D B Reynolds Vampires in America 5,5
- Betrayed (A Cyn & Raphael Nowela)
Tłumaczenie dla: Translations_Club Tłumacz:...
3 downloads
17 Views
855KB Size
D B Reynolds Vampires in America 5,5
- Betrayed (A Cyn & Raphael Nowela)
Tłumaczenie dla: Translations_Club Tłumacz: canzone Korekta: Isiorek Korekta całości: Majj_
Rozdział 1 Grand Junction, Kolorado
Cynthia Leighton wyszła na prywatny podest czując satynową gładkość zimnego, suchego powietrza na swojej skórze. To pierwsze zetknięcie z pustynią zawsze było miłe, zmysłowe prawie. Ale po kilku godzinach, wiedziała, że będzie tęsknić za wilgotnym kalifornijskim wybrzeżem, każda część jej ciała będzie wysuszona i spragniona. Dom, w którym się zatrzymali, jedna z wielu nieruchomości Raphaela,
był
cudownym
przykładem
nowoczesnej
architektury
przycupniętej na skalnej półce. Od frontu można było podziwiać nieporównywalny widok na pola golfowe. Bujne połacie zieleni, były na tyle blisko, że wampiry cieszyły się widokiem, ale na tyle daleko, że nie stanowiły zagrożenia ze strony ciekawskich oczu czy bliskości okien. Ale to była inna strona domu. Widok z miejsca, gdzie ona stała był zupełnie inny. Odrzuciła ręcznik i szlafrok na leżak i stanęła nad brzegiem basenu, który wypełniał większość podestu. Para unosiła się nad wodą, która błyszczała turkusem w ciemności nocy. Za krawędzią basenu rozciągała się nieurodzajna ziemia Grand Valley, nic, tylko sucha pustynia i kamieniste wzniesienia jak okiem sięgnąć, przełamane jedynie rzadkimi światłami innych domów w dalekiej odległości. Cyn spojrzała w dół na niebieską wodę, która wydawała się sięgać horyzontu. To był drugi basen w domu, ale ten znajdował się przy głównej sypialni i był zarezerwowany dla Raphaela i Cyn do ich prywatnego użytku. Zanurzyła się, a ciepła woda zamknęła się nad jej
głową wsiąkając w jej pory i pozwalając zapomnieć na chwilę, że byli daleko od oceanicznego powietrza ich domu. Wynurzyła się i zaczęła płynąć, szybko wpadając w rytm. Większość ludzi myślała o górach i śniegu mając na myśli Kolorado. Cyn też. Raphael miał dom w Boulder i mniejszy w Vail. Oba te miejsca nadawały się do zimowych sportów. Ale nie ten w Grand Junction. Było tu dużo gór i było całkiem zimno, ale śnieg nie miał z tym nic wspólnego, tylko kilka cali każdego roku. Płynęła gładko przez wodę, płynąc na powierzchni do brzegu, a potem z powrotem, aż mięśnie się rozgrzały. W ściszonych dźwiękach usłyszała otwieranie się szklanych drzwi. Gdy rzuciła szybkie spojrzenie, zobaczyła stojącego w drzwiach Raphaela. Uśmiechnął się, ale zanim mógł cokolwiek powiedzieć, zadzwonił telefon, a następnym razem, gdy spojrzała wszedł do środka, aby odebrać. Cyn zgadywała, że to musiała byś super tajna wampirza rozmowa, która nie mogła odbywać się na zewnątrz, nawet na tym prywatnym, izolowanym podeście. Oczywiście, dźwięk niósł się w suchym powietrzu pustyni. Cyn skończyła ostatnią rundę, rozciągnęła się i wyszła z basenu. Powietrze było dużo chłodniejsze, gdy była cała mokra, mimo ciepłej temperatury wody, a może z jej powodu. Podeszła do krzesła przy drzwiach, gdzie zostawiła rzeczy, spoglądając do środka, gdy sięgała po szlafrok. Raphael wciąż rozmawiał przez telefon, ale spojrzał i spotkał jej wzrok, pokazując jeden palce i wskazując jej, że to będzie krótka rozmowa. Cyn wzruszyła ramionami i wzięła ręcznik do mokrych włosów. Mocny dreszcz przebiegł przez jej ciało, więc zdecydowała, że czas na gorący prysznic i jakieś cieplejsze ubranie, gdy otworzyły się drzwi i wyszedł Raphael.
– Jak twoje pływanie, lubimaya? – Wziął od niej ręcznik i zaczął delikatnie osuszać jej włosy. – Dobrze – powiedziała pochylając się do jego piersi. – Właśnie chciałam wziąć… Usłyszała świst strzału i odwróciła się, aby przygnieść Raphaela do ziemi, ale on już zabrał ją ze sobą, jego ramiona obejmowały ją, gdy uderzyli w drewniany podest. Dwie sekundy później, znalazł się tam Juro, rzucając się na Raphaela i Cyn, gdy drugi strzał przeciął spokojne, pustynne powietrze. Strzał wciąż odbijał się echem, gdy Cyn wysunęła się z kokonu ramion Raphaela. – Do środka – wysyczała. – Zanim uda mu się strzelić trzeci raz. Raphael zacisnął ramiona na Cyn. – Na mój rozkaz. Ruszymy razem. Juro kiwnął w milczeniu, jego oczy lśniły ciemną żółcią, gdy przeszukiwał czarną przestrzeń poza krawędzią basenu, próbując dokonać niemożliwego i odszukać strzelca. – Gotowi – powiedział Raphael. – Teraz. Podniósł
się
i
ruszył,
podczas
gdy
mięśnie
Cyn
wciąż
przygotowywały się do odpowiedzi na rozkaz. Przenosząc ją, używał swojego daru szybkości, wbiegł do domu z Juro, który swoją posturą zabezpieczał plecy swojego pana swoim ciałem i życiem. Gdy już byli w środku, natychmiast odsunęli się od okien. Szkło było kuloodporne, ale nawet takie można było pokonać odpowiednią bronią. A żadne z nich nie chciało stać przy zamkniętych drzwiach. Pospieszyli przez ciemny pokój i wpadli prosto do sali konferencyjnej, która nie miała okien, ale miała pełną komunikację.
Juro już rozmawiał przez telefon komórkowy, gdy weszli do sali konferencyjnej, wyszczekując rozkazy. Cyn słyszała biegające korytarzami wampiry, słyszała silniki SUV-ów, gdy grupy ochroniarzy ruszały, aby szukać strzelca, nawet jeżeli wiedziała, że już dawno zniknął. Ale mogli znaleźć jego kryjówkę. Te strzały mogły paść skądkolwiek z doliny, z dwóch mil, jeżeli snajper był dość uzdolniony. Trudno byłoby go znaleźć w dzień, a w nocy to było niemożliwe. Raphael pchnął Cyn na krzesło stojące pod ścianą i zwrócił sie do Juro. – Jak poważnie jesteś ranny? – zapytał swojego szefa ochrony. – Tylko ramię, mój panie. Uzdrowi się do jutrzejszej nocy. – Zostałeś postrzelony? – Cyn podskoczyła na nogi i ruszyła do Juro, który stał blisko drzwi sali konferencyjnej. Sięgnęła po jego krwawiące ramię, ale złapał ją za rękę. – To nic takiego, Cynthio – powiedział, a jego basowy głos był zaskakująco delikatny. – To się uleczy. Musisz zostać w środku. Cyn zacisnęła z niesmakiem usta. Mieszanka głupiej męskiej dumy z wampirzą arogancją, mógł wykrwawić się na śmierć i nic nie powiedzieć. Nawet nie używał swojego lewego ramienia, nie mógł. Zwisało bezwładnie u jego boku, rękaw jego białej koszuli był podarty i nasiąknięty krwią. A jeżeli brakujący kawałek jego bicepsu mógł coś powiedzieć, kula zapewne uderzyła w kość przechodząc przez ramię. Normalny człowiek byłby w szoku z utraty krwi i bólu. Cyn zmarszczyła brwi, zastanawiając się czy Raphael zamierzał zaproponować mu swoją krew, aby uzdrowić ranę. To ciekawe, że jeszcze tego nie zrobił, chyba że... Odwróciła się i zobaczyła Raphaela rozmawiającego przez telefon po drugiej stronie pokoju. Ruszyła i zaczęła
sprawdzać każdy cal jego ciała, ignorując jego gniewne spojrzenie, że mu przeszkadza. Pieprzyć cholerną rozmowę. Musiała dowiedzieć się, czy udawał przed nią Johna Wayna, czy był ranny i nic jej nie powiedział, tak jak Juro. Raphael nagle odrzucił telefon i złapał jej ramiona, gdy do niego sięgała. Przyciągnął ją bliżej. – Nie zostałem postrzelony, moja Cyn – wyszeptał jej w ucho. – Powiedziałbym ci… – Nie, nie powiedziałbyś – zaprotestowała natychmiast, zwalczając chęć wyrwania się z jego objęcia, a przytulając się do jego piersi. Poczuła łzy dławiące jej gardło i opuściła głowę. Ręka Raphaela gładziła jej mokre włosy. – Zimno ci. Zacisnął jej szlafrok i zawiązał pasek, zanim znów ją przyciągnął w ramiona. – Powiedziałbym ci, moja Cyn – powtórzył. – Obiecuję. Spojrzała w górę, spotykając jego wzrok. Raphael był doskonałym kłamcą, kiedy tego chciał. Ale kiedy obiecywał, dotrzymywał tego. Przełknęła łzy i położyła rękę na jego wyrzeźbionym policzku. Nic nie powiedziała, po prostu przytrzymała palce przez chwilę, a potem skinęła. – Musisz mi pozwolić pomóc szukać tego, kto to zrobił – powiedziała. Wyraz twarzy Raphaela zamarł, jego szczęka zacisnęła się pod jej palcami. – Cyn – powiedział ostrzegawczo.
– Nie – powiedziała tym samym nieprzejednanym tonem. – To jest to, kim jestem. W czym jestem dobra. Nie chcę być głupia, ale nie będę siedzieć na tyłku, gdy ktoś próbował cię zabić. – Skąd wiesz, że chodziło o mnie? – zapytał napiętym głosem. – Ponieważ byłam na zewnątrz, na pełnym widoku przez dobre trzydzieści minut, zanim się pokazałeś. Ty byłeś celem, i wiesz o tym tak dobrze jak ja. Raphael spojrzał nad jej głową. Odwróciła się, aby zobaczyć na co patrzy i stanęła przed nim plecami chroniąc go i żałując, że nie ma ze sobą broni. Jakaś broń by się przydała, aczkolwiek bardziej potrzebowała swojego zabójcy wampirów, ponieważ w drzwiach stał obcy wampir. Gdzie, do diabła był Juro? I jak obcy dostał się do domu? Ręka Raphaela objęła ją od tyłu, obejmując jej ramiona i przyciągając ją do jego szerokiej piersi. – W porządku, lubimaya. – Podniósł głowę kierując słowa do obcego. – Moje biura. Dziesięć minut. Wampir ukłonił się w pas i zniknął w korytarzu. – Kto to był? – zażądała odpowiedzi Cyn. Raphael nie odpowiedział, zamiast tego zawołał Juro. Gdy szef ochrony pokazał się, Raphael powiedział. – Zamknij drzwi. Juro to zrobił, wychodząc na korytarz zamknął drzwi za sobą, tak, że Raphael i Cyn zostali sami. – Usiądź ze mną – wyszeptał Raphael. Nie dał jej wyboru, pociągnął ją w dół, obok siebie na niską skórzaną kanapę, która była częścią mniej oficjalną w wielkiej sali konferencyjnej.
Cyn pozwoliła mu przyciągnąć się, ale natychmiast na niego spojrzała. – Czego mi nie mówisz? – Mówię ci – powiedział Raphael, a jego idealne usta uniosły się w uśmiechu. – Zamierzałem powiedzieć ci wcześniej, ale sprawy wymknęły się spod kontroli. Cyn zmarszczyła brwi. – Chodzi o tego faceta, prawda? Czym jest... nowym ochroniarzem czy coś? Wiedziałeś, że ktoś będzie do ciebie mierzył? Dlatego go przywiozłeś? Uśmiech Raphaela stał się szerszy. – Zawsze ktoś do mnie mierzy, jak to określiłaś. Ale nie. Juro najzupełniej wystarczy, aby zapewnić bezpieczeństwo. – Więc, kto… – Jeżeli dasz mi chwilę, powiem ci. Cyn zacisnęła usta z irytacji i spojrzała na niego niecierpliwie. Raphael roześmiał się i był to radosny dźwięk, nie mogła nic na to poradzić i sama się uśmiechnęła. Jeżeli był zrelaksowany na tyle, aby się śmiać, to nie mogło być złe, chyba że… – On nie jest nowym ochroniarzem dla mnie, prawda? Jestem doskonale bezpieczna z… – Nie – zapewnił ją Raphael. – Aczkolwiek jeszcze nie zdecydowałem czy nie znaleźć kobiety, aby chroniła cię w dzień. – Nie potrzebuję... – Ucięła słowo i spojrzała na niego. – Okay, zeznawaj. Kim jest nowy facet?
– Nazywa się Jared Lincoln. Jest jednym z moich dzieci i był ze mną prawie tak długo, jak Duncan. W rzeczywistości, on i Duncan są bliskimi przyjaciółmi. Ale Jared większość swojego czasu spędził poza Kalifornią, wypełniając dla mnie różne zadania. W większości w Kolorado, w siedzibie w Grand Junction. Społeczność jest tu większa niż w okolicy Boulder. Wydaje się, że wampiry nie lubią śniegu. – Wyobrażam sobie – powiedziała sucho Cyn, myśląc o obsesyjnej niechęci Raphaela do zimna. – Może to przypadek, gdy nie daleko pada jabłko od jabłoni. Raphael przyjął jej zdanie uniesieniem brwi zanim podjął. – Jared ma zostać moim porucznikiem – powiedział bez ostrzeżenia. Cyn patrzyła na niego. Mrugnęła, a potem powiedziała. – Myślałam, że Juro mógłby zostać przesunięty na tą pozycję. – Juro dostał wybór. Odmówił. Bycie moim porucznikiem związane jest z koniecznością częstych kontaktów z ludźmi, czego Juro woli unikać. Chce pozostać szefem ochrony. – Ale chodzi z tobą cały czas na spotkania z ludźmi. – Jako mój szef ochrony. Ale z definicji, rola ochrony zawiera bardzo mało kontaktów z ludźmi. Doświadczyłem tego. Chyba, że w sytuacji zagrożenia, ale wtedy ciężko jest rozmawiać. Z drugiej strony, mój porucznik musi osobiście współpracować z przedstawicielami ludzkiego prawa i z wieloma szefami firm, z którymi prowadzę interesy. Duncan był mistrzem w dawaniu sobie rady z ludźmi. Co sprawiło, że jest idealnym wampirzym reprezentantem w Waszyngtonie, ale również sprawia, że jest prawie niezastąpiony dla mnie osobiście. Niestety, muszę go zastąpić.
– I ten Jared jest dobry we współpracy z nami gorszymi? Raphael objął jej szyję i przyciągnął ją do palącego pocałunku. Serce Cyn biło tak głośno, że ledwie słyszała słowa, które wyszeptał przy jej ustach. – Nie ma nic gorszego w tobie, moja Cyn – powiedział oblizując językiem jej wargi, kończąc zmysłową pieszczotę. – A poza tym, jesteś moja, już do nich nie należysz. – Oh, dobry Boże – wyszeptała, oblizując usta i próbując nie uśmiechnąć się. – Wy, chłopcy macie jakąś głęboko zakorzenioną przeszłość z tym obsesją zaborczości. Emma i Sarah... Wyraz twarzy Raphaela kazał jej przestać mówić. Wciąż przeżywał porwanie podczas ślubu Sary. Nawet gorzej, obwinił za to jak to ich nazwał, „piekielne trio” odnosząc się do przyjaźni trzech kobiet. Jakby to była ich wina, że przyciągnęły uwagę jakichś neardeltalńczyków. – W każdym razie – powiedziała mądrze Cyn przechodząc dalej. – Jared został przesłuchany jako kandydat na stanowisko porucznika, tak? – Jestem Wampirzym Lordem, moja Cyn, nie zgrają dyrektorów. Nie ma przesłuchania. Znam moich ludzi i dokonałem wyboru. Zaprosiłem Jareda, abyś poznała go zanim formalnie ogłoszę jego nowe stanowisko. Juro wie, oczywiście. Ale nikt inny. – Okay – powiedziała wątpiąco Cyn. Nie wiedziała dlaczego, ale myślała, że powinna zostać zapytana o zdanie zanim Raphael podjął decyzję tego typu. Ale pomyślawszy to zdała sobie sprawę, że jest głupia. Jak powiedział Raphael, był Wampirzym Lordem. Znał swoich ludzi na wylot, zwłaszcza swoje własne dzieci.
– Cyn – powiedział cierpliwie Raphael, wydając się znać jej myśli. – Cenię twoje zdanie, cenię twój instynkt. Jeżeli nie spodoba ci się, zostanie w Kolorado. Okay, poczuła się trochę lepiej w tej całej sytuacji. – Powinnam się ubrać – powiedziała, nagle uzmysławiając sobie, że wciąż pod grubym szlafrokiem ubrana jest w mokry kostium. – Rzeczywiście – zgodził się Raphael. – Ten strój kąpielowy jest zbyt skąpy, abym był spokojny. – To dlatego mam na sobie ten wielki szlafrok! Poza tym zamierzałam się przebrać, zanim pieprzony snajper rozwalił moje plany. Zadzwoniła
komórka
Raphaela.
Nie
musiał
sprawdzać
dzwoniącego zanim odpowiedział. – Juro. Doskonale. Opatrz swoje ramię, potem dołącz do nas w sali konferencyjnej. – Rozłączył się i powiedział do Cyn. – Zaciągnęli dzienne
żaluzje
od
strony
basenu.
Pozostałe
strony
są
mniej
wyeksponowane i powinny być bezpieczne. – Niemożliwe, żeby snajper spróbował przemieścić się na front domu – skomentowała Cyn. – To zajęłoby za dużo czasu, a twoja ochrona jest teraz zaalarmowana. Poza tym, dolina teraz roi się od wampirów. Będzie zbyt zajęty wydostaniem się stąd, aby ustawiać się gdzieś indziej. Przynajmniej dzisiaj. – Wstała zaciskając pasek szlafroka. – Idę wziąć długi, gorący prysznic. Mmm, szkoda, że nie możesz dołączyć… Jej słowa urwały się, gdy Raphael był nagle przy niej, obejmując ją i przyciskając do swojego twardego ciała. – Nie drażnij mojego pożądania, słodka Cyn. Nie dzisiaj. – Pocałował ją znowu, a jego wargi miażdżyły jej, gdy język zanurzył się w jej ustach.
Cyn odpowiedziała gorliwie, obejmując ramionami jego szyję, przyciskając się do jego długiego ciała. Zajęczała, gdy rozwiązał pasek i rozchylił jej szlafrok, ale potem uwolnił ją nagle, z błyszczącymi humorem oczami. – Ach, ale nie mamy czasu. – Jej oczy błysnęły. – To było brutalne – sapnęła, zaciskając palce na krawędzi jego koszuli, gdy jej ciało domagało się więcej. – Nie bardziej niż twoje torturowanie mnie obrazami twego nagiego ciała pod gorącym prysznicem. – Wzajemnie – przyznała z jękiem, a potem podniosła się na palce i dotknęła jego ust. – Myślę, że powinniśmy wcześniej się dzisiaj położyć – wyszeptała przy jego ustach. – Musimy odpocząć i nabrać sił po wcześniejszym otarciu się o śmierć. Czarne oczy Raphaela zapłonęły srebrem. – Rozsądny pomysł. – Zadudnił jego satynowy głos. – Może tylko szybki prysznic, zatem. Im szybciej wrócisz do sali konferencyjnej, tym szybciej będziemy mogli... odpocząć. Cyn uśmiechnęła się szeroko. – Idę, wampirku. – Pocałowała go mocno i szybko, a potem odwróciła się i wyszła z pokoju, zatrzymując się tylko po to, aby przesłać mu buziaka zanim odeszła. W korytarzu wpadła na Juro, który wracał, aby zobaczyć sie z Raphaelem. Zmienił ubranie. Albo przynajmniej zmienił koszulę i założył swoją zwyczajną marynarkę od garnituru. A jego ramię już nie zwisało tak bezwładnie przy boku. – Ramię? – zapytała go, udając, że wszystko w porządku.
– Złamane – powiedział. – Roztrzaskane – dodał, gdy cynicznie uniosła brew. – Pożywiłem się i jest zabandażowane. Uleczy się do jutrzejszej nocy, Cynthio. Ponieważ to było najwięcej słów, jakie usłyszała od Juro za jednym razem, Cyn uwierzyła mu. – Tak trzymaj, wielkoludzie – powiedziała, uśmiechając się, gdy użyła zdrobnienia. – Zwolniłeś kulę na tyle, że ją odzyskamy, prawda? Skinął niechętnie, wyraźnie świadomy, że Raphael nie chce jej przy tym śledztwie. – A ponieważ drzwi były otwarte, przeszła przez moje ramię i utknęła w kominku – powiedział. – Doskonale. To nie pomoże złapać faceta, ale zawęzi krąg i z pewnością pomoże zidentyfikować go, gdy go złapiemy. Następne skinięcie. – Widzisz – powiedziała Cyn klepiąc go po zdrowym ramieniu. – Nie było tak źle. Idę się przebrać, ale zobaczymy się w konferencyjnej z tym nowym facetem, prawda? Roześmiała się i poszła korytarzem w kierunku pokojów, które dzieliła z Raphaelem. Ale gdy już tam dotarła była śmiertelnie poważna wbijając numer w swoją komórkę, jednocześnie zdejmując szlafrok. Odrobina brudu opadła z niego na dywan, przypominając jej upadek z Raphaelem na podest, gdy zaczęły sie strzały. Zadrżała, nie będąc pewna czy z powodu zimna czy tego jak blisko było, aby Raphael został zabity. Przycisnęła ramieniem telefon, słuchając jak dzwoni po drugiej stronie, jednocześnie zdejmując swój wilgotny strój kąpielowy. Był jednoczęściowy i zakładała go do robienia rundek. Zwinęła go w kulkę i wchodząc do łazienki
wrzuciła w róg prysznica. Woda zmyje chlor, do którego nie była przyzwyczajona. Basen w Malibu miał słoną wodę. Telefon przestał dzwonić, gdy został odebrany. – Yo, Leighton – powiedział wesoło Colin Murphy. – Twój chłopak wie, że do mnie dzwonisz? – A twoja dziewczyna wie, że odebrałeś, gdy dzwoniłam? – odpaliła. – Masz mnie. Co tam? – Potrzebuję informacji o snajperach. – Chcesz kogoś wynająć? Myślałem, że wolisz pracować z bliska. – Ha-ha. Nie, nie dlatego... – Cyn zamilkła nagle świadoma tego, że zamierzała powiedzieć innemu Wampirzemu Lordowi, że ktoś próbował zamordować Raphaela. Właściwie, nie mówiła tego Sophii, ale nie miała wątpliwości, że Colin jej powie. Był partnerem Sophii i sprawował pieczę nad jej bezpieczeństwem. Oczywiście, że jej powie. – Potrzebuję tylko informacji – powiedziała cicho. Colin nie odzywał się przez chwilę, a potem powiedział. – Okay. Mów, czego potrzebujesz. Cyn wyobraziła sobie drewniany pomost z basenem a poza tym... nic tylko dolina z przestrzenią ponad siedmiuset jardów, gdzie opadały ściany doliny. Nie widać było nic poza ciemnością. I to było najbliżej, gdzie strzelec mógł się ustawić. Poza tym punktem była nieskończona ilość możliwości. – Ili snajperów mogłoby trafić w nieruchomy cel z mniej więcej siedmiuset, ośmiuset jardów?
