłem. Ale teraz musisz pomyśleć długo i mocno gdzie byłaś w tej swojej głowie, ponieważ byłaś spanikowana. Dostałaś histerii, a ja muszę wiedzieć co cię tam zabrało, żeby upewnić się, że nigdy tam nie wrócisz. Przytulam ją mocno i całuję w czoło. Wiem, że prawdopodobnie musi zebrać się teraz w sobie, więc wstaję, zakładam dżinsy i koszulkę, po czym pomagam jej założyć sukienkę. Pójdę przynieść ci trochę wody. Zaraz wrócę. – Pochylam się, niepewny czy ona chce mnie teraz w pobliżu, ale całuję ją w usta na uspokojenie.
184
Wychodzę z mojego pokoju i idę prosto do kuchni. Jak tylko moje łokcie uderzają o blat, chowam twarz w ramionach i robię, co w mojej mocy, żeby teraz się nie załamać. Wdycham kilkanaście głębokich wdechów, wydychając jeszcze większe, mając nadzieję, że zostanę dla niej silny. Ale widząc ją tak bezsilną i wiedząc, że nie mogłem w żaden sposób jej pomóc? Nigdy nie byłem tak mocno sobą rozczarowany.
185
Rozdział trzydziesty ósmy
Nadal opieram się o blat, chowając głowę w rękach, kiedy słyszę zamykające się drzwi na górze. Byłem tu na dole kilkanaście minut i nie chcę, żeby myślała, iż staram się jej unikać, więc wracam na górę. Sprawdzam sypialnię i łazienkę, ale nigdzie jej tam nie ma. Patrzę na drzwi pokoju Les i zatrzymuję się na chwilę, zanim sięgam do klamki. Siedzi na łóżku Les, trzymając zdjęcie. – Co ty robisz? – pytam ją. Nie wiem dlaczego tutaj jest. Nie chcę tu być i chcę, żeby wróciła ze mną do pokoju. - Szukałam łazienki – odpowiada cicho. – Przepraszam. Potrzebowałam chwili. Potakuję, bo ja też potrzebowałem chwili. Rozglądam się po pokoju. Nie postawiłem tutaj nogi odkąd znalazłem notes. Jej dżinsy nadal leżą pośrodku podłogi, tam gdzie je zostawiła. - Nikt tutaj nie był? Odkąd ona… - Nie – mówię, nie chcąc słyszeć, jak dokańcza te zdanie. – Jaki byłby w tym sens? Odeszła. Potakuje głową i odkłada zdjęcie na stolik nocny. – Umawiała się z nim? Jej pytanie zbija mnie na chwilę z tropu, potem orientuję się, że musiała zobaczyć zdjęcie Les z Graysonem. Nigdy jej nie powiedziałem, że ze sobą chodzili. Powinienem był. Wchodzę do sypialni po raz pierwszy od ponad roku. Podchodzę do łóżka i siadam obok niej. Powoli badam pokój, zastanawiając się czemu uważaliśmy z mamą, że lepszym pomysłem będzie po prostu zamknięcie tych drzwi po jej śmierci zamiast pozbycie się jej rzeczy. Sądzę, że żadne z nas nie jest jeszcze gotowe, żeby dać jej odejść. Zerkam na Sky, a ona wciąż wpatruje się w te same zdjęcie w oprawce na stoliku nocnym Les. Obejmuję ją ramieniem i przyciskam do siebie. Kładzie rękę na moim torsie i ściska koszulkę w pięści. - Zerwał z nią w wieczór zanim to zrobiła – mówię, dając jej wyjaśnienie. Nie bardzo chcę o tym gadać, ale jedynym innym tematem jest to, co dopiero wydarzyło się w moim łóżku i wiem, że Sky najprawdopodobniej potrzebuje jeszcze trochę czasu, zanim to poruszymy. - Myślisz, że to przez niego to zrobiła? Dlatego tak bardzo go nienawidzisz? Potrząsam głową. – Nienawidziłem go zanim z nią zerwał. Przeprowadził ją przez wiele gówna, Sky. I nie, nie myślę, że to przez niego to zrobiła. Myślę, że może to był czynnik decydujący w decyzji, którą chciała podjąć od dłuższego czasu. Miała problemu długo przed tym jak Grayson wszedł do obrazka. Więc nie, nie winię go. Nigdy nie winiłem. – Biorę ją za 186
rękę i wstaję, bo szczerze nie chcę o tym rozmawiać. Myślałem, że mogę, ale nie. – Chodź. Już nie chcę tutaj być. Podnosi się i ruszamy do drzwi. Wyrywa mi dłoń, kiedy docieramy do drzwi, więc obracam się. Patrzy na zdjęcie mnie i Les, gdy byliśmy dziećmi. Uśmiecha się do zdjęcia, ale moje tętno od razu przyspieszy, kiedy zdaję sobie sprawę, że widzi mnie i Les jako dzieci. Widzi nas w taki sposób, w jaki nas kiedyś znała. Nie chcę, żeby sobie przypomniała. Gdyby miała teraz mieć najmniejsze wspomnienie, to zaczęłaby zadawać pytania. Nie potrzeba jej po tym załamaniu dowiedzenia się prawdy. Zamyka na chwilę oczy i wyraz jej twarzy jeszcze bardziej przyspiesza mój puls. – Nic ci nie jest? – pytam, starając się wyciągnąć zdjęcie z jej rąk. Natychmiast je zabiera i patrzy na mnie. Jest to pierwszy znak rozpoznania, jaki widzę na jej twarzy i czuję się, jakby całe moje ciało więdło. Robię krok w jej stronę, lecz ona od razu się cofa. Wciąż zerka na zdjęcie, potem na mnie, a ja chcę po prostu złapać za ramkę i rzucić nią przez pieprzony pokój, i wyciągnąć stąd Sky, ale mam przeczucie, że jest za późno. Unosi rękę do ust i powstrzymuje szloch. Patrzy na mnie, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie może mówić. - Sky, nie – szepczę. - Jak? – pyta z bólem, spuszczając wzrok na zdjęcie. - Tam jest huśtawka. I studnia. I… wasz kot. Utknął w studni. Holder, znam ten salon. Salon jest zielony, a kuchnia miała blat kuchenny, który był dla nas zbyt wysoki i… twoja matka. Twoja matka nazywa się Beth. – Jej napływ słów urywa się i przenosi na mnie spojrzenie. – Holder? – mówi, wciągając głośno powietrze. – Czy Beth to imię twojej matki? Nie dziś, nie dziś. Boże, ona dziś tego nie potrzebuje. – Sky… Patrzy na mnie zrozpaczona. Przebiega obok mnie, na drugą stronę korytarza i wpada do łazienka, gdzie trzaska za sobą drzwiami. Idę za nią i próbuję otworzyć drzwi, ale je zamknęła. - Sky, otwórz drzwi. Proszę. Nic. Nie otwiera drzwi i nic nie mówi. - Kochanie, proszę. Musimy porozmawiać, a nie mogę robić tego tutaj. Proszę, otwórz drzwi.
187
Mija kolejny moment, a ona dalej nie otwiera drzwi. Ściskam brzegi framugi i czekam. Za późno jest już na wycofanie. Teraz mogę tylko czekać, dopóki nie będzie gotowa na wysłuchanie prawdy. Drzwi się otwierają i ona patrzy na mnie oczami pełnymi gniewu, nie strachu. - Kim jest Hope? – pyta głosem zaledwie głośniejszym od szeptu. Jak mam to powiedzieć? Jak mam odpowiedzieć na te pytanie, bo wiem, że jak tylko to zrobię, to będę musiał przyglądać się jak rozpada się jej cały świat. - Kim, do diabła, jest Hope? – pyta, tym razem o wiele głośniej. Nie mogę. Nie mogę jej powiedzieć. Znienawidzi mnie, a to mnie zrujnuje. Jej oczy zachodzą łzami. - Czy to ja? – pyta ledwo słyszalnie. – Holder… czy ja jestem Hope? Oddech opuszcza moje płuca i wyczuwam nadchodzące łzy. Unoszę wzrok na sufit, żeby je powstrzymać. Zamykam oczy i przyciskam czoło do ramienia, wdychając oddech, który pokryje głos wypuszczający jedno słowo, które znowu ją zniszczy. - Tak. Jej oczy stają się większe i po prostu tam stoi, powoli kręcąc głową. Nie mogę sobie nawet wyobrazić, co dzieje się teraz w jej głowie. Niespodziewanie przepycha się obok mnie, wychodząc na korytarz. - Sky, poczekaj – wołam, kiedy przeskakuje po dwa schodki naraz na dół. Ruszam za nią, próbując ją złapać zanim wyjdzie. Jak tylko sięga dolnego schodka, upada nagle na podłogę. - Sky! – Opadam na kolana i biorę ją w ramiona, ale walczy ze mną. Nie mogę pozwolić jej uciec. Musi dowiedzieć się reszty prawdy zanim stąd pójdzie. - Na zewnątrz – sapie. – Muszę wyjść na zewnątrz. Proszę, Holder. Wiem jak to jest, kiedy tak bardzo potrzebuje się powietrza. Rozluźniam uchwyt i patrzę jej w oczy. - Nie uciekaj, Sky. Wyjdź na zewnątrz, ale proszę, nie odchodź. Musimy porozmawiać. Potakuje i pomagam jej wstać. Wychodzi na zewnątrz, kierując się na trawnik, a tam odchyla głowę i wpatruje się w gwiazdy. W niebo. Przyglądam jej się przez cały ten czas, niczego bardziej nie chcąc jak ją przytulić. Ale wiem, że to ostatnia rzecz, jakiej chce teraz ona. Wie, że ją okłamywałem i ma wszelkie prawo, by mnie nienawidzić. 188
Po chwili w końcu się odwraca i wraca do środka. Mija mnie bez patrzenia mi w oczy i wchodzi prosto do kuchni. Wyciąga z lodówki butelkę wody i otwiera ją, wypijając kilka łyków, po czym nareszcie spogląda mi w oczy. - Zabierz mnie do domu. Wyciągnę ją stąd, ale nie zabiorę jej do domu. *** Jesteśmy teraz na lotnisku. Nie potrafiłem wymyślić innego cichszego miejsca i nie chciałem zawozić ją do domu zanim nie dowie się wszystkiego, czego musi. W drodze tutaj zapytała mnie tylko, dlaczego mam mój tatuaż. Odpowiedziałem jej tak samo, jak ostatnio; tyle że tym razem sądzę, że faktycznie zrozumiała. - Jesteś gotowa na odpowiedzi? – pytam. Od kilkunastu minut patrzyliśmy bez słowa w gwiazdy. Staram się dać jej szansę na uspokojenie. Na oczyszczenie głowy. - Jestem gotowa, jeśli zamierzasz tym razem być naprawdę szczery – odpowiada z cieniem gniewu w głosie. Odwracam się do niej i ból w jej oczach jest tak widoczny, jak gwiazdy na niebie. Unoszę się na łokciu i patrzę na nią z góry. Niedawno spoglądałem na nią w ten sam sposób, zapamiętując w niej wszystko. Kiedy byliśmy w tamtym momencie na moim łóżku, patrzyłem na nią z taką nadzieją. Czułem, że ona jest moja, a ja jestem jej, a ta chwila i uczucie będą trwały wiecznie. Ale teraz, patrząc na nią… czuję, że to wszystko się skończy. Kładę rękę na jej policzku. – Muszę cię pocałować. Potrząsa głową. - Nie – odpowiadam stanowczo. Mam przeczucie, że dzisiejsza noc jest naszą ostatnią i jeśli nie pozwoli mi na jeszcze jeden pocałunek, to umrę. - Muszę cię pocałować – powtarzam. – Proszę, Sky. Boję się, że po tym jak powiem ci, to co zamierzam… to już nigdy nie będę mógł cię pocałować. – Mocniej chwytam jej twarz i przyciągam ją do siebie. – Proszę. Jej oczy rozpaczliwie przeszukują moje, możliwie po to, żeby zobaczyć czy w moich słowach jest prawda. Nic nie mówi. Leciutko kiwa głową, ale to mi wystarczy. Opuszczam głowę i przyciskam mocno usta do jej ust. Ściska ręką moje przedramię i rozchyla usta, pozwalając, bym pocałował ją intymniej. Całujemy się przez kilka minut, bo nie sądzę, że którekolwiek z nas chce już stawić czoła prawdzie. Unoszę się na kolanach, nie odrywając się od niej i pochylam się nad nią. Przesuwa dłonią po moich włosach, przyciągając mnie bliżej. 189
Zaciska pięści na mojej bluzce, kiedy szloch wyrywa się z jej gardła. Przesuwam usta na jej policzek i całują ją delikatnie, zbliżając wargi do jej ucha. - Tak bardzo przepraszam – szepczę, trzymając ją wolną ręką. – Bardzo cię przepraszam. Nie chciałem, żebyś wiedziała. Odpycha mnie od siebie i siada. Przyciąga kolana do klatki piersiowej i chowa w nich twarz. - Chcę tylko, żebyś mówił, Holder. Zapytałam cię o wszystko, o co mogłam w drodze tutaj. Chcę, żebyś mi teraz odpowiedział, abym mogła pojechać do domu – mówi, brzmiąc na zmęczoną i wyczerpaną. Głaszczę ją po włosach i daję jej odpowiedzi, których potrzebuje. - Nie byłem pewien czy jesteś Hope, kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem. Byłem tak przyzwyczajony do widywania jej w każdej nieznajomej w naszym wieku, że kilka lat temu przestałem próbować ją znaleźć. Ale gdy zobaczyłem cię w sklepie i spojrzałem w twoje oczy… miałem przeczucie, że nią jesteś. Kiedy pokazałaś mi swój dowód i zorientowałem się, że jednak tak nie było, czułem się śmiesznie. To było jak budzik, którego potrzebowałem, żeby w końcu dać odejść jej wspomnieniu. - Mieszkaliśmy obok ciebie i twojego taty przez rok. Ty, ja i Les… byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Choć bardzo trudno jest przypomnieć sobie twarze z tak dawna. Myślałem, że jesteś Hope, ale także myślałem, że gdybyś naprawdę nią była, to bym w to nie wątpił. Myślałem, że gdybym kiedykolwiek znowu ją zobaczył, to wiedziałbym na pewno. - Gdy tamtego dnia opuściłem sklep, od razu wyszukałem w Internecie imię, które mi podałaś. Nic nie mogłem o tobie znaleźć, nawet na Facebooku. Szukałem przez całą godzinę i stałem się tak sfrustrowany, że poszedłem pobiegać, żeby ochłonąć. Kiedy minąłem zakręt i zobaczyłem cię stojącą przed moim domem, nie mogłem oddychać. Po prostu tam stałaś, wyczerpana z biegania i… Jezu, Sky. Byłaś taka piękna. Wciąż nie byłem pewien czy jesteś Hope czy nie, ale w tamtej chwili nawet nie przeszło mi to przez myśl. Nie obchodziło mnie kim jesteś; po prostu musiałem cię poznać. - Po spędzeniu z tobą czasu w tamtym tygodniu, nie mogłem się powstrzymać od przyjścia do ciebie w tamten piątkowy wieczór. Nie pokazałem się z zamiarem odkopania twojej przeszłości czy nawet nadzieją, że coś wydarzy się między nami. Przyszedłem do twojego domu, ponieważ chciałem, żebyś poznała prawdziwego mnie, nie tego, o którym słyszałaś od wszystkich innych. Po spędzeniu z tobą tyle czasu tego wieczora, nie myślałem o niczym innym poza wymyśleniem jak mógłbym spędzić z tobą więcej czasu. Nigdy nie spotkałem nikogo, kto mnie tak rozumiał, jak ty. Nadal zastanawiałem się czy to możliwe… czy jesteś nią. Zwłaszcza byłem tego ciekawy, jak powiedziałaś mi, że jesteś adoptowana, ale jednak myślałem, że może to tylko zbieg okoliczności. - Ale potem, kiedy zobaczyłem bransoletkę…
190
Potrzebuję, żeby teraz spojrzała mi w oczy, więc unoszę jej brodę, zmuszając by na mnie spojrzała. - Moje serce się złamało, Sky. Nie chciałem, żebyś nią była. Chciałem, żebyś powiedziała mi, że dostałaś tę bransoletkę od twojej przyjaciółki albo że ją znalazłaś, albo kupiłaś. Po tych wszystkich latach, których spędziłem szukając ciebie w każdej twarzy, na którą spojrzałem, nareszcie cię znalazłem… i byłem zdruzgotany. – Gdy tylko wypowiadam te słowo, żałuję go. Bo wiem, że to nieprawda. Byłem zdenerwowany. Byłem przytłoczony. Ale nie znałem nawet znaczenia zdruzgotania. Wzdycham i dokańczam moje wyznanie. - Nie chciałem, żebyś była Hope. Chciałem tylko, żebyś była sobą. Kręci głową. – Ale dlaczego po prostu mi nie powiedziałeś? Czy tak trudno było przyznać, że kiedyś się znaliśmy? Nie rozumiem czemu kłamałeś w tym temacie. Boże, to takie trudne. - Co pamiętasz o swojej adopcji? - Niewiele – odpowiada, potrząsając głową. - Wiem, że byłam w rodzinie zastępczej po tym jak ojciec mnie oddał. Wiem, że zaadoptowała mnie Karen i przeprowadziłyśmy się tutaj ze stanu, kiedy miałam pięć lat. Poza tym i paroma dziwnymi wspomnieniami, nic nie wiem. Ona tego nie rozumie. To nie jest coś co ona pamięta. To jest coś, co jej powiedziano. Siadam naprzeciwko niej, twarzą do niej. Chwytam ją za ramiona. - To wszystko powiedziała ci Karen. Chcę wiedzieć, co ty pamiętasz. Co ty pamiętasz, Sky? Zrywa kontakt wzrokowy, namyślając się. Gdy nic nie przychodzi jej do głowy, podnosi na mnie wzrok. – Nic. Najwcześniejsze wspomnienia mam związane z Karen. Jedyną rzecz jaką pamiętam przed Karen to dostanie bransoletki, ale to tylko dlatego, że nadal ją mam i trzyma się mnie to wspomnienie. Nawet nie byłam pewna, kto mi ją dał Schylam się i całuję ją w czoło, wiedząc, że następne słowa, które wyjdą z moich ust będą słowami, których nie chce usłyszeć. Tak jakby widziała, jak bardzo mnie to boli, oplata ramionami moją szyję i wspina się na moje kolana, przytulając się do mnie mocno. Obejmuję ją, nie całkiem rozumiejąc, jakim cudem chce mnie teraz pocieszać. - Po prostu to powiedz – szepcze. – Powiedz mi to, czego nie chciałbyś mi mówić. Opuszczam głowę, zaciskając mocno powieki. Sądzi, że chce poznać prawdę, ale tak naprawdę nie chce. Gdyby potrafiła wyczuć, jak przez to będzie się czuć, to nie chciałaby wiedzieć. - Powiedz mi, Holder. Wzdycham, odsuwając się od niej. - W dzień, kiedy Les dała ci tę bransoletkę, płakałaś. Pamiętam każdy szczegół, jakby wydarzyło się to wczoraj. Siedziałaś na podwórku przy 191
twoim domu. Siedzieliśmy z Les przy tobie długi czas, ale nie przestawałaś płakać. Jak dała ci twoją bransoletkę, wróciła do naszego domu, ale ja nie potrafiłem. Czułem się źle zostawiając cię tam, bo myślałem, że może znowu byłaś zła na twojego tatę. Zawsze przez niego płakałaś, a to sprawiło, że go nienawidziłam. Nie pamiętam nic związanego z tym facetem, poza tym, że nienawidziłem go do szpiku kości za sprawianie, że tak się czułaś. Miałem tylko sześć lat, więc nigdy nie wiedziałem co powiedzieć, kiedy płakałaś. Sądzę, że tego dnia powiedziałem coś w stylu „Nie martw się…”. - Nie będzie żył wiecznie – mówi, dokańczając zdanie. – Pamiętam ten dzień. Les dała mi bransoletkę, a ty powiedziałeś, że nie będzie żył wiecznie. Te dwie rzeczy pamiętałam przez cały ten czas. Jedynie nie wiedziałam, że to byłeś ty. - Tak, to właśnie ci powiedziałem. – Obejmuję dłońmi jej twarz. – A potem zrobiłem coś, czego żałuję każdego dnia mojego życia. - Holder – mówi, kręcąc głową. - Nic nie zrobiłeś. Po prostu odszedłeś. Kiwam głową. – Dokładnie. Poszedłem na moje podwórko, chociaż wiedziałem, że powinienem był usiąść obok ciebie na trawniku. Stałem na moim podwórku i patrzyłem jak płaczesz w swoich ramionach, kiedy powinnaś w moich. Jedynie tam stałem… i patrzyłem, jak samochód zatrzymał się przy krawężniku. Patrzyłem jak otwiera się okno od strony pasażera i usłyszałem, że ktoś woła twoje imię. Patrzyłem, jak podniosłaś wzrok na auto i otarłaś oczy. Wstałaś i otrzepałaś swoje szorty, po czym podeszłaś do auta. Patrzyłem, jak wsiadasz do środka i wiedziałem, że cokolwiek się działo, to nie powinienem był po prostu tam stać. Ale ja tylko obserwowałem, kiedy powinienem był być z tobą. To nigdy by się nie zdarzyło, gdybym został tam z tobą. Nabiera głębokiego tchu. – Co nigdy by się nie zdarzyło Przesuwam kciukami po jej kościach policzkowych i patrzę na nią z tak wielkim spokojem oraz pocieszeniem, na jakie mnie stać, ponieważ wiem, że zaraz będzie tego potrzebować. - Zabrali cię. Ktokolwiek był w tym samochodzie, zabrał cię od twojego taty, ode mnie, od Les. Byłaś zaginiona od trzynastu lat, Hope.
