Olivia Cunning - Sinners on tour 04 – Wicked Beat Tłumaczyła: Eiden // http://chomikuj.pl/Eiden Książka dedykowana pamięci Jimmiego "The Rev'a" Sulliv...
12 downloads
19 Views
1MB Size
Olivia Cunning - Sinners on tour 04 – Wicked Beat
Tłumaczyła: Eiden // http://chomikuj.pl/Eiden
Książka dedykowana pamięci Jimmiego "The Rev'a" Sullivana, który wciąż rządzi rytmem mego serca forREVer.
Rozdział 1
Rebekah poprawiła poduszkę pod głową swego starszego brata. Wygładziła koc na jego kolanach. Ściągnęła pojedynczy włos z jego szpitalnej koszuli i rzuciła na niebieski dywan. Przesunęła jego rękę do bardziej naturalnej pozycji u jego boku. Oblizała swój kciuk i starła plamkę musztardy z kącika jego ust. Krzywiąc się, Dave odwrócił głowę, próbując uciec przed jej ślinową kąpielą. - Przestaniesz wreszcie, Reb? - Przepraszam - powiedziała.- Denerwuję się. Naprawdę przyjdą? - Oczywiście, że przyjdą. W przyszłym tygodniu wracają w trasę i jeszcze mnie nie zwolnili - Dave skrzywił się i złapał koc jedną dłonią. Niemal mógł go mocno chwycić. Rebekah wahała się między dumą i rozpaczą, gdy widziała, jak Dave daleko zaszedł od swego wypadku i ile jeszcze zostało mu do wyzdrowienia.- I nigdy się nie zgodzą na ten plan, Reb. Nigdy. - Tylko cię tymczasowo zastąpię, Dave. Do czasu, aż wrócisz z nimi w trasę. Bez wątpienia jesteś najlepszym technikiem na świecie i znaleźliśmy najlepsze rozwiązanie dla ich dylematu. Nie zwolnią cię. - Tak naprawdę, to nie mają innego wyboru, Reb. Nie mogę być ich operatorem dźwięku i oświetlenia, gdy nawet nie mogę dosięgnąć do konsoli. A nawet jeśli mógłbym dosięgnąć, to nie ma mowy, abym przesuwał suwaki wystarczająco szybko, aby nadążyć za zespołem podczas koncertu. - Ale nadążysz, Dave. Potrzebujesz więcej czasu na wyzdrowienie. Mogę pracować na twojej konsoli, aż będziesz gotowy, by wrócić do pracy. Jestem
szczęśliwa, że mogłabym ci pomóc - w rzeczywistości, to on pomagał jej tak samo jak ona jemu. Żaden metalowy zespół nie chciał zatrudnić kobiety na operatora dźwięku. Dave już ją ostrzegł, zanim zaczęła szkołę. Powiedział jej, że skończy miksując muzykę na popowych koncertach w centrach handlowych. Była zdeterminowana, aby pokazać mu co innego, ale jak do tej pory jej determinacja doprowadziła ją do nikąd. Gdyby ktoś dał jej szanse, to mogłaby pokazać, że kobieta jest tak samo metalowa jak faceci. - Wiem jak bardzo chcesz pomóc, siostrzyczko, ale nie sądzę, by się na to zgodzili. Musisz zacząć od samego dołu i zapracować sobie na swoją drogę na szczyt, a nie oczekiwać, że załapiesz się na pracę z jednym z największych zespołów w branży zaraz po tym, jak skończyłaś szkołę. Westchnęła, gdy zatonęło jej serce. Starała się zbytnio nie dąsać. Wiedziała, że miał rację, ale cierpliwość nigdy nie była największą cnotą Rebekhi. Właściwie to cierpliwość nawet nie wiedziała, gdzie mieszkała. - Ale zrobię co w mojej mocy, aby dostrzegli, że to opłacalne rozwiązanie - powiedział.- Że jesteś na tyle dobra, by zająć moje miejsce. Uśmiechnęła się uśmiechem, typu niech-mój-brat-poczuje-się-jak-superbohater. - Naprawdę? - Tylko nie bądź zbyt rozczarowana, jeżeli powiedzą nie. Zmiażdżyłoby to ją. Czciła Sinnersów i każdą nutą, jaka kiedykolwiek została stworzona przez ich utalentowane dłonie, palce, usta, stopy i inne części ciała, których używali do tworzenia muzyki. Na studiach, Rebekah zakończyła swój projekt o Sinnersach. Został uznany za genialny i dzięki niemu ukończyła rok. Dave uśmiechnął się, jego wzrok przesunął się do jej niedawno pofarbowanych włosów. Skrzywił się. - Mama widziała twoje włosy?- zapytał. Rebekah uśmiechnęła się i wygładziła jedną dłonią swoje włosy koloru platynowego blondu, które sięgały jej do ramion. Niedawno pofarbowała tylną warstwę na kobaltowy niebieski. Odkąd urosły jej włosy, to lubiła robić z nimi rzeczy, które przyciągały do nich uwagę. Dziwne, co bycie całkowicie łysą zrobiło z dwudziestoczteroletnią dziewczyną. Poza tym, Rebekah zawsze lubiła przyprawiać swoją matkę o napady apopleksji, nawet jeśli oznaczało to poddanie się pod regularne egzorcyzmy. - Sądzisz, że spodobają się jej? - Um, nie. - To dobrze - zachichotała.- Więc wszyscy członkowie zespołu przyjdą cię odwiedzić?- jej serce waliło z podniecenia. Dave uśmiechnął się do niej. - Masz na myśli, czy Trey będzie z nimi, tak? Przyłapana. Tak jakby, to szalała na punkcie gitarzysty rytmicznego Sinnersów, Treya Millsa, i Dave o tym wiedział. Pewnie dlatego, że za każdym razem gdy rozmawiała z Dave'em, pisała do nie smsy albo maile, to zawsze
pytała jak się miewa Trey. W zamian, Dave zawsze jej mówił kogo w chwili obecnej Trey posuwał. W ten sposób ani trochę nie udało mu się zmniejszyć jej zainteresowania. Wręcz przeciwnie, długa lista podbojów Treya sprawiała, że w jej oczach był jeszcze bardziej intrygujący. Rebekah była pewna, że mógłby ją nauczyć tego i owego w sypialni, a przecież bardzo potrzebowała doszkolenia w tym temacie. - Nie jestem pewien, czy Brian już wrócił do miasta - powiedział Dave.Chyba jest jeszcze w Kansas City ze swoją żoną, ale jestem pewien, że reszta z nich wpadnie. Włącznie z Treyem-Nie-Mogę-Utrzymać-Go-W-SwoichSpodniach Millsen. Trzymaj się od niego z daleka, Reb. Uch, nie, to nie była najlepsza wizja jej wyobraźni. Ten mężczyzna został stworzony, aby pożreć go w całości. Kto przejmował się późniejszymi niestrawnościami? Nie ona. Czyjeś knykcie zastukały do drzwi. Czy to oni? Serce Rebekhi podskoczyło. - Proszę - zawołał Dave. Drzwi otworzyły się i mężczyzna z mokrych snów Rebekhi wsunął głowę do pokoju. Czarne włosy zasłaniały jego jedne zielone oko, seksapil sączył się z jego wszystkich porów, gdy Trey zmierzył Rebekhę od stóp po głowę. Jej całe ciało obmyła fala ciepła. Trey posłał Dave'owi znaczący uśmiech. Jej temperatura wzrosła o kilka kolejnych stopni. - Sory, że przeszkadzamy ci w twoich zalotach, stary - Trey uniósł czarne brwi, jedno z nich miało srebrny kolczyk w kształcie obręczy.Wpadniemy później. Zamknął drzwi. O mój Boże, uciekł! Rebekah przebiegła przez pokój i otworzyła drzwi. - Czekaj, nie idź. Nie ma żadnych zalotów. Jestem młodszą siostrą Dave'a, Rebekah.
***
Eric opuścił rękę z czoła Jace'a i się zagapił. Na nią. Na jakieś pięć minut.
Zapomniał, dlaczego złapał Jace'a w uścisk. Chodziło o jakiś pierścionek zaręczynowy i dominę Jace'a, Aggie. Zapomniał, że nie mógł się doczekać, aby odebrać nowy sprzęt - talerze dla jego zestawu perkusyjnego, po tym jak odwiedzą tego jak-mu-na-imię - Dave'a! - który właśnie co wrócił do domu ze szpitala. Zapomniał, że chodzenie wymaga sekwencji lewej stopy i prawej - nie lewej, lewej, lewej, potknięcie i prawej stopy. Zapomniał, jak się oddycha, aż zabolała go pierś. Eric zakrztusił się własnym językiem. To była ona. Stała tam. Sięgała mu do ramienia. Drobna. Kobieca. O włosach koloru blond i niebieskiego. Była zarówno piękna jak i urocza w tych swoich niedopasowanych, długich skarpetkach, fioletowym topie i zielonej miniówie. To naprawdę była ona. Kobieta z mokrych snów Erica. I obskakiwała Treya. Sukinsyn. Chwila, pomyślał Eric. Może wyciągał pochopne wnioski. Może znaki się myliły. Nigdy wcześniej jej nie widział, więc musiał się upewnić. Eric uniósł długi kosmyk włosów, które farbował na inne żywe kolory co każde czterdzieści dziewięć dni i spojrzał na niego. Jego pamięć działała w pełnym zakresie. W chwili obecnej był koloru niebieskiego kobaltu - był to taki sam odcień, jak jej spodnia warstwa włosów. Jakie były szanse? Musiało to być kismet. Przeznaczenie. Fatum. Dowód. Dar z niebios... Powiedziała, że ma na imię Rebekah. Było to ulubione imię Erica. Przynajmniej teraz. Rebekah oderwała wzrok do Treya na tyle długo, aby zauważyć, jak Eric przygląda się swoim włosom jak idiota. - Ładny kolor - powiedziała z diabelskim uśmiechem. Eric wgapił się. W nią. Na jakieś pięć minut. Rozmowa potoczyła się wokół niego, ale nie mógł przestać się gapić. Jego oczy zrobiły się suche i swędzące, ponieważ nie chciał mrugać. Coś uderzyło go w bok głowy. Eric odwrócił głowę, aby spostrzec, że Sed, wokalista Sinnersów, patrzy się na niego, jakby na coś czekał. - Więc? - Więc co? - Myślisz, że powinniśmy jej dać szansę?- zapytał Sed. Najwidoczniej Eric przegapił coś, gdy się tak gapił, potykał, dusił i gapił nieco więcej, oraz nie mrugał - w tej kolejności. Jace walnął Erica w plecy. - Wszystko u ciebie w porządku, Sticks?- zapytał.- Zjadłeś jakiś stary ser? Ser? Co to kurwa jest ser? Mózg Erica zwykle pracował całkiem dobrze, ale widocznie nie przy tym
seksownym stworzeniu w pokoju. - Obiecuję, że dam z siebie wszystko - powiedziała Rebekah, jej miękki głos mieszał dziwne emocje w piersi Erica. Puściła ramię Treya i stanęła naprzeciwko Erica. Truskawkowy zapach jej szamponu sprawił, że zmiękły mu kolana. A może to przez parę dziecinnych, niebieskich oczu, które wpatrywały się na niego spod grubych, czarnych rzęs.- Pozwolisz mi ze sobą pracować?dotknęła środka jego piersi i jego serce podskoczyło pod jej palcami.- Nie pożałujesz tego. Eric z trudem przełknął ślinę. Nie miał pojęcia o czym mówiła, ale jej pracowanie z nim w jakimkolwiek charakterze brzmiało obiecująco. - Tak. Zapiszczała uradowana, objęła go i uścisnęła. Niemal go przewróciła, gdy podskoczyła w górę i w dół w podnieceniu. Zanim zdążył złapać ją w ramiona i zanieść do najbliższego sędziego, aby wyrecytować wieczną przysięgę, puściła go i przytuliła Jace'a, a następnie Seda. Eric skulił się, gdy przykleiła się do Treya. Było jasne w stu procentach, kogo chciała. Odkąd on i Trey Mills byli jedynymi singlami w zespole, Eric myślał, że wreszcie będzie miał okazję wybrać dla siebie miłą dziewczynę. Nie miał takiego szczęścia. Trey szepnął jej coś do ucha. Zachichotała i odszepnęła: – Nie tutaj. Eric odwrócił się, znalazł najbliższą ścianę i zaczął w nią wielokrotnie uderzać głową.
Rozdział 2
Rebekah wniosła swoją walizkę po schodach busu, przy czym się zadyszała. To nie był ten autobus, którego przepołowiło na pół i który spłonął w Kanadzie, prawda? Pewnie nie, ale kto mógł to stwierdzić po stosie gruzu, który zaśmiecał nawy i każdą dostępną powierzchnię? Czarnowłosy, wytatuowany mężczyzna, który miał na sobie workowate, dżinsowe spodenki na czerwone bokserki, wyszedł za stosu. Do jego sutka były przyłączone różne łańcuchy, które ciągnęły się do Bóg-jeden-wiedział-comiał-w-spodniach. Rebekah nie zauważyła go siedzącego na czymś, co mogło być kanapą albo kartonem, albo wypchanym niedźwiedziem grizzly. - Więc to ty jesteś nową operatorką konsoli dźwiękowej. Dreszcz dumy sprawił, że spuchła jej pierś. Jasne, że głównie z powodu nieszczęścia swego brata, Rebekah Esther Blake została tymczasową operatorką konsoli dźwiękowej Sinnersów, ale była tutaj gotowa, aby udowodnić swoją wartość. - To ja - powiedziała rozpromieniona. Szybko zmusiła się od uśmiechania od ucha do ucha. Może powinna spróbować zachowywać się nieco bardziej męsko, albo ci twardziele technicy zjedzą ją na śniadanie. - Jestem Travis. To Jake. Marcus powinien niebawem się tu zjawić. Rebekah przyglądała się stosowi gruzu, aż zobaczyła w pobliżu ruch blond irokeza blisko czegoś, co wydawało się być stołem jadalnym pod górą prania i puszek piwa.
Jake wstał, wytarł rękę w swoją czarną koszulkę, a następnie wyciągnął ją w jej kierunku. - Siostra Dave'a, tak? - Um, tak - chwyciła jego dłoń i potrząsnęła nią.- Jestem Rebekah, ale większość ludzi nazywa mnie Reb. - Jesteś pewna, że to nie skrót od buntownika1?- Jake zapytał, spoglądając na jej wymyślne ubranie i niebieskie włosy. Travis roześmiał się. - To miałoby o wiele więcej sensu, jeżeli ty i ułożony Dave pochodzicie z tej samej rodziny. - Moja matka wyparła się mnie ponad sto razy - Rebekah uśmiechnęła się na wspomnienie wszystkich małych zwycięstw.- Dave'a wyrzekła się tylko około tuzin. Travis parsknął śmiechem, jego ciemne oczy zabłyszczały z wesołości, gdy uścisnął jej dłoń. - Tak więc, gdzie będę spała?- zapytała, czy w tym bałaganie były w ogóle jakieś łóżka. I wtedy zauważyła, że tym bałaganem były łóżka. Prycza po pryczy wypełniona pojedynczymi poduszkami, kocami, potencjalnymi czystymi ciuchami i oczywiście brudnymi. Było to oczywiste, gdyż wyczuła ich zapach z miejsca, w którym stała. Ktoś stanął za nią. - Przyszedłem cię uratować - powiedział za nią głęboki głos. Odwróciła się i ujrzała perkusistę Sinnersów, Erica, który za nią stał. Uśmiechnęła się do niego i sam odwzajemnił ten uśmiech, wyglądając jakby właśnie odkrył szczeniaka, którego zawsze chciał dostać pod choinkę. - Uratować mnie? Przed czym? - Naprawdę sądzisz, że karzemy ci zostać w tym brudnym busie? - Nie mam nic przeciwko - powiedziała. - To miejsce jest bardzo toksyczne dla wrażliwych kobiet. Zaśmiała się i walnęła go w ramię. - W takim razie nic mi nie będzie. Eric zamilkł i przesunął dłonią po swoich szalonych włosach. Z jakiegoś niewyjaśnionego powodu także odczuła pragnienie, by je przeczesać palcami. Niczym dzieło sztuki, włosy Erica Sticksa przyciągały uwagę. Były długie z jednej strony - aby się ich trzymać. Druga połowa była krótko ścięta. Wyobraziła sobie, jakie by były miękkie i jedwabiste pod jej palcami. Rząd długich na cal kolców ciągnął się od czoła do karku, oddzielając długie kosmyki od krótkiego puchu. Lśniły i hebanowe z wyjątkiem długiego kosmyka, który zwinął się wokół jego szyi i zwisał na jego lewym obojczyku. Przez jakiś dziwny zbieg okoliczności był pofarbowany na ten sam niebieski kolor, jaki ona wybrała - wyłącznie w celu wkurzenia swojej matki - niecały tydzień temu. 1 Rebel – buntownik. Skrót tego słowa i imienia Rebeki jest taki sam :)
Zastanawiała się, czy były to jego prawdziwe włosy, czy tylko sztuczna dopinka. Uniosła rękę i przesunęła palcem po długim, niebieskim paśmie. Były jak prawdziwe. Jedwabne. Gładkie. Ogrzane ciepłem jego ciała. Znowu pogładziła lok między dwoma palcami a jego gardłem. Jego jabłko Adama uniosło się i przełknął ciężko. Przechyliła głowę na niego, widząc go tak naprawdę po raz pierwszy. Dlaczego nigdy wcześniej go nie zauważyła? Był nieprzyzwoicie wysoki (z jej niskiego punktu widoku) i chudy. Miał solidne rysy. Silną szczękę. Prosty nos. Wąskie usta, które były gotowe do uśmiechu i seksowny dołek na środku podbródka, który aż się prosił o pogładzenie go palcem. Nie był Treyem Millsem, ale... Rebekah uniosła oczy do Erica, które były koloru jasnego, zimowego nieba. - Trey będzie w drugim busie?- zapytała. Wąskie, czarne brwi Erica ściągnęły się w grymasie. - Tak - powiedział.- Oczywiście. - W takim razie tam będę. Odwróciła się, minęła Erica i zbiegła ze schodów. - Na razie, Reb - usłyszała jak Travis woła z zasyfionego busu. Eric zeskoczył ze schodków i zatrzymał się obok niej. Rozejrzała się po parkingu, szukając drugiego busu. Widziała tylko jeden, gdy wyszła z taksówki. Przecież nie mogła przegapić czegoś takiego, jak duży bus. Za zabałaganionym busem dostrzegła duży, czarny nadjeżdżający van z czerwonym logiem Sinnersów na tyle, ale nie, na widoku nie było drugiego busu. - Gdzie jest drugi autobus? - Sed nim przyjedzie. Dzwonił i powiedział, że jest w drodze. I zanim zapytasz, to tak, Trey jest z nim - przewrócił oczami do nieba i pokręcił głową. Postawiła przy sobie swoją walizkę. Rebekah po raz kolejny rozejrzała się po parkingu i zauważyła zabytkową Corvette Singray, która była zaparkowana pod palmą. Ją powinna zauważyć. Samochód był prawdziwą pięknością, która została wyprodukowana w 1965. Może '66. Błyszczący, szmaragdowy lakier. Jego dach był spuszczony. To dobrze, że południowej Kalifornii nie padało. - Słodko!- powiedziała, praktycznie śliniąc się na widok pięknego samochodu i dzikiej mocy, o której wiedziała, że kryła się pod maską. - Co?- zapytał Eric. Wskazała entuzjastycznie przez parking. - Ten wspaniały kawałek metalu. Spojrzenie Erica podążyło za jej palcem. Podrapał się za uchem, gdy spojrzał na jej obiekt obsesji. - Masz na myśli mój samochód? Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczyma.
- Jest twój? Uśmiechnął się i skinął głową. - Tak. Jestem z niej dumny. Padła dzisiaj tylko na dwóch światłach uniósł dwa palce. - Padła? Znowu podrapał się za uchem i spojrzał na niebo. - Nie ustawiłem dobrze jej rozrządu. A może nie założyłem dobrze jej nowych świec. Nie jestem pewien. - Mogę spojrzeć?- Rebekah zostawiła swoją walizkę przy busie i ruszyła przez parking, zanim zdążył odpowiedzieć. Dogonił ją w dwóch długich krokach. Zanim Rebece nie powiodło się na platformie wiertniczej i na połowie krabów, to poległa także jako mechanik samochodowy. Nie dlatego, że była w tym kiepska, ale dlatego, że nikt nie brał jej na poważnie. Była kiepska na platformie i przy połowie - pięć stóp i dwa cala i sto sześć funtów mokrości nie czyniły z niej odpowiedniego materiału dla wielu miejsc pracy, gdzie chciała być. Kiedy dotarła do samochodu, zamarło jej serce. Beżowa, skórzana tapicerka była totalnie zniszczona. - Co z nią zrobiłeś?- ryknęła i odwróciła się do Erica, który cofnął się o krok z niknącym uśmiechem. - Była taka, gdy ją dostałem. - I tak ją zostawiłeś? Ile ją masz? Eric zakołysał się biodrami do tyłu, uniósł palce z siebie i spojrzał na czubki swoich czarnych Conversów. - Uch, około dziesięciu... - Dziesięciu dni? - Uch... - pokręcił głową. - Dziesięciu tygodni? Eric odchrząknął. - Um... dziesięciu... lat - wyszeptał swoje ostatnie słowo. Uderzyła go w pierś. - Jak mogłeś? Ona jest bezcennym dziełem sztuki, a ty traktujesz ją jak śmieć. - Jak śmieć? Nie, nie jak śmieć. Jest moją dziecinką - poklepał czule drzwi. - Twoja dziecinka? Wkurza mnie to jeszcze bardziej - Rebekah okrążyła przód samochodu i podniosła maskę.- Jeżeli silnik wygląda tak źle, jak wnętrzem to wydrapię ci oczy. Eric zakrył oczy obu rękami. Gdyż miał powód. - Och, Boże - Rebekah jęknęła, gdy spróbowała zrozumieć co ktoś zrobił kiedyś wspaniałemu silnikowi V-8.- Czy to? Czy to... wieszak trzyma gaźnik?
- Próbowałem ją naprawić - powiedział Eric, wciąż chroniąc swe oczy dłońmi o długich palcach. Wyglądał śmiesznie. I w jakiś sposób ujmująco. Uśmiechnęła się do i podparła maskę metalowym prętem - kolejny wieszak. - Jesteś pewien, że to właśnie ty powinieneś próbować ją naprawić? - Mam instrukcję naprawy dla tego modelu - powiedział.- Bardzo dobrą. - Będziemy musieli dojść do tego, jak wyprostować tą katastrofę. Odsunął dłonie od oczu. - Będziemy musieli? - Jestem tak jakby mechanikiem. Albo byłam. Jeżeli chcesz, to pomogę ci ją przywrócić do życia. Chociaż nie zajmuję się wnętrzami. Wahał się. - Masz lepszy pomysł?- zapytała, przesuwając palcem wzdłuż boku silnika i znalazła sączący się olej. Rozwalona uszczelka pod głowicą. Cudownie. Westchnęła ciężko. Co za biedny samochód. Jak mógł twierdzić, że była to jego dziecinka? Eric stanął obok niej, spoglądając na całkowicie spieprzony silnik z miną, która graniczyła z pychą. - Kiedy odholowałem ją do mojego domu z rupieciarni, to obiecałem sobie, że wszystko sam w niej zrobię. Teraz działa - spojrzał na Rebekhę.Czasami. - Jestem zaskoczona, że w ogóle odpala. Zarumienił się i spojrzał przez parking. Rebekah spojrzała na niego zdumiona. Nie był taki słodki dziesięć minut temu, prawda? Może mogła mu się przyjrzeć lepiej, dlatego że był tak blisko. I dobrze pachniał. Nutka skóry i wody po goleni i coś całkowicie męskiego. Nagle zachciała, by ją zauważył. Jako kobietę. Rebekah odsunęła się na bok i otarła się o niego ramieniem, udając, że to przez przypadek. Nie odsunął się, ale też nie zwiększył między nimi kontaktu. - Możesz dotrzymać tej obietnicy. Jeżeli ci pomogę - powiedziała.- To ty odwalisz całą robotę. Będę cię tylko nadzorować. Jego jasny, szczery uśmiech zrobił coś dziwnego z jej sercem. Poszybowało do góry i zatrzepotało w jej gardle lub jego okolicy. - Brzmi to jak plan, Reb. Jego ręka zsunęła się na dolną część jej pleców. Dreszczyk podniecenia przebiegł wzdłuż jej kręgosłupa. - Nie spodziewałem się, że zgłosisz się na ochotnika, by mi pomóc powiedział.- Jaką zapłatę byś chciała w zamian za pomoc? Jego kciuk potarł okrężnymi ruchami podstawę jej kręgosłupa. Zaparło jej dech w piersiach. Dlaczego jej sutki nagle stwardniały?Wypięła biust do przodu, chcąc aby na nie patrzył i nie wiedziała, dlaczego świadomość, że
zobaczyłby jej podniecenie, ekscytowała ją. Zerknęła na niego i dostrzegła, że miał zamknięte oczy. Jej serce zatonęło nieco. Nie zwracał na nią uwagi. Odsunęła się od niego nieco. Nie, aby umknąć jego objęciu, ale by być... mniej pochłoniętą przez tego mężczyznę. Był od niej wyższy o stopę, co sprawiało, że czuła się kobieca i mała. Nie była pewna, czy podobało się jej to uczucie. - Uch, co masz na myśli?- zapytała bez tchu. - Całkiem dobrze masuję - powiedział, a przez jego niski głos dostała gęsiej skórki wzdłuż boku szyi. Otworzył oczy i natychmiast zauważył małe nierówności pod jej cienką koszulką na ramiączkach. Zaparło mu dech. Pociągnęła koszulkę w dół za rąbek, dając mu lepszy widok na jej sprzęt. Udawała, że to także było przypadkowe. Tym razem zdecydowanie zwracał uwagę. Co było teraz dobrą okazją, aby chwycić za ten długi kosmyk włosów i przyciągnąć jego roześmiane wargi do swej szyi. Chwila. O czym ona myślała? Trey - zajebisty, słodki i seksowny - był członkiem zespołu, którego chciała spróbować, a nie ten głupi facet z... z... hipnotycznymi dłońmi. Och. Tylko za sprawą jego muskającego kciuka jej mięśnie się rozpłynęły. Jej brzuch drżał. Jej sutki napinały się. Eric stanął za nią, a jego długie palce wpiły się w jej ramiona z taką siłą, aby zakołysała się ku tym wspaniałym rękom. Jego kciuki masowały po obu stronach kręgosłupa, gdy zsuwał je niżej. Niżej. Niżej. Mmmmm, niżej. - Dobra!- krzyknęła, gdy jej całym ciałem wstrząsnął głęboki dreszcz. Drogi Boże, dłonie tego mężczyzny. Eric zachichotał i te jego silne dłonie o długich palcach przesunęły się wokół jej talii i spoczęły na jej brzuchu. Przyciągnął ją do swojego chudego, umięśnionego ciała. Odchyliła głowę do tyłu i dostrzegła, że patrzył na jej szyję. Pochylił głowę bliżej jej ucha. - Jestem też dobry w innych rzeczach - mruknął. Założę się, że jesteś. - Tylko nie w naprawianiu samochodów - droczyła się. Jego dłonie potarły jej brzuch i zapragnęła, aby przesunął je nieco wyżej, aby pomasował jej obolałe piersi. Jeżeli jego dłonie były takie cudowne na jej plecach i brzuchu, to jakby było gdyby były tam do góry? Och, i tam na dole. - To nie było miłe, mała Reb. - A kto powiedział, ze jestem miła? - Według mnie wyglądasz na bardzo miłą - mruknął. Pociągnęła swoją koszulkę nieco bardziej w dół. Jej sutki były teraz ledwie zakryte. Eric wciągnął drżący oddech przez zęby. Pragnął jej? Chciała, aby jej pragnął. Tak jakby też go potrzebowała. Głośny, niski pomruk zwrócił uwagę Rebeki. Błyskawica? W słoneczny,
kalifornijski dzień? Czerwony Harley wjechał na parking i skierował się w ich stronę. Zatrzymał się przed nimi, a jego motocyklista ubrany w skórę, oparł maszynę na nóżce. - Trójnóg!- przywitał go Eric. - Trójnóg?- Rebekah powtórzyła echem. Motocyklista ściągnął kask, odsłaniając najsłodszego członka Sinnersów, basistę Jace'a Seymoura. Jace miał idealną dziesiątkę w skali przystojniaków. Ciemny zarost i tlenione, ułożone w kolce włosy zdecydowanie do niego pasowały. Rebekah doszła do wniosku, że każdy członek Sinnersów był atrakcyjny na swój własny sposób. Gitarzysta prowadząc, Brian, ze swoim wyglądem modela z okładki także dostał idealną dyszkę. Sed, wokalista, był napakowany i przystojny, czym także sobie zaskarbił dziesiątkę. Gitarzysta rytmiczny, Trey, był zmysłowy, seksowny i miał coś sobie z bad boya, co dawało mu jedenastkę. I był Eric. Ich perkusista. Tak naprawdę, to nigdy zbytnio nie zwracała na niego uwagi. Była zbyt zajęta ślinieniem się do Treya. Treya - uch uch uch - Millsa. Zastanawiała się, kiedy przybędzie. Jace odczepił elastyczny przewód na tyle swojego motocyklu. Szarpnął swój pakunek na tylnym siedzeniu i rzucił do Ericowi. - Stary, jeżeli starasz się jej zaimponować swoim samochodem powiedział Jace.- To sądzę, że powinieneś przemyśleć swoją strategię parsknął, gdy próbował powstrzymać śmiech. - Uwielbia go - powiedział Eric. - Powiedziała tak tylko po to, byś się nie rozpłakał. Rebekah pokręciła głową. - Nie, on ma rację. Uwielbiam go. Nie mogę się doczekać, aż pomogę mu naprawić silnik. Jace uniósł na nią jedną brew. - Ty zamierzasz mu pomóc go naprawić? Zanim zdążyła zgasić Jace'a w jego niewiarę w kobiety i takie tam, to odezwał się Eric: - Najwidoczniej posiada szalony talent mechanika. Prawda, Reb? - Uch, tak. Tak sądzę - zarumieniła się.- Cóż, byłam mechanikiem samochodowym, ale czasami nie byłam wystarczająco silna by... Ale mam małe dłonie, więc łatwo mogę nimi dotrzeć do małych miejsc - uniosła swoje dłonie, szeroko rozstawiła palce i dotknęła się czubkami.- Wolę pracować z dużymi kawałkami metalu... - Dużymi kawałkami metalu? Będziesz pracować z odpowiednim zespołem - powiedział Eric. Jace parsknął śmiechem i poklepał Erica w ramię. Przewróciła oczami na Erica, starając się nie roześmiać. - Jak już mówiłam, nie jestem fanką elektrycznych składników. Właśnie dlatego tak bardzo uwielbiam stare roczniki - kiedy posłała Ericowi rozpromieniony uśmiech, to posłał jej to rozpuszczone spojrzenie takie jak
gdy Dave patrzył na swoją uroczą siostrę z soczystą miłością. Ugh! Nienawidziła, gdy faceci tak na nią patrzyli. Rebekah nie była uroczą siostrą Erica. Była upartą, bystrą, twardą, niezależną, zmysłową istotą i lepiej, by sobie to zapamiętał. Rebekah chwyciła Erica za przód jego białej koszulki i pociągnęła go w dół, tak że był na poziomie jej oczu i przygotowała się, by dać mu odpowiednie kazanie. - T-to, że jestem mała, to nie znaczy, nie potrafię o siebie z-zadbać albo że nie jestem s-seksowna - nienawidziła siebie za to, że jąkała się, gdy była wkurzona. Umniejszało to znaczenie jej słów. Eric uśmiechnął się do niej jeszcze bardziej w ten dziwny sposób, jakby topniało mu serce. - Jesteś pewna, kochanie? Może lepiej by go przekonała, gdyby zrobiła coś innego, niż tylko kłapać językiem. Nie była żadnym kochaniem. Nie była. Była zuchwała. Odważna. I bardziej impulsywna, niż uparta, bystra, twarda, niezależna i zmysłowa. Jej wolna dłoń odnalazła długi kosmyk na jego karku. Chwyciła go z wystarczającą siłą, aby przyciągnąć jego wargi do swoich. Nie opierał się na jej niespodziewany pocałunek, ale nie odpowiedział dokładnie w taki sposób na jaki miała nadzieję, jeżeli miało to jakieś znaczenie. Rebekah pocałowała go zachłannie z otwartymi ustami i poszukującymi językiem, jakby byli napalonymi kochankami, a nie osobami, które dopiero co się poznały. Eric wydał w dole gardła dziwny dźwięk, upuścił torbę Jace'a między nogi i przyciągnął ją do siebie obiema rękami. Gdy była przyklejona do solidnej długości jego ciała, jej stopy oderwały się od ziemi, gdy się wyprostował. Jedną silną dłoń przycisnął na środku jej pleców, drugą zaś przesunął na jej tyłeczek, by przyciągnąć ją do siebie jeszcze bardziej i pocałował ją niesamowicie. Whoa! Nie miała na myśli, żeby to się stało. Chciała, by było to ćwiczenie typu „nie nie doceniaj mojej siły” niż „spraw, by podwinęły mi się palce u stóp, a moje serce pędziło.” Dłonie Rebeki rozluźniły się na jego koszulce i włosach, by przesunął się na jego mocne ramiona. Tak, mocne. Wszystko w tym facecie było mocne. Cóż, przynajmniej cielesne. - Um - odezwał się głęboki, spokojny głos gdzieś z łydek Rebeki.Gdybyście tylko dali mi... podnieś moją torbę - nastąpiło głośne umph, gdy Jace wyciągnął swoją torbę spod jej stóp.- To zejdę wam z drogi. Odzyskując swój rozum, Rebekah odsunęła wargi od Erica i otworzyła oczy. - Niech to będzie twoja nauczka - szepnęła bez tchu. Zatrzepotały mu rzęsy, kiedy otworzył oczy i na nią spojrzał. - Moja nauczka? - Nie jestem najukochańszą, najbardziej uroczą i najmniejszą rzeczą,
jaką kiedykolwiek ujrzałeś w swym życiu. - Och, tak... jesteś - mruknął i pokonał wąską lukę między ich wargami, by znowu ją pocałować. Um... whoa! Co do cholery? Jej całe ciało pulsowało od nieoczekiwanej energii seksualnej. Odsunęła się, całują Erica z przerwami, aby rozkoszować się powoli jego ssącymi wargami. Nawet położyła dłoń na jego twarzy i pchnęła ją, aby ograniczyć dostęp do jego ust. Tak naprawdę, to nie poskutkowało to zbytnio. Nawet gdy odchylił się na jej polecenie, to podążyła za nim. Cholera, ten facet miał silne usta. I dłonie. Dobry Boże, były takie przyjemne na jej tyłeczku i dolnej części pleców. Rebekah siłą oderwała wargi od Erica. Przesunęła dłoń, by otulić jego policzek, podczas gdy patrzyła w jego nieodparcie niebieskie oczu. - Nie jestem urocza - zapewniła go, znowu zamykając oczy, gdy pochyliła się, by skraść kolejny pocałunek. Potrzebowała jeszcze jednego i starczy. Tylko jeszcze jeden.- Jestem... jestem seksowna i... Mmmm... - albo dwa. Znowu go pocałowała. I znowu. Zadrżała, gdy jego język musnął jej górną wargę i odsunęła się, a następnie przygryzła swoją dolną wargę, aby się zachować i powstrzymać się od tak ogromnego pragnienia jego ust. Rebekah otworzyła oczy i natychmiast zatraciła się w jego spojrzeniu, zapominając co chciała udowodnić.- Jestem seksowna i... zmysłowa i... wciąż kobietą. - Nie mam co do tego wątpliwości, mała Reb. Nie wiedziałem tylko, czy byłaś tego pewna. Rozległ się głośny klakson, gdy na parking wjechał czarny bus z wiśniowo czerwonym logiem Sinnersów wymalowanym na boku i zatrzymał się obok zasyfionego busu. Eric postawił Rebekę na nogi i puścił ją. Przytrzymał ją za ramię, aż odzyskała równowagę, a następnie odwrócił się, aby zamknąć maskę Corvetty, zanim okrążył samochód, by otworzyć bagażnik. Była nieco zdezorientowana przez jego nagłą obcesowość. Pewnie stracił do niej cały szacunek, po tym jak się na niego tak rzuciła. Przecież nie codziennie atakowała przystojniaków. Albo w ogóle, tak prawdę mówiąc. Po prostu nie spodziewała się, że aż tak spodoba jej się całowanie Erica. Czym zamierzała postawić na swoim. Co było... um... co właściwie miała na myśli? Dotknęła chłodnymi palcami swych rozpalonych policzków. Eric wyciągnął dużą torbę podróżną i zamknął bagażnik. Kiedy zauważył, że stała tam niepewnie, to powiedział: - No, chodź. Nie chcesz zobaczyć jaki nowy bus jest w środku? Uśmiechnęła się i skinęła głową z entuzjazmem. Przygryzł wargę i pokręcił na nią głową. - Wciąż bym powiedział, że jesteś najukochańszą, najbardziej uroczą małą rzeczą, jaką kiedykolwiek ujrzałem. Westchnęła z oburzeniem. O tak. O to jej chodziło.
- Ericu Sticksie, chyba nie chcesz, abym dała ci kolejną nauczkę, prawda? Uśmiechnął się i serce Rebeki ruszyło pędem. - Tak, w sumie to chcę - powiedział.
Rozdział 3
Ku uciesze Erica, nowy bus miał sześć łóżek z zasłonami, zamiast czterech i materace były przynajmniej o stopę szersze. Błogosławieństwo dla kogoś nieprzyzwoicie wysokiego i zmuszonego do spania w łóżku zaprojektowanym dla przeciętnego malucha. Jako że byli idealnymi dżentelmenami - ta, jasne - panowie pozwolili Rebece jako pierwszej wybrać pryczę. Wybrała dolną pryczę najbliżej łazienki, gdzie Sed sypiał w starym busie. Trey natychmiast zajął pryczę nad nią, która kiedyś należała do Erica. - W ten sposób każdej nocy będę na Rebece - powiedział Trey. Przygryzł wargę i pochylił się ku niej, ale jej nie dotknął. Zatrzepotały jej powieki, rozchyliła wargi i pochyliła się ku niemu. Już była pod czarem Treya. Sukinsyn. Ten facet posiadał niesamowitą zdolność uwodzenia kogokolwiek. Z wyjątkiem Briana. Od lat próbował się wpakować do spodni ich gitarzysty prowadzącego. Z tego co wiedział Eric, to nigdy mu się to nie udało. Rebekah zaczerwieniła się i zachichotała, co robiło większość kobiet, gdy Trey poświęcał im choć skrawek swej uwagi. Gdyby Eric powiedział dokładnie to samo, to pewnie walnęłaby go w zęby za bycie świnią. Eric wybrał łóżko naprzeciwko Rebeki. Dlatego, że miał już dość spania na górze, a nie dlatego, że ciągle odtwarzał w głowie jej małą nauczkę. I nie
dlatego, że na samą myśl jego penis zadrżał z podniecenia. I zdecydowanie nie dlatego, że mógłby na nią patrzeć, gdy będzie spała. Ta, jasne. Jace rzucił swoją torbę na prycz nad Erica. - Wreszcie mam swoje własne łóżko - powiedział. W przeszłości zajmował pryczę, która była wolna, co zależało który członek zespołu zajmował łóżko królewskich rozmiarów w sypialni. Sed zajął dolną pryczę naprzeciwko łazienki, pozostawiając łóżko na piętrzy Brianowi, który niewiadomo kiedy miał się pokazać. - Ten bus ma sypialnię?- zapytał Trey. Jednym palcem zsunął z ramienia ramiączko bluzki Rebeki. Ta znowu czerwieniła się i chichotała. Ale jej sutki nie były twarde. Nie tak bardzo, gdy Eric masował jej plecy. I nie dała Treyowi nauczki. Przynajmniej jeszcze nie teraz. - Oczywiście, że ma sypialnię - powiedział Sed. Otworzył drzwi na końcu korytarza.- Ale teraz, odkąd każdy z nas ma swoją pryczę, to nie musimy o nią walczyć. Eric spojrzał na Jace'a, który przybrał tą kompletnie irytującą, współczującą minę na swojej pokrytej zarostem twarzy. Jace zerknął na Treya, Rebekę i przewrócił oczami na Erica. Więc Jace zorientował się, że Eric wzdychał do Rebeki. Yay. Eric doszedł do wniosku, że nie było trudno tego zauważyć, ale łatwo można było to naprawić. Jeżeli chciała Treya, to co mu do tego? Trey mógł ją mieć. Um, jasne. Grupa obejrzała sypialnię, która była nieco mniejsza niż ta w ich ostatnim busie. Ta też miała łóżko królewskich rozmiarów, ale nie było miejsca na komodę. Eric pchnął Jace'a w ramię i uśmiechnął się. Wskazał na sufit. - Nie ma haka na twoje zabawy z krępowaniem, Trójnogu. I jak się teraz zadowolisz? - Zachowam to na chwilę, gdy wrócę do domu. Loch Aggie powinien zostać ukończony do czasu, gdy skończymy tą część trasy - Jace zaczerwienił się, gdy nie zamierzał kontynuować tematu w seksualną lub romantyczną stronę. Biorąc pod uwagę zboczone, ostre zabawy jakie lubił, jego zawstydzenie było nieco dziwne. Eric był zadowolony, gdyż okazało się, że sypialnia była mniejsza, ale za to łazienka była większa. Można było się wreszcie swobodnie odwrócić, bez walnięcia łokciem w ścianę. Reszta była podobna do ich starego busu, z wyjątkiem kolorów. Ławki w jadalni, kanapa i fotele kapitańskie miały czarną skórę zamiast kremowej. Dywany były czerwone, a nie beżowe. Czarne blaty z granitu. Błyszczące, czarne panele. Czarne urządzenia. Zasłony ich łóżek były czerwone. Pościel? Czerwona. Obramowanie pryczy? Czarne. Gdziekolwiek Eric spojrzał: czerwień i czerń. - Um, Sed?- Eric podrapał się za uchem.- Bus został wykonany na zamówienie? W kolorach Sinnersów? - Tak. To był pomysł Jerry'ego. Fajnie, co nie?
Koszmar tej palety kolorów był pomysłem ich menadżera? Znając Jerry'ego, pewnie wykorzystał ten fakt do zareklamowania kampanii. - Chyba tak... - Eric pokręcił głową. - Podoba mi się - powiedziała Rebekah.- Wygląda z klasą, ale i metalowo. - Dokładnie!- Sed uśmiechnął się szeroko, ukazując oba dołeczki. Jego głupkowaty uśmiech rozpłynął się w grymas, gdy napotkał spojrzenie Erica.Metal - powiedział w cichym pomruku. Rozbawienie Erica wyparowało, gdy Trey znowu pochylił się w osobistą przestrzeń Rebeki. Jej policzki zaróżowiły się i zaczęła obracać bransoletki na nadgarstku. Może gdyby Eric powiedział jej, że jest absolutnie urocza, to dałaby mu kolejną nauczkę. Mógłby się do niej przyzwyczaić. Albo do miliona lub dwóch. - Co do cholery?- Brian powiedział od wejścia busu. Potarł twarz dłonią, gdy zauważył nowy wystrój busu. - Brian!- zanim Eric zdążył mrugnąć, Trey już tulił się do Briana, klepiąc go po plecach. Eric dostrzegł oszołomioną minę Rebeki, zanim zdążyła ją ukryć pod przyjaznym uśmiechem. Podążyła za Treyem, by zostać przedstawioną Brianowi. Trey zasypywał swego przyjaciela milionem pytań na minutę, pozostawią Rebękę w niezręcznej sytuacji, gdy czekała. Skoro Brian już tu był, to może Eric znowu będzie miał szansę, by przykuć do siebie jej zainteresowanie. Trey nie miał czasu na jakieś laski, kiedy jego najlepszy kumpel, Brian, był w zasięgu ręki. - Dobrze się bawiłeś w Arubie?- zapytał Trey. Brian wreszcie miał czas, aby po pięciu miesiącach zabrać swoją żonę w miesiąc miodowy. - Oczywiście. Byłem z Mryną - powiedział, jakby to wszystko wyjaśniało.- Dlaczego nasze logo jest wymalowane na zewnątrz tego pieprzonego busu? - Bo nasze logo jest niesamowite - powiedział Trey, wyciągając pięść do Briana. Brian stuknął się kostkami z Treyem, ale wciąż wyglądał na nie za bardzo zachwyconego robotą lakiernika ich busu. - Cóż, konwój groupies ruszy za nami gdziekolwiek pojedziemy. - Aby technicy mogli im sprzedać koszulki, gdy zatrzymamy się na parkingach - Sed wzruszył ramionami. - I moglibyśmy wystawić na aukcję usta Treya, aby uzbierać kasę na piwo - dodał Eric. Oczy Treya rozszerzyły się. - Uch, nie. Co, jeżeli wygra jakaś świruska? - Wtedy przytrzymam cię, aż uzna, że byłeś wart jej pieniędzy powiedział Eric. - Na parkingach bardziej bym się martwiła wygraną jakiegoś samotnego
kierowcy ciężarówki - powiedziała Rebekah. Eric roześmiał się. - Albo sfrustrowanego seksualnie polityka. Rebekah parsknęła śmiechem. - Albo obłąkanego klauna cyrkowego. - Albo zbiegłego skazańca. - Skończyliście już?- powiedział Trey, krzyżując ręce na piersi. - Kto to?- zapytał Brian, skinąwszy głową w stronę Rebeki. - Nasza tymczasowa operatorka konsoli dźwiękowej - wyjaśnił Sed. Brianowi opadła szczeka. - Naszym nowym operatorem konsoli dźwiękowej jest laska? - Dzięki, że zauważyłeś - Rebekah uśmiechnęła się i wyciągnęła dłoń w jego stronę. Brian potrząsnął nią powoli, przeszywając ją tymi intensywnymi, brązowymi oczyma. Kiedy zaczerwieniła się i opuściła wzrok, pokręcił głową. Puścił jej dłoń i odwrócił się do Seda. - Jak to się stało, że jest naszą operatorką? Myślałem, że Marcus zajmie miejsce Dave'a - spojrzał na każdego członka zespołu, wyglądając na całkowicie zakłopotanego. - Mam dyplom z inżynierii dźwięku - zapewniła go Rebekah.Ukończyłam szkołę w czerwcu. - W czerwcu tego roku?- głos Briana załamał się na końcu. Trey chwycił Briana za ramię, aby zwrócić na siebie jego uwagę. - To młodsza siostra Dave'a - szepnął kącikiem ust.- Powierzył jej swoje tajemnice. Nikomu innemu. Tylko jej. Rebekah opuściła oczy. - No tak, dał mi instrukcje jak ustawić i uruchomić cały koncert - Eric nie miał pojęcia, dlaczego wyglądała na tak przygnębioną. Dave był czarodziejem w miksowaniu koncertów. Technicy dźwiękowi innych zespołów zapłaciliby duże pieniądze aby nauczyć się jego metod, szczególnie jego wspaniałego miksu gitary rytmicznej i prowadzącej w pojedynku solówek. - Ale nasza lista zmieniła się, aby pomieścić nowy singiel - Brian przypomniał im.- To dla nas totalnie niezbadane terytorium. Pianowe intro. Basowa solówka. Wokalny duet - co sprawiało, że Eric był nieco przewrażliwiony. Miał śpiewać na żywo w tym samym czasie, w którym musiał utrzymać szalone tempo ich najnowszego singla, „Sever.” Rebekah rozpromieniała na wspomnienie nowej piosenki, jej niebieskie oczy zabłysły z podniecenia. - Sprawię, że będziecie świetnie brzmieć!- wyrzuciła w powietrze pięść.Tylko czekajcie. Eric uśmiechnął się na jej entuzjazm. Była absolutnie urocza. Ale nie metalowa. W ogóle. - To Dave musi opracować nowy miks, a nie jakaś uczennica, która
ledwie co ukończyła szkołę. Ummmm - powiedział Brian.- Jak masz na imię, panienko? - Reb - podpowiedziała. - Reb, muszę porozmawiać z moim zespołem - zatoczył ręką na nich.Mogłabyś dać nam chwilę?- spojrzał przez swoje ramię na wyjście. Dolna warga Rebeki zadrżała. Przez chwilę Eric myślał, że wybuchnie płaczem, ale tylko się wyprostowała. Skinęła głową. - Oczywiście. Ruszyła do wyjścia. Pierwszym instynktem Erica było pójście za nią i upewnienie się, czy miała się dobrze. Brian był dla niej zbyt ostry. Eric doszedł do wniosku, że to głównie przez szok, gdy dowiedział się, że skomplikowany dźwięk będzie na łasce jakiegoś amatora. Mistrz Sinclair oczekiwał perfekcji od ich dźwięku na żywo, tak samo jak ich fani. Ale nie powinien był powiedzieć takich rzeczy przed Rebeką. Spojrzała przez ramię z tęsknotą i chwyciła się poręczy, aby zejść ze schodów. Eric nie mógł znieść tego, że ktoś tak pełen życia był tak przygnębiony. - Hej, Reb - zawołał Eric. Spojrzała przez ramię, unosząc swoje blade brwi w zdziwieniu. - Zrobiłabyś dla mnie ogromną przysługę? Uśmiechnęła się podstępnie i jego serce zatrzymało się na moment. - To zależy. - Um, mogłabyś zaparkować mój samochód w magazynie? Travis pokaże ci drogę. Uśmiechnęła się i skinęła głową z zapałem. Eric rzucił jej klucze i złapała je. Przycisnęła je do piersi i zeskoczyła ze schodów z pędem w nogach. Eric uśmiechnął się. Modlił się, aby jego uparty samochód odpalił dla niej. - Uch oh - Sed powiedział w swoim typowym, niskim pomruku. - Houston, odpalamy - powiedział Trey. Złożył ręce wokół swych ust, wydając radiowe zgrzyty.- Głowa w chmurach potwierdzona. Odbiór. Eric odwrócił się do członków swego zespołu, którzy patrzyli na niego z szerokimi uśmiechami. - Co?- zapytał Eric. - Ktoś się zakochał - powiedział Sed. - Co ty. - Stary, pozwoliłeś prowadzić jej swój samochód - powiedział Trey.Nikomu nie pozwalasz prowadzić swego samochodu. - Prowadzenie jest pojęciem względnym w przypadku tego kawałka gówna - Sed zachichotał. - Pieprz się, Sed - Eric burknął. Sed roześmiał się jeszcze mocniej. Eric pokręcił głową. - Nie dlatego pozwoliłem jej jechać. Nie lubię jej, w sensie, że się nie
zakochałem. Jace zakrztusił się śmiechem. Eric posłał mu ostrzegawcze spojrzenie. Nikt nie musiał wiedzieć, że już pocałował się z Rebeką. I tak, podobało mu się to. - Wyglądała... - Eric zaczął szukać odpowiedniego słowa, aby wyjaśnić dlaczego złamał swoją zasadę nikt-nie-jeździ-moim-samochodem.- ... smutno. - Jeżeli ci się podoba, a tak nie twierdzę, ale jeżeli tak, to nie pozwól, aby dała ci wycisk jak reszta - poradził Trey. - Nie podoba mi się ona - upierał się.- Poza tym leci na ciebie, Trey. - Naprawdę?- Trey uśmiechnął.- Chyba będę musiał to wykorzystać. - Co masz na myśli? Trey uśmiechnął się szerzej. - Zobaczysz. - Nie zwołałem spotkania zespołu, aby dyskutować o nieistniejącym życiu miłosnym Erica - wtrącił się Brian.- Jak mogliście ją zatrudnić, nie konsultując się ze mną? - Byłeś nieosiągalny - powiedział Sed. - Gówno prawda, Sed. Mogłeś do mnie zadzwonić. To nie jakaś banalna decyzja, którą podejmuje się od razu. Widziałeś ją w ogóle w pracy? Sed skrzyżował ręce na swojej szerokiej piersi. - Cóż, może nie do końca, ale Dave za nią poręczył. Według mnie, to się nadaje. - Oczywiście, że Dave za nią poręczył. To jego siostra. - Więc co proponujesz, byśmy zrobili?- zapytał Sed. - Znajdźmy kogoś, który kurwa zna się na rzeczy. Co wy na to? - Myślę, że powinniśmy dać jej szansę, zanim ją zwolnimy - powiedział Jace. Wszyscy się zawahali, jako że nie byli przyzwyczajeni, że Jace wyrażał swoją opinię. Nie chodziło o to, że jej nie szanowali. Po prostu nie oczekiwali, że tak łatwo zabierze głos. Kobiecie Jace'a jakoś udało się przebić przez nieprzeniknioną ścianę, za którą się krył, odkąd został członkiem zespołu. Aggie powinna rozważyć pracę w sekretnym rozwoju broni wojskowej czy coś. Jeżeli przełamała się przez obronę Jace'a, to mogłaby się przebić przez cokolwiek. - Zgadzam się - powiedział Eric.- Sądzę, że Reb sobie dobrze poradzi. Dave nie zrzuciłby jej z klifu bez pasów bezpieczeństwa. - Marcus wie o tym?- zapytał Brian. Cholera. Wow, spójrzcie na dywan. Bardzo ładny. Eric po raz pierwszy zauważył czarne plamki na czerwonym dywanie, gdy się na niego gapił, aby uniknąć oskarżycielskiego spojrzenia Briana. - Biorę to za nie - westchnął Brian.- Wiecie, że Marcus chciał pozycję operatora konsoli dźwiękowej. Jako inżynier monitorujący miał staż pracy. - Zgodziłbym się, ale musimy pamiętać o powrocie Dave'a - powiedział
Sed.- Nie damy Marcusowi pracy Dave'a. Jesteśmy mu to winni. To tymczasowe rozwiązanie, aż wróci. Brian potarł twarz dłonią. - Wiesz, że mam nadzieję, iż masz rację, stary, ale spójrzmy prawdzie w oczy. Dave jest sparaliżowany. Jakie jest prawdopodobieństwo, że kiedykolwiek wróci? - Może się teraz ruszać - powiedział Jace.- Widzieliśmy go kilka dni temu. Porusza się. Co nie, chłopaki? Trey skinął lekko głową. - Tak. Nieco - Trey spojrzał na swoje dłonie i zacisnął je w pięści, zanim uniósł głowę by spojrzeć na Briana.- Musimy mu dać więcej czasu na wyzdrowienie, zanim się z czymś pospieszymy. - W takim razie damy Rebece szansę?- zapytał Eric. - Mam złe przeczucie co do tego - powiedział Brian. - Ja mam złe przeczucie co do twojej twarzy, a mimo to wciąż pozwalamy ci z nami być - powiedział Eric. Brian skrzyżował ręce na swej piersi i po długiej, napiętej chwili, skinął głową. - Dobra. Damy jej szansę. Mam tylko nadzieję, że za trzy dni nie powiem wam „a nie mówiłem”. Eric uśmiechnął się. - Świetnie, pójdę jej powiedzieć. - Nie, ja jej powiem - powiedział Trey i zbiegł ze schodów. Eric rzucił się za nim.
Rozdział 4
Rebekah zgasiła silnik Corvetty Erica i spojrzała do góry, aby dostrzec Treya, Millsa, który uśmiechał się, stojąc koło samochodu. Jego namiętne, zielone oczy zabłyszczały psotnie. Jej serce pominęło uderzenie. Zawsze wyglądał, jakby dopiero co wyszedł z łóżka po nocy fantastycznego pieprzenia. Rebekah nie miałaby nic przeciwko, aby jako ochotnika pomóc mu utrzymać ten wygląd. Ten mężczyzna był zbyt zajebisty dla własnego dobra. Albo dla jej dobra, czego nie była pewna. - Hej - głęboki, drażniący ton Treya posłał wzdłuż jej kręgosłupa dreszcz rozkoszy. Zaczerwieniła się, zastawiając się, dlaczego przez spojrzenie tego mężczyzny zrobiła się taka rozgrzana i podniecona. Nieco później zauważyła, że Trey trzymał głowę Erica po pachą i zasłaniał mu usta dłonią. Eric walnął Treya w zebra, na co Trey się skręcił, ale go nie puścił. - Co ty robisz Ericowi?- zapytała Rebekah. - Nie możesz zbliżać się do tego okropnego faceta - powiedział Trey.Brian zdecydował, że wykonasz świetną robotę jako operatorka naszej konsoli. Uśmiechnęła się i pokręciła głową. - Kłamca. Kiedy otworzyła drzwi samochodu, Trey cofnął się, zmuszając Erica, by
ten podążył za nim. Eric wykonał dźwięk protestu przy dłoni Treya. Trey przybrał dziwną minę i roześmiał się. - Myślisz, że puszczę cię przez to, że polizałeś moją dłoń, Sticks? - Więc co Brian powiedział tak naprawdę?- zapytała Rebekah. Chwyciła jedną dłoń Erica w obie swoje. Patrząc na Treya, przesunęła językiem po wnętrzu dłoni Erica. Eric zadrżał. - Powiedział, że zasługujesz na szansę - powiedział Trey.- Wiesz, Brian jest naprawdę dobrym facetem. Sprawiedliwym. Rozważnym. Eric powiedział coś przy dłoni Treya i zasłużył tym sobie na cios w żebra. Rebekah wciąż nie uwierzyła Treyowi. Brian jej nie chciał i wiedziała o tym. Będzie musiała mu pokazać, że mogła pasować do tej pracy i zmienić jego zdanie swoimi umiejętnościami jako inżynier dźwięku. Pokazać mu, jakie świetne rzeczy przychodzą w małych opakowaniach. Że nie powinno się oceniać książki i/albo operatora konsoli dźwiękowej po jej okładce. Oraz wszelkich innych stereotypach, które przyszłyby do głowy. Rebekah prześledziła językiem linię życia Erica i zacisnął palce. Dłoń Treya stłumiła słaby dźwięk udręki w gardle Erica. - Co robisz?- zapytał Trey, śledząc swymi zielonymi oczami ruch jej języka, gdy powoli polizała każdy palec Erica. Silne palce, które świetnie masowały. Całe ciało Erica zadrżało, gdy dotarła do jego małego palca. - Pomyślałam, że może puściłbyś go, gdybym polizała jego dłoń wciągnęła środkowy palec Erica do swych ust. Trey obserwował, jak wzięła jego palec głębiej do ust. Przygryzł wargę i wyciągnął dłoń w jej kierunku. - Moja kolej. Z teraz wolnymi ustami, Eric wykręcił się z uścisku Treya i wyprostował się. Jej plan zadziałał. I w bonusie zyskała uwagę Treya. - Jeżeli planujesz, abym miał za ciasno w rozporku, mała Reb powiedział Eric.- To odniosłaś sukces - poprawił swoje dżinsy z bolesnym grymasem. Uśmiechnęła się wokół jego palca. To nie był jej pierwotny zamiar, ale spodobało jej się, jak łatwo się przyznał, że miała na niego wpływ. Musiała się poczuć pożądana. Nie czuła się tak od dawna. Od bardzo dawna. Jej ciało wyzdrowiało po operacji, ale wiedziała, że czegoś jej brakowało. Czuła się inaczej. Pusto. I kiedy jej długoletni chłopak, Isaac, próbował się z nią kochać, to sprawił, że poczuła stratę swej macicy w głębi swej duszy. Nie był celowo okrutny, ale jednak ją zranił. Nie ważne jak kiedyś bardzo kochała Isaaca, to nie miała innego wyboru, jak go po tym opuścić. Rebekah sięgnęła po wyciągniętą dłoń Treya i przyciągnęła go bliżej. Wysunęła ze swoich ust palec Erica i wciągnęła do środka Treya. Kiedy Eric zaczął się odsuwać, przytrzymała mocno jego rękę. Nie chciała, aby sobie poszedł. Chciała, aby Eric jej pragnął. I chciała także, aby pragnął jej Trey.
Nie była pewna, dlaczego chciała jednego i drugiego, aby ją pożądali. Musiała tylko wiedzieć, że to istniało. Chociaż Eric wydawał się być chętny, by na przemian ssała palec jego i Treya, to Trey nie był taki cierpliwy. Gdy po raz drugi przeniosła swą uwagę na Erica, to Trey stanął za nią. Dłonie Treya potarły jej żebra i biodra, zachęcając ją, by odchyliła się do tyłu. Poczuła to przy dolnej części swych pleców - twardy grzbiet penisa Treya w jego spodniach - i zadrżała. Chciała też poczuć, że Eric także jej pragnął. Pociągnęła go ku sobie, aż między ich ciałami pozostała skąpa przestrzeń. Objęła Erica ramionami i przyciągnęła jego długie ciało do swego. Tak jak powiedział, był twardy. Dla niej. Poczuła jego twardego kutasa przy swoim rozgrzanym ciele brzucha. Dwóch przystojnych, seksownych mężczyzn, którzy mogliby mieć każdą kobietę jakiej chcieli, pragnęli... jej. Taa, ale na jak długo? Gdyby tylko wiedzieli, jakie jej ciało było bezużyteczne, to pobiegliby w przeciwną stronę. Łzy wypełniły jej oczy i pochyliła brodę w dół, by przycisnął czoło do twardej piersi Erica. Nie mogła pozwolić, aby zobaczył, że była zalana emocjami, gdy powinna być tylko pobudzona. Dłonie Treya wsunęły się między nią a Erica, by potrzeć spody jej piersi. Użył swej brody, by odgarnąć jej włosy, by possać jej szyję pod jej uchem. Jej myśli zostały roztrzaskane, gdy zatraciła się w tej chwili. - Och - jęknęła. Nie spodziewała się, że Trey będzie działać tak szybko, ale jego usta, jego dłonie, solidna siła jego ciała za nią była taka przyjemna, że nie pomyślała o powstrzymaniu go nawet przez milisekundę. Trey ugiął kolana, tak że jego erekcja przesunęła się w rowek jej tyłeczka. - Och! - odchyliła głowę i spojrzała na Erica. Jego żywe, niebieskie oczy były częściowo przysłonięte ciężkimi powiekami, gdy na nią patrzył. Zmysłowe spojrzenie, które przyszło mu tak naturalnie. Spojrzenie Treya wyglądało jeszcze lepiej na Ericu. Wsunął swe dłonie między biodra Treya i jej tyłeczek, aby przyciągnąć ją bliżej. Eric oderwał jej stopy od ziemi, unosząc ją do góry, tak że przycisnął swego penisa do jej cipki. Trey także się uniósł, wciąż pewnie przyciskając swojego do jej tyłeczka. Rebekah nie mogła myśleć o czymś bardziej ekscytującym, niż bycie wciśniętą między dwóch silnych i seksownych mężczyzn. Nie mogła myśleć o niczym bardziej ekscytującym, do chwili w której Eric pochylił głowę by ją pocałować. Chwyciła się jego pleców i otworzyła usta dla jego badawczego języczka. Gdy Eric ją rozprasza, to dłonie Treya przesunęły się z jej piersi na pasek jej leginsów. Powoli zsunął je w dół. Jego palce przy jej nagiej skórze w na jej biodrach przywróciły jej zmysły. Oderwała usta od Erica i jęknęła: - Nie. - Tak - Trey szepnął jej do ucha.- Masz na myśli tak. Powiedz tak,
Rebekah. - Tak - jęknęła. - Co za dobra dziewczynka - Trey spojrzał na Erica nad jej ramieniem.Proszę, powiedz mi, że masz ze sobą kilka gumek. Nie mam żadnej przy sobie. Gumki? Dlaczego potrzebował kilku gumek? Była bardzo zdezorientowana jego potrzebą. Kiedy uderzyło w nią zrozumienie, całe ciało Rebeki napięło się. Trey myślał, że to zrobi? Tutaj? Z nim i z Erickiem? Jednocześnie? Było to nawet możliwe? Jak oni by... Zmienialiby się? Czy by oboje... serce Rebeki waliło tak mocno, że myślała, iż wybuchnie w jej mostku. - Puść mnie - szepnęła. - Cii, cii kochanie, mamy cię - Trey mruknął. Jego ciepły oddech przy jej uchu posłał dreszcz rozkoszy wzdłuż jej kręgosłupa.- Tylko się rozluźnij. Sprawimy, że będzie ci przyjemnie. Gdy zaczęła ją ogarniać panika, Rebekah zaczęła walczyć, by się uwolnić. Eric cofnął się o krok i postawił ją na ziemi. - Nie musisz tego robić, jeśli nie chcesz - mruknął. Odsunął dłonie od jej tyłeczka i chwycił jej twarz. Najdziwniejsze było to, że gdzieś w środku chciała. Chciała, aby Trey wsunął swego penisa w jej tyłeczek i aby Eric nabił na siebie jej gorącą, obolałą cipkę. By wbijali się w nią. Razem. Nie powstrzymał jej sam pomysł, ale myśl, że się dowiedzą. Że będą wiedzieli. Że nie była już cała. Isaac był przy niej podczas całego leczenia jej raka i operacji. Był bezgranicznie cierpliwy i wyrozumiały, gdy zdrowiała. Gdy wreszcie znowu stali się intymni, stracił erekcję, mówiąc, że czuł się dziwnie wewnątrz. Tak dziwnie, że już jej nie chciał. Podejrzewała, że nie mogła go winić. Chciał dzieci. A ona nie mogła mu ich dać, nie ważne jak bardzo chciała. I teraz nie mogła się powstrzymać od myślenia, że nie chciał jej żaden mężczyzna. Pewnie, że pragnęli jej, gdy nie znali o niej prawdy, ale gdy tylko by się dowiedzieli, że została pozbawiona łona... Rebekah nie mogła przestać drżeć. Czuła się tak, jakby miała się rozpaść. - N-nie chcę - szepnęła. Kłamstwo. Ale było to lepsze od tego, by się dowiedzieli i potraktowali ją tak samo jak Isaac. By poczuła się pusta. Bezużyteczna. - Lubisz drażnić penisy, co?- Trey mruknął pod nosem. Odsunął się od niej i wybiegł z garażu. Rebekah przyglądała się jak wychodzi, nie będąc pewna co go tak wkurzyło. - Teraz mnie znienawidzi - szepnęła. - Przejdzie mu - Eric objął ramieniem jej plecy i potarł jej ramię zachęcająco.- Wszystko dobrze? Cała się trzęsiesz.
Przełknęła swoje łzy i skinęła głową. Zamknęła oczy i wzięła kilka głębokich oddechów, by się uspokoić. Stała siła Erica wspierała ją bardziej, niż mógł sobie wyobrazić. Przez to, że nie zapytał dlaczego była zdenerwowana to wygrałby tak wiele czekoladowych ciasteczek, że pewnie mógłby poprowadzić oddział scoutek w czterdziestu ośmiu stanach. Nie żeby pomyliła go z dziewczyną. Nie po tym, jak poczuła przy swojej cipce jego twardego jak kamień penisa. I wciąż wyglądało na to, że jego zamek wybuchnie w spodniach. Nie żeby na niego patrzyła, czy coś. - Więc odpaliłaś ją?- zapytał. Rebekah oderwała wzrok od wybrzuszenia w spodniach Erica, erm, od swych butów i spojrzała na niego pytająco. - Co? - Mój samochód. Uśmiechnęła się wdzięczna za to, że zmienił temat. Pomogło jej to pogrzebać cały ból i oderwać ją od białego słonia w jego spodniach, erm, w pomieszczeniu. - Tak, odpaliła od razu. - Musi cię naprawdę lubić. Rebekah uśmiechnęła się szeroko. - Tak sądzisz? - O tak. Zawsze miała dobry gust do kobiet. Rebekah poczuła, jak się rumieni. - W takim razie odpalała wcześniej dla wielu kobiet?- było jasne, że przystojny i zdolny muzyk taki jak Eric Sticks miał swój harem kobiet do dyspozycji. Spojrzała na niego i spostrzegła, że gapił się na nią spod pół przymkniętych powiek. Jej sutki stwardniały przez jego zainteresowanie. Przełknęła ślinę i odwróciła wzrok. Nawet gdy Trey pocierał jej piersi, to jej sutki nie stwardniały aż tak. Dlaczego Eric? Nie można było zaprzeczyć, że był przystojny, ale Trey... Wow. Zawsze uważała, że Trey Mills był lepszy niż chińska porcelana z Królewskiej Fabryki Porcelany. Może w tym tkwił problem. Może zestawy stołowe były bardziej praktyczne. Może Eric mógłby być jej codziennym daniem, a Treya mogłaby brać na szczególne okazje. Jeśli kiedykolwiek. Z pewnością wyglądałby ładnie w jej kredensie za szybką. Eric uśmiechnął się, najwyraźniej nie wiedząc, że porównywała go mentalnie do naczyń. - Moja dziecinka nie całuje i nie mówi. Roześmiała się. - W porządku. - Jesteś gotowa, by wyruszyć w trasę? - Pewnie, że jestem - powiedziała. - Zakładam, że masz przy sobie swoje prawko. - Prawko? - Prawo jazdy. Potrzebujesz go, aby prowadzić bus.
Serce Rebeki walnęło o jej żebra. - Nie mogę prowadzić busu! - W takim razie kto go będzie prowadzić? Dave był naszym stałym kierowcą. - Nie ja - Dave rozbił wspomniany bus i niemal zginął. Umarłby, gdyby Jace nie wyciągnął go z płonącego wraku, albo gdyby Eric nie reanimowałby go, robią mu sztuczne oddychanie i masaż serca. Gdy ona i Eric wyszli z garażu i skierowali się do busu, zatrzymała się i chwyciła go za ramię. - Eric? Spojrzał na nią i jej serce znowu zaczęło dudnić. Dlaczego tak robiło? Po prostu tam stał. Owszem, patrzył na nią jakby była jego ulubionym daniem a sam umierał z głodu, ale to nie wyjaśniało jej reakcji na niego. - Tak?- zapytał. Mocniej chwyciła jego ramię. Chciała, aby poczuł jej wdzięczność. Zobaczył ją w jej oczach. - Dziękuję, że uratowałeś życie memu bratu. Dziękuję z całego serca. Jeżeli jest coś, czym mogłabym się odwdzięczyć... - miała na myśli wszystko. Cóż... z wyjątkiem szybkiego numerka w trójkącie w magazynie. Wzruszył ramionami, ale nie mógł ukryć zadowolonego uśmiechu na ustach. - To nic wielkiego. Te reanimowanie jest bardzo przydatne w tym zespole. Masz certyfikat? Nigdy nie wiadomo, kiedy zacznie puchnąć ci mózg, rozbijesz autobus albo zemdlejesz we własnych wymiotach. Fuj. Żołądek Rebeki przewrócił się do góry nogami. - Um. Wymiotach? - Bez obaw. Ja zajmę się wymiociorkami. Zachichotała, a następnie parsknęła pięknym śmiechem. Uśmiechnął się. - Łapiesz, że żartuję? - Cóż, to oczywiste, że żartujesz. Wymiociorki - znowu się roześmiała.Jakie to zabawne. - Większość ludzi nie łapie moich dowcipów. Twierdzą, że są nieodpowiednie - zacytował palcami słowo nieodpowiednie. - To chyba idioci, co nie? - Prawdopodobnie. Znowu się roześmiała. - Kobieta, która łapie moje żarty... - jego mały, zadowolony uśmieszek zmienił się w szeroki uśmiech.- Mogę ci czasem kupić kawę? Albo samolot? - Samolot?- roześmiała się, aż rozbolał ją brzuch i musiała się schylił z dłońmi na kolanach, aby złapać oddech.- Zabijasz mnie. - Daj mi pretekst, abym poćwiczył swoją resuscytację. Jak miło, że na ochotnika dałabyś mi swoje miękkie i smaczne usta. Gdy pochylił się bliżej, to zatrzymała jego szukające usta dłonią.
- Spokojnie. Wyglądam dla ciebie jak manekin? - W ogóle. Ale jeśli sprawi to, że poczujesz się lepiej, to zamknę oczy i będę udawać. Prawdę mówiąc, to już czuła się lepiej. Nie musiała udawać. Eric Sticks był ja orzeźwiający powiew wiatru, który rozgoniły wszystkie chmury, które blokowały jej słońce. Szkoda, że jej serce wciąż należało do Treya.
Rozdział 5
Z brzuchem protestującym na pustkę, Eric otworzył małą lodówkę i zaczął polować na coś do jedzenia. Była jedna dobra rzeczy w stracie poprzedniego busu. Wszystkie podejrzanie wyglądające, przeterminowane przyprawy zostały zastąpione nowymi butelkami. Niestety nie tajny zapas hot dogów Erica. Ani nie dominowało piwo. Rzeczy, które zajmowały lodówkę wyglądały podejrzanie jak warzywa i surowe mięso. Eric odsunął się i pomachał dłonią na lodówkę. - Co jest nie tak z jedzeniem? Gdzie moje hot dogi? Jace wstał z kanapy przy stole, okrążył go i stanął obok niego, marszcząc brwi w dezorientacji. - Czy to są... warzywa? - Na to wygląda. Trey i Brian stanęli przy zatłoczonych drzwiach lodówki. Cała czwórka gapiła się na lodówkę, jakby oceniali nowoczesną sztukę dla głębszego sensu. - Chwila. Czy to... kalafior?- zapytał Brian, wyciągając rękę i stukając kalafiora, jakby oczekiwał, że ten go ugryzie. - Sed!- Trey zawołał Seda, który prowadził bus pod nieobecność Dave'a. Już zdecydowali, że muszą zatrudnić nowego kierowcę tak szybko jak się da, ale to rozwiązanie na razie pasowało. - Co?- zawołał Sed z siedzenia kierowcy.
- Wiesz może co warzywa robią w lodówce? - Jessica powiedziała, że powinienem lepiej jeść. - Więc przez włożenie warzyw do lodówki myśli, że rzeczywiście je zjesz?- zapytał Trey. - Tak sądzę. - Zapomniała, że żaden z nas nie umie gotować? - Mogę zrobić jajecznicę - powiedział Eric. Tylko to wiedział jak ugotować. I mogli ją przyprawić praktycznie wszystkim. Chętnie wypróbuje nowe smaki. Być może gałkę muszkatołową i i szałwię tym razem. Eric sięgnął do kartonu jaj. Jace uderzył jego nadgarstek w ruchu karate i palce Erica zdrętwiały. - Odsuń się od jajek, Sticks. Eric może by i ponarzekał, ale Rebekah zachichotała i zapomniał o bożym świecie. Spojrzał na nią, gdzie siedziała w jednym z kapitańskich foteli z nogami pod sobą. Jej niedopasowane skarpetki ledwo co było widać pod gigantyczną bluzą, w której praktycznie pływała. Wyblakła czerwień ubrania musiała kiedyś należeć do czterystu funtowego wspomagającego. Upierała się, że jej zimno, gdy wcześniej droczył się z nią z tego powodu. Już była cudownie słodka i to ogromne ubranie sprawiło, że wydawała się jeszcze drobniejsza. Powstrzymał chęć, aby wciągnąć ją w ramiona i ukryć twarz w jej szyi. I wsunąć dłonie pod tą luźną bluzę i sprawić, by jej sutki były twarde. - Może jest tu mrożona pizza - powiedział Brian, otwierając zamrażarkę. Pochylił się dla ściślejszej inspekcji.- Kurczak? Dlaczego kurczak jest w zamrażarce? - Pomysł Jessici - Sed zawołał z fotela kierowcy. - Myślałem, że miała być tą mądrą laską - powiedział Trey.- Naprawdę uważa, że zjemy te skomplikowane rzeczy? - Jest mądrą laską. Wychodzi za mnie - zawołał Sed. Eric i reszta chłopaków ryknęła śmiechem. - To udowadnia, że jest głupia jak pień. Sed wcisnął na hamulec i jego czterech członków zespołu obiło się o siebie jak kręgle. Eric natychmiast spoważniał, gdyż wspomnienie o gniecionym metalu, strachu przed śmiercią i bolesnym bólem w kostce odebrało cały humor z sytuacji. Kuśtykał przez dni po wypadku, ale mieli szczęście, z wyjątkiem stanu Dave'a. Rebekah wyplątała nogi spod swojej bluzy i wsunęła się między chłopaków, aby zajrzeć do lodówki. - Pewnie ja mogłabym to złożyć w całość. Brian odwrócił głowę w jej kierunku. - Wiesz, jak gotować? - Byłam w kuchni raz czy dwa - uśmiechnęła się do nich. Kiedy spojrzała na Treya, ten odwrócił się ruszył na przód busu. Oparł się o deskę rozdzielczą, skrzyżował ręce na torsie i wdał się w rozmowę z
Sedem. Eric dostrzegł ból w niespokojnych oczach Rebeki, zanim ukryła go pod jasnym uśmiechem. - Usiądźcie, chłopaki. Ja zrobię obiad. Rebekah otworzyła szeroko oczy, gdy Brian pochwycił ją w miażdżący uścisk. - Dziękuję - pocałował ją w skroń i ścisnął entuzjastycznie, kołysząc się z boku na bok z radości. Eric wcisnął rękę między Briana a Rebekę. - A co z Myrną? Rany! Brian puścił Rebekę, wyglądając na zaskoczonego. - Co masz na myśli? To i tak wina Myrny. Rozpuściła mnie tak bardzo swym gotowaniem, że nie sądzę, bym już kiedykolwiek zjadł to świństwo jakie jemy w trasie. Więc Brian chciał tylko uszczęśliwić swój żołądek? Eric nie był pewien, dlaczego uścisk Briana i jego platoniczny pocałunek wcisnęły jego przyciski zazdrości. Może dlatego, że Rebekah wyglądała, jakby jej się to podobało. Leciała też na Briana? Wiele lasek chciało kombinacji Brian/Trey. Może dlatego wcześniej tak ześwirowała w garażu. Może chciała być wypełnieniem kanapki Brian/Trey a Eric był niewłaściwym rodzajem chleba. Serce Erica podskoczyło, kiedy chwyciła jego prawą dłoń w obie swoje. Spojrzała na niego z błyskiem w swych niebieskich oczach. - Pomożesz mi, prawda, Eric? - Mam ci pomóc? - Tak. Potrafisz kroić warzywa, prawda? Niezupełnie. Uśmiechnął się niezależnie od tego. Wątpił, by był w stanie odmówić tej kobiecie. - Oczywiście. Rebekah pogrzebała w lodówce, aby wyciągnąć składniki. Eric nie mógł oderwać oczu od jej tyłeczka, gdy pochyliła się w pasie i sortowała składniki. Stał tuż za nią, wyobrażając sobie jak to jego kutas zanurza się w jej ciepłej, śliskiej głębi. Jej gładka, naga skóra byłaby pod jego palcami, gdyby pozwoliła mu na to. Na jego posiadanie. Jej ciepło na jego udach, gdyby wbił się głębiej. Głębiej. Tak głęboko, że ażby przycisnął do niej swe jaja. Zacisnął dłonie w pięści przy swoich bokach, by powstrzymać się przed chwyceniem jej i pokazaniem wpływu jaki miały jego myśli na rozporek, gdy tak kręciła biodrami. Pewnie było lepiej, że miała na sobie tą luźną bluzę. Gdyby zauważył jej szczupła uda i przestrzeń między nimi, to jego zaciśnięte pięści już by nie pomogły. Cofnęła się niespodziewanie i uderzyła swym soczystym, małym tyłeczkiem w jego uda. W tej chwili nie posiadał zdolności, aby się cofnąć. Zamiast tego objął jej biodra i przycisnął ją bliżej. Wyprostowała się. - Przepraszam - powiedziała. Mimo tego, że musiała poczuć na dolnej części jaki był twardy, to nie
odsunęła się. Odchyliła głowę do tyłu i spojrzała na niego. - Pewnie powinnam ściągnąć tą bluzę. Pewnie bym nią spowodowała pożar. Z tego co wiedział Eric, to jej ciało było znacznie większym zagrożeniem pożarowym. Zdecydowanie niebawem stanąłby w płomieniach. Bluza otarła się o jego twarz, gdy uniosła ręce i ściągnęła ją przez głowę. Jej zapach zbombardował jego zmysły. Przygryzł wargę, aby powstrzymać swój jęk. Drogi Pani, pragnął jej. Nawet jeszcze bardziej, gdy spojrzał na dwa bliźniacze, twarde sutki pod jej bluzką. Zabrało mu to każdy strzęp jego silnej woli, aby nie pogładził ich kciukami. - Chłodno tutaj - mruknęła, biorąc głęboki oddech, przez co jej dekolt uniósł się pod bluzką. - Pieprzone A - jęknął i uniósł swoje dłonie z zamiarem ściśnięcia tych dwóch soczystych kul ciała. By potrzeć te stojące sutki między kciukiem a palcem wskazującym, aż prosiłaby się, by je possał i muskał językiem. Rebekah odsunęła się, zanim pochwycił swoją nagrodę. - Co powiesz na pieczeń?- zapytała Briana. - O Boże, tak - mruknął Brian. Eric zapomniał, że chłopaki w ogóle istnieli. Spojrzał podejrzliwie przez ramię. Zauważyli, że przyciskał się do ich małej operatorki dźwiękowej, która lubiła droczyć się z penisami? I że ogromnie się tym napawał? Jej nieśmiałość może i wkurzyła Treya, ale całkowicie oczarowała Erica. Z zaczerwienionymi policzkami, Jace posłał Ericowi wszechwiedzący uśmiech. Jako jedyny zajął miejsce w kolumnie tych, którzy „całkowicie to zauważyli.” Brian zadawał się być bardziej zainteresowany mięsem na pieczeń, jakie Rebekah położyła na blacie. Stały pomruk silnika autobusu zmniejszył się, gdy kawałek dalej Sed zjechał z drogi na parking. Eric zebrał się w sobie, gdy zbliżyli się do zatrzymania i sięgnął, by przytrzymać Rebekę. Uśmiechnęła się wdzięcznie do niego, a on odwzajemnił uśmiech jak zawirowany głupiec. - Eric - powiedziała.- Umyj i pokrój te czerwone ziemniaki w duże kawałki. Nie byl pewien, czy był w stanie trzymać nóż w swej drżącej dłoni, ale nie mógł powstrzymać swego szczęścia, że to jego Rebekah wybrała na swoją kuchenną pomoc. Nie Treya. Eric stłumił chęć, aby pokazać język Panu który-Pieprzy-się-często, który wciąż rozmawiał z Sedem na przodzie busu. Sed wstał z siedzenia kierowcy, wyciągnął ręce nad głową i skinął na Treya. Rebekah wrzuciła pół worka ziemniaków do zlewu i pozostawiła Erica, aby sam się zorientował jak powinien je umyć i pokroić. Podgrzała nieco oliwy na patelni i odwinęła pieczeń. Jak zaczarowany, Eric przyglądał się, jak wmasowała przyprawy w mięso, wyobrażając sobie, jak jej drobne dłonie wbijają się w jego tyłek, podczas gdy on by kręcił biodrami, by wbijać się w nią głęboko. I mocno. Lubiła by mocniej? Eric był przyzwyczajonym, że często
myślał o zmysłowych przyjemnościach. Jego umysł zawsze był centrum jego seksualności, ale zazwyczaj nie podniecał się na wszystko, co robiła kobieta. Kiedy wrzuciła mięso na gorący tłuszcz i prysnął głośno, Eric wreszcie wrócił do siebie. Nie chciał, aby coś takiego zdarzyło się jego tyłkowi, dziękuję bardzo. Spojrzała na niego. - Nie masz pojęcia co robić, prawda? Niechętnie się do tego przyznał, ale nie miał. Nie chciał, aby się rozdrażniła i przegoniła go z kuchni. Chciał jej pomóc. Być blisko niej. Być dla niej wyjątkowy. - Pokaż mi. Umyła ziemniaka, przeniosła go na deskę do krojenia wbudowaną w blat i pokroiła go na kilka dużych kawałków. - Sądzisz, że dasz sobie z tym radę?- spojrzała na niego spod grubych rzęs. Z czym sobie poradzić? - Tak. - Już fantastycznie pachnie - Brian zanucił z jadalni. - Nie będzie gotowe przez kilka godzin Brian zakrył brzuch obiema rękami, w którym zaburczało z głodu. - Myślę, że do tej pory mój żołądek strawi samego siebie. - Przetrwaliśmy dni bez normalnego posiłku. Myrna cię rozpieściła powiedział Jace i zachichotał. Brian uśmiechnął się do niego. - I to nie tylko swym gotowaniem. Rebekah odwróciła mięso na drugą stronę i sięgnęła do lodówki po warzywa. Eric niemal odciął sobie kciuk, gdy obserwował, jak wiła się z boku na bok, już nie będąc ukryta pod bluzą. - Litości, kobieto - warknął. Spojrzała na niego, unosząc pytająco brwi. - Masz niesamowity tyłek - Eric przygryzł wargę. Czasami słowa wyskakiwały mu z ust, zanim miał szansę je poprawić. Cóż, w sumie to zawsze wyskakiwały. Zamiast go ukarać, uśmiechnęła się i zakręciła biodrami. - Tak myślisz? Ledwo zauważył ból w kciuku, gdy przeciął go nożem. - Brawo, kochasiu. Teraz krwawisz na nasz cały obiad - powiedział Trey. Odepchnął Rebekę na bok i znalazł jabłka w lodówce. Rzucił jedno Brianowi i wziął drugie dla siebie. - O Boże - Rebekah wyrwała Ericowi nóż z ręki i wrzuciła go do zlewu. Chwyciła go za nadgarstek i zaciągnęła go do łazienki. Przeszukiwała gorączkowo szafkę z lekami. – Macie tutaj coś przeciwbólowego?
- Mamy tendencję do częstych kaców - pierś Erica ścisnęła się na jej troskę. Nikt się o niego nie martwił. Nigdy.- Pod zlewem powinna być apteczka. Teraz krew kapała z boku jego dłoni, ale rana nie bolała za bardzo. Znalazła apteczkę i otwarła ją. Chwyciła puszkę antyseptycznego spreju, otworzyła ją i spryskała jego ranę, jakby była fryzjerką z lat '80 z puszką Aqua Net. Kujący ból strzelił w górę jego ręki. - Au! Kurwa!- Eric przycisnął dłoń do swej piersi, by ochronić ją przed nadgorliwą dezynfekcją. - Nie ruszaj się - odkręciła wodę i wciągnęła jego rękę pod strumień.Niech się przyjrzę. - Um, Rebekah!- Sed zawołał z łazienki.- Chyba pieczeń się apli. - Wyłącz palnik!- ryknęła.- Eric jest ważniejszy. Eric jest ważniejszy? Naprawdę czuła w ten sposób? Rebekah przyjrzała się jego kciukowi i wciągnęła oddech przez zęby. - Rana nie jest taka głęboka, ale praktycznie pofiletowałeś sobie kciuk. - Jeżeli ktoś nie rozpraszałby mnie swoim świetnym tyłeczkiem... Zesztywniała i uniosła na niego winne spojrzenie. - Przykro mi. Założę z powrotem bluzę. Oparła się plecami o zlew, tak że byli teraz twarzą do twarzy, ciało do ciała. - Wolałbym, żebyś tego nie robiła. Odgarnął za jej włosy kobaltowe i platynowe włosy, zaś jego zraniony kciuk musnął jej policzek. Napięcie wypłynęło z jej ciała, gdy patrzyła na niego z rozchylonymi wargami. Była tak blisko, że czuła jak jej serce waliło w piersiach i zauważyła, że jego biło tak samo mocno. Pochylił głowę, pokonując dystans między ich wargami. - Skończyłem kroić ziemniaki - powiedział Jace i otworzył drzwi.Wszystko w porządku, Eric? Rebekah wyślizgnęła się spomiędzy zlewu i ciała Erica. - Myślę, że wystarczy plaster - powiedziała.- Co o tym sądzisz? Jace i Rebekah przyjrzeli się nacięciu na kciuku Erica, podczas gdy on sam próbował zapanować nad swoim szalejącym wzwodem. Cholera, ta kobieta podniecała go na wszelki możliwy sposób. - Nie sądzę, by potrzebował szwów - powiedział Jace. Po kolejnym pryśnięciu środkiem dezynfekującym i dość dużym plastrem, Eric wyszedł z łazienki na Jace'em i Rebeką. Eric przyglądał się, jak dodała wodę do pieczeni i postawiła ją na wolnym ogniu. Tym razem odmówiła pomocy Erica, ale Jace, ten mały drań, jakoś załapał się na jej asystenta. Jace nie potrzebował pomocy, aby dowiedzieć się jak obrać i pokroić marchewki. Było prawie tak, jakby już wcześniej gotował. - Ukrywałeś się przed nami - Brian oskarżył go, przyglądając się jak Jace kroił cebulę niczym mistrz kuchni.
Zaczerwieniony Jace spojrzał przez ramię i zmienił swoją technikę na niezgrabne krojenie cebuli na nierówne kawałki. - Potrafisz gotować i pozwoliłeś nam gotować?- Trey rzucił ogryzkiem w środek tyłu głowy Jace'a. - Nie jestem w tym dobry - Jace cicho się upierał. - Jesteś lepszy niż Eric - powiedział Brian.- Jeszcze nie odciąłeś sobie kciuka. Eric zaśmiał się. - Pieprz się, Sinclair. - Wybacz, Sticks. Zachowam wszystko dla Myrny. Z pobłażliwym uśmiechem na twarzy, Sed szturchnął Briana w ramię. - Jest już w ciąży? Brian wzruszył ramionami. - Nie wiem. Jeśli nie, to na pewno nie z braku prób. Eric odwrócił wzrok. Nigdy nie sądził, że nadejdzie taki dzień, kiedy któryś z Sinnersów będzie mówić o dzieciach. Spostrzegł, że Rebekah patrzyła na Briana, jakby ktoś wyrwał jej serce. Zauważyła, że Eric przygląda się jej i odwróciła się do pieca. Dodała warzywa do pieczeni, zakryła brytfankę pokrywką i zamknęła się w łazience. Eric zastanawiał się, co ją tak martwiło. - Zwolnij, kolego - powiedział Trey. Ericowi zajęło chwilę, by zauważyć, że mówił do niego. - Co? - Jeżeli naprawdę jej chcesz, to zwolnij. - Co? Masz na myśli Rebekę? - Jest jakaś inna ona w busie? Rozegraj to na spokojnie. - Ale ona chce ciebie. Trey puścił mu oczko. - Wciąż planuję wykorzystać ten fakt w pełni.