Colin znów zamilkł, pewnie próbując zgadnąć po jej pytaniu, co się właściwie stało. – Wielu snajperów może trafić z tak bliska, Cyn – powiedział w końcu. –Możesz to trochę zawęzić? – Co masz na myśli? Jak zawęzić? – Przede wszystkim, czy był dobry? Trafił? Kurwa. – Nie – Cyn powiedziała krótko. – Okay – podjął Colin – nieświadomy, lub przynajmniej udający nieświadomość, pola minowego, po którym kroczyli. – Noc czy dzień? Pogoda? Padało czy było sucho? Wiatr? – Noc, sucho, bez wiatru. – Łatwy strzał, zatem, jeżeli masz odpowiednią broń i wiesz jak ją użyć. Do diabła. Robią zawody na takie strzały. W niektórych biorą udział gospodynie domowe. Cyn zmarszczyła brwi. Nie to chciała usłyszeć. Z drugiej strony… – Okay, ale gospodynie domowe nie wynajmują się jako zabójcy. Więc kto? – Ach, to wszystko zmienia. Okay, może były wojak albo rządowy agent, aczkolwiek niektórzy z nich są znani z tego, że pracują na boku. – Jeżeli chciałabym kogoś takiego wynająć, gdzie bym miała szukać? – Leighton. – Murphy – przedrzeźniała go niecierpliwie. Westchnął.
– Cholera, w porządku. Ale nie istnieje sklep ze snajperami, wiesz. Coś takiego wędruje z ust do ust i nie jest załatwiane nawet na tłach magazynu. Musisz mieć pośrednika, a on musi ci ufać, aby rozesłać wieści. Cyn zatrzymała się, próbując zdecydować, czy jest coś między słowami, które powiedział Colin. – Czy coś takiego można zlokalizować? To znaczy, czy snajperzy mają terytoria? – Nie, Leighton – powiedział z wymuszoną cierpliwością. – Teraz mamy samoloty. Pewnie o nich słyszałaś. Westchnęła ciężko. – Daj spokój, Murphy. Strzelam w ciemno. – Ta – warknął. – Znam to uczucie. – W porządku. Nie ważne. Spróbuję coś… – Nie. Zabijesz się, a ja będę miał wyrzuty sumienia. Spójrz, popytam dyskretnie. Ten pomysł pewnie nie jest ci znany. – Hej, Murphy. Byłam przez lata prywatnym detektywem. Wiem, co to dyskrecja. – Uhu. Rozejrzę się i dam ci znać. Ile masz czasu? – Tak szybko jak to możliwe. – Oczywiście. Zrobię co będę mógł, Leighton? Bądź ostrożna. Jeżeli ktoś zlecił taką robotę to jest biznes, zwykle idą za tym grube pieniądze. To nie jest tanie. – Taa, cóż. Ja też chcę zrobić biznes. Mam mnóstwo pieniędzy. Colin roześmiał się.
– Uważaj na siebie, Leighton. Brakowałoby mi ciebie, gdybyś zginęła. Rozłączył się nie czekając na jej odpowiedź. Cyn spojrzała na zegar, rzuciła telefon i wbiegła pod prysznic.
Rozdział 2 Jared wszedł do sali konferencyjnej i ukłonił się nisko. – Panie – powiedział, czekając, aż Raphael go zauważy krótkim skinięciem, zanim zajął miejsce po jego prawej stronie. Skinął witając Juro, który pozostał stojąc po lewej stronie Raphaela. Szef ochrony powitał go bez widocznych emocji. – Twoja partnerka nie ufa mi – zauważył Jared. – Nie zna cię – odpowiedział Raphael. – Moja Cyn jest bardzo opiekuńcza i nie zaufa łatwo. – Słyszałem o niej historie – powiedział Jared. Pospieszył z wyjaśnieniem, gdy Raphael spojrzał na niego zimno. – Wychwalające, mój panie. I podszyte strachem. Plotki skupione wokół obecnych wydarzeń w Seattle, i przed tym w Arizonie. Wciąż mam tam doskonałe kontakty. Raphael odprężył się trochę i uśmiechnął smutno. – Słyszałem te same plotki, Jared. I obawiam się, że są prawdziwe. Ma serce wojownika. Westchnął i zmienił temat, o którym chętniej chciał rozmawiać. Wiedział, że jego wampiry plotkowały, wiedział, że plotkowały o nim, a przez związek, również o Cyn. Ale nie lubił tego. Poza tym, miał ważniejsze sprawy do omówienia na ten wieczór. – Wiesz o dzisiejszym usiłowaniu zabójstwa. Jared skinął. – Juro wprowadził mnie, mój panie. Czy jesteśmy pewni…
– Że byłem celem, tak. Jak Cyn zauważyła, jeżeli to byłaby ona, morderca miał wiele okazji zanim do niej dołączyłem. – Twoja wizyta w Grand Junction nie była powszechnie omawiana, mój panie, ale też nie była sekretem. Twoi wrogowie mogli wykorzystać okazję, aby to ustawić. – Pochylił się do przodu. – To nie może być przypadek, mój panie, że zdarzyło się zaraz po konflikcie Lucasa z Klemensem. – Nie, jestem pewien, że nie. Ale, po co z tego powodu próbować mnie zdjąć? Tylko kilku zna moje stosunki z Lucasem. – Z mojej wiedzy wynika, że tylko ci z nas, którzy byli na początku, mój panie – powiedział Jared, schylając szybko głowę, jakby z szacunku, za to, że był jednym z tych niewielu. – Z pewnością nikt tutaj w siedzibie w Grand Junction nie wie o tym, a ja nigdy nie słyszałem o tym w Arizonie. – Klemens nie musi wiedzieć, że jestem Panem Lucasa, aby wiedzieć, że jesteś jego wrogiem, mój panie – zagrzmiał Juro. – A powiedzenie, że wróg mojego wroga jest moim przyjacielem, odnosi się do ludzi jak i wampirów. Jared skinął, zgadzając się. – Klemens nienawidzi cię, Panie. Od zawsze. A jeżeli to tylko to, wie, że ty i Lucas jesteście przynajmniej dobrymi sąsiadami. Nie było sporów o waszą granicę, podczas, gdy Klemens ze wszystkimi się kłócił, i spierał o każdy skrawek granicy z każdej strony jego terytorium. Nawet teraz, Rajmund jest zmuszony pilnować swojej zachodniej granicy, gdzie Klemens próbował odbić stare granice Krystofa. Tu dojdzie do przemocy między nimi. A biorąc pod uwagę twoją ostatnią wizytę na Manhattanie na ślubie Rajmunda..., cóż, słyszałem, że Klemens wściekł się, gdy o tym się dowiedział.
– Moja Cyn i Sarah Rajmunda są starymi przyjaciółkami. To dla niej tam pojechaliśmy. – Ale ty pojechałeś. Rajmund powitał cię na swoim terytorium i to nie pierwszy raz. Klemens jest podejrzliwy jak na starego wampira przystało, niektórzy by nawet powiedzieli, że paranoicznie. Raphael chciał odpowiedzieć, ale spojrzał czując nadchodzącą korytarzem Cyn. Zatrzymała się przed drzwiami i wyszeptała coś do Elke, która stała na straży. Mówiła zbyt cicho nawet dla doskonałego słuchu Raphaela. Bez wątpienia celowo. Cyn szybko nauczyła się jak unikać jego kontroli. To było frustrujące, ale podziwiał również jej mądrość i nawet odwagę w przeciwstawianiu mu się. Oczywiście, tego nigdy jej nie powie. Wciąż uśmiechał się na tę myśl, gdy weszła do pokoju.
*****
Cyn złapała końcówkę komentarza Jareda, o jakimś facecie zwanym Klemens, gdy rozmawiała z Elke, która stała na straży przed drzwiami. Zmieniła kilka słów z wampirzycą, która była zarówno ochroniarzem jak i przyjaciółką, a potem weszła do sali konferencyjnej. – To nie paranoja, jeżeli naprawdę chcą cię dopaść – powiedziała, tylko częściowo żartując, gdy przechodziła obok stołu. Przechodząc, lekko dotknęła ramienia Juro, wyrażając solidarność z wielkim Japończykiem, w jedyny sposób, na jaki pozwalał, zwłaszcza w obecności innych. Ponieważ mimo, że zarówno Juro jak i Raphael wydawali się dobrze znać
Jareda, ona go nie znała. A to czyniło go obcym. Przed dzisiejszą nocą nigdy o nim nie słyszała. Ale znała siebie na tyle dobrze, aby wiedzieć, że większa część jej niechęci i braku zaufania do Jareda spowodowana była niechęcią zaakceptowania kogokolwiek na miejsce Duncana. Wydawało się niemożliwe, aby Jared zajął miejsce, które wypełniał Duncan przez tak długo. Raphael przyciągnął puste krzesło stojące po jego lewej stronie bliżej, zapraszając Cyn, aby usiadła obok niego. Cyn ukradkiem przyglądała się nowemu facetowi, gdy podeszła, aby dołączyć do Raphaela. Był czarny, z wąskimi, nawet charakterystycznymi oczami w kolorze kawy. Jego głowa była ogolona, ale nosił schludnie przyciętą brodę i wąsy. Trudno było stwierdzić, gdy siedział, ale Cyn oceniła go na swoje sześć stóp, może sześć stóp i dwa lub trzy cale. Jego ramiona były szerokie i wydawał się być w doskonałej formie. Ale wszyscy z ochrony Raphaela byli doskonale zbudowani, i tego samego spodziewała się po wampirze, którego wybrał na porucznika. Wnioskowała, że również był mądry i utalentowany w walce, ponieważ te dwie rzeczy mieli ze sobą wspólnego wszyscy z otoczenia Raphaela. Zdała sobie sprawę, że Raphael przygląda się jej nieustannie, gdy usiadła na krześle. Znał ją zbyt dobrze, aby czytać język jej ciała i uczucia. Pewnie przypuszczał, że spóźniła się z innego powodu niż długi prysznic. I w końcu powie mu prawdę, ale nie przy Jaredzie. Nie zna go jeszcze na tyle. – Więc, kim jest Klemens? – zapytała, powtarzając imię wampira, o którym rozmawiali, gdy weszła do pokoju.
– Stavros Kyriakos Klemens jest Lordem Środkowego Zachodu – powiedział usłużnie głosem melodyjnym i gładkim To był rodzaj głosu, który byłby dobry do śpiewu. – Jared – powiedział Raphael. – Nie sądzę, abyś był przedstawiony mojej partnerce, Cynthii Leighton. Moja Cyn, to jest Jared Lincoln, jeden z moich i od dawna zaufany członek zespołu. Cyn nie przegapiła niezbyt subtelnego przesłania ostatnich słów. Raphael wiedział, że ona nie ufa Jaredowi i mówił jej, że ma zaufać wampirowi. Co więcej, mówił jej, że lepiej, aby była uprzejma. Albo przynajmniej chciał, aby była. Powstrzymała chęć przewrócenia oczami, przełknęła westchnienie, które szło w parze z przekręcaniem oczami i uśmiechnęła się miło. – Jared – powiedziała, skinąwszy głową. – Panno Leighton – odpowiedział, z oczami pełnymi humoru. Cóż, przynajmniej ma poczucie humoru. To z pewnością będzie przydatne, jeżeli zamierzał mieszkać w Malibu z resztą nich. – Mów do mnie Cyn. Więc Stavros Kyriakos jest Lordem Środkowego Zachodu, a Klemens? Skąd to się wzięło? – zapytała machając rękę. Przeniosła spojrzenie z Jareda na Raphaela. – Klemens to jest jego prawdziwe imię. Przyjął następne, ponieważ myślał, że to mu doda prestiżu, bardziej pasuje do jego obecnej pozycji. – Bardziej pasuje do jego wizerunku – dodał sucho Jared. – Klemens urodził się i wychował w Chicago. Był studentem greckiej historii, gdy został przemieniony. – Rozumiem. Ale dlaczego chce śmierci Raphaela? I dlaczego wysłał snajpera? Jeżeli chodzi o terytorium, czy nie musi sam cię zabić?
– Niekoniecznie – odpowiedział Raphael. – Ale w takim razie, nie wierzę, aby chciał mojego terytorium. – Ale przejąłby je, gdyby miał okazję – przerwał Jared. Raphael machnął lekceważąco ręką. – Nigdy by go nie utrzymał. Mogę wskazać dziesięciu moich ludzi, którzy go pokonają i wezmą je dla siebie, jeżeli udałoby mu się mnie zabić. W rzeczywistości… – Okay. – Przerwała Cyn, chcąc, aby przestali gadać. Tylko na myśl o śmierci Raphaela bolało ją serce. Położyła rękę na piersi, aby odgonić ból. Raphael wziął jej rękę, podniósł do ust i pocałował czule, jakby rozumiał przyczynę jej milczenia. – Nie powiedzie mu się, lubimaya. Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. Cyn spojrzała mu w oczy, apotem odwróciła wzrok. Gdy zwróciła swoją uwagę na Jareda była już oficjalna. – Zatem, po co w ogóle zabijać Raphaela? Złapała szybkie, pytające spojrzenia, które rzucił Jared na Raphaela, jakby pytając ile może powiedzieć. Przypuszczała, że to było niezwykłe, aby ludzka kobieta była świadkiem poważnej dyskusji o tym, kto kogo chciał zabić i dlaczego. Nawet bardziej niezwykłe, gdy osobą, którą próbowano zabić był jej partner i Wampirzy Lord. Raphael ścisnął jej rękę, którą wciąż trzymał. – Cyn jest moim najbliższym doradcą, Jared, i umiejętnym śledczym. Możesz podzielić się z nią wszelkimi szczegółami czy spekulacjami.
– Doskonale, mój panie – przyznał Jared. – Możemy tylko spekulować, panno Leighton – zaczął, ale Cyn natychmiast mu przerwała. – Mów mi Cyn – powtórzyła. – Albo po prostu Leighton, jeżeli wolisz. To całe „panno” sprawia, że dostaję dreszczy. Raphael westchnął ciężko, a ona odwróciła się do niego z uśmiechem pozbawionym skruchy i położyła głowę na jego ramieniu. Jared kaszlnął, co brzmiało podejrzanie jak śmiech. – Cóż... Cyn – poprawił się. – Myślimy, że Klemens jest zaniepokojony, że Lord Raphael pomoże Lucasowi, jeżeli pójdą na wojnę lub, powinienem raczej powiedzieć "kiedy" wojna jest prawie pewna, że zacznie się między nimi lada chwila. – Lucas jest Lordem Równin, prawda? – wyjaśniła, rzucając pytające spojrzenie Raphaelowi. – Jego terytorium znajduje się między twoim i Klemensa? – Mniej więcej – potwierdził Raphael. – Klemens prowokuje od jakiegoś czasu tę wojnę, ale Lucas musiał się wstrzymać, tylko oddając ciosy, można tak powiedzieć, wzdłuż granicy. – Dlaczego wstrzymać się? – zapytała ciekawie Cyn. – Czy jest zbyt słaby na pełną wojnę? – Wcale – powiedział szybko Raphael. – Wierzę, że Lucas pokona Klemensa całkiem łatwo, gdy do tego dojdzie. – Niestety – wtrącił Jared. – FBI wsadza obecnie nos w jego sprawy. Mają go odwiedzić na ranczu, ale wciąż to opóźniają, a on nie chce zaczynać wojny z FBI na karku. – Jego ranczu? – powtórzyła z niedowierzaniem Cyn. – Czy właśnie mówimy o krowach i koniach? Tego typu ranczo?
Kącik ust Jareda uniósł się z rozbawienia. – Bez krów, z tego co wiem, ale dużo koni. Lucas trzyma je, jak sądzę, dla własnej przyjemności. Ale kilka sprzedał. Zarobił całkiem dobrze. Najwidoczniej wie, co robi. – Huh. Czego chce FBI od wampira trzymającego konie? – To śledztwo w sprawie zaginięcia. Najwidoczniej zaginiony mężczyzna miał do czynienia z wampirami. – Zaginięcia nie są zwykle sprawą FBI – skomentowała Cyn. – W szczególności nie od jedenastego września. Skupiają się na innych rzeczach. – Masz rację – zgodził się Jared. – Ale to sprawa osobista. Lucas wykonał kilka telefonów. Agent prowadzący tę sprawę robi to w czasie wolnym. To jej brat zaginął. – Lucas stoi w martwym punkcie, czekając, aż wyjaśni się sprawa z FBI – dodał Raphael. – Ale może tylko czekać, aż jego ludzie nie zaczną w niego wątpić. Kobieta z FBI spóźnia się, ale w końcu przyjedzie. – Jedyną dobrą rzeczą jest to, że to kobieta – powiedział Jared wymieniając znaczące spojrzenie z Raphaelem. Cyn zmarszczyła brwi i spojrzała pytająco na Raphaela. Raphael uśmiechnął się szybko. – Lucas ma sposób na kobiety. Daje sobie radę, ponieważ kocha je wszystkie, a one to wiedzą. – Myślę, że ma po prostu dobre podejście, a kobiety... – Jared uciął szybko spojrzawszy na Cyn. – Większość kobiet przepada za tym jego irlandzkim urokiem. Słowa były surowe, ale Cyn zrozumiała pod nimi przywiązanie.
– Więc, Klemens ma rację – powiedziała Cyn do Raphaela. – Wspomożesz Lucasa. Raphael pochylił wolno głowę. – Jestem jego Panem, moja Cyn, aczkolwiek niewielu jest świadomych naszych stosunków. Ale Lucas jest Wampirzym Lordem i w pełni zdolnym bronić swojego terytorium. Nie potrzebuje mojej pomocy. Cyn przyglądała się Raphaelowi, próbując zgadnąć, czy pomógłby Lucasowi, jeżeli byłoby to konieczne. Rozumiała, dlaczego tego nie powiedział głośno. A przynajmniej, tak myślała. Po pierwsze, to nadszarpnęłoby autorytet Lucasa, gdyby zasugerował, że potrzebuje pomocy, aby utrzymać własne terytorium. Wampiry były czułe na takie rzeczy. Ale po drugie, a może to kontynuacja pierwszego powodu, jeżeli Raphael powiedziałby, że pomoże Lucasowi, to oznaczałoby, że Lucas nie da sobie sam rady, że jego Pan w niego nie wierzy. Związek między Panem, a jego dzieckiem był potężny. Dla Lucasa, przekonanie, że stracił zaufanie Raphaela w przeddzień walki mogłoby być zabójcze. Nie była z Raphaelem tak długo, nie była nigdy świadkiem pełnej wampirzej wojny, ale potyczki wampirów były całkiem poważne. Były krótkie, brutalne i pełne krwi. A na końcu, przegrany dosłownie był rozdmuchany na cztery wiatry. To było bardzo interesujące, ale nie mogło pomóc jej w rozwiązaniu problemu, czyli odkrycia tego, kto próbował zabić Raphaela. – Okay, więc myślimy, że Klemens wynajął ludzkiego snajpera, aby zabił Raphaela – potwierdziła Cyn, zwracając temat rozmowy z powrotem na właściwe tory. – Dlaczego przypuszczasz, że to był człowiek? – zapytał Jared. – Wampiry mają dużo lepszy wzrok.
– Taa, ale ten facet ustawił się długo przed zachodem słońca. Snajperstwo jest wyjątkową umiejętnością, prawie nauką. I nie mówię tu o ludziach, którzy traktują to jako sport. Mówię o ludziach, którzy nauczyli się swojego fachu w wojsku lub siłach rządowych, ludzi, którzy zabili więcej niż raz. Oni się nie poddają, mierzą do celu i strzelają. Potrzebują czasu na przygotowanie. Broń musi być stabilna, pole czyste. Muszą znać warunki i w nich działać. – Nie wiem czy widziałeś otoczenie w dolinie, ale ja tak, w dzień. Tam nie ma miejsca, gdzie wampir mógłby się zaczaić do zachodu słońca. Wierz mi, gdy znajdziemy miejsce, gdzie się zaczaił, odkryjesz, że to był człowiek.