192
Rozdział trzydziesty dziewiąty, rozdział trzydziesty dziewiąty i pół, rozdział trzydziesty dziewiąty i trzy czwarte
Zamyka oczy i kładzie głowę na moim ramieniu. Ściska mnie jeszcze mocniej, więc ja też tak robię. Czekam. Czekam, aż to do niej dotrze. Czekam na łzy. Czekam na załamanie, ponieważ wiem na pewno, że ono nadchodzi. Siedzimy w ciszy przez kilka minut, ale łzy nigdy nie nadchodzą. Zaczynam się zastanawiać czy wszystko, co powiedziałem w ogóle do niej dociera. – Powiedz coś – błagam. Nie wydaje dźwięku. Nawet się nie porusza. Jej brak reakcji zaczyna mnie martwić, więc kładę rękę na jej głowie i przysuwam bliżej swoją głowę. - Proszę. Powiedz coś. Powoli unosi głowę z mojego ramienia i patrzy na mnie suchymi oczami. - Nazwałeś mnie Hope. Nie nazywaj mnie tak. To nie jest moje imię. Nawet nie zorientowałem się, że to zrobiłem. - Przykro mi, Sky. Jej oczy robią się zimne i zsuwa się ze mnie, podnosząc się. - Tak też mnie nie nazywaj – odpowiada. Wstaję i biorę jej dłonie, ale odsuwa się ode mnie i odwraca do samochodu. Nie przemyślałem tego, co zrobię albo powiem jak już w końcu dowie się ode mnie prawdy. Ani trochę nie jestem przygotowany na cokolwiek, co nadejdzie potem. - Potrzebuję przerwania rozdziału – mówi, nie zatrzymując się. - Nawet nie wiem, co to znaczy – odpowiadam, idąc za nią. Czegokolwiek potrzebuje, to jest to więcej niż przerwanie rozdziału. Potrzebuje przerwania rozdziału w przerwie rozdziału, w przerwie rozdziału. Nie mogę sobie wyobrazić jaka musi być teraz zdezorientowana. Dalej oddala się ode mnie, więc chwytam ją za ramię, ale od razu mi się wyrywa. Obraca się na pięcie, a jej oczy są szerokie od strachu i skonsternowania. Oddycha głęboko, jakby powstrzymywała atak paniki. Nie wiem, co jej powiedzieć i wiem, że ona nie chce, abym teraz ją dotykał. Robi dwa szybkie kroki do przodu, wyciąga dłonie i chwyta moją twarz, stając na czubkach palców. Przyciska mocno wargi do moich ust i całuje mnie rozpaczliwie, ale nie potrafię odwzajemnić tego pocałunku. Wiem, że jest przerażona i zdezorientowana, i robi wszystko, żeby o tym nie myśleć. Odrywa się od moich ust, gdy zdaje sobie sprawę, że jej nie całuję, po czym wymierza mi policzek. 193
To, co teraz doświadcza jest najprawdopodobniej bardziej traumatyczne oraz bardziej emocjonalne niż cokolwiek, co ktoś może doświadczyć w swoim życiu. Staram się o tym pamiętać, kiedy znowu mnie policzkuje, następnie uderza mnie w tors. Panika całkowicie ją pochłania, wrzeszczy i mnie bije, a ja mogę nią tylko obrócić i przycisnąć do swojej klatki piersiowej. Oplatam ją ramionami od tyłu i przysuwam usta do jej ucha. - Oddychaj – szepczę. – Uspokój się, Sky. Wiem, że jesteś zdezorientowana i przestraszona, ale jestem tutaj. Jestem przy tobie. Oddychaj. Trzymam ją przez kilka minut, pozwalając jej zebrać własne myśli. Wiem, że ma pytania. Po prostu potrzebuję, aby jej umysł doszedł do punktu, gdzie zniesie wszystkie te odpowiedzi. - Zamierzałeś kiedykolwiek powiedzieć mi, kim jestem? – pyta, odsuwając się ode mnie. – Co, gdybym nigdy sobie nie przypomniała? Czy kiedykolwiek byś mi powiedział? Bałeś się, że cię zostawię i nigdy nie będziesz miał okazji na pieprzenie się ze mną? Czy to nie dlatego przez cały czas mnie okłamywałeś? Pytania, które zadała były moimi największymi obawami. Byłem tak bardzo przerażony, że nie zrozumie dlaczego jej nie powiedziałem. – Nie. To nie było tak. Nie jest tak. Nie powiedziałem ci, bo boję się, co z tobą będzie. Jeżeli to zgłoszę, zabiorą cię od Karen. Całkiem możliwe, że ją zaaresztują i wyślą cię z powrotem do ojca, żebyś mieszkała z nim do osiemnastki. Chcesz, żeby tak się stało? Kochasz Karen i jesteś tutaj szczęśliwa. Nie chcę ci tego zepsuć. Potrząsa głową i wybucha zniechęcającym śmiechem. – Po pierwsze – mówi. – Nie wsadzą Karen do więzienia, bo mogę cię zapewnić, że ona nic o tym nie wie. Po drugie, mam osiemnaście lat od września. Gdyby mój wiek był powodem, dla którego nie byłeś szczery, to już byś mi powiedział. Patrzę na ziemię, ponieważ zbyt trudno jest patrzeć jej w oczy. - Sky, jest jeszcze tyle rzeczy, które muszę ci wyjaśnić – mówię. – Twoje urodziny nie były we wrześniu. Twoje urodziny są 7 maja. Nie skończysz osiemnastki jeszcze przez pół roku. A Karen? – Podchodzę do przodu, łapiąc ją za ręce. – Musi wiedzieć, Sky. Musi. Pomyśl o tym. Kto inny mógł to zrobić? Kiedy tylko to mówię, wyrywa ręce i cofa się, jakbym właśnie ją obraził. - Zabierz mnie do domu – odpowiada, potrząsając głową z niedowierzeniem. – Nie chcę już niczego słuchać. Już nic nie chcę dzisiaj wiedzieć. Znowu chwytam jej dłonie, ale odpycha mnie. – ZABIERZ MNIE DO DOMU! ***
194
Siedzimy w milczeniu w jej samochodzie zaparkowanym na jej podjeździe. Podczas drogi do jej domu skłoniłem ją, aby obiecała mi, że nic nie powie Karen. Powiedziała, że nic nie powie, dopóki nie porozmawiamy jutro, ale nadal nie podoba mi się myśl, że zostawiam ją tutaj w takim stanie. Otwiera drzwi, ale łapię jej rękę. - Poczekaj – odzywam się. Zatrzymuje się. – Nic ci dzisiaj nie będzie? Wzdycha i opada z powrotem na siedzenie. – Jak? – pyta pokonanym głosem. - Jak może mi nic nie być po dzisiejszej nocy? Odsuwam jej włosy za ucho. Nie chcę jej zostawiać. Chcę ją zapewnić, że tym razem od niej nie odchodzę. – Dobija mnie… zostawienie cię w takim stanie – mówię. - Nie chcę zostawiać cię samej. Mogę wrócić za godzinę? Potrząsa głową na nie. – Nie mogę – odpowiada słabo. – Teraz jest mi zbyt ciężko być z tobą. Potrzebuję pomyśleć. Do zobaczenia jutro, dobrze? Potakuję, po czym zabieram dłoń i kładę ją na kierownicy. Choć okropnie to boli, muszę dać jej to, czego teraz potrzebuje. Wiem, że potrzebuje czasu na przetrawienie wszystkich spraw szalejących jej po głowie. Szczerze mówiąc, chyba też potrzebuję na to czasu.
195
Rozdział czterdziesty
Les, Ona wie. I nie mogę uwierzyć, że właśnie podwiozłem ją do domu i odjechałem. Nie obchodzi mnie, że nie chce być teraz w moim towarzystwie. Nie ma cholernej mowy, że zostawię ją w spokoju. Chciałbym, żebyś teraz tutaj była, bo nie wiem co ja, do diabła, robię. H
Siadam gwałtownie, kiedy słyszę jej krzyk obok mnie na jej łóżku. Z trudem łapie powietrze. Kolejny koszmar. - Co tutaj robisz, do diabła? – pyta. Zerkam na zegarek na mojej dłonie i pocieram oczy. Staram się posortować wszystko, co było prawdziwe przez ostatnich parę godzin, a co było tylko snem. Niestety, to wszystko było prawdziwe. Kładę rękę na jej nodze i przysuwam się do niej bliżej. Jej oczy są przerażone. – Nie potrafiłem cię zostawić. Musiałem się upewnić, że nic ci nie jest. – Przenoszę dłoń na jej szyję i jej tętno obija się szybko przy wnętrzu mojej ręki. – Twoje serce. Jesteś wystraszona. Patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami. Jej klatka piersiowa unosi się ciężko, a spływający z niej strach kompletnie mnie załamuje. Nakrywa dłonią moją rękę i ją ściska. Holder… pamiętam. Natychmiast odwracam ją do siebie i zmuszam, żeby na mnie spojrzała. - Co pamiętasz? – pytam, czekając nerwowo na odpowiedź. Potrząsa głową, nie chcąc tego wypowiedzieć. Ale ja potrzebuję, żeby to powiedziała. Muszę wiedzieć, co pamięta. Kiwam głową, bezgłośnie nakłaniając ją do mówienia. Nabiera głębokiego tchu. – To Karen była w tym samochodzie. Ona to zrobiła. To ona mnie zabrała. Tego właśnie nie chciałem, żeby czuła. Przytulam ją. - Wiem, kochanie. Wiem. Przylega do mojej bluzki i ściskam ją mocniej, ale odpycham, kiedy tylko otwierają się drzwi jej sypialni.
196
- Sky? – odzywa się Karen, patrząc na nas z progu. Karen patrzy na mnie, próbując zrozumieć, czemu tutaj jestem. Zwraca się znowu do Sky. – Sky? Co… co ty robisz? Sky obraca się i patrzy mi rozpaczliwie w oczy. – Zabierz mnie stąd – błaga szeptem. – Proszę. Potakuję, wstając i podchodzę do jej szafy. Nie wiem, gdzie chce iść, ale wiem, że będzie potrzebować ubrań. Znajduję worek marynarski na górnej półce i zanoszę go do jej łóżka. Wrzuć tutaj trochę ubrań. Wezmę z łazienki to, czego potrzebujesz. Kiwa głową i kieruje się do szafy, kiedy ja idę do jej łazienki po wszystko, czego może potrzebować. Karen prosi ją, żeby nie wychodziła. Gdy mam pełne ręce, wychodzę z łazienki, a Karen trzyma ręce na ramionach Sky. - Co ty wyprawiasz? Co się z tobą dzieje? Nie wyjdziesz z nim. Omijam Karen i staram się zachować najwyższy spokój, dla dobra nas wszystkich. – Karen, sugeruję, żebyś ją puściła. Karen odwraca się, wstrząśnięta moimi słowami. – Nie zabierzesz jej. Jeśli choćby wyjdziesz z tego domu razem z nią, dzwonię na policję. Nic nie mówię. Nie jestem pewien czy Sky chce ją poinformować iż zna prawdę, więc powstrzymuję się od powiedzenia tego, co chciałem powiedzieć Karen od chwili, kiedy zdałem sobie sprawę, że to ona jest za to wszystko odpowiedzialna. Zapinam torbę i sięgam po rękę Sky. – Gotowa? Potakuje. - To nie jest żart! – krzyczy Karen. - Zadzwonię na policję! Nie masz prawa jej zabrać! Sky wkłada rękę do mojej kieszeni i wyciąga moją komórkę, podchodząc do Karen. Proszę – mówi. – Zadzwoń. Testuje Karen. Jej umysł działa tak szybko, jak mój i liczy na to, iż może udowodnić, że Karen jest w tym wszystkim niewinna. Czuję, jak łamie mi się serce, ponieważ wiem, że Karen nie jest niewinna. To skończy się źle. Karen nie chce wziąć telefonu, a Sky bierze ją za rękę i wpycha do niej komórkę. – Zadzwoń! Zadzwoń na policję, mamo! Proszę – mówi. Sky błaga ostatni raz, rozpaczliwie. – Proszę – szepcze. Nie mogę już dłużej patrzeć, jak znosi to Sky, więc chwytam jej rękę i prowadzę do okna, pomagając jej przez nie wyjść.