Rozdział 6
Rebekah sprawdziła swoje odbicie w łazienkowym lustrze, aby upewnić się, że żaden z chłopaków nie zorientuje się, że płakała. Jakie głupie, że i tak płakała. Nie mogła sobie pozwolić na przekształcenie się w łkający bałagan za każdym razem, gdy ktoś wspomni o dzieciach. Uratowanie jej życia było ważniejsze niż możliwość posiadania dzieci. Wiedziała o tym. Tylko że czasami tak się nie czuła. Zawsze chciała zostać mamą. Było to kolejne marzenie, które zostało zmiażdżone. Musiała się skupić na swoim ostatnim marzeniu, jak to zostać najlepszą operatorką konsoli dźwiękowej w biznesie. Dostała szansę. Musiała ją wykorzystać i dać z siebie wszystko. Miała tylko nadzieję, że danie z siebie wszystkiego wystarczyłoby. Rebekah wyszła z łazienki i poszła sprawdzić pieczeń. Kiedy uniosła pokrywkę, pięć głodnych gwiazd rocka jęknęło jednocześnie. Uśmiechnęła się do siebie. Mogłaby się do tego przyzwyczaić. Położyła pokrywkę na miejsce i odwróciła się do chłopaków, którzy stłoczyli się na dwóch kanapach wokół stołu. - Chcesz piwo, Rebekah?- zapytał Sed i pociągnął łyk ze swojej brązowej butelki. - Nie, dzięki. Muszę przejrzeć jeszcze notatki Dave'a. Podniosła z fotela cenne notatki Dave'a i spojrzała na wykresy z dopiskami. Jakim cudem miała zapamiętać to wszystko? Myślała, że gitary będą jej największym wyzwaniem, ale nie równały się one do całego
mnóstwa mikrofonów, które musiały zostać skonfigurowane i dostosowane do ogromnej perkusji Erica. Uniosła głowę i dostrzegła, że Eric patrzył prosto na nią. Nie odwrócił wzroku. Jego jasno niebieskie spojrzenie zdawało się pieścić jej skórę, gdy przyglądał jej się z nieukrywanym zainteresowaniem. Nie wiedziała dlaczego, ale podobał jej się sposób w jaki na nią patrzył. Było tak, jakby była zakazanym owocem, a on był jedną sekundę od wyrzucenia z Raju. Rebekah zerknęła na Treya, mając nadzieję, że także wykaże nieco zainteresowania, ale był pochłonięty Brianem, rozmawiając o nowej piosence, którą zamierzali dodać do koncertu. Żałowała, że wycofała się wtedy w garażu. To w Treyu zawsze była zakochana. Każdy drobny ruch jaki wykonywał, sprawiał, że czuła się jakby grał w orkiestrze zmysłowości. Niestety, najwidoczniej w ogóle nie chciał grać z Rebeką. Ponownie zwróciła swoją uwagę na swój notek, używając ołówka by ostrożnie zrobić notatki na marginesie. Żałowała, że zespół nie zaufał jej na tyle, aby przyszła ze swoimi własnymi konfiguracjami, zamiast naśladowania brata, ale nie było sensu w powtarzaniu czegoś, co już działało. Nie mogła się doczekać, aby wziąć się za pracę, ustawiając fortepian i mikrofony dla wokalu Erica. Będzie to jej własne dzieło. Może z biegiem czasu pozwolą jej wykorzystać więcej jej pomysłów. Na razie musiała po prostu sprostać oczekiwaniom. Jeszcze zostało jej wiele miejsca do wypełnienia w butach jej brata. Kiedy obiad był gotowy, chłopaki stłoczyli się wokół pieca. - Sed, nie zabieraj połowy pieczeni dla siebie!- powiedział Brian. - Moja kobieta ją kupiła, więc jest moja. Masz szczęście, że i tak pozwoliłem ci się poczęstować. - Zostaw mi kilka marchewek - Trey ściągnął jedną z marchewek z talerza Seda i dodał ją na swój.- Są słodkie. - Hej!- narzekał Sed. Podczas gdy Sed był skupiony na próbie odzyskania skradzionej marchewki, to Brian poczęstował się pieczenią Seda. Jace zauważył miejsce przy piecu i zaczął nakładać jedzenie dla siebie i Erica. Rebekah doszła do wniosku, że będzie miała szczęście, jeżeli dostaną jej się resztki z patelni. Kiedy szamotanina się skończyła i wszyscy byli zadowoleni z tego, co im się dostało, to ruszyli do stołu. Brytfanka na piecu była całkowicie pusta. Rebekah stanęła, patrząc na nią szerokimi oczami. Cała piątka zauważyła ją w tym samym czasie. Każdy zatrzymał się z widelcem w połowie drogi do ust. - Nic nie zostało dla Rebeki - powiedział Eric. Zsunął się z końca kanapy i machnął na swoje opuszczone miejsce.- Weź moje. Usłyszała, jak dudni mu w żołądku, gdy wstał. - Nie, ty zjedz. Nic mi nie będzie. - Daj jej talerz - powiedział Sed.- Podzielimy się. - To nie jest potrz... - chętne spojrzenia na ich twarzach stłumiły jej
protesty. Eric wyciągnął talerz i postawił go na środku stołu. Każdy położył na jej talerzu coś ze swego jedzenia, tak że jej był pełniejszy niż reszty. Nie wiedziała, dlaczego była tak dotknięta tym gestem. - Dziękuję. - Usiądź - nalegał Eric. Sam podniósł swój talerz i przeszedł do salonu. Usiadł na kanapie i przycisnął talerz do swej piersi, aby móc nabierać jedzenie drugą. Obok Treya na kanapie było wąskie, wolne miejsce. Spojrzał na nią, a potem na Erica w salonie. Zamiast przesunąć się, by zrobić jej więcej miejsca, to odsunął się od Briana by zająć wolną przestrzeń. Rebekah zdecydowała, że nie chciał aby koło niego usiadła. Przygryzła wargę, nie wiedząc dlaczego odtrącenie przez Treya tak bardzo ją zabolało. Wzięła swój talerz ze stołu i poszła usiąść obok Erica na kanapie. - To było niemiłe - skomentował Sed. - Zamknij się - mruknął Trey. Rebekah zignorowała go. Nie było to trudne, gdy Eric obdarzył ją swym pięknym uśmiechem. I tak usiadłaby z nim. W przeciwnym razie jadłby sam. - Boże, to jest przepyszne - Brian powiedział z pełnymi ustami.- Myślę, że Reb zasługuje na podwyżkę. Rebekah zaczerwieniła się z przyjemności i położyła talerz na swych kolanach. - Cieszę się, że ci smakuje. - Uwielbiam to - Sed powiedział swym głębokim barytonem. - Dzięki, że dla nas ugotowałaś - Jace dodał z uroczym uśmiechem. Trey po cichu władował jedzenie do swych ust, ale Eric szturchnął ją delikatnie swym łokciem. - Jeżeli nakarmisz ich dobrym jedzeniem, to będą cię wiecznie kochać. Podejrzewała, że mogła sobie z tym poradzić. - Cóż, odkąd nie mogę prowadzić busu, to podejrzewam, że przypadnie mi gotowanie. Z jadani rozległo się kilka krzyków uznania. - Ale wy zajmiecie się zmywaniem - dodała. Okrzyki radości przemieniły się w burczenie. Zadzwonił czyjś telefon. Rozległy się stłumione jęki, gdy Trey wyrwał Brianowi telefon z ręki i odebrał. - Hej, Myrna. Co robisz?- Trey powiedział dokuczającym tonem.- Och, teraz jest zbyt zajęty, by rozmawiać. - Oddaj mi telefon - nalegał Brian. - Jesteś już w ciąży?- zapytał Trey. Zrzedła mu mina i pospiesznie podał Brianowi telefon.- Płacze. - Wspaniale - Brian mruknął i obiema rękami wypchnął Treya z kanapy. Brian ruszył do sypialni ze swoim telefonem.- Nie płacz, kochanie - powiedział
do swojej żony.- Mamy mnóstwo czasu. Będziemy próbować. Brian zamknął za sobą drzwi sypialni. Rebekah przesunęła jedzenie po swym talerzu, tracąc nagle apetyt. Wątpiła, by mogła coś przełknąć przez gulę w swym gardle. - Idiota - Sed warknął na Treya. - Nie chciałem, aby płakała. Skąd miałem wiedzieć, że zaczął się jej okres? - Powiedziała ci o tym?- Sed uniósł na niego brew. - Jak inaczej wiedziała, że nie jest w ciąży? - Naprawdę płakała?- zapytał Jace. - Tak... - Może powinniśmy poprosić, by znowu ruszyła z nami w trasę powiedział Sed.- Jak niby ma zajść w ciążę, jeżeli jest w Kansas a Brian koncertuje po całym kraju? - Może zawsze spuścić się do pustej butelki po piwie i wysłać ją jej priorytetem - powiedział Eric. Gdy wszyscy przewrócili oczami na niego, to Rebekah parsknęła śmiechem. - Mógłby umieścić ją w suchym lodzie a ona podgrzałaby ją sobie w mikrofalówce, jakby przyszła. Rebekah zaśmiała się mocniej, niemal upuszczając swój talerz. - O mój Boże, Rebekah - Sed prychnął.- Przestaniesz go zachęcać? Już jest wystarczająco kiepski. Spojrzała to na Seda to na Erica i jej uśmiech zniknął. - To nie było zabawne, Eric - powiedziała poważnie. Odwróciła swą głowę, tak że nikt oprócz Erica nie mógł zobaczyć jej miny.- Oczywiście, że było - szepnęła. Eric uśmiechnął się. - Zamierasz to jeść?- wskazał widelcem na jej talerz. Wrócił jej apetyt. - Tak. Rozśmieszaniem mnie nie zasłużyłeś na dodatkowe jedzenie. Chłopaki przy stole już skończyli jeść swoje jedzenie, a teraz dobrali się do talerza Briana. Rebekah nie mogła ich winić. Pieczeń była krucha i soczysta. Smak był niesamowicie smaczny. Był to jeden z najlepszych posiłków, jaki kiedykolwiek ugotowała. - Hej, co to?- Eric wskazał tył busu. Podczas gdy patrzyła gdzie indziej, Eric spróbował skraść jedzenie z jej talerza. Jej twarde spojrzenie powstrzymało jego widelec od uniesienia jednego z jej ziemniaków. - Przyłapany. - Męczysz to jedzenie, a jest takie dobre - powiedział.- Nie chcę, aby się zmarnowało. Mogę nieco? Rozmyślała o tym przez moment. Nie miała nic przeciwko dzieleniu się,
ale tak przyjemnie było jej się z nim droczyć. - A co dostanę w zamian? - Nie mam niczego, co byś chciała. Miał mnóstwo rzeczy, jakich pragnęła, ale nie chciała być zbyt chciwa. - Masaż stopy. - Za ziemniaka?- potrząsnął głową.- Jest wart kęsa pieczeni, dwóch ziemniaków i marchewki. Przynajmniej. - Jesteś mistrzem negocjacji. Lepiej, żebyś wykonał świetną robotę nakarmiła go ze swego talerza, wiedząc, że nie było możliwości, aby zjadła wszystko, ale hej, masaż od faceta z magicznymi dłońmi był świetną perspektywą. Z całą pewnością dostałaby lepszy koniec tej umowy. Przeżuwał powoli każdy kęs, starając się uniknąć swego zadania. Gdy skończył, sama jadła dalej, on zaś wstał, aby włożył pusty talerz do zlewu. Wróciwszy chwilę później, ukląkł na podłodze u jej stóp. Wziął jej stopę w skarpetce w obie dłonie i spojrzał na nią. Ich spojrzenia spotkały się i zaczęło jej walić serce. Gdy jego zraniony kciuk musnął podbicie z odpowiednim naciskiem, jęknęła. Eric zrobił dziwną minę, opuścił nos do jej stopy i powąchał ją niezdecydowanie. - Jezu, kobito, próbujesz mnie zabić? - Moja stopy nie śmierdzą - powiedziała z oburzeniem. - To pewnie przez skarpetkę - ściągnął ją z jej stopy i odrzucił na bok. Jego kciuk na jej nagiej skórze był rozkoszą ledwo do zniesienia. Skuliła palce u stóp i zamknęła oczy, aby rozkoszować się uczuciem. Po chwili przerwał i usiadł obok niej na kanapie. Otworzyła oczy, by na niego spojrzeć. - A co z drugą? - Powiedziałaś masaż stopy, a nie masaż stóp. Skrzywiła się. - Ale moja druga stopa także chce być rozpieszczona. Spojrzał dosadnie na jej talerz. - Nie możesz wciąż być głodny - powiedziała. - Ja jestem - powiedział Sed swym niskim barytonem.- To było fantastyczne. Pomasuję ci drugą stopę za dokładkę. Eric otworzył szeroko oczy i znowu zeskoczył na podłogę. - Jessica skopie ci tyłek za dotykanie innej kobiety. - Warto. Próbowałeś kuchni Jessici?- Sed skrzywił się z przerażeniem. Rebekah zachichotała. Eric Sticks i Sed Lionheart konkurowali ze sobą, aby pomasować jej stopy? Nie pamiętała, aby umarła i poszła do nieba, ale było to jedyne logiczne wytłumaczenie. Gdyby tylko Trey wykazał niego zainteresowania. Ssał swojego czerwonego lizaka i wpatrywał się w drzwi, za którymi przed chwilą zniknął Brian. - Następnym razem zrobię więcej. Nie jestem przyzwyczajona, by gotować dla pięciu facetów - albo dla kogoś innego, oprócz dla samej siebie
odkąd zerwała z Isaaciem. - Kiedy dogonimy inny bus i ciężarówkę ze sprzętem, to będziesz gotować dla siedemnastu mężczyzn - powiedział Eric. - Siedemnastu? - I jednej bardzo uroczej kobiety. - Nie jestem urocza - upierała się. - I także dla samej siebie. - W trasie jest inna kobieta?- zapytała, zanim spostrzegła, że znowu się z nią droczył.- Lepiej zajmij się masowaniem, albo podzielę się tym przepysznym kawałkiem pieczeni z Sedem - przesunęła duży kawałek pieczeni na krawędź swego talerza. - Nadchodzę - powiedział Sed. - Hej, Sed - Trey powiedział wokół swego lizaka.- Chodź tu. Muszę ci coś powiedzieć. Sed zawahał się i zawrócił do stołu, pochylając się blisko Treya, który powiedział mu coś do ucha. Rebekah straciła koncentrację, kiedy Eric ściągnął jej drugą skarpetkę i pomasował jej zaniedbaną stopę. Nabiła mięso na widelec i wyciągnęła go w jego stronę, by go nakarmić. Uśmiechnął się przeżuwając i posłał Sedowi zadowolone z siebie spojrzenie. Sed usiadł przy stole obok Jace'a. Najwidoczniej zmienił zdanie co do walczenia o resztki obiadu Rebeki. Kiedy wreszcie skończyła, Eric wziął jej talerz i zaniósł go do zlewu. Potem usiadł obok niej na kanapie. - Nie sądzę, bym kiedykolwiek pozbył się smrodu stóp Reb ze swoich dłoni - powąchał swoje palce i skrzywił się z niezadowoleniem. - Hej! - Grasz w gry wideo?- Sed nagle stanął przy niej, podając jej kontroler. - Trochę - wyznała. Wzięła kontroler od Seda. - Świetnie - Sed podarł drugi Ericowi i opadł na kanapę obok niego.Grasz, Jace?- zawołał do ich basisty. - Tak, dlaczego nie? Jace wcisnął się po drugiej stronie Seda. - Przesuń się, Sticks. Nie mogę oddychać - Sed zaczął narzekać. Eric przysunął się bliżej Rebeki. Jego ramię i udo oparły się o jej. Sama przesunęła się bliżej oparcia kanapy, aby dać Ericowi nieco więcej miejsca. Masywna postać Seda znowu przysunęła się do Erica. - Jakiej części wypieprzaj z mojej osobistej przestrzeni nie rozumiesz?Sed powiedział do Erica. W chwili w której Sed był zadowolony ze swojej personalnej przestrzeni, Rebekah w połowie siedziała na kolanie Erica. Eric zawahał się, a następnie objął jej plecy. Jej serce zagrzmiało, gdy całkowicie przesunęła się na jego kolana. Objął ją rękoma, gdy chwycił kontroler na przodzie jej ciała. - Tak lepiej - powiedział Sed. Wymienił z Jace'em przebiegłe uśmiechy.
Rebekah nie była pewna, co się działo, ale zdecydowała, że próbowanie rozstrzelanie było dwa razy trudniejsze, gdy była pochłonięta przez ciepło ciała i męski zapach Erica. Nie mogła się skoncentrować, gdy był tak blisko. Nie, żeby miała coś przeciwko. Brian wyszedł z sypialni i usiadł obok Treya przy stole. Uwaga Rebeki znowu została przerwana, gdy próbowała śledzić ich rozmowę. Nawet próby Erica, by obronić ją przed obcymi w grze nie uratowały jej postaci przed pewną śmiercią. - Wszystko w porządku?- zapytał Trey. - Myrna jest bardzo zdenerwowana - powiedział Brian.- Powiedziałem jej, że przylecę do niej do Kansas za jakieś dziesięć dni. Wiesz, kiedy jest płodna. Może brak seksu przez dziesięć dni wzmocni moją spermę czy coś. - Zbyt wiele informacji, stary - Trey zachichotał. - Pewnego dnia sam będziesz na moim miejscu i wtedy ja będę ci utrudniać życie. - Że niby będę się starał mieć dzieci? Nie ma mowy. Nie chcę żadnych dzieci. Nie jest to moje wyobrażenie dobrej zabawy. Postać Rebeki spotkała przedwczesna śmierć, gdy oderwała wzrok od telewizora i spojrzała na Treya. Nie chciał dzieci? Była kobietą, która nie mogła mu ich dać. - Uwielbiam dzieci - powiedział Eric.- Są takie zabawne. Rebekah skrzywiła się. Jej postać pojawiła się na ekranie i zniszczyła pechowego kosmitę.
Rozdział 7
W ciemności Rebekah przewróciła się na plecy i zapatrzyła się na łóżko piętro wyżej. Spał tam Trey. Słyszała jego ciche chrapanie. Przez cały wieczór nie odezwał się do niej ani słowem. Dobrze bawiła się z resztą chłopaków, ale Trey jej widocznie unikał. Przewróciła się na bok, taka niespokojna i napalona. Z każdą chwilą żałowała coraz bardziej, że powstrzymała połączone uwodzenie Treya i Erica. Może nie zauważyliby, że jej ciało było dziwne. Od jej operacji minęły niemal dwa lata. Może teraz sprawy miały się lepiej. Skąd mogła wiedzieć, jeśli by nie spróbowała? Czując się klaustrofobicznie za zasłoną swojej pryczy, odsunęła ją. Po drugiej stronie, światło nad łóżkiem Erica było zapalone. Podniósł wzrok znad książki, którą czytał. Kiedy próbowała zobaczyć tytuł na grzbiecie, przesunął książkę tak, że nie mogła dojrzeć. Złośliwiec. Jak ona. Trey naprawdę sądził, że lubiła droczyć się z penisami? Nie zamierzała. Po prostu stało się w taki sposób. Na myśl o tym, co niemal stało się w garażu, jej skóra zaczęła płonąć. A spędzenie całego wieczoru z piątką męskich mężczyzn zdecydowanie jej nie uspokoiło. Skopała kołdrę i znowu przewróciła się na bok. Kątem oka dostrzegła ruch i odwróciła głowę, by dostrzec, że Eric jej się przygląda. Podążyła za jego przeszywającym spojrzeniem na swój dekolt. Sposób w jaki na nią patrzył, sprawiał, że chciała nasycić jego pragnienie. Może powinna
spróbować seksu z Ericiem. Pewnie byłby mniej krytyczny wobec jej ciała, niż Trey. Nie miała pojęcia co w nią wstąpiło, gdy pociągnęła swój luźny top w dół, tak że wyskoczył spod niego jeden sutek. Podekscytowane westchnienie Erica sprawiło, że jej sutek stwardniał. Jezu, dlaczego jej sutki tak twardniały za każdym razem, gdy ten facet na nie patrzył? Zirytowana, potarła swą dłonią pierś, starając się przejąć kontrolę nad swoją reakcją. Sprawiło to tylko, że jej sutek był jeszcze twardszy. Pewnie dlatego, że było to takie przyjemne. Cholera, była napalona. Jej płeć nie istniała przez prawie dwa lata. Była to przyjemna, choć nieoczekiwana zmiana. Książka Erica spadła na podłogę i spojrzała na nią. Szekspir? Poważnie? Zerknęła na nią i dostrzegła, że obserwował jej z nieugaszonym pożądaniem na swojej zabójczo przystojnej twarzy. Aż tak podobało mu się patrzenie, jak dotykała swoją własną pierś? Ścisnęła swój sutek palcami, by zobaczyć jak zareaguje Eric. Przesunął się na swej pryczy i wziął głęboki, drżący oddech. Jeżeli będzie kontynuować, to podnieci się na tyle, by dotykać samego siebie? Oblizała wargi. Ich spojrzenia spotkały się. Chciała, by był taki podniecony, aby nie mógł się powstrzymać od dotykania samego siebie. Użyła palców swych stóp, aby bardziej odsunąć zasłonę. Potem pociągnęła swoją koszulkę w dół na tyle, że ukazały się jej obie piersi. Udając, że nie robiła małego przedstawienia dla Erica, ścisnęła razem piersi, potarła je dłońmi i skubała swe sutki, aż oba stały na baczność. Oblizała swe palce i przesunęła wilgoć po swym wrażliwym ciele. Zastanawiała się, jakie byłoby to uczucie, gdyby silne palce Erica znalazłby się na jej sutkach. Wspomnienie jego kciuka na dolnej części jej pleców i na podbiciu stopy sprawiło, że zaczęła naśladować jego technikę. Chwyciła każdą pierś w dłoń i potarła kciukami oba sutki w pewnych, powtarzających się okręgach. Chociaż był to tylko substytut dla jego prawdziwych rąk, to i tak było przyjemnie. Przez świadomość, że ją obserwował, czuła się tysiąc razy lepiej. Zamknęła oczy i odchyliła głowę do tyłu, rozchylając wargi. - O tak - wyszeptała. Po drugiej stronie, Eric dyszał chrapliwie. Sądził, że była seksowna? Czy po prostu żałosna? - Eric - nie chciała powiedzieć jego imienia. Przygryzła wargę i zerknęła na niego spod przymkniętej powieki. Jego niebieskie oczy błyszczały od pożądania. Pożądał jej? Wsunęła palec do ust i possała go. Przycisnął język do swojej górnej wargi i przesunął kurtynę, odsłaniając swój mocno umięśniony, długi i chudy tułów. Miał doskonale wyrzeźbione ręce, ramiona i pierś. Ciało perkusisty. Dostrzegła zapowiedź jego kaloryfera. Mały krąg przebijał jeden sutek. Niestety, zasłona zasłaniała dolną część jego ciała. Był całkowicie nagi? Żałowała, że nie odsunął jej bardziej, aby mogła zobaczyć resztę jego ciała. Jego kutasa.
Chciała go zobaczyć. Był twardy? Wsunęła palec do ust, by go zmoczyć. Potem potarła swój obolały sutek i przesunęła go na środek swego brzucha. Pierś Erica uniosła się i opadła w podekscytowanych oddechach. Przesunął się i zaczął grzebać poniżej pasa za zasłoną. Wziął głęboki oddech przez zaciśnięte zeby i zamknął oczy z błogością. O Boże, dotykał teraz siebie? Nie widziała co robił poniżej pasa, ale jego ręka poruszała się rytmicznie. Otworzył oczy i potarł twarzą o poduszkę, rozchylając wargi. Wow, wyglądał seksownie. Wyglądała dla niego aż tak seksownie? Przesunęła dłoń w dół i chwyciła się za krocze przez spodnie piżamy. Była gorąca. I coraz bardziej mokra. Trudno było ją doprowadzić do takiego stanu, ale przez ten wyraz jego twarzy jej soki same napływały falami. Chciała dotykać siebie, podczas gdy Eric robił to samo. I chciała, by widział co robiła. Zerknęła na pryczę nad Ericiem, gdzie spał Jace, by upewnić się, że jego zasłona była całkowicie zamknięta. Z walącym sercem z podniecenia, Rebekah jeszcze bardziej odsunęła swoją zasłonę. Spojrzała na drugą stronę przejścia, czekając aż Eric zrobi to samo. Przyglądał się jej z nieco odchyloną głową do tyłu, z ręką wciąż poruszającą się w tym samym rytmie, ale nie odsunął zasłony, by pokazać jej to co chciała zobaczyć. Też mogła się droczyć... Rebekah ściągnęła swój top i dopasowane spodnie piżamy, pozostawiając na sobie tylko majtki. Przewróciła się na bok, plecami do Erica. Bawiła się swoimi piersiami, nie wiedząc co bardziej ją podniecało: świadomość, że ją obserwował, czy faktyczne zainteresowanie, jakim obdarzyła swoje ciało. Dobra, kogo próbowała oszukać? Podniecał ją sam fakt, że ją obserwował. Usłyszała, jak jego zasłona przesuwa się. Spojrzała przez ramię, zastanawiając się, czy ją całkowicie zasunął. Nie, odchylił ją bardziej. Teraz widziała pępek Erica i jego rękę, która poruszała się przy jego brzuchu, gdy pocierał swego penisa, ale nie dostrzegła tego, co tak naprawdę chciała zobaczyć. Wciąż będąc plecami do Erica, przesunęła dłonią po swoim tyłeczku. Eric zassał oddech przez zęby. Podobało mu się to, prawda? Chciałby zobaczyć więcej? Odwróciła się do niego twarzą i wypięła do przodu piersi, pocierając dłońmi o swój brzuch, biodra w lekkim dotyku. Kiedy zakryła swą płeć jedną dłonią i ścisnęła ją, całe ciało Erica szarpnęło się w podnieceniu. Chciała pokazać mu więcej. Pokazać mu wszystko. Rebekah zsunęła swe majtki na uda, ściągnęła je i rzuciła przez przejście na pryczę Erica. Zaparło mu dech w piersiach. Wolną ręką podniósł jej majtki i przycisnął je do swego nosa. Zaciągnął się głęboko, a następnie zadrżał. - O mój Boże - jęknął.
Drżąc, Rebekah rozsunęła uda i sprawdziła swoje podniecenie. Jej cipka była przepysznie mokra. Jej wargi były opuchnięte i obolałe. Potarła dwoma palcami swoją cipkę i podskoczyła z podniecenia. Nie była tak napalona od czasu przed operacją. Lekarz powiedział, że już nigdy nie będzie czuła popędu płciowego. Heh, pomyłka, Głupi Lekarzyku. Rebekah potarła swą pierś jedną dłonią, a drugą podniecone ciało między swymi udami. Przyjemność narastała, aż wiła się w ekstazie na swoim łóżku. Och. Och? Czyżby właśnie miała dojść? Przecież nie mogła już tego robić, prawda? Po usunięciu swojej macicy nie była w stanie zrobić tego z Isaaciem. Nie myśl o nim, skarciła samą siebie. Rebekah przewróciła się na plecy i przesunęła dłonią w dół jej brzucha i między uda. Otworzyła nogi i wsunęła dwa palce do swojej cipki. Była taka mokra. Nie pamiętała, kiedy ostatnio taka była. Chciała, aby Eric to zobaczył. By zobaczył, jak zanurza palce w swym ciele. Odwróciła się na łóżku tak, że jej głowa znajdowała się w stopach i przewróciła na brzuch, próbując znaleźć pozycję, w której byłby w stanie zobaczyć jak najwięcej. Ugięła nogi pod brzuchem, przyciskając kolana do żeber i rozsunęła szeroko nogi. - Taka piękna - mruknął. Wsunęła rękę pod swe ciało, kierując się do środka na dole, między nogi. Potarła swoją pulsującą cipkę, poruszając biodrami w podekscytowaniu. Widział, co robiła? Wsunęła palce głęboko do środka i Eric zaklął pod nosem. O tak, widział wszystko. Odwróciła głowę, przyciskając lewy policzek do materaca, aby móc przyglądać się jego twarzy. Jej podniecenie narastało, gdy pocierała swoją cipkę i zatapiała w niej palce. Przygryzła wargę, by powstrzymać się od jęczenia, gdy jej ciałem wstrząsnął orgazm. Poczuła, jak jej cipka zaciska się wokół jej palców, podczas gdy fale rozkoszy pulsowały przez nią. Rebekah i opadła i wyprostowała się na boku, wciąż drżąc po swym orgazmie. Po pierwszym, jaki miała od długiego czasu. Cholernie długiego. Eric odepchnął zasłonę, ukazując swego długiego kutasa. Przyglądała się przez kilka minut, jak pieści sam siebie, jak jego palce zaciskają się wokół ciała, sunąć w górę i na dół w delikatnych, szybkich muśnięciach. Nadstawiła uszu, by usłyszeć dźwięki ciała przy ciele i podekscytowany syk jego oddechu. Poczuła nagłą ochotę, by dojść wraz z nim. Znowu rozsunęła swe nogi potarła swą cipkę w tym samym rytmie, którego on używał. Doszła do wniosku, że patrzenie na jego twarz było niemal tak samo seksownie, jak przyglądanie się jego dłoni, która przesuwała się po jego penisie i tak seksowne, jak myślenie o nim między jej wargami. Possała palce wolnej ręki, pragnąc go w swoich ustach, zastanawiając się jakby smakował jego orgazm. Wsuwała i wysuwała palce z swej cipki, wyobrażając sobie, że wbijał się w nią, wtulając swe wąskie biodra między jej drżące uda. Mimowolne wygięcie pleców Erica podpowiedziało jej, że był blisko. Potarła swą łechtaczkę bardziej energicznie, bojąc się, że przegapi swą szansę, by dojść wraz z nim. Oglądanie, jak wystrzeliwują płyny z jego ciała, jak łapie swą spermę w
wolną dłoń, jak wciera ją od główki po nasadę swego penisa, gdy patrzył na nią spod półprzymkniętych powiek, posłało ją na krawędź. Krzyknęła, gdy drugi orgazm przeszedł przez jej ciało. Zasłona nad nią odsunęła się i głowa Treya zawisła do góry nogami na krawędzi jego pryczy. - Co robisz tam na dole?- jego oczy powędrowały po jej nagim ciele, aż do palców, które wciąż były zatopione w jej cipce.- O tak, właśnie o tym mówiłem - zeskoczył ze swego łóżka na podłogę. Wciąż zdezorientowana po swoim orgazmie, przyglądała się jak Trey grzebie w swym łóżku. Nie miała pojęcia, dlaczego wsadził do języka okrągły, metalowy kolczyk. Nie miała pojęcia do chwili, w której pochylił się nad jej ciałem i ukrył twarz między jej udami. Potarł kawałkiem metalu o jej łechtaczkę i krzyknęła w zdziwieniu. Chwyciła jego długie włosy w dwie garści, chcąc go odepchnąć, ale w ostatniej chwili była zbyt zajęta wiciem się w rozkoszy, aby nawet rozważyć powstrzymanie go. Język Treya śmigał po niej z doskonale wyćwiczoną precyzją, że niemal wpadła w delirium. Rebekah kręciła głową z boku na boku, wiedząc, że taka ilość rozkoszy powinna być niewłaściwa. Dłonie Treya przesunęły się po jej ciele, rozgrzewając ją. Wyskoczyła jej gęsia skórka pod jego delikatnym dotykiem. Jej wzdychanie przeszło w dyszenie, a następnie w jęki. Nie miała poczucia miejsca. Kciuki Treya potarły jej oba sutki i krzyknęła. - Przeniesiecie się do sypialni i zamkniecie te pieprzone drzwi?- Sed krzyknął ze swojej pryczy. Trey uniósł głowę i tym razem Rebekah krzyknęła w proteście. Złożył pocałunki wzdłuż wewnętrznego grzbietu jej biodra. - Chodź - mruknął ochrypłym głosem z pożądania. Dla niej. Trey Mills pragnął jej. Nie potrafiła tego zrozumieć. Trey wstał i jej oczy opadły na namiot w jego szortach. Trey był twardy. Podniecony jej ciałem. Przypływ pożądania zalał wierzchołek jej uda i zadrżała. Wyciągnął ku niej dłoń i pomógł jej wstać. - Idziesz, Eric?- zapytał Trey, dostrzegając spojrzenie Erica i kiwając głową w kierunku sypialni. Serce Rebeki zatrzymało się. - Co? - On lubi patrzeć. Chcesz, by to robił, prawda? Spojrzała na Erica, który wciąż leżał na swym łóżku. Nie potrafiła rozszyfrować wyrazu jego twarzy. Oszołomienie? Frustracja? - Tak. Chcę go. Trey pociągnął Rebekę w kierunku sypialni na tyłach busu.
Rozdział 8
Eric z powrotem zasunął zasłonę i schował głowę pod poduszką. Pragnął jej. Rebeki. Chciał patrzeć, jak dotyka samą siebie. Cholera, było to takie seksowne. W swym życiu widział wiele rzeczy, cóż, głównie podczas nocy, ale gdy obserwował Rebekę, która sprawiała rozkosz samej sobie, to podniecił się jak nigdy. Chociaż nie chciał tylko na nią patrzeć. Chciał ją dotknąć. Pocałować ją. Posmakować. Poczuć jej zapach. Trzymać ją. Śmiać się z nią. Płakać z nią. Pragnął jej. A ona chciała się pieprzyć z Treyem. Wszyscy chcieli się pieprzyć z Treyem. Eric krzyknął: - Kurwa!- w swoją poduszkę i odrzucił ją na bok. Wiedział, że patrzenie jak Trey dotyka Rebekę, smakuje jej, kocha się z nią, będzie czystą torturą. Patrzenie jak Trey robi te wszystkie rzeczy, które sam chciałby zrobić. Ale Eric nie mógł się oprzeć zaproszeniu. Wiedział, że miała na myśli, iż chciała aby patrzył, a nie, że tak naprawdę chciała jego, ale Eric nie mógł poradzić na tą nadzieję, jaką poczuł. Kiedy Trey już z nią skończy, to Eric mógłby spróbować zeskrobać resztki, jakie z niej zostaną i wziąć je za swoje. W przeszłości nigdy to nie zadziałało, acz miał nadzieję, że tym razem będzie inaczej. Eric podciągnął z ud swoje bokserki i wcisnął w dół uda swojego w
połowie twardego kutasa. Nie powinien walić sobie konia przez Rebeką. Pewnie pomyślała, że był jakimś zdesperowanym frajerem. Znalazł jej majtki i ukrył je pod swoją poduszką, zanim odsunął zasłonę i wstał z pryczy. Znalazł swoją książkę na podłodze i ją także schował pod poduszkę, zanim ruszył korytarzem w stronę otwartych drzwi sypialni. Już słyszał zachwycone westchnienia Rebeki. Zamarłszy na progu, Eric spojrzał na łóżko. Rebekah leżała rozciągnięta na plecach, miała szeroko rozsunięte ręce, którymi trzymała się pościeli, wyginała także plecy, aby wypiąć do góry idealne globy jej piersi. Jej oczy były mocno zamknięte, ale miała rozchylone usta w błogim uniesieniu. Cokolwiek Trey robił temu ciału między jej nogami, to musiało to być cholernie niesamowite. - Och, och, och - krzyknęła.- Dochodzę. Dochodzę! Ericowi zaschło w ustach, a jego penis stwardniał. - Zamknij drzwi!- Sed nalegał i dodatkowa poduszka uderzyła Erica w tył głowy. Eric potknął się o próg, zamknął drzwi i oparł się plecami o ich zimną powierzchnię dla wsparcia. Wyczuł zapach podniecenia Rebeki - piżmowy zapach jej mokrej cipki który także zalegał na jej majtkach, ale teraz był bardziej wyraźny. Eric zadrżał i przycisnął swego fiuta do uda, aby nie z szarpnąć bokserek i znowu nie zacząć sobie dogadzać. Trey uniósł głowę i spojrzał przez ramię na Erica. - Tutaj jesteś. Stań tam, gdzie możesz zobaczyć. Eric zawahał się, zerkając na zaczerwienioną twarz Rebeki, szukając oznak protestu. Spojrzała na niego spod opuszczonych powiek, przygryzając wargę, kiedy kręciła biodrami w oczekiwaniu na przebity język Treya. Gdy Eric się nie ruszył, przywołała go bliżej dwoma palcami. Eric podbiegł do końca łóżka i nagle pochylił się tuż obok Treya. Trey chwycił Rebekę za biodra, pociągnął ją w dół łóżka i rozłożył szeroko jej nogi. - Czyż nie jest piękna?- Trey mruknął. Przesunął po śliskiej skórze jej czerwonych i opuchniętych wewnętrznych fałdkach. - Tak - zgodził się Eric. Jego penis drgnął, gdy palec Treya wciąż badał podniecone ciało Rebeki. - Jest gorąca - powiedział Trey. - Tak. - Mokra. Eric skinął głową. Jej cipka była taka mokra, że jej soki spływały z wewnętrznych fałdek na jej tyłeczek. Klęcząc na podłodze, między rozsuniętymi nogami Rebeki, Trey pochylił się i potarł kolczykiem w swym języku o jedną z jej śliskich warg. Zakołysała biodrami. Następnie druga warga. Wsunął w nią czubek swego języka i krzyknęła. Eric nie mógł tego znieść. Wsunął dłonie w swoje bokserki i chwycił rozgrzane ciało swego penisa, ściskając główkę, próbując zmniejszyć swe podniecenie.
Język Treya wysunął się z jej cipki i znowu zaczął muskać łechtaczkę. Rebekah krzyknęła i zacisnęła dłonie na głowie Treya. - Och, Boże, Trey. Liż szybciej. Szybciej i mocniej!- gdy przycisnęła do siebie twarz Treya, to jej ręce blokowały Ericowi widok, co pewnie było szczęściem w nieszczęściu. Trey chwycił jej ręce i splótł swe palce z jej. Odsunął jej ręce, aby Eric mógł zobaczyć wijący się język Treya z metalową kulką, która pieściła jej obrzękniętą cipkę. - Och, och, och, och, och!- Rebekah wykrzyczała każdą sylabę w coraz głośniejszym i bardziej piskliwym tonie. Kiedy zakołysała biodrami, Trey wsunął w nią język. Obrócił nim, jego kolczyk otarł się o jej otwarcie w szerokich łukach. Jęknęła i próbowała uwolnić. Trey odsunął się. - Nie - jęknęła.- Nie przestawaj. Proszę. Czuję się... czuję się... tak dobrze - urwany szloch wyrwał się z jej warg. - Eric niczego nie zobaczy, jeżeli będziesz trzymała mnie za głowę, skarbie. Chcesz, by zobaczył, prawda? Przytaknęła energicznie. - Eric, może się przysuniesz i spojrzysz z bliska?- powiedział Trey, spoglądając na Erica przez swoją zbyt długą grzywkę swymi szmaragdowymi, zaspanymi oczyma. Wargi Treya były śliskie od soków Rebeki. Soków, które Eric chciał posmakować. Eric siłą odsunął dłoń od swego penisa - cholera, był twardy - i usiadł na końcu łóżka, obok Rebeki. Patrząc na niego spod ociężałych powiek, Rebekah przesunęła nogę tak, że nagą skórą dotykała uda Erica. Jego całe ciało napięło się. Trey znowu potarł swym językiem o jej cipkę i szarpnęła się. W kilku szybkich muśnięciach jej biodra kołysały się w udręce. Jej zapach zintensywniał. Eric zaciągnął się nim głęboko przez noc, a jego myśli wypełniły się czystym pożądaniem. Sam chciał się w niej zanurzyć. Dotknąć jej. Dłoń Erica drżała, gdy przesunął ją w poprzek podbrzusza Rebeki. Wygięła plecy w łuk i wydyszała. - Eric. - Eric?- Trey mruknął z krzywym uśmieszkiem.- Ja tu odwalam całą robotę - puścił oczko do Erica i wrócił z powrotem do pracy. O co chodziło Treyowi? Nie miewał tego przebiegłego błysku w oczach, no chyba że miał jakiś ukryty motyw. Eric w tej chwili nie potrafił myśleć na tyle dobrze, by rozgryźć Treya. Miał teraz przed sobą nagie ciało tej pięknej kobiety. Eric znowu przesunął dłonią po brzuchu Rebeki. Gęsia skóra wyskoczyła wzdłuż jej gładkiego ciała. Jęknęła w udręce. - Pokaż, że mnie pragniesz, Eric - szepnęła.- Pokaż mi. Jej namiętne, szkliste oczy sprawiły, że w jego bokserkach poruszyło się wybrzuszenie. Chciała zobaczyć? Większość dziewczyn świrowało, gdy
zdawały sobie sprawę, iż podniecał się na widok któregoś z kumpli, który je zaspokajał. Eric zsunął swoje czarne bokserki i połowa jego penisa pokazała się nad paskiem elastycznej gumki. Zaparło jej dech w piersiach i potarła swoje sutki obiema dłońmi. Wyobraził sobie swoje dłonie na ich miejscu. Swój język przy jej napiętych pączkach. Delikatnie skrobałby je swymi zębami. Ssałby je, aż uchwyciła by się jego włosów. - Chcesz ją spróbować, Eric?- zapytał Trey. Penis Erica drgnął. Obrócił głowę, by spojrzeć na Treya. - Tak. - Jak bardzo? Wziął drżący oddech. - Tak bardzo. Trey wstał z podłogi i stanął nad Ericiem. Pochylił się tak blisko, że ich nosy niemal się zetknęły. Eric rozważał odchylenie się do tyłu, aby wywalić Treya ze swojej osobistej przestrzeni, ale wyczuł jej zapach. Zapach Rebeki. Na ustach Treya. Eric zamknął oczy. Chwycił włosy na karku Treya, aby trzymać jej zapach blisko. Trey nie odsunął się. Pochylił się bliżej. - Czujesz ją, prawda?- mruknął Trey. Musnął nosem nos Erica. Jego długa grzywka połaskotała Erica w policzek. Eric nie mógł się ruszyć. Mógł tylko wdychać jej esencję. Nawet gdy była zmieszana z Treyem.- Pokaż jej jak daleko jesteś w stanie się posunąć, by ją posmakować, Eric. Eric chciał ją posmakować. Naprawdę. Nie był tylko pewien, czy był w stanie zrobić to, co sugerował Trey, ale to czego pragnął, było tak blisko. Wszystko co musiał zrobić, to pokonać niewielką odległość od między swymi ustami a Treya i mógłby spróbować jej smak. - Pokaż jej - Trey szepnął. Język Erica wysunął się z jego ust. Gdy dotknął wargi Treya, to odsunął się nieco. Jej słodycz zarejestrowała się w kubkach smakowych Erica i jęknął z rozkoszy. Eric przesunął językiem wzdłuż górnej wargi Treya. Possał je delikatnie. Znalazł więcej słodkich soków Rebeki na języku Treya. Eric smakował więcej tego czego chciał z ust Treya. Więcej, czego potrzebował. Jej. Chciał jej. Potrzebował jej. Rebekah jęknęła w udręce. Eric mógł skoncentrować się tylko na jednej myśli. Na smaku jej soków w ustach Treya. Eric zessał je z warg Treya i zlizał z jego języka, by zebrać jej nektar. Eric zatrzymał się, gdy natknął się na kolczyk w języku Treya, ale niebawem znowu zaczął zagłębiać się w jego środek. - Och - Rebekah zamruczała.- Dlaczego to takie seksowne? Pocałuj go, Eric. Posmakuj mnie tam. Dłoń owinęła się wokół penisa Erica. przez sekundę pomyślał, że Trey zamierzał go uwieść jak to zrobił w przeszłości z wieloma facetami, ale to nie dłoń Treya pocierała niepewnie jego długość. Należała do Rebeki. Smak Rebeki zdecydowanie zbyt szybko nie był już dostrzegalny w
ustach Treya. Eric odsunął do tyłu głowę. - Nieźle całujesz, Sticks - Trey powiedział z krzywym uśmieszkiem. Eric wolał nie myśleć, jaki niepokojący był ten komplement. Nigdy wcześniej nie pocałował faceta. Jedyne o czym Eric mógł myśleć, to o próbowaniu smaku Rebeki. Eric odepchnął Treya na bok i uwolnił się z delikatnego uścisku Rebeki, by klęknąć na podłodze między jej nogami. Chwycił jej tyłeczek w obie dłonie i przyciągnął jej przepyszną cipkę do swej twarzy. Lizał ją i ssał jak wygłodniały człowiek. Nie mógł się nią nacieszyć. Wsunął swój język do środka, gdy zdawało się, że przez bardziej płynęły jej soki. Podekscytowane okrzyki Rebeki zmotywowały go, by lizał szybciej. Sposób, w jaki się wiła pod jego poszukującym językiem, sprawił, że wsunął go głębiej. Wbiła pięty w jego plecy, zachęcając go, by dodał ssanie i muskanie. Po dłuższej chwili, ktoś pchnął czoło Erica, aż stracił kontakt z ciałem Rebeki. - Myślę, że masz już dość - powiedział Trey. Znowu z tym przebiegłym uśmieszkiem i błyszczącymi, zielonymi oczyma. - Więcej - Eric zawarczał. Czasami przerażał samego siebie, kiedy w taki sposób tracił nad sobą kontrolę, ale tym razem nie był wystraszony swoim pożądaniem. Chciał tylko je przebłagać. - Może dasz jej posmakować samą siebie ze swoich ust? Serce Erica uderzyło i zaczęło pędzić. To wliczało całowanie jej. Eric rzucił się na łóżko i wylądował obok Rebeki. Roześmiała się cicho i uśmiechnęła do niego. - Mogę cię pocałować?- zapytał. Zatopiła palce w jego długich włosach na karku i uniosła głowę, by pochwycić jego usta. Wziął to za tak. Eric zatracił się w jej pocałunku. Jej wargi były tak słodkie jak jej inne części, a jej zapach wciąż przylegał do jego skóry. Jego poziom pożądania podskakiwał coraz wyżej za każdym razem, gdy zaciągał się jej piżmowym zapachem. Pragnął jej. Tak bardzo. Przesunął dłonią po jej żebrach i chwycił w nią jej małą pierś. Kiedy jego kciuk potarł twardy sutek, jęknęła w jego usta. Niespodziewanie odwróciła głowę, rozdzielając ich usta. - Czekaj - zawołała i przesunęła biodra po łóżku.- Nie. Eric spojrzał na Treya. Nie był pewien, co Trey robił Rebecce, podczas gdy on rozpraszał ją pocałunkami, ale Trey nie wyglądał na zbyt zadowolonego jej nagłą odmową. - Co masz na myśli poprzez „nie”? Chyba znowu mnie tak nie zostawisz, co nie? - Miałam na myśli nie. Nie tam - powiedziała, jej słowa załamywały się w drżących oddechach. Eric spojrzał na nią i spostrzegł, że jej oczy błyszczały od łez. Jego serce potknęło się niczym koń wyścigowy, który zwalnia obroty z najszybszych. Objął ją obiema rękami i przytulił jej głowę do swej piersi.
- Przestaniemy - Eric obiecał. Naprawdę musiał prędko zrobić sobie dobrze, ale jego satysfakcja nie była warta łez tej kobiety. Pocałował ją w czubek głowy. - Nie - nalegała.- Nie chcę, byś przestawał, Trey. Tylko nie tutaj. - Nie każdy lubi anala, Trey - powiedział Eric, przyciągając ją do siebie nieco bardziej zaborczo. Nie miał pojęcia, dlaczego jego serce waliło tak mocno, gdy ją tulił. Chciał tylko, by była bliżej. By mógł wchłonąć ją w swe ciało. Co za dziwna myśl. - Nie odtykałem jej tyła. Dotykałem... - Tak, anal. Chcę anala - powiedziała Rebekah stłumionym głosem przez pierś Erica.- Uuuuuwielbiam go. Daj go memu tyłeczkowi, Trey.2 - Popielniczka?- Eric powtórzył, zdezorientowany. Ciało Rebeki zadrżało przy jego, gdy roześmiała się. - W tyłeczek, Trey, a nie w popielniczkę. - Och - z jakiegoś powodu Eric wolał, by Trey przeleciał popielniczkę. - Nie w cipkę? Jesteś pewna?- zapytał Trey.- Eric lubi patrzeć właśnie na to. Prawda. Właśnie na to Eric zwykle lubił patrzeć - na jakieś spuchnięte cipki lasek wypchanych kutasami kumpli - ale to nie była jakaś tam laska. To była Rebekah. Nie miałby nic przeciwko, by Trey nagle zniknął i patrzeniu, jak Rebekah znowu zaspokaja samą siebie. Było to piękne. Cudowne. Seksowne. A co najważniejsze, było to tylko dla niego. - Może zechciałbyś ją już puścić, Eric - powiedział Trey, szarpiąc Rebekę za kostkę. Nie, nie chciał, ale i tak to zrobił. Eric złapał jej piękną twarz w dłonie i pocałował ją w noc. - Jeżeli nie chcesz, to możesz odmówić Treyowi. - Chcę - powiedziała bez tchu. Cholera. Rebekah odwróciła się od Erica i przewróciła na brzuch. Rozsunęła swe pośladki obiema dłońmi i powiedziała: - Dobra, zrób to. Jestem gotowa. Eric przesunął się w dół łóżka, by mieć lepszy widok. Nigdy nie widział bardziej opuchniętej i mokrej cipki. Jakim cudem wolała go mieć w tyłeczku? Był to bardzo ładny tyłek, ale nie równał się do jej kobiecych fałdek. Trey zachichotał. - Nie jesteś nawet blisko. Przez cały czas przygotowywałem złą dziurkę. Teraz muszę zacząć od początku - zwilżył czubek swego środkowego palca, poprzez zebranie płynów z jej ciała między nogami i wsunął go po pierwszą kostkę w jej ciasny tyłeczek. Rebekah napięła się. - Tak jak myślałem - powiedział Trey.- Nigdy wcześniej tego nie robiłaś. 2 Gra słów. Reb powiedziała „... ass, Trey” co jest podobne do angielskiego słowa popielniczka „ashtray”
- Owszem, robiłam. Wiele razy. Eric przyglądał się, jak palec Treya zanurza się coraz głębiej, a następnie powoli wysuwa z niej, by znów wniknąć w jej ciało. Trey miał racę. Była zdecydowanie zbyt spięta jak na kogoś, kto uuuuuwielbiał anala. Jednak nie miało to znaczenia dla Erica. Patrzenie, jak Trey rozluźnia jej wejście było cholernie seksowne. Penis Erica zaczął nieustannie pulsować. Jeżeli nie martwił się o to, że zniechęciłby swym zachowaniem Rebekę, to już pocierałby swego penisa w rytmie powolnych pchnięć Treya. Trey pochylił się nad ciałem Rebeki, by szepnąć Ericowi do ucha: - Pokaż jej, że cię podnieca, Eric. Właśnie tego tak naprawdę chce. Jeszcze lepiej, jeśli jej powiesz - Trey odchylił się do tyłu i puścił mu oczko. Huh? Powiedzieć jej. Powiedzieć jej co? - Twój tyłeczek jest taki seksowny, Rebekah - powiedział Eric, czując się naprawdę głupio mówiąc to. - Naprawdę?- wydyszała i zakołysała nim do tyłu, by głębiej przyjąć palec Treya. Penis Erica drgnął na ten widok. - Tak. Przez same patrzenie na niego nabieram chęci, by samemu go dotknąć. Rebekah zaskoczyła go, przez chwycenie przodu jego bokserek i pociągnięcie ich w dół, aż wyskoczył na wolność. - Och, Eric, jesteś taki twardy. Dla mnie? Niby dla kogo innego miałby być? Dla Treya? Bez jaj. - Tak. Dla ciebie. Przesunęła jednym palcem po jego długości i potarła czubkiem palca małe otwarcie na jego końcu. Eric zassał podniecony oddech przez zęby. - Właśnie tak, Rebekah. Rozluźnij się - Trey wsuwał w nią teraz dwa palce.- Też jestem dla ciebie twardy. - Jesteś?- spojrzała przez ramię.- Pokaż mi, Trey. Trey wyciągnął swego twardego penisa ze swych bokserek i Rebekah objęła penisa Erica, gdy patrzyła na dowody podniecenia Treya. Pociągnęła penisa Erica kilka razy i zamknął oczy. - Dotknij siebie, Eric - wydyszała.- Proszę. Puściła go i chwyciła jego dłoń, nakierowując ją w dół jego brzucha, do gorącego ciała jego kutasa. - Patrz na mnie i dotykaj się - poleciła. Zdecydowanie chciał dotykać samego siebie, gdy na nią patrzył. Trey odsunął się i obszedł łóżko, by dostać się szuflady stolika. - Ciekawi mnie, czy ktoś pomyślał, by uzupełnić szufladę na naszą zabawę - otworzył i znalazł ją pustą.- Ach, do dupy. Brian i Sed uzupełniali zapasy ich zabawek erotycznych, kondomów i lubrykantów. Odkąd teraz oboje byli w stałych związkach, Eric podejrzewał, że mieli mniejsze zapotrzebowanie na zwykłą dostawę. - Zaraz wrócę - powiedział Trey.- Rozgrzej ją dla mnie, Eric - wcisnął
swego penisa w bokserki i wyszedł z sypialni. Rebekah napotkała spojrzenie Erica. - Podobało ci się, gdy patrzyłeś jak dotykałam samą siebie na swoim łóżku?- szepnęła, a uroczy rumieniec zabarwił jej policzki. - Była to najseksowniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek ujrzałem - opadł na plecy obok na niej i chwycił się kołdry, by nie ulec pokusie, aby zwalić sobie konia, aż Trey nie wróci. Zaśmiała się. - Wątpię w to. - Mówię poważnie. - Która część podobała ci się najbardziej. - Całość. - Podobało ci się, gdy bawiłam się swoimi sutkami? Eric przełknął z trudem ślinę i skinął głową. - I gdy ściągnęłam majtki? Myślał, że serce wyskoczy mu z piersi, gdy je na niego rzuciła. I gdy pochwycił zapach jej cipki. Cholera. - Tak - Eric zamknął oczy i kilkakrotnie uderzył tyłem głowy o materac. Oczywiste było, że potrzebował czegoś twardszego niż łóżko, by wbić sobie do głowy nieco rozsądku. Wciąż czuł na czubkach palców jedwabistość jej majtek. Jego dłonie pamiętały każdą pieszczotę jej ciepłej, miękkiej skóry. Pamiętał smak jej cipki. Jej zapach. Zadrżał, gdy każde wspomnienie erotycznego uczucia połączyło się z paliwem jego podniecenia. Rebekah przyczołgała się bliżej, aż jej ciało częściowo zakrywało jego. Jej nagie piersi na jego nagim torsie pchnęły go na skraj orgazmu. Dlaczego nie mógł być jak reszta Sinnersów i pieprzyć się przez godziny bez dojścia? Och nie. Dziewczyna go dotknęła i musiał założyć kolejną parę dżinsów. Kurwa. To nie było sprawiedliwie. Połknął powietrze, próbując powstrzymać swe podniecenie, zanim trysnąłby na jej brzuch. Chwyciła włosy Erica w obie garści i zmusiła go, by na nią spojrzał. Była taka piękna, że z trudem miał otwarte oczy. - Co jeszcze ci się podobało?- spytała. - Wszystko - podkreślił.- Zwłaszcza, gdy doszłaś - o drogi Boże. Jej całe ciało zatrzęsło się, gdy jej palce były ukryte w jej cipce. I. I... Eric zamknął mocno oczy, starając się nie myśleć o tym pięknym widoku. Albo jej zapachu. Albo o tych westchnieniach rozkoszy, jakie wydawała. Albo o jej smaku. Ach, Boże. Zaraz dojdzie. Pierwsze pulsowanie orgazmu już powodowało przyjemne dreszcze w środku. - Uważasz, że to było seksowne?- szepnęła.- Gdy doszłam dla ciebie? Doszła dla niego? Eric chwycił główkę swego penisa i ścisnął ją. Miał nadzieję, że ból ostudzi nieco jego zapał. - Wszystko w tobie jest seksowne, Rebekah - wysapał. - Naprawdę?- jej głos załamał się. Wyglądała tak, jakby znowu miała
się rozpłakać. Serce Erica zatrzymało się i zwolnił swój karzący uścisk na swym penisie, by dotknąć palcami jej twarzy. - Co się stało? Nie mogę znieść, gdy jesteś taka smutna. Nie zauważył śladów przedwczesnego wytrysku na swojej dłoni. Odwróciła głowę i zlizała je. - Mmm. To dla mnie? - Ach, cholera - jęknął. Nie dochodź. Nie dochodź. Nie dochodź, powtarzał sobie w milczeniu. - Wszystko w porządku?- spytała. Zagryzł dolną wargę i pokręcił głową. - Nie do końca. Jeżeli zrobisz więcej seksownych rzeczy, to zawstydzę samego siebie jeszcze bardziej, niż zwykle. - Co masz na myśli?- zapytała. Nie mógł jej powiedzieć, że miał problemy z kontrolą. Odwróciła głowę i spojrzała w dół jego ciała. - Wciąż jesteś bardzo twardy - zauważyła. Puściła jego włosy i sięgnęła do... Eric przesunął się na bok po łóżku, aż jego stopy uderzyły w podłogę. Wciąż trzymała jego włosy w jednej pięści, ale puściła je, gdy skrzywił się z bólu. - Idę zobaczyć, gdzie poszedł Trey. Powinien wrócić do teraz powiedział Eric. - Ale... Eric wbiegł z sypialni i zamknął za sobą drzwi. Uderzył tyłem głowy o drzwi, aż przypomniał sobie jak oddychać. - Co ty wyprawiasz?- Trey szepnął głośno z otwartej łazienki po lewej stronie Erica. Wyglądało na to, że Trey sam zrobił sobie dobrze. Czyżby nie wyszedł z sypialni po lubrykant do anala czy coś? Dlaczego walił sobie konia w łazience? - I wciąż jesteś twardy - Trey wyszedł na korytarz, by walnąć Erica w ramię.- Wracaj tam i pieprz ją, ty idioto. Eric wgapił się w niego. - Co? - Lubisz ją, prawda? - N-nie. Ty możesz... Trey uderzył go w ramię. - Nie. Nie oddałem ci tego słodkiego tyłeczka tylko po to, byś stchórzył. Wracaj tam. Jak możesz jej teraz nie posuwać? Jestem pewny, że była wystarczająco podniecona, gdy wyszedłem. Trey szarpnął Erica do tyłu, by móc otworzyć drzwi i wepchnąć Erica do środka. Potem zamknął za nim drzwi i przez spanikowaną sekundę, Eric nacisnął na nie, próbując uciec. Najwyraźniej Trey opierał się o nie z
zewnątrz. - Co się dzieje?- zapytała Rebekah. Na dźwięk jej głosu, jego zbyt podniecony fiut zadrżał. Odwrócił się do niej. Równie dobrze mógł to powiedzieć, nie ważne jakie było to zawstydzająco. - Samo patrzenie na ciebie podnieca mnie do orgazmu. - Naprawdę? - Tak. To żałosne, co nie? Pokręciła głową. - Cieszę się. Leżała na plecach. Gdy jej się przyglądał, rozsunęła ud. Używając swych palców, rozsunęła swe wargi sromowe, by odsłonić swe otwarcie. Chwycił swego kutasa w jedną dłoń i zamknął oczy. - Jeżeli nie przestaniesz pokazywać mi takich rzeczy, to dojdę. - Podejdź bliżej, Eric - mruknęła.- Zrobisz coś dla mnie? - Wszystko - i miał to na myśli. - Dojdziesz na mojej cipce? Skinął głową. - A potem zliżesz swoją spermę, żebym ja też doszła? Ericowi zaschło w ustach. Podszedł do łóżka, jakby jego penis był niczym kompas, a cipka Rebeki była jak najgłębsza, najczystsza studnia artezyjska jaką kiedykolwiek odkryto. Pociągnął ją na koniec łóżka i stanął między jej szeroko rozsuniętymi nogami. Usiadła, by móc zobaczyć co się działo. Eric pochylił się nad nią, tak że jego penis był idealnie dopasowany do jej cipki. Czuł jej wilgotne ciepło i wiedział, że gdyby przesunął się w dół o kilka cali i pchnąłby do przodu, to znalazłby się w jej soczystej cipce. Wziąłby ją. Pieprzyłby. Wziął oddech przez zaciśnięte zęby. Nawet sama myśl była zbyt podniecająca. Wyobraził sobie, jakby to było, gdyby jej gorąca, śliska powłoka otoczyła go. Zebrał jej płyny swymi palcami i powoli wsmarował je w wał swego penisa. Powtórzył ten ruch, aż cała jego długość była mokra od jej soków. Ostrożnie trzymał się linii, aby jego penis nie wsunął się do środka. Powstrzymał orgazm tak długo jak mógł, chcąc by jej przyjemność urosła. - O Boże, Eric. Pospiesz się. Szybciej. Chcę teraz ciebie na sobie przesunęła się do przodu o kilka cali i potarła swą cipką o jego penisa.- Chcę patrzeć jak dochodzisz. Eric krzyknął, gdy pulsująca rozkosz chwyciła go za nasadę. Wytrysk po wytrysku, sperma wystrzeliła z jego ciała. Patrzyli, jak skąpała jej cipkę. Obydwoje wstrzymali oddech. Oboje zadrżeli z podniecenia. - O Boże, Eric, to takie seksowne. Zliż to teraz. Proszę. Eric tak naprawdę chciał opaść na łóżko i złapać oddech, ale nie mógł sobie na to pozwolić. Chciał jej dać to, co ją podniecało. To, czego chciała. Czego potrzebowała. Nawet jeżeli oznaczało to zlizanie swojej własnej
spermy. Opadł na kolana na podłogę i nieśmiało wysunął język, stając się powstrzymać swoje mdłości. Jego pierwszy smak nie był przyjemny, nie taki słodki jak jej soki, ale jej podekscytowane nucenie prędko przebiły się przez jego wahanie. Wylizał ją do czysta, połykając ich zmieszane płyny i wciąż ją lizał, aż zacisnęła uda na jego uszach i doszła przy jego twarzy z ochrypłym krzykiem. Dmuchał chłodnym powietrzem na jej rozgrzaną cipkę, aż wreszcie go puściła. Opadła plecami na łóżko, podczas gdy jej ciało jeszcze sporadycznie się trzęsło. Eric wstał na nogi. Stanął u podnóża łóżka, patrząc na nią. Jej uroda skradła wszystkie spójne myśli z jego głowy i sprawiła, że jego penis podskoczył z nowym podnieceniem. Może i Eric nie wytrzymywał przez godziny, ale nie miał problemu ze stanięciem na baczność kilka razy pod rząd. Nie, żeby miało to jakieś znaczenie. Teraz, gdy Rebekah była spełniona, nadeszła pora by wrócił na swoją pryczę i spróbował zasnąć. - Dobranoc - powiedział Eric. Przewróciła się na bok i zwinęła do pozycji embrionalnej, wyglądając na taką delikatną i nie do odparcia. - Dobranoc - szepnęła. Zawahał się z walącym sercem. Tak naprawdę, to nie chciał wychodzić. - Mogę zostać? Spojrzała na niego i skinęła głową. - Jeśli chcesz. - Chcę. Zgasił światło i potknął się w ciemnościach, aż znalazł łóżko. Wsunął się pod pościel. Usłyszał chwilę później, jak sama się poruszyła. Dołączyła do niego pod kołdrą, ale powstrzymał się, by po nią nie sięgnąć. Wiedział, że znowu się podnieci i skończy się na tym, że będzie próbował ją przelecieć i ostatecznie rozczaruje ją swym brakiem kontroli. Ciepło Rebeki przysunęło się bliżej. Jego serce zaczęło bić szybciej. Jej chłodna dłoń dotknęła jego brzucha i momentalnie znowu stał się twardy. Cholera. Pewnie myślała, że był napalonym frajerem, który chciał tylko jednego. I może nim był. - Przepraszam, że cię do tego zmusiłam - szepnęła. - Do czego? - Byś zlizał ze mnie swoją spermę. Eric zaśmiał się. - Nie zmusiłaś mnie. Gdybym nie chciał, to bym odmówił. - Cieszę się, że nie odmówiłeś. Fantazjowałam o tym od lat. Było to naprawdę seksowne - przysunęła się bliżej. Ty. Ty jesteś naprawdę gorący. - Nie masz pojęcia - kolejny i odkryje, że znowu był podniecony. Przewrócił się na brzuch i wcisnął dowód w materac. Jej dłoń przesunęła się po dolnej części jego pleców i zesztywniał. Przytuliła się do jego ręki, jej nagie piersi wcisnęły się w jego ciało.
Dlaczego Trey zostawił go z nią samego? Chyba nie spodziewał się, że będzie trzymał ręce z daleka w takich warunkach. Była noga. A on wciąż był napalony. Zawsze był napalony. Dlaczego przez ten cały cholerny czas był taki napalony? Rebekah przysunęła się bliżej, przyciskając policzek do jego ramienia. Ach, Boże, znowu był twardy. Chciał przelecieć każdy jej cal. Nie było to zbyt romantyczne. Nie to, na co zasługiwała. - Powinienem iść - wymamrotał. - Trey wróci?- spytała cicho. Serce Erica szarpnęło się nieprzyjemnie. - Nie sądzę. - Chyba zmienił zdanie. - Mogę po niego pójść, jeśli go chcesz. - On nie jest zainteresowany. - Oczywiście, że jest. Po prostu odsunął się na bok, bo wie... - że chcę ciebie. Eric przygryzł wargę, by powstrzymać się od powiedzenia zbyt wiele. - Co wie? - Nic. Jej dłoń przesunęła się bardziej w dół jego pleców. Zassał oddech przez zęby. Straci panowanie za jakieś pięć sekund. - Powiedz mi - przesunęła dłoń na jego tyłek.- Eric? Chwycił ją w pasie i wciągnął pod siebie. Jego penis otarł się o wnętrze jej uda i zadrżał. - Wie, jak bardzo cię pragnę. - Naprawdę? - Nie sądzę, bym kiedykolwiek pragnął kogoś bardziej - nawet nie żony Briana, Myrnę, która podróżowała z zespołem, przez co chodził z wiecznie sinymi jajami przez miesiące. Usta Rebeki odnalazły jego w ciemnościach. Pocałowała, jakby potrzebował nauczki. Nie mógł się nią nacieszyć. - Nawet nie wiesz, jak bardzo musiałam to usłyszeć - szepnęła. - W takim razie powiem ci to milion razy. - Ale nie mogę uprawiać z tobą seksu. - Och - przypuszczał, że nie powinien być zaskoczony, że nie odwzajemniała jego zainteresowania. - Chociaż chcę zrobić z tobą inne rzeczy. - Inne rzeczy? - Naprawdę podobało mi się, gdy na mnie patrzyłeś. - Serio? - Serio. Jego serce waliło w mieszaninie lęku i oczekiwania. - Mogę teraz na ciebie popatrzeć? - Jeżeli obiecasz mi, że nie masz problemu z brakiem seksu. Nie miał z tym problemu, ale zastanawiał się, dlaczego była taka
niechętna. - Dlaczego nie chcesz uprawiać seksu? Jesteś dziewicą czy jak?- zakrył usta jedną dłonią. Dlaczego takie rzeczy wylatywały mu z ust? - Coś. - Jakiego rodzaju coś? - Nie chcę o tym mówić. - Mnie możesz powiedzieć. Jej ciało zesztywniało pod jego. Westchnęła z irytacją. - Teraz całkowicie straciłam nastrój. - Przepraszam. Będę już cicho. Roześmiała się. - Za późno na to. - Podejrzewam, że powinienem sobie pójść. - Albo znowu mnie podniecić. - Nie jestem pewien, czy jestem odpowiednim facetem do tego zadania. - Co masz na myśli?- wsunęła w ciemnościach palce w jego włosy. - Nie jestem w tym dobry. Nie tak jak reszta chłopaków. Zbyt łatwo się podniecam. - Podoba mi się to w tobie. - Poważnie? Zawsze dochodzę zbyt szybko. - Wielu facetom się to zdarza. Może, ale nie wśród Sinnersów. Wszyscy byli diabelnymi ogierami i Eric czuł się bardziej jak podróba. Pamiętał, jaki był szczęśliwy, gdy Jace dołączył do zespołu. Wymieniony członek zespołu powinien mieć braki tam na dole. Gdy Eric po raz pierwszy zobaczył rozmiar ogromnego penisa Jace'a, rozważał popełnienie samobójstwa. - Może moglibyśmy pomóc sobie nawzajem - szepnęła. - Pomóc sobie nawzajem? Jak? Wzięła głęboki oddech. - Może mógłbyś pomóc mi zrelaksować się i poczuć komfortowo z moim własnym ciałem, a ja mogłabym ci pomóc wytrwać dłużej. - Co jest nie tak z twoim ciałem?- dla niego wyglądała idealnie. I tak samo była w dotyku. - Nie chcę o tym mówić. Jeżeli cię zniesmaczę... - Żartujesz sobie ze mnie? Jesteś najseksowniejszą kobietą, jaką widziałem w życiu. Zachichotała. - Więc mamy umowę? Wydawał się to być dziwny układ, ale jeżeli oznaczało to, że spędzi z Rebeką więcej czasie na seksualnej płaszczyźnie, to zgodziłby się na wszystko. - Jak miałbym ci pomóc?- zapytał. - Dotykaj mnie. Tylko nie tam.
- Gdzie? - Możesz dotykać mnie gdziekolwiek chcesz. Tylko nie w środku... nie w środku mojej... c-cipki - wypowiedziała ostatnie słowo w pośpiechu, jakby nie mogła się na to zdobyć. Chciał dotknąć ją w środku jej c-cipki. Bardzo. - Dlaczego? - Nie jestem gotowa by ci powiedzieć - poczuł, jak jej serce wali w jej piersi niczym młot pneumatyczny. - Dobrze. Będę cię dotykać. Poradzę sobie z tym - zachichotał. O tak, zdecydowanie sobie z tym poradzi.- Ale jak ty mi pomożesz? Przez dłuższą chwilę była cicho. Zaczął myśleć, że nie była zdecydowana by mu pomóc, kiedy się odezwała: - Co sprawia, że dochodzisz najszybciej? - Cipka Klasy A - chwilę za późno zdał sobie sprawę, że nie powinien tego mówić. Ugh, jestem pieprzonym idiotą! Skrzywił się, czekając aż go przeklnie. Tylko się roześmiała. - Cóż, nie mogę ci z tym pomóc. Moja cipka jest poza limitem. Może oral? Lubisz go? Był na świecie jakiś facet, który nie chciałby mieć pulchnych ust owiniętych wokół swego penisa? Jeżeli takowy istniał, to on nie był jednym z nich. - O tak, lubię orala. - Więc ty będziesz mnie dotykał, a ja ci obciągnę. - Obciągniesz mi?- na samą myśl zadrżał z podniecenia. - Chciałbyś? Jęknął w udręce. Nie potrafił wyprodukować zrozumiałego dźwięku, chociaż bardzo chciał jej powiedzieć, jak tego pragnął. - Dobrze, pierwsza lekcja - zaczęła się wić.- Obróć się na plecy. - Co? Teraz?- jego jądra napięły się. - Dlaczego nie? Masz coś lepszego do roboty? O. Mój. Boże. Cholernie uwielbiał spontaniczność tej kobiety. - Nie. Przewrócił się na plecy. Gdy jej delikatna dłoń przesunęła się po jego brzuchu, krzyknął. Cholera. Był już tak podniecony, że pewnie dojdzie w chwili w której dotknie go usteczkami. - Jesteś bardzo wrażliwy, prawda?- mruknęła. Każdy jego cal, ale w szczególności pewne osiem. Przesunęła się w dół jego ciała i pocałowała go w brzuch. Kręcił się na boki wzdłuż łóżka. W tym tempie nie będzie musiała nawet dotykać jego penisa, by doszedł. Roześmiała się. - Wytrzymaj. - Boże, pragnę cię, Rebekah.
- Naprawdę aż tak bardzo cię podniecam? Przytaknął energicznie głową. - Tak. Nie mogę tego znieść. Chcę pieprzyć twój każdy kawałek przygryzł wargę, chcąc, by walnęła go, aby przestał pieprzyć niewłaściwe rzeczy. Jej dłoń przesunęła się po jego biodrze. Zassał oddech przez zęby. - Postaraj się pomyśleć o czymś innym - poradziła, zanim nakierowała jego penisa w ciepło swych ust. Pomyśleć o czymś innym? Kpiła sobie z niego? Jak miał myśleć o czymś innym, gdy czuł główkę swego kutasa w jej gardle? Gdy jej język muskał spód jego wału? Jej drobna rączka trzymała go za nasadę, by utrzymać go nieruchomo, podczas gdy odsunęła się, ssąc? - Ach, kurwa, Reb. Dochodzę. Tak jakby teraz. Wciąż się cofała, aż wyskoczył z jej ust. - Nie, nie dochodzisz. Im dłużej wytrzymasz, to tym szybciej to znowu zrobimy. - Co?- nie myślał zbyt jasno z wyraźnych powodów swego położenia. - Jeżeli wytrzymasz pięć minut, to jutro wypróbujemy lekcję numer dwa. Jeżeli wytrzymasz dziesięć minut, to zaczniemy ją jak tylko znowu ci stanie. - Jaka jest lekcja druga? - Jeszcze nie jestem pewna, ale gwarantuję ci, że ci się spodoba?usłyszał uśmiech w jej głosie. - Co jeżeli wytrwam dziesięć sekund?- bo szczerze mówiąc, byłby zaskoczony, gdyby wytrzymał chociaż tak długo. - Brak drugiej lekcji. - Żadnej? - Nie. Odmierzam ci przez cały czas czas. Wytrzymaj tak długo jak możesz. Znowu wzięła do ust jego penisa i krzyknął. Ale nie doszedł. Przygryzł wargę i próbował pomyśleć o czymś najmniej seksownym. Zaczął rozwiązywać skomplikowane równania matematyczne w myślach. Dzięki temu zajął czymś swoją uwagę (tak jakby), ale jego mniejsza główka czuła sto procent przyjemności, gdy pociągnęły ją ssące usta Rebeki. Wicie jej języka. Wilgoć. Ciepło. Rebekah ssała jego penisa. Ssała go. Rebekah. Ssała. W swych ustach. Jego kutas był jej cholernych ustach. Dzięki Bogu, że było ciemno, że nie widział, iż się to działo. Zadrżał mocno i zacisnął mięśnie, walcząc z orgazmem. Nie dobrze. Był zbyt podekscytowany. Było mu zbyt przyjemnie. Rebekah... - Dobra, kończę - wydyszał.- Zaraz...
Possała mocniej. O Boże. Dojdzie w jej ustach. Bez prezerwatywy. Połknie to? Czy wypluje? Cholera. - Przestań. Musisz przestać, Reb. Jej miękka dłoń przesunęła się na jego jądra. Stracił swoją resztę kontroli. Pozwolił sobie na oślepiającą przyjemność. Spazmy rozkoszy chwyciły jego całe ciało. Zalał jej usta swymi płynami. Zamiast zaskoczonej czy obrzydzonej miny jakiej się spodziewał, połknęła go i potarła jego jądra palcami, dopóki nie krzyknął triumfalnie. Niestety, to uczucie było krótkotrwałe. Uniosła głowę i wysunął się z jej ciepłych ust. - Trzy minuty. Zaczerwienił się z zakłopotania. Cholera. Nawet nie wytrzymał pięciu. Oznaczało to, że nie będzie więcej lekcji? W sumie to nie mógłby jej winić, gdyby już nigdy nie chciała go dotknąć. Jaka kobieta chciała być z z mężczyzną, który nie posiadał żadnej kontroli? - Naprawdę aż tak cię podniecam?- jej głos był wypełniony krztą dumy i szczęścia. Uniósł głowę, ale nie widział w ciemnościach jej miny. - Cholera, kobieto. Dziwię się, że wytrwałem tak długo. W chwili w której twe usta dotknęły mego fiuta, to pomyślałem, że zaraz wystrzelę. Zachichotała i jego serce wypełniło się ciepłem. Jeżeli uszczęśliwiało ją to, że doszedł szybko, to był pewny, że uczyni ją najszczęśliwszą kobietą na świecie. - Cóż, najmniej miałeś wytrwać pięć minut, chociaż naprawdę miałam nadzieję na dziesięć, abym mogła dzisiejszej nocy zacząć drugą lekcję. Było zabawnie. Zabawnie? Było za-cholernie-fanatsycznie-bawnie. Przesunęła się w górę jego ciała i go pocałowała. Czuł swój smak na jej ustach. Na jej języku. Jego penis znowu zadrżał w podnieceniu. Odsunęła od niego wargi. - Dobrze smakujesz, co nie? - Nie tak dobrze, jak ty. Jesteś pewna, że wytrwałem tylko trzy minuty? Może źle określiłaś czas. - Jestem pewna. - Oznacza to, że nie będzie już więcej lekcji?- czuł się, jakby zanosiło mu się na płacz.- Nigdy? - Nie powiedziałam tego. Dałeś radę dłużej, niż dziesięć sekund. A ponieważ nie dobiłeś do pięciu minut, to jutro nie będzie żadnej lekcji. Będziesz musiał poczekać do następnego dnia. Uśmiechnął się z ulgi i szczęścia, ale powiedział: - Nie ma nawet możliwości, bym wytrwał tak długo. - Nie masz wyboru. Taki był nasz układ. A teraz ty masz okazje się z niego wywiązać.
Tak, miał. - Tylko powiedz mi, co chcesz bym zrobił.
***
Ten układ między nią a Ericiem był doskonały. Mógł jej pomóc pokonać strach przed stosunkiem i wtedy w końcu mogłaby wrócić do uwodzenia Treya. Z wyjątkiem tego, że Rebekah nie była pewna, czy jeszcze była zainteresowana Treyem. Było oczywiste, że wyszedł, gdyż ześwirowała, gdy poczuła jego penisa przy otwarciu do swej waginy i kazała mu przestać. Znowu. Chociaż Trey był bardzo przystojny i seksowny, to czuła coś więcej do Erica. Jeszcze nie była pewna co takiego to było. Jego podniecenie i entuzjazm sprawiał, że czuła się piękna. Chciana. Nie do odparcia. I był zabawny. I hojny. I niemal tak spontaniczny, jak ona. Lubiła go. I tak pewnie prędko to minie - to dziwne szczęście, które było tylko na powierzchni. Takie przytłaczające uczucia nigdy nie trwały wieki. Ale jeżeli tak by się stało, to z pewnością mieliby razem mnóstwo zabawy. I pomogliby sobie nawzajem ze swoimi seksualnymi brakami. - Dotknij mnie, Eric - nalegała. - Gdzie? - Wszędzie. Użył te swoje wspaniałe, silne dłonie, by rozbudzić każdy centymetr jej skóry. - Pocałuj mnie, Eric. - Gdzie? - Wszędzie. - Mogę zapalić światło?- spytał, gdy jego usta znalazły wrażliwe miejsce tuż pod jej uchem.- Chcę na ciebie patrzeć. - Jeśli chcesz. Znalazł lampę na stoliku nocnym i zapalił ją. Zamrugali na siebie nawzajem, gdy ich oczy przyzwyczaiły się do blasku. Uśmiechnął się i dotknął jej twarzy. Odwróciła głowę i pocałowała lekko jego kciuk z plastrem. - Jak nacięcie? - W porządku? Nie ruszył się przez długi czas. Tylko na nią patrzył. Sprawiał, że czuła się jak najpiękniejsza kobieta na świecie. - To tak naprawdę?- mruknął. - Wydaje się prawdziwe.
Uniosła dłoń, by pobawić się długim pasmem niebieskich włosów wokół jego szyi. - Naprawdę nie masz nic przeciwko temu? Nie chcę, byś czuł się użyty. - Dlaczego miałbym czuć się użyty? - Każę ci dotykać siebie... Zakrył jej usta swymi palcami. - Do niczego mnie nie zmuszasz. Chcę cię dotykać. - Ale co z tego będziesz miał? - Mogę być z tobą. To wszystko, czego chcę. Jej serce rozpłynęło się. Nie wiedziała, że miał słodką stronę. Dodała ją do rosnącej listy rzeczy, które w nim uwielbiała. Uśmiechnął się krzywo. - Dodatkowo miałem fanatyczne obciąganie, a na następne muszę poczekać tylko dwa dni. Roześmiała się. Nie potrwało długo, jak zatuszował tą słodką stronę. - Czuję się, jakbym tobą manipulowała, Eric. - Jeśli tak chcesz to nazywać, to w porządku. Proszę, manipuluj mną dalej. Dobrze mi z tym. Objęła go i potarła nosem o jego obojczyk. - Jeśli będziesz chciał skończyć z tym układem, to obiecaj, że mi powiesz. - Obiecuję. Zrobisz to samo dla mnie? Skinęła głową. - To dobrze. A teraz przestań się o to martwić i powiedz co chcesz, bym zrobił. - Już ci powiedziałam. Pocałuj mnie. - Wszędzie? Skinęła głową. - Masz coś przeciwko, bym przez cały czas mówić ci jaka jesteś piękna? - Myślę, że to przeżyję. Pocałował ją w usta, rozkoszując się nimi, gdy delikatnie je possał. - Są to najbardziej soczyste usteczka, jakich kiedykolwiek próbowałem szepnął. Odgarnął jej włosy obiema rękami i znowu ją pocałował.- I czuć je jeszcze lepiej, gdy są owinięte wokół mego fiuta - wsunął w nie swój język. Roześmiała się. - Jest jak Pan Romantyczny i Pan Gwiazda Porno w jednym. - Przepraszam. Mam zwyczaj mówienia wszystkiego, co przyjdzie mi do głowy. Wiem, że to wada. Postaram się bardziej, by siedzieć cicho. - W sumie, to podoba mi się to. Uniósł na nią brew. - Naprawdę? Skinęła głową. - Jesteś dziwna.
- Ty też jesteś dziwny - powiedziała defensywnie. - Myślę, że to znaczy, że jesteśmy dla siebie idealni - spojrzał jej w oczy, wyzywając ją, by zaprzeczyła. - Chyba tak - powiedziała. Uśmiechnął się. Czuła przy swojej piersi bicie jego serca. - Gdzie ja to byłem?- przesunął pocałunki po jej policzku.- To najsłodsza twarzyczka, jaką kiedykolwiek widziałem - pocałował ją w powieki.- A to najpiękniejsze niebieskie oczy - jego palce zaplątały się w jej włosy i pomasowały jej skalp.- A to najbardziej jedwabiste włosy z najbardziej niesamowitym kolorem, który pasuje do mojego. Zachichotała. Przesunął się w dół, by pocałować jej szyję. Ssał delikatnie i odkrywał jej wrażliwe ciało, aż jęknęła z zachwytu, gdy odnalazł najbardziej wrażliwe miejsce pod jej uchem. Jęknęła, gdy jego ssanie zwiększyło się i język zaczął muskać to miejsce, aż jej sutki stwardniały nieznośnie, a powódź gorąca popłynęła spomiędzy jej ud. - Eric. - Uwielbiam, gdy wypowiadasz moje imię - szepnął jej do ucha.-To takie seksowne - jego usta wróciły do słodkiego miejsca, które doprowadzało ją do szału. - Eric - znowu jęknęła.- Och, proszę. Possij moje piersi - jego całe ciało zadrżało i uniósł głowę. - Cholera, kobieto, nie mów takich rzeczy - poruszył biodrami i poczuła główkę jego penisa przy swojej pulsującej cipce. Napięła się. - Nie. Nie rób tego. - Nie włożę go - obiecał.- No chyba, że mnie poprosisz. Możesz mi zaufać, Rebekah. Skinęła głową, czując jak jej żołądek skręca się, ale zaufała mu. Mimo, że wszystko co musiał zrobić, to pchnąć do przodu i wniknąć w jej środek, to ufała mu, że tego nie zrobić. Jej cipka zacisnęła się na samą myśl o nim w niej. Chciała być nim wypełniona, ale emocjonalnie nie była jeszcze gotowa. Przesunął się w dół, główka jego penisa straciła kontakt z jej mokrym i napuchniętym ciałem. Była sekundy od tego, by poprosić go o to, by to zrobił. By po prostu go włożył i by miała to już za sobą. Jego dłonie przeniosły się z jej włosów na jej piersi. Chwycił je i spojrzał na nie jakby w zachwycie. - Masz takie idealne piersi, Rebekah. Uwielbiam, jak twoje śliczne, różowe sutki twardnieją, gdy na nie patrzę - nawet teraz napinały się ku jego uwadze. Opuścił głowę i przesunął swym płaskim językiem po każdym sutku. Potem dmuchnął chłodnym powietrzem na mokre powierzchnie i zadrżała. - Possij je, Eric - wyszeptała.- Proszę. Wydmuchał kilka oddechów i opuścił głowę, by wciągnąć do ust jej chętnego sutka. Krzyknęła i chwyciła go za włosy. Wygięła plecy w łuk i
przytrzymała go przy swojej piersi, miaucząc w rozkoszy, gdy przyjemne doznania ssania wirowały z jej piersi do brzucha, a od brzucha do pulsującej cipki i łechtaczki. - O tak. Właśnie tak - wydyszała. Ssał, aż była pewna, że nie zniosłaby więcej tej przyjemności, a następnie przeniósł się na drugą pierś. Krzyknęła i wydyszała jego imię.- Eric. Eric. Oderwał od niej swe usta. - Och, cholera, zaraz znowu dojdę - jęknął, zaciskając mocno oczy. - Dojdź na moich piersiach. Chcę, byś to zrobił. Poruszył się tak szybko, że zostawił ją zdezorientowaną. Usiadł okrakiem na jej żebrać i wsunął między jej piersi swego twardego penisa. Ścisnął je razem, tak że otaczały jego kutasa i zaczął pchać. Rebekah otworzyła szeroko oczy. Nigdy wcześniej mężczyzna nie posuwał jej piersi. Nie była pewna, jak powinna odpowiedzieć. Główka jego penisa wyglądała niezwykle zachęcająco, gdy znikała i pojawiała się u góry jej dekoltu. Zgięła szyję i wyciągnęła język, by ją polizać. Eric jęknął. Posuwał ją szybciej. Jego podniecenie podsyciło jej. Ścisnęła jego tyłek i nagle zapragnęła, by wbijał się tak do jej cipki. Przesunęła językiem po jego główce, gdy ta znalazła się w jego zasięgu. Krzyknął i wycofał się. Puścił jej piersi i pochwycił swego penisa, aby wytrysnąć pierwszym zrywem na jej jedną pierś, a następnym na drugą. Wolną ręką chwycił się zagłówka, by się przytrzymać, gdy jego ciało trzęsło się od orgazmu. - Ach, Reb - wysapał chrapliwie.- Jesteś dla mnie zbyt dobra. - To było cholernie seksowne - powiedziała.- Muszę dojść. Jestem teraz taka podniecona. Zszedł z jej brzucha i położył się obok niej. Oparł głowę na jej ramieniu, wciąż ciężko oddychać po swoim wysiłku. Jego dłoń przesunęła się między jej uda i wsunęła między jej fałdki, aż znalazł jej cipkę. Potarł ją wolno z pewnym naciskiem. Zamknęła oczy i skoncentrowała się na uczuciu. Na niczym innym. Tylko przyjemności, jaka rozchodziła się od jej cipki. Jego palce poruszyły się szybciej. Szybciej. Jej przyjemność narastała i narastała. Kiedy wybuchła, krzyknęła i zadrżała w ekstazie. Potarł ją mocniej i szybciej, gdy dochodziła, przedłużając jej rozkosz. Jej cipka zacisnęła się w zachwyconych skurczach, ale czuła się beznadziejnie pusto. Wsunęła dwa palce do środka, by złagodzić ból. Eric uniósł niespodziewanie głowę i spojrzał na nią badawczo. - To takie piękne - wyszeptał.- Nie masz pojęcia, jak bardzo chcę tam wsunąć swego penisa. Wsuwała i wysuwała palce i Eric zadrżał. Jego ruchy na jej łechtaczce zintensywniały. - Dojdź dla mnie jeszcze raz - nalegał. Zajęło jej to nieco czasu, ale jego stałe pocieranie i jej własne palce przyniosły ją do orgazmu.
- Cholera, znowu jestem twardy - mruknął.- Kobieto, doprowadzasz mnie do szaleństwa. Opadł na plecy i chwycił swego fiuta w obie ręce, pocierając powoli swą długość. Rebekah nigdy w całym swym życiu nie miała tak satysfakcjonującego seksu, chociaż technicznie nawet go nie uprawiali. Uniosła swe ciało z łózka i pocałowała jego twardą pierś, aż dotarła do umięśnionego brzucha. Ten mężczyzna nie miał na sobie ani uncji tłuszczu. Podejrzewała, że to całe granie na perkusji utrzymywało go w kondycji. Zassał oddech przez zęby, gdy pocałowała go tuż pod pępkiem. Kiedy przeniosła się między jego nogi, puścił swego penisa i czekał w drżącym oczekiwaniu. - Chyba nie sądzisz, że będę ssać twego penisa, prawda?- droczyła się. - Nie? - Chyba nie chcesz, bym złamała nasz układ, prawda? Uśmiechnął się do niej. - W sumie to tak, chcę. - Pocieraj się - powiedziała. Znowu zaczął się pieścić. Opuściła głowę, by wciągnąć go ust luźną skórę, która pokrywała jego jądra. - Achhhh - krzyknął w proteście i odsunął się. - Nie podobało ci się?- spytała. - Cholera, podobało - powiedział. - W takim razie nie ruszaj się - uwielbiała jego wyolbrzymione odpowiedzi, gdy possała i polizała jego sakiewkę. Walił sobie konia tak mocno, że z pewnością doszedłby w przeciągu kilku sekund. Wciągnęła jedno jądro do ust i possała je delikatnie. Potarł się szybciej, jęcząc w udręce. Powtórzyła ten ruch z drugim jądrem. Zajęło mu chwilę, by dojść, chociaż z pewnością cieszył się każdą minutą. Gdy wreszcie wybuchnął, odsunęła się, by patrzeć, jak wystrzelił na własny brzuch. Nawet gdy już pozbył się swego ładunku, to wciąż jęczał i drżał w rozkoszy. Gdy przysunęła się, by zlizać jego spermę swym językiem, to puścił swego penisa i pogładził ją po włosach. - Och, kochanie, było tak dobrze. - Więc dlaczego tym razem doszedłeś po tak długim czasie?- spytała, znajdując jego wspaniałe soki na środku jego brzucha i pochyliła się nad nimi. Zawahał się, zatrzymując się w refleksji tego, co właśnie się stało. - Nie wiem. Myślała, że może ona wiedziała. Pomaganie mu z jego problemem mogłoby być o wiele łatwiejsze, niż początkowo się spodziewała. I chociaż już bardzo chciała go mieć go w swoim środku, to pomyślała, że to też mogłaby być łatwa poprawka.
Rozdział 9
Następnego popołudnia zespół dogonił ciężarówkę ze sprzętem i kolejny bus w trasie. Załoga dotarła na miejsce kilka godzin wcześniej i już rozstawiała sprzęt. Rebekah podniosła notatnik Dave'a i wyszła z busu, by pomóc przy montażu. - Lepiej zajmij się bębnami - powiedział jej jeden z techników.Spóźniłaś się. - Spóźniłam?- poszła za mężczyzną do rampy przy ciężarówce. - Tak, spóźniłaś - powiedział.- Dave nie przygotowuje sceny i oświetlenia, ale ustawia zestaw perkusyjny, aby dostosować mikrofony, a to zajmuje nieco czasu. Lepiej weź się do roboty. Rebekah nie miała pojęcia, jak ustawić perkusję. Miała instrukcje Dave'a jak w strategicznych miejscach umiejscowić mikrofony wokół zestawu perkusyjnego, ale nie miała pojęcia jak zamontować sprzęt Erica. - Nie jestem pewna, czy jestem odpowiednią osobą do tego zadania. I nie usłyszałam twego imienia - Rebekah przyjrzała się mężczyźnie, który pewnie był w połowie czterdziestki. W jego miękkich, ciemnych włosach już odznaczały się ślady siwizny. Miał nieprzyjemny wyraz twarzy, ale pewnie dlatego, że się na nią krzywił.
- Marcus - powiedział. Rebekah uśmiechnęła się szeroko. - Och, więc to ty jesteś operatorem konsoli, prawda? Dave mi wiele o tobie opowiadał. Powiedział, że mogę na ciebie liczyć, gdybym potrzebowała pomocy. Jestem Rebekah - wyciągnęła dłoń w jego stronę, ale zignorował ją. Marcus prychnął i wypchnął skrzynię ze sprzętem po rampie. - Nie mam czasu na pogawędki. Weź się do roboty, dziewczyno. Dziewczyno? Rebekah chętnie by pomogła, ale szczerze mówiąc, to nie miała pojęcia od czego zacząć. - Po prostu powiedz mi co mam zrobić, a wezmę się do pracy. - Jestem tylko dodatkowym dźwiękowcem, szefowo. Ty tu rządzisz. Sama się domyśl - zmarszczył nos w niezadowoleniu i zepchnął skrzynię z rampy, zostawiając zdezorientowaną Rebekę w ciężarówce. Nigdy nie oczekiwała, że będzie to łatwe, ale nie miała pojęcia, że będzie musiała się zająć perkusją. Już pomyślała o tym, by zadzwonić do Dave'a i poprosić go o radę, ale zrezygnowała z tego. Musiała wziąć odpowiedzialność za swoją pracę. Jak nie patrzeć, była to praca której chciała. Położyła notatnik Dave'a na jednym wzmacniaczu i sięgnęła po najbliższą skrzynię ze sprzętem. Napierając ciężarem swego ciała, ta przesunęła się o jakiś centymetr podczas tego wysiłku i chrząkania. Technik z blond irokezem, Jake, wszedł do ciężarówki. Zaśmiał się z niej. - Wiesz, kółka działają, jeśli się je odblokuje - pochylił się i odwrócił blokady na kółkach. Rebekah niemal upadła na twarz, gdy skrzynia potoczyła się do przodu bez oporu. - Pomogę ci - zaoferował Jake. Razem zsunęli toczącą się skrzynię po rampie. Jake przyjął na siebie większość ciężaru, ale Rebekah także ciężko pracowała, by utrzymać ją w odpowiednim kierunku. - Marcus powiedział, że powinnam ustawić perkusję - powiedziała Rebekah.- Ale nie wiem jak. Możesz mi pokazać? - Poproś o to Erica. Jest bardzo wyczulony na to, by wszystko było w odpowiednim miejscu. Rebekah nie mogła powstrzymać ciepła, które wkradło się jej na policzki. - To oczywiste, że dokładnie wie jakie jest właściwie miejsce mruknęła. I najwidoczniej Eric miał tendencję do mówienia dokładnie tego co miał na myśli, bez względu na to, czy było to nieodpowiednie. - Ty i Eric?- powiedział Jake.- Poważnie? - Nie zrozum mnie źle - Rebekah powiedziała surowo. Starała się ukryć uśmiech ale nie była w stanie zachować powagi.- Ostatniej nocy całkowicie do siebie dotarliśmy.
Jake uśmiechnął się od ucha do ucha. - Jasne! Gdy tylko zapchali sprzęt do budynku, Rebekah ruszyła na poszukiwanie Erica. Znalazła go wraz z Jace'em na zewnątrz busu. Gdy tylko Jace ją zauważył, to się zaczerwienił. Machnął lekko do Rebeki i wszedł po schodach do busu. - Na razie, Eric. Eric powitał Rebekę wspaniałym uśmiechem. - Hej, ślicznotko, co tam? Zarumieniła się z przyjemności. - Zastanawiałam się, czy masz chwilę, by pokazać jak odpowiednio ustawić swoją perkusję. Spojrzał na nadgarstek. Nie miał zegarka, ale powiedział: - Myślę, że kolejną godzinę mam wolną. Jeżeli nie masz nic przeciwko, bym międzyczasie w kółko śpiewał refren „Sever”. Muszę poćwiczyć. - To nowy singiel?- zapytała niecierpliwie. - Tak. Słyszałaś już go? Pokręciła głową. - Nie słuchasz zbyt często radia, co? - Od wypadku Dave'a nie utrzymywałam zbytnio kontaktu ze światem zewnętrznym. Często go puszczają? - To numer jeden na listach przebojów. Objęła go. - To cudownie. Gratulacje! Musimy sprawić, by ta piosenka dzisiaj była niesamowita - sama myśl, że przysłuży się do piosenki Sinnersów napawała ją euforią. Eric przestał iść, by otoczyć ją opiekuńczo ramionami. Tak samo, jak gdy ostatniej nocy spali ze sobą i dotykali się. Musiała się zmusić całą siłą wolnej woli, aby nie rozpocząć lekcji drugiej. Patrzenie, jak zadowala siebie samego, gdy za każdym razem zbytnio się podniecał, by się powstrzymać, sprawiało jej niepowtarzalną przyjemność. Nie, żeby wychodziła z tego doświadczenia niezaspokojona. Wręcz przeciwnie, zadbał o to, by otrzymała więcej niż sprawiedliwy podział przyjemność. - Naprawdę musimy poćwiczyć - jego dłonie delikatnie masowały dolną część jej pleców, gdy trzymał ją przy sobie. Rozpłynęła się przy nim, rozkoszując się jego dotykiem. Był taki swobody ze swoim uczuciem. Jak mogła nie odpowiedzieć kompletnym poddaniem? A co było jeszcze bardziej kłopotliwe, jak wciąż mógł być singlem?- Jon już tu jest?- zapytał. Przeszedł od jednego tematu do drugiego tak szybko, że aż zakręciło się jej w głowie. - Jon? Jon Mallory?- Dave wspomniał, że Jon koncertował razem z Sinnersami, gdy zakończyli kanadyjską część trasy, ale wspomniał również o tym, że Sed nie chciał, aby Jon znowu był blisko zespołu.
- Tak, Jon miał zagrać trzydzieści sekund części basowej Jace'a, który będzie grał na fortepianie podczas intro „Sever.” - Nie widziałam go - pamiętałaby, gdyby zobaczyła Jona. Był jeszcze przystojniejszy niż Trey. Przynajmniej był taki w starych teledyskach Sinnersów. Nigdy nie widziała go osobiście. Miał szare oczy i gęste, czarne włosy, które zwisały w luźnych lokach wokół jego doskonale proporcjonalnej twarzy. - Lepiej, by się pokazał - powiedział Eric.- To jego ostatnia szansa. Nie będę znowu nadstawiał za niego karku - Eric ścisnął ją.- Muszę cię teraz pocałować. Roześmiała się na jego zadziwiającą zmianę tematu i przechyliła głowę, by zaoferować mu swe usta. - Jeśli nalegasz. - Nalegam - pocałował ją, aż zakręciło się jej w głowie i chwyciła się jego twardego ciała dla wsparcia.- Teraz jestem cały twardy i podekscytowany- mruknął jej do ucha.- Już nadeszła pora na drugą lekcję? - Dopiero jutro. - Cholera. Cóż, chodźmy ustawić perkusję. Może dzięki temu pomyślę o czymś innym, jak o rozcieraniu swojej spermy na twoim słodkim, małym tyłeczku - przesunął dłonie w dół, by ścisnąć jej pośladki. Może powinna poczuć się urażona przez jego tępy komplement, ale jej serce wręcz śpiewało. Nie mogła powstrzymać uśmiechu, kiedy chwycił ją za dłoń i wprowadził do sali przez tylne wejście. Scena już była zmontowana przez pomieszanych tymczasowych pracowników i tych regularnych techników Sinnersów. Marcus wyszczekiwał polecenia jak generał. Skrzywił się, gdy zauważył Rebekę. Grymas pogłębił się, gdy zobaczył, iż Eric trzyma ją za dłoń. - Perkusja jest za sceną - powiedział Marucs, zanim odwrócił się, by znaleźć inną ofiarę, na którą mógłby ryknąć. - Nie lubi mnie - Rebekah powiedziała Ericowi. - Mam skopać mu dupę? Przewróciła oczami i pokręciła głową. - Zrobię to. Zrobię. Powiedz tylko słowo. - Przestań, Eric. Chodźmy ustawić twoją perkusję. Zaczęli od bębnów basowych. Wyjaśnił jej jakie to ważne, by ustawić te trzy w odpowiedniej kolejności. - Albo będę brzmieć jak gówno. - Szczerze w to wątpię. Następnie zajęli się tom-tomami i talerzami. Ustawił swój stołek na środku zestawu i usiadł. - Czegoś brakuje - powiedział.- Czegoś, co zwykle siedzi między moimi nogami - wskazał na puste miejsce między swymi udami obiema rękoma. - Twój werbel?