*****
Gdy Jared i Cyn debatowali o identyfikacji snajpera, Raphael przyglądał się swojej partnerce, patrząc na jej śliczną twarz, czując bystry umysł okazywany w każdym słowie. Próbował również zrozumieć dokładnie, co robiła w tym czasie, gdy się przebierała. Ani przez chwilę nie uwierzył w to przedstawienie o braku tchu. Oh, z pewnością się spieszyła, ale nie z powodu tego, że prysznic zajął jej zbyt dużo czasu. Mieszkał z tą kobietą. Dokładnie wiedział ile zajmuje jej przygotowanie się, nieważne czy się spieszy czy nie. Nie, był całkiem pewien, że realizowała własną drogę w sprawie śledztwa i strzelaniny. Nieważne, że nie chciał, aby brała w tym udział. Ona i tak to zrobi i oboje o tym wiedzieli. To, co sprawiało, że stał się
podejrzliwy, było to, że ona nie chciała, aby znał tę właśnie ścieżkę, którą obrała. Nie miała więcej czasu niż na jeden lub dwa telefony, ale do kogo? Był jej mentor w LAPD, Dean Eckhoff. Był detektywem w wydziale zabójstw i mógł być dobrym źródłem. Ale Juro podzielał opinię Cyn, że strzał został oddany ze skalnego zbocza kilkaset jardów od domu. Raphael nie był specjalistą w tych sprawach, ale wątpił, aby nawet LAPD widziało wiele snajperskich strzałów, więc kto… Raphael powstrzymał swój nagły gniew, gdy pasujące imię pojawiło się natychmiast w jego umyśle. Colin Murphy. Były członek Navy Seal, który teraz był partnerem Sophii, Lorda Kanadyjskich Terytoriów. Murphy i Cyn nawiązali nić przyjaźni w tych strasznych dniach listopada, kiedy Cyn omal nie umarła. Raphael był bardzo blisko zabicia Murphyego wraz z ochroniarzem Cyn, Robym, wściekły, że oni przeżyli bez uszkodzeń, podczas, gdy jego Cyn walczyła o życie. To sama Cyn tracąc siły, które jej pozostały prosiła o ich życie. Wspomnienie tego dnia wciąż powodowało u niego ból. Cyn przerwała w połowie zdania, odwracając wzrok z poważnym spojrzeniem. Mogła poczuć falę emocji, które przeszły przez ciało jej partnera. Nawet, gdy ona nie mogła czytać jego myśli, była na tyle intuicyjna, i znała dobrze Raphaela. Wyciągnął rękę, a ona ujęła ją zaciskając palce na jego. – Ja i Jared mamy wspólny Teksas, Raphaelu – powiedziała gładko przechodząc do tematu, i widocznie wiedząc, że on nie słuchał rozmowy. – Właściwie widziałem Cyn, gdy tam byłem, mój panie – prowadził Jared. – Aczkolwiek nie wiedziałem wtedy, kim jest. Raphael zatrzymał wzrok na Jaredzie. – Byłeś w posiadłości Jabrila? – warknął.
– Tylko pierwszego wieczoru, mój panie. Wyszedłem później, tej samej nocy, gdy dostałem to, po co przyszedłem, po co mnie wysłałeś. Gdybym wiedział, kim ona jest dla ciebie, oczywiście nigdy bym jej nie zostawił tam samej. Cyn zareagowała przewidywalnie z lekceważącym sapnięciem. – Wszystko było ze mną w porządku, a ty pewnie wszedłbyś mi w drogę. Gorzej, pewnie przeraziłbyś Mirabelle i nigdy nie odeszłaby z tego okropnego miejsca ze mną. Jared wydawał się być zaskoczony jej lekceważącym tonem, podczas, gdy Juro, który dotąd słuchał w milczeniu parsknął z rozbawienia. To było rzadkie okazanie emocji u jego małomównego szefa ochrony. Cyn miała takie działanie na jego wampiry. – Doskonale – powiedział nagle Raphael. – Juro, jeżeli możesz skończyć wprowadzenie Jareda w sprawy ochrony i w to co zostało zrobione, aby wyśledzić zabójcę, proszę. – Też chcę w tym uczestniczyć – powiedziała Cyn. – Nie dzisiaj – powiedział beznamiętnie Raphael. – Mamy inne plany. Wstał, wciąż trzymając jej rękę i spojrzał na nią wyczekująco. Cyn spojrzała na niego i zmarszczyła brwi. Wiedziała, że nie mają planów. W rzeczywistości, ich plany były pierwotnie związane z Raphaelem uziemionym na spotkaniach przez większość wieczoru. Ale wiedział, że nie zapyta go o to przed jego wampirami. Skinęła i pozwoliła, aby pociągnął ją w objęcia jego ramion, kładąc rękę na jej talii. Jared odsunął się od stołu i wstał natychmiast.
– Panie – powiedział kłaniając się z szacunkiem. – Cyn, to była przyjemność w końcu cię poznać. –Dzięki, i jestem pewna, że będziemy nad tym razem pracować. Juro, porozmawiamy później – dodała, przesuwając spojrzenie na Raphaela. Raphael wyciągnął Cyn z sali konferencyjnej, a potem ruszyli korytarzem do ich prywatnych apartamentów, podczas, gdy trzymał ją ciasno. Cyn zwijała się, aby za nim nadążyć, ale jej nogi były równie długie jak jego, więc nie musiała się naprężać. Była cicho dopóki nie doszli do ich prywatnego pokoju, i poczekała, aż on zamknie drzwi, zanim wyskoczyła na niego. – Jakie plany? – zapytała natychmiast. – Czy jest coś o tym zamachu, czego nie powiedziałeś… – Jej słowa zamarły, gdy wreszcie zauważyła jego gniew. – Raphael? – zapytała ostrożnie. – Moja Cyn – zamruczał, wyciągając rękę i odsuwając pukiel włosów z jej twarzy, przeciągając palcami wzdłuż jej szczeki i karku, obejmując jej szyję. Wyczuwając jego nastrój, Cyn odchyliła się od niego, odpychając jego rękę. – Byłaś zajęta dzisiejszego wieczoru – powiedział delikatnie masując tył jej karku. Widział toczącą się wojnę w jej oczach, gdy zdecydowała, czy bez względu na wszystko powiedzieć mu, co robiła. Zwyciężyło przyznanie się.
W większości, ponieważ była zbyt dumna, aby kłamać, ale też, był pewien, że wiedziała, że on odkryje prawdę w końcu i będzie podwójnie zły. Cyn
wypuściła
cierpliwy
oddech i
przewróciła oczami
z
niesmakiem. – W porządku. Więc wykonałam kilka telefonów. Mam swoje źródła, Raphaelu. Gdy ktoś próbuje cię zabić, zamierzam ich użyć. – Źródła, które włączają Colina Murphy? – Skąd... – Odepchnęła ze złością jego rękę i odsunęła się, próbując znów stanąć od niego dalej, ale on był szybszy. Przyciągnął ją bliżej, jego ręce były delikatne, ale nieznoszące sprzeciwu, gdy trzymał ją w miejscu. – Masz podsłuch na moim telefonie? – zażądała. – Moja słodka Cyn – drażnił się. Nie muszę podsłuchiwać twojego telefonu. Wiem jak pracuje twój umysł. I nie chcę, abyś dzwoniła do Colina Murphy z żadnego powodu. – Nie możesz mi mówić do kogo nie... Raphael przycisnął swoje usta do jej, obejmując ją swoim ciałem i zaciskając ramiona dookoła jej talii, aby ją przytrzymać. Cyn walczyła przez chwilę, w większości dla zasady, jak pomyślał, gdy jak zwykle, palące przyciąganie między nimi wzięło nad nią górę tak jak nad nim. Rozpłynęła się prawie natychmiast, jej usta otworzyły się pod jego, jej ramiona objęły jego szyję, gdy przycisnęła swoje piersi do jego klatki. Raphael wsunął swoje palce pod krawędź jej swetra i podciągnął go na tyle, aby uwalniając ją przeciągnąć go przez jej głowę i odrzucić na bok. Pochylił głowę do jej piersi, jej miękkich, złotych wzgórz kołyszących się pod koronkowym stanikiem. Ssał mocno jeden sutek przez koronkę,
gryząc na tyle mocno, że Cyn zasyczała, a jej paznokcie wbiły się w tył jego głowy, wyginając się i oferując swoje usta. Raphael odpiął zapięcie jej stanika, jego dłonie objęły jej piersi, a jego kciuki pocierały jej sutki, które stały się stojącymi szczytami. – Zdejmij to – sapnęła Cyn, szarpiąc jego sweter, a potem jej dłonie powędrowały do zapięcia jego jeansów. – To też – domagała się. Raphael roześmiał się, zachwycony jej odpowiedzią na niego. Nieważne jak bardzo była wściekłą, nieważne jak bardzo wściekły był on, to zawsze tam było. Ta pasja między nimi, która prowadziła czasami do spalenia się żywcem. To było coś, czego nie przeżywała z żadnym innym mężczyzną. Nie pozwoliłby na to, nawet gdyby chciała tego. Była jego, teraz i na zawsze, i on udowodni to jeszcze raz dzisiejszej nocy. Raphael przeciągnął sweter przez głowę i rzucił go na podłogę, odpinając suwak swoich jeansów zdął je i zsunął do kostek, potem wyszedł z nich i wziął Cyn na ręce niosąc do łóżka. Całowała go łapczywie, nie opuszczając jego ust, aż nie rzucił ją na łóżko. – Raphael! – sapnęła, potem wygięła ochoczo biodra, gdy pochylił się i odsunął jej dopasowane spodnie. Nie miały tasiemek ani suwaków, po prostu ściągnął je w dół jej bioder i przeciągnął przez jej nogi, pozostawiając ją w samych koronkowych majtkach. Sięgnął po nie, tę rzecz, która pozostała pomiędzy nim, a jej wilgotnym żarem między jej nogami. – Ja to zrobię – powiedziała szybko. – Te lubię! Wsunęła kciuki pod brzeg majtek i zsunęła majtki w dół, podnosząc ochoczo swój tyłek. Raphael złapał niecierpliwie za jej bieliznę i odrzucił ją przez ramię. Pochylił się nad jej nagim ciałem, a jego spojrzenie pożerało każdy skrawek jej gładkiej skóry, przesuwając się po
kształtnych mięśniach i biodrach, aż do jej doskonale gładkiej cipki. Raphael oblizał usta, a potem spojrzał w oczy Cyn. Patrzyła na niego zamglonymi z pożądania oczami, których zwykle ostra zieleń stała się aksamitna, gdy spotkała jego wzrok. Jej pierś unosiła się szybko, jej bicie serca było pulsującą obecnością pod jej piersiami. Jej sutki były napięte i ciemne, czekające na jego uwagę. Raphael uśmiechnął się i złapał za jej kolana rozchylając je, aby spojrzeć na jej boleśnie napuchnięte fałdki łechtaczki – takie śliczne, takie napięte i błagające o jego dotyk. Przesunął kciukiem po rowku jej płci, najpierw delikatnie, potem mocniej, czując żar, czując kremową wilgoć. Cyn rozsunęła szerzej nogi, unosząc się zapraszająco. Raphael ścisnął jej biodra, aby pozostała nieruchomo, jednocześnie używając kciuka, aby rozszerzyć jej cipkę. Pochylił się i posmakował szybkim liźnięciem jej słodkości, gdy Cyn krzyknęła, a jej silne palce zanurzyły się w jego ramionach. Raphael uśmiechnął się usatysfakcjonowany i znów pochylił głowę, jego język pieścił ją, zlizując cały krem z jej cipki, drażniąc ją, udając językiem ruchy swojego fiuta i smakując jedwabisty żar, który stawał się coraz bardziej mokry. Cyn jęczała z potrzeby, z zamkniętymi oczami, z głową odrzuconą do tyłu, gdy reagowała na jego zabiegi. Jego język śledził erotyczną linię między jej fałdkami, docierając do pulsującego kłębka jej łechtaczki. To było cudowne, patrzeć na napiętą, smakowitą wisienkę czekającą na jego ugryzienie. Zawarczał pożądliwie i pociągnął mocno językiem po wrażliwej powierzchni. Cyn sapnęła, jej biodra podniosły się w odpowiedzi z łóżka wykrzykując jego imię. – Raphael! Raphael wciągnął w usta jej łechtaczkę, ssąc mocno, gdy wiła się pod nim, a orgazm zaciskał jej mięśnie brzucha. Drżała, jej cipka
zaciskała się, jakby wokół fiuta. Raphael poruszył językiem po jej łechtaczce jeszcze raz, potem ugryzł ją kosztując słodkiego nektaru jej krwi, gdy krzyczała w objęciach drugiego orgazmu, dużo silniejszego niż pierwszy. Jej ciało drżało pod nim, jej biodra zacisnęły się na jego ramionach, dłonie zaplątały w jego włosach, paznokcie drapały jego skórę. Raphael uwolnił z ust jej łechtaczkę i przeciągnął ostatni raz językiem po krwawiącym ciele. Cyn jęknęła, jej głowa kołysała się we wszystkie strony, jej ręce obejmowały piersi, a palce zaciskały się na sutkach, gdy próbowała znaleźć zaspokojenie. Raphael objął spojrzeniem całe jej ciało, gdy wdychał zapach jej podniecenia, a pod nim, słodki zapach jej krwi. Warknął pożądliwie i uniósł się, układając biodra pomiędzy jej, a jego fiut naciskał na jej satynową wilgoć. Cyn uniosła nogi na jego plecy, krzyżując je w kostkach i przytrzymując go. Otworzyła pełne zadowolenia oczy, gdy obejmowała ramionami jego szyję, przyciągając go do pocałunku. Raphael czuł jej krem na swoim ustach i wiedział, że ona też go poczuje. Ta myśl sprawiła, że stał się jeszcze twardszy, jego fiut trwał w ciągłej potrzebie, aż sięgnął i zanurzył się w wilgotny żar między jej nogami. Język Cyn owinął się dookoła jego, gdy ich usta spotkały się, a ich zęby uderzyły o siebie od siły pocałunku, jej język wypełniał jego usta, gdy przesuwała nim z jednej strony na drugą. Ugryzł swoją dolną wargę, i zaczęła płynąć krew. Zajęczała na jej smak, a potem jej całe ciało wygięło się pod nim, gdy jego krew przepłynęła przez jej ciało, trącając nerwy i rzucając ją w następny orgazm. Raphael przełknął jej krzyki, mrucząc, gdy wsunął się w jej jedwabisty, mokry tunel, czując pieszczotę jej mięśni, zamykających się dookoła niego, zaciskających się tak mocno, gdy następny orgazm przelewał się przez jej ciało. Zaczął poruszać się, najpierw wolno, zwalczając zacisk jej mięśni, które drżały wokół niego, chcąc zatrzymać go nieruchomo, aby wyssać jego nasienie. Pochylił głowę
do jej szyi, liżąc miękką skórę, kosztując słodko słonego smaku jej potu. Zamknął zęby na krawędzi między jej szyją na ramieniem, gryząc na granicy bólu, zanim zaczął ssać jej skórę, pozostawiając swój ślad. Cyn złapała jego głowę, przycisnęła jego twarz do swojej szyi w żądaniu. Raphael uśmiechnął się szeroko przy jej skórze. Jego Cyn nie chciała czułych ugryzień i znaków własności, chciała jego kłów w swojej żyle, chciała ucisku jego ugryzienia, które wysyłało ją w orgazm tak silny, że nawet bladł przy tym smak jego krwi. Raphael pomyślał o słodyczy jej krwi, o ekstazie posiadania jej ciała pod swoim, dookoła niego, gdy spełniała się raz za razem. Zaczął napierać mocniej, wprowadzając się między jej długie nogi, rozkoszując się długimi ruchami jej płci na jego członku, uderzeniami jego jąder o jej tyłek, gdy uniosła się, aby spotkać go, z napiętymi w wysiłku mięśniami i zaciśniętymi na jego plecach kostkami. Jego pierś przycisnęła się do jej, jej piersi były jedwabiem przy jego marmurze. Pochylił się do jej piersi, a ona zajęczała, wyginając się w łuk i pocierając się o niego rozpustnie. Raphael uniósł głowę, patrząc na jej zaróżowioną twarz, błysk potu na jej brwi. Jej język wysunął się, aby oblizać górną wargę, a on pochylił się szybko jak wąż i pochwycił go w swoje usta, obracając działanie w pocałunek. Ich zęby uderzyły o siebie, jego kły drapały jej wargę. Krew zaczęła płynąć i to była kolej Raphaela, aby zajęczał. Jej krew była upajająca, zmuszająca jego fiuta do rozpychania się w niej, gdy jej mięśnie drgały z wysiłku. Zbliżył swoje usta do jej szyi, aby zanurzyć się w jej żyle, czuć płynącą krew, słodki nektar jej życia. – Raphael – sapnęła Cyn, drżąc w oczekiwaniu. – Teraz, teraz.
Jego kły zanurzyły się w jej szyi, poprzez jedwabistą miękkość jej skóry, napięcie jej żyły. Jej krew płynęła szybkim strumieniem, jej serce biło mocno od adrenaliny będącej skutkiem ich uprawiania miłości. Raphael ssał, spijał, czując jak płynie w dół jego gardła jak ciemny miód, wypełniając jego ciało żarem, który przepływał przez jego nerwy wprost do jego fiuta, który był zanurzony głęboko w niej. Jego jądra zacisnęły się, gdy budował się jego orgazm, gdy napięcie stawało się prawie nie do zniesienia, zanim objęło go jak burza, pozbawiając go wszelkiej świadomości oprócz obecności Cyn – jej zapachu, jej smaku, jej ciała drżącego pod nim, gdy krzyczała, a jego spełnienie wypełniało jej wnętrze i oboje zostali rzuceni na krawędź, gdzie nie było nic prócz pasji i ekstazy. Raphael przetoczył się na jedną stronę, zabierając ze sobą Cyn, aby leżała na jego piersi. Przesuwał palcami po jej nagich plecach i pozostawił ją na jej tyłku, obejmując zaborczo jeden pośladek. Cyn przesunęła się lekko, podnosząc głowę, aby pocałować jego szyję, a jej gorący oddech owiał jego kark. Leżeli w ten sposób, aż ich oddechy uspokoiły się, a bicie ich serc powróciło do normalnego rytmu. Cyn zaczęła rysować palcami małe kółka na jego piersi, czasami gładząc mięśnie jego ramienia. Pocałowała lekko jego pierś, rozchylając usta, aby językiem posmakować jego skóry. – Ufasz Jaredowi? – zapytała cicho. – Ufam. Jest mój. – Okay, jak sądzę. Spróbuję zatem być miła. Raphael zaśmiał się. – Po prostu bądź sobą, lubimaya. – Czy sugerujesz, że bycie sobą nie jest byciem miłą? – nalegała, aczkolwiek ziewnęła zmęczona, a słowa straciły swoją ostrość.
Raphael pogładził mocno jej tyłek. – Będąc sobą jesteś idealna, moja Cyn – odpowiedział. – Ale bycie sobą jest tylko dla mnie – warknął. – Nie zapominaj o tym. Cyn wydała zniecierpliwiony odgłos. – Jakbym mogła. Jakbym chciała. Jesteś do mnie uwiązany, wampirku. Co oznacza, że musisz być żywy i w dobrej formie, żeby zaspokajać moje pożądanie twojego doskonałego ciała. – Sądzę, że dam sobie z tym radę – powiedział sucho, wsuwając rękę między jej nogi, zanurzając szybko palce w jej mokrej cipce. Cyn sapnęła, potem wygięła się pod jego dotykiem, a on poczuł pulsowanie na swoich palcach. – Jesteś taka wrażliwa, moja Cyn, i taka chętna. – Oszukujesz – powiedziała bez tchu. Raphael roześmiał się. – Nie uznaję żadnych zasad oprócz własnych, lubimaya. Powinnaś o tym już wiedzieć. Usiadła nagle obejmując go i przybliżając swoją twarz do miękkiego, długiego pocałunku. – Kocham cię – powiedziała z oczami pełnymi łez. – Nie mogę cię stracić. Raphael podniósł wzrok, zaintrygowany. – A dlaczego miałabyś mnie stracić, moja Cyn? – Ktoś próbował cię dzisiaj zabić, a ja zamierzam go znaleźć. Nie może być zbyt wielu snajperów myślących, że zdejmie wampira z odległości.
– Ale twój snajper nie zdjął mnie, więc może nie jest tak dobry jak uważa. – Oh, jakby to miało znaczenie – warknęła. Raphael uniósł brew. Dla niego to miało znaczenie. Ale Cyn zignorowała jego wyraz twarzy i kontynuowała niecierpliwie. – To znaczy, oczywiście, to ma znaczenie, że nie udało mu się zabić cię. Ale to nie znaczy, że nie jest pierwszorzędnym snajperem. Po prostu nie strzelał nigdy wcześniej do wampira o twojej mocy. Już wykonałeś ruch, gdy ja dopiero usłyszałam odgłos wystrzału, a nawet mnie zajęło kilka sekund, aby zrozumieć, co to jest. Ale ty wiedziałeś zanim nawet usłyszałeś dźwięk. – Usłyszałem... – Raphael wzruszył jednym ramieniem – świst powietrza. – A ile wampirów, które znasz byłoby tak wyczulonych? Nie tak wielu, jak sądzę. – Żaden. Co powiedziałaś Colinowi Murphy? – zapytał zmieniając nagle temat. Irytowało go to, że Cyn zadzwoniła do byłego komandosa i nie tylko dlatego, że nie chciał szerzących się plotek o niedoszłym zabójstwie. – Nic mu nie powiedziałam, okay? Tylko próbuję znaleźć tego, co wynajął tego gościa, ponieważ on się nie podda. Na chwilę może zniknąć, ale ma zadanie, będzie próbował. A nawet ty się zgadzasz, że wynajął go Klemens, albo ktoś pracujący dla Klemensa. Więc, musimy go znaleźć zanim będzie miał drugą szansę. Jeżeli ktokolwiek wie, jak wynająć snajpera to pewnie jest to Murphy. Próbowała odsunąć się od Raphaela, ale trzymał ją mocno.
– Nic mu nie powiedziałam – powtórzyła, jej słowa były precyzyjne i pełne rozdrażnienia. – Zapytałam go o snajperów, ilu jest takich, którzy mogą tak strzelać i jak ich znaleźć. – Mam uwierzyć, że Murphy jest tak głupi, że nie wydedukuje dlaczego pytasz? – Może pomyślał, że chcę kogoś wynająć – warknęła. Raphael spojrzał na nią zniecierpliwiony. – Okay, więc wie, że ktoś jest na celowniku, ale to nie musisz być ty. Raphael przyglądał się jej przez chwilę, podczas, gdy ona patrzyła na niego wojowniczo. – Słodka Cyn – wyszeptał, gładząc palcami jej policzek. – Jesteś mądrzejsza. – Czy to ma znaczenie. Sądziłam, że Sophia jest twoim sprzymierzeńcem. – Sophia jest sprzymierzeńcem – potwierdził. – Teraz. Ale nie jest jedną z moich i nie można jej zaufać. – Rajmund też nie jest twój, a ufasz mu. –Znam Rajmunda dużo lepiej niż Sophię i dużo dłużej. Ale nawet jemu nie ufam całkowicie. Po prostu jego i moje interesy są w tej chwili zbieżne. – Cóż, potrzebowałam informacji, a Murphy był najlepszy, kogo znam. Ktoś próbował cię zabić, Raphaelu. Nie możesz oczekiwać, że będę siedziała bezczynnie. Raphael westchnął.