197
Rozdział czterdziesty pierwszy
Unoszę głowę z poduszki i od razu zakrywam oczy. Popołudniowe słońce jest tak jasne, że to bolesne. Odrywam od niej ramię i cicho zsuwam się z łóżka. Jakimś cudem udało mi się dotrzeć do Austin po całej nocy jazdy. Nie mogłem już dłużej pozostać przytomny, więc zatrzymałem się przy pierwszym hotelu, jaki znaleźliśmy. Był już dzień, kiedy doszliśmy do naszego pokoju, więc oboje wzięliśmy po kolei prysznic, potem poszliśmy spać. Ona śpi już od sześciu godzin i wiem, jak bardzo tego potrzebuje. Delikatnie odsuwam włosy z jej policzka, pochylam się i go całuję. Wyciąga ramię spod kołdry i spogląda na mnie zmęczonymi oczami. – Hej – szepcze, jakoś uśmiechając się mimo wszystkiego, przez co przechodzi. - Cii – mówię, nie chcąc jej jeszcze budzić. – Wyjdę na chwilę po coś do jedzenia. Obudzę cię, jak wrócę, dobrze? Kiwa głową i zamyka oczy, odwracając się na drugą stronę. *** Kiedy kończymy jeść, podchodzi do łóżka i zakłada buty. - Gdzie idziesz? – pytam. Zawiązuje buty i wstaje, obejmując mnie za szyję. - Chcę iść na spacer – odpowiada. – I chcę, żebyś poszedł ze mną. Jestem gotowa na zadawanie pytań. Całuję ją szybko, po czym biorę klucze i ruszam do drzwi. - Więc chodźmy. Ostatecznie kierujemy się do hotelowego dziedzińca i zajmujemy miejsce w jednej z kabin. Przyciągam ją do siebie. - Chcesz, żebym opowiedział ci to, co pamiętam? Czy masz szczegółowe pytania? - I to, i to – mówi. - Ale chcę najpierw usłyszeć twoją historię. Całuję bok jej głowy, po czym opieram o nią głowę, kiedy wpatrujemy się w dziedziniec. Musisz zrozumieć, jak bardzo jest to dla mnie surrealistyczne, Sky. Myślałem o tym, co stało się z tobą każdego dnia przez ostatnie trzynaście lat. I pomyśleć, że mieszkałem dwie mile od ciebie przez siedem tych lat? Wciąż sam mam problem z tego przetrawieniem. A teraz, nareszcie mając ciebie tutaj, mówiąc ci o wszystkim, co się wydarzyło… Wzdycham, przypominając sobie tamten dzień. - Po tym jak samochód odjechał, wszedłem do domu i powiedziałem Les, że pojechałaś z kimś. Cały czas pytała mnie z kim, ale nie wiedziałem. Moja matka była w kuchni, więc poszedłem tam i jej powiedziałem. Nie bardzo zwracała na mnie uwagę. Gotowała zupę, a my byliśmy tylko dzieciakami. Nauczyła się, żeby nas wyłączyć. Poza tym wciąż nie miałem pewności czy zdarzyło się coś, co nie 198
miało się wydarzyć, więc nie brzmiałem na spanikowanego ani nic. Powiedziała mi, żebym wyszedł na dwór i pobawił się z Les. Była w tym taka nonszalancka, że pomyślałem, iż wszystko jest w porządku. Będąc sześciolatkiem, byłem pewien, że dorośli wiedzą wszystko, więc nic już nie mówiłem. Wyszedłem z Les na zewnątrz, żeby się pobawić i minęło kolejnych parę godzin, kiedy twój tata wyszedł, wołając twoje imię. Gdy tylko usłyszałem jak cię woła, zamarłem. Zatrzymałem się pośrodku mojego podwórka i patrzyłem jak stoi na jego ganku, wołając cię. W tamtej chwili wiedziałem, że nie miał pojęcia, że z kimś pojechałaś. Wiedziałem, że zrobiłem coś złego. - Holder – wtrąca. – Byłeś tylko małym chłopcem. Ta. Małym chłopcem, który był na tyle duży, aby widzieć różnicę pomiędzy tym, co jest dobre, a co złe. – Twój tata podszedł do naszego podwórka i zapytał mnie czy wiem, gdzie jesteś. – Tutaj robi się dla mnie trudno. Tutaj zdałem sobie sprawę z okropnego błędu, którego popełniłem. - Sky, musisz coś zrozumieć – mówię do niej. - Bałem się twojego ojca. Miałem zaledwie sześć lat i wiedziałem, że zrobiłem coś okropnie złego, zostawiając cię samą. Teraz twój ojciec, szeryf policji, stoi nade mną z pistoletem widocznym w jego uniformie. Spanikowałem. Uciekłem do domu, pobiegłem prosto do mojej sypialni i zamknąłem drzwi. On razem z moją matką walili w drzwi przez pół godziny, ale za bardzo bałem się je otworzyć i przyznać im, że wiem, co się stało. Moja reakcja zmartwiła ich oboje, więc on od razu poprosił przez radio o wsparcie. Gdy usłyszałem jak radiowozy parkują na zewnątrz, myślałem, że przyjechali po mnie. Dalej nie rozumiałem co stało się z tobą. Jak matka przekonała mnie do wyjścia z pokoju, minęły już trzy godziny odkąd odjechałaś samochodem. Wyczuwa jak bardzo boli mnie opowiadanie o tym. Wyciąga z rękawa jedną rękę i nakrywa moją dłoń. - Zostałem zabrany na posterunek i byłem przesłuchiwany przez kilka godzin. Chcieli wiedzieć, czy wiedziałem, jaki był numer tablicy rejestracyjnej, jaka była marka auta, jak wyglądała ta osoba, co do ciebie mówiła. Sky, nic nie wiedziałem. Nawet nie mogłem sobie przypomnieć koloru auta. Mogłem im tylko powiedzieć, co dokładnie na sobie miałaś, bo tylko ciebie mogłem sobie wyobrazić. Twój tata był na mnie wściekły. Słyszałem jak wrzeszczał w korytarzu komisariatu, że gdybym powiedział komuś od razu kiedy to się stało, to byliby w stanie cię znaleźć. Obwiniał mnie. Kiedy funkcjonariusz policji obwinia cię o zgubienie jego córki, zazwyczaj wierzysz, że wie o czym mówi. Les też usłyszała jak krzyczał, więc myślała, że to była moja wina. Przez wiele dni nawet nie odezwała się do mnie. Oboje próbowaliśmy zrozumieć, co się stało. Przez sześć lat żyliśmy w doskonałym świecie, gdzie dorośli zawsze mają rację i złe rzeczy nie przydarzają się dobrym ludziom. Potem w ułamku chwili zostałaś zabrana i wszystko, co wiedzieliśmy okazało się błędnym wizerunkiem życia, który zbudowali nam nasi rodzice. Zorientowaliśmy się tego dnia, że nawet dorośli robią okropne rzeczy. Dzieci znikają. Najlepsi przyjaciele zostają od ciebie zabrani i nawet nie masz pojęcia czy żyją. 199
- Ciągle oglądaliśmy wiadomości, czekając na raporty. Przez wiele tygodni pokazywali w telewizji twoje zdjęcie, prosząc o wskazówki. Najnowsze zdjęcie jakie z tobą mieli było z okresu tuż przed tym jak umarła twoja matka, kiedy miałaś tylko trzy latka. Pamiętam, że to mnie wkurzyło, zastanawiałem się jak mogły minąć niemal dwa lata i nikt nie zrobił ci zdjęcia. Pokazywali zdjęcia twojego domu i czasami pokazywali też nasz. Czasami wspominali o chłopcu z domu obok, który widział jak to się stało, ale nie pamiętał szczegółów. Pamiętam jak jednej nocy… ostatniej nocy, kiedy mama pozwoliła nam oglądać relację telewizyjną… jeden z dziennikarzy pokazał zdjęcie naszych domów. Powiedzieli o jedynym świadku, ale mówili o mnie jako o „Chłopcu, który stracił Hope5”. To doprowadziło moją matkę do szału; wybiegła na zewnątrz i zaczęła krzyczeć na reporterów, kazała im zostawić nas w spokoju. Żeby zostawili mnie w spokoju. Mój tata musiał zaciągnąć ją z powrotem do domu. - Moi rodzice robili, co w ich mocy, żeby nasze życie było jak najbardziej normalne. Po paru miesiącach, dziennikarze przestali się pokazywać. Niekończące się podróże do posterunku policji na kolejne przesłuchanie w końcu się skończyły. Sprawy powoli zaczęły wracać do normalności dla każdego w sąsiedztwie. Dla każdego prócz mnie i Les. Było tak jakby cała nasza nadzieja została zabrana razem z naszą Hope. Wzdycha, kiedy skończyłem i milczy przez jakiś czas. - Spędziłam tyle lat nienawidząc mojego ojca za to, że mnie oddał – odzywa się. – Nie mogę uwierzyć, że tak po prostu mnie od niego zabrała. Jak mogła to zrobić? Jak ktokolwiek mógłby to zrobić? - Nie wiem, kochanie. Prostuje się i patrzy mi w oczy. – Muszę zobaczyć dom – mówi. – Chcę więcej wspomnień, ale żadnych nie mam i teraz jest to ciężkie. Ledwo co pamiętam, a co dopiero jego. Chcę tylko przejechać obok. Muszę zobaczyć dom. - Teraz? - Tak. Chcę pojechać, zanim się ściemni.
5
Inaczej – „Chłopcu, który stracił nadzieję”. Hope = Nadzieja
200
Rozdział czterdziesty drugi
Nigdy nie powinienem był jej tam przywozić. Gdy tylko zatrzymaliśmy się przed domem, czułem, że nie będzie wystarczyć jej tylko patrzenie. Oczywiście wysiadła z samochodu i zażądała zobaczenie wnętrza. Próbowałem ją od tego odwieść, ale niewiele mogłem zrobić. Stoję przed jej oknem i czekam. Nie chcę, żeby tam była, ale wyraźnie widzę, że ona nie widzi innego wyjścia. Opieram się o dom i mam nadzieję, że się pospieszy. Nie wygląda na to, żeby sąsiedzi byli w domach, ale to nie znaczy, że jej ojciec nie podjedzie w każdej chwili. Spoglądam na ziemię pod moimi nogami, po czym zerkam za siebie na dom. W tym dokładnie miejscu stała, kiedy odszedłem od niej trzynaście lat temu. Zamykam oczy i opieram głowę o dom. Nigdy nie spodziewałem się, że jeszcze kiedykolwiek znowu tutaj z nią będę. Otwieram oczy i prostuję się, słysząc trzask dochodzący z jej sypialni, a za nim wrzask. Nie tracę czasu na zastanawianie się, co się tam dzieje. Po prostu biegnę. Wbiegam przez tylnie drzwi i korytarzem, dopóki nie docieram do jej starej sypialni. Ona płacze histerycznie i rozrzuca po pokoju rzeczy, więc natychmiast oplatam ją ramionami od tyłu, żeby ją uspokoić. Nie mam cholernego pojęcia, dlaczego tak się zachowuje, ale jeszcze mniej wiem, jak to powstrzymać. Rzuca się gorączkowo w moich ramionach, próbując mi się wyrwać, ale chwytam ją jeszcze mocniej. – Przestań – mówię do jej ucha. Wciąż szaleję i muszę ją uspokoić, zanim ktoś ją usłyszy. - Nie dotykaj mnie! – krzyczy. Drapie paznokciami moje ramiona, lecz nie ustępuję, nawet na sekundę. W końcu słabnie i staje się pokonana przez coś, co trzyma się teraz jej umysłu. Robi się wiotka w moich ramionach i wiem, że muszę ją stąd wydostać, ale nie może zachowywać się tak samo na zewnątrz. Rozluźniam uchwyt i odwracam ją do siebie. Opada na moją klatką piersiową i wybucha płaczem, ściskając w pięściach moją koszulkę, starając utrzymać równowagę. Zniżam usta do jej ucha. - Sky. Musisz wyjść. Teraz. – Staram się być dla niej silny, ale potrzebuję również, by wiedziała, że bycie tutaj jest bardzo złym pomysłem. Zwłaszcza po tym, jak zniszczyła cały pokój. Teraz będzie wiedział na pewno, że ktoś tutaj był, więc musimy wyjść. Podnoszę ją i wynoszę z pokoju. Chowa twarz w moim torsie, kiedy wyprowadzam ją n zewnątrz i do samochodu. Sięgam na tylne siedzenie i podaję jej moją kurtkę. - Masz, wytrzyj tym krew. Wrócę do środka, żeby naprawić to, co mogę.
201
Przyglądam jej się przez parę sekund, by upewnić się, że nie dostanie znowu ataku paniki, po czym zamykam drzwi i wracam do jej pokoju. Naprawiam to, co mogę, ale lustro trudno jest zakryć. Mam nadzieję, że jej ojciec nie przychodzi często do tego pokoju. Jeśli sprawię, że poza tym pokojem wszystko będzie wyglądało na nienaruszone, to może minąć parę tygodni zanim zauważy lustro. Rozkładam koc z powrotem na łóżku i zawieszam zasłony, i wracam na zewnątrz. Gdy docieram do samochodu, sam jej widok wystarcza by niemal rzucić mnie na kolana. To nie jest ona. Jest przerażona. Załamana. Trzęsie się oraz płacze i zastanawiam się po raz pierwszy, czy jakakolwiek z decyzji, którą podjąłem w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin była mądra. Odpalam auto i odjeżdżam spod domu, nie chcąc już go widzieć ani o nim myśleć. Mam cholerną nadzieję, że ona również. Kładę rękę na tyle jej głowy, którą przyciska do kolan. Przeczesuję palcami jej włosy i nie zabieram dłoni przez całą drogę do hotelu. Musi wiedzieć, że tu jestem. Że bez względu na to, jak się teraz czuje, nie jest sama. Jeżeli nauczyłem się czegokolwiek po straceniu jej tych kilka lat temu czy po tym, co wydarzyło się z Les, to tego, że nigdy nie chcę, aby czuła się samotna. *** Kiedy jesteśmy znowu w pokoju hotelowym, pomagam jej usiąść na łóżku, po czym biorę mokrą szmatkę i wracam, żeby przyjrzeć się zadrapaniom. - To tylko parę zadrapań – mówię. – Nic głębokiego. Ściągam buty i kładę się razem z nią na łóżku. Okrywam nas kocem i opieram jej głowę na swojej piersi, kiedy płacze. Długość czasu, w którym płacze i desperacja, z którą lgnie do mnie sprawiają, iż nienawidzę się za to, że na to wszystko pozwoliłem. Zeszłej nocy byłem beztroski i nie pomyślałem, żeby trzymać ją z daleka od pokoju Les. Gdyby nie zobaczyła tego zdjęcia, to nie doświadczałaby teraz tego wszystkiego. I nigdy nie wróciłaby do tamtego domu. Unosi wzrok i jej oczy są takie posmutniałe. Ocieram jej łzy i dotykam ustami jej warg, całując ją delikatnie. – Przepraszam. Nie powinienem był pozwolić ci wejść do środka. - Holder, nie zrobiłeś nic złego. Przestań przepraszać. Potrząsam głową. - Nie powinienem był zabierać cię tam. To dla ciebie zbyt wiele po tym wszystkim, czego się dowiedziałaś.
202
Unosi się na łokciu. - To nie tylko bycie tam było zbyt wielkim ciężarem. Było tym to, co sobie przypomniałam. Nie masz kontroli nad rzeczami, które zrobił mi mój ojciec. Przestań obwiniać się za wszystko złe, co zdarza się ludziom wokół ciebie. Rzeczami, które jej zrobił? Przesuwam rękę na jej kark. – O czym ty mówisz? Jakie rzeczy ci zrobił? Zaciska powieki i opuszcza głowę na mój tors, znowu wybuchając płaczem. Odpowiedź, której nie chce mi udzielić rozdziera moje serce na strzępy. - Nie, Sky – szepczę. – Nie. Jestem przytłoczony kilkoma emocjami naraz. Nigdy nie chciałem zranić kogoś tak mocno, jak chciałem zranić jej ojca łajdaka i gdyby nie potrzebowała mnie teraz przy sobie, to byłbym już w drodze powrotnej do jego domu. Zamykam oczy i nie potrafię wyrzucić z głowy jej obrazu, jako małej dziewczynki. Nawet, kiedy byłem małym chłopcem, dostrzegałem, że była złamana i była pierwszą istotą, którą chciałem chronić. A teraz, kiedy jest do mnie przytulona, płacze… chcę tylko ochronić ją przed nim, ale nie mogę. Nie mogę ochronić jej przed wszystkimi wspomnieniami, które napływają teraz do jej głowy, a oddałbym wszystko, żeby móc to zrobić. Ściska moją koszulkę w pięściach, nie przestając płakać. Trzymam ją tak mocno, jak potrafię, wiedząc, że nie potrafię zrobić nic, żeby zabrać jej cierpienie, więc przytulam ją tak, jak przytulałem Les. Nigdy nie chcę jej puścić. Dalej płacze, a ja dalej ją trzymam, mocno starając się być dla niej silnym, ale powoli się załamuję. Mając świadomość tego, co jej się wydarzyło i wszystkiego, co musiała przeżyć całkowicie mnie rozbija i nie mam pojęcia, jak ona potrafi to wszystko wytrzymać. Po kilkunastu minutach jej łzy zaczynają słabnąć, ale nie przestają płynąć. Nareszcie podnosi twarz z mojej klatki piersiowej i kładzie się na mnie. Zamyka oczy i przysuwa usta do moich, niemal natychmiast próbując zdjąć ze mnie koszulkę. Nie mam pojęcia, czemu to robi, więc przewracam ją na plecy. - Co ty robisz? Oplata dłońmi mój kark i znowu przyciąga moje usta do swoich. Choć uwielbiam ją całować, to po prostu to nie wydaje się być właściwe. Gdy jej ręce znowu łapią moją bluzkę, odpycham je. - Przestań – mówię do niej. - Czemu to robisz? Patrzy na mnie z rozpaczą. – Kochaj się ze mną. Co do cholery? Natychmiast schodzę z łóżka i przemierzam podłogę. Nie wiem nawet jak na to zareagować, zwłaszcza po tym, co właśnie przypomniała sobie o ojcu. - Sky, nie mogę tego zrobić – odpowiadam, spoglądając na nią. - Nie wiem, dlaczego w ogóle prosisz mnie o to w tej chwili.