Pociągnął jej ciało przed siebie. - Nie, ciebie. Wyciągnął parę pałeczek z wewnętrznej kieszeni swoje czarnej, skórzanej kamizelki i postukał talerz po lewej stronie, zanim wszedł w niesamowitą solówkę perkusji. Nie była pewna, jak udało mu się utrzymać rytm, gdy w tym samym czasie spróbował ściągnąć zębami jej koszulkę, ale śmiała się tak bardzo, gdy skończył, że aż rozbolał ją brzuch. Odkrył kilka cali jej brzucha, aby zrobić na jej skórze kilka malinek. Zaśmiała się jeszcze bardziej. - Mój werbel brzmi nieco kiepsko. Myślę, że potrzeba kilka poprawek powiedział. Usiadła okrakiem na jego kolanach i objęła rękami dolną częśc jego pleców. - Tak lepiej? - Tak - powiedział bez tchu.- Może mogłabyś przysunąć się nieco bardziej, bym mógł lepiej sięgnąć. Bardziej do niego przylgnęła, przyciskając swe piersi do jego twardego torsu, wtulając twarz w jego szyję. Zaciągnęła się jego zapachem i nie mogła się powstrzymać przed ssącymi pocałunkami, jakie rozsypała na jego szyi. - Gah! Chwila na namiot - powiedział i objął ją mocno, tak że przycisnęła się jeszcze bliżej. Nie powiedział tego tylko po to, by zachichotała, aż rozbolały ją policzki. Naprawdę był twardy. Czuła go przy swojej cipce. Objęła go nogami w pasie, przyciskając swoje ciepło między udami do niego. Jęknął i pocałował ją w czoło. - Jeżeli nie przestaniesz mnie zachęcać, to powiem ci co zamierzam zrobić z twoim seksownym, małym ciałkiem i cholernie cię zawstydzę. - Wypróbuj mnie - mruknęła, całując seksowną dziurkę w jego brodzie i wciągając jego dolną wargę do ust. - Przelecisz ją tutaj przed wszystkimi?- z drugiej strony perkusji odezwał się nieznajomy głos. Rebekah obróciła głowę i dostrzegła Jona Mallory'ego, zanim Eric i stołek polecieli do tyłu, ciągnąc ją do tyłu. Zastukał talerz. - Ow - zaprotestował Eric. Jego ciało złagodziło jej upadek. - Wszystko w porządku, Reb?- zapytał Eric. Uśmiechnęła się na jego opiekuńczość. - Ze mną? To ty właśnie walnąłeś w podłogę. - Kim jest ta dziewczyna?- zapytał Jon, okrążając perkusję i wyciągając dłoń do Erica. Rebekah starała się nie gapić na Jona, który postarzał się o jakieś dwadzieścia lat, odkąd widziała go w telewizji, a minęło przecież tylko pięć lat. - Jest naszym nowym dźwiękowcem - powiedział Eric, wstając na nogi i pomagając Rebecce podnieść się z podłogi.
- Bez jaj? Jak ci na imię, kochanie?- Jon posłał jej przyjazny uśmiech. - Rebekah. - Jon. - No, tak. Chyba wiem, kim jesteś - uśmiechnął się, a jego szare oczy przesunęły się po jej ciele.- Podejrzewam, że to przez ciebie Marucs jest taki wściekły. Niemal oderwał mi głowę, gdy zapytałem go gdzie jest mój bas. - Lepiej, by z tym skończył - mruknął Eric. Rebekah rozumiała, dlaczego Marcus był taki wkurzony, ale nie zamierzała ustępować i zrezygnować ze swojej pozycji dźwiękowca, nawet gdyby miał pierwszeństwo. Musiała spełnić oczekiwania Dave'a i zespołu, a co najważniejsze, swoje własne. - Przypuszczam, że powinnam popracować nad mikrofonami powiedziała.- Jesteście gotowi do próby? - Wolałbym cię zachować jako swój werbel - Eric powiedział i objął ją. - Brzmi to dość brutalnie - powiedział Jon. - Trzymać ją między swoimi nogami. - Nie wolałbyś być między jej? - Może kiedyś - powiedziała i wykręciła się z uścisku Erica. Przejrzała skrzynie ze sprzętem i znalazła mikrofony, o których dzień wcześniej czytała w notatkach Dave'a. Ustawiła je z pamięci, upewniając się, że były w odpowiednim miejscu i odległości od bębnów. - Jesteś pewna, że już wcześniej tego nie robiłaś?- zapytał Eric, gdy przyglądał się jej pracy. - Robiłam. Na studiach i praktykach. Tylko nigdy mi za to nie płacono. Poza tym, Dave dał mi świetne instrukcje - mowa o tym, co zostawiła w ciężarówce ze sprzętem. Pewnie przyda się jej do skonfigurowania połączeń.Zaraz wrócę - wyszła z sali i skierowała się do ciężarówki, która była już pusta. Wzmacniacz, na którym zostawiła notes, zniknął. Notes także. Serce Rebeki zamarło. Pobiegła za budynek i znalazła tam Jake'a, który nastrajał gitary Treya. - Hej, Jake, widziałeś notatnik z czarną okładką? Zostawiłam go na wzmacniaczu w ciężarówce w teraz go nie ma. - Przykro mi, kochanie, nie widziałem go. Może Marcus albo Travis wiedzą gdzie jest. Rebekah następnie zapytała Travisa. Naprawdę miała nadzieję, że to nie Marcus go znalazł. Pewnie powiedziałby coś ostrego na to, że go potrzebowała. Travis pomagał komuś kogo jeszcze nie poznała, za panelem oświetlenia.- Hej, Travis!- zawołała.- Widziałeś gdzieś tu mój notes? Zostawiłam go w ciężarowce. - Przykro mi, cukiereczku, ale nie widziałem go. - Myślę, że Marcus go ma - powiedział tymczasowy technik. Wspaniale. - Coś się stało, Reb?- zapytał Eric. Teraz jego werbel znajdował się na
swoim miejscu i przesuwał lekko swoje bębny i talerze, aby ustawić je w korzystniejszej konfiguracji. - Nic - zapewniła go. Jej serce waliło, gdy podeszła do Marcusa, który podłączał przewody do płyty rezonansowej obok sceny. Naprawdę nie chciała stawiać czoła temu facetowi. - Um, Marcus?- zapytała. Spojrzał na nią i zwrócił swą uwagę z powrotem na swoją prace. - Co? - Chyba zapodziałam notes swego brata. Widziałeś go? - Nie. Podłączył kolejny kabel i mogła stwierdzić, że ich rozmowa dobiegła końca. Nie była pewna, czy mu uwierzyć czy nie. Pewnie dokładnie wiedział, gdzie był jej notes, ale nie zamierzała go oskarżać. I tak już wystarczająco ją nienawidził. - Dobra, dzięki - powiedziała. Pewnie mogła podłączyć większość nagłośnienia z pamięci. Niuansem była tylko konkretna konfiguracja Dave'a, która ją martwiła. Chciała, by podczas koncertu wszystko było idealnie. Chciała zrobić dobre wrażenie na zespole. Chciała im udowodnić, że mogła wykonywać tą prace i udowodnić sobie, że nie była porażką we wszystkim czego próbowała. Miała prace. Odkąd Eric był już przy swojej perkusji, to najpierw sprawdził jej dźwięk. W ciągu dwóch minut przyszedł Marcus, by ją opieprzyć. - Najpierw musisz podłączyć gitary pod wzmacniacze, zanim zaczniesz sprawdzać dźwięk perkusji. Chociaż stał zbyt blisko, by podkreślić swój wzrost, to nie ugięła się. Nawet o cal. - Robisz rzeczy po swojemu i ja także. Marcus gapił się na nią z otwartymi ustami. Odwróciła się do konsoli, ignorując go, gdy tak stał gapiąc się na nią. Po pewnym czasie Eric brzmiał wspaniale, a załoga ustawiła biały, mały fortepian na scenie. Pracowała przy kilku różnych konfiguracjach mikrofonów. Ostatecznie przyszedł Jace, by pomóc jej z akustyką fortepianu, grając w kółko intro do „Sever”, aż była zadowolona z jego dźwięku. - Brzmi wspaniale, Reb!- Travis zawołał z olinowanej sceny powyżej. Robił coś z laserowymi światłami, które próbował przyłączyć do fortepianu. Lśniąca, biała farba odbijałaby kolory podczas koncertu. Rebekah nie mogła się doczekać, by zobaczyć ten efekt w akcji. - Nie oślepiaj mnie, gdy gram - Jace zawołał do niego. - Masz coś przeciwko, by zagrać jeszcze raz?- powiedziała Rebekah.Myślę, że mam to, ale wolałabym się upewnić. Jace uśmiechnął się i skinął głową. Ten facet był tak diabelnie słodki ze swoimi blond kędziorami i ciemnym zarostem. Jego słodki uśmieszek w połączeniu z jego ciemnymi oczyma zamroczył ją na chwilę. Gdy palce Jace'a
przesunęły się po klawiszach, wyrwało się jej. - Fortepianowe intro jest wspaniałe, Jace - Rebekah powiedziała, gdy znowu dokończył kawałek.- Napisałeś je? Jace zaczerwienił się i pokręcił głową. - Brian napisał oryginalną gitarową solówkę, a Eric dostosował ją do fortepianu. Ja ją tylko gram. - Nowy album ma wiele kawałków z fortepianem? Jace znowu potrząsnął głową. - Tylko kilka. Nie byliśmy pewni, jak odbiorą to fani. Jak na razie podoba im się. Eric pojawił się obok Rebeki. - Nieporozumienie. Singiel radzi sobie lepiej, niż jakiś w przeszłości. Trójnogu, wymiatasz!- Eric uderzył pięścią w pięść Jace'a, który rozpromienił się na jego komplement. Jon Mallory zmarszczył nos i spróbował dostosować bas do piosenki. Ponieważ nie była to jedna z piosenek, które napisał, gdy był częścią zespołu, to Jon nigdy jej nie grał. Co było oczywiste przez chaotyczne dźwięki, jakie wydobywały się z jego instrumentu. - Cholera. Nie łapię tego trójwiersza - poskarżył się Jon.- Dlaczego do cholery to takie skomplikowane? - Ponieważ Trójnóg jest niesamowity - powiedział Eric.- Wiesz, zainspirowałem go, by został basistą. Rebekah uśmiechnęła się na jego oczywistą dumę. - Nie wiedziałam o tym. - Żałuję, że mu kiedykolwiek powiedziałem - odezwał się Jace. Zsunął się z ławki pianina.- Nigdy już o tym nie zapomni. - Facet powinien się chwalić, jeśli ma czym - Eric poklepał entuzjastycznie Jace'a po plecach. Rebekah roześmiała się. - Myślałam, że będziesz w takich sprawach skromniejszy. - Psssh, pieprzyć to. Zawsze chwal się tym, co to spowodowała. Zwłaszcza jeśli jest się odpowiedzialnym za zainspirowanie najlepszego basisty, jaki kiedykolwiek żył. Jace zaczerwienił się. - Jasne - warknął Jon. - Daj spokój, Jon - powiedział Jace.- Popracuję z tobą nad basem podszedł na bok sceny i podniósł błyszczącą, czarną gitarę basową. Jon wyglądał na rozdartego między niechęcią a wdzięcznością. Westchnął głośno i skinął głową. - Nie chcę tego spieprzyć. Sed szuka powodu, by zatrudnić muzyka studyjnego i odesłać mnie. - Możecie zawsze puścić nagrany utwór - zasugerowała Rebekah. Eric spojrzał na nią, jakby właśnie nazwała jego mamę dziwką.
- Nie?- spytała. - Nie ma mowy. Nie wierzę, że w ogóle to zasugerowałaś. Myślisz, że kim jesteśmy? Pieprzonymi fujarami? - Przepraszam. - Nie sądzę, bym kiedykolwiek mógł ci wybaczyć - odwrócił się do niej plecami i odszedł. Patrzyła na jego oddalające się plecy przez chwilę, zanim za nim pobiegła. Pewnie nacisnęła zły guzik. Nie chciała. Kiedy go dogoniła na środku sceny, chwyciła go za ramię i stanęła przed nim. - Przepraszam, Eric. Nie wiedziałam... Próbował zachować poważny wyraz twarzy, ale nie udało mu się i jego grymas przełamał uśmiech. - Mam cię. Rebekah walnęła go w brzuch i roześmiał się. - Droczyłeś się ze mną? - Nie bardzo. Jesteśmy znani z występów na żywo. Nigdy nie pomyślelibyśmy, by użyć nagranego utworu, ale tak naprawdę, to nie uraziłaś mnie swoją sugestią. - Więc dlaczego... - Byś zwróciła na mnie uwagę. - Nie sądzę, bym kiedykolwiek miała przyzwyczaić się do twojej szczerości. Zmarszczył brwi w skupieniu. - Czy to źle? - Nie, to tylko nienormalne - przygryzła wargę. Całkowicie źle to powiedziała. Roześmiał się. - Normalność jest nudna. Myślałem, że z tym się już zrozumieliśmy. Cóż, tak, ale gdy ona starała się być inna, to jemu przychodziło to naturalnie. W dziwny sposób zazdrościła mu tej wolności bycia sobą. - Zdecydowanie nie jesteś nudny - powiedziała mu.- Po prostu nie nadążam za tobą. - Szerze, to myślę, że wykonujesz świetną pracę. Większość dziewczyn do tego czasu się poddawała. Trudno było jej w to uwierzyć. - Cóż, ja nie jestem jak większość dziewczyn. - Właśnie to lubię w tobie najbardziej. I właśnie zaczął mówić o tym tak otwarcie, nie dając jej czasu na refleksję, czy zastanowienie się. Wiedziała dokładnie, do czego zmierzał. Stwierdziła, że było to dziwnie orzeźwiające po tych wszystkich mieszaniach w głowie przez jej matkę i Isaaca, przez które przeszła w ciągu kilku ostatnich lat. - Ja nie zdecydowałam jeszcze co w tobie lubię najbardziej powiedziała mu z żartobliwym uśmiechem.- Jest zbyt wiele do lubienia.
Eric wciągnął oddech i znalazła się w jego ramionach, zmiażdżona na jego twardej piersi. - Gdzie byłaś przez całe moje życie?- pocałował ją w czubek głowy, a jego serce waliło przy jej uchu jak bęben basowy. Ktoś odchrząknął za nimi. - Spadaj - nalegał Eric i ścisnął Rebekę jeszcze mocniej. - Musimy przeprowadzić próbę, Sticks - Sed powiedział rozbawionym tonem.- Możesz później poprzytulać się do swojej nowej dziewczyny. Eric odsunął się nieco i wyciągnęła szyję, by na niego spojrzeć. - Mogę się później do ciebie przytulić?- zapytał ją. - Wolałabym, byś patrzył jak biorę prysznic - szepnęła. Jego ciało zesztywniało. Tak, jego całe ciało. - Uch - znowu mocno ją ścisnął.- Poważnie? - Ciii. Idź na próbę. Ja mam pracę do zrobienia. Gdy już uporała się z synchronizacją wzmacniaczy gitar z konsolą - Trey i Brian byli fenomenalni - to odwróciła się, by podpiąć mikrofon do wokalu Erica. - Sądzę, że będziemy musieli poradzić sobie z słuchawkowym modelem - powiedziała mu.- Nie możesz machać głową jak to zwykle zrobisz, bo inaczej odpadnie - znieruchomiał, gdy wsunęła słuchawkę na miejsce, dostosowując ją.- Wygodnie? - Wyglądam jak pilot myśliwca?- zapytał, patrząc na nią z krzesełka swoimi błyszczącymi, niebieskimi oczyma. Uśmiechnęła się. - Nie wiem, czy ta fryzura jest dozwolona, żołnierzu - pochyliła się bliżej i szepnęła mu do ucha.- Lubisz przebieranki w sypialni?- zawsze uważała, że byłoby zabawnie udawać kogoś innego podczas kochania się, a jego pytanie, czy wyglądał jak pilot myśliwca podsunęło jej kilka różnych scenariuszy. Isaac uważał, że była śmieszna, gdy wspomniała o założeniu kostiumów. Był bardzo sztywną indywidualnością. Bardzo prawidłową. Był dobrym mężczyzną. Zasługiwał na dobrą żonę. Taką, która dałaby mu dzieci. - Co - masz na myśli, że byłabyś amazońską kobietą, a ja byłbym pilotem myśliwca, którego samolot rozbił się w dżungli? I ponieważ uratowałaś mi życie, to muszę spełnić każdą twoją erotyczną zachciankę w podzięce?- wypalił. Każdy facet w ekipie i zespole roześmiał się. Mikrofon Erica był podłączony. Rozejrzał się dookoła nerwowo, czerwieniąc się. - Tak, dokładnie to - Rebekah mruknęła do jego mikrofonu. Śmiech zmienił się w udręczone jęki. - Kurwa, tak. Chodźmy. Cmoknęła go w usta i spojrzała w jego oczy. - To było retoryczne pytanie. Uderzył się w czoło.
- Jesteś bardzo niedobra dla mojej anatomii, maleńka. - Jutro będziesz się cieszyć drugą lekcją - szepnęła mu do ucha i odsunęła się. Warknął, a następnie spontanicznie zagrał solówkę, przez co jego ręce i nogi poruszały się w mgnieniu oka. Z mikrofonem Erica we właściwym miejscu, Sinnersi przećwiczyli nową piosenkę od początku do końca. Rebekah na moment zapomniała o swych obowiązkach, gdy przyglądała im się z przyjemnością. Na fortepianowe intro Jace'a opadła jej szczęka. Jon poradził sobie z nowym stylem basu, a był on twardy i ciężki. Gitarowe riffy Briana i Treya brzmiały rewelacyjnie, wokal Seda był niezrównany. Kiedy dotarli do refrenu, głos Erica dobiegł z głośników i pod Rebeką ugięły się kolana. Nie sądziła, by coś mogło przebił połączone wokale ryczącego Seda i melodii Erica, aż Brian i Trey w połowie piosenki rozpoczęli swój pojedynek na solówki. Po minucie sześciostrunowej doskonałości, ukończonej przez krótką solówkę dwóch rąk Jace'a, który przejął bas po tym, jak zakończył swoje fortepianowe solo. Perkusja Erica była dopasowana w idealnym rytmie i Rebekah przypomniała sobie, dlaczego zakochała się w muzyce tego zespołu. Byli idealni. Dopiero pod koniec piosenki zauważyła, że powinna dokonać korekt na konsoli. Nie była pewna, czy można było poprawić coś, co już było doskonałe. Założyła swoje słuchawki i przemówiła do mikrofonu, który przekierował jej głos do słuchawkę członków zespołu i ekipy, którzy mieli usłyszeć jej polecenia. - To było niesamowite, chłopaki. Możecie zrobić to jeszcze raz od początku, bym mogła zrobić kilka korekt? - Reb, seksownie brzmisz - głos Erica dobiegł z głośników. - A już myślałem, że to Brian był romantycznym idiotą w grupie - Sed droczył się, ale uśmiechał się od ucha do ucha. - Cóż, brzmi, co nie?- nacisnął Eric. - Całkowicie się zgadzam - powiedział Trey.- Wolę słuchać seksownego głosu Rebeki, niż Dave'a czy Marcusa. Serce Rebeki zabiło mocniej w jej piersi. Co było w Treyu Millsie, że tak szybko rozpracowywał dziewczynę Pewnie to przez tembr jego głosu, który był połączony z jakimś uwodzeniem w jego mózgu, który żądał natychmiastowej uległości dla jego woli. Nawet nie musiał próbować. Pracowali przez całe popołudnie. Chłopakom w ogóle nie przeszkadzała drobiazgowość Rebeki. Najwidoczniej w porządku było to, że perfekcja piosenki była ważna dla niej tak samo jak dla nich. Nigdy nie czuła się tak dobrze, pracując z tak profesjonalną i utalentowaną grupą muzyków jak Sinnersi. Pracowali podczas obiadu, a gdy otwierający zespół chciał zacząć próbę przed koncertem, to poszli za scenę na posiłek. Miejsce gwarantowało przekąski w lunchu w postaci mięsa, sera i krakersów. Warzyw i dipów. Owoców i przekąsek. Nic nie było warte, by nakarmić ciężko pracujących mężczyzn. Rebekah żałowała, że nie miała czasu, by ugotować im wspaniały
posiłek. Postanowiła, że zrobi im go następnego wieczoru. Podczas gdy wypełniała swój własny talerz kawałkami pieczonej wołowiny i sera cheddar oraz miniaturowymi kawałkami chleba, to Eric przepchnął się w kolejce i stanął obok niej. - Wykonujesz świetną robotę- powiedział. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się. - Brzmisz na zaskoczonego. - Myślę, że wszyscy się martwiliśmy, że Dave chciał abyś zajęła jego miejsce, tylko po to by cię uszczęśliwić, ale tak właściwie to jesteś wspaniała. Zatrudniłbym cię nawet gdybyś nie była spokrewniona z Dave'em. Przewróciła oczami. - Cieszę się, że jesteś zadowolony. Jego oddech potargał jej włosy, gdy pochylił się blisko do jej ucha. - Jesteś gotowa na ten prysznic? Zachichotała. - Po koncercie. Dobrze? - Nie, nie dobrze. Muszę cię zobaczyć nago tak szybko jak to możliwe. Cały dzień doprowadzasz mnie do szaleństwa. Gęsia skórka wyskoczyła wzdłuż jej karku i szyi. I nie była to jedyna rzecz, jaka powstała. Stwardniały jej sutki. Ciepło i wilgoć zalały jej nagle pulsującą cipkę. Przycisnęła ramię do Erica, pochłonięta potrzebą dotknięcia go, a chciała dotknąć coś więcej niż tylko jego ramię. - Kto wstrzymuje kolejkę?- ktoś wrzasnął z przeciwnego końca stołu. Rebekah wróciła do swych zmysłów i znowu zaczęła dodawać rzeczy na swój talerz. - Później - szepnęła.- Chociaż nie powiem, że nie jestem wystawiona na pokusę. Przenośny stół piknikowy został ustawiony dla nich i Eric usiadł na ławce obok Rebeki. - To jedzenie nie wystarczy nawet by nakarmić wróbla - narzekał Sed.Cholera, umieram z głodu. Rebekah podejrzewała, że mięśniaki potrzebowali więcej jedzenia niż ona. - Jutro przyrządzę ogromną porcję kurczaka enchiladas - powiedziała Rebekah.- Co ty na to? Sed zawarczał na swój malutki talerz. - Jutro - Sed mówi, że brzmi to wspaniale, ale teraz Sed planuje rozłożyć grilla. - Zamówię coś dla was - Rebekah zaczęła się podnosić. Eric objął ją w talii, by zatrzymać ją na miejscu. - To nie twoje zadanie. - Ale... Eric złapał nieznajomego przechodnia.
- Idź zamówić dwadzieścia pizz i przynieś zimne piwo. - Uch... - Teraz. I upewnij się, że będzie pizza z anchois i cebulką dla Trójnoga. - I z ogórkami i ananasem dla Sticksa - dodał Jace. - Dobra, muszę o to zapytać - powiedziała Rebekah.- Dlaczego nazywasz go Trójnogiem? Jace zaczerwienił się po koniuszki swoich farbowanych na blond włosów. - Bo praktycznie ma trzy nogi - powiedział Eric.- Dwie prawdziwe i największego kutasa jakiego kiedykolwiek widziałem. - Ja też - Trey zgodził się i wgryzł się w szczególnie soczystą truskawkę. - A Trey widział wiele fiutów - droczył się Eric. Trey spojrzał w zdumione oczy Rebeki. - Prawda. Ale jestem w nastroju na coś bardziej kobiecego odką dołączyła do nas Rebekah. Eric mocniej ją objął i przyciągnął pewnie jej ciało do swego boku. - Patrz gdzie indziej, Mills - powiedział. Trey tylko się roześmiał. Wreszcie pizze dotarły, co zainspirowało zespół otwierający do przyłączenia się do uroczystości za sceną. Było tak głośno, że Rebekah poszła z powrotem do konsoli, aby uciec od tłoku i sprawdzić oprogramowanie po raz dwudziesty. Jej pierwszą wskazówką, że coś było nie tak, był fakt, że monitor na środku panelu z przełącznikami był czarny. Wcisnęła włącznik, ale nic się nie stało. Następnie podążyła za kablem i odkryła, że był odłączony. Wzięła głęboki oddech, zduszając panikę i podłączyła go. Kto odłączyłby konsole dźwiękową? Teraz będzie musiała przeładować wszystkie swoje programy z pamięci operacyjnej. Dobrze, że spostrzegła to zanim zaczął się koncert, bo inaczej byłaby zbyt zdenerwowana, by zdążyć na czas. Załadowała wszystkie programy oprócz jednego. Ten jeden, który dopiero co stworzyła i zapisała dla „Sever” zniknął. Wiedziała, że go zapisała. Wiedziała. Ktoś go usunął. Znała tylko jedną osobę, która wiedziała jak to zrobić i miała motywację. Marcus. Była tak wkurzona, że łzy zalały jej oczy. Gdyby możliwe było wystrzelenia czterdziestu stopowych pióropuszy ognia z nozdrzy, to robiłaby za smoka ziejącego ogniem. Ktoś stanął za nią i odwróciła się na pięcie, by skonfrontować się z osobą na tyle głupią, aby naruszyła jej przestrzeń osobistą. Otworzyła usta by krzyknąć, ale opadła jej szczeka, gdy rozpoznała Erica. Nie było sensu się na nim wyżywać. Zablokowała oszołomioną minę Erica, odwracając się z powrotem do swej płyty rezonansowej. - Przyniosłem ci piwo - powiedział. - Myślę, że trzeba mi czegoś mocniejszego niż piwo - ryknęła. Podał jej srebrną flaszkę. Wzięła haust tequili i załaskotały ją włoski w
nosie. Może jednak faktycznie zionęła ogniem. Wyciągnęła flaszkę w jego stronę i wziął ją od niej. - Co się stało?- zapytał. - Ktoś usunął program do „Sever”. Ten, który udoskonalałam po godzinach pracy. Mojej pracy. Pracy zespołu. Argh! - Ktoś go usunął? Dlaczego ktoś miałby go usunąć? Może gdzieś go zapodziałaś. Spojrzenie, jakie posłała mu przez ramię, sprawiło że cofnął się o krok. - Dobra, cofam to. Możesz go jakoś odzyskać? - Może - miała nieco doświadczenia w komputerowym hakerstwie. Tylko nie była pewna, czy to wystarczyło. Eric stał, obserwując mały monitor, gdy wprowadzała kody DOS. Odnalazła plik. Usunięty. Około godziny wcześniej. Gdy była za sceną. - Widzisz - splunęła.- Ktoś celowo go usunął koło godziny temu. - Wtedy, gdy jedliśmy obiad. - Cóż, większość z nas. Kogo brakowało? Eric pokręcił głową. - Nikogo, kogo bym pamiętał. Ona także nie pamiętała, by kogoś brakowało z zespołu. Nie zwracała na to zbytnio uwagi. - Wiem, że to był Marcus. Po prostu wiem. - Ale przez cały czas był z nami za sceną. Widziałem go. Wiedziała w środku, że to był on, ale była również pewna, że Eric nie skłamałby, iż widział Marcusa za kulisami. Eric w ogóle nie kłamał. - Możesz odzyskać plik?- zapytał. - Tak. Będzie uszkodzony i będę musiała zrobić kilka poprawek, ale chyba pamiętam program, by wypełnić braki w kodzie. Przez cały czas pracowała w pocie czoła, aż była zadowolona, że plik nie był uszkodzony i będzie działał tak jak powinien, gdy nadeszła pora, by Sinnersi zagrali piosenkę. - Skończyłaś?- zapytał Eric. Przez cały czas cierpliwie stał, bez protestu tolerując jej przekleństwa i tyrady. - Tak. Nie ruszę się stąd, aż koncert się nie skończy - powiedziała. Eric odwrócił ją do siebie twarzą i odgarnął jej włosy z twarzy. - Rano naprawdę byłem pod wrażeniem, gdy skonfigurowałaś dźwięki. Teraz jestem całkowicie zaskoczony. Odszukał jej usta i pocałował ją głęboko. - Jesteś niesamowita - powiedział w jej usta. Przyciągnął ją bliżej. Pocałował bardziej głęboko, muskając jej język swym i possał jej wargi z tkliwością. Chwycił w dłonie jej piersi i ścisnął je. Zdecydowanie było to nieodpowiednie miejsce, ale naprawdę go pożądała. I chciała być z nim uczciwa. Powiedzieć mu o sobie. Jeżeli będzie wracał po więcej, to była mu to dłużna.
- Eric - westchnęła i odsunęła się. Pochylił się, by skubnąć jej ucho. Zadrżała gwałtownie, zaciskając palce na jego piersi.- Eric, nie tutaj. - Właśnie to chcę teraz zrobić z twoją łechtaczką - szepnął. Possał jej płatek ucha i potarł go szybko czubkiem języka. - O Boże - wydyszała, a jej cipka spuchnęła w odpowiedzi. - I twojej cipce - wsunął język do jej ucha. Jej cipka zapulsowała. - Muszę...- och, wow.- Muszę ci powiedzieć. - Powiedzieć mi?- jego schrypnięty tembr głosu sprawił, że jej spuchnięte części ciała nieustannie pulsowały. Skinęła głową, wciąż się go trzymając i szczerze mówiąc, nie chcą, aby przerwał te zachęty szeptane do jej ucha, chociaż powinien. Stali na środku stadionu, niemal kochając się przy płycie rezonansowej. - O moim problemie s-seksualnym - powiedziała. - Nie wiedzę żadnego problemu. Jestem pewien, że też żadnego nie czuję. - P-posłuchaj. D-dobrze?- będąc na granicy łez, wzięła głęboki, drżący oddech.- T-to t-trudne dla mnie - cholera. Dlaczego zawsze jąkała się, gdy była zdenerwowana? Nienawidziła tego. Eric przestał i spojrzał jej w oczy. Naprawdę czuła się tak, jakby mogła powiedzieć mu o wszystkim. A znali się mniej, niż dwa dni a już... - Mam raka - wypaliła. Krew odpłynęła mu z twarzy i zachwiał się przy niej. - Co? - Jest teraz uśpiony. Może nie wróci. Może tak. Nie jestem pewna. - Chyba muszę usiąść. Kontynuowała. - Przeszłam przez leczenie. Już nie jestem chora. Pokonałam go. Wygrałam. Ale... - Umrzesz?- spytał drżącym głosem. - Nie. Nie! Nie dlatego ci o tym mówię. Nic mi nie jest. Naprawdę. Ja... powód... - wzięła głęboki oddech i zmusiła się do ciągnięcia.- Nie czuję się komfortowo podczas seksu, ponieważ... brakuje mi kilku części. W środku. - Nie rozumiem. - Miałam histerektomię.3 - Aby uratować cię przed rakiem? - T-tak. Przytulił ją tak mocno, że zaczęła się bać, że pękną jej żebra. - To dobrze. Dobrze? Nie było w tym niczego dobrego. - Nigdy nie będę mogła mieć dzieci. - No i? Tak długo jak tu jesteś, to kogo obchodzą takie rzeczy? 3 Histerektomia – zabieg chirurgicznego usunięcia macicy.
Łza spłynęła po jej policzku. Musiała mu powiedzieć o wszystkim, bo była pewna, że go chciała - Erica - w swym życiu. - W mym środku jest dziwnie. To znaczy dla faceta. Isaac powiedział... - Kim jest Isaac? - To mój chłopak. Były chłopak - wyjaśniła szybko.- Chciał, bym za niego wyszła, ale kazałam mu poczekać z oświadczynami, aż pokonam raka. Przez cały czas trwał u mego boku. Podczas leczenia i operacji. Promieniowania i procesu gojenia. Czekał, aż polepszy mi się, a potem staraliśmy się, no wiesz... - zaczerwieniła się. Rozmawianie o seksie z byłym chłopakiem z prawdopodobnym nowym chłopakiem było dziwne. - Zrobić horyzontalną mambę. Roześmiała się. - Tak. - Ale było strasznie, tak?- spytał z nadzieją. - Przerażająco - powiedziała szczerze.- Powiedział, że czuje się dziwnie w mym środku. Było to dla niego tak niepokojące, że nawet nie mógł utrzymać erekcji. Powiedział, że nie mógłby tego już ze mną robić. Już nigdy. - Cóż, najwidoczniej ma wiotkiego kutasa i jest kretynem. - Cóż, właściwie to jest lekarzem. - Lekarze także mogą być kretynami z sflaczałymi fujarami. Roześmiała się i przytuliła go. - Czasami. Powiedzieli mi, że umrę, ale tak się nie stało. W każdym razie, Isaac chciał założyć rodzinę, a ja nie mogłam mu tego dać, więc zerwaliśmy i odszedł. Przypuszczam, że tak było najlepiej. Ale to wciąż boli, że według niego byłam taka odpychająca. Nie sądzę, bym po tym kiedykolwiek jeszcze chciała uprawiać seks. Potarł ją po plecach i obejmował ją przez długi czas. Jego siła była tak pocieszająca, że zamknęła oczy i rozpłynęła się przy nim. - Więc nie możesz zajść w ciążę?- zapytał, gładząc ją po włosach. Pokręciła głową. - Również nie powinnam czuć popędu seksualnego, ale zdecydowanie temu zaprzeczyłeś. - Ty zaś mnie zdecydowanie podniecasz - mruknął. - Nawet gdy wiesz o... m-mojej deformacji? - Gdy będziesz gotowa, to sam chciałby poczuć, czy jest dziwnie. Nie mam wątpliwości, że bycie w tobie będzie idealne, bo cała taka jesteś. Podciągnęła nosem, starając się powstrzymać łzy, ale i tak popłynęły. - Dziękuję - szepnęła.- Nawet jeśli naprawdę tak nie myślisz. Przycisnął jej głowę do swego walącego serca. - Czy kiedykolwiek cię okłamałem?- zapytał. Pokręciła głową. - Więc widzisz. Powiedz mi tylko, gdy będziesz gotowa. Wiesz, że jestem gotów. Mój penis nigdy nie jest sflaczały.
Zaśmiała się i uniosła głowę, by na niego spojrzeć. - Obiecujesz, że nie skłamiesz, jeśli będzie dziwnie? Nie chcę, byś skłamał na ten temat. Nawet po to, by oszczędzić me uczucia. - Obiecuję. A gdy pocałował ją z nieporównywalną czułością, to wiedziała, że był jedynym mężczyzną, dzięki któremu znów poczuje się cała.
Rozdział 10
Po koncercie - który był całkowicie fenomenalny - Eric wyjrzał za zbyt niską, płytkową ścianę w łazience i zerknął na Rebekę. Spojrzała na niego przelotnie i puściła mu oczko, zanim odwróciła się do niego plecami i zaczęła się rozbierać. Znalazła go za sceną po koncercie i zapytała, czy naprawdę chciał obserwować ją pod prysznicem. Cóż, duh, oczywiście, że chciał. Powiedziała mu, że chce udawać, że nie wie, iż tam był, aż nie będzie mógł utrzymać rąk przy sobie i do niej dołączy. Nawet nie musiała mu pokazywać co chciała, by zrobił. Dokładnie tak odpowiedział, by patrzeć na nią pod prysznicem. Rebekah ściągnęła bluzkę przez głowę. Wyglądała bardzo seksownie w swoim białym, koronkowym staniku i niebieskich dżinsach. Eric oblizał wargi i spróbował kontrolować swoje podniecenie. Odpięła spodnie i zsunęła je w dół swych ud. Zakołysała biodrami, gdy zgięła się w pasie, by uwolnić jedną nogę ze spodni, a następnie drugą. Złożyła swoje ubrania i położyła na ławeczce, po czym sięgnęła do tyłu, by odpiąć swój stanik. Eric wstrzymał oddech, czekając na widok jej pięknych piersi. Jej sutki będą twarde? Świadomość, że patrzył, podniecała ją? Stała do niego tyłem, gdy ściągnęła swój biustonosz. Była bardzo dobra w udawaniu, że go tam nie było, niemal uwierzył, że była nieświadoma jego obecności.
Odwróciła się lekko i dostrzegł szczyt jej piersi i jej płaski brzuch. Skręciła swoje włosy długiego do ramion i spięła je z tyłu głowy. Każdy ruch był hipnotyzujący. Nieco okrutny. Jej majtki dołączyły do stosu ubrań na ławeczce i weszła pod prysznic. Gdy pierwszy strumień wody uderzył w jej skórę, krzyknęła zaskoczona. - Z-zimno!- zatańczyła dookoła, by uniknąć wody i Eric zachichotał. Zatrzymała się i odwróciła w jego stronę. - Jest tu ktoś? Cóż, duh, wiedziała że tam był, ale schował się za ścianą i udawał, że się ukrywa. - Chyba nie - wróciła pod strumień parującej wody i westchnęła z zadowoleniem. Miała jedną z tych miękkich gąbek, którą namydliła swe ciało. Wlała zdrową porcję mydła na gąbkę i zaczęła pomału przesuwać nią po skórze. Swych rękach. Piersiach. Brzuchu. Znowu po piersiach. Oczarowany Eric patrzył, przyciskając dłoń do rosnącego wybrzuszenia w rozporku. Musiał poćwiczyć długi dystans, aby mogła na bieżąco dawać mu lekcję. Bez względu na to jak bardzo chciał wyciągnąć swego pulsującego penisa i potrzeć go, podczas gdy namydlała swe ciało, to nie zrobił tego. Jeszcze. Muszę. Zachować. Kontrolę. Cholera, z pewnością tego nie ułatwiała. Rebekah odwróciła się i pochyliła, by umyć swe zgrabne nogi. Wyciągnął szyję, by zobaczyć tajemnicę między jej udami. Wciąż się pochylając do przodu, rozsunęła swoje wargi jedną dłonią i namydliła wrażliwe ciało swą gąbką. Teraz widział wszystko i chociaż wiedział, że żadna kobieta nie myła się tak, jeżeli nie chciała pokazać tego co miała do zaoferowania, to nie sprawiało to, iż było to mniej seksowne. Eric rozpiął spodnie i wsunął dłoń w bieliznę. Wyciągnął swego kutasa i przesunął delikatnie dłonią w górę i dół, po całej długości. To co naprawdę chciał zrobić, to zanurzyć się w śliskiej dziurce, którą Rebekah myła bardzo dokładnie. Modlił się, by prędko była gotowa na jego osobę. Pragnął jej bardziej, po tym jak powiedziała mu o swoich problemach, niż kiedykolwiek pożądał kogoś innego. Zaufanie, którym go obdarzyła, gdy opowiedziała mu o sobie, znaczyło dla niego wszystko. Masa mydli zgromadziła się na jej cipce i spływała w dół po jej udach. Eric żałował, że biała piana nie była jego spermą. Żałował, że palce, które wsuwały się w jej cipkę, nie były jego penisem. Żałował... - Naprawdę walisz sobie konia?- powiedział Trey.- Co do cholery jest z tobą nie tak? Jego fantazja pękła i Eric skrzywił się, gdy schował swoje przyrodzenie z powrotem do bokserek. - Spadaj. - Ona wie, że się na nią gapisz. - Taa. No i?
- Jeżeli nie potrafisz zaakceptować otwartego zaproszenia, to zajmie twoje miejsce. Eric sięgnął, by chwycić Treya za koszulkę, ale Trey już szedł ku Rebece z seksualną pewnością siebie, której Eric wiedział, że nigdy nie dorówna. Trey skopał buty i skarpetki, oraz ściągnął koszulkę przez głowę. Dołączył do Rebeki pod prysznicem, wciąż mając na sobie dżinsy. Rebekah sapnęła w zdziwieniu i odwróciła się, by na niego spojrzeć. - Trey. Przesunął dłonie po jej plecach i przyciągnął ją do swej długości, przyciskając jej piersi do swojego nagiego torsu. - Wyglądasz na samotną - wymamrotał. A potem pocałował. ją. Co za sukinsyn. Zazwyczaj, gdy Eric patrzył jak jeden członek zespołu zaspokajał kobietę, to podniecało go to. Ale gdy patrzył jak Trey całuje Rebekę, to w ogóle nie poczuł adrenaliny. Wkurzyło go to. Szedł ku nim, zanim zorientował się co robi. Chwycił Treya za rękę i oderwał go od uległej postaci Rebeki. Co do cholery? Po tym jak otworzyła na niego swe serce, to wciąż chciała Treya? - Zabieraj od niej swoje pieprzone łapy - powiedział Eric. Z szelmowskim błyskiem w oku, Trey uśmiechnął się do niego krzywo. - Dlaczego miałbym? - Bo nie chcę, byś ją dotykał. Jeżeli znowu ją dotkniesz, to... to... - To co? Eric zacisnął dłonie w pięści. - To skopię ci dupę. - Nie przeszkadza mi to, że mnie całuje - powiedziała Rebekah. Eric poczuł, jakby ktoś przycisnął rozgrzane żelazo do jego serca. - Ale Eric i ja mamy układ - dodała. - Układ?- zapytał Trey. - Więc jeśli nie chce, byś mnie całował lub dotykał - Rebekah przesunęła dłonią w dół brzucha Treya i po wybrzuszeniu w jego spodniach.- ... albo bym ci obciągała, gdy on patrzy, to nie zrobię tego. Eric był rozbity między byciem naprawdę wkurzonym na Treya za naruszenie tego, co już uważał za swoje terytorium, a byciem podnieconym przez myśl Rebeki na kolanach, która ssała by penisa pod prysznicem. Nie Treya. Jego. - Wolałbym, by Trey wyszedł i byś pocałowała mnie. Dotknęła mnie. Ssała... - Ciebie? Skinął głową. Uśmiechnęła się. - Nie da rady. Twoja następna lekcja przypada dopiero na jutro. - Lekcja?-zapytał Trey. Wciąż ją lekko obejmował. Woda spływała między ich nagimi torsami.
- To część naszego układu - powiedziała Rebekah.- Przykro mi, Trey. Ale muszę ci poprosić, byś wyszedł. Eric stłumił westchnienie ulgi. Wolałby, by wygoniła Treya dlatego, że nie była nim zainteresowana, ale Eric przyjął to, co mógł. - Niby od kiedy wolisz uczestniczyć niż patrzeć?- Trey zapytał Erica. - Wciąż lubię patrzeć. Tylko nie z tobą - powiedział Eric.- Albo z kimkolwiek innym. Trey zaskoczył go, uśmiechając się. - Świetnie. Moja misja tutaj dobiegła końca - puścił Rebekę i wysunął się spod prysznica w mokrych dżinsach.- Spraw, bym był z ciebie dumny, stary. Co? Trey pozbierał swoje porozrzucane ubrania i buty i wyszedł z szatni. - Na czym stanęliśmy?- zapytała Rebekah. - Wierzę, że myłaś się, a ja dotykałem siebie. - Dotykałeś siebie? Jej dłoń wsunęła się w przód jego dżinsów i musnęła nią jego penisa. Jego bielizna oddzielała ich skórę, ale to nie powstrzymało go od wciągnięcia oddechu przez zęby. - Pokaż mi, Eric. Chcę zobaczyć. Wiedząc, że nie będzie w stanie utrzymać przy sobie rąk, gdy była tak blisko, podszedł do ławki, gdzie złożyła ubrania i usiadł. - Spraw, bym cię chciał, Rebekah - mruknął Eric. - Jak? - Szczerze, to nie musisz robić niczego innego oprócz stania tam. Więc stała, opierając dłonie na biodrach, a woda obmywała jej wspaniałe ciało i to starczyło, by jej pragnął. - Ściągnij z siebie ubrania - powiedziała.- Chcę cię zobaczyć całego. Podeszła do niego i ściągnęła jego przepoconą koszulkę przez głowę. Jeżeli ktoś potrzebował prysznicu po koncercie na żywo, to właśnie on. - Teraz spodnie - powiedziała, przesuwając palcami po bokach jego żeber. Pociągnęła go za sutek po drodze w dół na tyle mocno, że napiął brzuch. Eric ściągnął buty i uniósł biodra z ławki, by ściągnąć spodnie i bokserki. Pochyliła się nad nim, przesuwając palcami po długości jego penisa. Jego całe ciało szarpnęło się nieoczekiwanie. - Wiem, że powiedziałam, że druga lekcja nastąpi dopiero jutro, ale chyba będę oszustką. Zamierzam dzisiaj ci obciągnąć. Pewnie więcej niż raz. Chcę twoją spermę w swych ustach. By ją posmakować. By poczuć, jak uderzasz w tył mego gardła. By ją połknąć. Jęknął. - Chcesz tego? Skinął głową.
Spojrzała przez jego ramię. - W drzwiach jest zamek? Jej słowa dotarły do niego z opóźnieniem. Jej bliskość i obietnice, które wyszły z jej ust, rozbiły jego racjonalne myśli wraz z podmuchem wiatru. - Sprawdzę - powiedział w końcu. Zmusił się, by wstać z ławki i zatoczył się do drzwi. Miały zasuwę. Gdy je zamknął, wrócił, by znaleźć Rebekę z powrotem pod prysznicem, która namydlała swoje piękne piersi. Patrzył na nią ze swego miejsca, kompletnie zahipnotyzowany jej ruchami i sposobem w jaki udawała, że go tam nie było. Była dla niego taka idealna. Wszystko w niej. Doskonałe. Nigdy nie wierzył, że jakaś osoba była dostosowana specjalnie do niego, aż do teraz. Zaczął myśleć jak Brian von Romantyk de Głupiec. Słabe. Ale z drugiej strony całkowicie właściwe. Eric powoli podszedł do niskiej ściany, nie odrywając wzroku od Rebeki. Stał tam przez kilka minut, patrząc jak ja bawiła się niecierpliwie swymi sutkami, aż nie mógł tego znieść i dołączył do niej. Rebekah jęknęła, jakby była zaskoczona obecnością Erica i zakryła swoje namydlone, mokre piersi obiema dłońmi. - Och, monsieur - powiedziała z kiepskim francuskim akcentem.Przepraszam za moje wykroczenie w twojej prywatnej łazience. Jak długo przyglądałeś się, jak spływa po mnie woda? - Zbyt długo. Nie mogłem trzymać się z dala przez kolejną minutę. - Mam nadzieję, że nie ukażesz mnie zbyt ostro, monsieur. Jak ucieknę przed tak diabelsko przystojnym paniczem?4 Eric zawahał się. - Grabie? Do liści i śmieci? Rebekah odrzuciła głowę do tyłu i roześmiała się, aż Eric myślał, że zemdleje z braku powietrza. Kiedy w końcu przestała wyć ze śmiechu, to otarła łzy rozbawienia z oczu i zaczęła się droczyć ze swoim francuskim akcentem. - Myślałam, że moglibyśmy zagrać w jedną z tych gier o udawaniu o których mówiliśmy - szepnęła. Od razu wyobraził ją w sobie w obcisłym stroju pielęgniarki. Według niego, to mogła sprawdzać jego refleks przez całą noc. - Wymaga to myślenia z mojej strony? Bo jestem teraz zbyt podniecony, by myśleć. - Cóż, mój przystojny, diabelski panicz - oznaczała łajdaka, nie grabki może powinieneś w zamian zażądać przysług od młodej, niewinnej służącej. Jak nie patrzeć, to nagrzeszyła w twojej prywatnej łazience. Jedyne co może zrobić, to cię zadowolić. - To kiepskie, nawet jak na mnie - powiedział Eric. - To tylko zabawa. Idź z prądem. 4 Gra słów. Reb użyła słowa „rake”, które w angielskim oznacza grabie i panicza (okej, może hrabiego czy coś, acz nie chciało mi się szukać, przeto wywnioskowałam z sensu dialogu xd)
- Dobra, ale nie zezłość się na mnie, gdy będę bardziej diabelski niż paniczyk - uśmiechnął się, mając nadzieję, że wyglądał bardziej demonicznie, niż kiepsko.- Mademoiselle, w... Francji? Obowiązują kary za takie wykroczenia. Rebekah skinęła głową, uśmiechając się, całkowicie oderwana od swej postaci. - Proszę, monsieur, nie każ mi się stawać przed władzami. Zrobię wszystko. - Wszystko? - Tak, tak, wszystko. - Wymagam tylko jednego pocałunku - mruknął i objął ją ramionami, by przyciągnąć ją blisko siebie. - To wszystko?- powiedziała, znowu tracąc swój akcent. - To więcej, niż zasługują na to grabie - pochylił głowę i pocałował ją. Smakowała jak czyste niebo. Jej miękkie krągłości przycisnęły się do jego twardej piersi. Wypełnił swoje dłonie jej śliskim ciałem i pozwolił sobie na poznanie każdego kawałka jej ust. Coś między nimi się zmieniło. Pojawiło się wzajemne zaufanie. Więź. Zrodziła się po jej wyznaniu o raku i jej durnym byłym chłopaku. Eric przysiągł, że nigdy nie zrobić niczego, co zachwiałoby jej zaufanie. Nie chciał posuwać się do przodu zbyt szybko, by jej nie wystraszyć. Zamierzał przez jakiś czas mieć ją przy sobie. Jak przez wieczność, a może nawet dłużej. Oderwała usta. - Monsieur, co wbija się w mój brzuch?- zatrzepotała rzęsami. Cóż, jeżeli nalegała, by posunąć się szybciej i wprowadzić w życie jego fantazje, to nie zamierzał się opierać. Za bardzo. - Tak właśnie się dzieje, gdy mężczyzna trzyma w ramionach nagą laskę. - Laskę? - To znaczy niewinną... jak ją nazwałaś? - Niewinną, młodą służącą - szepnęła. - Racja - odchrząknął. Miał wyjątkowo trudny czas na skoncentrowaniu się.- Właśnie to się dzieje z mężczyzną, gdy trzyma w ramionach niewinną, młodą służącą. Zwłaszcza cholernie wspaniałą, nagą o imieniu Rebekah Blake. - Nigdy nie widziałam czegoś takiego, monsieur - powiedziała, otwierając szeroko oczy w zdumieniu.- Mogę sprawdzić ten cudowny okaz? - Cudowny okaz?- tym razem to Eric się roześmiał.- Pewnie, maleńka, sprawdzaj sobie mój cudowny okaz ile chcesz. Jej mała dłoń owinęła się wokół jego penisa i pogładziła jego długość. - Jest taki twardy i gorący. Skóra jest taka gładka - potarła kciukiem rozszerzoną główkę, na co wciągnął drżący oddech przez zęby.- Przyjemnie, monsieur?
- Tak, jest naprawdę cudownie. Łagodnie potarła główkę jego penisa. Jego podniecenie już było blisko granic wytrzymałości. Dotknęła kropelki przedwczesnego wytrysku swymi opuszkami. - Co to?- zapytała, zbierając malutką kropelkę płynu swym kciukiem i wcierając go w swój język.- Och, monsieur, przepysznie smakujesz. Jest więcej niż tylko ta odrobinka? Eric próbował coś wymyślić, by kontynuować ich małą gierkę, ale najlepsze co wymyślił, to było tchnienie: - Tak. Przesunęła się w dół jego ciała i niepewnie polizała główkę jego penisa. - Jakim sposobem mogę dostać z niego więcej?- zapytała. - P-possij. Possała. Zaplątał palce w jej jedwabistych włosach, gdy ssała mocno i kołysała głową, aby pocierać wargami o jego wrażliwe ciało. Patrzył, jak go ssała, jak jego penis znikał w jej słodkich usteczkach. Jego oddechy przeszły w podekscytowane westchnienia. Jego przyjemność narastała. I narastała. O Boże. Zwalczył orgazm, ale jak zwykle jego ciało nie współpracowało z jego wolą. Przywarł do jej głowy i pchnął głęboko w jej gardło i cofnął się, gdy doszedł z ochrypłym krzykiem. Połknęła jego spermę, a mięśnie jej gardła zacisnęły się wokół jego główki i zdecydowanie nie mógł tego znieść. - Och Boże, Reb. Przestać. Jest aż za dobrze. Nie mogę... Wyssała go do sucha i cofnęła się, wypuszczając go ze swych ust. - Och, monsieur, było to takie przepyszne. Chciałabym więcej. - Daj mi pięć minut - powiedział bez tchu. Wstała i przytuliła się do jego piersi. - Dziwnie się czuję między swymi nogami, monsieur. Co to może oznaczać? - Dziwne uczucia? - Tak, jest tam mokro i pulsuje, a nawet boli. - Chyba powinienem tam spojrzeć. Rebekah zachichotała. - Tak, naprawdę powinieneś. Eric wyłączył wodę i poprowadził ją do ławki. Rozłożył kilka ręczników na jej powierzchni, wiedząc, że jego piękna Rebekah zasługiwała na to, co najlepsze. - Połóż się tutaj, mademoiselle. Spróbuję ci pomóc z tymi dziwnymi uczuciami między nogami. - Dziękuję, monsieur. To bardzo kłopotliwe. Usiadł na ręczniku na podłodze i pociągnął ją na koniec ławki. Pogładził jej śliskie fałdki dwoma palcami. - Widzę wilgoć, o której mówiłaś - powiedział jej. - Co to?
Dotknął językiem jej ciała i poderwała się w odpowiedzi. - Mój ulubiony smak - mruknął i polizał brzeg jej otwarcia, aż uczepiła się jego włosów, gdy zaczęły płynąć z niej jej soki. - Och, monsieur. Myślę, że nieco wyżej jest miejsce, które musisz sprawdzić. Eric uśmiechnął się. Odchylił się i przesunął palcami przez loki na wierzchołku jej ud. - Tutaj? - Blisko - wydyszała. Musnął palcami jej łechtaczkę. - Tutaj? Wciągnęła oddech przez zęby. - Tak. Tak. Właśnie tutaj. Potarł jej guziczek okrężnymi ruchami. - Pomaga? - O tak. Pochylił się do przodu, by zastąpić palce swymi wargami i machnięciami języka. - Och Eric - jęknęła.- Jestem tak blisko. Wsuń we mnie palce. Wiedział, że martwiła się, że jej ciało będzie dziwne w środku. Zawahał się. - Jesteś pewna? - P-proszę. Wsunął czubek palca w jej gorące, gładkie ciało. Jego penis stwardniał w ciągu kilku chwil. Wsunął drugi palec i powoli pchnął do środka, podczas gdy ssał i muskał jej łechtaczkę. - Och, tak, Eric. Jest tak dobrze. Jest dziwnie w środku? W jej środku było jak w niebie. Gładko. Ciepło. Jedwabiście. Chciał zanurzyć swego penisa w tym śliskim, spuchniętym przejściu. - Jest idealnie, Rebekah. Doskonale. W ogóle nie dziwnie. Wsunął w nią swe palce tak głęboko jak mógł, po czym powoli je cofnął, zanim znowu się w nią wbił. Brał ją głęboko swymi palcami, podczas gdy ssał jej łechtaczkę. Krzyknęła i jej cipka zacisnęła się na jego palcach w rytmicznych skurczach, gdy doszła. Nic nie było dziwne. Żałował tylko, że jej mięśnie nie zaciskają się na jego penisie, by mógł dołączyć do niej w szczęściu. Gdy jej ciało uspokoiło się, to ostrożnie wysunął palce z jej ciała. - Jestem gotowa - szepnęła.- Włóż go. - Co? - Włóż go, Eric. Chcę wiedzieć, jakie to dla ciebie będzie. - Prosisz mnie o to, bym się z tobą kochał? Całkowicie? Naprawdę? - Tak. - Nie tutaj - powiedział. Wstał na nogi, dotknięty jej pięknem. Miała zaczerwienioną skórę,
oszołomioną minę i ociężałe powieki. Przygryzła bok swego palca i zapomniał o temacie ich rozmowy. - Co masz na myśli, mówiąc, że nie tutaj?- zapytała piskliwym głosem. Jeżeli zaczęłaby się jąkać, to całkowicie by przepadł.- Nie chcesz? - Nasz pierwszy raz będzie w lepszym miejscu. Ubieraj się. Jedziemy do najdroższego hotelu jaki znajdziemy. - Ale... - Żadnego ale, mademoiselle. Zamierzam się z tobą kochać w wygodnym łóżku, a nie na ławce w męskiej garderobie. - Dlaczego, Ericu Sticksie, nigdy nie wiedziałam, że jesteś taktownym, romantycznym typem? - Głównie myślałem, jakie nieprzyjemne byłoby to dla moich pleców chwycił się za dolną część swych pleców i skrzywił się z bólu. - Oczywiście, że myślałeś.
***
Eric znalazł Jona w garderobie, gdy grał w pijacką grę z wokalistą i perkusistą zespołu otwierającego, Kickstart. - Eric!- Jon powiedział swym przepitym głosem.- Co tam? Siadaj. Ci kolesie wiedzą jak imprezować. - Nie mogę zostać. Chcę tylko pożyczyć twój samochód. - Po co? - Na jakiś czas. - Siadaj. Masz tu tequilę. Dobra rzecz. Nie to świństwo, jakie nosisz w swojej piersiówce. - Mam coś do zrobienia - nalegał Eric. Spojrzał przez ramię i dostrzegł Rebekę, która czekała blisko drzwi. Wykręcała dłonie, bawiąc się rąbkiem swej koszulki i wyglądając jak zwykle uroczo. - Co takiego?- dopytywał Jon. Eric zwrócił swą uwagę na mężczyznę, którego niegdyś uważał za najlepszego kumpla. - Coś ważnego. Słuchaj, mogę pożyczyć twój samochód? Jeśli nie, to zadzwonię po taksówkę czy coś. Jon pogrzebał w kieszeni i wyciągnął pęk kluczy. Wyciągnął je w stronę Erica zawieszone na jednym palcem. Gdy Eric po nie sięgnął, Jon zamknął dłoń. - Możesz go pożyczyć, ale jesteś mi coś dłużny.
Eric stłumił gniewną ripostę. Zawsze tak było z Jonem. Ten facet nigdy nie wyświadczał komuś przysługi z dobroci serca. Zawsze chciał coś w zamian. I była jedna sprawa, która tkwiła w pamięci Erica od prawie trzech lat. Gdyby Eric nie chciał zabrać Rebeki w jakieś ładne miejsce, to kazałby Jonowi spadać. Naprawdę nie chciał być winny przysługi temu facetowi, ale tylko zabrawszy Rebekę do hotelu, mógłby dać jej to, na co zasługiwała. - Dobra. Wiszę ci. Daj mi kluczyki. - Jedziesz zabawić się z tą słodką techniczką, prawda? Re-bek-ką - Jon zachichotał.- Wyciśnie z ciebie wszystko co będzie mogła i zostawić się wysuszonego jak reszta. Eric skrzywił się. - Ona nie jest taka jak inne. - Zawsze tak mówisz. - Daj mi kluczyki - wyszarpnął je z dłoni Jona i odszedł. - Proszę bardzo - zawołał za nim Jon. Eric zignorował go. Rebekah nie używała go dla własnego zysku. Eric nie pozwolił, by to co powiedział Jon, dopadło go. Tylko dlatego, że jego wszystkie dawne związki były fikcją a on był frajerem, to nie oznaczało to, że przedstawienie musiało się powtórzyć. Ufał Rebece. Tak jak automatycznie ufał każdej członki kobiecej perswazji. Cholera. Zatrzymał się przed Rebeką i spojrzała na niego, cała piękna i słodka i delikatna. Niemożliwe, by miała jakiś ukryty motyw. Prawda? - Zanim zrobię coś totalnie głupiego, jak zakochanie się w tobie, to powiedz mi dokładnie, dlaczego chcesz być dzisiaj ze mną - wymamrotał. Jej oczy rozszerzyły się, jakby została przyłapana na zrobieniu czegoś złego i serce Erica opadło mu na dno brzucha. Wspaniale. Kurwa, po prostu cudownie. Już coś planowała. Chciała jego pieniędzy? Chciała owinąć sobie kogoś z zespołu wokół palca, by zabezpieczyć swoją pracę? By zbliżyć się do Treya? Co? - Mam ci to powiedzieć?- spytała niepewnie. - Tak. Ja byłem z tobą szczery. Myślę, że ty także powinnaś być taka w moim przypadku. Zaczerwieniła się walczyła, by zachować kontakt wzrokowy. - Dobrze. Sprawiasz... sprawiasz, że czuję się wyjątkowa. - I?- nacisnął.- Co jeszcze? - To wszystko. - To wszystko? - Cóż, jest jeszcze to, że lubię być z tobą - położyła dłoń na jego brzuchu i przysunęła się.- Lubię cię i kropka. Nie mógł powstrzymać uśmiechu. - Tak? Uśmiechnęła się krzywiutko i skinęła głową.
- Tak. Objął ją ramionami i pocałował w czubek głowy. - Lubię cię, wykrzyknik. Roześmiała się i ścisnęła go. - Dlaczego tak nagle zachowywałeś się podejrzliwie?- zapytała w jego pierś. - Głupi Jon. Sprawił, że zwątpiłem. Przepraszam, że jestem takim dupkiem. - Nie jesteś dupkiem. Nigdy wcześniej nie byłam w tak brutalnie szczerym związku. To nieco przerażające - przyznała. Robił tak przez większość czasu. - Postaram się to stonować. - Nie rób tego - powiedziała, przesuwając dłoń na środek jego piersi i odpychając na tyle, by spojrzeć na niego.- Podoba mi się to. Żadnych knuć. Lepiej być nieco onieśmielonym, niż zmylonym. Spędziłam ostatni związek, nie wiedząc na czym stoję. Właściwie to wciąż jestem nim zdezorientowana. - Chciałbym podkreślić, że ostatnią rzeczą o jakiej chcę rozmawiać, to ta o twoim byłym chłopaku. Chodźmy się kochać. Muszę zanurzyć się w twojej słodkiej cipce. Otworzyła szeroko oczy i przygryzł wargę. - Przepraszam - najwidoczniej był zdeterminowany, by spieprzyć to swoimi gadkami. - Nie przepraszaj. Ja też chcę, byś zanurzył się w mojej słodkiej... przełknęła ślinę.- ... cipce - ostatnie słowo wypowiedziała zdecydowanie szeptem. Uśmiechnął się. - Tak, na pewno. Wyszli ze stadionu i pospieszyli do busów, ciężarówek ze sprzętem i dżipa Jona. Jon miał zakaz wstępu do busu, więc musiał dojeżdżać na miejsca swoim własnym pojazdem. Ericowi podobało się, w jaki sposób Rebekah trzymała go za dłoń, gdy przeszli przez parking. Jakby naprawdę byli parą. - Nie masz żadnych chorób przenoszonych drogą płciową?- zapytała. Eric potknął się. - Co? Dlaczego pytasz mnie o coś takiego? - Po prostu powiedz mi prawdę. - Jestem czysty. Zawsze miałem na sobie gumkę. Czasami dwie, aby zmniejszyć swoją wrażliwość. - Zawsze? - Tak, zawsze? - Masz coś przeciwko, by dzisiaj żadnej nie zakładać? Chcę, byś poczuć we mnie wszystko. Intymnie - schyliła głowę. Przysięgam, że też jestem czysta.
- Chcesz, bym był w tobie bez gumki? - Cóż, przecież i tak nie zajdę w ciążę - brzmiała na nieco przygnębioną, gdy to powiedziała i serce Erica roztrzaskało się. Puścił jej dłoń, by otoczyć jej ramiona i przyciągnąć ją do siebie. - Przeszkadza ci to? Że wiesz?- szepnęła. - Oczywiście, że nie. Tylko przez myśl, że będę w tobie bez gumki, sprawiła, że jestem twardy jak kamień. Przesunęła dłoń na jego rozporek i odkryła, że wobec tego też nie kłamał. - Jesteś pewny, że możesz to zrobić więcej niż raz?- spytała. Zachichotał. To w ogóle nie był problem. Szczególnie przy Rebece. Był cały czas sztywny, odkąd ją zobaczył. - Jestem pewien. Uśmiechnęła się. - Wiesz, liczę na to. Naprawdę? Zastanawiał się, co miała na myśli. Gdy dotarli do dżipa Jona, Eric otworzył drzwi przed Rebeką i pomógł jej wejść na miejsce pasażera. Gdy wszedł na siedzenie kierowcy, to odsunął je do tyłu, by zrobić miejsce swoim długim nogom. Dłoń Rebeki wylądowała na jego kolanie. Początkowo myślał, że przypadkowo położyła dłoń na jego kroczu, ale potem odpięła mu rozporek. - Co ty... - Ciii - powiedziała.- Włącz w środku światło. - Co? Dlaczego? - Bo jest tu ciemno. Nie chcesz patrzeć? - Patrzeć? Jej dłoń wsunęła się między jego bieliznę a penisa. Niemal wyskoczył ze swego siedzenia. Zaczął przełączać gałki, aż zapaliło się światło. Spojrzał na swoje kolana i przyglądał się, jak wsuwa jego kutasa do swych ust. Widok jego znikającego ciała w jej ustach w połączeniu z wykwintną rozkoszą natychmiast zaparło mu dech. Delikatnie odgarnął włosy z jej twarz i odkrył coś więcej, niż przyjemność, jaką mu sprawiała, gdy patrzył. Emocje wezbrały w jego napiętej klatce piersiowej. Nigdy czegoś takiego nie czuł. Cóż, oczywiście, że w swym życiu zaliczył nie jedno fantastyczne obciąganie, ale druga strona całej tej sytuacji była całkowicie nowa. Było to uczucie, że zrobiłby wszystko by uszczęśliwić tą kobietę, zrobiłby wszystko, by z nią być. Nie było to dla niego na tyle przerażające, by to wyparł. Jego marzenia o idealnej kobiecie nawet nie zbliżały się do tego, jak fantastyczna była Rebekah. Wiedział, że nie zrobił niczego, by na nią zasługiwać, ale to nie powstrzymało go, by nie uznał jej jako swojej. Cokolwiek by musiał zrobić. Stracił tok myślenia, gdy mocniej go possała. Jęknął i zatrzepotały mu powieki. Na jej drodze znajdowała się kierownica, więc za bardzo nie mogła się odsunąć. Nadrabiała tym, że wiła swym językiem na główce jego penisa.
- Jesteś taka piękna - szepnął, gdy na nią patrzył.- Nigdy nie pragnąłem żadnej kobiety, tak jak pożądam ciebie. Ssała mocniej. - Boże, jest cudownie - wysapał. Ssała jeszcze mocniej. Zamierzała doprowadzić go do orgazmu. Miał próbować go zwalczyć? Było nietypowe, że go do tego nie zachęcała. Lubiła, gdy dał się ponieść swemu własnemu podnieceniu.- Rebekah. Rebekah? Rebekah!- zacisnął palce na jej włosach. Odsunęła się w ostatniej chwili i otworzyła usta. Patrzył, jak jego sperma strzela jej do ust, by skąpać jej język. Poruszyła się lekko, tak że kolejny strzał trafił w jej dolną wargę. Na jej podbródek. Znowu do jej ust. - Kurwa - westchnął i zmusił się, by nie zacisnąć oczu w udręczonym szczęściu. Była to najbardziej seksowna rzecz, jaką kiedykolwiek widział w swym życiu. Owinęła wargami główkę jego penisa i ssała tak długo, aż przestał tryskać. - Okay. Okay. Okay - wysapał, gdy jego całe ciało zadrżało w następstwie orgazmu. Uwolniła go od błogich tortur i wyprostowała się. Jej język wysunął się z ust i zlizała jego spermę z dolnej wargi. Eric chwycił ją i wciągnął na swoje kolana. Zadźwięczał klakson i znieruchomiała, zanim się roześmiała. Wycisnął otwarte pocałunki na jej brodzie, zbierając swoje płyny z jej skóry, zanim pocałował jej uśmiechnięte usta. Wygłodniale odwzajemniła pocałunek. Po chwili odsunęła się, a jego podniecenie znowu dało o sobie znać. - Jeżeli nie przestaniesz robić takich seksownych rzeczy jak to, to przyprawisz mnie o zawał serca - powiedział. - Myślę, że twoje serce to zniesie - rzuciła mu wyzwanie.- Jesteś młody i zdrowy. I tym razem wytrzymałeś co najmniej dziesięć minut. - Naprawdę? - Mam teorię o tobie - powiedziała Rebekah. Sięgnęła po jego mięknącego penisa, który drgnął w podnieceniu w jej dłoni, gdy tylko owinęła na nim dłoń. Ostrożnie wsunęła go w jego bokserki. - Co to za teoria? Spojrzała na niego, a jej niebieskie oczy spojrzały na niego pobłażliwie spod grubych rzęs. .- Im więcej cię doprowadzam, to tym dłużej wytrzymujesz. Jego serce zabiło mocniej. Czy znaczyło to właśnie to, co myślał? - Planujesz sprawdzić tą teorię? Uśmiechnęła się. - Oczywiście, że planuję. - Jesteś najmądrzejszą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkałem. Roześmiała się. - Jestem bardziej praktyczną uczennicą, jeśli wiesz, co mam na myśli. Pojedziemy wreszcie do hotelu? Chcę spróbować więcej eksperymentów. Włączył silnik, spojrzał przez ramię, trzasnął sprzęgłem i walnął
akcelerator. Dżip na wstecznym wystrzelił z miejsca parkingowego. Wrzucił bieg i opony zapiszczały, gdy wypędził z parkingu. Z szeroko otwartymi oczami, Rebekah zapięła swój pas i chwyciła się paznokciami deski rozdzielczej. - Eric, zwolnij. Uśmiechnął się, gdy opony zapiszczały, gdy zredukował bieg i wziął zakręt. - Zawsze tak jeżdżę. - W takim razie zdecydowanie nie pomogę ci naprawić twojej Corvetty. Skończy się na tym, że zabijesz się z tak dużą mocną w tym małym samochodzie! Nieznacznie zmniejszył prędkość. Dla jej dobra, nie swego. Uwielbiał szybko jeździć. Było tylko kilka rzeczy, przez które jego serce tak szybko biło. Zauważył neonowy znak z migającymi XXX'ami. I następny. - Pit stop5 - powiedział i wdepnął hamulce. Przechylając się na bok, zatrzymał się bezpośrednio na środku miejsca parkingowego przed wejściem do sklepów dla dorosłych. - Prowadzę przez resztę drogi - powiedziała Rebekah.- Gdy tylko przestaną mi się trząść nogi i będę mogła oderwać paznokcie od deski rozdzielczej. - Jestem dobrym kierowcą - podkreślił Eric.- Nigdy nie miałem wypadku. - Ile zaliczyłeś mandatów za przekroczenie prędkości? - Najpierw muszą cię złapać, żeby dać ci mandat - puścił jej oczko, zanim otworzył drzwi i okrążył samochód, by dostać się na jej stronę. Jej oczy rozszerzyły się, gdy pomógł wysiąść jej z samochodu. - C-co my tutaj robimy? O Boże, znowu zaczęła się jąkać. Pocałował ją w drżące wargi. Nie mógł się powstrzymać. - Akcesoria - powiedział i chwycił ją za dłoń. - N-nigdy wcześniej nie byłam w sklepie dla dorosłych - jej jąkanie było takie słodkie. Zastanawiał się, czy miała pojęcie, jak ujmująca była, gdy była zaskoczona. - Chcesz poczekać w samochodzie?- zapytał. Pokręciła głową. - Tego nie powiedziałam - chwyciła jego dłoń w swe obie, gdy weszli do sklepu. Postanowiła wykorzystać jego ciało jako ludzką tarczę, co sprawiło, że wszyscy zauważali ją bardziej, niż chciała. Skierowali się do działu zabawek dla dorosłych. Co było bardziej niż jej jąkanie się, Rebekah zaczerwieniła się w ciemniejszym odcieniu swej koszulki. Nie mógł się doczekać, aż będą sami i będzie mógł się wygrzać w jej słodyczy. Gdy ściągnęła z półki dużego, wibrującego wibratora, jego myśli zwróciły się nagle ku południu. O Boże, 5 Pit-stop (dosłownie „postój na kanale”) – angielskie określenie oznaczające zatrzymanie się pojazdu uczestniczącego w wyścigu samochodowym na stanowisku obsługi technicznej.
zamierzała mu pozwolić, by ją przeleciał. Zamierzała zaakceptować jego penisa w sobie. Bez prezerwatywy. - Co to?- szepnęła, otwierając szeroko oczy, gdy chwyciła w dłonie pakunki. - To wszystko dla twojej przyjemności, moja pani. Skradł jej pocałunek i wybrał to z kilku rzeczy, które sprawiały jej przyjemność. Podawał jej je w krótkich ostępach czasu. W ciągu kilku minut jej ramiona wypełniały się dildo i wibratorami, wtyczkami do tyłeczka i stymulatorami cipki. - Lepiej kupmy dużo baterii - powiedział jej. Zaczerwieniła się jeszcze bardziej, a następnie wybuchnęła śmiechem, upuszczając przy okazji kilka pudełek. - Mają tam kostiumy - powiedziała, wskazując na tył sklepu. Eric wrzucił na ladę zakupy. Jeżeli ekspedientka była zaskoczona, to nie pokazała tego po sobie. - Mogę waszej dwójce pomóc coś znaleźć?- spytała. - Tylko kasuj. Spieszy się nam - powiedział. Eric chwycił Rebekę za dłoń i pociągnął ją na tylną część sklepu. Najpierw sięgnął po strój pielęgniarki. Wciąż chciał, aby sprawdziła jego refleks. Wyciągnął przed nią małą, białą sukienkę. - Dobry rozmiar?- zapytał. Sprawdziła metkę. - Powinna pasować. Chociaż nie sądzę, by zakryła mi tyłek - pociągnęła za materiał. - W takim razie to właściwy rozmiar - sukienka była długości koszulki i miała głębokie wycięcie z przodu. O Boże. Zrobił się twardy na samo wyobrażenie w niej. Może założyłaby białe podkolanówki do szpilek. I mały czepek. I włożyłaby termometr do jego... Eric zwrócił swą uwagę z powrotem na towar. Nie mogąc się zdecydować, czy wolał sukienkę, czy strój kota, albo pirata, czy diablicy, albo francuskiej służącej, nauczycielki lub niegrzecznej uczennicy, albo jakiejkolwiek innej fantazji, jaką mógł mieć mężczyzna, wziął po jednym z dostępnych kostiumów i akcesoria, które do tego pasowały. - Jeżeli myślisz, że tylko ja będę się przebierać, to lepiej się zastanów, Ericu Sticksie. - Co masz na myśli? - To, żebyś poszedł po kowbojski kapelusz i spodnie. - Tak jest, prze pani - wziął zamszowe spodnie z frędzla z wycięciem na kroczu, które były w jego rozmiarze. Długie. - Och i pelerynę wampira i strój baseballisty i kurtkę moro z nieśmiertelnikami - urwała i spojrzała w górę.- I skórę gwiazdy rocka. Roześmiał się. - To nie fantazja, kochanie.
- Może nie dla ciebie, ale dla mnie owszem - z zakupami w ramionach, odchyliła głowę do tyłu i podała mu swe usta.- Musimy iść. Robi się późno. Pocałował ją. - Tak, oboje mieliśmy długi dzień. Pewnie zaśniemy, gdy tylko znajdziemy łóżko - spojrzał na nią z ukosa, dając jej szansę wycofać się, jeśli tego chciała. Zachichotała gardłowo. - Będziesz miał szczęście, jeżeli w ogóle się prześpisz. Jestem gotowa, by się zabawić. Mam nadzieję, że sam jesteś gotów, by stać na baczność przez całą noc. Uśmiechnął się. Wciąż go chciała, mimo, że wiedziała, iż było mu bliżej do Gwiazdy Porno, niż do Pana Romantyka. Z pełnymi rękoma, popchał ją w stronę kasy. Podczas gdy Rebekah przyglądała się pracy kasjerki, to Eric przeglądał alejkę z różnymi płynami. Przyłapał Rebekę na dodawaniu rzeczy do ich stosu zakupów, gdy myślała, że nie patrzył. Stojąc przy kasie obok Rebeki, coś przykuło jego uwagę. Uniósł paczuszkę i przeczytał zawartość. - Mają paraliżujące gumki, które mógłbym wypróbować - szepnął Rebece do ucha. Spojrzała na niego, marszcząc czoło. - Dlaczego to zasugerowałeś? Znowu nachylił się blisko jej ucha. - Abym niczego nie mógł poczuć. Dłużej bym wytrwał. - Nie - powiedziała.- Powiedziałam ci, że to nie jest dla mnie ważne. Westchnął. - Teraz tak mówisz - z powrotem odłożył pudełko na pułkę. - I chcę, abyś czuł wszystko - szepnęła. Jej słowa uderzyły go w brzuch i pozostawiły bez tchu. Cóż, jeśli nalegała. - Znaleźliście wszystko, czego potrzebujecie?- zapytała kasjerka. Rebekah zachichotała. - Myślę, że tak. - Chwila - powiedział Eric.- Macie jakieś kamuflujące kondomy? - Kamuflujące?- kasjerka zmarszczyła czoło w konsternacji.- Nie sądzę. Mamy wszystkie możliwe smaki i kolory, ale nie sądzę, byśmy mieli kamuflujące. - Dlaczego potrzebujesz kamuflującej gumki?- zapytała Rebekah. - Żebyś nie widziała, jak dochodzę. Rebekah prychnęła i wybuchnęła zachwyconym śmiechem. Ekspedientka przewróciła oczami i pokręciła głową, gdy włożyła do siatki duże dildo. Eric pocałował Rebekę w skroń z walącym sercem. - Uwielbiam, że śmiejesz się z moich żartów.
- Są zabawne. Cóż, jeśli się upierała. Gdy Rebekah i Eric wreszcie wyszli ze sklepu dla dorosłych, to nieśli całe mnóstwo siatek z zakupami. - Myślę, że musielibyśmy się zameldować do hotelu na tydzień, by wypróbować te wszystkie rzeczy - powiedziała Rebekah, wypełniając bagażnik. - Nie mam z tym problemu. A ty? - Jak nie patrzeć, mamy pracę do zrobienia. O której jutro wyjeżdża bus? - Sed wspominał coś o zatrudnieniu kierowcy, by wreszcie mógł się przespać. To powinno dać nam nieco więcej czasu. Musimy znaleźć się w Austin za dwa dni. Wyciągnęła dłoń. - Kluczyki. - Nie zamierzasz pozwolić mi prowadzić? Naprawdę? - Naprawdę. Była jedna dobra rzecz w daniu Rebece kluczyków. Eric mógł patrzeć na nią przez cały czas i marzyć o rzeczach, które mogli zrobić, gdy już dotarliby do hotelu. Było także coś niewymownie seksownego w kobiecie, która radziła sobie ze sprzęgłem.
Rozdział 11
Recepcjonista spojrzał na Rebekę, gdy Eric schował swoją kartę kredytową z powrotem do portfela. Rebeki nie obchodziło, że świat dokładnie wiedział, dlaczego meldowała się w pokoju hotelowym z gwiazdą rocka z pięcioma przepełnionymi siatkami z zabawkami erotycznymi i perwersyjnymi strojami. Nie mogła się doczekać, by kontynuować to, co zaczęła z Ericem w garderobie. Był dokładnie tym, czego potrzebowała. Była gotowa zapomnieć o bólu, który spowodował Isaac i ruszyć do przodu. Poza tym kupili w sklepie mnóstwo rzeczy, które dosłownie pochłonęły by ich na godziny. Opinia nocnego recepcjonisty była ostatnią rzeczą, która by w tej chwili ją obchodziła. Ich apartament był wspaniały i chociaż miała nadzieję, że Eric rzuci się na nią w chwili, w której przekroczą próg, to tego nie zrobił. Położył siatki z ich zakupami na łóżku i wyciągnął piersiówkę z tequilą z wewnętrznej kieszeni swojej kamizelki. Pociągnął łyk, spojrzał na nią i wziął następny. Ta przyjemna pasja, która istniała na stadionie, zaczęła się teraz ulatniać. Koleżeńska zabawa w sklepie także wyparowała. Położyła swoje siatki obok łóżka i zbliżyła się do niego. Wciąż go pragnęła, ale zaczęła podejrzewać, że zmienił zdanie. - Coś nie tak?
- Nie. Podeszła do niego. Gdy próbowała go objąć, to się odsunął. - Coś jest nie tak. Nie okłamałeś mnie od czasu, kiedy się spotkaliśmy. Dlaczego zacząłeś właśnie teraz? Patrzyli na siebie przez długi moment. Wreszcie przerwał ciszę. - Boję się, że cię rozczaruję. Jeśli myślisz, że doszedłem szybko w twoich ustach, to poczekaj, aż będę w twym środku. - Nic nie szkodzi, Eric. Potrząsnął gwałtownie głową. - Szkodzi. - Wciąż chcę z tobą być. Nie obchodzi mnie to, jak długo wytrwasz. Tym razem gdy go przytuliła, to się nie odsunął. - Pocałuj mnie - nalegała. Posłuchał. Zaczęła ściągać z niego ubrania, oddzielając ich usta na wystarczająco długo, by ściągnąć mu przez głowę koszulkę. Odpięła jego spodnie i zepchnęła je wraz z bielizną do kolan. Ściągnął tenisówki marki Converse i dokończyła zadanie. Gdy był już nagi, to pocałowała go i czekała, aż przejmie inicjatywę w rozebraniu jej. Zajęło mu to chwilę, by to zaczął. Pozwoliła swym dłoniom, by wędrowały po jego plecach, jego twardym tyłku i i tyle ud. Ericowi drżały dłonie, gdy ją powoli rozebrał. Całowali się długo, gdy już oboje byli nadzy. Wydawało się, że oboje nie chcieli tego zacząć. Rebekah w końcu zdobyła się na odwagę, aby ruszyć do łóżka. Jedną ręką odrzuciła nakrycie, a drugą trzymała Erica, by podążył za nią na materac. Razem opadli na łóżko. Układając się między jej rozsuniętymi udami, Eric wsparł swój ciężar, opierając się na łokciach. Pogładził ją delikatnie po włosach i spojrzał jej w oczy. - Wiem, że nie znamy się długo - mruknął.- Ale naprawdę mi na tobie zależy, Rebekah. Bardzo. Pocałował ją, zanim zdołała odpowiedzieć. Jej także na nim zależało. Może nawet go kochała. Jeszcze nie była pewna. Jakiekolwiek słowa opisałyby jej uczucia do tego mężczyzny, to były one znaczące, niesamowite i prawdziwe. Gdyby nie były, to nigdy nie zaufałaby mu swym ciałem. Nawet, gdy wiedziała co miało się stać, to nie była tak zdenerwowana, jak sądziła, że będzie. Wiedziała, że będzie szczery. Potrzebowała tego. Pocałunek Erica przesunął się od jej ust na szczękę, na jej szyję i tuż pod ucho. Zadrżała. - Tak się boję, że to spieprzę - powiedział.- Może powinnaś zaspokoić samą siebie, a ja będę tylko patrzył. - Nie - powiedziała stanowczo.- Będziesz ze mną uprawiał miłość, Eric. I zamierzam się tym szczerze cieszyć. Bardziej martwi mnie to, że będzie tam w środku dla ciebie dziwnie. - Wiem, że nie będzie. Będzie zbyt cudownie, by opisać to słowami pocałował ją czule i uspakajając pogłaskał ją po włosach.
- Więc przestańmy rozmawiać o tym jak wspaniale będzie i zacznijmy naprawdę tego doświadczać. - Dobrze - zgodził się bez tchu. Nie spieszył się z nią, używając tych swoich wspaniałych dłoni, by pobudzić do życia każdy skrawek jej ciała. Gdy była pewna, że nie zniosłaby więcej jego dotyku, to zaczął masować obie jej piersi, a potem wciągnął do ust jeden z jej twardych sutków. Potem drugi, zanim jego pocałunki przesunęły się jak ogień w dół jej brzucha. Jego usta odnalazły jej łechtaczkę. Palce zaś cipkę. Ssał i lizał jej łechtaczkę, podczas gdy powoli wsunął dwa palce głęboko w jej ciało. Szybko doprowadził ją na skraj orgazmu. Gdy już miała spaść z tejże krawędzi, to odsunął się gwałtownie. Przesunął się w górę jej ciała i spojrzał jej w oczy. - Jesteś gotowa? - Tak - powiedziała bez tchu. Podniósł się lekko i sięgnął między ich ciała. Poczuła główkę jego penisa przy sobie, gdy szukał jej pulsującego przejścia. Powstrzymała się, by się nie odsunąć, ale daleko jej było do zrelaksowania. Gdy ją znalazł, to zatopił się w niej lekko i chwycił ją za biodra, aby się uspokoić. Patrzyli na siebie. - Wszystko w porządku?- wyszeptał.- Jesteś spięta. Skinęła głową i pozwoliła swym napiętym mięśniom się rozluźnić. Odchylił głowę do tyłu, gdy wsunął się o kilka cali głębiej. Jego ciało drgnęło, a twarz wykrzywiła mu się w ekstazie. - Jest tam dziwnie?- zapytała chwiejnym głosem z emocji. Potrząsnął głową, połykając powietrze. - O Boże, Rebekah. To najlepsza cipka jaką kiedykolwiek miałem w swym życiu. Zachichotała. - Naprawdę tak myślisz? - Kurwa, tak, myślę tak. Jest tak dobrze, że nie sądzę, żebym mógł się poruszać. Zakołysała biodrami i wsunął się jeszcze głębiej. Jednocześnie westchnęli. - Nadal jest wszystko dobrze?- zapytał bez tchu.- Boli? - Nie, to najlepszy penis jakiego kiedykolwiek miałam w swym życiu powiedziała. I chociaż chichotała, to naprawdę tak sądziła. - Proszę, nie śmiej się ze mnie, kochanie. Jej serce zatłukło, gdy uświadomiła sobie, że go zraniła. Chwyciła w dłonie jego twarz. - Nie śmieję się z ciebie, Eric. Jestem szczęśliwa. Tak szczęśliwa, że jestem teraz z tobą. Szczęśliwa, że jest ci dobrze. I mnie. Uśmiechnął się krzywo. - Zdecydowanie jest dobrze dla mnie. Jesteś pewna, że weźmiesz mnie całego? Jestem w środku tylko w połowie.
- Spróbuję się. Cofnął się nieco i pchnął łagodnie do przodu. I znowu, za każdym razem wsuwał się w nią nieco głębiej, aż przyciskał do niej swe jądra. Wtedy się w niej zakołysał. Miała go całego. Całego. - Och, maleńka, zaraz to schrzanię. Przepraszam. Chciałem, by było ci dobrze. - Będzie dla mnie dobrze. Śmiało, dojdź. Gdy tylko znowu będziesz twardy, to znowu to zrobimy. I znowu i znowu, aż będę wreszcie zaspokojona. Nie obchodzi mnie, czy musisz dojść dwadzieścia razy, bym ja osiągnęła orgazm tylko trzy. Uśmiechnął się i zaczął się w niej poruszać. - To da się zrobić - wymamrotał. Wbijał się w nią powoli. Nie mogła oderwać wzroku od jego twarzy. Jego rozkosz i podniecenie były widoczne w jego minie. Zacisnął mocno oczy, przygryzł wargę i wyginał plecy nieco bardziej przy każdym stałym pchnięciu. Bycie wypełnianą przez niego było niesamowite, ale przyjemność jaką znajdował w jej ciele zachwyciła ją tak bardzo, że była bliska łez. Rebekah kołysała się wraz z nim, wychodząc na spotkanie jego powolnych, stałych pchnięć, zastanawiając się, dlaczego nie chciał otworzyć oczu. - Spójrz na mnie - wyszeptała. Z trudem otworzył jedno oko, ale zaraz zamknął je z powrotem. - Jesteś zbyt piękna - jęknął.- I tak już mi trudno nie podniecać się zbytnio faktem, że jestem w twoim miękkim cieple. Ale chciała, by był podniecony. Chciała, by doszedł, nawet jeżeli było to takie proste do zrobienia i nie było prawdziwym wyzwaniem. Przesunęła dłońmi po jego bokach, uwielbiając uczucie jego wypukłych mięśni pod swymi palcami. Przesunęła dłonie z powrotem na jego plecy, a następnie na tyłek, wbijając palce w jego ciało, by zachęcić go do głębszych pchnięć. - Ach - westchnął i wbił się w nią mocno i głęboko, gdy jego ciało zadrżało w rozkoszy.- Rebekah?- jej imię wyszło w udręczonym pytaniu. Drżał przez kilka minut, zanim wziął ją mocno w ramiona i wsuwał się i wysuwał, aż jego penis zmiękł.- Jest w tobie tak dobrze. I doszedłem tak mocno pocałował jej szczękę.- Przepraszam. Powinienem cię ostrzec, być mnie nie dotykała. - Lubię cię dotykać - pocałowała go w ramię.- Było wspaniale. Spojrzał w dół szeroko otwartymi oczyma ze zdziwienia. - Ale sądzę, że mogło być lepiej. Zaśmiał się. - Ta brutalna szczerość jest... brutalna. - Tym razem jest moja kolej, bym mocno doszła, więc lepiej bierz się do roboty. Masz przed sobą wiele do zrobienia. Uśmiechnął się i zsunął w dół jej ciała. Użył swych ust i palców, by doprowadzić ją niemal do orgazmu. Westchnęła niecierpliwie, chcąc by jego
penis znowu w niej był. Zwłaszcza odkąd wiedziała jak przyjemnie było być przez niego wypełnioną. - Och Eric. Znowu tego potrzebuję. Potrzebuję go w środku. - Cholera - mruknął.- Kobieto, doprowadzasz mnie do szaleństwa. - Usiądź - uparła się. - Co? Zachęciła go, by usiadł na łóżku, plecami do wezgłowia. Spostrzegając, że znowu był twardy, jakby był to ciągły stał, usiadła okrakiem na jego kolanach, twarzą do niego. Chwyciła jego penisa i naprowadziła go na pustkę w sobie, biorąc w jednym głębokim ruchu. Zatrzepotały jej powieki, gdy westchnęła. - Tak, to właśnie czego chcę - odchyliła się do tyłu, gdy opadła i unosiła się nad nim. Przytrzymał ją za plecy, ale pozwolił jej ustalić rytm.- Widzisz, Eric?- mruknęła.- Widzisz, jak twój fiut wchodzi w moje ciało? Odchyliła się do tyłu jeszcze bardziej, by nie zasłaniać mu widoku. Spojrzał tam, gdzie ich ciała były połączone i jęknął z udręką. - To takie piękne. Jedna z jego dłoni przesunęła się między ich ciała i potarł ją, gdy płynęła w górę i w dół w rytmie. Jego palce przesunęły się na jej łechtaczkę. Przytrzymał dwa palce zaciśnięte w górę przy swojej miednicy, więc gdy za każdym razem opadła w dół, by wziąć wgłąb jego penisa, to jego palce ocierały ją w odpowiednim miejscu. - Ach, Boże, jest tak dobrze - wydyszał, odchylając głowę do tyłu, gdy go ujeżdżała i ocierała się łechtaczką o jego idealnie ustawione palce. Jej rozkosz powoli narastała. Była już prawie na szczycie, gdy Eric chwycił ją za biodra, przytrzymując na swojej długości, gdy zadrżał w uniesieniu. - Kurwa - krzyknął. Gdy jego drżenie ustało, to szepnął.- Przepraszam Eric zmusił się, by na nią patrzeć. Pochyliła się i pocałowała go. - Jest dobrze - zapewniła go.- Przestań przepraszać. - Doszłaś? Miała ochotę skłamać i powiedzieć mu, że tak, ale szczerze zaczęli związek i nie zamierzała teraz skłamać. - Jeszcze nie. - Naprawdę przepraszam. Po prostu w tobie jest aż za dobre. Nie mogę się skupić na czymkolwiek innym, jak na twojej Certyfikowanej Cipce A+. - Mojej co? Zamknął jedno oko i skrzywił się. - Certyfikowanej... A+... cipce... Zachichotała i pokręciła głową. - Biorę to jako komplement. - Powinnaś - nalegał.- Tylko kilka cipek otrzymało to wyróżnienie. - Byłam blisko, Eric. Potrzebowałam tylko jeszcze jednej minuty i
doszłabym. Objął ją i przycisnął do swojej piersi. - Następnym razem cię doprowadzę - obiecał.- Niech tylko złapię oddech. Kładąc dłoń na jego twardej piersi, odsunęła się i pokręciła głową. - Już mnie tam miałeś. Uśmiechnął się. - Sprawiedliwie - pisnęła ze zdziwienia, gdy otoczył jej biodra swymi dłońmi o długich palcach i ściągnął ją ze swoich kolan. Pchnął ją na plecy i zaskoczył ją tym, że zszedł z łóżka. - Dokąd idziesz?- patrzyła, jak okrąża łóżko. Uniósł jedną siatkę i zaczął w niej szukać. Po kilku minutach rozdarł opakowanie, włożył baterie i mył coś w zlewie. Zamrugała sennie, gdy wreszcie do niej dołączył. - Zaraz zasnę - mruknęła. - Myślę, że to cię rozbudzi.
Rozdział 12
Eric spojrzał na Rebekę, która leżała rozciągnięta na łóżku z szeroko rozsuniętymi udami z jego nasieniem wyciekającym z jej ciała na tyłeczek. Było to wszystko, co mógł zrobić, by znowu się na nią nie rzucić. Czuł się winny za chcenie znalezienia swojej własnej przyjemności, gdy znowu ją rozczarował. Poprawka, rozczarował ją dwa razy. Cholera, był takim frajerem. Przesunął się do jej stóp przez pasy jednej z jej nowych zabawek i wsunął wibratora w kształcie motylka na jej łechtaczkę. Poprawił go i wcisnął włącznik kontrolera w swej dłoni. Gdy jej ciało podskoczyło, to zdecydował, iż było to właściwe miejsce. Wyłączył go. - Dobrze ci? Skinęła głową. - Zrób to jeszcze raz. Uśmiechnął się. - Kontroluję to - podał jej wibrującego penisa.- A ty to. - Co mam z tym zrobić? - Myślę, że się zorientujesz. Przesunęła wibratora przed swoją twarz i znalazła guzik. Gdy zaczął wibrować w jej dłoni, to upuściła go. Roześmiała się i podniosła. - Zaskoczył mnie. Włączył motylka. Wygięła plecy i jęknęła. Znowu go wyłączył. - Wow, ta zabaweczka jest niesamowita - powiedziała.