– Poza zamknięciem cię, nie ma sposobu, abym cię od tego powstrzymał. Mogę jedynie prosić, abyś użyła swojego doskonałego instynktu i zmysłu, moja Cyn. Mogą celować we mnie, ale mogą być całkiem zadowoleni, gdy dopadną ciebie. Cyn pogładziła jego pierś pochylając się do przodu, aby ich twarze zetknęły się. – Czy chodzi o wojnę Lucasa? – zapytała całując go lekko. – Zapewne. Klemens najwyraźniej myśli, że może wygrać, albo nie zaczynałby tego. Znam go. Jest bydlakiem, ale ostrożnym bydlakiem. – Czy może? To znaczy, wygrać. Wiem, co powiedziałeś w sali konferencyjnej, ale tylko między nami. Czy może pobić Lucasa? – Wszystko jest możliwe, ale nie. Nie wierzę, aby pokonał Lucasa. Lucas powstrzymywał się tylko przed odwetem na prowokacje Klemensa, ponieważ go o to prosiłem. Chciałem, aby najpierw Duncan znalazł się na swoim miejscu i został potwierdzony przed Radą. To nie było dla niego łatwe, ale zrobił to dla mnie i Duncana. Ale Klemens tego nie wie i równie dobrze może to interpretować jako słabość Lucasa. Ale Lucas nigdy nie był słaby. Był złodziejem w Dublinie, gdy go spotkałem, ulicznikiem z doskonałym zmysłem przetrwania. Zawsze szedł na całość. Ale Klemens tego nie wie, tak jak tego, że Lucas jest moim dzieckiem. – Tylko kilka wampirów jest na tyle blisko, aby znać historię między mną i Lucasem, a teraz ty też wiesz o tym. Więc, czy mogę ci ufać, moja Cyn? Serce Cyn przyspieszyło, a puls uderzał wzdłuż jego brzucha, gdzie przyciskała swoją płeć. – Możesz mi ufać – wyszeptała, zaciskając dłonie w jego włosach i pochylając się do długiego, mocnego pocałunku.
Polizał jej usta, gdy odchyliła się w potrzebie oddechu. – Nie opuścisz domu bez Robbiego i jeszcze jednego. Pozwól wybrać Robbiemu, ale chcę, aby z tobą było cały czas dwóch ochroniarzy. Cyn spojrzała na niego cierpiąco, ale powiedziała. – W porządku. Dwóch ochroniarzy, obiecuję. Klepnął ją w tyłek. – Chodź ze mną wziąć prysznic. Juro zaraz będzie wprowadzał w sprawę strzelaniny, a ty nie chcesz tego przegapić. Zerwała się tak ochoczo, aby zdążyć na to przeklęte wprowadzenie, że niemal to było obelgą. Więc naprężył muskuły i wziął jednego sutka w usta, ssąc go, aż miał wystarczająco dużo jej delikatnej piersi, by móc przeciągnąć po niej kłami. Wciągnął delikatny łyk jej przepysznej krwi, owijając język dookoła jej sutka. Cyn zadrżała i przycisnęła swoją cipkę do jego podbrzusza, aż poczuł twardość jej cudownej łechtaczki. Raphael zlizał leniwie ostatnią kroplę krwi z jej piersi, potem odchylił się patrząc przez wpół przymknięte powieki jak Cyn zaspokaja się, ocierając o niego, z kołyszącym się pełnym biustem, głową odrzuconą do tyłu i zamkniętymi oczami. Przeniósł swoje ręce z jej tyłka na piersi, biorąc obie ciężkie kule w dłonie, pocierając jej sutki, gdy ocierała się coraz szybciej. Czuł napięcie jej mięśni chwilę przed wybuchem jej orgazmu, gdy wygięła plecy, objęła rękami głowę, a jęk wypełnił pokój. Opadła na niego, a Raphael uśmiechnął się z osobistej satysfakcji, gładząc jej drżące ciało. Poczuł lekki zapach soli w jej łzach i zacisnął ramiona dookoła niej. – Inni próbowali, moja Cyn – wymamrotał. – Już dawno nie żyją, a ja wciąż tu jestem.
– Wiem. – Jej głos był stłumiony przy jego piersi. – Ale jestem egoistką. Nie obchodzi mnie tamto, tylko to, co teraz. Raphael pocałował czubek jej głowy. – A teraz mam więcej powodów, aby żyć niż wcześniej, lubimaya. Żyję od pięciuset lat i chcę następnych pięćset z tobą. Zniszczę tego wroga, tak jak zrobiłem to z innymi. Kuksnęła go w bok. – Jesteś najlepszy. Raphael roześmiał się. – Chodź, Juro czeka. – Oh, gówno prawda. Poczeka, aż będziesz gotowy, i wiesz o tym. Raphael usiadł, zabierając ją ze sobą. – Tak, Juro poczeka. Ale ty nie, więc weźmy prysznic.
Rozdział 3 Cyn zakładała buty, gdy usłyszała helikopter. Normalnie, nie przywiązałaby do tego dźwięku uwagi. Poza tym, Grand Junction było dużym miastem. Ale ten helikopter nie przelatywał, on krążył. Zmarszczyła brwi. Atak z powietrza, wydawał się zbyt oczywisty, nawet na wampira, ale... Wsunęła stopy w buty i pobiegła do drzwi sprawdzając magazynek swojego Glocka 17 po drodze, marząc o jednym z MP-5. Raphael już się ubrał i wyszedł, zapewne odbierać telefony w sali konferencyjnej. Otworzyła drzwi sypialni i ruszyła korytarzem, zauważając, że jest całkiem pusty. Gdzie była ochrona? Doszła do sali konferencyjnej, a jej serce stanęło. Była pusta. Szybkie kroki odwróciły jej uwagę w kierunku drzwi wejściowych do domu, więc poszła za tym dźwiękiem. Lądowisko helikopterów było w pobliżu domu. Czy Klemens wysłał oddział? Wampirze siły? Przeklęła się tym, że nie zabrała dodatkowego magazynku do swojego Glocka, tego ze specjalnymi nabojami do zabijania wampirów. Skoncentrowała się na lądującym helikopterze, nie na wampirach. Wyszła zza rogu, jej buty ślizgały się po gładkim marmurze klatki schodowej prowadzącej do wejścia domu. Dwadzieścia stóp dzieliło ją od wysokich szklanych drzwi. Jej wzrok zatopił się w Raphaelu. Był otoczony ochroniarzami, stojąc kilka stóp poniżej, czekając. Ale na co? Albo na kogo? Nagle ukazało się kilka osób na oświetlonym lampami ganku. Więcej wampirów, zauważyła, przynajmniej kilka uzbrojonych. I po raz pierwszy zauważyła Juro stojącego w pobliżu drzwi, okazującego
ostrożność, ale nie zamartwienie. Więc ktokolwiek przybywał nie był właściwie przyjacielem, ale też nie wrogiem. Nowo przybyli weszli do hallu szybkim krokiem. Juro powiedział coś, czego nie mogła usłyszeć i jeden wampir wystąpił z szeregu. Odpowiedział do Juro, ale nie patrzył na wielkiego wampira, przeszukiwał wzrokiem zatłoczone pomieszczenie, zachmurzony zanim jego wzrok nie odnalazł Raphaela. Jego oczy natychmiast przesunęły się w dół i w górę najwyraźniej poszukując obrażeń, a potem uśmiechnął się szeroko, z ulgą. Cyn patrzyła w zdumieniu jak przybyły wampir ruszył przez hall i uścisnął Raphaela jak dawno niewidzianego brata. Nawet bardziej była zdumiona, gdy Raphael odwzajemnił uścisk, może z mniejszym entuzjazmem, ale to był zdecydowanie uścisk, od którego poczuła ukłucie zazdrości. Nigdy nie widziała, aby Raphael ściskał się z kimś. Nawet z Duncanem. – Lucas zawsze się obściskuje – powiedział głos zza jej ramienia. Szybko odwróciła się, gdy Jared Lincoln stanął obok niej. – To jest Lucas? – zapytała. Jared skinął. – Z jedną różnicą. Nigdy nie widziałem, aby Raphael mu się odwzajemnił
–
przerwał
na
chwilę.
–
Złagodniał
przy
tobie.
Przypomniałaś mu, jak to jest być człowiekiem. Cyn zjeżyła się na sugestię, że w jakiś sposób osłabiła Raphaela, jej złość nie ze swojego powodu, tylko Raphaela. – Nie wiem, o czym mówisz powiedziała zimno.
Jared pochylił przepraszająco głowę. – Nie miałem zamiaru cię obrazić. Wręcz przeciwnie. Lord Raphael jest dużo potężniejszy niż reszta z nas, trudno się do niego odnieść. Ale pewnie to wiesz. Z tobą jest spokojniejszy niż kimkolwiek innym, a jestem z nim bardzo długo. Sprawiłaś, że jest lepszym lordem. – Całkiem dobrze dawał sobie radę zanim mnie spotkał. Jared spojrzał na nią zagadkowo. – Nie jestem twoim wrogiem, Cyn. Lord Raphael jest moim Panem. Jestem mu dłużny więcej niż mogę odpłacić całym swoim życiem i wolnością. Zginąłbym w jego obronie. – Ale – powiedziała cynicznie Cyn. Wzruszył ramionami. – Lord Raphael jest kochany przez wszystkich swoich ludzi, ale nie wszyscy zawsze czuli się kochanymi. Chronionymi, tak. Bronionymi przeciw wrogom, czy ludzkim czy wampirzym, oczywiście. Nie ma lepszego pana na całym świecie. Ale uwolniłaś jego uczucia. Po raz pierwszy jego ludzie czują jego miłość tak samo jak oddanie. Nie tylko w to wierzę. Ja to wiem. Cyn nie wiedziała, co powiedzieć. Nie była pewna czy Jared miał rację, nie była pewna czy zasługuje na takie zaufanie. I właściwie cała sprawa budziła zakłopotanie. – Są ze sobą blisko? – zapytała zmieniając temat i wskazując brodą Raphaela i Lucasa. Dwaj Wampirzy Lordowie już się nie obejmowali, ale byli pochłonięci rozmową. Jared uśmiechnął się, wiedząc, ze celowo zmienia temat rozmowy.
– Zawsze byli. Lucas przybył na jednej łodzi z Raphaelem. Był jednym z pierwszych dzieci Raphaela – jeżeli nie pierwszym. Sprawa nigdy nie wyszła na jaw, a ja nie pytałem. Pewnie już wiesz, jak wrażliwe są wampiry w takich tematach. Cyn skinęła nieobecnie, jej uwaga skupiona była na Raphaelu i Lucasie. Właściwie wyglądali podobnie i byli ubrani tak samo w ciemne, dobrze dopasowane garnitury, które mogły pochodzić od tego samego krawca. Wiedziała, że ten Raphaela był szyty na zamówienie i zapewne Lucasa również. Nie było łatwo dopasować ubranie na mężczyzn tego rozmiaru. Ich koszule były białe, krawaty jedwabne – Raphaela ulubiony szafirowy, Lucasa jaskrawoczerwony z małymi, złotymi motywami. Cyn była rozbawiona, gdy spojrzała w dół i zobaczyła parę wypolerowanych, czarnych kowbojek. Wciąż, to było coś więcej niż podobieństwo ubrań między nimi dwoma. Wystarczająco, aby obserwator mógł pomyśleć, że są braćmi. Lucas był tylko odrobinę niższy niż Raphaela i trochę szczuplejszy. Ale jego ramiona były szerokie, a jego włosy czarne, jak u Raphaela. Nie widziała jego oczu, ale z pewnością miał przystojną twarz. Nie tak piękna jak Raphael, oczywiście. Nikt nie był tak przystojny jak on. Ale Lucas wydawał się uśmiechać chętniej. Był jak młodszy, bardziej beztroski brat Raphaela. A jeżeli obaj nie wyglądaliby na trzydziestkę, mogli wyglądać jak ojciec i syn. Taki sygnał dawał język ich ciał, a jeżeli Raphael był Panem Lucasa, to bardziej pasowało. Znów ukłuło ją żądło zazdrości, ku jej odrazie. Czy czuła się tak niepewnie, że nie mogła pozwolić, aby Raphael kochał kogoś innego? Śmieszne. – Lucas mógł zadzwonić – wymamrotał Jared – ale jest wojna, musiał sam się upewnić, że Raphael nie został ranny.
– Co ma z tym wspólnego wojna? Jared uniósł lekceważąco jedno ramię. – Lucas jest bardzo potężny, ale wojna pchnęła go na skraj przemocy. I nadzoruje na raz tysiące spraw. Jeżeli ktoś próbował zabić tego ranka Raphaela, Lucas poczułby to jak nóż w serce. A skoro są tak blisko – jego ranczo jest sześćset kilometrów stąd, krótki lot prywatnym samolotem – rozmowa telefoniczna byłaby zbyteczna. Musiał sam to sprawdzić. – Nie rozumiem. Wiem, że Raphael jest związany ze swoimi ludźmi, ale Lucas ma własne terytorium i ludzi. Nie powinien być tak związany z Raphaelem. – Nie w ten sam sposób, nie. Masz rację. Wielokrotnie połączenie między Panem a jego dzieckiem słabnie, gdy dziecko idzie swoją drogą. Mogą czuć sentyment, ale nic więcej poza szczególnymi okolicznościami. Ale tak nie musi być, zwłaszcza, jeżeli związane to jest z Wampirzymi Lordami. Lucas rządzi własnym terytorium, ale jego więź z Raphaelem jest silna jak zawsze. Lojalność w stosunku do Raphaela jest głęboka, Cyn, mówię z własnego doświadczenia. – A co z Duncanem? Czy chociaż zadzwonił? Jared roześmiał się cicho. – Duncan i ja rozmawialiśmy telefonicznie, gdy to się stało. Nie chciał
rozłączyć
się
dopóki
osobiście
nie
sprawdziłem
i
nie
zaraportowałem mu, że Lord Raphael nie został ranny. A gdy wracałem do telefonu, on już przygotowywał swój samolot, na wszelki wypadek. Cyn przyglądała się Jaredowi milcząco. Była tak zafiksowana na Duncanie, tym, że był niezastąpiony, że być może nie dała Jaredowi szansy. Raphael powiedział, że nie zaakceptowałby Jareda jako swojego
porucznika, jeżeli Cyn się sprzeciwi, ale Jakie miała prawo, aby się sprzeciwiać? Co z tego, że nie był Duncanem? Nikt nie był, a Raphael potrzebował godnego zaufania porucznika. – Wiem, że grupy wyruszyły dzisiaj szukać snajpera, czy raczej jego lokalizacji. Coś znaleźli? – zapytała. – Niewiele. Jest zbyt ciemno, aby coś zobaczyć, nawet dla wampira. Steve Sipes wysyła grupę o pierwszym brzasku. Spodziewam się, że znajdą więcej. Cyn skinęła. – Pójdę z nimi. Widziałam dolinę w dzień i mam całkiem dobry pomysł, gdzie mógł być strzelec. Jared westchnął. – Juro powiedział mi, że nie będę w stanie cię od tego powstrzymać. Powiedział też, że jesteś w tym dobra, więc równie dobrze możemy połączyć siły. Cyn drgęła. – Dla mnie w porządku. – Spojrzała w jego ciemne oczy. – Będę dla ciebie miła. Uśmiechnął się ukazując białe zęby. – Oboje chcemy jednego, Cyn. – Ja chcę głowy tego zabójcy zatkniętej na kołku, zaraz obok niego, tego, kto go wynajął. A ty? Jared roześmiał się na to. – Juro też powiedział, że jesteś żądna krwi. – Juro jest mądrym wampirem. Więc, mamy umowę?
– Mamy. Cyn zaczęła coś mówić, ale przestała, gdy Raphael odwrócił się w ich kierunku i wyciągnął rękę. – Lubimaya. Nie ruszył się, ale jego głos był szeptem w jej uszach, jakby stanął obok niej. Uśmiechnęła się z wrażenia, z łatwością mógł zawołać ją na głos, ale to było bardziej intymne. Przeszła kilka stopni i dołączyła do dwóch wampirów, biorąc wyciągniętą rękę Raphaela i pozwalając mu przyciągnąć się do jego boku. – Moja partnerka – powiedział do Lucasa. – Cynthia Leighton. A to jest Lucas, moja Cyn. Rozmawialiśmy o nim wcześniej. – Lucas – powiedziała wyciągając rękę. Oczy Lucasa rozszerzyły się, gdy jego wzrok doceniająco przebiegł po jej osobie w tę i z powrotem. Powinna poczuć się obrażona, ale widziała błysk w jego oku i wiedziała, że gest był wycelowany bardziej w Raphaela niż w nią. Wziął jej rękę i chciał pociągnąć ją w uścisk, ale Cyn pamiętała o ostrzeżeniu Jareda i była przygotowana na ten ruch. Cofnęła lekko jedną nogę i oparła na niej cały ciężar ciała. Lucas, zaskoczony nagłym oporem, trzymał jej rękę. Mimo wszystko mógł ją pociągnąć w swoje ramiona, był przecież wampirem. Ale to przekroczyłoby linię i byłoby to użycie siły, a z tego, co Cyn zrozumiała, on tylko grał – z Raphaelem, którego wziął na cel – i wiedziała również, że nie będzie przeciągał struny. Raphael mógł traktować go specjalnie, ale jego cierpliwość miała swoje granice, zwłaszcza, jeżeli chodziło o jego partnerkę. Więc, Lucas tylko roześmiał się i poprzestał na pieszczotliwym trzymaniu w dłoni ręki Cyn, unosząc ją do lekkiego pocałunku.
– Co za piękność. Plotki nie oddają prawdy, Cynthio – zamruczał, słychać było cień jego irlandzkiego akcentu. – Ale, słyszałem, że wolisz być nazywana Cyn. Sposób, w jaki powiedział jej imię przypomniał jej pierwsze spotkanie z Raphaelem. Przeciągał jej imię dokładnie w taki sam, zmysłowy sposób, jakby mówił o grzechu, a nie po prostu mówił jej imię. A grzech, który miał na myśli nie był raczej z rodzaju kościelnych. Spotkała jego spojrzenie i roześmiała się rozbawiona. Lucas zachmurzył się, ale też się uśmiechnął. – Musiałem spróbować – wyjaśnił, nagle cały wesoły. – Trzeba utrzymywać staruszka w formie. – Ćwicz swoje uwodzenie, gdzieś indziej, Lucasie – powiedział lekko Raphael, ale była w tych słowach groźba, gdy zacieśnił uścisk na Cyn, odciągając ją od drugiego Wampirzego Lorda. Lucas pokłonił się z wdziękiem. – Proszę o wybaczenie, Panie – powiedział, a jego głos wciąż brzmiał rozbawieniem. Potem wyprostował się i jakby za wciśnięciem guzika, znów był śmiertelnie poważnym Wampirzym Lordem. – Musimy porozmawiać, mój panie. Nie mam dużo czasu. Raphael skinął głową potwierdzająco i zwrócił się do Cyn. – Lubimaya – zaczął, ale Cyn mu przerwała. – Tak, tak, wiem. Super tajemne wampirze interesy. W porządku. Mam własne sprawy. – Cyn – powiedział Raphael, a jego zakazujący ton sprawiał, że jej imię było ostrzeżeniem.
– Raphael – odpowiedziała, przedrzeźniając go. – Nie martw się tyle. Jestem w domu, otoczona przez ochronę. Muszę tylko wykonać kilka telefonów, posprawdzać kilka rzeczy. Uspokój się. Cyn spojrzała i zauważyła, że Lucas przygląda się ich grze z żywym zainteresowaniem, a wyraz jego twarzy był radosny. Cyn spojrzała na niego i zachmurzyła się, sięgając do twarzy Raphaela pogładziła ją po czole, a potem objęła policzek. – Będę grzeczna. Obiecuję. Raphael złapał jej rękę i potarł kciukiem o miejsce, gdzie Lucas ją pocałował, jakby ścierając znak innego wampira. Ale najwidoczniej to nie wystarczyło, ponieważ podniósł jeszcze jej dłoń do ust i umieścił na niej swój własny pocałunek w tym samym miejscu. – Nie zajmie mi to długo – wyszeptał, a potem dał znak Juro. Na znak wszystkie wampiry ruszyły, jak małe tornado ochrony, zapełniając schody i wchodząc we wnętrze wielkiego domu, z Raphaelem i Lucasem w środku całego zamieszania. Cyn patrzyła na nich i potrząsnęła głową. Śmieszne było posiadanie takiej ilości ochrony, aby przejść korytarzem, zwłaszcza wewnątrz domu. Ale wampiry miały instynktowną potrzebę ochrony swojego pana, nawet, jeżeli Lucas był przyjacielem, przywiózł swoją własną ochronę, ale oni byli z zewnątrz. Co oznaczało, że ochrona Raphaela musiała jakoś im odpowiedzieć, to znaczy przewyższyć ich liczebnością. Na szczęście, wampiry nie czuły tej potrzeby w stosunku do niej. Ruszyła sama idąc w przeciwnym kierunku niż reszta. Zastanawiała się do kogo zadzwonić, a ważniejsze, jak mogła jutro sama przeprowadzić śledztwo… gdy pójdzie w góry.
– Cyn, kochanie! – Robbie uśmiechał się do niej szeroko, zupełnie spokojny z rękoma na biodrach. Cyn spojrzała na niego zachmurzona, zastanawiając się skąd się wziął. – Słyszałem, że jutro ruszasz za przygodą – powiedział Robbie, mrugając porozumiewawczo. – Gdzie to słyszałeś? – zapytała ponuro. – Steve Sipes, a on słyszał od Jareda. Nie myślałaś, że ukryjesz to przed Raphaelem, prawda? Zna cię dobrze. Do diabła, wszyscy cię znamy. Cyn nie lubiła być tematem rozmów w barakach. Nawet, jeżeli nie mieli baraków. Ale nawet wtedy nie lubiła. Niech ich cholera. – Idę tylko wykonać kilka telefonów – powiedziała kwaśno, przepychając się obok Robbiego. – Świetnie! Jeszcze nie piłem mojej kawy. – Dlaczego uważasz, że jesteś zaproszony? Robbie objął ją i podniósł jakby nic nie ważyła i przycisnął ją do siebie. Tylko on oprócz Raphaela, okazywał jej takie przywiązanie. Tylko on się ośmielał. – Bo mnie kochasz, kotku. Przyznaj. Cyn w końcu się uśmiechnęła. – W porządku. Dam ci kawę. – Spojrzała na niego. – I myśląc o tym, możesz mi się przydać. Muszę dowiedzieć się o snajperach. – Taa – Robbie powiedział poważnie. – Zdaję sobie z tego sprawę.