203
Przysuwa się na brzeg łóżka, gdzie stoję i siada na kolanach, sięgając po moją koszulkę. – Proszę – błaga. – Proszę, Holder. Potrzebuję tego. Odsuwam się od niej, poza jej zasięgiem. – Nie zrobię tego, Sky. My tego nie zrobimy. Jesteś w szoku czy coś… nie wiem. Nawet nie wiem, co teraz powiedzieć. Opada na łóżko i znowu zaczyna płakać. Niech to szlag. Nie wiem jak jej pomóc. Jestem na to kompletnie nieprzygotowany. - Proszę – mówi, patrząc mi w oczy. Jej głos i kryjący się w nim cierpienie rozbijają mnie od wewnątrz. Opuszcza wzrok na ręce, które splata na kolanach. – Holder… tylko on mi to zrobił. – Ponownie spogląda mi w oczy. – Potrzebuję, żebyś mu to odebrał. Proszę. Jeżeli miałem duszę przed tymi słowami, to przełamała się na pół. Łzy zalewają moje oczy i czuję jej ból. Tak bardzo czuję jej ból, bo nie chcę, żeby jeszcze kiedykolwiek myślała o tym sukinsynie. – Proszę, Holder – powtarza. Szlag. Nie wiem, co robić ani jak sobie z tym wszystkim poradzić. Jeśli jej odmówię, jeszcze mocniej ją zranię. Jeśli zgodzę się jej pomóc; nie wiem czy będę w stanie sobie wybaczyć. Spogląda na mnie z łóżka, całkowicie załamana. Jej błagający wzrok czeka na moją decyzję. A chociaż żadna opcja nie jest tą, którą chcę wybrać, to wybieram tę, której sądzi, iż teraz potrzebuje. Gdybym mógł wymienić się z nią życiem, to zrobiłbym to w ciągu sekundy, żeby nie musiała już nigdy czuć tego, co czuje teraz. Zrobię wszystko, co trzeba, żeby złagodzić jej ból. Wszystko, co trzeba. Podchodzę do niej i opadam na kolana. Przysuwam ją na brzeg łóżka i ściągam nasze koszulki. Podnoszę ją i delikatnie kładę przy wezgłowiu łóżka. Kładę się na niej, ścierając jej łzy. - Okej – mówię do niej. Wiem, że najprawdopodobniej po prostu chce już mieć to za tobą. Nie ma mowy, że ta chwila będzie taka, jak powinna. Sięgam do mojego portfela i wyciągam prezerwatywę, po czym ściągam spodnie, przyglądając jej się pilnie przez cały czas. Nie chcę, żeby spanikowała tak, jak zeszłej nocy, więc szukam jakichkolwiek znaków, że zmieniła zdanie. Już wystarczająco przeszła. Chcę zrobić wszystko, co w mojej mocy, by jej pomóc, a jeśli to jej pomoże, to zrobię to.
204
Całuję ją przez cały czas, kiedy ściągam jej ubrania. Nie staram się nawet nadać temu romantyczny ton. Po prostu staram się o niej myśleć w taki sposób, który pomoże mi przejść przez to szybciej. Gdy jej ubrania są już ściągnięte, zakładam prezerwatywę i przyciskam się do niej. – Sky – odzywam się, modląc o to, aby mnie powtrzymała. Nie chcę, żeby to tak dla niej wyglądało. Otwiera oczy, kręcąc głową. - Nie, nie myśl o tym. Po prostu to zrób, Holder. Jej głos jest całkowicie bezbarwny. Zaciskam powieki i chowam twarz w jej szyi. – Nie wiem jak sobie z tym wszystkim poradzić. Nie wiem czy to stosowne, czy naprawdę tego potrzebujesz. Boję się, że jeśli to zrobię, to jeszcze bardziej ci to utrudnię. Oplata ramionami moją szyję, znowu wybuchając płaczem. Zamiast mnie puścić, przyciąga bliżej do siebie i unosi biodra w bezgłośnej prośbie, żebym nie zatrzymywał się. Całuję ją w bok głowy i daję jej to, czego potrzebuje. W chwili, kiedy wsuwam się w nią, łzy zachowuję pozory, rozpaczliwie starając się nie myśleć o tym, jak inaczej chciałbym to przeżywać. Staram się nie myśleć o tym, iż czuję się, jakbym ją wykorzystywał. Staram się nie myśleć o tym, iż robienie tego sprawia, że czuję się wcale nie lepszy od jej ojca. Ta myśl mnie zmraża. Wciąż jestem wewnątrz niej, ale nie potrafię się ruszyć. Nie mogę już więcej tego robić. Odrywam się od jej szyi i patrzę na nią z góry, po czym całkowicie się z niej zsuwam. Siadam na brzegu łóżka i chwytam pięściami włosy. - Nie mogę tego zrobić – mówię do niej. – To złe, Sky. To złe, bo jest mi z tobą tak przyjemnie, ale żałuję każdej tego pieprzonej sekundy. – Podnoszę się, wrzucam pustą prezerwatywę do kosza na śmieci, zakładam znowu moje ubrania, po czym podchodzę do drzwi, wiedząc, że raz jeszcze ją zawodzę. Wychodzę na zewnątrz i jak tylko jestem sam na parkingu, krzyczę z frustracji. Chodzę przez chwilę po chodniku, starając się rozgryźć, co robić. Odwracam się i uderzam w budynek, raz po razie, po czym opadam na ceglaną ścianę i zastanawiam się, jak, do diabła, pozwoliłem jej tutaj wylądować. Jak, do diabła, pozwoliłem, żeby to wszystko zaszło do tego punktu? Ostatnie dwadzieścia cztery godziny mojego życia były jednym olbrzymim bałaganem. A oto znowu od niej odchodzę. Robię to, w czym jestem najlepszy. Pozostawiam ją całkiem samą.
205
Pragnąc sprostować przynajmniej jedną z moich złych decyzji, natychmiast wracam do hotelu, do pokoju hotelowego. Kiedy wchodzę do środka, ona jest w łazience, więc siadam na łóżku i podnoszę bluzkę, oplatając ją wokół krwawiącej dłoni. Drzwi łazienki otwierają się i zatrzymuje się w pół kroku, gdy unoszę na nią wzrok. Spogląda na moją rękę i od razu do mnie podchodzi, odwiązując bluzkę, żeby przyjrzeć się mojej ręce. - Holder, coś ty zrobił? – pyta, obracając moją rękę. - Nic mi nie jest – odpowiadam, raz jeszcze osłaniając rękę. Podnoszę się i patrzę na nią, zastanawiając się, jakim cholernym cudem mogła się martwić teraz o mnie. - Bardzo przepraszam – odzywa się cicho. – Nie powinnam była prosić cię o to. Po prostu potrzebowałam… Jezu. Ona przeprasza mnie? – Zamknij się – mówię, obejmując dłońmi jej twarz. – Nie masz, za co przepraszać. Nie wyszedłem dlatego, że byłem na ciebie zły. Wyszedłem, ponieważ byłem zły na siebie. Kiwa głową, po czym odsuwa się ode mnie i podchodzi do łóżka. – W porządku – mówi, unosząc kołdrę. – Nie mogę oczekiwać, że będziesz teraz tak mnie pragnął. To było złe, samolubne i nie do przyjęcia, żeby prosić cię o to i naprawdę przepraszam. Chodźmy spać, dobrze? – Kładzie się do łóżka i okrywa się kołdrą. Próbuję przetrawić jej słowa, ale nie mają żadnego sensu. Wcale nie czuję tego, o czym mówi. Jakim cholernym cudem te szalone myśli pojawiły się w jej głowie? - Myślisz, że jest mi z tym trudno, bo nie pragnę cię? – Podchodzę do łóżka i klękam obok niej. – Sky, jest mi z tym trudno, bo wszystko, co ci się przydarzyło łamie moje pieprzone serce i nie mam pojęcia, jak ci pomóc. Chcę być tutaj dla ciebie i pomóc ci przez to przejść, ale każde słowo, które wychodzi z moich ust wydaje się być nieprawidłowe. Za każdym razem, gdy dotykam cię albo całuję, boję się, że nie chcesz bym to robił. Teraz prosisz mnie o seks, bo chcesz mu to odebrać i rozumiem to. Doskonale rozumiem, o co ci chodzi, ale to nie ułatwia mi kochania się z tobą, kiedy nawet nie potrafisz spojrzeć mi w oczy. To ogromnie boli, ponieważ nie zasługujesz, żeby tak to się odbyło. Nie zasługujesz na takie życie, a nie ma ani jednej pieprzonej rzeczy, którą mógłbym zrobić, żeby ci je ulepszyć. Chcę je ulepszyć, ale nie potrafię i czuję się bezradny. Biorę ją w ramiona, a ona oplata wokół mnie nogi, chwytając się każdego mojego słowa. - A chociaż przestałem, to nigdy nie powinienem był zacząć bez powiedzenia ci najpierw jak bardzo cię kocham. Tak strasznie cię kocham. Nie zasługuję na dotykanie cię, dopóki nie będziesz wiedzieć, że dotykam cię, bo cię kocham, z żadnego innego powodu.
206
Przylegam desperacko do jej ust, chcąc, żeby wiedziała, iż mówię szczerą prawdę. Każde moje słowo i dotyk istnieje tylko przez szczerość. Odrywa się ode mnie i całuje moją brodę, czoło, policzek, wracając do warg. – Też cię kocham – odpowiada, udowadniając mi raz jeszcze, że słowa są kolejną cechą, w której można się zakochać. Ale ja już nie zakochuję się w niej kawałek po kawałku. Jestem zakochany w całej dziewczynie. W każdym jej kawałku. - Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym ciebie nie miała, Holder. Tak bardzo cię kocham i przepraszam cię. Chciałam, żebyś był moim pierwszym i przepraszam, że on ci to odebrał. - Nigdy nie waż się tego znowu powiedzieć – mówię. - Nigdy nie waż się tak myśleć. Twój ojciec odebrał ci ten pierwszy raz w sposób nie do pomyślenia, ale mogę cię zapewnić, że tylko tyle ci zabrał. Bo jesteś bardzo silna, Sky. Jesteś cudowna, zabawna, mądra, piękna i tak pełna siły oraz odwagi. To, co on ci zrobił nie odbiera ci żadnych najlepszych cech. Raz go przetrwałaś i przetrwasz go znowu. Wiem, że tak będzie. Kładę dłoń na jej sercu, a jej rękę na moim. Zniżam się do jej poziomu wzrokowego, upewniając się, że skupia na mnie całą swoją uwagę. – Pieprzyć wszystkie pierwsze razy, Sky. Dla mnie liczy się tylko wieczność z tobą. Wzdycha z ulgą, a potem wycałowuje mnie za wszystkie czasy. Chwytam jej głowę i opieram jej plecy o łóżko, wspinając się nad nią. – Kocham cię – mówię przy jej ustach. – Kochałem cię tak długo, ale po prostu nie mogłem ci powiedzieć. Nie wydawało się to prawidłowe pozwolić ci mnie kochać, kiedy tyle przed tobą ukrywałem. Znowu płacze, ale również się uśmiecha. - Nie sądzę, że mógłbyś wybrać lepszą porę na powiedzenie mi, że mnie kochasz. Więc cieszę się, że poczekałeś. Spuszczam głowę i całuję ją. Całuję ją tak, jak na to zasługuje. Trzymam ją tak, jak na to zasługuje. I zamierzam kochać się z nią tak, jak na to zasługuje. Rozsuwam szlafrok, który ma na sobie i przesuwam ręką po jej brzuchu. - Boże, kocham cię – mówię do niej. Sunę dłonią po jej talii, biodrze i udzie. Wyczuwam, jak się napina, więc odsuwam się i patrzę na nią. – Pamiętaj... Dotykam cię, bo cię kocham. Z żadnego innego powodu. Potakuje i zamyka oczy, i rozpoznaję spływającą z niej nerwowość. Zasuwam szlafrok i unoszę rękę do jej twarzy. - Otwórz oczy – mówię. Otwiera i pełne są łez. – Płaczesz. Kiwa tylko głową, uśmiechając się do mnie. – To nic takiego. To dobre łzy. Obserwuję ją w milczeniu, ustalając czy powinniśmy to teraz robić. Chcę pokazać jej jak bardzo ją kocham i wymazać to, co wydarzyło się między nami godzinę temu, ponieważ nigdy nie powinno się to stać. Chcę, żeby wszystko było właściwe. Zawsze było to dla niej takie brzydkie, ale zasługuje na zobaczenie, jak piękne może to być. 207
– Chcę się z tobą kochać, Sky – mówię, splatając nasze palce. - I myślę, że ty też tego chcesz. Ale chcę, żebyś najpierw coś zrozumiała. – Nachylam się, scałowując spadającą łzę. – Wiem, że trudno ci pozwolić sobie to czuć. Tak długo trenowałaś się w blokowaniu uczuć i emocji, za każdym razem, gdy ktoś cię dotykał. Lecz chcę, żebyś wiedziała, że to, co twój ojciec fizycznie ci zrobił nie zraniło cię, jako małą dziewczynkę. Złamało ci serce to, co zrobił twojej wierze w niego. Wycierpiałaś jedną z najgorszych rzeczy, jaką dziecko może przeżyć z rąk swojego bohatera… osoby, którą idealizowałaś… i nawet nie mogę sobie wyobrazić, jakie to musi być uczucie. Ale pamiętaj, że rzeczy, które ci zrobił w żaden sposób nie są powiązane z nami. Kiedy cię dotykam, dotykam cię, ponieważ chcę cię uszczęśliwić. Kiedy cię całuję, całuję cię, ponieważ masz najcudowniejsze usta, jakie kiedykolwiek widziałem i wiesz, że nie potrafię ich nie całować. A kiedy kocham się z tobą – robię właśnie to. Kocham się z tobą, ponieważ jestem w tobie zakochany. Negatywne skojarzenia, które przez całe życie wiązałaś z fizycznym dotykiem nie dotyczą mnie. Nie dotyczą nas. Dotykam cię, bo jestem w tobie zakochany, z żadnego innego powodu. – Całuję ją lekko. - Kocham cię. Całuje mnie mocniej niż kiedykolwiek, ciągnąc mnie razem z nią na łóżko. Nie przestajemy się całować, a ona pozwala mi na badanie każdej części jej ciała moimi ustami i rękami. Gdy przygotowuję się przy niej, zakładając kolejną prezerwatywę, patrzę na nią z góry, a ona nareszcie spogląda na mnie ze spokojnym wyrazem twarzy. Nie da się pomylić miłości w jej oczach, ale nadal chce usłyszeć, jak to wypowiada. - Powiedz mi, że mnie kochasz. Przytula się do mnie mocniej, patrząc mi twardo w oczy. – Kocham cię, Holder. Bardzo mocno – mówi stanowczo. - I żebyś wiedział… Hope też cię kochała. Kiedy tylko te słowa opuszczają jej usta, jestem obezwładniony poczuciem spokoju. Po raz pierwszy od momentu, kiedy została mi zabrana, nareszcie wiem, co to przebaczenie. – Chciałbym, abyś mogła poczuć, co właśnie mi zrobiłaś. – Nakrywam wargami jej usta w tej samej chwili, co całkowicie pochłania moje serce.
208
Rozdział czterdziesty trzeci
Kiedy włączam swój telefon, jestem zalany wiadomościami. Paroma od Breckina, paroma od mamy. Są nieodebrane połączenia z telefonu Sky, więc przypuszczam, że są one od Karen. Wciąż nie jestem pewien jak to, co zrobiła, wpasowuje się w obrazek, ale trudno mi uwierzyć, że zrobiła to w złych intencjach. Sky wierci się w łóżku i przewraca na drugi bok. Patrzę na nią i pochylam się, żeby ją pocałować, ale odwraca twarz i zamiast tego całuję jej policzek. - Poranny oddech – pomrukuje, zsuwając się z łóżka. Idzie pod prysznic, a ja sprawdzam godzinę. Za godzinę możemy się wymeldować, więc zbieram nasze rzeczy. Kiedy zapakowałem już większość rzeczy, wychodzi z łazienki. - Co robisz? – pyta. Zerkam na nią. - Nie możemy zostać tutaj na zawsze, Sky. Musimy pomyśleć, co chcesz zrobić. Podchodzi do mnie prędko. - Ale… ale ja jeszcze nie wiem. Nawet nie mam gdzie pójść. Jej głos jest pełen paniki, więc zbliżam się do niej, chcąc ją uspokoić. – Masz mnie, Sky. Uspokój się. Możemy wrócić do mojego domu i pomyśleć. Poza tym, oboje nadal jesteśmy w szkole. Nie możemy po prostu przestać chodzić i na pewno nie możemy mieszkać cały czas w hotelu. - Jeszcze jeden dzień – odpowiada. – Proszę, zostańmy jeszcze na jeden dzień, potem pojedziemy. Muszę spróbować to rozgryźć, a żeby to zrobić muszę pójść tam jeszcze raz. Nie wiem, jakim sposobem sądzi, że powrót do tego domu jest dobrym pomysłem. Nie potrzebuje stamtąd absolutnie niczego. – Nie ma mowy. Nie przeprowadzę cię przez to jeszcze raz. Nie wrócisz tam. - Muszę, Holder – mówi błagalnie. - Obiecuję, że tym razem nie wyjdę z samochodu. Obiecuję. Ale muszę zobaczyć dom jeszcze raz zanim pojedziemy. Dużo sobie przypomniałam, kiedy tam byłam. Chcę tylko jeszcze parę wspomnień, zanim zabierzesz mnie z powrotem i będę musiała zdecydować, co zrobić. Jezu, ona jest nieugięta. Przemierzam podłogę, nie wiedząc jak wbić jej do głowy, że nie może tego zrobić. - Proszę – powtarza. Ugh! Nie mogę odmówić temu głosowi.