- Wypróbuj teraz swoją - zachęcił. - Mam ją wsunąć do środka?- zapytała, szukając jego szczerej opinii. Zastanawiał się, czy kiedykolwiek wcześniej eksperymentowała z zabawkami. On trochę za bardzo je lubił. - Jeżeli chcesz. Wstrzymał oddech, gdy patrzył, jak wsuwa wibrator do swojej opuchniętej cipki. Jej ciało powoli połknęło grubego, czarnego falusa i gdy wypełnił ją do pełna, to zacisnęła mocno wargi wokół urządzenia. - Och - wydyszała. Znowu zadowolił jej łechtaczkę. Tym razem przedłużył stymulację, aż jej całe ciało się napięło, zanim go wyłączył. - Nie wyłączaj go - jęknęła.- Znowu byłam blisko. Wysunęła wibrator, zanim go głęboko wbiła. - Właśnie tak - szepnął.- Pokaż mi, jak lubisz być pieprzona - było to niemal tak samo piękne, gdy patrzył, jak doprowadzała się do rozkoszy palcami, ale najwidoczniej lubiła swoją nową zabawkę. Wbijała ją w swoje ciało coraz szybciej i mocniej. Włączył motylka i posłał ją na krawędź. Krzyknęła i zacisnęła uda na swej dłoni, gdy zadrżała w ekstazie. Wyłączył stymulację jej cipki i pogładził ją po udach, aż się rozluźniły. - Zmieńmy się teraz - mruknął. Wciąż ciężko oddychając, uniosła głowę, by na niego spojrzeć. - Że niby mamy położyć tego motylka na twojego penisa, a wibrator wejdzie w twój tyłek? Roześmiał się. - Nic tak wielkiego nie wejdzie w mój tyłek. Miałem na myśli, że ty przejmiesz kontrolę nad motylkiem, a ja zajmę się tą długością. - Nie wiem, czy dam radę... Podał jej sterownik motylka i wyciągnął wibrator z jej dłoni. Miał jeszcze jedną niespodziankę, ale trzymał ją w ukryciu, gdy oboje pracowali, by urosła jej rozkosz. Wbijając w nią wibrator w stałym rytmie, pochylił się, aby wciągnąć jej zapach. Cholera, już był twardy i znowu chciał być w niej, ale tym razem nie ograbiłby jej przecież z orgazmu. - Eric. Eric! Eric!- krzyknęła. Gdy przez jej ciało przeszły dreszcze, to przycisnął wtyczkę do jej tyłeczka i przyglądał się, jak jej ciało mimowolnie wije się na materacu. Cholera. Dawanie jej rozkoszy sprawiało, że pragnął jej jeszcze bardziej. Wyciągnął z jej cipki wibrator i wsunął swe biodra między jej drżące uda. Wbił się w nią mocno. Jej cipka zacisnęła się mocno, gdy wbijał się w nią tak szybko jak mógł. - Tak, tak, tak - krzyczała, gdy jej ciało wciąż niekontrolowanie się szarpało. Wibrujący motylek wciąż stymulował jej łechtaczkę i jakimś cudem zgubiła kontroler. Dochodziła tak mocno, że nie miał serca, by go wyłączyć.
Wciąż wsuwał się w jej ciało i przedłużał jej orgazm. Wbiła paznokcie w jego pierś. Wygięła plecy na materacu. - O Boże - krzyknęła.- Pieprz mnie, Eric. Mocniej, mocniej! Gdyby tej nocy już nie doszedł cztery razy, to wybuchnąłby na dźwięk jej żądania. Widział, jak kobiety dochodzą mocno z Sedem, ale nigdy z nim. Eric chciał, by najpierw ona doszła w kółko, tak samo mocno jak on. Jej dłoń zaczęła przeszukiwać materac, aż znalazła kontroler, który był odpowiedzialny za stymulację jej łechtaczki. Wyłączyła motylka i zadrżała. - Co włożyłeś w mój tyłeczek?- zapytała go, kołysząc biodrami, by spotkać jego mocne pchnięcia. - Chcesz, bym to wyciągnął? - Cholera, nie, uwielbiam to. Chyba znowu dojdę. Och, och... Pochylił się, by mógł zassać jej sutek do ust. - Och Eric, jest tak dobrze. Twój penis. Twoje usta - włączyła motylka i jej cipka zacisnęła się wokół niego, gdy znowu doszła. Krzyczała tak głośno, że osoba pokój obok uderzyła w ścianę w proteście. Eric wbił się w nią mocniej, chcąc by krzyczała głośniej, chcąc by świat wiedział, że to właśnie on pieprzył Rebekę Blake i dochodziła dzięki niemu. Nie przeszkadzało mu, że potrzebował kilku rekwizytów, by ją do tego doprowadzić. Rebekah miała oszałamiające orgazmy jeden po drugim i Eric wiedział, że był za to odpowiedzialny. Udało jej się mieć pięć lub sześć orgazmów w czasie, w którym on pozwolił sobie na przyjemność po co najmniej dwudziestu minutach. Gdy jego orgazm wręcz wybuchnął i zapulsował w jej drżące i wyczerpane małe ciałko, Eric trzymał się jej jakby była mu najdroższa na świecie. Nigdy wcześniej nie doświadczył tak intensywnie satysfakcjonującego seksualnego doświadczenia i coś podpowiadało mu, że będzie jeszcze lepiej, gdy nauczą się sprawiać sobie nawzajem przyjemność. Gdy opadł na nią, to objęła go rękoma i nogami, by przytrzymać go przy sobie tak mocno, jak on trzymał ją. - Eric?- szepnęła. - Hmm?- wątpił, by udało mu się sformułować jakieś słowa. - Mogę być z tobą brutalnie szczera? Prawie chciał powiedzieć nie. Okłam mnie i powiedz, że było ci tak samo dobrze jak mnie. Ale jakoś zdobył się na odwagę, by powiedzieć: - Oczywiście. - Nie miałam pojęcia, że seks może być taki wspaniały - ścisnęła go mocniej.- Jeżeli miałabym być największą zdzirą na świecie, to chcę się pieprzyć przez cały czas. Drogi Boże, to było niesamowite. Żałował, że nie miał siły, by unieść głowę i spojrzeć jej w oczy. - Niesamowite - zgodził się bez tchu. - Czy to zbyt wcześnie, by powiedzieć ci, że cię kocham?- przytuliła twarz do jego piersi, tak że jej słowa zostały stłumione.- Jeśli jest za
wcześnie, to tego nie powiem. Jego serce urosło do rozmiarów rozerwania. Był pewien, że zacząłby płakać, gdyby powiedział kilka słów więcej, więc powiedział tylko dwa. - Kocham cię. Uszczypnęła go w tyłek. - Ała! - Chciałam to powiedzieć pierwsza - wyznała. - Dobra, cofam to - powiedział i przesunął dłoń, by rozetrzeć ból, jaki spowodowała jego jego tyłkowi. - Nawet się nie waż - pchnęła jego pierś i zaczęła się kręcić, aż ustąpił i przewrócił na plecy. Wczołgała się na jego ciało i spojrzała mu w oczy. - Kocham cię. Ach, cholera, było zdecydowanie za wcześnie, by poruszać ten rodzaj sentymentu. Jednak nie powstrzymało go to od czucia tego. Albo od ich wypowiedzenia. - Kocham cię. Bardzo. Zdecydowanie bardziej niż mój samochód cholera, teraz gdy to powiedział, to brzmiało to głupio. Uśmiechnęła się i pocałowała go. - Zdecydowanie bardziej? - Tak. - Pozwolę ci się nieco zdrzemnąć, ale potem chcę dokładnie zobaczyć, jak bardzo mnie kochasz. - Nie zrobiłem tego teraz?- mruknął. Niemal już spał. Nie wiedział, że było to możliwe ale jego nieograniczone dostawy energii zmniejszyły się do zera. - Uważam, że potrzeba mi sporo przypomnienia. Uśmiechnął się. - Skoro nalegasz - piękna twarz Rebeki była ostatnią rzeczą, jaką ujrzał, zanim zamknął swe ociężałe powieki i zatonął w sennych marzeniach. Ostatnią rzeczą jaką usłyszał, to szum wibracji motylka Rebeki, która włączyła go, gdy przytuliła się do jego boku z cichym westchnieniem. Ostatnią rzeczą jaką poczuł, to jej drobna dłoń na jego brzuchu. Miał dziwne wrażenie, że obudzi się ze wzwodem i napaloną dziewczyną, z którą będzie mieć do czynienia. Jego senny uśmiech poszerzył się.
Rozdział 13
Rebekah przytuliła się do ciepłego ciała obok niej. Duża dłoń rozpłaszczyła się na dolnej części jej pleców i przyciągnęła ją bliżej. - Isaac - mruknęła. - Isaac?- warknął Eric. Jej serce zamarło. Zapadło się jeszcze bardziej, gdy Eric odepchnął ją i wstał z łóżka. - Czekaj. Dokąd idziesz?- spytała, chociaż jej myśli wciąż były ociężałe od snu. - Ostatniej nocy powiedziałaś, że mnie kochasz. Tego ranka nazywasz mnie imieniem innego faceta. Kurwa, jak myślisz, że dokąd idę? Założył swoje bokserki i zgarnął dżinsy z podłogi. Wyskoczyła z łóżka i chwyciła za jedną nogawkę jego spodni, które niewątpliwie by jej wyrwał, ale nie zamierzała pozwolić, by odszedł wściekły. - Wciąż spałam - broniła się. - Więc śniłaś o nim. Tak? Wyszarpnął spodnie zjej dłoni i schylił się, by wsunąć stopę w dziurę nogawki. Gdy próbował złapać równowagę, popchnęła go obiema rękami i runął na łóżko.
- Nie, nie o to chodzi, do cholery. Isaac jest jedynym mężczyzną, z którym przed tobą kiedykolwiek spałam, dobra? Zatrzymał się, wchłaniając jej słowa. - Uprawiałaś seks tylko z jedną osobą? - Nie do końca. Po prostu nie budziłam się przy nich. Isaac i ja byliśmy ze sobą przez trzy lata. Nie jestem przyzwyczajona do budzenia się obok kogoś, oprócz niego. Wypowiedzenie jego imienia było... przyzwyczajeniem. Eric usiadł na krawędzi łóżka i złożył dłonie na swych kolanach. Wpatrując się w swoje kciuki, zapytał: - Wciąż go kochasz? Serce zamarzło jej w piersi. - Zostawiłam go, czyż nie? Eric podniósł wzrok. - Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Nie było to pytanie, na które mogłaby łatwo odpowiedzieć. Pewnie zawsze będzie kochać Isaaca. Nie w ten szalony sposób w jaki kochała Erica, ale Isaac widział ją w najgorszych chwilach i trwał przy niej niezależnie od sytuacji. Isaac nigdy nie pozwolił jej się poddać, nawet wtedy gdy była łysa i wyglądała jak osiemdziesięciu cztero funtowy szkielet z ciągłym przypadkiem mdłości. - Isaac jest w mojej przeszłości, Eric. Teraz jestem z tobą. Czuję, że bycie z tobą jest właściwe. Nigdy się tak nie czułam, gdy byłam z nim. Tak szczęśliwa. Sprawiasz, że czuję, że... żyję. Że cieszę się życiem - stanęła między kolanami Erica, nie wiedząc, czy byłaby w stanie poradzić sobie z jego odrzuceniem. Nie wtedy, gdy tak łatwo całkowicie mu zaufała.- Możesz mnie nazywać imionami starych dziewczyn, jeżeli poczujesz się przez to lepiej. Naprawdę nie chciałam cię nazwać Isa... Zakrył jej usta jednym ze swych długich palców. - Byłbym wdzięczny, gdybyś już nigdy nie wypowiadała jego imienia. Zakluczyła swe usta na migi i rzuciła kluczyk przez ramię. Objął ją w talii i przyciągnął bliżej. Przycisnął twarz między jej nagie piersi i wziął głęboki oddech. - Sprawy z rana zawsze wyglądają inaczej - powiedział. Pogładziła go po włosach obiema rękami. - Co masz na myśli? Chyba nie doszedłeś do innych wniosków, prawda?- już czuła, jak wyślizguje się z jej palców. Nie było to sprawiedliwie. Wiedziała, że powinni spowolnić tempo. Nie powinna tak beztrosko mówić o swoich uczuciach. Chciała cofnąć tamte słowa. - Nikt wcześniej mnie nie kochał. Nie naprawdę. Nie za to kim jestem. Może za to, co mogłem im dać, ale nie za mnie. Zaparło jej dech w piersiach. Tak się cieszyła, że nie mogła cofnąć tych słów, ponieważ naprawdę padły prosto od serca. - Kocham cię za to kim jesteś, Eric - bardziej go przytuliła.- Naprawdę.
- Ostatniej nocy, kiedy majaczyłem w rozkoszy, to łatwo było mi w to uwierzyć. Teraz... - spojrzał na nią. Samotność w jego niebieskich oczach skradła jej oddech.- Przepraszam. Powinienem się nauczyć, by trzymać gębę na kłódkę. - Więc, gdy majaczyłeś z rozkoszy, to uwierzyłeś, że cię kocham, ale teraz gdy masz jasny umysł, to w to nie wierzysz? - Nie wiem. Chcę w to wierzyć. - Przypuszczam, że jest tylko jedna rzecz, którą powinnam zrobić w tej sytuacji. Przełknął głośno ślinę i skrzywił się. - Zwolnić tempo? Uniosła brew. - Cholera, nie. Znowu muszę sprawić, że będziesz majaczył z rozkoszy. Zachichotał i przytulił ją bardziej entuzjastycznie. - Powinno ci to zająć całe trzy minuty. - Daj mi dziesięć - pocałowała go w czoło i wycofała z jego uścisku. Chwyciwszy kilka toreb z rzeczami kupionymi ubiegłej nocy, popędziła do łazienki i zakluczyła za sobą drzwi. Zorientowała się co było w jednej i zaczęła się ubierać. Żałowała, że nie ma ze sobą więcej kosmetyków, ale musiał przeżyć ze sprośną pielęgniarką bez kosmetyków. Wygładzała swoje pończochy do ud, gdy zapukał do drzwi. - Reb, nie mogę już dłużej czekać. Uśmiechnęła się przez jego entuzjazm. - Jestem prawie gotowa. - Muszę siku tak bardzo, że aż czuję jego smak - och, więc dlatego tak bardzo chciał wejść do łazienki. Wsunęła swoje buty i ułożyła biały, mały czepek na swoich potarganych włosach, zanim otworzyła drzwi. Opadła mu szczęka na to co zobaczył. - Litości, maleńka - wyszeptał. - Panie Sticks, pospiesz się i idź. Potem wróć do łóżka. Nadeszła pora na twoją kąpiel gąbką. - Mogę wytrzymać - zapewnił ją. Wepchnęła go do łazienki. - Po prostu idź. Nie chcę, byś miał wypadek. - Nie mogę się wysikać, gdy jestem twardy, a twój widok zdecydowanie doprowadził mnie do takiego stanu. - Spróbuj - powiedziała i zamknęła go w łazience. Usłyszała, jak coś wielokrotnie uderza w drzwi ze środka łazienki. Zaniepokojona, otworzyła drzwi i przyłapała Erica na waleniu głową w twardą powierzchnię. - Co ty wyprawiasz? - Próbuję się uspokoić. Byłem w połowie drogi, zanim otworzyłaś drzwi - przesunął wzrokiem po jej ciele. Spódniczka jej uniformu była tak krótka, że
nie zakrywała szczytu jej ud. Odgadł, że pewnie nie miała majtek, nawet gdy się nie schyliła. Jej piersi były strategicznie upchnięte w miseczkach. Wyglądała tak, jakby specjalnie podkreślała piersi. Było tak mało materiału, że jej sutki były ledwo zakryte.- Och, kurwa, Rebekah, wyglądasz tak seksownie. Proszę, mogę wrócić do łóżka? - Przestań walić głową w drzwi i się wysikaj - zamknęła drzwi przed jego twarzą i podeszła do lustra na komodzie, by sprawdzić, czy mogłaby zapanować nad swoimi włosami pod czepkiem, jaki założyła. Już zaczęła się martwić o Erica, gdy wreszcie otworzył drzwi. Był kompletnie nagi i wyglądał seksownie i bardziej pewny siebie, niż miała nadzieję, by posiadać tą pewność w tym stroju. Jego penis był miękki, gdy wyszedł z łazienki, ale już twardniał, gdy stanął za nią i ujął jej piersi. - Do łóżka, panie Sticks - powiedziała.- I trzymaj ręce przy sobie. - Co?- będąc daleko od spełnienia jej żądań, przesunął dłonie w dół jej brzucha i na kości biodrowe.- Masz na sobie majtki?- szepnął jej do ucha. Jego dłoń znalazła wnętrze jej uda i pchnęła spódniczkę do góry. Odsunęła się i odwróciła do niego twarzą. Pogroziła mu palcem. - To co jest pod moją spódniczką, to nie twoja sprawa. Wracaj do łóżka. Muszę natychmiast zacząć się twoją osobistą higieną. Chyba nie chcesz, by mnie zwolniono, prawda? Musnął wargami jej szyję, tuż pod uchem, co posłało dreszcz podniecenia wzdłuż jej kręgosłupa. - Nie, proszę pani. Nie chciałbym tego. Nie sposób znaleźć tak wyjątkowych pielęgniarek jak ty. Owinęła jego rękę wokół swych ramion i zachęciła go, by się na niej oparł. - A teraz pomogę ci wrócić do łóżka. Rozpaczliwie potrzebujesz mojej uwagi. - Ledwo trzymam się na nogach. Na szczęście, mam jeszcze jedną, nadmuchaną. Rebekah przygryzła wargę, by nie roześmiać się i parskać przez nos. Szybko odzyskała spokój, starając się być seksowną. Parskanie zdecydowanie nie było seksowne. Objąwszy go ręką w pasie było wszystkim, co mogła zrobić, by nie przytulić twarzy do jego boku i nie zaciągnąć się jego zapachem. Doszła do wniosku, że trudno będzie jej się trzymać jej postaci, zwłaszcza gdy jego dłoń zsunęła się w dół, by chwycić ją za pierś. Jej sutek natychmiast stwardniał pod jego ręką. Myślała nad tym, by strzelić mu w twarz, jakby była urażona, ale nie mogła się do tego zmusić. Odkąd strój pielęgniarki wybrał jako pierwszy z kostiumów, to podejrzewała, że był to jego ulubiony. Zamierzała udawać bardzo niegrzeczną pielęgniarkę i podsycać jego zainteresowanie. Miała nadzieję, że nie zrujnuje to jego fantazji na ten temat. Obróciła się nieznacznie, że teraz jego ręka pieściła jej sutek wystający spod jej uniformu.
Udawała, że tego nie zauważyła. Jakby było to możliwe z przyspieszonym oddechem Erica i jego wędrującym kciukiem. Kiedy dotarli do łóżka, uniosła jego rękę przez głowę i pchnęła go na materac. Pociągnął ją ze sobą i znalazła się rozpłaszczona na jego twardym ciele. - Panie Sticks - powiedziała, unosząc głowę, by spojrzeć w jego oczy wypełnione pożądaniem.- To wysoce niestosowne. - Dobry Boże, kobieto, jestem teraz taki podniecony. Możesz przestać udawać i natychmiast się rozebrać. Uśmiechnęła się i pocałowała go. - Zawsze mówisz dokładnie to, co chcę usłyszeć. - Żartujesz, prawda? Pokręciła głową. - Większość kobiet strzeliłaby mi za to w twarz. - Chcesz, bym cię uderzyła? - Nie, chcę, byś mnie bzyknęła. Roześmiała się. Chociaż zabawnie było się z nim droczyć. - Nie jesteś w kondycji na takiego typu wysiłek, panie Sticks. Przesunął się tak, że jego twardy jak kamień kutas, przysunął się do jej biodra. - Proszę sprawdzić, pielęgniarko. - Pora na twoją kąpiel gąbką. Prychnął z udawaną irytacją. - No cóż, skoro nalegasz. Wysunęła swe ciało z jego uścisku i zeszła z łóżka. Czuła na sobie jego wzrok, gdy odeszła. Upewniła się, że zdecydowanie kołysała biodrami przy każdym kroku. Jęknął i zaczął uderzać glową o poduszkę. Skoro nie był to twardy przedmiot, to nie skarciła go. Zauważyła, że robił tak, gdy był bardzo podekscytowany czymś, czym wiedział, że nie powinien. Wzięła wiadro z lodem do łazienki i wypełniła je do połowy ciepłą wodą. Nie było gąbek, więc wzięła ręcznik, którym zamierzała umyć każdy skrawek ciała Erica. Każdy cal. Kilka cali więcej niż raz. - Pielęgniarko!- zawołał z sypialni.- Bardzo potrzebuję tutaj twojej pomocy. Trzymała pojemnik z wodą przy swojej piersi, gdy wróciła do łóżka. Zatrzymała się gwałtownie, tak że woda chlusnęła na jej dekolt i zaczęła spływać między jej piersiami. - Ups! Eric wydał dźwięk bardzo blisko do warknięcia. Sprawiło to, że na jej całym ciele wyskoczyła gęsia skórka. - Jesteś gotowy na swoją kąpiel? - Wiesz na co jestem gotowy - skinął znacząco na swojego sztywnego fiuta. - Ojej - powiedziała i położyła wodę na stoliku nocnym.- Potrzebuje
mojej natychmiastowej uwagi. Jest taki opuchnięty. Boli? - Tylko wtedy, gdy go nie dotykasz. Nasączyła ręcznik ciepłą wodą i wycisnęła jej nadmiar, zanim weszła na łóżko. Użyła dwóch palców owiniętych ręcznikiem, by umyć jego pępek. Zachichotał. - Nieco niżej - powiedział. Przesunęła ręcznikiem wzdłuż wąskiego paseczka czarnych włosów, które ciągnęły się w dół jego pępka. Jego penis drgnął, gdy zatrzymała się cal od niego. Przesunęła ręcznikiem lekko na lewo i w górę jego brzucha, oddalając się od jego wyprostowanego przyrodzenia. - Odwrót o 180 stopni. O 180 stopni - zażądał bez tchu. Znowu w dół. Stop. Znów do góry. - Omijasz brudne miejsce - wysapał. - Nie widzę go - upierała się, starając się nie roześmiać, co jej się częściowo udało. - W takim razie przyjrzyj się z bliska. Przesunęła się na dłonie i kolana. Ostrożnie, by nie dźgnąć go ostrą szpilką, usiadła okrakiem na jego ciele z kolanami po jego bokach jego piersi, a dłonie oparła na bokach jego ud. – Jest tam na dole?- użyła ręcznika, by umyć energicznie jego kolano kolistymi ruchami. - Litości, która jest piękna - wydyszała. Spojrzała przez ramię, by spostrzec, że patrzył w górę jej krótkiej spódniczki. Jego dłonie przesunęły się na tyłu jej ud, by podciągnął spódniczkę o kilka cały, które zakrywały jej tyłeczek. Podczas, gdy ona szorowała jego drugie kolano, to on przesunął dwoma palcami po jej spuchniętych fałdkach. Gdy spostrzegł, że już była mokra z podniecenia, to zanurzył w niej oba palce. Jęknęła. - Panie Sticks - szepnęła.- Co pan wyprawia? - Podziwiam widok. - Patrzysz oczyma, nie swymi dłońmi. - Podziwiam również dotyk, zapach i dźwięk. Niebawem chciałbym także nacieszyć się smakiem. Zgięła łokcie tak, że główka jego penisa znalazła się między jej piersiami. - Whoa... - palce Erica poruszyły się w niej. Wbijały głęboko. Przekręcały. Powoli cofały. Rebekah próbowała skoncentrować się na swym zadani, ale jego palce sprawiały jej taką przyjemność, że mogła tylko stać nieruchomo i brać to. Jego wolna dłoń pogładziła jej udo tuż nad podkolanówką. Jej tyłeczek. Wysunął swe palce, by je oblizać i by znowu je w nią wepchnął. - Eric - jęknęła.- Potrzyj mnie, proszę. - Myślałem, że właśnie to robię.
- Och, moją łechtaczkę. Proszę, Eric. - Pokaż mi, czego chcesz, Rebekah, Wsparła górę swego ciała na jednej ręce i sięgnęła między swe nogi, by potrzeć swą łechtaczkę. - Właśnie tak, dziecinko - wymamrotał.- Doprowadź się do orgazmu. Krzyknęła, gdy chwyciły ją pierwsze fale rozkoszy. Eric zaklął pod nosem i wysunął spod jej ciała, by za nią uklęknąć. Wysunął z niej swe palce i zastąpił je swym kutasem. Wciąż pocierając swoją łechtaczkę, wciąż dochodząc, Rebekah potarła twarzą o materac i zakołysała się do tyłu, by spotkać jego mocne, głębokie pchnięcia. - Jesteś najseksowniejszą kobietą, jaka istnieje - powiedział cichym pomrukiem i po raz pierwszy mu uwierzyła. Pochylił się nad jej plecami i zepchnął stanik, uwalniając jej piersi. Ugniatał je drapieżnie, gdy wbijał się w nią i uszczypnął jej sutki palcami. Przesunęła dłoń, by delikatnie potrzeć jego jądra. Znowu się wyprostował i odchylił lekko do tyłu, by miała lepszy dostęp. Spojrzała przez ramię, by dostrzec, że przygląda się akcji między ich ciałami. - Twoja cipka jest taka piękna, gdy połyka mego kutasa - szepnął.Słyszysz, jaka jest mokra? Czy słyszała? Tak, zdecydowanie słyszała, jak jej soki chlupotały za każdym razem, gdy ich ciała się łączyły. - Jest mokra dla ciebie, Eric. Wypełniasz ją tak dobrze. Wynagrodził jej komplement poprzez wsunięcie końcówki palca w jej tyłeczek. - Mmmm - zamruczała. - Jesteś taką niegrzeczną pielęgniarką - powiedział.- Lubisz, gdy wkładam ci palec do tyłeczka? - O tak. Wsunął palec głębiej. Zaczęła energiczniej masować jego jaja. Oddech Erica stał się bardziej ostry i chwycił ją za biodra, by przytrzymać ją, gdy doszedł w jej środku. Wciąż musieli popracować nad zsynchronizowaniem ich orgazmów. Wysunął się i opadł na łóżko. - Dziękuję, pielęgniarko. To było wspaniałe leczenie. Uśmiechnęła się. Dopiero co zaczęła.
Rozdział 14
- Jesteś pewny, że musimy wracać?- Eric mruknął i przyciągnął Rebekę bliżej do siebie. Obydwoje lepili się od jego spermy i potu i śliny. Wątpił, by mógł jeszcze raz stanąć, ale daleko mu jeszcze mu było, by podzielić się nią z resztą świata. Seks był fenomenalny, ale bycie z nią wystarczyło, by stał się oszołomiony. - Musimy być w Austin za dwa dni. - Więc zostańmy w łóżku na następne dwadzieścia cztery godziny i potem jedźmy. Nie zajmie mi dużo czasu, by dojechać z Phoenix do Austin. Zaśmiała się. - Nie zamierzam pozwolić ci prowadzić tak daleko, Ericu Sticksie. - To polecimy samolotem. - Myślę, że Jon chciałby odzyskać swój samochód. - Nie obchodzi mnie to. - To nie koniec naszego związku, kochanie. Tylko początek. Mamy inne wspólne noce przed sobą. Czyżby był aż tak przejrzysty? Miała rację. Będą mieli inne noce. Dni. Wieczory. Poranki. Popołudnia. I miejmy nadzieję, całe życie, które byłoby ich pełne.
- Chodźmy wziąć prysznic - powiedziała. Eric uniósł glowę cal nad poduszką, ale nie mógł zebrać siły, by otworzyć oczy i spojrzeć na nią. - Razem? - No chyba, że masz inny pomysł. - To wspaniały pomysł. Tylko nie jestem pewien, czy mogę wstać opuścił głowę z powrotem na poduszkę.- Wykończyłaś mnie, kobieto. - Awww, biedna dziecinka. Czyżbym ujeżdżała mego kowboja zbyt długo?- zapytała, podnosząc kowbojski kapelusz z łóżka i kładąc go na jego głowę. Uśmiechnął się. - Nie narzekam. - Może gdybyś nie naciskał na sześć strzałów - zachichotała i przesunęła palcem po jego zwiotczałym penisie. Eric wątpił, by jeszcze kiedykolwiek zadziałał. - Powinienem cię powstrzymać po trzech. - Ostatnim razem wytrzymałeś przez pół godziny - uniosła się na ręce i ściągnęła jego kapelusz, by na niego spojrzeć.- Zdaje się, że moja teoria była prawidłowa. - Aż dziwi mnie, że doszedłem ostatnim razem. W moich jajach został tylko sam kurz. - Ja też jestem nieco wrażliwa tam na dole - przyznała. - Chcesz, bym pocałował cię tam, byś poczuła się lepiej?- jego pocałunek wylądował na czubku jej nosa, ponieważ było to jedyne miejsce, które mógł dosięgnąć bez wysiłku. - Nie kuś mnie - pocałowała go w pierś i wysunęła się z jego słabego uścisku.- Idę pod prysznic. Mam nadzieję, że znajdziesz siłę, by do mnie dołączyć. Jęknął, ale pozostał rozciągnięty na łóżku. Chwilę później usłyszał prysk prysznica. Rebekah nuciła najnowszy singiel Sinnersów, „Sever”, co przyprawiło Erica o uśmiech. Odpłynął na skraj nieświadomości, aż przerażony wrzask Rebeki poderwał go na nogi. Wpadł do łazienki i znalazł Rebekę, która była mokra i ociekała wodą i pianą, stojącą na toalecie i przytrzymującą się wieszaka na ręcznik. - Co się stało? Wskazała na prysznic drżącą dłonią. Woda wciąż płynęła za zasłoną prysznicu. Odsunął ją, spodziewając się zobaczyć martwego ciała, albo przynajmniej Normana Batesa w przebraniu. Ale niczego tam nie było. - Dlaczego krzyczałaś? - Pa-pająk! Eric przeszukał prysznic, szukając wielkiej, owłosionej tarantuli, przez którą hiperwentylowała. Nie. Niczego tam nie było. - Niczego nie widzę.
- Jest tam!- krzyknęła, chwytając się jego ramienia, gdy wskazała na odległy koniec. Eric wszedł do brodzika i woda uderzyła go w plecy i znalazł malutkiego pajęczaka, który ukrywał się za butelką szamponu. - Ten maluszek? Eric pochwycił pająka w jedną dłoń, a ten przebiegł na jego nadgarstek. To wpędziło Rebękę w napad histerii. Zeskoczyła z toalety i wybiegła z łazienki, wydając z siebie przerażone odgłosy i pocierając dłoni po swym całym ciele, gdy wręcz przeleciała nad dywanem. Eric złapał pająka i zamknął go w luźnej pięści. Jego małe nóżki poruszały się po jego dłoni, gdy próbował uciec. Patrzenie na nagą, wystraszoną Rebekę był zdecydowanie zbyt wspaniały, by oprzeć się pokusie. - Mam go - Eric ogłosił i dołączył do niej w sypialni. - Zabiłeś go?- chciała wiedzieć, omijając go szerokim łukiem. - Ma się dobrze - Eric zapewnił ją i otworzył dłoń. Pająk ruszył na końce jego palców, gotów zrobić z siebie małego kamikaze, skacząc na podłogę, gdy Rebekah wrzasnęła i akrobatycznie wskoczyła na łóżko, rzucając na rękę Erica nakrycie. Chichocząc, Eric znowu ochronił małe stworzenie w swej dłoni. - To tylko mały pajączek, Reb. Nie skrzywdzi cię. - Nienawidzę pająków. - To chyba oczywiste. - Pozbądź się go. Otworzył drzwi balkonu i wypuścił pająka na zewnątrz. Odwrócił się, by znaleźć Rebekę stojącą na środku łóżka z jedną dłonią na środku swej piersi. - Poszedł. - Powinieneś go zgnieść. - Awww, co ten mały kolega ci zrobił? - Próbował przyprawić mnie o atak serca, właśnie to. Zeskoczyła z łóżka i skierowała się z powrotem do łazienki, rozglądając się uważnie. Eric poszedł za nią. - Chyba powinienem się do ciebie przyłączyć. W przypadku, gdyby jeszcze jakieś mordercze stworzenie spróbowało cię zaatakować. - Zgadzam się!- weszła pod wciąż płynący strumień i wciągnęła go do brodzika. Zamiast się umyć, objęła go rękoma i pocałowała wygłodniale. - Mmmm - mruknął.- Powinienem cię częściej ratować przed ludożernymi pająkami. - Mój bohater. Zaśmiał się. - Więc podejrzewam, że nie podnieci cię, jeśli przebrałbym się za Spider-Mana i trysnął na ciebie swoją magiczną pajęczyną. Uśmiechnęła się.
- Nie jestem pewna. Gdybyś to zrobił, to mogłabym pokonać swoją arachnofobię. Musimy spróbować.
Rozdział 15
Eric i Rebekah zatrzymali się przed stadionem, by odebrać Jona. Gdy nadjechali, siedział na krawężniku, przesuwając kamień pałeczką. Spojrzał w górę, gdy dżip zatrzymał się i posłał Ericowi mordercze spojrzenie. - Kurwa, w samą porę - mruknął.- To ostatni raz, gdy pożyczyłem ci mój samochód, Sticks. - Sory, że zajęło to tak dużo czasu. Mieliśmy przed sobą wiele pieprzenia - powiedział Eric. Zawahał się, wciąż nie wiedząc, jak bardzo powinien cenzurować te nieodpowiednie myśli. - Tak,mieliśmy - zgodziła się Rebeka. Ach, Boże, kochał tą kobietę. - Kto prowadzi?- zapytał Jon. - Ty - odpowiedział Eric. - Chyba nie jest takim samym szaleńcem jak ty, prawda?- zapytała Rebekah. - Jest zupełnie innego rodzaju szaleńcem. Mam nadzieję, że jesteś trzeźwy - Eric odezwał się do Jona. - Niestety. Rebekah zsunęła się z siedzenia kierowcy na kolana Erica. Objęła ramionami jego szyję i pocałowała go.
- Dotrzymasz mi towarzystwa na tylnym siedzeniu?- szepnęła mu do ucha. Penis Erica natychmiast stwardniał. - Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, byśmy zdrzemnęli się nieco na tylnym siedzeniu, gdy będziesz prowadził. Mieliśmy długą noc. - O kurwa - powiedział Jon.- Ta, już mówiłeś. Naprawdę jesteś mi dłużny, Sticks. Musiałem tu czekać trzy godziny, odkąd bus wyjechał. Sed nie pozwolił mi nawet jechać w ciężarówce ze sprzętem. - Powiedział ci, że jeśli przyłapie cię na ćpaniu, to nie już nie będziesz mógł zbliżyć się ani do busu, ani do ciężarówki. Sam jesteś za to odpowiedzialny. - Była to tylko odrobinka kokainy. - Myślałem, że cała kreska. - O tak. Ale teraz jestem czysty. Eric nie był tego taki pewien. Oczy Jona były nieco przekrwione, ale pewnie przez to, że poprzedniej nocy cały czas pił. Jednak nie były szkliste. Może Jon był wreszcie czysty. Eric miał taką nadzieję. Chciał tego dla niego. Eric dołączył do Rebeki na tylnym siedzeniu i Jon wskoczył na miejsce kierowcy. Skierowali się na wschód Phoenix, jadąc w stronę Austin. Rebekah przytuliła się do Erica, wtulając twarz do jego boku i szybko zasnęła. Eric także był wyczerpany, ale nie było mowy, by usnął, gdy prowadził Jon, więc po prostu trzymał ją i pocierał jej nagą skórę na ramieniu. Po prawie godzinie ciszy, Jon wreszcie się odezwał: - Wiesz, może moglibyśmy pogadać z Sedem o tym, bym mógł wrócić do busu - spojrzał na Erica w wstecznym lusterku. - Zapomnij o tym, Jon. Miałeś już zbyt wiele szans. Nigdy się nie nauczysz. - Ale ty... - Wiszę ci. Tak, jestem tego świadom. Przypominasz mi o tym za każdym razem, gdy cię widzę. - Wiesz, gdybym nie wziął na siebie twojej winy, to teraz ty byś patrzył, jak następca gra twoją muzykę. Nie masz pojęcia, jakie to jest do dupy. - To nie jedyny powód, dlaczego Sed kazał ci spieprzać. Po prostu była to ostatnia kropla, która przeważyła czarę goryczy. - Wziąłem na siebie twoją karę, Eric. Nie zapominaj o tym. Jak Eric mógł o tym zapomnieć, skoro Jon zawsze rzucał mu tym w twarz? Po części kusiło go, by powiedzieć Sedowi, że to on wziął ostatnie pięć tysięcy dolców zespołu, zostawiając ich bez wystarczająco dużej kasy, by naprawić bus. Cholera. Eric nic nie mógł poradzić, że miał słabość do ślicznotek. Skoro mowa o ślicznotkach. Pocałował Rebekę w jej miękkie włosy. Przesunęła się we śnie i jej dłoń wylądowała na jego kolanie. Zacisnęła palce, chwytając jego jądra, gdy jej dłoń przycisnęła się do jego nagle pobudzonego kutasa.
Eric przesunął jej rękę na swoje udo, zanim zaczął molestować ją we śnie. - Nie mam pojęcia, jak mam ci się odpłacić, Jon. Nie ważne co zrobię to i tak jest ci mało. Rebekah z powrotem przesunęła dłoń na jego krocze. Podczas gdy opierała się o niego swym bezwładnym ciałem, jakby wciąż spała, powoli rozpięła mu spodnie. Najwidoczniej ich rozmowa ją obudziła. - Wiesz, czego chcę, Eric - powiedział Jon. - Próbowałem załatwić ci to, czego chcesz. Nawet raz mi się udało. Rebekah wyciągnęła penisa Erica z jego bokserek. - Tylko dlatego, że Jace był ranny - Jon warknął.- To jedyny powód, dla którego mnie użyli. Tak naprawdę, to nie chcieli mnie z powrotem w zespole. - Dlaczego to ja muszę z powrotem włączyć cię do zespołu? Sam musisz na to zasłużyć. A poza tym, dlaczego mielibyśmy zrezygnować z Jace'a? Jest cholernie niesamowity i wiesz o tym. Rebekah owinęła dłoń wokół twardej długości Erica i pogładziła go powoli. Odwróciła głowę i ugryzła jego sutek przez koszulkę, łapiąc w zęby jego kolczyk i szarpnęła go delikatnie. Może myślała, że ją ignorował. Jakby było to możliwe. - Nie jest taki wspaniały - Jon narzekał.- Sam wyszedłem z wprawy. - Jasne. Rebekah zsunęła się z siedzenia i pochyliła się nad kolanami Erica. Eric przygryzł wargę, gdy wciągnęła do ust główkę jego penisa. Starał się zachować ciszę, by nie przyciągnąć uwagi Jona na tylne siedzenie. - Potrafię zagrać nowe riffy basu, co nie? - Ledwo. Jace pracował nad nimi przez g-godzinyyyyy.... - Eric przewrócił oczy na tył głowy, gdy Rebekah ssała i lizała główkę jego penisa. Fale rozkoszy przesuwały się w górę i w dół jego długości. Jego jądra napięły się. Wsunęła dłoń w jego bokserki, by je chwycić, na co jęknął. - Co jest, kurwa? Obciąga ci tam?- Jon spojrzał w oczy Erica używając lusterka. - Prawie skończyłem - Eric wydyszał. Pracowała nad nim, dopóki nie wybuchł w jej ustach. Połknęła, ssąc aż nic nie zostało i się odsunęła. Wsunęła jego miękkiego penisa w bieliznę i zapięła mu rozporek. Znowu przytuliła się do jego boku i zamknęła oczy. - Obudziła się, by ci obciągnąć i znowu poszła spać. Gdzie dostanę taką laskę?- zapytał Jon. - Jest jedyna w swoim rodzaju. - Eksperymentuję - Rebekah cicho wyjaśniła.- Musi dochodzić co kilka godzin, by to zadziałało. - Jak na razie działa - Eric powiedział z uśmieszkiem. Pogładził ją czule po włosach. Jon parsknął śmiechem.
- Chyba sobie ze mnie kpicie! Jak ją nakłoniłeś do tego układu, Sticks? Muszę zacząć robić notatki. - Do niczego mnie nie nakłonił - powiedziała Rebekah.- To był mój pomysł. Przepraszam, jeśli ci to przeszkadzało, Jon. Następnym razem postaram się być bardziej dyskretna. Mogę później pożyczyć twoją kurtkę, by zakryć jego kolana? - Co? Chcesz mu obciągnąć w mojej kurtce? To obrzydliwe. Eric zaczął się śmiać i nie mógł przestać przez kilka minut. - Powinienem wziąć ze sobą szczęśliwy kapelusz Briana. Rebekah przycisnęła dłoń do jego brzucha, aby móc unieść się na tyle, by spojrzeć na niego. - Szczęśliwy kapelusz Briana? - Taa. Jednej nocy Myrna zwaliła Brianowi konia na motocyklu Jace'a. Najwyraźniej użyła jego szczęśliwego kapelusza, aby ukryć dowody i doszedł w jego środku. - I ty go masz?- zapytała Rebekah, przybierając zakłopotaną minę. - Dał mi go. Wmanewrował mnie w założenie go w formie żartu. W pierwszej chwili nie wiedziałem, co w nim było, ale Jace ma słabą wytrzymałość na purple nurple.6 I miałem coś lepkiego we włosach - znowu się roześmiał. - Nie wkurzyło cię to, że przez niego go założyłeś?- zapytała Rebekah. - Nie. Było zabawnie. Przez cały czas robię sobie z nich jaja. Tylko czasami się na mnie odgryzają. - To chore, stary - powiedział Jon.- Miałeś spermę Sinclaira we włosach? - Co? Jesteś zazdrosny? Z tobą było jeszcze gorzej, Mallory. Pamiętasz, gdy Sed dał ci brązową butelką, w którą napluł któryś z techników. Wziąłeś duży łyk, myśląc, że to piwo. - Jak mógłbym zapomnieć? Rzygałem ciągiem przez dwie godziny. - Do śmietnika za stadionem - Eric parsknął śmiechem.- Jakie to było zabawne! - Stare dobre czasy - powiedział Jon, uśmiechając się szeroko.Próbowałem się odgryźć na Sedzie, wypełniając jego butelkę na wodę w toalecie, ale nigdy się na to nie złapał. Kupił swoją własną butelkę wody z automatu. Jakby wiedział na co się zanosi. - Moje dowcipy nigdy nie zadziałały na Seda - powiedział Eric.- Teraz już nawet nie próbuję. - Wspaniale byłoby go dorwać. Chociaż raz - powiedział Jon. - No - zgodził się Eric.- Jest zbyt zajebisty dla swojego własnego dobra. - Mogłabyś nam pomóc go dorwać, Rebekah. Sed nigdy by cię nie podejrzewał - powiedział Jon. - Nie ma mowy. Gdybyś zapomniał, Sed to mój szef. 6 Purple Nurple to drink w postaci shota. Równie dobrze jest to slangowe określenie na wykręcanie cudzych sutków, więc wybierzcie dowolną wersję w czym poległ Jace XD
- Ja też jestem twoim szefem - powiedział Eric. - Więc pieprzysz się z Erickiem w nadziei, że dostaniesz podwyżkę?- Jon zaśmiał się.- Wiedziałem, że miała jakiś ukryty motyw. - Nie. Pieprzę się z nim, ponieważ daje mi wspaniałe orgazmy. Spojrzała na Erica i uśmiechnęła się. Serce Erica zmieniło się w wielką papkową kałużę. - Później sprawię, że dojdziesz cholernie mocno - szepnął. - Dlaczego nie teraz?- odpowiedziała szeptem. Sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła swój mały kontroler. Drobny, plastikowy kabelek zniknął w przodzie jej spodni. Sprawdził kontroler. Był to ten, który łączył się z symulatorem w kształcie motylka na jej cipce, który jej kupił noc wcześniej. Eric zaczerwienił się nachylił nad jej uchem. - Masz go teraz na sobie? Uśmiechnęła się krzywo. - Nie powiem. Włączył motylka i jej ciało szarpnęło się. Z krocza jej dżinsów dobiegł słaby szum. Znowu go wyłączył. Jej ciało rozluźniło się. - Do Austin jest długa droga - wymamrotał. - Właśnie dlatego go założyłam - szepnęła. Pocałował ją namiętnie, zastanawiając się dlaczego w ogóle opuścili hotelowy pokój. Eric znowu włączył motylka i poczuł wibracje przy swoim udzie, gdzie przyciskała do niego swe biodro. - Chyba jest w niewłaściwym miejscu. Powinien bzyczeć na twojej łechtaczce. Roześmiała się. - To akurat moja komórka. Wyciągnęła z kieszeni telefon i zmarszczyła swój uroczy nosek, gdy zerknęła na ekran. - To moja matka. Eric wyłączył motylka tak szybko, że bał się, iż już nigdy prawidłowo nie zadziała. Rebekah odebrała telefon. - Hej, mamo. Co tam? Eric podłapał strzępy kobiecej tyrady. - ... zobaczyłam, z jakimi paskudnymi indywiduami pracujesz... nie jest to miejsce dla przyzwoitej kobiety... natychmiast wracaj do domu... twój ojciec... bla, bla, bla... - Wszystko układa się naprawdę dobrze - wtrąciła się Rebekah. -... myśli, że jesteś jakąś prostytutką... obleśne gwiazdy rocka... same bestie... seks i narkotyki... bla, bla, bla... Dave powiedział... - Jak ma się Dave?- wypaliła Rebekah. - Nie zmieniaj tematu.
- Nie wrócę do domu, mamo. Mam pracę. - ... pracę, która nie jest odpowiednia dla młodej, miłej damy... brudne umysły i muzyka diabła... pójdziesz do piekła... co powiedziałby twój ojciec... bla, bla, bla... Rebekah przetarła czoło i przewróciła oczami. Eric patrzył na nią z przerażeniem. - Muszę kończyć, mamo. - ... wracaj natychmiast do domu, jeżeli wiesz co jest dla ciebie dobre... bla, bla, bla... - Mamo! Muszę kończyć - Rebekah powiadomiła ją wolno.- Pozdrów tatę i Dave'a. - ... nie wierzę, że moja własna córka... - Pa, mamo. Rebekah rozłączyła się i opadła na fotel. - O co chodziło?- zapytał Eric. - Wierz mi, nie chcesz wiedzieć. Rzuciła telefon na siedzenie obok i położyła dłoń na jego. Potarła przycisk włącznika kontrolera, który wciąż trzymał w dłoni. - Włącz go - szepnęła.- Chcę się poczuć brudna. Nawet nie potrafił udawać, że rozumie jej żądanie, ale zrobił to, o co go prosiła. Wygięła plecy, wypychając do przodu obie piersi. Jęknęła i zaczęła się wić, zaciskając dłoń na udzie Erica. - Jezu, ja tutaj staram się skupić na drodze - Jon zaczął narzekać. To napędziło Rebekę, by zaczęła jęczeć jeszcze głośniej. - Och, jest tak dobrze, Eric. Zaraz dojdę. Wyłącz go. Niech cierpię. Eric wyłączył stymulator i zaczęła się wiercić na siedzeniu, patrząc w lusterko, by się upewnić, czy Jon zwracał na to uwagę. Uwielbiała fakt, że wszystko słyszał. Chciała, by widział jak dochodzi. Mała złośnica. Eric zassał delikatnie ciało pod jej uchę. - Założę się, że fiut Jona jest teraz twardy jak kamień, po tym jak usłyszał jaka jesteś seksowna. - Tak sądzisz?- wyszeptała. - Tak. - Włącz go jeszcze raz. Była jeszcze bardziej głośniejsza, gdy zbliżał się orgazm. - Wyłącz - krzyknęła w ostatniej chwili. Znowu się wiła.- Doprowadza mnie to do szaleństwa - jęknęła.- Moja cipka jest teraz tak cholernie mokra. - Przestańcie - Jon burknął i z grymasem poprawił swój rozporek. Rebekah uśmiechnęła się do Erica i sięgnęła do klamry jego paska. - Tym razem mam ci obciągnąć, czy zwalić konia? O tak. Zdecydowanie kochał tą kobietę.
Rozdział 16
Spotkali bus na postoju poza El Paso w Teksasie. Rebekah chwyciła Erica za dłoń i pociągnęła go w górę schodków busu. Potrzebowała go w swym środku. Tak jakby od zaraz. - No proszę, jesteście - powiedział Sed, gdy popędzili prosto do sypialni. - Ugotujesz te enchilad, tak jak obiecałaś?- zapytał Brian. Zapomniała, że miała dla nich gotować. - Uch, najpierw muszę zrobić coś z Ericiem w sypialni i potem ugotuję. Do twarzy Erica był przylepiony szeroki uśmiech. - Umieram z głodu - poskarżył się Brian. - To Eric - powiedział Trey.- Skończy za jakieś dwie minuty. Rebekah miała nadzieję, że Trey się mylił. Pomagała Ericowi przez cały dzień, a on drażnił jej cipkę przez siedem godzin. Jeżeli niebawem nie dostanie jakiegoś fiuta, to chyba skona. Gdy tylko znaleźli się w sypialni, to ściągnęła swoją koszulkę przez głowę i rzuciła ją na bok. Następnie swój stanik. Przyglądał się, jak ściąga swoje dżinsy, odrywając od niej wzrok tylko po to, by ściągnąć swój t-shirt. Ściągnęła swoje przemoczone majtki i uroczego motylka, który miał wyczerpane baterie. Gdy była naga, pochyliła się nad łóżkiem i rozsunęła nogi.
- Pospiesz się, Eric. Włóż go. - Poczekaj. Nie jestem jeszcze twardy. Przykucnął za nią i polizał jej wilgoć. - Tak cudownie pachniesz - jęknął. Miauknęła w rozpaczy, gdy wciągnął do ust jej śliskie ciało. - Proszę, kochanie. Pieprz mnie. Jestem taka gorąca i obolała. Nie wytrzymam tego już dłużej. Potrzebuję ciebie w sobie. Wstał i głębokim pchnięciem wbił w nią swego twardego kutasa. - O tak - jęknęła. Zakołysała się do tyłu, bo go na siebie nabić.Mocniej. Mocniej - posuwał ją mocno, aż jego jądra uderzały o jej tyłeczek z każdym energicznym pchnięciem. W ciągu kilku sekund drżała po intensywnym orgazmie. Krzyknęła w ekstazie i upadła na twarz. Jego penis wysunął się z niej i warknął w proteście. Eric wepchnął jej ciało na łóżko, tak że leżała płasko na brzuchu i pochylił się nad jej plecami. Zatonął między jej nogami i znowu w nią wszedł, przyciskając swe podbrzusze do jej pośladków. Wszedłszy głęboko, zakręcił biodrami i wepchnął się w nią jeszcze bardziej, rozciągając ją na wszystkie strony i pocierając jej łechtaczkę swymi jajami. - Och, jest tak dobrze - jęknęła, unosząc swe biodra z łóżka, aby ułatwić mu dostęp. Wtedy zaczął się w niej zatapiać, utrzymując swój ostry, stały rytm, aż wstrząsnął nią kolejny orgazm. Następnie wziął ją z boku, eksperymentując z kątami penetracji, dopóki nie znalazł nowej pozycji, by stymulować jej łechtaczkę z każdym pchnięciem, przez co wyśpiewywała swe podniecenie. Kolejny orgazm pozostawił ją w stanie delirium. Przewróciła się na plecy twarzą do niego i spostrzegła, że był zalany potem. - To cholernie niesamowite - powiedział, a oczy błyszczały mu z zachwytu. Uśmiechnęła się i ujęła jego spoconą twarz. - Jesteś takim ogierem. - No - zgodził się z szczęśliwym śmiechem i wsunął rękę pod spody jej ud, by przycisnąć jej kolana do jej ramion. Wbił się w nią, jego twarda długość potarła ją pod doskonałym kątem. Gdy zmęczyły się jej nogi, puścił je i potarł jej biodra, podczas gdy wsuwał się w nią łagodnie. - Jest tak przyjemnie - wyszeptał i pocałował ją delikatnie.- Chyba dam radę przez całą noc. - Chyba stworzyłam potwora - powiedziała, chichocząc. - Chcesz, bym teraz spróbował dojść - spytał, ssąc jej szczękę. Do drzwi rozległo się głośne pukanie. - Pospieszycie się? My tutaj głodujemy!- był to Brian.- Siedzicie już tam ponad godzinę. - Ponad godzinę? - Wychodzi na to, że wiszę ci kilka lekcji - szepnęła. Roześmiał się.
- Kocham cię teraz tak bardzo - mruknął, wciąż ją wypełniając.- Pewnie powinienem się pospieszyć. Wysunął się i pociągnął ją w dół materaca, aż jej krocze zrównało się z końcem łóżka. Znowu się w nią wsunął i przyglądał się jak jego kutas pojawia się i znika w jej ciele. - Kurwa, to takie seksowne - szepnął. Poruszył się szybciej. Jeszcze szybciej. Wciąż patrzył jak ich ciała się łączą i rozdzielają. Jego oddech świszczał z podniecenia, gdy pocierał jej łechtaczkę, by pomóc jej osiągnąć szczyt. Gdy jej cipka zacisnęła się w orgazmie i krzyknęła, wbił się w nią głęboko i odpuścił. Jego twarz wykrzywiła się w ekstazie, gdy wytrysnął w nią swe nasienie i zaczęła się pod nim wić z rozkoszy. Gdy jego oddech zwolnił, to wysunął się z jękiem. Opadł na łóżko obok niej i przytuliła się do jego boku. - To było fantastyczne - powiedziała.- Nawet lepsze, niż ostatnia noc z zabawkami. - Naprawdę? - Zdecydowanie. - Też tak myślałem - powiedział bez tchu.- Tym razem doszliśmy razem. - Byłeś doskonały - rozsypała pocałunki wzdłuż jego klatki piersiowej.Naprawdę muszę wstać i zrobić chłopakom kolację? Wolałabym z tobą tu tak poleżeć. - Niech głodują. - Skończyliście już?- Brian zawołał z korytarza.- Rany! Rebekah zachichotała. - Pójdę coś ugotować. Niebawem wyważą drzwi, jeśli tego nie zrobię. Pocałował ją w czubek głowy. - Za chwilę przyjdę ci pomóc. Muszę pierw złapać oddech. - Przyda mi się pomoc. Nogi wciąż mi drżą. Mogą się pode mną zapaść. Jego roztrzepany uśmiech sprawił, że serce urosło jej ze szczęścia. Podnosząc się z łóżka, odnalazła swoje pororzucane ubrania. Ubrała się, znalazła świeże majtki w swojej walizce i skierowała do łazienki, by się umyć. Cała piątka chłopaków w busie patrzyła, jak szła do łazienki. Czerwieniąc się, uniknęła twardych spojrzeń i zamknęła za sobą drzwi łazienki. Podczas gdy myła się w zlewie, drzwi sypialni otworzyły się i chłopaki wybuchnęli zachwyconymi okrzykami w salonie. Oglądali mecz w telewizji czy coś? - Nigdy nie sądziłem, że dożyję tego dnia - powiedział Brian. - Eric wreszcie właściwie przeleciał dziewczynę - krzyknął Trey.Woohoo! Woohoo! - I to w pojedynkę - dodał Sed, brzmiąc jak dumny ojciec. Rebekah usłyszała przez drzwi, jak przybijają sobie piątki. - Wisisz mi dwadzieścia dolców, Sinclair - powiedział Trey.
- Cholera! Rebekah zachichotała. Dopingowali przez to Erica? Co za banda idiotów. Jednak Trey miał rację. Eric wreszcie porządnie przeleciał swoją dziewczynę.
Rozdział 17
Każdy Goth World w każdym podmiejskim centrum handlowym w Ameryce wyglądał dokładnie tak samo. Niemal każdy towar był czarny i większość z nich miała srebrne szpilki lub kolce osadzone w skórze. Koszulki i bluzy najbardziej popularnych alternatywnych, rockowych i metalowych zespołów wisiały od sufitu do podłogi. Ogólny efekt był klaustrofobiczny, ale było to miejsce gdzie wielu fanów Sinnersów robiło zakupy, więc Jerry czasami planował tam spotkania z fanami. Eric ściągnął swoją skórzaną kurtkę i powiesił ją na krześle, zanim usiadł. Na stole przed nim znajdowały się stosy płyt Sinnersów i plakatów, koszulek lub innych pamiątek. Jerry lubił powtarzać, ze promocja jest kluczem do sukcesu. Eric wierzył, że kluczem do sukcesu było wydawanie niesamowitego albumu jeden po drugim, ale nie było mowy o kłóceniu się z Jerrym. Trey usiadł na krześle obok Erica, splatając razem place, gdy wyprostował je w przygotowaniu do długiego popołudnia dawania autografów. - Jakim cudem tu utknęliśmy? - Brian nie dotrze z Kansas na czas. Jego lot został opóźniony z powodu śniegu - poleciał z powrotem do Myrny na jedną noc, gdy ta stwierdziła, że jej temperatura była idealna. Cokolwiek to do cholery znaczyło.
- Taa, dlatego ty tu trafiłeś, ale dlaczego musiałem to być jeszcze ja? - Bo jeśli przyszedłbym tylko ja, to nikt by się nie zjawił. Trey roześmiał się. - No, byłoby to dla ciebie upokarzające. Kierownik sklepu zatrzymał się przed ich załadowanym stołem. - Jesteście na to gotowi? Przez cały dzień przed centrum stoi kolejka. Zaczęli się ustawiać pod drzwiami już ostatniej nocy, chociaż temperatura była ujemna. Fani Sinnerów byli niesamowici i nieco szaleni. Eric spojrzał przez ramię, czując ulgę, gdy zobaczył głowę ich ochrony, Mitcha, który obserwował ich w przypadku gdyby któryś fan zbytnio się podekscytował. - Wpuście ich - powiedział Trey.- Miejmy nadzieję, że nie zabiją nas, gdy zauważą, że nie ma z nami Mistrza Sinclaira. - Albo Seda - dodał Eric. - Jak się z tego wymigał?- zapytał Trey. - Cholera by wzięła, jeśli wiem. Rozległa się wstrząsająca kakofonia podnieconych pisków, które pokryły się z męskimi rykami uznania. Pierwsi z ich fanów uderzyli w ich stół z taką siłą, że płyty się rozsypały. - O mój Boże, o mój Boże, o mój Boże, o mój Boże - pierwsza para dziewczyn w kolejce krzyknęła jednocześnie. Wyglądały tak, jakby wydały całą kasę swych rodziców na Goth World. - Jak masz na imię, kochanie?- Trey zapytał blondynkę, gdy sięgnął po jeden z małych, plakatów, które podpisywali za darmo. - Trey Mills właśnie nazwał mnie kochaniem!- krzyknęła do swojej koleżanki.- Mam na imię H-H-Heather. - Gdzie jest Mistrz Sinclair - nie blondynka spytała Erica. - Coś mu wypadło - powiedział Eric. - Taa, jego kutas - Trey zachichotał. Nastolatki spojrzały na siebie wielkimi oczyma, a następnie krzyknęły jednocześnie. - O mój Boże! Wyobraźcie sobie penisa Mistrza Sinclaira! Eric roześmiał się. Dwa podpisane plakaty, dwie podpisane płyty, cztery podpisane koszulki, podpisana bluza, podpisany kapelusz, książka z nutami, kilka żywiołowych uścisków, kilka zwiedzających dłoni, zdjęcia z telefonu i Heather i Lauren wydały wystarczająco dużo pieniędzy swych rodziców, by ustąpić miejsca kolejnym osobom w kolejce, by te miały szansę spotkać Erica i Treya. - Jestem Tony - powiedział młody chłopak w swej później nastce. Jego włosy były zadziwiająco podobne do stylu Erica, prawy, niebieski lok opadał mu na obojczyk. Tony chwycił dłoń Erica i potrząsnął nią energicznie.- Nie mogłem się doczekać, by spotkać Mistrza Sinclaira, ale poznanie Erica pieprzonego Sticksa? Niesamowite. Żałuję, że nie zabrałem ze sobą swych
pałeczek, byś mógł je podpisać. - Grasz na perkusji?- Eric zapytał, gdy podpisał plakat dla Tonego. Skinął głową, a następnie pokręcił nią lekko. - Staram się, ale nie jestem za dobry. - Ćwicz. - Jesteś moim idolem. Najlepszym perkusistą, jaki kiedykolwiek żył. Cholernie cię uwielbiam. Eric nie mógł powstrzymać uśmiechu. Już polubił tego dzieciaka. Eric sięgnął do wewnętrznej kieszeni swojej kamizelki i wyjął zapasową pałeczkę. Zawsze kilka ze sobą nosił. Podpisał ją dla Tonego i podał mu ją. - Weź ją i gdy nie będzie ci szło ćwiczenie, to moja pałeczka będzie ci przypominać, że nie masz się poddawać. Tony chwycił pałeczkę w wyciągniętą dłoń, jakby został pobłogosławiony przez Boga i została wykonana z litego złota. Oniemiały, zaczął iść do przodu. - Nie zapomnij plakatu - Eric zawołał za nim. Kolejna osoba chwyciła plakat i pchnęła go w stronę Tonego. Po tym, jak go od niej wziął, pochyliła się nad stołem i dała Ericowi i Treyowi spektakularny widok na swój ogromny dekolt. Przycisnęła swoje cycki do szyi i powiedział. - Podpiszcie mi piersi. Zamierzam wytatuować sobie wasze autografy. Trey chwycił w dłoń jedną z pięknych piersi i potarł kciukiem jej sutek, podczas gdy zmysłowo wolno się podpisał wzdłuż jej prawej piersi. Eric starał się jak mógł, by podpisać jej lewą pierś nie dotykając jej wcale. Widok gołych cycków przypomniał mu o Rebece. Zastanawiał się, co w tej chwili robiła. Minęły godziny, zanim kolejka w końcu się zmniejszyła, a Eric i Trey wreszcie zebrali się do wyjścia. - Musze się zdrzemnąć po tej całej ekscytacji - powiedział Trey. - A ja chcę coś znaleźć dla Rebeki - powiedział Eric, rozglądając się za sklepem, który nadawał się do kupienia prezentu. - Niby co? - Może bransoletkę. Nosi bransoletki. Trey zachichotał. - Zwariowałeś, przyjacielu. Eric spojrzał po rzędach z tanią, skórzaną biżuterią po przeciwległej ścianie. Nie było tam niczego, co byłoby jej godne. - Po prostu ją przytul i powiedz, że ślicznie wygląda - zasugerował Trey. Ericowi opadły ramiona. Potrzeba kupienia czegoś była niemal przytłaczająca, ale nie chciał jej dać czegoś bez znaczenia. Wszyli ze sklepu, zaś Mitch rozglądał się uważnie za potencjalnymi konfrontacjami. Gdy przeszli obok sklepu z biżuterią, to pewien naszyjnik zwrócił uwagę Erica. Zatrzymał się nagle i Trey uderzył w jego plecy. Trey podążył za jego wzrokiem na szybę.
- Eric, nawet o tym nie myśl. - Muszę go kupić. Jest idealny. - Motylki? - Przypomina mi o rzeczy, którą okazyjnie trzyma w majtkach - Eric wpadł do sklepu. Trey chwycił Erica za ramię, zanim znalazł sprzedawcę. - Eric, on jest zdecydowanie zbyt drogi. Przez ciebie będzie się czuła niezręcznie. Jakby ci coś wisiała. - Cena nie ma znaczenia. Przypomina mi o niej. Muszę go kupić. - Eric, to zły pomysł. Pomyśl o tym, jak będzie się czuła, jeśli zawiesisz wokół jej szyi diamenty warte czterdzieści tysięcy dolców. - Pięknie?- tylko tego dla niej chciał. Stałego przypomnienia, iż uważał ją za piękną. - Nie potrzebuje tego naszyjnika, by czuć się pięknie. Eric wziął uspokajający oddech. Może Trey miał rację. - Mogę wam w czymś pomóc?- zapytała sprzedawczyni, jakby myślała, że on, Trey i Mitch zamierzali okraść to miejsce. - Być może.
***
Rebekah wyjrzała za monitora, by spostrzec opierającego się o jej płytę rezonansową Marcusa, który skrzyżował ręce na piersi. - Mogłabyś się ze mną podzielić tym programem do „Sever”?- nie patrzył na nią, gdy o to zapytał. Kusiło ją, by powiedzieć mu nie, ale wiedziała, że odmowa by zabolała Sinnersów i ich fanów, a nie Marucsa. - Masz pendrive'a?- spytała. Podał jej go i czekał, aż zapisze plik na jego urządzeniu. - Pewnie będziesz chciał włączyć rytm i bass do odtworzenia zasugerowała.- Eric musi usłyszeć je nad perkusją, kiedy zaśpiewa refren. Musi... - Kurwa, nie mów mi jak mam wykonywać swoją pracę - Marcus warknął. Podała mu pendrive'a i odszedł. Nie podziękował jej. Ani nie powiedział, by cmoknęła go w dupę. Nic. Rozumiała, dlaczego Marcus był wściekły, ale wyżywanie się na niej nie było dla niego korzystne, no chyba, że chciał wyjść na dupka. Nie wiedziała, jak dać mu to do zrozumienia. Napięcie między nimi wpływało na całą załogę, gdy Marcus zaczepiał się w nich bez powodu. Ponieważ jeździła busem z zespole, a nie technikami, to Marcus miał
mnóstwo czasu, by ją obgadywać. - Kontrola dźwięku - Rebekah oznajmiła innym dźwiękowcom. Gdy sprzęt Sinnersow brzmiał doskonale, to wspierała kontrolę dźwięku zespołu otwierającego. Trzy zespoły grały pod rząd. Sprzęt pierwszego zespołu znajdował się z przodu sceny, kolejnego był tuż za nimi i sprzęt Kickstart był na końcu. Sprzęt Sinnersów znajdował się w dalekim końcu. Poprzez rozstawienie sprzętu w ten sposób, to po koncercie każdego zespołu łatwiej mogli ściągnąć instrumenty, odsłaniając kolejny zespół. Oszczędzało to mnóstwo czasu między zespołami podczas koncertu, ale przed występem zajmowało to całe mnóstwo czasu. Pod koniec ostatecznego sprawdzania dźwięku, ktoś stanął za nią i wsunął coś chłodnego na jej szyję. Poderwała się i odskoczyła na bok. Eric uśmiechnął się do niej, zapinając zapięcie na jej karku. Jej dłoń uniosła się do chłodnego, drobnego obiektu wokół jej szyi. Był podejrzanie podobny do naszyjnika. Wyprostowała szyję, by spojrzeć na szafiry w kształcie motylków. Każdy szafirowy motyl był otoczony dużymi, okrągłymi, jasnymi kamieniami miała nadzieję, że były to sześcienne cyrkonie, a nie prawdziwe diamenty. - Co to?- spytała, gdy jej serce zaczęło walić. - Prezent dla ciebie - powiedział Eric.- Niebieskie kamienie przypominały mi o twoich włosach, więc musiałem go kupić. Sprzedawczyni w sklepie z biżuterią powiedziała, że to szafiry. A motylki... cóż, pewnie domyślasz się o czym przypominają mi motylki. Podoba ci się? - Jest piękny, kochanie, ale nie mogę go przyjąć. Musiał kosztować fortunę. Sięgnęła do zapięcia by go ściągnąć, ale zawahała się, gdy dostrzegła jego zdewastowaną minę. Wyglądał jak małe dziecko, którego rysunek był do dupy. Jak miała odrzucić jego prezent, gdy tak na nią patrzył? - To znaczy, uwielbiam go!- krzyknęła i rzuciła mu się w ramiona, całując go namiętnie. Wsunęła palce w jego włosy i chwyciła się jego głowy, gdy pogłębiła ich pocałunek. Owinął ją ramionami i przyciągnął do swojej piersi. Nogi zawisły jej w powietrzu. Gdy się odsunęli od siebie, to roześmiał się. - Naprawdę ci się podoba? - Oczywiście, że tak. Jest piękny. - Jak ty - Eric cmoknął ją w usta i postawił na nogi. Sięgnął do kieszeni swych dżinsów i wyciągnął dopasowaną bransoletkę i zapiął ją wokół jej nadgarstka. - Proszę, powiedz mi, że to podróbki - szepnęła. Miała dziwne przeczucie, że te dwie części biżuterii kosztowały więcej, niż jej całe studia. - Podróbki?- teraz wyglądał na urażonego.- To oczywiste, że nie kupiłbym ci fałszywej biżuterii. - Kochanie, nie musiałeś mi niczego kupować. - Ale chciałem.
- Dlaczego? Zmarszczył brwi. - Nie wiem. Gdy zobaczyłem je na wystawie, to przypomniały mi o tobie i pomyślałem, że spodobałyby ci się, więc je kupiłem. - Nie musisz kupować mojego uczucia - powiedziała. - To nie dlatego... - zmarszczka między jego brwiami pogłębiła się. - Nie krzyw się tak, kochanie. Naprawdę mi się podobają. - Jesteś pewna? Uśmiechnęła się. - To najpiękniejszy prezent, jaki kiedykolwiek otrzymałam. Wypuścił oddech pełen ulgi. - Ale wiesz, co jest lepsze? Wskazał na nią palcem praktycznie z żarówką nad głową. - Pierścionek? Zachichotała i objęła go. - Nie, nie pierścionek. To, że o mnie myślałeś. - Cóż, robię to przez cały czas - powiedział. Przechyliła głowę, by na niego spojrzeć. - I to wystarczy. Nie potrzebuję biżuterii, Eric. Tylko ciebie. - Och - uśmiechnął się.- Ale już mnie masz. - Trudno jest coś kupić dla dziewczyny, która już wszystko ma, prawda? Jego uśmiech się powiększył. - Kocham cię, kobieto. Skończyłaś już z pracą? - Chyba mogę sobie zrobić małą przerwę. Odwróciła się do konsoli i wyciągnęła usb. Nie zamierzała ryzykować, że ktoś znowu usunie ważny plik. Do tej pory nie dowiedziała się kto to zrobił przed ostatnim koncertem. Lepiej dmuchać na zimne. Gdy szli, Eric objął jej ramiona. Jego silne palce masowały jej ramię w idealnym dotyku. Jej ciało już odpowiedziało na jego instynktowny odruch, a jej nerwy buczały w oczekiwaniu na przysmaki, które nadchodziły. - Gdzie idziemy?- spytała. - Przypuszczam, że nie mamy czasu, by polecieć na tropikalną plażę i kochać się na falach. - Nie, ale mam kostium syrenki. I możesz być moim zagubionym piratem, którego uwiodę swoim wspaniałym śpiewem - mrugnęła do niego uwodzicielsko. - Aż tak wspaniale śpiewasz? Zdała sobie sprawę, że nie mogła kłamać, odkąd już słyszał, jak śpiewała pod prysznicem. - Tak właściwie to nie, ale ty owszem. - Nie sądzę, bym dobrze wyglądał w kokosowym biustonoszu - Eric przesunął dłonią w dół swej piersi.- Zdecydowanie brakuje mi biustu. - Piraci nie noszą kokosowych biustonoszy. Mają zakryte oko, haki i
drewniane nogi. - Haki, drewniane nogi i brak dostrzegania głębi. Brzmi niebezpiecznie. - Musisz się tylko skupić na swym łupie i mnie pozostawić dalsze ruchy. - Wolałbym się skupić na twoim, gdy będzie się przy mnie poruszać. Jęknęła na jego pikantny żart. Od razu się na to pisała. - Więc niby jak się dostanę między twoje nogi, jeśli będziesz miała ogon, mała syrenko? Pogłaskała swoją nową bransoletkę, przyglądając się jak kamienie błyszczą w świetle, gdy rozmyślała nad jego pytaniem. - Dobre pytanie. Może syrenki tylko obciągają piratom, których uwodzą. - Szczęśliwi piraci. Rebekah skrzywiła się. - Chwila. Nie będziesz mógł odwzajemnić przyjemności, gdy będę miała ogon. - Dobra, zapomnijmy o syrenie. Mam lepszy pomysł. Dziesięć minut później Rebekah była ubrana w kostium francuskiej pokojówki i Eric leżał nagi z przywiązanymi nadgarstkami do zagłówka łóżka. Wzięła swoją pierzastą miotełkę i śmignęła nią po jego piersi. Roześmiał się, gdy próbował uciec jej łaskotaniu, przesuwając się na bok materac. I zastanawiał się, dlaczego nalegała na to, by go związać. - Monsieur, jesteś cały brudny. Wytrzymaj, proszę. Piórka przesunęły się pod jego ramię i próbował mnie wskoczyć plecami na zagłówek. - Nie, nie, przestań - wysapał.- Łaskoczesz. - Proszę, proszę, takie brudne żebra - gdy połaskotała jego żebra, to próbował ją odepchnąć swoją dużą stopą, ale śmiał się za bardzo, by nadążyć za jej wymijającymi ruchami. - Nie ra mych rąk - powiedziała.- Chcesz, bym cię rozwiązała? Potrząsnął głową, starając się złapać oddech. - Więc wytrzymaj. Przygryzł wargę i spojrzał na nią spod półprzymkniętych powiek. Cholera, wyglądała tak seksownie, gdy to robiła. Przesunęła piórka na jego brzuch. Próbował wytrzymać i się nie roześmiać, ale wytrzymał tylko dziesięć sekund. Wtedy rozległo się pukanie do drzwi. Rebekah otworzyła je, by znaleźć za nimi stojącego Treya tylko z ręcznikiem na jego wąskich biodrach. Jego mokre włosy opadły mu na twarz i nagą pierś. Kilka dni temu Rebece by jeszcze opadła szczęka do ziemi, gdyby zobaczyła tak rozebranego Treya. Oczywiście, że zawsze był wspaniały, ale teraz miała inną obsesję, a ta właśnie była przywiązana do łóżka będąc na jej łasce. - Masz coś przeciwko, bym się ubrał?- Trey spytał, a jego namiętne, zielone oczy wbiły się w czarne, koronkowe podwiązki u szczytu pończoch Rebeki.- Wszystkie ubrania mam w szafie. Myślę, że mógłbym dzisiaj
występować nago, ale nie jestem pewien, czy to dobry pomysł. - Jestem pewna, że twoje fanki uznałyby to za wspaniały pomysł odsunęła się do tyłu.- Wchodź. Trey wszedł do sypialni i zerknąwszy na Erica, uśmiechnął się. - Jak to możliwe, że dwoje osób tak dobrze się bawi w sypialni?- zapytał Trey.- Słyszałem jego śmiech w łazience. Naprawdę nie widzę niczego zabawnego w seksownym stroju Rebeki, Eric. To znaczy... cholera, dziewczyno. Rebekah zademonstrowała, łaskocząc Erica w brzuch. Trey zachichotał. - Rozumiem. Torturujesz go. Zdaje się, że jego łapówka zadziałała. - Jego łapówka? - Biżuteria, którą próbowałem wybić mu z głowy. - Też próbowałam to zrobić - powiedziała. Eric skinął głową. - Prawda. Przesunęła miotełką na główkę sztywnego fiuta Erica. Wciągnął głęboki oddech przez zęby. - Więc ta perwersyjna gierka jest zapłatą za jego prezent?- Trey zapytał, otwierając szafkę i wyciągając jakieś ubrania. - Nie musi mi kupować prezentów, by zachęcić mnie do perwersji. Trey pokręcił głową. - I praktycznie oddałem mu ciebie. Rebekah połaskotała delikatnie jądra Erica. - Dziękuję!- Eric wydyszał, napinając mięśnie, gdy jego ciało zadrżało. - Komu dziękujesz?- zapytał Trey, ściągając ręcznik z bioder, by móc osuszyć nim włosy. - Wam obojgu - powiedział Eric. Rebekah dostrzegła inspirujący widok idealnego, nagiego tyłka Treya, zanim znów skupił się na Eric. Przynajmniej Trey był skierowany do niej plecami. Dobra, jeszcze jeden rzut okiem i starczy jej to do końca życia. Nie chciała się gapić, ale nie można było zignorować tego kolorowego tatuażu na pośladku Treya. - Co to do cholery jest?- zapytała Rebekah, pochylając się, by lepiej się przyjrzeć. Trey spojrzał przez ramię i podążył za jej wzrokiem na swój tyłek. Na idealnym twardym pośladku, tatuaż pędzącego jednorożca otaczała tęcza. Bawełniany kociak siedział na plecach jednorożca wyglądał mdło słodko. - Hmm. Może zapytasz o to swojego chłopaka? Rebekah przeniosła wzrok od potwornego tatuażu na Erica. - Masz coś z tym wspólnego? Eric zaśmiał się. - Zaprojektowałem go. Cóż, Jace nieco mi pomógł. Jest wspaniały, co
nie? -
Nie użyłabym takiego słowa. Zakład to zakład - powiedział Eric.- Brian też taki ma. Eric! Taka rzecz zostaje na stałe. No i? To świetny temat, by rozpocząć rozmowę na imprezach - przyznał
Trey. Rebekah odwróciła głowę. Trey przechylił głowę i odgarnął swą długą grzywkę, wyglądając absolutnie nieziemsko. I głównie nago. - Na i-imprezach?- wyjąkała.- Trey! Masz go na tyłku. Zaśmiał się i uniósł brew. - Dokładnie. Rebekah po prostu się gapiła. Na jakie imprezy chodził ten facet? I jak mogłaby dostać zaproszenie? Trey wskazał w kierunku Erica. - Myślę, że zasługuje na jeszcze więcej tortur. Jej całe ciało szarpnęło się, gdy siłą oderwała swe niesforne myśli od imprezującego - nagiego - Treya i skupiła się na swym dowcipnym chłopaku, który aktualnie był przywiązany do łóżka. - Zgadzam się. - Um, Reb... - powiedział Eric, otwierając szeroko oczy. Rebekah podniosła z nocnej szafki butelkę z czekoladowym syropem i uklękła obok niego na łóżku. Nakreśliła czekoladową linię od piersi Erica po jego pępek. - Och, monsieur - powiedziała.- Ubrudziłam cię. Opuściła głowę, by zlizać i zessać czekoladę z jego ciała, podczas gdy bezlitośnie łaskotała jego penisa miotełką. Eric drgnął i jęknął. Podczas gdy ona zlizywała syrop z jego kaloryfera, to Trey przechwycił z jej ręki butelkę i zrobił kropki na jego boku. - Co robisz, Mills?- spytał Eric. - Pomagam kumplowi w potrzebie - powiedział z chytrym uśmieszkiem i wylał czekoladę na lewy sutek Erica. Rebekah podążyła za czekoladowym szlakiem, rozsypując ssące pocałunki na każdym miejscu i zlizując go, gdy upewniła się, że pozbyła się wszystkich lepkich kropek. Spędziła dodatkowy czas na przy jego sutku, przesuwając kolczyk swym językiem, podczas gdy Trey kapnął na jego szyję i usta, a potem na drugą część jego torsu. - Gdybyś był prawdziwym kumplem, to umieściłbyś kilka na mojej bardziej wrażliwej lokacji - powiedział Eric. - Wrażliwej?- Trey zaśmiał się i podszedł na koniec łóżka.- Och, racja. Miała cię przecież torturować. Złapał Erica za kostkę i dostał kopniaka w brzuch za tą próbę. - Nie na stopę!- Eric zaprotestował.
- Racja, nie na stopę - zgodziła się Rebekah. - I powiedziałem wrażliwe, a nie łaskoczące - powiedział Eric. Trey wycisnął syrop na podstawę penisa Erica i całkowicie zalał jego jądr. - Nie mów, że nigdy niczego dla ciebie nie zrobiłem, kolego - powiedział Trey, odstawiając butelkę na nocną szafkę.- Baw się dobrze. Teraz jestem cały podniecony. Lepiej sobie znajdę swoją własną rozrywkę przed koncertem założył czarną koszulkę przez głowę i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Rebekah całowała i lizała swą ścieżkę z szyi ku ustom Erica. Pocałowała go spokojnie. Głęboko. Gdy się odsunęła i spojrzała mu w oczy, to zrobił dziwną minę. Roześmiała się. - Co to za mina? - Czuję się dziwnie. - Co? Przez to, że cię całuję? - Nie. Przez tą czekoladę, która spływa mi po jajach - pokręcił biodrami i skrzywił się. - Przypuszczam, że twoja pokojówka powinna to posprzątać. - Jeżeli chce, to proszę. Rebekah znowu go pocałowała. - Zmęczyły ci się ręce?- spytała, przesuwając usta na dołeczek w jego bracie. Teraz na jego szczękę.- Masz dzisiaj koncert. - Nie bardzo - niecierpliwie przesunął się w górę. Znalazła czekoladę na jego obojczyku i zlizała ją.- Kochanie, proszę. - Masz czekoladę na całej piersi, monsieur. - Zostaw ją na później. - Ale monsieur... - jej język przesunął się, by zebrać czekoladę z jego boku. - Odpłacę ci się za to - powiedział bez tchu. - Zrobisz mi ohydny tatuaż na mym tyłku? - Tak - powiedział.- Wytatuuję ci moją twarz. Roześmiała się. - Twoja twarz nie jest ohydna, ale dlaczego chciałbyś ją na moim tyłku? - Byś ciągle siedziała na mojej twarzy, gdy nie będzie mnie w pobliżu pomachał na nią sugestywnie językiem. Przewróciła oczami. Jego droczący uśmiech zniknął, gdy pokręcił się pod nią. - Proszę, Rebekah. Nie wytrzymam tego lepkiego, kapiącego uczucia tam na dole. - Nie jesteś zadowolony z mojej pracy, monsieur?- powiedziała, starając się przybrać przerażoną minę, gdy zaczęła lizać jego brzuch.- Wiesz, że pragnę cię tylko zadowolić. - Wolałbym, byś popracowała nieco nad swoimi priorytetami.
- Mam najpierw wyczyścić miejsca, gdzie jest najwięcej syropu? - Dokładnie. Przesunęła się na krawędź łóżka i wsunęła między jego nogi. Polizała przedziałkę na jego jądrach, która była pokryta czekoladą, a następnie possała wolno jego mosznę, cal po calu usuwając ślady syropu. Między swymi przekleństwami i jękami, zaczął błagać. - Reb. Reb. Muszę dojść. Proszę. - Achhh - uderzył głową w zagłówek i uniósł biodra z łóżka.- Reb. Reb. Wypuściła jego ciało z ust. Polubiła te tortury. - Ciii. Jeszcze chwila. Delikatnie podrapała jego brzuch i biodra paznokciami, gdy metodycznie zlizywała czekoladę z jego jaj. Zakołysał swymi biodrami wraz z jej ruchami. Cholera, chciała wspiąć się na tego wyprostowanego fiuta, wziąć go głęboko w siebie i bujać się wraz z nim. Ale doprowadzanie go do szaleństwa było takie zabawne. Uniosła głowę i zlizała czekoladę z podstawy jego penisa. - Już czysto?- zapytał bez tchu. - Nie jestem pewna. Lepiej sprawdzę jeszcze raz. Muszę dokładnie wykonać swoją pracę. Oblizała jego jądra swym płaskim językiem, kilka razy muskając wrażliwą skórę. Już nigdzie nie było śladu czekolady, ale była zadowolona, gdy tak się szarpał i drżał. - Zabijasz mnie, maleńka - jęknął. - Myślę, że przeżyjesz - dyskretnie ściągnęła swoje majtki i odrzuciła je na bok. Znowu przesunęła się w górę jego ciała, znajdując zapomniane ślady czekolady na boku jego brzucha. Zlizała je i przerzuciła nogę przez jego ciało, tak że siedziała okrakiem na jego podbrzuszu. Patrząc mu w błyszczące oczy, otarła się mokrą cipką o jego brzuch. - Jestem teraz taka mokra. Czujesz to? Szarpnął się, znowu naciągając szale. Uniosła biodra i przesunęła się do tyłu. Chwyciła jego penisa i potarła jego główkę o siebie, pokrywając go swymi sokami. - Nie odpowiedziałeś mi. Czujesz, jaka przez ciebie jestem mokra? Zacisnął zęby i spojrzał na nią, jego minę zaś wykrzywiała mieszanina szczęścia i agonii. Wsunęła jego penisa o cal w swą pulsującą cipkę. - Jest gorąca? Uderzył głową o zagłówek i zapiszczał. Wolną ręką potarła tył jego głowy. - Ostrożnie. Zrobiłeś sobie krzywdę? - Rozwiąż mnie - powiedział z cichym pomrukiem. Zignorowała jego prośbę i opadła na jego penisa, biorąc go w siebie głęboko w jednym pchnięciu. Wygiął plecy w łuk i krzyknął. Wow, naprawdę był podniecony. Ujeżdżała go powoli, patrząc, jak kurczy się z podniecenia.
Panie, kochała go takiego. Zastanawiała się, czy mogłaby go pchnąć jeszcze dalej. Uniosła swe biodra, aż jego penis wysunął się z jej ciała. Zassał oddech przez zaciśnięte zęby. - Chcę cię pieprzyć tak mocno - warknął. - Och tak? Energicznie skinął głową. Pchnęła stanik w dół, odkrywając swe piersi. - A może najpierw chciałbyś się pobawić tymi cycuszkami? Potarła ich krągłości obiema dłońmi. Uniosła je, ścisnęła razem i skubała sutki, aż stwardniały. Potem przesunęła się w gorę jego ciała i wcisnęła jeden z sutków do jego ust. Possał. Mocno. Rozkosz ogarnęła jej podekscytowane ciało. Chwyciła się włosów Erica i zajęczała. - Rozwiąż mnie - znowu nakazał. Pogładziła swym zaniedbanym sutkiem o jego wargi, sięgając do szala. Naciągnął go tak mocno, że więzy stały się niemożliwe ciasne. - Nie mogę ich rozwiązać - powiedziała. - Żartujesz! Pokręciła głową. - Skoczę po coś, by je przeciąć. - Nie zostawiaj mnie tak, Reb - poprosił.- Po prostu mnie ujeżdżaj. - Ale chcę twoje ręce na sobie. Pospieszę się. Zakryła swoje piersi i naciągnęła spódniczkę, zanim podbiegła do drzwi. Otworzyła je i sprawdziła korytarz. Gdy okazał się pusty, pobiegła do aneksu kuchennego i otworzyła szufladę, szukając noża. Twarde ciało stanęło za nią i ktoś tchnął jej do ucha. - Co my tutaj mamy?- Jon szepnął jej do ucha.
***
Eric szarpnął szale na swych nadgarstkach. Jeśli Rebekah następnym razem będzie chciała go związać, to pożyczy wiązania od Jace'a. Miał obdartą skórę. - Nie dotykaj mnie - Rebekah krzyknęła z korytarza. - Rebekah?- Eric zawołał. - O kurwa, kochanie. Nie masz na sobie majtek - powiedział Jon. - To ostatnie ostrzeżenie - powiedziała. Eric mocniej szarpnął szale. - Lepiej jej nie dotykaj, Jon!
- A co mi zrobisz, Eric? Rozległ się głośny huk. - Rebekah?- Eric zawołał, czując jak panika ogarnia jego dudniące serce. Chwilę później pojawiła się niosąc ogromny nóż kuchenny. Serce Erica zamarło. - Zabiłaś go? Zamknęła za sobą drzwi i uśmiechnęła się. - Widzisz jakąś krew?- zapytała, unosząc czysty nóż. Podeszła do łóżka i zaczęła odcinać jeden z szali.- Jon zadarł z niewłaściwą dziewczyną. Mój brat nauczył mnie, jak mam się bronić. Gdy tylko uwolniła jego jedną rękę, to Eric chwycił Rebekę wokół talii i wciągnął ją na swoje kolana. Pokręciła się, próbując znaleźć swoim śliskim ciepłem jego pulsującego penisa. Był na granicy samozapłonu. To była jej wina. Tylko jej wina. Musiał się w niej znaleźć. Musiał. - Jeszcze chwila, kochanie - powiedziała bez tchu.- Najpierw uwolnię twoją drugą rękę. Skończyła piłować szalik, gdy wreszcie się w nią wsunął. Objął wolną ręką ją w talii z jękiem, przekręcając ją na dół. O tak. Nóż wyślizgnął się z jej uścisku i spadł za zagłówka. Wciąż mając przywiązaną jedną rękę do łóżka, Eric przesunął się tak, że opierał się plecami o zagłówek. Wepchnął się między jej uda, wbijając się w cudowne ciepło tak mocno jak mógł, musząc poczuć jak bardzo go podnieciła. Chwyciła się jego pleców, spotykając jego pchnięcia z bezmyślnymi, podekscytowanymi jękami. Wciąż ciągnął swą przywiązaną rękę, gdy się w nią wbijał. Potrzeba objęcia jej obiema rękami przytłaczała go. Eric szepnął kilkakrotnie szalik, aż materiał rozdarł się, wreszcie go uwalniając. Wziął Rebekę w swe ramiona i przycisnął blisko, a jego uczucia do tej kobiety tak go przytłoczyły, że nie był pewien, czy jest w stanie je wyrazić. Pocałował jej szyję, złapał naszyjnik w zęby i jej rozgrzaną skórę. Gdy wygięła się przy nim i krzyknęła w rozkoszy, zwolnił pchnięcia, pozwalającej zmysłom podryfować. Eric musnął wargami jej czoło. - Kocham cię - wyszeptał. Zanim zdążyła mu odpowiedzieć, to drzwi od sypialni się otworzyły. Eric spojrzał przez ramię, by znaleźć tam wkurzonego Jona. Rebekah zadrżała pod nim. - Och, kochanie - jęknęła.- Wypełnij mnie swoim ogromnym penisem. Pieprz mnie, Eric. Spraw, bym doszła. Eric spojrzał na nią, unosząc pytająco jedną brew, zastanawiając się, czy zauważyła, iż Jon im się przygląda. - Jon - szepnął jej do ucha. - Chcę, by patrzył - wyszeptała. - Dlaczego?
- Przez to czuję się seksowna. I chciał tego dla niej. Wiedział, że tego potrzebowała, chociaż pewnie nigdy nie zrozumie, jak mogła sądzić, że nie była seksowna. Wszystko w niej było seksowne. - Pokaż mu moje piersi - wyszeptała. Szarpnął stanik jej kostiumu francuskiej pokojówki, by uwolnić jej piersi. Widok, jak się kołysały z każdym pchnięciem, zatarły jego koncentrację na długi moment. Wbił się w nią mocniej, aby odbijały się od siebie uroczo. Pochylając się nad nią, polizał naprężony sutek jej doskonałej piersi swym płaskim językiem. Uczepiła się jego włosów, wykrzykując swoje emocje z takim entuzjazmem, że bał się, iż eksploduje. - Och, Eric. Eric!- gdy tak wypowiadała jego imię, to wiedział, że sam eksploduje. - Czyż nie jest seksowna, Jon?- mruknął.- Seksowna, piękna Rebekah... - Kiedy próbowałem jej pokazać, iż uważam ją za seksowną, to przewróciła mnie przez swe plecy na podłogę - powiedział Jon.- Co takiego jest we mnie, że laski Sinnersów ciągle mnie biją? - Patrz, nie dotykaj - powiedziała. Jon parsknął. - To bardziej w stylu Erica. - Nie z Rebeką - powiedział, wydmuchując powietrze na jej mokry sutek.- Nie mam dość tej kobiety. Rebekah wsunęła kciuk pod brodę Eric i uniosła jego twarz ku sobie, by go pocałować. - Możesz wyjść w każdej chwili, Jon - powiedziała, patrząc na niego kątem oka. Eric usłyszał, jak Jon zamyka za sobą drzwi. - Myślałem, że chcesz, by patrzył. Uśmiechnęła się. - Ty mi wystarczasz. Zawsze sprawiasz, że czuję się jak najseksowniejsza kobieta na świecie. - Cóż, bo jesteś. To nie tak, że muszę nad tym pracować.
Rozdział 18
Czekając na sygnał, by wejść na scenę, Eric stał za swoją perkusją, kręcąc swymi pałeczkami. Miękki, choć stanowczy głos Rebeki przekazywał wskazówki przez jego słuchawki, co przyprawiało go o uśmiech. Ta kobieta była zbyt dobra, by była prawdziwa. Było tak, jakby była stworzona specjalnie dla niego. Sprawy układały się aż nazbyt idealnie. Czekał, aż meteor spadnie z nieba i rozmiecie go na popiół. Jego życie było niczym pociąg w jedną stronę. Coś tak wspaniałego musiało się źle skończyć. A gdy to się stanie, to wiedział, że go to zniszczy. - Eric. Eric? Eric!- jego imię rozbrzmiało echem w jego głowie. Rebekah wrzeszczała mu do słuchawki, aby zwrócić na siebie jego uwagę. Eric zauważył, że światła zostały zapalone i zespół był już na scenie, a on powinien wystukiwać intro do „Sever”, ale nawet nie był jeszcze przygotowany. Cholera! Latanie w obłokach w pracy. Eric prędko usiadł na swym tronie aka małym stołku i wystukał bit na swym werblu. Światło uderzyło w powierzchnię małego, białego fortepianu. Fortepian odbijał różne kolory - niebieski, czerwony, żółty i zielony - w czasie w którym grał Jace. Reszta zespołu weszła w piosenkę i Sed ryknął, przebijając się przez chaotyczne wrzaski tłumu. Erica wciągnęła jego strefa, pozwalając muzyce, rytmowi, zmieść go w miejsce, gdzie nie istniało nic oprócz dźwięku.