*****
Lucas wszedł do sali konferencyjnej przed Raphaelem szarpiąc krawat zanim przekroczył próg. – Nienawidzę tego – powiedział, zdejmując krawat i wsadzając go do kieszeni. – Nie wiem jak dajesz radę nosić je przez cały czas. – To sprawa dyscypliny – odpowiedział Raphael, pozwalając, aby jego ton powiedział to, czego nie powiedziały słowa. To, że Lucas miał z pewnością braki w tej kwestii. Lucas uśmiechnął się szeroko opadając na fotel. – Jestem zdyscyplinowany, gdy trzeba, mój panie. – Odrobinę więcej dyscypliny wymagał może ten wieczór, Lucasie. Odwiedziny były niedyskretne. Jeżeli o tym usłyszy, Klemens nie będzie miał wątpliwości, co do naszego porozumienia. – Z całym szacunkiem, mój panie... pieprzyć Klemensa. Tchórz nawet nie miał jaj, aby sam cię zabić. Wynajął przeklętego człowieka do tej roboty, i to z odległości. – Niemniej jednak, Klemens będzie nas teraz postrzegał jako jedną siłę. – Dobrze. Mam nadzieję, że się tym udławi. Pozwólmy mu myśleć, że doprowadził nas do zjednoczenia tym swoim podstępem morderstwa. Raphael odchylił się na swoim fotelu z uśmieszkiem. Nie popierał dzisiejszej spontanicznej wizyty Lucasa, ale go to nie zaskoczyło. Raphael miał dużo wampirzych dzieci. Więcej niż mógłby zliczyć, aczkolwiek mógł przywołać imię każdego z nich, gdy tego potrzebował i nigdy nie
zapominał twarzy. Ale ze wszystkich swoich dzieci, był szczególnie przywiązany do Lucasa. Zawsze był. Ktoś mógłby postrzegać to jako słabość, ale on nie zgodziłby się. Jego miłość do Lucasa była niewiększą słabością niż jego miłość do Cyn, a on nie kochał nikogo na całej ziemi tak jak swoją Cyn. W Lucasie była siła, radość życia, która sprawiała, że lśnił odrobinę jaśniej niż inni dookoła niego. To była cecha, która przywiodła Raphaela do niego te całe lata temu, gdy Lucas był tylko ulicznym złodziejaszkiem, który ośmielił się okraść kieszeń wampirzego pana. Raphael zobaczył coś w tym brudnym młodzieńcu. Zobaczył przyszłego Wampirzego Lorda. I miał rację. Lucas był naturalnym przywódcą. Ludzie nazwaliby to charyzmą. Raphael nazywał to pewnością siebie i odwagą. Gdy Lucas już podjął decyzję, działał, nie zważając na nic. Będąc zmuszonym, aby czekać i nic nie robić podczas, gdy Klemens podjeżdżał jego granice, działało mu na nerwy nie do wytrzymania. A dzisiejsza próba zabójstwa przeważyła szalę. Nie było odwrotu. Nie w tej sprawie. Lucas wyprostował się ze swojej niedbałej pozy i przechylił się przez stół. – Słyszałem, że Juro został ranny i wyglądał trochę sztywno. Czy wszystko w porządku z nim? – Jego lewe ramię zostało strzaskane przez kulę – potwierdził Raphael. – Przeszła przez niego do domu. Na szczęście, nikt inny nie stał na drodze, utkwiła w kominku. – Szczęście z dwóch powodów. Gdy kula zostanie wyciągnięta, dużo nam powie. – Tak też poinformowała mnie Cyn – zgodził się Raphael.
– A, tak – powiedział podejrzliwie Lucas. – Przepiękna Cynthia. Wnioskuję, że ona będzie prowadziła twoje śledztwo. Jej umiejętności są dobrze znane w tej okolicy. Oczywiście to znaczy, że ona i ja będziemy pracować razem całkiem blisko w nadchodzących dniach. – Lucas. Raphael powiedział tylko jego imię, ale wystarczyło. Lucas uśmiechnął się szeroko, ale wycofał się zapadając głębiej w swoim fotelu i pochylając lekko głowę w ukłonie przyznającym, że to nie ma nic wspólnego z iskrami w jego oczach. – Prowadzimy śledztwo – powiedział Raphael wracając do tematu. – Moja Cyn rozpytuje, a Juro i jego ludzie przeszukują wzgórza, aczkolwiek powiedziano mi, że musimy poczekać do świtu zanim poszukiwania przyniosą coś użytecznego. Lucas spojrzał w oczy Raphaela. – Będziemy wymieniać się informacjami, mój panie. Ale zabójca jest mój. – Moi ludzie mogą mieć inne zdanie – odpowiedział w końcu Raphael. – Też chcą zadośćuczynienia. Atak był na mnie, na moim terytorium i pod ich okiem. – Ale wampir, który wynajął zabójcę należy do mnie. Raphael przechylił głowę z zaciekawieniem. – Nie uważasz, że to był Klemens? – Klemens za tym stał. Nie mam, co do tego wątpliwości. Ale znam tego drania. Nigdy nie wynająłby ludzkiego zabójcy osobiście. Posłał rozkaz w dół. Ktoś niżej w łańcuchu pokarmowym zrobił jego brudną robotę, znalazł człowieka i wynajął go. Co i tak go nie uratuje. Nie obchodzi mnie, że dostał rozkaz. Ktokolwiek wynajął człowieka, zginie za
to, Klemens też. – Lucas pochylił się bliżej i powiedział z naciskiem: – Pozwól mi na to, Panie. Twoi ludzie mogą dostać człowieka, ale ja chcę wampira, który go wynajął. Jestem prawie pewien, że ukrywa się na moim, albo Klemensa terytorium. Raphael skinął zgadzając się. Poza tym, Lucas był teraz w stanie wojny, ponieważ pochwalał to, co robił Raphael. Z pewnością zginą również jego wampiry zanim to się skończy, może nawet sam Lucas. Aczkolwiek, jeżeli Raphael szczerze wierzyłby, że Lucas ulegnie Klemensowi, byłby pierwszy, który odwodziłby go od prowadzenia tej wojny. Raphael stracił zbyt dużo ze swoich dzieci ostatnio. Nie chciał powiększać tej listy. Ale jeżeli Lucas podejmował ryzyko, to zasługiwał na szacunek. A ważne było dla Lucas, aby to on zniszczył wampira, który chciał zabić Raphaela. Ta śmierć z pewnością nie będzie ostatnia, a wyśle wiadomość do Klemensa – nawet, jeżeli Raphael i Lucas byli nie sprzymierzeńcami przed próbą zamachu, teraz są. A Klemens nie będzie mógł spokojnie spać wiedząc o tym. Równocześnie, Raphael wiedział, że Cyn nie będzie zadowolona z takiego porozumienia. Jej partner został zaatakowany, a ona chciała krwi. Równie dobrze mogła być wampirem ze swoją zaborczością w stosunku do niego. Raphael należał do niej i nie było przebaczenia dla nikogo, kto próbował go skrzywdzić. A on był na tyle zarozumiały, że ten pomysł sprawiał mu przyjemność. – Klemens i jego wampirzy sługa są twoi – potwierdził Raphael. – Ale ludzki zabójca należy do mnie. – Stoi – powiedział szybko Lucas.
– Tak – wycedził z rozbawieniem Raphael. – Teraz musimy tylko znaleźć tego, kto to zrobił i udowodnić, że stał za tym Klemens. – Nie potrzebuję dowodu na Klemensa. I tak umrze. – To prawda... – Raphael przerwał, gdy zadzwonił jego telefon. Identyfikacja numeru powiedziała mu, że dzwoni Juro, aczkolwiek nie potrzebował telefonu, aby to wiedzieć. Nacisnął guzik. – Juro – powiedział. – Mój panie – zaczął Juro. – Wyciągnęliśmy kulę. – Doskonale. Jesteś na dole w operacyjnym? – Tak, mój panie. – Lucas i ja będziemy niebawem. Poproś do nas Cyn, proszę. Lucas spojrzał wyczekująco, udając, że nie słyszał ani słowa z rozmowy. A może był na tyle uprzejmy, aby nie słyszeć. Raczej nie. To był przecież Lucas. – Chodź. Juro ma dla nas informacje.
*****
– Dzwoniłaś już do Murphyego? To było pierwsze pytanie, jakie zadał Robbie, gdy już wampiry zostały za nimi i szli do apartamentu, gdzie miała swój laptop i małe wbudowane biurko.
– Pierwsza rzecz, jaką zrobiłam – zapewniła go. – Za... – spojrzała na zegarek – pół godziny zadzwonię jeszcze raz. Usadowiła się za biurkiem i postawiła laptop na swoich kolanach. – Powiedz mi wszystko, co wiesz o snajperach – powiedziała mu i uniosła palce gotowa do pisania. Robbie spojrzał na nią rozbawiony. – Co? – zapytała. – Cyn, kochanie. Wiem dużo brzydkich rzeczy o snajperach. Poza tym nie jestem pewien, czy mamy do czynienia ze snajperem. – Kto inny mógł to zrobić? Gdy znajdziemy jego miejsce nad ranem – a jestem pewna, że znajdziemy – założę się, że to będzie przynajmniej siedemset jardów stąd. – Kochanie, z bronią jaką mamy teraz, wielu ludzi mogło wykonać strzał. Poza tym, większość snajperów, których znam nie mogłoby być wynajętymi. Gdy kończą służbę, idą do domu do żon i dzieci. Nie zabijają ludzi dla pieniędzy. – Rob – powiedziała cierpliwie Cyn. – Nie rzucam oskarżenia na wszystkich. Chcę tylko faceta, który to zrobił. – Taa, w porządku. Wiem, że masz rację. Jest o tym tyle filmów. Cyn parsknęła. – Opowiedz mi. Zobacz co zrobili wampirom. Rob wybuchł śmiechem. – Racja. W porządku. Najpierw, słyszałem, że mamy kulę. To prawda?
– Taa, możliwe. Zadzwonię do Juro… oops, o wilku mowa – powiedziała, gdy zadzwonił jej telefon. – Hej – odpowiedziała, a potem słuchała. – Zaraz tam będziemy. Cyn rozłączyła się, a potem zamknęła laptop i wstała. – Juro ma dla nas informacje. – Potarła ręce z zadowolenia. – Wielkie zebranie w tajnym pokoju! Robbie przewrócił oczami. – Coś, co sprawia, że jesteś szczęśliwa – powiedział potrząsając głową. – Jesteś szalona. – Taa, ale kochasz mnie. Chodź, zadzwonię do Murphyego później.
*****
Raphael podniósł wzrok chwilę przed pojawieniem się Cyn w progu pokoju operacyjnego, zadowolony, widząc, że Robbie stał tuż za nią. Rozkazał ludzkiemu ochroniarzowi, aby się jej trzymał, wiedząc, że był jednym z nielicznych, których Cyn będzie zwalczać. Raphael siedział na drugim końcu wielkiego stołu, który został wstawiony do pokoju pełnego urządzeń. Komputery i monitory stanowiące o nowoczesności tego miejsca tłoczyły się dookoła. Każdy kawałek powierzchni domu był pod kamerami przez dwadzieścia cztery godziny na dobę oraz osobny sprzęt do kontroli każdej z trzech dziennych kryjówek w posiadłości. Podczas dnia, ludzie zajmowali się obsługą konsoli, która była w oddzielnym skrzydle. Ale dzisiaj, i każdej nocy, gdy
Raphael był w rezydencji, konsola ochrony była obsługiwana przez osobistą ochronę. Juro
stał
na
końcu
stołu
konferencyjnego,
który
został
przepchnięty w róg. W drugim rogu była broń, oddzielona od reszty pokoju z własnym systemem zabezpieczeń. Raphael odsunął krzesło obok siebie, gdy Cyn manewrowała dookoła stołu. Uśmiechnęła się i położyła pieszczotliwie rękę na jego ramieniu, pochylając się do pocałunku zanim usiadła. Robbie usiadł obok niej. Lucas siedział na przeciwko nich ze swoim porucznikiem, Nicholasem, który dołączył do nich z błogosławieństwem Raphaela. Jeżeli Lucas zamierzał uderzyć w Klemensa i jego ludzi, Nicholas musiał być tak samo poinformowany jak Lucas. W tej samej linii po drugiej stronie stołu usiadł Jared, obok miejsca gdzie stał Juro zaczynający spotkanie. – Panie – powiedział Juro, skłaniając głowę w kierunku Raphaela. – Mój panie – dodał, rzucając spojrzenie na Lucasa, który tylko się uśmiechnął. Niechęć między Juro i Lucasem była tak stara jak ich wzajemny szacunek. – Wyjęliśmy kulę z kominka – powiedział Juro – czy raczej, ze ściany nad kominkiem, która na szczęście zbudowana jest z kamienia i uwięziła ją. Myślimy, że to była druga z dwóch wystrzelonych przez zabójcę. Wciąż poszukujemy pierwszej, aczkolwiek możemy twierdzić, że zaginęła na pustyni. Jak się okazało, kula, którą wyjęliśmy powie nam wszystko, na co liczymy. Wątpliwe, aby tamta kula powiedziała nam coś więcej. Obok siebie, Raphael zobaczył jak Cyn mrugnęła zaskoczona. Nigdy nie słyszała Juro wprowadzającego w sprawę, a Raphael ukrył swój
uśmiech. To nie tak, że Juro nie mówił, on po prostu wybrał nie mówienie dopóki nie było to konieczne. Jak teraz. – To – wyciągnął małą, plastykową torebkę zawierającą odrobinę metalu, który był odzyskaną kulą – jest kaliber pięćdziesiąt, zdolny dokonać okropnych zniszczeń. Nie mam wątpliwości, że skierowana w głowę lub serce przy tym typie amunicji mogłaby zabić nawet wampira. Prawdą jest również, że wystrzał z takiej broni nie jest cichy. A na zewnątrz, przy suchym powietrzu byłoby prawie niemożliwe ukryć odgłos wystrzału, nieważne z jak daleka. Z pewnością nie przed naszą dzienną ochroną, która zauważyłaby kogoś, kto buduje na wzgórzu tarczę ochronną. Steven Sipes – skinął w kierunku Sipesa – zapewnił mnie, że dzienna ochrona monitoruje otoczenie wzgórz przez lornetki szukając niespodziewanego ruchu. W czasie strzałów ludzie i wampiry były na dachu i dookoła posiadłości. Do zachodu słońca brakowało mniej niż pół godziny, więc zmiana wart była w trakcie. Większość z nich słyszała oba strzały. Trzech strażników na tyle domu, gdzie skierowane były strzały, widziało błysk drugiego strzału, co spowoduje dość szybkie odnalezienie miejsca strzelca, ale nie dość szybkie. Mieliśmy czekające pojazdy. Sipes wyśle grupę poszukiwaczy z samego rana, ale jesteśmy w stanie potwierdzić lokalizację i fakt, że to był człowiek. Rozpatrujemy różne możliwości prowadzenia śledztwa, biorąc od uwagę snajperów, zapewne byłych wojskowych, biorąc pod uwagę trudność oddania strzału. Lucas przerwał mówiąc. – Nie sądzę, że powinniście zawężać się do byłych strzelców rządowych. Nie jestem nawet pewien, że powinniście szukać wśród snajperów. To jest Kolorado. Do diabła, mieszkam tuż obok Południowej Dakoty, gdzie każdy ma broń. Mężczyźni, kobiety, nawet dzieci. To był strzał z pół mili przy dobrej widoczności.
– To właśnie mówiłem – wymamrotał Robbie. Juro drgnął, ale słuchał uważnie słów Lucasa. – Dobrze wyposażony Remington 700 z dobrą lunetą mógłby tak strzelić – kontynuował Lucas. – A te są tu w wystarczającej ilości. Do diabła, mam nawet kilka w swoim arsenale na ranczu i mam wampiry, które mogą ich używać tak samo jak wytrenowani rządowi snajperzy. – Nie miałem pojęcia, że twoja znajomość broni jest tak doskonała, Lucasie – sucho skomentował Raphael. Lucas uśmiechnął się do niego. – Południowa Dakota to moje terytorium, mój panie. Znam swoich ludzi i wampiry. Ale Juro też to wszystko wie. Pozwala mi gadać, bo sam lubi milczeć. – Ciebie nikt nigdy o to nie posądził? – zripostował Juro zimno. Ale Lucas tylko się roześmiał. – To prawda. Ale to nie zmienia tego, co powiedziałem. Jedyną pomyłką strzelca była nieznajomość celu. Nie znał wampirów, nie spodziewał się, że Raphael tak szybko zareaguje. To tylko mówi mi, że to człowiek. Zgadzam się z Juro i twoją uroczą Cyn. – Oh, co za radość – mruknęła Cyn. – Moim zdaniem – kontynuował Lucas, niezrażony sarkazmem – to zdecydowanie człowiek. A ktokolwiek go wynajął – a tak samo jestem pewien, że ten, kto go wynajął jest wampirem – nie miał pośrednika. Mógł po prostu szukać w klubach strzeleckich czy na strzelnicach, aż znalazł człowieka, który miał umiejętności i broń. Chwila na osobności i proszę, nasz wampir zafiksował wszystko w jego głowie. Może odkrył szczególną nienawiść do wampirów, albo facet był po prostu łatwy. Albo był socjopatą, który zawsze chciał zapolować.
Cyn zamarła w gniewie obok Raphaela. Najwidoczniej nie podobało się jej określanie go, jako celu polowania, jak zwierzęcia. Ale wiedział, że Lucas nie chciał go obrazić, więc położył uspokajająco dłoń na jej ramieniu, podczas, gdy sam rozważał to, co usłyszał. Wszyscy na niego patrzyli, oczekując na decyzję, co robić dalej. Nawet Lucas. – Jedziemy do domu – powiedział w końcu. – Raphael, nie! – natychmiast zaprotestowała Cyn. – Ten face nie przestanie tylko dlatego, że wyjedziemy z Kolorado! – Muszę się z nią zgodzić, mój panie – powiedział cicho Robbie. – Teraz ma na karku dwa wściekłe wampiry. Ty jesteś jednym, ale jest też wampir, który go wynajął i zapewne zapłacił przynajmniej zadatek. Człowiek będzie zdesperowany, aby skończyć zadanie zanim, ktoś skończy z nim. – Dokładnie – zgodził się Raphael. Cyn patrzyła na niego zakłopotana, a potem jej piękną twarz rozświetlił uśmiech zrozumienia. – Własne terytorium – wyszeptała. Raphael skinął. – Jeżeli mam być celem, to na własnych warunkach. – Tak! – zgodziła się Cyn. – Tak – wycedził Lucas. – A Raphael jest dużym celem. Cyn napadła na niego gniewnie. – Nie waż się twierdzić, że ryzykowałabym… – Spokojnie, moja Cyn – powiedział Raphael, kładąc dłoń na jej zaciśniętej pięści i gładząc jej palce. – Lucas nie jest sobą.
– Boże, chroń nas – wymamrotał Jared uśmiechając się w kierunku Lucasa. Lucas rzucił w kierunku Jareda spojrzenie spod zmrużonych powiek, ale zwrócił się do Cyn, kładąc dłoń na sercu. – Proszę o wybaczenie, moja pani, ale źle zrozumiałaś moje słowa. Nie chodziło o twoją beztroskę o bezpieczeństwo Raphaela, a raczej o chęć Raphaela stania się celem – powiedział ostro i przesuwając spojrzenie na Raphaela. – Czy to mądre, mój panie? – Wcale niemądre – powiedziała z naciskiem rzucając wściekłe spojrzenie w kierunku Raphaela. – I nie mogę uwierzyć, że którykolwiek z was może brać pod uwagę tak drastyczny przebieg zdarzeń. Jeszcze nie przeszukaliśmy kryjówki strzelca. Musiał się spieszyć, co znaczy, że jest szansa, że coś pozostawił, coś, co może nam pomóc go zidentyfikować. Ale Raphael w jednym ma rację. – Jestem zaszczycony, że tak myślisz – powiedział Raphael. Lucas uśmiechnął się szeroko. – Los Angeles to też mój teren – kontynuowała Cyn, ignorując go. – Mam tam swoje kontakty. A jeżeli uda nam się uzyskać nawet częściową identyfikację, mogę to puścić swoimi kanałami. Być może będziemy mogli go osaczyć zanim będzie miał szansę znów spróbować. A nawet, jeżeli nie będziemy mogli, wciąż mogę tam więcej uzyskać niż tutaj. – Dokładnie – powiedział Raphael. – Ale co do jednego musimy mieć jasność, moja Cyn. To my go osaczymy. Nie chcę, aby policja dopadła go pierwsza. Skinęła poważnie, rozumiejąc jego powody bez słowa. Chcieli mieć dostęp do strzelca. Musieli go przesłuchać, dowiedzieć się, kto mu
zapłacił i z czyjego rozkazu. Nie chcieli być ograniczeni prawem i obroną adwokatów. Ponieważ na końcu, to nie będzie miało znaczenia. Raphael zadba o to, aby ten człowiek nigdy już nie zabił.
*****
Raphael wyszedł z Lucasem. Jego ochrona robiła wszystko, aby utrzymywać go od zbliżania się do szklanej tafli szyb, więc zlitował się nad nimi i zatrzymał się w połowie holu. – Proszę nie rób niczego głupiego, Panie – powiedział Lucas w rzadkiej chwili powagi. – Możesz być mądrzejszy od nas wszystkich, ale możesz zostać zabity. A to pozbawi mnie humoru – dodał, powracając do swoich kpin. Raphael obdarzył go zimnym spojrzeniem. – Nie zamierzam umierać, Lucasie. Moja Cyn zabiłaby mnie – powiedział śmiertelnie poważnie, aczkolwiek widział uśmiech igrający na ustach Lucasa. Lucas roześmiał się. –
Albo
przynajmniej
kopnęłaby
prochy,
co
Panie?
Jest
uparciuchem. – Tak – wycedził Raphael. – Ale to mój uparciuch. Nie zapomnij o tym. – Jakbym mógł. Trzymaj się, mój panie. Wkrótce się zobaczymy.