209
- Dobra – jęczę. - Powiedziałem ci, że zrobię cokolwiek, co wydaje ci się, że potrzebujesz zrobić. Ale nie będę zawieszał z powrotem tych ubrań. Śmieje się i podchodzi do mnie, zarzucając mi ręce na szyję. – Jesteś najlepszym, najbardziej wyrozumiałym chłopakiem w całym szerokim świecie. Odwzajemniam jej uścisk i wzdycham. – Nie, nie jestem. Jestem najbardziej pokopanym chłopakiem w całym szerokim świecie. *** Siedzimy w moim samochodzie po drugiej stronie ulicy od jej starego domu i zaciskam kierownicę tak mocno, iż obawiam się, że mogę ją połamać. Jej ojciec właśnie wjechał na podjazd, a choć w przeszłości bywałem szalenie wściekły, to do tej pory nie miałem prawdziwe chęci, aby kogoś zabić. Tylko jego widok sprawia, że skręca mi się żołądek, a krew aż się gotuje. Unoszę rękę, żeby odpalić samochód, wiedząc, że nic dobrego z tego nie wyjdzie, jeśli w tej chwili nie odjadę. - Nie odjeżdżaj – odzywa się ona, odsuwając moją dłoń od kluczyka. – Muszę zobaczyć, jak on wygląda. Wzdycham, opadając na siedzenie. Musi się pospieszyć i dostać tego, czego potrzebuje, bo to jest złe. To jest bardzo, bardzo złe. - O mój Boże – szepta. Odwracam się do niej, chcąc wiedzieć, dlaczego to powiedziała. – To nic – dodaje. – Po prostu wygląda… znajomo. Nie miałam w głowie jego obrazu, ale gdybym zobaczyła go na ulicy, to poznałabym go. Przyglądamy się, jak kończy rozmowę przez komórkę i podchodzi do skrzynki pocztowej. - Masz już dosyć? – pytam. – Bo ja nie zostanę tu ani sekundy dłużej bez wyjścia z auta i nie skopania mu tyłka. - Prawie – odpowiada, pochylając się na siedzeniu, żeby lepiej się przyjrzeć. Nie rozumiem, po co w ogóle chciała go widzieć. Nie rozumiem, dlaczego nie wyskakuje z tego auta, żeby wyrwać mu jaja, bo w tej chwili to jest moje jedyne pragnienie. Gdy jej ojciec nareszcie znika wewnątrz domu, odwracam się do niej. - Teraz? Kiwa głową. – Tak, teraz możemy jechać. Podnoszę rękę do stacyjki i odpalam samochód, po czym patrzę z przerażeniem jak otwiera drzwi na oścież, i wybiega z auta. Co do cholery? 210
Gaszę silnik i otwieram własne drzwi, biegnąc za nią. Gonię ją przez całe frontowe podwórko i łapię ją w połowie schodów gankowych. Obejmuję ją ramionami i unoszę, odwracając się z powrotem do auta. Próbuje ze mną walczyć, kopiąc mnie i robię wszystko, co w mojej mocy, żeby zabrać ją jak najdalej od domu, aby on jej nie usłyszał. - Co ty wyprawiasz, do diabła? – pytam przez ściśnięte zęby. - Puść mnie, Holder, albo będę krzyczeć! Przysięgam na Boga, będę krzyczeć! Puszczam ją i obracam twarzą do siebie. Chwytam mocno jej ramiona i próbuję wstrząsnąć w nią przeklęty rozum. - Nie rób tego, Sky. Nie musisz znowu stawiać mu czoła, nie po tym, co zrobił. Chcę, żebyś dała sobie więcej czasu. Patrzy na mnie, potrząsając głową. – Muszę wiedzieć czy robi to komuś innemu. Muszę wiedzieć czy ma więcej dzieci. Nie mogę po prostu odpuścić, wiedząc do czego jest zdolny. Muszę go zobaczyć. Muszę z nim porozmawiać. Potrzebuję wiedzieć, że nie jest już tamtym mężczyzną, zanim wrócę do tego samochodu i odjadę. Obejmuję dłońmi jej twarz i staram się przemówić jej do rozsądku. – Nie rób tego. Jeszcze nie. Możemy wykonać kilka telefonów. Najpierw wynajdziemy o nim cokolwiek możemy w Internecie. Proszę, Sky. – Odwracam ją do samochodu, a ona wzdycha. Nareszcie się ugina i zaczyna iść ze mną do auta. - Czy jest tu jakiś problem? Oboje odwracamy się na dźwięk jego głosu. Stoi u podnóża schodów gankowych, ostrożnie mi się przyglądając. Gdybym nie musiał fizycznie pilnować, żeby Sky nie upadła na ziemię, to już rzuciłbym się na niego. - Młoda damo, czy ten mężczyzna robi ci krzywdę? Robi się wiotka w moich ramionach w chwili, kiedy bezpośrednio się do niej odzywa. Przyciągam ją do piersi. – Chodźmy – szeptam. Obracam ją w stronę samochodu. Muszę zabrać ją od niego. Po prostu muszę dostać ją do samochodu. - Nie ruszać się! – krzyczy on. Sky zamiera na dźwięk jego głosu, ale nadal próbuję kierować ją do auta. - Obróćcie się! W tej chwili nie mogę już pchać Sky do przodu i nie widzę wyjścia z tej sytuacji. Odwracam ją razem ze sobą, obejmując ją ramieniem. Spogląda mi w oczy i dostrzegam w nich więcej trwogi niż mógłbym sobie wyobrazić.
211
- Udawaj – szepczę do jej ucha. – Może cię nie rozpozna. Potakuje i oboje stoimy teraz twarzą do jej ojca. Nie jestem zaniepokojony faktem, że może mnie rozpoznać. Poza dniem, kiedy Hope zniknęła, nigdy ze mną nie rozmawiał. Mam tylko cholerną nadzieję, że nie rozpozna jej, ale wiem, że tak się stanie. Rodzic zawsze rozpozna własne dziecko, bez względu na to jak wiele czasu minęło. Kieruje się w naszą stronę i im bliżej się znajduje, tym bardziej widzę rozpoznanie w jego oczach. Zna ją. Cholera. Zatrzymuje się, będąc parę metrów przed nami i próbuje spojrzeć jej w oczy, ale ona przyciska się do mnie, patrząc na ziemię. - Księżniczko? – odzywa się on. Czuję jak wysuwa mi się z ramion i spuszczam na nią wzrok. Jej oczy są wywrócone do wnętrza głowy i uginają jej się nogi. Mocno ją trzymam i układam na ziemi, żeby móc lepiej ją trzymać. Muszę ją stąd zabrać, w tej chwili. Wsuwam ręce pod jej ramiona i staram się ją unieść. Jej ojciec podchodzi bliżej i chwyta ją za ręce, żeby mi pomóc. - Nie dotykaj jej, do cholery! – krzyczę. Od razu się cofa, patrząc na mnie z szokiem. Patrzę znowu na nią i obejmuję jej głowę, starając się przywrócić jej przytomność. - Kochanie, otwórz oczy. Proszę. Trzepocze powiekami i unosi na mnie wzrok. – Nic się nie dzieje – uspokajam ją. - Po prostu zemdlałaś. Potrzebuję, żebyś wstała. Musimy jechać. – Podnoszę ją na nogi, opierając o siebie. Daję jej chwilę na odzyskanie siły. Jej ojciec stoi teraz tuż przed nią. - To jesteś ty – mówi, patrząc prosto na nią. Zerka na mnie, potem znowu na nią. – Hope? Pamiętasz mnie? – Jego oczy pełne są łez. - Chodźmy – mówię do niej, starając się pociągnąć ją za sobą. Ona musi wiedzieć, jak bardzo powstrzymuję się teraz przed zaatakowaniem go. Musimy. Teraz. Odjechać. Opiera się moim próbom, kiedy jej ojciec robi kolejny krok w jej stronę, a ja odsuwam ją od niego. - Pamiętasz? – pyta znowu. – Hope, pamiętasz mnie? Ciało Sky całe się napina. - Jak mogłabym cię zapomnieć? – wyrzuca z siebie.
212
Wciąga gwałtownie powietrze. - To ty – mówi, poruszając ręką po boku. – Żyjesz. Nic ci nie jest. – Wyciąga swoje radio, ale przysuwam się o krok do przodu i wytrącam mu je z ręki, zanim może coś zgłosić. - Gdybym był tobą, nie dałbym nikomu znać, że ona tutaj jest – odzywam się. – Wątpię, abyś chciał, żeby fakt o tym, że jesteś pieprzonym zboczeńcem wylądował na pierwszej stronie gazet. Krew odpływa z jego twarzy. – Co takiego? – Spogląda na Sky, kręcąc głową. – Hope, ktokolwiek cię zabrał… okłamał cię. Opowiedział ci rzeczy o mnie, które nie są prawdą. – Robi kolejny krok do przodu i znowu muszę ją odsunąć. – Kto cię zabrał, Hope? Kto to był? Ona potrząsa mocno głową. – Pamiętam wszystko, co mi zrobiłeś – odpowiada, zbliżając się do niego z pewnością siebie. - A jeśli tylko dasz mi to, po co tutaj jestem, obiecuję, że odejdę i już nigdy więcej mnie nie zobaczysz. Kręci głową, nie chcąc wierzyć, iż ona pamięta. Przygląda jej się przez chwilę. Wiem, że jest tak wytrącony z równowagi, jak my. - Co chcesz? – pyta ją. - Odpowiedzi – odpowiada Sky. – I chcę wszystko, co należało do mojej matki. Sky sięga po moją dłoń, którą obejmuję ją w talii i ściska ją. Jest przestraszona. Jej ojciec spogląda na mnie, po czym wraca spojrzeniem do Sky. – Możemy porozmawiać w środku – mówi cicho. Rozgląda się nerwowo po sąsiedztwie, upewniając się, że nie ma żadnych świadków. Fakt, iż w ogóle szuka świadków rozświetla ogromny znak ostrożności. Nie wiadomo do czego jest zdolny ten mężczyzna. - Zostaw broń – żądam. Przystaje na moment, po czym wyciąga pistolet z kabury. Kładzie ją na ganku. - Obie – dodaję. Nachyla się i wyciąga z nogawki drugi pistolet, kładąc go na ganku, po czym wchodzi do swojego domu. Obracam Sky twarzą do siebie zanim przechodzimy przez drzwi. - Zostaję tutaj przy otwartych drzwiach. Nie ufam mu. Nie idź nigdzie dalej niż do salonu. Kiwa głową i całuję ją szybko, patrząc jak odwraca się i wchodzi do salonu. Podchodzi do kanapy i zajmuje na niej miejsce, przez cały czas ostrożnie mu się przyglądając. On unosi do niej spojrzenie. – Zanim cokolwiek powiesz – odzywa się. – Musisz wiedzieć, że kochałem cię i żałowałem tego, co zrobiłem w każdej sekundzie mojego życia. - Chcę wiedzieć, dlaczego to zrobiłeś – odpowiada ona. 213
Opiera się o krzesło, pocierając dłońmi oczy. – Nie wiem – odpiera. – Kiedy umarła twoja matka znowu zacząłem ciężko pić. Rok później upiłem się tak mocno, że obudziłem się następnego poranka i wiedziałem, że zrobiłem coś strasznego. Miałem nadzieję, że był to tylko okropny sen, ale kiedy poszedłem cię obudzić byłaś… inna. Nie byłaś tą samą wesołą dziewczynką, co wcześniej. Przez jedną noc stałaś się kimś, kto był mną przerażony. Nienawidziłem samego siebie. Nie jestem nawet pewien, co ci zrobiłem, bo byłem zbyt pijany, żeby pamiętać. Ale wiedziałem, że było to coś okropnego i straszliwie mi za to przykro. To już nigdy się nie wydarzyło i zrobiłem wszystko co w mojej mocy, żeby ci to wynagrodzić. Cały czas kupowałem ci prezenty i dawałem ci, cokolwiek chciałaś. Nie chciałem, żebyś pamiętała tą noc. Sky ściska kolana i widzę po tym, jak z trudem nabiera powietrza, że robi wszystko, co w jej mocy, aby zachować spokój. - To działo się noc w noc… noc w noc… - mówi. Natychmiast rzucam się do kanapy i kucam obok niej. Oplatam ramieniem jej plecy i ściskam jej ramię, żeby siedziała w miejscu. – Bałam się położyć do łóżka, bałam się obudzić, bałam się wziąć kąpiel i bałam się rozmawiać z tobą. Nie byłam małą dziewczynką bojącą się potworów w szafie lub pod łóżkiem. Bałam się potwora, który miał mnie kochać! Miałeś mnie chronić przed ludźmi takimi, jak ty! Cierpienie w jej głosie rozrywa moje serce. Chcę ją stąd wyciągnąć. Nie chcę, żeby słuchała jego wyjaśnień. - Masz inne dzieci? – pyta. On opuszcza głowę i przyciska rękę do czoła, ale nie odpowiada jej. – Masz? – krzyczy. Zaprzecza głową. – Nie. Nigdy nie ożeniłem się ponownie po twojej matce. - Czy tylko mnie to zrobiłeś? Nie odrywa spojrzenia od podłogi, unikając jej pytań. - Jesteś mi winien prawdę – mówi Sky, teraz spokojnym głosem. – Zrobiłeś to komuś innemu, zanim zrobiłeś to mnie? Nastaje długie milczenie. On wpatruje się w podłogę, nie potrafiąc przyznać prawdy. Ona wpatruje się w niego, czekając, aż da jej to, po co tutaj przyszła. Po długiej ciszy Sky zaczyna wstawać. Chwytam ją za ramię, ale patrzy mi w oczy i potrząsa głową. – Wszystko w porządku – mówi. Nie chcę jej puszczać, ale muszę dać jej zająć się tymi sprawami tak, jak tego pragnie. Podchodzi do niego i klęka przed nim. - Byłam chora – zaczyna. – Moja matka i ja… leżałyśmy w moim łóżku, a ty wróciłeś do domu z pracy. Nie spała przez całą noc i była zmęczona, więc powiedziałeś jej, żeby poszła odpocząć. 214
Patrzy jej w oczy jak pełen żalu ojciec. Nie wiem jak. - Tej nocy trzymałeś mnie tak, jak ojciec powinien trzymać swoją córkę. I zaśpiewałeś mi. Pamiętam, że śpiewałeś mi piosenkę o promyku nadziei. Zanim umarła moja matka… zanim musiałeś mierzyć się z bólem serca… nie zawsze robiłeś mi te rzeczy, prawda? Potrząsa głową i dotyka jej twarzy. Mam ochotę wyrwać mu rękę, tak jak zawsze miałem ochotę wyrwać rękę Graysonowi. Tylko że tym razem nie chcę zatrzymywać się na dłoni. Chcę mu wyrwać głowę, jaja i… - Nie, Hope – odpowiada jej. - Mocno cię kochałem. Nadal kocham. Kochałem ciebie i twoją matkę bardziej niż samo życie, ale kiedy umarła… moje najlepsze cechy umarły razem z nią. - Przykro mi, że musiałeś przez to przejść – mówi z małą emocją. - Wiem, że ją kochałeś. Pamiętam. Ale wiedza o tym wcale nie ułatwia mi znalezienia w sercu przebaczenia, za to co zrobiłeś. Nie wiem dlaczego to, co jest w tobie tak bardzo różni się od tego, co mają inni ludzie… tak bardzo, że pozwoliłeś sobie robić to, co mi zrobiłeś. Ale pomimo tych rzeczy, wiem, że mnie kochasz. I chociaż trudno jest mi to przyznać… ja też kiedyś cię kochałam. Kochałam wszystkie twoje dobre cechy. Podnosi się i cofa o krok. – Wiem, że nie jesteś zły do szpiku kości. Wiem o tym. Ale jeśli kochasz mnie, tak jak twierdzisz… jeśli w ogóle kochałeś moją matkę… to zrobisz cokolwiek będziesz mógł, żeby pomóc mi się wyleczyć. Jesteś mi tyle winien. Chcę tylko, żebyś był szczery, abym mogła wyjść stąd z jakimiś pozorami spokoju. Jestem tutaj tylko po to, okej? Chcę spokoju. Jej ojciec teraz płacze. Sky wraca do mnie i mogę szczerze powiedzieć, że jestem nią teraz zdumiony. Jestem zdumiony jej determinacją. Siłą. Odwagą. Sunę ręką po jej ramieniu, dopóki nie odnajduję jej małego palca i trzymam go. Ona w odpowiedzi zaciska swój palec na moim. Jej ojciec wzdycha ciężko, znowu na nią patrząc. – Kiedy zacząłem po raz pierwszy pić… to był tylko raz. Zrobiłem coś mojej młodszej siostrze… ale to był tylko jeden raz. Było to kilka lat przed tym, jak poznałem twoją matkę. Sky wypuszcza oddech. – A po mnie? Zrobiłeś to komuś innemu, odkąd zostałam zabrana? – Wyraźne jest, że to zrobił po tym jak poczucie winy ogarnia jego rysy. – Kto? – pyta. - Jak wiele? Kręci lekko głową. – Była tylko jedna. Przestałem pić kilka lat temu i od tamtej pory nikogo nie dotknąłem. Przysięgam. Były tylko trzy osoby i to w najgorszych chwilach mojego życia. Kiedy jestem trzeźwy, panuję nad moimi pragnieniami. Dlatego już nie piję. - Kim ona była? – pyta Sky. 215
Wskazuje głową na prawo, w kierunku domu stojącego obok. W kierunku domu, w którym kiedyś mieszkałem. Domu, w którym mieszkałem z Les. Potem nie słyszę już żadnego słowa.