Wymachując rękami, stukając nogami, wkładał całego siebie w rytm. Niemal zapomniał, że miał zaśpiewać refren, aż uciekł mu czas. Gdy Sed ryknął „Sever” w niemożliwie głośnym i długim tonie, to Eric wszedł w swej miększej melodii. Skupił się na oddychaniu, podczas gdy jego ręce i nogi ponosiły rytm bez zastanowienia. Uwielbiał tą piosenkę, ale trudno było śpiewać na żywo i równocześnie walić w bębny. Nie starczyło mu powietrza. W chwili w której refren dobiegł końca, dyszał, próbując złapać oddech. Miał nadzieję, że brzmiał dobrze a nie jak jakiś idiota. Cieszył się, że Rebekah obniżyła ton jego mikrofonu, gdy już nie śpiewał. Zrobiła to, by nie zagłuszał perkusji, ale łapał łapczywie powietrze i jego mikrofon z pewnością by rozniósł jego dyszenie. Playback w jego uchu nagle zniknął w dźwiękach jego perkusji. Eric zawahał się, gdy zwolnił, by dopasować rytm. Sed wszedł w piosenkę po kilku uderzeniach, podczas gdy trzech gitarzystów walczyło, aby utrzymać rytm z Ericiem, który starał się odzyskać kontrolę nad piosenką. - Marcus - usłyszał w uchu spanikowany głos Rebeki.- Marcus, playback jest wyłączony. Marcus! Miała rację. To był problem. Zespół słyszał echo odbijające się od stadionu, niż to, co właściwie grali. - To ty zaprogramowałaś tą cholerną piosenkę - powiedział Marcus.- Ty to spieprzyłaś, nie ja. Sed przestał śpiewać i ściszył swój mikrofon, patrząc na bok sceny, gdzie Marcus stał z ramionami skrzyżowanymi na piersi. Zespół podążył za spojrzeniem Seda i przestali grać w niezgodnie zakłóconych dźwiękach. Eric znieruchomiał, cały spocony i dyszący, zastanawiając się co się kurwa działo. Nigdy wcześniej nie mieli z tym problemu. Rebekah naprawdę to spieprzyła? Jego pierwszym odruchem było przemówienie w jej obronie, ale tak naprawdę to nie wiedział, po czyjej stronie leżała wina. - Gówno prawda, Marcus - Rebekah powiedziała z zaciekłością.- To ty jesteś inżynierem monitorującym. To ty powinieneś kontrolować playback zespołu. To nie ma nic wspólnego z moim programem. Dotyczy on tego, co słyszy tłum, a nie co zespół. Nawet nie użyłeś mojego programu. - Wybaczcie nam, ludziska - Sed powiedział do tłumu.- Problemy techniczne. Wytrzymajcie z nami, aż to naprostujemy - jego głos rozbrzmiał echem, a jęki tłumu chwilę później. - Albo możecie się z nami rozebrać - powiedział Trey, a jego głos również dziwnie się odbił echem. Trey uniósł rąbek swej koszulki i pokazał swój brzuch grupie fanek z przodu sceny. Ze względu na echo w swojej słuchawce, Eric mógł z całą pewnością stwierdzić, że był to błąd monitującego technika. Rebekah nie miała nic wspólnego z wzmacniaczami zespołu. Była to robota Marcusa. Myślał, że byli aż tak głupi, by tego nie zauważyć? - Więc wytłumacz mi to echo w mych uszach, gdy odezwał się Sed i Trey - powiedziała Rebekah, tracąc dech ze złości.- Jak możesz przez to
obwiniać mój program, Marcus? Może nie wiedzą jak to działa, ale ja owszem. Chcesz, by to wyglądało, że twój umyślny błąd to moja wina, by mnie zwolnili. - Gówno prawda, dziewczynko - warknął Marcus.- Masz paranoje. - Tu nie chodzi o nas, ty dupku. Tu chodzi o zespół, o muzykę i o dziesięć tysięcy ludzi, którzy zapłacili pieniądze, by być na tym koncercie Rebekah kontynuowała.- Przestań zachowywać się jak ważniak i wykonuj swoją pieprzoną robotę. Jeżeli masz ze mną problem, to załatwimy to po koncercie. - Cholera, dziecinko - Eric powiedział do siebie.- Uwielbiam, gdy jesteś taka ostra. Przez to jestem teraz twardy. Tłum wybuchnął ochrypłym śmiechem. Sed odwrócił się i uniósł brew. Ericowi opadła szczęka. - Cholera, zapomniałem, że mam włączony mikrofon - powiedział Eric. Tłum znowu się roześmiał. - Rozumiem problem - Marcus powiedział do każdej słuchawki. Przynajmniej tłum nie słyszał jego ostrej tyrady z Rebeką. Głos Marcusa był o wiele pokorniejszy, gdy znowu zapytał.- Chcesz zacząć od początku? - Naprawiają już problem - Sed powiedział tłumowi. Jace ściągnął swój bas i wrócił do fortepianu. Jon cały promieniał, gdy znowu wrócił na scenę ze swym basem. Dzisiejszego wieczoru mógł zagrać dwa razy, a nie tylko jeden. - Gdy będziesz gotowy - Rebekah powiedziała do swego mikrofonu.„Sever” od początku. Reszta koncertu poszła doskonale. Po nim Eric złapał za butelkę wody i czekał, aż tłum wyjdzie ze stadionu, zanim poszedł szukać Rebeki. Pewnie wciąż była wkurzona przez to, co stało się na początku koncertu i czuł ogromną potrzebę, by ją pocieszyć. A potem przebrać ją za niegrzeczną policjantkę, by mogła wykorzystać nad nim swój autorytet. Wreszcie znalazł ją za sceną obok Marcusa. Sed przyparł ich oboje do muru i właśnie wpadł w tryb krytykowania. Eric już nie raz poczuł na sobie gniew Seda. Nie było to zabawne. Gdy Rebekah spróbowała się odezwać w obronie, Sed uniósł rękę: - Nie obchodzi mnie to, czyja to wina. To już nigdy więcej nie powinno mieć miejsca. Rozumiemy się? Rebekah przygryzła wargę, starając się nad sobą panować. - Nie krzycz na nią - Eric powiedział do Seda. Sed spojrzał na niego przez ramię. - Nie krzyczę. Eric uniósł brew. - Dla mnie brzmi to jak krzyczenie. - Jeżdżenie w trasę jest wystarczająco trudne bez kłótniami między moimi dźwiękowcami.
- To już więcej się nie zdarzy - powiedział Marcus.- Znalazłem problem i go naprawiłem. - Jeżeli wasza dwójka znowu zacznie się kłócić podczas koncertu, to oboje jesteście zwolnieni. Capisce?- ciągnął Sed. Rebekah ponuro przytaknęła. Marucs uniósł ręce, dłońmi na wysokości piersi skierowanymi górą do sufitu. - Sed, jestem z załogą od czterech lat. Nie możesz... - Marcus, nie ważne, czy byłbyś moim własnym ojcem. Jeżeli spieprzysz kolejny koncert Sinnersów, przez pomyłkę czy celowo, to wylatujesz. Koniec historii. Zero kłótni. Wynocha. - To jakieś pieprzone bzdury - Marcus spojrzał wściekle na Rebekę, zanim wypadł jak oparzony. - Oto sposób jak rozbroić bombę, Sed - powiedział Eric. - Masz lepszy pomysł?- zapytał. - Tak, nie wciągając w to Rebeki, skoro wiesz, że nie miała z tym nic wspólnego - Eric objął ją i przyciągnął bliżej siebie. - Wtedy Marcus pomyślałby, że go wyodrębniłem i byłby na nią jeszcze bardziej wkurzony. Eric zerknął na Rebekę, która przytaknęła w zgodzie. - Sed ma rację. Eric westchnął głośno i pokręcił głową. - Sed zawsze ma rację. Sed uśmiechnął się jak rekin. - Cóż, wszyscy się co do tego zgadzamy. - Muszę rozebrać sprzęt - powiedziała Rebekah, uciekając ze spoconego uścisku Erica. - Przebierzesz się dla mnie później za policjantkę?- zapytał. Spojrzała na Seda i zaczerwieniła się, a następnie przeniosła spojrzenie na Erica i powiedziała: - Masz prawo zachować milczenie. Zaśmiał się. - Myślę, że chciałbym zrezygnować z tego prawa. - Znam wspaniałą przyszłą panią adwokat - powiedział Sed. Jego narzeczona, Jessica, była na ostatnim roku w szkole prawniczej. - Jeżeli Jessica chce wziąć udział w naszym scenariuszu, to nie będę się sprzeciwiał - Eric zażartował. Tym samym zarobił sobie na cios w tył głowy od Seda. Rebekah odchyliła głowę, by go pocałować, co Eric chętnie przyjął. Kiedy się od siebie odsunęli, klepnęła go w tyłek, zanim wróciła do pracy. Przyglądał jej się, aż zniknęła mu z oczu, by następnie odwrócić się do uśmiechniętego Seda. - Co?
- Nic. Cieszę się tylko twoim szczęściem - Sed poklepał go po ramieniu i skierował się do busu. Eric także się nim cieszył. Jednak coś wciąż zżerało go od środka. Nadeszła pora, by przyznał się Sedowi. Pewnie, że Sed przez jakiś czas będzie wściekły. Nawet mógłby go uderzyć, ale było to lepsze, niż ta ciągła chmura ciemności, która od trzech lat wisiała nad jego podświadomością. - Sed? - Tak? - Sed, muszę ci coś powiedzieć o Jonie i o mnie. Sed obrócił głowę i jego oczy rozszerzyły się do wielkości spodków. - O tobie i Jonie? Kurwa, tylko nie znowu. Ericowi zajęło kilka chwil, zanim zrozumiał dlaczego Sed był taki zszokowany. - Ew. Nie, nie to. Cholera, skąd ci to przyszło do głowy? Sed westchnął z ulgą i zacisnął usta. - Sorry. Odkąd nie sypiam z trzema lub czterema różnymi dziewczynami podczas jednej nocy, to zacząłem zauważać więcej aktywności Treya. Ten facet przeleci każdego. Eric roześmiał się. - Dopiero teraz to zauważyłeś? W sumie to ma doskonały gust i wiele do wybrania z obu zespołów. Zatrzymali się na korytarzu, który prowadził do wyjścia ze stadionu. - Więc o czym chciałeś mi powiedzieć?- zapytał Sed. - Pamiętasz, gdy nasz stary autobus zespół się za Phoenix i zabrakło gotówki na nagłe wypadki? - Kurwa, jakbym mógł o tym zapomnieć? Jon wydał nasz ostatni grosz, by kupić dragi. To była ostatnia kropla. Nie mieliśmy innego wyboru, by go zwolnić. Eric skrzywił się. - Cóż... - Eric znowu zaczął myśleć, czy jednak powinien się z tego wyspowiadać. Może lepiej było zrzucić winę na Jona. - Cóż co? - Na stacji benzynowej w pobliżu Tucson była pewna pani. Opowiedziała mi łzawą historię o skończeniu się paliwa, braku jedzenia dla dwójki swoich małych dzieci. Siedziały w jej vanie brudne i spocone, bo było jakieś czterdzieści stopni. Płakały, bo były głodne i spragnione. Więc... - Eric westchnął.- Nie miałem zbyt wiele kasy przy sobie. Więc dałem jej pieniądze z naszej skrytki. - Całą? - Tak. Doszedłem do wniosku, że potrzebowała ich bardziej, niż my. Byliśmy prawie w domu. Mieliśmy zarezerwowane wspaniałe koncerty. Wiedziałem, że prędko odrobimy tą kasę. A potem zespół się bus i utknęliśmy na pustkowiu. Chciałem ci powiedzieć, ale Jon powiedział, że już byłeś na
niego wkurzony i nieco więcej by nie zabolało. Następne co wiedziałem, to to, że Jon wyleciał z zespołu i zostaliśmy bez busu. Musieliśmy odwołać całe mnóstwo koncertów. Zwolnić część załogi. Od tamtej pory jakby spadła lawina. - Jessica mnie rzuciła. Eric skrzywił się. - No tak. - Przynajmniej tak myślałem, że przez to mnie rzuciła. Okazało się, że zrobiła to dlatego, że byłem zarozumiałym dupkiem, ale w tamtym czasie winiłem Jona za to, że stracił całe nasze pieniądze, przez co nie mogłem zapłacić za jej szkołę prawniczą. - Bardzo mi przykro. Gdybym wiedział, to nie dałbym tamtej kobicie całych pięciu tysięcy dolarów. Po prostu było mi jej żal, a jej dzieci były takie słodkie - Eric zerknął na Seda jednym okiem.- Wspomniałem już o tym, że były głodne i spragnione? - Dałeś komuś obcemu pięć tysięcy dolarów? - Tak, wiem. Mogła zatankować i kupić jedzenie i rzeczy za znacznie mniej. Pewnie powinienem jej dać sto dolców czy coś. Po prostu jestem... - Hojnym frajerem. Tak, zauważyłem to - Sed przetarł twarz dłonią.- W skrytce nie było pięciu tysięcy dolarów, Eric. Było osiem tysięcy. Eric wsadził palec do ucha i pokręcił nim. - Chyba źle cię usłyszałem. Wiem, że było tam pięć tysięcy. Zabrałem je. Opróżniłem całość. - Co było totalnie durnym posunięciem - Sed walnął go w ramię. Nawet nie na tyle mocno, by zabolało. Nie powinien być bardziej wkurzony? Może to przez to, że minęło tak wiele czasu i wszystko wyszło na dobre. W końcu.Zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego Jon tak chętnie przyjął na siebie twoją winę? - Był moim najlepszym przyjacielem. Sed pokręcił głową. - Nie chciał, byś wiedział, że wydał siedem i pół tysiąca dolców na swoje uzależnienie od narkotyków. Dopiero co wyszedł z odwyku, pamiętasz? Eric skinął głową. - A pamiętasz, dlaczego tam wylądował? - Wziął kartę kredytową zespołu i wyczyścił konto, aby zapłacić za swoją weekendową popijawę. - I przepił wypłatę dla załogi w postaci czeków. - Taa, było wtedy do dupy. - Więc musiałem im wtedy płacić gotówką. Eric spojrzał na Seda, próbując zrekonstruować minione wydarzenia z tą nową informacją. - Zabrał wszystkie pieniądze na wypłaty? - Dzień dobry, Eric. Ciesze się, że się wreszcie obudziłeś.
- Więc przez ten cały czas sprawiał, że czułem się jak gówno, by ukrywać to co zrobił i... - I by miał cię pod kontrolą. - Co za dupek! - Przez lata próbowałem ci pokazać jaki naprawdę jest. Jesteś taki ślepy, kiedy chodzi o osoby, na których ci zależy. Zawsze byłeś wierny jak maltretowany pies. Taka była prawda. Eric nie mógł tego zaprzeczyć. Nie był pewien, czy doceniał bycie porównanym do psa, ale gorzej go nazywano. - Więc dlaczego pozwoliłeś Jonowi zastąpić Jace'a? Dlaczego teraz jest z nami w trasie? - Ponieważ ty chciałeś, by był. - A od kiedy ktoś mnie słucha? Sed zachichotał. - Słuchamy cię przez cały czas, Eric. Gdzie byliby Sinnersi bez ciebie? Na pewno nie tam, gdzie są dzisiaj. Eric wgapił się w niego. Co miał na myśli? Przez większość czasu chłopaki tolerowali jego dziwactwa, ale niewątpliwie był najmniej ważnym członkiem tego zespołu. - Jesteś kreatywnym geniuszem, który stoi za naszą muzyką, Eric. To właśnie ta mała, szara materia pływająca w twojej czaszce sprawia, że jesteśmy tacy wspaniali. Zawsze tak było. Zawsze będzie. - Więc dlaczego zawsze mną tak dyrygujesz? I przejmujesz dowodzenie? I zachowujesz się jak lider zespołu? I bierzesz na siebie nasz cały sukces? - Myślisz, że podoba mi się ta cała odpowiedzialność?- Sed urwał i uśmiechnął się nieśmiało, pokazując oba dołeczki.- Dobra, lubię ją. Ale ty jej nienawidzisz. Masz zbyt wielkie serce, Eric. Ludzie zaczęli by cię wykorzystywać. Musiałbyś poradzić sobie z całą resztą logistycznych bzdur, a to stłumiłoby twoją twórczą energię. Eric prychnął. - Dlaczego zawsze masz we wszystkim rację? Wiesz jakie to wkurzające? - Nie - Sed objął ręką ramiona Erica i nakierował ich do busu.- Czujesz się lepiej, gdy wyrzuciłeś z piersi ten wielki sekret? - Tak jakby - Eric westchnął ze skruchą.- Więc co zrobimy z Jonem? - Zostawiam to tobie. Jasne, że gdy Eric raz naprawdę chciał, by Sed przejął dowodzenie, to ten z tego rezygnował. Gdy minęli otwarte drzwi garderoby, Eric dostrzegł, jak Jon wciąga coś nosem z grzbietu dłoni. Zatrzepotały mu powieki, gdy zamknął jedną dziurkę i następnie podał coś jednemu z ich tymczasowych techników. Bardzo tymczasowego. Sed pokręcił głową z niesmakiem i podążył za kolesiem z powrotem na scenę, gdzie miał pomóc z rozbieraniem sprzętu.
Eric cieszył się, że nie miał w sobie tego ognia. Chociaż nienawidził się do tego przyznać, to Sed był lepszym liderem zespołu, niż on kiedykolwiek by był. Jon zauważył Erica stojącego w drzwiach. Uśmiechnął się promiennym uśmiechem i ruszył do niego pędem. - Wpadłem na wspaniały pomysł, jak zażartować z Seda - powiedział Jon.- Moglibyśmy przywiązać pluszowego szczura do sznurka i schować go w lodówce. Gdy Sed ją otworzy, by wziąć sobie piwo, to szczur wyleci i go wystraszy. Co o tym sądzisz? Zadziała. Jestem tego pewien. Musimy się tylko upewnić, że to właśnie on otworzy lodówkę. Eric naprawdę chciał poczekać, by pozbierać myśli, zanim skonfrontuje się z Jonem. Ale jeśliby to zrobił, to wiedział, że zacząłby współczuć Jonowi i znalazłby mu wymówki. Usprawiedliwił go. - Wiem o skrytce. - Niczego nie wziąłem - Jon powiedział nerwowo.- Nawet nie znałem prawidłowej kombinacji. Eric pokręcił głową. - Ale próbowałeś, prawda? - Udowodnij to. Radzenie sobie z tym facetem męczyło Erica. Wiedział, że jego życie byłoby znacznie łatwiejsze bez Jona w nim. - Nie mówię o obecnej skrytce. Mówię o tej starej. O tej, którą podobno opróżniłem i ty wziąłeś na siebie moją winę. O incydencie, który trzymałeś nad moją głową przez lata. Biją jakieś dzwony? - Wziąłem na siebie twoją winę. - Sed powiedział mi, że było tam osiem tysięcy dolarów, nie pięć. Na co wziąłeś resztę pieniędzy? Na narkotyki? - Nie mam pojęcia o czym mówisz - powiedział Jon.- Nie zabrałem żadnych pieniędzy ze skrytki. Eric zawahał się. - Nie zabrałeś? - Nie. Najpierw powinieneś wyprostować fakty, zanim zaczniesz o coś oskarżać ludzi - Jon pokręcił głową i wyszedł szybko, wsuwając dłonie głęboko w kieszenie swych dżinsów. Eric przyglądał się, jak Jon idzie w dół korytarza. Może Jon nie zabrał pieniędzy. Może Sed się mylił. A może Jon kłamał. - Pieprzyć moje życie - Eric mruknął pod nosem.
Rozdział 19
Ponad dwa tygodnie później, gdzieś między Buffalo a Detroit, Rebekah wcisnęła się za stół, siadając obok Treya, gdy czekali, aż obiad skończy się gotować. Obydwie kanapy były wypełnione, więc nie miała do wyboru innych siedzących miejsc. Jace siedział obok Briana po jednej stronie stołu, a Sed obok Erica po drugiej. Mogłaby się wcisnąć na kolana Erica, ale był uwięziony między ścianą a Sed zajmował o wiele więcej miejsca na kanapie swymi szerokimi ramionami. Eric był zamyślony od czasu ich koncertu w Austin. Wiedziała dlaczego. Powiedział jej o sytuacji z Jonem. Poradziła mu, aby uciął wszystkie kontakty z tym mężczyzną, ale Eric był hojny w dawaniu drugiej szansy i trzeciej szansy dwudziestej siódmej szansy. Więc Jon wciąż grał na koncertach, jeżdżąc za busem swym dżipem i Eric unikał go jak tylko się dało. Rebekah czekała cierpliwie, aż Eric wyciągnie głowę z jego tyłka, a Sed trzymał język za zębami. - Ten harmonogram trasy mnie zabija - narzekał Trey, pocierając twarz obiema dłońmi.- Miejsca są rozrzucony po całej pieprzonej mapie. - Zmiana terminów odwołanych koncertów jest do dupy - powiedział Sed.- Nigdy nie da się ich prawidłowo wyrównać. Ciesz się, że przenieśliśmy koncerty z Kanady na wiosnę. - Moja krew nie jest wystarczająco gorąca, bym przetrwał kanadyjską
zimę - powiedział Trey. - Twoja krew jest wystarczająco gorąca, by roztopić lodowce - Brian droczył się i szturchnął figlarnie Treya. Trey odbił sobie na Rebece, która wybuchnęła śmiechem. Śmiech Rebeki zamarł, gdy dzwoniący telefon Briana zabrzęczał w jego kieszeni. - Myrna?- zapytał Sed. Wszyscy wiedzieli, że Brian czekał, aby usłyszeć wyniki z ostatniego testu ciążowego. Udało mu się do niej polecieć na jedną noc podczas jej żyznego czasu, a następnie zadzwoniła płacząc, że znowu zaczął jej się okres. Brian zerknął na ekran i skinął głową. Wyglądał na nieco chorego. - Sms. - Co pisze?- zapytał Eric. Zdezorientowana mina wypełniła przystojne rysy Briana. - Uch? Pisze, że królik umarł. Królik umarł? - Potrąciła królika samochodem, czy jak?- zapytał Trey ze swym wiśniowym lizakiem w ustach. Rebekah zachichotała. - Robią królikom zastrzyki z moczu kobiet w celu określenia ciąży. - Fuj - powiedział Trey.- To cholernie obrzydliwe. Poważnie? Rebekah potargała mu włosy i skinęła głową. - Całkowicie. - Więc co oznacza, gdy królik umiera?- zaniepokojona mina Briana sprawiła, że serce Rebeki spuchło. - Nic złego, kochanie. Oznacza to, że jest w ciąży. Brianowi opadła szczęka. - Zostanę tatusiem? Rebekah uśmiechnęła się i skinęła głową. - Myślę, że właśnie to chciała ci powiedzieć. - Zostanę tatusiem!- Brian chwycił najbliższą osobę, którą okazał się być Jace i złapał go w miażdżący kości uścisk.- Zostanę tatusiem - powiedział mu. - Gratulacje - wydyszał Jace. Sed sięgnął przez stół i zgarnął połowę zespołu w ogromny uścisk z Brianem w środku. Jego wielki biceps przycisnął głowę Rebeki do ramienia Treya. - To cholernie wspaniale, stary - głęboki baryton Seda zagrzmiał w jego klatce piersiowej. Rebekah usłyszała emocje w jego głosie. Nie wiedziała, że Sed potrafił być taki uczuciowy. - Muszę zobaczyć się z Myrną - powiedział Brian, próbując się wyrwać z grupowego uścisku.- Powinienem być tam z nią. - Mamy jutro koncert - Sed przypomniał mu. - To jest bardziej ważne. Brian wstał. Wychodząc na korytarzyk, wybrał numer do swojej żony i
zaczął bawić się łańcuchem, który wisiał z jego szlufek, czekając aż odbierze. Jego rysy złagodniały w chwili, w której usłyszał jej głos. - Czy to znaczy... - powiedział. Jego szeroki uśmiech mógł tylko oznaczać, że potwierdziła jego podejrzenia.- Kiedy?- zagryzł wargę.- Lipiec? Nie mogę czekać tak długo - potrząsnął głową i zachichotał.- Boże, chcę cię teraz wziąć w ramiona - przełknął z trudem ślinę i zauważył, że cały zespół wraz z Rebeką gapi się na niego. Zacisnął powieki palcami , odwrócił się na pięcie i zniknął w tylnej sypialni. Gdy drzwi tylko się zamknęły, to Rebekah spojrzała na Erica. Uśmiechnął się lekko i powiedział bezgłośnie: - Wszystko w porządku? Skinęła głową. Pewnie, że nigdy nie poczuje tej radości powiedzenia mężczyźnie którego kochała, że zostanie ojcem, ale cieszyła się szczęściem Briana. Wiedziała, jak bardzo chciał dziecka. - To do dupy - Trey burknął. Wysunął się za stołu i zamknął się w łazience. Rebekah myślała, że Trey cieszyłby się bardziej, niż ktokolwiek inny. Był najlepszym przyjacielem Briana. Sed pokręcił głową. - Rozpieszczony bachor. Rebekah spojrzała na podłogę, zastanawiając się, jak ta nowa sytuacja wpłynie na zespół. Nie rozpadną się przez coś takiego, prawda? Albo będą rzadziej jeździć w trasy? Uwielbiała swoją pracę. Bez ostrzeżenia, Eric sięgnął i złapał Rebekę w talii, przeciągnął na drugą stronę stołu. Warknął i zaczął łaskotać jej szyję, aż śmiała się i piszczała z całych sił. Machała nogami, starając się uciec przed jego atakiem, ale Eric trzymał ją mocno. Po drugiej stronie stołu, Jace chwycił ją za kostkę, by uniknąć kopniaka w twarz. Gdy Eric doszedł do wniosku, że pośmiała się wystarczająco dużo, to wsunął jej głowę pod swoją brodę i trzymał ją delikatnie. Nie znajdowała się w najwygodniejszej pozycji, tak rozciągnięta na swym boku na stole, zaklinowana przez ramię Erica, który siedział na kanapie, ale pozwoliła mu się trzymać. Wiedziała, że musiał ją pocieszyć tak bardzo, jak sama tego potrzebowała. Nie mógł znieść, kiedy popadała w melancholię. Chwilę później drzwi sypialni otworzyły się i wyszedł z niej Brian. - Jak się czuje?- zapytał Sed. - Ma się dobrze. Przeklęła mnie, gdy powiedziałem jej, że chcę odwołać jutrzejszy koncert, by ją zobaczyć. - Brzmi jak ona - powiedział Sed i zachichotał.- To może ona przyleci do ciebie? Brian pokręcił głową. - Powiedziała, że zobaczymy się na Dziękczynieniu. - To tylko dwa tygodnie - powiedziała Rebekah, mając nadzieję, że
przestanie wyglądać na tak cholernie nieszczęśliwego. Ten facet był intensywny w każdy możliwy sposób. Intensywnie grał na swojej gitarze. Intensywnie kochał swoją żonę. Intensywnie doświadczał emocje. Rebekah mogła się założyć, że był także cholernie intensywnym kochankiem. Zaczerwieniła się na swoje myśli i bardziej przytuliła do Erica, który nie był dokładnie intensywny, ale na pewno entuzjastyczny. - Jestem pewien, że będą to najdłuższe dwa tygodnie w moim życiu mruknął Brian. Rozejrzał się.- Gdzie jest Trey? - Dąsa się w łazience - powiedział Sed.- Musimy mu znaleźć kogoś do kochania. - Każdej nocy ma kogoś innego do kochania - Eric powiedział ze śmiechem. - I w tym tkwi jego problem. Nie, jego problem dotyczył tego, że już kogoś kochał, a ten ktoś nie odwzajemniał jego uczucia. Rebekah nie powiedziała tego, ale była całkiem pewna, że wszyscy oprócz Briana tak myśleli. Brian westchnął. - Pójdę z nim pogadać. - Hej, Brian - powiedziała Rebekah, gdy uwolniła się z uścisku Erica i znowu usiadła na stole. Brian odwrócił się by na nią spojrzeć, unosząc pytająco brew. Uśmiechnęła się szeroko i spotkała jego intensywne spojrzenie. - Zostaniesz tatusiem. Rozpromienił się i w jednej chwili jego wszystkie problemy zniknęły. - Zostanę tatusiem!- otworzył drzwi od łazienki.- Hej, Trey! Zostanę tatusiem! - Odpieprz się. - To nie jest prawidłowa odpowiedź. Brian wyszarpnął Treya na korytarz za jedno ramię i złapał jego głowę pod pachę. Trey walnął Briana w żebra, zawinął nogę wokół jego kostki i powalił go na podłogę. Rebekah zachichotała, gdy się ze sobą zmagali, nie będąc pewna, dlaczego patrzenie na nich narobiło jej apetytu na seks. Wreszcie przestali walczyć i leżeli splątani, śmiejąc się na podłodze. - Jaka jest właściwa odpowiedź, Trey?- zapytał Brian. Z głową przyciśniętą do piersi Briana, Trey owinął rękę wokół brzucha Briana i ścisnął go. - Gratulacje - powiedział zdyszany Trey.- Tatuśku. Brian położył dłoń na głowie Treya i mocniej przycisnął ją do swojej piersi. - Mam nadzieję, że mój syn jest tak mądry jak jego matka, a nie takim głąbem jak nasza dwójka. Trey zacisnął oczy, przytulając się do Briana, jakby nigdy nie miał zamiaru go puścić.
Rozdział 20
Rebekah w całym swoim życiu nigdy nie była tak wyczerpana. Dzisiejszego wieczoru był ich ostatni koncert przed sześciotygodniową przerwą pomiędzy Dziękczynieniem a Bożym Narodzeniem. Była pewna, że wykorzysta każdy dzień z tych sześciu tygodni, by odzyskać energię do ich dalszej ciężkiej pracy w terminach trasy. Ostrożnie zwinęła przewód zasilający tak, by schować konsolę do ciężarówki, po czym zatrzymała się, gdy poczuła czyjąś obecność za sobą. - Uch, Rebekah? Rebekah odwróciła się na pięcie, by ujrzeć Marcusa, który patrzył na nią pytająco. - Tak jakby wiszę ci przeprosiny - wymamrotał, spoglądając w dół.Znalazłem go kilka tygodni temu i zapomniałem go zwrócić. Wyciągnął notek z oczkami spod swojej bluzy i wysunął w jej stronę. Był to zbiór notatek Dave'a, który zapodziała pierwszej nocy swej pracy. - Przydałby mi się, kiedy nie miałam pojęcia, co robię - powiedziała.- Ale teraz go nie potrzebuję. - Dave jest geniuszem - powiedział Marcus, wciąż nie patrząc jej w oczy.- Myślałem, że najlepszą opcją byłoby zajęcie jego miejsca, ale... Czekała, by kontynuował. Spojrzał w górę i jego pokorne spojrzenie
spotkało jej spokojne. - Ale... - powiedział.-... ty jesteś dobra w tym co robisz. Zespół brzmi niesamowicie. Nie jestem pewien, czy nawet Dave zrobiłby to lepiej. Rebekah nie potrafiła ukryć uśmiechu. - Naprawdę tak sądzisz?- spytała dociekliwie. Marcus zachichotał. - Tak. Ciągle się rozwijasz. Przykro mi, że cię źle oceniłem. Po prostu jest mi cholernie trudno wziąć kogoś tak uroczego jak ty na poważnie. Uśmiech Rebeki zniknął. - Uch, uch, uchnnnn - powiedział Eric, gdy stanął między nimi.- Nie dasz Marucoswi żadnej nauczki za pomylenie cię z uroczą. Marucs zaczerwienił się i odwrócił się na pięcie. - Na razie. Eric objął ramieniem talię Rebeki. - Kończysz już? - Nie bardzo. Musimy dzisiaj porządnie zapakować sprzęt, by wszystko łatwo znaleźć, gdy wrócimy w trasę w styczniu. Porozmawiałeś już z Jonem? - Tak jakby. - Eric, obiecałeś! - Powiedziałem mu, że nie będziemy go potrzebować, gdy wrócimy w trasę w styczniu. - Naprawdę? - Tak. - Jak zareagował? - Sprawił, że poczułem się, jakbym go zdradził. Powiedział mi, że mam się walić. Odjechał swym dżipem. - Myślisz, że odszedł na dobre? Eric pokręcił głową. - Nie mam wątpliwości, że znowu będzie próbował mną manipulować. Chociaż następnym razem nie zamierzam mu ulegać. - Upewnię się co do tego. Od tygodni pożerało cię to żywcem. Musisz przestać być męczennikiem. Jednym palcem potarł zmarszczkę między brwiami. - Wiem... ja po prostu... był moim pierwszym prawdziwym przyjacielem, jakiego miałem. Okazało się jednak, że w ogóle nim nie był - uśmiechnął się niespodziewanie.- Mam coś dla ciebie. Znowu to zrobił, zmieniając temat bez ostrzeżenia. - Eric, rozmawialiśmy już o tym. Nie chcę już drogich prezentów. - Ten nie był drogi - wyciągnął ze swojej kamizelki małego, białego misia. Miał na sonie niebieską koszulkę z napisem I ? Sinners.- Przypomniał mi o tobie, ponieważ... - pochylił się blisko do jej ucha.- ... jest uroczy. - Ericu Sticksie, ja nie jestem urocza!- rzuciła w nim misiem i złapał go w jedną rękę.
- Udowodnij - droczył się i pobiegł do tyłu. Przytulił misia do piersi.Och, spójrz mała uroczo Rebeko - powiedział, ściskając niedźwiadka tak mocno, że niemal odpadła mu głowa.- Jesteś najsłodszą dziewczyną na świecie. Wiedziała, że chciał się tylko zabawić i miała ochotę za nim pognać wokół stadionu, zagonić go do rogu i wyłaskotać jego poddanie, ale czasami praca była na pierwszym miejscu. - Później się tobą zajmę. Uniósł brwi i jego wyczekujący uśmiech niemal przekonał ją, by zrezygnowała z pracy. - Obiecujesz? Jeżeli chciał się zachowywać jak niegrzeczny chłopiec, to będzie go tak traktować. - Nie toleruję takiego nagannego zachowania na swoich lekcjach, panie Sticks. Te podekscytowane, drżące westchnienie przelało niemal czarę. - Jako twoją pierwszą karę napiszesz esej w jaki sposób odpokutujesz za swoje nieposłuszeństwo - dodała. Skrzywił się. - Esej? Nie będę pisać żadnego pieprzonego eseju. Rebekah wyrwała czystą kartkę papieru z notesu, który oddał jej Marcus. Chwyciła za długopis, który był w kubku obok jej konsoli i podała go Ericowi. - Rebekah... - Napisz: Przepraszam, że zdenerwowałem panią Blake. Patrzył na nią przez chwilę, starając się zrozumieć jej grę. Gdy położył kartkę na krawędzi konsoli i zaczął pisać, to uśmiechnęła się. Zaglądając mu przez ramię, by sprawdzić jego postęp, powiedziała: - A teraz napisz: Aby jej to wynagrodzić, będę ssać jej cipkę, aż dojdzie. Poderwał głowę do góry i wbił w nią takie spojrzenie, które sprawiło, że podkurczyła palce u stóp w tenisówkach. Wiedziała, jak pracował umysł Erica. Połowa jego podniecenia, może więcej, pochodziła z samego myślenia o seksie, a to zdecydowanie sprawiłoby, że będzie o nim myśleć. - Spodziewam się, że spiszesz wiele pomysłów, jak mnie zadowolić, Eric. Mnóstwo. Byłeś bardzo niegrzecznym chłopcem - odwróciła się, by zablokować widok, jak chwyciła go za krocze dżinsów. Pocierając długość jego fiuta, patrzyła na niego z droczącym się uśmiechem.- W drugiej części swego eseju, opiszesz sposoby w jakie pani Blake powinna potraktować niegrzecznych chłopców. Gdy skończysz, to oddaj mi swoją pracę i idź poczekać w autobusie, aż przyjdę cię ukarać. Wyraziłam się jasno? - Tak, proszę pani - powiedział bez tchu. - Przyjdę do ciebie dopiero za kilka godzin, więc nie spiesz się z tym esejem - puściła jego penisa, wzięła misia do ręki i postawiła maskotkę na
swojej konsoli dźwiękowej. - Pani Blake?- powiedział. - Weź się do roboty - powiedziała surowo. - Sądzę, że będę potrzebował więcej papieru. Uśmiechnęła się i wyrwała kilka dodatkowych stron. Pocałunek, który złożył za jej uchem, gdy wziął od niej kartki, był motywacją, której potrzebowała, by skończyć swoją pracę tak szybko jak to możliwe.
***
Eric podał pani Blake swój siedmiostronicowy esej z takim szacunkiem z jakim mógł sobie pozwolić facet z szalejącym wzwodem. Nie był pewien, co bardziej go podniecało, napisanie go, czy świadomość, że go przeczyta. Może to, że chciałaby zrobić rzeczy napisane na kartkach. I pozwoliłaby mu na to. Pani Blake spojrzała na górę kartki. Surowość jej miny zrobiła z nim dziwne rzeczy. Chciał jej uznania. Jej pochwały. - Wygląda to dopuszczalnie - powiedziała. Dopuszczalnie? Przelał siebie w ten esej. Przyznał się do fantazji, o których nikomu nie powiedział. Próbował wyrwać jej kartki, ale schowała je za plecy. - Prawie skończyłam - powiedziała. Spojrzała mu w oczy i wiedział, że zrobiłby wszystko, o co by poprosiła.- Idź do mojego biura i niczego nie dotykaj. Zwłaszcza swojego fiuta. Widzę, jaki jest twardy. To bardzo niegrzeczne, panie Sticks. - Gdzie jest twoje biuro? Uniosła brew na niego. - A jak sądzisz? - Sypialnia w autobusie. Wzruszyła ramionami. - Pasuje. A teraz idź - wróciła do pracy, zwijając kolorowe przewody do dużej skrzyni. Wycofał się powoli, zastanawiając się, czy mógł poczekać bez umarcia. Widział już nagłówek. Rockowy Perkusista Zabity Przez Brak Dopływu Krwi Do Mózgu. I to tylko wina Rebeki, że był przez nią taki twardy. Jak mogła go tak nieustannie dręczyć? Pewnie poczułaby się naprawdę winna, za wysłanie go do grobu, poprzez ulokowanie całej jego krwi w jego kutasie, zamiast w najważniejszych organach. Nie żeby miał coś przeciwko tej udręce. Uwielbiał każdą chwilę.
Spojrzała na niego przez ramię. - Wciąż tu jesteś? Odwrócił się i spróbował spokojnie przejść na tył stadionu, gdzie był zaparkowany bus. Nie było to łatwe dla jego stanu. Zwłaszcza gdy dostrzegła go jakaś fanka i przeskoczyła barierkę, by przytulić go energicznie. - Och Eric, czekałam całe wieki, by cię zobaczyć - zanuciła.- Nie sądziłam, że wyjdziesz na zewnątrz. - Um, dobra, przepraszam - powiedział, starając się odplątać ze swej szyi jej ręce. Pamiętał czasy, kiedy okazjonalna, napalona fanka zabawiała go przez cały tydzień. Teraz chciał się jej pozbyć, zanim zauważyłaby jego podniecenie. Otarła się o niego i zachichotała. Za późno. Teraz nigdy jej nie przekona, by zostawiła go w spokoju. - Czy to dla mnie?- zapytała, przesuwając dłoń w dół jego ciała do krocza. - Właściwie, to nie. Mogłabyś... - chwycił ją za nadgarstek, by odsunąć jej dłoń. - Obciągnę ci - powiedziała ochryple.- Chcę zdjęcie, jak wpychasz swego kutasa w me gardło - podała mu włączony aparat w telefonie i sięgnęła do górnego guzika jego dżinsów. - Whoa, nie!- jęknął i odsunął się.- Proszę - wcisnął telefon w jej dłoń i zastukał w bok busu, by otworzyli mu drzwi i go wpuścili do środka. Poza tym na dworze było cholernie zimno, a nie wziął swojej kurtki. - Nie wstydź się - powiedziała dziewczyna, przyklejając się do jego pleców i pocierając jego penisa przez spodnie.- Jesteś super twardy, kochanie. Wiem, że mnie pragniesz. - Przestań mnie tak dotykać - zażądał, wdzięczny za to, że drzwi busu wreszcie się otwarły. Wszedł do środka i zauważył, że cały zespół już tam był. Gdy dziewczyna próbowała wejść za nim, Sed stanął u szczytu schodów. Dziewczyna spojrzała na niego, zbladła i uciekła. Eric nawet nie zapytał dlaczego. Cieszył się, że wreszcie się jej pozbył. - Gdzie byłeś, Sticks?- zapytał Sed.- Czekaliśmy tylko na ciebie, by móc wyjechać. - Rebekah nie jest jeszcze gotowa. Wciąż pakuje sprzęt. - Może jechać w brudnym busie z innymi technikami - powiedział Sed.Musimy wrócić do domu. Wiem, że ty uprawiasz seks co dwie godziny, ale ja zaraz eksploduje. Brian pokiwał głową. Jace zaczerwienił się i gorączkowo pisał smsy na swym telefonie, co oznaczało, że Aggie znowu przysyłała mu sprośne wiadomości. - Mnie nic nie jest - powiedział Trey wokół swego lizaka. Bez wątpienia nieco się zabawił po koncercie. - Pójdę jej powiedzieć, by się pospieszyła - powiedział Eric i wybiegł z busu. Nie było mowy, by jechał przez czternaście godzin bez niej. Nie miał
pojęcia, jak reszta chłopaków funkcjonowała bez swych kobiet przez dni i tygodnie. Niemal wpadł na Rebekę, gdy wybiegła z budynku, niosą skrzynię. Wziął ją z jej rąk. - Daj mi to. - Miałeś czekać... - Eric, dalej, albo pojedziemy bez ciebie - Sed krzyknął z autobusu. - Skończyłaś już?- zapytał ją.- Jeżeli się nie pospieszysz, to będziesz musiała jechać w brudnym autobusie. - Chłopacy wszystko załadują. Ja już szłam, by dostarczyć ci twoją karę i pomyślałam, że mogłabym im podrzucić tą skrzynię po drodze. Wsunął ją na tyły vanu, przerzucił ją przez ramię i pobiegł do busu. - Eric, tak nie traktuje się swojej nauczycielki. Masz ogromne kłopoty usłyszał śmiech w jej głosie i nie mógł się doczekać się tych kłopotów, zanim wpadli do busu. Poklepał ją żartobliwie po tyłeczku. - Sądzę, że im bardziej się źle zachowuję, to tym więcej będę się tym cieszyć. - No nie wiem. Może każę ci na to zaczekać. - Nie zrobisz tego! Kazałaś mi spisać te wszystkie sprośne rzeczy i mnie podnieciłaś, a teraz każesz mi cierpieć? - Nawet nie miałam okazji, by je wszystkie przeczytać. Postawił ją na dolnym schodku. - Mogę cię pocałować, zanim zaczniesz się nade mną znęcać? Owinęła ręce wokół jego szyi. - Zimno tu - powiedziała, wpatrując się w jego oczy. Po raz pierwszy nie patrzył na nią z góry, gdyż znajdowali się na równym poziomie. I pomimo chłodu w powietrzu, to czuła jak rozpływa się pod jego ciepłym spojrzeniem.Kocham cię. Zastanawiał się, czy spodobałby się jej nowy zegarek lub perfumy albo jacht, lub prywatna wyspa na Karaibach czy coś. Pocałowała go, zanim powiedział jej, że też ją kocha, ale wiedziała, co czuł. Jakby mogło być inaczej? Ich delikatny pocałunek szybko się rozgrzał. Szarpał jej ubrania. Ona jego włosy. Przycisnął ją do siebie, tak by mógł poczuć jej piersi na swym torsie. Jego dłonie przesunęły się w dół na jej słodki tyłeczek. Znalazł swoje kartki w jej tylnej kieszeni. Może powinien je zabrać, zanim zdążyłaby je przeczytać. Gdzieś w eseju przyznał się, że miał brudne pragnienia, takie jakie zrobiła żona jego kumpla z zespołu. Rebekah mogłaby wypróbować ten guziczek w scenariuszu niegrzecznego ucznia. Myrna Sinclair zawsze sprawiała, że Eric czuł się jak niegrzeczny uczeń. Nigdy nie zauważył, jak bardzo chciał, by wywarła nad nim swą władzę, aż zaczął pisać esej dla Rebeki. Już nie był
zainteresowany Myrną, by ta wypełniła jego fantazje. Nie gdy miał Rebekę. Nie spełniała jednej z jego fantazji. Spełniała je wszystkie. Ktoś odchrząknął nad nim. Eric siłą oderwał usta od Rebeki i spojrzał na Seda, który był gotowy, by go udusić. - Żegnacie się, czy co?- Sed zapytał szorstko. - Nie, całujemy się - powiedziała Rebekah.- Jego seksapil czasem mnie przytłacza i muszę go pocałować - Eric pomyślał, że żartuje, ale zachowała kompletnie poważną minę. Rebekah odwróciła się i wbiegła po schodach. Eric podążył za nią, wiedząc że był niewolnikiem swego pożądania wobec tej kobiety, ale nie dbał o to w tej chwili. Poszedł za nią do sypialni. Gdy dotarł do drzwi, to odwróciła się, by na niego spojrzeć. - Poczekaj tutaj - powiedziała surowo.- Przyjdę po ciebie, jak przeczytam esej. Weszła do sypialni i zamknęła mu drzwi przed twarzą. Jednak zamierzała kazać mu czekać. Wiedział. Westchnął stanowczo i usiadł przy stole jadalny naprzeciwko Jace'a, przygotowując się na straszliwy przypadek sinych jaj. - Piszesz do Aggie?- zapytał Eric i przesunął się niewygodnie na kanapie. Jace podskoczył, jakby go zastrzelił. Wiedział z własnego doświadczenia, jakie to uczucie. Jace zaczerwienił się i schował telefon pod stół. - Tęskni za mną - uśmiechnął się. Eric sięgnął przez stół i walnął go w ramię. - Powinniśmy się spotkać podczas przerwy. Jace uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Tak, jasne - spojrzał przez ramię na zamknięte drzwi sypialni.- Nie powinieneś tam teraz być? - Nie jestem pewien. Może chce, bym tam wpadł, rzucił ją na łóżko, zerwał z niej ubrania i pieprzył ją. A może naprawdę chce, bym się jej posłuchał i poczekał, aż eksplodują mi jaja. Spojrzeli na siebie całkowicie zamroczeni. Trey podskoczył, by usiąść na ladzie w kuchni. Wyciągnął z ust lizaka. - Jakie daje ci sygnały? - Sygnały?- czyżby Trey zaczął mówić w obcym języku? Eric nie miał pojęcia, o czym mówił. - Tak, sygnały. Kobiety mówią bardziej swymi ciałami, niż ustami. - Cholera. Jest całe mnóstwo ujadania ciała - powiedział Sed, uśmiechając się szeroko. - Ty też nie słuchasz ich ciał. Właśnie dlatego tak długo zajęło ci zrozumienie Jessici - powiedział Trey. Sed skrzywił się.
- Świetnie słucham jej ciało. - Ale tylko podczas seksu - wtrącił się Brian. - Jak na ciebie patrzy? Tak?- Trey wyprodukował spojrzenie spod rzęs, przez które Eric poczuł się zdecydowanie niezręcznie. - Uch... nie - Eric pamiętałby, gdyby Rebekah tak na niego spojrzała. Chciał na zawsze wymazać z pamięci te spojrzenie Treya skierowane w jego stronę. Było już wystarczająco źle, że pocałował go w nocy napędzanej pożądaniem. - Więc lepiej poczekaj - poradził mu Trey. - Może jestem zmęczony czekaniem - chwycił się krawędzi stołu, by wstać. Zatrzymał się, gdy drzwi sypialni otworzyły się. Rebekah wyszła w stroju, jakiego jeszcze nie widział. Opadła mu szczęka. Rebekah ruszyła śmiało w jego stronę. Włosy miała uczesane w koczek, blond pasemka zakrywały większość niebieskiego. Para okularów w grubych oprawkach siedziała jej na czubku nosa. Na tym kończyła się jej przyzwoitość. Jej tweedowy kostium mógł być określony tylko jako odkrywający. Marynarka sięgała jej do łokcia, miała ciasne rękawy i była zapięta pod piersiami, przyciągając uwagę ku jej piersiom i białej koszuli, która była rozpięta na tyle, by odkryć krawędź jej koronkowego, białego biustonosza. Kilka centymetrów jej brzucha ukazywało się nad jej malutką spódniczką, która była tak krótka, że odsłaniała jej cieliste podwiązki i pończochy. Jej trzy calowe szpilki o szerokim korku sprawiały, że jej nogi wyglądały wręcz pieklenie. Cholera. Eric zagapił się. Nie mógł myśleć na tyle jasno, by coś zrobić. Nawet takich podstawowych rzeczy jak oddychanie czy mruganie. Zatrzymała się przed nim, wykrzywiając się z niezadowoleniem i dotknęła środka jego piersi linijką. - Panie Sticks, masz się stawić w moim gabinecie - linijka wsunęła się pod jego brodę, zachęcając go, by spojrzał jej w oczy.- Teraz, panie Sticks. Odwróciła się na pięcie i wróciła do sypialni. Dostrzegł jej nagi tyłeczek pod zwiewną spódniczką, zanim ją poprawiła. - O Boże - powiedział Trey, uderzając czołem o brzeg szafki kuchennej.Praktycznie ci ją oddałem. Eric potknął się o własne nogi, gdy pognał za Rebeką. Z walącym sercem wszedł do sypialni i zamknął drzwi, opierając się o nie dla wsparcia. Przechadzała się przez pokój z jego esejem w jednej dłoni i linijką w drugiej. Uderzy go tą linijką? Boże, miał taką nadzieją. Żałował, że nie mógł odebrać jej kartki i dodać nowych fantazji: zbij mnie linijką. Jego serce waliło coraz mocniej i mocniej, gdy przyglądał się, jak czytała jego esej, używając końcówki linijki, by zachować miejsce, gdy przechodziła wokół stóp łóżka. Nie potrafił rozszyfrować jej miny. Napisał całkiem perwersyjne rzeczy na tych kartkach. Przeraziły ją? - To, panie Sticks, to istne monstrum - powiedziała. O cholera.
Przeczytała jego słowa z kartki. - Chcę poczuć twoje palce w swym tyłku, gdy będziesz ssać mego kutasa, pocierając tam miejsce jak to, gdy Myrna obciągała Brianowi w hotelowej łazience. Eric był jednocześnie przerażony i podekscytowany, gdy usłyszał jak czyta na głos. - To zdanie złożone bez spójników, Eric. Tak nie może być. Oceniała strukturę jego zdania? Poważnie? - Nigdy nie zobaczyłem faceta, który doszedł tak mocno - przeczytała. Pokręciła głową.- Żałosna gramatyka. - Nigdy nie widziałem faceta, który doszedł tak mocno?- spróbował się poprawić. Uśmiechnęła się do niego. - Tak lepiej. Rozepnij spodnie. Pokaż mi, co chcesz bym possała. Nie mógł szybko wyciągnąć swojego penisa ze spodni. Przesunęła delikatnie linijką w dół jego wrażliwej długości i zadrżał. - Dlaczego jesteś taki twardy, Eric?- zapytała. Westchnął z podniecenia i zamknął oczy, by móc skoncentrować się na tym, co mówił. - Ponieważ jesteś seksowna, Rebekah - otworzył oczy i sięgnął po nią, ale powstrzymała go, dźgnąwszy linijką w jego pierś. - Pani Blake - poprawiła go.- Ściągnij swoje ubrania. Chcę zobaczyć resztę tego seksownego ciała tak samo jak tego długiego, twardego penisa. Patrzyła na niego z podziwem, gdy się rozbierał. Kiedy stanął przed nią nagi, to przesunęła dłonią po jego ciele, jakby szukała jakichś wad. Brzuch zadrżał mu pod jej dotykiem. - Tak - wymruczała.- Idealnie. Patrzenie na twe ciała sprawia, że moja cipka jest taka mokra, panie Sticks. Jesteś bardzo niegrzeczny. Powinieneś spróbować być mniej seksowny. To nie jest właściwe, że twoja nauczycielka chce cię przelecieć. Pewnie przeczytała, jak bardzo by chciał, by mu świntuszyła słówkami. Pochyliła się, a jej twarz znalazła się tylko kilka cali nad jego wyprostowanym fiutem. - To dla mnie?- przesunęła językiem między miękkimi, różowymi wargami i zebrała kropelkę wilgoci z jego błyszczącej główki. Jego kaloryfer mimowolnie się napiął. - Tak - wysapał.- Dla ciebie. Jest twardy dla ciebie. Jej język przesunął się wokół obręczy jego główki, powodując tysiące przyjemnych doznań i dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Kucnęła i odchyliła głowę, by przyglądać się, jak jego kutas tonie w jej słodkich usteczkach. Wzięła go głęboko, aż nie mogła połknąć więcej jego długości i cofnęła się, aż wyskoczył z jej ust. Wstała i wolnym krokiem skierowała się do łóżka. Gdy ruszył za nią, to wyciągnęła dłoń w jego stronę.
- Zostań tam - powiedziała.- Jeszcze z tobą nie skończyłam, niegrzeczny chłopcze. Zamarł i oparł się o powierzchnię zamkniętych drzwi. - Chcesz me palce w swym tyłku?- zapytała. Zagryzł wargi i skinął głową. - Podczas gdy co będę robiła? - Ssała mego kutasa. Ściągnęła z łóżka poduszkę, pochyliła się niepotrzebnie nad materacem, gdy po nią sięgnęła. Jakoś udało jej się podciągnąć swoją spódniczkę, aby mógł zerknąć na jej okrągły tyłeczek i białe stringi. Zacisnął dłonie w ciasne pięści, by nad sobą zapanować. Przytuliła poduszkę do swej piersi i otworzyła szufladę obok łóżka. Wciągnęła tubkę z lubrykantem. To dla niego? Miała zamiar wepchnąć w niego palce tak jak wspomniał? Po chwili rzuciła poduszkę do jego stóp i uklękła przed nim, a sam zamienił się w strzępy nerwów i oczekiwania. - Nigdy wcześniej tego nie robiłam - powiedziała, wyglądając tak pięknie na swych kolanach, że aż go kusiło, by zrobić zdjęcie, wydrukować go jako plakat i zawiesić w swojej pryczy.- Musisz mi powiedzieć, jeśli znajdę miejsce albo cię zranię. Zamknął oczy i skinął głową. O Boże, naprawdę zamierzała to zrobić. Fantazjował o tym od miesięcy. Pewnie nie przeżyje tego oczekiwania, ale był chętny by się dowiedzieć. Jego penis wsunął się w ciepło jej ust. Delikatne szarpnięcie jej ssania, gdy pokiwała głową, sprawiało, że zacisnęły mu się jądra. Dotknęła dłonią wnętrza jego uda i niemal wyskoczył ze swojej skóry. Jego całe ciało było napięte, więc oddychał ciężko, by się uspokoić. Może fantazja była lepsza niż rzeczywistość. Może powinien ją powstrzymać. Chwyciła jego jądra i pomasowała delikatnie luźną skórę, doprowadzając go do szaleństwa z pożądania. Gdy znowu się rozluźnił, to odsunęła dłoń od jego jaj i usłyszał, jak wyciska lubrykant na swe palce. Zachęciła go, by rozsunął nogi szerzej, naciskając na wnętrze jego uda tyłem swego nadgarstka. Rozsunął nogi, ale napiął się, gdy jej chłodne, śliskie palce przycisnęły się do jego tyłka. - Czekaj - wysapał. Za późno. Nacisnęła w górę i wsunęła w niego palec. Było dziwnie. I w jakiś sposób satysfakcjonująco. Rozluźnił się, gdy zaczął się przyzwyczajać do seksownej inwazji. Mruknął na znak protestu, gdy wysunęła palec. Skończyła. - Podobało mi się - przyznał, spoglądając na swego penisa, który zniknął w jej ustach, gdy go ssała. Dostrzegł, że dodawała więcej lubrykantu. Jeszcze nie skończyła. Tym razem wsunęła w niego dwa palce, wypełniając go w sposób w jaki nigdy nie był wypełniony. Kiedy wsuwała i wysuwała z niego palce wchodząc coraz głębiej i głębiej - to zaczął niekontrolowanie drżeć.
- O Boże, Rebekah - jęknął. Jej palce poruszały się w nim. Szukała. Naciskała do przodu. Zadrżał mocno, gdy to znalazła. - Właśnie tam - wybełkotał. Possała go mocniej, pocierając o coś w jego środku, co sprawiło, że doszedł tak mocno, że ledwie mógł się utrzymać na nogach. Zamroczyło go, gdy coraz szybciej poruszała głową, ssąc mocniej, pocierając to jego idealne miejsce, które odkryła. Nie mógł przestać dochodzić. Będąc niepojęcie podnieconym, chwycił ją za tył głowy i przytrzymał, gdy zalewał jej gardło. Gdy wystrzelił swoimi wszystkimi płynami,to fale rozkoszy obmyły nasadę jego penisa, górę jego tyłka i głębokie wnętrze. - Musisz przestać - wysapał.- Och, proszę, proszę - gdy znowu zadrżał, to zdał sobie sprawę, iż znowu dochodził. Nie wytrysnął, ale dochodził.Rebekah?- zacisnął palce w jej włosach i wygiął plecy, aż uderzył głową o drzwi. I trzymała go tam zawieszonego w ekstazie zbyt długiej, że myślał, że zaraz zemdleje. Gdy jego ciało uspokoiło się, to wyciągnęła palce, pozostawiając po drodze dziwne, mokre, puste uczucie. Wypuściła jego penisa z ust i otworzył z trudem oczy, by na nią spojrzeć. - Wszystko w porządku?- spytała. Jego odpowiedzią był tylko trzepot rzęs, gdy przewrócił oczami na tył głowy. - Dobrze to zrobiłam? Zsunął się po drzwiach, chowając pod siebie nogi i wziął ją w uścisk, gdy znalazła się w zasięgu rąk. - Mmmm - mruknął z ospałymi myślami i wyczerpanym ciałem.- Kocham cię - udało mu się powiedzieć i pochylił się, by ją pocałować gdzieś w głowę. - Też cię kocham. Skończyłeś na tą noc? Pokręcił głową. - Daj mi chwilę. To było cholernie niesamowite. Tulił ją, gdy łapał oddech. Po długiej chwili odsunęła się i wstała. Widok jej seksownego stroju z tymi naukowymi okularami na jej włosach, które już wyślizgnęły się z koczka, sprawiły, że jego penis zadrżał z nowym zainteresowaniem. - Wstań i zatrzymaj się na końcu łóżka i nie ruszaj - powiedziała.- Muszę umyć ręce, a potem pokarzę ci jaką przez ciebie mam mokrą cipkę. Będziesz patrzył, jak siebie zadowalam w ramach kary, jaką ci przygotowałam. O tak. Naprawdę przeczytała jego esej. Eric wstał na nogi i podszedł do końca łóżka, czekając. Pokręcił się. Zimny lubrykant w jego tyłku wciąż sprawiał dziwne odczucia. Ta analna sona zdecydowanie przerosła jego oczekiwania. Wow. Nic dziwnego, że Brian ożenił się z Myrną. Rebekah wyszła z pokoju. Czuł jakby minęła wieczność, zanim wróciła. A Jace wraz z nią. Ericowi zamarło serce. Brał udział w trójkącie z Aggie i
Jace'em. Wspomniał o tym w eseju. Wspomniał o tym, jakie to było wspaniałe uczucie czuć przesuwającego się penisa Jace'a w Aggie, gdy oboje w niej byli. Cholera. Żałował, że o tym wspomniał. Eric miał nadzieję, że Rebekah nie miała ochoty na Jace'a. Erica nie obchodziło jaki trójkąt był seksowny albo ile przyjemności dostawała przy tym kobieta, gdy miała w sobie dwa penisy. Eric nie zamierzał się z nikim dzielić Rebeką. Nawet nie z najlepszym przyjacielem. Jace przykucnął u stóp Erica i zapiął skórzaną obręcz na jego kostce. Jace przypiął mankiet łańcuchem do nogi łóżka. Eric skrzywił się. - Co ty... Rebekah uderzyła go linijką w tyłek. - Cisza - nakazała.- Pomaga mi upewnić się, że nie weźmiesz udziału, gdy będę siebie zadowalać. Po tym jak obie kostki Erica były przywiązany do przeciwległych nóg łóżka, Jace związał za plecami Erica jego nadgarstki. Spiął łańcuchem kostki Erica i dodał kolejny łańcuch, by połączyć jego kostki z nadgarstkami. - Nie będzie w stanie się pochylić do przodu - powiedział Jace. Eric spróbował. Tylko cal schylenia i ramiona Erica zaprotestowały z bólu. - Ma rację. - Jeśli spróbuje kucać, to straci równowagę i upadnie - powiedział Jace.Kolana i kostki będą go boleć jak cholera. Eric wierzył mu na słowo. - A jeżeli będzie tu stał jak grzeczny chłopiec?- zapytała Rebekah. Jace uśmiechnął się w swój typowy, słodki sposób z złym błyskiem w oku. - Nie ma innego wyboru - podał coś Rebece.- Użyj tego, jeśli naprawdę chcesz go doprowadzić do szaleństwa. Eric próbował dojrzeć, co się za nim działo. - Jak to działa?- zapytała. Jace pochylił się i szepnął jej coś do ucha. Eric widział, jak coś demonstruje, ale nie mógł odwrócić głowy na tyle, by dostrzec więcej. - Dzięki, Jace - powiedziała. Jace pokręcił głową, gdy sprawdził swoje dzieło. - Cholera, tęsknię za Aggie - wyszedł z pokoju. Eric spojrzał na Rebekę za jego plecami. - Co ci dał? Stanęła za nim i oparła się o niego. - Rzeczy, by ukarać niegrzecznych chłopców. Poczuł coś przy swoim tyłku. - Co? W jednym ruchu wypełniła jego tyłek czymś twardym i zimnym i na tyle
grubym, by był świadom jego posiadania. Pobawiła się wtyczką, którą wciskała w jego tyłek, aż zaczął się wiercić i jego penis był twardy jak granit. - Podoba ci się, prawda? Przyznaj się, że ci dobrze, gdy czujesz to w sobie. - Tak. Podoba mi się. Gdy tak stała za nim, jej spódniczka ocierała się o jego unieruchomione dłonie. Wsunęła pierścień na penisa na swoje miejsce, przesuwając go do nasady jego erekcji i zapięła coś skórzanego wokół jego jąder i połączyła to z pierścieniem na jego penisie. Potarła jego fiuta, aż był opuchnięty i obolały. Wtyczka w tyłeczku, ciążenie wokół jego jąder i obręcz na penisie niemal doprowadziły go do punktu kulminacyjnego. Jęknął w udręce. Rebekah wczołgała się na łóżko przed nim. Wyciągnęła się na plecach i rozsunęła nogi. Niestety nie widział co znajdowało się pod jej spódniczką, a gdy się lekko pochylił by spojrzeć, to jego wiązania natychmiast go powstrzymały. Wciąż w pełni ubrana, jeżeli można było tak określić jej strój, Rebekah pomasowała swoje obie piersi. Jej dłoń przesunęła się w dół jej brzucha i zatonęła pod spódniczką. Potarła swą łechtaczkę przez majtki. Dźwięk jej mokrej cipki sprawił, że penis Erica zadrżał boleśnie. Jej dłoń zniknęła pod majteczkami i wiedział, że wsunęła w swe ciało palce, ale widok był zasłonięty. - Pokaż mi, Rebekah - poprosił.- Chcę zobaczyć. - Chcesz zobaczyć, jak wsuwam swe palce w swoją mokrą cipkę? - Tak. - Jest tam tak przyjemnie - wyszeptała, zsuwając nieco majtki.- Jestem podniecona przez takiego jednego niegrzecznego chłopca i sądzę, że szybko dojdę. - Chcę patrzeć, jak dochodzisz. - Och, jestem taka mokra i opuchnięta i gorąca, Eric. To wszystko przez ciebie. - Zdejmij majtki - poprosił. Doprowadzało go to do szaleństwa. - Zaraz dojdę - jęknęła.- Och. Och. Zadrżała mocno, a jej ciało zaczęło się wić na materacu, ale nie widział żadnej przeklętej rzeczy. - Rebekah - jęknął. Już rozumiał, dlaczego go związała. Chciała go torturować, aż skonałby z braku gratyfikacji. - Chcę w sobie twojego kutasa - powiedziała. Stanęła na dłoniach i kolanach, tyłem do łóżka gdzie stał. Przesunęła majtki na jedną stronę i zakołysała się do tyłu, szukając jego penisa. Patrzył w męczeńskiej rozkoszy, gdy go ciągle omijała. Fakt, że nie mógł zrobić niczego oprócz patrzenia i czekania, aż go znajdzie, doprowadzał go do szaleństwa. Uderzała swą gorąca szparką na jego spuchniętą główkę, nie pozwalając mu zatopić się w
swym ciele. - Już tego nie zniosę - warknął. Wsunął się w nią tylko o cal. Jęknął, odchylając głowę w rozkoszy. Zakołysała biodrami do tyłu i przodu, biorąc go płytko. Chciał pchnąć do przodu, ale nie mógł tego zrobić bez zaryzykowania kontuzji, więc stał nieruchomo i dał jej czas. Jego równowaga już była zagrożona przez wiązania i ruch busu, który wjechał na wzgórze, zagroził upadkiem. Przeczołgała się do przodu i po chwili się odwróciła. - Założę się, że świetnie smakuję - powiedziała.- Co o tym myślisz? - Wiem, że świetnie smakujesz. Zlizała swoje soki z jego penisa. Poczuł pulsujący początek orgazmu w nasadzie swego penisa, ale nie mógł osiągnąć tak rozpaczliwego uniesienia. - Masz rację. Świetnie smakuję - powiedziała.- Chciałbyś zobaczyć, jak pożeram inną dziewczynę? Starannie pomyślał nad swoją odpowiedzią, ponieważ jako jeden z facetów, to fantazjował o dwóch seksownych dziewczynach, które sobie dogadzały. Ale w przeciwieństwie do większości facetów, to doświadczył tego tyle razy, że nie mógł nawet sobie przypomnieć. Za każdym razem uwielbiał to doświadczenie, ale nie miał ochoty widzieć słodkich usteczek Rebeki na kimkolwiek innym oprócz niego. Nawet na innej dziewczynie. - Nie - powiedział po chwili. Wydawała się być zaskoczona jego odpowiedzią. - Myślałam, że to będzie twoja ostateczna fantazja. - Tylko ty i ja. To moja ostateczna fantazja. Uśmiechnęła się. - Och, niegrzeczny chłopcze, gdy mówisz takie rzeczy, to jeszcze bardziej chcę cię pieprzyć. - Czy już wystarczająco zostałem ukarany?- zapytał bez tchu. - Nie. Ściągnęła swoje majtki i rozłożyła się przed nim, znowu kładąc się na plecy. Tym razem widział, jak jej palce pocierają i znikają w jej śliskiej cipce. Tym razem zajęły jej wieki, gdy doszła, a gdy już tam dotarła, to myślał, że się nim zajmie. Ale nie. Wciąż się zadowalała, jakby nie istniał, a tym bardziej jego potrzeby. - Rebekah! Uniosła głowę. - Co? - Mogę już dojść? Zerknęła na jego penisa i oblizała wargi. - Cholera, jesteś opuchnięty - powiedziała.- Ale nie, jeszcze nie. Wyciągnęła z szuflady jeden z wibratorów. Kiedy włożyła go do swojej cipki, to całe ciało Erica napięło się. - To zbyt okrutne - mruknął.
- Chyba nie sądziłeś, że kara będzie zabawna, prawda? - Właściwie to tak. - Więc to cię nie podnieca? Myślałam, że lubisz patrzeć. - Owszem, podnieca i lubię, ale bardziej wolę uczestniczyć. - Nie przypominam sobie, żebyś napisał o tym w swoim eseju. - Nie przypominam sobie, bym napisał cokolwiek o wiązaniu i wtyczce w tyłek i pierścieniu na penisie. - To prawda. Dobra, ściągnę jedną rzecz. Wybierz. - Wiązania rąk. Zaczynają boleć mnie ramiona. Odetchnął z ulgą, gdy wstała z łóżka i zaczęła odpinać wiązanie jego lewej ręki. Tak naprawdę, to nie bolały go ramiona, ale z wolnymi rękami mógł wreszcie położyć kres tej nieustannej męce. Gdy uwolniła mu rękę, to oparł się pokusie by ją chwycić. Zaskoczyła go uwalniając jego drugi nadgarstek, a następnie kucnęła odpinając także jego kostki. - Dlaczego mnie uwalniasz?- zapytał, gdy wiązania opadły na podłogę. - Ponieważ twoja niegrzeczna nauczycielka już dłużej nie wytrzyma. Chce teraz, byś ją pieprzył. Podniósł ją i rzucił na środek łóżka. Śmiała się do chwili w której dostrzegła intensywny wyraz jego twarz. Wszedł na nią i wbił się głęboko w jednym pchnięciu. Jej cipka nigdy nie była bardziej gorąca i ciaśniejsza. Wbijał się w nią mocno i głęboko, spostrzegając, że jeśli zakręci biodrami, to poruszy wtyczką w swym tyłeczku na takie sposoby, które sprawiały, iż drżał w środku. - O Boże - jęknął, nigdy wcześniej nie doświadczając takiego poziomu przyjemności. Czuł się tak jakby dochodził, ale to uczucie nigdy się nie zmniejszyło. Zamiast tego zwiększało się, gdy bardziej obracał biodrami. Sprawiało to, że czuł się jakby dochodził mocniej. I mocniej. Jak? Wciąż się wbijając, Eric rozpiął seksowną marynarkę Rebeki i otworzył ją. Rozpiął także jej białą koszulę, rozsunął jej połacie i chwycił jej piersi. Ściskając je razem, próbował wypełnić nimi obiema swe poszukujące usta. Wraz ze stanikiem. Rebekah wygięła plecy i sięgnęła do zapinek. Walczyła z ubraniami, próbując się rozebrać. Widok jej niecierpliwego szamotania się zachęcił go do szybszych ruchów. - O Boże, Eric. Twój penis jest taki ogromny - udało jej się wysunąć jedną rękę z koszuli i marynarki. Chwyciła go za włosy i pociągnęła. Skrzywił się z bólu. Pieprzył ją mocniej. - Pociągnij mnie za włosy, Eric. Kiedy spełnił jej prośbę, jej ciało zadrżało i doszła. Zadrżał, gdy próbował dojść wraz z nią, ale obręcz na jego penisie wstrzymywała orgazm. Zamroczyło go, gdy rozkosz go pochłonęła i zachęciła go, by dalej się poruszał. - Och, drogi Boże, dziękuję ci za wynalezienie orgazmu. Rebekah zaśmiała się.
- Popieram. - I obręcze na penisy. - Alleluja! Wciąż się zanurzał w wykończone ciało Rebeki, aż wreszcie chwycił go orgazm. Ten jeden był na tyle mocny, aby przedostać się pomimo obręczy u nasady. Był tak intensywny, że niemal zemdlał. Chwycił się swojej kobiety, krzycząc w rozkoszy, a następnie opadł na nią, dysząc po ciężkim wysiłku. Przesunęła leniwie dłonią w górę i dół jego mokrej od potu skórze. - Czy mój niegrzeczny chłopiec został wystarczająco ukarany?- spytała, całując go czule w ramię. - Zapytaj mnie o to za godzinę - wtulił twarz w jej szyję.- Teraz nie mogę się ruszać. Na szczęście nie przeszkadzało jej, że miażdżył ją pod sobą. - Eric? - Tak? - Będziemy się widywać ze sobą nawet wtedy, gdy nie będziemy w trasie, prawda? - Oczywiście. - Mieszkasz w LA? - Tak właściwie to mieszkam na obrzeżu. - Naprawdę? Mogę cię odwiedzić? Niemal spał, ale odpowiedział bez myślenia: - Wolałbym, byś po prostu została tam ze mną na te sześć tygodni. - Dobrze - zgodziła się natychmiast. - Dobrze?- uniósł głowę, by na nią spojrzeć. Sądził, że protestowałaby. Przynajmniej trochę. Uśmiechnęła się i skinęła głową. - Upewnij się, że weźmiesz ze sobą nasze wszystkie kostiumy. Planuję rozpracować twój cały esej, a następnie dam ci nieco powodów do fantazjowania.
Rozdział 21
Eric wcisnął guzik, by otworzyć garaż i czekał aż drzwi się uniosą. Spojrzał na Rebekę, nie będąc w stanie zetrzeć uśmiechu ze swojej twarzy. Zawsze wierzył w szczęście, ale tylko nie swoje własne. A teraz z tą kobietą w swym życiu czuł się jak najszczęśliwszy mężczyzna na świecie. - Muszę o to zapytać - powiedziała, spoglądając na samochód przez okno.- O co chodzi z tym domem w stylu Pollyanny i białym płotem? Zamarło mu serce. - Nie podoba ci się? - Jest wspaniały. Dla czyjejś babci. Ty jesteś młodym, seksownym, bardzo seksownym, samym, seksownym, wspomniałam już, że seksownym? mężczyzną. Roześmiał się z jej opisu i wzruszył ramionami. - Podobał mi się, więc go kupiłem - zawsze chciał mieszkać w dużym domu w stylu wiktoriańskim z pięknie rzeźbionego drewna, wielką werandą, płotem i huśtawką z opony na wielkim dębie, więc gdy znalazł to miejsce, to je kupił. Nie żeby często był w domu. Nie żeby mu nie przypominał, że nie miał nim z kim się dzielić. Nie żeby nie był niepoważny, ogromny i drogi. Ale miał nadzieję, że Rebece spodoba się tak bardzo jak jemu. Nie wiedział dlaczego było to tak dla niego ważne.
Gdy wjechali do garażu, westchnęła. Spojrzał przez ramię. - Czy to Camaro z '68?- pisnęła. Nie spodobał się jej jego dom jak z wizytówki, ale rozpromieniała na widok zardzewiałego samochodu, który nie odpalał. Zaśmiał się. - Tak. To mój następny projekt. Po tym jak skończę z Corvettą. - Popracujmy nad nim! Wysiadła z samochodu i zaczęła szukać narzędzia i części zamienne do Corvetty, które były porozrzucane na ławce przy ścianie garażu.- Masz tu każdą wyobrażalną część. - No tak, nie byłem pewien, czego będę potrzebował, więc gdy tylko znajdowałem części do tego modelu, to automatycznie je kupowałem. Rebekah otworzyła maskę Corvetty i spojrzała na silnik. - Nie mogę się doczekać by zacząć, ale silnik jest zbyt gorący. Czy to możliwe, by ta kobieta byłaby jeszcze doskonalsza? Nie sądził. - Zanieśmy twoje rzeczy do domu - powiedział, całując ją w kark.Jesteś głodna? Spojrzała w górę. - Nie bardzo. - Napalona? Jej uśmiech sprawił, że zadrżało mu serce. - Właśnie zaczynam. Eric wyciągnął z bagażnika torbę swoją i Rebeki i odkluczył drzwi, które z garażu prowadziły do kuchni. Weszła do środka i rozejrzała się po ogromnej kuchni z białymi szafkami i urządzeniami kuchennymi. - Nie gotujesz, prawda? Pokręcił głową. Uśmiechnęła się. - Ile jest tu sypialń? - Może wypróbujemy je wszystkie, byś mogła policzyć? - Sześć? - Siedem - przyznał. - Czegoś mi tu brakuje - powiedziała, wędrując w głąb kuchni i kładąc torebkę na blacie baru śniadaniowego.- To miejsce wygląda tak, jakby mieszkała tu Martha Stewart - przyjrzała się misce owoców na blacie. - Nie podoba ci się? - Tego nie powiedziałam. To spektakularny dom. Tylko po prostu nie tego się spodziewałam. - A czego? Zaśmiała się. - Nie wiem. Że będziesz mieszkał w piwnicy swojej matki? Eric skrzywił się. Błędnie odczytała jego ból jako zniewagę.
- Przepraszam. Pewnie jesteś milionerem czy coś - Rebekah pstryknęła palcami.- Już rozumiem. Odziedziczyłeś ten dom po swojej pra ciotce Ednie. Potrząsnął głową, niespodziewanie smutny, że nie miał pra ciotki Edny, po której odziedziczyłby ten dom. Rebekah przeszła przez pomieszczenie i przytuliła go do siebie, wyciągając szyję, by na niego spojrzeć. - Co się stało? Znowu potrząsnął głową. Nigdy wcześnie nie czuł aż tak samotny w tym domu. I choć raz nawet nie był sam. - Może mnie oprowadzisz? Oprowadził ją po wszystkich trzech piętrach, pokazując jej swój dom jak z bajki z idealnymi meblami i doskonałym wystrojem i po raz pierwszy odkrył, że jego dom był jak z fantazji. Była pod wystarczającym wrażeniem i nawet stwierdziła, że podobało jej się to miejsce. Zakończyli zwiedzanie w dużym salonie wypełnionym instrumentami muzycznymi, jakie posiadał. - Potrafisz grać na nich wszystkich?- spytała. - Tak. - Naprawdę? Dlaczego na tak wielu? - Lubię je wszystkie. - Eric? Spojrzał w górę, ale patrzył nad jej głowę. - Myślałam, że nie będziemy się okłamywać - nacisnęła. - To nie kłamstwo. Naprawdę je wszystkie lubię. Gdy niczego nie powiedziała przez kilka chwil, to spojrzał jej w oczy. - Właśnie zdałam sobie sprawę, że niczego o tobie nie wiem powiedziała. - Znasz wszystkie ważne rzeczy. - Nie sądzę tak. Ten dom jest idealny - jest jak z bajki - ale nie ma tu nic osobistego. Gdzie są zdjęcia twojej rodziny? Twoje wspomnienia? - Nie mam żadnych. - Co masz na myśli? Masz amnezję? Roześmiałby się, gdyby miał w płucach jakieś powietrze. Eric zacisnął zęby, pracując mięśniami szczęki, aż zabolały. - To znaczy, nie mam rodziny. - Żadnej? Pokręcił głową. - Umarli? - O co ci tak nagle chodzi, Reb? - Gdy jesteśmy w trasie z zespołem to łatwo jest myśleć o tobie jak o Ericu Sticksie, sławnym i rewelacyjnie utalentowanym perkusiście Sinnersów, ale tutaj jesteś tylko mężczyzną. - Tylko mężczyzną, tak?- zaszydził. - Tylko mężczyzną, którego kocham. Chcę się dowiedzieć o tobie czegoś
więcej, Eric. Opowiedz mi. Usiadł na ławce od fortepianu i pochylił się, opierając przedramiona na udach. Złożył dłonie i zapatrzył się w swoje kciuki, gdy rozmyślał nad tym, ile powinien jej powiedzieć. Usiadła obok niego i trąciła jego kolano swym. - Nikt nie wie, kim był mój ojciec. Moja mama była ćpunką. Zostawiła mnie, gdy miałem cztery lata. Pewnie teraz jest martwa. - Zostawiła cię? - Tak, zostawiła mnie. Trafiłem do opieki zastępczej. - Więc zostałeś adoptowany? Pokręcił głową. - Nikt nie chciał mnie zaadoptować. Wpadałem w kłopoty. Wiele razy mnie przenosili - z jednego domu do drugiego. A jeżeli mnie nie przenosili, to uciekałem. Rebekah przesunęła dłoń na jego plecy. - To wyjaśnia ten dom. - Tak sądzę. - Ale nie muzykę. Rozejrzał się po różnych instrumentach, które uwielbiał. - W podstawówce miałem inspirującą nauczycielkę muzyki. Muzyka przychodziła mi naturalnie. Myślę, że jestem z nią ściśle związany. Zobaczyła we mnie talent i zachęciła mnie. Robiłem wszystko, by mnie pochwaliła. Była dla mnie miła, gdy grałem muzykę, więc stała się moją obsesją. Byłem w jej klasie tylko przez kilka miesięcy, ale po tym szukałem muzyki. Za każdym razem gdy zaczynałem nowe zajęcia muzyczne w nowej szkole, to kłamałem na jakim instrumencie umiem grać i wybierałem nowe, aż potrafiłem grać na wszystkim, co wpadło mi w ręce. Większość szkół wypożyczała instrumenty biednym dzieciom. Wiedziałaś o tym? - Tak było kiedyś. Sądzę, że teraz wiele szkół ucina swe programy muzyczne z braku funduszów. Eric zanotował w pamięci, aby sprawdzić programy lokalnych szkół i podarować ogromną sumę na instrumenty muzyczne, jeśli by ich potrzebowali. - Nie sądzę, bym teraz żył, gdyby nie te programy. - Więc muzyka była jedyną stałością w twym życiu? Rozmyślał nad jej pytaniem. - Tak, tak sądzę. Nawet teraz, z Sinnersami. Wyciągnęła rękę i dotknęła jego twarz. Spodziewał się litości, gdy spojrzał jej w oczy, ale dostrzegł tylko czułość. - Chcę być stałością w twym życiu, Eric. - Jesteś pewna?- uśmiechnął się.- Jestem nieco jak wrzód na dupie. - Nie sądzę tak. Wszystko co robisz z moim tyłkiem jest niesamowite. Roześmiał się. Rebekah go akceptowała. Jego przeszłość. Nagle
uderzyła w niego ulga i roześmiał się bardziej. Eric spadł z ławki, trzymając się za brzuch obiema rękami, próbując złapać oddech między śmiechem. Wreszcie przewrócił się na plecy i spojrzał na sufit. - Ten dom jest całkiem śmieszny, nieprawdaż? Rebekah zeszła z ławki, przytuliła się do jego boku, kładąc głowę na jego falującej piersi. - Nie. Wypełnia dziurę w tobie. I samochód. Jesteś pewny, że chcesz skończyć go naprawiać? - Oczywiście. Nie mogę się doczekać, by zobaczyć cię w smarze. - Nie będzie ci smutno, gdy zobaczysz go naprawionego? - Może trochę, ale jest jeszcze Camaro. - A potem? - Ty wybierzesz następny projekt. - Chciałabym, byś poznał moich rodziców - powiedziała niespodziewanie. Serce Erica pominęło kilka uderzeń. - To zły pomysł, Reb. Rodzice mnie nie lubią. Nawet moi. - Jesteś dla mnie ważny, Eric. Chcę cię pokazać. - By odegrać się na swoim ojcu, który temperował cię jako nastolatkę?zażartował. - Cóż, mój tata jest pastorem, ale nigdy nie był represyjny. Z kolei moja matka... - roześmiała się.- Owszem, jest. Kocham cię i chcę, by oni także cię pokochali. Naprawdę oferowała mu jedyną rzecz, której myślał, że nigdy nie będzie mieć? Rodzinę? - Dobrze - powiedział. - Tak? Skinął głową. - Co robisz na święto Dziękczynienia?- spytała. Wzruszył ramionami. - Z tego co wiem, to nic. Dziękczynienie było za tydzień. Dałoby mu to czas, by przyzwyczaił się do idei poznania jej rodziców. Międzyczasie Reb mogłaby go nauczyć jakim widelcem powinien jeść sałatkę. - Zawsze się razem zbieramy i pomagamy lokalnym bezdomnym, zanim nasza rodzina zasiada do kolacji. Przyjdziesz? Uśmiechnął się. Tak naprawdę, to pomaganie społeczeństwu sprawiało mu radość. W swej młodości sprawiał wiele kłopotów, co mu często wypominano. Chociaż w późniejszych latach trzymał się z dala od kłopotów, to wciąż lubił pomagać. - Brzmi fajnie. - Jutro zatrzymamy się w schronisku i zarejestrujemy się. - Mógłbym też zapisać chłopaków. Jestem pewien, że nie będą robić nic
ważnego na święto Dziękczynienia - i mogliby go uratować przed rodzicami Rebeki, jeśli zaszłaby taka potrzeba. - Idealnie. Zadzwonię zaraz do mamy i powiem jej, że wpadniemy na kolację. Wyciągnęła telefon z kieszeni i wybrała numer do domu swych rodziców. - Dave!- powiedziała, gdy ktoś odebrał po drugiej stronie.- Jak się masz? Eric słyszał nieco głosu Dave'a, ale nie jego słów. - Nie mogę się doczekać, by cię zobaczyć - powiedziała.- Przekażesz mamie, że wpadnę na kolację w sobotni wieczór? Eric zesztywniał. W sobotę? W sobotę nie było święto Dziękczynienia. - Tak i powiedz jej, że przyprowadzę kogoś specjalnego - urwała.- Tak, to facet. Nie, nie powiem ci kto to. Będziesz musiał poczekać i się przekonać. Przesunęła ciało, by przytrzymać Erica, gdy próbował wstać. - Muszę kończyć. Nie zapomnij powiedzieć mamie - urwała.- Też cię kocham. - Sobota?- powiedział Eric.- Myślałem, że poznam ich na święto Dziękczynienia. - Wtedy znowu ich spotkasz. Pewnie będziesz często ich widywał. Są moją rodziną, a ty jesteś moim chłopakiem. O nie, użyła tego uśmiechu, któremu nie mógł się oprzeć. Weź się w garść, Eric. Dasz radę. Powiedz jej, że sobotę masz zajętą. - Mam coś... do zrobienia... w sobotę. - Co takiego? - Muszę popracować nad samochodem!- powiedział wymyślając swoje usprawiedliwienie. - Dzisiaj wieczorem i jutro popracujemy nad samochodem. Eric, to ważne. Proszę, powiedz, że ze mną pójdziesz. Westchnął ciężko. - Dobrze. Pójdę. Ale ostrzegam cię. Rodzice mnie nie lubią. - To nie ma znaczenia. Ja cię lubię. Uśmiechnęła się i przesunęła w górę jego ciała, by go pocałować. Wkrótce jej delikatny pocałunek pogłębił się i stał się namiętny. - Przywiozłeś do domu kostiumy? - Tylko gwiazdy rocka. Zaparło jej dech w piersi i praktycznie zobaczył, jak wymyśla sprośny scenariusz. Drogi Panie, kochał tą kobietę. Nigdy nie pozwoli, by ktoś mu ją zabrał. - Zagrasz dla mnie na swojej perkusji?- spytała. - Dlaczego?- zaśmiał się.- Praktycznie co noc słyszysz jak na niej gram. - Tak, ze środka stadionu, gdyż to moja praca. Chcę ci pokazać co chciałabym ci zrobić, gdy grasz na scenie przez tysiącami fanów.
- Chcesz mi zrobić rzeczy, gdy jestem na scenie?- przesunął głowę, by na nią spojrzeć. - Wiesz, nie tylko ty masz fantazje. - Powiedz mi. - Może najpierw zaczniesz grać, a ja ci pokażę? Jakby mógł jej odmówić. Wstał i usiadł za swym starożytnym zestawem perkusyjnym. Za tym, który znalazł na złomowisku w ósmej klasie w opuszczonym magazynie, gdyż jego rodzina zastępcza upierała się, że rock'n'roll był muzyką diabła. Nie wytrzymał długo w tym domu, ale trzymał tą perkusję od niemal czternastu lat. - Powiedziałaś, że twój tata jest pastorem?- Eric sięgnął po pałeczki. - Pytasz mnie o mojego tatę, gdy zaraz wyskoczę z własnej skóry? Spojrzał nieśmiało przez ramię, by dostrzec jej grymas. - Przepraszam. - Tak, jest pastorem. Eric skulił się. Rebekah uniosła brew. - Lepiej zacznij wyglądać seksownie, albo pójdę do garażu i rozwalę silnik. Ściągnął skórzaną kamizelkę i pozbył się białej koszulki. - Co ty na to? - Dobry początek. Jedną stopą znalazł pedał bębna basowego, a drugą pedał od statywu. Minęło nieco czasu, odkąd tylko używał jednego bębna basowego. Gdy grał na scenie, to używał trzech. - Co mam zagrać? - Coś wolnego i seksownego. - Wiesz, że nie robię tego powoli, kochanie. - Spróbuj. Ponieważ była tylko jedna piosenka Sinnersów, która była wolna, a była to ich ballada „Goodbye Is Not Forever”, to zaczął ją grać. Gdy Rebekah przycisnęła się do jego pleców i pozwoliła swym dłoniom wędrować po jego piersi i brzuchu, zamknął oczy, by skoncentrować się na mieszance rytmu i uczuć. Wkrótce porzucił piosenkę, by pozwolić jej dotykowi dyktować uderzenia w bas, stukanie w talerze, w werbel i pozostałe części w jego zestawie. Zwykle dawał z siebie wszystko, gdy walił w bębny tak mocno jak to możliwe, ale teraz uderzał z minimalną siłą, więc nie muzyka nie była nieprzyjemnie głośna. Tylko rytmiczna. Zmysłowa. Rebekah przycisnęła wargi do jego ramienia. Pocałowała ścieżkę ku jego uchu, dopasowując się do tempa każdym ssącym pocałunkiem. Eric zadrżał. Mieszając swoje trzy miłości - muzykę, seks i tą kobietę stracił kontrolę nad myśleniem. Pochłonął go rytm. Pozwolił mu zapanować
nad jego obecną egzystencją. Palce Rebeki znalazły okrągłą obręcz w jego lewym sutku. Potarła go kciukiem, ciągnąc lekko w jego rytmie. Jego penis zaczął się unosić, twardnieją i pulsując w dopasowanym rytmie. Gdy Rebekah się odsunęła, jęknął w proteście. Jej koszulka wylądowała na jednym z talerzy, a stanik na krowim dzwonku7. Potem znowu znalazła się przy jego plecach, przyciskając twarde końcówki swych nagich piersi do jego ciała. Zakołysała się przy nim, pocierając sutkami o jego plecy. - Uwielbiam tatuaż na twoich plecach - powiedziała. Pewnie byłoby odwrotnie, gdyby wiedziała, co symbolizują ogniste pęknięcia w ziemi i wystająca z nich ręka demona. Jej wargi wróciły na jego szyję. Jej lewy kciuk na jego kolczyk. Jej prawa dłoń przesunęła się na południe. Odpięła guzik jego rozporka w jednym uderzeniu i drugi w następnym. Kiedy miał rozpięty rozporek, wsunęła dłoń w jego bieliznę i uwolniła jego penisa. Już zatracił się w rytmie muzyki, nie sądząc, że mógłby czuć jeszcze więcej niż do tej pory, ale jej dłoń otoczyła go i zaczęła się przesuwać po jego długości. W górę w jednym uderzeniu i w dół w następnym. W jego ciele nie było ani jednej komórki, która nie byłaby pochłonięta przez rytm. - Rebekah - jęknął. - Ciii. Po prostu poczuj. Co robi ze mną twój rytm. Co chcę z tobą robić, gdy grasz. Cholera, już nigdy nie zagra bez wzwodu. Nieco zwiększył tempo, by potarła go szybciej. Bez wahania podążyła w jego ślady. Szybciej. Szybciej. Och. Odsunęła się nagle i jego całe ciało zadrżało z niespełnionych pragnień. Usłyszał, jak tuż za nim opięła rozporek swych dżinsów i zsuwa materiał, gdy pozbyła się reszty ubrań. Odwrócił głowę, gdy pojawiła się obok niego i potknął się w rytmie. Pochyliła się nad jego ramieniem i przerzuciła jedną nogę, by stanąć przed nim cała piękna i naga. Znowu zwolnił swe temp patrząc jej w oczy, zastanawiając się co zrobi następnie. Wiedział, że spodoba mu się to, nie ważne co to było. Wsunęła palce w jego włosy i przyciągnęła go do piersi. Zatrzasnął na niej swe usta i ssał w rytmie. - Właśnie tak - szepnęła. Puściła jego włosy i przesunęła dłonie w dół, opierając palce na główce jego penisa. Gdy postukała palcem o jego wrażliwe ciało, brzuch napiął mu się z podniecenia. 7 Cowbell - z ang. "krowi dzwonek" - instrument perkusyjny, wyglądem i brzmieniem przypominająca właśnie dzwonek zawieszany krowom na szyi. Służy przede wszystkim do grania rytmów poprzez wybijanie pewnych regularnych lub nieregularnych wartości rytmicznych. Może stanowić element zestawu perkusyjnego.
- Mmmm - mocniej possał jej sutek. - Pragnę cię w sobie, Ericu Sticksie. - więc na co czekasz?- mruknął. - Zachowasz równowagę? Uśmiechnął się. - Jest tylko jeden sposób, by się przekonać. Przerwał bębnić, gdy wspięła się na jego kolana twarzą do niego. Objęła jego szyję ramionami i pocałowała go wygłodniałe. Przełożył pałeczki do jednej ręki i chwycił swego penisa, by odnaleźć jej śliskie ciepło. Gdy ją znalazł, to opadła w dół, biorąc go głęboko. Zakołysał się na małym stołku, a następnie napiął mięśnie swych ud, pleców i brzucha, by zachować równowagę. Dobrze, że dzięki perkusji był w świetnej formie, bo inaczej nie byłby w stanie utrzymać tej pozycji. Przesunął się do przodu o kilka centymetrów i bardziej się osunęła. Zadyszeli w swoje usta. Dżinsy wbijały mu się w ciało, ale w jakiś sposób ten dyskomfort jeszcze bardziej sprawiał przyjemność jego ciału. Rebekah pogłębiła pocałunek, chwytając się palcami jego głowy. Ze stopami na podłodze, zaczęła się unosić i opadać. Palce jego stóp odnalazły pedał bębna basowego i dopasował jej wolny rytm z niskimi, stałymi uderzeniami. Zamiast pracować nad uderzeniami swymi rękami, objął ją, przyciskając pałeczki w swej pięści do jej pleców. Odsunęła się, spoglądając mu w oczy, gdy się z nim kochała. Nie mógł odwrócić wzroku. Nawet gdy zwiększył ich tempo, przyspieszając uderzenia na basie i gdy nadszedł jego orgazm, to i tak nie mógł oderwać wzroku od miłości, która błyszczała w jej jasnoniebieskich oczach. Jak przeżył choć jeden dzień bez niej? Co by zrobił, gdyby ją stracił? Przytłoczony emocjami, zacisnął oczy i skoncentrował się na rozkoszy, która w nim narastała. - Och - jęknęła, wyginając swe ciało, gdy zadrżała w przyjemności. Trzymał się jej jak tonący brzytwy, częściowo dlatego, że nie chciał spaść ze stołka, a po części dlatego, że dotarł za nią w uniesieniu. Jego płyny trysnęły w nią i potarł rozchylonymi wargami o jej obojczyk, zatracając się w ekstazie. Zwiotczała przy nim i napiął nogi w ostatniej chwili, by uchronić przed upadkiem na podłogę. Rozbił się talerz, gdy perkusja przesunęła się do przodu i upadła. - Wow - szepnęła.- To było seksowne. Wydał z siebie jakiś niespójny dźwięk zgody. - Jedną fantazję mamy za sobą. Zostało jeszcze pięć milionów. Zaśmiał się. - Tylko pięć milionów? - Na razie - pocałowała go w szczękę.- Gotowy by naprawić samochód? - Mogę się najpierw zdrzemnąć?- wyszeptał sennie.
- Jeśli musisz. Przez jakiś czas sama mogę się nim zająć. Pokręcił głową. - Chcę pomóc. Tylko najpierw daj mi godzinę lub dwie, bym złapał oddech, kobieto. Próbowała wstać z jego kolan, ale trzymał ją na miejscu. Łatwiej było mu utrzymać równowagę, gdy się nie ruszała i nie był jeszcze gotowy, by ją puścić. - Eric?- powiedziała po dłuższej chwili ciszy. - Tak. - Pierwszego tygodnia grudnia muszę iść na rezonans magnetyczny... by zobaczyć, czy wciąż jestem zdrowa. Pójdziesz ze mną? Isaa - um, ten drugi facet ze mną chodził. Nie chcę iść sama. Czekanie na wyniki jest naprawdę... - podciągnęła nosem.- ... ciężkie. Eric wstrzymał oddech i skinął głową. Przygryzł dolną wargę, by powstrzymać jej drżenie, natomiast serce zatkało mu gardło. Przesunął dłoń na tył jej głowy, by bliżej ją do siebie przycisnąć, aby nie zobaczyła łez w jego oczach. Chciał być przy niej, ale gdy miał do czynienia z jej śmiertelnością, to chciał powiedzieć jedno wielkie nie. Nie! Rebekah nie potrzebowała żadnych kontroli. Jej ciało nie zdradziłoby jej drugi raz. Nie pozwoliłby na to. Nawet nie zaakceptowałby możliwości, że znowu mogłaby zachorować. Nie mogła go zostawić. Nie straci jej dopóki nie skończy stu dwudziestu trzech lat. Albo nigdy. Potrzebował jej. Potrzebował. Nie tylko teraz. Zawsze. Nie mogła odejść. Po prostu nie mogła. - Dziękuję - wyszeptała.- Nie jestem na tyle silna, by sama się z tym zmierzyć. A on w ogóle nie był silny, by się z tym zmierzyć. - Chodźmy popracować nad samochodem.