– Żegnaj, Lucasie. Raphael patrzył za oddalającą się ochroną Lucasa, otaczającą go aż stał się niewidzialny, nierozróżnialny między innymi wampirami. Raphael może był pierwszym celem zabójcy, ale to nie oznaczało, że jedynym. Jared stanął obok Raphaela w milczeniu. – Znalazłeś miejsce w Los Angeles? – zapytał Raphael cicho. Jared skinął. – Bal dobroczynny, mój panie. W następny piątkowy wieczór. Ochrona będzie mocna, ale miejsce jest niemożliwe do pokrycia nią. Nasz chłopak nie powinien mieć trudności. – Zrób to. – Na twój rozkaz, mój panie. – Powiedz mi Jared, teraz, gdy zbliża się czas wyjazdu z Kolorado, czy żałujesz swojej decyzji dołączenia do mnie w Malibu? – Nigdy, mój panie. To będzie dla mnie zaszczyt służyć przy twoim boku. Raphael uśmiechnął się do siebie, zadowolony z odpowiedzi Jareda, aczkolwiek niczego innego się nie spodziewał. Miał szczęście w doborze swoich dzieci. Usłyszał głos Cyn w korytarzu i jego uśmiech rozszerzył się. Miał jeszcze więcej szczęścia ze swoją partnerką. Odwrócił się, gdy podeszła i wszedł na schody, aby spotkać się z nią na górze. – Szukałam cię – zamruczała podsuwając się bliżej i obejmując go ramieniem w pasie. – Już prawie świt, wampirku. Raphael pochylił głowę do jej twarzy i pocałował ją. Właściwie do świtu pozostawała jeszcze dobra godzina, o czym Cyn z pewnością wiedziała. Podniósł usta od niej, a ona polizała wargi smakując go.
– Masz rację, moja Cyn – wyszeptał. – Jared – zawołał przez ramię, gdy ruszali korytarzem do swojego apartamentu. – Wyjeżdżamy jutro o zachodzie słońca. Śpij dobrze.
*****
Cyn czekała tuż za nim, gdy zamykał i zabezpieczał drzwi. Odwrócił się w jej objęcia, a jej ramiona objęły jego kark, gdy przyglądała mu się z powagą. – Obiecaj mi, Raphaelu – powiedziała, a jej zielone oczy były jasne i poważne jak nigdy. – Obiecaj, że nie podejmiesz żadnego głupiego ryzyka z tą sprawą. Znajdziemy tego człowieka. Nie musisz stawać sam z tarczą na plecach. Raphael wyobraził sobie siebie, jako cel z przyczepioną do pleców tarczą na marynarce. Jego krawiec by tego nie pochwalił. Objął ją ramionami dookoła talii i przyciągnął bliżej, rozkoszując się uczuciem doskonałego dopasowania się ich ciał, dwóch części w jednej całości. – Nie mam zamiaru stać tam i pozwolić jakiemuś człowiekowi ćwiczyć do mnie strzały, moja Cyn. Uniosła się na palce i ugryzła go w brodę. – To nie jest obietnica, wampirku i nie myśl, że nie dostrzegam różnicy. Ale wezmę to na razie, i tylko dlatego, że będę cię obserwować.
– Tylko obserwować, lubimaya? – zapytał ściągając marynarkę i rzucając ją na pobliskie krzesło. Roześmiała się i ucałowała miejsce, które tak często gryzła. – Jeżeli jutro wyjeżdżamy, to sądzę, że powinnam się spakować, co? Raphael przyciągnął ją w swoje ramiona i ruszył przez pokój. – Możesz spakować się rano – warknął, opierając się kolanem o materac łóżka i układając ich oboje na wielkim łożu. Rozciągnął się na niej, wciąż ubrany i rozpoczął smakowanie jej, skubanie jej karku, przeciąganie językiem po jej policzku, długie pocałunki, które niemal go wykończyły. Uniósł głowę i napotkał jej spojrzenie, które już nie było przejrzyste tylko zamglone z pożądania. – Kocham cię, moja Cyn. – Ja też cię kocham, Raphaelu. Więc dlaczego wciąż mamy na sobie tyle ubrań? Roześmiał się. – Nienasycona, jak zwykle. Na szczęście. – Rozciągną swoje biodra na jej, pozwalając jej poczuć twardy kształt jego podniecenia. – Jestem gotowy do tego zadania – dodał zadowolony z siebie. – Obiecanki cacanki... mój panie. Raphael warknął i pochylił głowę, aby ugryźć jej kark trochę mocniej. Nie raniąc skóry, jeszcze nie, ale pozwalając jej poczuć ostrość swoich kłów. Serce Cyn podskoczyło w piersi, jej ramiona zacisnęły się mocniej na nim. – Raphael – westchnęła.
Raphael wstał nagle i zdjął resztę swoich ubrań, patrząc pożądliwie, gdy Cyn przeciągnęła sweter przez głowę i ściągnęła spodnie i majtki wzdłuż nóg i odrzucając je na bok. Jej stanik był ostatnią, delikatną sztuką beżowego jedwabiu, która została zdarta niczym papier odsłaniając prawdziwe piękno jej piersi i uwalniając je przyciągając jego spojrzenie jak magnes. Gdy tylko ściągnęła z ramion stanik, Raphael był już na niej, przyciągnięty przez potrzebę skosztowania każdego cala jej miękkiej, złotej skóry. Zaczął od jej szyi, a potem przesuwał się w dół całując jej eleganckie ramię, gryząc lekko jej delikatną skórę. Warknął, gdy złapała jego włosy, próbując ściągnąć go w dół, a potem uśmiechnął się do siebie powstrzymując ją, a ona jęknęła sfrustrowana. Przesuwał się wolniej po jej ramionach niż zwykle to czynił, aby zademonstrować swoją dominację, ale bardziej torturując ją... aż owinęła nogi na jego plecach i zamruczała usatysfakcjonowana, zaczynając ocierać się o jego biodra i wbijając paznokcie w jego plecy przytrzymując go w miejscu. Raphael warknął i odepchnął się próbując uwolnić się z jej uścisku, ale była szybsza. Nie chcąc użyć swojej pełnej siły ze strachu, że ją skrzywdzi, zwrócił swoją uwagę na jej piersi, pocierając jeden z jej sutków między palcami, naciskając, aż nabrzmiał od krwi. W jednej chwili miał jej sutek w ustach, ssąc go i obracając dookoła niego językiem, aż poczuł pod powierzchnią skóry krew, której chciał skosztować. Ugryzł delikatnie, ledwie dotykając zębami jej skóry. Cyn zadrżała pod nim i zamarłą w oczekiwaniu. Otarł mocniej językiem o napięty sutek, a potem uniósł usta i dmuchnął w zaróżowiony, mokry szczyt jej piersi. Cyn jęknęła i uniosła biodra. Ale Raphael tylko uśmiechnął się zadowolony i przeniósł się na drugą pierś, gdzie sutek był już pobudzony przez jego palce i zaróżowiony
z pożądania, napięty i smakowity. Raphael podziwiał piękno tego widoku, ale tylko przez chwilę. Tak doskonałe ciało nie powinno być oglądane, było przeznaczone do skosztowania. Wziął sutek do ust i zassał go mocno, a potem ugryzł. Cyn krzyknęła,
jej
ciało
wygięło
się
w
pierwszym
ogniu
orgazmu
przebiegającym przez jej zakończenia nerwowe. Raphael zlizał małe kropelki krwi, pieszcząc jej piersi językiem. Cyn drżała, a jej biodra pompowały rytmicznie, jednostajnym ruchem w kierunku jego krocza, gdy jego fiut wsuwał się i wysuwał z wilgoci między jej udami. Ale to jeszcze nie był koniec. Wziął do ust jej drugi sutek, ssąc go, aż on też był gotów na niego. Przyciskając całą długość swoich kłów do jej delikatnego ciała, przeciągnął ich ostrymi krawędziami po słodkiej krągłości jej piersi, aż osiągnął napięty szczyt. Palce Cyn drapały jego głowę, gdy przyciągała go do swojej piersi, powodując spotkanie jego kłów z różową aureolą jej sutka. Cyn zajęczała z przyjemności odrzucając głowę do tyłu, a jej ciało drżało pod nim. Raphael polizał jeszcze jej pierś zlizując smak, a potem uniósł biodra i jednym, gładkim ruchem wsunął się w wilgoć jej fałdek pompując i zanurzając się w zachęcającym gorącu jej ciała.
*****
Cyn rzucała się pod jego potężnym ciałem, uwielbiając poczucie jego wagi wgniatającej ją w łóżko, jednocześnie prawie krzycząc z braku możliwości sprawiania, aby się ruszył! Drażnił się z nią, bawił się. Unosiła
zawzięcie nogi, wbijając paznokcie w jego plecy. Czuła napór jego członka na swoich udach, a tak bardzo chciała go mieć wewnątrz. Ale jednocześnie wszystko, co robił było tak doskonałe, że nie chciała, aby przerywał. To było wspaniałe i denerwujące jednocześnie. Chciała czuć go wszędzie. Chciała, aby ją lizał i całował i tak, gryzł też. Ale tak bardzo chciała go wewnątrz... chciała go… Raphael ugryzł ją w napięty sutek, a ona krzyknęła z ekstazy, która uderzyła we wszystkie zakończenia nerwowe w jej ciele jedwabnym dotykiem. Raphael zamruczał z zadowolenia, gdy zlizywał ciepłą krew, którą czuła spływającą wzdłuż jej piersi. Wciągnęła drżący wdech, mając nadzieję, że w końcu będzie ją pieprzył. Rozsunęła zapraszająco nogi, ściskając udami jego wąskie biodra, czując dotyk jego fiuta na śliskich fałdkach swojej płci przy każdym ruchu. Raphael uniósł głowę, a ona zamknęła oczy w radosnym oczekiwaniu. Ale jeszcze nie skończył torturowania jej. Jego usta zamknęły się na jej piersi ssąc tak mocno, że czuła to prawie w duszy. Czuła radosną sensację – błysk bólu, który stał się przyjemnością – gdy jego kły drażniły krągłość jej biustu zanim doszły do sutka. Wygięła plecy w łuk, oferując swoje piersi i zajęczała z przyjemności, gdy jego kły przebiły sutek powodując euforię, która rozchodziła się żyłami jej piersi jak uderzenie światła na resztę ciała. Falowała pod nim, pieszcząc go swoim ciałem, masując palcami jego plecy jednocześnie napierając biodrami na jego, rozkoszując się twardym, jedwabistym dotykiem jego podniecenia między swoimi udami, które były śliskie i mokre od jej własnych soków. Raphael zlizywał krew z jej piersi, posyłając nowe drżenie pożądania, które było jak wir płynący z jej piersi prosto do łechtaczki. Uniósł lekko swoje biodra, a potem zanurzył się między spuchniętymi
wargami jej płci, mokrymi od kremowej wilgoci jej cipki, wypełniając ją zupełnie. Jej wewnętrzny tunel rozciągnął się szeroko dla jego grubego kształtu, a jego ciężkie jądra uderzały o jej tyłek, gdy uniósł jej nogi, najpierw jedną, a potem drugą, aż jej kostki potkały się na jego ramionach. A potem po prostu pieprzył ją. Zanurzając się i wychodząc, dotykając każdego napiętego nerwu jej ciała, gdy jego potężna długość zanurzała się głębiej z każdym ruchem. Cyn zacisnęła ramiona, tak bardzo owładnięta odczuciem, że mogła się rozpaść, gdyby nie trzymała się go mocno. Raphael zamruczał, uwalniając się z jej uścisku, zanurzając się niemal zupełnie z każdym ruchem, zanim uderzył ponownie między jej nogi. Macica Cyn zapulsowała na delikatny najpierw orgazm, który zaczął się w jej wnętrzu, pieszcząc jego fiuta jakby tysiącem dotyków. Raphael zawarczał i pochylił głowę, aby na nią spojrzeć, a jego czarne oczy słały srebrne błyskawice w ciemnym pokoju. – Cyn – wyjęczał ostrzegawczo. Tak jakby mogła kontrolować nadchodzący orgazm. Zagryzła wargi, smakując krew, ale ból nie pomógł. Nie, kiedy biodra Raphaela zanurzały się między jej udami, jego penis jak pokryty jedwabiem stalowy kształt zanurzał się w niej głębiej z każdym ruchem. Raphael pochylił się szybko jak wąż i zlizał krew z jej warg. Jęknął, jago fiut drgnął w jej wnętrzu, odpowiadając na smak jej krwi. Jakby jej ciało czekało na ten znak, odpowiedziało rozkoszną burzą, sprawiającą, że jej skóra zadrżała, sutki naprężyły się, a zakończenia nerwowe wybuchły. Jej żołądek zacisnął się, a macica zaczęła się kurczyć. – Raphael – sapnęła. – Nie mogę…
To wszystko, co mogła powiedzieć zanim zaczął przetaczać się przez nią orgazm. Wygięła plecy w górę, gdy jej cipka zaciskała się na jego fiucie, i, o Boże, było jej tak dobrze, że nie chciała, aby to się kiedykolwiek skończyło. I z pewnością żadne ludzkie ciało nie mogło podołać takiej przyjemności. Najlżejszy dotyk na jej wrażliwej skórze, nacisk jego palców w jej włosach, tarcie jego bioder o jej napięte uda, a przede wszystkim ruch jego fiuta wysyłały fala za falą ekstazy przetaczające się przez jej ciało, aż krzyknęła, błagając, aby to się skończyło, a jednocześnie trwało wiecznie. Nie wiedziała już czego chce. Chciała tylko jego.
*****
Raphael warknął, gdy cipka Cyn zacisnęła się na jego fiucie, ściskając go tak mocno, że był niemal uwięziony w jedwabistej miękkości jej ciała. Zadrżała, a on widział spazm jej mięśni, gdy orgazm wciąż ją trzymał. Jej palce zacisnęły się na jego ramionach, paznokcie zanurzyły się w jego skórze, gdy opierała się przytłaczającemu orgazmowi. Wyszeptała jego imię, poddając się bezbronna, a potem odleciała, stanowiąc obraz piękności, szczytując pod nim, dookoła niego, wykrzykując jego imię, a jej ciało drżało pod nim, gdy rzucała się w spazmach pasji. Raphael patrzył na nią, zanurzając się raz po raz w jej wilgotnej cipce, pokryty kremem jej orgazmu, który sprawiał, że z łatwością zanurzał się jeszcze głębiej, a jej fałdki drżały dookoła niego, pieszcząc tysiącem drobnych fal, pospieszając go, aby do niej dołączył. Fala jego
orgazmu nadeszła niespodziewanie, naprężając jego jądra i biegnąc wzdłuż jego członka, sprawiając, że stał się twardszy, aż do granic bólu, a jego spełnienie uderzyło w macicę Cyn, wypełniając ją, obejmując ją w posiadanie, znacząc ją ponownie i na zawsze, jako jego. Raphael opadł na Cyn obniżając jej bezwładne nogi po jednej na raz, masując jej napięte mięśnie. Wdychał zapach jej podniecenia, gdy złapał oddech, a potem przesunął się na bok, przyciągając ją w objęcia swego ciała. Cyn westchnęła i objęła rękę jego pierś. – Kocham cię – wymamrotała sennie z zamkniętymi oczami. Raphael pocałował jej spocone czoło. – Odpocznij, moja Cyn. Polowanie zacznie się jutro. – Powiedziałeś polowanie? – Idź spać, lubimaya. Usiadła nagle świadoma i niespokojna. – Odpowiedz na pytanie, wampirku. Raphael westchnął ciężko. – Pięćset lat życia, a zostałem zredukowany do dziecięcego przezwiska. – Ale nie chciał żadnego innego, choć nigdy by tego nie przyznał. – Biedactwo – wymamrotała nieszczerze. – A teraz odpowiedz na moje pytanie. – A jakie było pytanie? Pieszczotliwie uderzyła go w pierś.
– Nie wierzę ci ani przez chwilę. Pamiętasz, co dzieje się podczas twojego snu. Co masz na myśli przez polowanie? Myślałam, że mieliśmy go sprowadzić do domu, aby go złapać. Szybko, jak tylko potrafi wampir, Raphael uwięził ją w swoich ramionach i pociągnął, aż znalazła się znów pod nim. – Najlepsi myśliwi, lubimaya, a zapewniam cię, że jestem najlepszy, wiedzą, kiedy zapolować na swoją zdobycz. Czasami muszą wywabić go z legowiska, a czasami muszą zastawić pułapkę, której nie może się oprzeć i czekać, aż przyjdzie sam. – Uhu, ale nie sądzę, aby zbyt wielu myśliwych służyło za przynętę w tej pułapce, jeżeli taki masz plan… – To się zdarza częściej niż myślisz, moja Cyn. Ale zapewniam cię, że to nie ja jestem przynętą. Nie ma nic więcej niż to, o czym rozmawialiśmy. Zaciągniemy tego łowcę z powrotem na nasze terytorium, gdzie mamy przewagę. Cyn spojrzała na niego wątpiąco. – Więc jutro wieczorem na pewno wyjeżdżamy? Klepnął ją w tyłek z upodobaniem. – Tylko, jeżeli pozwolisz mi się przespać. – Jakbym mogła cię powstrzymać – szydziła. Ale położyła się z powrotem, gdy naciągnął na nich kołdrę, a potem słońce zabrało go, a ona zasnęła przy jego boku.
*****
Cyn obudził dźwięk dzwoniącego telefonu komórkowego. Sięgnęła na ślepo w zupełnie ciemnym pokoju, wiedziona jaśniejącym ekranem wyświetlacza. Podnosząc go na tyle, aby zobaczyć, kto dzwoni, ujrzała przystojną twarz Colina Murphy patrzącą na nią, a ona przez ramię rzuciła spojrzenie pełne winy na Raphaela leżącego nieruchomo w swojej dziennej drzemce. Przetoczyła się przez łóżko i podążyła do małego salonu, aby odebrać połączenie. To instynkt kazał je wyjść z łóżka. Podświadomie wiedziała, że jej głos nie mógł go obudzić z dziennego snu, a jeżeli chciałby słuchać, musiałaby odejść dużo dalej niż na drugi koniec pokoju, aby uniknąć podsłuchania. A ona nie musiała czuć się winna. Nie było nic, i nigdy nie będzie między nią, a Colinem, ale zaborczość Raphaela nie była rzeczą racjonalną. I wiedziała, że był niezadowolony, że najpierw zadzwoniła do Murphyego. A to wszystko spowodowało, że kuliła się po drugiej stronie pokoju jak złodziej, aby odpowiedzieć na połączenie. – Hej, Murphy – powiedziała ściszonym głosem. – Leighton. Wiesz, że twój chłopak nie słyszy cię w czasie dnia, prawda? Zakłopotanie sprawiło, że rumieniec wypełzł na jej policzki i chciała mu odwarknąć, ale powstrzymała się. To nie jego wina, że zachowywała się jak idiotka. Poza tym, jeżeli wiedziałby, że ją to wkurzyło, nigdy by jej nie odpuścił. – Przepraszam – powiedziała normalnym głosem. – To machinalne. Co masz dla mnie? – Niewiele. Rozesłałem wieści, ale snajperzy to zamknięta grupa. Nie działają bezprawnie, a wielu z nich nauczyło się ostrożności w
stosunku do Wuja Sama. Najpierw muszę się uwiarygodnić, a to nie jest łatwe. Zwłaszcza, jeżeli oboje wiemy, że nawet, jeżeli mi się uda wydobyć nazwisko i ci je podam, twój chłopak będzie torturował biedaka, aż wyzionie ducha. – Ewentualnie, możesz wydać go w tym samym celu swojej dziewczynie – powiedziała słodko Cyn. Żadne z nich nie było partnerem nudnego księgowego. Sophia była tak samo bezkompromisowa jak Raphael, gdy chodziło o osiągnięcie celu. – Taa, ale kiedy to robi, to jest seksowne jak diabli. – Teraz to już chore. Martwię się o ciebie, Murphy. – Słyszałem, że to powoduje zmarszczki. W każdym razie, to nie zmienia faktu. Moje stare kontakty, już wiedzą, że pracuję dla Sophii, a... – To im powiedziałeś? Że pracujesz dla niej? – Nie twój interes, co im powiedziałem. Wiedzą, kim ona jest, czym jest. Więc, nie są chętni podać mi nazwisko jakiegokolwiek strzelca, którego można wynająć do zabicia wampira. – Taa – powiedziała w zamyśleniu Cyn. – Jeżeli coś się zmieni, dam ci znać, ale, obecnie, to nie wygląda dobrze. – Dzięki za próbę, Murphy. Doceniam to. – Zrobiłabyś dla mnie to samo. – Taa, zrobiłabym, wiesz o tym. – Nie zamierzasz płakać, albo coś, prawda? – Pieprz się. – Nareszcie. To Leighton jaką znam. Zadzwonię, jeżeli coś usłyszę – powiedział Murphy i rozłączył się bez pożegnania. Typowe.
Cyn rozłączyła się, myśląc o złapaniu jeszcze kilku godzin snu zanim… jej wzrok padł na wyświetlacz jej telefonu. 7:30 rano. Cholera! Jak mogło być tak późno? A jeżeli Sipes poszedł bez niej? Nawet wiedząc, że chciała z nim iść, głowa dziennej ochrony Raphaela mógł nie zadzwonić, jeżeli się nie pokazała na górze. Wszyscy ludzie Raphaela byli wyczuleni na ich prywatność, ale dzienni strażnicy jeszcze bardziej. Ruszyła do łazienki, szukając numeru do Sipesa i wybierając go. – Nie idź beze mnie! – powiedziała, gdy odebrał, nie dając mu szansy, aby cokolwiek powiedział. – Um. W porządku. – Jego głos był pełen śmiechu. – Nie martw się, Cyn. Wprowadziłem moich chłopców w temat podczas zmiany wart, ale robiąc specjalną rundę, kiedy wampiry zejdą na dół upewnimy się, że wszyscy wiedzą, czego szukamy. Nie chcę więcej snajperów zaczajonych tuż pod naszym nosem. Mam po dwie osoby na zmianie z każdej strony domu z lornetkami. Jestem gotowy ustawić dodatkowy personel, ale wygląda na to, że wieczorem wracamy do domu. – To mam powiedziane. Okay. Będę na górze za pół godziny. – Nie spiesz się. Rozłączył się również bez pożegnania. Może to jakiś męski zwyczaj. Zgodnie ze swoimi słowami, Cyn była na górze trzydzieści minut później. Steve Snipes spotkał ją w korytarzu nadchodząc z innego kierunku z trzema innymi strażnikami, z których jeden wyglądał bardziej jak technik niż ochroniarz. Wyglądał na wystarczająco wysportowanego i nosił broń przy pasku na biodrze, ale z plecakiem na ramieniu i metalową walizką w drugiej ręce wyglądał na zbyt obciążonego, aby z niej skorzystać.