216
Rozdział czterdziesty czwarty
Ktoś może pomyśleć, że znalezienie ciała mojej siostry było najgorszą rzeczą, która mi się przydarzyła. Wcale nie. Najgorsza rzecz, która mi się przydarzyła nadeszła później tamtej nocy, kiedy musiałem powiedzieć mojej matce, że jej córka nie żyje. Pamiętam jak ułożyłem Les na moich kolanach, robiąc wszystko, co w mojej mocy, aby nadać sens temu, co się działo. Starałem się znaleźć sens w tym, dlaczego ona nie odpowiadała. Dlaczego nie oddychała, nie śmiała się ani nie mówiła. Po prostu nie miało dla mnie sensu to, że ktoś może być tutaj w jednej chwili, a w następnej już nie. Po prostu… nie. Nie wiem jak długo ją trzymałem. Mogły to być sekundy. Mogły to być minuty. Do diabła, byłem tak zamroczony, że mogły to być godziny. Wiem tylko, że wciąż ją trzymałem, kiedy na dole trzasnęły drzwi wejściowe. Pamiętam panikę na świadomość tego, co zaraz się wydarzy. Miałem zejść na dół i spojrzeć mojej mamie w oczy. Miałem powiedzieć jej, że jej córka nie żyje. Nie wiem jak to zrobiłem. Nie wiem jak puściłem Les na tyle długo, żeby wstać. Nie wiem jak znalazłem siłę, żeby w ogóle wstać. Gdy dotarłem do szczytu schodów, ona i Brian ściągali kurtki. On wziął jej kurtkę i obrócił się, żeby zawiesić ją na wieszaku. Ona uniosła na mnie wzrok i uśmiechnęła się, ale potem przestała. Zacząłem schodzić do niej po schodach. Moje ciało było takie słabe, że schodziłem bardzo powoli. Po jednym schodku naraz. Patrząc na nią przez cały czas. Nie wiem czy miała matczyną intuicję czy po prostu potrafiła dostrzec w wyrazie mojej twarzy co się stało, ale zaczęła potrząsać głową i cofać się ode mnie. Rozpłakałem się, ona zaczęła panikować i cofała się ode mnie, dopóki nie uderzyła plecami w drzwi wejściowe. Brian patrzył na nas, ani trochę nie rozumiejąc, o co chodzi. Odwróciła się i chwyciła się framugi, przyciskając policzek do drzwi i zaciskając mocno powieki. Tak jakby próbowała mnie odciąć. Jeśli mnie odetnie, nie będzie musiała stawiać czoła prawdzie. Jej ciało zwijało się z rozpaczy i szlochała tak mocno, że z jej ust nie wydobywał się nawet żaden dźwięk. Pamiętam jak dotarłem na ostatni stopień, przyglądając się jej z miejsca, gdzie stałem. Przyglądając się, jak dała całkiem nowe znaczenie słowu zdruzgotanie. W tamtej chwili szczerze wierzyłem, że słowo zdruzgotanie powinno być zarezerwowane dla matek. Już w to nie wierzę. 217
Słowo zdruzgotanie powinno być również zarezerwowane dla braci. *** - Les – szepczę, odwracając się od Sky i jej ojca. – O Boże, nie. – Przyciskam głowę do framugi drzwi i ściskam dłońmi kark. Wybucham tak mocnym płaczem, że nie jestem nawet w stanie wydać żadnego dźwięku. Boli mnie klatka piersiowa i gardło, ale moje serce zostało właśnie całkowicie unicestwione. Sky podchodzi do mnie od tyłu. Oplata mnie ramionami i próbuje pocieszyć mnie tak, jak potrafi, ale nie czuję tego. Nie czuję jej i nie czuję już zdruzgotania, ponieważ odczuwam tylko tę przytłaczającą ilość nienawiści oraz wściekłości. Staram się powstrzymać od rzucenia się na niego, ale chyba nie mam tyle samokontroli. Obejmuję ramieniem Sky i przytulam ją do siebie, mając nadzieję, że pomoże mi jej obecność, ale nie pomaga. Uspokoiłaby mnie tylko świadomość, że mężczyzna stojący za mną już dłużej nie oddycha. On jest powodem. On jest powodem tego wszystkiego. Przez niego nie ma już tutaj Les. To on złamał Hope. Przez niego moja matka zna znaczenie zdruzgotania. Ten łajdak ukradł mojej siostrze siłę i chcę, żeby był martwy. Ale to ja chcę go zabić. Zabieram ramię ze Sky i odpycham ją od siebie. Odwracam się do jej ojca, ale ona staje między nami, patrząc na mnie błagalnymi oczami, napierając na mój tors. Wie, co chcę mu zrobić i próbuje wypchać mnie za drzwi. Spycham ją z drogi, ponieważ nie wiem do czego jestem w tej chwili zdolny i nie chcę jej zranić. Zaczynam kierować się do niego, ale wtedy sięga za kanapę, po czym szybko się odwraca i unosi pistolet. Szczerze nie obchodziłoby mnie, że trzyma spluwę, ale odzywają się moje opiekuńcze instynkty, gdy myślę o Sky, więc zatrzymuję się. Wolną ręką przysuwa swoje radio do ust, celując we mnie pistoletem przez cały czas, kiedy do niego mówi. - Ranny policjant na Oak Street 35/22. Jego słowa natychmiast rejestrują się w mojej głowie i zdaję sobie sprawę, co zamierza zrobić. Nie. Nie, nie, nie. Nie przy Sky. Nakierowuje pistolet na siebie, patrząc na nią. - Bardzo mi przykro, Księżniczko – szepcze.
218
Zamykam oczy i sięgam po nią w chwili, kiedy strzela do siebie z pistoletu. Zakrywam jej oczy, a ona zaczyna histerycznie krzyczeć. Zabiera moją rękę z oczu, właśnie wtedy, gdy on upada na podłogę, powodując jej głośniejszy wrzask. Kładę rękę na jej ustach i od razu wyciągam ją przez drzwi wejściowe. Jest teraz w zbyt wielkiej histerii, żebym mógł ją nieść, więc ciągnę ją za sobą. W głowie mam tylko teraz myśl, że musimy dostać się do samochodu. Musimy stąd odjechać zanim ktokolwiek dowie się, że tutaj byliśmy. Bo jeśli ktoś dowie się, że tu byliśmy, świat Sky już nigdy nie będzie taki sam. Kiedy docieramy do samochodu, trzymam rękę na jej ustach i przyciskam jej plecy do drzwi, patrząc twardo w jej oczy. – Przestań – mówię do niej. - Musisz przestać krzyczeć. W tej chwili. Kiwa energicznie głową, jej oczy są szeroko otwarte. - Słyszysz to? – pytam, chcąc aby zrozumiała konsekwencje tego, co może się wydarzyć, jeśli teraz nie odjedziemy. – To są syreny, Sky. Będą tutaj za mniej niż minutę. Zabieram rękę, a ty musisz wsiąść do auta i być tak spokojna, jak to możliwe, bo musimy stąd odjechać. Znowu potakuje, więc zabieram rękę i szybko wypcham ją do samochodu. Biegnę do strony kierowcy i wsiadam do środka, następnie odpalam samochód i odjeżdżam. Sky pochyla się i chowa głowę w kolanach. W drodze do hotelu nie przestaje mamrotać pod nosem. – Nie, nie, nie.
219
Rozdział czterdziesty piąty
Gdy wracamy do naszego pokoju hotelowego, podprowadzam ją do łóżka. Przeżywa właśnie jedną ze swoich chwil, gdzie jest całkowicie odcięta od świata i nie robię nic, żeby wyrwać ją z tego stanu. Pewnie będzie najlepiej, jeśli pozostanie w nim przez jakiś czas. Ściągam koszulkę, która teraz pokryta jest krwią. Zdejmuję skarpetki, buty oraz dżinsy i odrzucam wszystko na bok. Podchodzę do miejsca, gdzie stoi Sky i ściągam jej kurtkę. Wszędzie ma krew i staram się pospieszyć, żeby zabrać ją pod prysznic i to wszystko zmyć. Nareszcie odwraca się do mnie z pustym wyrazem twarzy. Odkładam jej kurtkę na krzesło obok nas, następnie ściągam jej koszulkę przez głowę. Sięgam do guzików jej spodni i odpinam je, zsuwając dżinsy w dół. Kiedy docieram do jej stóp, ona nadal stoi nieruchomo. Podnoszę na nią wzrok. - Musisz z nich wyjść, kochanie. Spogląda na mnie i kładzie ręce na moich barkach, podczas gdy ściągam z niej spodnie. Czuję jak sięga do moich włosów i przeczesuje je palcami. Odrzucam jej dżinsy na bok i wracam do niej spojrzeniem. Potrząsa głową, wpatrując się w swoje dłonie, którymi przesuwa teraz gorączkowo po brzuchu. Rozsmarowuje po brzuchu krew jej ojca, próbując ją zetrzeć. Z trudem łapie powietrze, próbuje krzyczeć, ale nic nie wydobywa się z jej gardła. Podnoszę się i natychmiast ją unoszę, śpiesząc do prysznica. Muszę ściągnąć to z niej zanim całkowicie straci kontrolę. Stawiam ją pod prysznicem i odkręcam wodę. Gdy jest już ciepła, zasuwam zasłonkę prysznicową i odsuwam jej nadgarstki od brzucha. Otaczam się jej ramionami i przyciągam ją do siebie, po czym odwracam ją tak, by stała pod strumieniem wody. Jak tylko woda uderza w jej twarz, łapie głośno powietrze i jej oczy stają się wyraźniejsze. Chwytam mydło oraz myjkę i pocieram je razem pod wodą, następnie obracam się i zmywam krew z jej twarzy. - Ciii – szepczę, patrząc jej w oczy. – Zmywam to z ciebie, okej? Zaciska powieki, a ja dokładnie zmywam każdą plamkę krwi z jej twarzy. Kiedy jest nareszcie czysta, sięgam za nią, żeby ściągnąć jej gumkę. - Spójrz na mnie, Sky – mówię. Otwiera oczy i kładę uspokajająco rękę na jej ramieniu.. – Zdejmę ci biustonosz, dobrze? Muszę wymyć twoje włosy i nie chcę, żeby coś z tego na nim wylądowało. Jej oczy rozszerzają się na moje słowa i wysuwa ramiona przez ramiączka biustonosza, gorączkowo zrywając go z siebie przez głowę. 220
- Weź to – mówi szybko, odnosząc się do krwi w jej włosach. – Weź to ze mnie. Ponownie chwytam ją za nadgarstki i nakierowuję jej ramiona wokół siebie. - Wezmę. Trzymaj się mnie i spróbuj uspokoić. Ja to zrobię. Wylewam szampon na ręce i unoszę je do jej włosów. Muszę wymyć je kilka razy zanim woda robi się w końcu czysta. Gdy kończę jej obmywanie, zaczynam myć własne włosy. Zmywam to, co mogę, ale nie będąc w stanie samemu zobaczyć efektu, nie wiem czy zmyłem wszystko. Nie chcę prosić jej o pomoc w tym, ale muszę się upewnić, że nic już tam nie ma. Sky, potrzebuję, żebyś upewniła się, że wszystko zmyłem, dobrze? Chcę, żebyś starła wszystko, co przegapiłem. Potakuje i wyciąga myjkę z moich dłoni. Obrzuca wzrokiem moje włosy, plecy oraz ramiona, po czym w końcu przejeżdża myjką po moim uchu. Odsuwa ode mnie myjkę i spuszcza na nią wzrok, przesuwając nią pod strumieniem wody. - Wszystko zniknęło – szepcze. Zabieram myjkę i rzucam ją w kąt wanny. Wszystko zniknęło, powtarzam w głowie. Obejmuję ją i zamykam oczy. Czuję, jak się budują. Pytania. Wspomnienia. Wszystkie razy, kiedy trzymałem Les w nocy, kiedy płakała i nie miałem pojęcia, co on jej zrobił. Nie miałem pojęcia, przez co przeszła. Nienawidzę go. Kurewsko nienawidzę, że tak długo uchodziło mu to na sucho. Uszło mu na sucho to, co zrobił Sky, jego siostrze, Les. A najgorsze jest to, że nie jest już nawet żywy, bym mógł go zabić. Sky unosi do mnie oczy, które pełne są współczucia. Przez chwilę tego nie rozumiem, ale potem zdaję sobie sprawę, że płaczę… i że ona czuje taki sam smutek z mojego powodu, jaki ja czuję z jej powodu. Jej ramiona zaczynają drżeć i wyrywa jej się szloch. Zakrywa dłonią usta i zaciska powieki. Przyciągam ją do piersi i całuję w czubek głowy. - Holder, tak bardzo mi przykro – szlocha. - O mój Boże, tak mi przykro. Ściskam ją mocniej i przyciskam policzek do jej głowy. Zamykam oczy, płacząc. Płaczę za nią. Płaczę za Les. Płaczę za samego siebie. Oplata mnie ramionami, trzymając mnie mocno, po czym przyciska usta do mojej szyi. Przepraszam – mówi cicho. - Nigdy by jej nie dotknął, gdybym ja…
221
Łapię ją za ramiona i odsuwam od siebie, bym mógł spojrzeć jej w oczy. – Nie waż się tego mówić. – Obejmuję dłońmi jej twarz. – Nie chcę, żebyś kiedykolwiek przepraszała za coś, co zrobił ten człowiek. Słyszysz mnie? To nie jest twoja wina, Sky. Przysięgnij mi, że nigdy więcej nawet tak nie pomyślisz. Potakuje. – Przysięgam. Nie zrywam kontaktu wzrokowego, potrzebując wiedzieć, że mówi prawdę. Ta dziewczyna nie zrobiła nic, co wymaga przeprosin i nie chcę, żeby kiedykolwiek coś takiego myślała. Zarzuca ramiona na moją szyję, teraz łzy wylewają się z nas obojga. Przytulamy się do siebie mocno. Desperacko. Ona bez przerwy całuje moją szyję, pragnąc pocieszyć mnie w jedyny sposób, który zna. Opuszczam usta do jej ramienia i odwzajemniam pocałunek. Przylega do mnie mocniej i pozwalam jej na to. Pozwalam jej trzymać mnie tak mocno, jak potrafi. Nie przestaję całować jej szyi, a ona nie przestaje całować mojej, oboje kierujemy się do swoich ust. Nim sięgam jej warg, odsuwam się i spoglądam w jej oczy. Ona patrzy w moje i choć raz w życiu mogę szczerze powiedzieć, że znalazłem jedyną inną osobę na tym świecie, która rozumie moje poczucie winy. Jedyną osobę, która rozumie moje cierpienie. Jedyną osobę, która akceptuje to, kim jestem. Zwykłem myśleć, że moja najlepsza część umarła razem z Les, ale moja najlepsza część stoi właśnie przede mną. W jednym szybkim ruchu atakuję wargami jej usta i chwytam jej włosy. Przyciskam ją do ściany prysznica i całuję ją z takim przekonaniem, iż wiem, że przenigdy nie zwątpi w to, jak bardzo ją kocham. Zsuwam dłonie po jej udach i podnoszę ją tak, żeby oplotła mnie nogami w pasie. Przylegam do niej i wciąż ją całuję, chcąc poczuć ją, a nie ból, który stara się mnie ogarnąć. Pragnę być teraz tylko częścią niej i pozwolić, żeby wszystko inne w naszym życiu po prostu zniknęło. - Powiedz mi, że to jest w porządku – odzywam się, odrywając się od jej ust i przeszukując jej oczy. – Powiedz mi, że to w porządku chcieć być teraz w tobie… bo po wszystkim, co dzisiaj przeszliśmy wydaje się złe, że tak cię potrzebuję. Obejmuje moją szyję i łapie mnie za włosy, przyciągając moje usta z powrotem do jej ust, pokazując mi, że potrzebuje tego tak bardzo, jak ja. Jęczę i odsuwam ją od ściany prysznica, po czym wynoszę ją z łazienki do sypialni. Upuszczam ją na łóżko, następnie chwytam jej majtki i zsuwam je z jej nóg. Miażdżę jej wargi i ściągam własne bokserki, którą są teraz całkowicie przemoczone. Myślę teraz tylko o tym, jak bardzo potrzebuję znaleźć się w niej. Odrywam się od niej na tyle długo, żeby założyć prezerwatywę, potem łapię jej biodra 222
i przesuwam na brzeg łóżka. Unoszę jej nogę do mojego boku, a drugie ramię wsuwam pod jej ramiona. Podnosi na mnie spojrzenie, a ja spoglądam z góry na nią. Ściskam jej nogę oraz ramię, nie spuszczając jej z oka i wsuwam się w nią. W chwili, kiedy się w niej znajduję, nie wydaje się to wystarczyć. Przyciskam usta do jej warg i próbuję poszukać czegokolwiek, czego brakuje w tym momencie. Wsuwam się i wysuwam z niej, coraz bardziej gorączkowo z każdym pchnięciem, rozpaczliwie starając się sięgnąć uczucia, które nie wiem nawet czy istnieje. Sky odpręża swoje ciało, podążając za moimi ruchami, pozwalając mi mieć kontrolę. Ale w tej chwili tego nie chcę. Właśnie to się ze mną dzieje. Mój umysł jest tak bardzo wyczerpany, taki zmęczony, a moje serce tak strasznie w tej chwili boli. Po prostu potrzebuję od niej, żeby pomogła mi rozgryźć jak przestać być, choć raz, bohaterem. Odsuwam się od niej, a ona patrzy na mnie, ani razu nie pytając, dlaczego tak drastycznie zwolniłem swoje ruchy. Podnosi jedynie dłonie do mojej twarzy i delikatnie sunie palcami po moich oczach, ustach i policzkach. Zwracam usta do wnętrza jej dłoni i całuję ją, po czym opadam na nią, kompletnie się zatrzymując. Nie odrywam od niej wzroku, kiedy podnoszę ją ze sobą, wstając. Wciąż w niej jestem, a ona mocno mnie obejmuje, więc odwracam się plecami do łóżka i osuwam się na podłogę. Nachylam się i delikatnie całuję jej dolną wargę, potem całe usta. Unoszę rękę do jej policzka, a drugą opuszczam na jej biodro. Zaczynam poruszać się pod nią, wolno kierując nią dłonią, chcąc, żeby przejęła po prostu kontrolę. Potrzebuję od niej, żeby zechciała pocieszyć mnie w taki sam sposób, w jaki ja zawszę chcę pocieszyć ją. - Wiesz, co do ciebie czuję – szeptam, wpatrując się w jej oczy. – Wiesz, jak bardzo cię kocham. Wiesz, że zrobiłbym wszystko, co w mojej mocy, żeby zabrać twój ból, prawda? Kiwa głową, nie odwracając ode mnie spojrzenia, nawet na sekundę. - Bardzo mocno potrzebuję tego teraz od ciebie, Sky. Potrzebuję wiedzieć, że ty mnie tak kochasz. Wyraz jej twarzy łagodnieje i jej oczy wypełniają się współczuciem. Splata nasze dłonie i kładzie je na naszych sercach. Głaska kciukiem moją rękę i unosi się leciutko, a następnie znowu powoli się na mnie osuwa. Niesamowite uczucie, które wypełnia moje ciało sprawia, że moja głowa opada na łóżko za mną. Jęczę, nie potrafiąc utrzymać otwartych oczu.