Rozdział 22
Rebekah ścisnęła dłoń Erica, gdy otworzyły się drzwi frontowe domu jej rodziców. Wyglądał jakby miał zaraz zwymiotować na swoje buty i Rebekah nie winiła go za to. Jej ojciec był wyluzowany i towarzyski, ale jej matka? Nikomu nie życzyłaby takiej kobiety. Rebekah uśmiechnęła się uspokajająco do Erica i znowu ścisnęła jego dłoń. - Jest ktoś w domu?- zawołała z holu. Opadła jej szczęka, gdy Dave sam wyjechał z jadalni. - Hej, siostrzyczko! - Dave!- puściła dłoń Erica i entuzjastycznie przytuliła Dave'a, obejmując go za szyję.- Świetnie wyglądasz!- wycisnęła wielki, mokry pocałunek na jego skroni.- Jak idzie twoja terapia? - Już mam około siedemdziesiąt pięć procent kontroli w swej lewej ręce. Dziewięćdziesiąt w prawej - pomachał palcami i zacisnął pięść.- Chociaż wciąż mówią, że już nie będę chodził. - A ja sądzę, że mówią same gówna - Eric powiedział z uśmiechem. Dave odwzajemnił uśmiech. - Sticks? Gdy Rebekah powiedziała, że przyprowadzi do domu chłopaka, to byłem pewny, że to będzie Mills. - Udało mi się wybrać najlepszy kąsek - powiedziała Rebeka. Wróciła do
Erica i chwyciła go za szyję, by przyciągnąć go do swoich czekających ust. Ktoś odchrząknął w jadalni. - Nie tylko przyprowadziłaś do mojego domu hołotę... - powiedziała mama.-... ale jeszcze niewłaściwie się zachowujesz na moich oczach. Rebekah przewróciła oczami ku uciesze Erica i odwróciła się twarzą do swej matki. - Było z języczkiem - powiedziała. Spojrzała na Erica, oczekując, że weźmie udział w jej droczeniu, ale wyglądał na całkowicie zszokowanego. - Mamo, to Eric Sticks, perkusista Sinnersów - powiedział Dave. - Sinnersi. Ten zespół, który praktycznie porwał moją córką i naraził ją na Bóg jeden wie co? Ten zespół, który sparaliżował mojego jedynego syna? - To ten mężczyzna, który uratował życie Dave'a udzielając mu pierwszej pomocy - powiedziała Rebekah. Jej mama prychnęła. - Myślę, że może zostać, skoro już tu jest - odwróciła się na pięcie i wróciła do kuchni. - Jest dzisiaj nieco drażliwa - szepnął Dave. - Nieco?- Rebekah ścisnęła łokieć Erica.- Nie pozwól, by do ciebie trafiła. Eric lekko potrząsnął głową. - Więc jak było w trasie, Reb?- Dave zapytał nonszalancko. - Tak dobrze, jak się spodziewałam, chociaż ciebie tam nie ma powiedziała Rebekah. - Jest skromna - powiedział Eric.- Jest absolutnie niesamowita. Dave uśmiechnął się z dumą. - Chociaż nie jestem tak dobra jak Dave - powiedziała Rebekah, czochrając włosy brata i dusząc go w kolejnym uścisku. - To wspaniale, że dobrze ci idzie, Reb - powiedział Dave.- Nie czuj wyrzutów sumienia. Jestem z ciebie dumny. Nie wiedziała, dlaczego jej oczy stały się tak nagle nieszczelne. Może dlatego, że czuła wyrzuty sumienia. Właśnie przeżywała swój życiowy moment, samodzielnie pracując nad swoją karierą, znajdując miłość, podczas gdy Dave utknął na swoim wózku inwalidzkim z ich przytłaczającą matką. - Czy to słyszę moją małą dziewczynkę?- jej tata zawołał z salonu. Puściła Dave'a i chwyciła Erica za dłoń. - Chodź - powiedziała.- Chcę, byś poznał mojego tatę. - Ministra?- zapytał Eric. - Nie, nauczyciela pływania - pokręciła głową.- Tak, ministra. Wiesz, mam tylko jednego tatę. Eric poszedł za nią z ociąganiem. - Tak myślałem, że słyszałem twój głos - powiedział jej ojciec z ogromnym uśmiechem na swojej wesołej twarzy. Jego uśmiech zamarł, gdy dostrzegł Erica.
Dłoń Erica zwilgotniała w ręce Rebeki, ale trzymała go mocno. - Kto to jest? - To Eric - powiedziała.- Mój nowy chłopak. Jej ojciec przesunął w dół podnóżek fotela i wstał. Wyciągnął szyję, by uważnie przyjrzeć się Ericowi. - Nie sądzisz, że jest trochę... za wysoki dla ciebie, kochanie? - Nie. Jest dla mnie idealny - przytuliła się do ramienia Erica i uśmiechnęła się radośnie. Oczy jej ojca przesunęły się po jej twarzy, a następnie uśmiechnął się. - Rozumiem, że dba o ciebie i dobrze cię traktuje, tak? - Jak księżniczkę. Tata wyciągnął dłoń w kierunku Rebeki, który choć raz zaniemówił. Chwycił dłoń Taty i uścisnął ją pewnie. - Miło mi cię poznać, Ojcze Blake . - Ciebie również, Ericu. Usiądź - machnął ręką na pusty fotel obok swego.- Opowiedz mi o sobie. Eric spojrzał niepewnie na Rebekę. Jej serce stopniało w kałużę. Puściła jego dłoń i poklepała go uspokajająco po plecach. - Możesz porozmawiać z moim tatą o wszystkim. On nie osądza. - Osąd zostawiam Bogu - powiedział jej tata i wrócił na swój fotel. Eric wyglądał tak, jakby miał się zaraz skręcić. - Usiądź - nalegała Rebekah. Wiedziała, że jej tata pokocha Erica, gdy tylko zacznie z nim rozmawiać. Jej ojciec doceni otwartą szczerość Erica i jego ekscentryczne poczucie humoru. Dave wjechał do pokoju i zajął miejsce obok pustego fotela. - Rebekah, mama ma dla ciebie niespodziankę w kuchni. - Jaką niespodziankę? - Idź zobacz. Tata i ja dotrzymamy Ericowi towarzystwa. Rebekah skinęła głową. W całym swoim życiu nie polubiła ani jednej niespodzianki, jaką miała dla niej jej matka. Była prawie pewna, że tej też nie polubi. Ścisnęła Erica jedną ręką dla zachęty, a następnie odwróciła i skierowała do kuchni. Nawet nie przeszła holu, gdy Eric już rozśmieszył Dave'a i jej ojca. Uśmiechnęła się, gdy weszła do kuchni. Wiedziała, że jej matce zajmie trochę czasu, zanim przyzwyczai się do myśli, że ona i Eric byli razem. Jej matka była całkowicie zakochana w pomyśle, że Isaac zostanie jej zięciem. Rebekah wątpiła, by jej matka ułatwiła zadanie jakiemukolwiek innemu facetowi, a już zdecydowanie nie członka rockowego zespołu z tatuażami, przebitym sutkiem i dziwną fryzurą. Rebekah nie miała serca, by mieć nadzieję, że jej matka kiedykolwiek zaakceptuje Erica. Chociaż nie obchodziło jej to. Kochała Erica całym swoim sercem. Jeżeli jej matka nie zobaczy jakim był cudownym mężczyzną, to jej strata, a nie Rebeki. Nie Erica. Rebekah otworzyła obrotowe drzwi kuchni swym biodrem.
- Mamo, Dave powiedział, że masz dla mnie niespodziankę. Isaac odwrócił się od blatu, gdzie pomagał jej matce przygotowywać kolację. Serce Rebeki zatrzymało się na chwilę, zanim znowu zaczęło pędzić. - Wróciłeś?- wydyszała. Isaac przeszedł przez kuchnię i objął ją rękoma. Pocałował ją w czule w skroń i ścisnął ją, aż straciła oddech. - Och, Rebekah - mruknął.- Tak za tobą tęskniłem. Dostrzegła radosną minę swej matki, zanim ta poszła do spiżarni. - Isaac - powiedziała Rebeka. Odsunęła się od niego, by spojrzeć mu w jego łagodne, szare oczy.- Co ty tutaj robisz? Wciąż był najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek spotkała. Szerokie oczy, prosty nocy, doskonale wyrzeźbione usta, nawet rysy i gęste, brązowe, pofalowane włosy, które otaczały jego twarz. Jego niedawno nabyta opalenizna ładnie kontrastowała z bielą jego koszuli. Rękawy były podwinięte na jego silnych rękach. Chociaż był bardzo atrakcyjny, to jej serce nie ruszyło z kopyta, gdy na niego patrzyła. Nie doświadczyła nawet ukłucia pożądania. - Twoja matka mnie zaprosiła. Wiesz, że nie mogłem odrzucić jej propozycji, gdy wspomniała o domowym cieście - Isaac sięgnął do twarzy Rebeki i ujął ją w obie dłonie.- Wyglądasz fantastycznie, aniele. - Bo tak się czuję. - Byłaś na wszystkich medycznych kontrolach?- zapytał, wyglądając na zmartwionego. Dotknięta, odgarnęła pofalowany lok z jego czoła. - Byłam. Jak na razie nie ma żadnych oznak. Kolejne spotkanie mam na grudzień. Nie musiała mówić, co to było. Przeszli przez to razem i stali się przez to silniejszymi ludźmi. Ta więź między nimi będzie zawsze istnieć. Znowu ją przytulił. - Tęskniłem za tobą. Mówiłem już to? - Tak. Ja za tobą też tęskniłam - nie było to kłamstwo. Tęskniła za nim. Ale gdy ją tulił, to zauważyła, że tak naprawdę, to nigdy go nie kochała. Przynajmniej nie romantycznie. Jej uczucia były takie, jak zawsze. Skierowane do bliskiego przyjaciela. Przyjaciela, na którego zawsze mogła liczyć. Isaac był jej przyjacielem, ale nie było im dane być kochankami. Teraz o tym wiedziała. Gdy teraz miała Erica, to mogła stwierdzić różnice. Rebekah wyślizgnęła się z uścisku Isaaca i uśmiechnęła się, wiedząc, że wszystko było tak, jak powinno. Nie było im dane być ze sobą jako para, ale znaczyli do siebie nawzajem zbyt wiele, aby się od siebie oddalić. Naprawdę się cieszyła, że go zobaczyła i to także było w porządku. Nie była to zdrada w stronę uczuć do Erica, ponieważ zupełnie co innego czuła do Isaaca. Zdając sobie z tego sprawę, poczuła tak ogromną ulgę, że nie mogła się powstrzymać od promienienia przed Isaaciem.
- Opowiedz mi o Afryce - powiedziała i usiadła na blacie, by posłuchać jak opowiada o swoich przygodach, podczas gdy on kroił warzywa do ich sałatki. Jej podziw narastał, gdy mówił jej o wszystkich ludziach, którym pomógł, podczas gdy mieszkał w fatalnych warunkach w buszu. - Więc dziecko przeżyło?- spytała, otwierając oczy szeroko ze zdumienia. Isaac skinął głową. - W wiosce była inna kobieta, która straciła swe dziecko podczas cholery, więc przyjęła noworodka jako swoje własne. Żałuję, że nie uratowałem także matki, ale krokodyl wyrządził zbyt wiele szkód jej kręgosłupowi i straciłem ją na stole. Oczy Rebeki wypełniły się łzami. - To takie okropne - powiedziała.- I ty. Ty jesteś absolutnie cudowny, Isaac. Nagły wdech zaalarmował ją o obecności Erica. Wyglądał jakby ktoś właśnie walnął go w brzuch. - Eric - powiedziała.- Chodź tu. Chcę ci kogoś przedstawić.
***
Eric zastanawiał się, kim był ten zbyt atrakcyjny mężczyzna. Rebekah przysłuchiwała się jego każdemu słowu, jakby była pod urokiem jego każdego słowa i charyzmy. Kiedy wypowiedziała jego imię - Isaac - i nazwała go absolutnie cudownym, Eric był pewien, że wyssano mu dusze z ciała. I teraz Rebekah chciała, by poznał tego kolesia? Nie, dziękuję. - Szukałem łazienki - powiedział Eric. Kłamstwo, ale nie chciał być w pobliżu Dr Doskonałego. - Jestem pewna, że wytrzymasz jeszcze chwilę - powiedziała Rebekah. Zeskoczyła na podłogę i wzięła go za dłoń, zanim zdążył uciec z kuchni. - Eric, to Isaac. Drogi, drogi przyjaciel. Isaac nie wyglądał na zbyt uradowanego, gdy nazwała go przyjacielem. Eric wyciągnął ku niemu dłoń. - Jestem Eric, bardzo zaborczy chłopak Rebeki. Oczy Isaaca rozszerzyły się. - I kochanek - dodał Eric.- Często to robimy. Twarz Isaaca zbladła o kilka odcieni, ale uścisnął serdecznie dłoń Erica. - Eric - Rebekah skarciła go.- Są pewne rzeczy, które powinno się wiedzieć, a niektóre nie - zachichotała, ale nie zaprzeczyła jego roszczeniu.
Eric poczuł się marginalnie lepiej. Matka Rebeki natychmiast wpadła do kuchni. - Rebekah, pomóż mi udusić ziemniaki - powiedziała.- Isaac, możesz wyciągnąć pieczeń z piekarnika? Muszę wsadzić tam ciastka. - Pewnie - Isaac założył parę kuchennych rękawic i udał się do piekarnika. - Mogę w czymś pomóc?- zapytał Eric z walącym sercem. Matka Rebeki nieźle go wystraszyła. - Nie bądź głupi. Jesteś gościem. Więc idź usiądź z Billem i Dave'em i poczekaj, aż obiad będzie gotowy. - Isaac też jest gościem - Rebekah przypomniała swojej matce. Pani B objęła jedną ręką Isaaca, gdy starał się nie upuścić swojej pieczeni. - Nie bądź śmieszna, Rebeko. Isaac jest rodziną. Połóż ją na piecu, kochanie. Isaac ustawił pieczeń na piecu. Eric przyglądał się, jak Rebekah odcedza ziemniaki i zaczyna je ubijać mieszadłem. Pani B wycięła ciasteczka z ciasta i ułożyła je na blaszce. Isaac zajął się pieczenią. Wyglądali jak rodzina. Coś, czego nigdy nie miał Eric, ale zawsze chciał. I zdawało się, że tego nie dostanie. Dave zastukał w drzwi swoim wózkiem. - Chodź, Sticks. Potrzebuję twojej pomocy przy stole - Dave wyciągnął talerze i miski z kredensu i położył je na swych nieruchomych nogach. Eric uśmiechnął się, czując wdzięczność za zadanie. - Davidzie Adamie Blake, nie proś gościa Rebeki, by wykonał za ciebie twoje zadanie - powiedziała pani B. - Nie mam nic przeciwko - podkreślił Eric. - Idź usiądź w salonie - powiedziała pani B. Eric nie miał wyboru, tylko musiał jej posłuchać. Ojciec Blake, albo Bill, jak upierał się, by Eric go nazywał, oderwał wzrok od filmu wojennego, gdy Eric usiadł w pustym fotelu obok niego. - Zostałeś przegoniony z kuchni?- Eric skinął głową. - Najwyraźniej jestem gościem, ale Isaac jest rodziną. Bill zachichotał. - Isaac należy do rodziny - poklepał Erica po ramieniu.- Wspaniały dzieciak. Wiesz, jest lekarzem. - Taa, Reb wspomniała o tym. - Właśnie co wrócił z Afryki. Stwierdził, że przejęcie praktyki po jego ojcu może poczekać rok. Chciał pojechać tam, gdzie ludzie go najbardziej potrzebowali. Nie spotyka się wielu ludzi tak bezinteresownych jak Issac w dzisiejszych czasach. Prawda, ale Eric nadal go nienawidził. - Kolacja gotowa!- zawołała pani B.
Eric zerwał się na nogi. Pani B skierowała go na koniec stołu. - Goście siedzą na miejscu honorowym - powiedziała. Eric usiadł na drugim końcu długiego stołu, a Bill zajął miejsce po przeciwnej stronie. Krzesła z boku zostały odsunięte, by pomieścić wózek Dave'a i jego matka usiadła obok niego. Sprawiło to, że Isaac i Rebekah musieli usiąść obok siebie. Kolacja była przepyszna, ale mimo, że Eric zjadł wszystko co miał na talerzu, to ledwo tego posmakował. Wszyscy entuzjastycznie reagowali na opowieści Isaaca z Afryki, które były zabawne i heroiczne. Eric nie mógł temu zaprzeczyć. Czuł się jak niechciany outsider. Rebekah ledwo co na niego spojrzała podczas całego posiłku. Była zbyt zajęta śmianiem się i droczeniem z Isaaciem, który był tak cholernie czarujący, że było to aż mdłe. Gdy Isaac zaczął rozdawać zdjęcia siebie leczącego jakiegoś chorego i rannego mieszkańca wioski w Kongo, Eric powiedział wszystkie właściwe rzeczy, ale zatonęło mu serce. Jak mógł z tym konkurować? Nigdy nie zrobił niczego tak zaszczytnego. Po kolacji pani B przyniosła sernik z wiśniami. - Wiem, że to twoje ulubione - powiedziała rozpromieniona do Isaaca, gdy podała mu ogromny kawałek. - Rozpieszczasz mnie - powiedział, a jego nokautujący uśmiech oczarował nawet Erica. Cholera. Ten koleś mógłby mieć przyzwoitość, by być brzydkim, głupim albo nudnym. Coś! - Przynajmniej to mogę zrobić dla naszego bohaterskiego, ratującego ludzkie życia lekarza. - Zdaje się, że Isaac nie jest jedyną osobą przy tym stole, która uratowała ludzkie życie - powiedział Dave. Uśmiechnął się do Erica, który potrząsnął lekko głową, nie chcąc wspominać swoich skromnych prób resuscytacji. - Tak?- Isaac zapytał, spoglądając z autentycznym zainteresowaniem na to co miał do powiedzenia Dave. Ericowi trudno było zachować nienawiść do tego faceta.- Co się stało? - W tym roku Eric sam uratował dwa życia - powiedział Dave.- Jednym z nich było moje. Eric zapatrzył się na kawałek sernika przed sobą i wielokrotnie przebił wisienkę. - To nic takiego. Każdy zrobiłby to samo. - To nie prawda - powiedział Isaac.- Większość ludzi spogląda w drugą stronę, gdy ktoś ma kłopoty, nawet jeśli są w stanie pomóc. Po prostu... tego nie robią. Eric szturchnął sernik, próbując z całych sił nie poczuć dumy z powodu słów Isaaca. - Kogo jeszcze uratowałeś, Eric?- zapytała Rebekah.
- To nic takiego - znowu powiedział. - Treya - powiedział Dave.- Miał obrzęk mózgu i oddychał tylko dzięki Ericowi, zanim przyjechało pogotowie. - Jakim cudem o tym nie usłyszałam?- zapytała Rebekah, spoglądając od Erica, następnie na Dave'a i znowu na Erica. Eric wzruszył ramionami. - Trey nie lubi, gdy o tym mówimy. Rebekah pochyliła się bliżej i szepnęła: - A myślałam, że byłam świadkiem twojego pierwszego kontaktu usta usta z Treyem - zachichotała i ścisnęła jego kolano pod stołem. Eric spojrzał na nią wielkimi oczyma. Miał nadzieję, że nikt tego nie usłyszał. - Kim jest Trey?- zapytał Isaac. - Jest gitarzystą rytmicznym Sinnersów - powiedziała Rebekah. - Sinnersów? - Tak, zespołu Erica. Sinnersi. - Jesteś w zespole? Lokalnym czy co?- zapytał Isaac z całą powagą i wziął kolejny kęs sernika. Rebekah roześmiała się i przytuliła do ramienia Isaaca. - Jesteś taki zacofany! Jeden z najsławniejszych perkusistów na świecie je z tobą deser, a ty nie masz w ogóle o tym pojęcia. - Ten facet jest sławny?- zapytał Isaac, otwierając oczy szeroko w zdumieniu.- Powinienem poprosić go o autograf czy coś? To spowodowało, że Rebekah roześmiała się jeszcze bardziej. Puściła ramię Isaaca, by chwycić się za brzuch. - Przestań. Zabijasz mnie. Eric myślał, że tylko on był w stanie ją tak bardzo rozśmieszyć. Najwidoczniej się mylił. - Więc jesteś gwiazdą rocka? Naprawdę?- zapytał Isaac.- Jak go poznałaś, Rebeko? - Dave był dźwiękowcem Sinnersów. Po wypadku pozwolili mi zająć jego miejsce, aż nie stanie na nogi - zauważyła swoją wpadkę o sekundę za późno. Otworzyła szeroko oczy i obróciła głowę w stronę swego brata.- Och Dave, tak mi przykro, że to powiedziałam. Nie chciałam... Dave uśmiechnął się tylko. - W porządku. Mam tylko nadzieję, że jednak przyjmą mnie z powrotem, zanim dosłownie wrócę na nogi. - Chcesz znowu wrócić w trasę?- zapytał Eric.- Wiesz, jakie to może być wyczerpujące. Dave skinął głową. - Mam nadzieję, że gdy wrócicie w styczniu w trasę, to będę gotowy by przejąć większość swoich obowiązków. Cóż, tych które mogę wykonać z wózka. Nie sądzę, bym zaczął chodzić aż tak prędko i nie będę pomocny przy
montażu i rozbieraniu. Chociaż dam z siebie wszystko. - Nie spiesz się, synu - powiedział Bill.- Możesz zostać ze swoją matką i ze mną tak długo, jak to konieczne. Dave i Rebekah wymienili spojrzenia i uśmiechnęli się do swojej matki. - Lubię pracować - nalegał Dave.- Naprawdę za tym tęsknie. I za chłopakami. Za nimi też tęsknie. Jak u nich leci? - Wspaniale - powiedział Eric.- Ja i Reb zapisaliśmy ich wszystkich na ochotników podczas święta Dziękczynienia w schronisku dla bezdomnych. Nie mogę się doczekać, by im o tym powiedział. - Cudownie. Będę tam - powiedział Dave.- Nie mogę się doczekać, by ich znowu zobaczyć. I naprawdę nie mogę się doczekać, by wrócić w trasę. - Kiedy tylko będziesz w stanie - Eric powiedział z uśmiechem. Świetnie było widzieć, że Dave dobrze sobie radzi. - Ale... co ze mną?- zapytała Rebekah. - Reb, od samego początku wiedziałaś, że praca z zespołem będzie tylko tymczasowa - powiedział Dave. Schyliła głowę, wyglądając na całkowicie pokonaną. Eric nie chciał by odchodziła, ale gdy Dave będzie gotowy by wrócić do pracy, to będzie musiała. I wtedy będzie tutaj cały czas z Isaaciem, gdy Eric będzie w trasie. Cała sytuacja była do dupy. - Nie podoba mi się pomysł, byś była w trasie z tymi wszystkimi grzesznymi, brudnymi gwiazdami rocka, Rebeko - powiedziała pani B. Eric wkurzył się jeszcze bardziej. Poczuł nagłą chęć uderzenia kogoś. - Tak jak powtarzasz mi o tym każdego dnia przez telefon, matko powiedziała Rebekah.- Odpuść sobie. - To bezpieczne?- zapytał Isaac, spoglądając na Erica kątem oka.- Nie skrzywdziliby cię, prawda? Rebekah przewróciła oczami. - Chłopaki są wspaniali. Miałam nieco chwiejny start z Marcusem, ale teraz sprawy układają się wspaniale. - Marcus ci dokuczał?- spytał Dave. - Na początku - Rebekah przyznała.- Ale teraz jest wszystko dobrze. Doszliśmy do porozumienia. Przestał sabotować moją konsolę i nawet oddał mi notes, który mi dałeś. - Co? Skopię mu tyłek - powiedział Dave. Zaśmiał się.- Cóż, może najpierw poproszę Erica, by go znokautował, bym mógł przejechać po jego pieprzonym tyłku. - Davidzie Adamie, zważaj na słowa!- powiedziała pani B. - Przepraszam, mamo - Dave powiedział nieśmiało. - Wszyscy już skończyli?- zapytała pani B. Eric był tak gotowy do wyjścia, że nie było to nawet zabawne. Wstał i podniósł swój talerz. - Ja pozmywam.
- Nie bądź śmieszny. Goście nie zmywają - powiedziała pani B.Rebekah, pozmywaj. Rebekah wstała, słuchając swej matki i zbierając talerze. - Może jej pomożesz, Isaac?- pani B uśmiechnęła się czule. - Tak, proszę pani. Eric z bolącym sercem patrzył jak Isaac i Rebekah sprzątają ze stołu. Byli wobec siebie tacy swobodni, rozmawiając cicho i się śmiejąc. Nie miał wątpliwości, że życie po domowemu było dla nich chlebem powszednim. Jako para. - Mogę pomóc?- Eric chwycił Rebekę za dłóń, gdy chwyciła jego pusty kieliszek po winie. Przesunął palcem po bransoletce z motylkiem, którą jej dał. Uśmiechnęła się. - To moja i Isaaca rutyna. Skończymy w mgnieniu oka - pochyliła się nad jego uchem.- A potem wrócimy do domu. Wyglądasz jakbyś był gotów wyskoczyć z własnej skóry. Jakie to spostrzegawcze z jej strony. - Gdzie jest łazienka?- zapytał ją. - Jest damska toaleta obok kuchni. - Nie potrzebuję pudru8- powiedział. Roześmiała się i szturchnęła go w żebra. - Żartowniś - pocałowała niecierpliwie jego usta. Metaliczny brzęk sztućców przerwał ich kontakt. Isaac przykucnął, aby pozbierać srebro, które właśnie upuścił na podłogę. Eric wstał, by znaleźć toaletę, czymkolwiek to było. Okazało się, że była to w połowie łazienka, chociaż na drzwiach widniała zawieszka oznaczająca damską toaletę. Nie spieszył się ze swoimi potrzebami, potrzebując czasu, by się pozbierać. Był kłębkiem sprzecznych emocji, miał ściśnięty żołądek. Trzęsły mu się dłonie, do diabła. Wziął kilka głębokich oddechów w próbie uspokojenia nerwów. Było tego wszystkiego zbyt wiele, zbyt szybko. Czasami się cieszył, że nie miał swojej własnej rodziny. Jego interakcje z rodzinami zawsze pozostawiały go zdezorientowanego. Nawet rodzina Seda, która składała się z najbardziej niesamowitych osób jakie Eric kiedykolwiek spotkał, była zbyt wielkim ciężarem po kilku godzinach. Była także taka... zajęta. I bliska. Gdy wreszcie wyszedł z łazienki, pani B natychmiast go zaczepiła. - Myślisz, że co robisz?- syknęła. - Uch, wysikałem się - zagryzł wargę.- To znaczy, poszedłem za potrzebą. Kobieta wydała z siebie dźwięk irytacji. - Nie to miałam na myśli. Jesteś zdeterminowany, by mieć zły wpływ na moją córkę, prawda? 8 Gra słów. W ang domniemana toaleta zwie się 'powder room', co na pl wychodzi 'pudrowy pokój' :)
- Co?- naprawdę nie miał pojęcia o czym ona mówiła. - Spójrz tylko na nią. Ma niebieskie włosy, do diabła. Uśmiechnął się. - Miała niebieskie włosy zanim ją poznałem. - Nie mam jej niczego do zaoferowania. Podróżujesz po Boskim stworzeniu z bandą kiepskich muzyków. Jakie to jest życie dla młodej kobiety? - Wydaje się, że jej się podoba. - Potrzebuje stabilnego domu. Z silnym wsparciem. Powiedziała ci w ogóle, że miała raka?- powiedziała pani B, jakby to było skandaliczne. - Powiedziała mi. Mogę ją dobrze wesprzeć. Pani B wypuściła kolejne zirytowane westchnienie. - Wiesz, robi to wszystko, by się na mnie odegrać - powiedziała pani B.Zerwała z biednym Isaaciem tylko dlatego, że go lubię. - Uch... - zdecydował, że to nie było miejsce, by wyprostować tą kwestię. - Spójrz tylko na nich - powiedziała, machnąwszy ręką w stronę Rebeki i Isaaca, którzy stali ramię w ramię myjąc naczynia, rozmawiając ze sobą luźno.- Widziałeś kiedykolwiek bardziej idealną parę? Nie, właściwie to nie widział, ale Eric i Rebekah też razem byli wspaniali. Tylko jej matka tego nie rozumiała. - Wiem, że mnie pani nie lubi - powiedział Eric.- Ale kocham pani córkę. I nie ustąpię miejsca Isaacowi. Niech pani o tym zapomni. - Kochasz ją?- jej sceptyczne pytanie otarło się o już wrażliwe nerwy Erica. - Tak, kocham ją. Co? Sądzi pani, że skoro nie jestem taki jak Doktor Doskonały, to nie jestem w stanie jej kochać? - Gdybyś naprawdę ją kochał, to pozwoliłbyś jej odejść. Prawdopodobnie nie może być z tobą szczęśliwa. Spójrz tylko na siebie! Eric zmarszczył brwi. Był świadom jak wyglądał. Wiedział, że nie pasował do matczynego obrazka wymarzonego mężczyzny dla jej córki, ale nie był aż tak ohydny, by straszyć nim dzieci czy coś. - Co ma z tym wspólnego sposób w jaki wyglądam? Kobieta najwyraźniej myślała, jak najlepiej zmienić taktykę. - Isaac trwał przy niej, gdy była chora. A co ty dla niej zrobiłeś? - Może pani powinna ją o to zapytać?- minął ją i skierował się do kuchni. Eric musiał przyznać, że ta kobieta miała rację. Isaac zrobił o wiele więcej dla Rebeki niż on. Czy to była Erica wina, że nie spotkał jej wcześniej? Jeśli mógłby tam być - to by był - gdyby tylko poznał ją, gdy była chora. Isaac otarł pianę na nos Rebeki z rozkosznym uśmiechem na ustach. Roześmiała się i prysnęła go wodą, mocząc jego czystą, nieskazitelną koszulę. Naprawdę tworzyli słodką parę. Mdło słodką. Eric stanął za Rebeką i objął ją w pasie.
- Gotowa?- mruknął jej do ucha.- Potrzebne mi obciąganie. Wyraz twarzy Isaaca był bezcenny. - Świetnie obciąga, nieprawdaż?- Eric powiedział, by dobić Isaaca. Naprawdę chciał, by ten koleś wziął na niego zamach, aby mieć uzasadniony powód, by walnąć go w jego idealny nos. - Nie sądzę, by była to właściwa rzecz do powiedzenia przed damą powiedział Isaac, spoglądając na talerz, który szorował. - Nie jestem przed damą. Jestem za nią. Lubi od tyłu. Wiesz o tym, Isaac? A może to dla ciebie zbyt perwersyjne? Sądzę, że jesteś typem faceta, który jechał tylko na misjonarce, flaku. Eric był zbyt zajęty próbą wkurzenia Isaaca, by zauważył, że nie trafił w niego i zamiast tego wkurzył Rebekę. Ściągnęła z dłoni żółte, lateksowe rękawiczki i wrzuciła je do zlewu. - Miło było cię widzieć, Isaac - powiedziała i pocałowała go w policzek.Zadzwonię do ciebie. Chodźmy - ryknęła na Erica. Wyskoczyła z jego uścisku i wypadła z kuchni. - Jeśli ją skrzywdzisz, to pożałujesz - Isaac powiedział spokojnie i odłożył błyszczący talerz na suszarkę. To brzmiało jak groźba. Erica w połowie kusiło, by go sprowokować, ale Rebekah już szła do drzwi frontowych. - Dziękuję za kolację, mamo - powiedziała i cmoknęła ją w policzek.Cześć tato, Dave - zawołała do jadalni i otworzyła drzwi frontowe.Zobaczymy się w czwartek, jeśli nie wcześniej. - Miło było was poznać - powiedział Eric i wyszedł za nią.
***
Rebekah nie miała pojęcia, że można było być tak wkurzonym na kogoś, kogo się kochało. Nie mogła uwierzyć, że Eric powiedział te wszystkie rzeczy przed Isaaciem. Skierowała się do samochodu, nie troszcząc się, czy Eric za nią poszedł czy nie. Złapał ją w połowie drogi i próbował złapać ją za dłoń. Wyszarpnęła ją. - Nie dotykaj mnie. - Co się stało, kochanie? - Co się stało? Co się stało? Spojrzał na nią, szczerze zdezorientowany jej tyradą. - Dlaczego wspomniałeś o naszym życiu seksualnym przed Isaaciem? Eric wzruszył ramionami. - Nie wiem.
- Nie wiesz? Pokręcił głową. Warknęła z frustracji i ruszyła do samochodu. Otworzyła drzwi i weszła do środka, zanim zdołał jej pomóc. Chwilę później usiadł obok niej i zamknął drzwi, ale nie uruchomił samochodu. Po długiej chwili ciszy, odwróciła się by na niego spojrzeć. Patrzył na nią. - Jesteś na mnie zła?- zapytał. - Wow, Eric. Jak doszedłeś do tego genialnego wniosku? - Naprawdę nie wiem dlaczego to powiedziałem - powiedział cicho.- Po prostu... działał mi na nerwy. - Isaac?- jak Isaac mógł komuś działać na nerwy? Przecież był wspaniały. - Tak. Nie lubię go. Nie chcę, byś się wokół niego kręciła. Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. - Dlaczego nie? - Byliście kochankami! - No i? Nadal możemy być przyjaciółmi. Eric zadrwił: - Powiem ci coś o facetach. Gdy już cię przelecą, to już nigdy nie będą myśleć o tobie jak o koleżance. Mogą tak mówić, by udawać, ale nigdy nie spojrzą na ciebie bez myślenia, jak twoja cipka była cudowna wokół ich penisa. Pokręciła głową i przewróciła oczami. - To pewnie prawda dla kogoś takiego jak ty, ale Isaac jest inny. - Kogoś takiego jak ja? Chcesz powiedzieć, że twój wymuskany, idealny doktorek jest lepszy ode mnie? - Nie powiedziałam tego. - Ale to insynuowałaś. Wynoś się z mojego samochodu. Była zbyt oszołomiona, by się ruszyć. - Co?- szepnęła. - Kurwa, słyszałaś mnie. Wracaj do niego, jeżeli tak bardzo go pragniesz - pochylił się nad jej ciałem i otworzył drzwi.- Wynoś się! - Eric?- nigdy nie widziała, by zachowywał się w ten sposób. Nie miało to żadnego sensu. Już nawet nie była na niego zła. Tylko zdezorientowana.Nie chcę go w ten sposób. Dlaczego taki jesteś? Powiedział patrząc w ciemne szyby: - Bo już nie chcę z tobą być. Serce utknęło jej w gardle, aż myślała, że się udusi. Uruchomił samochód i odpalił doskonale dostrojony silnik. - Więc? Na co czekasz?- spytał, wciąż na nią nie patrząc. Pękło jej serce, a był tylko durnym dupkiem. Jeśli jej nie chciał, to świetnie. To nie tak, że nie wiedziała jak być samą. Wyszła z samochodu i trzasnęła drzwiami. Odjechał tak szybko, że Corvetta stała się tylko szmaragdowo zieloną mgiełką. Wiedziała, że nie powinna pomagać mu jej
naprawiać. Zabiłby się w tym cholerstwie. W tej chwili nie była pewna, czy ją to obchodziło.
Rozdział 23
Pierś Erica była tak napięta, że myślał, iż się udusi. Wcisnął pedał gazu i wziął zakręt piszcząc oponami. Nagle przed samochód wypadł z nikąd czarny pies. Zaciskając zęby, Eric wcisnął hamulce, próbując się zatrzymać na czas. Z walącym sercem spojrzał nad maskę, bojąc się tego, co by zobaczył. Dog przebiegł bez szwanku na chodnik z ogonem między nogami i uszami położonymi do tyłu, patrząc ostrożnie na samochód. Eric odetchnął z ulgą i ruszył do przodu z bardziej rozsądną prędkością w zabudowanym obszarze. Dlaczego był taki wkurzony? I taki zraniony? I dlaczego wykopał Rebekę ze swojego samochodu? Naprawdę z nią zerwał? Dziesięć minut temu powiedział jej matce, że nie ustąpi miejsca Isaacowi. A czyż tego właśnie nie zrobił? Ustąpił miejsca Isaacowi? - Kurwa - warknął. Musiał wrócić. Eric pokonał przecznicę i skierował się do domu. Rebekah wciąż przed nim stała, ale nie była sama. Isaac trzymał ją ostrożnie w swych ramionach, gładząc jedną ręką jej jedwabiste włosy. Isaac dostrzegł Erica i uśmiechnął sie. Odchylił głowę Rebeki do tyłu i pocałował ją głęboko. Środkowy palec, który Isaac wystawił w stronę Erica za plecami Rebeki było taką prowokacją, której Eric nie mógł już znieść. Eric wysiadł z samochodu i pokonał trawnik w mgnieniu oka.
Odszarpnął Rebekę od ust Isaaca. Ledwo co zobaczył jej zaskoczoną, zapłakaną twarz, zanim pięść Erica poszła w ruch. Połączyła się z nosem Isaaca, przewracając go płasko na tyłek. Satysfakcja Erica była krótkotrwała. Rebekah uklękła obok Isaaca, który chwycił się obiema rękami za nos, starając się odzyskać ostrość widzenia zamykając i otwierając oczy. - O mój Boże - krzyknęła Rebekah.- Nic ci nie jest, Isaac? - Wstawaj, ty pieprzony lalusiu - powiedział Eric.- Jeszcze nie skończyłem z wpierdolem. Isaac nie wstał, ale Rebekah poderwała się na nogi i odwróciła wściekle do Erica. - Co ty do cholery wyprawiasz? - Całował cię. - Więc to daje ci prawo, by go uderzyć? Uch, duh. - Cóż... tak. Przewróciła oczami i pokręciła głową. - Wynoś się stąd. - Ale wróciłem po ciebie. - Wynocha! - Zadzwoń po policję - powiedział Isaac, wstając na nogi i ocierając swój tyłek. Jego nos wciąż był idealny, chociaż teraz spuchnięty. Nawet nie krwawił.- Przecież widać, że jest niezrównoważony. - Kurwa, zaraz ci pokażę jak to jest być niezrównoważonym - powiedział Eric. Rebekah stanęła między nimi, zanim zdążył zadać kolejny cios. Zacisnęła oczy, jakby naprawdę spodziewała się, że ją uderzy. Po pełnej napięcia chwili, otworzyła oczy i wzięła głęboki oddech. - Poprosiłam cię, byś stąd odszedł, Eric. Nie jestem pewna kim teraz jesteś, ale przerażasz mnie. Przerażał ją? Eric natychmiast rozluźnił swoją postawę. - Rebekah?- nigdy by jej nie skrzywdził. Przenigdy. Musiała o tym wiedzieć. - Do widzenia, Eric. Lepiej byś najpierw ochłonął, zanim zrobisz coś, czego będziesz żałować - chwyciła Isaaca za rękaw i wciągnęła go do domu, zostawiając Erica samego na trawniku. Eric wstał tam, chwiejąc się między gniewem a cierpieniem. Zajęło mu kilka minut, zanim zauważył, że jego samochód zaczął się toczyć w dół ulicy.
*** Rebekah patrzyła, jak Eric goni swój samochód. Złapał go, wsiadł do
środka i odjechał. - Pojechał?- zapytał Isaac. Skinęła głową, a łzy które wstrzymywała, teraz swobodnie płynęły jej po policzkach. - Krzyżyk na drogę. - Dlaczego mnie pocałowałeś, Isaac? - Myślę, że to dość oczywiste, aniele - mruknął. Ujął jej twarz w obie dłonie i starł jej łzy kciukami.- Kocham cię. Była to ostatnia rzecz, jaką w tym momencie chciała usłyszeć. - Isaac. - Wyjdziesz za mnie? Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Poślubić go? Mówił poważnie?
Rozdział 24
Eric jechał na autopilocie niemal od godziny. Nawet nie wiedział gdzie był, aż znalazł podjazd Jace'a. Zaparkował pod portykiem i siedział tam, starając się zebrać rozproszone myśli. Może po prostu powinien wrócić do domu. Myśl, że byłby sam w tym wielkim, bajkowym domu była nie do zniesienia. Wysiadł z samochodu i zadzwonił dzwonkiem do drzwi. Aggie otworzyła w swoim stroju dominy. Gdyby nie był tak załamany, to pewnie już by stwardniał i zaczął dyszeć. Jednak chodziło o to, że już dyszał. Jego jedyną inną opcją wydawał się być płacz, a to nie mogło mieć miejsca. - Eric?- powiedziała Aggie.- Myślałam, że jesteś moim klientem. Już miałam cię uderzyć za to, że nie przyszedłeś do tylnych drzwi. Chyba był to żart, na który powinien odpowiedzieć, ale nic nie przychodziło mu do głowy. - Jest Jace? - Tak, wchodź - Aggie wprowadziła go do środka. Przyjrzała mu się w oświetlonym przedpokoju.- Kochanie, kiepsko wyglądasz. Coś się stało? - Pokłóciłem się. - Z Reb? Skinął głową.
Poklepała go po plecach. - Wszystko się ułoży. Eric nie był tego taki pewien, ale znowu przytaknął. Zadzwonił dzwonek. Gong brzmiał jak ścieżka dźwiękowa z dnia zagłady. - To do mnie - powiedziała Aggie.- Jace!- Aggie zawołała w wnętrze domu.- Eric przyszedł! Jace wyszedł z holu niosąc na jednym ramieniu Brownie, czarną kotkę z białym krawatem. Jego serdeczny uśmiech zniknął, gdy jego wzrok wylądował na twarzy Erica. - Stary, wyglądasz jak gówno. Coś się stało? - Nie wiem. Jace klepnął Aggie w tyłek, gdy go minęła. - Masz swój przycisk alarmowy, kochanie? Chwyciła go za policzek i obdarzyła go długim pocałunkiem. - Tak. Mówiłam ci, że ulegli nie są zagrożeniem. Nie wiem, dlaczego tak się o to martwisz. - Owszem, powiedziałaś. Uśmiechnęła się i uderzyła Jace'a w tyłek z głośnym trzaskiem. Napiął się, wyginając wargi w pierwotnym pragnieniu. - Zrób Ericowi jakiegoś drinka - powiedziała.- Wygląda tak, jakby przydał mu się jakiś. Jace podszedł do Erica i podał mu kota. Eric trzymał stworzenie w swych długich rękach i spojrzał w jego bursztynowe oczy. Machnęła na niego łapką i przyciągnął ją bliżej. Wbiła pazurki w jego koszulę i sama się do niego bliżej przysunęła. Przez chwilę Eric myślał, że kot go ugryzie, ale otarła się swym łebkiem o jego szczękę i zamruczała. - Browww wwwooownnn - miauknęła. Eric zaśmiał się i przytulił ją do swej piersi jak dziecko. Podążył za Jace'em w głąb domu, podczas gdy Brownie bawiła się niebieskim lokiem jego włosów, który leżał na jego obojczyku. Eric spodziewał się, że Jace wprowadzi go do salonu, który miał dobrze zaopatrzony bar, ale zamiast tego zaprowadził go do domowej siłowni. - Masz tu jakiś sekretny zapas alkoholu?- zapytał Eric. - Nie trzeba ci alkoholu. - Chyba jednak tak. - Musisz coś uderzyć. - Albo kogoś - chociaż już trafił pewną osobę, to nie rozwiązywało to jego problemów, tylko je pogorszyło. - Usiądź - powiedział Jace, wskazując na ławkę wzdłuż ściany. Podniósł zwój białej taśmy i i chwycił wolną dłoń Erica, by otoczyć tą taśmą jego kostki.- Mów. Eric puścił Brownie, która zapatrzyła się w swoje odbicie w lustrze, które sięgało od podłogi po sufit. Eric pozwolił Jace'owi zawiązać taśmę wokół
jego dłoni i nadgarstków, podczas gdy opowiadał mu, co się stało w rezydencji Blake'ów. - Myślisz, że wciąż jej na nim zależy?- zapytał Jace, gdy Eric zakończył swoją opowieść. - Na to wygląda. - Też bym go uderzył. - Naprawdę? Jace skinął głową. - Ale nie przed nią. - Za późno, by naprawić tą część. - Taa. Więc musisz to rozegrać na spokojnie. Wyładuj z siebie agresję, żebyś znowu czegoś nie zrobił - Jace podszedł do dużego worka treningowego, który był zawieszony pod sufitem.- Jak ten facet ma na imię. - Isaac. Jace użył taśmy, by ułożyć literę I na worku. - Zostawię was samych - powiedział Jace.- Będę w salonie. Przyjdź do mnie, gdy już skopiesz mu tyłek. Eric czuł się nieco głupio, gdy dowalił workowi treningowymi. Po pierwsze, worek nie był Isaaciem. Po drugie, nie oddawały ciosów. Podczas gdy Eric uwielbiał angażować się w dobre bijatyki, to nie podobało mu się wykonywanie ciosów bez oddania. Podczas kolejnych ciosów, które miały zamiar zetrzeć literkę, podczas gdy wyobrażał sobie idealną twarz Isaaca, zauważył, że ten koleś nawet nie oddał ciosu. Bicie Isaaca było jak walenie w worek treningowy i było jeszcze mniej satysfakcjonujące. Zlany potem Eric spojrzał na to, co pozostało z taśmy. - Kurwa - popchnął worek obiema dłońmi, sprawiając, że zakołysał się do przodu i w tył. Eric już dawno temu nauczył się dostawać przez walkę to czego chciał, ale w tym przypadku musiał zmienić taktykę. Zbicie Isaaca na miazgę mogłoby być zabawne, ale nie zwróciłoby mu to Rebeki, a tego właśnie chciał. Przeczesał palcami swe włosy, starając się wymyślić jak miał ją odzyskać. Wiedział, że biżuteria nie była odpowiedzią. Może Jace miałby pomysł. Eric odwinął dłonie z taśmy i zaczął wędrować po domu, idąc w stronę salonu. Jace skinął w stronę pustego fotela obok siebie. Na Erica już czekał shot tequili na stole. Usiadł na krawędzi fotela i wypił shota. - Lepiej się czujesz?- zapytał Jace. - Niekoniecznie. Doszedłem do wniosku, że nie mogę sprać Flaka, jeśli chcę odzyskać Rebekę. - Więc oficjalnie zerwaliście? - Nie wiem. Mam nadzieję, że nie. Była taka wkurzona. - Może powinieneś do niej zadzwonić. Porozmawiać z nią. Eric wyciągnął swój telefon i spojrzał na ekran, który przedstawiał jego i
Rebekę, którzy się całowali i uśmiechali. Miała na policzku smugę smaru. Zrobił to zdjęcie dzień wcześniej. By uchwycić moment, gdy wreszcie naprawili Corvette. Jak mógł tak szybko to między nimi spieprzyć? Eric zdecydował, że nie miał pojęcia co powiedzieć i zbyt się bał kolejnej kłótni, gdyby do niej zadzwonił w tej chwili. - Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł. Pewnie powiem coś, czego będę żałować. - W takim razie do niej napisz - powiedział Jace. Tak, napisze do niej. W wiadomości nie palnąłby niczego głupiego. Naprawdę przepraszam, kochanie. Zadzwonię jutro, kiedy sobie wszystko poukładam w głowie. Kocham cię. Wysłał wiadomość i rozsiadł się w fotelu, trzymając luźno telefon. W ciągu minuty telefon zapiszczał w powiadomieniu o nowej wiadomości. Zamarło mu serce, gdy ją przeczytał. Pieprz się, dupku. Już nie chcę cię więcej widzieć. Isaac poprosił mnie o rękę i się zgodziłam. - Co?- wybełkotał. Tylko raz się pokłócili, nie widzieli siebie przez dwie godziny i już zgodziła się wyjść za Isaaca?- Nie ma mowy. Wybrał jej numer. Ktoś odebrał, a następnie się rozłączył. - Rozłączyła się ze mną - Eric burknął. Znowu wybrał jej numer. - Halo?- mężczyzna odebrał jej telefon. - Kto mówi?- warknął Eric. - Narzeczony Rebeki, Isaac. - Gówno prawda. Daj ją do telefonu. - Słuchaj, frajerze - powiedział Isaac.- Ona nie chce z tobą rozmawiać. Więc nie dzwoń już do niej. - Daj ją do tego pieprzonego telefonu. - Zrozum aluzję. Ona już nie chce z tobą być - Isaac rozłączył się. - Sukinsyn. Eric znowu wybrał jej telefon. Tym razem zadzwonił, ale nikt nie odebrał. - Co się dzieje?- zapytał Jace. - Rebekah wychodzi za Isaaca.
Rozdział 25
Rebekah wyszła z łazienki susząc włosy ręcznikiem. Dzięki prysznicowi czuła się niemal jak człowiek, po godzinie płaczu. Znalazła Isaaca siedzącego na brzegu jej łóżka z jej telefonem w ręce. - Eric zadzwonił?- zapytała z nadzieją. Isaac pokręcił głową. - Nie. Zamarło jej serce i łzy, które wreszcie udało jej się stłumić, wypełniły jej oczy. - Musi być naprawdę wkurzony. Myślałam, że do tej pory ochłonie. Mam nadzieję, że nic mu się nie stało. Jeździ jak wariat. Usiadła na łóżku obok Isaaca i objął jej ramiona ręką. - Jestem pewien, że zadzwoni, aniołku. Daj mu do zrozumienia, że to źle postąpił. - Może powinnam do niego zadzwonić - gdy sięgnęła po swój telefon, Isaac schował go za swoimi plecami. - To on musi przeprosić, a nie ty. - Obydwoje musimy to zrobić. Tak właściwie, to ty też musisz przeprosić. Dlaczego mnie tak pocałowałeś? - Nie będę przepraszać za pocałowanie kobiety, którą kocham.
- Ale ja kocham Erica, Isaac. Dlaczego tego nie rozumiesz? Isaac odgarnął jej włosy tyłu i za jej ucho. - Spójrz mi w oczy i powiedz, że mnie nie kochasz. Spojrzała w jego łagodne, szary oczy, otworzyła usta, ale nie mogła tego powiedzieć. Kochała Isaaca, ale już jej nie pociągał. Z Ericiem miała jedno i drugie. Jej miłość do Erica w pełni rozkwitła. Jej miłość do Isaaca był silna, ale już nigdy nie będzie jej do niego ciągnęło. Nie był to rodzaj miłości jaki czuło się do mężczyzny, z którym zamierzało się spędzić resztę swojego życia. Prawda? Znowu chciało jej się płakać. Dlaczego Isaac wciąż ją tak dezorientował? - Wiesz, że było nam dobrze razem - powiedział. - Z Ericiem też do siebie pasujemy - nalegała.- Nigdy nie byłam szczęśliwsza. Każda chwila z nim jest ekscytująca i zabawna. - Ale jak długo to potrwa? Jest gwiazdą rocka. Nie jesteś głupia, Rebekah. To tylko kwestia czasu, gdy ulegnie pokusie i złamie ci serce. - On nigdy nie złamałby mi... - Ja nigdy bym tego nie zrobił. - Ale to zrobiłeś, Isaac. Byłam zdruzgotana. Zmarszczył brwi w dezorientacji. - To ty ze mną zerwałaś. - Ponieważ nie mogłeś już znieść uprawiania ze mną seksu. Brzydziłeś się mną. - Przeprosiłem cię już za to - przesunął dłoń wzdłuż jej pleców.- Twoje ciało potrzebowało więcej czasu na wyzdrowienie. Możemy spróbować jeszcze raz. - Nie, Isaac. Kocham Erica. Dlaczego tak trudno jest ci to zrozumieć. - Kocham cię za bardzo, by potrzeć jak odrzucasz swoje życie powiedział z naciskiem.- On nie jest dla ciebie dobry, Rebekah. - Jest dla mnie idealny, Isaac. Po prostu go nie znasz. - Nie sądzę, bym chciał go poznać. Jest beznadziejny. Z niskiej klasy. Jest gwałtowny. Martwię się o twoje bezpieczeństwo. Uderzył mnie bez powodu. Pokręciła głową. - Bez powodu? Pocałowałeś mnie, Isaac. Jestem jego dziewczyną. Nie podoba mi się to, że cię uderzył, ale rozumiem dlaczego tak zareagował. - Jak bezmyślny bandyta? - Nie mam zamiaru tu siedzieć i słuchać jak go obrażasz. Myślę, że nadeszła pora byś wyszedł. Isaac przytulił ją mocno, przypominając jej, jak zawsze bezpiecznie się przy nim czuła. - Nie chcę wychodzić. Zbytnio za tobą tęskniłem. Porozmawiajmy o czymś innym. Opowiedz mi o swojej nowej pracy. Rebekah naprawdę nie chciała siedzieć bezczynnie, podczas gdy czekała
na telefon od Erica. Ale też nie chciała być sam na sam z Isaaciem. Dezorientował ją. Nic nowego. - Dobra, w porządku - wstała z łóżka i skierowała się do drzwi.Chodźmy do Dave'a. Przyda mu się towarzystwo.
Rozdział 26
Eric zwabił chłopaków do swego domu obietnicami obiadu z ogromnym indykiem i footballem, więc nie byli zbyt zadowoleni, gdy dowiedzieli się, że tak naprawdę będą mieli pracować. - Naprawdę zapisałeś nas na prace w kuchni?- narzekał Trey. - Tak - powiedział Eric.- Będzie zabawnie. - Zabawnie?- powiedział Brian.- Co jest zabawnego w nakładaniu jedzenia na talerze bezdomnych ludzi? - Zobaczysz - obiecał Eric. - To wielki rozgłos - Sed powiedział swym głębokim głosem.- Jerry już szykuje dziennikarzy, którzy to rozniosą. - Aggie chce do nas dołączyć. Może?- zapytał Jace. - Tak, też zapisałem dziewczyny - powiedział Eric. - I Rebekę?- zapytał Trey. - Nie wiem, czy się pokaże czy nie - Eric miał skrytą nadzieję, że jednak tak.- To ona to pierwsza zasugerowała. Jej rodzina robi to każdego roku. Nieco mnie poniosło przy zapisach, więc zapisałem wszystkich. - Więc niby mamy zrezygnować z naszego Dziękczynnego obiadu i
footballu, bo próbujesz zaimponować jakieś dziewczynie?- powiedział Trey. - Nie próbuję zaimponować żadnej dziewczynie - powiedział Eric.Pomyślałem, że to wyjdzie nam na dobre - zachwycenie dziewczyny było tylko dodatkowym bonusem. I teraz go nienawidziła, więc to też nie miało zbyt wielkiego znaczenia. Dzwonił do niej tysiące razy i nie odebrała. Gdy przejeżdżał obok domu jej rodziców, to nigdy nie było tam jej samochodu. Co dwadzieścia sekund sprawdzał swoje wiadomości. Wyraźnie go unikała. Pewnie dlatego, że była zbyt zajęta planowaniem swego ślubu z Doktorkiem Idealnym. Kurwa! Boże, chciał ją zobaczyć. Nie spał przez cały tydzień. - Dave był podekscytowany, kiedy usłyszał, że tu wszyscy będziemy dodał Eric, starając się namówić chłopaków do współpracy.- Myślę, że chce nam pokazać, że już jest chętny i zdolny do powrotu do pracy. - Idziemy - powiedział Sed i był to koniec kłótni. Eric pojechał z Aggie, Jace'e i Treyem w nowiuteńkim Mustangu Aggie. Brian i Myrna pojechali z Sedem i Jessicą w Mercedesie Seda. Wspaniale było mieć znowu wszystkich razem. Wszyscy byli zajęci swoimi własnymi sprawami, gdy wrócili do domu na przerwę i nie widywał ich. W takich chwilach Eric tęsknił za starymi, dobrymi czasami, gdy wszyscy byli kawalerami, ale wtedy dostrzegł jak szczęśliwi byli jego kumple z zespołu ze swoimi partnerkami i doszedł do wniosku, że był tak szczęśliwy, kiedy miał Rebekę. Dom nie powinien być piekłem. Gdy dotarli do schroniska, to paparazzi zaczęli za nimi chodzić, zanim weszli do budynku. Sed - chwała mu - zatrzymał się, by porozmawiać z reporterem o nowej tradycji „Sinnersów” na Dziękczynienie, podczas gdy cała reszta weszła do kuchni, gdzie dano im ostre narzędzia. Podczas gdy większość ochotników była zbyt onieśmielona by nimi rządzić, to Myrna nie miała takich problemów. Nakierowała Jace'a i Aggie na obieranie ziemniaków, Jessicę do wkładania lodu do kubków a Treya na polewanie bitą śmietaną ciastek. Całe stado kobiet obserwowało go przez cały czas, pewnie dlatego,że na jego palcach znalazło się całe mnóstwo śmietany, którą zlizał w stylu Treya. Brian głównie krążył za Myrną, próbując ją namówić, by się uspokoiła podczas swojej ciąży i nalegał, by nie podnosiła niczego, co ważyło więcej niż dwie uncje. Eric rozejrzał się za czymś, czym mógłby się zająć. - Możesz mi pomóc z cynamonowymi bułeczkami - odezwał się za nim znajomy głos. Serce Erica już mocno waliło, zanim się odwrócił. Rebekah posłała mu nieśmiały uśmiech i spuściła wzrok. Pofarbowała swoje włosy na mysio brązowy kolor i miała na sobie prostą, białą bluzkę i czarne spodnie, które uwydatniały delikatny zarys jej bioder. Jego oczy automatycznie przesunęły się na jej szyję. Zamiast naszyjnika z szafirowym motylkiem który jej dał, miała założony drobny srebrny łańcuszek. Nie miała żadnych ozdób na
nadgarstku. Odebrał jej brak biżuterii jako oczywiste odrzucenie. Nienawidziła go. I wyglądała tak bezdennie normalnie i statecznie. Co się stało z żywą, ekscentryczną dziewczyną, która zdobyła jego serce? To wszystko było tylko udawaniem? Czy tylko udawała dziewczynę z sąsiedztwa? - Nie umiem robić cynamonowych bułeczek - przyznał. - Ale nikt nie potrząsa przyprawami tak jak ty - spojrzała na swoją matkę, która patrzyła na nią z surową dezaprobatą. - Mam bardzo utalentowany nadgarstek - powiedział Eric, energicznie symulując walenie konia. Rebekah roześmiała się, a jej oczy rozbłysły zachwytem. Pani B odchrząknęła i uśmiech Rebeki zniknął. - Chcesz pomóc?- zapytała środek piersi Erica. - Oczywiście. Eric poszedł za Rebeką do dużego miksera. Isaac, który ugniatał cholernie ogromną kulę ciasta, uśmiechnął się ciepło do Rebeki. - Jest już prawie gotowe, aniołku. Eric zamknął oczy i wziął kilka głębokich wdechów. Wkurzało go samo oddychanie tego faceta. - Co ty tutaj robisz?- Isaac zapytał Erica. - Pomagam małemu nieszczęściu - powiedział Eric, zmuszając się, by spojrzeć z niezadowoleniem na Erica. - Którym byłabym ja - powiedziała Rebekah.- Potrzebuję pomocy w rozsypywaniu cynamonu. - Zamierzałem ci w tym pomóc - powiedział Isaac. Wrzucił górę ciasta na srebrny blat, który był pokryty mąką. - Sądze, że mój tata potrzebuje pomocy z krojeniem indyków. Isaac zauważył Ojca Blake'a, który kroił jednego z dziesiątek indyków. - Na to wygląda - gdy Isaac odwrócił się by odejść, to Eric niemal zawiwatował. Nigdy nie był szczęśliwszy, że tak nieudolnie posługuje się nożem. W jego najbliższej przyszłości nie będzie żadnego krojenia indyków. Rebekah podała Ericowi srebrną solniczkę z cynamonem. - Dam ci znać, kiedy będziesz miał zacząć posypywać - powiedziała. Prawdę mówiąc, to sam już się trząsł. Tak bardzo chciał ją wziąć w ramiona, że zacisnął na solniczce obie dłonie, by kontrolować ten impuls. Przyglądał się, jak rozpłaszcza ciasto dużym drewnianym wałkiem. - Co u ciebie?- zapytała, koncentrując się na swoim zadaniu. Pewnie unikała patrzenia na niego. - Dobrze. A ty? - Dobrze. Rozwałkowała ciasto w duży prostokąt. Zapadła między nimi niezręczna cisza. Sięgnęła po tubkę z miękkim masłem i rozprowadziła je dłońmi po całym cieście. Wyobrażał sobie, jak wciera masło w swe piersi, aż obie były śliskimi, razem ściśniętymi globusami, w które wsuwał swego kutasa...
- Eric? Pytanie Rebeki wyciągnęło go z rozkosznej fantazji. Fantazji, która mniej niż tydzień temu mogła być rzeczywistością. - Tak? - Możesz już posypywać cynamonem i cukrem. - Dobrze - powiedział bez tchu. Stanął obok niej. Sama pracowała nad ciastem, wciąż rozprowadzając grubą warstwę rozpuszczonego, śliskiego masła, podczas gdy on posypywał je mieszaniną cukru i cynamonu. Wkrótce znowu zatracił się w fantazji. Rebekah wcierała masło w swe piersi, jej stwardniałe sutki sterczały do góry, prosząc się o polizanie. Zamiast posypywać słodkim pudrem ciasto, to pocierał swego penisa i wytrysnął na jej piersi. Skupił uwagę na jej piersiach. Pierwsze oznaki jej podniecenia dały o sobie znać, gdy dwa małe guziczki stwardniały pod jej koszulą. Jego własne podniecenie znalazło miejsce w wybrzuszeniu w jego spodniach. Obydwoje przestali pracować i patrzyli na swoje twarde dowody. - O czym myślisz?- szepnęła. - O patrzeniu, jak rozsmarowujesz na swych piersiach masło, aż będą śliskie, a ja doszedłbym na twoich piersiach - odpowiedział szeptem. - Chciałabym twój orgazm w ustach - szepnęła. Eric jęknął. Drażnienie go w taki sposób nie było miłe. Czyż czasem nie miała wyjść za Isaaca? Otworzył usta, by ją o to zapytać, gdy pani B pojawiła się po przeciwnej stronie Rebeki. - Skończyliście już?- powiedziała pani B.- Musimy wsadzić je do piekarnika. Pani B pomogła Rebece z masłem. Erekcja Erica przepadła w nicość. Już nie cieszył się fantazją o śliskich piersiach. - Ja to zrobię, mamo - powiedziała Rebekah, szybciej rozprowadzając masło. Eric potrząsnął energicznie swym pojemniczkiem, by pokryć ciasto z masłem. - Idź po blachy - pani B poleciła Rebece. Rebekah zerknęła na Erica, a następnie poszła po blachy do pieczenia, trzymając swe brudne ręce w powietrzu. - Nie myśl sobie, że nie wiem, co robisz - pani B powiedziała do Erica, gdy tylko Rebekah zniknęła zasięgu słuchu.- Próbujesz zakłócić jej związek z Isaaciem. To nie zadziała. Wyjdzie za tego młodego człowieka, a ty tego nie zepsujesz. Wow, ta kobieta naprawdę go nienawidziła. Nie był to pierwszy raz, gdy ktoś nienawidził Erica, ale zwykle nie przeszkadzało mu to tak bardzo. - Dlaczego tak się pani na mnie rzuca? Brwi pani B niemal zniknęły w jej włosach. - Twoja matka nigdy nie nauczyła cię manier?
- Tak właściwie, to nie, porzuciła mnie, gdy miałem cztery lata. - Już rozumiem dlaczego - pani B prychnęła. Eric zacisnął szczękę w surową linię i upuścił pojemniczek na ladę. Odszedł tak, jakby gnał go wiatr. Nie myślał często o swej matce, która go porzuciła. I z całą pewnością nie zadręczał się swoją sytuacją, ani nie przeszkadzało mu to, ale... to zabolało. Ze ściśniętym żołądkiem, obolałym sercem i piekącymi oczyma, Eric odwrócił się i odszedł, zanim nazwał matkę Rebeki pieprzoną suką. - Co mu powiedziałaś?- usłyszał, jak Rebeka pyta swoją matkę, gdy wróciła z blachami do pieczenia. - Nic - pani B odpowiedziała słodkim głosem.- Isaac - zawołała.Mógłbyś pomóc Rebece pociąć ciasto? Nigdy nie była w tym dobra. - Pewnie, pani B - Isaac odpowiedział szybko. Aggie chwyciła Erica wokół talii, gdy przechodził obok. - Nam też przyda się pomoc - powiedziała. Wcisnęła Erica między siebie i Jace'a. Kontynuowali obieranie ziemniaków. Eric stał tam i przełykał powietrze. - Wszystko w porządku?- zapytał Jace. - Było, dopóki nie pojawiła się Pani Suka. Jace zachichotał. - Sprawia, że facet w ogóle nie zatęskni za swoją mamuśką. - Myślę, że jest jeszcze gorsza od mojej matki - powiedziała Aggie.- A to już coś znaczy. - Świetnie się dogaduje z Isaaciem. Po prostu to mnie nienawidzi. Aggie szturchnęła nogę Erica swym biodrem. - Nie zna cię, laleczko. Gdyby tylko cię poznała... - To znienawidziłaby mnie jeszcze bardziej. Może powinienem zmienić fryzurę i założyć coś ładniejszego i bardziej uważać na to co mówię i... - Nie zaczynaj, stary - powiedział Jace. - Kogo obchodzi co myśli o tobie pani Blake?- powiedziała Aggie.Rebekah cię kocha. Nie ma znaczenia to co myśli jej matka. Cała trójka odwróciła się, by spojrzeć na panią B, która z ożywieniem rozmawiała z Isaaciem, który kroił ciasto na paski, podczas gdy Rebekah zwijała je i kładła na tacę. Rebekah zerknęła na Erica i posłała mu nieszczęśliwy uśmiech, zanim znowu skupiła się nad zwijaniem ciasta. - To widać, że Rebekah wolałaby być tu z tobą - powiedziała Aggie. - Tak? Więc co niby ją powstrzymuje? Aggie pchnęła garnkiem obranych ziemniaków w pierś Erica. - Opłucz je w tamtym zlewie i przynieś je z powrotem, byśmy mogli je pokroić. Eric zrobił to, co mu kazała. Podczas gdy mył ziemniaki, Rebekah pojawiła się u jego boku. - Mogę umyć ręce?- spytała. Podniosła swoje tłuste palce.- Jestem cała
w maśle. Eric odsunął się. - Śmiało. - Moja matka powiedziała ci coś?- zapytała, gdy szorowała mydłem swe dłonie. - Nie. Westchnęła ciężko. - Kłamca. Uniosła dłonie i zniknęła, zanim znalazł język w gębie. Zaczął żałować, że w ogóle tu przyszedł. Ten ból serca nie był warty oglądania Rebeki z daleka. Eric starał się jak mógł, by unikać Rebeki podczas ich zadań w kuchni. Kiedy nadeszła pora na wydawanie jedzenia, zajął miejsce przy serwowaniu pure z ziemniaków. Rebekah stała po jego prawej stronie z sosem, a Isaac po jego prawej z nadzieniem. Piekło. Na. Ziemi. Co gorsza, Trey znajdował się na końcu kolejki. Jako że był towarzyskim stworzeniem, wciąż zwalniał kolejkę, gdy rozmawiał i droczył się z każdą osobą, która chciała deser. I każdy chciał deser, skoro podawał go Trey Mills. - Mogę dostać dodatkowe nadzienie?- mężczyzna bez nóg na swym wózku inwalidzkim zapytał Isaaca, gdy czekali, aż kolejka znowu zacznie się ruszać. - Oczywiście. Tylko nie mów o tym mojemu szefowi - powiedział Isaac i nałożył więcej nadzienia na talerz mężczyzny. - Możesz też dostać dodatkowe ziemniaki, jeśli chcesz - powiedział Eric. - Chętnie też wezmę ziemniaki. Dzięki. Eric dołożył ziemniaki na jego talerz. - Farsz jest doskonały - powiedział Isaac i dodał więcej na talerz mężczyzny. - Ale nie tak bardzo, jak ziemniaki - nalegał Eric i dodał ziemniaki go góry na talerzu niepełnosprawnego. Mężczyźnie wyraźnie ulżyło, gdy kolejka wreszcie się ruszyła i udało mu się zdobyć nieco sosu do góry ziemniaków i farszu. Isaac za każdym razem nakładał więcej farszu na kolejne talerze. Nie chcąc być gorszym od tego idioty, Eric zaczął dokładać więcej ziemniaków. - Co próbujesz udowodnić, gwiazdko rocka?- Isaac warknął kącikiem ust. - Nic, doktorku. Rebekah pokręciła głową. - Wyluzujecie wreszcie? Niebawem skończy nam się jedzenie. Wiem że oboje jesteście hojni, ale... - Jestem o wiele bardziej hojny, niż on - powiedział Isaac. - Chyba nie!- dodał Eric. Ekipa reporterów wkradła się do środka, kręcąc ze zbliżenia jednego z
członka zespołów, który obsługiwał kilku ludzi, jakich by nigdy nie spotkali normalnego dnia. Pomimo stałej obecności Isaaca u swego boku, Eric zaczął sobie przypominać, dlaczego w ogóle się tu znalazł. Nie chciał zaimponować Rebece. Nie chodziło o to, by przekonać do siebie panią B. Nie chodziło o dobry wizerunek. Ani o to, by spędzić czas ze swoimi przyjaciółmi. Tylko po to, by wnieść małą różnicę do życia nieznajomych ludzi. Zamiast ściągać się w rajdzie farszu i ziemniaków, skupił się na rozmawianiu z ludźmi, podczas gdy czekali, aż Trey przestanie wstrzymywać kolejkę na końcu. Gdy matka z dwoma córeczkami przesunęła się w kolejce do jego stanowiska, to Ericowi roztropniało serce. Obydwie dziewczynki spojrzały na niego szeroko otwartymi oczyma, nie wiedząc co zrobić z wysokim, chudym mężczyzną z szaloną fryzurą. - Jakim cudem masz tam niebieskie włosy?- zapytała jedna z dziewczynek. Eric oszacował, że miała jakieś siedem lat. - Chciałem, by były dopasowane do twoich oczu. - Moje oczy są brązowe. Pochylił się nad ladą, by lepiej się przyjrzeć. - Chyba masz rację. W takim razie powinienem zmienić swój kolor na brązowy? Pokręciła głową. - Lubię niebieski. Nigdy wcześniej nie widziałam niebieskich oczu. - Chyba nie często bywasz w West Hollywood, prawda? Rebekah prychnęła. Jej młodsza siostra wpatrzyła się w niego, acz najwidoczniej zbyt się wstydziła lub bała, aby zainicjować rozmowę. - Ty też lubisz niebieski?- zapytał Eric. Skinęła głową. - Nadeszła właśnie pora, bym znowu zmienił kolor. Jak sądzisz, jaki tym razem powinienem wybrać? - Fioletowy!- powiedziała starsza dziewczyna. Młodsza znowu przytaknęła. - Fioletowy?- Eric udawał, że jest zakłopotany.- A to nie dziewczęcy kolor? - Nie, różowy jest dziewczęcy - upierała się dziewczynka.- Chłopcy mogą wybrać fioletowy. - W porządku, więc fioletowy. Ufam ci, że nie poleciałaś mi źle i nie będę miał dziewczęcego koloru. Młodsza dziewczynka się roześmiała. - Różowy. Różowy. Powinieneś mieć różowe włosy! - Teraz już wiem, że chcesz, bym wyglądał głupio. - Już samemu ci się to udało - mruknął Isaac. Eric nie dał się podpuścić. Matka spojrzała zjadliwie na Isaaca, a następnie uśmiechnęła się do
Erica. - Dziękuję - powiedziała cicho i pomogła dziewczynkom przepchnąć ich tace w dalszą część kolejki. Eric dostrzegł, jak Rebekah uśmiechnęła się smutno, gdy polała sos dwóm dziewczynkom. Położył delikatnie dłoń na środku jej pleców i oparła się o jego ramię. Gdy spojrzała w górę, zacisnęło mu się gardło i mógł myśleć tylko o tym, jak bardzo chciał ją pocałował. - Yo, Eric - Sed zawołał z początku kolejki.- Zbierz resztę chłopaków i chodź na wywiad. Eric wiedział, że Sed sam by odwalił świetną robotę z wywiadem, ale i tak wydawał swoje polecenia. Coś w Sedzie sprawiało, że Eric zawsze chciał wykonywać jego polecenia. - Przyprowadź ze sobą Dave'a. I Rebekę też - zwłaszcza, gdy Sed kazał mu zrobić takie rzeczy. Eric zebrał członków swego zespołu i Dave'a. Poszli usiąść przy jednym z piknikowych stołów. Trey usiadł na stole, opierając stopy o ławkę, podczas gdy reszta usiadła w rzędzie. Dave podjechał na koniec ławki, gdzie siedział Sed. Tylko Rebeki brakowało. Eric ruszył z powrotem, by ją przyprowadzić. - Sed chce, byśmy wszyscy byli obecni podczas wywiadu. - Dlaczego ja? Eric wzruszył ramionami. - Nie wiem. Powiedział, że też masz wziąć udział. Podała chochlę z sosem wolontariuszowi i wytarła dłonie w swe czarne spodnie. Eric zauważył odciski dłoni z mąki na jej tyłku i zastanawiał się, czy należały do Isaaca. Żałował, że nie mógł stwierdzić, czy należały do niego. - Dokąd idziesz?- zapytał Isaac. - Zaraz wrócę - zapewniła go i skierowała się w kierunku grupy. Eric ruszył za nią, aby nie chwycić jej za dłoń. Z pewnością chciał ją trzymać, ale to z pewnością ściągnęłoby panią B. - Dobra, wszyscy już są. Możesz zacząć - Sed powiedział do reporterki. Dziennikarka odezwał się do swego mikrofonu: - Minęło nieco czasu, odkąd daliście znać o stanie zespołu. To oczywiste, że dłonie Treya mają się lepiej - Trey pokręcił palcami, aby to zademonstrować.- Ale jak ma się twój głos, Sedric? - Doskonale - powiedział. Co nie do końca było prawdą. Jego laryngolog użerał się z nim o krzyczenie podczas koncertów. Coraz lepiej sobie radził z ściszaniem głosu i pozwoleniu dźwiękowcom zwiększyć go drogą elektroniczną. Rebekah wykonała dla niego wiele poprawek. Eric zerknął na nią. Wyglądała na nieco zszokowaną, że siedziała wśród nich podczas wywiadu. - Wielu fanów było niezadowolonych, gdy nowy singiel miał mniej twojego popisowego krzyczenia, a więcej śpiewu. Śpiew był decyzją czy koniecznością? Było po części tym i tym, ale Sed postanowił to ubarwić.
- Cóż, jako zespół chcieliśmy, by nowy album pokazał nasz rozwój jako muzycy - powiedział Sed.- Gdy zaczynaliśmy, to krzyczałem, ponieważ to wychodziło mi najlepiej. Gdy mój głos podczas śpiewu ewoluował, to chciałem więcej śpiewać, ale okazało się, że fani oczekują wrzeszczenia. - Wypróbowaliśmy wiele szans na tym albumie - powiedział Brian.Mamy nadzieję, że nasi fani będą nam wierni, gdy rozciągniemy naszą kreatywność do granic możliwości. - Więc szykujecie więcej niespodzianek dla fanów?- zapytała reporterka. - Można tak powiedzieć - odezwał się Eric. - Jesteś głównym kompozytorem, prawda?- reporterka zapytała Erica. - Bardziej aranżerem - powiedział Eric.- Brian pisze muzykę gitarową. Sed pisze więcej tekstów. Ja wybieram kawałki tej pracy i składam je razem w piosenki. Potem dodaję kawałki perkusji, a na tym albumie pracował nad linią basu. - W takim razie co robił Trey? - Wyglądam pięknie przed kamerą - powiedział Trey. Wszyscy się roześmiali. - W ogóle nie komponujesz?- nacisnęła reporterka. - Brian pisze muzykę gitarową - powtórzył Trey.- Nie ma mowy, bym kiedykolwiek skomponował takie niesamowite rzeczy co on. Po prostu dosiadam się do tej przejażdżki. - Trey napisał teksty do kilku piosenek - wtrącił się Sed. - Napisałem „Goodbye Is Not Forever”, naszą jedyną balladę powiedział Trey.- I napisałem jedną z naszych nowych piosenek. - „Sever”? - Nie, tą napisał Sed. Jeszcze nie skończyliśmy jej nagrywać. Moja piosenka pewnie nie wyląduje na albumie, więc nie chcę o niej zbyt wiele mówić. - Będzie na albumie - powiedział Sed. Ścisnął przedramię Treya i nawiązała się między nimi jakaś więź. Eric doszedł do wniosku, że miało to coś wspólnego z uzależnieniem Treya od środków przeciwbólowych i zaangażowaniu Seda w zerwanie z jego nałogiem. - Jak została nazwana?- zapytała reporterka. Eric widział, że spijała każde słowo z ust Treya. - „Fall.”9 - Jak pora roku? Trey pokręcił głową i spojrzał na swoje dłonie, które zacisnął na swych dżinsach. Sed poklepał go po plecach. - To wspaniała piosenka - powiedział Sed. Trey uśmiechnął się lekko, ale nie podniósł głowy. Dziennikarka 9 Fall w języku angielskim to jesień i upadek :) tytuł piosenki napisanej przez Treya to to drugie :D
zauważyła, że powinna zmienić temat. - Dodaliście też do miksu kilka nowych instrumentów. Sed, zagrasz w nowym albumie na skrzypcach? - Głównie używałem skrzypiec, by uzupełnić swoje krzyki, gdy miałem chore gardło, ale tak, w kilku piosenkach specjalnie używam skrzypiec - Sed zachichotał. - Nie mogę się doczekać, by je usłyszeć. Fortepianowy kawałek brzmi niesamowicie w „Sever.” Napisałeś go, Jace? Jace zaczerwienił się i pokręcił głową. - Oryginalnie to była jedna z gitarowych solówek Briana. Eric zmodyfikował ją do muzyki fortepianowej. Eric zauważył, że Rebekah na niego patrzy z czymś, co zdawało się być pochlebstwem. Nie był pewien skąd tak nagle pojawiła się taka jej reakcja. - Więc kiedy możemy spodziewać się nowego albumu na sklepowych półkach? - Tej wiosny. Wciąż mamy kilka uzupełniających koncertów w styczniu, a później uderzymy w studio by ciężko pracować w lutym. Po tym zrobimy małą przerwę i latem ruszymy w trasę, by promować nasz nowy album. - Brzmi na napięty grafik. Sed zachichotał. - Zawsze jest napięty. - I wszyscy się z tego cieszymy - reporterka odwróciła się do Dave'a.Jesteś operatorem konsoli dźwiękowej, który został ranny podczas wypadku w Kanadzie, prawda? - Tak. David Blake. Od kilku lat pracuję z Sinnersami. - Wciąż jesteś częścią załogi? - Nie, ja... - Tak - wtrącił się Sed.- Właśnie dlatego cię tu zwołałem. Chcemy, byś wrócił z nami w trasę w styczniu, jeżeli chcesz. Dave uśmiechnął się. - Tak, pewnie. Sinnersi to najwspanialsze grono muzyków z jakimi kiedykolwiek pracowałem. Są... po prostu wspaniali - wyraźnie było widać łzy w oczach Dave'a.- Dali mi nadzieję. Również zrezygnowali ze swego święta Dziękczynienia, by być tutaj i pomóc w schronisku. - Myrna powiedziała, że jutro dla nas ugotuje - powiedział Brian.- To nic wielkiego. Dave pokręcił głową. - Przyjdziecie dzisiejszego wieczoru na kolację do naszego domu. Mama jest wspaniałą kucharką i zawsze gotuje dla piętnastu osób. - Nie chcemy się narzucać - powiedział Sed. Jego żołądek warknął w proteście i zakrył go jedną dłonią. - Nie narzucacie się. Chcę, byście przyszli. Jestem pewien, że rodzice się ucieszą, jeśli się przyłączycie, prawda Reb?
Rebekah znieruchomiała. Patrzyła na swe dłonie, które zaciskała na kolanach. - Co? - Zaprosiłem chłopaków na Dziękczynną kolację. - Powinieneś zapytać o to mamę - powiedziała Rebekah. - O co zapytać mamę?- powiedziała pani B. - Zespół wpadnie na dzisiejszą kolację - powiedział Dave. Pani B opadła szczęka. - Proszę, mamo. Pozwolili mi zachować pracę. Mimo tego, że utknąłem na wózku. Pani B uśmiechnęła się łagodnie i wygładziła włosy Dave'a jedną ręką. - Oczywiście, że przyjdą. Przynajmniej tyle możemy zrobić, aby odpłacić się im za uśmiech na twojej twarzy, David. Uśmiech Dave'a poszerzył się. - Wspaniale! Później spotkamy się na kolacji - powiedział im.- Około ósmej. - Myślę, że lepiej byłoby wrócić teraz do domu i wstawić indyka do piekarnika - powiedziała pani B. Co oznaczało, że Rebekah miałaby zniknąć z jej czujnych oczu i mogliby wreszcie porozmawiać w cztery oczy. Zdecydowanie była rozdarta przez fakt, że Dave miałby ją zastąpić przy konsoli. Nawet jeżeli potwierdziłaby jego obawy, że ich związek był skończony, to było to lepsze od ignorowania i zastanawiania się, czy kiedykolwiek udałoby im się to poukładać. Rebekah spojrzała w oczy Erica. Wyglądała tak, jakby też chciała porozmawiać. Nawet jeżeli nie odpowiedziała na jego telefony, to wciąż nie zrezygnował z nadziei. Może mógłby ją namówić, by go posłuchała i dałaby mu drugą szansę. - Rebekah, zawołał Isaaca i twojego ojca. Spotkamy się przy samochodzie - powiedziała pani B.- Będę potrzebowała mnóstwa pomocy. - My moglibyśmy pomóc - zaproponował Eric. - Nie bądź śmieszny - powiedziała pani B. Chwyciła za tył wózka Dave'a i skierowała go w stronę wyjścia. - Masz jeszcze jakieś pytania?- Sed zapytał reporterkę. - Tysiące - przyznała dziennikarka. Eric przyglądał się, jak Rebekah i Isaac wychodzą z kuchni. Próbował się skupić na reszcie wywiadu, ale było to trudne, gdy jego myśli podążyły za kobietą którą kochał.
Rozdział 27
Trey obserwował grę między Ericiem i Rebeką, Rebeką a Isaaciem, Ericiem i Isaaciem, a jego gniew wzrastał z każdą chwilą. Dużo było trzeba, by go wkurzyć, ale teraz był wściekły. Rebekah była kompletną idiotką. Jak mogła wybrać homoseksualnego mężczyznę, a nie Erica? A jak Eric mógł jej na to pozwolić? Doskonale pasowała do Erica. Byli tacy szczęśliwi. A potem pojawił się Isaac, który całkowicie zaprzeczał, udając, że kochał Rebekę, by ukryć to, kim naprawdę był. Pieprzeni idioci. Cała trójka. Gdy Isaac wstał od stołu by pójść do łazienki, Trey poszedł za nim chwilę później. Może źle było wtykać nos w nie swoje sprawy, ale nie każdego dnia Eric znajdował dziewczynę na tyle szaloną i głupią, by się w nim zakochała. A kochała go. Inaczej nie wyglądałaby na taką przybitą za każdym razem, gdy na niego spoglądała. Co się zdarzało całkiem często, odkąd zasiedli przy stole, by zjeść kolację u Blake'ów. Eric zdawał się wierzyć, że myślał o szczęści Rebeki, dając jej czas i przestrzeń jakiej potrzebowała. Co za dureń. Gdyby naprawdę myślał o jej szczęściu, to kazałby Isaacowi spieprzać. Trey czekał na zewnątrz drzwi od łazienki. Przysłuchiwał się dźwiękom
odkręconej wody, gdy Isaac mył dłonie. Gdy drzwi otworzyły się, Trey zablokował przejście. Isaac zatrzymał się. Trey był od niego wyższy o cal, ale jedno intensywne spojrzenie w stronę tego faceta i już wiedział, że był uległa stroną. Właśnie tam, gdzie chciał go Trey. A Trey chciał go. Chciał mu pokazać, że zaakceptowanie tego kim był przyniesie mu o wiele więcej zadowolenia, niż udawanie kogoś, kim się nie było. Trey dobrze wiedział, że ujawnianie się tych dobrych chłopczyków było bardzo trudne. Że myśleli, iż było o złe. Trey zamierzał mu pokazać, że było inaczej. - P-przepraszam - powiedział Isaac, spoglądając w dół. - Muszę z tobą porozmawiać - powiedział Trey. Isaac wyprostował się i uniósł swe szare spojrzenie. Naprawdę był olśniewający. Ładny, ale nie zniewieściały. Silny, ale nie za bardzo. Wiśniowy. Tak, bardzo wiśniowy. Dokładnie w typie Treya. - O czym? - Na osobności. Isaac cofnął się o krok. Trey zrobił dwa kroki do przodu. Gdy przekroczyli próg, to Trey zamknął za sobą drzwi i zakluczył je. - Co ty ro... Trey ruszył do przodu, aż Isaac wpadł na ścianę. - Nie wierze w przemoc - powiedział Isaac, drżąc. Trey roześmiał się. Myślał, że był tu, by skopać mu tyłek? Raczej nie. - Ja też nie. Jak to się mówi, jestem kochankiem, nie wojownikiem. Isaac zerknął na niego i opuścił wzrok na pierś Treya. - W takim razie czego ode mnie chcesz? Trey położył obie dłonie na ścianie po obu stronach ciała Isaaca, aby wesprzeć swą dominującą rolę. Trey działal w obie strony, ale nic tak go nie podniecało, jak zdezorientowana dziewica. Drżenie Isaaca zintensywniało. - Naprawdę nie wiesz?- Trey zrobił kolejny krok do przodu. Długości ich ciała dzieliły tylko cale. Nos Treya musnął szczękę Isaaca, gdy szepnął.- Chcę, byś się przyznał do tego kim jesteś, to wszystko. - Czuję przez ciebie bardzo niezręcznie - powiedział Isaac. - Niezręcznie czy podekscytowanie? Isaac przycisnął dłoń do piersi Treya. Być może w zamiarze odepchnięcia Treya, ale zamiast tego zacisnął dłoń na jego koszulce. - Tak myślałem - mruknął Trey.- Zgaduję, że nigdy w swym życiu nie byłeś tak podniecony, a nawet jeszcze cię nie dotknąłem - Trey dmuchnął gorącym powietrzem na szyję Isaaca i ten zadrżał.- Jeszcze. Druga dłoń Isaaca przesunęła się na talię Treya, a zaraz potem na jego plecy. Powstrzymał się przed przyciśnięciem swego ciała do Treya, ale chciał tego. Trey wiedział, że chciał. - To złe - Isaac powiedział bez tchu.
Trey potarł otwartymi ustami o szczękę Isaaca. - Chociaż tak nie czujesz, prawda? Jest dobrze. Nic nigdy nie było takie właściwe - Isaac wydał dźwięk udręki w dole gardła. - Chcesz, bym cię pocałował?- mruknął Trey. Isaac oczywiście chciał, ale Trey zamierzał zmusić go, do przyznania się. - Nie - Isaac wydyszał.- Rebekah... - Nie może ci dać tego, czego chcesz, Isaac. - Ona i ja możemy... - Isaac zrobił krok do przodu, przyciskając się do ciała Treya. Trey poczuł na swym biodrze podniecenie Isaaca. Jego kutas był twardy jak kamień.- Możemy zaadoptować dzieci. - Nie mówię o tym. Nie może cię pieprzyć w taki sposób, jakbyś chciał być pieprzony - Trey pochylił się bliżej - opierając się przedramieniem o ścianę. Musnął nosem szczękę Isaaca i powiedział.- W sposób jaki ja mogę cię pieprzyć. Isaac z trudem przełknął ślinę. - Ja nie... Trey przesunął dłoń na tyłek Isaaca i przesunął go lekko, tak że ich penisy były do siebie przyciśnięte. - Gdybyś tego nie chciał, to nie byłbyś taki twardy. Gdybym trzymał heteroseksualnego mężczyznę w ten sposób, to byłby wystraszony, nie podniecony. Chcesz tego, Isaac. Możesz mi się przyznać. Nie będę osądzać. Też tego chcę - Trey odchylił się nieco do tyłu, by spojrzeć w szarość oszołomionych oczu Isaaca.- Powiedz, że mnie pragniesz - Trey odsunął swą wolną dłoń od ściany i wsunął ją w miękkie, lekko lokowane włosy Isaaca. Isaac naprawdę miał twarzyczkę anioła. Jeżeli wkrótce się do tego nie przyzna, to Trey i tak go pocałuje.- Powiedz to, Isaac. - Ja... - zacisnął mocno oczy. Trey przesunął dłoń na tyłek Isaaca, tak że jego palce wcisnęły się w miejsce, w którym Trey chciał go zerżnąć, chociaż nie miał zamiaru posuwać się tak daleko. Przynajmniej nie dzisiaj. Potarł tam Isaaca, a ten całkowicie zwiotczał przy ciele Treya. Był całkowicie uległy w jego ramionach. Może jednak Trey posunąłby się tak daleko. Przeleciałby Isaaca w łazience domu rodziców Rebeki. Może tak odegrałby się na pani B? Zerżnąłby jej zięcia, którego tak uwielbiała, w dupę jako jedna z tych brudnych gwiazdek rocka w jej własnym domu, podczas gdy ona jadła Dziękczynną kolację. Sama myśl wypełniła serce Treya podnieceniem. Cholera, nawet jeśli ona nigdy by się nie dowiedziała, to on będzie wiedzieć. Trey uśmiechnął się szelmowsko. - Dobrze ci?- Trey szepnął, wciąż pocierając dziurkę Isaaca przez jego spodnie. - Mmmmm. - Mogę sprawić, że będziesz czuł się jeszcze lepiej. - Proszę. - O co prosisz?
- Proszę... p-pieprz mnie. Tam. Kto mógłby odmówić takiej prośbie? Nie Trey. - Jeśli tego chcesz. - Tak - przytaknął energicznie.- Zawsze tego chciałem. Zawsze. - Jak się czujesz, gdy już się do tego przyznałeś? Isaac zaczerpnął drżący oddech. - Jestem przerażony. Trey to rozumiał. - Wszystko jest dobrze. Mogę ci dać to, czego chcesz. Czego potrzebujesz. Już nie będziesz musiał się bać, gdy będziesz ze mną - Trey zacisnął dłoń na włosach Isaaca, by unieruchomić jego głowę, by móc go pocałować. W chwili w której wargi Treya dotknęły ust Isaaca, Isaac wepchnął język do ust Treya i przycisnął go bliżej z zaskakującą siłą. Wciąż całując Treya z głębokim entuzjazmem, Isaac odwrócił się i przycisnął Treya do ściany. Odsunął się, rozdzielając ich ciała na tyle, by rozpiąć pasek Treya i swój rozporek. Łagodny facet zniknął w jednej chwili, odwracając się o 180 stopni. Może był bardziej dominujący, niż Trey najpierw oczekiwał. Nie przeszkadzało mu to. Trey lubił dostawać to tak samo bardzo, jak to dawał. Dłonie Isaaca drżały, gdy po raz pierwszy dotknął fiuta Treya. Oddychał z drżącym podnieceniem, gdy chwycił go w swoją dłoń i delikatnie potarł długość. - Wybacz mi, Boże - szepnął.- Gdyż zamierzam zgrzeszyć. Opadł na kolana i Trey nie był pewny, czy zamierzał się modlić - co zupełnie by go wystraszyło - albo to co Trey wydyszał, gdy Isaac naprowadził jego penisa do swych ust i wciągnął go głęboko. Trey oparł się ciężko o chłodną ścianę za sobą i pogłaskał Isaaca po włosach. Patrzył, jak Isaac powstrzymuje odruchy wymiotne za każdym razem, gdy jego penis uderzał go w tył gardła. Technika Isaaca była nieco nieśmiała, ale ten facet nie miał pojęcia, jak Trey uwielbiał mężczyzn na kolanach, którzy mu obciągali. Połączenie uczucia i widzenia jak jego penis znika w ustach Isaaca, sprawiała, że brzuch Treya zadrżał. Dłoń Isaaca wsunęła się na ciężkie jądra między nogami Treya. Gdy zdał sobie sprawę z intencji Isacca, Trey rozluźnił się i pozwolił palcowi Isaaca wsunąć się w jego tyłek. Przelotnie zastanowił się, ile razy Isaac fantazjował o zrobieniu czegoś takiego z innym mężczyzną. Jak na dziewicę, był bardzo chętny do odkrywania nowości. Kiedy wsunął drugi palec w tyłek Treya, to ogarnęła go mimowolna potrzeba pchnięcia i zakołysał się do przodu, wpychając swego penisa głębiej w gardło Isaaca. Isaacowi jakoś udało się possać mocniej. Dzięki Bogu. Trey przechylił głowę, by oprzeć się o ścianę. Zamknął oczy i pozwolił
sobie ponieść się uczuciu. Ssanie Isaaca zintensywniało, jego palce zagięły się i nacisnęły na prostacie Treya, Skąd wiedział... och tak, ten facet był przecież lekarzem. - Jest niesamowicie - Trey szepnął.- Możesz potrzeć mocniej. Kiedy to zrobił, to Trey jęknął. Trey zassał oddech przez zęby, gdy jego penis wyskoczył z ssących usteczek Isaaca. Cholera, uwielbiał siłę w ustach tego mężczyzny. - Zrobiłem to źle?- zapytał Isaac. Niepewność w tych drżących słowach przyprawiła Treya o uśmiech, - Nie, kochanie. Byłeś idealny. Sekundy dzielą mnie od orgazmu, a chcę ci dać to, czego teraz chcesz. Palce Isaaca wysunęły się z jego tyłka i Trey pociągnął go na nogi. Odwrócił Isaaca twarzą do ściany stanął za nim. Żałował, że nie mają więcej czasu, aby poznać swoje ciała, ale wiedział, że musieli się pospieszyć. Ktoś prędzej czy później ruszyłby na ich poszukiwania, a Isaac potrzebował czasu, by przyzwyczaić się do tego co właśnie odkryć, by ujawnić się przed innymi. Jedną rzeczą było zaakceptow3anie to, kim się było, a sytuacja przedstawiała się całkiem inaczej, gdy chodziło o akceptację osób, na których ci zależało. Trey rozpiął spodnie Isaaca i zsunął je na jego kolana. Chwycił Isaaca za biodra, przesuwając dłońmi po obu stromach pobudzonego penisa Isaaca i jego jądrach. Trey chwycił je delikatnie, wokół, od góry, z boku, aż Isaac zapiszczał z podniecenia. Trey przerwał, by założyć gumkę, a następnie wrócił do delikatnego pieszczenia, które doprowadziłoby każdego do szaleństwa z potrzeby. - Pieprz mnie, Trey. Nie mogę już znieść tego czekania. Problem polegał na tym, że Trey nie miał żadnego lubrykantu i z całą pewnością nie chciał zrobić Isaacowi krzywdy podczas jego pierwszego razu. Może było coś w apteczce, co mogliby użyć. - Poczekaj chwilę - powiedział Trey. Otworzył apteczkę i znalazł tam tubkę z żelem K-Y. Strzał w dziesiątkę. Pan i pani B wciąż lubili się zabawić. Nigdy nie można było oceniać czyjegoś życia seksualnego po wyglądzie osoby. - Szybko - powiedział Isaac, opierając dłonie na ścianie i wypinając swój piękny, dziewiczy tyłek, prosząc się o penetrację. Trey nasmarował lubrykantem swojego penisa i oczekującą dziurkę Isaaca. Isaac jęknął z podniecenia i wyprostował się, gdy Trey po raz pierwszy wcisnął palce w jego jedwabną głębiej. Trey wycofał całkowicie palce i dodał więcej lubrykantu. Potem znowu wsunął je głęboko, zakręcił je w środku Isaaca, by przygotować go jego pierwszej, głębokiej penetracji. - Och - Isaac zanucił.- Och tak. Weź mnie. Trey był zbyt podniecony, aby go odpowiednio rozluźnić. Musiał posiąść ciasny, chętny tyłeczek Isaaca. Natychmiast. Trey chwycił swego kutasa w jedną dłoń i ostrożnie naprowadził główkę w ciało Isaaca. Ostatnim strzępem
silnej woli powstrzymał się, by nie pchnąć go przodu i nie zagłębić się po same jaja. Trey wsunął się nieco głębiej i całkowicie wycofał, zanim znowu w niego wszedł. Tylko o cal dalej. I kolejny. Cofnął się. Znowu. Tym razem nieco głębiej. - Achhhh - Isaac wydyszał. - Wszystko w porządku?- szepnął Trey. - Nie. - Nie?- Trey zaczął się wysuwać, ale Isaac pchnął na niego. - Głębiej. Chcę cię głębiej. Pieprz mnie naprawdę! Nie drocz się. Da się zrobić. Trey zaczął się w niego powoli wbijać. Z każdym pchnięciem wsuwał się o pół cala głębiej, aż Isaac brał go całego przy każdym pchnięciu. Gdy Isaac zanucił w podnieceniu i spotkał jego pchnięcia, Trey sięgnął wokół jego ciała i chwycił kutasa Isaaca w swe dłonie, pocierając jego długość przy każdym uderzeniu. Isaac starał się powstrzymać swoje okrzyki radości, ale całkowicie odpłynął i kołysał się do tyłu, by spotkać każde, coraz mocniejsze pchnięcie Treya. W tym samym czasie sam wbijał się w dłonie Treya. Trey uśmiechnął się, bardziej zadowolony z dania kochankowi przyjemności, niż brania jej. Wiedział, że dawanie zawsze zwracało się dwudziestokrotnie, a ciało Isaaca było czystym błogosławieństwem. Rozkosz Treya zaczęła narastać i szybko pchnęła go do orgazmu. Szybciej pogładził fiuta Isaaca, uderzając lekko palcami o jego koronę, by przyspieszyć jego orgazm. Isaac zagryzł swą dłoń, gdy krzyknął, zaciskając lekko tyłeczek na Treyu, gdy doszedł. Jego gorąca sperma wypełniła dłoń Treya i przeciekła przez jego palce. Trey doszedł w następnej chwili, wciąż energicznie wypełniając Isaaca, gdy spazmy rozkoszy chwyciły za nasadę jego penisa. Zadrżał w następstwie chwilowego szczęścia, całując delikatnie kark Isaaca, gdy jego oddech wrócił do normy. Wysunął się z niechętnym westchnieniem. Trey odwrócił Isaaca twarzą do siebie, znając wszystkie emocje jakie wypełniały faceta, gdy po raz pierwszy zdał sobie sprawę, że podobało mu się bycie posuwanym w dupę. Bycie zdominowanym przez innego mężczyznę. Nie było nic lepszego. Było to upokarzającego i przytłaczające. Trey zlizał spermę Isaaca ze swej dłoni w znaku zachwytu. Isaac przyglądał mu się szklistymi oczami, wciąż nierówno oddychając. - Było doskonale, Isaac - powiedział. Isaac zaczerwienił się. - Podobało ci się? To pieprzenie spełniło twoje oczekiwania? Skinął głową. - Było jeszcze lepiej, niż sobie wyobrażałem. Trey uśmiechnął się. - Dobrze. A teraz się wytrzyj. Isaac sięgnął po papier toaletowy. Trey ściągnął prezerwatywę i umył się w zlewie.