– Doskonałe wyczucie czasu – powiedział Snipes wyrównując krok z Cyn, gdy schodzili schodami do wyjścia. Przeznaczone na wyjście drzwi mogły pomieścić jednorazowo nie więcej niż jedną osobę dorosłą. Były zabezpieczone metalową roletą, która zasuwała się automatycznie, a jej podniesienie wymagało dziesięciocyfrowego kodu. – Wychodziłem tędy wcześniej z Juro i innymi – kontynuował Snipes, gdy wsiadali do czekającego SUV-a. – Wciąż było ciemno, ale jest pewien, że znaleźli miejsce, gdzie ukrył się snajper. Zgadzam się z nim, zwłaszcza, gdy zobaczyłem to miejsce za dnia. – Już byłeś tam rano? – zapytała Cyn. – Jeszcze nie. Ale Juro zostawił znak, więc wszedłem na dach, gdy już było dostatecznie jasno. Chciałem sprawdzić kąt i linię strzału z podestu waszego apartamentu. Bez wątpienia strzał mógł stamtąd pochodzić. Juro powiedział, że to samo miejsce wskazałaś ty. Cyn skinęła. – To było jedyne rozsądne miejsce. Tam, albo strzał pochodził z dużo większej odległości. – A po co strzelać z daleka, jeśli nie musisz, prawda? Zmierzyłem odległość.
To
około
siedemset
siedemdziesiąt
sześć
jardów
w
przybliżeniu. Bardzo prawdopodobny strzał, ale ten snajper wydawał się wcale nie znać wampirów. Najwyraźniej nie brał pod uwagę szybkości Raphaela, albo jak się wydaje, jego umiejętności usłyszenia strzału zanim człowiek to usłyszy. Imponujące. W każdym razie, moim zdaniem, strzelec nie wiedział, z czym ma do czynienia. – Właśnie. W międzyczasie dotarli do dna doliny i Cyn mogła zobaczyć zaznaczone miejsce ukrycia się snajpera.
– To tu? – zapytała niepotrzebnie. – Taa. – Snipes klepnął kierowcę w ramię. – Tam zaparkujemy – powiedział wskazując na mały cypel. – Chcę zobaczyć, czy znajdę drogę, którą się tu dostał. Wampiry były bardzo ostrożne, aby trzymać się kamieni, ale wątpię, a by nasz przyjaciel tak umiał. Założę się, że szybko się zmywał w dół, gdy zdał sobie sprawę, że chybił, a ochrona Raphaela po niego ruszy. To sprawi, że będzie łatwiej go zlokalizować, a przy odrobinie szczęścia, może coś znajdziemy po nim. Technik – nazywał się Brian – i Sipes zapewnił ją, że z łatwością mógł strzelać mając broń przy biodrze – poprowadził na wzgórze. Z łatwością znaleźli ścieżkę snajpera. Była ponad miejscem gdzie zaparkował, co pozostawiło jasny trop w dolinie. Brian pewnie oznajmił im, że ich snajper z pewnością przyjechał ciężarówką, z napędem na cztery koła, co sprawiło, że Cyn zaczęła się zastanawiać, skąd to wiedział. Wszystko, co ją interesowało to suche powietrze i brak jakiegokolwiek powiewu, co pozostawiało ślady w doskonałym stanie. Wampiry, jak zapewnił ją Sipes, wspięły się po przeciwnej stronie wzgórza, co również było dogodne. To była najbardziej bezpośrednia droga, dlatego wampiry ją wybrały, gdyż nachylenie wzgórza nie stanowiło dla nich przeszkody. Gdy doszli do miejsca ukrycia się snajpera, Cyn musiała usiąść, aby technik mógł wykonać swoje czynności. To było frustrujące, ale nawet ona widziała, że jest to mądre działanie. Było też to nudne jak diabli, więc siedziała patrząc w dół wzgórza na zamknięte rolety jej i Raphaela sypialni. Miejsce było położone lekko powyżej miejsca, gdzie usadowił się strzelec, ale prawie równolegle, dając jej ten sam widok na dolinę jaki on miał. Znaleźli głaz, który posłużył mu do ustabilizowania lufy, o czym świadczyły rysy na ziemi, gdzie leżał. Próbowała sobie wyobrazić snajpera opartego o głaz, obniżoną lufę Remingtona 700
wycelowaną w szklane drzwi i czekającego na pojawienie się Raphaela, aby wyszedł i z nią porozmawiał. Próbowała sobie umiejscowić w czasie zdarzenia między chwilą, gdy strzelec namierzył ich, aż do chwili, gdy jego palec zaczął naciskać na spust. Czy zastanawiał się, kim jest ten ważny mężczyzna, którego miał zabić? Czy chociaż wiedział, że Raphael jest wampirem? Czy go to obchodziło? Pewnie nie, pomyślała. Była zbyt emocjonalnie nastawiona, przywiązując uczucie do tego, co było po prostu następnym zadaniem. Poza tym, on nie był pierwszym na świecie wynajętym mordercą i z pewnością nie ostatnim. Ale ten konkretny zabójca ruszył za osobą, którą kochała bardziej niż kogokolwiek na świecie. Przesunęła wzrok na krąg małych skał, gdzie snajper się ukrywał. To naprawdę była doskonała lokalizacja, ukryta przed niepowołanym wzrokiem. Krzaki rosnące dookoła były połamane, co potwierdzało obecność strzelca, a także fakt, że większość dnia spędził w kryjówce. Sipes przypuszczał, że przybył o świcie poprzedniego dnia. Ale oparte to było na fakcie, że nie wierzył, aby ktokolwiek mógł przejechać doliną i wspiąć się na skały bez zauważenia przez jego ludzi. Cyn nie była tego tak pewna. Z jej doświadczenia wynikało, że ochroniarze mieli tendencję, aby skupiać się na najbliższym zagrożeniu, a nie na jakimś gościu wspinającym się w odległości ośmiuset jardów. Była przekonana, że strzelec ukrywał się tu przynajmniej przez kilka godzin. Mógł ze sobą mieć pojemniki z żywnością, a woda była konieczna. Niestety, wydawało się, że wykonał świetną robotę sprzątając po sobie, zamiast szybkiego odwrotu. Technik, Brian, spojrzał na nią opuszczając kamerę. Zrobił zdjęcia lokalizacji oraz w kierunku domu, a potem kucnął, aby sfilmować kilka śladów pozostawionych na głazach.
– Spudłował – powiedział Brian, gdy pakował kamerę do pokrowca, który zabrał ze sobą – ale był zawodowcem. Jest tu dużo śladów, że ktoś tu był, ale nic co mogłoby go konkretnie zidentyfikować. Miałem nadzieję, że stanie się nieostrożny w ciemności, ale jak dotąd nic. Spojrzenie Cyn wyostrzyło się, gdy coś błysnęło w świetle poranka. – Brian – powiedziała, patrząc w napięciu. – Czy to jest to, co myślę? – Wskazała w dół wzgórza w stronę z której przyszły wampiry w nocy. Spojrzał na nią zdezorientowany, apotem odwrócił się wolno, za jej palcem. – Oooo, kochanie – westchnął po chwili. – Chodź do tatusia.
*****
– To może nic nie znaczyć – ostrzegł Brian, gdy jechali z powrotem do domu. – Dużo ludzi było na wzgórzach przed naszymi ludźmi. Jeden z wampirów mógł po prostu kopnąć stary śmieć. – Pewnie – zgodziła się chętnie Cyn. – Ale też to może być coś. Strzelec był tam ukryty prawie cały dzień. Musiał zabrać ze sobą wodę. A jeżeli opuszczał miejsce w pośpiechu, mógł kopnąć pustą butelkę w dół wzgórza nie zauważając tego, zwłaszcza w ciemności. Brian skrzywił się.
– Nie budź swoich nadziei. Pewnie miał rękawiczki. A nawet, jeżeli to jego butelka i nawet, jeżeli zostawił odciski palców, nic to nie da dopóki nie znajdziemy ich w jakiejś bazie. – Ile potrwa zanim się dowiemy? – Jak tylko wrócimy do laboratorium będę wiedział czy mamy odciski. Ale będę musiał je zdjąć i przeszukać bazy danych. Wciąż nie będziemy wiedzieć czy należą do naszego gościa. Cyn pokiwała, ale nie wierzyła mu. Należały do ich strzelca. Wiedziała to. – Okay, zadzwoń, jak tylko znajdziesz to. Wyjeżdżamy o zachodzie słońca. – Dobrze. Jadę z wami, ale nie martw się. Połączenia działają w samolocie Raphaela. Nawet, jeżeli znajdziemy identyfikację będąc w powietrzu, dowiemy się o tym. Przynajmniej jedno z nas. – Taa, taa. O co chodziło z tymi naukowcami? Zawsze potrzebowali dowodu. Uśmiechnęła się na tę myśl i wciąż uśmiechała się wbijając kod zabezpieczający, aby wejść z powrotem do ich krypty, gdzie spał Raphael. Mieli swojego potencjalnego zabójcę. i to była tylko kwestia czasu, aż dojdą po nitce do kłębka.
*****
Potwierdzenie nadeszło, gdy byli już w powietrzu wracając do Kalifornii. Cyn zerkała do książki z głową na ramieniu Raphaela. Biorąc pod uwagę ich poranną wycieczkę i jej podekscytowanie znaleziskiem, nie udało jej się wyspać podczas dnia, więc czekała na powrót i możliwość wyspania się we własnym łóżku w nocy. Po drugiej stronie przejścia Jared nagle zaczął rozmawiać przez swój komunikator. Spojrzał na nią, a potem przesunął wzrok na Raphaela z jakiegoś rodzaju porozumieniem. Zmarszczyła brwi spoglądając od jednego do drugiego, zanim jej uwagę odwrócił Juro zmierzający przejściem pochylony, aby uniknąć zderzenia z sufitem samolotu. – Mój panie – powiedział do Raphaela, jednocześnie schylając głowę do Cyn. – Zidentyfikowaliśmy strzelca. Przypływ adrenaliny sprawił, że Cyn nagle się obudziła. – Odciski palców? – Odcisk kciuka – poprawił – ale zgadza się. Nazywa się Luther Mars. Jest byłym żołnierzem, jak podejrzewaliśmy, ale identyfikacja jego odcisków przyszła z bazy aresztowanych w dwóch stanach. – Odsiaduje? – Kilka ostatnich lat, w Illinois, zanim został oskarżony o morderstwo. Był winny, ale współpracował dla niższego wyroku. Został skrócony.
Najwyraźniej
był
wzorowym
więźniem.
Wcześniejsze
oskarżenia pochodzą z Minnesoty, zakończone ugodą. – Gdzie jest teraz? – zapytała ściskając dłoń Raphaela. – Niewiadomo. Nie pojawił się na ostatnich dwóch spotkaniach u kuratora i obecnie jest wystawiony nakaz aresztowania. – To nam wiele nie pomaga – skomentował Jared. Podniósł się ze swojego miejsca i stał obok Juro ze skupieniem na twarzy.
– Więcej nam dadzą informacje od miejscowej policji – zaoferowała Cyn. Juro skinął. – Upewnię się, że je dostali. W międzyczasie, mój panie… – Nie zamierzam chować się za murem, Juro. Wszystko kontynuujemy. Juro spojrzał na Cyn, wyglądając jakby chciał powiedzieć coś innego, ale w końcu skłonił się do życzenia Raphaela i kiwnął. – Jak sobie życzysz, mój panie. Cyn patrzyła jak wielki wampir wraca do Briana, który pracował entuzjastycznie na dwóch komputerach, najwyraźniej nie uskarżając się na brak snu. Jared skinął im, a potem dołączył do Juro na tyle, gdzie obaj szybko zagłębili się w rozmowie. Cyn patrzyła jeszcze przez kilka minut, a potem odwróciła się i spotkała spojrzenie Raphaela. – O co chodzi, Raphaelu? Coś jest na rzeczy. Wzruszył lekceważąco ramionami. – Juro chce, aby pozostał bezpiecznie w posiadłości w Malibu, aż nie zostanie złapany Luther Mars. Odmówiłem. – Dlaczego? Po co ten pośpiech? Było wiele nocy, gdy prowadziłeś interesy nie wychodząc na zewnątrz. Co za różnica? – Różnica jest duża, moja Cyn. Luther Mars został wynajęty przez Klemensa, aby mnie zabić. Czy raczej Klemens wydał rozkaz jednemu ze swoich wampirów, aby go wynająć, ale fakt pozostaje. Klemens próbuje mnie zabić. Nie mogę mu pozwolić, ani nikomu innemu, uwierzyć, że
przeraziłem się jego mordercy, albo, że Klemensowi udało się zmusić mnie do ukrycia się za murami mojego własnego domu. Cyn przyglądała mu się milcząco. Spojrzał na nią, a jego oczy były uważne jak zwykle, nic nie zdradzając. Raphael był dobry w ukrywaniu sekretów. Nawet przed nią. – Wszystko to – powiedziała. – To wampirza polityka. Ty i Jared nie macie tajnego planu, aby zachęcić tego faceta jak rozmawialiście o tym wczoraj? – Żadnego planu, moja Cyn. Przyrzekam. Cyn skinęła bezsłownie przyjmując jego zapewnienie. Ale odchylając się na siedzeniu do tyłu i patrząc w czarne niebo za oknem, nie mogła zapomnieć cichego porozumienia w spojrzeniu, które wymienili między sobą Jared i Raphael, gdy został zidentyfikowany strzelec. I zastanawiała się czy obietnice znaczyły dla Raphaela tyle ile myślała, że znaczyły.
Rozdział 4 Malibu, Kalifornia
– Jaki dziś mamy dzień? Cyn spojrzała na Raphaela mamroczącego pytanie. To była ich pierwsza cała noc w domu, siedzieli w jego biurze, oboje odczytując wiadomości z całego tygodnia. Wszystko, co najważniejsze było przekazywane przez personel Raphaela, ale wciąż pozostawał stos poczty i e-maili, które trzeba przeczytać. Połowa z tego szła do niszczarki. Tylko dlatego usłyszała pytanie Raphaela, że niszczarka zamilkła. Cyn pomyślała przez chwilę. – Środa, a co? Raphael trzymał oficjalne zaproszenie w palcach. Gruby, biały papier ze złotym zdobieniem wyglądał znajomo, i zdała sobie sprawę, że miała takie samo zaproszenie we własnej poczcie. Podniosła je i otworzyła kopertę paznokciem i spojrzała na zawartość. – Chcesz iść na bal dobroczynny? – zapytała zaskoczona. – Nie całkiem – odparł. – Ale to jeden z bali dobroczynnych Dakir Corporation na rzecz zwierząt. Cały ich zarząd tam będzie, razem z Martym Holdrigem, który jest na nowej liście współudziałowców. Nie zaszkodziłoby spotkać go osobiście, aby lepiej go poznać. – A już tam będąc odczytać jego myśli, aby dowiedzieć się czy jest kanciarzem czy nie. Raphael spojrzał na nią z powalającym uśmiechem.
– To również. – Wydawał się dopiero dostrzec, że trzymała takie samo zaproszenie. – Jesteś współudziałowcem, moja Cyn? – Najwidoczniej. Zapewne to jedna z tych spółek z rodzinnego funduszu powierniczego. Jeżeli będziesz dla mnie miły, oddam na ciebie mój głos. Spojrzał na nią z obietnicą, a nikt nie patrzył z taką obietnicą w spojrzeniu, jak Raphael. – Obiecuję, że będę dla ciebie bardzo miły. Serce Cyn podskoczyło i nagle zapragnęła, aby znaleźli się na dole w prywatności ich sypialni. Później, wydawała się mówić mina Raphaela, a potem odwrócił się i sprawdzał kalendarz na swoim iPadzie. Cyn oparła głowę na dłoni i zwalczyła chęć roześmiania się na widok pięćsetletniego Wampirzego Lorda przerzucającego strony na swoim iPadzie. – Ta niedziela – wymamrotał, a potem spojrzał na nią. – Czy masz ochotę wystroić się w ten weekend, moja Cyn? – Ta niedziela? – powtórzyła, sprawdzając własne zaproszenie. – Czy to… Ale Raphael już złapała swoją komórkę i wybrał numer. – Jared, weźmiemy udział w balu u Dakina w tą niedzielę. Załatw wszystko, proszę. – A co z Lutherem Marsem? – zapytała Cyn, kiedy się rozłączył. – On wciąż gdzieś jest. Ledwie zaczęliśmy go szukać, jestem na bieżąco z Juro. Wiem, że chcesz udowodnić swoje racje, dać pstryczka w nos
Klemensowi, ale to nie musi być w tak zatłoczonym miejscu. To sprawi, że będzie mu łatwiej cię zaatakować. Raphael rzucił telefon na biurko. – Właściwie to idealne miejsce, abym był widziany przy minimalnym ryzyku. Prywatne przyjęcie, z zaproszeniami. Mars nie będzie mógł wejść i poprosić o stolik. Z tymi wszystkimi bogaczami i politykami, ochrona będzie bardzo ścisła, a ja zabiorę własnych ochroniarzy, jak zwykle. Będziemy tam tak samo bezpieczni jak pozostając w domu. Cyn
wątpiła
w
to,
ale
Raphael
wyglądał
na
niezwykle
zdeterminowanego. Chciał być widziany, aby dać pstryczka w nos Klemensowi. I miał rację w jednym. Ochrona będzie ścisła. Miała tylko nadzieję, że wystarczająco.
*****
Cyn skrzyżowała nogi, pozwalając, aby jej sandałek zwisał luźno, gdy rozglądała się dookoła siedząc na stołku barowym, zadziwiona, kogo zgromadziło to wydarzenie. Udało im się w jakiś sposób zdobyć pozwolenie na rozstawienie pełnowymiarowego namiotu bankietowego po środku boiska do gry w polo na polach WillRogersState Park. Zastanawiała się, ile z dotacji to kosztowało. – Juro dał znać, że spotkanie Raphaela zostało przerwane, Cyn – powiedziała Elke zza jej ramienia. – Są w drodze powrotnej.
Cyn skinęła i wzięła łyk wody z lodem, co było jedyną rzeczą, na którą sobie pozwoliła dzisiejszego wieczoru. Raphael mógł nie robić sprawy z zagrożenia, ale ona tak. Wolałaby, aby pozostał w namiocie, ale kiedy ewentualny nowy prezes zarządu Dakina zaprosił go do rozmowy, raczej nie mógł odmówić. Zabrał ze sobą całą ochronę, co trochę ją uspokoiło, ale czekała, aż wróci do środka. Tu było zbyt wiele ciemnych zakamarków na wzgórzach otaczających ten park. – Dlaczego żaden z tych ludzi nie bierze udziału w mojej fundacji? – zapytała zgryźliwie jej przyjaciółka Luci. Luci przyłączyła się do niej w barze dopiero przed chwilą, zostawiając swojego towarzysza ze swoją matką, która skorzystała po kilku tygodniach braku kontaktu. Cyn obrzuciła wzrokiem zatłoczone wnętrze namiotu, zauważając kilka znajomych twarzy. – Niestety muszę pozbawić cię złudzeń, Luce, ale wielu z nich bierze udział. Poza tym… – Przerwała w połowie słowa, gdy oczy Luci patrzyły zaalarmowane. Cyn i Elke odwróciły się, aby spojrzeć. – Co ty... – zaczęła Cyn. – Ciii – wysyczała Luci. – Nie patrzcie, żadna z was! Nawet nie mrugnijcie, może nie... oo, za późno. Holly się zbliża. – Kurwa – przeklęła cicho Cyn. – Co ona tu… – Cyndi! – Jej siostra Holly, która właściwie była w połowie jej siostrą, od kiedy przyłapała ją na próbie kradzieży swoich prywatnych akt, by sprzedać je gazetom ponad rok temu. Holly stanęła bezpośrednio na linii wzroku Cyn, więc nie mogła dłużej udawać, że nie słyszała, jak jej siostra woła jej imię. – Holly. – Skinęła.
– Cyndi, znasz mojego narzeczonego, prawda? Charles Bennette Trzeci. Chucky, kochanie, to jest moja siostra Cynthia... – Holly przerwała, a jej twarz udawała wyraz zakłopotania. – Wciąż Leighton, prawda, Cyndi? Jeszcze nie wyszłaś za mąż? Cyn w myślach przewróciła oczami na tak jawną szpilę. Jakby ją obchodziło, co Holly czy ktokolwiek inny myślał o jej stanie cywilnym. – Hej, Chuck – powiedziała zwyczajnie, porównując go w myślach do chłoptasia z Pillsbury, którego przypominał. – Holly, pamiętasz Luci, a to jest Elke. Holly zaledwie spojrzała na Elke, podczas gdy oczy Charlesa rozszerzyły się zaniepokojone i cofnął się o krok w tył, prawie stawiając Cyn między sobą a niebezpiecznym wampirem. Co za książę. Cyn wymieniła rozbawione spojrzenie z Elke, a potem odezwała się do siostry. – Więc, wy dwoje chcecie się pobrać, co? – Chuck oświadczył się w zeszłym tygodniu – zwierzyła się Holly eksponując dłoń, aby pokazać pierścionek. Cyn z radością użyła swojej lewej ręki, aby przyjrzeć się pierścionkowi Holly, co wystawiło jej własny piękny rząd diamentów na widok tuż obok raczej zwyczajnego pierścionka zaręczynowego jej siostry. – Czyż nie urzekający – przeciągnęła, co wszyscy odebrali jako „co za śliczny, mały diament”. Holly zabrała rękę z powrotem. Zawsze pokojowo nastawiona Lucia zapytała. – Kiedy wielki dzień? Jakby ją to obchodziło, pomyślała z niesmakiem Cyn.