223
- Otwórz oczy – szepta, nie przestając się poruszać na mnie. – Chcę, żebyś na mnie patrzył. Unoszę głowę i patrzę na nią. Jest to najprostsza rzecz, o którą kiedykolwiek zostałem poproszony, ponieważ ona jest w tej chwili cholernie piękna. - Nie odwracaj wzroku – mówi, unosząc się do góry. Kiedy osuwa się z powrotem na moje kolana, ledwo, co mogę utrzymać w pionie głowę. Zwłaszcza, gdy jęk opuszcza jej wargi i jeszcze mocniej ściska moje ręce. - Pierwszy raz, kiedy mnie pocałowałeś? – mówi. – Ten moment, kiedy twoje usta dotknęły moich? Tamtej nocy skradłeś kawałek mojego serca. Ty również skradłaś kawałek mojego. - Pierwszy raz, kiedy powiedziałeś mi, że mną żyjesz, bo nie byłeś jeszcze gotowy, żeby powiedzieć mi, że mnie kochasz? Te słowa skradły kolejny kawałek mojego serca. Ale ja cię kochałem. Kochałem cię tak strasznie mocno. Otwieram rękę i przyciskam wnętrze do jej serca. – Noc, kiedy dowiedziałam się, że byłam Hope? Powiedziałam ci, że chcę być sama. Gdy obudziłam się i zobaczyłam cię w moim łóżku, chciało mi się płakać, Holder. Chciałam płakać, ponieważ straszliwie potrzebowałam cię ze sobą. W tamtej chwili wiedziałam, że jestem w tobie zakochana. Byłam zakochana w tym, jak mnie kochałeś. Kiedy objąłeś mnie ramionami i trzymałeś, wiedziałam, że bez względu na to, co stanie się w moim życiu, ty jesteś moim domem. Tamtej nocy skradłeś największy kawałek mojego serca. Nie skradłem go. To ty mi go dałaś. Przysuwa wargi do moich i opuszczam głowę na materac, pozwalając jej, żeby mnie całowała. – Trzymaj je otwarte – szepcze, odrywając ode mnie usta. Robię, co mówi i jakimś cudem znowu otwieram oczy, patrząc bezpośrednio w jej oczy. – Chcę, żebyś ich nie zamykał… bo chcę, żebyś patrzył, jak oddaję ci ostatni kawałek serca. Ten moment. Właśnie ten. Jest prawie wart każdej namiastki bólu, jaką musiałem przeżyć w życiu. Zacieśniam chwyt na jej rękach i pochylam się do niej, ale nie całuję jej. Jesteśmy siebie blisko tak, jak tylko jest to możliwe i trzymamy otwarte oczy, aż do ostatniej sekundy. Aż ona całkowicie pochłania mnie, a ja całkowicie pochłaniam ją i nie mam pojęcia, gdzie kończy się moja miłość a zaczyna jej. Gdy tylko zaczynam drżeć i jęczeć pod nią, moja głowa opada na materac i tym razem pozwala mi zamknąć oczy. Bezustannie porusza się nade mną, dopóki nie nieruchomieję.
224
Daję mojemu sercu chwilę na uspokojenie, po czym podnoszę głowę i patrzę na nią. Zabieram ręce i przesuwam nimi po włosach na jej karku. Moje usta łączą się z jej ustami i całuję ją, spychając ją na podłogę pod nami. Wsuwam między nami rękę i przyciskam wnętrze dłoni do jej brzucha, powoli zsuwając ją w dół, aż odnajduję miejsce, które sprawia, że mój ulubiony dźwięk opuszcza jej usta. Rozkoszuję się każdym jękiem i oddechem wydobywającym się spomiędzy jej warg. I pozwalam jej mieć zamknięte oczy, ale moje trzymam otwarte i obserwuję, jak ona kradnie ostatni kawałek mojego serca.
225
Rozdział czterdziesty szósty
Les, Mam tyle rzeczy do powiedzenia, ale nie wiem nawet jak zacząć. Wszystkie sprawy ze Sky nie mogły wyjść na lepsze. Wróciła do domu Karen, tam gdzie należy jej miejsce. Wiedziałem, że Karen nie skrzywdzi Sky. Widziałem po tym krótkim okresie wspólnie spędzonego czasu, że Karen kocha ją równie mocno, co ja. Wychodzi na to, że miałem rację. Karen zabrała Sky od jej ojca, ponieważ Karen wiedziała, co ten jej robił. Karen była jego siostrą… ciotką Sky. I przeszła to samo, co Sky. Zabrała ją, bo nie mogła siedzieć bezczynnie i pozwolić, by to nadal trwało. Kiedy Sky zna już całą prawdę postanowiła zostać z Karen. Karen zaryzykowała całe swoje życie dla tej dziewczyny. Zaryzykowała całą swoją przyszłość i nigdy wystarczająco jej za to nie podziękuję. Powiedziałem to Sky i powiem to Tobie. Jedyne, co chciałbym, żeby Karen zrobiła inaczej, to to, żeby zabrała i Ciebie. Nie wiedziałem, Les. Nie miałem bladego pojęcia, co on Ci robił i tak strasznie mi przykro. Jutro powiem Ci więcej, ale dziś musiałem po prostu Ci powiedzieć, że Cię kocham. H
226
Rozdział czterdziesty siódmy
Wesołego Halloween. Mam nadzieję, że choć raz założysz coś seksownego. Wysyłam wiadomość i kładę komórkę na szafce nocnej, wstając z łóżka. Opuściłem dom Sky dopiero po czwartej nad ranem, potem wróciłem do domu i napisałem Les list, po czym poszedłem spać. Te dni pełne były małego snu i wysokich emocji. Podchodzę do szafy i biorę koszulkę, zakładając ją przez głowę. Rozbrzmiewa moja komórka, więc idę do niej i czytam wiadomość. Cześć, Holder. Tu Karen. Wciąż nie oddałam Sky telefonu, ale przekażę wiadomość. Albo i nie. O kurde. Śmieję się i odpisuję Karen. Lol… sorki za to. Ale jak już z tobą piszę, jak ona się dzisiaj czuje? Czekam na jej odpowiedź, która nie zajmuje długo. W porządku. Wiele przeszła i wiem, że to zajmie trochę czasu. Ale jest najodważniejszą dziewczyną, którą znam, więc mam w nią pełną wiarę. Uśmiecham się i odpisuję jej. Tak. Trochę przypomina mi jej mamę. Odsyła mi serduszko. Odkładam telefon na łóżko i siadam obok niego. Znowu go podnoszę i przebiegam wzdłuż kontaktów, odnajdując numer ojca. Cześć, tato. Tęsknię. Myślałem nad tym, żeby przywieźć moją dziewczynę w odwiedziny na przerwę Dziękczynienia. Chcę, żebyś ją poznał. Powiedz Pameli, że obiecuję trzymać się z daleka od kanapy. Wysyłam wiadomość, ale wiem, że ona nie wystarczy, więc wysyłam mu jeszcze jedną. I przepraszam. Naprawdę przepraszam. Odkładam komórkę i patrzę przez pokój na notes, który wciąż leży na ziemi, tam gdzie go rzuciłem. Ten, który zawiera większość moich listów do Les. Nadal nie chcę go czytać, ale czuję, że jestem jej to winien. Wstaję i podchodzę do niego. Pochylam się i unoszę go, jednocześnie siadając na podłodze. Opieram się o ścianę i zginam nogi w kolanach, po czym otwieram notes na ostatnich stronach.
227
Rozdział czterdziesty siódmy i pół
Drogi Holderze, Jeżeli to czytasz, to straszliwie mi przykro. Bo jeśli to czytasz, to wiem, co Ci zrobiłam. Ale mam szczerą nadzieję, że nigdy nie odnajdziesz tego listu. Mam nadzieję, że ktokolwiek odnajdzie ten notes, nie zobaczy w nim wiele użytku i wyrzuci go, ponieważ nie chcę złamać Ci serca. Ale mam Ci tak mnóstwo do powiedzenia, czego nigdy nie będę w stanie powiedzieć Ci w twarz, więc zamiast tego robię to tutaj. Lecz zamierzam zacząć od tego, co wydarzyło się w naszym dzieciństwie. Z Hope. Wiem jak bardzo obwiniałeś się za to, że od niej odszedłeś. Ale musisz zdać sobie sprawę, że nie tylko Ty to zrobiłeś, Holder. Ja również od niej odeszłam. I robiłeś to, co zrobiłoby w tej sytuacji każde inne dziecko. Ufałeś, że dorośli w jej życiu robili to, co było dla niej najlepsze. Jak mogłeś przewidzieć, co się stanie, kiedy podeszła do tego samochodu? Nie mogłeś, więc przestań sądzić, że mogłeś zrobić coś zupełnie inaczej. Nie mogłeś i szczerze, nie powinieneś. Wejście Hope do tamtego samochodu było najlepszą rzeczą, jaka kiedykolwiek jej się przydarzyła. Kilka tygodni po tym, jak została porwana, jej ojciec zapytał mnie czy chcę mu pomóc zrobić latawce. Oczywiście, że chciałam mu pomóc. Zrobiłabym wszystko, co pomogłoby przywrócić nam Hope. Gdy weszłam do jego domu, czułam, że coś jest nie tak. Zaprowadził mnie do jej pokoju. Powiedział mi, że materiał na latawce jest w pokoju Hope. Potem zamknął za nami drzwi i kompletnie roztrzaskał moje życie. To trwało latami. Trwało, dopóki pewnego dnia nie mogłam już dłużej tego znieść i w końcu powiedziałam mamie. Natychmiast poszła na policję. Tego samego dnia miałam rozmowę z terapeutką i moje zeznanie zostało udokumentowane. Miałam tylko dziewięć czy dziesięć lat, więc niewiele z tego pamiętam. Pamiętam tylko, że mijały tygodnie i mama z tatą kilka razy chodzili na komisariat policji. Przez cały ten czas ojciec Hope ani razu nie wrócił do domu. Później dowiedziałam się, że został aresztowany. Zostało przeprowadzone śledztwo i sprawa została nawet podana do sądu. Pamiętam dzień, kiedy mama wróciła do domu i powiedziała, że się przeprowadzamy. Tata nie mógł zostawić pracy, a ona nie chciała trzymać nas w Austin, więc przeprowadziła się z nami. Nie wiem czy o tym wiesz, ale próbowali naprawić relację. Tata starał się znaleźć pracę, która wspomoże nas w nowym mieście, ale
228
nigdy mu się to nie udało. Myślę, że ostatecznie zorientowali się, że lepiej jest być w odosobnieniu. Może oboje obwiniali się o to, co wydarzyło się mnie. Teraz, kiedy wspominam terapię, na którą skierowała mnie mama, nienawidzę tego, iż nie widziała potrzeby, aby samej odwiedzać terapeutę. Zawsze zastanawiałam się czy ich małżeństwo mogłoby zostać uratowane, gdyby porozmawiali z kimś o tym. Jednakże ja trwałam w terapii przez kilka lat i najwyraźniej mnie nie uratowała. Chciałabym, żeby uratowała i może tak by się stało, gdybym wiedziała jak ją stosować. Pomogła mi przetrwać parę lat, ale nie potrafiła ochronić mnie przed samą sobą, ilekroć musiałam nocą zamknąć oczy. I choć mama mocno starała się mnie uratować, ona także nie mogła tego zrobić. Ja nie chciałam być uratowana. Chciałam, żeby dano mi odejść. Kilka lat później dowiedziałam się, że ojciec Hope nigdy nie musiał zapłacić za to, co mi zrobił. Za to, co zrobił Hope. Był niesamowicie manipulacyjny i sprawił, że wszystko wyglądało tak, jakbym obwiniała go za zniknięcie Hope i to była moja zemsta. Stanęło za nim całe społeczeństwo. Nie potrafili uwierzyć, jak ktoś mógł oskarżyć mężczyznę o tak okrutny czyn po tym, jak została mu odebrana córka. Więc uszło mu to na sucho. Wolno mu było robić cokolwiek zechciał, a ja czułam się, jakbym została zamknięta na wieczność w piekle. Mama nie chciała, żebyś dowiedział się o tym, co mi się stało. Bała się, co to może Ci zrobić. Obie widziałyśmy, jak strasznie obwiniałeś siebie o to, co wydarzyło się z Hope i nie chciała patrzeć jak jeszcze bardziej cierpisz. Ja również nie chciałam na to patrzeć. Teraz nadchodzi najtrudniejsza część tego listu. Tak straszliwie trudno mi to powiedzieć, bo czuję przez to mnóstwo poczucia winy. Każdego dnia, gdy widziałam ból w twoich oczach, wiedziałam, że gdybym po prostu wyznała Ci to, co zamierzam powiedzieć, uwolniłoby Cię to od tej wielkiej agonii. Ale nie potrafiłam. Nie potrafiłam znaleźć sposobu na powiedzenie Ci, że Hope żyje. Że była cała i zdrowa, że raz widziałyśmy ją z mamą, jakieś trzy lata temu. Miałam czternaście lat i jadłyśmy w restauracji, tylko mama i ja. Piłam ze szklanki, kiedy uniosłam wzrok i zobaczyłam, jak ona wchodzi przez drzwi. Odwróciłam się do mamy i wiem, że musiałam być blada niczym duch, bo wyciągnęła rękę przez stół i chwyciła mnie za rękę. - Lesslie, co się stało, skarbie?