- Musisz powiedzieć Rebece prawdę - Trey nacisnął, gdy zapiął swe spodnie i pasek. Isaac zawahał się. - Właśnie dlatego mnie uwiodłeś? Trey wziął go w ramiona. - Uwiodłem cię, bo cię pragnąłem - może to nie był jego powód, gdy wszedł do łazienki, ale teraz był prawdziwy. Trey pocałował go, muskając językiem górną wargę Isaaca.- Jesteś seksowny, Isaac. Nieodparty. - Naprawdę?- spojrzał na niego nieśmiało. - Tak. I przeleciałbym cię jeszcze raz, gdybym miał czas. Dam ci swój numer. Moglibyśmy znowu się spotkać. Może następnym razem pozwolę ci przelecieć siebie. Isaac uśmiechnął się. - Chyba mi się to podoba. - A potem ja znowu bzyknę ciebie. Tym razem mocniej, aż będziesz głośno wrzeszczał, gdy dojdziesz. - Wiem, że mi się to spodoba. - Nawet założę swój kolczyk w języku. Isaac westchnął i wyciągnął telefon z kieszeni. - Proszę. Wpisz swój numer. Zadzwonię co ciebie. Jutro. Trey chwycił jego telefon i wpisał swój numer, podczas gdy Isaac umył się i poprawił swe ubranie. - Tak, jasne. Mam plany na jutrzejszy lunch, ale będę wolny w porze kolacji. - Przyjdź do mnie. Ugotuję dla ciebie. - Gotujesz?- zapytał Trey. Isaac skinął energicznie. - Co ci przygotować? - Wiśnie... - uśmiechnął się szelmowsko.- Ale zjem wszystko - Trey pocałował delikatnie Isaaca i wsunął telefon w jego dłoń.- Powiedz Rebece prawdę. Obiecaj mi. Isaac skinął lekko głową i po tym Trey wyszedł z łazienki z ogromnym uśmiechem na twarzy i lekkością w chodzie. Cholernie uwielbiał rozdziewiczać prawiczków.
Rozdział 28
Eric spojrzał dziwnie na Treya, gdy ten wrócił do stołu. Trey przywdział największy, samozadowolony w siebie uśmiech. Oczywiście coś zrobił. Jak nie patrzeć, to był Trey. Zawsze coś planował. - Gdzie byłeś?- Sed zapytał Treya. - Zrobiłem miejsce na później - powiedział Trey, uśmiechając się jeszcze szerzej. Poklepał się po brzuchu obiema rękami. Isaac usiadł, krzywiąc się lekko, gdy rozsiadł się tyłkiem na krześle. Zerknął na Rebekę i zaczerwienił się po korzonki swoich starannie ułożonych loków. Z wyjątkiem tego, że jego fryzura nie była już nieskazitelna. Wyglądała tak, jakby ktoś przeczesał ją palcami. Eric znowu spojrzał na Treya. Który wciąż się uśmiechał. I z powrotem na Isaaca. Który się czerwienił. Niemożliwe. Tych dwoje nie mogłoby... Eric potrząsnął głową, by uporządkować swe myśli. Doktorek Idealny i Trey Mills? Po prostu nie było to możliwe. Zniknęli na jakieś dwadzieścia minut. I dziwnie wrócili w tym samym czasie. Eric pochwycił spojrzenie Treya, który mrugnął do Erica. Eric rzucił znaczące spojrzenie w stronę Isaaca i Trey wzruszył ramionami, jakby nie wiedział o co mu chodziło, ale jego uśmiech nie zniknął. Rebekah chwyciła Isaaca za dłoń.
- Wszystko w porządku? Co tak długo robiłeś? Już zaczęłam się martwić. - Och, nic - powiedział, unikając jej wzroku.- Już czuję się lepiej. - Jesteś chory? Isaac zerknął na Treya i znowu się zaczerwienił. - Prawdopodobnie. - Chcesz pojechać do domu?- zapytała Rebekah.- Mogę cię podwieźć. Pokręcił głową. - Nie. Byłoby to niegrzeczne. Twoja matka bardzo ciężko pracowała nad tym cudownym posiłkiem, a twoich koledzy chcą spędzić z tobą nieco czasu. - Nie przejmuj się tym - powiedziała pani B.- Jeżeli naprawdę źle się czujesz, to powinieneś się położyć, kochanie. Eric zastanawiał się, czy kiedykolwiek do niego zwróciłaby się per „kochanie”. Raczej nie. Nawet wtedy, gdyby wciąż byli z Rebeką razem. Nie żeby Rebekah kiedykolwiek rzuciła Doktorka Idealnego dla niego. Eric zerknął na nią z sercem w gardle i i ruszył swoje pure. - Jesteś fantastyczną kucharką, pani B - powiedział Brian.- Nawet lepszą, niż moja żona. Zaskarbił tym sobie rozzłoszczone spojrzenie Myrny, ale przytulił ją i pocałował w skroń, dzięki czemu mu wybaczyła. - Lepiej zjedz więcej niż to, Myr. Teraz jesz za dwoje - Brian swym widelcem nadział kawałek szynki ze swego talerza i przesunął go na jej talerz. Potem potarł dłonią jej płaski brzuch. Uśmiechnęła się do niego, a miłość między nimi była wręcz namacalna. - Tak właściwie, to jem za jedną osobę i za przyszłego boga rocka, który jest mniejszy niż czubek twego palca. - Jest aż tak mały? Eric zaśmiał się ze zdumionej miny Briana. - Tak - powiedziała.- Na razie. Brian czule dotknął twarzy Myrny i Eric odwrócił wzrok, by nie patrzeć na ich wylewność. - Może wolisz indyka - powiedział Brian.- Sed, podaj tu indyka. Sed jadł więcej niż za dwoje, podczas gdy Jessica dłubała w swym jedzeniu i rozmawiała z panem B o czymś związanym z polityką czy prawem. Sed chrząknął z niezadowoleniem i podał talerz z indykiem w stronę Briana. Brian wybrał duży kawałek indyka i nałożył go na talerz Myrny. Myrna zachichotała. - Jesteś zdeterminowany, żeby mnie utuczyć, prawda? - Chcę byś była szczęśliwa i zdrowa. Dotknęła palcami szczeki Briana i pocałowała czule swego męża. - Misja zakończona. Eric zwrócił uwagę na Rebekę. Patrzyła na swój talerz ze smutną miną. Wiedział, że myślała o tym, że już nigdy nie będzie mogła mieć dzieci. Czy
czasami Doktorek Idealny nie powinien jej teraz pocieszać? Co za dupek. Eric wyprostował nogę pod stołem i dotknął stopą jej podbicia. Spojrzała na niego i uśmiechnął się do niej. Odwzajemniła uśmiech, posłała Isaacowi tęskne spojrzenie i znowu utkwiła wzrok w swym talerzu. Eric chciał porozmawiać z nią na osobności. Przytulić ją. Nie obchodziło go, jeśli nie czuła do niego tego samego. Po prostu nie mógł znieść, gdy była taka ponura. Tęsknił za jej uśmiechem. Zrobiłby wszystko, by znowu go zobaczyć. Nawet zrobiłby głupie miny w jej stronę. Zachichotała, gdy zrobił kilka śmiesznych min w zamyśle rozśmieszenia jej. Nie obchodziło go, gdy pani B tysiąc razy przewróciła oczami. Po kolacji, przenieśli się do salonu, by zagrać w szarady. Była to ulubiona gra Erica. Usiadł obok Rebeki na kanapie. Doktor Uratowałem-Świat usiadł po jej przeciwnej stronie. Jej ciepło. Jej zapach. Jej obecność rozpraszała Erica. Naprawdę miał nadzieję, że była szczęśliwa z doktorkiem, ponieważ Eric był naprawdę nieszczęśliwy. - Chcesz się przejść?- zapytała Rebekah. Przez chwilę myślał, że pyta Isaaca. Zerknął na nią i uśmiechnęła się z nadzieją. Pytała jego. Serce Erica podskoczyło mu do gardła. - Tak. Zerwała się na równe nogi i skierowała do drzwi frontowych. Eric niemal za nią biegł. - Rebekah, dokąd idziesz?- pani B zawołała za Rebeką z dezaprobatą. - Zaraz wrócę. Eric wziął Rebekę za dłoń, gdy szli po pustej ulicy. Było nieco chłodno, ale wątpił, by Rebekah chciała, by objął ją ramieniem i przyciągnął do swego ciepłego boku. - Nie wiem od czego zacząć - powiedziała. On wiedział. - Naprawdę wychodzisz za Isaaca?- wypalił. Zatrzymała się momentalnie. - Skąd przyszło ci to do głowy? Moja matka ci to powiedziała? - Nie, ty to zrobiłaś. - Nieprawda. Poprosił mnie o rękę, ale mu odmówiłam. Powiedziałam mu, że jesteś moim chłopakiem. Że cię kocham. A ty... w ogóle nie zadzwoniłeś po naszej kłótni. Myślałam, że coś dla ciebie znaczę, Eric - oparła pięści na biodrach, patrząc na niego ze złością w świetle pobliskiej latarni. - Jesteś dla mnie wszystkim. I dzwoniłem do ciebie, Rebekah. Dzwoniłem do ciebie tysiąc razy, nawet po tym gdy napisałaś mi, bym się odpieprzył i że wychodzisz za Isaaca. - Co? Kłamiesz - krzyknęła.- Nigdy tego nie napisałam. - Owszem, napisałaś. A potem Isaac odebrał twój telefon i powiedział mi, że nie chcesz ze mną rozmawiać i że już nie mam do ciebie dzwonić.
Zawahała się. - Isaac odebrał mój telefon? Kiedy? - Kilka godzin po tym, gdy zobaczyłem jak go całujesz. - Nie pocałowałam go! To on pocałował mnie. - Cóż, nie powstrzymałaś go! - Nie miałam szansy. Uderzyłeś go, zanim zdążył zareagować. Teraz Eric się zawahał. - Nie chciałaś go pocałować? - Nie. Kocham ciebie, ty pieprzony idioto. Dlaczego miałabym chcieć pocałować innego mężczyznę? Eric zaczął ciężej oddychać, gdy poczuł mieszaninę złości, dezorientacji i radości. Kochała go. Pewnie, że nazwała go pieprzonym idiotą, ale kochała go. Niemal jej wierzył, ale ból powstały w przeciągły kilku ostatnich dni sprawił, że się zawahał. - Jeżeli tak bardzo mnie kochasz, to dlaczego odrzuciłaś moje połączenia? - Nigdy bym się z tobą nie rozłączyła. Nigdy. Chciałam, byś do mnie zadzwonił, abyśmy mogli wszystko naprawić. - Więc dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś? - Isaac powiedział, że nie chcesz ze mną rozmawiać. Eric zacisnął pięści. - Co za mała łasica. - Naprawdę zadzwoniłeś do mnie po naszej kłótni? - Tak. Tak jak powiedziałem, zadzwoniłem do ciebie tysiąc razy. - Chyba bym zauważyła, gdybyś zadzwonił tysiąc razy, Eric. Nigdy do mnie nie zadzwoniłeś. Ani razu. Nawet spałam ze swoją komórką, by nie przegapić telefonu od ciebie. - Może coś jest nie tak z twoim telefonem. Dzwoniłem do ciebie, Rebekah. Naprawdę. - Z moim telefonem nic się nie stało. Używałam go dzisiaj kilka razy wyciągnęła komórkę z kieszeni i przejrzała nieodebrane połączenia.- Nie ma niczego od ciebie - powiedziała.- Kilka połączeń z nieznanego numeru, ale żadnego od ciebie. - To dziwne. Spróbuję teraz. Wyciągnął swój telefon i wybrał jej numer. Ekran zaświecił się, ale nie było żadnego dźwięku. Na jej ekranie pojawił się nieznany rozmówca. - Odbierz - powiedział. Odebrała. - Halo. - Co za pieprzony kretyn - Eric warknął w swój telefon. - Co? - Nie rozumiesz, co zrobił? - Kto?
- Isaac - kto inny? - Co? - Wyciszył mój dzwonek i zmienił nazwę na nieznaną. Zaprogramował to w twoim telefonie. Otworzyła szeroko oczy. - Co? Dlaczego by to zrobił? - By się mnie pozbyć. - Nie wierzę, by zrobił coś takiego! - Lepiej uwierz. Mierzyli się wzrokiem przez długą chwilę. - Kocham cię, Rebekah. - Ja ciebie też kocham, Eric. Stali naprzeciwko siebie, rozmawiając przez telefony. - Pa. Rozłączył się i przejrzał wiadomości na swym telefonie. - Wysłałaś mi to? Przeczytała zapisaną wiadomość na jego ekranie: Pieprz się, dupku. Już nie chcę cię więcej widzieć. Pokręciła głową, a jej oczy wypełniły się łzami. - To okropne. Nie wiesz, że nigdy bym czegoś takiego ci nie napisała? Tak bardzo cię kocham. Ostatnie pięć dni były samym piekłem. Eric wziął ją w ramiona i przyciągnął do długości swego ciała. - Nie wierzę, jaki z niego przebiegły dupek. Chcę mu skręcić ten jego pieprzony kark. Rebekah pokręciła głową. - Porozmawiam z nim. Jest moim najlepszym przyjacielem. Musiał mieć dobry powód, by coś takiego zrobić. - Tak, jest egoistycznym dupkiem, który chce ciebie tylko dla siebie. Oto jego powód. Pokręciła głową. - Nie chcę już rozmawiać o Isaacu. Pocałuj mnie. - szepnęła.- Proszę, Eric. Pocałuj mnie i nie przestawaj. Eric przyciągnął ją do siebie i pochwycił jej wargi w palącym pocałunku. Przylgnęła do niego. Poczuł smak jej łez, gdy otarła o niego rozpaczliwie o niego ustami. - Już nigdy się nie kłóćmy - szepnęła w jego usta. - Zgoda. - A jeśli się już pokłócimy, to od razu porozmawiamy twarzą w twarz. Żadnych rozmów telefonicznych. - Zgoda. - Kocham cię - powiedziała. - Zgoda. Zaśmiała się, a on się uśmiechnął. Odgarnął włosy z jej twarzy i całował
łzy z jej policzków. - Dlaczego nie masz na sobie biżuterii, którą ci dałem?- zapytał. Była to kolejna rzecz, która przeszywała jego duszę za każdym razem, gdy na nią patrzył. - Zdjęłam ją przed tym, gdy pojechaliśmy do schroniska. Pomyślałam, że byłoby głupio nosić coś tak drogiego przed ludźmi,którzy niczego nie mają. A potem byłam zbyt zajęta robieniem kolacji, gdy wróciliśmy do domu, że zapomniałam ją założyć. - To wszystko?- spytał. Skinęła głową. Pocałował ją głęboko. - Myślałem, że z nami koniec. Pokręciła głową, przerywając ich pocałunek tylko na chwilę. - Wróćmy do ciebie - powiedziała. - A co z twoimi gośćmi? - Jesteś jedynym gościem, na którym mi zależy. - Nie powinniśmy się skonfrontować z Isaaciem? - Porozmawiam z nim później. Teraz nie chcę o nim nawet myśleć, a tym bardziej na niego patrzeć. Pewnie walnęłabym go prosto w nos. - Podoba mi się to - Eric uniósł ją w swych ramionach i wrócił do całowania jej, gdy niósł ją do swego samochodu.- Zaczną nas szukać, jeśli nie powiemy im, że wychodzimy. - Zadzwonię do nich, gdy będziesz prowadzić - powiedziała Rebekah. Otworzył drzwi samochodu Rebeki i posadził ją na miejscu pasażera. - Mam nadzieję, że masz kluczyki. Otworzyła lusterko i zestaw kluczy spadł jej na kolana. - Jedź jak wariant. Chcę cię dorwać w łóżku tak szybko jak to możliwe. Nie miał problemu z spełnieniem jej prośby. Podczas gdy on manewrował na ulicach, to Rebekah zadzwoniła do swojej matki. Eric nie chciał, aby jej kłótnia go martwiła, ale i tak to się stało. - Nie dzwonię po to, by o tym dyskutować, matko. Dzwonię po to, by poinformować cię, że wyjechałam z Ericiem i nie chcę, byś się martwiła. Eric usłyszał strzępy tyrady jej matki. - Wychowałam cię lepiej... zachowujesz się jak mała zdzira... nie wierzę, że właśnie zostawiłaś tu Isaaca samego... będziesz miała szczęście, jeśli jeszcze się do ciebie odezwie... - To on będzie miał szczęście, jeśli nie utnę mu jaj zardzewiałym nożem. Eric zachichotał. W świetle latarni dostrzegł błysk białego uśmiechu Rebeki. - Jutro wpadnę, by odebrać swoje rzeczy. Pożegnaj ode mnie resztę. - I ode mnie!- Eric powiedział entuzjastycznie. Mógł przysiąc, że usłyszał, jak pani B wyemitowała długą linię przekleństw zanim Rebekah zakończyła rozmowę.
- Jesteś pewna, że tego chcesz?- zapytał, sięgając w górę, by położyć dłoń na jej karku.- Nie mam zbyt wielkiego doświadczenia z matkami, ale myślę, że to ważne, by były szczęśliwe. - Chciałabym, żeby to ona pomyślała o moim szczęściu. Myślę, że wierzy, że robi to co dla mnie najlepsze, ale Isaac nigdy mnie nie uszczęśliwiał. Nie w taki sposób jak ty. Dobrze się mną zaopiekował i przez to czuję się zobowiązana, by być dla niego miła... - Nie bądź. Rebekah zaśmiała się. - Jest strasznym dupkiem, prawda? Ciekawi mnie dlaczego. - Tak jak powiedziałem, chce cię dla siebie. - Cóż, nie będzie mnie miał - ścisnęła Erica za kolano.- Jestem twoja. Serce Erica zatrzepotało jak ptak w klatce. - Reb? - Tak? - Skoro już jesteśmy ze sobą szczerzy... - Tak? - Dlaczego zmieniłaś kolor włosów? Westchnęła głośno. - To tylko szamponetka. Tata poprosił mnie, bym wyglądała normalnie na naszym świątecznym zdjęciu. Nie mogłam odmówić tatusiowi. Eric odetchnął z ulgą. - Nie wiem, dlaczego tak mnie to niepokoiło. Może dlatego, że gdy pierwszy raz cię ujrzałem, to wiedziałem, że jesteśmy sobie przeznaczeni, ponieważ nasze włosy były tego samego odcienia niebieskiego. Roześmiała się. - Naprawdę? Myślałam, że byłeś pijany czy coś. Potykałeś się o własne stopy. - Ogłupiałem przez twoją doskonałość. Znowu się roześmiała. - Jesteś taki głupi. - Doprawdy? - Możesz jechać szybciej? - Nie wiem, czy to możliwe. Potrzebujesz lepszego samochodu powiedział.- Co powiesz n Camaro z '68? - Co? - Cóż, dzięki tobie Corvetta jeździ jak marzenie, więc teraz możemy popracować nad Camaro. Gdy będzie naprawiony, to chcę, by był twój. - I podejrzewam, że jeżeli powiem, że to za dużo i odrzucę twój prezent, to będziesz zachowywał się jakbym przebiła ci serce włócznią. - Coś w tym stylu. - Dobra. Naprawimy Camaro. I zatrzymam go - wykonała na swym siedzeniu podekscytowany taniec.- Ale kupię kolejną kupę złomu do
naprawienia. Co ty na to? - Brzmi idealnie. Oto sposób, by utrzymać cię przy sobie przez jakiś czas. - Spróbuj na zawsze. - Tak, zróbmy to - powiedział.- Spróbujmy na zawsze. - Co masz na myśli? - Myślę, że chcę się ożenić. - Dlaczego? - Aby mieć rodzinę. - Och - zamilkła.- Eric, wiesz, że nie mogę ci dać rodziny. - Ty będziesz moją rodziną. I może moglibyśmy zaadoptować dzieci, gdybyś chciała. - Zaadoptować? - Na świecie jest wiele dzieci, które potrzebują dobrego domu. Wiem o tym. Byłem takim. - Niech o tym pomyślę. Wiedział, że marzyła o tym, by mieć swoje własne dzieci, ale nie było to możliwe. Da jej czas, aby mogła przystosować się do tego pomysłu. - Zasługujesz na kobietę, która mogłaby ci dać twoje własne dzieci powiedziała po długiej chwili. - Szczerze mówiąc, to nie chcę własnych dzieci. Chcę je adoptować. Znowu zamilkła. Wciąż się nie odezwała, gdy wjechał na swój podjazd. Zaparkował samochód i odwrócił się ku niej. - Powiedz mi, o czym myślisz - powiedział. Zamknęła oczy i pokręciła głową. - Szczerość. Pamiętasz? To jedyna rzecz, jaka między nami działa. - Czuję się samolubnie. - Dlaczego miałabyś się tak czuć? - Ponieważ chcę powiedzieć tak. Chcę za ciebie wyjść. I chcę, byś zrezygnował z posiadania własnych dzieci, byś był ze mną. I chcę zaadoptować dzieci i wychować je z tobą. - Jak tego może być samolubne? - Bo tu chodzi tylko o mnie. - O nas - poprawił ją. - Mówisz, że chcesz adoptować, bym poczuła się lepiej. Myślałeś, że tego nie zauważę? Pokręcił głową. - To nie prawda. Naprawdę chcę zaadoptować najbardziej niegrzeczne dzieci na świecie. Takie, które źle się zachowują i wpadają w kłopoty. Takie, którym nie idzie w szkole i takie, w których oczach można zobaczyć wiele bólu. Takie, które są zbyt okropne, by właściwie ktoś mógł je pokochać. Chcę tego dla tych dzieci, bo nikt tego nie zrobił dla mnie. Byłem tym dzieckiem, Rebekah. I kto teraz jest samolubny?
Sięgnęła przez samochód i objęła go ramionami. - Też chcę zaadoptować to dziecko - powiedziała. Pocałowała go czule.I chcę wyjść za wspaniałego mężczyznę, jakim się stało. - Tak? - Tak. - Ciesze się, że to ustaliliśmy. A teraz się rozbierzmy. Roześmiała się i pozwoliła mu, by wyciągnął ją z samochodu przez drzwi od strony kierowcy. Przeniósł ją przez garaż, do kuchni i posadził ją na stole. - Naprawdę właśnie zgodziłaś się za mnie wyjść?- zapytał. - Tak. - Twoja matka zabije nas oboje. - Proszę, nie wspominaj o mojej matce. Jestem zbyt napalona i wciąż całkowicie ubrania. - Zaraz temu zaradzę. Jego palce sięgnęły do guzików jej koszuli zaczęły je odpinać jeden po drugim, odkrywając jej ciało jego spragnionemu spojrzeniu. Rozluźniła jego krawat i ściągnęła go przez jego głowę, zanim zaczęła rozpinać mu jego koszulę. - Jutro powinniśmy wybrać pierścionek zaręczynowy - powiedział. - Zdecydowanie myślisz zbyt dużo - powiedziała. Prześlizgnęła się pod jego ręką i skierowała w stronę jego sypialni. Poszedł za nią, a wyraz jej oczu już skradł jego myśli. Upuściła swą koszulę w korytarzu i zamiast wejść do jego sypialni, skierowała się do salonu. - Chyba mam ochotę pooglądać telewizję - powiedziała. - Co? Odpięła swe spodnie i zsunęła je, zanim usiadła na kanapie. Gdy usiadł obok niej, to spojrzała na niego i powiedziała. - Usiądź w tamtym fotelu. - Myślałem, że szykujemy się na fantastyczny seks na pogodzenie. - Niebawem. Za chwilę. Teraz nie jestem w nastroju. Włączyła telewizor i oparła się o poduszki będąc tylko w swym staniku i majtkach. - Usiądź tam - powtórzyła. Jęknął i ruszył do fotela naprzeciwko kanapy. - Naprawdę chcesz oglądać telewizję? Uśmiechnęła się złośliwie. - Oczywiście. Gdy tylko usiadł w fotelu i skupił się na telewizji, zaczęła pocierać swoją łechtaczkę przez majtki. Tak naprawdę, to nie oglądała telewizji. Chciała odstawić mały pokaz. O tak. Był aż za bardzo gotowy, by go obejrzeć. Oparła stopę o stolik kawowy i wsunęła dłoń w majtki. Nie widział, co robiła w środku swych majteczek. Mógł tylko wyobrażać sobie, jak jej palce
ślizgają się po gładkich fałdkach. Znikają w jej ciasnej cipce. Eric natychmiast stał się twardy i gotowy do pożarcia jej. Ale siedział w fotelu i patrzył na nią. Rebekah zamknęła oczy, ale rozchyliła wargi, gdy sprawiała sobie przyjemność. Stwardniały jej sutki, przebijając się przez koronki stanika. Wolną dłonią masowała pierś i uszczypnęła sutek przez materiał. - Och, och, och - wydyszała.- Dochodzę. Dochodzę - wygięła plecy na kanapie i mocno zadrżała. Eric skrzywił się i przycisnął dłoń do swego penisa, który pulsował w jego bokserkach. Nie uprawiał seksu od niemal tygodnia i patrzenie, jak Rebekah robi sobie dobrze, pchnęło go na skraj orgazmu. Będzie musiała mu odzyskać siłę wytrzymywania. - Zdejmij majtki - nakazał bez tchu. Rozchyliła oczy, by na niego spojrzeć. - Ty pierwszy. - Nie mam na sobie żadnych majteczek. Zaśmiała się. - Wiesz, co mam na myśli. Pokaż mi swojego penisa. Jest twardy? - Widziałaś kiedyś, by nie był twardy? Uśmiechnęła się. - Niezbyt często. - No cóż, teraz zachowuje się w typowy dla siebie sposób. - Chcę zobaczyć. Rozpiął spodnie i opuścił bokserki, aż jego penis wyskoczył na wolność. - Z pewnością jest twardy - powiedziała.- Doprowadź się do orgazmu, to zdejmę majtki. - Zdejmij majtki, to dojdę - odpowiedział. Uniosła biodra z kanapy i zsunęła majteczki. Gdy je ściągnęła, to rozsunęła nogi, by mógł zobaczyć to, co ukrywała. Pozwolił swym myślom pofantazjować. Wyobraził sobie, jak pociera główką o tą wilgoć między jej udami, wsuwając się w nią i wycofując. Zaczął przesuwać dłonią po penisie. - Potrzyj go szybciej - nakazała. Posłuchał. - Mocniej. Tak, mocniej. - Szybciej, kochanie, szybciej. - Chcę być w tobie. Wsunęła palec do swojej cipki. - W taki sposób? - Tak. - Chcesz we mnie dojść? Przygryzł wargę i skinął głową, niemal gotów by eksplodować. - Chodź tutaj. Przeniósł się z fotela, by uklęknąć między jej nogami.
- Weź mnie - szepnęła. Potarł penisem o jej otwarcie, drocząc się z nią. Sprawiając, by tego chciała. - Och - jęknęła, gdy wsunął główkę w jej gorące ciało. Zagryzł wargę i przypatrywał się, jak pieprzył ją płytko, wkładając tylko główkę, zanim całkowicie się wycofał i znowu wsunął tylko o cal. Zakręciła biodrami, kusząc go, by wziął ją głębiej, ale odmówił. Wciąż wsuwał się w nią tylko o kilka centymetrów, wiedząc, że doszedłby, gdyby się w niej zagłębił. Rebekah wsunęła dłoń między nogi i potarła swą cipkę, kręcąc biodrami, aby stymulować jego główkę za każdym razem, gdy się w nią wsuwał. - Tak właściwie, to przyjemne - wydyszała.- Ale przez to chcę cię jeszcze bardziej. Ach, Boże, Eric, nieco głębiej. Proszę. Dał jej kolejny centymetr, ale wciąż się całkowicie wysuwał przy każdym pchnięciu. Jej podniecony okrzyki ścisnęły go za jaja. Zwabiły go nieco głębiej. Stracił kontrolę i wbił się głęboko. Odsunęła dłoń, by mógł się ocierać kroczem o jej łechtaczkę, gdy zanurzał się głęboko. Gdy krzyknęła i jej cipka zacisnęła się wokół niego, odpuścił, wciąż wbijając się w jej ciało, gdy doszedł. Opadł na nią, wtulając twarz w jej szyję. - Kocham cię - szepnął jej do ucha.- Rebekah.
Rozdział 29
Następnego popołudnia Rebekah pocałowała Erica i uśmiechnęła się do niego. Opuścili obiad w domu Briana, by zostać w łóżku przez następne sześć godzin. Kusiło ją, by zostać w nim przez cały dzień, ale miała do załatwienia kilka spraw. A wszystko o czym gadał Eric, to o kupnie pierścionka zaręczynowego. I zamierzała mu na to pozwolić. - Chcesz, bym go wybrał, czy wolisz mi pomóc?- zapytał. Nie mogła sobie nawet wyobrazić przeogromnego pierścionka, jaki by kupił. Musiałaby chodzić ze swoją dłonią w skarbcu. - Jestem pewna, że cię poniesie, gdybyś miał sam wybrać. Spakuję nieco rzeczy z domu mojej mamy. Może spotkamy się na kolację w centrum handlowym i potem pójdziemy na zakupy? - Dobrze. Znowu go pocałowała i tuliła przez kilka minut. Tak naprawdę, to nie chciała go puszczać. Nigdy. Ale kiedyś wreszcie potrzebowałaby ubrań. I tęskniła za ciężarem swego naszyjnika i bransoletki z motylkiem na skórze, które nieustanie przypominały jej o tym, że Eric myślał, iż była piękna. Rebekah wsiadła do swego samochodu i po tym jak pomachała mu na
pożegnanie, to pojechała do domu swych rodziców. Wiedziała, że czekała ją konfrontacja z jej matką. Czekała na nią. Na przeciwstawienie się kobiecie, która próbowała rzadzić jej życiem przez dwadzieścia siedem lat. Mimo to, część niej chciała zwinąć się do swej ochronnej muszli i wrócić do Erica, by nigdy nie musiała zmierzyć się z tą kobietą. Kiedy weszła do domu, jej matka momentalnie znalazła się w przedpokoju. - Spędziłaś z nim noc, prawda? Z tą brudną gwiazdą rocka. - Cóż, tak. Nie spałam w swoim samochodzie - próbowała ominąć swą matkę, ale ta chwyciła Rebekę za rękę. - Będziesz miała szczęście, jeżeli Isaac zechce cię teraz z powrotem. Nie uprawiałaś seksu z tym mężczyzną, prawda? - Wiele razy, mato. Pobieramy się. Źrenice jej matki rozszerzyły się. Serce Rebeki zabiło ze strachu. - Nie wyjdziesz za niego. Wyjdziesz za Isaaca. Ostatniej nocy powiedział mi, że powiedziałaś, że za niego wyjdziesz. - Powiedziałam to ponad rok temu. Zanim zerwaliśmy. - Płakał. - Płakał? - Tak, płakał. Powiedział, że nigdy nie kochał żadnej kobiety, tak jak ciebie i myśl o utraceniu ciebie rozdzierała go od środka. Isaac płakał przed jej matką? Co niby go tak zraniło? - Przykro mi, że go zraniłam, mamo, ale go nie kocham. Kocham Erica. - Nie obchodzi mnie, kogo kochasz, wyjdziesz za Isaaca. - To nie siedemnasty wiek, matko. Mogę wyjść za kogo chcę. Jestem dorosłą kobietą. Sama mogę podejmować za siebie decyzje. - Złe decyzje. Zawsze podejmowałaś złe decyzje. Najpierw zdecydowałaś, że chcesz zostać mechanikiem. Mechanikiem! Twój ojciec powiedział, że powinnaś sama wybrać swoją karierę, więc pozwoliliśmy ci pójść do szkoły zawodowej, a po tym gdy ją ukończyłaś, to przez ile pracowałaś w garażu? Przez miesiąc? - Sześć tygodni - wymamrotała.- Nie lubię pracować nad nowymi samochodami. Mają w sobie zbyt wiele elektroniki. - Więc zdecydowałaś, że chcesz iść na studia, by zostać dźwiękowcem jak twój brat. Każdego lata jeździłaś na Alaskę, by pracować na łodziach rybackich i platformach wiertniczych. Dlaczego? - Może dlatego, by od ciebie uciec? - To urocze, Rebekah. Gdzie nauczyłaś się tak odzywać do swojej matki? - Puść moją rękę. Wychodzę. - A później zachorowałaś w tak młodym wieku. Wiesz dlaczego zachorowałaś? - Bo miałam raka?
- Bo Bóg cię ukarał. Słowa jej matki uderzyły Rebekę prosto w brzuch i jej serce ścisnęło się nieprzyjemnie. - To nieprawda. - Jest. Wiem o tym. Masz szczęście, że On pozwolił ci żyć. - Nie On pozwolił mi żyć. Opieka medyczna mi na to pozwoliła Rebekah szarpnęła ręką.- Puść mnie. - Zabrał ci zdolność posiadania dzieci, Rebekah. Bóg cię karze. Karze cię za to, że podejmowałaś złe decyzje. - Karze mnie? Co ci takiego zrobiłam, że tak myślisz? - Podjęłaś złe decyzje, Rebekah. Przez całe swe życie. Rak był twoją pobudką. - To była moja pobudka. Pokazała mi, że powinnam każdy dzień przeżyć w pełni i tylko Eric sprawił, że czuję się naprawdę żywa. Rebekah wykręciła rękę, nie dbając o to, że uścisk jej matki zostawi siniaki. Mama nie chciała jej puścić, nie ważne jak mocno ciągnęła. - Wprowadzam się do Erica. Zamierzamy się pobrać i zaadoptować dzieci. Tego właśnie chcę. - To czego chcesz nie ma znaczenia, Rebekah. Tylko to czego chce Bóg ma znaczenie. - Skąd możesz wiedzieć, czego chce Bóg? - Rozmawia ze mną. - Mamo - powiedziała.- Myślę, że chyba powinnaś porozmawiać nie z Bogiem, a psychiatrą. - Myślisz, że oszalałam?- jej mama potrząsnęła głową z irytacją.- Chcę tego, co jest dla ciebie najlepsze. Wiesz, że Isaac był przy tobie przez cały okres twej choroby. Jest dobrym mężczyzną. To była prawda. Ale zrobił też kilka przebiegłych, okropnych rzeczy, które stanęły między nią a Ericiem. - Jeśli obiecam, że z nim porozmawiam, to się odczepisz? - Wyjdziesz za niego? - Nie. Jej mama skrzywiła się, a następnie przyjęła spokojną minę. - Tak, porozmawiaj z Isaaciem. Bóg was znowu połączy. Wierzę w to. Rebekah planowała porozmawiać z Isaaciem, gdy tylko wyjdzie z domu. Miała kilka słów do powiedzenia. Znajomość których zawstydziłaby jej matkę.
***
Eric siedział w restauracji, gdzie umówił się z Rebeką na ten wieczór. Spóźniała się już jakieś czterdzieści minut. Nie odbierała jego telefonu. Zaczął się martwić. Nie chciał wyjść z restauracji i się z nią minąć, ale coś było nie tak. Miał nadzieję, że się nie wystraszyła i nie uciekła, ale było to lepsze niż myśl, że coś się stało. Minęło kolejnych dziesięć minut. I następne. Drobna kobieta weszła do restauracji i zatrzymało mu się serce, ale nie była to Rebekah. Gdy nie mógł już tego dłużej znieść, to wybrał numer do domu jej rodziców. Telefon odebrała pani B. - Czego chcesz? - Rebekah miała się ze mną spotkać na kolacji, po tym jak wpadła do waszego domu. Widziała ją pani? - Nie ma jej tutaj. - Dotarła tam? - Tak, ale już wyszła. - Jak dawno temu? - Niemal godzinę. - Powinna być tu do teraz - mruknął bardziej do siebie, niż do pani B. - Nie sądzę, byś jeszcze kiedykolwiek ją zobaczył. Jest teraz z Isaaciem. Nie chciał czuć zazdrości, jaką zainspirowały jej słowa, ale nie mógł na to nic poradzić. - Z Isaaciem?- zapytał bez tchu. - Mówiłam ci, że są dla siebie stworzeni. Tak jak jest napisane w dobrej książce, Isaac zabrał ją do namiotu Sary, swojej matki i wziął ją, przez co została jego żoną i kochał ją. Isaac kocha Rebekę. Zostanie jego żoną. - Co? - cytowała Biblię? - Obiecałam Bogu, że jeśli On oszczędzi życie Rebeki, to wypełnię Jego rozkazy. Obiecałam. - Rozkazy Boga? - Księga Rodzaju mówi: A Isaac modlił się do Pana za swoją żonę, bo była niepłodna. Pan wysłuchał jego modlitwę i Rebekah jego żona poczęła - pani B mruknęła pod nosem. Eric nie był tak pewien, by zdawała sobie sprawę, że wciąż mówiła do telefonu.- Choć bezpłodna, to Rebekah zaszła w ciążę. Isaac modlił się i Rebekah poczęła dwóch synów. Wciąż jest dla niej nadzieja. Dla mojej córki. Mojej Rebeki. Wciąż jest nadzieja. Ona musi... być z Isaaciem. Musi. Aby mogła mieć dzieci. I on ją kocha. Isaac ją kocha. Kocha Rebekę. To wola Boża. Eric zaczął myśleć, że pani B była nieco szurnięta. - Gdzie jest Rebekah?- zapytał. - Gdy David był sparaliżowany, wiedziałam, że Bóg karał mnie za to, że pozwoliłam, by Rebekah i Isaac zerwali. Obiecałam, że dopilnuję tego, by
Isaac i Rebekah znów byli razem. Widzisz, muszą być razem. Nie przeżyję kolejnej tragedii, jaka spadnie na moje dzieci. Nie dam rady. - Naprawdę w to pani wierzy, prawda?- zapytał zdumiony Eric.- Złe rzeczy, które przytrafiły się Rebece i Dave'owi nie są karą od Boga. - Zostaw Rebekę w spokoju. Nie pozwolę ci znowu stanąć między nią a Isaaciem. Nie pozwolę. - Mogę porozmawiać z Dave'em? W jednej chwili kobieta zmieniła postawę z demonicznej w anielską. - Dave jest ze swoim fizjoterapeutą. Wiesz, że ostatnio po raz pierwszy stanął na nogi? Jestem taka dumna. Myślę, że niebawem będzie chodzić. Bóg wysłuchał moje modlitwy. Muszę spełnić Jego oczekiwania. Eric stwierdził, że pani Blake potrzebuje nowej kurtki. Kurtki z rękawami, które zawiązywało się za jej plecami. - Dobra, dzięki. Eric rozłączył się i znowu spróbował zadzwonić do Rebeki. Zastanawiał się, czy zdawała sobie sprawę z tego, jak niestabilnie psychicznie była jej matka.
Rozdział 30
Rebekah wzięła głęboki oddech i zapukała do drzwi mieszkania Isaaca. Wiedziała, że pewnie nie powinna się pokazywać bez zapowiedzi. Mogłoby go nie być w domu. Chciała z nim wyjaśnić sprawy. Nie chciała, aby coś ciążyło jej na myślach, gdy będzie jadła kolację z Ericiem. Albo gdy będą wybierać pierścionek zaręczynowy. Chwilę później drzwi otworzyły się i stanął w nich Trey Mills w niczym oprócz czarnych, satynowych bokserek. - Hej, Rebekah - powiedział z diabelskim uśmiechem.- Co cię tu sprowadza? - Uch... - dlaczego Trey był w mieszkaniu Isaaca? Może się zaprzyjaźnili po tym jak ostatniego wieczoru wyszła z Ericiem. Dobra. To miało sens. Ale dlaczego był niemal nagi?- Is... Isaac je-jest t-tutaj? - Tak, jest. Może wejdziesz? Trey przesunął się na bok i Rebekah weszła do mieszkania. Poczuła zapach gotowanej kolacji. Czosnek, oregano, parmezan. Isaac zawsze był doskonałym kucharzem. Kuchnia włoska była jedną z jego wielu specjalności.
Trey zamknął za nią drzwi i przycisnął dłoń do jej pleców. - Nie bądź dla niego zbyt ostra, dobra?- powiedział cicho.- Jest szczęśliwy, ale i przerażony. - Czym? - Niech on ci powie. Isaac wyszedł z sypialni, susząc swe włosy ręcznikiem. Miał sobie tylko szare dresy, ale nie miał koszuli i był boso. - Tak sobie myślałem - powiedział z ogromnym uśmiechem na twarzy.Że może też powinienem przebić jęz... - zauważył Rebekę i jego uśmiech zniknął. Upuścił ręcznik na swe ramiona. Zdawało się, że przez godzinę patrzyli na siebie ze zdziwieniem. - Isaac - powiedziała wreszcie.- Co tu się dzieje? Isaac spojrzał na Treya. Wyglądał jak zwierzę w klatce, które było gotowe uciec jak tylko by się z niej wydostało. - Co jej powiedziałeś? Trey pokręcił głową. - Nic. - Musimy porozmawiać - powiedziała Rebekah. Isaac skinął głową. Odwrócił się i wrócił do swego pokoju. Tak naprawdę, to nie chciała wchodzić do jego sypialni, ale podejrzewała, że odkąd Trey tu był, to potrzebowali nieco prywatności. Rebekah weszła do jego pokoju i zamknęła drzwi. Lampka na stoliku nocnym świeciła słabo. Nie mogła nie dostrzec pustych opakowań po prezerwatywach. Twierdził, że ją kocha, ale spał z inną kobietą? Nie żeby ją to obchodziło. Dodało to tylko czegoś nowego, do dezorientacji jak ostatnio Isaac ją traktował. Stał do niej plecami. Spuścił nisko głowę. Zdecydowanie czuł wyrzuty sumienia do czegoś. - Wiem, co zrobiłeś z moim telefonem - powiedziała. - Jestem gejem - wymamrotał. Zrozumiałą te słowa, ale znaczenie za jego wypowiedzi było zbyt trudne do uchwycenia. - Jesteś... kim? - Gejem. Homoseksualistą. Zamrugała i potrząsnęła lekko głową. - Jesteś... kim?- powtórzyła. - Lubię facetów, dobra?- spojrzał na nią przez ramię.- Jestem gejem. Aż tak trudno ci to zrozumieć? Tak, trudno było jej to zrozumieć. Byli w sobie zakochani. Zaręczeni. Uprawiali seks. To prawda, że był to beznamiętny, oziębły seks, ale nim był. Rzadko. Przy zgaszonych światłach. Nudny. Żmudny seks. Ale według Boga to był seks. Isaac jest gejem.
Rzeczywistość uderzyła w nią tak mocno, że się roześmiała. - Jesteś gejem? Skinął głową, unikając jej wzroku. Spojrzała do pustych opakowań na stoliku nocnym. - I uprawiałeś seks z Treyem? Zarumienił się i przewrócił słodko oczami, co dało jej do zrozumienia, że nie tylko zrobił to z Treyem, ale że było także fenomenalnie. Nie ozięble. Nie nudno. Nie żmudnie. Był to akt pełen pasji. I światła były zdecydowanie zapalone. - Muszę usiąść - powiedziała Rebekah. Usiadła na skraju łóżka i westchnęła cicho w oszołomieniu. Usiadł obok niej. Po chwili chwycił jej dłoń w swe obie. - Przepraszam. - Za co? - Za to, że próbowałem stanąć między tobą a Ericiem. Wiem, że go kochasz, ale chciałem, byś za mnie wyszła. - Chciałabym powiedzieć, że rozumiem, Isaac, ale jednak nie. - Potrzebuję żony - powiedział.- Ze względu na wizerunek. Wiesz, że mój ojciec się mnie wyprze, jeśli dowie się, że jestem gejem. Równie mógłby pocałować na pożegnanie rodzinną praktykę. Dogadywaliśmy się razem tak dobrze. I tak nie możesz mieć dzieci, więc nikt by niczego nie podejrzewał, gdybyśmy je adoptowali. Miałoby to sens, że zostaliśmy razem. - Miałabym zrezygnować ze swojego szczęścia, abyś mógł udawać kogoś, kim nie jesteś? Przetarł twarz dłonią. - W tamtym czasie wydawało się to być dobrym pomysłem. Kocham cię, Rebekah. Naprawdę. Zawszę kochałem. Będę wspaniałym mężem. Będę cię dobrze traktował. Zaopiekuję się tobą na zawsze. Dam ci wszystko, czego kiedykolwiek byś chciała czy potrzebowała. Chodzi tylko o to, że na samą myśl o uprawianiu z tobą seksu czuję się fizycznie chory. Jakby mogła zapomnieć jaka nieatrakcyjna się przez niego poczuła. - Ale to nie dlatego, że nie jestem seksowna, czy moje ciało jest dziwne w środku, tylko dlatego... - po raz pierwszy zauważyła, że jej ciało nie było problemem. Nigdy. Wyszarpnęła dłoń z jego i zerwała się na równe nogi, patrząc na niego ze złością.- Jak mogłeś mi to zrobić? - Co zrobić? - Sprawić, bym czuła się tak seksualnie odpychająca! Mowa tu o spieprzeniu mojego toku myślenia, Isaac. Gdyby nie Eric, to wciąż bym myślałam, że nie mam nic do zaoferowania mężczyźnie w sypialni. Myślałam, że było coś ze mną nie tak. Że moje ciało było obrzydliwe. - Myślałem, że musi być coś z tobą nie tak. Chciałem, by mnie do ciebie ciągnęło, Rebekah. Po prostu... nie udało się. I Nie mogłem... nie mogłem się zmusić do uprawiania seksu z tobą po operacji. Próbowałem. Mentalnie
przekonywałem siebie, że muszę. Fizycznie? Nie mogłem nawet utrzymać erekcji. Naprawdę myślałem, że to z powodu twojej operacji. - Nigdy nie przyszło ci do głowy, że to nie ja byłam problemem? - A tobie?- zapytał. Spuściła oczy. - No cóż, nie. Zawsze byłeś taki... taki... dobry, idealny. - Bardzo trudno czemuś takiemu sprostać w życiu. Zamęt w jego oczach sprawił, że się opanowała. Nie była już na niego zła. Westchnęła głośno. - Musiałeś zmagać się z pogodzeniem z tym. Kiedy zdałeś sobie z tego sprawę? - Ostatniej nocy. - Dziękuję, że mi zaufałeś. To z pewnością nie było łatwo - znowu koło niego usiadła i objęła ręką jego plecy. Oparł się na niej dla wsparcia i siedzieli tak przez długą chwilę, dzieląc się w ciszy swoją wzajemną siłą. Robił to wiele razy, gdy była chora. Po prostu oferował swoją obecność, by nie czuła się sama. Cieszyła się, że mogła zrobić coś takiego dla niego. - Rebekah?- powiedział cicho.- Musisz wyświadczyć mi przysługę. Zrobisz coś dla mnie? Odgarnęła jego kręcony lok z czoła. - Oczywiście. - W przyszłym tygodniu mój ojciec wydaje wielką kolację. Będą tam wszyscy lekarze kliniki. I cały personel. Nie dał mi tego konkretnie do zrozumienia, ale sądzę, że poprosi mnie, bym dołączył do zespołu na cały etat. Przed wszystkimi - chwycił jej dłoń i ścisnął ją.- Miałem nadzieję, że... pójdziesz ze mną? Moglibyśmy udawać... - Isaac... - Moglibyśmy udawać,że wciąż jesteśmy razem, a po tym jak powie to co ma do powiedzenia, to przyznam mu się... - wziął głęboki, drżący oddech.Potrzebuję czasu, by się z tym pogodzić i gdybyś tam była, to uniknąłbym regularnych pytań. - Regularnych pytań? - Kiedy się wreszcie ustatkujesz, synu? Zamierzasz kiedykolwiek się ożenić? Gdy byłem w twym wieku, to miałem już dwoje synów. Nie sądzisz, że nadeszła już pora, by założyć rodzinę?- powiedział w udanej interpretacji głębokiego głosu swego ojca.- Wiesz. Regularne pytania. Dokładnie wiedziała o co mu chodziło i kusiło ją, by powiedzieć tak, ale nie była pewna jakby poczuł się Eric, gdyby udawała kobietę Isaaca. Nawet jeśli tylko na jeden wieczór. - Muszę zapytać Erica - powiedziała. Isaac skrzywił się. - On mnie nienawidzi. Nigdy na to nie pójdzie. - Bo ostatnio zachowywałeś się jak dupek - powiedziała.- Można go
winić za to, że nie może zrozumieć, jak jeszcze możemy być przyjaciółmi? - Przepraszam. Pocałowała go w skroń. - Wybaczam ci. Tym razem. - Jesteś dla mnie za dobra, Reb. Czasami żałuję... czasami żałuję, że nie jesteś facetem - powiedział. Rebekah roześmiała się. - Zawsze byłam chłopczycą. Może właśnie dlatego mnie pokochałeś spojrzała na zegar budzika obok łóżka i zamarło jej serce.- O cholera, miałam spotkać się z Ericiem już godzinę temu. Pewnie się martwi. Wyciągnęła telefon, który okazał się być wyłączony. Próbowała go włączyć, ale bateria okazała się być wyczerpana. - Cholera. Pewnie próbował się do mnie dodzwonić. Mogę skorzystać z twojego telefonu? - Pewnie. Wstała i pocałowała go w skroń. - Wiesz, jestem tu dla ciebie. Tak jak ty byleś przy mnie, gdy potrzebowałam cię podczas leczenia. Jęknął i opadł na łóżko. - Przestań być dla mnie taka miła. Czuję się przez ciebie jak kompletny dupek. Zaśmiała się. - To dobrze. Może będziesz o tym pamiętać, zanim następnym razem się tak zachować. Zachichotał. - Kiedy stałaś się taka bezceremonialna? - Niedawno. I podoba mi się to. Wyszła z sypialni i weszła do kuchni, by skorzystać z telefonu. Trey siedział na stołku przy barze śniadaniowym, wciąż tylko w swych bokserkach. Bawił się swym smartfonem. Spojrzał na nią i uśmiechnął się. - Powiedział ci? - Tak. Skinął głową. - To dobrze. - Złamiesz mu serce?- zapytała Rebekah. - Kto, ja?- jego niewinna mina nie oszukała jej. - Zrób to delikatnie. - Wiem, co robię - Trey zapewnił ją. Rebekah wybrała numer Erica i miała nadzieję, że odbierze. Pewnie wolałby nie zobaczyć numeru Isaaca na swym telefonie. Odebrał po kilku sygnałach. - Z Rebeką nic nie jest?- zapytał bez tchu. - Ma się dobrze - powiedziała.- Przepraszam, że się spóźniłam. Właśnie
wychodzę. Opowiem ci wszystko, gdy spotkamy się w restauracji. Wciąż tam na mnie czekasz? - Tak. Chyba zjadłem już dwadzieścia czy trzydzieści darmowych paluszków. Próbowałem się dodzwonić. Nie odebrałaś. - Padła mi bateria. Zamów coś dla nas obojga. Pospieszę się. Rebekah westchnęła, gdy Trey przytulił się do jej pleców. - Wracaj do łóżka, Rebekah - powiedział blisko słuchawki.- Isaac i ja jeszcze z tobą nie skończyliśmy. Rebekah dźgnęła go łokciem w brzuch i zachichotał. - Czy to Trey?- zapytał Eric. - Tak, myśli, że jest zabawny. - Nie ma nic śmiesznego w tym, jak seksownie wyglądasz w skafandrze nurka - powiedział Trey, upewniając się, że Eric usłyszy. Jego grzywka łaskotała ją w policzek, gdy pochylił się bliżej do słuchawki. Zachichotała.Widziałeś już zbiornik z tlenem i płetwy na tej kobiecie?- kontynuował.- Panie, zmiłuj się. Seksownie. - O czym on mówi?- zapytał Eric. - Tylko się droczy - zapewniła go Rebekah. - Isaac, podaj mi maskę tlenową. Idę na dół - powiedział Trey.- Wrócę dopiero za jakiś czas - Isaac oparł się o przeciwną stronę lady i uniósł brew na Treya. Rebekah parsknęła, gdy próbowała się nie roześmiać. - Przestań, Trey. - No właśnie, przestań, Trey - Eric powiedział ostro.- Dlaczego jesteś w domu Isaaca? I co tam robi Trey? - Wyjaśnię ci wszystko w restauracji. - Zjawi się pewnie dopiero za kolejną godzinę, Sticks - Trey powiedział, wydając całujące odgłosy z tyłu szyi Rebeki. Spinając łopatki, znowu się roześmiała i uderzyła Treya, który wreszcie się wycofał. Straciła tok myślenia, gdy Trey pochylił się nad ladą i patrząc Isaacowi w oczy, zaczął go czule całować. Rebekah mogła się tylko gapić, podczas gdy jej serce waliło... nie mogła dokładnie zidentyfikować tego uczucia. Ciekawości? Podniecenia? Nie była pewna, ale z pewnością spodobał jej się ten widok. - Rebekah?- Eric odezwał się do jej ucha, przyciągając jej uwagę do zbyt seksowny facetów, którzy w tej chwili próbowali się bzyknąć podczas pocałunek. - Przyjadę za piętnaście minut - obiecała.- Kocham cię. - Ja ciebie też - Eric szepnął i się rozłączył. Nie lubiła przerywać w takich momentach. Zobaczenie jak namiętny mógł być Isaac było tak interesujące, że aż się podnieciła. Nigdy nie całował jej w taki sposób w jaki całował Treya. Um... - Isaac, zadzwonię do ciebie jutro w sprawię przyjęcia, gdy
porozmawiam z Ericiem. Oderwał wargi od Treya i powiedział: - Dzięki, aniołku. Doceniam to. - Przyjęcie?- powiedział Trey.- Jakie przyjęcie? - Nie będziesz zainteresowany - Isaac zapewnił go z szeroko otwartymi oczyma, co Rebekah zinterpretowała jako skrajne przerażenie. - Zawsze jestem zainteresowany przyjęciami - powiedział Trey. - Nie - Isaac powiedział stanowczo. - Zobaczymy się później - powiedziała Rebekah. Trey chwycił i przytulił ją. - Dziękuję za przedstawienie mnie swojemu byłemu chłopakowi - Trey mruknął jej do ucha tak, że nie mógł tego usłyszeć Isaac.- Zabawnie jest się z nim droczyć. Mmm, i pieprzyć. Biedny Isaac. Nie miał pojęcia z kim się związał. Trey puścił ją i pocałował ją prosto i koślawo. Puścił jej oczko. Serce Rebeki zatrzymało się na chwilę. Z drugiej strony. Szczęśliwy Isaac. Nie miał pojęcia z kim się związał. - Powinnaś nieco podroczyć się z Ericiem. Niech myśli, że robiłaś coś ze mną i Isaaciem. Doprowadzi go to do szaleństwa. Pokręciła głową. - Nie ma mowy. Wciąż jesteśmy na fazie godzenia się. - Wiesz, pewnie nie zawahałaby się, by tobie to zrobić. Pewnie była to prawda, ale już czekał na nią ponad godzinę, a musiała uwolnić tego biedaka z udręki. - Pa, Isaac - pomachała Treyowi i wszyła z mieszkania. Międzyczasie dotarła do restauracji, a poczucie winy zżerało ją żywcem. Grymas na przystojnej twarzy Erica tego nie ułatwił. Pocałowała go w policzek i usiadła na krześle naprzeciwko niego. Już czekała na nią sałatka. Sam skończył swoją. - Bardzo cię przepraszam, że tak się spóźniłam. - Chyba masz mi wiele do wyjaśnienia. Wsadziła kęs sałatki do ust i uniosła jeden palec, gdy przeżuła i połknęła. - Poszłam do Isaaca, by porozmawiać z nim o jego zachowaniu - o przeprogramowaniu mojego telefonu - i Trey otworzył drzwi. Tak naprawdę, to nie nagadałam porządnie Isaacowi. Powiedział mi... powiedział mi, że jest... - ściszyła głos do szeptu i pochyliła się nad stołem.- ... gejem. Eric nie wyglądał na zaskoczonego. - I to usprawiedliwia wszystko co zrobił? Odpuściła mu jego wszystkie grzechy, gdy tylko się przyznał. - To dla niego ciężkie. Jego ojciec tego nigdy nie zaakceptuje. - Tak jak twoja matka, która nigdy nie zaakceptuje mnie. Rebekah opuściła wzrok.
- To co innego. - Rozmawiałem z nią przez telefon, gdy nie odebrałaś mego połączenia. Cytowała mi wersety Biblii. - Niech zgadnę, historię Isaaca i Rebeki - wsadziła do ust więcej sałatki i przyglądała się, jak zaczął się bawić lampką swego wina. - Tak, rzeczywiście. - Powiedziała ci, że miałam raka dlatego, że podejmowałam zle decyzje i Bóg mnie za to ukarał? - Powiedziała ci to? Skinęła głową i zamknęła oczy, gdy emocje nagle ją przytłoczyły. Eric sięgnął nad stołem i ścisnął jej dłoń. - Powiedziała mi, że obiecała Bogu, iż wyjdziesz za Isaaca. W przeciwnym razie coś jeszcze gorszego przydarzy się tobie i Dave'owi. Rebekah westchnęła. - Myśleliśmy, że ma się lepiej. - Lepiej? - Tak, miała załamanie nerwowe, gdy przechodziłam przez chemię. To jeden z powodów dlaczego tak bardzo polegałam na Isaacu. Po mym leczeniu zdawało się, że polepszyło się. Zdaje się, że znowu dopadł ją stres. Porozmawiam o tym z tatą. Ich przystawki pojawiły się, zanim Rebekah dokończyła sałatkę. Była wdzięczna, że Eric zamówił za nią. Oznaczało to, że mogli wyjść wcześniej. - Jesteś pewien, że chcesz się ze mną ożenić?- zapytała go.- Mam na swym koncie wielki bagaż. - Dzięki temu jesteś bardziej interesująca. Roześmiała się. - Jeżeli tak chcesz to nazwać. - Moglibyśmy zrobić to co Brian i Myrna i pominąć zaręczyny. - Chcesz tego? - Nie wiem. Nie myślałem o ślubie zbyt wiele, aż do ostatnich kilku miesięcy, kiedy Sinnersi zaczęli spadać jak kostki domina. Myślałem, że zostanę tylko ja. - Patrząc na to technicznie, to tylko Brian jest żonaty. Możesz być drugi w kolejce, jeśli chcesz - puściła mu oczko. - Chcesz dużą ceremonię i wielką sukienkę i gar wolnowaru? - Masz na myśli świrów.10 - Świrów? - To inna nazwa mojej zwariowanej rodziny. Roześmiał się i nieco napięcia uleciało z jego ciała. Jej matka też mu zaszła za skórę. Kolejna sprawa, która ich łączyła. - Zrobię wszystko, co zechcesz, Reb. Nie chcę, byś czuła się, jakbyś coś przegapiła. 10 Crock-pots wolnowar, crakcpots – świry xd sysko wyjaśnia
- Chcę zrobić coś niezwykłego - powiedziała, a jej serce zabiło z podniecenia. - Na przykład? - Nie wiem jeszcze. Niech o tym pomyślę. Zrobimy burzę mózgów. Zarzuć czymś naprawdę zabawnym i unikalnym. Uśmiechnął się. - Kocham cię, wiesz o tym? - Tak, wiem. I dlatego w przyszłym tygodniu pozwolisz mi udawać bycie dziewczyną Isaaca - przejęła niesamowitą umiejętność Erica zmienienia tematu. - Co? - Nie ważne kiedy się pobierzemy, to i tak chcę swój pierścionek zaręczynowy. Nie myśl, że o tym zapomniałam - powiedziała, próbując zachować spokój.- Pospiesz się i jedz. - Jakie przyjęcie, Rebekah? Myślałem, że Isaac jest gejem. Dlaczego miałby... - Udawać - powiedziała.- To tylko przysługa. Nic więcej. Nie jest jeszcze gotowy, by publicznie się ujawnić. - Ale... - Zabawmy się w policjantów i złodziei, gdy wrócimy do domu. Możesz udawać, że jestem złodziejką klejnotów i mnie skuć. Pokazać mi swe długie ramię prawa, aż przyznam się do zbrodni, których nigdy nie popełniłam. - Przestań zmieniać temat. Roześmiała się. - Dezorientujące, prawda? Masz kajdanki w domu, czy musimy się zatrzymać w Bonds-R-Us? Upuścił widelec i się uśmiechnął. - Zdecydowanie nadeszła pora na przerwę. Może wybierzemy strój nurka, byś go założyła - nonszalancko napił się wina, podczas gdy przyglądał się jej uważnie. Rozważała ten pomysł, wiedząc, że próbował się dowiedzieć, co zaszło między nią, Treyem i Isaaciem w mieszkaniu tego ostatniego. Po chwili potrząsnęła głową. - Nie sądzę. Nie chcę łowić krabów. Eric zaśmiał się i zassał wodę do swej tchawicy. Zakrztusił się mocno, a Rebekah wstała, by poklepać go po plecach. - Wszystko w porządku?- zapytała. Skinął głową, wciąż kaszląc. - Jezu, kobieto - wysapał między kaszlnięciami.- To ja powinienem rzucać tymi głupimi żartami. - Przepraszam. Następnym razem postaram się wymyślić mądrzejszy żart. Wszystkie głupie są twoje. - Właśnie dlatego do siebie pasujemy - powiedział, ocierając usta
serwetką.- Bo idziemy na kompromis. - Myślałam, że to przez świetny seks. Jej nonszalancki komentarz zebrał kilka spojrzeń przy pobliskich stołach. - No cóż, jest jeszcze to - powiedział Eric. Po kolacji przeszli przez parking do centrum handlowego. Znaleźli jubilera, ale gdy do niego dotarli, do kraty były zaciągnięte a światła zgaszone. Serce Rebeki zabiło w rozczarowaniu. - Zamknięte? Jak może być zamknięte? Która jest godzina? - Po ósmej - powiedział Eric. - Dlaczego jest tak późno? Eric uniósł brwi. Westchnęła z irytacją. - I właśnie ten dzień Isaac musiał sobie wybrać na ujawnienie spojrzała na wystawę z tęsknotą. Nie dlatego, że chciała pierścionek, ale dlatego, iż chciała, by cały świat zobaczył dowód, że oddała swe serce Ericowi.- I tak są zbyt dziewczęce - powiedziała, próbując poczuć się lepiej na samą myśl, że musiała poczekać przynajmniej kolejny dzień. Eric zaśmiał się i objął ją ramieniem, znowu prowadząc na parking. - Pewnie wciąż jest otwarte jakieś miejsce, które bardziej się nadaje na oznaczenie ciebie jako moją - szepnął jej do ucha. - Tak, salon tatuażu - prychnęła totalnie niekobieco. Gdy tylko ten pomysł w nią wsiąkł, to zrobiła się podekscytowana.- Eric!- chwyciła go za przedramię i zatrzymała nagle.- Chcę wytatuować twoje imię tuż nad pośladkami - podciągnęła tył koszulki i wskazała na dolną część swoich pleców.- Dokładnie tam. Twoje imię i nuty po obu stronach. Może kilka małych motylków. - Mówisz poważnie, Reb? Wiesz, to zostanie ci już na stałe. - Wiem. Nie chcesz, bym to zrobiła?- przesunęła jednym palcem po tatuażu na jego przedramieniu. Przedstawiał sztylet w czaszce. Było to piękne dzieło sztuki, ale i bardzo męskie.- Czy chcesz, bym zrobiła dopasowany do twojego? - Chciałbym zobaczyć swoje imię wyryte na twoich seksownych plecach. Mógłbym na nie patrzeć, podczas gdy... - uniósł jej koszulkę i zerknął ciekawsko na miejsce.- Cholera... - powiedział bez tchu i potrząsnął sam sobą.- Dobra, w porządku. Chodźmy. Wziął ją w ramiona, przerzucił przez ramię i skierował się do swojego samochodu. - Teraz? - Tak. A ja wytatuuję sobie twoje imię na długości swego kutasa. - Nawet nie próbuj! - Owszem, zrobię to. Zastanawiała się, czy jej imię stałoby się większe, gdy byłby
podniecony. I pomyślała o czymś innym. - Ile trzeba czasu, by tatuaż się zagoił? - Kilka tygodni. - Więc nie będziesz mógł uprawiać seksu przez kilka tygodni. - Masz rację. Zapomnijmy o tym. Gdzie chcesz swoje imię? Zastanawiała się przez chwilę. Jaka część ciała Erica, pomijając jego penisa, była najseksowniejsza? Ten słodki kształt V w dolnej części jego brzucha, który zniknął pod paskiem jego bielizny. Tam chciała swoje imię. A potem, gdy przytuliłby jej plecy do swego brzucha, to ich imiona przyciskałby się do siebie. - Postaw mnie - powiedziała.- Pokażę ci, gdzie je chcę. Ostrożnie postawił ją na nogi i podciągnęła jego koszulkę. Pchnęła pasek dżinsów w dół i prześledziła gołą skórę powyżej bielizny. - Chcę je tutaj. Wciągnął oddech przez zaciśnięte zęby. - To będzie boleć. - Bardziej niż na twoim penisie? Zachichotał. - Celna uwaga - ponaglił ją do samochodu i otworzył dla niej drzwi.Znam świetnego artystę. Zrobił moje wszystkie tatuaże i uśmiechnięty kwiatek na stopie Jace'a. - Jace ma kwiatka na stopie? - Tak, naprawdę go upiłem. Powiedzmy, że nie był taki zachwycony. Zwykle nie robią tatuażu komuś, kto jest pijany, ale znam Butcha od lat. I Jace nie miał nic przeciwko, zanim odleciał. Tamtej nocy też przebiliśmy sobie razem sutki. - Coś w stylu dziewczyn, które razem malują sobie paznokcie. Wyglądał na wyraźnie urażonego tym porównaniem. - Uch, nie. Roześmiała się. - Skoro tak mówisz. Eric wyjechał z parkingu i ruszył w stronę wybrzeża. - Chociaż byłem bardzo podekscytowany kupnem twego pierścionka, to jeszcze bardziej nie mogę się doczekać swego imienia na twojej skórze. Uśmiechnęła się. - Ja też. Moja matka go znienawidzi. Ericowi zrzedła mina. - Właśnie o to chodzi? Chcesz się zemścić na swojej matce? - Oczywiście, że nie. Salon tatuażu był osobliwym miejscem, znajdującym się kilka przecznic od oceanu. Chłodny wiatr owiewał ląd. Rebekah żałowała, że nie wzięła swetra. Eric wrzucił kilka monet do parkometru, podczas gdy Rebekah czekała. Chwycił ją za dłoń i wprowadził do The Ink Well - najlepszego
salonu. Mężczyzna, wytatuowany od stóp po szyję, oderwał wzrok od tatuażu, który robił na klatce piersiowej jakiegoś faceta. - Yo, Sticks. Wróciłeś po więcej?- zawołał artysta. - Wiesz, że nigdy nie mam dość. - A kim jest ta dama? - To moja dziewczyna, em... - spojrzał na Rebekę.- Narzeczona? Mogę cię tak nazywać?- szepnął. - A widzisz pierścionek na tym palcu?- potrząsnęła nagą, lewą dłonią przed jego twarzą. Westchnął. - To wciąż moja dziewczyna - powiedział.- Chce wytatuować sobie moje imię... - odwrócił ją i uniósł jej koszulkę, przesuwając palcem po dolnej części jej pleców.-... o tutaj - potem potarł swoje podbrzusze.- A ja chcę jej tutaj. Możesz nas wcisnąć od zaraz? - Tak, już prawie tu skończyłem - Butch otarł pierś mężczyzny ręcznikiem, usuwając kropki czegoś czerwonego z jego skóry. Rebekah skrzywiła się, gdy zdała sobie sprawę, że facet pod igłą krwawił. - Czy to boli?- szepnęła do Erica. - Tak. W dziwny sposób, ale jest też przyjemne. Jest jak swędzenie, którego nigdy się nie pozbędziesz. To takie swędzenie. Chcesz, bym zrobił to pierwszy? Pokręciła głową. - Jeżeli poczekam, to mogę stchórzyć. - Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? Spojrzała na niego z sercem przepełnionym emocjami. - Tak. Kiedy nadeszła pora Rebeki, by weszła pod igłę, to wyjaśniła swoją wizję artyście, Butchowi. - Tylko imię? Czy też nazwisko?- zapytał Butch. - Tylko Eric w ozdobnym napisie. I może nieco nutek po jednej stronie i kolorowymi motylkami nad nim, by wyglądał kobieco. Butch skinął głową, wyraźnie wyobrażając sobie w głowie to co chciała. - Szybko narysuję szkic. Zobaczymy, czy się rozumiemy. Potem dodamy poprawki, zanim przeniesiemy go na skórę. Rebekę załaskotało w brzuchu, jakby sama połknęła te małe, kobiece motylki. - Dobrze - wychrypiała. - Pomogę mu - powiedział Eric. Podał jej album ze zdjęciami tatuaży, jakie zrobił Butch.- Obejrzyj je. Nerwowo przejrzała strony. Butch był naprawdę utalentowanym artystą. Wiedziała, że była w dobrych rękach. Niektóre portrety wytatuowane na ludziach wyglądały tak rzeczywiście, jakby patrzyła na zdjęcie przyklejone do
ich skóry. Dziesięć minut później wrócili Butch i Eric. Szkic, jaki jej pokazał, zaparł jej dech w piersiach. Był idealny! Wyobraziła sobie, że panny młode tak się czuły, gdy przymierzały suknie ślubne, które zaprojektowano na ten specjalny dzień. Przymierzała dzieło sztuki, które będzie nosiła do końca swego życia. - Och... jest przecudny!- pomachała dłońmi na nagłe łzy, które zebrały jej się w oczach. Właśnie miała dokonań zobowiązania na całe życie przez to dzieło sztuki i mężczyznę, którego reprezentowało. Albo dla wszystkich facetów o imieniu Eric. Eric przesunął palcem wzdłuż nutki wśród innych pofalowanych, które zwężały się po obu stronach jego imienia w spiczastych loczkach. - Zagram to dla ciebie, gdy wrócimy do domu - powiedział. - Napisałeś prawdziwą muzykę? Myślałam, że są tylko dla ozdoby. - To tylko drobna melodia - odgarnął jej włosy za ucho i pochylił się, by szepnąć.- Oznacza to, że cię kocham. Odwróciła głowę, by pochwycić jego wargi w łakomym pocałunku. - Rozniosę twój świat, gdy wrócimy do domu, kochanie. - Zawsze to robisz - klepnął ją w tyłek i nakierował ją na stół, gdzie czekał na nich Butch. Odpięła dżinsy i zsunęła je nisko na biodra, by odsłonić miejsce do pracy. Przeniósł szablon na dolną część jej pleców i przysunął lustro, by upewniła się, że był tam, gdzie go chciała. Wyglądał jeszcze lepiej na jej skórze, niż na kartce. - To takie seksowne - mruknął Eric. Butch roześmiał się. - Sprawiłaby, że każdy tatuaż wyglądałby seksownie. Masz tutaj wspaniałą kobietę. Rebekah rozpromieniła się. Nigdy nie męczyły jej komplementy. Podczas gdy szkic wyschnął na dolnej części pleców Rebeki, Butch zajął się zmienianiem igły w małym mechanizmie, który przypominał Rebece mały pistolet tylko z jedną igłą na końcu. Próbowała być dzielna, ale brzuch drżał jej z nerwów. - Chcesz, by twój pasował do jej?- Butch zapytał Erica. - Tak, ale mniej zawirowań i nietoperze zamiast motyli. Rebekah napięła się, gdy Butch przesunął brzęczącą igłą po jej skórze. Czuła się tak, jakby ktoś ją wielokrotnie drapał. Nie bolało tak bardzo jak się spodziewała, ale adrenalina wciąż pulsowała w jej ciele. Eric trzymał ją za dłoń przez cały czas i pytał, czy ma się dobrze. - Może spróbujesz oderwać moje myśli od tego, zamiast ciągle przypominać mi, że ktoś kłuje mnie igłą milion razy?- spytała z rozdrażnieniem. - Przepraszam. - Wciąż masz te postrzępione pęknięcia między łopatkami, które
wytatuowałem?- Butch zapytał Erica. - Tak. Nie zmodyfikowałem ich. Wciąż świetnie wyglądają. - To był mój pierwszy tatuaż, który zrobiłem jako profesjonalista powiedział Butch.- Eric, ile wtedy miałeś lat? - Um, myślę, że piętnaście. - Taa, próbował mi wmówić, że miał osiemnaście. Zorientowałem się, że kłamie, ale potrzebowałem doświadczenia, więc wciągnąłem go pod igłę. - Podoba mi się ten tatuaż - powiedziała Rebekah. Wyglądał jak pęknięcia na ziemi, które prowadziły do piekła. Palce demonicznej dłoni wystawały z ognistego wnętrza, chwytając się krawędzi szczeliny, jakby próbowała uciec. Zassała oddech przez zęby, gdy igła przesunęła się po raz pierwszy po jej kogsci. - Au - kolejny przypływ adrenaliny pochwycił jej ciało. Butch przerwał, aby złapała oddech. - Gotowa, by kontynuować?- spytał. - Tak. - Wtedy nawet nie miałeś na nazwisko Sticks - powiedział Butch.Przypomnisz mi je jeszcze raz? Rebekah wyciągnęła szyję, by spojrzeć na Erica. Krzywił się. - Anderson - skrzywił się. - Sticks to nie twoje prawdziwe nazwisko?- zapytała Rebekah. Igła znowu otarła się o jej kręgosłup.- Au. - Tak. Zmieniłem je legalnie, gdy miałem osiemnaście lat. - Dlaczego? - Bo nie chciałem już dłużej nosić pieprzonego imienia swojej matki, dlatego. Najwyraźniej był to drażliwy temat. - A ten projekt jaki chciał na plecach?- powiedział Butch.- Powiedział mi, że to pęknięcie w jego duszy, które pozwala uciec bólowi. Dość głębokie jak na piętnastoletniego dzieciaka. - Za dużo gadasz, Butch - mruknął Eric. - Nie powiedziałeś jej o tym? Nic dziwnego, że jest taka chętna, by wytatuować sobie twoje imię na swych plecach. - Nie można zmienić przeszłości - powiedziała.- Ale można przewidzieć przyszłość. Wszystko co mamy, to teraźniejszość. Cała reszta nie ma dla mnie znaczenia. - Czyż nie jest idealna?- mruknął Eric. - Wreszcie znalazłeś idealną dziewczynę - droczył się Butch.- Praktycznie to się starzejesz. - W następnym tygodniu będę miał dwadzieścia osiem lat. Pomału idę do przodu. - Twoje urodziny są w następnym tygodniu!- Rebekah zawołała.Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- Nigdy nie przyszło mi to do głowy. - Którego dnia? - Trzeci grudnia. Nie miała zbyt wiele czasu, aby przygotować dla niego specjalną niespodziankę. - Cóż, wszystkiego najlepszego - powiedziała.- W przypadku, gdybym zapomniała - jakby to się miało zdarzyć. Chwycił ją za dłoń i splótł palce z jej. - Dzięki. Nigdy nie myślałem, że dożyję dwudziestu ośmiu lat. Żyj szybko, umieraj młodo. Ścisnęła jego dłoń. - Nie mów takich rzeczy. - Dobra, skończone - powiedział Butch.- Spójrz tylko. Podczas gdy Rebekah podziwiała nowy tatuaż w dużym lustrze, to Eric pomógł Butchowi zaprojektować tatuaż, który miał się znaleźć na jego podbrzuszu. Asystent Butcha pomógł Rebece nałożyć maść i folię na nowy dodatek na jej ciele, podczas wyjaśniał, jak powinna zadbać o tatuaż aż do czasu zagojenia. Po tym znowu przytuliła się do pleców Erica, gdy pęd jej adrenaliny zaczął zwalniać i zaczęła myśleć, gdzie chciałaby kolejny tatuaż. - Gdy po raz pierwszy zgodziliśmy się to zrobić, to Eric powiedział, że wytatuuje sobie moje imię na penisie - powiedziała Rebekah.- Tatuowałeś już wcześniej męskie penisy? - Tak, częściej, niż myślisz. Rebekah spojrzała na tatuaże Butcha. Oprócz twarzy i większości palców, nie było ani cala skóry bez dekoracji. Zastanawiała się czy... - Zanim zapytasz - powiedział z śmiechem.- Nie, mój penis nie jest ubarwiony. Przynajmniej nie tuszem - roześmiał się na zdziwioną minę Rebeki. - Kolczyk?- pisnęła. - W wielu miejscach. Ouch. Zerknęła na Erica, który zbladł. - Nawet o tym nie myśl - powiedział. Była ciekawa, jak wyglądał przebity penis i jaki był w dotyku, ale nie zamierzała się do tego przyznać przed Butchem. By odwrócić od tego uwagę, zerknęła przez ramię Butcha, by spojrzeć na projekt na cienkim papierze. Eric pokazywał mu, gdzie miał umieścić kilka ostatnich nut. Zauważyła, że nie była to ta sama melodia co jej. - Myślałam, że nasze tatuaże będą dopasowane - powiedziała. - To duet. Nauczę cię jak go zagrać ze mną na fortepianie. Awww, gdyby do tej pory już tysiące razy nie roztopił jej serca, to rozpłynęłaby się. Eric nawet nie drgnął podczas gdy Butch tatuował imię Rebeki na jego ciele. Gdy Butch pracował na zewnętrznych krawędziach, to roześmiał się.
- Łaskoczesz! Gdy Butch dodał kilka ostatnich muśnięć, Rebekah pochyliła się blisko ucha Erica i szepnęła: - Podoba mi się tam moje imię. Nie mogę się doczekać, by zobaczyć je, gdy będziesz nagi z penisem twardym i grubym pod nim. Ciekawi mnie, jak będzie wyglądał, gdy będziesz we mnie. Będę w stanie je przeczytać, gdy zanurzysz się po jaja, czy gdy będziesz się wbijać? - O mój Boże, kobieto! Nie podniecaj mnie, gdy facet jest tak blisko mego krocza - zaprotestował Eric. Butch zaśmiał się. - Wiele osób podnieca się seksualnie, gdy robi im się tatuaże. - To jej wina. Mówi mi te wszystkie sprośne rzeczy do ucha. Kończysz już?- Eric zapytał z niecierpliwym westchnieniem. - Tak, nie ruszaj się. Wyszli z The Ink Well po zmroku. Aby zapobiec ocieraniu się ubrań o swój nowy tatuaż, Eric musiał jechać w rozpiętych spodniach. To skłoniło dłoń Rebeki do częstego wędrowania po jego kolanie. Była tak niesamowicie podniecona tym, co teraz dzielili, że nie mogła oderwać od niego rąk. - Kto potrzebuje ślubu, skoro możemy mieć wspólny tatuaż?- zapytał. - Jest bardziej trwały, niż wypowiedziane słowa - powiedziała. Wstrzymała oddech.- Możemy wytatuować nasze przysięgi na ciałach. Zaśmiał się. - Podoba mi się ten pomysł. Wiem, że nowe tatuaże mogą wejść w nawyk. Nie chcesz chyba skończyć jak Butch, prawda? - Nie, chcę tylko jeszcze jeden - wsunęła dłoń w jego spodnie i potarła jedwabną skórę jego twardej długość.- Może dwa.
***
Eric zatrzymał samochód w garażu i wyłączył silnik. Nawet nie kłopotał się otwarciem drzwi swego samochodu, tylko wyszedł przez otwarty dach. Chwycił Rebekę za rękę, ale zamiast wprowadzić ją do domu, przycisnął ją do maski samochodu. - Nie mogę się doczekać - powiedziała i rozpięła swe dżinsy. Zsuwającą je w dół swych udach, ściągnęła je i odrzuciła na bok. Ściągnął jej przez głowę koszulkę i rzucił na podłogę. Następnie jej stanik. Gdy była naga, wypełnił dłonie jej krągłościami, pragnąc jej, potrzebując, kochając tak bardzo, że nie mógł oddychać. Chciał to zobaczyć.
Dowód, że go kochała. Swoje imię na dolnej części jej pleców. Symbol ich związku. Jej oddania. Była jego. Tak jak on był jej. Na zawsze. Zastanawiał się, czy zdawała sobie sprawę ile znaczył dla niego ten tatuaż. Chciał na niego patrzeć, gdy będzie ją wypełniać. Odwrócił ją twarzą do samochodu i bez wahania się pochyliła. Wstrzymał oddech. Wyglądała przepięknie, gdy się tak pochylała nad maską jego cennego samochodu. Jej skór błyszczała w słabym świetle dochodzącym z pobliża drzwi. Miękkie globy jej tyłeczka apetycznie się prezentowały. Niestety, jego imię było ledwie czytelne pod folią, która zakrywała jej tatuaż. Delikatnie odsunął okład, by móc ostrożnie i uważnie przesunąć palcami nad i pod tatuażem. Chciał pocałować to miejsce, polizać je, ugryźć, by przypomnieć jej że tam było, ale wiedział, że przez jakiś czas będzie delikatne. Poczeka aż wyzdrowieje, a dopiero potem pokaże jej swój entuzjazm. Opierając dłonie na masce jego samochodu, zakołysała się do tyłu i zakręciła niecierpliwie przy jego udach. Zsunął swe ubranie i rozsunął nogi, by móc zatonąć na tyle nisko, by ją posiąść. Gdy wsunął się w jej gorące ciało, to zadrżeli jednocześnie. - Boże - jęknęła.- Nie wiem, czy byłam kiedyś bardziej gorąca niż teraz dla ciebie. Sam był tak podniecony, że nawet nie zdołał przytaknąć. Przytrzymał ją za biodra i zaczął się w nią wbijać. Patrzył jak jego penis wsuwa się i wysuwał, nie spuszczając wzrok ze swego imienia swym widzeniem peryferyjnym. Zakołysała się do tyłu, spotykając z nim i zachęcając go do mocniejszych uderzeń. Głębszych. Jego jaja uderzyły w jej cipkę podczas pchnięć, przyczyniając się do bólu potrzeby uwolnienia. - Och - Rebekah jęknęła.- Eric!- wygięła plecy w łuk a jej cipka zacisnęła się wokół niego, gdy krzyknęła. Eric zacisnął zęby, walcząc z pragnieniem, by za nią podążyć. Nie chciał, by to się skończyło. W ogóle nie chciał, by jego wspólny czas z nią się skończył. Pochylił się i pocałował ją delikatnie w środek pleców, wbijając się łagodnie w jej roztrzęsione, rozluźnione ciało. - Wejdźmy do środka - wyszeptał.- Chcę je zobaczyć. Spojrzała na niego przez ramię. - Co zobaczyć? - Twoje imię. Jej uśmiech zaparł mu dech w piersiach. Wysunął się i chwycił ją za dłoń, pospiesznie wchodząc do domu i po schodach do jego sypialni. Zapalił światła i położył się na plecach na łóżku. Ściągnął folię otaczającą jego nowy tatuaż i czekał, aż do niego dołączy. Wczołgała się obok niego na łóżko. Gładząc delikatnie jego skórę, pocałowała lekko jego podbrzusze. - Nie miałam pojęcia, że moje imię było takie seksowne - mruknęła.- To pewnie przez tło - przesunęła palcem po długości jego penisa i zadrżał.
Rebekah usiadła okrakiem na jego biodrach i wzięła go do środka. Tak jak on, zdawała się być zafascynowana swym imieniem na skórze kochanka. Jej drobne ręce przycisnęły się do jego brzucha, gdy go ujeżdżała, patrząc w dół gdzie byli połączeniu, wyraźnie zakochana w jego nowym tatuażu. Pozwolił jej siebie posiąść, pożerać go, dając jej siebie, aż upewniła się, że już dłużej nie byli oddzielnymi ludźmi. Gdy wiedział, że nie mógł już dłużej powstrzymać swego orgazmu, sięgnął między ich ciała i potarł jej łechtaczkę, aby mogli dojść razem. Zacisnęła oczy. Rozchyliła usta. Wygięła plecy w uniesieniu. Tym razem podążył za nią, a spazmy rozkoszy chwyciły go mocno, tak głęboko, że zamroczyło go i musiał się chwycić obiema dłońmi kołdry, by pozostać na miejscu. Opadła na niego, oddychając ciężko. Wreszcie znalazł siłę, by unieść dłoń i przytulić jej głowę do swojej piersi. - Wow - wydyszała.- Dlaczego nie powiedziałeś mi, ze robienie tatuażu jest tak cholernie seksowne? - Bo zwykle tak nie jest - a gdy teraz miał na sobie jej pełen ciężar, to czuł jedynie piekący ból na swym nowym tatuażu, który był podobny do tego przy zbyt mocnej opaleniźnie. Ostrożnie przesunął ją obok siebie na łóżko i i przytulił się do jej pleców. Ich imiona były przyciśnięte do siebie. Mimo to, że było nieco niewygodnie, to lubił to przypomnienie, że nieważne gdzie by była, to jej imię zawsze będzie jego częścią, a jego częścią niej.
Rozdział 31
Następnego ranka Rebekah obudziła się sama. Jej ubrania były rzucone w stos na podłodze koło łóżka. Najwidoczniej Eric przyniósł je z garażu. Nałożyła więcej maści na swój tatuaż, zanim założyła swoje ubrania i ruszyła poszukać mężczyzny, który pochłaniał jej myśli, serce, ciało, dusze. Nie znalazła go przy jego instrumentach muzycznych czy w kuchni, albo przed telewizorem. Nie był także na huśtawce na werandzie ani w garażu. Tak samo jego samochód. Wyjechał, nie informując jej o tym dokąd jechał. A ponieważ jej samochód wciąż znajdował się przy restauracji w której się z nim spotkała, to tak jakby utknęła na miejscu. Camaro jeszcze nawet nie był gotowy. Wróciła do kuchni i znalazła dzbanek czekającej kawy. Pod czystym kubkiem zauważyła notatkę. Niebawem wrócę. Poczuj się jak u siebie w domu. Eric. Wciąż nie wiedziała, dokąd pojechał, ale czuła się już nieco mniej porzucona. Przynajmniej pomyślał o tym, by zrobić jej kawę i zostawić notatkę. Wypiła kubek czarnej kawy i zaczęła myśleć o tych wszystkich rzeczach, jakie chciała zrobić na jego urodziny. Była zdeterminowana, by był to najlepszy dzień w jego życiu. Znudzona i nieco bardziej znudzona, wreszcie
poszła pomajsterkować do garażu z Camaro. Im prędzej doprowadzi go do porządku, to tym wcześniej będzie mogła nim jeździć. Była ubrudzona, gdy Eric wrócił kilka godzin później. Wysiadł z samochodu z ogromnym uśmiechem. - Masz smar na całej twarzy - powiedział, pocierając jej policzek opuszkiem kciuka. Trzymała dłonie głęboko w komorze silnika, dokręcając śluby. Podciągnął jej koszulkę i pocałował ją tuż nad tatuażem. - Jak się czujesz? - Jestem nieco obolała. Ale nie jest źle. Jak twój? - Wciąż mi przypomina o tobie. Uśmiechnęła się i wyprostowała się, by pocałować go dołeczek w brodzie. - W takim razie jest idealnie. Więc gdzie się podziałeś na cały ranek? Sięgnął do kieszeni swej kamizelki i wyciągnął złożoną kartkę papieru z wnętrza kamizelki. - Wydrukowałem to - powiedział i pokazał jej krótką melodię. Zawierała zaledwie dwie linijki. Jedna została oznaczona jako jego, druga jako jej. - Z naszych tatuaży?- zapytała. - Tak. Zagrajmy to razem. Uniosła swoje brudne dłonie. - Jestem brudna. - Zmyje się - zajrzał do otwartej komory silnika.- Jest jakaś nadzieja dla Camaro? Uśmiechnęła się, podskakując na piętach w ekscytacji. - Tak, powinien już odpalić. Zmieniłam świece, dystrybutor i gaźnik. Powinieneś zobaczyć syf w tym starym. Chyba umarła tam wiewiórka czy coś takiego. Roześmiał się i otworzył skrzypiące drzwi od strony pasażera. Usiadła za kierownicą. Oczekiwanie zabijało ją, dlatego też Rebekah nadusiła pedał gazu dwa razy i przekręciła kluczyk. Choć odpalił, to silnik zdecydowanie zbyt długo znajdował się w bezczynnym stanie. Gdy już się rozruszał, to działał mocno i głośno z kilkoma uderzeniami pod pomrukiem, ale pewnie musiał się rozgrzać. Rebekah wcisnęła pedał gazu i samochód wyemitował satysfakcjonujące wruuum. - Nie wierzę, że ci się udało - Eric krzyknął przez ryk silnika. Uśmiechnęła się do niego. - Wskakuj, przejedziemy się. - I zagrasz ze mną naszą piosenkę? - Oczywiście. Nie mogę się doczekać. Eric wcisnął guzik, by otworzyć drzwi garażu i podbiegł do miejsca pasażera. Gdy już wszedł do samochodu, wycofała go z garażu i okrążyła długi, kręty podjazd.
Moc silnika była radosna, zwłaszcza pod luźnym żwirem. - Tak!- Eric krzyknął, gdy Rebekah wcisnęła gaz i samochód rzucił się do przodu, znowu biorąc we władanie drogę. Na końcu podjazdu, Rebekah wyjechała na asfalt i przyspieszyła. Wrzuciła trzeci bieg i silnik zamruczał neutralnie, zanim przeszył go ostry dreszcz. - Musze jeszcze nieco popracować nad przekaźnikiem - powiedziała. Odwróciła głowę, by spostrzec, że na nią patrzył. - Co? Tylko się uśmiechnął i pokręcił lekko głową. Zawróciła samochód na czyimś podjeździe i ruszyła do domy. Ledwo co wjechała na ich podjazd, gdy rozległ się głośny pisk, a następnie pęknięcie. - To chyba był pasek klinowy - zatrzymała samochód, który padł. - Chyba jeszcze nie jest gotowa na wyścigi uliczne - powiedział Eric. - Jeszcze nie. Ale niebawem!- wyszli z samochodu na jego podjeździe i ruszyli do domu trzymając się za ręce. Pocałował jej kostki, gdy weszli do kuchni. - Umyj się i spotkajmy się przy fortepianie - powiedział. - Nie dostanę buziaka na dzień dobry? - Jest niemal południe. - W takim razie przyjmę też południowego buziaka. Pocałował ją. Dwa razy. Żaden z pocałunków nie był długi ani na tyle głęboki, jak tego chciała, ale widziała, że nie mógł się doczekać, by zagrać ich krótki duet, a ona sama chciała go usłyszeć. Usunęła tak dużo smaru i brudu z dłoni jak mogła pastą do smarów i spojrzała na swoje paznokcie z grymasem. Naprawdę przydałby się jej manicure, ale skończyłoby się na tym, że tipsy połamałyby się, jakby pracowała nad samochodem. Zastanawiała się, czy Eric żałował, że zakochał się w niezbyt kobiecej dziewczynie. Znalazła go siedzącego na ławce przy fortepianie w salonie, gdy patrzył na kawałek muzyki, jakby próbował wzniecić ogień samymi oczyma. Usiadła na ławce po jego prawej stronie. Przysunął się bliżej, tak że jej ciało opierało się o jego od łydki po ramię. Położył palce na jej prawej dłoni na odpowiednich klawiszach i pokazał jej sekwencję nut. W tym małym kawałku muzyki było mniej, niż trzydzieści nut, ale dotknęły ją tak głęboko, że ledwie mogła oddychać. Wiedziała, że było to dziwne, ale muzyka brzmiała jak ona. Tak jak kim była w środku. Gdyby była piosenką, to ta radosna, pełna nadziei melodyjka byłaby nią. Nie mogła uwierzyć, że uchwycił ją tak doskonale w tych kilku nutach. - Myślisz, że załapałaś?- zapytał, gdy pomógł jej grać po raz dziesiąty. - Tak - powiedziała bez tchu.- Jak to zrobiłeś? - Co? - Uchwyciłeś mnie w utworze.