– Myślimy o wiośnie, mamy nadzieję na przyszły miesiąc. – To niezbyt dużo czasu na organizację wesela – zauważyła Cyn nagle zainteresowana. – Czy jest coś, o czym powinnam wiedzieć, Holly? – zapytała niezbyt subtelnie spoglądając na brzuch siostry. Spojrzenie Holly stało się ostre od gniewu, ale szybko złagodniało. Zbyt szybko. Ta nagła zmiana zaalarmowała Cyn. Albo jej siostra robiła przedstawienie przed narzeczonym, który nie powiedział jeszcze ani słowa, albo potrzebowała przysługi. – Właściwie, to właśnie mało czasu, i mamy szczęście, że wpadliśmy na ciebie. I tak miałam zadzwonić do ciebie w przyszłym tygodniu. Myślimy o tym, jak romantycznie byłoby wziąć ślub na plaży, a ponieważ Raphael ma tę wspaniałą posiadłość… – Nie. – Przerwała Cyn. Holly zamrugała kilka razy. – Co? – Powiedziałam nie, Holly. Nie będzie żadnego ślubu u Raphaela, ani w moim apartamencie. Musisz znaleźć inne miejsce. – Ale to już tak niedługo, wszystkie miejsca są zajęte. – To nie mój problem. Holly zacisnęła usta, co ukazało białe linie, które nieatrakcyjnie ciągnęły się od kącików jej ust po czerwone policzki. – Zawsze byłaś samolubną suką – wysyczała Holly, wracając do zwykłego koloru. – Nie czekaj na zaproszenie. Cyn patrzyła na siostrę przyrodnią w zdumieniu, ale Holly zawsze żyła w swoim własnym egoistycznym świecie. Tak naprawdę musieliby ją zaciągnąć w łańcuchach na ten ślub.
Ale powiedziała tylko. – Przeżyję. – Chodź, Charles – sapnęła Holly. – Musimy porozmawiać z ważnymi ludźmi. – Czy sądzisz, że Chucky kiedykolwiek przemówił? – zapytała zamyślona Lucia, gdy zniknęli w tłumie. – To twoja siostra? – zapytała Elke z niedowierzaniem. – Przyrodnia – poprawiła ją Cyn. – I taa. – Nie jesteście podobne. – Różni ojcowie. – Huh. – I nie, Luci, sądzę, że Chuck spędza czas jedząc. – Wygląda raczej… pulchnie. Wszystkie trzy wybuchły śmiechem. – Nie mogę uwierzyć, że myślała... – Głos Cyn zamarł, gdy nagły palący ból przeszył jej pierś, a ona zachwiała się. – Cyn? – powiedziała Luci łapiąc przyjaciółkę. – Raphael – wyszeptała Cyn siadając, a jej wzrok bezwiednie skierował się w stronę, gdzie zostawiła Raphaela urabiającego nowego prezesa Dakina. Wstała trzymając się stołka próbowała utrzymać równowagę. – Musisz usiąść – powiedziała Luci, pociągając ją w dół. – Nie – nalegała Cyn, a potem znów. – Nie – tym razem mocniej.
– Elke! – Ruszyła przez tłum, ledwie świadoma obecności Elke. Spychała ludzi ze swojej drogi, co było trudniejsze, gdy krzyczący goście wracali do namiotu uciekając przed czymś, co wydarzyło się na zewnątrz. – Elke! – zawołała, a wampirzy ochroniarz był już przy niej. – Muszę dostać się do Raphaela! Elke wzięła ją za ramię i odepchnęła ludzi na bok ignorując okrzyki niezadowolenia i wściekłości. W końcu uwolniły się w zupełnej ciemności. Dlaczego nagle stało się tak ciemno? Czy nie było wcześniej świateł na zewnątrz? Cyn zamknęła oczy i zmusiła się do spokoju, pozwalając, aby poprowadziła ją więź krwi. Otworzyła oczy i odwróciła w kierunku trawiastego wzgórza. I tam byli, ochrona Raphaela z w pełni wysuniętymi kłami, gdy stali w ciasnym kręgu dookoła... – Raphael! – krzyknęła i pobiegła ku wzgórzu. Jej ostre obcasy wbijały się w miękkie podłoże, ale odmówiła sobie czasu na zatrzymanie się i zrzucenie butów. Raphael jej potrzebował. Jego ochrona rozstąpiła się przed nią, gdy się zatrzymała opadając na kolana. Wszędzie była krew lśniąc w świetle księżyca. Przesiąkła przez marynarkę Raphaela i znaczyła ciemnymi plamami białą koszulę. – Wszystko z nim w porządku. – Usłyszała jak ktoś mówi, więc spojrzała, aby zobaczyć klęczącego po drugiej stronie Jareda. – Nie mów mi, że z nim wszystko w porządku – warknęła. – Krwawi. Masz nóż? – Nóż? – powtórzył skonsternowany. – Po co… – Bo potrzebuje krwi. Co do diabła… – Lubimaya.
Głos Raphaela był cichy, ale jego uścisk na jej ręce był silny. Otworzył oczy i zobaczyła moc w jego srebrnych źrenicach. – Ze mną wszystko dobrze. – Nie jest wszystko dobrze – powiedziała, a łzy wypełniały jej głos, gdy pochylała się nad jego ciałem, jakby chroniąc go przed następnym atakiem. – Gdzie jesteś postrzelony? Mówiłam ci, że to nie… – Dostał postrzał w ramię. Dziura z dziewięcio-milimetrówki z bliska. Mierzył w serce, ale Raphael odchylił się z linii strzału – potwierdził Jared oficjalnym głosem. – Juro aresztował strzelca. Spojrzała na porucznika Raphaela zdezorientowana. – Luther Mars – wyjaśnił Jared. – Snajper z Kolorado. Złapaliśmy… – Wiedziałeś – powiedziała patrząc na Jareda, a potem na wszystkie wampiry dookoła, aż jej spojrzenie niechętnie wróciło do Raphaela. – Ustawiłeś to wszystko. – Cyn – zaczął, ale potrząsnęła głową. Nie mogła o tym myśleć. Nie tutaj, nie teraz. – Nieważne – powiedziała szybko. Chciała zabrać rękę, ale nie pozwolił jej. – Gdzie limuzyna? – zapytała Jareda, przełykając uczucie zdrady, które ją dusiło. – I gdzie jest Juro? Jared dotknął komunikatora w uchu, który łączył go z resztą ochrony. – Juro spotka się z nami w posiadłości. Zabrał tam Marsa. Weźmiemy Raphaela do jednego z SUV-ów. Jest bezpieczniejszy.
Cyn chciała warknąć, że było trochę za późno na martwienie się o bezpieczeństwo, ale nie zrobiła tego, tylko patrzyła jak wielki SUV toczył się w ich kierunku, ignorując ochronę i wszystkich innych. – Chodźmy – powiedział Jared, wskazując na otaczające ich wampiry. Pochylił się i włożył rękę pod zdrowe ramię Raphaela, potem wstał, zabierając ze sobą rannego Wampirzego Lorda. – Czekaj! – powiedziała nagle Cyn. – W porządku – uspokoił ją Raphael. – Mogę iść, moja Cyn i będzie lepiej, jeśli to zrobię. Spojrzała i niechętnie spotkała jego wzrok. – Przejdź się ze mną, lubimaya – poprosił z nieruchomym wzrokiem. Cyn odwróciła spojrzenie, ale skinęła i zajęła miejsce po jego drugiej stronie wsuwając się ostrożnie pod jego zranione ramię. Wydawało się, że trwało wiecznie zanim dotarli do SUV–a. Cyn przez cały czas była świadoma ciekawskich spojrzeń, wiedząc, że chcą wiedzieć czy Wampirzy Lord naprawdę był niezniszczalny jak mówiły plotki. Była całkiem pewna, że niewiele widzieli, nie przez otaczających ich ciasnym kołem ochroniarzy, ale ubrała swoją twarz w uśmiech na wszelki wypadek, więc nikt nie widział żadnej szkody. Oczywiście to nie była prawda. Była duża szkoda tego wieczoru, ale nie miało to nic wspólnego z wampirzą polityką.
*****
Raphael wyszedł z piwnicy, jego zakrwawione ubrania zniknęły, zostały zastąpione jeansami i swetrem. Nie chciał się tym teraz zajmować, nie miał cierpliwości na długie przesłuchanie. Coś się działo z Cyn, coś złego. Czuł jej emocje kłębiące się pod powierzchnią, jej nastrój zmieniający się od wściekłości do żalu i determinacji jednocześnie. To martwiło go bardziej niż chciał przyznać. Nie powiedział jej o swoich planach na balu Dakina, z pewnością nie miał zamiaru powiedzieć jej, że mieli nadzieję przyciągnąć snajpera. Celowo rozpuścili plotki w pewnych kręgach, że on tam będzie. Nawet posunęli się do tego, że Lonnie zaczął rozpuszczać lotki w jadłodajni, a przyjęcie było doskonałym miejscem. WillRogersState Park było górzyste i pełne drzew, dając potencjalnemu zabójcy mnóstwo miejsc do ukrycia. Miejsce było niemożliwe do ochrony, nieważne ile ochroniarzy postawiono. Juro protestował przeciw utrzymywaniu Cyn w nieświadomości, co do planów, ale Raphael go uciszył. Cyn nigdy nie zgodziłaby się, aby Raphael ryzykował, a to było konieczne tym razem. Musiał dostać swojego zabójcę tak szybko jak możliwe. Musiał wysłać wiadomość Klemensowi, że mu się nie udało, i że Raphael stoi teraz po stronie Lucasa. Chciał, aby Klemens zmartwił się, i chciał, aby Lucas wygrał. Westchnął i spojrzał przez okno celi przesłuchań. Stąd nie było ucieczki. Te cele były przeznaczone dla wampirów. Żaden człowiek nie mógł mieć nadziei na ucieczką stąd. W każdym razie nie jako żywy. Ale ucieczka nie była dzisiaj problemem, ponieważ ten człowiek nie dożyje świtu. Raphael chciał od niego tylko jednej rzeczy, a było to nazwisko wampira, który go wynajął. Resztę mógł zostawić Juro i innym. Musiał iść na górę, musiał porozmawiać z Cyn zanim gniew ją pochłonie.
Otworzył drzwi celi bez ostrzeżenia i wszedł razem z Juro i Jaredem. Luther Mars siedział w kącie. Jego wzrok przesunął się po trzech wampirach, ale zaraz zatrzymał się na Raphaelu. Mars był rosłym mężczyzną, ale muskularnym. Jego twarz przecinała blizna od policzka po żuchwę i szyję ginąc pod koszulką, a jego spojrzenie było bez wyrazu, mężczyzna wyglądał na takiego, który widział niejedno. Teraz nie będzie uciekał, ale może jeszcze tego nie wiedział. –Panie Mars – zaczął Raphael – nie wydaje się pan zmartwiony. – Hej, wciąż żyję, więc do czegoś jestem potrzebny – powiedział Mars, wzruszając ramionami na ile mógł, będąc przykuty łańcuchami do krzesła. – Może chcecie, abym przekazał wiadomość wampirowi, który mnie przysłał? – Rzeczywiście – zgodził się Raphael. – Aczkolwiek może nie taką jak sobie myślisz. Mars roześmiał się krótko i cynicznie, co powiedziało Raphaelowi, że człowiek doskonale wie, jak ta noc się skończy. – Warto było spróbować – westchnął Mars. Skrzywił się, gdy znów spróbował wzruszyć ramionami. – Jeżeli będę współpracował, zabijecie mnie szybko? – Próbowałeś zamordować mojego Pana? – powiedział z niedowierzaniem Jared. – Taa, cóż, ten wampirzy drań zaproponował mi worek pieniędzy za tą robotę. – A kto mógłby być tym draniem? – dopytywał się Raphael. – Zrobicie to szybko? Nadeszła kolej Raphaela na wzruszenie ramion.
– Z pewnością szybciej niż gdybym musiał to wyciągnąć z twojego umysłu na siłę. I nie próbuj kłamać, panie Mars. Zapewniam cię, że to nie działa. Mars westchnął głęboko, i po raz pierwszy Raphael zauważył w ludzkim więźniu porażkę w jego opadniętych ramionach i przytępionym wzroku. – A co tam. Ten drań nazywa się Alfonso Heintz, albo tylko tak mi powiedział. Tylko raz go spotkałem, w bazie na przedmieściach St. Paul. Wszystko, co potem, razem z pieniędzmi i instrukcjami, gdzie będziesz i kiedy było podane elektronicznie. – Dziękuję – powiedział Raphael, a potem sięgnął po swoją moc i zatrzymał ludzkie serce. Mars szarpnął się w łańcuchach, martwy. – Panie! – zaprotestował Jared. – Nie mam na to czasu, Jared – powiedział Raphael, tonem niepozostawiającym możliwości sprzeciwu. Poza tym, o co chodziło? Człowiek był martwy. Pchnął drzwi celi, chcąc wydostać się do Cyn. Za jego plecami Jared zapytał. – Czy chcesz, abym zadzwonił do Lucasa i powiedział mu o Heintzu? – Nie – zawołał przez ramię Raphael. – Sam zadzwonię później.
*****
Cyn zadrżała w wilgotnym powietrzu i ciaśniej owinęła się kocem spoczywającym na ramionach. Wiedziała, że powinna wejść do środka, albo przynajmniej założyć kurtkę, ale nie mogła zebrać się w sobie, aby się ruszyć z miejsca. Wybrzeże Malibu wyglądało przepięknie tego wieczoru. Księżyc był wysoko, a ciemna woda lśniła jak srebro, tak jasno, że niemal oślepiała. Przesuwane drzwi za jej plecami otworzyły się, ale nie odwróciła się. – Lubimaya. – Zabrzmiał głęboki głos Raphaela, gdy podszedł i objął ją ramionami, przyciskając jej plecy do swojej piersi. Nie opierała się, ale również nie rozluźniła. Raphael westchnął, jego oddech był ciepły przy jej karku. – Nie było prawdziwego zagrożenia, moja Cyn. Nie byłem w niebezpieczeństwie. – Zostałeś postrzelony – sapnęła. – W ramię. Już się uzdrawiałem, gdy dojechaliśmy do rezydencji. – Jakie to szczęście, że nie trafił kilka cali niżej. – Cyn, nie rób tego. – Czego nie robić? Co to znaczy, Raphaelu? Co by było, gdyby Mars był na tyle przebiegły, aby użyć takiej samej amunicji jak ja użyłam? Nie widziałeś Jabrila tamtej nocy na pustyni, ale z pewnością był martwy. Kołek, który wbiłam w jego serce był niepotrzebny. Nie jesteś niezwyciężony, Raphaelu. Możesz zostać zabity. –Cyn… – Nie – powiedziała i odsunęła się od niego. Przytrzymał ją chwilę, ale puścił, ale i tak zobaczyła jego skrzywienie się z bólu. Najwidoczniej
ramię nie uzdrowiło się jak powiedział. To też przed nią ukrył. Nawet nie była zaskoczona. Spojrzała w jego oczy, gdy stanęła przed nim. Miała coś do powiedzenia, a to musiało być powiedziane prosto w oczy. – Obiecałeś, Raphaelu. I okłamałeś mnie. – Nie potrzebuję twojego pozwolenia, abym mógł działać, Cynthio – powiedział ostro Raphael. – Nie proszę o to. Ale nie mów mi jednego, robiąc coś innego. Nie okłamuj mnie. – Tak jak ty robiłaś to często w przeszłości? – zapytał, złoszcząc się. – Ile razy wyślizgiwałaś się w ciągu dnia, narażając się wbrew moim życzeniom? – Nie od czasu Seattle – zaprotestowała Cyn. – Nie od... – odwróciła wzrok, niezdolna skończyć. – Nie od czasu, kiedy omal nie umarłaś – dokończył Raphael – powiedz to, Cyn. – W porządku. Masz rację. Nie od czasu, gdy omal nie umarłam. Słyszałam każde słowo, które powiedziałeś, gdy leżałam w tamtym łóżku, Raphaelu. Jak przysięgałeś, że odejdziesz i zabierzesz każdego ze sobą i ze mną, jeżeli umrę. I jedyne, o czym mogłam myśleć, to to, jaką byłam egoistką. Wszystkie te razy, gdy przeciwstawiałam ci się, to dla mnie była zabawa. Tylko zabawa. Ale nagle to już nie była zabawa i nie chciałam, abyś ty, albo ktokolwiek inny umarł z powodu mojej głupoty. – Nie proszę, abyś każdą decyzję uzgadniał ze mną – mówiła cicho. – Wiem, że nie możesz. Ale nie okłamuj mnie. Mogę nie zgadzać się z twoimi decyzjami, ale poradzę sobie. Jeżeli uważasz, że nie poradzę sobie z rzeczywistością twojego życia, to też mi powiedz, a odejdę teraz i zejdę ci z drogi.
– Nie chcę, abyś schodziła mi z drogi – warknął. Cyn podeszła i złapała w garść jego sweter przyciągając jego twarz do swojej. – Kocham cię bardziej niż własne życie, Raphaelu. Ale nie będę lekceważona jak jakaś panienka, gdy to dla ciebie wygodne. – Ja nie… – Jeżeli znów zrobisz coś takiego, odejdę przed następnym wschodem słońca. To złamie mi serce i będę za tobą tęsknić każdego dnia przez resztę mojego życia, ale zrobię to. Przyciągnął ją do siebie, jego uścisk był tak mocny, że nieomal bolesny. –Będę cię szukał do końca świata – warknął. – Nie możesz się przede mną ukryć. – Nie chcę się ukrywać przed tobą– powiedziała głosem łamiącym się od uczuć. – Kocham cię. Przyglądał się jej w milczeniu z oczami błyszczącymi srebrem w blasku księżyca. – Przepraszam – powiedział w końcu. – Ale to było... – Wciągnął powietrze i dokończył: – Przepraszam, lubimaya. Cyn przełknęła głośno, wiedząc jak trudne było dla niego przepraszanie za cokolwiek. Był Wampirzym Lordem, królem własnego państwa. Ale stawanie przeciw niemu było również najtrudniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek zrobiła. – Już prawie świt – powiedział Raphael patrząc w jej oczy. Puścił ją i cofnął się wyciągając dłoń.
Cyn spojrzała wzrokiem zasnutym łzami. Wcześniej doszła do tego, że rozważała opuszczenie rezydencji i pojechanie do własnego mieszkania na noc. Ale po prostu ruszyłby za nią, a ona i tak nie chciała odchodzić. Nigdy nie wierzyła, że problemy mogą zostać rozwiązane odejściem i brakiem rozmowy. Ale przede wszystkim jeżeli nie przyjęłaby przeprosin Raphaela, odmówiła spania z nim dzisiaj, przekroczyłaby pewną linię, która nie powinna być przekroczona. Nie chciała go zranić. Chciała tylko, aby na tyle jej ufał, że byłby z nią szczery. Wyciągnęła rękę i wzięła jego. – Kocham cię, moja Cyn. – Wiem – wyszeptała. – Też cię kocham. Ale nie mogła przestać zastanawiać się, czy ich miłość była wystarczająca.
Epilog Południowa Dakota
Lucas spojrzał na chwilę przed tym, zanim rozległo się ciche pukanie do jego drzwi. – Wejdź, Magdo – powiedział nieobecnym głosem, nie racząc powiedzieć głośniej. Magda była wampirem, jedną z jego własnych. Również tak się stało, że była jego prawnikiem, i wnioskował, że ta wizyta miała coś wspólnego z tym namolnym agentem FBI, który w końcu poinformował, że przybędzie w tym tygodniu, aczkolwiek uparcie odmawiała szczegółów. Gdyby to był ktokolwiek inny, powiedziałby swoim
strażnikom,
aby
go
odesłano
z
kilkoma
usuniętymi
wspomnieniami. Ale to był agent FBI i odmawianie spotkania mogło być ryzykowne. Dużo łatwiej było rozmawiać z kobietą, odpowiadać na jej pytania i odesłać ją zadowoloną, albo przynajmniej usatysfakcjonowaną. Magda weszła do biura swoim zwykłym seksownym krokiem. Pomyślał, że miało to coś wspólnego z tymi wysokimi obcasami, które jak zwykle założyła. Lucas nie był odporny na nieodparty wdzięk Magdy, w rzeczywistości skosztował w dniu, gdy ją przemienił. Ale to nie jej uroda sprawiła, że zrobił z niej wampira. Piękne kobiety można było mieć z łatwością, przynajmniej dla Lucasa. Magda była również bardzo mądra i dobrym prawnikiem, jakiego trudno znaleźć. – Kobieta z FBI w końcu zadzwoniła – poinformowała go Magda. – W końcu! – powiedział Lucas rzucając raport, który czytał. – Kiedy tu będzie? – Jutro wieczorem.
Lucas zrobił minę. – Podziękowałaś jej za wcześniejszą zapowiedź wizyty? – Hej, chciała przyjechać dzisiaj. Powiedziałam, że to niemożliwe. – Sądzisz, że robi to celowo? To znaczy, najpierw gra niedostępną przez tygodnie, i nagle to jest natychmiastowa wizyta? – Może. A może po prostu… Zadzwonił telefon Lucasa i sięgnął po niego, mówiąc Magdzie, aby chwilę poczekała. Ten numer tego szczególnego telefonu był znany tylko siedmiu wampirom, a on rozpoznał, który z nich dzwonił. – Mój panie – powiedział. – Lucas. – Powitał go znajomy głos Raphaela. – Mam dla ciebie nazwisko. Lucas uniósł wzrok i spojrzał oczy swojego porucznika, Nicholasa, który siedział wysunięty w oczekiwaniu na swoim krześle. – Zadziałało zatem? – Lucas zapytał Raphaela. Lucas wiedział o planie wyciągnięcia snajpera, aczkolwiek nie podobało mu się to. Jedyne co chciał teraz wiedzieć, to czy plan zadziałał, ale i czy wszyscy byli cali. – Zadziałało doskonale – potwierdził Raphael – aczkolwiek moja Cyn powiedziałaby coś innego. – Ach – powiedział Lucas rozumiejąc. Raphael musiał zostać ranny, ale najwyraźniej nie zbyt poważnie, inaczej Lucas wiedziałby o tym. – A wampir, który wynajął zabójcę? – zapytał cicho. – Alfonso Heintz. – Alfonso Heintz – powtórzył, wymieniając spojrzenie z Nicholasem. – Znam go dobrze. To będzie jego ostatni poranek, mój panie.
– Bądź ostrożny, Lucasie – ostrzegł Raphael. – Nie chciałbym cię przy tym stracić. Lucas uśmiechnął się szeroko a rozbawienie zabarwiło jego głos, gdy powiedział. – Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo, mój panie. Przekaż serdeczności dla Cynthii. Raphael rozłączył się bez odpowiedzi, co tylko sprawiło, że Lucas szerzej się uśmiechnął. Ale kiedy wstał od biurka nie było rozbawienia na jego twarzy. Nicholas spojrzał na niego pytająco. – Zbierz żołnierzy, Nicholasie. Mamy zdrajcę do zabicia.