229
Nie mogłam mówić. Gapiłam się jedynie na Hope. Mama obróciła się i w chwili, kiedy padła na nią spojrzeniem, wiedziała, że to ona. Obie byłyśmy oniemiałe. Kelnerka zaprowadziła je do stolika obok naszego. Mama i ja siedziałyśmy tam po prostu, patrząc się na nią. Hope zerknęła mnie, kiedy zajęła swoje miejsce, po czym odwróciła wzrok, jakby mnie nie rozpoznała. Ta świadomość złamała mi serce. Chyba wtedy zaczęłam płakać. Po prostu byłam tak emocjonalnie przybita i nie wiedziałam, co zrobić. Przesunęłam palcami po bransoletce na nadgarstku i wyszeptałam jej imię, tylko po to, by zobaczyć czy mnie usłyszy i znowu się odwróci. Nie usłyszała mnie, ale usłyszała kobieta, która z nią była. Zwróciła głowę w naszym kierunku z czystą paniką w oczach. Zdezorientowało mnie to. Zdezorientowało mamę. Kobieta spojrzała na Hope. – Chyba zostawiłam włączony piekarnik – powiedziała, wstając. – Musimy iść. – Hope wyglądała na skonsternowaną, ale również wstała. Jej matka pospieszyła ją w stronę wyjścia restauracji. Wtedy właśnie mama wstała i ruszyła za nimi. Ja też to zrobiłam. Gdy wszystkie byłyśmy na zewnątrz, kobieta zaprowadziła Hope do samochodu i natychmiast zamknęła za nią drzwi. Podeszłyśmy do niej z mamą i kiedy tylko kobieta odwróciła się do mamy, łzy zebrały się w jej oczach. - Proszę – błagała kobieta. Nic potem nie powiedziała. Mama patrzyła na nią przez chwilę, nic nie odpowiadając. Stałam tak bez ruchu, próbując zrozumieć, co się działo. - Dlaczego pani ją zabrała? – zapytała w końcu mama. Kobieta rozpłakała się, potrząsając głową. – Błagam – szlochała. – Ona nie może do niego wrócić. Proszę jej tego nie robić. Proszę, proszę, proszę. Mama skinęła głową. Podeszła do przodu i położyła uspokajająco rękę na ramieniu kobiety. – Proszę się nie martwić – odparła mama. – Proszę się nie martwić. – Mama zerknęła na mnie i łzy zaszkliły jej oczy, po czym spojrzała znowu na kobietę. – Zrobiłabym wszystko, co w mojej mocy, żeby uratować również moją córkę. Kobieta spojrzała z konsternacją na mamę. Wiem, że nie rozumiała, ile dokładnie wiedziała mama, ale rozumiała szczerość mamy. Pochyliła głowę, oddychając głęboko. – Dziękuję – powiedziała, cofając się od nas. – Dziękuję. – Otworzyła drzwi i wsiadła do auta, a potem odjechały. Nie wiem, gdzie ona mieszka. Nigdy nie poznałyśmy imienia tej kobiety i nigdy nie poznałyśmy imienia, którym posługuje się teraz Hope. Po tym dniu przestałam także nosić tę bransoletkę, ponieważ wiedziałam w sercu, że ona nie potrzebowała odnalezienia. Ale chciałam, żebyś wiedział, Holder. Chcę, żebyś wiedział, że ona żyje i nic jej nie jest, a twoje odejście od niej tamtego dnia było najlepszą rzeczą, jaką mogłeś jej kiedykolwiek zrobić. 230
Co do mnie, cóż… jestem straconym przypadkiem. Spędziłam ostatnie osiem lat egzystując w tym ciągłym koszmarze i jestem po prostu zmęczona. Terapia i lekarstwa pomagają otumanić ból, ale nie chcę czuć tego otępienia, Holder. Dlatego planuję zrobić to, co potrzebuję zrobić, a to właśnie doprowadziło Cię do przeczytania tego listu. Jestem zmęczona, wyczerpana i mam dosyć prowadzenia życia, którego nie chcę już prowadzić. Jestem zmęczona udawaniem dla Ciebie szczęścia, ponieważ nie jestem szczęśliwa. Za każdym razem, gdy się uśmiecham, czuję się, jakbym Cię okłamywała, ale nie wiem jak inaczej żyć. I wiem, że kiedy to zrobię, to złamię Ci serce. Wiem, że zdruzgocze to mamę i tatę. I wiem, że mnie znienawidzisz. Ale świadomość tego wszystkiego nie zmieni mojego zdania. Straciłam zdolność do troski, więc trudno mi wczuć się w to, co będziecie przeżywać, gdy mnie nie będzie. Nie pamiętam jak to jest troszczyć się na tyle o życie, by myśl o śmierci mogła mnie zrujnować. Więc chcę, żebyś wiedział, iż przepraszam, ale nic na to nie poradzę. Byłam rozczarowana przez te życie o jeden raz za dużo i szczerze mówiąc mam dosyć tracenia nadziei. Kocham Cię bardziej niż o tym wiesz. Les
P.S. Mam nadzieję, że nigdy nie pozwolisz sobie wierzyć, iż zrobiłam to, bo w jakiś sposób mnie zawiodłeś. Wszystkie te noce, kiedy trzymałeś mnie i dałeś mi się wypłakać… nie masz pojęcia, jak wiele razy mnie uratowałeś.
231
Rozdział czterdziesty ósmy
Upuszczam notes na podłogę. I płaczę.
232
Rozdział czterdziesty dziewiąty
Wchodzę do gabinetu mojej mamy i widzę, że rozmawia przez telefon. Unosi wzrok, kiedy zamykam za sobą drzwi. Podchodzę do jej biurka, odsuwam komórkę od jej ucha i rozłączam połączenie. - Ty wiesz? – pytam ją. – Wiesz o tym, co ten sukinsyn zrobił Les? – Ocieram oczy grzbietem dłoni, a ona podnosi się ze łzami w oczach. – Wiesz, co zrobił Hope? I wiesz, że Hope żyje i nic jej nie jest? Wszystko wiesz? Matka kręci głową i strach wkrada się do jej oczu. Nie potrafi stwierdzić czy jestem wściekły, czy zaraz wybuchnę. - Holder… - odzywa się. – Nie mogliśmy ci powiedzieć. Wiedziałam, co ci to zrobi, gdybyś wiedział, że coś takiego wydarzyło się twojej siostrze. Opadam na krzesło, nie potrafiąc dłużej stać. Obchodzi biurko i klęka przede mną. – Przepraszam, Holder. Proszę, nie znienawidź mnie. Tak strasznie cię przepraszam. Płacze, patrząc na mnie z tak wielkim żalem i przeprosinami. Od razu odnajduję siłę na wstanie i podniesienie jej razem ze mną. – Boże, nie – odpowiadam, obejmując ją. – Mamo, cieszę się, że wiesz. Czuję taką ulgę, że Les miała cię przy sobie w tym czasie. A Hope? – Odsuwam ją od siebie, patrząc jej w oczy. – Ona jest Sky, mamo. Hope to Sky, a Sky jest cała i zdrowa, i kocham ją. Kocham ją tak mocno i nie miałem pojęcia jak ci o tym powiedzieć, bo bałem się, że ją rozpoznasz. Otwiera szeroko oczy i cofa się ode mnie, osuwając na krzesło. – Twoja dziewczyna? Twoja dziewczyna to Hope? Potakuję, wiedząc, że nie ma to dla niej żadnego sensu. – Pamiętasz, jak poznałem Sky w sklepie parę miesięcy temu? Rozpoznałem ją. Myślałem, że to Hope, ale potem pomyślałem, że się mylę. A potem cholernie się w niej zakochałem, mamo. Nie wiem nawet jak zacząć ci mówić o tym, co przeszedłem w tym tygodniu. – Mówię szybciej niż pewnie potrafi to ogarnąć. Siadam na krześle naprzeciwko niej i przysuwam je bliżej do niej, nachylam się i biorę ją za ręce. – Nic jej nie jest. Mnie nic nie jest. Więcej niż nic mi nie jest. I wiem, że robiłaś co mogłaś dla Les, mamo. Mam nadzieję, że ty również o tym wiesz. Zrobiłaś wszystko, co w twojej mocy, ale czasami nawet cała miłość matek oraz braci nie wystarcza, aby wyciągnąć kogoś z jego koszmaru. Musimy po prostu zaakceptować, że sprawy są takie jakie są i nie zmieni tego cały żal oraz poczucie winy na świecie. Rozpłakuje się. Oplatam ją ramionami i przytulam do siebie.
233
Rozdział czterdziesty dziewiąty i pół
Razem ze Sky wzięliśmy zrobiliśmy sobie wolne od szkoły w ostatnie dwa dni tygodnia. Stwierdziliśmy, że i tak opuściliśmy już trzy dni, więc co zaszkodzą jeszcze dwa? Poza tym Karen przez cały tydzień chciała mieć oko na Sky. Martwi się, jak to wszystko na nią wpływa. Zgodziłem się dać Sky przestrzeń na tych parę dni, ale Karen nie zdaje sobie sprawy, że okno Sky nadal widuje regularny ruch uliczny w środku nocy. Przeze mnie. Ostatnich parę dni spędziłem na głębokich dyskusjach z mamą. Chciała wiedzieć wszystko, co wiem o Les i Hope, no i oczywiście chciała wiedzieć, co wydarzyło się w ostatni weekend w Austin. Potem chciała dowiedzieć się wszystkiego o moim związku ze Sky, więc wszystko jej powiedziałem. A potem powiedziała, że chce ją poznać. Więc oto jesteśmy. Sky właśnie przestąpiła drzwi wejściowe i mama przytula ją do siebie. Niemal od razu się rozpłakała, co sprawiło, że i Sky trochę się rozkleiła. Teraz stoją w hallu i mama nie chce jej puścić. - Nie chcę przerywać tego spotkania po latach – odzywam się. – Ale jeśli jej nie puścisz, mamo, to możesz ją odstraszyć. Mama śmieje się i pociąga nosem, odsuwając się od Sky. – Jesteś taka śliczna – mówi, uśmiechając się do Sky. Odwraca się do mnie. – Jest śliczna, Holder. Wzruszam ramionami. – No, jest w porządku. Sky śmieje się i uderza mnie w ramię. – Pamiętasz? Obelgi są tylko zabawne w formie tekstowej. Łapię ją i przyciągam do siebie. – Nie jesteś śliczna, Sky – szepczę do jej ucha. – Jesteś niewiarygodna. W odpowiedzi oplata mnie ramionami. – Sam nie jesteś taki zły – odpowiada. Mama chwyta ją za rękę i odciągając ode mnie, zaprowadza ją do salonu, gdzie zaczyna bombardować ją pytaniami. Nawet to doceniam, ponieważ nie zadaje pytań o jej sytuację czy przeszłość. Zadaje normalne pytania, na jaki chce pójść kierunek, kiedy pójdzie na studia i gdzie planuje iść na studia. Zostawiam je obie w salonie, żeby kontynuowały swoją rozmowę, podczas gdy idę do garażu po parę pudeł. Rozmawiałem już wcześniej z mamą o posprzątaniu pokoju Les. Teraz, kiedy mam tutaj Sky, sądzę, że chyba będę w stanie to zrobić. Wracam do salonu i podaję im pudła. – Chodźcie – mówię, kierując się do schodów. – Mamy pokój do sprzątnięcia. 234
Spędzamy resztę popołudnia na sprzątaniu pokoju Les. Chowamy do jednego pudła jej zdjęcia i wszystko, co coś dla niej znaczyło, a do reszty pudełek wkładamy jej ubrania, które oddamy biednym. Biorę oba notesy, oplatam je w dżinsy, które leżały na podłodze od ponad roku i chowam to do pudła. Pudła, który zatrzymam. Gdy pokój jest skończony, mama i Sky idą na dół. Wystawiam pudła na korytarz i odwracam się, by zamknąć drzwi. Nim zamykam je całkowicie, spoglądam na jej łóżko. Nie patrzę znowu na jej śmierć. Patrzę na jej uśmiech.
235
Rozdział czterdziesty dziewiąty i trzy czwarte
- Myślałem, że mówiła, że w ten weekend nie jedzie – mówię do Sky, gdy przechodzimy przez jej drzwi wejściowe. - Błagałam ją, żeby pojechała. Od wielu dni cały czas się do mnie kleiła i powiedziałam jej, że jeśli nie pojedzie na swój pchli targ, to ucieknę. Podążamy do sypialni Sky i zamykam za nami drzwi. – Czy to znaczy, że mogę cię dziś zapłodnić? Obraca się do mnie, wzruszając ramionami. – Chyba moglibyśmy poćwiczyć – odpowiada z uśmiechem. I ćwiczymy. Ćwiczymy co najmniej trzy razy przed północą. *** Leżymy na jej łóżku, splątani razem pod jej pościelą. Unosi do góry nasze dłonie, które są razem ściśnięte i przypatruje się im. – Pamiętam, wiesz – odzywa się cicho. Przechylam głowę, dopóki nie dotyka jej głowy na poduszce. – Co pamiętasz? Zabiera palce, po czym otacza małym palcem mój mały palec. – To – szepcze. – Pamiętam pierwszy raz, jak trzymałem tak moją rękę. I pamiętam wszystko, co powiedziałeś mi tamtego wieczoru. Zamykam oczy, nabierając głęboki wdech. - Niedługo po tym jak Karen mnie tutaj przywiozła, poprosiła, żebym zapomniała o moim starym imieniu i całemu złu, które było z nim związane. Więc pomyślałam o tobie… i powiedziałam jej, że chcę być nazywana Sky. Unosi się na łokciu, spoglądając na mnie. – Zawsze tu byłeś, wiesz. Nawet, kiedy nie pamiętałam… zawsze tutaj byłeś. Odsuwam jej włosy za ucho i całuję ją krótko. – Tak bardzo cię kocham, Sky. - Też cię kocham, Holder. Wysuwam spod niej ramię i przewracam ją na plecy, patrząc na nią z góry. – Zrobisz mi przysługę? Potakuje. - Od tej pory chcę, byś nazywała mnie Dean. 236
Ostatni rozdział
Les, Minęło trochę czasu. Natknąłem się na te listy, bo potrzebowałem pudełek, żeby spakować się do college’u. Natknąłem się również na parę dżinsów, które leżały na Twojej podłodze przez ponad rok. Właśnie wrzuciłem je za Ciebie do kosza na pranie. Nie ma za co. Więc… tak. Studia. Ja. Ja idę na studia. Całkiem fajne, co? Nadal mam jeszcze miesiąc zanim wyjadę, ale Sky jest już tam od paru miesięcy. Miała swoje przywileje po nauce w domu, więc tuż po zakończeniu liceum wyjechała, żeby pierwsza zacząć studia. Jest taka konkurencyjna. Ale nie martwię się, bo planuję prześcignąć ją, kiedy tam przyjadę. Mam już ułożony cały diabelski plan. Za każdym razem, kiedy przyłapię ją na nauce albo odrabianiu zadania, szepnę jej do ucha coś seksownego albo błysnę dołeczkami. Wtedy zrobi się cała speszona, rozproszy się, przestanie nadążać za pracą szkolną, zawali zajęcia i pierwszy zdobędę swój stopień naukowy, a zwycięstwo będzie moje! Albo po prostu dam jej wygrać. Czasami nawet lubię dawać jej wygrywać. Tęsknię za nią jak szalony, ale znowu będziemy w tym samym mieście za miesiąc. Mieście bez rodziców. Mieście bez godzin policyjnych. A jeśli będę miał coś do powiedzenia, to będzie miała pełną szafę samych sukienek. Kurde. Teraz jak o tym pomyślę, to oboje możemy ostatecznie zawalić zajęcia. Dużo wydarzyło się od ostatniego razu, gdy do Ciebie napisałem, ale z drugiej strony nic się nie wydarzyło. W porównaniu do pierwszych miesięcy po moim powrocie z Austin, reszta roku była całkiem spokojna. Gdy Sky dowiedziała się prawdy, Karen złagodziła ograniczenia technologiczne. Na prawdziwe urodziny dałem jej iPhone’a i ma teraz laptopa, więc codziennie wieczorem widujemy się przez Skype’a. Kocham Skype’a. Bardzo. Tak tylko mówię. Mama i tata mają się dobrze. Tata nie dodał dwa do dwóch, kiedy poznał Sky, czego wcale od niego nie oczekiwałem. Nigdy nie spędzał przy niej dużo czasu, kiedy byliśmy dziećmi, bo tak dużo pracował. Ale uwielbia ją. A mama? Dobry Boże, Les. Mama nie ma jej 237
dość. Trochę mnie to przeraża jak bliskie się sobie stały, ale jest to również dobre. Dobre dla mamy. Myślę, że posiadanie Sky w rodzinie pomogło jej pozbyć się trochę żalu, który nadal odczuwa po Twojej śmierci. I tak, wszyscy wciąż go czujemy. Wszyscy, którzy Cię kochali nadal go czują. A choć już nie odtwarzam Twojej śmierci, nadal tęsknię za Tobą jak diabli. Tak bardzo za Tobą tęsknię. Szczególnie, kiedy dzieje się coś, co wiem, że uważałabyś za zabawne. Przyłapuję się na śmiechu, a potem zdaję sobie nagle sprawę, że tylko ja się śmieję i uderza we mnie to, że spodziewałem się także Twojego śmiechu. Tęsknię za Twoim śmiechem. Mógłbym rozpisywać się nad rzeczami związanymi z Tobą, za którymi tęsknię, do punktu, gdzie znowu zacznę użalać się nad sobą. Ale przez ostatni rok nauczyłem się, co oznacza prawdziwa tęsknota za kimś. Tęsknienie za kimś oznacza, że byłeś na tyle uprzywilejowany, by w ogóle mieć tego kogoś w swoim życiu. A chociaż siedemnaście lat nie są nawet bliskie wystarczającego czasu, który miałem z Tobą spędzić, to wciąż siedemnaście lat więcej od ludzi, którzy nigdy Ciebie nie znali. Więc jeśli spojrzeć na to w ten sposób… to mam cholerne szczęście. Jestem najszczęśliwszym bratem w całym szerokim świecie. Będę teraz żył własnym życiem, Les. Życiem, którego naprawdę nie mogę się doczekać, a szczerze myślałem, że nigdy czegoś takiego nie powiem. Jednakże szczerze myślałem, że zawsze będę beznadziejny, ale odnajduję nadzieję każdego dnia. A czasami odnajduję ją nawet w nocy… na Skypie. Kocham Cię. Dean
238