Wzruszył ramionami. - Nie wiem. Po prostu to do mnie przyszło. Graj dalej. Teraz dodam moją. Jego lewa dłoń przesunęła się na niższą oktawę i dołączył do jej niepewnego grania z inną melodią. Całkowicie się różniła od jej. Wciąż była optymistyczna, ale nieco ciemniejsza. Brzmiała jak Eric. I gdy obie melodie zostały zagrane razem, to idealnie się uzupełniały. - Właśnie dlatego do siebie pasujemy - powiedział.- Różnimy się, ale jesteśmy harmonijni. Skinęła głową na znak zgody, zby onieśmielona, by użyć słów. Ten mężczyzna naprawdę był muzycznym geniuszem. Powinien pisać koncerty i symfonie. Nie, zdecydowała, nie tam należał. To dzięki niemu muzyka Sinnersów była fenomenalna i urzekła miliony. Przestała grać swój mały utwór i wyciągnęła rękę, by pogładzić go po policzku. Gdy tak na niego tylko patrzyła, uniósł brew. - Co? - Dlaczego nie przypiszesz sobie większej zasługi? - Zasługi za co? - Za napisanie muzyki Sinnersów. - Bo nie napisałem jej całej. Zorganizowałem ją. - Co by zrobili z rozbitymi solówkami Briana i słowami Seda, gdyby nie ty? - Jestem pewien, że coś by wymyślili - zaśmiał się.- Pewnie brzmieliby jak gówno, ale wymyśliliby coś. - Jesteś geniuszem, kotku, ale zachowujesz się... zachowujesz się przez większość czasu jak głupek. - Cóż, kto chciałby spędzać czas z geniuszem? To nudne. - Nie ma w tobie nic nudnego. - Napisałem kilka piosenek - powiedział, unikając jej wzroku. - Naprawdę? Mogę je usłyszeć? - Jeszcze nie są gotowe. - Będą na nowym albumie Sinnersów?- zapytała. Pokręcił głową. - Nie. Wchodzą w bardziej alternatywny rock, niż metal. Są zbyt miękkie dla Sinnersów. - Wciąż chętnie bym je posłuchała - chwyciła go za dłoń. Uniósł wzrok i uśmiechnął się. - Tak? Przytaknęła gorliwie. - Kiedy będą gotowe. Opuścił wzrok, nagle czując zdenerwowanie. - Pewnie będziesz na mnie zła, że to zrobiłem - powiedział.- Ale... Sięgnął do wewnętrznej kieszonki swojej kamizelki i wyciągnął
plastikową kulkę - taką jakie wypełniały automaty z „nagrodami” (aka śmieciami z Chin),aby dzieci mogły ganiać za swoimi rodzicami w sklepach spożywczych. - Proszę. - Co to takiego? - Wybierałem dziewięć razy, ale w końcu znalazłem coś, co ci się spodoba - powiedział.- Otwórz. Uniosła brew i otworzyła pojemniczek. Na jej dłoń wypadł mały, czarny pająk. Krzyknęła i wyrzuciła go w powietrze, zanim przechyliła się do tyłu i niemal spadła z ławki. Eric chwycił ją, by uchronić ją przed pewnym wstrząsem mózgu i puścił, gdy odzyskała równowagę. Podniósł plastikowego pajączka z klawiszy fortepianu i wyciągnął w jej kierunku. Skuliła się. Chociaż wiedziała, ze był sztuczny i zrobiony z plastikowego Halloweenowego pierścionka, to wciąż przechodziły ją dreszcze. - Nie podoba ci się?- spytał. - A oczekujesz tego ode mnie? - Przypomniał mi o tym momencie, gdy uratowałem cię przed pająkiem pod hotelowym prysznicem. Pamiętasz? Był to ranek po naszym pierwszym razie. Dzień, w którym zacząłem wierzyć, że ktoś mógłby pokochać mnie za mnie. Pomyślałem, że twój pierścionek zaręczynowy powinien to w jakiś sposób ukazywać. - Jego znaczenie mnie przeraziło - powiedziała. Chwilę później ogrom jego słów wsiąknął w nią.- Mój pierścionek zaręczynowy? Sięgnął do kieszeni i wyciągnął kolejne plastikowe jajko. Chwycił ją za dłoń i zacisnął ją wokół nowego pojemniczka. - Może ten bardziej ci się spodoba. Serce zabiło jej mocniej. Niemal bała się spojrzeć. Jeżeli na jej dłoń wyskoczy kolejny plastikowy pająk, to przepadnie. Potrząsnęła lekko pojemniczkiem i nagroda w jego środku zabrzęczała głośno. Ten pierścionek nieco ważył. Otworzyła pudełeczko i gruba, platynowa obrączka wypadła jej na dłoń. W pełni karatowy, wycięty diament zdawał się być pierścionkiem otoczonym przez magię. Nigdy nie widziała tak wyjątkowego i pięknego pierścionka w swym życiu. Nie był zbyt dziewczęcy, ani za silny. Był odpowiedni. Spojrzała na Erica drżąc tak mocno, że bała się, że będzie potrzebowała reanimacji, którą potrafił wykonać. - Och... - szepnęła. - Podoba ci się? Nie będąc w stanie stworzyć słów, skinęła głową. Odetchnął z ulgą. - Będziesz go nosić? Znowu skinęła głową. - I obiecujesz, że za mnie wyjdziesz?
Przytaknięcie. Wyciągnął pierścionek z jej dłoni i wsunął na palec serdeczny lewej ręki. Był ciężki. I zimny. I nieznany. I istotny. I prawdziwy. - Jutro? Jutro... niemal przytaknęła, ale zmieniła zdanie i pokręciła przecząco głową. - Po moich badaniach. - Przypomnij mi, kiedy one będą miały miejsce? - Za dziesięć dni. - Dziesięciodniowe zaręczyny brzmią świetnie. Chociaż myślę, że trzydniowy rekord Briana wciąż zostanie nienaruszony. Rebekah zaśmiała się. - Konkurujecie we wszystkim, nieprawdaż? Jeżeli zależy ci na pokonaniu Briana, to możesz wziąć pierścionek z powrotem i zapytać mnie za osiem dni od dzisiaj. - Wolałbym nie - mruknął i schylił głowę, by ją pocałować.- Jestem cholernie zbyt podekscytowany, że go przyjęłaś, bym kiedykolwiek wziął go z powrotem. Spojrzała na połyskujący pierścionek na swym palcu. Jego piękno odciągało jej uwagę od brudnych paznokci. - Muszę zrobić paznokcie. Jest zbyt śliczny, a moje dłonie wyglądają okropnie. - Twoje dłonie wyglądają idealnie - uniósł jej knykcie do swych ust.Idealne. Tuż pod jego wargami, diament jej pierścionka zaręczynowego błysnął w blasku światła wydobywającego się przez zasłony. Jej pierścionek zaręczynowy. Pierścionek zaręczynowy. Oczy Rebeki wypełniły się łzami. Nie mogła oddychać. Serce wymsknęło jej się spod kontroli. - Co się dzieje?- Eric zapytał bez tchu.- Dlaczego płaczesz? Płakała? To by wyjaśniało dlaczego jej policzki były mokre i ciekło jej z nosa. I dlaczego nie widziała jego twarzy ani niczego innego, oprócz rozmazanych kolorów. Zamknęła mocno oczy. - Rebekah? Potrzebowała chwili, by się pozbierać. Umieszczając głowę między kolanami pewnie było jej najlepszą szansą. Pochyliła się do przodu i uderzyła głową o klawisze z niezgodnym blam! Wychodziła za mąż! Było to marzenie, z którego zrezygnowała. Nie sądziła, by jakikolwiek mężczyzna na świecie chciał poślubić kobietę, która nie mogła mu dać rodziny, a jednak była zaręczona nie z byle jakim mężczyzną, ale najwspanialszym jakiego kiedykolwiek poznała. Kochał ją tak bardzo, że nie wyobrażała sobie pojedynczego dnia bez niego. A mężczyzna ten pewnie
myślał, że postradała rozum. - Reb?- szepnął, gdy próbował odsunąć jej czoło od klawiszy. Przełknęła powietrze. - Słuchaj, jeśli zmieniłaś zdanie co do ślubu... Nie! Usiadła gwałtownie i uniosła dłoń, by zakryć mu usta, ale przypadkowo uderzyła go w nos. Dłoń drżała jej tak mocno, że była zaskoczona, że w ogóle trafiła w jego twarz. Pokręciła energicznie głową. - Oczywiście, że-nie-zmieniłam-zdania. J-jestem zbyt... zbyt... sszczęśliwa. Eric zawahał się i otoczył jej plecy ramieniem. - Nie wyglądasz na szczęśliwą. Odwróciła się na ławce, by być do niego twarzą, objęła go za szyję i odnalazła jego usta. Dobrze, że miał lepszy cel niż ona. Pocałował ją mocno, namiętnie, szarpiąc jej wargi delikatnym ssaniem, muskając językiem jej górną wargę. - Kocham cię - szepnęła, rozsypując pocałunki wzdłuż jego szorstkiej od zarostu szczęki. - Na zawsze? - Na resztę swego życia - powiedziała bez tchu. I jej śmiertelność znowu uderzyła do jej głowy. Co jeśli będzie musiała go zostawić wcześniej, niż była na to gotowa? Scałował łzy z jej policzków. - Na zawsze - powiedział, trzymając jej włosy w pięści, by móc odchylić jej głowę i pocałować ją w usta. Jego pocałunek był ostry i głęboki, niemal karzący.- To musi być wieczność, Rebekah. - Ale jeżeli rak wróci, jeśli umrę... - wzięła głęboki, drżący oddech. Nie chciała rozmawiać o tych rzeczach, ale nie mogła ukryć ich prawdziwych możliwości. Właśnie dlatego chciała poczekać z ślubem aż do swych badań.Nie chcę, abyś został sam, Eric. - Na zawsze, Rebekah - jego zdecydowane spojrzenie powiedziało jej, że nie miał zamiaru się z tego wycofać. - Na zawsze - zgodziła się bez tchu. Przytulił ją do swojej piersi i trzymał ją przy sobie, jakby była najcenniejszym skarbem. - Na zawsze. Przytuliła się do niego. Łzy przemoczyły jego koszulkę, ale nie puścił jej. Wiedziała z całą pewnością, że nigdy by tego nie zrobił. Nawet wtedy, gdy byłoby to dla niego najlepsze. Pozwoliła, by strach ją dopadł. Zbyt długo udawała, że nie istniał, że było aż za dobrze. Skonfrontować się z nim. I nawet podzielić z Ericiem. - Jestem przerażona. Boję się, że znowu zachoruję. - Już dobrze. Ja też się boję. Ale nie ważne jak bardzo będę
przestraszony, to nie ucieknę. Isaac dał jej siłę do walki, gdy była chora. By zmierzyła się ze swoją śmiercią z uniesioną głową. Eric dał jej siłę, by żyć. Całkowicie żyć. A teraz miała tak wiele, by żyć, że nie była pewna, czy ponownie mogłaby stawić czoła śmierci. Pochyliła się i otarła łzę rąbkiem swej koszulki. - Przepraszam, że się tak rozkleiłam. Naprawdę się cieszę, że chcesz się ze mną ożenić. Nawet jeśli to bardzo samolubne z mojej strony. - Myślałem, że będziesz zła za to, że sam kupiłem twój pierścionek. Dzisiejszego ranka obudziłem się obok ciebie, przez jakiś czas przyglądałem się jak śpisz i zdecydowałem, że nie mogę już dłużej czekać. Naprawdę ci się podoba? - Uwielbiam go. Ciebie. Ciebie kocham. - Oby na pewno. Musiałem zastawić hipotekę pod tego gówniarza. 11 Uśmiechnęła się, wiedząc, że potrzebował wytchnienia od emocjonalnej bariery, jakiej go poddała. - Ssać, powiadasz?- oblizała wargi i sięgnęła do jego rozporka.- Cóż, jeśli nalegasz.
11 Eric użył słowa „sucker”, które określa lizaka, frajera, dupka etc, dlatego późniejsza aluzja Reb nawiązuje do ssania. „Sucker” ktoś kto ssie w różnym znaczeniu ;)
Rozdział 32
Rebekah pocałowała Erica w policzek i otworzyła drzwi samochodu. Szczerze mówiąc, to nie miała ochoty spędzić wieczoru na udawaniu bycia dziewczyną Isaaca. Zwłaszcza na imprezie, która na pewno będzie nudna. Eric złapał ją za dłoń, zanim zdążyła wysiąść. - Chcę, żebyś wiedziała, że właśnie zastanawiam się, czy być zazdrosnym dupkiem i zrobić scenę. - Zrozumiałabym, gdybyś miał o kogo być zazdrosny. - O której będziesz w domu? - Wcześnie - obiecała. Pocałował jej knykcie i puścił jej dłoń. - Zadzwoń, jeśli będziesz czegoś potrzebowała. - Nic mi nie będzie. Isaac obiecał, że odwiezie mnie do domu tak wcześnie, jak tylko będziemy mogli się zmyć. Ty i ja będziemy mieć jutro mnóstwo zabawy - w urodziny Erica. - Dlaczego jutro? - Tak bez powodu - uśmiechnęła. Próbował wydusić to z niej od kilku dni. Zebrała ponad dwa tuziny niespodzianek na urodziny Erica, aby uczcić jego życie oraz jej. Cóż, głównie będzie świętować na jego kutasie, ale nie
sądziła, by miał coś przeciwko. Pocałowała go na pożegnanie i wyszła z samochodu, wygładzając dłońmi swoją czarną, koktajlową sukienkę, by upewnić się, że wszystko było na miejscu. Zamknęła drzwi samochodu i pomachała Ericowi, gdy ten odjechał. Kiedy Isaac otworzył drzwi od swojego mieszkania, odpowiadając na jej pukanie, to nie wyglądał na zbyt zadowolonego, że ją zobaczył. - Miejmy to już za sobą - powiedział. - Dzięki, czuję się świetnie, a ty? - Miewałem się lepiej. Zamknął za sobą drzwi i ruszył w stronę schodów. Poszła za nim, już chcąc mu powiedzieć, by zapomniał o tej przysłudze, jeżeli miał zamiar przez całą noc zachowywać się jak dupek. - Co się stało?- zapytała go Rebekah. - Trey zostawił mnie - zatrzymał się i Rebekah uderzyła w jego plecy. Chwyciła go za rękę, by odwrócić do siebie twarzą. Miał zmarszczone czoło i wziął głęboki, drżący oddech. Jeżeli zacząłby płakać, to dołączyłaby do niego. - Co? Na stałe? Przeczesał palcami idealnie ułożone loki, czochrając je w uroczy sposób. - Nie wiem. Powiedział, że dopóki wszystkiego sobie nie poukładam. Cokolwiek to znaczy. - Przykro mi. Mam nadzieję, że sobie wszystko wyjaśnicie. - To tylko wymówka. Wiem, że widuje się z innymi. Kiedy dałem mu do zrozumienia, że chciałbym czegoś na poważnie, to on... stracił zainteresowanie. Rebekah westchnęła. - Isaac, pewnie powinnam cie ostrzec. Trey jest wspaniały, ale jest zakochany w kimś innym. - W Brianie? Oszołomiona Rebekah spojrzała na niego z opadniętą szczęką. - Skąd wiesz? - Ciągle o nim gada. Na początku myślałem, że po prostu są najlepszymi przyjaciółmi, ale nawet mruczał jego imię przez sen - Isaac zaczerwienił się.- Pewnie nie powinienem o tym z tobą rozmawiać. - W porządku. Nie mam nic przeciwko. - Naprawdę jesteś wspaniała - jego miękkie, szare oczy przetoczyły się po jej postaci od starannie wystylizowanych włosów, po różowe paznokcie u stóp, które wystawały z jej sandałków na obcasie.- Tak nawiasem, to wyglądasz rewelacyjnie. Gdyby podobały mi się dziewczyny, to zdecydowanie bym miał teraz nieodpowiednie myśli. Roześmiała się, zadowolona, że napięcie między nimi wreszcie zniknęło. - Jesteś bardzo czarujący, doktorze Crandall. Pomógł jej wejść do samochodu i ruszyli do domu jego rodziców.
Opowiedział jej o tym wymyślnym urządzeniu diagnostycznym, jakie zainstalowali w klinice jego ojca i jaki to będzie przełom. - Nie mogę się doczekać, by być tego częścią. Już mają zbyt wiele pacjentów, z którymi mogą sobie poradzić. To dla mnie niesamowita okazja. - Będziesz niesamowity - powiedziała. - Zakładając, że tego nie spieprzę. Dziękuję, że mi pomagasz, aniołku. - Od tego są przyjaciele. Kiedy dotarli na miejsce, to kamerdyner przejął samochód Isaaca i zaparkował go gdzieś w następnym obszarze. Isaac położył dłoń na dolnej części jej pleców i nakierował ją do ogromnego domu w śródziemnomorskim stylu. Na kolacji było więcej osób, niż sądziła Rebekah. Isaac przedstawił ją tak wielu osobom, że aż zakręciło jej się w głowie. Wszystko szło dobrze, aż ktoś zauważył jej pierścionek zaręczynowy. - Mój Boże, Isaac, jak mogłeś sobie pozwolić na taki kamień ze swoją pensją?- zapytał dżentelmen, który wyglądał jakby wypadł z wiadra smażonego kurczaka. Isaac chwycił Rebekę za lewy nadgarstek i spojrzał na niesamowity pierścionek. - Ogromny kredyt - powiedział z nerwowy śmiechem.- Mam nadzieję, że ojciec mnie zatrudni. Mężczyzna, który wyglądał jak Pułkownik Sanders, poklepał go z entuzjazmem po plecach. - Myślę, że tak się stanie. Isaac skierował Rebekę w kierunku narożnika. - Jesteś zaręczona? Serce Rebeki zatrzepotało i uśmiechnęła się. - Cóż, tak. Jak mogłeś nie zauważyć?- uniosła swoją lewą dłoń.- To dość oczywiste. Isaac westchnął. - Byłem nieco rozkojarzony - sięgnął ku jej dłoni i próbował ściągnąć pierścionek z jej dłoni. Wyszarpnęła rękę i schowała ją za plecami. - Co ty wyprawiasz? - Musisz go ściągnąć. To oczywiste, że to nie ja dałem ci ten pierścionek. Nigdy nie byłoby mnie na niego stać. - Nie zdejmę go, Isaac. - Ona go nie ściągnie, Isaac - za jej plecami odezwał się niski głos. Zanim zdążyła się odwrócić, została chwycona w silny uścisk i mocny pocałunek wylądował na jej skroni.- Gratulacje!- walczyła z twardym ciałem za sobą. Puścił ją i odwróciła się, by spojrzeć na... Treya? Z szoku opadła jej szczęka. - Co ty tutaj robisz?- Isaac zapytał szorstkim szeptem. - Mój ojciec wrobił mnie, bym też tu przyszedł. Zwykle próbuję trzymać się od tego z daleka, ale... - wzruszył ramionami.- Ale pomyślałem sobie, że
zabawnie byłoby zobaczyć jakim jesteś zdolnym aktorem, młody doktorze Crandall. - Twój ojciec?- zapytała Rebekah. - Bardzo sławny i bogaty chirurg plastyczny, Ethan Mills - powiedział Trey. Pomachał mężczyźnie, który mógłby być bliźniakiem Treya, gdyby był młodszy o dwadzieścia pięć lat i zmieniłby swoją konwencjonalną fryzurę na dłuższą z przodu, a krótszą z tyłu w stylu Treya. Doktor Mills objął zaborczo piękną kobietę, która wyglądała nieziemsko, ekscentrycznie i całkowicie zdezorientowanie swych okrągłych okularach, płóciennej sukience i w birkenstockach. Na swym opalonym policzku miała smugę różowej farby a jej kręcone, brązowe włosy do talii odgarniała z twarzy plastikowa, zielona opaska, która wyglądała kompletnie niestosownie. Pasowała do eleganckiego tłumu niemal tak samo jak Eric. Rebekah natychmiast ją pokochała. - A ta ślicznotka z nim, to bardzo niedoceniona przez media Gwen Mills, znana również jako moja mama - Gwen musiała się domyślić, że ktoś o niej mówił, gdyż odwróciła głowę w ich kierunku, a jej cała twarz rozpromieniła się z radości, gdy zauważyła swego syna. Rodzice Treya ruszyli w ich kierunku. Isaac próbował ukryć się za draperią. - Znalazłeś kogoś, z kim mógłbyś porozmawiać?- doktor Mills zapytał i wyciągnął dłoń w stronę Rebeki. - Tak, to mały świat - powiedział Trey.- To Rebekah, tymczasowy dźwiękowiec Sinnersów. Mówiłem ci o niej. To młodsza siostra Dave'a. Mina doktora Millsa spoważniała. - Jak miewa się twój brat? Uśmiechnęła się na jego zainteresowanie i uścisnęła mu dłoń. - Jeszcze nie chodzi, ale pracuje nad tym. Trzeba czegoś więcej niż złamany kark, by utrzymać go na miejscu. - I właśnie dowiedziałem się, że jest narzeczoną Erica - dodał Trey.Spójrzcie tylko na ten kamień. Gwen chwyciła wolną dłoń Rebeki w swoje i potrząsnęła nią energicznie. - Ten chłopak potrzebuje, by miła dziewczyna była przy nim. Dobrze dla ciebie! - A dzisiaj udaje, że jest dziewczyną Isaaca - dodał Trey.- Więc nie wspominajcie o tym. Nie chcemy, by nasz drogi Isaac czuł się niezręcznie. Trey chwycił Isaaca za ramię i wyciągnął go za zasłony. Krzywiąc się, Isaac popchnął go. - Nie martw się - powiedział Trey.- Już im o tobie powiedziałem. Isaac pozieleniał. - Wszystko o mnie? - Cóż, tylko nie o tych seksownych dźwiękach, jakie wydajesz, gdy... Trey przygryzł wargę.- Nie ważne.
- To nie jest zdrowe, by udawać kogoś, kim się nie jest - doktor Mills powiedział Isaacowi. Jako ojciec Treya, musiał być niezwykle otwarty umysł. Albo zupełnie nie miał o tym pojęcia. Isaac znowu przesunął się w stronę draperii. Trey odwrócił głowę, gdy spojrzał na śliczną kelnerkę, która serwowała gościom szampana. - Chciałem się tylko przywitać. Zostawię waszą dwójkę, byście mogli dalej udawać zakochanych - odszedł bez kolejnego słowa i ruszył prosto do kelnerki. Zaskoczona niemal upuściła tacę z napojami, gdy zatrzymała się z poślizgiem. Skręcając, Treyowi jakoś udało się złapać tacę w jedną rękę i drugą przycisnąć zdezorientowaną kobietę do długości swego ciała.Ostrożnie - powiedział niskim głosem, od którego miękły kolana. Rebekah teraz była odporna, ale kelnerka opadła na niego z szeroko otwartymi oczami, lekko rozchylonymi wargami, gdy się na niego gapiła. Rebekah przewróciła oczyma i pokręciła głową. - To twój syn... - dr Mills mruknął pod nosem. - Och, pewnie, to mój syn, kiedy goni za spódniczkami - powiedziała pani Mills.- Ale to twój, kiedy musisz zaimponować płytkim klientom. Twój syn, sławny gitarzysta elektryczny. - Moi synowie, sławni gitarzyści elektryczni - poprawił dr Mills.- Twoi synowie, notoryczni podrywacze spódniczek. - Nie mają tego po mnie. Dr Mills zachichotał i pocałował ją w czubek nosa. - Przestałem ganiać za spódniczkami, gdy znalazłem tą właściwą. Rebekah uśmiechnęła się, mając nadzieję, że ona i Eric wciąż będą posiadać takie uczucie po trzydziestu latach od małżeństwa i odwróciła wzrok, aby sprawdzić jak Isaac radził sobie z niedyskrecjami Treya. Isaac zniknął. Okno od podłogi po sufit za jego ulubioną zasłoną było otwarte. Naprawdę wykradł się na dwór przez otwarte okno? Rebekah westchnęła i potarła czoło, próbując pozbyć się bólu głowy. Naprawdę teraz tego nie potrzebowała. Musiała poradzić sobie ze zbyt wielkim dramatem w swoim własnym życiu, dziękuję bardzo. Cień nasunął się na twarz Rebeki. - Tutaj jesteś, Rebekah. Dobrze cię znowu widzieć. Gdzie uciekł Isaac?zapytał ojciec Isaaca. W ogóle nie był podobny do Isaaca. Podczas gdy Isaac był pełen wdzięki i przystojny, to dr Crandall był ociosany jak beczka i miał pomarszczone czoło, podkreślone przez swoje dziką brew. Tak, brew. Jedną. Najwidoczniej nigdy nie zaznajomił się z pincetą. Podciągnął swoim czerwonym, bulwiastym nosem i przesunął dłonią po swej łysinie. Isaac na pewno wyglądał jak swoja matka. - Chyba poszedł do toalety - skłamała Rebekah. - Jak tylko wróci, to powiedz mu, żeby mnie znalazł, bo chcę ogłosić coś wielkiego - coś przykuło jego uwagę za jej plecami. Uśmiechnął się, ukazując
pożółkłe zęby. - Och, świetnie, twoi rodzice już tutaj są. Pójdę się przywitać. Jej rodzice? Rebece zamarło serce. Skuliła się i zerknęła przez ramię. Rzeczywiście, jej matka była ubrana w wieczorową suknię koloru fuksji, która była za mała o dwa rozmiary a jej ojciec miał na sobie tweedowy, kościelny garnitur i niemodnie szeroki krawat w niebiesko-żółte paski. Co do diabła oni tutaj robili? Podejrzewała, że Isaac był dla nich jak syn. Chcieli usłyszeć jego wielkie wieści. Żałowała, że Isaac nie powiedział jej, że ich zaprosił. - Przepraszam - powiedziała do rodziców Treya i wyszła przez okno za draperią w poszukiwaniu swojej zbiegłej randki. Znalazła Isaaca gapiącego się na krzew, który kształtem przypominał konia. Dotknęła dolnej części jego pleców i znieruchomiał. - Twój ojciec ciebie szuka - powiedziała.- Powiedział, że nadeszła pora na nowinę. Skinął lekko i przygryzł drżącą wargę. Współczuła mu. Wiedziała, jak to jest mieć ból serca. Nie tak dawno temu czuła w swej piersi pustą, bolącą otchłań przez mężczyznę, który teraz sam ją czuł. - Trey pewnie zachowuje się jak dupek, aby cię uwolnić, kochanie. Aby z tobą jasno zerwać, zanim byś się zbytnio przywiązał. - Nie chcę być uwolniony. Potarła go po plecach i oparła się o jego ramię. - Miejmy to już za sobą i jedźmy do domu. - A co z kolacją? - Będę udawać, że źle się czuję. - Ja nie muszę udawać. Wzięła go pod ramię i pociągnęła w stronę domu, niw idąc do okna, acz do otwartych drzwi od tarasu. - Dlaczego nie powiedziałeś mi, że zaprosiłeś moich rodziców? Isaac zmarszczył brwi. - Bo tego nie zrobiłem. Są tutaj? - Tak. - To dziwne. Kiedy weszli do środka, tłum wybuchnął entuzjastycznymi oklaskami. Rebekah uśmiechnęła się. Pewnie wszyscy cieszyli się, że będą mogli powitać Isaaca w swym zespole. Cieszyła się jego szczęściem. Wiedziała, jak ciężko pracował. Dr Crandall uniósł kieliszek szampana i uciszył tłum. - Chcę wam wszystkim podziękować za przybycie na zaręczyny mego syna. Wreszcie nadeszła pora, by mój chłopak się ustatkował. Rebekah odwróciła się i spojrzała na Isaaca, który wyglądał na tak oszołomionego, jak sama się czuła. - Powiedziałeś im, że jesteśmy zaręczeni?- powiedziała szorstkim szeptem.
Pokręcił głową. - Nie, oczywiście, że nie. Rebekah odwróciła się do tłumu. - Nie jesteśmy zaręczeni. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. - To nie prawda!- krzyknęła matka Rebeki.- Są zaręczeni. Są. - Co masz na myśli, mówiąc, że nie jesteście zaręczeni?- ryknął dr Crandall. - Isaac i ja jesteśmy tylko przyjaciółmi - powiedziała Rebekah.- Nigdy do siebie nie wróciliśmy po tym jak zerwaliśmy. W istocie, to biorę ślub z kimś zupełnie innym. - Ale twoja matka powiedziała... Wszyscy odwrócili się, by spojrzeć na jej mamę i Rebekah mogła stwierdzić po jej dzikim wyrazie w jej oczach, że nie miała się dobrze. Eric próbował jej o tym powiedzieć, ale Rebekah była tak oszołomiona swym własnym szczęście, aby pomóc swej matce. - Przepraszam, mamo, ale nie wychodzę za Isaaca. Biorę ślub z Ericiem. W tłumie rozległy się szepty, typu „kto to Eric.” Rebekah zauważyła Treya i posłał jej skinięcie głowy dla zachęty. Przyjaciel w morzu wrogów. Banshee była niczym w porównaniu do krzyku jej matki. - Nie! Musisz wyjść za Isaaca. Jeśli tego nie zrobisz, to ja... to ja... ja... - wielokrotnie zacisnęła i rozluźniła obie pięści. Ojciec Reb chwycił ją za ramię, by powstrzymać ją od przelecenia pokoju i zaatakowania Rebeki. - Mary - powiedział, rozglądając się nerwowo po obywatelach z górnej klasy, którzy na nią patrzyli.- Uspokój się. - Mamo, między nami nigdy się nie ułoży. Isaac jest... - powstrzymała się, zanim powiedziała, że jest gejem i zerknęła na Isaaca, który zbladł bardziej niż anemiczny duch.-... nie jest dla mnie odpowiedni. - Ty mała łajzo - krzyknęła jej mama.- Znowu spotykasz się z tą brudną gwiazdą rocka, prawda? Nic dziwnego, że Isaac cię nie chce. - Hej - zaprotestował Trey.- Tak się składa, że lubię tą brudną gwiazdę rocka. - To nie ona - Isaac powiedział cicho. - Teraz przeproś Isaaca, Rebeko Esther Blake i błagaj go, by cię przyjął z powrotem. Błagaj go! - Mamo, nie wyjdę za Isaaca. Zrozum wreszcie. - Przestań to powtarzać. Po prostu przestań!- odwróciła swe płaczliwe oczy do Isaaca.- Isaac, kochanie, ona tak nie myśli. Chce za ciebie wyjść. Proszę, przyjmij ją z powrotem. Proszę! Wiem, że cię skrzywdziła, ale... - To nie ona!- Isaac krzyknął.- To ja. Jestem gejem. Jasne?- spojrzał prosto na Treya.- I jestem zakochany w tym mężczyźnie. Trey potrząsnął lekko głową i skupił się na podłodze parkietu. Mama upadła na ojca Rebeki i wybuchnęła histerycznym płaczem. - Co?- dr Crandall chwycił swego syna za ramię.- Coś ty powiedział?
Isaac pomasował sobie czoło jedną dłonią. - Nie tak to chciałem ci powiedzieć. Porozmawiajmy na osobności. Rebekah chwyciła tył koszuli Isaaca, chcąc go pocieszyć i jednocześnie utrzymać głowę nad powierzchnią wody, która próbowała ją utopić. - Jesteś gejem?- dr Crandall ryknął.- Mój syn jest gejem? Niemożliwe! - Tato... - Isaac wyciągnął dłoń w stronę swego taty, ale ten od niego odskoczył. - Nie dotykaj mnie. - Wysłuchasz mnie?- powiedział Isaac i otarł wierzchem dłoni oczy. - To nie prawda - krzyknęła mama, ściskając mocno głowę dłońmi.- To nie prawda. Nie prawda. - Zejdź mi z oczu - dr Crandall powiedział Isaacowi.- Nie jesteś moim synem. Już nigdy więcej nie chcę cię zobaczyć. - Tato... - Isaac chwycił ojca za rękaw, ale ten strącił jego dłoń. - Nie jesteś moim synem. Zraniony dźwięk, jaki wydał Isaac sprawił, że serce Rebeki rozpadło się na dwie części. Zachwiał się na nogach i objęła go, aby powstrzymać przed upadkiem. Jej mama wciąż histerycznie wrzeszczała. Jej ojciec wciąż próbował ją uspokoić w swój skromny sposób. Ciężar Isaaca nagle zniknął z jej uścisku. - Idź pomóż swojej matce - Trey powiedział cicho.- Mam go. Zabiorę go do domu. Isaac przytulił się do Treya, który wyprowadził go przez frontowe drzwi. Rebekah odwróciła się do swego nieprzyjemnego zadania uspokojenia swej matki. - Nie pozwólcie mu wyjść - powiedziała, wyciągając rękę w stronę Isaaca.- Nie pozwólcie mu wyjść bez Rebeki. - Mamo - powiedziała Rebekah. Chwyciła swoją matką za oba ramiona i potrząsnęła nią mocno. - Och, kochanie - zawodziła jej matka.- Tak mi przykro, że odszedł. Przepraszam, że nie mogłam cię uratować. Jesteś zbyt młoda, by umrzeć. Rany, była aż taką królową dramatu? - Nie zamierzam umrzeć, mamo. Tato, zabierz ją do samochodu. Całe ciało jej mamy zadrżało. - Umrzesz. Umrzesz. Niebawem. Bóg mnie ciebie zabierze. Wiem, że On to zrobi. Rebekah wiedziała, że jej matka miała urojenia, ale jej słowa uderzyły Rebekę jak cios w twarz. - Daj spokój, mamo. Wyjdźmy na zewnątrz zaczerpnąć świeżego powietrza - i zaczekać na tatę. I zostawić za sobą te wszystkie gapiące się pary oczy i zgorszone szepty. A potem dać jej matce naprawdę dobre leki psychotyczne.
Mama wyszła za nią na zewnątrz. Przytuliła się do Rebeki jak przerażona dziewczynka, obejmując ją w talii i opierając głowę na jej ramieniu. Rebekah wygładziła włosy swojej mamy. - Wszystko będzie dobrze, mamo. Tata ci pomoże - podjazd teraz był wypełniony samochodami, więc skierowała swoją mmę w stronę ulicy na końcu podjazdu. Kiedy jej tata podjechał vanem kilka minut później, Rebekah pomogła swojej mamie wsiąść do środka. - Nie wychodź za tą gwiazdę rocka. Nie wychodź za niego, Rebekah - jej mama teraz mamrotała pod nosem.- Nie jest dla ciebie odpowiedni. Nie wychodź za niego. Jej tata ścisnął mamę za rękę i znieruchomiała, jakby nie zauważyła, że tam był. Pochylił się nad nią, by spojrzeć na Rebekę na ulicy. - Kochanie, dam twojej mamie leki i zadzwonię do ciebie - powiedział jej tata.- Myślę, że powinnaś jej dać kilka dni, aby się wzięła w garść, zanim ją odwiedzisz. Rebekah zagryzła wargę i skinęła głową, wiedząc, że miał rację. Kiedy mama ostatnim razem tak szalała, to musieli ją odizolować na kilka dni, aby mogła sobie wszystko poukładać i wrócić do rzeczywistości. I wtedy miała się doskonale. Przynajmniej tak się wtedy wydawało. - Ktoś zabierze cię do domu? Eric. Wiedziała, że mogła na niego liczyć. Skinęła głową. - Dam sobie radę. Zajmij się mamą. Oczy kuły ją od niewylanych łez, gdy wyciągnęła swoją komórkę ze swojej wieczorowej kopertówki i zadzwoniła do Erica. - Co się dzieje? Już za mną tęsknisz?- odpowiedział. Słyszała uśmiech w jego głosie. - M-możesz p-po mnie przyjechać?- cholera, znowu się jąkała. Zawahał się. - Tak, oczywiście. Co się stało. - Po prosto się p-pospiesz, dobrze? P-proszę. - Wszystko w porządku? - T-tak - łyknęła powietrze. Był jedyną rzeczą w jej życiu, która się nie rozpadała i potrzebowała go. Bardzo.- N-nie - połknęła więcej powietrza.- Nie wiem. - Gdzie jesteś? - Wciąż na przyjęciu. Wiesz, jak tu dojechać? - Tak - wiedziała, że poszukał adresu, gdy próbował ją przekonać, że nie musiała zjawiać się na przyjęciu samochodem Isaaca.- Opowiesz mi o wszystkim? Opowiedziała mu o tym, co się stało. - W każdym razie... utknęłam tutaj bez samochodu i doceniłabym, gdybyś się pospieszył - zniżyła głos do szeptu i rozejrzała się po podjeździe, gdzie zebrał się tłum gapiów.- Ludzie się patrzą...
- Już jadę. Przyjechał szybciej, niż myślała, że to możliwe. Była tak szczęśliwa, że go zobaczyła, że nawet nie skarciła go z powodu prędkości. Weszła do samochodu, objęła jego szyję i pocałowała każdy centymetr jego twarz. - Jutro nie wychodzimy z domy. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, bym zmonopolizowała twoje całe urodziny. Zaśmiał się. - Jutro są moje urodziny? - Owszem i mam dla ciebie całą masę niespodzianek. - Niespodzianek? Jakich niespodzianek? - Gdybym ci powiedziała, to nie byłby niespodziankami. - Prawda - chwycił ją za dłoń i ścisnął ją pocieszająco.- Chcesz porozmawiać o tym co dzisiaj się stało? - Nie - powiedziała.- Będę udawać, że to nigdy się nie stało. W poniedziałek zmierzę się z rzeczywistością, ale przez resztę weekendu będziesz tylko ty i ja i wszystkie nasze fantazje. Pocałował ją w knykcie i odpalił samochód, zjeżdżając z krawężnika. - Cóż, jeśli nalegasz.
Rozdział 33
Następnego ranka, Eric otworzył oczy, by ujrzeć jasno niebieskie pudełko. Leżało na opuszczonej poduszce Rebeki, a było obwiązane grubą, białą wstążką. Podniósł się, by rozejrzeć się po pokoju i poczuł rozczarowanie, gdy okazało się, że był sam. Nawet sukienka wieczorowa, która wisiała u sufitu na wentylatorze, gdy padł z wycieńczenia ostatniej nocy, zniknęła. Usiadł po turecku na środku łóżka i sięgnął po pudełko. Była do niego dołączona mała karteczka, Wszystkiego najlepszego z okazji pierwszy urodzin, kochanie. Proszę, otwórz natychmiast. Rebekah. Uśmiechnął się. Nigdy nie przywitał go prezent urodzinowy na poduszce. Chłopacy raz obudzili go rozbijając tort urodzinowy na jego twarzy. Była to szorstka, ale raczej słodka pobudka. Rozwiązał wstążkę i podniósł wieko, oczekując znaleźć coś seksownego na bibułce, ale znalazł sprzęt do nadzoru dzieci. - Elektryczna niania? Wyciągnął urządzenie z pudełka i spostrzegł, że do małej antenki była przymocowana kolejna notatka. Jestem na twoje zawołanie, więc zadzwoń, solenizancie. Wciśnij guzik i daj mi znać, kiedy będziesz na mnie gotowy. Serce zabiło mu z oczekiwania. Wcisnął guzik.
- Rebekah? - Zaraz tam będę - jej głos dobiegł z małego głośnika. On już był gotowy. Jeżeli chodziło o jego kobietę, to zawsze stał na baczność. Zakrył swoje podniecenie, upuszczając na kolana poduszkę. Chwilę później drzwi sypialni otworzyły się i Rebekah weszła niosąc tace z jedzeniem. Miała na sobie mały, plisowany fartuszek. Tylko plisowany fartuszek. Cholera, wyglądała do zjedzenia. Gdyby już nie stał na baczność, to z pewnością przydarzyłoby się to teraz. - Mam nadzieję, że jesteś głodny - powiedziała.- Zrobiłam ci trzy rodzaje jajecznicy. I bekon. Kiełbasę. Herbatniki. Placki ziemniaczane. Puchar owoców i kawę. Sok. - Pachnie fantastycznie - mruknął. Był pewien, że też wyglądało fantastycznie, ale nie mógł oderwać oczy od delikatnego wybrzuszenia jej piersi, gdy przeszła przez pokój i położyła tacę obok niego na łóżku. Pochyliła się nad łóżkiem i pocałowała go delikatnie w usta. - Wszystkiego najlepszego z okazji pierwszych urodzin - powiedziała. - Pierwszych urodzin? - Cóż, przegapiłam dwadzieścia siedem, więc mamy dzisiaj wiele urodzin do świętowania. Nigdy nie podejrzewał, że będzie dbać o to, co ktoś kiedyś zrobi coś specjalnego urodziny albo o to, czy będzie mieć przyjęcie jako dziecko. Ciepło, które rozprzestrzeniało się od jego piersi i zawroty głowy spowodowane jej troskliwością, mówiły mu, że teraz naprawdę mu na tym zależało. Rebekah znalazła sposób na uszczęśliwianie go za te ciężkie chwile, więc docenił swój czas z nią o wiele bardziej. - Kocham cię. - Ja też cię kocham. A teraz jedz. - Może chcę, byś mnie nakarmiła - powiedział. Weszła na łóżko i podniosła jego widelec. - Na co masz ochotę? Uniósł swoją dłoń i pogładził jej napięty sutek. - Na to - pochylił się do przodu i musnął językiem poburzoną skórę. - Dostaniesz tego całe mnóstwo, gdy już skończymy z twoimi niespodziankami - powiedziała.- Więc lepiej zacznij jeść, aby zachować siłę. Wciągnął jej sutek do ust i się odsunął. - Zjem - powiedział.- Ale utrzymaj je dla mnie twarde. Zahipnotyzowany, patrzył na jej twarde sutki, które przetoczyła między kciukiem a palcem wskazującym i oblizała palce, by rozsunąć wilgoć nad jej różowym ciałem. Jadł powoli, ciesząc się prywatnym pokazem, za bardzo chcąc, by się skończył. Wciąż go podniecała jak nic innego. Kiedy już był pełen, okrążył tacę śniadaniową i przycisnął ją pod sobą do materaca. Possał jej sutek, aż uczepiła się jego włosów i jęknęła z potrzeby. Uniósł jej fartuszek i odkrył, że kompletnie ogoliła swoją cipkę.
- Widzę deser - powiedział. - To miało zostać na później. - Mogę mieć dzisiaj kilka deserów. To moje urodziny - przesunął się w dół jej ciała, i possał gładkie, opuchnięte wargi, drażnił jej łechtaczkę swym językiem i polizał jej śliską dziurkę, by posmakować jej słodkie soki. - Och Eric - jęknęła.- Pragnę cię. Wsunął w nią palec i obrócił nim w szerokich kręgach, podczas gdy ssał jej łechtaczkę. Wygięła plecy w łyk. - Och, czekaj. Zaraz dojdę. Eric! Jej ciało zadrżało w orgazmie. Napięła się przy jego dłoni, a jej cipka ścisnęła jego palec w cudownych skurczach. Kiedy zwiotczała, wyciągnął palec i pocałował delikatnie jej śliczne fałdki, uwielbiając to, jak wyglądały czysto i delikatnie. Przesunął się w górę jej ciała, by uśmiechnąć się do jej zaczerwienionej twarzy. - To twoje urodziny - powiedziała bez tchu.- Nie powinnam dostawać żadnych prezentów. - To był prezent dla nas obojga - opuścił głowę, by pocałować ją w szczękę, szyję, ucho. Zesztywniała pod nim. - Czekaj! Planowałam to od tygodnia, a ty już tutaj psujesz mój program. Gdyby nie był tak ciekaw jej planów, to powiedziałby do diabła z nim. Ale był. Ciekawy. Wysunęła się spod niego i sturlała się z łóżka. Podniosła jego tacę i skinęła na dołączoną łazienkę. - Twoja następna niespodzianka tam się znajduje. Patrzył, jak sznurki fartucha podskakują na jej ślicznym tyłeczku, gdy wybiegła z pokoju. Gdy tylko zniknęła z pola widzenia, to Eric ruszył do łazienki. Na umywalce znalazł czerwone pudełko z dużą kokardą. Szczęśliwych drugich Urodzin, kochanie. Proszę, otwórz natychmiast. Rebekah. Podniósł wieczko i znalazł w środku białą gąbkę. Taką, jakiej używała pod prysznicem. A pod nią kartkę. Poczekaj na mnie pod prysznicem. Skorzystał z toalety i wszedł pod prysznic, pozwalając wodzie zmoczyć jego ciało. Chwilę później Rebekah weszła do łazienki. Miała na sobie białą koszulkę i nic więcej. Weszła pod prysznic, wciąż mając na sobie t-shirt. Na początku nie był pewien dlaczego, ale gdy jej bluzeczka została mokra, to stała się całkowicie przezroczysta i przylegała do jej krągłości, co było jakoś bardziej seksowne niż gołe ciało. Wymamrotał coś niezrozumiałego i sięgnął do jej piersi, chwytając je przez materiał i ściskając je tak, aby jej ciemne sutki napięły się pod mokrym ubraniem. O Boże. Chciał ich. Pragnął jej. Pochylił głowę i possał jedną pierś, koszulkę i w ogóle, swymi ustami. - Dziękuję, że dałeś mi kolejny prezent - szepnęła ochrypłym głosem.-
Gdzie prezent, który ci dałam? Nie miał pojęcia. Uniósł głowę, by na nią spojrzeć i gdy znowu ruszył na białą koszulkę, to nawet nie pamiętał o co go pytała. Najwidoczniej znalazła to czego szukała w jego lewej dłoni. Sięgnęła po butelkę z płynnym mydłem na półeczce na ścianie. Jego wzrok przesunął się do tatuażu na dolnej części jej pleców, a następnie do słodkich krągłości jej nagiego tyłeczka. Znowu się odwróciła i zaczęła myć gąbką jego pierś, pozostawiając pieniste smugi na jego skórze, gdy myła go powolnymi, celowymi ruchami. Nie mógł oderwać dłoni od jej piersi. Namydliła jego ramiona. Jego ręce. Plecy. Brzuch. Było cudownie. Czuł się wyjątkowy i kochany. I naprawdę, cholernie napalony. Jej namydlona myjka przesunęła się niżej. Kucnęła, by umyć jego biodra i uda. Główka jego penisa zniknęła w jej gorących usteczkach. Possała go delikatnie, posyłając fale rozkoszy wzdłuż jego długości, podczas gdy namydliła jego jądra. Gdy po pewnym czasie skończyła je myć, to był pewien, że na świecie nie było czystszej pary jaj. Był także pewien, że nie było niczego bardziej seksownego, niż kobieta w przemoczonej koszulce, patrząca na niego z uwielbieniem, podczas gdy mu obciągała. Kontrolę zdominowała potrzeba. Schylił się, by chwycić ją za oba ramiona. Wypuściła jego kutasa z mocnego ssania i podciągnął ją na nogi. Musiał ja przelecieć. Natychmiast. Nie było mowy o żadnym emocjonalnym, delikatnym uprawianiu miłości, które mieli zeszłej nocy. Nie. To będzie brudne. I szorstkie. Był zbyt podekscytowany, by być delikatny. Chwycił jej twarz w dłonie i pocałował ją mocno i głęboko. Nie zaprotestowała, nawet gdy przycisnął ją do ściany i ścisnął dłońmi jej piersi. Przechyliła głowę na bok. - Zerwij ze mnie koszulkę - nakazała. Nie był Hulkiem Hoganem. Nie mógł rozerwać jej koszulki gołymi rękami. Albo mógł? Zauważył, że nacięła swój dekolt, aby mógł ją rozedrzeć. Ta mała seksowna lisica zaplanowała to od samego początku. Chwycił materiał i pociągnął w przeciwnych kierunkach. Rozległo się satysfakcjonujące darcie. Jej piersi wyskoczyły na wolność i westchnął. Chwycił je i zaczął mocno masować. Musiał być w niej. Musiał ją pieprzyć. Eric podniósł ją z podłogi prysznica i przycisnął do ściany z płytek. Woda spływała po jego ciele w grubych strumieniach. Pchnął do przodu, szukając jej śliskiego ciepła, ale nie znalazł go. Zaciskając zęby, przeklął i spróbował ponownie. Rebekah sięgnęła między ich ciała, chwyciła jego fiuta i nakierowała go do domu. Wbił się w nią. Mocno. Mocniej. Chciał, by go poczuła. Aby było niemożliwe, by go zignorowała. Jego podniecenie szybko doprowadziło go na skraj orgazmu, ale nie był gotowy by
dojść. Chciał, by to trwało przez godziny. Niestety grawitacja nie działała na jego korzyść. Jego siła zaczęła zanikać, gdy Rebekah przesunęła się po ścianie w doł. Mruknął w proteście, gdy nie mógł już znaleźć oparcia w swych pchnięciach i musiał się wysunąć. Odwróciła się i schyliła do przodu, prezentując swój tył. - Włóż go, Eric. Tak bardzo go pragnę. Tym razem, znalazł ją z łatwością, wbijając się w nią szybko i mocno od tyłu. Wygięła plecy, aby mógł chwycić ją za piersi, podczas gdy wsuwał się w nią wielokrotnie. - Och. Och. Och!- jej krzyki odbiły się echem od płytek, gdy osiągnęła szczyr. Eric wysunął się w ostatniej chwili i przyjrzał, jak jego sperma wystrzeliła na dolną część jej pleców. Sięgnęła za siebie i rozmazała jego spermę na imieniu wytatuowanym na jej skórze. Jego imieniu. Jęknął, gdy się jej przyglądał. Czy ta kobieta mogła być jeszcze bardziej seksowna? Mógł ją w tym momencie kochać jeszcze bardziej? Nie sądził, by było to możliwe. Przyciągnął ją do swojej długości. Jego brzuch przycisnął się do jej pleców,a między nimi znalazły się poszarpane szczątki jej koszulki. Pocałował ją w szyję, podczas gdy pocierał jej piersi i brzuch. Wreszcie podniósł gąbkę z podłogi prysznica i umyli się na zmianę. Dotykali się, całowali, nieco gryźli. Gdy już była wypucowana, to się odsunęła. - Twój następny prezent znajduje się w zielone sypialni - szepnęła i wyszła spod prysznica. Sięgnęła po ręcznik i owinęła go wokół swego małego, niesamowitego ciałka. Zakręcił wodę i nie przejmował się ręcznikiem. Ociekając wodą, Eric wybiegł na korytarz i do sąsiedniej sypialni, która była urządzona w zieleni. Na łóżku znajdowało się prostokątne pudełko - białe z czerwoną kokardą. Przeczytał notatkę. Szczęśliwych trzecich Urodzin, kochanie. Otwórz, gdy będziesz chciał herbatę. Herbatę? Nie miał pojęcia, co mogłoby się znajdować w pudełku. Nie wiedział, czy chciał mieć podaną herbatę czy nie, ale był ciekaw. Otworzył prezent i znalazł piękny, jedwabny szlafrok. Był biały i udekorowany małymi, różowymi kwiatkami. Wyciągnął go z pudełka i przycisnął do piersi. Jeżeli by go założył, to nie zakrywałby nawet jego tyłka. Nie chciał zranić uczuć Rebeki ani nic, ale... Um? Był nieco kobiecy. Nie mógł sobie wyobraził, by miał go założyć. - Jest piękny, prawda?- Rebekah zapytała od drzwi. - Tak. Tylko nie sądzę, by był w moim stylu. Roześmiała się. - To nie ty masz go założyć, tylko ja. Odetchnął z ulgą. - Och, dzięki Bogu. Zacząłem się martwić, że chciałaś, bym się w niego
przebrał. Wzięła od niego szlafrok. - Założę go i zrobię herbatę - otworzyła szufladę i wyciągnęła kolejne pudełko.- Otwórz. Szczęśliwych czwartych urodzin - pocałowała go i podała mu pudełko, zanim wyszła z pokoju. Pudełko było stosunkowo małe, długie i płaskie. Wewnątrz znalazł chorągiewkę i dopisek, Gdy tylko Camaro będzie gotowe, to wyzwę cię na pojedynek. Na dnie pudełka znalazł bon z lokalnego torsu na jedną godzinę prywatnego użytkowania. - Rebekah!- krzyknął.- To niesamowite! Odwrócił się i zobaczył ją stojącą w drzwiach, ubraną w swój piękny szlafrok. Był jednym z tych japońskich. Kimono czy coś w tym stylu. Gruba, czerwona wstęga owinęła się wokół jej talii, przez co wyglądała nieprawdopodobnie krucho. Jej stopy i seksowne nogi były nagie. Patrzyła w dół, gdy weszła do pokoju małymi kroczkami. Niosła tacę z dzbankiem, małą filiżanką i białym wazonem z czerwonym kwiatem. - Whoa - powiedział Eric, odkładając pudełko na stolik nocny.Wyglądasz tak... delikatnie - całym szczęściem nie nazwał jej uroczą.Dziękuję, za prezent. Nie mogę się doczekać, by się z tobą ścigać. Skinęła lekko głową i zarumieniła się, wciąż patrząc w dół. Nie był pewien dlaczego, ale jej zachowywanie się wstydliwie i nieśmiale było seksowne. - Usiądź, proszę - powiedziała cicho. Usiadł. Dębowa podłoga była zimna pod jego nagim tyłkiem, ale jego krew była gorąca i na pewno niebawem uległby przegrzaniu. Postawiła tacę na podłodze i wyciągnęła kołdrę z drewnianego stojaka na końcu łóżka. Rozłożyła ją na podłodze i zachęciła Erica, by wszedł na nią. Klękając przed nim, nalała herbatę z dzbanka do maleńkiej filiżanki. Gdy mu ją podała, musnęła palcami jego. Ten przypadkowy dotyk przesłał przez niego dreszcze. Wciąż patrzyła w dół, napinając ciało, jakby jego obecność ją denerwowała. Podejrzewał, że nie powinien być zaskoczony, że to jej zachowanie było seksowne. Wszystko co robiła go podniecało. Wziął łyk herbaty i spaliła mu włoski w nosie. Czując jak łzawią mu włosy, Eric zakaszlał i zakrył usta tyłem dłoni. - To było gorące - szepnął. Spojrzała w górę z drżącą dolną wargą. - Nie zadowoliłam cię? Wiedział, że chciała odegrać swoją rolę, ale nie mógł znieść tej zasmuconej miny, nawet jeśli była to gra. Wsunął palec pod jej brodę i przesunął się, by złożyć delikatny pocałunek. - Zawsze mnie zadowalasz. Jesteś niezdolna do niezadowolenia mnie. Zaśmiała się, przestając grać. - Myślę, że musisz przeczytać swój scenariusz.
- Teraz? - Chyba, że... chcesz otworzyć więcej prezentów? Zawahał się, a potem uśmiechnął i niecierpliwie skinął głową. - Możemy kilka z nich przesunąć na następny dzień. Masz przed sobą wiele prezentów. Pewnie zbyt dużo, aby nacieszyć się nimi wszystkimi jednego dnia. Nie mógł udawać, że nie był podekscytowany. Pochwycił ją w żywiołowy uścisk. - Co dalej? - Twój następny prezent jest w kuchni. Idź załóż jakieś majtki i spotkajmy się na dole. Nie podglądaj, dopóki do ciebie nie dołączę. Uśmiechnął się. - Więc tym razem nie chcesz, bym był nagi? - Nie wszystkie prezenty są natury seksualnej. - Porażka. - Na przykład bon na tor wyścigowy. Ścisnął ją i przyssał się do jej szyi z głośnym, mokrym pocałunkiem aż zachichotała i zaczęła się wić. - To był cholernie niesamowity, nieseksualny prezent, ale podejrzewam, że będę po nim bardzo podniecony. - Możesz zrobić pod względem seksualnym co tylko zechcesz, Eric. - Dopiero do tego doszłaś? - Nie. Tylko świętuję - pocałowała go i wyślizgnęła z jego ramion.Zobaczymy się na dole. Złapała tace i wstała. Gdy tylko wyszła z pokoju, to pobiegł do swojej sypialni i założył parę bokserek, po czym zbiegł po schodach, pokonując po dwa na raz. Zauważył kilka pudełek urodzinowych w salonie po drodze i trzy na barze śniadaniowym w kuchni. Usiadł przy barze i wyciągnął szyję, by móc przeczytać notatki na każdym pudełku. Były innych rozmiarów i kształtów. Jeden był na jego piąte urodziny, inny na dwunaste, a kolejny na dwudzieste pierwsze. Zastanawiał się, czy będzie kazała mu je otworzyć w kolejności. Gdy wreszcie do niego dołączyła, miała na sobie starą koszulkę i dżinsy, to już miał wybuchnąć z oczekiwania. Uśmiechnęła się, gdy chwycił pudełko przeznaczone na jego piąte urodziny. - Mogę je teraz otworzyć? Skinęła głową. Nie wiedział, czego się spodziewać, ale dwa pudełka farby do włosów - jedno blond, drugie fioletowe - nie było tym. - Co to? - Nadeszła pora, bym się pozbyła tego mysiego brązu. - Wołałem cię jako blondynkę z niebieskim. - Co powiesz na blondynkę z fioletowym? I podoba mi się twój niebieski pasek, który będzie pasował do mojego fioletowego, jeśli mi pozwolisz. Westchnął ciężko.
- Dobrze, i tak podejrzewam, że moja tradycja czterdziestu dziewięciu dni i tak jest kiepska. - Zadzieram z czymś świętym? - Tylko z głupim przesądem. - Możemy poczekać. Pokręcił głową. - Nie sądzę, by jeszcze przyniósł mi szczęście. - Ale wciąż chcesz zmienić kolor, prawda? - Tak. To tak jakby mój znak rozpoznawczy. Są zakłady online, jaki kolor wybiorę następnym razem. - Ile osób postawiło swe pieniądze na fioletowy? Roześmiał się. - Podejrzewam, że dwie dziewczynki, jakie poznałem w schronisku dla bezdomnych. Eric był zaskoczony, jakie zabawne było pofarbowanie sobie wzajemnie włosów. Pozwoliła mu wybrać pasemka, gdzie chciał nałożyć fiolet na jej włosy. Zamiast pofarbować dolną warstwę, tak jak to było, gdy się spotkali, fioletowe pasemka otaczały jej piękną twarz i kilka znalazło się z tyłu, gdy go nieco poniosło. Każda głupia rzecz, jaką razem robili, sprawiała, że czuł się bliżej niej. Otworzył więcej prezentów, począwszy od książki szekspirowskich limeryk do pudełka hot dogów z busu. Wiele włożyła w jego wszystkie prezenty. Było kilka kostiumów do ich sypialnianej zabawy - cheerleaderka, anioł i seksowna piratka. Gdy otworzył kostium Spider-Mana, który zawierał dwie puszki pajęczyny, chwycił jedną i gonił Rebekę po domu, aż zapędził ją do rogu z lepką pajęczyną na niej. Dostał pałeczki, nową piersiówkę wypełniona tequilą Cabo Wabo i parę kajdanek z instrukcją „dla ciebie lub dla mnie, to twoja decyzja.” Był zbyt podniecony, by w tym momencie podjąć jakąś decyzję. W salonie upuściła mu na kolana kolejny prezent i usiadła obok niego na kanapie. Ścisnęła zachęcająco go za kolano, gdy otworzył pudełko. W środku znalazł zdjęcie swoje i Rebeki w ramce. Było to to samo zdjęcie, jakie miał na tapecie w telefonie, na którym jednocześnie się całowali, uśmiechali i patrzyli w aparat. Ramka była z wygrawerowanym słowem rodzina. Poczuł, jak zapiera mu dech w piersiach, gdy przesunął palcami po napisie. Nie mógł na to niczego poradzić. - Uwielbiam to - powiedział bez tchu. Rebekah zeszła z kanapy, a następnie wzięła płotek i gwóźdź ze stołu. - Gdzie je powiesimy? Jego dekoratorka wnętrz nawrzeszczałaby na nich, gdyby dowiedziała się, że powiesił zdjęcie w jej idealnie zaprojektowanym salonie. Powiesili zdjęcie obok obrazu Thomasa Kincaida. Obydwoje się uśmiechali przez dobre
pięć minut. - Niebawem dodamy więcej - powiedziała. Objął jej ramiona i przyciągnął do swego boku. - Z pewnością - schylił się i skubnął jej ucho, żałując, że nie poprosił jej, by założyła swojego kostiumu cheerleaderki, zamiast przesunąć go na inny termin. Kładąc dłoń na jego brzuchu, zadrżała. - Poczekaj na mnie w salonie - powiedziała.- Usiądź przy fortepianie. - Jestem teraz gotowy na gorące kochanie się - powiedział. Puściła mu oczko. - Być może nieco go dostaniesz. - Być może? Chwyciła go za włosy na karku i pocałowała go, aż jego penis i brzuch zadrżały. Odsunęła się i spojrzała wygłodniałe w jego oczy. Odgarnął z jej twarzy fioletowe pasemka włosów. - Będę tam za dziesięć minut - obiecała. Nie był pewien, jak udało jej się uciec. I był pewien, że nie chciał, by mu się wymsknęła. Wiedząc, że zaplanowała coś seksownego, miał polowe zabawy, wyobrażając sobie, co to mogło być. Z westchnieniem poszedł do salonu i poczekał przy czarnym fortepianie. Klapa fortepianu była opuszczona i stało na niej kilka dodatkowych prezentów. Nigdy się nie domyślił, co do nich wsadziła. Musiała mieć wspólnika. Nie było mowy, by sama zrobiła to wszystko. Niemal ciągle byli ze sobą. Znudził się na tyle, że zaczął grać na fortepianie, gdy czekał. Ten mały duet, który napisał dla ich tatuaży, zaczął rozciągać się w piosenkę. Para miękkich, ciepłych dłoni oparła się na jego ramionach i zsunęła w dół jego piersi. Palce znieruchomiały mu na klawiszach. Jeden palec napotkał kolczyk w jego sutku. Delikatne pociągnięcie sprawiło, że napięły mu się jądra. Jej piersi przycisnęły się do jego pleców. Niestety nie było nagie. - Wszystkiego najlepszego - Rebekah zaśpiewała mu do ucha schrypniętym głosem. Przesunęła dłonie niżej, na jego brzuch. - Wszystkiego najlepszego - kontynuowała. Odwrócił się, by na nią spojrzeć i niemal spadł z ławki. Rebekah miała na sobie sukienkę ze zwiewną spódnicą. Wyglądała jak replika tej, jaką miała na sobie Marilyn Monroe w Słomianym Wdowcu. Kostium nie kończył się na sukience; Rebekah miała na sobie perukę, makijaż. Wyglądała tak gorąco, jak piekło w lipcu. - Wszystkiego najlepszego, panie Ericu Sticks - zaśpiewała tym samym seksownym głosem. Usiadła na jego kolanach, obejmując go za szyję i patrząc na niego w otwartym zaproszeniu spod przymkniętych powiek.
Och drogi Boże. - Wszystkiego najlepszego... tobie. Z walącym sercem opuścił głowę, by ją pocałować. Wsunął dłoń na gładką nogę pod jej spódniczkę i przesunął ją wyżej i wyżej, aż wiedział na pewno. Nie miała na sobie majtek. Podniósł ją na fortepian i wsadził głowę pod spódnicę. Wbiła szpilki w jego plecy, gdy zachęciła go, by badał jej wargi językiem. Skosztował jej płynących soków, tańcząc językiem po śliskim ciele i wbijając palce w jej doskonałe, kobiece ciało. Tracąc oddech z niecierpliwości, wyszedł spod spódnicy i zsunął bokserki, by uwolnić penisa. Pociągnął jej ciało ku sobie i zsunęła się z pokrywy na klawisze, które zadzwoniły nieharmonijnie. Znajdując jej otwarcie pod spódnicą, włożył ostrożnie swego kutasa i pchnął do przodu, wypełniając ją mocnym, głębokim pchnięciem. Wbijając się w nią w stałym rytmie, otworzył oczy by na nią spojrzeć. Ściągnął jej perukę i przesunął palcami po jej włosach. Chociaż była bardzo seksowna, gdy udawała kogoś innego, to wolał ją jako prawdziwą kobietę. Jego kobietę. Wystarczała mu. Był wszystkim, czego potrzebował. Pochwycił jej wargi swoimi i zwolnił temp, już nie szukając orgazmu. Szukał czegoś więcej. Połączenia między nimi. Takiego, jakie czuł tylko wtedy, gdy w niej był. Przesunął dłonie w dół jej nagiego ciała na plecach i przycisnął bliżej do siebie jej ciało. Bicie ich serc wymsknęło się pod kontroli, jego przy jej, jej przy jego. Przerwała ich pocałunek i spojrzała w jego piękne, niebieskie oczy. Patrzyła na niego jakby ze strachem. Wreszcie musiał zapytać. - Co? Objęła rękami jego talię i przytuliła się do jego ramienia. - Czasami to po prostu we mnie trafia - szepnęła.- Jaka jestem szczęśliwa, że mogę być z tobą. - To ja jestem szczęściarzem. Na podjeździe rozległ się chrzęst żwiru. Rebekah zesztywniała. - Która godzina? Na zewnątrz trzasnęły drzwi samochodu. Eric spojrzał na stary zegar. - Um, prawie szósta. - Już?- jęknęła.- Pospiesz się i dojdź. - Ciekawe kto to - powiedział, starając się wyjrzeć na podjazd przez okno w odległej ścianie. Wyglądając na spanikowaną, Rebekah pchnęła go do tyłu, tak że jego fiut wysunął się z jej ciała. Upadła na kolana przed nim i zassała go do ust. Było oczywiste, że zamierzała go doprowadzić tak szybko jak to możliwe. Pozwolił przyjemności pożreć siebie, delikatnie odgarniając włosy za jej uszy, gdy poruszała głową i mocno ssąc. Wybuchł w jej ustach, a jego ciało napięło
się, gdy pozwolił sobie na rozkosz. Połknęła to, co jej dał i zerwała się na nogi, podciągając jego bokserki na miejsce, gdy zadzwonił dzwonek. - Później zrobimy to jeszcze raz - obiecała.- Wtedy będziesz mógł ciągnąć to tak długo, jak będziesz chciał. - Kocham cię, kobieto. Uśmiechnęła się. - Wiem. Ja ciebie też kocham. Idź otworzyć drzwi. Muszę znaleźć jakieś majtki. Wybiegła z pokoju. Dzwonek zadzwonił jeszcze raz. - No dalej, stary!- usłyszał, jak Brian woła z ganku.- To wszystko jest coraz bardziej ciężkie! - Cóż, gdybyś pozwolił mi coś ponieść, to byłoby ci łatwiej - poskarżyła się Myrna. - Niesiesz. Nosisz w sobie moje dziecko. Eric założył jakieś spodnie i otworzył drzwi, uśmiechając się do droczącej pary. - Hej, nie spodziewałem się was. - O tak - powiedział Brian. Pod pachą trzymał wolnowar i duży garnek pod drugą, a kilka siatek wisiało mu w dłoniach.- Niespodzianka! Myrna przytuliła Erica. - Wszystkiego najlepszego!- przemknęła się wokół jego ciała, aby wejść do holu. Brian podążył za nią. - Gdzie jest kuchnia?- zapytała Myrna.- Mam kilka rzeczy do podgrzania. - Pokażę ci- powiedział Brian. - Czujcie się jak u siebie w domu - Eric zawołał za nimi. Eric naprawdę nie sądził, że ten dzień mógłby być jeszcze lepszy, gdy na jego podjazd wjechał kolejny samochód. Był to Mercedes Seda. Sedowi i Jessice zajęło dobrą chwilę, zanim wyszli z samochodu. Byli zbyt zajęci całowaniem się na przednim siedzeniu. Eric stał cierpliwie na werandzie, aby móc wpuścić ich do domu, kiedy wreszcie zdecydowaliby się odkleić od swoich twarzy i Sed skończyłby robić, cokolwiek robił swoją głową pod deską rozdzielczą. Rebekah stanęła obok Erica i podała mu kolejny prezent. - Mam go teraz otworzyć?- zapytał. - Tak. Nie chcę, by te wszystkie kobiety patrzyły na mojego mężczyznę przez cały wieczór. Roześmiał się. Jakby to mogło się zdarzyć. Otworzył pudełko i znalazł czarną koszulkę. Na przodzie było napisane białymi literkami Zboczony Stary Mężczyzna. Zaśmiał się i wciągnął ją przez głowę. Pocałował ją w skroń i mruknął: - Później pokażę ci do jakich świństewek jest zdolny ten stary mężczyzna.
- Liczę na to - stanęła na palcach i pocałowała go i potargała mu czule włosy.- Pójdę pomóc Myrnie. To super, że zrobiła kolację dla nas wszystkich. - Jak to dla wszystkich?- zapytał Eric. - Zobaczysz. Miał nadzieję, że wszyscy nie obejmowali Isaaca. Wreszcie Sed wyszedł z samochodu i okrążył samochód, by otworzyć Jessice drzwi. Całowali się jeszcze przez chwilę i Sed poszedł do bagażnika. Jessica niosła pudełka z prezentami, a Sed duże pudło, które podejrzliwie wyglądało na karton z ciastem. W słodkiej, letniej sukience i dopasowanej marynarce z krótkim rękawem, Jessica wyglądała diabelnie seksownie jak zwykle. Nic dziwnego, że Sed nie mógł oderwać od niej rąk. W tej samej chwili Sed i Jessica zauważyli Erica, który stał na schodach, czekając na nich. - Hej - powiedział Sed.- Wszystkiego najlepszego. Kiedy para weszła na werandę, Jessica uniosła dłoń i poklepała Erica po policzku. Przeczytała napis na jego koszulce i roześmiała się. - Zboczony stary mężczyzna? Idealnie. Jace i Aggie zjawili się kilka minut później. Mieli ze sobą i prezenty i jedzenie. Jace uderzył Erica żartobliwie w żebra. - Przepraszam, że się spóźniliśmy - powiedział.- Aggie kończyła twój prezent. Ericowi odpłynęła krew z twarzy. - Proszę, tylko nie mów mi, że to bicz. Jace roześmiał się. - Będziesz musiał poczekać i zobaczyć. - Wyglądasz na szczęśliwego - Aggie skomentowała, odgarniając swoje długie, jedwabiste, czarne włosy za uszy i całując go w policzek. - Bo jestem szczęśliwy. Stary, ale szczęśliwy. Van wjechał na podjazd. Zajęło mu chwilę, by rozpoznać, że należał do rodziców Rebeki. Wspaniale. Uśmiech Erica zniknął. Nie było wątpliwości, że zabrali ze sobą Isaaca dla kopniaków i chichotów. Z pewnością chciał go kopnąć. A to by go rozśmieszyło. Trey wyszedł z miejsca kierowcy i otworzył boczne drzwi, by posadzić Dave'a na jego wózku inwalidzkim na ziemi. Nikt inny nie wyszedł z furgonetki. Eric odetchnął z ulgą. Dave sam zjechał ze żwiru na chodnik, który prowadził do werandy. Zatrzymał się na dole schodów i spojrzał na Erica. - Amerykańskie stowarzyszenie skopie ci tyłek, Sitcks. Jak niby mam wejść po schodach? - Rusz swój leniwy tyłek z wózka - powiedział Trey. Eric patrzył w oszołomieniu, jak Dave przesunął pedały wózka na bok, chwycił się poręczy i podciągnął się na nogi. - Trzymasz się?- zapytał Trey. - Tak - Dave powiedział bez tchu. Z olbrzymim wysiłkiem, i używając
poręczy dla wsparcia, Dave powoli wszedł po czterech schodkach i stanął na werandzie. Eric złapał go w niedźwiedzi uścisk, podczas gdy Trey wniósł wózek Dave'a po schodach. - Możesz chodzić?- zapytał Eric. Do ich uścisku nagle dołączyło mniejsze ciało. Rebekah dosłownie płakała ze szczęścia. - Dobra - powiedział Dave.- Muszę znowu usiąść. Wciąż jestem słaby jak pieprzony kociak. Mogę tylko robić kilka kroków na raz. Pomogli mu usiąść z powrotem na wózek i przepchnęli go przez próg do domu. - Wszyscy już są?- zapytał Trey. Rebekah skinęła głową. - Jak się ma Isaac?- zapytała. - Nic mu nie będzie - Trey obiecał.- Znalazłem faceta dla niego wszyscy w holu spojrzeli na niego.- Nie, to nie ja. Wiesz, co myślę o poważnych związkach - skrzywił się z obrzydzeniem i Rebekah roześmiała się. - A ja chciałam z tobą być - powiedziała.- Dobrze, że szybko otrzeźwiałam. Łamacz serc. - Dręczycielka penisów - Trey odpalił. Rebekah zerknęła na Erica i poczerwieniała. - Jak się miewa wasza matka?- Eric spytał Dave'a, na szczęście zmieniając temat. - Lepiej. Podali jej nowe lekarstwa. Brzmiała świetnie, gdy rozmawiałem z nią kilka godzin temu. Powinnaś do niej zadzwonić, Rebekah. Rebekah skinęła głową. - Zadzwonię po przyjęciu Erica. - Już nie tkwi w pętli Isaac-i-Rebekah. - Co za ulga - powiedziała Rebekah. Pogłaskała brata po włosach i pocałowała go w czoło.- Zaczniesz ze mną konkurować, co nie? - Co? - Zaplanowałam to wszystko na urodziny Erica, a ty pojawiasz się i praktycznie zaczynasz chodzić - pokręciła głową, jakby zirytowana.- To mówi samo przez siebie. - Rywalizacja między rodzeństwem w najlepszym wydaniu - Dave złapał ją w talii i wciągnął na swoje kolana, by móc ją połaskotać. Śmiała się i wierciła, aż wreszcie wylądowała na podłodze. Uśmiechając się szeroko, Eric pomógł jej wstać. Dotarli do kuchni, gdzie Myrna była zajęta przygotowaniem ciepłego posiłku i jego podawaniem. Brian deptał jej po piętach, próbując jej pomóc. Ostatecznie chwyciła go za ramiona i potrząsnęła nim mocno. - Wiem, że chcesz pomóc, ale usiądziesz wreszcie i dasz mi to dokończysz? Odpieprz się! Nic mi nie jest. Wiesz, nie jestem pierwszą kobietą, która będzie miała dziecko!
- Ale jesteś pierwszą kobietą, która będzie miała moje dziecko. Myrna spojrzała na swego męża i wybuchnęła płaczem. Przytuliła go i pocałowała każdy cal jego twarzy. - P-przepraszam, że na ciebie nakrzyczałam. Tak bardzo cię kocham. - Hormony - Sed mruknął.- Hej, Jess. Nie będziesz się tak zachowywać, gdy cię zapłodnię, prawda? Jessica szturchnęła go w żebra. Mocno. - Zapytaj mnie o to jeszcze raz, a już nigdy nie będziesz mógł mieć dzieci. Sed zakrył ochronnie swoje krocze dłońmi. Jedzenie było niesamowite. Myrna zrobiła domowej roboty lasagne. Włoski chleb, który był chrupki na zewnątrz i rozpływał się w środku, także był domowej roboty. Wszystko było idealne. Posiłek. Towarzystwo. Miłość jego życia, muskająca jego stopy pod stołem. Wszystko. Było. Idealne. Wbili w ciasto Erica świece i kazali mu je zdmuchnąć. - Nie zapomnij pomyśleć życzenia - zachęciła go Rebekah. Nie mógł wymyślić, czego jeszcze mógłby potrzebować lub chcieć. I wtedy przypomniał sobie, że następnego dnia Rebekah miała swoje badania. Zażyczył sobie idealnego zdrowia dla swojej kobiety i zdmuchnął świeczki. Chwilę później twarz Erica została wepchnięta w ciasto a następnie w jego kuchni rozpoczęła się bitwa na ciasto. Chowając się z Rebeką za barem śniadaniowym przed czekoladowym ciastem i pociskami z lukru, Eric uśmiechnął się i zaczął ścierać ciasto i lukier ze swej twarzy. - Pyszne - powiedziała. Roześmiał się i rozmazał swój policzek o jej, aby sam mógł skosztować swój tort urodzinowy. - Faktycznie bardzo dobry - powiedział, zlizując likier z jej twarzy.- Ale to jest znacznie słodsze - pocałował ją i wciąż to robił, gdy osiem par oczu zajrzało nad ladą, by się na nich wgapić. - Czas otworzyć prezenty - ogłosił Sed. - Mógłbym się do tego przyzwyczaić - mruknął Eric i znowu pocałował Rebekę, zanim wyszedł spod lady. Pomógł Rebece wstać i odwrócił się, by znaleźć Jessicę, która zlizywała lukier z ogromnego bicepsa Seda. Brian i Myrna karmili siebie nawzajem swymi palcami. Aggie niezbyt delikatnie skubała szczękę Jace'a, jeżeli jego niski oddech świadczył o poziomie jego podniecenia. Trey skrzyżował ręce na torsie. - Jeżeli nie przestaniecie, to zaraz rzucę się na Dave'a, a nikt nie chce tego zobaczyć.
- Ja chcę - Aggie powiedziała z ochrypłym śmiechem. Cholera, ta kobieta była rozkosznie grzeszna. Eric tylko mógł sobie wyobrażać, co przygotowała na jego prezent urodzinowy. Okazał się to być czarny gorset ze skóry z niebieskimi motylkami wyhaftowanymi w dół jednego boku dla Rebeki. Eric całkowicie to uznał. Sed i Jessica kupili mu spersonalizowaną tablicę rejestracyjną dla jego Corvetty z napisem Perkusiści Robią To Z Rytmem. Myrna i Brian dali mu pudełko zabawek seksualnych z ich pieczęcią aprobaty. Trey nie dał mu niczego. - Praktycznie dałem ci najwspanialszą kobietę na ziemi - wyjaśnił, puszczając mu oczko. Dave dał mu nowy talerz do jego perkusji, który chciał od razu wypróbować. Rebekah podała mu kolejny prezent. - Rozpieszczasz mnie - powiedział Eric. Roześmiał się, gdy otworzył pudełko i znalazł poduszkę w kształcie piersi. - Gdy będziesz w trasie byś miał coś, co ci będzie o mnie przypominać. Coś, czym będziesz mógł się bawić, gdy będziesz spał sam. A będziesz spał sam, Ericu Sticksie! - Nie, nie będzie - powiedział Sed. - Co masz na myśli, że nie będzie?- Rebekah ryknęła. Zanim Eric zdążył ją zapewnić, że nie ma się o co martwić, to odezwał się Sed. - Będziesz z nim. Zespół rozmawiał o tym i zdecydowaliśmy, że chcemy, być została z nami jako nasz stały operator konsoli. Jej uśmiech mógłby rozświetlić niebiosa i zerknęła na swojego brata. - Dave... - Dave także będzie operatorem konsoli. Ta praca jest wystarczająco duża dla dwóch osób. Są rzeczy, których jeszcze nie będzie w stanie robić, więc mogłabyś mu pomóc, ale szczerze, to z wami obojga Sinnersi zmiotą wszystkich z powierzchni ziemi - powiedział to ze swoim rykiem, przez który szalał każdy tłum. Eric był tak szczęśliwy, że mógłby ucałować Seda. Więc to zrobił. Oberwał za swoją zagubioną miłość w głowę, ale nie obchodziło go to. Przynajmniej nie będzie z dala od Rebeki przez tygodnie. Ani nigdy. Zawsze będzie przy jego boku. - Więc chcesz tą pracę?- zapytał Sed. - Żartujesz sobie?- Rebekah krzyknęła.- Oczywiście, że chcę! Sed nie uderzył jej w głowę, gdy go pocałowała, ale oczy Jessici rozbłysnęły ostrzeżeniem. Zadzwonił dzwonek. Eric spojrzał pytająco na Rebekę. - Szczęśliwych dwudziestych ósmych urodzin, kochanie.
- Zamówiłaś mi striptizerkę?- Eric droczył się. Trey uderzył się dłonią w czoło. - Dlaczego o tym nie pomyślałem? Przynajmniej miałbym się z kim zabawić. - Idź otworzyć drzwi - Rebekah zachęciła go. Eric spojrzał na nią dziwnie. Wszyscy kogo znał, już byli na miejscu, ale i tak poszedł otworzyć. W progu stał Jon. Cóż, do tej pory urodziny Erica były idealne. Było wiadomo, że coś je spieprzy. Dlaczego Rebekah go zaprosiła? Jon uśmiechnął się lekko. - Hej - powiedział. - Już ci powiedziałem, że zespół z tobą skończył, Jon. Nie przyjmiemy się z powrotem. Jon skinął głową. - Tak, rozumiem. Nie dlatego tutaj jestem. Co masz we włosach? Eric dotknął swoich włosów i znalazł kawał tortu na środku. - Tort urodzinowy. - O, tak. Wszystkiego najlepszego. - Dzięki. Więc czego chcesz? - Możemy porozmawiać na zewnątrz? To tak jakby... osobiste. Eric westchnął. Dlaczego po prostu nie mógł mu powiedzieć, by się odpieprzył? By zniknął z jego życia i się nie zbliżał. Może dlatego, że wciąż pamiętał jaki był przed uzależnieniem. - Tak. Dobra - Eric zamknął drzwi frontowe i poszedł usiąść na huśtawce na werandzie. Jon usiadł obok niego, splatając dłonie na kolanach i spojrzał na swoje kciuki. - Mój doradca odwykowy powiedział, że to pomoże. - Jesteś na odwyku? - W przychodni. - Oczywiście. Jon zachichotał. - Kiedy wczoraj zadzwoniłem do twego domu, to Rebekah powiedziała, że mogę przyjść dzisiejszego wieczoru. I wyjaśnić wszystko. Eric zastanawiał się, dlaczego uważała, że był to dobry prezent urodzinowy. - Przepraszam, że skłamałem o pieniądzach w schowku - powiedział Jon.- Zabrałem je. Wydałem w weekend na dobrej jakości kokainę - spojrzał w górę, by napotkać spojrzenie Erica.- Nie oczekuję, że mi wybaczysz. Sam bym sobie nie wybaczył. Wszyscy zrezygnowali ze mnie lata temu, ale ty nigdy tego nie zrobiłeś - jego pokonany uśmiech trafił do serca Erica. Tylko trochę.- Nie wiedziałem w jaki inny sposób utrzymać cię w swoim życiu, Eric, więc manipulowałem tobą, jakbyś był mi coś winien. Wszystko czego chciałem, to znowu spędzać z tobą czas. Jak wtedy, zanim całkowicie
spieprzyłem swoje życie. - Nie musisz być w zespole, by spędzać ze mną czas. Jon potarł sobie czoło i spojrzał na nieskazitelne podwórko. - Nie ułatwiaj mi tego, Eric. To naprawdę nie pomaga. - Nie chcę, byś był w moim pobliżu, jeżeli ćpasz, ale... Jon spojrzał na niego. - Ale jeżeli weźmiesz się w garść, to moglibyśmy założyć mały zespół. Grać koncerty w lokalnych barach. Pracuję nad piosenkami dla alternatywnego rocka. Nigdy nie byłeś za ostry dla Sinnersów. Jon uśmiechnął się. - Byłoby świetnie. - Ale ja będę śpiewać. - I grać na perkusji? - Nie, tylko śpiewać. Musisz znaleźć dobrego perkusistę. I parę gitarzystów. Nie będę miał czasu. Jestem cholernie zajęty, wiesz? Oczy Jona rozbłysły nadzieją. - Mówisz poważnie? - Tak, będzie zabawnie. Pogramy trochę. Oczywiście wtedy, gdy nie będę w trasie z Sinnersami, a ty będziesz miał czysty nos. Już nie będę się bawił w to gówno, Jom. Jon walnął go w ramię. - Nie oczekuję, że będziesz. Eric skinął głową. - Chcesz wejść do środka? Jon pokręcił głową. - Nie. I tak już zająłem ci wystarczająco dużo czasu. Pewnie za kilka dni dostaniesz ode mnie długi, nudny listy. To kolejna część mojej terapii. Nie musisz go czytać jeśli nie chcesz. Eric roześmiał się. - Więc właśnie dlatego tutaj jesteś, co? By powstrzymać mnie przed przeczytaniem listu. - Nie - Jon powiedział nieśmiało.- Już taki nie jestem. - Jasne, stary - powiedział Eric, śmiejąc się.- Nie oczekuję, że zmienisz się w jedną noc. Jon wstał. - Zadzwonię do ciebie, gdy będę pewny, że terapia się powiodła. Naprawdę chcę, by tym razem mi się udało. Skończyłem z tym gównem. - Oby. Mam napisane piosenki, które są niesamowite, ale nie w stylu Sinnersów. Chciałbym je zagrać przed publicznością. Liczę na ciebie, że to się zdarzy. Jon przewrócił oczami. - Nie potrzebujesz mnie, Eric. W dziesięć sekund sam mógłbyś założyć zespół. Każdy muzyk o zdrowym rozsądku dałby sobie uciąć rękę, by móc z
tobą wystąpić. - Ale ja liczę na ciebie - Eric pchnął Jona w stronę schodów.- Idź już. Muszę przegonić resztę gości, abym mógł nacieszyć się swoją kobietą. - Pasuje do ciebie. Eric uśmiechnął się. - Nie musisz stwierdzać oczywistego. Jon struchtał ze schodów i odwrócił się, by na niego spojrzeć. - Dzięki - nie musiał mówić niczego więcej. Eric rozumiał.- Wszystkiego najlepszego. Kiedy Eric wrócił do domu, Rebekah czekała w holu. - I jak poszło? Eric skinął głową. - Myślę, że wreszcie odzyska swoje życie. Chwyciła jego twarz w dłonie. - I podejrzewam, że zamierzasz mu w tym pomóc. - Nie. Dałem mu tylko nieco motywacji. Nie będe się mieszać w jego rehabilitację. - To dobrze - powiedziała.- Bo myślę, że nadeszła pora, byś zajął się mną. - Też myślę, że już nadeszła na to pora.
Rozdział 34
Rebekah nie wiedziała co było gorsze, badania rezonansowe czy czekanie na wyniki. Wraz z Ericiem grali w grę słowną przeciwko sobie na telefonach, podczas czekali, aż zawoła ją jej lekarz. Cieszyła się, że Eric był z nią tutaj, by pomóc jej przejść przez ten ciężki okres. Miała ściśnięty żołądek. Kiedy ją zawołano, zostawiła Erica w poczekalni. Jeśli byłyby to złe wieści, to nie chciała, by widział, jak się rozpada. Potrzebowałaby kilku chwil, by zebrać się, zanim by mu powiedziała. - Jesteś pewna, że nie chcesz bym z tobą poszedł?- zapytał, chwytając jej palce jedną dłonią. - Zaraz wrócę - pocałowała go w policzek i poszła za pielęgniarką do biura dr Palmer. W chwili w której weszła do pomieszczenia, wiedziała, że nie będą to dobre wieści. Dr Palmer miał dwie miny. Jestem na szczycie świata. Umrzesz. W tym momencie miał uroczystą minę. - Proszę usiąść, panno Blake. Usiadła, a raczej runęła. Jej nogi były jak rozgotowany makaron. - Twoja krew ma się dobrze. Antygeny też są w porządku - powiedział, ale nie uśmiechnął się zachęcająco.- Rezonans...
O Boże, proszę nie mów tego. Proszę. - Na jamie miednicy znaleźliśmy podejrzane miejsce. Kurwa. Powiedział to. - Chcę zrobić natychmiastową biopsję, aby się lepiej przyjrzeć. Może być to nadmierna blizna tkanki lub... może być to nawrót raka. Nie będąc w stanie się odezwać, opuściła oczy i skinęła lekko głową. - Już przygotowują salę na górze. Jeśli to rak, to im prędzej przeprowadzimy chemioterapię, to tym większe są szanse byś znowu go pokonała. Ale jeżeli wrócił, to go nie pokonali. Nie naprawdę. - Czuję się dobrze - powiedziała bez tchu. Cóż, czuła. Teraz była zdruzgotana. Znalazła prawdziwą miłość, prawdziwe szczęście, a jej ciało znowu ją zdradziło. - To może być nic takiego. Zróbmy biopsję i zobaczmy z czym mamy do czynienia, zanim porozmawiamy o możliwościach leczenia. Skinęła głową i jakoś znalazła siłę, by wstać i wyjść z gabinetu. Pielęgniarka powiedziała jej, gdzie powinna udać się na biopsję i po niej wróciła do Erica w poczekalni. Wyglądał na tak zemdlonego, jak sama się czuła. - Co się stało? Pokręciła głowę. - Musieli przeprowadzić kolejny test - powiedziała bez tchu. Nie mogła mu powiedzieć dlaczego. Po prostu nie mogła. - Dlaczego? - Bo tak - warknęła.- Lekarze lubią wbijać we mnie długie, grube igły, właśnie dlatego! - Ja mam coś długiego i grubego co chciałbym wbić w twoje ciało. Wiedziała, że próbował ją rozweselić, ale nie zadziałało. - Po prostu się zamknij, Eric. Nie jestem w nastroju. Wyglądał tak, jakby go uderzyła. - Przepraszam. Ścisnęła swoje czoło między obiema dłońmi, próbując pozbyć się bólu głowy. - Po prostu miejmy to już za sobą. Kazali Ericowi poczekać na zewnątrz, podczas gdy użyli jakieś maszyny, która wbiła w nią igły, by pobrać próbki. Kiedy zostawili ją samą, leżała tam na stole, patrząc w sufit i walcząc z łzami. Powiedzieli, że niebawem będą mieli wyniki biopsji. Nie chcieli, by wychodziła, gdyby musieli pogrzebać trochę więcej. Jej lekarz nakazał jej biopsję, a to angażowało patologa. Przynajmniej nie musiała się zastanawiać jak długo. Drzwi otworzyły się i Eric pojawił się w progu. - Jesteś ubrana? - Niestety - mruknęła.
- To ja powinienem to powiedzieć - powiedział, siadając na taborecie obok niej. Chwycił ją za dłoń i pocałował w kostki. Siedzieli w ciszy przez dłuższą chwilę. - Wszystko dobrze?- spytał wreszcie. Pokręciła głową, mrugając szybko i zaciskając usta. - Powiedz mi, kochanie. Niewiedza co się dzieje jest gorsza niż prawda. - Jest gorsza od tego że rak mógł wrócić? Ja wolałabym nie wiedzieć. - Wrócił?- szepnął. - Nie wiem. Podczas rezonansu znaleźli podejrzane miejsce, więc zrobili biopsję, by upewnić się, czy to rak. - Wszystko będzie dobrze, kochanie - powiedział. Spojrzała na niego zła. - Jeżeli nastąpił nawrót, to nic nie będzie dobrze, Eric. Nic. - Jestem tutaj - powiedział.- Okay? Już raz go pokonałaś. Możesz to zrobić jeszcze raz. - Eric, nie chcę znowu przechodzić przez chemioterapię. Męczy mnie. Będę chora i chuda. I wypadną mi włosy. Już nie będę piękna - zacisnęła oczy i przełknęła ślinę.- Czy seksowna. Eric ujął jej twarz w obie dłonie, kciukami otarł łzy z jej policzków. - Spójrz na mnie, Rebekah. Z trudem otworzyła oczy. - Wiesz, że myślę, że twoje opakowanie jest idealne - powiedział.- Ale całe twoje piękno jest tutaj - przycisnął palce jednej dłoni do jej piersi nad obolałym sercem. Przesunął drugą dłoń na bok jej twarzy.- A co seksowne, jest tutaj - pocałował ją w czoło i skroń.- Powiedziałem, że będę cię kochał na zawsze, kochanie. To nie znaczy, że porzucę cię, gdy będziesz chora. Jeśli będziesz zbyt zmęczona, by wyjść z łóżka, to cię zaniosę. Jeżeli wypadną ci włosy, to... - chwycił swój fioletowy kosmyk, który opadał mu na obojczyk.- ... to utnę go i przykleję ci taśmą do czoła. Roześmiała się, wyobrażając sobie siebie z długim kawałkiem fioletowych włosy przyklejonych taśmą do jej łysej głowy. - Jeżeli będziesz chora, to się tobą zaopiekuję. Jeżeli będziesz chuda, to nakarmię cię jajecznicę o smaku, jakiego nawet sobie nie wyobrażasz. - Dobra, z tym rozpędziłeś się nieco za bardzo. - Ale nie pozwolę ci się poddać. Nie pochowam cię bez walki, Rebekah. I masz przed sobą mnóstwo walki, kochanie. To ty musisz być silna. Wszystko co ja mogę zrobić, to trzymać cię za rękę i trwać przy tobie. Ruch za Ericiem przykuł uwagę Rebeki. Stała tam jej matka ze łzami w oczach. Objęła Erica wokół szyi i przytuliła jego głowę do swego dużego biustu. Rebekah roześmiała się z jego zaskoczonej miny. - Jak długo tu jesteś?- Rebekah zapytała swoją matkę. Jej mama uśmiechnęła się. - Wystarczająco długo. Doktor Palmer powiedział mi, że pewnie
będziesz potrzebowała wsparcia, gdy będziesz czekać na wyniki - chwyciła Erica za uszy i odsunęła od swoich piersi, by na niego spojrzeć.- Przepraszam, że nie zauważyłam jak bardzo kochasz moją córkę. Czasami... mnie ponosi. Teraz cię widzę - poczochrała jego dzikie włosy obiema dłońmi.- Nie tylko szalone włosy i tatuaże, ale to co masz w środku. - Krew i wnętrzności?- powiedział Eric. Rebekah roześmiała się i uderzyła go dodatkową poduszką. - Cóż, nie - powiedziała mama, czując jak ją mdli.- Tak naprawdę, to nie chciałbym tego zobaczyć. Widzę, że kochasz ją bezwarunkowo. Ufam ci, że zadbasz o nią. To wielka odpowiedzialność. Zawsze była trudna. Jesteś pewien, że chcesz tą robotę? Eric zerknął na Rebekę i uśmiechnął się. - Jestem pewien. - Witam, pani Blake - powiedział doktor Palmer, gdy wszedł do pomieszczenia.- Jak się pani czuje? Jej mama odwróciła się i uśmiechnęła. - Cudownie. Nowa recepta zrobiła wielką różnicę. I moja córka wychodzi za mąż! Doktor Palmer zaśmiał się. - Sam się zorientowałem. Jej pierścionek zaręczynowy jest ogromny. - I chcę tam być - dodała mama. To była prawdziwa nowość. Serce Rebeki wypełniło się ciepłem. Ze wsparciem Erica i jej mamy mogłaby przejść przez kolejny cykl chemioterapii, jeśli by musiała. Spojrzała na swojego lekarza, czując siłę, której nie posiadała dwadzieścia minut temu. - Ma pan już wyniki biopsji?- zapytała. Eric chwycił ją za dłoń i ścisnął ją. Doktor Palmer rozpromienił się. - Fałszywy alarm. Podejrzana masa była tylko zrostem tkanki i całkowicie normalnymi fibroblastami. W ogóle nie ma objaw raka. Eric przytulił ją tak mocno, że myślała, iż zemdleje. Kiedy się odsunął, otarł łzy rąbkiem koszulki. - Wygląda na to, że nie będę potrzebowała twoich fioletowych włosów powiedziała Rebekah. Roześmiał się. - Wszystko co moje, to i twoje - spojrzał na lekarze.- Może już wyjść? Za dwadzieścia minut mamy spotkanie z sędzią. - Mamy?- zapytała Rebekah. - Tak, tylko zadzwonię i jedno ustawię - wyciągnął telefon z kieszeni i zaczął przeszukiwać numery w internecie. Po chwili podniósł wzrok.- No chyba że chcesz wielki, fantazyjny ślub. Przez chwilę nad tym rozmyślała. - Nie, chcesz szybki ślub i wielkie wesele i miesiącem miodowym na całe życie. Eric uśmiechnął się i pochylił, by ją pocałować. Dotknął palcami jej
szczęki, ssąc jej wargi z niezrównaną tkliwością. Kiedy się odsunął, posłał jej czuły uśmiech. - Cóż, jeśli nalegasz.